background image

KSIĘGA PIĄTA 

Only in my 

Dreams 

Dana Marie Bell 

 

 

 

 

 

 

 

background image

ROZDZIAŁ I 

Listopad 

- Kim ty kurwa jesteś? – Gabriel Anderson, szeryf Halle 
w stenie Pensylwania oraz 

Drugi Marshalla pumiej Dumy z Halle, był zmęczonym, 
w złym humorze 

kocurkiem. 

Patrzył  na  intruza  siedzącego  w  salonie  i  próbował 
przypomnieć sobie, że 

więzienie  nie  jest  dobrym  miejscem  dla  wkurzonego 
gliny. Intruz trzymał stopy na 

stoliku,  jego  kowbojskie  buty  podskakiwały  podczas 
grania w grę wideo na Wii. 

Gabe  trzymał  mocno  swój  rewolwer,  odbezpieczony, 
skierowany w intruza. Facet 

pachniał jak zmienny. – Wolę wiedzieć kogo do cholery 
aresztuję za włamanie. 

-  Zastanawiałem  się  kiedy  przyjdziesz.  –  Coś  błysnęło 
na twarzy faceta, machnął 

szalenie  rękoma.  –  Ha!  Mam  cię  skurczybyku!  – 
Zatrzymał grę i położył pada na 

background image

stoliku.  –  Jestem  James  Barnwell.  A  ty  szeryfie  jesteś 
Gabriel Anderson, Drugi 

Marshall Dumy z Halle. 

Gabriel opuścił nieznacznie rewolwer.  – Taa. Więc już 
wiesz kto wsadzi twoją 

dupę za kratki. 

Mężczyzna wstał. Jego ciemnoblond głowa z łatwością 
górowała jakieś sześć cali 

nad  Gabe’em,  a  Gabe  ze  swoimi  sześcioma  stopami 
wzrostu nie sądził, że jest 

niskim kolesiem. – Naprawdę nie chcesz tego zrobić. 

- Dlaczego nie? 

Facet  uśmiechnął  się,  miał  ciepły  wyraz  twarzy.  Jego 
szare oczy zamigotały 

wesoło.  –  Bo  według  mnie  nie  byłoby  Senatowi  do 
śmiechu gdyby musiał 

wyciągać z pudła jednego ze swoich. 

Gabe opuścił rewolwer ale nie odprężył się całkowicie. 
– Senat? Dlaczego Senat 

miałby wysyłać kogoś do Halle? 

background image

Senat  zmiennych  był  wolnym  konglomeratem 
wszystkich zmiennych. 

Tradycyjnie był kierowany przez Lwa. Głównym celem 
Senatu było dopilnowanie 

tego,  by  ludzie  nie  dowiedzieli  się  o  istnieniu 
zmiennych, wyjątkiem były ludzkie 

partnerki.  Przez  lata,  Senat  ustanowił  prawa,  według 
których żyli wszyscy zmienni, 

niektórzy mieli założyć Sfory i Dumy. 

Co  sześć  lat  odmienne  rasy  mogły  wybrać  jednego  ze 
swoich do Senatu. 

Aktualnym Senatorem Pum był stary mężczyzna zwany 
Harry Girland, który 

mieszkał gdzieś na Środkowym Zachodzie. Gabe nigdy 
nie spotkał ani nie 

porozmawiał  ze  starcem.  Panowanie  Max’a  było 
cholernie świeże, a Senat miał w 

zwyczaju  przytrzymać  nowe  Alfy  w  okresie 
przyzwyczajania się zanim pozwoli na 

nawiązanie kontaktów. 

Rzadko  reprezentant  Senatu  odwiedzał  Halle.  Przez  te 
wszystkie lata Duma 

background image

gościła  zaledwie  dwóch.  Jednym  był  reprezentant  Pum 
w Senacie, który przybył w 

sprawie  zbitej  niedawno  Dumy.  Drugim  był  Hunter 
śledzący gnoja, którego w 

ostateczności  zniszczył  Marshall  Halle.  Za  każdym 
razem facetami były Pumy. 

Ten  facet  nie  pachniał  jak  Puma.  Pachniał 
Niedźwiedziem. – Nie powinieneś 

rozmawiać z moim Alfą? 

-  Jeśli  przybyłbym  tutaj  by  rozmawiać  z  Panem 
Cannon’em byłbym w jego domu, 

nie  twoim.  –  Uśmiech  faceta  zamienił  się  w  szeroki.  – 
Poza tym, on nie ma Wii. 

Gabriel  zamknął  oczy  i  pomodlił  się  o  cierpliwość.  – 
Powiedz mi, że nie włamałeś 

się do domu mojego Alfy. 

-  Nie  włamałem  się  do  domu  twojego  Alfy.  – 
Zapapugował Niedźwiedź. 

Gabe  postrzelił  faceta  wzrokiem  i  trzymał  za  swoją 
broń. – W jaki sposób 

Duma  z  Halle  może  być  pożyteczna  dla  Senatu?  – 
dzięki Bogu jego przodek 

background image

napełnij 

jego 

głowę 

odpowiednimi 

normami 

postępowania. Wiedział, co 

powiedzieć nawet, jeśli jego ton nie był pełen szacunku. 
Nie miał zielonego pojęcia 

jak  inaczej  poradzić  sobie  z  reprezentantem  Senatu. 
Nawet, jeśli nie do końca 

oczekiwał,  że  stojąca  w  jego  salonie  osoba  została 
wysłana przez Senat. 

- Poprzez podarowanie nam swojego Zastępcę. 

Gabe  zamrugał.  Musiał  być  bardziej  zmęczony  niż 
sądził. – Że co przepraszam? 

- Musisz ze mną iść. 

Co? Nie. Nie ma kurwa mowy. Właśnie wrócił domu po 
latach pracy w 

Filadelfii, nabierając wystarczającego doświadczenia by 
przejąć stołek szeryfa w 

swoim  ukochanym  mieście  rodzinnym.  Rada  Miasta 
była tym zachwycona kiedy 

ojciec  Adriana  Giordano  odszedł.  Tydzień  wcześniej 
Gabriel odkrył kto jest jego 

partnerką,  ale  chciał  się  upewnić,  że  Sheri,  partnerka 
Adriana, była bezpieczna co 

background image

zajęło  mu  trochę  wolnego  czasu.  Właśnie  skończyli 
sprzątać po gnojku Wilku, 

który prześladował Sheri i zamieniał jej życie w piekło. 
Skoro miał już czas 

odetchnąć to chciał osiedlić się i oznaczyć partnerkę. Za 
cholerę nie opuści Halle 

choćby  na  minutę.  Chyba,  że  mógłby  zabrać  Sarę  ze 
sobą. 

Jego  determinację  utwierdziło  jedynie  myślenie  o 
słodkiej, kuszącej Sarze. 

Obrazy  ciemnowłosej  piękności  nawiedzały  go  przez 
cały tydzień. Bez względu na 

to  czego  chciał  Senat  musiał  znaleźć  sobie  kogoś 
innego. – Nie mogą mnie mieć. 

Mężczyzna pokręcił głową.  – Nie wydaje mi się żebyś 
rozumiał synu. – Skierował 

się  do  kuchni  jakby  był  u  siebie.  –  Tak  przy  okazji 
potrzebujesz więcej kawy. 

Gabe ukrył ryk. – Mam partnerkę do zatwierdzenia. 

Facet  zatrzymał  się  i  spojrzał  na  niego  zza  pleców.  – 
Obiecuję ci, że zadanie, 

background image

które mam dla ciebie nie zajmie dłużej jak pół roku. Po 
wszystkim, wrócisz do 

Halle, do swojego życia i oznaczysz swoją partnerkę. – 
Zniknął uśmiech. Jego 

szare oczy pociemniały. – Straciliśmy Huntera, Gabriel. 

-  Moje  kondolencje.  –  Gabriel  był  szczery.  W  pewien 
sposób Hunterzy byli elitarna 

jednostką  policyjną  zmiennokształtnych.  Ich  głównym 
zadaniem było zapewnienie 

bezpieczeństwa  populacji  zmiennych  i  ludzi  przed 
bandziorami. Gdyby sytuacją 

Rudy’ego  Parker’a  nie  zajął  się  szybko  Alfa  Sfory 
Poconos, Gabe uparłby się na 

zawiadomienie  Huntera  by  zajął  się  Parkerem  i  jego 
Wilkami. Już na początku 

powinien tak zrobić. Możliwe, że wtedy Belle Campbell 
nie zostałaby nigdy 

zraniona, a Sheri porwana. 

-  Dziękuję  ci.  Daniel  był  moim  dobrym  kumplem.  – 
James z powrotem skierował 

się do kuchni. 

– Ale to oznacza, że na tym rejonie brakuje Huntera. 

background image

Aj  kurwa.  Ramiona  Gabe  podskoczyły.  Część  jego 
chętnie chciało usłyszeć 

więcej.  To  było  tak  jakby  glina  małego  miasteczka 
nagle został mianowany 

Marshallem  Stanów  Zjednoczonych.  Inna  jego  część 
chciała by ten facet sobie 

poszedł  by  mógł  wziąć  prysznic,  odpocząć  i  przynieść 
swoją kobietę do domu. 

Miał plany co do jej słodkiego tyłeczka, niech do szlag. 
– Dlaczego ja? Dlaczego 

nie  jeden  z  Wilków  Ricka?  –  Bądź  nawet  inna  Puma, 
jak Adrian, aktualny 

Marshal? 

James  znowu  się  uśmiechnął.  –  Ponieważ nie  są Tobą. 
Ty zostałeś przydzielony do 

roli Huntera tego rejonu. 

- Musiałbym opuścić Halle. – Gabe był zaskoczony, że 
te słowa wyszły z jego ust. 

Nie mógł tego na serio rozważać. 

Mógłby? 

-  Halle  byłby  twoim  miastem  rodzinnym,  twoją  bazą 
działań. I naprawdę? Bycie 

background image

Hunterem  nie  wpływa  na  twoją  pozycję  w  Dumie, 
musisz tylko reagować na 

telefony  odnośnie  polowań.  Jeśli  to  jest  związane  z 
twoim Alfą, a nie sądzę żeby 

tak było, to możesz mieć problemy. 

- To nadal nie jest odpowiedzią na pytanie. – Otworzył 
lodówkę i wyjął piwo. – 

Dlaczego ja? 

-  Mogę  wziąć  colę?  –  Gabe  podał  James’owi  jedną.  – 
Dzięki. Pamiętasz jak 

próbowałeś  postrzelić  opony  w  samochodzie  Parkera? 
Kiedy domyśliłeś się, że 

radiostacja RF zagłuszała połączenie Pani Montgomery 
z Doktorem Giordano? No 

i kiedy zwołałeś Dumę by się upewnić, że Parker i jego 
pomocnicy nie odeszli? 

Gabe zamrugał, zszokowany. Skąd do cholery ten facet 
o tym wiedział? – 

Taa.  To  zdarzyło  się  zaledwie  dwa  dni  temu.  –  Dwa 
długie, wyczerpujące dni 

temu.  Gabe  ziewnął,  nie  martwiąc  się  jak  przyjął  to 
James. Był kurewsko 

background image

zmęczony. 

James  wziął  dużego  łyka  z  puszki.  –  Cholera,  to  jest 
sedno. Wyryczałeś rozkazy a 

Wilki i Pumy podążyli za nimi. 

- No i? – Leniwie odkręcił kapsel od butelki i rzucił go 
na ladę. 

Spojrzenie,  jakie  rzucił  mu  James  było  pełne 
rozbawienia. – Myślisz, że Wilki 

posłuchałyby  się  ciebie  gdybyś  był  zaledwie  Zastępcą 
Marshala? Marshala Pum? 

W połowie drogi do ust butelka znieruchomiała. Wysłał 
jednego z Wilków 

by sprawdził samochód Max’a i upewnił się, że znajdzie 
zagłuszające urządzenie. 

Były nielegalne, ale możliwe to złożenia, zwłaszcza dla 
faceta takiego jak Parker, 

który  studiował  elektrotechnikę.  Rudy  użył  tego  by 
Sheri nie mogła skontaktować 

się  z  Adrianem  i  tym  samym  namówił  ją  do wyjścia  z 
domu. 

Alfa  Sfory,  Rick,  został  postrzelony,  gdy  próbował  ją 
ochronić. Gabe 

background image

próbował  ich  powstrzymać,  ale  było  za  późno. 
Spudłował strzelając w tylną oponę 

samochodu a Sheri została porwana. 

Porywacze  zostali  zabici  prze  Ricka  i  jego  Marshala, 
Ben’a Malone. Gabe 

właśnie 

skończył 

rozporządzać 

materiałem 

dowodowym. Był cholernie zmęczony i 

nie w nastroju by zająć się tym gównem. – Powtarzam. 
No i? 

- Synu, zachowywałeś się jak Hunter. 

Gabe parsknął i łyknął piwa. – Nie prawda. 

-  Wydaje  mi  się,  że  rozpoznam  brata  Huntera  gdy  go 
widzę. Tylko Hunter mógłby 

sprawić, że ktoś z innego rodzaju słuchałby go podczas 
polowania na zbirów. 

Gabe  wskazał  na  James’a  butelką  piwa.  –  To  nie 
prawda. Alfa, mógłby sprawić, że 

ktoś go posłucha. 

James wzruszył ramionami. – Władza Alfy jest… inna. 
– Bawił się kapslem na 

puszce.  –  Skąd  wiedziałeś  żeby  szukać  stacji  RF 
zagłuszającej? 

background image

-  To  logiczne.  Telefony  wszystkich  były  włączone,  ale 
nie było żadnej próby 

połączenia. Musiał być tego powód. 

- Ale stacja RF? Jest raczej specyficzna. 

Gabe  wzruszył  ramionami.  Zaczynał  się  irytować.  – 
Słuchaj, po prostu wiedziałem, 

jasne? 

James uśmiechnął się jak dumny ojciec. – Dokładnie. 

Gabe potarł czoło butelką. Powoli dostawał bólu głowy. 
– To nie ma sensu. Obaj 

jesteśmy częścią hierarchii albo nie. Ja jestem Zastępcą. 
To oznacza, że należę już 

do hierarchii. 

James  zachichotał.  –  To  wszystko?  To  oczywiste,  że 
jesteś Zastępcą z Halle! To się 

nie zmieni. 

-  Jak  się  nie  zmieni?  Powiedziałeś,  że  wyjadę  na  sześć 
miesięcy a kiedy wrócę to 

będę Hunterem.– I prawdopodobnie wyleci z pracy, do 
diabła. Kochał być 

szeryfem. 

background image

- Jak myślisz ilu bandziorów żyje? 

- Tak dużo jak kryminalistów. 

Tym razem James wyglądał na zmieszanego. 

- W większości ludzie są prawomyślnymi obywatelami. 
Jakiś ich procent nie. W 

niektórych  miejscach  jest  ich  więcej,  a  w  niektórych 
mniej. Tak samo jest ze 

zmiennymi  bandziorami.  –  Wziął  kolejny  łyk  piwa  i 
skierował się do salonu. – 

Kilku  z  nich  wygląda  jak  miejscowe  dzieciaki  z 
college’u, szukające dobrego, 

bezprawnego  zabijania  czasu.  Niektórzy  z  nich  są 
zimnokrwistymi zabójcami, 

którzy muszą zostać zgładzeni. 

- Daniel został zabity przez zabójcę. 

Gabe się zatrzymał. Ostrożnie postawił butelkę piwa na 
stoliku. Czuł się jak 

na  krawędzi.  Kurwa  mać.  W  tle  znowu  zaczęła  grać 
muzyczka z gry. – Jak? 

James podniósł pada i usiadł na sofie, rozpoczynając z 
powrotem grę. – Chcesz się 

background image

dowiedzieć? 

Tak. Do diabła, tak, chciał. – Co z Sarą? 

James  się  uśmiechnął.  –  Jest  twoją  partnerką  Gabe. 
Nadal tu będzie, kiedy 

skończymy. 

Gabe  zrelaksował  się.  To  oznaczało  przełożenie 
oznaczenia swojej kobiety, ale 

pragnienie, no cóż, polowanie miał w żyłach. – Czy ten 
koleś mógłby zagrażać 

Halle? 

James pokręcił głową. – Zabija Yonkersów. 

- Nowy Jork? – Musiałby wyjechać do Nowego Jorku? 

- To będzie część twojego rejonu. 

Psiakrew. Samotne miasto  Nowy  Jork prawdopodobnie 
potrzebowało Huntera. – 

Ilu jest Hunterów na tym rejonie? 

-  Wliczając  ciebie?  Trzech.  A  twój  rejon  obejmuje 
Pensylwanię, Nowy Jork i New 

Jersey. 

Niech  to  diabli.  Dodaj  jeden  do  Atlantic  City.  –  Więc 
dostaję wszystko oprócz New 

background image

York City i Atlantic City? 

James wskazał na niego i zapiał. – Ha! Mam cię! 

Gabe  zorientował  się  jak  się  wyraził  i  zajęczał.  – 
Kurwa. – Podniósł butelkę piwa i 

opróżnił ją. – Pozwól mi przynajmniej oznaczyć swoją 
partnerkę. 

James  uniósł  jedną  brew.  –  Naprawdę  chcesz  jej  to 
zrobić? Oznaczyć ją i opuścić 

na sześć miesięcy? – Pokręcił głową. – Lepiej zostaw ją 
w tej chwili nieoznaczoną. 

Sny o partnerstwie będą piekłem, ale uwierz mi chłopie, 
będziesz potrzebował 

czasu  kiedy  ją  oznaczysz.  –  Jego  szeroki  uśmiech 
zamienił się w gorący. – Nie 

chcesz  być  przez  nią  kochany,  zamiast  ugryźć  ją  i 
uciec? 

Gabe  myślał  nad  wszystkimi  rzeczami,  które  chciał 
zrobić Sarze. Sposób, w jaki 

przywiąże  ją  do  łóżka  nadgarstkami  do  zagłówka… 
związałby jej oczy. Klapsy, 

jakimi  chciał  obdarować  jej  liliowo-białe  pośladki 
patrząc jak pod jego ręką 

background image

zmieniają kolor na czerwony. Zatęsknił za uczuciem jej 
ust na sobie, za smakiem 

jej esencji dopóki by się nie nasycił. 

- Będę musiał prosić o odejście. 

-  Powody  rodzinne.  –  James  wyjął  kawałek  papieru.  – 
Twój dziadek od strony 

matki jest chory i musisz się nim zająć. 

Gabe  spojrzał  na  podrobione  papiery.  Jego  dziadek 
umarł zanim Gabe się urodził. – 

Żartujesz sobie prawda? – Nie mógł użyć podrobionych 
papierów. To było 

niezgodne  z  prawem.  Wręczył  je  z  powrotem 
James’owi. 

James  je  zabrał.  –  Pewnie.  Proszę  bardzo,  wyjaśnij 
swojemu szefowi, że zapolujesz 

na  Wilka  mordercę.  Powiedz  im,  że  odchodzisz  na  z 
grubsza sześć miesięcy, 

oprócz wakacji, bo nie jesteśmy w komplecie i szkolimy 
się by podjąć obowiązki 

Huntera Senatu. Poradzą sobie z tym prawda? 

Gabe jęknął. Po prostu wiedział, że zostanie zwolniony. 
– Daj mi te cholerne 

background image

papiery. 

Dźwięk telefonu obudził ją wcześnie. – Słucham? 

- Sara? 

Podniosła  się,  nagle  całkowicie  przebudzona.  –  Gabe? 
Cześć! – Sara 

przerzuciła  sobie  włosy  za  uszy,  nerwowa  jak  diabli. 
Dźwięk seksownego głosu 

szeryfa wystarczył by zaczęły trząść się jej dłonie. Przez 
cały tydzień czekała na 

jego  telefon  albo  oczekiwała,  że  pojawi  się  w  jej 
drzwiach wejściowych. 

Gdy 

pierwszy 

raz 

ujrzała 

ciemnowłosego, 

niebieskookiego szeryfa 

zakołysała  się  na  piętach,  ogłuszona.  Jej  partner 
wyglądał na jednakowo 

wstrząśniętego.  Zaczął  iść  do  niej  na  spotkaniu  Dumy, 
ale wtedy Max poprosił o 

uwagę  i  Gabe  nie  był  już  dostępny  nie  wliczając 
szybkiej rozmowy telefonicznej. 

Ostatnim  razem  zobaczyła  go  stojącego  po  drugiej 
stronie łóżka szpitalnego 

background image

Belle. Wyglądał tak ponuro, że nie miała serca odezwać 
się do niego. Kiwnął do 

niej z aprobatą przed opuszczeniem pokoju, zostawiając 
za sobą utrzymujące się 

ciepło, które dawało jej otuchę przez ten tydzień. 

Teraz  sprawa  z  Rudym  Parkerem  była  całkowicie 
rozwiązania, teraz miał czas by 

ją oznaczyć. 

- Muszę z tobą porozmawiać. 

Jego głos był poważny. – Um. Dobrze. – Ugryzła się w 
wargę, myśląc szybko. 

Zaburczało  jej  w  brzuchu  przypominając  jej,  że  zjadła 
na kolację tylko talerz zupy. 

– U Franka? 

Westchnął. – Przepraszam, ale nie mogę. 

-  Oh.  –  Ukryła  rozczarowanie.  Przynajmniej  z  nią 
rozmawiał. 

- Jestem na lotnisku. 

Co? – Wszystko w porządku? 

- Wszystko… się zmieniło. 

background image

To  nie  brzmiało  optymistycznie.  Jego  głos  był 
zmęczony i napięty, nie było to 

zaskoczeniem  rozważając  co  zdarzyło  się  kilka  dni 
temu. – Jak to zmieniło? 

-  Wyjeżdżam  na  trochę.  –  Mogła  usłyszeć  hałas  na 
lotnisku i założyła, że był w 

Filadelfii. 

- Aha. 

- Sara. Wiesz, że jesteś moja prawda? 

Tak!  –  Wiem.  –  Wiedziała  od  momentu,  kiedy  go 
zobaczyła. Wszystko w niej 

tęskniło  do  niego,  ale  rozumiała  dlaczego  zwlekał  z 
oznaczeniem jej. Musiał skupić 

całą swoją uwagę na sprawie Sheri, nie na Sarze. Była 
za to z niego dumna. 

-  Nie  mogę  cię  jeszcze  oznaczyć.  To  skomplikowane. 
Nie będę w stanie cię 

oznaczyć przez jakiś czas. 

Jej  serce  stanęło.  Czekała  na  to  by  mieć  kogoś  dla 
siebie, kogoś, kto mógłby 

zrozumieć  kilka  dziwnych  rzeczy  jakie  jej  się  ostatnio 
przytrafiały. – Dlaczego nie? 

background image

-  Zostałem  wezwany  na  zastępstwo  Huntera  naszego 
rejonu. 

Duma  przepełniła  ją,  wraz  z  lekiem.  Bycie  Hunterem 
nie było łatwym zadaniem. – 

Oo wow. Gabe! To… przerażające. Niewiarygodne, ale 
naprawdę przerażające. 

Zaśmiał  się.  –  Taa,  dobrze  podsumowane.  Bandzior 
zdjął jednego na naszym 

rejonie i Senat zdecydował, że to ja go zastąpię. 

- Duma jest w niebezpieczeństwie? 

-  Nie,  kotku.  Halle  jest  bezpieczne.  On  działa  w  stanie 
Nowy Jork. – Ciepło w jego 

głosie  zagłębiło  się  w  niej,  topniejąc  chłód,  który  ją 
owinął. 

-  Poradzisz  sobie,  Gabe.  –  zamrugała.  Nie  to  chciała 
powiedzieć. 

Ale po uldze w jego głosie wywnioskowała, że było to 
odpowiednie. – Cieszę się, 

że  rozumiesz,  skarbie.  To  dużo  dla  mnie  znaczy, 
bardziej niż myślałem kiedy 

dostałem propozycję. To oznacza, że kiedy coś pokroju 
Parkera znowu się stanie 

background image

mogę działać bez strachu za odwet ze strony Sfor, Dum 
czy Pieczar. 

Opadła  z  powrotem  na  łóżko.  –  Jak  zareagowali  na  to 
Adrian i Max? Pogodzili się 

z tym? 

-  Dobrze  to  przyjęli  gdy  tylko  odeszli  na  kilka  sekund 
od swoich partnerek. Max 

praktycznie odwiózł mnie na lotnisko. 

Zdusiła  ból,  że  nie  poprosił  jej  o  to.  –  Mogłam  cię 
zawieźć. 

Cisza.  Nie  dobrze.  –  Nie  mogłem  ci  na  to  pozwolić 
Saro. 

- Dlaczego nie? 

-  Gdybym  przez  dwie  godziny  był  z  tobą  w 
samochodzie to nie dojechałbym na 

lotnisko. 

Szorstkość jego głosu zagrał na jej zmysłach. Miło było 
wiedzieć, że pragnie jej tak 

samo jak… ona… - Gdzie jesteś? 

- W tej chwili? Gdzieś w okolicach Chicago. 

background image

-  Gdzieś  w  okolicach  Chicago.  Właściwie  to  nie  w 
Chicago. – Kłamca. Po prostu 

wiedziała, że był w Chicago, nie żeby miałoby to jakieś 
znaczenie. 

Ponownie  szorstko  westchnął.  –  Saro,  Proszę  cię. 
Powiedz, że rozumiesz, dlaczego 

to robię. 

Potarła  oczy  ze  zmęczenia.  –  Rozumiem,  dlaczego  to 
robisz ale nie podoba mi się 

to, że nie pożegnałeś się przed wyjazdem. 

- Powiedziałem ci, dlaczego. Nie wydaje mi się żeby to 
było dla nas obojga 

uczciwe gdybym przed wyjazdem cię oznaczył. Muszę 
myśleć o działaniu, a nie o 

swojej partnerce. 

To zabolało. Zrozumiała, naprawdę, ale nadal bolało. – 
W porządku. 

Więcej ciszy. – To wszystko? 

-  Co  chcesz  żebym  ci  powiedziała  Gabe?  Rozumiem. 
Nie popieram, ale rozumiem. 

Co  się  zdarzy  gdy  za  pierwszym  razem  wyjedziesz  na 
polowanie? Również 

background image

będziesz żałował, że mnie dla tego zostawiłeś? 

-  Mam  nadzieję,  że  pierwsze  polowanie  zacznie  się  po 
tym jak skończymy się 

znaczyć i znajdziemy swoje miejsce. 

Myślała o tym przez chwilę. Nic więcej na ten temat nie 
mogła powiedzieć. Co 

miała dodać. 

– Kiedy wrócisz? 

Zaczynała nienawidzić tych małych cisz. To oznaczało, 
że nie będzie zadowolona z 

jego odpowiedzi. – Z grubsza, za sześć miesięcy. 

Miała  rację.  Nie  spodobała  jej  się  odpowiedź.  –  Do 
diabła. 

-  Przepraszam  kotku.  Zrobiłem  to,  co  uważałem  za 
najlepsze. 

Stłumiła  warczenie.  Jeśli  porozmawiałby  z  nią  zanim 
wyjechał, mogłaby 

popracować nad jego małą arogancją, ale teraz było za 
późno. – Zadzwoń do mnie. 

- Zadzwonię. Obiecuję. 

Styczeń 

background image

- Ććśśś. Nie odzywaj się. Rozumiemy się? 

Kiwnęła  głową,  opuściła  posłusznie  wzrok  klęcząc 
przed nim. 

-  Grzeczna  dziewczynka.  –  Gabe  wyciągnął  dłoń  i 
przejechał nią po krótkich, 

miękkich  włosach  Sary  wystarczająco  by  sprawić,  ze 
przebiegł przez nią dreszcz. 

Uśmiechnął się i uniósł jej podbródek, kochając nieufne 
gorąco w jej głębokich 

brązowych  oczach.  –  Zrobisz  wszystko  co  ci  każę. 
Prawda? 

Jedna  brew  uniosła  się  w  łagodnym  wyzwaniu  zanim 
opryskliwy uśmieszek 

wykręcił  te  pełne,  nadąsane  wargi.  Warknął  i  popukał 
palcem o swoje udo, 

zadowolony  kiedy  jeszcze  raz  zniżyła  wzrok.  Jej 
uśmiech się zmienił, stając się 

kobiecy i tajemniczy. To go zaintrygowało. Wszystko w 
niej go intrygowało. 

- Ręce za plecy. 

Dostosowała  się  powoli.  Zatrzepotała  rzęsami,  a  jej 
oddech się ożywił. 

background image

Zrobili  to  już  wcześniej.  Wiedziała  czego  żądał.  Wyjął 
penisa ze swoich spodni od 

munduru, głaszcząc go powoli. Jęk prawie wydobył się 
z jego ust kiedy oblizała 

swoje,  zwilżając  je  i  sprawiając,  że  zabłyszczały  w 
świetle świec. Objechał główką 

penisa  po  jej  ustach,  krople  pobudzenia  błyszczały  na 
nich jak szkło. – Otwórz. 

Otworzyła  buzię,  wysunęła  język  by  polizać  tylko 
czubek jego penisa. Położył 

dłoń z tyłu jej głowy, trzymając ją mocno gdy karmił ją 
swoim penisem. Zaczął 

pieprzyć ją w usta, tracąc trochę swojej kontroli i jęcząc 
od wilgotnego gorąca. – 

Tak  jest  kotku.  –  Zadławiła  się  trochę  i  wycofał  się 
nieznacznie, dumny z niej, że 

wbrew temu trzymała się mocno. 

Był blisko, tak blisko, ale nie chciał dojść w jej ustach. 
Nie dzisiaj. 

Dzisiejszego wieczoru chciał by ta słodka, gorąca cipka 
owinęła go dookoła, 

wydobywając z niego orgazm. 

background image

Wycofał  się  z  jej  ust,  głaszcząc  ją  po  włosach  gdy 
wydęła na niego usta. – 

Wstań.  –  Zastosowała  się,  opuszczając  jeszcze  raz 
wzrok, nadal trzymając ręce za 

plecami. – Połóż się na łóżku. 

Spojrzała  na  niego,  przestraszona.  Uniósł  brodę 
wskazując duże, ciemne 

łóżko  tuż  przed  nią.  Nie  mógł  zrozumieć  jak  mogła  to 
przegapić. Zdominowało 

pokój w którym byli. 

Wpełzła  na  czworaka  na  łóżko,  darząc  go 
zdumiewającym widokiem swojego 

niewiarygodnego  tyłka.  Przytrzymał  ją  rękoma  na  jej 
biodrach i uszczypnął w jej 

bialutki  pośladek,  uwielbiając  dreszcz,  jaki  przez  nią 
przeszedł. Dał jej lekkiego 

klapsa,  uśmiechając  się  niegodziwie  gdy  pojawił  się 
różowy znak. – Na środek 

łóżka, na plecy. 

Przesunęła  się  w  sposób  w  jaki  ją  skierował, 
usadawiając się tak, że jej 

piersi zatańczyły. 

background image

-  Rozłóż  swoje  ręce  i  nogi.  –  Ugryzła  się  w  wargę  ale 
wykonała rozkaz, powoli 

pokazując mu płynne gorąco między swoimi udami. 

Wyciągnął dłoń i związał każdą z jej kończyn, ostrożnie 
upewniając się, że 

nie  ścisnął  jej  za  mocno.  Kiedy  skończył,  spojrzał  na 
nią, wiedząc dokładnie co 

jego dziki wyraz twarzy z nią robił. 

Patrzył gdy przełknęła nerwowo. Pociągnęła za więzła, 
testując je. 

Zaczął  powolną  eksplorację  jej  ciała,  głaszcząc  jej 
miękkie ciało aż do gęsiej 

skórki,  która  się  pojawiła.  Polizał  zuchwale  jej  sutki, 
patrząc jak wije się pod nim. 

Kiedy  ssał  w  ustach  jej  łechtaczkę  bryknęła  ku  niemu. 
Miała szczęście, że nie 

uprzedził  jej  by  się  nie  ruszała  inaczej  zarobiłaby 
klapsa. 

Słyszał  jej  ciężki  oddech  i  wiedział,  że  jest  bliska 
orgazmu. Podciągnął się w górę 

po  jej  ciele,  wpychając  się  w  nią  tak  mocno,  że  aż 
pisnęła. 

background image

Uśmiechnął się szeroko. – To dwa. 

Jej złote oczy poszerzyły się. To była najgorętsza jebana 
rzecz jaką 

kiedykolwiek  widział,  patrząc  jak  jej  ciemne  oczy 
zmieniają się w brązowawe. 

Zawsze  zdołała  utrzymać  zmianę  dopóki  nie  pieprzył 
jej, pozwalając mu patrzeć na 

to gdy był głęboko wewnątrz jej ciała. 

Był dumny z  niej gdy tak długo  trzymała  kontrolę nad 
swoją Pumą, podczas 

gdy on w tym samym czasie nie wytrzymywał.  – Miej 
oczy otwarte. – jej powieki 

opadały  od  zmysłowych  doznań  ale  nie  zamknęły  się 
gdy naparł na nią. Utrzymała 

swoje  spojrzenie  unieruchomione na  nim,  jej  ramiona  i 
nogi zmagały się daremnie 

z  węzłami.  Skierował  dłoń  w  dół,  głaszcząc  jej 
łechtaczkę kciukiem, warcząc w 

triumfie gdy wrzasnęła. Oparł się o nią szepcząc jej do 
ucha. – To trzy. – Jej ciało 

wygięło się w górę, drżąc w sile orgazmu. 

background image

Skubnęła mu ucho, gdy jej ciało opadło z powrotem na 
materac i on doszedł, 

tak  intensywną  przyjemnością,  która  skradła  mu 
oddech. Opadł na nią, jego 

policzek  spoczął  na  jej,  jego  włosy  pogłaskały  jej 
gładką skórę. 

Jedna słona łza popłynęła w dół po jej policzku spadając 
na jego. – Gdzie jesteś? 

Uniósł  głowę.  Smutek  wypełnił  jej  twarz,  jego  serce 
prawie rozerwało się na ten 

widok. – Sara. Kotku. 

*** 

Gabe obudził się spocony i napalony jak diabli. Zaczął 
rozpinać śpiwór ale 

przypomniał sobie w porę, że był w namiocie w środku 
śnieżycy. Kurwa mać. Jeśli 

nie kochałby tego co robił, ta praca mogłaby ssać. Część 
jego chciała by powiedział 

Jamesowi  by  się  odpierdolił  i  oznaczył  Sarę  w  taki 
sposób w jaki chciał. Inna część 

wiedziała,  że  James  prawdopodobnie  miał  rację, 
smakując Sarę i zostawiając ją po 

background image

wszystkim byłoby dziesięć razy gorsze. 

Ugryzł  swoją  poduszkę  i  modlił  się  by  był  w  stanie 
zasnąć bez żadnych 

dalszych  snów.  James  chrapnął  obok  niego,  na  tyle 
głośno, że zagrzechotała 

tkanina. Jeśli w ogóle zasnę. 

Po  dwudziestu  minutach  zrezygnował.  Rozebrał  się 
szybko, rozpiął namiot i 

wyszedł na noc. Było kurewsko zimno, ale nie na długo. 
Drżąc, zapiął z powrotem 

namiot  i  upewnił  się,  że  jest  bezpieczny  zanim  uwolni 
swoją Pumę do biegu. 

Jego łapy wbiły się w śnieg, zimne powietrze przebiegło 
przez jego futro. 

Czuł  się  wspaniale  wypuszczając  Pumę  bez  obecności 
Niedźwiedzia, który go 

szkolił.  Miał  za  niedługo  wrócić,  ale  teraz  pragnął 
wykorzystać nocne powietrze by 

rozwiać sny o swojej Sarze. 

ROZDZIAŁ II 

Marzec 

background image

Gabriel zadrżał i zdjął z siebie kurtkę. Niech to szlag, ta 
ostatnia lekcja 

polowania  była  trudna.  Nie  był  pewien  czy  ponownie 
poczuje swoje palce. – 

Zadzwonię  do  Maksa,  dam  mu  znać  jak  się  sprawy 
mają. 

James  pomachał  mu,  wieszając  swój  kowbojski 
kapelusz i kierując do kuchni jego 

trzy  pokojowej  chaty.  Obiecał  Gabe’owi  niezły  gulasz 
w zamian za nauczenie się 

tropienia w śniegu. 

Gabe  powiesił  kurtkę  i  zajął  się  swoimi  ośnieżonymi 
butami, zostawiając je na 

wycieraczce  przed  drzwiami.  Było  to  rutynowe  zajęcie 
przez ostatnie trzy miesiące. 

James nienawidził mokrej podłogi. Ostatnim razem gdy 
Gabe zapomniał zostawić 

swoje  buty  na  wycieraczce  znalazł  je  potem  w  swoim 
łóżku, uwalonym w śniegu. 

Wyjął swoją komórkę i wybrał numer do Maxa. – Cześć 
Max. 

- Gabe! Co tam słychać na górskim pustkowiu? 

background image

- Kurewsko zimno. Jak sprawy w Halle? Jak Sara? 

- Kurewsko zimno. 

Gabe parsknął. – Uczę się nowych technik tropienia.  – 
Potrzebował ich 

podczas  zimy  w  Nowym  Jorku.  Niedługo  razem  z 
Jamesem pojadą tam na kilka 

tygodni. Do tego czasu zajmował się całym terytorium, 
które miał chronić, 

poznając obszar w sposób, w jaki tylko mógł to zrobić 
samotny zmiennokształtny. 

Nigdy  nie  będzie  ich  znał  tak  dobrze  jak  tutejsi  ale 
będzie w stanie tropić na 

różnych obszarach, na których będzie pracował. Poznał 
dwóch Hunterów. Młodą 

Lisicę Desiree Holt i starszego Kojota Edmunda Grave. 
Oboje mieli interesujące 

spostrzeżenie  na  temat  terenu  gdzie  żyli.  Desiree 
mieszkała w New Jersey, Grave 

natomiast w New Jork City. 

Gabe  był  zaskoczony,  kiedy  się  o  tym  dowiedział. 
Kojoty i Wilki nie 

background image

dogadywały  się  za  dobrze.  Przestraszyła  go  wiedza,  że 
Sfora Kojotów znajdowała 

się blisko Wilków Ricka. 

Następnie  James  zabrał  go  z  powrotem  do  swojego 
domu w Montanie by 

nauczyć  go,  jak  to  on  nazywał  „prawdziwych  technik 
tropienia w śniegu”. 

Odpowiedzialność Gabe’a głównie miała być związana 
z obszarem 

Pensylwanii, ale będzie wzywany by asystować innym, 
kiedy tylko zajdzie taka 

potrzeba  i  vice  versa.  Ale  jak  dobrze  pójdzie  to  nie 
będzie ich potrzebował. 

Daniel,  zamordowany  Hunter,  również  był  Lisem  i 
przyjacielem Desiree. 

Była pomocna przy zaprowadzeniu drania przed wymiar 
sprawiedliwości. 

-  Nawet  teraz  trzęsą  mi  się  dłonie.  –  Rozbawione 
parsknięcie z kuchni dało mu 

znać,  że  James  słyszał  wszystko.  –  Mogę  wezwać 
innych Hunterów jeśli w Halle 

background image

znowu  pojawi  się  pysk  kogoś  pokroju  Rudy’ego.  – 
Warczenie z innego pokoju 

przypomniało  mu  jego  miejsce.  –  Albo  gdziekolwiek 
indziej w Pensylwanii. 

- Dobrze. Tak przy okazji Adrian i Sheri chcieli byś się 
do niech odezwał. 

-  Zadzwonię.  –  Nie  znał  ich  zbyt  dobrze  by  za  nimi 
zatęsknić ale on i Adrian 

nawiązali porozumienie, które może stać się mocniejsze 
w przyszłości. Dawniej 

oczekiwał,  że  jego  relacja  z  Adrianem  będzie  podobna 
do tej, którą Max dzielił z 

Simonem, swoim Betą. 

- I Emma mówi żebyś jej coś przywiózł, tylko żeby nie 
miało poroży ani futra. 

Gabe  zaśmiał  się.  Emma  był  czepialska.  –  Zająłem  się 
tym. 

Właśnie zapakował lalkę Kachina dla Curany w swojej 
torbie podróżnej. Dostał ją 

w Arizonie, aktualnym miejscu przebywania Senatu. 

- Jak Sara? 

background image

Max  westchnął.  –  Nie  jestem  pewien.  Wie,  co  robisz, 
ale myślę, że poczuje się 

lepiej, gdy do niej zadzwonisz i pogadacie sobie. 

- Dzwonię do niej. – Wiele razy. 

Sara  rozumiała  jakie  miał  zobowiązania  ale  cierpiał 
kiedy nie mógł jej 

powiadomić  o  swoim  miejscu  pobytu,  że  jest  w 
Arizonie. 

Nie mógł, bo zabraniało to prawo zmiennych. 

Tylko członkowie Senatu mieli do tego prawo. 

Sara nie mogła być z nim nawet jeśli wiedziałaby gdzie 
jest. Wiedząc to, 

trochę łagodniała, ale jej frustracja powoli się ujawniała. 
Mógł to usłyszeć w jej 

głosie, kiedy z nią rozmawiał. 

Wtedy został wysłany by pomóc w schwytaniu gnoja w 
Nowym Jorku. Nie 

miał możliwości zadzwonić dopóki bandzior nie znalazł 
się przed sądem. 

Udowodnił  sam  sobie,  że  naprawdę  posiadał  to,  czym 
się charakteryzują 

background image

Hunterzy.  Duma,  jaką  czuł  po  wykonaniu  zadania 
wypełniała go nawet, kiedy 

kontaktował się ze swoją partnerką. 

Mimo  to,  trzymał  się  tego  co  powiedział  mu  James, 
dzwoniąc do Sary tylko 

wtedy  kiedy  opuści  teren.  Jeśliby  ją  zobaczył, 
oznaczyłby ją. Po tych wszystkich 

sennych miesiącach nic by go nie powstrzymało. 

Raz gdy zdołał przyjechać do Halle na cały weekend jej 
nawet tam nie było. 

Miała  inne  plany  na  te  wolne  dni,  zakładając,  że  był 
zbyt zajęty by zrobić sobie 

wycieczkę  do  Halle.  Oboje  byli  tym  rozczarowani. 
Gdyby wiedział, że miałaby 

jakieś  plany  to  powiedziałby  jej  dużo  wcześniej  o 
swoim przyjeździe. Do diabła, 

kogo  on  oszukiwał?  Miał  zamiar  oznaczyć  jej  tyłek 
zanim minie godzina w Halle. 

Ale zdecydował się ją zaskoczyć, a zamiast tego sam się 
zdziwił kiedy jej nie było. 

Jeśli chodzi o dom James’a, Niedźwiedź nie pozwolił na 
jej przyjazd, 

background image

mówiąc,  że  byłaby  główną  przyczyną  rozkojarzenia 
Gabe’a, który nadal odbywał 

trening.  Porównał  to  do  obozu  rekrutów,  mówiąc,  że 
żony nie miały pozwolenia na 

odwiedziny dopóki się nie zakończy. 

Ale  taki  obóz  trwał  tylko  osiem  tygodni,  na  tę  skargę 
James machnął ręką. A 

będąc  szczerym,  zwykle  był  zbyt  wyczerpany  by robić 
cokolwiek innego niż jeść i 

spać.  James  pracował  z  nim  ciężej  niż  kiedykolwiek 
wcześniej. Spędzili dni na 

mrozie,  śledząc  ślady  innych  zmiennych  pracujących 
dla Senatu. Mógł teraz 

wyśledzić Lisa, Kojota, Wilka i Pumę. Właśnie wrócili 
z jednej takiej wędrówki. 

Nie praktykowali jedynie z Lwem, Tygrysem, Rysiem i 
Jaguarem ale James 

zapewnił go, że dojdzie do tego następnym razem. 

Zabijało  Gabe  to  co  musiał  mówić  Sarze,  że  nie,  nie 
mogła wpaść z wizytą. Coraz 

mniej  i  mniej  odpowiadała  na  jego  telefony,  a  on 
dzwonił do niej coraz rzadziej. 

background image

Kiedy  w  końcu  udało  im  się  nawiązać  kontakt  ich 
rozmowa zazwyczaj kończyła się 

grobową  ciszą.  Jedyną  sprawą,  która  łagodziła  jego 
poszarpany umysł była szybko 

rosnąca przyjaźń z małą rudą kelnerką od Franka. 

Lisica  zaproponowała,  że  będzie  miała  jego  partnerkę 
na oku w zamian za 

jego pomoc w przeprowadzeniu się jej rodziny do Halle. 
Stała się dobrą 

przyjaciółką,  prawie  młodszą  siostrą,  której  nigdy  nie 
miał. Była entuzjastyczna i 

szczęśliwa  przez  większość  czasu  i  tak  kochała  swoją 
pracę jak on swoją. 

Ale sny o partnerce zabijały go. Zabijały. Jeżeli byłaby 
skłonna zrobić połowę 

rzeczy o jakich śnił to byłby szczęśliwym Kocurkiem. 

Psiakrew,  nawet  jeśli  nigdy  nie  pozwoli  mu  ukazać 
swojej ciemniejszej strony to i 

tak  byłby  najszczęśliwszym  Kocurkiem.  Ale,  miał 
nadzieję porozmawiać z nią na 

temat  kilku  spraw.  To  jak  dochodziła  w  jego  snach, 
przywiązana do łóżka, z 

background image

zakrytymi  oczami  i  to  jak  błagała,  nie  mógł  tego 
porównać do widoku w realu. 

-  Zadzwonię  do  niej  wieczorem.  Obiecuję.  –  I  lepiej 
żeby odpowiedziała. Był już 

zmęczony gadaniem do maszyny. 

*** 

Sara Parker usłyszała jak dzwonił telefon i podbiegła do 
niego. Jedna z jej 

torb  z  artykułami  spożywczymi  wyślizgnęła  się, 
rozlewając wodę sodową po 

podłodze. – Cholera. 

- Cześć, tu Sara. Zostaw wiadomość po sygnale.- Beep. 

-  Sara,  tu  Gabe.  –  Zrezygnowane  westchnienie 
wydobyło się z głośnika. – 

Zadzwoń. 

Sara  chwyciła  za  słuchawkę.  –  Halo!-  Ale  zdążył  się 
rozłączyć. – Cholera no. – 

Brzmiał na tak zmęczonego. Wykręciła numer ale linia 
była zajęta. Zostawiła 

wiadomość,  mając  nadzieję,  że  oddzwoni  do  niej 
wieczorem. Wiedziała jednak, że 

background image

nie zrobi tego. Nigdy tego nie robił. 

Rozumiała, że jego praca była ważna. Nie była egoistką 
by odciągnąć go od 

niej.  Ale  dlaczego  nie  mógł  oznaczyć  jej  zanim 
wyjechał? Sprawy byłyby dużo 

łatwiejsze. 

Nie  przejmowałaby  się,  że  więcej  o  jego  życiu 
dowiadywała się od 

pieprzonej  Chloe  Williams,  aka  Super  Kelnerki.  Z 
rudowłosą rozmawiał więcej 

razy  niż  z  Sarą,  a  to  zaczynało  powoli  wkurwiać  ją na 
maksa. 

Ten  fakt  był  naprawdę  nie  do  zniesienia,  że  zdołał 
przyjechać do domu na Święto 

Bożego Narodzenia. Niestety Sara nie wiedziała o jego 
przyjeździe więc miała w 

planach  odwiedzenie  swojej  rodzinki  na  Florydzie. 
Wyjechała dzień przed 

przybyciem  Gabe’a  do  Halle,  to  wystarczyło  by 
wzajemnie się rozdrażnili. 

Słyszała,  że  spędził  miły  czas  z  Chloe.  Kupił  innej 
kobiecie śliczną, małą 

background image

bransoletkę  z  małymi  kotkami  i  liskami.  Sara  musiał 
ukryć ryk za każdym razem 

gdy  to  widziała.  Jeśli  nie  zaczęłaby  przyjaźnić  się  z 
Jim’im Woods oszalałaby 

dawno temu. 

Przystojny  weterynarz  był  dla  niej  ratunkiem. 
Wychodzili wszędzie razem, 

spędzali  ze  sobą  miłe  chwile.  Wiedział  wszystko  o  jej 
miłości do Gabe’a i 

zaakceptował fakt, że nie może liczyć na nic więcej jak 
przyjaźń więc nie istniało 

napięcie,  które  się  rodziło  wraz  z  nawiązaniem  nowej 
znajomości. Był zabawny, 

był dobry dla zwierząt, dorastał na tym terenie więc znał 
prawie wszystkich. Był 

byłym  chłopakiem  Emmy,  ale  jakoś  nie  zdołał 
zaprzyjaźnić się z Max’em. Sara 

nawet  nie  rozważała  tego  wiedząc  jak  zaborczy  bywa 
Alfa w stosunku do swojej 

partnerki. 

Spotkała  go  u  Max’a  i  Emmy.  Był  tam  kiedy 
dyskutowała z Max’em o nowym 

background image

odkryciu, które przerażało ją w tym czasie. Na początku 
nie rozumiała co się z nią 

dzieje, ale Max zdołał pomóc jej zrozumieć co było nie 
tak, a Emma zapoznała ją z 

Jim’im. 

Ale Jim nie był Gabrielem. Nigdy nie mógł być nim. A 
ona tęskniła za swoim 

partnerem coraz bardziej i bardziej z każdym mijającym 
dniem. Sny o partnerze 

były  szokujące,  wyraźne  i  zostawiały  ją  mokrą  i 
napaloną. Znaki na jej ciele były 

pamiątkami  przypominającymi  jej  co  zrobi  Gabe  gdy 
skończy trening i wróci do 

domu by ją oznaczyć. 

Jeśli ją oznaczy. 

Powoli  zaczęła  w  to  wątpić.  Spędził  cały  swój  wolny 
czas na rozmowy z inną 

kobietą. 

Spróbowała  jeszcze  raz  zadzwonić  do  Gabe’a,  ale 
odezwała się elektroniczna 

sekretarka.  –  Gabe,  tu  Sara.  Zanosiłam  zakupy  i 
przegapiłam twój telefon. 

background image

Oddzwoń do mnie dobrze? Mam ci coś do powiedzenia. 
– Westchnęła, wyciągając 

z  szafy  mopa.  –  Tęsknię  za  tobą.  –  Rozłączyła  się  i 
zaczęła zmywać rozlany napój. 

*** 

-  Więc  Gabe  wróci  na  czas  na  wesele?  –  Jim  uniósł 
swoją francuską frytkę i 

zanurzył ją w ketchupie. 

- Nie mam pojęcia. Nie rozmawiałam z nim przez dwa 
tygodnie. - Jej nerwy były 

całkowicie  zszarpane.  Ostatnim  razem  słyszała  jego 
głos na sekretarce. Nigdy 

więcej nie oddzwonił, nigdy nie usłyszał jej wieści. 

Te długodystansowe cholerstwo naprawdę było do bani. 
Gdyby nie wiedziała, że 

nadal  jest  żywy  to  byłaby  bardziej  zmartwiona.  Nie, 
żeby nie myślała o zabiciu go 

kiedy w końcu go dorwie. 

-  Powiem  ci  coś,  jeśli  nie  wróci  na  czas  to  możemy 
pójść razem. 

Uśmiechnęła  się  do  Jimi’ego.  Boże,  był  taki  miły.  Jim 
Woods wydawał się… 

background image

słodki.  Bezpieczny.  Jak  facet,  na  którego  można  było 
polegać choćby nie wiem co. 

Ale  gdzieś głębiej,  istniała  w  nim  iskierka psoty,  która 
mogłaby być 

nieodpartą  pokusą  dla  właściwej  kobiety,  jak  również 
siła, dzięki której mógł 

potrząsnąć kimś, kto mu się narażał. 

To  wszystko  było  owinięte  w  opakowanie,  które 
krzyczało całym tym 

Amerykańskim  miejskim  chłopcem  z  sąsiedztwa. 
Blondyn z piwnymi oczami, był 

o głowę wyższy od niej. Nie był tak barczysty jak Gabe, 
jego nogi nie były tak 

muskularne, ale jego szeroki uśmiech był tak ujmujący, 
że nawet Gabe nie potrafił 

tak.  Był  ucztą  dla  wszystkich  jej  zmysłów.  Jeśli  nie 
byłaby tak uparta co do 

swojego partnera to wzięłaby się za niego dawno temu. 
– Nie chciałbyś raczej 

zabrać swojej prawdziwej wybranki? 

Wyraz jego twarzy był czarujący i jawny ale ta psotna 
iskierka tańczyła w jego 

background image

oczach. – Pomyśl jak dobrze byśmy się razem bawili! – 
Wzruszył ramionami. – 

Poza tym, wiesz przecież, że nie jestem zainteresowany 
randkowaniem. 

Kłamca.  Dokładnie  wiedziała  z  kim  chciałby  się 
umówić i to nie była ona. – 

Powinieneś umówić się z nią. – Jeśli zaprosił na randkę 
kobietę, którą pożądał, 

Sara poczułaby się lepiej. 

Zrobił minę. – Jest dla mnie za młoda. 

Próbowała  nie  zawiesić  oka  na  podrygującym  rudym 
kucyku Chloe Williams. – 

Nie jest aż tak młoda. 

- Ma dwadzieścia dwa lata. 

- Taa. A ty jesteś wiekowym, pomarszczonym wrakiem. 

Prawie udławił się swoją francuską frytką. 

Nowa mrożona herbata pojawiła się przed nią. – Mogę 
wam przynieść coś jeszcze? 

Sara  ukryła  westchnienie.  Z  jakiegoś  powodu  Chloe 
wkurwiała ją cały dzień. – Nie. 

Dzięki. 

background image

-  O  hej,  wczoraj  wieczorem  rozmawiałam  z  Gabem. 
Powiedział by cię pozdrowić. 

Sara  zacisnęła  zęby.  –  Dzięki.  –  Współczucie  w 
spojrzeniu Jima było prawie nie do 

zniesienia. – To wszystko, Chloe. 

Chloe zawahała się na chwilę. – Racja. Mam mu dzisiaj 
dać znać żeby zadzwonił 

do ciebie? 

Zadzwoni  do  niej  dzisiaj?  Rozmawiał  z  Chloe  prawie 
codziennie, ale nie martwił 

się o telefon do partnerki? Spokój Sary, zwykle twardy, 
pękł jak bańka – Nie 

kłopocz się. 

Chloe wyglądała jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, 
zmarszczyła brwi co 

popsuło  gładkość  jej  skóry  ale  Sara  zdecydowała  się 
zignorować to. – W porządku. 

Daj znać jeśli czegoś potrzebujesz. 

Sara  zignorowała  ją,  skupiając  się  zamiast  tego  na 
swoim prawie pustym talerzu. 

Hamburger ugrzązł w jej brzuchu jak ołów. 

background image

- No więc. Chcesz być moją parą na ślub? 

Sara spojrzała na ciepłe, piwne oczy Jima. – Pewnie. – 
Przecież wyglądało na to, 

że  jej  partner  nie  przejmował  się  za  bardzo.  Ale 
najpierw zamierzała porandkować 

z  doktorkiem  Howard.  Była  już  zmęczona  marząc  o 
czymś czego raczej nigdy nie 

będzie miała 

ROZDZIAŁ III 

Kwiecień 

O  mój  Boże.  Sara  gapiła  się  na  Gabe’a  Andersona 
stojącego na lotnisku w 

Filadelfii.  Wyglądał  na  tak  zmęczonego,  że  aż  łamało 
jej to serce. Zrobiła krok w 

jego stronę, jej serce łomotało w radości i nie wierze. 

Był w domu. 

-  Gabe!-  Czerwony  błysk  śmignął  obok  niej.  Przez 
moment Gabe wyglądał na 

przestraszonego  ale  uśmiechnął  się  i  wyciągnął  ręce. 
Chloe wskoczyła na niego, 

obejmując nogami talię szeryfa. 

background image

Twarz  Gabe  powoli  robiła  się  czerwona,  ale  sympatia 
wylewająca się z niego do 

kobiety  w  jego  ramionach  wiła  się  przez  Sarę.  –  Um. 
Cześć lisico. 

Obok niej Jim chrząknął. – Przykro mi, mała. Wygląda 
na to, że twój chłoptaś ma 

dziewczynę. 

Sara  wystarczająco  otworzyła  się  by  poczuć  ból,  który 
Jim próbował ukryć, potem 

zatrzasnęła  osłony  z  powrotem  na  miejsce.  Była  dobra 
w tworzeniu tych tarcz przez 

ostatnie  kilka  miesięcy.  Była  już  zmęczona  litością 
ludzi, która uderzała w nią 

ostatnio jak młot. Nawet litość Jimiego przyprawiała ją 
o ból. – To wszystko twoja 

wina. 

- Moja wina? Jak to moja wina? 

Odwróciła  się  do  niego  z  szerokim  uśmiechem.  –  Bo 
nigdy nie poprosiłeś jej o 

wyjście randkę doktorze Jurajski. 

Zrobił  minę.  –  Jasne,  obwiniaj  mnie  za  wszystko.  – 
Chwycił ją za ramię i 

background image

zaprowadził  w  kierunku  bramki.  –  Siedzimy  razem, 
prawda? 

Usłyszała jak Gabe woła jej imię ale zignorowała go. – 
Pewnie, że tak. 

- Bo żadne z nas nie chce oglądać tę dwójkę razem. 

Skrzywiła  się.  –  Racja.  Hej,  może  będą  tak  bardzo 
zajęci witaniem siebie, że 

spóźnią się na samolot! 

Zmierzyli w dół, ich ręce się splotły. – Zawsze widzisz 
tę lepszą stronę. To właśnie 

w tobie kocham. 

Zachichotała. Przynajmniej Jim ją rozbawiał, wbrew jej 
zawodowi miłosnemu. Nie 

mogła nawet zmusić się spojrzeć na Gabe’a. 

Swój wybór wyraził jasno. I to nie była ona. 

*** 

- Wszystko w porządku? 

Gabe  spojrzał  na  Chloe.  Zazwyczaj  była  dobrym 
kompanem ale dzisiaj Gabe po 

prostu  nie  mógł  z  nią  rozmawiać.  –  Wszystko  w 
porządku, mała lisiczko. 

background image

Kłamca. Wymruczała jego Puma. 

Musiał przyznać swojej Pumie rację. Sprawy nie miały 
się dobrze. Jakiś 

facet,  Jim,  jebany  partner  Sary  na  wesele,  sprawił,  że 
chichotała jak uczennica gdy 

powiedział  jej  jakąś  oburzającą  opowieść  z  jego 
podróży. 

Jim  był  z  nią  na  lotnisku,  śmiejąc  się  i  oczywiście 
ciesząc się z jej 

towarzystwa. Złapał  ją  za  rękę  i  pocałował  jej  wierzch 
uśmiechając się do niej 

zwodniczo.  Zachwycał  się  nią,  zasugerował  żeby 
usiadła obok niego w samolocie, 

chowając  jej dłoń w  swojej, nawet niosąc jej  bagaż.  A 
kiedy Sara się potknęła, Jim 

ją  złapał,  ratując  ją  od  paskudnego  upadku.  Nawet 
pocałował ją lekko w czoło. 

Gabe  zechciał  rozbić  tę  chłoptasiową  buźkę  Jimiego 
gdy tylko zauważył jak 

otoczył  jej  talię  swoimi  łapskami,  jak  blisko  jej  skóry 
były jego usta. Jego Puma 

background image

warczała tak głośno, aż Gabe’a zaskoczył fakt, że jego 
klata nie wibruje. 

No  i  Jim  był  ładny.  Nawet  jak  na  faceta  Gabe  to 
zauważył. Miał ten przemiły urok, 

przez który kobiety były całe jego. 

Sara  na  pewno  nie  wydawała  się  na  to  odporna.  Jim 
wyciągnął rękę i 

przejechał nią przez swoje złote włosy i połowa kobiet 
w samolocie westchnęła, w 

tym również Sara. 

Gapił  się  na  Sarę,  rozdarty.  Dlaczego  ona  się  tak 
zachowuje? Przybył prosto 

z  samolotu,  wyczerpany,  by  upewnić  się,  że  wrócił  do 
Filadelfii na czas by pójść na 

wesele  Max’a  i  jego  Curany,  tylko  po  to  by  zobaczyć 
jak jego partnerka wisi na 

innym facecie. 

Nie  mógłby  wyobrazić  sobie  szokującej  radości  na  jej 
twarzy gdy pierwszy 

raz  go  ujrzała,  ale  został  rozproszony  prze 
rozentuzjazmowane powitanie Chloe. 

background image

Kiedy  tylko  wyswobodził  się  od  przyjaciółki,  Sara 
uczepiła się tego Jimbo1. 

Zaledwie zdawała sobie sprawę z tego, że tam był. Ryk 
uciekł spod jego kontroli 

kiedy  Jim  pogłaskał  Sarę  po  policzku.  Oj  jebańcu. 
Zabieraj od niej swoje łapska 

albo ci je odgryzę. Zauważył jak wzrok Jima przesuwał 
się w dół po jej kwiecistej 

sukience,  która  ujawniała  słodką wypukłość  jej piersi  i 
zachciało mu się wypruć 

jego oczy z głowy. 

Gabe  przymusowo  utrzymywał  ryk  z  dala  od  wyrazu 
swojej twarzy ale był 

bezradny  w  powstrzymaniu  swoich  oczu  przed  zmianą 
koloru. Dotknęła go. 

Przejechała  te swoje delikatne  palce po  ramieniu  Jima, 
jej twarz ukazywała psotę i 

podziw. 

Gabe’owi  się  to  nie  spodobało.  Zazdrość  kłębiła  się  w 
nim. Chciał rzucić się na 

tego  faceta  i  rozerwać  mu  gardło  by  nie  mógł  położyć 
już tego swojego miękkiego 

background image

spojrzenia na twarz jego partnerki. 

Ale  to  co  przestraszyło  go  był  dźwięk,  który  uciekł 
Chloe gdy oglądała dobrze 

bawiącą  się  parę.  Przez  moment  dłoń  Jima  dotknęła 
Sarę i pojedyncze wysokie 

‘yip’ uciekło z jej ust. 

Zamknęła natychmiast swoją buzię. Odwracając twarz z 
dala od pary by 

patrzeć  na  siedzenie  naprzeciwko  niej.  Jej  policzki 
zaczerwieniły się i przestała 

patrzeć  na  kogokolwiek.  Odetchnęła  by  pozbyć  się 
czerwieni z policzków, był to 

gest,  który  przypominał  mu  Sarę.  Spojrzał  na  swoją 
partnerkę by zobaczyć jak 

opiera głowę o ramię Jima. 

- Nie powinieneś wyjeżdżać. 

Dłonie  Gabe  ścisnęły  się  na  jego  kolanach.  Nie 
wyrzuciłby skurwiela z samolotu. 

Nie.  Wyrzuci.  –  Wiesz  dlaczego  musiałem.  Do  diabła, 
ona wiedziała dlaczego 

musiałem. 

background image

1 Zdrobnienie od Jim. 

- No to czemu tam nie pójdziesz i nie zrobisz coś z tym. 

Gabe  zazgrzytał  zębami.  Nie  pragnął  niczego  bardziej 
jak tylko dotknąć 

Sary. Nie rozmawiał z nią od Marca, a relacje Chloe na 
temat jego partnerki były 

mniej  niż  zachęcające.  Wyglądało  na  to,  że  spędziła 
mnóstwo czasu z przystojnym 

weterynarzem.  Niech  to  szlag,  był  tak  zdenerwowany, 
że aż przerwał trening by 

być z nią. 

Co ona do diabła sobie wyobraża? Musiała wiedzieć jak 
się czuł gdy 

dotykała  kogoś  innego,  zwłaszcza  po  byciu  osobno 
przez tak długi okres. Chciał 

dopilnować  tego,  by  się  sparowali  w  tym  tygodniu, 
skoro już jego szkolenie się 

skończyło a on był w domu. Ale zamiast się zaskoczyć 
jego obecnością to 

zmarszczyła brwi i odwróciła się do niego pieprzonym 
tyłkiem. 

background image

Nie mógł sobie przypomnieć niczego co by go bardziej 
zabolało. Albo 

bardziej wkurwiło. Zanim tydzień się zakończy jej tyłek 
będzie bardzo ją bolał. 

-  Podczas  gdy  ty  siedzisz  tutaj  zaaprobowana  tyłkiem 
swojego upartego jak osioł 

partnera, moja partnerka robi do niego maślane oczy. 

Przechylił  głowę  by  przyjrzeć  się  Chloe.  –  Więc 
dlaczego ty nie pójdziesz tam i 

czegoś nie zrobisz? 

Zarumieniła  się.  –  On  uważa  mnie  za  dziecko. 
Podsłuchałam jak mówił to komuś w 

biurze. 

Niskie, psie warczenie w  jej  głosie  prawie  dopasowało 
się do jego kociego. – 

No  cóż,  mam  nadzieję,  że  jesteś  tą  osobą,  która  może 
mieć więcej niż jednego 

partnera bo zamierzam zabić własnoręcznie weterynarza 
jeśli nie nauczy się 

trzymać swoich łap przy sobie. 

Chloe spojrzała na niego gniewnie. – A co ja powinnam 
zrobić twojej słodkiej, 

background image

małej piź… 

Zakrył szybko dłonią jej usta. – Nie nazywaj jej tak. To 
niegrzeczne. 

Zagderała  coś  w  jego  palce.  Zaśmiał  się,  ignorując 
spojrzenia pozostałych 

pasażerów siedzących przy ich stronie. 

Próbował  również  zignorować  ten  męczący  malutki 
głosik, który mówił mu, że 

może  Chloe  miała  rację.  Że  może  popełnił  błąd,  za 
którego teraz płacił. To jego 

dłoń  powinna  głaskać  jedwabną  skórę  Sary,  nie 
Jimiego. Ale co on do diaska miał 

teraz  z  tym  zrobić?  Rozsiadł  się  i  patrzył  przez  okno 
samolotu. Nie miał pojęcia co 

robić, ale wiedział, że musi przestać gapić się na Sarę i 
Jimiego. Jeśli tego nie 

zrobi, to zacznie się śmiercionośna zwierzęca walka na 
wysokości trzech tysięcy 

metrów. 

Sara  próbowała  nie  zwracać  uwagi  na  wydających  się 
uszczęśliwionych 

background image

Gabe’a  i  Chloe  gdy  opuścili  lotnisko  w  Orlando.  Ich 
głowy były blisko siebie, byli 

pogrążeni w rozmowie gdy czekali na swój bagaż. 

Sara  była  nadal  w  szoku.  Nie  wiedziała,  że  Gabriel 
byłby w stanie przylecieć 

na Florydę. To nie tak, że przejmował się tym by do niej 
zadzwonić i powiedzieć 

jej  o  swoich  planach.  Sara  próbowała  podsłuchać  o 
czym tak rozmawiają ale 

harmider na lotnisku w Orlando był po prostu za głośny. 
Jim stał blisko obok niej, 

dając  z  siebie  wszystko  by  podtrzymać  ją  na  duchu 
przez oczywiste zaangażowanie 

Chloe z Gabem. 

Czując  jak  sympatia  wypływa  z  Gabe’a  za  każdym 
razem gdy spojrzy na Chloe 

darła ją na pół. 

- Emma mówi, że pojadę z tobą w limuzynie ale Chloe 
nie. 

Ałć. – Nie obrazi się? 

Jim uśmiechnął się do niej, kładąc ostatnią z jej toreb na 
wózek. – Naprawdę cię to 

background image

obchodzi? 

Nawet się nad tym nie zastanowiła. – Niee. A ciebie? 

Jim zaśmiał się, zyskując uwagę zarówno Gabe’a jak  i 
Chloe. Oboje zabijali go 

spojrzeniem,  chociaż,  Sara  nie  miała  pojęcia  dlaczego 
Chloe gniewa się na faceta. 

Jim, wielki zgrywus, pochylił się i potarł jej policzek. – 
Obserwują nas. 

- Mm-hmm. 

Jim  zaskoczył  ją,  podnosząc  ją  i  okręcając  z  dala  od 
wózków z bagażami. Pisnęła, 

śmiejąc  się  kiedy  postawił  ją  na  ziemi.  –  Dobrze  się 
bawisz, skarbie? 

Kiwnęła głową, uśmiechając się jak głupia. 

Próbowała  nie  zwracać  uwagi  na  Gabe  pomagającego 
Chloe wsiadać do jej 

wynajętego  samochodu,  dołączającego  do  nich  w 
limuzynie tylko wtedy kiedy 

upewnił się, że odjechała. 

- Wszyscy gotowi? – Max delikatnie wprowadził Emmę 
do limuzyny, utkwił 

background image

zuchwale  spojrzenie  na  tyłku  swojej  partnerki.  Usiadł 
obok Emmy i już sekundę 

później miał ją na kolanach. Emma zwinęła się dookoła 
niego, wzdychając lekko. 

Sara  wspięła  się  obok,  zachwycona  kiedy  Jim  usiadł 
koło niej. Natychmiast 

przytuliła  się  do  niego  dając  Adrianowi  i  Sheri, 
Marshallowi Dumy i jego 

partnerce,  miejsce  by  mogli  usiąść.  Doktor  Giordano 
był wspólnikiem biznesowym 

Max’a;  jego  blada,  praktycznie  niewidoma  partnerka 
była najnowszym członkiem 

Dumy. 

Rick  i  Belle,  Alfy  Sfory  Pocono,  usiedli  obok  drzwi. 
Wielki Alfa Sfory 

usadowił  Belle  z  niesamowitą  delikatnością,  uważając 
na jej biodro, które zraniła 

ratując Sheri od jej obłąkanego byłego faceta. 

Jej biodro miało się teraz lepiej ale przez rywalkę, Belle 
została zmuszona 

usunąć usztywnienie dużo wcześniej by stanąć do walki 
o dominację. Przez to 

background image

mogła  kuleć  przez  resztę  swojego  życia  ale  Rick  nie 
przejmował się tym. Oboje 

zostali  zaproszeni  na  wesele,  taki  zaszczyt  przyjęli 
uszczęśliwieni. Długie, 

czerwone  włosy  Ricka  były  związane  w  ogon,  pasma 
powiewały na florydzkim 

wietrze gdy wspiął się za swoją drobną Luną. 

-  Cholera  Rick.  Musisz  umyć  włosy.  –  Simon,  Beta 
Dumy i najlepszy kumpel 

Max’a,  wszedł  udając,  że  wypluwa  pasma  włosów 
Wilka. Becky, Beta Emmy i 

matron  honoru,  weszła  tuż  po  nim,  śmiejąc  się  i 
uderzając Simona w ramię gdy 

Rick pozdrowił Simona środkowym palcem. 

Gabriel  był  ostatnim  członkiem  imprezy  w  limuzynie. 
Zatrzymał się na 

krótko  kiedy  zobaczył  Sarę  siedzącą  blisko  Jimiego, 
jego wzrok powędrował do 

ręki Jima spoczywającej na jej udzie. 

Sara odwróciła twarz od Gabe’a, spoglądając z sympatią 
na Jimiego. Przez 

background image

cały  lot  samolotem  Gabe  gawędził  i  śmiał  się  z  Chloe 
nie pokazując żadnych 

znaków, że przejmuje się siedzącą obok Jima Sarą. 

Więc dlaczego warczy? 

Użyła swoich nowo nabytych zdolności by zorientować 
się jak Gabe się czuł 

i  zszokowała  się.  Był  wściekły.  Jim  zadziwiająco 
przypominał zabawkę do żucia 

dla Zastępcy Marshalla. 

Jim  pochylił  się,  jego  spojrzenie  pieściło  jej  twarz 
podczas gdy palcami 

gładził  jej  udo.  –  Więc  co  powiesz  na  kolację  dzisiaj 
wieczorem? 

- Sorry ale ona jest zajęta. 

Zamrugała,  gniew  mieszał  się  z  zadowoleniem  w 
wyrazie twarzy Gabe’a. - 

Przepraszam?  –  Nie  raczył  zadzwonić  do  mnie  od 
miesięcy i nagle wydaje mu się, 

że ma prawo mną dyktować? 

Nie wydaje mi się. 

background image

-  Gabe  ma  rację,  Sara.  –  Emma  wzruszyła  ramionami, 
zdrajczyni. – Dzisiaj 

wieczorem  mamy  rezerwację  dla  wszystkich  naszych 
gości, plus naturalnie Jim i 

Chloe, w Kawiarni „Rainforest”. 

-  Oh  –  Uśmiechnęła  się  szeroko  do  Jima,  zachwycona 
kiedy wyraz twarzy Gabe’a 

zamienił się w dziki. Spróbuj tego, wielkoludzie, tak jak 
ja za każdym razem kiedy 

Chloe  rzucała  mi  w  twarz  waszą  „przyjaźnią”. 
Wiedziała, że to nie było logiczne, 

ale  zakwitł  w  tym  spojrzeniu  strumień  nadziei.  Może 
sprawy nie miały się aż tak 

źle jak myślała. – Wygląda na to, że zabierasz mnie na 
kolację do Maksa 

miejscówki. 

Wszyscy oprócz Gabe’a zachichotali. 

-  Powiem  ci  coś.  Zabiorę  cię  na  tańce  do  mojej 
miejscówki po kolacji. – Jim uniósł 

jej dłoń i pocałował palce, nieświadomie szafirowe oczy 
Gabe’a zamieniły się w 

background image

złote  przed  tym  jak  szybko  zasłonił  je  swoimi 
niewiarygodnie długimi rzęsami. 

- Oh! Taniec to świetny pomysł! – Zachichotała Emma, 
rzucała spojrzeniem 

między Gabem, Jimem a Sarą. 

Subtelność  to  nie  jest  drugie  imię  Emmy.  Curana 
wiedziała, że Gabe i Sara mieli się 

oznaczyć i oczywiście próbowała grać swatkę. 

Jim zabrał wargi od jej dłoni. – Ktoś słyszał ten dźwięk? 

Sara  spojrzała  na  Gabe’a,  nie  zaskoczona  gdy 
zobaczyła, że trzymał dłonie 

na  kolanach.  Obok  jego  prawej  nogi,  cztery  długie 
bruzdy były wyryte na 

skórzanym siedzeniu. 

Próbowała ukryć radość na ten widok. Właściwie to jest 
zazdrosny. Może to się 

uda! Przytuliła się do Jimiego z małym uśmieszkiem na 
twarzy gdy słuchała 

rozmowy  i  śmiechy  swoich  przyjaciół.  Jedynie  Gabe 
siedział cicho, z lodowatym 

spojrzeniem patrzył jak Jim bawi się jej palcami. 

background image

*** 

Gabe usiadł w swoim pokoju hotelowym ze wściekłym 
rykiem. 

Sara się od niego oddalała. 

Przez  cały  lot  z  Filadelfii  do  Orlando  obserwował  ją. 
Odwracał wzrok jedynie 

wtedy kiedy spojrzała by się zorientować co kombinuje. 

I to dawało mu w kość bardziej niż myślał. Prawie tak 
bardzo jak fakt, że 

jego  Puma  zaczęła  się  przejmować  brakiem  snów  o 
partnerce. Nie czuł smaku 

swojej słodkiej Sary od tygodni. Nie miał pojęcia co to 
oznaczało, ale jego Puma 

była bliska lamentu. 

Kurwa mać. 

Prawie się zatracił w limuzynie na widok dłoni obcego 
faceta na jego 

partnerce.  Jedynie  obecność  liderów  Dumy  i  fakt,  że 
Jim nie stawił mu wyzwania 

zatrzymał go przed zmianą i zamordowaniem skurwiela. 

background image

Jeśli  Jim  byłby  zmiennym,  jakimkolwiek,  Gabe  nie 
byłby w stanie się 

powstrzymać. Byłoby o jednego cwela mniej na świecie 
kręcącego się koło Sary, 

nie ważne czy to jest partner Chloe czy nie. 

Położył się z zamiarem zrobienia sobie krótkiej drzemki 
zanim weźmie 

prysznic,  mając  nadzieje,  że  to  złagodzi  rosnący  ból 
głowy, który zawsze go 

dopadał  od  kilku  dni.  Bał  się  co  wydarzy  się  podczas 
kolacji. Jeśli Jim dotknie 

gładką skórę Sary jeszcze raz, to przekona się jak to jest 
znaleźć się w paszczy 

pobudzonego goryla. 

- Saro. 

Zadrżała  od  głębokiego  głosu  okrążającego  ją.  Nie 
ośmieliła się spojrzeć w górę 

wiedząc, że może zarobić klapsa. Normalnie nie była to 
zła rzecz ale właśnie wtedy 

tego  nie  chciała.  Żałuję,  że  nie  wzięłam  jednej  z  tych 
pigułek nasennych. Spała 

background image

wtedy jak zabita, w ogóle nie śniąc, nie mając nawet ani 
jednego malutkiego snu z 

tych  jakie  miała  przed  poznaniem  Gabe’a.  Niestety 
postanowiła jej nie wziąć, nie 

chcąc  być  lekko  znużoną  przy  kolacji.  Tabletki  te 
zawsze ją zamulały gdy obudziła 

się zbyt wcześnie. Poza tym, Gabe nie wyglądał na typa, 
który robi sobie 

popołudniową drzemkę. 

Przyznaj  się.  Część  ciebie  myślała,  że  jest  w  pokoju 
Chloe. 

Zazgrzytała zębami na myśl o nim z tym rudzielcem. To 
sprawiło, że nawet bardziej 

była  zdecydowana  na  to  by  nie  dostał  tak  łatw  tego 
czego chciał Nie tym razem. 

- Spójrz na mnie Saro. 

Zerknęła na niego spod  swoich  rzęs, pozwalając by jej 
wyzwanie go olśniło. 

- Jeden, skarbie. Teraz spójrz na mnie. 

Pieprzyć  to.  Mogłaby  się  nie  podporządkować.  Tak 
długo jak się zamartwiała, on 

background image

ją  zdradzał.  Już  dłużej  nie  będzie  mu  posłuszna. 
Musiałby z powrotem zasłużyć na 

jej zaufanie. 

- Ręce za plecy, skarbie. 

Sara uparcie trzymała dłonie z przodu. 

Studiował  ją,  okrążając,  jego  kroki  były  gładkie  i 
władcze. – Powiedziałem ręce za 

plecy. 

- Nie. 

Zatrzymał się unosząc arogancko jedną brew. - Nie? 

Odwróciła  od  niego  twarz,  pierwszy  raz  ośmieliła  się 
zrobić to w ich śnie. 

Przykucnął  wyciągnął  dłoń  do  jej  podbródka, 
odwracając jej twarz. Zamknęła 

oczy, nie chcąc patrzeć na niego. – Saro. 

Otworzyła  oczy  mając  nadzieję,  że  zauważy  w  nich 
złość i ból. Chciała by się 

dowiedział co jej zrobił. – Już dłużej nie jestem twoja. 

Stanął z powrotem dęba, jego ręka cofnęła się. Udręka 
na krótko objęła jego twarz 

zanim została wyparta przez złość. – Jim. 

background image

- Chloe. – Spojrzała gniewnie na niego. – Najwyraźniej 
ona jest tą, która powinna 

teraz tu być. 

- Że co? 

- Sypiasz z nią? 

Przez  sekundę  wyglądał  na  ogłuszonego,  zmieszanego, 
zanim pojawiła się 

determinacja.  Chwycił  ją  za  ramiona  i  przyciągnął  do 
siebie. – Nie sypiam z Chloe! 

- Gówno prawda. 

Wyraz jego twarzy stał się zimny. – Dwa. 

- Ani jeden! Jak mogłeś? 

Sapnęła gdy jego oczy zamieniły kolor na złoty. – Masz 
moje słowo, że nie spałem z 

Chloe. 

Odwróciła swoją twarz. Przyjechał do domu na Święta 
dając Chloe tę śliczną, 

małą bransoletkę. Na to miał czas i chęci. – Kłamca. 

Kątem oka zauważyła jak zacisnął szczękę. – Trzy. 

Yhy.  Miał  twarde  i  szybkie  zasady:  Trzy  klapsy  i 
odpadała. 

background image

Walczyła  z  nim  gdy  pociągnął  ją  na  swoje  kolano  ale 
był dla niej zbyt silny. 

- Pierwszy: Nigdy, przenigdy cię nie okłamałem. Nawet 
w snach. 

KLASK!  Jego  dłoń  wylądowała  na  jej  tyłku.  Zawyła, 
starając się od niego uciec ale 

przytrzymywał  ją  mocno.  Ból  minął  szybko  dając 
miejsce rosnącemu pobudzeniu 

gdy próbowała zsunąć się z niego. 

- Drugi: Nie spałem z Chloe. 

Klask.  Ten  nie  był  tak  mocny  jak  pierwszy.  Popieścił 
ślad, jaki zostawiła jego dłoń. 

Oblizała  usta  gdy  poprzekręcało  się  jej  w  brzuchu. 
Zwykle kochała gdy dawał jej 

klapsy.  Gorąco  jego  dłoni,  jego  piekące  palce,  dawały 
podniecenie tak intensywne, 

że nie musiał już robić nic innego by ją mieć. 

Dlatego też musiała się wydostać. Wykręcała się jeszcze 
bardziej, szczypiąc jego 

udo,  próbując  zmusić  go  by  ją  puścił.  Jeśli  da  jej 
trzeciego klapsa to.. 

KLASK! 

background image

Zadrżała.  Oblizując  wargi  spojrzała  na  niego  i 
zastanowiła się co by zrobił gdyby 

zatopiła swoje kły w jego nodze. 

-  Jeżeli  pozwolisz  by  ten  Jim  dotknie  choćby  twojego 
malutkiego palca, nie 

usiądziesz przez tydzień. Zrozumiałaś? 

Pokazała  mu  język.  Był  tak  tym  ogłuszony,  że 
właściwie się uwolniła. 

Niestety,  nie  trwało  to  długo.  –  O  nie,  nie  waż  się.  – 
Twarde ramię złapało ją, 

trzymając  ją  tyłem  do  niego.  –  Taka  drobnostka  dla 
przypomnienia ci żebyś była 

grzeczną  dziewczynką  w  przeciwnym  razie  zaboli  cię 
tyłek. – Ugryzł ją w szyję i 

wiedziała,  że  wysysał  jej  znak.  Jeśli  pozwoli  swoim 
kłom się zatopić w jej skórze, 

oznaczy ją jako swoją. Jedną ręką zawędrował w dół w 
kierunku jej pulsującej 

kobiecości,  dostał  się  do  jej  łechtaczki,  głaszcząc  ją 
szybko i wściekle dopóki nie 

skręcała się w jego objęciach. 

Krzyknęła gdy doszła, ale czuła się jakoś pusto. 

background image

Z ostatnim klapsem na jej tyłku wypuścił ją. – Teraz… 

Sara  się  obudziła,  wdzięczna,  że  budzik  uchronił  ją 
przed tym co miało 

nastąpić później. Po prostu wiedziała co miał na myśli. 
Kolejne szybkie, ostre 

rżnięcie  a  po  nim  jeszcze  więcej  odrzucenia.  Z 
westchnieniem wstała i skierowała 

się  pod  prysznic  rozbierając  się  po  drodze.  Była  nadal 
zmęczona. Drzemka była 

ledwie tym co nazywa odpoczynkiem. Do diabła z nim, 
tak poza tym. 

Szybko  się  umyła  i  wytarła  ręcznikiem,  wyjmując  z 
szuflady bieliznę. Nie 

miała  dużo  czasu,  dzięki  małej  gierce  Gabe’a.  Jeśli 
postawiłaby na swoim, zabawy 

skończyłyby  się  szybciej  niż  przed  końcem  tej 
wycieczki. 

Chciała  by  jej  włosy  i  makijaż  były  dzisiaj  doskonałe 
więc musiała się 

pośpieszyć.  Musiała  zrobić  się  na  bóstwo  by  przyćmić 
tę radosną kobietę, która 

background image

miała niepodzielną uwagę jej partnera. Kolacja była za 
godzinę a ona nadal musiała 

złapać jakiś transport do Królestwa Zwierząt. 

Ubrała  się  szybko  w  krótką,  czerwoną  sukienkę  i 
dopasowała buty, włączyła 

suszarkę  i  zaczęła  układać  swoją  krótką  fryzurę  a’la 
bob, podwijając końce by 

uwidocznić swoją twarz. Gdy tylko podniosła szczotkę 
zauważyła znak po 

ugryzieniu  na  swojej  szyi.  Wyłączyła  suszarkę  i 
wychyliła się by mieć lepszy 

widok. 

- Cholerna kanalia. – Nie pierwszy raz zrobił jej ślad we 
śnie. Jasny odcisk dłoni 

był widoczny nie raz na jej tyłku, malinki na łopatkach i 
piersiach, a teraz to. Było 

ładne  i  ciemne  i  właśnie  tam  gdzie  każdy  mógł  to 
zobaczyć. Wcześniej 

zwariowałaby przez to. Teraz była tylko rozdrażniona. 

To trwało chwilę ale w końcu zdołała zakryć to pudrem. 
Tak w ogóle to jak ja 

wytłumaczę tę malinkę ze snu? 

background image

Kręcąc  głową  chwyciła  z  powrotem  za  suszarkę.  Jeśli 
się nie pośpieszy to się 

spóźni, a to będzie tylko i wyłącznie wina Gabe’a. 

Oczywiście  padał  deszcz.  Czego  innego  można  było 
oczekiwać we Florydzie 

w kwietniu? Do diabła, przynajmniej pozwoli mu to się 
pozbyć twardości, która 

mu dokuczała odkąd sen o Sarze został przerwany. Nie 
miał nawet serca się 

wkurzyć  za  ten  sen;  widząc  ją  tam  było  wiele  warte. 
Jego Puma praktycznie znowu 

warknęła,  było  to  coś  za  czym  nie  myślał,  że  będzie 
tęsknił dopóki tego nie stracił. 

Poszedł do restauracji zanim jeszcze gorzej się rozpada 
więc nie był zbytnio 

mokry.  Mimo  tego,  wilgotna  odzież  i  klimatyzacja 
sprawiły u niego dreszcze i 

gęsią skórkę. 

Myślał, że był pierwszy dopóki nie zauważył zakupów 
Emmy. Kawiarnia 

„Rainforest”  miała  takie  położenie,  że  jedno  wejście 
było jednocześnie wejściem 

background image

do  sklepu  z  upominkami,  który  do  niej  przylegał. 
Uśmiechnął się kiedy uchwycił 

grymas Max’a, ale śmiech Emmy przyciągał go do niej 
jak magnes. 

Obserwował  ich,  tak  razem  szczęśliwych  i  zastanowił 
się czy on z Sarą będą 

kiedykolwiek  tak  szczęśliwi.  Sen  tego  popołudnia  dał 
mu dużo do myślenia. 

Wyzwanie  Sary  go  przestraszyło,  podnieciło  i  zraniło, 
wszystko na raz. Jej ból 

trafił go głęboko. Jedyną rzeczą, która go podnosiła na 
duchu było to, że jego Puma 

była  pewna  i  zdecydowana  by  ostatecznie  oznaczył  ją 
jako swoją. 

Nawet  w  snach  nie  kłóciła  się  z  nim  jak  teraz.  Mówił 
Sarze-ze-snu prawdę. 

Nie potrafiłby jej okłamać, nawet tam. Nie spał z Chloe. 
Nie był z prawdziwą 

kobietą  od  dłuższego  czasu.  Nawet  jego  sny  były  jej 
wierne! Jak ona mogła sobie 

pomyśleć, że zdradził ją w ten sposób? Ból w jej oczach 
był zbyt duży do 

background image

zniesienia, a kiedy powiedziała mu, że już do niego nie 
należy prawie się poddał i 

skończył  swoją  mękę,  znacząc  ją  tak  by  wszyscy  to 
zauważyli, nawet jeśli tylko w 

jego umyśle. 

Musiał to zakończyć. Musiał pamiętać, że to były tylko 
sny, albo ból jaki w 

niej widział doprowadziłby go do szału. 

Dlaczego  śnił  o  niej  oskarżającej  jego  o  niewierność? 
To naprawdę go 

przejęło.  Czy  Chloe  dyskretnie  się  w  nim 
podkochiwała? Spróbował wyobrazić 

sobie jak ją całuje i zadrżał w niesmaku. 

Niee. To nie to. Myśl o dotykaniu ciała innej kobiety niż 
Sary była 

odrażająca.  Więc  dlaczego  Sara-ze-snu  oskarżała  mnie 
o to? Co takiego jego 

sumienie próbowało mu powiedzieć? Czy jego bliskość 
z Chloe była powodem 

problemów z Sarą? Ale dlaczego? 

Pokręcił głową i pomyślał o czym śni Sara. Jak on się w 
nich zachowywał? 

background image

Przynosił  jej  kwiaty  i  czekoladki?  Pokazywał  jej  czym 
jest słodka, delikatna 

miłość?  Czy  dyskutowali  często?  Jedno  było  pewne. 
Bardzo wątpił w to, że dawał 

jej klapsy by mogła dojść. 

Zatrzymał się, ogłuszony przez jedną, straszną myśl. Co 
jeśli w ogóle o nim nie 

śniła? 

Usłyszał  dzwoniący  śmiech  Sary  i  odwrócił  się  do 
wejścia restauracji, 

zmuszony  ujrzeć  ją  przelotnie.  Wytrzęsła  wodę  z 
włosów chichocząc w stronę 

idącego obok niej martwego faceta. Była zmoknięta, jej 
krótka, czerwona sukienka 

przywarła  do  jej  kształtów  co  z  pewnością 
gwarantowało podnoszenie ciśnienia u 

każdego  faceta  nie  będącego  gejem,  ukazując  nogi, 
którymi Gabe nie raz owijał 

sobie  talię.  Gabe  wystąpił  naprzód,  instynktownie 
szukając sposobu by uchronić 

swoją partnerkę przed męskimi spojrzeniami. 

background image

Zanim  do  niej  dotarł  Jim  zaprowadził  ją  w  stronę 
ręczników i delikatnie ją 

suszył. – Nie martw się kochanie. Właśnie je dla ciebie 
kupiłem. 

- Dziękuję Jim. – Przyjrzała się „już-wkrótce-zwłokom” 
z sympatią. Sympatią, 

która  prawie  należała  do  niego.  Kiedy  przykryte 
ręcznikiem dłonie Jima były 

niebezpiecznie  blisko  jej  dekoltu  Gabe  warknął,  nie 
zdolny utrzymać siebie przez 

sekundę dłużej. 

Dosyć  tego.  Ten  fiutek  dowie  się  jak  ten  ręcznik 
smakuje. 

Ręcznik  uchylił  wystarczająco  by  ujawnić  bok  szyi 
Sary, zatrzymując Gabe’a. Jego 

cała uwaga skupiła się na znaku zdobiącym jej szyję. 

Znaku, który zostawił tam dwie godziny wcześniej. 

Gapił  się  na  to,  zastanawiając  się  co  się  kurwa  dzieje. 
Jak to do cholery jest 

możliwe?  On  jej  właściwie  nie  ugryzł!  To  był 
pierdolony sen na litość boską! 

background image

Złapała go na przyglądaniu się jej. Jej wyraz twarzy stał 
się ostrożny a jej 

dłoń ruszyła by ukryć ślad. 

Chwycił  jej  spojrzenie  swoim  własnym,  łowiąc  ją, 
mentalnie żądając 

odpowiedzi,  których  prawdopodobnie  nie  mogłaby  mu 
udzielić. 

Kiedy  jej  oczy  zniżyły  się  ulegle,  prawie  przeklął 
głośno. Jego penis 

szarpnął, erekcja zaczęła rosnąć do bolesnych proporcji 
pod jego jeansami wbrew 

ich zimnej wilgoci. 

W  jakiś  sposób  była  w  jego  snach,  w  jego  ramionach, 
skręcając się na jego 

penisie, każdej pierdolonej nocy przez miesiące. I robiła 
wszystko o co ją poprosił. 

Zarumieniła się, wycofując się, z dala od niego i bliżej 
faceta, który miał się 

stać żarciem dla kota. 

Gabe poczuł mruczenie swojej Pumy, zdziczały dźwięk, 
ten, który był mu 

background image

znajomy  od  ostatnich  miesięcy.  Oj,  nie  ma  mowy, 
skarbie. Możesz próbować uciec, 

ale cię dopadnę. A kiedy to zrobię to wyjaśnimy sobie 
parę kwestii na temat twojej 

znajomości z doktorkiem Umarlakiem. 

Jesteś moja. 

ROZDZIAŁ IV 

Gabriel  obserwował  ją  z  oczywistym  rozdrażnieniem, 
gdy siadała obok Jima. 

Jego  ryk  dezaprobaty  był  tak  niski,  że  tylko  zmienni 
mogli go usłyszeć. Raz gdy 

ośmieliła  się  na  niego  zerknąć,  uśmiechnął  się  tym 
diabelsko seksownym 

uśmieszkiem, który widziała w swoich snach i uniósł do 
góry jeden palec. Prawie, 

że słyszała go w myślach. 

Jeden. 

Zignorował  Chloe,  która  wahała  się  między  rzuceniem 
mu pytającego spojrzenia a 

skierowaniem słodkiego uśmiechu w stronę Jima, który 
z kolei ignorował ją na 

background image

rzecz Sary. 

Ten  dziwny,  miłosny  trójkącik  zaczynał  wyglądać 
podejrzanie jak 

czworokąt.  Gabe  pragnął  Chloe  i  Sary,  Sara  pragnęła 
Gabe’a, Chloe pragnęła 

Gabe’a  i  Jimiego.  Jim  pragnął…  Emmę?  Może? 
Atmosfera między nimi była 

dziwna.  Obserwował  Emmę  z  żalem  kiedy  myślał,  że 
nie patrzy, ale kiedy spojrzał 

na Chloe, czuł winę, no i wystarczająco gorącą żądzę by 
rozżarzyć jakąkolwiek 

stal.  On  naprawdę  musiał  zdać  sobie  sprawę,  że  Chloe 
miała zaledwie dwadzieścia 

dwa lata i tylko musiał zrobić pierwszy krok. Jeśli tylko 
Gabe mu na to pozwoli. Bo 

pomimo  utkwionemu  spojrzeniu  w  Jimim,  zrobił 
miejsce obok siebie dla Chloe z 

delikatnym  uśmieszkiem,  który  nie  raczył  podarować 
swojej partnerce. 

Westchnęła  i  wzięła  kolejny  łyk  swojej  Margarity. 
Sześciokąt miłości, a 

background image

nawet nie ma pierścionka. Potrzebowała jakieś rozrywki 
albo będzie się zwijać z 

powodu  migreny  przez  to  całe  napięcie  przy  stole.  Na 
szczęście nie trudno było 

znaleźć  rozrywkę  w  takiej  restauracji  jak  ta.  Co  kilka 
minut „zwierzęta” piszczały, 

kwiczały,  warczały  bądź  krzyczały.  Trudno  było 
usłyszeć swoje myśli, a co 

dopiero  rozpocząć  rozmowę  z  kimkolwiek,  ale  wraz  z 
Jimim radzili sobie, głównie 

pochylając się ku sobie i krzycząc do ucha. 

Gdyby tylko Gabe i Chloe nie patrzyli na nich gniewnie 
byłoby to zabawne. 

-  Myślę,  że  twój  kochaś  jest  na  mnie  wkurwiony.  – 
Krzyknął dyskretnie Jim do jej 

ucha  ponad  tą  całą  „burzą”.  –  Wygląda  jakby  chciał 
mnie ubić moją własną głową. 

Zachichotała, pochylając się ku niemu. – Nie byłoby to 
trochę trudne? 

Uszczypnął ją w policzek, dogodnie ukrywając ich usta 
przed Gabem. – Nie jeśli 

background image

najpierw mi ją wyrwie. – Jego usta dotknęły jej ucha. – 
Pewnie zatopi ją w żywicy 

i użyje jako kuli do kręgli także ból będzie nieustanny. 

- Nie wydaje mi się żebyś czuł jakikolwiek ból tą swoją 
kulą do kręgli. – Postukała 

palcem  w  jego  podbródek.  –  A  jeśli  zdecyduje 
wydrążyć twoje piłeczki i użyć je 

jako kastaniet2? 

Zamrugał  i  szybko  schował  twarz  w  jej  ramieniu.  – 
Jestem przerażony. 

Podtrzymasz mnie? 

Wychyliła do tyłu głowę i zaśmiała się, ignorując gniew 
bijący w jej skórę 

jakby był  żywy,  desperacko próbując przebić  się  przez 
fasadę rozweselenia, której 

używała  jak  tarczy.  Wiedziała  czyj  gniew  czuła,  ale 
całkowicie zignorowała 

swojego  partnera  na  rzecz  osoby  siedzącej  obok  niej. 
Całkiem otwarcie, po 

miesiącach  ignorowania  Sary,  Gabe  zasłużył  na  to  by 
się dowiedzieć jak to jest. 

background image

Uśmiech Jima połaskotał znak ugryzienia pozostawiony 
przez Gabe’a. – Kiedy 

wytrzasnęłaś sobie tę malinkę Saro? 

Otworzyła szerzej oczy. – Eee.. 

-  Przypaliłaś  się  lokówką  tylko  po  to  by  wzbudzić  u 
niego zazdrość? – Odchylił się 

i położył swoje ramię za jej plecami, uśmiechając się do 
Gabe’a. – Musisz kochać 

tę mądrą kobietę, co Gabriel? – Krzyknął przez stół. 

Gabe  uśmiechnął  się,  ukazując  więcej  zębów  niż  to 
możliwe. – Niektóre 

kobiety są mądrzejsze od innych, przyznaję ci to. 

Opuściła  rzęsy  na  widok  wyrazu  jego  twarzy.  Miała 
wrażenie, że gdyby teraz śnili, 

to jej tyłek w tym momencie by płonął. 

2 Instrument muzyczny. 

- Saro? Muszę z tobą porozmawiać na osobności. 

Spojrzała  na  Gabe’a  i  zauważyła,  że  jego  uśmiech 
zamienił się w dzikie 

zdecydowanie. Otworzyła usta by odpowiedzieć, nie za 
bardzo wiedząc co chciała 

background image

powiedzieć.  Jej  serce  biło  szaleńczo,  częściowo  w 
strachu, częściowo w 

przewidywaniu. 

Jim  przerwał  jej  zanim  przemówiła  całując  ją  w 
policzek. – Nadal chcesz iść po 

kolacji tańczyć? 

Uśmiechnęła  się  słodko  do  Jimiego,  przyjmując 
zaoferowaną przez niego 

dłoń, bezlitośnie ignorując wściekłego faceta siedzącego 
po drugiej stronie stołu. 

Wiedziała,  że w  pewnym  sensie  za  to  zapłaci  ale  teraz 
zamierzała cieszyć się 

poparciem  swojego  przyjaciela.  Coś  w  sposobie 
patrzenia Gabe’a na nią 

przypomniało  jej  o  tym,  w  czym  szkolił  się  przez 
ostatnie kilka miesięcy. – Brzmi 

wspaniale! 

Jim  chwycił  jej  dłoń  i  ucałował  ją  znowu  w  palce. 
Malutki dreszcz przeszedł 

przez nią ale nie z powodu Jima. Dwa palce, które Gabe 
uniósł nad stołem były 

background image

ostrzeżeniem,  a  ona  doskonale  o  tym  wiedziała.  Na 
szczęście animowane zwierzęta 

w  restauracji  wybrały  ten  moment  by  zawyć, 
odwracając uwagę Jima od złotego 

blasku  w  spojrzeniu  Gabe’a.  Przez  to  nabawi  się  bólu 
głowy. Sara jeszcze nigdy nie 

widział aby Pumie oczy błyszczały złotem tak długo. 

Nagłe  odwrócenie  się  Gabe’a  było  wstrząsające,  a  ona 
nie za bardzo temu 

ufała.  Przez  ostatnie  dwa  miesiące  dobrze  się  bawił 
ignorując ją na rzecz Chloe, ale 

kilka godzin flirtu Sary z Jimim sprawiło, że postanowił 
wyliczać jej klapsy? Ha! 

Liderzy  Dumy  stali,  śmiali  się  i  żartowali  o 
przetańczeniu całej nocy w 

nocnych klubach. Planowała tańczyć i dobrze się bawić 
z blond bogiem, którego 

miała 

obok 

siebie. 

Jutro 

poradzi 

sobie 

konsekwencjami. Dzisiaj miała randkę z 

dobrym przyjacielem i później z malutką, białą pigułką, 
która zapewni jej spokojny 

sen. 

background image

Gabriel  stanął  obok  jednej  z  wielu  sof,  które  otaczały 
parkiet do tańca i 

patrzył  ja  jego  pranerka  podryguje  w  rytm  muzyki  z 
Jimim. Część jego chciała 

wrzasnąć i wywieść ją w kierunku zachodu słońca. 

Inna jego część utknęła sącząc piwo i udając, że słucha 
Simona i Adriana. 

Przynajmniej  nie  tańczyła  nieprzyzwoicie  z  tym 
dupkiem. 

Właściwie,  to  nie  mógł  powiedzieć,  że  tańczyła. 
Wyglądała jakby miała 

skurcze.  Ukrył  swój  szeroki  uśmiech  za  piwem  gdy 
obserwował jak szczęśliwie 

wywijała do muzyki. Wyraz twarzy Jima patrzącego na 
jego partnerkę był 

bezcenny.  Wątpił  by  facet  wytrzymał  z  nią  dłużej  na 
parkiecie. On przynajmniej 

wiedział co robi. Sara natomiast… 

-  Wygląda  jakby  ktoś  wtykał  jej  kij  w  tyłek.  –  Simon 
uniósł głowę, patrząc jak 

ciało  Sary  wygina  się  w  sposób  fizycznie  niemożliwy. 
Tak naprawdę Gabriel był 

background image

zdziwiony, że jeszcze stała na nogach. 

Adrian  pokręcił  smutno  głową.  –  Chcę  tylko  wiedzieć 
czy ona w ogóle zdaje 

sobie sprawę jak tańczy? 

Simon uniósł głowę w innym kierunku, jakby studiował 
jakiegoś ufoludka i 

nie  wiedział  co  z  tym  zrobić.  –  To  jest  taniec? 
Myślałem, że to jest rodzaj jakiegoś 

rytuału  religijnego.  Już  wiem,  widziałem  któreś  z  tych 
ruchów na Discovery 

Channel. 

- No tak, ale były one odprawiane przez ludzi? 

Gabe  odwrócił  się  do  swoich  dwóch  kumpli,  nie 
zaskoczony gdy się do 

niego  uśmiechali.  –  Czy  ja  się  śmieję  z  waszych 
partnerek? 

-  Czy  chociaż  jedna  z  nich  daje  ci  ku  temu  powód?  – 
Adrian wziął łyk swojego 

piwa,  wzrokiem  błądził  po  swojej  bladej  narzeczonej. 
Usiadła na sofie za nimi, jej 

wrażliwe  oczy  były  ostrożnie  osłonięte  przed 
światełkami przez duże białe 

background image

przeciwsłoneczne  okulary.  Śmiała  się  i  gawędziła  z 
Becky i Belle. Rick stał nad 

kobietami z małym uśmieszkiem na twarzy gdy słuchał 
ich rozmowy, skrzyżował 

ręce  na  piersi,  jego  twarde,  zimne  oczy  miękły  gdy 
spoczęły na Belle. 

- Nie wydaje mi się by któraś z naszych partnerek była 
na tyle, eh, odważna by 

ruszać  się  w  taki  sposób  na  parkiecie.  –  Zaśmiał  się 
Simon, jego spojrzenie błądziło 

po  dziko  zakręconych  włosach  Becky.  Szczęście 
malowało się na twarzy 

wielkiego, witrażowego artysty. 

Gabe  przewrócił  oczami,  całą  uwagę  skupił  znów  na 
Sarze. Jim śmiał się z 

czegoś  co  Sara  powiedziała  bądź  zrobiła,  ale  trzymał 
swoje ciało na dystans, 

prawdopodobnie bojąc się o swoje kończyny. Gabe’owi 
odpowiadał taki taniec.. do 

teraz. W momencie kiedy zaczęła się, niewiadomo skąd, 
wolna piosenka zamierzał 

background image

wyjść  na  parkiet.  Nie  mógł  już  więcej  tego  tolerować. 
Nie było opcji, że zobaczy 

Sarę  w  objęciach  innego  faceta.  –  Nadal  muszę  ją 
oznaczyć. – I musiał to zrobić 

zanim Jim jeszcze bardziej zbliży się do Sary. 

-  Powinieneś  się  tym  zając  zanim  wyjechałeś.  –  Gabe 
postrzelił Simona wzrokiem. 

Beta oparł swoją wielką dłoń na ramieniu Gabe’a. – Na 
co do cholery czekałeś? 

Gabe  skrzywił  się.  –  Hunter,  który  mnie  szkolił 
powiedział, że przez to 

byłoby nam jeszcze trudniej. – Ze zmęczenia przejechał 
palcami przez włosy. – 

Zaczynam myśleć, że jego rada była wielką pomyłką. 

Simon  zmarszczył  brwi.  –  Cholera.  Sześć  miesięcy, 
wiedząc kim jest twoja 

partnerka ale mimo to zostawiając ją nieoznaczoną? Sny 
musiały doprowadzać cię 

do  szaleństwa.  Wiem,  że  były  tym  co  moja  Puma 
próbowała mi uświadomić przez 

miesiące.  Żałuję  tylko,  że  nie  zadziałałem  szybciej, 
zanim została ranna. 

background image

Gabe  kiwnął  głową.  Simon  prawdopodobnie  nigdy  nie 
wybaczy sobie, że nie 

oznaczył  Becky  zanim  Liwia,  przeklęta  Puma,  która 
próbowała zamienić życie 

Emmy  i  Becky  w  piekło,  zdołała  ją  zranić.  –  Malinka, 
którą zrobiłem jej w jednym 

śnie,  była  zjawiskiem  dość  surrealistycznym.  To  tylko 
utwierdziło mnie w tym, jak 

wielka  to  była  pomyłka.  –  Chwilę  zabrało  mu 
zorientowanie się, że dwaj faceci 

gapili się na niego, z szokiem wypisanym na twarzach. 
– No co? 

Adrian  oprzytomniał  jako  pierwszy.  –  Ugryzłeś  ją  we 
śnie, a znak pojawił się 

na jawie? 

-  Malinka.  Zrobiłem  jej  malinkę.  –  Co  by  było  gdyby 
oznaczył ją we śnie? Czy 

przebrnęliby przez to teraz? 

- Cokolwiek. – Adrian zmarszczył brwi. – O ile wiem to 
nie jest możliwe. 

Gabe  wzruszył  ramionami.  To  gryzło  się  z  tym  co 
wiedział Gabe, niemniej 

background image

jednak znak tam był. – Najwyraźniej jest. 

Simon miał oko na kobiety podczas gdy Adrian i Gabe 
rozmawiali ale Gabe 

wiedział, że mieli jego całą uwagę. Fakt, że Alfa i Beta 
zostali stworzeni, nie 

zrodzeni, znaczyło, że ci dwaj okazjonalnie zderzali się 
z aspektem bycia 

zmiennym, który był dla nich nowością. 

Czego  on  by  nie  zrobił,  żeby  być  obecny  przy 
ugryzieniu tych dwóch 

facetów  przez  Jonathon’a  Friedelinde’a,  starego  Alfę. 
Zastanawiał się jak poradzili 

sobie  z  nieuniknionym  pobudzeniem,  które  ich 
nawiedziło. Słyszał, że uczucie było 

niewiarygodnie  intensywne.  Wyobraził  sobie  jak  ich 
dziewczyny musiały 

śmiesznie chodzić przez tydzień, ale rozważając fakt, że 
umawiali się wtedy z 

Liwią i Belle, za żadne skarby nie powie tego na głos, 
gdyż Emma i Becky 

mogłyby to usłyszeć. 

background image

Choć po namyśle stwierdził, że nie powinien mówić też 
o tym Rick’owi. 

Adrian  wzruszył  ramionami.  –  No  cóż,  o  ile  mi 
wiadomo, sny o partnerach są 

jedynie  snami.  To  co  w  nich  robisz,  nie  ma  żadnego 
wpływu na twoją partnerkę. 

- Wiem jak to ogólnie działa ale wiedziała, że tam jest. 
Nawet zakryła ją dłonią. – 

Gabe  obserwował  jak  Sara  próbowała  się  okręcić  i 
prawie wpadła na jakąś parę. 

Szybka  ręka  Jima  uchroniła  ją  od  upadku.  Gabe 
zamruczał i zastanowił się czy 

właściwie powinien podziękować dupkowi. 

-  Mogłoby  mieć  to  coś  wspólnego  z  tym,  że  ona  jest 
Omegą? 

Gabe poczuł jak wszystko w nim cichnie. Po raz trzeci 
tego dnia został 

ogłuszony.  –  Że  co?  -  Omegą?  Ona  jest  Omegą?  Od 
kiedy? 

Wtedy coś jeszcze do niego dotarło. Ale to by oznaczało 
że… Odwrócił się, 

background image

patrząc gniewnie na swoją partnerkę jak tańczy z Jimim. 
To oznacza, że doskonale 

wie co myślę o jej relacji z Jimim. Omegi były sercem 
Dumy. Podczas gdy 

Marshall wyczuwał zmiany fizyczne u każdego członka, 
Omega mogła poczuć stan 

emocjonalny.  Razem  umożliwiali  Alfie  zmierzyć  się  z 
indywidualnymi 

problemami w Dumie, które inaczej mógłby przeoczyć. 

Jego uśmiech był dziki gdy złapał jej wzrok i uniósł trzy 
palce. Oj, skarbie. 

Już  trzy.  Nie  był  zaskoczony  widokiem  obawy  na  jej 
twarzy zanim odwróciła swoją 

uwagę do towarzysza. 

-  Taa.  Zostało  to  nieformalnie  potwierdzone.  Wszyscy 
zgodziliśmy się 

powstrzymać  od  ogłoszenia  tego  na  forum  zanim  nie 
wrócisz ze szkolenia. – Simon 

wzruszył  ramionami  wydając  się  najwyraźniej 
niekomfortowo. 

- Naprawdę. 

background image

-  Gabe.  –  Odwrócił  się  z  powrotem  do  Adriana,  który 
marszczył brwi w jego 

stronę.  –  Nie  było  cię  tu.  Z  tego  co  widzieliśmy  i 
słyszeliśmy uganiałeś się za 

Chloe, nie za Sarą. 

-  Że  co?  –  Zacisnął  szczękę.  Sara  wysunęła  te  same 
oskarżenie. – O czym ty do 

cholery mówisz? 

Simon zaczął wyliczać na palcach. – Bransoletka, którą 
podarowałeś Chloe 

podczas gdy nie raczyłeś zrobić prezentu Sarze. – Gabe 
zarumienił się. Miał dla 

Sary  prezent,  po  prostu  chciał  jej  go  dać  osobiście.  – 
Prawie każdego dnia 

rozmawiałeś z Chloe, a do Sary nie zadzwoniłeś. 

-  Sara  przestała  odpowiadać  na  moje  telefony.  –  Gabe 
zaczynał się już wkurwiać. 

Nawet  liderzy  Dumy  myśleli,  że  zdradza  swoją 
partnerkę z inną kobietą? 

Sprawy miały się coraz gorzej niż sądził. 

-  No  i  Chloe  stale  gadała  o  tobie  i  co  takiego  robisz, 
podczas gdy Sara wiedziała 

background image

tyle co nic. 

Zmarszczył brwi. To nie było to czego się spodziewał. 
Chloe miała zostać 

przyjaciółką Sary, dotrzymywać jej towarzystwa. Kiedy 
przestała odpowiadać na 

telefony zaczynał się o nią martwić. A z tego co Chloe 
mówiła to Sara spędzała 

dużo czasu z… 

O cholera. Proszę powiedz mi, że Chloe nie sabotowała 
mojej relacji z Sarą. – 

Chryste co za bałagan. Muszę to naprawić. 

Simon wskazał brodą w stronę parkietu. – Idź zatańczyć 
ze swoją kobietą. 

Zdaje się, że puszczają wolną muzykę. – Potężny artysta 
mrugnął, uśmiechając się. 

–  I  patrząc  na  te  wszystkie  obmacujące  się  pary  nikt 
nawet nie będzie miał za złe, 

że weźmiesz sobie gryza, nieprawda? 

Gabe  zobaczył  jak  światła  przygasły,  a  Sara  ruszyła  w 
ramiona Jima. – 

Myślę, że masz rację. 

background image

Już najwyższy czas wziąć to co było jego. 

Sara uchwyciła moment, w  którym Gabe stanął  za nią. 
Jego ciepło i męski 

zapach owionęły nią, wbrew temu, że była w ramionach 
innego faceta. Wyciągnął 

wokół  niej  rękę  i  postukał  Jima  w  ramię.  –  Mogę  się 
wtrącić? 

Jim zrobił wielkie przedstawienie niechętnie puszczając 
Sarę, ściągając brwi 

w stronę Gabe’a zanim podarował jej lekki pocałunek w 
policzek i odchodząc. 

Prawie  go  zatrzymała,  przerażona  tego  co  zaplanował 
dla niej Gabe. Jego emocje 

biły  ją  prosto  w  plecy,  złość  i  żal  pomieszane  z 
pierwotną potrzebą oznaczenia jej. 

Rękami  objął  ją  w  talii,  przyciągając  do  siebie.  Jego 
erekcja naciskała nisko 

na  jej  plecy,  gorąco  jego  penisa  i  dzika  satysfakcja, 
która przedzierała się przez 

jego  dotyk  sprawiały,  że  miękły  jej  kolana.  Przez  to 
jego dotykanie nie mogła 

całkowicie ochronić się przed jego emocjami. 

background image

Poszukała szaleńczo jakiegoś rozproszenia, myśl o tych 
trzech palcach 

uniesionych  w  górę  martwiły  ją. Udało  jej się  gdy  Jim 
zatrzymał się przy Chloe. 

Dwójka  rozmawiała  przez  chwilę,  ze  wzruszeniem 
ramion przyciągnął ją do siebie 

i  skierowali  się  na  parkiet.  Żądza  wylewająca  się  z 
obojga była rażąca. 

-  Saro.  –  Zadrżała  gdy  polizał  znak  na  jej  szyi,  jej 
uwaga natychmiast powróciła do 

faceta stojącego za nią. Zębami przejechał po wrażliwej 
części jej ramienia i 

szarpnęła się. – Trzymaj się skarbie. 

Oj  nie  ważysz  się.  Nie  tak  łatwo  i  na  pewno  nie 
publicznie. Wyrwała się, garbiąc 

ramiona przed jego kłami. – Nie. 

- Nie? – miękki jak piórko pocałunek popieścił jej kark. 
– Dlaczego nie? 

Warknęła.  –  Ojej,  nie  wiem.  Powinniśmy  zacząć  od 
Chloe? 

- Mówiłem ci, że z nią nie spałem. – Okręciła się w jego 
ramionach nie zdziwiona 

background image

kiedy  przyciągnął  ją  mocno  do  siebie.  Poklepał  ją  po 
pośladkach. – Czy mam ci 

przypomnieć tę rozmowę? 

Zaciągnęła  się,  narastała  w  niej  irytacja  kiedy 
uśmiechnął się do niej leniwie. 

– W porządku. Może pogadamy o tym, jak w zasadzie 
mnie ignorowałeś? 

-  Dzwoniłem,  a  ty  nie  odpowiadałaś.  Lub  kiedy  to 
robiłaś to się kłóciliśmy. – 

Zgrzytał  zębami,  napięcie  wydobywające  się  od  niego 
prawie ją zemdliło. – Nie 

mogłaś  mnie  odwiedzić  tak  samo  jak  ja  ciebie,  a  to 
doprowadzało nas oboje do 

szaleństwa. 

- Więc znalazłeś sobie inną kobietę? 

Pokręcił  głową.  –  Chloe  miała  się  z  tobą  zaprzyjaźnić 
by ci pomóc. Saro, do 

cholery! Martwiłem się o ciebie. 

Nie raz to pokazywał. – Żartujesz sobie prawda? 

-  Chloe  nie  miała  dać  ci  powodu  byś  sądziła,  że  się 
umawiamy. Miała się upewnić, 

background image

że  wszystko  z  tobą  w  porządku.  To  wszystko. 
Przyrzekam ci, że to co czuje do 

Chloe to tylko… Jezu, ona jest jak siostra, której nigdy 
nie miałem i teraz cieszę 

się, że nie miałem. 

Jeżeli nie wyczułaby wypływającej od niego szczerości 
wykrzyczałaby mu 

bzdury.  Jedną  z  rzeczy,  które  odkryła  będąc  Omegą, 
było to, że diabelnie trudno 

było  ją  oszukać.  Wina,  którą  większość  osób  czuła 
kłamiąc była jak krwotok. 

Jednak  nadal,  jeśli  właściwie  był  tak  głupio 
łatwowierny, musiała się upewnić, że 

nigdy, przenigdy, nie zrobi jej znowu czegoś takiego. – 
Jeśli taki miałeś plan, to 

wiedz tylko jedno. Cholernie zawiódł. 

-  Pogadam  z  Chloe.  Obiecuję  ci,  że  naprostuję 
wszystko. 

Wyszydziła.  –  No  jasne.  –  I  będzie  mogła  spędzić  ten 
czas z Jimim. Przynajmniej 

on nie zostawił jej w marnym nastroju. 

background image

-  Saro.  Jesteś  moją  partnerką.  Ty.  Chloe  jest  tylko 
przyjaciółką. – Opadły mu 

ramiona,  położył  głowę  na  jej  barku  ze  zmęczonym 
westchnieniem. – Powinienem 

kazać  Jamesowi  się  odpierdolić  i  oznaczyć  cię  przed 
wyjazdem. Nie masz pojęcia 

jak mi przykro z tego powodu. 

Sara  przewróciła  oczami.  Jeszcze  nie  widziała  by 
ktokolwiek z poza Dumy 

powstrzymał  Gabe przed  zrobieniem czegoś co miał w 
planach, chyba że sam 

postanowił tego nie robić. 

Uniósł głowę. To co zobaczył na jej twarzy było jedynie 
uniesioną arogancko 

brwią.  –  Nie  uwierzyłaś  mi  z  tym,  że  żałuję  swojego 
czynu? 

-  Nie  za  bardzo,  rozważając  to,  że  miałeś  czas  na 
znalezienie sobie pierdolonej 

dziewczyny. 

Twarz mu pociemniała. – Za to będzie piąty. 

- Piąty?- Odepchnęła się od jego klaty, siłując się z jego 
chwytem. Chciała jedynie 

background image

małej przestrzeni między nimi, ale nie pozwolił na to. 

- Pierwszy za siedzenie przy Jimim. Drugi za przyjęcie 
jego zaproszenia do tańca. 

Trzeci  za  robienie  tego  wiedząc  jak  się  z  tym  czuję.  – 
Ręką objął jej kark, 

trzymając  ją  zaborczo.  –  Czwarty  za  sprzeciwienie  się 
oznakowania przeze mnie. I 

teraz  piąty  za  myślenie,  że  mógłbym  kiedykolwiek  cię 
zdradzić. – Drugą ręką 

wygładził jej plecy i spoczął na krzywiźnie jej tyłka.  – 
Zależy ci na szóstym? 

Ściągnęła brwi. – Zależy ci na skopanym tyłku? 

Odrzucił  głowę  i  zaśmiał  się.  –  Tak  myślałem.  –  Ręka 
wylądowała na jej 

tyłku,  uderzając  ją  właśnie  tu,  na  parkiecie.  –  Śmiało 
skarbie. Naciskaj. 

Spojrzała  na  niego  gniewnie  ale  nie  chciała 
odpowiedzieć. Motylki w jej 

brzuchu  nie  pozwoliły  jej  na  to.  Obawiała  się,  że  gdy 
otworzy usta to powie coś tak 

głupiego jak Proszę pieprz mnie. 

- Saro. 

background image

Opuściła wzrok. Nie mogła nic na to poradzić. 

- Spójrz na mnie Saro. – Spojrzała na niego, wyraz jego 
twarzy był przepełniony 

żalem.  –  Przestałaś  odpowiadać  na  telefony.  Przestałaś 
ze mną rozmawiać. Więc 

poprosiłem  Chloe  by  się  z  tobą  zaprzyjaźniła  żebym 
wiedział, że wszystko u ciebie 

w porządku. Nie miałem pojęcia, że dała ci podstawy by 
myśleć, że się z nią 

umawiam. 

Ból  porażki  przeszedł  przez  nią  i  nie  była  pewna  czy 
uwierzyła mu w 

sprawie  Chloe.  Był  to  powód  dla  którego  zwróciła  się 
do dr Howarda o te małe, 

białe  pigułki.  –  Yhy.  Oddzwaniałam  do  ciebie  więcej 
niż raz ale nigdy nie 

odpowiadałeś.  Było  to  wtedy  kiedy  zacząłeś  kręcić  z 
Chloe? 

- Chloe to tylko przyjaciółka. – Warknął gdy parsknęła 
w niewierze. – Saro. – 

Zadrżała  od  tego  tonu.  Słyszała  go  w  snach,  ale  nigdy 
na jawie. Wymagało to jej 

background image

uwagi,  jej  posłuszeństwa  i  bez  namysłu  zaczęła  się 
dostosowywać. Pochylił się i 

dmuchnął  w  bok  jej  szyi,  dokładnie  tam  gdzie 
znajdowała się malinka. Zadrżała w 

odpowiedzi,  jego  uśmiech  połaskotał  jej  skórę.  –  Ty 
jesteś moją partnerką. Jesteś 

jedyną  kobietą  o  której  marzę.  –  Czuła  jego 
rozbudzenie, które zwiększało jej 

własne. Czuła również jego zdecydowanie i zaborczość. 
Zamiast ją dusić, otuliło ją 

kokonem jak ciepłym kocem, w którym by się schowała 
przez resztę życia. Polizał 

jej  szyję.  –  Wiesz,  że  sny,  które  dzielimy  nie  są 
normalne?- Popieścił jej tyłek, 

poruszając  nią  w  rytm  muzyki,  palcami  głaskał  dolną 
krzywiznę pupy. – Większość 

ludzi  śni  o  kochaniu  się  ze  swoimi  przyszłymi 
partnerami. – Uniósł głowę z nad jej 

gardła,  łapiąc  brzegiem  dłoni  jej  podbródek  i 
odwracając jej twarz do siebie. – Ty i 

ja właściwie się kochaliśmy. 

background image

-  Czemu?  –  Kiedy  zmarszczył  brwi  dodała.  –  Czemu 
połączyliśmy się w ten 

sposób? 

- Nie wiem. Może dlatego, że nie rozmawialiśmy przez 
dłuższy czas, a może 

dlatego, że jesteś Omegą. 

To przypomnienie było wszystkim czego potrzebowała 
by się odsunąć od 

niego  i  tego  ciepłego  uwodzenia,  którym  ją  kusił.  – 
Albo może dlatego, że tak 

naprawdę to mnie nie chciałeś. 

- Do diabła, Sara. – Jego długie, cierpiące westchnienie 
było muzyką dla jej uszu. 

- Więc poleciałeś do Chloe. 

Zwęził  oczy,  zdecydowanie  zmieniło  jego  rysy.  –  Nie 
zamierzam znowu się 

tłumaczyć.  Słuchaj  uważnie.  Ty  jesteś  moją  partnerką. 
Myśl o dotykaniu kogoś 

innego jest obrzydliwa. Rozumiesz mnie? 

Opuściła rzęsy, ukrywając przed nim swoje spojrzenie. 
Mógł myśleć, że 

background image

zamknęli ten temat, ale dla niej było to dalekie. – Co się 
stanie kiedy znowu 

wyjedziesz? 

Westchnął i przyciągnął ją do siebie, kołysząc jej głowę 
przy swoim 

ramieniu.  –  Nie  martw  się  skarbie.  Na  razie  nawet 
dzikie goryle nie odciągną mnie 

od ciebie. 

Zaciągnęła  się,  opierając  się  pokusie  by  się  wtulić  w 
jego ciepło. Niech to 

szlag, tak ładnie pachnie. – A co z dzikimi kelnerkami? 

Zahuczało mu w klacie kiedy warknął. – Siedem. 

Nadal  nie  był  pewien,  dlaczego  pozwolił  by 
powstrzymała go od oznaczenia 

jej  właśnie  tutaj  na  parkiecie,  ale  musiał  przyznać,  że 
trzymanie ją w ramionach 

było  niewiarygodne.  Nigdy  więcej  wątpliwości, 
żadnych obaw, tylko on i jego 

partnerka,  w  pieszczocie  przytulonych  do  siebie  ciał, 
uwiedzionych przez muzykę. 

Zanurzył  twarz  w  jej  włosach,  tonąc  w  jej  zapachu, 
wmontowując go w 

background image

swoje wspomnienia. Chciał tonąć w tym zapachem, a ją 
pokryć własnym dopóki 

nie  byłoby  wiadomo  gdzie  kończy  się  jeden  a  zaczyna 
drugi. I wbrew jego słowom 

wiedział, że ma dużo do nadrobienia. 

Potknęła się, wywalając ich prawie na podłogę. Chwycił 
ją z łatwością. 

-  Przepraszam.  –  Znowu  schowała palące policzki przy 
jego klacie po podarowaniu 

mu jednego, pełnego zakłopotania, spojrzenia. 

- Wiem jak uchronić cię przed upadaniem. 

Przyglądnęła mu się uważnie. – Jak? 

Uśmiechnął  się  i  tak  ją  podniósł,  że  jej  stopy 
podrygiwały w powietrzu, upajając się 

tym jak zasapała w szoku. 

- Postaw mnie Gabe! 

- Spójrz na mnie Saro. – Użył tego samego tonu, który 
towarzyszył im podczas ich 

aktów,  wiedząc,  jak  instynktownie  na  niego 
odpowiadała. Uśmiechnął się 

background image

delikatnie kiedy uniosła głowę, odwracając się do niego. 
– Zaufaj mi. – Jej 

niepewność rozszarpała mu serce ale to była tylko jego 
wina, do diabła. Zrobiłby 

wszystko by znowu mu wierzyła. – Nigdy nie pozwolę 
ci upaść. 

- Masz na myśli, że nigdy więcej? 

-  Hmm?  –  Okręcił  ją  delikatnie  w  rytm  muzyki,  jej 
palce zaledwie otarły się o jego 

stopy. Ledwo czuł jej wagę. Zmarszczył brwi, studiując 
ją. Cholera. Była za lekka. 

Dlaczego wcześniej  się nie zorientował? To  też musiał 
naprawić. Nie pozwoli by 

jego skarb zachorował. 

- Nigdy więcej nie pozwolisz mi upaść. Opuściła rzęsy, 
kolejny raz kryjąc przed 

nim  wyraz  swojej  twarzy,  ale  nie  zanim  nie  ujrzał 
niewiary na jej twarzy i wiedział, 

że nie chodziło jej o fizyczny upadek. 

-  Przestań.  –  Postawił  ją  na  ziemi  ale  trzymał  blisko 
siebie. – Udowodnię ci, że 

możesz mi zaufać. 

background image

Przestała tańczyć. – Błagałam o ciebie. Płakałam przez 
ciebie. A ty się ode 

mnie odwróciłeś. Wiesz jakie to uczucie? 

- Nie. Saro… 

- Właśnie takie! 

Ostry,  przecinający  ból,  głęboka  rozpacz,  odrzucenie, 
zazdrość. Gabe poczuł 

to  wszystko.  Dostał  to  co  zrobił  swojej  partnerce. 
Unikał jej by ochronić ją przed 

ich  separacją.  Zamiast  tego,  odmawiając  oznakowania 
jej prawie ją zniszczył. Był 

cholernie  blisko  upadku  na  kolana,  agonia  rozrywała 
jego ciało za bardzo by mógł 

to wytrzymać. 

- Teraz nagle zachciało ci się mnie oznaczyć? Jak mogę 
ci zaufać? 

Odczucia, jej odczucia, nagle się urwały, ale zaległy w 
jego sercu mieszając 

się z jego własnymi, dopóki nie było wiadomo, które są 
jego, a które jej. 

Łzy  w  jej  oczach  wczepiły  się  w  niego.  Chciał  unieść 
głowę i wrzasnąć z 

background image

bólu,  który  wymierzył  swojej  słodkiej  Sarze.  –  Co 
chcesz bym zrobił Saro? Błagał? 

Płakał? – Bo zrobi wszystko by pozbyć się tego wyrazu 
z jej twarzy, tych emocji z 

jej serca. 

- Nie. 

- Więc co? 

Determinacja  wypełniła  całą  jej  twarz.  –  Chcę  być 
traktowana w ten sam 

sposób, w jaki traktujesz Chloe. 

Co?  –  Co,  właściwie,  przez  to  rozumiesz?  –  Gabe 
zaczynał się już wkurwiać. To, 

że  Sara  nadal  wierzyła  w  jego  bycie  z  Chloe  już  go 
zmęczyło. Jak ona mogła nadal 

tak myśleć? 

Spokojnie.  Frajerze.  Twoja  przyjaciółka  sprawiła,  że 
Sara tak myśli. Musiał 

dopaść Chloe i dowiedzieć się, co sobie ubzdurała w tej 
główce. Wiedziała jak 

ważna  jest  dla  niego  Sara.  Gabe  prawie  warknął  z 
frustracji ale opanował się. 

background image

-  Chcę,  żebyś  mnie  poprosił  o  wyjście  na  randkę.  – 
Gabe zamrugał zaskoczony jej 

wściekłym  tonem.  –  Chcę  pójść  na  kolację.  Chcę 
potańczyć. Chcę wiedzieć, że 

jestem  jedyną,  z  którą  chcesz  być.  Chcę  pierdoloną 
bransoletkę na święta.- 

Wzdrygnął  się.  Nie  wiedziała  o  tym,  ale  miał  dla  niej 
coś o wiele lepszego od 

jakieś bransoletki, ale nie było jej w domu dlatego tego 
nie dostała. Wypuściła 

powietrze  z  ust,  przesuwając  dłonią  po  swoich 
miękkich, błyszczących włosach.- 

W sypialni mogłabym ci się podporządkować, ale niech 
cię diabli jeśli po 

wszystkim 

potraktowałbyś  mnie  jak  niechcianą 

zabawkę.- Zwęziła oczy. – Kiedy 

mi  to  udowodnisz,  zatwierdzę  cię  jako  swojego 
partnera. 

Zacisnął  zęby  i  kiwnął.  Po  tych  wszystkich  karach  nie 
było to złe. 

- I żadnego też spania razem. Pewnie oznaczyłbyś mnie 
w międzyczasie a nie 

background image

jestem na razie na to gotowa. 

No  dobra,  szybko  robiło  się  coraz  gorzej.  –  Co  mogę 
robić na tych randkach? 

-  To  proste.  –  Wydostała  się  spod  jego  ramion,  miała 
zmęczone oczy, jakby nie 

mogła  uwierzyć  w  to  co  powiedział.  –  Pokaż,  że  mnie 
kochasz. 

Zapatrzył  się  na  nią,  gdy  się  odwróciła  i  odeszła  od 
niego. Wreszcie pokręcił 

głową.  –  Kurwa  mać.  –  Pokazać  jej  jak  ją  kocham? 
Przecież jest cholerną Omegą! 

Nie może tego wyczuć? Cały jej pragnął! 

Skierował  się  po  Chloe,  chwytając  ją  za  ramię  i 
odciągając ją od Jimiego 

Woods. – Co ty sobie do cholery myślałaś? 

Zamrugała w jego stronę, przestraszona. – Co? 

- Kiedy zaczęliśmy się umawiać Chloe? 

Szczęka jej opadła. – A niech to. Sara też? 

Gabe spojrzał ponad jej ramieniem by zauważyć jak Jim 
gapił się na nich z 

background image

oburzonym  spojrzeniem.  –  Cholera.  –  Zwrócił  swój 
wzrok z powrotem na Chloe. – 

Ciekawe skąd wzięli ten pomysł. 

- Nie odwracaj się do mnie plecami, Gabrielu Anderson. 
– Pokręciła w jego stronę 

palcem,  wyglądając  jak  jego  babcia.  –  To  ty  przestałeś 
dzwonić do swojej 

partnerki. 

Kurwa  mać.  Miała  rację.  –  To  ty  miałaś  z  nią 
rozmawiać. Co narobiłaś 

mówiąc  jej,  że  wydzwaniałem  do  ciebie  ale 
zapominając wspomnieć, że 

rozmawialiśmy wyłącznie o niej i Jimim? 

Skrzywiła się. – Nie dawała mi okazji. Starałam się jej 
przekazać jak się 

trzymasz ale zamykała mnie. 

Bo  wyglądało  to  tak  jakby  otwierał  się  Chloe  ale  nie 
Sarze. – Niech to szlag. 

– Potarł twarz. – A ty byłaś zazdrosna o to, że cały swój 
czas spędza z Jimim. 

Jej twarz wypełniła wina. – Może. 

background image

Także  oboje  spieprzyli  swoje  relacje  z  partnerami.  – 
Nabałaganiliśmy. 

- Tak mi przykro Gabe.- Położyła mu dłoń na ramieniu. 

-  Mogę  naprawić  sprawy  z  Sarą,  nie  martw  się.  – 
Zauważył jak Jim odchodził, 

złość  biła  z  jego  całego  ciała.  –  Ale  nie  wiem  co 
zrobimy by naprawić sprawy 

między Tobą a Jimim. 

- Do diabła. – Ramiona Chloe opadły. – Co robimy? 

Kiedy  zadrżała  wiedział,  że  wyglądał  jak  drapieżnik, 
którym był. – 

Oznaczymy swoich partnerów. 

Kiedy  liderzy  Dumy  skierowali  się  do  wyjścia  podążył 
za nimi z tylko 

jednym zamiarem. 

Odzyskania zaufania Sary. Bo, czy chciała przyznać czy 
nie, on już wiedział, 

że miał jej serce, tak jak ona miała jego. 

ROZDZIAŁ V 

Nie  była  w  stanie  zostać  tam  ani  chwili  dłużej.  Nie 
wiedziała czy ktokolwiek 

background image

zauważył  jej  nieobecność.  Gabe  poszedł  prosto  do 
Chloe. Niespodzianka, 

niespodzianka. Kobieta natychmiast przestała tańczyć z 
Jimim i odeszła z 

Gabe’em, na co Jim był oczywiście zdegustowany. 

Wyszła  z  klubu,  oddychając  nocnym  powietrzem. 
Uśmiechnęła się do 

mijających  ludzi,  idących  chodnikiem  Universal  City, 
zastanawiając się gdzie 

mogłaby  pójść  by  pozbyć  się  trochę  tego  napięcia 
spowodowanego konfrontacją z 

Gabem. 

Ah,  „Wschodzące  Gwiazdy”.  Tylko  tego  potrzebuję. 
Wyjęła telefon i napisała do 

Sheri i Belle, nie chcąc by jej kumpele z Dumy się o nią 
martwiły. 

Odpowiedź ją zaskoczyła. Oj! Zaczekaj! 

W  kilka  minut  wszyscy  wyszli  na  zewnątrz,  włączając 
w to Chloe, do diabła. 

Rozmawiała  z  Gabem,  wyraz  jej  twarzy  tworzył 
mieszaninę rozgoryczenia i 

background image

zdecydowania. Spojrzenie Gabe’a uczepiło się Sary, ale 
zignorowała je. Tyle z 

pokazywania jej, z kim chciałby być. Sara zdusiła krzyk 
frustracji dzięki silnej 

woli.  Przykleiła  na  twarz  uśmiech  i  rozejrzała  się 
szukając Jima, mając nadzieję, że 

będzie chętny kontynuować tę gierkę skoro Gabe utknął 
z Chloe. 

-  Gotowi?  –  Emma  uśmiechała  się  od  ucha  do  ucha. 
Sara nie była pewna czy jest 

gotowa na to by reszta Dumy słyszała jej śpiew. 

-  No  dalej  Saro  Misiaku,  jeśli  ty  zaśpiewasz  to  i  ja 
zaśpiewam. – Belle objęła Sarę 

ramieniem,  Jim  zajął  miejsce  po  drugiej  stronie  Sary. 
Zignorowała szybko 

napływające  od  Gabe’a  rozdrażnienie.  Zaczynał 
okazywać swój własny bunt, do 

diabła. 

-  Ostrożnie.  Jak  za  bardzo  się  oprzesz  na  Belle  to 
upadniecie. – Rick położył rękę 

na  plecy  Belle,  obejmując  ją  w  talii.  Jim  naśladował 
jego ruchy na talii Sary. 

background image

Potknęli  się  niezgrabnie  odchodząc  od  klubu,  kobiety 
zachichotały gdy faceci 

próbowali mężnie utrzymać je na nogach. – No to gdzie 
idziemy? 

Gabe wyciągnął rękę i dosłownie odczepił Sarę od Jima, 
upewniając się najpierw 

czy  Belle  jest  wsparta  o  swojego  partnera.  –  Czy  ktoś 
wspomniał o „Wschodzących 

Gwiazdach”?  –  Postawił  ją  delikatnie  na  nogach, 
obejmując ją zaborczo w talii, 

uśmiechając  się  leniwie  do  Jima.  Jim  zmarszczył  brwi 
ale pozwolił rozproszyć się 

widokiem  Chloe,  która  chwyciła  jego  rękę  z  szerokim 
uśmiechem i zaczęła go 

odciągać. 

Sara  postanowiła  się  nie  wyrywać.  Przelewające  się 
przez nią zdecydowanie 

Gabe’a  było  dzikie.  Miała  przeczucie,  że  jeśli  spróbuje 
uciec to dosłownie puści się 

za nią w pogoń. Jednak nadal była wkurwiona za to, że 
wyszedł razem z Chloe, 

background image

więc  pomyślała,  że  dobrze  by  było  powiedzieć  mu  o 
swoich planach. – Taa. Mam 

ochotę na karaoke. 

Gabe zamarł. Tak jak i pozostali mężczyźni Dumy oraz 
dwaj z poza. – Karaoke? 

„Wschodzące Gwiazdy” to bar karaoke? 

Zamrugała niewinnie w jego stronę. – Tak. 

Zajęczał. – Nie wiedziałem, że aż tak jesteś na mnie zła. 

Emma  pomachała  na  nich  ręką.  –  Nie  bądź  cieniasem, 
Gabe. Poza tym jeśli Max 

umie śpiewać to ty także. 

Max  rzucił  po  Emmie.  –  Nie  ma  mowy  Emma.  Nie 
wetknę swojego tyłka na scenę 

i nie zrobię z siebie kretyna. 

Curana  nadęła  wargi  w  stronę  swojego  partnera.  – 
Nawet dla mnie? 

- Emmo. 

Sara  szła,  pozostawiając  za  sobą  kłócących  się  Alfę  i 
jego partnerkę, zmuszając 

Gabe do utrzymania tempa gdy szła w kierunku baru. – 
Czekam z niecierpliwością 

background image

na to. 

- Jestem tego pewien. – Gabe praktycznie nadął wargi. 

Poklepała  Gabe’a  po  ramieniu.  –  Spójrz  na  to  z  innej 
strony. Nie zamierzam 

zmuszać cię do śpiewania. 

-  Nie?-  Gabe  otworzył  dla  niej  drzwi  i  wprowadził  do 
środka, podążając szybko za 

nią.  Oczami  zeskanował  obszar  nawet  gdy  jego  ciało 
poruszało się między nią a 

tłumem,  chroniąc  ją  przed  jakimś  przyszłym 
zagrożeniem. Jego szkolenie na 

Huntera  szło  w  kierunku  mniej  cywilizacyjnym.  Nie 
powinno obejmować jej, ale 

tak  było.  Posiadała  najgłupszy  impuls  klepania  go  po 
mięśniach. 

- Nie. – Zaprowadziła go do boksu z tyłu, wystarczająco 
dużego by pomieścić ich 

wszystkich. – Zamierzam iść pośpiewać. 

Gabe  usadził  ją,  samemu  siadając  na  brzegu  boksu. 
Uniósł jedną brew w 

niedowierzaniu. –  Naprawdę? –  Pozostali szybko  zajęli 
miejsca, Chloe jakoś 

background image

potrafiła zająć miejsce obok Jima. 

- Mh-mm. 

-  Ma  wspaniały  głos.  –  Belle  mrugnęła  do  Sary  z 
szerokim uśmiechem. – Powali 

cię na kolana. 

Sara szturchnęła Gabe’a mając nadzieję, że się ruszy z 
miejsca. – Skoro już o tym 

mowa to pozwól mi iść zaśpiewać. Belle idziesz? 

- Pewnie! 

Belle  praktycznie  podskakiwała,  Rick  był  oczywiście 
zdumiony. – Oj, to muszę 

zobaczyć. 

Belle  położyła  ręce  na  biodrach.  –  Hej,  ja  umiem 
śpiewać! 

-  Kochanie,  byłem  podczas  tej  niesławnej  nocy  z 
Mojito. Uwierz mi, to co robisz w 

żaden sposób nie nazywa się śpiewaniem. 

Wszyscy zaczęli się śmiać gdy Belle spojrzała gniewnie 
na Ricka. – Zamierzam 

dobrze się bawić udowadniając ci, że się mylisz Fido. 

background image

Wielki  facet  tylko  pokręcił  głową  i  się  uśmiechnął, 
miłość jaką darzył swoją Lunę 

była  widoczna  na  jego  twarzy.  Sara  westchnęła, 
zastanawiając się czy 

kiedykolwiek zobaczy to u Gabe’a. – Zamierzam dobrze 
się bawić patrząc jak się 

starasz. 

-  Stawiam  pięć  dolców,  że  tam  pójdę  i  zostawię  cię 
błagającego o więcej. – Belle 

uniosła brodę, twardym spojrzeniem rzucając wyzwanie 
Rick’owi. 

Odpowiedzią  Ricka  była  prosto  uniesiona  brew  i 
rzucenie pięcio-dolarówki na blat. 

Dwie sekundy później piątka Belle wylądowała na niej. 

-  Frajer.  –  Zarżała  Sara.  Wilk  nie  wiedział,  że  właśnie 
stracił kasę. 

-  Dlaczego  wydaje  mi  się,  że  wiesz  coś  czego  nie  wie 
Rick? 

Szept  Gabriela  skierowany  do  jej  ucha  wysłał  dreszcze 
po jej plecach. Bezlitośnie 

je zgniotła. Jeszcze mu nie wybaczyła. – Zobaczysz. 

background image

Palce  zaplątały  się  delikatnie  w  jej  włosy,  lekkie 
uczucie szarpnięcia na karku 

przypomniało  jej  z kim  ma  do  czynienia.  –  Domyślam 
się, że zobaczę. – Było 

wszystkim  co  powiedział,  ale  jeszcze  raz  pociągnął 
zanim przesunął dłoń na jej 

ramię. Palcami pieścił znak, który jej zostawił. 

Czuła jak ją obserwuje, patrzy na emocje krzyżujące się 
na jej twarzy. Opuściła 

rzęsy, nie chcąc by zajrzał jej do duszy. Właśnie na to 
musiał zapracować. 

Gabriel stał, dusząc w sobie sfrustrowane westchnienie i 
zabierając dłoń. – 

Zaprowadźmy ciebie i Belle byście wybrały piosenki. – 
Wyciągnął drugą dłoń w 

stronę  Belle,  pomagając  jej  wstać.  –  Przyprowadzę  z 
powrotem twoją partnerkę 

Rick. 

Rick  pokręcił  głową  na  Belle  i  wskazał  palcem  jedną 
pięcio-dolarówkę wciąż 

leżącą na blacie. 

background image

Sara  była  uśmiechnięta,  ale  wyglądało  to  na  przymus. 
Może trochę naciskał, 

pociągając  w  ten  sposób  za  jej  włosy,  ale  nie  mógł 
nakłonić jej by się na nim 

skupiła, a potrzebował żeby się na nim skoncentrowała, 
bardziej niż oddychania. 

Jego  jedyną  myślą,  było  po  prostu  bycie  sobą  mając 
nadzieję, że pozwoli mu 

między  nimi  wszystko  naprawić.  Złapał  Sarę  za  rękę, 
pragnąc czuć jej bliskość, 

chowając grymas kiedy próbowała odciągnąć palce. 

Małe  plotkarskie  spojrzenie  na  Chloe  dało  mu  do 
zrozumienia w czym tkwił 

problem.  Najwyraźniej  miał  sporo  do  naprawienia. 
Nawet nie przyszło mu na myśl 

jak zareaguje widząc go wychodzącego z klubu razem z 
Chloe, dopóki nie spojrzał 

na jej twarz. Może jeśliby wiedziała o czym rozmawiali 
to pomogłoby to złagodzić 

ból jego własnej głupoty. 

Był tak cholernie zmęczony widząc ten zraniony wyraz 
twarzy. Odsunął się 

background image

od Chloe w momencie kiedy to zauważył ale zdążyła się 
już odwrócić. Do Jima. 

Pojebańca. Wziął głęboki oddech i upomniał sam siebie, 
że Sara nie 

podziękowałaby  mu  za  krew  Jima  na  swojej  ślicznej 
sukience. 

-  Ktoś  jeszcze?-  Głos  Sary  odciągnął  go  od  swoich 
myśli. 

-  Sorry  ale  nie  mogłabym  unieść  melodii  nawet  jeśli 
włożyłabyś ją do wiadra i 

przykleiła  rączkę  mocnym  klejem.  Każdy  spojrzał  na 
Sheri. – No co? 

Sara wzruszyła ramionami. – No dobra, ktoś inny? 

Zaskakująco,  Rick  wstał.  Spojrzał  na  swoją  partnerkę, 
która miała otwartą 

buzię.  –  Na  co  czekamy?  –  Wziął  ją  za  rękę  i 
zaprowadził do miejsca zgłoszeń. 

Gabe pokręcił głową i ruszył, Ręka Sary ścisnęła jego. 
Nie przegapił 

momentu,  w  którym  Jim  puścił  oko  do  Sary.  Mała 
flirciaro. Osiem. Zaczął 

background image

katalogować  sposoby  ukrywania  ciała  weterynarza. 
Tylko to mógł zrobić by nie 

warknąć  na  faceta.  –  Wiesz  już  jaką  piosenkę  chcesz 
śpiewać? 

Przewracała  katalog  z  tytułami,  studiując  ostrożnie 
każdą stronę. Belle 

właśnie dokonała wyboru, tak jak Rick. – Tę. 

J  ej  wybór  nie  powinien  go  zaskoczyć  jednak  tak  się 
stało. Uśmiechnął się 

szeroko  gdy  napisała  swoje  imię  pod  wyborem  i 
wręczyła DJ’owi. – Sunshine 

Superman? 

- Mmm-hmm. 

Zaprowadził ją z powrotem do boksu by poczekać na jej 
kolej, mając 

nadzieję,  że  będzie  w  stanie  ją  zrelaksować  by  go 
dopuściła do siebie, choćby 

troszeczkę. 

Jego 

pierwszym 

krokiem 

było 

przyciągnięcie jej w swoje ramiona gdy 

tylko  usiedli,  nie  pozwalając  jej  się  ruszyć.  Strumień, 
który zalał jej policzki był 

background image

wart  zabawy.  Teraz  trzeba  naprostować  najważniejszą 
sprawę. 

– Razem z Chloe rozmawialiśmy o jej partnerze. 

Poczuł  pod  dłońmi  jak  drgnęły  jej  mięśnie.  –  Jej 
partnerze? 

Kiwnął,  przysunął  do  jej  szyi  swoje  usta.  –  Mm- 
hmmm. Wie kim on jest ale 

on  nie  wydaje  się  być  zainteresowany.  –  Muzyka  z 
powrotem zagrała. Musiał 

poczekać,  gdyż  by  udzielić  jej  więcej  informacji, 
musiałby krzyczeć do ucha. 

Trzymanie  Sary  w  swoich  ramionach  sprawiało,  że 
wszystko było tego 

warte. Trącił nosem jej włosy, ignorując skrzeczenie pół 
pijanego faceta na scenie. 

Pozwolił ciszy trzymać zapach i ciepło swojej partnerki 
przy sobie by go znużyć, 

czując się po raz pierwszy od miesięcy szczęśliwie. 

Zrzygam się. Sara przełknęła mocno. Rozejrzała się po 
widowni gdy 

zabrzmiały pierwsze nuty jej piosenki, wiedza, że Gabe 
tam był czyniła sprawy 

background image

dziesięć  razy  gorsze.  Dlaczego,  no  dlaczego  się  na  to 
zdecydowałam? I dlaczego 

śpiewam  przed  Belle  i  Rick’iem?  Podpisali  się  przede 
mną! Wzięła głęboki oddech, 

prawie gotowa by uciec. 

Para błękitnych oczu patrzyła się na nią z brzegu sceny. 
Gabe uśmiechnął się 

co  rozświetliło  mu  twarz.  Poczuła  jak  dochodziło  od 
niego żałosne rozbawienie i 

wiedziała,  że  oczekiwał  schrzanienia  jej  występu  tak 
samo jak osoba występująca 

przed  nią.  Kobieta  zapominała  każdego  słowa  swojej 
piosenki, ale tak dobrze się 

bawiła, że Sara klaskała prawie tak głośno jak chłopak 
dziewczyny. 

Sara spojrzała gniewnie na Gabe’a, zdeterminowana by 
udowodnić mu jak 

się  mylił.  Muzyka  się  zaczęła.  Zauważyła  sygnał 
rozpoczęcia, ubaw ze śpiewania 

wypchnął  z  jej  umysłu  wszystko  inne.  Sara  śpiewała 
słowa, patrząc się prosto w 

background image

niewiarygodnie  przystojną  twarz  Gabe’a,  widząc 
zdziwienie i, tak, narastającą 

dumę. To co jeszcze polepszyło sprawę, była zawiść na 
twarzy Chloe gdy kobieta 

stanęła obok niego. 

Ha!  Teraz  patrz  kradnąca  facetów  dziwko!  Teraz  to 
zaczęła, Sara buchnęła. 

Słowa dopasowały się doskonale do jej nastroju. Czysta 
pozytywność dodatkowo 

zabujała  jej  biodrami  gdy  śpiewała.  –  Bo  kiedy  się 
zdecyduję, będziesz mój. – 

Upewniła  się,  że  wychylała  się  przy  tej  części, 
wyzywając Gabe’a zanim 

odwróciła  się  od  niego  by  śpiewać  do  reszty  widowni. 
Kiedy rozbrzmiała cześć 

instrumentalna 

zatańczyła 

przed 

zaśpiewaniem 

kolejnych słów. – Kiedy 

zdecydujesz się być mój na zawsze, uniosę twoją dłoń i 
powoli nią przeciągnę po 

twojej  małej  główce  –  Odwróciła  się,  trzęsąc  tyłkiem 
prosto przy twarzy Gabe’a, 

background image

ignorując  wyciągnięte  przez  niego  ręce.  Dziewięć 
palców. O cholera. Mój tyłek 

będzie  bolał.  Odrzuciła  do  tyłu  głowę  i  zaśmiała  się, 
kończąc kwitnąco piosenkę 

tuż  przed  zaakceptowaniem  jego  dłoni  by  mogła  zejść 
ze sceny. 

Lekkie puknięcie w jej tyłek sprawiło, że podskoczyła, 
przypomnienie tego 

co nadejdzie. – Mała główka? 

Czułe rozdrażnienie nawleczone na jego głos uspokoiło 
ją wystarczająco, by 

mu  dokuczyć.  –  Rozważając  to  wszystko,  śmiałabym 
nazwać ją maluteńką. 

-  Ałć.  –  Poklepał  ją  po  pupie.  –  Świetnie,  punkt  dla 
ciebie. 

-  Tak!  –  Narysowała  palcem  punkt  na  wymyślonej 
tablicy. Miłosny klaps Gabe’a 

trochę  szczypał,  ale  potarł  to  miejsce  prawie 
natychmiast. Sara zamrugała, walcząc 

ze swoim pobudzeniem kiedy doszli do stolika. 

Emma klaskała. – Dobra robota Saro! 

background image

-  Nieźle,  Saro  misiaczku!  –  Sheri  uniosła  dwa  kciuki. 
Adrian zaledwie się 

uśmiechnął  i  skinął,  jego  uwaga  prawie  natychmiast 
wróciła do Sheri. 

Simon  i  Becky  wyglądali  tak  jakby  wzięli  łyk  wody  a 
zamiast tego mieliby ją 

wypełnioną  dobrym  winem.  ale  oboje  dali  jej  piątkę. 
Max, z jakiegoś niejasnego 

powodu, patrzał i czuł się zadowolony, jakby wiedział, 
że da radę. 

Gabe  pomógł  jej  usiąść  i  ułożył  ją  między  swoimi 
nogami, ława pozwoliła 

mu na zakołysać ją między swoje uda. Zezwoliła mu na 
to, uczucie jego ramion 

obejmujących  jej  talię  i  pochwały  od  jej  przyjaciół 
znarkotyzowało jej umysł 

słodkim  ciepłem.  Prawie  jak  cudowne  było  uczucie 
zadowolenia wylewające się z 

Gabe’a,  jakby  wszystko  to  czego  pragnie  było  właśnie 
tu przed nim. Cholera, 

nawet mruczał. 

background image

Spojrzała  na  Chloe  by  zobaczyć  jak  ich  obserwuje  ze 
smutnym wyrazem 

twarzy  i  jeszcze  smutniejszym  uśmiechem.  Sara 
odwróciła się, niechętna 

analizować, dlaczego czuła się winna gdy Gabe tulił ją 
przed tą kobietą. 

Prawie  zapomniała  o  Belle  kulejącej  na  scenę, 
uśmiechającej się słodko gdy 

rozpoczęła  się  muzyka  Jewel  „Hands”,  wstrząsając 
nimi. Belle wyglądała jak anioł 

siedzący  w  smudze  światła  na  scenie,  jej  włosy  były 
złotą aureolą wokół jej głowy. 

Uniosła mikrofon i Sara rozsiadła się, przygotowując się 
na oglądanie innym 

będących pod wrażeniem. 

Sapania  rozbrzmiały  wokół  stołu  gdy  silny,  delikatny 
głos Belle popłynął nad nimi. 

–  Jasna  cholera.  Jest  dobra.  –  Gabe  pokręcił  głową.  – 
Dlaczego o tym nie 

wiedzieliśmy? 

Sara  wychyliła  do  tyłu  głowę,  ocierając  czubkiem  o 
policzek Gabe’a. – Pusta 

background image

blondynka, pamiętasz? Poza tym, Liwia dostałaby szału 
gdyby dowiedziałaby się, 

że  Belle  jest  w  czymś  od  niej  lepsza,  więc  Belle 
ukrywała to. – Głupie, ale tak było. 

Belle  była  lojalna  wobec  Liwii,  która  nie  była  temu 
godna, płaciła za to słoną cenę, 

na co nie zasłużyła. 

No  cóż  teraz  przynajmniej  już  tego  nie  ukrywa.  – 
Zjeżyłaby się od podziwu 

w głosie Gabe’a, gdyby nie fakt, że mogła to poczuć. To 
nie miało nic wspólnego z 

pożądaniem, a mnóstwo z przyjaznym nastawieniem. 

Duma,  którą  czuł  gdy  Sara  śpiewała,  była  mieszanką 
zdrowej dawki żądzy 

i…  miłości?  Sara  pokręciła  głową,  nie  pewna  czy 
poczuła to co myślała, że 

poczuła.  Jak  mogłaby  to  być  miłość?  Nie  mogła  po 
prostu ufać swoim zmysłom 

gdy chodziło o Gabe’a. Całkowicie możliwe było to, że 
to co czytała z jego emocji, 

po prostu nie istniało. Mogłoby to sprawić, że jej serce 
znowu by się roztrzaskało, a 

background image

zaledwie zaczęło zdrowieć. 

Belle  wychyliła  do  góry  twarz,  zamknęła  oczy  gdy 
śpiewała. Rick stał na 

brzegu  sceny,  z  dziwnym  wyrazem  twarzy,  zupełna 
niewiara zmieszała się ze 

zdumiewającą  dumą,  gdy  jego  miłości  śpiewała.  – 
najwidoczniej Rick też nie 

wiedział. 

- Domyśliłem się. – Gabe podniósł drink i wręczył jej. – 
Truskawkowa Margarita. 

- Kiedy ją wytrzasnąłeś? 

- Tuż przed tym jak śpiewałaś. Pomyślałem, że może po 
wszystkim będziesz 

spragniona. 

-  Dziękuję.  –  Sara  wzięła  łyk  gdy  piosenka  Belle 
zakończyła się gromkimi 

brawami.  Kiedy  Belle  ruszyła  by  zejść  ze  sceny  Rick 
zatrzymał ją, sadząc ją z 

powrotem na stołku. – Ooo, to powinno być dobre. 

-  Słyszałaś  jak  on  śpiewa?  –  Gabe  zaczął  posypywać 
pocałunki wokoło malinki, 

background image

którą jej zostawił. 

- Hmm? – Uczucie ust Gabe’a na swojej skórze prawie 
wyłączyło jej mózg. Racja, 

Rick.  –  Niee,  ale  stawiam  na  to,  że  będzie  lepszy  niż 
tego oczekujemy. 

- Dlaczego? 

- Wygląda na faceta, który nie wplątuje się w akcje jak 
ta, chyba że jest pewien 

swojej wygranej. 

- Racja. 

Odwrócili się by zobaczyć jak  wielki rudzielec chwyta 
za mikrofon. Skinął 

DJ’owi  ,  trzymając  dłoń  Belle.  Zaczęło  grać  „Change 
the World” Erica Clapton. 

Belle  uśmiechnęła  się  do  swojego  partnera  gdy  jej 
zanucił. 

Sara poczuła nastrój w pomieszczeniu gdy Rick zaczął 
śpiewać, kobiety 

kołysały się gdy wielki zły Wilk pokazał całemu światu 
co czuje do Belle. Uczucia 

zamiotły się ponad nią, miękkością i słodkością, a Sara 
zakołysała się z nimi, 

background image

wciągając je jak czekolado holik w fabryce Hershey’a. 

Gabe  ręką  zaczął  głaskać  jej  brzuch  zataczając  koła. 
Zaczął mruczeć jej do 

ucha  wraz  z  melodią,  rozpraszając  ją  od  emocji 
płynących dookoła niej. Sara 

oblizała  wargi.  Głos  Gabe’a  nawet  w  przybliżeniu  nie 
był tak gładki jak Ricka, ale 

wpłynął na nią dogłębnie. Zamknęła oczy i oparła się o 
niego, czując wstrząs jego 

zaskoczenia 

radości, 

wchłaniając 

uczucie 

bezpieczeństwa, które dawało jej bycie 

w jego ramionach. Było jak we śnie, ale o wiele lepiej 
wiedząc, że był właściwie za 

nią. Pozwoliła by jej obawy i strach uleciały od piosenki 
grającej w uszach i sercu. 

Gabe  mocną  ręką  uniósł  jej  twarz,  dając  jej  w  usta 
miękkiego całusa zanim 

przytulił ją mocniej. Ten pierwszy prawdziwy smak jej 
partnera zostawił jej emocje 

zmącone,  ale  wzrok  Chloe  siedzącej  naprzeciwko  nich 
zaostrzyło jej zmysły. 

background image

Wyprostowała  się,  odpychając  się  od  niego,  co  go 
rozdrażniło. Mogła to poczuć, 

ostre i mrowiące. Nie mogła się poddać, jeszcze nie. Nie 
dopóki odpowiedzi na 

temat Chloe nie usatysfakcjonowały jej. 

Piosenka  Ricka  zakończyła  się  grzmiącym  aplauzem. 
Kłaniając się, 

zaprowadził Belle za scenę i prosto do wyjścia z klubu, 
szczęśliwy śmiech 

blondynki  ciągnął  się  za  nimi,  dwie  pięcio-  dolarówki 
nadal leżały na blacie, 

zapomniane. 

- Teraz to dopiero się zastanawiam gdzie on ją zabiera. 
– Ramiona Gabe’a trzęsły 

się gdy się śmiał. 

Sara  pokręciła  głową.  Nie  musisz  być  Omegą,  żeby 
wiedzieć takie rzeczy. 

 

ROZDZIAŁ VI 

Gabriel trzymał kurczowo dłoń Sary i tego wieczoru był 
pełen nadziei. 

background image

Wiedział  jak  chciał  go  zakończyć,  ale  przez  gorąco- 
mroźny sposób w jaki Sara go 

gasiła  nie  miał  żadnego  pojęcia  czy  jego  życzenie  się 
spełni. Chciał ją zaciągnąć do 

swojego  pokoju,  związać  i  podarować  po  każdym 
klapsie jaki jej obiecał. Chciał 

patrzeć jak błagała o jego penisa podczas gdy lizałby jej 
przesłodką cipkę. Chciał 

dojść  w  niej  tak  głęboko,  że  zostałaby  naznaczona 
zanim jeszcze by ugryzł ją w tę 

cudowną  szyję.  Chciał  usłyszeć  jej  mruczenie  przy 
ukołysaniu jej do snu. 

Jeśli  postawiłby  na  swoim,  to  nie  miałaby  szansy 
odmówić. 

Kiedy dotarli do schodów, zatrzymała się.  Korytarz po 
jednej stronie 

prowadził  do  pokoju  Gabe’a,  po  drugiej  prowadził  do 
jej pokoju. Po 

niezdecydowanym  wyrazie  jej  twarzy  zdał  sobie 
sprawę, że marzenie o trzymaniu 

jej w swoich ramionach było nie do spełnienia. 

background image

Jego marzenie… To był klucz, prawda? Mógł tego nie 
wiedzieć ale kontrolowali 

swoje sny o partnerstwie odkąd tylko się zaczęły. Gabe 
uśmiechnął się, całkowicie 

zdając  sobie  sprawę  z  tego  jak  drapieżnie  wyglądał. 
Miał zamiar dzisiaj mieć pod 

kontrolą ich sen. 

Dzisiaj mógłby jej pokazać jak ją kocha. 

Odwrócił się w lewo, ignorując jej małe westchnienie z 
ulgą. Odprowadzał ją 

do  jej  pokoju,  dżentelmen  w  każdym  calu,  gotowy  i 
skłonny zostawić ją przed 

drzwiami tylko i wyłącznie dla jednej małej przysługi. – 
Saro. – Odwróciła się i 

spojrzała na niego z pytaniem wypisanym na jej twarzy. 
– Pozwól mi dzisiaj wejść. 

Skrzywiła się. – Gabe… 

Położył  palec  na  jej  ustach,  wdzięczny  za  jej 
natychmiastowy spokój. – 

Zostawiam cię przy tych drzwiach, nieoznaczoną, dając 
ci trochę czasu byś 

background image

nauczyła się znowu mi zaufać. – Wychylił się, skubiąc 
jej ucho, uśmiechając się 

gdy  odetchnęła  z  jękiem.  –  Ale  powrócę,  chcę  żebyś 
pozwoliła mi wejść. – Skubnął 

ją  w  policzek  i  odwrócił  twarzą  do  siebie.  –  Chcę 
żebyśmy oboje mieli dzisiaj 

słodkie  sny.  Cokolwiek  będziesz  chciała  zrobić  by  nie 
mieć tego snu proszę, nie 

rób tego. Zrozumiałaś? 

Oblizała usta, niepewność powróciła na jej twarz. – Nie 
jestem pewna czy dam 

radę. 

Warknął, niezadowolony. 

Pokręciła głową. – Jak niby mam to.. z tobą zrobić jak 
nawet nie wiem, czy mogę 

ci ufać? 

Wziął 

głęboki 

oddech, 

próbując 

pohamować 

ogarniającą go wściekłość. Jeśli 

to  wyczuje  to  się  przerazi,  że  się  na  nią  rozzłościł. 
Faktem jest, że nie mógł 

uwierzyć  we  własną  głupotę.  Miała  rację.  Prawdziwy 
związek wymagał zaufania u 

background image

obojga  partnerów,  zaufania,  które  stracił  słuchając 
niewłaściwej osoby. – Co 

sprawi,  że  uwierzysz,  że  jesteś  jedyną  kobietą,  której 
pragnę? 

- Coś co nie jest tylko jedną nocą grania mojego faceta! 

-  Grania?  –  Cofnął  ją  na  drzwi,  ignorując  alarm  na  jej 
twarzy. – Uważasz, że 

gram?-  Złapał  ją  za  ramiona,  podnosząc  ją  na  palce.  – 
Nie kłam! Dokładnie wiesz 

co  czuję!  –  Puścił  ją  nagle  przez  myśl,  która  do  niego 
dotarła. – To nie dotyczy tak 

naprawdę  zaufania,  prawda?  –  cofnął  się  o  krok.  – 
Karzesz mnie bo wyjechałem 

zanim  cię  oznakowałem.  –  Z  szoku  otworzyła  buzię. 
Westchnął i przeczesał włosy 

dłonią,  cały  jego  gniew  wypłynął,  nagle  zmęczony  z 
niewiary. – Śnij dzisiaj ze 

mną.  -  Przełknął,  nagle  przerażony,  że  nie  będzie  w 
stanie nawet tyle mu dać. – 

Proszę. 

Patrzyła na niego, powoli się odprężając. Był wdzięczny 
za cokolwiek co w 

background image

nim ujrzała kiedy szepnęła, - W porządku. 

Zamknął w podzięce oczy zanim kiwnął głową. Chciał 
desperacko pocałować ją na 

dobranoc ale nie wiedział czy byłoby to mile widziane. 
Czego on by nie dał, by 

posiadać zdolność Sary do czytania emocji. – Dobranoc, 
kochanie. 

Zmarszczyła 

na 

niego 

brwi, 

oczywiście 

zdezorientowana. – Um. Dobranoc Gabe. 

Odwrócił  się  niechętnie,  nie  ufając  samemu  sobie  by 
trzymać swoje łapy z dala od 

niej. 

- Gabe? 

Spojrzał za siebie. 

Wyglądała  tak  samotnie,  prawie  tak  jak  on  się  czuł.  – 
Spędzisz ze mną jutrzejszy 

dzień? 

Uśmiechnął  się.  –  Niczego  więcej  nie  pragnę.  –  Kiedy 
uniosła brwi w niewierze, 

zachichotał.  –  No  dobra,  istnieje  jedna  bądź  dwie 
rzeczy, które pragnę bardziej, ale 

background image

wezmę to co dostanę. 

Kiwnęła  głową  otwierając  drzwi.  Zatrzymała  się, 
wahając się przed wejściem. – Do 

zobaczenia za chwilę. 

Wślizgnęła się do pokoju, drzwi ze szczękiem zamknęły 
się za nią, powstrzymując 

go  przed  zrobieniem  kroku  w  jej  stroną  zanim  jeszcze 
mógłby się powstrzymać. 

Boże,  trudno  było  od  niej  odejść.  Skierował  się  prosto 
do swojego pokoju, 

rozmyślając  nad  tym  co  zrobiłby,  gdyby  tylko  byli 
razem we śnie. To musiało się 

udać.  Musiała  mu  ponownie  zaufać,  bo  jeśli  tego  nie 
zrobi to oznaczy ją, a z 

konsekwencjami poradzi sobie później. 

Sara  oparła  się  o  zamknięte  drzwi  swojego  pokoju, 
powietrze schodziło jej z płuc w 

pośpiechu. Właśnie zgodziła się spotkać z Gabem w ich 
śnie, bez obietnicy z jego 

strony, że nie zamieni się to w kolejną noc rozpusty. 

Odepchnęła  się  od  drzwi,  pocierając  twarz  dłońmi, 
starając się zdecydować czy 

background image

dobrze postąpiła odsyłając go w ten sposób. Co jest ze 
mną nie tak? W jednej 

minucie  chciałam  otworzyć  drzwi,  zaciągnąć  go  z 
powrotem i zapomnieć o 

wszystkich 

naszych 

problemach. 

W  następnej 

pragnęłam jednej z tych pigułek i 

tysiąc- milowego dystansu! Może, jeśli pozwoli mu się 
oznaczyć, to jedna z tych 

obaw  wyparuje.  Ale  miesiące  odrzucenia  nie  mogą 
zostać wymazane przez jeden 

wieczór. 

Umyła  zęby,  wyczesała  włosy,  zarzuciła  czerwoną 
suknię na oparcie krzesła 

i  położyła  się  do  łóżka  nago.  Czuła  się  dziwnie 
niegodziwie, zazwyczaj śpi w 

koszuli  nocnej,  ale  dzisiaj  chciała  poczuć  chłodną 
pościel na swojej skórze. 

Mogłaby  udawać,  że  właściwie  był  w  pokoju  obok, 
czekając na wślizgnięcie się do 

jej łóżka po długim dniu pracy. Sara ziewnęła, zwijając 
się na jednym boku i 

background image

czekając  na  ogarniający  ją  sen.  (i  na  Gabe’a,  jej 
wewnętrzny koteczek zamruczał). 

Sara  patrzyła  na  dziwny  salon,  serce jej  zadudniło  gdy 
zdała sobie sprawę 

gdzie musi się znajdować. Zapach Gabę’a był wszędzie, 
głęboko wsiąknięty w 

każde  drewno  w  tym  domu.  Byłaby  zaskoczona  gdyby 
się okazało, że nie mieszka 

tu. 

To co ją całkowicie zaskoczyło był widok jego domu. Z 
zewnątrz był w 

typowym  stylu  ranczo,  z  małym  przednim  gankiem,  z 
beżowym aluminium po 

bokach i z zielonymi jak las drzwiami oraz okiennicami. 
Ale wewnątrz był 

mieszaniną  bogatych  kolorów  z  głębokimi  tonami 
ziemi. Podłoga z drewna 

wyglądała  jak  chropowaty  dąb  jednak  była  gładka  pod 
jej nagimi stopami. Śmiały, 

geometryczny  dywan  w  żółte,  zielone,  czerwone  i 
ciemnobrązowe kolory był 

background image

miękki  pod  jej  stopami.  Ciemna  czerwień  okrywała 
nowoczesną kanapę. Bladozielone 

i  żółte  poduszki  były  porozrzucane  na  chybił  trafił  na 
jednym końcu, 

aksamitny koc był przewieszony przez oparcie, głęboki 
żółty kolor odznaczał się 

na czerwieni sofy. 

Witraże  w  misjonarskim  stylu  i  metalowe  lampy  stały 
na dębowych końcach 

stołu.  Ściana  była  koloru  delikatnego  zielonego,  z 
grubymi listwami podłogowymi 

z dębu. Płaski telewizor stał na drewnianym stojaczku, 
Playstation i Wii były do 

niego  podpięte.  Uśmiechnęła  się  na  widok  jasno- 
niebieskiego kubka na ławie, 

zapach ostudzonej zawartości dał jej znać, że Gabe lubi 
kawę z odrobiną cukru i 

śmietanki. 

Przez  te  wszystkie  jasne  kolory  wydawało  się,  że 
pokojowi brakuje jakiegoś 

drobiazgu,  czegoś  co  uczyniłoby  go  naprawdę 
domowym. Przeszła przez pokój, 

background image

zastanawiając się co to takiego było. Skierowała się do 
kuchni, urządzonej w te 

same jasne kolory. 

Nie ma Gabe’a. Opuściła kuchnię, idąc przez korytarz. 
Pierwsze drzwi 

okazały się wejściem do małej sypialni przerobionej na 
biuro. Uśmiechnęła się 

głupio  na  widok  porozrzucanych  wokoło  papierów. 
Następnie była łazienka, tym 

razem  w  przytłumionych  błękitach  i  zieleniach. 
Następny pokój okazał się małą 

sypialnią z pojedynczym łóżkiem i małym kredensem. 

Ostatni pokój. Musiał tam być. Sara otworzyła drzwi… 

…i wkroczyła w cichy letni wieczór. Bryza rozwiała jej 
włosy, niosąc za sobą słaby 

posmak  oceanu.  Jej  nagie  stopy  ślizgały  się  po 
chłodnym piasku, ziarenka 

przesiewały  się  między  jej  palcami.  Uśmiechnęła  się, 
wsuwając swoje palce i 

ruszając  nimi  tylko  o  to  by  poczuć  to  doznanie.  Jako 
dziecko uwielbiała tak robić. 

- Cześć. 

background image

Odwróciła się by zobaczyć Gabe’a stojącego w niczym 
oprócz ciemnych 

spodenkach  i  koszulce.  W  dłoni  trzymał  wielki 
piknikowy kosz. – Cześć. 

- Pięknie wyglądasz. 

Zamrugała  i  spojrzała  w  dół.  Była  ubrana  w  tę  samą 
czerwoną sukienkę, którą 

miała na kolacji. – Dziękuję. 

Wskazał dłonią plażę. – Panie przodem. 

Uśmiechnęła się i zaczęła iść. – Od kiedy twój dom jest 
na plaży? 

Wzruszył ramionami. – To jest sen. 

Szli  póki,  jakoś,  miejsce  nie  wydawało  się  właściwe. 
Sara poczekała aż Gabe 

rozłoży  koc  przymocowany  do  jego  koszyka  tak  ja 
sandały - Usiądź Saro. 

Usiadła, podkurczając nogi pod siebie. 

- Grzeczna dziewczynka. 

Spojrzała na niego. – Myślałam, że dzisiaj nie będziemy 
grać w te gierki. 

background image

Obserwowała  jak  siada  naprzeciwko  niej,  krzyżując 
nogi. Sięgnął do koszyka bez 

odpowiedzi. 

- Gabe? 

Rozgrzane  spojrzenie,  które  jej  posłał  spowodował  u 
niej dreszcze. W odpowiedzi 

na  jego  drapieżny  błysk  w  oku  stwardniały  jej  sutki.  – 
Kto powiedział, że gram? 

Otworzyła  buzię  by  odpowiedzieć,  ogłuszona,  gdy 
wepchnął jej coś do ust. Bez 

namysłu  ugryzła.  Mmm.  Truskawka  oblana  czekoladą. 
Jęknęła od soczystego 

owocu,  zamykając  w  błogości  oczy.  Jeżeli  chodziło  o 
Sarę to nie było lepszego 

upominku jakiego można było otrzymać. 

Chwileczkę. 

Plaża,  pełnia  księżyca,  truskawka  oblana  czekoladą… 
Oh-ho. Oparła się 

pragnieniu  by  nie  przewrócić  oczami.  Wspominając  o 
tandetnych sposobach 

uwodzenia.  W  każdej  chwili  może  otworzyć  szampana 
lub coś takiego, a ja stracę 

background image

panowanie nad sobą i zarobię kolejnego klapsa. To nie 
było w stylu Gabe’a. Był 

dziki i śmiały i brał to co chciał. To była jedna z rzeczy, 
które w nim kochała. 

Co on sobie myśli? 

Otworzyła oczy by zobaczyć Gabe’a jak ją obserwuje. 

Przetestujmy  teorię.  Wyobraziła  sobie  wielką  miskę 
parującego szpinaku w koszyku 

na miejscu truskawek. 

-  Lubisz  truskawki,  kochanie?  –  Sięgnął  za  siebie  i 
wyczarował butelkę szampana 

oraz kryształowy kieliszek. 

No i proszę bardzo. Dała z siebie wszystko by wyglądać 
na tak niewinną jak tylko 

to możliwe. – Tak, dziękuję. 

Uśmiechnął  się  powoli.  –  Dobrze.  –  Włożył  rękę  do 
koszyka, a jego uśmiech szybko 

zamienił  się  w  coś  przerażającego.  –  Co  do..?  – Wyjął 
dłoń, okrytą ciepłym 

szpinakiem. – Co do diabła? 

Sara zachichotała. 

background image

Wyjął  z  kosza  serwetkę,  wyraz  jego  twarzy  był 
napełniony rozbawionym wstrętem. 

– Czemu zmieniłaś moje truskawki w szpinak? 

Sara ścisnęła usta i poczekała aż otworzy „szampana”. 

Zmarszczył  brwi.  Wyjął  korkociąg  i  zaczął  otwierać 
butelkę. Uniósł korek do 

swojego  nosa  z  podejrzliwym  blaskiem.  –  Piwo 
imbirowe. – Westchnął, usta mu się 

skręciły w smutny uśmieszek. – Chyba nie powinienem 
nawet zaprzątać sobie głowę 

muzyką klasyczną. Widzisz co się dzieje kiedy próbuję 
robić to dobrze? 

- Co robić dobrze? 

- Uwieść cię. 

-  Żądnego  seksu  na  plaży  –  Wzdrygnęła  się.  – 
Murowany piasek w niewygodnych 

miejscach! Dużo podrażnień? 

Jego oczy zamieniły się w złote. – Skąd to wiesz? 

Sara  parsknęła.  –  Przepraszam  Gabe.  Byłeś 
prawiczkiem kiedy wróciłeś do Halle? 

background image

Zarumienił się, złoto w jego oczach zniknęło do błysku. 
– Punkt dla ciebie i już 

nigdy więcej nie będziemy o tym wspominać. – Uniósł 
butelkę. – Powiedziałaś, że 

mam  cię  wziąć  na  randkę,  pokazać  ci  ile  dla  mnie 
znaczysz. 

Sara kiwnęła głową. – Dokładnie. 

- Więc co zrobiłem źle? 

-  To  nie  jesteś  po  prostu  ty.-  Machnęła  ręką  po 
otoczeniu. – Jest przepięknie i 

cudownie ale… - Westchnęła. – Chcę, żeby prawdziwy 
Gabe pokazał mi ile dla 

niego znaczę. 

Jedna ciemna brew się uniosła, jego usta wykrzywiły się 
w niegodziwym uśmiechu 

od  czego  w  sekundę  stwardniały  jej  sutki.  –  Uważaj 
czego sobie życzysz, skarbie. 

Sapnęła  gdy  grunt  pod  jej  nogami  się  zmienił.  Nagle 
klęczała na środku 

szerokiego łóżka, z dłońmi związanymi kajdankami nad 
głową. Łańcuch podpięty 

background image

do  kajdanek  wisiał  z  wysokiej  belki  na  białym  suficie. 
Była nadal ubrana w 

czerwoną  sukienkę  ale  ramiączek  nie  było  już  na  jej 
ramionach. Zamiast tego, 

wisiały  na  jej  biodrach,  demonstrując  jej  obnażone 
piersi intensywnemu spojrzeniu 

Gabe’a. 

-  O  wiele  lepiej.  –  Wymruczał,  unosząc  skóropodobne 
wiosełko - No to ile jestem ci 

winien? 

Cipka  Sary  zacisnęła  się  na  to  pytanie.  Oj  kurwa. 
Powinna była się uczepić tego 

szampana.  Ale  nie  mogła  powstrzymać  się  od 
odpowiadania już bardziej niż 

zatrzymania podniecenia drżącego całym jej ciałem. Ale 
nikt nie powiedział, że nie 

mogę również sobie pograć. Poza tym, powiedziała mu 
że nie będzie żadnego 

seksu. Opuściła głowę zanim mógłby zauważyć szeroki 
uśmiech, który groził 

pojawieniem się na jej twarzy. – Trzy, panie. 

- Grzeczna dziewczynka. 

background image

Zadrżała  gdy  jego  palce  popieściły  jej  policzek.  – 
Zaufaj mi, kochanie. 

Plask! 

Wyraz  twarzy  Gabe  był  wart  odczucia  śliskiego 
makaronu. – Sara. 

Ugryzła  wargę  by  nie  odpowiedzieć.  Ostrożny  sposób, 
w jaki wypowiedział jej imię 

dał  jej  znać  jak  walczył  z  własnym  śmiechem.  Dzięki 
Bogu. Bała się, że się 

rozgniewa. – Tak, panie? 

-  Rozgotowane  spaghetti  Saro?  Chcesz  żebym  cię 
wychłostał mokrym makaronem? 

Nie wytrzymała, śmiejąc się tak bardzo, że aż zatrzęsły 
się łańcuchy. 

Mocna dłoń  chwyciła  jej  podbródek.  –  Kto  sobie  teraz 
pogrywa? – Pokręcił 

głową  i  zachichotał.  –  Wygrałaś  kochanie.  –  Pokój 
zniknął i nagle byli tylko we 

dwoje  na  czerwonej  sofie  Gabe’a.  Obejmował  ją 
ramieniem, dłonią trzymał jej 

dłonie. Swoje nagie stopy położyli na stoliku do kawy, 
kubek kawy zniknął - Nigdy 

background image

więcej  gierek.  –  potarł  policzkiem  o  jej  włosy  i 
zamruczał. 

Westchnęła i oparła się o niego, wdychając jego zapach 
niezbyt ośmielając się 

uwierzyć  w  to,  że  ją  tulił.  Wszystkie  ich  sny  były  jak 
zmysłowy bufet. To było miłe. – 

Co chcesz jutro robić? 

Bawił  się  jej  palcami.  –  Nie  mamy  jutro  żadnych 
związanych ze ślubem spraw. 

Chcę się przejść po Disney’u, tylko z tobą. 

Brzmiał  tak  smutno.  Jak  mogłaby  się  mu  oprzeć?  – 
Epcot3? Magiczne Królestwo? 

Uśmiechnął się. Od wibracji dochodzącej od niego miał 
jeden albo dwa pomysły - 

Zobaczymy. 

3 Park w World Disney’u. 

-  Chcę  iść  na  zakupy  do  Word  Showcase4.  –  Gabe  się 
skrzywił a ona się zaśmiała. – 

W  takim  razie  muszę  zobaczyć  czy  dam  radę  cię 
przekupić. 

Cisza. 

background image

- Zauważ, że jestem bardzo dobry no i nie wspominając 
o tym, o mojej ulubionej 

łapówce. 

Sara  schowała  twarz  w  jego  ramieniu.  Wiedziała 
dokładnie czym była jego 

ulubiona  łapówka,  ale  jak  na  razie  utknęła  w  swoich 
bez- seksowych zasadach. – 

Myślę, że już ją wykorzystałeś. 

-  Cholera.  W  takim  razie  muszę  po  prostu  znaleźć  coś 
innego. 

Uniosła  głowę  i  uśmiechnęła  się  do  niego,  niezdolna 
ukryć ciepła, które 

poczuła.  Po  prostu  siedzenie  tam,  planowanie, 
wydawało się takie właściwe. Fakt, 

że  mały  mruczący  odgłos,  stale  wydobywający  się  od 
niego kiedy zanurzał twarz w 

jej włosach, prawie doprowadził do złamania przez nią 
jej zasady. Jakby on i jego 

Puma  tarzały  się  w  jej  zapachu.  –  Jestem  pewna,  że 
znajdziesz. 

Jego oczy lśniły złotem. – Też tak myślę. – Chwycił jej 
usta w szybki, mocnym 

background image

pocałunku.  –  Teraz  myślę,  że  powinniśmy  oboje 
odpocząć zanim skuszę się 

spróbować  czegoś  jeszcze.  Przyjdę  po  ciebie  na 
śniadanie koło ósmej trzydzieści. 

-  W  porządku.  –  Wstała  i  skierowała  się  do  wyjścia 
wiedząc, że to był właściwy 

sposób  na  opuszczenie  ich  snu  w  pokoju.  Wstał  i 
poszedł za nią otwierając drzwi na 

przedni trawnik. – Dobranoc, Gabe. 

Przyciągnął  ją  blisko,  pochylając  się  po  pocałunek  na 
dobranoc, który zaczął 

się od słodkiego a skończył na ugięciu się jej pod jego 
wolą, jego usta pożerały jej, 

kusząc  ją  do  pozostania.  Poczuła  niechęć  kiedy  się  od 
niej oderwał i powiedział 

stonowane – Dobranoc, moja miłości. 

4  To  unikalny  park  podzielony  na  państwa  świata. 
Zwiedzając  go  można  dowiedzieć  się  o  obyczajach 
panujących w 

danym  państwie,  posmakować  ich  jedzenia,  kupić 
upominek itp 

background image

Zamknął  drzwi  zanim  mogła  się  dowiedzieć  czy 
naprawdę miał na myśli to jak ją 

nazwał. 

Odwróciła  się  i  przeszła  korytarzem,  dotykając  usta 
palcami i zastanawiając 

się czy, czy właśnie, naprawdę to zrobił. 

Gdyby tylko mogła ufać snom. 

ROZDZIAŁ VII 

Patrzył  jak  podskakiwała  schodząc  ze  schodów  w 
kurorcie Coronado Spring, 

powiewały jej włosy, jej pełne usta się uśmiechały, a jej 
twarz wypełniona była 

radością  nowego  dnia.  Ciemne  przeciwsłoneczne 
okulary ukrywały przed nim jej 

oczy  ale  brązowe,  krótkie  spodenki  i  granatowy  top 
zaledwie ukrywały jej 

krągłości. 

Na szczęście teraz wiedziała jak bardzo ją kochał. 

W  ostatni  senny  pocałunek  włożył  wszystko  co  miał, 
uginając ją, dominując 

background image

nad nią, pozostawiając ją zdyszaną, sapiącą i opierającą 
się słabo o niego. A potem 

zamknął drzwi i pozwolił jej odejść, walcząc ze swoimi 
instynktami i Pumą przez 

cały pierdolony czas zanim nie wyślizgnął się z ich snu i 
nie zapadł w realny sen. 

Następujące  sine  piłki  nie  były  dla  niego  zabawne  ale 
nie chciał rozwiązać 

problemu  bez  Sary.  Przewidywalnie  mógłby  w  końcu 
wziąć każdą jej słodycz, a 

dzisiaj miał zamiar właśnie to zrobić. 

Dzisiaj zamierzał się zabawić. Duma skierowała się do 
parków, ciesząc się z 

bycia w Disney World’zie zanim zacznie się naprawdę 
weselny obłęd. Jutro 

czekały  ich  zaplanowane  bojowe  zadania  ale  dzisiaj 
chodziło o powrócenie do 

dzieciństwa.  Oprócz  gier  w  jakie  chciał  zagrać  Gabe, 
które w ogóle nie były dla 

dzieci. 

Nie mógł się doczekać by zobaczyć reakcję Sary. Stał, 
uśmiechając się do 

background image

niej  gdy  zatrzymała  się  obok  postoju  autobusów  na 
parkingu przy hotelu. - 

Gotowa? 

Zmarszczyła brwi, rozglądając się. - Gdzie są pozostali? 

-  W  Magicznym  Królestwie.  -  I  wcale  nie  zaśmiali  się 
odwracając się do niego 

tyłkami  gdy  ruchem  ręki  kazał  im  iść.  Doskonale 
wiedzieli co kombinuje i 

akceptowali  jego  plany.  Do  diabła,  Emma  nawet 
zasugerowała coś od siebie, coś 

co wiedział, że Sara będzie chciała z nim zrobić. I ona 
całkowicie ucieszyłaby się z 

zakupów 

World 

Showcase, 

ku 

niczyjej 

niespodziance. 

Wziął  Sarę  za  rękę  i  poprowadził  w  stronę  stojących 
autobusów. - 

Pomyślałem,  że  moglibyśmy  iść  do  Epcot.  Pojeździć 
Mission Mars, zobaczyć 

Soaring, może pójść na zakupy do World Showcase. 

Spojrzała na niego podejrzanie. - Zakupy. 

Zrobił swoją najlepszą niewinną minę. - Tak. Zakupy. 

background image

- Poprzedniej nocy wydawałeś się mniej entuzjastyczny. 

-  Hej,  potrafię  robić  zakupy.  Polujesz  na  swój  zakup, 
powiązujesz go na wieki z 

kartą kredytową i wywlekasz ze sklepu, prawda? 

Prychnęła. 

-  Widzisz?  Facetom  dobrze  wychodzi  robienie 
zakupów. - Wypiął klatę mając 

nadzieję, że spowoduje u niej śmiech. - No i dodatkowo 
jestem po szkoleniu na 

Huntera także powinienem być w tym super dobry. 

Tak  cholernie  próbowała  ukryć  swój  szeroki  uśmiech, 
ale nie dała rady. - 

Emma ci to podpowiedziała? 

- Powołuję się na piątą poprawkę. 

- Nie mieliśmy się spotkać z pozostałymi na obiedzie? 

- To w pewnym sensie mógłby być plan. 

- Gabe. 

Obserwował z zadowoloną satysfakcją na twarzy kiedy 
autobusy się 

zatrzymały,  jej  ręka  ścisnęła  jego.  -  Saro.  Pójdziesz 
dzisiaj ze mną na randkę? 

background image

Przegryzła  wargę  by  się  nie  zaśmiać  gdy  pomógł  jej 
wejść do autobusu z napisem 

Epcot.  -  Rany, nie wiem.  Może powinnam  się  nad tym 
zastanowić. 

Usiadł  obok  niej,  opierając  się  ręką  o  oparcie  ławki.  - 
Znowu to robisz. 

Zachichotała.  -  Czy  już  się  nie  zgodziliśmy  spędzić 
razem dnia? 

- Mm-hmm. 

Przyjrzała się mu z ukosa, z iskrą psoty w oczach. - No 
więc, gdzie jest twoja 

dziewczyna? 

Warknął. - Jak bardzo ma cię boleć tyłek? - ukazał swój 
najbardziej dominujący 

wyraz  twarzy,  jedyny,  który  zawsze  sprawiał,  że 
opuszczała wzrok, a jej oddech 

przyspieszał. - Nie każ mi się powtarzać Saro. Niczego. 
Nie było. 

Po krótkim niezdecydowaniu opuściła wzrok pochylając 
w poddaniu głowę. 

Boże.  Może  przesadził  z  reakcją,  ale  miał  już  dość 
słyszenia jak nazywa Chloe jego 

background image

dziewczyną. - Tak, panie. 

Jej cichutki szept był muzyką dla jego ucha. - C’mere. - 
Przyciągnął ją blisko do 

siebie,  tak  blisko  jak  tylko  pozwoliły  mu  na  to 
plastikowe siedzenia i rozglądał się 

po  ulicy,  zadowolony  z  tego,  że  może  z  nią  tylko 
pooddychać. 

Sara  zdusiła  śmiech  gdy  Gabe  wsiadł  ostrożnie  do 
„kokpitu” w Mission Space. - 

Gabe no dalej, nie jest aż tak źle. 

Postrzelił  ją  śmiertelnym  spojrzeniem  gdy  ściągnął 
pasy. - Musiałaś wybrać 

Pomarańczową  drużynę  prawda?  -  Pomarańczowa 
wersja przejażdżki była o wiele 

bardziej energiczna od zielonej. 

Zakaszlała ukrywając  ręką  buzię.  -  Cienias.  -  Otworzył 
buzię by 

odpowiedzieć  kiedy  przejażdżka  się  zaczęła.  - 
Nawigacja. Super. Nie zapomnij się 

zatrzymać i poprosić o drogę. 

Zagderał gdy kobieta siedząca obok niej zaśmiała się. - 
Twój też? Mój mąż nigdy 

background image

nie staje by spytać się o drogę. 

Sara  odwróciła  się  by  odpowiedzieć  gdy  nagle  wagon 
się „wyrwał”. Nacisk 

siły G wczepiły ją plecami w oparcie. Potem, była zbyt 
zajęta uderzaniem pięścią w 

przyciski i śmiejąc się jak szaleniec by odpowiedzieć na 
cokolwiek. Nawet 

wymamrotane  przekleństwa  Gabe  były  lepsze,  gdy 
przejażdżka się trzęsła i 

podskakiwała, nurkując i wznosząc się. 

-  Pójdziemy teraz do Studia Hollywood  i przejedziemy 
się Wieżą Strachu. - Gabe, 

z  dzikim  szerokim  uśmiechem  na  twarzy,  pomógł  jej 
wysiąść z kabiny kiedy 

przejażdżka się skończyła. 

- To ta spadająca winda? 

-  Taa.  -  Przeciągnął  ją  przez  sklep  ku  wyjściu, 
wyglądając jak oczekujące dziecko. 

Sara, jakkolwiek, wcale nie była tak chętna. - Nuh-huh. 
Nie ma mowy. 

- Właśnie, że jest. 

background image

- No to wypróbuj nie ma cholernej mowy. 

Zaśmiał  się.  -  Poszedłem  dla  ciebie  na  Mission  Space. 
Możesz iść dla mnie na 

Wieżę Strachu. 

Pomyślała  szybko.  Nie  miała  zamiaru  korzystać  z 
szybko- spadających 

przejażdżek.  - Myślałam, że  mieliśmy pójść na zakupy 
do World Showcase i na 

lunch. Może pooglądalibyśmy fajerwerki? - Podarowała 
mu swój najlepszy 

wdzięczny uśmiech. 

Nie  kupił  tego.  -  Powiem  ci  coś.  Zawrzyjmy  układ. 
Skierujemy się teraz do 

World  Showcase,  pójdziemy  na  lunch,  zrobimy  małe 
zakupy i potem pójdziemy do 

Studia  Hollywood’u.  Jeśli  przy  Wieży  Strachu  będzie 
trzeba czekać dłużej niż 

dwadzieścia minut, to odpuszczam ci przejażdżkę. Ale, 
dwadzieścia minut bądź 

mniej i pojedziemy. Stoi? 

Rozejrzała  się.  Tego  roku  nie  było  zbyt  wielu  gości  w 
parku. Nie poszli na 

background image

przejażdżkę,  na  którą  musieliby  czekać  dłużej  niż 
dwadzieścia minut. Wyjątkiem 

była Mission Space. 

Przy  Test  Track  i  Spaceship  Earth  była  tak  długa 
kolejka, że nawet się tym 

nie  zainteresowali.  Może  Wieża  Strachu  też  będzie 
zalana tłumem. Wydawała się 

bardzo popularna. - Stoi. 

Zaczęli  iść,  ciepłe,  wilgotne  powietrze  sprawiło,  że 
lśnili od potu zanim poszli 

bardzo  daleko.  Gabe  trzymał  ją  za  rękę,  gest  ,  który 
mówił więcej niż słowa. - No 

więc, gdzie chcesz iść zjeść? 

Szli mostem do World Showcase, londując w Meksyku 
a Sara nagle miała ochotę 

na Meksykanów. - Oo. Idziemy? 

Uniósł jej dłoń i pocałował. - Pewnie. 

Skierowali  się  prosto  do  San  Angel  Inn,  kochając 
meksykański targ jaki się 

ustawił  przed  restauracją.  Sara  przeglądała  serafiny  i 
marakasy kiedy Gabe nabył 

background image

dla nich pager. 

- Za pół godziny będą mieli dla nas stolik. Pomyślałem, 
że możemy iść na zakupy. 

-  I  powiedziałeś  to  bez  dreszczy!  -  Poklepała  go  po 
głowie, śmiejąc się kiedy 

przewrócił oczami. 

Złapał  za  jej  dłoń  i  zabrał  ją  do  jednego  ze  sklepów, 
uśmiechając się pobłażliwie 

kiedy  z  „ooh-ami”  i  „aah-ami”  podziwiała  turkusową  i 
opalową biżuterię. Później 

zaprał ją na rejs łodzią, trzymając ją za rękę gdy gonili 
video Donalda przez 

Meksyk. 

To było tak bardzo normalne, że aż Sara miała problem 
z uwierzeniem, że jest to 

kolejny sen. 

Kiedy  zadźwięczał  pager  Sara  umierała  z  głodu. 
Usiedli, dzieląc się przepyszną 

sangrią  i  grillowaną  rybą.  Pychota.  Przyjemnie 
brzęczało im po obiedzie w drodze 

powrotnej do World Showcase. 

background image

- Gdzie najpierw chciałabyś zrobić zakupy? 

Uśmiechnęła  się  szeroko  do  Gabe’a,  zastanawiając  się 
czy to też był sen. - Włochy. 

Chcę jakieś szklany upominek. 

- Włochy są… 

-  I  chcę  się  zatrzymać  w  Japonii  i  popatrzeć  na  perły 
Mikimoto. 

Jego  uśmiech  zaczął  wyglądać  jak  napięty.  Było 
całkiem daleko od Meksyku do 

Japonii. - Dobrze. 

- Oh! I chcę uderzyć na Moroko. 

- Czym? 

Zaśmiała  się,  machając  ich  dłońmi  gdy  praktycznie 
skakała po chodniku, 

zbyt  szczęśliwa  by  przejmować  się  różnicami  między 
snami a twardą 

rzeczywistością. 

Sara  się  skrzywiła  gdy  spojrzała  na  znak  postawiony 
obok wejścia na Wieżę 

Strachu. - Piętnaście minut oczekiwania. 

background image

Podarował  jej  dziki,  szeroki  uśmiech,  wiedząc  że  był 
dobry tak jak na przejażdżce. 

- Mieliśmy umowę. 

- Wiem. 

Zabrzmiała  na  tak  oburzoną,  że  prawie  zaśmiał  się  na 
głos. Praktycznie 

zaciągnął  ją  do  kolejki,  ignorując  jej  mamrotanie  i 
straszne grożenie zranieniem 

fizycznym.  Zamierzał  się  przejechać  Wieżą  Strachu,  a 
jego partnerka pojedzie 

razem z nim. Dała mu słowo i miała go dotrzymać. 

Dotarli do kolejki. Było tak mało oczekujących ludzi, że 
zajęło im to chwilkę by 

przejść  przez  drzwi.  Podążając  za  tłumem,  Gabriel 
spróbował uspokoić niepokój 

Sary. - Nie jest tak źle. 

- Czy kiedykolwiek wcześniej na tym byłeś? 

- Raz. 

Zastanowił  się  jak  musiała  wyglądać  jego  twarz,  bo 
zbladła i przełknęła ślinę. 

background image

Uwielbiał tę przejażdżkę. Jeśli nie musiałby się później 
spotkać z kilkoma 

przyjaciółmi to przejechałby się na niej więcej niż raz. - 
Polubisz to. 

- Albo? 

Parsknął. - Histeryczka. 

Weszli do windy i zajęli miejsca. - Gabriel? 

Usłyszał drżenie w jej głosie i nagle zastanowił się czy 
to co robił było 

właściwe.  Jej  dłoń  drżała  w  jego.  Nie  chciał  by  się  aż 
tak bała. - Chcesz wyjść? - 

Pojechałby sam. Nie, wyjdzie razem z nią. Nie chciał by 
zniknęła mu z oczu. 

Usiadła. Przegryzła wargę ale zapięła się, patrząc przed 
siebie jakby nagle została 

przywiązana do elektrycznego krzesła. 

Moja dziewczyna.  -  Trzymaj  mnie  za  rękę.  Uwierz  mi, 
to wcale nie jest takie 

straszne. 

Pięć  minut  później,  gdy  zawiśli  zanim  runęli  z 
powrotem w dół, odwróciła 

background image

się do niego i spokojnie stwierdziła - Nienawidzę cię. 

Jej krzyki przebiły mu bębenki podczas gdy on się śmiał 
i śmiał. 

Kiedy  wysiedli  i  potykali  się  po  przejażdżce  on  nadal 
się śmiał. - Oj, daj spokój, 

nie było aż tak źle. - Pociągnął za jej dłoń, zatrzymując 
ją gdy próbowała od niego 

odejść. 

-  Tak  samo  jak  nie  jest  źle  być  świeżakiem  w  średniej 
szkole a mimo to nie 

chciałabym tego powtarzać. 

Pociągnął  mocno,  ignorując  jej  skrzek  protestu  kiedy 
wylądowała w jego 

ramionach. Pocałował ją w czubek nosa gdy wydęła na 
niego wargi. - No dobra, w 

takim razie muszę odpokutować, prawda? 

Spojrzała na niego gniewnie. - Być może. 

Chwycił  jej  usta  w  mocnym,  szybkim  pocałunku.  - 
Wiem nawet jak. - Nie 

zamierzał dać jej wyboru by odmówiła. Nie tym razem. 
Zabierał ją z powrotem do 

background image

jej  pokoju  by  oznaczyć  przed  końcem  nocy.  -  Idziemy 
Saro. 

- Gabe, nie. - Pociągnęła za jego dłoń. - Jeszcze nie. 

Zazgrzytał  zębami,  ale  panika  w  jej  oczach  go 
uspokoiła. - Czego jeszcze 

potrzebujesz  Saro?  -  złapał  za  jej  ramiona  by  potem 
przebiegnąć palcami przez jej 

włosy. - Powiedz mi skarbie. 

Otworzyła  buzię  ale  zanim  odpowiedziała  zadzwonił 
telefon. Wyjął go z pokrowca 

i odebrał bez patrzenia. - Słucham? 

- Gabe? 

Zamknął  oczy  i  próbował  nie  zwracać uwagi  na  ból w 
oczach Sary. Gdyby 

tylko spojrzał na ten jebany numer to by nie odebrał by 
mogła nagrać się na 

poczcie, ale było już za późno. - Taa Chloe? 

- Słuchaj wiem, że jesteś prawdopodobnie zajęty razem 
z Sarą ale myślisz, że 

będzie  miała  coś  przeciwko  gdybym  cię  pożyczyła  na 
chwilkę? 

background image

Znał ten ton w głosie Chloe. Coś się wydarzyło, a jego 
zaprzyjaźniona mała 

lisiczka miała doła. - Nie jestem pewien. Co się stało? - 
Trzymał wzrok na Sarze 

wiedząc, że mogła usłyszeć wszystko to co powiedziała 
Chloe. 

Nie żeby miałoby to jakieś znaczenie. W momencie gdy 
spytał się jej jaki ma 

problem  Sara  zrobiła  minę  i  zrobiła  krok  w  tył.  -  Na 
razie Gabe, 

Złapał  ją  za  nadgarstek,  zaciskając  uchwyt  gdy 
próbowała się oswobodzić. - O nie, 

nigdzie nie idziesz. 

-  Gabe?  Jasna  cholera,  jest  zła  prawda?  Oznaczyłeś  ją 
już? 

Sara  przestała  się  wyrywać.  Postrzeliła  Gabe’a 
wzrokiem. - Co ona właśnie 

powiedziała? 

Wzdrygnął  się.  -  Ona…  -  Zabrał  telefon  od  ucha.  - 
Słuchaj kochanie, to 

skomplikowane. 

background image

-  Powiedzmy.  Twoja  dziewczyna  zadzwoniła  do  ciebie 
by się spytać czy już mnie 

oznaczyłeś. 

Spojrzał prosto w jej twarz, absurdalnie dumny gdy nie 
odwróciła od niego 

wzroku. I jak bardzo było to popieprzone? - Ona nie jest 
moją dziewczyną Saro. - 

No i znowu uniosła tą pierdoloną brew. - Przestań. 

- Co mam przestać? 

- Przestań we mnie wątpić do cholery. 

-  To  przestań  dawać  i  ku  temu  powody!  -  Wyrwała 
swoją rękę i zaczęła odchodzić. 

Nawet  się  nie  zawahał.  -  Chloe?  Przepraszam  ale 
musisz liczyć na siebie. - 

Zamknął klapkę i odrzucił daleko, podążając za Sarą tak 
szybko jak tylko mógł. - 

Sara! 

Olała  go  i  szła  dalej.  Ze  sposobu  w  jaki  stąpała  był 
pewny, że właśnie wyobraża 

sobie jego lub Chloe twarz 

- Sara! - Wreszcie do niej dotarł i złapał za rękę. 

background image

Dostał mocno łokciem w brzuch, aż zaparło mu dech w 
piersi. Stanęła na 

niego  ciężko  stopą,  zaskakująco  wyjąc.  Ale  to  co 
naprawdę go przestraszyło był 

moment, w którym się cofnęła i spróbowanie kopnąć go 
w krocze. Ledwo na czas 

przekręcił  biodrem,  by  powstrzymać  poważny  ból.  - 
Jezu Chryste, Sara! 

Spojrzała mu w twarz, grożąc palcem. - Zostaw mnie w 
spokoju Gabrielu 

Anderson. Słyszysz mnie? Nie chcę już cię nigdy więcej 
widzieć! 

Dosyć tego. Był tylko jeden sposób na dotarcie do niej i 
Gabriel go znał. 

Przyciągnął ją ciasno do siebie, nie chcąc ją wypuścić i 
wreszcie, wreszcie, 

oznaczył  ją  jako  swoją.  Zgięło  ją  w  kolanach  ale  nie 
obchodziło go to. Nie było 

mowy żeby ją wypuścił. Zapach jej orgazmu owinął go, 
łagodząc zarówno jego jak 

i  jego  Pumę,  wiedza,  że  należała  do  niego  prawie 
wywołała jego własny orgazm. 

background image

Wepchnął  swoje  udo  między  jej  nogi,  by  mogła  coś 
przelecieć podczas gdy jej 

przyjemność  przelewała  się  przez  nią.  Jego  Puma 
zatęskniła za rykiem z triumfu 

gdy  jego  niewiarygodna  partnerka  wreszcie  się 
rozluźniła w jego ramionach. 

Zamruczał  przy  szyi  Sary,  pragnienie  by  wziąć  ją 
właśnie tu i teraz było tak silne, 

że zaledwie się jemu oparł. 

- Znajdźcie sobie pokój! 

Gabe przekręcił głowę by zobaczyć dwóch dzieciaków, 
zaledwie w szkolnym 

wieku,  uśmiechających  się  szeroko  do  nich.  Mali 
gówniarze. 

- O Boże. 

Odwrócił  głowę  by  zobaczyć  Sarę,  gapiącą  się  na 
dzieciaki z szeroko 

otwartymi  oczami.  Nie  byli  Pumami,  a  po  ich  zapachu 
stwierdził, że nie byli nawet 

z  Halle,  ale  rozumiał  dlaczego  bzikowała.  Schowała 
twarz przy jego klacie. - 

Zabiję cię. 

background image

Wydostał  udo  spomiędzy  jej  nóg,  poczerwieniał  gdy 
kolejne dzieciaki śmiały 

się  i  klaskały.  Jeden  cwaniakowaty  dupek  właściwie 
uniósł mapę studia Hollywood 

z wypisaną na niej liczbą „7.5” - Może i pozwolę ci na 
to. 

ROZDZIAŁ VIII 

Drzwi  się  za  nimi  zamknęły  z  końcowym  kliknięciem. 
Sara nie chciała się 

odwrócić twarzą do swojego partnera. – Więc. 

Cisza. 

Nerwowo  oblizała  usta,  wiedząc  co  miało  się  stać.  – 
Chcesz obejrzeć film? 

- Saro. 

Zadrżała  słysząc  ton  w  jego  głosie.  O  rany.  Opuściła 
rzęsy zanim jeszcze 

miała  czas  by  pomyśleć.  Jej  dominujący  kochanek  był 
w pokoju i nie zniósłby 

żadnej  odmowy.  Emocje  wylewające  się  z  Gabriela 
tylko zwiększyły jej 

pobudzenie. 

background image

- Chodź tutaj. 

Odwróciła  się,  studiując  go  spod  swoich  rzęs,  jedna 
brew uniosła się w 

wyzwaniu.  Tak  bardzo  jak  pragnęła  do  niego  należeć, 
nie było mowy by chciała 

żeby  sprawy  tak  się  skończyły.  Potrzebowała  od  niego 
coś czego nie była pewna, 

że  może  jej  dać.  Jej  własne  emocje  kolidowały  z  jego, 
brakowało harmonii, którą 

wyczuwała u innych par. 

Stał  tam,  po  prostu  ją  obserwując,  te  jego 
ciemnoniebieskie oczy powoli 

krwawiły  do  złotego  koloru.  Widok  był  wysoce 
erotyczny, był to dowód na to jak 

ją pragnie. 

Poprzez  ten  czyn  utrzymała  swoje  oczy  brązowymi 
wiedząc, że inaczej 

zachęciłaby go. Jego nozdrza się poruszyły i wiedziała, 
że mógł wyczuć jej 

pożądanie. Wyciągnął dłoń i czekał. Cierpliwy jak kot. 

Zacisnęła usta gdy patrzyła jak stoi. Cholera. Znając go 
wiedziała, że mógłby tak 

background image

stać przez cały dzień. Uparty skurwiel. 

I  czy  to  nie  było  ich  głównym  problemem?  Był  zbyt 
uparty by ją po prostu zapytać, 

o cokolwiek. No i stał tak sobie, z wyciągniętą dłonią… 

Chwila. On po prostu tam stoi, z wyciągniętą ręką… 

On ją prosił. Prosi ją o jej zgodę, by się ugięła, tylko tu 
w sypialni. Przeważnie 

traktował ją jak równą sobie. 

Jak mężczyzna traktujący swoją partnerkę. 

Czy  takie  pytanie  nie  wystarczyło,  nawet  jeśli  nie  było 
werbalne? Studiowała 

go  powracając  do  każdego momentu  podczas  ostatnich 
dwóch dni. Każda godzina 

ich kochania przetoczyła się przez jej umysł. Czas kiedy 
słuchała jak Chloe 

opowiada  o  jej  relacjach  z  Gabem  nadal  sprawiały  jej 
ból. Lecz on tu stał, w jej 

pokoju, po naznaczeniu jej publicznie ( i Boże czy ona 
kiedykolwiek o tym 

zapomni?)  trzymając  wyciągniętą  rękę  i  czekając.  Na 
nią. 

background image

Wzięła  głęboki  oddech  i  pozbyła  się  tarczy,  którą 
utrzymywała przed swoimi 

zmysłami.  To  było  trudniejsze  niż  myślała,  ale 
opuszczała ją cal po calu dopóki nie 

mogła wyczuć tego wszystkiego co on czuł. 

A  to  prawie  cholernie  powaliło  ją  na  kolana.  Pierwszy 
raz w pełni 

zrozumiała  potrzebę,  miłość  w  nim,  bez  jej  własnych 
wątpliwości zaciemniających 

jej zmysły, i to było cudowne. 

Cała  jej  wcześniejsza  postawa  uleciała  gdy  ugięła  się 
pod jego wolą. 

Pożądanie  przepłynęło  przez  nią,  powoli  i  słodko  jak 
miód. Ruszyła by chwycić 

jego dłoń, myśl o jego kłach zatapiających się w niej, o 
nim na nowo znaczącym i 

twierdzącym  ją  jako  swoją  prawie  wystarczyła  by 
upadła na kolana. 

Kiedy  ich  dłonie  się  spotkały,  jego  twarz  lśniła  dziką 
radością. Nie dał jej 

najmniejszej  szansy  by  go  odepchnęła.  Przyciągając  ją 
do siebie wgryzł się w jej 

background image

ramię, wywołując u niej wrzeszczący orgazm, który był 
w połowie bólem, w 

połowie  przyjemnością.  Ścisnął  ją,  wpychając  udo 
między jej nogi, pozwalając jej 

się  ruszać  gdy  ciemne  fale  przepływały  przez  nią, 
emocje wylewające się z niego 

popychały ją wyżej i wyżej. 

Bez  namysłu  jej  Puma  wkroczyła,  znacząc  Gabe’a, 
powodując u niego 

jęczący  dreszcz.  Trzymał  jej  głowę  w  miejscu  gdy  jej 
kły się w niego wbiły, jego 

dłoń  wczepiła  się  w  jej  włosy  przyciągając  ją.  –  Tak 
jest, skarbie. – Wolną ręką 

zaczął  powoli  strzępić  jej  top,  końcówkami  pazurów 
zostawiał na jej ciele 

przepyszne  gorące  ślady.  Potrzeba  się  w  niego  wbiła, 
dzika, brutalna i wycelowana 

jedynie  na  nią.  Zaczęli  kierować  się  tyłem  w  stronę 
łóżka. Zabrał dłoń z jej włosów 

i  chwytając  ją  za  tyłek,  uniósł,  jej  stopy  były  nad 
podłogą. Wyciągnęła kły z jego 

szyi i trzymała się. 

background image

- Złap mnie nogami w pasie. 

Dostosowała  się  gdy  właśnie  przechylił  ją  do  tyłu, 
ramionami wylądowała na 

łóżku.  Jej  tyłek  był  w  powietrzu,  rękoma  chwyciła  się 
narzuty by nie upaść. 

- Grzeczna dziewczynka. – Jego palce ruszyły do guzika 
w jej spodenkach, szybko 

odpinając je. – Zaufasz mi. Zrozumiałaś? 

Oblizała usta i kiwnęła. 

- Powiedz to. 

- Ufam ci panie. 

Jedna  wielka  dłoń  złapała  jej  plecy  gdy  druga  zaczęła 
zdejmować z niej spodenki. 

Chrząknął  gdy  je  przesunął  i  zorientował  się,  że  nie 
nałożyła majteczek. 

Zdjął jej szorty do kolan zanim ręką zjechał do swoich 
własnych spodni. Opuścił je 

eksponując twardą, długą linię swojego penisa. – Jestem 
ci dłużny, skarbie. 

Otworzyła  szeroko  oczy,  zacisnęła  pośladki  w 
oczekiwaniu i od 

background image

zdecydowania  na  jego  twarzy.  Ręką  gładził  jej  tyłek, 
ściskając jeden pośladek 

zanim skierował się do drugiego. – Sprawię, że ten twój 
śliczny tyłeczek zrobi się 

czerwony. 

Zdusiła pisk. 

- Do góry, na kolana i ręce. 

Wspięła  się  niezgrabnie  z  szortami  opuszczonymi  do 
kolan, ale wiedziała 

żeby lepiej ich nie ściągać. Znała go na tyle dobrze by 
wiedzieć, że ich widok go 

nakręci.  Schyliła  się,  ramiona  położyła  na  łóżku, 
wypinając pośladki i czekając na 

jego rękę. 

Nie  musiała  długo  czekać.  Poczuła  natychmiastowe 
pieczenie gdy ją uderzył. 

– Policzmy. 

- Raz, dwa, trzy. – Poczuła jak pośladki zaczęły płonąć, 
jej cipka zacisnęła się w 

oczekiwaniu  na  kolejne  uderzenie.  Nadal  nie  wiedziała 
jak może pragnąć czegoś 

background image

takiego ale nie zamierzała się skarżyć. 

- Przelecę ten tyłek. – Wylądował kolejny ostry klaps, z 
jej ust uciekło kwilenie 

zanim zdołała je zdusić. Czuła jakby jej tyłek się palił. 
Pogładził czerwone 

pośladki,  jego  dłoń  koiła  wrażliwą  skórę.  –  Będziesz 
cudownie wyglądać z moim 

penisem wślizgującym się między te czerwone pośladki. 

Jej  łechtaczka  zapulsowała  na  myśl  o  nim  w  środku. 
Zrobili to już wcześniej w 

snach a odczucia były niewiarygodne. – Proszę, panie. 

- O co prosisz? 

- Proszę przeleć mnie. 

Poczuła  jak  się  ruszył  na  łóżku.  –  Jeszcze  nie.  – 
Zamknęła oczy gdy dłońmi złapał 

za  jej  biodra.  –  Najpierw  chcę  się  napatrzyć  na  moją 
dupcię. 

- Idź po lustro. – Wymamrotała. 

Kolejny  klaps  sprawił,  że  pisnęła.  –  Co  to  miało 
znaczyć? 

background image

Rozbawienie w  tonie jego  głosu  odprężyło  ją  pod  jego 
dłonią. – Nic, panie. 

Zębami  uszczypnął  ją  w  biodro.  –  Jesteś  pewna? 
Brzmiało tak, jakbyś 

chciała coś powiedzieć. 

Jeśli  mnie  zaraz  nie  przelecisz  to  cię  zabiję.  Miała 
przeczucie, że gdy tak mu 

odpowie  to  zostawi  ją  tutaj,  z  uniesionym  tyłkiem,  a 
sam pójdzie robić coś innego. 

– Powiedziałam, że masz bardzo fajny tyłeczek, panie. 

Zaśmiał się gdy pieścił jej własny. – Też tak sądzę. 

Pierwsze  dotknięcie  jego  mokrego,  ciepłego  języka 
zaskoczyło ją i 

podskoczyła.  –  I  smaczny.  –  Gabe  zataczał  kółka 
językiem dookoła jej pośladków, 

okazjonalnie wsuwając go między nimi by zanurzyć się 
w jej cipce. 

Nagłe uczucie jego kłów na jej tyłku spowodowało, że 
poczuła jeszcze jeden 

narastający  orgazm.  Uderzała  stopami  o  materac, 
wdzięczna, że trzyma ją za biodra 

by nie upadła. 

background image

Dopóki jej orgazm nie osiągnął apogeum nie wiedziała, 
że oznaczał jej 

tyłek. 

- Moja. 

Zadowolony  ton  w  jego  głosie  sprawił,  że  spojrzała 
przez ramię. 

Gapił  się  na  znak,  który  jej  zrobił  z  tak  męską 
satysfakcją, że aż przewróciła 

oczami. 

Satysfakcja  opuściła  jego  twarz,  po  czym  zmarszczył 
brwi. – Cholera. Muszę 

przesunąć przelecenie tyłeczka na inny dzień. 

-  Dlaczego? –No cóż,  czy właśnie  nie zabrzmiałam  jak 
w potrzebie? Jęk w jej głosie 

spowodował, że mentalnie się wzdrygnęła. 

- Nie mam środka nawilżającego. 

No  dobra,  na  myśl  o  tym  naprawdę  przeszły  przez  nią 
ciarki. Zacisnęła 

pośladki, skrzyżowała kostki w proteście. 

-  Wnioskuję,  że  użycie  nawilżacza  jest  dla  ciebie 
sposobem na zabawę? – Kiedy 

background image

spojrzała  na  niego  gniewnie,  uśmiechnął  się  szeroko 
jeżdżąc penisem w dół i w 

górę  po  jej  cipce.  –  W  takim  razie  będziemy  musieli 
zrobić coś innego. 

Wtargnął  do  środka,  popychając  ją  do  przodu  i 
zaczynając wbijać się w nią. Fakt, 

że miała złączone nogi sprawił, że oboje odczuwali to o 
wiele ciaśniej. Jego ręce 

wylądowały  po  obu  stronach  jej  głowy,  jego  biodra 
uderzały o gorące ciało jej 

pośladków.  Mogła poczuć  jak  jego  piłki  uderzały  o  jej 
przewrażliwioną łechtaczkę 

gdy pieprzył ją bez litości. 

Uszczypnął ją w kark, zębami przejeżdżał po wrażliwej 
skórze, jej Puma 

zamruczała  z  aprobatą  od  pokazu  dominacji  przez  jej 
partnera. Ruszyła ku niemu, 

pieprząc  go,  ciesząc  się  z  uczucia  jak  wchodzi  i 
wychodzi z jej ciała. 

Zastanawiam się… 

Sara  otworzyła  swoje  zmysły,  odczucia  do  Gabe  i 
pchnęła. Każda emocja, którą 

background image

doświadczyła  przelewała  się  przez  nią  do  niego.  Gabe 
się udławił, jego biodra się 

zatrzymały.  Sara  pisnęła  i  usłyszał  to  jak  echo. 
Odczucia przelatywały przez nich 

kiedy zaczął się znowu ruszać. 

Mogła  wyczuć  między  nimi  połączenie.  Wiedziała,  że 
doświadczał 

wszystkiego  co  jej  robił.  Wspaniała  przyjemność  była 
oślepiająca, stale rosnąca. 

Karmili  się  nawzajem  napływającym  orgazmem,  fale 
odbijały się między nimi. 

Chcieli.  Pragnęli.  Sapała,  błagając  o  więcej,  jego  niski 
ryk naparł na nią. Zanim 

mogła wypowiedzieć czego potrzebowała jego ręce były 
już na jej tyłku, klepiąc ją, 

delikatnie,  szorstko,  zmieniając  poklepywanie  w 
uderzenia, zbliżając ją coraz 

bardziej  i  bardziej  do  eksplozji,  która  mogłaby  ją 
jedynie zabić. Kłami zanurzył się 

znowu  w  jej  ramieniu,  przytrzymując  ją  w  miejscu  i 
wzbudzając w niej trzeci 

background image

orgazm.  Krzyknęła  bez  tchu,  pulsując  wokół  twardego 
ciała, które napierało na nią, 

jej umysł i serce rozbiły się wraz z jej ciałem. 

Zaczęła prosić, błagać, by ruszał się szybciej, mocniej, 
przyjemność 

narastała  dopóki  nie  pomyślała,  że  straci  przytomność. 
Pazurami postrzępiła 

narzutę w niekontrolowany sposób gdy poczuła jak jego 
własny orgazm zaczyna go 

rozpruwać,  emocje  pchnęły  ją  do  czwartego  orgazmu 
tak bardzo, że zauważyła 

gwiazdy. 

-  O  kurwa!  Kurwa!  –  Odrzucił  do  tyłu  głowę,  jego 
Puma ryknęła gdy doszedł w 

niej.  Fakt,  że  na  tyle  stracił  kontrolę,  że  jego  Puma 
prawie wydostała się na 

zewnątrz był dla niej ogromnym źródłem satysfakcji. 

Gabe rzadko tracił kontrolę. 

Opadł na bok, ciągnąc ją za sobą, zwijając się dookoła 
jej ciała gdy oboje zmagali 

się ze swoimi oddechami. Jego penis podskoczył w niej, 
jego ramię trzymające ją 

background image

w talii nie pozwoliło jej się odsunąć. – Nie. Zostań tam 
gdzie jesteś. 

Czuła, że ten odurzający dźwięk jego głosu nie dotyczył 
tylko jej ciała. 

Wtuliła się tyłem do swojego partnera, kochając uczucie 
jego ciała wewnątrz 

siebie,  mały  błysk  paniki  jaki  poczuł  złagodniał  do 
zadowolonego pomruku. Lekkie 

skubanie jej karku uspokoiło ją. Z małym uśmieszkiem 
pozwoliła sobie na 

spokojny  odpoczynek,  mając  gwarancję,  że  jej  partner 
zapewni jej ochronę. Do 

diabła, nawet pozwoliła sobie zamruczeć. 

No i co ty teraz na to Chloe, odpadłaś. Gabe jest mój. 

- Skąd to zadowolone spojrzenie? 

Uśmiechnęła  się,  łaskocząc  go  w  skórę.  –  Nie  jestem 
pewna czy powinnam na to 

odpowiadać. 

Odwrócił  ją  chcą  zobaczyć  jej  twarz.  Ważne  było 
zobaczyć teraz jej twarz, 

prawie  tak  ważne  jak  poczuć  ją  w  jego  umyśle.  Nigdy 
wcześniej nie doświadczył 

background image

tego  co  dla  niego  zrobiła.  Zrobiła  coś  więcej  niż  tylko 
go oznaczyła, zawładnęła 

nim,  w  sposób  jaki nie do  końca rozumiał.  – Teraz  mi 
wierzysz? 

- Z czym? 

Skrzywił się. – Chloe. 

Przegryzła wargę. 

Gabe  westchnął.  Najwyraźniej  nie.  –  Dlaczego  nadal 
myślisz, że coś mnie łączy z 

Chloe? 

Wzdrygnęła się. – Nie myślę tak, raczej. 

- Ale czymś się jeszcze martwisz. Czym? 

- Bransoletką. 

Aaa. Zastanawiał się kiedy do tego dojdą. – Tak, dałem 
jej bransoletkę. Jest 

przyjaciółką; kimś, kto myślałem, że robi mi przysługę. 
Przysięgam ci, nigdy nic 

nas  nie  łączyło.  Nic.  To  tak  jakbym  uprawiał  seks  z 
młodszą siostrą. 

- Nie masz młodszej siostry. 

background image

Warknął. – Wiesz o co mi chodzi. – Przechylił do góry 
jej podbródek. – Uwierz mi. 

Możesz ją zapytać jeśli chcesz. Ona już wie kto jest jej 
partnerem i to nie ja. 

Próbuje jedynie wymyślić sposób jak go oznaczyć. 

-  Kto?  –  Otworzyła  szeroko  oczy.  –  Jim  jest  naprawdę 
jej partnerem? 

Kiwnął  głową,  woląc  zignorować  fakt,  że  za  dużo 
podejrzewała. Już 

wystarczyło  zgrzytów  między  nimi  a  Jimim  i  Chloe.  – 
Jest wolontariuszką, 

asystentką  weterynarza  podczas  gdy  zarabia  na 
zrobienie doktoratu z medycyny, 

więc są stale razem. Powiedziała, że ją odrzucił mówiąc 
jej, że jest dla niego za 

młoda. 

Zrobiła minę. – Dokładnie. Próbowałam go odwieść od 
tej myśli, ale uwziął 

się mówiąc, że nie dojrzała wystarczająco dla niego lub 
jakoś tak. 

Popieścił tę piękną twarz, głaszcząc kciukiem jej wargi 
tylko po to, by 

background image

poczuć  jej  uśmiech.  –  Nasze  rozmowy  w  większości 
dotyczyły ciebie i Jima. Teraz 

mi wierzysz? 

Pogłaskała  go  po  klacie,  relaksując  się  przy  nim  z 
kiwnięciem głowy. – 

Dobra. Wierzę ci. 

Pocałował  ją  w  czoło,  mając  nadzieje,  że  w  końcu 
pozbyła się swoich obaw. – 

Kocham  cię  Saro.  –  Otworzył  swoje  serce  mając 
nadzieję, że wreszcie to poczuje. 

Kiedy  podarowała  mu  ten  tajemniczy,  malutki  kobiecy 
uśmieszek, jego serce 

prawie eksplodowało ze szczęścia. – Wiem. 

Wtulił  się  w  nią,  zdecydowany  pić  z  tego  szczęścia  i 
nigdy nie pozwolić mu 

zniknąć. 

Było w pół do trzeciej w nocy ale Gabe nie mógł spać. 
Oddychał głęboko, 

zapach  jego  partnerki  otaczał  go.  Jej  słona  skóra  była 
pod jego językiem. Jej gorący 

tyłek był wtulony w jego pachwinę. A ona ufała mu na 
tyle, że zasnęła. 

background image

Albo przynajmniej miał nadzieję, że ufała, a nie zasnęła 
po wyczerpującym 

rżnięciu. No cóż, dobra, mógłbym żyć z wyczerpującym 
rżnięciem. Uśmiechnął się 

głupio, słuchając jak równo oddychała. 

To  było  podniecające  uczucie,  trzymając  ją  w 
ramionach podczas pobudki. 

Bardziej podniecająca była wiedza, że mogłaby uczynić 
go bezradnym, zmusić by 

błagał  i  płakał  jak  mięczak,  a  pozwoliła  mu  siebie 
zdominować. A nie miał zamiaru 

ani  próbować,  ani  też  się  łudzić.  Jeśliby  sobie 
zażyczyła, to mogłaby go ostudzić w 

każdej chwili. Jego partnerka była o wiele silniejsza niż 
myślał. Wystarczył jeden 

dzień,  obserwując  ją  razem  z  Jimim,  by  się  o  tym 
przekonać. 

Jeśli  musiałby  przez  to  przechodzić  przez  miesiące, 
skłoniłby się ku 

obłąkaniu bądź morderstwu. Albo ku obydwu. Seks jaki 
przeżyli wcześniej tylko to 

background image

przypieczętował.  Zawładnęła  nim,  przyciągając  do 
siebie, przyciskając mocno i 

dając mu przejażdżkę jego pieprzonego życia. 

Dzięki Bogu, że z niego nie zrezygnowała. Bo mogłaby. 
Była na tyle silna 

żeby odejść nie oglądając się za siebie. A to byłaby jego 
cholerna wina, bo 

posłuchał  pierdolonego  Niedźwiedzia  zamiast  swoich 
instynktów. 

Zadrżał na  myśl  o  życiu  bez  Sary.  Co on  sobie  myślał 
powstrzymując się od 

oznaczenia?  Był  tak  zajęty  chroniąc  ją  przed  ich 
separacją, że nie zauważył co jej 

robił. 

Na koniec prawie zniszczył ich oboje i na co to komu? 

No  cóż,  zdecydował  się  teraz  zrobić  wszystko  by  Sara 
nie miała żadnych 

wątpliwości  co  to  tego  jak  bardzo  jej  pragnął.  Jak  ją 
potrzebował. 

Wiedział,  że  w  którymś  momencie,  będzie  musiał  jej 
ulec. Była Omegą. On 

background image

był  zaledwie  zastępcą  Marshalla.  Przewrócił  się  na 
plecy, przykrywając ich oboje 

pościelą  zanim  położył  ręce  za  głowę.  Patrzył  się  na 
sufit, próbując zdecydować jak 

się z tym wszystkim czuł. Im bardziej o tym myślał, tym 
brak niepokoju okazał się 

ulgą. Nie miał z tym problemu. Mógł być dominatorem 
w ich cielesnej relacji ale 

jeśli  chodziło  o  sprawy  Dumy  to  przewyższała  go 
stopniem. Jeśli będzie trzeba to 

ukłoni  się  szczęśliwy,  wiedząc,  że  jego  skarb  wróci  z 
powrotem do ich łóżka i 

będzie o niego błagała, jeśli najpierw nie zmusi go by to 
on pierwszy błagał. 

Nie  mógł  pozbyć  się  szerokiego  uśmiechu.  Nie  chciał 
mieć małżonkipopychadła. 

Sara  udowodniła  mu,  że  jest  na  tyle  silna  by  go 
zatrzymać przy sobie, 

ale też wystarczająco silna by od niego odejść. 

Zamrugał.  Jasna  cholera.  Próbował  zdusić  jęk  ale  coś 
mu przemknęło. 

background image

Zapomniał  dać  jej  pierścionka,  który  kupił  jej  pod 
choinkę. Rano od razu go 

dostanie.  Może  zabierze  ją  do  Francji  w  Epcot  na 
śniadanie i nakarmi ją 

babeczkami  przed  tym  jak  poprosi  ją  o  rękę.  Miał 
nadzieję, że spodoba jej się 

prosty,  wyszlifowany  diament  wtopiony  w  złoto,  który 
dla niej miał. 

Zamknął  oczy  i  pozwolił  snu  nim  zawładnąć.  Nie  był 
zaskoczony kiedy 

spotkał w nim Sarę. 

Była  wszystkim,  o  czym  kiedykolwiek  chciał  śnić,  a 
nawet więcej. 

EPILOG 

Emma chodziła za zasłoną z wargą między zębami, jej 
brązowe oczy były 

dzikie. – Jesteś pewna, że dobrze wyglądam? 

Sara  oparła  się  pragnieniu  by  użyć  swojej  mocy  żeby 
uspokoić Emmę. 

Właśnie wtedy kiedy panna młoda była tak zamroczona 
niepokojem, cokolwiek co 

background image

by  Sara  zrobiła  po  prostu  by  się  odbijało  chyba,  że 
wysiliłaby się. Sara nadal była 

świerzakiem  w  tym  wszystkim  i  bała  się,  że  za bardzo 
zrelaksuje Emmę i Curana 

mogłaby  runąć  w  drodze  do  ołtarza.  –  Emmo  świetnie 
wyglądasz. 

-  Uwierz  mi.  Wyglądasz  przepięknie.  –  Sheri  uściskała 
Emmę, ostrożnie obchodząc 

się z fryzurą Curany. 

- Dzięki. Chyba. – Emma przegryzła wargę. – Gdzie jest 
Becky? 

-  Poszła  skorzystać  z  kuwety.  –  Belle  uśmiechnęła  się 
szeroko, opierając się o 

ścianę. Sara była pewna, że Belle martwiła się biodrem 
ale Luna nie chciała użyć 

swojej laski tłumacząc się, że nie będzie jej pasować do 
sukienki. 

Sara  była  również  pewna,  że  Rick  będzie  miał  później 
coś do powiedzenia na ten 

temat,  kiedy  zostaną  sami.  On  już  dwa  razy  się  wrócił 
by sprawdzić co u Belle, 

background image

zarabiając  przy  tym  warczenie  Luny.  Mamrotała  coś  o 
jakimś gwizdku, ale Rick 

bynajmniej nie wydawał się onieśmielony. 

Becky właśnie wracała z damskiej toalety kiedy pojawił 
się bardzo ludzki 

planista  ślubu  Emmy.  –  No  dobra,  panie,  już  prawie 
czas. Jesteście gotowe? 

Emma  przełknęła.  –  Tak.  –  Wzięła  głęboki  oddech  i 
wypuściła go z powrotem. – 

Nic mi nie jest. 

Ale było, jednak Sara nie zamierzała o niczym mówić. 
Emma praktycznie 

wibrowała z niepokoju. 

Ojciec  Emmy  wszedł  do  pokoju,  jego  siwo-czarne 
włosy błyszczały. – 

Wspaniale wyglądasz, kochanie. – Pocałował ją lekko w 
policzki, oczy mu lśniły z 

dumą.  Łatwo  było  powiedzieć  skąd  Emma  miała  ten 
wzrok. – Twoja matka chciała 

żebym ci przekazał, że Maks wygląda rewelacyjnie. 

Emma  wyraźnie  się  odprężyła,  uczucie  zmiotło  się  do 
Sary, prawie 

background image

powalając  ją  z  nóg.  Emma  odczuwała  wszystko  tak 
intensywnie, że prawie skręciło 

to Sarą. – Naprawdę? 

- Naprawdę. – Umieścił rękę Emmy pod swoim łokciem 
i odwrócił do planisty 

ślubu. – Jesteśmy gotowi? 

Muzyka  zaczęła  grać,  planista  uciszył  wszystkich  i 
ustawił w kolejce. Sara 

patrzyła  jak  planista  wyliczał.  –  Teraz.  –  Kobieta 
syknęła, płosząc Sarę do przodu. 

Ruszyła,  trzymając  w  dłoni  swój  malutki  bukiecik  z 
liliami koloru ecri. Jej 

suknia koloru fuksji falowała dookoła jej kostek, prosta 
forma doskonale pasowała 

do bardziej tradycyjnej sukni Emmy. Musiała przyznać, 
że kolor był oszałamiający, 

a  prosta  linia  sukienki  w  kształcie  litery  „A”  bez 
ramiączek był idealny dla 

wszystkich ich figur i rozmiarów. 

Zajęła swoje miejsce w altance przed ołtarzem, jej oczy 
automatycznie 

background image

przesunęły  się  po  wszystkich  facetach  szukając 
swojego. Gabe wyglądał 

niewiarygodnie  gorąco  w  swoim  czarnym  garniturze  i 
ciemnozłotej koszuli. Posłał 

jej całusa uśmiechając się gdy się zarumieniła. 

Następnie  wyszła  Belle,  blond  Luna  szła  do  ołtarza 
majestatycznym 

krokiem,  Rick  był  cholernie  blisko  ryku  na  widok  jej 
utykania, ale pozostał na 

miejscu  za  Maxem  i  Simonem,  zarabiając  sobie  słodki 
uśmiech. 

Pojawiła  się  Sheri  a  fuksja  jej  sukienki  podkreślała 
wstrząsająco jej 

alabastrową cerę i jasne blond włosy. Jej wrażliwe oczy 
schowane były pod 

białymi przeciwsłonecznymi  okularami. Lekki uśmiech 
zaszczycił jej usta gdy 

zajęła miejsce przed Belle. 

Becky  wyszła  zza  zasłony,  jej  dzikie  loki  zostały 
wygładzone do prostych 

lekko  brązowych  włosów,  które  teraz  sięgały  jej  do 
pasa. Miała za uchem jedną 

background image

białą  lilię.  Uśmiechnęła  się  do  Simona  i  puściła  oczko 
zanim zajęła swoje miejsce 

pierwszej druhny. Sara odwróciła się by znaleźć Simona 
patrzącego się na Becky z 

czymś podobnym do adoracji. 

Zmieniła się muzyka i Sara odwróciła się. Usłyszała jak 
goście sapnęli i 

uśmiechnęła się, jej oczy rzuciły się by ujrzeć ogłuszone 
spojrzenie Max’a. 

Curana  wyglądała  w  swojej  sukni  jak  królowa.  Bez 
ramiączek, prosta, z 

haftowanym  gorsetem  w  śmiałe  kolorowe  paseczki, 
które ciągnęły się w długie, 

haftowane  ogony  koloru  sukien  druhen.  Rozszerzona 
wersja haftowanego wzoru 

zakreśliła  dno  sukni.  Reszta  sukni  była  koloru  ecri  tak 
jak haft. Mała, złota i 

cytrynowa  tiara  była  wpięta  w  jej  włosy,  które  były  w 
połowie spięte i w połowie 

opuszczone  jako  ciemne  loki  na  kremowe  ramiona.  Jej 
biżuteria składała się z 

background image

prostego,  złotego  i  cytrynowego  naszyjnika  oraz 
dopasowanych kolczyków. Jej 

bukiet  był  bardziej  złożoną  wersją  jej  druhen,  kolor 
pasował do ich sukien. Jej 

ojciec  szedł  dumnie  obok  niej,  jak  król  pozwalający 
odejść swojej księżniczce. 

-  Ja  pierdolę.  –  Max  wzdrygnął  się  kiedy  wielebny 
Glaston klepnął go delikatnie 

ręką  po  głowie,  rozśmieszając  tym  gości.  Emma 
zaledwie mrugnęła, jej twarz 

wyrażała rozbawienie. 

Reszta ceremonii poszła całkiem gładko, zarówno Max 
jak i Emma wyrazili 

swoją miłość do siebie bez zacinania się, ale Sara ledwo 
to usłyszała. Spojrzeniem 

cały  czas  powracała  do  swojego  partnera,  nie 
zaskoczona kiedy nigdy nie spuścił z 

niej  wzroku.  Musiała  oprzeć  się  pragnieniu,  by  nie 
bawić się pierścionkiem 

zaręczynowym,  który  od  niego  dostała  kilka  dni 
wcześniej. Nie dał jej szansy 

background image

odmówić.  Obudziła  się  już  z  pierścionkiem  na  palcu, 
jego zadowolone mruczenie 

brzęczało w niej. Odtąd miała go zawsze na sobie. 

- Ogłaszam was mężem i żoną. 

Sara  zamrugała  i  skupiła  się  by  zobaczyć  jak  Max 
przyciąga do siebie Emmę. 

-  Max,  poczekaj  aż  najpierw  to  powiem  dobrze?  – 
Ksiądz patrzył na Maxa spod 

swoich  okularów,  który  po  prostu  uśmiechnął  się 
szeroko i wzruszył ramionami. – 

Max? 

-  Hmm?  –  Max  patrzył  w  dół  w  rozpromienione  oczy 
swojej partnerki. 

Wtedy  wielebny  kiwnął.  –  Możesz  pocałować  pannę 
młodą. 

Max pochylił się i pocałował ceremonialnie Emmę. 

Sara  poczuła  w  oczach  łzy  na  piękno  tej  chwili,  z 
miłości Dumy i przez 

nowo poślubioną parę, że aż nie mogła tego ogarnąć. 

Ale  poza  tym,  poczuła  miłość  swojego  partnera,  jej 
Gabriela i wszystko było 

background image

w porządku. Posłała mu całusa nie zaskoczona gdy jego 
oczy zmieniły się w złote. 

Taa, cały jej świat był w porządku. 

Wesele  było  a  fantastyczne. Max  i  Emma  na  przyjęcie 
wybrali Dziedziniec w 

Zamku Kopciuszka, wysokiej klasy, eleganckie miejsce 
z miejscem do zabawy. 

Jedynym ciemnym punktem była kłótnia Chloe z Jimim, 
jednak jedno lekkie, 

wyszeptane słówko w ucho Jima wystarczyło by kłótnia 
nie zamieniła się w coś 

więcej. 

Jakoś  dziwnie  Duma  wydawała  się  bardziej 
zaakceptować Belle teraz gdy 

nie  była  już  dłużej  członkiem.  Marie  Howard  nawet 
podała Belle dłoń na 

powitanie,  coś  czego  Sara  nigdy  by  nie  oczekiwała, 
chociaż utrzymujący wstręt, 

który  Sara  mogła  wyczuć,  był  ostrożnie  schowany  za 
towarzyską maską Marie. 

Belle  zaakceptowała  uprzejmie  ten  gest,  ale  Sara 
wiedziała, że Luna już nigdy nie 

background image

zaufa Marie. 

Sara  stała  w  cieniu,  patrząc  jak  Chloe  tańczy  z 
ciemnowłosym facetem i 

westchnęła.  Musiała  przyzwyczaić  się  do  tego  widoku. 
Gabe mógłby mówić, że 

Chloe  jest  jedynie  jego  przyjaciółką  ale  potrzebowała 
czasu by pozbyć się uczuć, 

które  czuła  gdy  widziała  tych  dwoje  razem.  Ufała 
Gabrielowi. Jego miłość stale ją 

otaczała  jakby  on  świadomie  chciał  ją  w  niej  zawinąć, 
nigdy nie pozwalając jej by 

zapomniała do kogo należała. Ale nadal gdzieś w głębi 
bolało ją na widok ich 

razem,  wbrew  wszystkim  zapewnieniom  Gabe’a.  Tym 
razem miała wrażenie, że 

stabilizacja  i  zapewnienia  Gabe;a  o  swojej  miłości 
mogłyby sprawić, że odczucia te 

znikną całkowicie. 

A  jedyną  rzeczą,  która  według  niej  by  pomogła,  byłby 
widok Jima i Chloe 

razem.  Może  patrzenie  jak  Lisica  oznacza  jej 
niechętnego partnera w końcu 

background image

pochowałby zazdrość, którą czuła o nią od zawsze. 

- Cześć. 

Sara  odwróciła  się  by  uśmiechnąć  się  do  Ricka, 
zaskoczona tym, że Wilk ją 

szukał.  Nie  chodzi  o  to,  że  nie  rozmawiali  ze  sobą 
wcześniej. Właściwie to zrobiła 

wszystko co w jej mocy by się upewnić, że on wie jak 
straszne rzeczy spotkały 

Belle  zanim  wywiózł  ją  do  Pocono.  Ukłoniła  mu  się 
głupio i przesadnie. – Wasza 

Alfość. 

Parsknął. – Urocze. – Kiwnął w stronę Gabe’a i Chloe – 
Wiesz, że nie 

musisz się niczym martwić. 

Sara patrzyła na niego zszokowana. – Ee, dobrze? 

Wykrzywiły mu się usta. – To nie jest to co myślisz. – 
Cała jego twarz się 

odprężyła gdy jego wzrok spoczął na Belle. – Patrzy na 
ciebie w ten sam sposób w 

jaki ja patrzę na Belle. – Rick uśmiechnął się szeroko do 
Sary. – Uwierz mi, teraz 

background image

myśli tylko o tym jak szybko może cię dorwać, zanieść 
z powrotem do pokoju i 

rozebrać. 

Sara zarumieniła się. – Jesteś tego pewien? 

-  Bardziej  niż  bym  tego  chciał,  zaufaj.  –  Z  grymasem 
upił łyk swojego wina. – Ja… 

mogę go słyszeć. 

Sara zamrugała. – Masz na myśli…? 

Rick  kiwnął.  –  Nie  wiem  co  to  właściwie  znaczy  ale 
taaa. 

Sara  była  zafascynowana.  Belle  mówiła  jej  o 
mentalnym połączeniu Ricka z 

resztą jego Sfory. Nigdy by nie pomyślała, że działa to 
również spoza ich grona. – 

Słyszysz kogoś jeszcze? 

-  Ciebie,  Sheri,  Adriana,  Maxa,  Emmę,  Becky, 
Simona… A tak przy okazji, ludzie, 

czy wy nie myślicie o niczym innym tylko o rżnięciu? A 
to nas nazywają psami. 

Sara prawie zadławiła się swoim winem. – A co z resztą 
Dumy? 

background image

Zmarszczył brwi. Mogłaby tylko poczuć siłę jego myśli 
wędrujących po przyjęciu. 

– Słabo, ale są tam. Gdybym był wystarczająco daleko 
to wątpię żebym mógł ich 

wszystkich usłyszeć. 

- Myślisz, że ma to jakiś związek z Belle? 

Cała  ta  energia  nagle  skupiła  się  na  Lunie,  która 
spojrzała zza swojego 

ramienia  na  Wilka  Alfę  zanim  wróciła  do  rozmowy  z 
Emmą. – Bardziej niż 

prawdopodobnie. W końcu jest pierwszą Luną Pumą. Z 
tego co wiem to nasze 

młode będą Wilkami z wyciąganymi pazurkami. 

- I z niesamowitymi psychicznymi zdolnościami? 

Rick  wzruszył  ramionami.  –  Jeśli  tak  ma  być.  – 
Uśmiechnął się szeroko na 

coś  co  zobaczył  nad  głową  dużo  niższej  Sary.  –  Do 
zobaczenia, Omego. 

- Do później, Wilkołaku. 

Zaśmiał się obrażony, kręcąc głową gdy odchodził. 

background image

Sara  spojrzała  w  górę,  przestraszona  gdy  nagle  nad  jej 
głową buchnęły 

fajerwerki.  Przynajmniej  nie  była  zaskoczona  kiedy 
silne ręce otoczyły ją w talii. 

Miękkie wargi otarły się o jej szyję, cień jej potężnego 
faceta sprawiły, że poczuła 

wspaniałe  dreszcze  przebiegające  jej  po  plecach.  W 
ciemności oraz w magii, Gabe 

zatwierdził  ją  jeszcze  raz,  wsuwając  się  kłami  w  jej 
skórę i znacząc ją przy 

wszystkich, czy to na jawie czy we śnie. 

PODZIĘKOWANIA 

To  już  niestety  koniec  historii  naszych  wspaniałych 
kociaków (chyba, że 

Dana  ma  zamiar  napisać  kolejną  cześć).  Strasznie 
dziwnie się czuję rozstając się z 

moimi Pumami no ale cóż trzeba iść dalej z kolejnymi 
projektami Dany Marie Bell, 

które nie mogą się doczekać aż znowu wywołają u was 
śmiech, plucie na monitor, 

różnego typu dławienia, mięknące serca, maślane oczy i 
przede wszystkim 

background image

pragnienie wykorzystania seksualnie głównego bohatera 
;) 

Mam nadzieję, że tak jak ja, będziecie miło wspominać 
czas spędzony z 

władczym Alfą Maxem i jego dowcipną Curaną Emmą, 
z moim pupilem – 

zadziornym  zboczuchem  Simonem  i  jego  obżartuchem 
Becky, z upartym Adrianem 

i  niewinną  Sheri,  ze  złym  psiakiem  Rickiem  i 
mistrzynią ciętej riposty Belle oraz z 

Dominatorem  Gabrielem  i  ze  znęcającą  się  nad  nim 
Omegą- Sarą. 

Pragnę  przede  wszystkim  podziękować  moim 
wspaniałym Betkom czyli 

Signis i Sasha1981, które dzielnie znosiły i poprawiały 
moje czasem bzdurne 

zdania.  Jesteście  wspaniałe  i  współpraca  z  Wami  była 
dla mnie zaszczytem :) 

Dziękuję również mojej Paskudzie Kati_Lady_92, która 
jest wierną fanką 

Pum  od  samego  początku.  Twoje  komentarze 
wywoływały u mnie szeroki 

background image

uśmiech, a Twoja lojalność nie ma sobie równych ;p 

Podziękowania  również  należą  się  Mrslen,  której 
motywacja wymieszana z 

przekleństwami  działała  na  mnie  chyba  najskuteczniej. 
Masz szczęście, że Cię 

lubię ;p 

Bardzo  dziękuję  mojemu  szalonemu  Trio  czyli: 
Green_mouse, Mealli i 

Sshakes.  Jesteście  wariatkami,  niepohamowanymi! 
Wasze komentarze połączone z 

grafiką 

zwalają 

nóg! 

Uwielbiam 

Wasze 

przekomarzanie się :) 

Dziękuję  Wam  wszystkim  za  zainteresowanie,  za 
czytanie, za 

komentowanie,  dziękuję  nawet  za  te  denerwujące 
jedyne „dziękuję” w 

komentarzach  :p.  Było  mi  naprawdę  miło  czytając 
Wasze opinie, wiedząc jak dużo 

osób  czeka  na  kolejne  rozdziały  (od  razu  przepraszam 
za dłuższe przerwy w 

dodawaniu  nowych  rozdziałów),  To  była  niezła 
motywacja dla mnie ;) 

background image

Mam nadzieję, że prezent pod choinkę się udał ;) 

Do  zobaczenia  przy  Niedźwiedziu  zwanym  „Bunny” 
czyli przy kolejnej 

książce  Dany  Marie  Bell  oraz,  mam  nadzieję,  przy 
Down&Dirty. 

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku ! 

Monia