background image

Louis Althusser

Dwa lub trzy 

(brutalne) słowa o 

Marksie i Leninie

Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

WARSZAWA 2010

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 2 –

http://skfm.dyktatura.info/

„Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie” to 
wystąpienie   Louisa   Althussera   na   konferencji   pt. 
„Władza   i   opozycja   w   społeczeństwach 
porewolucyjnych”, zorganizowanej w listopadzie  1977 
r. na Uniwersytecie Weneckim przez Rossanę Rossandę, 
byłą   czołową   działaczkę   Włoskiej   Partii 
Komunistycznej,   i   wydawany   przez   nią   dziennik  Il 
Manifesto
.   Obok   licznego   grona   lewicowych 
intelektualistów   z   Europy   Zachodniej,   w   tym   dwóch 
polskiego pochodzenia – K. S. Karola i Daniela Singera 
–   krytycznie   nastawionych   do   sytuacji   w   państwach 
bloku   radzieckiego,   w   konferencji   wzięli   udział 
emigranci   polityczni   z   Czechosłowacji,   Polski,   Rosji, 
Ukrainy i Węgier (w tym wygłaszający referaty Edmund 
Bałuka i Krzysztof Pomian).

Podstawa   niniejszego   wydania:   „Le   Monde 
Diplomatique – Edycja polska”, nr 8, sierpień 2009 r.

Tłumaczenie: Zbigniew Marcin Kowalewski.

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

Nasze zainteresowanie uchodźcami z Europy Wschodniej nie wynika tylko z potrzeby informacji 

ani nie jest jedynie przejawem solidarności. To, co tam się dzieje, bezpośrednio nas dotyczy i dotyka nas 
do żywego. Odbija się na naszych poglądach, na celach naszej walki, na samej walce, którą toczymy, i na 
naszych sposobach działania.

Z   góry  przepraszam,   że   pewne   rzeczy,   które   powiem   krótko,   będą   brutalne   i   schematyczne, 

pozbawione nieodzownych niuansów. Rzecz w tym, że od pewnego czasu zaczęło się mówić o kryzysie 
marksizmu
. Otwierając konferencję, takiego wyrażenia  użyła Rossana Rossanda. Są wyrażenia,  które 
odegrały tak wątpliwą rolę w dziejach walk społecznych, że wahamy się ich używać. W ciągu stu lat 
wrogowie ruchu robotniczego raz po raz mówili o „kryzysie marksizmu” – ale czynili to w swoich celach, 
przepowiadając jego krach i śmierć. Wykorzystywali trudności, sprzeczności i porażki ruchu robotniczego 
w interesie walki klasowej burżuazji. Dziś wykorzystują horror obozów radzieckich i ich następstwa do 
walki z marksizmem. Walka klas też zna coś takiego, jak zastraszanie.

Jeśli nie chcemy dać się zastraszyć, powinniśmy przejąć wyrażenie „kryzys marksizmu”, nadając 

mu  zupełnie  inny sens  – nie rozumiejąc  przezeń  krachu i  śmierci.  Nie ma  powodu bać się samego 
wyrażenia.   Marksizm   przeżył   inne   okresy   kryzysu   –   na   przykład   kryzys,   który   doprowadził   do 
„bankructwa” II Międzynarodówki, jej dezercji do obozu kolaboracji klasowej. Jednak przetrwał. Wiele 
świadczy o tym, że znów przeżywa kryzys – że znów wybuchł kryzys marksizmu, a to oznacza, wszyscy 
go widzą, także nasi przeciwnicy, którzy stają na głowie, aby wykorzystać sytuację. Przyzwyczailiśmy się 
do takich dywersyjnych taktyk. My nie tylko widzimy kryzys; my go przeżywamy – i to od dawna.

Co to jest kryzys marksizmu? Zjawisko to należy ujmować w skali dziejowej i światowej; polega 

ono   na   trudnościach,   sprzecznościach   i   dylematach,   z   którymi   borykają   się   organizacje   walki 
rewolucyjnej   odwołujące   się   do   tradycji   marksistowskiej.   Nie   tylko   zagrożona   jest   jedność 
międzynarodowego ruchu komunistycznego, a jego stare formy organizacyjne ulegają zniszczeniu, ale 
pod   znakiem   zapytania   stoi   sama   jego   historia   wraz   z   jego   tradycyjnymi   strategiami   i   praktykami. 
Paradoksalnie, w chwili najpoważniejszego kryzysu, jakiego kiedykolwiek zaznał imperializm, w chwili, 
gdy   walki   klasy   robotniczej   i   ludu   osiągnęły   bezprecedensowy   poziom,   drogi   rozmaitych   partii 
komunistycznych  się rozchodzą.  To, że  same  sprzeczności  między różnymi  strategiami  i praktykami 
oddziałują na teorię marksistowską, to tylko drugorzędny aspekt tego głębokiego kryzysu.

Na  najbardziej   bezpośrednim,   najbardziej   oczywistym   poziomie   kryzys   ten   znajduje  wyraz   w 

takich spostrzeżeniach, jak te, które wczoraj poczynili tu nasi towarzysze – robotnicy z zakładów Fiata 
Mirafiori.   Powiedzieli:   dla   wielu   z   nas   w   historii   ruchu   robotniczego   coś   „pękło”   między   jego 
przeszłością a teraźniejszością – coś, co sprawia, że co najmniej na pierwszy rzut oka, a może nawet na 
głębszym poziomie, jego przyszłość jest niepewna. To fakt, że dziś, w przeciwieństwie do tego, co było 
możliwe w przeszłości, nie można już „scalić” przeszłości z teraźniejszością; nie można już „scalić” z 
jednej   strony   Października   1917   r.,   ogromnej   światowej   roli   rewolucji   rad,   jak   również   bitwy 
stalingradzkiej, a z drugiej strony horrorów reżimu stalinowskiego i breżniewowskiego systemu ucisku. 
Ci sami towarzysze powiedzieli, że jeśli – w przeciwieństwie do tego, co było kiedyś – przeszłość i 
teraźniejszość nie trzymają się już razem, to dzieje się tak dlatego, że w umysłach mas nie istnieje już 
żaden „zrealizowany ideał” – nie ma naprawdę żywego odniesienia do socjalizmu. Mówi się nam, że 
kraje Europy Wschodniej są socjalistyczne, ale że dla nas socjalizm to coś zupełnie innego. Ten prosty 
fakt   nie   przechodzi   niezauważony:   spowodował   efekt   szokowy   XX   Zjazdu   Komunistycznej   Partii 
Związku Radzieckiego oraz odbił się echem i doszedł do głosu w licznych oświadczeniach przywódców 
zachodnich partii komunistycznych głoszących, że „nie ma jednego modelu socjalizmu”, że „odrzucamy 
myśl   o   modelach”   itd.   To   wszystko   prawda,   ale   nie   odpowiada   na   pytania   zadawane   przez   masy. 
Doprawdy, nie łudzimy się, że można uchwycić istotę obecnej sytuacji twierdząc, iż są „różne drogi do 
socjalizmu”, bo przecież w końcu nie da się uniknąć odpowiedzi na pytanie: a co gwarantuje, że te „inne 
drogi” nie doprowadzą do tego samego, to znaczy nie skończą się na tym samym, na czym skończyły się 
istniejące   dziś   formy  socjalizmu?   Odpowiedź   na   to   pytanie   zależy   od   odpowiedzi   na   inne   pytanie: 
dlaczego i kiedy socjalizm radziecki zrodził Stalina i obecny reżim?

Jednak na to ostatnie – kluczowe – pytanie nie udzielono właściwej odpowiedzi.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 3 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

Pewna szczególna okoliczność jeszcze bardziej zaostrza kryzys, który przeżywamy. Nie tylko coś 

„pękło”  w  dziejach   ruchu  komunistycznego,  nie  tylko   Związek  Radziecki  „przeszedł”   od  Lenina  do 
Stalina   i   Breżniewa,   ale   na   domiar   złego   same   partie   komunistyczne,   organizacje   walki   klasowej 
powołujące się na Marksa, w istocie w ogóle nie wyjaśniły tej dramatycznej historii – choć od XX Zjazdu 
KPZR minęło już dwadzieścia lat! Nie chciały lub nie potrafiły tego uczynić. Zza ich oporów i odmów 
spowodowanych względami politycznymi, zza ich zakrawających na kpiny i powtarzanych bez końca 
formuł („kult jednostki”, „pogwałcenia praworządności socjalistycznej”, „zacofanie Rosji”, nie mówiąc 
już   o  nieustannym   zapewnianiu   nas,   że   „Związek   Radziecki   stworzył   fundamenty  demokracji,   toteż 
trzeba   jeszcze   tylko   chwilę   poczekać,   bo   one   na   pewno   wkrótce   zaowocują”)   wyziera   coś 
poważniejszego: widać, jak niezwykle trudno (o czym wiedzą ci wszyscy, którzy poważnie pracują w tej 
dziedzinie) jest przedstawić rzeczywiście zadowalające wyjaśnienie marksistowskie historii, która działa 
się przecież w imię marksizmu! Może nawet jest to niemal  niemożliwe  przy obecnym stanie naszej 
wiedzy teoretycznej. Jeśli trudność ta po prostu nie jest mitem, to oznacza ona, że żyjemy w sytuacji, 
która świadczy o ograniczeniach teorii marksistowskiej i o tym, że kryją się za nimi pewne krytyczne 
trudności.

Uważam, że bez ogródek należy powiedzieć sobie, iż kryzys marksizmu  nie oszczędził  teorii 

marksistowskiej:   nie   rozwija   się   on   poza   sferą   teoretyczną,   w   zwykłym   polu   historycznym   szans, 
wypadków i dramatów. Jako marksiści nie możemy zadowalać się myślą, że teoria marksistowska istnieje 
gdzieś w czystej formie, nie wciągnięta i nie zaangażowana w trudne zadania walk historycznych i ich 
rezultaty, które przecież bezpośrednio jej dotyczą, jako „przewodnika” w działaniu. Jak zaznaczał to 
nieustannie Marks, mniemanie, że teoria marksistowska jako teoria ponosi odpowiedzialność za historię, 
którą   robi   się   w   jej   imieniu,   byłoby   całkowicie   idealistyczne:   to   nie   „idee”,   to   nawet   nie   idee 
marksistowskie   robią   „historię”,   podobnie   jak   to   nie   „samoświadomość”   (określanie   samego   siebie 
mianem   „marksisty”   czy   swojej   organizacji   mianem   „marksistowskiej”)   definiuje   człowieka   lub 
organizację. Równie idealistyczne byłoby jednak mniemanie, że teoria marksistowska nie jest zamieszana 
i   zaangażowana   w   ciężką   próbę   dziejową,   w   której   działania   organizacji   walki   klasowej   znajdujące 
inspirację w marksizmie czy określające się jako marksistowskie odgrywają ważną lub decydującą rolę. 
Marksiście wystarczy potraktować na serio argument o prymacie praktyki nad teorią, aby uznać, że teoria 
marksistowska jest zaangażowana w praktykę polityczną, którą inspiruje lub która posługuje się nią jako 
odniesieniem w swoim wymiarze strategicznym i organizacyjnym, w sferze swoich celów i środków. 
Formy  i   skutki   tego   zaangażowania   nieuchronnie   znajdują   zwrotne   odbicie   w   teorii,   wywołując   lub 
ujawniając konflikty, zmiany, różnice i odchylenia: same te formy i skutki mają wymiar polityczny. W 
takim właśnie znaczeniu już osiem lat temu Fernando Claudín, mając na myśli kryzys międzynarodowego 
ruchu komunistycznego, mówił o „kryzysie teoretycznym”; w takim właśnie znaczeniu Bruno Trentin 
odniósł   się   przed   chwilą   do   kwestii   organizacyjnych   (stosunków   między   partią   a   związkami 
zawodowymi) jako do kwestii, które mają znaczenie teoretyczne.

Wydaje   mi   się,   że   dziś   trzeba   mówić   o   kryzysie   teoretycznym   marksizmu   w   takim   właśnie 

głęboko politycznym znaczeniu, jeśli chce się wyjaśnić, jak oddziałuje on na coś, co nazywa się teorią 
marksistowską, a zwłaszcza wyjaśnić to, że dziś podaje się w wątpliwość wiele pozornie niezawodnych 
zasad odziedziczonych po II i III Międzynarodówce. Jest rzeczą oczywistą, że nie można uciec przed 
efektami szokowymi spowodowanymi przez czy to jawny (rozłam chińsko-radziecki), czy zawoalowany 
(stosunki   między   partią   radziecką   a   partiami   zachodnimi)   kryzys   międzynarodowego   ruchu 
komunistycznego, podobnie jak nie można uciec przed skutkami porzucania – czy to uroczyście, czy po 
cichu   –   tak   ważnych   zasad,   jak   „dyktatura   proletariatu”,   bez   podania   żadnych   istotnych   powodów 
teoretycznych czy politycznych, ani przed problemami, które stwarzają niepewne perspektywy obecnych 
walk.   Impasy   polityczne,   różnorodność   strategii,   ich   sprzeczności,   zamieszanie   spowodowane 
różnorodnością terminologii i odniesień – to wszystko ma oczywiste znaczenie polityczne, które musi 
wywierać wpływ na samą teorię marksistowską. Dla tej teorii stwarza to wiele problemów, które wynikają 
nie tylko ze sprzeczności obecnej sytuacji historycznej, ale również z charakteru samej teorii.

W tej sytuacji, pomijając wykorzystywanie kryzysu marksizmu przez jego przeciwników, bardzo 

schematycznie można wyróżnić trzy rodzaje reakcji na ten kryzys.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 4 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

Pierwszy, charakterystyczny dla niektórych partii komunistycznych, polega na zamykaniu oczu, co 

pozwala nic nie widzieć i cicho siedzieć: choć w Europie Wschodniej masy i młodzież zraziły się do 
marksizmu, nadal jest on tam oficjalną teorią i ideologią. Oficjalnie marksizm nie przeżywa tam żadnego 
kryzysu – to wrogowie go wymyślili. Inne partie biorą pod uwagę ten problem i pragmatycznie dystansują 
się w pewnych wybranych sprawach, a w  innych „porzucają” tę czy inną  „kłopotliwą” formułę,  ale 
zawsze zachowują pozory: kryzysu nie nazywają po imieniu.

Drugi polega na tym, że doznaje się wstrząsu spowodowanego kryzysem, przeżywa się go i cierpi 

się nań, szukając jednocześnie realnych powodów do nadziei w siłach ruchu robotniczego i ludowego. 
Nikt   z   nas   nie   może   całkowicie   uniknąć   takiej   reakcji,   której   towarzyszą   jednak   znaki   zapytania   i 
niepokoje, bo nie sposób zbyt długo żyć bez choćby minimum perspektyw i refleksji o tak ważnym 
zjawisku historycznym: siła ruchu robotniczego jest faktem, to prawda, ale sama przez się nie może 
zastąpić odpowiednich wyjaśnień i perspektyw.

Trzeci rodzaj reakcji na kryzys polega na przyjęciu takiej perspektywy historycznej, teoretycznej i 

politycznej, która – choć to niełatwe – pozwoliłaby odkryć charakter, sens i implikacje kryzysu. Jeśli to 
się uda, można będzie mówić o kryzysie inaczej – świadomi długiej historii, którą mamy za sobą, zamiast 
stwierdzić:   „marksizm   przeżywa   kryzys”,   będziemy   mogli   powiedzieć:   „nareszcie   wybuchł   kryzys 
marksizmu! Nareszcie widać go gołym okiem! Nareszcie, w toku tego kryzysu, może wyjść zeń coś 
życiodajnego i sensownego!”

Nie chodzi o to, by przedstawić sprawę w sposób paradoksalny ani o to, aby arbitralnie postawić ją 

na głowie. Mówiąc „nareszcie”, chcę zwrócić uwagę na coś, co dla mnie ma kluczowe znaczenie: na to, 
że kryzys marksizmu nie jest świeżym zjawiskiem, nie wybuchł on w ostatnich latach, wraz z wybuchem 
kryzysu   międzynarodowego   ruchu   komunistycznego,   publicznie   zainaugurowanego   rozłamem   między 
Chinami a ZSRR i pogłębionego przez „różnice” między partiami zachodnimi a partią radziecką. Nie 
zaczął się on również od XX Zjazd KPZR. Choć na kryzys marksizmu zwrócono uwagę dopiero wtedy, 
gdy  wybuchł   kryzys   międzynarodowego   ruchu   komunistycznego,   w   rzeczywistości   trwa   on   o   wiele 
dłużej.

Jeśli wybuchł i teraz, w końcowej fazie długotrwałego procesu, stał się widoczny, to dlatego, że 

wykluwał się w formach, które zapobiegały jego wybuchowi. Nie próbując zapuszczać się w głąb dziejów 
i szukać pierwszych przejawów czy przyczyn tego kryzysu w odległej przeszłości, bardzo schematycznie 
można powiedzieć, że  dla nas  kryzys marksizmu zaczął się w latach trzydziestych i że w tym samym 
czasie go zduszono. To wtedy, w latach trzydziestych, marksizm – który żył życiem swoich sprzeczności 
– zablokowano i obwarowano formułami „teoretycznymi”, po linii praktyk narzuconych pod kontrolą 
historyczną stalinizmu.  Stalin,  radząc sobie na swój sposób z problemami  marksizmu,  narzucił  takie 
„rozwiązania”, które w rezultacie zablokowały spowodowany i zaostrzony przez nie kryzys. Dokonując 
gwałtu na tym, czym wówczas był marksizm  – na jego ówczesnym charakterze i na trudnościach, z 
którymi się borykał – spowodował on poważny kryzys w marksizmie, ale jednocześnie zablokował go i 
zapobiegł jego wybuchowi.

Sytuacja, w której dziś się znajdujemy, jest korzystna w tym znaczeniu, że wreszcie, u końca 

długich i tragicznych dziejów, kryzys ten rzeczywiście wybuchł, przy czym nastąpiło to w warunkach, 
które każą przyjrzeć mu się świeżym okiem i być może pozwolą natchnąć marksizm nowym życiem. 
Oczywiście, nie wszelki kryzys sam przez się i sam w sobie jest nośny w obietnicę lepszej przyszłości i 
wyzwolenia. Ponadto samo zrozumienie kryzysu wcale nie gwarantuje, że ta lepsza przyszłość kiedyś 
nadejdzie. Dlatego błędne byłoby wiązanie wybuchu kryzysu marksizmu jedynie z dramatyczną historią, 
która doprowadziła do XX Zjazdu KPZR i kryzysu międzynarodowego ruchu komunistycznego. Aby 
zrozumieć warunki, które spowodowały wybuch kryzysu i sprawiają, że może on okazać się życiodajny, 
należy przyjrzeć się również drugiej stronie medalu: nie tylko temu, co obumiera, ale również temu, co 
wyłania się na jego miejsce – mocom bezprecedensowego, masowego ruchu robotniczego i ludowego, 
który   dysponuje   nowymi   siłami   i   potencjałami   historycznymi.   Jeśli   dziś   można   mówić   o   kryzysie 
marksizmu z punktu widzenia możliwości wyzwolenia i odnowy, to dzieje się tak ze względu na moce 
historyczne tego ruchu masowego. To on dokonał wyłomu w naszych zamkniętych dziejach i swoimi 
kolejnymi wysiłkami (fronty ludowe, ruch oporu), a także swoimi klęskami i zwycięstwami (Algieria, 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 5 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

Wietnam) oraz śmiałymi wyzwaniami 1968 r. (we Francji, Czechosłowacji i gdzie indziej na świecie) 
zmiótł przeszkody i dał marksizmowi realną szansę wyzwolenia.

Te   pierwsze   oznaki   wyzwolenia   są   jednak   również   ostrzeżeniem.   Nie   można   zadowolić   się 

powrotem   do   przeszłości,   na   pozycje,   które   naszym   zdaniem   po   prostu   wypaczono   czy  zdradzono. 
Kryzys, który przeżywamy, zmusza nas, abyśmy zmienili coś w naszym stosunku do marksizmu i w 
rezultacie zmienili coś również w samym marksizmie.

Nie można  zgodzić  się z poglądem,  że  sprawa jest załatwiona,  bo wiadomo,  że  za  wszystko 

odpowiada Stalin. Nie można traktować naszej tradycji historycznej, politycznej, a nawet teoretycznej 
jako czystego dziedzictwa, wypaczonego przez osobnika o nazwisku Stalin czy w okresie jego panowania. 
Nie ma czegoś takiego, jak pierwotna „czystość” marksizmu, którą wystarczy przywrócić. Gdy w ciągu 
całego   okresu   próbnego   lat   sześćdziesiątych   „powracaliśmy   do   klasyków”,   gdy   czytaliśmy   lub 
odczytywaliśmy na nowo Marksa, Lenina i Gramsciego, starając się odnaleźć żywy marksizm, zduszony 
przez formuły i praktyki stalinowskie, każdy z nas był zmuszony uznać za rzecz oczywistą to, że nasza 
tradycja teoretyczna nie jest „czysta”, że, wbrew temu, co zbyt pośpiesznie orzekł Lenin, marksizm nie 
jest „stalową bryłą”, lecz boryka się z trudnościami, rozdzierają go sprzeczności i obfituje w luki, które 
również, na pewnym poziomie, przyczyniły się do kryzysu, i to już w czasach II Międzynarodówki, a 
nawet u zarania III Międzynarodówki, jeszcze za życia Lenina.

Dlatego skłonny jestem stwierdzić, że dziś  koniecznie należy przyjrzeć się z bliska pewnemu 

wyobrażeniu, które w toku naszej historii i naszych walk mieliśmy o Marksie, Leninie i Gramscim, a 
które, rzecz jasna, wynikało z wymogu jedności ideologicznej naszych partii.  Mimo naszych wysiłków 
krytycznych
, za długo hołdowaliśmy temu wyobrażeniu i nieraz nadal kurczowo go się trzymamy. Nasi 
„klasycy”   dostarczyli   nam   zestaw   bezprecedensowych   i   bezcennych   elementów   teoretycznych. 
Pamiętajmy jednak o światłych słowach Lenina, który mówił o teorii Marksa, że „położyła ona jedynie 
kamień węgielny...”. Żaden z klasyków nie dał nam jednolitej i skończonej całości, a jedynie zbiór dzieł 
zawierających   wiele   solidnych   zasad   teoretycznych   i   analiz,  wymieszanych  z   trudnościami, 
sprzecznościami   i   lukami.   Nie   ma   czemu   się   dziwić.   Jeśli   otrzymaliśmy   od   nich   podstawy   teorii 
warunków i form walki klas w społeczeństwach kapitalistycznych, to absurdalne byłoby mniemanie, że 
podstawy te od początku mogły być „czyste” i kompletne. Poza tym, cóż dla materialisty może znaczyć 
czysta i kompletna teoria? Czyż można sobie wyobrazić, że teoria warunków i form walki klas, która 
ujawnia, jak ideologia panująca trzyma wszystko w garści i jaką ma ona wagę, sama nie jest od początku, 
tak czy inaczej, naznaczona przez tę ideologię, nawet wtedy, gdy z nią walczy, usiłując z nią zerwać? 
Czyż można sobie wyobrazić, że w ciągu swoich dziejów politycznych i ideologicznych teoria ta uniknęła 
wszelkich wpływów, wszelkich zarazków ideologii panującej? Zerwanie z tą ideologią jest walką, ale ta 
walka nigdy się nie kończy – taka jest prawda, za którą teraz musimy drogo zapłacić. Ponieważ obecnie 
przekopano się już nawet przez prace niepublikowane i zwykłe notatki robocze klasyków i wiemy o nich 
o wiele więcej niż dawniej, przyznajmy uczciwie, że zapuszczając się w nieznane okolice, bez względu na 
wszystkie swoje zalety byli takimi samymi ludźmi, jak my: poszukiwali i odkrywali, ale również wahali 
się, byli narażeni na pomyłki, nieustannie musieli korygować swoje poglądy i popełniali błędy, które 
towarzyszą wszelkim badaniom. Nie ma więc nic zaskakującego w tym, że ich dzieła noszą piętno idei 
„swoich czasów”, że borykają się z trudnościami, że wiele w nich sprzeczności i luk.

Dziś chodzi o to, abyśmy zdali sobie sprawę z istnienia tych trudności, sprzeczności i luk, abyśmy 

je sobie jasno i w pełni uświadomili, wyciągnęli wnioski, które w obecnej sytuacji wynikają z nich dla 
nas,  wyjaśnili  sobie  różne   aspekty  kryzysu, dostrzegli   jego wyzwoleńczy  charakter i  docenili  szansę 
historyczną,   którą   będziemy   mieli,   jeśli   zdołamy   dokonać   dzieła   naprawy.   Rzecz   w   tym,   że   pewne 
trudności, z którymi borykali się klasycy, mają związek z kluczowymi problemami obecnego kryzysu.

Aby lepiej wyjaśnić, o co mi chodzi, podam kilka bardzo surowych przykładów.
U samego Marksa, szczególnie w Kapitale, mamy do czynienia z jednością teoretyczną, która w 

dużej mierze – co zaczynamy całkiem jasno widzieć – jest fikcyjna. Nie mam na myśli tylko tego, że 
Marks uznał za konieczne zacząć („początek jest zawsze trudny – stosuje się to do każdej nauki”, pisał) 
od analizy towaru, a więc od analizy wartości (która stwarza wiele problemów). Mam na myśli również 
skutki takiego zabiegu oraz jedności teoretycznej, którą Marks narzucił Kapitałowi, przy czym wynikała 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 6 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

ona   z   pewnego   jego   wyobrażenia   o   jedności,   która   powinna   cechować   prawdziwą   teorię.   Jeden   z 
najważniejszych   skutków   ma   związek   z   kwestią   wartości   dodatkowej.   W   dziale   pierwszym   księgi 
pierwszej Kapitału mamy teoretyczną prezentację wartości dodatkowej; jest to prezentacja rachunkowa
w której wartość dodatkową kalkuluje się jako różnicę między wartością wytworzoną przez siłę roboczą a 
wartością towarów koniecznych do reprodukcji tejże siły roboczej (płacą). W tej rachunkowej prezentacji 
wartości dodatkowej siła robocza jest zwykłym towarem. To jasne, że taka prezentacja jest zgodna z 
porządkiem  wykładu przyjętym przez  Marksa – wynika więc ona z  „punktu wyjścia”, a następnie  z 
rozróżnienia między kapitałem stałym, którego wartość częściowo przenosi się na towar, a kapitałem 
zmiennym,   który  inwestuje   się   w   siłę   roboczą.  Jeśli   nawet  zaakceptujemy  taki   punkt   wyjścia,   taki 
początek   i   takie   rozróżnienie,   to   i   tak   nadal   będziemy   musieli   zauważyć,   że   prezentacja   wartości 
dodatkowej jako zwykłej, wymiernej ilości – a więc zupełnie ignorująca warunki wyciskania wartości 
dodatkowej (warunki pracy) i warunki reprodukcji siły roboczej – może spowodować bardzo silną pokusę 
uznania tej rachunkowej prezentacji wartości dodatkowej za pełną teorię wyzysku, a więc skutkować 
pominięciem warunków pracy i reprodukcji siły roboczej. Marks pisał jednak o tych warunkach, ale w 
innych rozdziałach – w tak zwanych rozdziałach „konkretno-historycznych”, które faktycznie znajdują się 
poza  porządkiem   wykładu   (rozdziały   o   dniu   roboczym,   manufakturze   i   nowoczesnym   przemyśle, 
pierwotnej akumulacji itd.). Stawia to oczywiście kwestię założeń i pojęć związanych z tym „porządkiem 
wykładu”, który ma pewne konsekwencje praktyczne. Należy bowiem poważnie zastanowić się, czy w 
historii   marksistowskiego  ruchu  robotniczego  to   nieporozumienie  polegające  na  tym,   że   rachunkową 
prezentację wartości dodatkowej uważa się za pełną teorię wyzysku, nie stało się w końcu przeszkodą 
teoretyczną i polityczną uniemożliwiającą prawidłowe rozumienie warunków i form wyzysku, i czy taka 
restrykcyjna koncepcja wyzysku (jako zwykłej wymiernej ilości) siły roboczej (jako zwykłego towaru) nie 
przyczyniła   się   do   klasycznego   podziału   zadań   w   walce   klasowej   na   zadania   walki   ekonomicznej   i 
zadania walki politycznej, a więc do ukształtowania się restrykcyjnej koncepcji obu form walki, która 
zaczęła utrudniać i utrudnia do dziś rozszerzenie form walki całej klasy robotniczej i mas ludowych.

Marks borykał się również z innymi trudnościami, a wiele jego myśli było zagadkowych. Taką 

zagadką   było   na   przykład   jego   podejście   do   filozofii,   a   szczególnie   do   dialektyki,   o   której   nic   nie 
powiedział, jeśli nie liczyć propozycji kilku formuł, które są zbyt schematyczne i dwuznaczne, aby można 
było brać je dosłownie. Jest kwestia stosunku dialektyki Marksa do dialektyki Hegla. To bardzo ważna 
sprawa, choć pozornie ma  ona abstrakcyjny charakter filozoficzny:  dotyczy koncepcji konieczności  i 
pojmowania dziejów (czy mają one sens i cel, czy upadek kapitalizmu jest nieuchronny itd.), to znaczy 
koncepcji walki klasowej i akcji rewolucyjnej. Faktycznie milczenie Marksa i trudności z rekonstrukcją 
marksowskich   stanowisk   filozoficznych   na   podstawie   jego   pism   utorowały   drogę   pozytywizmowi   i 
ewolucjonizmowi, których formy utrwalono i zamrożono na trzydzieści lat w napisanym przez Stalina 
rozdziale „O materializmie dialektycznym i historycznym” Krótkiego kursu historii WKP(b).

Inny przykład. U Marksa i Lenina występują dwie bardzo ważne luki: jedna dotyczy państwa, a 

druga organizacji walki klasowej.

Trzeba sobie szczerze  powiedzieć,  że  w rzeczywistości  nie ma  żadnej  „marksistowskiej  teorii 

państwa”. Nie chodzi o to, że Marks i Engels unikali tego problemu – w ich myśli politycznej było to 
centralne zagadnienie. Chodzi o to, że u klasyków – w formie rozważań o stosunkach między walką klas 
a panowaniem klasowym (zawierają one niezwykle istotne, ale nie poddane analizie wskazówki) – są 
tylko   wielokrotne   ostrzeżenia   przed   burżuazyjnymi   koncepcjami   państwa,   a   więc   jest   tylko   linia 
demarkacyjna i definicja negatywna. Lecz jak państwo zapewnia panowanie klasowe, jak funkcjonuje 
aparat państwowy? Ani Marks, ani Lenin nie zaczęli analizować tych kwestii. Serce się ściska, gdy na 
nowo czyta się wykład  O państwie  wygłoszony przez Lenina 11 lipca 1919 r. na Uniwersytecie im. 
Swierdłowa.  Lenin  mocno   podkreśla  w   nim,   że   to  bardzo   trudny,  bardzo   zawiły  problem.  W  kółko 
powtarza: państwo to machina specjalna, aparat specjalny; nieustannie używa przymiotnika „specjalny”, 
aby bardzo wyraźnie zaznaczyć, że nie jest to taka machina ani taki aparat, jak inne, ale nie mówi, co 
takiego „specjalnego” jest w tej „machinie” czy w tym „aparacie”. Serce ściska się również, gdy w takim 
samym świetle odczytuje się na nowo małe równania zapisane w więzieniu przez Gramsciego (państwo = 
przymus + hegemonia, dyktatura + hegemonia, siła + konsens itd.), które nie tyle wyrażają teorię państwa, 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 7 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

ile w kategoriach zapożyczonych zarówno z „nauk politycznych”, jak i od Lenina, służą określeniu linii 
politycznej, która zmierzałaby do zdobycia władzy państwowej przez klasę robotniczą. Dramat Lenina i 
Gramsciego polegał na tym, że usiłowali oni wyjść poza klasyczną, negatywną definicję państwa, ale 
czynili to po omacku i bez powodzenia.

Tymczasem kwestia państwa stała się dziś żywotna dla ruchu robotniczego i ludowego: ma ona 

decydujące   znaczenie,   jeśli   chcemy   zrozumieć,   co   się   dzieje   w   krajach   Europy   Wschodniej,   gdzie 
państwo,   zamiast   „obumierać”,   czerpie   swoje   rosnące   moce   z   połączenia   się   z   partią;   ma   również 
decydujące   znaczenie,   gdy  staje   kwestia,   jak   siły  ludowe   mogą   dojść   do   władzy  i   działać   na   rzecz 
rewolucyjno-demokratycznych przeobrażeń państwa, które zapewniłyby jego obumieranie.

Podobnie, w dziedzictwie marksistowskim nie znajdziemy żadnej prawdziwej teorii organizacji 

walki klasowej, a przede wszystkim partii politycznych i związków zawodowych. Oczywiście, istnieją 
argumenty   praktyczne   dotyczące   partii   i   związków   zawodowych,   ale   nie   ma   nic,   co   naprawdę 
pozwoliłoby nam uchwycić ich funkcjonowanie, a tym samym również formy dysfunkcji, które w nich 
występują. Ruch robotniczy od dawien dawna tworzy związkowe i polityczne organizacje walki; czyni to 
na   gruncie   swoich   własnych   tradycji,   ale   również   na   wzór   istniejących   organizacji   i   instytucji 
burżuazyjnych (także na wzór wojska). Formy te uległy konserwacji i przeobrażeniom; mają za sobą 
długą historię i przetrwały do dziś. Zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie stoimy wobec poważnego 
problemu stosunków między tymi organizacjami a państwem: na Wschodzie wobec problemu ich jawnej 
fuzji z państwem, a na Zachodzie wobec problemu ryzyka takiej fuzji, gdyż państwo burżuazyjne nigdy 
nie zaprzestaje prób wprzęgnięcia organizacji walki klasy robotniczej w tryby swojego własnego działania 
i często czyni to z powodzeniem.

Te dwie „luki” w teorii marksistowskiej wiążą się z kwestiami, które mają dla nas zasadnicze 

znaczenie.   Jaka   jest   natura   państwa,   a   szczególnie   typu   państwa   występującego   w   dzisiejszych 
społeczeństwach   imperialistycznych?   Jaka   jest   natura   partii   i   związków   zawodowych,   jak   one 
funkcjonują? Jak uniknąć ryzyka wprzęgnięcia w tryby państwa burżuazyjnego, a następnie ryzyka fuzji 
państwa   i   partii?   Jak   już   teraz,   celem   przyspieszenia   tego   procesu,   radzić   sobie   ze   „zniszczeniem” 
państwa   burżuazyjnego   i   przygotować   „obumieranie”   państwa   rewolucyjnego?   Jak   zrewidować   oraz 
zmienić naturę i funkcjonowanie organizacji walki klasowej? Jak zmienić tradycyjny wizerunek partii 
komunistycznej, czy to jako „partii klasy robotniczej”, czy też jako „siły przewodniej”, jak przeobrazić jej 
ideologię   tak,   aby  w   praktyce   mogła   uznać   istnienie   innych   partii   i   ruchów?   Przede   wszystkim   zaś 
najważniejsze pytanie na dziś i na przyszłość: jak ustanowić takie stosunki z ruchami masowymi, które 
wychodząc poza tradycyjne rozróżnienie na związek zawodowy i partię pozwolą na rozwój inicjatyw 
ludowych, z reguły nie mieszczących się podziale na sferę ekonomiczną i sferę polityczną (nawet wtedy, 
gdy  sfery  te   „dodaje   się”   do   siebie)?   Przecież   na   naszych   oczach,   poza   związkami   zawodowymi   i 
partiami, samorzutnie powstaje coraz więcej ruchów masowych, które realnie lub potencjalnie są w stanie 
wnieść   do   walki   coś   nieodzownego.   Krótko   mówiąc,   jak   sprostać   postulatom   i   oczekiwaniom   mas 
ludowych? Wszędzie, w formach negatywnych lub pozytywnych, jawnych lub utajonych, obiektywnie lub 
subiektywnie, stoimy wobec tych samych problemów:  problemu państwa, problemu partii, związków 
zawodowych, ruchów i inicjatyw masowych. Jeśli chcemy odpowiedzieć na te pytania, zasadniczo nie 
mamy na kim polegać; możemy liczyć jedynie na samych siebie.

Na   pewno   nie   są   to   nowe   problemy.   W   przeszłości,   w   innych   krytycznych   fazach   dziejów, 

usiłowali je stawiać inni marksiści, inni rewolucjoniści, ale zapominano o nich, a stawiane przez nich 
problemy zamiatano pod dywan. Dziś jednak stają one na porządku dnia na bezprecedensową i – co ma 
decydujące znaczenie  – masową skalę,  w praktyce, co widać we Włoszech, w Hiszpanii  i w innych 
krajach. Dziś można i trzeba powiedzieć sobie, że bez ruchu masowego i bez inicjatyw mas nie bylibyśmy 
w stanie zadawać otwarcie pytań, które za sprawą tego ruchu i tych inicjatyw stały się palącymi kwestiami 
politycznymi. Nie bylibyśmy również w stanie tak jasno zadawać tych pytań, gdyby nie wybuchł kryzys 
marksizmu.

Wiadomo, że zwycięstwo nigdy nie jest z góry przesądzone i że nic nie można zmienić z dnia na 

dzień. Pod przykrywką mniej czy bardziej „pocieszających” pozorów „blokada” kryzysu marksizmu może 
jeszcze długo potrwać w takiej czy innej partii, w takim czy innym związku zawodowym. Rzecz nie w 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 8 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)

tym, że garstka intelektualistów z Europy Wschodniej czy Zachodniej bije na alarm, bo może być to 
wołanie na puszczy. Rzecz w tym, że choć ruch robotniczy i ludowy jest podzielony, choć wydaje się, że 
tu czy tam znalazł się w impasie, nigdy nie był on tak potężny, tak bogaty w zasoby i inicjatywy, jak dziś. 
Najistotniejsze jest to, że w praktyce, nawet za cenę wahań i ciężkich prób, zaczyna on uświadamiać 
sobie znaczenie kryzysu międzynarodowego ruchu komunistycznego i kryzysu marksizmu. Wiem, jak 
wielkie są zagrożenia, które pociąga za sobą ten kryzys, wiem, jak bardzo jest on głęboki i wiem, że 
niesie   on   historyczną   szansę   wyzwolenia.   W   swojej   historii   marksizm   przeżył   wiele   kryzysów   i 
przeobrażeń. Pomyślmy o przeobrażeniach, których doświadczył po krachu II Międzynarodówki, gdy na 
wybuch pierwszej wojny światowej socjaldemokracja prawie wszędzie odpowiedziała „świętą unią” z 
burżuazją. Dziś, podczas obecnego kryzysu, stoimy w obliczu podobnych przeobrażeń, które rodzą się już 
w walkach masowych. Mogą one odnowić marksizm, przysporzyć jego teorii nowych sił, zmodyfikować 
ideologię,   organizacje   i   praktykę,   torując   klasie   robotniczej   i   całemu   ludowi   pracującemu   drogę   do 
przyszłej rewolucji społecznej, politycznej i kulturalnej.

Nikt nie twierdzi, że nie jest to niesłychanie trudne zadanie, ale rzecz w tym, że choć jest tak 

trudne, można je wykonać.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 9 –

http://skfm.dyktatura.info/