background image

Dekalog II: Jak Polki sprzedawały się 
Nigeryjczykom

Polki były bez grosza przy duszy, często bez pracy, z małym dzieckiem na ramieniu i rosnącymi 
długami. Miały jednak na palcu wolne miejsce na obrączkę. Afrykańczycy wycenili je na dwa tysiące 
euro. 

Mózgiem maskarady był Maciej z Oświęcimia. Mechanik urządzeń
górniczych po zawodówce, ale bez stałej pracy, za to z wydatkami 
– dwójką dzieci na utrzymaniu, których dochował się jako 
kawaler. Potrzebował pieniędzy i wydawało się, że los wreszcie się 
do niego uśmiechnął.

Szczęśliwa gwiazda dla Macieja zabłysnęła na dyskotece. Rozpalili 
ją dwaj Nigeryjczycy. Rozmowa toczyła się od słowa do słowa, aż 

wreszcie czarnoskórzy przybysze zapytali wprost – czy Maciej nie zna może przypadkiem jakiś 
dziewczyn, które chciałyby wyjść za Afrykańczyków. Oczywiście nie z miłości, tylko dla pieniędzy, z 
rozwodem wpisanym w kontrakt. Mogły zarobić one, mógł zarobić i Maciej – za fatygę. Obiecał, że się 
rozejrzy.

***

Ten tekst jest częścią cyklu Dekalog 2011.

Premiery następnych przykazań w kolejne poniedziałki na stronie głównej Onetu. Już za tydzień dowiesz się, co si
dzieje w sobotnią noc na wiejskich dyskotekach.

Przeczytaj także - Dekalog I: Zawieszeni na szatańskich hakach

Harem Macieja 

Najpierw pomyślał o Justynie, swojej znajomej. Kobieta pochodzi z tego samego miasta co Maciej i 
jak on potrzebowała pieniędzy. Za fałszywą przysięgę miała zarobić dwa tysiące euro, płatne w trzech 

23 wrz, 11:00 
Źródło: Onet 

Fot. Getty Images/FPM

Nie będziesz brał 
imienia Pana Boga 
swego nadaremno 

Strona 1 z 3

Aktualność - drukowanie - Onet Wiadomości

2011-09-26

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/4859502,wiadomosc-drukuj.html

background image

ratach – pięćset euro za ustalenie daty ślubu w urzędzie, pięćset za sam ślub i tysiąc po wywiadzie, 
który urzędnicy przeprowadzają z mieszanymi małżonkami. Justyna zgodziła się udawać miłość.

Mężatką została 6 grudnia 2007 roku. Maciej był świadkiem zaślubin. Za wyswatanie państwa 
młodych dostał tysiąc dolarów.

Później już jakoś poszło i wkrótce w maskaradzie brało udział więcej kobiet. Same wcielały się w rolę 
żon, poświadczały przed urzędnikami uczucie swoich koleżanek do Afrykańczyków, szukały chętnych 
dziewczyn na wydanie. Nad szczegółami zawsze czuwał Maciej. W jego haremie działały:

Justyna. 22 lata, z zawodu sprzedawczyni, z wykształceniem zawodowym, bez pracy, z jednym 
dzieckiem na wychowaniu.

Jej o rok starsza siostra Sylwia. Po szkole średniej, ale bez zawodu i z dorywczą pracą na emigracji. 

Marta. 25 lat. Kelnerka po podstawówce.

Joanna. 26 lat. Skończyła tylko szkołę podstawową, nigdzie nie pracuje, zajmuje się córeczką.

Katarzyna. 42 lata. Bez zawodu, bez pracy, z trójką dzieci na wychowaniu.

Anna. 28 lat. Po szkole średniej, bez zawodu, z małym synkiem w domu.

- Wszystkie kobiety przyznały, że powodem ich udziału w procederze były względy finansowe. 
Niektóre z oskarżonych złożyły wnioski o wydanie wyroku bez prowadzenia rozprawy sądowej, inne 
czekają na swój proces – mówi Danuta Grunwald, wiceprezes Sądu Rejonowego w Pruszkowie, do 
którego trafił akt oskarżenia przeciw szajce organizującej fikcyjne śluby Polek z Nigeryjczykami.

Oprócz kobiet na ławie oskarżonych usiądzie też Maciej i trzech Afrykańczyków, którym fikcyjne śluby 
miały pomóc w zalegalizowaniu pobytu w Polsce. Ich proces rozpocznie się lada moment.

"Zgromadzony materiał dowodowy w sposób wiarygodny dowodzi faktu popełnienia przez 
podejrzanych zarzucanych im czynów. Część z podejrzanych przyznała się do formułowanych przeciw 
nim zarzutów i złożyła obszerne wyjaśnienia, obciążające także inne osoby" – napisali w uzasadnieniu 
aktu oskarżenia pruszkowscy prokuratorzy, którzy rozbili grupę aranżującą fikcyjne małżeństwa.

Polka to łakomy kąsek 

Pruszkowskie śledztwo wykazało, że polsko-nigeryjska szajka kilka razy nabrała urzędników stanu 
cywilnego na swoją rzekomą miłość. Raz areną maskarady był urząd w Katowicach, w pozostałych 
przypadkach niby-małżonkowie pobierali się w Pruszkowie, bo "tam miało być łatwiej". Tak naprawdę 
tego typu przedstawienia mogły zdarzyć się w dowolnej części kraju. Zresztą w ostatnim czasie do
fikcyjnych ślubów z cudzoziemcami doszło też m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Goleniowie czy Lesznie. 
Śmiało można więc powiedzieć, że wykryty przez pruszkowskich śledczych przypadki to jedynie 
wierzchołek góry lodowej.

Ze statystyk Urzędu ds. Cudzoziemców wynika, że każdego roku średnio osiem tysięcy
obcokrajowców stara się zalegalizować swój pobyt w naszym kraju, żeniąc się lub wychodząc za mąż 
za partnera – Polaka. I każdego roku urzędnicy udaremniają próby wyłudzenia dokumentów. W 
ubiegłym roku pozwolenia na legalny pobyt w Polsce nie dostało 185 cudzoziemców, w większości 
dlatego, że stwierdzono fikcyjność ich małżeństwa. W poprzednich latach statystyki wyglądały
podobnie.

- W 2003 roku nastąpiła liberalizacja przepisów, które m.in. zniosły obowiązek wykazania się przez 
cudzoziemca – małżonka obywatela polskiego stałym i regularnym źródłem dochodu, w przypadku 
ubiegania się o zezwolenie na zamieszkanie w naszym kraju. Cudzoziemcy, którzy nie pozostają w 
związku małżeńskim z obywatelem RP, muszą się takim źródłem dochodu wykazać.  Podczas kolejnej 
nowelizacji z 2005 roku został wprowadzony wymóg przedstawienia przez cudzoziemca tytułu 
prawnego do zajmowanego lokalu, który jednak nie dotyczy cudzoziemców – małżonków obywateli 
naszego kraju – tłumaczy Ewa Piechota, rzecznik prasowy Urzędu ds. Cudzoziemców.

Ale zdaniem naszych rozmówców państwowym służbom udaje się wykryć jedynie ułamek wszystkich 
tego typu przypadków. Szajki, które zwietrzyły interes w aranżowaniu fikcyjnych małżeństw, działają 
bowiem coraz bardziej skrupulatnie.

Dla przykładu, Wietnamczycy, którzy kupowali sobie polskie żony, a którzy w ubiegłym roku stanęli 
przed sądem w Goleniowie, przedstawiali w urzędzie dokumenty o rzekomej ciąży partnerki, żeby 
przyśpieszyć termin ceremonii. Udawani małżonkowie są też przygotowywani do wywiadu, który ma 

Strona 2 z 3

Aktualność - drukowanie - Onet Wiadomości

2011-09-26

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/4859502,wiadomosc-drukuj.html

background image

Copyright 1996-2011 Grupa Onet.pl SA

demaskować lewe związki. Podczas takich rozmów urzędnicy pytają np. o kolor szczoteczki do zębów 
partnera lub jego ulubione rzeczy.

- Przypadki, kiedy partnerzy naprawdę nic o sobie nie wiedzą, zdarzają się sporadycznie, choć 
oczywiście mają miejsce. Trzeba być czujnym, żeby wyłapać udającą parę. A wiadomo, urzędnikowi
nie zawsze się chce. Kiedy przymyka oko na procedury, mówi wtedy, że realizuje idee przyjaznego 
państwa - mówi nam anonimowo urzędnik jednego z Urzędów Wojewódzkich na południu kraju.

Do niedbalstwa przyznała się Halina J., urzędniczka z USC w Lesznie w Wielkopolsce. Kobieta 
udzielała ślubów cudzoziemcom, często przymykając oko na procedury. Podczas ceremonii nie było
m.in. tłumacza, a dokumenty składane przez małżonków były niekompletne. Przed sądem kobieta 
tłumaczyła, że "miała taki styl pracy" i że "nieraz poszła cudzoziemcom na rękę, żeby uprościć 
sprawę".

Takie praktyki tylko zachęcają oszustów. Ci działają według wypracowanego schematu. Kontrakt na
fikcyjne małżeństwo najczęściej zawierany jest na minimum trzy lata. Później małżonkowie, którzy z 
reguły w ogóle się nie znają – biorą rozwód. Trzy lata małżeństwa potrzebne są cudzoziemcowi do 
tego, aby starać się o polskie obywatelstwo. A to otwiera drogę do innych państw Wspólnoty 
Europejskiej. To właśnie po wstąpieniu do Unii Europejskiej Polacy stali się łakomym kąskiem dla
Pakistańczyków, Wietnamczyków, Nigeryjczyków czy Ukraińców, którym zależy na zdobyciu unijnego 
paszportu. Najkrótsza droga prowadzi przez małżeński węzeł z obywatelem Wspólnoty.

Seks? Nie ma mowy! 

My też zwietrzyliśmy w tym interes. Kandydaci na fikcyjnych mężów czy udawane żony sami
ogłaszają się na przeróżnych portalach internetowych. Na jedno z takich ogłoszeń postanowiliśmy 
odpowiedzieć, podając się za Ukraińca szukającego niby-żony.

Natalia ma 27 lat. Mieszka w Krakowie. – Ludzie mówią, że jestem ładna, ale to chyba nie ma 
znaczenia – wypala na wstępie. Jest konkretna.  – To będzie czysta transakcja finansowa. Spiszemy 
umowę i zanim pójdziemy do urzędu, podpiszemy intercyzę. Ty ponosisz wszystkie koszty. Moje
wynagrodzenie to 40 tysięcy złotych. Połowa płatna przed ślubem, druga połowa przy rozwodzie. 
Świadkami będą moi znajomi, oni też w razie problemów będą naszym alibi. Spotykamy się przed 
urzędem, a potem rozchodzimy w swoje strony. Nie ma mowy o wspólnym mieszkaniu, seksie –
zaznacza. Kiedy w końcu przedstawiam się jako dziennikarz, Natalia od razu odkłada słuchawkę.

Podobnym ogłoszeń w sieci można znaleźć mnóstwo. "Pomoc w pobycie" oferują zarówno kobiety, jak 
i panowie. Nie brakuje też ogłoszeń od Polaków na co dzień mieszkających za granicą – w Niemczech, 
w Wielkiej Brytanii. Niektórzy nawet oferują życie pod jednym dachem.

Wszystko jest tylko kwestią ceny.

Strona 3 z 3

Aktualność - drukowanie - Onet Wiadomości

2011-09-26

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/4859502,wiadomosc-drukuj.html