background image

Rozdział pierwszy

Opuszczona   kopalnia   srebra   na   Pustyni   Mojave   nie   była   pierwszym

miejscem, w którym ktoś spodziewałby się spotkać Styxa, aktualnego Anasso.
Był   on   nie   tylko   Królem   Wampirów,   ale   też   jednym   z   najpotężniejszych
demonów   na   świecie,   z   surowym   pięknem   swych   azteckich   przodków   i
zestawem   sześć   stóp   na   pięć   czystych   mięśni.   Mógł   mieć   do   dyspozycji
najbardziej luksusowe legowisko w okolicy z tuzinem sług gotowych na jego
rozkazy. 

Ale on chciał, by jego podróż do Nevady była tak dyskretna jak krótka,

więc ignorując protesty swojego towarzysza, wybrał czekanie na spotkanie z
szefem   lokalnego   klanu   w   zapomnianych   jaskiniach,   jako   sposób   spędzenia
dnia. A gdyby chciał być uczciwy wobec siebie, to czuł ulgę, że nie jest skazany
na   oficjalną   ceremonię,   jakiej   domagała   się   jego   pozycja.   Był   okrutnym
drapieżnikiem, a nie cholernym politykiem i gdy musiał grać miłego, dostawał
wysypki. Poza tym wkurzanie Vipera zawsze było przyjemnością.

Styx   zrobił   szybki   przegląd   bezludnej   pustyni,   która   ich   otaczała,   z

roztargnieniem strącając kurz ze skórzanych spodni, które miał wpuszczone w
ciężkie   buty.   Czarna   koszulka   opinała   jego   masywną   pierś   z   maleńkim
amuletem   przymocowanym   do   skórzanego   pasa,   owiniętym   wokół   jego
mocnego   karku.   To  była   jego   jedyna   biżuteria   poza   eleganckimi   turkusami,
które przewleczono przez czarne włosy, splecione w warkocz, zwisający mu z
tyłu   aż   do   kolan.   Jego   ciemne   oczy   błyszczały   złotym   światłem   mocy   w
gęstniejącym zmierzchu, gdy w końcu odwrócił się do swojego towarzysza, z
trudem kryjąc uśmiech. 

W przeciwieństwie do niego, Viper, szef klanu Chicago, nie miał miłości

„na dobre i na złe”. Ubrany w czarny aksamitny płaszcz, który sięgał do kolan, z
białą satynową koszulą z żabotem i czarnymi spodniami, wyglądał, jakby był w
drodze   na   bal.   To  wrażenie   podkreślały   długie   włosy   w   odcieniu   srebrnego
światła   księżyca,   które   spływały   mu   na   plecy   i   jego   oczy,   zaskakujące
ciemnością   nocy.  Styx   był   brutalną,   okrutną   mocą.   Viper   był   wykwintnym,
upadłym aniołem, nie mniej niebezpiecznym. Rzucając spojrzenie w kierunku
panoramy   Las   Vegas,   które   świeciło   jak   odległy   klejnot,   Viper   z   kwaśnym
grymasem napotkał wzrok Styxa.

background image

- Następnym razem, gdy zechcesz, bym przyłączył się do ciebie podczas

podróży, Styx, nie krępuj się zgubić mój numer.

Styx wygiął ciemną brew.
- Myślałem, że wszyscy kochają Vegas.
-   Tylko   dlatego   zgodziłem   się   na   tą   małą   wycieczkę   –   Viper   skubał

koronkowe   mankiety,   starając   się   wyglądać   nieskazitelnie,   mimo   godzin   w
zakurzonej jaskini. – Zapomniałeś wspomnieć, że zatrzymam się w cholernej
kopalni, zamiast w luksusowym apartamencie w Bellagio

1

- Bywaliśmy w gorszych miejscach.
-   Gorszych?   –   Viper   wskazał   w   kierunku   gnijących   desek,   które

połowicznie   zasłaniały   wejście   do   tunelu.   –   Tu   jest   ohydnie,   śmierdzi
nietoperzym łajnem, a temperatura jest kilka stopni niższa niż na powierzchni
słońca. Odwiedzałem wymiary piekła i tam podobało mi się bardziej, niż w tym
zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu.

Styx   prychnął.   Dwa   wampiry   były   przyjaciółmi   od   wieków,  niezwykły

wyczyn biorąc pod uwagę, że obaj byli samcami alfa. Ale w ciągu ostatnich
miesięcy ich więź umocniła się jeszcze bardziej, ponieważ zostali zmuszeni do
konfrontacji z coraz bardziej niebezpiecznym światem.  Mroczny  Lord – czy
Mroczny Książę, czy mistrz, czy sto innych imion, którymi był nazywany przez
wieki – został skutecznie wygnany z tego wymiaru dawno temu i trzymany w
więzieniu przez Feniksa, potężnego ducha, który był chroniony przez wampiry.

  Ale   on   z   wdziękiem   odmówił   temu   uwięzieniu.   W   ciągu   ostatnich

miesięcy stał się coraz bardziej bezwzględny w swoim dążeniu do przebicia się
przez zasłony, które oddzielały światy, nie tylko pozwalając sobie na powrót, ale
dając też przepustkę każdemu stworzeniu, zamieszkującemu liczne piekła. Kilka
dni temu sukinsynowi omal się nie udało. Wykorzystując jedno z bliźniąt, które
stworzył,   by   użyć   jako   naczynie   dla   swojego   wielkiego   zmartwychwstania,
przemienił się z bezkształtnej mgły w młodą, wyglądającą jak człowiek, kobietę.

 To było przerażające jak cholera, zobaczyć ostateczne zło, wyglądające jak

ładna cheerleaderka. Na szczęście Jaelyn udało się osuszyć z krwi Mrocznego
Lorda,   zanim   zdołał   przejść   przez   Zasłonę,   ale   Styx   wiedział,   że   to   tylko
chwilowe wytchnienie. Do czasu, gdy Mroczny Lord nie zostanie zniszczony,
nie   będzie   spokoju.   Właśnie   dlatego   stał   na   środku   pustyni   z   wkurzonym
Viperem, zamiast budzić się w ramionach swojej pięknej partnerki.

- Na starość stajesz się delikatny jak wróżka – kpił.
- Nie zostałem szefem klanu, by kryć się w ziemi jak jakieś zwierzę.

superluksusowy hotel w Las Vegas

background image

- Wzruszające.
Viper spojrzał w kierunku odległych, błyszczących świateł.
-   Czy   możesz   mi   przynajmniej   powiedzieć,   dlaczego   nie   mogliśmy   się

zatrzymać w jednym z setek hoteli zaledwie kilka mil stąd?

Styx odwrócił się, bacznie obserwując pozornie pusty krajobraz. Nie, żeby

był naprawdę pusty. U jego stóp po kamieniu pełzała jaszczurka, nieświadoma
sowy polującej w ciszy nad jej głową, czy węża, który leżał zwinięty w kłębek
tylko kilka kroków dalej. W oddali kojot tropił zająca. Typowe widoki i dźwięki
pustyni.   Jego   jedynym   celem   było   jednak   upewnienie   się,   że   w   cieniu   nie
skrywają się żadne niemiłe niespodzianki.

-   Wolę   nie   przyciągać   niepożądanej   uwagi,   spowodowanej   naszą

obecnością w Nevadzie – wyjaśnił. – Taka rzecz nie byłaby możliwa z tobą w
kasynie.

- Wszystko, czego pragnę, to ciepły prysznic, świeże ubrania i bilet na

przedstawienie „Donnie i Marie”

2

.

-  Czy mam na czole wytatuowane głupek? – Styx odwrócił się, by dźgnąć

przyjaciela porozumiewawczym spojrzeniem. – Kiedy ostatni raz byłeś w Vegas,
prawie   zrujnowałeś   Flamingo

3

  i   skończyłeś   z   zakazem   powrotu   do   miasta

wydanym przez szefa klanu.

Viper uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Cóż mogłem na to poradzić, że miałem mnóstwo szczęścia przy stole do

gry   w   kości?   Albo,   że   Roke   jest   pozbawionym   poczucia   humoru
zarozumialcem?

Odległy warkot motocykla przedarł się przez gęste, nocne powietrze.
- A propos Roke’a – mruknął Styx.
Viper wymruczał przekleństwo, stając obok Styxa.
- To z nim mamy się spotkać?
- Tak – Styx zmrużył oczy. – Obiecujesz się odpowiednio zachować?
- Nie, ale obiecuję nie zabić go, chyba że on…
- Viper.
- Cholera – Viper skrzyżował ręce na piersi. – Lepiej, żeby to było ważne.
-   Czy   zostawiałbym   Darcy,   gdyby   nie   było?   –   zapytał,   a   na   samo

wspomnienie swojej partnerki poczuł maleńkie ukłucie tęsknoty w sercu. W
ciągu ostatnich miesięcy piękna Wilkołaczka stała się jego sensem życia.

2

 popularny w USA show z udziałem duetu, siostry i brata, Osmondów

hotel w Las Vegas

background image

Z chrapliwym  rykiem  pełnym mocy  Roke  zatrzymał  turbinę,  wysiadł  z

eleganckiej   maszyny   i   podszedł   do   nich.   Ubrany   w   czarne   jeansy,  skórzaną
kurtkę i mokasyny, które sięgały kolan, nie był tak wysoki jak Styx, mimo iż
obaj mieli taką samą brązową skórę i ciemne włosy, spływające na szerokie
ramiona. Twarz miał szczupłą z wystającymi kośćmi policzkowymi indiańskich
przodków i orlim nosem. Jego czoło było szerokie, a usta pełne. Ale to jego
oczy zwracały uwagę. W kolorze srebra tak jasnym, że wydawały się niemal
białe, szokowały  bladością  podkreśloną przez obręcz czystej czerni, która je
otaczała.   To   były   oczy,   które   wydawały   się   przeszywać   osoby   na   wylot   i
demaskować ich dusze. Nie było to komfortowe uczucie. Zwłaszcza dla tych,
którzy nie chcieli szczególnie, by ich dusza została obnażona. Co dotyczyło…
tak, prawie wszystkich.

-   Styx   –   Roke   ukłonił   się   nisko   płynnym,   łagodnym   ruchem,   powoli

prostując się i z zadziwiającą szybkością rzucając sztyletem, który wbił się w
ziemię niecały cal od drogich, skórzanych butów Vipera. – Viper.

Viper   warknął,   machając   ręką   i   wzburzając   ziemię   wokół   stóp   Roke’a.

Wszystkie wampiry potrafią przemieszczać glebę, bo to niezbędne umiejętności
chroniące ich przed słońcem, czy pozwalające ukryć zwłoki swych ofiar, ale
Viper był szczególnie uzdolniony, więc w mgnieniu oka Roke został zasypany
aż po pas.

- Skończyliście zabawę? – Styx zażądał odpowiedzi, jego lodowata moc

przeniknęła powietrze.

Szef   klanu   Nevada   wydostał   się   z   tej   piaskownicy   i   otrzepał   jeansy   z

nieprzeniknionym jak zawsze wyrazem twarzy.

- Na razie.
Viper prychnął zniecierpliwiony.
- Po co tu jesteśmy?
Styx skinął głową w stronę ich towarzysza.
- Roke ma coś, co jego zdaniem powinniśmy zobaczyć.
- Jego kolekcję dmuchanych lalek?
-   Chryste.   Wystarczy   –   Styx   ostrzegawczo   obnażył   ogromne   kły.   Nie

wiedział, co zaszło między dwoma szefami klanów w przeszłości, ale teraz to go
nie obchodziło. Nie miał czasu na ich bzdury. – Roke, pokaż mi.

- Tędy.
W zupełnej ciszy trzy wampiry wkroczyły w ciemność, poruszając się z

prędkością, która sprawiała, że były niemal niewidoczne. Zbliżały się do linii
urwistych wzgórz, gdy Viper mruknął zniecierpliwiony:

background image

-   Wprost   uwielbiam   biegać   po   jałowej   pustyni,   ale   czy   mamy   jakiś

konkretny cel?

Jak na zawołanie Roke gwałtownie się zatrzymał, wskazując na pustynne

podłoże wprost przed nimi.

- Tam.
Viper przewrócił oczami.
- Bardzo małomówny.
- Lepszy niż taki, który nie wie, kiedy ma się zamknąć – odparował Roke.
- Zgoda – powiedział sucho Styx, przesuwając się, by zbadać grunt, który

wskazał Roke. Potrzebował dłuższej chwili, by rozpoznać, że linie wyryte na
suchej ziemi były czymś więcej niż tylko bazgraniną od jakiegoś człowieka. –
Och… cholera.

- Co u diabła? – Viper odchylił głowę do tyłu, gdy wyczuł utrzymujący się

zapach. – Czuję czystej krwi Wilkołaka.

-   Cassandra   –   powiedział   Styx,   bez   trudu   rozpoznając   zapach   siostry

bliźniaczki   swojej   partnerki,   która   ujawniła   się   niedawno   jako   potężna
prorokini.

- I Caine – dodał Viper. – Co robili w samym środku Pustyni Mojave?
Teraz   to   było   piekielnie   dobre   pytanie.   Para   czystej   krwi   Wilkołaków

zaginęła parę tygodni temu, mimo wszelkich starań Styxa, by ich zlokalizować.
Nieprawdopodobny  wyczyn, biorąc pod uwagę  fakt, że  posiadał najlepszych
tropicieli   na   świecie.   Oczywiście,   jeśli   pogłoski   były   prawdziwe,   to   dwa
Wilkołaki były już poza jego zasięgiem. Co sprawiało, że nie miał zielonego
pojęcia, jak została schwytana ani jak ją wydostać z obecnego więzienia. 

-   Jestem   bardziej   zainteresowany   tym,   co   zostawili   –   przyznał,   krążąc

wokół krawędzi dziwnych symboli.

Viper zmarszczył brwi.
- Akwaforta?

4

Styx pokręcił głową.
- To wygląda bardziej jak hieroglif.
- Przepowiednia – powiedział Roke ze spokojną pewnością siebie.
Styx odwrócił się, mierząc szefa klanu uważnym spojrzeniem.
- Potrafisz to odczytać?
- Tak, to jest ostrzeżenie.
Viper zmarszczył brwi.
- Jesteś prorokiem?

technika graficzna wklęsła, w której obraz otrzymuje się poprzez odbijanie rysunku na płycie 

background image

Roke pokręcił głową, wzrok miał utkwiony w liniach na ziemi.
- Jest tylko jeden prorok. Ale byłem synem jasnowidzącej kobiety, która

nauczyła mnie odczytywać znaki pozostawione przez naszych przodków.

Oczywiście. Styx nagle zrozumiał, dlaczego stoi na środku pustyni.
- Więc teraz wiemy, dlaczego Cassandra zdecydowała się na podróż do

Nevady – powiedział ironicznie.

- Dlaczego? – zapytał Viper.
Wskazał na Roke’a.
- Ponieważ było to jedyne miejsce, w którym mogła się upewnić, że jej

przesłanie zostanie zrozumiane.

Viper prychnął.
- Mogła wysłać ten tekst i zaoszczędzić nam podróży.
Uwagę Styxa przykuł cichy Roke. Nie sposób było ocenić, co czuł wampir,

wciągnięty   w   walkę   przeciwko   Mrocznemu   Lordowi.  Ale   też   bez   wątpienia
zdawał   sobie   sprawę,   że   nie   miał   wyboru.   Styx   nie   był   szefem   cholernej
demokracji. Prowadził swój lud przy użyciu sprytu i brutalnej siły, gdy było to
konieczne.

- Jak to odkryłeś?
-   Kundel   natknął   się   na   to   dwie   noce   temu   –   Roke   natychmiast

odpowiedział. – W okolicy nie ma Wilkołaków, więc przyszedł do mnie z tą
informacją.

- Komu jeszcze o tym powiedział?
Roke od razu zrozumiał zaniepokojenie Styxa.
-   Nikomu,   ale   to   jest   tutaj   od   dwóch,   a   może   nawet   trzech   tygodni   –

skrzywił się. – Niemożliwym jest dowiedzieć się, jak wiele osób to widziało.

A szkoda, ale teraz już nic nie można było zrobić, Styx przyznał w duchu.
- Czy ktoś inny mógł to odczytać?
Roke zamarł, nim pokręcił przecząco głową.
- Wątpię.
Viper, krzywiąc się, przykucnął, studiując uważnie podłoże pustyni.
- Co to znaczy?
Roke   przesunął   się   do   przodu,   uważając,   by   nie   naruszyć   znaków   i

wskazując ku dziwnym wyżłobieniom najbliżej nich.

- To jest symbol Alfy i Omegi.
Styx zamarł na znajome słowa.
- Dzieci – mruknął, mówiąc o bliźniętach znalezionych przez pół dżina

mieszańca, Laylah. Nie wiedziała, że były to dzieci wspomniane w proroctwie.

background image

Albo, że zostały stworzone przez Mrocznego Lorda, by mógł ich użyć jako
naczyń do swojego ostatecznego zmartwychwstania. – Co z nimi?

Roke prześledził symbol w powietrzu.
- Tutaj są połączone.
Styx skinął głową. Gdy Laylah znalazła dzieci, były otoczone zaklęciem

unieruchamiającym i dlatego założyła, że jest to tylko jedno dziecko.

- Tak.
- A potem je rozdzielono – Roke wskazał w kierunku drugiego żłobienia. –

Omega zaginęła wśród mgieł.

Viper   wymruczał   przekleństwo.   Styx   go   za   to   nie   winił.   Walczyli,   by

chronić dzieci, ale gdy Laylah i Tane’owi udało się uratować chłopca i nazwać
go Maluhia, dziewczynka została zabrana poza barierę pomiędzy wymiarami i
wykorzystana   przez   Mrocznego   Lorda   podczas   jego   próby   powrotu   do   tego
świata. Styx zwrócił swoją uwagę na ostatni symbol.

- Co to?
- Ponowne połączenie się dzieci.
Sycząc   z   niedowierzania   Styx   odwrócił   się,   by   napotkać   nieruchome

spojrzenie Roke’a, jego jasnosrebrne oczy były jeszcze bardziej niesamowite niż
zwykle.

- Ponowne połączenie?
-   „Alfa   i   Omega   będą   na   kawałki   rozerwane   i   przez   Mgły   ponownie

połączone”   –   mruknął   szef   klanu   Nevada,   powołując   się   na   proroctwo
Sylvermystów.

-   Maluhia   –   szepnął   Viper   z   ponurym   wyrazem   twarzy.   –   Cassandra

ostrzegła nas, że dziecko jest w niebezpieczeństwie.

- Cholera.
Styx   wsunął   rękę   do   kieszeni,   aby   wyszarpać   z   niej   swój   telefon

komórkowy,   jego   uczucie   wściekłości   przerodziło   się   we   frustrację,   gdy
uświadomił   sobie,   że   nie   ma   zasięgu.   Musiał   wrócić   do   cywilizacji.
Natychmiast. Chwytając przestraszonego Roke’a za ramię, ruszył z powrotem
przez pustynię z oszałamiającą prędkością.

- Idziesz z nami.

background image

Trzy tygodnie wcześniej
Las Vegas

Forum Shops in Caesars Palace

5

 było krainą czarów dla każdej kobiety, nie

mówiąc o takiej, która spędziła ostatnich trzydzieści lat z dala od świata. Pod
sufitami, pomalowanymi tak, by przypominały błękitne niebo, znajdowały się
eleganckie   sklepy,  do   których   prowadziła   droga   obok   fontann,   mających   za
zadanie   przenieść   kupujących   w   przeszłość   do   czasów   rzymskich.   Szklane
gabloty wypełnione były różnego rodzaju pokusami, które sprawiały, że każda
kobieta na ich widok się śliniła.

Z cierpkim uśmiechem Caine stanął za swoją olśnioną towarzyszką, by

objąć ręką jej talię i przyciągnąć jej plecy do piersi. Mógł tylko życzyć sobie, by
Cassie spojrzała na niego z takim samym tęsknym pragnieniem, przyznał za
smutkiem. A może nie, szybko się poprawił, gdy jego ciało stwardniało pod
wpływem znajomej, pierwotnej potrzeby.

Odkąd   odkrył,   że   Cassie   jest   więziona   w   jaskini   lorda   demona   kilka

tygodni temu, Caine zrobił, co w jego mocy, by odegrać rolę rycerza w lśniącej
zbroi. Mimo posiadania naturalnej siły czystej krwi Wilkołaka, Cassie nie tylko
została zmieniona w łonie matki, by się nie przemieniać, ale także była tak
niewinna jak niemowlę i dwa razy bardziej bezbronna. 

Dodając do tego fakt, że była pierwszym prawdziwym prorokiem, który

narodził  w   tym  wieku   i  obecnie   ścigał   ją   każdy   demon   lojalny   Mrocznemu
Lordowi, stała się chodzącą katastrofą. Rozpaczliwie potrzebującą opiekuna. A
odkąd Caine, kiedyś zwykły kundel, umarł i odrodził się w jej ramionach jako
czystej krwi Wilkołak, założył, iż ochrona Cassie była powodem, dla którego los
przywrócił go na ten świat, zamiast zostawić go, by zgnił w zasłużonym piekle.

Niestety, jego cudowny powrót do życia nie uwzględniał świętości i Caine

pozostał w pełni sprawnym mężczyzną ze wszystkimi zwykłymi słabościami.
Włączając w to szalejącą żądzę do maleńkiej kobiety, obecnie znajdującej się w
jego   ramionach.   Jak   zawsze   całkowicie   nieczuła   na   jego   męki,   Cassie
westchnęła z zachwytu.

- Och…
-   Cassie   –   schylił   się,   by   powiedzieć   jej   to   wprost   do   ucha.   –   Cassie,

posłuchaj mnie.

luksusowe centrum handlowe o powierzchni 59.100 m², połączone z Caesars Palace, leżące przy bulwarze w Las Vegas

background image

Odchyliła głowę do tyłu, by napotkać jego zwężone spojrzenie i Caine

przez chwilę zapomniał o oddychaniu. Jasna cholera, ale ona była piękna. Jej
włosy były jasne, bliżej srebra niż blond i ściągnięte w kucyk, który sięgał do
pasa. Miała doskonałą, alabastrową skórę, gładką i jedwabistą. Jej oczy były
zdumiewająco zielone, w kolorze wiosennej trawy i nakrapiane złotem. Twarz
miała   w   kształcie   serca   o   delikatnych   rysach,   które   nadawały   jej   wrażenie
kruchości, co podkreślała jeszcze smukłość jej ciała. Oczywiście, pod jeansami i
sportową bluzą posiadała mięśnie jak wszystkie czystej krwi Wilkołaki.

- Co? – zapytała, gdy nadal gapił się na nią w bezmyślnym zachwycie.
Wciągnął głęboko powietrze, rozkoszując się ciepłym zapachem lawendy,

który przylgnął do jej skóry.

- Obiecałaś mi, że się wpasujesz w tłum.
Wyślizgnęła   się   z   jego   uścisku   i   rzuciła   w   stronę   najbliższego   sklepu,

przyciskając twarz do szyby.

- Mmm.
Caine przewrócił oczami.
- Wiedziałem, że to był błąd.
- Jest ich tak wiele – mruknęła, kiedy stanął obok niej. – Jak wybrać?
-   Pójdziemy   do   sklepu,   wybierzemy   kilka   z   twoich   ulubionych   ubrań,

przymierzysz je…

- Ok.
Nie czekając, aż skończy Cassie przemknęła przez otwarte drzwi. Caine

szybko podążył za nią, ale z perfekcyjnym wyczuciem czasu bujnie obdarzona
przez   naturę   nimfa   z   ciemnymi   włosami   i   brązowymi   oczami   udała,   że   się
potknęła i wylądowała na jego piersi. Instynktownie wyciągnął ręce, by chwycić
ją za ramiona, jego szafirowo – niebieskie oczy zwęziły się z irytacji. 

Dawno temu doceniał piękne kobiety, rzucające mu się w ramiona. Nawet

gdy był zwykłym kundlem, jego krótkie blond włosy, opadające mu na czoło i
opalona sylwetka surfera sprawiały, że miał więcej kochanek, niż na to zasłużył.
A i nie bez znaczenia było to, iż jego ciało  stanowiły  wyrzeźbione mięśnie
okryte nisko opuszczonymi jeansami i obcisłym podkoszulkiem. A i o tak, że
zarobił nieprzyzwoitą  fortunę  na nielegalnej  produkcji narkotyków w  swoim
prywatnym   laboratorium.   Teraz   potrzebował   każdej   uncji   silnej   woli,   by
grzecznie osunąć na bok cholerną nimfę, a nie rzucić ją na eleganckie, metalowe
manekiny, prezentujące najnowsze stroje kąpielowe.

background image

-   Czy   my   się   przypadkiem   nie   spotkaliśmy…   –   zaczęła,   ale   Caine   nie

słuchał,   przechodząc   obok   niej   i   kierując   się   prosto   w   stronę   maleńkiej
blondynki, która obmacywała śliczną, białą sukienkę w czarne kropki.

- Cassie.
Ledwie przy niej stanął, kiedy jej ręce chwyciły dół bluzy i zaczęły ciągnąć

ją przez głowę.

- Chcę to przymierzyć.
- Jasna cholera – chwycił ją za ręce i zaczął ciągnąć jej bluzę z powrotem

na miejsce. – Czekaj.

Zmieszana zmarszczyła brwi.
- Ale mówiłeś…
- Tak, wiem, co mówiłem – mruknął. Kiedy się nauczy, że ona bierze każde

słowo dosłownie?

- Czy zrobiłam coś nie tak?
- Nigdy – musnął palcem jej blady policzek. Chryste, była tak nieznośnie

niewinna.  – Dlaczego  nie  pokażesz  mi   tego, co  ci  się  podoba, a  ja  dobiorę
odpowiedni rozmiar?

- Możesz to zrobić tylko patrząc?
Jego usta wygiął cierpki uśmiech.
- To dar.
- Dobrze wyćwiczony dar?
Uspokoił jej obawy. Pomimo faktu, że byli stałymi towarzyszami w ciągu

ostatnich tygodni, Cassie rzadko zdawała sobie sprawę z jego obecności, nie
mówiąc już o tym, że był krzepkim mężczyzną. Nie, żeby brał to do siebie. Była
nękana wizjami przyszłości i zbyt często nieczuła na świat wokół niej.

- Naprawdę jesteś zainteresowana? – dociekał.
Uśmiechnęła się, pokazując dołeczki w policzkach.
- Być może.
Przełknął jęk, a jego ciało znów stało się twarde i obolałe. Będzie miała w

swoich rękach kompletnego wariata, nim się to skończy.

-   Lepsze   to   niż   nic   –   skinął   w   stronę   znajdującej   się   w   pobliżu

ekspedientki,   wskazując,   że   chce   jedną   z   letnich   sukienek,   zanim   Cassie
skierowała się w stronę szortów khaki i ładnych, letnich topów.

- A teraz wybierzemy kilka sensownych strojów, zanim ruszymy dalej.
W   ciągu   godziny   mieli   wystarczającą   ilość   ubrań   dla   nich   obojga   i

rachunek, który większość mężczyzn wprawiłby w przerażenie. Caine jednak
nawet się nie wzdrygnął, gdy zbierał pakunki i wyszedł ze sklepu. Opuścili

background image

Missouri jedynie w tym, co mieli na sobie, po tym jak Cassie ostrzegła Laylah.
Dziś w nocy miał zamiar cieszyć się gorącym prysznicem, czystymi ubraniami,
dobrym jedzeniem i miękkim łóżkiem. I to w tej kolejności.

W milczeniu wędrowali w dół szerokim korytarzem, od czasu do czasu

zatrzymując się, by Cassie mogła zajrzeć przez okna. W tej chwili Caine był
zadowolony, że zachowywała się jak normalna kobieta. Bardzo rzadko zdarzało
się,   że   mogła   odsunąć   na   bok   brzemię   swoich   wizji.   I   tak   długo,   jak   nie
wyczuwał żadnego czającego się niebezpieczeństwa…

Jego mózg wyłączył się, gdy baczny wzrok przyciągnął widok koronek i

wstążek i kobiecej pokusy rozłożonej na sklepowej wystawie. Instynkt nakazał
mu wciągnąć Cassie przez drzwi w wyciszoną atmosferę ekskluzywnego sklepu.

- Co robisz? – zapytała zmieszana.
- Zrobiliśmy twoje zakupy, teraz moja kolej – poinformował ją, zmierzając

w kierunku stolika, na którym leżał stos atłasowej bielizny z dopasowanymi
stringami.

Och… cholera. Cassie stanęła u jego boku ze zdziwieniem na twarzy.
- Tutaj?
- Oczywiście – upuszczając pakunki, Caine sięgnął po szkarłatną bieliznę,

unosząc w górę delikatny strój, by go obejrzeć. – Co myślisz?

- Maleńki – uśmiechnęła się lekko. – Nie sądzę, żeby na ciebie pasował.
Przeszyło   go   ciepło,   gdy   przed   oczami   stanął   mu   żywy   obraz   Cassie,

ubranej w koronkową bieliznę i rozłożonej na jego łóżku, z niemal identycznym,
kokieteryjnym uśmiechem na ustach.

-   Weźmiemy   po   jednym   z   każdego   koloru   –   wychrypiał   w   kierunku

sprzedawczyni.

- Nie są bardzo praktyczne – protestowała Cassie.
- Praktyczność jest ostatnią rzeczą, na jaką powinnaś zwracać uwagę, gdy

masz na sobie doskonałą bieliznę.

Spodziewając się kłótni, Caine był zaskoczony, gdy przejechała delikatnie

palcami po połyskującej tkaninie.

- Przypuszczam, że będą wygodne do spania.
Spania?
Fantazja Caine’a nagle zamieniła się w rzeczywistość – rzeczywistość z

Cassie   śpiącą   jak   dziecko   w   jednym   łóżku,   podczas   gdy   on   rzucał   się   i
przewracał w innym. Czy naprawdę musiał dodawać nieco skąpej koronki do
swoich tortur?

- Dla jednego z nas – przyznał cierpko.

background image

Jak było do przewidzenia, nie miała pojęcia, dlaczego nagle kwestionował

własną poczytalność.

- Co?
Ruszył w stronę dyskretnego biura sprzedaży na tyłach sklepu, wyciągając

portfel.

- Jestem idiotą.