background image

GINAWILKINS   

   

BUNT SERCA   

background image

Prolog   

Griff przyłapał się na tym, że zwraca większą uwagę na różne 

dochodzące do niego od czasu do czasu dźwięki niż na treść raportu 

wygłaszanego monotonnym głosem przez jednego z prawników. Co 

chwila ktoś kaszlał, chrząkał. poruszał się niespokojnie w krześle. 

Słychać było lekkie, rytmiczne stukanie ołówka o lśniącą powierzchnię 

stołu   

konferencyjnego.   

Siedzi tu dziesięć inteligentnych i gruntownie wykształconych osób - 

myślał w zadumie Griff- a nadgorliwy pan Feinfeld uznaje za niezbędne 
głośne odczytywanie z całą powagą raportu, który, starannie przepisany, 
leży przed każdym uczestnikiem konferencji.   

Griff spojrzał w kierunku końca stołu, gdzie po lewej strome siedział 

ich szef, Wallace Dyson, patrzący srogo na pana Feinfelda spod gęstych, 
siwych brwi.   

Szary wełniany garnitur, uzupełniony nieskazitelnie bia 
łą koszulą i ciemnowiśniowym krawatem, leżał doskonale   

na wysportowanej figurze pana Dysona.   
Griff  sięgnął  ręką  do  uciskającego  go  węzła  podobnego, 

ciemnowiśniowego  krawata  i  rzucił  okiem  najpierw  na  swoje  szare, 
uszyte  na  miarę  ubranie,  a  polem  wokoło,  na  pozostałe  sześć  szarych 
garniturów.  Wyglądająjak  odbite  na  fotokopiarce  -  pomyślał,  ale  zaraz 
powstrzymał ogarniające go rozbawienie.   

Uświadomił  sobie,  że  on  sam  świetnie  pasuje  do  lego  czcigodnego, 

konserwatywnego zgromadzenia, złożonego wyłącznie z mężczyzn. Jak 
dotąd żadna kobieta nie znalazła się w zarządzie szanowanej kancelarii 
adwokackiej  w  StLouis.  w  stanie  Missouri.  Po  wielu  latach,  w  ciągu 
których Griff pozostawał poza jakąkolwiek wspólnotą, odczuwał cichą 
satysfakcję,  że  znalazł  się  w  gronie  tych  szaro-gamiturowych 
osobników.   

Sięgnął po stojącą przed ni m filiżankę. Duży ły k letniej kawy miał 

spłukać gorzki smak. który nagle poczuł w ustach.   

- Jeżeli pan Feinfeld nie ma nic ciekawego do dodaniu w związku z 

background image

treścią sprawozdania, może pan. panie Myers, byłby tak łaskawy i 
przedstawił nam aktualny stan sprawy Handela - rzekł Dyson szorstko, 
kiedy pan Feinfeld, cały czerwony po kąśliwej uwadze szefa, skończył 
swe wystąpienie.   

Stary tyran pedantycznie przestrzegał formalnego protokołu na 

zebraniach. Griff nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok pana 
Myersa, który wstał i z nieszczęśliwą miną rozpoczął relację.   

- Osiągnęliśmy porozumienie, sir-zaczął cichym gło sem.   
Przedstawił w ogólnym zarysie zasady ugody, zerkał przy tym 

nerwowo na Dysona w oczekiwaniu uwag na temat sposobu 
prowadzenia negocjacji. Griff odegrał w nich główną rolę.   

Dyson pokiwał głową i skierował zimne jak stal oczy na Griffa.   
- Panie Taylor, czy jest pan pewien, że ugoda zawiera wszystkie 

wymagane zastrzeżenia i że w przyszłości nie czeka nas jej dalsze 
publiczne roztrząsanie?   

Griff był świadomy źródła irytacji Myersa. Dyson poprosił Griffa o 

opinię. Skinął głową, poprawił niedbałym ruchem okulary i odparł:   

-  Tak,  sir.  Rozgłos  skończy  się  natychmiast  z  chwilą  podpisania 

ugody.   

Ich klient, poważna firma farmaceutyczna, uniknie procesu, mimo że 

ponosi  odpowiedzialność  za  trzy  śmiertelne  ofiary  wypuszczonej  na 
rynek  serii  szkodliwych  specyfików.  Griffa  nigdy  nie  przestawała 
zadziwiać siła dyskretnie rozdzielonych paru milionów dolarów.   

- Dobrze. - Głos Dysona wyrażał aprobatę w stopniu, na jaki było go 

stad.   

Dyson  na  swój  sposób  darzył  młodego  człowieka  coraz  większą 

sympatią od czasu, gdy zatrudnił go w swojej spółce adwokackiej.   

Dla Griffa były to dwa lata, w ciągu których musiał powściągać dumę 

i trzymać na wodzy temperament, a także unikać wypowiadania na głos 
własnego  zdania.  Ciężka,  wykonywana  z  pełnym  poświęceniem,  praca 
zaczęła jednak przynosić owoce.   

Mając  zaledwie  trzydzieści  lat,  Griff  był  na  drodze  do  coraz 

większych sukcesów i zamierzał na niej pozostać bez względu na cenę, 
jaką  przyszłoby  zapłacić.  Nikt  już  nie  będzie  go  traktować,  jakby  by  ł 
śmieciem. Ni e będzie więcej podejrzewany o popełnienie przestępstwa 

background image

tylko  dlatego,  że  miał  kiedyś  kłopoty  rodzinne  i  złą  reputację.  Szano-
wani obywatele nie zabraniają mu już chodzenia na randki z ich córkami 
i siostrami. Przeciwnie, widząw nim pożądanego kandydata na męża.   

Nie zamierzał zejść z tej drogi.   
Myersowi,  takjak  wielu  innym  współpracownikom  Griffa,  nie 

przypadła do gustu błyskotliwa i wzbudzająca szacunek Dysona kariera 
młodszego kolegi. Jednak Myers działał  rozważnie i nie ujawniał swej 
urazy. 

Zakończył 

raport 

następującymi 

słowami: 

Dokumentybędąpodpisanejutro.   

Teraz przyszła kolej na sprawozdanie Griffa. Jego relacja w 

najmniejszej mierze nie zadowoliła Dysona, Szef mia ł coraz bardziej 
marsową minę.   

- Ona zdecydowanie odmawia zawarcia ugody. - Griff referował 

przebieg toczącego się procesu, którego stroną był jeden z najbardziej 
wpływowych klientów ich kancelarii . - Jest raczej pewne, że sąd 
przyzna odszkodowanie za koszty leczenia. Obecnie usiłujemy zapobiec 
zasądzeniu wygórowanej kwoty jako zadośćuczynienia za krzywdę 
moralną. Szczerze mówiąc, w tej kwestii nasza sytuacja nie wydaje się 
zbyt obiecująca. Ma m wrażenie, że powódka budzi wyjątkowe 
współczucie sądu przysięgłych.   

- Można się było tego spodziewać - mruknął Dyson. -Krucha, 

małablondyneczka, przywożona na wózku inwalidzkim. Dlaczego, do 
licha ciężkiego, ona nie chce pójść na ugodę? Składamy jej cholernie 
dobrą ofertę.   

- Nie chodzijej właściwie o pieniądze, z wyjątkiem poniesionych 

wydatków, których zwrot, tak czy inaczej, uzyska. Zabiega o przyznanie 
zadośćuczynienia za straty związane z utratą zdrowia Uważa, że 
powinna być to zasada w tego typu procesach. Zdaniem powódki 
korporacji DayCo upiekło się w zbyt wielu sprawach. Firma ta nie 
ponosiła odpowiedzialności za niedbalstwa tylko dlatego, że umiała 
rozsądnie posłużyć się pieniędzmi, niezbyt uczciwie zdobytymi. 
Poszkodowana uważa również, ze nasza spółka adwokacka wygrała 
wiele spraw sądowych wyłącznie z tego powodu, że klienci mogli sobie 
pozwolić na opłacenie najlepszych adwokatów. A pokrzywdzeni takich 

background image

możliwości nie mieli.   

Grif f zastanawiał się, co oznacza coraz bardziej srogi wyraz twarzy 

szefa, który wpatrywał się w niego badaw 
czo. - Czy to są jej słowa, czy pańskie, panie Taylor? spytał Dyson 
podejrzanie łagodnie.   

-  To  sąjej  słowa,  sir.  -  Griffnie  chciał  przyznać  nawet  przed  samym 

sobą że odczuwał szacunek dla młodej ko 
biety. Dyson już odprężony pokiwał głową.   
 

  A jaki jest program na jutro? Kto będzie ich następnym 

świadkiem?   
 

  Psycholog, Kobieta. Ma zeznawać na temat urazu psychicznego - 

odrzekł Griff. - Mów i się, ze pani psycholog w pełn i popiera pannę 
Hawlsey w jej dążeniu do uzy 
 

skania zadośćuczynienia za krzywdę moralną. Wykazanie istnienia urazu 

psychicznego może w tym pomóc   

- Co wiemy o tej pani psycholog?   

Informacji  miał  udzielić  Bradley  Corman.  Griff  spojrzał  na  niego 

pytająco,  gdyż  sam  nie  znał  jeszcze  wyników  przeprowadzonego 
wywiadu.   

Corman wstał nieco podniecony zwróconą na niego przez wszystkich 

uwagą i gorączkowo przekładał leżące przed nim papiery.   

-  Jest  młoda,  ma  dwadzieścia  kilka  lat  i  już  udało  się  jej  odnieść 

pewne sukcesy. Jest związana z Centrum Zdrowia   

w  Riwer  City.  Pracuje  tam  dopiero  od  trzech  miesięcy,  zajęła  miejsce 

jednego  z  poprzednich  współpracowników  tamtejszej  kliniki  .  Ma 
trochę  buntowniczą  naturę,  stosuje  raczej  niekonwencjonalne  metody 
leczenia.  Angażuje  się  w  rozwiązywanie  trudnych  problemów 
społecznych.   

Dyson stęknął z niezadowoleniem na znak, że ten typ kobiet nie jest 

mu obcy i że nie ma o nich najlepszego mniemania.   

 

  Proszę mówić dalej.   

 

  Niewiele jest do powiedzenia, sir. Jest panną, nie da się nic złego 

powiedzieć ojej życiu prywatnym. Wydaje się, że zarówno 

background image

współpracownicy, jak i pacjenci bardzo ją szanują, mimo że ma opinię 
dziwaczki. Dość powszechnie uważa się, ze to cecha wszystkich 
psychologów. Pochodzi ze Springfield. Dwa lata studiowała w 
południowowschodnim Missouri, a potem przeniosła się na uniwersytet 
stanu Tennessee. Nazywa się James. M.A James.   

Griff,  ubawiony  pełną  dezaprobaty  miną  szefa  nagle  odwrócił  się  i 

spytał Cormana:   
 

  MA.James? Corman przytaknął.   

 

  Właśnie tak. MA.James.   

 

  Melinda Alice - rzucił Griff półgłosem z lekkim   

 
uśmiechem. Dyson odłożył ołówek i spojrzał na Griffa w skupieniu.   
 

  Czy zna pan tę kobietę, panie Taylor?   

 

  Być może - odpowiedział Griff z wahaniem. - Zgadza się wiek, 

inicjały i miejsce urodzenia. Tak, Melinda Alice może być tą 
dziewczyną, którą kiedyś znałem.   
 

  Czy był pan z nią w dobrych stosunkach?   

 

  Tak, w bardzo dobrych. Chodziliśmy ze sobą zanim wstąpiłem do 

marynarki.   
 

Ciemne oczy Dysona wpatrywały się w Griffa z uwagą. Pytanie, które 

zadał, nie należało do delikatnych.   

- Czy pan nadal żywi uczucie do tej dziewczyny?   

Z pewnością nie byłby zadowolony z twierdzącej odpowiedzi.   
- Nie, sir- odrzekł Griff uprzejmie i zgodnie z prawdą.   
Kiedy  się  poznali.  Melinda  miała  czternaście  lat,  a  on  zaledwie 

osiemnaście, Melinda i jej bliźniacza siostra zostały osierocone w wieku 
dziewięciu lat Były wychowywane przez brata i dwie siostry, z których 
najstarsza została ich kuratorem. W tym czasie Griff rozpaczliwie szukał 
przyjaznej duszy i Melinda, mimo sprzeciwu brata, stała się   
jego najlepszym przyjacielem. I chociaż Griff ciepło ją wspominał, nie 
pragnął  powrotu  do  przeszłości.  Stare  rany  ledwie  się  zasklepiły. 
Wydarzenia  z  lal  młodości  wciąż  jeszcze  mogły  zagrozić  jego  pozycji 
zawodowej, na którą tak ciężko pracował.   

- Byliśmy tylko przyjaciółmi.   

background image

Dyson uśmiechnął się. Pozostali mężczyźni poruszyli się nerwowo. 

Uśmiech Dysona zawsze wszystkich niepokoił , nie wyłączając Griffa.   
 

  Wobec lego zna pan jej słabostki - stwierdził szef. Przymrużył 

oczy i szorstkim głosem rozkazał:   
 

  Niech pan je wykorzysta, Taylor. Chcę wygrać ten   

 

proces. Griff drgnął   

- Upłynęło już wiele czasu od naszego ostatniego spotkania, ale 

nawet wtedy nie było łatwo ją zastraszyć. To nie będzie takie proste.   

Bardzo dobrze pamiętał, że brat Melindy wręcz żądał od niej zerwania 

znajomości z Grillem. Nie posłuchała go. Matt James potrafił być 
stanowczy, ajednak ulegał młod szej siostrze.   

- Bzdura - Dyson zawyrokował kategorycznie.-Mogą być z nią 

trudności, ale pan jest cholernie dobrym adwokatem Niech ją pan 
unieszkodliwi, Taylor. Proszę ją zdema 

skować. Trzeba ujawnić, jakimi motywami się kieruje, skoro dla zdobycia 

sławy naraża swoją biedną, obciążoną urazem psychicznym pacjentkę na 
uczestniczenie w procesie sądowym Proszę się dowiedzieć, ile jej 
zapłacono za zeznania. Chcę wygrać ten proces - powtórzył.   

Griff poczuł, że ma sucho w gardle.   
- Tak, sir. Przykro mi Melindo. pomyślał. Ale zaszedłem za daleko   

i nie ma już dla mnie odwrotu. Griff także pragnął wygranej. Za każdą 

cenę.   

background image

ROZDZIAŁ   

Poznałbyjąwszędzie, choć upłynęło dwanaście lat Jasna cera. Gęste, 

mdawoblond włosy. I te oczy - leciutko skośne, szmaragdowe, wgłębi 
których czaiły się figlarne chochliki. Tak naprawdę nigdy nie zapomniał 
tych oczu.   

Jako czternastoletnia dziewczyna była urocza: śmiała, gwałtowna i w 

mił y sposób kapryśna. Po dwunastu latach Stała się niewiarygodnie 
piękna, elegancka i pewna siebie, lecz zachowała typową dla swojej 
natury cechę - przekorę. To ona właśnie sprawiała, że Melinda 
odznaczała się tak silną indywidualnością.   

Właśnie z przekory została kiedyś jego przyjaciółką, wtedy gdy inn i 

nawet nie próbowali się do niego zbliżyć, A teraz miał jej zadać cios. 
Bardzo dobrze dawała sobie radę, odpowiadając na pytania adwokata 
powódki. Byli po tej samej stronie. Dwanaście lat temu Melinda i Griff 
też byli po tej samej stronie. Dwoje przeciw całemu światu.   

Teraz nie będzie o tym myśleć. Dzisiaj on reprezentował korporację 

DayCo. pieniądze i siłę. Osiągnął to, do czego dążył.   

Czy go poznała? Zmieni ł się o wiele bardziej niż ona. Tlenione, 

sięgające ramion włosy zostały ścięte. Miał y teraz naturalny, 
ciemnobrązowy kolor i ułożone były w stylu odpowiednim dla 
ustatkowanego młodego człowieka na stanowisku. Po kolczykach 
pozostał jedynie niewielki ślad - świadectwo ówczesnego buntu.   

Nosił teraz tradycyjne, ciemne, szyte na miarę ubrania, białe, 

jedwabne koszule, krawaty w barwach uczelni i okulary w cienkiej 
oprawie.   

Zniknęły skórzane kurtki i obszarpane drelichy, a wraz z nimi 

bawełniane koszulki w krzykliwych kolorach, z wydrukowanymi na 
nich niezbyt cenzuralnymi napisami. Zmienił nawet imię. Po wyjeździe 
ze Springfield porzucił młodzieżowe przezwisko. W obecnej sytuacji 
wydawało mu się bardziej odpowiednie jego drugie imię— Griffin. O ile 
pamiętał, Melinda nigdy nawet tego imienia nie słyszała.   

Nie, prawdopodobnie nie poznała go. I nic dziwnego.   

background image

Młody gniewny, którybyłjej przyjacielem, przestał istnieć.   
Nadeszła jego kolej na zadawanie pytań świadkowi. Na sali sądowej 

zapanowała atmosfera wzrastającego oczekiwania, kiedy Griff wstał i 
zbliżył się do Melindy.   

Odchrząknął i zapytał:   

- Panna James, prawda? Panna, nie doktor James?   

Zmrużenie szmaragdowych oczu było pierwszą oznaką irytacji.   

- Nie jestem doktorem Uzyskałam stopień magistra, więc może pan 

zrezygnować z tytułu - zgodziła się chłodno.   

Celowo zlustrował ją wzrokiem, zwracając tym samym uwagę 

sędziów przysięgłych na jej strój i uczesanie, modne i w dodatku śmiałe.   

Nie okazał ulgi, jakąodczuł. Nie poznała go.   

 

  Panno James, zeznała pani, żejej pacjentkę, pannę Hawlsey, 

męczą nocne koszmary i że od czasu, kiedy spadła w uzdrowisku z 
balkonu willi , której właścicielem jest mój klient, odczuwa nienaturalną 
obawę przed upadkiem?   
 

  Tak, ma nieustanny uraz na tyra tle. Prześladuje ją paniczny 

strach, który nie opuszcza jej od chwili tego strasznego wypadku- Była 
pewna, że umrze, a ten rodzaj obezwładniającego strachu pozostawia w 
psychice blizny wymagające dłuższego leczenia niż obrażenia fizyczne.   

- Obezwładniający strach? - Griff powtórzył j ej słowa dla 

zaakcentowania dramatycznej wymowy użytego zwrotu . - Panna 
Hawlsey doznała obrażeń w czasie upadku. Jednak żąda nie tylko 
odszkodowania z tytułu wydatków na koszty leczenia, lecz także 
dodatkowo dwóch milionów dolarów jako zadośćuczynienia za krzywdę 
moralną w związku z utratą zdrowia. Rozumiem, że pani podziela   
jej stanowisko?   
 

  Tak, ponieważ ona potrzebuje...   

 

  Proszę tylko o odpowiedź na moje pytanie, panno   

 

James: tak czy nie? Twarz Melindy wykrzywił gniewny grymas. -Tak.   

 

  A więc pani wyobraża sobie, że mój klient będzie ponosił 

finansową odpowiedzialność za złe sny pani pacjentki?   
 

  Wyobrażam sobie...   

 

  Tak czy nie, panno James - powtórzył, jakby jego cierpliwość 

background image

była wystawiona na próbę.   
 

  Tak! - fukneła gniewnie.   

 

Zaczynał zbijać jąz tropu. To dobrze. Im bardziej będzie traciła 

pewność siebie, tym lepiej.   
 

  Ajakie wynagrodzenie otrzymuje pani za leczenie pacjentki i za 

występowanie w procesie, panno James?   
 

  Nie wiem, co to...   

 

  Proszę o odpowiedź, panno James.   

 

  Pracuję w klinice, panie Taylor, i za to mi płacą. Zgłaszających 

się pacjentów nie pozostawiamy bez pomocy, nawet jeżeli nie mają 
pieniędzy. W wypadku, gdy stać ich na opłacenie kosztów leczenia łu b 
gdy wydatki te pokrywa instytucja ubezpieczeniowa, przeciętna oplata 
wynosi   

sześćdziesiąt dolarów za godzinę. O ile mi wiadomo, honorarium 

adwokackie jest przynajmniej dwukrotnie wyższe prawda?   

Oczywiście mógł odpowiedzieć, że wysokość jego zazarobków nie ma 

związku ze sprawą i że to nie ona, lecz on prawo zadawania pytań. 
Uznałjednak, że może to   

skrzętnie wykorzystać przeciwko niej.   

- Oczywiście, to prawda. - Spojrzał na sędziów przysięgłych tak, jakby 

chciał zaznaczyć, że nie zamierza za 

zaprzeczać ogólnie znanym faktom. - Kiedy proces się kończy 

takim czy innym wyrokiem, mój klient nie potrzebuje juz więcej 
korzystać z moich usług. Czy może to samo pani powiedzieć o sobie, 
panno James?Czy wydany na korzyść firmy Hawlsey wyrok spowoduje 
całkowite   

wyleczenie jej z urazu powstałego w następstwie wypadku?   

 

  Nie, oczywiście, że nie - odpowiedziała ostrożnie   

 

Będzie się musiała zatem dalej leczyć?- Prawdopodobnie tak. 

Nocne koszmary osłabiajają,strach niemal pozbawia możliwości 
prowadzenia normalnego trybu życia. Mam   
 

background image

nadzieję, że... - A kiedy, pani zdaniem, wyzdrowieje? - ostro przerwał 

Griff. Uniosła dłonie w gniewnym geście.   
 

  Nie mogę podać dokładnej daty. Z pewnościąpan nie...   

 

  To pani podniosła kwestię mego wynagrodzenia, panno James. 

Klient z góry wie, j ak długo będzie musiał korzystać z moich usług. Jest 
granica, po przekroczeniu której moje usługi stają się niepotrzebne. Ta 
granicajest każdemu znana - moja praca kończy się wraz z wydaniem 
wyroku przez sąd. Czy zbyt wiele oczekuję, gdy pytam panią, jak długo 
pani klientka będzie obowiązana płacić pani sześćdziesiąt dolarów za 
godzinę? Czy istnieje jakiś sposób, który pozwoliłby ocenić dokładny 
czas lub liczbę seansów terapeutycznych potrzebnych dla wyleczenia 
nerwicy pourazowej?   

Melinda  odetchnęła  głęboko,  a  na  jej  policzki  wystąpiły  rumieńce 

gniewu.   

- Czy mogę odpowiedzieć pełnym zdaniem, panie Taylor, czy też 

nadal będzie mi pan przerywał po pierwszych kilku słowach? - Była 
wściekła.   

Musiał powstrzymać uśmiech. Ileż razy słyszał to zdanie w czasie 

kłótni Melindy ze starszym bratem. Skrzywił się z lekka drwiną, ruchem 
głowy oddając jej głos.   

- Panie Taylor, istnieje zasadnicza różnica miedzy naszymi klientami. 

Pana kilem po skończonym procesie powróci do domu i będzie 
prowadził dotychczasowe życie, bez względu na to, jaki zapadnie 
wyrok. Jeżeli werdykt będzie dla niego niekorzystny, straci tylko 
pieniądze, których ma mnóstwo. Zawsze może podnieść opłaty w swoim 
hotelu albo czynsz za wynajmowane mieszkania czy biura. Może 
wycofać jakieś udziały. Natomiast Nancy, po odniesionych obrażeniach 
kręgosłupa, nie będzie w pełn i sprawna fizycznie. Będzie mogła 
chodzić tylko przez parę godzin dziennie, a resztę czasu spędzi przykuta 
do wózka inwalidzkiego. Za każdym razem, kiedy zamknie oczy, 
zacznie na nowo przeżywać koszmar, myśląc, że znowu balkon 
rozsypuje się pod jej stopami, a ona spada jak kłoda, pewna 
nieuchronnej śmierci. Ma teraz dwadzieścia cztery lata i przed nią wiele 
lat bólu i leczenia urazów zarówno fizycznych, j ak i psychicznych. 

background image

Pomyślny dla niej wyrok wydany przez ten sąd oszczędzijej 
przynajmniej kłopotów związanych z czekającymi ją wydatkami. A pana 
klient może wtedy zrozumie, że podejmując decyzję o ograniczeniu 
wydatków przez oszczędzanie na remontach dla osiągnięcia wyz tego 
zysku, naraża ludzkie życie. Nancy miała prawo utrzymywać, że pana 
klient stosuje wszelkie techniczne normy, których wymaga prawo i które 
zapewniają bezpieczeństwo. Pana klient powinien być ukarany przede 
wszystkim za to, że zawiódłjej zaufanie.   

Griff przyznał w duchu, że być może popełnił taktyczny błąd 

dopuszczając Melindę do głosu. Argumentacjakończąca jej wywody 

rzeczywiście była trafna. Ta kobieta   

powinna zrobić karierę jako prawnik Nie mógł zrozumieć,   

dlaczego jest z niej dumny. Okazała się idealistką, a jedno 

cześnie dobrympsychologiem, potrafiącymbronic swoichpoglądow. Taka 

postawa może przysporzyć mu wielu kłopotów. Włoży ł rękę do 
kieszeni i stał w niedbałej pozie, mającej podkreślić w 
sposóbjednoznaczy, żejej przemówienie go nie poruszyło.   

- Panno James, panna Hawlsey zawsze cierpiała na lęk   

wysokości, czy się mylę? Melinda popatrzyła na niego podejrzliwie.   

 

  Tak, to prawda.   

 

  I dolegliwość ta była na tyle poważna, że pani pacjentka leczyła 

się w przeszłości?   
 

  Cóż... tak, ale nastąpiła poprawa. Wyszła przecież na balkon, 

gdyż właśnie chciała nacieszyć się pięknym widokiem.   
 

  Ale sam upadek nie wywołał u niej lęku wysokości, a jedynie 

spotęgował istniejące już objawy, czyż nie?   
 

  Wypadek nie po winien był się wy darzyć. Stantechniczny 

balkonu stwarzał niebezpieczeństwo już od pewnego czasu, jak to 
zeznali świadkowie. Gdyby pana klient wyło żył niezbędne pieniądze 
na...   
 

  Ponowniejestem zmuszony przypomnieć pani, że to ja zadaję 

pytania, panno James. Proszę odpowiedzieć - tak lub nie. Czy panna 
Hawlsey cierpiała na lęk przestrzeni przed wypadkiem, czynie? -Tak.   

- Dziękuję, panno James. Ni e mam więcej pytań.   

background image

Griff wrócił na swoje miejsce i zajął się notatkami. Sprawia ł 

wrażenie, jakby zapomniał już o zeznaniach psychologa, które nie był y 
na tyle ważne, aby zaprzątać dłużej jego uwagę.   

Nie podnosił wzroku, dopóki Melinda nie opuściła miej 

sca dla świadków.   

Nie próbował się oszukiwać. Odczuł ulgę, że go nie   

poznała. Ale również żal. że spotkanie z dawną przyjaciół 
ką nastąpiło w takich okolicznościach. A także smutek, że   
utracił prawo do wspomnień o tym szczególnym epizodzie   

młodości.   

Gdyby nawet Melinda dowiedziała się, kim jest naprawdę, nigdy nie 

wybaczyłaby mu okazanego j ej lekceważenia.   

Melinda  rzuciła  torbę  na  podłogę.  Jakby  tego  było  mało,  cisnęła 

teczkę w kat niewielkiego, biurowego pokoju.   

- Wstrętna, arogancka, nieetyczna i żle wychowana świnia.   

Całą  przestrzeń  pokoju  zajmowali  wyściełana  poduszkami  kanapa 

oraz  miękki  fotel  i  rozklekotane  biurko  stojące  przy  ścianie.  Znad 
oparcia  kanapy  wystawały  stopy,  które  zniknęły  w  momencie 
hałaśliwego  wtargnięcia  Melindy  do  pokoju.  Zaraz  potem  ukazała  się 
szeroko uśmiechnięta twarz i jasna czupryna.   

Fred  Waller.  jeden  ze  współpracowników  Melindy,  spojrzał  na 

koleżankę badawczo.   

Czy coś zle poszło w sądzie?   

 

  A co ty znowu robisz w moi m biurze? Czy nic masz własnego 

pokoju?   
 

  O ho, ho. Jesteśmy w zły m humorku, co? Opowiedz o wszystkim 

doktorowi Wallerowi. kochanie.   

Przepychając się miedzy kanapą a fotelem Melinda z marsową miną 

zmierzała w stronę biurka.   

- Adwokat pozwanego zrobił ze mnie idiotkę. Zadawał nieprzyjemne 

pytania i nie pozwalał dokończyć odpowie 

dzi- „Tak czy nie, panno James?" Zrobił ze mnie pośmiewisko, kpił z 

moich argumentów. Traktował mnie jak pośredniejszego gatunku 
szarlatana, który czyha tylko na zagarniecie pieniędzy. Osobę, do której 

background image

nie można mieć zaufania, gdyż odznacza się ponadto brakiem etyki i 
bardzo niską inteligencją. Musiał zniżyć się do mojego poziomu i miał 
czelność odnosić się do mnie protekcjonalnie. On. który żyje z takich 
kapitalistów bez serca, jak Artur Day- 

son.Fred spojrzał na Melindę współczująco i odrzucił spadające mu 

na oczy przydługie włosy.   

- Słyszałem, że ten Taylor to bezwzględny łajdak. Jest pupilkiem 

Wallace'a Dysona co mówi samo za siebie. Krążąplotki, że Dyson 
upatrzył go sobie na zięcia.   

Melinda zmarszczyła brwi na wspomnienie adwokata, który z takim 

rozmysłem zaatakował ją w trakcie rozprawy. Na pierwszy rzut oka 
wydał się jej bardzo przystojny, choć raził jąjego wręcz obsesyjnie 
tradycyjny ubiór. Poza tym robił dobre wrażenie. Wysoki, dobrze 
zbudowany, ciemnowłosy, pewny siebie. Kiedy po raz pierwszy 
napotkała spojrzenie jego brązowych oczu, serce zaczęło jej bić szyb-
ciej. Czy dlatego, że by ł pociągającym mężczyzną? Czy może wydał jej 
się znajomy? Nie, to gra wyobraźni. Od pierwszej chwili napadł na nią 
bezlitośnie stwierdzeniem, że w swojej dziedzinie nie uzyskała stopnia 
doktora.   

 

  Bufon - mruknęła.   

 

  Patrzysz na mnie, ale jest oczywiste, że myślisz o nim , więc tej 

uwagi nie biorę do siebie - zauważył Fred pobłażliwie.   

Ze skrzyżowanymi nogami, odchylony do tyłu , z rękami na oparciu 

kanapy, demonstrował w całej okazałości żółtą koszulkę z denerwująco 
optymistycznym napisem: Nie martw się i bądź szczęśliwy,   

- A jak oceniasz jego wystąpienie? Czy myślisz, że Nancy wygra?   
Metinda odgarnęła z czoła kosmyk rudoblond włosów i westchnęła.   

 

  Ma dużą szansę uzyskania zwrotu kosztów leczenia. Być może 

otrzyma jakąś dodatkową kwotę. Wynagrodzenie jej adwokatajest 
astronomiczne, więc powinna uzyskać odpowiednio wysoką sumę. Jeśli 
zaś chodzi o odszkodowanie za krzywdę moralną, to, no cóż. nie wiem. 
Taylor jest bardzo dobrym adwokatem.   
 

  Musi być dobry, w przeciwnym razie nie pracowałby w Spółce 

Adwokackiej Dysona. Taylor ma przed sobą przyszłość. Każda nowa, 

background image

wygrana sprawa jest dla niego następnym szczeblem drabiny, po której 
się wspina. Mów i się, że zrobi wszystko, żeby się dostać na szczyt 
Słyszałem , że mana oku karierę polityczną,   
 

Melinda przyjechała do River City, miasta położonego nie opodal 

StLouis, trzy miesiące temu. To właśnie Fred udzielił jej wielu 
informacji o lokalnych sprawach. Została wciągnięta w krąg problemów, 
którymi żyło tutejsze środowisko. Znała nazwisko Dysona i reputację, 
jaką się cieszył. Cała jego działalność zawodowa, a szczególnie 
reprezentowanie interesów wszechwładnych bogaczy, budziła jej 
odrazę.   

Zdjęcia Dysona, jego żony i pięknej córki były często zamieszczane w 

kronikach towarzyskich lokalnych gazet. Melinda spotkała tę ostatnią 
raz czy dwa na imprezach dobroczynnych; bywała tam ze względu na 
swe żywe zainteresowanie sprawami społecznymi. Natomiast Leslie Dy 

son uczestniczyła w nich, gdyż oczekiwano od niej włącze 

nia się w tak godnąpochwały działalność.   

Zatem Dyson upatrzył sobie Taylora na zięcia? Wyobra 

żając sobie tych dwoje na ślubnym kobiercu, Melinda po 

czuła niezrozumiałą, wzrastającą niechęć,   

Taylor był bufonem, to prawda, ale wydawał się zbyt   

inteligentny dla słodkiej ślicznotki, Leslie Dyson. Oczywi 

wiście nicjato nie obchodzi - zreflektowała się szybko,   

nawet dobrze by mu zrobiło, gdyby codziennie rano przy   

goleniu musiał patrzeć w te puste niebieskie oczy.   

- Czy rodzina Taylora wywodzi się ze środowiska Dy 

sonów?  -  zadała  pytanie  z  czystej  ciekawości.  To  by  tłuma  czyło 

karierę Taylora, mimo tak młodego wieku.   

- Nie, na pewno nie. On po prostu pracuje u Dysona od dwóch lat. 

Właściwie to niewiele o nim wiadomo. Zupełnie spadł z księżyca 
albojakby zmaterializowało się marzenie Dysona o odpowiednim zięciu. 
Słyszałem, że Taylor służył przedtem w marynarce, ale nikt nie 
wspominał, skąd się tam wziął. Służba w marynarce. Melinda 
gwałtownie uniosła gło To ciekawe, pomyślała, zagryzając wargę. - Nie, 
to niemożliwe - potrząsnęła stanowczo głową,   

background image

że służył w marynarce, nie znaczy... - przerwała i zamyśliła się. - jest w 

tym samym wieku, zgadza się nazwisko ale on ma na imię Griffin, a nie 
Edward.   

Fred spojrzał na nią z niepokojem.   

-  Z  pewnością  wiesz,  o  czym  mówisz,  ale  ja  nie  mam  zielonego 

pojęcia.   

Patrzyła  na  Freda  nieobecnym  wzrokiem,  nadal  rozważając  różne 

ewentualności,   

- Po prostu przyszło mi coś do głowy, kiedy powiedzia 

łeś  o  służbie  w  marynarce.  Przecież  Taylor  to  bardzo  pospolite 

nazwisko.   
 

  To prawda, choć nie tak bardzo jak Smith czy Jones, ale 

rzeczywiście dość powszechne - zgodził się Fred.   
 

  Nie, to bez sensu. - Melinda ujęła ołówek i wpatrywała siew 

niego z zadumą. - Tak, ma piwne oczy, ale nie, zupełnie inny kolor 
włosów. Och! Ależ on je tlenił! Tak, dwanaście lat może zmienić 
człowieka.   
 

  Melindo! - pochylony nad biurkiem Fred prawie krzyknął i 

spojrzał prosto w jej przestraszone oczy. O czym ty, u diabła, mówisz?   
 

Melinda rzuciła mu przepraszający uśmiech.   

-  Wybacz  Fred.  Właśnie  przyszło  mi  do  głowy,  ze  być  może  znam 

tego  mężczyznę.  Lub  raczej  znałam  wiele  lat  temu.  To  się  wydaje 
nieprawdopodobne, a jednak chyba   
jest możliwe. Fred westchnął i usiadł w fotelu.   

- Dzięki za wyjaśnienie.   

Zostałjej  przyjacielem  od  chwili,  gdy  się  poznali.  To  było  przed 

pięcioma  miesiącami.  Zostali  sobie  przedstawieni  przez  wspólnych 
znajomych i od razu zaczęli rozważać możliwość zatrudnienia Melindy 
w klinice.   
 

  A Skąd ta myśl, że mogłabyś znać w czasach swej niejasnej 

przeszłości tę wstrętną, arogancką, nieetyczną i zle wychowaną świnię?   
 

  Z tego, co mówiłeś, wynika, że to jego przeszłość jest niejasna. 

Moja - nie.   
 

  Melindo! - Fredbyłjużporządniezniecierpliwiony.   

background image

 

  Znałam kiedyś pewnego młodego człowieka. Miałam wtedy 

czternaście lat. Był moim pierwszym chłopakiem.   
 

  To zapewne dlatego wyróżniasz go spośród tych hord wielbicieli, 

którzy byli po nim - mruknął złośliwie Fred.   
 

Melinda, nie zwracając uwagi na tę uszczypliwość.ciagneła dalej:   

- Nazywał się Edward Taylor, ale nie znosił swojego imienia i używał 

pseudonimu  Dziki  .  Prawdziwy  buntównik.  Nosił  kolczyki  i  pomięte 
drelichy w czasach, gdy na taką ekstrawagancję pozwalali sobie jedynie 
gwiazdorzy  muzyki  rockowej.  Żadnemu  z  grzecznych  chłopców  ze 
Springfield jeszcze się o tym nie śniło. Wstąpił do marynarki wojennej 
zaraz  po  ukończeniu  szkoły  średniej.  Obiecywał,  że  będzie  pisać,  ale 
dostałam od niego tylko jeden list Potem już nigdy o nim nie słyszałam. 
Miałby teraz trzydzieści lat.   
 

  Cóż, wiek się zgadza, ale cała reszta... - rzucił Fred 

powątpiewająco.   
 

  Tak, masz rację. Przez moment wydał mi się znajomy. A jak 

powiedziałeś o służbie w marynarce... Ale prawdopodobnie to jednak 
nie jest on.   
 

  No wiec przestańjuż pleść głupstwa - poprosił Fred,   

 

  Dobrze - przyrzekła. - A poza tym wcale nie chciałabym, żeby 

okazał się tym samym człowiekiem. Dziki był wspaniały - wojowniczy, 
uparty, ale zarazem nieszczęśliwy, wrażliwy, poważnie myślący, 
chociaż tę stronę jego natury znało niewiele osób. Ja byłam jedną z nich, 
w tym czasie może jedyną. Uwielbiałam go. Po jego wyjeździe 
ogromnie za nim tęskniłam, lecz byłam młoda, poznałam potem wielu 
innych interesujących mężczyzn. Nie wspominałam go zbyt długo, choć 
pozostał w mojej pamięci   
 
jako ktoś zupełnie wyjątkowy. To byłoby po prostu strasz 

ne, gdyby ten inteligentny, nieposkromiony buntownik za 

przedał się możnym i bogatym.   

- Griffin Taylor zupełnie nie pasuje do tego opisu przyznał Fred z 

uśmiechem.   

- Ja też tak sądzę. To zwykły zbieg okoliczności, że zgadza się wiek i 

background image

nazwisko. Tylko tak to można wytłumaczyć.   

Fred przyglądał się Melindzie przez chwile, po czym stwierdził:   

- Nie spoczniesz, dopóki nie poznasz prawdy. Jestem pewien. Za 

dobrze cię znam. Spojrzała na niego zdumiona.   

- Co ty wygadujesz? Nie mam zamiaru dłużej się nim zajmować. Nie ma 
dla mnie żadnego znaczenia, czy kiedykolwiek w życiu spotkam jeszcze 
tego obrzydliwego Griffina Taylora.   
- A czy poważny psycholog może mieć taki stosunek do człowieka? - 
Fred beształ Melindę żartobliwie, idąc w stronę drzwi. - Przecież 
zakładamy, że w każdym można odnaleźć pozytywne cechy, prawda?   
- Pff... - Ta reakcja wyraźnie wskazywała, co w ty m momencie Melinda 
myśli o takiej filozofii- Zarówno w zawodowym, jak i prywatnym życiu 
nie zachowywała się w sposób zgodny z oczekiwaniami innych. 
Skłonność do przekory nieraz przysporzyła jej kłopotów.   
- Wyłączam się. Wieczorem mam randkę z Bev. Chciałem się tylko 
dowiedzieć, jak poszło w sądzie. Przykro mi, że przeżyłaś takie niemiłe 
doświadczenie. Melinda wzruszyła ramionami.   
- Nie oczekiwałam przyjemności. Mam tylko nadzieję, że niczego nie 
zaniedbałam w sprawie Nancy..   
- Jestem pewien, te poszło ci świetnie. Idz zaraz do domu, dobrze? Zjedz 
coś, wymocz się w wannie, przeczytaj lekką książkę, oderwij się od 
pracy. Nie masz w tej chwili niczego takiego do zrobienia, co nie 
mogłobypoczekać do jutra.   
- Nie zostanę długo - zapewniła go Melinda, sięgając   
 

już po stertę papierów. - Do zobaczenia, Fred. Pozdrów Bev.   

 

  Dzięki. - Był już za drzwiami, ale jeszcze wsunął głowę do 

pokoju i rzekł:   
 

  Jak odkryjesz, czy to jest ten sam Taylor, daj mi znać. 

Zaciekawiłaś mnie.   
 

  Już ci powiedziałam, że nie zamierzam grzebać się w przeszłości 

Griffina Taylora - odparła Melinda ze zło ścią. - Nie interesuje mnie.   

-  Aha.  W  porządku.  -  Fred  wyszedł,  wznosząc  oczy  do  nieba  z 

niedowierzaniem.  Pogwizdywał  niezbyt  czysto  fragment  piosenki  pod 
tytułem „Mój chłopakwrócił".   

background image

Melinda zrzędząc wróciła do biurka. Wyjęła swoje notatki i chciała się 

na nich skoncentrować, ale właśnie zaczęła się zastanawiać, jak Griffin 
Taylor  wyglądałby  bez  okularów.  Starała  się  wyobrazić  go  sobie  z 
długimi włosami, kolczykami i oczami podkreślonymi tuszem. Ta wizja 
rozśmieszyła ją.   

- Daj temu spokój, Melindo - skarciła się - Masz ważniejsze problemy 

na głowie. Dużo ważniejsze.   

Pomyślała,  że  jednak  chciałaby  wiedzieć,  co  się  stało  z  Dzikim, 

dawnym młodym gniewnym. ROZDZIAŁ   

2   

Melinda nie była pewna, czy będzie chciał się z nią   

zobaczyć, zwłaszcza bez uprzedniego uzgodnienia. Ku jej   
zdziwieniu jednak, sekretarka Taylora, sama jakby nieco   

zaskoczona, oświadczyła, że mecenas gotów jest przyjąć   

nie zapowiedzianego gościa.   

Zbierając w sobie odwagę, Melinda rozprostowała ramiona, podniosła 

głowę do góry i wkroczyła do kancelarii adwokata.   

Od  razu  narzucało  się  porównanie  z  jej  pokojem  biurowym.  U  niej 

leżał  podniszczony  dywan,  a  oparcia  kanapy  i  jedynego,  wygodnego 
fotela były trochę wytarte. Tania, kolorowa tapeta pokrywała pęknięcia 
tynku  na  ścianach.  Biurko  było  stare  i  zarzucone  stosami  papierów, 
kartotek, książek i kaset.   

Gabinet  Griffina  Taylora,  wyłożony  dębową  boazeria,  umeblowany 

drogimi antykami, by ł niewątpliwie urządzony przez dekoratora wnętrz. 
Melinda  mogłaby  poprawić  makijaż,  przeglądając  się  w  lśniącej 
powierzchni  ogromnego  biurka,  całkiem  pustego,  jeżeli  nie  liczyć 
zestawu  na  pióra,  wykonanego  z  orzechowego  drzewa  i  ozdobionego 
złoceniami. Na widok tych dowodów finansowych korzyści, płynących 
z  obrony  bogatych  klientów,  Melinda  jeszcze  wyżej  podniosła  głowę. 
Kiedy weszła do pokoju, adwokat wstał zza biurka i podszedł do niej z 
ręką uprzejmie wyciągniętą na powitanie.   

- Panno James, co za niespodzianka - powiedział. Z jego twarzy niczego 

background image

nie można było wyczytać- - Czym mogę pani służyć? Czy też może 
przebyła pani te całą drogę do   

Louis, żeby napawać się korzystnym dla pani klientki wyrokiem?   

Do licha, on jest naprawdę ogromnie przystojny, z bliska jeszcze 

bardziej. Usiłowała przekonać siebie, ze ten jest zupełnie bez znaczenia. 

Ciekawe jak wygląda,   

kiedy się uśmiecha. O ile w ogóle się uśmiecha. Przypomniała sobie o 

celu swej niespodziewanej wizyty. Wyprostowała się i oświadczyła:   

- Przyszłam, żeby powiedzieć panu, co myślę o pana zachowaniu w 

sądzie w zeszłym tygodniu. Jeśli zaś idzie   

o napawanie się korzystnym wyrokiem, to oboje wiemy, ze pana klient 
nie zapłaci ani grosza, bo będzie procesował się wsadzie drugiej 
instancji tak długo,jakto będzie możliwe,   
a po tym... Roześmiał się trochę kwaśno.   
 

  Proszę mi wierzyć, panno James, że o moim zachowaniu w sądzie 

nie może mi pani powiedzieć nic, czego bymjuż nie słyszał wiele razy. 
Jeżeli zatem to wszystko...   
 

  Niech pan mnie nie zbywa w ten sposób. - Melinda parsknęła 

gniewnie. - Czy jakiś wewnętrzny przymus, którego nie potrafi pan 
powstrzymać, każe panu wiecznie przerywać innym w połowie zdania, 
panie Taylor? A może takie postępowanie daje panu poczucie siły?   
 

- Aaa, pani tu przyszła analizować moje zachowanie. Pochylił się 

nieco nad biurkiem i przyglądał się jej badawczo, - Zmuszony jestem 
znowu zapewnić panią, że tylko traci pani swój czas. -Zabrzmiało to tak, 
jakby dawał do zrozumienia, że chodzi też o jego czas.   

Melinda zacisnęła pięści. - Nie, nie po to tu przyszłam - stwierdziła 

powściąga 

jąc złość. Postanowiła, żenię da się sprowokować. - Byłam właśnie w 

mieście i pomyślałam, że nie zaznam spokoju, jeżeli nie powiem panu 
tego, co powinien pan wiedzieć.   
 

  Ach tak? Ulubiona śpiewka psychologa. Zrzucić ciężar z piersi. 

Uwolnij gniew rozpierający serce. - Zrobi ł zachęcający gest. - No , 
dalej, panno James. Proszę wygłosić swoją mowę, a potem będzie pani 
mogła już sobie pójść. Rozładuje pani gniew i pani psyche wróci do 

background image

normy. Nie chciałbym być powodem pani emocjonalnych stresów.   
 

  Och... - Opanowała ją wściekłość. Nigdy w życiu nie była 

traktowana w sposób tak poniżający, no. w każdym razie od czasu, 
gdyjej brat uznał, żejestjuż dorosła i przestał kierować jej tyciem.   
 

  Czy zawszejest pan taki nieznośny, czy może nie lubi pan 

psychologów?   
 

  Generalnie nie przepadam za przedstawicielami tej specjalności, 

ale myślę, że mam przykry charakter - odparł z nutą humoru. Więc ma 
poczucie humoru, pomyślała. Kiedy spostrzegł, że wyraz jej oczu trochę 
łagodnieje, jego lekki uśmiech zgasł, a sposób bycia ponownie stał się 
arogancki.   
 

  Panno James, niechże pani mówi, co ma do powiedzenia. Jestem 

bardzo zajęty.   
 

Melinda popatrzyła na niego podejrzliwie. Dlaczego nagle wydało 

sięjej, że on celowo próbuje wyprowadzić ją z równowagi? Włożyła 
ręce głęboko do kieszeni płaszcza w nadziei, że ten gest powstrzymają 
przed skoczeniem mu do gardła.   

Z przesadną obojętnością zaczęła krążyć po pokoju, rozglądając się 

dookoła.   

- Gdybym miała analizować pana zachowanie, panie Taylor, to 

podejrzewałabym, że zjakiejś przyczyny dostosowuje się pan na siłę do 
stereotypu młodego, lecz konserwatywnego i kroczącego ku sukcesom 
adwokata. Może pragnie pan coś ukryć? Jakiś ślad szaleństwa, które 
mogło 

by zagrozić bezpieczeństwu spokojnego i wygodnego   

gniazdka, które sobie pan uwił?   

Czując jego napięcie, pogratulowała sobie trafnej diag 
nozy. Nie odpowiadał i był wyraźnie speszony. Postanowi 

li wykorzystać sytuację i ciągnęła dalej.   
- Czypanwie, ilu ciekawych rzeczy można dowiedzieć się o 

człowieku, obserwując urządzenie jego biura? Jest prawie lak samo 
wyrazistej ak wnętrze domu. Na przykład te obrazy. Nie ma w nich 
żadnej ciekawej kolorystyki, są tylko nowoczesne lub modne. Nie 
wybierał ich pan. jestem tego pewna, ale zgodził się pan, byje tutaj 

background image

zawieszono. Złote pióro na biurku. Prezent z okazji osobistego zwycię-
stwa? Ta mała...   

Przerwała raptownie, gdyż jej wzrok przy kuł widok niewielkiej, 

prostokątnej deseczki, nie rzucającej się w oczy, ustawionej w kącie 
etażerki. Kawałek drewna, obramowany ręcznie malowanymi kwiatami 
o niesamowitych kształtach i kiedyś jaskrawych, dziś już wyblakłych 
barwach. W środku, w girlandzie kwiatów, krzywo napisane dwa słowa; 
Masz przyjaciela.   

Zapadła długa cisza. Melindapodniosła deseczkę i odwróciła się do 

stojącego mężczyzny. Jego twarz pozostawała nadal nieruchoma, 
jedynie w oczach widać było czujność. Jakby czekał na atak. Nie mogła 
dociec dlaczego. Czyżby stanowiła dla niego jakieś zagrożenie?   
 

  Zatrzymałeśto-rzuciła cicho.   

 

  Tak, kiedy wyjeżdżałem, zabrałem ze sobą tylko tę jedną rzecz.   

 

  Nie miałeś zamiaru powiedzieć mi , kimjesteś?   

 

  Nie . - Nawet się nie zawahał. Starała się nie pokazać   

 

po sobie, jak zabolała jata odpowiedź. Wzruszyłramionami i odwróciłsię.   

 

  To nie jest istotne.   

 

  Nie... - powtórzyła z niedowierzaniem. - Byliśmy przyjaciółmi.   

 

  Byliśmy dzieciakami. I to dawno temu. Teraz właściwie nawet się 

nie znamy. Poza tym wyznaczyłem sobie pewne życiowe cele, a ty 
przeszkadzałabyś mi w ich osiągnięciu. Powrót do starych wspomnień 
może zniweczyć moje zamiary. Zamknęła oczy. Przez chwilę czuła 
rozczarowanie. I żal za drogimi dla niej wspomnieniami, które on 
odrzuca ze względu na życiowe plany.   
 

  Co się z tobą stało, Dziki? - wyszeptała. Zwrócił ku niej surowa 

twarz, w której tkwiły zimne oczy.   
 

  Melindo, nie nazywij mnie tak! Chłopak, którego kiedyś znałaś, 

już dawno przestał istnieć. Zapomniałem   
 
o  nim  tak  samo  jak  o  całym  pozostałym  Śmietniku  mojej  przeszłości. 
Teraz jestem kimś. Nie tym nieznośnym chło pcem z biednej dzielnicy, 
podejrzewanym  o  popełnienie  każdego  przestępstwa;  nieszczęsnym 
dzieciakiem,  którego  porzuciła  matka  i  który  został  z  grubiańskim 

background image

ojcem-alkoholikiem.  Teraz  jestem  szanowany  i  zasłużyłem  sobie  na  to. 
Nikt nie musi znać mojej przeszłości   

- Zatrzymałeś ją - powtórzyła Melinda, patrząc na leżącą na jej dłon i 

deseczkę, którą zrobiła specjalnie dla niego na lekcji plastyki.   

Zadrżała mu broda.   
-  Tak.  to  była  jedyna  rzecz,  którą  ktoś  kiedykolwiek  dla  mnie  zrobił. 

Trzymam ją z przyzwyczajenia, być może jako maskotkę.   

Przechowywać  maskotkę  przez  dwanaście  lat,  to  trochę  długo, 

pomyślała,  ale  nic  nie  odrzekła.  Bolało  ją,  że  wspomnienie  o  niej 
odrzucił wraz ze wspomnieniami o najgorszych przeżyciach młodości.   

Przyglądała  mu  się  przez  chwilę,  porównując  niewyraźny  obraz 

chłopca, jakiego pamiętała, z mężczyzną. który stał przed nią. Był wtedy 
bardzo chudy. Miał łagodny   

wyraz twarzy. Teraz zmężniał, a jego twarz była ostra jak   

ociosana bryła granitu. Pamiętała mały dołek w brodzie, który 

kiedyś dodawał mu wdzięku. Obecnie nie mogłaby użyć w stosunku do 
niego takiego określenia.   

Tylko oczy się nie zmieniły, choć nie były tak wyraziste, bo zasłaniał 

je szkłami okularów. Tak samo ciemnobrązowe, ocienione czarnymi, 
gęstymi rzęsami. Kiedyś podkre 

ślał je kredką - przypomniała sobie teraz ten niewiarygodny fakt. Tylko 

patrząc z bliska w te oczy można było zauważyć utajony w nich gniew. 
Zastanawiała się, czy ktoś w ostatnich latach potrafił dostrzec kryjące się 
w głębi jego   

oczu uczucia, a nie tylko wyraz zdawkowej uprzejmości.   

- Wobec tego rozumiem, że nie chcesz napić się czegoś porozmawiać 

o dawnych czasach, pośmiać się z naszego   

przypadkowego spotkania po latach - starała się mówić lekkim 

tonem, jakby ta propozycja nie miała dla niej, podobnie jak dla niego, 
większego znaczenia.   

Zawahał się, westchnął i przygładził włosy.   

- Przykro mi, Melindo. Żałuję, że zetknęliśmy się ponownie w niezbyt 

sprzyjających okolicznościach. Przeprszam że w sądzie musiałem w taki 
sposób występować   

przeciwko tobie. Chciałbym... - potrząsnął głową. - Nie, nie mogę 

background image

teraz myśleć o przeszłości. Wymazanie jej z pamięci wymagało dużego 
wysiłku i nie mogę ryzykować, że znowu ożyje. Ujawnienie mojej 
przeszłości nie byłoby takie trudne, ale do tej pory nikogo ona nie 
interesowała. I wolałbym, żebyjuż tak pozostało.   

- Inaczej mówiąc jajestem nieprzyjemnym wspomnieniem twojej 

nieszczęśliwej młodości i z tego powodu powinnam zniknąć. Czy się 
nic mylę, panie mecenasie? Umyślnie naśladowała jego styl zadawania 
pytań na rozprawie sądowej.   

Westchnął.   

 

  Zawsze miałaś ostry język. To się nie zmieniło.   

 

  Tak czy nie, panie Taylor? - spytała chłodno, nadal   

 
imitującjego sposób mówienia. -Tak. Udało sięjej zachować spokój.   

- Świetnie. Wyjdę z twojego biura. Usunę się z twojego życia. Możesz 

zapomnieć, że nasze drogi znowu się skrzyżowały - powiedziała. - Nie 
chciałabym żebyś z mojego powodu przeżywał emocjonalne 
stresy-dodała ironicznie,   

Postawiła deseczkę z powrotem na miejsce i skierowała się do wyjścia 

Trzymając rękę na klamce, odwróciła się i rzuciła od drzwi:   

- Jeszcze tylko jedno. Nie powiedziałam ci, co sądzę   

o twoim zachowaniu w sądzie w zeszłym tygodniu. Otóż myślę, że 
okazałeś się zarozumiały i źle wychowany. Byłeś agresywny i ubliżałeś 
mi. W dodatku jesteś hipokryta. Żegnaj, Dziki. - Zamknęła za sobą 
drzwi, zanim zdążył odpowiedzieć. Połykając łzy. przeszła koło 
zaciekawionej sekretarki i opuściła biuro kancelarii adwokackiej Dyson 
i Spółka.   

Czuła, że w wieku dwudziestu sześciu lat zrobiła ostatni krok, 

zrywający więzi z niewinnym okresem dzieciństwa.   

- Nie dziw się, Melindo. Każdy się zmienia. Dwanaście lat to szmat 
czasu. Melinda spojrzała kpiąco, jakbyjej rozmowa z bliźniaczą siostrą 
nie odbywała się przez telefon.   
- Wiem, Meaghan. Ale sądziłam, że on przynajmniej da się nadal lubić.   
- A dlaczego tak sądziłaś? - Meaghan nie owijała spraw w bawełnę. - 
Przede wszystkim nigdy nie mogłam zrozumieć, co ty w nim właściwie 

background image

widzisz. Ja zawsze śmiertelnie się go bałam. Te długie, zmierzwione 
włosy, kolczyki i podmalowane oczy. Te ciągłe bójki. Przeczuwałam, że 
będzie miał do czynienia z wymiarem sprawiedliwości,choć 
spodziewałam się, że to raczej on będzie potrzebował pomocy adwokata.   

- Teraz on jest w twoim typie-stwierdziła Melinda nieco   

złośliwie. - Kołnierzyk koszuli przypinany na guziczki, jedwabny 

krawat, tradycyjna fryzura Uosobienie młodego republikanina. Na 
pewno zaprzyjaźniłby się z Johnem.   

- Zostaw Johna w spokoju. - Meaghan wiedziała, że od chwili 

spotkania Melindyzjej mężem, czyli od czterech lat tych dwoje 
prowadzi ze sobą wojnę na poglądy, Melin 

da z pewnością bardzo lubiła Johna, lecz nigdy nie wyszłaby za maż za 
mężczyznę jego pokroju. - Nie rozumiem, dlaczego takcie ubodło, że 
Dziki teraz zadziera nosa. Przecież nie jesteś w nim zakochana. Byliście 
tylko parą przy 

jaciół. Na romans było zresztą trochę za wcześnie. Mówi łaś, że tylko raz 

cię pocałował.   
 

  Ale to by ł mój pierwszy pocałunek - Melinda wyszeptała tęsknic. 

- Czy można o tym zapomnieć?   
 

  Mmm.. . Gdyby pozostał dłużej w Springfield, nie skończyłoby 

się na pocałunku. I wtedy nasz popędliwy braciszek Mart chyba by go 
udusił.   
 

  Mówisz tak, jakbym wtedy myślała o pójściu z nim do łóżka - 

sprzeciwiła się Melinda. - Wiesz dobrze, że ja, w odróżnieniu od 
większości dziewczyn, nie spieszyłam się do tego. Ty także nie.   
 

  To pewno kwestia wychowania. A jeśli chodzi o ciebie , zawsze 

podejrzewałam, że każdego spotkanego w ciągu ostatnich lat faceta 
porównujesz do Dzikiego. Mim o że było ich wielu, tylko z nielicznymi 
byłaś naprawdę blisko.   
 

  Uważasz, że na randkach z innymi mężczyznami myślałam o 

chłopcu, którego znałam, kiedy miałam czternaście lat? - spytała 
Melinda z niedowierzaniem. - Co ty opowiadasz, Meaghan?!   
 

Meaghan wycofała się szybko.   
- To tylko przypuszczenie, mogę się mylić. A może szukasz 

background image

mężczyzny podobnego do naszego ukochanego brata?   

Melinda nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu. Jej batalie z 

despotycznym bratem przeszły do rodzinnej legendy.   
 

  A kto mówi, że ja w ogóle kogoś szukam?   

 

  Ja - odpowiedziała Meaghan, rym razem bez wahania. - Jesteś 

jedyną panną w rodzinie, a w ubiegłą wigilię Bożego Narodzenia 
wyznałaś, że bardzo chciałabyś mieć dzieci, nawet gdybyś nie wyszła za 
mąż. Po prostu nie znalazłaś dotąd nikogo odpowiedniego. I trzeba 
dodać, że nie z powodu braku chętnych.   
 

  O tak, odrzucałam przynajmniej dwie propozycje małżeństwa 

dziennie. Meaghan. daj spokój. Mam dwadzieścia sześć lat. Jeszcze nie 
jestem starą panną. Ale od czego zaczęłyśmy? Aha chciałam ci 
powiedzieć, jakim bufonem stał się teraz Dziki. I wiesz, on nawet nie 
przyznaje się, że tak się kiedyś wszyscy do niego zwracali. Teraz 
nazywa się Griffin Taylor, dla przyjaciół - Griff. Czy to nie śliczne imię 
dla młodego, zdolnego i robiącego karierę?   
 

  Wydawało mi się, że miał na imię Edgar albo...   

 

  Edward - podpowiedziała Melinda. - Nie znosił tego imienia, 

chyba dlatego, że odziedziczył je po ojcu. Nie wiem skąd wytrzasnął 
tego Griffina. Może to jego drugie imię? M owił, że i drugiego imienia 
nie lubi.   
 

  Doskonałe wszystko pamiętasz - nie omieszkała wtrącić 

Meaghan. - Czy znasz datę jego urodzin?   
 

  Piąty maja Czy to ma dla ciebie jakieś znaczenie?   

 

  Dla mnie nic - zaśmiała się bliźniaczka. - Czy masz zamiar się z 

nim widywać?   
 

  Chyba przypadkiem. - W odpowiedzi Melindy zabrzmiała 

posępna nuta.   
 

- Szkoda, że tak się wszystko między wami popsuło. -Tym razem głos 

Meaghan był poważny i współczujący. Wiem. jak bardzo byłaś do niego 
przywiązana. Musi być ci przykro, ze wasza przyjaźń nie ma widoków 
na przyszłość.   

-  Owszem,  ale  przeżyję  to.  Nie  widywałam  go  przez  ostatnie 

dwanaście  lat  i  jeżeli  go  więcej  nie  spotkam,  to  moje  życie  się  nie 

background image

zmieni.   

Meaghan  taktownie  zmieniła  temat  i  zaczęła  wypytywać  Melindę  o 

pracę.  Obie  pasjonowały  się  tym,  co  robiły.  Meaghan  uczyła  dzieci 
niepełnosprawne.  Na  ten  temat  mogły  rozprawiać  godzinami. 
Cotygodniowa rozmowa telefoniczna dobiegła końca.   
 

  Ucałuj ode mnie Johna i Andy'ego. - Melinda jak zwykle ociągała 

się z odłożeniem słuchawki.   
 

  Trzymaj się, kochanie. Tęsknię za tobą.   

 

  Ja też.   

 

Tylk  o  inna  para  bliźniaków  mogłaby  zrozumieć,  jak  silna  wieź 

łączyła  Meaghan  i  Melindę.  Ani  różnice  charakterów,  ani  dzielące  je 
kilometry  Meaghan  po  wyjściu  za  mąż  przeprowadziła  się  do  Tulsy,  a 
Melinda  wyjechała  do  RiverCity  nie  oddaliły  ich  od  siebie.  Spotykały 
się, kiedy tylko to było możliwe. Okazje nadarzały się często, gdyż w tej 
związanej  ze  sobą  rodzinie  zawsze  ktoś  znajdował  powód  do 
zwoływania familijnych zgromadzeń.   

Melinda  z  westchnieniem  odłożyła  słuchawkę.  Poszła  do  małej 

kuchenki,  żeby  coś  przegryźć.  Takjak  powiedziała  siostrze,  nie  miała 
zamiaru  nigdy  więcej  spotkać  się  z  Griffinern  Taylorem.  Ale  nie 
potrafiła  zapomnieć  gniewnych,  brązowych  oczu  i  miłego  uśmiechu 
chłopca,  w  którego  głosie  zawsze  brzmiała  czułość,  gdy  się  do  niej 
zwracał: Hej, Melindo, jestem!   

Otwierając  lodówkę  uśmiechnęła  się  zadowolona,  że  właśnie  taki 

wizerunek  udało  się  jej  ocalić,  mimo  doznanego  rozczarowania.  Griff 
wpatrywał się w drzwi mieszkania Melindy. Zawahał się przez moment, 
odwrócił,  zaklął  cicho  pod  nosem  i  zanim  zdążył  zmienić  zdanie, 
zapukał.  Oczekiwał  na  słowa  „  Kto  tam?,  więc  był  zaskoczony,  kiedy 
drzwi otworzyły się niemal natychmiast.   

Było oczywiste, że Melinda jest nieprzyjemnie zdziwionajego 

widokiem.   
 

  Co ty tu robisz?   

 

  Przepraszam - rzekł bez wstępu - ale wczoraj w biurze 

zachowałem się głupio. Zaskoczyłaś mnie, a ja zareagowałem 
instynktownie i nie tak, j ak należy. Znowu możemy być przyjaciółmi. 

background image

Nie ma przeszkód.   
 

  Jest jedna - odrzekła spokojnie. -Już mi się nie podobasz.   

 

Usiłowała zamknąć mu drzwi przed nosem. Ale przytrzymał je.   

 

  Melindo, wpuść mnie. Musimy porozmawiać.   

 

  Nie. Powiedziałeś już wszystko. Jestem dla ciebie niemiłym 

wspomnieniem. I tak wstydzisz się swojej przeszłości, że nawet nie 
chcesz pamiętać dobrych chwil. Była m odpowiednia dla chłopca z 
biednej dzielnicy, ale teraz   
 

jesteś poważnym adwokatem i nie masz czasu dla zwykłego psychologa 

z kliniki. Takjakjuż mówiłam, panie Taylor, jest pan hipokrytą, a ja 
zawsze nie znosiłam hipokrytów, chyba pan pamięta.   

- Widzę, że nadal masz własne zdanie, którego nikt nie może zmienić.   

To nie była najmądrzejsza uwaga. Zobaczył iskry zapalające się w jej 

zmrużonych, zielonych oczach.   

- Nie, panie Taylor, nikt mnie nie zmieni, jak to pan ujął. Jedynie 

kiedyś Matt był na tyle głupi, że próbował, ale już bardzo dawno 
przyznał się do porażki.   

Ponownie usiłowała zatrzasnąć drzwi, Griff popchnął je mocniej i 
wszedł do pokoju, zanim zdołała go powstrzymać. Trzymając dłonie 
na szczupłych biodrach patrzyła na niego wzrokiem pełnym 
wściekłości. Zauważył, że wciąż jeszcze lubi stroje w jaskrawych 
kolorach i ekstrawaganckim stylu.   

 

  Słyszałeś, co powiedziałam? Wyjdź z mego mieszkania. Jak 

śmiesz...   
 

  Melindo, proszę, nie mów w ten sposób. Czy nie   

 
możemy rozsądnie porozmawiać? Szarpiąc ze złością rąbek swetra, 

mruknęła:   

 

  Ja j estem rozsądna.   

 

  Czy mogę usiąść?   

 

Nie czekając na zaproszenie usadowił się wygodnie na podniszczonej 

kanapie. Niespiesznie powiódł wzrokiem po pokoju, zatrzymując 

background image

spojrzenie na różnych osobliwościach, którymi by ł ozdobiony. Stał tam 
różowy, porcelanowy flaming, na ścianie wisiały papierowe chińskie 
maski, a lampa miała kształt gejszy trzymającej świecę.   
 

  Podoba mi się tutaj. Styl raczej eklektyczny, ale tego można się 

było po tobie spodziewać.   
 

  Czuj się jak u siebie w domu. - Nawet nie usiłowała ukryć ironii.   

 

  Dzięki. Masz może kawę?   

 

  Nie, nie mam.   

 

Wzruszył ramionami widząc, że Melinda nie ma zamiaru grać rol i 

gościnnej gospodyni.   
 

  I tak muszę ograniczać kofeinę, A co słychać u was w domu? Jak 

tam Meaghan? Wspomniałaś Matta, czy nadal jest taki apodyktyczny?   
 

  Dzi.. . - urwała pod wpływem jego wzroku i sapnęła 

niecierpliwie. - Nie mogę się odzwyczaić. Zawsze do ciebie tak 
mówiłam. Nie wiem, jak powinnam się teraz do ciebie zwracać.   
 

  Wiesz, że używam drugiego imienia - Griffin. Większość ludzi 

nazywa mnie Griff. -Griff- powtórzyła chłodno. -Pięknie. Wczoraj dałeś 
mi do zrozumienia, że byłbyś wdzięczny, gdybym zniknęła z twojego 
biura oraz z twojego życia i przestała ci zawadzać. Nie wierzę, że 
przyszedłeś tu jedynie po to, aby dowiedzieć się, co porabia moja 
rodzina.   

- Melindo j uż cię przeprosiłem Dawniej nie byłaś taka zawzięta. - To 

ty stwierdziłeś, że teraz właściwie się nie znamy. -Jej uśmiechbył 
sztucznie słodki. - Nie zapraszam niezna 

jomych  do  domu  na  pogawędkę.  Szczególnie  tych.  którzy  mi  się  nic 

podobają.   
 

  Znowu zaczynasz?   

 

  A dlaczego nie, przecież to prawda. Pochylił się i spojrzał na nią.   

 

  A co mogłoby sprawić, żebym zaczął ci się podobać na nowo?   

 

  Może skórzana kurtka. Jeden lub dwa kolczyki.   

 

  To niemożliwe. Czy mam rozumieć, że wszyscy twoi przyjaciele 

noszą skórzane kurtki i kolczyki?   
 

  Nie - przyznała. - Ale oni nie stroją się w cudze piórka. Starają się 

być sobą.   

background image

 

  Ja też. Po prostu zmieniłem się przez te dwanaście   

 

lat.   

-  Ciągle  to  powtarzasz.  Ale  skoro  moi  m  przyjacielem  była  inna 

osoba, ty i ja nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.   

Potrząsnął głową ze smutnym uśmiechem.   

 

  Jak to się stało, że ty zupełnie się nie zmieniłaś przez ten czas, 

Jesteś tą samą porywczą, zapalczywą dziewczyną którą...   
 

  Kobietą - przerwała stanowczo i wyprostowała się nagle. - Nie 

jestem już dziewczyną.   
 

Zlustrował  ją  od  czubka  głowy  do  gołych,  różowych  palców  stóp.   

Tak, widzę.   

Odczuł zadowolenie, dostrzegając lekkie rumieńce wstępujące na jej 

jasne policzki   

- Przestań - rzekła ze złością. - Oboje wiemy, że nie   

interesuję cię również pod tym względem. -Nie?   

- Nie. Wszyscy mówią, że Wallace Dyson wybrał cię na przyszłego 

małżonka dla swojej córki, Leslie. Jestem pewna, że nie masz nic 
przeciwko temu, skoro z taką gorliwością dążysz do bogactwa i sławy.   

Odchylił się i oparł wygodnie. Nie dal po sobie poznać, że jej słowa 

nieco go speszyły.   
 

  Cóż to, Melindo, słuchasz plotek z magla? -A co, rnoże to 

nieprawda? - spytała wyzywająco. Wzruszył ramionami.   
 

  Pewno widziano mnie z Leslie raz czy dwa. Bez względu na 

nadzieje Dysona, sam podejmuję wszystkie decyzje dotyczące mojej 
przyszłości. Nie mam żadnych planów matrymonialnych.   
 

  Mówiszjęzykiem dyplomatów. Zmienił temat.   

 

  Wybierz się dzisiaj wieczorem ze mną na kolację. -Nie.   

 

  Dlaczego?   

 

  Nie chce mi się. Poza tym już się umówiłam.   

 

Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Słowa Melindy nie sprawiły mu 

przyjemności.   
 

  Z kimś miłym?   

background image

 

  Oni wszyscy sąmili.   

 

Nie wiedział, czy ma wyjsc. czy też zamknąć jej śliczne 

ustapocałunkiem, więc spojrzał na niągroźnie.   
 

  Zaczynam rozumieć twojego brata, który mia ł nieraz ochotę 

położyć cię na kolano i dać klapsa.   
 

  Skończyło się na ochocie. Nigdy nie spróbował.   

 

  Może nadszedł czas, żeby ktoś to zrobił. - Jego głos nabrał nagle 

łagodnego łonu.   
 

  Być może odważyłby się na to facet w skórzanej kurtce i z 

kolczykiem w uchu- Młody karierowicz, ambitny adwokat nigdy by tego 
nie zrobił. Kiedyś nie odrzuciłby takiego wyzwania. Ale to było dawno 
temu.   

-Czy  to  nie  ty  proponowałaś,  te  moglibyśmy  napić  się  czegoś  i 

powspominać  dawne  czasy?  Kiedy?  Jutro?  A  może  straciłaś  już 
odwagę?   

Roześmiała się.   

 

  Pamiętaj, że jestem psychologiem. Twoje strategiczne sztuczki na 

mnie nie działają   
 

  A zatem wycofujesz się?   

 

  Ni e wycofuję się... - zaczęła z pasją, ale nie dokończyła i rzuciła 

na niego spojrzenie pełne złości. - Do diabła, dobrze, niech będzie jutro.   
 

  Zabiorę cię o siódmej na kolację.   

 

  Nigdy nie proponowałam kolacji - zaprotestowała zrywając się na 

równe nogi. - Mówiłam , że możemy iść i napić się czegoś.   
 

  Świetnie, Napijemy się do kolacji Dobranoc, Melindo. Zniknął w 

drzwiach, zanim zdążyła sformułować odpowiednio ciętą odpowiedź.   
 

Kiedy  sadowił  się  za  kierownicą  kosztownego,  sportowego 

samochodu,  zastanawiał  się,  dlaczego  właściwie  ją  zaprosił  Być  może 
ciągle  jeszcze  nie  potrafił  odrzucić  wyzwania.  A  może  przejął  się 
bardziej,  niż  chciał  się  do  tego  przyznać,  wyznaniem  Melindy,  że 
przestał się jej podobać?   

Ostatnio zbyt często łapał się na tym, że sam sobie nieszczególnie się 

podobał.   

background image

ROZDZIAŁ   

3   

Melinda kręciła się niespokojnie na krześle, zerkając ukradkiem na 

siedzącego naprzeciw niej mężczyznę.   

Byli w restauracji już od piętnastu minut i dla Melindy stało się 

boleśnie jasne, te poza krótkotrwałą znajomością w przeszłości, nic ich 
obecnie nie łączy. Byli dla siebie obcymi ludźmi. Griffin Taylor miał 
ragę. Dwanaście lat to szmat czasu, zwłaszcza kiedy są to lata 
dojrzewania i wchodzenia w dorosłe życie. Trzydziestoletni Griff Taylor 
diametralnie różnił się od osiemnastoletniego Dzikiego, podobnie jak 
Melinda w wieku dwudziestu sześciu lat od dawnej czternastolatki.   

Uświadamiała sobie wyraźnie dzielącą ich przepaść, przyglądając się 

badawczo atrakcyjnemu mężczyźnie, siedzącemu po drugiej stronie 
stolika. Zastanawiała się, czy specjalnie założył granatowy garnitur w 
prążki i śnieżnobiałą koszulę, żeby podkreślić różnicę między sobą a 
chło pcem, którego znała. Melindanawieczórwybrałajednąze swoich 
niezwykłych sukienek, z fioletowej satyny. Być może podświadomie 
chciała pokazać, że ona nie zmieniła się tak bardzo przez te lata.   

Poza uwagą, że ładnie wygląda, Griff nie skomentował tego stroju. W 

jego oczach dostrzegła jednak aprobatę. Odchrząknął i nagle się 
uśmiechnął. - To się chyba nazywa „niezręczne milczenie".   

Pomyślała,  żejedno  się  przynajmniej  nie  zmieniło.  Pod  wpływem 

nieoczekiwanego,  uroczego  uśmiechu  poczuła,  jak  kiedyś,  drżenie  w 
okolicy serca.   

- Chyba lak - udało się jej odpowiedzieć dość spokojnie.   
Czekali na zamówione potrawy i Griff starał się rozładować napięcie.   

- Mamy mnóstwo zaległości do odrobienia. Chciałbym dowiedzieć się, 
co słychać u twoich bliskich.   
- Wszystko wspaniale. Oczywiście wiele się zmieniło. Wszyscy 
pozakładali własne rodziny.   
- Nawet Meaghan?   
- Tak. Ona i John mają ośmiomiesięcznego synka.   
- Trudno to sobie wyobrazić. - Pokręciłgłowąze zdziwieniem. - Czy 

background image

wyszła za mąż za przewodniczącego samorządu studenckiego? Zaśmiała 
się.   
- Właśnie tak. On jest prezesem uczelnianego stowarzyszenia młodych 
republikanów. Pracuje w banku.   
- Widzę, że nie wszystko się zmieniło. - Rzucił jej pytające spojrzenie. - 
A ty, czy nadal umawiasz się na randki z mężczyznami, na widok 
których twojemu bratu podskakuje ciśnienie?   
- Umawiam się na randki z mężczyznami, którzy mi się podobają - 
skwitowała pytanie i wróciła do bezpieczniejszego tematu: - Z 
pewnością pamiętasz moje dwie starsze siostry, Merry i Marshę.   
- Oczywiście, Czy nadal prowadzą firmę zaopatrzeniową?   
- Tak, z dużym powodzeniem. Ich mężowie, Grant i Tim , są 
wspólnikami komputerowej firmy konsultingowej. Merry i Grant mają 
dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, a Marsha i Ti m dwie bliźniaczki i 
synka.   
- A Mart? - spytał z uśmiechem. Pamiętał, że mimo nieustannych bojów, 
jakie Melinda toczyła z bratem, byli sobie bardzo bliscy.   

Melinda zastanawiała się, jak to się dzieje, że Griff w jednym 

momencie wydaje się jej obcym człowiekiem, a za chwilę dawnym 
przyjacielem. Czyżby myli ł się mówiąc, że chłopiec, którego znała, 
zniknął na zawsze? A może j ednak poważny adwokat ukrywał w sobie 
jakaś cząstkę osobowości Dzikiego?   

- Matt jest właścicielem domu wypoczynkowego w Tennessee - 

odparła. - Ożenił się z cudowną kobietą. Brooke jest nie tylko moją 
bratową, ale też jedną z najbliższych przyjaciółek. Mają córkę.   

Dostrzegła rozbawienie w oczach Griffa.   

- Matt ma córkę? No to za kilka lat rozegra się u nich   

niejedna rodzinna batalia. Roześmiała się.   

 

  Chyba tak, Wprawdzie Matt nieco złagodniał, głównie pod 

wpływem Brooke, ale w gruncie rzeczy niewiele się zmienił. Nadal 
uważa, że zawsze ma rację. Ich czteroletnia córeczka jest podobna do 
niego, a do tego po matce odziedziczyła upór i niezależność. Już 
zgłosiłam się na sekundanta.   
 

  Myślę, że docenił twój gest.   

 

  Powiedział, że jeżeli będę wtykać nos w jego rodzinne sprawy, to 

background image

mi go przesunie na inne miejsce - odpowiedziała z uśmiechem.   
 

Griff zatrzymał wzrok na jej nosie.   

- A to byłaby szkoda - zauważył.   
Melinda poczuła, że drży. Usiłowała sobie przypomnieć, co właściwie 

zamówiła; nie wiedziała, czy będzie w stanie coś przełknąć. Miała 
wrażenie, że Griff coraz bardziej jej się podoba. Tego się nie 
spodziewała.   

- Tak więc zostałaś w rodzinie jedyną osobą samotną -Griff mówiąc 

to patrzył w talerz.   

 

  Nie spotkałam dotąd mężczyzny, u którego boku chciałabym się 

budzić codziennie rano - odparta szczerze.   
 

  Nie masz nikogo na widoku?   

 

  Było kilku, ale żaden z nich nie okazał się tym właściwym.   

 

  Czy myślisz, że znajdziesz takiego? I skąd będziesz wiedziała, że 

to właśnie on?   
 

  Znajdę-odrzekła stanowczo. - I będę wiedziała. Ale nie spieszę 

się. Jestem zadowolona z tycia. Lubię moja pracę, moich przyjaciół, 
ajeśli chodzi o ciepło domu rodzinnego, to przecież mam siostry, brata, 
siostrzenice i siostrzeńców. Jestem bardzo szczęśliwa.   
 

  Miło to słyszeć. - Wydawało się, że mówi szczerze.   

 

W  czasie  kolacji  Melinda  starała  się  dowiedzieć  czegoś  więcej  o 

losach Griffa.   
 

  Nigdy nie wróciłeś do Springfield. To było tylko stwierdzenie 

faktu.   
 

  Nie. Nie zostawiłem tam niczego, poza przykrymi 

wspomnieniami.   
 

  Niektórzy spodziewali się, że przyjedziesz na pogrzeb ojca. - 

Usiłowała niezbyt przekonująco ukryć, że byłajednąz tych osób 
 

  Kiedy umarł, byłem na lotniskowcu na drugim końcu świata.   

 

  Mogłeś dostać urlop.   

 

  Gdybym przyjechał na pogrzeb, kiedy moje rany, wynik jego 

pijackich furii, były jeszcze nie zagojone, byłbym obłudnikiem.   
 

background image

Skinęła głową, gdyż - choć niechętnie - musiała przyznać mu rację.   

 

  Kiedy postanowiłeś studiować prawo?   

 

  Parę lat po wyjeździe ze Springfield.   

 

  Myślałam, że masz zamiar pozostać w marynarce jako pilot. 

Wzruszył ramionami.   
 

  Dość szybko uświadomiłem sobie, te służba wojskowa zbyt by 

mnie ograniczała. Dlatego chodziłem do wieczorowego college'u, a 
potem, po wyjściu z wojska, zapisałem się na studia prawnicze. Dyson 
zatrudnił mnie zaraz po dyplomie.   
 

  A potem zadziwiająco zbliżyliście się z Dysonem.   

 

  Można chyba powiedzieć, że podoba mu się mój styl - 

odpowiedział lekko. Jego wzrok powstrzymał Melindę od złośliwej 
uwagi na temat córki Dysonajako dobrej partii.   
 

  Lubisz swój zawód?-Wjej głosie brzmiała niewiara.   

 

  Uważam zawód prawnika za fascynujący. Te same słowa mogą 

być interpretowane na tyle różnych sposobów. Podjecie się obrony w 
kiepskiej sprawie i doprowadzenie do wygranej to zwycięstwo, które 
przynosi satysfakcję. Nie mówiącjuż o dochodach.   
 

Ignorując ostatnią uwagę, spytała spokojnie:   

- Czy to prawda, że masz zamiar reprezentować Stan 
leya Schulza w sprawie East Plaża? Wyglądał na zakłopotanego, lecz 

skinął głową, -Tak. Jej palce zacisnęły się na trzonku widelca.   

- Jak możesz bronić ludzi, którzy bardziej ceniąpieniądze niż ludzkie 

życie? - zapytała zdumiona. - Gazety podały, że gdyby działały 
automatyczne zraszacze, mogłoby się uratować sześć osób, które zginęły 
w płomieniach.   

-W czasie wznoszenia budynku nie było prawnego wymogu 

instalowania takiego zabezpieczenia przeciwpożarowego -odparł 
bezbarwnym głosem.   

- Budynek był stawiany dwa lata przed wejściem w tycie przepisów, 

ale w praktycejuż powszechnie stosowano ten system. Szef straży 
pożarnej wiele razy w ubiegłych latach doradzał Schulzowi tę instalacje 
- odparowała. Twój klient nie zrobił tego, choć pozwalała mu na to jego 

background image

sytuacja finansowa. Po prostu nie chciał wydać pieniędzy. Dokładnie tak 
samo było z korporacja DayCo, która stać było na właściwa, 
konserwacje willi , w której nieszczęsna Nancy Hawlsey o mało nie 
utraciła życia- dodała ostro. Griff spojrzał jej w oczy, odkładając 
widelec opanowa 
nym ruchem.   

- Nie wolno mi dyskutować z tobą na temat prowadzonych przeze 

mnie spraw, chyba wiesz o tym. - Ty po prostu nie masz odwagi o nich 
dyskutować.   

Odsunęła talerz. Straciła apetyt. - Dawniej wyznawałeś jakieś ideały, 

miałeś jakieś zasady. Ileż to razy walczyłeś w obronie słabych lub 

biednych dzieciaków. Nawet wylądowałeś w areszcie za protest przeciw 
pobiciu dwóch murzyńskich chłopców przez czterech gliniarzy. Co się z 

tobą   

stało?   

- Ile razy mam ci powtarzać, że ludzie się zmieniają rzucił gniewnie. - 

Rozejrzyj się w o kół, Melindo. Pokolenie dzieci-kwiatów dorosło. 
Sąterazwśród nich maklerzy giełdowi albo przewodniczący towarzystw 
przemysłowych. Protest-songi, których słuchałem, są teraz muzycznymi 
przerywnikami w audycjach reklamujących samochody lub obuwie 
gimnastyczne. Ja natomiast reprezentuję prawo i jestem po innej stronie 
niż kiedyś.   

Odetchnął głęboko. Starałsię opanować.   
- Czy wiesz, ile notuje się codziennie w tym kraju bła hych wypadków 

obrażeń ciała? Sprawy trafiają do sądu, sędziowie tracą tylko czas. a 
podatnicy pieniądze. Wysokie koszty ubezpieczenia lekarzy powodują 
wzrost ich honorariów tak, że przeciętnego człowieka po prostu na to nie 
stać. Kiedy jakiś pijak przewróci się w restauracji, rzesza prawników 
nakłania go do wytoczenia powództwa, ponieważ stracił równowagę, 
potykając się o odwinięty dywan. Rodzice dziecka urodzonego z wadą 
genetyczną skarżą lekarzą o to, że w jakiś sposób tego nie przewidział. 
Składki ubezpieczeniowe sięgają niebotycznych wysokości, gdyż sady 
przyznają coraz wyższe odszkodowania.   
- Dzięki prawnikom - wtrąciła Melinda.   
- No tak. ale pannę Hawlsey też reprezentował adwokat   

background image

- przypomniałjej Griff. - Arturowi Daytonowi przysługuje taka sama 
pomoc prawna, jak i twojej przyjaciółce. Stanleyowi Schulzowi również.   
- A co z ofiarami zaniedbań, za które odpowiedzialni są lekarze lub 
korporacje? Mam na myśli Nancy Hawlsey i sześć osób, które zginęły w 
pożarze. Także kobiecie, która zmarła na siole operacyjnym, gdyż 
chirurg nafaszerowany był narkotykami.   
- Tak jak powiedziałem, przysługuje im prawo do pomocy prawnej. W 
każdej sprawie są dwie strony i dlatego istnieje system sądownictwa. 
Obowiązkiem adwokatajest reprezentować jak najlepiej interesy klienta, 
a rzeczą sądu zadecydować, ktojest niewinny. - Każdy ma prawo do 
takiej obrony, na jaką go stać mruknęła, W odpowiedzi wzruszył lekko 
ramionami   
- Tak jest. A może porozmawiamy o psychologachszarlatanach? Tych, 
którzy wykorzystują swój zawód i naciągają pacjentów pod pozorem 
leczenia ich problemów seksualnych. Tych. którzy zwalniają chorego 
psychicznie człowieka, żeby zająć się nim dopiero wtedy, gdy w szale 
kogoś zabije.   
 

Spojrzała na niego niechętnie, ale wiedziała, że lepiej zrobi nie 

spierając się dłużej. Zbyt dobrze potrafił dyskutować. Nie wygrałaby z 
nim.   
 

  Może lepiej zmieńmy lemat.   

 

  Dobrypomysł. Zdaje się, że straciłaś apetyt. A może zjesz na 

deser coś słodkiego?   
 

  Nie. dziękuję.   

 

  Wobec tego odwiozę cię do domu. - Świetnie. Zdaje się, że nie 

możemy się dogadać. Melinda usłyszałaton smutku we własnym głosie. 
Siali przed otwartymi drzwiami jej mieszkania. Griff z pewnością chce 
wrócić jak najszybciej do domu. W czasie drogi powrotnej atmosfera nie 
była zbyt przyjemna, chociaż starali się nie poruszać kontrowersyjnych 
tematów.   
- Chyba trochę się posprzeczaliśmy. - Griff ze skrzywioną miną trzymał 
jedną rękę w kieszeni, a drugą na klamce. Melinda spojrzała na niego z 
powagą.   
- Nigdy nie przypuszczałam, że wszystko może się między nami popsuć. 

background image

Dawniej byliśmy sobie tacy bliscy. Pamiętam jeden wieczór. Płakałam 
w twoich ramionach z tęsknoty za mamą, a ty byłeś załamany, bo ciągle 
nie mogłeś wybaczyć swojej mamie, że cię opuściła.   
 

Jego wzrok stał się zimny.   

 

  Niektórych wspomnień najlepiej nie wskrzeszać.   

 

  Nie zawsze się to udaje - wyszeptała. Wiedziała, że zachowa w 

pamięci tamtą chwilę, choćby minęły wieki. -Czy zapomniałeśjuż o 
wszystkim, co nas łączyło?   
 

  Nie - przyznał szorstkim głosem. - Przypominam sobie wieczór, 

kiedy cię pocałowałem. To było na parę tygodni przed zdaniem matury. 
Wtedy postanowiłem wstąpić do marynarki i wyjechać z miasta.   
 

Wspomnienie tego pierwszego, słodkiego pocałunku sprowadziło 

rumieniec na policzki Melindy. Trudno było uwierzyć, że całował ją 
kiedyś ten mężczyzna, który teraz stał przed nią z surową miną.   
 

  Dlaczego to zrobiłeś? Zawahał się i ogarnął ją smutnym 

spojrzeniem.   
 

  Miałaś czternaście lat. aja kończyłem osiemnaście. Wtedy różnica 

wieku między nami miała duże znaczenie. Ja już byłem gotowy do 
stosunków bardziej... dojrzałych. Ty- nie.   

Uśmiechnęła się blado.   

- Wtedy nie całkiem wiedziałam, na czym miałyby polegać bardziej 
dojrzałe stosunki.   
- Właśnie.   
- To ironia losu - zastanawiała się głośna. - Dwanaście lat temu byliśmy 
wspaniale dobraną parą, lecz rozdzieliła nas różnica wieku. Teraz, kiedy 
to nie gra roli, staliśmy się tak inni, że nie moglibyśmy żyć ze sobą.   
Przez moment wydawało się, że Griff chce zaoponować.   
- Chyba masz rację - przyznał w końcu. - Tobie nie podoba się moja 
zawodowa działalność, ty przywodzisz mi na myśl złe wspomnienia.   
- Nic na to nie mogę poradzić.   
- Aja nie chcę zmieniać mojego życia.   
 

Wydawali się pogodzeni z faktem, że iskierka, która się między nimi 

background image

zatliła,  miała  zgasnąć,  zanim,  być  może,  przerodziłaby  siew  niszczący 
płomień..   

Melinda  podziwiała  przenikliwość  Griffa,  chociaż  odczula  pewne 

rozczarowanie.  Chyba  miał  rację.  Gdyby  pozwoliła  na  zbliżenie, 
GriffTaylorw  swym  nowym,  niekoniecznie  udoskonalonym  wydaniu, 
mógłby jej sprawić jedynie zawód.   
 

  Dzięki za kolację. Mił o było znowu być razem. W odpowiedzi 

skinął jedynie głową.   
 

  Dobranoc. Może się jeszcze kiedyś spotkamy.   

 

  Być może,   

 

  A zatem... - Widać było skrępowanie tego tak zwykle pewnego 

siebie mężczyzny. - Dobranoc - powtórzył.   
 

  Dobranoc, Griff.   

 

Drzwi zamknęły się, a Melinda stała jeszcze przez chwilę zadumana. 

Poszła  do  sypialni  i  postanowiła,  że  w  czasie  długiej  kąpieli  będzie 
musiała  w  spokoju  rozważyć  uczucia,  jakie  w  niej  wzbudził  Griff 
Taylor.  Zdążyła  zrobić  jeden  krok  w  kierunku  łazienki,  gdy  usłyszała 
niecierpliwe pukanie do drzwi. Otwierając je wiedziała, kto za nimi stoi.   

 

  O czymś zapomniałeś?   

 

  Taak. Jeżeli tego nie zrobię, to chyba oszaleję. Mo żesz to nazwać 

ciekawością.   
 

  Cieką... - nie zdążyła dokończyć, gdyż jego usta zbliżały się już 

do jej warg. - Griff, nie możesz...   
 

Po raz pierwszy całowali się wiele łat temu. Sczczegóły zatarły się w 

słodkim i mglistym wspomnieniu. Od tamtego czasu robiła to wiele razy 
i nieraz pocałunek sprawiał jej przyjemność. Dlaczego więc ten właśnie 
wywołał  wstrząs,  który  odczula  całym  ciałem?  Griff  nie  usiłował  być 
delikatny  czy  serdeczny.  Pocałunek  był  gwałtowny,  gorący  i  namiętny. 
Dowodził,  że  Griffnie  traktowałjuż  Melindyjak  niewinnej  dziewczyny, 
wymagającej  ostrożnej  powściągliwości.  Była  kobietą,  której  pożądał. 
Również Melinda zrozumiała, że pragnie teraz tego mężczyzny. A może 
pragnęłajuż od chwili, kiedy ujrzała go w sądzie, zanim dowiedziała się, 
kim jest   

background image

Gdy się odsunął, pod Melindą uginały się nogi. Griff też był głęboko 

poruszony.   
 

  Teraz już wiemy. - Wsunął ręce do kieszeni marynarki.   

 

  Co wiemy? - udało jej się zapytać cicha   

 

  Jak by to było, gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach. 

Dobranoc. Melindo. Drzwi zatrzasnęły się za nim ponownie i Melinda 
wiedziała, że tym razem nie wróci.   
 

Pomyślała, że zimny prysznic będzie lepszy niż gorąca kąpiel. To nie 

był pocałunek poważnego i opanowanego adwokata.   

Całował  ją  dziśjuż  dorosły,  ale  ciągle  tkwiący  w  tym  mężczyźnie 

niebezpieczny  chłopak,  który  kiedyś  nadal  sobie  przezwisko  Dziki.  I  z 
takim  mężczyzną  mogła  wyobrazić  sobie  wspólna,  przyszłość.  Jak 
ochłonie  pod  prysznicem,  będzie  musiała  to  wszystko  dokładnie 
przemyśleć.   
 

  A więc to jednak ten chłopak, którego znałaś ze szkoły? - 

Fredpokręciłgłowąwzdumieniu. - Cośpodobnego! Chłopak o przezwisku 
Dziki , popadający nieustannie w kolizję z prawem, zmienił się w Grilla 
Taylora! Nigdy bym nie przypuszczał.   
 

  Fred, nie wspominaj o tym nikomu, dobrze? Zależy mu na tym, 

żebyjego przeszłość nie stała się publiczną tajemnicą. Przyrzeknij, że nic 
nie powiesz.   
 

Fred obrzucił Melindę wymownym spojrzeniem.   

 

  Melindo, czy pamiętasz, że jestem psychologiem? Umiem 

dochować sekretów.   
 

  Wiem, przepraszam. - Uśmiechnęła się usprawiedliwiająco.   

 

  Wybaczam. Tym razem. A zatem nie zamierzacie się widywać?   

 

  On tak uważa. Ja jeszcze nie wiem.   

 

  To mi się podoba. Tak mówi moja Melinda! - Fred rozpromienił 

się.   
 

Zagryzła  wargi  i  bawiąc  się  kosmykiem  włosów,  wpatrywała  się  w 

pobrudzony sufit biurowego pokoju.   

background image

-  Gdybybyłchoć  cieńnadziei,  że  wtym  ucywilizowanym  osobniku  o 

zachowawczych  poglądach...  -  Nic  wiedziała,  co  właściwie  chciała 
powiedzieć.  Nieświadomie  podniosła  powoli  dłoń  do  ust.  Zdawało 
sięjej, że nadal czuje na nich wargi Griffa.   

Głos Freda zabrzmiał nutątroski.   

-  Wiele  zależy  od  tego,  czy  pozostajesz  nadal  pod  wpływem 

wspomnień. Jeżeli uczucia  czternastolatki miałyby stanowić podstawę 
waszych obecnych stosunków, to zmierzasz wprost ku rozczarowaniu. 
Czy zdajesz sobie z tego sprawę?   

 

  Tak to jest, gdy się przestaje z zawodowcami - skomentowała 

Melinda. - Nie, Fred, nic tkwię wyłącznie w przeszłości. Mówiąc 
całkiem szczerze, Griff Taylor jest bardzo pociągającym mężczyzną. 
Jednak zupełnie nie mogliśmy się dogadać. A przecież musi być jakaś 
płaszczyzna porozumienia.   
 

  A jeżeli nie ma?   

 

  To trudno.   

 

  A jak zamierzasz się o tym przekonać? Mówiłaś przed chwilą, że 

on nie chce spotkać się z tobą ponownie.   
 

  Tego nie powiedział - zaoponowała szybko. - On jedynie uważa, 

że nie powinien zachowywać się nierozsądnie.   
 

  Co zatem zamierzasz zrobić?   

 

Tylko  członkowie  rodziny  znali  uśmiech,  który  w  tej  chwili  pojawił 

się na ustach Melindy. Znali i wiedzieli, co oznacza.   
- Muszę się z nim znowu zobaczyć i sprawdzić, czy jest jeszcze jakaś 
nadzieja.   
- A jak zamierzasz doprowadzić do spotkania?   
- Mój ty najbliższy współpracowniku, czyżbyś zwątpił we mnie? Czynie 
opowiadałam ci. jak udało mi się pogodzić mego straszliwie skłóconego 
brata z jego przyszłą żoną? A co powiesz o,.. Fred powstrzymał ją 
ruchem ręki.   
- Nie zaczynaj przechwalać się swymi błyskotliwymi konceptami. 
Wiem, co potrafisz. Pytam cię o twój obecny plan.   
- Mam zaledwie zarys planu. A teraz zmykaj. Za pięt 
 

background image

naście  minut  przychodzi  pacjent  i  muszę  się  przygotować.  Fred  wstając 

rzucił okiem na jej terminarz.   

-O Boże, pan Peterson. Czeka cię kolejna godzina jęków na temat 

okrutnego traktowania go przez niegodziwą żonę i przyczyn, dla 
których nie możejej opuścić.   

 

  Pewnego dnia któreś z nas przekona go, że gdyby naprawdę nie 

kochał tej kobiety, dawno by już od niej odszedł. Tymczasem potrzeba 
mu trochę współczucia, a ty i Murphy nie możecie mu pod tym 
względem pomóc.   
 

  Nasze współczucie już się wyczerpało. Poczekaj, z tobą będzie 

tak samo.   
 

  A może nie. Może mnie się uda.   

 

  Mam nadzieję, dziecinko. Z korzyścią dla was obojga. Do 

zobaczenia.   
 

  Tymczasem - odpowiedziała Melinda roztargnionym   

 

głosem. Nie myślałajuż ani o Fredzie, ani o panu Petersonie. Plan, 

powtarzała w myślach, potrzebny jest plan. Leciutki uśmiech 
wskazywał, że i tym razem nie za 

wiodłajej pomysłowość.   

Griffstarał się dobrze bawić. Naprawdę się starał. Jeżeli sprawy 

potoczą się tak, jak w ciągu ostatnich dwóch lat. to będzie często brał 
udział w imprezach dobroczynnych. Ijeżeli nastawienie Dysona nie 
zmieni się, będzie spędzał mnóstwo czasu z kobietą siedzącą teraz u 
jego boku. Patrząc na ładną, choć nieco pozbawioną wyrazu, twarz Les-
lie, Griff pomyślał, że pomysł zawarcia z nią małżeństwa nie wydawał 
mu się tak niedorzeczny jak wtedy, gdy po raz pierwszy uświadomił 
sobie zamiary Dysona. Leslie była atrakcyjną kobietą i dość miły m 
kompanem. Od dziecka niemalże ojciec przygotowywałjądo roli żony. 
która potrafiłaby wspomagać młodego, zdolnego adwokata w jego 
karierze, ewentualnie także politycznej. W ich wzajemnych stosunkach 
nie było nadmiernego żaru, ale Griff uważał, że brak namiętności nie ma 
istotnego znaczenia.   

Dawno już przekonał się, że w życiu nie można wiązać   

background image

zbyt dużych nadziei z silnymi namiętnościami. Sukcesy finansowe i 

towarzyskie osiąga się za pomocą głowy, a nie   

serca. A gdy przyjdzie czas na miłość fizyczna, nie wątpił,   

że znajdzie ku temu właściwą podnietę.   
Dlaczego wiec  w  czasie  tego wieczoru, uśmiechając się do siedzącej 

koło niego niebieskookiej brunetki, nieustannie odpędzał myśli o pewnej 
rudawej blondynce z zielonymi oczami?   

Do  licha  musi  zapomnieć  o  Melindzie  James.  Po  raz  drugi  w  życiu. 

Kiedyś porzuciłjązarówno przez wzgląd na nią. jak i na samego siebie. 
Teraz  powinien  uczynić  to  samo.  Choć  przyciągała  ich  jakaś 
magnetyczna siła, zupełnie do siebie nie pasowali.   

Wciągu  ostatniego  tygodnia  Griffusiłował  przekonać  sam  siebie,  że 

łączyła  ich  jedynie  przeszłość.  Lecz  podczas  bezsennych  nocy  to  nie 
czternastolatka  stawała  mu  przed  oczami  i  to  nie  dziewczynkę  ze 
wspomnień trzymał w ramionach.   

Ostatnio, a dokładnie od tygodnia, prześladowały go   

najbardziej dręczące wspomnienia; tulącego się do niego jej szczupłego 

ciała,  okrągłości  wyczuwalnych  poprzez  obcisłą,  satynową  suknię. 
Smakujej ust. Żarliwości, zjaką zareagowała na pocałunek.   

Tamtą  czternastolatkę  obdarzał  czułością.  Kobiety  okazującej  mu 

namiętność, kobiety, której dotąd nie znał pożądał.   

I nie wiedział, co. u diabła, ma z tym począć. Najmądrzej - zapewniał 

siebie - byłoby trzymać się od niej z daleka. Tak jak to robił przez cały 
zeszły ty dzień. Było to zadanie trudniejsze, niż przypuszczał, zwłaszcza 
że  mieszkała  tak  blisko.  Ale  przecież  szczycił  się  swoją  silną  wolą. 
Dotąd  powtórnie  nie  spotkał  się  z  Melindąi  później  też  się  nie  spotka. 
Wy łączył ją ze swego życia, teraz tylko musi   

o niej po prostu zapomnieć.   

 

  Griff. czy ty mnie słyszysz? Przynieś mi , proszę, coś do picia.   

 

  Och, Leslie, przepraszam. Myślałem o czymś innym. Czego 

chciałabyś się...   
 

Nie  dokończył  zdania.  Parę  kroków  od  niego  stała  Me  linda  James. 

Ubrana  w  lśniąca,  srebrzysta,  suknię,  która  wspaniale  podkreślała 

background image

kształty ciała, z dłonią wsuniętą pod ramię wysokiego, ciemnowłosego 
mężczyzny,  patrzyła  wyzywająco  na  Griffa  lekko  skośnymi, 
szmaragdowymi oczami.   

ROZDZIAŁ   

4   

Melinda zgodziła się uczestniczyć w aukcji i balu na cele dobroczynne 

na kilka tygodni przed niespodziewanym spotkaniem z Griffem. Kiedy 
dowiedziała się od, jak zwykle, świetnie poinformowanego Freda, że na 
bal przyjdą również Griff/ Leslie, postanowiła właśnie tam rozpocząć 
działania mające na celu odkrycie autentycznego oblicza Griffa Taylora. 
Teraz, stojąc oko w oko ze swym dawnym przyjacielem i jego 
towarzyszką, nie bardzo wiedziała, co ma właściwie robić.   

- Cześć Griff, halo Leslie -powiedziała patrząc wjego ciemne oczy. - 

Mił o was znowuwidzieć.   

Gładkie czoło Leslie zmarszczyło się, co mogło oznaczać, że nad 

czymś się zastanawia. Melinda starała się powstrzymać niecny podszept, 
że myślenie dla tej ładnej brunetki musi być trudnym zadaniem. 
Świadomość, iż zdobywa się na taką złośliwość z powodu zazdrości o 
kobietę uczepioną dobrze umięśnionego ramienia Griffa Taylora, nie 
była przyjemna. Zazdrość? Co się z nią dzieje?   

Leslie, z wygładzoną już buzią, uśmiechnęła się ciepło i Melinda 

poczuła się jeszcze gorzej.   

- Oczywiście, ty jesteś Melinda James - odezwała się tonem grzecznej 

uczennicy. — Spotkałyśmy się w zeszłym miesiącu na koncercie 
dobroczynnym. Czy znasz Griffa?   

background image

Leslie  najwidoczniej  nie  miała  pojęcia,  że  stojąca  przed  nią  kobieta 

występowała  jako  świadek  w  procesie  przeciwko  klientowi  firmy 
adwokackiej jej ojca.   

-  Spotkaliśmy  sięjuż.  -  Jego  słowa  zabrzmiały  trochę  zaczepnie. 

Trzymał  w  reku  okulary  i  wpatrywał  się  w  wysokiego,  szczupłego 
mężczyznę, stojącego u boku Melindy, który zdawał się być rozbawiony 
niemą rozgrywką między Griffem a swoją przyjaciółką.   

Griffowi najwyraźniej nie podobała się szarfa w żółte i pomarańczowe 

kwiaty, którą Murphy założył jako pas do smokingu.   

- Czy to twój przyjaciel, Melindo?   
Starała  się  uchwycić  nutę  brzmiącą  w  głosie  Griffa.  Czyżby  podjął 

wyzwanie?  Wysunęła  rękę  spod  ramienia  Murphy'ego.  który  rzuciłjej 
rozbawione  i  zarazem  karcące  spojrzenie.  Pracowali  razem  i  znał  ją 
dobrze.   

- Przedstawiam wam Murphy'ego Ryana.   
Murphy uśmiechnął się do Leslie i wyciągnął rękę do Griffa.   
-  A  więc  to  po  pojedynku  z  panem  w  biurze  Melindy  fruwały  meble 

parę  tygodni  temu?  Publiczność  w  sądzie  musiała  się  dobrze  bawić. 
Rozumiem,  że  pański  klient  przegrał.  -  Murphy  słynął  ze  złośliwego 
poczucia humoru i całkowitego lekceważenia subtelnych grzeczności.   

Słysząc  jego  słowa  Melinda  zamarła.  Uścisk  dłoni  mężczyzn  był 

wymownie krótki.   

Wzrok Griffa przeniósł się na Melindę, a raczej najej skąpą, srebrzystą 

sukienką,  zatrzymując  się  na  głęboko  wyciętym  dekolcie  i  sięgającym 
uda rozcięciu spódnicy.   
 

  Słyszałem, że organizatorzy aukcji mają dzisiaj na sprzedaż dużo 

ładnych przedmiotów. -Griff nieco burkliwym tonem starał się 
sprowadzić towarzyską rozmowę na mniej drażliwe lematy, celowo 
ignorując uwagę Murphy'ego.   
 

  Tak. tutejsi kupcy byli całkiem hojni - Melinda zgodziła się 

grzecznie. - Jestem pewna, że zyski z licytacji przyniosą duży dochód, z 
którego skorzysta Dom Nadziei.   

Domem Nadziei nazywano warsztaty prowadzone dla chorych, 

niezdolnych do pracy z powodu niedorozwoju umysłowego. Zdaniem 
Melindy były bardzo pożyteczną placówką. Sama miała ochotę wziąć 

background image

udział w licytacji, skoro pieniądze przeznaczone zostały na tak ważny 
cel.   
 

  Miły wieczór, prawda? - dodał Murphy z kpiącym błyskiem w 

oczach. - Ci wszyscy ludzie o dobrych sercach, którzy tu przyszli 
powodowani troską o innych, aż kapią od klejnotów. I są tak wytwornie 
ubrani.   
 

  Lub raczej wytwornie rozebrani -mruknął Griff, rzucając 

ponownie spojrzenie na śmiały dekolt sukni Melindy.   
 

  Co za pruderyjna uwaga. - Melinda miała nadzieję, że głos nie 

zdradzijej uczuć. Ich spojrzenia znowu się skrzyżowały i Melinda 
ujrzała na mgnienie ognik szaleństwa, tlący się gdzieś w duszy tego z 
pozoru uładzonego i opanowanego mężczyzny. Jakiś przebłysk siły 
prymitywnego samca, który jednym pocałunkiem potrafił pozbawić ją 
kompletnie woli. Bała się, że serce w niej zamiera.   
 

Wtedy właśnie Leslie, jak niecierpliwe dziecko, pociągnęła Griffa za 

rękaw.   

- Griff; prosiłam cięjuż, chciałabym się czegoś napić. Poza tym zaraz 

zacznie się licytacja. Niebezpieczeństwo minęło i usta Melindy ułożyły 
się   
w pobłażliwy uśmiech. Griff nałożył okulary i poprawił je na nosie.   

- Dobrze, Leslie. przyniosę ci szampana. A może byś już zajęła 

miejsca gdzieś z przodu?   

Melinda zauważyła, że Griff mówi do Leslie jak do rozpieszczonego 

dziecka. Do niej nigdy tak się nie zwracał, nawet kiedy miała czternaście 
lat. Inna rzecz, żejuż wtedy nie zniosłaby takiego tonu.   

Nie spojrzał na nią, skinął tylko głową i skierował się w stronę baru. 

Melinda stałaby jeszcze w tym samym miejscu nieruchomo, gdyby nie 
Murphy, który ujął ją za ramię   

i poprowadził do sali licytacyjnej,   

- Nie możesz się tak na niego gapić - Murphy łajałją żartobliwie. - 

Masz przecież wyglądać na chłodną i rozsądną.   

Zaczerwieniona ze złości, bardziej na siebie niż na przyjaciela, 

Melinda odrzuciła grzywęjasnych włosów i obrzuciła go piorunującym 
wzrokiem.   

background image

 

  Nie gapiłam się na niego. Ja... mmm... po prostu zamyśliłam się.   

 

  Aha. Nawet wiem dokładnie nad czym. Melinda posłała mu 

ostrzegawcze spojrzenie.   
 

  Uważaj, Ryan. Chyba nie chcesz, żebym straciła panowanie nad 

sobąw obecności tej całej śmietanki towarzyskiej?   
 

Zaśmiał się cicho i lekko ją objął.   

 

  Boże uchowaj. Tylko nie to.   

 

  Wiec powstrzymaj się od uwag.   

 

  W porządku. Co masz zamiar kupić dzisiaj na licytacji? 

Dokładnie wiedziała, co chce kupić, podobnie jak dobrze znała obecny 
stan swego konta bankowego. Chociaż jej rodzina była zamożna, 
Melinda utrzymywała się jedynie z własnych zarobków. Decydując się 
na pracę w niewielkiej klinice, wiedziała, że jej wynagrodzenie nie 
będzie wysokie. Ale już dawno przekonała się, że mimo uznania dla 
luksusu, jaki mogą zapewnić pieniądze, poczucie własnej samorealizacji 
było dla niej ważniejsze. Zdarzały się   
 

jednak chwile, kiedy...   

 

  Serwis do herbaty - powiedziała tęsknym tonem.   

 

  Tak? Ajaki?   

 

  Bardzo chciałabym mieć w biurze ładny serwis z porcelany. 

Wiesz, jak bardzo lubię wypić filiżankę herbaty w przerwach między 
wizytami pacjentów. A ten z ceramiki, którymam, nigdy mi się 
specjalnie nie podobał Słyszałam , że na dzisiejszej aukcji będzie kilka 
porcelanowych serwisów.   
 

  Tak, ale jakie będą ceny?! - Murphy był raczej sceptycznie 

nastawiony do projektu Melindy.   
 

  Wiem. Na pewno wygórowane. Ale na jeden będę polowała.   

 

  Powodzenia.   

 

  Dzięki. - Wsunęła rękę pod ramię przyjaciela i podążyła z nim 

dalej. Próbowała skoncentrować sięnaserwisie do herbaty i zapomnieć o 
podniecającym wyrazie wpatrzonych w nią oczu Griffa.   
 

Serwis  do  herbaty  był  właśnie  taki,  ojakim  marzyła.  Wykonany  z 

background image

perłowoszarej porcelany - gładki i bez ozdób. Dzbanek, dwie filiżanki, 
cukierniczka i dzbanuszek do śmietanki ustawiono na harmonizującej z 
ni mi tacy. Meli n  da uznała, że kupi ten serwis, o ile ceru nie zostanie 
przebita  powyżej  stu  pięćdziesięciu  dolarów.  Taką  granicę  finansową 
ustaliła na dzisiejszy wieczór. Już wyobrażała sobie, jak popija herbatę z 
delikatnej filiżanki.   

- Chcę go mieć - wyszeptała do Murphy'ego czując, jak zawsze przed 

walką, że poziom adrenaliny wjej krwi podnosi się.   

Murphy uśmiechnął się krzywo na widok czystej żądzy, malującej się 

na twarzy Melindy.   

 

  Ile forsy przeznaczasz?   

 

  Sto pięćdziesiąt. Jeżeli cena podskoczy wyżej, połóż mi rękę na 

ustach, dobrze?   
 

  Słuchaj. Mel , mogę dorzucić kilka dolarów, jeżeli będzie trzeba. 

Skoro lak bardzo chcesz go mieć, to go kupimy.   
 

  Dzięki, Murph. ale chcę go kupić sama, zrozum...   

 

  Ty, z ta twoją wygórowaną ambicją. Dobrze. Ale przynajmniej 

pozwól mi zabijać wzrokiem każdego, kto będzie chciał cię 
przelicytować.   

-  Bardzo  proszę.  Nie  mam  nic  przeciwko  wygranej  za  pomocą 

zastraszenia.   

Głośny  śmiech  Murphy  'ego  spotkał  się  z  groźnym  spojrzeniem 

stojącej  przed  nim  tęgiej  matrony,  usiłującej  usłyszeć  licytatora 
ogłaszającego  właśnie  ostateczną  cenę  czterystu  dolarów  za 
porcelanową, ozdobną wazę.   

Jego śmiech przyciągnął również uwagę Griffa, który siedział z Leslie 

po przeciwnej stronie przejścia i przyglądał się im od dłuższego czasu. 
Melinda  nie  potrafiła  rozszyfrować  jego  spojrzenia,  ale  sytuacja 
zaczynała  ją  bawić.  Miałapewność,  że  igra  z  ogniem,  ale  mimo  to 
prowokowanie  Griffa  było  podniecające.  Być  może  właśnie  z  powodu 
tej pewności.   

Ich spojrzenia spotkały się na moment, a potem Griff przeniósł wzrok 

na  licytatora-  Melinda  też  skupiła  się  na  przebiegu  licytacji,  gdyż 
właśnie pod młotek szedł jej serwis.   

Kiedy  licytacja  rozpoczęła  się  wywoławczą  ceną  dwudziestu  pięciu 

background image

dolarów, Melinda podniosła do góry swoją kartę.   
- Ma m dwadzieścia pięć dolarów, czy słyszałem trzy 

dzieści? Trzydzieści dolarów. Kto da więcej? Melinda wpatrzona w 

licytatora podniosła rękę.   

- Trzydzieści pięć. Czekam na czterdzieści. Dziękuję.   

Czterdzieści.  I  czterdzieści  pięć.  Kto  da  pięćdziesiąt?  Melinda  podniosła 

kartkę.   

- Pięćdziesiąt. Pięćdziesiąt pięć i sześćdziesiąt. Proszę   

o sześćdziesiąt pięć. Sześćdziesiąt pięć. Kto da siedemdziesiąt? Melinda 
odetchnęła głęboko i podniosła cenę do siedemdziesięciu, pochłonięta 
wyłącznie osobą licytatora   

  widokiem upragnionego serwisu. Przy sumie stu dziesięciu dolarów, 

którą w czasie dałszej licytacji zadeklarowała, usłyszała cichy śmiech 
Murphy'ego.   

background image

 
- Co cię tak śmieszy? - syknęła wpatrzona nadal przed siebie. - Czy 
wiesz, przeciwko komu licytujesz? -Głos Murphy'ego drżał ze śmiechu. 
- Wszyscyjuż odpadli.   
- Wszyscy, poza kim? - Śladem Murphy'ego przeniosła wzrok na drugą 
stronę przejścia, gdzie właśnie Griff dyskretnie podniósł swoją kartę i 
cenę do stu dwudziestu dolarów.   
- Ależon... - spojrzała ze złością na Murphy'ego on licytuje przeciwko 
mnie!   
- Nie przypuszczam, żeby zdawał sobie z lego sprawę. - Murphy ledwo 
mógł powstrzymać wybuch śmiechu. -Lepiej podnieś cenę, dopóki masz 
jeszcze szansę wygranej.   
- Założę się, ze mam szansę - nieugięta, podniosła kartę.   
- Sto dwadzieścia pięć - obwieścił licytator i skinął ku niej głową. - Czy 
mam sto pięćdziesiąt? Sto pięćdziesiąt?   
- Sto trzydzieści pięć - zaoferował Griff, tym razem donośnym głosem.   
- Dziękuję. Sto trzydzieści pięć, sto trzydzieści pięć...   
- Sto czterdzieści - podjęła wyzwanie.   
 

Na  dźwięk  głosu  Griffa,  który  właśnie  uniósł  swoją  kartę.  Melinda 

spojrzała wjego kierunku. Ich spojrzenia spotkały się. Zmrużył oczy.   
 

  Sto czterdzieści pięć.   

 

  Sto pięćdziesiąt - odpowiedziała bez wahania.   

 

  Sto sześćdziesiąt.   

 

  Dziękuję-powiedział licytator-czy...   

 

  Sto siedemdziesiąt - oznajmiła donośnie. Chciała mieć len serwis, 

teraz jeszcze bardziej niż przedtem.   
 

  Och, Melindo - wyszeptał Murphy. Melinda nie słuchała.   

 

  Sto osiemdziesiąt - rzucił ostro Griff. Publiczność zaczęła się 

bawić tym współzawodnictwem, pierwszą podniecającą licytacją tego 
wieczoru. Głowy odwracały się z lewej strony na prawąjak podczas 
meczu tenisowego. Wydawało się. że licytator jest niepotrzebny, nie mia 
ł prawie czasu na potwierdzenie wywoływanej ceny wobec tempa, w 
jakim była podbijana.   
 

  Melindo. - Murphy próbował ponownie wtrącić się, kiedy doszło 

background image

do dwustu dolarów. - Czy nie mówiłaś..,   
 

  Dwieście dwadzieścia - ogłosiła. Murphy jęknął i opadł na 

krzesło,   
 

  Dwieście pięćdziesiąt. - Griff podniósł spokojnie cenę, nie bacząc 

na Leslie szarpiącą go za rękaw. Melinda zawahała się, ale zaraz 
wyobraziła sobie swój śliczny serwis ustawiony w zimnym, 
odpychającym poko 
 

ju  biurowym  Griffa.  I  tych  jego  zachłannych  klientów  bez  serca, 

popijających herbatę z jej filiżanek.   
 

  Trzysta - powiedziała szybko. Ma przecież jeszcze konto 

oszczędnościowe.   
 

  Trzysta dwadzieścia pięć. Ogarniała ją coraz większa złość i 

żądza wygranej.   
 

  Trzysta pięćdziesiąt Murphyukryłtwarzw dłoniach. Leslie z 

wypiekami na policzkach usiłowała wtopić siew oparcie krzesła.   
 

Griff  patrzył  prowokująco  na  Melindę.  jakby  poza  nimi  nikogo  nie 

było na sali.   

- Trzysta siedemdziesiąt pięć.   
Zawsze  może  poprosić  brata  o  pożyczkę.  Mattowi  to  się  nie  będzie 

podobało, pomyślała oznajmiając:   

- Czterysta.   
Griff  przybrał  teraz  minę,  którą  znałajuż  z  sądu:  drapieżnego 

wojownika, który nie zwykł przegrywać.   

-  Siedemset  dolarów  -  powiedział  cicho,  ale  tak,  że  każdy  mógł 

usłyszeć te słowa. Wszyscy wstrzymali oddech.   

Melinda wciągnęła głęboko powietrze i już go nie wypuściła, bo 

poczuładłoń na swoich ustach. Usiłowała się uwolnić, ale Murpłry 
odwrócił jej twarz i spojrzał w oczy.   

- Melindo! - rzekł stanowczo. - Siedem setek dolarów.   
Siedem setek dolarów. Melinda powstrzymała złość i poczuła, że 

słabnie, kiedy cena dotarła do jej świadomości poprzez mgiełkę, 
otumaniającąją przez ostatnie dziesięć minut. Siedemset dolarów?   

Zachwycony licytator powstrzymywał śmiech.   

background image

- Siedemset. Czy ktoś daje siedemset pięćdziesiąt?   
Melinda przełknęła ślinę i odsunęła dłoń, którąMurphy gotów był 

znowu położyć na jej ustach w tej samej chwili, w której usiłowałaby je 
otworzyć. Siedziała milcząca, wpatrzona w Griffa urażonym wzrokiem.   

- Siedemset dolarów po raz pierwszy, siedemset po raz drugi i po raz 

trzeci. Sprzedano panu za siedemset dolarów. Dom Nadziei dziękuje za 
wspaniałomyślne wsparcie, sir.   

Melinda pomyślała, że do końca swoich dni nie zapomni miny Griffa, 

kiedy uzmysłowił sobie, co właściwie zaszło. Zadowolenie ze 
zwycięstwa przerodziło się w przykrąkonsternację, gdy uświadomił 
sobie, że zapłacił siedemset dolarów za serwis, który w sklepie nic 
mógłby kosztować więcej niż trzysta. Nie tylko Melinda zauważyła 
niezadowoloną minę Griffa. Kiedy licytator przeszedł do sprzedaży 
następnego przedmiotu, Melinda, powstrzymując chichot, ukryła twarz 
na ramieniu Murphy'ego i zdołała wyszeptać:   
 

  Jego mina, och, Murphy, czy widziałeś jego minę?   

 

  Melindo, przestań chichotać, gdybyś go teraz widziała...   

 

  Nie mogę na niego spojrzeć, bo boję się, że spadłabym z krzesła 

ze śmiechu.   
 

Ciągle jeszcze rozbawiona, opanowała się z pewnym wysiłkiem i 

powstrzymując się od zerkania na Griffa, kupita w czasie dalszej 
licytacji zabytkową, cynowąpuszkę na ciastka i kolorową, jaskrawą 
klamrę do włosów z górskich kryształów. Miaławrażenie, że wkrótce 
znowu będzie musiała stawić czoło dawnemu przyjacielowi. Zespół 
muzyczny grał świetnie, a Murphy by ł wybornym partnerem. Melinda 
bawiła się znakomicie.   

 

  Jesteśmy z siebie dumni, prawda Melindo? - Murphy 

przekomarzał się z nią, unosząc w górę swoją partnerkę na zakończenie 
jednego ze szczególnie szalonych tańców.   
 

  Dlaczego? - Melinda zatrzepotała rzęsami i usiłowała zrobić 

niewinną minę, wirując pó ł metra ponad posadzką.   
 

  Ni e mam pojęcia, o czym mówisz. Roześmiał się i postawił ją na 

ziemi.   

background image

 

Ty dzieciaku, ktoś przed laty powinien by ł dać ci parę   

 

klapsów. Uniosła brwi.   

 

  Ostatnio już mi to ktoś mówił.   

 

  I nic dziwnego. - Murphy uśmiechnął się, po czym głośno 

zaczerpnął powietrza. - Oho, Melindo, zgadnij, kto idzie...   
 

Nie musiała zgadywać, czułabliskość Griffa za plecami. Nie 

wiedziała, jak to zrobił, ale już w chwilę później, porwana przez niego, 
tańczyła w jego ramionach. Murphy poprosił do tańca Leslie,   

- Chyba mnie nie spytałeś, czy mam ochotę z tobą zatańczyć. - 

Melinda rzuciła tę uwagę w przestrzeń ponad ramieniem Griffa.   

Spojrzał na nią gniewnie.   

 

  Jesteś z siebie dumna?   

 

  Ogólnie czy z jakiejś szczególnej przyczyny?   

 

  Wiesz dobrze, o co mi chodzi. Zrobiłaś ze mnie idiotę.   

 

  O nie - zapewniła go poważnie. - Mogę oświadczyć z całą 

stanowczością, że jesteś człowiekiem zawdzięczającym wszystko 
samemu sobie.   

- Sprytnie się mną posłużyłaś. Gdyby nie chodziło   
o ciebie...   

- Słuchaj, Griffinie Taylor - przerwała mu. -Ja rozpoczęłam licytację. 

Na początku nawet nie wiedziałam, że się przyłączyłeś. To ty zacząłeś 
ze mną walczyć. Chciałeś koniecznie wygrać i podniosłeś cenę o trzysta 
dolarów. Z tego się wytłumacz.   

Jego policzki pociemniały, a w oczach zatlił się gniew.   

 

  Cóż ja...   

 

  Chociaż nie chcesz się do tego przyznać, być może jesteś nadal 

podobny do tego chłopca z dawnych łat. Być może ciągłejeszczejesteś 
Dzikim, który nie potrafił oprzeć się rzuconemu wyzwaniu.   
 

  Mylisz się. Jestem teraz zupełnie innym człowiekiem. Ale nie 

lubię przegrywać i zrobię wszystko, aby zapewnić sobie zwycięstwo. I 
to właśnie ci się we mnie nie podoba, prawda?   
 

Podążając za nim lekko w tańcu, przesunęła palcem po jego karku.   

background image

- A co byś powiedział, gdybym ci wyznała, że w czasie   
licytacji bardzo mi się podobałeś? Skrzywił się.   

- Powiedziałbym, że przykro mi to słyszeć. W każdym razie to się nie 

powtórzy. Może zagalopowałem się. alejuż teraz będę uważał. Nie 
pozwolę ci zniszczyć życia, które sobie z takim trudem ułożyłem, 
Melindo James.   

Melinda spojrzała na niego z niewinnym wyrazem twarzy. Wsunęła 

palec w jego włosy wijące się nad karkiem i niemal niedostrzegalnie 
przysunęła się bliżej.   

- Dlaczego miałabym niszczyć twoje życie?   

Gdyby nie czuła gwałtownego bicia jego serca przy swoich piersiach, 

mogłaby przestraszyć sięjego wzroku.   

 

  A co teraz robisz? - spytał szorstko. W tej chwili jej włosy 

przypadkowo musnęły jego brodę.   
 

  Słucham?   

 

  Melindo. przestań!   

 

  Co mam przestać?   

 

  Nie udawaj, to do ciebie niepodobne. Zamrugała powiekami i 

obiema rękami objęła go za   
 
szyję.   

- Pomyślałam, że może lubisz kobiety zachowujące się wobec ciebie 

w taki sposób - wyszeptała. Nie mogła oprzeć się pokusie rzucenia 
nieprzychylnego spojrzenia w kierunku Leslie.   

Zmarszczywszy biwi zdjął delikatnie jej dłoń z szyi, powracając tym 

samym do bardziej tradycyjnej tanecznej pozycji   
- A kto tobie się podoba? Może szczerzący zęby clowni w kwiecistych 
szarfach? Obrażona za tę impertynencję w stosunku do Murphy 'ego, 
odrzuciła do tyłu głowę.   
- Trzeba ci wiedzieć, że Murphy zrobił jeden doktorat z psychologii, 
drugi z poradnictwa rodzinnego i magisterium z socjologii. Ma 
wskaźnik inteligencji wyższy od większości ludzi szczycących się 
dużym kontem bankowym. Publikuje artykuły w medycznych i 
psychologicznych czasopismach w sześciu językach. Oczywiście nie 
pochodzi z bogatej rodziny, ale tym może przejmować się tylko snob 

background image

albo hipokryta.   
- Sypiasz z nim?   
 

Oniemiała. Sadząc z wyrazu twarzy Griffa. on sam by ł tak samo 

zaskoczony zadanym pytaniem jak ona.   

- A czy ty sypiasz z nią? - rzuciła z gniewem. -Nie. Nie spodziewała 
się odpowiedzi i teraz odczuła niesły 

chaną ulgę.   

 

  Przyjaźnię się z Murphym, to wszystko - wyszeptała.   

 

  Melindo.ja...   

 

Potknęła  się  nagle.  Od  upadku  powstrzymało  ją  silne  ramię  Griffa, 

zaciskające się mocno wokół niej.   
- Jeżeli próbujesz wyciągnąć mnie z tego lokalu - za 

uważył  zduszonym  głosem  -  to  robisz  to  bardzo  sprytnie.  Nie  mogła 

ustrzec się tonu goryczy:   

- Mogłoby mi się wydawać, że tańczę z Dzikim, Pan mecenas Taylor 

nigdy by się nie zachował tak impulsywnie. I lak gorsząco.   

Zachmurzył  się.  Muzyka  przestała  grać.  Griff  opuścił  ramiona. 

Melindę ogarnął dziwny smutek - nie czułajuż bliskości jego ciała.   

-  Odprowadzę  cię  do  twego  towarzysza.  -  Głos  Griffa  brzmiał 

nienaturalnie, a wyraz twarzy był trudny do odczytania.   

Skinęła głową ze smutkiem; uwodzicielskie gierki nagle straciły swój 

powab.  Chciała  rozszyfrować  Griffa,  a  tymczasem  wzbudziła  tylko  w 
sobie pożądanie.   
- Dobrze.   

Zastali Leslie i Murphy'egow dobrym  nastroju.  Melinda zastanawiała 

się. dlaczego ona i Griff nie są w stanie spędzić nawet kilku chwil bez 
słownej utarczki.   

Żegnając  się  z  Griffem,  Melinda  unikała  jego  wzroku,  a  kiedy  już 

odszedł z Leslie, zwróciła się do Murphy'ego.   
 

  Chodźmy stąd.   

 

  Znowu się kłóciliście? - Murphy spytał współczująco.   

 

  Można to tak nazwać - odpowiedziała zasępiona. Murphy 

odezwał się dopiero w samochodzie.   

background image

 

  Wiesz, Leslie jest całkiem miłą osobą - stwierdził ostrożnie. - 

Właściwie to trochę mijej żal. Wydaje się, że nie jest zbyt szczęśliwa, bo 
musi całkowicie ulegać woli nadmiernie wymagającego ojca.   
 

Melinda  skubiąc  wargę  pomyślała,  że  jej  także  jest  żal  Leslie.  I 

zastanawiała  się,  jak  daleko  może  posunąć  się  kobieta,  żeby  sprawić 
przyjemność ojcu. Czy może poślubić człowieka, którego nie kocha? A 
może Leslie jest zakochana w GrifBe? Nietrudno byłoby w to uwierzyć. 
Griff był mężczyzną, w którym kobieta z łatwością mogła się zakochać. 
Gdyby był w jej typie - uzupełniła pośpiesznie. Czy on był wjej typie? 
Nie  potrafiła  odpowiedzieć  na  to  pytanie.  I  może  nigdy  nie  będzie 
umiała.   

Zresztą chyba było za późno, żeby się nad tym zastanawiać.   
ROZDZIAŁ   

5   

Paczka nadeszła do kliniki w tydzień później. Melinda domyśliła się 

jej zawartości, zanim jeszcze zdjęła z pudelka taśmę. Murphy i Fred 
odbywali właśnie w pokoju Melindy robocze spotkanie i przyglądali się 
teraz szaroperłowemu dzbankowi do herbaty, który Melinda wyjmowała 
z zabezpieczającego go opakowania.   

- Przedmiot jest podejrzanie znajomy - zauważył   

Murphy. Fred pochylił głowę i przyjrzał się dzbankowi,   
 

  Ja go sobie nie przypominam.   

 

  A serwis, o którym ci mówiłem?   

 

  Ten serwis? - Oczy Freda rozszerzyły się ze zdumienia. - Serwis 

za siedemset dolarów?   
 

  To tylko porcelanowy serwis do herbaty - wtrąciła Melinda, która 

dopiero teraz odzyskała mowę. - Za który Griffin Taylor zapłacił 
siedemset dolarów   
 

uzupełnił Murphy. Fred pogładził podbródek.   

- Wydawałoby się, że ktoś. komu tak bardzo na nim zależało, powinien 
zatrzymać go dłużej niż przez tydzień.   

background image

- Jak myślisz, dlaczego on jej to przysłał? - Murphy zwrócił się do 
kolegi z poważna miną, jakby Melindy nie było w pokoju.   
- Może z miłości?   
- Może, Ale mając na uwadze jego minę po skończonej licytacji, nie 
wypiłbym niczego z tego dzbanka. Czy można zatruć porcelanę? Fred 
zaśmiał się.   
- Ciekawy problem Chyba powinniśmy przeprowadzić szczegółową 
analizę w laboratoriom medycznym.   
- Jeżeli już skończyliście, wy dwaj mądrale...   
- Fred, chłopie, zdaje się, te ona zaczyna się irytować.   
- Chyba masz rację, stary. Zwróć uwagę najej rumieńce. Na blask tych 
przepięknych, zielonych oczu. Na te... Melinda przerwała mu kilkoma 
niewybrednymi słowami.   

-„ . . . i przekleństwo pada z jej różanych ust" -wymamrotał Murphy z 

uśmiechem.   

Melinda wstała i dramatycznym gestem wskazała na drzwi.   

 

  Proszę wyjść.   

 

  Czy myślisz, ze ona ma nas na myśli? - zapytał Fred.   

 

  Wyjdźcie!   

 

  Chybatak- zgodził się Murphy.   

 

  Alejuż!   

 

  Spotkanie przełożone na inny termin - obwieścił szybko Fred 

widząc, że Melinda unosi ostrzegawczo w górę swój gruby notes.   
 

Murphy,  podążając  tuż  za  Fredem,  nic  mógł  się  powstrzymać  i 

wsunąłjeszcze głowę przez szparę w drzwiach.   

- Podziękuj ślicznie nadawcy - upomniał ją z uśmiechem.   
Notes uderzył  z, całą siłą w zamknięte już drzwi. Melinda opadła na 

krzesło i zaczęła wpatrywać się w dzbanek stojący na biurku. Dlaczego 
przysłał serwis? Czy tym prezentem chciał jej zrobić przyjemność, czy z 
niej  zakpić?  A  może  pragnął  pozbyć  się  kolejnego,  związanego  z  nią 
wspomnienia?  A  jednak  nie  odesłał  małej,  drewnianej  deseczki.  Może 
naprawdę  chciałjej  sprawić  radość?  I  przeprosić  za  swoje  porywcze 
zachowanie w czasie licytacji?   

Ostrożnie  opróżniła  karton,  ustawiła  cały  serwis  na  biurku  i 

background image

bezskutecznie szukała jakiegoś listu. Nie znalazła. Nie było wprawdzie 
wątpliwości, kto wysłał paczkę, ale mały bilecik byłby mile widziany.   

Wykręciła numer telefonu biura Griffa.   

 

  Chciałabym rozmawiać z panem Griffinem Taylorem - poprosiła, 

gdy usłyszała beznamiętny głos sekretarki. -Mówi Melinda James.   
 

  Proszę chwilę poczekać. Sprawdzę, czyjest. Czekała, słuchając 

sączącej się w jej ucho muzyki.   
 

  Taylor, słucham.   

 

Zadrżała  na  dźwiękjego  głębokiego,  melodyjnego  gło  su,  lecz 

opanowała się i spokojnie powiedziała:   
 

  Cześć, to ja.   

 

  Wiem.   

 

Szukała  właściwych  słów,  okręcając  sznur  słuchawki  wokółpalca. 

Wkońcu spytała wprost:   
 

  Dlaczego przysłałeś mi serwis?   

 

  Przecież chciałaś go mieć.   

 

  I ty także.   

 

  Taak, ale pomyślałem, że taki przedmiot wcale nie pasuje do 

mojego biura.   
 

  Dośćkosztownapomyłka.   

 

  Mogę ten wydatek odliczyć od podatku. Cel dobroczynny.   

 

  Nie potrzebuję dobroczynnego wsparcia. W przy 

 

szłym tygodniu przyślę ci czek. Tylko skąd weźmie siedemset dolarów?   

 

  Jeżeli to zrobisz, w następnej poczcie otrzymasz kopertę z 

konfetti. Ten serwis to prezent. Chcę. żebyś go zatrzymała.   
 

  Dlaczego? - spytała nie przekonana jego argumentami. 

Westchnął.   
 

  Potraktuj gojako gałązkę oliwną.   

 

  Ja... -cóż więcej mogła powiedzieć. - Dziękuję.   

 

  Bardzo proszę. Zaległa długa cisza. Melinda gorączkowo 

usiłowała powiedzieć coś dowcipnego albo inteligentnego. Nigdy 
przedtem nie miała trudności w formułowaniu natychmiastowych i 

background image

błyskotliwych ripost. Dlaczego teraz oniemiała? Czyżby za chwilę miało 
się wydarzyć coś bardzo ważnego?   

Wreszcie Griff przerwał milczenie.   

 

  Chciałbym cię znowu zobaczyć. Zamknęła oczy i zacisnęła palce 

na sznurze telefonu.   
 

  Naprawdę? - Chyba było słychać, że zabrakło jej tchu. 

Odchrząknęła, otworzyła oczy i spróbowała jeszcze raz.   
 

  Dlaczego?   

 

  Do licha, co się dzisiaj z tobą dzieje?! - wykrzyknął wyraźnie 

rozzłoszczony.   
 

Melinda  uświadomiła  sobie  nagle,  że  być  może  powodem  tego 

wybuchu  jest  zamęt,  jaki  zapanował  w  uczuciowym  życiu  Griffa  -  w 
związku zjej osobą.   

- Poprostuchcę. Niewiem dlaczego - do dał ze złością.   
Uniosła wyniośle głowę - gest raczej zbędny w pustym pokoju.   

 

  Nie jest to bardzo pochlebne stwierdzenie.   

 

  A od kiedy ty lubisz pochlebców? Chcesz się ze mną zobaczyć, 

czy nie?   
 

  Być może. - W miarę jak on tracił pewność siebie, jej swoboda 

wzrastała. - Zadzwoń któregoś dnia.   
 

  Do diabła, Melindo!   

 

  Griff, muszęjuż kończyć. Wracam na zebranie. Jeszcze raz 

dziękuję za serwis.   
 

  Melindo. poczekaj... Ale ona już odłożyła słuchawkę. Odetchnęła 

głęboko. Prześle mu czek. Uśmiechając się w duchu, pomyślała, że 
sprawa jest warta takiej ceny. Drażnienie Dzikiego było zabawne. Nawet 
jeżeli był przebrany za dżentelmena.   
 

  Dlaczego nie pytasz, kto dzwoni, zanim otworzysz drzwi? - W 

glosie Griffa brzmiała pretensja. Od razu pożałował tych stów, gdyż 
Melinda natychmiast się zjeżyła.   
 

  Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę mogła ci to 

powiedzieć, ale mówisz zupełnie tak samo jak mój bral - odparta z 
wyrzutem, zastępując jednocześnie Griffowi drogę do mieszkania. - Co 
ty tu robisz? Wydawało mi się, że miałeś zatelefonować.   

background image

 

  Melindo, wierz mi, nie miałem zamiaru przybierać tonu twojego 

brata. Czy możesz mnie wpuścić?   
 

-A czy mam inny wybór? Ostatnio przepchnąłeś się koło mnie.   

 

  Masz. - Nie przypuszczał, że może go wyprosić. Spojrzała na 

niego podejrzliwie i cicho odburknęła:   
 

  Mam . z pewnością. Ja dokonam wyboru, a ty i tak zrobisz, co 

zechcesz. - Westchnęła i usunęła się z drogi. -Co za licho, no wejdź.   
 

Mimowolnie  rozbawiony  przesadnie  zrezygnowaną  mi  ną  Melindy, 

przeszedł  koło  niej.  Czekając  aż  zaniknie  drzwi,  rzucił  na  nią  łakome 
spojrzenie.  Chociaż  beżową,  trykotową  koszulkę  z  kolorowym 
nadrukiem  i  powyciągane,  oliwkowe  spodnie  z  trudem  można  było 
uznać  za  strój  kobiecy,  to  jednak  figurze  Melindy  nie  odbierały  one 
wdzięku.  Obserwował  miękkie  krągłości  uwydatniające  się  pod 
materiałem i pomyślał, że ona równie dobrze wyglądałaby w worku po 
kartoflach.   

Zauważył  wyraz  jej  twarzy  -  dokładnie  czytała  w  jego  myślach. 

Poczuł się nieswojo. Zbyt łatwo go rozszyfrowała.   

-  Zjedz  ze  mną  kolację.  -  Chciał  jak  najszybciej  wyjść  z  tego 

mieszkania.  Pozostawanie  sam  na  sam  z  Melindą  było  zbyt 
niebezpieczne - Ajeżelija się już umówiłam? - Jej oczy rzucały   

kpiące spojrzenia. Zachmurzył się.   

 

  Przestań się ze mną droczyć. Umówiłaś się czy nie?   

 

  Nie.   

 

-A więc?   

 

  Dobrze, zjemy razem kolację. Zaraz coś przygotuję.   

 

  Nie. -Wyrzekł to słowo zbyt pośpiesznie. -Chodźmy do 

restauracji.   
 

Znowu  zobaczył  rozbawienie  wjej  oczach.  Do  diabła,  pomyślał,  ta 

kobieta  może  świętego  wyprowadzić  z  równowagi.  No  dobrze,  ale 
wobec tego dlaczego uważał, że jest tak fascynująca? I dlaczego chciał 

background image

się  z  nią  kochać,  a  pragnienie  fizycznego  posiadania  było  nawet 
silniejsze od chęci wlepieniajej paru klapsów?   
 

  Świetnie, pójdę po torebkę.   

 

  Hmm... Zatrzymała się i uniosła pytająco brwi.   

 

  A czy nie zechcesz się przebrać?-Nieskazitelny,ciemny garnitur 

ostro kontrastował z jej niedbałym strojem.   
 

  Nie. - To słowo było wypowiedziane lekko, ale nie 

 

wątpliwie zawierało ton wyzwania. Zacisnął zęby.   

 

  Świetnie. Idz po torebkę.   

 

  Popatrz, sarna bym na to nie wpadła.   

 

Dłoni e w kieszeniach zacisnęły mu się w pięści; przeprosił w duchu 

brata  Melindy,  którego  kiedyś  uważał  za  bezmyślnego  tyrana.  Teraz 
Griffbył raczej zdziwiony, że Melinda nie spędziła całej swojej młodości 
zamknięta na klucz w pokoju. Być może zresztą taki byłby jej los, gdyby 
to  nie  Merry.  lecz  Matt  został  kuratorem  bliźniaczek.  Gdyby 
Griffposzedł na obiad z jakąkolwiek inną kobietą ubraną w ten sposób, 
wybrałby restaurację, gdzie nie czułaby się skrępowana swoim strojem.   

Melindzie nie zamierzał ustępować.   
Kiedyś  byli  pod  tym  względem  podobni.  Teraz  -  Griff  przekonywał 

samego  siebie  -  on  dostosował  się  do  obowiązujących  reguł  i  nawet 
nauczył się wykorzystywać układy towarzyskie dla swoich celów.   

W  czasie  oczekiwania  na  zamówione  potrawy  Melinda  oparła  brodę 

na skrzyżowanych dłoniach i, pochylona nad stolikiem, wpatrywała siew 
Griffaprzenikliwie.   

-  Czy  chcesz  dzisiaj  ze  mną  porozmawiać  na  jakiś  szczególny  temat, 

czy też mamy tak siedzieć i próbować prowadzić obojętną rozmowę, jak 
podczas naszego ostatniego wspólnego posiłku?   

Wolno pokiwałgłowa,   
-  Nieustannie  starasz  się  mnie  rozzłościć,  prawda?  Dlaczego  bardzo 

podobam ci się wtedy, kiedy ledwo mogę powstrzymać się, żeby cię nie 
udusić?   

Roześmiała  się  promiennie,  była  naprawdę  rozbawiona.  Griff  poczuł 

ucisk w żołądku.   

background image

- Cóż za spostrzegawczość - zauważyła wesoło. - Taka cecha pewno ci 

się przydaje przy wykonywaniu twojego zawodu.   

-  Melindo,  dlaczego  nie  przestajesz  mnie  drażnić?  ujął  jej  dłoń  ,  - 

Staraj  się  po  prostu  dobrze  bawić.  Czy  nie  możemy  spędzić  miłego 
wieczoru bez kłótni?   

Tym razem jej uśmiech nie był wesoły.   

 

  Próbowaliśmy poprzednim razem, nie pamiętasz? Atmosfera była 

nieszczera i nieprzyjemna. I to mnie zasmuciło.   
 

  Zasmuciło? - zapytał zdziwiony. Skinęła głową, unikając jego 

wzroku.   
 

  Nie mogę zapomnieć czasów, kiedy tak swobodnie roz-

mawialiśmy i tak często zgadzaliśmy się ze sobą. A nawet jeśli 
kłóciliśmy się,, to nigdy nie próbowałeś mnie przekonywać, że słuszne 
są tylko twoje poglądy. Po prostu godziliśmy się z tym, że czasami 
możemy mieć inne zdanie.   

- A czy to nie ty usiłujesz teraz narzucić swoje poglądy? - odparował. 

- Autorytatywnie zadecydowałaś, że wykonywany przeze mnie zawód 
nie jest dość uczciwy, że moi klienci to bogate miernoty, aja ukrywam 
swoją prawdziwą twarz za maską. Nic dałaś mi najmniejszej szansy 
wykazania, jak ważny jest zawód adwokata i nie pozwoliłaś mi 
wytłumaczyć, dlaczego jestem zadowolony ze zmian, jakie zaszły wmoi 
m życiu.   

Melindaprzygryzła wargę, a Griff pomyślał, zechciałby ją pocałować. 

Spojrzała na niego z miną winowajczyni.   
 

  Tak się zachowywałam?   

 

  Tak - odparł ze słabym uśmiechem. - Dlaczego nie możemy 

zacząć od początku? Zapomnieć o przeszłości i jak dwoje dorosłych 
ludzi cieszyć się nawzajem swoim towarzystwem. Dajmy sobie tę 
szansę.   
 

  Czy odpowiesz mi szczerze na moje pytanie?   

 

  Spróbuję-odrzekł ostrożnie.   

 

  Mam dwa. Pierwsze: Czy prowadząc takie życie, jak obecnie, 

jesteś rzeczywiście szczęśliwy?   
 

Obiecał szczerą odpowiedz. Walczył ze sobąprzez dłuższą chwilę, w 

background image

końcu powiedział wymijająco:   
 

  Nie jestem nieszczęśliwy. Jej twarz złagodniała.   

 

  To nie to samo.   

 

  Wiem. A drugie pytanie?   

 

  Gdybyśmy się przedtem nie znali i spotkali po raz pierwszy w 

życiu w sądzie, czy zaprosiłbyś mnie na obiad?   
 

Tym razem zastanawiał się dłużej. Odpowiedział jeszcze bardziej 

niechętnie, ale szczerze.   

 

  Chyba nie.   

 

  Niej estem kobietą w twoim typie. Na jej otwartej twarzy 

malowały się zawsze wszystkie uczucia. W tej chwili -ból. Poczuł się 
okropnie. Czyż nie była jedyną kobietą, której naprawdę pragnął?   

-  Do  licha,  Melindo,  a  czy  ty  umówiłabyś  się  z  kimś  takim  jakja?  - 

spytał z pretensją w głosie.   

Zanim  Melindazdążyła  odpowiedzieć,  niespodziewanie  dobiegł  ich 

męski głos.   

- A kogo my tutaj widzimy?   
Na  twarzy  Melindy  pojawił  się  wyraz  ulgi.  Potem  niechętnie 

odwróciła się ku mężczyźnie stojącemu obok ich stolika.   

- Jak się masz. Myers - odparł Griff.   
Doyle  Myers  był  tym  kolegą  Griffa,  który  najbardziej  zazdrościł  mu 

wpływu  na  Wailace'a  Dysona.  Stał  teraz  obok  i  niedwuznacznie 
wpatrywał się w ich ciągle jeszcze splecione palce.   

- Dobrze się bawisz, Taylor?   
GrifFwypuścił  dłoń  Melindy.  Położył  rękę  na  kolanie pod  obrusem  i 

zacisnąłjąw pięść.   
 

  Bardzo dobrze, a ty?   

 

  Coraz lepiej. - Uśmiech Myersa był obłudnie służalczy. 

Wyciągnął dłoń do Melindy.   
 

  Doyle Myers, jeden ze współpracowników Taylora.   

 

  Melinda James. Myersprzechyliłgłowę Jego ciemne oczy 

zabłysły.   
 

  To pani zeznawałajako psycholog w sprawie Nancy Hawlsey?   

 

background image

Griff doskonale wiedział, że Myers zna odpowiedź na to pytanie.   

 

  Tak - odparła chłodno. Myers zaśmiał się serdecznie,   

 

  Trzeba przyznać, że nic jest pani obecnie na liście sympatii 

mojego szefa. Zna go pani, prawda? To Wallace Dyson. Może poznała 
panijego córkę, Leslie? Jest chyba w pani wieku i z pewnością mają 
panie-tu spojrzał na   
Griffa - wspólnych przyjaciół   
 

  Wybacz Myers - odburknął Griff - ale chcemy coś zjeść, zanim 

nam ostygnie. Do zobaczenia w poniedziałek w biurze.   
 

  Dyson nie będzie zachwycony, że się ze mną spotykasz, prawda? 

- spytała cicho Melinda, kiedy Myersjuż się oddalił.   
 

Griff  wzruszył  ramionami,  jakby  go  to  nic  obchodziło,  ale  ten  gest 

niezupełnie odpowiadał jego nastrojowi.   

- Do tej pory Dyson nigdy nie wtrącał się do moich osobistych spraw. 

- Nic była to całkowita prawda, lecz Griff nie chciał martwić Melindy.   

Nie czekając na jej reakcję, zabrał się do jedzenia.   
- Świetne danie. Jestem głodny.   
Podczas  obiadu  Melinda  nie  unikała  kontrowersyjnych  tematów. 

Przecież  Griffmówił,  że  powinni  się  lepiej  poznać.  W  ciągu  następnej 
godziny rozmawiali o wszystkim,   
o swoich zapatrywaniach politycznych, o sprawach międzynarodowych 
i  wydarzeniach  lokalnych.  Griff  był  zafascynowanyjej  otwartym 
spojrzeniem  na  świat  i  intelektem,  choć  uważał,  że  poglądy  miała 
niekiedy zbyt niekonwencjonalne.   

Złapał się na tym, że nie może się ustrzec od porównywania Melindy 

z  innymi  kobietami,  powiedzmy  z  Leslie.  Przyjął  z  dużą  ulgą  fakt,  że 
nie  był  zmuszony  do  prowadzenia  banalnej  pogawędki  lub  zwracania 
uwagi 

na 

każde 

słowo, 

które 

mogłobyprzypadkiemurazić 

rozmówczynię, Melinda nie zawracała sobie głowy takimi drobiazgami 
i Griff dyskutował z nią zupełnie swobodnie.   

Był konserwatywnym republikaninem, a Melinda podzielałapoglądy 

liberalnych demokratów. Onbył żarliwym poplecznikiem twardej lini i 
w  polityce  zagranicznej,  ona  zagorzałą  pacyfistką.  On  wierzył  w 
skuteczność  kary  śmierci,  ona  optowała  przeciw  niej.  Zgadzali  się 

background image

natomiast  w  innych  kwestiach  -  równej  płacy  za  taką  samą  pracę, 
konieczności zwiększenia pomocy socjalnej dla upośledzonych dzieci i 
zwiększenia funduszy na szkolnictwo.   

Takjakto  bywało  kiedyś,  pomimo  naturalnej  skłonności  do  obrony 

własnych przekonań, kilkakrotnie spokojnie skonstatowali, ze różnią się 
w niektórych bardziej spornych kwestiach moralnych lub politycznych.   

Griffowi  ten  wieczór  wydał  się  niezwykle  udany.  I  zanim  skończyli 

posiłek, pragnął jej bardziej niż przedtem.   

Co  wiec  ma,  do  diabła,  z  tym  począć,  zastanawiał  się  posępnie, 

odprowadzając  ją  do  drzwi  mieszkania.  Czy  był  gotów  uwikłać  się  w 
problemy,  które  z  pewnością  powstaną,  jeżeli  zwiąże  się  bliżej  z 
Melindą James? Nie miał wątpliwości, że tak by się stało.   
 

  Tak, to był.. . - zaczęła przekręcając klucz w zamku. Griff sięgnął 

do drzwi i otworzył je.   
 

  Wejdę z tobą.   

 

Melinda  podążyła  za  nim  z  ciężkim  westchnieniem  i  spytała  z 

zachmurzoną miną;   
 

  Czy zdarza ci się czasami czekać na zaproszenie? Posłał jej 

niewesoły uśmiech.   
 

  Przeważnie tak - przyznał.   

 

  Tylko nie w moim przypadku. Jego uśmiech był rozbrajający.   

 

  Musiałbym na nie długo czekać, prawda?   

 

O  bogowie,  dodajcie  mi  siły  -  pomyślała  pragnąc,  bez  powodzenia, 

oprzeć się jego urokowi. Rzadko uśmiechał się w ten sposób - otwarcie i 
w  pełni  naturalnie.  O  coś  pytał.  O  co?  Ach,  tak.  Postanowiła  nie 
odpowiadać na to pytanie.   
 

  Napijesz się kawy?   

 

  Nie. - Przysunął się bliżej i schował okulary.do kieszeni 

marynarki. Wpatrywała się w niego uważnie.   
 

  Zdaje się. że mam jakieś wino.   

 

  Nie , dzięki. - Osaczał ją, musiała zwalczyć pokusę tchórzliwej 

ucieczki.   
 

  A może chcesz mleka? - spytała słabym głosem. Roześmiał się.   

background image

 

  Raczej nie. - Wsunął dłoń w jej włosy i przyciągnął jej głowę.   

 

  Ja... aaa... myślałam, ze będziemy się starali lepiej poznać, jako... 

starzy przyjaciele - udało sięjej wykrztusić. Stojąc tak blisko mężczyzny, 
czuła siłę jego mięśni i oddech niemal rozsadzający pierś.   
 

Pochylił głowę, tak że wargami prawie muskał jej usta.   

 

  Przez cały wieczór czekałem na tę chwilę-wyszeptał   

 

  kiedy wreszcie będziemy sami.   

 

Ręce Melindy spoczywały najego piersi tuż ponad szaleńczo bijącym 

sercem.   

- Griff ja...   

Zbliżył się jeszcze bardziej.   
- Co?   

Cóż miała powiedzieć? Och, do licha z tym. Zarzuciła mu ręce na 

szyję.   

- Czy masz zamiar mnie pocałować, czy nie? Stłumi ł śmiech, 
przyciskając usta do jej warg. W chwilę potem przyciągnąłjąbliżej i 
błądził gorącymi dłońm i pojej ramionach pod luźną, trykotową 
koszulką. Melinda przycisnęła się do niego jeszcze mocniej, bez-
skutecznie starając się rozpiąć mu marynarkę. Czy on się nie dusi w 
tym urzędniczym uniformie? - przemknęłojej przez myśl, kiedy 
bezowocnie szarpała mocno zawiązany węzeł jedwabnego krawata. 
Tymczasem palce Griffa znalazły już drogę poniżej trykotowej 
koszulki i natknęły się na gładką i rozgrzaną skórę. Luźnypasek 
spodni nie stawiał oporu, gdy wsuwał dłonie w miękkie wgłębieniejej 
pleców. Melinda zdołała włożyć koniuszki dwóch palców pomiędzy 
guziki białej koszuli. Była ciekawa, czy skóra na piersi Griffajest 
owłosiona, czy gładka, opalona czy blada. Czy będzie musiała 
oderwać guziki, żeby się o tym przekonać?   

-  Meli  n  do-  usłyszała  szept  tuż  przy  swoich  ustach,  ujął  dłońmijej 
biodra i przytrzymał mocno przy swoich. Odczuła jego pożądanie.   
 

  Potrafisz doprowadzić mężczyznę do szaleństwa.   

  Chcę 

doprowadzić cię do szaleństwa - wyszeptała. Uniosła się na palcach i 
przesunęła koniuszkiemjęzyka po jego wargach. - Chcę, żebyś był 

background image

szalony, nierozważny,   

niebezpieczny. Zmarszczył brwi.   

- Aleja nie...   
Nie  zdołał  dokończyć.  Objęłago  ramionami  i  przytuliła  sięjeszcze 
mocniej. Zuchwale wsunęła język w wilgotną   

i gorącą głębię jego ust. Osunęli się na dywan, nienasyceni, ogarnięci 

pragnieniem spełnienia, które nagle stało się nieuniknione. Położyła się 
na  plecach.  Wzniosła  ku  niemu  ciało,  podczas  gdy  jego  dłonie 
przesuwały się od szyi aż do kolan, dotykały pulsujących piersi, gładziły 
drżące  mięśnie  brzucha  i  zaciskały  się  na  biodrach.  Szeptał  coś 
bezładnie, okrywałjej twarz i szyję gorącymi, kąsającymi pocałunkami, 
a  jednocześnie  odsuwał  zamek  błyskawiczny  jej  spodni  i  wsuwał  dłoń 
pod jedwabne majteczki.   

-O  tak...  -  szeptała,  czując  jak  jego  palce  zaczynają  pieścić  sekretne, 

ciemne i wilgotne miejscejej ciała,   
 

  Czy tak dobrze? - Jego glos był ochrypły z podniecenia.   

 

  Och tak... - zacisnęła powieki i uniosła ku niemu ciało. -Och, 

Dziki, jest tak... Zesztywniał. Wstał i odwrócił się, zostawiając ją lezącą 
na dywanie. Nie mogła wprost uwierzyć w to, co się stało. Zamrugała 
oczami ze zdumienia, kiedy, obciągając wymięte części garderoby, 
zauważyła rzecz niewiarygodną -jego krawat był nadal porządnie 
zawiązany.   

- Griff, o co chodzi? - wydusiła z siebie. ROZDZIAŁ   

6   

Griff  odwrócił  się  do  niej.  Stał  sztywno,  z  rękami  w  kieszeniach. 

Błyski  jego  ciemnych  oczu  zwiastowały  burzę.  Melinda  z 
niedowierzaniem  spostrzegła,  że  nie  ukrywał  nawet  ostrzeżenia 
malującego się na jego twarzy: Uwaga, nie zbliżać się.   
 

  Ocochodzi?-zapytałaponownie. Usiadła i odsunęła spadające na 

twarz włosy.   
 

  Nazwałaś mnie Dzikim - wypowiedział to zdanie   

 
niemal z furią Wstała, obciągnęła koszulkę i przyjrzała mu się uważnie.   

background image

 

  Rzeczywiście? Nie zdawałam sobie z tego sprawy.   

 

  Nazwałaś mnie Dzikim!   

 

Zdenerwowały ją te powtórzone słowa. Wciągnęła głęboko powietrze.   

 

  No dobrze, być może takpowiedziałam. Czy to takie ważne?   

 

  Czy nie wiesz, jak bardzo?   

 

  Nie, nie wiem. Więc mi wytłumacz. Dlaczego tak bardzo irytuje 

cię, kiedy się do ciebie w ten sposób zwracam? To przezwisko z czasów 
naszej przyjaźni znaczyło wtedy dla mnie bardzo wiele. Nie chciałam 
cię obrazić.   
 

  Ile razy mam ci powtarzać, że nie majuż chłopca   

 
o  przezwisku  Dziki  .  Przestał  istnieć.  Jej  złość  zaczęła  się  wzmagać. 
Dotknęła dłoniąust.   

- Wiec kto, do diabła, leżał ze mną przed sekundą na   

podłodze? Twarz mu pociemniała.   

- Ktoś, kto ma na imię Griff. Myślałem, że już to do ciebie dotarło.   

Zawiedziona  próbowała  przemówić  do  niego  rozsądnie,  jak  do 

pacjenta znajdującego się na krawędzi histerii.   
- Wiem, że wolisz imię Griff. Ale przecież dawniej zawsze mówiłam do 
ciebie: Dziki . Również przez ostatnie dwanaście lat, odkąd opuściłeś 
Springfield, zawsze myślałam o tobie jako o Dzikim. Nic dziwnego, że 
czasem mi się wymknie to twoje dawne imię. Gdybym ja nagle zaczęła 
używać drugiego imienia, Alice, też trudno byłoby ci się do niego 
przyzwyczaić, prawda?   
- O, do diabła, tylko nie te uspokajające, troskliwe, psychologiczne 
gadki! Tylko tego rai teraz potrzeba!   
- Do licha, Griff, czego ode mnie oczekujesz? Popełniłam omyłkę, w 
porządku, przepraszam. Będę starała się więcej lego nie zrobić. Czy 
mam wyskoczyć oknem z tego powodu?   
- No - zamruczał - to przynajmniej bardziej uczciwa odpowiedź. Z 
twoimi nastrojami łatwiej daję sobie radę niż z twoją psychologiczną 
paplaniną. Przygładziła włosy.   
- Zaczynam podejrzewać, że zwariowałeś. Albo ja, próbując zrozumieć 
ciebie.   

background image

- Może masz rację-powiedział ponurym głosem. -Pewno łudziłem się 
myśląc, Że możesz zaakceptować mnie takim,   
 
jaki  jestem  teraz,  i  że  nie  będziesz  przemieniać  mnie  w  jakiegoś 

szalonego  niedorostka.  Co  powiedziałaś,  kiedy  cię  całowałem?  Że 
chcesz, żebym był szalony, nierozważny i. .   

- Niebezpieczny - podpowiedziała ze złością. Zarumieniła się namyśl 

o tamtej chwili i swoim zachowaniu. Skrzywił się ironicznie   

 

  Nic oczekuj tego, Melindo. Jestem przeciętnym facetem. 

Dostosowałem się do świata, który wynagradza uległość. Dawno już 
postanowiłem, ze w takim świecie chce odnieść sukces i bardzo wiele 
poświeciłem, żeby mi się udało. Pewnych rzeczy nie robiłem i pewnych 
rzeczy nie zrobię, mam swój własny kodeks etyczny, któryjest dla mnie 
równie ważny, jak twój dla ciebie. Jestem teraz kimś, kto ma dobre imię 
i nie mam zamiaru narażać swojej reputacji.   
 

  Och, Griff - szepnęła. Tak bardzo chciała dotknąć jego dłoni, lecz 

wiedziała, że odrzuciłby taki gest.   
 

  Zawsze byłeś kimś. Kimś wyjątkowym. Byłeś sobą, nie godziłeś 

się na kompromisy, nie szedłeś na żadne układy. Zawsze broniłeś swej 
tożsamości. Lubiłeś siebie i ja też cię lubiłam.   
 

Jej smutek odbijał się w ciemnych oczach Griffa.   

 

  Czy nie możesz polubić mnie na nowo?   

 

  Ty nawet nie pozwalasz mi się bliżej poznać. Otoczyłeś się 

tyloma barierami, bo chcesz być przez wszystkich akceptowany. 
Prawdziwe uczucia zakopałeś tak głęboko, że możejuż nigdy nie 
potrafisz ich ujawnić.   
 

  A ty jesteś tak przywiązana do wspomnień, że nie potrafisz uznać 

rzeczywistości. To jestem ja, Melindo. Przyjrzyj mi się. Nie ma nikogo 
innego.   
 

Obrzuciła  go  badawczym  spojrzeniem,  począwszy  od  gładko 

ułożonych włosów, poprzez drażniąco wykwintny krawat, aż po lśniące 
lustrzanym blaskiem buty.   
 

  Nie mogę w to uwierzyć.   

background image

 

  Nie masz wyboru, Zbliżyła się o krok i nagle chwyciła go za 

ramię,   
 

  Griff, posłuchaj mnie, proszę. Nie chodzi o to. ze chcę cię 

przemienić w kogoś, kim nie jesteś i że nie podziwiam ciebie jako 
mężczyzny, którym się stałeś. Myślę tylko, że całkowite odcięcie się od 
swojej przeszłości nie jest dobre. Nie narodziłeś się dwa lata temu, kiedy 
zacząłeś współpracować z kancelarią adwokacką Dysona. Żyjąc z takim 
założeniem, tylko się unieszczęśliwisz.   
- Pozwól, że sam będę się troszczył o swoje zdrowie psychiczne. Nic 
potrzebuje porad psychologa.   
- Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz - wyszeptała wpatrując się w 
Griffa. Bezskutecznie usiłowała wyczytać cos z jego twarzy. - 
Twierdzisz, że nie chcesz wracać do przeszłości, a mimo to chcesz się ze 
mną widywać. Nie za bardzo mnie aprobujesz - ani mego stylu życia, 
ani moich poglądów na sprawy polityczne czy społeczne, a pomimo to 
spotykasz się ze mną. Dlaczego?   
- Pytasz po tym, co się wydarzyło między nami?   
- Nie chcę być wykorzystywana - powiedziała gwałtownie - jako 
tymczasowy zawór bezpieczeństwa. Nie mam zamiaru być partnerką w 
twojej ostatniej erotycznej przygodzie przed małżeństwem z kobietą 
odpowiednią dla szanowanego adwokata. Rysyjego twarzy stężały.   
- Nie mieszaj do tego Leslie. Nie mam zamiaru się z nią żenić. Jużcito 
mówiłem.   
- Nie wymieniłamjej imienia - odrzekła. Gardło miała ściśnięte.   
 

Griff odetchnął głęboko i niecierpliwym gestem zwichrzył włosy nad 

czołem.   
 

  Do diabła. Czynie możesz po prostu przyjąć do wiadomości, że 

cieszy mnie twoje towarzystwo, te jajestem dla ciebie atrakcyjnym 
partnerem i chcę z tobą przebywać? Czy musisz analizować wszystko, 
co robię i mówię?   
 

  Myślę, że mogę tylko zacytować ciebie. Takajestem.   

 

I nie zmienię się. Przyjrzał się jej uważnie,   

 

  My.. . nie pasujemy do siebie, prawda?    Chyba tak - zgodziła się 

background image

ze smutkiem.    To dlaczego nie mogę się bez iebie obejść?   
 

  A dlaczego ja nie mogę cię o to zapytać? Rozważając przez 

chwilęjej słowa, usiłował się uśmiechnąć.   

- A może spróbowalibyśmy ponownie? Spotkajmy się jeszcze raz. W 

innych okolicznościach. Może pójdziemy do kina?   

Melinda  James  nie  obawiała  się  życia,  a  w  każdym  razie  nic 

przyznawała  się  do  tego.  Nie  bała  się  skandali,  ryzykownych 
znajomości, niebezpiecznych wyzwań losu czy trudnych problemów.   

A  teraz,  jakie  to  dziwne,  obawiała  się  przyjąć  zaproszenie  Griffa. 

Utrzymywał, żejestznim całkowicie bezpieczna. Lecz czuła, że właśnie 
on potrafi zranić jątak,, jak nikt nigdy dotąd.   
 

  Melindo?-przerwał przeciągającą się, męczącą ciszę,   

 

  Nie myślisz chyba, że nagle stałam się osobą rozważną?   

 

  Raczej w to wątpię - odpowiedziałjej z uśmiechem.   

 

  Pomysł, musielibyśmy uzgodnić, na ja ki film się wy 

 

  Nie martw się, Melindo - powiedział wyraźnie już rozluźniony. - 

Umówiliśmy się tylko na następną randkę. Zatemjutro wieczorem?   
 

  Wpadnij po mnie o siódmej.   

 

  Jak sobie życzysz, - Rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś 

zapomniał, ale wzruszył je dynie ramionami i wyjął z kieszeni okulary.   
 

  Lepiej już pójdę. Do zobaczenia jutro.   

 

bierzemy.   

- Wybór 

pozostawiam 

 
to
bie 

   
zapropono
wał 

 

w

sp

niałomy

ślnie,   

 

 

 

Westch

nęła.   

 

 

 

Dobrze. 

 
Spróbujm
yjeszcze 

  raz.   

 

background image

Kiedy zbliżał się do drzwi, usunęła się niepewna, czy byłaby w stanie 

dotknąć go w lej chwili. Ciało nadal pulsowało powolnym rytmem nie 
spełnionego pobudzenia, nic mogło się pogodzić ztym, że umiejętna gra 
miłosna Griffa, w którąje wtajemniczył, nie znajdzie swej kulminacji.   

Otworzył drzwi, przekroczył próg. zatrzymał sic i spojrzał na nią.   

 

  Dobranoc. Melindo.   

 

  Dobranoc. Griff?   

 

  Słucham.   

 

  Nie zakładaj jutr o krawata. Skrzywił się.   

 

  Nie mogłaś sobie darować, co? Dobrze, nie założę. Drzwi 

zamknęły się za nim z dość głośnym trzaskiem. Melinda, która do tej 
pory trzymała się tylko dzięki sile   
 
woli,  poczuła,  te  słabnie.  Z  pochyloną  głową,  z  zamkniętymi  oczami 
myślała,  że  po  raz  pierwszy  w  ciągu  dwudziestu  sześciu  lat  jej 
niespokojnego i pełnego przygód życia, przyjmując zaproszenie Griffa, 
zgodziła się  na coś  przerastającego jej siły.  „Stan przy  ścianie,  Taylor. 
Rozstawnogi.  ręcenadgłowę".  „O  co  chodzi  tym  razem?"  ..Udajesz 
niewiniątko,  co?"  „Ej  ,  ostrożnie,  nie  mam  niczego  przy  sobie.  O  co 
wam chodzi?" „Obrabowano skład alkoholu przy Drugiej Ulicy. Maga-
zynier mówił, że to był punk z długimi blond włosami Brzmi znajomo, 
co  Taylor?"  ..To  nieja.  Byłem  tutaj,  grałemwbilard  zchłopakami. 
Spytajcie  ich".  „O  tak,  z  pewnością.  To  wiarygodni  świadkowie.  Opo-
wiesz o wszystkim w komisariacie, chłopcze". „Zakładacie mi kajdanki? 
Człowieku,  dajcie  mi  trochę  spokoju".  ".spokój  będziesz  miałwpudle. 
Włazisz  do  samochodu,  czy  mam  ci  pomóc?"  „Wchodzę,  wchodzę". 
Wspomnienie  rzucanych  opryskliwym  tonem  oskarżeń  i  zwięzłych 
komend mieszało się z echem syren policyjnych. Poruszył niespokojnie 
głową  na  poduszce.  Sen,  w  którym  powracał  epizod  sprzed  wielu  lat, 
pozostawił gorzki smak w ustach. Wprawdzie Griff został oczyszczony z 
zarzutu  o  udziałwtamtym  napadzie,  ale  nie  pierwszy  raz  był  wtedy 
oskarżany o nie popełnione przestępstwo. Edward Taylor senior zaliczał 
się do najnędzniejszych pijaków w okolicy, aj ego syn zasłużył sobie na 
miano buntownika i podżegacza.   

background image

Griff,  a  raczej  Dziki  -  gdyż  z  uporem  i  dumążądał,  aby  go  tak 

nazywano  -  po  porzuceniu  go  przez  matkę  był  tak  pełen  bezsilnego 
gniewu  i  rozgoryczenia,  że  nacierał  na  każdego,  kto  mu  wchodził  w 
drogę.   

Głosy ze snu uciszyły się, ale wycie syren nie ustało było nawet coraz 

bardziej  natarczywe.  Otworzył  oczy  i  zmrużył  powieki  od  blasku 
porannego  słońca.  To  nic  syreny.  Odwrócił  głowę  w  kierunku  źródła 
przeraźliwego dźwięku. To telefon.   

Sięgnął po słuchawkę, drugą ręką trąc zaspane oczy.   

-Taak?   

 

  Griff, przepraszam, obudziłam cię?   

 

  Leslie? A która godzina? - rzucił okiem na zegarek.   

 

  Wpół do dziesiątej. Zwykle wstajesz dużo wcześniej. Zasiedziałeś 

się wieczorem?   
 

  Tak. Można tak to określić. - Większą część nocy spędził krążąc 

po pokoju. Starał się zrozumieć mieszane uczucia, jakie wzbudzała w 
nim Melinda James. Nadaremnie usiłował opanować seksualne 
podniecenie, które nie znalazło ujścia w czasie tak nagle przerwanego 
zbliżenia. Kiedy wreszcie położy ł się, sen, zamiast odpoczynku, 
przyniósł mu męczące strzępy wspomnień, które tak dawno pogrzebał w 
pamięci. Czy to za sprawą Melindy powróciły te. zdawałoby się, 
zapomniane epizody zjego przeszłości? Czy potrafi się od tego 
całkowicie uwolnić, gdy Melinda swoją obecnością ciągle przypomina 
mu dawne lata?   

-  Wiem,  iż  zbyt  późno  cię  zawiadamiam,  ale  tata  chciał,  żebym  cię 

zaprosiła.   

Wytwornie  modulowany  głos  w  słuchawce  przywrócił  go  do 

rzeczywistości. Czuł wyrzuty sumienia - zgubił wątek rozmowy.   
 

  Przepraszam, Leslie, o co pytałaś? Zaśmiała się cicho.   

 

  Bożejeseś dzisiaj zupełnie nieprzytomny.   

 

  Tak, nie piłemjeszcze kawy - usprawiedliwiał się,   

 

  Rozumiem, jestem pewna, że grzebałeś się w aktach i jakichś 

zeznaniach do rana. Wy, adwokaci-nałogowcy, wszyscy jesteście tacy 
sami. Łącznie z tatą.   
 

background image

Skrzywił siei usiadł nałóżku.   

 

  Więc o co chodzi, Leslie?   

 

  O kolację - powtórzyła cierpliwie. - Dzisiaj wieczorem. Tata 

podejmuje jednego z ważnych klientów i powiedział mi.. . to znaczy 
sugerował, że mam ciebie zaprosić. Będziesz mia ł znakomitą okazję się 
zaprezentować.   
 

Kiedy  indziej  przyjąłby  zaproszenie  bez  żadnego  wahania.  Takjak 

Leslie  powiedziała,  kolacja  z  rodziną  Dysona  i  ważnym  klientem 
stanowiłaby niewątpliwie krok naprzód w karierze Griffa.   
 

  Leslie, przepraszam, ale mam już plany na len wieczór. Gdybyś 

zawiadomiła mnie wcześniej...   
 

  Pomysł zrodził się niespodziewanie. Próbowałam się dodzwonić 

do ciebie wieczorem, ale nie było cię w domu.   
 

Zostawiła wiadomość automatycznej sekretarce. Zlekceważył to.   

 

  Wróciłem dość późno - wykręcał się.   

 

  Czy nie możesz zmienić planów? Oczywiście mógł. Ostatecznie 

wybierali się tylko do kina. Wystarczyłoby po prostu zatelefonować i 
odwołać spotkanie. Do kina mogli iść każdego innego dnia. A on 
spędziłby wieczór u Dysonów... z Leslie.   
 

  Nie, przykro mi. ale nie mogę.   

 

  Trudno. Tata będzie zawiedziony. I ja tez oczywiście   

 

  dodała pośpiesznie.   

 

  Przykro mi-powtórzył.   

 

  Wiec zobaczymy się innym razem.   

 

  Na pewno. Zatelefonuję do ciebie. - Alejuż w chwili gdy odkładał 

słuchawkę, wiedział, że do niej nie zatelefonuje. Do licha, to przez 
Melindę wszystko się zmieniło. Od początku podejrzewał, że tak się 
stanie. Dlaczego wiec silniej nie przeciwstawiaj sięjej urokowi? I 
dlaczego oczekiwał dzisiejszego wieczoru z większą radością niż jakie-
gokolwiek spotkania w ciągu wielu ostatnich lat?   
 

Klnąc pod nosem, wysunął się spod kołdry i poszedł do łazienki.   

background image

- To ty jesteś psychologiem. Czy uważasz, że on jest   

jednym  z  tych  osobników  o  złożonej  osobowości?  Jak  Janus  o  dwóch 

obliczach? Czy Sybilla w wielu postaciach?   

- Daj spokój, Meaghan, przestań się wygłupiać. To wcale nie jest 
śmieszne - uskarżała się Melinda, pocierając pulsujące tępym bólem 
skronie.   
- Przepraszam. Ale musisz przyznać, że to brzmi osobliwie. Mam na 
myśli twoje kłótnie z Dzikim o to, czy on nadal istnieje, czy nie. Bardzo 
dziwaczne. Melinda westchnęła.   
- Oczywiście, że on istnieje. Cóż. w każdym razie istnieje Griff. To jest 
Dziki, który... och, zostawmy ten temat.   
- Widzisz, nawet dla ciebie to jest dziwne i dlatego się niepokoję.   
- Czy ty nie rozumiesz? Jemu nie może wyjść na dobre tłumienie 
wspomnień z przeszłości. Kiedyś przeszłość wyjdzie na jaw. To jest 
nieuniknione, zwłaszcza jeżeli on poważnie myśli o karierze politycznej. 
Jak sobie wtedy poradzi? Jeżeli teraz nie potrafi stawić jej czoło, to co 
się stanie, kiedy będzie zmuszony przyznać się do niej publicznie. 
Meaghan, ja się o niego martwię.   
- Czy jako zaintrygowany problemem psycholog, czy też ta sprawa 
dotyczy cię osobiście? - spytała Meaghan przenikliwie. - Wygląda mi na 
to, że się porządnie zaangażowałaś. Melinda roześmiała się nagle 
wesoło.   
- Powiem ci coś śmiesznego. On wymyślił, że podejmie coś w rodzaju 
kampanii, żeby na nowo zdobyć moją sympatię. Nie ma nawet 
pojęciajakłatwo...   
- Jak łatwo co? - rzuciła niespokojnie Meaghan w ciszy, która nagle 
zapadła.   
- Jak łatwo mogłabym się w nim zakochać - przyznała spokojnie 
Melinda. Tylko z Meaghan potrafiła rozmawiać tak szczerze. Nie 
umiałaby ukryć swych uczuć przed bliźniaczką.   
- Och, Melindo! - Ten ton słyszała już wiele razy. Oznaczał on: Znowu 
pakujesz się w kłopoty.   
- Wiem - odpowiedziała, jakby te słowa zostały głośno wypowiedziane, 
-Zupełnie nie pasujemy do siebie. Jemu jest potrzebna kobieta 
pojmująca tradycyjnie obowiązki żony. Będąca tylko tłem dla jego 

background image

błyskotliwej kariery. Kobieta, która zgadzałaby się z n i m we 
wszystkim i nie sprawiała mu kł o p o tów ani w życiu prywatnym, ani 
publicznym.   
- Jeżeli takjest, to dlaczego on ciągle się kolo ciebie kręci? - zapytała 
Meaghan obcesowo. Melinda wzruszyła ramionami.   
 

  Licho wie.   

 

  Melindo, spójrz prawdzie w oczy. On też, nie jest w typie 

mężczyzn, którzy kiedyś ci się podobali. Taki za 

dzierający nosa adwokat? Reprezentant interesów wielkich   

korporacji? Republikanin?   

Melinda czuła, jak ból głowy ustępuje. Spodziewała się   

tego, wykręcając numer telefonu siostry.   

 

  Wiem, wiem. naprawdę. A jednak... Mam na niego chrapkę.   

 

  Na te koszule z kołnierzykami przypinanymi naguziczki i całą 

resztę?   
 

  Nawet jego jedwabne krawaty są seksowne -wyznała Melinda 

prawie zakłopotana. Nie powiedziała jednak, ze przynajmniej w jednym 
przypadku jedwabny krawat stanął   
 
jej zdecydowanie na przeszkodzie.   
 

  A może juz jesteś zakochana?   

 

  Mm . Wiec co mam z tym począć?   

 

  Uciekaj póki czas.   

 

  Chyba masz rację.   

 

  Powodzenia, Melindo.   

 

-  Dzięki  Meggi  Muszę  kończyć.  Uściskaj  Johna  i  An-dy'ego  ode 

mnie.   

 

  Postaraj się wyjść z tego cało.   

 

  Jakoś mi się to udaje, prawda?   

 

  Udawało - poprawiła Meaghan. -Ale martwię się , że kiedyś 

szczęście może cię opuścić.   
 

  Tak - szepnęła Melinda. - Ja też się martwię. Cześć Meaghan.   

 

Odkładając słuchawkę Melinda pomyślała, że los z niej zakpił- Do tej 

background image

pory  miłosne  przygody  nie  przynosiły  jej  zmartwień.  Zawsze 
pozostawała w istocie poza zasięgiem tego szczególnego uczucia, jaki m 
jest  miłość,  a  nawet  skrycie  wyśmiewała  się  z  szaleństwa  jego  ofiar. 
Słyszała płacz siostry w czasie nieuniknionych i na szczęście szybko mi   
jających trudnych chwil udanego w zasadzie małżeństwa. Widziała brata 
prawie  klęczącego  przed  swą  przyszłą  żoną  po  jakiejś  okropnej  kłótni. 
Nawet Matt, najsilniejszy z nich psychicznie i najbardziej pewny siebie 
z mężczyzn, których znała, zakochany -był tak samo bezbronny jak inni. 
Mim  o  to,  myślała,  ona  sama  byławjakiś  sposób  zabezpieczona  przed 
tego  rodzaju  cierpieniami.  Uważała,  ze  nie  może  jedynie  dopuścić  do 
nieopanowanego  uczucia.  Tak  było,  dopóki  pokrętny  los  ze  złośliwym 
poczuciem humoru nie sprowadził najej drogę życia Griffina Taylora.   

Od pierwszej chwili, kiedy ich oczy spotkały się na sali sodowej, nie 

była  już  całkowicie  panią  siebie.  I  nie  wiedziała,  jak  ma  sobie  z  tym 
poradzić.   

Rzuciła  okiem  na  zegar  wiszący  na  ścianie  i  wstała  z  kanapy.  Teraz 

nie będzie się zamartwiać. Za niecałą godzinę przyjedzie po nią Griff. A 
miała  zamiar  swoim  strojem  zrobić  na  nim  wrażenie.  Dobry  nastrój  i 
ochota  do  żartów  powróciły.  Ma  przecież  tę  seksowną  sukienkę  w 
turkusowe i fioletowe wzory, której do tej pory nie odważyła się  zało-
żyć. Ale dla Griffa...   

Uśmiechnęła się figlarnie.   

- Jak możesz być tak mił y dla tego człowieka? - głos Melindy odbijał 
się echem w holu, przez który przechodzili , zdążając późnym 
wieczorem w kierunku jej mieszkania.   
- Melindo, to jest mój klient. Muszę być dla niego miły. A poza rym, on 
nie jest taki zły. - Powiedz to sześciu osobom, które zginęły wpłomie -
niach tylko dlatego, że ten typ przez skąpstwo zrezygnował z 
zainstalowania automatycznych zraszaczy.   
- Nie ma dowodu, że zastosowanie takiego systemu uratowałoby 
ludziom życie. Nawet komendant straży pożarnej by ł tego zdania.   
- Ale powiedział również, że zainstalowanie zraszaczy mogło stworzyć 
im szansę przeżycia. Z pewnością skorzystaliby z każdej możliwości, 
gdyby była im dana.   

background image

- Stanley bardzo ubolewa nad ty m, co się stało. Włożyła klucz do 
zamka.   
- O, z pewnością. A jeszcze bardziej nad tym , że będzie musiał wydać 
majątek na odszkodowanie.   
- O tym zadecyduje sąd.   
- Trzeba się procesować w sądzie tak długo, jakto możliwe, trwoniąc 
czas sędziów i pieniądze podatników. W tym czasie twój klient będzie 
nadal mógł zarabiać na swych nieuczciwych interesach.   
- Jak myślisz, tym razem to chyba była całkiem udana randka? - 
spytałnistąd, nizowądłagodnymgłosem, zamykając za sobą drzwi 
mieszkania Melindy. Spojrzała na niego, otwierając lekko usta ze 
zdumienia. Kłóć ii i się od momentu, kiedy opuścili restaurację. Wstąpili 
tam po wyjściu z kina. W pewnej chwili przy ich stoliku zatrzymał się 
Stanley Schulz na przyjacielską pogawędkę z Griffem. Przez cały czas 
ich rozmowy Melinda dosłownie wrzała ze złości. 1 on to nazywa udaną 
randką?   

Przeniosła  wzrok  na  drzwi.  Z  rękami  na  biodrach  i  miną  pełną 

rezygnacji powiedziała.   
 

  I znowu to samo. Wkręciłeś się bez zaproszenia.   

 

  Może chcesz, żebym wyszedł? - zapytał grzecznie.   

 

  Skoro tu jesteś, to równie dobrze możesz zostać na chwilę.   

 

Uśmiechnął się i powiesił popelinową marynarkę na oparciu krzesła.   
-  To  najmilej  wyrażone  zaproszenie,  jakie  mi  się  przytrafiło  od 

dłuższego czasu. Jakie mógłbym odmówić?   

Zbliżyłasiędo  niego  i  zmrużywszy  oczy  powiodła  końcem  palca  po 

grzbieciejego nosa.   
 

  Dziwne - mruknęła.   

 

  Co takiego? - patrzył naniąz rozbawieniem.   

 

  Czy nie miałeś nigdy złamanego nosa? -Nie. Odsunęła się i 

potrząsnęła głową.   

- Musisz mieć bardzo dobry refleks. Jestem całkowicie przekonana, że 

w ciągu ubiegłych lat mnóstwo ludzi przymierzało się do ciosu. Grifiinie 
Taylor, potrafisz być nieznośny.   

Śmiejąc się uszczypnął ją w brodę.   

background image

 

  Tak mi mówiono.   

 

  Przed chwiląbyłam na ciebie wściekła - zamruczała, patrząc na 

niego cieplejszym wzrokiem. - Czyż właśnie nie toczyliśmy boju?   
 

  Ależ skąd. Po prostu nie zgadzaliśmy się w pewnej kwestii 

dotyczącej wykonywanego przeze mnie zawodu. Wiemy, że to się 
czasami może zdarzać.   
 

  Ty też byłeś na mnie wściekły, przyznaj. Zrobił kpiącą minę i 

skinął głową.   
 

  No, tak. Alepostanowiłem dać temu spokój. Możemy ciekawiej 

spędzić czas, niż kłócić się na temat jednego z moich klientów.   
 

  Ależ to jest ogromnie ważne. Zawód, który wykonujesz. .. - nie 

dokończyła, gdyż dotarły do niej jego słowa. -Ciekawiej spędzić czas?   
 

Uśmiechnął siew odpowiedzi. Serce jej zamarto, a potem zabiło 

gwałtownie.   
- Napijesz się kawy? - Nie czuła się już wcale tak   
pewnie jak przed chwilą. Jego śmiech był ochrypły, bardzo męski i 

seksowny.   
- Nie chcę kawy. Nic chcę wina ani nawet mleka, Melindojachcę 

ciebie. Pragnę cię od pierwszej chwili, w której cię ujrzałem po latach.   

Poczuła, że uginają się pod nią kolana.   

- Och, Griff, ja ciebie też pragnę -wyszeptała.   

W tym decydującym momencie nie potrafiła skłamać. Nie miało 

znaczenia, jak bardzo jej szczerość mogła okazać się niebezpieczna. - 
Więc co tam jeszcze robisz? - spytał wyciągając ramiona.   

Rzuciła się w nie i uniosła twarz do pocałunku. Wargi Griffa spoczęły 

na jej ustach. Zareagowała z płomienną, drapieżną żądzą Szeptała mu 
czule słowa, a jej ręce odnalazły drogę pod białąkoszulkąpolo, 
którązałożył do granatowych popelinowych spodni. Strój raczej 
nieawangar dowy, lecz o wiele lepszy od tego poważnego, szytego na 
miarę garnituru, pomyślała uszczęśliwiona, gładząc gorącą, gładką skórę 
jego pleców wzdłuż kręgosłupa, od szyi aż do bioder.   

- Czy nie zapomniałem ci powiedzieć, że cudownie wyglądałaś dziś 

wieczorem? - wyszeptał. Uniósł głowę i patrzył na nią z zachwytem, 
pieszcząc dłońmi jej ciało.   

background image

Uśmiechnęła się na wspomnienie chwili, gdy przyszedł po nią i 

otworzyła mu drzwi. Rzucił wzrokiem na krótką, jaskrawą sukienkę, nie 
będąc w stanie wymówić słowa. Pospiesznie poprowadził Melindę do 
samochodu, ledwie pozwalając jej chwycić torebkę i zamknąć drzwi 
Była całkiem zadowolona Zjego reakcji. Tak jak teraz ze spojrzenia, 
którym ją obejmował.   

- Jesteś cudowna. - Dotknął wargami jej ust. - Jesteś   

piękna. - Znowu musnął jej wargi. - Jesteś wyjątkowa. Ujętajego twarz w 

dłonie.   
- Nic nie mów-szepnęła.-Zrób to... Uśmiechnął się drapieżnie i 
zniewalająco, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.   

Jej suknia opadła na dywan jak kolorowy kłębuszek, po chwili 

znalazły się tam koszula i spodnie Griffa. W końcu na podłogę sfrunęła 
bielizna z, przejrzystej koronki skrywająca przed nim spragnione ciało 
Melindy.   

- Piękna - szeptał z ustami przy jej piersiach. - Tak   

cudownie piękna. Patrzyła na niego spod ciężkich powiek. Chciała wi -

dzieć, jaki jest w chwili, kiedy się z nią kocha. Miał takie ciało , 
jakiego oczekiwała - silne, sprawne, opalone. Pierś gładką, prawie bez 
włosów, muskuły wspaniale zarysowane. Nigdy nie widziała bardziej 
urodziwego mężczyzny,   
Oszalała niemal z pożądania, z trudem łapiąc oddech przynaglała go 

żarliwymi dłońmi . A kiedy wszedł w nią, wciągając w jeszcze bardziej 
zachwycający miłosny szal, wydała zduszony okrzyk. Wrażenie było 
nowe, druzgocące, ale w jakiś sposób znajome. Jakby zawsze wiedziała, 
że ją to czeka. Jakby zawsze chowała jakąś część siebie tylko i 
wyłącznie dla niego. Miłość. Dotąd krążyła jedynie wokół tego uczucia. 
Teraz rzuciła się bez opamiętania w jej objęcia.   

Jej  ciał  o  zadrgało  w  spazmie  najwyższej  rozkoszy.  A  kiedy  Griff, 

oddychając  ciężko,  drżał  wjej  ramionach,  napłynęła  niejasna  myśl,  że 
już  nigdy  nie  będzie  taka  jak  dawniej.  Przedtem  nie  możnabyłojej 
zranić, bo nie miała słabych miejsc. Teraz Griff pozbawił ją całkowicie 
możliwości  obrony,  całej  tej  zuchowatości  i  pewności  siebie  tak  samo 
łatwo, jak pozbył się jej pstrej sukienki.   

Zawsze,  nawet  kiedy  był  jeszcze  chłopcem,  czuła,  że  może  być 

background image

niebezpieczny.  Teraz  zrozumiała,  że  to  niebezpieczeństwo  czaiło  się 
wjej własnym sercu.   

ROZDZIAŁ   

7   

 

  Wiem, powinnam mu powiedzieć, ze juz nigdy nie chcę go 

widzieć, ale nie mogę znieść myśli o samotności. Czy nie lepiej mieć 
przy sobie kogoś takiego jak Jim, niż nie mieć żadnego mężczyzny?   
 

  Nie, Twylo - Melinda zwróciła się łagodnie do swojej pacjentki. - 

Związek z tym człowiekiem niszczy cię i może przynieść ci tylko 
dotkliwy ból, jeżeli nie będziesz ostrożna. Musisz przekonać samą 
siebie, że nawet będąc samotna, możesz być szczęśliwa. Jesteś dość 
silna i wystarczająco inteligentna i potrafisz, urządzić sobie życie bez 
pomocy mężczyzny. Do czasu, kiedy spotkasz kogoś odpowiedniego 
 

  Łatwo to pani mówić. - Twyla zrobiła kwaśną minę.   

 

  Jest pani piękna i elegancka. Ma pani dobrze płatne zajęcie i 

wszyscy darzą panią szacunkiem. Zwraca pani uwagę wspaniałych 
facetów bez żadnych wysiłków ze swojej strony. Proszę spojrzeć na 
mnie. Janie mam takich możliwości.   
 

Melinda  westchnęła  i  ociężałym  ruchem  odgarnęła  włosy  z  twarzy. 

Było późne popołudnie długiego, męczącego dnia.   

-  Twylo,  masz  wiele  do  zaofiarowania.  Już  o  tym  mówiłyśmy, 

pamiętasz?  Nie  musisz  być  ofiarą.  Jim  wykorzystuje  cię  i  obraża.  I 
będzie to robił dopóty, dopóki mu na to pozwolisz.   

Wyraz  mocno  podmalowanych  oczu  pacjentki  wskazywal,  że  jest 

urażona  i  nie  ma  ochoty  przyznać,  iz  obecny  stan  ducha  zawdzięcza 
sama sobie.   
 

  Założę się. że ma pani kogoś.   

 

  Chyba nie będziemy marnowały ostatnich minut naszego 

spotkania na omawianie moich spraw osobistych.   
 

  No , tak, ale proszę przyznać, że ma pani kogoś, prawda?   

 

Melinda zorientowała się, że niespokojnie porusza jednym ze swych 

background image

ogromnych kolczyków.   

- Widuję się z kimś - przyznała. Widuje się. Ha! Zwariowała z miłości 

do  tego kogoś,  ale  w  tym  momencie  nie  umiałaby  powiedzieć,  która  z 
nich ma większe szanse szczęśliwego rozwiązania swych problemów.   

I to ona miałaudzielać porad.   
- Twylo, jesteś tutaj po to, żeby mówić o swoich pro 

blemach. Twyla skinęła głową i wyszeptała nieszczęśliwym głosem.   
- Panno James, ja nie chcę żyć samotnie. Melinda westchnęła. Obie, ona 
i Twyla. mają przed sobą jeszcze długą drogę.   

Rzucając okiem na swój ozdobiony sztucznymi diamentami zegarek, 

Twyla  wstała  ze  zniszczonego  krzesła,  stojącego  przed  biurkiem 
Melindy.   

- Muszę lecieć, bo się spóźnię do pracy. Jeżeli się znowu spóźnię, to 

mnie wyleją.   

Twyla  była  kelnerką  w  okropnym  barze  w  jednej  z  tych  dzielnic 

miasta,  w  których  nocą  bezpieczne  byty  tylko  szczury  i  karaluchy. 
Melinda  nie  mogła  znieść  myśli,  że  ta  młoda,  nieszczęśliwa  kobieta 
ciężko pracuje, a większość zarobków przeznacza na alkohol i Bóg wie 
cojeszcze dla swego grubiańskiego kochanka.   

Zadaniem  Melindy  było  pomóc  tej  kobiecie  wzbudzić  w  sobie 

poczucie  własnej  godności.  Na  razie  tylko  tyle  mogła  zrobić.  Twyla 
powinna  zrozumieć,  że  nic  musi  uzależniać  się  od  mężczyzny,  który 
wcale o nianie dba.   
 

  Twylo, bądź rozważna. Twyla wzruszyła ramionami.   

 

  Czy to ma jakieś znaczenie?   

 

  Dla mnie ma.   

 

Twyla zawahała się, jakby badając szczerość słów Melindy, i zmusiła 

się do niewesołego uśmiechu.   
 

  Dzięki, panno James. Przyjdę w przyszłym tygodniu, dobrze?   

 

  Zgoda. A do tego czasu przemyśl to wszystko,   

 

o czym dzisiaj rozmawiałyśmy. Przyrzekasz?   

- Przyrzekam.   
Melinda odczekała, aż zamkną się za pacjentką drzwi poradni, po 

background image

czym położyła skrzyżowane ramiona nabiurku i ukryła w nich twarz.   

Miał a wrażenie, że w sprawie Twyłi wali głową w mur. Ta kobieta nie 

miała poczucia własnej wartości.   

To mężczyzna decydował o jej tożsamości. Czekając tylko na zachętę 

ze strony przyszłego partnera, choćby całkiem niepoważną, angażowała 
się w kolejne, niefortunne związki. W przeciwieństwie do Twyli, 
Melinda zawsze strzegła swej niezależności i w rezultacie jej związki z 
mężczyznami nie były częste, a żadnego nie chciała utrzymać przez 
dłuższy czas. Teraz zarówno Twyla, jak i Melinda uwikłały się w 
romanse, które mogły się zakończyć nieszczęśliwie.   

Ściśle biorąc, związek Griffa z Melinda trudno było nazwać 

romansem. To była zaledwiejedna noc. I to nawet niecała. Griffwyszedł 
po północy, twierdząc, że musi wstać wcześnie rano. Była zbyt 
oszołomiona i wyczerpana, żeby zapytać, dlaczego musi wstawać 
wcześnie rano w niedzielę. Potem nie miała okazji tego zrobić, bo go po 
prostu nie widziała. Griff zostawił ją samą. I nawet do niej nic 
zatelefonował. A teraz była środa. Nie dopuszczała do siebie myśli, że 
mógłjątraktować jako partnerkę najednąnoc. Powinna być na niego 
wściekła z powodu tak niedelikatnego zachowania. I byłaby wściekła, 
gdyby nie to, że całkowicie go rozumiała. Griff, podobniejak ona, był 
przerażony tym, co się stało. Żadne z nich nie było w stanic ukryć 
swoich uczuć. To, co się miedzy nim i wy darzyło, miało tak doniosłe 
znaczenie, że oboje właściwie nie wiedzieli, jak się w tym odnaleźć. 
Była w nim zakochana. Jednak nie wiedziała na pewno, czyi on ją 
kocha. A jeżeli ją kochał, to czy potrafiłby się do tego przyznać, choćby 
nawet przed sobą samym. Oddała musie. To wystarczyło, żeby umknął 
w panice. Uznał, że uległ nieodpowiedniej kobiecie, zbyt jasno 
przywodzącej mu na pamięć przeszłość, którąz takim wysiłkiem pogrze-
bał. Wiec uciekł.   

Czy  powinna  do  niego  zatelefonować?  Czy  dać  mu  trochę  czasu?  A 

jeżeli  uda  mu  się  opanować  to  uczucie?  Może  doszedł  do  wniosku,  że 
ich związek nie ma przyszłości? Ajeśli zadecydował, że się już nigdy z 
nianie spotka? Co by było, gdyby poszła do niego do biura i rzuciła mu 
się do stóp z błaganiem, żeby dał im obojgu szansę?   
 

  O mój Boże! -Z głową wtuloną w ramiona wzdychała przerażona 

background image

tak nietypowym dla niej niezdecydowaniem i brakiem poczucia własnej 
godności. - Co się ze mną stało?   
 

  Nie poddawaj się, panno James. Bo przegrasz.   

 

Melinda drgnęła i uniosła głowę na dźwięk tych pełnych otuchy słów.   

- Do licha, Fred, co ty tu robisz? Przestraszyłeś mnie   

jak cholera. Uśmiechnięty Fred usiadł wygodniej na kanapie.   
- Siedzę sobie i obserwuję spektakl pod tytułem .Załamanie Melindy 
James". Popatrzyła na niego gniewnie i żachnęła się.   
- Czy nie zapomniałeś o tym, że jesteś psychologiem? Że masz pomagać 
ludziom w takim stanie, a nie naśmiewać się z nich?   
- Masz racje. Chcesz porozmawiać? -Nie.   
- I jak tu pomóc? Wygląda na to, że pozostaje mi tylko naśmiewać się z 
ciebie.   
- Zrób mi przysługę. Nie wyświadczaj mi żadnej przysługi.   
- Nie jesteś w dobrym nastroju- zauważył żartobliwie,   
- Można by nawet powiedzieć, że jesteś rozstrojona.   
- Fred, ostrzegam cię -warknęła.   
- Czyonwie,żejesteśwnimzakochana? Po długiej, pełnej napięcia chwili 
Melinda odezwała się zniecierpliwionym tonem:   
 

  Psycholodzy. Jestem skazana na pracę z psychologami. Nie 

zadowalają się grzebaniem w ludzkich duszach, musząjeszcze w nich 
czytać.   
 

  No więc, czy jesteś w ni m zakochana?   

 

  To możliwe - przyznała niechętnie.   

 

  Wjakim stopniu możliwe? - nalegał.   

 

  Bardzo możliwe. W wysokim stopniu możliwe. W najwyższym 

stopniu możliwe.   
 

  Aon? Co on czuje?   

 

  Nie wiem. Rozpłynął się we mgle - stwierdziła apatycznie. 

Przypomniała sobie radę udzieloną przez Meaghan. Powinnam była jej 
posłuchać, pomyślała przygnębiona. Gdybym tak postąpiła, nie 
cierpiałabym teraz tak bardzo.   
 

  To zrozumiałe - zaczął Fred. - Gdybym to ja czuł, że jestem o 

krok od pogrążenia się w miłości do Melindy James, uciekałbym do 

background image

mysiej dziury.   
 

  O, wielkie dzięki! Z takim przyjacielem, jak ty...   

 

  Bardzo proszę. Poza tym uważam, że on jedynie opiera się 

nieuniknionemu. Pojawi się. Musi mieć tylko czas na oswojenie się z tą 
myślą. Uniosła głowę.   
 

  Nie wiem, czy chcę, żeby się pojawił. Jestem już zmęczona tym 

pojawianiem się i znikaniem. To on nalega na spotkania. To on... no, w 
każdym razie nie ja na niego poluję.   
 

  Tak. lecz także nie ty próbowałaś w ostatnich latach stwarzać 

fałszywe pozory - zauważył. - Griff ma wiele do odrobienia. Z tego, co 
mówiłaś, wynika, że nieprędko będzie mógł uporać się ze swoją 
przeszłością. Jeszcze zbyt dużo nie wyładowanego gniewu tkwi w tym 
człowieku. Jeżeli nie będziesz ostrożna, ten gniew może się skierować 
przeciwko lobie.   
 

  Wiem o tym, wierz mi. Gdyby przyszedł do mnie po zawodową 

poradę, wiedziałabym, jak postąpił!. Zmusiłabym go, żeby stawił czoło 
przeszłości, zachęcałabym go do zwierzenia się ze swych prawdziwych 
uczuć, wskazywałabym, że ichtłumienie stwarza niebezpieczeństwo 
dlaniego samego. Aleja nie potrafię być obiektywna w tym przypadku. 
Nie mogę zmuszać go do wspominania przeszłości, gdyż to sprawia mu 
ból. Poza tym nie chce narażać jego pozycji zawodowej, dojakiej 
doszedł. Jak słyszałam, Wallace Dyson ma w swej firmie absolutną 
władzę. Jeżeli ktoś mu się narazi, szybko może stać się nikim . Nie 
darowałabym sobie, gdyby to spotkało Griffa z mojego powodu.   
 

  A czy jesteś pewna, że tak właśnie by było, gdybyś się z ni m 

związała?   
 

  Wiem, że Dyson jest na mnie wściekły z powodu moich zeznań w 

sprawie sądowej na korzyść Nancy. Wiem, że myśli o Griffie jako 
potencjalnym zięciu. A ja nie mam zamiaru stać potulnie i milczeć, gdy 
uważam, że postępowanie klientów Griffajest godne potępienia. Czy 
wobec tego będę dla niego oparciem w zawodowej karierze? -Cóż...   
 

  I Griffwie o tym tak samo dobrze jak ja. Jestem pewna, że to go 

dręczy i że z tego powodu, zanim zadzwoni do mnie, musi rozważyć, 
czy się nie wycofać. Nie chcę go ranić. Nie chcę mu stać na 
przeszkodzie. Ale mimo to...   

background image

 

  Ale minio to? Uderzyła dłoniąz bezsilnością w blat biurka.   

 

  On nie jest szczęśliwy. Żyje w przebraniu. Niepokoi się, że ktoś 

będzie chciał dowiedzieć się za dużo o jego przeszłości. Boi się, że coś 
się pogmatwa, a on znowu znajdzie się na ulicy. On nie ma przekonania, 
że na wszystko, co osiągną!, zasłużył ciężką pracą i zdecydowanym 
dążeniem do celu. Uważa, że mu się udało, bo nikt nie znał całej 
prawdy. Rozważa możliwość zawarcia małżeństwa z Leslie Dyson, żeby 
piąć się wyżej po szczeblach kariery. Choć temu zaprzecza,   
 
jestem o tym całkowicie przekonana.   

Odetchnęła głęboko i próbowała się opanować. Patrząc we 

współczujące oczy Freda, powiedziała już spokojniej.   
 

  Pytałam go, czy jest szczęśliwy, a on potrafił odpowiedzieć mi 

tylko, że nie jest nieszczęśliwy. Powiedziałam, że to nie jest to samo i on 
się z tym zgodził. Nie mogę znieść myśli, że nadal ma prowadzić takie 
życie.   
 

  Jak myślisz, czy ty uczyniłabyś go szczęśliwym?   

 

  Nie wiem - szepnęła. - Wiem tylko, że chcę spróbować. Ale co się 

stanie, jeżeli wszystko pogmatwam? Jeżeli wszystko zburzę i on 
rzeczywiście stanie się nieszczęśliwy? Być może powinnam po prostu 
odejść z jego życia i pozwolić, żeby sam znalazł rozwiązanie własnych 
problemów.   
 

  A może powinnaś podjąć walkę—zaoponował Fred. —   

 

O to, co według ciebie jest dobre dla was obojga. Przygładziła 

rozwichrzone włosy.   

- To się wydaje takie proste, prawda? Siedzimy tutaj dzień w dzień i 

mówimy ludziom, jak powinni postępować. A gdy dotyczy to nas 
samych, stajemy się bezradni   

 

  „Ktoś, kto jak ja wyzwala największe zło z tych na 

wpółposkromionych demonów zamieszkujących ludzką duszę i zmaga 
się z nimi , nie może oczekiwać, że wyjdzie Ztej walki nietknięty" - Fred 
zacytował z uśmiechem,   
 

  Freud? Cytujesz Freuda?   

 

  Czytałem jego książki. Ale prawie nigdy się z ni m nie 

background image

zgadzałem.   
 

  I jakie ta myśl ma mieć znaczenie?   

 

  Takie, moja droga, zbita z tropu współpracowniczko, że my 

biedni jajogłowi nie jesteśmy w większym stopniu uodpornieni na 
druzgoczacą nawałnicę ludzkich emocji niż wszyscy pozostali 
śmiertelnicy. Zawsze łatwiej jest udzielać rzeczowych rad, jeżeli nie jest 
się osobiście zaangażowanym. Inaczej przedstawia się sprawa, gdy 
chodzi o nasze własne serca, o naszą własną przyszłość.   
 

  No dobrze. Ty jesteś w rym przypadku bezstronnym 

obserwatorem. Powiedz, j ak ty byś postąpił?   
 

  Mylisz się. Absolutnie nie jestem bezstronny. Idąc za pierwszym 

odruchem powinienem dać w zęby Grifiinowi Taylorowiza to, zejestes 
przez niego zdenerwowana. Jeżeli tego nie robię, to tylko dlatego, że on 
jest ode mnie silniejszy.   

Udało mu sieją rozśmieszyć.   

 

  Idę do domu. Może znajdę rozwiązanie w książce.   

 

  Zamierzasz poczytać o psychologicznym podłożu rękoczynów?   

 

  Nie, przeczyłam książkę o miłości. Dobranoc. Fred.   

 

  Dobranoc, Melindo.   

 

Idąc w stronę drzwi, zatrzymała się i pocałowała go w policzek.   

 

  Dzięki za zmuszenie mnie do mówienia. I za wysłuchanie.   

 

  Zawsze do usług, dziecino. Rachunek przyślę w przyszłym 

tygodniu.   
 

  Mądrala - mruknęła, nie przestając się uśmiechać. Wstrzymując 

oddech, z bijącym sercem patrzył, jak idzie przez hol. Jej błyszczące 
rudoblond włosy opadły, kiedy schyliła się i szukała kluczy w swej 
przepastnej torbie. Była ubrana w bluzkę khaki i spódnicę w kolorze tro-
pikalnej roślinności. Wysokie, skórzane buty zakrywały nogi, ale dobrze 
wiedział, jakie są szczupłe i zgrabne. I jak mocno obejmowały jego 
biodra, gdy ich ciała łączyły się w jedno. Czuł się wtedy tak z nią 
związany, że aż nie dowierzał, iż w ogóle kiedyś mógł bez niej żyć. I 
potrzebny by ł mu czas na otrzeźwienie i upewnienie się, że nadal nie 
będzie mógł żyć bez niej.   

Zbliżyła się i mrucząc ze złości nadal szukała kluczy. Ale w uszach 

background image

Griffa brzmiał echemjej głos, który słyszał w chwilach namiętności, 
wymawiający jego imię.   

Poczuł podniecenie wywołane gorącymi wspomnieniami i pełnym 

nadziei oczekiwaniem   

Minęły trzy dni. Długie dni wypełnione męką pożądania, ciągnące się 

w nieskończoność godziny roztrząsania, czy to pożądanie doprowadzi 
go w korku do zguby. Ale to   

już nie miało znaczenia. Było za późno. Ona posiadła go, stała się jego 

częścią i nie było już odwrotu. Jeżeli nawet w korku go zniszczy, nigdy 
nie będzie żałował, że zdołał, choćby na krótko, uchwycić w swe ręce tę 
spadającą gwiazdę.   

Usłyszał brzęk metalu - znalazła klucze. Zaraz podniesie głowę i 

zobaczy go, opartego o ścianę obok drzwi jej mieszkania.   

Czy ucieszy się na jego widok? Czy będzie na niego obrażona, że tak 

długo się nie odzywał? A może w ciągu tych trzech dni podjęła jakieś 
decyzje? Uznała, że bardziej ją pociągał chłopak w skórzanej kurtce i z 
kolczykiem w uchu od uznanego adwokata? Czy nadal tęskni za buntow 

nikiem odrzucającym krepujące go normy postępowania?   

Ich  oczy  spotkały  się.  Przez  chwilę,  która  zdała  mu  się  wiecznością, 

jej twarz była bez wyrazu. Tylko oczy miała szeroko otwarte, błyszczące 
szmaragdem  ponad  policzkami  ,  z  których  jakby  spłynęła  cała  krew. 
Wydawało się, że się zachwiała. Czuł tępy ból w piersiach. Czy dlatego, 
że  prawie  nie  oddychał  od  chwili,  kiedy  ujrzał  ją  w  holu,  czy  też... 
pękało mu serce z przerażenia, że ona może go odrzucić.   

I wtedy uśmiechnęła się.   

- Witaj, Griff - wyszeptała wyciągając do niego rękę.   

To dobrze, że jesteś.   
Ujął jej dłoń i poddał się swemu przeznaczeniu.   

Pokój  był  wypełniony  słodkim  zapachem  wanilii,  płynącym  od 
kilkunastu  zapalonych,  białych  świec,  których  światło  wywoływało 
grę cieni w zakamarkach pokoju. Nagi mężczyzna leżał na plecach na 
środku szerokiego łóżka i oddychał nierówno. Słychać było ciche jęki 
i odgłos ocierania się ciała o jedwab tkaniny. W świetle migoczących 
płomyków jego połyskująca pierś wznosiła  się  i opadała.  Na twarzy 

background image

malował  się  wyraz  zachwytu  graniczącego  z,  bólem.  Melinda 
siedziała, obejmując nogami jego twarde jak   
skała biodra. Miała na sobie tylko czarny, koronkowy staniczek, który 

uwydatniał  urok  jej  najbardziej  kobiecych  powabów.  Z  włosami 
rozrzuconymi  na  ramionach  wodziła  dłońm  i  po  jego  drżącym  ciele. 
Ostrzegła  Griffa,  że  ukarze  go  za  tak  długie  milczenie,  a  on 
rozkoszował  się  każdą  chwilą  zadawanej  mu  tortury.  Włosy  Melindy 
opadły najego twarde, mocne ciało, odnalazła miękkie miejsce na szyi i 
pochyliła się, żeby je ucałować. Jej wilgotne wargi znaczyły ślad aż do 
twardnie 

jącego poniżej, brązowego sutka. Pieściła wrażliwe wklęsłości pachwin. 

Jego  ciało  zapłonęło  żarem,  gdy  delikatne  palce  zaczęły  dręcząco 
muskać podbrzusze. Objęła go ramionami i delikatnie dotykała zębami 
skóryjego piersi.   

Z trudem łapiąc oddech, Griff jęknął ochryple;   

- Melindo, ty mnie zabijasz.   

Niecierpliwie wyciągnął do niej ręce, lecz ona wymknęła się, chwyciła 

go za przeguby dłon i i zacisnęłaje na poduszce ponadjego głową.   
 

  Nie - powiedziała. - Jesteś mi to winien za trzy dni zmartwienia. 

Nie cierpię zmartwień.   
 

  Ja też przeżyłem w ciągu tych trzech dni okropne   

 
chwile - wyznał. Pochyliła się i chwyciła go lekko zębami za ucho.   
 

  A czyja to była wina?   

 

  Twoja.   

Roześmiała  się  i  zamknęła  mu  usta  pocałunkiem.  Nie  próbował 

przejąć inicjatywy - oddał się jej wprawnym dłoniom. Nie pozostał ani 
jeden  skrawek  ciała,  którego  te  dłoniebyniepiesciły.  Mijały  minuty? 
Godziny? Dni? - Nie wiedział, dla niego czas się zatrzymał.   

Zamglonymi pożądaniem oczami wpatrywał się, jak Melinda opuszcza 

cienkie ramiączko stanika ze wzrokiem utkwionym w jego oczach. A 
potem zsunęło się drugie ramiączko i stanik opadł, odsłaniając małe i 
pięknie ukształtowane piersi, których różowe koniuszki sterczały zapra-
szająco. Położył na nich swe dłonie, a potem powoli przyciągnął je do 
swoich głodnych ust.   

background image

Oblepieni namiętnością przywarli do siebie niepohamowanie, upajając 

się tym poczuciem bliskości. Melinda gorączkowo uniosła się i posiadła 
go  jednym,  pewnym  ruchem.  Palce  mężczyzny  zacisnęły  się  na  jej 
biodrach. Wygiął ku niej swe ciało, aby ogarnęła go jeszcze głębiej.   

background image

Dopiero  dużo  później,  kiedy  wrócili  do  przytomności,  uświadomili 

sobie  w  pełni  rozmiar  przeżycia  będącego  ich  udziałem,  przeżycia, 
jakiego żadne z nich nie zaznało przedtem i nie  mogło zaznać  z nikim 
innym.   

Oddychając  głęboko,  leżeli  wyczerpani  i  osłabieni,  i  nadal  połączeni 

ze sobą. Z zamkniętymi oczami przylgnęli do siebie, gdyż tylko ich ciała 
były jedyną rzeczywistością Świadczącą o przeżytym szaleństwie.   

A  kiedy  prawie  w  tym  samym  momencie  poddali  się  zmęczeniu, 

wypowiedziane  przez  nich  imiona  zabrzmiały  ledwie  słyszalnym 
szeptem:   

Melindo.   

Griff.   

A potem nadszed sen.   
ROZDZIAŁ   

8   

Nieupłynęło więcej niż parę minut ich wspólnej jazdy, gdy Griff 

rozpoczął odmawianie pacierza. Zaczynał mocno żałować, że wsiadł do 
samochodu Melindy, z właścicielką za kierownicą. Ona nazywała to 
prowadzeniem samochodu. On by nadał temu, co robiła, zupełnie inne 
określenie. By ł prawie zadowolony, że zdecydował się zostawić Okula-
ry tego dnia w domu. Nie wszystko będzie widział zbyt wyraźnie. Jak na 
przykład...   

- Melindo, ciężarówka - ostrzegł, zapierając się rekami   

o deskę rozdzielczą małego, sportowego samochodu.   

Patrzył z przerażeniem na rozklekotaną ciężarówkę z załadowaną 

platformą, przemieszczającą się z jednej strony jezdni na drugą. 
Kierowca był z pewnością pijany i prawie tak samo niebezpieczny jak 
Melinda.   
 

  Wszystko w porządku - zapewniła, patrząc na niego uspokajająco. 

- Widzę ją. - Nie zmniejszając szybkości, uśmiechała się zwrócona do 
swego pasażera.   
 

  Melindo, patrz na... -Wstrzymał oddech, gdy Melin da 

przemknęła obok ciężarówki w odległości kilku centymetrów.   

background image

 

Wypuścił z ulgąpowietrze. Melinda zaśmiała się.   
- Wesz, ty prowadzisz jak jakaś babcia, naprawdę. Nie mów mi, że 
jesteś jednym z tych, którzy nie lubiąjeździć samochodem 
prowadzonym przez inną osobę.   

- Nie lubię jeździć samochodami prowadzonymi przez szaleńców - 
odparł ponuro, poważnie rozważając odebranie jej kierownicy-- 
Przestań, do licha, patrzeć na mnie, patrz na drogę. Westchnęła z 
przesadną rezygnacją.   
- Tak jest - Posłusznie odwróciła głowę, jednak Griff nie zauważył 
znacznej różnicy w sposobie jazdy.   
- Czy możesz mi powiedzieć, dokąd właściwie jedziemy?   
- zapytał, nieustannie wyglądając możliwych zagrożeń.   
 

Melinda przyjechała po niego tego sobotniego poranka i obiecała mu 

najbardziej ekscytującą przygodę życia. Przyjął zaproszenie pełen obaw, 
świadomy niebezpieczeństwa, na jakie był narażony, oddając się w ręce 
Melindy. Oczywiście nie znałjeszcze stylujej jazdy, w przeciwnym razie 
upierałby się, żeby pojechalijego wozem.   

-  Jeszcze  nie  wiem.  -  Nie  zdawała  się  być  tym  specjalnie  przejęta.  - 

Będę wiedziała, kiedy sięjuż tam znajdę.   

Griffowi  pozostało  jedynie  oprzeć  się  na  zagłówku,  zaprzeć  dłońmi  , 

których  kostki  pobielały,  i  mieć  nadzieję,  że  wkrótce  ujawni  się 
oczekiwana rewelacja.   

W dziesięć minut później Melinda wydała okrzyk zachwytu na widok 

toru dojazdy na wrotkach. Wjechała ostro nazatłoczonyparking.   
 

  To jest to - obwieściła. -O tym myślałam od rana.   

 

  Nie.   

Patrzyła  na  niego  błagalnie  całą  mocą  spojrzenia  swych  zielonych 

oczu.   
 

  Chodź, będzie świetna zabawa.   

 

  Nie. Stanowczo odmawiam.   

 

  Ależ Griff, kiedyś świetnie jeździłeś na wrotkach. Pamiętasz, ile 

razy my...     
Melindo, mam trzydzieści lat i od rzeszło dwunastu nie miałem wrotek 

background image

na nogach. Nie mam zamiaru iść" tam i robić z siebie idioty, nie mówiąc 
już o ryzyku poważnego   

wypadku.   

 

  No , nie dąsaj się - nalegała. - Griff. proszę cię. Obrzuciłją 

gniewnym wzrokiem.   
 

  Znowu zaczynasz? Usiłujesz zmienić mnie w osobę, która, już 

dawno nie jestem. Próbujesz wskrzesić przeszłość.   
 

  Nic podobnego. Czy naprawdę uważasz, że chciałabym mieć 

znowu czternaście lat? Czy naprawdę myślisz, że teraz, kiedy odkryłam, 
jakim talentem jesteś obdarowany   
 

jako dorosły, chciałabym wrócić do platonicznych stosunków, do 

trzymania się za rękę? Z pewną irytacją poczuł, że krew występuje mu 
na policzki.   
 

  Melindo. Chwyciła go za ramię. Czuła, że jego upór słabnie.   

 

  Słuchaj-zachęcała go dalej-jajeżdżę na wrotkach, kiedy tylko 

nadarzy się okazja. Uwielbiam to. Nie chcesz spróbować chociaż raz? 
Dla mnie?   
 

  Niech to licho!   

 

Biorąc  jego  słowa  za  niechętnie  wyrażoną  zgodę,  pochyliłasię 

iucałowałago.   

 

  Dziękuję - zamruczała przyjego ustach.   

 

  Zapłacisz za to - ostrzegł sięgając do klamki.   

 

  Nie mogę się tego doczekać-odparta z szelmowskim uśmiechem.   

 

Stanął  koło  samochodu  i  odetchnął  parą  razy  głęboko  chłodnym, 

wczesnojesiennym  powietrzem.  Musiał  odzyskać  zimną  krew  przed 
wkroczeniem  w  krąg  lej  rodzinnej  zabawy.  Mia  ł  na  sobie  biały, 
bawełniany  sweter  i  dżinsy,  nawet  nie  tak  bardzo  ciasne,  jak  mu  się 
wydawało  przy  przymierzaniu.  Nie  pozostawało  mu  nic  innego,  tylko 
podążyć za Melindą Prawie białe, wyblakłe dżinsy opinały   
jej kształtne pośladki. Turkusowo-czarna bluzka była równie obcisła. Od 
razu, gdyprzyjechała, zauważył, jakuroczo przylegał materiał do jej 
piersi. Chciałby zrobić to samo. Odwróciła się do niego z uśmiechem. 

background image

Olbrzymie turkusowe kolczyki muskałyjej policzki. Poczuł, że ma 
miękkie kolana. Czy ona spodziewa się, ze w ty m stanie będzie jeździł 
na wrotkach? Chyba połamie sobie wszystkie kości. Przez ostatnie trzy 
tygodnie cały wolny czas spędzali razem i Griif nadal uważał, że 
Metinda jest najbardziej atrakcyjna, kobietą, jaką spotkał w życiu. 
Gwałtowną? Tak. Niepohamowaną? Tak. Lekkomyślną? Tak. Irytującą? 
Tak. A mimo to fascynującą. W ciągu ostatnich paru lat nuda była 
nieodłącznym elementemjego życia. Z Melindąnigdy się nie nudził, nie 
mówiąc o niewiarygodnym wpływie, jaki ostatnio wywarła na jego 
życie uczuciowe. Zapłacił za wstęp, wypożyczył parę zniszczonych wro-
tek i usiadł na ławce obok Melindy. Patrzył, jak zdejmuje bialoróżowe 
buciki. Nawetjej skarpetki w czarno-turkusowe paski były podniecające.   

- Przestań mnie obserwować i załóżwrotki. Chyba nie sądzisz, że 

pozwolę ci się wycofać? - Prawie drżała z niecierpliwości, spoglądając 
w stronę tłum u na wrotkach.   

- Gotowy?   
Westchnął głęboko i wstał powoli. No , przynajmniej potrafi jeszcze 

utrzymać równowagę. Na dywanowej wykładzinie. Teraz musiał się 
ruszyć.   

 

  Melindo,niepowinniśmy...   

 

  O. nie! - Mocno uchwyciła go za ramię. - Obiecałeś.   

 

  Nie mogę w to uwierzyć - zamruczał. - Nie mogę uwierzyć, że 

dałem się namówić. - Podążał trochę niezręcznie za roześmianą 
Melindąku krążącym wrotkarzom.   
 

  Może poczujesz się lepiej, gdy ci powiem, że wyglądasz 

cudownie, Griffinie Taylor. Wszystkie nastolatki na twój widok dostaną 
zawrotu głowy.   
 

  O. tak, poczułem się o wiele lepiej - odburknął Żarumienił się 

napotkawszy wzrok rudej czternastolatki, która spojrzała na niego z 
zainteresowaniem, a następnie odwróciła się i chichocząc upadła przed 
stojąca w pobliżu grupą koleżanek.   
Zdawał sobie sprawę, że odbijał od otoczenia.   
 

  Niech to licho porwie, Melindo. Pogłaskała go po policzku.   

 

  Rozchmurz się. No, chodź już.   

 

background image

Bezskutecznie  czekał  na  lukę  w  łańcuchu  krążących  ludzi.  Wreszcie 

zdobył  się  na  odwagę,  wszedł  na  gładką  powierzchnię  toru  i  runął  jak 
długi.   

Melinda skręcała się ze śmiechu.   

 

  Taak - zamruczał. - To jest zabawa. - Po pierwszej niezręcznej 

próbie udało mu się jakoś Wykonać trzy ewolucje bez upadku, Melinda 
krążąc koło niego, zachęcałago:   
 

  Przypominasz już sobie, prawda?   

Odgłos  toczących  się  rolek,  wybuchy  śmiechu,  rytmiczna  rockowa 

muzyka,  odważni  chłopcy  pędzący  śmiało  wokó  ł  mniej  wprawnych 
wrotkarzy  -  Griff  uśmiechnął  się  na  wspomnienie,  które  nagle  ożyło  w 
pamięci.   

Czternastoletnia  Melinda  w  krótkiej  spódniczce  i  ozdobnych 

rajstopach  tańcząca  na  skraju  drewnianej  podłogi  ośrodka  zwanego 
„Cztery małe rodzinne kółeczka". On w skórzanej kurtce i zniszczonych, 
drelichowych  spodniach,  z  długimi  do  ramion,  rozwianymi  włosami  i 
srebrnymi  kolczykami  Dodzwaniającymi  przy  wykonywaniu  ewolucji. 
Kończył  swój  popis  przy  aplauzie  grupy  zabijaków,  stanowiących 
niewielki  krąg  jego  przyjaciół.  Raczyli  zaszczycić  to  miejsce  swoją 
obecnością tylko dlatego, że dziewczyny lubiły się tu bawić.   

..Hej, Dziki! Człowieku, jesteś dobry!"   

Dziki.   

Potknął  się,  ale  zaraz  odzyskał  równowagę.  Już  się  nie  uśmiechał. 

Nachmurzony zastanawiał się nad wpływem. jaki ma na niego Melinda. 
Przez lata nie pozwałał wspomnieniom wypełznąć z zakamarka, w który 
udało  mu sieje  wepchnąć. Nawet pamięć szczęśliwych chwil była zbyt 
niebezpieczna,  gdyż  z  przeszłości  nieuchronnie  powracały  w  końcu 
inne, ponure obrazy: ojca pijaka, czekającego na niego z gotowymi do 
zadania ciosu pięściami.   
- Griff, co się stało? - Melinda ujęła go pod ramię i spojrzała na niego z 
troską. - Czy uderzyłeś się przy upadku?   
- Nie, nic mi mc jest. - Odpowiedź brzmiała szczerze, więc Melinda 
uspokoiła się. Griff chciał ją namówić na powrót do domu, ale w tym 
momencie muzyka ucichła, lampy przygasły, nad ich głowami 

background image

rozbłysnął wachlarz różnokolorowych świateł, a głos spikera oznajmił, 
że panie wybierają panów. Melinda z uśmiechem wyciągnęła ręce do 
Griffa.   
- Zawsze wybierałam ciebie - powiedziała zduszonym szeptem.   
 

Zahipnotyzowany jej uśmiechem, wyciągnął do niej dłonie. Grano 

starą piosenkę Boża Scaggsa. Pełen słodyczy, cichy głos wypełnił salę. 
Dziewczyny wzięły za ręce swoich chłopców i przytuliły się do nich. 
Wprawni wrotkarze rozpoczęli taneczne ewolucje. Malcy próbowali 
swych sił z rodzicami, przebierając grubymi nóżkami z powagą i 
trzymając się z zaufaniem niezawodnych i kochanych rąk. Starsza para 
sunęła wolno - widać było, że oboje   
jeżdżą ze sobą od lat.   

"Kochanie, co ty ze mną zrobiłaś?" - pytał Boz Scaggs w piosence. 

Griff z dłońmi splecionymi z palcami Melindy, ze wzrokiem utkwionym 
w jej oczach, z sercem w gardle, zastanawiał się nad tym samym.   

Piosenka skończyła się, a Griff nie zwracając uwagi na zapalone 

ponownie światła pocałował Melindęwusta. Zostali jeszcze godzinę, aż 
wreszcie Griff, odzwyczajony od takich fizycznych wyczynów, poczuł, 
że bolą go nogi, a kostki drżą. Da ł się jeszcze namówić Melindzie na 
kilka bardziej skomplikowanych ewolucji i z dumą odkrył, że potrafi 
jeździć tyłem. Pomyślał, że to jest tak jak z jazdą na rowerze: tego się 
nie zapomina.   

I wtedy zobaczył rudowłosego, sześcioletniego demona, który z 

szaleńczym uśmiechem pędził wprost na niego, Griff rozpaczliwie 
próbował uniknąć zderzenia i nie wpaść na dwie dziewczynki jadące 
obok. Upadł ciężko, a mały wylądował wprost na nim. Poczuł, że nie ma 
czym oddychać, kiedy wrotka uderzyła go dokładnie miedzy nogi. 
Nadludzkim nieledwie wysiłkiem opanował się, żeby nie krzyknąć z 
bólu. Powstrzymał mdłości. Widząc wpatrzone w niego z troską oczy 
chłopca, zacisnął zęby i zapewnił go, że czuje się świetnie. Naprawdę 
świetnie.   

Melinda widząc bladą twarz Griffa uklękła przy nim z niepokojem.   

- Griff, czy nic ci się nie stało? Przy jej pomocy wstał z trudem, 
ocierając kropelki potu znad wargi. - W porządku. Wszystko w 

background image

porządku - mruknął. Wyjdźmy stąd.   

Udało  mu  się  zdjąć  wrotki  i  nieco  sztywnym  krokiem  skierował  się 

bez słowa w stronę samochodu.   

- Czy jesteś pewny, że dobrze się czujesz? - pytała idąc tuż za nim. 

Bez dobierania słów powiedział jej w jaką czcić ciała   

został uderzony. Zakryła usta ręką.   

 

  O, nie, tochybanie 

 

  Trwałe uszkodzenie? Nie. - Oparł ręce na dachu małego 

samochodu Melindy, kiedy ona gorączkowo starała się otworzyć drzwi.   
 

  Chciałbym być w domu ze szklanką czegoś dobrego w ręku. I 

chciałbym tam dojechać w jednym kawałku dodał mrużąc ostrzegawczo 
oczy.   
 

  A może chcesz prowadzić? Osunął się ostrożnie na siedzenie 

obok kierowcy.   
 

  Ty będziesz prowadzić i masz to robić tak, jakbyś była babcią 

kierującą samochodem pełnym wnuków.   
 

  Dobrze - odpowiedziała potulnie. Ale usłyszał dźwięczący wjej 

głosie, tłumion y śmiech.   
 

Melinda  prowadziła  samochód  jak  kandydat  na  kierowcę  pod  okiem 

instruktora  na  końcowym  egzaminie.  Griff  zastanawiał  się,  czy 
poprzednio urządziła to przedstawienie na szosie specjalnie po to, żeby 
patrzeć, jak on się poci.   
 

  Jesteś niebezpieczna - powiedział, kiedy spokojnie wprowadziła 

samochód na parking przed swoim domem.   
 

  Dlaczego, przecież prowadziłam wzorowo- odrzekła głosem 

skrzywdzonej niewinności.   
 

  Niebezpieczna w najwyższym stopniu - patrzył na nią groźnie.   

 

  Czy to znaczy, że skoro wyszedłeś z tego bez szwanku, chcesz 

skorzystać z okazji i uciec? - Bezskutecznie usiłowała nadać swym 
słowom lekki ton.   

Przyglądał się jej bacznie.   

 

  Co ty wyprawiałaś dzisiaj rano? Przeprowadzałaś test 

sprawdzający, czy wytrzymam z tobą, kiedy jesteś w najbardziej 
szaleńczym nastroju? Czy łatwo mnie przestraszyć?   

background image

 

  Ależ nie - zapewniła z przekonaniem. - Nie spraw 

 
dzałam cię. Umilkł a na chwilę, a potem spytała ostrożnie:   

-A gdybym cię sprawdzała...?   

Uchwycił  w dłoń  garść rudoblond włosów i przyciągnął ją bliżej do 

siebie.   
 

  Nadal tutaj jestem. Odchyliła się nieco i spojrzała wjego spokojne 

oczy.   
 

  Wiem. Pocałowałjągwałtownie, po czym odsunął od siebie.   

 

  Wejdźmy do domu, musze się czegoś napić. Z uśmiechem 

sięgnęła do klamki   
 

  Jest ci potrzebna czuła opieka - orzekła. - Osobiście   

 

zajmę się opatrywaniem twoich ran. Uniósł brew z wyraźnym 

zainteresowaniem.   
 

  Będziesz mnie całować i zrobisz wszystko, żebym poczuł się 

lepiej?   
 

  Tak. Z rozkoszą.   

 

Pół  godziny  później  leżeli  na  miękkiej  kanapie.  Usta  przyustach, 

splątane nogi, szukające się dłonie. Odprężony pod wpływem pieszczot 
Melindy, szepcząc słowa miłości, Griff usiłował przesunąć ją pod siebie, 
gotów tym razem przejąć inicjatywę.   

Powstrzymała go, wysunęła się i stanęła przy nim naga, bez żadnego 

zażenowania.   

- Dokąd idziesz? - spytał niezadowolony, unosząc się na łokciu.   
Uklękła przy adapterze, odrzucając zwichrzone włosy na ramiona.   
- Zaraz wracam.   
Oddychając nierówno patrzył, jak wybiera płytę. Nastawiła ją, wstała i 

zbliżyła się do Griffa. Zabrzmiał głos Boża Scaggsa.   
 

  Chciałam się z tobą kochać, gdy jeździliśmy na wrotkach w takt 

tej piosenki. - Uśmiechnęła się kusząco i wsunęła wjego ramiona.   
 

  Boję się, że zaczynamy myśleć identycznie. - Ująłjej twarz w 

dłonie i pomyślał, że nigdyjeszcze nie wyglądała piękniej.   
 

background image

Zaśmiała się, a on przesunął ją pod siebie i powiódł do tańca miłości. 

Następny  dzień  spędzili  w  mieszkaniu  Griffa.  Przed  nadchodzącym 
poniedziałkiem  musieli  uporać  się  z  dużą  ilością  papierkowej  roboty, 
więc uznali, ze będzie im milej pracować razem.   

Griif ukrył się za stertą papierów lezących na biurku. Melinda 

usadowiła się wygodnie z przenośnym komputerem w głębokim, 
skórzanym fotelu. Pracowała solidnie, ale z przyjemnością przyglądała 
się od czasu do czasu Griffowi. Jak wspaniale wyglądał, gdy tak siedział 
zamyślony, w okularach, z błyszczącymi w świetle lampy ciemnymi 
włosami   

Czasami podnosił głowę i uśmiechał się zniewalająco do Melindy. 

Mogłabym zostać tak z nim na zawsze, myślała w zadumie. Po paru 
godzinach odłożyłapapiery i przeciągnęła się.   
 

  Chce mi się pić. Masz ochotę na colę?   

 

  Chętnie, dzięki.   

 

Przechodząc przez wielkie, luksusowe mieszkanie Griffa,jakzwykle 

nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wnętrze, urządzone niewątpliwie 
przez zawodowego dekoratora, było eleganckie i pięknie 
skomponowane. Całkowite przeciwieństwo jej wesołego mieszkanka, 
przyozdobionego przedmiotami z różnych epok. Dziwne, mimo tych 
wyraźnych różnic, czuła się tu zupełnie jak w domu.   

Wlewała właśnie colę do szklanek z lodem, kiedy zadzwoni! telefon. 

Zadźwięczał tylko raz, co oznaczało, że Griff odebrał go w swoim 
gabinecie. Nie chciała mu przeszkadzać, wiec zaczęła szukać czegoś do 
jedzenia. Znalazła pudełko czekoladowych ciasteczek. Może będzie 
miał na nieochotę.   

Kiedy wróciła z tacą, Griff jeszcze rozmawiał. Zawahała się przy 

drzwiach i niechcący usłyszała cześć rozmowy.   

- Mówię ci po raz ostatni. Myers, że nie podejmę się obrony tego 

faceta. I nie obchodzi mnie to, że on jest jednym z przyjaciół Dysona z 
klubu golfowego. Ten człowiek jest lekarzem. Murzyńskie dziecko 
urodziło się ze schorzeniami, które można było wyleczyć. Pan doktor 
powinien był we właściwym czasie wziąć pod uwagę to, co mówiła mu 
przyszła matka, która czuła, że dzieje się cos niedobrego. Przejrzałem 

background image

akta i wszystko wskazuje na to, że w tym przypadku przyczyną choroby 
jest jego niedbalstwo. Musi znaleźć sobie innego adwokata. Taak? Cóż, 
trudno. Dyson może wybrać kogoś innego. Ja tej sprawy nie wezmę.   

Po  tych  słowach  odłożył  z  trzaskiem  słuchawkę  i  wtedy  dopiero 

zobaczył 

Melindę. 

Poprawił 

włosy, 

miał 

speszoną 

minę. 

Melindamilczała.   
 

  Mam swoje zasady - burknął zdenerwowany.   

 

  Wiem. Poruszył się na krześle.   

 

  Ale również nie ma powodu, żebyś patrzyła na mnie,   

jakby  nad  moją  głową  ukazała  się  aureola.  W  tym  tygodniu  bronię 

Stanleya Schulza.   

- To też wiem.   
- Nadal nie za bardzo przepadasz za tym, co robię? spytał.   

- Nie  za bardzo.-Z trudem pokonała uciskw gardle.Ale przepadam  za 

tobą. - Odważyła się na wyznanie.   

Patrzył na nią przez dłuższą chwilę i wreszcie uśmiechnął się.   

- Cola się grzeje - wskazał tacę ruchem głowy.   

Podała mu colę i ciasteczka. Pomyślała, że on jeszcze nie jest gotowy 

do  rozmowy  na  temat  ich  związku.  Ale  chyba  nie  przeszkadzało  mu, 
żejej na nim  zależy.  Melinda nie  mogła się  powstrzymać i przyszła na 
rozprawę,  na  której  Griff  występował  jako  obrońca  Stanleya  Schulza. 
Wprawdzie  nie  cierpiała  pozwanego  i  była  całkowicie  po  stronic 
pokrzywdzonych  rodzin  ofiar  wypadku,  ale  musiała  przyznać,  że  Griff 
był  bardzo  dobrym  adwokatem.  Uznała,  ze  prowadzi  Unię  obrony 
uczciwie.  Choć  nie  wybielał  pozwanego,  to  -  o  ile  znała  sprawę  - 
trzymał się faktów i po prostu starał się, jak umiał najlepiej, przekonać 
sąd, aby interpretował te fakty na korzyść jego klienta. Człowiek honoru 
postawiony w niezbyt przyjemnej sytuacji. Człowiek z zasadami, choć te 
zasady  nic  zawsze  były  zgodne  z  pryncypiami,  którymi  ona  się 
kierowała. Człowiek, który przeżył burzliwe, nieszczęśliwe lata m ł o -
dziencze  i  dążył  z  niezachwianą  stanowczością  do  ułożenia  sobie 
lepszego  życia,  nie  bacząc  na  obawy,  że  tłumione  urazy  z  przeszłości 
mogą  kiedyś  znowu  się  odezwać.  Czyż  mogła  go  nie  kochać?  Nie 
chciała  mu  przeszkadzać,  więc  usiadła  w  samym  końcu  sali  i 
wyślizgnęła się z niej, gdy zarządzono przerwę. Szła w stronę wyjścia. 

background image

Może  później  się  przyzna,  że  była  na  rozprawie.  A  może  nie.  Poczuła 
niespodziewane  dotknięcie czyjejś  dłon i na swoim ramieniu.  -  Bardzo 
przepraszam-powiedział  młody,  ciemnowłosy  mężczyzna.  -  Nazywam 
się Joe McLeod. Czy zechciałaby mi pani odpowiedzieć na parę pytań? 
Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Pod trzydziestkę, poważna twarz, 
dość długie włosy, dżinsy, koszula w kratkę i niezbyt pasujący do niej, 
nieporządnie  zawiązany  krawat.  Płaszcz  pamiętał  dawne,  lepsze  czasy. 
Nic  nosił  identyfikatora,  ale  Melinda  natychmiast  rozpoznała  w  nim 
dziennikarza.  Jakbybyłwuniformie.    To  zależy  -  odpowiedziała 
ostrożnie - o co chce pan pytać i dlaczego.      To  pani  składała  zeznania 
w  procesie  z  powództwa  Nancy  Hawlsey,  prawda?  Pisałem  reportaż  o 
tej sprawie, a mam bardzo dobrą pamięć do twarzy. Nie przypuszczała, 
że ktoś mógłby ją rozpoznać.   

 

  Tak, to prawda - przyznała.   

 

  A zatem jest pani Melindą James. - Uśmiechnął się, widząc, jak 

mruży oczy. - Mam również dobrą pamięć do nazwisk.   
 

  O co chodzi, panie McLeod? Niedługo mamumówione spotkanie,   

 

  Czy i w tej sprawie będzie pani występowała w roli świadka? Czy 

jako psycholog zajmowała się pani kimś z rodzin ofiar?   
 

  Na oba pytania odpowiadam - nie. Byłam na rozprawie wyłącznie 

jako obserwator.   
 

  Ale musi być jakaś przyczyna, dla której pani się tu zjawiła. Co 

pani myśli o tym procesie? Czy Stanley Schulz powinien odpowiadać za 
niedbalstwo, skoro nie zainstalował w budynku automatycznych 
zraszaczy? Czy pani uważa, że śmierć sześciu osób była wynikiemjego 
zaniedbania?   
 

Szła w kierunku windy i zastanawiała się, czy podążyłby za nią, gdyby 

do niej wskoczyła.   
 

  Ale jakie znaczenie może mieć moja opinii?   

 

  Pytam o to samo wiele osób, panno James. Wie pani, takie 

wyrywkowe badania opinii publicznej. Wyrabiam sobie pogląd w 
związku z orzeczeniem sądu. na które czekamy. A wiec czy według pani 
Stanley Schulz odpowiada za śmierć sześciu osób?   

background image

 

  Tak, tak uważam - odpowiedziała szczerze. - Zawsze byłam 

zdania, że chciwość nie może być usprawiedliwieniem, zwłaszcza gdy w 
grę wchodzi ludzkie życie.   
 

  To ciekawe. Była pani koronnym świadkiem Nancy Hawlsey, 

kiedy pozwanego bronił Griffin Taylor. W tym procesie on również 
występuje, a pani jest tylko ciekawskim gapiem. Przynajmniej tak pani 
twierdzi A co powie pani na temat sukcesów, które odnosi Griffin 
Taylorjako obrońca wpływowych bogaczy? Czyjego działalność jest   
 

  pytam o pani opinię - równic nieetyczna jak jego klientów? 

Ogarnięta gniewem zbliżyła się do windy.   

- Panie McLeod, nie znam pańskich sprawozdań sądowych, ale sądząc 

z  pytań,  niejest  pan  bezstronnym  obserwatorem.  Griffin  Taylor  bardzo 
dobrze wykonuje swój zawód. Aten zawód polega na obronie klientów. 
Mam  nadzieję,  że  nie  kwestionuje  pan  zasady,  iż  każdy  ma  prawo  do 
obrony, bez względu na to, czy jest winien, czy nie.   

Szanuje Griffina Taylora za to, że wykonuje swój zawód  najlepiej, jak 
potrafi. Moja opinia w tej sprawie nie ma   
żadnego  znaczenia.  Sąd  będzie  bezstronnie  rozważać  argumenty  obu 
stron i wyda sprawiedliwy wyrok- Żegnam pa 
na. Weszła do windy, lecz zanim zamknęły się drzwi, dostrzegła wyraz 
twarzy  Joe  McLeoda.  Nie  była  zachwycona  jego  miną.  Przygnębiona 
uświadomiła sobie, że nawet nie zapytała go, dla jakiej gazety pracuje, i 
już wyobraziła sobie stosy płacht jakiegoś brukowca sprzedawanego w 
każdym sklepie spożywczym. Dlaczego McLeod był tak zaintrygowany 
jej  obecnością  na  sali  rozpraw?  Dlaczego  tak  bardzo  interesował  się 
Griffem?  Może  słyszał  plotki  o  jego  politycznych  aspiracjach  i  mia  ł 
zamiar  zdobyć  popularność  demaskując  go?  Czy  zacznie  -  aż  zamarła 
na tę myśl - docierać do faktów   

z  przeszłości  Griffa?  Nie  powinna  była  tu  przychodzić.  Jej  związek  z 

Griffem  nie  był  jeszcze  ustabilizowany.  A  co  by  powiedział  Dyson. 
gdyby  dowiedział  się,  że  faworyzowany  przez  niego  adwokat  był 
buntownikiem z wątpliwą reputacją, a teraz spotyka się z kobietą, której 
zeznania przyczyniły się do przegrania sprawy? Czy  Dyson zauważył, 
że Griff ostatnio nie spotyka się z Leslie? A czy Griffbył gotów zerwać 
z nią całkowicie? Oczywiście nie pytała go o to. Ich stosunki nie były 

background image

jeszcze w tym stadium. Naprawdę żałowała, że uległa pokusie i chciała 
zobaczyć Griffa występującego w sądzie.   

Gdyby wiedział, byłby na pewno niezadowolony.   

Dopiero  dużo  później  uświadomiła  sobie,  jak  gorąco  broniła  Griffa 

przed  przypierającym  ją  do  muru  dziennikarzem.  I  że  używała 
argumentów  Griffa.  Nic  dziwnego,  że  on  przeciąga  wielu  sędziów  na 
swoją stronę, pomyślała ponuro, pocierając w zamyśleniu usta. Ma taki 
wielki dar przekonywania. Przed takim człowiekiem trzeba się mieć na 
baczności. W przeciwnym razie ona sama może zwątpić we własne racje 
i prawo do niezależnych opinii.   

To wszystko jest bardzo powikłane, pomyślała czekając   

w klinice na recepcjonistkę i karty pacjentów.   
ROZDZIAŁ   

9   

— Ależ Griff, nie musisz ze mrą jechać. Nawet nie mieszkasz w River 

City.   

Sprawnie prowadząc samochód w przedwieczornym ścisku, Griff 

rzucił Melindzie przelotne spojrzenie i zaśmiał się.   
 

  Miałbym pozbawić się uczestniczenia w twoim spotkaniu z całą 

radą miejską? Nie ma mowy.   
 

  Mmm.. . posłuchaj. Czasem, kiedy bronię sprawy, w którą wierzę, 

staję się trochę... namiętna.   
 

  Podobasz mi się, kiedy jesteś namiętna. Westchnęła słysząc tę 

opaczną interpretację jej słów.   
 

  Po prostu usiłuję ci wytłumaczyć, że nie chciałabym wprawić cię 

w zakłopotanie. A nie mam zamiaru siedzieć cicho w kącie, kiedy rada 
miejska rozważa wprowadzenie cenzury w jej najbardziej obrzydliwej 
postaci,   
 

Wcale tego nie oczekuję. Nie martw się, Melindo odparł łagodnie - 

nie wprawisz mnie w zakłopotanie.   
 

Miała nadzieję. Naprawdę. Ciągle jeszcze nie odważyła się 

powiedzieć mu o rozmowie ze wścibskim reporterem, która odbyła się 

background image

na początku tygodnia. Była zadowolona, bo do tej pory nie zauważyła, 
aby jej wypowiedzi ukazały się w jakiejś gazecie. Postanowiła poczekać 
na stosowny moment i dopiero wtedy powiedzieć mu, że w pobliżu 
czyha miody dziennikarz, który ma nadzieję na soczysty reportaż.   

Ku zdziwieniu Melindy wydawało się, że Griff dobrze się bawił w 

ciągu następnych dwóch godzin. Melinda żywo uczestniczyła w gorącej 
debacie nad proponowanym zarządzeniem. Jego projekt popierany przez 
grupę miejscowych fundamentalistów był rażącą próbą wprowadzenia 
zakazu sprzedaży i wypożyczania tych książek, czasopism, taśm audio i 
wideo, które będą uznane za obrażające moralność publiczną. 
Zaniepokojeni o swąprzyszłość polityczną radni, bojąc się, że mogą być 
posądzeni o sprzyjanie rozpowszechnianiu nieprzystojnych treści, 
znaleźli się w pułapce miedzy Pierwszą Poprawką do Konstytucji a 
naciskiem pastorów i starszych pań.   
 

  A kto będzie decydował o tym, czy treść publikacji obraża 

moralność? - Melinda rzuciła to istotne pytanie przy aplauzie 
zachęcających ją przeciwników cenzury, podczas gdy radni kręcili się na 
swych krzesłach niespokojnie przed stłoczonąpublicznością. - 
Niektórych rażą filmy podrzędne, a innych ambitne.   
 

  Przede wszystkim nie powinny być w ogóle produkowane filmy, 

które nie byłyby odpowiednie dla całej rodziny   
 

  przerwał jeden z bardziej zacietrzewionych i świętoszkowatych 

obrońców projektu zarządzenia.   
 

  Nie mam zamiaru dyskutować tutaj o zaletach poszczególnych 

filmów - odpowiedziała chłodno Melinda, Nie zwracała uwagi na błyski 
fleszów i kamery reporterów, którzy przyszli na tę kontrowersyjną 
dyskusję. - Po prostu twierdzę, że nie wszyscy są zgodni w ocenie tego, 
co jest obraza, moralności czy pornografią. Chodzi mi o sam pomysł 
usuwania ze szkolnych bibliotek książek, które przez wielu uznawane są 
za wybitne dzieła literackie. Można się zgodzić, że są publikacje, które 
sytuują się blisko granicy legalności, ale niektórzy to samo 
powiedzieliby o bestsellerach, których wartość jest ogólnie uznawana, 
chociaż poruszają bez niedomówień zagadnienia dotyczące płci .   

Mężczyzna, który poprzednio przerwał Melindzie, krzykliwy rzecznik 

i przywódca lokalnego ruchu przestrzegania moralności, dramatycznym 

background image

gestem podsunął burmistrzowi stertę czasopism.   
 

  Proszę spojrzeć na te brudy - rzekł oburzonym, teatralnym 

głosem. - Kupiłem te czasopisma w różnych kioskach i stoiskach w 
naszym mieście. Nigdy w życiu nic nie wzbudziło we mnie takiego 
obrzydzenia. Czy to ma być lektura, jaką chcemy karmić nasze dzieci w 
ważnym dla nich okresie formowania się osobowości?   
 

  Hej, niech nam pan je poda, panie burmistrzu - odezwał się męski 

głos z tył u sali. Towarzyszył mu wybuch śmiechu.   
 

Griff, który od początku zebrania siedział w milczeniu obok Melindy, 

też się roześmiał. - Tak, poda, ale dopiero jak sam wszystkie przejrzy -
rozległ się inny glos.   

Burmistrz, według oceny Melindy niekompetentny i nieudolny w roli 

prowadzącego zebranie, uderzył ręką w stół.   

- Proszę o spokój - żądanie to przypominało raczej j ak   

błaganie. Melinda była gotowa do riposty.   
 

  Bez względu na moją własną opinię o tych publikacjach. Sąd 

Najwyższy orzekł, iż wydawanie ich chronione jest przez przepisy 
Pierwszej Poprawki do Konstytucji. A dzieciom nie wolno takich 
czasopism sprzedawać.   
 

  Sąd Najwyższy jest kierowany przez grupę takich samych 

różowych liberałów jak pani - rzucił ktoś wojowniczo.   
 

Melinda odwróciła się, lecz Griff chwycił jąza ramię. - Nie marnuj 
energii na dyskusję z tymi maniakami doradził, przysuwając się z 
uśmiechem. Nie zwrócił uwagi na błysk flesza. - Świetnie się spisałaś. 
Ni e daj się wyprowadzić z równowagi. Skinęła głową, wciągnęła 
głęboki oddech, a następnie podsumowała argumenty oponentów 
zarządzenia, którzy przed zebraniem wybrali ją na swoją rzeczniczkę. 
Potem usiadła i spokojnie wysłuchała wystąpienia przeciwnika. Przez 
cały czas Griff trzyma jej dłoń w swojej ciepłej ręce.   

W czasie dalszej dyskusji projekt zarządzenia ograniczono do poparcia 

istniejącego już zakazu sprzedaży lub wypożyczania nieletnim 
publikacji przeznaczonych tylko dla dorosłych. Melinda nie zamierzała 
sprzeciwiać się takiemu postawieniu sprawy, choć uważała, że całe 

background image

zebranie było tylko stratą pieniędzy podatników. Projekt zarządzenia w 
ogóle nie powinien być dyskutowany.   

Poczuła się podniesiona na duchu, kiedy w czasie powrotnej drogi 

Griff uśmiechnął się do niej ciepło i powiedział:   

- Jestem pod wrażeniem twego wystąpienia. Było spokojne, rozsądne i 

logiczne. Wiesz, minęłaś się z powołaniem. Byłabyś cholernie dobrym 
adwokatem.   

Wzdrygnęła się. Uśmiechnął się na widok jej przerażonej miny. - 

Przecież nie mówię, że byłabyś dobrą nierządnicą powiedział 
rozbawiony. Pospieszyła z usprawiedliwieniem, gdyż mógł czuć się 
urażonyjej instynktowną reakcją.   

- Chodziło mi tylko o to, że ja uwielbiam moją pracę. I nie wyobrażam 

sobie wykonywania innego zawodu.   

Uniesiony na łokciu, z twarzą opartą na dłoni, Griff wpatrywał się w 

śpiącą obok Melindę, Czasami wystarczało mu, że może na nią patrzeć. 
Była taka piękna. Starał się. dociec, co właściwie tak bardzo 
fascynowało go w twarzy tej kobiety. Bo na pewno nie sam jej wygląd. 
To żywy i dynamiczny temperament Melindy, promieniujący z niej 
także w czasie snu, sprawiał, że wytwarzała wokół siebie aurę jakiejś 
zmysłowości. Nie znał nigdy nikogo, kto przeżywałby wszystko tak 
intensywnie, kto podchodziłby do wszelkich problemów z bardziej 
brawurowym zapałem. Po tylu latach przezornej ostrożności, która 
wydawała mu się nieodzowna, jej entuzjazm stawał się zaraźliwy.   

Przewróciłauładzony  świat  Griffado  góry  nogami,  a  on  przyjął  to  z 

radością. Nie wyobrażał sobie powrotu do życia, jakie prowadził przed 
spotkaniem z Melindą. Na pewno było bezpieczniejsze, ale o ileż mniej 
ciekawe.   

Czy  w  ciągu  ostatnich  lat  potrafił  się  tak  cieszyć  życiem?  Nie 

pamiętał. Z nią radość była znowu nieodłączną częścią istnienia. Jakby 
w wieku trzydziestu lat uczył się żyć na nowo.   

Oczywiście  nie  wszystko  było  zabawą.  Prowadzili  długie  i 

prowokujące  do  myślenia  dyskusje.  Wystąpienie  tego  dnia  przed  radą 
miejską  Melinda  potraktowała  poważnie.  Zaangażowała  się  całym 
sercem. Namiętnie stawała w obronie swych racji.   

background image

Móg ł dzielić z nią życie.   
Zmarszczył  w  zamyśleniu  czoło.  Czy  rzeczywiście?  Zastanawiał  się. 

Próbował  spojrzeć  bardziej  trzeźwo  na  ich  coraz  bliższe  stosunki. 
Czygotówbył  ponieść  ryzyko,  jakie  niosło  ze  sobą  ich  zbliżenie?  Jego 
życiejuż się zmieniło pod jej wpływem. Dyson nie powstrzymał się od 
kilku zawoalowanych przytyków na temat uchylania się przez Griffa od 
towarzyskich obowiązków. Pozwolił sobie też na niezbyt subtelne uwagi 
sugerujące, że Griff powinien zacząć znowu spotykać się z Leslie.   

Griff  nie  zapraszał  Melindy  na  spotkania  towarzyskie,  na 

którychwypadało  mu  bywać.  Nie  wiedziałwłaściwie,  dlaczego  nie 
zabiera jej ze sobą. Czy uważał, że tego typu imprezy nie bawiłyby jej? 
Czy też - z trudem przyznawał się do tego sam przed sobą - obawiał się, 
ze  ona  powie  lub  zrobi  coś  niestosownego,  co  zaszkodziłoby  jego 
pozycji  zawodowej  w  firmie  Dysona?  Z  pewnością  nie  był  tchórzem. 
Czy  aby  na  pewno?  Przecież  zachowanie  osoby  towarzyszącej  mu  na 
przyjęciu  nie  mogło  mieć  wpływu  najego  karierę.  Osiągnął  ją  dzięki 
ciężkiej pracy. Romans z Melindą nie powinien mieć żadnego wpływu 
najego  życie  zawodowe.  A  jednak  czuł,  że  ich  intymne  stosunki  mogą 
być  dla  niego  zagrożeniem.  Mimo  to  nic  był  w  stanic  lub  nic  chciał 
niczego zmieniać. Czy by ł w niej zakochany?   

Dlaczego tak bardzo pragnął stale z nią przebywać, leżeć u jej boku i 

obserwować ją śpiącą, takjak teraz? Ajeżeli był zakochany, to czy gotów 
byl poświecić wszystko w imię miłości?   

Następnego dnia, zaraz po powrocie Melindyzpracy do domu, 

zadźwięczał dzwonek. Spodziewała się Griffa. gdyż wybierali się na 
kolację. Otworzyła drzwi Na progu stał Matt..   
 

  Czy nigdy nie pytasz, kto dzwoni?   

 

  Kiedy ja to ostatnio słyszałam? - mruknęła Melinda, by za chwilę 

obdarzyć przybysza serdecznym uśmiechem.   
 

Co ty tu. na miły Bóg. robisz? Czyżby Brooke wyrzuciła cię z 

domu?   
 

-  Wiesz  przecież  dobrze,  że  moja  żona  za  mną  szaleje  odparł  Matt 

zuśmiechem.   

background image

-  To  prawda.  Ale  właściwie  nigdy  nie  wiedziałam,  dlaczego.  -  Melin 

da wzięła brata z entuzjazmem w ramiona. -Dobrze cię znowu widzieć.   

Malt przytulił ją gorąco.   
- Ja też się cieszę. - Odsunął się nieco. - Widziałbym cię trochę mniej 

dokładnie - dodał rzucając na nią żartobliwie groźne spojrzenie - gdybyś 
zapięła  bluzkę  na  dwa  guziki  więcej.  -  Czy  zawsze  będziesz  mnie 
traktował jak dziecko? Pociągnęła go do pokoju.   

- Chyba tak. Prawo starszego brata.   
Melinda przyjrzała mu się. Wwieku trzydziestu siedmiu lat był nadal 

przystojny i szczupły, a lśniące, czarne włosy tylko lekko posiwiały na 
skroniach. Miał takie samejak Melinda, niezwykłe, lekko skośne, 
szmaragdowozielone oczy, oczy ich maiki,   
 

  Dobrze wyglądasz. Ciągle załatany?   

 

  Musze dotrzymywać kroku Rachel. Dzieciak ma niewyczerpaną 

energie. Obie z Brooke przesyłają ci serdeczności.   
 

- A co cię tu sprowadza? - spytała niecierpliwie. -Chyba powinieneś 

być w swoim hotelu w Nashwville.   
 

  Przyjechałem do St. Louis dzisiaj rano. Spędziłem popołudnie z 

architektem, którego mi poleciłaś.   
 

  Wiec spotkałeś się z nim? Czy niejest cudowny?   

 

  Ma parę dobrych pomysłów dotyczących dobudowania 

koktajlbaru, o którym myśleliśmy z Kenem. Jestem pod wrażeniem - 
przyznał Matt.   
 

  Dlaczego nie uprzedziłeś mnie, że przyjeżdżasz? Dlaczego nie 

zabrałeś ze sobą Brooke i Rachel?   
 

  Rachel wybiera się dzisiaj na urodziny swej najlepszej 

przyjaciółki. Aja wracamjutro z samego rana. My ślałem, że zrobię ci 
niespodziankę i wybierzemy się razem wieczorem do miasta. Co ty na 
to?   
 

Zareagowała westchnieniem pełnym rezygnacji na to typowe dla 

niego zachowanie.   
 

  Ajeżeli mamjuż inne plany?   

 

  To je zmień - odpowiedział Matt bez wahania, uśmiechając się 

background image

szeroko. - Powiedz temu biednemu, zauroczonemu chłopczynie. że nie 
możesz się z nim spotkać, bo przyjechał twój dawno nie widziany bral.   
 

  Mam lepszy pomysł. Pójdziemy razem. Matt skrzywił się.   

 

  Oszczędź mi tego. Mam patrzeć przez cały wieczór,   

 

jak  łamiesz  serce  komuś  usychającemu  z  miłości?  Zadręczanemu  tym 

twoim skakaniem z kwiatka na kwiatek?   
 

  Jak możesz? Niczego takiego nie robię.   

 

  Ależ tak. robisz. Merry mówiła mi, że od lat nie wiążesz się z 

nikim na dłużej. Zdaję sobie sprawę, że przywiązujesz wielka, wagę do 
niezależności, ale byłoby lepiej, gdybyś się ustatkowała. No wiesz, nie 
stajesz się młodsza.   
 

Zbywając złośliwość Matta uśmiechem, Melinda postanowiła kiedyś 

porozmawiać ze starszą siostrą o tym, co na jej temat opowiada bratu.   
 

  Tym razem jest inaczej. On jest wyjątkowy. Ton jej głosu sprawił, 

że Matt spojrzał na siostrę uważniej.   
 

  Naprawdę? -Tak.   

 

  Ale chyba to niejestjeden z tych dziwaków psychologów, z 

którymi pracujesz?   
 

  Nie jest psychologiem.   

 

  Wobec tego jakiś inny dziwak. -Zrobił minę człowieka 

oczekującego złych wieści. - Więc ki m on jest?   
 

Melinda zastanawiała się, co by powiedział Mart. gdyby muwyznała, 

że spotyka się z Dzikim, człowiekiem, z którym kiedyś zabraniał jej się 
widywać. Zresztą na próżna   
- Jest adwokatem.   
- Jednym z tych szaleńców w lichym gamiturku, występującym raczej 
pro publico bono niż za pieniądze? Jednym z tych liberalnych, 
natchnionych związkowców? Melinda pokręciła głową i uśmiechnęła 
siew duchu.   
- Pracuje w spółce adwokackiej. Ma bardzo konserwatywne poglądy.   

background image

Matt sapnął.   

- Taak, z pewnością. Coś mi się zdaje, że twoje wyob 

rażenie o konserwatyzmie nieco różni się od mojego. Usłyszeli dzwonek i 

Melindapodniosła się.   
- Sam osądzisz - powiedziała wesoło. - To na pewno   
Griff. Matt jęknął.   

- Griff? - zamruczał. - A co to za imię? O mało niepowiedziałanagłos: 
Zawsze mówiłeś o nim   

Dziki. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do mężczyzny.   
 

  Witaj.   

 

  Któregoś dnia musimy dłużej porozmawiać o twoim zwyczaju 

otwierania drzwi na każdy dzwonek bez pytania - oświadczył Griff 
stanowczo.   
 

Potem przyciągnął ją do siebie i powitał długim pocałunkiem. Dopiero 

kiedy wypuścił ją z ramion, powiedział:   
 

  Jak się masz.   

 

  No , przynajmniej robi wrażenie człowieka obdarzonego 

zdrowym rozsądkiem - zauważył Matt.   
 

Na dźwięk nieznanego, męskiego głosu dochodzącego z pokoju, Griff 

uniósł głowę i spojrzał na Melindę pytająco. To niewątpliwie władcze 
spojrzenie sprawiło jej przyjemność. Trochę mniej zachwyciła ją bojowa 
postawa, jaką przybrał, wskazująca na gotowość wyeliminowania 
intruza.   

Trzeba było rozładować sytuację. Melinda z uśmiechem wzięła 

Griffazarękę i podeszła z nim do Matta.   

- Griff, pozwól, że przedstawię ci mego brata. Matta Jamesa. Matt, to 

jest Griff Taylor, adwokat, o którym ci właśnie mówiłam.   

Griff rzucił Melindzie raczej przestraszone spojrzenie. Melinda 

przedstawiała mu człowieka, którego kiedyś, choć krótko - znał. Ale 
zaraz podjąłjej grę i wjego brązowych oczach zamigotały psotne ogniki. 
Wyciągnął rękę i skinąwszy uprzejmie głową powitał gościa:   

- Mił o mi cię poznać, Matt.   

Matt przyglądał się przybyszowi, ściskając jego dłoń. Melinda ledwie 

background image

powstrzymywała się od śmiechu na widok pełnego aprobaty spojrzenia 
brata.  Było  oczywiste,  że  nie  spodziewał  się  zobaczyć  porządnie 
ostrzyżonego,  przystojnego  mężczyzny  w  okularach,  ubranego  w 
tradycyjny, ciemny garnitur.   
 

  Melinda mówiła mi, że pracujesz dla dużych korporacji.   

 

  Tak, kancelaria adwokacka Dyson i Spółka jest anga 

 

żowana przez wiele poważnych firm. Mart spojrzał z zaciekawieniem.   

 

  Dyson i Spółka? To znana firma.   

 

  A ja słyszałem, że jesteś właścicielem hotelu w Nasłwille. 

Melinda mówiła, że to świetne miejsce na spędzenie wakacji.   
 

  Będziemy zachwyceni, jeżeli nas kiedyś odwiedzisz. Griff 

uśmiechnął się do Melindy.   
 

  To niewykluczone.   

 

  Mart zamierza dobudować koktajlbar- wyjaśniła Melinda. - 

Przyjechał do St. Louis, żeby porozmawiać z Alanem Bumettem na 
temat projektu rozbudowy.   
 

- Burnett jest znakomitym architektem-odparł Griff Należymy do tego 

samego klubu golfowego.   
- Do klubu golfowego - Matt powtórzył cicho i posłał siostrze znaczące 
spojrzenie.   
- Malt postanowił zrobić mi niespodziankę - Melinda wyjaśniała nie 
zapowiedzianą wizytę brata—i zaprosić mnie na kolację. Nie uważał za 
stosowne najpierw się upewnić, czy mam wolny czas. - Nie mogła sobie 
odmówić tej uwagi.   
- W porządku. - Griff uśmiechnął się do Matta. - Będzie nam bardzo 
miło , jeżeli pójdziesz z nami. Mieliśmy zamiar odwiedzić nową, 
chińską restaurację. Jest podobno bardzo dobra.   
- Dzięki, uwielbiam chińskie dania. - Matt zawahał się przez moment. - 
Wiesz, wydajesz mi się znajomy. Czy myśmy się już nie spotkali?   
- To możliwe. - Grif f uśmiechnął się grzecznie. Zamyślony Matt 
potrząsnął głową.   
- Ale gdzie? Może później sobie przypomnę. Griff wymamrotał coś 
niewyraźnie. Melinda sięgnęła po torebkę, chcąc ukryć wyraz twarzy. 

background image

Zdjęła jeszcze nie istniejący pyłek z czarnych, obcisłych spodni i 
dopiero wtedy odwróciła się, podzwaniając złotym łańcuchem i ciężkimi 
złotymi kolczykami.   
- Dwóch przystojnych panów u mego boku - powiedziała ujmując ramię 
Griffa i wyciągając rękę w kierunku Matta. - Zawsze łubiłam takie 
sytuacje. Matt spojrzał podejrzliwie, Griff owi również to wyznanie nie 
wydało się dowcipne. Melinda roześmiała się głośno, oczekując bardzo 
dobrej zabawy tego wieczoru. Juz w połowie obiadu Matt był całkowicie 
podbity przez przyjaciela Melindy.   
- Długo się znacie? - zapytał. Melinda wiedziała, ze to początek 
inkwizycyjnego dociekania jej brata.   
- Tak, dosyć długo - odpowiedział Griff wymijająco, zręcznie ujmując 
pałeczkami polaną sosem krewetkę.   
- I dużo czasu spędzasz z moją siostrą? Uśmiech zadrgał w kącikach ust 
Griffa.   
- Tak dużo. jak to możliwe przy naszych absorbujących obowiązkach 
zawodowych.   
- I ciągle jeszcze masz na to ochotę? - Matt udawał zdumionego.   
- M att... - zaprotestowała Melinda.   
- Chyba wiesz - ciągnął Matt - że Melinda nie rozumuje w taki sposób 
jak inni ludzie Mówiąc brutalnie, ona jest nieobliczalna.   
 

  Matt! Griffwyłowił groszek i odparł spokojnie.   

 

  Tak, wiem o tym. Melinda gwałtownie odłożyła pałeczki.   

 

-Griffl   

- Mógłbym ci opowiedzieć mrożące kreww żyłach hi 
storie.  -  Matt  zdawał  się  wybornie  bawić.  Griff  spojrzał  z 

zainteresowaniem.   

- Na przykład?   
- No więc był taki okres, kiedy ona...   
- Przestańcie obydwaj natychmiast - Melinda przerwała stanowczo. - To 
nieuczciwe. Macie liczebną przewagę.   
- Nic na to nie poradzę. Wydaje mi się, że Griff jest miły m facetem i 
zasługuje na ostrzeżenie,   
- Doceniam twoje dobre chęci - Griff odpowiedział poważnie. -Ale 

background image

jestem świadomy wszelkiego ryzyka.   
- A wyglądasz na zupełnie normalnego. - Matt ponownie potrząsnął 
głową, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie może tego pojąć. 
Melinda miała już dość.   
- Normalnego? A co powiesz o jego slipach z czerwonej satyny, 
przybranej czarną koronką, które nosi pod tym garniturem?   
 

Griff  zakrztusil  się  jarzynami,  które  właśnie  miał  w  ustach  i  szybko 

sięgnął po szklankę wody.   
 

  Do licha, Melindo! - wykrzyknął, gdy udało mu się przełknąć 

jedzenie. Policzki miałpurpurowe.   
 

  Masz szczęście, ze żaden z nas nie położy cię na kolano - 

skomentował Matt, powstrzymując rozbawienie na widok speszonej 
miny Griffit   
 

  Obydwaj mnie tym straszyliście, ale żaden nie odważy ł się 

spróbować.    Ty też? Griff skinął głową w odpowiedzi na pełne 
współczucia pytanie Matta.   
 

  Nie mogę uwierzyć, te taksie zgadzacie - zauważyła Melinda, 

zabierając się znowu dojedzenia, - Któż by pomyślał, ze w końcu tak się 
upodobnicie,   
 

  Co? - spytał Matt ze zdziwieniem. - Ona plecie trzy po trzy, kiedy 

jest rozdrażniona   
 

oznajmił Griff, zanim Melinda zdążyła otworzyć usta. Mart wyglądał na 

przekonanego wyjaśnieniem Griffa.   
- Tak, to prawda. Wiesz, jedzenie jest rzeczywiście   
dobre. Griff był zadowolony ze zmiany tematu.   
 

  Trochę za dużo imbiru, ale poza tym świetne.   

 

  Jeżeli kiedyś przyjedziesz do Nashville, zabiorę cię do mojej 

ulubionej chińskiej restauracji. Jestem pewien, że takiego kurczaka jak 
lam nigdy nie jadłeś.   
 

  Trzymam cię za słowo.   

 

Matt zawiesił w powietrzu dłoń z pałeczkami, między którymi tkwił 

kawałek wieprzowiny. Pochylił się i odchrząknął.   

background image

 

  Ale jedno muszę wiedzieć, zanim nasze stosunki przyjacielskie 

się zacieśnią.   
 

  Białe, bawełniane, krótkie -wymamrotał Griff w kie 

 
runku talerza. Matt uśmiechnął się szeroko.   

- Co za ulga. - Włoży ł mięso do ust i zjadłje z wyraźną 

przyjemnością.   

Melinda przeniosła wzrok z brata na kochanka, westchnęła głęboko i 

zajęła się jedzeniem. Oczywiście miłe było. że Matt i Griff tak się ze 
sobą zgadzają. Ale czy muszą wyrażać to z takim entuzjazmem?   

background image

W końcu znaleźli się znowu w mieszkaniu Melindy. W pewnej chwili 

Matt spojrzał na Griffa z zastanowieniem.   

- Wiesz, ciągle mi się wydaje, że cięjuż gdzieś spotkałem. Zwykle 

mam dobra pamięć do twarzy. Skąd pochodzisz? Melinda uśmiechnęła 
się, dając Griffowi do zrozumienia, że może odpowiedzieć, jeżeli uzna 
to za stosowne.   

Griff skrzywił się i zaczerpnął powietrza, Melinda wiedziała, że 

niechętnie odpowie na to pytanie. Wydawał się zadowolony z nowego 
początku znajomości z Mattem, nie obciążonej wspomnieniami 
przeszłości, do których tak bardzo nie lubił wracać.   
 

  Urodziłem się w Springfield.   

 

  Springfield w Missouri? - Matt chciał się upewnić, słysząc nazwę 

swego rodzinnego miasta.   
 

  Takjest. Matt uniósł głowę i odstawił filiżankę z kawą na stolik,   

 

  A więc spotkaliśmy się już przedtem. Aleja... Jedyny Taylor, 

którego pamiętam... - przerwał i otworzył szeroko oczy ze zdumienia. - 
O nie, to niemożliwe - spojrzał na Melindę. Skinęła głową z 
zadowoleniem.   
 

  Jeżeli znowu chcesz zabronić mi widywania go, to ostrzegam, 

teraz również nie mam zamiaru cię usłuchać.   
 

Matt przesunął ręką po włosach i skierował na Griffa oskarżycielskie 

spojrzenie.   
 

  To ty jesteś dzieciakiem, który nazwał siebie Dziki?   

 

  No, cóż, nie jestem już dzieciakiem.   

 

  Chłopakiem z długimi włosami, kolczykami i.. .   

 

  Zł ą reputacją - zakończył beznamiętnie Griff.   

 

  Ja też go nie poznałam - wtrąciła Melinda. - Podobniejaktobie 

wydał mi się początkowo znajomy, ale potem zaatakował mnie i 
zapomniałam o tym.   
 

  Zaatakował cię?   

 

  Melinda była świadkiem przeciwnej strony w sprawie sądowej 

mojego klienta. Matt zabębnił palcami w oparcie krzesła, obrzucając 
Griffa ponownie długim spojrzeniem.   
- Awięc tyjesteś Dziki - wymamrotał po chwili.   

background image

- Nie-zaprzeczyłGriffostrymtonem. -Tonależyjużdo przeszłości. Teraz 
wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem.   
- Widzę.   
- Uwierz mi. Nic nie pozostało z chłopaka, którego pamiętasz. Z chwilą 
wyjazdu ze Springfield Dzik i przestaj istnieć. Na tak gwałtowną reakcję 
Mart zmarszczył brwi   
- Może przesadzałem wtedy, kiedy spotykałeś się z MeUndą - wyznał. - 
Byłem jeszcze młody i traktowałem sprawę odpowiedzialności za siostrę 
bardzo poważnie. Merry zawsze uważała cię za sympatycznego młodego 
człowieka. Nie byłaby zdziwiona, gdyby cię teraz zobaczyła.   
- Wcale nic przesadzałeś. Ja także nie pozwalałbym mojej córce czy 
siostrze spotykać się z takim typem. -Grif f próbował się uśmiechnąć. - 
Jestem zadowolony, że udało 'mi się zmienić swoje życie, zanim było za 
późno.   
 

Melinda słuchaław milczeniu. Zagryzając wargę, zastanawiała się nad 

tym, że Griff nieustannie odmawia zaakceptowania własnej przeszłości 
W tym cały problem, uświadomiła sobie, zaciskając dłonie na kolanach. 
To  właśnie  dręczyło  ją  tak  bardzo  w  ich  wzajemnych  stosunkach. 
Sprawa  jego  przeszłości  -  ich  przeszłości  -  wisiała  ciągłe  nad  nimi  jak 
miecz Damoklesa, który mógł przeciąć więzy zadzierzgnięte w ostatnich 
tygodniach.  To  było  potencjalne  zagrożenie.  Powinni  się  z  tą  sprawą 
wspólnie uporać.   

Czując niechęć Griffa do przywoływania wspomnień, Mattuznał, że 

należy zmienić temat. Przez następną godzinę rozmawiali o polityce, ale 
Me linda nie była w stanic się skupić. Wreszcie Matt spojrzał na 
zegarek.   
 

  Chybajuz pójdę. Zrobiło się późno.   

 

  Nie zostaniesz? - spytała Melinda zaskoczona słowa 

 
mi brata. Potrząsnął głową.   

- Mam zarezerwowany pokój w hotelu w St. Louis, niedaleko lotniska. 

Tak będzie dla nas obojga wygodniej. Wylatuję jutro wcześnie rano.   

Griff podniósł się natychmiast i sięgnął po marynarkę.   

 

  Odwiozę cię.   

background image

 

  Nie ma potrzeby. Wynająłem samochód. To lepsze od   

 

ciągłego  łapania  taksówek  przez  cały  dzień.  Ale  dzięki  Griff  wyciągnął 

rękę.   

- To by ł bardzo mił y wieczór. Musimy się kiedyś wy 

brać gdzieś razem. Mocno uścisnęli sobie dłonie. - Może trochę potrwać, 

zanim wrócę w te strony.   

Chociaż to stwierdzenie nie było przecież pytaniem  i Melinda i Griff 

domyślili  się,  o  co  Mattowi  chodzi.  Griff  popatrzył  na  Melindę 
znacząco, po czym uśmiechnął się.   

- Ja będę tu nadal   
Melinda  poczuła,  że  mięknąjej  kolana.  Te  słowa  wystarczyły,  żeby 

niemal  zapomniała  o  wszystkich  wątpliwościach  związanych  z  ich 
romansem.   

Malt był wyraźnie zadowolony. Zwrócił się do Melindy, wskazując na 

Griffa głową i rzekł:   
- Nigdy nie myślałem, że ci to powiem, dzieciaku, ale pochwalam twój 
wybór. Spróbuj go zatrzymać przy sobie. W odpowiedzi Melinda 
zarzuciła bratu ręce na szyję i ucałowała w policzek.   
- Szczęśliwej podróży. Uwielbiam spotykać się z tobą, ale następnym 
razem uprzedź mnie, dobrze? Nie darowałabym sobie, gdybyś nie zastał 
mnie w domu.   
- Zobaczymy się znowu za... Kiedy będzie Święto Dziękczynienia, za 
trzy tygodnie?   
- Tak mniej więcej.   
- Merry nie może się już doczekać rodzinnego zjazdu świąteczny 
weekend. I zawsze znajdzie się miejsce dla dodatkowego gościa. - To 
była oczywista aluzja do Griffa, który w odpowiedzi uśmiechnął się 
niezobowiązująco. Nic ustalali jeszcze planów na Święto 
Dziękczynienia. Melinda. choć pragnęła zaprosić Griffa do Springfield, 
zastanawiała się, czy nadal odmawiałby powrotu do miasta swego 
dzieciństwa.   
- Chyba nie powiem nikomu, z kim się teraz spotykasz -rzekł Matt - 
Chciałbym widzieć ich miny, kiedy się przekonają o tym osobiście. - 
Uśmiechnął się, z góry przewidując reakcję rodziny. Melinda zamknęła 

background image

za nim drzwi i natychmiast poczuła obejmujące ją ramiona Griffa.   
- To był miły wieczór, ale myślałem, że oszaleję przez ostatnią godzinę. 
Nie mogłem doczekać się chwili, kiedy cię przytulę- wyszeptał. Schylił 
głowę i dotknął zębami jej ucha. - Czy nie zapomniałem ci powiedzieć, 
że wyglądałaś   
 

'wyjątkowo pięknie dziś wieczorem?-Ciągle mi to powtarzasz.   

 

Przytuliła się do niego. -1 za każdym razem mówię prawdę. Jesteś 

piękna. Odwróciła się i ujęła w dłonie jego głowę.   
 

  Pochlebca.   

 

  O nie. Jestem obiektywnym obserwatorem.   

 

  Obiektywnym? - zadrwiła żartobliwie.   

 

Zapewnił jąpoważnie, iż fakt, że są kochankami, niema wpływu na te 

pochlebną opinię.   

-  Griff,  musimy  porozmawiać.  -  Była  zdecydowana,  choć  głos  jej 

trochę drżał.   

Zesztywniał, Wiedziała, że to, co ma do powiedzenia, nie będzie mu 

się podobało.   
 

  O czym?   

 

  O przeszłości. O Dzikim. Odwrócił się od niej i pocierał w 

rozdrażnieniu kark.   
 

  Och, do licha!   

 

Objęła go, ale wiedziała, że minąłjuż moment intymnego zbliżenia. 

Przerażałają myśl, że dążąc tak usilnie do konfrontacji, może 
doprowadzić do zerwania. Ale nie miała wyboru. Nie mogłajuż dłużej 
czekać na kryzys.   

Tym razem walczyła o to, co było dla niej w życiu najważniejsze. O 

ich wspólną przyszłość.   

ROZDZIAŁ   

10   

Griffbył gotów do kłótni.   

background image

 

  Rozumiem, że obstajesz przy omawianiu teraz tego tematu.   

 

  Tak. - Usiłowała się uśmiechnąć. - Po prostu chcę z tobą 

porozmawiać. Griff, czy to jest takie straszne?   
 

  Owszem, skoro nieustannie z uporem wracasz do dawnych 

czasów. Nie mogę pojąć tej twojej obsesji. Przeszłość nie ma nic 
wspólnego z tym, co obecnie nas łączy.   
 

  Jak możesz tak uważać! Wręcz przeciwnie. Mieliśmy wspólną 

przeszłość, znaliśmy się kiedyś. Odrzucając wspomnienia udajemy, że 
poznaliśmy się parę miesięcy temu,Nie można opierać stosunków 
między ludźmi na udawaniu.   
 

Nachmurzył się. Usiadł z wyciągniętymi nogami na opuszczonym 

przez Matta krześle.   
 

  Ja nie udaję. Po prostu nie widzę potrzeby powracania do 

nieprzyjemnych wspomnień.   
 

  Nadal tak myślisz - odrzekła cicho, zaciskając ręce wokół kolan. - 

A czyjajestem także elementem twoich nieprzyjemnych wspomnień? 
Zdawało mi się, że przeżyliśmy ze sobą cudowne chwile.   
 

Zdjął okulary. Wyglądał na znużonego i zniechęconego.   

- Być może były i dobre chwile - przyznał. - Ale nie potrafię ich 
oddzielić od złych. A do złych zbyt trudno mi powracać. Sątak 
bolesne. Ostatnie słowabyły ledwie słyszalne. Nie patrzył na nią. Ze 
ściśniętym sercem uklękłaprzy krześle i położyła mu   

dłoń na ramieniu. Czuła jego napięte mięśnie.   
 

  Och, Griffjawiem, że są bolesne. Tak mi przykro.   

 

  Więc, do diabła, dlaczego ciągle przywołujesz wspomnienia?! - 

wykrzyknął zaciskając pięści. - Dlaczego nie pozwalasz mi ich 
pogrzebać?!   
 

  Dlatego, że wspomnienia nie mogą być pogrzebane. Nie możesz 

zaprzeczyć, że pod wpływem dawnych przeżyć stałeś się tym , ki m 
jesteś teraz. Ni e możesz udawać, że urodziłeś się wczoraj. Może ktoś 
się zainteresuje twoją przeszłością i zacznie zadawać pytania. Albo złe 
wspomnienia będą cię prześladowały po nocach, choćbyś nie wiemjakje 
tłumił.   

background image

 

Czuła, że drży. Czyżby miewał złe sny  - pomyślała z bólem. Czyjuż 

był  dręczony  przez  demony,  które  nie  opuszczą  go,  dopóki  ich  nie 
zwycięży?   
 

  Wiec co mam zrobić? - odburknął. Odetchnęła głęboko.   

 

  To naprawdę nic strasznego. Możemy porozmawiać   

 
o  twojej  przeszłości,  o  twoich  ówczesnych  i  obecnych  uczuciach.  O 
twoim stosunku do mamy, o twoim ojcu.   

-  Moja  matka  opuściła  mnie,  kiedy  miałem  dziesięć  lat  Nawet  nie 

wiem, czy jeszcze żyje. Zostawiła mnie z zapi 

jaczonym  łajdakiem,  który  znęcał  się  nade  mną  fizycznie.  Przestał 

dopiero wtedy, kiedy podrosłem, bo zagroziłem mu, że go stłukę do nic 
przytomności. Jak sadzisz, co czułem? - Jego głos był pełen goryczy.   

 

  Dlaczego mi nic powiesz? Odsunąłjej rękę i wstał z krzesła.   

 

  No tak, wspaniałe. Tego mi właśnie potrzeba. Twojej 

psychoterapeutycznej paplaniny. Melindo, ja nie jestem jednym z twoich 
zwariowanych pacjentów. Moje własne problemy zostaw mnie. dobrze? 
Te stawa jąubodły, chociaż wiedziała, że Griff napada na nią, gdyż 
odczuwa ból i zakłopotanie.   

Ale już przedtem zastanawiała się nad jego stosunkiem do zawodu 

psychologa. Chyba nie traktował go poważnie. Podniosła się i spojrzała 

na Grifta spokojnie. Usiłowała   

nie dać poznać po sobie, że ją zranił.   

- Próbujęcitylkopomóc.   
- Byłbym ci wdzięczny, gdybym potrzebował pomocy. Ale jej nie 
potrzebuję.   
- A zatem chcesz, żebym tak stała obok i patrzyła, jak nieustannie się 
maskujesz? Jak ciągle tłumisz to wszystko, co przypomina ci Dzikiego? 
Jak dopasowujesz się do cudzych wzorów, bo chcesz się podobać i robić 
dobre wrażenie? Słuchał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Potem 
powiedziałbardzo cicho:   
- Już ci mówiłem. Jeżeli chcesz, żeby się nam udało, musisz mnie 
zaakceptować takim, jakimjestem.   
- Jak mogę cię zaakceptować, skoro ty nie nauczyłeś się akceptować 

background image

samego siebie? - spytała ze smutkiem. - Zachowujesz się tak, jakbyś się 
wstydził własnej przeszłości, tego, kim byłeś, nawet postępowania 
twoich rodziców, na które nic miałeś żadnego wpływu.   
- Trudno być dumnym z takiej przeszłości.   
- Powinieneś być dumny z tego, kim byłeś i kim się stałeś. Ja uważam, 
że Dziki był wspaniałym człowiekiem, uczciwym, bezkompromisowym, 
którego przyjaźnią mogłam się szczycić.   
 

Zadrgały mu mięśnie brody. Włoży ł ręce do kieszeni spodni.   

 

  Chyba nadal wolisz tamtego faceta ode mnie.   

 

  Griff, do licha! Tamten facet to ty. Nie możesz staje zaprzeczać, 

że nie jesteś Dzikim . On zawsze będzie częścią twojej osobowości. 
Zaczerpnął powietrza i potrząsnął głową.   
- Ciągle do tego wracamy. Mówimy, mówimy i zawsze kończy sie tak 
samo.   
- To dlatego, że nigdy nie rozwiązaliśmy tego problemu. A on nie 
zniknie tylko dlatego, ze nie będziemy go dostrzegać.   
- Więc co nam pozostaje?   
- Nie wiem - przyznała szczerze. - Muszę się nad tym zastanowić. 
Chciałabym móc mówić z tobą o przeszłości bez obawy, że cię 
rozdrażnię. Powinniśmy być wobec siebie otwarci. Chciałabym cię 
zaprosić na Święto Dziękczynienia do Springfield, do mojej rodziny, i 
nie drżeć na samą myśl, jak zareagujesz na propozycję spędzenia paru 
dni z ludźmi, którzy znali cięjako Dzikiego. Zmarszczył brwi.   
- Chcesz mnie zabrać do domu na Święto Dziękczynienia?   
- Oczywiście. Święta z tobą i moją rodziną to moje   
 

największe marzenie. Pomasował czoło.   

 

  Nie sądziłem, że kiedykolwiek tam powrócę.   

 

  Wiem o tym. Nie przypuszczałeś również, żeja powrócę, by stać 

się częścią twojego życia.   
 

  To prawda.   

 

Nie  chciała  zadawać  tego  pytania.  Naprawdę  nie  chciała  .  Ale 

usłyszała swój głos..   

background image

- Żałujesz? Swoim zwyczajem zastanawiał się. Wolałaby, żeby od-
powiedział bez wahania. Ale wiedziała, że będzie szczery.   

Właśnie otwierał usta. kiedy zadzwonił telefon. Melinda w pierwszej 

chwili  postanowiła  go  nie  odbierać.  Chciała  bez  przeszkód  dalej 
prowadzić  tę  istotną  dla  niej  rozmowę.  Ale  był  bardzo  późny  wieczór. 
Zbyt późno jak na towarzyskie pogaduszki.   

-  Lepiej  odbierz  -  ponaglił  ją  Griff.  -  To  może  jakaś  istotna 

wiadomość.   

Po chwiliwahaniapodniosłasłuchawkę.   

Griff z rekami w kieszeniach obserwował, jak na wpół 

odwrócona  dzieli  uwagę  między  niego  i  rozmówcę.  Nagle  wyraz  jej 
twarzy uległ zmianie. Domyślił się, że chodzi   
o coś poważnego. Może coś się stało z kimś z rodziny Melindy? Może 
Matt miał wypadek w drodze do hotelu? A więc tak bardzo zaangażował 
się  uczuciowo,  że  nawet  martwi  się  o  Marta?  Poczuł  zakłopotanie. 
Zaczynał  rozumieć,  że  musi  stawić  czoło  przeszłości,  czy  mu  się  to 
podoba,  czy  nie,  jeżeli  ma  pozostać  z  Melindą.  Zatem  nie  uniknie 
kontaktów z jej rodziną, częstych wizyt w Springfield. A przecież złożył 
uroczystą obietnicę, że jego noga nie postanie już więcej w tym mieście. 
Może nadszedł czas, aby zrewidować to solenne przyrzeczenie.   

- Zaraz tam będę- usłyszał głos Melindy odkładającej słuchawkę. Gdy 

odwróciła się do niego, miała surowy wyraz twarzy i zasmucone oczy.   

-  Jedna  z  moich  pacjentek  została  ciężko  zraniona  wyjaśniła  sięgając 

po kluczyki do samochodu. - Bardzo ciężko pobita. Muszę iść do niej.   
 

  Gdzie ona jest?   

 

  W szpitalu. Sięgnął po marynarkę.   

 

  Odwiozę cię.   

 

  Nie trzeba, mogę... Odebrałjej kluczyki   

 

  Powiedziałem, że cię odwiozę. Jest za późno nasamome 

wycieczki. Usiłowała się uśmiechnąć. W czasie drogi do szpitala 
milczała. Patrząc najej bladą i smutną twarz Griff zapytał:   

- Czy przypadek tej pacjentki ma dla ciebie szczególne znaczenie?   
Odgarnęła włosy,   

 

  Wszystkich pacjentów traktuję jednakowo. Ale ona...   

 

urwała.   

background image

 

  Czy to młoda osoba?   

 

  Dwa lata młodsza ode mnie. Bardzo łagodna, bardzo ufna. Zbyt 

ufna.   
 

  Co się stało?   

 

- Została pobita. -Głos Melindy przepojony był bólem. Pracowała w 

okropnym barze, w fatalnej dzielnicy. Móg ł to być napad albo gwałt. 
Ma przyjaciela, ktoryjuż kilka razyją pobił, ale nigdy nie potrzebowała 
pomocy lekarskiej.   

Griff zbyt dobrze pamiętał uczucie człowieka wystawionego na ciosy 

wściekłe zaciśniętych pieści. Uczucie bezbronności i niemocy.   
 

  Musi mieć ciężkie życie.   

 

  Tylko takie życie.zna. Boi się zmiany, choć tyle razy jądo tego 

nakłaniałam. Chciałam jej pomóc.   
 

  Tak, łatwiej jest radzie, niż działać samemu w określonej sytuacji.   

 

  Zdaję sobie z tego sprawę - powiedziała Melinda le 

 

dwie dosłyszalnym szeptem. Uświadomił sobie sens swoich słów i 

skrzywił się. - Nie zamierzałem cię krytykować.   

Nie odpowiedziała- Milczała też, kiedy weszli do szpitala. 

Dowiedziała się, gdzie znajdzie swoją pacjentkę, i pośpieszyła w 
kierunku wskazanego pokoju.   

Griff nie odstępował jej na krok. Nikt nie usiłował go zatrzymać. 

Mogła go potrzebować musiał więc być przy niej przez cały czas.   

Griff podtrzymał Melindę za ramię, gdy stanęła oniemiała na widok 

dziewczyny leżącej na wąskim łóżku. Młoda kobieta wyglądała 
straszliwie - jej tlenione, splątane i pozlepione krwią włosy leżały 
wokół twarzy, która mogła być ładna, gdyby nie opuchlizna, ślady 
zadrapań i cięć. W jednym ramieniu tkwiła igła od kroplówki, drugie 
leżało wzdłuż ciała, unieruchomione za pomocą szyny.   

Melinda odetchnęła głęboko i odwróciła się do Griffa.   

 

  Zostań tutaj.   

 

  Ni e będę ci przeszkadzał - zapewnił cofając się.   

 

Skinęła głową i wolno podeszła do łóżka. Cicho wymówiła imię:   

background image

- Twylo?   

Kobieta otworzyła oczy, na ile pozwalały opuchnięte powieki.   

 

  Panna James? - spytała szeptem.   

 

  Tak, to ja, Melinda. Tak mi przykro.   

 

  Dziękuję, że pani przyszła. Wiem, to bardzo późna godzina i nie 

powinnam była pani niepokoić, ale nie mam nikogo innego i ja...   
 

  To nic, Twylo. Cieszę się, że mnie poprosiłaś-Melinda przerwała 

stanowczo. - Byłyśmy przyjaciółkami, a przyjaciółki powinny byó 
razem w takiej chwili jak ta.   
 

  Och, panno James. - Głos Twyli przeszedł w chrapliwyszloch. - 

Och, panno James. To Jim. Onzwariował. On, och. Boże, tak strasznie 
mnie poranił.   
 

Ze łzami w oczach Melinda pochyliła się i przytuliła policzek do 

brudnych i zakrwawionych włosów Twyli.   

- Nie mówmy teraz o tym. Odpocznij i pozwól innym zaopiekować się 

tobą. Griff wyślizgnął się z pokoju. Nie był tu potrzebny. Melinda 
zrobiła to, co najlepsze - okazała się przyjacielem.   

Jego Melinda jest zupełnie wyjątkową osobą, myślał w zadumie, 

siedząc w szpitalnej kantynie nad kubkiem niewiarygodnie niesmacznej 
kawy. Kobietą wielkiego serca. otwartą na ludzi i ich cierpienia. Byłajuż 
takajako młoda dziewczyna. Czując samotność i ból Griffa ofiarowała 
mu przyjazd i bezwarunkową akceptację. Nie zmieniła się tak   

jak on. Powinien był podziękować jej za tę przyjaźń i nie stwarzać 

wrażenia, ze z okresu młodości pozostały mu tyl ko ponure 
wspomnienia. Powinien by ł powiedzieć, ile jej zawdzięczał. Broniła go 
wtedy, kiedynikttego nie robił. To ona spowodowała, że uwierzył w 
siebie i w możliwość przezwyciężenia przeciwności losu.   

To jej wiara sprawiła, że postanowił dojść do czegoś w życiu. I tak się 

stało. A on, zamiast jej podziękować, najpierw ją odrzucił. Potem, kiedy 
okazało się. że nie może bez niej żyć, wziął ją, stawiając jednocześnie 
warunek, że jego przeszłość to tabu i żadne z nich nie może jej 
wspominać. Dzielił z Melindą łóżko, lecz odmówił jej udziału w swoim 
życiu emocjonalnym. Wiedział, jak bardzo musiałjązranić. Chciała 
wspólnie z nim przeżywać jego rozterki, gdyż martwiła się o niego. Nie 

background image

zrezygnowała % niego, choć ryzykowała wiele. Jego gniew, a nawet 
zerwanie. Może go kochała.   

Miłość. Kochał Melindę James. Tak głęboko, że nie potrafił jasno 

myśleć od chwili ich pierwszego pocałunku. Przekonywał się, że ich 
romans może trwać dalej, a oni będą udawać, że dopiero teraz się 
poznali i żadne wspomnienia nie będą im zagrażać.   

Trzymał ją z dala od swego zawodowego życia, ukrywał   

ją, jakby się wstydził, że ktoś ich razem zobaczy. A prawda była taka, że 

najbardziej był dumny wtedy, kiedy był przy niej. Ale nigdyjej tego nie 
powiedział- Starał się, żeby polubiła go od nowa. Teraz zastanawiał się, 
czy to żądanie niebyło arogancją. Miała polubić człowieka, który nie za 
bardzo lubił sam siebie. Bo im więcej przyglądał się sobie, tym mniej 
znajdował powodów do sympatii.   

Nie chodziło o zawód, który wykonywał, choć było mu przykro, że 

Melinda nie docenia jego pracy. Szczerze wie 

background image

rzył, że zawód adwokatajest uczciwy, jeżeli się go uczciwie wykonuje. 
Był dumny, że został adwokatem. Może nie zawsze jego klienci mieli 
rację i postępowali całkowicie etycznie, ale zasługiwali na rzetelny 
proces i dobrą obronę ich interesów. Za wyrok skazujący lub 
uniewinniający brali odpowiedzialność sędziowie. W przyszłości musi 
szczerze wypowiadać się o sprawach, w których zamierzano powierzyć 
mu obronę. Ale nie miał zamiaru rezygnować z adwokatury. Melinda 
powinna zaakceptować ten fakt, tak jak on ze swej strony rozumie jej 
gotowość niesienia pomocy pacjentom w każdej chwili, kiedy jest im 
potrzebna. Tak   

jak dzisiaj. Nie, to nie chodzi o jego zawód. Ale o metody, za pomocą 

których osiągnął sukces. Te wybiegi, pozory, powstrzymywanie się od 
wypowiadania własnych opinii, sugerujące, że zgadza się z poglądem 
większości - z tego wszystkiego trudno być dumnym. Do diabła, 
przecież nawet rozważał zamiar poślubienia kobiety, której nie kochał, 
jedynie dla ułatwienia sobie dalszej kariery. Gdyby Melinda nie 
pojawiła się najego drodze, może nawet by to zrobił. A on, w swej 
bezgranicznej zuchwałości, krytykowałją za to, że była sobą- 
niepohamowaną, spontaniczną, mającą własne zdanie, przyjmującą 
zobowiązania wobec ludzi i zaangażowaną w sprawy, w które wierzyła. 
Za te same cechy, które tak w niej kiedyś cenił.   

— Co za dureń - mruknął wpatrując się ponuro w resztkę kawy.   
- Kto jest durniem? - usłyszał ciche pytanie i uniósł gwałtownie 

głowę. Koł o niego stała Melinda ze smutnym uśmiechem i lekko 
zaczerwienionymi oczami, chwiejąca się na nogach ze zmęczenia.   

Spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że siedział przy tym stoliku 

ponad godzinę, pogrążony w samokrytycznych rozmyślaniach.   
 

  Jak się miewa Twyla? - spytał, wstając od stolika.   

 

  Śpi. Wydobrzeje po paru dniach. Obiecałam, ze od 

 
wiedzęjąjutro.. Skinął głową i objąłjąramieniem.   

- Chodź do domu, do łóżka. Jesteś wyczerpana.   

Przytuliła się do niego ufnym gestem. Poczuł ucisk w gardle.   

 

  To prawda- odrzekła z westchnieniem-- Coja bym 

zrobiłatemułobuzowi,któryjątakurządził. Szkoda, żenię jesteś 

background image

prokuratorem. Krzesło elektryczne byłoby w sam raz dla tej nędznej 
kreatury.   
 

  Przecież nie uznajesz kary śmierci - przypomniał jej. Gdy 

wychodzili na mroźne powietrze, troskliwie otulił Melindę płaszczem.   
 

  No tak. Musiałam zwariować.   

 

  Nie winię cię. A czy przynajmniej już go aresztowali?   

 

  Tak. Twyla twierdzi, ze tym razem wniesie oskarżenie. Myślę, 

żęto zrobi.   
 

  To dobrze - Pomógłjej wsiąść do samochodu i sam usiadł za 

kierownicą. Melinda oparła się o zagłówek i przymknęłapowieki- Griff 
myślał, że usnęła, lecz ona otworzyła oczy i zapytała:   
 

  Griff. kto jest durniem?   

 

  Ja.   

 

  Och! - Znowu zamknęła oczy i uśmiechnęła się sła 

 

bo. - Taak, czasami jesteś. Nie mógł powstrzymać śmiechu.   

 

  Zdrzemnij się. Obudzę cię na miejscu.   

 

  Mmmm -wymamrotała zapadając w sen. Po chwili jednak 

odezwała się znowu.   
 

  Griff?   

 

  Słucham.   

 

  Ajednak cię kocham.   

 

  ... i zalecam cotygodniowe wizyty według ustalonego planu w 

ciągu następnych kilku miesięcy. Aha. zanotuj, że trzeba przygotować 
dla niego bezalkoholowe napoje chłodzące. Po zakończeniu dyktowania 
uwag przeznaczonych do przepisania dla sekretarki, Melinda wyłączyła 
magnetofon, odstawiła go i sięgnęła natychmiast po następną teczkę. 
Starała się zajmować pracą, ale przez cały ten czas myśli   
o Griffie nie dawały jej spokoju.   

Opanowana  i  kompetentna,  uczestniczyła  w  zawodowych  naradach  i 

spotkaniach  z  pacjentami.  Nie  dawała  po  sobie  poznać,  ze  nęka  ją 
pytanie,  na  które  nie  znajduje  odpowiedzi.  Jaka  jest  jej  przyszłość  z 
Griffem?  Czy  kiedykolwiek  będzie  wobec  niej  otwarty  i  odkryje  przed 
nią swe najskrytsze uczucia? Czy kiedyś zrozumie, że może być sobą, a 
mimo to odnosić sukcesy. Że nie musi nakładać ugrzecznionej maski dla 

background image

przypodobania się wszystkim dokoła? Czy z kolei ona, wyznając mu, że 
nie ma dalej ochoty brać udziału wtej grze pozorów, i ze w ich wspólnej 
przyszłości musi się znaleźć miejsce na wspomnienia, zburzy wszystko, 
co jest miedzy nimi?   

I najważniejsze  -  co on do niej czuje? Czy w ogóle chce wspólnej z 

nią przyszłości?   

Po  przyjeździe  ze  szpitala  zeszłej  nocy  zostawił  ją  pod  drzwiami 

mieszkania, pocałował i życzył miłyc h snów. To prawda, pocałunek był 
czuły i długi i nic nie wskazywało, że Griff się gniewa, lub że ma zamiar 
z nią zerwać. Ale również nie wyznałjej swych uczuć ani nie powrócił 
do  rozmowy  przerwanej  telefonem  ze  szpitala.  Nic  nie  mówi  ł  takie  o 
wspólnym spędzeniu Świąt Dziękczynienia w Springfield.   

Wyczerpana  fizycznie  i  emocjonalnie,  Melinda  nie  próbowała 

zatrzymać  go  na  noc  i  nie  nakłaniała  do  udzielenia  odpowiedzi. 
Powiedziała  sobie,  że  to  może  poczekać  teraz  musi  wypocząć.  Na 
wpółśpiąca padła na łóżko zaraz   

po wymyciu zębów i założeniu koszuli   

W pewnej chwili w środku nocy usiadła na łóżku cał 
kiem rozbudzona i zakryła usta dłonią. Przecież powiedzia 
ła mu, ze go kocha. Wprawdzie nie była wtedy zupełnie   
przytomna, ale wyraźnie pamiętała, jak wypowiadała te   
słowa, oraz to. że... natychmiast usnęła. Griffnie odpowie 

dział, bo nie dała mu możliwości.   
Czy dlatego zostawił ją tak nagle? Czy wystraszyła go tym 

wyznaniem? Gdyby nie była tak zmęczona i oszołomiona wydarzeniami 
tamtego wieczoru. Gdyby poczekała z wyznaniem na właściwy moment. 
Ale nie. Musiała się wygadać w najgorszej z możliwych chwil i 
prawdopodobnie wszystko zaprzepaściła.   
 

  Dlaczego ja się tak zachowuję? - spytała Freda, który wszedł 

właśnie do jej biura z plikiem gazet pod pachą.   
 

  Nie wiem - odrzekł spokojnie. - A przy okazji, na   

 
jakie to złe zachowanie pozwoliły ci twoje niezrównane maniery?   
 

  Och, mniejsza z tym - odparta z westchnieniem. - To zbyt 

skomplikowane. Nie będę teraz o tym dyskutować.   

background image

 

  A czy to ma coś wspólnego z pewnym rzutkim, mło dym 

adwokatem, który przypadkiem zajmuje się głośną obecnie w kraju 
sprawą sądową? Widzianym i sfotografowanym z tą samą panią 
psycholog, która zeznawała przeciwko niemu w innym znanym procesie 
sądowym?   
 

  Fred, co ty... -przerwała gwałtownie. Z rozszerzonymi ze 

zdumienia oczami patrzyła, jak Fred wyciąga spod pachy gazetę i 
trzymają przed sobą.   
 

  Sfotografowanym? Gdzie sfotografowanym?-spytała z lękiem w 

głosie.   
 

  Tujest fotografia. Trzeba przyznać, że całkiem udana.   

 

Wychodzący w River City Weekly Journal wylądował z hukiem na 

biurku. Podniosła gazetę ostrożnie, tak jak się podnosi rozwścieczonego 
zwierzaka. Zobaczyła wielką fotografie na trzeciej stronie, którą Fred 
dla pewności ułoży ł na wierzchu. Ona i Griff zostali uchwyceni w 
czasie posiedzenia rady miejskiej w ubiegłym tygodniu. Siedzieli bar-
dzo blisko siebie. Grifftrzymał poufale dłoń na ramieniu Melindy, 
ustami prawie dotykał jej policzka. Tak, to wtedy właśnie 
doradzałjej,zębynietraciła czasu nakłótniezjednym z najbardziej 
zacietrzewionych dyskutantów. Dlaczego znany w St. Louis adwokat 
interesuje się zagadnieniami omawianymi przez radę miejską w River 
Ci ty? - zapytywano w towarzyszącym zdjęciu artykule. A może 
zainteresowanie było raczej natury osobistej? Autor kroniki lokalnych 
plotek ujawnił, kim jest Melinda i przedstawił jej rolęjako świadka 
Nancy Hawlsey. Skomentował ironicznie spotkanie parli psycholog z 
Griftem. Wspomniał również, ze Melindę widziano ostatnio wśród 
publiczności na rozprawie sądowej przeciwko Stanleyowi   

Schulzowi.  Opisał,  jak  żarliwie  stanęła  w  obronie  działalności 
zawodowej  Griffa,  choć  wypowiedziała  opinię,  ze  jej  zdaniem  Stanley 
Schulz ponosi winę za śmierć ludzi w czasie pożaru.   

Autor  snuł  również  rozważania  na  temat  Griflina  Taylora.  Adwokat 

wprawdzie unika rozgłosu, ale jest  brany pod uwagę jako kandydat do 
różnych 

stanowisk 

politycznych 

najbliższej 

przyszłości. 

background image

Dziennikarzwymienił  nawet  kil  ka  poważnych  państwowych  urzędów 
zainteresowanych   
jego  osobą.  Artykuł  swój  zakończył  uwagami  na  temat  bliskiej 

znajomości  adwokata  z  wyrażającą  bez  ogródek  swe  opinie  panią 
psycholog.  Sugerował  w  związku  z  tym,  że  chociaż  pan  mecenas 
Taylorwyrobił sobie opinię czło  wieka o konserwatywnych poglądach, 
to nic ujawnił chyba   

jeszcze wszystkich cech swojej osobowości.   

Melinda nie  musiała szukać nazwiska autora. Wiedziała,  że jest nim 
Joe McLeod, dziennikarz, który rozmawiał z nią w sądzie. Odłożyła 
gazetę i ukryła twarz w dłoniach.   

-  Tylko  tego  mi  brakowało  -  wymamrotała  przerażona.  Artykuł  nie 

mógł ukazać się  w gorszym  momencie, Griff jeszcze nie odpowiedział 
jej,  czy  chce  z  nią  być.  A  teraz  podano  do  publicznej  wiadomości,  że 
widuje się ich razem.   

-Co na to powie Wallace Dyson? - zastanawiała się głośno.   

 

  Może tego nie przeczyta - odrzekł Fred pocieszająco.   

 

  O, na pewno. I może jutro spadnie śnieg na Saharze.   

 

  Daj spokój, to tylko niewielki tygodnik, a zebranie odbyło się 

jakiś czas temu. Dlaczego Dyson miałby to czytać?   
 

Melinda  pomyślała  o  Myersie,  fałszywym  i  zazdrosnym 

współpracowniku  Griffa.  Ktoś  taki  zrobi  wszystko,  żeby  Dyson 
przeczytał ten artykuł.   
 

  Przeczyta go - stwierdziła ponuro. - I nie będzie mu się podobał. 

Biedny Griff. Pomyśl, w co ja go wplątałam?   
 

  A w co go wplątałaś? - zapytał Fred. - Czy zmuszałaś go do 

udziału w tym zebraniu?   
 

  No , nie. Nawet mu to odradzałam.   

 

  Więc to nie twoja wina. A poza tym i tak wyszłoby na jaw, że się 

widujecie.   
 

  Jeżeli nadal będziemy się spotykać - zastrzegła się.   

 

  Tak mówisz, jakbyś miała wątpliwości. Jest oczywiste, że 

szalejecie za sobą.   

background image

 

  Skąd wiesz? Nigdy nie widziałeś Griffa Fred pochylił się nad 

zdjęciem i położył na nie palec.   
 

  Ale mam oczy.   

 

Ona również spojrzała na fotografię. Chyba rzeczywiście patrzyła na 

Griffa  tak,  jakby  był  jedynym  człowiekiem  na  Świecie.  I  być  może, 
tylko być może. on też patrzył na nią w taki sposób. Ajeśli to tylko gra 
świateł  albo  coś  podobnego?  Spojrzała  na  przyjaciela  i  tym  razem  nie 
potrafiła ukryć tez,   
 

Fred, jago kocham. Kocham go takbardzo, że nawet nie 

wyobrażałam sobie, że jest to możliwe. Ale nie chcę mu sprawiać 
kłopotów. Jeżeli jego spotkania ze mną są tak ile widziane, może 
najlepiej byłobyz tym teraz skończyć. On ma przed sobą wspaniałą 
przyszłość. Nie chcę jej zniszczyć.   
 

  Nie ma obawy- odpowiedział z zakłopotaniem Fred, przybierając 

nieco ironiczny ton. - Może nawet go uszczęśliwisz, o ile nie będziesz 
zbył rozważna.   
 

Wskazała na gazetę.   

 

  Coś mi mówi, że to go nie uszczęśliwi.   

 

  Dlaczego nie poczekasz, aż sam ci powie, co o tym myśli, zanim 

zdecydujesz się rzucić pod pociąg dla jego dobra?   
 

  Fred. nie żartuj. To poważna sprawa.   

 

  Jateżjestem poważny - odparł. - Zadręczasz się bez powodu. 

Griffjest dorosły. Nie zmuszałaś go do umawiania się z tobą, nie 
zastawiłaś na niego żadnej pułapki. Jeżeli cię pragnie, jeżeli cię kocha, 
do diabła, jeżeli ma trochę zdrowego rozsądku, to nieprzejmie się 
przypadkowymi, głupi mi plotkami.   
 

  A jeżeli Joe McLeod uzna, że Griffjest postacią ciekawą i wartą 

bliższego zainteresowania? - spytała z głęboką troską w głosie. - Ajeśli 
ujawni, że Griffbył wojowniczym nastolatkiem pochodzącym z rozbitej 
rodziny, że zawsze pozostawał w konflikcie z lokalnymi władzami i z 
lego powodu uciekł ze Springfield? Ajeśli ten dziennikarz zdobędzie 
maturalne zdjęcie Grilla, z długimi włosami, kolczykami i umalowanymi 
oczami? Czy zdajesz sobie sprawę, jakie to byłoby dla niego kłopotliwe? 

background image

Fred wzruszył ramionami, choć na jego twarzy malowało się 
współczucie.   
 

  Być może będzie musiał nauczyć się żyć ze swoją przeszłością. 

Jeżeli poważnie myśli o karierze politycznej, to może nawet ją, 
wykorzystać. Ludzie podziwiają tych, którzy wbrew wszelkim 
przeciwnościom losu odnieśli sukces. A poza tym chyba niewiele osób 
chciałoby zobaczyć w gazecie swoje zdjęcie ze szkolnego albumu. 
Powinnaś zobaczyć moje. Byłem przewodniczącym klubo szachistów i 
nosiłem okulary w rogowej oprawie.   
 

  Znowu żartujesz. Nie chcesz przyznać, że to bardzo poważna 

sytuacja.   

 

  Staram się tylko widzieć ją w jakiejś perspektywie. Griff może 

odnieść korzyść, jeżeli przyzna się do swojej przeszłości, Albo może 
udawać, że jego przeszłość nie istnieje, takjak usiłuje odrzucać przykre 
wspomnienia. Ale pewnego dnia tłumione uczucia rozerwą go na 
strzępy.   
 

Westchnęła.   

 

  To mu właśnie mówiłam.   

 

  Każdy dobry psycholog musiałby mu na to zwrócić   

 

uwagę. A tyjesteś dobra, dziecino. Ponownie westchnęła.   

 

  Jeśli chodzi o Griffa, to jestem za bardzo zaangażowana. Nie 

potrafię być obiektywna.   
 

  Waśnie. I dlatego nie uświadamiasz sobie, że zrobiłaś wszystko, 

co było w twojej mocy. Nieustannie chcesz go ochraniać - przed prasą, 
przed przeszłością, przed sobą, a nawet przed ni m samym. Terazjuż 
więcej nic nic możesz zrobić. Obecnie wszystko zależy od Griffa.   
 

Melinda  wiedziała,  że  to  prawda.  Teraz  wszystko  zależy  od  niego. 

Zawsze była przekonana, żęto ona kieruje własnym życiem- Nawet jako 
dziecko,  jeżeli  czegoś  pragnęła,  dochodziła  do  tego  po  swojemu.  Nie 
była przyzwyczajona do składania przyszłości w cudze ręce. Ajednak w 
przypadku  Griffa  tak  się  stało.  Gdyby  zadecydował,  ze  ich  romans  nie 

background image

jest wart tych wszystkich kłopotów, musiałaby to przeżyć. Nawet próbo-
wałaby zrozumieć.   

Ale  zdawała  sobie  sprawę,  żejuż  nigdy  nie  zazna  takiego  szczęścia, 

jakie znalazła w ramionach Griffa. ROZDZIAŁ   

11   

Tego  dnia  późnym  popołudniem,  kiedy  Griff  miał  właśnie  zamiar 

wyjść z biura, został wezwany przez Dysona.   

-  Jest  wściekły  -z  niepokojem  w  glosie  poinformowała  Griffa 

sekretarka.   

Po  chwili  bezowocnego  rozważania,  czym  mógł  się  narazić  szefowi, 

Griff wstał, wzruszył ramionami i sięgnął po marynarkę.   
 

  No cóż, pewno powie, co ma mi do zarzucenia.   

 

  Czy mam na ciebie poczekać? Roześmiał się i poklepał jap o 

pulchnym ramieniu.   
 

  Idź do domu. Dam sobie radę.   

 

  Zatem do jutra. Mam nadzieje - dodała.   

 

Wychodząc  z  biura  Griff  uśmiechnął  się  rozbawiony  dramatyczną 

nutą, brzmiącą w glosie sekretarki. Przecież niebyło powodów do obaw. 
Jednak  ju  t  w  chwile  później  okazało  się.  że  sekretarka  nie  myliła  się. 
Starszy  pan  spojrzał  na  Griffa  wściekłym  wzrokiem  spod  ciężkich, 
opuszczonych powiek. Jego usta ułożone były w cienką, prostą linię.   

- Czy widział pan dzisiejszy Weekly Journal, panie Taylor?  - zapytał 

bez  wstępów.  Nawet  nie  wskazał  Griffowi  krzesła.  Griifo  mało  nie 
stanął na baczność. Jednak szybko się opanował i przyjął niedbałą pozę.   
 

  Nie, sir. Nie czytam często tego rodzaju czasopism. Dyson 

wpatrzony w Griffa rzucił gazetę nabiurko.   
 

  Ale może teraz pan na to spojrzy. I proszę mi wyjaśnić, co to, u 

diabła, ma znaczyć.   
 

Griffpodniósł gazetę i przyjrzał się fotografii zamieszczonej na trzeciej 

stronie. Parę chwil zajęło mu przeczytanie sąsiadującego z nią artykułu. 
Jego nieprzyjemny, plotkarski ton spowodował, że Griff poczuł ucisk w 

background image

żołądku,  ale  odkładając  gazetę  na  biurko  zachował  spokojny  wyraz 
twarzy.   

-  Najwidoczniej  jakiemuś  młodemu  dziennikarzowi  marzy  się  lepsze 

zajęcie niż etat felietonisty w małym , tygodniowym szmatławcu.   

Brwi Dysona nastroszyły sięjeszcze bardziej.   

 

  Czy to wszystko, co ma mi pan do powiedzenia?   

 

  A czego pan oczekuje? Nie obchodzi mnie tego typu 

nieodpowiedzialne bajdurzenie. ale w tym artykule nie ma nic 
nieprawdziwego. Byłem na tym zebraniu.   
 

-Z tą kobietą.   
Griff z wysiłkiem powstrzymał gniew. Poprawił okulary. Zupełnie nie 

podobał  mu  się  sposób,  w  jaki  Dyson  odnosił  się  do  Melindy,  lecz 
reagując gniewem, niczego by nie zyskał.   
 

  Z Melindą James - odpowiedział ostro.   

 

  Czy widuje się pan z nią systematycznie?   

 

  Spotykamy się. Już panu mówiłem, że ja i Melinda znaliśmy się 

we wczesnej młodości. Po paru latach zetknęliśmy się znowu w związku 
ze sprawą Nancy Hawlsey i było nammiło odświeżyć przyjaźń.   
 

Nie  widział  powodu,  dla  którego  miałby  się  tłumaczyć  przed 

Dysonem, ale chciał zyskać na czasie i przygotować się na ewentualne 
dalsze oskarżycielskie pytania Dysona.   
- To dlatego zaczął pan unikać Leslie. Bałamucić ją, a potem porzucić, 
to niezbyt dżentelmeńskie zachowanie. Spodziewałem się czegoś więcej 
po panu. panie Taylor. Griff zacisnął zęby.   
- Nigdyniebałamuciłempanacórki,panieDyson. Leslie jest urocza kobietą 
i jej towarzystwo sprawiało mi przy 
 

jemność w czasie tych kilku okazjonalnych spotkań. Ale żadne z nas nie 

traktowało tej znajomości poważnie.   

- Po rzucił pan Leslie dla kobiety, która zeznawała przeciwkojednemu 

z  naszych  najbardziej  wpływowych  klientów,  korzystających  od  lat  z 
naszych  usług.  Jak  pan  sadzi,  co  sobie  pomyśli  Artur  Dayton,  gdy 
przeczyła,  że  pan  umawia  się  z  kobietą,  która  przyczyniła  się  do 

background image

przegrania  przez  niego  procesu  i  konieczności  zapłacenia  olbrzymiego 
odszkodowania. I jak zareaguje Stanley Schulz, kiedy przeczyła, żejest 
pan  w  intymnych  stosunkach  z  kobietą,  która  publicznie  oznajmiła,  że 
uważa  go  nieomal  za  mordercę,  ponieważ  nic  zainstalował  systemu 
przeciwpożarowego,  nie  wymaganego  w  tym  czasie  przez  przepisy 
prawa budowlanego.   

Griff  postanowiłpominąć  zarzuty  dotyczące  znajomości  z  Leslie  i 

skoncentrować się na ważniejszych przyczynach wzburzenia Dysona.   

-  Rozumiem  pana  zaniepokojenie,  panie  Dyson,  ale  nasi  klienci 

wiedzą,  że  niezależnie  od  tego,  co  robię  w  czasie  wolnym  od  pracy 
reprezentuję ich w sądzie najlepiej,   

jak  potrafię.  Myślę,  że  wyniki  procesów  świadczą  same  za  siebie. 

Umiem  wykonywać  swój  zawód.  Dlatego  klienci  wybierają  mnie  na 
obrońcę.   

Dyson coś  mruknął. Griff wiedział, że szef nie mógł mieć mu za złe 

tego  wyważonego  wywodu  na  temat  wartości  jego  pracy.  Dyson  nie 
uznawał fałszywej skromności Griff czuł   
jednak, że starcie nie zostało jeszcze zakończone,   

- Panie Taylor, kiedy zatrudniałem pana, nie robiłem tego w ciemno. 

Byłem świadomy pana możliwości, ale chciałem wiedzieć, jakiego 

rodzaju człowieka włączam do mojej drużyny. Pragnąłem wiedzieć 

więcej niż to co pan podał w raczej pobieżnym życiorysie. Wszystko 

zbadałem. Znam pana młodzieńcze wybryki i niezbyt budującą historię 

rodzinną. Ale zawsze uważałem się za znawcę charakterów i uznałem, 

ze odpowiednio pokierowany i postępujący zgodnie z udzielanymi 

wskazówkami, ma pan nieograniczone możliwości.   

 

  Dziękuję, sir. - Griffz trudem wypowiedział te słowa.   

 

  Teraz chciałbym panem nieco pokierować, Taylor. Ma pan przed 

sobą diablo dobrą przyszłość. Wie pan dobrze, że pomogłem w 
zrobieniu kariery wielu odnoszącym sukcesy politykom i to urno mogę 
zrobić dla pana. Stanowisko posła, senatora, gubernatora, proszę 
wybierać, apomogęje panu zdobyć. Jeżeli będziemy ostrożni, możemy 
nawet wykorzystać pana przeszłość. Ludziom podoba się człowiek 
zawdzięczający wszystko wyłącznie samemu sobie. Ale - dodał ze 
znaczącym, groźnym spojrzeniem w celu przezwyciężenia przeszłości 

background image

musi pan obecnie prowadzić przykładne życic. Być wzorem dla 
społeczeństwa i spełniać wszelkie oczekiwania pokładane w człowieku, 
który ma pełnić obowiązki publiczne. Zawsze uważałem, że gotów jest 
pan zrobić wszystko, żeby iść naprzód. W ciągu ostatnich dwóch lat nie 
miałem co do tego najmniejszych wątpliwości.   
 

  Aż do obecnej chwili - podsunął Griff szorstko. Dyson skinął 

głową.   
 

  Aż do obecnej chwili. Ona nie jest odpowiednią osobą dla pana, 

panie Taylor. Panu potrzebna jest kobieta, która zna swoje miejsce jako 
towarzyszka życia mężczyzny predestynowanego do osiągnięcia władzy 
i sławy. Kobieta, która będzie dla pana podporą w życiu prywatnym   
 

  publicznym. W szczególności nic rozgłaszająca swoich opinii, jeżeli 

różnią się one od pana poglądów. Niektórzy politycy nawet rozwodzą 
się z żonami, które wykładają bez ogródek swoje racje, lub są, 
powiedzmy, ekscentryczne. Pan by tego nie zrobił. A ta kobieta - cóż, 
może panu tylko zaszkodzić. Griff zdołał powstrzymać się przed 
zaciśnięciem dłoni w pieści. Nie pamiętał, kiedy był tak rozgniewany, 
ale zdecydował, że nie ujawni swych uczuć. Jeszcze nie teraz.   

- A zatem uważa pan, że powinienem z nią zerwać?   
Słysząc takie niezawoalowane sformułowanie, Dyson skrzywił się,   

 

  Uważam, że byłoby lepiej, gdyby poświęcał panjej mniej czasu - 

skorygował. - Plotki ucichną, kiedy zacznie się pan pokazywać z kimś 
innym.   
 

  Na przykład z Leslie? Dyson zmrużył oczy i zacisnął usta.   

 

  Leslie wie, czego oczekuje się od żony wybitnego mężczyzny. 

Tak została wychowana, jeżeli jednak ona pana nic interesuje, to 
przecież w naszym kręgu towarzyskim są inne, równie odpowiednie 
młode damy.   
 

  Czy mam rozumieć, że tym razem pana „wskazówki" są formą 

rozkazu?   
 

  Proszę je rozumieć j ak się panu podoba, panie Taylor.   

 

  Czy nic będzie pan miał nic przeciwko temu, jeżeli poproszę o 

trochę czasu na rozważenie pana rad?   

background image

 

  Oczywiście-- Dyson uniósł czasopismo dwoma palcami i wrzucił 

je do kosza na śmieci.- Na razie temat uważam za wyczerpany. Czy 
przyjdzie pan jutro na kolację?   
 

Przyjęcie był o organizowane z okazji dwudziestopięciotecia spółki 

adwokackiej Dysona; mieli wziąć w nim udział wszyscy najbardziej 
wpływowi klienci kancelarii, a ponadto znaczna czcić śmietanki 
towarzyskiej ST. Louis. Griff wiedział od dawna, że musi tam iść, ale 
cały czas odkładał decyzję wzięcia ze sobąMelindy. Teraz wstydził się 
swego tchórzostwa.   
 

  Tak, przyjdę.   

 

  To dobrze. A przy okazji, Leslie wybiera się tam za mną i moją 

toną. Może zatelefonuje pan do niej. Chyba byłoby lepiej, gdyby 
przyszła tam z osobą bardziej odpowiadającąjej wiekiem.   
 

Griff  odpowiedział  wymijającym  pomrukiem,  gdyż  nie  zamierzał 

zmieniać postanowienia, które właśnie powziął.   

- Czy mogę już odejść', sir? Mam jeszcze wieczorem dużo pracy.   
Dyson  popatrzył  na  niego  podejrzliwie,  leczniczego  nie  mógł 

wyczytać z twarzy Griffa. Sapnął z rozdrażnieniem i wskazał drzwi.   
 

  Proszę. Ale niech pan pamięta, o czym tu rozmawialiśmy,   

 

  Nie zapomnę ani jednego słowa-Griff zapewnił swego 

pracodawcę. Obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Był zbyt 
wściekły, aby pozostać dłużej sam na sam z Dysonem.   
 
Szef  kancelarii  adwokackiej  dowie  się  niebawem,  w  jaki  sposób  Griff 
odpowie  na  próbę  kierowania  jego  życiem.  I  na  określenie  tej,  którą 
kochał  "tą  kobietą".  W  tym  momencie  miał  po  prostu  ochotę  zrzucić 
Dysona z krzesła.   

Melinda przemierzała pokój i zastanawiała się, co się dzieje z Griffem. 

Byłajuż  prawie  dziesiąta,  a  on  nie  pokał  a  ł  się  ani  nie  zatelefonował. 
Trzy razy dzwoniła do niego do domu, ale nikogo nie było.  Zawsze ją 
zawiadamiał,   
jeżeli gdzieś wychodził. Przyzwyczaiła się do takiego ukła 

background image

du między nimi. Czy zatrzymały go sprawy zawodowe, czy   
coś innego? Na przykład - Leslie Dyson.   

Czy widział artykuł? Jak na niego zareagował? Czy   

zrozumiał, na jakie przykrości się naraża? Czy dlatego jej   

teraz  unika?  Właśnie  gdy  zaczęła  się  poważnie  niepokoić,  zadzwonił 

telefon.   

 

  Halo? -Witaj.   

 

  Griff. - Odetchnęła z ulgą i opadła na kanapę.   

 

  Jak się miewa Twyla?   

 

  Lepiej. Wpadłam do szpitalaw drodze do domu.   

 

  To dobrze. Zapomniałem ci powiedzieć, jak bardzo byłem z 

ciebie dumny wczoraj wieczorem. Jesteś po prostu świetna. Chcę, żebyś 
wiedziała, że podziwiam twoje poświęcenie dla dobra pacjentów.   
 

  Dziękuję - odparła zdumiona tym wyznaniem. Dlaczego on to 

mówi? Czy to ma być delikatny wstęp do zerwania? O, Boże. jeżeli 
powie, że między nimi wszystko skończone, na nic się zdadząjej 
zawodowe umiejętności opanowanie i obiektywizm. Pewnie wybuchnie 
płaczem. Jak on może takjądręczyć...   
 

Griff mówi ł dalej, najwidoczniej nieświadomy uczuć, jakie 

owładnęły Melindą.   

- Zeszłej nocy byłaś wykończona. Dobrze spałaś?   

Miała ochotę wrzasnąć, ale udało się jej odpowiedzieć wpodobnym 

tonie.   
 

  Tak, dziękuję.   

 

  Właściwie to dzwonię zapytać, czy przyjmiesz zaproszenie na 

jutrzejszy wieczór.   
 

  Na jutrzejszy wieczór? - spytała zdziwiona.   

 

  Tak, chodzi o kolację z okazji dwudziesiopięciolecia naszej 

firmy. Chciałbym, żebyś poszła ze mną. Przepraszam, że mówię ci o 
tym w ostatniej chwili, ale nic byłem pewny, czy cię to zainteresuje. 
Obawiam się, że będzie dosyć nudno.   
 

Musiała odchrząknąć, zanim udało się jej odpowiedzieć. Jej glos był 

ciągłe trochę ochrypły.   

background image

- Griff, czy jesteś pewien, że chcesz tego? Jego odpowiedź była 

natychmiastowa i zdecydowana.   

- Jestem pewien.   

Zamarła. Co to oznacza? Ze nie ma dla niego znaczenia, co ludzie o 

nich powiedzą? Że onajest dla niego najważniejsza?   

Trzymając rękę na mocno bijącym sercu, zapytała ci chym głosem:   

 

  Griff, czy przypadkiem widziałeś dzisiaj Weekly Journal?   

 

  Widziałem.   

 

  I?   

 

  Pomówimy o tym jutro, dobrze? Robi się późno. A więc co z 

przyjęciem? Pójdziesz ze mną?   
 

  Jeżeli jesteś pewny, że tego chcesz.   

 

  Jestem pewny. Przepraszam cię bardzo, ale czy moglibyśmy 

spotkać się na miejscu? Będę zajęty do ostatniej chwili.   
 

  W porządku. Gdzie i kiedy? Podałjej szczegóły.   

 

  A zatem do zobaczenia? -Tak.   

 

  Dobrze. Spij smacznie, Melindo.   

 

Melinda  stała  przez  dłuższy  czas  w  garderobie  i  ze  zmarszczonymi 

brwiami  wpatrywała  się  w  kolorowe  ubrania.  Jaką  suknię  powinna 
założyć?  Tę  srebrną?  Nie,  zbyt  wiele  odkrywa.  Wiśniową?  To 
nieodpowiedni kolor. Nie bieską? Za bardzo wyzywająca. Melinda była 
zdecydowana  udowodnić  Griff  owi,  że  potrafi  dostosować  się  do  sytu-
acji i nie wprawi go w zakłopotanie. Jeżeli dlajego dobra będzie musiała 
poświęcić swą indywidualność, zrobi to.   

Starała się powstrzymać niemiłe wrażenie, że rezygnu 

jąc  ze  swego  własnego  stylu  nie  będzie  się  czuła  lepiej  niż  Griff  w 

garniturach  wciągu  ubiegłych  lat.  Wybrała  ostatecznie  tradycyjną  i 
wciśniętą  w  kąt  szafy  czarną  sukienkę.  której  nigdy  nie  lubiła.  Założy 
do niej proste, złote, małe kolczyki i cienki łańcuszek, choć marzył się 
jej  efektowny  komplet  ze  sztucznych  rubinów  i  szmaragdów  dla 
ożywienia poważnego stroju.   

Przypomniała sobie sen z ubiegłej nocy. Była aktorką występującą w 

komedii  sytuacyjnej  z  lat  pięćdziesiątych.  W  bawełnianej  sukience  i 
fartuszku  z  plisowaną  koronką,  ze  sznurem  pereł  na  szyi  pakowała 

background image

kanapki  dla  Griffa.  Wręczyła  mu  je,  kiedy  wychodził  do  pracy,  a  on 
posłał  jej  od  progu  całusa.  Włączyła  odkurzacz  i  przez  resztę  dnia 
czyściła podłogę z tępym i błogim uśmiechem, szczerze uszczęśliwiona, 
że  może  poświęcić  swoją  osobowość  w  imię  sukcesów  Griffa.  To 
byłjeden z najbardziej koszmarnych snów. Obudziła się oblana zimnym 
potem.   

Jęknęła  i  nakryła  głowę  poduszką,  starając  przekonać  siebie,  że  była 

naprawdę bardzo szczęśliwa.   

Z  powodu  popołudniowej  rozmowy  z  pacjentem,  która  w  ten  piątek 

przeciągnęła  się  do  późna,  Melinda  nie  zdążyła  przebrać  się  w  domu 
przed  spotkaniem  z  Griffem.  Zrobiła  to  w  poczekalni  biura,  gdzie 
spędziła też pó ł godziny na czesaniu i malowaniu.   

Suknia,  sięgająca  połowy  łydek,  miała  długie  rękawy  z  szerokimi 

mankietami  i  obcisły  stanik  z  umiarkowanym  dekoltem.  Szczupłą  talię 
podkreślał szeroki pasek.   

Chociaż  zwykle  Melinda  wołała  na  wieczór  odważniejszy  makijaż, 

podkreślający  jej  niezwykłe,  szmaragdowe  oczy,  tym  razem  wybrała 
przyciszone kolory i nałożyła je bardzo dyskretnie.   

Uznała,  że  wygląda  zupełnie  dobrze.  Nawet  pociągająco.  Tylko  nie 

była  sobą.  Wciągnęła  głęboki  oddech  i  ukradkiem  wymknęła  się  z 
poczekalni,  mając  nadzieję,  że  uniknie  spotkania  ze  swymi  kolegami. 
Niestety.  Omal  nie  wpadła  na  nich,  kiedy  dotarta  już  do  frontowych 
drzwi kliniki.   
 

  Mel dzisiaj chyba już trochę za późno na pogrzeb?   

 

  Nie zaczynaj, Murphy.   

 

  Uważam, te wyglądasz bardzo ładnie.   

 

  Dziękuję, Fred.   

 

  Niełatwo wyglądać ładnie w żałobie. Na czyj pogrzeb idziesz, 

Melindo?   
 

  Do diabla, Fred, i ty przeciwko mnie?   

 

Murphy ubrany w sweter w turkusowe i żółte wzory przyjrzał się 

Melindzie badawczo.   
 

  Coś z tym trzeba zrobić.   

background image

 

  Co?-spytałaniepewnie.   

 

  Ten strój nie nadaje się dla ciebie, dziecino. Nie jesteś w nim 

sobą. Idź do domu i przebierz się w tę srebrną suknię, którą miałaś na 
licytacji. Albo w tę różową, w której byłaś w zeszłym miesiącu na 
przyjęciu u Handlemanów.   
 

  A czy nie byłaby dobra ta biała, wycięta tu i ówdzie? Ta z 

czerwonym paskiem, który wygląda, jakby by ł jedyną rzeczą, jaką masz 
na sobie? Bardzo ją lubię - proponował Fred łypiąc złośliwie okiem.   
 

  To nie jest przyjęcie u Handlemanów. Ta suknia jest bardzo 

odpowiednia.   
 

  A więc to jednak pogrzeb. Chciało się jej tupać ze złości.   

 

  To nie żaden pogrzeb. Idę na kolację do firmy Griffa. Obchodzą 

dwudziestopięciolecie.   
 

Wyraz troski na twarzy jej kolegów mógłby być nawet zabawny, 

gdyby niejej własne obawy.   
 

  Nie możesz tak wystąpić, Melindo - powiedział Murphy 

poważnie. - To nic nie da.   
 

  Robisz to samo co Griff, dostosowujesz się do oczeki 

 

wań innych-dodał Fred. - Kieska czeka już na progu. Podniosła ręce w 

geście poddania.   
 

  Wiem. Uwierzcie mi, wiem. I nie zamierzam się tak ubierać, 

naprawdę - zapewniała patrzących na nią bez przekonania mężczyzn. - 
Ale idę po raz pierwszy na takie przyjęcie i chcę... no, cóż... chcę zrobić 
dobre wrażenie. Dla Griffa.   
 

  I masz zamiar spotkać tam Stanleya Schulza? - spytał Fred. - 

Masz zamiar uścisnąć mu rękę i powiedzieć, że mił o jest ci go poznać? 
Powiedzieć mu. że dziennikarz się pomylił i że zupełnie nie winiszgo za 
śmierć ludzi wpłomieniach?   
 

Podniosła dłonie do skroni, czuła, jak nadchodzi tępy ból głowy.   

 

  Nie wiem. Po prostu nie wiem. Murphy objął ją ramieniem i 

pocałował w policzek.   
 

  Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży. We właściwym czasie 

background image

będziesz wiedziała, jak postąpić.   
 

- I postąpisz słusznie, dziecino - zawtórował Fred. -Tylko pamiętaj, 

nigdy nie wolno ci udawać, żejesteś kimś innym niż sobą. Melindą 
James. Diablo wspaniałą osobą.   
 

  Ach, ty pochlebco! Murphy poklepałją przyjacielsko po ramieniu.   

 

  Idż i podbij ich.   

 

To dziwne, ale kiedy wychodziła z kliniki, uśmiechała się. Cieszyła 

się na myśl o spotkaniu z Griffem, Wróciła jej pewność siebie.   

Melinda spodziewała się, że Griff będzie na nią czekał przy wejściu na 

salę balową klubu, gdzie odbywało się przyjęcie. Nie było go. Podała 
swe nazwisko portierowi, który sprawdził listę zaproszonych i 
powiedział:   

- Bardzo proszę, panno James,   
Obserwując tłu m wieczorowo ubranych gości, Melinda miała 

nadzieję, że dostrzeże Griffa. By ł bardzo wysoki i odnalezienie go nie 
powinno nastręczać trudności, Ale nigdzie nie było go widać. Gdzież on 
siępodziewał? Zdeprymowana przyjęła od kelnera kieliszek szampana i 
stanęła pod ścianą, szukając Griffa wzrokiem. Poczuła gniew. Czy nie 
zdawał sobie sprawy, wjak nieprzyjemnej sytuacji ją postawił? Gdzie on 
jest?   

- Melindo? Wydawało mi się, że to ty. Jak się masz?   
Melinda  odwróciła  się  i  zobaczyła  Leslie  Dyson.  Leslie  ubrana  była 

tym  razem  lepiej  -w  długą,  błyszczącą,  jedwabną  suknię  koloru 
brzoskwini.   
 

  Cześć. Leslie.   

 

  Czyjesteś z Griffem? Jeszcze go nie widziałam.   

 

  Anija - przyznała Melinda ponuro. - Miałam się tu z nim spotkać, 

ale nie mogę go znaleźć. Może to miał być żart. - Usiłowała się 
roześmiać.   
 

Leslie uśmiechnęła się.   

-  Och,  Gritf  nie  zrobiłby  czegoś  podobnego.  Jest  na  to  zbyt 

background image

odpowiedzialny.   

Melinda  zaczęła  analizować  to  określenie.  W  ustach  Leslie  słowo 

"odpowiedzialny" zabrzmiało prawie jak „nudny". Dla Melindy te dwa 
słowa jakoś się kojarzyły, ale czy również dla Leslie? A poza tym, czy 
ktokolwiek mógłby uważać Griffa za nudnego?   

Chyba że w stosunku do Leslie zachowywał się zupełnie inaczej niż 

przy niej. Może Melinda była jedyną uprzywilejowaną osobą, która 
znała prawdziwego Griffa.   

- Widziałam wasze zdjęcie w Weekly Journal. - Leslie podeszła bliżej 

i zniżyła głos prawie do szeptu.   

Czy  już  wszyscy  widzieli  to  ponure  pisemko-pomyślała  Melinda  w 

rozdrażnieniu i mruknęła:   

 

  Tak?   

 

  Tak. Tworzycie taką milą parę. Nawet na zdjęciu widać, że on 

szaleje za tobą. Już wtedy na licytacji podejrzewałam go o to. kiedy 
zobaczyłam was razem. Leslie.ja...   
 

  Och, nie miej wobec mnie wyrzutów sumienia - zapewniła ją 

szybko Leslie. kładąc dłoń na ramieniu Melindy.   
 

  Mówiąc szczerze, dość lubię Griffa. alejestem zachwycona, że 

znalazł sobie kogoś innego. Może teraz tata przestanie nas swatać.   
 

  Naprawdę tak uważasz? - Melinda była szczerze uradowana, że 

Leslie nie ma do niej pretensji o Griffa. Chociaż była przekonana, że 
małżeństwo Leslie z Griflem byłoby katastrofą, nie chciałaby sprawiać 
jej bólu.   
 

  Tak. naprawdę. Ja... - Leslie rozejrzała się, jeszcze bardziej 

ściszyła głos i Melinda musiała wytężać słuch, żeby coś dosłyszeć w 
otaczającym je gwarze - spotykam się z kimś. Tata o tym nie wie. On... 
on by tego nie pochwalał Aleja myślę, że to poważna sprawa. 
Przynajmniej dla mnie.   
 

  Dlaczego tata by tego nie pochwalał?   

 

  Ross, to znaczy mężczyzna, z którym się spotykam, nie pochodzi 

z tych towarzyskich kręgów, w których się obracamy. On jest... no... 
mechanikiem samochodowym. Poznałam go, kiedy oddałam do naprawy 
samochód parę miesięcy temu. Od tego czasu widujemy się. Jest 
cudowny. Martwi się. żejestem bogata i że moja rodzina nie będzie go 

background image

chciała zaakceptować. Myślę, że jemu naprawdę na mnie zależy.   
 

Na widok błyszczących oczu Leslie. które kiedyś wydawałyjej się bez 

wyrazu, Melinda starała się nie okazać uczucia zatroskania.   

- Bardzo się cieszę, Leslie. - Widocznie niezbyt dobrze potrafiła ukryć 

swe obawy, gdyż Leslie spojrzała porozumiewawczo, lecz zaraz 
uśmiechnęła się z zakłopotaniem,   

-Wiesz, nie potrafię kryć się z tą znajomością. I nawet   

nie zamierzam. Dopóki tata się w to nie wmiesza, wszystko jest w 

porządku. - Leslie, jeśli kiedyś będziesz chciała na ten lemat po-
rozmawiać, zadzwoń do mnie, dobrze? Mówią, że potrafię słuchać. - 
Melinda uśmiechnęła się. - Nie zamierzam traktować cię jak pacjentki. 
Będę słuchałajako przyjaciółka. Bezpłatnie.   

Leslie odwzajemniła uśmiech.   

 

  Lubię cię, Melindo. I cieszę się, że Griffcię odnalazł.   

 

  Doyle Myers stoi koło taty i patrzy na nas. Założę się. że ten mały 

szczurek objaśnia teraz, kim jesteś. Bardzo mi przykro, ale chyba muszę 
iść.   
 

  Rozumiem. - Melinda westchnęła patrząc na zbliża 

 
jącego  się  Dysona.  -  Do  zobaczenia,  Leslie.  I  jeżeli  zobaczysz  Griffa, 

powiedz mu, żeby tu przyszedł. Natychmiast.   

 

  Powodzenia!   

 

  Dzięki. Myślę, że mi będzie potrzebne.   

ROZDZIAŁ   

12   

Melinda była już sama, kiedy Dyson do niej podszedł.   

- Czy panna James?   
- Tak, jestem Melinda James, Pan Dyson, prawda? Mi ło mi pana 
poznać. - Chcąc go rozbroić, wyciągnęła rękę przyjaznym gestem. 
Uściskjego dłoni byt zbyt krótki.   
- To pani zna moją córkę, panno James? Wyglądałyście na 
zaprzyjaźnione.   

background image

- Spotykałyśmy się kilkakrotnie. Lubięją.   
- Mmm.. . - pomruk Dysona brzmiał zdecydowanie powątpiewająco.   
 

Melinda  rozumiała,  że  oskarżałją,  iż  stała  się  przyczyną  ochłodzenia 

stosunków miedzy Griffem a Leslie i że zastanawiał się, jak mogła tak 
postąpić wobec osoby, którą lubiła.   

Unosząc głowę postanowiła, że nie da się wyprowadzić z równowagi 

ani sprowokować do wypowiedzi, która by zaszkodziła Griffowi.   

Czuła, jakrośnie między nim i napięcie.   

 

  Jest tu pani z Taylorem? Skinęłagłową.   

 

  Umówiłamsięznimtutaj. Cośgo musiało zatrzymać. Dyson 

wyprostował się i zniżył swe krzaczaste brwi taki wyraz rwarzy 
przybierał z pewnością dla zastraszenia rozmówcy.   

- Nie mam zamiaru owijać sprawy w bawełnę, panno James. Griffin 

Taylor  ma  przed  sobą  wspaniałą  przyszłość.  Nie  życzyłbym  sobie, 
żeby coś - lub ktoś - zagroził jego karierze.   

Podobniejakja, panie Dyson- zapewniłago chłodno.   

- Wobec tego zrozumie mnie pani, jeżeli powiem, że   

powinna  się  pani  przesiać  z  nim  spotykać.  W  szczególności  po  pani 

uwagach  wygłoszonych  w  rozmowie  z  dziennikarzem  na  temat 
klientów Griffa. Z pewnością zdaje sobie pani sprawę z tego, że takie 
zachowanie może mu tylko zaszkodzić jako adwokatowi.   

- Proszę pana, ja...   

Zanim  zdążyła  skończyć  zdanie,  odezwał  się  dźwięczny,  prawie 

rozbawiony głos:   

- Hej, Melindo! Czyżbyś myślała, że zapomniałem   

o naszym spotkaniu? Rozejrzała się i rzuciła jednym tchem: -Dziki! 

Osoby stojące wokół były tak samo zaskoczone prze 

zwiskiem, które wyrwałojej się na widok Griffa, jak ijego wyglądem.   

Gdyby  tak  prezentował  się  wtedy,  na  sali  sadowej,  poznałaby  go 

natychmiast  Krótkie,  zwykłe  gładko  zaczesane  włosy  były 
nastroszone. Bez okularów jego czekoladowobrązowe oczy. ocienione 
gęstymi rzęsami byty tak  wyzywające jak kiedyś. Czarna, znoszona, 
skórzana  kurtka,  włożona  na  koszulę  khaki,  wąski  krawat  i  czarne, 
trochę  workowate  spodnie,  podkreślały  jego  silę  i  męskość.  Buty 

background image

Griffa  pamiętały  lepsze  czasy.  Srebrny  krzyżyk  kołysał  się  przy 
lewym uchu.   

Melinda  dobrze  znała  zarówno  ten  kolczyk,  jak  i  kurtkę. 

Oszołomiona  pomyślała,  że  drewniana  deseczka  nie  była  jedyną 
rzeczą,  jaką  zachował  z  czasów  młodości.  Gdzie  przechowywał  to 
ubranie? W pudle schowanym w kącie garderoby, które ukrył nawet 
przed samym sobą?   

Spojrzeli na siebie i Griff mrugnął do niej porozumiewawczo, W 

odpowiedzi roześmiała się radośnie, z ulgą przyprawiającąją prawie o 
zawrót głowy. Wszystko będzie dobrze.   
 

  Panie Taylor - Dyson warknął wściekle. - Co to ma znaczyć? W 

naszej firmie przestrzega się pewnych zasad dotyczących wieczorowego 
stroju pracowników.   
 

  Tak, sir. Ijakpan widzi, włożyłem marynarkę i krawat.   

 

  Czy panu już nie zależy na współpracy z kancelaria adwokacką 

Dyson i Spółka? - W głosie Dysona słychać było niewątpliwą groźbę.   
 

  Nie, panie Dyson, nie zależy mi - odpowiedział Griff 

nieoczekiwanie, krzyżując ramiona na piersi w pozie wyrażającej 
najwyższą pewność siebie. - Nie , jeżeli ma się to wiązać zżyciem w 
kłamstwie. Nie,jeżeli to ma oznaczać, że pan będzie mi dyktował, co 
mam myśleć i robić. Nie,   
 

jeżeli miałbym znosić ataki ze strony mego pracodawcy i 

współpracowników na kobietę, którą kocham. Melinda ugryzła się w 
język, żeby nie wydać okrzyku radosnego zdumienia. On ją kochał Griff 
ją kochał   

- Pan groził mi ujawnieniem mojej przeszłości - ciągnął Griff. - 

Powiedział pan, że mogę obrócić ją na swoją korzyść lub użyć 
przeciwko sobie. Cóż, to jest moja przeszłość, czy to się panu podoba, 
czynie. To warunki, w jakich byłem wychowany, uczyniły mnie tym, 
kimjestem i one na zawsze pozostawią siady w mojej osobowości. A 
Melinda dodała mi odwagi i teraz potrafię przyznać się do tego przed 
sobą samym i przed panem. Melinda była częścią mojej przeszłości i z 
pewnością będzie częściąmo 
jej przyszłości. Ponownie spojrzał na Melindę i jego uśmiech pozwolił   

background image

jej domyślić się tego, co nie zostało powiedziane głośno. To, co usłyszy, 

kiedy juz zostanę sami Nie mogła się wprost doczekać tej chwili.   
 

  Czy ten pana występ mam traktować jako rezygnację z pracy, 

panie Taylor? - zapytał Dyson.   
 

  Jak pan uważa, panie Dyson. - Griff odwrócił się i przeniósł 

wzrok na salę, kłaniając się kilku klientom. Potem spojrzał na Dysona, 
który zaniemówił ze złości.   
 

  Jakjuż panu mówiłem, sir, umiem dobrze wykonywać mój zawód. 

Cholernie dobrze. Lubię mojąpracę i nie zamierzam z niej rezygnować. 
Mogę nadal współpracować z panem, jeżeli pan przyjmie do 
wiadomości, że nie pozwolę panu ingerować w moje prywatne życie. 
Albo przystąpię do jednej z innych spółek adwokackich, które w ciągu 
ostatnich lat o mnie zabiegały. Wybór należy do pana.   
 

- Jeżeli pan odejdzie, to ja rezygnuję z usług tej firmy pośpieszył z 

deklaracją nie znany Melindzie mężczyzna, ktorywystąpiłztłumu. - 
Dolicha, Taylor, zadwatygodnie zaczyna się mój proces i chcę żeby to 
pan mnie bronił.   

Widząc, że klienci są zainteresowani spektaklem rozgrywającym się 

na ich oczach, Dyson uniósł pojednawczo dłonie.   

 

  Proszę się uspokoić. Między mną a panem Taylorem powstało 

pewne nieporozumienie, lecz ci, co mnie znają, wiedzą, że to się nieraz 
zdarza. - Przez tłu m przebiegi niepewny chichot. - Panie Taylor, może 
zakończymy rozmowęwmoimbiurzewponiedziałek - zaproponował Dy-
son, usiłując wykrzesać uśmiech, oczywiście na użytek zgromadzonych 
gości.   
 

  Świetnie, sir.   

 

Kiedy starszy pan zamierzał odejść, Melinda zwróciła się do niego 

pośpiesznie.   

- Proszę pana... Odwrócił się ostrożnie.   
- Chciałam przeprosić pana za wszelkie ewentualne kłopoty, które 

mogły wyniknąć z powodu moich uwag,   

jakie ostatnio mimowolnie rzuciłam w rozmowie z dziennikarzem. 

Zapewniam pana. że to się więcej nie powtórzy, bez względu na moje 

background image

osobiste opinie o prowadzonych przez pana sprawach. I nigdy nie 
uczynię niczego, co mogłoby sprawić kłopot Griffowi lub jego 
klientom. Podobnie - o czym jestem przekonana - i on nie wyrazi się 
niewłaściwie o żadnym z pacjentów mojej kliniki .   

Wypowiedziała te słowa tak, aby zostały dosłyszane przez otaczające 

ich osoby, a zwłaszcza klientów, którzy zjej powodu mogliby zacząć 
odnosić się niechętnie do Griffa.   

Dyson zawahał się. podziękował burkliwie i odszedł.   

Melinda uchwyciła spojrzenie Leslie i jej dyskretny gest palców, 

uniesionych w znaku tryumfu. Widać było, ze zakończony zwycięstwem 
bunt, podniesiony przeciw despotycznemu ojcu dodał Leslie odwagi.   

Melinda poczuła obejmujące ją ramię i ciepłą, męską dłoń.   

 

  Skąd taka suknia? - zamruczał Griff. Uśmiechnęła się. Oczy miała 

trochę zamglone.   
 

  Jest bardzo ładna, ale nie jesteś w niej sobą.   

 

  Wiem - odparła z uśmiechem. - Chyba oddam ją Meaghan.   

 

  Kupię ci w zamian inną, może czerwoną? - obiecaj   

 
z uśmiechem. Splotła palce zjego palcami.   
 

  Pomówimy o tym później.   

 

Nie.   

 

  Ależ Griff, uważam, że jest bardzo seksowny.   

 

  Wybacz, ale kolczyk muszę zdjąć. Czy zdajesz sobie sprawę, ile 

czasu mi zajęło włożenie go do ucha po dwunastu latach? - spytał z 
wyrzutem.   
 

  Dziwne, że dziurka nie zarosła.   

 

  Niestety. Przytulona do jego piersi bawiła się srebrnym 

krzyżykiem.   
 

  Czy nie założysz go nawet dla mnie, czasami? Przesunął powoli 

dłońmi po jej gołych ramionach.   
 

  Nie, Melindo. To już historia. Wieczorem założyłem go 

specjalnie.   
 

  I osiągnąłeś cel.   

background image

 

  A poza tym o mało nie urwałaś mi ucha, kiedy parę minut temu 

kolczyk zaplątał się w twoje włosy.   
 

  Och, przepraszam. Myślę, że byłam za bardzo... roztargniona i nie 

zauważyłam. Ja zwykle zdejmuję kolczyki przed przystąpieniem do 
wytężonego wysiłku fizycznego.   
 

  Teraz mi to mówisz. Przedtem prosiłaś, żebym go nie zdejmował 

podczas...   
 

  Tak, bo uważam, że kolczykjest seksowny-przerwała mu ze 

śmiechem. Pochyliła się, pocałowała go i pogładziła rozwichrzone 
włosy.   
 

  A skórzana kurtka? - spytała z wargami przy jego ustach.   

 

  Mogę zadymać - ustąpił. - Na specjalne okazje. Do pracy nadał 

będę nosił garnitur.   
 

  To jeszcze przeżyję - mówiąc to znowu go pocałowała. - Byłam 

tak dumna z ciebie wczoraj wieczorem.   
 

Nie pierwszy raz po wyjściu z przyjęcia wracała do incydentu z 

Dysonem.   

- Wiesz, dopiero wtedy, kiedy Dyson wręcz narzucił mi swoje 

warunki, uświadomiłem sobie, jak bardzo ulegałem mu przez te dwa 
lata. Bałem się być sobą. Myślałem i działałem prawie pod jego 
dyktando. Zakładałem, że nie odniosę sukcesu, jeżeli będę kierował się 
własnymi zasadami. Uważałem, ze musze wzorować się na innych, 
którym się udało.   
 

  Terazjuż tak nie myślisz. Klienci gotowi są zgłaszać się do ciebie 

bez względu na to, gdzie będziesz pracował i czy będziesz nosił kolczyk.   
 

  Taak. W każdym razie niektórzy. I co ty na to?   

 

  Apropos, kim był ten mężczyzna, który tak panicznie zląkł się, że 

odejdziesz od Dysona? Ten, który ma proces za dwa tygodnie?   
 
Griff skrzy wi ł się i odpowiedział z wahaniem.   
 

  Niejestem pewien, czy mogę ci powiedzieć. Wtuliła twarz w jego 

ramię.   
 

  To jednaztych spraw, która nie będzie mi się podobała?   

 

  Obawiam się. Ale ten człowiek zasługuje...   

background image

 

  Na uczciwy proces. Wiem - zakończyła za niego i uniosła z 

uśmiechem głowę.   
 

Zawinął na palcu pasmo jej włosów i powiedział poważnym tonem:   

 

  Zmieniłem się, Meilndo. Nie udawałem. Naprawdę wykonywanie 

zawodu adwokata daje mi zadowolenie, a z upływem lat stałem się 
raczej konserwatysta.   
 

  Wiem. I kocham cię takim, jakim jesteś. Nigdy nie chciałam cię 

zmieniać, chodziło mi jedynie o to, abyś nauczył się akceptować samego 
siebie. Wiesz, ja też się zmieniłam , odkąd jesteśmy razem.   
 

  Naprawdę?   

 

  Uświadomiłam sobie, że muszę brać pod uwagę punkt widzenia 

innych ludzi, wsadzie i nie tylko tam. To dlatego poszłam na rozprawę 
Stanleya Schulza, Chciałam się sprawdzić obserwując ciebie, jak bronisz 
człowieka, którego postępowania nie pochwalam. Może jestem bardziej 
podobna do Malta, niż chciałabym się przyznać.   
 

Griff udał przerażenie, a potem zachichotał.   

-  Myślę,  że  mogę  to  przeżyć.  Czy  wyjdziesz  za  mnie?  Zesztywniała. 
Odsunęła  się,  żeby  móc  spojrzeć  na  jego  twarz.  Uśmiechał  się 
pogodnie.   

 

  Czy... wyjdę za maż za ciebie?   

 

  Już ci mówiłem. Jestem konserwatystą. Życie na kocią łapę jest 

zbyt liberalną koncepcją dla takiego faceta jak ja.   
 

  Nie bądź złośliwy. Czy jesteś zupełnie pewny, że chcesz się ze 

mną ożenić? Czynie powinieneś jeszcze tego przemyśleć? Może uznasz, 
żejestemjednak zbyt narwana? Może...   
 

Griffpołożył dłoń najej ustach.   

- Zadałemcipytanie-przypomniałjej modulowanym, aktorskim głosem, 

jakim przemawiał w sądzie. - Tak czy nie panno James?   

Uniósł dłoń, usłyszał wyszeptane słowo „tak" i zamknął jej usta 

pocałunkiem.   
 

  Czy jesteś tego pewny? - spytała, gdy pozwolił jej odetchnąć.   

 

  Jestem całkowicie pewny-odrzekł.   

background image

 

Dużo, dużo później, kiedy Melinda leżała zaspokojona i wyczerpana 

w ramionach Griffa, przyszło jej na myśl, że w łóżku był o wiele 
bardziej Dzikim niż zrównoważonym adwokatem, zajakiego się uważał.   

Usnęła uśmiechając się z zadowoleniem na myśl o poczynionej 

właśnie obserwacji.   

Pozostała im do pokonaniajeszcze jedna przeszkoda.   

Melinda siedząc w samochodzie obok Griffa widziała, jak w miarę 

zbliżania się do Springfield ogarnia go coraz większy niepokój.   
- Będzie bardzo przyjemnie - zapewniła. Położyładło ń ozdobioną 
nowym pierścionkiem z brylantem na jego naprężonym ramieniu. 
Spojrzał na nią spod oka.   
- Ciągle mnie o tym przekonujesz. Zachichotała na widokjego 
sceptycznego spojrzenia.   
- Naprawdę, Przecież lubiłeś moja rodzinę. Wszystkich, no, zwyjątkiem 
Matta.   
- Matt jest w porządku.   
- No widzisz. Nawet jego teraz akceptujesz, - Mmm.   
- I nie musisz się martwić. Oni leż cię polubią.   
- Nie muszę?   
- Oczywiście, że nie. Merry zawsze cię lubiła. Uważała , że masz uroczy 
uśmiech. I miała rację. Odpowiedział tym swoim uśmiechem, pod 
wpływem którego nieodmiennie topniało jej serce.   
 

  A co z resztą?   

 

  Marsha nigdy nie miała nic przeciwko tobie. Znasz ją, ona 

wszystkich lubi.   
 

  AMeaghan?   

 

  Meaghan śmiertelnie się ciebie bała. Ale nie martw   

 

się. Ona zawsze była nerwowa. Pokręcił głową.   

- Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak dwie dziewczyny   
o identycznym wyglądzie mogą mieć tak różne osobowo 

ści. Ty się nie bałaś niczego. I nadal się nie boisz. Zacisnęła palce na jego 

ramieniu.   

background image

 

  To nieprawda. Byłam przerażona, że nie potrafimy przezwyciężyć 

różnic naszych charakterów. I że w końcu poślubisz Leslie Dyson,   
 

  Wobec tego byłaś głupia - odparł spokojnie.   

 

  Zawsze znajdziesz właściwe, mił e słowo, prawda, kochanie?   

 

Uśmiechnął się. Melinda wyczuła, żejego napięcie powoli mija.   

 

  Griff. kocham cię. Odprężył się jeszcze bardziej.   

 

  Ja też cię kocham.   

 

  No jak, już mniej się obawiasz Święta Dziękczynienia z klanem 

Jamesów?   
 

  A czego miałbym się bać? Mam być poddany ocenie twoich 

dwóch starszych sióstr i ich mężów, twego brata i jego żony. twojej 
bliźniaczki, jej męża, nie wspominając o nie wiadomo jakiej liczbie 
siostrzenic i siostrzeńców.   
 

  Jest ich siedmioro.   

 

  Dziękuję. Wszyscy będą decydować o tym, czyjestem 

odpowiednim kandydatem na męża ostatniej panny James. Nawet nie 
będę mógł spać z tobąw czasie tych dni, bo Meaghan uzna, że nie 
zaślubiona para dzieląca sypialnię   
 
jest złym przykładem dla dzieci. Tak, rzeczywiście, nie mogę się tego 

wszystkiego doczekać.   

Śmiejąc się z jego gderliwego tonu Melinda pochyliła się i 

pocałowałago w policzek.   
 

  Wszystko będzie dobrze. Jesteś przecież znakomitym adwokatem, 

pamiętaj o tym. Pomyśl, że oni sąławąprzysięgłych i użyj swego 
zniewalającego uroku, a będą ci jedli z ręki Ty to potrafisz.   
 

  Atyjesteś świetnym psychologiem. Nie myśl, że nie jestem 

świadomy tego, co teraz robisz.   
 

  Acoja według ciebie teraz robię?   

 

  Usiłujesz zająć moją uwagę i nie pozwalasz mi rozmyślać o 

powrocie do Springfield.   
 

  Pomogło?   

 

Jego oczy spoczęły na stojącej przy szosie tablicy z napisem „Witamy 

background image

w Springfield".   

- Tak. Chwilowo.   

Przez następne parę minutjechali w milczeniu. Nagle Grii f 

niespodziewanie skręcił w boczną drogę.   

 

  Griff, nie musisz tego robić.   

 

  Muszę-odparłpatrząc przed siebie. Może ma rację, stwierdziła w 

duchu, poprawiając się na siedzeniu. Chyba tak powinien postąpić.   

Znajdowali się w starej dzielnicy miasta. Domy tu były niewysokie i 

żle utrzymane. Wyblakła farba, połamane żaluzje, spruchniałe drewno - 
oznaki nędzy bezlitośnie obnażone w świetlejasnego, popołudniowego 
słońca. Tu i ówdzie dostrzec można było śladyjakichś powierzchownych 
napraw - świeżej warstwy farby na spaczonych, drewnianych 
powierzchniach ścian. W niektórych oknach za popękanymi szybami 
wisiały firanki. Gdzieniegdzie na trawnikach posadzono ozdobne 
krzewy.   

Griff zatrzyma! samochód przy krawężniku i spojrzał w 

kierunkujednego z domów... Jego twarz nic wyrażała żadnych uczuć. 
Dom był kiedyś pomalowany na biało i miałjaskrawoniebieskie żaluzje. 
Kolory dawno już wyblakły. Trawnik wyglądał schludniej niż przed 
dwunastu laty, chociaż rzadka trawa była pożółkła, a samotne drzewo 
rosnące przed domem prawie zupełnie pozbawione liści. Pod drzewem 
leżał trzykołowy, zniszczony rower. Mały, pewnie czteroletni chłopiec 
bawił się tanimi, plastykowymi samochodami   

Na drodze dojazdowej stałą półciężarówka z powyginanym 

zderzakiem. Melindapatrzyła na Grilla i zastanawiała się. czy porównuje 
len samochód do swego czarnego mustanga.   

Nagle drzwi domu otworzyły się i wyszedł z niego mężczyzna w 

wypłowiałej, niebieskiej koszuli i dość brudnych, roboczych spodniach. 
Stanął na ganku. Daszek zniszczonej czapki ocieniał mu twarz. Griff 
przyglądał się. mężczyźnie w napięciu. Melinda nie miała wątpliwości, 
że ten człowiekprzypominał mu ojca, któryprawdopodobnie tak samo 
ubrany chodził do źle płatnej, fizycznej pracy. Dopóki nie stracił jej z 
powodu pijaństwa. Położyła rękę na zbielałych kostkach palców 
zaciśniętej dłoni Griffa. Niestety nie mogła mu pomóc. On sam musiał 
wypędzić swoje demony. Mężczyzna spojrzał w stronę ulicy i 

background image

zmarszczył brwi na widok luksusowego samochodu. Odwrócił się do 
chłopca i skinął na niego. Chłopiec posłusznie odłożył zabawki i pobiegł 
w jego kierunku na grubych nóżkach. Kiedy dotarł do ganku, 
podskoczył ze śmiechem i wylądował w ramionach ojca. Uśmiechnięty 
mężczyzna wprawnym ruchem usadowił chłopca na biodrze i zwichrzył 
mu jasne włosy. Potem, rzucając jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie na 
samochód Griffa, odwrócił się, wszedł do domu i zamknął za sobą 
drzwi.   

- Czy wiesz, co bym dał zajeden taki uśmiech mojego   

ojca? - wyszeptał Griff. -Tak-odparta.-Wiem. Westchnął i odwrócił się 

do Meilndy. Pozostawił za sobą   

dom i związane z nim wspomnienia.   
 

  Myślę, że i ty dałabyś wiele, żeby twoi rodzice żyli kilka lat 

dłużej.   
 

  Wszystko bym dala - odparła ze ściśniętym gardłem.   

 

  Ale nie mogłam zapobiec biegowi wypadków.   

 

  I ja nic nie mogłem zrobić dla szczęścia mojej rodziny.   

 

  Tak. - Objętago. - Griff. tak mi przykro. Przykro mi. że byłeś taki 

nieszczęśliwy i że wspomnienia nadal cię ranią.   
 

  Nie wszystkie wspomnienia mnie ranią. - Ujął jej dło ń i 

pocałował. - Byłaś wtedy jedynym promykiem w moim ponurym życiu. 
A ja ci nawet nigdy nie podziękowałem za twoją przyjaźń..   
 

  To niebyło potrzebne.   

 

  Ależ było. - Po chylił się i pocałował jej drżące wargi.   

 

  Dziękuję ci Melindo za to. że byłaś moim przyjacielem.   

 
I że nadal nimjesteś. Powstrzymując łzy, zdołała się uśmiechnąć. - 

Lepiej już jedźmy, bo ten mężczyzna naśle na nas poli 

cję. Pewnie podejrzewa, że chcemy mu porwać dziecko. Z nieco 

nienaturalnym uśmiechem Griffuruchomił silnik.   

-  Tylko  tego  by  brakowało,  żeby  gliny  ze  Springfield  jeszcze  raz 

wpakowały mnie do pudła.   

W  piętnaście  minut  później  stali  przed  dużym,  pięknym  domem  w 

eleganckiej  dzielnicy  po  drugiej  stronie  miasta.  Z  wewnątrz  dobiegały 
przytłumione  odgłosy  rozmów,  śmiechu,  okrzyków  bawiących  się 

background image

dzieci  i  płaczu  niemowlęcia,  tak  charakterystyczne  dla  domu 
zamieszkanego przez dużą rodzinę.   

- Gotowy? - spytała Melinda ściskając mocno rękę Griffa.   
Wyprostował  szerokie  ramiona  i  rzucił  okiem  na  ubranie  -  biała 

koszula,  szary  sweter  i  granatowe  spodnie.  Melindzie  nie  udało  się  go 
namówić na założenie kolczyka.   

- Na ile to możliwe. - Zaśmiał się krótko, - Do licha,   

o mało co bym zapomniał... Patrzył teraz przed siebie, jakby w odległą 

przestrzeń.   

- Pamiętasz ten wieczór, kiedy ci powiedziałem,że   
opuszczam Springfield? Zadrżała.   

-  Oczywiście,  pamiętam.  To  była  dla  mnie  najboleśniejsza  chwila  w 

całym  okresie  dorastania.  Byłam  przekonani,  że  wyjeżdżasz  przeze 
mnie.   

-I  miałaś  rację,  w  pewnym  sensie.  W  każdym  razie  natknąłem  się 

wtedy  na  Granta,  męża  Merry.  Oczywiście  nie  był  jeszcze  wtedy  jej 
mężem.  O  ile  sobie  przypominam,  był  tego  wieczoru  tak  samo 
sfrustrowany jak ja. Chyba obaj w domu wzięliśmy zimny prysznic.   

-  O  czym  omal  nie  zapomniałeś?  -  spytała  niecierpliwie,  tupiąc 

nogami.   

Rozbawiony tą niepohamowaną ciekawością, uścisnął jej rękę.   

 

Zapewniłem wtedy Granta, że kiedyś przyjadę po ciebie. Dopiero 

później postanowiłem nigdy tu nic wracać i wymazać z pamięci 
wszystkie wspomnienia. Także i o tobie.   
 

Chcesz przez to powiedzieć, że zgłupiałeś dopiero później? - 

zadrwiła. Otrzymała w zamian uśmiech i żartobliwego klapsa.   
 

Chichocząc  przygładziła  jaskrawy,  kolorowy  płaszcz  i  sięgnęła  do 

dzwonka.   
 

  Griff, jeszcze jedno.   

 

  Co takiego?   

 

  Jeżeli nasza córka przyprowadzi kiedyś do domu mło dego 

człowieka z długimi włosami, w obszarpanym ubraniu i z kolczykiem w 
ucho, to...   
 

  Zamknę ją na klucz w pokoju.   

background image

 

  O nie. Nie wolno ci mieć takich uprzedzeń. On może być 

naprawdę cudownym mężczyzną.   
 

  Porozmawiamy o tym w stosownej porze - odrzekł   

 

stanowczo. - Zadzwoń do drzwi, Melindo. Pokręciła głową.   

-  Dlaczego  ja  ciągłe  mam  wrażenie,  że  mój  Dziki  stał  się  tak  bardzo 

podobny do mojego brata?   

Obdarzył ją niewymuszonym, ujmującym i czułym uśmiechem, który 

tak uwielbiała.   
- Możesz to po prostu traktowaćjako spłatę długu.   

Towarzyszący  tym  słowom  figlarny  błyskjego  ciepłych.  brązowych 

oczu na pewno nie należał do poważnego adwokata o konserwatywnych 
poglądach.   

Chyba Dziki na szczęście nie został tak całkowicie ucywilizowany, 

pomyślała z radością. Nacisnęła dzwonek.