background image

 
 
 
 
 

S

HARON 

M

AYNE

 

TRUDNY WYBÓR 

 
 
 
 

 
Tytuł oryginału Heart Trouble 

background image

ROZDZIAŁ 1 
Piękna  i  dzika  Zachodnia  Wirginia  wita  was  -  głosiły 

napisy  przy  drodze.  Ashby  Wbite  sama  prowadziła  swój 
sportowy wóz. Zmieniła bieg, bo przed nią był kolejny zakręt. 
Dzika,  myślała,  to  prawda,  ale  piękna  raczej  nie.  A  juŜ  na 
pewno  Ashby  nie  była  skłonna  zgodzić  się  z  innym 
określeniem tego stanu - Prawie Raj. 

W  jej  wspomnieniach  hrabstwo  Grant  w  Zachodniej 

Wirginii  przypominało  piekło.  Rozpadające  się  domostwo, 
podwórze  pokryte  rdzewiejącymi  fragmentami  samochodów 
rozebranych  na  części,  Ŝeby  jakoś  utrzymać  na  chodzie  starą 
półcięŜarówkę... wyblakłe ubrania po siostrach lub otrzymane 
od  Armii  Zbawienia...  wodnista  zupa  ziemniaczana  dla 
dziesięciu  osób  i  lalki  zrobione  z  worków  na  mąkę  oraz 
wysuszonych kaczanów kukurydzy. A Ashby marzyła wtedy o 
prawdziwej, sklepowej lalce ubranej w jedwab i satynę. 

Siedemnaście  lat  temu  uciekła.  Po  co  więc  wracała? 

Zadawała  sobie  to  pytanie  wielokrotnie.  Przestała  patrzeć  na 
drogę  i  przypomniała  sobie  zniszczone,  zmęczone  twarze 
rodziców  namawiających  swoich  ośmioro  dzieci  do  uczenia 
się,  do  poszukiwania  lepszego  Ŝycia.  I  całemu  rodzeństwu 
rzeczywiście się udało. 

Rodzice  juŜ  nie  Ŝyli.  Bracia  i  siostry  rozproszyli  się  po 

całych Stanach, od Alaski po Florydę. A jednak jakiś niepokój 
związany 

ze 

zbliŜającymi 

się 

trzydziestymi 

piątymi 

urodzinami przywiódł ją tutaj, do korzeni. Dlaczego? 

Przyjaciele w Waszyngtonie przyjęli jej wyjaśnienie. Musi 

wyjechać, Ŝeby trochę popracować. Ashby jednak nie potrafiła 
okłamywać samej siebie. 

Po siedemnastu latach twardej walki osiągnęła cel, a teraz 

nagle poczuła się zagubiona. Dlaczego? 

Odetchnęła  głęboko,  postukując  palcami  o  długich 

paznokciach w kierownicę pokrytą czarną skórą. Przyjrzała się 

background image

z  aprobatą  kolorowi  paznokci.  Tak  samo  miała  pomalowane 
paznokcie  u  nóg.  JuŜ  nie  musiała  brudzić  sobie  rąk, 
podrzucając węgiel do pieca, ani chodzić boso po błocie. 

Po  co  więc  wracała  w  Appalachy?  Nie  umiała 

odpowiedzieć na to pytanie, więc dodała gazu i skupiła się na 
prowadzeniu samochodu krętą drogą przez zielone Allegheny 
Mountains. 

Zwolniła,  kiedy  pojawił  się  znak,  Ŝe  wjeŜdŜa  do 

miejscowości Hickory. Na stoku góry widać było opuszczoną 
kopalnię.  Marne  domki  stały  wzdłuŜ  ulicy  i  wznosiły  się  po 
stoku  góry.  Po  przeciwnej  stronie  miasta  Ashby  dostrzegła, 
jak  słońce  odbija  się  od  mostu  na  rzece  Potomac,  mostu 
prowadzącego do stanu Maryland. 

Ashby  celowo  przejechała  obok  drogi,  w  którą  miała 

skręcić,  dodała  gazu  i  pojechała  w  kierunku  mostu.  Powie 
przyjaciołom,  Ŝe  zmieniła  zdanie.  Nie  chciała  juŜ  wracać  do 
korzeni. 

Wade  Masters  siedział  na  ławce  przed  głównym  sklepem 

w  Hickory.  Zobaczył  kobietę  w  czerwonym  sportowym 
porsche'u. 

Niezła 

facetka, 

pomyślał. 

takim 

ekstrawaganckim samochodzie. Miły widok. Przyglądał się jej 
uwaŜnie. 

 - Niekiepski widok - powiedział towarzysz, który siedział 

obok  niego,  kiedy  porsche  zajechał  naprzeciwko  na  stację 
benzynową. 

Wade cicho się roześmiał. Jego dziadek, Coot Rogers, był 

stary i artretyczny, ale wzrok miał wciąŜ dobry. 

 -  Nie  najgorszy  samochód.  -  Wade  oparł  się  o  ławkę  i 

wyprostował nogi. 

 -  Nie  mówiłem  o  samochodzie.  -  Coot  chrząknął  i 

poprawił się na ławce. 

 -  Tablice  są  z  innego  stanu.  Widocznie  tylko  tędy 

przejeŜdŜa. 

background image

 - Idzie w naszym kierunku. Wade juŜ to zauwaŜył. 
 - Będziesz miał klientkę, bo automat z napojami na stacji 

jest zepsuty. 

Kobieta  zatankowała  samochód,  odjechała  kawałek, 

poszła  do  toalety,  a  potem  chciała  kupić  puszkę  z  napojem. 
Rozmawiała  z  pracownikiem  stacji,  który  pokręcił  głową  i 
pokazał ręką w kierunku sklepu. 

Coot  miał  rację.  Była  całkiem  ładna.  Biały  kostiumik 

dobrze  na  niej  leŜał,  a  Wade  był  przekonany,  Ŝe  buzia  teŜ 
okaŜe się atrakcyjna. 

Ashby,  świadoma,  Ŝe  obaj  męŜczyźni  jej  się  przyglądają, 

ostroŜnie spojrzała w obie strony, zanim przeszła przez szosę. 
Ś

wietnie pamiętała nudę popołudnia w małym miasteczku, ale 

nie miała zamiaru potknąć się i dostarczyć im rozrywki. 

Lekkie  stukanie  jej  wysokich  obcasów  brzmiało 

nienaturalnie  głośno.  Czuła  się  niezręcznie,  była  świadoma 
natarczywych  spojrzeń  obu  męŜczyzn,  kiedy  wchodziła  po 
drewnianych  schodach  do  sklepu.  Popatrzyła  na  nich  jednak 
spokojnie i zdjęła słoneczne okulary. 

Ashby  zignorowała  męŜczyznę,  którego  długie  nogi 

zagradzały jej drogę, i zwróciła się do staruszka. 

 - Dzień dobry. 
Coot wstał i poprawił szelki. 
 - Czym mogę słuŜyć? 
 -  Powiedzieli  mi  na  stacji  benzynowej,  Ŝe...  -  przerwała, 

bo  zwróciła  uwagę  na  wystawę.  Dokończyła  słabszym 
głosem: - Ŝe dostanę u pana coś do picia. 

Na  wystawie  stał  ręcznie  wykonany  fotel.  Oparcie  i 

poręcze  były  wyrzeźbione  z  jednego  pnia  drzewa.  Siedzenie 
było  zrobione  z  plecionych  skórzanych  pasków.  Wyglądało 
zupełnie tak, jakby, pomyślała Ashby, z drzewa wyrósł tron. 

 -  Co  panią  interesuje?  -  zapytał  staruszek.  -  Kolibry  czy 

kryształy? 

background image

Ashby  dopiero  teraz  zauwaŜyła,  Ŝe  z  gałęzi  drzewa 

zwisają  ptaszki  i  inne  szklane  ozdóbki.  Jednak  zachwycona 
artystycznym  wyglądem  i  wykonaniem  oraz  oryginalnością 
fotela, nie powiedziała ani słowa. 

Poznała stary ludowy styl mebli z rejonu Adirondack, ale 

fotel był wykonany bardziej lekko i elegancko w porównaniu 

prymitywnymi 

dawnymi 

meblami. 

Drewno 

było 

wyszlifowane tak, Ŝe aŜ kusiło ją, by go dotknąć. 

 - Fotel - wyszeptała wreszcie. 
Młodszy  męŜczyzna  w  końcu  wstał.  Ashby  odwróciła  się 

w  jego  kierunku.  Był  od  niej  wyŜszy  o  dobre  trzydzieści 
centymetrów.  Ashby  miała  tylko  metr  pięćdziesiąt  sześć,  a 
męŜczyzna  był  tak  duŜy,  Ŝe  wydawał  się  przy  niej  wielki  jak 
góra. Ashby jednak wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. 

Zawsze denerwowało ją to, Ŝe jest niska. Wysokie obcasy 

dodawały  jej  z  siedem  centymetrów,  ale  i  tak  musiała 
podnieść głowę, Ŝeby spojrzeć na męŜczyznę. 

 - Fotel nie jest na sprzedaŜ. 
Ashby chciała spytać dlaczego, ale była jak sparaliŜowana 

jego dziwnym spojrzeniem. 

O  szmaragdowych  oczach  czyta  się  tylko  w  ksiąŜkach, 

pomyślała. Miał długie, czarne włosy, orli nos i wydatne kości 
policzkowe.  Ashby  przyszło  do  głowy,  Ŝe  ma  być  moŜe  w 
sobie domieszkę indiańskiej krwi. Na pewno nie wychował się 
w  mieście.  Musiał  teŜ  wiele  pracować  fizycznie.  Mięśnie, 
jakie  pręŜyły  się  pod  koszulą,  nie  były  wynikiem  ćwiczeń  w 
sali gimnastycznej, a opalenizna nie pochodziła z wczasów. 

Ręce  trzymał  załoŜone  na  piersi.  Miał  długie,  mocne 

palce. Wszystko w nim sugerowało siłę. Ashby pomyślała, Ŝe 
gdyby  musiała  walczyć  o  przetrwanie,  ten  męŜczyzna  byłby 
najlepszym towarzyszem. 

 -  W  czym  mogę  pani  pomóc?  -  zapytał.  Zaskoczona 

Ashby  spojrzała  na  niego.  Uśmiechał  się  lekko,  a  w  jego 

background image

oczach  pojawił  się  wyraźny  błysk  zainteresowania  ładną 
kobietą. 

Ashby  zorientowała  się,  Ŝe  nie  jest  to  wiejski  chłopak, 

który  pracuje  w  polu.  MęŜczyzna  był  człowiekiem 
wykształconym, a jego głos brzmiał kulturalnie. 

 - Dziękuję, chciałabym tylko dowiedzieć się, dlaczego nie 

mogę kupić tego krzesła? - zapytała stanowczym tonem. 

Coot zaśmiał się, a Wade uśmiechnął. Musiał przyznać, Ŝe 

miała więcej tupetu niŜ się spodziewał. 

 - To jest prezent - powiedział Wade. Przyglądał się jej. 
Nosiła  elegancki  kostiumik  i  jedwabny  róŜowy  szal 

zawinięty  na  kształt  turbana,  a  jej  uśmiech  miał  w  sobie  coś 
najwyraźniej  łobuzerskiego.  Rysy  twarzy  były  drobne  i 
delikatne,  podobnie  jak  i  cała  figura.  Spod  szala  na  głowie 
wymykały  się  niesforne  blond  loczki.  Przypominała  leśnego 
duszka. 

 -  MoŜe  ma  pan  jakieś  inne  rzeczy?  -  Ashby  zwróciła  się 

do 

starszego 

męŜczyzny, 

skonfundowana 

badawczym 

spojrzeniem zielonych oczu. 

 - Nie. - Wade odpowiedział za dziadka. 
 - Czy panowie znacie tego artystę? 
 -  Artystę?  -  zdziwił  się  Wade.  -  To  jest  po  prostu  facet, 

który robi róŜne śmieszne meble dla swoich przyjaciół. 

Wade zwrócił się do starego i oznajmił: 
 - Muszę juŜ iść. Powiedz mamie, Ŝe zobaczymy się jutro. 
Ashby  z  ciekawością  przyglądała  się  odchodzącemu 

męŜczyźnie,  który  po  chwili  wsiadł  do  furgonetki.  Był  to 
niezbyt stary model forda, ale solidnie zakurzony i zabłocony. 

 -  To  on  zrobił  ten  fotel  -  poinformował  staruszek,  kiedy 

Wade juŜ odjechał. - No, ale skoro powiedział, Ŝe nie jest do 
sprzedania, to znaczy nie jest. 

 - Dlaczego? - spytała Ashby i weszła za nim do sklepiku. 

background image

 -  O  to  musi  go  pani  sama  zapytać.  Co  pani  podać  do 

picia? - Coot otworzył drzwi staroświeckiej lodówki. 

Kiedy  juŜ  się  jest  w  Zachodniej  Wirginii,  powinno  się 

zamówić samogon, pomyślała, ale wzięła lemoniadę i zaczęła 
rozglądać się po sklepie. Skrzypiąca drewniana podłoga, duŜy 
piec,  stara  mosięŜna  kasa  i  olbrzymi  szklany  słój  wypełniony 
kolorowymi  cukierkami  tak  bardzo  przypomniały  jej  własne 
dzieciństwo,  Ŝe  zdecydowała  się  jeszcze  na  torebkę 
cukierków. 

 - Czy są tak dobre jak niegdyś? 
 - Proszę, niech pani spróbuje i przekona się. - Coot dał jej 

jednego cukierka. 

Kiedy  poczuła  mocny  cynamonowy  smak  w  ustach,  z 

aprobatą pokiwała głową. 

 -  Ale  dziś  są  droŜsze  niŜ  dawniej  -  Ŝartobliwie  ostrzegł 

Coot. - Czy pani moŜe pochodzi z Zachodniej Wirginii? 

Skinęła  głową,  po  raz  pierwszy  odczuwając  dumę,  a  nie 

zaŜenowanie. Podobała się jej bezpośredniość staruszka. Miał 
taki  sam  kolor  oczu  jak  jego  wnuk,  który  jednak  nie 
odziedziczył  po  dziadku  wzrostu.  Staruszek  był  niewiele 
wyŜszy od Ashby. 

 -  Tak,  pochodzę  stąd,  ale  z  drugiej  strony  gór,  z  okolic 

Weathersfield. 

Zabrzęczał  dzwonek  u  drzwi  i  weszła  niska,  pulchna 

kobieta. 

 -  Obiad  -  powiedziała  do  Coota  i  uśmiechnęła  się  do 

Ashby,  stawiając  na  kontuarze  wiklinowy  koszyk.  -  MoŜe 
zechce pani zjeść z nami? 

Ashby  grzecznie  odmówiła.  Gościnność  mieszkańców 

Appalachów,  podobnie  jak  i  mieszkańców  Południa,  była 
powszechnie  znana.  Obawiała  się  jednak,  Ŝe  ci  ludzie  sami 
mają  za  mało,  by  się  jeszcze  dzielić.  Wprawdzie  sklep  był 

background image

schludny i zadbany, ale w takim  małym miasteczku nie mógł 
przynosić duŜych dochodów. 

 - To jest Millie Masters, moja córka i matka Wade'a. A ja 

nazywam się Coot Rogers. 

Ashby  przedstawiła  się  i  spojrzała  kobiecie  w  oczy.  Były 

równie  zielone  jak  oczy  Wade'a  i  oczy  Coota.  Staruszek 
otworzył wahadłowe drzwi prowadzące na tył domu i gestem 
zaprosił Ashby. 

Ashby zawahała się. 
 -  Naprawdę  nie  chcę  państwu  przeszkadzać  w  obiedzie, 

chciałabym tylko porozmawiać o tych meblach. 

 - AleŜ, moja droga, mamy tu mnóstwo jedzenia, a Millie 

jest  najlepszą  kucharką  w  całej  okolicy  -  zapewnił  Coot, 
zaglądając do koszyka, Ashby przysiadła się do nich. 

 - A gdzie jest Wade? - spytała Millie. 
 -  No  cóŜ,  przyjrzał  się  tej  pani  i  zaraz  czmychnął  jak 

zając. 

 -  Naprawdę?  -  Millie  uśmiechnęła  się  i  uniosła  brwi, 

kiedy usłyszała chichot Coota. 

Zdziwiona ich Ŝarcikami, Ashby spoglądała to na jedno, to 

na drugie, ale nikt nie udzielił jej wyjaśnienia. Coot rozkładał 
papierowe  talerze,  a  Millie  zaczęła  otwierać  plastikowe 
pojemniki. 

 - Obawiam się, Ŝe kurczak mógł wystygnąć, ale bułeczki 

są  na  pewno  jeszcze  gorące  -  powiedziała  Millie,  wyjmując 
jedzenie. 

 -  ZałoŜę  się,  Ŝe  to  są  maślane  bułeczki  -  wykrzyknęła 

Ashby. 

 -  Ona  pochodzi  z  Weathersfield  -  wyjaśnił  Coot.  -  Zna 

naszą kuchnię. 

 -  Mieszkałam  tu  niegdyś.  -  Ashby  nie  chciała 

wprowadzać miłych gospodarzy w błąd. - Teraz mieszkam w 
Waszyngtonie. 

background image

Coot wzruszył na to ramionami i stwierdził: 
 -  Człowiek  moŜe  opuścić  wieś,  ale  wieś  zawsze 

pozostanie w człowieku. 

 -  Prowadzę  galerię  w  Georgetown  -  wyjaśniła, 

pochwaliwszy wcześniej posiłek. - Jesienią chciałabym zrobić 
wystawę  sztuki  ludowej  i  dlatego  tak  mnie  zainteresowało  to 
krzesło. 

Niezupełnie  była  to  prawda.  Pomysł z  wystawą  był  nagłą 

próbą  wytłumaczenia  sobie  samej  tej  niezwykłej  i  naglącej 
potrzeby powrotu do własnych korzeni. W gruncie rzeczy nie 
był to pomysł najgorszy. 

 - Nie jest to wielka galeria, ale meble pani syna miałyby 

wspaniałą  ekspozycję  -  próbowała  zagrać  na  matczynych 
uczuciach. 

 -  Wade  nie  chce  ich  sprzedać  -  wyjaśnił  Coot  córce.  - 

Ostrzegałem, Ŝe Wade jest strasznie uparty. 

 -  A  ja  nie  poddaję  się  łatwo  -  dodała  Ashby,  patrząc  na 

Millie. 

 -  Potrzebujesz  noclegu?  -  zapytała  Millie  po  chwili 

milczenia. - Mieszkamy niedaleko stąd, moŜesz zatrzymać się 
u nas. 

 -  Och,  nie  chciałabym  się  narzucać.  Z  pewnością  jest  tu 

jakiś motel... 

 - Tak, ale jest 4 lipca, święto narodowe, długi weekend i 

wszyscy  z  miast  ruszyli  na  wieś,  na  łono  natury.  Nigdzie  nie 
znajdziesz wolnego pokoju. 

 - Poza tym Wade nie będzie mógł ci uciec. Jeśli złapiesz 

go  na  jego  własnym  podwórku,  będzie  musiał  zostać  - 
nalegała Millie. 

 - Kuj Ŝelazo, póki gorące - zaśmiał się Coot. Oczywiście 

uległa takim namowom. Wytłumaczyli 

jej, jak dojechać do farmy Wade'a i poprosili, by zawiozła 

mu koszyk z jedzeniem. Minęła Clairmont nawet nie pytając o 

background image

motel.  Niepewność,  która  tak  ją  dręczyła  w  drodze  z 
Georgetown,  teraz  zniknęła  zastąpiona  poczuciem  misji  do 
spełnienia.  Oczywiście,  kiedy  wyjaśni  mu,  kim  jest  i  w  jaki 
sposób  moŜe  spopularyzować  jego  meble,  wtedy  on  z 
pewnością zgodzi się je sprzedać. 

UwaŜnie  obserwowała  drogę,  nie  chciała  przegapić 

kopczyka  kamieni,  który  miał  oznaczać  wjazd  na  farmę 
Wade'a.  Po  trzech  kilometrach  skręciła  w  pierwszą  drogę  w 
lewo.  Tylko  kto  mógł  coś  takiego  nazwać  drogą!  Jej  porsche 
miał niskie zawieszenie i z trudem dawał sobie radę, ale i tak 
po  chwili  kamienie  uniemoŜliwiły  dalszą  jazdę.  Zatrzymała 
samochód  i  wysiadła.  Ruszyła  na  piechotę,  ale  na  tej 
potwornej  drodze  sandałki  na  wysokich  obcasach  nie 
ułatwiały  chodzenia,  więc  musiała  je  zdjąć  i  włoŜyć  do 
koszyka.  Nie  do  wiary!  Znowu  jest  w  Zachodniej  Wirginii  i 
tak jak niegdyś - bosa. 

Słońce przygrzewało mocno, koszyk ciąŜył niemiłosiernie, 

kropelki  potu  ściekały  jej  po  nosie.  Schowała  okulary  do 
kieszeni,  zdjęła  szal  i  otarła  nim  spoconą  twarz.  Nie  musiała 
zaglądać  do  lusterka,  by  wiedzieć,  Ŝe  loki,  które  tak 
pracowicie  układała  kaŜdego  ranka,  były  niemiłosiernie 
potargane. 

Jak,  do  diabła,  miała  w  takim  stanie  przekonać  Wade'a 

Mastersa,  Ŝe  jest  właścicielką  galerii  zainteresowaną  jego 
meblami? I gdzie, do licha, jest ten jego dom? 

Dziwny pomruk zwrócił jej uwagę, a gdy zobaczyła, skąd 

się  wydobywa,  zamarła  z  przeraŜenia.  To  był  czarny 
niedźwiedź, schodził ze wzgórza wprost na nią! Rozejrzała się 
wokół,  ale  wszędzie  były  tylko  niewielkie  krzaczki.  śadnego 
drzewa. 

Przypomniała sobie ostrzeŜenia ojca: 
 - Nie da się biec szybciej niŜ niedźwiedź. Jeśli nie moŜna 

schronić się na drzewo, trzeba po prostu nieruchomo czekać. 

background image

Zamknęła oczy i odruchowo przycisnęła koszyk do piersi, 

ale  zaraz  uświadomiła  sobie,  Ŝe  przecieŜ  w  koszyku  jest 
jedzenie.  Natychmiast  odrzuciła  koszyk,  cofnęła  się  o  krok  i 
znowu  zamknęła  oczy.  Serce  biło  jej  tak,  jakby  za  chwilę 
miało wyskoczyć z piersi. 

 - Samson, do nogi! 
Ashby  otworzyła  oczy  nie  do  końca  rozumiejąc,  co  się 

dzieje. Niedźwiedź zatrzymał się i odwrócił. Ashby dostrzegła 
Wade'a schodzącego ze wzgórza. 

 - Powiedziałem, noga! - krzyknął głośniej Wade i zwierzę 

podbiegło do niego. 

 - Coś takiego! Jak moŜna trzymać niedźwiedzia, jakby to 

był domowy pieszczoch! 

 -  Samson  nie  jest  niedźwiedziem,  idiotko.  To  pies. 

Nowofundland. 

Ashby  przyjrzała  się  lepiej  i  rzeczywiście  musiała 

przyznać,  Ŝe 

zwierzę 

niczym 

nie 

przypominało 

niedźwiedzia. Zarumieniła się ze wstydu. 

 -  Ale  przecieŜ  chciał  mnie  zaatakować  -  próbowała 

powiedzieć  coś  na  swą  obronę.  Była  przy  tym  szalenie 
zdziwiona,  Ŝe  tak  mocno  bije  jej  serce  teraz,  kiedy 
niebezpieczeństwo juŜ minęło. 

 -  I  słusznie.  Samson  jest  tak  wyszkolony,  Ŝeby  nie 

wpuszczał obcych - wyjaśnił Wade. 

Ashby przypomniała sobie o koszyku leŜącym u jej stóp. 
 -  Pańska  matka  przysłała  panu  jedzenie  na  obiad.  Wade 

mruknął coś, czego nie zrozumiała, i schylił się 

po koszyk. 
 -  Coot  uwaŜa,  Ŝe  wystraszyłam  pana  -  chciała  go 

sprowokować. 

 - Dzięki za podwiezienie koszyka. MoŜe juŜ pani wracać. 

- Nie dał się wciągnąć w rozmowę. 

background image

Wade  wiedział  doskonale,  o  co  chodziło  jego  rodzinie. 

Jednak  przywykł  do  samotności  i  nie  miał  zamiaru  z  niej 
rezygnować. 

 - Coś takiego! - Ashby nie dowierzała własnym uszom. - 

Niemal  zniszczyłam  samochód,  wdrapałam  się  aŜ  tu  po  tej 
przeklętej  drodze,  a  teraz  pan  spokojnie  mówi,  Ŝebym  sobie 
poszła! Mógłby pan zaproponować mi choćby szklankę wody, 
bo chyba zauwaŜył pan, jak jest gorąco. 

Wade  przyjrzał  się  jej  dokładnie  od  stóp  do  głów. 

ZauwaŜył 

duŜe 

niebieskie 

oczy, 

jasnoblond 

włosy, 

zarumienione od wysiłku policzki i przylepioną do spoconego 
ciała cieniutką bluzeczkę. Skurcz przebiegł przez jego twarz. 

 - Jest pani rozkoszna i rozbrajająca, ale pewnie doskonale 

to pani sama wie. 

 -  Rozkoszna!  Nienawidzę  tego  słowa  -  wykrzyknęła 

Ashby.  -  Przywiozłam  panu  obiad,  bo  chciałam  panu  coś 
zaproponować  i  to,  czy  jestem  rozkoszna  nie  ma  z  tym  nic 
wspólnego. Poza tym nie mam zamiaru odejść stąd, zanim nie 
porozmawiamy o pańskich wyrobach. 

 - Tak pani lubi odwiedzać obcych męŜczyzn? 
 - Nie rozumiem, o co panu chodzi. 
 - Zdaje pani sobie sprawę, Ŝe to moŜe być niebezpieczne? 

Coś złego moŜe się pani przytrafić. 

Ashby  dopiero  teraz  uświadomiła  sobie,  jak  jest  mała  i 

bezbronna  wobec  tego  olbrzymiego  męŜczyzny.  Odruchowo 
cofnęła się o krok. Poczuła prawdziwe przeraŜenie. 

background image

ROZDZIAŁ 2 
Na  twarzy  Wade'a  pojawił  się  lekki  uśmiech  tryumfu,  Ŝe 

udało mu się ją przestraszyć. 

 -  Jak  pan  sądzi,  jakie  tajemnicze  motywy  mogli  mieć 

Coot  i  Millie,  przysyłając  mnie  do  pana?  -  zapytała 
stanowczym głosem. 

Z  twarzy  Wade'a  zniknął  uśmiech,  a  pojawił  się  grymas 

niezadowolenia. 

 -  AleŜ  to  bardzo  proste.  Chcieli,  byśmy  się  spotkali,  bo 

nie  mogą  pojąć  tego,  Ŝe  zdecydowałem  się  Ŝyć  sam,  bez 
kobiety. Oni uwielbiają mnie swatać. 

Wade  przyjął  agresywną  postawę,  ale  Ashby  juŜ  się  nie 

bała. Podziwiała raczej jego męski wygląd. Potrząsnęła głową 
i loki opadły jej na czoło. Poprawiła włosy. 

Poczuła  się  rozbawiona.  Miała  zamiar  kupić  meble,  a  ten 

olbrzym  przestraszył  się,  Ŝe  ona  na  niego  dybie.  Doprawdy 
ś

mieszne! 

 -  Nie  chcę  mówić  o  pana  sprawach  rodzinnych  i  nie 

zamierzam  pozbawiać  pana  radości  stanu  kawalerskiego. 
Posłuchałam ich, niezaleŜnie od ich zamiarów, i przyjechałam 
tu,  bo  miałam  w  tym  własny  cel  -  proszę  uwierzyć,  Ŝe  jak 
najdalszy  od  chęci  zdobycia  pana.  Jeśli  byłby  pan  tak 
uprzejmy 

zaprosił 

mnie 

na 

szklankę 

wody, 

wytłumaczyłabym panu wszystko dokładniej. 

 -  Od  dwóch  lat  Ŝyję  tu  sam,  bez  kobiety.  Taki  jest  mój 

wybór i chcę, by go szanowano - ostrzegł ją zimno. 

 -  Świetnie!  Taki  jest  pański  wybór,  zatem  nic  mi  tu  nie 

grozi, prawda? 

Wade odczuł jej sarkazm, ale nic nie powiedział. Odsunął 

się  tylko,  jakby  przepuszczając  ją  i  zapraszając  na  górę. 
Zrozumiał,  Ŝe  jest  bardzo  stanowczą  osóbką,  i  Ŝe  nie  ma 
innego wyjścia, jak gościć ją w domu. 

background image

Wziął  koszyk,  gwizdnął  na  psa,  który  natychmiast 

przybiegł  z  pobliskich  zarośli.  Ashby  przez  moment  poczuła 
się nieswojo widząc tego potwora, ale zaraz uspokoiła się, bo 
teraz zachowywał się zupełnie przyjacielsko. 

Weszli  na  szczyt  wzgórza  i  wtedy  Ashby  zobaczyła 

piętrowy dom zbudowany z drewnianych bali. Przy schodach 
wejściowych  rosły  wspaniałe  herbaciane  róŜe  i  mnóstwo 
rododendronów.  Olbrzymie  klony  i  derenie  posadzone  wokół 
sporego trawnika rzucały przyjemny cień. 

 -  AleŜ  tu  ślicznie!  -  wykrzyknęła,  nie  mogła  bowiem 

ukryć zdumienia. 

 - A co, spodziewała się pani, Ŝe mieszkam w szałasie? 
 -  Nie  zdziwiłabym  się,  gdyby  pan  mieszkał  w  jaskini. 

Wade  szedł  teraz  obok  niej,  choć  wolałby  iść  z  tyłu,  Ŝeby 
patrzeć  na  jej  zgrabną  sylwetkę.  Zaśmiał  się  z  jej  ironicznej 
uwagi, ona teŜ się uśmiechnęła. 

 -  Czy  pan  sam  zbudował  ten  dom?  -  zapytała,  kiedy 

podchodzili do schodów. 

Oczyma  wyobraźni  zobaczyła  go  ścinającego  drzewa  na 

budowę, rozebranego do pasa, z wilgotną skórą błyszczącą w 
słońcu. 

 -  Kupiłem  gotowe  elementy  i  złoŜyłem  je  sam.  Ashby 

gwałtownie zamrugała powiekami, by ode -  

gnać  obraz,  który  stanął  jej  przed  oczami.  Jest  przecieŜ 

dwudziesty  wiek,  a  nie  czasy  pionierów  i  zdobywców 
Dzikiego Zachodu. Choć samodzielne złoŜenie domu nawet z 
gotowych  elementów  teŜ  było  nie  lada  wyczynem.  Była  pod 
wraŜeniem.  Niewątpliwie  jest  to  silny  męŜczyzna  i  na  pewno 
doskonale  zna  się  na  tym,  co  robi.  Wade  otworzył  drzwi 
wejściowe, a jej wskazał bujany fotel na werandzie. 

 - Proszę usiąść, wrócę za chwilę. 

background image

Samson  połoŜył  się  na  progu,  a  Ashby  popatrzyła  nań 

wojowniczo,  bo  poczuła  się  zawiedziona,  Ŝe  nie  moŜe 
obejrzeć wnętrza i przekonać się, jakie meble się tam znajdują. 

 -  Miły  gospodarz  i  miły  piesek  -  mruknęła  do  siebie. 

Samson sapnął parę razy i zamknął oczy. 

Ashby  z  ulgą  usiadła  i  obserwowała  widok,  który 

rozciągał się przed nią. 

Domyśliła  się,  Ŝe  małe  miasteczko  w  dole  to  Clairmont. 

Wiła  się  przezeń  rzeka  wypływająca  z  podnóŜa  góry. 
Kłębiaste,  białe  chmury  przesuwały  się  po  niebie.  Dziwne 
uczucie owładnęło jej sercem. Czy to nostalgia? Przypomniała 
sobie  letnie  popołudnia  z  okresu  dzieciństwa,  kiedy  to  z 
braćmi  i  siostrami  zabawiali  się  rozpoznawaniem  kształtów 
zwierząt z chmur. 

 -  Piwo  czy  mroŜona  herbata?  -  zawołał  z  głębi  domu 

Wade. 

 -  Herbata  -  odpowiedziała  Ashby,  kołysząc  się  lekko  w 

fotelu. 

Wade  wrócił,  podał  jej  herbatę,  sam  usiadł  na  drugim 

końcu  werandy,  otworzył  puszkę  piwa  i  uniósł  ją  do  ust. 
Ashby łyknęła trochę herbaty i przyjrzała się szklance. Był to 
stary słoik po konfiturach. 

 - Co się stało z pani butami? - zapytał Wade. 
Nie  uszło  jego  uwagi,  Ŝe  paznokcie  u  nóg  miała 

pomalowane  takim  samym  lakierem  jak  długie  i  kształtne 
paznokcie  u  rąk  i  Ŝe  nie  nosiła  ani  obrączki,  ani  Ŝadnego 
pierścionka. Pociągnął łyk piwa. Nic go to nie obchodzi. Mógł 
wprawdzie  wyobrazić  sobie  te  róŜowo  zakończone  paluszki 
miękko dotykające jego piersi, ale za nic nie mógł wyobrazić 
sobie ich przy pracy w ogrodzie. 

Ashby  rzuciła  spojrzenie  na  swoje  stopy  i  ogromnie 

zdziwiła się, jak mogła zapomnieć, Ŝe jest bosa. 

background image

 - Sandały mam w koszyku. Nie chciałam zwichnąć sobie 

kostki  na  tej  kamienistej  ścieŜce,  którą  pan  pewnie  nazywa 
drogą dojazdową. 

Była  jednak  lekko  zmieszana,  więc  usiadła  po  turecku, 

chowając bose stopy. Wade potrząsnął głową. 

 -  Nigdy  nie  mogłem  pojąć,  jak  moŜna  w  ten  sposób 

siedzieć - zdziwił się. 

Uświadomił  sobie,  jak  błahą i  głupią  rozmowę  prowadzą. 

Powinien od razu dowiedzieć się, o co jej konkretnie chodzi, i 
pozwolić  jej  odejść.  Jednak  patrzenie  na  nią  sprawiało  mu 
przyjemność.  Mała  blondyneczka,  bosa,  w  przykurzonym  po 
długiej  drodze  kostiumiku,  wyglądała  tak,  jakby  od  zawsze 
siadywała  na  tym  fotelu.  To  wraŜenie  zakłócały  tylko  długie, 
wypielęgnowane  paznokcie  i  biało  -  róŜowe,  duŜe  klipsy.  To 
właśnie  przypomniało  mu,  Ŝe  Ashby  naleŜy  do  świata,  z 
którym tak usilnie chciał zerwać. 

 - Pan ma za długie nogi - powiedziała Ashby. 
Popatrzył  na  nią  zdezorientowany,  zapomniał,  o  czym 

wcześniej rozmawiali. 

 -  Zbyt  długie,  by  mógł  pan  siedzieć  po  turecku  - 

wyjaśniła. 

 - Ach, dostrzegła pani, Ŝe między nami są pewne róŜnice 

anatomiczne. 

Jego spojrzenie skupiło się teraz na jej wypukłościach. 
Ashby  zaczerwieniła  się.  Ten  człowiek  zawstydzał  ją. 

Dlaczego?  Nie  mogła  tego  zrozumieć.  Znała  przecieŜ  wielu 
róŜnych  męŜczyzn.  Przystojnych,  bogatych,  sławnych.  Znała 
polityków, 

prawników, 

dyplomatów, 

naukowców. 

Artystyczny  świat  Georgetown  przyciągał  ich  jak  magnes. 
Dlaczego  więc  ten  chłopak,  ten  prowincjusz,  wprawiał  ją  w 
takie zakłopotanie? 

Nagle  znalazła  odpowiedź.  To  nie  był  chłopak,  lecz 

prawdziwy  męŜczyzna.  Nie  Ŝaden  laluś  w  garniturze  i 

background image

kamizelce,  który  gadaniem  zarabia  na  Ŝycie.  Nie  miał 
najmniejszego  śladu  siwizny,  ale  był  chyba  nieco  starszy  od 
niej, miał więc ponad trzydzieści pięć lat. 

 -  Dlaczego  nie  chce  pan  sprzedać  mi  tego  fotela?  - 

zapytała.  Uznała  bowiem,  Ŝe  najlepiej  przejść  do  rozmowy  o 
interesach. 

Uśmiech zniknął z twarzy Wade'a. 
 - Powiedzieli pani, Ŝe to ja zrobiłem. 
Ashby  kiwnęła  głową,  mimo  Ŝe  Wade  raczej  stwierdził 

fakt niŜ zapytał. 

 -  Nazywam  się  Ashby  White,  jestem  właścicielką  galerii 

w  Georgetown  -  wyjaśniła  rzeczowym  tonem.  Podczas 
rozmowy  z  Cootem  i  Millie  starała  się  nie  wydać  im 
pretensjonalna,  ale  teraz  postanowiła  nie  liczyć  się  ze 
słowami,  bo  chodzi  przecieŜ  o  to,  by  wreszcie  potraktował  ją 
powaŜnie i zrozumiał, o co jej idzie. 

 -  Mam  zamiar  zorganizować  wystawę  sztuki  ludowej  i 

uwaŜam, Ŝe pańskie meble doskonale by się na nią nadawały. 

 - Ashby... - przerwał jej Wade, nie zwracając uwagi na to, 

co  mu  powiedziała  -  bardzo  ciekawe  imię.  W  tych  stronach 
dość często występuje takie nazwisko. 

 -  Tak,  to  było  panieńskie  nazwisko  mojej  matki. 

Pochodzę  stąd,  z  Weathersfield  -  pospieszyła  z  udzieleniem 
mu tych informacji w nadziei, Ŝe podobnie jak Cootowi będzie 
mu przyjemnie rozmawiać z kimś, kto jest stąd. 

Nie  zrobiło  to  jednak  na  nim  najmniejszego  wraŜenia. 

Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się na cały głos. 

 - Nie do wiary! Pani pochodzi ze wsi? O! Długą i trudną 

drogę musiała pani przebyć. 

 -  Tak  -  odparła  Ashby,  która  zawsze  była  dumna  ze 

swego Ŝyciowego sukcesu. 

background image

Tylko  teraz  w  głosie  Wade'a  nie  usłyszała  pochwały  czy 

komplementu,  a  raczej  rodzaj  oskarŜenia.  Nie  zraziła  się  tym 
specjalnie i powtórzyła: 

 - Jak juŜ panu powiedziałam, jestem właścicielką galerii, 

w której chciałabym wystawić pańskie meble. 

 - To mnie zupełnie nie interesuje - odparł. Wstał, odstawił 

puszkę  piwa  na  najbliŜszy  stolik  i  odwrócił  się  do  niej 
plecami. 

 -  Jestem  pewna,  Ŝe  znaleźliby  się  klienci  gotowi  bardzo 

dobrze zapłacić za tak wyjątkowe meble. 

 - Nie potrzebuję pieniędzy. 
 - KaŜdemu przydałoby się więcej pieniędzy. 
 - Mam wszystko, czego mi trzeba. 
Odwrócił  głowę  w  jej  stronę,  a  cyniczny  uśmiech 

wykrzywił mu wargi: 

 -  No,  z  wyjątkiem  kobiety,  jak  sądzi  moja  rodzina.  Jest 

pani  pewna,  Ŝe  nie  zgłosiła  się  pani  jako  ochotniczka  do 
sprawowania tej funkcji? 

Ashby w tej sekundzie poczuła ogarniający ją gniew. 
Ś

cisnęła  rękami  słoik  z  herbatą,  by  nie  dać  po  sobie 

poznać,  jak  wstrząsnęła  nią  taka  bezceremonialność.  Mówiła 
sobie  w  duchu:  nie  podtrzymuj  tego  tematu,  on  próbuje 
wyprowadzić  cię  z  równowagi.  Zapytała  opanowanym 
głosem: 

 -  Po  co  więc  robi  pan  meble,  skoro  nie  chce  ich  pan 

nikomu sprzedać? 

 -  Robienie  mebli  sprawia  mi  po  prostu  przyjemność.  To 

moje  hobby  i  lubię  je,  a  poza  tym  rozdaję  moje  meble,  ale 
tylko przyjaciołom, nigdy obcym. 

Spojrzał na nią i chłodno zapytał: 
 - Czy teraz juŜ moŜe pani opuścić mój dom? 
 - Nie skończyłam jeszcze herbaty. 

background image

Był  okropnie  nieuprzejmy.  Ashby  stukała  bezwiednie 

paznokciami  o  brzeg  słoiczka  i  zastanawiała  się,  co  ten 
człowiek  ukrywa.  Nie  patrzył  jej  w  oczy  aŜ  do  ostatniej 
chwili, kiedy zapytał, czy zechce opuścić jego dom. 

 -  Dlaczego  wobec  tego  wstawił pan  swój  fotel  do  sklepu 

Coota, skoro nie ma pan zamiaru go sprzedać? 

 - To nie ja go wstawiłem, tylko Coot, bo pewnie myślał, 

Ŝ

e to przyciągnie turystów. 

 - Czy mogłabym zobaczyć jakieś inne pan? meble? 
 - Nie. Proszę dopić swoją herbatę. 
 -  śyje  pan  samotnie  nazbyt  długo.  Pańskie  maniery  są 

godne poŜałowania - z niesmakiem stwierdziła Ashby. 

 -  Czy  pani  czuje  się  obraŜona  pijąc  herbatę  ze  słoika  na 

konfitury?  Bardzo  mi  przykro,  ale  nie  mam  kryształowych 
szklanek. 

 -  Nie  słoik  miałam  na  myśli.  -  Ostentacyjnie  pociągnęła 

ostatni łyk herbaty. 

 - CzyŜby uwaŜała pani, Ŝe to ja panią obraziłem? 
 - PołoŜył rękę na sercu z wyrazem niemego zdumienia. 
 -  Dlaczego  zatem  me  wsiądzie  pani  do  swego 

szykownego  auta  i  nie  wróci  do  wielkiego  miasta?  Nie 
zapraszałem  pani  tutaj,  nie  mam  więc  obowiązku  być  miłym 
gospodarzem. 

Ashby w myśli przyznała mu rację. To ona wprosiła się do 

niego.  Dlaczego  jednak  tak  uparcie  nie  chciał  zrozumieć,  ile 
mogłaby  dla  niego  zrobić.  A  jego  złośliwa  uwaga  o 
samochodzie 

dopełniła 

miary 

goryczy. 

Rzeczywiście, 

wiedziała,  Ŝe  jej  porsche  był  dość  ekstrawagancki,  jednak  po 
dziesięciu latach ciułania pieniędzy na galerię, mogła wreszcie 
pozwolić  sobie  na  luksus  i  nie  musi  się  przed  nikim  z  tego 
tłumaczyć. 

Wstała, odstawiła słoik i powiedziała: 

background image

 -  Pan  mnie  nie  zapraszał,  ale  to  ja  chciałam  zrobić 

przysługę pańskiej matce i przywieźć panu obiad. 

 -  JuŜ  wyjaśniliśmy,  po  co  panią  przysłała,  prawda? 

WłoŜył ręce do kieszeni dŜinsów i nonszalancko oparł 

się  o  barierkę  werandy  z  tryumfalnym  uśmieszkiem  na 

twarzy. 

Ashby  powoli  odliczyła  w  myśli  do  dziesięciu.  Był 

najbardziej  irytującym  typem,  jakiego  spotkała,  ale  teŜ 
najbardziej  męskim.  Nie  chciała  teraz  o  tym  myśleć.  Musiała 
się jakoś bronić. 

 -  Jeśli  panu  nie  zaleŜy na  pieniądzach,  które  mógłby  pan 

zarobić,  to  powinien  pan  pomyśleć  o  matce  i  dziadku.  Coot 
niedługo nie będzie mógł pracować w sklepie. 

Wade odrzucił głowę w tył i zaśmiał się: 
 -  Coot  jest  właścicielem  tego  sklepu,  a  poza  tym  to  jego 

miłość.  Czy  pani  rzeczywiście  troszczy  się  o  mnie  i  o  moją 
rodzinę?  Czy  moŜe  raczej  chodzi  pani  o  pieniądze,  które 
mogłaby pani zarobić, sprzedając moje meble? 

 -  Oczywiście,  Ŝe  biorę  prowizję.  Jestem  przecieŜ  kobietą 

interesu.  Pan  by  jednak  sporo  na  tym  zyskał,  gdyŜ 
zagwarantowałabym  panu  klientelę,  której  sam  pan  by  nie 
znalazł.  Większość  artystów  nigdy  nie  przegapiłaby  szansy 
wystawiania w galerii w Georgetown. 

 - Ja nie jestem artystą. 
 - A kim pan jest? 
Wade skrzywił się na to bezceremonialne pytanie: 
 - Mówiłem juŜ pani. Jestem człowiekiem, który lubi robić 

zabawne  meble  przyjaciołom.  No,  dość  juŜ!  Podwiozę  panią 
do  samochodu.  -  Wziął  ją  za  ramię  i  sprowadził  w  dół  po 
schodach. 

 -  A  moje  buty!  -  Przypomniała  sobie,  Ŝe  jest  bosa,  i 

jednocześnie  próbowała  w  ten  sposób  odwlec  moment 
odejścia. 

background image

Wade  puścił  ją  i  zawrócił  do  domu.  Poszła  za  nim  i 

próbowała wspiąć się na palce, by choćby zajrzeć do wnętrza. 

 - Zostań! - rozkazał w taki sposób, jakby rzucał komendę 

Samsonowi. 

Patrzyła, jak wchodzi do domu. Spróbowała zajrzeć przez 

drzwi, ale wrócił tak szybko, Ŝe nie zdołała niczego zobaczyć. 
Cofnęła  się  o  krok,  kiedy  otwierał  drzwi.  Niósł  jej  sandałki, 
które w jego rękach wyglądały jak butki dla lalki. Wzięła je od 
niego  i  schyliła  się,  by  włoŜyć  na  nogi,  ale  on  chwycił  ją  za 
ramię. 

 -  MoŜe  to  pani  zrobić  w  samochodzie.  Poprowadził  ją 

szybko  dookoła  domu,  gdzie  przed  duŜą,  na  czerwono 
pomalowaną stodołą stała furgonetka. 

Czy  ta  stodoła  jest  jego  pracownią?  Pogodziła  się  juŜ  z 

faktem, Ŝe musi opuścić to miejsce, ale nie znaczyło to wcale, 
Ŝ

e  dała  za  wygraną.  Musi  wszystko  przemyśleć  i  opracować 

strategię. Nie miała zamiaru ruszać się z Zachodniej Wirginii 
bez  mebli  Wade'a.  Trzeba  tylko  znaleźć  na  niego  właściwy 
sposób.  Jest  uparty  jak  osioł,  ale  ona  nie  ma  zamiaru  unikać 
wyzwania. 

Wade  przywołał  Samsona  i  kazał  mu  zostać  w  stodole. 

Ashby  uśmiechnęła  się  do  siebie.  Skoro  kaŜe  psu  pilnować 
stodoły, to znaczy, Ŝe są tam jakieś cenne rzeczy. 

Obiecała  sobie  solennie,  Ŝe  wróci  tu  i  zobaczy,  co  tam 

ukrywa. 

ZauwaŜyła, 

Ŝ

obok 

stodoły 

rozciąga 

się 

wypielęgnowany ogród. 

 -  Pani  pozwoli,  Ŝe  otworzę  jej  drzwi  -  odezwał  się  z 

przesadną elegancją. 

Wiedział, Ŝe  postępuje  z  nią  zbyt  brutalnie,  przypominała 

mu  jednak  to  wszystko,  co  postanowił  raz  na  zawsze 
wyeliminować ze swego Ŝycia. Był z niego zadowolony, choć 
trudno by było powiedzieć, Ŝe jest niesamowicie szczęśliwy. 

background image

Ashby  popatrzyła  na  wysoki  stopień  furgonetki,  ale 

wolałaby  ugryźć  się  w  język,  niŜ  poprosić  Wade'a  o  pomoc. 
Wrzuciła sandałki do środka i trzymając się jedną ręką drzwi, 
a  drugą  boku  furgonetki,  miała  zamiar  jakoś  się  wdrapać. 
Zanim cokolwiek zrobiła, poczuła, Ŝe Wade obejmuje ją wpół 
i unosi do góry. 

Ashby  poczuła,  Ŝe  krew  uderza  jej  do  głowy,  serce 

trzepocze,  a  dłonie  robią  się  wilgotne,  jak  u  pensjonarki, 
mającej po raz pierwszy pocałować się z chłopakiem. 

Kiedy  siedziała  juŜ  wewnątrz,  od  razu  zaczęła  nakładać 

sandałki,  by  nie  pokazać  po  sobie  zmieszania.  Wade  był 
ekscentrycznym samotnikiem, nie pasował do niej. Wiedziała 
o  tym  dobrze.  Dlaczego  jednak  dotyk  eleganckich  męŜczyzn, 
jakich  dawniej  spotykała,  nie  wywierał  na  niej  takiego 
wraŜenia? 

Nie  mogła  znaleźć  odpowiedzi  na  to  pytanie.  Jechała  do 

Hickory,  po  drodze  zatrzymywała  się  w  trzech  motelach  w 
Clairmont,  ale  wszędzie  pokoje  były  zajęte.  Wprawdzie 
właściciele  niezwykle  uprzejmie  ją  traktowali  i  telefonowali 
do 

róŜnych 

okolicznych 

hoteli, 

ale 

promieniu 

osiemdziesięciu  kilometrów  nie  mogli  znaleźć  wolnego 
pokoju. 

 - Nasza okolica powoli staje się centrum turystycznym - z 

nie skrywaną dumą powiedziała jakaś kobieta. 

W odpowiedzi Ashby uśmiechnęła się i przytaknęła, ale to 

w niczym jednak nie pomogło w wyszukaniu wolnego pokoju. 
Oczywiście,  powinna  była  wcześniej  zrobić  rezerwację,  ale 
nie planowała przecieŜ tak dokładnie swego pobytu w krainie 
dzieciństwa.  Poza  tym  wszystko  zmieniło  się,  kiedy  ujrzała 
fotel zrobiony przez Wade'a. 

Wade. 

Uśmiechnęła 

się 

na 

myśl, 

jak 

będzie 

zdenerwowany,  kiedy  dowie  się,  Ŝe  spędziła  weekend  u  jego 
rodziny.  To  przede  wszystkim  wpłynęło  na  jej  decyzję,  by 

background image

jednak przyjąć zaproszenie Coota i Millie. Poza tym nie czuła 
się  na  siłach,  by  jechać  w  ciemnościach  po  tych  odludnych, 
wiejskich drogach. Oprócz tego zyskiwała szansę dowiedzenia 
się czegoś na temat Wade'a od jego bliskich. Prawdopodobnie 
zyskiwała równieŜ szansę zobaczenia go znowu. 

Coot  powiedział,  Ŝe  ich  dom  znajduje  się  niedaleko 

sklepu. 

Bardzo 

łatwo 

go 

znalazła. 

Był 

to 

stary 

dziewiętnastowieczny 

budynek 

białych 

ś

cianach  i 

czerwonym  dachu.  Czerwono  pomalowane  drzwi  obiecywały 
ciepłą  i  przyjacielską  atmosferę.  Biały  płotek  odgradzał  dom 
od  ulicy.  ŚcieŜka  prowadząca  do  domu  obsadzona  była 
stokrotkami, cyniami i nagietkami. 

Coot  i  Millie  jakby  oczekiwali Ashby,  bo  od  razu  zaczęli 

radośnie  wymachiwać  na  jej  widok.  Zanim  wysiadła  z 
samochodu, obydwoje juŜ wychodzili naprzeciw. 

 -  Z  tyłu  domu  jest  garaŜ  -  powiedziała  Millie,  nie 

zwracając  najmniejszej  uwagi  na  wyjaśnienia  Ashby  -  drzwi 
są otwarte. Szkoda byłoby zostawiać taki piękny samochód na 
ulicy. 

Ashby podziękowała, włączyła znowu silnik i wjechała do 

garaŜu.  Coot  podszedł  i  przyglądał  się,  jak  naciągała  czarny 
rozsuwany  dach  porsche'a i  jak starannie  zamykała  drzwiczki 
na klucz. 

 - Dziecko, nie musisz tego robić, jesteś przecieŜ na wsi. 
 - To siła przyzwyczajenia - stwierdziła z uśmiechem. 
Wzięła  walizkę  z  bagaŜnika,  a  Coot  uparł  się  ją  nieść, 

mimo  gorących  protestów  Ashby.  Zgodziła  się  w  końcu,  bo 
obawiała się, Ŝe Coot poczuje się obraŜony. 

Zaniknęli  drzwi  garaŜu  i  poszli  do  czekającej  na  nich 

Millie. 

 - Bardzo jestem pani wdzięczna za zaproszenie na nocleg, 

bo  rzeczy  wiście  okazało  się,  Ŝe  nigdzie  w  okolicy  nie  ma 

background image

wolnych  pokojów.  A  Coot  miał  rację,  Ŝe  pani  syn  jest  uparty 
jak osioł. 

Coot zachichotał radośnie: 
 - Nie powinnaś się tak łatwo poddawać. 
 - Zupełnie nie mam takiego zamiaru - zapewniła Ashby i 

zaraz  dodała  szybko:  -  ale  bardzo  proszę  przyjąć  ode  mnie 
pieniądze za pokój. 

Millie uśmiechnęła się i nic na to nie odpowiedziała, tylko 

wprowadziła  ją  do  domu.  Drewniane  schody  prowadzące  na 
piętro miały rzeźbioną w niezwykle misterny wzór balustradę. 
Kilka  par  jelenich  rogów  słuŜyło  za  wieszaki.  W  rogu 
obszernego  przedpokoju  stało  dziecinne  krzesełko,  a  na  nim 
siedziała stara wiktoriańska lalka. 

 - Tak, to robota Wade'a - wyjaśniła Millie, widząc nieme 

pytanie  w  oczach  Ashby,  która  zaraz  uklękła  obok  krzesła  i 
zaczęła je dokładnie oglądać. 

 - Jest bardzo piękne - westchnęła, zdjęła lalkę i pogładziła 

gładką drewnianą powierzchnię. 

To  krzesło  było  wykonane  w  prostszym  stylu  niŜ  tamto, 

które ujrzała w sklepie, ale, podobnie jak tamto, przypominało 
styl gotycki. 

 -  Wade  stosuje  starą  technikę  połączeń  na  wpust  i  czop, 

prawda? 

 -  Tak,  nie  potrzebuje  ani  gwoździ,  ani  kleju  -  z  dumą 

powiedział  Coot.  -  Kiedyś  sam  coś  takiego  robiłem,  ale,  od 
czasu jak reumatyzm powykręcał mi palce, przestałem. 

 - Ale to właśnie pan nauczył Wade'a? Coot przytaknął. 
 -  Pamiętam,  kiedy  jako  chłopiec  przyszedł  do  mojej 

pracowni  i  najpierw  przyglądał  się  wszystkiemu  swymi 
ogromnymi  oczami,  a  potem  zaczął  zadawać  pytania.  No  i  w 
końcu dałem mu coś do zrobienia. 

 -  Do  dzisiaj  mam  ten  stołek,  który  po  raz  pierwszy 

wykonał  sam.  -  Millie  lekko  uśmiechnęła  się  do  swoich 

background image

wspomnień. - Wade miał wtedy dziesięć lat i ten stołek zrobił 
na  moje  urodziny.  Obwiązał  pięknie  czerwoną  kokardą  i 
pamiętam, jaki był z siebie dumny. 

 -  Tak,  a  twój  mąŜ  koniecznie  chciał  go  potem  spalić  - 

przypomniał Coot. 

Millie spojrzała na Ashby i zaczęła wyjaśniać: 
 -  Wie  pani,  nie bardzo  pasował do  reszty  naszych  mebli, 

więc mój mąŜ Abe.... 

 - To był niedobry człowiek... 
 - Och, ty nerwusie - Millie lekko uniosła głos. - Ashby nie 

musi  słuchać  naszych  sprzeczek.  Powinna  odpocząć  przed 
kolacją. 

Coot  coś  jeszcze  mruczał  pod  nosem,  ale  wziął  walizkę  i 

zaniósł ją na piętro. 

 - Czy Wade wychowywał się tutaj, w Hickory? - zapytała 

Ashby. 

Wade zbyt wiele pracy i wysiłku wkładał w robienie tych 

pięknych  mebli,  by  to  mogło  być  tylko  hobby,  tak  jak 
powiedział.  To  niemoŜliwe,  Ŝeby  ktoś  tworzący  takie  cuda, 
trzymał  je  w  zamknięciu,  i  Ŝeby  zupełnie  nie  zaleŜało  mu  na 
uznaniu publiczności. 

 -  Lepiej  by  było,  gdyby  się  tu  wychowywał  -  odrzekł 

Coot - a tak włóczył się po całym świecie. 

 -  Mój  mąŜ  był  dyplomatą  -  wyjaśniła  Millie,  otwierając 

drzwi. - To będzie pani pokój. 

Pod  jedną  ścianą  znajdowało  się  łoŜe  z  baldachimem 

ozdobionym  frędzlami,  a  obok  politurowana  mahoniowa 
komódka na wysokich nóŜkach. Przy oknie stał mały sosnowy 
stolik,  a  wokół  niego  krzesła  o  czarnych,  skórzanych 
oparciach.  Z  okna  widać  było  zielony  trawnik  łagodnie 
opadający w dolinę Potomacu. 

background image

 -  Boję  się,  Ŝe  państwo  będziecie  Ŝałować  -  zaŜartowała 

Ashby.  -  Ten  pokój  jest  tak  piękny,  Ŝe  mogłabym  w  nim 
zamieszkać na stałe. 

 - Świetny pomysł - zachichotał Coot i zerknął na Millie. 
Ashby uśmiechnęła się z pewnym wahaniem. Okazuje się, 

Ŝ

e Wade miał rację i Ŝe gościnność jego rodziny miała więcej 

wspólnego  ze  swataniem  niŜ  z  chęcią  sprzedania  mebli.  Czy 
przypadkiem  nie  zrobiła  błędu  zostając  tutaj,  skoro  ze  strony 
Wade'a nie było najmniejszego zrozumienia? Tak, był bardzo 
przystojny,  ale  róŜnili  się  teŜ  między  sobą  jak  ogień  i  woda. 
Ale  czy  powinna  wyjeŜdŜać  właśnie  teraz,  kiedy  zdobyła  juŜ 
trochę informacji o nim i, jak musiała przyznać, niecierpliwiła 
się, by dowiedzieć się czegoś więcej. Wade podróŜując tyle po 
ś

wiecie  jako  dziecko,  musiał  dokonać  świadomego  wyboru 

miejsca,  które  traktował  jak  prawdziwy  dom.  Zaczęła 
podejrzewać,  Ŝe  Wade  musi  być  bardzo  interesującym 
człowiekiem. 

 -  Tam  są  schody  -  ostrzegła  Millie,  kiedy  Ashby  zaczęła 

iść  w  stronę  okna.  -  Prowadzą  na  dół,  do  kuchni.  A  jedyna 
łazienka  jest  po  drugiej  stronie  korytarza.  Przykro  mi,  ale  to 
bardzo stary dom. 

 - AleŜ to nic nie szkodzi - zapewniła ją Ashby. 
 -  Zatem  rozgość  się  i  odświeŜ,  a  kiedy  będziesz  gotowa, 

zejdź na kolację. Poczekamy na ciebie. 

Asbhy  otworzyła  juŜ  usta,  Ŝeby  zaprotestować,  ale  Millie 

nie dopuściła jej do głosu. 

 -  Proszę,  nie  rób  mi  przykrości  i  nie  odmawiaj.  Jesteś 

moim gościem i powinnaś zjeść z nami. 

Ashby uśmiechnęła się i przytaknęła, ale zaraz dodała: 
 -  Będę  musiała  się  jakoś  zrewanŜować.  Millie  machnęła 

na to ręką mówiąc: 

 - Pogadamy o tym później. 

background image

Coot  ostrzegł  ją,  Ŝe  jeśli  będą  musieli  zbyt  długo  na  nią 

czekać, to nie będzie to najlepiej świadczyło o jej manierach. 
Po czym z córką zeszli na dół. 

Za  kwiecistą  zasłoną  przy  oknie  Ashby  odnalazła 

niewielką niszę, w której stała stara marmurowa umywalka, a 
obok niej porcelanowa miednica i dzban na wodę. 

Jęknęła,  kiedy  ujrzała  swą  twarz  w  lustrze.  Włosy  miała 

tak  potargane,  Ŝe  kaŜdy  loczek  sterczał  w  inną  stronę.  Nic 
dziwnego,  Ŝe  Wade  nie  potraktował  jej  powaŜnie,  skoro  nie 
wyglądała powaŜnie. 

Kiedy  go  znowu  zobaczy?  Dziś  juŜ  raczej  nie. 

Przypomniała  sobie,  jak  mówił  do  Coota,  Ŝe  spotka  się  z 
matką  jutro.  Jutro  jest  niedziela,  a  ona  musi  wyglądać  wtedy 
jak prawdziwa kobieta interesu. 

Teraz  nie  będzie  walczyła  ze  swoimi  niesfornymi 

włosami, odświeŜy się tylko. 

Czuła się tu doskonale, a Coot i Millie wydawali się tacy 

bliscy. 

Przebrała się szybko w prostą niebieską sukienkę i chciała 

włoŜyć  inną  parę  sandałków,  ale  stopy  miała  tak  zmęczone 
dzisiejszą  wspinaczką,  Ŝe  postanowiła  nałoŜyć  wygodne 
klapki.  Kiedy  schodziła  wąskimi,  stromymi  schodami, 
gumowe  podeszwy  wydawały  ciche  klikklak.  Pochyliła  się, 
przekręciła  gałkę  u  drzwi  i  mocno  je  popchnęła  sądząc,  Ŝe 
stare  drzwi  cięŜko  się  otwierają.  Otworzyły  się  jednak 
nadspodziewanie 

lekko. 

Zaskoczona 

Ashby 

straciła 

równowagę  i  spadła  trzy  schody  w  dół.  Wylądowała  w 
ramionach Wade'a. 

background image

ROZDZIAŁ 3 
 - Co do... - Wade odruchowo objął ją i podniósł. W głębi 

ducha był wściekły. Przyjechał powiedzieć matce i dziadkowi, 
Ŝ

eby  przestali  wreszcie  go  swatać.  Nie  dość,  Ŝe  wysłali  tę 

kobietę do niego do domu, to jeszcze na dodatek spotyka ją u 
nich, a ona wpada mu prosto w ramiona. 

Musiał  jednak  przyznać,  Ŝe  sprawiło  mu  to  pewną 

przyjemność.  Dlaczego  by  nie  wykorzystać  w  pełni  takiej 
okazji?  Przyciągnął  ją  bliŜej  do  siebie,  przycisnął  do  piersi  i 
przechylił do tyłu. 

Twarze  ich  niemal  się  stykały.  Za  blisko,  pomyślała 

Ashby.  Jego  usta  znalazły  się  tuŜ  przy  jej  ustach.  Była  tak 
zaskoczona  i  zdumiona,  Ŝe  niemal  przestała  oddychać. 
Wyobraziła sobie, jak ją całuje, mocno, ciepło i namiętnie. 

Uniósł głowę do góry i popatrzył przed siebie. PodąŜyła za 

jego  spojrzeniem  i  ujrzała  Millie  stojącą  obok  duŜego  pieca 
kuchennego.  Ashby  natychmiast  otrząsnęła  się  ze  swych 
marzeń.  Co  ona,  do  licha,  robi  w  jego  objęciach  i  po  co 
wyobraŜa  sobie  jego  pocałunki!  Spróbowała  wyzwolić  się  z 
uścisku,  ale  ku  jej  zdumieniu  Wade  przyciągnął  ją  jeszcze 
mocniej. 

 -  Mamo,  nie  powinnaś  była  tego  robić  -  mruknął  i 

pomyślał,  iŜ  skoro  uznała,  Ŝe  skłoni  go  do  sprzedania  fotela, 
jeŜeli  tylko  zachowa  się  zgodnie  z  sugestią  rodziny,  to 
przyjdzie jej drogo za to zapłacić. 

 - Wystarczyłby mi na deser placek z poziomkami. Czy to 

jest moŜe aperitif? 

Pogłaskał  Ashby  po  karku,  a  ona  uchylała  się  od  tego 

denerwującego,  ale  miłego  dotyku.  Trzymał  ją  jednak  przy 
sobie mocno. 

 -  Mm...  jak  pani  ładnie  pachnie.  -  ZniŜył  głos  i  dotknął 

wargami  jej  jedwabistej  skóry.  -  I  bardzo  miło  smakuje. 

background image

Mamo,  naprawdę  zrobiłaś  mi  przyjemność.  To  jest  po  prostu 
rozkoszne. 

Ashby  starała  się  wyrwać  za  wszelką  cenę,  ale  nie  miała 

dość  siły.  Wreszcie  uspokoiła  się,  bo  zorientowała  się,  Ŝe 
kiedy się szamocze, Wade przytula ją jeszcze mocniej. 

 - 

Przepraszam 

bardzo 

powiedziała 

moŜliwie 

najspokojniej. Jego dotknięcie paliło ją i czuła, Ŝe za moment 
się zaczerwieni. 

 - AleŜ bardzo proszę - odrzekł i teraz całował jej szyję w 

pobliŜu ramienia. 

Zemsta, pomyślała Ashby, moŜe być bardzo przyjemna. 
 -  Wade,  wystarczy  tego  dobrego.  -  Millie  wreszcie 

pomogła  Ashby,  ale  uczyniła  to  z  uśmiechem.  -  Zostaw  tę 
biedną dziewczynę w spokoju. 

 -  Mamo,  przecieŜ  ona  tu  po  to  jest  -  odparł  Wade,  nie 

wypuszczając Ashby ze swoich ramion. 

Do  kuchni  wszedł  w  tym  momencie  Coot.  Rozpromienił 

się, widząc Ashby w ramionach Wade'a. 

 - Niech mnie... 
Ashby  wykorzystała  chwilę  nieuwagi  Wade'a  i  odsunęła 

się. 

 -  Nie,  nie  po  to  tu  jestem  -  wyjaśniła  z  godnością.  - 

Znalazłam  się  tu  dlatego,  Ŝe  w  promieniu  osiemdziesięciu 
kilometrów nie ma wolnego miejsca w Ŝadnym hotelu. 

Wade ukrył rozczarowanie i oparł się na krześle, podniósł 

sceptycznie brwi i skrzyŜował ramiona na piersi. 

 - CzyŜby? 
 -  Pewnie  to  pana  zdziwi,  ale  jestem  tu  nie  dla  pana,  lecz 

dla pana mebli - dodała Ashby, marząc o tym, Ŝeby zrobić mu 
przykrość. 

 -  Słyszysz,  mamo?  -  zapytał  Wade.  -  Ona  nie  chce 

realizować  twoich  planów.  -  Miał  ochotę  dalej  trzymać  ją  w 
ramionach i badać jej kształty. 

background image

 -  Jakich  planów,  mój  drogi?  -  zapytała  z  niewinną  miną 

Millie  i  połoŜyła  na  patelni  plaster  szynki.  Coot  się  jednak 
roześmiał. 

 - Ta mała jest ładna, prawda? - dodał Coot. 
 -  Racja  -  zgodził  się  Wade.  Wreszcie  uśmiechnął  się  do 

Ashby bez ironii. 

Ashby  przyglądała  mu  się  przez  chwilę.  Kiedy  się 

uśmiechał,  jego  oczy  stawały  się  jeszcze  bardziej  zielone. 
Odwróciła wzrok zaskoczona nagłą zmianą tonu. 

 -  Czy  pomóc  pani  nakryć  do  stołu?  -  zapytała.  Musiała 

przejść  obok  Wade'a,  ale  ominęła  go  łukiem.  Co  on  sobie 
wyobraŜał? Cały czas wodził za nią wzrokiem. 

W  czasie  kolacji  okazało  się,  Ŝe  większość  produktów 

pochodzi  z  farmy  Wade'a.  Groszek  był  z  jego  ogrodu,  a 
szynkę nie tylko on sam uwędził, ale i sam wyhodował świnię. 

 -  Sam  ją  teŜ  zarŜnąłem  -  stwierdził  i  zrobił  ręką 

wymowny gest. Przyglądał się, jak zareaguje na tę brutalność. 

Ashby  zjadła  powoli  kawałek  szynki  i  dopiero  potem 

spojrzała  na  niego.  CzyŜby  miał  nadzieję,  Ŝe  ją  zniechęci  do 
jedzenia? 

 -  Moja  rodzina  teŜ  hodowała  świnie  i  kurczaki  - 

odpowiedziała  spokojnie.  -  Mieliśmy  takŜe  krowę  i  kiedy 
byłam juŜ dostatecznie duŜa, tylko ja ją doiłam. 

Wade  spojrzał  na  jej  wymanikiurowane  paznokcie  i 

pokręcił głową z powątpiewaniem. Mógł sobie wyobrazić, jak 
te  ręce  pieszczą  jego  ciało,  ale  nie  jak  dotykają  wymion 
krowy. 

Ashby  zwróciła  się  teraz  do  Millie,  która  delikatnie 

zaczęła  zachęcać  ją,  by  kontynuowała  wspomnienia  z 
dzieciństwa. 

 -  Byliśmy  biedni  -  dodała  Ashby,  smarując  masłem 

kromkę  chleba.  -  Ośmioro  dzieci  i  dwoje  dorosłych  w 
budynku  znacznie  mniejszym  niŜ  połowa  tego  domu.  Ojciec 

background image

pracował w kopalni, ale to nie była stała praca. Hodowaliśmy 
zwierzęta i uprawialiśmy ogród, Ŝeby mieć własną Ŝywność. 

Spojrzała na Wade'a. Teraz, kiedy obejrzała ten dom i jego 

piękną  farmę,  nabrała  przekonania,  Ŝe  nie  hoduje  świń  dla 
pieniędzy. 

Wade zaś był juŜ teraz pewien, Ŝe te wszystkie informacje 

utwierdzą jego rodzinę w przeświadczeniu, Ŝe Ashby stanowi 
dla  niego  najlepszą  moŜliwą  partię.  Ale,  do  licha,  jemu 
samemu zaczynało to nawet odpowiadać... 

Spojrzał  jej  głęboko  w  oczy  i  Ŝartobliwie  wzniósł  toast, 

unosząc w górę widelec z plasterkiem kartofla. 

Ashby  patrzyła  w  jego  zielone  oczy  i  jednocześnie 

obserwowała,  jak  powoli  wkłada  plasterek  do  ust.  CzyŜby 
jednak  przedtem  złoŜył  usta  jak  do  pocałunku,  czy  teŜ  jej  się 
tylko zdawało? 

 -  Ja  takŜe  w  młodości  cięŜko  pracowałem  w  kopalni  - 

powiedział Coot - ale postanowiłem, Ŝe za nic nie dam się tam 
Ŝ

ywcem pogrzebać. 

Coot wspominał, a Ashby z najwyŜszym trudem usiłowała 

się  skupić,  gdyŜ  Wade  nie  spuszczał  z  niej  wzroku.  Serce  jej 
biło,  tak  Ŝe  czuła  pulsowanie  krwi  w  uszach.  Prawie  nic  nie 
słyszała z opowiadania Coota. 

 - Zatrudniłem się na farmie, oŜeniłem z córką farmera. Z 

czasem  miałem  dość  pieniędzy,  by  nabyć  ten  dom,  który 
jeszcze  mój  ojciec  jako  młody  człowiek  pomagał  budować  i 
marzył, by kiedyś go sobie kupić. 

Coot  przerwał,  sięgnął  po  sos,  posmarował  nim  kawałek 

szynki i podsunął miseczkę z sosem Wade'owi. Ten jednak w 
milczeniu  potrząsnął  głową,  nie  odrywając  spojrzenia  od 
Ashby. 

 -  Dzięki  Bogu,  kopalnie  z  czasem  upadły  -  kontynuował 

swe wspomnienia staruszek, nie widząc lub nie chcąc widzieć 

background image

dziwnego  napięcia,  które  wytworzyło  się  między  Wade'em  i 
Ashby. 

 - Teraz teŜ jeszcze coś robię, sprzedaję, czasami zastępuję 

szeryfa. 

 - No, a ja daję lekcje gry na fortepianie - wtrąciła Millie. - 

Nigdy nie mieliśmy za duŜo pieniędzy, ale muszę przyznać, Ŝe 
zawsze trochę więcej niŜ inni. 

PołoŜyła nóŜ i widelec na pustym talerzu. 
 -  I  mamy  taki  zwyczaj,  Ŝe  zawsze  zjadamy  wszystko  z 

talerza, Ŝeby pamiętać, jak nam się poszczęściło i Ŝe nigdy nie 
cierpieliśmy  niedostatku.  -  Spojrzała  wymownie  na  resztki 
jedzenia na talerzach Wade'a i Ashby. 

 -  Wade  -  zwróciła  się  do  niego  Millie  -  moŜe  zjesz 

kawałek szynki? 

W tym momencie Ashby zauwaŜyła, Ŝe Wade wziął sobie 

tylko kartofle i groszek. 

 - Gdybym wiedziała, Ŝe przyjdziesz na kolację, na pewno 

przygotowałabym coś innego. 

 - AleŜ mamo, to jest świetne. 
 - UwaŜam jednak, Ŝe trochę przesadzasz. 
 - Mamo, jestem dorosły i to jest moja decyzja - przerwał 

jej stanowczo. 

Ashby  wreszcie  mogła  spokojnie  przełknąć  kawałek 

soczystej pieczeni, bo Wade przestał się w nią tak wpatrywać. 
Ale to dziwne, dlaczego on nie je mięsa? 

 -  Zostaw  chłopaka  w  spokoju  -  powiedział  Coot  do 

Millie,  która  juŜ  otwierała  usta,  by  wygłosić  jakieś  matczyne 
napomnienia. 

 -  A  więc,  jak  wam  mówiłem  -  Coot  powrócił  do 

przerwanego  wątku  -  byliśmy  rodziną  szanowaną  w  tej 
okolicy,  a  Millie  mogła  była  wyjść  za  mąŜ  za  kaŜdego 
porządnego  chłopca  z  miasteczka,  ale  ona  wybrała  Abe'a 
Mastersa, takie nic dobrego. 

background image

Coot skierował widelec w stronę córki, a ta spuściła oczy. 

Wade uśmiechnął się porozumiewawczo do matki. 

Ashby  domyśliła  się,  Ŝe  obydwoje  są  przyzwyczajeni  do 

takich narzekań. 

 -  Millie  była  oczkiem  w  głowie  -  kontynuował  Coot.  - 

Złamała matce serce. Kochana córeczka uciekła przez okno w 
ś

rodku  nocy  i  pozbawiła  rodziców  radości  z  porządnego 

wesela. 

 - Ale ty nigdy nie pozwoliłbyś mi poślubić Abe'a 
 - przypomniała mu Millie. 
 - To nie była dla ciebie odpowiednia partia. 
 - Ojciec nie pasował do nas - wyjaśnił Wade. Zjadł ostatni 

kęs, odsunął talerz i skrzyŜował ręce na 

piersi. 
 - Millie była zauroczona i nie poznała się na nim 
 - burknął pod nosem Coot. 
 -  Zgłosił  się  na  ochotnika  do  armii,  a  potem  skończył 

studia  dzięki  stypendiom  dla  Ŝołnierzy  i  został  dyplomatą. 
Powodziło się nam całkiem nieźle - odrzekła z dumą Millie. 

 - Nie pozwolił ci jednak przez osiem lat odwiedzić domu i 

sam nigdy nie przyjechał. Umarł, kiedy miałaś pięćdziesiąt lat 
i zostawił cię samą. 

Millie potrząsnęła tylko głową i zaczęła zbierać talerze. 
 - Nie chcę się z tobą spierać - oznajmiła. 
Ashby  pomogła  sprzątnąć  ze  stołu  i  ze  zdziwieniem 

zobaczyła, Ŝe Wade takŜe znosi talerze. Coot wyciągnął fajkę i 
nabił ją z kopciucha. 

 - Tylko nie w domu! - wykrzyknęła Millie. 
 - To jest mój dom - podkreślił Coot. 
 -  PrzecieŜ  obiecałeś  dziesięć  lat  temu,  kiedy  wróciłam 

tutaj. 

Coot wstał z niechęcią i wyszedł przed dom. 

background image

 -  Czasem  się  sobie  dziwię,  po  co  ja  tu  wróciłam  - 

powiedziała Millie, potrząsając głową. 

Zawinęła resztki jedzenia w folię i schowała do lodówki, a 

Wade  w  tym  czasie  opłukał  talerze  i  włoŜył  do  maszyny  do 
zmywania.  Ashby  zorientowała  się,  Ŝe  wszyscy  wiedzą,  co 
robić, więc usiadła na boku, Ŝeby nie przeszkadzać. 

 - Wróciłaś, bo wolałaś mieszkać w Hickory niŜ w ParyŜu 

czy Waszyngtonie - odpowiedział Wade. 

Millie oderwała spojrzenie od okna i dodała: 
 - No i oczywiście wolałam wiejską szynkę, razowy chleb 

od sole meuniere. 

Millie zwróciła się do Ashby. 
 - A ty? Dlaczego wróciłaś do Zachodniej Wirginii? Tylko 

nie takie pytania, pomyślała Ashby. Dostrzegła 

na  stole  stary  porcelanowy  zestaw  do  przypraw  i  zaczęła 

mu  się  z  zainteresowaniem  przyglądać.  Mimo  to  czuła,  Ŝe 
Wade patrzy na nią z napięciem. 

 - No więc... - Ashby chciała powiedzieć jasno, Ŝe nie wie 

właściwie,  po  co  przyjechała,  ale  z  drugiej  strony  wiedziała, 
Ŝ

e powinna rzec coś rozsądnego. 

Bawiła się solniczką i wysypała z niej odrobinę soli. 
Milczała.  Ze  zdumieniem  uświadomiła  sobie,  Ŝe  miałaby 

ochotę  pośmiać  się  z  samej  siebie.  Ma  trzydzieści  pięć  lat,  a 
straciła głowę. 

 - Ona jest właścicielką galerii - przerwał milczenie Wade 

- i chce pokazać mieszczuchom, jak wysoce artystyczna moŜe 
być sztuka ludowa. 

Przerwał na chwilę. 
 -  No  i  nieźle  zarabia.  Jest  kobietą  interesu  -  dodał. 

Ostatnie  słowo  zabrzmiało  jak  obelga.  Nie  był  zachwycony 
tym, Ŝe go w czasie kolacji ignorowała. 

 -  Wade!  -  podniosła  głos  Millie.  -  Mówisz  zupełnie  jak 

twój  ojciec.  -  Potrząsnęła  głową  ze  smutkiem.  -  Abe  miał 

background image

bardzo dobre serce, ale uwaŜał, Ŝe musi to ukrywać ironizując. 
Obawiam się, Ŝe Wade to po nim odziedziczył. 

 -  Ojciec  był  w  gruncie  rzeczy  słabym  człowiekiem  - 

poprawił ją syn. 

Millie chciała coś powiedzieć, ale Wade jej przerwał. 
 -  Gdzie  masz  te  truskawki,  które  ci  przyniosłem?  Nie 

powiesz mi, Ŝe wszystkie poszły na dŜem. 

Podszedł do lodówki i otworzył ją. Ashby szybko zgarnęła 

rozsypaną sól do kieszeni. Zastanawiała się, co Wade miał na 
myśli,  kiedy  stwierdził,  Ŝe  jego  ojciec  był  słabym 
człowiekiem. 

 -  O,  znalazłem.  -  Wade  wyciągnął  olbrzymi  placek  z 

truskawkami  tak  wspaniale  czerwonymi,  Ŝe  Ashby  poczuła, 
jak cieknie jej ślinka. 

Wade  postawił  placek  na  stole.  Wrócił  Coot  i  zmienili 

temat rozmowy. RozwaŜali, czego się napić: kawy czy herbaty 
z  ziół.  Coot  z  radością  zaaprobował  fakt,  Ŝe  Ashby 
zdecydowała się na herbatę. 

Millie  szybko  ubiła  śmietanę  i  wtedy  wszyscy  usiedli  do 

stołu, Ŝeby zjeść ciasto. 

 - Pojechałabyś jutro do Clairmont na jarmark? - zapytała 

Millie. 

Ashby kiwnęła głową, przełykając kawałek placka. 
 -  Mam  nadzieję,  Ŝe  znajdę  tam  rzemieślników  bardziej 

chętnych do współpracy od pani syna. 

Wade  skrzywił  się  na  niezbyt  taktowną  uwagę.  Millie 

zaprosiła  Ashby  na  rodzinny  piknik,  co  takŜe  nie  wzbudziło 
entuzjazmu  Wade'a.  Wyobraził  sobie,  jak  wszystkie  ciotki, 
wujkowie i kuzyni będą starali się go swatać. 

Podniósł do ust spory kawałek ciasta. 
 -  Wyjaśnijmy  sobie  teraz  wszystko  dokładnie  - 

powiedział. 

background image

Ashby była pierwszą kobietą, jaką jego rodzina próbowała 

mu  narzucić  i  która  zarazem  mu  się  podobała.  Tym  bardziej 
go to irytowało. Cenił sobie swój dotychczasowy tryb Ŝycia i 
nie chciał Ŝadnych zmian. 

 -  Ta  kobieta  -  wskazał  widelcem  na  Ashby  -  moŜe  i 

rzeczywiście  urodziła  się  w  tej  okolicy,  ale  teraz  Ŝyje  w 
mieście. Przestańcie robić jej nadzieję, Ŝe stracę dla niej głowę 
i  załoŜę  rodzinę.  Jestem  na  to  za  stary.  A  ona  jest  za  młoda. 
ZałoŜę się, Ŝe nie skończyła jeszcze trzydziestki, a ja mam juŜ 
prawie czterdzieści lat. A poza tym jest dla mnie za niska. 

Ashby  słuchała  tego  wszystkiego  w  milczeniu,  ale  nie 

mogła  znieść  uwagi  o  swym  wzroście.  W  tym  samym  czasie 
podała mu bitą śmietanę. 

 - To bardzo podnosi smak placka. 
 -  Nie  jadam  śmietany  -  Ŝachnął  się  Wade.  -  De  pani  ma 

lat? 

 - W sierpniu skończę trzydzieści pięć. 
 - Guzik prawda! 
 - Chce pan zobaczyć moje prawo jazdy? Inne dokumenty? 
 - Tak. 
Ashby  wspięła  się  po  schodach  do  sypialni,  a  kiedy 

wróciła, wręczyła Wade'owi dokumenty i stała nad nim, kiedy 
je z uwagą studiował. 

 -  Ashby  Carol  White  -  przeczytał  głośno  -  metr 

pięćdziesiąt sześć wzrostu, czterdzieści sześć kilo wagi. 

Przerwał  i  przypatrzył  się  jej,  jakby  oceniając  zgodność 

danych. 

 -  Zapomniał  pan  o  dacie  urodzin,  a  o  to  chyba  panu 

chodziło - przypomniała. 

 -  No  tak.  -  Wade  zaczął  znowu  studiować  dokument. 

Teraz juŜ wiedział, Ŝe nie kłamała co do swego wieku, 

ale  próbował  zyskać  na  czasie  i  wymyślić  jakąś  nową 

zaczepkę. 

background image

 -  Oczy  niebieskie,  włosy  blond.  Urodzona  szesnastego 

sierpnia. - Skończył odczytywanie i odłoŜył dokument na stół. 
Objął  ją  rękoma  w  pasie  i  przyciągnął  do  siebie,  tak  Ŝe 
musiała stać między jego kolanami. 

 -  Co  byś  chciała  dostać  na  urodziny,  malutka?  Dźwięk 

odkładanych  sztućców  i  skrzypienie  odsuwanych  krzeseł 
ś

wiadczyły o tym, Ŝe Coot i Millie wyszli. 

 -  Oczywiście  pańskie  meble.  -  Nie  próbowała  nawet 

wyzwolić się z jego mocnych rąk, wiedziała nadto dobrze, Ŝe 
nie da rady. 

 -  O  tym  w  ogóle  nie  ma  mowy!  -  Wypuścił  ją 

gwałtownie. 

Ashby  postanowiła  jednak  zachować  się  wobec  niego  w 

ten sam sposób. Zarzuciła mu ręce na szyję, otworzyła szeroko 
oczy, zatrzepotała rzęsami. 

 -  Bardzo  proszę,  tylko  jeden  mały  mebel.  MoŜe  taki  jak 

ten dziecinny fotel, który ma pańska matka? 

Delikatnie  gładziła  palcami  jego  włosy.  I  nagle 

zrozumiała,  Ŝe  popełniła  błąd.  Dostrzegła  w  jego  oczach  nie 
skrywane poŜądanie. Zaczął dłońmi wodzić po jej plecach. 

 - Jak daleko jest pani gotowa się posunąć, Ŝeby dostać ten 

fotel? 

 - Nie tak znowu daleko. - Szybko odsunęła się i przeszła 

na drugą stronę stołu. 

Usiadła na swoim miejscu i zaczęła kroić placek, choć nie 

miała zupełnie na niego ochoty. 

 - Ma pani resztkę śmietany, o tu. - Pokazał na kącik ust. 
Ashby  szybko  oblizała  tę  resztkę,  a  on  obserwował  to  z 

Ŝ

ywym zainteresowaniem. 

Pomyślał,  Ŝe  moŜe  jego  rodzina  ma  rację.  Owszem,  lubił 

swą samotność na farmie, ale rzeczywiście niekiedy odczuwał 
brak  kobiecego  towarzystwa.  Być  moŜe  rzeczywiście  nie  da 
się Ŝyć stale bez kobiety. 

background image

A ta kobieta była nie tylko fizycznie atrakcyjna, ale takŜe 

inteligentna  i  delikatna.  Poczuł,  Ŝe  krew  zaczyna  szybciej 
krąŜyć  mu  w  Ŝyłach.  Zaczął  szybko  zastanawiać  się  i 
przemyśliwać wszystko, zanim straci panowanie nad własnym 
ciałem. 

Tak, urok tej blondyneczki nie jest aŜ taki, by podbiła jego 

serce,  ale  rodzina  będzie  zadowolona,  Ŝe  udały  się  swaty.  A 
kiedy  juŜ  rzuci  Ashby,  wtedy  Millie  i  Coot  będą  bardziej 
ostroŜni.  Zadowolony  ze  swego  planu  przyglądał  się,  jak 
Ashby  ostroŜnie,  jakby  się  bała  zakrztusić,  przełyka  kawałek 
placka. 

 - ZauwaŜyłam, Ŝe pan nie lubi bitej śmietany, dlaczego? 
 -  ZaleŜy  do  czego  jest  podana  -  odparł  i  zaczął  powoli 

oglądać Ashby od stóp do głów, tak Ŝe poczuła dreszcze. 

 -  AleŜ  pan  sam  powiedział,  Ŝe  nie  jestem  w  pańskim 

typie. 

Ashby  była  zadowolona,  Ŝe  jej  głos  zabrzmiał  pewnie  i 

zdecydowanie. 

 - Oczywiście, ani pani nie jest w moim, ani ja w pani, ale 

przecieŜ nie mówimy o małŜeństwie, nieprawdaŜ? 

Ashby  była  jak  zahipnotyzowana  spojrzeniem  jego 

zielonych oczu i w Ŝaden sposób nie mogła się zmobilizować, 
by dać jakąś rozsądną odpowiedź. 

 - Nie, nie mówimy o małŜeństwie - podkreślił raz jeszcze 

Wade - ale co pani powie na wakacyjny romans? 

Ashby  natychmiast  otrząsnęła  się  z  transu,  kiedy 

uświadomiła sobie, o czym on mówi. 

 - Chcę, Ŝeby pan wiedział, Ŝe nie idę do łóŜka z kaŜdym, 

kto mi to proponuje. 

 -  Oczywiście,  Ŝe  nie  -  zaśmiał  się  Wade.  -  Widzę  panią 

wśród  tych  miejskich,  wyrafinowanych  elegantów,  których 
mrozi pani lodowatym spojrzeniem swoich błękitnych oczu. 

background image

 - Pan uwaŜa, Ŝe pójdę z panem do łóŜka? - Udało się jej 

zadać to pytanie bardzo opanowanym głosem. 

 -  Proszę  nie  ukrywać  niczego,  przecieŜ  czułem,  jak  pani 

drŜała w moich objęciach. 

Ashby nie mogła zaprzeczyć, bo to była prawda. Spuściła 

wzrok,  a  potem  nagle  spojrzała,  bo  usłyszała,  Ŝe  Wade 
wychodzi. 

 -  Proszę  przemyśleć  moją  ofertę.  Spotkamy  się  jutro  na 

jarmarku. 

Ashby nie mogła uwierzyć, Ŝe tak niegodziwą propozycję 

moŜna składać z tak zimną krwią, jak to zrobił Wade. 

Kiedy poszła juŜ do siebie i leŜała w łóŜku, przypomniała 

sobie słowa ukochanej siostry Sue: kochanie, twój biologiczny 
zegar bije coraz szybciej. Osiągnęłaś juŜ sukces, masz galerię, 
ale  teraz  czas  na  załoŜenie  rodziny.  W  twoim  wieku  nie 
zostało  ci  zbyt  wiele  czasu.  Gdybyś  chciała,  mogłabyś  mieć 
dziecko, to Ŝaden problem. Ty jednak potrzebujesz męŜa i ojca 
dla dziecka. 

Tylko Ŝe tym męŜczyzną nie moŜe być Wade Masters. Nie 

umie  go  nawet  przekonać,  by  sprzedał  jej  jedno  ze  swych 
krzeseł! 

 -  Wracasz  do  Wirginii  -  mówiła  jej  Sue  -  bo  choć 

uwaŜasz, Ŝe nienawidzisz swojego dzieciństwa, to jednak tam 
był twój dom rodzinny, a to jest to, czego teraz potrzebujesz. 
Po prostu potrzebujesz rodziny. 

 - Śmieszne - powiedziała Ashby sama do siebie. 
Odwróciła  się  na  łóŜku  i  zaczęła  przyglądać  się 

baldachimowi,  ale  cały  czas  dźwięczały  jej  w  uszach  słowa 
siostry. 

 - Pamiętasz Rona Jenkinsa? - Sue przypomniała jej dawną 

szkolną miłość. - Złamałaś mu serce, ale nie mógł czekać, aŜ 
ty  skończysz  studia,  i  oŜenił  się  z  Kitty  Lou.  Ilu  męŜczyzn 
będzie chciało czekać, aŜ się zdecydujesz, aŜ znajdziesz czas, 

background image

bo  ciągle  jesteś  taka  zapracowana,  pracujesz  siedem  dni  w 
tygodniu  po  osiemnaście  godzin  dziennie.  Nie  zaprzeczaj, 
wiem  dobrze,  bo  rzadko  kiedy  masz  czas  wpaść  nawet  do 
mnie. 

Jak  zwykle,  starsza  siostra  miała  rację.  Ashby  odsuwała 

myśl  o  małŜeństwie,  ale  go  zupełnie  nie  wykluczała.  Teraz 
mogłaby  zgodzić  się  na  małŜeństwo  z  Wade'em,  męŜczyzną 
tak interesującym i tak zupełnie odmiennym od  tych, których 
znała ze swojego otoczenia. Niestety, Wade wyjaśnił aŜ nadto 
brutalnie i cynicznie, Ŝe nie moŜe być mowy o małŜeństwie. Z 
drugiej  strony  jakiś  wewnętrzny  głos  mówił  jej,  Ŝe  ktoś  tak 
kochający matkę i dziadka moŜe być równieŜ miły, uprzejmy i 
czuły. 

Tak,  związek  z  kimś  takim  byłby  emocjonalną  huśtawką. 

Nie  będzie  sobie  zawracać  głowy  Wade'em  Mastersem.  Zbyt 
łatwo  mógłby  ją  zranić.  A  ona  potrzebuje  dobrego  męŜa  i 
rodziny.  Jutro  mu  szczerze  o  tym  powie.  Uśmiechnęła  się  na 
samą  myśl,  jak  on  na  to  zareaguje.  Czmychnie  czym  prędzej 
jak zając. Tak jak to określił Coot. 

background image

ROZDZIAŁ 4 
Wade  leŜał  pod  olbrzymim,  starym  dębem.  TuŜ  obok 

zaparkował  furgonetkę.  LeŜał  i  obserwował  drogę  wijącą  się 
wzdłuŜ  wybrzeŜa  Potomacu.  Drogą  tą  ciągnęły  na  jarmark 
liczne  samochody.  Wade  bawił  się  znalezioną  pod  dębem 
gałązką, obdzierał ją z kory, a kiedy przejeŜdŜał ktoś znajomy, 
machał nią w geście pozdrowienia. 

W pewnym momencie rozpoznał furgonetkę Coota. Był to 

ford  z  1937  roku,  który  Coot  zawsze  pieczołowicie  czyścił  i 
pucował.  Teraz  furgonetka  wspinała  się  w  górę  drogi.  Obok 
Coota siedziała Ashby. 

Wade  miał  nadzieję,  Ŝe  Ashby  zgodzi  się  na  jego 

wczorajszą 

propozycję. 

Dręczyły 

go 

jednak 

pewne 

wątpliwości,  zdawał  sobie  sprawę,  Ŝe  nie  była  ona  zbyt 
zręczna.  Kompletnie  zapomniał,  jak  się  elegancko  uwodzi 
kobiety. 

Zacisnął mocniej dłoń na gałązce, kiedy Coot zaparkował 

jakieś  piętnaście  metrów  od  niego.  Nie  podszedł  do  nich, 
pozostał  pod  dębem  i  przyglądał  się,  jak  Ashby  pomaga  jego 
matce wysiąść. 

Teraz  był  właściwie  pewien,  Ŝe  Ashby  mu  odmówi. 

WywróŜył  to  z  kawałków  oddzieranej  kory.  Ostatni  kawałek 
wypadł na „nie". Złamał gałązkę i odrzucił ją na bok. 

Ashby  była  dzisiaj  uczesana  gładko,  bez  śladu 

kokieteryjnych loczków, i rzeczywiście bardziej wyglądała na 
swoje trzydzieści pięć lat. Ale jej ubranie... 

Nie  dla  niej  były  proste  sukienki  czy  dŜinsy,  takie,  jakie 

miały  na  sobie  inne  młode  kobiety.  Ashby  była  ubrana  w 
połyskliwą,  rozkloszowaną  spódnicę,  która  miała  delikatny 
kwiatowy  wzór  na  czarnym  tle.  Do  tego  zwykła  biała 
bluzeczka.  Szeroki  czerwony  pasek  był  idealnie  dobrany  do 
koloru pantofelków na wysokim obcasie. 

background image

Ta staranność, a nawet wyrafinowanie w ubiorze uderzyły 

Wade'a od samego początku. Było to dla niego coś w rodzaju 
ostrzeŜenia, Ŝe takiej kobiety nie da się przy sobie zatrzymać. 
Dlatego  postanowił  być  czujny  i  ostroŜny.  Nie  miał 
najmniejszej  wątpliwości,  Ŝe  Ashby  zakocha  się  w  nim.  Jego 
rodzina próbuje ich zbliŜyć do siebie, więc dobrze, będzie się 
tylko przyglądał z zadowoleniem. Nic ponadto. 

Wstał  ze  swego  miejsca  pod  drzewem,  zobaczył,  jak 

Ashby  wraca  do  samochodu  po  torebkę,  która  teŜ  miała  ten 
sam  odcień  czerwieni  co  buty  i  pasek.  Ashby  nie  przewiesiła 
torebki przez ramię, ale, jak to jest w zwyczaju wielu kobiet w 
miastach,  przełoŜyła  pasek  przez  głowę  i  torebkę  przesunęła 
na  piersi.  MoŜna  mieć  wtedy  wolne  ręce  i  być  jednocześnie 
zabezpieczonym przed kieszonkowcami. 

Podszedł do niej i powiedział: 
 - Nie musi pani tak uwaŜać. To nie wielkie Georgetown, 

tu na pewno nikt pani nie okradnie. 

ZauwaŜył,  Ŝe  kolczyki  teŜ  miała  czerwone,  a  lakier  na 

paznokciach, wczoraj róŜowy, dziś zmieniła na czerwony. 

Potrząsnęła 

przecząco 

głową 

nałoŜyła 

okulary 

przeciwsłoneczne. 

 - Tak jest mi wygodniej. Odwróciła się do Millie i Coota 

pytając: 

 - Gotowi? 
Pokiwali  do  niej  głowami,  uśmiechnęli  się  do  Wade'a  i 

odeszli razem. Ashby nie miała innego wyjścia, jak iść razem 
z Wade'em, czego właśnie za wszelką cenę chciała uniknąć. 

Wade'a  nieco  rozbawiły  zabiegi  Coota  i  Millie,  by 

pokrzyŜować plany Ashby. 

 - Zatem nie? - zapytał, idąc obok niej. 
 - Przepraszam, ale co nie? 
 - Nie chce się pani wdać w wakacyjny romans ze mną? 
Szła prosto przed siebie i nie patrzyła na niego. 

background image

 -  Powiedziałam  juŜ  panu  wczoraj,  Ŝe  nie  nawiązuję 

przelotnych romansów ani wakacyjnych, ani Ŝadnych innych. 

 - Ale kto powiedział, Ŝe to ma być przelotny romans? 
Ashby zatrzymała się. 
 - Wczoraj pan to określił jako letnią przygodę, a to znaczy 

dokładnie to samo, co przelotny romans. 

 -  Nie  chodzi  mi  tylko  o  spędzanie  czasu  w  łóŜku.  MoŜe 

potem  moglibyśmy  rozmawiać  na  róŜne  tematy,  zamiast 
ciągle się kłócić, jak teraz. 

Ashby potrząsnęła przecząco głową. 
 -  Moja  odpowiedź  brzmi  nie.  Ale  oczywiście,  byłoby 

dobrze, gdybyśmy przestali się kłócić. 

 - Zgoda - odrzekł Wade. 
Ashby  zerknęła  na  niego  podejrzliwie,  bo  wydawało  się 

jej, Ŝe zbyt szybko pogodził się z odmową. 

Wade  nic  nie  mówił,  pogrąŜony  we  własnych  myślach. 

Nie  był  uraŜony.  Zrozumiał, Ŝe musi  zmienić  swoje  szorstkie 
maniery  i  zastosować  inną  taktykę.  I  to  wystarczy,  tak  uznał. 
Nie był typem człowieka łatwo rezygnującego z zamierzonego 
celu. 

Od  strony  jarmarku  dochodził  hałas  i  gwar.  Kręciła  się 

karuzela,  obracało  się  diabelskie  koło,  słychać  było  okrzyki 
dzieci  i  dźwięki  harmonijki  ustnej.  Kusił  zapach  praŜonej 
kukurydzy,  smaŜonej  cebuli  i  pieczonych  kiełbasek. 
Zatrzymali się jednak przy sprzedawcy jabłek. 

 -  Proponuję  pokój,  co  pani  na  to?  -  zapytał,  oglądając 

czerwone jabłka. 

Ashby przez chwilę ociągała się z odpowiedzią, bo zajęta 

była  wypatrywaniem  oddalających  się  Millie  i  Coota.  Nie 
mogła  jednak  przegapić  moŜliwości  zaprzyjaźnienia  się  z 
Wade'em,  bo  to  znacznie  zwiększało  szanse  na  zakup 
upragnionych mebli. 

 - Nie jadłam takich jabłek od dzieciństwa - powiedziała. 

background image

Przypomniała sobie, jak chodziła na jarmarki z rodzicami. 

CzegóŜ  tam  nie  było!  Cukrowa  wata,  lizaki...  Pamięta,  Ŝe 
chciała  mieć  wszystko.  Rodzice  musieli  ją  odciągać  od 
straganów. 

 -  Poproszę  o  takie  jabłko  -  zwróciła  się  do  Wade'a, 

obiecując  sobie  w  duchu,  Ŝe  na  dzisiejszym  jarmarku  nie 
odmówi sobie Ŝadnej przyjemności. 

Wade kupił dwa, jedno podał Ashiby. Podniosła je do ust, 

ale  zaraz  się  zawahała.  Czy  jabłko  jest  najlepszym  znakiem 
pokoju?  A  co  się  przydarzyło  z  tego  powodu  Adamowi  i 
Ewie? 

 -  Pani  odrzuciła  moją  propozycję,  a  ja  się  z  tym 

pogodziłem  -  przypomniał.  Ugryzł  śnieŜnobiałymi  zębami 
czerwone jabłko. 

 -  Czy  pani  „nie"  rzeczywiście  znaczyło  „nie",  czy  teŜ 

„być moŜe"? 

Ashby  uniosła  brwi  z  oburzenia.  Postanowiła  sobie 

niezłomnie,  Ŝe  nie  okaŜe  Wade'owi,  jak  bardzo  kusząca 
wydała się jej propozycja romansu. 

 -  Powiem  panu  szczerze,  chcę  znaleźć  męŜa  i  załoŜyć 

rodzinę, i to jest dla mnie najwaŜniejsze. 

Uśmiechnęła  się  czekając,  kiedy  Wade  czmychnie  jak 

zając. 

Nie  czmychnął.  Patrzył  na  nią  przez  dłuŜszą  chwilę, 

wreszcie zapytał: 

 - CzyŜ nie wzięła juŜ pani ślubu ze swoją galerią? 
 - Owszem, kiedyś brałam - przyznała. 
Była zmieszana, Ŝe tak szybko odkrył jej przywiązanie do 

galerii. Był bardziej spostrzegawczy niŜ większość męŜczyzn. 

Jej  wyznaniem,  Ŝe  poluje  na  męŜa,  Wade  był  bardziej 

zaintrygowany niŜ przestraszony. Zapytał: 

 - To znaczy, Ŝe juŜ nie jest pani z nią związana? 

background image

 -  Moja  galeria  rzeczywiście  odniosła  sukces.  Teraz  mam 

zastępczynię,  której  całkowicie  ufam.  Kiedyś  nie  mogłam 
poświęcić czasu rodzinie, teraz mogę. 

 - Ma pani juŜ jakiegoś kandydata na męŜa? Dziwny błysk 

w jego oczach kazał jej się domyślić, Ŝe 

Wade 

ogóle 

nie 

traktuje 

powaŜnie 

planów 

matrymonialnych,  podobnie  zresztą,  jak  nie  traktował 
powaŜnie zainteresowania meblami. 

 -  Jedno  jest  pewne,  Ŝe  to  nie  pan  jest  tym  kandydatem  - 

powiedziała to lekko, ale czuła, Ŝe nie mówi prawdy. 

Wade uśmiechnął się sceptycznie. 
 - Jeszcze mnie pani dobrze nie poznała. Poza tym w pani 

wieku  nie  powinno  się  przebierać  w  kandydatach. 
Statystycznie  rzecz  biorąc,  bardziej  prawdopodobne  jest,  Ŝe 
wpadnie pani pod samochód, niŜ Ŝe wyjdzie pani za mąŜ. 

Ashby  przyjrzała  mu  się  dokładniej.  Miał  na  sobie  opięte 

dŜinsy.  Zielonkawa  koszula  z  krótkimi  rękawami  podkreślała 
ciemną  opaleniznę.  Widać  było,  jaki  jest  muskularny. 
Doskonały materiał na męŜa. Ale nie same zalety fizyczne są 
waŜne, liczy się teŜ osobowość. Więc dość myślenia o tym! 

Wyciągnęła  z  torebki  chusteczkę,  wytarła  usta  i  ręce, 

potem  zawinęła  ogryzek  jabłka  w  zuŜytą  chusteczkę  i 
wyrzuciła do kosza. 

Wade naśladując ją teŜ wyciągnął chusteczkę. Nie czekała 

na  niego  i  poszła  dalej.  Dogonił  ją  przy  stoiskach 
rzemieślników.  Udawała,  Ŝe  go  nie  dostrzega  i  oglądała  z 
Ŝ

ywym  zaciekawieniem  suche  bukiety,  ręcznie  robione  kapy, 

szydełkowe  serwetki,  koronkowe  powłoczki,  rzeźby  w 
drewnie,  ręcznie  robione  skórzane  pasy.  Wszystko  było 
szalenie  atrakcyjne,  ale  niczego  nie  chciałaby  mieć  w  swojej 
galerii.  Czy  byłaby  tak  wybredna,  gdyby  wcześniej  nie 
zobaczyła  mebli  Wade'a?  Wszystko,  co  tu  oglądała,  blakło  w 
porównaniu z jego pracami. 

background image

Bardzo chciała, Ŝeby Wade znuŜył się chodząc tak wolno 

od  straganu  do  straganu,  ale  on  zupełnie  się  nie  nudził,  bo 
rozmawiał niemal z kaŜdym ze sprzedających. Widać, Ŝe sami 
znajomi.  DłuŜej  gawędził  z  jakąś  kobietą,  której  wiek  był 
trudny do określenia. 

 - Nic ciekawego pani nie znalazła? - zapytał, przechodząc 

obok niej. 

 -  Wszystko  tu  jest  bardzo  piękne,  ale  ja  szukam  czegoś 

wyjątkowego - spojrzała na niego przeciągle - czegoś takiego 
jak pana meble. 

 -  Ja  pogodziłem  się  z  pani  odmową,  dlaczego  pani  nie 

moŜe uczynić tego samego? 

 -  Nie  mogę  się  z  tym  pogodzić,  bo  uwaŜam,  Ŝe  pański 

talent  zostanie  zmarnowany,  jeśli  dalej  pozostanie  nie  znany 
ś

wiatu. 

Uśmiechnął się i powiedział niskim, zmysłowym głosem: 
 - JakaŜ by to była szkoda i strata, gdyby związek między 

nami miał pozostać nie spełniony. 

Ashby  poczuła,  Ŝe  całym  sercem  zgadza  się  z  tym 

poglądem,  ale  zmusiła  się  do  tego,  by  powaŜnie  potrząsnąć 
głową i odejść, zanim Wade zorientuje się, Ŝe kłamała. 

Szukała dalej, ale juŜ straciła nadzieję, Ŝe znajdzie coś do 

swojej  galerii.  Jarmark  był  nieduŜy,  a  główną  atrakcję 
stanowiło wesołe miasteczko. 

 -  Więcej  rzeczy  moŜna  obejrzeć  pod  koniec  lata  - 

powiedział Wade, zupełnie jakby czytał w jej myślach. 

 -  Wtedy  będzie  za  późno.  -  Ashby  potrząsnęła  głową  - 

Muszę  mieć  wszystko  przygotowane  wcześniej,  tak  Ŝeby  na 
jesieni otworzyć wystawę. 

 - A Ashby zawsze zdobywa to, na co ma ochotę, prawda? 
 - CięŜko muszę na to pracować. 
Wade  spojrzał  na  nią  i  zorientował  się,  Ŝe  Ashby  mówi 

prawdę.  Nie  po  to  opowiedziała  historię  swojej  trudnej 

background image

młodości,  Ŝeby  zrobić  wraŜenie  na  nim  i  na  jego  rodzinie. 
Nagle  zapragnął  dowiedzieć  się,  jak  jej  się  udało  wydobyć  z 
ubóstwa. 

 - Niech pan spojrzy! - Ashby nagle oŜywiła się i podeszła 

do stoiska połoŜonego nieco dalej. Wade szedł powoli za nią i 
zastanawiał  się,  jaka  jest  prawdziwa  Ashby  Wbite.  Czy  jest 
nią  elegancka  dama,  czy  teŜ  łobuzersko  zaczepna  i  uparta 
kobieta? Coś pośrodku. Coś bardzo mocnego i fascynującego. 

 - Dzień dobry, Anno - zawołał szybko do kuzynki, bo nie 

chciał studzić zapału Ashby. Anna była starsza od niego o dwa 
lata;  bawili  się  razem,  kiedy  jako  dziecko  przyjeŜdŜał  do 
Hickory.  Gdy  Anna  wyszła  za  mąŜ,  chociaŜ  marzyła  o 
studiowaniu  sztuk  pięknych,  stracili  się  z  oczu,  aŜ  do  chwili, 
kiedy Wade wrócił do Hickory. 

Anna była wysoką i szczupłą kobietą z ciemnymi włosami 

związanymi  w  węzeł  na  karku.  Popatrzyła  na  Wade'a.  Wade 
widział, Ŝe Anna nie wie, kim jest towarzysząca mu niewielka 
blondynka, która zachwyca się jej wyrobami. 

 -  Jak  to  jest  znakomicie  wykonane  -  mówiła  Ashby, 

podziwiając  delikatny  ścieg.  -  A  projekt!  To  jest  obraz  na 
tkaninie. Świetnie dobiera pani kolory. 

Kilimy  Anny  przedstawiały  głównie  pejzaŜe.  Jeden 

ukazywał w odległym tle góry, pogrąŜone w głębokim cieniu, 
podczas  gdy  na  pierwszym  planie  jaśniejsze  barwy  oddawały 
łąki pełne kwitnących polnych kwiatów. Na błękitnym niebie 
kłębiły się białe chmury. Doskonale został uchwycony wdzięk 
fruwających ptaków. 

 - To jest w pewnym sensie podobne do pańskich mebli. - 

Ashby zwróciła się do Wade'a. - Tradycyjne metody zostały tu 
wykorzystane do osiągnięcia współczesnych efektów. 

Ashby juŜ postanowiła, Ŝe po prostu musi mieć te makaty, 

podobnie zresztą jak i meble Wade'a. Wystawa sztuki ludowej 
przybrała  w  jej  wyobraźni  konkretne  kształty.  Doskonale 

background image

będzie zorganizować ją na Święto Dziękczynienia lub na BoŜe 
Narodzenie,  te  szczególne  święta,  kiedy  ludzie  powracają 
myślami do swych rodzinnych miejsc i domów. 

Ashby od razu zaczęła wyjaśniać Annie, jakie zyski moŜe 

mieć  z  wystawienia  swoich  prac  w  Georgetown.  Tłumaczyła 
jej,  jakie  ceny  mogą  osiągnąć  kilimy,  jaką  marŜę  ona  sama 
pobiera  i,  oczywiście,  co  oznacza  zdobycie  popularności  na 
rynku sztuki. 

Na  twarzy  Anny  pojawiała  się  na  przemian  duma  i 

niedowierzanie,  kiedy  słuchała  tego  wszystkiego,  co  mówiła 
jej Ashby. W tym momencie Wade podszedł bliŜej, wymienił 
z  Anną  porozumiewawcze  spojrzenie  i  pokiwał  głową  na 
znak, Ŝe Ashby rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. 

Ashby dostrzegła tę niemą rozmowę i zrozumiała, co ona 

oznacza.  Była  wdzięczna  Wade'owi.  W  zapale  i  entuzjazmie, 
być moŜe, naciskała zbyt mocno tę nieznaną kobietę. 

 -  Państwo  się  znacie?  -  zapytała.  Uświadomiła  sobie,  Ŝe 

obecność Wade'a moŜe jej 

w  tym  przypadku  raczej  pomóc.  Powinna  była  teŜ 

pamiętać  o  tradycyjnej  nieufności  mieszkańców  Zachodniej 
Wirginii  wobec  obcych  i  zachowywać  się  ostroŜniej,  by 
zdobyć  ich  zaufanie.  Ta  kobieta  pewnie  tka  swoje  kilimy  i 
traktuje to jako hobby, a częściowo jako okazję do zarobienia 
pieniędzy. Z całą pewnością nie jest artystką, która za wszelką 
cenę pragnie zrobić karierę. 

 - Jesteśmy kuzynami - pospieszyła z wyjaśnieniem Anna. 

-  Jako  dzieci  bawiliśmy  się  w  dom,  a  kiedy  byliśmy 
nastolatkami, uczyliśmy jedno drugie, jak naleŜy się całować. 
- Zerknęła z uśmiechem na Wade' a. 

Ashby z trudem powstrzymała się, by nie spojrzeć na usta 

Wade'a  i  nie  zacząć  wyobraŜać  sobie,  jak  teŜ  on  umie 
całować.  Była  gotowa  załoŜyć  się,  Ŝe  Wade  był  bystrym  i 

background image

pojętnym  uczniem,  ale  oczywiście  nie  powiedziała  tego  na 
głos. 

 - Anna zniszczyła moją męską ambicję, bo zawsze wtedy 

chichotała - ponuro stwierdził Wade, - Do tej pory nie potrafię 
się pozbierać. 

Ashby i Anna nie mogły powstrzymać głośnego wybuchu 

ś

miechu. 

 -  Pani  naprawdę  ma  zamiar  wystawić  moje  kilimy  w 

swojej galerii? - zapytała z wahaniem Anna. 

Ashby przytaknęła i zauwaŜyła: 
 -  Będą  wspaniale  wyglądały  na  łóŜku,  którego  zagłówek 

zrobił pani kuzyn. 

 - O nie - Wade cofnął się o krok - nie mieszajcie mnie do 

tego.  Te  kilimy  nie  potrzebują  specjalnej  oprawy,  sprzedadzą 
się równie dobrze bez niej. 

Cień rozczarowania przemknął po twarzy Anny. 
 - To nie jest transakcja wiązana - zapewnił kuzynkę Wade 

- ale to miło, Ŝe pani tego próbowała. 

 - Tak, interesują mnie pani kilimy, a nieznośny upór pani 

kuzyna nie ma z tym nic wspólnego. Jestem pewna, Ŝe kilimy 
osiągną  cenę  dwa  razy  wyŜszą  niŜ  tu,  ale  moja  wystawa 
będzie  otwarta  dopiero  jesienią.  Czy  pani  moŜe  zatrzymać  je 
do tego czasu? A moŜe zrobi pani jakieś nowe? 

 -  Muszę  o  tym  porozmawiać  z  męŜem  -  odpowiedziała 

Anna.  -  On  uwaŜa,  Ŝe  za  tak  Ŝmudną  pracę  powinnam  brać 
więcej pieniędzy, ale ludzie z okolicy nie mogą płacić więcej. 
Teraz mamy sporo turystów, więc moŜe coś się zmieni. 

Ashby wyciągnęła z torebki swoją wizytówkę. 
 -  Proszę  wziąć  moją  wizytówkę  i  formularz  umowy. 

Niech pani porozmawia z męŜem i zadzwoni do mnie za kilka 
dni,  a  wtedy  umówimy  się  na  spotkanie  i  przedyskutujemy 
wszystko we trójkę. 

 - Całkiem skutecznie pani działa - zauwaŜył Wade 

background image

 - To moja praca, więc muszę być dobra. 
 - Zgadza się, jest pani dobra. 
Ashby  nie  mogła  uwierzyć  w  tę  niespodziewaną 

pochwałę.  Odwróciła  się,  chcąc  ukryć  zadowolenie.  Zaczęła 
oglądać  album,  w  którym  Anna  trzymała  zdjęcia  róŜnych 
zrobionych  przez  siebie  kilimów.  Niektóre  miały  wzory 
abstrakcyjne,  były  jak  kalejdoskop  barw.  Inne  ukazywały 
sceny  przyrodnicze.  Wiele  kilimów  było  odznaczonych 
honorowymi  dyplomami  na  dorocznych  jarmarkach,  obok 
zdjęć wklejono błękitne wstąŜki tych dyplomów. 

 - Zamiast wstąŜeczek moŜe pani zarobić sporo pieniędzy - 

zapewniła ją Ashby. - Sprzedam wszystko, co pani zrobi. 

 - Powinieneś oŜenić się z tą dziewczyną - poradziła Anna 

Wade'owi - i zatrzymać ją tutaj. 

 -  No  dobrze, ale  jeśli  ona  przeniesie  się  tu,  to  kto  będzie 

sprzedawał twoje kilimy za tak wysoką cenę? 

Wade  był  tak  przyzwyczajony  do  rad  wszystkich  swoich 

krewnych  w  sprawie  małŜeństwa,  Ŝe  ani  trochę  nie  czuł  się 
zaŜenowany. Natomiast Ashby była wściekła. 

 - Jak pani widzi, nie tylko dziadek i matka próbują mnie 

swatać - powiedział Wade. 

Wziął ją pod rękę i odszedł od stoiska Anny. 
 - Mam cały legion ciotek, wujków i kuzynów, i wszyscy 

oni  próbują  mnie  oŜenić.  Spotka  ich  pani  dziś  na  pikniku. 
Proszę pamiętać, Ŝe panią ostrzegłem. 

Ominęli  pozostałe  stoiska  i  schronili  się  w  cień  drzew 

rosnących  nad  rzeką.  Ashby  przyklękła  na  miękkiej  trawie, 
Wade połoŜył się na plecach tuŜ koło niej. 

Przez  głowę  Ashby  przebiegało  tysiące  myśli.  Przede 

wszystkim  chciała  wiedzieć,  dlaczego  Wade  jest  tak 
zdecydowanym  przeciwnikiem  małŜeństwa.  Nie  mogła  zadać 
mu tego pytania, było zbyt osobiste. Powróciła zatem do jego 
dowcipów na temat jej ewentualnego powrotu na wieś. 

background image

 -  A  czy  pan  nigdy  nie  rozwaŜał  moŜliwości  powrotu  do 

miasta? 

 - Nie - uciął krótko. Twarz mu pociemniała, odwrócił się. 

- Skąd pani wie, Ŝe mieszkałem w mieście? 

Wade  nie  uczynił  najmniejszego  ruchu,  ale  Ashby 

wyczuwała jego napięcie. 

 -  Skoro  pański  ojciec  był  dyplomatą,  więc  pan  zapewne 

mieszkał w róŜnych miastach na całym świecie. 

 -  Spodziewałem  się,  Ŝe  tak  właśnie  pani  powie.  PołoŜył 

ręce pod głowę i spoglądał na wysoką dzwonnicę na wzgórzu. 

Ashby  zacisnęła  zęby  i  powoli  odliczała  w  myśli  do 

dziesięciu. Dowiedzenie się czegokolwiek od tego męŜczyzny 
nie było łatwą sprawą. 

 - Pan doskonale wie, Ŝe pańskie meble byłyby popularne. 

Dlaczego nie chce ich pan sprzedawać? 

Przestał przyglądać się wieŜy i odwrócił się do niej. 
 - Czy pani nigdy z tym nie skończy? 
 -  Coot  powiedział  mi,  Ŝe  jest  pan  uparty jak  osioł.  Ja  teŜ 

jestem uparta, więc ma pan odpowiedź. 

 -  Nie  moŜe  pani  zrozumieć,  Ŝe  są  ludzie  zadowoleni  z 

tego, Ŝe Ŝyją bez ambicji zrobienia kariery? 

Ashby  przypatrywała  mu  się  chwilę,  potem  potrząsnęła 

głową. 

 - Owszem, moŜe istnieją tacy ludzie, ale na pewno pan do 

nich  nie  naleŜy.  Nigdy  nie  uwierzę  w  to,  Ŝe  naprawdę  chce 
pan spędzić resztę Ŝycia na farmie. 

Wade przewrócił się na bok i oparł na łokciu. 
 - Radzę pani uwierzyć. - Patrzył na nią bardzo powaŜnie. 

- Ma pani jednak częściowo rację. Niegdyś byłem ambitny, ale 
cztery  lata  temu  dałem  sobie  spokój  i  nie  mam  zamiaru  juŜ 
nigdy wracać do tego, co było dawniej. Nigdy i... dla nikogo. 

Ashby  dostrzegła  wyraźne  ostrzeŜenie  w  zielonych 

oczach: nie wtrącaj się w moje osobiste sprawy! 

background image

Tyle  pytań  cisnęło  się  jej  na  usta,  ale  się  powstrzymała. 

Obawiała się nowych kłótni. 

Wade wyraźnie zadowolony z jej milczenia wyciągnął się 

wygodnie na trawie i znowu począł przyglądać się wieŜy. 

 -  Kiedy  byłem  małym  chłopcem,  chciałem  chodzić  tutaj 

do szkoły i jeździć autobusem lub chodzić na piechotę, tak jak 
kiedyś  robili  to  moi  rodzice,  a  nie  być  woŜonym  limuzyną. 
Zazdrościłem Annie i innym kolegom, a oni zazdrościli mnie. 
Powróciłem  tu  juŜ  cztery  lata  temu,  a  oni  ciągle  pytają, 
dlaczego to zrobiłem. 

 -  I  co  im  pan  odpowiada?  -  Bezwiednie  zadała  mu  to 

pytanie. Zastanawiała się, jak dawno nie miał kobiety. 

 - Po prostu kocham to miejsce. 
 -  Nie  sądzi  pan,  Ŝe  pańscy  przyjaciele  wyjechaliby  stąd, 

gdyby tylko mieli taką moŜliwość? 

Ashby  nie  mogła  uwierzyć,  Ŝe  ktokolwiek  wolałby  w 

wyniku  świadomego  wyboru  Ŝyć  w  tym  ekonomicznie  i 
kulturalnie zacofanym regionie. 

 -  Pewnie  uwaŜają,  Ŝe  chcieliby  wyjechać.  Ale  gdyby 

naprawdę  chcieli,  to  znaleźliby  sposób.  Pani  znalazła.  Jak  to 
było? 

Ashby zrozumiała, Ŝe w ten sposób Wade odsuwa sprawę 

swojej  przeszłości  i  woli  wypytywać  o  jej  własną.  Oparła  się 
plecami  o  drzewo,  wyciągnęła  nogi  i  zastanawiała  się,  co 
powiedzieć. 

Lekki  wietrzyk  poruszał  liśćmi  drzew,  w  dole  szumiała  i 

połyskiwała  rzeka.  Wszystko  to  stwarzało  atmosferę 
sprzyjającą zwierzeniom. 

 -  Chodziłam  do  bardzo  małej  szkoły  i  bardzo  pilnie  się 

uczyłam.  Moi  rodzice  uwaŜali,  Ŝe  zdobycie  wykształcenia  to 
jedyny sposób na to, by dzieciom było w Ŝyciu lepiej niŜ im. 
Ja  uzyskałam  stypendium  na  Uniwersytecie  Zachodniej 

background image

Wirginii  i  tam  kończyłam  wydział  sztuk  pięknych.  Nie  mam 
wielkiego talentu, ale znam się na sztuce. 

Przerwała, bo chciała zobaczyć reakcję Wade'a, obawiając 

się,  Ŝe  moŜe  mu  się  wydać  nudna.  Lecz  on,  przeciwnie, 
patrzył na nią i przysłuchiwał się z uwagą. 

 -  A  co  się  potem  stało?  -  zapytał  i,  jakby  to  była 

najbardziej  naturalna  rzecz  na  świecie,  połoŜył  głowę  na  jej 
kolanach. 

Ashby  z  trudem  mogła  wydobyć  z  siebie  głos.  Obiema 

dłońmi uchwyciła się trawy, bo nagle poczuła nieodpartą chęć 
zanurzenia rąk w jego gęstej czuprynie. 

 - Potem przyjęto mnie na Uniwersytet Georgetown, gdzie 

zrobiłam  magisterium  -  mówiła  niemal  omdlewając,  bo 
wstrząsnęła nią ta poufałość. 

Lekki  wiatr  powiał  od  rzeki  i  zwichrzył  mu  włosy. 

Patrzyła,  jak  pojedyncze  czarne  kosmyki  opadają  na  wysokie 
czoło, i jej silna wola słabła. 

Z  lekkim  wahaniem  podniosła  jedną  rękę  i  leciutko 

dotknęła  jedwabistych  włosów.  Wade  zamknął  oczy,  a  ona 
opowiadała dalej, głaszcząc i bawiąc się jego włosami. 

 -  Pracowałam  jako  kustosz  w  muzeum  Smithsonian,  a 

wieczorami  i  w  weekendy  dodatkowo  w  prywatnej  galerii, 
Ŝ

eby  zarobić  na  kupno  domu.  Pięć  lat  temu  w  tym  właśnie 

domu załoŜyłam na parterze galerię i wtedy zaczęłam jeszcze 
cięŜej pracować. 

Uśmiechnęła  się  do  siebie,  bo  pomyślała,  Ŝe  powtarza 

opinię siostry. 

 - A teraz jestem tutaj - dodała. 
 -  Nigdy  nie  była  pani  zamęŜna?  -  Wade  pogrąŜył  się  w 

przyjemności,  jaką  sprawiały  mu  delikatne  dotknięcia  jej 
dłoni. 

 - Nie, nie byłam. Oderwała rękę od jego głowy. 
 - A pan? - Nie mogła powstrzymać ciekawości. 

background image

 - Rozwiodłem się dwa lata temu. 
Ashby teraz zrozumiała. Jego Ŝona przyjechała tu razem z 

nim  cztery  lata  temu,  a  dwa  lata  temu  wyjechała.  Dlatego 
mówił, Ŝe był tyle czasu bez kobiety. 

 - Mieliście dzieci? 
 -  Nie,  nigdy  tego  nie  planowaliśmy.  Tak  było  lepiej. 

Oboje byliśmy maniakami pracy. 

Wade  nie  chciał  opowiadać  o  Kay.  Podniósł  się,  podał 

Ashby rękę i pomógł jej wstać. 

 - Chodźmy poszukać mamy i Coota. Umieram z głodu, a 

jestem pewien, Ŝe piknik jest juŜ gotowy. 

Ashby  chciała  się  dowiedzieć  czegoś  więcej.  Nie,  ona 

musiała  się  dowiedzieć.  Gdzie  pracował,  co  robił,  dlaczego 
porzucił swoje ambicje, co go przygnało do Hickory, dlaczego 
Ŝ

ona go opuściła? Musi rozszyfrować Wade'a Mastersa, potem 

zmusić  go  do  podpisania  umowy  o  sprzedaŜy  mebli,  a  potem 
zacząć szukać kogoś innego na męŜa. 

Kiedy prowadził ją na piknik, pod wpływem uścisku jego 

dłoni czuła, Ŝe zaczyna wahać się co do swych planów. 

Miała  nieokreślone  przeczucie,  Ŝe  będzie  jej  trudno 

zajmować się wyłącznie sprawami zawodowymi. 

background image

ROZDZIAŁ 5 
Poprzez  zgiełk  tłumu  zgromadzonego  na  pikniku  Coot 

wołał do Wade'a: 

 -  Wade,  Ŝadna  jeszcze  cię  nie  dostała  jako  główną 

nagrodę? 

Na  skraju  placu,  gdzie  odbywał  się  jarmark,  były 

ustawione stoły nakryte plastikowymi obrusami w czerwono - 
białą kratę i zastawione najprzeróŜniejszymi talerzami. Wokół 
stołów  zgromadziło  się  mnóstwo  ludzi,  dzieci,  młodych  i 
starych. 

Wade  ścisnął  Ashby  mocniej  za  ręką  i  odciągając  ją  od 

Coota  prowadził  w  stronę  swojej  matki.  Millie  przerwała 
rozmowę z jakąś kobietą i powiedziała do Ashby: 

 -  Nie  zwracaj  uwagi  na  Coota.  On  ubóstwia  Ŝartować  z 

Wade'a. 

 -  Pierwsza  nagroda  to  niby  pan?  -  powtórzyła  Ashby,  z 

rozbawieniem patrząc na Wade'a. 

 - Tak widocznie sądzi moja rodzina. 
Wade  zaczął  rozglądać  się  wokół,  wypatrując  wśród 

niezliczonych  krewnych  samotnych  kobiet.  W  końcu  znalazł 
trzy, ale Ŝadna nie była tak ładna jak Ashby. 

Puścił dłoń Ashby i objął ją ramieniem. Dał w ten sposób 

do  zrozumienia,  Ŝe  jest  juŜ  zajęty.  Kilku  kuzynów  Wade'a 
machało  do  niego  rękami  na  powitanie  i  jednocześnie 
porozumiewawczo  mrugali.  Pochwalali  jego  wybór.  Ashby 
najwyraźniej im się spodobała. 

Teraz dołączył do nich Coot i ze zgorszeniem oznajmił: 
 -  Radość  wszystkich  z  powodu  wyjazdu  Kay  jest 

naprawdę  zawstydzająca.  Za  to  będziemy  przez  tydzień  mieć 
doskonałe jedzenie, bo panie naznosiły mnóstwo smakołyków 
dla biednego, samotnego Wade'a. 

Kay  to  pewnie  imię  Ŝony  Wade'a,  pomyślała  Ashby  i 

spojrzała na niego, ale nic nie mogła wyczytać z jego twarzy. 

background image

 -  Pójdę  zobaczyć,  jak  idą  zawody  -  uciął  krótko  Wade  i 

ruszył  w  stronę  grupy  męŜczyzn  rzucających  podkowami  na 
odległość. 

Zanim  jednak  odszedł,  demonstracyjnie  pocałował  Ashby 

we włosy, tak Ŝeby kuzyni nie mieli Ŝadnych złudzeń. 

Po raz pierwszy Wade poczuł się dotknięty złośliwościami 

Coota  i  faktem,  Ŝe  w  małym  miasteczku  wszyscy  wszystko 
wiedzą.  Ostatnia  rzecz,  jakiej  by  chciał,  to  Ŝeby  Ashby  go 
pocieszała, ale teŜ nie miał zamiaru wydać się jej miejscowym 
Casanovą. 

 -  Usiądź  tutaj  -  powiedziała  Millie,  robiąc  jej  miejsce  na 

ławce obok siebie - a ja cię przedstawię znajomym. 

Ashby spełniła prośbę Millie, ale myśli miała zaprzątnięte 

Wade'em.  Czy  ciągle  jeszcze  kocha  Ŝonę?  Czy  jej  odejście 
zraniło  go  tak  głęboko,  Ŝe  nie  chce  juŜ  wiązać  się  z  inną 
kobietą? 

Musiała  teraz  skupić  się  i  odłoŜyć  na  później  swoje 

rozwaŜania,  bo  zapamiętanie  imion  i  stopni  pokrewieństwa 
tych  męŜczyzn  i  kobiet,  którzy  byli  jej  przedstawiani, 
wymagało sporego wysiłku. 

Prawie wszyscy byli w jakiś sposób skoligaceni z Cootem. 

On  sam  przechadzał  się  od  stołu  do  stołu  z  dumnie  wypiętą 
piersią, jak prawdziwy patriarcha rodu. 

Nie  wszyscy  mieszkali  w  Hickory,  ale  nawet  ci,  którzy 

przenieśli  się  gdzie  indziej,  mieli  zwyczaj  od  czasu  do  czasu 
wpadać do miasteczka. 

To rodzinne spotkanie, zapach pieczonego mięsa, okrzyki 

zawodników  rzucających  podkowami  oŜywiły  wspomnienia 
Ashby  z  własnego  dzieciństwa.  Niedzielne  popołudnia  w  jej 
domu takŜe spędzano w gronie krewnych. 

Od  kiedy  opuściła  te  strony,  wiele  osiągnęła,  ale  czy 

czegoś nie straciła? Czy gdyby jej rodzice Ŝyli, odwiedzałaby 
Weathersfield?  Jej  siostra  Sue  utrzymywała  kontakty  z 

background image

krewnymi i opowiadała, jak Ŝyją. Kto się z kim pobrał, komu 
co się urodziło. Jednak Ashby juŜ od dawna przestała śledzić 
losy kuzynów i oni teŜ powoli o niej zapomnieli. 

 - Bardzo dziękuję, ale juŜ nie mogę - mówiła do Millie - 

nigdy  chyba  w  Ŝyciu  nie  widziałam  tyle  jedzenia  na  stole  i 
nigdy tyle nie jadłam. 

Stoły  rzeczywiście  się  uginały.  Były  pieczone  na  ruszcie 

Ŝ

eberka,  kurczaki,  indyki,  wiejska  szynka,  najróŜniejsze 

domowe  sałatki  warzywne  i  owocowe,  galaretki,  ciasta  i 
ciasteczka. Ashby próbowała wszystkiego po trochu. 

Kiedy  skończyły  się  zawody,  wrócił  Wade  i  usiadł  przy 

innym stole. Ashby poczuła ukłucie w sercu. Zaraz się jednak 
zorientowała,  Ŝe  usiadł  przy  męskim  stole.  W  Zachodniej 
Wirginii  ciągle  przestrzegano  zwyczaju  przygotowywania 
osobnych stołów dla kobiet i męŜczyzn. Co by się stało, gdyby 
teraz  wstała  i  podeszła  do  Wade'a,  usiadła  koło  niego?  Na 
pewno  wszyscy  by  pomyśleli,  Ŝe  chce  go  upolować.  Dlatego 
spokojnie została na swoim miejscu. Poza tym wokół Wade'a i 
tak  kręciło  się  wiele  kobiet.  Ashby  nie  chciała  do  nich 
dołączać. 

 -  Uwaga,  moje  parne,  wino  jabłkowe!  -  usłyszała 

ostrzeŜenie Wade'a. 

Obejrzała  się  i  zobaczyła,  Ŝe  niesie  kilkulitrowy  dzban  z 

bursztynowym płynem. 

 - Błagam, trzymaj to wino z dala od moich synów 
 - prosiła kobieta siedząca naprzeciw Ashby - i bez tego są 

okropnie niesforni. 

Przez  chwilę  Ashby  gorączkowo  szukała  w  pamięci 

imienia  tej  kobiety.  Wreszcie  znalazła  -  Dessie,  najmłodsza 
siostra  Millie.  Ma  czterech  starszych,  juŜ  Ŝonatych  synów  i 
dwóch  młodszych,  jeszcze  nastolatków.  Kilku  jej  synów 
poznała. Wszyscy traktowali matkę z wielkim szacunkiem. 

background image

 -  Solennie  przyrzekam,  Ŝe  nigdy  nie  będę  sprowadzał 

twoich synów na złą drogę - zapewnił ciotkę Wade 

 -  ale  ta  kobietka  -  połoŜył  rękę  na  ramieniu  Ashby  -  jest 

juŜ  pełnoletnia  i  potrzebuje  czegoś  na  rozgrzewkę  przed 
tańcami. 

 - Czy aby na pewno masz na myśli tylko tańce? 
 - zrzędliwym tonem zapytała Dessie. 
Ashby  spłonęła  rumieńcem.  Czuła  ciepłą  dłoń  Wade'a  na 

ramieniu i wyobraŜała sobie, Ŝe mógłby dotykać nie tylko jej 
ramienia. 

 -  Co  pani  na  to,  moja  damo?  -  zapytał  Wade.  -  MoŜe 

trochę wina jabłkowego, moŜe zatańczy pani ludowy taniec, a 
moŜe  to  wszystko  jest  zbyt  prymitywne  jak  na  pani  miejski 
gust? 

Ashby  wstała  dotknięta  podejrzeniami,  Ŝe  wynosi  się 

ponad ludzi, którzy tak serdecznie ją przyjęli. Podniosła głowę 
i dostrzegła wyzwanie w oczach Wade' a. 

 -  Ach,  jakŜe  bym  mogła  odmówić  tak  szarmanckiemu 

zaproszeniu  -  odparła  poirytowana,  Ŝe  Wade  znowu  wpadł  w 
cyniczny nastrój. 

CzyŜby  dlatego,  Ŝe  Coot  przypomniał  mu  Kay?  Jakaś 

kobieta zaśmiała się i powiedziała: 

 - Masz rację, złociutka, trzeba mu dać nauczkę. 
Wade  nie  zwrócił  na  to  najmniejszej  uwagi.  Natomiast 

Ashby odwróciła się do grupki kobiet i odpowiedziała: 

 - Dam sobie radę. 
W oczach Wade'a błyszczało rozbawienie. 
 -  Pani  pozwoli tędy,  z  szacunku  będę  szedł  trzy  kroki  za 

panią. 

 -  Jak  pan  sobie  Ŝyczy.  -  Ashby  wstała  od  stołu.  Wade 

niósł  oprócz  dzbana  z  winem  torebkę  orzeszków  i  miał 
przewieszony przez ramię koc. 

background image

 -  Jest  jeden  mały  problem  -  stwierdził,  kiedy  odeszli  od 

stołu  -  jako  pani  wierny  i  lojalny  sługa,  muszę  panią 
uprzedzić, Ŝe idzie pani w złym kierunku. 

 - Zatem prowadź, ty korny sługo - odrzekła Ashby. 
 - Korny? - skrzywił się Wade. - Nigdy nikt o mnie tak nie 

mówił. 

 - Nie mogę pojąć, dlaczego? - Ashby udała zdumienie. 
Wtedy  oboje  wybuchnęli  śmiechem.  Ashby  była 

rozpromieniona  i  zadowolona,  Ŝe  jej  Ŝarcik  przywróci 
wcześniejsze porozumienie między nimi. 

Doszli  do  łąki,  dalej  był  las,  a  tuŜ  obok  zarośla,  które 

zasłaniały  ich  przed  wzrokiem  ludzi  zgromadzonych  przy 
stołach. 

Wade  rozłoŜył  koc,  odkorkował  butelkę,  pociągnął  z  niej 

łyk i podał Ashby, która zawahała się. 

 - Chyba jest dość mocne, prawda? 
 -  Proszę  mi  nie  mówić,  Ŝe  nie  próbowała  pani  tego 

jeszcze w dzieciństwie. 

Ashby potrząsnęła przecząco głową. 
 -  Moi  rodzice  nigdy  nie  pili,  a  gdyby  któreś  z  nas 

ośmieliło się to zrobić, nieźle byśmy oberwali. 

 - RóŜdŜką Duch Święty dziateczki bić radzi! 
 -  Rodzice  byli  surowi,  ale  sprawiedliwi,  i  kochali  nas  - 

broniła się Ashby. - Czy nie sądzi pan, Ŝe dzieci powinny być 
posłuszne? 

 -  Posłuszne  -  zgoda,  ale  nie  bite  -  uciął  krótko.  -  Widzę, 

Ŝ

e  sporo  pani  straciła  w  dzieciństwie.  Czas  by  to  naprawić.  - 

Wade podał jej butelkę. 

Ashby  wolałaby  kontynuować  rozmowę  na  temat 

wychowania  dzieci.  Wade  miał  najwyraźniej  zdecydowane 
poglądy  w  tej  mierze.  Bardzo  jej  się  to  podobało.  Być  moŜe 
przyszłość  z  nim  nie  byłaby  taka  zła,  jak  sobie  wcześniej 
wyobraŜała. 

background image

Wade zmusił ją, by wzięła butelkę. Ashby rozejrzała się i 

powiedziała: 

 - Zapomniał pan o kieliszkach. 
 -  Nie,  nie  zapomniałem.  To  się  powinno  pić  wprost  z 

butelki, wtedy lepiej smakuje. 

 - Boję się, Ŝe się cała obleję. Oczy Wade'a rozbłysły. 
 - Wtedy zliŜę z pani to, co się rozleje. 
Ashby  juŜ  miała  spróbować,  ale  gwałtownie  odsunęła 

butelkę. 

 - Co, boi się pani? - szydził z niej. - Tam w mieście macie 

wytworne  kieliszki  do  wina  i  innych  alkoholi  i  dlatego  nie 
umiecie pić wprost z butelki. 

Ashby  rozzłoszczona  pokazała  mu  język  i  podniosła 

butelkę  do  ust.  W  tym  samym  momencie  Wade  przechylił 
butelkę  jeszcze  wyŜej  tak,  Ŝe  Ashby  wypiła  więcej  niŜ 
zamierzała. W gardle ją piekło, oczy zaszły łzami. 

 -  Och,  ty...  -  Splunęła  i  zanim  mogła  cokolwiek 

powiedzieć poczuła, Ŝe męŜczyzna kładzie ją na kocu i bierze 
w  posiadanie  jej  usta.  Zakręciło  się  jej  w  głowie,  nie 
wiedziała:  od  alkoholu,  czy  od  jego  pocałunku?  Czuła  na 
sobie jego cięŜar, dotykała twardych mięśni. 

W Ŝyłach Wade'a pulsowała mocno krew, skrywana dotąd 

namiętność  dawała  znać  o  sobie.  Ostatnią  rozsądną  myślą 
było,  Ŝeby  tylko  Ashby  nie  zmiaŜdŜyć,  i  dlatego  zsunął  się  z 
niej.  Jedną  ręką  objął  ją,  a  drugą  zaczął  wodzić  po  biodrze  i 
udzie,  potem  dotknął  piersi.  Jego  dłoń  błądziła  tak  długo,  aŜ 
natrafiła  na  satynowy  staniczek  pod  bluzką.  Pragnął  dotknąć 
nagiej  piersi.  Myśl,  Ŝe  ktoś  moŜe  nadejść  w  kaŜdej  chwili, 
przydawała 

dodatkowych 

emocji. 

Owładnęło 

nim 

oszołomienie,  rozgorączkowanie  i  dreszcz  przed  czymś 
nieznanym.  Całkowicie  poddał  się  trzymanej  w  ramionach 
kobiecie, podobnie jak ona poddała się jemu. 

background image

Ashby  czuła  się  pijana  ze  szczęścia.  Oderwała  wargi  od 

ust  Wade'a  i  zaczęła  całować  jego  szyję,  ciągle  czując  smak 
jabłek i smak Wade'a. 

Wade  podciągnął  do  góry  jej  bluzkę.  Płonąc  z  poŜądania 

wsunął dłonie pod staniczek i poczuł miękką skórę. 

 - Wade! - Ashby zaprotestowała, bo przypomniała sobie, 

gdzie się znajdują. 

Wade znowu zamknął jej usta pocałunkiem i dalej pieścił 

pierś. 

Ashby  nie  miała  siły,  by  protestować,  a  Wade  obiema 

dłońmi dotykał teraz jej piersi. 

 - Witajcie! 
Wade  i  Ashby  zamarli  na  chwilę  i  zaraz  odsunęli  się  od 

siebie.  Po  pewnym  czasie  uprzytomnili  sobie,  Ŝe  to  głos  z 
mikrofonu.  Po  prostu  ktoś  witał  wszystkich  zgromadzonych 
na jarmarku. Obok nich nie było nikogo. 

 -  Witajcie  na  dorocznym  jarmarku  w  Clairmont!  Dobrze 

się bawicie? - dodał ten sam męski głos. 

 - Ja się bawię bardzo dobrze - mruknął Wade patrząc, jak 

Ashby siada na kocu i doprowadza do ładu bluzkę. Wyraźnie 
niezadowolony ton jego głosu kontrastował z dochodzącymi z 
dołu 

okrzykami 

radości. 

Urok 

poprzedniej 

chwili 

bezpowrotnie minął, Wade nie śmiał teraz dotknąć Ashby. 

Ashby.  usłyszała  jego  ironiczną  uwagę.  Spuściła  głowę 

głęboko zawstydzona tym, Ŝe się zapomniała. Jak to moŜliwe, 
Ŝ

eby  dojrzała,  wykształcona  kobieta  leŜała  przed  chwilą 

niemal  naga  w  ramionach  męŜczyzny  i  zachowywała  się  jak 
nastolatka, która nie umie zapanować nad hormonami. 

 -  A  teraz  będziemy  mieli  jeszcze  lepszą  zabawę  - 

zapowiedział konferansjer. 

 -  Ach,  nie  mam  najmniejszych  wątpliwości  -  znowu 

skomentował Wade. 

background image

 -  Teraz  zagrają  dla  was  na  banjo  Abe  Hanlon  i  Jake 

Evans! 

 -  Idziemy  zatańczyć.  -  Podał  rękę  Ashby  i  pomógł  jej 

wstać. 

Miała  nieodpartą  chęć,  Ŝeby  jak  najszybciej  uciec  z 

miejsca,  gdzie  przed  chwilą  zachowała  się  tak  wyuzdanie. 
Pozwoliła  więc  prowadzić  się  do  podium  przeznaczonego  na 
tańce. Wade po drodze pozdrawiał inne pary, które teŜ szukały 
samotności  pod  osłoną  gęstych  zarośli.  Nagle  objął  Ashby  w 
talii,  ale  ona  zesztywniała  pod  tym  dotknięciem  i  zaczęła 
wpatrywać  się  wprost  przed  siebie  na  scenę,  gdzie  dwóch 
muzyków stroiło instrumenty. 

Wade zrozumiał, Ŝe Ashby nie jest zadowolona z tego, co 

się  między  nimi  stało.  Powinien  chyba  ją  przeprosić,  bo 
naprawdę nie chciał posuwać się tak daleko. Nie mógł jednak 
wzbudzić  w  sobie  skruchy.  Pragnął,  by  mogli  być  w  bardziej 
odosobnionym  miejscu.  Zdawał  sobie  sprawę,  Ŝe  Ashby  była 
gotowa  mu  się  oddać.  Teraz  zrozumiał,  Ŝe  ona  robi  sobie 
wyrzuty z tego powodu. Uśmiechnął się tylko. 

Muzycy zaczęli grać, a Wade kołysał się do taktu. Ashby 

stała bez ruchu. 

 -  Porusz  się  tylko  -  powiedział  jej  do  ucha  -  a  dalej 

pójdzie ci bez trudu. 

 - Nie chcę tańczyć. 
Chciała  jak  najszybciej  opuścić  to  miejsce,  wrócić  do 

domu, gdzie czuła się bezpiecznie i gdzie umiała panować nad 
sobą. 

 - Tańcz albo zaciągnę cię znowu na koc i dokończę to, co 

zacząłem - zagroził. 

 - Będę krzyczała! 
 -  Ale  niezbyt  długo  -  uśmiechnął  się  cynicznie.  Miała 

chęć go uderzyć, Ŝeby ten wyraz zadowolenia 

background image

znikł  z  jego  twarzy.  Zaczęła  tańczyć,  Wade  równieŜ. 

Poruszał  się  bardzo  lekko,  mimo  Ŝe  był  taki  duŜy.  Rytm 
stawał  się  coraz  szybszy,  poniewaŜ  muzycy  jakby 
współzawodniczyli ze sobą. Ashby rozgrzana tańcem zrzuciła 
buty i poruszała spódnicą w takt muzyki. 

Od  dawna  nie  tańczyła  ani  nie  słuchała  muzyki  country, 

ale  świetnie  ją  pamiętała.  Musiała  pilnować  kroków,  dzięki 
czemu  nie  myślała  o  tym,  co  zdarzyło  się  przed  chwilą. 
Patrzyła  wyzywająco  w  oczy  męŜczyzny  i  tańczyła  coraz 
szybciej. Wade teŜ przyspieszył, współzawodniczyli podobnie 
jak muzycy grający na banjo. 

MęŜczyzna  uśmiechnął  się  ze  zdziwieniem,  kiedy  Ashby 

zaczęła tańczyć wokół niego. Poruszała się w takt muzyki, tak 
jakby  robiła  to  od  urodzenia.  Zobaczył,  Ŝe  rzeczywiście 
kobieta  tańczyła  w  sposób  całkowicie  naturalny.  Nie 
spodziewał  się  tego.  Jej  niebieskie  oczy  błyszczały,  a  włosy 
opadały  na  czoło.  Trudno  było  uwierzyć,  Ŝe  jest  to  ta  sama 
elegancka dama, która wjechała porsche'em do Hickory. 

Chwycił  ją  w  ramiona,  podniósł  i  okręcał  w  powietrzu, 

dopóki  muzycy  nie  przestali  grać.  Wtedy  postawił  na  ziemi  i 
lekko pocałował. 

 -  Zajmuj  się  jedynie  tańcem,  tak  jak  ci  radziła  ciotka 

Dessie - szepnęła mu na ucho. Musiała wspiąć się w tym celu 
na palce. 

MęŜczyzna  uśmiechnął  się,  ale  niczego  nie  obiecał,  a 

kiedy  muzycy  zaczęli  grać,  wrócili  do  tańca.  Ashby  wolała 
tańczyć  do  upadłego  niŜ  wrócić  na  koc.  Działał  na  nią  zbyt 
silnie i nie mogła samej sobie zaufać, a nie chciała poddać się, 
skoro nie było nadziei na wspólną przyszłość. 

Wyobraziła  sobie  Wade'  a  na  wernisaŜu  w  galerii,  w 

smokingu  podkreślającym  jego  męską  urodę.  śaden 
męŜczyzna by się z nim nie równał. 

background image

O  czym  ja  myślę?  Oburzyła  się  na  siebie.  Ten  uparty 

męŜczyzna doprowadzał ją do jakiegoś dziwnego stanu. 

 - Hej, Wade, gdzie jest wino jabłkowe? 
Ashby  odwróciła  się  i  zobaczyła  za  sobą  czterech 

kuzynów Wade'a. Ten wzruszył ramionami i dalej tańczył. 

 -  Na  kocu,  za  tymi  krzakami  -  pokazała  im  Ashby  w 

nadziei, Ŝe wypiją wszystko. 

 -  O  nie,  nie  ma  mowy  -  ostrzegł  Wade  kuzynów,  którzy 

ruszyli  w  kierunku  koca.  Oni  jednak  nie  zwracali  na  niego 
uwagi. 

 - Za duŜo gadasz, jak na taką małą kobietkę - powiedział 

do  Ashby,  wziął  ją  za  rękę  i  poszedł  za  kuzynami.  Ashby 
zdąŜyła  tylko  podnieść  buty,  ale  juŜ  nie  miała  czasu  ich 
nałoŜyć. 

 -  Co  się  stało  z  butelką?  -  zapytała  chłopców,  kiedy 

dotarli  do  koca.  Zorientowała  się,  Ŝe  wszyscy  popijali.  W 
towarzystwie  czuła  się  bezpieczna.  Chłopcy  nosili  imiona: 
Jeff, Jim, John i Jack. Wszyscy byli rośli jak Wade, ale ani ich 
włosy, ani oczy nie miały tego samego intensywnego koloru. 

 - Mama zobaczyła, Ŝe daliśmy trochę popić dzieciakom, i 

zabrała butelkę - odparł Jack. 

 - Ciotka Dessie? - uśmiechnął się Wade. - I juŜ wam nie 

oddała? 

 -  Trudno  sobie  z  nią  poradzić  -  odpowiedzieli  niemal 

chórem. 

 -  Czy  dostawaliście  w  dzieciństwie  lanie?  -  zapytała 

Ashby. 

 -  Kijem  -  uśmiechnął  się  Jeff  i  poklepał  Wade'a  po 

plecach.  -  I  dalej  byśmy  dostawali,  gdyby  matka  mogła  nas 
złapać. 

 - UwaŜajcie, Ŝeby wam Wade nie zabrał wina - ostrzegła 

Ashby. 

background image

 -  CzyŜbyś  chciał  ją  upić?  -  zapytał  Wade'a  Jeff.  -  Nie 

masz juŜ innych sposobów? 

 - Gdybyśmy wreszcie mogli zostać sami - narzekał Wade. 

Sięgnął  po  prawie  juŜ  pustą  butelkę.  Jeff  jednak  zabrał  ją  od 
Ashby. 

 - CzyŜby nasz kuzyn chciał, Ŝebyśmy sobie poszli? 
 - zapytał braci. 
 - Ale skąd, przecieŜ jesteśmy jego ukochanymi krewnymi 

- odrzekł John. 

 -  Proponuję  taką  umowę:  my  bierzemy  butelkę,  a  Wade 

dziewczynę - zdecydował Jeff i wstał. 

Bracia udawali, Ŝe się zastanawiają. Wade nie mógł juŜ na 

nich patrzeć. 

 - No dobra - oznajmił Jeff i podniósł Ashby do góry - ale 

z dziewczyny robimy zakładniczkę. 

Ashby roześmiała się i objęła Jeffa. Zabawa przypominała 

dawne  przekomarzania  jej  braci.  Wade  narzekał,  ale  wziął 
butelkę. Patrzyła ze zdumieniem, jak pociąga solidnego łyka. 

 -  No  dobra,  ale  teraz  następuje  wymiana.  -  Wade 

wyciągnął ramiona. 

 -  Postawcie  mnie  na  ziemi  -  zawołała  Ashby,  ale  Jeff 

podał ją Wade'owi. 

 -  Nie  jestem  workiem  kartofli  -  protestowała  Ashby, 

jednak  Wade  trzymał  ją  na  rękach  i  pomachał  kuzynom  na 
poŜegnanie. 

 - Tyle wypiłeś, Ŝe będę musiała odwieźć cię do domu. 
Chciała,  by  jej  słowa  brzmiały  ostro  i  stanowczo,  ale 

zabrzmiały  miękko,  bo  znalazła  miejsce  na  jego  ramieniu, 
gdzie mogła połoŜyć głowę. 

Czuła jego siłę i męski zapach. Tak musiał pachnieć, kiedy 

się  kochał  z  kobietą...  Zamknęła  oczy  i  czekała  na  jeszcze 
jeden pachnący winem pocałunek. 

background image

 - Chętnie skorzystam z tej propozycji - powiedział Wade i 

postawił ją na ziemi. - Ale trochę później. Teraz zgłodniałem. 
Chodźmy poszukać czegoś na deser. 

Pochylił się, podniósł koc i wytrzepał. Przerzucił go przez 

ramię i ruszył naprzód. 

 -  Niech  cię  wszyscy  diabli...  -  wymruczała  zaskoczona 

Ashby. 

background image

ROZDZIAŁ 6 
Wade  szedł  nieco  pochylony  do  przodu.  Koc  przerzucił 

przez  ramię  tak,  Ŝeby  zasłonić  uda  i  nabrzmiałą  męskość. 
Poprzysiągł  sobie,  Ŝe  nie  dotknie  juŜ  tej  kobiety,  dopóki  nie 
będą  sami.  Za  mocno,  a  właściwie  wręcz  nieprzyzwoicie 
działała na jego zmysły i teraz zdecydowanie nikt nie mógł go 
zobaczyć w tym stanie. 

Ze  sposobu,  w  jaki  oparła  głowę  na  jego  piersi,  po 

miękkości  jej  ciała,  domyślił  się,  Ŝe  chciała,  Ŝeby  ją  jeszcze 
raz pocałował. Nie mógł jednak tego zrobić. Nie wiedział, czy 
zdoła się opanować. 

Ashby  szła  za  nim.  Rzucił  jej  spojrzenie.  Patrzyła  przed 

siebie, nie zwracała na niego uwagi, była jakby oszołomiona. 
Poruszała się jak automat. 

Najpierw  była  wściekła  na  siebie  za  to,  Ŝe  tak  silnie 

reagowała na jego pocałunki. A teraz znowu była wściekła, Ŝe 
jej  nie  pocałował!  Miała  ze  sobą  większe  kłopoty,  pomyślał 
Wade, niŜ on. On wiedział po prostu, Ŝe jej pragnie, a ona nie 
chciała się do tego przyznać. 

Uzmysłowi  to  sobie  niedługo,  postanowił  Wade.  Nie 

dotknie  jej,  aŜ  ona  się  na  to  świadomie  nie  zgodzi.  Mógł 
posiąść  jej  ciało,  ale  chciał,  Ŝeby  ona  pragnęła  go  nie  tylko 
fizycznie.  Ashby  musi  podjąć  decyzję.  Poczeka  i  będzie 
osaczał ją jak zwierzę swoją ofiarę. Problem Ashby, która tak 
spodobała  się  jego  rodzinie,  stał  się  teraz  dla  niego  sprawą 
osobistą. 

Kiedy  dotarli  na  teren  jarmarku,  Wade  pogwizdywał,  co 

niesłychanie  irytowało  Ashby.  Dostrzegła  przy  stole  Annę  i 
bez  słowa  udała  się  w  jej  kierunku.  Nie  mogła  wytrzymać  z 
nim  ani  minuty  dłuŜej.  Potrafił  być  pełen  Ŝaru  i  nagle  zimny 
jak stal, a ona nie mogła tego znieść. 

Kuzynka  Wade'a  powitała  ją  uśmiechem.  Ashby  usiadła 

obok  niej  na  ławce.  Podszedł  do  nich  wysoki,  chudy 

background image

męŜczyzna  o  przerzedzonych  włosach  i  ciepłym  spojrzeniu 
brązowych oczu. Przedstawił się jako John, mąŜ Anny. 

 -  Anna  wspomniała  mi,  Ŝe  chciałaby  pani  wystawić  jej 

kilimy w swojej galerii. 

Ashby przytaknęła zadowolona, Ŝe Anna opowiedziała od 

razu męŜowi o jej propozycji. 

 - Czy zapłaci jej pani gotówką? - zapytał wprost John. 
 - Prowadzę galerię w ten sposób, Ŝe zamawiam dzieła lub 

biorę  je  w  komis.  Raczej  inwestuję  w  reklamę  i  wystawy,  na 
które zapraszam moich najlepszych i najbogatszych klientów. 
Nie  stać  mnie  po  prostu  na  kupowanie  wszystkich  dzieł  na 
kaŜdą  wystawę.  Nieruchomości  w  Georgetown  są  strasznie 
drogie. 

 -  Porsche  teŜ  nie  jest  tani  -  szepnął  jej  do  ucha  Wade. 

Ashby  zesztywniała.  CóŜ  miał  przeciw  jej  samochodowi! 
Spojrzała na niego z irytacją, a on przysunął się bliŜej. 

Wszyscy czworo siedzieli tyłem do stołu i przyglądali się 

zabawie. Wade wyciągnął długie nogi przed siebie, przechylił 
się do tyłu i łokciami oparł o stół. 

 -  Chciałabym,  Ŝeby  pani  swoje  prace  przetrzymała  do 

końca  lata.  W  zamian  jestem  gotowa  umówić  się  na 
czterdzieści  procent  prowizji,  a  nie  na  pięćdziesiąt,  które 
zazwyczaj biorę od sprzedanego dzieła. 

Ashby  sama  zdziwiła  się,  dlaczego  złoŜyła  taką  właśnie 

ofertę.  Czy  chciała  zaimponować  swoją  szlachetnością?  Nie! 
No,  moŜe  odrobinkę.  Jednak  przede  wszystkim  nadzieja  i 
duma  błyszczące  w  oczach  Anny  skłoniły  ją  to  takiego 
ustępstwa. W oczach jej męŜa widać było sceptycyzm. 

John  popatrzył  na  Ŝonę,  odwrócił  się  do  Ashby  i 

powiedział: 

 -  To  są  jej  prace,  niech  sama  decyduje.  Promienny 

uśmiech Anny starczył za odpowiedź. 

background image

 -  Obiecuję,  Ŝe  nie  będzie  pani  Ŝałowała  swojej  decyzji  - 

zapewniła Ashby i podała Annie umowę do podpisania. 

 -  Wystarczyłoby  uścisnąć  sobie  ręce  zamiast  tych  całych 

papierków - stwierdził John, przyglądając się całej procedurze 
podpisywania umowy. 

 -  Oczywiście  -  zgodziła  się  Ashby  -  ale  mój  księgowy 

chyba by mnie obił za to, Ŝe nie przestrzegam przepisów. 

Podała  Annie  kopię  umowy.  Wade  i  John  wstali.  Chcieli 

dołączyć  do  zawodników  rzucających  podkowami,  ale  nagle 
opadła ich gromadka dzieci pokrzykujących radośnie: 

 - Wujku Wade! Wujku Wade! 
KaŜde  z  dzieci  trzymało  w  ręce  jakiś  patyk  i  wszystkie 

błagały: 

 - Prosimy, zrób nam zabawkę! 
 -  Radzę  ci,  zgódź  się  -  odezwał  się  John  -  bo  i  tak  nie 

dadzą ci spokoju. 

 - Wujek? - zdziwiła się Ashby. - Czy on ma rodzeństwo? 
 -  Nie,  jestem  jedynakiem  -  odparł  Wade,  głaszcząc  po 

głowach  najbliŜej  stojące  dzieci.  -  To  wszystko  są  dzieci 
dalszych  i  bliŜszych  kuzynów,  ale  mówią  do  mnie  wujku,  bo 
jestem od nich starszy. 

 -  A  ta  dwójka,  to  dzieci  mojej  córki  Barbary.  -  Anna  z 

dumą  wskazała  na  chłopca  i  dziewczynkę.  -  Zostałam  babką, 
kiedy  miałam  trzydzieści  osiem  lat,  a  to  dlatego,  Ŝe  zaraz  po 
szkole  średniej  wyszłam  za  mąŜ,  zamiast  wstąpić  na 
Akademię Sztuk Pięknych. 

Ashby  spojrzała  na  Annę,  ale  nie  mogła  dostrzec  nawet 

ś

ladu  Ŝalu  na  jej  twarzy.  Najwyraźniej  była  zadowolona  ze 

swojego Ŝycia. 

Nagle  Ashby  uczuła  dziwną  pustkę.  Patrzyła  na  Annę, 

która  trzymała  dzieci  na  kolanach.  Czy  mogłaby  zostawić 
galerię  dla  takiego  Ŝycia?  Nie!  A  i  Anna  na  pewno  nie 

background image

rzuciłaby  rodziny  dla  kariery  artystycznej.  MoŜe  jednak 
wystawa przyniesie Annie sławę i uznanie dla jej talentu. 

Ukradkiem  zacisnęła  kciuki  i  modliła  się,  Ŝeby  jej  samej 

udało  się  kiedyś  jak  najlepiej  połączyć  karierę  z  Ŝyciem 
rodzinnym. 

Wade  wyciągnął  z  kieszeni  scyzoryk  i  zaczął  rzeźbić 

kijek, który mu podał wnuczek Anny. 

Kiedy  skończył,  patyk  przypominał  teraz  maszerującego 

Ŝ

ołnierza. Wszystko było bardzo gładko wystrugane, ale mimo 

to  Wade  ostrzegł  chłopca,  Ŝeby  bawił  się  ostroŜnie  i  nie 
kierował zabawki w stronę innych dzieci. Chłopiec posłusznie 
wysłuchał i pokiwał głową. 

Wade  byłby  dobrym  ojcem,  pomyślała  Ashby.  Z  jego 

wrodzoną stanowczością nie potrzebowałby rózgi, aby wymóc 
posłuszeństwo i karność. Znowu odezwała się Anna: 

 -  Gdybyś  pozwolił  Kay  mieć  dziecko,  tak  jak  chciała  po 

przyjeździe tutaj, być moŜe miałbyś juŜ rodzinę. 

 -  Kay  nie  czuła  się  tu  dobrze  -  odrzekł  Wade,  nie 

podnosząc  głowy.  -  Lepiej,  Ŝe  mogła  odejść  nie  mając 
dziecka. Zresztą i tak by odeszła. 

 - Zupełnie nie znasz kobiet - sprzeciwiła się Ashby. Wade 

skupił się na struganiu i nic nie odpowiedział. 

Następny  Ŝołnierzyk  wyłonił  się  w  magiczny  sposób. 

Ashby, podobnie jak i dzieci, była oczarowana. 

Wade  wręczył  zabawkę  drugiemu  dziecku  z  podobnym 

ostrzeŜeniem i sucho stwierdził: 

 - Dobrze znałem Kay. 
 -  Dokąd  ona  wyjechała?  -  spytała  Ashby  z  nadzieją,  Ŝe 

osobiste  sprawy  Wade'a,  które  poruszyła  Anna,  a  o  których 
zaczął  jej  opowiadać  nad  rzeką,  przestaną  być  dla  niej 
niedostępną tajemnicą. 

 -  Wróciła  do  Chicago.  -  Spojrzał  na  nią  badawczo, 

sprawdzając, czy chce, by zdradził więcej. 

background image

 - Podobnie jak ty, zrobiła karierę. Mieszkanie na wsi było 

tylko pięknym marzeniem, szybko znudziło się jej Ŝycie tutaj. 
Brakowało  jej  oŜywienia,  współzawodnictwa,  nieustannego 
ruchu,  które  miała  w  ministerstwie  handlu.  Trudno  sobie 
nawet wyobrazić, jak człowiek moŜe się uzaleŜnić. Praca staje 
się wtedy narkotykiem. 

 - A co ty robiłeś w Chicago? 
Ashby  patrzyła  na  Wade'a,  ale  poczuła,  Ŝe  Anna  wstaje  i 

odchodzi od nich. 

 - To samo, co ona. 
 - Nie tęsknisz jednak za tamtą pracą. 
 -  Nie  mam  innego  wyboru.  -  Nie  podnosił  głowy, 

skupiony na przekształcaniu następnego kijka w zabawkę. 

 - Dlaczego? 
Przestał strugać i spojrzał na nią uwaŜnie: 
 - To bardzo skomplikowana i długa historia. - Pochylił się 

i  wyszeptał  jej  do  ucha:  -  Jeśli  przyjdziesz  do  mnie  dziś 
wieczór, to opowiem. 

Ashby  odwróciła  twarz.  Oto  chciał  uchylić  rąbka 

tajemnicy związanej z jego przeszłością. MoŜe to pozwoli jej 
zrozumieć, dlaczego nie chce sprzedać mebli. 

 -  Masz  jakieś  ciekawe  znaczki  do  obejrzenia?  -  zapytała 

cicho. 

Nie poruszył się, siedział tak blisko, Ŝe kiedy mówił, czuła 

jego oddech pachnący jabłkami. 

 - Nie mam znaczków, za to mam róŜne meble. 
 - Nie grasz uczciwie! - Potrząsnęła głową. 
 - Na wojnie i w miłości nie ma uczciwości - zaśmiał się. 
 -  A  czy  to  jest  miłość?  —  Nie  odrywała  od  niego 

spojrzenia, czekając na odpowiedź. Postanowiła, Ŝe to nie ona 
pierwsza odwróci wzrok. 

 - A czy to ma jakieś znaczenie? - Uśmiech zniknął z jego 

twarzy. 

background image

Odwrócił  się  i  podał  następną  zabawkę  innemu  dziecku. 

Jednocześnie 

wziął 

drewniany 

patyk 

od 

malutkiej 

dziewczynki,  która  cierpliwie  czekała  na  swą  kolej.  Wade 
zwrócił się do niej: 

 -  Becky,  w  tym  patyku  nie  mogę  zobaczyć  Ŝadnego 

Ŝ

ołnierza,  ale  chyba  widzę  małą  baletniczkę,  taką  właśnie, 

jaką chcesz kiedyś zostać. Odpowiada ci to? 

Becky z radości zaklaskała w dłonie. 
Ashby  przeanalizowała  sposób,  w  jaki  Wade  mówił  o 

miłości  i  zrozumiała,  Ŝe  został  głęboko  zraniony  przez  swoją 
Ŝ

onę. 

Kiedy  Becky  odeszła  z  gotową  juŜ  baletniczką,  Wade 

otoczył Ashby ramieniem. 

 - Czy wierzysz w miłość? 
 -  Tak.  -  Zaczęła  zastanawiać  się,  czy  istnieje  miłość  od 

pierwszego  wejrzenia.  Czy  to  dlatego  kaŜde  dotknięcie 
Wade'a  wzbudzało  w  niej  aŜ  takie  emocje?  Od  pierwszej 
chwili,  kiedy  na  niego  spojrzała,  uderzyła  ją  jego  siła 
wewnętrzna,  inteligencja  i  mocne  poczucie  więzi  rodzinnych. 
Miał  wszelkie  zadatki  na  dobrego  męŜa.  Niestety,  od 
pierwszego  spotkania  zaczęli  się  kłócić  i  nadal  się  spierają. 
Czy tak wygląda miłość, czy raczej jest to wojna? 

 -  Sądzę,  Ŝe  jednak  istnieje  róŜnica  między  miłością  i 

wojną  -  powiedziała  niezbyt  przekonana  co  do  słuszności 
własnych słów. 

 -  Ach,  proszę  mi  to  udowodnić  -  rzucił  wyzwanie.  - 

Proszę  wyjechać  ze  mną  na  kilka  dni.  PokaŜę  ci  przepiękne 
zakątki Zachodniej Wirginii, których nigdy nie widziałaś. Nie 
darmo o naszym stanie mówi się, Ŝe jest Szwajcarią Ameryki. 
-  Mówił  to  cichym,  kuszącym  głosem.  Odczuwał  ślad 
niepokoju,  Ŝe  otwarta  dotychczas  gra  moŜe  przerodzić  się  w 
coś powaŜniejszego. 

background image

 -  Tak,  rzeczywiście  tutaj  teŜ  wszędzie  są  góry.  -  Ashby 

grała na zwłokę, bo nie była pewna, czy Wade wierzy w to, Ŝe 
między nimi mogłaby pojawić się miłość. 

Wade dalej opowiadał o urokach Zachodniej Wirginii: 
 -  Do  najpiękniejszych  miejsc  dojechać  moŜna  tylko 

dŜipem  z  napędem  na  cztery  koła.  Znam  kryształowo  czyste 
jeziora,  które  mają  wspaniałe  piaszczyste  brzegi.  Są  tam  teŜ 
wodospady.  Wszystko  to  mielibyśmy  tylko  dla  siebie. 
Moglibyśmy tam pływać bez ubrań. 

Chyba  dla  wzmocnienia  perswazji  zaczął  gładzić  ją  po 

szyi  i  włosach.  Te  delikatne  pieszczoty  spowodowały,  Ŝe  w 
całym ciele poczuła drŜenie. 

 -  Nie  wiem  -  wyznała  szczerze.  -  Nie  jestem  pewna,  czy 

będziesz dla mnie dobry. 

 - Obiecuję, Ŝe będę dobry - powiedział, zbliŜając twarz do 

jej twarzy. 

Zamyśliła  się  głęboko.  Jak  długo  będzie  dla  niej  dobry? 

Co się stanie, kiedy ona powie, Ŝe nie wystarcza jej wakacyjny 
romans? A jeśli naprawdę zakocha się w nim? 

Brzęk  naczyń  przerwał  tę  pełną  napięcia  ciszę.  Odwrócili 

się. 

 - Czas na deser - serdecznie zapraszała Anna - a moŜe wy, 

moje gołąbki, macie na widoku inne słodycze? 

 - Tak. - Wade odpowiedział za nich dwoje. 
 -  AleŜ  skąd!  - Ashby zerwała  się  zdecydowana  przerwać 

dotychczasowe sam  na  sam  z  Wade'em.  -  Czy  mogę  prosić  o 
ten placek z bananami? Wygląda bardzo apetycznie. 

Anna  spojrzała  na  swego  kuzyna,  potem  na  Ashby  i 

uśmiechnęła się. 

 -  Usiądź,  nie  denerwuj  się,  wszystko  jest  w  porządku. 

Ashby usiadła z wyraźnym ociąganiem wiedząc, Ŝe 

background image

nie  ma  innego  wyjścia.  Wade  trwał  przy  jej  boku  jak 

cerber. Poza tym cała rodzina była po jego stronie i w kaŜdej 
chwili wszyscy ci kuzyni byli gotowi mu pomóc. 

ZauwaŜyła  ukradkiem  rzucane  spojrzenia,  trącania  się  w 

bok  i  ogólne  zainteresowanie  nimi.  Zrozumiała,  Ŝe  od  czasu 
wyjazdu Ŝony Wade chyba nie miał Ŝadnych romansów. Myśl, 
Ŝ

e nie był kobieciarzem, trochę ją pocieszała. 

Słońce  powoli  zachodziło,  zapadał  zmierzch.  Wszyscy 

zaczęli się zbierać, Ŝeby przepłynąć na drugi brzeg, gdzie miał 
się odbyć pokaz sztucznych ogni. 

 - Podwiozę Ashby do domu - oznajmił Wade Cootowi. - 

Zostaniemy  tu  dłuŜej,  bo  jeszcze  nie  zabawiliśmy  się  na 
Ŝ

adnej  karuzeli.  Jest  tyle  atrakcji  dzisiejszej  nocy.  -  Mrugnął 

porozumiewawczo do dziadka, ale do Ashby zwrócił się juŜ z 
powaŜną twarzą. 

Zastanawiała  się,  o  którym  domu  myśli  Wade,  o  swoim 

czy  o  domu  Coota.  Teraz  decyzja  naleŜała  do  niej,  mogła 
odjechać  razem  z  Cootem  i  Millie  na  drugi  brzeg,  ale  bardzo 
chciała  zostać.  Obiecała  sobie  na  początku,  Ŝe  nie  przepuści 
Ŝ

adnej atrakcji, nie odmówi sobie Ŝadnej przyjemności na tym 

prowincjonalnym  festynie,  pamiętając,  jak  musiała  odmawiać 
sobie wszystkiego w dzieciństwie. 

I  choć  miała  się  na  baczności  przed  kaŜdym,  najlŜejszym 

nawet dotknięciem Wade'a, to lubiła z nim rozmawiać, lubiła z 
nim przebywać. 

 -  Chcesz,  Ŝeby  zatrzymali  ci  diabelskie  koło,  kiedy 

będziecie  na  samej  górze?  -  Coot  wyszczerzył  zęby  i 
porozumiewawczo trącił Wade' a łokciem. 

 - Oczywiście po to, Ŝebyście mogli obejrzeć fajerwerki. - 

Coot zwrócił się do Ashby z niewinną miną. 

Wade roześmiał się. 
Wziął  Ashby  pod  ramię  i  poprowadził  w  kierunku 

wesołego miasteczka. 

background image

 - Zacznijmy od huśtawek. - Ashby pociągnęła Wade' a w 

ich kierunku. 

 - Diabelskie koło zostawiamy na koniec? 
 - Oczywiście - zgodziła się wesoło. - Mam zamiar spłukać 

cię doszczętnie, zanim dotrzemy na diabelskie koło. 

Ten zamiar prawie się jej powiódł. Najpierw Wade myślał, 

Ŝ

e  nie  uda  mu  się  namówić  Ashby  na  opuszczenie  huśtawek, 

które  cieszyły  się  największym  powodzeniem  wśród  dzieci. 
Ashby  podobnie  jak  dzieci  wybrała  największą  huśtawkę, 
twierdząc, Ŝe najprzyjemniej jest fruwać wysoko i szybko. 

Kiedy  juŜ  zeszli  z  huśtawek,  błagała,  Ŝeby  wygrał  jakąś 

błyskotkę.  Wade  musiał  więc  strzelać  do  najprzeróŜniejszych 
celów:  balonów  wypełnionych  wodą,  latających  kaczek  i 
wielu innych. 

Zawsze  uwaŜał  takie  zabawy  za  stratę  czasu  i  pieniędzy, 

ale teraz przyjemność, jaką to wszystko sprawiało Ashby, była 
warta kaŜdej sumy. 

Kiedy  wygrał  duŜego  błękitnego  misia,  Ashby  uścisnęła 

go i zawołała: 

 - Marzyłam o czymś takim będąc dzieckiem. Nawet sobie 

nie  wyobraŜasz,  co  to  był  za  dramat  przyjść  do  wesołego 
miasteczka pełnego atrakcji i móc wybrać tylko jedną jedyną. 

Wade  zobaczył  w  jej  duŜych  niebieskich  oczach  dawny 

smutek. 

 -  To  co,  strzelamy  jeszcze  raz?  -  Pogładził  dłonią  jej 

policzek. 

Przytaknęła. 
 -  Pewnie  sądzisz,  Ŝe  to  okropne.  Nie  powinnam  była 

naciągać cię na te wydatki. Proszę mi pozwolić zwrócić sobie 
pieniądze. 

Poczuła  nagłe  wyrzuty  sumienia  i,  trzymając  misia  pod 

pachą, gorączkowo szukała portmonetki w torebce. 

background image

 -  Nie  ma  mowy  o  Ŝadnym  zwrocie.  - Złapał ją za  ręce.  - 

Nigdy  w  Ŝyciu  tak  dobrze  nie  bawiłem  się  w  wesołym 
miasteczku. 

Kay 

zawsze 

uwaŜała, 

Ŝ

wiejskie 

jarmarki 

są 

beznadziejne,  a  muzyka  country  odpowiednia  tylko  dla 
niŜszych  klas.  Spodziewał  się  podobnej  opinii  po  Ashby,  ale 
ona  bawiła  się  szczerze,  kompletnie  zapominając  o 
rzeczywistości. Dobrze się razem czuli, nie musiał udawać, Ŝe 
ma złamane serce, i był wojny od bezustannego swatania. 

Ashby  przyglądała  mu  się  uwaŜnie,  czy  przypadkiem  nie 

robi sobie z niej Ŝartów. 

Wade pochylił się i musnął jej wargi swoimi, jakby czując, 

Ŝ

e Ashby potrzebuje potwierdzenia. 

 -  Naprawdę  dobrze  się  bawiłeś?  -  Była  zadowolona,  Ŝe 

nie pokpiwał z niej. - Chodźmy dalej! 

Na  karuzeli  okazało  się,  Ŝe  Wade  ma  zbyt  długie  nogi  i 

kiedy  siedział  na  koniku,  musiał  bez  przerwy  podciągać 
kolana do góry. Ashby roześmiała się na ten widok. 

 - Zabawnie wyglądasz z tym misiem ,pod pachą. - Wade 

próbował  zrewanŜować  się  za  to,  Ŝe  śmiała  się  z  niego  na 
karuzeli. 

 -  Nadam  mu  chyba  twoje  imię  -  Ashby  przyglądała  się 

misiowi.  -  Kiedy  tylko  na  niego  spojrzę,  będę  przypominała 
sobie  ciebie  na  karuzeli.  Będzie  nazywał  się  Wade  junior,  co 
ty na to? 

Wade objął ją ramieniem i mocno przycisnął do siebie. 
 - 

Przyjemność 

nadawania 

imienia 

wolałbym 

zarezerwować dla mojego własnego dziecka. 

 -  Pójdziemy  teraz  na  diabelskie  koło?  -  spytała  Ashby. 

Wade w zamyśleniu potarł podbródek. 

 -  Niedługo  będą  sztuczne  ognie.  A  kochać  się  na 

diabelskim kole to dopiero sztuka. 

Ashby Ŝartobliwie szturchnęła go. 

background image

 - Na diabelskim kole ludzie się zazwyczaj tylko ściskają. 
 - Często to robiłaś? 
 - Tylko wtedy, kiedy rodzice i bracia nie szli ze mną, a to 

rzadko się zdarzało. 

Podeszli  do  koła.  Ashby  spostrzegła,  Ŝe  Wade  wciska 

operatorowi pieniądze w dłoń i wskazuje znacząco do góry. 

Ashby  powstrzymała  śmiech  i  starała  się  wyglądać  na 

zawstydzoną, kiedy mechanik zaczął się jej przyglądać. 

Siedli. Misia i torebkę połoŜyła między siebie i Wade'a ale 

on zebrał wszystko i połoŜył na jej kolanach. Przysunął się jak 
najbliŜej i otoczył ją ramieniem. 

 -  Jesteśmy  juŜ  za  starzy  na  takie  zabawy  -  mówiąc  to 

jednak przytuliła się do niego. 

 -  Nigdy  nie  jest  się  za  starym  -  zamruczał  Wade  i 

pocałował ją. 

Był  to  delikatny  i  słodki  pocałunek.  Była  to  wreszcie  ta 

czułość,  której  tak  od  niego  oczekiwała.  Ashby zapomniała o 
całym świecie. Niepomni na okrzyki innych pasaŜerów ani na 
kołysanie  całowali  się  zapamiętale,  aŜ  koło  zatrzymało  się, 
kiedy  byli  na  samej  górze.  Wróciła  im  świadomość 
rzeczywistości. 

Ś

wiatła wesołego miasteczka błyszczały pod nimi. Ashby 

połoŜyła głowę na ramieniu Wade'a i patrzyła w niebo. 

 -  Gwiazdy  są  tu  jaśniejsze  niŜ  w  mieście  -  szepnęła.  - 

Wydaje mi się, Ŝe mogłabym ich dosięgnąć. 

To  wraŜenie  było  raczej  skutkiem  pocałunku  Wade'a  niŜ 

dziwnej pozycji na diabelskim kole. 

 -  Proszę  spojrzeć  tam.  -  Wade  wskazał  ręką  za  rzekę, 

gdzie juŜ rozbłysły pierwsze fajerwerki i po chwili wybuchały 
tysiącem kolorów na tle ciemnego nieba. 

Ashby klasnęła w ręce. 
 -  To  jest  cudowne!  Jak  długo  mechanik  będzie  nas  tu 

trzymał? 

background image

 - Mogę mu zapłacić za następny kurs. 
 -  Naprawdę  to  jest  coś  niezwykłego!  Nie  wiem  jak  ci 

dziękować. 

 - To drobiazg. - Wade uśmiechnął się, potem pocałował ją 

we włosy i cicho spytał: 

 - Rzeczywiście nie wiesz, co moŜesz dla mnie zrobić? 
 - Mam dobry pomysł. - Uśmiechnęła się i potarła policzek 

o jego ramię. - Zresztą to właściwie twój pomysł. 

Wade wstrzymał oddech, nic nie mówił, bo obawiał się, Ŝe 

znowu ją spłoszy. Ashby palcem dotknęła jego warg i spytała: 

 - To kiedy jedziemy na biwak? 

background image

ROZDZIAŁ 7 
 - Ty! Na biwak?! 
Sue  wybuchnęła  tak  głośnym  śmiechem,  Ŝe  Ashby  aŜ 

odsunęła słuchawkę od ucha. 

Obudziła się rano z przeraŜeniem na myśl o tym, na co się 

zgodziła.  W  obecności  Wade'a  marzyła  tylko  o  tym,  Ŝe  będą 
spędzać  czas  razem,  Ŝe  będą  sami.  Ale  biwak?!  Gdzieś  w 
dzikiej głuszy?! Tam nawet nie ma gdzie włączyć elektrycznej 
szczoteczki do zębów i suszarki do włosów! 

 -  Poczekajmy,  aŜ  wyjedziemy  na  biwak  -  powiedział 

Wade,  kiedy  odwiózł  ją  wieczorem  do  domu  Coota.  -  Nie 
chcę,  Ŝeby  matka  denerwowała  się  rano,  gdzie  się  podziałaś. 
Poza  tym  będziemy  mieć  dla  siebie  całe  dnie,  a  nie  parę 
godzin. Chyba Ŝe zmienisz zdanie. 

Ashby  zapewniła  go,  Ŝe  na  pewno  nie  zmieni 

postanowienia. Potem spała całą noc jak zabita. Rano obudziła 
się i przeraziła swojej decyzji. Z najwyŜszym trudem udało się 
jej  przełknąć  śniadanie  i  zaraz  poprosiła  o  moŜliwość 
skorzystania z telefonu w osobnym pokoju. 

Zawsze, kiedy wpadała w tarapaty, zwracała się z prośbą o 

pomoc  do  Sue.  Ashby  cierpliwie  teraz  czekała,  kiedy  siostra 
przestanie się śmiać. 

 -  Przepraszam  cię  bardzo  -  powiedziała  Sue,  a  Ashby 

ostroŜnie  przysunęła  znowu  słuchawkę  do  ucha.  -  Powtórz  to 
jeszcze raz. Subtelna panienka wybiera się do ciemnego lasu? 

 -  Wiesz,  na  początku  wydawało  mi  się  to  dobrym 

pomysłem. 

 -  Muszę  spotkać  się  z  tym  człowiekiem  -  zdecydowała 

Sue. 

 -  O  nie,  dziękuję  bardzo.  Wystarczy  juŜ,  Ŝe  jego  rodzina 

bez  przerwy  nas  swata!  -  niecierpliwie  powiedziała  Ashby.  - 
Nie  po  to  dzwonię  do  ciebie.  Potrzebuję  pomocy.  Nie  mam 
pojęcia, jak się z tego wycofać. 

background image

 - A po co miałabyś się wycofywać? Z tego, co mówisz, to 

cudo nie męŜczyzna. 

 -  To  prawda  -  wyszeptała  Ashby  -  ale  ja  jestem  bardziej 

przyzwyczajona do hoteli na wyspach Bahama - westchnęła. - 
Nie  mogę  nawet  umyć  zębów  bez  elektryczności,  no  i  nie 
mam w co się ubrać. 

 - Kup sobie zwykłą szczoteczkę, a wielu ubrań raczej nie 

będziesz potrzebowała. 

 -  No  wiesz,  Sue!  -  Ashby  najchętniej  udusiłaby  teraz 

swoją słodką siostrzyczkę. 

 -  Jakiej  rady  ode  mnie  oczekujesz?  Masz  najwyraźniej 

ochotę jechać, no to jedź i baw się dobrze! 

 - Za mało znam tego człowieka. 
 - Sądzę, Ŝe znasz go lepiej, niŜ sama przypuszczasz. 
 - Znowu będziesz mi mówiła o biologicznym zegarze i o 

hormonach? 

 -  Nie.  Pamiętasz,  Ŝe  kiedy  ja  spotkałam  się  z  Tomem, 

obydwoje byliśmy związani z kim innym. A teraz nie moŜemy 
się  bez  siebie  obejść.  Zrozum,  między  ludźmi,  i  to  zupełnie 
niezaleŜnie  od  wykształcenia,  jest  coś,  co  trudno  dokładnie 
określić, moŜe instynkt, moŜe intuicja, moŜe przeznaczenie. 

 -  AleŜ  to  nie  dotyczy  Wade'a,  zupełnie  do  siebie  nie 

pasujemy. 

 -  Tak  ci  kaŜe  mówić  rozsądek.  On  mieszka  w  górach 

Zachodniej  Wirginii,  ale  to  wcale  nie  znaczy,  Ŝe  nie  mogłaś 
się w nim zakochać. 

 -  Nie  tylko  o  to  chodzi!  On  jest  cyniczny,  arogancki,  a 

poza tym jemu chodzi tylko i wyłącznie o romans. 

 -  PrzecieŜ  sama  powiedziałaś,  Ŝe  jest  wspaniały,  Ŝe  ma 

poczucie  humoru,  kocha  swoją  rodzinę,  umie  postępować  z 
dziećmi. Czego więcej chcesz? 

 - Chciałabym wiedzieć, czy rozkosz uwaŜa za miłość? 
Sue milczała przez chwilę, potem powoli zaczęła mówić: 

background image

 - Wydaje mi się, Ŝe za bardzo troszczysz się o przyszłość, 

o  to,  co  się  moŜe  zdarzyć.  JuŜ  kiedy  miałaś  osiemnaście  lat, 
zaplanowałaś  swoje  Ŝycie  od  A  do  Z.  NajwyŜszy  czas  z  tym 
skończyć  i  posłuchać  intuicji.  Pamiętasz  Alana,  brata  Toma? 
Wspaniały  facet,  dowcipny,  inteligentny  i  utalentowany 
fotograf.  Chciał  się  z  tobą  oŜenić,  chciał  mieć  rodzinę, 
akceptował  takŜe  twoją  pracę.  I  co?  Czułaś  cokolwiek,  kiedy 
cię dotknął? 

 - Zupełnie nic - Sue sama odpowiedziała, nie czekając na 

reakcję  Ashby.  -  Kiedy  dotyka  cię  Wade,  coś  czujesz.  Jedź 
więc na biwak z nim i przekonaj się, czy to wszystko ma sens. 
Powinnaś to zrobić. 

 -  Mam  więc  poszaleć,  zanim  na  dobre  zacznie  się 

staropanieństwo, tak ? 

 - Nazywaj to sobie, jak chcesz, ale zrób to! 
Ashby  odłoŜyła  słuchawkę  i  zadumała  się.  Powinna  była 

domyślić się, Ŝe Sue tak właśnie jej poradzi. Po co w ogóle do 
niej  dzwoniła?  Czy  chciała,  Ŝeby  ktoś  pomógł  utwierdzić  się 
jej w przekonaniu, Ŝe podjęła słuszną decyzję? 

Tak,  siostra  jak  zawsze  miała  rację.  Przez  ostatnie 

siedemnaście  lat  bardzo  dokładnie  planowała  kaŜdy  krok  w 
swoim Ŝyciu, a teraz stanęła w obliczu nieubłaganego faktu, Ŝe 
resztę lat moŜe spędzić samotnie. To jeszcze jeden argument, 
Ŝ

eby pozwolić sobie na troszeczkę zapomnienia. Nigdy Ŝaden 

męŜczyzna  nie  działał  na  nią  tak,  jak  Wade.  Niepodzielnie 
władał jej sercem. 

Mogła  sobie  poszukać  odpowiedniego  męŜczyzny,  który 

nie  wtrącałby  się  do  jej  kariery  zawodowej  i  nie  burzył 
porządku, jaki sobie stworzyła. 

Wade  był  inny,  miała  wraŜenie,  Ŝe  byłby  zadowolony, 

gdyby bezustannie dniami i nocami marzyła tylko o nim. 

Ashby wróciła do kuchni i zwróciła się do Millie: 
 - Gdzie mogę kupić jakieś dŜinsy? 

background image

 - O jakie ci chodzi, codzienne czy bardziej eleganckie? 
 -  O  jedne  i  drugie.  -  Ashby  uśmiechnęła  się.  PrzecieŜ  to 

zupełnie  naturalne,  Ŝe  nawet  na  biwaku  powinna  wyglądać 
elegancko. 

Nagle spostrzegła, Ŝe Millie juŜ wysprzątała całą kuchnię. 

Poczuła się bardzo niezręcznie. 

 - PrzecieŜ obiecałam, Ŝe ja to zrobię. 
 -  Nie  było  wielkiego  sprzątania,  a  poza  tym  uparłaś  się 

zapłacić za nocleg - przypomniała Millie. 

Rzeczywiście,  poprzedniego  dnia,  zanim  wyjechali  na 

jarmark, Ashby wmusiła w Millie opłatę za pokój. 

 - Teraz jesteś nie tylko gościem, ale płacącym gościem. 
 - AleŜ nie pozwoliła mi pani zapłacić nawet połowy ceny 

w motelu. 

JuŜ  wcześniej  to  rozwaŜały,  ale  w  uśmiechu  Millie  była 

teŜ  stanowczość  i  nieprzejednanie,  taka  kobieca  wersja 
niezwykłego uporu Wade'a. 

Millie  nalała  dwie  filiŜanki  kawy,  postawiła  na  stole  i 

usiadła obok Ashby. 

 - Coot poszedł do sklepu, mamy więc okazję uciąć sobie 

babską  pogawędkę.  Powiedz  mi,  czy  wczoraj  dobrze  bawiłaś 
się z Wade'em? 

 -  Tak  -  przyznała  Ashby  i  uśmiechnęła  się  widząc,  jak 

Millie  promienieje.  -  Kiedy  tylko  Wade  znajdzie  kogoś,  kto 
zaopiekuje się farmą, jedziemy na biwak w góry. 

Ashby  modliła  się  w  duchu,  Ŝeby  tylko  nie  zaczerwienić 

się, więc szybko dodała: 

 -  Dlatego  są  mi  potrzebne  dŜinsy.  A  moŜe  pani  mi 

poradzi, co trzeba jeszcze zabrać ze sobą? 

 -  Na  pewno  szorty  i  kostium  kąpielowy  i  koniecznie 

ciepły  sweter,  bo  noce  w  tych  górach  mogą  jeszcze  być 
chłodne.  -  Millie  uśmiechnęła  się  z  pewnym  wahaniem.  - 
Mam nadzieję, Ŝe Wade nie da ci zmarznąć. 

background image

Ashby  poczuła,  Ŝe  cała  staje  w  rumieńcach.  Millie 

roześmiała się. 

 -  Nie  masz  powodu  do  zakłopotania.  A  ja  bardzo  się 

cieszę.  Poza  tym  jesteście  na  tyle  dojrzali,  Ŝe  wiecie,  co 
robicie. 

Asby wpatrywała się w swoją filiŜankę i myślała, jak by to 

było  dobrze,  gdyby  ona  rzeczywiście  była  przekonana,  Ŝe 
postępuje słusznie. 

 - A zatem, gdzie jest najlepsze miejsce na zakupy? 
W kuchni na swojej farmie Wade zwierzał się Samsonowi. 

Pies  siedział  u  jego  nóg  i  z  uwagą  wpatrywał  się  w  swego 
pana, a takŜe w nietkniętą miskę owsianki stojącą na stole. 

 -  Myślałem,  Ŝe  juŜ  wszystko  sobie  ułoŜyłem  i  nagle 

zjawia  się  ona  i  burzy  mi  cały  świat.  Wiesz,  Ŝe  tańczyła  bez 
butów? 

Samson  machnął  ogonem  na  znak,  Ŝe  rozumie.  Wade 

kontynuował: 

 -  Dama,  właścicielka  galerii,  seksowna,  elegancka,  a 

zabawiała  się  na  huśtawkach  i  była  w  siódmym  niebie. 
Zupełnie  jak  dziecko.  A  potem  spojrzała  tymi  wielkimi 
błękitnymi oczami i spytała, kiedy jedziemy na biwak. Kto tu 
rządzi, pytam? 

Samson  połoŜył  się,  wyciągnął  przednie  łapy,  złoŜył  na 

nich głowę i przestał obserwować miskę owsianki. 

Wade  wstał  od  stołu.  Zupełnie  nie  miał  apetytu. 

Oczywiście,  była  to  jej  wina.  Bez  dwóch  zdań  był  pod  jej 
urokiem  i  jeśli  nie  będzie  się  miał  na  baczności,  ta 
blondyneczka zrobi z nim, co zechce. Będzie jej jadł z ręki, a 
kiedy go rzuci, na zawsze złamie mu serce. 

Poszedł  do  łazienki,  spojrzał  w  lustro,  rozpiął  koszulę  i 

przyjrzał  się  cienkiej  białej  kresce  ledwo  widocznej  na  jego 
ciemnej,  owłosionej  piersi.  To  była  kreska,  która  rozdzieliła 
jego  Ŝycie,  która  podzieliła  wszystko  na  czarne  i  białe  i  nie 

background image

zostawiła  miejsca  na  Ŝadne  inne  odcienie.  Ashby  tego  nie 
wiedziała, ale on wiedział. Nie mógł i nie chciał zapomnieć. 

Owszem,  Ashby  podobała  mu  się,  lubił  z  nią  przebywać. 

Chciał  poznać  ją  bliŜej  i  sądził,  Ŝe  będzie  bardzo  przyjemnie 
kochać się z nią. Nic poza tym! 

Ta decyzja od razu przywróciła mu spokój ducha. Wrócił 

do  kuchni.  Samson  siedział  teraz  przy  krześle,  nos  miał  na 
wysokości stołu i tęsknie wpatrywał się w owsiankę. 

 -  Proszę  cię  bardzo,  moŜesz  ją  zjeść.  -  Wade  postawił 

miskę z pokarmem na podłodze. 

Nie  wiadomo  właściwie  dlaczego,  ale  ciągle  nie  miał 

apetytu. 

Tydzień  później  Wade  zajechał  pod  dom  Coota.  Ashby 

była  juŜ  wyposaŜona  w  dŜinsy,  swetry,  szorty,  kostiumy 
kąpielowe, buty sportowe. Była bardzo zdenerwowana. 

Nie widziała Wade'a od czasu jarmarku. Zadzwonił tylko i 

powiedział,  kiedy  ma  być  gotowa.  Ostrzegł,  Ŝeby  zabrała  ze 
sobą  codzienne  ubrania,  a  nie  kreacje.  Mówił  jej  to  wszystko 
tonem  zupełnie  odmiennym  od  tego,  którym  wcześniej 
namawiał ją do wyjazdu. Jego głos przez telefon brzmiał ostro 
i rzeczowo. Później juŜ się nie odzywał. 

Millie,  ilekroć  zobaczyła  wzrok  Ashby  utkwiony  w 

telefon, zapewniała, Ŝe Wade jest strasznie zajęty na farmie. 

W dzień Ashby robiła zakupy, wyszukiwała rzeczy, które 

by  mogła  wystawić  w  swej  galerii.  Spotkała  pewną  kobietę, 
która szyła pluszowe misie i choć nie była to w ścisłym sensie 
sztuka  ludowa,  Ashby  nie  mogła  się  oprzeć  i  kupiła  kilka. 
Były przepiękne, ale Ŝaden nie znaczył dla niej tyle, co ten od 
Wade' a. 

I  nawet  wtedy,  kiedy  juŜ  wychodziła  z  małą,  solidnie 

wypakowaną  walizką,  nawet  wtedy  nie  była  pewna,  czy  robi 
dobrze. Millie i Coot wyszli z nią na werandę, Ŝeby przywitać 

background image

się z Wade'em. On spojrzał zielonymi oczami jakby ponad nią, 
był chłodny i zasadniczy. 

 - Jedziemy na biwak w góry Zachodniej Wirginii, a nie na 

safari do Afryki. 

 - Czy jestem niedpowiednio ubrana? 
Nie  słuchał,  bo  odwrócił  się  do  Coota  i  Millie,  potem 

wziął walizkę i zaniósł ją do furgonetki. 

Ashby  miała  na  sobie  szorty  z  nieskończoną  ilością 

kieszeni. NałoŜyła teŜ zieloną bawełnianą koszulę, która miała 
chronić  ją  przed  upałem.  Całość  była  praktyczna  i  zarazem 
uwydatniała  zgrabną  figurkę  Ashby,  która  lubiła  zwracać  na 
siebie uwagę. 

 -  Czy  rzeczywiście  jestem  źle  ubrana?  -  powtórzyła 

pytanie, kiedy podeszła do niego. 

 - Wyglądasz jak z okładki Ŝurnala. 
Tego  się  zresztą  Wade  po  niej  spodziewał.  Był 

przekonany,  Ŝe  szybko  obrzydną  jej  spartańskie  warunki  i 
pospiesznie wróci do swojego miasta. Zostawi go w spokoju i 
nikt  nie  będzie  zakłócał  jego  samotnego  Ŝycia.  Dlaczego 
tylko, u diabła, tak się tym denerwował? 

Wade wrzucił walizkę na tył furgonetki. 
 -  Gdybym  wyjeŜdŜając  z  Georgetown  wiedziała  o  tym 

biwaku,  na  pewno  wzięłabym  worek  ze  śmieciami  - 
powiedziała oschle, patrząc na jego ubiór. 

Za nic w świecie nie przyznałaby się, Ŝe specjalnie na ten 

biwak nakupiła tyle róŜnych strojów. 

Wade  zatrzasnął  tylne  drzwi  furgonetki  i  zwrócił  się  do 

Ashby: 

 -  CzyŜbyś  sugerowała,  Ŝe  moje  ubranie  nadaje  się  tylko 

na śmieci? 

 - Jest w nim więcej dziur niŜ materiału. 
 - Podoba ci się to, co przez nie widać? 

background image

Podszedł  krok  w  jej  stronę,  oparł  ją  plecami  o  bok 

samochodu i niemal przygwoździł mocnymi rękami. 

 - Dosyć mi się podoba - odparła z udawaną nonszalancją. 
Wade  miał  spodnie  z  obciętymi  nogawkami,  mocne, 

opalone  na  ciemny  brąz  nogi,  a  przez  pęknięcie  w  bocznym 
szwie  widać  było  gołe  ciało.  Chyba  nie  nosił  nic  pod 
spodniami. Przez rozdarty podkoszulek widać było owłosioną, 
opaloną pierś. 

Uśmiechnął  się  starając  się  ukryć  poŜądanie,  które 

ogarnęło  go  jakby  w  odpowiedzi  na  jej  pełne  namiętności 
spojrzenie. 

 - Na wzgórzach jest pełno jeŜyn, nie ma sensu chodzenie 

tam w nowych rzeczach. 

Odsunął  się  od  niej  i  poszedł  otworzyć  drzwi  po  stronie 

pasaŜera. 

Ashby  powoli  policzyła  do  dziesięciu  i  poszła  za  nim.  Z 

gniewem stwierdziła, Ŝe Wade za bardzo lubi bawić się swoją 
przewagą.  Powinien  nauczyć  się,  Ŝe  w  tej  grze  biorą  udział 
dwie  osoby.  Z  rozmysłem  postawiła  jedną  nogę  na  stopniu 
furgonetki,  ręką  chwyciła  za  drzwi.  Wtedy  jej  króciutka 
bluzka podjechała do góry ukazując gołe ciało. 

 - Proszę, pomóŜ mi! - poprosiła z niewinną minką. Wade 

powoli  unosił  wzrok,  patrzył  na  jej  nogi,  kibić  i  wreszcie 
spojrzał w oczy. 

 - Oczywiście, proszę bardzo. 
Błysk  w  oczach  Wade'a  powiedział  jej,  Ŝe  ten  widok 

podziałał  na  niego.  Podnosząc  ją  do  góry,  dłonie  trzymał  na 
obnaŜonej talii. 

 - Zapnij pasy. - Opanował się i zmusił, Ŝeby oderwać ręce 

od jej jedwabistej skóry. 

Wade podszedł do stojących obok Millie i Coota. 
 - Tu macie mapę. - Wyciągnął z kieszeni świstek papieru. 

-  Gdyby  padało,  a  my  nie  wracalibyśmy  przez  trzy  dni, 

background image

wyślijcie  Jeffa,  niech  przyjedzie  dŜipem,  bo  moŜemy  się 
zakopać w błocie. 

Odwrócił się i popatrzył na Ashby. 
 -  Choć  całkiem  moŜliwe,  Ŝe  wrócimy  wcześniej.  Coot 

zachichotał. 

 - Bardzo w to wątpię, chłopcze. 
 - Bawcie się dobrze - powiedziała Millie. 
Ashby  pomachała  na  poŜegnanie,  Wade  siadł  za 

kierownicą  i  nie  patrząc  na  nią  zapiął  pasy.  WłoŜył  kluczyki 
do stacyjki i uruchomił silnik, potem włączył wsteczny bieg i 
zawrócił, wreszcie z piskiem opon ostro ruszył spod domu. 

 -  Zawsze  rano  jesteś  w  takim  miłym  nastroju?  -  zapytała 

ironicznie. 

Mimo  rozczarowania,  Ŝe  nie  zatelefonował  przez  cały 

tydzień, Ashby niecierpliwie wyczekiwała wyjazdu. 

 -  Nie,  nie  zawsze.  -  Skupił  się  na  prowadzeniu 

samochodu. 

 -  Czy  dzisiaj  masz  jakiś  szczególny  powód  do  złego 

humoru? - Musiała prawie krzyczeć, bo jechali juŜ autostradą i 
Wade  przyspieszył,  co  powodowało,  Ŝe  opony  monotonnie 
jęczały, a wiatr szumiał w otwartych oknach. 

Wade wzruszył ramionami w odpowiedzi. 
 - Dlaczego te opony tak jęczą? 
Wreszcie  spojrzał  na  nią,  ale  w  jego  wzroku  było  tyle 

wrogości, Ŝe Ashby wolałaby, Ŝeby wcale nie patrzył. 

 - JuŜ zaczynasz narzekać? 
 - SkądŜe, zadałam tylko proste pytanie. 
Zaczęła  zakręcać  okno  po  swojej  stronie,  Ŝeby  ukryć 

wzburzenie. Poza tym nie chciała zaczynać wycieczki od tego, 
Ŝ

e  będzie  kompletnie  potargana.  I  tak  przez  najbliŜsze  dni 

będzie na to skazana. 

Wade  skręcił  raptownie  na  pobocze  i  zahamował  tak 

gwałtownie, Ŝe Ashby uderzyła głową w szybę. 

background image

 -  Jeśli  nie  lubisz  biwaków  i  nie  masz  ochoty  jechać,  to 

tylko  powiedz  -  krzyknął  i  wtedy  zobaczył,  Ŝe  Ashby  trzyma 
się za czoło. 

 - Nic ci się nie stało? Na pewno wszystko w porządku? 
Teraz  jego  głos  był  pełen  troski.  Odpiął  pasy,  przysunął 

się  do  niej i  ujął  jej  twarz  w  dłonie.  Dokładnie  obejrzał  mały 
czerwony ślad. 

 -  Och,  nic  takiego,  zwykłe  uderzenie  -  powiedziała. 

Spuściła głowę, bo nie chciała, Ŝeby zobaczył, jak łzy 

cisną  się  jej  do  oczu  i  jak  bardzo  czuje  się 

zdezorientowana. 

 -  Nigdy  w  Ŝyciu  nie  byłam  na  biwaku,  więc  nie  mogę 

powiedzieć,  czy  lubię  biwaki.  Jeśli  jednak  będziesz 
zachowywał  się  jak  niedźwiedź,  to  jestem  pewna,  Ŝe  je 
znienawidzę. 

 -  Do  diabła!  -  Wade  odsunął  się  od  niej  i  zaczął 

wpatrywać się w boczną szybę. Rzeczywiście, zachowywał się 
jak niedźwiedź. Odwrócił się do niej. 

 - Bardzo przepraszam. Zdaje się, Ŝe wstałem dzisiaj lewą 

nogą. 

Ashby uśmiechnęła się blado. ZauwaŜył niedowierzanie w 

jej błękitnych oczach i zrozumiał, Ŝe zdawkowa wymówka nie 
była  wystarczająca.  Pochylił  się  więc  do  przodu  i  dotknął 
wargami  czerwonej  plamki  na  jej  czole,  a  potem  przytulił 
mocno do siebie. 

 - Boję się ciebie pragnąć - wyznał cicho. - Wściekam się 

na siebie i wyładowuję złość na tobie. 

Taka  była  prawda,  teraz  to  sobie  uświadomił.  Siła 

poŜądania doprowadzała go do szaleństwa. 

Ashby  zdumiona  i  wzruszona  jego  wyznaniem  podniosła 

głowę i pocałowała go. 

 - Ja czuję dokładnie to samo - wyszeptała i zauwaŜyła, Ŝe 

Wade uśmiecha się. 

background image

 -  Nie  znoszę  tej  twojej  fryzury.  Zanurzył  palce  w  jej 

włosach i zburzył loki. 

 -  Dlaczego?  -  Ashby  ze  śmiechem  próbowała  odepchnąć 

jego ręce. 

Wade przestał burzyć włosy i powaŜnie się jej przyglądał. 
 - Taka elegancko ułoŜona fryzura powoduje, Ŝe wydajesz 

mi się niedostępna. 

Teraz Ashby zrozumiała, Ŝe on miał ten sam problem, coś 

go  do  niej  nieprzeparcie  ciągnęło  i  jednocześnie  widział,  jak 
się od siebie róŜnią. 

Nie  spuszczając  z  niego  wzroku,  Ashby  sama  powoli 

potargała sobie włosy. 

 - Teraz chyba nie moŜemy? 
Wade wstrzymał oddech na tak wyraźną propozycję, którą 

dostrzegł w oczach Ashby i w tonie jej głosu. 

 - Nie - dotknął palcem jej warg - ale nie zapominaj o tym. 
 -  Oczywiście  -  szepnęła,  czując  jeszcze  dotknięcie  na 

wargach,  dotknięcie,  które  zapowiadało  niezwykłą  rozkosz. 
Miała nadzieję, Ŝe przeznaczenie juŜ wkrótce się spełni. 

Kiedy z powrotem wjechali na autostradę, Wade wyjaśnił: 
 -  Opony  tak  jęczą  na  szosie,  bo  są  bardzo  szerokie  i 

grube,  specjalne  opony  na  polne  drogi,  a  na  gładkiej 
powierzchni są dość hałaśliwe. Przyzwyczaisz się po chwili. 

WłoŜył  kasetę  do  magnetofonu  i  kabinę  wypełniła 

muzyka. 

 - Dokąd właściwie jedziemy? 
Wade uśmiechnął się, wziął ją za rękę i powiedział: 
 - To niespodzianka. 
Ashby  nie  wypytywała  więcej.  Była  zadowolona,  czując 

ciepło  jego  dłoni.  Kiedy  z  autostrady  zjechali  w  polną  drogę, 
Wade musiał cofnąć dłoń. 

Ashby  wstrzymała  oddech,  bo  droga  stawała  się  coraz 

bardziej  wyboista  i  coraz  węŜsza,  tak  Ŝe  zostawało  niewiele 

background image

miejsca  obok  kół.  Otworzyła  okno,  ale  szybko  je  zamknęła  z 
powodu uderzających gałęzi drzew. 

 - MoŜe się zatrzymamy? - zapytała trochę przestraszona. 
 -  Nie,  nie  teraz  -  odparł.  -  Ta  droga  jest  autostradą  w 

porównaniu z tym, co nas jeszcze czeka. 

Dojechali  do  strumienia,  na  którym  nie  było  Ŝadnego 

mostu.  Ashby  osądziła,  Ŝe  muszą  zawrócić,  ale  Wade  tylko 
lekko zwolnił, zanim wjechał wprost do wody, która chlusnęła 
aŜ na wysokość okien samochodu. 

Wade zaśmiał się widząc przeraŜenie na twarzy Ashby. 
 -  To  dziecinna  igraszka  dla  tego  wozu  -  wyjaśnił, 

pieszczotliwie gładząc tablicę rozdzielczą. 

Ashby  zamknęła  oczy,  bo  droga  po  drugiej  stronie 

strumienia szła ostro pod górę. 

 -  Teraz  czas  włączyć  napęd  na  cztery  koła!  Otworzyła 

oczy słysząc w głosie Wade'a radosne 

podniecenie.  Pewnym,  zdecydowanym  ruchem  włączył 

napęd  na  wszystkie  koła,  w  kąciku  ust  pojawił  mu  się  lekki 
uśmiech.  Jego  ekscytacja  była  coraz  bardziej  wyraźna  w 
miarę,  jak  jechali  do  góry.  Miała  ochotę  zamknąć  oczy,  ale 
wpatrywała  się  w  jego  dłonie  na  kierownicy,  kiedy  z  duŜą 
wprawą  prowadził  dŜipa  po  kamieniach  i  odłamkach  skał. 
Ashby  udzieliło  się  jego  podniecenie  i  kiedy  byli  juŜ  na 
szczycie, zaczęła się radośnie śmiać i pokrzykiwać. 

 -  Podobało  ci  się?  -  zapytał,  odwracając  się  do  niej. 

Przytaknęła bez słowa. 

 - A to ci się podoba? 
Odwróciła  od  niego  wzrok  i  spojrzała  we  wskazanym 

kierunku. Zaparło jej dech w piersiach. Pamiętała, Ŝe cały czas 
od  zjazdu  z  autostrady  jechali  pod  górę,  ale  nie  wyobraŜała 
sobie, Ŝe aŜ tak wysoko dotarli. Byli na brzegu stromej skały, 
w  dole  widniała  wąska,  zielona  dolina  przecięta  srebrną, 
połyskującą  rzeką.  Po  obu  jej  brzegach  kwitły  polne  kwiaty. 

background image

Nawet  ze  swego  miejsca  widziała  wyraźnie  kolory:  fiolet, 
czerwień  i  Ŝółć.  Drzewa  o  najróŜniejszych  odcieniach  zieleni 
pokrywały  zbocze  po  drugiej  stronie  doliny,  a  pod  samym 
szczytem  ciemniały  mniejsze  drzewa  iglaste.  W  oddali 
widniały  nie  kończące  się  grzbiety  gór  otulone  jeszcze 
poranną mgiełką. 

Ashby  poczuła  dłoń  Wade'a  na  swojej,  odwróciła  się  do 

niego. 

 -  Och,  dziękuję!  -  wyszeptała.  -  Dziękuję,  Ŝe  mi  to 

pokazałeś. 

Wade  wyłączył  silnik,  odpiął  pasy.  Robił  to  wszystko 

powoli  i  w  skupieniu.  Za  wszelką  cenę  chciał  ukryć 
wewnętrzne  drŜenie.  Nie  mógł  zapomnieć  Kay,  która  całą 
drogę  krzyczała  ze  strachu,  a  kiedy  dotarli  na  szczyt,  oceniła 
krajobraz  jako  nadający  się  do  kalendarza  ściennego  i  zaraz 
potem sięgała po turystyczną lodówkę, wyjmowała jedzenie i 
urządzała piknik. 

A  oczy  Ashby  były  pełne  niekłamanego  zdumienia  i 

zachwytu.  Rzeczywiście  odczuwała  całe  piękno  jego 
ukochanego  zakątka.  CzyŜby  w  tej  szczupłej  blondyneczce 
odnalazł pokrewną duszę? Wątpił w to. Przywiózł ją tu przede 
wszystkim  dlatego,  Ŝeby  zaspokoić  przemoŜne  poŜądanie.  Po 
drugie zaś chciał się utwierdzić w tym, Ŝe Ashby w ogóle do 
niego  nie  pasuje.  Chciał  mieć  tę  pewność,  zanim  zbyt  mocno 
się  nie  zaangaŜuje  i  nie  straci  z  takim  trudem  osiągniętego 
spokoju ducha i własnej drogi Ŝycia. 

Miał pewne obawy, czy jego plan nie obróci się przeciwko 

niemu, ale postanowił martwić się później. Teraz w ogóle nie 
chciał myśleć. Chciał ją całować aŜ do utraty tchu. 

Ashby  przyglądała  się,  jak  Wade  przesuwa  się  od 

kierownicy  w  jej  stronę.  Wyczytała  z  jego  twarzy,  jakie  ma 
zamiary.  Wyciągnęła  rękę,  aby  odpiąć  pasy,  ale  w  pośpiechu 
nie  mogła  sobie  z  nimi  poradzić.  Wade  delikatnie  i  powoli 

background image

uwolnił  ją  z  pasów,  wziął  w  ramiona  i  posadził  sobie  na 
kolanach. 

Czując  jej  usta  na  swoich,  zapomniał  o  całym  świecie. 

Całował  ją  gorąco  i  mocno  przyciskał  do  piersi.  Ashby 
odpowiadała na pocałunki równie gorąco i bez najmniejszego 
ś

ladu  wahania.  Podjęła  decyzję:  pragnie  tego  męŜczyzny  i 

pragnie  go  w  tej  chwili.  Jeszcze  mocniej  przytuliła  się  do 
niego. 

Wade  wsunął  ręce  pod  jej  bluzkę  i  powoli  przesuwał 

dłońmi  po  delikatnej  skórze.  Ashby  dotknęła  jego  piersi  i 
delikatnie  głaskała.  Miała  zamknięte  oczy,  a  niebieska  Ŝyłka 
na jej szyi pulsowała w rytm bicia serca. 

Wade  zaczął  rozpinać  guziki  bluzki,  potem  ją  powoli 

zdjął. 

 - Jakie piękne! - wyszeptał. 
Piersi  Ashby  były  niewielkie,  ale  pełne  i  jędrne.  Wade 

pochylił  głowę  i  dotknął  ich  ustami.  Ashby  westchnęła  i 
zanurzyła  palce  w  jego  włosach.  Czuła,  jak  ogarnia  ją  fala 
poŜądania.  Lekkim  ruchem  popchnęła  go  na  obite  skórą 
oparcie 

fotela. 

Znowu 

sięgnęła 

do 

pęknięcia 

przy 

podkoszulku, ale tym razem chwyciła jego brzegi i rozdarła do 
.końca,  a  potem  zrzuciła  z  niego  podkoszulek.  Przytuliła  się 
do  jego  mocnej,  owłosionej  piersi.  Czuła  wyraźnie  jego 
poŜądanie.  Sama  takŜe  pragnęła  połączyć  się  z  tym 
męŜczyzną,  a  to  pragnienie  sprawiło,  Ŝe  kompletnie 
zapomniała  o  skromności  i  dotknęła  go  poprzez  materiał 
spodni.  Wade  westchnął  głęboko  i  zaczął  szarpać  guziki  jej 
szortów  tak  gwałtownie,  Ŝe  je  poodrywał.  Potem  kolejno 
zrzucał  z  niej  bieliznę.  Wreszcie  sięgnął  do  schowka  i  wyjął 
stamtąd  mały,  plastikowy  pakiecik.  Ashby,  kiedy  to  ujrzała, 
nie  potrzebowała  wyjaśnień.  Pocałowała  go,  kiedy  otwierał 
pakiecik. Zamknęła oczy w oczekiwaniu, a potem poczuła, jak 
stają  się  jednością.  Szeptała  jego  imię  i  słyszała,  jak  on 

background image

wymawia  jej  imię.  Obydwoje  poddali  się  rytmowi  swych 
pragnień. Ogarnęła ich fala ekstazy. 

Potem Ashby wyszeptała mu do ucha: 
 - Jeśli biwak tak wygląda, to całkiem mi się podoba. 

background image

ROZDZIAŁ 8 
Wade głaskał ją po szyi i włosach. 
 - To dopiero początek, moja pani. 
 - Och, nie wyobraŜam sobie, Ŝeby mogło być cudowniej. 
Wade uświadomił sobie, Ŝe znowu ogarnia go namiętność. 

Zaspokojenie raczej zwiększyło poŜądanie niŜ je zmniejszyło. 
Tak bardzo chciał panować nad sytuacją i swoimi emocjami, a 
ta kobieta burzyła cały jego plan. 

 -  Podarłaś  mi  podkoszulek  -  narzekał  tylko  po  to,  Ŝeby 

jakoś utrzymać dystans. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył, jak 
wygląda. 

 - A ty zniszczyłeś moje szorty! 
 - Guziki moŜna znowu przyszyć, a ten podkoszulek i tak 

juŜ był podarty. 

Ashby przyglądała się jego piersi. 
 -  Co  to  jest?  -  Dotknęła  palcem  bladej  blizny  biegnącej 

wzdłuŜ mostka pod ciemnymi włosami. 

 -  Miałem  operację  serca  -  powiedział  sucho  i  zaraz 

zapytał: - MoŜemy jechać dalej ? 

 -  Z  jakiego  powodu?  -  Ashby  nie  poruszyła  się  nawet, 

Ŝ

eby sięgnąć po ubranie. 

 - Nie moŜemy tutaj zostać na noc. - Udał, Ŝe nie rozumie 

pytania Ashby. 

 -  Ja  pytam,  dlaczego  miałeś  operację  serca  -  wyjaśniła  z 

pozornym spokojem. 

 -  Oczywiście  z  powodu  kłopotów  z  sercem  -  odrzekł  i 

usiadł za kierownicą. 

Ashby  spojrzała  na  niego  i  z  tonu  jego  głosu  wyczuła, Ŝe 

nie chce z nią o tym więcej mówić. 

 -  Konkretnie  jakich  kłopotów?  -  Nie  ustępowała  mimo 

wszystko. 

 -  Choroba  naczyń  wieńcowych.  -  Pochylił  się  po  jej 

ubranie i podał je mówiąc: 

background image

 - Ubierz się. 
WłoŜył kluczyk do stacyjki. 
 - Opowiedz mi dokładniej. 
Wade zastanawiał się, dlaczego kobieta, która kocha się z 

męŜczyzną, od razu uwaŜa, Ŝe ma prawo dopytywać się o całe 
jego Ŝycie, dlaczego chce o nim wszystko wiedzieć. 

Ashby  ze  smutkiem  musiała  powiedzieć  sobie,  Ŝe  jednak 

nie  myliła  się  wcześniej  co  do  Wade'a.  Obserwowała,  jak 
naprowadza  furgonetkę  w  koleiny  i  nie  mówi  ani  słowa. 
Związek z nim był emocjonalną huśtawką. Mimo Ŝe się przed 
chwilą  kochali,  czuła,  Ŝe  Wade  oddala  się  od  niej  i  unika 
nawet rozmowy o swoim zdrowiu, a co tu mówić o rozmowie 
na temat uczuć. Co pozostaje? Dyskusja o pogodzie? 

Poczuła  się  rozgoryczona.  Sięgnęła  po  ubranie.  WłoŜyła 

szorty,  ale  nie  moŜna  było  ich  zapiąć.  Pochyliła  się,  Ŝeby 
poszukać  na  podłodze  oderwanych  guzików.  Znalazła, 
wyprostowała  się  i  schowała  je  do  kieszeni.  Nie  patrzyła  w 
ogóle na Wade'a. 

On zaś, choć skupił uwagę na prowadzeniu samochodu po 

wyboistej drodze, kątem oka widział jej pełne napięcia i złości 
ruchy. Zaklął w duchu. Ona nie zdaje sobie w ogóle sprawy z 
tego,  o  co  pyta!  Operacja  zakończyła  pewien  etap  w  jego 
Ŝ

yciu,  nie  chciał  do  tego  wracać  i  o  tym  rozmawiać.  Jednak 

sposób,  w  jaki  odwróciła  od  niego  głowę  i  wpatrywała  się  w 
dolinę pod nimi, kazał mu przypuszczać, Ŝe Ashby nie będzie 
skłonna przebaczyć i zapomnieć. 

 -  Nie  boisz  się,  Ŝe  jesteśmy  tak  wysoko?  -  Próbował 

przerwać milczenie. 

Pamiętał, jak Kay zawsze odwracała głowę, by nie patrzeć 

w przepaść pod nimi. 

 - Nie, nie boję się. - Cały czas wyglądała przez okno. 
 -  Jeździłaś  w  dzieciństwie  furgonetką  z  napędem  na 

cztery koła? 

background image

 - Nie. 
Przypomniała  sobie  starą  furgonetkę  ojca,  którą  trudno 

było  dojechać  nawet  do  pobliskiego  miasteczka,  ale  nie 
wspomniała o tym. 

Wade  mimowolnie  zacisnął  mocniej  ręce  na  kierownicy. 

Takie  monosylabiczne  odpowiedzi  wcale  nie  były  lepsze  niŜ 
milczenie. 

 -  Złościsz  się  na  mnie?  -  zapytał,  starając  się  nadać 

głosowi wesołe brzmienie. 

Popatrzyła na niego i powaŜnie odpowiedziała: - Tak. 
 - Co, u diabła, jest ciekawego w operacji serca? Ashby z 

najwyŜszym trudem starała się opanować irytację: 

 -  Co  jest  ciekawego!  PrzecieŜ  to  bardzo  powaŜne 

zdarzenie, sprawa Ŝycia i śmierci. 

 - To było cztery lata temu. 
 -  Siedzę  pół  metra  od  ciebie,  nie  musisz  krzyczeć.  Wade 

zacisnął  zęby  i  spojrzał  w  boczne  okno.  Do  cholery!  Miał 
ochotę  krzyczeć.  Ta  kobieta  miała  na  niego  tak  silny  wpływ, 
Ŝ

e aŜ go to złościło. 

 - Zrozum, nie lubię o tym rozmawiać. JuŜ po wszystkim. 

Teraz  przestrzegam  diety,  gimnastykuję  się  i  regularnie 
chodzę do doktora. Nie ma powodów do niepokoju. 

 - Czy dlatego powróciłeś do Hickory? Wade wybuchnął. 
 - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to tak! 
 - Dlaczego się tak złościsz? 
 - A dlaczego zadajesz tyle głupich pytań? 
 -  Zawsze  odpowiadasz  pytaniem  na  pytanie?  Pojechałam 

z  tobą,  bo  chciałam  cię  lepiej  poznać.  Ciebie  interesuje  tylko 
seks.  Osiągnąłeś  swój  cel,  więc  moŜesz  wracać.  Zawracaj 
teraz! 

 - Teraz? 
 - Tak. 

background image

 -  Jeśli  spróbuję  zawrócić,  spadniemy  do  przepaści. 

ś

yczysz sobie śmierci? 

 - O nie, nie sobie! 
Wade roześmiał się, zapominając o złości. 
 - Nie miałaś chyba mnie na myśli? 
 - Oczywiście, Ŝe tak. 
Patrzyła przed siebie z zaciśniętymi ustami. 
Odpłaciła  mu  pięknym  za  nadobne,  pomyślał  Wade  z 

rosnącym  podziwem.  Nie  mógł  zawrócić.  Poza  tym  z 
przyjemnością  myślał  o  tym,  Ŝe  zobaczy,  na  ile  Ashby  lubi 
biwaki,  kiedy  zabrudzą  się  jej  wymanikiurowane  paznokcie. 
Pokonali  zakręt,  za  którym  wąska  droga  rozszerzała  się  i 
wychodziła  na  pokrytą  drzewami  równinę  u  stóp  góry. 
Wodospad spadał do pobliskiego jeziorka, a z niego wypływał 
strumieniem. 

Ashby zrozumiała, Ŝe to jest miejsce, o którym opowiadał 

Wade. Było tu naprawdę pięknie. 

 -  Tutaj  juŜ  moŜna  zawrócić.  -  Była  zdecydowana 

skończyć  z  tym  wszystkim.  Nie  chciała,  Ŝeby  wszystko 
między  nimi  opierało  się  wyłącznie  na  seksie,  chociaŜ  to 
rzeczywiście było cudowne. 

 - Nie ma mowy. 
Wade wyciągnął kluczyki i schował je do kieszeni. 
 -  Jeśli  nie  chcesz  tu  zostać,  musisz  iść  pieszo.  Otworzył 

drzwi i wyskoczył z furgonetki. 

 - Co?! 
Wyplątała się z pasów, otworzyła drzwi i zrobiła krok do 

przodu,  a  wtedy  zsunęły  się  jej  szorty.  Wade  wybuchnął 
ś

miechem. 

 -  Jesteś  rzeczywiście  naturalną  blondynką.  Niestety  jej 

koronkowe majteczki bardzo niewiele zasłaniały. 

Ashby spojrzała mu prosto w oczy i zdjęła szorty. I tak by 

nieustannie spadały! 

background image

 -  Zapamiętaj  sobie,  moŜesz  patrzeć,  ale  nie  wolno  ci 

dotykać. 

 - Stary babski sposób, Ŝeby osiągnąć cel! 
Wade  gardził  kobietami  szantaŜującymi  męŜczyzn 

seksem. 

 -  O  nie!  Nie  chodzi  mi  przecieŜ  o  wymuszenie  na  tobie 

brylantowego naszyjnika ani o nowe meble. Powiedziałam ci, 
Ŝ

e  nie  chodzi  mi  o  letnią  przygodę,  ale  wiem  teŜ,  Ŝe  za 

wcześnie  jeszcze  na...  -  przerwała,  ale  zmusiła  się  do 
wymówienia  tego  słowa  -  na  miłość.  Mogę  chyba  oczekiwać 
szacunku - znowu przerwała - i współodpowiedzialności. 

Tak,  Ashby  wiedziała,  Ŝe  za  wcześnie  mówić  o  miłości, 

sama  nie  była  pewna  swych  uczuć.  Wade  w  równym  stopniu 
złościł  ją  i  ekscytował.  A  moŜe  jest  coś  z  prawdy  w  tym,  Ŝe 
miłość  podobna  jest  do  wojny.  W  przypadku  Wade'a 
doskonale się to zgadzało. 

Wade  z  trzaskiem  otworzył  tylne  drzwi,  mrucząc  z 

niesmakiem: 

 - Och, te baby! 
 - Przepraszam, czy do mnie mówisz? - Ashby stała tuŜ za 

nim. 

Wyjął turystyczną lodówkę i rąbnął nią o ziemię. 
 - Słuchaj, oboje jesteśmy dorośli i sama powiedziałaś, Ŝe 

nie  bierzesz  pod  uwagę  małŜeństwa.  Jak  tylko  zbierzesz 
wszystko,  co  jest  ci  potrzebne  na  wystawę,  wyjedziesz  do 
Georgetown.  Dlaczego  więc  nie  moŜemy  spędzić  teraz  miło 
czasu? 

Ashby  aŜ  drgnęła  wewnętrznie,  kiedy  on  tak  swobodnie 

mówił  o  jej  wyjeździe.  Wydawało  się  jej,  Ŝe  kiedy  lepiej  się 
poznają, będą mogli porozmawiać o małŜeństwie. 

 -  Według  mnie  spędzić  miło  czas  moŜna  tylko  poznając 

kogoś drugiego. A ty nic mi nie chcesz opowiedzieć o sobie. 

background image

Wade pomyślał, Ŝe właściwie to trochę obawia się zbliŜyć 

do niej, bo wtedy mógłby nie zechcieć pozwolić jej na wyjazd. 
To  śmieszne!  Od  czasu,  kiedy  Kay  go  opuściła,  Ashby  była 
pierwszą  kobietą,  którą  się  zainteresował,  ale  to  wcale  nie 
znaczy,  Ŝe  musi  się  w  niej  zakochać!  Owszem,  fascynowała 
go  i  podniecała,  ale  to  wszystko!  Po  kilku  wspólnych  dniach 
na pewno mu przejdzie ta fascynacja. 

 - No dobrze - nagle zdecydował się opowiadać - choroba 

wieńcowa  jest  dziedziczna.  Mój  ojciec  umarł  na  zawał  serca, 
mając  pięćdziesiąt  pięć  lat.  Nie  miał  przedtem  Ŝadnych 
objawów,  co  często  się  zdarza.  Ja  miałem  więcej  szczęścia. 
Przeszedłem  lekki  atak  spowodowany  zmęczeniem  i  stresem. 
Serce potrzebowało więcej tlenu, a zwęŜone arterie nie mogły 
go dostarczyć. 

Przerwał i spojrzał na Ashby. 
 -  Bardzo  duŜo  paliłem,  sporo  piłem  i  lubiłem  solidnie 

zjeść.  Trenowałem  teŜ,  ale  wybrałem  bardzo  wyczerpujące 
rodzaje  sportu:  tenis  i  piłkę  ręczną.  Wydawało  mi  się,  Ŝe 
wszystko będzie dobrze, ale zaczęła się choroba i Kay zmusiła 
mnie do pójścia do doktora. 

Wzruszył ramionami. 
 -  Próbowałem  zastosować  się  do  rad  lekarza,  mniej 

paliłem, stosowałem dietę, zacząłem uprawiać jogging. 

Ashby stała i uwaŜnie słuchała, bała się, Ŝeby jakiś jej gest 

nie spłoszył go i Ŝeby nie przestał opowiadać. 

 - Niestety, pogarszało się. Miałem raz tak bolesny atak, Ŝe 

upadłem  na  podłogę.  Lekarze  postanowili  zrobić  operację. 
Przeszczepili  Ŝyłę  z  uda  i  wstawili  w  miejsce  zablokowanej 
arterii.  Postawili  jednak  sprawę  jasno.  Operacja  zlikwiduje 
ból,  ale  nie  chorobę.  Powiedzieli,  Ŝe  muszę  całkowicie 
zmienić tryb Ŝycia. 

 -  I  przeprowadziłeś  się  na  farmę  -  stwierdziła  jak 

najdelikatniej. 

background image

Przytaknął. 
 -  Kiedy  byłem  w  szpitalu,  zrozumiałem,  Ŝe  nie  zmienię 

trybu  Ŝycia,  dopóki  nie  zmienię  pracy.  Zawsze  myślałem  o 
tym, Ŝe spędzę emeryturę w Hickory. Finansowo stałem juŜ na 
tyle dobrze, Ŝe nie było powodu, by zwlekać. 

 - Ile miałeś wtedy lat? 
 -  Skończyłem  trzydzieści  pięć,  kiedy  byłem  w  szpitalu. 

No i co, zadowolona? - zapytał z sarkazmem. 

 - Na razie tak. - Wesoło mrugnęła oczami. 
Chciała 

dowiedzieć 

się, 

czy 

rzeczywiście 

był 

usatysfakcjonowany  pobytem  na  farmie  po  tak  ciekawym 
Ŝ

yciu  i  interesującej  pracy  w  mieście,  postanowiła  jednak  nie 

naciskać, przynajmniej nie teraz. 

 - To dobrze. Przygotuję teraz miejsce na biwak. 
 - Mogę w czymś pomóc? 
Wade spojrzał ze zdumieniem. Był pewien, Ŝe pójdzie się 

gdzieś  opalać  i  poczeka,  aŜ  on  wszystko  zorganizuje.  Tak 
zawsze robiła Kay i nigdy nie zgadzała się zostać na noc. 

 - Mogłabyś wstawić lodówkę gdzieś do płytkiej wody, to 

lód w środku nie rozpuści się tak szybko - powiedział i wszedł 
do środka furgonetki. 

 - Dobra! 
Potem  Ashby  zaczęła  przygotowywać  coś  do  jedzenia. 

Była  głodna,  bo  rano  ze  zdenerwowania  nie  mogła  zjeść 
ś

niadania.  Zawołała  Wade'a,  ale  nie  odpowiadał.  Zajrzała  do 

furgonetki, nie było go tam. 

Po chwili wyszedł z pobliskich zarośli. 
 - Toaleta dla pań gotowa. 
Pokazał  ręką,  by  za  nim  poszła.  Ashby  w  zaroślach 

zobaczyła wiszącą na gałęzi rolkę papieru toaletowego i obok 
wykopany  w  ziemi  dół.  Zaśmiała  się,  ale  w  gruncie  rzeczy 
była  mu  wdzięczna.  JuŜ  wcześniej  zastanawiała  się,  co  w 
takiej sytuacji robi się na biwakach, ale wstydziła się zapytać. 

background image

To,  Ŝe  o  wszystkim  pomyślał  i  w  tak  draŜliwej  sytuacji 
zachowywał się z humorem, było ujmujące. 

Ashby zaŜartowała: 
 - Czy toaleta jest płatna? 
Wade  szczerze  się  zdumiał.  Spodziewał  się,  Ŝe  będzie 

oburzona prymitywnymi warunkami. Ta kobieta zachowywała 
się w zupełnie nieprzewidywalny sposób. 

 -  Och,  nie  mam  drobnych.  -  Udawała,  Ŝe  szuka  po 

kieszeniach, ale nie miała przecieŜ na sobie szortów. Wade nie 
wyjął  jeszcze  jej  rzeczy  i  nie  mogła  się  przebrać. 
Podejrzewała,  Ŝe  zrobił  to  umyślnie.  Spostrzegła,  jak 
ukradkiem rzuca na nią gorące spojrzenia. 

 -  MoŜe  być  pocałunek  zamiast  zapłaty?  -  Wspięła  się  na 

palce i cmoknęła go w policzek. Wade znalazł jej usta i mocno 
pocałował. Przytuliła się do niego, a on zaczął rękami dotykać 
jej ciała, piersi. 

W pewnej chwili Ashby zaburczało w brzuchu. 
 - Chyba jesteś głodna? - zapytał. 
Ashby westchnęła. Jego pocałunek sprawił, Ŝe zapomniała 

na chwilę o głodzie. 

 - Zrobiłam kilka kanapek. 
Objął  ją  ramieniem  i  podeszli  do  rozłoŜonego  na  płaskim 

kamieniu obrusu, gdzie Ashby umieściła jedzenie. 

 - No nie! - wykrzyknęła na widok wiewiórki. Siedziała na 

kamieniu  i  spokojnie  Ŝuła  kawałek  kanapki,  a  drugi  trzymała 
w łapkach. 

 - A sio, sio - zawołała Ashby. 
Wiewiórka uciekła na najbliŜsze drzewo i stamtąd patrzyła 

na nich z wyraźnym niezadowoleniem. Przerwali jej posiłek. 

 - Jedna z waŜniejszych reguł na biwaku brzmi: nigdy nie 

zostawiać jedzenia na wierzchu, musi być schowane. 

 -  Mrówki  -  zauwaŜyła  Ashby  zawstydzona  -  mrówki  teŜ 

tu przyszły. 

background image

A  tak  się  cieszyła,  bo  kanapki  zrobiła  śliczne  jak  na 

przyjęcie,  pieczywo  okrojone  ze  skórek  i  powycinane  w 
trójkąty,  ozdobione  piklami.  Na  szczęście  słoiki  z  piklami 
pozakręcała. 

Spojrzała  na  Wade'a  oczekując  wymówek,  ale  w  jego 

twarzy dostrzegła tylko wyraźne rozbawienie. 

 -  Nie  martw  się,  przywiozłem  mnóstwo  jedzenia.  A  to 

bardzo elegancki stół dla wiewiórki i mrówek, jestem pewien, 
Ŝ

e  to  doceniły.  A  zresztą  nie  lubię  takich  kanapek,  wolę 

skórki.  -  Wyrzucił  w  krzaki  resztki  z  papierowych  talerzy,  a 
same talerze schował do torby na śmieci. 

Ashby  bez  słowa  wyjęła  z  lodówki  kawałek  indyka,  a  z 

metalowego pojemnika chleb. 

 - Coś się stało? - zapytał Wade. 
Potrząsnęła  głową.  Było  jej  przykro,  Ŝe  nie  docenił,  jak 

ładnie  i  smacznie  przygotowała  posiłek.  Wystarczało  mu,  Ŝe 
kromkę  chleba  posmarował  margaryną  i  rzucił  na  to  byle  jak 
plaster indyka. 

Wade pochwycił jej krytyczne spojrzenie i odsunął od ust 

kromkę. 

 -  Moja  droga,  to  nie  jest  wieczór  towarzyski,  człowiek 

mógłby  skonać  z  głodu,  gdyby  na  biwaku  przestrzegał 
eleganckich zwyczajów. 

 -  Czy  swoje  dobre  wychowanie  zostawiłeś  w  Chicago?  - 

Ashby  zaczęła  się  złościć.  -  Mógłbyś  docenić  mój  wysiłek, 
zamiast  wyśmiewać  się.  A  moŜe  jesteś  tak  tępy  i  nie 
domyślasz się, Ŝe to wszystko przygotowałam dla ciebie, a nie 
dla tej cholernej wiewiórki. 

Wade zdumiony jej gwałtownym wybuchem uniósł brwi i 

spojrzał  uwaŜnie.  Ashby  zarumieniła  się  i  spuściła  wzrok  na 
talerz. Zaczęła na złość odkrawać skórki ze swoich kromek. 

 -  Lubię  gotować  i  lubię,  Ŝeby  to,  co  zrobię,  wyglądało 

ładnie - mruknęła. 

background image

 - Naprawdę lubisz gotować? - Przestał jeść. 
 - Tak. A cóŜ w tym takiego dziwnego? Wade ugryzł kęs i 

po chwili powiedział: 

 - Myślałem, Ŝe nie masz na to czasu. 
 - Nawet kobieta interesu musi coś jeść. 
 -  Takie  kobiety  mogą  zatrudnić  kucharkę.  Ashby 

potrząsnęła głową. 

 -  Nie  wtedy,  kiedy  pracują  równocześnie  na  dwóch 

etatach i oszczędzają kaŜdy grosz. 

 - MoŜesz sobie jednak pozwolić na jadanie w restauracji. 
 -  Tak,  to  prawda,  ale  gotowanie  to  dla  mnie  swoisty 

odpoczynek i rozrywka. 

 - Dla mnie teŜ. Przedtem w Chicago nigdy nie miałem na 

to czasu, jadaliśmy poza domem, a na przyjęcia zamawialiśmy 
gotowe dania z restauracji. 

Ashby  nic  nie  mówiła.  Chciałaby  dowiedzieć  się  czegoś 

więcej  o  jego  Ŝyciu  w  Chicago,  ale  teraz  uświadomiła  sobie, 
Ŝ

e nie ma ochoty słuchać opowieści o Kay. 

Kończyli jedzenie w pełnej napięcia ciszy. 
Ashby  zaczęła  zastanawiać  się,  czy  nie  za  wcześnie 

zgodziła się kochać z nim, ale przecieŜ ogarnęła ją wtedy taka 
namiętność i wszystko nastąpiło tak szybko! 

Wstała i poszła do jeziora umyć ręce. 
Wade  zrozumiał,  Ŝe  ma  o  wiele  więcej  wspólnego  z 

Ashby,  niŜ  mógł  wcześniej  przypuszczać.  Ashby  lubi 
gotować,  ciekawe,  czy  by  lubiła  uprawiać  warzywa?  Czy 
mogłaby  zrozumieć  go  i  dzielić  z  nim  spokojne  Ŝycie  na 
farmie? 

Nie,  odpowiedział  sobie.  Nie  bądź  naiwny.  Nie  moŜe  z 

tobą zostać, skoro ma juŜ zaplanowane te wszystkie wystawy 
w swojej galerii. 

Jednak  ta  chwila  nadziei  na  to,  Ŝe  Ashby  pozostałaby  na 

farmie, uświadomiła mu smutny fakt. Jest tak bardzo samotny. 

background image

ROZDZIAŁ 9 
Wade  nie  chciał  dalej  snuć  tych  ponurych  rozwaŜań. 

Przyglądał się Ashby pochylonej nad taflą jeziora. Zakradł się 
cicho i znienacka wepchnął ją do wody. 

Jezioro  było  przejrzyste  i  niezbyt  głębokie,  woda  sięgała 

Ashby tylko do brody. Zimna była jednak jak lód. 

 -  Och,  ty  łobuzie!  -  krzyknęła,  kiedy  wydostała  się  na 

powierzchnię. - A więc wojna! 

Uderzyła go w pierś, ale chwycił ją i trzymał na odległość 

wyciągniętego  ramienia.  Śmiał  się,  kiedy  próbowała  się 
wyrwać.  Zielone  oczy  Ŝywo  błyszczały,  uśmiech  odsłaniał 
ś

nieŜnobiałe zęby. 

Ashby  wyrwała  rękę  i  chlusnęła  na  niego  wodą.  Wade 

odrzucił tylko głowę i jeszcze raz wrzucił ją do jeziorka. 

 - Powiedz do mnie wujku - zaŜądał, kiedy wynurzyła się 

na powierzchnię. 

 - Nigdy! 
Ashby  nabrała  głęboko  powietrza,  zanim  znowu  zanurzył 

ją  w  wodzie.  Wyśliznęła  się  z  jego  uścisku  i  pod  wodą 
opłynęła  go  od  tyłu,  złapała  za  ramiona  i  z  całej  siły 
próbowała  przewrócić.  Wade  zaśmiał  się  tylko,  wstrząsnął 
ramionami,  jakby  chciał  pozbyć  się  natrętnej  muchy,  ale 
Ashby trzymała go mocno za szyję, a nogami oplotła w pasie. 
Wade  upadł  do  tyłu,  przekoziołkowali  w  wodzie.  Wreszcie 
wstał podnosząc Ashby. Pocałował ją. 

 - Masz stanowczo za duŜo na sobie - szepnął. 
 - Ty teŜ. 
Wade puścił ją i zaczęli zdejmować ubrania, rzucali je na 

brzeg. Po chwili próbował ją objąć, ale Ashby wymknęła się. 

 - Złap mnie, jeśli potrafisz - krzyknęła i odpłynęła. 
Lodowata  woda  uświadomiła  jej,  jak  ciepły  był  dotyk 

Wade'a.  Wodospad  z  hukiem  spadający  do  jeziora  brzmiał 
zgodnie  z  biciem  jej  serca.  PoŜądała  tego  męŜczyzny.  Nigdy 

background image

nikogo tak nie pragnęła i nikt nie okazywał jej, Ŝe jest aŜ tak 
pociągająca. 

Ashby płynęła tuŜ pod wodospadem, strugi wody uderzały 

w  nią.  Odwróciła  się,  Ŝeby  zobaczyć  Wade'a.  Był  juŜ  blisko. 
Wyskoczyła z wody i szybko zaczęła wspinać się po skałach. 
Zatrzymała się na chwilę, uniosła ręce do góry, jakby pozując 
do aktu. 

Wade'owi  aŜ  zaparło  dech  w  piersiach  na  ten  niezwykły 

widok nagiej postaci stojącej na pokrytych mchem skałach. 

Pomyślał,  Ŝe  ona  naleŜy  do  niego,  jeśli  nie  na  zawsze,  to 

przynajmniej  teraz.  Wyciągnął  ku  niej  ramiona,  a  ona 
zeskoczyła ze skały. Złapał ją z łatwością i zanim postawił na 
ziemi, mocno przytulił do piersi. 

Ashby  poczuła  jego  poŜądanie.  Chciała  go  mieć  tutaj  i 

natychmiast. Wade był jej męŜczyzną i chciała go z całą mocą 
pierwotnego instynktu. 

Objęła  go  ramionami  za  szyję,  nogami  otoczyła  jego 

biodra. Wade pomógł jej i podniósł do góry, połączył się z nią. 
Kaskada  szumiącego  wodospadu  współbrzmiała  z  ich 
westchnieniami,  woda  spadała  w  rytm  ich  poruszeń.  Ashby 
poczuła  rozpryskujące  się  po  jej  ciele  krople  -  to  Wade 
przysunął  się  wraz  z  nią  bliŜej  do  wodospadu.  Spojrzała  na 
niego,  uśmiechnęli  się  do  siebie  i  w  tej  samej  chwili 
zapragnęli pocałunku. 

Wade juŜ nie wiedział, które ciało jest jego, a które jej, tak 

dalece stopili się ze sobą w jedno. Po chwili ogarnęła go fala 
dojmującej  rozkoszy,  ugięły  się  pod  nim  nogi.  Ashby 
pociągnęła go, upadli i turlali się aŜ do brzegu. Z trudem łapali 
powietrze,  a  ciała  ich  ciągle  jeszcze  drŜały  po  uniesieniu. 
Spojrzeli na siebie, uśmiechnęli się i jednocześnie wybuchnęli 
ś

miechem, ciesząc się jak dzieci. 

Wade  po  chwili  przestał  się  uśmiechać,  bo  juŜ  na  końcu 

języka miał słowo: kocham cię. Nie wypowiedział go jednak. 

background image

Chciał  ukryć  zmieszanie,  więc  pokrył  twarz  Ashby 
niezliczonymi pocałunkami. 

 -  Wiesz,  mogłabym  tu  zostać  na  zawsze  -  powiedziała 

Ashby, kiedy Wade zaczął całować jej szyję. 

 -  W  zimie  byłoby  trochę  za  chłodno.  -  Odsunął  się  i 

połoŜył obok. 

 - Co za realista! 
 -  Jeśli  juŜ  o  realizmie  mowa,  to  niestety  nasze  środki 

ochronne 

zostawiliśmy 

samochodzie 

zauwaŜył 

zaniepokojony. 

Ashby z wysiłkiem uniosła powieki i spojrzała mu w oczy. 
 - Nie martw się, wszystko jest w porządku. Przypatrywał 

się jej przez chwilę, potem kiwnął głową na znak, Ŝe rozumie. 

 -  Od  czasu  Kay  nie  byłem  w  ogóle  z  Ŝadną  kobietą. 

Uśmiechnęła się do niego. Wade pocałował ją lekko w czoło i 
połoŜył się z głową tuŜ przy jej głowie. Zadumał się nad tym, 
jak  bardzo  do  siebie  oboje  pasują.  Gdyby  moŜna  zatrzymać 
czas i tę chwilę na zawsze... Zasnęli przytuleni do siebie. 

Ashby zbudziła się w blasku zachodzącego słońca. Starała 

się nie poruszyć i przypatrywała się śpiącemu Wade'owi. Jego 
twarz  pozbawiona  maski  cynizmu  i  nieustannej  czujności 
wyglądała teraz słodko i delikatnie. 

Poczuła dziwny skurcz w gardle. CzyŜby go kochała? Czy 

raczej  była  wzruszona  po  tak  niezwykłym  i  cudownym 
kochaniu  się  z  nim?  Nie  umiała  odpowiedzieć  sobie  na  te 
pytania. Jednego była tylko pewna: nigdy przedtem, w czasie 
kilku  poprzednich  romansów,  nie  czuła  się  tak  związana  z 
męŜczyzną, nigdy nie czuła tak wzruszającej bliskości. 

Zawsze  najwaŜniejszą  rzeczą  na  świecie  była  dla  niej 

galeria, a tych kilku kochanków, których miała, umieszczała w 
swoim Ŝyciu na drugim planie. 

Teraz  leŜała  obok  Wade'a  i  sprawy  galerii  wydawały  się 

jej  czymś  bardzo  odległym.  Była  właściwie  zadowolona,  Ŝe 

background image

wszystkie  formularze  umów  zostawiła  w  domu  Coota.  Nie 
odczuwała  najmniejszej  potrzeby  poszukiwania  nowych 
eksponatów  na  planowaną  wystawę,  nawet  nie  miała  ochoty, 
by namawiać dalej Wade'a do sprzedaŜy mebli. Bardzo było to 
niezwykłe dla niej uczucie i bardzo niepokojące. 

Spojrzała  na  jego  silną  pierś  i  leciutko  dotknęła  palcem 

białej blizny. I nagle zrozumiała bez najmniejszej wątpliwości, 
Ŝ

e  kocha  tego  człowieka.  Tak,  bywał  nieznośnie  uparty  i 

nawet  arogancki,  ale  umiał  teŜ  być  czuły,  delikatny  i 
troskliwy. 

Była teraz absolutnie pewna, Ŝe go kocha i Ŝe nigdy, jeśli 

miałaby z nim spędzić Ŝycie, nigdy nie zmienią się jej uczucia 
do niego. 

Wade  otworzył  oczy  i  uśmiechnął  się  do  niej,  a  ona 

odwzajemniła  mu  się  uśmiechem  pełnym  czułości  i  miłości 
zarazem.  Nic  nie  mówiła  i  o  nic  nie  pytała,  wiedziała,  Ŝe 
jeszcze za wcześnie na rozmowy o tak delikatnych sprawach. 

Zamiast tego dotknęła jego piersi i zapytała: 
 - Bałeś się operacji? 
Przytaknął 

poruszony 

widocznym 

na 

jej 

twarzy 

przejęciem. 

 -  Nie  chciałem  umierać  -  wyznał.  -  Kiedy  zrozumiałem, 

Ŝ

e  mogę  umrzeć,  uświadomiłem  sobie,  jak  wielu  rzeczy  nie 

zrobiłem i Ŝe mogę juŜ nie zdąŜyć ich zrobić. 

 - Na przykład? 
Wade załoŜył ręce pod głowę i patrzył w niebo. Po chwili 

milczenia powiedział: 

 -  Chodziło  mi  o  rzeczy  waŜne,  jak  posiadanie  i 

wychowywanie dzieci, częstsze spotkania z matką i Cootem i 
o drobiazgi, jak wycieczki na ryby. - Spojrzał na nią. 

 -  Ale  nie  miałeś  nigdy  dzieci?  -  zapytała  zastanawiając 

się,  czy  jeszcze  teraz  chciałby  mieć  potomstwo.  Bardzo  by 
chciała, Ŝeby tak było. 

background image

 -  Kay  wychowała  się  w  Chicago  i  nie  zdawała  sobie 

sprawy,  jak  się  róŜniliśmy.  Anna  ma  rację,  zostałaby  tutaj, 
gdybyśmy  mieli  dzieci,  ale  wiem  z  całą  pewnością,  Ŝe  nie 
byłaby szczęśliwa. 

Ashby  głęboko  zaczerpnęła  powietrza,  zanim  zadała 

następne pytanie. 

 - Kochasz ją jeszcze? 
 - Nie. . 
Spojrzał  jej  w  oczy  i  zrozumiała,  Ŝe  mówi  prawdę. 

Spuściła  powieki,  bo  nie  chciała,  Ŝeby  dostrzegł,  jaką  ulgę 
sprawiła jej ta odpowiedź. 

 -  Zawsze  będę  pamiętał  jej  to,  Ŝe  uczyniła  wysiłek  i 

przyjechała tu ze mną. Zawsze teŜ będę miał do niej Ŝal o to, 
Ŝ

e  nie  postarała  się  dostosować  do  Ŝycia  tutaj.  Anna 

próbowała nauczyć ją gotować, ale Kay było wszystko jedno, 
czy trzeba dodać łyŜeczkę czy łyŜkę czegoś do potrawy. Za to 
mogła  bez  znuŜenia  mówić  o  notowaniach  giełdowych  i 
liczyła w pamięci tak szybko, jak komputer. 

ś

ycie na wsi to był dla niej piękny sen, ale rzeczywistość 

szybko ją znudziła. Sądziła, Ŝe będzie podobnie jak w mieście, 
tylko  bez  japońskich  restauracji.  Nie  chciała  jeździć  na 
wycieczki  w  góry,  a  jej  plan  uprawiania  ogrodu  skończył  się 
na  eleganckim  układaniu  kwiatów  w  wazonie.  Próbowała 
załoŜyć  biuro  inwestycyjne,  ale  nawet  lokalni  lekarze  i 
prawnicy  nie  mieli  takich  pieniędzy,  jakimi  ona  przywykła 
operować. 

Wade spojrzał Ashby w oczy i kontynuował opowieść: 
 -  W  końcu  postawiła  mi  ultimatum:  wracam  z  nią  do 

Chicago  i  będziemy  mieszkać  pod  miastem  albo  zostaję  sam 
na farmie. 

 - Dlaczego nie pojechałeś z nią? 
 - Wtedy juŜ wszystko między nami źle się układało. Ja się 

bardzo  zmieniłem,  a  ona  nie.  Nie  wierzyłem,  Ŝeby  mogła 

background image

siedzieć w domu i nic nie robić. Przy takiej bliskości miasta i 
przy  jej  temperamencie  wcześniej  czy  później  wróciłaby  do 
pracy, a ja razem z nią. Wiesz, to jest rodzaj ekscytacji, której 
trudno się oprzeć. 

 -  Nie  mógłbyś  pracować  tylko  na  pól  etatu?  Ashby 

wstrzymała oddech wiedząc, Ŝe teraz jego 

odpowiedź  będzie  miała  zasadnicze  znaczenie  dla  ich 

przyszłych stosunków. 

Wade przecząco pokręcił głową, a Ashby za wszelką cenę 

starała się, by na jej twarzy nie odbiło się rozczarowanie, 

 -  Nawet  swoimi  własnymi  interesami  nie  daję  rady  się 

zajmować.  A  Kay  przeciwnie.  Ma  własną  firmę  w  mieście, 
piękny  duŜy  dom  na  przedmieściu,  wyszła  za  mąŜ  i  ma 
dziecko. 

 - A ty - zapytała - czy jesteś szczęśliwy? 
 - Byłem. 
Odsunął się od niej i wstał. 
 -  Ubierzmy  się,  bo  jak  tylko  słońce  schowa  się  za  góry, 

zrobi się bardzo chłodno. 

Ashby  spojrzała  na  wąwóz  i  zobaczyła, Ŝe  słońce  jest  juŜ 

rzeczywiście nisko nad górami. Wstrząsnęła się na samą myśl, 
Ŝ

e za chwilę będzie zimno. Postanowiła, Ŝe na razie nie będzie 

pytała Wade'a, czy zgodziłby się zamieszkać w Waszyngtonie 
zamiast w Chicago. 

 -  Idź,  umyj  się,  a  ja  przyniosę  ręczniki  -  powiedział, 

zabrał ich mokre ubrania i odszedł. 

Wrócił  po  chwili,  wykąpali  się,  a  potem  Wade  starannie 

wytarł ją ręcznikiem. 

 -  To  zbrodnia  chować  takie  piękne  malutkie  ciało  pod 

ubraniem - mruczał, owijając ją w duŜy ręcznik. 

 - Myślałam, Ŝe nie lubisz niskich kobiet. 
 - Zmieniam zdanie, ty jesteś wyjątkiem, który potwierdza 

regułę. 

background image

Pomógł  jej  wejść  do  przyczepy.  Wewnątrz  po  obu 

stronach  były  rozkładane  łóŜka,  na  które  Wade  połoŜył 
materace i śpiwory. 

 - Przyjdziesz do mojego łóŜka? - zapytała z uśmiechem. 
 - Masz zamiar wykończyć starszego pana? 
 - Kto tu jest starszym panem? - Zrzuciła z siebie ręcznik. 
 -  Oczywiście  ja.  Muszę  znaleźć  drewno  na  ognisko, 

dopóki  jest  jeszcze  widno,  bo  inaczej  nie  będziemy  mogli 
ugotować kolacji i nie będę miał siły kochać się z tobą jeszcze 
raz. 

 - Wobec tego zaraz przyjdę ci pomóc. 
Wade  pomyślał,  Ŝe ich  wyprawa  coraz  bardziej pokazuje, 

jak  dobrze  jest  im  ze  sobą,  przecząc  temu,  o  czym  przedtem 
był  tak  mocno  przekonany.  Powoli  upadał  jego  wcześniejszy 
plan,  by  zniechęcić  Ashby  do  siebie.  Czuł  natomiast 
oplatające go jak sieć coraz większe poŜądanie. No, a jeszcze 
gdyby  okazało  się,  Ŝe  Ashby  lubi  łowić  ryby,  będzie 
zgubiony! 

Ashby  następnego  ranka  zbiegła  jak  kozica  z  góry  nad 

wodę i pouczała Wade'a, jak powinien łowić ryby. 

 -  Najlepiej  w  ten  sposób  -  oświadczyła  i  ucięła  gałąź  z 

drzewa,  potem  przywiązała  linkę  i  haczyk  i  poszła  w  górę 
rzeki. 

Wade  był  tak  zaskoczony,  Ŝe  nawet  się  nie  sprzeciwił. 

Obserwował  ją  w  milczeniu,  a  po  chwili  zapomniał,  Ŝe  ma 
przyglądać  się  sposobowi  łowienia  ryb,  bo  zaczął  podziwiać 
jej figurę w skąpym bikini. 

Ashby  zatrzymała  się  i  zaczęła  rozgarniać  wilgotną 

ziemię.  Wade  otworzył  usta  ze  zdumienia,  kiedy  ujrzał,  jak 
Ashby  wyciąga  wijącego  się  robaka  i  nabija  go  na  haczyk. 
Potem  sprawnie  zarzuca  wędkę  i  siada  na  brzegu.  Wędkę 
trzymała  w  obu  dłoniach,  a  wzrok  skupiła  na  powierzchni 
wody. 

background image

Wade  zaśmiał  się  głośno  sam  do  siebie.  Ta  kobieta  umie 

łowić ryby! A to dopiero wpadł! 

Ashby  odwróciła  się,  słysząc  jego  śmiech  i  cicho 

poprosiła: 

 - Nie hałasuj, bo wypłoszysz ryby. 
Wade  umocował  swoją  wędkę  na  brzegu  i  podszedł  do 

Ashby. 

 -  Naprawdę  chcesz  coś  złapać  na  taką  prymitywną 

wędkę? 

 - Mówisz jak mały chłopiec, który przechwala się, Ŝe ma 

prawdziwą  wędkę.  Oczywiście, Ŝe  złowię  rybę w  ten  sposób. 
Tak mnie uczyli bracia, a ich nauczył ojciec. 

Wade pokręcił głową z rozbawieniem. 
 - Nie wierzysz? 
 - AleŜ wierzę - odparł szybko, widząc błysk gniewu w jej 

błękitnych  oczach.  -  Nie  mogę  tylko  znaleźć  podobieństwa 
między kobietą łowiącą tu ryby, a tamtą, która przyjechała do 
Hickory sportowym porsche'em. 

Ashby zaśmiała się. 
 -  Zdradź,  co  masz  przeciwko  mojemu  samochodowi.  - 

Gdyby ktoś powiedział jej przedtem, Ŝe będzie jeszcze kiedyś 
nabijać robaka na haczyk, roześmiałaby mu się w twarz. 

Wade  wzruszył  tylko,  ramionami,  bo  trudno  mu  było 

tłumaczyć,  Ŝe  porsche  jest  symbolem  tego  stylu  Ŝycia,  z 
którym  on  juŜ  definitywnie  zerwał,  a  Ashby  ciągle  jest  do 
niego przywiązana. 

 -  ZałoŜę  się,  Ŝe  lubiłbyś  nim  jeździć.  Jest  doskonale 

przystosowany do pokonywania górskich wiraŜy. 

 - Na wyboistych drogach teŜ? 
Ashby roześmiała się przypominając sobie drogę, którą tu 

dojechali. 

 - Masz rację, nie. 

background image

Poczuła, Ŝe wędką coś szarpie, i zamilkła. Wade zauwaŜył 

to i chciał przejąć wędkę, ale mina Ashby powstrzymała go od 
tego. 

Ashby  najpierw  upewniła  się,  Ŝe  ryba  rzeczywiście 

połknęła  haczyk,  a  potem  powoli  wstała  i  zaczęła  ciągnąć 
zdobycz do brzegu. 

 - Pstrąg! - zawołała z tryumfem i wrzuciła rybę do kubła z 

wodą. - Dla mnie na obiad w sam raz. A co ty będziesz jadł? 

Wade sprawdził swoją wędkę i wrócił kręcąc głową: 
 - Nie chciałbym łowić razem z twoimi braćmi. 
 -  Nie  bój  się,  jeden  mieszka  na  Alasce,  dwóch  jest  w 

Teksasie, a jeden na Florydzie. Ale ja jestem równie dobra jak 
oni. 

 - śadne z was nie zostało w Weathersfield? - Wade usiadł 

i zarzucił wędkę w górę strumienia. 

 -  Nie,  moja  siostra  Wilma  wykłada  na  uniwersytecie  w 

Maryland,  druga,  Carol,  ma  praktykę  pielęgniarską  w 
Baltimore  i  tylko  mąŜ  Sue  jest  kongresmanem  z  Zachodniej 
Wirginii, ale mieszkają w Arlington. 

 -  Więc  dziewczęta  z  twojej  rodziny  i  tak  są  blisko 

rodzinnych stron. 

Ashby przez chwilę nie odpowiadała, zajęta nabijaniem na 

haczyk następnego robaka. 

 -  Tak  -  zarzuciła  wędkę  w  dół  strumienia  -  poza  tym 

wszyscy  spotykamy  się  co  parę  lat  u  kogoś  z  nas.  Mój  brat 
narzeka wprawdzie, Ŝe wyprowadzi się, jeśli następnym razem 
znowu wybierzemy Florydę. 

 - A twoi krewni w Weathersfield? 
 - Mam tam jakichś wujków, ciotki. - Skrzywiła się lekko. 
 - Nie odwiedzasz ich? 
Wade  był  zdumiony,  bo  choć  nie  miał  rodzeństwa,  to 

zawsze był bardzo zŜyty ze wszystkimi krewnymi. 

background image

 -  Byłam  najmłodsza  i  kiedy  moi  rodzice  umarli,  bracia  i 

siostry  juŜ  opuścili  rodzinne  strony.  Sprzedaliśmy  stare 
domostwo i juŜ więcej nie miałam prawdziwego domu. 

Ashby  była  pewna,  Ŝe  Wade  nigdy  nie  zrozumie,  jak 

bardzo  chciała  wymazać  z  pamięci  swoje  biedne  i  smutne 
dzieciństwo. 

 - 

Gdybyś 

chciała, 

moglibyśmy 

pojechać 

do 

Weathersfield. 

 - Tam nikt juŜ mnie nie pamięta! 
 - Muszą cię pamiętać, przecieŜ znali cię przez jakiś czas. 

Ile? Dwadzieścia lat? 

 -  Wiesz,  nigdy  nie  złapiemy  drugiej  ryby,  jeśli  będziesz 

bez przerwy gadał. 

Wade nie przestawał jednak zadawać pytań: 
 -  A  reszta  twojego  rodzeństwa?  TeŜ  nie  chcą  odwiedzać 

rodzinnych stron? 

 - Nie - ucięła krótko. 
 - Sądzisz, Ŝe jesteś kimś lepszym niŜ twoi krewni? Ashby 

zerwała się, rzuciła wędkę na ziemię i wykrzyknęła: 

 - Jakim prawem chcesz mnie osądzać?! Ty mieszkałeś w 

najróŜniejszych stolicach całego świata, a zazdrościłeś swoim 
kuzynom,  Ŝe  chodzą  do  szkoły  w  Hickory.  A  wiesz,  jak  się 
chodzi do takich szkół na wsi? Powiedzieć ci prawdę? 

Głęboko odetchnęła i kontynuowała: 
 -  Chodziłam  w  butach  okręconych  folią  i  wyłoŜonych 

gazetami,  a  to  dlatego,  Ŝeby  przez  dziury  nie  dostawało  się 
błoto i śnieg. Nosiłam okropne długie majty, bo miałam tylko 
leciutki  płaszczyk  na  zimę.  Oto  dlaczego  nie  chcę  o  tym 
pamiętać! 

Głos jej się załamał i poczuła piekące łzy pod powiekami. 

Za wszelką cenę postanowiła, Ŝe nie będzie płakała. Tamto juŜ 
minęło, skończyło się. JuŜ nigdy nie będzie tak marzła! Nigdy 
więcej! 

background image

Nie  mogła  jednak  powstrzymać  łez.  Jak  przez  mgłę 

zobaczyła,  Ŝe  Wade  wstaje  i chce  do  niej  podejść.  Odwróciła 
się,  łkając  spazmatycznie.  Wade  chwycił  ją i  mocno  przytulił 
do piersi. 

 -  Wypłacz  się  -  wyszeptał  i  delikatnie  pogładził  po 

włosach. 

Po chwili Ashby uspokoiła się. 
 -  Miałam  teŜ  szczęśliwe  chwile  w  dzieciństwie,  kiedy  z 

ojcem łowiliśmy ryby, chodziliśmy na jagody, bawiliśmy się. 

Zamilkła.  Wade  przytulił  ją  mocniej.  Chciał  jej  tyle 

powiedzieć, ale nie wiedział, jakich uŜyć słów. Kochał ją, juŜ 
dłuŜej  nie  mógł się  oszukiwać. Nie  mógł  jej  tego  wyznać,  bo 
to  oznaczałoby,  Ŝe  proponuje  jej  pozostanie  z  nim  na  farmie. 
Podobnie jak Kay nie mogłaby długo Ŝyć z dala od miasta, bez 
swojej ukochanej galerii. Nie, nie wolno jej tego proponować. 
A  sam  doskonale  zdawał  sobie  sprawę,  Ŝe  nie  powinien 
wracać  do  miasta.  Zbyt  dobrze  znał  swój  charakter.  Zaraz 
wciągnąłby  go  świat  ambicji  i  konkurencji,  a  to  oznaczało 
stres i wysiłek, na który nie mógł juŜ sobie pozwolić. 

Kay oskarŜała go, Ŝe popada w skrajności, ale w końcu tu 

chodziło  o  jego  serce.  Blizna  po  operacji  przypominała,  Ŝe 
jego Ŝycie zostało jakby podzielone na dwie części. Nawet dla 
miłości nie będzie w stanie, wiedział o tym z całą pewnością, 
zmienić trybu Ŝycia. 

Kocha Ashby, ale jej tego nie powie. Zachowa na zawsze 

w pamięci te słodkie chwile, a potem pozwoli jej odejść. 

background image

ROZDZIAŁ 10 
 -  Tak  bym  chciała  tu  zostać  -  powiedziała  Ashby,  kiedy 

juŜ się pakowali do wyjazdu. 

 -  Nie  mamy  juŜ  nic  do  jedzenia  -  przypomniał  Wade, 

choć i on pragnął zostać dłuŜej. Umówił się jednak z kuzynem 
Jeffem, Ŝe ten będzie zajmował się farmą najwyŜej przez trzy 
dni. 

 -  Ty  zawsze  jesteś  realistą  -  narzekała  Ashby,  ale  zaraz 

uśmiechnęła się do niego. 

W  ciągu  tych  kilku  dni  przekonała  się,  Ŝe  matka  Wade'a 

miała rację. Jej syn pod maską  gruboskórności ukrywał czułe 
serce. 

 - PrzecieŜ w rzece są jeszcze ryby. Nie moglibyśmy Ŝyć z 

darów natury? 

Wade  podniósł  Ashby  do  góry,  Ŝeby  pomóc  jej  wejść  do 

furgonetki, przez moment przytrzymał przy piersi i oznajmił: 

 -  Zostawiłem  strzelbę  w  domu,  więc  nie  mogę  polować, 

ale  mam  na  farmie  ogród,  moŜe  byś  chciała  Ŝyć  z  darów 
natury mojego ogrodu? 

Ashby  wsiadła  do  furgonetki  i  odwróciła  głowę  w  jego 

stronę.  Przyglądał  się  jej  uwaŜnie,  z  jego  zielonych  oczu  nie 
moŜna  było  jednak  wyczytać,  czy  Ŝartuje,  czy  teŜ  prosi  ją 
naprawdę. 

 - Jak długo to by miało trwać? 
Wade  juŜ  chciał  wyznać,  Ŝe  zawsze,  ale  zamiast  tego 

zapytał: 

 - A jak długo mogłabyś zostać? 
Ashby 

była 

wyraźnie 

rozczarowana. 

Nawet 

nie 

powiedział,  Ŝe  ją  kocha.  No  tak,  ale  Wade  nie  jest 
człowiekiem,  który  łatwo  opowiada  o  swoich  uczuciach.  A 
moŜe  właśnie  w  taki  sposób  chce  jej  przekazać,  co  czuje? 
Spędzili cudowne dni i wspaniale było kochać się z nim, ale to 
zbyt  krucha  podstawa,  by  na  niej  budować  trwały  związek. 

background image

Wspólne,  codzienne  Ŝycie  to  zupełnie  co  innego  niŜ 
wycieczka. 

 - Mogę zostać do połowy sierpnia - odparła, przebiegając 

w  myśli  szybko  rozkład  swoich  zajęć.  To  będzie  miesiąc 
licząc  od  dziś.  I  niech  to  będzie  prezent  urodzinowy,  który 
sobie  sama  podaruje.  -  Do  połowy  września  w  galerii  jest 
jeszcze  poprzednia  wystawa,  a  na  przygotowanie  wystawy 
sztuki ludowej potrzebuję około sześciu tygodni. 

 - Świetnie. - Pocałował ją w policzek. - Zatem załatwione. 
Zamknął drzwi i wsiadł z drugiej strony. 
Ashby  znowu  wewnętrznie  się  obruszyła.  Nawet  nie 

powiedział,  czy  się  cieszy,  Ŝe  ona  z  nim  zostaje.  Co  za 
strasznie  trudny  człowiek!  Pocieszyła  się,  Ŝe  ma  miesiąc  na 
poznanie go. 

 - Co pomyślą sobie Millie i Coot? - zapytała. 
 - Na pewno będą w siódmym niebie. 
Ashby biła się z myślami. Decyzja co do tego, czy zostać z 

człowiekiem,  którego  się  kocha,  nie  powinna  być  trudna,  ale 
czy to prawdziwa miłość? 

 - Nie dam rady podjechać na farmę moim samochodem - 

zaczęła, by choć w ten sposób kontynuować rozmowę. 

 - Tak, droga wymaga wyrównania. Zajmę się tym. 
 - Obiecaj mi, Ŝe Samson nie zje mnie na śniadanie. 
 -  Znając  cię  wiem,  Ŝe  będzie  ci  jadł  z  ręki.  Wygląda 

groźnie, ale naprawdę jest bardzo łagodny. 

 - Jaki pan, taki pies? 
 -  Ja  jestem  łagodny?!  Oj,  moja  pani,  nie  przeciągaj 

struny!  -  mruknął  groźnie  Wade,  ale  w  głębi  duszy  był 
wzruszony. 

Nie mniej niŜ ona był zaskoczony swoją propozycją, Ŝeby 

gościła u niego na farmie. Im więcej jednak o tym myślał, tym 
bardziej pomysł wydawał mu się dobry. 

background image

Ashby  wspaniale  umiała  dostosować  się  do  warunków  na 

biwaku,  ciekawe,  czy  równie  dobrze  przystosuje  się  do  Ŝycia 
na  farmie.  Dziwne,  najpierw  nie  spodziewał  się  niczego 
innego poza przelotną, letnią przygodą, a teraz pragnął czegoś 
więcej.  MoŜe  jednak  powinien  trzymać  się  od  niej  z  dala? 
Teraz  było  juŜ  za  późno.  Musi  ten  miesiąc  wykorzystać  i 
cieszyć  się,  Ŝe  Ashby  z  nim  będzie.  Tyle  juŜ  przeszedł: 
operacja  serca,  poŜegnanie  się  z  myślą  o  dalszej  karierze, 
rozpad  małŜeństwa  z  Kay.  Jakoś  przeŜyje  teŜ  i  rozstanie  z 
Ashby, kiedy minie ten wspólny miesiąc. 

 -  Jedziesz  złą  drogą.  -  Ashby  zauwaŜyła,  Ŝe  nie  wracają 

drogą, którą przyjechali. 

 - MoŜna dostać się z róŜnych stron. 
Wade prowadził furgonetkę wzdłuŜ strumienia i starał się, 

co  Ashby  od  razu  zrozumiała,  nie  niszczyć  środowiska  i  nie 
jechać  tymi  samymi  koleinami,  które  pozostały  po 
poprzednich biwakowiczach. 

Ashby  odwróciła  się,  by  jeszcze  raz  spojrzeć  na  łąkę, 

wodospad i skały. Starała się zatrzymać ten obraz na zawsze w 
pamięci. 

Cokolwiek  stanie  się  później  z  nią  i  z  Wade'em,  to 

wspomnienie  tych  cudownych  chwil  będzie  jej  zawsze 
towarzyszyć. Była mu wdzięczna. 

 - Dziękuję ci bardzo, było wspaniale. 
 -  Tak.  Cudownie  i  szaleńczo  -  sugestywnym  uśmiechem 

dał  do  zrozumienia,  Ŝe  myśli  o  tym,  jak  się  kochali  -  a 
wcześniej sądziłem, Ŝe jesteś raczej chłodna. 

 - Jesteś rozczarowany? 
Gdyby ona tylko wiedziała, co się z nim stało! WyjeŜdŜał 

z  cynicznym  zamiarem,  by  ją  do  siebie  zniechęcić,  a  takŜe 
zadowolić  rodzinę,  która  go  nieustannie  swatała,  a  wraca 
zakochany po uszy. 

background image

Wydostali  się  z  tunelu  drzew,  minęli  wąski  wąwóz  i 

wjechali na szeroką Ŝwirową drogę. 

 - Wreszcie prawdziwa droga - wykrzyknęła Ashby. 
 - Dojedziemy nią prosto do autostrady. 
 - Nie musimy wjeŜdŜać tak jak przedtem na te góry? 
 -  Nie  -  uśmiechnął  się  Wade  -  ale  przedtem  było 

ciekawiej,  szczególnie,  kiedy  zatrzymaliśmy  się  na  samej 
górze. Pamiętasz, co się zdarzyło? 

 -  Pewnie  myślałeś,  Ŝe  się  przestraszę  wysokości  i  będę 

wrzeszczała.  -  Nie  chciała  wracać  do  wspomnień,  jak  to 
pierwszy raz się kochali. 

Wreszcie  dojechali  do  Hickory.  Ashby  z  rozkoszą 

pomyślała o gorącej kąpieli. Umyje włosy szamponem, ułoŜy 
je, zrobi manikiur. A więc zostanie z Wade'em, oczywiście nie 
na  stałe.  Oboje  doskonale  wiedzieli,  Ŝe  potem  ona  wróci  do 
Georgetown. Czy on pojedzie razem z nią? Oto pytanie. 

 - Zabierzemy twoje rzeczy i jedziemy do domu, dobrze? 
 - A mój samochód? - Próbowała grać na zwłokę. 
 -  Wieczorem  porozmawiam  z  Jeffem,  Ŝeby  wyrównał 

drogę,  i  jak  to  zrobi,  zaraz  przyprowadzimy  samochód  na 
farmę. 

 -  MoŜe  byśmy  zaczekali  tutaj...  -  Sądziła,  Ŝe  moŜe 

sprowokuje go, by wreszcie powiedział coś o swych uczuciach 
do  niej.  Zaraz  jednak  w  drzwiach  pojawiła  się  Millie,  więc 
Ashby zamilkła. 

 - Jak było na wycieczce? - zapytała Millie, podchodząc do 

nich. 

 - Cudownie - odparła Ashby, wysiadając z furgonetki. 
 -  Mamo,  wpadliśmy  tylko  po  rzeczy  Ashby,  ona  zostaje 

na jakiś czas u mnie na farmie. 

Millie  ze  zdumienia  otworzyła  usta.  Za  to  Wade  był 

wyraźnie zadowolony, Ŝe zaskoczył matkę tą wiadomością. 

background image

Ashby  przepraszająco  spojrzała  na  Millie  i  pobiegła  za 

Wade'em, który pospiesznie szedł do domu. 

 - Wade, zaczekaj! 
Nie  usłyszał  jej,  bo  juŜ  wszedł  do  środka.  A  moŜe  nie 

chciał usłyszeć? 

 -  Wiesz,  uwaŜam,  Ŝe  powinniśmy  zaczekać,  aŜ  droga 

będzie gotowa - orzekła, kiedy juŜ weszła do swego pokoju. 

 - AleŜ dlaczego? - zdumiał się Wade, który juŜ wyciągał 

jej walizkę z szafy. 

 -  MoŜe  będę  potrzebowała  mojego  samochodu  -  odparła, 

choć  miała  na  końcu  języka,  Ŝe  właściwie  nie  wie,  czego  on 
od niej oczekuje. 

Podszedł do niej i wziął ją w ramiona. 
 -  Dzisiaj  jest  czwartek.  Jeff  wyrówna  drogę  dopiero  w 

sobotę. Dlaczego przez dwie noce mielibyśmy spać osobno? 

Pocałował ją. Ciągle trzymał ją mocno w ramionach. 
Rzeczywiście  dlaczego?  Zadawała  sobie  w  duchu  to 

pytanie, ale ciągle nie była zdecydowana. 

 -  O  co  chodzi?  Boisz  się  o  swoją  opinię?  JuŜ  za  późno. 

Sklep Coota to źródło informacji i obawiam się, Ŝe nie ma w 
okolicy człowieka, który nie wiedziałby juŜ o naszej wspólnej 
wyprawie. 

Ashby  chciała  go  zapytać,  czy  ją  kocha,  ale  dała  spokój. 

Zamiast tego z lekkim uśmieszkiem powiedziała: 

 - Zastanawiam się, czy będę mogła wziąć gorącą kąpiel u 

ciebie. Masz chyba łazienkę i bieŜącą wodę, zimną i gorącą? 

Na  twarzy  Wade'a  pojawił  się  wyraz  ulgi.  Podniósł  ją  do 

góry i z radości okręcił nią kilka razy w kolko. 

 - Moja pani, dla ciebie wszystko! MoŜemy zrobić gorącą 

kąpiel u mnie na farmie. 

 - Świetnie. Nie czekajmy więc i pakujmy się. 

background image

 -  Mój  BoŜe  -  westchnęła  ze  zdumieniem,  kiedy  godzinę 

później  w  łazience  Wade'a  leŜała  w  pięknej  wannie  z 
urządzeniem do podwodnego masaŜu. 

 - Czy teraz Zachodnia Wirginia podoba ci się bardziej niŜ 

przedtem? 

 - Tak, zdecydowanie bardziej. 
Kiedy  dotarli  na  farmę,  najpierw  przywitał  ich  radośnie 

Samson, a zaraz potem Wade przeniósł ją przez próg i zaniósł 
prosto do łazienki. Tam dokładnie ją namydlił, ona zrobiła mu 
tę samą przysługę i weszli pod prysznic, gdzie Wade powoli i 
słodko  kochał  się  z  nią.  Teraz  oboje  leŜeli  w  wannie  pełnej 
piany. 

 - Czy jesteś zadowolona, Ŝe przeprowadziłaś się do mnie? 

- zapytał, lekko całując jej czoło. 

 - Sama nie wiem - ziewnęła. - Jestem śpiąca. 
Wyszli z wanny, Wade owinął ją olbrzymim ręcznikiem i 

zaprowadził  do  sypialni.  Ashby  w  milczeniu  przyglądała  się 
łóŜku, wreszcie wykrzyknęła: 

 - Wade, jakie to piękne! 
 - Nie jest zbyt wygodne, kiedy chce się siedzieć i czytać - 

powiedział, zdejmując narzutę i pomagając jej przykryć się. 

 - Wade - zarzuciła mu ręce na szyję, kiedy schylił się, by 

ją  pocałować  -  powiedz,  dlaczego  nie  chcesz  sprzedać  mi 
swoich mebli? 

W jego spojrzeniu widać było rozdraŜnienie, ale usiadł na 

brzegu łóŜka i spokojnie powiedział: 

 -  PoniewaŜ,  uparciuchu,  znam  siebie  zbyt  dobrze.  Jak 

tylko  poczuję  smak  sukcesu,  będę  chciał  osiągnąć  więcej. 
Zatrudnię  pomocników  i  zamienię  swoją  farmę  w  fabrykę. 
Zawsze  chciałem  być  najlepszy  we  wszystkim,  cokolwiek 
robiłem. 

 -  Najlepiej  wcale  nie  musi  oznaczać  najwięcej.  -  Ashby 

delikatnie  wodziła  ręką  po  jego  policzku.  -  Nigdy  nie 

background image

pozwoliłabym  ci  zatrudniać  pomocników  i  uruchomić 
fabrycznej  produkcji.  Sprzedawałabym  tylko  to,  co  sam  byś 
mógł zrobić. 

 -  Nie  rozumiesz,  Ŝe  po  jakimś  czasie  twoja  galeria  nie 

wystarczyłaby  mi.  Wiem,  Ŝe  chyba  tylko  dziesięciu  ludzi  w 
kraju  zajmuje  się  robieniem  mebli  w  takim  stylu  i  w  tak 
tradycyjny  sposób.  Jestem  pewien,  Ŝe  na  rustykalne  meble 
byłby  zbyt.  Wiele  osób  ma  domy  wakacyjne  na  wsi,  ludzie 
pragną  uciec  od  seryjnych  mebli  i  wnieść  do  wnętrz  swoich 
domów jakiś powiew natury i staroświeckości. Ale ja nie będę 
się  tym  zajmował  na  taką  skalę.  Pracowałem  kiedyś  bardzo 
cięŜko i dorobiłem się ataku serca. Zrozum, Ŝe nie mogę teraz 
naraŜać  się  na  stresy,  które  nieuchronnie  niesie  ze  sobą 
konkurencja na rynku. 

Ashby uwaŜnie wpatrywała się w twarz Wade'a. Widziała, 

ile go kosztowało wyznanie tego wszystkiego. Jednak ona nie 
zgadzała się z tym, co mówił Wade. 

 - A farma - zapytała ostroŜnie - dlaczego jej nie zmieniłeś 

w duŜe przedsiębiorstwo? 

 -  To  nie  było  konieczne.  Zarobiłem  dosyć  pieniędzy,  tak 

Ŝ

e  spokojnie  wystarczy  mi  do  końca  Ŝycia.  Poza  tym  mam 

dochody  z  róŜnych  inwestycji,  w  których  ulokowałem  część 
gotówki. A co waŜniejsze, to zawsze uwaŜałem, Ŝe farma nie 
powinna  być  duŜa.  Nie  czuję  najmniejszej  potrzeby 
powiększania  jej  czy  ulepszania.  Zanim  kupiłem  tę  farmę, 
Coot  teŜ  zmniejszył  swoją,  sprzedał  bydło,  ziemię 
wydzierŜawił i uprawia tylko ogródek. Postanowiłem pójść w 
jego ślady. A poza tym - tu na jego twarzy pojawił się wyraz 
dumy  -  zacząłem  stosować  biodynamiczne  metody  uprawy  i 
mam  zdrową  Ŝywność.  Szynka,  którą  jadłaś  u  Coota, 
pochodziła z pierwszej świni, jaką wyhodowałem tutaj. 

 - Nadałeś śwince jakieś imię? - Wesołe iskierki w oczach 

Ashby świadczyły o tym, Ŝe Ŝartuje. 

background image

 - Oczywiście, nazywałem ją Świnią i wiesz, zrozumiałem, 

Ŝ

e powiedzenie „Ŝreć jak świnia" jest uzasadnione. 

Ashby  roześmiała  się  wesoło,  zadowolona,  Ŝe  jej  Ŝarcik 

rozładował napięcie Wade' a. 

 - Ile będziesz hodował świń w tym roku? 
 -  Jedną  lub  dwie.  Obiecałem  matce  i  Annie,  Ŝe  dostaną 

ode mnie szynkę na święta. 

Wade  przyglądał  się  jej  speszony  i  zaciekawiony, 

dlaczego wygląda na tak zadowoloną. 

 -  Nie  masz  zamiaru  hodować  dziesięciu  czy  dwunastu? 

Nie  zastanawiałeś  się  nad  tym,  Ŝe  mógłbyś  swoją  doskonałą 
szynkę sprzedawać w sklepach? 

Wade  zrozumiał,  o  co  jej  chodzi.  Porównywała  sprawę 

wytwarzania  szynki  i  produkowania  mebli  i  chciała  mu 
udowodnić, Ŝe jest moŜliwe uprawianie hobby na małą skalę. 

 -  Powinnaś  była  zostać  adwokatem  -  stwierdził  i  zaczął 

wygładzać prześcieradło, jakby chciał uniknąć dalszych pytań. 

 -  W  naszej  rodzime  mój  brat  Andy  został  adwokatem. 

Podobno  od  momentu,  kiedy  zaczęłam  mówić,  ciągle  się  z 
nim spierałam. 

 - Współczuję mu. De ma lat? 
 -  Czterdzieści, a  moja  siostra  Sue  ma  trzydzieści  osiem  i 

to  ona  zawsze  była  rozjemcą,  więc  bardziej  powinieneś 
współczuć  jej  i  mnie.  Byłam  najmłodsza  i  wszyscy  się  mnie 
czepiali. - Zrobiła płaczliwą minkę. 

 - Byłaś raczej kapryśna i rozpieszczona. 
Ashby  wyciągnęła  poduszkę  zza  pleców  i  rzuciła  nią  w 

Wade'a,  a  on  chwycił  drugą  i  rzucił  w  nią,  ale  po  chwili 
zabawy zaczęli się kochać. 

Kiedy juŜ wstali z łóŜka, Ashby postanowiła rozejrzeć się 

po  mieszkaniu.  Były  w  nim  wełniane  indyjskie  dywany, 
drewniane  afrykańskie  figurki,  na  kominku  stał  szwajcarski 
zegar  z  kukułką,  na  półce  z  ksiąŜkami  ujrzała  oprawione  w 

background image

skórę  dzieła  Szekspira.  Taka  róŜnorodność  doskonale 
obrazowała  złoŜony  charakter  Wade'a.  Była  to  róŜnorodność 
tworząca  jednak  pewną  spójną  i  fascynującą  całość  -  tak, 
fascynującą  i  zarazem  niedostępną.  Ashby  była  trochę 
zaniepokojona. Wade jest tak dumny ze swej farmy i ze swego 
domu  i  widać,  jak  kocha  to  miejsce.  Coraz  bardziej 
utwierdzała  się  w  przekonaniu,  Ŝe  nie  ma  mowy,  by  Wade 
mógł zamieszkać u niej w Georgetown. 

 - Hej, o czym tak myślisz? - Wade machnął dłonią przed 

jej  oczami,  jakby  odganiając  złe  myśli.  -  Wiem,  Ŝe  kominek 
moŜe mieć magnetyzujące działanie, ale w tym nawet jeszcze 
nie rozpaliłem ognia! - Pocałował ją lekko w policzek. 

Ashby z wysiłkiem uśmiechnęła się do niego. 
 - Co powiedział Jeff? 
Wade przed chwilą wychodził, by umówić się z kuzynem 

w sprawie naprawy drogi. 

 -  Zgodził  się  na  sobotę,  to  będzie  dla  niego  dodatkowa 

praca. 

 - DuŜo to kosztuje? 
Wade usiadł na kanapie, wzruszył ramionami. 
 - Jesteś warta takiego wydatku. Rzeczywiście, droga była 

dość długa i nawet naprawa 

za cenę, na którą zgodził się Jeff, była sporym wydatkiem. 
 - Za to oczekuję nagrody. - Wymownie poklepał miejsce 

obok siebie na kanapie. 

 - Och, cały dzień dzisiaj siedziałam, pójdę teraz na spacer. 
Ashby czuła, Ŝe nie moŜe ani sekundy dłuŜej patrzeć na to 

mieszkanie. Wade pozwolił odejść Ŝonie i wyprowadzić się do 
miasta.  Czy  ona,  Ashby,  moŜe  oczekiwać,  Ŝe  dla  niej  opuści 
farmę? 

Była  tak  zdenerwowana,  Ŝe  trzasnęła  wyjściowymi 

drzwiami. 

background image

Samson podbiegł do niej. Pogłaskała psa po głowie, jakby 

chciała zapomnieć o strachu, który ją ogarnął pierwszy raz na 
widok  tego  olbrzyma.  Samson  potraktował  jej  gest  jako 
zaproszenie i szedł przy nodze. 

Wade wbiegł na werandę i zawołał: 
 - Poczekaj, zmienię buty i pójdę z tobą. Ashby nawet nie 

odwróciła głowy. 

Wade  zrozumiał,  Ŝe  coś  ją  trapi  i  zastanawiał  się,  czy 

moŜe  jej  samej  pozwolić  iść  na  spacer.  Większa  część  farmy 
od  lat  nie  była  uprawiana  i  zarósł  ją  dziki  gąszcz,  w  którym 
Ŝ

yło  sporo  leśnych  zwierząt.  Raz  nawet  widział  czarnego 

niedźwiedzia,  a  kiedyś  węŜa.  Skoro  jednak  będzie  z 
Samsonem, nic jej się nie stanie. 

Popatrzył  na  wydłuŜające  się  cienie  i  miał  nadzieję,  Ŝe 

Ashby będzie na tyle rozsądna, Ŝeby wrócić przed zmrokiem. 
Jeśli  nie,  dopiero  wtedy  wyjdzie  po  nią,  a  tymczasem 
przygotuje coś dobrego na kolację i rozpali ogień w kominku. 
Kiedy Ashby wróci, na pewno opowie, co tak ją zmartwiło. 

Tymczasem Ashby szła nie myśląc zupełnie, dokąd idzie, 

aŜ  dotarła  do  szczytu  wzgórza.  Usiadła  na  kamieniu.  Samson 
ułoŜył się obok niej i połoŜył łeb na jej kolanach. Spoglądała 
na oświetlone róŜowymi promieniami zachodu szczyty gór i w 
roztargnieniu głaskała Samsona. 

 -  Co  mam  zrobić?  -  zapytała  go,  ale  pies  patrzył  tylko  z 

zadowoleniem. 

 - Kocham takiego gbura! 
Pies uniósł głowę i popatrzył na nią. Ashby była pewna, Ŝe 

dostrzegła  wyraz  sympatii  i  zrozumienia  w  jego  brązowych 
oczach. 

 -  Wiesz, chciałabym  wyjść  za niego  i  urodzić mu  dzieci, 

ale on jest zakochany tylko w tej głupiej farmie. 

Samson  wyciągnął  się  nadstawiając  na  pieszczoty.  Ashby 

zaczęła głaskać go po brzuchu kontynuując swoje Ŝale. 

background image

 -  Nawet  jeśli  twój  pan  mnie  kocha,  to  co  mam  zrobić, 

Ŝ

eby  mieć  i  jego,  i  moją  galerię.  On  w  ogóle  nie  ma  zamiaru 

wracać do miasta. 

Nowofundlandczyk pomrukiwał z zadowolenia. 
 - Gdybym była mądra, spakowałabym się i odeszła, póki 

jeszcze jest na to czas. 

Zesztywniała  na  samą  myśl  o  tym,  a  w  sercu  poczuła 

dziwne ukłucie, kiedy wyobraziła sobie, Ŝe nie zobaczy więcej 
Wade'a. 

Samson próbował zaczepiać ją łapą i zachęcał do zabawy, 

ale Ashby nie zwracała na to uwagi. Podciągnęła nogi, oparła 
głowę na kolanach i pogrąŜyła się w rozmyślaniach. Po chwili 
wybuchnęła: 

 -  Miłość  powinna  przecieŜ  człowieka  uszczęśliwiać! 

Samson  wstał  i  dotknął  nosem  jej  szyi.  Objęła  go  za  głowę, 
wtuliła twarz w miękkie, ciepłe futro i wybuchnęła płaczem. 

 - Kocham go, chcę mieć dzieci, ale chcę teŜ moją galerię - 

zawołała,  podnosząc  głowę.  Samson  polizał  jej  mokre 
policzki.  Roześmiała  się  wtedy,  pogłaskała  go.  Przypomniała 
sobie,  co  zawsze  powtarzała  Sue,  Ŝe  najmłodsza  latorośl 
White'ów lubi wyzwania. To ją otrzeźwiło. 

A  moŜe  tym  razem  chce  osiągnąć  jednak  coś 

niemoŜliwego? 

 -  Musimy  znaleźć  jakiś  kompromis  -  powiedziała  do 

Samsona. 

Wreszcie spotkała męŜczyznę, którego kocha i nie opuści 

go bez walki. 

 -  Waszyngton  to  coś  zupełnie  innego  niŜ  Chicago.  A  ja 

nie  jestem  Kay.  Nie  proszę  go,  by  wrócił  do  pracy  i  nie 
pozwolę,  Ŝeby  swoją  pasję  robienia  mebli  przekształcił  w 
produkcję.  Po  prostu  nie  pozwolę!  I  wcale  nie  kaŜę  mu 
sprzedawać farmy, moŜemy tu mieć dom na wakacje. 

background image

Samson  zaszczekał  radośnie  czując,  Ŝe  poprawił  się  jej 

humor. 

 -  Oczywiście, ciebie teŜ  zabierzemy  -  zapewniła  go.  -  W 

Waszyngtonie  jest  mnóstwo  parków  i  będziemy  chodzili 
codziennie na spacery. 

Wstała i zdecydowała: 
 -  Wieczorem  zadzwonię  do  galerii  i  powiem  im,  Ŝe 

zostaję  tu  na  wakacje.  Będę  miała  cały  miesiąc,  aby 
udowodnić Wade'owi, Ŝe nie moŜe beze mnie Ŝyć. 

Otarła łzy i czuła się teraz pełna energii i optymizmu. 
Zaczęła  wracać  tą  samą  drogą,  którą  przyszła.  Samson 

szedł obok niej. 

Nagle  Ashby  zatrzymała  się.  Przypomniały  się  jej  słowa 

Wade'a,  Ŝe  nigdy  nie  robi  niczego  połowicznie.  Czy  zatem 
słowo kompromis w ogóle istnieje w jego słowniku? 

Samson  podszedł  do  niej  i  szturchał  ją  nosem, 

przypominając, Ŝe to juŜ czas na jego kolację. 

 - Dobrze, dobrze, juŜ idę. 
Postanowiła, Ŝe musi nauczyć tego uparciucha, co znaczy 

słowo kompromis, choćby miała mu to wbić do głowy! 

background image

ROZDZIAŁ 11 
Wade przystosował się do wiejskiego Ŝycia, i podobnie jak 

inni mieszkańcy wsi, chodził spać wcześnie i wstawał bardzo 
rano.  Sądził,  Ŝe  jest  dla  Ashby  bardzo  miły,  bo  pozwala  jej 
spać  do  ósmej.  Zresztą  zawsze,  takŜe  w  Georgetown, 
wstawała o tej porze. 

Wade nie jadał śmietany i masła, bardzo rzadko pił mleko, 

więc  nie  trzymał  krowy.  Ashby  nie  mogła  pojąć,  po  co  musi 
tak wcześnie wstawać skoro nie doi krów. 

 -  Kto  wcześnie  wstaje,  temu  Pan  Bóg  daje.  -  Taka  była 

jego odpowiedź. 

 - Masz właściwie juŜ wszystko. Czego byś jeszcze chciał? 

- Nie dawała za wygraną. 

Ś

miał  się  tylko  i  nie  zmieniał  niczego  w  swoim  rytmie 

dnia.  Kiedy  Ashby  jeszcze  spała,  on  zbierał  jajka  z  kurnika, 
które w większości rozdawał swoim kuzynom, doglądał sadu i 
szedł  na  długi  spacer  z  Samsonem.  Wracał  i  wtedy  budził 
Ashby.  Czasami  przynosił  jej  kawę  i  śniadanie  do  łóŜka. 
Czasami  delikatnie  odkrywał  kołdrę,  brał  ją  na  ręce  i  zanosił 
do łazienki pod prysznic albo do wanny. Ashby ubóstwiała te 
niespodzianki. 

Ranki  spędzali  na  zbieraniu  owoców  z  sadu,  sprzątaniu 

domu i przygotowywaniu obiadu. 

Popołudniami  wyjeŜdŜali  na  wycieczki  w  okolicę.  Ashby 

nalegała,  by  Wade  prowadził  jej  porsche'a.  On  zgodził  się  i 
nawet przyznał, Ŝe na górskich drogach samochód świetnie się 
sprawuje i doskonale pokonuje wiraŜe. Jednak kiedy był rano 
sam, patrzył na porsche'a z niechęcią, gdyŜ był przekonany, Ŝe 
symbolizuje on świat pośpiechu i dąŜenia za wszelką cenę do 
kariery. Świat, do którego naleŜała Ashby, a który on dawno i 
bez Ŝalu porzucił. 

Ashby  w  biurze  informacji  turystycznej  otrzymała  spis, 

gdzie  i  kiedy  odbywają  się  jarmarki  z  udziałem  artystów 

background image

ludowych. Bardziej cieszyły ją jednak nieoczekiwane odkrycia 
ciekawych  twórców  gdzieś  w  małych,  zagubionych  osadach. 
Zdumienie  i  wyraźna  przyjemność  na  twarzach  tamtejszych 
rzemieślników  sprawiały,  Ŝe  czuła  się  jak  Święty  Mikołaj 
rozdający podarki. 

Wade  spostrzegł,  Ŝe  Ashby  nie  tylko  w  stosunku  do  jego 

kuzynki  Anny,  ale  takŜe  wobec  najskromniejszego  nawet 
rzemieślnika  zachowuje  się  z  jednakową  szczerością  i 
uczciwością.  Nigdy  nie  szczędziła  wysiłku  i  pieniędzy,  jeśli 
tylko  uwaŜała,  Ŝe  moŜe  zrobić  dobry  interes.  Nigdy  teŜ  nie 
pozwalała się nabierać. 

Pewnego  razu  cierpliwie  wyjaśniała  kwestię  transportu 

eksponatów pewnemu garncarzowi, który narzekał na znaczne 
koszty wysyłki swoich dość cięŜkich i kruchych wyrobów. 

 -  Płacę  swoim  klientom  za  wysyłkę  i  gwarantuję 

przysłanie  z  powrotem  kaŜdej  nie  sprzedanej  rzeczy,  ale  nie 
mogę  brać  odpowiedzialności  za  to,  co  się  moŜe  stać  z 
przesyłką. 

 - Dlaczego? - zdziwił się Wade. 
 -  Tylko  wielkie  galerie  stać  na  własny  transport  i  mogą 

zgłaszać się po odbiór zamówionych dzieł wprost u twórcy. Ja 
nie  mogę  sobie  na  to  pozwolić,  dlatego  teŜ  artyści  muszą 
ponosić ryzyko i są współodpowiedzialni za przesyłki. 

 -  Czy  chciałabyś  powiększyć  swoją  galerię?  Wade 

koncentrował  się  na  prowadzeniu  porsche'a,  ale  kątem  oka 
obserwował Ashby. 

Uśmiechnęła  się  zadowolona,  Ŝe  interesuje  się  jej 

sprawami. 

 -  Marzę  o  tym,  by  otworzyć  moje  galerie  jeszcze  w 

Nowym Jorku i w Los Angeles. 

Wade zacisnął ręce na kierownicy i w duchu zbeształ się, 

Ŝ

e  zadał  to  pytanie.  Uruchomienie  galerii  na  terenie  całego 

background image

kraju  wymagałby  kredytów,  negocjacji  z  bankami,  słowem 
byłoby to przedsięwzięcie całkowicie ją absorbujące. 

 -  Oczywiście,  potrzebowałabym  wtedy  dobrego  doradcy 

finansowego.  Właściwie  to  jestem  bardzo  zadowolona,  Ŝe 
mam  małą  galerię,  nie  muszę  przed  nikim  się  tłumaczyć  i 
decyzje podejmuję na własną odpowiedzialność. 

 - Bardzo inteligentnie - pochwalił ją Wade. Ashby starała 

się  ukryć  niezadowolenie.  Oczekiwała,  Ŝe  raczej  będzie  ją 
zachęcał  do  powiększenia  galerii  i  wskaŜe  jej  sposoby,  jak 
postępować.  Pocieszyła  się  myślą,  Ŝe  przynajmniej  nie 
sprzeciwiał  się  licznym  podróŜom  po  zakupy  eksponatów  na 
wystawę  i  nawet  pomagał  w  znajdowaniu  najlepszych 
rzemieślników.  Kiedyś  nawet  sam  zaproponował,  Ŝeby 
wybrali  się  do  Elkins  College,  gdzie  rzemieślnicy  i  muzycy 
ludowi  prowadzili  kursy  sztuki  ludowej.  Ashby  była  wtedy 
pewna,  Ŝe  Wade  coraz  bardziej  interesuje  się  sprawami  jej 
galerii. 

 - Wiesz, to, co zapamiętałam z dzieciństwa w Zachodniej 

Wirginii,  to  przede  wszystkim  brak  wszystkiego.  Nigdy  nie 
uświadamiałam  sobie,  jakie  tu  jest  bogate  dziedzictwo 
kulturowe. 

Wade nie przerywał wiedząc, Ŝe Ashby głośno rozmyśla. 
 - Moja zastępczyni Joanna nigdy nie zetknęła się z czymś 

podobnym. Zawsze zazdrościłam jej tego, Ŝe wychowała się w 
zamoŜnej  mieszczańskiej  rodzinie,  ale  dopiero  teraz  widzę, 
jakie  tam  u  nich  wszystko  było  -  nie  mogła  znaleźć 
właściwego słowa - jakie to było sterylne i wyprane z uczuć. 

Wade wziął ją za rękę i zapytał z nadzieją w głosie: 
 - Polubiłaś Zachodnią Wirginię? 
 -  Tak,  bardzo.  Cieszę  się,  Ŝe  dawne  zwyczaje  i  folklor 

przetrwały  tu  jeszcze.  To  bardzo  waŜne,  bo  jest  wielu  ludzi 
takich jak ja, którzy o tym zapomnieli. 

 - Opowiedz mi coś o Joannie. 

background image

Wade  miał  nadzieję,  Ŝe  Ashby  porównując  swoją 

przeszłość  i  przyszłość  w  Waszyngtonie  dojdzie  do  wniosku, 
Ŝ

e  przyszłość  moŜe  okazać  się  równie  nieciekawa  jak 

dzieciństwo  Joanny.  Domyślił  się,  Ŝe  Joanna  jest  dla  Ashby 
kimś  więcej  niŜ  pracownicą.  Kiedyś  kupowała  koronkowy 
szal  dla  Millie  i  dragi  wełniany  dla  Joanny.  Powiedziała 
wtedy,  Ŝe  ciepłe,  rdzawe,  brązowe  i  czerwone  kolory  będą 
doskonale pasowały do włosów jej zastępczyni. 

 -  Joanna  ma  metr  osiemdziesiąt  i  jest  wspaniała.  śaden 

męŜczyzna nie moŜe się jej oprzeć. Nie wiem, czy zgodzę się, 
Ŝ

ebyś ją poznał. 

Wade  uśmiechnął  się.  Nie  miał  najmniejszego  zamiaru 

poznawać  Joanny  -  niech  sobie  mieszka  w  Georgetown,  a 
Ashby niech zostanie w Zachodniej Wirginii. 

Kilka  dni  później,  w  czasie  kolejnej  wyprawy,  Ashby 

znalazła  odpowiedni  prezent  dla  Coota.  Odwiedzili  wtedy 
Cass Scenic Railroad State Park i przejechali się starą kolejką, 
słuŜącą kiedyś do przewozu drewnianych bali. Potem spotkali 
sprzedawcę  lalek  i  Ashby  od  razu  dostrzegła  dziwne 
podobieństwo  jednej  z  nich  do  Coota.  Głowa  lalki  była 
zrobiona  z  wysuszonego  jabłka,  w  którym  zaznaczono  nos, 
usta, policzki. Miała teŜ kapelusz, perukę, okulary i fajkę. 

Wade  pokiwał  tylko  głową  i  próbował  ukryć  irytację, 

kiedy  Ashby  od  razu  zaczęła  ze  sprzedawcą  swój  zwykły 
handlowy  dialog.  Wade  zaplanował  ten  wyjazd  tylko  jako 
wycieczkę  dla  odpoczynku  i  miał  cichą  nadzieję,  Ŝe  choć  na 
ten czas myśli Ashby oderwą się od galerii. 

Coot  udawał  trochę  niezadowolonego,  kiedy  Ashby 

wręczyła mu lalkę. 

 - A cóŜ ja mam z nią zrobić? 
Ale  kiedy  Ashby  pocałowała  go  w  policzek,  rozchmurzył 

się  i  postąpił  tak,  jak  mu  poradziła.  Posadził  lalkę  tuŜ  przy 
kasie  w  swoim  sklepie.  Ashby  zaprojektowała  teŜ  rodzaj 

background image

wizytówki  z  nazwiskiem  i  adresem  producenta  lalek  i  na 
własny  koszt  kazała  wydrukować  spory  ich  zapas,  by  klienci 
w  sklepie  Coota,  którzy  zainteresują  się  lalką,  mogli  od  razu 
dostać dokładną informację. 

 -  Co  to  za  interesy,  kiedy  musisz  jeszcze  do  nich 

dokładać? - zaŜartował Wade. 

Siedzieli na werandzie. Ashby połoŜyła głowę na ramieniu 

Wade'a i wyznała mu, co ją trapi. 

 -  Tak  bym  chciała  mieć  więcej  miejsca  w  mojej  galerii. 

Nie  musiałabym  wtedy  odrzucać  tylu  pięknych  przedmiotów, 
których nie mogę u siebie pomieścić. 

Milczała  i  rozmyślała  o  tych  wszystkich  artystach 

ludowych, którym tak by chciała pomóc. 

 - Mam! - wykrzyknęła olśniona nagłym pomysłem. 
 -  MoŜna  by  sprzedawać  przecieŜ  niektóre  rzeczy  w 

sklepie Coota! 

Wade  wzruszył  ramionami,  niezbyt  zadowolony  z 

pomysłu. 

 - Zapytaj go o to sama. 
Ashby postanowiła zrobić to w najbliŜszą niedzielę, kiedy 

pojadą do Millie i Coota na obiad. 

Gdy  juŜ  tam  przyjechali,  Ashby  wcale  nie  przystąpiła  od 

razu do rzeczy, tylko zaczęła opowiadać o wycieczce do Cass 
Scenic  Railroad  State  Park.  Opisywała,  jakie  tam  widziała 
sklepy i co w nich sprzedawano. 

Siedzieli przy duŜym owalnym stole nakrytym najlepszym 

obrusem  i  najelegantszą  porcelaną  Millie.  JuŜ  po  obiedzie 
Ashby przeszła do sprawy. 

 -  Coot,  twój  sklep  jest  równie  ładny,  jak  tamte  w  Cass. 

Czy  nigdy  nie  myślałeś,  Ŝeby  sprzedawać  u  siebie  więcej 
wyrobów  sztuki  ludowej?  MoŜna  by  zrobić  katalog  i 
prowadzić sprzedaŜ wysyłkową, tak jak to robią w Vermont. 

background image

Coot był tak zaskoczony pomysłem, Ŝe aŜ otworzył usta ze 

zdumienia. Ashby mówiła dalej: 

 - Dzięki odpowiedniej reklamie Hickory mogłoby stać się 

sławne. Turyści będą przyjeŜdŜali specjalnie do sklepu Coota. 

 -  Zachodnia  Wirginia  to  nie  to  samo  co  Vermont  - 

mruknął Coot. - Pamiętam, jak kiedyś wysyłaliśmy nasz syrop 
klonowy.  Ludzie  płacili  więcej  wtedy,  kiedy  myśleli,  Ŝe  jest 
on z Vermont. 

 -  To  zrozumiałe.  Vermont  był  pierwszym  stanem,  który 

reklamował  sprzedaŜ  syropu  klonowego  -  nie  ustępowała 
Ashby.  -  Zachodnia  Wirginia  dołączyła  później.  ZauwaŜcie, 
jak  w  ciągu  ostatnich  paru  lat  powstają,  gdzie  się  tylko  da, 
wyciągi  narciarskie,  a  tu  u  nas  mamy  fantastyczne  warunki, 
góry Potomac, Canaan Valley, Silver Creek. 

 - My? - zdumiał się Wade. 
Ashby  zarumieniła  się.  Rzeczywiście  nie  mogła  ukryć 

zdziwienia, kiedy Wade pokazywał jej zmiany, jakie zaszły w 
Wirginii.  Wade  ironizował,  Ŝe  w  pamięci  Ashby  wszystko 
uległo jakby zamroŜeniu i dlatego tak trudno było jej uwierzyć 
w  to,  co  widzi  na  własne  oczy.  Oczywiście  powinna  była 
przewidzieć,  Ŝe  dla  ratowania  gospodarki,  po  zamknięciu 
kopalni węgla, stan będzie musiał się nastawić na turystykę. 

 -  Ona  przecieŜ  stąd  pochodzi  -  przypomniała  Wackowi 

jego matka. 

 -  Tak,  pochodzi  stąd,  ale  do  tej  pory  nie  odwiedziła 

swoich  krewnych  w  Weathersfield,  a  nie  widziała  ich  od 
piętnastu  lat.  I  w  ogóle  nie  ma  najmniejszego  zamiaru 
pojechać do nich. 

 -  PrzecieŜ  ci  powiedziałam,  dlaczego  tak  postępuję  - 

wtrąciła zaniepokojona Ashby. 

Wade  dostrzegł  wyrzut  w  jej  błyszczących  oczach  i 

odwrócił  wzrok.  Nie  miał  zamiaru  jej  zranić,  chciał  tylko, by 
jego  rodzina  nie  traktowała  jej  zbyt  serio.  Nie  cierpiał  tej 

background image

galerii!  Zaś  wszystko,  co  Ashby  robiła,  sprowadzało  się  w 
końcu do galerii. 

 -  Nie  ma  nic  waŜniejszego  niŜ  rodzina  -  orzekł  Coot, 

patrząc surowo na Ashby. 

 - Jestem pewna, Ŝe Ashby ma waŜne powody i Ŝe Wade je 

zna  -  odezwała  się  Millie.  -  To  brzydko  z  jego  strony,  choć 
chyba wiem, dlaczego tak się zachowuje. 

Pochyliła się i szeptem zapytała Wade'a: 
 -  Synu,  czyŜ  miłość  nie  jest  wspaniałą  rzeczą?  Wade 

skrzywił się. 

Millie z uśmiechem odwróciła się do ojca i zmieniła temat 

rozmowy, powracając do projektu związanego ze sklepem. 

 -  Wydaje  mi  się,  Ŝe  Ashby  ma  dobry  pomysł.  Nie  tylko 

Anna  robi  piękne  kilimy.  Moglibyśmy  pomóc  nie  tylko 
ludziom  takim  jak  ona,  ale  pomyśleć  o  załoŜeniu  restauracji, 
barów,  hoteli  i  w  ogóle  o  rozwoju  turystyki  tu,  w  Hickory  i 
Clairmont. 

 -  Tak,  ludzie  będą  potrzebowali  sklepów  z  Ŝywnością  - 

stwierdził Coot, pykając z fajeczki. 

 -  W  twoim  sklepie  moŜna  by  trochę  zmienić  wystrój  i 

mógłbyś sprzedawać nie tylko Ŝywność, ale i inne rzeczy. 

Ashby  spojrzała  w  kierunku  Wade'a,  szukając  u  niego 

wsparcia,  ale  jego  twarz  nie  wyraŜała  Ŝadnych  uczuć.  Nie 
patrzył na nią. 

 -  Nie  wiem,  czy  bym  sobie  poradził.  Jestem  stary  i 

wątpię, czy nauczę się czegoś nowego. 

 -  Pomogę  ci  -  zapewniła  Ashby.  -  Będę  na  początek 

rozprowadzała  foldery  reklamowe  w  mojej  galerii.  Wystawa 
sztuki ludowej na pewno wzbudzi zainteresowanie wielu osób, 
a  wtedy  w  folderze  znajdą  informację,  gdzie  moŜna  kupić 
przedmioty podobne do tych, które były na wystawie. 

 - A skąd ja mogę wiedzieć, co podoba się mieszczuchom? 

- Coot wytrząsnął popiół z fajki. 

background image

 - Poza tym, po zakończeniu wystawy w twojej galerii oni 

będą pozostawieni sami sobie - wtrącił Wade. 

 - No nie, jeśli się z nią oŜenisz, to nie - stwierdził Coot. 
Wade zerwał się na równe nogi. 
 - Przepraszam, pójdę się przejść. 
 - Kochasz go, prawda? - cicho spytała Millie. 
 - Tak - odpowiedziała szczerze Ashby. 
 - On ciebie teŜ kocha, daj mu tylko trochę czasu. 
Millie  objęła  ją,  ale  Ashby  mimo  to  czuła  się 

nieszczęśliwa.  Chciałaby  usłyszeć  takie  wyznanie  od  Wade'a. 
Był  juŜ  początek  sierpnia,  czas  uciekał,  a  on  nie  powiedział 
jej, czy ją kocha. 

Wade  prawie  nie  odzywał  się,  kiedy  wracali  na  farmę. 

Ashby  oczekiwała  przeprosin  z  jego  strony  i  teŜ  milczała.  W 
domu udali się do sypialni i połoŜyli się z daleka od siebie. W 
nocy Wade obudził się i dotknął jej, kochali się w milczeniu, 
ale czule. Potem Wade wyszeptał, całując ją w czoło: 

 - Bardzo cię przepraszam, nie powinienem był tak mówić 

wieczorem. 

Ashby  chciała  zapytać,  dlaczego  ją  zranił,  ale  wiedziała, 

Ŝ

e przeprosiny duŜo go kosztowały, więc powiedziała tylko: 

 - Wybaczam ci. - Pocałowała go. 
 -  Mówiłaś  kiedyś,  Ŝe  panieńskie  nazwisko  twojej  matki 

brzmiało Ashby. 

Ashby przytaknęła i zapytała: 
 - A dlaczego to cię interesuje? 
 - Tak sobie, bez powodu. Spijmy juŜ. 
Wade  leŜał  jeszcze  dłuŜszy  czas  i  obmyślał  sposoby 

ś

ciślejszego  związania  Ashby  z  rodzinnymi  stronami,  bo  to 

oznaczało zarazem, Ŝe przywiązałaby się do niego. 

Wstał  wcześnie,  kiedy  tylko  świt  zaróŜowił  niebo  i 

zadzwonił  do  informacji.  Zapisał  numery,  o  które  prosił, 

background image

karteczkę  schował  do  portfela  i  poszedł  do  swoich 
codziennych zajęć. 

Ashby  obudziła  się  i  z  niedowierzaniem  popatrzyła  na 

zegar. Była prawie dziesiąta. Dlaczego Wade jej nie obudził? 
Czy jej się tylko śniło, Ŝe ją przeprosił? 

Poszła  do  łazienki,  wzięła  prysznic,  ubrała  się.  Wade 

ciągle nie przychodził. Poszła go poszukać. Najpierw zajrzała 
do  ogrodu,  nie  było  go  tam.  Potem  zobaczyła,  Ŝe  wrota 
stodoły są otwarte. Tam była jego pracownia, tam wykonywał 
zimą  większość  swoich  mebli.  Zimą,  bo  wtedy  było  mniej 
pracy na farmie. 

 -  Hej,  jest  tam  kto?  -  zawołała,  wchodząc  za  próg  z 

pewnym wahaniem. 

Wade  odwrócił  się.  Jego  sylwetka  rysowała  się  wyraźnie 

na  tle  olbrzymiego  okna  we  wschodniej  ścianie  stodoły. 
Samson  podniósł  się  ze  swego  miejsca  i  wesoło  machał 
ogonem na powitanie. 

 - Wcześnie dziś wstałaś - powiedział Wade, podchodząc i 

mocno ją obejmując. 

Samson  wspiął  się  na  tylne  łapy,  a  przednie  oparł  na 

ramionach  Wade'a,  jakby  upominając  się,  Ŝeby  i  o  nim  nie 
zapomnieć. 

 - Nie Ŝartuj, juŜ dziesiąta! 
Ashby  przypatrzyła  się  Wade'owi  i  była  juŜ  pewna,  Ŝe 

przeprosiny to nie był sen. 

Wade  spojrzał  na  zegar  wiszący  przy  drzwiach,  wypuścił 

Ashby z objęć i powiedział: 

 -  Rzeczywiście,  dziesiąta,  nie  zauwaŜyłem  wcześniej. 

Chodź, zobacz, nad czym pracuję. 

Wziął ją za rękę i poprowadził do duŜego stołu. Zobaczyła 

na  nim  drzewko  rozdzielone  na  kształt  litery  V.  KaŜdy  z 
konarów  miał  co  najmniej  dwa  i  pół  metra  długości  i  był  juŜ 
prawie całkiem oskrobany z kory. 

background image

 -  Znalazłem  to  dziś  rano,  kiedy  byłem  z  Samsonem  na 

spacerze. Młode drzewka bardzo rzadko rozdzielają się na tak 
idealnie  jednakowe  części.  Zazwyczaj  jedna  część  zabiera 
więcej  wody  i  rośnie  szybciej,  jest  potem  grubsza,  a  druga 
mniejsza  i  cieńsza.  Pomyślałem,  Ŝe  będzie  się  świetnie 
nadawało na specjalny stelaŜ do kilimów. 

Wziął ze stołu drzewko, ustawił je na podłodze czubkiem 

do góry i zaczął wyjaśniać: 

 -  Dam  tutaj  jeszcze  cztery  poprzeczne  paliki,  będzie 

wytrzymalsze  i  moŜe  przyda  ci  się  do  zawieszenia  kilimów 
Anny. 

Ashby  wstrzymała  oddech,  oczy  błyszczały  jej  radośnie. 

Czy to nie był znak miłości? Czy on myślał o wspólnej z nią 
przyszłości? 

 - To będzie wspaniałe! Odesłać ci po wystawie? 
 -  Nie,  moŜesz  zostawić  sobie  albo  sprzedać,  jeŜeli 

będziesz chciała. 

Kiedy zobaczył to drzewko, pomyślał, Ŝe zrobi coś dla niej 

na przeprosiny. Bardzo źle wczoraj postąpił, nie powinien był 
tak  gwałtownie  jej  atakować  w  obecności  rodziny.  Galeria 
stanowiła  część  jej  Ŝycia  i  powinien  się  z  tym  pogodzić.  Nie 
było sensu psuć ostatnich wspólnych dni. 

Ashby promieniała z radości. Postanowiła, Ŝe nie będzie o 

nic więcej prosić, ale Wade uczynił juŜ pierwszy krok, by jego 
prace  zostały  wystawione  w  jej  galerii.  MoŜe  to  jest  takŜe 
pierwszy  krok  na  drodze  do  kompromisu  i  znalezienia 
sposobu  na  to,  by  mogli  być  razem.  Wade  jest  dumnym 
męŜczyzną  i  nie  moŜna  za  mocno  na  niego  naciskać.  Ashby 
postanowiła, Ŝe musi spokojnie poczekać. 

W  ciągu  następnych  dni  z  rosnącym  zaciekawieniem 

obserwowała  postęp  prac  przy  swoim  stojaku.  Wade 
zeskrobywał  korę  ręcznie,  metalowym  skrobakiem.  Potem 
szlifował  elektryczną  szlifierką,  jedynym  elektrycznym 

background image

narzędziem,  którego  uŜywał.  Poza  tym  stosował  tylko  ręczne 
piły, świdry, dłuta. 

 - Szlifowanie - wyjaśnił jej - jest najbardziej pracochłonną 

czynnością. Nie mam cierpliwości, Ŝeby to robić ręcznie. 

Ashby  przekonała  się  jednak,  Ŝe  Wade  umie  być 

cierpliwy.  Kiedy  poprzeczne  paliki  były  juŜ  zamontowane, 
zaczął  nakładać  warstwa  po  warstwie  olej  lniany,  potem  pięć 
warstw  wosku  rozpuszczonego  w  spirytusie.  Po  kaŜdym 
nałoŜeniu  jednej  warstwy  czekał  aŜ  do  całkowitego 
wyschnięcia  i  dopiero  nakładał  drugą.  Wyjaśnił  jej,  Ŝe  jest  to 
najlepszy  sposób  zabezpieczenia  drewna,  a  poza  tym  wosk 
nadawał drewnu piękny, naturalny połysk. 

Ashby 

przypatrywała 

się, 

jakim 

uczuciem 

zadowoleniem wykonywał kaŜdą czynność i jaki był dumny z 
siebie, kiedy wszystko dobrze wychodziło. 

Sęk,  który  był  na  jednej  z  gałęzi,  wykorzystał  do 

wyrzeźbienia  ornamentu  w  stylu  królowej  Anny.  Kiedy 
zajmował  się  rzeźbieniem,  wydawało  się,  Ŝe  zupełnie 
zapominał o obecności Ashby. 

Wreszcie  skończył  i  postawił  stojak  na  podłodze 

sprawdzając, czy jest stabilny. 

 -  To  bardzo  dziwne,  Ŝe  ty,  który  byłeś  tak  waŜnym 

maklerem, moŜesz teraz robić takie rzeczy. 

Odwrócił się i spojrzał na nią uwaŜnie. Siedziała na stołku 

z  nogami  podwiniętymi  po  turecku  i  twarzą  opartą  na  dłoni. 
Włosy  zdąŜyły  jej  podrosnąć  i  nie  układała  juŜ  loków. 
Wyglądała młodo i zarazem pociągająco. 

 - To dla mnie rodzaj terapii - powiedział, wycierając ręce 

z  wosku  -  równie  waŜnej,  jak  dieta  i  ćwiczenia.  To  daje  mi 
odpręŜenie i zarazem poczucie przydatności. 

Podszedł  do  niej  i  podniósł  ze  stołka,  odszedł  kilka 

kroków i połoŜył ją na stercie niedawno skoszonego siana... 

background image

Poszli później do ogrodu i zbierali fasolę. W domu Ashby 

zaproponowała: 

 -  Pyszna  jest  ta  fasola,  moŜe  byśmy  ją  zawekowali  albo 

zamrozili? 

Ashby  przyzwyczaiła  się  szybko  do  diety  Wade'a,  której 

on  tak  bardzo  przestrzegał.  Po  jakimś  czasie  polubiła  nawet 
róŜne 

egzotyczne 

dania, 

które 

Wade 

przyrządzał. 

Specjalizował się zwłaszcza w kuchni chińskiej. 

Teraz wzruszył ramionami. 
 -  Zawsze  mogę  dostać  trochę  od  mamy  i  od  Coota.  Nie 

wiem  jeszcze,  ile  mi  będzie  potrzeba  na  zimę,  bo  to  zaleŜy, 
czy będę Ŝywił dwie osoby, czy tylko siebie. 

Sitko  z  fasolą  wypadło  z  rąk  Ashby  wprost  do  zlewu. 

Powoli  zakręciła  wodę  i  odwróciła  się  do  Wade'a,  który  stał 
przy kuchence i gotował wodę. On teŜ na nią spojrzał, ale nie 
widać  było  w  jego  zielonych  oczach  śladu  kpiny.  MoŜna  w 
nich było raczej wyczytać nadzieję lub obawę. 

 - CzyŜby to było zaproszenie do pozostania? - zapytała z 

wahaniem. 

 - A chciałabyś, Ŝeby tak było? 
Ashby  juŜ,  juŜ  miała  powiedzieć:  tak,  ale  ugryzła  się  w 

język. 

 -  Prosisz,  bym  została?  -  powtórzyła  swoje  pytanie,  bo 

chciała mieć pewność, Ŝe ją zrozumiał. 

Wade  skrzyŜował  ręce  na  piersi  i  uwaŜnie  się  w  nią 

wpatrywał.  ZauwaŜył  moment  wahania  na  jej  twarzy  i  to 
starczyło mu za odpowiedź. Nie miała zamiaru rzucać galerii, 
by go poślubić. On zaś nie mógł walczyć z czymś, co było dla 
niej tak waŜne i tyle trudu ją kosztowało. 

Ashby czekała na jego odpowiedź, niemal nie oddychając. 

Czy on ją kocha? Czy chce, Ŝeby z nim została? Dlaczego na 
nią zrzuca trud podjęcia decyzji? 

 - Nie, nie mogę tego zrobić. 

background image

 - Dlaczego? 
Wade  odwrócił  się  gwałtownie  i  podszedł  do  niej, 

podniósł trochę do góry i posadził na stole kuchennym. 

 - Dlatego, Ŝe cię kocham. 
Ashby uniosła twarz, czując jak ogarnia ją fala radości. 
 - Ja teŜ ciebie kocham. 
 - Tak, ale oboje jesteśmy na tyle dorośli, by wiedzieć, Ŝe 

nie  da  się  pokonać  róŜnicy  między  Zachodnią  Wirginią  i 
Georgetown. 

Ashby ujrzała cień w jego oczach i szczęście, które przed 

chwilą ją ogarnęło, ulotniło się. 

 -  Jeśli  się  kogoś  kocha,  moŜna  pokonać  przeszkody!  - 

Jeszcze przez chwilę miała nadzieję, Ŝe wszystko powinno się 
ułoŜyć, Ŝe muszą osiągnąć jakiś kompromis. 

 - Oboje jesteśmy rozsądni i dojrzali, powinniśmy znaleźć 

jakieś wyjście! 

Zanim  Wade  zdąŜył  zapytać  ją,  jakie  to  wyjście, 

pocałowała go mocno. 

Ashby  czuła,  Ŝe  nie  nadszedł  jeszcze  czas  na 

dyskutowanie  tego,  które  z  nich  czego  się  wyrzeknie.  Teraz 
pragnęła  tylko  jednego.  Cieszyć  się  świadomością,  Ŝe  on  ją 
naprawdę kocha. 

background image

ROZDZIAŁ 12 
Początek  sierpnia  był  bardzo  ciepły.  Ashby  i  Wade  całe 

dnie  spędzali  na  farmie.  Ashby  skończyła  juŜ  załatwianie 
wszystkich  spraw  związanych  z  wystawą  i  cały  wolny  czas 
poświęcała  Wade'owi.  Nie  jeździli  teraz  na  wycieczki  po 
okolicy,  za  to  chodzili  popołudniami  na  długie  spacery, 
zbierali ostatnie jagody, szukali dojrzałych jeŜyn lub po prostu 
podziwiali piękno górskiego pejzaŜu. 

Przyszłość  nadal  była  niejasna  i  to  kładło  się  pewnym 

cieniem na ich szczęściu, ale Ashby postanowiła teraz niczym 
się  nie  martwić.  KaŜde  spojrzenie  i  kaŜdy  gest  Wade'a 
ś

wiadczyły, Ŝe jego miłość jest równie głęboka jak jej własna. 

Nawiązało  się  między  nimi  prawdziwe  porozumienie. 
Niekiedy  nie  musieli  nic  mówić,  bo  wystarczało  samo 
spojrzenie. 

Ashby  była  przekonana,  Ŝe  Wade  takŜe  planuje  ich 

wspólną przyszłość i dlatego sama szykowała się do pójścia na 
jakieś  ustępstwo.  Widząc  jego  zdecydowaną  niechęć  do 
powrotu  w  świat  biznesu,  zrezygnowała  z  pomysłu 
powiększenia  galerii  i  korzystania  z  jego  pomocy  jako 
doradcy  finansowego.  Zamiast  tego  postanowiła  zatrzymać 
galerię  taką,  jaka  jest,  i  większość  obowiązków  powierzyć 
Joannie, co pozwoli jej na spędzanie części roku na farmie. 

W  miarę  jak  zbliŜały  się  jej  urodziny,  Wade  stawał  się 

coraz  bardziej  tajemniczy.  Skończył  juŜ  stelaŜ  na  kilimy,  ale 
ciągle  jeszcze  rankami  zamykał  się  i  pracował  nad  czymś  w 
stodole.  Kilka  razy  Ashby  była  zaskoczona,  Ŝe  kiedy 
rozmawiał  przez  telefon,  na  jej  widok  zmieniał  od  razu  ton 
głosu i temat rozmowy. 

Pewnego  razu  ktoś  zadzwonił  i  długo  z  nim  rozmawiał, 

potem Wade zawołał Ashby. Telefonowała jej siostra Sue. 

 -  Chciałam  tylko  porozmawiać  z  człowiekiem,  który 

poderwał moją małą siostrę - tłumaczyła się Sue. 

background image

Podejrzenia  Ashby  rosły.  Wade  obiecał  urządzić  jej 

niezapomniane urodziny, ale nie mogła z niego wyciągnąć, co 
to będzie. Snuła najróŜniejsze przypuszczenia: moŜe pytał Sue 
o  rozmiar  pierścionka  zaręczynowego,  a  moŜe  przeciwnie, 
chciał z nią zerwać i prosił Sue o przyjazd i pomoc? 

Niestety,  nie  mogła  dłuŜej  przeciągać  pobytu  na  farmie. 

Joanna  coraz  częściej  dzwoniła  w  sprawach  galerii  i 
najbliŜszej  wystawy,  a  Ashby tylko  obiecywała, Ŝe  wraca  juŜ 
niedługo.  śadna  siła  nie  wyciągnęłaby  jej  z  Zachodniej 
Wirginii przed uroczystością. 

Jeszcze niedawno myśl o trzydziestych piątych urodzinach 

napawała  ją  pesymizmem,  a  teraz  wydawało  się,  Ŝe  ta  data 
moŜe stać się początkiem szczęśliwej przyszłości z Wade'em. 

Dwa dni przed urodzinami rozpadało się na dobre. Deszcz 

nie ustawał. Ashby przestraszyła się, Ŝe to zły znak. 

 -  Nudzisz  się  w  domu  w  taką  pogodę?  -  Wade  zauwaŜył 

jej  zmianę  nastroju,  bo  od  poprzedniego  dnia  siedzieli  razem 
w domu. 

Tego ranka Wade pojechał tylko wypoŜyczyć jakieś filmy 

na  wieczór.  Ashby  została  i  piekła  ciastka,  a  kiedy  Wade 
wrócił,  przygotowała  mu  gorącą  czekoladę.  Potem  usiedli  na 
kanapie przy kominku. 

Ashby 

ze 

smutkiem 

patrzyła 

przez 

okno 

na 

przygnębiający, szary dzień. 

 -  Nie  chcę,  Ŝeby  tak  padało  w  moje  urodziny.  Wade 

ukląkł przed nią. 

 - Moja mała dziewczynko, nie martw się. Ani deszcz, ani 

ś

nieg,  ani  nic  innego  nie  zatrzyma  chwili,  kiedy  będziesz 

wchodzić w średni wiek - mówił to z udawanym, Ŝartobliwym 
współczuciem. 

 -  Bardzo  dziękuję  za  pocieszenie,  znacznie  lepiej  się 

czuję!  Jak  mogłam  oczekiwać  zrozumienia  ze  strony  takiego 
starego męŜczyzny?! 

background image

 -  Starego?!  -  Wade  zrobił  komicznie  oburzoną  minę.  - 

Mam  trzydzieści  dziewięć  lat,  a  ostatnie  badania  mówią,  Ŝe 
dopiero czterdziestka jest końcem młodości. 

 -  MoŜe  to  i  prawda,  ale  kobiety  nie  osiągają  pełni 

rozkwitu  aŜ  do  czterdziestki,  podczas  gdy  wy,  biedni 
męŜczyźni,  macie  to  za  sobą  w  wieku  lat  dziewiętnastu. 
Widzisz  więc, Ŝe  właściwie  jesteś  o  dwadzieścia  lat  dla  mnie 
za stary. 

 -  O  nie!  -  Wade  zerwał  się  na  równe  nogi.  -  Zaraz 

przekonasz się, kto tu jest stary. 

Tego  wieczoru  nie  oglądali  juŜ  Ŝadnego  filmu.  śar 

płonącego  kominka  nie  mógł  się  równać  Ŝarowi  ich 
namiętności,  kiedy  kochali  się  na  miękkim  dywanie  z 
owczych skór. 

Przed  zmierzchem  niebo  rozpogodziło  się  i  pojawiła  się 

tęcza.  Ashby  wybiegła  na  werandę  z  okrzykiem  zachwytu. 
Wade  poszedł  za  nią  i  zobaczył,  jak  klaszcze  w  dłonie  i 
podskakuje  z  radości.  Ashby  rzuciła  się  mu  w  ramiona 
przekonana, Ŝe tęcza jest zapowiedzią czegoś dobrego. 

Następnego  ranka  obudziła  się bardzo  wcześnie,  cichutko 

wstała z  łóŜka, zarzuciła  na  siebie  ciepły  szlafrok  Wade'a,  bo 
przed  świtem  było  jeszcze  chłodno,  i  wyjęła  parę  jego 
ciepłych  skarpet.  Samson  zbudził  się  i  patrzył  na  nią  w 
ciemności.  Szeptem  kazała  mu,  by  został  na  miejscu,  bo  bała 
się,  Ŝe  zbudzi  Wade'a.  Poszła  do  kuchni,  cicho  nastawiła 
maszynkę  do  kawy,  włoŜyła  skarpety  i  wyszła  na  werandę. 
Usiadła  w  bujanym  fotelu  i  szczelnie  otuliła  się  szlafrokiem. 
Samson usadowił się koło niej i natychmiast zasnął. 

Ashby  chciała  zbudzić  Wade'a,  kiedy  tylko  pojawią  się 

pierwsze  promienie  wschodzącego  słońca.  Chciała  razem  z 
nim  powitać  poranek  swoich  urodzin,  dzień,  kiedy 
prawdopodobnie  on  poprosi  o  jej  rękę.  PrzecieŜ  tęcza  nie 
mogła zapowiadać czegoś innego. 

background image

 -  Ach,  tu  jesteś!  -  Usłyszała  go  od  drzwi.  -  Jak  widzę  i 

mój szlafrok teŜ się znalazł! 

 -  Właśnie  miałam  iść  cię  budzić  -  stwierdziła  z 

uśmiechem. 

Wade  ubrał  się  w  zielony  sweter  i  dŜinsy,  czarne  włosy 

miał jeszcze potargane ze snu. Wyglądał cudownie. 

 - Pewnie szukałaś prezentu po całym domu. Zachowujesz 

się jak dzieciak przed Gwiazdką - zaŜartował. 

Ashby  wstała,  wspięła  się  na  palce  i  pocałowała  go 

mówiąc: 

 -  Ty  jesteś  jedynym  podarkiem,  jakiego  pragnę.  Wade 

przez chwilę trwał w milczeniu, wreszcie powiedział: 

 - Zatem mnie masz, cały dzień będę twoim niewolnikiem. 

Co pani sobie Ŝyczy na śniadanie? 

 -  Poproszę  o  grzanki  z  syropem  klonowym.  -  Starała  się 

ukryć  rozczarowanie.  Bardzo  wyraźnie  dała  mu  do 
zrozumienia,  o  co  jej  chodzi,  a  on  obrócił  to  w  Ŝart.  A  moŜe 
zaprosi  ją  gdzieś  do  eleganckiej  restauracji  na  kolację  i 
wtedy... MoŜe zabierze ją na spacer przy księŜycu... 

 -  Znudziła  ci  się  moja  dieta?  Nie  chcesz  owoców  i 

owsianki? - zaśmiał się. 

Potrząsnęła głową. 
 - Nie. Dzisiaj jest wyjątkowy dzień i mogę Ŝyczyć sobie, 

czego  dusza  zapragnie.  A  jeśli  mnie  ładnie  poprosisz,  to  i 
tobie dam ugryźć. 

 - To miło z twojej strony, moja mała. - Wziął ją na ręce i 

usiadł  w  bujanym  fotelu,  trzymając  ją  na  kolanach.  - 
Popatrzmy teraz na wschód słońca, zgoda? 

 -  Dokładnie  to  samo  chciałam  zaproponować.  -  PołoŜyła 

głowę na jego piersi. 

Po śniadaniu Wade powiedział: 
 -  Przygotuj  się  do  wyjścia.  WłóŜ  coś  ładnego,  ale  nie 

jakąś wieczorową kreację. 

background image

To  oczywiście  wykluczało  biwak!  Ashby  przeglądała 

swoje ubrania i zastanawiała się, co teŜ Wade planuje. 

Zdumiała  się,  kiedy  zobaczyła  go  w  eleganckich 

spodniach  koloru  khaki,  niebieskiej  koszuli  i  sztruksowej 
marynarce. 

 -  Jeśli  nie  nałoŜysz  czegoś  na  tę  bieliznę,  spóźnimy  się - 

upomniał ją. 

Ashby uśmiechnęła się kusząco, ale Wade pokręcił głową 

i podszedł do drzwi. 

 -  Daję  ci  dziesięć  minut,  a  jeśli  nie,  to  wsadzę  cię  do 

samochodu tak, jak stoisz. 

Szybko zaczęła szukać, co by tu nałoŜyć i Ŝałowała, Ŝe nie 

ma  nic  nowego.  Nagle  drzwi  sypialni  otworzyły  się  i  wszedł 
Wade niosąc duŜe, ładnie zapakowane pudło. 

 - Wszystkiego najlepszego! - powiedział z uśmiechem. 
Patrzyła  na  niego  badawczo,  kiedy  pomagał  jej  umieścić 

pudło na łóŜku. 

 - Otwórz je teraz - poradził. Posłusznie odwinęła wstąŜki i 

kolorowy papier. Wstrzymała oddech, zanim otworzyła pudło. 
MoŜe  w  tym  duŜym  pudełku  będą  kolejno  coraz  mniejsze, 
coraz  mniejsze,  aŜ  w  końcu  znajdzie  malutkie  pudełko  z 
pierścionkiem. Modliła się w duchu, by tak było. 

Nie.  W  pudełku  była  sukienka.  Biała,  ozdobiona 

bawełnianą  koronką  i  haftowana  w  delikatne  pastelowe 
kwiaty. 

 -  Jaka  piękna!  -  zawołała,  nie  podnosząc  wzroku,  by 

ukryć głębokie rozczarowanie. - Dziękuję ci bardzo. 

 -  Nie  mnie  dziękuj,  tylko  Annie.  To  ona  zrobiła  tę 

sukienkę,  bo  pomyślała,  Ŝe  moŜesz  potrzebować  czegoś 
ładnego do ubrania. 

Ashby podniosła głowę i odetchnęła słysząc, Ŝe to nie jest 

prezent od niego. Uśmiechnęła się. 

background image

 -  Nie  spodziewałam  się,  Ŝe  Anna  zrobi  mi  taką 

niespodziankę - powiedziała, wkładając sukienkę. 

 - Wyglądasz wspaniale - zauwaŜył. 
Ashby  spojrzała  mu  w  oczy  i  zobaczyła  w  nich  taki 

zachwyt, Ŝe bez spoglądania w lustro wiedziała, Ŝe jest piękna. 
Nie  mogła  się  jednak  oprzeć,  by  nie  zerknąć  do  lustra. 
Wyglądała  niezwykle  romantycznie  i  kobieco  w  tej  sukni  od 
Anny. 

 -  Zupełnie  nieźle  jak  na  trzydziestopięcioletnią  babę  - 

dodał Wade i wyszedł. 

Usłyszał,  jak  Ashby  rzuciła  ze  złości  butem  w  drzwi. 

Gdyby  teraz  tylko  jej  dotknął,  spóźniliby  się.  Zaczynał 
Ŝ

ałować swej decyzji, by towarzyszyć jej przez cały ten dzień. 

Zupełnie  nie  miał  pojęcia,  jak  ona  zareaguje  na 

przygotowaną  niespodziankę.  Wiedział  natomiast,  o  co 
chodziło  jemu  samemu.  Chciał  ją  mocniej  związać  z 
Zachodnią Wirginią, a w rezultacie i z sobą. 

Kiedy  Ashby  była  juŜ  gotowa,  zaprowadził  ją  do  swej 

furgonetki, choć nalegała, by pojechać porsche'em. 

 -  Ja  przygotowałem  niespodziankę,  więc  i  ja  wybieram 

samochód. 

Wade  pragnął,  by  dzisiaj  nic  nie  przypominało  jej 

Georgetown. 

Ashby posłusznie wsiadła i pomyślała, Ŝe pojadą gdzieś na 

piknik.  Pierścionek  zaręczynowy  pewnie  jest  ukryty  w 
koszyku z prowiantem. 

Znowu  nie  zgadłam,  pomyślała,  kiedy  Wade  skręcił  w 

stronę  Hickory.  Roześmiała  się  na  widok  mnóstwa 
samochodów zaparkowanych przed domem Millie i Coota. 

 -  Zaprosiłeś  całe  miasto  na  przyjęcie?  To  jest  ta 

niespodzianka? 

MoŜe  zamierzał  ogłosić  zaręczyny  w  obecności  całej 

swojej rodziny. Bardzo chciała, Ŝeby tak było! 

background image

 -  Zaprosiłem  cały  stan  -  odparł  i  nacisnął  klakson, 

ogłaszając ich przyjazd. 

Millie  wyszła  im  na  spotkanie  i  uścisnąwszy  Ashby 

powiedziała: 

 - Wszystkiego najlepszego. Coot i cała rodzina czekają w 

ogrodzie. 

Poprowadziła  ich  do  tylnych  drzwi,  Wade  otworzył  je 

przed  nią.  Ashby  wyszła  i  oniemiała,  nie  mogąc  od  razu 
ogarnąć  wzrokiem  całego  widoku.  Na  trawniku  pod 
kolorowymi  ogrodowymi  parasolami  stały  stoły  z  jedzeniem. 
Między  dwoma  słupkami  zawieszony  był  transparent  z 
napisem:  Wszystkiego  najlepszego!  Tłum  ludzi  śpiewał 
głośno: Sto lat, sto lat 

Oczy  jej  zaszły  mgłą  wzruszenia,  kiedy  zaczęła 

rozpoznawać  poszczególne  twarze.  To  były  twarze  krewnych 
Wade'a, ale takŜe i jej własnych. Pośrodku stała Sue ze swoim 
męŜem  i  dziećmi,  z  prawej  strony  Sue  druga  siostra  Carol, 
takŜe  z  rodziną.  Z  lewej  jej  bracia:  Andy,  Frank  i  Grover. 
Bracia musieli przyjechać z daleka, z Alaski i z Florydy, więc 
nie zabrali Ŝon i dzieci. 

Goście skończyli śpiewać i Sue podbiegła do Ashby. 
 -  No,  pocałujŜe  tego  chłopaka.  -  Sue  wskazała  Wade'a.  - 

To wszystko jego pomysł. 

Ashby  w  milczeniu  odwróciła  się  w  jego  stronę. 

Uśmiechnął  się  i  wyciągnął  ku  niej  ramiona.  Podeszła,  a  on 
mocno  ją  pocałował  przy  ogólnym  aplauzie.  Zaraz  potem 
rozdzielili ich goście składający Ŝyczenia. 

 -  Masz  szczęście,  Ŝe  urodziny  wypadają  ci  w  sierpniu  - 

powiedział Andy całując ją. 

 -  Tak,  inaczej  nie  moglibyśmy  tu  przyjechać  -  dodał 

Frank. 

 - Najlepsze Ŝyczenia od mojej rodziny - oznajmił Grover. 

background image

 - Bill zadzwoni dziś do ciebie, teŜ nie mógł przyjechać - 

wytłumaczyła czwartego brata Carol. 

Wade odgadł, Ŝe Carol jest najstarsza z rodzeństwa. Miała 

juŜ siwe włosy tak jak jego matka. Zaczął liczyć i zapytał: 

 - Kogo brakuje oprócz Billa? 
 -  Wilmy,  jest  na  rocznym  staŜu  naukowym  we  Francji  - 

odpowiedziała Sue. - Wiesz, ona wykłada... 

 - Tak, na University of Maryland - dokończył Wade. 
 - Bardzo dobrze, na piątkę! 
 - Ashby, pamiętasz tę panią? - zapytała Sue, prowadząc ją 

do starszej kobiety. 

 -  Och,  ciocia  Tootsie!  Teraz  jesteśmy  tego  samego 

wzrostu! 

 - I znalazłaś sobie chłopaka wysokiego jak mój Elwood. - 

Ciotka uśmiechnęła się do Wade'a. 

 -  Zawsze  byłaś  ładna  -  powiedział  Elwood  do  Ashby  -  i 

taka zostałaś. 

 - 

Nazywałeś 

mnie 

Czerwonym 

Kapturkiem 

przypomniała mu Ashby. - Ach, jest teŜ Nancy! 

Okazało  się  zatem,  Ŝe  Wade  i  Sue  zaprosili  nie  tylko 

najbliŜszą  rodzinę.  Nancy  była  córką  Tootsie.  Znaleźli  się  tu 
wujek  Galen  z  Ŝoną  Floreną,  ciotka  Małgorzata  z  męŜem 
Clyde'em,  ciotki  Kathleen,  Betty  i  Gerry.  Były  ich  liczne, 
dorosłe  juŜ  dzieci,  które,  podobnie  jak  Ashby,  wyprowadziły 
się  z  Weathersfield.  Ale  nie  nazbyt  daleko,  skoro  wszyscy 
mogli przyjechać na przyjęcie urodzinowe. Patrzyła teraz, jak 
Ŝ

artują i wspominają dawne figle i psoty. 

 -  Pamiętacie,  jak  Nancy  zamieniła  Ashby  miseczkę  z 

puddingiem  czekoladowym  na  miseczkę  z  zimnym  sosem  i 
jak Ashby nabrała do ust duŜą łyŜkę tego paskudztwa? 

 -  Tak,  ale  potem  Ashby  odpłaciła  jej  i  wlała  octu  do 

szklanki Nancy! 

background image

Zdziwione  dzieci  patrzyły  nie  rozumiejąc,  z  czego  śmieją 

się ich rodzice. Wade śmiał się równie szczerze jak wszyscy. 

 -  To  przyjęcie  przypomina  raczej  wesele  -  powiedział, 

dołączając  do  nich  Coot.  -  Brakuje  tylko  księdza.  MoŜe 
poślemy po wielebnego Jenkinsa? 

 -  Bill  i  Wilma  nie  darowaliby,  gdyby  wesele  odbyło  się 

bez nich - wtrącił Andy. 

Ashby 

rzuciła 

ukradkiem 

spojrzenie 

na 

Wade'a. 

Uśmiechał  się,  ale  nie  mogła  odgadnąć,  co  myślał,  kiedy 
mówiono  o  ich  małŜeństwie.  Szybko  teŜ,  ku  rozczarowaniu 
Ashby, zmienił temat i zapytał: 

 - Co Bill porabia na Alasce? 
 -  Prowadzi  gdzieś  w  dzikiej  głuszy  obozy  myśliwskie  i 

wędkarskie  -  wyjaśnił  Frank.  -  Ludzie  z  całego  świata 
przyjeŜdŜają  i  płacą  mu  za  to,  co  dla  niego  jest  samą 
przyjemnością.  -  Westchnął  i  poklepał  się  po  brzuchu.  -  A  ja 
siedzę  całymi  dniami  w  biurze  wśród  papierów  i  jem  zbyt 
wiele w czasie lunchów. 

 - Przyjedź na Florydę, to zaraz u mnie zgubisz brzuszek - 

odezwał się Grover. 

 -  Widzisz  -  tłumaczył  Frank  -  to  kolejny  mocny  facet  w 

rodzinie.  Ma  wypoŜyczalnię  Ŝaglówek  i  sam  ciągle  pływa  po 
oceanie. 

 -  Przyjedź  do  mnie  z  Ashby  -  zaproponował  Grover 

Wade'owi - to popłyniemy na ocean łowić ryby. 

Wade z powątpiewaniem pokręcił głową. 
 - JuŜ raz łowiłem z nią ryby i nie jestem pewien, czy moja 

ambicja zniosłaby powtórkę. 

 -  Przypomniałaś  sobie,  czego  cię  uczyliśmy?  -  zapytał 

Andy. 

Ashby potaknęła. 
 -  Pamiętacie,  jak  ją  straszyliśmy,  Ŝe  zrobimy  z  niej 

przynętę? - Kuzyn Chuck włączył się do rozmowy. 

background image

 - Uciekła wtedy na drzewo i nie chciała zejść. Musieliście 

przyjść po mnie - wspomniała Sue. 

 -  Widzisz,  nie  wierzyłeś,  kiedy  ci  mówiłam,  Ŝe  wszyscy 

się mnie czepiali. - Ashby zwróciła się do Wade'a. 

 -  Biedna  dziecina!  -  Objął  ją,  ale  w  jego  oczach  było 

więcej rozbawienia niŜ współczucia. 

 -  Zawsze  jednak  odpłacała  pięknym  za  nadobne  - 

zapewniał Frank. - Pamiętam, jak kiedyś... 

Wspominali  stare  dzieje,  a  kiedy  zaczęli  mówić  o 

rodzicach,  oczy  Ashby  zrobiły  się  wilgotne.  Odnajdywała 
podobieństwo ich rysów w twarzach ciotek i wujków. 

Kiedy  szła  z  Wade'em  do  innej  grupki  gości,  wyszeptała 

mu do ucha: 

 -  Dziękuję  ci.  Dziękuję,  Ŝe  przypomniałeś  mi  moją 

przeszłość. 

 - Zadowolona? 
Potaknęła  zdecydowanie.  Jej  obawy  okazały  się 

bezpodstawne.  Wszyscy  krewni  doskonale  ją  pamiętali  i 
spotkanie  z  nimi  wcale  nie  obudziło  w  niej  niemiłych 
wspomnień. 

Wade mrugnął znacząco. 
 -  Na  razie  zadowolę  się  takim  podziękowaniem,  ale 

później... 

Gdyby  jeszcze  zaproponował  jej  małŜeństwo,  byłaby 

zupełnie  szczęśliwa.  ZbliŜał  się  wieczór,  przyjęcie  kończyło 
się, a Wade nie miał zamiaru ogłaszać zaręczyn. 

Wrócili  na  farmę,  Wade  poszedł  wypuścić  Samsona  ze 

stodoły,  Ashby  podąŜyła  za  nim.  Pies  powitał  ich  z  szaloną 
radością.  Wade  włączył  światło  i  poprowadził  Ashby  w  głąb 
pracowni. 

 - To jest mój prezent dla ciebie - wskazał ręką. - Zrobiłem 

dla ciebie wezgłowie do łóŜka. 

background image

Ashby podeszła bliŜej i przypatrywała się. Była to bardzo 

piękna  rzecz.  Wade  wykorzystał  drzewo  wyrwane  z 
korzeniami,  a  korzenie  posłuŜyły  do  zrobienia  rodzaju 
baldachimu podtrzymywanego rzeźbionymi słupkami. 

 - Jakie to piękne. 
Podeszła  i  dotknęła  gładkiej  powierzchni  drewna.  Nie 

mogła  spojrzeć na  Wade'a,  bo zrozumiała,  Ŝe  nie  doczeka  się 
propozycji małŜeństwa. Nagle wpadła na pomysł i zapytała: 

 -  Czy  to  ma  być  wezgłowie  do  naszego  małŜeńskiego 

łoŜa? 

Wade podszedł do niej, dłonią zburzył jej włosy, w oczach 

miał smutek. 

 - Nie, jeśli zabierzesz je do Georgetown. 
Powiedział  to  cicho,  ale  Ashby  czuła  się  jak  ogłuszona. 

Zamknęła oczy, nic nie mówiła. Była pewna, Ŝe przez ostatnie 
dwa  tygodnie  Wade  równieŜ  obmyślał  sposoby,  jak  by  mogli 
zostać razem. 

 - Jest coś takiego jak kompromis - powiedziała wreszcie. 
 -  Raz  weekend  tu,  raz  tam.  -  Potrząsnął  głową.  -  Jestem 

tak szczęśliwy, kiedy jesteś ze mną, Ŝe nie zniósłbym, gdybyś 
ciągle wyjeŜdŜała. 

 -  Nie,  nie  o  tym  myślałam.  Moglibyśmy  część  roku 

spędzać na farmie, a część w Georgetown. 

 - I co? Wziąć ślub? Ashby potaknęła. 
 - A co ja będę robił w mieście, zabawiał się w gosposię? 

A co z farmą? Ktoś musi się nią zajmować. 

 -  Zimę  moŜemy  spędzać  w  Waszyngtonie,  a  ty  moŜesz 

wynająć  kogoś  na  ten  czas.  Zresztą  nie  ma  tyle  pracy  na 
farmie.  Poza  tym  zimą  zajmujesz  się  głównie  robieniem 
mebli, a garaŜ w moim domu moŜna przerobić na pracownię. 

 - I ty będziesz sprzedawała meble? Znowu potaknęła. 
 -  Ashby,  sądziłem,  Ŝe  zrozumiałaś,  dlaczego  nie  mogę  i 

nie chcę sprzedawać moich mebli, tłumaczyłem ci juŜ. 

background image

Ashby nie dawała za wygraną. 
 -  Nie  myślałam  o  sprzedaŜy  na  wielką  skalę,  nie 

pozwoliłabym  ci  uruchomić  przedsiębiorstwa.  Mogę  załatwić 
ci  kontrakt  i  zająć  się  wszystkimi  formalnościami,  tak  Ŝe  nie 
będziesz musiał o nic się martwić. 

Wade  uśmiechnął  się.  Najbardziej  podobał  mu  się  w  niej 

upór równy jego własnemu uporowi. A on chciał, Ŝeby została 
z nim na farmie! 

 - Nie, nie mogę. 
 - Nie moŜesz czy nie chcesz? 
Wade czuł się bezsilny. 
 - Co za róŜnica? Nie mam po prostu wyboru. 
 - Zatem wszystko skończone? PomoŜesz mi się spakować 

i pomachasz na poŜegnanie? 

Wade chciał ją objąć, ale mu umknęła. 
 -  Gdybym  mógł,  poprosiłbym,  Ŝebyś  została  ze  mną  i 

wyszła za mnie. Nie mogę jednak prosić, Ŝebyś rzuciła galerię. 
Ona  tyle  dla  ciebie  znaczy.  Nie  zniósłbym,  gdyby  twoja 
miłość zaczęła zmieniać się w nienawiść. 

 - Gdybyś naprawdę mnie kochał, znalazłbyś jakiś sposób, 

byśmy mogli być razem! 

Pobiegła w stronę drzwi. 
 - Czy wiesz, jak mi cięŜko pozwolić ci odejść? 
W  jego  głosie  brzmiała  taka  męka,  Ŝe  Ashby  zatrzymała 

się, ale nie odwróciła. Oczy miała pełne łez. 

 -  Wyjazd  z  tobą  do  Waszyngtonu  to  dla  mnie  wyrok 

ś

mierci.  Nie  proszę,  Ŝebyś  udowodniła  mi  swoją  miłość  i 

rzuciła  galerię.  Czy  mam  poświęcić  własne  Ŝycie,  Ŝeby 
przekonać cię, Ŝe cię kocham? 

Usłyszała, jak podchodzi do niej. Odwróciła się, połoŜyła 

dłonie na jego piersi, czuła bicie jego serca. 

 - Nie musisz dla mnie umierać. PrzecieŜ moŜesz stosować 

dietę, uprawiać ćwiczenia nie tylko tu na farmie. 

background image

 -  Nie,  nie  mogę.  -  Wziął  ją  za  ramiona  i  kilkakrotnie 

potrząsnął. - Ashby, byłem z tobą szczery. Porzucenie kariery 
i  wyjazd  z  Chicago  okazało  się  dla  mnie  bardzo  trudne.  Nie 
mogę tam wracać. 

 -  Nie  mówię  przecieŜ  o  powrocie  do  Chicago. 

Waszyngton  jest  zupełnie  inny,  to  nie  to  samo  co  Chicago,  a 
robienie mebli to nie to samo, co praca na giełdzie! 

Wade opuścił ręce i bezradnie kręcił głową. 
 -  Ashby  -  błagał  -  proszę,  spróbuj  zrozumieć!  Patrzyła 

przez chwilę na niego, wiedziała, Ŝe nie ma co dalej walczyć, 
Ŝ

e przegrała. 

 -  Wszystko  rozumiem,  tak  łatwo  przekreślasz  najlepsze, 

co  mi  się  zdarzyło  w  Ŝyciu.  -  Przerwała,  zaśmiała  się 
ironicznie. - Zresztą zdawało mi się, Ŝe takŜe i w twoim. 

Otworzyła drzwi i wyszła. 

background image

ROZDZIAŁ 13 
Ashby  poszła  spad,  nie  dbając  o  to,  czy  Wade  do  niej 

przyjdzie,  czy  nie.  Jednak  nie  mogła  zasnąć  i  wpatrywała  się 
w  ciemność.  Po  pewnym  czasie  pojawił  się  Wade.  Wstała, 
podeszła  do  niego  i  nerwowymi  ruchami  zaczęła  ściągać  z 
niego ubranie - wiedziała, Ŝe to juŜ ostatni raz. Wade odsunął 
ją  i  sam  powoli  się  rozebrał.  Ashby  opanowała  się  i 
pomyślała,  Ŝe  lepiej  nie  spieszyć  się  i  zapamiętać  kaŜdy 
moment przed rozstaniem. 

Kochali  się  w  milczeniu.  Potem  Wade  trzymał  ją  w 

objęciach, nic nie mówili do siebie, tylko on czasami mocno ją 
przytulał.  Niewiele  spali  tej  nocy.  O  świcie  wypuścił  ją  z 
objęć,  przyjrzał  się  jej,  jakby  chcąc  lepiej  zapamiętać, 
pocałował w czoło i wyszedł. 

Kochał  ją  tak  bardzo,  Ŝe  nie  potrafił  jej  zatrzymywać  za 

wszelką cenę. Teraz musiał jednak zebrać wszystkie siły, Ŝeby 
móc się z nią poŜegnać. Zawołał Samsona i poszedł z nim na 
długi spacer. 

Ashby  nasłuchiwała,  jak  odchodzi,  potem  teŜ  wstała. 

Wzięła prysznic, ubrała się i spakowała. 

Nie zostawiła Ŝadnej kartki. 
Zatrzymała  się  w  Hickory,  Ŝeby  poŜegnać  się  z  Millie  i 

Cootem. Kiedy weszła do kuchni, Millie zerwała się z krzesła. 

 - Co się stało!? 
Ashby bez słowa podeszła do niej i mocno objęła. Chciało 

się  jej  płakać,  ale  mówiła  sobie,  Ŝe  nie  jest  juŜ  małą 
dziewczynką,  która  swoje  problemy  moŜe  wypłakiwać  na 
ramieniu mamy. 

 - WyjeŜdŜam. 
 - Co takiego?! 
Coot podszedł do nich i głośno zaprotestował: 
 -  Wybij  to  sobie  z  głowy!  Nigdzie  nie  wyjedziesz! 

Zostaniesz tu z naszym chłopcem. 

background image

 - Siadaj i skończ śniadanie - nakazała mu Millie. - To są 

rozmowy między kobietami. 

Zaprowadziła Ashby do salonu i posadziła na kanapie. 
 -  Niewiele  więcej  mogę  powiedzieć.  Wade  nie  chce 

wyjechać ze mną i nie chce teŜ prosić mnie, bym została. 

 - A zostałabyś, gdyby poprosił? 
 - Tak! - wykrzyknęła i zerwała się z kanapy. - On jest taki 

despotyczny,  w  ogóle  nie  dał  mi  czasu  na  zastanowienie  się, 
jakby  to  było,  gdybym  została  na  farmie.  Wiedział  teŜ 
doskonale,  Ŝe  nie  chciałam  się  spotkać  z  moimi  krewnymi,  a 
mimo  to  zaprosił  ich  na  przyjęcie  bez  mojej  zgody.  Kiedy 
jednak  przyszło  do  planowania  wspólnej  przyszłości,  nagle 
zrobił się taki uprzejmy i nie poprosił mnie, Ŝebym została. 

 - A co z twoją galerią? Mogłabyś z niej zrezygnować dla 

niego? - spytała Millie. 

Ashby była zakłopotana. 
 - Próbowałabym osiągnąć kompromis. Mam bardzo dobrą 

współpracowniczkę,  która  mogłaby  mnie  zastępować,  ale 
Wade  nie  zgodził  się  mieszkać  w  mieście  nawet  przez  kilka 
miesięcy w roku. 

 -  Jemu  było  bardzo  trudno  zdecydować  się  na  wyjazd  z 

miasta  i  rzucenie  pracy.  Dopiero,  kiedy  zrozumiał,  Ŝe  jest  to 
sprawa  Ŝycia  lub  śmierci,  zmienił  zdanie.  Od  tego  czasu  nie 
chce o tym wspominać i sądzi, Ŝe nie ma innego wyboru. 

 -  Tak,  tak,  wiem  o  tym.  Powiedział  mi  o  swoich 

problemach z sercem i o swoim cholernym charakterze, ale ja 
go  kocham  i  oh  mnie  teŜ!  Dlaczego  nie  chce  pójść  na 
kompromis?  Jest  przecieŜ  dorosły  i  powinien  wyciągnąć 
wnioski  z  błędów,  które  popełnił.  Dlaczego  mam  wszystko 
rzucać i przekreślać, Ŝeby z nim być?! 

Millie wzięła jej ręce w swoje i spokojnie zaczęła: 
 - Miejsce kobiety jest u boku męŜczyzny, którego kocha. 

Tak było przynajmniej za moich czasów. Byłam dziewczyną z 

background image

prowincji,  a  edukację  skończyłam  na  szkole  średniej,  lecz 
kiedy  Abe  zaczął  pracować  w  dyplomacji,  musiałam  zacząć 
się  uczyć  najróŜniejszych  rzeczy.  Na  początku  szczerze  tego 
nienawidziłam. Byłam przeraŜona, Ŝe zrobię jakiś błąd, jakieś 
okropne  faux  pas,  które  zniszczy  karierę  Abe'a.  Jednak  on 
całkowicie  mi  zaufał  i  to  dodało  mi  sił.  Nie  umiem  ci 
doradzić, co masz zrobić, choć bardzo bym chciała. Ja wierzę 
w  to,  Ŝe  miejsce  kobiety  jest  u  boku  męŜczyzny,  ale  ty 
powinnaś postępować tak, jak uwaŜasz, Ŝe będzie najlepiej dla 
ciebie. Kay była nieszczęśliwa tu na prowincji i pewnie Wade 
obawia się, Ŝe i z tobą tak moŜe być. Dlatego nie nalega, Ŝebyś 
została. 

Ashby  spuściła  głowę.  Nie  umiała  zdecydować,  czy 

mogłaby być szczęśliwa bez swojej galerii. 

 - Daj sobie i jemu trochę czasu. Wróć do siebie i wsłuchaj 

się  w  swoje  serce.  Tylko  tyle.  Potem  będziesz  wiedziała,  co 
naleŜy uczynić. 

 -  Dziękuję  -  powiedziała  Ashby  -  dziękuję  za  wszystko, 

byłaś dla mnie taka dobra. 

Wychodząc  spotkały  Coota,  który  niecierpliwie  zapytał 

córkę: 

 - No i wytłumaczyłaś jej? 
 -  Nie  zwracaj  na  niego  uwagi.  -  Millie  objęła  ją  i 

prowadziła do drzwi. - To stary zrzęda. 

 - Aha, więc nie zostanie z Wade'em. - Coot zagrodził im 

drogę. 

 -  Jeszcze  nie  teraz.  Musi  wrócić  do  swojej  galerii  i 

przemyśleć wszystko. 

 - Smarkacze! Wydaje im się, Ŝe wszystkie rozumy zjedli, 

a  tak  naprawdę,  to  nic  nie  wiedzą.  Trzeba  było  wczoraj 
wezwać wielebnego Jenkinsa, kiedy była po temu okazja. 

Ashby nie zwracała uwagi na jego zrzędzenia. 

background image

 - Jeśli zdecydujesz się sprzedawać u siebie wyroby sztuki 

ludowej, daj mi znać, a przyślę do ciebie ludzi. 

 - WyjeŜdŜasz sobie, ja wcale nie robię się młodszy, a tak 

bym chciał zatańczyć na twoim weselu! 

Ashby  z  trudem  powstrzymywała  łzy.  Szybko  się 

poŜegnała. 

Dzień  był  piękny,  słoneczny.  Ashby  jechała  powoli,  nie 

mogła się skupić na prowadzeniu. Czuła ból w sercu na samo 
wspomnienie zielonych oczu Wade'a. 

Przed  Waszyngtonem  zaczął  się  duŜy  ruch,  co zmusiło  ją 

do  większego  skupienia  się  na  prowadzeniu.  Podjechała  pod 
swój  dom  i  zatrzymała  się  przed  garaŜem.  Usłyszała 
szczekanie  psa  i  w  pierwszym  odruchu  pomyślała  -  Samson! 
Zaraz się jednak otrząsnęła, jest przecieŜ w domu u siebie, w 
Georgetown.  Wprowadziła  samochód  do  garaŜu,  pozamykała 
drzwi.  Weszła  do  środka.  Potrzebowała  tylko  snu  i 
zapomnienia. 

Obudził ją dźwięk telefonu. Zerwała się z jedną myślą - to 

na pewno Wade! 

 - Ashby? Wszystko w porządku? - Usłyszała głos Joanny. 
 - Tak, tak. Która godzina? 
 -  JuŜ  prawie  dwunasta.  Widziałam  twój  samochód  w 

garaŜu,  potem  pukałam  do  ciebie,  ale  nie  odzywałaś  się  i  juŜ 
zaczynałam się denerwować. 

 - Przyjechałam późno w nocy - skłamała Ashby. 
 - Och, przepraszam, Ŝe cię obudziłam. Wracaj do łóŜka. 
 - Nie, tylko się umyję, ubiorę i zejdę do galerii. 
Nie mogła myśleć ciągle o nim, musiała się czymś zająć, a 

poza  tym  trzeba  było  zorganizować  wystawę.  Poszła  do 
kuchni  zrobić  kawę.  Wnętrze  zaprojektowała  sama.  Było 
bardzo  nowoczesne,  ale  teraz  poczuła,  jak  obce  i  właściwie 
bezosobowe  jest  w  porównaniu  z  ciepłym,  wypełnionym 
drewnianymi meblami domem Wade'a na farmie. 

background image

Nalała  sobie  kubek  kawy  i  zeszła  do  galerii.  Chodziła  i 

oglądała  wszystko,  jakby  widziała  to  po  raz  pierwszy.  Nagle 
na  ścianie  zobaczyła  ręcznie  tkany  kilim,  który  bardzo 
przypominał kilim Nawajów wiszący w domu Wade'a. 

TakŜe  tutaj,  u  siebie  w  galerii,  nie  mogła  przestać  o  nim 

myśleć! Gdzie i jak odnajdzie spokój? 

Zjawiła się Joanna, którą Ashby pochwaliła: 
 -  Bardzo  dobrze  sobie  radziłaś  beze  mnie.  Widzę,  Ŝe 

sprowadziłaś trochę nowych eksponatów. 

Joanna uśmiechnęła się z zadowoleniem. 
 - Chcesz wszystko obejrzeć? 
 -  Nie  dzisiaj,  boli  mnie  głowa.  Joanna  patrzyła  na  nią 

zaintrygowana: 

 - Na pewno jesteś zakochana. Gdzie ukrywasz tego faceta 

z  aksamitnym  głosem?  Nie  sądzisz  chyba,  Ŝe  dzwoniłam  tak 
często,  Ŝeby  tylko  z  tobą  porozmawiać.  Kiedy  mi  go 
przedstawisz? 

 -  Wiesz,  on  nie  lubi  miasta.  -  Ashby  spróbowała 

nonszalancko  wzruszyć  ramionami.  -  Powiedz  mi,  jak  idzie 
sprzedaŜ biŜuterii? 

Ashby  przyglądała  się  koralom,  turkusom,  srebrnym 

naszyjnikom  porozkładanym  na  wyłoŜonych  aksamitem 
półkach. 

 -  Coś  mi  się  zdaje,  Ŝe  są  jakieś  problemy.  -  W  oczach 

Joanny  było  współczucie.  -  Zamknijmy  galerię  i  chodźmy  na 
obiad. Wypłaczesz się ciotce Joannie. 

 - Idź sama, ja zostanę. 
Matka  Wade'a  nie  mogła  jej  pomóc,  jak  więc  mogła 

uczynić to Joanna? 

 -  Idź  juŜ,  i  tak  napracowałaś  się,  kiedy  mnie  nie  było. 

Teraz moja kolej. 

 -  Pamiętaj  jednak,  Ŝe  zawsze  moŜesz  na  mnie  liczyć  - 

zadeklarowała Joanna, wychodząc na przerwę obiadową. 

background image

Nagle pojawiła się Sue. Wpadła do galerii jak burza. 
 -  Jak  moŜna  było  pozostawić  człowieka  bez  jednego 

słowa,  nie  zostawiłaś  nawet  karteczki!  -  Sue  zupełnie  nie 
przejmowała się, Ŝe przysłuchują się jej klienci. - A poza tym 
twoi  bracia  i  siostry  czekali  na  ciebie  ze  śniadaniem  Nie 
zjawiałaś  się,  więc  zadzwoniliśmy  do  Wade'a  i  biedaczek 
powiedział, Ŝe go rzuciłaś i wyjechałaś. 

Ashby  szybko  wyprowadziła  Sue  do  mieszkania.  Chciała 

się  wytłumaczyć,  a  przede  wszystkim  dowiedzieć  czegoś  o 
Wadzie. 

 - Powiedz mi, co mówił Wade? 
 - Niewiele. Wrócił ze spaceru i zobaczył, Ŝe ciebie juŜ nie 

ma.  Zadzwonił  do  swojej  matki,  ona  mu  opowiedziała,  Ŝe 
byłaś  u  niej  poŜegnać  się  i  Ŝe  odjechałaś  do  Georgetown. 
Wade  teŜ  zapomniał  o  umówionym  śniadaniu.  I  co  chcesz 
jeszcze  wiedzieć?  Jego  głos  brzmiał  strasznie!  Ty  zresztą  teŜ 
nie  wyglądasz  lepiej,  ten  puder  nie  maskuje  sińców  pod 
oczami. 

Ashby nalała kawy do kubków, jeden podała Sue, a sama 

usiadła  przy  oknie  i  zapatrzyła  się  na  drzewko  rosnące 
pośrodku  niewielkiego  dziedzińca.  JakŜe  to  odmienny  widok 
od tego z werandy Wade'a! 

Sue podeszła do niej: 
 - Ashby, przestań się tak gapić przez okno, wyglądasz jak 

chodzące nieszczęście. 

 - Nic na to nie poradzę. Czy Wade mówił coś jeszcze? 
 - śe nie wzięłaś prezentu urodzinowego. Powiedział, Ŝe ci 

go przyśle. 

Ashby zachłysnęła się kawą i krzyknęła: 
 -  Nie  chcę  Ŝadnych  jego  prezentów!  Jak  on  mógł  mi  to 

zrobić! 

 - A co się stało? - zdziwiła się Sue. 
Ashby zerwała się i, nie panując nad sobą, krzyczała: 

background image

 -  Zrobił  dla  mnie  rzeźbione  wezgłowie  do  łóŜka. 

Spodziewałam  się,  Ŝe  poprosi  mnie  o  rękę,  a  on  zrobił 
wezgłowie do łóŜka, ale nie do łóŜka małŜeńskiego! Dostałam 
więc puste łóŜko! 

Sue aŜ się cofnęła przeraŜona jej wybuchem. 
 - Przepraszam, Sue. Nie powinnam była ci o tym mówić. 
 - Zacznij jeszcze raz i spokojnie opowiedz mi po kolei. 
Ashby uspokoiła się i opowiedziała wszystko, ale Sue nie 

mogła jej poradzić nic ponad to, co juŜ radziła Millie. 

 - Daj mu trochę czasu, on cię kocha, nawet ślepy moŜe to 

zauwaŜyć.  Wade  cierpi  teraz  naprawdę,  poznałam  to  po  jego 
głosie. Zobaczysz, Ŝe zmieni zdanie i pójdzie na kompromis. 

Ashby nie podzielała optymizmu swojej siostry. 
Pewnego  dnia  do  galerii  nadeszła  olbrzymia  paczka  od 

Wade'a,  ale  nie  było  Ŝadnej  karteczki  ani  listu.  Ashby  kazała 
znieść  paczkę  do  piwnicy,  Ŝeby  nie  patrzeć  na  to  pięknie 
rzeźbione wezgłowie. 

Joanna juŜ kilka razy prosiła, by Ashby zeszła do piwnicy 

i  sprawdziła,  czy  przyszły  wszystkie  zamówione  przez  nią 
rzeczy.  Jednak  Ashby  nie  mogła  tego  zrobić.  Drewniane 
rzeźby  przypominałyby  jej  Wade'a,  jego  zielone  oczy,  jego 
mocne ręce, ciemne włosy rozwiane na wietrze... 

 -  Ashby,  oprócz  wezgłowia  jest  teŜ  stelaŜ  na  kilimy  - 

powiedziała Joanna po powrocie z piwnicy - i jeszcze to... 

Był  to  ten  sam  niebieski  miś,  którego  Wade  wygrał  na 

strzelnicy.  Ashby  wzięła  go  od  Joanny  i  przytuliła  do  piersi, 
nazwała  go  małym  Wade'em  i  to  był  jedyny  mały  Wade, 
jakiego  dała  ukochanemu.  Poruszyła  ją  do  głębi  ta  myśl. 
Zdecydowanym  i  gwałtownym  ruchem  wrzuciła  misia  do 
kosza na śmieci. 

Joanna  aŜ  jęknęła,  ale  Ashby  niczego  nie  chciała  jej 

wyjaśniać. 

background image

Wieczorem,  kiedy  kładła  się  juŜ  do  łóŜka,  nagle 

przypomniała sobie niebieskiego misia i nie mogła się oprzeć, 
by  nie  zejść  na  dół,  do  galerii  i  odszukać  go.  Nie  potrafiła  w 
Ŝ

aden  sposób,  choć  próbowała,  wymazać  Wade'a  z  pamięci. 

Dlaczego  więc  miała  wyrzucać  pluszową  zabawkę?  Tej  nocy 
usnęła tuląc do piersi misia i była to pierwsza noc od wyjazdu 
z Hickory, kiedy spała spokojnie, bez męczących snów. 

Minęła  połowa  września  i  w  Waszyngtonie  nie  było  juŜ 

tak  gorąco.  Ashby  powierzyła  wszystkie  sprawy  galerii  swej 
zastępczyni  Joannie,  choć  wiedziała,  Ŝe  powinna  była 
wyjaśnić  jej,  dlaczego  zorganizowanie  poprzedniej  wystawy 
pozostawiła  takŜe  na  jej  głowie.  Najchętniej  rzuciłaby 
wszystko, gdyby nie wspomnienie pełnych nadziei oczu Anny. 

Joanna  zajmowała  się  wszystkim,  a  Ashby  czasami 

mobilizowała  się,  by  porozmawiać  z  klientami.  Wystawa 
sztuki  ludowej  miała  się  zacząć  w  listopadzie  na  Święto 
Dziękczynienia  i  trwać  do  Świąt  BoŜego  Narodzenia.  Joanna 
organizowała  reklamę  i  pisała  mnóstwo  listów.  Planowała 
równocześnie ekspozycję na styczeń, spotykała się z młodymi 
awangardowymi  artystami,  pytała  Ashby  o  radę,  ale  ona 
zgadzała  się  na  wszystko  niemal  automatycznie  i  bez 
zastanowienia. Jednym słowem - galerię prowadziła właściwie 
Joanna. 

Pewnego  razu  w  telefonie  odezwał  się  nieśmiały  głos, 

który obudził Ashby z letargu. Telefonowała Anna. 

 - John będzie miał niedługo urlop i pomyślałam, Ŝe moŜe 

przyjedziemy na wernisaŜ, jeśli nie masz nic przeciwko temu. 

Ashby zapewniła ją, Ŝe bardzo się ucieszy z jej obecności 

na  wystawie.  Patrzyła  z  wyrzutami  sumienia  na  stos 
zaproszeń,  które  miała  porozsyłać,  a  nawet  nie  zaczęła  ich 
adresować. 

 -  Przyjedźcie  koniecznie,  klienci  chcą  się  spotkać  z 

artystami. 

background image

 - Nie wiem, czy jestem artystką i trochę się boję rozmów 

z twoimi klientami. 

 -  AleŜ  jesteś  artystką  i  będziesz  im  opowiadała  to  samo, 

co mówiłaś mnie. - Ashby dodawała jej otuchy i zaraz potem 
zapytała o Wade' a. 

 -  Nie  widuję  go  zbyt  często.  Zresztą  inni  teŜ.  Siedzi  u 

siebie  na  farmie  i  nigdzie  się  nie  rusza.  Tak  sobie  myślę,  Ŝe 
byliście ładną parą, no, ale to nie moja sprawa. 

 -  Tak,  Anno,  byliśmy.  MoŜesz  mu  powiedzieć,  jak  go 

spotkasz, Ŝe tęsknię do niego? 

 -  No  dobrze.  -  Anna  wydawała  się  zdziwiona  prośbą.  - 

Ale moŜesz przecieŜ sama do niego zatelefonować. 

 - Ale on się do mnie do tej pory nie odezwał! 
 - Znasz jego numer, dlaczego mnie prosisz, skoro to z nim 

chcesz rozmawiać? 

Ashby  przyznała  jej  rację  i  poŜegnały  się.  Tak  bardzo 

pragnęła  usłyszeć  jego  głos!  Podniosła  słuchawkę.  Co  mu 
jednak powie nowego prócz tego, co juŜ raz zakomunikowała. 
Ona oczekiwała kompromisu, a on nie chciał zgodzić się na jej 
propozycję.  OdłoŜyła  słuchawkę.  Nie,  nie  będzie  do  niego 
telefonowała, ale wyśle mu zaproszenie na otwarcie wystawy. 
Oczywiście Millie i Cootowi takŜe. 

Sama  myśl  o  tym,  Ŝe  zobaczy  Wade'a,  oŜywiła  ją  i  z 

zapałem  zabrała  się  do  wysyłania  zaproszeń.  Zaczęła  od 
zaproszenia  do  Wade'a.  Nie  wiedziała,  co  ma  napisać.  Darła 
kartkę  po  kartce,  ale  Ŝadne  słowa  nie  wydawały  się  jej 
właściwe. Były albo zbyt oficjalne, albo zbyt rozpaczliwe. W 
końcu  zdecydowała  się  dopisać  do  oficjalnego  zaproszenia 
tylko jedno słowo - proszę. 

background image

ROZDZIAŁ 14 
W  Waszyngtonie  w  październiku  zaczęła  się  wspaniała 

jesień, ale Ashby tego nie zauwaŜyła. Wade nie odpowiedział 
na  jej  zaproszenie.  Kusiło  ją,  by  zadzwonić,  ale  postanowiła 
czekać, aŜ Wade odezwie się pierwszy. Dzień mijał za dniem, 
zbliŜał się listopad. Ashby spędzała poranki w oczekiwaniu na 
pocztę,  popołudnia  zaś  zawsze  były  przykre,  bo  Wade  nie 
dawał  znaku  Ŝycia  i  Ashby  roztrząsała  bezskutecznie, 
dlaczego do niej nie pisze. W niedziele stanowczo odmawiała 
wizyt  u  Joanny  lub  Sue  i  zostawała  w  domu.  Pewnego  dnia 
zadzwoniła Millie i poinformowała, Ŝe przyjedzie na otwarcie 
razem  z  Cootem.  Niewiele  mogła  powiedzieć  o  synu,  bo 
bardzo rzadko go widywała. 

Ashby  miała  nikłą  nadzieję  jeszcze  na  tydzień  przed 

otwarciem,  Ŝe  Wade  zrobi  niespodziankę  i  zjawi  się  nie 
zapowiadany.  Nigdy  jednak  w  najśmielszych  marzeniach  nie 
spodziewałaby się, Ŝe dostanie od niego przesyłkę z meblami. 
To dlatego rodzina prawie go nie widywała - był zajęty pracą 
w  warsztacie.  Przysłał  jej  komplet  do  jadalni:  piękny  stół  i 
krzesła. Co oznaczała ta przesyłka? Nie było Ŝadnego listu ani 
kartki.  Ashby  miała  nadzieję,  Ŝe  to  oznacza  przyjazd  Wade'a 
na  wernisaŜ.  OŜywiona  tą  myślą  włączyła  się  energicznie  w 
przygotowania  i  jak  najbardziej  efektowne  rozmieszczanie 
eksponatów.  Sale  wystawowe  ozdobiła  suszonymi  liśćmi 
klonu i koszykami pełnymi jabłek i dyń. Menu teŜ było proste, 
jak  na  wiejskich  wycieczkach.  W  zaproszeniach  specjalnie 
zwracała uwagę, by nie ubierano się wieczorowo. 

W  pochmurny  listopadowy  wieczór  wnętrze  galerii 

sprawiało szczególnie miłe i przytulne wraŜenie. 

Wade  wjechał  w  waszyngtońską  obwodnicę  późnym 

wieczorem.  Sądził,  Ŝe  o  tej  porze  nie  będzie  duŜego  ruchu. 
Pomylił się. Spojrzał na zegarek i zorientował się, Ŝe jadąc w 
takim  tempie  nie  zdąŜy  porozmawiać  z  Ashby  przed 

background image

otwarciem wystawy. Nacisnął pedał gazu i zaczął wyprzedzać 
blokującą  go  cięŜarówkę.  Jechał  cały  czas  lewym  pasem  i 
prowadził bardzo szybko i agresywnie. Kiedy jakiś samochód 
przed  nim  poruszał  się  nie  dość szybko,  Wade migał  długimi 
ś

wiatłami.  Jeden  z  kierowców  opuścił  szybę  i  pogroził  mu 

pięścią,  Wade  miał  ochotę  stuknąć  w  niego,  ale  się 
pohamował. Przeraziła go trochę własna agresja, zjechał więc 
na prawy pas i zwolnił. Przeklinał w duchu swój charakter, był 
w  mieście  dopiero  kilkanaście  minut,  a  juŜ  nie  mógł  się 
powstrzymać  od  większego  tempa  i  chęci  górowania  nad 
innymi. 

Zjechał  wreszcie  z  obwodnicy  i  znalazł  się  na  terenie 

miasta.  Tu  takŜe  panował  duŜy  ruch,  słychać  było  syreny 
ambulansów,  kierowcy  nie  zwaŜali  na  światła,  piesi 
przechodzili 

nieprzepisowych 

miejscach, 

autobusy 

zatrzymywały  się  przy  kaŜdej  przecznicy,  co  jeszcze  bardziej 
spowolniało  jazdę.  Wade  postanowił  trzymać  się  cały  czas 
prawego  pasa.  W  pewnej  chwili  zorientował  się,  Ŝe  jedzie 
niewłaściwą drogą, na domiar złego wjechał od drugiej strony 
w jednokierunkową ulicę. Klnąc w duchu, próbował zawrócić 
pod  jakimś  domem.  Zobaczył,  Ŝe  z  bramy  wychodzi  jakiś 
człowiek,  opuścił  szybę  chcąc  zapytać  o  drogę,  ale  zanim  się 
odezwał, usłyszał niezłą wiązankę: 

 -  Ty  głupku,  wynocha  spod  mojego  domu!  Idioto,  nie 

znasz  znaków,  nie  widzisz,  Ŝe  tu  jest  jeden  kierunek! 
Wynocha, ale juŜ, bo dzwonię po policję! 

Wade'a  przepełniała  bezsilna  wściekłość.  Wreszcie  jakoś 

dotarł  na  miejsce  i  zaparkował.  DłuŜszą  chwilę  siedział  w 
samochodzie  z  rękoma  na  kierownicy  i  opuszczoną  głową. 
Miasto  wyzwala  w  niektórych  ludziach  najgorsze  cechy,  a  w 
nim  samym  agresję.  Popatrzył  na  leŜącą  na  siedzeniu  obok 
marynarkę  i  krawat,  wzruszył  ramionami  i  wyszedł  z 
furgonetki. 

background image

Millie  i  Coot  przyjechali  z  Anną  i  jej  męŜem,  Johnem. 

Ashby spodziewała się, Ŝe będzie z nimi Wade, nie było go! 

 - Wade nie przyjechał? 
 -  Cholerny  chłopak,  nie  chciał  się  ruszyć  z  farmy!  - 

powiedział  Coot,  poprawiając  uciskający  go  węzeł  krawata.  - 
Przestał  przyjeŜdŜać  na  niedzielne  obiady.  Zachowuje  się 
niemoŜliwie! 

Ashby  patrzyła  na  Coota  w  milczeniu.  Była  tak 

przekonana, Ŝe Wade przyjedzie z nimi! Przestała uwaŜać, co 
mówi  Coot.  Joanna  zajęła  się  gośćmi,  a  Ashby  stała  ciągle 
przy drzwiach. Z najwyŜszym trudem zaczynała pojmować, Ŝe 
nie  zobaczy  dzisiaj  Wade'a.  Wreszcie  otrząsnęła  się  i  poszła 
do swoich gości. 

Deszcz padał, Wade nie miał ani czapki, ani parasola. Nie 

zwracał  na  nic  uwagi.  Kilka  razy  podchodził  do  drzwi  domu 
Ashby  i  za  kaŜdym  razem  zawracał.  Stał  po  drugiej  stronie 
ulicy i myślał, Ŝe wystarczy podejść do drzwi i zapukać, Ŝeby 
ją  zobaczyć.  Nie  zrobił  tego.  Ujrzał  Ashby  przez  duŜe 
frontowe okno. Widział, jak chodzi wśród gości i uśmiecha się 
do nich - uprzejmie i chłodno. Czy gdyby wszedł, powitałaby 
go  takim  samym  uśmiechem?  A  moŜe  by  powiedziała,  Ŝe 
nadal  go  kocha?  Nie  dowie  się  tego  nigdy.  Zrozumiał,  Ŝe  nie 
wolno  mu  zostać  w  mieście!  Kiedy  wysyłał  jej  niedawno 
meble,  sądził,  Ŝe  moŜe  rzeczywiście  mógłby  część  roku 
spędzać  z  nią  w  Waszyngtonie  i  robić  swoje  meble.  Teraz 
jednak  wiedział  z  całą  pewnością,  Ŝe  to  niemoŜliwe.  Sam 
sposób  prowadzenia  samochodu  był  dostatecznym  sygnałem 
ostrzegawczym.  W  mieście  nie  mógłby  oprzeć  się  potrzebie 
ekspansji,  wygrywania  za  wszelką  cenę.  Na  nic  by  się  zdały 
próby  Asbhy  utrzymania  małej  galerii,  on  sam  po  jakimś 
czasie  zacząłby  dąŜyć  do  jej  powiększenia,  pobicia 
konkurencji,  a  Ŝycie  w  takim  tempie  i  ciągłym  napięciu 
szybko doprowadziłoby go do śmierci. 

background image

Nie  miał  innego  wyboru,  musiał  wracać  na  farmę.  Sam. 

Zawrócił  w  stronę  furgonetki.  Policzki  miał  mokre  nie  tylko 
od deszczu. 

Ashby zupełnie nie wiedziała, jak przetrwała ten wieczór. 

Mechanicznie  robiła  to,  co  powinna,  automatycznie  udzielała 
uprzejmych  wyjaśnień,  ale  w  gruncie  rzeczy  myślami  była 
daleko od tego wszystkiego. 

Zaprosiła Millie i Coota, by przenocowali u niej w domu, 

zaprowadziła  ich  do  gościnnych  pokojów  i  szybko 
powiedziała  dobranoc,  Nie  mogła  dłuŜej  patrzeć  w  tak 
podobne, zielone oczy. Chciała wreszcie być sama. Rano przy 
ś

niadaniu  nie  wytrzymała  i  spytała  Millie:  -  Nie  rozumiem, 

dlaczego  Wade  zmienił  w  końcu  zdanie.  Przysłał  mi  swoje 
meble, a potem nie przyjechał na otwarcie? 

 -  Jest  bardzo  dumnym  człowiekiem  -  wyjaśniła  Millie.  - 

Kiedy raz postanowił opuścić miasto, nie zmieni decyzji. 

 - AleŜ zmienił decyzję w sprawie mebli! 
 - MoŜe teraz kolej na twój ruch? 
 - Mam do niego zadzwonić? - Sama powinnaś wiedzieć. 
 -  Wiesz,  myślałem  o  twoim  pomyśle  -  włączył  się  do 

rozmowy  Coot.  -  Millie  zebrała  juŜ  sporo  róŜnych  wyrobów 
od rzemieślników i wyobraź sobie, Ŝe kaŜdy turysta, który do 
mnie wstępuje, kupuje przynajmniej jedną rzecz. Powinienem 
poszukać  kogoś,  kto  zrobiłby  promocję  sztuki  ludowej  i 
ś

ciągnął więcej turystów w nasze okolice. MoŜe znasz kogoś, 

kto by chciał kupić mój sklep? 

Ashby do tej pory słuchała Coota jednym uchem, bo wciąŜ 

rozmyślała,  dlaczego  Wade  nie  przyjechał.  Teraz  jednak 
pytanie Coota wyrwało ją z tej zadumy. 

 -  CzyŜbyś  chciał  rzucić  sklep?  -  Wydawało  się  to 

nieprawdopodobne,  bo  codzienne  kontakty  z  klientami  były 
mu potrzebne tak jak powietrze do oddychania. 

 - JuŜ nie daję rady. Przydałby nu się wspólnik. 

background image

 - Wydaje mi się, Ŝe znam kogoś takiego. Przyjadę do was 

wkrótce z wiadomością. 

 - Bardzo dobrze - wesoło zaśmiał się Coot. Millie i Coot 

planowali zostać jeszcze jeden dzień w Waszyngtonie, jednak 
prognoza  pogody  nie  była  dobra.  Zapowiadano  śnieg  i 
gołoledź w górach, więc zdecydowali się wracać wcześniej. 

Przez  najbliŜsze  tygodnie  Ashby  postanowiła  nie 

telefonować do Wade'a. 

 - Trzeba zmienić wystawę w pierwszym tygodniu grudnia 

i  skończyć  omawianie  kontraktu  na  następną  -  mówiła  do 
Joanny, którą wtajemniczyła w swoje nowe plany. 

Ashby  nie  bardzo  miała  ochotę  spotykać  się  z  malarzem, 

który  kazał  do  siebie  mówić  Pierre,  choć  naprawdę  miał  na 
imię  Sam.  Zachowywał  się  tak, jakby  robił  łaskę,  pozwalając 
wystawić swoje obrazy. 

ZbliŜały  się  święta  i  Ashby  zaczęła  wysyłać  kartki 

ś

wiąteczne, przede wszystkim do rodziny z Weathersfield, do 

braci  i  sióstr.  Nie  napisała  do  Wade'a,  on  zresztą  teŜ  nie 
napisał. 

Sprzedała swego porsche'a i kupiła furgonetkę z napędem 

na  cztery  koła,  podobną  do  furgonetki  Wade'a,  tylko 
czerwoną. Ładna i praktyczna, doskonała na zimę. Teraz była 
gotowa do wykonania tego, co zaplanowała. 

Furgonetka  była  łatwa  w  prowadzeniu  i  dobrze  trzymała 

się  oblodzonej  nawierzchni.  Przybyła,  tak  jak  zamierzała,  w 
przededniu  Wigilii.  Współkonspiratorzy  czekali  na  nią, 
poczęstowali gorącą czekoladą dla rozgrzania. 

Ashby  była  zupełnie  spokojna.  Była  pewna,  Ŝe  postępuje 

właściwie  i  to,  co  robi,  jest  dla  niej  najlepsze.  Była  teŜ 
przygotowana na konsekwencje swojego wyboru. 

Kiedy  usłyszała  skrzypienie  frontowych  drzwi,  a  zaraz 

potem 

znajome 

kroki, 

jej 

spokój 

zmienił 

się 

background image

podenerwowanie. Ścisnęła dłonie, by ukryć ich drŜenie, serce 
waliło jej w piersiach jak młotem. 

 -  Wesołych...  -  głos  Wade'a  załamał  się,  kiedy  ujrzał 

Ashby w salonie Millie i Coota. 

Ashby stała przy choince i Wade przez sekundę myślał, Ŝe 

to  przywidzenie.  Wpatrywał  się  intensywnie,  ale  ona  nie 
znikała. 

 -  Do  licha,  chłopie!  Masz  zamiar  stać  jak  wmurowany 

przez  cały  wieczór?  Widzisz,  Ŝe  nad  jej  głową  wisi  jemioła, 
chyba wiesz, co trzeba zrobić. 

Wade  zrobił  kilka  kroków  w  kierunku  Ashby,  otworzył 

szeroko ramiona i wtedy kolorowe paczki wypadły mu z rąk, 
potknął się o jedną, ale szedł dalej. 

Ashby nie czekała dłuŜej, podbiegła do niego. Chwycił ją, 

podniósł do góry i zasypał jej twarz pocałunkami. 

 - Później odpakuję ten prezent, jeśli moŜna? - szepnął jej 

do ucha. 

Ashby potaknęła. 
 - Jesteś najmilszym prezentem, choć po świętach będę cię 

musiał oddać - dodał cichutko. 

Ashby  uśmiechnęła  się.  Był  nawet  przystojniejszy  niŜ  to 

zapamiętała, i ciągle ją kochał. I ona kochała z całej siły tego 
uparciucha. 

 - No, starczy juŜ tego podnoszenia i całowania - zawołał 

Coot. - Czas na otwieranie podarków! 

Wade  podszedł  do  krzesła  przy  kominku  i  posadził  sobie 

Ashby na kolanach. 

 -  Coot,  rozdaj  prezenty,  ja  juŜ  mam  wszystko,  o  czym 

marzyłem. 

Coot  zaczął  szukać  czegoś  pod  choinką,  nie  zwaŜał  przy 

tym  na  pięknie  zapakowane  pudełka  i  gorączkowo  szukał 
dalej mrucząc. 

 - Do licha, gdzie to jest? 

background image

Wreszcie znalazł i wyciągnął zieloną kopertę przewiązaną 

czerwoną wstąŜką. Podał ją Ashby mówiąc: 

 -  U  nas  rozdawanie  prezentów  zaczynamy  od 

najmłodszych. 

Ashby  wzięła  kopertę  od  niego,  domyślała  się,  co  w  niej 

jest. Coot przestępował jak uczniak z nogi na nogę, nie mogąc 
się  doczekać  otwarcia  koperty.  Ashby  wyjęła  pojedynczą 
kartkę.  Był  to  akt  darowizny  sklepu.  Ashby  spojrzała 
niepewnie na Coota. 

 - Ale... ja chciałam kupić tylko połowę. 
Wade  zrozumiał,  Ŝe  przyjazd  Ashby  był  niespodzianką 

tylko dla niego. Coś tu się dziwnego działo. 

 - Powiedzcie, do licha, o co chodzi! - Wziął kartkę z rąk 

Ashby. - Oddajesz jej swój sklep!? 

 -  Chciałabym  zamienić  sklep  w  centrum  sztuki  ludowej, 

ale  planowałam  robić  to  na  spółkę  z  Cootem.  -  Podała 
Cootowi  dokument.  -  Nie,  nie  mogę  tego  przyjąć,  przecieŜ 
umawialiśmy się inaczej... 

 - Teraz juŜ za późno. - Coot schował ręce za siebie i nie 

chciał przyjąć dokumentu. 

 - Chwileczkę, powiedzcie mi dokładnie, o co tu chodzi? - 

Wade ciągle nie mógł się połapać. 

Ashby milczała, wydawało się jej, Ŝe wszystko jest jasne i 

oczywiste.  PrzecieŜ  przyjechała  tu,  bo  go  kocha,  bo  chce  z 
nim  zostać  i  wyjść  za  niego  za  mąŜ.  CzyŜby  tego  nie 
rozumiał? 

 -  Ashby  przeprowadza  się  do  Hickory  -  oznajmiła 

uroczyście Millie - i zajmie się prowadzeniem sklepu Coota. 

Wade  spojrzał  na  Ashby,  szukając  potwierdzenia. 

Potaknęła głową. 

 -  A  co  z  twoją  galerią?  -  zapytał,  sceptycznie  mruŜąc 

oczy. 

background image

 -  Zaproponowałam  Joannie  spółkę.  Ona  będzie  się 

wszystkim  zajmowała,  a  ja  będę  jej  tylko  doradzała  w 
waŜniejszych sprawach. 

Ashby  zacisnęła  dłonie,  ukrywając  ich  drŜenie,  bo  nagle 

przyszło jej na myśl, Ŝe Wade moŜe juŜ jej nie chcieć. Trudno, 
i  tak  przeniesie  się  do  Hickory  i  będzie  prowadziła  sklep.  A 
była przekonana, Ŝe on ją kocha! 

 -  Nie  zgadzam  się,  Ŝebyś  porzucała  galerię  dla  mnie.  - 

Wade wyglądał na znudzonego całą sprawą. 

Ashby z wahaniem popatrzyła na Millie i Coota, ale Millie 

nic  nie  powiedziała,  tylko  wzięła  ojca  pod  ramię  i 
wyprowadziła z pokoju. 

 -  Wcale  nie  proszę  o  twoją  zgodę  i  nie  rzucam  galerii, 

mam ją na spółkę z Joanną. 

Wade pragnął porwać ją w ramiona, ale nie mógł. Jeszcze 

nie teraz. Musiał najpierw coś od niej usłyszeć. 

 -  Wystawa  sztuki  ludowej  okazała  się  dla  mnie 

waŜniejsza  niŜ  wszystkie  poprzednie  wystawy,  które 
organizowałam.  Nie  oczekuję  wcale,  Ŝe  to  zrozumiesz,  bo 
nawet nie zechciałeś przyjechać wtedy na otwarcie. 

 -  Nie  odezwałaś  się  ani  słówkiem,  kiedy  otrzymałaś 

przesyłkę  z  meblami.  Tak  tęskniłem,  obmyślałem,  jak 
moglibyśmy ułoŜyć sobie wspólne Ŝycie, a ty przysłałaś tylko 
pokwitowanie odbioru! 

 -  To  ty  nie  dołączyłeś  do  przesyłki  Ŝadnego  listu!  Skąd 

mogłam  wiedzieć,  o  co  ci  chodzi?  Sądziłam,  Ŝe  przesyłka 
oznaczała twój przyjazd na otwarcie wystawy! 

 -  No  i  przyjechałem!  Stałem  na  deszczu  pod  twoimi 

oknami i przyglądałem się! 

Oczy Ashby rozszerzyły się z głębokiego zdumienia. 
 -  Dlaczego...  -  kręciła  głową  z  niedowierzaniem  - 

dlaczego nie wszedłeś? 

background image

 -  Wiesz  dlaczego?  Bo  w  tej  samej  chwili,  kiedy 

wjechałem  do  miasta,  ogarnęła  mnie  gorączka,  podniecenie, 
rodzaj  jakiegoś  maniactwa.  Myślałem,  Ŝe  moŜe  będę  mógł 
zostawać  z  tobą  zimą  w  Waszyngtonie  i  zajmować  się 
sprzedaŜą  mebli  poprzez  twoją  galerię.  W  mieście 
zrozumiałem, Ŝe to niemoŜliwe. Nie wróciłbym juŜ na farmę. 
Czułem to wtedy! To coś w rodzaju wyzwania. Byłem niemal 
gotów przejąć twoją galerię i uczynić z niej największą galerię 
w całym kraju. 

Potrząsnął głową i nie patrzył w jej stronę. 
 -  Wiedziałem,  jak  by  się  to  skończyło,  lekarze  ostrzegali 

mnie  przecieŜ,  Ŝe  następnym  razem  nie  wyjdę  ze  szpitala, 
tylko mnie z niego wyniosą. 

 -  Nie  proszę  cię  przecieŜ,  Ŝebyś  przenosił  się  do 

Georgetown  -  spokojnie  zapewniła  go  Ashby.  -  Nie  proszę, 
Ŝ

ebyś  powiększał  moją  galerię.  Wszystko,  czego  chcę,  to 

zmienić sklep Coota w centrum sztuki ludowej. 

I wyjść za ciebie za mąŜ, dodała w myśli. 
Wade  marzył,  by  wziąć  ją  w  ramiona  i  jak  najszybciej 

zawieźć  na  farmę,  ale  Ashby  jeszcze  nie  powiedziała  tego, 
czego  oczekiwał.  Zbyt  dobrze  zapamiętał,  jak  nieszczęśliwa 
czuła się Kay. Za Ŝadne skarby nie dopuści, Ŝeby i Ashby była 
nieszczęśliwa!  Nie  dopuści,  by  jej  miłość  powoli  zamieniała 
się w niechęć, a potem w nienawiść. 

 -  Nie  pozwolę  ci  rzucać  dla  mnie  galerii!  -  powtórzył 

uparcie. 

 -  Nie  robię  tego  dla  ciebie!  Robię  to  dla  ludzi  takich  jak 

Anna i robię teŜ to dla samej siebie! Jeśli mnie juŜ nie chcesz - 
głos  jej  niebezpiecznie  się  załamał  -  powiedz  tylko  słowo.  Ja 
zamieszkam na piętrze sklepu. 

 -  Na  Ŝadnym  piętrze!  -  wykrzyknął  Wade,  słysząc 

wreszcie  słowa,  na  które  tak  czekał.  -  Jeśli  wracasz  do 

background image

Zachodniej  Wirginii,  bo  naprawdę  chcesz  tu  zostać,  to 
zamieszkasz za mną! 

Ashby zdumiała jego gwałtowność. 
 -  Czy  mam  rozumieć,  Ŝe  na  swój  zwykły,  arogancki 

sposób oświadczasz mi się? - Skromnie spuściła oczy. 

Wade  wybuchnął  wesołym  i  głośnym  śmiechem,  chwycił 

ją w ramiona i okręcił kilka razy w kółko. 

 -  Zgadłaś,  moja  kochana!  Chciałem  wiedzieć  i  mieć 

pewność,  Ŝe  wracasz  tu,  bo  sama  tego  chcesz,  a  nie  ze 
względu na mnie. 

Przycisnął usta do jej ust. 
 -  No,  to  kiedy  weselisko?  -  Coot  wpadł  do  pokoju.  -  Od 

razu czuję się młodszy! 

Wade spojrzał pytająco na Ashby. 
 -  UwaŜasz,  Ŝe  mam  coś  do  powiedzenia  na  ten  temat?  - 

spytała z udawanym zdumieniem. 

Wade uśmiechnął się. 
 - Najpierw powinnaś powiedzieć: tak. 
 -  Co  to  znaczy?  To  ona  jeszcze  nie  powiedziała?  Ashby 

nie odwróciła się do zdumionego Coota, tylko 

wpatrywała w oczy Wade' a. 
 -  Zgadzam  się,  Ŝebyś  sprzedawała  moje  meble  w  sklepie 

Coota. - Dokładnie wiedział, o co jej jeszcze chodziło. 

 -  Jeśli  tak,  to  wyjdę  za  ciebie!  -  uśmiechnęła  się  i  zaraz 

odwróciła do Coota. 

 -  A  wesele  będzie,  jak  tylko  moi  bracia  i  siostry  zdołają 

przyjechać. 

W  ciągu  dwóch  tygodni  rodzeństwo  porozumiało  się  i 

wszyscy  przyjechali  do  Zachodniej  Wirginii.  Mały  kościółek 
w  Weathersfield  udekorowany  był  jeszcze  świątecznymi 
poinsecjami.  Tutaj  brali  ślub  rodzice  Ashby,  tutaj  były 
chrzczone ich dzieci. 

background image

Teraz przybyła tu Ashby, by wziąć ślub z Wade'em. Była 

ubrana  w  długą,  satynową  staroświecką  suknię  koloru  kości 
słoniowej.  Była  to  ślubna  suknia  jej  babki  i  jej  matki.  Wade 
wyglądał szalenie przystojnie w czarnym smokingu. 

Kościół  był  wypełniony,  bo  zjawiła  się  cała  bliŜsza  i 

dalsza rodzina. 

Coot prowadził Ashby i zanim oddał ją Wade'owi, szepnął 

jej do ucha: 

 - No, to postaraj się teraz o paru wnuczków dla Millie. 
Wade dosłyszał słowa Coota i uśmiechnął się. 
 -  Postaramy  się  o  to!  -  obiecał.  Objął  Ashby  i  popatrzył 

jej głęboko w oczy. - Dziś w nocy! 

Ashby czuła się szczęśliwa. Nigdzie na świecie, była tego 

pewna,  nie  znalazłaby  lepszego  męŜa,  lepszej  rodziny  i  nie 
zrobiłaby lepszej kariery zawodowej niŜ tu, w dzikiej, pięknej 
Zachodniej Wirginii.