background image

Rozdział trzeci

Caine zadrżał. Właśnie… powiedziała to. Słowo na Dz.
- Dziewica – mruknął.
Zamrugała, uwalniając rękę z jego luźnego uścisku.
- Dlaczego sprawiasz, że brzmi to jak zła rzecz?
- Nie  zła. Tylko…  – przejechał  palcami   po włosach.  Cholera,  jak  miał

wyjaśnić,   że   pragnął   jej   tak   bardzo,   iż   ledwie   mógł   oddychać,   ale   musiał
zapewnić jej bezpieczeństwo, bo polegała na nim? A na dodatek była cholerną
dziewicą. Tylko zwierzę by ją wykorzystało. – Chryste.

- W książkach, które czytałam, mężczyźni zawsze wydawali się doceniać

przywilej odebrania niewinności swojej partnerce – dumała.

Jęknął, zastanawiając się, czy celowo próbuje go torturować.
- Pozwól mi zgadnąć – powiedział grubym głosem. – Czytałaś romanse?
-   Kiedy   Briggs   je   mi   przynosił.   Lubiłam   je   –   uniosła   podbródek.   –

Właściwie to nadal lubię.

Jasna cholera. Czy mogło być gorzej?
- Oczywiście, że lubisz – mruknął, przyglądając się jej ostrożnie. – Ale

rozumiesz, że mężczyźni tak naprawdę nie są tacy jak bohaterowie tych historii?

-   Ty  jesteś   –   powiedziała   z   przekonaniem,   które   sprawiło,   że   pokręcił

głową w natychmiastowym zaprzeczeniu.

- Nie.
- Uratowałeś mnie przed lordem demonem.
- Chyba żartujesz? – podszedł na tyle blisko, by upewnić się, że nawet

wampir nie usłyszy jego słów. – Jedyną rzeczą, jaką zrobiłem, było zatrzymanie
sukinsyna na tyle długo, by dać się zabić, a potem zmartwychwstać.

- Wyprowadziłeś mnie z jaskiń.
- Ratowałem własną skórę.
- Teraz objąłeś rolę mojego obrońcy – powiedziała, jasno określając, że

widzi   go   jako   pewnego   rodzaju   zbawcę.   Żałosny   żart.   –   Czy   to   nie   jest
bohaterstwo?

Chwycił   ją   za   ramiona,   wpatrując   się   w   jej   szeroko   otwarte   oczy   z

rosnącym poczuciem frustracji.

background image

- Cholera, Cassie, gdybym był prawdziwym bohaterem, zabrałbym cię do

twoich sióstr, gdzie naprawdę byłabyś chroniona i wyniósłbym się w diabły z
twojego życia.

Zesztywniała,   najwyraźniej   nie   mając   ochoty   połączyć   się   ze   swoimi

trzema identycznymi siostrami. Zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że jedna
poślubiła   Styxa,   Króla   Wampirów,   a   druga   najbardziej   zaufanego   strażnika
Styxa,   Jagra.   Natomiast   trzecia   była   partnerką   Króla   Wilkołaków,  Salvatore.
Gdyby udało im się dostać Cassie w swoje ręce, zamknęliby ją dla jej własnego
dobra. Nawet jeśli ponowny pobyt w klatce doprowadziłby ją do szału.

- Ale nie chcesz? – szepnęła.
-   Nie,   nie   chcę   –   przyznał   bez   wahania.   –  Ale   nie   dlatego,   że   jestem

dobrym człowiekiem.

- Więc czemu?
Jego ręce przesunęły się w górę, lekko muskając obie strony jej szyi, a on

rozkoszował się zaufaniem, jakim go obdarzyła. Wilkołaki nigdy nie pozwalały
nikomu, poza rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, być blisko ich gardła.

- Bo jestem samolubnym sukinsynem.
Rozchyliła usta, jakby chciała zaprzeczyć jego słowom; wtem poczuł, jak

spięła się pod jego dotykiem, a jej oczy się rozszerzyły.

- Caine.
- Co? – przesunął się, aby się upewnić, że jego ciało znajduje się między

nią a holem. – Co jest?

- Coś się stało.
Jego instynkty były w pełnej gotowości, ale bez widzialnego wroga tkwił w

miejscu, warcząc tylko na powietrze.

- Ostrzegałam cię, że mówię niejasno.
- A…  –  słowa  zamarły  jej  na ustach,  gdy  zadziwiająca  zieleń  jej oczu

została   przyćmiona   przez   dziwny,  biały   blask.   –   Wahanie   –   powiedziała   w
końcu.

Caine zmarszczył brwi, czekając na znajomy znak migoczący w powietrzu,

ujawniający   kolejną   przepowiednię,   którą   tylko   Cassie   mogła   rozszyfrować.
Tym razem jednak nic się nie pojawiło.

- Wahanie odnośnie czego?
- Gry. Przybył nowy gracz.
Po prostu doskonale.
- Przypuszczam, że on czy ona nie jest po naszej stronie – zapytał sucho.

background image

- Nie. Jego serce jest mroczne – biel zniknęła z jej oczu, ukazując nagły

błysk przerażenia, gdy chwyciła go za ramię, aby utrzymać się na nogach. – Ból.
Tak dużo bólu.

Obejmując ją uspokajająco ramieniem wokół talii, upewnił się ukradkiem,

że może z łatwością wyjąć mały sztylet ukryty z tyłu, a także pistolet z kabury
pod lewym ramieniem.

- On jest w Vegas?
Westchnęła z frustracją.
- Nie wiem.
-   Przypuszczam,   że   wkrótce   się   dowiemy   –   cofnął   się,   przeczesując

wzrokiem   hol   w   poszukiwaniu   jakiegokolwiek   niebezpieczeństwa.   –   W
międzyczasie musimy uciec od tych tłumów.

Dwa dni później
Legowisko Gaiusa w Luizjanie

Gaius   przejechał   dłonią   po   eleganckim,   czarnym   garniturze,   który   był

idealnie   dopasowany   do   jego   smukłego   ciała,   wcześniej   upewniając   się,   że
jasnosrebrny krawat leży gładko na białej, jedwabnej koszuli. Pomimo swojej
niechęci do czarownicy, musiał przyznać, że Sally zrobiła kawał dobrej roboty
przygotowując   się   na   jego   przybycie.   Nie   tylko   wyposażyła   dom   w   ciężkie
okiennice,   które   zatrzymywały   większość   dziennego   światła   i   otoczyła   go
zaklęciem   odstręczającym,   trzymającym   z   dala   wszystkie,   nawet   najbardziej
potężne demony, ale zamówiła całą szafę pełną ubrań, odpowiadających jego
powściągliwemu, lecz eleganckiemu gustowi. 

Dziwne,   że   taka   ekstrawagancka,   mała   dziwaczka,   może   posiadać   taki

dobry gust w doborze męskiej odzieży. Miał tylko nadzieję, iż będzie równie
utalentowana   przy   realizacji   jego   najbardziej   aktualnej   potrzeby.   Jak   na
zawołanie poczuł zapach brzoskwiń, który wydawał się przylgnąć na zawsze do
czarownicy, a chwilę później rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

- Dowódco? – zawołała cicho.
Gaius skrzywił usta. Po dwóch dniach w jego nieustannym towarzystwie,

kobieta straciła większość swojej próżnej arogancji. Nie ma to jak uwięzienie ze

background image

śmiercionośnym   drapieżnikiem,   który   nienawidzi   czarownic,   aby   osoba
zmieniła swoje nastawienie.

- Wejść.
Usłyszał, jak wzięła głęboki oddech, nim otworzyła drzwi, obserwując go z

udawaną brawurą, która nie maskowała jej nieufności. Cwana mała wiedźma.
Stojąc w drzwiach Sally wyglądała jak gocka, szmaciana lalka z warkoczami,
grubą, czarną kreską wokół oczu i pasującą do tego szminką. Miała na sobie
jakiś czerwony stanik i rozkloszowaną tiulową spódnicę.

- Już czas na ceremonię.
Gaius poprawił francuskie spinki do mankietów, utrzymując chłodny wyraz

twarzy. Do diabła, nie było mowy, by wyjawił tej podstępnej, małej dziwce, jak
był wytrącony   z  równowagi  przez  myśl,  iż  pozwoli  jej użyć  na  nim  swojej
magii. Wystarczająco złe było to, że poszedł błagać na kolanach o litość, kiedy
Mroczny   Lord   zapowiedział,   iż   Gaius   zostanie   „zmieniony”,   by   lepiej
odpowiadać potrzebom pana.

- Przygotowałaś to, o co prosiłem? – zażądał odpowiedzi.
Zacisnęła usta, ale skinęła potakująco głową. Dobrze. Wiedźma się uczyła.

Jak   każdy   dobry   generał   oczekiwał   całkowitego   posłuszeństwa   od   swoich
żołnierzy.

- Przygotowałam.
- A więc?
- Ona jest w pokoju gościnnym.
- Pokaż mi.
Ciemne   oczy   rozbłysły,  poirytowane   jego   władczym  tonem,   ale   na   tyle

mądra,   by   trzymać   buzię   na   kłódkę,   Sally   odwróciła   się   i   poprowadziła   go
korytarzem.   Gaius   podążył   za   nią   miarowym   tempem,   w   pełnej   gotowości,
mimo rzekomo bezpiecznego legowiska. Doświadczył w przeszłości okrutnej
lekcji, gdy przestał być ostrożny tej nocy, gdy jego klan został zaatakowany.
Lekcji, której nigdy nie zapomni.

-   Masz   wieści   od   naszych   towarzyszy?   –   zapytał,   gdy   wspinali   się   po

schodach prowadzących na piętro.

- Tak, powinni przybyć w przeciągu kilku godzin.
Zacisnął zęby, spoglądając groźnie na tył jej głowy.
- Wciąż twierdzisz, że nic o nich nie wiesz?
- Wiem tyle, co ty.
- Skoro tak mówisz.

background image

Drgnęła, gdy jego lodowata moc przeniknęła powietrze, ale kuląc ramiona

zatrzymała się przed ciężkimi drzwiami i wskazała na okienko, które odsłaniało
celę pokrytą wewnątrz metalem.

- Kobieta jest w środku – czekała na Gaiusa, który podszedł i spojrzał przez

okno. – Czy jest zadowalająca?

Gaius syknął, gdy jego kły wydłużyły się z prymitywnego głodu. Tak jak

zażądał, przykuta do ściany smukła kobieta miała długie, ciemne włosy oraz
złocistą   skórę   i   ciemne   oczy   w   kształcie   migdałów,   które   wskazywały   na
bliskowschodnie   pochodzenie.   Oczywiście,   nie   była   dokładną   kopią   jego
ukochanej Dary. Jej rysy nie były równie delikatne, a ciało okrywały krótkie
szorty  i niewielka, wiązana na szyi bluzka bez pleców, którą jego partnerka
uważałaby za tandetną, ale była na tyle podobna, by wzbudzić w nim pożądanie,
o którym niemal zapomniał przebywając po drugiej stronie.

-   Tak,   jest…   zadowalająca   –   przyznał,   śliniąc   się,   gdy   jego   spojrzenie

śledziło linię gardła. – Gdzie ją znalazłaś?

Sally wzruszyła ramionami.
- Tam, gdzie znajdziesz wszystko. Przez Internet. Na całe szczęście oferuje

wizyty domowe – chwyciła go za nadgarstek, gdy sięgnął do klamki. – Nie
teraz.

Gaius spiął się, opanowując się i przygotowując do ataku.
- Zabierz rękę, wiedźmo.
Kobieta  pospiesznie  zabrała rękę, wyczuwając  śmierć w powietrzu. Ale

uparcie odmawiała wycofania się.

- Najpierw ceremonia, a potem dziewczyna – powiedziała.
Gaius posłał jej lodowate spojrzenie.
- Jesteś na tyle głupia, by wierzyć, że możesz wydawać mi rozkazy?
Nagle   szkarłatny   ogień   zapłonął   w   ciemnych   oczach   czarownicy   i

ostrzegawcze ciepło rozeszło się w powietrzu.

- Ten rozkaz nie jest ode mnie.
Gaius   zadrżał.  Cristo.  Nie   wiedział,   co   było   gorsze.   Jego   strach   przed

byciem   na   łasce   zaklęcia   wiedźmy,   czy   niezwykły   ciężar   duszących   mocy
Mrocznego Lorda.

- Dobrze – warknął. – Załatwmy tę niedorzeczną ceremonię.
Sally skinęła głową w kierunku końca korytarza.
- Przygotowałam pokój.

background image

Wciąż niespokojny Gaius podążył za czarownicą do dużego pokoju, jego

wzrok   spoczął   na   grubej   linii   z   soli   usypanej   w   okrąg   na   samym   środku
drewnianej podłogi.

- Czekaj – odwrócił się i przyglądał się Sally z gniewnym grymasem. –

Wyjaśnij mi ze szczegółami, co zamierzasz ze mną zrobić.

Westchnęła zrezygnowana.
- Znowu?
Obnażył kły.
- Byłaś wielce niechętna w ujawnianiu szczegółów.
Jej oczy rozszerzyły się, gdy próbowała ukryć strach pod maską brawury.
- Z pomocą pana wyczaruję zaklęcie, które usunie twój… zapach.
- Po co?
- To nie tylko ochroni cię przed śledzeniem przez twoich wrogów, ale jako

zmiennokształtny będziesz zdolny stać się kimkolwiek czy czymkolwiek tylko
zechcesz, nie zdradzając swojej prawdziwej tożsamości.

Starała się  sprawić, żeby zabrzmiało to bardzo prosto. Wystarczy  jeden

ruch jej ręki i, abrakadabra, zapach znika. Ale niestety nie było to proste. Każda
akcja wywołuje reakcję… 
Zwłaszcza jeśli chodzi o magię. To był koszt, co do
którego nie miał pewności, czy chciał go zapłacić.

-   Mogę   osiągnąć   ten   sam   cel   używając   amuletu   –   zauważył   cierpkim

tonem.

- Tak, cóż, to zaklęcie usunie trochę…
- Co?
- Więcej.
- Więcej?
- To usunie więcej niż tylko zapach.
Gaius zmrużył oczy.
- Masz na myśli, że to zabierze moją tożsamość.
- Tylko na poziomie fizycznym.
Jej nonszalancka odpowiedź sprawiła, że zacisnął dłonie. Tak jakby owinął

je wokół jej szyi i wyciskał z niej życie.

- A jeśli nie zdecyduję się na to – skrzywił się drwiąco – zabieranie?
- To jest coś, co musisz omówić z naszym panem.
Cholerna czarownica. Zapędziła go dosłownie w kozi róg i wiedziała o

tym.

-  Cristo  – warknął, przesuwając się, by stanąć w samym środku rogu. –

Skończmy z tym.

background image

Sally   zignorowała   jego   polecenie,   przechodząc   przez   pokój,   by   zapalić

woskowe   świece   z   uroczystym   wyrazem   twarzy.   Następnie   położyła   kilka
długich piór w misie i postawiła ją na ogień, wypełniając powietrze chmurą
dymu. Potem zadowolona z przeprowadzenia odpowiedniego rytuału, włożyła
ciężką,   czarną   szatę   i  przesunęła   się,   by   stanąć   dokładnie   przed   nim.   Gaius
prychnął z niesmakiem, niewzruszony wymyślną ceremonią.

- To zajmie całą noc?
Uniosła ręce, a leniwy uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Może chcesz się nieco przygotować.
To było tylko ostrzeżenie, po którym uderzyło w niego zaklęcie, posyłając

go na kolana. Bogowie. Pochylił głowę, drżąc, gdy ból przetoczył się przez
niego. Czuł się tak, jakby był wypalany od środka. Jakby ta przeklęta wiedźma
rozpaliła   ognisko   w   jego  brzuchu   i  od   tego  płonęło   całe   jego  ciało.   Jęknął,
zamykając oczy i walcząc, by nie wyć z cierpienia.  Dziwka robiła to celowo,
stwierdził z okrutną szczerością. Był na jej łasce i oczywiście zamierzała dobrze
wykorzystać tę krótką chwilę władzy. 

Napłynęła kolejna fala płonącego bólu i poczucie jego… właśnie, czego?

Jego  istoty?  Tak,  jego istoty  wyrywanej  z  głębi  niego.  Schylił  się,  aż  czoło
dotknęło   drewnianych   desek   podłogi.  To  nie   było   zwykłe   zaklęcie.  To  było
głębokie wtargnięcie do duszy, które groziło jego zniszczeniem. Nagły dreszcz
strachu   przebiegł   mu   wzdłuż   kręgosłupa,   gdy   przypomniał   sobie,   jak   Sally
zwracała się do Mrocznego Lorda, który pomagał jej przy zaklęciu. Czyżby pan
postanowił   położyć   kres   wiernemu   słudze?   Nie   byłby   to   pierwszy   raz,   gdy
diabelski   sukinsyn   zabiłby   jednego   ze   swoich   popleczników   dla   czystej
przyjemności obserwowania jego śmierci.

Wtem, tak szybko jak objął go we władanie, bezlitosny ból zniknął. Powoli

przychodząc   do   zmysłów,  Gaius   nie   wstawał   z   kolan   przez   dłuższą   chwilę.
Wystarczająco zawstydzające było to, że wiedźma widziała go wyginającego się
jak elipsa pod jej zaklęciem. Nie chciał pogarszać sprawy, próbując ustać na
nogach, zanim nie był pewien, iż nie skończy się to zaryciem twarzą w podłogę.
Kiedy   w końcu  nabrał przekonania,  że  może  wstać  bez  zażenowania,  Gaius
podniósł się na nogi, rzucając spojrzenie na czarownicę.

- Ty… kurwo – warknął, przyciskając rękę do niebijącego serca. – Zabrałaś

moją duszę?

Zbladła,   gdy   świece   zapłonęły,   a   następnie   zostały   zdmuchnięte   przez

podmuch jego lodowatej furii, lecz trzymała fason.

- Sprzedałeś ją dawno temu, Dowódco.

background image

Cóż, czy to nie była okrutna prawda? Zlekceważył mroczne myśli. Co się

stało, to się nie odstanie. Nie wracał do tego. Zamiast tego wskazał palcem w
kierunku   czarownicy,   jego   moce   uderzyły   w   nią   z   wystarczającą   siłą,   by
przyszpilić ją do ściany.

- Powiedz, co mi zrobiłaś.
Oblizała wargi, zapach jej strachu drażnił jego zmysły.
- Ja…
Postąpił krok bliżej.
- Powiedz.
- Usunęłam twoje istnienie – wybełkotała pospiesznie.
Gaius ledwo oparł się bezsensownej pokusie spojrzenia w dół i upewnienia

się, że po prostu nie zniknął.

- Wyjaśnij mi to.
Uniosła ręce w bezradnym geście.
- Nie wiem jak.
- Spróbuj – warknął. – Spróbuj bardzo, bardzo mocno.
-   Zaklęcie   zostało   sporządzone,   by   pozbawić   cię   twojej   tożsamości   –

próbowała wyjaśnić z wahaniem. – Nie masz zapachu, nie masz… bytu. Inni
będą wiedzieć, że jesteś blisko, ale jeżeli nie są niezwykle potężnym demonem,
nie   będą   w   stanie   odkryć   czegokolwiek   o   tobie.   Nawet   faktu,   że   jesteś
wampirem.

To było dokładnie to, czego oczekiwał. Więc czemu czuł się, jakby właśnie

został zgwałcony? Syknął, żałując, że nie może mieć przynajmniej satysfakcji z
zabicia odpowiedzialnej za jego nagłe poczucie straty, czarownicy.

- Bogowie.
Z łatwością wyczuwając jego pragnienie śmierci Sally wolno przesuwała

się wzdłuż ściany. W końcu dotarła do drzwi i nie spuszczając nieufnego wzroku
z jego ponurej twarzy, otworzyła je.

- Idź do swojej kobiety – powiedziała. – Ona sprawi, że poczujesz się

lepiej.

Jego wściekłość minęła. Dara. Nie. Pokręcił głową. Nie Dara. Ale kobieta,

która złagodzi jego najpilniejszy głód. Z pewnością poczuje się lepiej, zajmując
się swoimi potrzebami. Idąc w kierunku drzwi, zatrzymał się na tyle długo, by
szepnąć Sally do ucha:

- Pewnego dnia, wiedźmo – ostrzegł.
Poczuł   przyjemność,   patrząc   jak   jej   twarz   przybiera   niezdrowy   odcień

szarości,   nim   skierował   się   z   powrotem   korytarzem   i   wszedł   do   pokrytej

background image

metalem celi. Zamykając za sobą drzwi, Gaius zatrzymał się, by rozkoszować
się chwilą. Czy było coś słodszego niż bogaty zapach ciepłej, kobiecej krwi?
Czy widok jego bezradnej ofiary zmagającej się ze strachem? Uśmiech wygiął
jego usta, gdy kobieta napięła kajdany przykuwające ją do ściany. Odwróciła
głowę z boku na bok, słysząc jego przybycie, mimo iż w pokoju było zbyt
ciemno, by jej ludzkie oczy mogły go zobaczyć.

- Kto tam jest? Czego chcesz ode mnie? – wychrypiała, gorączkowe bicie

jej serca było dla Gaiusa niczym wołanie syreny. – Odezwij się ty zboczony
świrze.

Gaius,   zmuszony   przez   szarpiący   głód,   podszedł   do   przodu   i   używając

swoich mocy zapalił samotną świecę ustawioną na stołku w odległym kącie.
Migotliwy   płomień   było   ledwo   zauważalny   w   nieprzebranej   ciemności,   ale
dostarczał   wystarczająco   światła,   by   kobieta   zobaczyła   przybycie   Gaiusa.
Rozchyliła   usta   do   krzyku,   ale   ujmując   jej   twarz   w   dłonie,   Gaius   spojrzał
głęboko w jej szeroko otwarte oczy.

-   Ciii.   Spójrz   na   mnie   –   zamruczał,   więżąc   jej   wzrok   i   z   łatwością

zniewalając jej umysł.

Nie był tak utalentowany jak niektóre wampiry oczarowujące ludzi, ale

kobieta   łatwo   uległa   jego   mocy.  W   mgnieniu   oka   twarz   jej   się   rozluźniła,
mięśnie zwiotczały, aż ramiona zwisły bezsilnie po bokach, a ona zapomniała o
ciężkich kajdanach.

- Jak masz na imię? – zapytał cicho.
- Farah.
Jej głos był wysoki, z szorstkim amerykańskim akcentem, zupełnie inny

niż   chropowaty,   śpiewny   głos   Dary,   ale   Gaius   szybko   zablokował
przypomnienie, że kobieta nigdy może nie wypełnić pustki i bólu w jego sercu.

- Ładnie, ale od tej nocy będziesz znana jako Dara.
- Dara – powtórzyła posłusznie kobieta.
- Tak, a ja jestem Gaius. Mężczyzna z twoich najskrytszych fantazji.
W   jednej   chwili   jej   oczy   pociemniały   z   bezmyślnego   oddania,   a   usta

rozchyliły się z cichym westchnieniem.

- Gaius – szepnęła.
- Bardzo dobrze – pochwalił, jego dłonie zacisnęły się na jej twarzy, gdy

skierował ją na kolana. – Teraz możesz zademonstrować, jak jesteś zadowolona
z ponownego połączenia się ze swoim ukochanym partnerem.

Z oczywistymi umiejętnościami zawodowymi kobieta rozpięła mu spodnie,

a jej usta zajęły się jego erekcją. Gaius jęknął z aprobatą, zamykając oczy i

background image

sięgając   do   wspomnień   o   swojej   pięknej   partnerce.   Bardzo   szybko   osiągnął
intensywny   orgazm,   który   miał   więcej   wspólnego   z   fizyczną   reakcją   niż   z
rzeczywistą przyjemnością i wsuwając dłoń w jej długie włosy, szarpnął ją do
pozycji pionowej. Nie próbowała z nim walczyć, kiedy przechylił jej głowę na
bok i jednym płynnym ruchem wbił swoje kły głęboko w jej szyję. 

Usłyszał   cichy   jęk   podniecenia   wywołanego   jego   ugryzieniem,   ale

ignorując jej wijące się ciało, pił łapczywie jej krew. Skrzywił się, gdy ciepła
ciecz spłynęła mu do gardła. Dzięki bogom nie było w niej żadnych śladów po
narkotykach   i   alkoholu,   ale   nie   smakowała   dobrze.   Mimo   to   pił   nadal,
zatrzymując się tylko, gdy poczuł jak jej serce trzepocze w ostrzeżeniu. Minęło
sporo   czasu   odkąd   cieszył   się   pożywianiem   prosto   z   żyły   i   doznanie   było
odurzające.   Później   mógłby   znaleźć   substytut   Dary,   który   byłoby   bardziej
przyjemny dla jego kubków smakowych. Wtedy mógłby w pełni cieszyć się
opróżnianiem go do sucha.

Łapiąc  odgłos  zbliżających  się  kroków Gaius wyciągnął kły  i wypuścił

kobietę z uścisku. Bezsilna z powodu seksualnej reakcji na jego ugryzienie i
nagłego   spadku   ciśnienia   krwi   kobieta   zawisła   na   łańcuchach,   które   były
wszystkim, co powstrzymywało ją przed upadkiem na podłogę. Nie, żeby Gaius
to   zauważył.   Zapomniał   o   kobiecie,   gdy   poprawił   ubranie   i   odwrócił   się   w
kierunku drzwi. Wyczuł już przyczynę przedwczesnego przybycia wiedźmy. Po
krótkim stuknięciu w drzwi Sally otworzyła je pchnięciem, jej wzrok przesunął
się   w   stronę   nieprzytomnej   prostytutki,   nim   napotkała   szyderczy   uśmiech
Gaiusa.

- Nasi goście przybyli – powiedziała sztywno.
Jego nozdrza rozszerzyły się, wyczuwając smród psa, który brukał jego

legowisko.

- Kundle?
Wiedźma nie wyglądała na szczęśliwszą od Gaiusa. Ale właściwie, czemu

powinna być? Kundle nie lubiły czarownic bardziej niż wampiry.

- Dopasowany zestaw.
Gaius zmarszczył brwi.
- Przepraszam bardzo?
Przewróciła oczami.
- Musisz zobaczyć, żeby uwierzyć.
Nie chcąc się bawić w zgadywanki Gaius minął ją i wyszedł na korytarz.
- Przyprowadź ich do mojego gabinetu.
- A co z dziwką?

background image

Spojrzał na kobietę, która wisiała w kajdanach jak zepsuta lalka.
- Zostanie tutaj.
Sally zmarszczyła nos.
- Ale…
- Jeśli umrze, pozbędę się jej – przerwał niecierpliwym tonem.
Ludzie byli irytująco przewrażliwieni, gdy chodziło o zwłoki.
- Uroczy – mruknęła Sally.
Nie zawracając sobie głowy odpowiedzią, Gaius skierował się w dół po

schodach i wszedł do małej biblioteki, którą uczynił swoim gabinetem. Nie,
żeby   kiedykolwiek   brał   pod   uwagę   długi   pokój,   obstawiony   półkami   i
wyposażony w orzechowe biurko oraz dopasowane do niego dwa krzesła, za coś
więcej niż tymczasowe miejsce do prowadzenia swojej działalności. Gdy Dara
powróci,  zabierze ją z powrotem do ich ogromnego  pałacu ukrytego pośród
włoskich wzgórz. Jego pełen przepychu dom posiadał bibliotekę, która była dwa
razy większa od tego całego domu, a na dodatek wypełniona tysiącami cennych
książek, które sięgały czasów wynalezienia prasy drukarskiej. Nie włączając w
to delikatnych zwojów, trzymanych dla ochrony w jego skarbcu.

Niestety, „jak się  nie  ma,  co  się  lubi, to  się  lubi, co  się  ma”  i dopóki

Mroczny Lord był zadowolony, że Gaius spełnia swoją część umowy, musiał
tkwić w tych bagnistych ostępach. A co gorsza, tkwić z sojusznikami, których
nie chciał i nie potrzebował. Opierając się o biurko, Gaius przygładził swoje
ciemne włosy, ale wyprostował ramiona, gdy poczuł smród kundli wypełniający
powietrze. Rozległo się głośne pukanie do drzwi, lecz odczekał kilka długich
minut,   nim   odpowiedział.   Był   mistrzem   taktyki,   więc   wiedział,   że   subtelna
władza może być najskuteczniejsza. Każdy mógł być tyranem. Bycie przywódcą
wymagało jednak sprytu i cierpliwości.

- Wejść – w końcu rozkazał.
Pierwszy wszedł młody mężczyzna, który wyglądał na trzydzieści ludzkich

lat. Miał potężną muskulaturę i kwadratową głowę osadzoną na grubym karku.
Jego włosy były w kolorze blond, obcięte na wojskową modłę, którą podkreślała
zielona koszulka i spodnie moro. Za nim weszła mniejsza, żeńska wersja niego,
też w wojskowym stylu i spodniach moro. Cristo.  Zrozumiał komentarz Sally,
że była to dopasowana para. Podchodząc do przodu, bliźniacy zatrzymali się i
stanęli ramię w ramię, zakładając ręce na piersiach.

- Wampirze – powiedział mężczyzna i z szacunkiem skinął głową.
Gaius   powoli   wyprostował   się   za   biurkiem,   jego   twarz   była   jednym,

wielkim niezadowoleniem.

background image

- Mów do mnie Dowódco.
Gniew   błysnął   w   piwnych   oczach   kundla,   ale   był   na   tyle   mądry,   by

zachować tę irytację dla siebie.

- Jak sobie życzysz – mruknął, wzruszając ramionami. – Jestem Dolf, a to

moja siostra…

- Nie obchodzi mnie ani to, kim jesteś, ani twoje nudne życie – przerwał

Gaius cierpkim tonem.

Powietrze wypełniło ciepło narastającej frustracji kundla.
- Tobie także pieprzone dzień dobry.
- To nie jest wizyta towarzyska – Gaius machnął ręką, wpatrując się w nich

lekceważąco. – Powiedz mi, dlaczego Mroczny Lord wierzy, że mogą mi służyć
zwyczajne kundle.

Dolf zacisnął zęby.
- Ponieważ posiadam moce wykraczające poza zdolności zwykłego kundla.
Gaius zignorował nutę sarkazmu w głosie mężczyzny.
- Jakie moce?
- To.
Podnosząc ręce, kundel wskazał w kierunku półek z książkami, mrucząc

pod   nosem.   Nastąpiła   krótka   chwila,   w   której   Gaius   zastanawiał   się,   czy
mężczyzna nie był obłąkany; następnie bez ostrzeżenia jedna z ciężkich książek
spadła   z   półki   i   wylądowała   na   biurku   z   głośnym   hukiem.   Gaius   syknął   z
obrzydzenia. Magia. Czy  Mroczny  Lord próbuje przetestować jego lojalność
celowo otaczając go istotami, których najbardziej nienawidził?

- Jesteś czarodziejem? – prychnął, zanim mógł powstrzymać swoją reakcję.

– Jak to możliwe?

Kundel   wzruszył   ramionami,   najwyraźniej   przyzwyczajony   do   tego

pytania.   Nic   dziwnego.   Równie   dobrze   mógł   być   jedynym   kundlem   o
magicznych umiejętnościach na powierzchni ziemi.

- Byłem w pełni wyszkolonym czarodziejem, zanim się przemieniłem.
Gaius zmrużył oczy.
- Kundle nienawidzą czarownic.
- To prawda.
- Więc jak zostałeś ugryziony?
Kundel uśmiechnął się z pełną samozadowolenia arogancją.
- Potrafię być bardzo przekonujący.
Gaius nie był pod wrażeniem.
- Jeśli to jest twoja umiejętność, to ty i twoja siostra potraficie…

background image

- Czekaj – wychrypiał kundel.
- Co?
- Ingrid – Dolf spojrzał na milczącą kobietę u jego boku. – Pokaż mu.
Sięgając do tylnej kieszeni, kobieta wyjęła małą komórkę i trzymała ją w

górze, by ją obejrzał.

- Chcesz mi sprzedać telefon? – szydził.
Ingrid nacisnęła przycisk na telefonie, a ten pokazał obraz blondwłosego

mężczyzny o jasnoniebieskich oczach.

- Pracowałam dla Caine’a – powiedziała.
- Caine? – chwilę zajęło Gaiusowi uświadomienie sobie, dlaczego to imię

brzmiało znajomo. – Wilkołak, który chroni proroka?

- Tak – kundel się uśmiechnął. – A to jest jego bezpośrednia linia.