background image

MEG CABOT

KSIĘŻNICZKA UCZY SIĘ RZĄDZIĆ

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 6

Tytuł oryginału

PRINCESS IN TRAINING

background image

Mojej siostrzenicy Madison B. Cabot,

księżniczce, która uczy się rządzić

background image

Będzie bardziej księżniczką niż kiedykolwiek sto i pięćdziesiąt tysięcy razy bardziej.

Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka

Przekład Wacława Komarnicka

background image

LICEUM IMIENIA ALBERTA EINSTEINA

 

 

P

LAN

 

LEKCJI

 

NA

 

I

 

SEMESTR

Uczeń: Thermopolis, J.K.W. księżniczka

Amelia Mignonette Grimaldi Renaldo

Płeć: K

Klasa: II

Godzina lekcyjna

Przedmiot

Nauczyciel

Sala nr:

Godz. wychowawcza

Gianini

110

Lekcja 1

WF

Potts

S. gim.

Lekcja 2

Geometria

Harding

202

Lekcja 3

Angielski

Martinez

112

Lekcja 4

Francuski

Klein

118

Przerwa śniadaniowa

Lekcja 5

Rozwój zainteresowań

Hill

105

Lekcja 6

Wychowanie obywatelskie Hollard

204

Lekcja 7

Geografia

Chu

217

background image

Drodzy Uczniowie oraz Rodzice

Witam Was ponownie po, mam nadzieje, udanych, ale stymulujących intelektualnie  

wakacjach. Rada pedagogiczna i administracja LiAE cieszą się perspektywą spędzenia z Wami 

Kolejnego ciekawego i owocnego roku szkolnego. Mając to na względzie, chcielibyśmy krótko 

przypomnieć kuka naszych zasad dotyczących zachowania:

Hałas

Proszę pamiętać, że Liceum imienia Alberta Einsteina mieści się w mieszkaniowej -  

chociaż wysoko zabudowanej - dzielnicy. Nie wolno zapominać, że fale dźwiękowe rozchodzą  

się we wszystkich kierunkach, również w górę, i że wszelkie nadmiernie głośne dźwięki - 

zwłaszcza na schodach przed głównym wejściem do budynku szkoły - mogą zakłócać spokój  

mieszkańców i nie będą tolerowane. Proszę zatem szanować naszych sąsiadów i ograniczyć  

poziom hałasu do minimum. Przez hałas rozumiemy tutaj: krzyki, wrzaski, przenikliwe lub 

nieopanowane wybuchy śmiechu, muzykę oraz rytualne śpiewy/bębny.

Wandalizm

Mimo częstego powoływania się na taką „tradycję pierwszego dnia roku szkolnego w 

Liceum   imienia   Alberta   Einsteina   uczniom   kategorycznie   zabrania   się   niszczenia, 

przyozdabiania czy wszelkiego innego majstrowania przy posągu lwa, często nazywanego 

„Joem”   ,   stojącym   przed   wejściem   do   Liceum   imienia   Alberta   Einsteina   od   strony 

Siedemdziesiątej Piątej Wschodniej ulicy, zainstalowane zostały kamery ochrony działające 

dwadzieścia cztery godziny na dobę i każdy uczeń, który zostanie przyłapany na niszczeniu w 

jakikolwiek sposób własności szkoły, będzie podlegać karze usunięcia ze szkoły i/lub grzywny.

Palenie

background image

Pracownikom   administracji   zwrócono   uwagę,   że   w   zeszłym   roku   codziennie 

wymiatano   sporą   liczbę   niedopałków   papierosów   ze   schodów   przed   wejściem   od   strony 

Siedemdziesiątej Piątej wschodniej ulicy.

Pomijając fakt, że palenie na terenie szkolnym jest surowo wzbronione, niedopałki  

papierosów zaśmiecają otoczenie i stanowią zagrożenie pożarowe. Proszę pamiętać, że każdy 

uczeń przyłapany na paleniu przez pracownika szkoły albo zarejestrowany na taśmie wideo z 

nowych kamer ochrony - będzie podlegał karze zawieszenia w obowiązkach szkolnych i/lub 

grzywny.

Ubiór szkolny

Proszę pamiętać, że w tym roku standardowy ubiór szkolny w LiAE obejmuje:

Uczennice

Uczniowie

Biała bluzka z długimi lub krótkimi rękawami

Biała   koszula   z   długimi  lub   krótkimi 
rękawami

Szary sweter lub szara kamizelka

Szary sweter lub szara kamizelka

Spódnica w granatowo - złotą kratkę lub szare 
flanelowe spodnie

Szare flanelowe spodnie

Granatowe lub białe podkolanówki/granatowe 
lub czarne kryjące rajstopy/cienkie rajstopy w 
cielistym kolorze

Granatowe lub białe skarpetki

Krawat w granatowo - złotą kratkę

Krawat w granatowo - złotą kratkę

Granatowa marynarka

Granatowa marynarka

Proszę   pamiętać,   że   noszenie   pod   spódnicą   szortów  

-  w   tym   zwykłych   spodenek 

gimnastycznych lub szortów szkolnej drużyny - jest zabronione.

Przypominamy, że lekcje zaczynają się we wtorek 1 września o 7.55.

  Jak zwykle, 

spóźnienia nie będą tolerowane. Witamy z powrotem w szkole!

Dyrektor Gupta

Poniedziałek, 31 sierpnia

W

OMYN

R

ULE

:  WIDZIAŁAŚ   to???   Dostałaś   tego   pełnego   hipokryzji 

śmiecia,   którego   porozsyłała   do   nas   w   zeszłym   tygodniu?   Jej   się 

background image

wydaje, że kogo ona tym ogłupi? Widać jak na dłoni, że ten kawałek o 

rytualnych   bębnach   jest   wymierzony   WE   MNIE.   Tylko   dlatego   że   w 
zeszłym   roku   zorganizowałam   kilka   uczniowskich   wieców.   No   cóż, 

jeszcze jej pokażemy. Może sobie myśleć, że zdławi głos ogółu, ale 
uczniowie z Alberta Einsteina NIE DADZĄ się zastraszyć.

G

R

L

OUIE

: Lilly, ja...

W

OMYN

R

ULE

:  A   widziałaś   ten   kawałek   o   kamerach   policyjnego 

nadzoru????   Czyś   ty   kiedykolwiek   SŁYSZAŁA   coś   równie 
faszystowskiego?   No   cóż,   może   sobie   zainstalować   tyle   kamer   do 

inwigilacji,   ile   chce,   MNIE   to   nie   powstrzyma.   To   tylko   kolejny 
dowód, że ona powoli zamienia tę szkołę w swoją własną pedagogiczną 

dyktaturę.   Wiesz,   że   w   komunistycznej   Rosji   używali   takich   kamer, 
żeby utrzymać w ryzach robotników. Zastanawiam się, co ona jeszcze 

teraz wymyśli. Milicję złożoną z byłych agentów KGB jako ochroniarzy 
na korytarzu? To w jej stylu. To totalna inwazja w naszą prywatność. 

I dlatego, KG, w tym roku weźmiemy sprawy we własne ręce. Mam pewien 
plan

G

R

L

OUIE

: Lilly, ja...

W

OMYN

R

ULE

:  który   totalnie   zrujnuje   te   jej   próby   odarcia   nas   z 

własnej tożsamości i nagięcia do jej woli. A co najlepsze, wszystko 
jest   jak   najbardziej   w   zgodzie   ze   szkolnym   regulaminem.   Kiedy 

skończymy, Mia, ona nawet nie będzie wiedziała, skąd padł cios.

G

R

L

OUIE

:  LILLY!!! Myślałam, że ICQ jest właśnie po to, żebyśmy 

mogły POROZMAWIAĆ.

W

OMYN

R

ULE

: A 

CO

 my niby robimy

1

 innego?

G

R

L

OUIE

:  TY   mówisz.   Ja   PRÓBUJĘ   coś   powiedzieć.   Ale   wciąż   mi 

przerywasz.

W

OMYN

R

ULE

: Dobra. No to wal. O czym chcesz porozmawiać?

G

R

L

OUIE

:  Sama   już   zapomniałam.   Przez   ciebie.   O,   jedna   rzecz: 

przestań nazywać mnie KG!

W

OMYN

R

ULE

:  PRZEPRASZAM. Boże. Wiesz, od czasu, kiedy urodził ci 

się ten braciszek, zrobiłaś się taka... przewrażliwiona.

G

R

L

OUIE

: Wybacz. ZAWSZE byłam wrażliwa.

W

OMYN

R

ULE

: M

ÓW

 do mnie jeszcze, DL. Nie chcesz dowiedzieć się, co 

to za plan?

G

R

L

OUIE

: Chyba chcę. Zaraz. Co to znaczy DL?

WomynRule: Wiesz.

background image

G

R

L

OUIE

: Nie, nie wiem.

W

OMYN

R

ULE

: Tak, wiesz... dzieciolizie,

G

R

L

OUIE

: PRZESTAŃ!!! NIE JESTEM DZIECIOLIZEM!!!

W

OMYN

R

ULE

: Owszem, jesteś. Zupełnie jak ta czerwona panda.

G

R

L

OUIE

:  Tylko   dlatego   że   moim   zdaniem   moja   matka   nie   powinna 

była zabierać swojego sześciotygodniowego maleństwa na marsz pokoju 
na   most   Brooklyński,   to   jeszcze   nie   znaczy,   że   jestem 

dzieciolizem!!!!   WSZYSTKO   się   mogło   zdarzyć   w   czasie   tego   marszu. 
WSZYSTKO. Mogła się potknąć i go niechcący upuścić, a on mógł wypaść 

przez barierkę, zlecieć setki metrów w dół do East River i utonąć... 
O   ile   uderzenie   o   wodę   nie   połamałoby   przedtem   wszystkich   jego 

malutkich   kosteczek.   A   nawet   gdybym   za   nim   skoczyła,   prąd   mógłby 
porwać nas oboje i unieść do morza... OCH, DZIĘKI, LILLY!!! Dlaczego 

musiałaś mi o tym przypomnieć????

W

OMYN

R

OLE

:  Pamiętasz,   co   ten   strażnik   z   zoo   musiał   zrobić 

czerwonej pandzie?

G

R

L

OUIE

:  ZAMKNIJ   SIĘ!!!!   NIKT   MI   NIE   ODBIERZE   MOJEGO   MAŁEGO 

BRACISZKA, DLATEGO ŻE ZBYT DOKŁADNIE GO WYLIZAŁAM!!! JA NIGDY, ANI 
RAZU, NIE POLIZAŁAM ROCKY'EGO!!!!

W

OMYN

R

ULE

:  Tak,   ale   musisz   przyznać,   że   jesteś   w   stosunku   do 

niego nieco obsesyjno - kompulsywna.

G

R

L

OUIE

:  No cóż, KTOŚ musi się o niego troszczyć! Zrozum, moja 

matka   wiecznie   chce   go   ciągać   na   wszelkiego   typu   nieodpowiednie 

imprezy, takie jak demonstracje antywojenne (czasami nawet wozi go 
METREM, które, jak sama wiesz, jest wylęgarnią zarazków), a pan G. 

bez   przerwy   go   podrzuca,   tak   że   mały   wali   główką   w   wiatrak   na 
suficie. Naprawdę uważam, że Rocky miał SZCZĘŚCIE, że trafił na taką 

starszą siostrę jak. ja, która troszczy się o jego zdrowie, bo Bóg 
mi świadkiem, nikt inny w tej rodzinie tego nie robi.

W

OMYN

R

HLE

: Jak uważasz... dzieciolizie.

G

R

L

OUIE

: ZAMKNIJ SIĘ, LILLY. Opowiedz mi wreszcie ten swój głupi 

plan.

W

OMYN

R

OLE

:  Nie.   Teraz   nie   chcę.   Moim   zdaniem   lepiej,   żebyś   nie 

wiedziała.   Dla   takich   dzieciolizów   jak   ty,   które   za   bardzo   się 
wszystkim martwią, lepiej jest, jak nie wiedza zbyt wcześnie, co je 

czeka, bo wtedy tylko jeszcze mocniej liżą to swoje małe.

G

R

L

OUIE

:  Dobra. I tak nie mam czasu na słuchanie tego głupiego 

background image

planu. Twój brat dzwoni. Muszę spadać.

W

OMYN

R

ULE

: CO? Powiedz mu, żeby poczekał na linii. TO WAŻNE, MIA!

G

R

L

OUIE

: Może cię to zaskoczy, Lilly, ale rozmowa z twoim bratem 

też jest ważna. Przynajmniej dla mnie. Wiesz, że widziałam go tylko 
dwa razy, odkąd wróciłam w piątek

W

OMYN

R

ULE

:  Przepraszam,   że   nazwałam   cię   dzieciolizem.   Poczekaj 

tylko sekundkę, powiem ci

G

R

L

OUIE

Z

 czego raz to było w dzień przeprowadzki do akademika w 

sobotę i to się raczej nie liczy, bo cały był spocony od dźwigania 

minilodówki po tych wszystkich schodach, ponieważ windy się zepsuły

W

OMYN

R

ULE

: MIA!!! CZY TY MNIE W OGÓLE CZASAMI SŁUCHASZ????

G

R

L

OUIE

: A twoi rodzice też tam byli, tak samo jak jego opiekun 

roku. A potem w niedzielę poszliśmy na randkę, ale ja jeszcze ciągle 

byłam skołowana po podróży, przez tę całą zmianę stref czasowych i 
przypadkowo

WomynRule : JA
G

R

L

OUIE

: zasnęłam, kiedy mi pokazywał

WomynRule: CIĘ
G

R

L

OUIE

: swój nowy deck magicznych kart, ale Maya upuściła je na 

ziemię razem ze starymi

WomynRule: CHYBA

G

R

L

OUIE

:  i   wszystko   się   pomieszało   z   kartami,   których   już   nie 

używa

W

OMYN

R

ULE

: ZABIJĘ!

G

R

L

OUIE

: (niedostępna)

Poniedziałek, 31 sierpnia, 22.00,

poddasze

Kolejny   rok   szkolny.   Wiem,   że   powinnam   się   cieszyć.   Wiem,   że   powinnam   być 

podekscytowana perspektywą ponownego spotkania z przyjaciółmi po spędzeniu ostatnich 

dwóch miesięcy na obcej ziemi.

No i jestem. Jestem podekscytowana. Cieszę się, że zobaczę Tinę i Shameekę, i Ling 

Su, i nawet - sama nie wierzę, że to mówię - Borysa.

Tylko że... No cóż, w tym roku będzie tak INACZEJ bez Michaela, którego mogłabym 

zabierać po drodze do szkoły i siedzieć z nim przy lunchu, i wiedzieć, że wpadnie do mnie 

background image

przed algebrą - HA! Żadnej algebry w tym roku! Geometria! O Boże. No, pomyślę o tym 

później.   Chociaż   pan   Gianini   (FRANK.   MUSZĘ   PAMIĘTAĆ,   ŻEBY   NAZYWAĆ   GO 

FRANK) twierdzi, że ludzie, którzy nie radzą sobie z algebrą, zawsze są naprawdę dobrzy z 

geometrii. Proszę... Proszę, niech to będzie prawda.

No dobrze, my z Michaelem nigdy nie obściskiwaliśmy się przed moją szafką ani nic, 

bo   on   wykazuje   brak   entuzjazmu   dla   publicznego   demonstrowania   uczuć,   a   ja   mam 

ochroniarza i tak dalej.

Ale   przynajmniej   -   bo   zawsze   była   szansa,   że   w   jakimś   momencie   wpadnę   na 

Michaela gdzieś na korytarzu - miałam coś, czego w szkole mogłam wyczekiwać.

A teraz, skoro Michael skończył szkołę, nie mam czego wyczekiwać. W ogóle.

Poza weekendami.

Ale w sumie, ile czasu Michael będzie mógł poświęcać mi w weekendy? Bo on jest 

teraz na studiach i już ma tyle nauki, że w żaden sposób nie możemy się widywać wieczorami 

w   tygodniu   -   nie   żeby   mi   to   kiedykolwiek   groziło,   biorąc   pod   uwagę   MOJE   WŁASNE 

obowiązki księżniczki i lekcje do odrobienia. Jednak mimo wszystko... To tak, jakby...

Boże, co jest NIE TAK z moją matką?  Rocky płakał  już chyba  od PIĘTNASTU 

MINUT, a ona nie zrobiła absolutnie NIC. Weszłam do saloniku, siedziała tam z panem G. i 

jakby nigdy nic oglądała sobie W obronie prawa, a kiedy powiedziałam: „Hej? Twój syn cię 

woła...” mama, nawet nie odrywając wzroku od ekranu, odparła: „On tylko marudzi. Uspokoi 

się i za chwilę zaśnie”.

TO ma być macierzyńska troska? Lilly może mnie nazywać dzieciolizem, ile jej się 

żywnie   podoba,   ale   naprawdę,   czy   można   się   dziwić,   że   jestem   taka   nieprzystosowana? 

Mamy tu świetny przykład, jak moja matka traktuje dzieci. Mnie też tak traktowała.

No więc poszłam potem do jasnożółtego pokoju Rocky'ego i zaśpiewałam jedną z jego 

ulubionych piosenek - Behind Every Good Woman Tracy Bonham - a on od razu się uspokoił.

I czy ktoś mi chociaż podziękował? Nie! Wyszłam z jego pokoju, a mama, wyobraźcie 

sobie,   popatrzyła   na   mnie   (tylko   dlatego   że   leciały   reklamy)   i   powiedziała   bardzo 

sarkastycznym tonem:

- Dzięki, Mia. Usiłujemy sprawić, żeby zrozumiał, że kiedy kładziemy go do łóżka na 

noc, to on ma spać. Teraz będzie sobie myślał, że wystarczy tylko popłakać, a ktoś przyjdzie i 

zaśpiewa mu piosenkę. Dopiero co go tego oduczyłam, kiedy byłaś latem w Genowii, a teraz 

będziemy musieli zaczynać wszystko od początku.

No, JA PRZEPRASZAM BARDZO! Może i jestem dzieciolizem, ale czy to naprawdę 

taka zbrodnia mieć trochę współczucia dla mojego jedynego brata? JEEEZU!

background image

Zaraz, na czym stanęłam?

Ach tak. Na szkole. Bez Michaela.

Poważnie, po co mi to wszystko? No, dobra, ja wiem, że mamy chodzić do szkoły, 

żeby   się   uczyć   różnych   rzeczy   i   tak   dalej.   Ale   uczenie   się   różnych   rzeczy   było   o   tyle 

fajniejsze, kiedy istniała jakaś szansa zobaczenia Michaela przy wodotrysku z wodą do picia 

czy gdzieś. A teraz ja naprawdę zupełnie nie mam czego wypatrywać. Nie mówię, że życie 

bez Michaela jest nic niewarte. Ale muszę przyznać, że kiedy jest blisko - czy nawet kiedy 

jest tylko jakaś szansa, że MOŻE się gdzieś pojawić - WSZYSTKO staje się o wiele bardziej 

interesujące.

Jedyny   jasny   punkt   w   tym,   co   wydaje   się   rokiem   szkolnym   kompletnie   takich 

punktów pozbawionym, to angielski. Bo wygląda na to, że nasza nauczycielka, pani Martinez, 

może być autentycznie zainteresowana przedmiotem, jeśli tylko notatka, którą rozesłała nam 

wszystkim w zeszłym miesiącu, może na cokolwiek wskazywać:

background image

List pani Martinez do wszystkich uczniów klasy II

uczęszczających na lekcje języka angielskiego:

Witajcie!

Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko otrzymaniu tej notatki, zanim w ogóle 

zaczął   się   nowy   rok   szkolny,   ale   jako   nowa   nauczycielka   w   LiAE   chciałam   po   prostu  

przedstawić się Wam i trochę Was wszystkich poznać.

Nazywam   się   Karen   Martinez   i   wiosną   tego   roku   zrobiłam   dyplom   z   literatury 

angielskiej na Yale. Moje hobby to jazda na rolkach, tae bo, zwiedzanie wspaniałych zabytków  

Nowego Jorku i czytanie (oczywiście!) klasyki literackiej takiej jak Duma i uprzedzenie.

Mam nadzieję, że w tym roku poznam Was wszystkich i każdego z osobna, a chcąc, 

żebyście mi w tym pomogli, proszę, aby każdy z moich uczniów przygotował i przyniósł na  

pierwszą lekcję zwięzłą notkę biograficzną i niedługie wypracowanie (do 500 słów) na temat  

tego, czego nauczyliście się w czasie wakacji. Jak wiecie, lekcje, których udziela nam życie, nie  

mają wakacji.

Przepraszam, że zadaję Wam pracę domową, zanim w ogóle zaczną się lekcje, ale  

dzięki temu będę mogła skuteczniej Wam pomagać w doskonaleniu pisarskiego rzemiosła.

Dziękuję bardzo i życzę Wam jak najprzyjemniejszych wakacji!

Z pozdrowieniami

K. Martinez

Najwyraźniej pani Martinez jest bardzo oddana swojej pracy. Najwyższy czas, żeby w 

LiAE   pojawili   się   wreszcie   jacyś   nauczyciele,   którzy   rzeczywiście   przejmują   się   swoimi 

background image

uczniami - nie mówię o panu G., oczywiście.

To znaczy o Franku.

Ja się cieszę szczególnie, bo pani Martinez jest nowym doradcą szkolnej gazety, a ja 

członkiem redakcji. Naprawdę czuję, sądząc z tego, ile mamy z panią Martinez wspólnego - 

mnie też bardzo podobała się Duma i uprzedzenie, zwłaszcza w wersji z Colinem Firthem - i 

raz kiedyś jeździłam na rolkach - że bardzo dużo zyskam dzięki jej lekcjom. Będąc pisarką z 

ambicjami  i tak dalej, uważam,  że to bardzo ważne, żeby mój talent  został odpowiednio 

oszlifowany, i jestem naprawdę przekonana, że pani Martinez będzie dla mnie jak pan Miyagi 

dla Karate Kida - względem pisarstwa. Nie, no wiecie, względem karate..

Ale i tak trudno mi wymyślić, co by tu napisać w tej notce biograficznej, a co dopiero 

w wypracowaniu na temat tego, czego się nauczyłam na wakacjach. Bo co ja mam napisać? 

„Dzień dobry, nazywam się J.K.W. księżniczka Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis 

Renaldo. Może pani o mnie słyszała, bo na podstawie mojej biografii nakręcono już dwa 

filmy”.

Chociaż, prawdę mówiąc, oba te filmy dość swobodnie sobie poczynały z faktami. Nie 

dość, że w pierwszym uśmiercili mi tatę, a z Grandmère zrobili bardzo miłą osobę i tak dalej, 

to jeszcze teraz, w tym drugim, podobno zerwałam z Michaelem! Jakby coś takiego mogło się 

zdarzyć. To po prostu czysty wymysł, pewnie po to, żeby historia była ciekawsza czy coś. 

Jakby moje życie nie było wystarczająco ciekawe bez pomocy Hollywood.

Chociaż mam bardzo wiele wspólnego z tym całym Aragornem z  Powrotu Króla. 

Obojgu nam narzucono królewskie obowiązki. Ja bym o wiele bardziej wolała być normalną 

osobą niż dziedziczką tronu. Jakoś mi się wydaje, że Aragorn odczuwał to podobnie.

Nie żebym nie kochała kraju, którym kiedyś będę rządzić. Ale to naprawdę nudne 

spędzać większą część wakacji z tatą i babką, kiedy CHCIAŁABYŚ spędzać je ze swoim 

nowo   narodzonym   bratem,   już   nie   wspominając   o   swoim   CHŁOPAKU,   który   jesienią 

zaczyna STUDIA.

I nie w tym rzecz, no wiecie, że Michael WYJEŻDŻA na studia. Będzie studiował na 

Columbii, która mieści się tu, na Manhattanie, chociaż dość daleko od centrum, o wiele dalej 

niż   zazwyczaj   jeżdżę,   pomijając   ten   jeden   raz,   kiedy   wybraliśmy   się   do   Sylvia's   na 

smażonego kurczaka i wafle.

W   każdym   razie,   napisałam   dla   pani   Martinez   poniższą   notkę   jeszcze   w   zeszłym 

tygodniu   w   Genowii.   Mam   nadzieję,   że   kiedy   ją   przeczyta,   rozpozna   w   mojej   prozie 

wielbicielkę literatury i pokrewną duszę.

background image

Papeteria

księżniczki Amelii Renaldo

Moja biografia

Mia Thermopolis

Nazywam   się   Mia   Thermopolis.   Mam   piętnaście   lat,   jestem   Bykiem   i   dziedziczką  

tronu księstwa Genowii (50 000 mieszkańców), a moje hobby to lekcje książęcej etykiety u  

mojej babki, oglądanie telewizji, jedzenie na mieście (albo zamawianie jedzenia do domu),  

czytanie,  praca dla  „Atomu”,  gazety  LiAE,  oraz pisanie poezji.  W przyszłości  chciałabym  

zrobić karierę jako powieściopisarka i/lub trenerka psów ratowniczych (na przykład kiedy jest  

trzęsienie   ziemi,   pomagają   one   znajdować   ludzi   uwięzionych   pod   gruzami).   Ale 

najprawdopodobniej będę się musiała zadowolić tym, że jestem Księżniczką Genowii (KG).

Tak, to łatwe. Trudniej było wymyślić i napisać, czego się nauczyłam w czasie letnich 

wakacji.   Bo   tak   naprawdę,   CZEGO   ja   się   właściwie   nauczyłam?   Większość   czerwca 

spędziłam, pomagając mamie i panu G. przystosować się do posiadania w domu niemowlaka 

- co było dla nich bardzo trudnym procesem, skoro od wielu lat wszyscy mieszkańcy tego 

domu poruszali się na dwóch nogach (nie licząc mojego kota, Grubego Louie). Pojawienie się 

członka  rodziny,  który w sumie  - może  nawet przez jakiś  rok czy dwa lata - będzie się 

poruszał głównie na czworakach, sprawiło, że boleśnie uświadomiłam sobie, w jak totalnie 

niebezpiecznym dla małych dzieci środowisku mieszkamy. .. Chociaż mama ani pan G. wcale 

się tym specjalnie nie przejęli.

To dlatego musiałam poprosić Michaela, żeby pomógł mi zainstalować osłonki na 

wszystkich kontaktach i zabezpieczenia na dolnych szufladach wszystkich szafek - co mamie 

nie do końca się podoba, bo teraz ma kłopoty, kiedy chce wyjąć wirówkę do sałaty.

Któregoś dnia podziękuje mi jednak, gdy zda sobie sprawę, że to wyłącznie dzięki 

mnie Rocky nie miał jakichś katastrofalnych w skutkach wypadków z wirówką do sałaty.

Kiedy nie zajmowaliśmy się zabezpieczaniem poddasza przed dziećmi, Michael i ja 

nie mieliśmy zbyt wiele zajęć. Oczywiście, bardzo zakochana para może w Nowym Jorku 

robić latem mnóstwo rzeczy: pływać łódką po jeziorze w Central Parku, jeździć dorożką po 

Piątej Alei, zwiedzać muzea i oglądać wspaniałe dzieła sztuki, chodzić na operę na Wielkim 

Trawniku, jeść w ogródkach restauracji w Małej Italii i tak dalej.

background image

Jednak wszystkie te imprezy bywają dość drogie (chyba że korzysta się ze zniżek 

uczniowskich) z wyjątkiem opery w parku, która jest darmowa, ale musisz tam się wybrać 

gdzieś tak o ósmej rano, żeby zająć sobie miejsce, a nawet wtedy ci wszyscy dziwni maniacy 

opery są strasznie przewrażliwieni na punkcie swojego terytorium i wrzeszczą na ciebie, jeśli 

twój koc przypadkowo dotknie ich koca. A poza tym w operach wszyscy zawsze umierają, 

czego nie cierpię tak samo jak tych numerów z kocami.

I   chociaż   to   prawda,   że   jestem   księżniczką,   nadal   mam   bardzo   ograniczone 

możliwości   finansowe,   bo   ojciec   daje   mi   absurdalnie   małą   tygodniówkę   w   wysokości 

zaledwie dwudziestu dolarów, w nadziei że nie zostanę dziewczyną imprezowa (jak niektóre 

znane osoby, które mogłabym wymienić), jeśli nie będę miała wystarczająco dużo dostępnej 

gotówki do wydawania na takie rzeczy jak skórzane minispódniczki i heroina.

I chociaż Michael dostał pracę na lato w sklepie Apple'a w SoHo, oszczędza wszystkie 

pieniądze  na Logic Platinum,  program komputerowy do pisania muzyki,  żeby móc nadal 

pisać piosenki, teraz, kiedy jego kapela, Skinner Box, zawiesiła działalność, bo jej członkowie 

rozjechali   się   po  różnych   uniwersytetach   i   klinikach   odwykowych.   Chce   też   kupić   sobie 

Cinema HD, dwudziestotrzycalowy płaski monitor, pasujący do jego Power Maca G5, który 

też chciałby sobie kupić, a wszystko ze zniżką od swojego pracodawcy, ale razem i tak będzie 

kosztowało tyle, ile jeden skuter Segway Human Transporter, coś, o co proszę tatę już od 

jakiegoś czasu, bez żadnych efektów.

Poza tym to - żadna radocha wybrać się na przejażdżkę dorożką po Central Parku ze 

swoim chłopakiem i SWOIM OCHRONIARZEM.

Więc głównie, kiedy nie siedzieliśmy u mnie w domu, instalując zabezpieczenia dla 

dziecka, przesiadywaliśmy w domu u Michaela, bo wtedy Lars mógł sobie oglądać Eurosport 

News   albo   gadać   z   państwem   doktorostwem   Moscovitz,   jeśli   akurat   nie   mieli   u   siebie 

klientów   albo   nie   siedzieli   w   swoim   wiejskim   domku   w   Albany,   a   Michael   i   ja 

koncentrowaliśmy   się   na   naprawdę   istotnych   sprawach:   całowaniu   się   i   graniu   w   Rebel 

Strike'a, ile się tylko dało, zanim mój tata okrutnie nas nie rozłączył pierwszego lipca.

To smutne, ale ten ponury dzień nadszedł aż za szybko i zmuszona byłam pozostałe 

miesiące lata spędzić w Genowii, gdzie uratowałam zatokę (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z 

planem) przed atakiem  zabójczych  alg, które do Morza Śródziemnego  wpuściło Muzeum 

Oceanograficzne i Akwarium z sąsiedniego Monako (chociaż oni temu zaprzeczają. Zupełnie 

tak samo, jak zaprzeczają, że to księżniczka Stefania prowadziła samochód, kiedy ona i jej 

mama spadły z tamtego urwiska. Nieważne).

I skończyło się na tym, że właśnie to opisałam. W tej pracy dla pani Martinez. No, 

background image

wiecie: jak w tajemnicy zamówiłam (i obciążyłam rachunkiem biuro Ministerstwa Obrony 

Genowii), a potem wpuściłam do Zatoki Genowiańskiej dziesięć tysięcy morskich ślimaków 

Aplysia   depilants,  po   przeczytaniu   w   Internecie,   że   są   jedynymi   naturalnymi   wrogami 

zabójczych alg.

Ja   naprawdę   nie   rozumiem,   czemu   wszyscy   tak   się   o   to   wściekli.   Algi   niszczyły 

morskie krasnorosty, które podtrzymują istnienie setek gatunków w tej zatoce! A te ślimaki są 

tak   samo   zabójcze   jak   algi,   więc   nie   grozi   im,   że   coś   je   tam   w   wodze   zeżre   i   zakłócą 

istniejący łańcuch pokarmowy. Wymrą w sposób naturalny, kiedy tylko ich jedyne źródło 

pożywienia - algi - zniknie. A wtedy równowaga w zatoce wróci do normy. No więc o co ten 

krzyk?

Poważnie, zupełnie jakby myśleli, że ja nie wzięłam tego wszystkiego pod uwagę, 

zanim podjęłam decyzję. Zupełnie jakby ludzie nie zdawali sobie sprawy, że ja nie jestem 

typową   nastolatką,   zajętą   wyłącznie   imprezami   i   Jackass,   ale   po   prostu   rzeczywiście 

Rozwijam Swoje Zainteresowania.

Na wszelki wypadek pominęłam w wypracowaniu informację o tym, jak się wszyscy 

zdenerwowali. Ale i tak wiem, że pani Martinez będzie pod wrażeniem. Bo wiecie, użyłam 

bardzo wielu literackich aluzji i tak dalej. Może nawet z jej pomocą uda mi się w tym roku 

napisać dla szkolnej gazety coś innego niż tylko plan posiłków w stołówce! Albo zacząć 

powieść   i   potem   ją   wydać,   jak   ta   dziewczyna,   o   której   czytałam   w   gazecie   -   napisała 

wstrząsającą i prawdziwą opowieść o dzieciakach ze swojej szkoły, a teraz nikt z nią nie chce 

rozmawiać i musi się uczyć w szkole internetowej czy coś takiego.

No cóż, mówiąc szczerze, to akurat chyba nie bardzo by mi się podobało.

Ale nie miałabym nic przeciwko temu, żeby już nie pisać o bufallo bites.

O nie, Lilly znów do mnie pisze na ICQ. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że jest już 

po jedenastej? Muszę się wyspać, żeby wyglądać jak najlepiej dla Hm. Miałam napisać - dla 

Michaela. Ale nawet go jutro w szkole nie zobaczę.

Więc czemu w ogóle się przejmuję, jak wyglądam?

G

R

L

OUIE

: Czego chcesz?

W

OMYN

R

OLE

:  Boże,   ależ   jesteśmy   niedotykalscy.   Skończyłaś   już 

rozmawiać z moim bratem?

GrLouie : Tak.

W

OMYN

R

ULE

:  Niedobrze   mi   się   robi   od   patrzenia   na   was.   Wiesz   o 

tym, prawda?

background image

Biedna Lilly. Ona i Borys tak długo ze sobą chodzili... Nie jest przyzwyczajona do 

tego,   że   nie   ma   chłopaka,   który  będzie   do   niej   dzwonił   powiedzieć   dobranoc.   Nie   żeby 

Michael wybierał się już do łóżka, kiedy zadzwonił, ale wiedział, że ja idę spać. Michael nie 

musi   kłaść   się   wcześnie,   bo   chociaż   w   tym   semestrze   ma   osiemnaście   godzin   zajęć 

zakończonych zaliczeniami - chce zrobić dyplom w trzy lata zamiast czterech i zrobić sobie 

rok wolnego, zanim on zacznie studia podyplomowe, a ja uniwersytet, żebyśmy razem mogli 

popracować dla Greenpeace  przy ratowaniu wielorybów  - specjalnie wybrał  tylko  zajęcia 

zaczynające się po dziesiątej, żeby móc dłużej pospać.

Szczerze   go   podziwiam,   że   tak   potrafi   planować.   Ja   ledwie   umiem   codziennie 

zdecydować, co zjeść na lunch, więc na mnie robi to niesamowite wrażenie.

A   Michael   naprawdę   znakomicie   umie   planować.   W   weekend   przeprowadzka   do 

akademika Columbii zajęłaby mu raptem pół godziny (gdyby windy się nie zepsuły!), bo tak 

się ze wszystkim zorganizował. Pojechałam razem z całą resztą jego rodziny, żeby pomóc i 

żeby zobaczyć, jak wygląda jego pokój, i żeby, no wiecie, spotkać się z nim po raz pierwszy 

od  mojego  powrotu  z  Genowii   i  tak   dalej.  Nie  wiem,   jakie   opłaty  pobiera   Columbia   za 

akademiki dla studentów, ale nie byłam  pod specjalnym  wrażeniem.  Pokój Michaela jest 

zupełnie jak zbudowany z pustaków, a okna wychodzą na podwórko.

Chociaż nie można powiedzieć, żeby Michael się tym przejmował. Martwił się tylko, 

czy będzie miał wystarczająco dużo gniazdek i podłączeń do sieci. Nawet nie zajrzał do 

łazienki, żeby sprawdzić, czy wisi tam jedna z tych śmierdzących plastikowych zasłon pod 

prysznic, czy jeszcze bardziej śmierdząca, gumowa (sprawdziłam za niego: gumowa. Fuj).

Faceci są tacy dziwni.

Nie poznałam jego współlokatora, bo jeszcze się nie wprowadził, ale wywieszka na 

drzwiach mówiła, że to Doo Pak Sun. Mam nadzieję, że Doo Pak Sun okaże się miły i nie 

będzie miał alergii na kocie futro. Bo planuję odwiedzać ich pokój BARDZO CZĘSTO.

Jednak   i  tak   żal   mi   było   Lilly,   bo   nie   ma   już   jedynej   prawdziwej   miłości,   więc 

pomyślałam, że ją pocieszę.

G

R

L

OUIE

:  Ale   na   pewno   cieszysz   się,   że   wreszcie   masz   całe 

mieszkanie dla siebie. Przecież zawsze tego chciałaś, nie? Michael 

nie   będzie   ci   już   wyjadał   wszystkich   cheerios   z   orzechami   i 
miodem...

W

OMYN

R

ULE

:  A   coś   ty!   Nagle   okazuje   się,   że   muszę   wypełniać 

background image

wszystkie   SWOJE   obowiązki   ORAZ   obowiązki   Michaela.   I   jak   sądzisz, 

kto ma się teraz zajmować Pawłowem?

G

R

L

OUIE

: Jakby Michael ci za to nie płacił.

W

OMYN

R

ULE

: Tylko dwadzieścia dolców tygodniowo. Hej, przeliczyłam 

to sobie i wychodzi mi zaledwie dolar za psią kupę.

G

R

L

OUIE

: OBRZYDLIWOŚĆ! !!!!!!!!!!!

W

OMYN

R

ULE

:  Nieważne.  Pewnie   UWIELBIASZ  sprzątanie   kup  po   Grubym 

Louie.

G

R

L

OUIE

:  Kupki Grubego Louie są śliczne, tak jak i cały on. To 

samo powiem o Rockym.

W

OMYN

R

ULE

: Hm, a TERAZ kto się robi obrzydliwy, dzieciolizie?

G

R

L

OUIE

:  Zignoruję   to.   Hej,   nie   uważasz,   że   ta   część   listu 

dyrektor Gupty, w którym pisze, żeby nie nosić szortów pod szkolną 

spódnicą,   to   dlatego   że   Lana   zawsze   w   zeszłym   roku   wkładała   pod 
spódnicę szorty do lacrosse'a Josha? No wiesz, żeby pokazać, że Josh 

to jej własność?

W

OMYN

R

ULE

:  Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Słuchaj, co do 

jutra

GrLouie: Co?

W

OMYN

R

ULE

: Nieważne. Śpij dobrze.

G

R

L

OUIE

: ???????????????????

W

OMYN

R

ULE

: (niedostępna)

Poważnie. Już widzę, że druga klasa to nie będzie piknik.

Wtorek, 1 września,

godzina wychowawcza

O MÓJ BOŻE!

No tak, spodziewałam się, że powrót do szkoły mnie przygnębi. Szkoła i tak jest 

beznadziejna, ale bez Michaela NAPRAWDĘ zrobi się fatalnie.

I   trochę   smutno   było   podjechać   pod   kamienicę   Lilly   dziś   rano   i   nie   zobaczyć 

czekającego tam na mnie Michaela, z różowym, świeżo ogolonym podbródkiem. Zamiast 

tego  stała   tam  tylko  Lilly,  kompletnie  bez  makijażu,   z tysiącem  spinek  we  włosach  i  w 

okularach zamiast szkieł kontaktowych. Bo teraz, kiedy Lilly straciła swoją jedyną prawdziwą 

miłość   na   rzecz   innej   dziewczyny,   wcale   sobie   nie   Zadaje   Trudu.   Grandmère   byłaby 

background image

PRZERAŻONA.

I, wybaczcie, ja mam jeszcze mniej powodów niż Lilly, żeby dobrze wyglądać, ale 

przynajmniej rano umyłam włosy. W końcu nadal mam chłopaka, tyle że chodzi do innej 

szkoły. To Lilly musi jeszcze spotkać mężczyznę swoich marzeń.

Który na  jej  widok  ucieknie,   tak  jak ludzie   uciekają  na  widok ostatniego   albumu 

Britney Spears, jeśli Lilly chociaż nie SPRÓBUJE wyglądać nieco bardziej atrakcyjnie.

Ale nie wspominałam jej o tym, bo to nie jest tego typu informacja, jaką człowiek 

chciałby usłyszeć z samego rana.

A poza tym,  jak zauważyła  Lilly,  obie mamy na pierwszej lekcji WE Po co brać 

prysznic PRZED WF - em, skoro i tak będziesz go musiała wziąć zaraz po?

A to słuszna uwaga.

Tyle że, moim zdaniem, Lilly chyba nieco pożałowała swojej decyzji, żeby się nie 

kąpać przed WF - em, kiedy wyszłyśmy z limuzyny przed szkołą, a tam była Tina Hakim 

Baba, która wysiadła właśnie ze SWOJEJ limuzyny I Tina zawołała:

- O mój Boże! Jak się cieszę, że was widzę, dziewczyny!

Taktownie nie wspominając ani słowem o okularach czy włosach Lilly. No i właśnie 

się ściskałyśmy, kiedy podszedł do nas ten facet, i ja w pierwszej chwili pomyślałam sobie: 

Wow! Alert seksualny!, bo chociaż jestem zajęta, to wiecie, nie jestem MARTWA, a on był 

wysoki, jasnowłosy i tak dalej...

...a   potem   wziął   Tinę   za   rękę   i   zdałam   sobie   sprawę,   że   to   BORYS 

PELKOWSKI!!!!!!!!!!!!!!!

BORYS PELKOWSKI PRZEZ WAKACJE ZROBIŁ SIĘ SEKSOWNY!!!!!!!!!!!!!

Wiem, że to brzmi totalnie idiotycznie, ale naprawdę nie mam pojęcia, jak inaczej to 

ująć. Tina mówi, że nauczyciel skrzypiec powiedział Borysowi, że będzie miał więcej siły i 

będzie   lepiej   grał,   jeśli   zacznie   chodzić   na   siłownię,   a   on   tak   zrobił   i   przybrał   chyba   z 

piętnaście kilo samych mięśni.

A poza tym  miał  operację korygującą  krótkowzroczność i nie musi  już podsuwać 

okularów na nosie, kiedy gra.

A poza tym pozbył się aparaciku na zębach i urósł chyba z pięć centymetrów, a może 

nawet i więcej, bo teraz jest tak samo wysoki jak Lars i niemal tak samo szeroki w ramionach.

No i jeszcze w jego włosach pojawiły się te jaśniejsze pasemka - Tina mówi, że to od 

słońca w Hamptons.

Poważnie, to zupełnie tak, jakby mu zrobili jakąś metamorfozę w Gejowskim oku, czy 

coś takiego.

background image

Tyle   że   zapomnieli   o   zwyczaju   wtykania   swetra   w   spodnie.   I   tylko   po   tym   go 

rozpoznałam.   No   cóż,   i   po   tym,   że   nadal   oddycha   przez   usta.   Poważnie.   Z   rozpędu 

odezwałam się:

- Cześć, a ty jak się..., BORYS?

Ale MOJE zdziwienie to było NIC w porównaniu ze zdziwieniem LILLY!

Borys powiedział:

- O, cześć dziewczyny!

Nawet jego głos się zmienił. Jest teraz jakby głębszy, jak u tego dzieciaka, który gra 

Harry'ego Pottera.

Więc   kiedy   Lilly   to   usłyszała,   a   potem   odwróciła   się   i   go   rozpoznała,   jakoś   tak 

wciągnęła policzki, gapiła się na niego chyba z minutę...

...i bez słowa poszła do szkoły.

Ale potem zauważyłam ją w łazience dla dziewczyn, tuż przed dzwonkiem. Nałożyła 

trochę błyszczyku, zmieniła okulary na szkła kontaktowe i wyjęła z włosów część spinek.

A kiedy tylko Lilly odeszła, totalnie złapałam Tinę za ramię i zawołałam:

- O MÓJ BOŻE, COŚ TY ZROBIŁA BORYSOWI????

Ale szeptem do ucha, bo nie chciałam, żeby Borys usłyszał.

Tina jednak przysięga, że ona nie miała z tym nic wspólnego. Poza tym powiedziała, 

żeby nic nie wspominać przy Borysie, bo on się jeszcze totalnie nie zorientował, że się zrobił 

seksowny. Tina usiłuje jego nowo nabytą seksowność utrzymać przed nim w tajemnicy, bo 

obawia się, że on, jak tylko to odkryje, rzuci ją dla kogoś chudszego.

Tyle że Borys nigdy by czegoś takiego nie zrobił, bo widać, jak miłość do Tiny lśni w 

jego oczach za każdym razem, kiedy na nią patrzy. Zwłaszcza teraz, kiedy nie nosi grubych 

szkieł.

Jezu! Kto by się spodziewał, że człowiek może się tak przez dwa miesiące zmienić?

Chociaż, jak się nad tym zastanawiam, obawy Tiny nie są całkiem bezpodstawne, bo 

teraz, kiedy zniknęła zeszłoroczna czwarta klasa, jest tu MNÓSTWO totalnie fantastycznych 

dziewczyn, które są kompletnie pozbawione chłopaków. Jak Lana Weinberger, na przykład. 

Nie, nie wierzę, żeby Borys KIEDYKOLWIEK poleciał na Lanę, ale totalnie widziałam, jak 

już kiwała na niego palcem („Hej! chodź no tu!”), zanim zorientowała się, kto to, i zamiast 

kiwać palcem, zaczęła udawać, że wkłada go sobie do gardła, jakby chciała zwymiotować na 

sam jego widok.

Więc pewnie NIEKTÓRE osoby nie zmieniły się przez wakacje.

Shameeka podobno słyszała, że Lana i Josh to już totalnie przeszłość. Najwyraźniej 

background image

ich miłość nie zniosła próby oddalenia, bo Lana spędziła lato w domu swojej rodziny w East 

Hampton, a Josh był  w Southampton, i tych sześć dzielących  ich kilometrów to było po 

prostu za dużo, zwłaszcza że on wyjeżdżał na Yale jesienią, a tego lata na Long Island stringi 

jako dół od bikini były szalenie modne.

Przepraszam   bardzo.   Sześć   kilometrów   to   pestka.   Proszę   spróbować   sześciu 

TYSIĘCY.   Bo   tyle   dzieli   Genowię   od   Nowego   Jorku,   a   Michael   i   ja   nadal   zdołaliśmy 

widywać się latem.

Biedna, biedna Lana. Ależ jej współczuję. Już się rozpędziłam.. . Po raz pierwszy w 

moim życiu ja mam chłopaka, a Lana nie. Może to niegodne księżniczki cieszyć się z cudzego 

niepowodzenia, ale... CHA, CHA.

Jeszcze jeden plus z tego, że Josha nie ma - mogę faktycznie dostać się w tym roku do 

swojej szafki, bo on i Lana nie rozpłaszczają się na niej, wsadzając sobie nawzajem języki w 

gardła.

Chociaż muszę powiedzieć, że chłopak, któremu wyznaczono dawną szafkę Josha, 

całkiem nieźle wygląda. Musiał tu przyjechać na wymianę uczniowską, bo nigdy przedtem go 

nie widziałam. Ale nie może być uczniem drugiej klasy, bo ma cień zarostu na twarzy. O 

ósmej rano. A poza tym, kiedy powiedział: „Przepraszam bardzo”, po tym jak przypadkiem 

wylał trochę swojej podwójnej latte na mój but, kiedy usiłował wepchnąć sportową torbę do 

szafki,   miał   absolutnie   południowoamerykański   akcent,   zupełnie   jak   ten   facet,   z   którym 

chciała uciec Audrey Hepburn w tym filmie  Śniadanie u Tifanny'ego, zanim się opamiętała 

(czy, zdaniem Grandmère, oszalała).

Straszna nuda siedzieć tutaj i wysłuchiwać jednego zarządzenia po drugim. Dziś po 

południu   mamy   apel,   więc   siódma   lekcja   będzie   krótsza.   A   kogo   to   obchodzi?   Pan   G. 

(FRANK. FRANK.) wygląda na tak samo zmęczonego, jak ja się czuję. Przysięgam, kocham 

Rocky'ego każdym włókienkiem mojej duszy - nawet prawie tak jak kocham Grubego Louie - 

ale co za płuca ma ten dzieciak! Poważnie, on NIE PRZESTANIE płakać, dopóki ktoś mu nie 

zaśpiewa piosenki.

Co jest całkiem do zniesienia w ciągu dnia, bo odkąd obejrzałam Dogonić marzenia, 

trochę się martwiłam, no, wiecie, co zaśpiewam, jeśli kiedykolwiek będę musiała wystąpić w 

karaoke, żeby zarobić pieniądze na motel w podróży, tak więc obsesja Rocky'ego na punkcie 

muzyki daje mi świetną okazję do ćwiczeń. Naprawdę uważam, że Milkshake opracowałam 

już do perfekcji, a teraz pracuję nad Man! I Feel Like A Woman Shanii Twain.

Ale   kiedy   zaczyna   to   płakanie   w   środku   nocy...   Uh!   Kocham   go,   ale   nawet   ja, 

dziecioliz  - a to TAK strasznie nie fair ze strony Lilly,  że mnie  tak nazywa,  bo ja NIE 

background image

zlizałam  Rocky'emu  całego futerka jak ta czerwona panda na Animal  Planet SWOJEMU 

małemu - po prostu mam ochotę nakryć głowę poduszką i go zignorować.

Tyle że nie mogę. Bo wszyscy inni na poddaszu tak robią. Teoria mamy jest taka, że 

go tylko rozpieszczamy, biorąc go na ręce i śpiewając mu, ile razy zapłacze.

Ale ja uważam, że nie płakałby, gdyby wszystko było w porządku. A jeśli na przykład 

kocyk mu się zawinął wokół szyjki i on się DUSI???? Jeśli nikt nie zajrzy, żeby to sprawdzić, 

do rana mógłby być MARTWY!

Więc muszę się zwlekać z łóżka i śpiewać mu najkrótszą piosenkę, jaką znam - Yes U 

Can Jewel - a potem, jak tylko on zasypia, wskakuję do łóżka i usiłuję mocno zasnąć, zanim 

on znów zacznie...

OOOOCH! Moja komórka właśnie zabrzęczała! To SMS od Michaela!

Miłego dnia. Całuję, M.

Wstał wcześniej tylko po to, żeby mi życzyć miłego dnia!!! Czy MÓGŁBY istnieć 

lepszy chłopak?

Wtorek, 1 września, WF

Ja rozumiem, że otyłość osiąga w Stanach poziom epidemii i tak dalej. Ja wiem, że 

przeciętny Amerykanin waży pięć kilo więcej, niż wynosi jego zdrowe BMI, i że wszyscy 

powinniśmy więcej spacerować i mniej jeść.

Ale dajcie spokój, czy to wystarczający powód, żeby zmuszać nastoletnie dziewczyny 

do PRZEBIERANIA SIĘ, a co dopiero BRANIA PRYSZNICA, na oczach innych? Moim 

zdaniem absolutnie nie.

Jakby nie wystarczyło  to, że muszę w ogóle CHODZIĆ na wychowanie  fizyczne. 

Jakby nie wystarczyło, że muszę mieć WF JAKO PIERWSZĄ LEKCJĘ Z SAMEGO RANA. 

I   jakby   nie   wystarczyło,   że   muszę   ROZBIERAĆ   SIĘ   PRZY   KOMPLETNIE 

NIEZNAJOMYCH MI OSOBACH.

Nie, ja muszę to robić również w obecności panny Lany Weinberger. Która WF też 

ma na pierwszej lekcji.

I która pozwoliła sobie na to, żeby przy wszystkich, kiedy się przebierałyśmy przed 

zajęciami w kostiumy gimnastyczne, stwierdzić, że „naprawdę podobają jej się” moje majtki 

z królową Amidalą - które założyłam wyłącznie na szczęście tego pierwszego dnia w szkole, 

chociaż one ewidentnie już nie działają - tonem, który sugerował, że nie podobają jej się nic a 

nic.

background image

A   potem   chciała   wiedzieć,   czy   Genowia   przeżywa   kryzys   ekonomiczny,   skoro 

członkowie rodziny panującej kupują bieliznę w Target. Jakby wszyscy z nas mogli sobie 

pozwolić na kupowanie bielizny z Agent Provocateur jak Lana i Britney Spears!

Nienawidzę jej.

Lilly powiedziała mi, żebym się nią nie przejmowała... Że Lana wkrótce „dostanie za 

swoje”.

Cokolwiek by to miało znaczyć.

Wtorek, 1 września,

angielski

M... - Przecież ona jest śliczna! - Tina

Wiem! Kiedy po raz ostatni miałyśmy nauczycielkę, która nosiłaby coś innego niż 

tweed?

Dokładnie!   A   jej   włosy!   I   tak   ładnie   podkręcają   się   na   końcach!   Dokładnie   tak 

chciałabym się czesać. Jak Chloe w Tajemnicach Smallville.

No wiem! I te jej okulary!

Kocie oczko! Z brylancikiem! Zupełnie jak Karen O.

Kto to jest Karen O?

Liderka zespołu Yeah Yeah Yeahs.

A, fakt. Ja myślałam bardziej o Maggie Gyllenhall. Chyba raczej Gylenhaal.

Chyba to jest Gellynhaal.

O MÓJ BOŻE, IDIOTKI, TO SIĘ PISZE GYLLENHAAL!. PRZESTANIECIE, WY 

DWIE,   PRZESYŁAĆ   SOBIE   KARTECZKI   I   ZACZNIECIE,   DO   DIABŁA, 

UWAŻAĆ? CHCECIE ZRAZIĆ JEDYNĄ NAUCZYCIELKĘ, KTÓRA MOŻE W 

GRUNCIE   RZECZY   OKAZAĆ   SIĘ   KIMŚ,   KTO   NAS   ZDOŁA   NAUCZYĆ 

CZEGOŚ RZECZYWIŚCIE POŻYTECZNEGO????? - L

Co się dzisiaj dzieje z Lilly?

Hm. Nie wiem dokładnie. PMS?

Och, jasne. Nieważne. Więc chłopak Maggie to ten, który chodził z Karen Dunst, tak?

TAK!

Taka śliczna!!!!!!!!!!!!

Wtorek, 1 września,

geometria

background image

Dobra.

Dam sobie radę. Totalnie dam sobie radę.

Twierdzenie odwrotne:

Twierdzenie odwrotne tworzy się, kiedy zamieni się miejscami tezę i założenie.

Twierdzenie przeciwstawne:

Twierdzenie   przeciwstawne   tworzy   się,   zamieniając   miejscami   tezę   i   założenie,   a 

potem zaprzeczając obydwu.

Twierdzenie przeciwne:

Twierdzenie przeciwne tworzy się przez zaprzeczenie i założenia, i tezy.

A więc:

Logiczna równoważność:

Twierdzenie: jeżeli a, to b

Twierdzenie przeciwstawne: jeżeli nie b, to nie a.

Logiczna równoważność:

Twierdzenie odwrotne: jeżeli b, to a.

Twierdzenie przeciwne: jeżeli nieprawda, że a, to nieprawda, że b.

Przepraszam. CO TAKIEGO?

Dobra, jeszcze raz udało mi się dowieść, że jestem wyjątkiem od reguły. Jeśli ludzie, 

którym  nie   idzie  algebra,   mają  być  dobrzy  w  geometrii,  to  ja powinnam  być  cholernym 

Stephenem Hawkingiem geometrii, ale wiecie co? Ja nie rozumiem z tego ANI SŁOWA.

Poza tym,  pan Harding. No, czy on mógłby być  JESZCZE mniej  przyjemny?  Już 

doprowadził Trishę Hayes do płaczu, kpiąc z jej trójkątów równoramiennych, a to przecież 

prawie niemożliwe, bo ona jest jedną z przyjaciółek Lany, więc jestem całkiem pewna, że jest 

żeńskim cyborgiem, jak w Terminatorze 3.

Dla mnie jest totalnie miły, ale to tylko dlatego że jeden z jego kolegów z pracy jest 

moim   ojczymem.   A,   no   i   jestem   księżniczką,   oczywiście.   Czasami   to   zaleta,   że   za 

człowiekiem siedzi szwedzki ochroniarz o wzroście metr dziewięćdziesiąt.

Diagram Eulera = odnieś do siebie dwa lub więcej twierdzeń przez przedstawienie ich 

w formie okręgów.

Wtorek, 1 września,

francuski

background image

No dobra. Przynajmniej mam JEDNĄ dobrą nauczycielkę. Pani Martinez jest TAKA 

fajna. Bardzo miło jest mieć nauczyciela na tyle do nas zbliżonego wiekiem, że zna się na 

takich rzeczach jak bransoletki z gumy imitującej drut kolczasty i The OC.

Kiedy   pani   Martinez   zbierała   nasze   wypracowania   o   tym,   jak   spędziliśmy   lato, 

powiedziała:

- I chcę tylko, żebyście wiedzieli, że możecie do mnie przychodzić ze wszystkimi 

pytaniami, nie tylko dotyczącymi angielskiego. Naprawdę chcę poznać was wszystkich jako 

LUDZI, nie tylko moich uczniów. Więc jeśli jest cokolwiek - cokolwiek - o czym chcecie 

porozmawiać, to zapraszam na rozmowę. W mojej klasie będzie panowała polityka otwartych 

drzwi, a ja zawsze znajdę dla was czas.

Heej! Nauczycielka z LiAE, która nie znika w pokoju nauczycielskim w tej samej 

minucie, w której kończy się lekcja? Niewiarygodne!

Ja się tylko zastanawiam, jak długo pani Martinez zdoła utrzymać tę swoją politykę 

otwartych drzwi, bo kiedy wychodziłam, zauważyłam chyba z dziesięć osób, które leciały do 

jej stolika porozmawiać o swoich prywatnych  problemach. Lilly była totalnie pierwsza w 

kolejce.

Mam   nadzieję,   że   pani   Martinez   doradzi   Lilly,   żeby   sobie   odpuściła   tego   całego 

Borysa.   Nie   chciałam   nic   mówić   Tinie,   ale   to   właśnie   transformacja   jej   chłopaka   w 

seksownego faceta sprawiła, że Lilly dzisiaj dostaje kota, nie żadne PMS, jak wyjaśniłam 

Tinie. Człowiek musi się paskudnie czuć, kiedy chłopak, którego się rzuciło, przeistacza się 

na twoich oczach w Orlanda Blooma.

To znaczy, gdyby Orlando nie miał za grosz wyczucia stylu i oddychał przez usta.

Mam nadzieję, że Lilly nie zmęczy zanadto  pani Martinez, która powinna jeszcze 

sprawdzić dzisiaj nasze wypracowania. Bo jestem pewna, że kiedy przeczyta moje, będzie 

chciała pokazać je jakiemuś agentowi literackiemu czy komuś takiemu i załatwić mi kontrakt 

na powieść. Wiem, piętnaście lat to dość młody wiek, jak na umowę na kilka książek ze 

znanym wydawnictwem, ale przecież z rolą księżniczki radzę sobie całkiem nieźle. Jestem 

pewna, że mogłabym sobie poradzić z napisaniem paru powieści.

Mia!   Ta   nowa   osoba,   drugi   rząd   od   drzwi,   trzeci   stolik.   Chłopak   czy   dziewczyna   ?   -  

Shameeka.

Chłopak. Nosi spodnie!

Eej, ja też. Zapomniałam dziś rano ogolić nogi.

Och. OCH.

Taa. Widzisz, o co mi chodzi?

background image

No dobra, a jak on/ona ma na imię?

Perin. A przynajmniej tak powiedziała mademoiselle Klein, kiedy odczytywała listę.

Perin to imię męskie czy żeńskie?

Nie wiem. Dlatego ciebie pytam.

Czekaj,   nie   uważałam,   kiedy   czytała   listę.   Mademoiselle   powiedziała:   „Perę”   czy  

„Periin „? Bo jeśli to dziewczyna, to po francusku byłoby „ Periin”, prawda ?

Taa, ale mademoiselle Klein nie czyta listy po francusku. Po prostu powiedziała: „Perin „po 

angielsku, bez akcentu.

Innymi słowy:.. mamy zagwozdkę.

Totalnie. Chciałam tylko spytać, czy mogę myśleć, że jest fajny, czy nie.

Dobra. Wiem, co zrobimy. Będziemy mieć na niego/nią oko i zobaczymy, do której  

łazienki   pójdzie   przed   lunchem.   Bo   wszyscy   chodzą   do   łazienki   przed   lunchem 

nałożyć błyszczyk.

Chłopcy nie.

Dokładnie.   Jeśli   nie   pójdzie   do   łazienki,   to  jest   chłopakiem,   a   wtedy   może   ci   się 

podobać.

A jeśli jest dziewczyną, która nie używa błyszczyku?

Uh! Tajemnice są fajne w książkach, ale w prawdziwym życiu są trochę męczące.

Wtorek, 1 września,

RZ

DLACZEGO? DLACZEGO DLACZEGO  DLACZEGO  myślałam,  że w tym  roku 

będzie lepiej niż w zeszłym - mimo braku Michaela pod ręką? Dlaczego się cieszyłam, że 

nareszcie Lana i Josh nie będą się obściskiwać przed moją szafką?

Bo rzecz w tym, że kiedy Josh się tu kręcił, Lana miała ZAJĘCIE, i nie szukała tak 

aktywnie celów, które mogłaby zniszczyć.

Ale   teraz,   kiedy   ona   nie   ma   żadnego   mężczyzny,   dysponuje   mnóstwem   wolnego 

czasu, żeby mnie znów dręczyć. Jak dzisiaj na lunchu, na przykład.

W ogóle to wszystko moja wina, bo byłam zachłanna i stanęłam w kolejce po drugi 

sandwicz lodowy. Naprawdę, jeden sandwicz lodowy powinien wystarczyć dziewczynie o 

mojej tuszy.

Ale coś mi nie smakowała sałatka z trzech rodzajów fasoli. Można by pomyśleć, że 

przy   tych   wszystkich   pieniądzach,   które   zarząd   zainwestował   w   kamery   ochrony   przed 

szkołą,   chociaż   TROCHĘ   dorzucą   stołówce,   żebyśmy   mogli   dostać   do   jedzenia   coś 

background image

przyzwoitego, poza mrożonymi produktami mlecznymi. Ale nie. Wydaje się, że Lilly ma tu 

rację:   najwyraźniej   wykrycie,   kto   gasi   papierosy   na   łbie   Joego,   jest   ważniejsze   niż 

dostarczenie uczniom zdrowych i smacznych posiłków.

Tak więc stałam tam i czekałam na swojego lodowego sandwicza, kiedy ktoś za mną 

wymówił moje imię. Obejrzałam się i zobaczyłam Lanę z Trishą Hayes, która chyba już 

doszła do siebie po zjadliwych  uwagach pana Hardinga - przynajmniej  na tyle,  że znów 

zapragnęła napawać się widokiem mojego upokorzenia.

- No, Mia - powiedziała  Lana, kiedy zrobiłam ten błąd i się obejrzałam.  - Nadal 

chodzisz z tym facetem? No, wiesz, z tym Michaelem z tej kapeli?

Powinnam była wiedzieć, oczywiście. Że Lana nie usiłuje nadrobić tych wszystkich 

lat,   kiedy   była   wobec   mnie   wredna.   Powinnam   była   po   prostu   odłożyć   tego   lodowego 

sandwicza i wyjść z tej kolejki, natychmiast.

Ale pomyślałam sobie: nie wiadomo, może jej przykro za tę poranną uwagę w szatni 

na temat bielizny. Pomyślałam - nie pytajcie mnie, dlaczego - że może Lana też się naprawdę 

przez wakacje zmieniła, zupełnie jak Borys. Tylko wewnętrznie, w środku.

Powinnam   była   wiedzieć,   że   coś   takiego   nie   jest   możliwe,   bo   żeby   przeżyć   taką 

odmianę serca, Lana najpierw W OGÓLE musiałaby mieć serce, a ona go ewidentnie NIE 

MA, bo kiedy powiedziałam ostrożnie:

- Tak, Michael i ja nadal ze sobą chodzimy...

Ona się odezwała:

- A on nie jest teraz na studiach?

A ja odparłam:

- Taa. Studiuje na Columbii. - Dość dumnie, bo MÓJ chłopak zdecydował się iść na 

uniwersytet, który jest w tym samym STANIE, w którym mieszkam, w przeciwieństwie do 

byłego Lany.

- No, a robiliście już to? - rzuciła od niechcenia tonem tak zwyczajnym, jakby chciała 

się dowiedzieć, u kogo robię pasemka.

A ja spytałam:

- Robiliśmy co? - bo PRZYSIĘGAM, nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. No bo, 

kto PYTA ludzi o takie rzeczy????

A Lana powiedziała:

- TO, ty idiotko - i popatrzyła na Trishę, a potem obie zaczęły się histerycznie śmiać.

I wtedy zrozumiałam, o czym ona mówi.

Przysięgam, CZUŁAM, jak twarz mi się oblewa czerwienią. Poważnie. Zrobiła się tak 

background image

czerwona jak lakier do paznokci Lany. I zanim zdołałam ugryźć się w język, powiedziałam:

- NIE, OCZYWIŚCIE, ŻE NIE!

Takim bardzo zaszokowanym tonem.

Bo BYŁAM bardzo zaszokowana. Dajcie spokój, nie rozmawiam o tym  nawet ze 

swoimi najlepszymi PRZYJACIÓŁKAMI. A już na pewno nigdy bym się nie spodziewała, że 

będę omawiać ten temat ze ŚMIERTELNYM WROGIEM. W KOLEJCE DO KASY.

Ale zanim zdążyłam się otrząsnąć z paraliżującego zdumienia, Lana mówiła dalej:

- No cóż, jeśli chcesz go przy sobie utrzymać, to lepiej się pospiesz - powiedziała, a 

Trisha   za   nią   chichotała.   -  Bo   faceci   na   studiach   oczekują,   że   ich   dziewczyny   będą   TO 

ROBIĆ.

Faceci na studiach oczekują, że ich dziewczyny będą TO ROBIĆ.

To właśnie powiedziała do mnie Lana. W KOLEJCE DO KASY.

A potem, kiedy tak stałam i gapiłam się na nią w totalnym i kompletnym przerażeniu, 

dodała:

- Kupujesz to czy będziesz tutaj tak sterczała?

Wtedy zdałam sobie sprawę, że kolejka posunęła się do przodu, a ja stoję przed kasą z 

sandwiczem lodowym, który rozpuszcza mi się w ręku.

Wręczyłam kasjerce dolara i wróciłam do swojego stolika, do Lilly i Borysa, i Tiny, i 

Shameeki, i Ling Su, i po prostu siedziałam tam bez słowa, dopóki nie zadzwonił dzwonek.

A nikt nawet nic nie zauważył.

Studenci oczekują, że ich dziewczyny będą TO ROBIĆ.

Czy to może być prawda? Fakt, widziałam mnóstwo filmów i seriali telewizyjnych, z 

których   wynikało,   że   faceci   na   studiach   oczekują,   że   ich   dziewczyny   będą   to   robić.   Na 

przykład Fraternity Life Spring break na MTV. I Zemstę frajerów.

Ale faceci w tych filmach mieli dziewczyny, które też były studentkami. Żaden z nich 

nie chodził z uczennicą drugiej licealnej. Która wkrótce zawali geometrię. I tak się składa, że 

jest księżniczką  pewnego małego  europejskiego księstwa. I ma  ochroniarza wzrostu metr 

dziewięćdziesiąt.

O mój Boże, czy Michael chce ze mną uprawiać SEKS??? TERAZ????

Naturalnie, zakładałam, że PEWNEGO DNIA będziemy uprawiali seks. Ale sądziłam, 

że ten PEWIEN DZIEŃ to jeszcze bardzo, bardzo odległa przyszłość. Tak samo odległa jak 

chwila, kiedy wyruszymy razem na morze powstrzymywać statki wielorybnicze, działając z 

ramienia Greenpeace. Bo prawdę mówiąc, do drugiej bazy dotarliśmy tylko RAZ, na balu 

maturalnym, i jestem całkiem pewna, że to w ogóle stało się przypadkiem, i ja nawet nic nie 

background image

CZUŁAM,   bo   mój   stanik   bez   ramiączek   miał   w   sobie   o   wiele   za   dużo   metalowych 

elementów.

Mam rozumieć, że przez cały ten czas powinnam była szykować się do ROBIENIA 

TEGO? Bo ja NIE jestem gotową TEGO ROBIĆ. Nie wydaje mi się. Ja nawet nie chciałam, 

żeby Michael mnie zobaczył w KOSTIUMIE KĄPIELOWYM, a co dopiero NAGĄ.

O MÓJ BOŻE!!!! On mnie wczoraj wieczorem zaprosił, żebym przyszła w sobotę i 

zobaczyła, jak on i Doo Pak urządzili sobie pokój w akademiku!!!!

A JEŚLI TO BYŁO W GRUNCIE RZECZY ZAPROSZENIE, ŻEBYM PRZYSZŁA 

I TO Z NIM ZROBIŁA, A JA NAWET SIĘ NIE ZORIENTOWAŁAM, BO JESTEM TAKA 

NIEOBYTA W KWESTIACH MIŁOŚCI?????

Co ja mam z tym wszystkim zrobić? Naprawdę potrzebuję z kimś pogadać. Ale Z 

KIM? Nie mogę porozmawiać z Lilly, bo Michael to jej BRAT. I nie mogę porozmawiać z 

Tiną,   bo   ona   już   mi   powiedziała,   że   najcenniejszym   darem,   jaki   kobieta   może   dać 

mężczyźnie,   jest   kwiat   jej   dziewictwa,   i   dlatego   zachowuje   swój   dla   księcia   Williama, 

któremu wolno poślubić wyłącznie dziewicę.

Mówi, że zadowoli się oddaniem swojego kwiatu Borysowi, o ile ta sprawa z księciem 

Williamem nie wyklaruje się do czasu, kiedy zbliży się nasz własny bal maturalny.

Nie   porozmawiam   o   tym   z   moją   MATKĄ,   bo   ona   już   i   tak   ledwie   może   się 

skoncentrować   na   rzeczach,   na   których   POWINNA   się   koncentrować   -   na   przykład   na 

wychowaniu   mojego   brata   -   i   lepiej   żeby   jej   nie   rozpraszała   nastoletnia   córka   pragnąca 

porozmawiać o seksie.

Zresztą wiem, co ona zrobi: zamówi mi wizytę u swojego ginekologa. Przepraszam, 

ale... UH!

I najwyraźniej  nie  mogę  powiedzieć  ani słowa tacie,  bo on by po prostu załatwił 

zbrojny zamach na Michaela w wykonaniu Książęcej Gwardii Genowiańskiej.

A   Grandmère   tylko   pogłaskałaby   mnie   po   głowie,   a   potem   opowiedziała   o   tym 

wszystkim swoim znajomym.

No to kto mi pozostaje? Powiem wam, kto:

MICHAEL.   Będę   musiała   porozmawiać   z   MICHAELEM   o   uprawianiu   seksu   z 

MICHAELEM.

Czy ja OSZALAŁAM??? Nie mogę rozmawiać z CHŁOPAKIEM o SEKSIE!!!! A 

zwłaszcza nie z TYM CHŁOPAKIEM!!!!

CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ???????

O mój Boże, chyba dostanę ataku serca. Poważnie. Serce mi wali chyba z milion razy 

background image

na minutę i o mało nie eksploduje w piersi. Chyba będę musiała pójść do pielęgniarki. Chyba 

będę musiała...

Pani Hill właśnie zapytała mnie, czy się dobrze czuję. Ponieważ to pierwszy dzień 

szkoły, udaje, że naprawdę zamierza w tym roku mieć nas na uwadze. Kazała nam wszystkim 

wypełnić formularz zaczynający się od pytania o nasze cele na ten rok. No, wiecie, na tych 

zajęciach.   Zerknęłam   na   to,   co   napisał   Borys,   a   tam   stało:   „Nauczyć   się   na   pamięć 

skrzypcowego koncertu a - moll Antoniego Dworzaka i zdobyć nagrodę Grammy, jak mój 

idol, Joshua Bell”.

Szczerze, nie wydaje mi się, że to realistyczny cel. Ale Borys jest teraz niemal tak 

seksowny jak Joshua Bell, więc może to się naprawdę da zrobić. O ile seksowność liczy się 

dla jurorów Grammy.

Usiłowałam spojrzeć na cele Lilly, ale jest bardzo tajemnicza. Zasłoniła kartkę ręką i 

powiedziała:

- Odsuń się, dzieciolizie.

Bardzo niegrzecznym tonem.

Wątpię, czy byłaby taka wredna, gdyby wiedziała, jaka burza emocjonalna szaleje 

teraz we mnie w związku z przyszłością mojego związku z jej bratem.

Ponieważ nie wiem, jak określić swój cel - nie wiem nawet, dlaczego znalazłam się 

NA   tych   zajęciach   w   tym   semestrze   -   zapisałam   tylko:   „Napisać   powieść   i   nie   zawalić 

geometrii”.

W głowie mi się nie mieści, pani Hill zauważyła, że mam atak serca! Zwykle nigdy 

niczego nie zauważała. No cóż, to dlatego że zawsze siedziała w pokoju nauczycielskim. 

Nieważne.

Powiedziałam jej, że nic mi nie jest.

Ale prawda jest taka, że chyba już nigdy nie dojdę do siebie, przez Lanę.

Wtorek, 1 września, wychowanie obywatelskie

TEORIE RZĄDU:  Teoria  boskiego  nadania  -  powstanie  rządu jest  interwencją  sil 

boskich w sprawy ludzkie. Sprawy religijne i świeckie przeplatały się. Ludzie o wiele mniej 

chętnie krytykowali władzę nadaną przez Boga.

W cywilizacji chrześcijańskiej królowie utrzymywali, że z błogosławieństwem Kościoła 

monarcha stawał się prawowitym władcą.

background image

Hm, cóż... Poza Genowią, gdzie król Włoch, a nie Bóg, dał tron mojej  przodkini 

Rozagundzie ze względu na odwagę, jaką wykazała się na polu bitwy. Czy raczej w sypialni, 

bo   to   tam   zabiła   śmiertelnego   wroga   swojego   ludu,   Alboina.   Dobrze   wiedzieć,   że 

przynajmniej jeden członek mojej rodziny wykazał się w sypialni, bo mam uczucie, że ja będę 

w tym względzie poważnie upośledzona, jako że nawet nie lubię patrzeć na SIEBIE nagą, a 

co dopiero pozwolić komukolwiek INNEMU patrzeć na mnie.

John Locke, siedemnastowieczny filozof, sprzeciwiał się teorii boskiego nadania. On i  

inni twierdzili: rządy są uprawnione tylko w takim stopniu, w jakim opierają się na zgodzie 

ludu na bycie rządzonym.

Ha! Brawo, panie Johnie Locke! Plaga na was wszystkich, królowie i faraonowie, 

którzy w kółko powtarzaliście, że to BÓG osadził was na tronie! POWIEM WAM TO W 

TWARZ!!!!

Wtorek, 1 września, geografia

Świetnie. Jakbym już i tak nie miała podłego dnia. Zgadnijcie, z kim muszę siedzieć 

na tych lekcjach w tym semestrze? No cóż, pomyślmy, jaka litera w alfabecie pojawia się tuż 

przed T? No właśnie. S. Kenny Showalter.

Poważnie. Czy ja dzisiaj wlazłam w jakąś złą karmę, czy CO?

Najwyraźniej Borys nie jest jedyną osobą, która urosła przez lato. Kenny też wyrósł z 

pięć centymetrów. Tyle że Kenny nie chodził na żadną siłownię i nie ćwiczył. Więc wygląda 

zupełnie jak Strach na wróble z Czarnoksiężnika z krainy Oz, a nie jak Legolas.

Minus spiczaste uszy, oczywiście.

Ale   w   przeciwieństwie   do   Stracha   na   wróble,   Kenny   faktycznie   ma   mózg.   Więc 

pamięta aż za dobrze, jak ze sobą chodziliśmy. I że ja go rzuciłam dla Michaela. No cóż, 

technicznie rzecz biorąc, to on MNIE rzucił. O którym to fakcie bardzo lubi mi przypominać. 

Przed chwilą powiedział:

-   Mia,   mam   nadzieję,   że   umiesz   przejść   do   porządku   dziennego   nad   swoimi 

osobistymi uczuciami do mnie i pozwolisz nam pracować wspólnie w sposób profesjonalny w 

tym semestrze.

Powiedziałam, że chyba umiem. Rzecz w tym, że gdybym nadal chodziła z Kennym, a 

Lana   powiedziałaby   coś   o   tym,   że   on   się   spodziewa,   że   ja   z   nim   będę   TO   ROBIĆ, 

background image

zaśmiałabym jej się w twarz.

Ale z Michaelem to inna historia.

Z drugiej strony, co Lana w ogóle wie o chłopakach ze studiów? Przecież nawet z 

żadnym nie chodziła! Może totalnie się mylić co do Michaela. TOTALNIE SIĘ MYLIĆ.

Że też wcześniej na to nie wpadłam. Mogłabym jej powiedzieć jeszcze w kolejce.

Kenny przed chwilą zapytał mnie, czy zamierzam tak przez cały semestr, na każdej 

geografii, pisać w pamiętniku, a potem czekać, aż on odwali za mnie całą robotę, tak jak 

odwalał   wtedy,   kiedy   byliśmy   partnerami   w   laboratorium   na   biologii   w   zeszłym   roku. 

Przepraszam bardzo. Chyba ktoś tu usiłuje pisać historię na nowo. Ja NIE pisałam w swoim 

pamiętniku na biologii w zeszłym roku.

No cóż, dobra, może i pisałam. Ale to Kenny ZAPROPONOWAŁ, 

że zrobi za mnie całą robotę w laboratorium. A później ją opisze. Bo wiecie, 

on LUBI takie rzeczy. I jest w nich dobry.

Gdyby wszyscy zechcieli się po prostu zająć tym, co robią dobrze, ten świat byłby o 

wiele lepszym miejscem.

Chyba lepiej przestanę pisać, jeszcze Kenny pomyśli, że go wykorzystuję. I wtedy 

może będzie się spodziewał, że z nim TO ZROBIĘ, żeby mu za to wynagrodzić.

UUUUUUUUGGGGGGGGHHHHHHHHH!!!!!!!

MECHANIKA ORBITALNA:

 

 

Systematyczne,

długoterminowe zmiany

1. Kształt orbity to nie zwykły okrąg - ekstremalna elipsa przez 100 

000 lat

2. Kąt nachylenia osi waha się - wynosi od 22 stopni do 24 stopni, 

30 do 48 400 lat

3. Precesja - 21 000 lat

WF: nic do domu

Geometria: ćwiczenia, strony 11 - 13

Angielski: strony 4 - 14, Podstawy stylistyki

Francuski: écrivez une historie

RZ: nie dotyczy

Wychowanie obywatelskie: Co jest podstawą teorii rządu z nadania 

boskiego?

background image

Geografia: rozdział 1, definicja perygeum/apogeum

Wtorek, 1 września, apel

Naprawdę,   trzeba   by   wprowadzić   jakąś   poprawkę   do   konstytucji,   zabraniającą 

organizowania szkolnych apeli.

Bo   nie   tylko   są   strasznym   marnowaniem   czasu   (ile   można   słuchać   żałosnych 

opowieści jakiegoś sparaliżowanego idioty, który po pijanemu siadł za kierownicą, i teraz 

przestrzega nas, żebyśmy tego nie robili? Hej, my to WIEMY), ale zaczynam też uważać, że 

te   apele   to   tylko   wymówka   dla   nauczycieli,   żeby   wykręcić   się   od   lekcji.   Normalnie 

widziałam,   jak   przed   chwilą   pani   Hill   wymykała   się   z   papierosem   za   drzwi   sali 

gimnastycznej.   Zdaje   się,   że   dziedziniec   przed   szkołą   nie   jest   jedynym   miejscem,   gdzie 

potrzebne są kamery.

No   i   przecież   wiadomo,   że   kiedy   stłoczy   się   tysiąc   nastolatków   w   jednym 

pomieszczeniu,   na   pewno   będą   problemy.   Dyrektor   Gupta   już   musiała   krzyknąć   na 

dziewczyny ze starszej drużyny lacrosse'a, bo rzucały szwedzkimi rybkami w tych z Klubu 

Dramatycznego, którzy akurat tym razem nie robili niczego złego. Poza tym że, no wiecie, 

wyglądali dziwacznie z włosami pofarbowanymi na czarno i kolczykami w twarzach.

I   widziałam   też   paru   członków   Klubu   Komputerowego,   którzy   przed   chwilą 

przemykali się za trybunami. Mieli takie miny, że mogę je opisać wyłącznie jako diaboliczne. 

Nie zdziwiłabym  się, gdyby się okazało, że rozpakowują tam swojego robota - zabójcę i 

programują go, żeby sterroryzował świat.

Dyrektor   Gupta   mówi   nam,   jak   bardzo   się   cieszy,   że   wszystkich   nas   ma   tu   z 

powrotem. Lilly właśnie podniosła rękę. Dyrektor Gupta:

- Nie teraz, Lilly.

I dalej mówi. Lilly siedzi obok mnie i mruczy coś pod nosem.

Tina, po mojej drugiej ręce, gra w szubienicę z Borysem. Na razie zgadła tylko literę E 

i już zarobiła głowę i tułów. Miejsca ma takie:

_ _ _ _ _ _ _

E

_ _

W głowie mi się nie mieści, że nie zgadła. Ale nie pomagam. Bo to, co ona robi z 

własnym chłopakiem, to tylko jej sprawa. Zupełnie tak, jak to MOJA sprawa, co robię ze 

SWOIM chłopakiem. A przynajmniej BYŁABY to moja sprawa, gdybym, w gruncie rzeczy, 

cokolwiek z nim robiła. A nie robię. Co jest najwyraźniej ogromnym problemem, który musi 

doprowadzić  do tego, że on ze mną  zerwie dla jakiejś dziewczyny  z uniwersytetu,  która 

background image

BĘDZIE to z nim robiła.

ALE dlaczego NIE MIAŁABYM z nim Tego Robić? Ludzie To Robią bez przerwy. 

Przecież nie byłoby mnie tutaj, gdyby moja mama i tata nie...

Och, świetnie, teraz zbiera mi się na rzyganie. Czemu musiałam o tym pomyśleć? O 

mojej mamie i tacie, którzy To Robią! Ugh. Ugh, ugh, ugh, ugh, ugh, ugh. To nawet gorsze 

niż myśl o mojej mamie i panu G.

No dobra, teraz to już TOTALNIE się porzygam. UUUGGGHHH!!!!!!!!!!!!!

A teraz dyrektor Gupta opowiada o cudownych zajęciach pozalekcyjnych, jakie są 

prowadzone w Liceum imienia Alberta Einsteina, i jak to wszyscy powinniśmy próbować z 

nich skorzystać. Lilly znów podniosła rękę, a dyrektor Gupta znowu:

- Nie teraz, Lilly.

Nikt inny nie zwraca uwagi. Tina zgadła drugą literę. Teraz to wygląda tak:

_ _ _ _ _ A _ E _ _

Ale Borys dodał dwa ramiona do swojego wisielca. Czemu Tina nie spróbuje litery L? 

To jest takie męczące.

Teraz   dyrektor   Gupta   przedstawia   różne   kółka   uczniowskie,   żeby   pokazać,   ile 

możliwości oferuje LiAE. Okazuje się, że ten nowy facet, któremu wyznaczono szafkę Josha i 

który wylał mi latte na but, jest uczniem na wymianę z Brazylii, o nazwisku Ramon Riveras. 

Będzie w drużynie piłki nożnej.

No   to   się   wszystkie   kibicki   ucieszą.   Zwłaszcza   jeśli   po   wygranym   meczu   będzie 

ściągał koszulkę i wymachiwał nią nad głową, jak to zwykle robił Josh.

Ramon siedzi z Laną i Trishą, i całą resztą osób popularnych. Skąd wiedział? No 

skąd? On nawet nie jest z tego KRAJU. Skąd wiedział, kto w ogóle jest popularny, a co 

dopiero, że sam do takich osób należy i powinien z nimi siedzieć? Czy to jest coś, z czym 

ludzie popularni się rodzą? Coś, co wewnętrznie wyczuwają?

Teraz dyrektor Gupta mówi o samorządzie szkolnym i o tym, że wszyscy powinniśmy 

chcieć   w   nim   działać   i   że   to   taka   wspaniała   okazja,   żeby   wykazać   się   uczniowską 

aktywnością, i jak to potem dobrze wygląda w papierach. Mówi o tym tak, jakby ktokolwiek, 

kto chce działać w samorządzie, mógł zgłosić swoją kandydaturę i wygrać. A to taka bzdura, 

bo przecież każdy wie, że tylko popularni ludzie wygrywają wybory do samorządu szkolnego. 

Lilly kandyduje co rok i nigdy, ani razu nie wygrała. W zeszłym roku osoba, która ją pobiła, 

nawet nie była inteligentna. Nie, w zeszłym roku została pokonana z kretesem przez Nancy di 

Blasi, kapitan starszej drużyny czirliderek (i wzór dla Lany Weinberger w dążeniu do zła), 

dziewczynę, która dużo więcej czasu poświęcała na organizowanie kiermaszy z wypiekami, 

background image

żeby czirliderki mogły zarobić na bardzo im potrzebną wycieczkę do parku tematycznego Six 

Flags, niż na próby przeforsowania konkretnych reform.

-  Czy  mamy   jakieś   nominacje   na   przewodniczącego   samorządu?   -  Chce   wiedzieć 

dyrektor Gupta.

Lilly podnosi rękę. Dyrektor Gupta totalnie ją ignoruje.

- Ktoś się zgłasza? - powtarza. - No śmiało?

Tina właśnie powiedziała do Borysa:

- Hm, zaraz, niech się zastanowię. Czy tu jest Y?

- Och, na litość boską - nie wytrzymałam. Może to nadchodzące zagrożenie defloracją. 

A   może   po  prostu   to,  że   sama  nie   mogę  już  grać  w  szubienicę  na   szkolnych  apelach  z 

miłością mojego życia. W każdym razie powiedziałam: - To JOSHUA BELL, okej? JOSHUA 

BELL!

Tina mówi:

- Ooooch! Masz rację!

Ramon Riveras się śmieje. Lana szepcze mu coś do ucha.

Lilly wymachuje ręką jak szalona. Tylko ona podniosła rękę. Dyrektor Gupta nie ma 

innego wyjścia i mówi:

- Lilly. Omawiałyśmy to w zeszłym roku. Nie możesz nominować samej siebie na 

przewodniczącą samorządu szkolnego. Ktoś inny musi cię zgłosić.

Lilly wstaje i z jej ust padają słowa:

- Nie nominuję samej siebie w tym roku. NOMINUJĘ MIĘ THERMOPOLIS!!!

Wtorek, 1 września, w limuzynie

w drodze do hotelu Plaza

Dlaczego ja w ogóle się z nią przyjaźnię?

Wtorek, 1 września, hotel Plaza

Pierwsza   lekcja   dworskiej   etykiety   w   nowym   roku   szkolnym   i   -   dzięki   Bogu   - 

Grandmère wisi na telefonie. Właśnie pstryknęła na mnie palcami i pokazała mi stolik do 

kawy na środku apartamentu. Podeszłam tam i znalazłam na nim pełno faksów, listów z 

zażaleniami   od   różnych   członków   francuskich   stowarzyszeń   naukowych   i   Instytutu 

Oceanograficznego z Monako.

background image

Ha. Chyba się trochę wściekli o te ślimaki.

Wielka   mi   rzecz?   Jakbym   nie   miała   POWAŻNIEJSZYCH   problemów   niż   paru 

wściekłych biologów morskich. Teraz, kiedy okazało się, że jeśli chcę zatrzymać przy sobie 

chłopaka,   będę   musiała   To   Zrobić.   A   jakby   tego   było   mało,   zostałam   nominowana   na 

PRZEWODNICZĄCĄ SAMORZĄDU SZKOLNEGO.

Poważnie, nie mam pojęcia, co tę Lilly napadło. Czy ona NAPRAWDĘ wyobrażała 

sobie,   że   ja   po   prostu   będę   tam   sobie   siedzieć   i   myśleć:   Przewodnicząca   samorządu 

szkolnego?   Och,   oczywiście.   Jasne.   Bo   wiecie,   jestem   jedyną   dziedziczką   tronu   całego 

zagranicznego księstwa. Przecież nie mam nic innego do roboty.

NO NIE!!! Złapałam ją z całej siły za rękę, pociągnęłam, żeby usiadła, i wydarłam się, 

ale pod nosem:

- LILLY, CO TY, DO DIABŁA, WYPRAWIASZ????

No tak, oczywiście, wszystkie głowy w całej sali gimnastycznej zwróciły się w naszą 

stronę i wszyscy się na nas gapili, Perin i Ramon Riveras też. I facet, który nienawidzi, kiedy 

dodają kukurydzę do chilli, chociaż myślałam, że on już skończył szkołę. Ale widać nie.

- Nie martw się - odszepnęła Lilly. - Mam plan.

Najwyraźniej częścią planu Lilly było bardzo mocne kopnięcie w kostkę Ling Su, 

która pisnęła:

- Hm, ja popieram, pani dyrektor.

Bo dyrektor Gupta spytała takim stropionym głosem:

- Czy ktoś... hm... Popiera tę kandydaturę?

Nie   mogłam   uwierzyć.   To   było   jak   zły   sen,   tylko   jeszcze   gorsze,   bo   w   moich 

koszmarach nigdy nie pojawia się facet, który nienawidzi kukurydzy w chilli.

- Ale ja... - zaczęłam protestować, ale wtedy Lilly kopnęła MNIE naprawdę mocno w 

kostkę.

- Panna Thermopolis przyjmuje nominację! - zawołała Lilly do dyrektor Gupty.

Która totalnie nie wyglądała, jakby uwierzyła. Ale i tak powiedziała:

- No cóż, Mia, skoro tak uważasz...

Wcale nie czekając na moją odpowiedź.

I zanim się zorientowałam,  co się dzieje, Trisha Hayes  skoczyła  na równe nogi i 

wołała:

- Nominuję Lanę Weinberger na przewodniczącą samorządu szkolnego!

-   Proszę,   jak   miło   -   powiedziała   dyrektor   Gupta,   kiedy   Ramon   Riveras   poparł 

kandydaturę Lany wystawioną przez Trishę - ale dopiero kiedy Lana dała mu sójkę w bok 

background image

łokciem... Dość mocno, jak widziałam z mojego miejsca. - Czy uczniowie pozostałych klas 

chcą   zgłosić   jakieś   kandydatury?   Nie?   Odnotuję   sobie   waszą   apatię.   No   dobrze.   Mia 

Thermopolis   i   Lana   Weinberger   zostały   nominowane   na   przewodniczącą   samorządu 

szkolnego.   Moje   panie,   mam   nadzieję,   że   przeprowadzicie   porządne   i  uczciwe   kampanie 

wyborcze. Głosowanie odbędzie się w przyszły poniedziałek.

I   tyle.   Kandyduję   na   przewodniczącą   samorządu   szkolnego.   Przeciwko   Lanie 

Weinberger.

Moje życie się skończyło.

Lilly powtarza mi, że nie. Lilly powtarza, że ma jakiś plan. Chociaż kontrkandydatury 

Lany ten plan nie przewidywał.

- Nie mogę uwierzyć - powiedziała Lilly, kiedy wychodziłyśmy ze szkoły po apelu. - 

No bo wiesz, ona to robi, tylko dlatego że jest zazdrosna.

Ale Lilly mówi, że to nie ma znaczenia, bo wszyscy nienawidzą Lany, więc nikt nie 

będzie na nią głosował.

To NIEPRAWDA, że wszyscy nienawidzą Lany. Lana to jedna z najpopularniejszych 

dziewczyn w szkole. WSZYSCY będą na nią głosować.

- Mia, ty masz czyste i dobre serce - powiedział do mnie Borys. - Ludzie, którzy mają 

czyste i dobre serce, zawsze pokonują zło.

Hm, taa. W książkach takich jak Władca Pierścieni, na litość boską.

A fakt, że jestem taka czysta? Pewnie właśnie dlatego niedługo stracę chłopaka.

I moim zdaniem jest wiele przykładów w historii, że ludzie, którzy ewidentnie NIE 

mieli dobrego serca, raczej wygrywali, niż przegrywali wybory.

- Nie będziesz musiała nawet palcem kiwnąć - powiedziała Lilly, kiedy Lars pomagał 

mi wsiąść do limuzyny. - Ja będę menedżerem twojej kampanii. Zajmę się wszystkim. I nic 

się nie martw. Mam plan!

Nie wiem, czemu Lilly sądzi, że te jej ciągłe zapewnienia zdołają mnie pocieszyć. W 

gruncie rzecz jest dokładnie odwrotnie.

Grandmère właśnie odwiesiła słuchawkę.

- No cóż... - mówi. Pije już drugiego sidecara, odkąd tu weszłam. - Mam nadzieję, że 

jesteś zadowolona. Cały region Morza Śródziemnego zjednoczył się przeciwko tobie po tej 

niedorzecznej akcji, którą przeprowadziłaś ze swoimi przyjaciółmi.

- Nie cały. - Znalazłam dwa pełne wyrazów poparcia faksy w stosie na stole i podałam 

jej.

- Pfuit! - parsknęła Grandmère za cały komentarz. - A kogo obchodzi opinia jakichś 

background image

tam rybaków? Trudno ich uznać za ekspertów w tej sprawie.

- Tak - powiedziałam.  - Ale  tak się składa,  że to  GENOWIAŃSCY  rybacy.  Moi 

rodacy. A czy nie jest moim pierwszym obowiązkiem dbanie o interesy mojego ludu?

- Nie, jeśli naraża to na szwank dyplomatyczne relacje z sąsiadami. - Grandmère tak 

mocno zaciska wargi, że niemal znikają. - To był premier Francji i powiedział...

Dzięki Bogu, że telefon znów zadzwonił. To nawet imponujące. Gdybym wiedziała, 

że wrzucenie dziesięciu tysięcy ślimaków do Zatoki Genowiańskiej pomoże mi się wykręcić 

od lekcji etykiety, już dawno bym to zrobiła.

Chociaż trochę przykro, że wszyscy tak się wściekli.

Jezu. No cóż, oczywiście, typowe dla Francuzów. Ale kto by pomyślał, że biolodzy 

morscy są tacy PRZEWRAŻLIWIENI?

A zresztą, co ja miałam robić, siedzieć bezczynnie i POZWALAĆ, żeby te zabójcze 

algi   zniszczyły   podstawę   utrzymania   rodzin,   które   od   setek   lat   zarabiają   na   życie 

rybołówstwem? Nie wspominając o niewinnych stworzeniach, takich jak foki i morświny, 

których   zwykłe   przetrwanie   zależy   od   łatwego   dostępu   do   krasnorostów   morskich,   które 

Caulerpa taxifolia  bezwzględnie niszczą? Czy naprawdę komuś się zdaje, że JA mogłabym 

dopuścić do totalnej katastrofy ekologicznej, i to pod moim nosem, w mojej własnej zatoce - 

JA, Mia Thermopolis? - skoro znam sposób - chociaż tylko teoretycznie - żeby jej zapobiec?

-   Dzwonił   twój   ojciec   -   powiedziała   Grandmère,   kiedy   już   z   trzaskiem   odłożyła 

słuchawkę. - Jest bardzo zmartwiony. Właśnie dowiedział się od Muzeum Oceanograficznego 

i   Akwarium   w   Monako,  że   najwyraźniej   część  twoich   ślimaków  przedostała   się  do  ICH 

zatoki.

- I dobrze.

W sumie nawet podoba mi się ta ekologiczna rebelia. Odwraca moją uwagę od innych 

spraw. Na przykład od tego, że mój chłopak mnie rzuci, jeśli nie ulegnę. I tego, że obecnie 

kandyduję   -   przeciwko   najpopularniejszej   dziewczynie   w   szkole!   -   na   przewodniczącą 

samorządu.

- Dobrze? - Grandmère zerwała się ze swojego fotela tak szybko, że totalnie zwaliła 

Rommla na ziemię. Na szczęście Rommel przywykł już do takiego traktowania i nauczył się 

lądować na cztery łapy, jak kot. - Dobrze? Amelio, nie zamierzam udawać, że cokolwiek z 

tego   rozumiem,   z   całego   tego   zamieszania   wokół   małej   roślinki   i   paru   ślimaków.   Ale 

myślałam, że ze wszystkich ludzi na świecie TY będziesz wiedziała, że - wzięła do ręki jeden 

z   faksów   i   głośno   odczytała:   -   „Wprowadzenie   nowego   gatunku   do   środowiska   może 

spowodować katastrofalne skutki”.

background image

-   Powiedz   to   tym   z   Monako   -   odparłam.   -   To   przecież   oni   wrzucili 

południowoamerykańskie   algi   do   Morza   Śródziemnego.   Ja   tylko   wrzuciłam   tam   trochę 

południowoamerykańskich ślimaków, żeby posprzątać bałagan PO NICH.

- Czy ty się NICZEGO nie nauczyłaś z tego, co ci się starałam przekazać przez ostatni 

rok,   Amelio?   -   Chce   wiedzieć   Grandmère.   -   Ani   trochę   taktu,   dyplomacji   czy   nawet 

PROSTEGO ZDROWEGO ROZSĄDKU?

- WIDAĆ NIE!!!!

No dobra, może nie powinnam była wrzeszczeć aż tak głośno. Ale poważnie, KIEDY 

ona się od mnie ODCZEPI????? Czy ona nie rozumie, że mam O WIELE POWAŻNIEJSZE 

PROBLEMY   niż   wysłuchiwanie   opinii   bandy   durnych   FRANCUSKICH   BIOLOGÓW 

MORSKICH????

Teraz patrzy na mnie złym okiem.

- A więc?

Tylko tyle powiedziała. Po prostu: „A więc?”

I chociaż wiem, że jeszcze tego pożałuję - jakżeby inaczej - odpowiadam:

- Co „a więc”?

- No cóż, powiesz mi, czemu jesteś taka wytrącona z równowagi? - pyta. - Nie próbuj 

zaprzeczać, Amelio. Tak samo nie umiesz ukrywać uczuć jak twój ojciec. Co się stało dzisiaj 

w szkole; że jesteś taka zdenerwowana?

Taa. Już się rozpędziłam, żeby omawiać z Grandmère swoje życie uczuciowe.

Chociaż muszę przyznać, że kiedy to zrobiłam po raz ostatni - kiedy chodziło o ten 

cały bal maturalny - Grandmère dała mi parę całkiem niezłych rad. No bo w końcu trafiłam na 

ten bal czy nie?

Ale i tak, jak mogłabym powiedzieć mojej BABCE, że boję się, że jak nie zacznę 

uprawiać seksu ze swoim chłopakiem, to on mnie rzuci?

- Lilly nominowała mnie na przewodniczącą samorządu szkolnego - powiedziałam, bo 

COŚ powiedzieć musiałam albo doprowadziłaby mnie do przedwczesnej śmierci. Już jej się 

to zdarzało.

- Ależ to wspaniała wiadomość!

Przez minutę myślałam, że Grandmère naprawdę mnie ucałuje czy coś w tym stylu. 

Ale ja się totalnie uchyliłam, a ona udała, że miała zamiar pochylić się i poklepać Rommla po 

łebku. I może rzeczywiście miała taki zamiar. Grandmère nie jest specjalnie wylewną osobą. 

A przynajmniej wobec mnie. Rocky'ego obcałowuje bez przerwy. A ściśle rzecz biorąc, nie 

jest nawet z nim spokrewniona.

background image

Z   tego   właśnie   powodu   zawsze   trzymam   pod   ręką   antybakteryjne   chusteczki 

nawilżające. Żeby ścierać pocałunki Grandmère z Rocky'ego. Nigdy nie wiadomo, z czym 

stykały się usta Grandmère w ciągu dnia.

No, nieważne.

- Wcale nie wspaniała! - wrzasnęłam na nią. Dlaczego jestem jedyną osobą, która to 

dostrzega? - Będę kandydowała przeciwko Lanie Weinberger! A to jest najpopularniejsza 

dziewczyna w całej szkole!

Grandmère zakręciła mieszadełkiem w swoim sidecarze.

- Doprawdy... - powiedziała z namysłem.  - Ciekawa historia. Ale nie ma żadnego 

powodu, dla którego nie miałabyś pokonać tej całej Shany. Jesteś księżniczką, pamiętaj! A 

ona to kto?

- Czirliderka - powiedziałam. - I na imię ma Lana, nie Shana. I wierz mi, Grandmère, 

w prawdziwym świecie - takim jak szkoła średnia - bycie księżniczką to NIE JEST zaleta.

- Nonsens - odparła Grandmère. - Być członkiem rodziny królewskiej to ZAWSZE 

zaleta.

- Ha! - powiedziałam. - Powiedz to Anastazji!

Którą, no wiecie, zastrzelono za to, że należała do rodziny panującej.

Ale Grandmère totalnie już na mnie nie zwracała uwagi.

-   Wybór   przewodniczącego   samorządu...   -   mruczała   do   siebie,   patrząc   gdzieś   w 

przestrzeń. - Tak, to by mogło być dokładnie to...

- Miło mi, że TY się z tego cieszysz - powiedziałam, niezbyt miłym tonem. - Bo 

wiesz, to nie tak, że ja nie mam innych zmartwień. Na przykład jestem całkiem pewna, że 

zawalę geometrię. A poza tym jeszcze w dodatku mam chłopaka, który studiuje...

Ale Grandmère totalnie się już zagubiła w swoim własnym małym świecie.

- .Kiedy odbędzie się głosowanie? - chciała wiedzieć.

-   W   poniedziałek.   -   Popatrzyłam   na   nią,   mrużąc   oczy.   Chciałam   po   prostu   jakoś 

uniknąć   tematu   Michaela,   ale   teraz   nie   byłam   już   taka   pewna,   czy   dobrze   zrobiłam. 

Wydawała się o wiele ZA BARDZO przejęta sprawą wyborów. - A czemu pytasz?

- Och, nic takiego... - Grandmère pochyliła się, zebrała wszystkie faksy w sprawie 

ślimaków i wrzuciła je do ozdobnego, złoconego kosza na papiery stojącego przy jej biurku. - 

Zajmijmy się już może naszą dzisiejszą lekcją, Amelio. Wydaje mi się, że przyda ci się nieco 

odświeżenie tematu technik publicznego przemawiania, biorąc pod uwagę okoliczności.

Poważnie.   Czy   to   nie   wystarczy,   że   jestem   obciążona   psychotyczną   najlepszą 

przyjaciółką?   Czy   moja   babka   musi   tracić   rozum   DOKŁADNIE   W   TYM   SAMYM 

background image

CZASIE????

Wtorek, 1 września, poddasze

O Boże, jakby dzisiejszy dzień nie był wystarczająco długi, teraz, kiedy dotarłam do 

domu, zastałam kompletny chaos. Mama podrzucała w ramionach wrzeszczącego Rocky'ego, 

przez łzy śpiewając mu My Sharona, a pan G. siedział przy kuchennym stole i wrzeszczał do 

telefonu.

Od razu widziałam, że musiało się stać coś złego. Rocky nie cierpi My Sharona. Ale 

cóż, trudno się spodziewać, żeby kobieta zabierająca swoje trzymiesięczne dziecko na marsz 

protestacyjny, którego uczestnicy ciskają koszem na śmieci w okno sklepu Starbucks, zdołała 

zapamiętać, co jej dziecko lubi, a czego nie. Ale ten fragment z M - m - m - m - y, zwłaszcza 

w   połączeniu   z   podrzucaniem,   jakie   stosowała   właśnie   moja   mama,   sprawia,   że   Rocky 

zaczyna pluć. Mama wydawała się kompletnie nieświadoma białawej substancji na swoich 

ramionach.

- Co się dzieje, mamo? - zapytałam.

Rany, ależ mi się z miejsca dostało po uszach.

-   Moja   matka!   -   krzyknęła   mama,   zagłuszając   wrzaski   Rocky'ego.   -   Grozi,   że   tu 

przyjedzie, z dziadkiem! Bo jeszcze nie widziała dziecka.

- Hm - powiedziałam. - Dobra. A to niedobrze, bo...

Mama tylko popatrzyła na mnie szeroko otwartymi, oszalałymi oczami.

- Bo to MOJA MATKA! - wrzasnęła. - Nie chcę, żeby tu przyjeżdżała.

- Aha - powiedziałam, jakbym coś rozumiała. - Więc ty...

- Jadę do niej - dokończyła mama, a Rocky rozkrzyczał się o kilka decybeli głośniej.

- Nie - mówił do telefonu pan G. - Dwa miejsca. Tylko dwa miejsca. Trzecia osoba to 

niemowlę.

- Mamo... - powiedziałam, wyciągając ręce i odbierając jej Rocky'ego, starając się 

uniknąć białej śliny nadal lejącej się z jego buzi jak lawa z jakiegoś diabelskiego Krakatau. - 

Naprawdę sądzisz, że to taki dobry pomysł? Rocky jest trochę za mały na swoją pierwszą 

podróż   samolotem.   Wiesz,   całe   to   odświeżane   powietrze.   Ktoś   z   pasażerów   może   być 

zakażony wirusem Ebola czy czymś takim. Kichnie i zanim się zorientujesz, cały samolot 

może się zarazić. A co dopiero na farmie? Nie słyszałaś o tych wszystkich dzieciach w wieku 

szkolnym,   które   złapały   E.   coli  po   wizycie   w   tym   zoo   w   Jersey,   gdzie   można   głaskać 

zwierzęta?

background image

- Jeśli to powstrzyma moich rodziców od przyjazdu - powie działa mama - skłonna 

jestem zaryzykować. Czy ty masz pojęcie, jaki rachunek za minibar nabili, kiedy twój tata 

umieści ich w SoHo Grand?

- Dobra - powiedziałam między wersami  Independent woman, które zawsze działają 

na Rocky'ego uspokajająco. On zdecydowanie woli rythm and bluesa od rocka. - No więc 

kiedy jedziemy?

- Ty nie jedziesz - powiedziała mama. - Tylko Frank i ja. I Rocky, oczywiście. Ty nie 

możesz jechać. Masz szkołę. Frank weźmie dzień urlopu.

Wiedziałam,   że   to   brzmi   zbyt   pięknie,   żeby   było   prawdziwe.   Nie   potencjalne 

zagrożenia dla zdrowia mojego małego braciszka, ale, no wiecie, że może uda mi się uciec do 

Indiany zamiast stawić czoło wyborczemu piekłu w szkole i potencjalnemu zerwaniu z moim 

chłopakiem.

A to mi o czymś przypomniało.

- . Hm, mamo... - powiedziałam, idąc za nią do pokoju Rocky'ego, gdzie najwyraźniej 

zajmowała się odkładaniem czystych rzeczy, zanim padł cios ze strony babci. - Czy mogę z 

tobą o czymś porozmawiać?

- Jasne. - Chociaż mama brzmiała niezupełnie tak, jakby była w nastroju do rozmowy. 

- Co się stało? .

-   Hm...   -   No   cóż,   POWIEDZIAŁA   mi   kiedyś,   że   mogę   z   nią   rozmawiać   O 

WSZYSTKIM. - Ile miałaś lat, kiedy po raz pierwszy uprawiałaś seks?

Spodziewałam się, że mi powie: „na studiach”, ale chyba za bardzo była zajęta próbą 

wepchnięcia wszystkich małych kaftaników Rocky'ego z napisami: M

OJA

 

MAMA

 

JEST

 

WŚCIEKŁA

 

JAK

 

DIABLI

 

I

 

MA

 

PRAWO

 

GŁOSU

, do jego malutkiej komody, bo chyba się nie zastanowiła nad tym, 

co mówi. Powiedziała po prostu:

- Och, Mia, nie pamiętam. Chyba miałam jakoś tak z piętnaście lat.

I   wtedy   jakby   zdała   sobie   sprawę   z   tego,   co   właśnie   powiedziała,   i   naprawdę 

gwałtownie wciągnęła powietrze, popatrzyła Ba mnie szeroko otwartymi oczami i dodała:

- NIE JESTEM Z TEGO JAKOŚ SPECJALNIE DUMiNA!!!

Bo musiała sobie w tym momencie przypomnieć, że JA mam piętnaście lat.

I zanim się zorientowałam, gadała jak najęta.

- Wychowałam się w Indianie, Mia! - zawołała. - Tam nie było za wiele do roboty. No 

i to było tak gdzieś ze dwadzieścia lat temu. Lata osiemdziesiąte! Wtedy było inaczej!

-   Tak?   -   powiedziałam,   bo   przecież   obejrzałam   wszystkie   odcinki  Kochanych   lat 

osiemdziesiątych  włącznie z  Kochane lata osiemdziesiąte kontratakują.  - Tylko dlatego że 

background image

ludzie przez cały czas nosili legginsy...

- Nie o to mi chodziło! - zawołała mama. - Tylko wiesz, ludzie naprawdę myśleli, że 

George Michael jest hetero. I że Madonna to gwiazda jednego hitu. Wtedy RÓŻNE RZECZY 

wyglądały inaczej.

Nie przychodziło mi do głowy nic poza głupkowatym:

- Nie wierzę, że ty i tata robiliście to po raz pierwszy, kiedy miałaś PIĘTNAŚCIE lat.

A wtedy, dostrzegając minę mamy, powiedziałam:

- O mój Boże! No, ładnie!

Bo przecież mama poznała tatę dopiero na studiach.

- - MAMO!!! KTO to był?

- Na imię miał Wendell - powiedziała mama, a oczy jej się rozmarzyły albo dlatego że 

Wendell   był   absolutnie   seksowny,   albo   też   dlatego   że   Rocky   przestał   wreszcie   płakać   i 

zamiast tego obśliniał mi systematycznie naszywkę z lwem na szkolnej bluzie, więc chociaż 

raz na poddaszu zapanowała błogosławiona cisza. - Wendell Jenkins.

WENDELL????   Mężczyzna,   któremu   moja   mama   oddała   cenny   kwiat   swojego 

dziewictwa, miał na imię WENDELL????

Ja naprawdę nigdy NIE zdecydowałabym się na seks z kimś o imieniu Wendell.

No,   ale   z   drugiej   strony,   mam   poważne   wątpliwości   co   do   uprawiania   seksu   z 

kimkolwiek, więc moja opinia pewnie się tu nie liczy.

- Hej - westchnęła mama, nadal rozmarzona. - Nie myślałam o Wendellu od wieków. 

Ciekawe, co się z nim dzieje.

- To ty NIE WIESZ? - zawołałam tak głośno, że Rocky trochę się wzdrygnął w moich 

ramionach. Ale uspokoił się po krótkim fragmencie Trouble Pink.

- No cóż, wiem, że skończył szkołę - powiedziała szybko mama. - I jestem całkiem 

pewna, że ożenił się z April Pollack, ale...

- O mój BOŻE! - To było szokujące. Nic dziwnego, że mama jest taka! - On cię 

zdradzał????

- Nie, nie - powiedziała mama. - Zaczął chodzić z April po naszym zerwaniu.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

- Chodzi ci o to, że cię kochał i porzucił?

Zupełnie jak Dave Farouq El - Abar i Tina Hakim - Baba!

- Nie, Mia - powiedziała mama ze śmiechem. - Na miłość boską, masz niesamowity 

dar obracania wszystkiego w piosenkę country and western. Chodziło mi o to, że chodziliśmy 

ze sobą i było świetnie, ale potem zdałam sobie sprawę... No cóż, że chcę się wydostać z 

background image

Versailles, a on nie, no więc ja wyjechałam, a on został. I ożenił się z April Pollack.

Zupełnie jak Dean, który ożenił się z tą drugą dziewczyną w Kochanych kłopotach.

- Ale... - gapiłam się na moją mamę. - Ty go kochałaś?

- Oczywiście, że go kochałam - powiedziała mama. - Boże, Wendell Jenkins. Wieki 

całe o nim nie myślałam.

JEZU!   W   głowie   mi   się   nie   mieści,   że   moja   mama   nie   utrzymuje   kontaktu   z 

chłopakiem, któremu oddała własne dziewictwo! Do jakiej szkoły ona wtedy chodziła, tak 

właściwie?

- Dlaczego ty mi zadajesz te wszystkie pytania, Mia? - chciała się wreszcie dowiedzieć 

mama. - Czy ty i Michael...

- Nie - powiedziałam szybko, oddając jej Rocky'ego.

- Mia, nie mam nic przeciwko temu, żebyś porozmawiała ze mną o...

- Nie chcę - powiedziałam szybko. Naprawdę szybko.

- Bo jeśli ty...

- Nie - powtórzyłam. - Mam lekcje do zrobienia. Na razie.

I poszłam do swojego pokoju, i zamknęłam drzwi na klucz.

Coś   musi   być   ze   mną   nie   tak.   Poważnie.   Bo   wyraźnie   było   widać,   kiedy   mama 

wspominała   seks   z   Wendellem   Jenkinsem,   że   musiało   jej   się   podobać.   Robienie   Tego. 

Wydaje się, że wszystkim się podoba Robienie Tego. Na przykład w kinie i w telewizji, i 

wszędzie.   Wszyscy   chyba   uważają,   że   Robienie   Tego   to   najlepsze   doświadczenie   z 

możliwych.

Wszyscy poza mną. Dlaczego jestem jedyną osobą, która na myśl o tym nie czuje nic 

poza... lekkim spoceniem się? I to wcale nie w przyjemny sposób. To nie może być normalna 

reakcja.   To   musi   być   jakaś   kolejna   anomalia   w   mojej   konstrukcji,   jak   brak   gruczołów 

piersiowych i stopy w rozmiarze czterdzieści jeden. Totalnie brakuje mi genu do Robienia 

Tego.

No bo JA CHCĘ To Robić. To znaczy,  CHYBA  tego chcę, no wiecie,  kiedy się 

całujemy z Michaelem, a ja wącham jego szyję i mam to uczucie, jakbym chciała się na niego 

rzucić. To z pewnością wskazówka, że ja chcę To Robić.

Tyle   że   żeby  To   Zrobić,   trzeba   rzeczywiście   ZDJĄĆ   UBRANIE.   Przy  DRUGIEJ 

OSOBIE.   No,   chyba   że   jest   się   ortodoksyjnym   Żydem,   bo   oni   to   robią   przez   otwór   w 

prześcieradle jak Barbra Streisand w Yentl.

I chyba nie jestem jeszcze gotowa ZDJĄĆ UBRANIA przy Michaelu. Wystarczy, że 

zdejmuję je przy Lanie Weinberger w szatni przed WF - em. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek 

background image

była   w   stanie   rozebrać   się   przy   CHŁOPAKU.   Zwłaszcza   nie   przy   chłopaku,   którego 

rzeczywiście   kocham   i   za   którego   mam   nadzieję   któregoś   dnia   wyjść   za   mąż,   o   ile 

kiedykolwiek mnie  o to poprosi i jeśli ja kiedykolwiek  pokonam ten odruch niechęci  do 

rozebrania się przy nim.

Chociaż   zdecydowanie   nie   miałabym   nic   przeciwko   obejrzeniu   MICHAELA   bez 

ubrania.

Czy to jest właśnie podwójna moralność?

Ciekawe, czy mama czuła to samo wobec Wendella Jenkinsa. MUSIAŁA, bo inaczej 

nie Zrobiłaby Tego z nim.

A przecież jest teraz tutaj, ponad dwadzieścia lat później, i nawet nie wie, gdzie on 

teraz JEST.

Zaraz,   mogłabym   go   odszukać.   Mogłabym   go   poszukać   na   Yahoo   przez   funkcję 

People Search!

O MÓJ BOŻE!!! ZNALAZŁAM GO!!!! WENDELL JENKINS!!! Co prawda zdjęcia 

tu   nie   ma,   ale   pracuje   dla...   O   MÓJ   BOŻE,   PRACUJE   DLA   ZAKŁADU 

ENERGETYCZNEGO Z VERSAILLES!!!! JEST FACETEM, KTÓRY NAPRAWIA LINIE 

ELEKTRYCZNE,   KIEDY   WYSIĄDZIE   CI   ŚWIATŁO   PRZEZ   TORNADO   ALBO 

COKOLWIEK INNEGO!!!!

Nie mogę uwierzyć, że moja mama oddała kwiat swojej niewinności facetowi, który 

pracuje dla ZAKŁADU ENERGETYCZNEGO W VERSAILLES!!!!!!!!!!!!!!

Nie żeby było coś złego w tym, że ktoś pracuje dla zakładu energetycznego. To się 

pewnie niczym nie różni od tego, że ktoś pracuje jako nauczyciel algebry w szkole średniej.

Ale pan G. nie musi przynajmniej zakładać do pracy KOMBINEZONU.

Ciekawe, czy April Pollack, ta dziewczyna, która została panią Wendellową Jenkins, 

zamiast mojej mamy, też się tu znajdzie.

O MÓJ BOŻE! Jest!!!! APRIL POLLACK ZOSTAŁA KRÓLOWĄ KUKURYDZY 

W VERSAILLES W STANIE INDIANA W 1985 ROKU!!!!!!!!!

Moja mama Robiła To z facetem, który potem ożenił się z Królową Kukurydzy.

Co jest mocno ironiczne, jeśli wziąć pod uwagę, że mama potem urodziła nieślubne 

dziecko księciu! Zastanawiam się, czy Wendell w ogóle o tym wie. To znaczy że jego była, 

Helen   Thermopolis,   jest   matką   następczyni   tronu   GENOWII.   Pewnie   głupio   by   mu   się 

zrobiło, że ją rzucił dla panny April Królowej Kukurydzy, gdyby TO wiedział, prawda????

Chociaż moim zdaniem on jej jednak nie rzucił, o ile mama powiedziała prawdę o 

tym, że ona i Wendell chcieli różnych rzeczy.

background image

Czy to by się mogło zdarzyć mnie i Michaelowi? Czy możemy któregoś dnia zacząć 

chcieć   różnych  rzeczy?  Czy  za  dwadzieścia  lat  Michael  będzie  żonaty  nie   z  księżniczką 

Genowii, ale z jakąś KRÓLOWĄ KUKURYDZY?

AAAAAAAAAAAAAA!!!! KTOŚ DO MNIE PISZE NA ICQ. CIEKAWE KTO.

Pomocy! To Michael!

S

KINNER

B

X

 : Cześć!

Od czasu, kiedy przerzucił się na Maca, Michael zmienił pseudonim na ICQ. Kiedyś 

używał LinuxRulz.

S

KINNER

B

X

: J

AK

 

MINĄŁ

 

PIERWSZY

 

DZIEŃ

 

SZKOŁY

?

O mój Boże. Nic nie słyszał. No bo niby SKĄD? Nie było go tam przecież. Ani Lilly 

mu nie powiedziała. Bo przecież już nie mieszkają razem.

G

R

L

OUIE

: B

YŁO

... 

JAK

 

ZWYKLE

.

No   cóż,   bo   BYŁO.   Moje   życie   to   po   prostu   roller   coaster...   Radość,   po   której 

przychodzą  druzgoczące  rozczarowania,  a czasami  krótkie chwile, kiedy nie dzieje się w 

ogóle nic i tylko przyglądam się scenerii.

Stwierdziłam, że powinnam chyba zmienić temat.

G

R

L

OUIE

: A jak TOBIE minął pierwszy dzień?

S

KINNER

B

X

:  Fantastycznie!   Dzisiaj   na   zajęciach   z   ekonomiki 

trwałego rozwoju profesor mówił o tym, że za następne dziesięć czy 
dwadzieścia lat ropa, najtańsze i najefektywniejsze paliwo na naszej 

planecie   -   no   wiesz,   to,   co   wykorzystujemy   w   samochodach   i   do 
ogrzewania  domów, i  do produkcji  szminek ochronnych  do ust,  i tak 

dalej  - wyczerpie  się. Widzisz,  sto lat  temu, kiedy  odkryto ropę, 
ludność   świata   liczyła   sobie   zaledwie   dwa   miliardy.   Teraz,   przy 

sześciu miliardach ludzi - po eksplozji demograficznej spowodowanej 
niemal   wyłącznie   łatwo   dostępnym   paliwem   -   świat   nie   jest   już   w 

stanie utrzymać takiej liczby ludzi przy tej ilości ropy, która nam 
pozostała.   Skoro   populacja   ludzka   się   nie   zmniejsza,   zużycie   ropy 

się nie zmniejszy, i mniej więcej za dwie dekady - może więcej, ale 

background image

raczej mniej, biorąc pod uwagę tempo zużycia - ropa się nam skończy, 

a jeśli nie znajdziemy jakiegoś sposobu, żeby dostać się do złóż pod 
dnem   morskim   -   bez   zniszczenia   środowiska   naturalnego   -   albo   nie 

zaczniemy   przestawiać   się   na   energię   nuklearną,   wodną   albo 
słoneczną, wszyscy cofniemy się do czasów średniowiecza, a ludzie na 

całym świecie będą ginąć z głodu i/lub zamarzać na śmierć.

G

R

L

OUIE

:  Więc, innymi słowami... Mniej więcej za piętnaście lat 

wszyscy umrzemy?

S

KINNER

B

X

: Mniej więcej. No a u ciebie jak? Czego ty się dzisiaj 

nauczyłaś?

Hm, tego, że mnie rzucisz, jak nie będę z tobą uprawiać seksu. Ale TEGO oczywiście 

nie mogłam powiedzieć. Więc opowiedziałam tylko Michaelowi, że w ten weekend mama i 

pan G. jadą z nagłą wizytą do Indiany, żeby przedstawić Rocky'ego jego dziadkom z Krainy 

Prostaków.   I   że   Lilly   ZNÓW   zadała   mi   cios   w   plecy,   tym   razem   nominując   mnie   na 

przewodniczącą samorządu szkolnego, ale powiedziała, że mam się nie martwić, bo ona „ma 

plan”. I że już nienawidzę geometrii.

S

KINNER

B

X

: Czekaj... Twoi rodzice jadą do Indiany w ten weekend?

G

R

L

OUIE

: Nie moi rodzice. Moja mama i pan G.

Chyba kocham pana G. i tak dalej, ale wciąż dziwacznie się czuję, kiedy ktokolwiek 

mówi o nim jak o moim rodzicu czy ojcu. Ja już mam tatę.

Wybaczyłam jednak Michaelowi ten powszechny błąd, bo on nie wie - tak jak ja to 

wiem - co to znaczy pochodzić z rozbitego domu.

G

R

L

OUIE

:  A jak sądzisz, co znów wymyśliła twoja siostra? No bo 

wiesz,   byłabym   NAJGORSZĄ   z   możliwych   przewodniczącą   samorządu 
szkolnego.

S

KINNER

B

X

: Kiedy wyjeżdżają?

Co on się tak uczepił tego, że mama i pan G. wyjeżdżają z Nowego Jorku? Przecież to 

totalnie NAJMNIEJSZY z moich problemów.

G

R

L

OUIE

: Nie wiem. Pewnie w piątek.

background image

A to mi coś przypomniało:

G

R

L

OUIE

:  Nadal   chcesz,   żebym   przyszła   w   sobotę   i   poznała   Doo 

Paka?

S

KINNER

B

X

: Jasne. Albo, jeśli chcesz, ja mógłbym wpaść do ciebie.

G

R

L

OUIE

: Z Doo Pakiem?

S

KINNER

B

X

: Nie. Miałem na myśli, że sam.

G

R

L

OUIE

: No cóż, jeśli chcesz. Ale ja nie wiem po co, przecież tu 

nie będzie nikogo poza mną.

O nie, Rocky znów płacze.

Nie jestem dzieciolizem. NIE JESTEM.

S

KINNER

B

X

: Mia? Jesteś tam jeszcze?

Jak oni mogą tak siedzieć jakby nigdy nic i słuchać, jak ich dziecko płacze? Tak po 

prostu NIE MOŻNA.

SkinnerBx: Mia?

G

R

L

OUIE

: Przepraszam, Michael, muszę spadać. Pogadamy później.

Ciekawe, czy jest jakaś organizacja Anonimowych Dzieciolizów, do której mogłabym 

wstąpić.

Środa, 2 września,

godzina wychowawcza

No   cóż,   Lana   z   pewnością   nie   marnowała   czasu.   Rozkręciła   swoją   kampanię 

wyborczą na maksa.

Kiedy   Lilly   i   ja   dziś   rano   weszłyśmy   do   szkoły,   zobaczyłyśmy   korytarze 

WYTAPETOWANE wielkimi kolorowymi, błyszczącymi plakatami z Laną i słowami Głosuj 

na Lanę wypisanymi pod spodem.

Niektóre   z   plakatów   to   portrety,   pokazują   Lanę,   która   odrzuca   te   swoje   długie, 

błyszczące jasne włosy i śmieje się albo trzyma podbródek oparty na dłoniach z anielską 

słodyczą Britney z okładki jej pierwszego albumu. Na tych zdjęciach Lana wcale nie wygląda 

background image

jak ktoś, kto może złapać inną dziewczynę za stanik i syknąć: „A po co ty w ogóle to nosisz, 

skoro i tak nie masz co tam włożyć?”

Albo ktoś, kto mógłby powiedzieć dziewczynie  w kolejce do kasy,  że chłopcy na 

studiach spodziewają się, że ich dziewczyny będą To Robić.

Niektóre inne plakaty pokazują Lanę w akcji, na przykład jak wyskakuje w powietrze i 

robi szpagat w swoim kostiumie czirliderki. Jedno z nich ukazuje Lanę w sukience na bal 

maturalny, stojącą u stóp jakichś schodów. Nie wiem gdzie, bo na balu maturalnym takich 

schodów nie było. Może u niej w domu? Nie wiem, bo oczywiście nigdy nie zostałam tam 

zaproszona.

Lilly objęła jednym  spojrzeniem te wszystkie  plakaty,  a potem opuściła wzrok na 

swoje własne - tak, Lilly cały wczorajszy wieczór, kiedy ja zbierałam informacje o Wendellu 

Jenkinsie, robiła plakaty do mojej kampanii wyborczej - i wypowiedziała bardzo brzydkie 

słowo.

Bo chociaż plakaty Lilly były bardzo przyjemne - napisała na nich:  

MIA RZĄDZI i 

WYBIERZCIE KSIĘŻNICZKĘ

  - to był to wyłącznie brokat rozsypany na sztywnym białym 

kartonie.   Bo   przecież   Lilly   nie   porobiła   błyszczących   plakatów   z   moimi   zdjęciami   i   nie 

oblepiła nimi całej szkoły.

- Nie martw się, Lilly - powiedziałam do niej bardzo współczująco. - I tak nie chcę 

być przewodniczącą samorządu, więc może tak będzie najlepiej.

Nawet   Borys   zauważył,   jak   Lilly   posmutniała,   i   zrobiło   mu   się   jej   żal,   co   moim 

zdaniem   bardzo   dobrze   o   nim   świadczy,   zwłaszcza   że   tak   mu   wydarła   serce   z   piersi   i 

podeptała, zaledwie w maju.

- Twoje plakaty są o wiele ładniejsze niż Lany - powiedział. - Bo powstały z serca, a 

nie na jakiejś kolorowej fotokopiarce.

Ale Lilly i tak przedarła swoje plakaty na pół i wepchnęła je do kosza na śmieci przed 

biurem administracji. Zanim skończyła, brokat był WSZĘDZIE.

I powiedziała takim złowrogim tonem:

- Chce wojny? No to będzie ją miała.

Ale być  może  Lilly odnosiła  się do faktu, że na lunch dzisiaj  podają w stołówce 

zapiekankę z dorsza i ziemniaków. A przecież dorsz, główny jej składnik, niemal już wyginął 

wskutek   zbyt   intensywnych   połowów.   Lilly   w   swoim   programie   telewizji   kablowej 

prowadziła bardzo aktywną kampanię przeciwko podawaniu tej ryby w restauracjach Nowego 

Jorku.

Naprawdę chciałabym, żeby te osoby opiniujące program Lilly pospieszyły się i już 

background image

znalazły studio, które go kupi. Lilly naprawdę potrzebne  są jakieś  nowe projekty,  ma  O 

WIELE za dużo wolnego czasu.

Michael milczy od czasu, kiedy się wylogowałam wczoraj wieczorem. Mam nadzieję, 

że   milczy   z   powodu   wyczerpywania   się   zasobów   ropy  naftowej,   bo   tak   go   ten   problem 

zaabsorbował,   a   nie   dlatego   że,   no   wiecie,   że   ze   mną   zrywa,   bo   zdał   sobie   sprawę,   że 

niezupełnie jestem takim Robiącym To typem.

Środa, 2 września, WF

Powinno być jakieś prawo zabraniające gry w dwa ognie.

A poza tym, co ja JEJ takiego zrobiłam? Przecież ona wyraźnie wygra w tych głupich 

wyborach.

I w ogóle po co mi POSIADANIE ochroniarza, skoro pozwala na to, żeby ktoś mnie 

walił w udo czerwoną gumową piłką?

Chyba normalnie zostanie mi siniak.

Środa, 2 września, geometria

„a jeśli b” i „a wtedy i tylko wtedy, jeśli b”

Fraza „wtedy i tylko wtedy” jest reprezentowana przez skrót „jeśli” albo

symbol < - >

a < - > b oznacza zarazem: z a wynika b i z b wynika a

Czy twierdzenie odwrotne do twierdzenia prawdziwego jest koniecznie prawdziwe?

Ja bardzo przepraszam, ale

CO????????????????????????????

Na moim udzie pojawia się diagram Eulera, tam gdzie Lana walnęła mnie piłką.

Środa, 2 września,

angielski

Przyznaj, CUDOWNY jest ten różowy sweterek pani M., prawda? Wygląda w nim zupełnie  

jak Elle Woods! To znaczy, gdyby Elle Woods miała czarne włosy.

Tak, jest ładny.

Nic   ci   nie   jest?   Jesteś   wściekła   za   to,   co   zrobiła   Lilly?   Moim   zdaniem   byłabyś   świetną 

przewodniczącą samorządu szkolnego, naprawdę.

background image

Dzięki, Tina. Ja w zasadzie prawie o tym zapomniałam. Tyle innych rzeczy się dzieje,

Jakich innych rzeczy? Chodzi ci o te ślimaki?

WIESZ o tym????

Było wczoraj wieczorem w wiadomościach. Chyba ci ludzie z Monako trochę się wkurzyli.

Nie mają prawa się wkurzać! To wszystko ich wina!

Taa, ten reporter w sumie o tym wspomniał. Czy to tym się martwisz?

Nie. No cóż, częściowo. To znaczy... Umiesz dotrzymać sekretu?

Oczywiście!

Ja wiem, ale takiego PRAWDZIWEGO sekretu. NIE MOŻESZ powiedzieć Lilly.

Przysięgam na wszystko.

ANI BORYSOWI!!!!!!!!!!!

NA WSZYSTKO!!! POWIEDZIAŁAM, PRZYSIĘGAM NA WSZYSTKO!!!!

Okej.   Dobra.   Chodzi   tylko   o   to,   że   wczoraj   w   kolejce   do   kasy   w   stołówce   Lana 

powiedziała mi, że chłopcy na studiach oczekują, że ich dziewczyny będą To Robić, a 

to znaczy, że Michael na pewno spodziewa się, że JA będę z nim To Robić, tylko ja  

nie jestem pewna, czy chcę. To znaczy, ja chyba CHCĘ, ale jeśli to oznacza, że będę 

musiała się przy nim rozebrać, to nie. A nie jestem pewna, czy tego da się jakoś  

uniknąć. Poza tym, ja myślałam, że faceci na studiach Robią To tylko z dziewczynami 

ze   studiów.   Ale   ja   nie   jestem   dziewczyną   ze   studiów.   Jestem   uczennicą   szkoły  

średniej. Ale potem rozmawiałam o tym z moją mamą, a ona powiedziała, że Zrobiła  

To,  kiedy  miała   piętnaście  lat,  z  facetem,   który nazywał   się Wendell  Jenkins,  ale 

potem on się ożenił  z jakąś Królową Kukurydzy  imieniem  April.  I  co, jeśli  tak się  

stanie ze  mną i Michaelem? Na przykład jeśli Zrobimy To, a potem zerwiemy, bo  

okaże się, że chcemy różnych rzeczy, i on się ożeni z jakąś Królową Kukurydzy?  

Myślę, że to by mnie chyba zabiło. Chociaż moja mama twierdzi, że nie myślała o  

Wendellu od lat. Nie wiem sama. Co ja mam zrobić?

To, że między Wendellem a twoją mamą się nie ułożyło, nie znaczy wcale, że ty i Michael  

też ze sobą zerwiecie. I w ogóle, co to za imię, WENDELL?

Więc mówisz... że powinnam To Zrobić?????

Moim zdaniem Lana wcale nie wie, co robią faceci na studiach. Przecież żadnego nie zna. A 

jeśli   zna,   to   pewnie   takich,   którzy   zapisują   się   do   stowarzyszeń   studenckich.   A   Michael 

nawet nie należy do żadnego bractwa. Poza tym Michael naprawdę cię kocha. To widać jak  

na dłoni ze sposobu, w jaki na ciebie patrzy. Jeśli nie chcesz Tego Robić, to Tego nie Rób.

Tak, ale co z tym, co powiedziała Lana?????

Michael nie należy do tych facetów, którzy rzucaliby dziewczynę, tylko dlatego że Tego z 

nimi   nie   Robi.   Może   faceci,   których   zna   LANA,   tak   by   postąpili.   Jak   Josh   Richter,   na  

przykład.   Albo   ten   nowy   Ramon.   Wygląda   na   takiego.   Ale   nie   Michael.   Bo   on   o   ciebie 

background image

RZECZYWIŚCIE dba. A poza tym ja wcale nie uważam, że Michael oczekuje, że To Zrobisz. 

Przynajmniej jeszcze nie teraz.

NAPRAWDĘ??????

Naprawdę. No bo wiesz, to by było z jego strony trochę nadużycie. Przecież nie chodzicie ze  

sobą   nawet   roku.   Nie   sądzę,   żeby   ktokolwiek   powinien   To   Robić   z   facetem,   jeśli   nie  

przechodzą ze sobą przynajmniej roku. A wtedy powinni Zrobić To po raz pierwszy w noc 

balu maturalnego. Bo kiedy będziecie To Robić po raz pierwszy, chłopak powinien założyć  

smoking. Tego wymaga uprzejmość.

Tina, mnie się raptem raz udało zmusić Michaela, żeby mnie zabrał na bal maturalny. 

Bardzo wątpię, żeby udało mi się namówić go na to jeszcze raz.

Hm.   No cóż,  koronacje  też się liczą.  Jestem pewna,  że  byłoby  to szalenie  romantyczne 

zrobić To po raz pierwszy po twojej koronacji.

Nie zostanę  koronowana,  dopóki mój  tata nie umrze  i nie zostawi  mi  tronu!!!! Do 

czasu, kiedy to się zdarzy, będę może tak stara jak książę Karol!!!!!!!!!!!!!!!! Ja nie  

chcę ROBIĆ tego, kiedy będę STARA, tylko wiesz... Nie TERAZ.

No   cóż,   to   chyba   po   prostu   musisz   o   tym   Michaelowi   powiedzieć.   Wy   dwoje   naprawdę  

powinniście   odbyć   ze   sobą   Rozmowę.   Trzeba   to   wszystko   postawić   otwarcie.   Bo 

porozumienie to klucz do udanego romantycznego związku.

A Ty i Borys ją odbyliście? No wiesz. Rozmowę. O Robieniu Tego.

Oczywiście!!!! To znaczy pod warunkiem że sprawy się nie ułożą między mną i księciem  

Williamem.  Borys wie,   że  jeśli  kiedykolwiek  chce mieć  nadzieję,  że   obdarzę  go  kwiatem 

mojego dziewictwa, to będzie musiał to zrobić po balu maturalnym:

• na podwójnym łóżku zasłanym satynową pościelą

• w luksusowym apartamencie z widokiem na Central Park

• w hotelu Four Seasons przy Pięćdziesiątej Siódmej Wschodniej

• z szampanem i truskawkami maczanymi w czekoladzie na powitanie

• z kąpielą aromaterapeutyczną po fakcie

• a potem waflami dla dwojga w łóżku następnego dnia rano Ach, Tina. Nie wiem, jak mam ci 

to powiedzieć... Ale wydaje mi się, że Borys nie będzie mógł sobie na coś takiego pozwolić.  

Bo wiesz, on NADAL jest uczniem szkoły średniej.

Wiem. Dlatego podpowiedziałam mu, żeby zaczął już odkładać swoją tygodniówkę. Poza  

tym lepiej, żeby miał ze sobą więcej niż ten jeden kondom, który nosi w portfelu od dwóch  

lat.

Borys nosi kondom w portfelu???? TERAZ???????????

Och, jasne. Jest bardzo przezorny. To jeden z powodów, dla których go kocham.

HEJ,   WY   DWIE,   MOGŁYBYŚCIE   ŁASKAWIE   PRZESTAĆ   PRZESYŁAĆ   SOBIE 

LIŚCIKI   I   UWAŻAĆ?   TO   NAJLEPSZA   NAUCZYCIELKA,   JAKĄ   KIEDYKOLWIEK. 

background image

MIAŁYŚMY, A WY WPRAWIACIE MNIE W TOTALNE ZAŻENOWANIE KIEDY TAK  

SIEDZICIE I NIE UWAŻACIE Zaraz. O co chodzi z tymi kondomami?

O nic! Patrz na tablicę!

O kim w ogóle gadacie, co ?

O nikim, Lilly. Nieważne. Popatrz, oddaje nasze wypracowania.

Pewnie ci się wydaje, że w ten sposób odwrócisz moją uwagę. Chcę wiedzieć, o kim  

wy gadacie. KTO nosi przy sobie kondom??

Teraz ty nie uważasz na lekcji, Lilly!

Jasne! Przyganiał kocioł garnkowi. A co dostałaś, tak przy okazji? Piątkę, jak zwykle,  

panno Zawsze Dostaję Piątki z Angielskiego?

No cóż, ja RZECZYWIŚCIE trochę się napracowałam nad tym...

Ha! TO nie jest PIĄTKA!!!! Mówiłam ci. Naprawdę musisz uważać na tych lekcjach,  

jeśli poważnie myślisz o tym całym pisarstwie.

Środa, 2 września,

francuski

Nie rozumiem tego. NIE ROZUMIEM TEGO.

Jestem utalentowaną pisarką. WIEM, że tak jest. SŁYSZAŁAM to. Od więcej niż 

jednej osoby.

Ja wcale nie twierdzę, że nie mogę się już niczego nauczyć. Wiem, że mogę. Wiem, że 

nie jestem żadną Danielle Steel. Ale mimo wszystko. Wiem, że mam wiele do nauczenia się, 

zanim kiedykolwiek uda mi się zdobyć Booker Prize czy jedną z innych nagród, jakie dają 

pisarzom.

Ale czwórka????

Ja nigdy w życiu nie dostałam czwórki z angielskiego!!!!

Musiała zajść pomyłka.

Byłam w takim szoku, kiedy odebrałam swoją pracę, że chyba po prostu siedziałam 

tam   bardzo   długo   z   otwartymi   ustami...   Tak   długo,   że   tłumek   zebrany   przy   biurku   pani 

Martinez przerzedził się na tyle, że wreszcie mnie zauważyła i powiedziała:

- Tak, Mia? Chcesz o coś zapytać?

- To czwórka... - Tylko tyle udało mi się wykrztusić. Bo gardło miałam jakieś takie 

ściśnięte. I ręce mi się spociły. A palce mi się trzęsły.

Bo   nigdy   przedtem   nie   dostałam   czwórki   z   wypracowania   z   angielskiego.   Nigdy, 

nigdy, nigdy, nigdy...

background image

-   Mia,   ty   naprawdę   dobrze   piszesz   -   powiedziała   pani   Martinez.   -   Ale   brak   ci 

dyscypliny.

- Tak? - Oblizałam usta. Strasznie mi wyschły wargi.

Pani Martinez pokręciła głową ze smutkiem.

- Zdaję sobie sprawę, że to nie jest wyłącznie twoja wina - ciągnęła. - Prawdopodobnie 

od lat zbierasz piątki z angielskiego, wykorzystując ten sam komiksowy, błyskotliwy humor i 

zręczne  odnośniki do kultury masowej jak w tym  wypracowaniu. Jestem pewna, że twoi 

nauczyciele byli tak zajęci tymi uczniami, którzy w ogóle pisać nie umieli, że nie zajmowali 

się tym, kto ewidentnie to umie. Ale zauważ, Mio, nie ma miejsca na tego rodzaju świadomą 

błazenadę w poważnej pracy pisarskiej. Jeśli nie nauczysz się samodyscypliny,  nigdy nie 

dojrzejesz jako pisarka. Takie kawałki jak ten, który mi oddałaś, dowodzą tylko, że masz 

łatwość znajdowania słów, A NIE, że jesteś pisarką.

Nie   miałam   pojęcia   o   czym   ona   mówi.   Wiedziałam   tylko,   że   dostałam   czwórkę. 

Czwórkę!!! Z ANGIELSKIEGO.

- Jeśli napiszę nową pracę - spytałam - czy przyjmie ją pani zamiast tej i unieważni tę 

czwórkę?

- Tak, jeśli będzie wystarczająco dobra - odparła pani Martinez. - Nie chcę, Mio, żebyś 

coś znów napisała na chybcika. Chcę, żebyś to trochę przemyślała. Chcę, żebyś mnie zmusiła 

do myślenia.

- Ale - zaprotestowałam słabo - to właśnie usiłowałam zrobić w swoim wypracowaniu 

o ślimakach...

-   Porównując   wrzucenie   dziesięciu   tysięcy   ślimaków   do   Zatoki   Genowiańskiej   z 

odmową Pink wystąpienia przed księciem Williamem, bo on uczestniczy w polowaniach? - 

Pani Martinez wzruszyła ramionami. - Nie, Mio. To mnie nie zmusiło do myślenia. To tylko 

napełniło mnie smutkiem nad twoim pokoleniem.

Na szczęście wtedy odezwał się pierwszy dzwonek na lekcję, więc musiałam wyjść.

Może to i lepiej, bo i tak miałam właśnie zwymiotować na biurko.

Środa, 2 września,

RZ

Michael   zadzwonił   w   czasie   lunchu.   Uczniom   LiAE   nie   wolno   dzwonić   ani 

przyjmować telefonów w czasie lekcji, ale podczas lunchu można.

W każdym razie powiedział coś w rodzaju: „Hej, co to było wczoraj wieczorem? Tak 

background image

nagle się wylogowałaś...”

Ja:   Och,   tak.   Przepraszam.   Rocky   obudził   się   z   płaczem   i 

musiałam mu śpiewać, dopóki nie zasnął.

Michael: Ach. Więc wszystko w porządku?
Ja:   No   cóż,   jeśli   twoim   zdaniem   to   w   porządku,   że   po   dwóch 

pierwszych dniach szkoły już zawalam geometrię, że zmuszono mnie do 
udziału w wyborach na przewodniczącą samorządu wbrew mojej woli i że 

zdaniem mojej nowej nauczycielki angielskiego jestem beztalenciem i 
oszustką, to tak, chyba tak.

Michael: Nie, nie uważam, żeby to było w porządku. Rozmawiałaś 

już - zaraz, z kim masz geometrię? Z Hardingiem? To sensowny facet - 

żeby   ci   dodatkowo   pomógł   na   lekcjach?   Albo,   jeśli   chcesz,   możemy 
razem   przerobić   ten   rozdział   w   sobotę.   I   jakim   cudem   twoja 

nauczycielka   angielskiego  mogła   pomyśleć,  że   jesteś  beztalenciem   i 
oszustką?   Przecież   ty   naprawdę   świetnie   piszesz.   A   jeśli   chodzi   o 

ten samorząd szkolny, po prostu powiedz Lilly, że nie obchodzi cię, 
JAKI ona ma plan, że masz dość zmartwień i nie chcesz kandydować.

Ha.   Łatwo   Michaelowi   mówić.   On   się   nie   boi   swojej   siostry   -   ani   troszkę,   w 

przeciwieństwie do mnie. A pan Harding? Sensowny facet? Mój Boże, dzisiaj cisnął w Trishę 

Hayes kawałkiem kredy! Dobra, zrobiłabym to samo, gdybym uważała, że mi to ujdzie na 

sucho. No, ale mimo wszystko...

I skąd Michael w ogóle wie, jak ja piszę? Poza paroma zeszłorocznymi artykułami w 

szkolnej gazecie i moimi listami, mailami i gadaniem na ICQ, nigdy nie czytał niczego, co 

napisałam. Na pewno nie dawałam mu do przeczytania swoich wierszy. Co by było, gdyby 

mu się nie spodobały? Moja dusza pisarza byłaby zdruzgotana.

Nawet bardziej zdruzgotana niż w tej chwili.

Ja: Sama nie wiem. A jak TOBIE mija dzień?
Michael: Świetnie. Dzisiaj na zasadach geomorfologii mówiliśmy 

o   tym,   jak   pokrywa   lodowa   skurczyła   się   o   dwieście   pięćdziesiąt 
milionów akrów - to obszar Kalifornii i Teksasu razem wziętych - w 

ciągu ostatnich dwudziestu lat, i że jeśli nadal będzie erodować w 
tym samym tempie - około dziewięciu procent na dziesięć lat - to do 

końca tego stulecia zupełnie zniknie, a to, oczywiście, będzie miało 

background image

tragiczne   konsekwencje   dla   życia   na   Ziemi,   takiego,   jakie   znamy. 

Całe gatunki znikną, a każdy, kto ma jakąś nieruchomość nad morzem, 
będzie   w   sumie   właścicielem   posesji   podmorskiej.   Chyba   że   zrobimy 

coś,   żeby  kontrolować   emisję  zanieczyszczeń,   które  niszczą   warstwę 
ozonową i wspomagają to topnienie.

Ja: Więc w sumie nie ma żadnego znaczenia, jaki stopień będę 

miała z geometrii, bo i tak wszyscy umrzemy?

Michael: No cóż, nie my, ściśle mówiąc. Ale nasze wnuki tak.

Tyle że, jestem całkiem pewna, Michael nie miał na myśli NASZYCH wnuków, to 

znaczy dzieci tych dzieci, które on i ja moglibyśmy mieć, gdybyśmy, no wiecie, To Robili. 

Moim zdaniem mówił o wnukach w sensie ogólnym. O takich wnukach, które mógłby mieć z 

jakąś Królową Kukurydzy,  z którą ożeni się później, kiedy on i ja już się rozejdziemy i 

pójdziemy osobnymi drogami.

Ja: Ale ja myślałam, że i tak umrzemy w ciągu dziesięciu lat, 

kiedy skończy się łatwy dostęp do ropy naftowej.

Michael: Och, tym się nie martw. Doo Pak i ja postanowiliśmy 

zbudować prototyp pojazdu z napędem wodorowym. Mam nadzieję, że to 
rozwiąże problem. Jeśli tylko przemysł motoryzacyjny nie każe nas za 

to zamordować.

Ja: Och. Okej.

Dobrze wiedzieć, że ludzie inteligentni, tacy jak Michael, pracują nad tym problemem 

kończącej się ropy. To zostawia problemy łatwiej rozwiązywalne, jak na przykład zabójcze 

algi i samorządy szkolne, ludziom takim jak ja.

Michael: To jak, nadal jesteśmy umówieni na sobotę?
Ja: Chodzi ci o to, żebym przyszła i poznała Doo Paka? Chyba 

tak.

Michael: No,. w sumie, to myślałem, że...

I w tym momencie Lilly zaczęła wyrywać mi komórkę. I wyrwała.

Lilly: Czy to mój brat? Daj mi z nim porozmawiać.

Ja: Lilly! Zostaw!

background image

Lilly: Poważnie. Ja muszę z nim pomówić. Mama znów zmieniła hasło i nie mogę się 

dostać do jej skrzynki mailowej.

Ja: W ogóle nie powinnaś czytać maili swojej matki!

Lilly: To skąd będę wiedzieć, co o mnie opowiada różnym ludziom?

Tu wreszcie udało, mi się wyrwać telefon z jej ręki.

Ja: Hm, Michael.  Będę musiała do ciebie oddzwonić. Po szkole. 

Dobrze?

Michael: Och. Dobrze. Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze.

Ja: Tak. Jasne.

JEMU łatwo mówić, że wszystko będzie dobrze. Bo wszystko BĘDZIE dobrze. Dla. 

NIEGO. ON już nie musi tkwić w tym piekle przez osiem godzin dziennie. On ma fajne 

wykłady o tym, jak topi się czapa polarna i o tym, że wszyscy zginiemy, a ja muszę chodzić 

korytarzem, gdzie dwadzieścia milionów plakatów z Laną Weinberger patrzy na mnie z góry i 

woła: „Nieudacznik! Nieudacznik! Księżniczka czego? Ach, tak! Nieudacznikowa!”

Kiedy   wyszłyśmy   ze   stołówki,   żeby   nałożyć   błyszczyk   przed   następną   lekcją, 

zobaczyłam   Ramona   Riverasa,   tego   przystojnego   nowego   ucznia   na   wymianę,   który 

demonstrował brazylijskie techniki piłki Lanie i kilku członkom starszej drużyny piłki nożnej 

LiAE, a oni wszyscy nie odrywali od niego oczu (no i dobrze, bo w zeszłym roku nie wygrali 

ani jednego meczu). Tyle że zamiast piłki Ramon używał pomarańczy, kopiąc ją to jedną, to 

drugą nogą. Mówił też coś, ale nie zrozumiałam ani słowa z tego, co wygadywał. Inni też 

chyba nie, bo mieli niepewne miny.

Ale   zobaczyłam,   że   Lana   przytakuje,   jakby   rozumiała.   I   pewnie   rozumiała.   Lana 

bardzo dobrze się orientuje we wszystkim, co brazylijskie. Wiem, bo widziałam ją nagą pod 

prysznicem.

Środa, 2 września,

nadal RZ

Mia. Zróbmy jakąś listę.

Nie! Lilly, daj mi spokój! Mam w tej chwili za dużo problemów, żeby robić listy.

Jakich   problemów?   Nie   masz   żadnych   problemów.   Jesteś   księżniczką.   Nie   zawalasz 

algebry. Masz chłopaka.

background image

No właśnie, o to chodzi! Mam chłopaka, ale on najwyraźniej oczekuje, że ja...

Że ty co?

Nieważne. Zróbmy jakąś listę.

LILLY I MIA

OCENIAJĄ REALITY SHOWS

Wyprawa Robinsona:

Lilly: Autorzy programu żerują na najniższych instynktach. Chcąc za wszelką cenę 

przyciągnąć   widzów,   wykorzystują   fakt,   że   wielu   ludzi   potrafi   się   cieszyć   z   cudzych 

niepowodzeń i napawać widokiem czyjegoś upokorzenia. 0/10

Mia: Taa. No i jeszcze patrzeć, jak jedzą robaki. Błe!!!! 0/10

Nieustraszeni:

Lilly: To samo. 0/10

Mia: I jeszcze trochę robaków. Bleee. 0/10

Idol:

Lilly: Program jest zabawny - jeśli uznamy za zabawne bezlitosne kpiny z młodych 

ludzi i ich prób podzielenia się swoim talentem ze światem. 5/10

Mia: Ponieważ moje własne marzenia zostały ostatnio aż zbyt okrutnie podeptane, nie 

bawi mnie patrzenie, jak niszczy się marzenia innych. 2/10

Nowożeńcy Nick i Jessica:

Lilly:   Jeśli   widok  żałosnych   prób   niedouczonej   śpiewaczki,   która   nie   zna   różnicy 

między   kurczakiem   a   tuńczykiem,   to   wasz   ideał   miłego   spędzania   czasu,   proszę   bardzo, 

można to sobie oglądać do woli. Ja was nie będę powstrzymywać. 0/10

Mia: Jessica nie jest głupia, po prostu brak jej doświadczenia! Jest taka ZABAWNA. 

A Nick taki seksowny. Najlepszy program! 10/10

Panna na wydaniu:

Lilly: A kogo obchodzi, czy dwoje głupich ludzi się zejdzie? Skończy się tylko tym, 

że urodzą sobie dzieci i będzie na naszej planecie jeszcze więcej głupich ludzi. A my ich do 

tego zachęcamy, oglądając ten program! Żałosne. 0/10

background image

Mia: Bzdura! Oni szukają miłości! Co w tym złego? 5/10

Co by tu zmienić:

Lilly: Nigdy bym nie dopuściła Hildi w pobliże mojego pokoju. 10/10

Mia: Muszę się zgodzić. Ta dziewczyna ma źle w głowie. Ale fajnie byłoby napuścić 

ją na pokój LANY. 10/10

Prawdziwy świat:

Lilly: Ideał - jeśli lubisz patrzeć, jak młodzi ludzie taplają się w wannach z gorącą 

wodą bez kontroli ze strony rodziców ani przesadnej moralności. Dla mnie to ideał. 10/10

Mia: Czemu oni wszyscy muszą się do siebie tak paskudnie odnosić? Ale i tak JEST 

całkiem niezły. 9/10

Gejowskie oko na heteroseksualistę:

Lilly: Pięciu homoseksualistów zmienia styl facetów hetero, którzy do tej pory totalnie 

nie  mieli  stylu,  do  tego  stopnia,  że  potrafili  się  ubrać  w  marmurkowe  jeansy.  Niektórzy 

zwolennicy   równych   praw   dla   ludzi   o   różnej   orientacji   seksualnej   obawiają   się,   że   ten 

program cofnie ich ruch o całe dziesięciolecia. A jednak... DLACZEGO ten jeden facet tak 

długo nosił tę obrzydliwą peruczkę???? 10/10

Mia: Taa,  a ja, tak  się składa, znam kogoś, komu  bardzo  by się przydała  pomoc 

Świetnej Piątki, której na pewno nie spodobałoby się wtykanie swetra w spodnie. 10/10

Proste życie z Paris Hilton i Nicole Richie:

Lilly: Żartujesz, prawda? Ta modliszka i jej wiecznie podpita przyjaciółka ani trochę 

mnie nie bawią. Poza tym to bardzo nieładnie kpić sobie z ludzi, którzy byli na tyle uprzejmi, 

że przyjęli cię pod swój dach? 0/10

Mia: Hm. W pewien sposób muszę się tu zgodzić. Tym dziewczynom przydałyby się 

PODSTAWOWE   lekcje   etykiety.   Może   następnym   razem   Hilton   i   mała   Nicole   powinny 

spędzić   tydzień   z   Grandmère!   Założę   się,   że   już   ONA   coś   by   im   powiedziała   o   tych 

kolczykach. Taki reality show to ja bym BARDZO chętnie obejrzała!!!!!!!! 0/10

Środa, 2 września,

wychowanie obywatelskie

background image

TEORIE RZĄD U (ciąg dalszy)

TEORIA   KONTRAKTU   SPOŁECZNEGO:   Thomas   Hobbes,   siedemnastowieczny 

angielski filozof, napisał Lewiataną a w nim stwierdził, że:

Ludzie początkowo trwali w „stanie natury”. Innymi słowy, w ANARCHII.

Ale przecież  anarchia jest zła! Przy anarchii  ludzie  mogą  robić co im się żywnie 

podoba!   W   anarchii,   na   przykład,   pewna   czirliderka,   której   nie   nazwiemy   po   imieniu, 

mogłaby nosić parę szortów, które ewidentnie należą do jednego z członków drużyny piłki 

nożnej, pod swoją szkolną spódnicą i upewniać się, że każdy widzi, że ona je nosi, krzyżując 

nogi   bardzo   szerokim   i   wygimnastykowanym   gestem   w   czasie   lekcji   wychowania 

obywatelskiego,   tak   jak   być   może   robi   to   W   TEJ   CHWILI,   nie   respektując   szkolnych 

zarządzeń. A pewna inna osoba, której również nie nazwę, może i miałaby ochotę na nią 

donieść, ale ostatecznie nie zdecyduje się na to, bo donoszenie jest złe, o ile nie zależy od 

tego czyjeś życie.

Hobbes   utrzymywał,   że   umowa   społeczna   między   ludźmi   a   rządem   ostatecznie  

doprowadzała do rozwiązania państwa.

Na   szczęście   John   Locke   zmodyfikował   tę   teorię,   twierdząc,   że   kontrakt   można 

renegocjować.

NIECH ŻYJE LOCKE!

NIECH ŻYJE LOCKE!

NIECH ŻYJE!

NIECH ŻYJE LOCKE!

Środa, 2 września,

geografia

Kenny właśnie pochylił się do mnie, żeby mi przypomnieć, że ma nową dziewczynę, 

Heather, którą poznał latem na obozie naukowym. Najwyraźniej Heather przewyższa mnie 

pod   każdym   względem   (same   piątki,   ćwiczy   gimnastykę,   jej   wypracowania   są  wolne   od 

takich   naleciałości,   jak   komiksowy   humor   i   odniesienia   do   kultury   masowej,   nie   jest 

księżniczką itd.), więc mimo tego, co sobie mogę wyobrażać, Kenny już się ze mnie wyleczył 

i mogę sobie wytrzeszczać na niego te swoje wielkie, dziecinne, błękitne oczy, ile mi się 

żywnie  podoba, ale on NIE będzie  odrabiał  za mnie  w tym  semestrze  pracy domowej  z 

background image

geografii.

A   co   mi   tam,   Kenny.   Po   pierwsze,   sprawdź   sobie   wzrok:   oczy   mam   szare,   nie 

niebieskie.   Po   drugie,   nigdy   cię   w   zeszłym   roku   nie   prosiłam,   żebyś   odrabiał   za   mnie 

biologię.   Po   prostu   sam   zacząłeś   odrabiać,   z   własnej   woli.   Przyznaję,   źle   zrobiłam, 

POZWALAJĄC ci na to, zwłaszcza że wiedziałam, że nie lubię cię tak samo jak ty mnie. Ale 

nie bój się, to się nie powtórzy. Bo ja mam szczery zamiar uważać na tych lekcjach i SAMA 

robić prace domowe. Wcale nie będę POTRZEBOWAŁA twojej pomocy.

I mam szczerą nadzieję, że ty i Heather będziecie ze sobą szczęśliwi. Wasze dzieci 

będą na pewno bardzo inteligentne. Oczywiście jeśli w ogóle kiedykolwiek dojdziecie do 

Robienia   Tego.   I   zapomnicie   o   kontroli   urodzeń.   Chociaż   to   mało   prawdopodobne   w 

przypadku dwojga naukowych geniuszy.

Kenny jest taki dziwny.

Nie, wiecie co? CHŁOPCY są dziwni. Poważnie. Może właśnie o tym  powinnam 

napisać poprawkowe wypracowanie dla pani Martinez. O chłopcach i o tym, jacy są dziwni.

Na przykład moja obecna lista pięciu najlepszych filmów obejmuje:

Wirujący seks

Flashdance

Dziewczyny z drużyny

Oryginalne Gwiezdne Wojny

oraz

Honey

Wszystkie mają podobny temat - dziewczyna musi wykorzystać swoje nowo nabyte 

talenty (taniec), żeby uratować siebie/swój związek/drużynę (no cóż, może to nie do końca 

prawda w odniesieniu do Gwiezdnych Wojen. Chociaż czemu nie, trzeba tylko zastąpić słowo 

„dziewczyna” słowem „chłopak”. A „taniec” słowem „Moc”).

Więc łatwo możecie zrozumieć, czemu tak mi się podobają.

Ale ulubione filmy Michaela - nie licząc oryginalnych Gwiezdnych Wojen, oczywiście 

- totalnie różnią się od moich. Nie ma w nich żadnego wspólnego wątku! Każdy z innej 

parafii! A co do większości, to naprawdę nie rozumiem, DLACZEGO mu się podobają. W 

żadnym z nich nie ma tańca.

Oto krótki rzut okiem na Dziwny Świat Chłopaków i Filmów, Które Lubią:

PIĘĆ ULUBIONYCH FILMÓW MICHAELA

(Z KTÓRYCH ŻADNEGO NIE WIDZIAŁAM

background image

ANI NIGDY NIE OBEJRZĘ):

Ojciec chrzestny

Człowiek z blizną

Teksańska masakra piłą łańcuchową

Obcy, Obcy II, Obcy III itd.

Egzorcysta

PIĘĆ ULUBIONYCH FILMÓW MICHAELA

(KTÓRE WIDZIAŁAM, NIE LICZĄC ORYGINALNYCH 

 

 GWIEZDNYCH WOJEN,

 

   

OCZYWIŚCIE):

Życie biurowe

Belfer

Piąty element

Żołnierze kosmosu

Straż wiejska

Chciałabym tylko zauważyć, że w żadnym z powyższych filmów nie ma ani jednej 

sceny tańca. Ani jednej! I naprawdę trudno się w nich doszukać jakiegokolwiek wspólnego 

wątku,   nic   ich   właściwie   nie   łączy,   może   poza   tym,   że   we   wszystkich   faceci   mają 

superśliczne dziewczyny.

Ogólnie rzecz biorąc, mężczyźni i kobiety kierują się zupełnie innymi kryteriami w 

wyborze   rozrywek   filmowych.   Naprawdę,   aż   dziw,  że   czasem   udaje   im   się   tej   rozrywki 

zażywać wspólnie.

Ale z drugiej strony to prawdopodobnie nie jest temat, który mógłby zainteresować 

panią Martinez. Moim zdaniem to pouczające, wątpię jednak, żeby ona też tak to odebrała.

Ona pewnie nigdy nie chodzi do kina, bo to taka rozrywka dla mas. Pewnie chodzi 

tylko na FILMY, na przykład te, które pokazują w kinach studyjnych. Założę się, że nie ma 

nawet telewizora. .

O mój Boże. Nic dziwnego, że jest TAKA.

WF: nie dotyczy

Geometria: ćwiczenia strony 20 - 22

Angielski: nie wiem, byłam zbyt wytrącona z równowagi, żeby to 

zapisać

background image

Francuski: écrivez une historie

Poza tym, sprawdzić, czy Perin to chłopak, czy dziewczyna!!!!!!!

RZ: nie dotyczy

Wychowanie  obywatelskie:   Co  jest  podstawą  rządu   według  teorii 

kontraktu społecznego

Geografia: zapytać Kenny'ego

Środa, 2 września, w limuzynie w drodze do domu

z hotelu Plaza

Dzisiaj,   kiedy   dotarłam   do   Grandmère   na   lekcję   etykiety,   oświadczyła   mi,   że 

wybieramy się na rekonesans w terenie.

Powiedziałam jej, że na lekcję etykiety to ja w zasadzie nie mam dzisiaj czasu - że w 

grę wchodzi mój stopień z angielskiego i że muszę wracać do domu i od razu brać się do 

pisania.

Ale na Grandmère nie zrobiło to najmniejszego wrażenia - nawet kiedy powiedziałam 

jej,   że   moja   przyszła   kariera   pisarki   od   tego   zależy   Powiedziała,   że   członkowie   rodzin 

królewskich i tak nie powinni pisać książek - że ludzie chcą czytać książki O  NICH, a nie 

pisane PRZEZ NICH.

Grandmère czasem tak kompletnie nic nie kuma!

Byłam pewna, że nasz rekonesans dotyczy wizyty u Paola - moje odrosty totalnie 

zaczynają być widoczne - ale zamiast tego Grandmère zabrała mnie na dół do jednej z wielu 

sal konferencyjnych w Plaza. W długiej sali stało mniej więcej dwieście krzeseł, a w głębi 

mównica z mikrofonem i szklanką wody.

Tylko pierwszy rząd krzeseł był zajęty. A siedzieli tam: pokojówka Grandmère, jej 

szofer i różni członkowie personelu hotelu Plaza w swoich złoto - zielonych uniformach, z 

bardzo niewyraźnymi minami. Zwłaszcza pokojówka Grandmère, która na kolanach trzymała 

roztrzęsionego Rommla.

Najpierw myślałam, że zostałam wrobiona i że to jakaś konferencja prasowa na temat 

ślimaków czy coś. Tylko gdzie się podziali reporterzy?

Ale Grandmère powiedziała, że nie, to nie jest konferencja prasowa. To praktyka.

Przed debatą.

Debatą przed głosowaniem na przewodniczącą samorządu.

- Hm, Grandmère - powiedziałam. - Nie ma żadnej debaty przed głosowaniem na 

background image

przewodniczącą samorządu. Wszyscy tylko oddają głosy. W poniedziałek.

Ale   Grandmère   mi   nie   uwierzyła.   Powiedziała,   wydychając   długą   strużkę   dymu 

papierosowego, chociaż w Plaza obowiązuje zasada: Można palić tylko w swoim pokoju.

- Twoja mała przyjaciółka, Lilly, powiedziała mi, że jest debata.

- Rozmawiałaś z LILLY? - Ledwie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Lilly i 

Grandmère się NIE CIERPIĄ. I to nie bez powodu, po całej tamtej aferze z Jangbu Panasą.

A   teraz   Grandmère   mówi   mi,   że   ona   i   moja   najlepsza   przyjaciółka   są 

KUMPELKAMI?

- KIEDY LILLY CI TO POWIEDZIAŁA? - zapytałam ostro, bo nie wierzyłam w ani 

jedno słowo.

- Niedawno - powiedziała Grandmère. - Stań po prostu na mównicy i zobacz, jakie to 

uczucie.

-   JA   WIEM,   jakie   to   uczucie,   stać   na   mównicy,   Grandmère   -   powiedziałam.   - 

Stawałam   już   na   mównicy,   pamiętasz?   Kiedy   zwróciłam   się   do   Parlamentu   Genowii   w 

sprawie parkometrów.

- Tak - zgodziła się Grandmère. - Ale to była widownia złożona ze starszych panów. 

Tutaj   chcę,   żebyś   wyobraziła   sobie,   że   występujesz   przed   widownią   złożoną   ze   swoich 

rówieśników.   Wyobraź   sobie,   że   siedzą   przed   tobą   w   tych   swoich   idiotycznych   luźnych 

spodniach i czapeczkach bejsbolowych daszkiem do tyłu.

- My nosimy do szkoły mundurki, Grandmère - przypomniałam jej.

-   Tak,   no   cóż,   wiesz,   o   co   mi   chodzi.   Wyobraź   sobie,   że   siedzą   tam   wszyscy 

uczniowie, niektórzy z nich marzą, żeby mieć własny telewizyjny program, jak ten okropny 

Ashton   Kutcher.   A   potem   powiedz   mi,   jakbyś   odpowiedziała   na   takie   pytanie:   Jakie 

ulepszenia wprowadziłabyś, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina stało się lepszą instytucją 

edukacyjną, i dlaczego?

Poważnie,   ja   jej   czasem   nie   rozumiem.   Zupełnie   jakby   się   potłukła   wkrótce   po 

urodzeniu. Jakby ją ktoś upuścił. Tylko że na drewniany parkiet, a nie na miękki materac na 

japońskim tapczanie, jak ja Rocky'ego nie tak dawno temu. Tylko że to totalnie nie była moja 

wina, bo Michael tak niespodziewanie wszedł do pokoju w tych nowych dżinsach.

- Grandmère... - powiedziałam. - Po co to wszystko? NIE MA ŻADNEJ DEBATY.

- ODPOWIEDZ NA PYTANIE.

Boże. Ona jest czasami niemożliwa.

Dobra, ciągle jest niemożliwa.

Więc,   żeby   tylko   się   ode   mnie   odczepiła,   stanęłam   na   tej   głupiej   mównicy   i 

background image

powiedziałam do mikrofonu:

- Ulepszenia, jakie wprowadziłabym, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina stało się 

lepszą instytucją edukacyjną, objęłyby wprowadzenie do menu stołówki większego wyboru 

dań bezmięsnych dla uczniów, którzy są weganami i wegetarianami, i, hm, umieszczanie co 

wieczór zadanych prac domowych na stronie internetowej szkoły, żeby uczniowie, którym, 

ehm, zdarzyło się zapomnieć je zanotować, mogli dokładnie sprawdzić, co mają do zrobienia 

na następny dzień.

-   Nie   garb   się   tak   nad   mównicą,   Amelio   -   powiedziała   krytycznie   Grandmère, 

wydmuchując dym na wielkiego rododendrona w doniczce (Grandmère ma dzikie szczęście. 

Bo za dziesięć lat, kiedy skończy się cała ropa naftowa i do końca stopi się polarna czapa 

lodowa, pewnie już zdąży umrzeć na raka płuc przez te wszystkie papierosy, które wypala). - 

Stań prosto. Ramiona do tyłu. Tak właśnie. Możesz mówić dalej.

Totalnie zdążyłam zapomnieć, o czym mówiłam.

- A co z belframi? - zawołał szofer Grandmère, usiłując zabrzmieć jak kandydat do 

roli Ashtona Kutchera w luźnych spodniach. - Co z nimi zrobisz, ha?

- O, tak - powiedziałam. - Nauczyciele. Czy nie jest ich zadaniem wspieranie nas w 

naszych marzeniach? Ale zauważyłam, że niektórzy nauczyciele chyba uważają, że ta część 

ich obowiązków zawodowych oznacza niszczenie naszych nadziei... i... tłumienie naszych 

twórczych ambicji! Tylko dlatego że, no wiecie, mogłyby bardziej dotyczyć  rozrywki niż 

edukacji. I to mają być ludzie, którzy chcą kształtować nasze młode umysły? Oni?

- Nie! - zawołała jedna z pokojówek.

- Cholerna racja! - wrzasnął szofer Grandmère.

-   Aha   -   dodałam,   nabierając   pewności   siebie.   -   No   i,   hm,   kamery   przed   szkołą. 

Rozumiem, że jako środek bezpieczeństwa są bardzo potrzebne. Ale jeśli używa się ich jako...

- Amelio! - wrzasnęła Grandmère. - Łokcie z pulpitu! Zdjęłam łokcie z pulpitu.

-  ..  .jako  narzędzia   do  śledzenia  uczniów,   to  muszę   spytać,  czy  administracja   ma 

prawo szpiegować? - Zaczynałam się naprawdę nieźle bawić tą całą debatą. - Co się dzieje z 

taśmami wideo z tych kamer, kiedy są już nagrane? Czy się je cofa i nagrywa ponownie, czy 

też   są   gdzieś   przechowywane,   żeby   można   było   ich   zawartość   wykorzystać   kiedyś   w 

przyszłości  przeciwko   nam?   Na  przykład  jeśli  ktoś  z   nas  zostanie   nominowany  do  Sądu 

Najwyższego,  czy taśma,  na której  zarejestrowano, jak ten  ktoś polewa Lwa Joego colą, 

mogłaby się dostać w ręce reporterów i zostać wykorzystana?

- Stopy na podłodze, Amelio! - ryknęła Grandmère, tylko dlatego że oparłam nogę na 

tej półce pod mównicą, gdzie powinno się kłaść torebkę.

background image

-   A   co   zrobić   z   tymi   dziewczynami,   które   noszą   pod   szkolną   spódnicą   szorty 

gimnastyczne   swoich   chłopaków?   -   ciągnęłam.   Muszę   przyznać,   zaczynałam   mieć   niezły 

ubaw. Pokojówki z Plaza słuchały mnie uważnie. Jedna z nich nawet zaklaskała po tym, co 

powiedziałam o taśmach wideo, które mogą zostać wykorzystane przeciwko nam, kiedy nas 

mianują do Sądu Najwyższego. - Niezależnie od tego, jak seksistowskie wydaje mi się takie 

zachowanie,  szkoła  nie powinna się interesować,  co uczennice  noszą pod spódnicą. A ja 

mówię, że nie! Nie! Nie czepiajcie się MOJEJ bielizny!

No,   no!   Ostatni   fragment   przyniósł   mi   owację   na   stojąco   ze   strony   pokojówek! 

Poderwały się na nogi i zaczęły wznosić okrzyki, zupełnie jakbym... No, nie wiem. Jakbym 

była J. Lo czy kimś takim!

Ale Grandmère nie była tak zachwycona jak reszta.

- Amelio... - powiedziała, wydmuchując strużkę niebieskiego dymu. - Księżniczki nie 

tłuką pięściami w pulpit dla podkreślenia zdania.

- Przepraszam, Grandmère - powiedziałam.

Chociaż wcale nie czułam się skruszona. Mówiąc prawdę, czułam się ożywiona. Nie 

miałam pojęcia, że to taka frajda, przemawiać do sali pełnej pokojówek hotelowych. Kiedy 

zwracałam się do Parlamentu Genowii w kwestii parkometrów, prawie nikt mnie nie słuchał.

Ale dzisiaj w hotelu te kobiety jadły mi z ręki. Naprawdę.

Chociaż pewnie byłoby zupełnie inaczej, gdybym rzeczywiście przemawiała do sali 

wypełnionej ludźmi w moim wieku. Bo gdybym stała przed Laną i Trishą, i całą tamtą resztą, 

mogłoby to trochę inaczej wyglądać.

Na przykład mogłabym sama na siebie zwymiotować.

Ale nie będę się tym martwić, bo do tego pewnie nigdy nie dojdzie. To znaczy do 

tego, żebym rzeczywiście musiała wystąpić w debacie przeciwko Lanie. Bo przecież nikt nie 

mówił nic o żadnej debacie.

A nawet jeśli ma być, to ja i tak nie będę musiała brać w niej udziału.

Bo Lilly tak powiedziała. Że ma plan.

Cokolwiek by to miało znaczyć.

Środa, 2 września, poddasze

Na poddaszu przy Thompson Street znów trafiłam w sam środek chaosu. Ponieważ w 

ten weekend mama i pan G. jadą do Indiany, mama musiała przełożyć swój babski wieczorek 

pokerowy z soboty na dzisiaj. Więc te wszystkie feministki - artystki z pokerowego kółka 

background image

mojej mamy siedziały wkoło kuchennego stołu i jadły moo goo gai pan, kiedy weszłam.

No i były też bardzo głośne. Tak głośne, że kiedy zawołałam Grubego Louie, nie 

przyszedł. Potrząsałam jego paczką niskotłuszczowych kocich pasztecików i nic. Nic. Przez 

chwilę naprawdę myślałam, że Gruby Louie uciekł - na przykład wymknął się wśród tego 

hałasu   i   zamieszania   robionego   przez   wchodzące   feministki.   Bo   wiecie,   on   nie   był   za 

szczęśliwy, że musi się dzielić poddaszem z małym dzieckiem. Prawdę mówiąc, parę razy 

musieliśmy go wyganiać z kołyski Rocky'ego, bo on sobie chyba wymyślił, że wstawiliśmy ją 

tam wyłącznie dla niego. No, w sumie ona w pewnym sensie JEST wymiarów Louiego.

No i przyznam,  FAKTYCZNIE spędzam  z Rockym  mnóstwo czasu. Czasu, który 

poświęcałam kiedyś na robienie Grubemu Louie kocich masaży i tak dalej.

Ale ja USIŁUJĘ być dobrą matką - dzieciolizem i dla mojego brata, i dla mojego kota.

Wreszcie   znalazłam   go   chowającego   się   pod   moim   łóżkiem...   Ale   tylko   łebek 

schował, bo jest taki gruby, że reszta się nie zmieściła, więc jego koci tyłeczek tak jakoś 

sterczał w powietrzu.

Naprawdę,   nie   winię   go   za   to,   że   chciał   się   schować.   Przyjaciółki   mamy   bywają 

przerażające.

Pan G. najwyraźniej się z tym zgadza. On też się schował, jak się okazało, w sypialni, 

którą dzielą z mamą, i z Rockym usiłował oglądać mecz bejsbolowy. Podniósł wzrok, cały 

przestraszony, kiedy weszłam przesłać Rocky'emu buziaczka.

- Poszły już? - zapytał, a oczy za szkłami okularów miał jakieś takie dzikie.

- Hm... - powiedziałam. - One jeszcze nawet nie zaczęły grać.

- Cholera. - Pan G. spojrzał na swojego syna, który chociaż raz w życiu nie płakał. 

Zazwyczaj siedzi cicho, kiedy telewizor jest włączony. - To znaczy, kurczę.

Ogarnęło mnie nagłe współczucie dla pana G. Nie jest łatwo być mężem mojej mamy. 

Pomijając   kwestię   szalonego   malarstwa,   pozostaje   jeszcze   fakt,   że   wydaje   się   fizycznie 

niezdolna   do   opłacenia   jakiegokolwiek   rachunku   na   czas   czy   nawet   ZNALEZIENIA 

rachunku, kiedy sobie wreszcie przypomni,  że go powinna opłacić.  Pan G. zorganizował 

wszystko tak, że rachunki płacimy przez Internet, ale to nie pomaga, a to ze względu na te 

wszystkie   czeki,   które   mama   dostaje   za   sprzedaż   swoich   dzieł   sztuki,   a   które   lądują, 

pogniecione, w najdziwniejszych  miejscach, na przykład na dnie pojemnika na jej maskę 

gazową.

Przysięgam,   przy   mojej   niezdolności   do   dzielenia   ułamków   i   jej   niezdolności   do 

wywiązywania   się   z   odpowiedzialności   i   obowiązków   dorosłego   człowieka   -   pomijając 

chodzenie na marsze protestacyjne i karmienie piersią - to cud, że pan G. się z nami nie 

background image

rozwiedzie.

-   Coś   ci   przynieść?   -   spytałam   pana   G.   -   Zamówić   żeberka?   Krewetki   w   sosie 

czosnkowym?

- Nie, Mia - powiedział pan G. z tym  spojrzeniem cierpiętnika, które znam aż za 

dobrze. - Niemniej, dzięki. Jakoś damy sobie radę.

Zostawiłam facetów samych i poszłam do kuchni zorganizować sobie coś do jedzenia, 

zanim   się   zamknę   w   swoim   pokoju   i   zabiorę   do   tej   całej   pracy   domowej.   Na   szczęście 

przyjaciółki mamy nie zwracały na mnie uwagi pochłonięte dyskusją na temat mizoginizmu 

szerzącego się wśród młodych mężczyzn. Odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczyły ni 

mniej, ni więcej tylko Eminema!

Naprawdę, nie mogłam stać bezczynnie i słuchać, jak takie rzeczy opowiada się pod 

moim własnym dachem. Może działałam jeszcze pod wpływem emocji wywołanych całym 

tym przemawianiem w sali konferencyjnej hotelu Plaza, ale odstawiłam swój talerz warzyw 

moo shu i powiedziałam przyjaciółkom mojej mamy, że ich zarzuty przeciwko Eminemowi są 

demagogiczne (nie wiem zbyt dokładnie, co to słowo znaczy, ale Michael i Lilly często go 

używają) i że gdyby tylko przez moment posłuchały Cleaning Out My Closet (przy okazji, to 

jedna z ulubionych Rocky'ego), wiedziałyby, że jedyne kobiety, których Eminem nienawidzi, 

to jego matka i ta dziwa, co go w konia robiła.

To stwierdzenie, które wydało mi się zupełnie sensowne, zostało przyjęte całkowitym 

milczeniem. A potem odezwała się moja mama:

- Czy to dzwonek do drzwi? To pewnie Vern, nasz sąsiad z dołu. Ostatnio bardzo się 

denerwuje, kiedy wydaje mu się, że robimy imprezę, na którą go nie zaprosiliśmy. Zaraz 

wracam.

I pobiegła do drzwi, chociaż ja wcale nie słyszałam dzwonka.

Potem odezwała się jedna z feministek:

- Powiedz, Mio, czy twoja obrona Eminema to jedna z tych rzeczy, których uczy cię 

twoja babka na lekcjach dworskiej etykiety?

A wszystkie pozostałe roześmiały się.

Ale   mnie   się   wtedy   przypomniało,   że   w   sumie   potrzebuję   pewnej   porady,   więc 

zagaiłam:

- Hej, ludzie, to znaczy dziewczyny, czy wy nie wiecie, czy to prawda, że chłopcy na 

studiach oczekują, że ich dziewczyny będą To Robić?

- Hm, i nie tylko chłopcy na studiach - odezwała się jedna z kobiet, a reszta zaczęła się 

śmiać do rozpuku.

background image

A więc to JEST prawda. Powinnam była wiedzieć. Choć prawdę mówiąc, cały czas 

miałam nadzieję, że Lana tylko usiłuje zepsuć mi nastrój. Ale teraz wyglądało na to, że mogła 

rzeczywiście mówić prawdę.

- Masz zmartwioną minę, Mia - stwierdziła Kate, artystka performance, znana z tego, 

że wychodzi na scenę i rozsmarowuje po sobie kurzy tłuszcz. Wyraża w ten sposób swój 

sprzeciw wobec przemysłu kosmetycznego.

- Ona się zawsze martwi - powiedziała Gretchen, która specjalizuje się w metalowych 

replikach części ciała ludzkiego. Zwłaszcza męskich. - Przecież to Mia, zapomniałaś?

I wszystkie artystki - feministki znów się głośno roześmiały.

A ja poczułam się źle. Jakby moja mama obmawiała mnie za moimi plecami. No 

dobrze, zgoda, ja mówię o NIEJ za JEJ plecami, oczywiście. Ale to zupełnie co innego, kiedy 

twoja własna matka mówi za twoimi plecami o TOBIE.

Najwyraźniej Lilly nie jest jedyną osobą, która uważa mnie za dziecioliza.

- Wiesz, Mio, zupełnie niepotrzebnie się o wszystko zamartwiasz. - Becca, artystka 

pracująca   z   neonami,   zamachała   do   mnie   swoim   kieliszkiem   margharity   z  miną   pełną 

zrozumienia. - Powinnaś przestać tak dużo myśleć. Nie pamiętam, żebym w twoim wieku 

choć w połowie tyle myślała.

- Bo w jej wieku już brałaś lit - przypomniała jej Kate.

Ale Becca ją zignorowała.

- Chodzi o te ślimaki? - zapytała.

Zamrugałam ze zdziwieniem.

- O co?

- O ślimaki. No wiesz, te, które wrzuciłaś do zatoki. Martwisz się, że się wszyscy 

zdenerwowali?

-   Hm...   -   mruknąłem,   zastanawiając   się,   czy,   jak   Tina,   usłyszała   o   tym   w 

wiadomościach. - Chyba tak.

- To zrozumiałe - powiedziała Becca. - Ja bym się też martwiła. Czemu nie zaczniesz 

ćwiczyć jogi? - podsunęła. - Mnie to zawsze pomaga. Joga pozwala się odprężyć.

- Albo oglądaj więcej telewizji - zasugerowała Dee, która tworzy totemy, a potem 

tańczy wkoło nich, przywiązawszy sobie kawały wątróbki pod pachami.

W głowie mi się nie mieściło.  Te inteligentne  kobiety mówiły mi,  żebym  zaczęła 

oglądać   WIĘCEJ   TELEWIZJI?   Wyraźnie   nie   zaliczały   się   do   pokrewnych   dusz   Karen 

Martinez.

-   Przestańcie   dokuczać   Mii.   -   Burzowy   Wiatr,   która   jest   jedną   z   najstarszych 

background image

przyjaciółek   mojej   mamy   ORAZ   położną,   ORAZ   pastorem,   ORAZ   profesjonalnym 

choreografem,  wstała i dołożyła  do blendera więcej lodu. - Ma prawo myśleć  za wiele i 

zamartwiać się, ile tylko chce. Nie ma nic bardziej stresującego niż mieć piętnaście lat, no, 

może jeszcze mieć piętnaście lat i być księżniczką.

Nigdy przedtem się nad tym nie zastanawiałam. Czy ja RZECZYWIŚCIE za dużo 

myślę? Czy inni ludzie myślą mniej niż ja? No tak, ale zdaniem pani Martinez ja myślę ZA 

MAŁO...

- To chyba jednak nie do nas - powiedziała mama, wracając do stołu. - Co mnie 

ominęło?

- Nic - odparłam, zabierając talerz i szybko idąc do swojego pokoju. - Bawcie się 

dobrze, ludzie! To znaczy dziewczyny.

Ciekawa jestem, czy Burzowy Wiatr ma rację. Co do tego, że myślę za dużo. Może to 

jest właśnie mój problem. Nie mogę wyłączyć sobie mózgu. Może inni ludzie to potrafią, ale 

ja   nie.   Nigdy   właściwie   nie   próbowałam,   oczywiście,   bo   kto   chce   mieć   pustą   głowę? 

Pomijając, oczywiście,  siostry Hilton. Bo pewnie łatwiej  jest cały czas imprezować,  jeśli 

człowiek nie martwi się zabójczymi algami ani wyczerpaniem zasobów ropy naftowej.

Ale może w tym coś się jednak kryje. Ledwie sypiam nocami, w głowie kłębi mi się 

tyle myśli, zastanawiam się, co zrobię, jeśli w nocy pojawią się Obcy i wszystko przejmą, i 

tak dalej. BARDZO bym chciała wyłączyć sobie umysł tak jak inni ludzie to potrafią. Jeśli 

Burzowy Wiatr miała rację, oczywiście.

Oooooo, Michael pisze do mnie na ICQ!

S

KINNER

B

X

: N

O

 więc jak, nadal umawiamy się na sobotę?

I w tej samej chwili kiedy dostałam tę wiadomość od Michaela, pojawiła się też inna:

W

OMYN

R

ULE

: DL, 

CO

 robisz w sobotę?

Poważnie. Dlaczego ja? DLACZEGO?

G

R

L

OUIE

: Nie mogę teraz rozmawiać. Gadam na ICQ z twoim bratem.

W

OMYN

R

ULE

:  Powiedz   mu,   że   mama   zamienia   jego   pokój   w   świątynię 

Wielebnego Moona.

G

R

L

OUIE

: LILLY! IDŹ SOBIE!

background image

W

OMYN

R

ULE

:  Tylko nie  blokuj sobie  soboty, dobra?  To ważne  i ma 

związek z kampanią wyborczą.

G

R

L

OUIE

: Już mamy z twoim bratem plany na sobotę.

W

OMYN

R

ULE

: C

O

, macie .zamiar zrobić to wtedy czy co?

G

R

L

OUIE

:  NIE,   NIE   MAMY   ZAMIARU   ROBIĆ   TEGO   WTEDY.   KTO   CI   TO 

POWIEDZIAŁ?

W

OMYN

R

ULE

:  Nikt! Jezu!  Nie rób  z tego  takiej książęcej  burzy w 

królewskiej   szklance   wody.   Dlaczego   ty   się   w   ogóle   tak   o   to 
wściekasz? Chyba że... zaraz... - CZY WY TO ZE SOBĄ ROBICIE???? I 

NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?????????????

G

R

L

OUIE

: NIE, PO RAZ OSTATNI, MY TEGO NIE ROBIMY! !! !

S

KINNER

B

X

: Czego nie robimy? O czym ty mówisz?

O MÓJ BOŻE.

G

R

L

OUIE

: Nie ty! To znaczy miałam to wysłać do Lilly!

S

KINNER

B

X

: Czekaj, Lilly do ciebie też teraz pisze?

W

OMYN

R

OLE

:  W   głowie   mi   się   nie   mieści,   że   Robisz   To   z   moim 

bratem.   To   szczyt   obrzydliwości.   Wiesz,   że   jemu   włosy   rosną   na 
palcach u nóg? Jak hobbitowi.

G

R

L

OUIE

: Lilly! ZAMKNIJ SIĘ!

S

KINNER

B

X

:  Lilly   nie   daje   ci   spokoju?   Powiedz   jej,   że   jak   nie 

przestanie,   to   powiem   mamie   o   tym,   jak   wykonała   „eksperyment 
grawitacyjny” z figurkami Hummel naszej babci.

G

R

L

OUIE

: PRZESTAŃCIE OBOJE!!!! KOTA PRZEZ WAS DOSTANĘ!!!!

G

R

L

OUIE

: (niedostępna)

Poważnie, CIESZĘ SIĘ, że jestem dzieciolizem, jeśli to oznacza, że ja i Rocky nigdy 

nie skończymy jak rodzeństwo Moscovitz.

Czwartek, 3 września,

godzina wychowawcza

O.

Mój.

Boże.

background image

Tylko tyle mam do powiedzenia.

Czwartek, 3 września,

WF

Są   nawet   w   sali   gimnastycznej.   Nie   wiem,   jak   ona   to   zrobiła.   Ale   one   nawet 

ZWISAJĄ NA SZNURACH Z SUFITU W SALI GIMNASTYCZNEJ.

Poważnie.

Są też pod prysznicami. Ofoliowane, żeby się nie zamoczyły.

Ja wiem, bo uczyliśmy się tego na zdrowiu i przepisach bezpieczeństwa, że nie da się 

umrzeć ze wstydu, ale może się jeszcze okazać, że jestem wyjątkiem od tej reguły.

Czwartek, 3 września,

geometria

SĄ WSZĘDZIE.

WIELKIE, KOLOROWE ZDJĘCIA. JA W TIARZE. I Z BERŁEM. Na uroczystości 

przedstawienia narodowi Genowii w grudniu zeszłego roku.

A pod zdjęciem jest napisane:

GŁOSUJCIE NA MIĘ.

A pod spodem:

KP

KP. Co to, u licha, ZNACZY?

Wszyscy o nich mówią. WSZYSCY. Siedziałam sobie spokojnie i odrabiałam pracę 

domową, kiedy weszła Trisha Hayes i powiedziała:

- Niezły numer, KP. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Może i jesteś księżniczką, ale 

Lana to najpopularniejsza dziewczyna w szkole. W poniedziałek cię zdziesiątkuje.

- O, ktoś tu pracował nad swoim słownictwem. - Tylko tyle powiedziałam Trishy. Ze 

względu na to, że użyła słowa „zdziesiątkować”. Darowałam sobie nawet uwagę, że chyba nie 

można ZDZIESIĄTKOWAĆ jednej osoby.

Bo w ogóle nie to chciałam jej powiedzieć. Chciałam jej powiedzieć: „TO NIE JA!!!! 

JA TEGO NIE ZROBIŁAM!!!! JA NAWET NIE WIEM, CO ZNACZY KP!!!!!!”

Ale nie mogłam. Bo wszyscy na nas patrzyli. Włącznie z panem Hardingiem. Który 

background image

odjął Trishy pięć punktów z pracy domowej za to, że po dzwonku nie siedziała na swoim 

miejscu.

- Nie może pan tego zrobić. - Ooo, Trisha źle oceniła swoje szanse, mówiąc tak do 

niego.

- Hm - powiedział pan Harding. - Panno Hayes, przepraszam uprzejmie, ale owszem, 

mogę.

-   Już   niedługo   -   powiedziała   Trisha.   -   Kiedy   moja   przyjaciółka,   Lana,   zostanie 

przewodniczącą samorządu szkolnego, zabroni mszczenia się po fakcie.

- A co pani ma na ten temat do powiedzenia, panno Thermopolis? - chciał wiedzieć 

pan Harding. - Czy obietnica zakazu mszczenia się po fakcie stanowi również część pani 

strategii wyborczej?

- Hm - powiedziałam. - Nie.

- Naprawdę? - Pan Harding miał bardzo zainteresowaną minę. Tyle że moim zdaniem 

interesował   się   tym,   dlatego   że   cała   sprawa   niezmiernie   go   śmieszyła.   Na   jakimś   takim 

nauczycielskim poziomie. - A czemuż to?

- Hm... - powiedziałam, czując, że uszy zaczynają mnie piec. To dlatego że widziałam, 

że cała klasa się na nas gapi. - Bo myślałam, żeby skoncentrować się na sprawach, które 

naprawdę   są   ważne.   Na   przykład   na   tym,   że   w   stołówce   jest   za   mały   wybór   dań 

wegetariańskich.   I   te   kamery,   które   zainstalowali   na   zewnątrz   przy   Joem,   to   naruszenie 

naszego prawa do prywatności. I że niektórzy nauczyciele w tej szkole nie wystawiają ocen 

obiektywnie.

I ku mojemu WIELKIEMU zdumieniu, niektóre z osób w tyle klasy zaczęły klaskać.

Naprawdę. Jak to powolne klaskanie w niektórych filmach, gdzie wszyscy na koniec 

się dołączają i wszyscy zaczynają klaskać szybko.

Tyle że pan Harding zdusił to w zarodku, zanim przerodziło się w głośne i szybkie 

klaskanie, bo powiedział:

-   Dobrze,   dobrze,   wystarczy.   Otwórzcie   książki   na   stronie   dwudziestej   trzeciej   i 

zabieramy się do roboty.

O mój Boże. Ta cała sprawa z wyborami przewodniczącej samorządu OKROPNIE 

wymknęła się spod kontroli.

Sylogizm = argument formatu, jeżeli a, to b (pierwszy poziom), jeżeli b, to c (drugi 

poziom)

Zatem: jeżeli a, to c (konkluzja)

background image

NIEWAŻNE. Dlaczego musieli wziąć to z BERŁEM??? Wyglądam na nim jak totalna 

idiotka.

Notatka dla samej siebie: sprawdzić w słowniku „zdziesiątkować”.

Czwartek, 3 września,

angielski

LILLY!!! SKĄD WZIĘŁAŚ TE PLAKATY????

Jak sądzisz, kto mi je dał? I przestań na mnie wrzeszczeć!

Nie wrzeszczę. JA bardzo spokojnie pytam... Czyś ty wzięła te plakaty od mojej babki?

Tak, oczywiście. A co, myślałaś, że sama za nie zapłaciłam? Czy ty masz pojęcie, ile  

kosztują kolorowe plakaty tych rozmiarów? Cały roczny budżet na - Lilly mówi prosto 

z mostu - mogłabym wydać na samo zrobienie kopii!

Ale   ja   myślałam,   że   ty   nienawidzisz   Grandmère!   Dlaczego   miałabyś   robić   coś   takiego? 

RAZEM z Grandmère?!

Bo w razie gdybyś nie zauważyła, te wybory są dla mnie ważne, Mia. Ja NAPRAWDĘ 

chcę, żebyśmy wygrały. MUSIMY wygrać. To jedyny sposób, żeby ratować tę szkołę,  

która   na   naszych   oczach   zmienia   się   w   totalnie   faszystowski   obóz   pod   tyrańską  

władzą Durnej Głuptak.

Lilly, ZROZUM, JA NIE CHCĘ BYĆ PRZEWODNICZĄCĄ SAMORZĄDU SZKOLNEGO.

Nie martw się. Nie będziesz.

PRZECIEŻ   TO   NIE  MA   SENSU!   Lilly,   ja   wiem,   że   wszyscy   po  prostu  założyli,   że   Lana 

wygra, bo ona zawsze wygrywa, ale teraz zaczyna się robić naprawdę dziwnie. Dzisiaj na  

geometrii powiedziałam coś o tych kamerach na zewnątrz, że to narusza nasze prawo do 

prywatności, a ktoś zaczął mi KLASKAĆ.

A więc to działa. WIEDZIAŁAM, że tak będzie!

Co działa????

Nieważne. Po prostu rób, co robisz. To świetne. To takie NATURALNE. Ja bym nigdy 

niezdobyta się na taką naturalność.

ALE JA NIC NIE ROBIE!

No i to właśnie jest w tym takie świetne. A teraz daj spokój i uważaj. Musisz wiedzieć  

te rzeczy, jeśli chcesz być pisarką i tak dalej.

Lilly! Czy będzie jakaś debata? Bo Grandmère powiedziała coś o debacie.

Cśśśś. Uważaj na lekcji. Hej, a co się dzieje z moim bratem, tak przy okazji? Czy wy  

to naprawdę robicie?

NIE PRÓBUJ ZMIENIAĆ TEMA TU! CZY BĘDZIE DEBATA?????

background image

LILLY!!!! LILLY!!!!!!!!!!

ODPOWIEDZ Ml!!!!!!!

Obawiam się, że Lilly ci nie odpowie. Czy mogę w czymś pomóc?

Och. Cześć, Tina. Me. Tylko... No cóż, mogłabyś poprosić swojego ochroniarza, żeby mnie  

zastrzelił? Byłabym ci naprawdę wdzięczna.

Hm,  Wahimowi  nie wolno  nikogo  zastrzelić,  chyba że  ktoś  będzie  próbował  mnie  

porwać. Wiesz o tym.

Wiem. Ale naprawdę wolałabym już nie żyć.

Tak mi przykro. To przez te wybory?

To, i Michael, i wszystko inne.

Czy Ty i Michael już porozmawialiście, tak jak radziłam ?

Nie. Kiedy mieliśmy porozmawiać? Nigdy go już nie widuję, bo zawsze jest na zajęciach i 

uczy się o nowych rodzajach czekającej nas zagłady. A nie można przecież rozmawiać o 

Robieniu Tego - czy, w tym przypadku, o NIErobieniu Tego - przez telefon czy na ICQ. To 

trochę taki temat do rozmowy w cztery oczy.

Racja. Więc kiedy zamierzacie o tym porozmawiać?

Chyba w sobotę. No bo wiesz, wcześniej się nie zobaczymy.

Boże!   Nie   uważasz,   że   pani   Martinez   wygląda   totalnie   cudownie   w   tych 

spódnicospodniach? Kto by w ogóle pomyślał, że spódnicospodniemogą BYĆ fajne?

Wiesz, ktoś może nosić spódnicospodnie i wcale nie mieć... hm, racji.

O co ci chodzi? Pani Martinez ZAWSZE ma rację. Uwielbia Jane Austen, prawda?

Hm, tak. Ale może nie z tych samych powodów, co my.

Chodzi ci o to, że nie dlatego że Colin Firth wygląda tak seksownie za każdym razem,  

kiedy   wskakuje   do   tego   stawu   w  Dumie   i   uprzedzeniu?   Ale   z   jakiego   INNEGO 

powodu można uwielbiać Jane Austen?

Nieważne. Uznajmy, że nic nie powiedziałam.

Myślisz, że pani M. wie, że w prawdziwym życiu Emma Thompson urodziła dziecko  

temu facetowi, który grał Willoughbiego???? Bo chociaż w Rozważnej i romantycznej 

grał   złego   faceta,   jestem   pewna,   że   osobiście   jest   miły.   A   poza   tym   Emma 

potrzebowała uczucia po tym, jak Kenneth Branagh zostawił ją dla Heleny Bohnam - 

Carter.

Czasami żałuję, że nie mogę żyć w głowie Tiny zamiast we własnej. Przysięgam. To 

musi być bardzo odprężające miejsce.

Czwartek, 3 września,

łazienka dla dziewczyn,

background image

Liceum imienia Alberta Einsteina

Jak to się dzieje, że zawsze tu trafiam? To znaczy, że siedzę w kabinie w łazience i 

piszę w swoim pamiętniku? Z tego się już robi jakiś rytuał, naprawdę.

W   każdym   razie   zaczęło   się   dosyć   niewinnie.   Rozmawiałyśmy   o   wczorajszym 

odcinku The OC, kiedy Tina nagle zapytała:

- Hej, a mówiłaś już Lilly?

A Lilly na to:

- Czy co mi mówiła?

A ja totalnie pomyślałam, że Tina miała na myśli to o Robieniu Tego z Michaelem, i 

szepnęłam jej na ucho: „PRZYSIĘGAŁAŚ!”, a ona powiedziała:

- O tym, że twoi rodzice jadą w ten weekend do Indiany, oczywiście.

Bo musiałam jej o tym wspomnieć w jakiejś chwili słabości, chociaż nie przypominam 

sobie, żebym to zrobiła.

Lilly popatrzyła na mnie z ożywieniem.

- Naprawdę! To wspaniale! Możemy zrobić sobie kolejną imprezę!

Halo? Można by pomyśleć, że kto jak kto, ale LILLY nie będzie chciała przychodzić 

do   mnie   do   domu   na   kolejną   imprezę.   Czy   przynajmniej   mogłaby   mieć   nieco   więcej 

wrażliwości w związku z faktem, że jej były, którego STRACIŁA NA ZAWSZE na imprezie 

u mnie w domu, siedział tuż obok.

Ale ona totalnie nie zwracała na to uwagi i się tym nie przejmowała.

- No więc, o której możemy przyjść? - chciała wiedzieć.

- Moja mama  i pan G. wyjeżdżają,  ale to NIE znaczy,  że będę robiła  imprezę!  - 

zawołałam spanikowana.

- Taa... - powiedziała Lilly z namysłem. - Zapomniałam. Jesteś spadkobierczynią tronu 

Genowii. Przecież nie zostawią cię tam samej. Ale to nic nie szkodzi. Pewnie uda nam się 

upchnąć gdzieś z boku Larsa i Wahima...

- NIE - powiedziałam. - To nie o to chodzi. Nie zrobię imprezy, bo kiedy ostatnio 

zrobiłam imprezę, okazała się kompletną katastrofą.

- Taa... - powiedziała Lilly. - Ale tym razem nie będzie pana Gianiniego...

- ŻADNYCH IMPREZ - powiedziałam swoim najbardziej książęcym tonem.

Lilly tylko pociągnęła nosem i powiedziała:

- Nie wyżywaj się na mnie, tylko dlatego że dostałaś czwórkę z anglika.

Dobra, Lilly, dobra, nie będę. I to nie dlatego że TWOI rodzice nie ufają ci na tyle, 

background image

żeby   cię   zostawić   samą   w   domu,   i   całkiem   słusznie,   zważywszy   że   ostatnim   razem 

uruchomiłaś system przeciwpożarowy w całym budynku tym swoim miotaczem płomieni z 

zapalniczki i lakieru do włosów w spreju. I też nie wyżywaj się za to na mnie.

Tyle że, oczywiście, nie powiedziałam tego głośnio.

- Czekaj - odezwał się Borys. - TY dostałaś czwórkę z wypracowania z angielskiego, 

Mia? Jak to możliwe?

No i wtedy nie miałam wyjścia, musiałam o tym wszystkim opowiedzieć. No wiecie, o 

tym, jaka z pani Martinez jest nadęta snobka.

A oni byli wszyscy zaszokowani, oczywiście.

- Ależ ona ma takie urocze chodaczki! - zawołała Tina, której wyraźnie łamało się 

serce.

- To tylko dowodzi - powiedział Borys - że po wyglądzie i stroju nie sposób ocenić, co 

się kryje w sercu człowieka.

I kiedy to powiedział, rzucił mi bardzo znaczące spojrzenie.

Ale ja się nie przejęłam. Wsadzanie swetra w spodnie na NIKIM dobrze nie wygląda.

-   Ona   na   pewno   chce   dobrze   -   powiedziała   Tina,   która   w   każdym   doszukuje   się 

pozytywnych cech.

- Nie ma nigdy żadnego usprawiedliwienia dla tłamszenia czyjejś artystycznej duszy - 

powiedziała Ling Su, a ponieważ ona rysuje lepiej niż ktokolwiek w całej naszej szkole, wie, 

co  mówi.  - Ci wszyscy  tak zwani  znawcy sztuki  CHCIELI  dobrze,  kiedy w  XIX  wieku 

krytykowali prace impresjonistów. Ale gdyby artyści tacy jak Renoir czy Monet poszli za ich 

radami, nigdy nie powstałyby jedne z najwspanialszych dzieł sztuki na świecie.

- No cóż, ja bym tak od razu nie porównywała mojego pisania do obrazów Renoira - 

poczułam się zmuszona rzucić tę uwagę. - Ale dzięki, Ling Su.

- Rzecz w tym, że jeśli nawet Mia pisze beznadziejnie - powiedział Borys, jak zwykle 

bez owijania w bawełnę - to czy nauczycielka naprawdę ma prawo mówić jej o tym?

-   To   się   rzeczywiście   wydaje   takie   trochę   mało   wychowawcze   -   powiedziała 

Shameeka.

- Coś z tym trzeba zrobić - dodała Ling Su. - Pytanie, co?

Ale zanim zdążyliśmy cokolwiek wymyślić, na nasz stolik padł ten mroczny cień i 

podnieśliśmy głowy, a tam stała...

Lana.

Serca nam zamarły. No cóż, przynajmniej mnie.

Lanie, czyli Darthowi Vaderowi, towarzyszył Grand Moff Tarkin, czyli Trisha Hayes.

background image

- Niezłe plakaty, KP - powiedziała Lana. - Ale nic ci nie pomogą.

- Taa - dodała Trisha. - Zrobiłyśmy w stołówce spontaniczną ankietę i jeśli wybory 

miałyby się odbyć dzisiaj, dostałabyś tylko szesnaście głosów.

- Chcesz powiedzieć, że jest w tej stołówce szesnaście osób - zapytała Lilly, obierając 

czekoladową   polewę   ze   swojego   Ho   Ho   -   którzy   powiedzieli   ci   prosto   w   oczy,   że   nie 

zagłosują na ciebie? Boże, nie miałam pojęcia, że jest w tej szkole tylu masochistów.

- Dalej ssij tego Twinkie, grubasie - wycedziła Lana - a zobaczymy, kto tu się okaże 

masochistą.

- To jest Ho Ho - skorygował Borys, bo on już taki jest.

Lana nawet na niego nie spojrzała.

- I wiesz, co jeszcze? - powiedziała. - Mam zamiar zmieść cię z powierzchni ziemi w 

poniedziałkowej debacie na apelu. Nikt w Albercie Einsteinie nie chce panienki od ślimaków 

na przewodniczącą samorządu.

Panienka od ślimaków! To brzmi prawie tak samo paskudnie jak dziecioliz!

Ale nie miałam szans obronić swojej ślimaczej misji, bo Lana zamaszystym krokiem 

odeszła.

A ponieważ nie chciałam upokarzać Lilly, wrzeszcząc na nią w obecności jej byłego, 

zwłaszcza teraz, kiedy zrobił się seksowny, popatrzyłam na nią i powiedziałam tylko:

- Lilly. Łazienka. JUŻ.

Ku mojemu zdumieniu, poszła za mną.

- Lilly - zaczęłam, przywołując wszystkie umiejętności komunikowania się z ludźmi, 

których mnie nauczyła Grandmère. Cóż, nie tyle ona mnie nauczyła, ile raczej nauczyłam się 

dzięki niej, przy okazji, a to dlatego że ona jest taka trudna we współżyciu. - Ja tego dłużej nie 

wytrzymam.   Po   pierwsze,   nigdy   nie   chciałam   kandydować   w   wyborach   do   samorządu 

szkolnego, ale ty mi cały czas powtarzałaś, że masz jakiś plan. Lilly, jeśli rzeczywiście masz 

jakiś plan, to ja chcę wiedzieć, co to za plan. Bo mam dosyć tego, że ludzie nazywają mnie 

KP - cokolwiek to znaczy. I po drugie, NIE MA takiej możliwości, żebym stanęła do debaty z 

Laną w poniedziałek. NIE MA ŻADNEJ CHOLERNEJ MOŻLIWOŚCI.

- Księżniczka praktykantka - wypaliła Lilly, Tylko tyle.

Popatrzyłam na nią, jakbym miała do czynienia z człowiekiem chorym psychicznie. 

Którym, nie mam co do tego wątpliwości, Lilly jest.

- Księżniczka praktykantka - powtórzyła jeszcze raz. - To właśnie znaczy KP. Skoro 

pytałaś.

-   Powiedziałam   ci   -   syknęłam   przez   zaciśnięte   zęby   -   że   masz   mnie   już   tak   nie 

background image

nazywać!

- Nie - powiedziała Lilly. - Powiedziałaś, że mam cię nie nazywać dzieciolizem ani 

KG - Księżniczką Genowii. A nie KP, Księżniczką praktykantka.

- Lilly... - Nadal zgrzytałam zębami. - JA nie chcę być przewodniczącą samorządu 

szkolnego. Mam w tej chwili dosyć problemów. Nie potrzebuję tego. Nie potrzebuję debaty 

przeciw Lanie Weinberger w poniedziałek przed całą szkołą.

- Chcesz, żeby ta szkoła była lepszym miejscem czy nie?

- Taa... - przyznałam. - Chcę. Ale to beznadziejna sprawa, Lilly. Ja nie pobiję Lany. 

To najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Nikt nie zagłosuje na mnie.

I w tym momencie, chociaż myślałam, że jesteśmy w łazience same, zaszumiała woda 

spuszczana w toalecie. A zaraz potem malutka dziewczyneczka z pierwszej klasy wyszła z 

kabiny i podeszła do umywalek umyć ręce.

-   Hm,   przepraszam,   Wasza   Wysokość   -   powiedziała   do   mnie,   kiedy   Lilly   i   ja 

patrzyłyśmy na nią, oniemiałe, przez kilka sekund. - Ale mnie się naprawdę podoba to, co 

zrobiłaś z tymi ślimakami. I JA planuję głosować na ciebie.

A potem wrzuciła papierowy ręcznik do kosza i wyszła.

- Ha! - powiedziała Lilly. - HA! Widzisz? MÓWIŁAM CI! Coś się ZMIENIA. To tak, 

jakby budził się podziemny nurt oporu wobec Lany i jej dworu. Ci ludzie mają powyżej uszu 

rządów kliki popularnych. Oni potrzebują nowej królowej. Albo księżniczki, na ten przykład.

- Lilly...

- Tylko rób dalej to, co robisz, a wszystko będzie dobrze. - Posłuchaj, Lilly...

- I nie blokuj sobie sobotniego przedpołudnia. Rób sobie co chcesz z moim bratem, ale 

wieczorem. Tylko daj mi dzień.

- Lilly, ja NIE CHCĘ być przewodniczącą! - wrzasnęłam.

- Nie martw się - powiedziała Lilly i poklepała mnie po policzku. - Nie będziesz.

-   Ale   nie   chcę   też   zostać   upokarzająco   pobita   przez   Lanę   w   wyborach   na 

przewodniczącą!

- Nie martw się - powiedziała Lilly, poprawiając jedną ze swoich licznych spinek do 

włosów w lustrze nad umywalką. - Nie zostaniesz.

- Lilly... - powiedziałam. - JAKIM CUDEM MAJĄ SIĘ STAĆ OBIE TE RZECZY 

NARAZ???? TO NIEMOŻLIWE!!!!

Ale wtedy zadzwonił dzwonek i ona wyszła.

Zastanawiam   się,   czy   w   serwisie   o   zdrowiu   na   Yahoo   opisują   takie   zaburzenie 

psychiczne, na które cierpi moja najlepsza przyjaciółka.

background image

Czwartek, 3 września

wychowanie obywatelskie

TEORIE RZĄDU, ciąg dalszy: Teoria siły religia i ekonomia odgrywają ważną rolę  

w historii. W rezultacie teoria ta mówi, że:

Rządy zawsze zmuszały podwładnych do płacenia trybutów czy podatków. Zostało to  

usankcjonowane obyczajem i ludzie stworzyli mity i legendy, które mają uprawomocnić te 

rządy.

To trochę tak jak u nas w szkole. Większość uczniów akceptuje fakt, że kolesie z 

drużyny i czirliderki rządzą tą szkołą, mimo że niekoniecznie mają najlepsze stopnie, więc 

wcale nie są grupą najmądrzejszych ludzi w szkole, no i nie są nawet mili dla tych spośród 

nas, którzy nie żyją sportem i imprezami. Jakie oni w ogóle mają KWALIFIKACJE, żeby 

nam przewodzić? A przecież ich słowo jest prawem i wszyscy płacą im daninę, nie każąc im 

odpowiadać za okrucieństwo wobec innych ani nie donosząc na nich, kiedy obrzydliwie łamią 

szkolny regulamin, na przykład paląc na terenie szkoły, nosząc szorty swoich chłopaków pod 

spódnicami  i tak dalej. To jest po prostu nie  w porządku. Złe  uczynki  mniejszości  mają 

negatywny wpływ na większość, a to nie fair. Zastanawiam się, co John Locke miałby na ten 

temat do powiedzenia.

Czwartek, 3 września,

geografia

Czemu Kenny nie przestanie mi opowiadać o swojej dziewczynie? Nie wątpię, że jest 

miła, ale naprawdę, czy on MUSI powtarzać mi każdą rozmowę, jaką z nią odbywa?

Pole magnetyczne

1. Nie jest stale różni się jego siła, ale trudno zmierzyć.

2. Pole wędruje - ile razy bieguny pola się zamieniały.

3.   Odwrócenie   biegunów   pola   magnetycznego   -   w   czasie,   kiedy   bieguny   się  

zamieniają,   pole   znika,   pozwalając,   żeby   jony   uderzały   w   ziemię,   powodując   mutacje, 

klimatyczne zniszczenia itp.

Ostatnia poważna zmiana biegunów pola magnetycznego miała miejsce 800 000 lat  

temu,   cząstki   magnetyczne,   które   wskazywały   północ,   obróciły   się   i   zaczęły   wskazywać  

background image

południe.

PRACA DOMOWA

 

 

WF: nie dotyczy

Geometria: ćwiczenia, strony 33 - 35

Angielski: Podstawy stylistyki, strony 30 - 54

Francuski: lisez l'Étranger pour lundi

RZ: nie dotyczy

Wych. ob.: definicja teorii rządów siły

Geografia: orbitalne perturbacje

Czwartek, 3 września, w limuzynie w drodze

do domu z hotelu Plaza

Jak myślicie, kiedy weszłam do apartamentu Grandmère w Plaza na swoją dzisiejszą 

lekcję etykiety, co mnie czekało?

Quiz na temat kolejności sadzania przy stole głów państw podczas dyplomatycznego 

bankietu? Och, nie.

Walc, którego trzeba się nauczyć na jakiś bal? Y - y.

Bo to są takie rzeczy, jakich byście się SPODZIEWALI na lekcji dworskiej etykiety. 

Ale Grandmère najwyraźniej lubi mnie zaskakiwać.

No  więc  dziś   zastałam   w  jej  apartamencie  ze  dwudziestu  stłoczonych  reporterów, 

którzy   bardzo   chcieli   przedyskutować   kwestię   wyborów   na   przewodniczącą   samorządu 

szkolnego ze mną i z menedżerem mojej kampanii, Lilly.

Tak właśnie, Lilly. Lilly siedziała, spokojna jak wiosenka, na niebieskiej pluszowej 

sofie, obok Grandmère, i odpowiadała na pytania reporterów.

Kiedy   dziennikarze   zobaczyli,   że   wchodzę,   podskoczyli   wszyscy,   podetknęli 

mikrofony pod mój, a nie Lilly, nos i zaczęli wołać:

- Wasza Wysokość! Czy Wasza Wysokość szykuje  się do swojej poniedziałkowej 

debaty?

Albo:

- Księżniczko Mio, czy chciałabyś powiedzieć coś swoim wyborcom?

Chciałam powiedzieć tylko jedną rzecz i tylko jednemu wyborcy. Mianowicie:

- LILLY! CO TY TU ROBISZ?

W tym momencie do akcji wkroczyła Grandmère. Podbiegła, objęła mnie ramieniem i 

background image

zaszczebiotała:

- Twoja kochana przyjaciółka Lilly i ja właśnie gawędziłyśmy z tymi miłymi panami 

reporterami   o   twojej   kampanii   wyborczej   na   stanowisko   przewodniczącej   samorządu 

szkolnego, Amelio. Ale tak naprawdę czekają na jakieś oświadczenie z twojej strony. Bądź 

taka miła, kochanie, i wygłoś je.

W chwili, w której Grandmère mówi do ciebie „kochanie”, wiesz, że coś się kroi. Ale 

oczywiście ja już wcześniej wiedziałam, że coś się kroi, bo siedziała tam Lilly. Jak ona w 

ogóle zdołała dotrzeć tak szybko do Plaza? Musiała pojechać metrem, kiedy ja tkwiłam w 

korkach w limuzynie.

-   Tak,   księżniczko   -   powiedziała   Lilly,   biorąc   mnie   za   rękę,   a   potem   pociągając, 

niezbyt   delikatnie,   żebym   usiadła   na   sofie   obok   niej.   -   Opowiedz   tym   miłym   panom 

reporterom o reformach, które planujesz wprowadzić w LiAE.

Pochyliłam się, udając że sięgam po kanapkę z rzeżuchą leżącą na tacy ustawionej 

przez pokojówkę Grandmère przed reporterami, bo oni zawsze są głodni i nie tylko tematów 

do artykułu. Ale wtedy, kiedy złapałam jedną z maleńkich kanapeczek, syknęłam Lilly do 

ucha:

- Teraz to już posunęłaś się za daleko.

Ale Lilly tylko uśmiechnęła się bezczelnie i powiedziała:

- Moim zdaniem, księżniczka napiłaby się herbaty, Wasza Wysokość.

Na co Grandmère odparła:

- Ależ oczywiście. Antoine! Herbata dla księżniczki!

Konferencja   prasowa   potrwała   godzinę,   bo   reporterzy   ze   wszystkich   stron   kraju 

zarzucali mnie pytaniami na temat mojej strategii wyborczej. Właśnie myślałam sobie, że to 

musi być NAPRAWDĘ nudny dzień z punktu widzenia dziennikarzy, skoro mój udział w 

wyborach na przewodniczącą samorządu  szkolnego uznali za niezły temat, kiedy jeden z 

reporterów zadał mi pytanie, które rzuciło nieco światła na rzeczywiste motywy Grandmère. 

Bo jak dotąd, nie bardzo rozumiałam, czemu tak jej zależy, żebym zrobiła z siebie idiotkę 

przed całą Ameryką, a nie tylko kolegami z LiAE.

- Księżniczko Mio - zapytał dziennikarz z „Indianapolis Star” - czy to prawda, że 

kandydujesz na przewodniczącą samorządu szkolnego tylko dlatego - i tylko dlatego nas tu 

dzisiaj   zaproszono   -  że   twoja  rodzina   usiłuje   odwrócić   uwagę   mediów   od  sprawy,   która 

ostatnio trafiła na czołówki gazet w Europie? Mam tu na myśli wrzucenie dziesięć tysięcy 

ślimaków   do   Zatoki   Genowiańskiej,   co   śmiało   można   nazwać   aktem   terroryzmu 

ekologicznego?

background image

Nagle podetknięto mi pod nos ze dwadzieścia mikrofonów. Zamrugałam parę razy 

powiekami i powiedziałam:

- Ależ to nie był żaden akt terroryzmu ekologicznego. JA to zrobiłam po to, żeby 

ratować.

I wtedy Grandmère zaklaskała w ręce i powiedziała:

-  Kto  ma  ochotę  na  szklaneczkę   grappy?  Bardzo   proszę,  prawdziwa   genowiańska 

grappa. Nikt się jej nie oprze!

Ale żaden z reporterów się na to nie nabrał.

-   Księżniczko   Mio,   czy   zechcesz   skomentować   fakt,   że   przez   twój   samolubny 

postępek obecnie rozważa się usunięcie Genowii z Unii Europejskiej?

A inny zawołał:

-   Jak   się   czuje   Wasza   Wysokość,   wiedząc,   że   w   pojedynkę   odpowiada   za   ruinę 

gospodarki własnego narodu?

- C - co? - Nie wierzyłam własnym uszom. Raz w życiu Lilly przyszła mi z pomocą.

- Ludzie! - zawołała, zrywając się na nogi. - Jeśli nie macie więcej pytań związanych z 

kandydaturą Mii do samorządu szkolnego, to obawiam się, że będę musiała zaprosić was do 

wyjścia!

- Księżniczko Mio, księżniczko Mio! - zawołał ktoś, kiedy Lars zaczął wyprowadzać 

wszystkich   reporterów   z   apartamentu.   -   Czy   jesteś   członkiem   FWZ,   Frontu   Wyzwolenia 

Ziemi? Czy chcesz wydać jakieś oświadczenie w imieniu ekologicznych terrorystów takich 

jak ty?

- No cóż... - powiedziała Grandmère, wypijając pół sidecara jednym haustem, kiedy 

Lars wreszcie zamknął drzwi za ostatnim reporterem. - Poszło nieźle, nie sądzisz?

W głowie mi się to nie mieściło. Usiadłam tam, totalnie zszokowana. Ekoterroryzm? 

FWZ? Wszystko z powodu paru ŚLIMAKÓW????

Lilly wzięła  do ręki  swojego palm  pilota  (a kiedy ona zdążyła  sobie  sprawić  coś 

takiego???) i podeszła do miejsca, gdzie stała Grandmère.

- Dobrze. Więc  tak, mamy  „Time  magazine”  o szóstej, a „Newsweeka” o szóstej 

trzydzieści - powiedziała. - Odezwali się z NPR i zdecydowanie uważam, że powinnyśmy ich 

gdzieś wcisnąć dziś wieczorem - trzeba płynąć z falą, rozumie pani. I mamy prośbę ze strony 

New York One, żeby Mia pokazała się na antenie w Inside Politics dziś wieczorem. Kazałam 

im przysiąc, że nie zadadzą żadnego pytania ze słowem na „E”. Jak pani uważa?

-   Cudownie   -   powiedziała   Grandmère,   pociągając   kolejny   łyk   sidecara.   -   A   co   z 

Larrym Kingiem?

background image

Lilly postukała w słuchawki, które wsunęła sobie na głowę i powiedziała:

- Antoine? Złapałaś Larry'ego Kinga? Nie? No to próbuj dalej.

Larry K.? Słowo na „E”? Co tu się DZIEJE? Dokładnie te słowa wyjęczałam.

Grandmère i Lilly popatrzyły na mnie, jakby dopiero co zdały sobie sprawę, że w 

ogóle tam jestem.

- Ach - powiedziała Lilly, zdejmując słuchawki. - No tak. To całe FWZ? Nie przejmuj 

się tym. Wal prosto do dołka.

WAL PROSTO DO DOŁKA??? Odkąd to Lilly zna się na golfie?

- Nie chciałyśmy cię martwić, Amelio - powiedziała spokojnie Grandmère, zapalając 

papierosa. - To nic takiego, naprawdę. Powiedz mi, czy rzeczywiście chcesz teraz nosić włosy 

tej długości? Nie wolałabyś, żeby były nieco... krótsze?

-   Co   się   dzieje?   -   spytałam   ostro,   pomijając   pytanie   o   fryzurę.   -   Czy   Genowię 

NAPRAWDĘ wyrzucą z Unii Europejskiej za to, co zrobiłam ze ślimakami?

Grandmère wypuściła długą strużkę błękitnego dymu.

-   Nie,   jeśli   ja   będę   miała   coś   do   powiedzenia   w   tej   sprawie   -   powiedziała 

nonszalancko.

Serce mi na moment zamarło w piersi. Więc to prawda!

-  Czy  oni  mogą   to  zrobić?  -  dopytywałam   się.  -  Czy  Unia  Europejska  może   nas 

naprawdę wywalić przez parę ślimaków?

- Oczywiście, że nie. - Te słowa wypowiedział mój tata, który wszedł do pokoju z 

telefonem przytkniętym do ucha. Przez chwilę czułam ulgę, ale potem zdałam sobie sprawę, 

że on nie mówił do mnie. Mówił do telefonu.

-  Nie!  -  wrzasnął,  pochylając  się  i   biorąc   parę  kanapek   z  tacy,   a  potem  ruszył  z 

powrotem do swojego apartamentu. - Ona działała wyłącznie z własnej woli, nie w imieniu 

żadnej globalnej organizacji. Och, doprawdy? No cóż, przykro mi, że pan tak uważa. Może 

gdyby sam pan miał nastoletnią córkę, wiedziałby pan, o czym mówię.

Zatrzasnął za sobą drzwi.

- No cóż - powiedziała Grandmère, gasząc papierosa i sięgając po resztkę sidecara. - 

To może porozmawiamy o strategii wyborczej Amelii?

- Świetny pomysł - powiedziała Lilly i nacisnęła parę przycisków na swoim palm 

pilocie.

No,   teraz   przynajmniej   wiem,   czemu   GRANDMÈRE   tak   popiera   te   całe   szkolne 

wybory. Myśli, że zdoła odwrócić uwagę reporterów od tego całego wyrzucenia Genowii z 

Unii Europejskiej za terroryzm ekologiczny.

background image

Ale jaką wymówkę ma LILLY? Bo mnie się wydawało, że jest OSTATNIĄ osobą, 

którą Grandmère będzie mogła przeciągnąć na ciemną stronę.

Et tu, Lilly?

Tata wrócił do pokoju pomiędzy moimi  wywiadami  dla „Time'a” i „Newsweeka”. 

Wyglądał na mocno zestresowanego. Poczułam się naprawdę paskudnie i przeprosiłam go za 

ten cały numer ze ślimakami.

- Nie martw się tym za bardzo, Mio - powiedział. - Prawdopodobnie jakoś się z tym 

uporamy,  jeśli uda mi  się przekonać wszystkich,  że działałaś  na własną rękę, a nie  jako 

następczyni tronu.

- A może - powiedziałam z nadzieją - kiedy ludzie zobaczą, że te ślimaki naprawdę 

robią dobrą robotę, a nie złą, to zmienią zdanie.

- No właśnie o to chodzi - powiedziała tata. - Twoje ślimaki nic nie robią. Według 

ostatnich raportów otrzymanych od nurków Genowiańskiej Marynarki Wojennej, one tam po 

prostu siedzą. I wbrew temu, co tak zawzięcie twierdziłaś, nie zajmują się zjadaniem tych 

przeklętych alg.

Ta wiadomość nie podniosła mnie na duchu.

-   Może   są   nadal   w   szoku   -   powiedziałam.   -   W   końcu   przyleciały   z   Ameryki 

Południowej.   Pewnie   nigdy   jeszcze   nie   były   tak   daleko   poza   domem.   To   może   chwilę 

potrwać, zanim zaaklimatyzują się w nowym otoczeniu.

- Mio, one tam są już od dwóch tygodni. Można by oczekiwać, że przez dwa tygodnie 

zgłodnieją na tyle, żeby coś zjeść.

-   Taa,   ale   może   dostały   spory   posiłek   w   samolocie   -   powiedziałam,   nieco 

zdesperowana. - Bo wiesz, kazałam im zapewnić jak najlepsze warunki transportu...

Tata tylko na mnie popatrzył.

- Mio - powiedział. - Zrób mi przysługę. Od tej pory, jeśli znów wpadniesz na jakiś 

wielki plan ratowania zatoki przed zabójczymi algami, przedyskutuj go najpierw ze mną.

Auć.

Biedny tata. Naprawdę niełatwo być księciem.

Wyszłam zaraz potem. Ale Lilly została. LILLY ZOSTAŁA Z MOJĄ BABKĄ. Bo 

nadal nie udało jej się połączyć z Larrym. Lilly powiedziała, że jeśli zdoła umieścić mnie w 

programie Larry'ego Kinga, to w poniedziałek mam Lanę w kieszeni.

Ale ja się nie zgadzam. Gdyby to było TRL, to może. Ale nikt z LiAE nie ogląda 

CNN. Poza Lilly, oczywiście.

W   każdym   razie   rozumiem,   czemu   Grandmère   jest   tak   bardzo   za   tym,   żebym 

background image

kandydowała na przewodniczącą samorządu.

Ale  co  LILLY   z  tego   ma?   Można   by  pomyśleć,   sądząc  choćby  z  jej   gwałtownej 

reakcji   na   zainstalowanie   kamer   przed   szkołą,   że   TO   ONA   powinna   kandydować   na 

przewodniczącą. Więc o co tu chodzi w tym wszystkim, tak właściwie?

Czwartek, 3 września, poddasze

No to zgadnijcie, gdzie mam się zatrzymać, kiedy mama i pan G. wyjadą? Taa. W 

Plaza.

Z GRANDMÈRE.

Och, zamówią dla mnie osobny pokój. WIERZCIE MI, za nic nie zgodziłabym się 

spać w tym samym apartamencie, co Grandmère. Nie po tym, jak zatrzymała się u nas na 

poddaszu. Prawie oka nie zmrużyłam przez cały czas, kiedy tu była, tak głośno chrapała. 

Słyszałam ją aż w salonie.

Nie wspominając o tym, że nie sposób jej wygonić z łazienki.

Chyba   jednak   spodziewałam   się  tego.   No   bo  przecież   mama   i   pan   G.   za   nic   nie 

zostawiliby   mnie   samej   na   poddaszu.   Nawet   gdyby,   na   przykład,   cała   Książęca   Straż 

Genowiańska   kwaterowała   na   dachu   budynku,   gotowa   unieszkodliwić   wszelkich 

potencjalnych międzynarodowych porywaczy księżniczek. Nie po tym, co zaszło na mojej 

imprezie urodzinowej.

I   nie   powiem,   żeby   mnie   to   jakoś   specjalnie   ruszało.   Nie   teraz,   kiedy   jestem 

odpowiedzialna   za   to,   że   kraj,   którym   pewnego   dnia   będę   rządzić,   stał   się   najbardziej 

znienawidzonym państwem w Europie. Co nie jest takie proste, biorąc pod uwagę, no, wiecie, 

Francję.

W sumie nie sądziłam, że mogłabym  się jeszcze bardziej zestresować, biorąc pod 

uwagę, że:

• Chyba zawalam geometrię i to po zaledwie trzech dniach szkoły.

•   Moja   najlepsza   przyjaciółka   zmusza   mnie   do   kandydowania   na   przewodniczącą 

samorządu   szkolnego   przeciwko   najpopularniejszej   dziewczynie   w   szkole,   która 

zdepcze mnie jak robaka, upokarzając przed całą szkołą w poniedziałek.

• Moja nauczycielka angielskiego - ta, którą byłam taka zachwycona i pewna, że mi 

pomoże stać się naprawdę dobrą pisarką, którą - czuję w głębi serca - potencjalnie 

jestem - uważa mnie chyba za kompletne beztalencie.

• Mój chłopak ewidentnie oczekuje, że będę z nim To Robić.

background image

• Jestem dzieciolizem.

Dzięki  Bogu do tego wszystkiego  mogę  dodać, że  kazałam  przywieźć  z Ameryki 

Południowej dziesięć tysięcy ślimaków i wrzucić je do Zatoki Genowiańskiej w nadziei, że 

zjedzą   zabójcze   algi,   które   obecnie   niszczą   nasz   delikatny   ekosystem,   żeby   zaraz   się 

przekonać, że południowoamerykańskie ślimaki ewidentnie nie lubią europejskiej kuchni i że 

teraz nasi genowiańscy sąsiedzi nie chcą mieć z nami do czynienia. Ha!

Czemu ja NIC nie mogę zrobić jak trzeba?

Może   Becca   ma   rację.   Może   ja   POWINNAM   zająć   się   jogą.   Tyle   że   raz   kiedyś 

próbowałam z Lilly i jej mamą w klubie 92th Street Y, a oni kazali mi cały czas wypinać 

tyłek w powietrze. Jakim cudem wypinanie tyłka w powietrze ma złagodzić stres? Ja tylko 

poczułam się BARDZIEJ zestresowana, bo cały czas zastanawiałam się, co wszyscy myślą o 

moim tyłku.

Kiedyś, żeby ukoić sterane nerwy, usiadłabym i napisała wiersz czy coś.

Ale teraz nie mogę pisać poezji, wiedząc, że w tej właśnie chwili Karen Mackenzie 

siedzi nad fragmentem mojej duszy, który jej wręczyłam. Ciekawe, czy jest świadoma, że w 

tej   właśnie   chwili   trzyma   w   ręku   wszystkie   moje   nadzieje   na   sukces,   na   karierę 

powieściopisarki   -   a   przynajmniej   poważnej   dziennikarki   -   trzyma   je   w   tych   swoich 

pomalowanych czarnym lakierem pazurkach. Mam nadzieję, że nie zgniecie ich jak Gruby 

Louie robaka swoją potężną łapą.

Ja wiem, to mało prawdopodobne, żebym kiedykolwiek FAKTYCZNIE zabrała się do 

pisania, kiedy już obejmę władzę, bo będę bardzo zajęta błaganiem Unii Europejskiej, żeby 

nas znów przyjęła i tak dalej.

Ale chyba chciałabym zobaczyć jakąś książkę, a choćby tylko artykuł podpisany „Mia 

Thermopolis”.

Teraz muszę się upewnić, że mama jest na bieżąco w kwestiach zasad bezpieczeństwa 

podczas lotu samolotem. Nie wykupują biletu dla Rocky'ego, więc będzie musiała cały czas 

trzymać go na rękach. Mam nadzieję, że gdyby samolot miał runąć w dół, mama nie straci 

głowy i własnym ciałem osłoni Rocky'ego, żeby nie pochłonęła go gorejąca pożoga.

A   pan   G.   będzie   musiał   policzyć   rzędy   między   swoim   siedzeniem   a   najbliższym 

wyjściem ewakuacyjnym, żeby w razie wodowania, gdyby samolot miał zatonąć, a światła 

pogasły, mógł wyprowadzić moją mamę i Rocky'ego.

Czwartek, 3 września, poddasze,

później

background image

Jezu! Nie wiem, czemu się tak wściekli. To ważne, żeby znać zasady bezpieczeństwa 

w samolocie. Przecież właśnie po to linie lotnicze drukują te ulotki, które wtykają potem do 

kieszeni na fotelach. Dobrze, że zbierałam je od lat. Szkoda tylko, że mój mały wykład na 

temat bezpieczeństwa niemowląt w samolocie nie spotkał się z należytym zrozumieniem.

Można by pomyśleć, że ludzie bardziej docenią moją przezorność.

Ktoś do mnie pisze na ICQ...

Oooooooooooooo, to Michael!

S

KINNER

B

X

: C

ZEŚĆ

! J

ESTEŚ

 

W

 

DOMU

! W

IDZIAŁEM

 

CIĘ

 

NA

 N

EW

 Y

ORK

 1.

G

R

L

OUIE

: WIDZIAŁEŚ 

TO

??? O BOŻE, 

ALE

 

WSTYD

.

S

KINNER

B

X

: N

IE

BYŁAŚ

 

DOBRA

. A

LE

 

CZY

 

TO

 

O

 UE 

TO

 

RZECZYWIŚCIE

 

PRAWDA

?

G

R

L

OUIE

: NAJWYRAŹNIEJ. A

LE

 

MÓJ

 

TATA

 

MÓWI

ŻE

 

WSZYSTKO

 

BĘDZIE

 

DOBRZE

. T

AK

 

UWAŻA

T

AKĄ

 

MA

 

NADZIEJĘ

.

S

KINNER

B

X

: O

NI

 

WSZYSCY

 

POWINNI

 

SIĘ

 

WSTYDZIĆ

. C

ZY

 

NIE

 

WIEDZĄ

,  

ŻE

 

USIŁOWALIŚMY

 

TYLKO

 

NAPRAWIĆ

 ICH 

BŁĘDY

?

G

R

L

OUIE

: N

O

 

WŁAŚNIE

. J

AK

 

CI

 

MINĄŁ

 

DZIEŃ

?

S

KINNER

B

X

:  Świetnie. Dzisiaj na seminarium  Polityka w warunkach 

niepewności

 m

ówiliśmy o tym, że zdjęcia satelitarne Parku Narodowego 

Yellowstone   ujawniły,   że   jest   właściwie   potężną   kalderą   czy 

superwulkanem,   podziemnym   zbiornikiem   magmy,   która   wybucha   co   600 
000 lat, a teraz spóźnia się już 40 000 tysięcy lat z wybuchem. A 

poza   tym,   kiedy   już   wybuchnie,   wulkaniczny   popiół   dotrze   aż   do 
okolic Iowa, a eksplozja będzie 2500 razy silniejsza niż w przypadku 

Mount   St.   Helen,   zabijając   z   miejsca   dziesiątki   tysięcy,   a   potem 
kolejne miliony wskutek zimy nuklearnej . Chyba że, oczywiście, uda 

nam   się   znaleźć   sposób   na   zmniejszenie   tych   podziemnych   naprężeń. 
Wtedy może dałoby się zapobiec katastrofie na globalną skalę.

No dobra, MUSZĘ to powiedzieć. Na jakie studia chodzi Michael?

SkinnerBx: No, nieważne. Twoja mama i pan G. wyjeżdżają na ten 

weekend?

GrLouie: Tak. Zmuszają mnie, żebym zatrzymała się u GRANDMÈRE.
SkinnerBx: Ciężka sprawa. Własny pokój?

GrLouie: OCZYWIŚCIE! Ale na tym samym piętrze. Mam nadzieję, że 

nie będę słyszała jej chrapania przez ściany.

background image

SkinnerBx:   Czy   ochroniarze   twojego   taty   mają   posterunek   na 

korytarzu tego piętra?

 

Czy tylko siedzą w sąsiednim pokoju?

Boże, on czasem zadaje przedziwne pytania. Chłopcy są tacy DZIWNI.

GrLouie: Lars i tamci są piętro niżej.
SkinnerBx: A kamery ochrony?

Rodzina Moscovitzów ma ostatnio ewidentną obsesję na temat kamer ochrony.

G

R

L

OUIE

:  Nie, nie ma żadnych kamer ochrony. No cóż, to znaczy, 

hotel je pewnie ma. Jak w Pokojówce z Manhattanu.

 

Ale nie KSG.

KSG to skrót od Książęcej Straży Genowiańskiej, której członkiem jest Lars.

G

R

L

OUIE

: O co ci chodzi z tymi wszystkimi pytaniami, tak w ogóle? 

Planujesz   zakraść   się   tam   i   zwędzić   klejnoty   koronne?   Już   masz 
kamień z Księżyca. Czego jeszcze mógłbyś chcieć? Cha, cha.

S

KINNER

B

X

:  Cha,   cha.   Taa,   nie,   tak   się   tylko   zastanawiałem.   No 

jak, przychodzisz do nas w sobotę?

G

R

L

OUIE

:   T

O

  jedyna   rzecz   W   CAŁYM   MOIM   OBECNYM   ŻYCIU,   której 

niecierpliwie wyczekuję.

S

KINNER

B

X

: Wiem. Ja też za tobą tęsknię.

Aaaaaaaaaach. No bo, serio. Może sama z siebie nie jestem taką znów feministką, bo 

uwielbiam, kiedy on mówi - albo pisze - takie rzeczy. W sumie, pisanie jest nawet lepsze, bo 

wtedy mam namacalny dowód. No wiecie. Że on mnie kocha.

I wtedy usłyszałam znajomy dźwięk.

G

R

L

OUIE

: M

ICHAEL

MUSZĘ

 

LECIEĆ

. R

OCKY

 

ALARM

.

S

KINNER

B

X

: J

ASNE

. O

VER

BEZ

 

ODBIORU

.

Wiecie, ja naprawdę uważam, że Lana się myli. Nie WSZYSCY studenci oczekują, że 

ich dziewczyny będą to robić. Bo Michael nie powiedział do mnie ANI JEDNEGO słowa na 

ten temat.

A raz kiedyś, kiedy płacił za parę kawałków pizzy w Ray's Pizza, zostawił na stoliku 

portfel, a ja go dokładnie przejrzałam - kiedy Michael był w toalecie - bo ciekawa byłam, co 

background image

chłopcy trzymają w portfelach, i oto co znalazłam:

• czterdzieści osiem dolarów,

• bilet miesięczny,

• kartę członkowską Hayden Planetarium,

• legitymację szkolną,

• prawo jazdy,

• kartę rabatową do sklepu z komiksami Forbidden Planet,

• kartę nowojorskiej biblioteki publicznej.

Ale żadnych kondomów.

Co wskazuje, że mojemu chłopakowi inne rzeczy w głowie niż seks.

Na przykład kryzysy energetyczne w przyszłości. I potencjalne globalne katastrofy 

wywołane przez superwulkany.

Czego z pewnością Lilly nie może powiedzieć o Borysie.

To znaczy Tina.

Nieważne.

Może Michael i ja nigdy nie będziemy MUSIELI odbywać tej Rozmowy.

Piątek, 4 września, WF

Jak ja jej nienawidzę.

Piątek, 4 września,

geometria

Poważnie, co ona sobie wyobraża?

Twierdzenie   =   wywód,   który   jest   udowodniony   przez   dedukowanie   logiczne   z 

przyjętych założeń.

Ona to powiedziała tylko po to, żeby mi dokuczyć.

Racja?

Bo to nie może być prawda. NIE MOŻE.

A może może?

Piątek, 4 września,

background image

angielski

A TO co miało być?????

Co   ?A,   te   małe   do   ściskania   przypominające   pompony   czirliderek?   A   co   mnie  

obchodzą jakieś małe do ściskania przypominające pompony czirliderek z napisem 

GŁOSUJ NA LANĘ? Nienawidzę Lany. Czy ty masz pojęcie, co ona do mnie dzisiaj 

powiedziała na WF - ie? PRZY LILLY????

Co?????

Powiedziała, że studenci, których dziewczyny nie chcą z nimi Tego Robić, rzucają je  

dla dziewczyn, które się na to zgodzą.

NIE ZROBIŁA TEGO.

A owszem, tak powiedziała. Tam, pod prysznicem. Przy wszystkich. Przy Lilly. Która  

to teraz powtórzy Michaelowi.

Nie zrobi tego! Po co miałaby to robić?

Bo on jest jej bratem.

Nie zrobi tego. Niektórych rzeczy nie mówi się bratu. Wierz mi, Mia, mam brata, to wiem.

Tina, twój brat ma trzy lata.

No dobrze, ale i tak... Lilly nie powie Michaelowi. A w każdym razie... Co powiedziała, kiedy  

usłyszała?

Powiedziała Lanie, żeby to sobie wsadziła w spodenki gimnastyczne.

Widzisz??? Mówiłam ci.

To nie koniec!!!! Wiesz, co JESZCZE powiedziała? To znaczy Lana? Powiedziała, że  

chłopcy MUSZĄ to robić, bo jeśli tego nie robią, to im się zbiera i od tego wariują.

Czekaj... Co im się zbiera i gdzie?

NO, WIESZ. Przypomnij sobie zdrowie i zasady bezpieczeństwa. Z zeszłego roku.

UUUUUUUUHHHH!!!!!!!! I to nieprawda. Nic się nie zbiera. Bo pan Wheeton by nam o tym  

powiedział.

Ale to by wyjaśniało, czemu chłopcy, których dziewczyny Tego Nie Robią, muszą je  

rzucać i znajdować sobie dziewczyny, które się zgodzą. Tina, a jeśli to prawda ???? 

Jeśli Lana wie coś, czego my nie wiemy????

Można to bardzo łatwo sprawdzić. Czy rozmawiałaś już o tym z Michaelem?

JESZCZE NIE!!! MÓWIŁAM Cl!!!!

No cóż, to kiedy się z nim jutro zobaczysz, porozmawiaj z nim o tym, a zrozumiesz, że...

CZY TY BYŚ UWIERZYŁA, ŻE ONA TAM STAJE I ROZDAJE TE IDIOTYZMY????  

Musiała   wydać   na   nie   FORTUNĘ.   I   zobacz,   jakie   to   badziewie,   na   pewno   napis  

GŁOSUJ  NA   LANĘ   da  się  zaraz  zdrapać.   I  to pewnie  farba  z dodatkiem  ołowiu. 

Powinnam zadzwonić po kogoś z ochrony środowiska. W każdym razie, Mia, nie czuj  

background image

się niedowartościowana. Zadzwoniłam do twojej babki i wszystko jest pod kontro/ą.  

Też ci znajdziemy coś do rozdawania.

LILLY!!!   JA   NIE   CHCĘ   NICZEGO   ROZDA   WAĆ!!!   JA   NAWET   NIE   CHCĘ   BYĆ 

PRZEWODNICZĄCĄ!!!

Nie martw się, nie będziesz.

CIĄGLE Ml TO POWTARZASZ,  LILLY A KIEDY SIĘ TYLKO  NA MOMENT ODWRÓCĘ,  

ZNÓW ROBISZ COŚ, CO MA Ml POZWOLIĆ WYGRAĆ, NA PRZYKŁAD DZWONISZ DO  

MOJEJ BABKI I ZAŁATWIASZ PRZEZ NIĄ RÓŻNE RZECZY Och, a nie mogłabyś załatwić,  

żeby babka Mii rozdawała tiary za darmo? Bo ja bym strasznie taką chciała!

Tina, nie możemy rozdawać tiar. Nie ma ich w budżecie. Ale zastanawiam się nad  

takimi małymi do ściskania jak Lany, w kształcie tiar.

CZY   TY   MNIE   WRESZCIE   POSŁUCHASZ,   LILLY????   JA   JUŻ   TEGO   DŁUŻEJ   NIE 

WYTRZYMAM!!!! TO SZALEŃSTWO MUSI S/Ę SKOŃCZYĆ!!!!!!!!!

Uspokój się, KR Wszystko będzie dobrze. Mój brat nie rzuci cię, dlatego że z nim 

Tego Nie Robisz. Przynajmniej jeśli chce, żeby ten jego głupi pies przeżył.

!

Nieważne. Lana dostanie po nosie. Nie martw się tym.

Wiesz, że Michael taki nie jest.

Ale on jest teraz NA STUDIACH, Lilly. On się ZMIENIA. Za każdym razem, kiedy z nim 

rozmawiam, okazuje się, że nauczył się czegoś nowego i strasznego. I co z... No wiesz. Z 

OTOCZENIEM.

Mia!   To   jest   Liga   Bluszczowa.   Nikt   tam   nie   uprawia   seksu.   Wierz   mi.   Czyś   ty  

WIDZIAŁA te dziewczyny, kiedy pojechałyśmy pomagać mu się przeprowadzić ? Hm, 

i co ?

To   prawda,   Mia.   Jesteś   o   wiele   ŁADNIEJSZA   niż   te   wszystkie   dziewczyny   z   Ligi 

Bluszczowej. Pamiętasz grupę studencką Elle z Legalnej blondynki?

Czy mogłybyśmy się skupić tu na tym, co jest ważne ? Takie małe do ściskania w  

kształcie tiar. Tak czy nie? O mój Boże. Ona odda mi zaraz wypracowanie... i jest...

...pokryte czerwonymi znaczkami. Och, Mia, tak mi przykro. Mia?

MIA?

Czwartek, 4 września,

gabinet lekarski

Leżę   tutaj   z   wilgotnym   ręcznikiem   na   czole.   Chociaż   to   bardzo   trudne,   pisać 

pamiętnik I JEDNOCZEŚNIE trzymać wilgotny ręcznik na czole, jak się okazuje.

Pielęgniarka kazała mi leżeć spokojnie i nie myśleć za wiele. Ha! Komu ona to mówi? 

background image

To przecież JA, Mia Thermopolis! To niemożliwe, żebym tyle nie myślała. Ja nic innego nie 

robię, tylko myślę.

Na szczęście nie może zobaczyć, że nie słucham jej poleceń, bo poszła do swojego 

boksu   wypełnić   jakieś   formularze.   Mam   nadzieję,   wypisuje   mi   skierowanie   na   leczenie 

zamknięte. Nie będę mogła brać udziału w poniedziałkowej debacie przeciwko Lanie, jeśli 

zamkną mnie w szpitalu dla wariatów.

Siostra Lloyd mówi jednak, że nie zwariowałam. Mówi, że każdy się może załamać. I 

że kiedy wyszłam z angielskiego z kolejną czwórką i zobaczyłam, że moja babka stoi na 

korytarzu w tiarze i w narzutce z soboli, rozdając długopisy z napisem  P

ROPRIÈTÈ

 

DU

  P

ALAIS

 

R

OYAL

 

DE

 G

ENOVIA

 wszystkim przechodzącym, osiągnęłam punkt krytyczny.

Siostra Lloyd mówi, że to nie moja wina, że dostałam szału, wyrwałam Grandmère z 

rąk pudełko długopisów i rzuciłam nim w kamerę ochrony wiszącą nad drzwiami gabinetu 

dyrektor Gupty.

Kamerze   nawet   nic   się   nie   stało.   Tylko   po   korytarzu   wszędzie   walają   się 

DŁUGOPISY.

Ale kamerze nic nie jest.

Nie wiem, czemu uparli się zadzwonić po mamę i tatę.

Siostra Lloyd mówi, że powinnam po prostu poleżeć cichutko, póki nie przyjdą. Na 

moją prośbę nie wpuszcza tu Grandmère. Choć w sumie nie była to wina Grandmère. Bo ona 

tylko próbowała pomóc. Lilly musiała do niej zadzwonić i powiedzieć jej o tych małych do 

ściskania   przypominających   pompony   czirliderek   Lany.   Więc   Grandmère   poczuła   się 

zobligowana przylecieć tutaj z czymś, co jej zdaniem JA mogłabym rozdawać.

Bo kto by NIE CHCIAŁ długopisu z napisem P

ROPRIÈTÈ

 

DU

 P

ALAIS

 R

OYAL

 

DE

 G

ENOVIA

?

Naprawdę   nikt   tutaj   nie   zawinił.   Poza   mną.   Nie   powinnam   była   oddawać   tego 

wypracowania pani Martinez! Co ja sobie WYOBRAŻAŁAM? Jak mogłam PRZEZ JEDNĄ 

CHWILĘ uważać, że doceni wypracowanie porównujące zakazaną miłość Romea i Julii z 

miłością Britney Spears i Jasona Allena Alexandra? A ja całe SERCE i DUSZĘ przelałam na 

papier. Chciałam, żeby czytelnik poczuł ból Britney, którą media, jej menedżerowie i firma 

płytowa rozdzieliły z Jasonem. Dla mnie to tak ewidentne, że tych dwoje, kochających się od 

dzieciństwa, było dla siebie stworzonych...

Powinnam była wiedzieć, że pani Martinez nie zrozumie mojej troski o Britney. To 

całkiem jasne, że ona nigdy w życiu nie słyszała Toxic.

Och, nie.

KTOŚ IDZIE!!! MUSZĘ POŁOŻYĆ SOBIE ZNÓW TEN RĘCZNIK NA CZOLE!!!!

background image

Czwartek, 4 września,

gabinet lekarski, później

To   był   tylko   mój   tata.   Zapytałam   go,   jak   zdołał   tak   szybko   się   tu   dostać,   a   on 

powiedział,   że   i   tak   jechał   właśnie   do   ambasady   Francji,   dyskutować   z   nimi   na   temat 

głosowania za usunięciem Genowii z UE.

Od   tego   poczułam   się   tylko   jeszcze   gorzej.   Bo   mi   się   przypomniało,   jak   bardzo 

zawiodłam własny naród tą całą sprawą ze ślimakami.

Tata   powiedział,   żebym   się   tym   nie   martwiła,   bo   jeśli   usunięcie   jakiegokolwiek 

państwa   z   UE   powinno   zostać   przegłosowane,   to   usunięcie   Monako   za   to,   że   pozwolili 

Jacques'owi   Cousteau   w   ogóle   wrzucić   te   południowoamerykańskie   algi   do   Morza 

Śródziemnego, a poza tym Francji za to, że przez dziesięć lat potem umywała ręce od tej 

sprawy. Ale, zaznaczył tata, w końcu Francja w tym się właśnie specjalizuje.

Przeprosiłam tatę, że zakłócam mu ciężki dzień pracy polityka, ale on tylko poklepał 

mnie   po   dłoni   i   powiedział,   że   każdemu   od   czasu   do   czasu   należy   się   „atak   płaczu”. 

Zapytałam go, czy taką właśnie kliniczną diagnozę podała mu siostra Lloyd, mówiąc o tym, 

co   mi   się   stało,   ale   tata   powiedział,   że   „niezupełnie”,   ale   że   swego   czasu   widział 

wystarczająco   wiele   „ataków   płaczu”.   Ale   nigdy   u   kogoś,   kto   nie   wypił   za   wiele 

genowiańskiego prosecco dla swojego dobra.

To   naprawdę   upokarzające,   popłakać   się   jak   małe   dziecko   przy   całej   szkole,   nie 

wspominając już o późniejszym mazaniu się przy własnym ojcu. Zwłaszcza kiedy nie mam 

pod ręką chusteczek, bo wszystkie już zdążyłam zużyć. No więc musiałam się wysmarkać w 

jedwabną chustkę do butonierki mojego taty.  Nie żeby on miał coś specjalnie przeciwko 

temu. Pewnie ją wyrzuci i kupi sobie następną, tak jak Britney Spears robi ze swoją bielizną. 

Fajnie być księciem. Albo gwiazdą pop.

W każdym razie tata bardzo się przejął i cały czas mnie pytał, co się stało. CO SIĘ 

STAŁO, TATO? Aha, chodzi ci o to, co poza tym, że WSZYSTKO?

Oczywiście,   jedyna   sprawa,   o   której   mogłam   tacie   opowiedzieć,   dotyczyła   pani 

Martinez. Bo wiedziałam, że kiedy mu powiem, jak bardzo mi się dają we znaki te całe 

wybory do samorządu, on tego nie zrozumie i powie tylko coś takiego typowo ojcowskiego, 

w rodzaju: „Och, Mio, nie doceniasz samej siebie. Poradzisz sobie świetnie!”

A Bóg mi świadkiem, że nie mogę mu powiedzieć o Michaelu. No bo ja przecież 

kocham tatę. Nie chcę, żeby wpadł w szał.

Najpierw   tata   totalnie   mi   nie   uwierzył.   No   wiecie,   że   mogłam   dostać   czwórkę   z 

background image

angielskiego. Musiałam wyciągnąć wypracowanie i mu je POKAZAĆ.

A wtedy zmrużył mocno oczy - ale to pewnie głównie dlatego że okulary do czytania 

zostawił w limuzynie - i kilka razy odchrząknął.

A  potem  powiedział   parę  słów   o  tym,   że  takie  coś  dostaje  za   swoje  dwadzieścia 

tysięcy dolarów rocznie i co to ma być  za świat, w którym marzenie małej dziewczynki 

można zniszczyć, jakby się strzelało do rzutków i że jeśli ta cała pani Martinez wyobraża 

sobie, że jej to ujdzie płazem, to niech się jeszcze raz nad tym zastanowi.

I wiecie co? Nawet zabawnie było patrzeć, jak tak podskakiwał po gabinecie, cały 

wściekły.

Wreszcie usłyszała go pielęgniarka i kazała mu stąd wyjść.

Ale kiedy pielęgniarka wyganiała mojego tatę, udało się wedrzeć do środka mamie, 

która była mocno podenerwowana, a w nosidełkach miała Rocky'ego. No więc usiadłam i 

powąchałam   parę   razy   jego   główkę,   bo   główka   Rocky'ego   pachnie   niemal   tak   samo 

przyjemnie jak szyja Michaela, tylko troszkę inaczej, oczywiście.

Chociaż zapach główki Rocky'ego nie może ukoić moich steranych nerwów tak samo 

jak zapach szyi Michaela.

Kiedy wąchałam główkę Rocky'ego, moja mama powiedziała:

- Mia, wybrałaś sobie naprawdę fatalny moment na załamanie nerwowe. Nasz samolot 

do Indiany odlatuje za dwie godziny.

Zapewniłam   mamę,   że   to   nie   załamanie   nerwowe,   tylko   atak   płaczu.   Nie 

wspominałam, co go wywołało. To znaczy wiecie, tej części, w której Lana powiedziała mi 

coś o studentach. A potem, jak pani Martinez zniszczyła moje nadzieje na zostanie pisarką. 

Zamiast tego powiedziałam tylko, że może mam jeszcze jet lag po powrocie z Genowii i tyle.

- To nie jet lag - powiedziała moja mama karcącym tonem. - Na tym wszystkim stoi 

wypisane wielkimi literami: Clarissa Renaldo.

No cóż, nie chciałam tego mówić głośno. A przynajmniej nie mojej marnie, która ma 

już wystarczająco dużo powodów, żeby nie lubić Grandmère.

Ale to JEST prawda, że słomką, pod którą załamał się objuczony wielbłąd, był widok 

Grandmère rozdającej na korytarzu długopisy.

- Ona chce dobrze - odezwałam się do mamy.

- Czy rzeczywiście? - Mama miała sceptyczną minę.

Ale ja mamę zapewniłam, że tym razem Grandmère leżało na sercu wyłącznie dobro 

korony. Przecież jeśli moja kampania wyborcza do samorządu szkolnego mogła odciągnąć 

uwagę reporterów od historii z wyrzucaniem Genowii z UE, to sprawa była tego totalnie 

background image

warta.

W pewnym sensie.

Ale mama nie wyglądała, jakby mi uwierzyła.

- Mia, jeśli chcesz się wycofać  z tych  całych  wyborów, po prostu powiedz jedno 

słowo. Ja to załatwię.

Mama potrafi wyglądać naprawdę groźnie, jeśli zechce - nawet z tak słodką dzieciną 

jak Rocky przytroczoną na piersi. Naprawdę, gdybym miała do wyboru stawać w debacie w 

jakiejś sprawie przeciwko Lanie i przeciwko mamie, z miejsca wybieram mamę.

- Nie, mamo, wszystko w porządku - powiedziałam. - Nic mi nie jest. Naprawdę. 

Więc... Masz zamiar odszukać Wendella, kiedy będziesz w Versailles?

Mama   zajęta   była   nóżką   Rocky'ego,   która   zaplątała   się   w   tybetańskie   flagi 

modlitewne, jakie powiesiła na jego nosidełkach.

- Kogo?

- Wendella Jenkinsa. - Boże! Nie mogę w to uwierzyć,  że ona nawet nie pamięta 

człowieka, którego obdarzyła kwiatem swojego dziewictwa. - On tam nadal mieszka.  On i 

April. Pracuje dla zakładu energetycznego. A wiesz, że April została Królową Kukurydzy?

Mama miała rozbawioną minę.

- Naprawdę? Skąd ty to wszystko wiesz, Mia?

- Poszukałam w dziale „Ludzie” na Yahoo - powiedziałam. - Jeśli wpadniesz na April, 

powiedz jej, że jesteś matką księżniczki Genowii. To o wiele lepsze niż Królowa Kukurydzy, 

nawet jeśli RZECZYWIŚCIE mają nas wyrzucić z Unii Europejskiej.

- Postaram się pamiętać - powiedziała mama. - Jesteś pewna, że nic ci nie będzie? Bo 

nie pojadę do Versailles, jeśli nie chcesz, żebym pojechała.

Zapewniłam mamę, że nic mi nie będzie. I w tym momencie wróciła do gabinetu 

siostra Lloyd i, znajdując tu moją mamę, zapewniła ją o tym samym. A potem, kiedy siostra 

Lloyd pogruchała sobie już przez chwilę nad Rockym - bo to jest najśliczniejsze dziecko pod 

słońcem i nikt, kto go zobaczy, nie może się POWSTRZYMAĆ, żeby nad nim nie gruchać - 

mama wyszła i znów zostałam zupełnie sama z siostrą Lloyd.

Co, no wiecie, przypomniało mi, że jest jeszcze coś, czego muszę się dowiedzieć. I że 

PIELĘGNIARKA to wprost idealna osoba, którą można o to zapytać, bo nie mogłam zerknąć 

do działu „Zdrowie” na Yahoo, nie mając komputera pod ręką.

- Siostro Lloyd... - odezwałam się przez termometr, który mi wsadziła w usta, żeby się 

upewnić, czy nic mi nie dolega i czy mogę wracać do klasy.

- Tak, Mio? - Popatrzyła na zegarek, mierząc mi puls.

background image

- Czy to prawda, że jeśli chłopcy,  którzy już studiują, Nie Robią Tego, to im się 

zbiera?

Siostra Lloyd parsknęła.

- Dalej krąży ta bzdura? Mio, powinnaś być mądrzejsza. Przecież miałaś zdrowie i 

przepisy bezpieczeństwa, prawda?

- Więc... to nieprawda?

- Z całą pewnością nie. - Siostra Lloyd puściła mój nadgarstek i wyjęła mi termometr z 

ust. - I nie pozwól sobie nikomu wmawiać, że jest inaczej. A poza tym,  każdy kondom 

noszony przez jakiś czas w portfelu trzeba wyrzucić i zastąpić nowym. Tarcie wywołane 

noszeniem portfela w kieszeni może powodować drobne pęknięcia w lateksie.

Ja patrzyłam na nią po prostu z otwartymi ustami. SKĄD MOGŁA SIĘ DOMYŚLIĆ?

Siostra Lloyd tylko zerknęła na termometr i powiedziała:

- Pracuję w tym zawodzie od dawna. No i patrz, trzydzieści sześć i sześć. Nic ci nie 

jest. Możesz już iść, jeśli chcesz. Ale zanim pójdziesz, chcę ci jeszcze coś powiedzieć.

Spojrzałam na nią wyczekująco.

- Musisz przestać dusić w sobie różne rzeczy - powiedziała. - Wiem, że lubisz dużo 

pisać w swoim pamiętniku - tak, widziałam cię - i to bardzo dobrze. Ale musisz też wyrażać 

swoje uczucia NA GŁOS. Zwłaszcza jeśli jesteś na kogoś zła albo ktoś ci zrobi przykrość. Im 

bardziej to dusisz w sobie, tym bardziej prawdopodobne, że w końcu dojdzie do wybuchu, tak 

jak dziś. Ja wiem, że od księżniczki wymaga się opanowania i tak dalej. Ale ty, Mio, jesteś 

taką osobą, która naprawdę nie powinna w sobie dusić emocji. Rozumiesz mnie?

Pokiwałam głową. Siostra Lloyd  to chyba  najbystrzejsza osoba, jaką spotkałam w 

życiu. Wliczając w to wszystkich geniuszy, którzy są moimi najlepszymi przyjaciółkami albo 

z którymi chodzę.

- Dobrze. To ja ci wypiszę przepustkę na korytarz - powiedziała siostra Lloyd.

Wiecie co?

SIOSTRA   LLOYD   JEST   BOMBOWA!!!!!   Notatka   do   samej   siebie:  

Powiedzieć  

Tinie, żeby Borys kupił sobie nowy kondom, zanim Zrobią To w noc balu maturalnego.

Piątek, 4 września, klatka schodowa trzeciego piętra

Kiedy wyszłam z gabinetu pielęgniarki, Lilly siedziała pod drzwiami i czekała na 

mnie. Miała w ręce trzy upomnienia za kręcenie się po korytarzu w czasie lekcji, bo dyżurne 

tam przyszły, nakryły ją i wypisały upomnienia.

background image

Ale mówi, że nic jej to nie obchodzi, bo MUSIAŁA się upewnić, że nic mi nie jest. I 

MUSIAŁA się ze mną zobaczyć.

Pamiętając, co mi powiedziała siostra Lloyd o nieduszeniu w sobie różnych rzeczy, 

powiedziałam Lilly, że ja też MUSZĘ z nią porozmawiać.

No więc zwiałyśmy tutaj, gdzie nikt nas nie znajdzie, chyba że ktoś będzie musiał 

dostać się na dach. Ale to się rzadko zdarza, tylko wtedy, kiedy jakiś dzieciak z domu obok 

rzuci tam z okna swojego Pikachu czy coś takiego, a wtedy woźny albo portier z domu obok 

przychodzi tu, żeby je zabrać.

Przede wszystkim muszę przyznać, że byłam wobec Lilly nieco chłodna. Bo w końcu 

jest   przynajmniej   częściowo   odpowiedzialna   za   mój   atak   płaczu.   Wiecie,   te   długopisy   z 

pałacu.

- Ale ludziom się one strasznie podobają. - To była cała jej podstawowa wymówka. - 

Poważnie, Mia, zatrzymują je sobie na pamiątkę. Nie wszyscy spędzają wakacje w pałacu, jak 

ty co rok, Mia.

- Nie o to chodzi. - W głowie mi się nie mieści, że chociaż Lilly jest geniuszem, trzeba 

jej takie rzeczy wyjaśniać. - Rzecz w tym, że mi obiecałaś, że nie będę musiała przez takie 

sytuacje przechodzić.

Lilly tylko gapiła się na mnie, mrugając oczami.

- A kiedy ja tak powiedziałam?

- LILLY! - Uszom nie wierzyłam. - Przysięgałaś, że nie skończy się na tym, że będę 

musiała zostać przewodniczącą samorządu!

- Wiem - powiedziała Lilly. - I nie będziesz.

- Ale obiecałaś mi też, że Lana mnie nie pokona i nie doznam druzgoczącej porażki na 

oczach całej szkoły.

- Wiem - powiedziała Lilly. - I nie pokona.

- LILLY! - Miałam wrażenie, że głowa mi eksploduje. - Jeśli Lana mnie nie pokona, 

BĘDĘ przewodniczącą.

- Nie, nie będziesz - powiedziała Lilly. - JA nią zostanę.

Tym razem ja zaczęłam gwałtownie mrugać.

- CO? Przecież to nie ma sensu.

-   Owszem,   ma   -   powiedziała   Lilly   spokojnie.   -   Widzisz,   będzie   tak,   że   wygrasz 

wybory - bo jesteś księżniczką i jesteś dla wszystkich miła, i ludzie cię lubią. A potem, jak 

minie   odpowiedni   czas,   powiedzmy,   dwa   albo   trzy   dni,   będziesz   musiała   -   z   żalem, 

oczywiście - zrezygnować z funkcji ze względu na liczne zajęcia i obowiązki księżniczki. A 

background image

wtedy   ja,   wyznaczona   przez   ciebie   na   zastępcę   przewodniczącej,   będę   musiała   przyjąć 

odpowiedzialność związaną z rolą przewodniczącej. - Lilly wzruszyła ramionami. - Widzisz? 

Proste.

Patrzyłam na Lilly, kompletnie mnie zatkało.

- Czekaj... Robisz to wszystko tylko po to, żebyś to TY mogła zostać przewodniczącą?

Lilly pokiwała głową.

- Ale, Lilly... Dlaczego w takim razie po prostu sama nie kandydujesz?

I wtedy stało się coś zupełnie niespodziewanego. Oczy Lilly za szkłami okularów 

totalnie wypełniły się łzami. I zanim się zorientowałam, Lilly dostała ataku płaczu.

- Bo w żaden sposób nie udałoby mi się wygrać - łkała. - Nie pamiętasz, jak mnie 

zmietli w zeszłorocznych wyborach? Nikt mnie nie lubi. Nie w taki sposób, w jaki lubią 

ciebie, Mia. Może jesteś dzieciolizem i tak dalej, ale wydaje się, że ludzie czują do ciebie 

sympatię. A NIKT nie czuje sympatii do mnie... Może to dlatego że jestem geniuszem i ludzie 

się boją, a może coś innego, sama nie wiem co, naprawdę. Można by się spodziewać, że 

ludzie będą chcieli mieć możliwie najbystrzejszego przywódcę, a zamiast tego wydają się 

całkiem zadowoleni z wybierania KRETYNÓW.

Usiłowałam nie brać sobie do serca tego, że Lilly nazywa  mnie  kretynem.  Mimo 

wszystko była przecież w samym środku prawdziwego ataku płaczu.

- Lilly - powiedziałam zdumiona. - Nie wiedziałam, że myślisz o sobie w taki sposób. 

No wiesz. Jako o osobie nielubianej.

Lilly podniosła oczy znad upomnień, w które płakała.

- D - dlaczego m - miałabym kiedykolwiek uważać się za osobę lubianą? - zająknęła 

się ze smutkiem. - T - ty jesteś jedyną prawdziwą przyjaciółką, jaką mam.

- To nieprawda - powiedziałam. - Masz mnóstwo przyjaciół. Shameeka i Ling Su, i 

Tina...

Lilly   zaczęła   płakać   jeszcze   głośniej   na   dźwięk   imienia   Tiny.   Za   późno 

przypomniałam sobie o Borysie i jego nowo nabytej seksowności.

- Och... - powiedziałam i poklepałam Lilly po ramieniu. - Przepraszam. Chodziło mi o 

to, że... No cóż, nieważne. Ludzie cię LUBIĄ, Lilly. Tyle tylko, że czasami...

Lilly uniosła zalaną łzami twarz.

- C - co? - zapytała.

- No cóż - powiedziałam. - Czasami jesteś trochę dla nich wredna. Na przykład dla 

mnie. Z tym całym nazywaniem mnie dzieciolizem.

- Ale ty JESTEŚ dzieciolizem - wytknęła Lilly.

background image

- Tak - powiedziałam. - Ale, wiesz, nie musisz mi tego cały czas WYTYKAĆ.

Lilly oparła podbródek na kolanach.

- Pewnie nie - westchnęła. - Masz rację. Przepraszam.

Skoro była już w takim zgodnym nastroju, dodałam:

- I nie lubię też, kiedy nazywasz mnie KG albo KP.

Lilly popatrzyła na mnie z głupią miną.

- To jak mam ciebie nazywać?

- Może po prostu i zwyczajnie Mia?

Lilly zastanowiła się nad tym.

- Ale... to takie nudne - powiedziała.

- Ale tak mam na imię - stwierdziłam.

Lilly znów westchnęła.

- Dobrze - powiedziała. - Nieważne. Nie masz pojęcia, jaką jesteś szczęściarą, KG. To 

znaczy Mia.

- Szczęściarą? JA? Daj spokój... - O mały włos nie wybuchłam śmiechem. - Moje 

życie   jest   w   tej   chwili   po   prostu   OKROPNE.   Czy   ty   WIDZIAŁAŚ,   co   pani   Martinez 

namazała na moim wypracowaniu?

Lilly otarła oczy.

- No cóż, tak - powiedziała. - BYŁA trochę surowa. Ale czwórka to nie taki zły 

stopień. Poza tym widziałam, jak twój tata szedł niedawno w stronę jej klasy. Wyglądał tak, 

jakby miał zamiar odczytać pani Martinez jej prawa.

- Tak, ale czy mnie to wyjdzie na dobre? - spytałam. - To przecież nie zmieni jej 

zdania na temat mojego pisarskiego talentu... czy jego braku. To tylko sprawi, że będzie się 

bała mojego taty.

Lilly tylko pokręciła głową.

- Taa - powiedziała. - Ale przynajmniej masz chłopaka.

- Który jest NA STUDIACH - przypomniałam jej. - I który najwyraźniej oczekuje, 

że...

- Och, przestań... - powiedziała Lilly. - Tylko nie to. Nie słuchaj tej głupiej Lany. 

Kiedy ty wreszcie wbijesz sobie do tej głowy, że Lana nie ma zielonego pojęcia, o czym 

mówi? No powiedz, czy ty widzisz, żeby ONA spotykała się z jakimś studentem?

- Nie - powiedziałam. - Ale...

- Tak, no właśnie, i może jest po temu jakiś POWÓD. I wcale NIE ten, że Lana ma 

jakieś opory przed Robieniem Tego, jeśli wierzyć napisom na ścianach w całej łazience.

background image

Siedziałyśmy tam i zastanawiałyśmy się przez chwilę. Potem Lilly powiedziała:

- No więc jak? Twoja mama i pan G. jadą do Indiany na weekend?

- Tak - powiedziałam i zaraz dodałam szybko: - Ale nie będzie u mnie żadnej imprezy, 

bo przenoszę się do Plaza.

-   Będziesz   miała   osobny   pokój?   -   spytała   Lilly.   A   kiedy   pokiwałam   głową, 

powiedziała: - Super. - A potem dodała: - Hej, możesz zrobić imprezę piżamową.

Popatrzyłam na nią, jakby oszalała.

- W HOTELU?

- Jasne! Będzie fajnie. A my i tak musimy popracować nad twoimi umiejętnościami 

debatowymi. Mogłybyśmy urządzić próbę debaty. Co ty na to?

- No cóż - powiedziałam - czemu nie.

Chociaż nie jestem pewna, jak tata i Grandmère na to zareagują. Na moją imprezę 

piżamową w hotelu Plaza.

Ale nieważne. Jeśli to uszczęśliwi Lilly, to chyba warto się wysilić. Poważnie, nigdy 

nie wiedziałam, że tak sama o sobie myśli. No, wiecie, że nie jest lubiana i popularna. To 

znaczy ja WIEM, że Lilly nie jest bardzo popularna. Ale nie wiedziałam, że ONA o tym wie. 

Zawsze się ZACHOWUJE, jakby wyobrażała sobie, że jest królową całej szkoły.

Kto mógł wiedzieć, że to tylko tak na pokaz?

Teraz musimy tu siedzieć obie, póki nie zadzwoni dzwonek po szóstej lekcji, żebyśmy 

mogły zbiec na dół i się wmieszać w tłum. Zerwałyśmy się z rozwoju zainteresowań, ale ja 

mam przepustkę od siostry Lloyd, więc pani Hill skreśli mi nieobecność.

Nie wiem, co zrobi w tej sprawie Lilly. I wydaje się, że ona wcale się tym specjalnie 

nie przejmuje. Naprawdę, jak się nad tym zastanowić, to Grandmère i Lilly OBIE mogłyby 

sporo nauczyć świat o tym, jak być księżniczką.

Co jest nieco przerażające, kiedy tak o tym dłużej pomyśleć.

Piątek, 4 września,

wychowanie obywatelskie

TEORIE   RZĄDU:   Teoria   ewolucyjna  -  teoria   ewolucji   Darwina   zastosowana   do 

rządu:

1. Rodzina

2. Klan

3. Plemię

background image

Formowały się grupy w celu zorganizowania i skoordynowania działań związanych ze  

zdobywaniem dóbr i usług.

Żeby zachować wewnętrzny ład i chronić się przed zagrożeniem z zewnątrz, stworzono 

instytucję rządu.

Hej, to zupełnie jak szkolne kliki! Poważnie! Chodzi mi o sposób, w jaki te kliki 

powstają   w   szkole   -   żeby   się   chronić   przed   zagrożeniem   z   zewnątrz.   Na   przykład   my, 

wszyscy   intelektualiści,   trzymamy  się   razem   i  stworzyliśmy   klikę,  żeby  się  bronić   przed 

atakami mięśniaków z drużyny i czirliderek, bo w ilości jest siła. To wyjaśnia tak wiele:

• Klika skateboardowców powstała po to, żeby bronić się przed punkami.

• Punkowie trzymają się razem, żeby się chronić przed Klubem Dramatycznym.

• Klub Dramatyczny powstał, żeby się chronić przed intelektualistami.

• Intelektualiści zebrali się, żeby się bronić przed mięśniakami z drużyny.

• A faceci z drużyny trzymają się razem, żeby się bronić przed...

No cóż, nie wiem, przed kim mieliby się bronić faceci z drużyny, tworząc swoją klikę.

Ale poza tym wszystko teraz zaczyna nabierać sensu. To po to istnieją kliki! Darwin 

miał rację!!!

Piątek, 4 września,

geografia

Pole magnetyczne Ziemi skutkiem wewnętrznych prądów konwekcyjnych.

Odkryte przez Vana Allena (pasy radiacji).

Obszary wysokiego promieniowania cząstek, niektóre są radioaktywne i naładowane, 

z kosmosu i Słońca.

Zorza polarna jest spowodowana wzajemnym oddziaływaniem naładowanych cząstek 

i atmosfery.

NOWA DZIEWCZYNA KENNY'EGO, HEATHER,

WEDŁUG KENNY'EGO:

1. Ma naturalne blond włosy i nigdy nie musi farbować sobie odrostów.

2. Dostaje same piątki i świadectwa z wyróżnieniem.

3. Potrafi zrobić salto w tył.

4. Często robi salta na imprezach. 5.I w restauracjach.

6. Jest totalnie popularna w swojej szkole w Delaware.

background image

7. Przyjedzie go odwiedzić na Święto Dziękczynienia.

8. Ma własnego konia.

9. Nigdy nie marnuje czasu na oglądanie telewizji, bo jest totalnie zajęta czytaniem 

książek.

10. Nie używa automatycznej sekretarki. I to bardzo dobrze, bo pewnie i tak nikomu 

nie chce się do niej dzwonić, skoro nie ogląda telewizji i w związku z tym nie ma o czym 

rozmawiać.

PRACA DOMOWA

 

 

WF: nie dotyczy

Geometria: ćwiczenia, strony 42 - 45

Angielski: Podstawy stylistyki, strony 55 - 75

Francuski: ????

RZ: ????

Wych. ob.: Jakie zastosowanie ma teoria Darwina do definicji rządu?

Geografia: powtórzyć pole magnetyczne

Piątek, 4 września,

Plaza

Grandmère miała takie poczucie winy, że spowodowała u mnie atak płaczu w środku 

lekcji, że uparła się zabrać mnie na dół do Sali Palmowej i mi to wynagrodzić.

Oczywiście wiedziałam, że tak NAPRAWDĘ wcale nie czuje się winna. Hej, to w 

końcu GRANDMÈRE. A na dole wszędzie była PRASA, usiłująca robić nam zdjęcia, kiedy 

siedziałyśmy nad bułeczkami podawanymi z gęstą śmietaną, tak że jutro na pierwszej stronie 

„The Post” będzie nasze zdjęcie z wielkim podpisem: „Herbatka dla dwojga/wypchaj się Unio 

Europejska!” albo „Odwal się Unio” czy coś podobnego.

Ale   było   miło   posiedzieć   tam   i   pojeść   maleńkie   kanapeczki   bez   skórki,   kiedy 

Grandmère plotła o tych takich małych do ściskania Lany w kształcie pomponów czirliderki i 

o tym, jakie są tandetne, i o ile lepsze są nasze długopisy z napisem  P

ROPRIÉTÉ

 

DU

  P

ALAIS

 

R

OYALE

 

DE

 G

ENOVIA

. Zwłaszcza że w ogóle nie jadłam lunchu, bo musiałam całą tamtą przerwę 

spędzić u siostry Lloyd w gabinecie, z zimnym kompresem na czole.

Grandmère była taka miła w związku z tym, że się czuła taka winna (notatka do samej 

siebie: czy ktoś, kto cierpi na ciężkie zaburzenia osobowości może odczuwać poczucie winy? 

Sprawdzić to.), że wreszcie po prostu zebrałam się w sobie i spytałam:

background image

- Grandmère, czy mogę zaprosić na dzisiaj wieczór Lilly, Tinę, Shameekę i Ling Su 

do swojego pokoju na imprezę piżamową, żebyśmy mogły urządzić próbę debaty?

A ona odpowiedziała totalnie spokojnie:

- Oczywiście, Amelio

TAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!!

No   więc   wtedy   złapałam   za   komórkę   i   zadzwoniłam   do   nich   wszystkich   i   je 

pozapraszałam.   Pan   Taylor   musiał   najpierw   porozmawiać   z   Grandmère,   zanim   pozwolił 

Shameece przyjść, i upewnić się, że będziemy pod odpowiednim nadzorem, i tak dalej, ale 

Grandmère poradziła sobie z nim po mistrzowsku. Kiedy oddała mi słuchawkę, pan Taylor 

pytał już tylko, czy jest cokolwiek, co Shameeka mogłaby nam przynieść na imprezę, na 

przykład urządzenie do robienia popcornu czy coś.

Ale ja go zapewniłam, że w Plaza zajmą się wszystkimi naszymi potrzebami.

Wysłałyśmy   pokojówkę   Grandmère   na   poddasze,   żeby   przywiozła   moje   rzeczy   i 

nakarmiła Grubego Louie.

Mam nadzieję, że nic mu się samemu nie stanie. Będzie się dziwnie czuł, nie mając 

Rocky'ego w pobliżu. Bardzo się przyzwyczaił do zlizywania Rocky'emu z buzi co wieczór 

resztek mleka. Taka przekąska przed snem.

Notatka do samej siebie:

Zadzwonić do mamy na komórkę, jak tylko wyląduje jej samolot, i przypomnieć jej, 

żeby trzymała Rocky'ego z daleka od:

• Kosiarek do siana

• Żmij miedzianek (częstych w Indianie i bardzo jadowitych)

• Wideł

• Czarnych wdów (ukąszenie tych pająków jest śmiertelne dla niemowlęcia)

• Niepasteryzowanego mleka (salmonella)

• Sofy „Leniuch” dziadka (Rocky mógłby utknąć w środku i udusić się na śmierć)

• Zwierząt wiejskich (Ecoli)

• Zapiekanki babci z tuńczyka, ziemniaków i makaronu (jest po prostu obrzydliwa)

•   Piwnicy   (mogliby   się   w   niej   ukrywać   zbiegli   pacjenci   pobliskiego   szpitala   dla 

wariatów)

Piątek, 4 września, hotel Plaza, pokój 1620,

godzina???? PÓŹNO!! !!!!

background image

O mój Boże, Ling Su znalazła w Internecie fantastyczny quiz i przyniosła go ze sobą, 

żebyśmy mogły wszystkie go zrobić i dowiedzieć się czegoś o sobie!!!!

QUIZ:

NIE OSZUKUJ!!! NIE podglądaj, co jest dalej... Po prostu odpowiedz na pytania po 

kolei!

Najpierw   weź   kartkę  i   ołówek.   Kiedy   wybierasz   imiona,   pamiętaj,   że   mają   to   być 

osoby, które rzeczywiście znasz. Pierwsza myśl się liczy! ZRÓB TO TERAZ!

1. Najpierw zapisz w kolumnie cyfry od 1 do 11.

2. Obok numerów 1 i 2 zapisz jakiekolwiek liczby, które przyszły ci do głowy.

3. Obok numerów 3 i 7 zapisz imiona dwóch osób przeciwnej

 

płci.

4. W miejscach 4,5 i 6 wpisz jakiekolwiek imiona (na przykład

 

przyjaciół albo rodziny).

5. W miejscach 8, 9, 10 i 11 zapisz tytuły czterech piosenek.

ZRÓB TO TERAZ, NIE ZAGLĄDAJĄC DO ODPOWIEDZI!!!!!!!

Odpowiedzi Mii Thermopolis:

1. 10

2.3

3. Michael Moscovitz

4. Gruby Louie

5. Lilly Moscovitz

6. Rocky Thermopolis - Gianini

7. Kenny Showalter

8. Crazy in Love - Beyonce

9. Bootylicious - Destiny's Child

10. Belle - Pięknej i Bestii

11. Piosenka z serialu Przyjaciele

Klucz do odpowiedzi:

1. Musisz powiedzieć tylu osobom (suma liczb w miejscu 1 i 2) o tym quizie.

2. Osoba w punkcie 3 to ktoś, kogo kochasz.

3. Osoba numer 7 to ktoś, kogo lubisz, ale nie możesz rozgryźć.

4. Najbardziej troszczysz się o osobę numer 4.

5. Osoba numer 5 to ktoś, kto cię bardzo dobrze zna.

6. Osoba numer 6 to ktoś, kto jest twoją gwiazdką z nieba.

7. Piosenka pod numerem 8 odnosi się do osoby spod numeru 3.

8. Tytuł piosenki spod numeru 9 to piosenka dla osoby spod numeru 7.

9. Piosenka pod numerem 10 mówi najwięcej o TOBIE.

background image

10. Piosenka pod numerem 11 mówi o tym, jak traktujesz życie.

O   mój   Boże!!!   TO   JEST   TAKIE   NIESAMOWITE!!!!   TO   WSZYSTKO   TAKIE 

PRAWDZIWE!!!!!!!

Na   przykład   Michael   to   totalnie   osoba,   którą   kocham.   A   Rocky   to   totalnie   moja 

gwiazdka z nieba! A Lilly to osoba, która zna mnie najlepiej! A Gruby Louie to osoba (czy 

też kot), o którą najbardziej się troszczę!

I nie wierzę, żebym KIEDYKOLWIEK miała zrozumieć Kenny'ego.  Bootylicious  to 

bardzo odpowiednia piosenka dla niego, bo jedną rzecz wiem: nie sądzę, żeby był gotowy do 

„tych zabaw”.

A ja jestem zdecydowanie  „zakochana do szaleństwa” w Michaelu! A piosenka z 

Przyjaciół to DOKŁADNIE historia mojego życia - „Nikt cię nie uprzedził, że życie tak się 

potoczy”... Bo nikt mi nigdy nie POWIEDZIAŁ, że będę KSIĘŻNICZKĄ GENOWII.

A jeśli chodzi o piosenkę  Belle,  Lilly może się śmiać ile chce, ale to JEST jedna z 

moich   ulubionych   piosenek.   Tak,   wiem,   pani   Martinez   pewnie   uznałaby,   że   to   godne 

pożałowania...   No,   wiecie,   że   tak   zwana   pisarka   lubi   piosenkę   z   musicalu   Disneya.   Ale 

nieważne! Belle i ja mamy MNÓSTWO wspólnego: obie zawsze siedzimy z głową w książce 

(ja w pamiętniku, no ale nieważne) i wszyscy uważają, że jesteśmy dziwne.

Oprócz mężczyzn, którzy nas kochają.

To   było   takie   zabawne!   Zamówiłyśmy   sobie   do   pokoju   chyba   WSZYSTKO   z 

restauracji.

A   przed   chwileczką   o   mało   się   nie   popłakałyśmy   ze   śmiechu.   Bo   Shameeka 

opowiedziała   Lilly   o   Perin,   z   francuskiego,   i   że   nie   wiemy,   czy   Perin   to   chłopak,   czy 

dziewczyna, a Lilly powiedziała, że powinnyśmy wejść na lekcje w poniedziałek, i okrążając 

Perin,   zacząć   śpiewać:   „Ściągnij...   spodnie...!   Ściągnij...   spodnie!   Ściągnij...   spodnie!”, 

żebyśmy mogły same się przekonać.

Możecie sobie wyobrazić wyraz twarzy mademoiselle Klein, gdybyśmy to zrobiły? 

Tyle że, oczywiście, to by chyba było molestowanie seksualne. I nie byłoby zbyt przyjemne 

dla Perin, czy to chłopak, czy dziewczyna.

No więc wtedy wszystkie zaczęłyśmy skakać po łóżku i wołać: „Ściągnij... spodnie...! 

Ściągnij... spodnie! Ściągnij... spodnie!” na cały głos, aż pomyślałam sobie, że autentycznie 

ZMOCZĘ spodnie od tego wariackiego śmiechu.

Zaraz zrobimy sobie koncert karaoke. Bo opowiedziałam wszystkim, jak to będzie, 

jeśli kiedykolwiek będziemy podróżować po kraju i będziemy musiały śpiewać, żeby zarobić 

background image

na benzynę i tak dalej, jak Britney Spears w Dogonić marzenia, więc potrzebna nam praktyka. 

I zaraz się tym zajmiemy.

Aha, i Michael dzwonił przed paroma minutami, ale ja w ogóle nie słyszałam, co 

mówi, bo Tina okropnie krzyczała, bo znalazłyśmy miłosny liścik, który Borys zostawił w jej 

plecaku, i Ling Su go odczytywała na głos. Nawet Lilly się zaśmiewała.

To jest NAJLEPSZA IMPREZA POD SŁOŃCEM. Pomijając, oczywiście, wieczór 

Balu Wielu Kultur.

I   ten   wieczór,   kiedy   Michael   i   ja   oglądaliśmy   razem  Gwiezdne   Wojny,  a   on   mi 

powiedział, że jest we mnie ZAKOCHANY, a nie tylko, że mnie KOCHA.

I bal maturalny.

Pomijając te okazje.

Notatka do samej siebie: pamiętać, żeby powiedzieć mamie, żeby trzymała Rocky'ego 

z daleka od tytoniu do żucia dziadka!

Nikotyna jest toksyczna dla dzieci, jeśli jest przyjmowana doustnie! Widziałam to w 

filmie W obronie prawa!

LISTA NAJSEKSOWNIEJSZYCH FACETÓW

 

 

LILLY, SHAMEEKI, TINY, LING SU I MII

 

 

1. Orlando Bloom, we wszystkim, w koszuli czy bez.

2. Borys  Pelkowski (To jest absolutna BZDURA! Borysa  nie powinno być  na tej 

liście. Ale Lilly i ja zostałyśmy przegłosowane).

3. Ten fajny facet z ostatniego filmu opartego na biografii Mii (tyle że nic tego, co 

zdarzyło  się w tym  filmie,  nie mogłoby mieć  miejsca w prawdziwym  życiu,  bo 

Genowia   to   księstwo,   a   nie   królestwo   i   nie   ma   to   większego   znaczenia,   czy 

następczyni tronu ma męża, czy nie. Poza tym mało prawdopodobne, żeby Skinner 

Box dostali kontrakt na płytę, bo większość członków kapeli jest za bardzo zajęta 

zdobywaniem   dyplomów   wyższych   uczelni/zaliczaniem   trzydziestodniowego 

odwyku od alkoholu, żeby odbywać próby).

4. Seth z The OC.

5. Harry Potter. Bo chociaż gra chłopca czarodzieja, robi się coraz seksowniejszy.

6. Jesse Bradford z Wielbicielki.

7. Chad Michael Murray z A Cinderella Story i One Tree Hill. Ooo, la la!

8. Seksowny chłopak Samanthy z  Seksu w wielkim mieście,  zwłaszcza kiedy ogolił 

sobie dla niej głowę (Shameeka musiała powstrzymać się od głosu w tej rundzie 

głosowania, bo tata nie pozwala jej oglądać tego serialu). 9. Trent Ford z Uwierz w 

background image

miłość.

10. Ramon Riveras.

11.   Hellboy   (nawet   jeśli   Mia   jest   jedyną   osobą,   która   uważa,   że   Hellboy   jest 

seksowny).

Sobota, 5 września, Wielki Trawnik,

Central Park

Jestem tak strasznie zmęczona. DLACZEGO ja je wszystkie wczoraj zaprosiłam na 

wieczór? I DLACZEGO musiałyśmy śpiewać karaoke do trzeciej nad ranem???

A dokładniej mówiąc, DLACZEGO pozwoliłam Lilly namówić mnie, żebym dzisiaj 

przyszła na mecz PIŁKI NOŻNEJ drużyny Liceum imienia Alberta Einsteina????

To takie nudy. Zawsze uważałam, że sport to nuda - Bóg mi świadkiem, że pani Potts 

często wrzeszczała: „Rusz się trochę, Mia!”, kiedy pozwalałam piłce przelatywać koło mnie.

Ale oglądanie sportów jest nawet jeszcze nudniejsze niż uprawianie ich. Bo kiedy 

uprawiasz sporty, zdarzają ci się przynajmniej te momenty, kiedy dłonie ci się pocą, a serce 

wali i myślisz: O, nie! Ta piłka nie leci do MNIE, prawda? O, nie! Ona LECI do mnie. Co ja 

mam robić? Jeśli ją spróbuję złapać, nie uda mi się i wszyscy mnie znienawidzą. Ale jeśli NIE 

SPRÓBUJĘ jej złapać, wszyscy mnie za TO też znienawidzą.

Ale kiedy OGLĄDASZ sport, tego zupełnie nie ma. Jest tylko. .. nuda. Nuda, nuda 

bez końca.

Kiedy   Lilly   poprosiła   mnie,   żebym   zarezerwowała   sobie   dla   niej   sobotę,   nie 

wiedziałam, że ma w planach szkolną imprezę. Dlaczego miałabym zajmować się szkolnymi 

sprawami (pomijając lekcje do odrobienia, oczywiście) w czasie WEEKENDÓW?

Ale Lilly mówi, że to ważne, żebym pokazała się na jak największej liczbie imprez 

przed poniedziałkiem. Cały czas mnie trąca w bok i powtarza:

- Przestań pisać w tym swoim pamiętniku, idź, pokręć się wśród ludzi.

Ale ja nie jestem wcale taka pewna, czy kręcenie się wśród ludzi na szkolnym meczu 

piłki nożnej jest sposobem na zdobycie głosów. Wiecie? Bo mogę spokojnie zagwarantować, 

że wszyscy, którzy tu są, będą głosowali na Lanę.

I   dlaczego   NIE   MIELIBY   tego   zrobić?   Popatrzcie   tylko   na   nią,   jak   wykonuje   te 

wszystkie swoje podskoki czy coś. Jest totalnie IDEALNA. Przynajmniej na zewnątrz. W 

środku, wiem, serce ma równie czarne jak czarna dziura. Ale na zewnątrz - no cóż, ma ten 

idealny uśmiech  z  tymi  idealnymi,  równymi  zębami  i tymi  idealnie  gładkimi,  opalonymi 

background image

nogami, na których nie ma zacięć po golarce, i z tym lśniącym błyszczykiem, do którego 

nigdy nie lepią jej się włosy - dlaczego ktokolwiek MIAŁBY głosować na mnie, kiedy może 

głosować na Lanę?

Lilly mówi, że mam nie być  głupia - że wybory na przewodniczącego samorządu 

szkolnego to nie konkurs piękności ani popularności. Ale w takim razie czemu chce, żebym 

JA kandydowała za nią? I jak to się stało, że jestem TUTAJ? Jedyni ludzie NA tym meczu to 

mięśniaki z drużyny i czirliderki. I mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek z nich zagłosował 

na MNIE.

Lilly mówi, że na pewno na mnie nie zagłosują, jeśli nie wytknę nosa z tego notesu i 

nie zacznę z nimi rozmawiać. ROZMAWIAĆ Z NIMI! Z IDEALNYMI, POPULARNYMI 

LUDŹMI!

Będą mieli szczęście, jeśli się na nich nie porzygam.

Sobota, 5 września, 15.00, Ray's Pizza

No cóż, TO była wielka strata czasu.

Lilly   twierdzi,   że   nie.   Lilly   wręcz   opowiada,   że   ten   dzień   był   niezmiernie 

POUCZAJĄCY. Cokolwiek by to miało znaczyć.

Nie jestem pewna, skąd Lilly może to w ogóle WIEDZIEĆ, skoro spędziła większość 

meczu,   siedząc  na  trybunach  za  panem  doktorem  i  panią  Weinberger  -  podsłuchując  ich 

rozmowę z rodzicami Trishy Hayes. Nawet nie OGLĄDAŁA meczu, o ile się orientuję. To 

JA musiałam kręcić się w pobliżu, podchodzić do ludzi, którzy nawet nie zawiesiliby na mnie 

wzroku, gdybyśmy się mijali na korytarzu LiAE, i mówić: „Cześć, chyba się nie znamy. 

Jestem Mia Thermopolis, księżniczka Genowii i kandyduję na przewodniczącą samorządu 

szkolnego”.

Poważnie. Nigdy w życiu nie czułam się większą idiotką.

I   nikt   zresztą   nie   zwracał   na   mnie   żadnej   uwagi.   Mecz   był   najwyraźniej 

superinteresujący.   Graliśmy   przeciwko   drużynie   seniorów   z   Trinity,   którzy   w   zasadzie 

skopywali nam tyłek co roku, jak historia LiAE długa.

Ale nie dzisiaj. Bo dzisiaj LiAE wystawiło swoją sekretną broń: Ramona Riverasa. 

Fakt, jak już Ramon dorywał się do piłki, to już jej nie oddawał, póki nie mijała bramkarza 

Trinity i nie trafiała do tego dużego z siatką. LiAE pokonało Trinity cztery do zera.

I okazało się, że miałam rację co do Ramona. Bo oczywiście zdarł z siebie koszulkę i 

rzucił ją w powietrze po ostatnim golu. Nie chciałabym rozpuszczać plotek, ale widziałam, 

background image

jak pani Weinberger usiadła tak jakoś bardziej prosto, kiedy to się stało.

I oczywiście Lana wybiegła na boisko i rzuciła się Ramonowi w ramiona. A potem on 

obnosił ją po boisku na ramionach, jakby była jakimś trofeum. Z tego co wiem, może i nim 

jest: wygraj mecz dla LiAE, a dostaniesz czirliderkę za darmo.

Nieważne. Ramon może ją sobie brać. Może to ją na tyle zajmie, że MNIE zostawi w 

spokoju. Mnie i mojego „studenta”.

A   to   mi   coś   przypomina.   Mam   później   odwiedzić   Michaela   w   jego   pokoju   w 

akademiku, żeby poznać jego współlokatora i „nadrobić zaległości”, skoro nie widzieliśmy 

się przez cały tydzień.

A przynajmniej  Michael powiedział, że to będziemy robić, kiedy wreszcie dzisiaj, 

trochę przed meczem, udało nam się ze sobą skontaktować. Miał nieco poirytowany głos, 

kiedy w końcu się do mnie dodzwonił. Bo trochę późno sobie przypomniałam, żeby włączyć 

komórkę.

- Co tam się działo wczoraj wieczorem, kiedy dzwoniłem? - zapytał.

- Hm - powiedziałam.

Kiedy zadzwonił, kupowałam akurat precla przy jednym  z tych wózków w parku. 

Wielu ludzi tego nie wie, ale nowojorskie precle - takie kupowane u ulicznego handlarza - 

mają właściwości lecznicze. To prawda. Nie wiem, co w nich jest, ale kiedy cię boli głowa 

czy cokolwiek innego, jak tylko ugryziesz precla, ból mija. A ja miałam dość dokuczliwy ból 

głowy, bo przecież prawie wcale nie spałam.

-   Dziewczyny   zostały   u   mnie   -   wyjaśniłam   Michaelowi,   kiedy   już   przełknęłam 

pierwszy kęs gorącego słonego precla. - Na noc. Tyle że, wiesz, mało spałyśmy.

I   opowiedziałam   mu,   jak   skakałyśmy   po   łóżku,   krzycząc:   „Ściągnij...   spodnie! 

Ściągnij... spodnie!” i tak dalej.

Michael chyba nie uznał, że to było zabawne. Oczywiście, nie wspomniałam mu o 

tym, jak potem śpiewałam  Milkshake  do pilota od telewizora, ubrana w gumową matę do 

wanny w charakterze minisukienki. Bo ja przecież nie chcę, żeby on pomyślał, że jestem 

kompletnie NIENORMALNA.

- Miałaś cały apartament hotelowy dla siebie - powiedział tylko Michael - i zaprosiłaś 

moją siostrę.

- I Shameekę, i Tinę, i Ling Su - dodałam, ocierając sobie musztardę z podbródka. Bo 

musisz posmarować precla musztardą, inaczej nie wykazuje właściwości leczniczych.

- Właśnie - powiedział Michael. - No cóż, przyjdziesz tu potem czy nie?

Co niektórym mogłoby się wydać trochę niegrzeczne. Tyle że mnie fakt, że Michael 

background image

był chyba na mnie zły - z jakiegokolwiek powodu - sprawił coś w rodzaju ulgi. Bo skoro się 

na mnie złościł, to prawdopodobnie znaczyło, że Robienie Tego nie zaprzątało mu całego 

umysłu. A mnie się naprawdę wcale nie spieszyło do tej rozmowy o Robieniu Tego, chociaż 

wiedziałam, że Tina ma rację, i któregoś dnia będziemy musieli porozmawiać o tym otwarcie.

No więc teraz leczę się kawałkiem zwykłej pizzy z serem w towarzystwie Lilly, zanim 

zbiorę siły, żeby wsiąść do limuzyny z Larsem i pojechać na przedmieścia do akademika 

Michaela.   Naprawdę,   po   imprezowym   wieczorze   bardzo   trudno   jest   następnego   dnia 

funkcjonować. Nie wiem, jak tym siostrom Hilton się to udaje.

Lilly   mówi   mi   teraz,   że   mamy   wybory   w   kieszeni.   Nie   mam   zielonego   pojęcia, 

dlaczego tak twierdzi, skoro:

A) Wczoraj wieczorem wcale nie udało nam się przeprowadzić próby debaty, więc nie 

miałam żadnej szansy popracować nad odpowiedziami, których udzielę w poniedziałek

oraz

B)   Większość   osób,   z   którymi   rozmawiałam   na   trybunach   w   czasie   dzisiejszego 

meczu, patrzyła na mnie jak na chorą i odpowiadała: „Głosuję na Lanę, pajacu”.

Ale nieważne. Lilly spędziła cały mecz, siedząc z RODZICAMI różnych ludzi, więc 

co ona w ogóle może wiedzieć?

Ale szkoda, że nie mogę jej  zapytać  o Robienie Tego. Bo Lilly też nigdy Tego nie 

Robiła... a przynajmniej nie wydaje mi się. Ze swoim ostatnim chłopakiem dotarła zaledwie 

do drugiej bazy.

Ale i tak jestem pewna, że miałaby jakieś cenne uwagi na temat tej całej sytuacji.

Ale nie mogę porozmawiać z Lilly o Robieniu Tego czy o Nierobieniu Tego z jej 

BRATEM. To OBRZYDLIWE. Gdyby jakakolwiek dziewczyna chciała ze mną rozmawiać o 

Robieniu Tego z Rockym, prawdopodobnie dałabym jej po łbie. Chociaż, oczywiście, to mój 

młodszy brat i ma zaledwie cztery miesiące.

Poza tym, wydaje mi się, że wiem, co Lilly by mi doradziła: „Nie żałuj sobie”.

Łatwo Lilly mówić, bo ona bardzo dobrze się czuje we własnym ciele. Nie musi, w 

przeciwieństwie   do   mnie,   przebierać   się   przed   WF   -   em   w   dzikim   popłochu   i   w 

najciemniejszym,   najluźniejszym   kącie   szatni,   jaki   zdoła   znaleźć.   Zdarzało   jej   się   nawet 

czasami paradować po szatni KOMPLETNIE nago, pytając: „Czy ktoś mi może pożyczyć 

dezodorant?” A uwagi Lany na temat brzuszka i cellulitu puszcza mimo uszu.

Nie, nie, nie obawiam się, że Michael będzie robił sobie takie uwagi na temat mojego 

nagiego   ciała.   Ja   tylko   wcale   nie   jestem   pewna,   czy   będę   się   komfortowo   czuła   ze 

świadomością, że on w ogóle coś o moim ciele wie.

background image

Chociaż, oczywiście, wcale nie miałabym nic przeciwko zobaczeniu, jak wygląda jego 

ciało.

Może to znaczy, że mam zahamowania, że jestem pruderyjna i seksistowska, i inne 

niedobre  rzeczy.  Może ja nie zasługuję na to, żeby zostać przewodniczącą  samorządu  w 

Albercie Einsteinie, nawet na te parę dni, zanim złożę rezygnację i przekażę obowiązki Lilly. 

Na pewno nie zasługuję na to, żeby być księżniczką państwa, które udało mi się wyrzucić z 

Unii Europejskiej... No cóż, jeśli faktycznie nas wyrzucą.

Naprawdę, na niewiele zasługuję.

To ja już chyba pójdę do Michaela.

Proszę, niech mnie ktoś zastrzeli.

Sobota, 5 września, 17.00, łazienka pokoju

Michaela w akademiku

Okej,   a   ja   myślałam,   że   Columbia   to   uniwersytet,   na   który   trudno   się   dostać.   Ja 

myślałam, że oni rzeczywiście selekcjonują kandydatów.

No to jakim cudem dostają się tu takie świry jak współlokator Michaela?

Wszystko szło świetnie, do momentu kiedy ON się pokazał. Lars i ja zadzwoniliśmy 

do Michaela z dyżurki w Engle Hall, bo tak się nazywa akademik Michaela, i Michael zszedł 

na dół, żeby nas wpisać do książki odwiedzin, bo oni tutaj na Uniwersytecie Columbia bardzo 

poważnie traktują bezpieczeństwo swoich studentów (szkoda, że nie przejmują się już tak 

bardzo   bezpieczeństwem   ich   gości!).   Musiałam   zostawić   swoją   szkolną   legitymację   w 

recepcji, żebym nie próbowała opuścić budynku, nie wypisując się z książki odwiedzin. Lars 

musiał zostawić swoje pozwolenie na broń (chociaż rewolwer pozwolili mu zatrzymać, kiedy 

się dowiedzieli, że jestem księżniczką Genowi, a on jest moim ochroniarzem).

W każdym razie, kiedy już wszyscy zostaliśmy spisani, Michael zabrał nas na górę. 

Byłam już przedtem w Engle Hall, tego dnia, kiedy Michael się wprowadzał, ale teraz to 

wszystko wygląda zupełne inaczej, bo znikły te wszystkie wózki z bagażami i rodzice. Po 

korytarzach biegają ludzie ubrani w same ręczniki i wrzeszczą, zupełnie jak w  Kochanych 

kłopotach.  A   zza   kilku   niedomkniętych   drzwi   dobiega   bardzo   głośna   muzyka.   Wszędzie 

wiszą plakaty namawiające do udziału w tym czy innym marszu protestacyjnym i zaproszenia 

na   wieczory   poezji   w   różnych   pobliskich   kawiarniach.   To   wszystko   jest   takie   bardzo 

uniwersyteckie!

Michael chyba przestał się już na mnie złościć, bo na przywitanie bardzo ładnie mnie 

background image

pocałował, a wtedy udało mi się powąchać jego szyję, i natychmiast popatrzyłam na wszystko 

pozytywniej.   Szyja   Michaela   jest   niemal   tak   samo   skuteczna   jak   nowojorski   precel   od 

ulicznego sprzedawcy, jeśli chodzi o własności lecznicze.

Udało   nam   się   pozbyć   Larsa,   zostawiliśmy   go   w   świetlicy   studenckiej   na   piętrze 

Michaela, bo tam na wielkim telewizorze leciał mecz baseballu. Można by pomyśleć, że Lars 

miał już dosyć sportu jak na jeden dzień, skoro dopiero co spędziliśmy ze trzy godziny na 

sportowej imprezie, ale nie. Rzucił jednym okiem na wynik, który był remisowy, i przylepiło 

go do krzesła, razem ze sporą liczbą innych ludzi, którzy mieli ten sam półprzytomny wyraz 

twarzy.

Michael poszedł dalej i zaprowadził mnie do swojego pokoju, który wygląda teraz 

dużo lepiej niż tego dnia, kiedy się wprowadzał. Większość ściany z pustaków zajmuje wielka 

mapa   galaktyki,   wszystkie   płaskie   powierzchnie   (pomijając   łóżka)   zajmuje   sprzęt 

komputerowy w ilości, jakiej nie mają pewnie nawet w NORADZIE, a na suficie przyklejony 

jest znak z napisem: W

YBIJ

 

SOBIE

 

Z

 

GŁOWY

 

PARKOWANIE

, chociaż Michael przysięga, że nie zwinął 

go z ulicy.

Michaela strona pokoju jest bardzo schludna, na łóżku leży ciemnoniebieska narzuta, 

minilodówka robi za stolik przy łóżku, a WSZĘDZIE są kompakty i książki.

Druga strona pokoju jest nieco bardziej zabałaganiona, narzuta jest czerwona, zamiast 

lodówki stoi mikrofalówka, a WSZĘDZIE są płyty DVD i książki.

Zanim zdążyłam zapytać, gdzie jest Doo Pak i kiedy go poznam, Michael pociągnął 

mnie   na   łóżko.   Bardzo   fajnie   zaczynaliśmy   się   ze   sobą   zaprzyjaźniać   po   tygodniowym 

niewidzeniu, kiedy nagle otworzyły się drzwi i wszedł wysoki Koreańczyk w okularach.

-   O   cześć,   Doo   Pak   -   powiedział   Michael   bardzo   swobodnym   tonem.   -   To   moja 

dziewczyna, Mia. Mia, to Doo Pak.

Wyciągnęłam   prawą   dłoń   i   uśmiechnęłam   się   do   Doo   Paka   moim   najładniejszym 

książęcym uśmiechem.

- Cześć, Doo Pak - powiedziałam. - Miło mi cię poznać.

Ale Doo Pak nie ujął wyciągniętej ręki i jej nie uścisnął.

Zamiast   tego   najpierw   popatrzył   na   Michaela,   potem   na   mnie   i   znów   szybko   na 

Michaela. A potem roześmiał się i powiedział:

- Cha, cha, bardzo śmieszne! Ile ci zapłacił za zrobienie mi tego numeru, co?

Popatrzyłam na Michaela, zbita z tropu, a on powiedział:

- Hm, Doo Pak, ja nie żartuję. To naprawdę jest moja dziewczyna.

Doo Pak tylko się bardziej obśmiał i stwierdził:

background image

- Wy, Amerykanie, zawsze stroicie sobie żarty! Naprawdę, przestańcie już.

Wtedy ja spróbowałam.

-   Hm...   -   powiedziałam.   -   Doo   Pak,   ja   naprawdę   jestem   dziewczyną   Michaela. 

Nazywam   się   Mia   Thermopolis.   Miło   mi,   że   mogę   cię   wreszcie   poznać.   Dużo   o   tobie 

słyszałam.

I wtedy Doo Pak zaczął się tak śmiać, że zgiął się wpół i przewrócił na swoje łóżko.

- Nie - kwiczał, kręcąc głową, a łzy spływały mu po twarzy. - Nie, nie. To niemożliwe. 

TY - wskazał ręką na mnie - nie możesz z NIM chodzić - i tu wskazał na Michaela.

Michael zaczynał mieć taką minę, jakby się zirytował.

- Doo Pak - powiedział tym samym ostrzegawczym tonem, który słyszałam już, kiedy 

Lilly zaczyna mu dokuczać na temat jego ulubionego filmu, Star Trek: Enterprise.

-   Poważnie   -   powiedziałam   do   Doo   Paka,   usiłując   pomóc,   chociaż   nie   miałam 

zielonego   pojęcia,   co   go   tak   śmieszy.   -   Michael   i   ja   chodzimy   ze   sobą   ponad   dziewięć 

miesięcy.  Ja chodzę do Liceum  imienia  Alberta  Einsteina,  niedaleko  od mojego  domu,  i 

mieszkam z mamą i ojczymem w Vill...

-   Przestań   już   mówić,   proszę   -   powiedział   do   mnie   Doo   Pak.   Bardzo   grzecznie, 

przyznaję, ale to jednak trochę dziwne uczucie, kiedy cię proszą, żebyś  przestała mówić. 

Zwłaszcza że Doo Pak odwrócił się wtedy do mnie plecami i zaczął cicho i szybko mówić coś 

do   Michaela,   a   Michael   mu   odpowiedział   równie   cichym,   ale   raczej   rozgniewanym   niż 

zdenerwowanym tonem.

To bardzo dziwne uczucie stać w pokoju i patrzeć jak dwoje ludzi rozmawia bardzo 

zdenerwowanym   i   gniewnym   tonem,   a   ty   nie   możesz   ich   nawet   podsłuchać.   No   więc 

przyszłam tu, żeby dać im trochę prywatności.

Słyszę stąd, że Doo Pak bardzo nerwowo szepcze coś do Michaela, który na szczęście 

przestał w odpowiedzi szeptać, więc słyszę przynajmniej JEGO stronę tej wymiany zdań.

- Doo Pak, ja ci MÓWIŁEM, kim ona jest - powiedział przed chwilą. - To moja 

DZIEWCZYNA. Nikt cię tu nie usiłuje nabierać.

Wiecie co, ich łazienka jest w sumie całkiem czysta, jak na chłopaków. Nie ma tu 

niczego, czego bym się bała dotknąć. Widzę, że wymienili sobie zasłonę od prysznica na taką 

z mapą świata. To musi być pociecha dla Doo Paka, który na pewno tęskni za własnym 

krajem. W ten sposób może brać prysznic i przez cały czas patrzeć na ojczyznę.

Oooch, Doo Pak też już przestał szeptać. Obaj chyba uważają, że jestem kompletnie 

GŁUCHA.

- Ale ja nie rozumiem, Mike - mówi Doo Pak. MIKE????? - Dlaczego ONA miałaby 

background image

chodzić z TOBĄ?

Wszystko zaczyna się powoli wyjaśniać. Doo Pak musiał mnie rozpoznać. Pojawiałam 

się ostatnio w prasie dość często, w związku z całą tą aferą ze ślimakami i wyborami i tak 

dalej. Może on po prostu nie jest w stanie uwierzyć, że Michael spotyka się z księżniczką.

I trudno mi go za to winić. Naprawdę, na świecie nie ma nic bardziej kiczowatego niż 

być księżniczką. Rozumiem, że Michael nie uprzedził go wcześniej. Dla niego to pewnie coś 

nieznośnie wstydliwego. Pomyślcie tylko, musi przyznawać się swoim kolegom ze studiów, 

że nie tylko spotyka się z dziewczyną z liceum, ale na dodatek ona jest KSIĘŻNICZKĄ.

Biedny   Michael.   Nigdy   nie   zdawałam   sobie   sprawy,   że   chodzenie   z   członkinią 

książęcej rodziny naraża go na kpiny i docinki. To wszystko plus jeszcze to, że ta dziewczyna 

ma   ochroniarza,   jest   niedorozwinięta   w   okolicach   klatki   piersiowej   i   jest   dzieciolizem, 

sprawia, że przywiązanie Michaela do mnie wydaje mi się jeszcze bardziej niezwykłe.

Oooooch, przestali gadać. Może mogę już teraz bezpiecznie wyjść...

Sobota, 5 września, 19.00, Kafejka (212)

Muszę spisać to szybko, zanim Michael zapłaci za jedzenie. Na szczęście przy kasie 

jest horrendalna kolejka - to miejsce jest ZAPCHANE ludźmi - więc pewnie to mu jakiś czas 

zajmie.

W   każdym   razie   odkryłam   powód,   dla   którego   Doo   Pak   uważał,   że   Michael   go 

nabiera. I to nie ma nic wspólnego z moim książęcym pochodzeniem. Po prostu Doo Pak 

uważa, że jestem za ŁADNA dla Michaela.

Ja   wcale   nie   żartuję.   Doo   Pak   sam   mi   to   powiedział,   kiedy   wyszłam   z   łazienki. 

Wyglądał, jakby strasznie się wstydził. I powiedział, a Michael wcale nie musiał go w tym 

celu walnąć ani nic:

-   Strasznie   cię   przepraszam,   że   nie   wierzyłem,   kiedy   powiedziałaś,   że   jesteś 

dziewczyną Mike'a. Widzisz - ciągnął tym samym przepraszającym tonem - jesteś o wiele za 

ładna, żeby się spotykać z Mikiem. On jest - jak wy to tu mówicie? - och, no tak - jest 

intelektualistą. A tacy intelektualiści jak my nie spotykają się z ładnymi dziewczynami. Więc 

pomyślałem, że on mnie nabiera. Proszę, przyjmij jak najuniżeńsze przeprosiny za tę moją 

pomyłkę.

Popatrzyłam  na Michaela i Doo Paka, bo mi  się wydawało,  że to oni mnie  teraz 

nabierają,   ale   z   czerwonej   zażenowanej   twarzy   Doo   Paka   i   jeszcze   CZERWIEŃSZEJ   i 

BARDZIEJ   zażenowanej   twarzy   Michaela   wyczytałam,   że   Doo   Pak   mówił   prawdę:   on 

background image

uważa, że jestem za ładna, żeby chodzić z Michaelem!!!!! POWAŻNIE!!!!!!!

W Korei Południowej muszą mieć jakiś zupełnie odmienny ideał urody niż tu u nas, w 

USA.

I najwyraźniej tam, skąd pochodzi Doo Pak, chłopcy, którzy całymi dniami bawią się 

komputerami, po prostu nie miewają dziewczyn. W ogóle.

Może to dlatego wiecznie je rysują. No wiecie, w animie i w mandze.

Ale, jak wyjaśniłam Doo Pakowi, bycie intelektualistą jest w Ameryce nawet dość 

modne i większość sensownych dziewczyn CHCE spotykać się z takim intelektualistą, a nie z 

jakimś mięśniakiem albo hiphopowcem.

Doo Pak miał taką minę, jakby bał się uwierzyć w to co mówię, ale ja mu zwróciłam 

uwagę, że Bill Gates, niekwestionowany geniusz komputerowy, jest przecież żonaty. I to mu 

chyba wystarczyło. Uściskał mi rękę i zapytał bardzo podekscytowanym tonem, czy mam 

jakieś koleżanki, które mogłabym kiedyś przyprowadzić dla niego i reszty chłopaków z ich 

piętra.

Obiecałam mu, że na pewno spróbuję.

A wtedy Doo Pak przeprosił i powiedział, że idzie do sklepu komputerowego kupić 

sobie ostatnią wersję Myst, a Michael stwierdził poirytowanym tonem, że powinni pozwalać 

studentom pierwszego roku mieszkać  w pojedynczych  pokojach, zamiast  zmuszać  ich do 

mieszkania po dwóch.

A to mi przypomina o czymś, co znalazłam w ich łazience tuż przed wyjściem. Coś, 

czego kompletnie w pierwszej chwili nie zarejestrowałam,  aż DO TEJ  PORY. COŚ, CO 

MOŻE SIĘ NA ZAWSZE WRYĆ W MIĘKKĄ TKANKĘ MOJEGO MÓZGU:

W SZAFCE NA LEKARSTWA W ŁAZIENCE MICHAELA I DOO PAKA JEST 

PUDEŁKO KONDOMÓW!!!!!!!!!!!!!!

Poważnie. WIDZIAŁAM je. O mój Boże, ja je TOTALNIE WIDZIAŁAM.

CO TO OZNACZA???? Doo Pak ewidentnie nie z nikim nie robi. Sam praktycznie 

PRZYZNAŁ, że nigdy nie miał dziewczyny.

Więc CZYJE są te kondomy????

Ups. „Mike” wraca.

Sobota, 6 września, 1.00 w nocy, w limuzynie

w drodze z powrotem do Plaza

O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE. Muszę tylko głęboko 

background image

oddychać.  Naprawdę. Tak jak mi  kazali  na jodze, ten  jeden raz, kiedy poszłam.  Wdech. 

Wydech. Wdech. Wydech.

Okej. Poradzę sobie. Mogę to napisać. Mogę to przelać na papier tak jak wszystkie 

inne drobne rzeczy, które mi się przytrafiają, a potem wszystko się jakoś ułoży. Po prostu 

MUSI się ułożyć.

Mamy to za sobą.

Tę Rozmowę.

I MICHAEL SPODZIEWA SIĘ, ŻE BĘDZIEMY UPRAWIALI SEKS... PEWNEGO 

DNIA.

Dobra. Napisałam to.

No więc czemu nie czuję się ani trochę lepiej??????

O Boże, no i co ja ZROBIĘ???? Jak to możliwe, że wychodzi na to, że Lana miała 

rację?   Lana   nigdy   w   NICZYM   nie   miała   racji!!!   Pamiętam,   jak   nam   mówiła,   że   jeśli 

kichniesz i jednocześnie trzymasz się za nos, to uszy ci wybuchną. Albo że nie wolno ci brać 

prysznica, kiedy masz okres, bo możesz się wykrwawić na śmierć? A jeszcze w zeszłym roku 

wmówiła paru osobom, że jeśli wezmą aspirynę Bayera i napiją się coli, to będą mieć dziurę 

w żołądku.

Rzecz w tym, że nic z tego nigdy nie okazało się prawdą.

Dlaczego TO jedno okazało się prawdą????

Studenci   RZECZYWIŚCIE   oczekują,   że   ich   dziewczyny   będą   To   Robić.   A 

przynajmniej kiedyś zaczną. No cóż, Michael był bardzo miły i wyrozumiały, i prawie tak 

samo tym wszystkim zażenowany jak ja. Wiecie, to nieprawda, że on mnie rzuci, jeśli Tego 

nie Zrobimy jutro czy za tydzień.

Ale jest DEFINITYWNIE zainteresowany Zrobieniem Tego.

Kiedyś.

UUUUUUUUUUUGGGGGGGGGGGGGGGGHHHHH - HHH!!!!!!!!!!!

Powinnam była wiedzieć, oczywiście. Bo prawdziwi faceci, tacy jak Wolverine z X - 

mena  czy Bestia z  Pięknej i Bestii,  WSZYSCY chcą To Robić. Mogą być  w tej sprawie 

uprzejmi, oczywiście. No bo Wolverine wdaje się w dowcipne przekomarzania z Jean Grey, 

kiedy pozwala Cyklopom ślinić się do niej.

A Bestia mógł wirować po sali balowej z Piękną, jakby nic innego mu po głowie nie 

chodziło, tylko kroki walca.

Ale nie da się ukryć faktu, że ostatecznie, w głębi duszy, WSZYSCY FACECI CHCĄ 

TO ROBIĆ.

background image

Nie   wiem,   czemu   myślałam,   że   Michael   będzie   inny.   No   przecież   oglądałam 

Prawdziwego   geniusza  i  Zemstę   frajerów!  Powinnam   była   doskonale   wiedzieć,   że   nawet 

inteligentni chłopcy lubią seks. Czy CHCIELIBY go lubić, jeśli uda im się znaleźć kogoś, kto 

będzie chciał go z nimi uprawiać.

I akurat żadne z nas nie wyznaje religii, która zabrania Robienia Tego przed ślubem. 

No   owszem,   Michael   jest   Żydem,   ale   nie   TAKIM   Żydem.   Przecież   ciągle   je   kanapki   z 

bekonem, sałatą i pomidorem.

Ale, rozumiecie, seks. To jednak DUŻA rzecz.

I to właśnie powiedziałam Michaelowi, kiedy dziś po kolacji całowaliśmy się w jego 

pokoju. Nie, nie rzucał się na mnie z łapami, nic z tych rzeczy. Nigdy tego nie robił - chociaż 

teraz  wiem,  że CHCIAŁ. Tylko  że, wiecie,  zawsze ktoś się kręci w pobliżu.  Ale dzisiaj 

wieczorem   nie,   bo   Lars   totalnie   przylgnął   do   telewizora   w   świetlicy   z   resztą   maniaków 

sportu. A Doo Pak poszedł do biblioteki, żeby sprawdzić, czy uda mu się znaleźć jakieś 

dziewczyny, które szukałyby intelektualisty na jeden wieczór.

Ale my wróciliśmy z kolacji i Michael włączył  jakieś utwory retro Roxy Music i 

pociągnął mnie na swoje łóżko i całowaliśmy się i tak dalej, a ja ciągle mogłam myśleć tylko 

o   tym,   że   W   JEGO   SZAFCE   NA   LEKARSTWA   SĄ   KONDOMY   i   że   STUDENCI 

OCZEKUJĄ, ŻE ICH DZIEWCZYNY BĘDĄ TO ROBIĆ, i o WENDELLU JENKINSIE, i o 

KRÓLOWEJ KUKURYDZY, i zupełnie nie mogłam się skupić na całowaniu, i wreszcie po 

prostu odsunęłam się od niego i powiedziałam:

- NIE JESTEM GOTOWA, ŻEBY UPRAWIAĆ SEKS.

Co, muszę przyznać, bardzo go zaskoczyło.

Nie to, że nie jestem gotowa, tylko to, że w ogóle o tym mówię.

Ale i tak chyba szybko się z tym uporał, bo tylko zamrugał parę razy i powiedział:

- Okej.

I wrócił do całowania się.

Ale to mnie wcale nie uspokoiło, bo nawet nie byłam pewna, czy on mnie naprawdę 

słyszał. A poza tym Tina mówiła, że Michael i ja naprawdę powinniśmy odbyć na ten temat 

Rozmowę, a ja stwierdziłam, że skoro ona mogła na ten temat rozmawiać z Borysem, to ja 

powinnam umieć porozmawiać o tym z Michaelem.

No więc znów go od siebie odsunęłam i powiedziałam:

- Michael, powinniśmy porozmawiać.

A on spojrzał na mnie ze skołowaną miną i powiedział:

- O czym?

background image

A   ja   powiedziałam   -   CHOCIAŻ   TO   BYŁA   NAJTRUDNIEJSZA   RZECZ,   JAKĄ 

KIEDYKOLWIEK MUSIAŁAM ZROBIĆ, TRUDNIEJSZA NAWET OD PRZEMOWY W 

PARLAMENCIE GENOWII W KWESTII PARKOMETRÓW:

- Kondomy w twojej szafce na lekarstwa.

A on powiedział:

- Co?

I przez chwilę miał takie nieprzytomne, zagubione spojrzenie. A potem chyba sobie 

coś przypomniał i powiedział:

- A, te. Taa. Wszyscy je dostali. Kiedy się wprowadzaliśmy. W paczce na powitanie, 

którą dawali każdemu po zameldowaniu się.

I wtedy jego oczy zrobiły się BARDZO przytomne  - ostre jak promień  lasera - i 

przewiercił mnie nimi, i powiedział:

- Ale nawet gdybym je kupił, to o co chodzi? Czy to źle, że o ciebie dbam i chciałbym 

móc cię ochronić w razie, gdybyśmy się mieli kochać?

Co, oczywiście, sprawiło, że cała się wewnętrznie roztopiłam i było mi BARDZO 

trudno pamiętać, że mieliśmy przeprowadzić ze sobą Rozmowę, a nie całować się, zwłaszcza 

że przyszło mi do głowy coś takiego:

Że jeśli szyja  Michaela  pachnie  tak  ładnie,  to może  cała  reszta  Michaela  pachnie 

JESZCZE LEPIEJ.

I to jest tym bardziej powód, żeby się pospieszyć i tę Rozmowę przeprowadzić.

- Nie - powiedziałam, odsuwając jego dłoń od swojej, bo wiedziałam, że będzie mi 

jeszcze trudniej skoncentrować się na Rozmowie, jeśli będzie mnie dotykał. - Myślę, że to 

dobrze. Tylko że...

I  wtedy  to   się   samo   ze   mnie   wyrwało.   Co   Lana   powiedziała   w   kolejce   do   kasy. 

Wendell Jenkins. Co Lana powiedziała pod prysznicem (ale nie o tym, że to im się odkłada. 

To było za bardzo obrzydliwe). O królowych kukurydzy. O tym, że go kocham, ale nie jestem 

pewna,   czy   jestem   już   gotowa   To   Robić   (POWIEDZIAŁAM,   że   nie   jestem   pewna,   ale 

oczywiście JESTEM pewna. Tylko, no wiecie, nie chciałam brzmieć zbyt ostro). Fakt, że 

kondomy pękają (jeśli to się zdarzyło w Przyjaciołach, to może się zdarzyć w prawdziwym 

życiu). Przesadna płodność mojej mamy. WSZYSTKO.

No  cóż,   kiedy  już  prowadzisz   Rozmowę,  musisz  wyrzucić  z  siebie  WSZYSTKO, 

inaczej po co się szarpać?

Dobra,   przynajmniej   PRAWIE   wszystko.   Ja   trochę   opuściłam,   nie   przyznając,   że 

wcale nie jestem tak entuzjastycznie nastawiona do tej całej nagości. MOJEJ nagości. Jego 

background image

nagość kompletnie by mi nie przeszkadzała. Poza tym, no wiecie, w telewizji seks wygląda 

jak coś... hm... trudnego. A jeśli wszystko schrzanię? Albo okaże się, że nie jestem w tym 

dobra? Może mnie rzucić.

Więc o tym wszystkim nie wspomniałam. Ani słowem.

Michael   wysłuchał   tej   całej   mojej   przemowy   z   bardzo   poważną   miną.   W   jakimś 

momencie nawet wstał, żeby przyciszyć muzykę. Dopiero kiedy doszłam do tej części, w 

której nie jestem pewna, czy już jestem gotowa To Robić, wreszcie się odezwał i powiedział 

bardzo suchym tonem:

- No cóż, mnie to niezbyt dziwi, Mia.

Co w każdym razie MNIE zdziwiło.

A potem spytałam:

- Naprawdę?

A on powiedział:

- Wiesz, dałaś mi to całkiem jasno do zrozumienia, kiedy zaprosiłaś wszystkie swoje 

przyjaciółki, a nie mnie, w tej samej chwili, jak się dowiedziałaś, że na weekend będziesz 

miała pokój hotelowy tylko dla siebie.

O NIE! To taka straszna nieprawda. Po pierwsze, Lilly i te dziewczyny SAME się 

zaprosiły. A po drugie...

No cóż, miał tutaj rację.

- Michael - powiedziałam, czując się okropnie. - Tak strasznie mi przykro. Ja nigdy 

nawet... nigdy nawet...

Czułam   się   tak   okropnie,   że   nawet   nie   umiałam   tego   ująć   W   SŁOWA.   Miałam 

wrażenie, że jestem totalną idiotką. Zupełnie jak przy kolacji, kiedy Michael mówił o swoich 

zajęciach z socjologii science fiction i o tym jak w 1984 Orwella Loteria jest wykorzystywana 

do kontrolowania mas, dając im złudną nadzieję, że pewnego dnia wyrwą się ze swojej pracy 

bez   perspektyw,   i   jak   w  Fahrenheit   451  żona   Montaga   kompletnie   nie   rozumie   jego 

problemów  z  życiem  ze  spalania   książek   i  jak  ciągle   rozmawia  przez   telefon  ze  swoimi 

przyjaciółkami   o   jakimś   fikcyjnym   serialu   telewizyjnym   pod   tytułem  Biały   Klaun.  Nie 

mogłam zapomnieć o tym, że Lilly, Tina i ja gadamy ciągle wyłącznie o Czarodziejkach.

Hej, ale jak można NIE rozmawiać o tym serialu?

Ale   może   to   wszystko   jest   częścią   strategii   rządu   obliczonej   na   to,   żebyśmy   nie 

zwracali uwagi na to, że wycinają lasy państwowe i wprowadzają przepisy ograniczające 

prawo nastolatków do korzystania z opieki medycznej w kwestii planowania rodziny.

Tak, ale czasami wydaje mi się, że Michael bez przerwy mówi o tych serialach, które 

background image

sam lubi, na przykład o 24, a teraz o 60 minut.

W każdym  razie próbowałam wynagrodzić  Michaelowi jak umiałam  to, że go nie 

zaprosiłam   do   hotelu.   Położyłam   dłoń   na   jego   dłoni,   spojrzałam   mu   głęboko   w   oczy   i 

powiedziałam:

- Michael, ja cię bardzo przepraszam. I nie tylko za to, ale za... no... wszystko.

Ale zamiast mi odpowiedzieć, że mi wybacza czy cokolwiek takiego, Michael rzucił 

tylko:

- Dobrze. Pytanie zatem, kiedy BĘDZIESZ gotowa?

A ja powiedziałam:

- Gotowa na co?

A on odpowiedział:

- Na to.

Minutę mi zajęło, zanim zrozumiałam, o co mu chodzi.

A potem, kiedy wreszcie do mnie dotarło, oblałam się intensywnym rumieńcem.

- Hm - mruknęłam.

I zaczęłam bardzo szybko myśleć.

- A może po moim balu maturalnym - powiedziałam - na wielkim łóżku zasłanym 

białą satynową pościelą w luksusowym apartamencie z widokiem na Central Park w Czterech 

Porach Roku, z szampanem i truskawkami maczanymi  w czekoladzie na wstępie, kąpielą 

aromaterapeutyczną na potem i waflami dla dwojga do łóżka następnego dnia rano?

Na co Michael odpowiedział bardzo spokojnie:

- Po pierwsze, już nigdy nie pójdę na żaden bal maturalny i ty to wiesz, a po drugie, 

nie stać mnie na Cztery Pory Roku, co też zapewne wiesz. Więc może spróbuj odpowiedzieć 

mi jeszcze raz.

Kurczę!   Tina   ma   WIELKIE   szczęście,   że   jej   chłopak   daje   się   wodzie   na   pasku. 

DLACZEGO Michael nie jest tak podatny na sugestie jak BORYS?

-   Posłuchaj   -   powiedziałam   desperacko,   usiłując   wymyślić   jakiś   sposób,   żeby 

wykaraskać się z tej całej sytuacji. Bo to WCALE nie szło tak, jak sobie zaplanowałam. W 

wyobraźni mówiłam Michaelowi, że nie jestem gotowa Tego Robić, a on mówił, że nie ma 

sprawy, a potem graliśmy razem w Boogle.

Szkoda, że nic się nigdy nie dzieje tak, jak to sobie planuję w wyobraźni.

-   Czy   ja   muszę   o   tym   decydować   właśnie   TERAZ?   -   spytałam,   stwierdzając,   że 

ZWLEKANIE   to   w   tym   momencie   najlepsza   strategia.   -   Mam   mnóstwo   na   głowie. 

Rozumiesz, możliwe, że w tej właśnie chwili moja mama wystawia Rocky'ego na bardzo 

background image

niekorzystne   bodźce,   takie   jak   wiejskie   tańce   czy   nawet   ciastka   smażone   w   głębokim 

tłuszczu. A mnie czeka w poniedziałek ta debata. Czy ja ci wspominałam, że Grandmère i 

Lilly razem pracują nad kampanią? To tak jakby Darth Vader współpracował z Ann Coulter, 

tyle że lewicującą. Mówię ci, jestem wrakiem człowieka. Czy nie mogłabym się nieco jeszcze 

zastanowić nad tym wszystkim?

- Ależ oczywiście - powiedział Michael z uśmiechem tak słodkim, że chciałam się 

pochylić i go pocałować...

Ale on dodał:

- Tylko chciałbym, Mia, żebyś wiedziała, że ja nie będę czekał wiecznie.

A to sprawiło, że zamarłam z ustami już wysuniętymi do pocałunku.

Bo jemu nie chodziło o to, że on nie będzie czekał wiecznie na moją odpowiedź. O, 

nie. Jemu chodziło o to, że on nie będzie czekał wiecznie z Robieniem Tego.

Nie powiedział tego w formie pogróżki, nie, nie. Powiedział to lekkim tonem, nawet 

żartobliwie.

Ale ja widziałam, że to wcale nie był żart. Bo chłopcy naprawdę oczekują od ciebie, 

że To Zrobisz. Pewnego dnia.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W sumie i tak nie zdołałabym powiedzieć nic, 

nawet gdybym chciała. Na szczęście nie musiałam, bo rozległo się pukanie do drzwi i Lars 

zawołał:

- Mecz się skończył, jest po północy. Czas się zbierać, księżniczko.

A w efekcie Michael i ja odskoczyliśmy w przeciwne kąty pokoju.

(Przed chwilą spytałam Larsa, skąd ma ten niesamowity dar wybierania najgorszej - 

choć w tym przypadku może i najlepszej - chwili na to, żeby przeszkodzić mi, kiedy jestem 

sama z Michaelem, a on mi odpowiedział: „Dopóki słyszę rozmowę, nie martwię się. Ale 

kiedy zaczyna robić się cicho, zaczynam się zastanawiać, co się dzieje. Bo - bez obrazy, 

Wasza Wysokość - ale strasznie dużo gadasz”).

No i tak. I tyle tego.

Lana miała rację.

Wszyscy chłopcy chcą To Robić.

Włącznie z Michaelem.

Moje życie się skończyło.

Koniec, kropka.

Notatka  do  samej   siebie:   Zadzwonić  do  mamy  i  przypomnieć   jej, że  nadal   karmi 

piersią i że chociaż może MIEĆ OCHOTĘ wypić kilka dżinów z tonikiem, skoro teraz jest u 

background image

swojej matki, byłoby to bardzo niebezpieczne dla obecnego rozwoju umysłowego Rocky'ego.

Niedziela, 6 września, południe, mój pokój, Plaza

Dlaczego moje życie nie może przypominać życia dzieciaków z The N? Nie ma wśród 

nich żadnych księżniczek. Nikt z nich nie wywołał katastrofy ekologicznej przez wrzucenie 

dziesięciu tysięcy ślimaków do miejscowej zatoki. Nikt nie ma chłopaka, który oczekuje, że 

któregoś dnia będą To Robić. No cóż, w sumie, niektóre z nich mają.

No tak, ale w telewizji wszystko wygląda inaczej.

Niedziela, 6 września, 13.00, mój pokój, Plaza

Dlaczego   wszyscy   nie   zostawią   mnie   w   spokoju?   Jeśli   mam   ochotę   rzucać   się   w 

rozpaczy, to powinnam mieć do tego prawo. Przecież, mimo wszystko, JESTEM księżniczką.

Niedziela, 6 września, 14.00, mój pokój, Plaza

Bardzo żałuję, że nie mogę teraz porozmawiać z Michaelem. Dzwonił wcześniej, ale 

ja   nie   odebrałam   telefonu.   Zostawił   wiadomość   u   telefonistki   w   hotelu,   która   brzmiała: 

„Cześć, to ja. Nadal tam jesteś, czy już wróciłaś do domu? Tam też spróbuję zadzwonić. W 

każdym razie, jeśli dostaniesz tę wiadomość, zadzwoń do mnie”.

Taa. Zadzwonić do niego. Żeby mógł ze mną zerwać za moją niechęć do Robienia 

Tego z nim. O, ja absolutnie nie zamierzam dać mu tej satysfakcji.

Spróbowałam dodzwonić się do Lilly, ale nie ma jej w domu. Pani doktor Moscovitz 

powiedziała, że nie ma pojęcia, gdzie jest jej córka, ale że jeśli się do mnie odezwie, mam jej 

powtórzyć, że trzeba Pawłowa wyprowadzić na spacer.

Mam nadzieję, że Lilly nie usiłuje znowu filmować  przez okna Zakonu Świętego 

Serca.   Ona   jest   przekonana,   że   zakonnice   prowadzą   tam   nielegalną   wytwórnię 

metamfetaminy, ale ostatnim razem było to trochę żenujące, kiedy wysłała policji filmową 

dokumentację i okazało się, że siostry po prostu grały w bingo.

Ooooch, maraton Czarodziejki z Księżyca...

Czarodziejka z Księżyca ma wielkie szczęście, że jest postacią z kreskówki. Gdybym 

ja była postacią z kreskówki, na pewno nie miałabym ani części tych problemów, które mam 

w tej chwili.

A nawet gdybym je miała, rozwiązałyby się do końca odcinka.

background image

Niedziela, 6 września, 15.00, mój pokój, Plaza

No nie, to jest po prostu pogwałcenie mojego prawa do prywatności! Jeśli chcę tkwić 

w łóżku cały dzień, powinnam mieć do tego prawo. Gdybym tak ja wtargnęła do JEJ pokoju i 

kazała jej przestać się nad sobą użalać, usiadła, i zaczęła do niej gadać, możecie się założyć, 

że ONA nigdy by na to nie pozwoliła. Po prostu wylałaby na mnie swojego sidecara czy coś 

w tym stylu.

Więc dlaczego ONA ma prawo postępować tak ze mną? To znaczy ładować się do 

mojego pokoju i mówić mi, żebym przestała się nad sobą użalać.

A teraz macha mi przed nosem tym złotym łańcuchem. Wisi na nim medalion niemal 

tak wielki jak łebek Grubego Louie. Cały medalion wysadzany jest klejnotami. Wygląda jak 

coś, co w wolny wieczór mógłby założyć na siebie 50 Cent, żeby iść się zabawić ze swoimi 

kolesiami.

- Czy ty wiesz, na co tutaj patrzysz, Amelio? - pyta Grandmère.

- Jeśli usiłujesz mnie zahipnotyzować, Grandmère, żebym przestała wreszcie ogryzać 

paznokcie - powiedziałam - to nie podziała. Doktor Moscovitz już też próbował.

Grandmère zignorowała moją uwagę.

- Patrzysz tutaj, Amelio, na bezcenny zabytek historii Genowii. Należał do twojej 

imienniczki, świętej Amelii, ukochanej świętej patronki Genowii.

- Hm, przepraszam, Grandmère - powiedziałam. - Ale ja zostałam nazwana na cześć 

Amelii Earhart, dzielnej pilotki.

Grandmère parsknęła.

- Z całą pewnością nie - powiedziała. - Zostałaś nazwana na cześć świętej Amelii i 

koniec.

- Wybacz, Grandmère - powiedziałam - ale mama bardzo wyraźnie powiedziała mi...

- Nie obchodzi mnie, co ci powiedziała ta twoja matka - przerwała Grandmère. - 

Zostałaś nazwana po świętej patronce Genowii, koniec, kropka. Święta Amelia urodziła się w 

1070 roku jako prosta wiejska dziewczyna, która najbardziej lubiła zajmować się rodzinnym 

stadkiem   genowiańskich   gęsi.   Kiedy   pasała   gęsi   swojego   ojca,   często   śpiewała   sobie 

tradycyjne genowiańskie pieśni ludowe, głosem, o którym mówiono, że jest najpiękniejszy i 

najbardziej melodyjny na świecie, o wiele ładniejszy niż głos tej okropnej Christiny Aguilery, 

której chyba tak lubisz słuchać.

Hm, co takiego? A skąd Grandmère w ogóle o tym wie? Czy ona żyła w roku 1070? A 

poza tym Christina ma głos o skali chyba siedmiu oktaw. Czy coś w tym stylu.

background image

- Pewnego pięknego dnia, kiedy Amelia miała czternaście lat - ciągnęła Grandmère - i 

pilnowała stadka gęsi w pobliżu granicy między Genowią a Włochami, udało jej się zauważyć 

przyczajonego   w   zagajniku   włoskiego   hrabiego   z   armią   najemników,   których   ze   sobą 

przywiódł   z   pobliskiego   zamku.   Bezszelestnie,   niczym   jedna   z   gęsi,   które   tak   ukochała, 

Amelia podkradła się dość blisko do żołdaków, żeby podsłuchać, jak złowrogie zamiary mają 

względem jej ukochanej ziemi. Hrabia planował poczekać na zmierzch, a potem siłą zająć 

pałac Genowii i pokonawszy jej lud, przyłączyć ją do swojego i tak już pokaźnego majątku.

Zmyślna dziewczyna, Amelia, pędem wróciła do swojego stadka. Słońce już chyliło 

się nad horyzontem i Amelia wiedziała, że w żaden sposób nie zdąży na czas wrócić do 

wioski, żeby uprzedzić wieśniaków o podłych knowaniach hrabiego, bo on już wtedy będzie 

ruszał   do   ataku.   Więc   zamiast   tego   zaczęła   śpiewać   jedną   ze   swoich   melancholijnych 

ludowych piosenek, udając, że nie dostrzegła hordy zaprawionych w bojach żołdaków na 

sąsiednim pagórku...

I to wtedy zdarzył  się cud - opowiadała Grandmère. - Jeden po drugim, paskudni 

najemnicy zaczęli zasypiać,  uśpieni słodkim głosem Amelii. A kiedy wreszcie hrabia też 

zapadł w najgłębszy ze snów, Amelia podbiegła do niego i - małą siekierką, której używała do 

wycinania   rzepów   czepiających   się   piór   jej   ulubionych   gęsi   -   odcięła   głowę   włoskiemu 

hrabiemu i unosząc ją wysoko w górę, pokazała nagle przebudzonej armii.

- Niech to będzie ostrzeżenie dla każdego, kto ośmiela się marzyć o napaści na moją 

ukochaną Genowię! - zawołała Amelia, potrząsając martwą głową hrabiego.

A   wtedy   najemnicy   przerażeni   walecznością   tej   małej,   pozornie   bezbronnej 

dziewuszki i perspektywą napotkania jeszcze groźniejszych wojowników zebrali swoje rzeczy 

i szybko odjechali tam, skąd przybyli. Amelia zaś, powróciwszy do rodziny z głową hrabiego 

na dowód swojej zadziwiającej opowieści, szybko została okrzyknięta zbawczynią narodu i 

żyła długo i szczęśliwie w swoim rodzinnym kraju aż po koniec swoich dni.

A wtedy Grandmère wyciągnęła dłoń i otworzyła zameczek medalionu.

- A to - powiedziała dramatycznym tonem - jest wszystko, co nam zostało po świętej 

Amelii.

Popatrzyłam na to coś.

- Hm - powiedziałam.

- Bardzo proszę, Amelio - powiedziała Grandmère zachęcająco. - Możesz go dotknąć. 

To   prawo   przysługuje   tylko   członkom   rodziny   książęcej   z   Genowii.   Możesz   to   również 

wykorzystać.

Wyciągnęłam rękę i dotknęłam tego czegoś. Wyglądało i w dotyku było jak kamień.

background image

- Hm - powtórzyłam. - Dzięki, Grandmère. Ale ja nie wiem, jakim cudem dotykanie 

jakiejś świętej skały ma mi poprawić samopoczucie.

-   To   nie   jest   skała,   Amelio   -   powiedziała   Grandmère   karcącym   tonem.   -   To   jest 

zasuszone serce świętej Amelii!

BŁEEE! RATUNKU!!!!!!

Grandmère wdarła się do mnie specjalnie, żeby mi TO pokazać? To TYM usiłuje 

poprawić mi humor? Każąc mi dotykać zasuszonego SERCA jakiejś zmarłej świętej????

DLACZEGO JA NIE MOGĘ MIEĆ NORMALNEJ BABCI, KTÓRA BĘDZIE MNIE 

ZABIERAŁA   DO   SERENDIPITY   NA   MROŻONĄ   GORĄCĄ   CZEKOLADĘ,   KIEDY 

MAM DOLA, zamiast kazać mi miętosić jakieś zasuszone części ludzkich ciał?????

Dobra, ROZUMIEM. ROZUMIEM, że zostałam nazwana po kobiecie, która wykazała 

się aktem niezwykłej odwagi i uratowała swój kraj. ROZUMIEM, co Grandmère usiłowała 

osiągnąć: zaszczepić mi nieco chucpy świętej Amelii przed czekającym mnie jutro wielkim 

dniem debaty przeciwko Lanie.

Ale obawiam się, że jej plan totalnie spalił na panewce, bo prawda jest taka, że poza 

sympatią do gęsi, ja i Amelia nie mamy ze sobą NIC wspólnego. Owszem, zgoda, Rocky 

przestaje płakać, kiedy mu śpiewam. Ale to nie tak, że wszyscy się rwą, żeby zrobić ze mnie 

świętą.

A poza tym bardzo wątpię, żeby chłopak świętej Amelii odważył się powiedzieć: „Nie 

będę czekał wiecznie”. Zwłaszcza jeśliby nadal miała przy sobie tę siekierkę.

To wszystko jest takie przygnębiające. Nawet moja własna babka myśli, że nie uda mi 

się pokonać Lany Weinberger bez interwencji siły wyższej. To przemiłe.

Och, świetnie. Czas wracać do domu.

Niedziela, 6 września, 21.00, poddasze

Jestem taaaaaka zadowolona, że już wróciłam. Wydaje mi się, że nie było mnie O 

WIELE  DŁUŻEJ  niż tylko  przez dwa dni. Poważnie. Wydaje mi się, jakby minął ROK, 

odkąd ostatni raz leżałam na moim łóżku, z Grubym Louie zwiniętym w kłębek w nogach, 

mruczącym głośno, i ze słodkimi tonami Lash w uszach, bo nie muszę już słuchać żałosnego 

popłakiwania   Rocky'ego,   bo   mama   oduczyła   go   takiego   popłakiwania.   Najwyraźniej 

osiągnęła to, zostawiając go z babcią i dziadkiem, podczas gdy ona i pan G. poszli na pokaz 

starych samochodów na parkingu pod sklepem Kroger Sav - On, bo to było coś najbardziej 

zbliżonego do jakiejś kulturalnej imprezy w Versailles w ten weekend.

background image

W chwili, kiedy wrócili do domu - cztery godziny później - babcia i dziadek nadal 

siedzieli dokładnie tam, gdzie siedzieli, kiedy mama i pan G. wychodzili (przed telewizorem, 

oglądając powtórki Najciekawszych amerykańskich amatorskich filmów wideo), a Rocky spał 

jak zabity. Babcia powiedziała tylko:

- No cóż, przyznam dzieciakowi, że płuca to on ma.

W każdym razie mama mówi, że pan G. zachowywał się wspaniale i gdyby jeszcze nie 

była   pewna,   czy   on   ją   kocha,   to  musiałaby   się   o   tym   przekonać   teraz,   bo   żaden   inny 

mężczyzna  nie zgodziłby się dobrowolnie na tyle  upokorzeń, ile on zniósł z jej powodu, 

włącznie z jazdą na traktorze dziadka (pan G. mówi, że nigdy przedtem nawet nie widział 

traktora z bliska). Pan G. mówi, że szczególne wrażenie zrobiły na nim znaki drogowe wzdłuż 

autostrady   z   lotniska   w   Indianapolis,   nalegające,   żeby   odpokutował   za   grzechy   i   został 

zbawiony.  Chociaż, stwierdził ze smutkiem,  Bank Hrabstwa Versailles  usunął wywieszkę 

treści: J

EŚLI

 

BANK

 

JEST

 

ZAMKNIĘTY

PROSZĘ

 

WSUNĄĆ

 

GOTÓWKĘ

 

POD

 

DRZWI

, którą tak bardzo lubiłam.

Bardzo się ucieszyłam, że posłuchali wszystkich moich rad i trzymali Rocky'ego z 

daleka   od   kosiarek,   żmij   miedzianek   i   Hazel,   kozy   mojej   babci.   Mama   wprawdzie 

powiedziała, że naprawdę nie musiałam dzwonić co dwie godziny, żeby ich informować, że w 

ich okolicy radary Dopplera nie wykazują formowania się cyklonów, ale że docenia moje 

siostrzane zainteresowanie dobrem Rocky'ego.

Potem, kiedy pan G. usiłował z powrotem włożyć ich walizki na pawlacz, zapytałam 

mamę, czy udało jej się odszukać Wendella Jenkinsa, a mama powiedziała:

- A po co?

- Bo - odparłam - kiedyś go przecież kochałaś.

- Jasne - odpowiedziała. - Dwadzieścia lat temu.

- Taa. Ale tatę kochałaś piętnaście lat temu, a nadal go widujesz.

- Bo mam z nim dziecko - odpowiedziała moja mama, patrząc na mnie takim dziwnym 

wzrokiem. - Wierz mi, Mia, gdyby nie ty, twój tata i ja pewnie w ogóle nie mielibyśmy ze 

sobą nic wspólnego. Oboje poszliśmy każde w swoją stronę, zupełnie jak Wendell Jenkins i 

ja.

A potem mama dodała:

- Gdybym nie poznała Franka, może żałowałabym, że rozstałam się z Wendellem czy 

twoim tatą. Ale jestem żoną mężczyzny moich marzeń. Więc w odpowiedzi na twoje pytanie, 

Mia nie, nie odszukałam Wendella Jenkinsa w ten weekend.

Och. To jest takie... Sama nie wiem. Takie miłe. Że pan G. to mężczyzna marzeń 

mojej mamy. Mam nadzieję, że on sobie z tego zdaje sprawę. Ile ma szczęścia. Bo chociaż 

background image

poważnie podejrzewam, że na świecie jest mnóstwo kobiet, które mogłyby uznać mojego tatę, 

jako bogatego księcia i tak dalej, za mężczyznę swoich marzeń, moim zdaniem niewiele jest 

kobiet, które myślą sobie: Hm, chciałabym spotkać biednego, noszącego flanelowe koszule, 

grającego na perkusji nauczyciela algebry nazwiskiem Gianini, tak jak ewidentnie pomyślała 

sobie moja mama.

W każdym razie to dosyć miłe. Że i moja mama, i ja jesteśmy jednocześnie związane z 

mężczyznami swoich marzeń...

Tyle że mój niedługo ze mną zerwie.

Ale czy mężczyzna moich marzeń NAPRAWDĘ powiedziałby mi, że nie zamierza 

czekać na mnie wiecznie? Czy mężczyzna moich marzeń nie chciałby czekać przez CAŁĄ 

wieczność, żeby mnie zdobyć? Popatrzcie tylko na Toma Hanksa w filmie Poza światem. On 

TOTALNIE czekał na Helen Hunt. Przez CZTERY lata.

No dobra, może i nie miał większego wyboru, skoro po tej wyspie raczej nie kręciło 

się mnóstwo innych dziewczyn, ale zawsze.

W każdym razie kiedy wróciłam do domu, znalazłam na automatycznej  sekretarce 

wiadomość od Michaela. Brzmiała mniej więcej tak samo jak ta, którą mi zostawił w hotelu - 

prosił, żebym oddzwoniła.

A kiedy włączyłam komputer, znalazłam też maila od niego, mówiącego w zasadzie to 

samo, co powiedział w obu telefonicznych wiadomościach: żebym zadzwoniła.

Nie ma mowy, żebym się dała na to nabrać. Ja do niego nie zadzwonię tylko po to, 

żeby mógł ze mną zerwać.

Ooooooo nieeeeeeeeeeee. Wiadomość na ICQ!

Niech to będzie Michael.

Nie, niech to nie będzie Michael.

Niech to będzie Michael.

Nie, niech to nie będzie Michael.

Niech to będzie Michael.

ILUVROMANCE: Cześć! To ja!

Och. To Tina.

G

R

L

OUIE

: Cześć, T.

ILUVROMANCE:   Chciałam   tylko   jeszcze   raz   ci   podziękować   za 

background image

świetną imprezę w piątkowy wieczór. Było TAK STRASZNIE fajnie.

G

R

L

OUIE

: Och. Nie ma sprawy.

ILUVROMANCE: Hej, co się dzieje?

G

R

L

OUIE

: Nic.

ILUVROMANCE:   COŚ   się   dzieje.   Jeszcze   nie   użyłaś   ani   jednego 

wykrzyknika! Co się stało? Czy ty i Michael odbyliście już Rozmowę?

Czasami wydaje mi się, że Tina jest jasnowidzem.

G

R

L

OUIE

:  Tak.   I   było   OKROPNIE.   On   totalnie   odrzucił   pomysł 

zrobienia tego w noc mojego balu maturalnego i mówi, że go nie stać 

na Cztery Pory Roku. Nie był ANI TROCHĘ tak miły jak Borys w tej 
sprawie.   Nawet   powiedział,   że   nie   ma   zamiaru   czekać   na   mnie 

wiecznie!!!!!!!!!!!!!!!!!!

ILUVROMANCE: NIE! Tego NIE powiedział!!!!

G

R

L

OUIE

: Totalnie powiedział!!! Nie wiem, co mam robić. Świat mi 

się wali na głowę. To tak, jakby Lana TOTALNIE MIAŁA RACJĘ.

ILUVROMANCE: To niemożliwe, Mia. Musiałaś coś źle zrozumieć.
G

R

L

OUIE

:  Wierz mi, zrozumiałam dobrze. Michael chce To Robić i 

nie ma też zamiaru czekać w nieskończoność, aż ja się zdecyduję. W 
głowie mi się to nie mieści. A ja cały czas myślałam, rozumiesz, że 

to mężczyzna moich marzeń!!!!

ILUVROMANCE: Mia, Michael JEST mężczyzną twoich marzeń. To, że 

znalazłaś swoją jedyną prawdziwą miłość, nie znaczy jeszcze, że wasz 
związek od czasu do czasu nie będzie przechodził trudnych okresów.

G

R

L

OUIE

: Nie znaczy?

ILUVROMANCE: Och, kurczę, nie znaczy! Droga miłości jest pełna 

dziur  w asfalcie  i spowalniaczy.  Ludziom się  wydaje, że  kiedy raz 
już   spotkali   tę   swoją   wymarzoną   osobę,   to   wszystko   pójdzie   jak   z 

płatka. Ale nic podobnego. Dobry związek pozostaje dobrym związkiem 
tylko dzięki ciężkiej pracy i osobistym wyrzeczeniom obu stron.

G

R

L

OUIE

: Więc... Co ja powinnam zrobić?

ILUVROMANCE: No cóż... Nie wiem. Na czym stanęło?

G

R

L

OUIE

:  Hm, Lars zapukał do drzwi i powiedział, że czas wracać 

do domu. A od tej pory nie rozmawiałam z Michaelem.

ILUVROMANCE:   No   to   co   ty   tutaj   robisz,   siedząc   i   pisząc   do 

MNIE? Łap za telefon i natychmiast dzwoń do Michaela!!!

background image

G

R

L

OUIE

: Naprawdę uważasz, że powinnam?

ILUVROMANCE: WIEM, że powinnaś. Okaż mu, jak bardzo go kochasz 

i jak ci z tym wszystkim ciężko, i jak bardzo cię to wszystko boli w 

środku.   A   potem   z   nim   POROZMAWIAJ,   Mia.   Pamiętaj,   porozumienie   to 
klucz do sukcesu.

G

R

L

OUIE

:   N

O

 

CÓŻ

,  jeśli   naprawdę   uważasz,   że   to   coś   pomoże,   to 

chyba mogłabym

W

OMYN

R

ULE

: Hej, Mia. Jutro jest wielki dzień. Jesteś gotowa?

G

R

L

OUIE

:  Lilly,   a   ty   gdzie   się   podziewałaś?   Twoja   matka   cię 

szukała.   Nie   kombinowałaś   znów   czegoś   z   tymi   zakonnicami,   prawda? 
Pamiętaj, sierżant McLinsky powiedział ci, żebyś dała im spokój.

W

OMYN

R

ULE

:  Dla   twojej   informacji,   młoda   damo,   spędziłam   cały 

dzień,   niezmordowanie   pracując

 

na   TWOJĄ   rzecz.   Jutrzejszą   debatę 

będziesz miała W KIESZENI dzięki pewnym informacjom, które udało mi 
się   niezależnie  potwierdzić.   Chociaż  któregoś   dnia  ja   RZECZYWIŚCIE 

dopadnę te zakonnice. One tam coś knują, TEGO jestem zupełnie pewna.

G

R

L

OUIE

:  Lilly,   co   ty   w   ogóle   wygadujesz?   Jakie   informacje?   I 

twoja mama chce, żebyś wyprowadziła Pawłowa na spacer.

W

OMYN

R

OLE

: J

 zrobione. Hej, czy ty i mój brat pokłóciliście się, 

czy co?

G

R

L

OUIE

: DLACZEGO???? PYTAŁ O MNIE????

W

OMYN

R

ULE

:   N

O

 

CÓŻ

,  mam   odpowiedź   na   TO   pytanie.   Tak,   pytał,   czy 

miałam z tobą jakiś kontakt. Ale teraz chciałabym, żebyś ODŁOŻYŁA NA 

BOK wszelkie osobiste problemy związane z moim bratem. Chcę, żebyś 
jutro   była   w   jak   najlepszej   formie.   WIELKA   DEBATA!   Połóż   się 

wcześnie do łóżka, na przykład zaraz, rano zjedz naprawdę porządne 
śniadanie. I MYŚL POZYTYWNIE. Jutro czwarta lekcja jest skrócona, a 

w   sali   gimnastycznej   będzie   apel,   a   później   debata.   Głosowanie 
odbędzie  się zaraz  potem, w  przerwie na  lunch. ŻADNEJ  PRESJI. Ale 

jeśli   nie   wypadniesz   dobrze   w   czasie   debaty,   to   wszystkie   nasze 
dotychczasowe wysiłki - plakaty, kontakt z ludźmi na meczu, wszystko 

- pójdzie na marne.

G

R

L

OUIE

:  ŻADNEJ   PRESJI???   Lilly,   ja   jestem   CAŁY   CZAS   pod 

presją!!!!   Kraj,   którym   kiedyś   będę   rządziła,   wywalają   z   Unii 
Europejskiej. Moja babka kazała mi dotknąć zasuszonego serca jakiejś 

świętej.   Mój   chłopak   chce   To   Robić.   Mojemu   małemu   braciszkowi   nie 
trzeba już nawet śpiewać

background image

W

OMYN

R

ULE

: Mój brat chce CO???????

G

R

L

OUIE

: O Boże. Nie miałam zamiaru tego mówić.

W

OMYN

R

ULE

:  NIE   MOŻESZ   TEGO   ZROBIĆ   PRZEDE   MNĄ!   !   !   JA   CIĘ 

ZABIJĘ!!!!

G

R

L

OUIE

: NIE ROBIĘ TEGO. JESZCZE NIE. Miałam na myśli, że on CHCE 

To Robić. Kiedyś.

W

OMYN

R

ULE

:  O Boże. No to w czym problem? WSZYSCY faceci chcą To 

Robić, powinnaś była do tej pory już się zorientować. Powiedz mu po 
prostu, żeby nieco ostudził swoje zapały.

G

R

L

OUIE

:  Nie   możesz   powiedzieć   komuś   takiemu   jak   Twój   brat, 

Lilly,   żeby   ostudził   swoje   zapały.   To   jest   MĘSKI   mężczyzna   i   ma 

potrzeby   męskiego   mężczyzny.   Nie   powiedziałabyś   BRADOWI   PITTOWI, 
żeby ochłodził swoje zapały. Nie. Bo BRAD PITT to męski mężczyzna. 

JAK TWÓJ BRAT.

W

OMYN

R

ULE

:  Okej,   tylko   ty,   Mia,   nazwałabyś   mojego   brata   męskim 

mężczyzną.   Ale   nieważne.   W   ogóle   się   nad   tym   dzisiaj   nie 
zastanawiaj.   Dzisiaj   po   prostu   skoncentruj   się   na   tym,   żeby   się 

porządnie  wyspać, żebyś  jutro była  świeża na  debacie. I  nie martw 
się. Powalisz ich na kolana.

G

R

L

OUIE

: LILLY! ! ! ZACZEKAJ! ! ! JA NIE DAM RADY! ! ! TO ZNACZY 

Z TĄ DEBATĄ! ! ! MUSISZ TO ZROBIĆ ZA MNIE!!! PRZECIEŻ TO TY CHCESZ 

BYĆ   PRZEWODNICZĄCĄ   SAMORZĄDU   SZKOLNEGO!!!!   JA   SIĘ   BOJĘ   PRZEMAWIAĆ 
PUBLICZNIE!!!!  ŻADNA Z  WIELKICH KOBIET  Z GENOWII  NIE BYŁA  DOBRA W 

PRZEMAWIANIU   DO   TŁUMÓW!   !   !   UMIEMY   TYLKO   ZABIJAĆ!!! 
LILLY!!!!!!!!!!!!!

W

OMYN

R

ULE

: (niedostępna)

ILUVROMANCE: Mia, jeśli to cię w ogóle pocieszy, moim zdaniem 

poradzisz sobie jutro świetnie.

G

R

L

OUIE

:  Dzięki,   Tina.   Ale   teraz   muszę   już   iść.   Chyba   się 

porzygam.

Poniedziałek, 7 września, 1.00 w nocy

Nie dam sobie rady.  NIE dam sobie rady.  Zrobię z siebie największą idiotkę pod 

słońcem...

Dlaczego ja się na to w ogóle zgodziłam?

background image

Poniedziałek, 7 września, 3.00 nad ranem

To nie fair. Czy ja nie zniosłam już wystarczająco wiele, jak na jedno życie? Dlaczego 

do tego wszystkiego musi dojść - po raz kolejny - totalna kompromitacja na oczach moich 

kolegów?

Poniedziałek, 7 września, 5.00 rano

Czy Gruby Louie musi mi spać na głowie?

Poniedziałek, 7 września, 7.00 rano

Zaraz umrę.

Poniedziałek, 7 września, godzina wychowawcza

Naprawdę, jak się nad tym zastanowić, to ja się zupełnie niepotrzebnie przejmuję. Bo 

przecież jeśli świat naprawdę się skończy za dziesięć do dwudziestu lat wskutek wyczerpania 

zapasów ropy naftowej, to można by się samemu zapytać: o co tyle hałasu?

I co z roztapiającymi się czapami lodowymi? Jak się tak będą dalej topić, Nowy Jork 

przestanie istnieć.

A superwulkan w Yellowstone? Co? Nuklearna ZIMA.

A   zabójcze   algi?   Jeśli   moje   ślimaki   nie   zaczną   działać,   całe   wybrzeże   Morza 

Śródziemnego zostanie zniszczone. To naprawdę tylko kwestia czasu, zanim dna mórz na 

całym świecie zasłane będą Caulerpa taxifolia.  Zniknie życie, takie jakim je znamy, bo nie 

będzie już żadnych owoców morza... Żadnych krewetek w cieście ani roladek z homarem, ani 

wędzonego   łososia...   Ani   niczego   innego,   co   żyje   w   oceanach.   Poza   zabójczymi   algami. 

Naprawdę, biorąc to wszystko pod uwagę, czy moja debata przeciwko Lanie nie wydaje się 

choć TROCHĘ mało ważna?

Poniedziałek, 7 września, WF

DLACZEGO ze wszystkich dni akurat dzisiaj musiałyśmy zacząć zajęcia z siatkówki? 

JESTEM   BEZNADZIEJNA   w   siatkówce.   Całe   to   walenie   w   piłkę   wewnętrzną   stroną 

nadgarstków... To naprawdę BOLI! Będę totalnie miała siniaki.

A poza tym wcale mi się nie podoba, że pani Potts zrobiła sobie mały żarcik i wybrała 

background image

mnie i Lanę na kapitanów przeciwnych drużyn. Bo, oczywiście, to się totalnie zamieniło w 

grę   Popularnych   przeciwko   Niepopularnym,   bo   Lana   wybrała   Trishę   i   wszystkie   swoje 

obrzydliwe   przyjaciółki,   a   ja   wybrałam   Lilly   i   wszystkie   niewygimnastykowane   klasowe 

wyrzutki, bo, no cóż, wiedziałam, że LANA ich nie wybierze, i nie chciałam, żeby czuły się 

odrzucone, bo ja WIEM, jak to jest, kiedy człowiek jest ostatnią osobą wybieraną do drużyny. 

To najpaskudniejsze uczucie pod słońcem, kiedy tam stoisz, a osoba, która wybiera, patrzy na 

ciebie, a potem chłodno omija cię wzrokiem, jakby ciebie tam w ogóle NIE BYŁO!

I oczywiście Lana wygrała w rzucie monetą i serwowała pierwsza, i walnęła piłką 

prosto WE MNIE, przysięgam. Dobrze, że się uchyliłam, bo gdyby mnie ta piłka uderzyła... 

Siniak jak nic.

I nic mnie nie obchodzi, że pani Potts MÓWI, że o to właśnie chodzi. Czy ona nigdy 

nie słyszała o wypadkach spowodowanych grą w siatkówkę, które zdarzają się co roku? Czy 

ONA chciałaby, żeby jej wybić OKO PIŁKĄ?

No tak, i oczywiście żadna z moich koleżanek z drużyny nie rzuciła się do piłki, bo 

najwyraźniej WSZYSTKIE znają statystyki związane z wypadkami podczas gry w siatkówkę 

równie dobrze jak ja.

Nie muszę chyba mówić, że przegrałyśmy wszystkie sety.

Teraz Lana paraduje po szatni w szortach piłkarskich Ramona Riverasa i opowiada, 

jak FANTASTYCZNIE się bawiła w ten weekend po meczu. Najwyraźniej Ramon i ona 

żeglowali sobie wokół Manhattanu jachtem jej ojca. To coś, czego nie będzie mogła robić, 

kiedy stopi się czapa polarna, bo Manhattan nie będzie już wtedy istniał, bo znajdzie się pod 

wodą, więc mam nadzieję, że docenia wczorajszą rozrywkę. Chociaż raczej nie sądzę, bo 

powiedziała, że zabawiali się wyrzucaniem za burtę kapsli od butelek i obserwowaniem, jak 

mewy usiłują je wyławiać, myśląc, że to jedzenie.

Najwyraźniej Lana ma mało rozwiniętą świadomość ekologiczną, jeśli nie wie, że taką 

zakrętką od butelki może się zakrztusić jakaś niespecjalnie rozgarnięta mewa czy ryba.

A potem jej  tata zabrał ich do Water Club, restauracji, do której zawsze chciałam 

pójść, ale która prawdopodobnie niedługo wypadnie z biznesu, jeśli czegoś się nie zrobi w 

kwestii zabójczych alg niszczących wszelkie inne podwodne życie na planecie.

Chociaż bardzo wątpię, czy Lana chociaż raz w swoim życiu zastanowiła się nad tym, 

co   się   dzieje   POD   powierzchnią   oceanu.   Ją   interesuje   tylko   to,   co   się   dzieje   NA 

POWIERZCHNI wody. Na przykład, jak ona sama wygląda w bikini.

A wygląda, co mogę uczciwie potwierdzić, widziawszy ją w stringach, obrzydliwie 

dobrze.

background image

Ale czy jest dzięki temu dobrym człowiekiem?

Czemu nikt mnie nie zastrzeli?

Poniedziałek, 7 września, geometria

Jeszcze dwie lekcje i zrobię z siebie totalną idiotkę na oczach całej szkoły.

Dowód   przez   zaprzeczenie   =   założenie   zrobione   na   początku   prowadzi   do 

sprzeczności.

Sprzeczność   wskazuje,   że   założenie   jest   fałszywe,   więc   pożądany   wniosek   jest 

prawdziwy.

Ponieważ Lana jest taka ładna, musi być miła. Ponieważ wszystkie rzeczy ładne są 

miłe.

FAŁSZ FAŁSZ FAŁSZ FAŁSZ

Zabójcze algi są ładne, ale są też zabójcze.

Postulat = założenie, które przyjmuje się za prawdziwe bez dowodzenia.

Mogę zupełnie spokojnie postulować, że dzisiaj przegram debatę przeciwko Lanie.

Wiecie co? Wydaje mi się, że zaczynam chwytać, o co chodzi w tej całej geometrii.

O mój Boże, czy nie byłoby to najdziwniejsze, gdyby się okazało, że przez ten cały 

czas wydawało mi się, że jestem dobra w jednym, zła w drugim, a tymczasem wyjdzie na to, 

że jestem naprawdę fatalna w tym pierwszym, a dobra w drugim????

Tyle że... Ja nie chcę być matematykiem, kiedy dorosnę. Ja chcę być PISARKĄ. Ja 

chcę dobrze PISAĆ. Ja NIE CHCĘ być dobra z geometrii.

No cóż, niech będzie, chcę być w tym dobra. Tyle że, no wiecie, nie aż tak dobra, 

żebym miała zacząć wygrywać te wszystkie nagrody i żeby wszyscy do mnie przybiegali: 

„Mia! Mia! Przeprowadź nam ten dowód!”

Bo to by było strasznie nudne.

Poniedziałek, 7 września,

angielski

Jeszcze jedna lekcja i zrobię z siebie idiotkę przed całą szkołą.

Popatrz na nią. I co ona sobie wyobraża w tych pantofelkach od Samanthy Chang ?

Wiem! Jej się naprawdę przewróciło w głowie. To ewidentne.

Założę się, że nawet nie potrzebuje tych okularów. Pewnie nosi je tylko po to, żeby  

odwrócić uwagę od tego, że ma takie małe, brzydkie, skośne oczka.

background image

Totalnie, I jeszcze te bojówki.

ZESZŁOROCZNY model. Moim zdaniem.

MI!!   JESTEŚ   NABUZOWANA   ????   Nie   wyglądasz   na   nabuzowaną.   W   sumie  

wyglądasz tak beznadziejnie, jak na WF - ie. Czyś ty W OGÓLE spała wczoraj w 

nocy?

Jak   miałam   spać,   skoro   przecież   wiedziałam,   że   dzisiaj   zostanę   ubiczowana   przed   całą 

szkołą - jak ten facet w Horatio Hornblowerze.

Nikogo się nie ubiczuje. No, może Lanę. Bo tyją rozplaskasz po ścianach.

LILLY! Tak NIE BĘDZIE! Nie jestem dobra w publicznym przemawianiu, WIESZ o tym. A z  

punktu widzenia teorii ewolucji, Lana czerpie korzyści z wyglądu, A TAKŻE z faktu, że jej  

grupa socjopolityczna jest tą, do której reszta z nas chętnie by się dostała.

O czym ty mówisz?

Po prostu mi uwierz. Przegram.

Nie przegrasz. Mam tajną broń.

PRZECIEŻ JEJ NIE ZASTRZELISZ?????

Nie, Tina, ty WARI ATKO, nie zastrzelę Lany w czasie debaty. Mam małego asa w  

rękawie, którego wyciągnę, jeśli ludzie nie będą wyglądali na przekonanych. Ale tylko  

jeśli będzie wyglądało na to, że Mii to pomoże.

POMOŻE Ml!!!! POMOŻE Ml!!!!

Cierpliwości, mój młody padawanie.

Lilly,  BŁAGAM CIĘ, jeśli coś wiesz,  musisz mi to powiedzieć.  Ja tu UMIERAM.  Z twoim 

bratem i tymi ślimakami czuję, że jestem kompletnie ugotowana

Mia! Ona chce z tobą porozmawiać! Na korytarzu!

Oddychaj. Po prostu oddychaj. I nic ci nie będzie, zupełnie jak Drew w Długo i szczęśliwie.

Łatwo ci to mówić, Lilly. Ona nie wdeptała w błoto TWOJEGO marzenia.

Poniedziałek, 7 września, klatka schodowa

trzeciego piętra

No i co ona sobie w ogóle wyobraża? Nie no, NAPRAWDĘ? Czy jej się wydaje, że 

tylko dlatego że jestem BLONDYNKĄ (no dobra, blond w kolorze wody po myciu naczyń, 

ale zawsze) i KSIĘŻNICZKĄ, to już JESTEM GŁUPIA?

Jeśli tak, to będzie musiała POPRACOWAĆ NAD TYM ZAŁOŻENIEM.

-   Mio   -   powiedziała,   kiedy   już   mnie   wyciągnęła   na   korytarz,   „żebyśmy   mogły 

porozmawiać”. WSZYSCY to widzieli. - Rozmawiałam z twoim ojcem. Przyszedł do mnie w 

piątek porozmawiać o twoich postępach w nauce. Mio, nie miałam pojęcia, że tak bardzo 

background image

przejęłaś się swoimi stopniami z moich lekcji. Powinnaś była coś mi powiedzieć...

Hm, tak? Wydaje mi się, że to zrobiłam. Poprosiłam, żeby mi pani pozwoliła jeszcze 

raz napisać wypracowanie. Pamięta pani, pani Martinez?

- Wiesz, że możesz przyjść do mnie i porozmawiać o wszystkim, w każdej chwili.

Hm, och, jasne. Czy mogę z panią porozmawiać o tym, że Justin musi to wszystko po 

prostu przemyśleć i przyjąć Britney z powrotem, bo to małe nieporozumienie między nimi 

trwa już stanowczo zbyt długo? Nie, wydaje mi się, że raczej nie, prawda, pani Martinez? Bo 

pani nie lubi odniesień do kultury masowej.

- Wiem, że surowo oceniam, Mio, ale czwórka to naprawdę bardzo dobry stopień z 

moich lekcji. Jak dotąd, postawiłam tylko jedną piątkę...

Hm, wiem, bo ją widziałam. Na wypracowaniu Lilly na temat dowolny.

- Jedyny powód, dla którego nie czułabym się dobrze, stawiając ci piątkę, to ten, że 

moim zdaniem nie wykorzystujesz całego swojego potencjału. Zawsze miałaś talent pisarski, 

Mio, ale musisz się jeszcze przyłożyć i trzymać tematów, które są nieco bardziej sensowne 

niż Britney Spears.

TO jest to, co jest nie w porządku z tą szkołą. Że ludzie nie rozumieją, że Britney 

Spears to JEST poważny temat! Że ona jest ludzkim barometrem, którym można mierzyć 

nastroje narodu. Kiedy Britney zrobi coś dziwacznego, ludzie natychmiast sięgają po „US 

Weekly”   i   „In   Touch”.   Britney   wszystkim   nam   daje   coś,   czego   możemy   niecierpliwie 

wyczekiwać. Tak, w wiadomościach są morderstwa i katastrofy żywiołowe, i inne dołujące 

rzeczy. Ale poza tym jest Britney, która na uroczystości rozdania nagród MTV całuje się po 

francusku z Madonną i nagle wszystko przestaje się wydawać tak ponure jak do tej pory.

Chyba   widać   było   na   mojej   twarzy   ten   gniew,   bo   zaraz   potem   pani   Martinez 

powiedziała:

- Mio? Nic ci nie jest?

Ale ja nie odpowiedziałam. Bo CO mogłabym powiedzieć?

Świetnie. Właśnie odezwał się drugi dzwonek na czwartą lekcję. Dostanę upomnienie 

od mademoiselle Klein, kiedy wreszcie dotrę na francuski.

I nic mnie to nie obchodzi. Czym jest jakieś upomnienie w porównaniu z tym co mnie 

spotka dokładnie za czterdzieści minut w obecności CAŁEJ SZKOŁY?

Poniedziałek, 7 września, francuski

Zero lekcji zanim zrobię z siebie idiotkę na oczach całej szkoły.

background image

GDZIE BYŁAŚ???? WIESZ, ILE STRACIŁAŚ????

Co straciłam? O czym ty mówisz, Shameeka? CZEKAJ, czy wszyscy chodzili dookoła  

Perin i zaczęli skandować: „ŚCIĄGNIJ SPODNIE”????

Oczywiście,   że   nie.   Ale   mademoiselle   Klein   kazała   nam   głośno   odczytywać   swoje  

wypracowania i najpierw musieliśmy się przedstawiać - wiesz, coś w rodzaju: Mon histoire

parShameeka, a kiedy doszliśmy do Perin, która powiedziała:  Mon histoire, par Perinne

mademoiselle  Klein  poprawiła ją:  „Chciałeś powiedzieć  Perin”,  a Perin powiedziała:  „Nie,  

Perinne”,   a   mademoiselle   Klein   powiedziała:   „Nie,   chcesz   powiedzieć   Perin,   bo   Perin   to 

męskie imię, a ty jesteś chłopcem. Perinne to imię żeńskie”, a Perin powiedziała: „ Wiem, że  

Perinne to imię żeńskie. JA JESTEM DZIEWCZYNĄ”.

PERIN   TO   DZIEWCZYNA   ????   O   MÓJ   BOŻE!!!!!   Biedna   Perin!   Jakie   to 

upokarzające! To znaczy to, że mademoiselle Klein myślała, że to chłopak.

No cóż, wiesz, o co mi chodzi. I co ona zrobiła ? To znaczy mademoiselle Klein? No cóż,  

przeprosiła,   oczywiście.   Co   INNEGO   mogła   zrobić?   Biedna   Perin   zrobiła   się   CAŁKIEM  

CZERWONA. Tak mi jej było żal!

Nie martw się, Shameeka. Zaprosimy go - to znaczy ją - żeby usiadła z nami dzisiaj  

na   lunchu.   Widziałam,   że   przez   cały   zeszły   tydzień   siedziała   sama   przy   tamtym 

facecie, który nie cierpi, kiedy do chilli dodają kukurydzę. Moim zdaniem ona nas  

naprawdę potrzebuje.

Och! To świetny pomysł! Jesteś bardzo dobra w te klocki. W tym, jak sprawiać, żeby ludzie  

poczuli się lepiej. To zupełnie jakbyś...

Jakbym co?

No   cóż,   chciałam   powiedzieć:   jakbyś   była   księżniczką   czy   coś   takiego.   Ale   ty 

JESTEŚ   księżniczką!  No   więc,   oczywiście,  jesteś  dobra  w  takich  rzeczach.   To w 

pewnym sensie twoja praca.

Taa. Trochę tak, prawda?

Poniedziałek, 7 września,

gabinet dyrektor Gupty

I wiecie co? Nic mnie to nawet nie obchodzi. Nawet mnie nic nie obchodzi, że siedzę 

tutaj w gabinecie dyrektorki.

Nie obchodzi mnie, że Lana siedzi tutaj obok mnie i rzuca mi złe spojrzenia.

Nie obchodzi mnie, że plakietka z lwem zwisa z mojego blezera na paru nitkach.

I nie obchodzi  mnie,  że cała  szkoła siedzi teraz  w sali gimnastycznej  i czeka,  aż 

przyjdziemy na debatę.

background image

Jak ona śmie? To bym chciała wiedzieć. To znaczy Lana. JAK ONA ŚMIE??? Co 

innego dokuczać mnie, a co innego dokuczać komuś kompletnie pozbawionemu możliwości 

obrony, już nie wspominając, że to osoba CAŁKIEM NOWA W NASZEJ SZKOLE.

Jeśli jej się wydaje, że będę stała bezczynnie i po prostu pozwolę jej wyśmiewać się z 

kogoś w taki sposób, to się grubo, grubo myli. No cóż, przypuszczam, że zdaje sobie z tego 

sprawę, skoro nadal trzymam w garści jej warkocz. Chociaż to chyba nie są jej prawdziwe 

włosy,   tylko   sztuczny   warkocz,   którym   chciała   podkreślić   swojego   szkolnego   ducha 

(niebieską wstążką wplecioną w warkocz sztucznych blond włosów).

Co by wyjaśniało, dlaczego z taką łatwością został mi w ręku, kiedy rzuciłam się na 

nią, chcąc wyrwać jej z głupiego łba wszystkie kudły. Tuż po tym, jak kazała mi pilnować 

własnego nosa i oderwała mi mojego lwa LiAE naszytego na blezer.

Ale i tak mam nadzieję, że bolało.

Smutne jest to, że ona chyba nie wie, ile miała szczęścia. Uszkodziłabym ją o wiele 

bardziej, gdyby Lars i Perin nie powstrzymali mnie.

Perin na koniec może i okazała się dziewczyną, ale zadziwiająco silną dziewczyną.

Jest także bardzo dobrze wychowana. Kiedy dyrektor Gupta ciągnęła mnie do swojego 

gabinetu, usłyszałam, jak Perin wołała:

- Dziękuję, Mia!

I chociaż mogę się tu mylić - wciąż kipiałam z wściekłości - kilka osób nawet zaczęło 

mi bić brawo.

Tak, ale oczywiście dyrektor Gupcie nigdy nie przyjdzie do głowy, że LANA mogłaby 

zrobić coś niewłaściwego. Błagam! Jej się wydaje, że powodem, dla którego rzuciłam się na 

Lanę, są „nerwy” w związku z debatą. Taa, jasne, pani dyrektor. To były nerwy, oczywiście. 

To nie miało NIC wspólnego z faktem, że kiedy wychodziliśmy z francuskiego, Lana nas 

minęła, nachyliła się do Perin i powiedziała:

- HERMAFRODYTA.

Ani z tym, że ja w odpowiedzi kazałam Lanie zamknąć tę głupią jadaczkę.

Ani z tym, że Lana w ramach zemsty wyciągnęła rękę i szarpnęła za moją plakietkę z 

lwem LiAE.

Ta część, w której totalnie instynktownie wyrwałam Lanie doczepiony warkocz, to 

jedyna część tej historii, którą dyrektor Gupta usłyszała.

Dyrektor Gupta mówi, że mam szczęście, że mnie z miejsca nie zawiesiła w prawach 

ucznia. Mówi, że nie robi tego tylko dlatego że wie, że ja mam w tej chwili sporo problemów 

w   domu   (HEJ!   O   CZYM   ONA   MÓWI?   O   ŚLIMAKACH?   O   TYM,   ŻE   JESTEM 

background image

DZIECIOLIZEM? ŻE MÓJ CHŁOPAK CHCE TO KIEDYŚ ZROBIĆ? O CZYM?????).

Mówi, że jej zdaniem byłoby lepiej, gdybyśmy z Laną rozwiązywały nasze konflikty 

w   bardziej   cywilizowany   sposób,   niż   tłukąc   się   na   korytarzu   drugiego   piętra.   Ale 

zdecydowała, że mamy jednak odbyć tę debatę. Mówi:

-   Mio,   zechcesz,   proszę,   wyjąć   nos   z   tego   notatnika   i   posłuchać,   co   mam   ci   do 

powiedzenia?

Jezu. A jak ona sądzi, CO ja piszę? Opowiadanie oparte na Gwiezdnych Wojnach.

Lana się śmieje, oczywiście.

Moim zdaniem nie będzie się śmiała tak wesoło, kiedy się przekona, że noszę imię po 

kobiecie, która odcięła komuś głowę siekierką.

Poniedziałek, 7 września, sala gimnastyczna

O Boże. Jak ja się w to wszystko wpakowałam?  Oni WSZYSCY są tutaj. CAŁY 

TYSIĄC uczniów Liceum imienia Alberta Einsteina, klasy od pierwszej do czwartej, siedzą 

tu przede mną na trybunach i PATRZĄ na mnie, GAPIĄ SIĘ na mnie, bo nie mają nic innego 

do oglądania, poza Laną, dwoma mównicami i palmą w doniczce, którą wyciągnęli, żeby 

wyglądało to przytulniej - a może po to, żeby dostarczyć mi tlenu, gdybym zaczęła mdleć - a 

dyrektor   Gupta   stoi   między   naszymi   dwoma   składanymi   krzesłami   jak   sędzia   na   meczu 

bokserskim.

Totalnie zwymiotuję do tej palemki w doniczce.

Dyrektor   Gupta   rozwodzi   się   o   tym,   że   to   jest   tylko   taka   przyjacielska   debata, 

żebyśmy mogły zapoznać naszych wyborców ze swoim programem.

Przyjacielska. Jasne. To dlatego nadal trzymam w dłoni warkocz Lany.

Zaraz, zaraz, program? Ma być jakiś PROGRAM???? NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ, 

ŻE BĘDZIE POTRZEBNY JAKIŚ PROGRAM!!!

Widzę Lilly, ze swoją kamerą gotową do nagrywania, w pierwszym rzędzie trybun - 

siedzi razem z Tiną i Borysem, Shameeką, Ling Su i, och, czy to nie ta słodka Perin - i 

wymachuje do mnie. Co Lilly usiłuje mi powiedzieć? Nie może się przecież szykować do 

wyciągnięcia swojej tajnej broni. Jeszcze za wcześnie. Debata nawet się nie zaczęła! Co ona 

robi z tymi rękami??? Czemu pokazuje, jakby coś zamykała?

A, rozumiem. Chce, żebym usiadła prosto i przestała pisać w pamiętniku. Taa, już się 

rozpędziłam, Lilly. Ja

O MÓJ BOŻE. Co za zapach. Rozpoznaję ten zapach.  To Chanel nr 5.  Tylko jedna 

background image

znana mi osoba używa Chanel nr 5 - a przynajmniej wylewa na siebie tyle tego, że czuje się ją 

na całe kilometry, zanim w ogóle wejdzie do pokoju

CO ONA TUTAJ ROBI????

O Boże. Dlaczego JA? Poważnie. Oni NIE POWINNI pozwalać rodzinom uczniów 

tak się kręcić po terenie szkoły. Nie miałabym połowy obecnych problemów, gdyby w tej 

szkole przestrzegano jakichś zasad ochrony i nie wpuszczano do środka moich rodziców i 

dziadków

O nie. I jeszcze do tego tata.

I Rommel.

Tak. Moja babka przyprowadziła swojego PSA na moją debatę.

I falangę reporterów.

Jezus Maria! Czy to jest LARRY KING???

Świetnie. Teraz potrzebuję, żeby pokazali się już tylko mama i Rocky, i będziemy 

mieli zjazd rodzinny Thermopolisów - Gianinich - Renaldich.

Och.   Już   przyszła.   I   macha   do   mnie   maleńką   rączką   Rocky'ego   z   trybun.   Cześć, 

Rocky! Tak się cieszę, że mogłeś przyjść! Tak się cieszę, że mogłeś przyjść i popatrzeć, jak 

twoja starsza siostra zostaje totalnie i doszczętnie unicestwiona przez swojego śmiertelnego 

wroga.

O nie. To się zaczyna.

GDZIE JEST MICHAEL, KIEDY GO POTRZEBUJĘ????

Poniedziałek, 7 września,

szkolna łazienka

No cóż, jestem tu znowu. W łazience. Co za niespodzianka.

Nieprędko stąd wyjdę. To potrwa dłuższą chwilę. Może... nigdy stąd nie wyjdę.

Wszystko było takie nierealne. Widziałam, jak dyrektor Gupta stuknęła w mikrofon. 

Słyszałam, jak szmer wśród ludzi siedzących  na trybunach nagle ucichł. Wszyscy obecni 

utkwili w nas wzrok.

A dyrektor Gupta powitała wszystkich na debacie - składając specjalne podziękowania 

Larry'emu Kingowi za przybycie - i podkreśliła znaczenie samorządu szkolnego i żywotną 

rolę, jaką pełni przewodniczący, realizując jego cele. A potem powiedziała:

- Mamy tu dwie bardzo odmienne młode damy, każda ze swoją niepowtarzalną, ekhm, 

SILNĄ osobowością, które kandydują dzisiaj do tej funkcji. Mam nadzieję, że wysłuchacie 

background image

ich   bardzo   uważnie,   kiedy   obie   powiedzą   nam,   czemu   uważają,   że   spełnią   się   w   roli 

przewodniczącej samorządu i co zamierzają zrobić, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina 

stało się lepszym miejscem.

A potem, przypuszczam, że za karę za to całe wyrywanie warkocza, dyrektor Gupta 

dała pierwszeństwo Lanie.

Oklaski, które się rozległy, kiedy Lana ruszyła kocim krokiem ku swojej mównicy, 

można by określić wyłączne jako burzliwe. Okrzyki i gwizdy, skandowanie: „La - na, La - 

na” niemal ogłuszały, zwłaszcza że to w końcu była sala gimnastyczna i dźwięk niósł się 

naprawdę dobrze.

A potem Lana - która wyglądała na zupełnie nieprzejętą tym, że zwraca się do tysiąca 

rówieśników, mniej więcej siedemdziesięciu pięciu nauczycieli i pracowników LiAE (jeśli 

wliczać w to panie ze stołówki), mojej całej rodziny i pewnej liczby korespondentów CNN - 

zaczęła mówić.

I   wiecie   co?   Lana   powiedziała   tysiącowi   swoich   rówieśników   to,   co   chcieli   - 

przynajmniej w większości - usłyszeć. Przedstawiła się jako orędowniczka lepszego jedzenia 

w   stołówce,   dłuższej   przerwy   na   lunch,   większych   luster   w   łazienkach   dla   dziewczyn, 

mniejszej   ilości   prac   domowych,   większej   ilości   sportów,   zagwarantowania   absolwentom 

wstępu na wybrane przez nich uczelnie należące do Ligi Bluszczowej oraz większego wyboru 

dietetycznych i ubogowęglowodanowych produktów w automatach z napojami i słodyczami. 

Była przeciwko kamerom ochrony przed szkołą i przysięgła, że każe je usunąć. Zapewniła, 

przekrzykując   entuzjastyczne   wrzaski,   że   jeśli   ją   wybiorą   na   przewodniczącą,   sprawi,   że 

wszystkie te obietnice zostaną zrealizowane...

.. .chociaż ja dobrze wiem, że nie zostaną. Bo te kamery zainstalowane na zewnątrz 

może i naruszają prywatność tych, którzy lubią palić przed szkołą i zaśmiecać schody tymi 

obrzydliwymi   niedopałkami   papierosów,  ale   przede   wszystkim   pomagają   ochronić   szkołę 

przed wandalizmem i włamaniami.

A   firma   dostarczająca   jedzenie   do   stołówki   to   ta   sama   firma,   która   zaopatruje 

wszystkie  szkoły i szpitale  w  okolicy,  i oferuje najniższe  ceny przy jedzeniu  najwyższej 

jakości, jakie da się znaleźć na obszarze trzech stanów.

A jeśli zarząd szkoły zgodzi się na dłuższą przerwę na lunch, to będą musieli skrócić 

lekcje, które i tak mają już tylko pięćdziesiąt minut.

A skąd niby Lana weźmie pieniądze na większe lustra w łazienkach dla dziewczyn? I 

czy wzięła pod uwagę, że:

• Mniej prac domowych oznacza gorsze przygotowanie do studiów?

background image

• Więcej  sportu oznacza mniej  pieniędzy na inne zajęcia, na przykład związane z 

kulturą i sztuką?

• Nikomu nie gwarantuje się przyjęcia na uczelnie należące do Ivy Leaque, nawet 

ludziom, których rodzice tam studiowali?

•   Wybór   słodyczy   i   napojów   w   automatach   jest   ograniczony   do   tego,   co   ich 

sprzedawcy mają do zaoferowania?

Najwyraźniej nie.

Ale zdaje się, że jej to wcale nie przeszkadzało. Ani jej wyborcom, bo wrzeszczeli, ile 

sił w płucach i tupali na znak poparcia. Widziałam, jak Ramon Riveras wstał i zaczął wywijać 

swetrem nad głową, żeby jeszcze trochę pobudzić publikę.

Dyrektor   Gupta   miała   nieco   zaciśnięte   usta,   kiedy   podeszła   do   mikrofonu   i 

powiedziała:

- Ee, hm, dziękujemy ci, Lano. Mio, czy zechciałabyś odpowiedzieć?

Pomyślałam,   że   zwymiotuję,   naprawdę.   Chociaż   nie   wiem,   jak   miałabym 

zwymiotować, skoro rano nie byłam w stanie zjeść śniadania i miałam w organizmie tylko 

pięć starburstów, które dała mi Lilly, połowę marsa wyżebranego od Borysa, trzy tic - - taki 

od Larsa i colę.

Ale kiedy zaczęłam iść w stronę podium - kolana tak mi się trzęsły, że chyba tylko 

cudem utrzymałam się na nogach - coś się stało. Nie wiem co, tak dokładnie. Ani dlaczego.

Może sprawiły to te rozgłośne gwizdy.

Może sposób, w jaki Trisha Hayes pokazała na moje glany i skrzywiła się.

Może to, że Ramon Riveras przyłożył  dłonie do ust i wrzasnął: „KP! KP!”, takim 

niezbyt miłym tonem.

Ale kiedy popatrzyłam na siedzące przede mną morze ludzi i mignęła mi między nimi 

jasna i błyszcząca twarz Perin, która klaskała dla mnie z całej siły, poczułam się tak, jakby 

wstąpił we mnie duch Rozagundy, pierwszej księżnej Genowii.

Albo to, albo moja patronka, święta Amelia, zstąpiła z nieba, żeby mi użyczyć trochę 

swojej siekierkowatej determinacji.

W   każdym   razie,   chociaż   nadal   miałam   ochotę   zwymiotować   i   tak   dalej,   kiedy 

weszłam na podium i przypomniałam sobie, jak Grandmère krzyczała na mnie, że opieram 

łokcie   na   mównicy,   zrobiłam   coś,   o   czym   nie   słyszano   w   historii   wyborów   na 

przewodniczącego samorządu szkolnego w Liceum imienia Alberta Einsteina:

Zdjęłam mikrofon z podstawki i trzymając go w ręku, podeszłam z nim i stanęłam na 

samym PRZODZIE podium.

background image

Tak. Z przodu. Gdzie nic mnie nie zasłaniało.

Gdzie nie było gdzie się schować.

Nic mnie nie oddzielało od mojej widowni.

I kiedy wreszcie, zdumieni moim zachowaniem, ucichli, powiedziałam - nie mając 

zielonego pojęcia, skąd się brała ta powódź wylewających się ze mnie słów:

- „Dajcie mi swoich zmęczonych, biednych, wasze uciśnione masy pragnące oddychać 

wolnością”. Tak mówi napis na Statui Wolności. To pierwsza rzecz, jaką miliony imigrantów 

przybyłych do tego kraju widziały, kiedy schodziły na nabrzeże. Stwierdzenie zapewniające 

ich, że w tym wielkim tyglu narodów WSZYSCY będą mile widziani, nieważne, jaki mają 

status społeczny, jakiego koloru włosy, z kim się spotykają, czy się woskują, golą, czy też 

pozwalają włosom rosnąć naturalnie, oraz czy uprawiają jakiś sport, czy nie.

I czy szkoła nie jest takim tyglem narodów? Czy nie jesteśmy grupą ludzi stłoczonych 

razem na osiem godzin dziennie, którzy muszą się z tą sytuacją jak najlepiej uporać?

Ale chociaż  sami  tutaj  w Albercie Einsteinie  stanowimy taki  naród, ja nie widzę, 

żebyśmy   się   jak   jeden   naród   zachowywali.   Wszystko,   co   widzę,   to   ludzie   podzieleni   na 

grupki   i   którzy   totalnie   się   boją   dopuścić   kogokolwiek   nowego   -   kogokolwiek   z   tych 

uciśnionych mas spragnionych oddechu wolności - do swoich ukochanych, elitarnych małych 

grupek... co jest totalnie beznadziejne.

Pozwoliłam   im   się   przez   chwilę   nad   tym   zastanowić.   Widziałam,   jak   przez 

publiczność przebiega fala niedowierzania. Larry King zamruczał coś do ucha Grandmère.

Ale mnie się już zrobiło wszystko jedno. Chociaż nadal zbierało mi się na chlustające 

wymioty w stronę facetów ze szkolnej drużyny, którzy siedzieli na wprost mnie.

Ale nie zwymiotowałam. Mówiłam dalej. Jak...

No cóż, jak święta Amelia.

- Historia  wypróbowała  już i  odrzuciła   wiele  form  rządów,  włącznie   z rządami  z 

nadania boskiego, których ten kraj wyrzekł się sto lat temu.

A jednak, z jakiegoś powodu, rządy z nadania boskiego zdają się trwać. Jest pewna 

grupa   ludzi,   którym   wydaje   się,   że   mają   wrodzone   prawo   do   rządzenia,   bo   są   bardziej 

atrakcyjni   niż   reszta   z   nas:   albo   na   przykład   bardziej   wysportowani,   albo   zapraszani   na 

większą liczbę imprez niż my.

A   kiedy   to   powiedziałam,   spojrzałam   bardzo   znacząco   na   Lanę,   a   potem   też   na 

Ramona i Trishę, dla wyraźniejszego efektu. A potem popatrzyłam na tłum przede mną, z 

którego większość gapiła się na mnie z otwartymi  ustami - choć wcale nie, jak Borys, z 

powodu skrzywionych przegród nosowych.

background image

- To są ludzie, którzy znajdują się na szczycie ewolucyjnej drabiny - ciągnęłam - 

ludzie o najładniejszej cerze. Ludzie o figurach modelek, które widujemy w magazynach. 

Ludzie,   którzy   zawsze   mają   najnowszą   i   najmodniejszą   torebkę   albo   okulary   słoneczne. 

Ludzie popularni. Ludzie, którzy chcą, żebyście żałowali, że nie jesteście do nich bardziej 

podobni.

Ale ja stoję tutaj dzisiaj przed wami i mówię wam, że już to znam. Tak właśnie. Już 

byłam   po   stronie   popularnych.   I   wiecie   co?   To   jest   wszystko   do   kitu.   Ci   ludzie,   którzy 

zachowują się, jakby mieli prawo do rządzenia wami i mną, są kompletnie nieprzygotowani 

do tego zadania, bo po prostu nie wierzą w podstawowe zasady naszego narodu, a mianowicie 

w to, że WSZYSCY ZOSTALIŚMY  STWORZENI RÓWNI SOBIE. Nikt z nas nie jest 

lepszy niż inne obecne tu osoby. I wliczam w to wszystkie obecne tu księżniczki.

To wywołało kilka śmieszków, ale prawdę mówiąc, wcale nie starałam się nikogo 

rozbawić. Ale i tak ten śmiech sprawił, że nie przestało mi się tak chcieć rzygać. No bo... 

Rozbawiłam ludzi.

I   wcale   nie   śmiali   się   ZE   mnie.   Śmiali   się   z   czegoś,   co   powiedziałam.   Nie 

WYŚMIEWALI SIĘ, tylko śmiali, bo zdołałam ich rozbawić.

Nie wiem sama. To wszystko wydało się takie jakieś... fajne.

I nagle, chociaż nadal pociły mi się ręce, poczułam się... dobrze.

- Posłuchajcie - powiedziałam. - Ja tu nie stanę i nie zacznę wam obiecywać kupy 

bzdur,   których   nie   będę   mogła   dotrzymać,   o   czym   wy   będziecie   dobrze   wiedzieli.   - 

Popatrzyłam na Lanę, która skrzyżowała ramiona na piersiach i w tej chwili zrobiła do mnie 

brzydką minę. Zwróciłam się znów do tłumu. - Dłuższe przerwy na lunch? Wiecie, że zarząd 

nigdy się na to nie zgodzi. Więcej sportu? Czy jest tu ktokolwiek, kto naprawdę uważa, że nie 

może rozwijać swoich sportowych talentów?

Podniosło się kilka rąk.

- A czy znajdzie się ktoś, kto czuje, że nie ma tu warunków, by w pełni realizować 

swoje potrzeby TWÓRCZE czy EDUKACYJNE? Ktoś, kto uważa, że tej szkole przydałoby 

się pismo literackie albo nowe cyfrowe wideo, technologie fotograficzne  i edytorskie  dla 

Klubu Fotograficznego i Filmowego albo sztalugi do pracowni malarskiej, czy może nowy 

system   oświetlenia   dla   Klubu   Dramatycznego?   Że   raczej   to   niż   kolejny   puchar   w 

mistrzostwach piłki nożnej?

Podniosło się o wiele, wiele więcej rąk.

- Taa - powiedziałam. - Tak właśnie myślałam. Jest w tej szkole prawdziwy problem, 

problem narastający od lat. Jest mianowicie grupa ludzi, która stanowi mniejszość, a która 

background image

podejmuje decyzje w imieniu większości. I to jest złe.

Ktoś coś zawołał. I wydaje mi się nawet, że nie była to Lilly.

- W sumie - powiedziałam, zachęcona tym okrzykiem. - To jest nawet bardziej niż złe. 

To jest totalne naruszenie zasad, na których zbudowano ten kraj. Jak to powiedział filozof 

John Locke „Rząd jest prawomocny tylko o tyle, o ile opiera się na zgodzie ludzi na bycie 

rządzonymi”.   Czy   wy   naprawdę   wyrażacie   swoją   zgodę   na   to,   żeby   mała   grupka 

uprzywilejowanych podejmowała decyzje za was? Czy może powierzycie te decyzje komuś, 

kto was naprawdę rozumie, komuś, kto podziela wasze ideały, nadzieje i marzenia? Komuś, 

kto zrobi wszystko co w jego mocy, żeby się upewnić, że to WASZ głos, a nie głos tak 

zwanej popularnej mniejszości, jest słyszany?

I w tym  momencie  rozległ  się kolejny okrzyk,  tym  razem z zupełne  innej  strony 

trybun - zdecydowanie nie ze strony moich przyjaciół.

Po drugim okrzyku  rozległ  się trzeci.  A potem gruchnęły oklaski. I ktoś  zawołał: 

„Dalej, Mia!”

Ha!

- Hm, dziękujemy ci, Mio. - Kątem oka widziałam, że dyrektor Gupta zbliża się do 

mnie. - To było bardzo pouczające.

Udałam, że jej nie słyszę.

Tak właśnie. Dyrektor Gupta dawała mi pretekst, żeby usiąść - uciec ze sceny - skulić 

się z powrotem na swoim krześle.

A ja ją zignorowałam.

Bo miałam do zrzucenia z niedorozwiniętej piersi jeszcze parę spraw.

-   Ale   to   nie   wszystko,   co   jest   z   tą   szkołą   nie   w   porządku   -   powiedziałam   do 

mikrofonu,   słysząc,  jak  mój   głos   niesie  się   po  całej  sali   gimnastycznej.   Mówię   wam,   to 

naprawdę fajne uczucie. - Co z faktem, że są tutaj ludzie, którzy tu pracują - którzy nazywają 

siebie nauczycielami - a którym się wydaje, że tylko oni mają prawo do jakiejś ekspresji? Czy 

naprawdę chcemy tolerować to, że nauczyciele przedmiotów tak podstawowych jak - no cóż, 

na przykład, angielski - mówią nam, że nasze wypracowania są do niczego, a wybrane przez 

nas   tematy   nieistotne?   Gdybym   zdecydowała   się   napisać   wypracowanie   o   historycznym 

znaczeniu   mangi   albo   anime,   czy   moje   wypracowanie   będzie   mniej   warte   niż   czyjeś 

wypracowanie o kalderze w Parku Yellowstone, która być może któregoś dnia wybuchnie, 

zabijając dziesiątki tysięcy ludzi?

A może  - dodałam,  kiedy wszyscy zaczęli szeptać, bo nie słyszeli  dotąd, że Park 

Yellowstone jest śmiercionośnym zbiornikiem magmy i pewnie wielu z nich nieświadomie 

background image

wybierało   się  tam   na   rodzinne   wakacje  -   moje   wypracowanie   na   temat   anime   jest   TAK 

SAMO WAŻNE jak wypracowanie o kalderze w Yellowstone, bo wiedząc, jak wiemy to 

teraz,   że   taka   kaldera   istnieje,   potrzebujemy   również   czegoś   dla   rozrywki   -   takiego   jak 

japońska anime lub manga - żeby nam odpoczęły umysły?

Nastąpiła chwila zaskoczonego milczenia. A potem ktoś ze środka trybun krzyknął: 

„Final Fantasy!”, a ktoś inny zawołał: „Dragonball!”, a jeszcze inna osoba, gdzieś z tyłu 

dorzuciła: „Pokemony!” i wywołała głośny wybuch śmiechu.

- Może takie rzeczy jak lotto i telewizja zostały wymyślone po to, żeby sprzedawać 

różne produkty, skłaniać ciężko pracujących ludzi do wydawania zarobionych z wysiłkiem 

pieniędzy   i   wszystkim   nam   zapewnić   fałszywe   poczucie   zadowolenia,   i   odsunąć   nas   od 

prawdziwych   horrorów   rozgrywających   się   w   otaczającym   nas   świecie.   Ale   może   my 

POTRZEBUJEMY takiego oderwania się, żeby w czasie wolnym móc się nieco odprężyć - 

ciągnęłam. - Czy jest coś złego w tym, że kiedy obowiązki mamy już z głowy, chcemy trochę 

poleniuchować   i   pooglądać   sobie  The   OC?  Albo   pośpiewać   karaoke?   Albo   poczytać 

komiksy? Czy coś musi być skomplikowane i trudne do zrozumienia, żeby to nazwać kulturą? 

Za sto lat, kiedy wszyscy zginiemy po wybuchu wulkanu w Yellowstone albo stopi się czapa 

lodowa, albo nie będzie już ropy naftowej, albo zabójcze algi opanują całą planetę,  jeśli 

cokolwiek zostanie z ludzkiej cywilizacji, to patrząc wstecz na początek XXI, jak sądzicie, co 

lepiej opisze nasze prawdziwe życie - esej na temat sposobów, w jakie wykorzystują nas 

media, czy odcinek Czarodziejki z Księżyca? Mówcie co chcecie, ale ja powiem tak: dajcie mi 

anime albo dajcie mi śmierć.

Sala gimnastyczna zatrzęsła się w posadach.

I nie dlatego  że Klub Komputerowy wreszcie zdołał  zbudować robota - zabójcę i 

puścić go pomiędzy czirliderki.

Zatrzęsła   się   ze   względu   na   to,   co   powiedziałam.   Naprawdę.   Dlatego   że   ja,   Mia 

Thermopolis, coś powiedziałam.

Ale ja jeszcze nie skończyłam.

- Więc dzisiaj - dodałam, podnosząc głos, żeby przekrzyczeć oklaski - kiedy oddajecie 

swój   głos   na   przewodniczącą   samorządu   szkolnego,   zadajcie   sobie   pytanie:   kto   to   są   ci 

„ludzie” w stwierdzeniu o rządach „z ludu i dla ludu”? Czy to oznacza uprzywilejowaną 

mniejszość? Czy też znakomitą większość spośród nas, którzy urodziliśmy się bez srebrnego 

pompona   czirliderki?   Zagłosujcie   na   tę   kandydatkę,   która   waszym   zdaniem   najlepiej 

reprezentuje was.

I wtedy, z sercem tłukącym się w piersi, odwróciłam się, rzuciłam mikrofon dyrektor 

background image

Gupcie i wybiegłam z sali gimnastycznej. Wśród grzmiących oklasków.

Do bezpiecznego schronienia w kabinie w łazience.

Rzecz w tym, że czuję się tak DZIWNIE. No bo wiecie, ja nigdy w życiu nie wstałam 

i nie zrobiłam czegoś podobnego. No cóż, poza tą sprawą z parkometrami, ale to było coś 

zupełnie innego. Nie prosiłam ludzi, żeby poparli MNIE. Prosiłam, żeby poparli zmniejszenie 

szkód w infrastrukturze i zwiększenie dochodów. To nie było nic tak trudnego.

Ale teraz to co innego.

Teraz było inaczej. Prosiłam ludzi, żeby mi zaufali, żeby oddali na mnie swoje głosy. 

Nie, jak w Genowii, gdzie to poparcie jest w pewnym sensie automatyczne, bo, hm, tam w 

sumie NIE MA żadnej innej księżniczki. Co moim zdaniem jest bardzo fajne. Czy raczej 

będzie fajne, kiedy obejmę już władzę.

Oho.   Słyszę   głosy   na   korytarzu.   Debata   musiała   się   skończyć.   Ciekawe,   co   Lana 

odpowiedziała w swojej replice. Pewnie powinnam była zostać, żeby też wygłosić replikę. 

Ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam.

O nie, słyszę Lilly...

Poniedziałek, 7 września, RZ

No cóż, było fajnie. To znaczy na lunchu. Wszyscy zatrzymywali się przy naszym 

stole, żeby mi pogratulować i powiedzieć, że oddadzą głos na mnie. To było naprawdę niezłe. 

I to nie tylko ludzie z mojej kliki - kliki geniuszków - ale skaterzy, punki, dzieciaki z Klubu 

Dramatycznego, a nawet paru facetów z drużyny. Dziwnie się czułam, rozmawiając z tymi 

wszystkimi ludźmi, którzy zwykle na korytarzu patrzyli na mnie, jakbym była przezroczysta.

A tu nagle było tak, jakby wszyscy chcieli siedzieć przy MOIM stole na lunchu.

Tyle że nie mogli, bo teraz, kiedy siedzi z nami Perin, nie ma już więcej miejsca.

Byliśmy dzisiaj szczególnie rozbawionym towarzystwem, ze względu na dwie dobre 

wiadomości - a przynajmniej MNIE się wydawało, że to są dobre wiadomości. A mianowicie 

to, że kiedy wybiegłam z sali gimnastycznej, a Lana usiłowała wygłosić replikę, wygwizdano 

ją, wykrzyczano i nie zdołała wykrztusić nawet słowa. Dyrektor Gupta musiała podkręcić 

sprzęt tak głośno, że sprzężenie zwrotne w końcu uciszyło ludzi. A do tego czasu Lana wyszła 

już  z  sali   gimnastycznej,   zalewając   się  łzami.  I  dobrze   jej   tak.  Nie   wiem,  jak  zdołam   z 

powrotem przyszyć swoją szkolną plakietkę. Mama na pewno nie umie szyć. Może poproszę 

o pomoc pokojówkę Grandmère.

Ale nie tylko to się stało. Kiedy Lilly wreszcie zdołała wyciągnąć mnie z łazienki, 

background image

wpadłam na mamę, tatę i Grandmère. Mama uściskała mnie mocno - a Rocky się ślicznie 

uśmiechnął - i powiedziała, że jest ze mnie dumna.

Ale   to   tata   miał   naprawdę   ważne   wiadomości.   Dowiedział   się   od   nurków 

Genowiańskiej   Marynarki   Wojennej,   że  Aplysia   depilans  nareszcie   zaczęły   zjadać   algi! 

Naprawdę i na serio! Już oczyściły prawie trzydzieści siedem akrów praktycznie w ciągu 

jednej nocy i pewnie usuną wszystkie, zanim wyginą, to znaczy do października, kiedy wody 

Morza Śródziemnego staną się dla nich za zimne.

-   Ale   to   nic   nie   szkodzi   -   powiedział   tata   i   uśmiechnął   się   do   mnie.   -   Już 

przedstawiłem parlamentowi projekt uchwały, na mocy której zamówimy kolejne dziesięć 

tysięcy,  które zostaną przetransportowane do zatoki na wiosnę, jeśli od któregokolwiek z 

naszych sąsiadów algi będą się przedostawać na nasze terytorium.

Ledwie wierzyłam własnym uszom.

-   Czy   to   znaczy,   że   nie   przegłosują   naszego   wyrzucenia   z   Unii   Europejskiej?   - 

zapytałam.

Tata zrobił wielkie oczy.

- Ależ skąd! - powiedział. - To nigdy nie wchodziło w grę. No cóż, ja wiem, że kilka 

państw mogłoby CHCIEĆ wyrzucić nas z Unii Europejskiej. Ale wierzę, że to są te same 

kraje, które spowodowały tę katastrofę ekologiczną. A zatem nikt poważnie nie traktował ich 

nawoływań do usunięcia nas.

I on mi to teraz mówi? Ładny numer, tato. Przecież ja całą noc nie spałam, myśląc o 

tym. No cóż, i o paru innych rzeczach.

Wtedy właśnie zauważyłam panią Martinez, która też tam stała, a minę miała taką 

trochę... No cóż, zakłopotana to jedyne słowo, jakie mi przychodzi do głowy.

- Mio... - powiedziała, kiedy wreszcie przestałam ściskać ojca (z radości na wieść, że 

moje ślimaki uratowały zatokę) - chciałam ci tylko powiedzieć, że to była świetna mowa. I że 

masz rację. Kultura masowa niekoniecznie pozbawiona jest wszelkich wartości czy celu. Ma 

swoje   miejsce,   tak   samo   jak   kultura   wysoka.   Bardzo   cię   przepraszam,   jeśli   poczułaś,   że 

rzeczy, o których lubisz pisać, są mniej warte niż inne, bardziej poważne tematy. Bo nie są.

Ha!!!!

I tylko dobrze mi znane spojrzenia,, jakimi w tym czasie tata obrzucał panią Martinez, 

nieco jednak zmniejszyły moją radość ze zwycięstwa.

Ale nieważne. Moim zdaniem jest bardzo mało prawdopodobne, żeby mój tata zaczął 

się spotykać  z kimś,  kto rzeczywiście  zna definicję  imiesłowu.  Jego ostatnia  dziewczyna 

uważała, że imiesłowy to takie wredne, śmierdzące gryzonie.

background image

A skoro już o tym mowa, Grandmère podeszła do mnie zaraz potem, wzięła mnie za 

ramię i odprowadziła nieco na bok.

-   Widzisz,   Amelio?   -   powiedziała   szeptem,   który   mocno   pachniał   sidecarem.   - 

Mówiłam, że ci się uda. Byłaś tam jak natchniona. Prawdziwie natchniona. Prawie czułam 

wśród nas ducha świętej Amelii.

Przerażające w tym wszystkim jest to, że ja też w pewnym sensie czułam to samo.

Ale nie przyznałam się. Powiedziałam tylko:

- No więc jak, Grandmère? Co to za tajna broń, którą znalazłyście z Lilly? I kiedy 

masz zamiar jej użyć?

Ale ona tylko ujęła kciukiem i palcem wskazującym moją naderwaną plakietkę LiAE i 

powiedziała:

- Co się stało z twoim swetrem? Doprawdy, Amelio, czy nie możesz bardziej dbać o 

ubranie? Księżniczka nie powinna chodzić obszarpana jak jakiś kopciuszek.

Ale nieważne. Wszystko razem i tak było całkiem fajne. Zwłaszcza kiedy Grandmère 

powiedziała,   że   odwołuje   dzisiejszą   lekcję   etykiety,   bo   musi   iść   do   kosmetyczki. 

Najwyraźniej   cały   ten   stres   związany   z   pomaganiem   Lilly   w   kampanii   wyborczej 

spowodował, że rozszerzyły jej się pory.

Mówię wam, niewiele brakowało, żebym pomyślała, że jeszcze wszystko się ułoży po 

mojej myśli. Tak dla odmiany.

Ale   wtedy   przypomniałam   sobie   o   Michaelu.   Który,   mówiąc   przy   okazji,   nie 

zadzwonił do mnie dzisiaj ani nie przysłał mi żadnego SMS - a, żeby mi życzyć powodzenia 

w debacie, zapytać, jak mi idzie czy cokolwiek. Nie rozmawiałam z nim od czasu tej całej 

rozmowy o Robieniu Tego.

I muszę się przyznać, że tamta rozmowa nie poszła tak dobrze, jak bym sobie życzyła.

Ale co tam. Można by się spodziewać, że zadzwoni. Nawet jeśli, no wiecie, jestem 

osobą, która nie odpowiedziała na JEGO telefony czy maile.

Borys gra na skrzypcach Boże chroń królową na moją cześć. Powiedziałam mu, że na 

to chyba trochę za wcześnie. Głosy zebrane w czasie lunchu są nadal przeliczane. Dyrektor 

Gupta ogłosi wyniki przez radiowęzeł dopiero na ostatniej lekcji.

Lilly przed chwilą powiedziała do mnie bardzo cicho:

- A potem, kiedy już wygrasz, w przyszłym tygodniu sama będziesz mogła złożyć 

oświadczenie. No wiesz, że składasz rezygnację i przekazujesz stanowisko mnie.

Hm, czy to nie zabawne? Bo do tej chwili jakoś zupełnie zapomniałam o tej części 

naszego planu.

background image

Poniedziałek, 7 września,

wychowanie obywatelskie

Pani   Holland   pogratulowała   mi   dzisiejszej   mowy   i   powiedziała,   że   była   ze   mnie 

dumna. DUMNA! ZE MNIE!!! Nauczycielka jest dumna ze mnie!!!

ZE MNIE!!!!!

Poniedziałek, 7 września, geografia

Kenny właśnie powiedział mi strasznie dziwną rzecz. Tak mu się to nagle wyrwało, 

kiedy rysowaliśmy diagramy pasów radiacji Van Allena.

- Mia - powiedział. - Chcę ci coś powiedzieć. Pamiętasz moją dziewczynę, Heather?

- Taa - odpowiedziałam niechętnie, bo myślałam, że szykuje się, żeby mi opowiedzieć 

kolejną długą i nudną historię o gimnastycznych wyczynach Heather.

- No cóż... - Kenny zaczerwienił się jak pas radiacyjny, który właśnie kolorowałam. - 

Ja ją wymyśliłem.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tak, tak właśnie. Przez ostatnie pięć dni Kenny opowiadał mi ZMYŚLONE historie o 

swojej   ZMYŚLONEJ   dziewczynie,   Heather.   Dziewczynie,   która,   muszę   to   przyznać, 

wydawała   mi   się   zagrożeniem!   Bo   była   taka   idealna!   No   bo   pomyślcie,   blondynka.   I 

wysportowana. I dostaje same piątki?

W sumie teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, powinnam się cieszyć, że ta Heather 

okazała się zmyśleniem. Mówiąc prawdę, w porównaniu z nią zaczynałam się czuć niewiele 

warta.

Ale nieważne. Popatrzyłam na niego po prostu i powiedziałam:

- Kenny, dlaczego to robiłeś?

A on odparł z bardzo zawstydzoną miną:

- Po prostu nie mogłem tego znieść, wiesz? Że wiedziesz sobie to cudowne życie 

księżniczki, z Michaelem, tym swoim idealnym chłopakiem księżniczki. To... Sam nie wiem. 

Po prostu było mi to trudno znieść.

Taa. Jasne. Moje idealne życie. Moje cudowne życie księżniczki, z Michaelem, moim 

idealnym chłopakiem księżniczki. Pozwól, że coś ci powiem, Kenny. Chcesz wiedzieć, jak 

DALEKIE   od   ideału   jest   moje   idealne   życie   księżniczki?   Mój   idealny   książęcy   chłopak 

właśnie szykuje się, żeby mnie rzucić, bo nie chcę Tego Robić. Jak ci się podoba taki ideał, 

background image

Kenny?

Tyle że, oczywiście, nie mogłam tak powiedzieć. Bo Kenny'emu nic do tego. I poza 

tym, ja nie bardzo chcę, żeby po szkole się rozniosło o tym, że Michael chce To Robić. Dzięki 

wielu filmom opartym na - jakkolwiek luźno - mojej biografii, które można sobie wszędzie 

pooglądać, wystarczająco wielu ludzi już myśli, że wiedzą o mnie wszystko, co trzeba o mnie 

wiedzieć. Nie mam zamiaru wypuszczać w świat żadnych DALSZYCH informacji.

Ale nieważne. Po prostu zapewniłam Kenny'ego, że moje życie nie jest takie idealne, 

jak jemu się może wydawać. Ze, w gruncie rzeczy, mam MNÓSTWO problemów, a wśród 

nich fakt, że jestem dzieciolizem i o mały włos nie doprowadziłam do wyrzucenia mojego 

księstwa z Unii Europejskiej.

Dziwne, ale jego ta informacja chyba bardzo pocieszyła. Na tyle, że w sumie trochę 

mnie to rozzłościło.

O nie. Właśnie zaskrzeczał głośnik w klasie. Dyrektor Gupta poda wyniki dzisiejszego 

głosowania.

O Boże. O Boże. O Boże.

Oto one:

Lana Weinberger: trzysta pięćdziesiąt dziewięć głosów.

Mia Thermopolis: sześćset czterdzieści jeden głosów.

O mój Boże.

O MÓJ BOŻE.

JESTEM   NOWĄ   PRZEWODNICZĄCĄ   SAMORZĄDU   SZKOLNEGO   LICEUM 

IMIENIA ALBERTA EINSTEINA.

Poniedziałek, 7 września, 17.00,

Ray's Pizza

Dobra. To wszystko było... po prostu niesamowite.

Nawet   nie   wiem,   jak   inaczej   to   opisać.   Nadal   jestem   totalnie   i   kompletnie 

oszołomiona.   Nadal.   A   minęły   dwie   godziny,   odkąd   dyrektor   Gupta   ogłosiła   mnie 

zwyciężczynią. A ja od tego czasu zjadłam już pół zwykłej pizzy z serem i wypiłam trzy cole.

I NADAL jestem w szoku.

Może   to   nawet   nie   wygrana   w   wyborach,   ale   to   co   zdarzyło   się   po   tym,   jak   się 

dowiedziałam, że je wygrałam. A było tego...

.. .w sumie DUŻO.

background image

Po pierwsze, wszyscy w klasie, włącznie  z Kennym,  zaczęli  skakać po całej  sali, 

gratulując mi i pytając, czy mogłabym może poprosić zarząd szkoły, żeby kupili do pracowni 

biologicznej   zestaw   do   elektroforezy,   coś   o   co   daremnie   lobbowali   u   poprzedniej 

przewodniczącej.

I, zupełnie nie wiadomo kiedy, pojęłam, jaki ciężar odpowiedzialności będę dźwigać 

jako przewodnicząca.

I...

Spodobało mi się to.

Wiem, WIEM.

Tak jakby nie wystarczyło, że jestem:

• księżniczką Genowii,

• siostrą bezbronnego niemowlęcia, którego rodzicom brakuje trochę rodzicielskich 

cech, jeśli wiecie, co chcę przez to powiedzieć,

• początkującą pisarką, która nadal musi zaliczyć w tym roku kurs geometrii dla klas 

drugich,

• nastolatką, ze wszystkim co z tego wynika, na przykład wahaniami nastroju, brakiem 

poczucia bezpieczeństwa i okazjonalnymi odpałami,

• osobą zakochaną w studencie.

A   teraz   do   tego   wszystkiego   dochodzi   jeszcze   pełnienie   roli   przewodniczącej 

samorządu szkolnego???

Ale... no cóż. Tak.

Tak, tak jest. Bo wiecie co? Wygrana w wyborach przeciwko Lanie totalnie mnie 

NAKRĘCIŁA.

Ale nieważne. To była tylko PIERWSZA rzecz, która się zdarzyła.

Następną   rzeczą   był   dzwonek   i   kiedy   szłam   do   swojej   szafki   -   powoli...   bardzo 

powoli, bo wszyscy mnie zatrzymywali, żeby mi pogratulować - wpadłam na Lilly, która 

skoczyła mi w ramiona (chociaż jestem o wiele od niej wyższa, to ona nadal waży więcej niż 

ja. Ma szczęście, że jej nie upuściłam. Ale chyba miałam jakiś skok adrenaliny, jak wtedy, 

kiedy   dziecko   ci   utkwi   pod   samochodem   albo   kiedy   wygrasz   w   wyborach   na 

przewodniczącego samorządu swojej szkoły czy coś, ponieważ zdołałam ją utrzymać, dopóki 

sama ze mnie nie zeszła).

W każdym razie Lilly wołała:

- UDAŁO NAM SIĘ!!! UDAŁO NAM SIĘ!!!!

I wtedy Tina i Borys, i Shameeka, i Ling Su, i Perin zaczęli podskakiwać razem z 

background image

nami. A potem wszyscy ruszyliśmy do mojej szafki, śpiewając: We Are the Champions.

I kiedy wszyscy inni radośnie śpiewali, a ja ustawiałam kombinację do szyfrowego 

zamka szafki, zauważyłam, że przy sąsiedniej szafce dzieje się coś dziwnego. I że stoi tam 

Ramon   Riveras,   pilnowany   przez   dyrektor   Guptę   i   -   wyobraźcie   sobie   -   TATĘ   Lany 

Weinberger, i wyjmuje wszystko - i mówię serio, że WSZYSTKO - ze swojej szafki i z 

przygnębioną miną ładuje to do sportowej torby.

A trochę  z  tyłu  za  nim stała  Lana.  Łzy płynęły  jej po twarzy i tupała  co  chwila 

gniewnie, pytając:

- Ale tato, DLACZEGO???? Dlaczego, tato, DLACZEGO???

A potem dyrektorka, Ramon, doktor Weinberger i Lana zawrócili razem do gabinetu 

dyrektorki.

Ale przedtem Lana rzuciła mi przez ramię szczególnie paskudne spojrzenie i syknęła:

- Dostanę cię za to, nawet jeśli to ostatnia rzecz, jaką zrobię! Jeszcze pożałujesz!

Pomyślałam, że chce się zemścić za to, że wygrałam wybory, stając przeciwko niej. 

Ale kiedy Shameeka powiedziała:

- Hej, a dokąd oni zabierają Ramona?

Lilly uśmiechnęła się złym uśmiechem i odparła:

- Pewnie na lotnisko.

Kiedy wszyscy zaczęliśmy się chórem dopytywać, o co chodzi, Lilly odparła:

- To moja tajna broń. Ale po twojej mowie,  Mia, wiedziałam,  że nie będzie nam 

potrzebna.  Wygląda  na   to,  że   twoja  babka   jednak  dała  cynk   Weinbergerom,  chociaż   nie 

musiała tego robić. Muszę jedno przyznać Clarissie. Ta dama jest osobą, którą lepiej mieć po 

swojej stronie.

Ponieważ niczego mi to w zasadzie nie wyjaśniało, zapytałam Lilly, o czym ona tak 

właściwie mówi. I okazało się, że tego dnia na meczu piłki nożnej, kiedy Lilly siedziała za 

rodzicami Trishy, totalnie podsłuchała ich rozmowę, i okazało się, że Ramon to oszust!

Tak! On już skończył szkołę średnią! Skończył w zeszłym roku, w swojej rodzinnej 

Brazylii, gdzie szkolną drużynę doprowadził do tytułu mistrza kraju! Doktor Weinberger i 

parę osób z zarządu wpadli na świetny pomysł, żeby mu ZAPŁACIĆ za to, że przyjedzie do 

naszego   kraju   i   zapisze   się   do   LiAE,   żebyśmy   na   odmianę   mieli   szansę   wygrania   paru 

meczów.

Lilly i Grandmère zamierzały wykorzystać tę informację, żeby obsmarować Lanę, w 

razie gdyby się miało okazać, że po debacie ma szansę na wygraną.

Ale   moje   wyciągnięcie   jako   argumentu  Czarodziejki   z   Księżyca  i   cytatu   z   Johna 

background image

Locke'a przekonało je, że wybory mam w kieszeni. Skończyło się więc na tym, że Grandmère 

zadzwoniła  do dyrektor  Gupty,  żeby jej  opowiedzieć  o Ramonie,  dopiero  PO  ogłoszeniu 

wyników wyborów.

Muszę   przyznać,   że   ta   informacja   pozwoliła   mi   ujrzeć   Lilly   w   zupełnie   nowym 

świetle. Jasne, zawsze wiedziałam, że Lilly jest zdolna do pewnych podstępów. I nie mówię, 

że Weinbergerowie mieli prawo w taki sposób wykorzystać biednego Ramona ani ogłupiać 

pozostałych członków zarządu.

No tak... ale, Jezu! W razie jakiegoś konfliktu wolałabym być po stronie Lilly - nie 

mówiąc już o Grandmère.

Lilly stała tam z bardzo zadowoloną miną, a wszyscy poklepywali ją po plecach i 

mówili, jak świetnie to wymyśliła.

No   i   moim   zdaniem   to   było   niezłe,   jeśli   się   zgodzicie   -   jak   ja   się   zdecydowanie 

zgadzam - że wszystko, co doprowadza Lanę do płaczu, jest dobre.

- No więc... - powiedziała Lilly, kiedy zabrałam już swoje rzeczy i stałam tam, gotowa 

do wyjścia - skoro Clarissa dała ci wolny dzień od książęcego piekła, chcesz iść i uczcić 

NASZE zwycięstwo?

Położyła bardzo wyraźny nacisk na słowo NASZE. Tylko kretyn by nie zauważył.

Dotarło do mnie.

I poczułam, że ściska mi się żołądek.

- Hm - powiedziałam. - Taa, Lilly. Wiesz, w tej sprawie... Bo coś się stało, kiedy 

dzisiaj wygłaszałam tę mowę...

- Ty chcesz MNIE mówić, że coś się stało? - powiedziała Lilly,  klepiąc mnie  po 

plecach. - Zdobyłaś punkt dla niepopularnych dzieciaków całego świata, to się właśnie stało, 

kiedy wygłaszałaś tę mowę.

- Taa - powiedziałam. - Wiem. Tylko sama nie wiem, co teraz myśleć. No bo, Lilly, 

nie wydaje ci się, że nasz plan jest nie w porządku? Ci ludzie głosowali NA MNIE. JA jestem 

tą osobą, po której spodziewają się...

Zobaczyłam, że oczy Lilly rozszerzają się, bo dostrzegła coś za moimi plecami.

- A co ON  tutaj  robi? - chciała  wiedzieć. A potem,  do tego  kogoś, kto tam stał, 

powiedziała: - W razie gdybyś zapomniał, SKOŃCZYŁEŚ już szkołę.

Coś   mnie   ścisnęło   za   serce   przy   tych   słowach.   Bo   wiedziałam   -   po   prostu 

WIEDZIAŁAM - do kogo ona to mówi.

Do OSTATNIEJ osoby, którą chciałabym w tej chwili oglądać.

A może do JEDYNEJ osoby, którą chciałabym w tej chwili zobaczyć.

background image

Wszystko zależnie od tego, co on ma mi do powiedzenia.

Powoli się odwróciłam.

A tam stał Michael.

Chyba zabrzmi to bardzo dramatycznie, kiedy powiem, że wydawało mi się, że cały 

korytarz zniknął i że stoimy tam tylko ja i Michael, po prostu na siebie patrząc.

Gdybym o tym napisała w jakimś wypracowaniu, pani Martinez na pewno dopisałaby 

nad tym 

BANAŁ

 albo coś takiego.

Tyle że to NIE BYŁ banał. Bo to naprawdę tak wyglądało. Nie istniał nikt inny na 

całym świecie, tylko ja i on.

- Musimy porozmawiać - powiedział do mnie Michael. Żadnego „Cześć”. Żadnego 

„Czemu nie zadzwoniłaś?” albo „Gdzie się podziewałaś?” I z pewnością żadnego pocałunku.

Tylko „Musimy porozmawiać”.

I te cztery słowa wystarczyły, żeby serce mi się skurczyło i wyschło jak serce świętej 

Amelii.

- Dobrze - powiedziałam, chociaż w ustach kompletnie mi zaschło.

I  wtedy  on  się  odwrócił,   a  ja  poszłam   za  nim   do  wyjścia,  rzucając   ostrzegawcze 

spojrzenie przez ramię - dając Larsowi znać, że ma się trzymać ode mnie Z DALEKA, a 

Lilly, że żadnej imprezy nie będzie.

A przynajmniej jeszcze nie teraz.

Lars zachował się jak profesjonalista, którym przecież jest. Ale słyszałam, że Lilly 

wrzeszczy:

- Dobra! Idź ze swoim CHŁOPAKIEM! Nic mnie to nie obchodzi!

Ale Lilly nie wiedziała. Lilly nie wiedziała, jak małe i ściśnięte zrobiło się nagle moje 

serce. Lilly nie wiedziała, że podejrzewałam, że moje życie - moje idealne życie księżniczki - 

miało   się   właśnie   rozpaść   na   pięćdziesiąt   milionów   kawałków.   Ten   superwulkan   w 

Yellowstone? Taa, kiedy wreszcie wybuchnie, to będzie NIC w porównaniu.

Zeszłam za Michaelem po schodach przed szkołą - pod czujnym okiem kamer - i 

minęłam tłum tłoczący się przy Joem. Przeszłam za Michaelem dwie przecznice, a żadne z 

nas nie powiedziało ani słowa. Ja na pewno nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza.

Bo wszystko się teraz zmieniło. Jeśli miał zamiar zerwać ze mną, bo nie chcę Tego 

Robić - no cóż, hic mnie to nie obchodziło.

Och,   OBCHODZIŁO,   oczywiście.   Serce   JUŻ   mi   pękało,   a   on   powiedział   tylko 

„Musimy porozmawiać”.

Ale wiecie co? Jestem księżniczką Genowii. Jestem nowo wybraną przewodniczącą 

background image

samorządu szkolnego LiAE.

I NIKT - nawet Michael - nie będzie mi mówił, kiedy mam To Zrobić.

Wreszcie   doszliśmy   tutaj   -   do   Ray's   Pizza.   Miejsce   było   wyludnione,   bo   lekcje 

skończyły się na tyle niedawno, że ludzie jeszcze nie zdążyli go zapełnić, a poza tym było już 

jakiś czas po lunchu, a sporo przed porą obiadową.

Michael wskazał jeden z boksów i zapytał:

- Chcesz pizzę?

„Musimy porozmawiać”.

„Chcesz pizzę?”

To wszystko, co do mnie powiedział do tej pory.

- Tak - odpowiedziałam. A ponieważ w ustach mi zaschło jak na pustyni, dodałam: - I 

colę.

Podszedł do baru i zamówił jedno i drugie. A potem wrócił do boksu, wsunął się na 

miejsce naprzeciwko mnie i powiedział:

- Widziałem debatę.

Nie TYCH słów się od niego spodziewałam.

To było do tego stopnia NIE TO, co spodziewałam się od niego usłyszeć, że szczęka 

mi  opadła.   Przypomniałam  sobie  o tym,   żeby  zamknąć  usta,  dopiero  kiedy poczułam  na 

języku chłodne, pachnące pizzą powietrze i zdałam sobie sprawę, że oddycham przez usta, 

zupełnie jak Borys.

Zamknęłam usta. A potem zapytałam:

- Byłeś tam?

I NIE PODSZEDŁEŚ DO MNIE, ŻEBY SIĘ PRZYWITAĆ??????? Tylko że tego nie 

powiedziałam na głos.

Michael pokręcił głową.

- Nie - powiedział. - Oglądałem w CNN.

- Och - westchnęłam.  Poważnie,  kto inny poza mną  doczekałby się tego, że jego 

szkolna debata będzie transmitowana przez CNN?

I kto inny poza MOIM CHŁOPAKIEM akurat włączyłby ten program?

- Podobało mi się to, co powiedziałaś o Czarodziejce z Księżyca - powiedział.

- NAPRAWDĘ? - Nie wiem czemu głos miałam taki piskliwy.

-   Taa.   A   ten   cytat   z   Johna   Locke'a?   Powalał   na   kolana.   Wzięłaś   to   z   lekcji 

wychowania obywatelskiego u Holland?

Pokiwałam głową, niezdolna przemówić. Byłam taka zaskoczona, że to wiedział.

background image

- Taa - mruknął. - Ona jest niezła. No więc... - Oparł ramię na ściance boksu. - Jesteś 

nową przewodniczącą samorządu LiAE.

Splotłam   ręce   na   blacie   stołu,   mając   nadzieję,   że   on   nie   zauważy,   jak   sobie 

zniszczyłam  paznokcie,  odkąd ostatni  raz go widziałam.  Zniszczenia,  które spowodowało 

niemal wyłącznie zdenerwowanie NIM.

- Na to wygląda - powiedziałam.

- Myślałem, że to Lilly chce zostać przewodniczącą - powiedział Michael. - Nie ty.

-   Bo   chce   -   odparłam.   -   Ale   teraz...   No   cóż,   ja   nie   bardzo   chciałabym   z   tego 

rezygnować.

Michael uniósł brwi. A potem cicho gwizdnął.

- Nieźle! - powiedział.  - Masz coś  przeciwko, żebym  trzymał  się z daleka, kiedy 

będziesz jej to wyjaśniać?

- Nie - powiedziałam. - Nie ma sprawy.

A potem zamarłam. Zaraz... Jeśli on chce nie być pod ręką, kiedy ja będę wyjaśniała 

Lilly, że nie mam zamiaru rezygnować z funkcji przewodniczącej, to czy to znaczy, że...

To musi znaczyć, że...

Nagle moje biedne, skurczone serce zaczęło wykazywać jakieś oznaki życia.

- Pizza czeka - powiedział facet za kontuarem.

Michael wstał i poszedł przynieść pizzę i nasze trzy cole - jedną wziął też dla Larsa, 

który siedział przy stoliku w drugim końcu restauracji, gapiąc się w telewizor i udając, że 

bardzo go interesuje Dr Phil.

Nie wiedziałam, co jeszcze mam zrobić. No więc wzięłam kawałek pizzy, położyłam 

go na papierowym talerzyku i zaniosłam Larsowi, razem z jego colą. To nie żarty - musieć się 

przez cały czas troszczyć o swojego ochroniarza.

A potem wróciłam,  usiadłam i wzięłam sobie na talerzyk  własny kawałek pizzy i 

uważnie posypałam go płatkami czerwonej papryki.

Michael, swoim zwyczajem, wziął kawałek - i nie bacząc na to, że jest jeszcze bardzo 

gorący - zwinął go na pół i ugryzł duży kęs.

Jego   dłonie,   kiedy   to   robił,   wyglądały   na   przerażająco...   duże.   Dlaczego   nigdy 

przedtem tego nie zauważyłam? JAK DUŻE są dłonie Michaela?

A potem, kiedy już przełknął, powiedział:

- Posłuchaj. Nie chcę się o to kłócić.

Spojrzałam na niego dość szybko, bo do tej pory gapiłam się na jego ręce. Nie bardzo 

wiedziałam,   co   ma   na   myśli,   mówiąc   „o   to”.   Chodziło   mu   o   Lilly   i   przewodniczącą 

background image

samorządu? Czy chodziło mu o...

-   Ja   chcę   tylko   wiedzieć   -   powiedział   takim   trochę   zmęczonym   tonem   -   czy   ty 

KIEDYKOLWIEK będziesz chciała To Robić?

Okej. Czyli nie Lilly i przewodnicząca samorządu.

Omal się nie zakrztusiłam kawałkiem pizzy, który miałam w ustach, i musiałam go 

popić chyba litrem coli, zanim zdołałam powiedzieć:

- OCZYWIŚCIE.

Ale Michael miał podejrzliwą minę.

- Przed końcem tej dziesięciolatki?

- Absolutnie  -  powiedziałam  z  większym  przekonaniem,  niż  rzeczywiście  czułam. 

Ale... no wiecie. Co miałam powiedzieć? Poza tym twarz miałam tak czerwoną jak sos do 

pizzy. Wiem, bo widziałam swoje odbicie w stojaku na serwetki.

- Wiedziałem, że wchodzenie w ten temat nie będzie łatwe, Mia - powiedział Michael. 

- Pomijając różnicę wieku i to, że jesteś najlepszą przyjaciółką mojej siostry, jest jeszcze ten 

cały aspekt roli księżniczki... To wieczne śledzenie przez paparazzich, to, że nie sposób się 

nigdzie ruszyć bez ochroniarza. Człowiek mniejszego formatu mógłby się przestraszyć. Ale ja 

zawsze lubiłem wyzwania. Poza tym kocham cię, więc uważam, że warto.

Omal się z miejsca nie roztopiłam. Bo powiedzcie, czy jakikolwiek facet powiedział 

kiedyś coś SŁODSZEGO?

Ale on mówił dalej.

- Nie o to chodzi, że ja cię poganiam, żebyś zrobiła coś, na co nie jesteś gotową - 

powiedział Michael tonem tak rzeczowym, jakby dyskutował następny ruch w szachach. Jak 

chłopakom to się udaje, pytam tak przy okazji? - Ja wiem, że zajmuje ci to trochę czasu, 

zanim   przywykniesz   do   jakiejś   myśli.   Więc   chciałbym,   żebyś   zaczęła   się   do   tego 

przyzwyczajać: jesteś dziewczyną, której pragnę. I pewnego dnia BĘDZIESZ moja.

Teraz moja twarz była już CZERWIEŃSZA niż sos do pizzy. A przynajmniej tak to 

czułam.

- Hm - powiedziałam. - Dobrze.

Bo co MOGŁAM na to odpowiedzieć????

Zresztą nie powiem, żeby było mi nieprzyjemnie. CHCIAŁAM, żeby Michael mnie 

chciał.

Tylko że, no wiecie, on to POWIEDZIAŁ w taki sposób, że to było takie jakby... 

Sama nie wiem.

Seksowne.

background image

- No więc chyba mamy tutaj jasność - powiedział Michael.

- Kryształową - powiedziałam, kiedy już odkrztusiłam.

A potem powiedział, że kiedy chodzi o to całe Robienie Tego, na razie nie będzie na 

mnie napierał, ale oczekuje, raz na jakiś czas, konfrontacji naszych postaw w tej kwestii.

Zapytałam, jak często jego zdaniem powinniśmy konfrontować nasze postawy w tej 

kwestii, a on powiedział, że mniej więcej raz na miesiąc, a ja - że takie konfrontacje byłoby 

lepiej   robić   co   pół   roku,   a   wtedy  on,   że   co   dwa   miesiące,   a   ja   że   co   trzy,   i   wtedy   on 

powiedział:

- Umowa stoi.

Wtedy wstał i zaproponował Larsowi kolejny kawałek pizzy i wdał się w rozmowę, 

którą   Lars   prowadził   z   facetem   zza   kontuaru   na   temat   szans   drużyny   Jankesów   w 

tegorocznych mistrzostwach, chociaż, o ile wiem, Michael w swoim życiu nie obejrzał ani 

jednego meczu bejsbola.

Ale stworzył program komputerowy, w którym można wprowadzać wszelkie możliwe 

statystyki   związane   z   drużyną,   a   program   ci   powie,   jakie   mają   szanse   pokonania   innej 

drużyny z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku.

Rzecz w tym, że ja go kocham. To chłopak, którego pragnę. I któregoś dnia BĘDZIE 

mój.

A teraz chce wiedzieć, czy poszłabym na lody.

Odparłam:

- Ależ oczywiście.

background image

Podziękowania

Serdecznie dziękuję Beth Ader, Jennifer Brown, Barb Cabot, Laurze Langlie, Abigail  

McAden i przede wszystkim Benjaminowi Egnatzowi.


Document Outline