background image

Barbara Boswell

Idealny mąż

background image

Rozdział 1

– Naprawdę chcesz tam jechać? – dopytywała się Brenna Worth, przypatrując się 

badawczo swojej najlepszej przyjaciółce, Holly Casale.

– Od miesięcy walczę ze swoją rodziną, a teraz jeszcze ty... – roześmiała się 

Holly. – Nie rozumiesz, że to dla mnie gratka? Będę jedynym psychiatrą w klinice 
Widmarków, a to przecież największa przychodnia w mieście. Jeśli kiedykolwiek 
zechcę zmienić pracę, to ich nazwisko wystarczy mi za najlepsze referencje. Nie 
muszę   zaczynać   od   zera,   rozumiesz?   Już   dostałam   propozycję   pracy   w 
Stowarzyszeniu   Pomocy   Zagrożonym   Nastolatkom.   Oczywiście   społecznie.   Poza 
tym będę sprawować nadzór nad młodzieżą jednego z tamtejszych liceów.

– Też społecznie – prychnęła Brenna. – Na śmierć się zapracujesz. Oczywiście 

społecznie.

–   Dla   mnie   to   doskonała   okazja   poznania   środowiska   i   problemów,   z   jakimi 

borykają się tamtejsze dzieci. Praca z dziećmi to moja pasja.

– Nastolatki z kłopotami to nie dzieci, tylko niebezpieczeństwo, które najlepiej 

omijać   z   daleka.   –   Brenna   nie   kryła   rozczarowania.   –   Dlaczego   nie   przyjęłaś 
propozycji   pracy   tutaj?   Twoja   mama   mówiła,   że   miałaś   aż   trzy   oferty.   Tak   się 
cieszyłam, że znów będziemy mieszkać blisko siebie, a ty wybrałaś sobie Dakotę. 
Jakby nigdzie bliżej cię nie potrzebowali.

– Mówisz jak moja matka – obruszyła się Holly. – Kiedy jej powiedziałam, że 

wybieram   się   do   Sioux   Falls,   stwierdziła,   że   skoro   muszę   mieszkać   daleko   i   w 
paskudnym   klimacie,   to   trzeba   się   było   zdecydować   na   Alaskę.   Tam   jest   dużo 
samotnych mężczyzn i któryś z nich na pewno nadałby się na męża.

– Twoja matka ma hopla na punkcie małżeństwa – skrzywiła się Brenna.
– Żeby tylko ona! Ciotki też mi nie dają spokoju. Nie spoczną, dopóki mnie nie 

wydadzą   za   mąż.   –   Holly   uśmiechnęła   się   smutno.   –   Chyba   że   przedtem   umrę. 
Wyobraź   sobie,   że   mam   już   pięć   egzemplarzy   „Porad”.   Wszystkie   w   twardej 
oprawie.

Holly   wyjęła   je   z   szafki.   Autorzy   książki   radzili   pannom,   jak   skutecznie 

zaciągnąć wybranego mężczyznę do ołtarza.

– Mama kupiła tę książkę tego samego dnia, kiedy wprowadzono ją na rynek. 

Drugą dała mi ciocia Hedy, a trzecią ciocia Honoria. Kilka dni później moje kuzynki, 
Hillary i Heather, także przysłały mi po jednym egzemplarzu. Siostra bez przerwy 
wypytuje mnie o jakieś szczegóły, żeby sprawdzić, czy wreszcie tę cenną pozycję 
przeczytałam; Wszystkie święcie wierzą, że bez ich pomocy nigdy nie znajdę męża.

– Nie możną powiedzieć, żeby grzeszyły delikatnością.
–   Szczególnie   kiedy   chodzi   o   małżeństwo.   Weź   sobie   jedną.   –   Holly   podała 

przyjaciółce książkę: – Ty też jeszcze jesteś panną i te bezcenne rady mogą ci się 

background image

przydać.

– Nawet mi nie wspominaj o małżeństwie – przerwała jej Brenna: Odsunęła się 

od książek jakby były radioaktywne. – Ani myślę urządzać polowania na męża.

– Moja rodzina uznałaby to za bluźnierstwo. – Holly spoważniała. – Albo za 

objaw choroby umysłowej. Teraz już rozumiesz, dlaczego musiałam znaleźć sobie 
pracę daleko od domu. Naprawdę bardzo ich wszystkich kocham, ale nie mogę z nimi 
mieszkać, boby mnie zamęczyli albo wydali za mąż za jakiegoś idiotę. Co zresztą na 
jedno wychodzi.

Holly ze zgrozą wspominała wszystkich starych i młodych mężczyzn, z którymi 

matka, ciotki, kuzynki i starsza siostra usiłowały ją wyswatać. Jedni byli koszmarni, 
inni trochę mniej, ale każdy nie do przyjęcia. Przynajmniej nie w charakterze męża, 
bo z kilkoma z nich Holly nawet się zaprzyjaźniła. Jednak damska część jej rodziny 
była niepocieszona, że, jak dotąd, nie udało się Holly zdobyć najwyższego, trofeum – 
zaręczynowego   pierścionka.   Marzyły   o   wyprawieniu   kolejnego   wesela,   a   gdyby 
dopięły   swego,   zaraz   zaczęłoby   się   dopytywanie,   kiedy   Holly   wreszcie   zacznie 
rodzić dzieci.

– To, że Heidi ma wkrótce wyjść za mąż, na pewno ci nie pomaga – powiedziała 

współczująco Brenna.

Heidi była kuzynką Holly. Dopiero co skończyła dwadzieścia lat, a już na jej 

palcu połyskiwał złoty pierścionek z brylancikiem. Narzeczony Heidi studiował i nie 
było   go   stać   na   nic   lepszego,   ale   dla   rodziny   najważniejsze   było   to,   że   Heidi 
wychodzi za mąż.

–   Biedna   mama   aż   się   rozchorowała,   kiedy   na   rodzinnym   spotkaniu   Heidi 

powiedziała o swoich zaręczynach – westchnęła Holly. – Oczywiście, udawała, że 
jest zachwycona, ale w domu dostała mdłości. Twierdziła, że się zatruła, ale mnie nie 
tak łatwo nabrać.

–  Powinna   być  dumna,  że   jej  córka   skończyła  z   wyróżnieniem  medycynę  na 

Uniwersytecie Michigan i jeszcze zrobiła specjalizację z psychiatrii – irytowała się 
Brenna. A tymczasem rozchorowała się, bo to nie ona, lecz jej siostra ma na głowie 
organizację wesela.

–   Niestety.   Dla   mojej   mamy   naprawdę   ważne   jest   to,   że   skończywszy 

dwadzieścia   dziewięć   lat,   nie   mam   nawet   narzeczonego,   nie   mówiąc   o   mężu   i 
gromadce dzieci.

– Ależ mnie to wszystko wkurza! – denerwowała się Brenna.
– Niepotrzebnie. Jako świeżo upieczony psychiatra radzę ci skierować gniew na 

coś pożytecznego. Mogłabyś, na przykład, pomyśleć o tym, żeby odwiedzić mnie w 
Sioux Falls, jak tylko się tam urządzę. Obiecaj, że do mnie przyjedziesz, Bren.

– Obiecuję. – Brenna wreszcie się uśmiechnęła. – Muszę się pospieszyć, bo tam 

zima wcześnie się zaczyna. Podobno na początku września.

– Dakota nie leży za kręgiem polarnym, a mieszkańcy Michigan nie powinni 

background image

narzekać na pogodę w żadnym innym miejscu na świecie.

– Już zaczynasz bronić swego nowego miejsca zamieszkania, więc mam nadzieję, 

że   będziesz   się   tam   dobrze   czuła.   Sioux   Falls   ma   szczęście,   że   zdobyło   takiego 
lekarza...

–   Brenna   zerknęła   ha   przyjaciółkę.   –   Może   spotkasz   tam   mężczyznę   swoich 

marzeń. Wyobrażasz sobie, jak byś uszczęśliwiła swoją matkę?

Jak na zawołanie do pokoju weszła Helenę Casale.
– Jak ci idzie pakowanie, Holly? – zapytała, spoglądając na rozłożone na łóżku 

walizki.

– Całkiem nieźle.
– Nie zapomnij zabrać tej książki. Nigdy nie wiadomo, co cię tam spotka. – 

Helenę włożyła do walizki córki jeden – egzemplarz „Porad”, a drugi podała Brennie. 
–   Ty   też   weź   sobie   jedną,   kochanie.   Autorzy   gwarantują,   że   jeśli   będzie   się 
postępowało według ich wskazówek, to wybrany przez ciebie mężczyzna na pewno 
się oświadczy.

Holly   i   Brenna   spojrzały   po   sobie.   Wyjazd   do   Sioux   Falls   był   rzeczywiście 

jedynym   sposobem   uwolnienia   się   od   kochającej   rodziny,   obsesyjnie   pragnącej 
wydać Holly za mąż.

Tuż przed startem wykryto jakąś usterkę w samolocie, przez co lądowanie w 

Sioux Falls opóźniło się o całe dwie godziny. Rafe Paradise raz jeszcze spojrzał na 
zegarek.

– Czas nie będzie płynął szybciej od patrzenia na zegarek – stwierdziła siedząca 

obok niego ponętna blondynka.

– Minęło dopiero dziesięć minut, odkąd ostatni raz sprawdzałeś, która godzina. 

Spieszysz się do domu?

– Właściwie to wcale się nie spieszę. – Rafe’owi udało się uśmiechnąć. Spieszył 

się dlatego, że musiał. Jednak nie miał ochoty tłumaczyć się siedzącej obok niego 
eleganckiej kobiecie, która przez całą drogę z nim flirtowała. Zanim samolot wzbił 
się   w   powietrze,   zdołała   ustalić,   że   nie   ma   żony,   mieszka   w   Sioux   Falls   i   jest 
prawnikiem. A potem już bez przerwy coś do niego mówiła. Powiedziała mu, że 
nazywa się Lorna Larson, mieszka w Twin Cities i leci służbowo do Sioux Falls. 
Zareklamowała się jako fachowiec od telekomunikacji i objaśniła, że Sioux Falls 
stało się ważnym ośrodkiem telekomunikacyjnym Ameryki. Tak jakby Rafe, rdzenny 
mieszkaniec   tego   miasta,   mógł   tego   nie   wiedzieć.   Ale   nie   chciało   mu   się   z   nią 
rozmawiać. Wiedział, że gdyby znała jego sytuację, jej landrynkowy uśmiech zgasłby 
jak przepalona żarówka. Tak kończyły się jego flirty.

Rafe stwierdził ze smutkiem, że jego potrzeby seksualne całkiem zanikły, skoro 

nie brakuje mu kobiety. Od czasu gdy przed rokiem dostał w spadku swoje siostry 
przyrodnie (Rafe nie umiał znaleźć lepszego określenie na sposób, w jaki te dwie 

background image

młode   damy   pojawiły   się   w   jego   domu),   skończyło   się   bezpowrotnie   jego   życie 
towarzyskie. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz był z kobietą. Na pewno dużo 
wcześniej,   zanim   Camryn   i   Kaylin   się   do   niego   wprowadziły.   No   i   zanim   jego 
podopieczny   Trent   i   brat   Trenta,   Tony,   z   częstych   gości   zmienili   się   w   stałych 
mieszkańców jego domu. Raz nawet spróbował się z kimś spotkać, ale skończyło się 
to całkowitą klapą.

Nieświadoma niczego Lorna Larson podała mu swoją wizytówkę.
– Na odwrocie napisałam adres hotelu, w którym się zatrzymałam – powiedziała, 

uśmiechając się do niego obiecująco. – Zadzwoń do mnie. Wybierzemy się na drinka.

Rafe grzecznie coś odpowiedział i schował wizytówkę do kieszeni marynarki. 

Wiedział, że jak tylko znajdzie się w domu, przejdzie mu ochota na drinki i w ogóle 
na cokolwiek. Zwłaszcza że nie było go w domu już dwa dni i nie potrafił sobie 
nawet wyobrazić, co dzieciaki przez ten czas narozrabiały. Dobrze choć, że zdążył 
przed   wyjazdem   poprosić   pracującego   w   policji   kolegę,   żeby   od   czasu   do   czasu 
zaglądał   do   jego   domu.   W   przeciwnym   razie   cała   złota   młodzież   z   Sioux   Falls 
urządziłaby sobie u niego prywatkę.

Oto jak dzieci zaprzątają mój umysł, pomyślał rozgoryczony Rafe. Miła i chętna 

Lorna już odeszła w zapomnienie, choć wciąż jeszcze siedzi obok mnie.

– Mamy nowych sąsiadów i będzie wesoło. A ich dzieciaki pójdą z nami do 

szkoły. Będziemy grać w golfa... – Dziesięcioletni Trent przerwał rapowanie, ale nie 
przestał wystukiwać rytmu drewnianymi linijkami po stole. – Jaki jest rym do golfa?

–   Do   golfa   nie   ma   żadnego   rymu   –   odparła   szesnastoletnia   Kaylin.   –   Użyj 

jakiegoś   innego   słowa.   Może   być   piłka.   Dużo   słów   rymuje   się   z   piłką.   Bryłka, 
przesyłka, zmyłka...

– Zamknijcie się nareszcie! – uciszyła ich siedemnastoletnia Camryn. Leżała na 

kanapie z lodowym kompresem na głowie i miną cierpiętnicy. – A ty przestań walić 
w stół, Trent. Głowa mi pęka.

– Miałaś mnie nazywać Lwem – przypomniał jej Trent. – Znowu się wczoraj 

upiłaś?

– Nawet gdybym się upiła, to i tak bym ci o tym nie powiedziała. Zaraz byś 

poleciał do Rafe’a na skargę. – Camryn jęknęła. – Daj mi dwie aspiryny, Kaylin. 
Przynieś też colę. I lody.

– Już idę. – Kaylin posłusznie podreptała do kuchni.
– Ona nie jest twoim niewolnikiem – ujął się za Kaylin Trent. – Niewolnictwo 

jest karane.

– Morderstwo też, ale jak zaraz się nie uciszysz, to przysięgam, że cię zamorduję 

– ostrzegła go Camryn.

– Nie boję się ciebie, bo jest mi jak w niebie. – Trent znowu zaczął rapować. – 

Jesteś brzydka jak noc i wredna jak kloc.

: Camryn rzuciła w niego torebką z lodem. Trent uchylił się i torebka uderzyła w 

background image

drzemiącego w rogu pokoju psa, który obudził się i głucho warknął. – Biedny Hot 
Dog. – Trent chciał pogłaskać psa, ale ten wyszczerzył zęby. Chłopiec natychmiast 
cofnął rękę. – Dlaczego Hot Dog mnie nie lubi?

– Ciebie lubi, tylko nie znosi, kiedy się go budzi – powiedziała Camryn. – Chodź 

do mnie piesku. Przepraszam. Nie chciałam cię uderzyć.

–   To   prawda.   Chciała   uderzyć   mnie,   a   trafiła   w   ciebie   –   potwierdził   Trent. 

Wyciągnął rękę do psa, ale ten znów na niego zawarczał. – Wiesz, on przez cały czas 
jest zły. Nie tylko wtedy, kiedy się go budzi.

– Bo mu tu źle – wytłumaczyła psa Camryn. – Wolał mieszkać w Las Vegas. 

Wcale mu się nie dziwię. Nie ma na świecie takiego idioty, który wolałby Sioux Falls 
od Las Vegas.

– Ja kocham Sioux Falls – oświadczył Trent.
– Tylko dlatego, że ty i Tony mieszkacie tu od urodzenia. Nie macie porównania 

–   wytłumaczyła   mu   Camryn   i   westchnęła   jak   osoba   ciężko   doświadczona   przez 
życie. – A właściwie gdzie jest twój brat? Już dawno powinien tu być.

– Spał wczoraj u Steensów. Oni dzisiaj idą do zoo i powiedzieli, że obu nas ze 

sobą zabiorą. A wiesz, jak będę grał w golfa tak dobrze jak Tygrys Woods, to będę 
jeździł po całym świecie. I do Las Vegas też pojadę.

–   I   zaraz   przegrasz   w   automacie   wszystkie   zarobione   pieniądze.   Całe   pięć 

dolarów. – Camryn zaśmiewała się z własnego dowcipu.

– A ja uważam, że Trent pozostanie mistrzem – włączyła się do rozmowy Kaylin, 

która właśnie przyniosła zamówione przez siostrę lekarstwa, picie i lody. – Będzie 
lepszy niż Tygrys Woods.

– Kupię wielki dom w Las Vegas – rozpromienił się Trent. – Wszyscy będziemy 

mogli tam mieszkać. Ty, Camryn, Tony, Rafe i Hot Dog. No i moja mama, jeśli 
będzie chciała.

– Flint i Eva też? – zapytała dociekliwa Camryn.
– Nie ma mowy. – Trent z przekonaniem pokręcił głową. – Flint będzie wolał 

zostać tutaj i spokojnie pracować, a Eva.. , – Za żadne skarby świata nie zgodziłaby 
się mieszkać z nami pod jednym dachem – dokończyła za niego Camryn. – Ona nas 
nienawidzi.

– Nie wiesz przypadkiem, dlaczego? – spytał Trent. – A może wolałabyś, żeby 

nas lubiła?

– Nasze marzenia nikogo nie obchodzą – westchnęła Kaylin.
Chwilę   później   do   domu   wszedł   Rafe   Paradise.   Camryn   właśnie   jadła   lody   i 

popijała je colą, a Kaylin siedziała w ulubionym głębokim fotelu Rafe’a. Na domiar 
złego trzymała na kolanach najgrubszego potwora o paskudnym charakterze* jakiego 
Rafe spotkał w swoim życiu – Hot Doga. Ten wstrętny stwór upodobał sobie fotel 
Rafe’a i przy każdej okazji się w nim rozkładał, zostawiając wszędzie swoje kłaki.

Trent leżał na podłodze i oglądał telewizję. Jak zwykle, była to jakaś kretyńska 

background image

kreskówka, w której przedziwne potwory strzelają do siebie z broni laserowej, nie 
czyniąc sobie, na szczęście, żadnej krzywdy.

Na widok Rafe’a Trent zerwał się na równe nogi i pobiegł się przywitać. Rafe nie 

miał sumienia robić mu awantury o to, że ogląda takie głupoty.

– Cześć, Rafe – powiedziała Kaylin. – Jak minęła podróż?
Rafe na nią także nie nakrzyczał. W końcu to ona siedziała w jego fotelu, a nie 

Hot Dog, a tylko psu było to surowo zakazane.

– Całkiem nieźle – mruknął Rafe. Nie zamierzał wprowadzać dzieci w szczegóły 

swojej pracy, co zresztą i tak śmiertelnie by je znudziło.

Zerknął na Camryn, która udawała, że nie zauważyła jego obecności. Polewała 

lody colą i tę obrzydliwą papkę wkładała sobie do ust.

– I to ma być śniadanie? – skrzywił się Rafe.
– Na inne nie mam ochoty – odparła Camryn.
– Ale to jest niezdrowe. Przed wyjazdem zrobiłem zakupy. Lodówka jest pełna. 

Mamy jajka, sok i...

– Daj spokój, Rafe – przerwała mu Camryn. – Na samą myśl o tym robi mi się 

niedobrze.

– Usmażysz mi jajko na grzance, Rafe? – poprosił Trent.
– Takie, jakie robi moja mama?
Rafe spojrzał na niego spłoszony. Nie miał pojęcia, jak przyrządzała jajka matka 

Trenta.

– Ja mu zrobię – zaofiarowała się Kaylin, wstając z fotela.
– Czy jeszcze ktoś ma jakieś życzenia?
– Ja dziękuję – odparł Rafe, wdzięczny, że choć jedna osoba w tym domu chce go 

wyręczyć.

Zresztą Kaylin zawsze była wesoła i chętnie we wszystkim pomagała. Nie to co 

Camryn – odpychająca i wiecznie nadąsana, z wymaganiami nie z tej ziemi. Niestety, 
obie   siostry   z   nieznanych   przyczyn   zadawały   się   z   zupełnie   nieodpowiednim 
towarzystwem.

– Lwie – Rafe zawsze pamiętał, żeby, zwracając się do Trenta, używać  jego 

ulubionego przezwiska – czy dziewczynki wychodziły z domu wczoraj wieczorem?

– Nie mam pojęcia – odparł Trent. – Grałem na komputerze. Ten futbol, który od 

ciebie dostałem, , jest rewelacyjny! Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.

Ale Rafe nie dał się nabrać. Wiedział, że chłopiec nie chce donosić. Może san? 

tak zdecydował, a może Camryn zagroziła mu mękami piekielnymi, gdyby śmiał się 
wygadać.

– O której dziewczynki wróciły wczoraj do domu? – zadał to samo pytanie w 

nieco zmienionej formie.

– Już mówiłem, że nie wiem. Grałem w futbol. – Trent nie dał się złapać na ten 

chwyt.

background image

– Zapomniałam ci powiedzieć, że Tony jest u Steensów – powiedziała Camryn 

tonem,   którym   zawsze   wzbudzał   w   Rafie   poczucie   winy.   –   Pewnie   już   o   nim 
zapomniałeś? Nawet o niego nie zapytałeś.

– Właśnie miałem zamiar zapytać. – Rafe oczywiście poczuł się winny, choć 

wcale nie zapomniał o ośmioletnim Tonym.

Spojrzał   na   Trenta,   na   Camryn,   potem   na   psa   i   nagle   wydało   mu   się,   że   to 

koszmarny sen. Minął już cały rok, a Rafe wciąż nie mógł uwierzyć, że ta banda z 
piekła rodem naprawdę mieszka z nim pod jednym dachem. Nie rozumiał, jak to się 
stało,   że   z   własnej   woli   zamienił   niefrasobliwy   los   kawalera   na   życie   w   domu 
wariatów.

–   Dzisiaj   wprowadzają   się   nowi   sąsiedzi.   –   Trent   znów   położył   się   przed 

telewizorem. – Czy wóz meblowy już przyjechał? Widziałeś?

– Nie widziałem – mruknął Rafe. Już współczuł tym biednym ludziom, którzy 

zdecydowali się wynająć łub, co gorsza, kupić drugą połowę bliźniaka. W jednej 
części domu mieszkał Rafe wraz ze swymi podopiecznymi. Lambertowie, bezdzietne 
małżeństwo,   które   mieszkało   tam   przedtem,   wynieśli   się   poza   miasto,   bo   mieli 
powyżej uszu awantur i innych wybryków czwórki dzieci i psa.

– A może już przyjechał. – Trent zerwał się na równe nogi. – Polecę, sprawdzić.
Jak   powiedział,   tak   zrobił.   Trzasnąwszy   drzwiami,   wypadł   na   ulicę.   –   Moja 

głowa! – Camryn chwyciła się za skronie.

– Gdzie byłaś wczoraj i o której wróciłaś do domu? – zapytał Rafe. Nie cierpiał 

roli cerbera, którą mu narzucono, nie pytając o zdanie i nie dbając, czy się; do niej 
nadaje.

– Pojechałyśmy zagrać z przyjaciółmi w bilard, a potem wstąpiłyśmy na lody do 

Dairy   Queen.   No   i   oczywiście   byłyśmy   w   domu   przed   dziesiątą.   –   Camryn 
uśmiechnęła się słodko.

Rafe tylko przez pierwszych kilka dni dawał się jej nabierać. Szybko odkrył, że 

Camryn to w rzeczywistości diabeł w dziewczęcej skórze.

– Jasne – prychnął. – A poza tym ty i Kaylin jesteście prymuskami. Każda w 

swojej klasie.

Prawdopodobieństwo   takiego   cudu   było   równie   niewielkie   jak   to,   że   Camryn 

powiedziała prawdę o wczorajszym wieczorze. Kaylin nie widziała nic złego w tym, 
że ktoś ma w szkole same tróje, a o Camryn lepiej w ogóle nie mówić.

– Gdzie Trent? – zapytała Kaylin, która właśnie weszła do pokoju z zamówionym 

przez chłopca śniadaniem.

– Daje się we znaki nowym sąsiadom. Albo przynajmniej próbuje – powiedziała 

Camryn.   Spojrzała   na   talerz   i   usiadła.   –   Umieram   z   głodu!   Możesz   mi   dać   tę 
grzankę?

– To śniadanie Trenta – przypomniał jej Rafe.
– Jak wróci to zrobię mu drugą. Zresztą i tak by ostygła – wstawiła się za siostrą 

background image

Kaylin.

Podała jej talerz i szklankę z sokiem. Odsunęła drzemiącego na fotelu Hot Doga i 

usadowiła się obok niego.

– Pójdę się rozpakować – mruknął Rafe. Nie miał ochoty szarpać się z dziećmi, 

jeśli nie musiał.

background image

Rozdział 2

Ledwie   Holly   zdążyła   zatrzymać   samochód   przed   domem,   wybiegł   jej   na 

spotkanie mały chłopiec.

– Jestem Lew – oświadczył, gdy tylko wysiadła. – Mieszkam obok – pokazał 

palcem   drzwi   prowadzące   do   mieszkania   w   drugiej   połowie   bliźniaka.   –   Mamy 
wspólną ścianę. Jeśli ja albo mój brat w nią zapukamy, to na pewno usłyszysz.

Chłopiec   wydawał   się   bardzo   z   tego   zadowolony.   Holly   jednak   nie   była 

uszczęśliwiona taką perspektywą.

– Ja i Tony, to mój brat, znamy alfabet Morsea – pochwalił się Lew. – Nie tylko 

SOS. Znamy wszystkie litery!

– Musieliście się długo uczyć – powiedziała uprzejmie Holly.
– No. Ciebie też nauczymy. Będziemy mogli sobie rozmawiać przez ścianę. Jak 

masz na imię?

– Holly.
– Mogę tak do ciebie mówić? A może wolisz...
– Możesz mówić do mnie Holly – wpadła mu w słowo.
Uśmiechnęła się do chłopca. Długa podróż śmiertelnie ją zmęczyła. Była głodna, 

kości ją bolały, a na domiar złego właśnie się dowiedziała, że wóz meblowy nie 
przyjedzie dzisiaj, tylko nie wiadomo kiedy. Najwcześniej jutro po południu.

Lew bez przerwy o czymś opowiadał, wywijając przy tym na wszystkie strony 

kijem golfowym. Holly usiłowała go słuchać, ale w głowie jej huczało, więc nie 
bardzo mogła się skupić.

–   Chcesz   zobaczyć   mój   strzał?   –   zapytał   Lew   i   nie   czekając   na   odpowiedź, 

ustawił piłeczkę golfową na trawniku.

Holly patrzyła, jak celuje w piłkę, jak piłka wiruje w powietrzu i uderza w sam 

środek szyby jej nowego domu. Szkło rozsypało się w drobny mak.

– Nienawidzę tego! – jęknął Lew. – Dlaczego szkło zawsze musi się tłuc?
– Masz mocne uderzenie, Lwie – powiedziała Holly, spoglądając ze smutkiem na 

rozbite okno. – Uważam, że powinieneś ćwiczyć na polu golfowym albo na boisku. 
Tam nie ma szyb i nic ci nie będzie przeszkadzało.

– Chyba masz rację – westchnął chłopiec. – Rafe też mi to bez przerwy powtarza.
– Znów stłukłeś szybę, Trent? – rozległ się męski głos.
Właściciel   tego   miłego   głosu   był   wysoki,   ciemnowłosy,   ubrany   w   dżinsy, 

skórzane mokasyny i białą bawełnianą koszulkę.

– To właśnie jest Rafe. – Chłopiec pospiesznie wsunął kij golfowy w dłoń Holly. 

– Możesz mu powiedzieć, że sama stłukłaś szybę? Ja polecę po piłkę.

Ale Rafe był szybszy i Trentowi nie udało się uciec.
– Witamy nową sąsiadkę – powiedział, patrząc to na chłopca, to na trzymającą kij 

background image

golfowy Holly. – Nazywam się Rafe Paradise.

Holly wydało się, że jego słowa zabrzmiały jak przestroga, ale zaraz pomyślała, 

że jest przemęczona i dlatego wszystko wydaje jej się dziwniejsze, niż jest naprawdę. 
– Dziękuję. – Holly mimo wszystko nie chciała być nieuprzejma. – Jestem Holly 
Casale. Przyjechałam tutaj z Michigan.

– Ona uwielbia grać w golfa – zawołał Trent. – Wspaniale strzela!
– Nie wygłupiaj się, Trent. Wiem, że to ty stłukłeś szybę. – Rafe wyjął z rąk 

Holly kij golfowy. – Oczywiście zapłacę za szkody.

–   Jesteś   na   mnie   wściekły!   –   jęknął   Trent.   –   Nienawidzisz   mnie!   Na   pewno 

wyrzucisz mnie z domu! – Chłopiec rozpłakał się i uciekł.

– Może powinieneś za nim pobiec? – zaniepokoiła się Holly. – On może uciec...
– On nie ma dokąd uciec i doskonale o tym wie. Gdyby pojechał do matki, zaraz 

odesłałaby go tu z powrotem. Pewnie pobiegnie do Steensów. To najlepsi sąsiedzi na 
świecie.

Holly   i   Rafe   patrzyli,   jak   Trent   zatrzymuje   się   przed   drzwiami   jednego   z 

pobliskich domów i jak uśmiechnięta kobieta wpuszcza go do środka.

– Tak jak przypuszczałem, schował się u Steensów. – Rafe odetchnął z ulgą. – 

Chcę, żeby Trent poniósł konsekwencje tego, co zrobił. Może do końca wakacji kosić 
ci trawę przed domem. Oczywiście zapłacę za nową szybę.

– Czegoś tu nie rozumiem – powiedziała Holly. – Mały twierdził, że ma na imię 

Lew, a ty mówisz do niego: Trent.

– Kilka miesięcy temu kazał nazywać się Lwem. Chce zostać mistrzem golfa, jak 

Tygrys Woods. Ale naprawdę nazywa się Trent Krider. Jestem jego starszym bratem.

– Ach, tak. – Holly nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
– Organizacja Starszych Sióstr i Braci przydzieliła mnie Trentowi jako opiekuna 

– wyjaśnił Rafe. – Tylko w ten sposób jasnowłosy i niebieskooki chłopiec może 
zostać bratem półkrwi Indianina.

Holly zaczerwieniła się aż po cebulki włosów. Bezmyślnie spojrzała na znoszone 

mokasyny Rafe’a.

– Mój prapradziadek przekazał mi je w spadku. – Rafe natychmiast zauważył je 

spojrzenie. – Był wodzem i władcą tych ziem. Nazywał się Ognista Strzała. Teraz w 
sierpniu jest za ciepło na skórzane spodnie. Trzymam je w wigwamie za domem. 
Pióropusz też.

Holly jęknęła w duchu. Niechcący obraziła nie tylko tego miłego człowieka, ale i 

jego dumnych przodków.

– Ja nie chciałam... – wyjąkała. – Nie miałam zamiaru nikogo obrażać...
– Powiedziałaś tylko „ach, tak”, a to jeszcze nie jest zniewaga – odparł Rafe.
–   Ale   zachowałam   się   nieładnie.   –   Holly   pogrążała   się   coraz   bardziej.   – 

Spojrzałam na mokasyny...

– A czy to przestępstwo?

background image

– Człowieka można obrazić tonem, spojrzeniem, a nawet milczeniem.
– To miał być żart. – Rafe wreszcie się nad nią ulitował. – Sądząc po twojej 

reakcji, nie był udany.

Holly milczała, zawstydzona.
– Naprawdę nie czuję się urażony – przekonywał ją Rafe.
– Jesteś bardzo wyrozumiały.
– A co ja mam powiedzieć? Jeszcze się nie wprowadziłaś, a mój podopieczny już 

wybił ci szybę.

– Wypadki chodzą po ludziach. – Holly wreszcie się uśmiechnęła.
Rafe patrzył na nią jak urzeczony. Nagle zrozumiał, że pożąda tej obcej kobiety. 

Zupełnie   bez   sensu   i   bez   powodu.   Nigdy   przedtem   nic   podobnego   mu   się   nie 
przytrafiło. Owszem, zdarzało się, że spodobała mu się ta czy owa, ale żeby tak 
nieoczekiwanie   i  bez   wstępów  nagle   mieć   erekcję?  Od   samego  patrzenia?   Lorna 
Larson, która usiłowała go uwieść, absolutnie nic nie wskórała, a ta cała Holly... 
Czary czy co?

Na   jego   szczęście   Holly   nie   zauważyła,   że   dżinsy   Rafe’a   podejrzanie   się 

wybrzuszyły.   Z   nieszczęśliwą   miną   spoglądała   na   swój   wyładowany   po   dach 
samochód. Zamiast być z tego zadowolonym, Rafe poczuł się dotknięty. Ja płonę, a 
ona myśli o rozpakowywaniu swoich maneli, pomyślał z goryczą.

– Muszę się brać do roboty – westchnęła Holly, podchodząc do samochodu. – 

Miło było cię poznać, Rafe.

– Może ci pomóc? – Rafe podreptał za nią jak Hot Dog za pączkiem. Nic tak 

skutecznie nie przeganiało zdrożnych myśli jak ciężka fizyczna praca.

– Pewnie! – rozpromieniła się Holly.
Otworzyła wszystkie drzwi samochodu i Rafe’owi znów zrobiło się przykro, że 

jej tylko przeprowadzka w głowie, podczas gdy on po raz pierwszy od tak dawna 
zapragnął kobiety. A przecież panie za nim szalały...

No cóż, to żadna zniewaga, przekonywał się zupełnie nie przekonany Rafe. Skoro 

już do tego doszło, że staje mi na widok obcej dziewczyny, to znaczy, że najwyższy 
czas umówić się z jakąś chętną panienką. Gdzie ja wrzuciłem wizytówkę tej Lorny? 
Do śmietnika w kuchni czy do kosza w łazience?

– Trent mi powiedział, że mieszka obok – odezwała się Holly, wyjmując z auta 

torbę podręczną. – W twoim domu?

–   Zgadza   się.   Razem   ze   swym   młodszym   bratem   Tonym.   –   Rafe   nie   mógł 

oderwać oczu od zgrabnej pupy Holly.

– Jak to możliwe? – zdziwiła się Holly. – Organizacja – Starszych Sióstr i Braci 

opiekuje się dziećmi w ich rodzinnym domu. Opiekunowie nie mieszkają z nimi na 
stałe.

Nawet jej głos mnie podnieca, myślał Rafe, niezdolny skupić się na czymkolwiek 

innym  niż ciało  nowej  sąsiadki. Na  jej wypielęgnowanych  dłoniach nie  było ani 

background image

obrączki,   ani   nawet   zaręczynowego   pierścionka.   Od   razu   to   zauważył   i   bez 
skrupułów zaczął sobie wyobrażać, co mogłyby mu robić te jej długie palce...

– Kiedyś też byłam Starszą Siostrą – mówiła Holly, wyjmując z samochodu drugą 

torbę. – To było nawet przyjemne. Szczególnie po wariackim okresie studiowania. 
Medycyna to trudne studia. Stephanie, moja podopieczna, jest już dorosła, ale często 
do siebie pisujemy albo przynajmniej rozmawiamy przez telefon.

– Jesteś lekarką? – zapytał zdumiony Rafe..
– I co w tym dziwnego?
– Jesteś za młoda na lekarkę. I o wiele za ładna – dodał, biorąc podaną mu przez 

Holly walizkę.

– Dziwny komplement.
– To nie komplement, tylko stwierdzenie faktu. Moja młodsza siostra studiuje 

medycynę w Sioux Falls. Całkiem nieźle sobie radzi.

– Rozumiem, że jest brzydka i wygląda staro.
– Trafiony, zatopiony, pani doktor – roześmiał się Kate. – Eva jest młoda, ładna i 

bardzo zdolna.

Holly otworzyła drzwi i oboje weszli do mieszkania. Rafe rozejrzał się dookoła.
–   Lustrzane   odbicie   mojego   –   powiedział.   I   zaraz   pomyślał   o   istotach,   które 

przyjął pod swój dach. – Tylko bardziej sympatyczne, na pewno spokojniejsze.

Holly postawiła torby na podłodze.
– To chyba ta ściana, na której Trent i Tony wystukują wiadomości alfabetem 

Morse’a – powiedziała, spoglądając na jedną ze ścian przedpokoju.

– Teraz już wiesz, dlaczego pośrednik zaoferował ci taką korzystną cenę za to 

mieszkanie? – Rafe uśmiechnął się gorzko.

– Na razie tylko je wynajmuję. Jak mi się spodoba, to może kupię.
– Mądra decyzja – pochwalił Rafe. – Nie jesteś w sytuacji bez wyjścia. – Dokąd 

mam zanieść te walizki?

Patrzył na nią i widział przede wszystkim wielkie oczy i długie, zgrabne nogi. Co 

gorsza, mimo że dźwigał ponad pięćdziesiąt kilogramów bagażu, ani na chwilę nie 
przestał jej pożądać. Jęknął cicho.

– Och, przepraszam. Ja tu gadam, a ty stoisz z tym ciężarem. – Holly opacznie 

zinterpretowała wydawane przez Rafe’a dźwięki. – Zanieś do sypialni, jeśli możesz. 
Potem już sama sobie z nimi poradzę.

Weszli na górę. Rafe starał się nie myśleć o tym, że obie te sypialnie dzieli od 

siebie niezbyt grubą ściana, że każdej nocy Holly będzie blisko niego... niedostępna! 
Postawił walizki na podłodze.

– Serdeczne dzięki – zawołała Holly. – One są strasznie ciężkie.
– Nie ma za co. Kiedy przyjedzie wóz meblowy?
– Pośrednik powiedział, że może jutro, ale tak naprawdę to nie wiadomo kiedy.
– Równie dobrze może przyjechać za miesiąc – mruknął Rafe.

background image

– Też  się tego obawiam. Na szczęście najpotrzebniejsze rzeczy upchnęłam w 

samochodzie. Jakoś sobie poradzę.

– Jesteś niepoprawną optymistką – stwierdził Rafe. Chyba właśnie to najbardziej 

mu się w niej spodobało. On spodziewał się od życia wszystkiego najgorszego. – 
Nieważne, że nie masz na czym spać ani na czym usiąść, ważne jest, że możesz 
pomagać chorym. Jaką masz specjalność? Będziesz pracowała w którejś z tutejszych 
klinik, czy otworzysz własny gabinet?

– Będę pracowała w klinice Widmarków. Zaczynam w poniedziałek, więc mam 

jeszcze kilka dni na urządzenie się w nowym domu. Jeśli, oczywiście, wóz meblowy 
nie spóźni się za bardzo. Jestem psychiatrą.

– Psychiatrą? – zdumiał się Rafe.
Może oni mają jakieś swoje sposoby odgadywania ludzkich myśli? – przeraził się 

na wszelki wypadek.

–   Nie   analizuję   każdego   słowa   wszystkich   napotkanych   ludzi   –   uspokoiła   go 

Holly.   Ludzie   zwykle   byli   zaskoczeni,   kiedy   poznawali   jej   specjalność,   ale   ten 
mężczyzna wydawał się wręcz przerażony. – Nie muszę sobie zdobywać pacjentów. 
Słowo honoru, że nie będę cię namawiać na terapię.

A więc jest psychiatrą, pomyślał Rafe. No to pewnie potrafiłaby mi wytłumaczyć, 

dlaczego tak bardzo jej pragnę.

Gdyby Holly rzeczywiście potrafiła czytać w myślach, bardzo by się zdziwiła: 

Rafe wyobrażał sobie nieprzyzwoite rzeczy. Bohaterką tych marzeń była piękna i 
nieprzystępna pani doktor Casale.

Raz   jeszcze   zerknął   na   jej   pozbawione   jakichkolwiek   ozdób   dłonie.   Skoro 

wykonywała   tak   niezwykły   zawód,   to   może   i   małżeństwa   nie   traktowała   jak 
tradycyjna  kobieta. Nie  wszystkie  zamężne  kobiety  noszą  obrączki, a  co  dopiero 
takie, które specjalizują się w psychiatrii.

– Kiedy przyjeżdża twój mąż? – zapytał Rafe. Zaryzykował to niezbyt zręczne 

pytanie, bo chciał wreszcie mieć jasność. Przynajmniej w tej jednej sprawie.

– Ja nie mam męża – odparła Holly.
– Wobec tego narzeczony. Zamieszkacie razem?
– Narzeczonego też nie mam. Zachowujesz się jak moja matka – skrzywiła się 

Holly. – Ona też mnie bez przerwy wypytuje o narzeczonych i kiedy wreszcie wyjdę 
za mąż.

– Ty też możesz mnie pytać, o co zechcesz. – Rafe postanowił się zrehabilitować.
–   Wolę   nie   próbować.   Tak   się   przestraszyłeś,   kiedy   powiedziałam,   że   jestem 

psychiatrą. Zaraz byś sobie pomyślał, że chcę cię zdiagnozować.

– Wcale się nie przestraszyłem. Ja też jestem kawalerem i nie mam narzeczonej. – 

Rafe, nie pytany, sypał informacjami jak z rękawa. – Czy masz zamiar.

– Jeśli mnie zapytasz, czy szukam kogoś odpowiedniego na męża, to nie ręczę za 

siebie – ostrzegła go Holly.

background image

– Ach, więc tym cię nęka twoja mama – roześmiał się Rafe.
– Gdyby tylko mama – westchnęła Holly. – Siostra, ciotki i kuzynki też mi nie 

dają spokoju. Uwielbiają łączyć ludzi w pary. Jak dotąd tylko ze mną im się nie 
udało.

– Stanowisz nie lada wyzwanie, co?
Holly  natychmiast  zauważyła  nagłą  zmianę  w  tonie  jego  głosu.  Profesjonalne 

wyszkolenie   kazało   jej   zwracać   uwagę   na   takie   drobiazgi   jak   zmiana   tonu   czy 
sposobu wyrażania się. Wiedziała, że tym razem Rafe nie mówił już o swatkach z 
rodziny   Casale.   Popatrzyła   na   niego.   Po   raz   pierwszy   spojrzała   na   niego   jak   na 
mężczyznę.   Wiedziała,   dlaczego   wcześniej   tego   nie   zrobiła.   Była   zmęczona   po 
podroży, chciała jak najprędzej przenieść swój dobytek do domu, ale nade wszystko 
nie mogła sobie pozwolić na to, aby spodobał jej się mężczyzna związany z inną 
kobietą. Teraz, kiedy okazało się, że jej sąsiad jest wolny, mogła wreszcie patrzeć na 
niego jak kobieta na mężczyznę.

Był bardzo wysoki, miał czarne włosy, orli nos i brązową skórę. Jego oczy... 

Holly zapatrzyła się w jego ciemne oczy. Były nie tylko inteligentne, ale także bardzo 
pociągające...

Boże, o czym ja myślę? – przeraziła się Holly. Rafe ogromnie jej się spodobał. 

Serce podeszło jej do gardła. A przecież nie była kobietą, która ledwie spojrzy na 
mężczyznę, a już trzęsie się jak galareta. Zawsze uważała się za osobę rozsądną. 
Zdaniem   rodziny   –   aż   nazbyt   rozsądną.   Tym   razem   jednak   rozsądna   i   logicznie 
myśląca Holly Casale poczuła, że powinna trzymać się z daleka od tego przystojnego 
mężczyzny, który zburzył jej wewnętrzny spokój.

– Wypakuję resztę rzeczy – powiedziała. Jej samej własny głos wydał się dziwnie 

nienaturalny.

Rafe spojrzał na nią zaskoczony. Holly zarumieniła się. Pomyślała, że on pewnie 

już wie, jak wielkie wywarł na niej wrażenie. Bez najmniejszego wysiłku obudził w 
Holly coś, czego żadnemu innemu mężczyźnie przez tyle lat obudzić się nie udało. 
Rafe Paradise sprowadził pewną siebie i ustabilizowaną zawodowo kobietę, jaką była 
Holly Casale, do poziomu zakochanej nastolatki.

Wybiegła z pokoju i pognała na dół, jakby ją ktoś gonił. Rafe ledwie mógł za nią 

nadążyć.

– Dobrze się czujesz? – zapytał.
Miły głos Rafe’a, ten sam głos, który jeszcze przed chwilą nie budził w niej 

żadnych emocji, tym razem zabrzmiał jak pieszczota. Holly zadrżała.

– T.. . tak – wyjąkała. Czuła się idiotycznie. Przyszło jej nawet do głowy, żeby 

wreszcie przeczytać „Porady”, ale zaraz odsunęła od siebie tę myśl. Postanowiła, że 
weźmie się w garść i nigdy więcej nie dopuści do tak niezręcznej sytuacji.

Holly   i   Rafe   patrzyliby   na   siebie   dłużej,   gdyby   nie   przerwał   im   pogardliwy 

dziewczęcy głos.

background image

– Ta muzyka na twoich kasetach nie nadaje się do słuchania.
Oboje odwrócili się w tej samej chwili. Za kierownicą samochodu Holly siedziała 

kilkunastoletnia panienka. Przeglądała kasety, które trzymały Holly przy życiu przez 
całą drogę do Sioux Falls.

– Camryn! – syknął Rafe i w mgnieniu oka znalazł się przy samochodzie.
–   Boże   wielki!   –   jęczała   Camryn,   która   ani   na   chwilę   nie   przerwała   swego 

zajęcia. – Co za starocie! Nawet ty masz lepsze – zwróciła się do Rafe’a.

– Natychmiast wysiadaj! – Rafe chwycił Camryn za ramię i usiłował wyciągnąć 

ją z auta. – Nie masz prawa...

– Naprawdę bardzo żałuję, że to zrobiłam – przerwała mu Camryn z jawną kpiną 

w głosie. – Co najmniej przez tydzień będę miała koszmarne sny z powodu tego, co 
tu zobaczyłam. Ty naprawdę słuchasz tych okropności? – Camryn zaczęła się pastwić 
nad Holly. – A może to tylko okładki, a w środku masz kasety z porządną muzyką?

–  Dziękuję,  że   dałaś   mi   szansę   na  honorowe   wyjście   z   sytuacji.   Niestety,   na 

kasetach są te utwory, których nazwy wypisano na pudełkach – powiedziała oschle 
Holly.

Camryn  wyglądała fatalnie: Miała krótko ostrzyżone, lepkie od lakieru włosy i 

koszmarny,   choć   modny   makijaż,   który   najładniejszą   kobietę   upodabniał   do 
nieboszczyka.

Mimo   sierpniowego   upału   nosiła   czarne   legginsy   i   czarną   krótką   koszulkę 

odsłaniającą brzuch. Oczywiście miała też kolczyk w pępku. Holly zresztą bardzo by 
się zdziwiła, gdy by Camryn nie nosiła tej wątpliwej ozdoby. Jednak zdołała pod tą 
charakteryzacją dostrzec prawdziwie wybitną urodę Camryn. Nie rozumiała tylko, 
dlaczego ta dziewczyna wolała wyglądać szokująco aniżeli atrakcyjnie.

– Kim ty właściwie jesteś? – zapytała wrogo Camryn jakby miała przed sobą co 

najmniej seryjnego mordercę.

– Będę tu mieszkała i właśnie. się wprowadzam...
– O rany! – prychnęła ze wstrętem Camryn.
–   Pozwól,   że   ci   przedstawię   moją   przyrodnią   siostrę.   –   Rafe   westchnął 

zrezygnowany. – To jest Camryn. Ona i jej siostra, Kaylin, też ze mną mieszkają. 
Przepraszam cię za jej zachowanie. To się już więcej nie powtórzy.

– Zauważyłaś, jak on wymawia słowo „przyrodnia”? – skrzywiła się Camryn. – 

Zawsze w ten sposób podkreśla że tylko częściowo jest ze mną spokrewniony.

– Zauważyłam – powiedziała cicho Holly.
Zauważyła także, że Rafe patrzy na tę swoją młodszą siostrę przyrodnią tak, jakby 

była przybyszem z obcej planety Taki sam wyraz twarzy mieli krewni zbuntowanych 
nastolatków, z którymi Holly prowadziła terapię w Michigan.

– Przygotuj się do kolejnych przeprosin, Rafe, bo właśnie nadchodzi twoja druga 

siostra przyrodnia – zapowie działa Camryn.

Rafe zacisnął usta. Camryn trafiła w sedno: nigdy nie mówił o nich inaczej jak 

background image

„moje siostry przyrodnie” i nigdy inaczej o nich nie myślał. Zawsze pamiętał, że 
tylko   ojca   mieli   wspólnego   i   nie   przyszło   mu   do   głowy,   że   są   po   pro   stu   jego 
młodszymi siostrami. Może gdyby nie Eva, która była jego prawdziwą, uwielbianą 
młodszą siostrzyczką, jego stosunek do Camryn i Kaylin byłby nieco inny. Bardzo 
długo ich nie widział i pewnie dlatego nie był z nimi tak mocno związany jak z Evą. 
Duża różnica wieku, jaka ich dzieliła, i wojownicze charaktery obu dziewczynek w 
niczym nie ułatwiały sprawy.

Kiedy Eva miała tyle lat, co Camryn i Kaylin, była zupełnie inna. Dawała się 

lubić. Może gdyby jego siostry przyrodnie były choć trochę podobne do Evy... Ale 
one były jej przeciwieństwem.

Rafe zerknął na Holly. Popatrywała to na obie siostry, to na niego, a minę miała 

przy   tym   taką,   jak   mikrobiolog,   który   właśnie   odkrył   nowy   gatunek   wirusa. 
Zmysłowy błysk, który na moment zapalił się w jej oczach, zgasł. W tej chwili Holly 
interesowała   się   swoim   sąsiadem   jedynie   zawodowo:   jako   przedstawicielem 
dysfunkcjonalnej rodziny Paradise.

– Cześć – powiedziała Kaylin.
–   Cześć   –   przywitała   ją   Holly.   –   Nazywam   się   Holly   Casale   i   będę   waszą 

sąsiadką.

– A ja jestem Kaylin. Mac jest moją małą starszą siostrzyczką. – Kaylin objęła 

siostrę ramieniem.

Była   co   najmniej  dziesięć   centymetrów   wyższa   od   Camryn.   Włosy   też   miała 

czarne, tylko długie. Ubrana była w rozciągnięte spodnie i taki sam bezkształtny 
podkoszulek.

–  A   ty  jesteś   moją  dużą  młodszą  siostrzyczką   –   dodała  z   uczuciem  Camryn. 

Potem spojrzała na Rafe’a i Holly, a jej ciemne oczy znów gniewnie zabłysły. – 
Ciekawe, co powiesz, kiedy poznasz Evitę. Przekonasz się, dlaczego Rafe...

– Uspokój się, Camryn – przerwał jej zniecierpliwiony Rafe. – A skoro już obie tu 

jesteście,   pomóżcie   Holly   wy–   pakować   rzeczy  z   samochodu.   Przynajmniej   do 
czegoś się przydacie.

– Evitę? – Holly nie bardzo rozumiała, o czym mówiła Camryn. – Chodzi ci o 

film? A może o ścieżkę dźwiękową? Tego akurat nie mam.

Siostry   spojrzały   na   siebie   i   parsknęły   śmiechem.   –   Evita   to   nie   ścieżka 

dźwiękowa. To zła siostra Rafe’a i Flinta – wyjaśniła Camryn. – Normalna, a nie 
przyrodnia.

– To ta Eva, o której mi mówiłeś? – zapytała Rafe’a Holly. – Ta, która studiuje 

medycynę?

Nie musiała zgłębiać tajników psychiatrii, żeby się domyślić, że używane wobec 

przyrodniej siostry zdrobnienie nie było wyrazem miłości.

– Ta sama – potwierdziła Kaylin. – Czarownica przebrana za lekarza, A nasz 

drogi Flint to ciemna strona Rafe’a. Są bliźniakami.

background image

– Naprawdę masz brata bliźniaka? – zdziwiła się Holly. Nie była pewna, czy 

dziewczynki sobie z niej nie żartują.

– Mam – mruknął Rafe.
Nie mógł się wyprzeć własnego brata, choć wiedział, że to nie jest bezpieczne. W 

końcu miał przed sobą psychiatrę. Obaj z Flintem często byli zapraszani do udziału w 
badaniach naukowych. Jako bliźnięta jednojajowe półkrwi indiańskiej uważani byli 
przez naukowców za skarbnicę wiedzy. Rafe nie chciał, żeby Holly traktowała go jak 
szczura laboratoryjnego.

– Eva nie jest czarownicą, a Flint to nie diabeł – poczuł się w obowiązku stanąć w 

obronie rodzeństwa.

Wyciągnął z samochodu wielką, ważącą co najmniej dwadzieścia kilogramów 

walizę. Mięśnie na jego ramieniu napęczniały jak balony.

Kaylin wzięła pojemnik z butami i podążyła za Rafe’em.
Tylko Camryn się nie poruszyła. Patrzyła na Holly, która odprowadzała Rafe’a 

spojrzeniem. Już wiedziała, że nowa sąsiadka się nim interesuje.

– Sama widzisz, jak bardzo Rafe nas nie lubi – uśmiechnęła się najpiękniej, jak 

potrafiła. – Ale on jest dobry. Kiedy mama zachorowała, obiecał jej, że po jej śmierci 
obie z Kaylin będziemy mogły z nim zamieszkać. Nie mamy żadnej innej rodziny. 
Kiedy mama umarła, przyjechał i zabrał nas do siebie. Ani Flint, ani Eva nigdy by...

– Przestań się nad sobą użalać, Camryn, i weź się do roboty – przerwał jej Rafe. 

Nawet się nie zatrzymał.

Nigdy nie rozmawiał z obcymi o sprawach rodzinnych. A już na pewno nie z 

psychiatrą.  Zapomniał  o  profesji  Holly,  bo  patrzył  na  nią  jak  na  kobietę,  jednak 
pojawienie   się   uprzykrzonych   przyrodnich   sióstr   podziałało   na   niego   jak   sole 
trzeźwiące.

– Nie muszę! – wrzasnęła za nim Camryn. – I wcale się nad sobą nie użalam.
– Z tego, co mi powiedziałaś, wynika, że masz do tego pełne prawo. – Holly 

położyła jej dłoń na ramieniu. Naturalny instynkt i zdobyta wiedza nie pozwoliły jej 
pozostać obojętną na wrogość niepodzielnie panującą w tej rodzinie.

– Przykro mi, że wasza mama nie żyje.
– Tata też – powiedziała Camryn: – Nawet go nie znałyśmy. Rozwiódł się z 

mamą, kiedy ja miałam dwa lata, a Kaylin rok i od tamtej pory nigdy go już nie 
widziałyśmy Rafe’a i całą resztę też zobaczyłyśmy dopięto rok temu, po śmierci 
mamy.

Holly   bardzo   się   przejęła   tą   dramatyczną   historią,   ale   nie   dała   tego   po   sobie 

poznać. Była przecież profesjonalistką. – Nie widziałyście rodzeństwa przez prawie 
całe swoje życie? – beznamiętnie zestawiła fakty, które jej przedstawiono.

– No właśnie. – Camryn skinęła głową. – Ja mam siedemnaście lat, a Kaylin 

szesnaście. Resztę możesz sobie policzyć.

–   Nie   widzieliście   się   przez   czternaście   lat!   –   Holly   bez   zarzutu   wykonała 

background image

zadanie.

Nic   dziwnego,   że   Rafe   patrzy   na   nie   jak   na   przybyszów   z   innej   planety, 

pomyślała.

– No właśnie. Czternaście lat! Jesteś prawdziwym geniuszem matematycznym – 

zakpiła Camryn. – Ale pamiętaj, że oni są tylko naszym przyrodnim rodzeństwem. 
Oni nigdy tego nie zapomną.

– A chciałabyś, żeby zapomnieli? – zapytała Holly.
Ale zanim Camryn zdążyła odpowiedzieć, wrócił Rafe.
–   Nie   wiem,   czy   wiesz,   że   pani   Casale   jest   psychiatrą   –   powiedział   niby   od 

niechcenia.

– Odmawiam rozmowy z psychiatrą. – Camryn naprawdę się przeraziła. – Nie 

jestem wariatką.

– Jasne, że nie – zgodził się Rafe. – Nie daj się nabrać, Holly. Camryn nie jest 

biedną sierotką. To wampirzyca.

– Jestem nieokrzesanym i źle wychowanym bachorem – oświadczyła Camryn. – 

Mam rację, Rafe?

–   Wszyscy   mi   to   bez   przerwy   powtarzają.   –   Rafe   prawie   się   uśmiechnął.   – 

Niektórzy nawet twierdzą, że jesteś najpotworniejszym bachorem, jaki kiedykolwiek 
nawiedził Sioux Falls, a może nawet całą Dakotę.

– Tak mówi nauczycielka historii, a nauczyciel od muzyki całkowicie się z nią 

zgadza. – Camryn promieniała.

– Nie boisz się, że będę twoją sąsiadką? – zwróciła się do Holly. – Powinnaś. I 

lepiej   nie   próbuj   ze   mną   żadnych   sztuczek,   bo   nie   ręczę   za   siebie.   Jestem 
nieobliczalna.

Rafe przypomniał sobie, że ktoś tak właśnie określił Camryn, nie pamiętał tylko, 

czy był to trener siatkówki, czy nauczyciel zajęć praktycznych. Cały personel szkoły, 
do której chodziła Camryn, miał na jej temat coś złego do powiedzenia.

– Nie boję się ciebie, Camryn i nie miałam zamiaru próbować na tobie żadnych 

sztuczek. – Holly była nieporuszona. – Ciekawi mnie tylko, dlaczego zarówno ty, jak 
i twój brat tak bardzo się bronicie przed jakakolwiek formą...

– Terapii rodzinnej? – dokończyła za nią Camryn takim tonem, jakby właśnie 

zaproponowano jej przełknięcie trutki na szczury.

– A więc ten pomysł nie jest ci obcy – stwierdziła Holly.
– Nie ma o czym mówić, pani doktor – prychnęła Camryn. – Nigdy się już do 

ciebie nie odezwę.

– Nikt z rodziny Paradise nigdy w życiu nie był u psychiatry – sekundował jej 

Rafe.

– Uważaj na nią, Rafe – ostrzegła go Camryn. – Ona może tak zakuglować, że 

naprawdę staniemy się dobrzy.

Holly pomyślała, że oni pewnie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są po tej 

background image

samej stronie, co z całą pewnością nieczęsto im się dotąd zdarzało. Jeśli w ogóle. A 
więc jednak coś ich łączy. Holly bardzo się z tego ucieszyła.

– To dla mnie jest zbyt łatwe – uśmiechnęła się. – Chyba dam sobie z wami 

spokój.

Rafe nie mógł oderwać od niej oczu. Kiedy Holly Casale się uśmiechała, jej twarz 

rozświetlała się i trudno było się jej oprzeć. Znów jej pożądał. A przecież nic nie 
zrobiła, tylko się uśmiechnęła.

– Nie będę pomagała w przeprowadzce doktorowi od wariatów – oświadczyła 

Camryn. – Zresztą mam inne plany.

Rafe nie wiedział, czy powinien jej kazać, żeby jednak została i pomogła Holly. 

Nic nie słyszał o żadnych planach Camryn, choć dziewczynki rzadko kiedy pytały go 
o zdanie w jakiejkolwiek sprawie. Właściwie nigdy. Zawsze robiły to, co chciały, w 
nadziei, że nikt ich na tym nie przyłapie, a przyłapane nie okazywały najmniejszej 
skruchy.

Spojrzał na Holly. Jej oczy powiedziały mu, że ona doskonale wie, jak bardzo 

Rafe   nie   potrafi   sobie   poradzić   ze   swoimi   przyrodnimi   siostrami.   Najpierw   się 
zdenerwował,   ale   zaraz   poczuł   się   lepiej.   Bardzo   potrzebował   pomocy,   lecz   nie 
wiedział, gdzie jej szukać. Holly pewnie i to odgadła.

Oboje patrzyli na Camryn, która nonszalanckim krokiem zmierzała do domu. A 

raczej do mieszkania Rafe’a.

– Nie odzywaj się – powiedział Rafe.
– Mówisz do mnie? – zdziwiła się Holly. – Nawet mi to do głowy nie przyszło. 

Już ci mówiłam, że nie muszę sobie szukać pacjentów. Ja tylko.

–   Ależ   to   ciężkie!   –   jęknęła   Kaylin.   Udało   się   jej   wyciągnąć   z   samochodu 

telewizor. Powolutku niosła go w stronę domu.

– Postaw to, Kaylin! – zawołał Rafe. – Ja go zaniosę.
– Dobrze. – Dziewczyna zachwiała się pod ciężarem telewizora. Pochyliła się, 

żeby postawić go na ziemi, i wtedy ręce odmówiły jej posłuszeństwa.

Telewizor upadł na chodnik i rozbił się na drobne kawałki.

background image

Rozdział 3

– O Boże! – Kaylin się rozpłakała. – Naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie! 

Wypadł mi. Przepraszam.

– Wygląda jak  wybebeszony pstrąg –  stwierdził ponuro Rafe, spoglądając  na 

części, które wysypały się spod pokrywy odbiornika.

– Głupi śmieć! – Kaylin z całej siły kopnęła telewizor, który i tak do niczego się 

już nie nadawał. – Durne stare pudło!

– Trudno się z tobą nie zgodzić. – Holly bez emocji badała stan telewizora. – 

Kiedyś telewizory były znacznie bardziej odporne na wstrząsy. Nie to co teraz...

– No... – Zaskoczona Kaylin przestała płakać, choć wciąż jeszcze nie panowała 

nad głosem. – Gdyby był porządniejszy, toby się tak strasznie nie potłukł.

– Nie potłukłby się wcale, gdybyś go nie upuściła – przypomniał jej Rafe. – Na 

miłość boską, Kaylin...

– Jesteś na mnie wściekły! Ty mnie nienawidzisz! – zawołała Kaylin. – Teraz już 

na pewno wyrzucisz mnie z domu!

Odwróciła się na pięcie i pobiegła do tego samego domu, z którego spodziewała 

się zostać wyrzucona. Rafe i Holly w milczeniu patrzyli na siebie.

– Założę się, że Trent zapożyczył ten dramatyczny okrzyk od Kaylin. – Holly 

pierwsza   przerwała   panującą   ciszę.   –   Oboje   mają   talent   do   odgrywania 
dramatycznych scen.

–   Cała   czwórka   go   ma.   Nie   wiem,   jak   mam   cię   przepraszać,   Holly.   –   Rafe 

spojrzał na swoją sąsiadkę, potem na pogruchotany telewizor, a w końcu na wybitą 
szybę. – Wiem, że to niczego nie zmieni, ale naprawdę bardzo mi przykro, że dzieci...

– Nie musisz mnie przepraszać. Naprawdę nic wielkiego się nie stało. Telewizor i 

tak już był na wykończeniu. Mam drugi, nowocześniejszy.

–   Owszem,   stało   się   –   zaoponował   Rafe.   –   Od   chwili   gdy   tu   przyjechałaś, 

wszystko dzieje się nie tak, jak powinno. I to dzięki naszej rodzinie z piekła rodem.

Rafe najchętniej zapadłby się pod ziemię. Nie dość, że Trent, a potem Kaylin 

porozbijali należące do Holly rzeczy, to jeszcze on i Camryn naurągali wybranej 
przez Holly profesji.

– Na twoim miejscu uciekłbym gdzie pieprz rośnie.
– Nie licz na to – powiedziała Holly. Zaraz jednak go pożałowała. Miał taką 

smutną minę... – Za to chętnie napiłabym się czegoś zimnego – uśmiechnęła się, 
chcąc mu dać okazję do drobnej przysługi. – Jestem śmiertelnie zmęczona.

– Zaprosiłbym cię do siebie, ale nie Wiem, czy zaryzykujesz przestąpienie progu 

mojego domu. – Rafe wciąż miał ponurą minę. – Jeśli nie boisz się przebywać w 
miejscu, w którym w każdej chwili coś może na ciebie spaść. Te dzieci to wcielone 
diabły.

background image

–   Nie   wierzę   w   diabły.   To   tylko   dzieci,   które   demonstrują   brak   poczucia 

bezpieczeństwa. Dobrze choć, że potrafią zwerbalizować swój strach. To znaczy, że 
mają do ciebie zaufanie. Wierzą, że je obronisz, że ich nie zawiedziesz...

– Mogłabyś to powiedzieć po ludzku? – przerwał jej Rafe. – Nie znam biegle 

narzecza psychiatrów.

– Nie ma sprawy. – Holly wcale się nie obraziła. – Chodzi o to, że na świecie są 

różne   rodziny.   Ty   i   dzieci   jesteście   w   trakcie   formowania   swojej   i   za   to   was 
podziwiam.

– Nie rozumiem, dlaczego. Po tym wszystkim, co tu zobaczyłaś, powinnaś już 

być   w   drodze   do   agencji   i   znaleźć   sobie   jakiś   normalny   dom   z   normalnymi 
sąsiadami.

Holly   spojrzała   na   niego   i   znów   poczuła   ogarniające   ją   pożądanie.   Mało 

brakowało,   a   byłaby   dotknęła   Rafe’a,   ale   nie   starczyło   jej   odwagi.   I   tak   już 
podejrzewał ją o ukryte zamiary. Mógłby, na przykład, pomyśleć sobie, że Holly 
chce wobec niego zastosować jakiś rodzaj terapii dotykowej. Albo że ma na niego 
ochotę. To akurat było prawdą, lecz Holly nie była jeszcze  gotowa do przyjęcia 
konsekwencji, jakie pociągnęłoby za sobą jej wyjawienie.

– Gdybym wycofywała się przy najmniejszej trudności, nigdy nie skończyłabym 

medycyny – oświadczyła, krzyżując dłonie na piersiach. Tylko w ten sposób mogła 
się   powstrzymać   od   dotykania   Rafe’a.   –   Wprowadzam   się   do   tego   mieszkania   i 
kropka. Jestem też wystarczająco odważna, żeby pójść do twojego domu i napić się 
tam czegoś zimnego. Jeśli, oczywiście, zdecydujesz się mnie zaprosić.

– Jeśli naprawdę tego chcesz, to chodźmy. – Rafe wzruszył ramionami. – Ale 

pamiętaj, że cię ostrzegałem.

Mało brakowało, a byłby wziął ją za rękę, tak bardzo naturalny wydał mu się ten 

gest. Na szczęście powstrzymał się w ostatniej chwili.

Naturalny? Przecież dopiero co poznał tę kobietę. Rafe nie mógł się nadziwić 

samemu sobie. Nie należał do ludzi, którzy lubią dotykać innych. Wszystkie jego 
narzeczone – w czasach, kiedy miał jeszcze czas i siły na kontakty z kobietami – 
zawsze skarżyły się na to, że za rzadko je dotyka. Rafe nigdy nie uznawał takich 
demonstracyjnych   przejawów   sympatii   jak,   na   przykład,   trzymanie   się   za   ręce. 
Tymczasem niewiele brakowało, żeby wziął Holly za rękę i zaprowadził do swego 
domu.

Chcąc uniknąć kłopotliwych sytuacji, poszedł szybko przodem, jakby przed nią 

uciekał.   Holly   niespiesznie   podążyła   za   nim.   Nie   zależało   jej   na   tym,   żeby   go 
dogonić.

Holly usiadła na kanapie. Rafe podał jej colę, a sam usadowił się w fotelu z 

puszką piwa.

– Zawsze miałem dobrze zaopatrzony barek – tłumaczył się Rafe. – Ale odkąd 

background image

Camryn,   Kaylin   i   ich   znajomi   wypili   mi   wszystko   do   ostatniej   kropli,   kiedy 
poszedłem do kina, przestałem przechowywać w domu alkohol. Co najwyżej piwo, a 
i to w niewielkich ilościach. Zresztą do kina też już nie chodzę. Mój brat twierdzi, że 
całkiem   zwariowałem,   skoro   godzę   się   prowadzić   takie   życie.   Odkąd   dzieci   tu 
zamieszkały, nie było ani jednego dnia, żeby Craig lub Donna Lambert na coś się nie 
skarżyli. To ci ludzie, którzy kupili sąsiednie mieszkanie, a potem nie mogli się 
doczekać, kiedy wreszcie będą mogli się go pozbyć..

– Czy tobie  w ogóle  kiedykolwiek  przyszło  do głowy,  że ci  Lambertowie  to 

ludzie, którzy wiecznie szukają dziury w całym? – zapytała Holly. – Może jedyną 
więzią, jaka; ich jeszcze łączyła, była walka z twoimi podopiecznymi? Może w ten 
sposób próbowali ratować swoje rozpadające się małżeństwo? Zamiast stawić czoło 
prawdziwemu   problemowi,   wynaleźli   sobie   problem   zastępczy,   na   którym   oboje 
wspólnie mogli się skupić. W niektórych rozpadających – się rodzinach rolę kozła 
ofiarnego gra często jedno z własnych dzieci i...

– Czy tobie w ogóle kiedykolwiek przyszło do głowy, że nie każdą sytuację od 

razu trzeba analizować? – przerwał jej Rafe.

– Lambertowie skarżyli się, ponieważ mieli po temu powody. Trent i Tony chcieli 

być marynarzami, więc ćwiczyli porozumiewanie się alfabetem Morsea na ścianie 
łączącej nasze mieszkania. Uprawiali różne dyscypliny sportu, w zależności od tego, 
do jakiej kariery w danym momencie się przygotowywali. A to oznaczało wrzaski, 
skakanie,   rzucanie   i   walenie   różnymi   przedmiotami.   Chyba   potrafisz   sobie   to 
wyobrazić?

– Zapewne są powody, dla których sport uprawia się raczej na dworze niż w 

domu. – Holly nie dała się zbić z pantałyku. – Ale przecież to tylko chłopcy. Craig 
Lambert   sam   też   kiedyś   był   chłopcem.   Donna   także   miała   naście   lat   i   powinna 
rozumieć...

– W wieku kilkunastu lat Donna Lambert w niczym nie przypominała Kaylin, ani 

tym bardziej Camryn.

– Chcesz powiedzieć, że wychowywała się w klasztorze?
– Nie nazwałbym tego klasztorem, ale rzeczywiście była kimś. Zanim jednak 

nazwiesz ją nieczułą egoistką...

– Ach, więc była nieczułą egoistką – ucieszyła się Holly.
– Nie była!
– Przecież sam to powiedziałeś. Chociaż nie wprost.
– A obiecałaś nie analizować każdego mojego słowa – poskarżył się Rafe.
–   Przepraszam.   Im   więcej   dowiaduję   się   o   tych   Lambertach,   tym   mocniej 

solidaryzuję się z dziećmi. Twoi sąsiedzi jawią mi się jako para złośliwych kłamców.

– Ciekawe, co powiesz za tydzień, kiedy sama zostaniesz naszą sąsiadką. Nie 

poznałaś   jeszcze   Hot   Doga.   To   szatan   –   w   psiej   skórze.   Przyjechał   tu   razem   z 
dziewczynkami.   Szczeka   i   wyje,   kiedy   przyjdzie   mu   na   to   ochota.   Najczęściej 

background image

nachodzi go to w środku nocy. – Rafe zerwał się, jakby go coś ugryzło, i chodził po 
pokoju   tam   i   z   powrotem.   –   Kiedy   jestem   w   domu,   staram   się   jakoś   nad   tym 
wszystkim   panować.   Ale   nie   zawsze   jestem.   Muszę   pracować.   Czasami   nawet 
wyjeżdżam służbowo na dzień lub dwa. Jeśli Lambertowie rzeczywiście chorobliwie 
poszukują dziury w całym, to z pewnością myśmy ich do tego stanu doprowadzili.

Holly spokojnie popijała colę. Rafe odmalował życie w swoim domu – a także 

życie w jego sąsiedztwie – w tak czarnych barwach, że trudno byłoby wymyślić coś 
gorszego. Ona jednak przysięgła sobie, że nie będzie skarżyć się bez przerwy jak 
Lambertowie. W końcu wszystkie dzieci hałasują. To  ich przywilej. Holly lubiła 
dzieci. Psy zresztą też.

Rozejrzała się po pokoju. Na telewizorze stały dwa oprawione w ramki zdjęcia. 

Na jednym z nich Holly rozpoznała Trenta.

–   Nie   powiedziałeś   mi   jeszcze,   jak   to   się   stało,   że   chłopiec,   którym   się 

opiekowałeś, i jego brat z tobą zamieszkali – odezwała się Holly.

– Nie krępuj się. – Rafe zauważył, z jakim zdumieniem przyglądała się stojącym 

na telewizorze zdjęciom. – Możesz zapytać, czy ten chłopiec na drugim zdjęciu jest 
bratem Trenta. Przecież widzę, że umierasz z ciekawości.

– To za dużo powiedziane. Zastanawiałam się tylko, czy ten mały Mulat nie jest 

przypadkiem bratem Trenta.

–   Owszem,   jest.   Tony   jest   przyrodnim   bratem   Trenta.   Tylko   mi   tu   nie   rób 

wykładów  na  temat tego,  w jaki  sposób używam słowa „przyrodni”.  To  nie  jest 
zniewaga, tylko fakt biologiczny. Tracey Krider jest matką obu chłopców, – tylko 
ojców mają różnych. Niestety, obaj tatusiowie opuścili nasz stan, a Tracey związała 
się z facetem, który nie ma ochoty trzymać w domu cudzych dzieci.

– Dlatego chłopcy zamieszkali z tobą – dokończyła Holly.
Rafe usiadł na drugim końcu kanapy. Od Holly dzieliły go tylko dwie poduszki. 

Dość blisko, żeby mógł poczuć jej zapach, ale stanowczo za daleko, żeby móc jej 
„przypadkiem” dotknąć. Odchylił głowę do tyłu i zaczął mówić:

–   Zostałem   opiekunem   Trenta,   kiedy   ten   chłopiec   miał   siedem   lat.   Kilka   lat 

później w pewnym sensie odziedziczyłem Tonyego. Organizacja nie mogła znaleźć 
dla niego opiekuna. Bardzo dużo dzieci czeka na opiekunów, a mało jest ludzi, którzy 
chcieliby się nimi zajmować... – Rafe wzruszył ramionami. – Chłopcy często spędzali 
ze mną weekendy i zawsze jeden miesiąc wakacji. A kiedy Tracey zakochała się w 
tym chłystku, Trent i Tony zamieszkali tu na stałe. Tracey przekazała mi prawa 
rodzicielskie. A zaraz potem przyjechały dziewczynki.

Holly z podziwem patrzyła na tego człowieka, który zaopiekował się cudzymi 

dziećmi i wziął pod swój dach własne osierocone siostry przyrodnie. A przecież mógł 
powiedzieć, że nic go nie obchodzą. Rafe Paradise był szlachetnym człowiekiem.

Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że go podziwia, że jest absolutnie wyjątkowy, 

bo większość mężczyzn nie bierze odpowiedzialności nawet za kwiatek w doniczce, 

background image

nie mówiąc już o czwórce cudzych dzieci. Jednak nie wiedziała, jak to powiedzieć. 
Ona, zwykle taka wygadana, nagle nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Zaczęła 
więc zadawać pytania. Na tym, między innymi, polegała jej praca, a w pracy Holly 
zawsze była bezkonkurencyjna.

– A czy dzieci trzymają się razem?
–   Tak.   Oczywiście,   często   się   kłócą,   ale   jak   przyjdzie   co   do   czego,   zawsze 

trzymają sztamę. Często mam przeciwko sobie Bandę Czworga.

– Dziwi cię to?
Chyba zadała o jedno pytanie za dużo. A może nie tyle pytanie, ile ton, jakim je 

wypowiedziała, był niewłaściwy. Rafe uśmiechnął się złowieszczo. Otworzył oczy i 
spojrzał na Holly.

– Tak, pani doktor. Bardzo mnie to dziwi. Chcesz mi wytłumaczyć, dlaczego 

dzieci się przeciwko mnie jednoczą? Skoro tak ładnie podsumowałaś Lambertów, to 
może teraz zanalizujesz mnie i dzieci. Mam się położyć na kanapie, pani doktor?

– Przepraszam – speszyła się Holly. – Skrzywienie zawodowe.
Pomyślane jako złośliwy przytyk pytanie rykoszetem uderzyło Rafe’a. Wyobraził 

sobie, że leży na kanapie, Holly siedzi obok niego i... znów poczuł podniecenie. 
Zakręciło mu się w głowie, zaszumiało w uszach.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że szum jest jak najbardziej realny. Prędko 

zlokalizował   jego   źródło:   odtwarzacz   CD   w   pokoju   dziewczynek.   Oto   przyszedł 
ratunek,   o  który  Rafe   tak   gorąco   się   modlił.  Z   takimi   problemami   potrafił  sobie 
radzić.

–  Jeśli   jeszcze   raz   będę   musiał   wam  przypomnieć   o  ściszeniu  tej   muzyki,  to 

oddam wasze płyty pensjonariuszom tutejszego więzienia! – zawołał Rafe, stając u 
stóp schodów.

Z góry rozległy się narzekania i nawet trzasnęły drzwi, ale piekielny harmider 

nieco ucichł.

– Dlaczego grozisz im, że oddasz płyty więźniom? – zapytała rozbawiona Holly.
– Sam nie wiem. W końcu ci biedni ludzie i tak już odsiadują wyroki. Prawo 

zabrania nakładać na więźniów dodatkowe kary.

– Myślisz, że słuchanie tych płyt byłoby dla nich nie do zniesienia? – roześmiała 

się Holly.

– Uważasz mnie za tyrana, co? – Rafe spojrzał w stronę swego ulubionego fotela, 

ale nie ruszył się z miejsca. Wolał zostać blisko Holly. – Zaraz mi powiesz, że tłumię 
kreatywność dzieci.

Był wykończony wiecznym trzymaniem nerwów na wodzy, a teraz musiał jeszcze 

walczyć z pożądaniem. Usiadł na kanapie tuż obok Holly. Tym razem nie zachował 
przyzwoitej odległości.

– No bo przecież nastolatki wyrażają się poprzez muzykę – mówił, jakby chciał 

wyrzucić   z   siebie   nagromadzone   frustracje   i   rzeczywiście   leżał   na   kozetce   u 

background image

psychoanalityka. – Chociaż ja w żaden sposób nie mogę nazwać muzyką tego, czego 
oni słuchają. To mi wyżera mózg.

– Mnie także trudno nazwać te dźwięki muzyką – pocieszyła go Holly. Wiele ją 

kosztowało zachowanie spokoju i udawanie, że nic, absolutnie nic nadzwyczajnego 
się z nią nie dzieje. Rafe siedział stanowczo za blisko.

Zrobił to celowo, pomyślała, nerwowo zaciskając dłonie. Usiłowała przemyśleć 

całą sytuację, ale trudno jest spokojnie cokolwiek analizować, kiedy ciało płonie z 
pożądania. Całą siłą woli zmusiła się, żeby nie myśleć o tym, co czuło jej ciało.

– Wcale nie uważam, że tyranizujesz dzieci. – Holly starała się mówić na temat. – 

Dziewczynki nie muszą wyrażać swej osobowości aż tak głośno. Jesteś dorosły i 
odpowiadasz za nie, więc powinieneś, a nawet masz obowiązek, ustalić rozsądne 
granice. Dzieci bardzo tego potrzebują. Ich niewłaściwe zachowanie to najczęściej 
prośba o ustalenie granic.

– Jasne. – Rafe głośno się roześmiał. – Najlepiej zaraz idź na górę i sama im to 

powiedz.

Położył dłoń na ramieniu Holly.
– Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jednak nie powinnaś chodzić na 

górę – powiedział bardzo cicho.

– W ogóle nie odchodź.
Holly zdumiała się, jak łatwo potrafił ją skłonić do posłuszeństwa. Wcale nie 

miała ochoty się ruszać. Może tylko trochę się do niego nachylić... Żeby prędzej 
poczuć dotyk jego warg... Najpierw musnęły płatek ucha, potem przesunęły się na 
szyję.

Robił to powoli, a Holly chciała szybciej i więcej. Drżała w jego ramionach.
– Mam przestać? – szepnął jej do ucha.
– Nie – powiedziała samym tylko ruchem warg.
Wpatrywała się w jego zmysłowe usta i pragnęła, żeby ją całował. Nie rozumiała, 

co się z nią dzieje. Nigdy w życiu nic podobnego się jej nie przytrafiło. Nie miała 
zwyczaju całować się z nieznanymi mężczyznami. Ze znanymi także nie.

– Naprawdę? – zapytaj jakby jej odpowiedź szczerze go zdziwiła. Powoli zbliżył 

usta i delikatnie ją pocałował.

... Holly obiema dłońmi chwyciła go za koszulę. Bała się, że Rafe zaraz się od 

niej odsunie. Ale on znów ją pocałował. Tym razem mocniej, dłużej... Holly znalazła 
się w nieznanym świecie zmysłowych doznań tak rozkosznych... – Cześć, Rafe!

Dwa chłopięce głosy tak bardzo do tego świata nie pasowały, że w okamgnieniu 

go zniszczyły. Rafe zerwał się na równe nogi i jak oparzony odskoczył od kanapy. W 
ostatniej chwili zdołał dopaść fotela. Był czerwony jak burak i tak przestraszony, jak 
przyłapany   na   brojeniu   mały   chłopiec.   Holly   przypuszczała,   że   sama   wygląda 
podobnie. Nie miałaby siły wstać, nawet gdyby od tego zależało jej życie.

– Steensowie pojechali do zoo, ale my postanowiliśmy zostać z tobą – oznajmił 

background image

Trent, wpadając do pokoju.

– Strasznie za tobą tęskniłem! – zawołał Tony. – Zabierzesz nas kiedyś do zoo?
– Zabiorę, ale nie dzisiaj – odparł Rafe.
Spojrzał na Holly i w jej oczach wyczytał tę samą myśl, która i jemu przyszła do 

głowy. Mieli wielkie szczęście, że chłopcy nie przyłapali ich na gorącym uczynku. 
Gdyby weszła tu któraś z dziewczynek, od razu by się zorientowała, co zaszło.

– Cześć, Holly. – Trent się do niej uśmiechnął. – To jest Holly – poinformował 

brata. – Wprowadziła się do tego mieszkania obok.

– Masz dzieci? – zapytał Tony, przyglądając się jej z zainteresowaniem.
– Nie mam – odparła.
– Nie lubisz dzieci? – wypytywał ją Tony. – Lambertowie nie lubili. No to my też 

ich nie lubiliśmy. Byli okropni.

– Ja lubię dzieci – zapewniła go Holly.
Było jej bardzo trudno rozmawiać z dziećmi, gdy spoczywało na niej zmysłowe 

spojrzenie Rafe’a. Niemal czuła je na swoich wargach. Jak pocałunek.

Na szczęście chłopcy nie zwracali na nich uwagi. Włączyli telewizor i włożyli do 

magnetowidu jakąś kasetę.

–   Co   będziemy   robić?   –   zapytał   Trent,   wyciągając   zza   kanapy   piłkę   do 

koszykówki. Z całej siły cisnął ją o ścianę.

– Co za rzut! Widziałeś?
– To żaden rzut – prychnął Tony. – Każdy głupi umie trafić w ścianę. Nie rusza 

się i jest duża.

–   Rafe!   Powiedz   mu   coś!   –   protestował   Trent.   Rzucił   w   brata   piłką,   ale   ten 

zręcznie się uchylił.

– Co mam mu powiedzieć, Lwie? Tony ma rację – odezwał się Rafe. – Nie 

zastanawiałeś się nad tym, dlaczego odbijanie piłki od ściany nie jest dyscypliną 
sportową? To za łatwe.

– A ja i tak uważam, że to wspaniały strzał – Trent upierał się przy swoim. I żeby 

zademonstrować, że nic sobie nie robi z ich zdania, raz jeszcze cisnął piłką o ścianę.

Holly się uśmiechnęła. Nie mogła się powstrzymać.
– Uważasz, że to zabawne? – Rafe wstał z fotela i podszedł do niej. Był taki 

wysoki, przystojny i bardzo męski.

–   Zobaczymy,   jak   będziesz   się   śmiała,   kiedy   siedząc   w   swoim   mieszkaniu, 

usłyszysz nagle walenie w ścianę albo jakieś inne hałasy.

Wyciągnął rękę. Muskularną, opaloną i taką silną. Chwilę potrwało, zanim Holly 

zorientowała się, że Rafe pomaga jej wstać. Nie od razu puścił jej dłoń.

– Proszę mi więcej nie rzucać piłką o ścianę – powiedział Rafe do chłopców. – 

Nie wolno wam bawić się piłką w domu. Jasne? Możecie to robić na podwórku.

– Zagrasz z nami, Rafe? – dopraszał się Tony.
–   Musimy   przenieść   rzeczy   Holly   z   samochodu   do   domu   –   odparł   Rafe.   – 

background image

Możecie nam pomóc, jeśli chcecie.

– Ja chcę! – zawołał Trent.
– Przy okazji będziesz mógł zabrać swoją piłeczkę golfową – dodał Tony.
Trent spojrzał na brata, potem zerknął na Rafe’a, a w końcu na Holly. Minę miał 

nieszczęśliwą.   Widać   było,   że   nie   ma   ochoty   aby   ktokolwiek   przypominał   mu 
niemiłe poranne zajście.

– Wiem, że nie chciałeś zbić  szyby, Lwie. – Holly musiała coś zrobić, żeby 

chłopcu nie było aż tak przykro. – Zresztą nie ty jeden miałeś dzisiaj pecha. Kaylin 
też zdarzył się wypadek.

– Co stłukła Kaylin? – Tony był bardzo ciekaw.
– Telewizor Holly – powiedział cicho Rafe. – Upuściła go na ziemię.
– O rany! To gorsze niż wybita szyba. – Trent natychmiast przestał się martwić. – 

Gdzie on jest?

– Koło samochodu – powiedział Rafe.
Chłopcy bez słowa wypadli z domu, chcąc jak najprędzej obejrzeć to, co zostało z 

telewizora.

Holly i Rafe spojrzeli po sobie. Przez chwilę Holly zdawało się, że on znów ją 

pocałuje.   W   każdym   razie   na   pewno   miał   na   to   ochotę.   Ona   także   bardzo   tego 
pragnęła. Tak bardzo, że zapomniała nawet o nastoletnich pannicach urzędujących w 
swoim pokoju na górze i o małych chłopcach, którzy w każdej chwili mogli wrócić 
do domu.

– Czy na pewno tego chcesz? – zapytał Rafe, puszczając dłoń Holly Pytanie to 

wydało jej się całkiem nie na miejscu. Jej dłoń pozbawiona oparcia, pozbawiona 
ciepła Rafe’a, stała się bezużyteczna. Holly sama wydała się sobie bezużyteczna. 
Tylko dlatego, że Rafe nie trzymał jej już za rękę, że więcej jej nie pocałował.

Bez słowa wyszła za nim na podwórko. Nigdy dotąd nie doświadczyła takiej 

huśtawki   uczuć,   nic   więc   dziwnego,   że   uważała   się   za   osobę   zrównoważoną   i 
opanowaną. Tymczasem wystarczyło pół godziny w towarzystwie Rafe’a Paradisea, 
żeby odkryć drugą, bardzo niepokojącą stronę swej natury.

Holly przypomniały się lata, kiedy była zakochana w Devlinie Brennanie. Wtedy 

była taka, za jaką się uważała: spokojna, zrównoważona i zawsze opanowana, co 
było   bardzo   ważne,   ponieważ   Devlin   jej   nie   kochał.   Los   chciał,   żeby   zostali 
przyjaciółmi, i Holly w końcu się z tym pogodziła. Nawet do głowy jej nie przyszło, 
żeby popaść w depresję tylko dlatego, że sprawy nie ułożyły się po jej myśli.

A więc dlaczego teraz tak mi smutno? – pomyślała zaskoczona własną reakcją. I 

to tylko dlatego, że Rafe już nie trzyma mnie za rękę i że nie pocałował mnie po raz 
drugi?

Powoli podeszła do Rafe’a i chłopców, którzy, zafascynowani, oglądali rozbity 

telewizor. Trent chciał nawet poprosić Kaylin, żeby jeszcze raz to zrobiła, ale Rafe 
stanowczo się temu sprzeciwił. Trent i Tony musieli pogodzić się z faktem, że nie 

background image

zobaczą na własne oczy, jak rozbija się telewizor.

Wielokrotnie odbywali drogę od samochodu do domu i z powrotem. Przez cały 

ten czas Holly rozmawiała wyłącznie z dziećmi, całkowicie ignorując Rafe’a. On 
także   nie   zwracał   na   nią   najmniejszej   uwagi.   Zanim   skończyli   rozpakowywanie, 
Holly zaprzyjaźniła się z Trentem i Tonym. Poprosili ją nawet, żeby pojechała z nimi 
do zoo, zabrała ich do kina, zagrała z nimi w piłkę i żeby koniecznie przyszła do nich 
wieczorem na kolację.

–   Dajcie   jej   spokój,   chłopcy   –   wtrącił   się   Rafe.   –   Nie   widzicie,   że   jest 

wykończona? Pewnie nie może się doczekać, kiedy znajdzie się w hotelu i będzie 
mogła odpocząć.

– Możemy pojechać z tobą do hotelu? – zapytał Tony. – W hotelu zawsze jest 

basen.

– Przestańcie się naprzykrzać, chłopcy – powiedział Rafe.
– Ja nie mam nic przeciwko temu, żebyście sobie popływali – oznajmiła Holly. – 

Oczywiście, jeśli Rafe się zgodzi.

– Pozwolisz nam pojechać, Rafe? – zapytał Trent z taką nadzieją w głosie, że 

chyba nikt nie miałby serca mu odmówić.

– Najpierw muszę porozmawiać z Holly. W cztery oczy – dodał Rafe, bo bez tego 

chłopcy na pewno nie zostawiliby ich samych.

– Nie możesz z nią rozmawiać, kiedy nas tu nie będzie – protestował Tony. – 

Musimy przypilnować, żebyś się zgodził.

– Logicznie rozumujesz – pochwaliła go Holly.
– Wy idźcie się pobawić – zarządził Rafe. – A ty chodź ze mną. – Pociągnął 

Holly za rękę i poprowadził do jej mieszkania. Zanim zdążyła zaprotestować, już 
była w środku.

– Nie lubię, kiedy się mnie ciągnie jak worek – oświadczyła. – Wolę od razu ci to 

powiedzieć, żebyś...

Nie zdążyła skończyć zdania, bo Rafe chwycił ją za ręce i przycisnął do ściany.
– Żebym co? – zapytał. – Słucham. Zdaje się, że chciałaś mi coś powiedzieć.
Zamiast się obrazić, Holly się roześmiała. Jednak kiedy Rafe zbliżył twarz do jej 

twarzy, kiedy znów poczuła podniecenie, nie tylko swoje, ale i jego, śmiech zamarł 
jej na ustach.

– Rafe – wyszeptała. – Co ty wyprawiasz?
– Sam nie wiem – mruknął. – Wiem tylko, że ty też mnie pragniesz. Mam rację?
Nie umiała zaprzeczyć. Kiedy Rafe puścił jej ręce, objęła go za szyję i mocno 

przytuliła się do niego. Pocałował ją. Najpierw delikatnie, potem mocniej...

Miał rację. Holly rzeczywiście bardzo go pragnęła.

background image

Rozdział 4

Całowali się, jakby cały świat nagle przestał istnieć. Bo rzeczywiście nic ich w tej 

chwili nie obchodziło poza zdumiewającą żądzą, która i w niej, iw nim wybuchła 
nagle, bez żadnego ostrzeżenia.

Rafe   pieścił   ją   i   tulił   do   siebie,   szeptał   do   ucha   słowa,   których   Holly   nigdy 

przedtem nie słyszała. Przywarła do niego całym ciałem, spragniona jego pieszczot, 
jego bliskości. Nawet ubranie stało się tylko niepotrzebną barierą.

Kiedy rozległ się pierwszy łomot, Rafe właśnie rozpinał suwak jej szortów. Z 

początku nie zwrócili na to uwagi, pochłonięci własnymi, nie cierpiącymi zwłoki 
sprawami. Udawali, że nie słyszą następujących po sobie uderzeń, ale W końcu hałas 
stał się tak natarczywy, że zaczął im przeszkadzać.

Rafe odsunął się od Holly. Był wściekły.
– Co to za hałas? – zapytała niezbyt przytomnie Holly.
– Alfabet Morse’a – warknął Rafe. Delikatnie odsunął ją od siebie. – SOS. To 

właśnie ten dźwięk możesz usłyszeć o każdej porze dnia i nocy. Rozumiesz już, 
dlaczego Lambertowie stąd uciekli?

Rafe rzucił się do ściany i zawzięcie walił w, nią pięściami. Holly patrzyła na 

niego w milczeniu. To, że porozumiewał się z chłopcami w ten sposób, wcale nie 
wydawało jej się dziwne. Choć kilka godzin temu zapewne uznałaby to co najmniej 
za niecodzienne.

– Czy coś się stało? – zapytała w końcu. – Może oni potrzebują pomocy?
– Skądże! Znudziło ich czekanie. Chcą, żebym im pozwolił pojechać z tobą na 

basen.

– I wszystko to przekazali ci alfabetem Morsea? – Na Holly ta informacja zrobiła 

wielkie wrażenie.

– Oszalałaś? To tylko SOS, ale nie trzeba być jasnowidzem, żeby się domyślić 

całej reszty.

Rafe uderzył w ścianę tak mocno, że pewnie pospadały z niej wszystkie obrazy. 

Tym razem chłopcy nie odpowiedzieli.

W domu zapanowała cisza. Holly prawie pożałowała, że hałas nie trwa nadal. 

Teraz musiała się wreszcie zastanowić nad tym, co robiła, zanim Trent i Tony nadali 
swoje SOS. Nie rozumiała, jak to się stało, że omal nie kochała się z zupełnie obcym 
mężczyzną.

– W co ty ze mną grasz, Holly? – zapytał opryskliwie Rafe.
– Nie rozumiem.
– Chodzi mi o to, co ty wyprawiasz z dziećmi. – Rafe szybko się pozbierał. Był 

zły, że ona jest taka opanowana. Po tym wszystkim... – Udajesz ich kumpla, chcesz 
ich zabrać na basen. Jeśli robisz to po to, żeby...

background image

– Niczego nie udaję i nie mam żadnego ukrytego celu – przerwała mu Holly. – 

Polubiłam Trenta i Tanyego. W ogóle lubię dzieci i...

– Zbyt wielu dorosłych sprawiło tym chłopcom wielki zawód – Rafe wpadł jej w 

słowo. – Kochankowie ich matki okazywali im zainteresowanie tylko wtedy, kiedy 
chcieli   –   zdobyć   Tracey.   Potem   kazali   się   im   wynosić.   Na   koniec   sama   Tracey 
wyprawiła ich z domu, bo jej kolejny kochanek nie mógł znieść przebywania pod 
jednym dachem z dziećmi innego mężczyzny.

– Uważasz, że ja też ich porzucę? Pobawię się nimi, a potem powiem, żeby mi nie 

zawracali głowy? – Holly się obraziła.

– Nie mam pojęcia, co zrobisz. Przecież wcale cię nie znam i... – patrzył na nią 

zafascynowany. Nigdy dotąd nie widział, żeby ktoś aż tak się czerwienił. Wyobraził 
sobie te części ciała Holly, które też pewnie się zaczerwieniły, tylko były przykryte 
ubraniem.

– Oczywiście, że mnie nie znasz. A ja nie znam ciebie. A to oznacza, że to... to co 

się tu stało, w ogóle nie powinno mieć miejsca.

Poruszyła temat, którego Rafe starannie unikał. Nie miał zamiaru zastanawiać się, 

dlaczego zrobił to, co zrobił, i co z tego wynika. Był jednak pewien, że Holly nie 
odmówi sobie przyjemności zanalizowania tej niecodziennej sytuacji.

– Nie zmieniaj tematu. Rozmawialiśmy o dzieciach.
–   O   niczym   nie   rozmawialiśmy.   Ty   oskarżyłeś   mnie   o   używanie   dzieci   dla 

osiągnięcia własnych egoistycznych celów – oświadczyła Holly. – Nigdy bym czegoś 
podobnego nie zrobiła, choć wiem, że mi nie wierzysz.

Holly odwróciła się na pięcie i wyszła z domu. Rafe pobiegł za nią, bo cóż innego 

mógł w tej sytuacji zrobić. Pędzę jak zgłodniały wilk za swoją ofiarą, pomyślał. Ależ 
ona   umie   sobie   radzić   z   facetami.   Tyle   lat   studiowała   ludzką   naturę,   więc   nic 
dziwnego, że wie, jak zagrać, żeby człowiek zrobił dokładnie to, o co jej chodzi.

Mimo tych paskudnych myśli, zamiast wrócić do domu, nadal biegł za nią. Nie 

mógł oderwać oczu od długich nóg Holly, od jej zgrabnych pośladków. Nawet nie 
zauważył, że z parkingu zniknął jego samochód. Holly to zauważyła.

– Gdzie się podział twój dżip? – zapytała, tak zaskoczona, że jej własne problemy 

natychmiast zeszły na dalszy plan.

Rafe   patrzył   nieprzytomnie   na   puste   miejsce,   na   którym   zostawił   auto   po 

powrocie z lotniska. Powoli dotarło do niego, że samochodu nie ma tam, gdzie być 
powinien. Dlaczego go tam nie ma, zrozumiał bardzo szybko.

– Nie, to nie możliwe – powiedział do siebie. – Nie mogły mi tego zrobić. Te 

małe potwory ukradły mi samochód!

– Widzę, że skłonność do dramatyzowania jest w waszej rodzinie zwyczajem – 

skomentowała jego wybuch Holly.

– Ja nie dramatyzuję – warknął Rafe. – Jestem wściekły. W tej chwili wybiegli z 

domu Trent i Tony.

background image

– Możemy już jechać na basen! – zawołał radośnie Tony.
– Czy wiedzieliście, że Camryn i Kaylin chcą wziąć mój samochód? – napadł na 

nich Rafe.

– Jasne – odparł Trent. – Próbowaliśmy ci to powiedzieć. Słyszałeś przecież nasze 

SOS.

– I kazałeś nam się zamknąć – dodał Tony. – No to pomyśleliśmy sobie, że im 

pozwoliłeś.

– A  więc  dlatego wystukaliście  SOS?  – Rafe  miał minę  zbitego psa.  – A  ja 

myślałem, że znudziło wam się czekanie.

– Pewnie że się nam znudziło – przyznał Tony. – Ale z tego powodu nie warto 

było wzywać pomocy.

– Kazałeś im się zamknąć w odpowiedzi na SOS? – zdziwiła się Holly. – Jesteś 

czarujący.

– Nie powiedziałem, żeby się zamknęli, tylko żeby przestali wzywać pomocy bez 

powodu.

– Na to samo wychodzi – podsumował Trent. – Camryn powiedziała, że się nudzi 

i skoro jest samochód Holly, to ona może sobie pożyczyć twój. Wzięły kluczyki i 
pojechały.

Rafe bez słowa poszedł do domu, zostawiając Holly i chłopców na chodniku.
– Rafe nie cierpi, kiedy one biorą jego samochód – tłumaczył Holly Trent. – 

Nawet kiedy im pozwala, to muszą powiedzieć, dokąd jadą i kiedy wrócą. I nie mogą 
się spóźnić.

– To oczywiste – uśmiechnęła się Holly.
– Jedźmy  już  na  basen. –  Znudzony  czekaniem  Tony  zaczął się gramolić do 

samochodu.

Holly westchnęła. Wszystko coraz bardziej się komplikowało. Nie mogła tak po 

prostu odjechać z chłopcami choćby dlatego, że ich opiekun jeszcze nie wyraził na to 
zgody. Co gorsza, miał taki humor, że gdyby zabrała chłopców, mógłby ją oskarżyć o 
porwanie.

– Musimy najpierw zapytać Rafe’a, czy możemy jechać – powiedziała. Znów 

była spokojna i opanowana.

– Rafe bardzo chciał, żebyśmy z tobą pojechali – zapewnił ją Trent.
– Pewnie masz rację, ale mnie jeszcze tego nie powiedział.
– Holly spodziewała się protestów, lecz chłopcy bez mrugnięcia okiem posłusznie 

podreptali za nią do domu.

Rafe stał przy wiszącym w kuchni telefonie.
–   Nie   odbierają   –   powiedział   na   widok   Holly.   –   Ale   ja   je   przeczekam.   Nie 

przestanę   dzwonić,   dopóki   nie   podniosą   słuchawki.   Choćby   tylko   po   to,   żeby 
wreszcie telefon przestał dzwonić.

–   On   dzwoni   na   numer   telefonu,   który   ma   w   samochodzie   –   wyjaśnił   Tony. 

background image

Usiadł na blacie kuchennym i machał – nogami, nie zwracając uwagi na to, że kopie 
znajdującą się pod spodem szafkę.

– Nigdy nie odbierają tego telefonu. – Trent usiadł obok brata. – Tak głośno 

włączają muzykę, że prawie nie słychać dzwonienia.

– Nie mam zamiaru się poddać – oświadczył Rafe.
– Może pojechały nad rzekę – podpowiedział Tony. – Dziś jest strasznie gorąco, 

ale woda i tak jest zimna.

– Zabiję je, jak się zbliżą do rzeki! – ryknął Rafe. – One nie potrafią pływać! 

Chłopcy, powiedzcie mi prawdę. Czy powiedziały, że jadą nad rzekę? To naprawdę 
bardzo ważne.

– Nie jestem skarżypytą – oświadczył Trent.
– To nie jest skarżenie – wtrąciła się Holly. – Nie rozumiesz, że dziewczynkom 

grozi niebezpieczeństwo? Jeśli Camryn i Kaylin pojechały nad rzekę, to mogą się 
utopić. Z wodą nie ma żartów. , – Nie utoną. – Trent wzruszył ramionami. – Sam, 
Grabie i Becker z nimi pojechali. Oni są duzi.

– Wzrost nie ma w tym wypadku znaczenia. Pływanie w rzece to nie to samo co 

pływanie  w  strzeżonym  basenie  – tłumaczyła mu  Holly. –  Jeśli dziewczynki nie 
potrafią pływać, to rzeka może być dla nich bardzo niebezpieczna.

Spojrzała na Tony’ego, który przestał kopać szafkę i z zainteresowaniem słuchał 

słów   Holly.   Na   pewno   coś   wiedział.   Sprawa   była   na   tyle   poważna,   że   Holly 
zdecydowała się użyć podstępu.

– Oczywiście rozumiecie, że nie pojedziemy na basen, dopóki dziewczynki się 

nie znajdą – oświadczyła stanowczo. – Przecież nie możemy się bawić, wiedząc, że 
Camryn i Kaylin grozi niebezpieczeństwo.

– Powiedziały, że jadą nad rzekę popływać – nic wytrzymał Tony.
– Skarżypyta bez kopyta! – zawołał Trent.
– Tony przejmuje się losem dziewczynek i chce im pomóc – wytłumaczyła mu 

Holly. – Ja uważam, że jest bohaterem.

Tony był bardzo dumny z siebie. Zapomniał, że u podstaw jego bohaterskiego 

czynu leżała przemożna chęć wykąpania się w basenie.

– Powiedziały, w którym miejscu chcą pływać? – zapytał Rafe, wciąż uwiązany 

do słuchawki. – Sioux to wielka rzeka z wysokimi wodospadami. Jeśli nie wiemy, 
dokąd pojechały, możemy ich szukać choćby tydzień.

–   Pewnie   w   swoje   ulubione   miejsce   –   powiedział   Tony.   –   Tylko   że   ja   nie 

pamiętam, gdzie to jest. Było ciemno, kiedy Camryn nas tam zabrała.

– Camryn zabrała was w nocy nad rzekę? – Teraz Rafe naprawdę się przestraszył.
– Raz nas zabrała. Nie, dwa razy – odezwał się Trent. – Kilka tygodni temu. Ty 

wyjechałeś, a ona miała nas pilnować.

– Urządzili sobie dyskotekę nad rzeką. Fajnie się bawili. Ja i Trent zresztą też. – 

Tony uśmiechnął się do brata. – Pamiętasz zawody w rzucaniu kamieniami?

background image

– No! – rozpromienił się Trent. – Ale woda była zimna jak lód. Noga o mało mi 

nie zamarzła, kiedy ją włożyłem do rzeki.

–   Boże   drogi!   –   Przerażony   Rafe   spojrzał   na   Holly.   –   Zabrały   dzieci   na 

potańcówkę nad rzeką! Przecież to się mogło skończyć tragedią!

– Ale się nie zakończyło. Chłopcy są cali i zdrowi.
– Za to nie ma dziewczynek! – Rafe był zrozpaczony. – – Tak się rozzuchwaliły! 

Wydaje   im   się,   że   są   nietykalne.   Boże   wielki,   dlaczego   ja   zawsze   o   wszystkim 
dowiaduję się ostatni!

Relacja   Trenta   i   Tony’ego   całkowicie   wytrąciła   Rafe’a   z   równowagi.   Holly 

zrobiło się go żal. Natychmiast zapomniała o niedawnej kłótni i o nienawiści, jaką do 
niego poczuła potem. Teraz najważniejsze było to, co działo się z Camryn i Kaylin. 
Rafe robił, co mógł, żeby jakoś poradzić sobie z wychowaniem czwórki cudzych 
dzieci,   a   dziewczynki   bardzo   się   starały,   żeby   mu   w   tym   przeszkodzić.   Tak 
przynajmniej oceniała sytuację Holly.

– A jednak Camryn wykazała się odrobiną odpowiedzialności – zaczęła ostrożnie 

Holly.  Zawsze  w  każdej  najgorszej  nawet  sytuacji  starała  się   znaleźć  pozytywny 
element. – Nie chciała zostawić chłopców samych w domu, więc zabrała ich ze sobą 
na imprezę. Wprawdzie nie było to najrozsądniejsze rozwiązanie...

– Już dobrze, jestem. – W słuchawce niespodziewanie odezwała się Camryn. Była 

zniecierpliwiona i zła.

Muzyka w samochodzie grała tak głośno, że nawet w kuchni Rafe’a dałoby się 

przy niej tańczyć.

– Natychmiast odwieź samochód do domu – polecił Rafe.
– A co mi zrobisz, jak go nie odwiozę?
– Zadzwonię na policję i każę cię aresztować za kradzież. Pobyt w więzieniu 

raczej ci się nie spodoba.

– Ja miałabym iść do więzienia? – roześmiała się Camryn.
– Do pierdla! – dodał męski głos, a zaraz potem dał się słyszeć potężny wybuch 

śmiechu zarówno chłopców, jak i dziewczyn.

– Jeśli za pół godziny nie podstawisz mi samochodu pod – dom, to daję ci słowo, 

że zadzwonię na policję. – Rafe nie miał już wątpliwości, że Camryn pojechała ze 
swoją paczką: sama okoliczna łobuzeria.

– Rób sobie, co chcesz, mój starszy przyrodni bracie, bo ja na pewno za pół 

godziny nie wrócę – prychnęła Camryn, a w tle wtórował jej chóralny śmiech. – 
Cześć!

Camryn się wyłączyła. Rafe stał, trzymając się słuchawki głuchego już telefonu, 

jakby   to   była   ostatnia   deska   ratunku,   która   właśnie   wyślizguje   mu   się   z   rąk. 
Ponownie kręcił numer telefonu zainstalowanego w samochodzie.

– Dlaczego jej nie zapytałeś, dokąd jedzie? – zdziwił się Trent. Obaj z Tonym już 

rozumieli, że nieprędko pojadą na obiecany basen.

background image

– Z ust mi to wyjąłeś – mruknęła Holly.
– Wyłączyła się, zanim zdążyłem zapytać – parsknął Rafe.
– Nierealne groźby są nieefektywne – zauważyła Holly.
– Mogłabyś się wyrażać jaśniej? – Rafe posłał jej mordercze spojrzenie.
– To, że nie zadzwonisz na policję i nie zawiadomisz o kradzieży samochodu.
– Tak sądzisz? No to zaraz się przekonasz. – Rafe wystukał jakiś inny numer.
– Jeśli kilkunastoletnia panienka bez pozwolenia bierze należący do jej rodziny 

samochód, to z całą pewnością jest to irytujące, ale nawet przy najgorszej woli nie da 
się tego nazwać kradzieżą – mówiła Holly spokojnie. – Wie o tym policja, ty też o 
tym wiesz, a Camryn, Kaylin i ich przyjaciele wiedzą najlepiej.

Rafe odłożył słuchawkę. Zrobił to tak delikatnie, że Holly mogła sobie wyobrazić, 

ile go kosztowało nieroztrzaskanie tego kawałka plastiku o podłogę.

– Mówisz tak, jakbyś się znała na przepisach prawnych – powiedział cierpko.
– Rafe jest prawnikiem – wyrwał się Trent, który od jakiegoś czasu z wielkim 

zainteresowaniem przyglądał się dorosłym.

–   Tym   mniej   przekonywająca   była   twoja   groźba   –   powiedziała   Holly.   – 

Dziewczynki wiedzą, że nic im nie możesz zrobić.

– Twierdzisz, że wszystko, co robię, nie ma sensu? – Rafe stanął twarzą w twarz 

ze swoją oskarżycielką.

Jednak Holly nawet nie pomyślała o tym, żeby się wycofać. Zapragnęła się do 

niego przytulić. Tylko po to, żeby go choć trochę pocieszyć.

– Nic takiego nie powiedziałam. – Była opanowana, pewna siebie. – Jesteś mądry, 

odpowiedzialny   i   dzieci   wiedzą,   że   zawsze   mogą   na   ciebie   liczyć.   Nie   należało 
straszyć Camryn więzieniem, bo ona nie wierzy, że mógłbyś jej coś takiego zrobić. 
Dlatego twoja groźba jest nieefektywna. Groźba, a nie ty. To wielka różnica.

– Głowę dam sobie uciąć, że tym samym tonem przekonujesz wariata, że jego 

telewizor nie przekazuje poleceń do elektrod, które mu kosmici wszczepili do mózgu 
– skrzywił się Rafe. Oparł dłonie na ramionach Holly. Tak bardzo chciał ją do siebie 
przytulić. Tylko po to, żeby poczuć się pewniej.

– To telewizor może przekazywać takie polecenia? – zawołał Trent. – Ekstra!
Rafe opuścił ręce. Nie mógł teraz przytulić Holly. Co więcej, musiał uważać na 

swoje słowa. Nie byli przecież sami.

 – Rafe tylko żartował. – Holly uśmiechnęła się do chłopca. – Możemy poszukać 

dziewczynek. Przecież mamy drugi samochód.

– Dobrze, jedźmy – zgodził się bez namysłu Rafe.
Dopiero   wówczas,   kiedy   wszyscy   czworo   wsiadali   do   samochodu,   Rafe 

uprzytomnił sobie, że zanim Holly zaproponowała pomoc, on sam chciał ją o to 
poprosić. Nie wiadomo jakim cudem Holly stała się mu bliska, jakby od zawsze 
należała do rodziny.

Rafe usiadł za kierownicą. Holly odwróciła się do chłopców i pokazała im, jak się 

background image

obchodzić z telefonem komórkowym.

–   Przez   cały   czas   dzwońcie   –   powiedziała.   –   A   jeśli   się   odezwą,   od   razu 

zapytajcie, dokąd jadą.

– Gdybym, zamiast straszyć, od razu je o to zapytał, pewnie już byśmy wiedzieli, 

gdzie się te diablęta podziewają – westchnął Rafe.

– Byłeś zdenerwowany – tłumaczyła mu cierpliwie Holly.
– To miłe z twojej strony, że nie proponujesz mi i moim przyrodnim siostrom 

kursu porozumiewania się ze sobą.

– Powinniście skorzystać z fachowej pomocy w tej dziedzinie, ale ponieważ ty 

już o tym wiesz, nie muszę tego wciąż powtarzać.

Holly   nawet   nie   bardzo   się   dziwiła,   że   jej   znajomość   z   sąsiadami   w   nowym 

miejscu zamieszkania tak dziwnie się zaczęła. Jakby od początku spodziewała się 
takiego obrotu sprawy, jakby to wszystko, co zdarzyło się w ciągu kilku ostatnich 
godzin, było od dawna zaplanowane. Ta dziwna rodzina stała jej się tak bliska, jakby 
przez całe życie im pomagała.

–   Rafe   –   Trent   nagle   coś   sobie   przypomniał.   –   Kiedy   Camryn   pierwszy   raz 

zabrała nas nad rzekę, to najpierw pojechaliśmy na pizzę. To była największa pizza, 
jaką w życiu widziałem.

– To bardzo ważne, co mi powiedziałeś – ucieszył się Rafe. – Pamiętasz może coś 

jeszcze, co dotyczy tej pizzerii?

–   Tam   był   stół   bilardowy   –   odezwał   się   Tony.   –   I  automat   do   gry.   Camryn 

pozwoliła mi zagrać.

– To chyba będzie DeLallos – powiedział Rafe. – Mały barek, ale ludzie często 

jeżdżą tam z dziećmi. Fama głosi, że podają największą pizzę w całym stanie. Zresztą 
chyba   tak   jest   naprawdę.   Mają   takie   wielkie   patelnie.   Dwa   razy   większe   niż   w 
normalnych pizzeriach.

– Czy to niedaleko rzeki? – zapytała z nadzieją Holly.
– Całkiem blisko – potwierdził Rafe.
W   tej   okolicy   wzdłuż   rzeki   rosły   drzewa.   Jechali   bardzo   wolno,   aż   wreszcie 

zauważyli zaparkowany na leśnej drodze samochód Rafe’a.

– Mamy je! – zawołała uradowana Holly.
Dopiero co wydawało jej się, że ich poszukiwania nie dadzą rezultatu. Sioux to 

wielka rzeka z mnóstwem zakoli. Znalezienie na. jej brzegu zielonego dżipa to jak 
szukanie igły w stogu siana. Tym bardziej że Camryn i Kaylin wcale nie musiały 
pojechać nad rzekę. To prawdziwy cud, że je odnaleźli.

–   Ja   pójdę   przodem   –   powiedział   Rafe,   zatrzymując   samochód   Holly   obok 

własnego.   –  Wy   idźcie   za  mną   gęsiego.  Jak  wam  powiem,   że   macie  uważać   na 
trujący bluszcz, to uważajcie.

Zrobili, co kazał. Holly zamykała pochód. Nie widziała wprawdzie ani trującego 

bluszczu,   ani   żadnych   tego   rodzaju   roślin,   ale   na   samo   ich   wspomnienie   czuła 

background image

swędzenie skóry. Nie minęły dwie minuty, gdy całą. czwórka stanęła nad brzegiem 
rzeki. Na ziemi leżały ubrania.

– Pływają na golasa! – oburzył się Rafe.
– Tu są ubrania Camryn i Kaylin. – Trent pokazał porządnie złożone spodnie i 

bluzki dziewczynek.

– Uduszę je gołymi rękami – burknął Rafe.
– Gdzie oni są? – Holly wpatrywała się w wodę. – Dlaczego ich nie widać?
Daleko   od   brzegu   rozległy   się   krzyki.   Dzieciaki   nie   mogły   sobie   poradzić   z 

prądem i wzywały pomocy.

– Hej! – Trent i Tony podskakiwali, machając rękami i wrzeszcząc wniebogłosy. 

– Tu jesteśmy!

– Mają kłopoty – powiedział Rafe, rozbierając się pospiesznie. – Holly, wracaj do 

samochodu i dzwoń po pogotowie. Wytłumacz im dokładnie, gdzie jesteśmy. A wy, 
chłopcy biegnijcie do dżipa i przynieście koce.

– Rafe, nie rób tego! – prosiła Holly, chcąc go powstrzymać przed wskoczeniem 

do   lodowatej   wody.   –   Poczekaj,   aż   przyjadą   ratownicy.   Wszystkich   i   tak   nie 
wyciągniesz.

– Natychmiast dzwoń po pogotowie! – zawołał Rafe, zanim wskoczył do wody. – 

I niech żadne z was nie waży się choćby palca włożyć do rzeki!

Holly pobiegła do samochodu. Zabrała ze sobą chłopców. Wolała mieć ich na 

oku, tym bardziej że Rafe kazał im przynieść koce z samochodu.

Zadzwoniła na pogotowie. Niestety, nie znając okolicy, nie potrafiła precyzyjnie 

określić, gdzie się znajdują. Miała jednak nadzieję, że ratownicy jakoś do nich trafią.

Kiedy   wraz   z   Trentem   i   Tonym   wróciła   nad   rzekę,   na   brzegu   stali   już   dwaj 

wyrośnięci chłopcy. Włożyli ubranie na mokre ciała i szczękając zębami, ponuro 
gapili się w wodę.

–   To   jest   Grabie,   a   to   Becker   –   powiedział   Tony,   wskazując   po   kolei   obu 

młodzieńców.

–   Nie   dam   wam   koca   –   poinformował   ich   Trent.   –   Przyniosłem   je   dla 

dziewczynek.

Holly podeszła do młodzieńców. Zbadała im puls. Był w normie. Oddychali też 

normalnie,  a   więc   nie   ucierpieli   z  powodu  swojej  lekkomyślności.   Dopiero   teraz 
Holly ogarnęła taka wściekłość na tych dwóch wielkich idiotów, którzy narazili nie 
tylko własne życie, ale także życie dziewczynek i... Rafe’a.

– To Camryn nas tu przywiozła – bronił się Grabie. Miał taką minę, jakby chciało 

mu się płakać. – Myśmy nie chcieli wchodzić do wody, ale ona nas zmusiła.

. – Camryn jest o wiele drobniejsza od ciebie. Jakim cudem mogła cię do czegoś 

zmusić? Powinieneś ją powstrzymać.

– Camryn potrafi postawić na swoim – chlipnął Becker.
– Zaraz zaczniecie mi wmawiać, że wody Sioux rozstępują się na jej życzenie – 

background image

mruknęła Holly. Całkowita niefrasobliwość tych młodych ludzi doprowadzała ją do 
szału. Nie potrafiła się zdobyć na spokój i zawodowe opanowanie.

– Tony, natychmiast odsuń się od wody!
– Ja wcale nie chciałem do niej wchodzić – zapewnił ją Tony. Zaraz też znalazł 

się tuż obok Holly.

Patrzyli, jak Rafe holuje Kaylin do brzegu.
– Macie tu stać i nie ruszać się – rozkazała Holly. Zrzuciła pantofle i weszła do 

rzeki. Otuliła kocem zapłakaną Kaylin.

– Nie mogliśmy dopłynąć do brzegu – szlochała Kaylin. – A potem nie mieliśmy 

sił i Camryn poszła pod wodę. Camryn! – zawołała histerycznie.

– Rafe ją wyciągnie – pocieszała dziewczynkę Holly.
– A jeśli Camryn utonie? – płakała Kaylin. – Co się ze mną stanie?
– Holly wytarła dziewczynkę kocem i pomogła jej się ubrać. Kaylin trzęsła się, 

oddychała ciężko i miała znacznie przyspieszony puls.

– Camryn nic złego się nie stanie – zapewniła ją Holly, choć nie miała zwyczaju 

dawać obietnic bez pokrycia.

Ale   cóż   innego   mogła   powiedzieć   tej   trzęsącej   się   z   zimna   i   ze   strachu 

dziewczynce? Miała jej zrobić wykład na temat nieposłuszeństwa i kłopotów, jakie z 
niego wynikają? Morały należało odłożyć na później. Na później musiała też odłożyć 
uświadomienie Rafe’owi, jak bardzo jest związany ze swoimi siostrami. Ani przez 
moment   nie   zastanawiał   się,   czyje   ratować,   choć   przecież   i   on,   i   one   z   uporem 
godnym lepszej sprawy powtarzali, że są tylko przyrodnim rodzeństwem.

Kiedy Rafe przyholował do brzegu Camryn, Holly także weszła do wody, żeby 

otulić   dziewczynę   kocem.   Ratownicy,   którzy   tymczasem   zdążyli   przyjechać, 
wyciągnęli Sama, piątego amatora kąpieli. Camryn i Sam byli w najgorszym stanie i 
trzeba im było podać tlen.

– Czy Camryn umrze? – pytała trwożliwie Kaylin.
– Nie umrze. – Holly otoczyła dziewczynkę ramieniem. – Ale wszyscy będziecie 

musieli pojechać do szpitala.

– Ja nie chcę! – rozbeczała się Kaylin. – Ja chcę do domu! Przecież nic nam jest 

nie jest!

–   Każda   niedoszła   ofiara   utonięcia   musi   być   hospitalizowana   –   oświadczył 

surowo jeden z ratowników. – Nałóż maskę tlenową.

– Nie! – krzyknęła Kaylin. – Nie masz prawa mnie zmuszać! Nie utonęliśmy! Nie 

widzi pan, że jesteśmy zdrowi?

– Zdarzają się przypadki śmierci spowodowanej niedotlenieniem organizmu – 

wtrącił się drugi ratownik.

– To, że jesteś przytomna, nie znaczy jeszcze, że jesteś zdrowa. – Holly nałożyła 

Kaylin maskę tlenową. – Oni nie oszukują. Zdarzają się przypadki śmiertelne. To 
takie opóźnione działanie tego, coście przed chwilą przeżyli. Trzeba wam zrobić 

background image

wszystkie badania, żeby wykluczyć jakiekolwiek ryzyko powikłań.

– Gdyby nie Rafe, tobyśmy się utopili – stwierdziła Kaylin, spoglądając na brata.
– Raczej tak. – Holly nie miała zamiaru bagatelizować sytuacji. Co więcej, w tym 

przypadku koniecznie trzeba było uświadomić Kaylin, jak ważną rolę w ich życiu 
odgrywa Rafe. – Wasz brat bardzo się o was martwił. On jest do was ogromnie 
przywiązany.

– Po tym wszystkim? – wyszeptała przerażona Kaylin. Nie mogła oderwać oczu 

od   siostry,   którą   ratownicy   na   noszach   dźwigali   do   karetki.   –   Teraz   Flint   i   Eva 
przekonają go, żeby nas wyrzucił.

– Rafe na pewno was nie wyrzuci. – Holly przytuliła Kaylin. Nie powinna była 

obiecywać czegoś, co od niej nie zależało. Jednak instynkt podpowiadał jej, że mówi 
prawdę.

Spojrzała na Rafe’a. Był już ubrany i rozmawiał z policjantem. Mimo powagi 

sytuacji zrobiło się jej przykro, że nie może już patrzeć na jego pięknie zbudowane 
ciało. Stanęły jej przed oczami przyklejone do intymnej części ciała mokre spodenki 
Rafe. Nie mogła uwierzyć, że ona, Holly Casale, w takiej chwili myśli o mężczyźnie. 
Zawsze była przede wszystkim lekarzem, a dopiero później kobietą. Na to później 
nigdy nie starczało czasu. Dopiero teraz... Opanowała się szybko. Musiała zająć się 
roztrzęsioną dziewczynką.

–   Karetka   odwiezie   do   szpitala   Camryn   i   Sama   –   powiedział   Rafe.   –   Ja   z 

chłopcami pojadę za nimi. Zabiorę też Grable’a. To ten wielki imbecyl, którego mam 
ochotę rozedrzeć na kawałki. Czy mogłabyś zabrać tego drugiego?

– Drugiego imbecyla? – upewniła się Holly. – Jeśli może cię to pocieszyć, ja w 

pierwszej chwili też miałam ochotę rozedrzeć ich obu na kawałki. To mija.

– Skoro tak twierdzi lekarz... – Rafe lekko się uśmiechnął. – Czy możesz zabrać 

ze sobą Kaylin? Ratownicy twierdzą, że z nią jest wszystko w porządku, ale lepiej 
będzie, jeśli pojedzie z tobą niż z nimi w karetce. Tylko przy tobie jest w miarę 
spokojna.

Ujął dłoń Holly, podniósł ją do ust i pocałował. Ale zaraz, jakby dopiero teraz 

zdał sobie sprawę z tego, co robi, gwałtownie ją puścił.

– Nie ma sprawy – powiedziała Holly spokojnie, choć serce biło jej jak oszalałe.
– Czy ona dojdzie do samochodu? – Rafe spojrzał na Kaylin. Mało brakowało, a 

byłby położył dłoń na jej ramieniu. Jednak w ostatniej chwili ją cofnął, jakby nie był 
pewien, czy wolno mu to zrobić. – Może ją zanieść?

Holly widziała, jak bardzo jest niepewny. Szkoda, że nie zwrócił się bezpośrednio 

do siostry, że opanował chęć przytulenia jej. Pocieszające było tylko to, że ta rodzina, 
której   członkowie   w   żaden   sposób   nie   potrafili   się   ze   sobą   porozumieć,   w 
rzeczywistości stanowiła prawdziwą, kochającą się wspólnotę. Holly widziała to na 
własne oczy, toteż była pewna, że terapia rodzinna nie będzie ani długa, ani bardzo 
trudna.

background image

– Dasz radę dojść do samochodu? – Holly zwróciła się do Kaylin.
– Chyba zwymiotuję – jęknęła Kaylin.
Odwróciła się, odeszła kilka kroków i zaczęła gwałtownie wymiotować. Holly 

trzymała ją za głowę. Kiedy minął kryzys, Rafe bez pytania wziął siostrę na ręce i 
zaniósł do samochodu.

Holly podążyła za nimi w towarzystwie czterech chłopców. Grabie i Becker byli 

przemoczeni,  zziębnięci  i   posłuszni  jak   baranki.   Trent   i  Tony   aż   podskakiwali  z 
nadmiaru nagromadzonej w nich energii.

Kiedy dotarli do samochodów, karetka i wóz policyjny właśnie odjeżdżały. Rafe 

posadził Kaylin na przednim siedzeniu samochodu Holly. Becker wgramolił się na 
tylne siedzenie.

– Szpital jest o dwadzieścia minut stąd – powiedział Rafe. – Jedź za mną.
Polecenie było ostre i stanowcze, ale tym razem Holly wcale się nie przejęła. W 

ciągu kilku godzin poznała tego człowieka tak dobrze jak mało kogo. Można było na 
nim   w   pełni   polegać,   a   jeśli   czuł   się   lepiej,   wydając   polecenia,   to   jej   to   nie 
przeszkadzało.

background image

Rozdział 5

Rafe’owi   głowa   pękała   od   niezrozumiałych   terminów,   jakimi   posługiwali   się 

lekarze. Dziękował Bogu, że była z nim Holly, która inteligentnie odpowiadała na 
wszystkie pytania. Gdyby on sam musiał to robić, pewnie wyszedłby na idiotę.

Gdy znów zostali w poczekalni sami, Holly wyjaśniła mu, że dzieciaki zostały 

zbadane, że wszystko jest w porządku i nic im nie grozi.

– To po kiego grzyba faszerowali nas tymi wszystkimi mądrościami? – irytował 

się Rafe.

–   To   jest   szpital   kliniczny   –   powiedziała   Holly,   jakby   ta   nazwa   wszystko 

wyjaśniała.   Ponieważ   jednak   Rafe’owi   niczego   to   nie   wyjaśniało,   musiała 
wytłumaczyć   bardziej   szczegółowo.   –   Ci   młodzi   ludzie   w   białych   fartuchach   to 
studenci. Lekarz, który badał dzieci, skorzystał z okazji, żeby ich czegoś nauczyć.

– A mnie się zdaje, że to nie jest w porządku, żeby straszyć rodzinę wszystkimi 

możliwymi powikłaniami. Chyba że mnie też uważali za studenta.

Rafe był oburzony. Bardzo dobrze mu to zrobiło. Rozgrzał się, powróciły mu siły 

i zniknął strach, który zjawił się na widok walczących z żywiołem dziewczynek.

– Nie mam zamiaru odpowiadać na żadne twoje pytania – powiedziała spokojnie 

Holly. – Nie interesuje cię nic poza tym, żeby się z kimś pokłócić. Ja akurat nie mam 
na to ochoty.

– Umiesz czytać w myślach? – zapytał obcesowo Rafe, choć wiedział, że miała 

rację. A może to właśnie dodatkowo go zdenerwowało.

– Naprawdę bardzo chcesz się z kimś pokłócić. Niestety, tym razem nie mogę ci 

służyć. – Odwróciła się i poszła w drugi koniec poczekalni, gdzie Trent i Tony robili 
wszystko, co mogli, żeby zniszczyć automat z napojami.

Holly dała im kilka żetonów, które chłopcy natychmiast zamienili na colę.
– Fajnie tu. – Trent rozejrzał się dookoła. – Duży telewizor, picie i jedzenie. 

Szkoda że nie mają gier telewizyjnych.

Chłopcy   dopadli   do   telewizora,   wzięli   pilota   i   jak   opętani   zaczęli   zmieniać 

kanały.

–   Wiem,   że   to   szpital   kliniczny   –   powiedział   Rafe,   jakby   ani   na   chwilę   nie 

przerywali rozmowy.

Stał tuż za plecami Holly. Od chwili przybycia do szpitala coś go do niej ciągnęło 

tak   bardzo,   że   nie   mógł   znajdować   się   dalej   niż   pół   metra   od   tej   dziewczyny. 
Tłumaczył sobie, że to dlatego, iż ona jest lekarzem, zna się na tym, co tu się dzieje, i 
potrafi  mu przetłumaczyć na  ludzki język wszystko,  co mówią  lekarze.  Niestety, 
wiedział, że to tylko pół prawdy. Tą drugą połową nie chciał się teraz zajmować.

– Eva ma tu praktyki z interny.
– Chcesz do niej zadzwonić? Może powinieneś ją zawiadomić, że jej młodsze 

background image

siostry są w trakcie, badań i że zostaną na obserwacji?

– Pewnie do niej zadzwonię, ale nie teraz. Nie przeżył– bym kolejnego kryzysu 

rodzinnego. Słyszałaś, co Camryn i Kaylin mówiły o Evie. Niestety, ich niechęć jest 
odwzajemniana.

– Eva nie lubi dziewczynek? – zapytała Holly. Doskonale pamiętała, co Camryn i 

Kaylin mówiły o złej czarownicy Evicie.

– Można by to tak ująć. – Rafe uśmiechnął się smutno.
– Naprawdę jednak należałoby powiedzieć, że ona ich nienawidzi.
– Dlaczego?
– Poznałaś przecież te dziewczyny.
–   Owszem,   poznałam,   ale   wcale   ich   nie   znienawidziłam.   Powiem   ci   więcej: 

polubiłam Camryn i Kaylin. – Dopiero teraz Holly zrozumiała straszną prawdę. – 
Czy właśnie dlatego Eva nienawidzi swoich sióstr? Jest zazdrosna...

–   Gdybym   ci   płacił   za   porady,   mógłbym   może   znieść   twoje   niezdrowe 

zainteresowanie   moimi   sprawami   –   przerwał   jej   ostro   Rafe.   –   Ale   ponieważ   nie 
pytałem cię o radę...

– Teraz sam sobie przerwał i zajął się ważniejszymi sprawami. – Tony, przestań 

skakać po krzesłach. A ty, Trent, nie majstruj przy telewizorze.

– A więc Eva jest zazdrosna o to, że dziewczynki z tobą mieszkają – mówiła 

Holly jakby do siebie. – Wolałaby nadal pozostać twoją jedyną małą siostrzyczką. 
Nienawidzi Camryn i Kaylin za to, że uzurpują sobie prawo do tego, co tylko jej się 
należy.

– Nie używaj przy mnie takich słów. Normalni ludzie ich nie używają i żyją. Na 

sam dźwięk słowa „uzurpować” mam ochotę rzucić czymś ciężkim.

– Biedny Rafe. – Holly ani trochę się nie przestraszyła.
–   Strasznie   to   przeżywasz.   Postąpiłeś   właściwie,   przyjmując   pod   swój   dach 

osierocone siostry. Nie spodziewałeś się złości i zazdrości Evy, które, dam sobie 
głowę uciąć, skrupiły się na tobie.

Rafe spojrzał jej w oczy. Była bardzo przenikliwa i... życzliwa. Nie mógł z nią 

walczyć.

– To rzeczywiście nie było dla Evy łatwe – przyznał. – Do dziś trudno jej się z 

tym pogodzić.

Tym   razem   Holly   nic   nie   powiedziała,   tylko   patrzyła   na   niego   tymi   swoimi 

pięknymi, dobrymi oczami. Rafe nagle zapragnął opowiedzieć jej o tym wszystkim, o 
czym nigdy nikomu nie mówił.

– Mama umarła na zapalenie opon mózgowych. Eva miała wtedy sześć lat. Nie 

minął   rok,   jak   ojciec   ożenił   się   z   wredną   i   mściwą   wiedźmą.   Zresztą,   mówiąc 
szczerze, Marcine była zwykłą dziwką. To wszystko stało się tak szybko, że żadne z 
nas, dzieci, nie zdążyło się jeszcze podnieść z jednego nieszczęścia, a już spadało na 
nas następne. Mama umarła, ojciec się ożenił, urodziły się Camryn i Kaylin, a na 

background image

koniec Marcine zniknęła, zabierając ze sobą dzieci. Od tamtej pory nie dała znaku 
życia.   Szczerze   mówiąc,   specjalnie   się   tym   nie   przejmowaliśmy.   Nie   chcieliśmy 
nigdy więcej mieć do czynienia z tą babą. Ja, Flint i Eva byliśmy szczęśliwi, że sobie 
poszła, ale strata dzieci... To były takie słodkie kruszynki – dokończył, zawstydzony 
własną słabością.

Nie   rozumiał,   jak   to   się   stało,   że   opowiedział   ten   fragment   losów   rodziny 

Paradise.   Były   to   sprawy,   o   których   nawet   z   Flintem   i   Evą   nie   rozmawiał.   Oni 
uważali, że roztrząsanie przeszłości to strata czasu.

– Muszę przyznać, że umiesz słuchać – westchnął.
– Widzę, że mówisz o tym niechętnie, ale i tak dziękuję. Czy mogę ci zadać 

jeszcze jedno pytanie?

– Próbuj.
– Jak to się stało, że przez tyle lat nie wiedzieliście, co się dzieje z Marcine i jej 

dziećmi?

– Tata próbował je odnaleźć. – powiedział Rafe, jakby się bronił, choć nikt nie 

postawił mu żadnego zarzutu. – Zatrudnił nawet prywatnego detektywa. Ale Marcine 
wciąż zmieniała miejsce pobytu. Jak tylko detektyw ją namierzył, natychmiast się 
wyprowadzała. Pewnie wynajęty przez ojca facet nie był asem w swoim fachu, ale w 
tamtych czasach tata nie mógł sobie pozwolić na nikogo lepszego. Sześć lat temu tata 
zginął w wypadku samochodowym. Spodziewaliśmy się, że Marcine pojawi się po 
swoją część spadku albo chociaż po akt zgonu; żeby dostać jakieś pieniądze z opieki 
społecznej. Nawet wtedy nie dała znaku życia.

– Nie chciała, żebyście znaleźli dzieci – podsumowała Holly.
– Przynajmniej tak to wyglądało. Po śmierci taty przestaliśmy jej szukać. I nagle, 

jak grom z jasnego nieba, po czternastu latach milczenia Marcine nagle do mnie 
zadzwoniła. Przeszła żółtaczkę i miała kompletnie zniszczoną wątrobę. Czekała na 
przeszczep, ale wolała na wszelki wypadek zabezpieczyć dziewczynki.

– Pewnie bardzo się zdziwiłeś. Po tylu latach...
– To mało powiedziane. – Rafe westchnął. – Marcine ani trochę się nie zmieniła: 

wciąż   była   tą   samą   wrogo   nastawioną   do   świata   wiedźmą.   Powiedziała   mi   bez 
ogródek, że dzwoni do mnie tylko dlatego, że nie ma innego wyjścia. Jej jedyna 
krewna ma prawie dziewięćdziesiąt lat i sąd na pewno nie przyznałby jej opieki nad 
dziećmi.   Powiedziała   mi   też,   że   wolałaby   gryźć   kamienie,   niż   prosić   o   coś 
kogokolwiek z naszej rodziny. W jej mniemaniu moja opieka – była tylko odrobinę 
lepszym   rozwiązaniem   niż   pozostawienie   dzieci   na   łasce   urzędników   opieki 
społecznej.

– Czy przeszczep się nie udał?
– Nie doczekała przeszczepu. Pojechałem do Las Vegas po dziewczynki i, tak jak 

obiecałem, zatrzymałem je u siebie. To było ponad rok temu – Rafe westchnął. – No i 
odtąd w naszej rodzinie wszyscy się nawzajem nienawidzą.

background image

– To nieprawda, Rafe.
– Tylko przez wzgląd na ojca zgodziłem się zaopiekować Camryn i Kaylin – 

ciągnął Rafe, jakby jej nie słyszał. – Wiedziałem, jak bardzo chciał je odzyskać. To 
niesprawiedliwe, że gdy one wreszcie wróciły do Sioux Falls, jego już nie ma na 
świecie.

– To rzeczywiście niesprawiedliwe.
– Chociaż gdyby tata żył, pewnie byłoby jeszcze gorzej. Marcine przez całe życie 

nastawiała dziewczynki przeciwko niemu. Camryn i Kaylin uważają, że tata ich nie 
chciał, że źle traktował ich matkę i temu podobne brednie. W ogóle nie przyjmują do 
wiadomości, że mogło być inaczej. Flint i Eva dostają szału, kiedy one szkalują 
naszego tatę.

– A Camryn i Kaylin robią to przy każdej sposobności, bo doskonale wiedzą, jaka 

będzie reakcja. Mam rację?

– Ty rzeczywiście potrafisz czytać w myślach.
–   Nie   potrafię,   tylko   wiem,   jak   się   zachowują   bardzo   smutne   nastolatki. 

Dziewczynki uważają, że w ten sposób demonstrują lojalność wobec zmarłej matki.

– Ich ojciec też nie żyje, a wobec niego nie są lojalne. Chociaż to jego oszukano. 

Marcine ukradła mu dzieci!

Holly   uznała,   że   pora   się   wycofać.   Nie   było   to   odpowiednie   miejsce   do 

roztrząsania tak bolesnych spraw.

– Może wolałbyś, żebym to ja zawiadomiła Evę, że dziewczynki są w szpitalu? – 

zręcznie zmieniła temat. – Mogłabym z nią porozmawiać jak lekarz z lekarzem.

Wiedziała z doświadczenia, że kiedy człowiek przestawi się na „bycie lekarzem”, 

nie pozwala sobie na emocjonalne wybuchy. Uczą tego zaraz na początku studiów, a 
potem bez przerwy w tym ćwiczą. Ona sama nigdy nie traciła panowania nad sobą w 
obecności pacjenta czy choćby nawet drugiego lekarza. I nagle ją olśniło. Zawodowe 
opanowanie  rozciągnęła  także  na   życie  prywatne.  Chyba   tylko  dlatego  nigdy  nie 
zrobiła awantury ani matce, ani innym krewnym, które koniecznie chciały ją wydać 
za mąż za byle kogo.

–   Wiem,   że   chciałaś   dobrze,   Holly,   ale   nie   musisz   mnie   chronić   przed   moją 

własną siostrą – powiedział Rafe. – Sam w odpowiedniej chwili powiem Evie o tym, 
co się stało.

Holly spojrzała na niego. Ależ on jest przystojny, pomyślała. Z każdą godziną 

wydawał się jej coraz przystojniejszy. Przypomniała sobie, jak dobrze się czuła w 
jego   ramionach.   Tak   dobrze,   że   aż   się   zapomniała,   co   nigdy   dotąd   jej   się   nie 
zdarzyło. Odwróciła się, nie chcąc, żeby Rafe zobaczył, jak się rumieni.

– Rafe! – Do pokoju wpadła młoda kobieta tak do niego podobna, że Holly od 

razu wiedziała, z kim ma do czynienia. Biały fartuch, który miała na sobie, był na nią 
o wiele za duży. Jakby w pośpiechu chwyciła pierwszy, jaki jej się nawinął pod rękę. 
– Kolega mi powiedział, że tu jesteś. Mój Boże, Rafe! Te małe potwory mogły cię 

background image

zabić! – Eva rzuciła się bratu na szyję. – Dobrze się czujesz? Zrobili ci badania? 
Musisz.

– Nic mi nie jest i nie trzeba mnie badać. – Rafe delikatnie odsunął siostrę od 

siebie. – Ale Camryn i Kaylin...

– Mają dobrą opiekę. Wszyscy tu koło nich skaczą. – Eva nie ukrywała oburzenia. 

– Ale ja się martwię o ciebie. Pływałeś w lodowatej wodzie, żeby uratować te wredne 
bachory. Jak mogłeś ryzykować dla nich życie? Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ci 
się coś stało!

– Ale nic mi się nie stało, kochanie. Dla mnie nie było to wcale niebezpieczne. 

Możesz zapytać... – Ponad głową Evy spojrzał na Holly.

– Nazywam się Holly Casale. – Holly w lot zrozumiała jego niemą prośbę. – 

Jestem lekarzem.

Jej spokojne słowa wywołały pożądany efekt. Eva natychmiast odsunęła się od 

brata. Wyprostowała się i drżącą ręką uścisnęła wyciągniętą do niej dłoń Holly.

– Miło mi panią poznać –  powiedziała.  – Jestem  Eva  Paradise.  Mam  w  tym 

szpitalu praktyki. Moim opiekunem jest doktor Gordon.

Holly skinęła głową, jakby doskonale wiedziała, kim jest doktor Gordon i jakie 

miejsce zajmuje w szpitalnej hierarchii. Prędko zapewniła Evę, że pływanie w rzece 
w żaden sposób nie zaszkodziło jej bratu, po czym odpytała biedną dziewczynę z 
objawów laryngospazmii u ludzi, którym groziło utonięcie. Miała wprawę. Przez cały 
ostatni rok była opiekunem studentów w szpitalu klinicznym w Michigan.

– Jeszcze tego nie przerabialiśmy. – Eva zaczerwieniła się po same uszy.
– Ten temat jest omawiany na kursie anatomii. – Holly surowo zmarszczyła brwi. 

Nie   spodziewała   się   po  Evie  tak   niskiego   poziomu  wiedzy.  –   Może   wobec   tego 
powtórzymy sobie fizjologię krtani. – Spojrzała wyczekująco na Evę.

– Dajże jej święty spokój – wtrącił się Rafe.
– Rafe, proszę cię – jęknęła przerażona Eva. – Pani doktor ma rację. Powinnam to 

wiedzieć. Ja to wiem!

Zaczęła opowiadać o fizjologii krtani jak wywołana do tablicy mała dziewczynka. 

Akurat w tej chwili ktoś z personelu szpitala wszedł do poczekalni i odgonił Trenta i 
Tony’ego od telewizora, który kompletnie rozregulowali. Chłopcy schronili się pod 
opiekuńcze skrzydła Rafe a.

– O, nie! – Eva omal nie zemdlała na ich widok. – Oni też tu są?
– Możemy już pojechać na basen? – zapytał Tony. – Rafe, obiecałeś.
– Na jaki znowu basen? – oburzyła się Eva. – Rafe o mało nie utonął, ratując te 

dwie rozpuszczone idiotki, a wy go jeszcze ciągniecie na basen?

– Uważaj, Evita, bo powiem Camryn i Kaylin, jak je nazwałaś – zagroził jej 

Trent. – Wiesz, jak Rafe świetnie pływa? Wcale nie miał zamiaru się topić. Żałuj, że 
tego nie widziałaś!

–   Proponuję,   żeby   zapoznała   się   pani   z   historiami   choroby   trójki   pacjentów, 

background image

którzy   pozostaną   w   szpitalu   na   obserwacji,   doktor   Paradise   –   powiedziała   Holly 
lodowatym tonem, zarezerwowanym dla nie przygotowanych do ćwiczeń studentów. 
–   W   tej   liczbie   są   oczywiście   dwie   młodsze   siostry   pani.   Proszę   sobie   także 
powtórzyć wszystko, co pani powinna wiedzieć o budowie krtani.

Słowa Holly wywołały pożądany efekt. Eva pożegnała się i wyszła z poczekalni.
– Ale szybko się jej pozbyłaś! – Trent był pod wrażeniem.
– Możemy wreszcie jechać na basen? – dopominał się Tony.
– Niezły pomysł. Ty zostaniesz w szpitalu, a ja zabiorę chłopców na basen – 

zwróciła   się   do   Rafe’a.   –   Potem   do   ciebie   zadzwonię   i   umówimy   się,   skąd   ich 
odbierzesz.

Rafe był jej wdzięczny za propozycję, choć nie bardzo wiedział, czy może ją 

przyjąć. Z drugiej strony, Trent i Tony nie mogli dłużej siedzieć w poczekalni, bo 
rozebraliby ją na części. Ze ścianami włącznie. Holly okazała się niezastąpiona. Rafe 
pomyślał sobie nawet, że może bogowie mu ją zesłali. Wolałby, żeby z nim została. 
Był pewien, że wszystko między nim, Evą, Camryn i Kaylin lepiej by się ułożyło, 
gdyby była przy tym Holly. Tak bardzo się bał, co się stanie, jeśli Eva znów się 
pojawi.  Zaraz  jednak  poczuł, że zdradza  ukochaną  siostrę. Holly  potraktowała  ją 
obrzydliwie, a Rafe nawet palcem nie ruszył w jej obronie. Biedna Eva pół nocy 
będzie ślęczała nad książkami w obawie, że jutro doktor Casale dokładnie przepyta ją 
ze   wszystkich   problemów   związanych   z   tą   przeklętą   krtanią.   A   przecież   jest 
przemęczona.   I   tak   się   zdenerwowała.   Rafe   wiedział,   jak   bardzo   Eva   go   kocha. 
Zawsze   byli   sobie   bliscy,   ale   po   śmierci   ojca   starszy   brat   stał   się   jej   jedynym 
oparciem. Trudno mieć do niej pretensję o to, że nie lubi ludzi, którzy roszczą sobie 
do   niego   prawo.   A   jednak   Holly   ma   do   Evy   pretensję   o   jej   niechęć   wobec 
dziewczynek.

Rafe nie rozumiał, co się z nim dzieje. Zawsze był spokojny, opanowany. Flint 

żartobliwie nazywał go opoką. Tymczasem w obecności Holly zaczynały nim rządzić 
uczucia. Stawał się miękki jak wosk. Jeśli miał pozostać rodzinną opoką, musiał jak 
ognia unikać tej kobiety. Postanowił, że tak właśnie zrobi. Później.

Holly   pojechała   z   chłopcami   do   hotelu.   Właściwie   był   to   niewielki   motel 

niedaleko autostrady, taki, w którym chętnie zatrzymywały się podróżujące rodziny. 
Był tam basen, kawiarnia i sklep z upominkami. Trent i Tony byli zachwyceni. Kiedy 
już się dość napływali i zjedli kolację w hotelowej restauracji, Holly zabrała ich do 
sklepu. Pozwoliła każdemu wybrać sobie jedną rzecz. Była zachwycona chłopcami i 
ubawiona ich wyczynami. Chciała opowiedzieć o wszystkim Rafe’owi, ale gdy po 
nich przyjechał, był zdenerwowany i opryskliwy. Nie obchodziło go nic poza tym, 
żeby jak najprędzej zgarnąć Trenta i Tonyego do samochodu. Koniecznie też chciał 
zwrócić Holly pieniądze za wszystko, co im kupiła.

Oczywiście   odmówiła,   ale   dopiero   gdy   odjechali,   zaczęła   się   zastanawiać, 

background image

dlaczego   w   ogóle   poczuła   się   z   tego   powodu   urażona.   Chłopcy   nie   byli   na   jej 
utrzymaniu, oddała ich opiekunowi przysługę, zajmując się nimi, nic więc dziwnego, 
że zaproponował przynajmniej zwrot poniesionych kosztów. A jednak czuła, że coś 
tu nie gra.

Wykąpała   się,   umyła   głowę   i   włożyła   koszulę.   Była   to   obszerna   bawełniana 

bluza, którą przed  samym  wyjazdem  dostała  od Brenny.  Położyła się do  łóżka  i 
włączyła telewizor. Drgnęła gwałtownie, kiedy zadzwonił telefon. Serce biło jej jak 
oszalałe. Przestało, gdy okazało się, że to jej mama chciała sprawdzić, czy wszystko 
u niej jest w porządku.

Holly zadzwoniła do niej po przyjeździe do Sioux Falls i nagrała na automatyczną 

sekretarkę   wszelkie   niezbędne   dla   rodziców   informacje,   lecz   matka   wolała 
dowiedzieć się wszystkiego osobiście.

– Pomyślałam sobie, że pewnie jest ci smutno samej w hotelu – mówiła matka. – 

Zadzwoniłam, żeby cię pocieszyć.

– Świetnie się czuję, ale miło, że dzwonisz.
Matka opowiedziała jej o wszystkim, co wiązało się ze ślubem kuzynki Heidi: o 

prezentach od rodziny i znajomych, o pięknych kreacjach i szaleństwie przygotowań.

–   Taka   byłam   pewna,   że   wyjdziesz   za   mąż   za   Devlina   Brennana   –   matka 

poruszyła ulubiony temat.

– Znowu zaczynasz, mamo – zirytowała się Holly.
–   Przez   całe   studia   trzymaliście   się   razem   i   nawet   praktyki   mieliście   w   tym 

samym szpitalu – westchnęła matka z żalem.

– Nie rozumiesz, że byliśmy przyjaciółmi? – przerwała jej Holly. – Zawsze ci to 

mówiłam, tylko nie chciałaś mi wierzyć.

– Nadal ci nie wierzę – jęknęła matka. – Devlin się ożenił, ma dziecko, a ty...
Holly nie miała zamiaru tłumaczyć matce, że przyprowadzała Devlina do domu 

tylko po to, żeby rodzina wreszcie przestała ją umawiać z obcymi facetami. Devlin 
bez mrugnięcia okiem się na to zgodził i Holly do końca życia miała mu być za to 
wdzięczna. Nigdy też nie miał się dowiedzieć, jak bardzo była w nim zakochana. Dla 
niego była wyłącznie kumpelką, na której zawsze mógł polegać i której wyświadczał 
przysługę,  udając  jej  narzeczonego.  Teraz  był  szczęśliwym  mężem  i  kochającym 
ojcem. I chyba dobrze się stało, bo chociaż Holly była w nim zakochana, to przecież 
nigdy w jego obecności nie przeżyła dreszczu rozkoszy, o jaki przyprawił ją uścisk 
Rafe’a Paradisea.

– Straciłaś tyle lat na prowadzanie się z tym Brennanem – marudziła matka. – I w 

końcu   wylądowałaś   gdzieś   na   końcu   świata,   gdzie   nie   ma   żadnego   porządnego 
mężczyzny...

– W Sioux Falls jest wielu porządnych mężczyzn i tylko – nieliczni z nich są 

żonaci – zapewniła ją Holly, mając przed oczami Rafe’a.

– Autorzy „Porad” twierdzą, że dobrym miejscem na zawarcie znajomości są 

background image

organizacje samotnych rodziców.

– Pewnie masz rację, ale sęk w tym, że ja nie mam dzieci, więc nic tam po mnie.
Wobec tego matka nie omieszkała jej wytknąć, że jeśli prędko nie znajdzie sobie 

męża, to nigdy nie zostanie matką. Holly miała tego serdecznie dosyć. Na szczęście 
matka zmieniła temat, informując ją, że za tydzień powinna dostać zaproszenie na 
ślub Heidi.

–   Ciocia   Honoria   znalazła   fantastycznego   mężczyznę,   który   zresztą   też   jest 

zaproszony – dodała na zakończenie.

– Nie może się doczekać, żeby cię poznać.
W tej chwili Holly zdecydowała, że za nic w świecie nie pojedzie na ślub Heidi. 

Lubiła tę małą, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie miała ochoty po raz kolejny męczyć 
się z wybranym przez ciotki kandydatem do jej ręki. Właśnie zastanawiała się, jaki 
by tu wymyślić pretekst, kiedy ktoś cicho zapukał do drzwi.

– Wpuść mnie, Holly – dobiegł jej uszu głos Rafe’a. – Wiem, że jeszcze nie śpisz.
–   Czy   coś   się   stało?   –   zapytała,   otwierając   drzwi.   Była   pewna,   że   Rafe   nie 

niepokoiłby jej o tej porze, gdyby nie potrzebował pomocy.

–   Nie,   wszystko   w   porządku.   Dzwoniłem   do   szpitala.   Dziewczynki   czują   się 

dobrze. – Bez zaproszenia wszedł do pokoju. – Bardzo się na mnie gniewasz?

– Dlaczego miałabym się na ciebie gniewać? – Holly była z siebie zadowolona. 

Spokojna, opanowana doktor Casale. Jak zawsze.

– Paskudnie cię potraktowałem. – Zamknął za sobą drzwi. – Przepraszam.
– Nic podobnego – zaprzeczyła natychmiast, choć sama najlepiej wiedziała, że 

tak właśnie było. – Ja w każdym razie nie czuję się urażona.

–   Paskudnie   cię   potraktowałem   i   poczułaś   się   urażona   –   oświadczył   nie 

znoszącym sprzeciwu tonem Rafe. – Przepraszam.

– Nie musiałeś tu przyjeżdżać, żeby mi to powiedzieć. – Holly w końcu zrobiło 

się go żal. Był wykończony i wyglądał żałośnie.

– Tak sądzisz? – Patrzył na nią pożądliwie. Holly dopiero teraz poczuła się nie 

ubrana.

– Gdzie chłopcy? – zapytała nieco drżącym głosem.
– Kiedy wróciliśmy do domu, dzieciaki Steensów już na nich czekały. Ich rodzice 

rozbili namiot w ogródku i cała czwórka miała tam nocować. No wiesz, śpiwory, 
latarki... Przecież nie mogłem im tego zabronić.

–   Rzeczywiście   nie   mogłeś   –   zgodziła   się   Holly,   czując,   jak   rytm   jej   serca 

przyspiesza coraz bardziej. – Ci Steensowie to chyba bardzo mili ludzie.

–   Owszem.   Jutro   ich   poznasz.   Chcą   ci   urządzić   przyjęcie   powitalne.   – 

Zakłopotany, rozcierał mięśnie karku.

– Boli cię? – zapytała współczująco Holly. – Bardzo dużo dzisiaj pływałeś. I to 

bez rozgrzewki.

– Czuję się tak, jakby mnie łamano kołem. Nie miałem pojęcia, że tyle mięśni 

background image

naraz może człowieka boleć.

– Źle się czujesz?
– Skądże! Nic mi nie jest.
– A przyznałbyś się, gdyby coś ci dolegało?
– Jasne, że nie! – Rafe zdecydowanie pokręcił głową.
–   Tak   mi   się   zdawało.   Bardzo   trudno   leczy   się   mężczyzn.   Jedni   udają 

niezwyciężonych, a inni umierają przy pobieraniu krwi.

– Eva mówi to samo. Z obydwoma typami miała już do czynienia.
– Możesz jej powiedzieć, że będzie jeszcze gorzej. – Holly spojrzała na niego. – 

Mam ze sobą leki przeciwbólowe. Zaraz ci dam ibuprofen.

– Dobrze. – Rafe usiadł na łóżku, jakby nigdzie się nie wybierał. – Ale chciałbym 

cię prosić o masaż.

Holly podała mu tabletkę i szklankę z wodą, pewna, że w sprawie masażu tylko 

sobie  żartował.   Rafe   tymczasem  zdjął   koszulę,  odsłaniając  wspaniale   umięśniony 
tors.

– Mam się położyć? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, rozciągnął się na 

łóżku.

Holly zapatrzyła się na jego nagie plecy i na całą resztę obciągniętą znoszonymi 

dżinsami. Zaraz też przypomniała sobie, jak wyglądała ta reszta, kiedy cały mokry, w 
przyklejonych do ciała slipkach wychodził z wody.

– Zapomniałaś, jak się to robi? – zapytał tak jakoś dziwnie. Tym razem Holly nie 

potrafiła odgadnąć, czy była to prowokacja, czy tylko drobna złośliwość. – Skazałaś 
biedną Evę na całą noc ślęczenia nad anatomią. Może sama też powinnaś sobie co 
nieco powtórzyć.

–   Nie   muszę   –   odparła   z   dumą.   Zła   była   na   siebie,   że   zachowuje   się   jak 

pensjonarka. Widziała przecież w życiu niejedno męskie ciało, a zrobienie masażu 
nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Należało wziąć się w garść i zachować jak 
lekarz. Spokojnie. Bez emocji.

background image

Rozdział 6

Holly uklękła na łóżku obok Rafe’a. Zaczęła od szyi. Jęknął cicho. Holly nie była 

pewna, czy rzeczywiście z bólu. Przygryzła wargę i kontynuowała masaż. Niebawem 
jednak okazało się, że, klęcząc obok niego, nie zdoła wykonać zabiegu prawidłowo. 
Bardzo   zdenerwowana,   usiadła   okrakiem   na   biodrach   Rafe’a.   Przed   samą   sobą 
udawała, że niczego szczególnego nie czuje i żadne głupie myśli nie przychodzą jej 
do głowy.

Najpierw dokładnie wymasowała mu ramiona, potem plecy. Przy każdym ruchu 

ocierała   się   udami   o   pośladki   Rafe’a   i   coraz   trudniej   było   jej   udawać,   że   nic 
specjalnego się nie dzieje.

– Zawodowy masażysta zrobiłby to lepiej – powiedziała, żeby przerwać napiętą 

ciszę. – Ja nie mam wprawy.

Mówienie okazało się jeszcze gorsze niż cisza. Holly zaczerwieniła się po cebulki 

włosów. Dobrze choć, że Rafe nie mógł tego zobaczyć.

Przypomnę   sobie   budowę   układu   mięśniowego,   postanowiła   Holly.   Będę 

powtarzała nazwę każdego masowanego mięśnia. Jak na ćwiczeniach z anatomii.

Pomysł   był   dobry,   niestety   mało   skuteczny.   Coraz   bardziej   się   podniecała. 

Zrozumiała, że przegrała już w chwili, gdy dała się namówić na masaż.

–   Na   tym   koniec   –   powiedziała,   z   trudem   siląc   się   na   spokój.   –   Ręce   mnie 

rozbolały.

Była   to   oczywiście   prawda,   ale   nie   najważniejsza.   Holly   wiedziała,   że   jeśli 

natychmiast nie przestanie, to cała ta przygoda fatalnie się skończy. Zeszła z Rafe’a i 
uklękła obok niego na łóżku. Nie miała siły odejść dalej.

– A klatka piersiowa? – upomniał się Rafe. – Mięśnie z przodu też mnie strasznie 

bolą.

Nie otwierał oczu. Napięcie mięśniowe, które wciąż odczuwał, niewiele miało 

wspólnego   z   akcją   ratunkową   w   rzece.   Dotyk   dłoni   Holly,   jej   pośladki   na   jego 
biodrach... Nigdy w życiu nie czuł się tak wspaniale i nie pamiętał, kiedy był taki 
podniecony. Jeśli w ogóle.

– Ja naprawdę.... – zaczęła Holly. Umilkła, kiedy Rafe przewrócił się na plecy i 

przekonała się na własne oczy, że on także jest bardzo spragniony.

–   Chodź   do   mnie   –   wyciągnął   do   niej   rękę.   –   Skończmy   to,   cośmy   zaczęli, 

dobrze?

Oczywiście, mogłaby pomyśleć, że chodzi mu o masaż. Nie pomyślała. Już raz 

dała się nabrać. Wyobraziła sobie, że zrobi mu masaż i na tym koniec – on pojedzie 
do domu, a ona pójdzie spać. Teraz przynajmniej wiedziała, o co naprawdę chodzi. 
Nie było sensu protestować.

Usiadła na jego wezbranej męskości i w milczeniu zabrała się do masowania 

background image

mięśni   klatki   piersiowej   Rafe’a.   Najpierw   leżał   bez   ruchu,   obserwując   ją   spod 
przymkniętych powiek. To, co robiła z nim teraz, trudno byłoby nazwać masażem 
leczniczym.

Rafe był człowiekiem czynu i nie mógł długo przyjmować pieszczot Holly, skoro 

czuł, że ona także pragnie, aby jej dotykał. Wsunął dłonie pod obszerną koszulę, 
którą miała na sobie. Holly zamarła. Nawet wtedy, kiedy zaczął ją pieścić, nie miała 
siły się poruszyć. Zaprotestowała dopiero wówczas, gdy przerwał.

– Spokojnie, skarbie – szepnął. – Ja chcę tylko zdjąć z ciebie to paskudztwo.
Po chwili Holly siedziała na nim naga, nie mając na sobie niczego oprócz białych 

majteczek, które niewiele zakrywały.

– Jesteś piękna – powiedział Rafe, nie mogąc od niej oczu oderwać. Wyciągnął 

ręce. Pieścił jej piersi, głaskał płaski brzuch.

– Jesteś zdenerwowana – stwierdził. – Nie trzeba.
– Nic na to nie poradzę. Ja... Nie mam wielkiej wprawy – Holly tłumaczyła się 

jak   mała   dziewczynka.   Rzeczywiście,   nigdy   żadnemu   mężczyźnie   nie   pozwoliła 
dotykać się w taki sposób.

– Mam przestać? – zapytał.
Nie   wiedziała,   co   powiedzieć.   Jedyne   przeżycie   seksualne   miała   za   sobą   już 

dawno i zapamiętała z niego tyle, że seks boli, jest obrzydliwy i upokarzający. Miała 
nadzieję,   że   mistrz   szkolnej   drużyny   koszykówki,   któremu   uległa   po   kilku 
szklankach piwa, od tego wieczoru będzie jej narzeczonym, że wszystkie dziewczyny 
będą jej go zazdrościły. Tymczasem on nawet do niej nie zadzwonił. Żeby tylko! 
Nawet   „dzień   dobry”   jej   nie   powiedział,   kiedy   następnego   dnia   spotkali   się   na 
korytarzu. Pewnie jej nie poznał.

Holly dobrze wykorzystała tamtą gorzką lekcję. Zacięła się. Zerwała z balującym 

towarzystwem i ostro wzięła się do nauki. Tylko dzięki temu została prymuską w 
szkole średniej, a potem najlepszą studentką na roku.

–   Wyglądasz   tak,   jakbyś   się   mnie   bała.   –   Rafe   usiadł   i   posadził   ją   sobie   na 

kolanach. – Nie bój się. Nie trzeba.

Przytulił   ją   do   siebie   i   Holly   przestała   się   opierać.   Uznał   więc,   że   otrzymał 

zezwolenie. Pieścił ją tak, aby dać jej maksimum przyjemności, samemu biorąc przy 
tym więcej, niż się spodziewał. Holly tak się podnieciła, że właściwie było jej już 
wszystko jedno, jak to się skończy.

I wtedy właśnie, jak na złość, powróciła jej świadomość. Znów myślała sprawnie 

i spokojnie. Poczuła się tak samo jak w tamtej obcej sypialni z chłopakiem, którego 
prawie nie znała, a mimo to oddała mu się bez reszty. Tamten też niczego jej nie 
obiecywał, ani nawet nie skłamał, że ją kocha.

Tyle się w moim życiu zmieniło, ale zasadnicze sprawy wciąż wyglądają tak 

samo, pomyślała znów rozsądna Holly. Jestem dorosłą kobietą, a zachowuję się jak 
wtedy, kiedy miałam szesnaście lat.

background image

– Nie mogę, Rafe – wyszeptała. – Przepraszam cię, ja...
Usiłowała zsunąć się z jego kolan, ale jej nie puścił. Przestraszyła się, że za późno 

zaprotestowała i że jeśli do czegoś dojdzie, to sama będzie temu winna. Jeśli nie 
chciała się z nim kochać, należało od razu mu to powiedzieć.

Jednak ją puścił. Delikatnie położył na łóżku.
– Miałaś rację – powiedział, wkładając koszulę. – Nie należało tu przyjeżdżać.
–   Wcale   tego   nie   powiedziałam.   –   Holly   pospiesznie   naciągnęła   na   siebie 

koszulkę. – Nie o to mi chodziło. O Boże, już sama nie wiem, co mówię. Zachowuję 
się jak idiotka – jęknęła. Wiedziała, że czeka ją nie przespana noc.

–   Nic   podobnego   –   zapewnił   ją   Rafe.   –   To   ja   się   głupio   zachowałem. 

Przyjechałem tu po to, żeby się z tobą przespać.

– Myślę, że mogłabym ci wytłumaczyć to, co się stało..
– jąkała się Holly. – Naukowo... Z psychologicznego punktu widzenia... Silne 

emocje, niebezpieczeństwo powodują wzmocnienie popędu seksualnego i... Popęd 
seksualny manifestuje się przyspieszonym biciem serca, przyspieszonym oddechem, 
rumieńcem – recytowała Holly.

–   Dajże   mi   wreszcie   spokój   z   tą   twoją   psychologią   –   przerwał   jej   Rafe.   – 

Mieliśmy na siebie ochotę, zanim pojechaliśmy nad rzekę. Naprawdę nie musisz mi 
niczego tłumaczyć.

Holly wyciągnęła rękę. Musiała go dotknąć. To było silniejsze od niej.
– Mam zostać? – Rafe oparł dłonie na jej biodrach. Delikatnie pocałował ją w 

szyję.

–   Tak   –   szepnęła.   Teraz,   kiedy   wszystko   sobie   przemyślała,   opuściły   ją 

wątpliwości. Była dorosła, pragnęła tego mężczyzny i on jej pragnął. Mieli do tego 
prawo.

Zaczęli się całować. Holly tuliła się do niego tak mocno, jakby chciała wedrzeć 

się do jego wnętrza. Pragnęła czegoś, czego istnienie dopiero przeczuwała i chciała 
przeżyć to z Rafe’em. Tylko z nim.

– Nie wytrzymam dłużej – jęknął Rafe. – Powiedz mi, czy pójdziesz ze mną do 

łóżka, czy mam wracać do domu.

– Muszę ci coś wytłumaczyć. – Holly stała bliziutko, roztrzęsiona, ze łzami w 

oczach. – Mam pewne problemy z seksem. Muszę to wszystko przeanalizować...

Łzy wzbudziły w nim czułość, ale naukowa paplanina Holly sprawiła, że znalazł 

się przy drzwiach.

– Masz rację – powiedział. – Stanowczo za szybko się to wszystko dzieje. W 

końcu   jesteśmy   sąsiadami.   Będziemy   mieli   dość   problemów.   Nie   warto   jeszcze 
mieszać do tego seksu. Dobranoc, Holly. I dzięki za pomoc.

Wyszedł. Holly usiadła na łóżku, ukryła twarz w dłoniach. Rafe zachował się jak 

dorosły, odpowiedzialny człowiek, ona tymczasem postąpiła jak małolata. Tak jakby 
od   tamtego   pierwszego   razu   nic   się   w   jej   kobiecej   psychice   nie   zmieniło,   jakby 

background image

zastygła w pozie zawiedzionej, zniesmaczonej nastolatki, która dla własnego dobra 
na zawsze wyrzekła się seksu.

Dopiero teraz spojrzała na siebie z zupełnie innej perspektywy. Devlin Brennan, 

w którym rzekomo była zakochana przez tyle lat, ani razu nawet nie spróbował jej 
pocałować.   Zapewne   dlatego,   „że   nie   przekazała   mu   żadnego   sygnału   mogącego 
sugerować, że zostanie przyjęty. Dopóki nie poznała Rafe’a, była śpiącą królewną 
czekającą na pocałunek księcia. A kiedy książę wreszcie się zjawił, przegoniła go, 
mimo że pragnęła go bardziej niż własnego szczęścia. Na domiar złego, zamiast 
zostawić sprawy własnemu biegowi, zaczęła się idiotycznie tłumaczyć. Rafe miał 
tyle obowiązków, tyle kłopotów... Na pewno nie potrzebował kobiety, która zamiast 
się z nim kochać, analizuje swoją skrzywioną osobowość.

Nie wiedziała, czy po tym wszystkim będzie mu mogła jeszcze kiedykolwiek 

spojrzeć w oczy.

Przez   całą   drogę   do   domu   Rafe   myślał   o   Holly.   Uważał,   że   dobrze   zrobiła, 

wyrzucając go na zbity pysk. Miał przeczucie, że ta kobieta nie jest zdobyczą na 
jedną noc, a nawet gdyby ona się na takie traktowanie zgodziła, to jemu jedna noc z 
Holly   Casale   z   całą   pewnością   nie   wystarczy.   Była   jak   narkotyk.   Wystarczyło 
spróbować, żeby się uzależnić.

Tymczasem w domu czekał na niego Flint, jego bliźniaczy brat.
– Eva do mnie dzwoniła – wytłumaczył Flint swoją nie zapowiedzianą wizytę. – 

Powiedziała mi, co te diablice dziś wymyśliły. Po tegorocznych deszczach Sioux 
stała się bardzo niebezpieczna. Mogłeś utonąć, ratując te koszmarne bachory.

– To nasze przyrodnie siostry, Flint. Są dziećmi naszego taty.
–   One   są   dziećmi   Marcine,   Rafe.   Zabrała   je   i   uformowała   na   swój   obraz   i 

podobieństwo. Gdyby zostały tutaj...

– Mieszkałyby z tatą. Z nami. Dobrze wiesz, że tata do śmierci o nich mówił. 

Zapisał im nawet udziały w swojej firmie.

– Tylko im nie mów, że mają jakieś udziały w Paradise Outdoors! – przeraził się 

Flint. – Wyobrażam sobie, jak te kreatury z pomocą jakiegoś plugawego adwokaciny 
wyciągają od nas forsę, rujnując firmę i.

– Jestem prawnym opiekunem dziewczynek i nie mam zamiaru mówić im o tym, 

że są właścicielkami czwartej części rodzinnej firmy – zapewnił brata Rafe. – Są za 
młode. Przehulałyby te pieniądze w ciągu kilku dni, a to są fundusze przeznaczone na 
studia.

–   Studia?   Te   oślice   miałyby   się   dostać   na   studia?   Nie   ma   na   świecie   takiej 

uczelni, która zgodziłaby się je przyjąć.

– Rzeczywiście, nie są orłami. – Rafe westchnął ciężko. – Kaylin ma wprawdzie 

fatalne   stopnie,   ale   gdyby   chciała,   szybko   mogłaby   je   poprawić.   A   Camryn   jest 
bardzo zdolna. Naprawdę. Nauczycielka mi powiedziała, że od piętnastu lat uczy i 
jeszcze nie miała uczennicy, która by tak wspaniale pisała.

background image

– To dlaczego miała poprawkę z angielskiego?
– Bo zjawia się w szkole tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. To, że powinna 

mieć poprawkę, uzgodniliśmy wspólnie z nauczycielką. Żeby dać Camryn nauczkę. I 
wyobraź sobie, że zdała na szóstkę. Zrobiła wszystko, co miała do zrobienia podczas 
wakacji. Nauczycielka radzi...

– Wiesz, co mnie w tym wszystkim najbardziej martwi?
–   przerwał   mu   Flint.   –   Zamiast   używać   życia,   ty   użerasz   się   z   cudzymi 

dzieciakami. Powiedzmy, że dziewczynki są z nami jakoś spokrewnione, ale Trent i 
Tony nie są żadną rodziną i mają matkę. Zanim ta cała hałastra się tu sprowadziła, 
byłeś   normalnym   mężczyzną,   miałeś   przyjaciół,   kobiety.   ..   Wybacz,   że   cię   o   to 
pytam, ale kiedy ty ostatni raz byłeś z kobietą?

– Ja również mógłbym cię zapytać o to samo – odciął się Rafe.
– Owszem, ale ja mam powody. Jestem pracoholikiem. Paradise Outdoors to moje 

życie. Ty zawsze byłeś towarzyski, a ja trzymałem się na uboczu.

– Czy tobie kiedykolwiek przyszło do głowy, że ja mogę się martwić o ciebie i 

Evę? Nie macie przyjaciół, żyjecie wyłącznie pracą. – Rafe postanowił przejść do 
ataku.

– Ty twierdzisz, że Paradise Outdoors to wszystko, czego ci trzeba do szczęściara 

Eva mi wmawia, że zajęcia i praktyki zajmują jej cały boży dzień. A ja podejrzewam, 
że   wy   się   ukrywacie   przed   światem   za   tą   swoją   pracą.   Przed   ludźmi,   przed 
uczuciem... Może dlatego, że tacie nie udało się z Marcine.

– To największa bzdura, jaką słyszałem! – zawołał Flint. Rafe pomyślał sobie, że 

być może trafił w dziesiątkę. Nigdy nie widział swego spokojnego brata w takim 
stanie.   –   Pewnie   znów   przeczytałeś   jakiś   głupi   artykuł   w   poradniku 
psychologicznym. Kiedy ty znajdujesz na to czas?

– Paradise Outdoors było małym lokalnym przedsiębiorstwem, kiedy je przejąłeś 

– kontynuował nie zrażony Rafe. Dzień spędzony z dobrym psychiatrą przysłużył mu 
się lepiej niż najlepszy nawet artykuł z dziedziny psychologii. – Rozwinąłeś firmę 
tak,   że   jest   jednym   z   najbardziej   –   liczących   się   przedsiębiorstw   na   rynku 
amerykańskim.   Jako   prawnik   podziwiam   twoją   operatywność,   jako   udziałowiec 
cieszę się zwiększonymi dochodami, ale jako brat bardzo się o ciebie martwię. Stałeś 
się niewolnikiem tej firmy, Flint. Żyjesz jak pustelnik. Ja przynajmniej nie mam w 
sobie nic z pustelnika.

– Gadasz bzdury. – Flint spojrzał na zegarek. – Zrobiło się późno, a ja muszę rano 

być na nogach.

W tej chwili rozległo się żałosne wycie.
– Hot Dog! – Rafe przypomniał sobie o psie. – Dobrze że Lambertowie już się 

wyprowadzili.

– Zapomniałem ci powiedzieć, że ten piekielny zwierzak rzucił się na mnie, kiedy 

wszedłem do domu – poskarżył się Flint. – Dobrze że miałem przy sobie odstraszacz 

background image

na psy produkcji Paradise Outdoors. Bydlak zwiewał, aż się kurzyło.

–   Nie   dziwię   się.   Nasze   produkty   są   najwyższej   jakości.   Niezadowolonym 

zwracamy pieniądze. – Rafe z dumą wygłosił slogan reklamowy firmy. – Nie wiesz, 
gdzie on teraz jest?

– Biedne stworzenie pognało na górę. Jeśli będziesz miał szczęście, to może rzuci 

się z okna – zakpił Flint. Pożegnał się szybko i wyszedł.

Rafe poszedł do pokoju dziewczynek. Hot Dog leżał na łóżku Camryn. Podniósł 

głowę, ale kiedy przekonał się, że to nie jego pani, zawył rozpaczliwie.

Po raz pierwszy odkąd Hot Dog zjawił się w tym domu, Rafe poczuł do niego 

sympatię. Zrobiło mu się nawet żal biednego zwierzaka.

– Nie płacz – mruknął. – Mnie też jest źle na świecie.

background image

Rozdział 7

Rafe  miał  nadzieję,  że  najgorszy  dzień  w   życiu  ma  już  za  sobą.  Biedny,  nie 

wiedział, co go czeka nazajutrz. Ledwie pojawił się w szpitalu, napadła na niego Eva.

–   Może   byś   wreszcie   przestał   udawać   męczennika   i   odesłał   te   rozpuszczone 

bachory do jakiegoś przyzwoitego domu dziecka – zaczęła bez wstępu. – Marcine 
wzięła na nas odwet, przysyłając je do ciebie. Niech się z nimi męczą jej krewni albo 
zajmą się władze. Ty już dość się nacierpiałeś.

–   Odwiedziłem   kuzynkę   Marcine.   Ta   kobieta   jest   dziewięćdziesięcioletnią 

staruszką i nie ma pojęcia, na jakim świecie żyje. Co chwila mnie pytała, kto wygra 
wojnę. Nie poradzi sobie z Camryn i Kaylin.

– Więc pozwolisz, żeby te dziewczyny zrujnowały ci życie?
–   Nie   mają   takiej   możliwości.   –   Rafe’owi   coraz   trudniej   było   zachować 

cierpliwość.

– Przy mnie nie musisz się zgrywać, Rafe. Kocham cię i bardzo się o ciebie 

martwię.   Zapracowujesz   się,   a   w   domu   masz   tylko   kłopoty   ż   cudzymi   dziećmi. 
Trenta i Tonyego także w to wliczam. To, że mają nieodpowiedzialną matkę, nie 
znaczy   jeszcze,   że   ty   musisz   ich   sobie   brać   na   głowę.   Wszyscy   cię   bez   litości 
wykorzystują. Najwyższy czas z tym skończyć.

–   Rafe   nie   starał   się   niczego   więcej   wyjaśniać.   Nie   miał   ochoty   na   kolejną 

awanturę.   Eva   uważała   go   za   męczennika   lub   za   masochistę.   Flint   podzielał   jej 
opinię, czemu dał wyraz poprzedniego wieczoru.

W  drodze  do  domu  Rafe  oświadczył  Camryn  i  Kaylin,  że  nie   wolno  im  bez 

pozwolenia   brać   jego   samochodu,   nie   mówiąc   już   o   zbliżaniu   się   do   rzeki. 
Dziewczynki nie były tym zakazem zachwycone. Rafe spodziewał się, że będą choć 
trochę   wystraszone,   może   nawet   odrobinę   grzeczniejsze.   Bardzo   się   przeliczył. 
Siostry były jeszcze bardziej wojownicze niż zazwyczaj.

Ledwie zatrzymał samochód, wypadły z niego, jakby się paliło, i pognały do 

domu. Rafe mógł pobyć przez chwilę sam. Niestety, w końcu też musiał wysiąść z 
samochodu, który w tej chwili wydawał mu się jedynym spokojnym miejscem na 
ziemi.

Niechętnie   powlókł   się   do   domu.   Zanim   zdążył   wejść   na   schodki,   przyjechał 

Flint.   Rafe   nie   posiadał   się   ze   zdumienia.   Tym   bardziej   gdy   zauważył,   że   brat 
przywiózł ze sobą dwie szałowe blondynki. Jedną z nich była Lorna Larson, która 
poprzedniego dnia siedziała obok niego w samolocie. Rafe miał wrażenie, że od 
tamtego poranka minęły cztery lata.

Trafiłem w dziesiątkę, pomyślał Rafe, spoglądając na rozpromienionego brata. 

Powiedziałem   mu,   że   żyje   jak   pustelnik,   więc   postanowił   mi   udowodnić,   że   to 
nieprawda.

background image

– Rzeczywiście! – zawołała Lorna, patrząc to na Rafe’a, to na Flinta. – Jadłam 

śniadanie w hotelowej kawiarni, kiedy akurat wszedł tam Flint. Myślałam że to ty, i 
nie uwierzyłam, kiedy mnie zapewniał, że jest twoim bratem.

Rafe z niesmakiem obserwował, jak Lorna, która dopiero wczoraj ostrzyła sobie 

na niego zęby, dziś już flirtowała z jego bratem. Flint tylko trochę zesztywniał, kiedy 
wzięła   go   za   rękę.   W   normalnych   warunkach   nigdy   by   żadnej   kobiecie   na   coś 
podobnego nie pozwolił. Widać postanowił za wszelką cenę kontynuować tę farsę, 
skoro wytrzymał nawet kontakt fizyczny z zupełnie obcą osobą.

– Nawet moje prawo jazdy nie wystarczyło jej za dowód – mruknął Flint.
– Ale teraz już wiesz, że ja jestem Rafe, a on Flint.
– A ja Nicolette Kline – przedstawiła się druga blondynka. Była wyższa od Lorny 

i miała znacznie dłuższe włosy.

–   Nicolette   pracuje   w   tutejszym   oddziale   firmy,   którą   reprezentuje   Lorna   – 

dokończył   prezentacji   Flint.   Sztuczny   uśmiech   ani   na   chwilę   nie   opuszczał   jego 
twarzy. – Pomyślałem sobie, że moglibyśmy się gdzieś razem wybrać.

Rafe jęknął cicho. A więc Flint poczuł się tak bardzo dotknięty, że nie tylko 

znalazł sobie panienkę, żeby udowodnić bratu, że nie jest pustelnikiem, ale jeszcze 
przyprowadził   drugą   dla   niego.   Z   dwojga   złego   Rafe   wolał   spędzić   dzień   na 
omawianiu warunków pokojowych z Camryn i Kaylin, niż uczestniczyć w randce dla 
czworga, którą wymyślił jego brat.

Już miał się wymówić, kiedy wymówka sama wkroczyła na scenę. I to nie jedna, 

lecz trzy: Trent, Tony i Holly. Chłopcy biegli do domu, ile sił w nogach, a za nimi z 
godnością podążała Holly. Była ubrana w skromną letnią sukienkę. Włosy związane 
miała   w   koński   ogon.   W   porównaniu   z   nią   długonogie   blondynki   Flinta,   ubrane 
według zasad najnowszej mody, wyglądały jak przebrane manekiny. Rafe poczuł 
niesmak na samą myśl, że musiałby coś takiego pocałować.

– Zabraliśmy Holly do Steensów, jak tylko przyjechała – wołał z daleka Tony. – 

Pani Steens piecze tort. Powiedziała, że nas poczęstuje. Czekoladowy. Mój ulubiony.

– A skąd ty się tu wziąłeś, Flint? – zapytał wyraźnie niezadowolony Trent. Z 

niesmakiem przyjrzał się obu blondynkom. – A to co za jedne?

– Koleżanki Flinta – wyjaśnił Rafe.
Holly zatrzymała się w pewnej odległości, niepewna, jak się zachować. Wobec 

tego Rafe podszedł do niej.

– Przyjechali, żeby mnie zabrać na wycieczkę – mówił, patrząc z niemą prośbą w 

oczy   Holly.   Tak   bardzo   chciał,   żeby   go   zrozumiała,   żeby   znów   mu   pomogła.   – 
Właśnie miałem im powiedzieć, że mamy już plany na dzisiejszy dzień. Prawda, 
kochanie?

– Tak, jedziemy z dziećmi do zoo – poparła go Holly. Rafe’owi kamień spadł z 

serca.

– Ekstra! – Trent znów się uśmiechnął.

background image

– Już od wczoraj nie możemy się doczekać tej wycieczki! – Tony był w siódmym 

niebie.

Rafe z lubością obserwował miny nieproszonych gości. Flint, Lorna i Nicolette 

najpierw się zdumieli, potem zgłupieli, a na końcu zdenerwowali.

– Chłopcy, powiedzcie Camryn i Kaylin, żeby zaraz były gotowe do wyjścia – 

Holly zwróciła się do Trenta i Tony’ego.

– One też z nami jadą? – zapytał z niedowierzaniem Trent.
– Jasne. – Holly nie miała wątpliwości.
Chłopcy pognali do domu. Każdy chciał jako pierwszy zanieść dziewczynkom 

dobrą   wiadomość.   Jakoż   już   po   chwili   w   domu   rozległy   się   gniewne   okrzyki 
urażonych nastolatek.

– Do zoo? – Camryn jak bomba wypadła z domu. – Ani mi się śni... – zamilkła na 

widok niespodziewanych gości. – O rany! Czy mi się zdaje, czy to zły brat z Piękną i 
Piękniejszą?

– Camryn! – zawołali z naganą w głosie obaj bracia.
– Chcieli zabrać ze sobą Rafe’a, ale on woli pojechać z nami do zoo – tłumaczył 

jej rozradowany Tony.

Za nim pojawili się Trent i Kaylin.
– Miałeś rację – powiedziała Kaylin, obejrzawszy sobie Flinta i jego przyjaciółki. 

Szepnęła coś Trentowi do ucha. Oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.

– Może byś nas przedstawił, Rafe – zaproponowała Holly, chcąc odwrócić uwagę 

gości od niestosownego zachowania młodzieży.

– Nie ma sensu. – Camryn była bezlitosna. – Ja nie jestem ciekawa, co to za 

jedne, a im też nic nie przyjdzie z tego, że dowiedzą się, jak mam na imię.

– Wstydź się, Flint! Jak możesz przywozić bratu prostytutki! Zapomniałeś, że 

mieszkają z nim dzieci? – Kaylin otuliła Tony’ego opiekuńczym ramieniem.

– Jakie prostytutki? – oburzył się Flint.
– Chyba tylko ty tego nie zauważyłeś! – Camryn roześmiała się tak głośno, że 

słychać ją było na całej ulicy. – Gołym okiem to widać. Spójrz, jak są ubrane! I te ich 
włosy! Ile się teraz bierze za usługę? – zwróciła się do Lorny i Nicolette.

Blondynki miały mord w oczach, jednak nie odezwały się ani słowem, czekając, 

aby któryś z braci ukrócił skandaliczne zachowanie się dziewczynek. Ale Rafe nie 
spieszył się z interwencją.

– Te małe potwory obrażają naszych gości! – nie wytrzymał Flint. – Zrób coś! 

Powiedz im, żeby były cicho.

Rafe nie miał ochoty nic robić. Tym razem nie przeszkadzało mu, że dziewczynki 

niewłaściwie   się   zachowują,   i   one   o   tym   wiedziały.   A   jednak   Flint   miał   rację. 
Należało przywołać je do porządku.

– Te panie pracują w telekomunikacji – powiedział do dzieci.
– Ach, więc tak się to teraz, nazywa? – prychnęła Kaylin.

background image

– Flint, natychmiast zawieź nas z powrotem do hotelu – zawołała bliska histerii 

Lorna.

– Nieźle! We trójkę do hotelu! – kpiła Camryn. – Ile cię to będzie kosztowało, 

Flint?

– Uspokój się wreszcie, ty wredny bachorze! – Flint był czerwony ze złości.
– Ratunku! – Widząc, że Flint się do niej zbliża, Camryn schowała się za Rafe’a i 

Holly.

Holly miała wielką ochotę się roześmiać, lecz wrodzone poczucie obowiązku jej 

na to nie pozwoliło. Nie mogła zachęcać rozbrykanej Camryn do jeszcze gorszego 
zachowania.

– Chodźmy. – Wzięła Camryn pod rękę.
– Popatrz na mojego przyrodniego brata! Gdyby nie było tu Rafe’a, na pewno by 

mnie   oskalpował!   –   dramatyzowała   Camryn,   posłusznie   idąc   z   Holly   do   domu. 
Reszta dzieci podreptała za nimi. Jak kaczuszki za panią matką.

– Oskalpować cię to mało! – wrzasnął za nią Flint. – Jesteś...
– Bądź łaskaw jej nie wyzywać – przerwał mu Rafe. – To jeszcze dziecko, a ty 

podobno jesteś dorosły.

– W niczym nie przypomina dziecka – prychnęła Lorna.
– Nie mamy zamiaru marnować naszego cennego czasu na  zabawianie się w 

niańki bandy rozwydrzonych bachorów – oświadczyła Nicolette. – Natychmiast stąd 
odjeżdżamy!

Obie panie zrobiły w tył zwrot i usadowiły się w samochodzie.
– Teraz rozumiesz, dlaczego nie umawiam się z kobietami? – zwrócił się Rafe do 

brata, gdy zostali sami. – Ledwie pojawi się tu jakaś kobieta, dzieci zaraz czują się 
zagrożone.   Boją   się,   że   każe   mi   je   wyrzucić   z   domu.   Kiedy   ostatnim   razem 
przyprowadziłem do domu... Szkoda gadać. Wystarczy, jeśli powiem, że Piękna i 
Piękniejsza i tak zostały ulgowo potraktowane.

Rafe sam był zdumiony własną przenikliwością. A więc to takie proste? Żałował, 

że wcześniej nie zauważył tej zależności.

–   Przeciwko   tej   twojej   panience   nic   nie   mają.   –   Flint   z   niedowierzaniem 

przyglądał się bratu. – Kto to jest? Nie mówiłeś mi, że masz dziewczynę.

– Bo nie mam. – Rafe wzruszył ramionami. – Nazywa się Holly Casale. Jesteśmy 

przyjaciółmi.

– Przyjaciółmi, powiadasz? – Flint nie dał się nabrać. – Powiedziałeś do niej 

„kochanie”.  W życiu  nie  słyszałem, żebyś  mówił  w  ten sposób  do jakiejkolwiek 
kobiety. Widziałem, jak się na siebie gapiliście.

Przerwał mu przenikliwy dźwięk klaksonu.
– Nie zazdroszczę. ci, Flint – zauważył Rafe. – Może wolałbyś pojechać z nami 

do zoo?

– Wolałbym, żeby mnie grizli pożarł żywcem – mruknął Flint. – Zawiozę te damy 

background image

do hotelu i wracam do pracy.

Holly klęczała na podłodze w kuchni i głaskała Hot Doga. Pies wpatrywał się w 

nią   rozanielonym   spojrzeniem,   Rozłożył   się   nawet,   żeby   mogła   go   podrapać   po 
brzuchu. Gdy tylko Rafe się do nich zbliżył, pies zerwał się na równe nogi i groźnie 
zawarczał.

– Nie denerwuj się, piesku – uspokoił go Trent. – To jest Rafe, a nie jego zły brat.
– Skończcie wreszcie z tym złym bratem – uciął Rafe. – Flint wcale nie jest zły. 

Tak długo go prowokujecie, aż wreszcie traci cierpliwość. Specjalnie to robicie.

– Flint nas nienawidzi – odezwała się Kaylin. – A my go nie lubimy. I tych jego 

panienek też.

– Wcale się nie dziwię, że Flint musi płacić za takie rzeczy – roześmiała się 

Camryn. – Jest koszmarny.

– Ja jestem tak samo koszmarny jak on – zapewnił ją Rafe. – A te panie nie były 

prostytutkami. Wolałbym, żebyś o tym nie zapominała.

– Guzik mnie oni obchodzą. – Camryn wzruszyła ramionami. – Najważniejsze, że 

sobie pojechali.

A   więc   jednak   miałem  rację,   pomyślał   Rafe,   po   raz   kolejny   zaskoczony   swą 

świeżo objawioną znajomością dziecięcej psychiki. Ale Flint też dobrze zauważył. 
Dzieciaki zaakceptowały Holly. Widocznie nie czują się zagrożone. Ciekawe, jak by 
się zachowały, gdyby wiedziały, co do niej czuję.

Przypomniał   sobie   poprzedni   wieczór,   piękne   i   powolne   jego   dłoniom   ciało 

Holly... Znów jej pragnął.

– Dziękuję za pomoc, Holly – powiedział, kiedy trochę się pozbierał. – Dobrze, 

że wymyśliłaś ten wyjazd do zoo. Mam wobec ciebie dług wdzięczności.

– Nie ma problemu. – Holly podała psu jeszcze jedno ciasteczko. – Możesz mi się 

zaraz odwdzięczyć. Dzwoniłam do firmy, która ma przywieźć moje meble. Dzisiaj na 
– pewno nie przyjadą, więc bardzo chętnie wybrałabym się do zoo. Nie mam ochoty 
siedzieć w motelu przed telewizorem, mimo że mam do wyboru aż siedemdziesiąt 
pięć kanałów.

Sama się zdziwiła, jak łatwo jej poszło. Obawiała się, że swoim wczorajszym 

zachowaniem   wszystko   zepsuła,   że   będzie   jej   wstyd,   a   Rafe   się   na   nią   obrazi. 
Tymczasem oboje zachowywali się tak swobodnie, jakby nic między nimi nie zaszło.

Ale  kiedy  Rafe   podał  jej  rękę,  chcąc   pomóc   podnieść   się  z   podłogi,  poczuła 

dreszcz. Na nic się zdały zapewnienia i dawane samej sobie obietnice. Pragnęła tego 
mężczyzny jak nikogo na świecie. Spojrzała na niego. W oczach Rafe’a zobaczyła 
odbicie   własnych   myśli.   A   przecież   nie   byli   sami!   Dzieci   i   pies...   Na   wszelki 
wypadek natychmiast się od Rafe’a odsunęła.

– Chyba nie zmieścimy się wszyscy do jednego samochodu – powiedziała nieco 

drżącym głosem. – Proponuję, żebyśmy pojechali dwoma samochodami. Ja zabiorę 
Camryn i Kaylin, a Trent i Tony pojadą z tobą.

background image

– Pozwolisz mi prowadzić, Holly? – zapytała Kaylin. – Mam prawo jazdy.
– Jasne – odparła bez wahania Holly.
Rafe i dziewczynki patrzyli na nią ze zdumieniem.
– Naprawdę? – Kaylin nie wierzyła własnemu szczęściu.
Holly wiedziała, że dziewczynka tylko po to pytała ją o zgodę, żeby mieć pretekst 

do awantury, kiedy jej odmówią. Była zupełnie zbita z tropu. Rafe zresztą też.

–  Czy ty aby naprawdę  wiesz, co robisz? – zapytał. – Nie musisz jej dawać 

samochodu. Zbili ci szybę, rozwalili telewizor...

– Jeśli władze stanu Dakota uznały, że można Kaylin wydać prawo jazdy, to 

dlaczego ja miałabym kwestionować jej umiejętności? – zapytała Holly. – Zresztą 
jeśli nie zacznie jeździć, to nigdy nie zostanie dobrym kierowcą.

– Fakt – przyznała Camryn. – Ale ja z nią nie jadę. Za bardzo się denerwuję. 

Pojadę z Rafe’em, bo chociaż nienawidzę zoo, to wolę dotrzeć tam w całości.

– Naprawdę nie musisz tego robić – powiedział Rafe, kiedy dzieci usadowiły się 

w samochodach, a on i Holly zamykali drzwi od domu.

– Chodzi ci o wyprawę do zoo czy o to, że Kaylin poprowadzi mój samochód?
– Jedno i drugie.
Byli   tak   blisko   siebie,   że   Rafe   mógłby   wziąć   ją   za   rękę   i   nikogo   by   to   nie 

zdziwiło. Poza nim samym. Już miał to zrobić, ale Holly zeszła ze schodków.

Jeszcze jedna stracona szansa, westchnął, podążając za nią.
– Jeśli masz inne plany, to sama pojadę z nimi do zoo. – Holly błędnie zrozumiała 

jego westchnienie.

– A co niby miałbym robić? Pojechać za Flintem i tymi jego panienkami?
– Naprawdę nie masz na to ochoty? – droczyła się z nim Holly.
– Naprawdę. Są za łatwe.
– Nie rozumiem. – Holly udała zdziwienie, choć miło jej się zrobiło.
– Jest taka stara indiańska legenda o wilku, który wolał gonić zdobycz, niż zjeść 

tę, która siedziała nieruchomo.

Więc może nie wszystko stracone, pomyślała. W zasadzie nie była zazdrosna, ale 

przykro   jej   było   patrzeć   na   pożądliwe   spojrzenia,   jakimi   Piękna   i   Piękniejsza 
pożerały obu braci.

Holly szybko wsiadła do samochodu. Ucieszyła się nawet, że będzie jechała z 

niedoświadczonym młodym kierowcą. Taka terapia szokowa była jej potrzebna, żeby 
znów stać się spokojną, opanowaną doktor Casale, która nie bywa zazdrosna i zawsze 
zachowuje się rozsądnie.

–   Jak   minął   tydzień?   –   zapytała   z   nadzieją   w   głosie   Helene   Casale.   Holly 

rozmawiała z matką co niedziela i zawsze słyszała to samo pełne nadziei pytanie.

–   Wczoraj   pojechałam   po   zakupy   z   dziećmi   sąsiadów   Kupiliśmy   zeszyty   i 

wszystko, co potrzebne do szkoły. Dzisiaj poszliśmy do kina, a po południu jesteśmy 
zaproszeni na przyjęcie. Dopiero co wróciłam do domu.

background image

Holly miała za sobą kilka miłych dni, w ciągu których ani przez chwilę się nie 

nudziła. Wiedziała jednak, że nie zadowoli matki.

– Chcesz powiedzieć, że całe dwa dni spędziłaś z sąsiadami? Znowu? – przeraziła 

się Helen. – Odkąd przyjechałaś do Sioux Falls, spędzasz z tymi ludźmi każdą wolną 
chwilę.   Nie   uważasz,   że   pora   zająć   się   własnymi   sprawami?   Powinnaś   dokądś 
chodzić. Broń Boże nie do zoo ani po zakupy z dziećmi sąsiadów. W ten sposób 
nigdy nie poznasz żadnego samotnego mężczyzny.

Holly omal nie wybuchnęła śmiechem. Dotąd nie wspomniała matce, że dzieci, z 

którymi   spędza   tyle   czasu,   są   pod   opieką   samotnego   mężczyzny.   Helenę   była 
przekonana, że jej córka zaprzyjaźniła się z normalną rodziną, lecz Holly nie miała 
zamiaru wyprowadzać jej z błędu.

Stosunki   pomiędzy   nią   i   Rafe’em   nadal   były   przyjacielskie.   Od   tamtego 

pierwszego   wieczoru   w   motelu   nawet   nie   spróbował   jej   pocałować.   A   jednak 
przyjaźń z tym mężczyzną w niczym nie przypominała tej, jaka łączyła ją z Devem. 
Ta nowa przyjaźń była nasączona seksem jak gąbka.

– Opowiedz mi lepiej, jak tam przygotowania do ślubu Heidi. – Holly wolała 

zmienić temat.

–   Nie   wszystko   idzie   gładko,   ale   Honoria   jakoś   sobie   radzi.   Nie   mogę   się 

doczekać, kiedy znów cię zobaczę.

Holly zmieszała się. Wprawdzie umówiła się z kolegami, że przez te dwa dni nie 

będzie dyżurować, ale zrobiła to właściwie tylko na wszelki wypadek. Wciąż jeszcze 
nie   była   pewna,   czy   pojedzie   do   domu.   Na   użytek   rodziny   przygotowała   sobie 
bajeczkę o pacjentce z psychozą maniakalną, która bardzo się do niej przywiązała i 
akurat dzisiaj dostała ataku, więc Holly w żaden sposób nie może jej zostawić pod 
opieką innego lekarza.

Rozległo się łomotanie w ścianę.
– Przepraszam cię, mamo, ale ktoś się dobija do drzwi – powiedziała Holly. Jak 

miała wytłumaczyć matce, że dzieci sąsiadów stukają w ścianę, kiedy czegoś od niej 
potrzebują? – Zadzwonię do ciebie później, dobrze?

– Idź, otwórz te drzwi, Holly. Aż tutaj słychać łomot. I nie musisz już do mnie 

dzisiaj dzwonić. W przyszłym tygodniu sobie porozmawiamy.

Holly pobiegła do sąsiadów. Otworzyła jej na wpół rozebrana Camryn. Trzymała 

w ręku kij baseballowy.

– Bogu dzięki, że jesteś! – Wciągnęła Holly do środka. – Chłopcy próbowali mnie 

nauczyć alfabetu Morsea, ale ja nijak nie. mogę tego pojąć, więc pukałam w ścianę 
kijem. Dobrze, że mnie zrozumiałaś.

– Powiesz mi wreszcie, co się stało?
– Rafe  rozmawia  przez telefon z  Tracey Krider. No  wiesz,  z  matką Trenta  i 

Tonyego. Podsłuchiwałam w kuchni. Tracey chce zerwać z tym swoim kopniętym 
narzeczonym i  zabrać chłopców do  domu. No  to Rafe  ją zaczął  straszyć sądem. 

background image

Powiedział, że nie odda jej chłopców, więc się popłakała. Strasznie mi jej żal. – 
Camryn była szczerze zatroskana. – Trent i Tony bardzo ją kochają. Tęsknią za nią, 
chociaż nie opowiadają o tym bez przerwy.

– Domyślam się. Prawie wszystkie dzieci kochają swoje matki, choć niektóre 

wcale nie powinny mieć dzieci.

– Ty nie znasz Tracey. Ona nie jest zła, tylko trochę trzepnięta. Trent się urodził, 

kiedy miała szesnaście lat. Do tego wychowano ją w przekonaniu, że kobieta nie jest 
nic warta, jeśli nie ma przy sobie mężczyzny. Naprawdę kocha chłopców. To nie jej 
wina, że nie umie sobie znaleźć normalnego faceta.

–   Dokładnie   to   sobie   przemyślałaś   –   powiedziała   zaskoczona   Holly.   –   Czy 

chłopcy wiedzą, o czym Rafe rozmawia z ich matką?

– Nie wiedzą nawet, z kim rozmawia. Kazałam Kaylin czymś ich zająć. Siedzą w 

naszym pokoju i słuchają tych swoich głupich płyt – skrzywiła się Camryn.

– Chcesz, żebym ich zabrała do siebie? – zapytała Holly.
– Nie, ja ich zabiorę na lody, a ty zostań i pogadaj z Rafe’em. Jesteś jedyną osobą, 

która ma na niego jakiś wpływ. Pamiętasz, jak po tej historii z rzeką wymyślił sobie, 
że do końca wakacji na krok się nie ruszymy z domu I ty mu wtedy wytłumaczyłaś, 
że to bezproduktywne i żeby nam pozwolił chodzić do pracy.

Holly doskonale pamiętała tamtą rozmowę. Pamiętała także, że użyła wówczas 

słowa „bezproduktywne”, tyle że rozmawiała z Rafe’em w cztery oczy. Tymczasem 
okazało się, że oczu może i było tylko czworo, ale za to uszu znacznie więcej. Tak 
samo jak przy dzisiejszej rozmowie z Tracey.

– Muszę wiedzieć, co się tu dzieje – tłumaczyła się Camryn.
– Rozumiem – powiedziała Holly bez cienia wyrzutu w głosie. Rzeczywiście 

rozumiała Camryn doskonale. Przez czternaście lat wychowywała ją kobieta, która 
ukrywała się przed własnym mężem. Otwarte uszy i oczy musiały mieć w tamtej 
rodzinie   wielkie   znaczenie,   a   przyzwyczajenie   staje   się   drugą   naturą.   –   Jednak 
chciałabym  ci   zwrócić  uwagę  na   pewien   drobiazg.  Tylko,  proszę,   nie   poczuj  się 
urażona. Zawołałaś mnie na pomoc, . bo stwierdziłaś, że biedna Tracey musi walczyć 
o swoje dzieci z mężczyzną reprezentującym wpływową rodzinę Paradise. Czy ta 
sytuacja niczego ci nie przypomina?

– Rzeczywiście niezły z ciebie psychiatra. – Camryn była raczej zadowolona niż 

obrażona. – Ale ja wcale nie chcę, żeby Rafe przestał widywać chłopców. Uważam, 
że nawet jeśli zamieszkają z matką, powinien się często z nimi spotykać. Trent i 
Tony bardzo go potrzebują. Jest dla nich jak ojciec.

–   Nigdy   nie   żałowałaś,   że   matka   nie   pozwoliła   ci   poznać   własnego   ojca?   – 

zapytała ostrożnie Holly.

– Czasami – odparła obojętnie Camryn. – Mama dostawała białej gorączki, kiedy 

ktoś   o   nim   wspominał,   więc   ani   ja,   ani   Kaylin   nigdy   o   niego   nie   pytałyśmy. 
Kiedyśmy tu przyjechały, obejrzałyśmy wszystkie jego. zdjęcia. Były tam i takie, na 

background image

których trzymał mnie i Kaylin na rękach. Na oko wygląda na porządnego faceta.

– Rafe’owi nigdy tego nie powiedziałaś – zauważyła Holly. – Że o Flincie czy 

Evie nie wspomnę.

– Flint i Eva dostają piany, kiedy ja i Kaylin mówimy źle o ojcu. To strasznie 

zabawne. – Camryn się uśmiechnęła.

– Założę się, że gdybyś mogła, też byś to robiła. Nie lubisz ich tak samo jak my.
– Prawie się nie znamy – broniła się słabo Holly. – Za wcześnie na oceny.
– Za to oni już cię ocenili. Zdecydowali, że cię nie lubią! – wykrzyknęła Camryn. 

– Eva się ciebie boi. Już jęczy Rafe’owi nad uchem, co to będzie, jak ją przydzielą do 
któregoś z twoich pacjentów podczas praktyk z psychiatrii. Uważa, że zamienisz jej 
życie w piekło, ponieważ jesteś nienormalna.

– Ale dlaczego? – Holly poczuła się dotknięta.
–  Bo  przyjaźnisz   się  ze  mną   i  z   Kaylin.  Skoro  tak,   to  musisz   być   tak  samo 

stuknięta   jak   my.   Jasne?   Flint   uważa   cię   za   wojującą   feministkę.   Twierdzi,   że 
trzymasz naszą stronę po to, żeby pomóc nam wydrzeć udziały w Paradise Outdoors, 
które nam ojciec zapisał.

–   Nie   chciałabyś   wstąpić   do   CIA?   –   zapytała   Holly.   –   Masz   niezwykły   dar 

zdobywania tajnych informacji.

Było jej naprawdę przykro. Flint i Eva przy każdym spotkaniu zachowywali się 

bardzo oficjalnie, ale do głowy jej nie przyszło, że jej nie lubią. Przypuszczała, że są 
wstydliwi i źle się czują wśród obcych.

– Nie przejmuj się tymi dwoma głupolami. – Camryn od razu zauważyła, że 

Holly posmutniała. – Oni nienawidzą wszystkich wartościowych ludzi. Czy mogę 
pojechać z chłopcami twoim samochodem? A ty zostań i porozmawiaj z Rafe’em. 
Jeśli powie chłopcom o rozmowie z Tracey, kiedy będzie wściekły, to cała ta historia 
może się bardzo paskudnie skończyć.

– Pozwolę ci wziąć samochód pod warunkiem, że nie zrobisz żadnego głupstwa – 

powiedziała Holly po chwili namysłu. Musiała przyznać, że Camryn dość trafnie 
oceniła sytuację. – Pojedziesz z chłopcami na lody i nawet na kilometr nie zbliżysz 
się do rzeki. Poza tym...

– Ile razy mam ci to powtarzać? – podniesiony głos Rafe’a słychać było nawet w 

kuchni.

– Zabieraj chłopaków, Camryn – powiedziała Holly. – Nie zamykałam drzwi, a ty 

doskonale wiesz, gdzie leżą kluczyki. I weź z portmonetki dziesięć dolarów. Jest na 
górze...

– Wiem, gdzie trzymasz portmonetkę – przerwała jej Camryn.
Holly nawet się nie zdziwiła. Gdy nieświadomi niczego chłopcy wyszli z domu 

razem   z   Camryn   i  Kaylin,   poszła   na   górę.   Już   miała   zapukać   do   drzwi   sypialni 
Rafe’a, gdy on sam z impetem je otworzył.

Malujący się na twarzy Rafe’a gniew ustąpił miejsca uśmiechowi. Był naprawdę 

background image

zadowolony, że Holly do niego przyszła. Przez chwilę miała nawet nadzieję, że ją 
przytuli. Tym razem na pewno by go nie odepchnęła.

– Miałaś robić sałatkę na przyjęcie u Steensów – powiedział. – Trzeba ci może 

czegoś pożyczyć?

– Nie trzeba. – Holly obawiała się, że to, co ma mu do powiedzenia, znów go 

rozwścieczy.

– Czy coś się stało? – Rafe spoważniał.
–   Pozwoliłam   Camryn   wziąć   mój   samochód   –   zaczęła   Holly.   –   Pojechała   z 

chłopcami na lody.

– Zapomniałaś,  że  do końca wakacji obie  mają zakaz  – opuszczania  domu z 

wyjątkiem dni, w które pracują? – zdenerwował się Rafe. – Sama powiedziałaś, że to 
sprawiedliwa kara za ten incydent z kąpielą w rzece.

– Wyjazd z Trentem i Tonym na lody nie jest rozrywką – broniła się słabo Holly.
– Nie rozumiesz, że to tylko pretekst? W dodatku idiotyczny. Przecież ona zaraz 

pojedzie do tych młodocianych bandytów, których nazywa przyjaciółmi.

– Camryn bała się, że Trent i Tony usłyszą, jak kłócisz się z ich matką – wpadła 

mu w słowo Holly. – Uznałam, że ma rację, i pozwoliłam jej zabrać chłopców, żebyś 
miał czas trochę ochłonąć.

– Już ochłonąłem! – ryknął Rafe.
Holly pożałowała, że nie pojechała z dziećmi. Postanowiła natychmiast wracać do 

domu. Zeszła na dół. Rafe podążył za nią.

– Uwierzyłaś, że pojadą na lody? – Zastąpił jej drogę. – One są jak więźniarki, 

które myślą tylko o tym, jak by wydostać się z więzienia! Diabli wiedzą, gdzie je tym 
razem poniosło! Nie mogę uwierzyć, że tak się dałaś nabrać! Te sprytne...

Przerwał, widząc, że Holly otwiera drzwi.
– Skąd ona wiedziała, że rozmawiam z Tracey? – Dopiero teraz dotarło do niego, 

że zapomniał o najważniejszym. – Odebrałem telefon w swoim pokoju. Drzwi były 
zamknięte...

– W tym domu nie dzieje się nic, co zdołałoby umknąć uwagi Camryn – oświeciła 

go Holly. – A w tej sprawie rzeczywiście miała rację. Obiecała mi...

– Najpierw mnie szpieguje, a potem obiecuje ci, że będzie grzeczna. Jak mogłaś 

jej dać samochód! – Rafe znów – był wściekły. Chwycił Holly za ręce, aż ją to 
zabolało. – Nie wierzę, rozumiesz? Aż taki głupi nie jestem.

Holly usiłowała zachować spokój. Zawsze jej się to udawało wobec najbardziej 

nawet   agresywnych   pacjentów.   Jednak   wrzaski   Rafe’a   wzbudziły   w   niej   długo 
tłumiony gniew.

– W co nie wierzysz? Że Camryn niepokoi się o chłopców, czy że dałam się 

oszukać w sprawie samochodu?

– W co ty ze mną grasz, kobieto?
Holly   zacisnęła   zęby.   Pewnie   zdziwiłoby   ją   to   pytanie,   gdyby   Camryn   nie 

background image

opowiedziała jej, jakie wstrętne rzeczy wygadują o niej Flint i Evita. Nie rozumiała, 
jak to możliwe, by inteligentny mężczyzna mógł uwierzyć w takie brednie.

– Dobrze, jeśli chcesz, to ci powiem! – Oczy jej płonęły. – Jestem wojującą 

feministką i zrobię wszystko, żeby uwolnić Camryn i Kaylin spod twojej dominacji, 
ty   męski   szowinisto.   Zresztą   nie   robię   tego   za   darmo.   Chcę   przejąć   udziały   w 
Paradise   Outdoors,   które   zapisał   dziewczynkom   ich   ojciec.   Nie   mogę   się   już 
doczekać, kiedy wreszcie będziemy mogły zniszczyć tę waszą ukochaną firmę.

Rafe puścił ją. Holly skorzystała z okazji i wybiegła na ulicę.
– A w wolnych chwilach układam plany zniszczenia kariery zawodowej Evy – 

zawołała, kiedy poczuła się bezpieczna, poza jego zasięgiem. – Jestem nienormalna i 
uwielbiam marnować ludziom życie. Tylko po to specjalizowałam się w psychiatrii. 
Teraz,   nie   wzbudzając   podejrzeń,   mogę   robić   ludziom   wodę   z   mózgu.   Zresztą 
dlatego się z tobą zaprzyjaźniłam. Chcę, żebyś był tak samo nienormalny jak ja!

Wściekła i urażona do żywego wpadła do swego mieszkania. Z pasją zatrzasnęła 

za sobą drzwi.

– Niech go szlag nagły trafi! – zawołała coraz bardziej wściekła. – I tę dwójkę 

paranoików razem z nim!

background image

Rozdział 8

Rafe   przez   dziesięć   minut   stał   w   drzwiach   i   przyglądał   się,   jak   Holly   sieka 

potrzebne do sałatki składniki. Miała taką minę, jakby ćwiartowała wrogów.

W ogóle nie zauważyła jego obecności. Zapomniała zamknąć drzwi na zamek i 

Rafe   wszedł   tuż   za   nią.   Chciał   się   dalej   kłócić,   ona   tymczasem   nawet   go   nie 
zauważyła. Przyszedł wściekły, chciał się na niej wyładować, ale kiedy tak na nią 
patrzył,   bezbronną   i   załamaną,   choć   wciąż   jeszcze   wściekłą,   zachciało   mu   się 
przytulić ją do siebie, pocieszyć...

Spróbował skoncentrować się na czymkolwiek. Spojrzał na ścianę, na zegar... Nie 

minęło   dziesięć   sekund,   jak   znów   patrzył  na   Holly,   na   jej   długie   nogi,   szczupłe 
biodra... Jęknął cicho.

To wystarczyło, żeby zorientowała się, że nie jest sama.
– Po co przyszedłeś? – zapytała poirytowana.
–   Drzwi   były   otwarte.   –   Wzruszył   ramionami.   –   Zrozumiałem   to   jako 

zaproszenie.

– Źle zrozumiałeś.
– Nie chcesz, żebym został?
– Nie chcę. Wyjdź, proszę.
– Nie ma mowy. – Rafe potrzebował jeszcze trochę czasu. Na co? Nie bardzo 

wiedział. Gapił się na nią jak cielę na malowane wrota.

– Muszę wiedzieć, jak zdobyłaś poufne informacje dotyczące mojej rodziny – 

powiedział   stanowczym   tonem.   Taki   sposób   wymyślił,   żeby,   nie   tracąc   honoru, 
jeszcze trochę z nią zostać.

–   Nie   domyślasz   się?   –   skrzywiła   się   Holly.   –   Założyłam   w   twoim   domu 

podsłuch. Wiem wszystko, co się tam dzieje, i mam zamiar sprzedać te informacje 
temu, kto najlepiej za nie zapłaci. Zapomniałeś, że jestem stuknięta?

– Czy mogłabyś odłożyć ten nóż? – Rafe wreszcie się uśmiechnął.
– Jestem zajęta. – Holly dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wymachuje mu 

przed nosem ostrym nożem. Odwróciła się do Rafe’a plecami. – Wracaj do siebie i 
zostaw mnie w spokoju.

– Boję się, że mnie znienawidzisz, jeśli rzeczywiście zostawię cię w spokoju. – 

Stanął tuż za jej plecami.

– Nie ma obawy. – Holly zacisnęła palce na trzonku noża. Jego oddech łaskotał ją 

w ucho. – Chcę, żebyś sobie poszedł.

Nie posłuchał. Położył dłonie na jej ramionach. Delikatnie.
– I nie obchodzi cię to, czego ja chcę? – zapytał cicho.
Holly zapragnęła przytulić się do niego i zapomnieć o całym świecie. Dopiero po 

chwili zrozumiała, że się uspokoił.

background image

– Dobrze że już ci przeszło. – Odłożyła nóż.
– Nie pamiętam nawet, dlaczego się wściekałem. – Musnął ustami jej włosy.
– Ale ja pamiętam. – Odwróciła się do niego. – Uważasz, że mam jakiś ukryty cel 

i spiskuję przeciwko...

– To Flint tak twierdzi. – Rafe głaskał ją po plecach. – Paradise Outdoors to jego 

pasja,   jego   życie,   najukochańsze   dziecko.   Jeśli   w   grę   wchodzi   dobro   firmy, 
zachowuje się nieracjonalnie. Dokładnie tak samo jak nadopiekuńczy tatuś.

– Ale to ty mnie zapytałeś, w co gram, a nie Flint – przypomniała mu Holly. Bez 

wielkiego przekonania próbowała uwolnić się z jego uścisku. Na szczęście jej nie 
puścił.

–   Chciałem   zrobić   komuś   awanturę,   a   ty   akurat   byłaś   pod   ręką.   To   chyba 

logiczne.

– Dosyć – oświadczyła Holly po chwili zastanowienia. – Rozmowa z Tracey 

bardzo cię zdenerwowała. Słyszałam, jak na nią krzyczałeś.

–   A   ona   na   mnie   nie.   Ofiara   losu!   Nie   potrafi   się   bronić   i   dlatego   ludzie   ją 

wykorzystują.  Czasami   tak  mnie   wkurza.  ..   Popłakała   się,   a  ja   poczułem   się   jak 
potwór.

– Dlatego na mnie nawrzeszczałeś.
–   A   ty   nie   byłaś   mi   dłużna   –   uśmiechnął   się   Rafe.   –   Nie   gniewaj   się,   to 

komplement.

– Masz dziwny sposób komplementowania kobiet – mruknęła Holly, bez oporu 

poddając się jego pieszczotom.

–   Flint   będzie   niepocieszony,   kiedy   mu   powiem,   że   dziewczynki   wiedzą   o 

udziałach – westchnął Rafe. – Kiedy Camryn się o tym dowiedziała?

– Nie wiem – mruknęła Holly.
Czuła, że Rafe jest podniecony. Zrobiło się jej przyjemnie, że to ona tak na niego 

działa. Przez  całe lata dla wszystkich znajomych mężczyzn była  tylko kumplem. 
Dopiero teraz któryś z nich odkrył w niej kobietę. Przytuliła się do Rafe’a. Nie miała 
ochoty zastanawiać się nad losami rodzinnej firmy. Nawet kłopoty Tracey niewiele ją 
w tej chwili obchodziły.

– Znając Camryn, przypuszczam, że od dawna. – Rafe pocałował Holly w czoło. 

– Zawsze wszystko wyniucha.

– Taką ma naturę. – Nie mogła dłużej stać nieruchomo, kiedy tak słodko robiło jej 

się   od   pieszczot   Rafe’a.  Zarzuciła   mu   ręce   na   szyję   i   patrząc   prosto   w   oczy, 
powiedziała:

– Ja naprawdę nie prowadzę żadnej gry. Musisz mi uwierzyć.
– Ja o tym wiem, Holly. – Pochylił się i delikatnie ją pocałował. Potem mocniej. I 

jeszcze.   –   Bardzo   cię   pragnę   i   chcę   się   z   tobą   kochać..   Czekałem   na   właściwy 
moment...   Wydaje   mi   się,   że   wreszcie   nadszedł.   Od   miesiąca   widujemy   się 
codziennie. Chyba można powiedzieć, że już się znamy.

background image

– Można – mruknęła, przytulając się do niego całym ciałem.
– Pozwolisz mi, Holly? – zapytał. – Teraz? Natychmiast?
– Tak, Rafe – szepnęła. – Ja też tego chcę.
Już wiedziała, że go kocha. Ufała mu, szanowała go i podziwiała. Miała wrażenie, 

jakby całe życie czekała na tego właśnie człowieka. Widocznie był jej przeznaczony.

Rafe wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył na łóżku.
– Muszę ci się do czegoś przyznać – powiedział, rozpinając koszulę. – Wcale nie 

miałem ochoty się z tobą kłócić. Jak tylko cię zobaczyłem, od razu chciałem się z 
tobą kochać.

– Ja też – westchnęła Holly.
–   Nie   masz   już   żadnych   problemów   z   seksem?   –   uśmiechnął   się,   zdejmując 

spodnie.

– Nie mam. Wszystkie przeanalizowałam. To była prawda. Rafe stał przed nią 

nagi, piękny i wcale jej nie przerażał. Podniecał ją. Coraz bardziej. Tak długo na 
niego czekała...

– Wtedy też bardzo chciałam, ale taka byłam zdenerwowana – przyznała Holly. – 

Nawet nie wiesz, ile razy wspominałam tamten wieczór.

– Z innym zakończeniem? – domyślił się Rafe. Położył się obok niej i powoli 

rozpinał guziki jej bluzki. – Ja też o niczym innym nie mogę myśleć. Codziennie 
wyobrażam sobie tamten wieczór i jak by to było, gdybyś mi pozwoliła zostać.

–   Ale   dobrze   się   stało,   że   nie   pozwoliłam   –   przestraszyła   się   Holly.   –   Sam 

powiedziałeś, że...

– A pamiętasz, jak powiedziałem, że za dużo analizujesz. Zaraz cię pocałuję, bo 

inaczej nigdy nie przestaniesz gadać.

– Niezły pomysł – zdążyła powiedzieć Holly, zanim ją pocałował.
Potem już żadne słowa nie były jej potrzebne. Jeszcze przez chwilę bała się, że 

może nie spełnić oczekiwań Rafe’a. Tyle o niej myślał, takie cuda sobie wyobrażał, a 
ona była zupełnie zielona. Zaraz jednak i ta myśl gdzieś się zgubiła. Został tylko on i 
ona, radość bliskości, przyjemność, a potem nieprzewidywalny, niesamowity szał 
spełnienia.

Leżeli   wyczerpani,   przytuleni   do   siebie   i   całkowicie   obojętni   wobec 

zewnętrznego świata. Dzwonek telefonu wydał im się dźwiękiem nie z tej ziemi.

– Nie odbieraj – poprosił Rafe. – Nie masz dziś dyżuru.
– A jeśli to Camryn?
– Usłyszymy, jak się włączy automatyczna sekretarka. Jeśli dzwoni Camryn, to 

odbierzesz.

Automat włączył się po szóstym dzwonku.
– Cześć, Holly, mówi Collin – odezwał się miły męski głos. – Chciałem zapytać, 

co porabiasz. Poprosiłbym cię żebyś do mnie zadzwoniła, ale ponieważ wiem, że 
tego nie zrobisz, ja zadzwonię później. Do usłyszenia.

background image

– To Collin Widmark. – Holly poczuła, że Rafe zesztywniał. Przytuliła go do 

siebie, jakby chciała go pocieszyć.

. – Syn doktora Widmarka? – przeraził się Rafe.
Jak ja mogłem o nim zapomnieć! Przecież Holly co dziennie się z nim spotyka. 

Może stary Widmark specjał nie ją u siebie zatrudnił, żeby znaleźć synalkowi dobrą 
żonę. Całe miasto wie, że starzy nie mogą się już doczekać wnuków.

– Często do ciebie dzwoni? – zapytał, czując wzbierającą w nim wściekłość. Nie 

spodziewał się, że potrafi być zazdrosny.

– Często. Jest koronnym dowodem na to, że niektóre zalecane w „Poradach” 

zasady bywają skuteczne.

– Mogłabyś to wytłumaczyć jaśniej?
– Pewnie. – Holly pocałowała go w szyję. – Collin jest przystojnym mężczyzną z 

dobrej, zamożnej rodziny, więc kobiety się za nim uganiają. Toteż za nic nie może 
zrozumieć, że istnieje na świecie choć jedna taka, która jest odporna na jego urok. 
Uważa, że tylko udaję nieprzystępną Nawet mi to powiedział. Dlatego ciągle do mnie 
wydzwania.

– Nigdy mi o nim nie mówiłaś. – Rafe wreszcie się od prężył. Nawet przytulił 

Holly do siebie.

– Bo nie było o czym. Czyżbyś był zazdrosny? – roześmiała się, uszczęśliwiona. 

– Miło to usłyszeć.

– Nie ma się z czego śmiać – zdenerwował się Rafe, Nie chcę, żeby ta kreatura do 

ciebie wydzwaniała.

– Chyba nikt nigdy nie ośmielił się powiedzieć o Collinie w ten sposób. – Holly 

śmiała się serdecznie. – On w każdym razie uważa się za księcia z bajki.

– Ale ty tak nie uważasz? – zapytał podejrzliwie. Wciąż miał ochotę spuścić 

Collinowi łomot za to, że miał czelność zadzwonić do Holly.

– Jasne, że nie. – Holly go pocałowała.
– On jeździ czerwonym porsche – mruknął ponuro.
–   Zauważyłam.   Czy   ty   naprawdę   myślisz,   że   dla   mnie   najważniejszy   u 

mężczyzny jest jego samochód?

– Myślę, że nie – przyznał.
W   końcu   dopiero   co   poszła   do   łóżka   z   facetem,   który   ma   zwykłego   dżipa   i 

czwórkę cudzych dzieci. Fakt, że Rafe wiele zrobił, żeby nie miała czasu na żadne 
życie prywatne. Żadne oprócz tego, które wiązało się z jego rodziną. Ale w końcu 
Holly była dorosłą kobietą i mogła się wyrwać spod kontroli. Na szczęście tego nie 
zrobiła.

Pomyślał,   jak   dziwnie   układają   się   ludzkie   losy.   Dzieci,   które   tak   bardzo 

przeszkadzały mu w związkach z innymi kobietami, w sprawie Holly okazały się 
nieocenionymi pomocnikami. Uwielbiały ją i ufały jak nikomu na świecie. Bo też 
bardzo poważnie traktowała rolę, jaką na siebie przyjęła. Pomagała im, radziła, a 

background image

kiedy Rafe musiał wyjechać, opiekowała się dziećmi przez całe dwa dni. Odkąd 
pojawiła się w ich życiu, stało się ono spokojniejsze i łatwiejsze do zniesienia.

Od pierwszego dnia bardzo pragnął mieć Holly tylko dla siebie. Był gotów dać jej 

tyle czasu, ile potrzebowała, ale pod warunkiem, że żaden inny mężczyzna nie będzie 
miał   do   niej   przystępu.   Dzieci   stanowiły   barierę   nie   do   przebycia   i   Rafe   bez 
skrupułów korzystał z ich ochrony.

– Kiedy zaczął do ciebie dzwonie? – Mimo wszystko nie mógł się uspokoić.
–   O   rany!   –   westchnęła   Holly.   –   W   niektórych   sprawach   jesteś   tak   samo 

dociekliwy jak moja matka. Collin przyszedł do biura zaraz pierwszego dnia, a od 
następnego zaczął mnie nękać telefonami. Zawsze mu odmawiałam, Rafe. I nigdy, 
nawet przez chwilę, nie miałam ochoty się z nim umówić. Czy to ci wystarczy?

–   Wystarczy.   I   tak   już   za   dużo   czasu   nam   ten   facet   zajął.   –   Pocałował   ją 

namiętnie, ale tym razem Holly mu się nie poddała.

– Musimy porozmawiać o Tracey – powiedziała.
– O niej też nie mam ochoty rozmawiać.
– Ale to ważne. Podobno ma zamiar zerwać z tym narzeczonym, który nie lubi 

dzieci.

– Przynajmniej tak mi powiedziała. – Rafe usiadł na łóżku. Zrozumiał; że Holly 

nie dopuści go do siebie, dopóki nie załatwi tego, co jej Camryn zleciła. – Dzisiaj, bo 
nie wiadomo co jej jutro przyjdzie do głowy. Od dwóch miesięcy nie – widziała 
dzieci, a teraz nagle sobie o nich przypomniała. Oni za tydzień idą do szkoły. Muszą 
mieć spokój.

– Ale jeśli Tracey rzeczywiście chce.
– Nie wiem, czy chce aż tak bardzo, żeby zerwać z narzeczonym. Powiedziała, że 

ma zamiar od niego odejść. Jeszcze tego nie zrobiła.

– Może potrzebny jej pretekst. Gdyby chłopcy wrócili do domu...
– Naprawdę nic mnie nie obchodzi, czego potrzebuje Tracey. Zanim zrzekła się 

praw rodzicielskich na moją korzyść, ostrzegłem ją, że dzieci to nie worki z piaskiem 
i nie pozwolę przerzucać ich z miejsca na miejsce, zależnie od czyichś potrzeb. Mój 
przyjaciel,   specjalista   od   spraw   rodzinnych,   spisał   kontrakt.   Jak   przyjdzie   co   do 
czego, pokażę go w sądzie.

– Tracey nie ma pieniędzy na sądzenie się z tobą.
– Nie próbuj mnie wzruszyć, Holly. Tracey nie jest biedną, bezbronną istotką. Nie 

zna się na ludziach i ze zdrowym rozsądkiem też u niej nie najlepiej. Z radością 
oddała własne dzieci obcemu facetowi.

– Czy chłopcy już wcześniej mieszkali u obcych ludzi?
– zapytała Holly.
– Nie. – Rafe westchnął ciężko.
–   A   przez   ten   czas,   kiedy   byłeś   opiekunem   Trenta,   zauważyłeś,   żeby   go 

zaniedbywała albo źle traktowała?

background image

– Jasne, że nie! – oburzył się Rafe. – Gdyby tak było, musiałaby odpowiadać 

przed sądem.

– Rozumiem. Trent i Tony to wrażliwe i dobrze przystosowane dzieci. Nie byliby 

tacy, gdyby matka źle ich traktowała, zanim zamieszkali u ciebie.

– Znów mówisz jak psychiatra. – Rafe patrzył na nią z niedowierzaniem. Że też 

dał się tak podejść!

– Dziękuję za komplement – uśmiechnęła się do niego słodko. – Za to ty mówisz 

jak prawnik.

–   Ten   narzeczony   Tracey   może   chłopcom   zrobić   krzywdę.   –   Rafe   usiłował 

podtrzymać swój sprawiedliwy gniew.

–  Jest   porywczy  i   nie  cierpi   dzieci.  Tracey   sama   mi  to   powiedziała.   Dlatego 

odesłała Trenta i Tony’ego do mnie.

– Ale skoro mówi, że ma zamiar z nim zerwać, to może należałoby ją do tego 

zachęcić? Straszenie sądem do niczego dobrego nie doprowadzi. Biedna Tracey, nie 
mając innego wyjścia, pozostanie w tym związku, który dla niej też jest niedobry.

– Holly...
– Miłość matki i dziecka to najsilniejsza więź na świecie, Rafe. Jeśli Trent i Tony 

chcą mieszkać z matką i ona też tego chce...

– Nie jesteśmy w gabinecie – przerwał jej Rafe. – A Tracey Krider nie jest twoją 

pacjentką.

– Ale może nią zostać. – Holly nie miała zamiaru ustąpić.
– Moglibyśmy nakłonić ją do zerwania z narzeczonym i do stworzenia chłopcom 

domu. Może nawet uda się zrobić z niej silną, niezależną kobietę, a nie wieczną 
ofiarę losu.

– Nie stać jej na twoje porady, moja droga.
– Zrobię to społecznie.
– Naprawdę? – Rafe patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Zrobiłabyś to dla niej?
– Nie dla niej, tylko dla Trenta i Tony’ego. Ale jeśli mam pomóc chłopcom, to 

najpierw muszę pomóc ich matce. Ty przecież myślisz tak samo.

– Chyba jednak mnie przeceniasz – mruknął Rafe. – Tracey doprowadza mnie do 

szału.

– A mimo to starasz się jej pomóc. I nie tylko jej. Jesteś dobrym człowiekiem, 

Rafe. Najlepszym ze wszystkich, jakich znam – powiedziała z uczuciem.

Tak bardzo go kochała. Prawdziwą, pełną miłością. Tak że cielesną. W tej chwili 

przede wszystkim cielesną. Nie spodziewała się, że może go zapragnąć tak szybko. 
Przecież dopiero co się kochali.

– Chcę cię – szepnęła, przytulając się do niego.
Rafe’owi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Całował ją, jakby ze dwa lata 

się nie widzieli.

background image

W ciszę letniego dnia wdarło się głośne trzaśnięcie drzwiczek samochodu. Potem 

następne. I jeszcze jedno.

A potem coraz głośniejsze nawoływania Camryn, Kaylin, Trenta i Tonyego.
Holly i Rafe spojrzeli po sobie.
– Camryn powiedziała, że pojedzie z chłopcami na lody i zaraz wraca. – Holly 

niechętnie odsunęła się od Rafe’a.

– Dotrzymała słowa.
– Nie do wiary. – Rafe drżał z nie zaspokojonej żądzy. – Jeden jedyny raz nie 

miałbym nic przeciwko temu, żeby ta dziewczyna się spóźniła, a ona właśnie ten 
jeden raz musiała przyjechać punktualnie. Taka już jest ta moja młodsza siostra.

Holly zauważyła,  że pominął  przymiotnik  „przyrodnia”.  Bardzo  się  ucieszyła. 

Ciekawa była, czy on też to zauważył, ale nie śmiała pytać.

– Pójdę do dzieci – powiedziała, ubierając się pospiesznie. – Ty nie musisz się 

spieszyć.

– Chyba zaaplikuję sobie zimny prysznic – mruknął Rafe, siadając na łóżku. – 

Czy mogę...

Holly zatrzymała się w drzwiach. Rafe patrzył na nią tak, jakby chciał ją rozebrać 

wzrokiem.

– Przyjdę wieczorem, dobrze?
Holly skinęła głową. Musiała biec, bo już któreś z dzieci z całych sił waliło w 

ścianę.

background image

Rozdział 9

– Chyba niezbyt dobrze cię zrozumiałem – powiedział siedzący za biurkiem Flint. 

– Czy mógłbyś mi to jaśniej wytłumaczyć?

Gabinet Flinta w niczym nie przypominał przestronnych pokoi, w jakich zasiadali 

szefowie   dobrze   prosperujących   firm.   Był   mały,   bez   jednego   okna.   Monotonię 
pomalowanych   na   beżowo   ścian   i   prostych   drewnianych   mebli   ożywiały   tylko 
kolorowe plakaty, reklamujące produkty Paradise Outdoors.

Rafe pomyślał, że ten gabinet jest dokładnie taki jak jego właściciel: nudny i 

męczący.   Był   pewien,   że   brat   dokładnie   słyszał,   o   co   go   Rafe   prosił,   tylko 
potrzebował czasu, żeby zacząć myśleć o czymkolwiek innym niż Paradise Outdoors. 
Wcale nie miał ochoty zwracać się do niego o pomoc, ale ponieważ Holly nalegała, 
postanowił spróbować.

– Słuchaj uważnie – powiedział. – Wybieram się na ślub...
– Wybierasz się z Holly Casale na ślub jej kuzynki – powtórzył Flint to, co już raz 

usłyszał. – I chcesz, żebym na ten czas zamieszkał u ciebie z dziećmi? – zapytał 
zdumiony. Ton jego głosu sugerował, że z dwojga złego wolałby krzesło elektryczne.

– To tylko dwa dni. – Rafe jeszcze raz próbował go przekonać. – Wyjeżdżamy w 

piątek po południu i w niedzielę wracamy.

– Obecność na rodzinnym ślubie z kobietą może być niebezpieczna – przestrzegł 

go Flint. – Ludzie zaraz Bóg wie co sobie myślą. Zwłaszcza ta kobieta i jej rodzina.

– Wcale nie mam ochoty tam jechać, ale obiecałem Holly. Jeśli pojedzie sama, to 

matka, ciotki i kuzynki znów będą ją próbowały wyswatać. Tym razem znalazły jej 
technika dentystycznego. Podobno ma czterdzieści siedem lat, jest bardzo nieśmiały i 
mieszka z mamusią.

– Jeśli pojedziesz, jej rodzina pomyśli, że ty jesteś jej narzeczonym.
– To nie ma znaczenia. Oboje wiemy, że jadę tam tylko po to, żeby ją uchronić od 

towarzystwa starego maminsynka.

– Przykro mi, ale ja niestety nie mogę ci pomóc – powiedział Flint. – Przez cały 

weekend będę w biurze. Instalujemy całkiem nowy system księgowania. Prawdziwy 
cud techniki. Pokazać ci prospekt?

– Nie trzeba. Wierzę ci na słowo. – Rafe westchnął zrezygnowany. – Wobec tego 

rozumiem, że ty też nie zostaniesz z dziećmi.

– Też? Czyżbyś prosił o to Evę? Wcale się nie dziwię, że ci odmówiła.
– Chciałem ją prosić, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że nie warto. Znam 

odpowiedź.

–   Skoro   koniecznie   musisz   jechać   na   ten   ślub,   to   zostaw   ich   samych   – 

zaproponował Flint. – Nieraz ich zostawiałeś.

– Odkąd Holly się wprowadziła, ani razu nie byli sami. Zresztą przedtem też 

background image

zostawiałem ich najwyżej na jedną noc.

– No to może matka Trenta i Tony’ego? Mówiłeś, że teraz częściej ich odwiedza.
– Holly z nią pracuje. Tracey na razie wywiązuje się sumiennie z ustalonego 

programu spotkań z dziećmi, ale jeszcze nie zerwała z tym przeklętym narzeczonym, 
Nie zaryzykuję powierzenia dzieci jej opiece, dopóki będzie od niego w jakikolwiek 
sposób zależna.

– Zresztą Camryn i Kaylin i tak zapędziłyby Tracey w kozi róg. – Flint machnął 

ręką. – To tak jakbyś kazał kurze pilnować młodych wilków.

– No właśnie. Chociaż i z tym Holly nieźle sobie radzi. Bardzo często rozmawia z 

Camryn. Nie wiem, o czym, ale mała ostatnio trochę się zmieniła. Na lepsze.

– Chyba trochę za bardzo się zaangażowałeś – zaniepokoił się Flint. – Ta kobieta 

zupełnie cię ubezwłasnowolniła. Nie dalej jak wczoraj rozmawiałem o tym z Eva. 
Holly Casale spiskuje z bachorami i cała piątka nastawia cię przeciwko nam.

– Tylko mi tu nie wyjeżdżaj z tą waszą spiskową teorią dziejów – jęknął Rafe. – 

Mam tego powyżej uszu.

Przykro mu się zrobiło. Przepaść pomiędzy nim a rodzeństwem z dnia na dzień 

stawała się coraz większa. Ich stosunki popsuły się, kiedy Camryn i Kaylin pojawiły 
się w jego życiu, ale od przyjazdu Holly zrobiło się jeszcze gorzej.

Holly twierdziła, że poczuli się zagrożeni i dlatego coraz bardziej odsuwali się od 

brata. A ponieważ, jak dotąd, nigdy nie myliła się w swych ocenach, to pewnie i tym 
razem miała rację. Robiła, co mogła, żeby go pogodzić z rodzeństwem. Właściwie 
gdyby nie ona, to chyba zupełnie przestałby się do nich odzywać. Holly uważała, że 
wszyscy, włączając w to Tracey, powinni być jedną kochającą się rodziną i że to 
wcale nie jest niemożliwe. Rafe podziwiał jej optymizm, chociaż go nie podzielał.

– Spodziewam się, że wkrótce się pobierzecie – powiedział ponuro Flint.
– Bzdura! – roześmiał się Rafe. – Nigdy nawet nie rozmawialiśmy o małżeństwie. 

Dobrze nam ze sobą i to wszystko. Po co to psuć jakimś głupim ślubem?

– A czy ją pytałeś o zdanie?
– Nie było takiej potrzeby.
– No to lepiej zapytaj, bo może się okazać, że jednak jest między wami jakaś 

różnica zdań. Każda kobieta chce wyjść za mąż, Rafe. Mają to zapisane w genach.

– Generalizujesz. Nasza Eva.
– Eva teraz studiuje i o niczym innym nie myśli. Jej kobiece potrzeby muszą 

zaczekać.   Holly   Casale   pewnie   zrobiła   to   samo:   na   czas   studiów   przestała   być 
kobietą. Ale studia skończyła, ma dobrą pracę i jej wrodzony instynkt macierzyński 
prędzej czy później da znać o sobie. Wtedy okaże się, że ty, braciszku, jesteś akurat 
pod ręką, w sąsiednim domu. Pewnie nikt jej nie chce, skoro nawet te twoje bachory 
jej nie przeszkadzają. A może są dla niej tylko środkiem do osiągnięcia celu, czyli 
zaciągnięcia cię przed ołtarz.

– Jesteś doskonałym biznesmenem, Flint, ale na ludzkiej psychice się nie znasz. – 

background image

Rafe z politowaniem pokiwał głową. – Twoja teoria jest całkowicie błędna, żeby nie 
powiedzieć: idiotyczna.

–   Niech   ci   będzie.   –   Flint   wzruszył   ramionami.   –   Co   zamierzasz   zrobić   z 

dzieciakami? :

– Pojadą z nami.
– Do Michigan? Zwariowałeś?
– Czy ja wyglądam jak wariat?
–   Może   to   i   dobry   pomysł.   –   Flint   uważnie   przyjrzał   się   –   bratu,   jakby 

rzeczywiście   oceniał   stan   jego   umysłu.   –   Kiedy   rodzina   Holly   późna   Camryn   i 
Kaylin, natychmiast zdyskwalifikuje cię jako kandydata na zięcia. Z takimi genami.

Flint   śmiał   się   jeszcze,   gdy   Rafe   wychodził   z   gabinetu.   Ponury   jak   gradowa 

chmura.

Rozmowa z bratem wytrąciła go z równowagi. Holly doskonale wiedziała, jak 

koszmarne potrafią być Camryn i Kaylin, jakim utrapieniem bywają Trent i Tony, a 
jednak zdecydowała się zaprezentować ich swoim najbliższym i to w tak trudnym 
dniu jak dzień ślubu. Może rzeczywiście chodziło o to, żeby wszyscy stali się wielką, 
kochającą się rodziną? Nie pomogło tłumaczenie sobie, że Holly jest inna, że na 
pewno nic podobnego by nie wymyśliła. Flint zabił mu niezłego ćwieka.

Ten ćwiek siedział mu w głowie jeszcze wieczorem kiedy oboje z Holly zostali 

sami w kuchni. Dziewczynki odrabiały lekcje w swoim pokoju, a Trent i Tony leżeli 
już w łóżkach.

Rafe nie mógł się nadziwić, jak przyjemnie, płynie życie w jego domu. Oboje z 

Holly pomagali chłopcom odrabiać lekcje, co dało doskonałe rezultaty, bo gdy jeden 
dorosły zajmował się jednym dzieckiem, temu ostatniemu łatwiej było się skupić i 
poprawnie   wykonywać   zadania.   Z   dziewczynkami   Holly   zawarła   jakiś 
skomplikowany   układ,   na   mocy   którego   od   liczby   zdobytych   przez   nie   punktów 
zależało korzystanie z jej samochodu. Punkty były za zachowanie, za wyniki w nauce 
i Bóg jeden wie za co jeszcze. W każdym razie działały cuda.

Chyba nie mógłbym się już bez niej obejść, pomyślał Rafe, spoglądając na Holly. 

I zaraz przypomniał sobie, co mu Flint powiedział o tym, że czworo podopiecznych 
Rafe’a   jest   dla   niej  tylko   środkiem   do   osiągnięcia   celu.   Postanowił   z   nią   o   tym 
porozmawiać.

– Flint uważa, że skoro twoja rodzina ma fioła na punkcie ślubów, to pewnie i nas 

zaraz zechcą swatać – zaczął. – Powiedziałem mu, że jesteś tak samo daleka od myśli 
o małżeństwie jak i ja.

Holly   dech   zaparło   z   wrażenia.   Skąd   ta   pewność?   –   pomyślała   rozżalona. 

Rzeczywiście, nigdy nie rozmawialiśmy o małżeństwie. Z wyjątkiem żartów z mojej 
niepoprawnej rodziny. Ale tam chodziło o niewłaściwych mężczyzn. Teraz, kiedy 
poznałam właściwego... Na pewno nigdy mu nie mówiłam, że nie chcę wychodzić za 
mąż. Jak mogłam mówić, skoro już od pewnego czasu bardzo chcę. Za niego. A tu 

background image

się okazuje, że on nie chce się żenić.

Tysiące myśli kłębiło jej się w głowie. Może warto byłoby go zapytać, dlaczego 

nie uprzedził jej, że jest „daleki od myśli o małżeństwie”, kiedy zaproponował jej 
seks. Albo kiedy tak układał jej popołudniowe spotkania z pacjentami, żeby zdążyła 
odebrać   ze   szkoły   Trenta   i   Tonyego.   Albo   kiedy   zostawił   na   jej   głowie   sprawę 
żywienia rodziny. Oczywiście, on płacił rachunki, ale nie musiał już myśleć o tym, że 
lodówka jest pusta albo że dzieciom nie chciało się do niej sięgnąć. Holly chętnie 
brała na siebie coraz więcej obowiązków i naprawdę nie spodziewała się za to żadnej 
nagrody, ale żeby aż tak...

Nie robiła tego po to, żeby go zaciągnąć przed ołtarz, tylko dlatego, że sprawiało 

jej to przyjemność, i naprawdę go kochała. Nie mogła patrzeć, jaki jest przemęczony. 
A   jednak   nie   spodziewała   się   usłyszeć   od   Rafe’a,   że   „jest   daleki   od   myśli   o 
małżeństwie”. Z nią.

– Holly? – powiedział Rafe, jakby zadał pytanie wymagające natychmiastowej 

odpowiedzi. Przyglądał jej się badawczo, a minę miał jak gradowa chmura.

– Przepraszam, zamyśliłam się. – Holly prędko się pozbierała.
– W trakcie rozmowy? – Rafe wydawał się urażony.
Czyżby sądził, że muszę uważać na każde jego słowo?
–   pomyślała   dotknięta   do   żywego.   Boże,   czyżbym   dotąd   tak   właśnie 

postępowała? Pewnie mu się zdawało, że powinnam się uśmiać z tego dowcipu o 
małżeństwie.

– Mam jedną pacjentkę z psychozą maniakalną – powiedziała, zebrawszy resztki 

podeptanej   dumy.   –   Bardzo   się   do   mnie   przywiązała.   Kiedy   się   dowiedziała,   że 
wyjeżdżam,   poczuła   się   odrzucona.   Boję   się,   żeby   znów   nie   podjęła   próby 
samobójczej. Pewnie nie będę mogła pojechać na ślub Heidi.

Widziała, że Rafe’owi ulżyło. Dopiero teraz naprawdę się wściekła. Nie obeszło 

go,   że   nie   skomentowała   jego   antymałżeńskiej   deklaracji.   Nawet   nie   próbował 
podważyć   bajeczki,   którą   mu   przed   chwilą   opowiedziała.   Odetchnął,   kiedy   się 
okazało, że nie musi nawet rozmawiać o małżeństwie.

– Chociaż z drugiej strony – kontynuowała, wstając – obiecałam rodzicom, że 

przyjadę. No i trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym się nie zjawić na ślubie 
Heidi. Jestem jej najukochańszą ciotką. Więc chyba jednak pojadę.

– A co z twoją pacjentką? Nie rzuci się z okna?
–   Postaram   się   ją   przekonać,   że   nie   opuszczam   jej   na   zawsze.   –   Holly 

uśmiechnęła się z przymusem. – A jeśli uznam, że może sobie zrobić coś złego, przed 
wyjazdem skieruję ją do szpitala.

Spojrzała na zegarek. Gest zupełnie bez sensu, bo na wprost jej oczu wisiał duży 

ścienny zegar.

–   Zupełnie   zapomniałam.   Siostra   miała   do   mnie   wieczorem   dzwonić.   Muszę 

wracać do domu.

background image

– Możesz stąd do niej zadzwonić. – Rafe nie chciał, żeby wychodziła.
–   Założę   się   z   tobą   o   miesięczny   czynsz,   że   któraś   z   dziewczynek   właśnie 

rozmawia   przez   telefon.   –   Holly   udało   się   utrzymać   na   twarzy   uśmiech,   choć 
wszystkie mięśnie ją od tego rozbolały.

Rafe podszedł do wiszącego w kuchni aparatu. Podniósł słuchawkę.
–   Proszę   mi   nie   przeszkadzać   –   rozległ   się   poirytowany   głos   Camryn.   – 

Rozmawiam.

– Miałaś odrabiać lekcje – powiedział Rafe.
– Właśnie odrabiam. – Camryn nie dała się zbić z tropu. – Przez telefon. Czy 

mógłbyś odłożyć słuchawkę?

Holly szła w stronę drzwi, a Rafe za nią.
– Zaczekaj – poprosił. – Telefon zaraz będzie wolny – Naprawdę chcę być już w 

domu.

– Ale ja chcę, żebyś została. – Chwycił ją za rękę.
Przyzwyczaił   się   do   tego,   że   wspólnie   spędzają   wieczory.   Oglądali   razem 

telewizję, czytali, albo rozmawiali, dopóki dzieci nie poszły spać. Potem oboje szli 
do Holly, gdzie wreszcie naprawdę byli sami. Ale jej trudno było sobie wyobrazić, że 
mogłaby oglądać film albo, co gorsza, iść do łóżka z mężczyzną, który głośno i 
wyraźnie oświadczył, że nie ma zamiaru zalegalizować ich związku.

– Muszę trochę pobyć sama, Rafe. – Spróbowała uwolnić rękę.
– Pójdę z tobą. – Przytulił ją do siebie. – Nie musimy czekać, aż dziewczynki 

położą się spać. Ja też chcę być z tobą sam, kochanie.

– Źle mnie zrozumiałeś. – Holly bardzo się zdenerwowała. Nie potrafiła dłużej 

panować nad sobą. – Chcę być sama, bez nikogo. Odkąd przyjechałam do Sioux 
Falls, nie miałam ani jednego wolnego wieczoru – dodała zdziwiona, że dopiero teraz 
zwróciła na to uwagę.

Przebywanie   z   Rafe’em   i   z   dziećmi   stało   się   dla   niej   tak   normalne,   że   nie 

zauważyła nawet, jak dokładnie ta rodzina wypełniła jej życie.

Wolną ręką otworzyła drzwi. Rafe także ją puścił.
– Dobrze – powiedział, zaskoczony jej niezwykłym zachowaniem. – Idź do domu, 

porozmawiaj spokojnie z siostrą, a ja przyjdę około jedenastej. Może koło dziesiątej? 
– zapytał z nadzieją w głosie.

– Nie, dzisiaj nie przychodź.
– Ale...
– Naprawdę nie możesz wytrzymać jednego dnia? – zirytowała się Holly Wyszła, 

nie oglądając się za siebie.

Go ją ugryzło? – zastanawiał się Rafe, patrząc, jak zamyka za sobą drzwi swego 

mieszkania. Na klucz. Jasne, że mogę wytrzymać jeden dzień. Nawet dłużej.

Z całej siły zatrzasnął drzwi. Odwrócił się i... stanął twarzą w twarz z Kaylin.
– Kłopoty? – zapytała, patrząc na niego przenikliwie.

background image

–   Nie   twoja   sprawa!   Nie   mam   zamiaru   z   tobą   rozmawiać,   Kaylin   wzruszyła 

ramionami i weszła do kuchni. Rafe poszedł za nią.

– Długo nas podsłuchiwałaś? – zapytał.
– Niedługo. Od dwóch miesięcy bez cienia litości wykorzystujesz Holly, więc nic 

dziwnego, że wreszcie nerwy jej puściły. I tak długo wytrzymała.

– Bzdury gadasz!
– Samą prawdę i tylko prawdę.
– Czy wyście jej przypadkiem nie zdenerwowały? Co jej zrobiłyście?
– My nie, ale ty tak. – Kaylin westchnęła jak doświadczona przez życie stara 

kobieta. – Mężczyzna nie da kobiecie chwili spokoju. Mama zawsze to powtarzała. 
Mówiła, że...

–   Nie   interesuje   mnie,   co   mówiła   wasza   matka.   A   wszystko,   co   mówiła   o 

mężczyznach, powinnyście jak najprędzej zapomnieć, bo Marcine Paradise nie była 
w tej sprawie autorytetem.

– Za to ty jesteś wybitnym znawcą kobiet. – Kaylin zwróciła oczy ku niebu. – 

Chryste, Rafe! Wszystko schrzaniłeś. Myślałam, że skoro udało ci się zdobyć Holly, 
to   jesteś   facetem   do   rzeczy.   Tymczasem   okazuje   się,   że   jesteś   tak   samo 
dysfunkcjonalny jak Flint i Eva.

– Nie wymądrzaj się, tylko zmiataj na górę.
–   Ja   i   Camryn   zresztą   też   jesteśmy   dysfunkcjonalne.   –   Kaylin   próbowała   go 

ugłaskać. – Trent i Tony także wyrosną na idiotów, a wszystko dlatego, że ich matka 
jest tak samo kopnięta jak my wszyscy.

– Ja nie jestem kopnięty, Kaylin. Jestem dobrym...
– Holly była naszą jedyną nadzieją na normalność. – Kaylin przestała udawać i 

pokazała, jak bardzo jest wściekła. – Ale ty wszystko zepsułeś! Nigdy nie będziemy 
normalni, bo ty nawet jednej nocy jej nie odpuścisz. Wcale się nie dziwię, że sobie od 
nas poszła.

– Natychmiast idź do swojego pokoju! – polecił Rafe.
Ale Kaylin ani myślała go słuchać. Wybiegła z domu i popędziła prosto do Holly. 

Rafe pobiegł za nią. W połowie drogi stanął jak wryty.

Nie mogę tam teraz iść, pomyślał. Holly gotowa sobie pomyśleć, że specjalnie 

posłałem   do   niej   Kaylin,   żeby   mieć   pretekst.   A   ponieważ   Kaylin   jest   na   mnie 
wściekła, przysięgnie, że tak właśnie było. Tylko po to, żeby zobaczyć, jak Holly 
robi mi awanturę.

Stojąc w cieniu, patrzył, jak Holly wpuszcza dziewczynkę do domu.
–   Nienawidzę   swojego   brata!   –   oświadczyła   Kaylin,   kręcąc   się   nerwowo   po 

kuchni Holly. W końcu bez pytania otworzyła sobie lodówkę. – Mogę wziąć sałatkę?

– Proszę bardzo. – Holly wręczyła jej łyżkę i miseczkę. Przy niej łatwo jej było 

wejść   w   rolę   dorosłej   osoby   która   na   wszystko   znajdzie   radę.   –   Dlaczego   go 
nienawidzisz, Kaylin?

background image

– Za to, że nie daje ci spokoju! – Kaylin zabrała się do jedzenia.
– Podsłuchiwałaś. – Holly zaczerwieniła się po same uszy.
– Pewnie. Jestem po twojej stronie. Wszyscy mężczyźni to świnie. Mama zawsze 

nam to powtarzała, – Nasze matki często przekazują nam prawdy, w które same 
wierzą, a które nie. zawsze są prawdziwe. Nie wszyscy mężczyźni to świnie. A już na 
pewno nie twój ;brat. Bardzo o was dba i starą się robić wszystko tak, żeby wam było 
jak najlepiej.

– Skoro jest taki wspaniały, to dlaczego nie chcesz go widzieć? Masz go dosyć, 

Holly! Czy nas też już nie lubisz? Mnie, Camryn, Trenta i Tony’ego?

– Nic podobnego, kochanie – zapewniła ją Holly. – Ją, po prostu... Mam dzisiaj 

paskudny humor, więc wyżyłam, się na twoim bracie.

Nawet nie, skłamałam, pomyślała Holly, Tylko nie powiedziałam jej, że to Rafe 

mnie do tego stanu doprowadził. W końcu nie muszę jej wszystkiego mówić.

– Mamie też się to zdarzało. Kiedy coś jej nie wyszło w pracy, po powrocie do 

domu   wrzeszczała   na   mnie   i   Camryn.   Nienawidzę,   kiedy   ludzie   krzyczą,   a   ty 
krzyczałaś na Rafe’a.

– Owszem, krzyczałam. Przykro mi, że się zdenerwowałaś, ale ludzie czasami się 

kłócą. To normalne. I wcale nie znaczy, że ja i Rafe nie lubimy ciebie, Camryn czy 
chłopców. Oboje bardzo was kochamy.

– Czy ty jeszcze kochasz Rafe’a?
– Zrozum, Kaylin. – Holly spuściła oczy. – To, co czuję do ciebie, do twojej 

siostry i do chłopców, nie ma nic wspólnego z tym, co łączy mnie z Rafe’em. Chcę, 
żebyś wiedziała, że zawsze będę waszym przyjacielem...

– Bo Camryn mówi, że ty go nie kochasz – wpadła jej w słowo Kaylin. – Uważa, 

że chodzisz z nim do łóżka, bo tak ci wygodnie, bo jest twoim sąsiadem i w ogóle. 
Mówi, że go kopniesz, kiedy poznasz kogoś, kto da ci to, na czym naprawdę ci 
zależy.

– A na czym mi zależy?
– No wiesz, fajne życie. – Kaylin była wyraźnie przygnębiona. – Camryn mówi, 

że życie z Rafe’em nie jest dla ciebie fajne. Wcale się nie dziwię. Musisz się użerać z 
Flintem i Evą, którzy są straszni i nienawidzą cię. A do tego jeszcze Trent, Tony i 
Tracey,   którym   wciąż   musisz   pomagać.   Nie   mówiąc   już   o   mnie   i   Camryn.   My 
wprawdzie   niedługo   dorośniemy   i   pójdziemy   na   swoje,   ale   zawsze.   –   Kaylin 
wzruszyła ramionami. – Ja uważam, że kochasz Rafe’a, ale Camryn twierdzi, że to 
niemożliwe.

Holly byłaby się roześmiała, gdyby nie to, że tak bardzo chciało jej się płakać. 

Camryn,   ta   mała   cyniczka,   całkiem   opacznie   zrozumiała   sytuację.   To   Rafe 
wykorzystywał Holly, bo tak mu było wygodnie, ponieważ mieszkali obok siebie. Za 
to   Kaylin   trafiła   w   dziesiątkę.   Holly   kochała   Rafe’a,   ale   za   nic   na   świecie   nie 
przyznałaby się do tego jego młodszej siostrze przyrodniej. Nie po tym, jak Rafe 

background image

oświadczył, że nie ma zamiaru się żenić.

–   Lubię   takie   życie,   Kaylin.   Dla   mnie   to   właśnie   jest   fajne.   –   Holly   zebrała 

wszystkie siły. Udało jej się uśmiechnąć.

– Pamiętasz, jak wam mówiłam, jakie to ważne, żeby każdy sam dbał o swoje 

szczęście, nie czekając, aż ktoś mu je poda na srebrnej tacy?

– Pamiętam. Mogę u ciebie obejrzeć telewizję?
– A lekcje odrobiłaś?
– Odrobiłam.. Pozwól mi zostać, dobrze? Nie chcę jeszcze wracać do domu.
Holly poczuła, że została złapana w pułapkę. Kaylin chciała ją wypróbować.
– Musisz zadzwonić do brata i zapytać go o zgodę – powiedziała, wychodząc z 

kuchni. Nie chciała być przy tej rozmowie.

–   Rafe   powiedział,   że   to   zależy   od   ciebie   –   oznajmiła   Kaylin,   wchodząc   do 

pokoju. – A ty się przecież zgodziłaś.

–   Oczywiście   –   potwierdziła   Holly.   Wiedziała,   że   każde   jej   słowo   zostanie 

dokładnie powtórzone. – Cieszę się, że przyszłaś. ..

Miała   nadzieję,   że   wszystkie   jej   słowa   zostaną   powtórzone   Rafeowi.   Niech 

zrozumie, że wcale nie potrzebowała samotności, tylko nie chciała go widzieć.

background image

Rozdział 10

Holly przeżyła koszmarny tydzień. Gdyby nie to, że nie mogła pozostawić dzieci 

samych,   unikałaby   Rafe’a   jak   zarazy.   Przypuszczała,   że   on   czuł   się   podobnie, 
ponieważ   rozmawiał   z   nią   tylko   wtedy,   kiedy   było   to   absolutnie   konieczne   i 
wyłącznie o sprawach dzieci. No i oczywiście nawet nie spróbował zostać z nią sam 
na sam. Żyli jak rozwiedzeni małżonkowie, którzy tolerują się nawzajem tylko przez 
wzgląd na dzieci.

Holly   uważała,   że   dobrze   się   stało.   Wolała   znać   najgorszą   prawdę,   niż   żyć 

złudzeniami. Nie miała zamiaru wycofywać się z życia dzieci. Naprawdę bardzo je 
polubiła i cieszyła się, że jej obecność daje im poczucie pewności siebie. Ale za nic w 
świecie   nie   zgodziłaby   się   pozostać   pogotowiem   seksualnym   dla   ich   prawnego 
opiekuna, który był daleki od myśli o małżeństwie, choć nie miał nic przeciwko 
wykorzystywaniu jej ciała.

Jemu także nie było przyjemnie. Postępowanie Holly wobec dzieci nie zmieniło 

się ani na jotę, natomiast jego traktowała jak zło konieczne. Rafe nie śmiał się nawet 
poskarżyć na tę paskudną zmianę w ich życiu. Bał się, żeby Holly nie pomyślała 
sobie, że znów chodzi mu o seks.

W rzadkich chwilach, gdy nie tęsknił za nią i za tym, jak się sprawy między nimi 

niegdyś   miały,   przypominał   sobie,   jak   go   odtrąciła,   i   szalał.   Usiłował   wtedy 
przekonać   samego   siebie,   że   jej   nie   potrzebuje,   bo   jest   dorosłym,   niezależnym 
mężczyzną, który w ogóle nikogo nie potrzebuje. Czasami nawet mu się udawało.

Zwykle   jednak   przewracał   się   w   łóżku,   bezskutecznie   usiłując   zasnąć,   i 

zastanawiał się, dlaczego jest mu tak źle. Pewnej nocy, około trzeciej nad ranem, 
wszystko   nagle   stało   się   jasne.   Wstał,   włożył   dres   i   wyszedł   na   dwór.   Tylko   w 
jednym oknie paliło się światło: u Holly. Nie wiedział, jak to się stało, ale kilka chwil 
później pukał do drzwi jej domu.

– Co się stało? – zapytała przerażona. – Czy dzieci...
– Dzieciom nic nie jest. – Przyglądał się jej uważnie, jakby z jej twarzy mógł 

wyczytać to, czego nie chciała mu powiedzieć. Tym razem mu się udało. – Ty też nie 
możesz spać?

– Czytałam – broniła się słabo.
– Czyżby? – Nieproszony wszedł do środka. – To pewnie bardzo ciekawe, skoro 

aż tak się zaczytałaś.

Holly usiadła na kanapie i obronnym gestem przycisnęła do siebie książkę.
– Co czytasz? – Rafe podszedł do niej.
– Satyrę. Bardzo zabawna. Zaśmiewałam się do rozpuku.
– Może i ja bym się pośmiał. Jaki to ma tytuł?
– „Porady”.

background image

– Pierwsze słyszę. – Wzruszył ramionami. – Pożycz mi, jak przeczytasz.
– Chętnie – uśmiechnęła się sztucznie. Za nic nie dałaby mu tej książki do ręki. – 

Po co przyszedłeś?

– Pamiętasz, jak mi opowiadałaś o pacjentce z psychozą maniakalną? O tej, przez 

którą nie możesz pojechać na ślub kuzynki?

– Dlaczego akurat teraz mnie o nią wypytujesz?
– Ta pacjentka nie istnieje, Holly – mówił, jakby w ogóle nie usłyszał pytania. – 

To bajeczka, którą sobie wymyśliłaś na wypadek, gdybyś w końcu zdecydowała się 
nie jechać.

– No i co z tego? – zapytała obojętnie.
– Jak to co? – Rafe spodziewał się, że jego epokowe odkrycie zrobi na niej 

większe   wrażenie.   –   O   tym   rozmawialiśmy   tamtego   wieczoru,   kiedy   na   mnie 
nawrzeszczałaś. To właśnie od tamtej pory wszystko się zmieniło.

Holly   coraz   mocniej   przyciskała   do   siebie   książkę.   Gniew,   który   przez   cały 

tydzień utrzymywał ją przy życiu, nagle osłabł. Wreszcie zauważyła, że to jest Rafe, 
ten sam co zawsze, bezradny i całkowicie zagubiony w świecie uczuć. On nie byłby 
w stanie świadomie nikogo wykorzystywać. A już na pewno nie ją.

Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego nagle ich stosunki tak bardzo się ochłodziły. 

Po tygodniu przypomniał sobie nic nie znaczącą rozmowę i doszedł do wniosku, że 
to od niej wszystko się zaczęło. Nawet nie próbował udawać, że wie, o co chodzi. 
Zupełnie   zapomniał,   że   przedtem   mówił   o   małżeństwie.   Skąd   miał   wiedzieć,   co 
naprawdę zabolało Holly? Żył w przekonaniu, że ona nie chce wychodzić za mąż.

–   Jest   późno,   Rafe.   Oboje   musimy   rano   wstać   –   westchnęła,   zrezygnowana. 

Spojrzała na zegar. – Dokładnie za trzy godziny.

– Niech szlag trafi spanie. Ja nie jestem śpiący. – W mgnieniu oka znalazł się 

przy niej. Wziął ją w ramiona i mocno do siebie przytulił. Całował jaj włosy, oczy, 
usta. – Tak bardzo się za tobą stęskniłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię... – zamilkł 
przestraszony tym, co chciał powiedzieć. To nie była właściwa droga. – Cokolwiek 
źle zrobiłem, bardzo cię za to przepraszam. Przepraszam, kochanie.

– Za co mnie przepraszasz, Rafe? – Spojrzała na niego.
– Zrobiłem coś, co bardzo cię zdenerwowało – przyznał skruszony.
– Aż tak bardzo zależy ci na seksie, że gotów jesteś przyznać się do wszystkiego, 

cokolwiek ci zarzucę?

– Na tobie mi zależy, kochanie, a nie na seksie. Seks jest tylko częścią ciebie. 

Wybacz mi, proszę.

– Dla mnie ostatni tydzień też nie był przyjemny – przyznała. – Ale nie mam w 

tej chwili w nastroju na patetyczne sceny. Mam umówionych pacjentów...

Pocałunek   Rafe’a   zamknął   jej   usta.   Wiedział,   że   Holly   już   się   na   niego   nie 

gniewa, i niczego więcej nie było mu trzeba do szczęścia.

Przestała się opierać. Tak miło było znów być blisko niego. Teraz już nawet nie 

background image

widziała  nic  złego w  tym, żeby kontynuować  ten  romans,  który obojgu  sprawiał 
przyjemność. W końcu byli dorośli. Informacja, że Rafe nie zamierza się żenić, nie 
była   przyjemna.   I   jeszcze   ta   forma!   Ale   jak   każda   terapia   wstrząsowa,   ta   także 
przyniosła pozytywne rezultaty. To dzięki niej Holly wydoroślała i zrozumiała, że nie 
trzeba człowieka kochać, żeby iść z nim do łóżka. Lektura „Porad” przypomniała jej 
o jeszcze jednej istotnej sprawie. Holly nie miała obsesji na punkcie małżeństwa. 
Przez ostatni pracowity miesiąc jakby trochę o tym zapomniała. Tym łatwiej przyszło 
jej   uznać,   że   nie   ma   nic   złego   w   tym,   żeby   prowadzić   takie   życie,   jakie   dotąd 
prowadziła. Skoro i tak nie zależało jej na małżeństwie. Przecież i bez urzędowego 
papierka było im razem dobrze, więc po co to zmieniać? Nie warto wszystkiego tak 
skrupulatnie przemyśliwać, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Można się co 
najwyżej doprowadzić do ciężkiej nerwicy.

Dopiero po chwili skojarzyła, , że znów obudziła się w niej racjonalna doktor 

Casale. Kazała jej zamilknąć i poddała się uczuciom. Wreszcie mogła swobodnie 
całować Rafe’a.

Nie zauważyła, jak to się stało, że znaleźli się w sypialni. Leżeli na łóżku, pieścili 

się i całowali. Po tygodniu abstynencji tak bardzo byli siebie spragnieni, że Rafe 
musiał   mocno   trzymać   się   w   ryzach,   żeby   dać   Holly   to   wszystko,   do   czego   ją 
przyzwyczaił. Ale ona nie chciała. Pragnęła tylko się kochać. Szybko i ostro. Bez 
niepotrzebnych czułości.

Leżeli obok siebie spoceni i wymęczeni. Rafe pogłaskał Holly po głowie, spojrzał 

jej w oczy. Nie rozumiał, dlaczego wciąż były smutne.

– Jesteś dziś jakaś inna – mruknął.
– Nie chce mi się rozmawiać, Rafe. – Holly zamknęła oczy. – Jestem strasznie 

zmęczona. Muszę choć trochę pospać.

– O to mi właśnie chodzi. Nigdy nie byłaś tak zmęczona, żebyś nie chciała ze 

mną rozmawiać.

– Ale teraz jestem.
– Ja... My... – Nie wiedział, jak do niej dotrzeć. Naprawdę zasypiała. – Dobrze ci 

było? – zadał jedno z najgłupszych pytań na świecie.

– Znakomicie się spisałeś – pochwaliła go sennym głosem.
– Nie o to chodzi. Przecież to nie popisy...
– Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – Holly otworzyła oczy. – Nie gniewam się 

na ciebie, poszliśmy do łóżka, było świetnie. O co ci jeszcze chodzi?

– Nie powiedziałaś, że mnie kochasz. – Wreszcie dotarło do niego to, czego mu 

tym   razem   brakowało.   Przedtem   zawsze   to   powtarzała.   Nie   miał   pojęcia,   że   tak 
potrzebuje tych wykrzykiwanych w ekstazie słów. Jeszcze coś tej nocy zrozumiał. – 
Ja chyba nigdy nie powiedziałem ci, że cię kocham.

Żadnej kobiecie tego nie powiedział. Dla niego nie były to puste słowa, lecz 

zobowiązanie   najwyższej   wagi.   A   ponieważ   Rafe   zawsze   wywiązywał   się   ze 

background image

zobowiązań, bardzo uważał, żeby ich pochopnie nie zaciągać. Ale Holly powiedział, 
że ją kocha. Przed chwilą.

Nie skakała z radości i nie umówiła się z nim na kupowanie zaręczynowego 

pierścionka. Nie postanowiła zarezerwować restauracji na przyjęcie.

– To fajnie. – Ziewnęła i przewróciła się na bok. – Dobranoc, Rafe.
Fajnie?   –   pomyślał   zaskoczony.   Holly   mówi   jak   Camryn   i   Kaylin.   Dla   nich 

wszystko jest fajne. Oprócz tego, co nie jest fajne.

Rafe w tej chwili czuł się całkiem nie fajnie. Omal szlag go nie trafił, ale choć 

miał na to ogromną ochotę, nie odważył się zbudzić Holly.

Holly   przez   cały   tydzień   usiłowała   przekonać   Rafe’a,   że   wcale   nie   musi   jej 

towarzyszyć, że sama może pojechać na ślub Heidi. Teraz on wymyślał powody, dla 
których koniecznie, absolutnie musi z nią pojechać. Posunął się nawet do kłamstwa. 
Powiedział jej, że linie lotnicze nie zwrócą pieniędzy za wykupione już bilety. Holly 
zadzwoniła   do   ich   biura   i   dowiedziała   się,   że   to   nieprawda.   Dała   się   przekonać 
dopiero wtedy, kiedy okazało się, że Trent, Tony i Kaylin naprawdę bardzo chcą 
pojechać do Michigan, choć chłopców intrygowała raczej sama podróż niż udział w 
rodzinnej uroczystości.

– Jak z tobą nie pojadę, będziesz miała na głowie technika dentystycznego – 

przypomniał jej żartobliwie, przywołując powód, dla którego został zaproszony.

– Nic podobnego. – Holly najwyraźniej nie potrzebowała już jego ochrony. – 

Powiem mu, że mam w Sioux Falls kochanka. Rodzina będzie musiała przyjąć do 
wiadomości, że nie zamierzamy legalizować tego związku.

Rafe   nie   rozumiał,   dlaczego   jej  oświadczenie   tak   bardzo   go   zaniepokoiło.   W 

końcu   powiedziała   tylko   to,   co   on   sam   niezliczoną   ilość   razy   tłumaczył   Evie   i 
Flintowi. Oboje twierdzili, że Holly chce go zaciągnąć do ołtarza i że jeśli pojedzie 
do Michigan, to wpadnie w misternie skonstruowaną pułapkę. Rafe przypuszczał 
jednak, że i tym razem się mylili. Bliższa prawdy była wszechwiedząca Camryn.

– Holly nie chce, żebyś z nią jechał, bo nie ma ochoty wysłuchiwać kazań na 

temat tego, że jesteś dla niej nieodpowiednią partią. Sama doskonale o tym wie – 
powiedziała, wysłuchawszy teorii Flinta.

– Ja jestem odpowiednią partią! – . obruszył się Rafe.
–   Nie   łudź   się.   –   Camryn   z   politowaniem   pokiwała   głową.   –   Jest   jej   z   tobą 

wygodnie, to wszystko. Nie rozumiem, dlaczego tak się irytujesz. Przecież ty też ją 
wykorzystujesz.

– Ja nie wykorzystuję, Holly! – oświadczył wówczas stanowczo.
Dopiero potem zaczął się zastanawiać, czy Holly nie podziela punktu widzenia 

Camryn.   Któregoś   wieczoru   odważył   się   ją   nawet   o   to   zapytać.   Kochali   się   jak 
szaleni, ale Rafe nie był usatysfakcjonowany. Oczywiście nie seksualnie. W – tych 
sprawach  całkowicie  sobie  wystarczali.  Brakowało  mu  czegoś,   co  kiedyś   między 

background image

nimi było, a ostatnio zupełnie zanikło. Rafe nie wiedział, dlaczego. Nie miał pojęcia 
nawet, co to było.

Holly wyśmiała jego obawy, zapewniła, że nie czuje się wykorzystywana i... to 

wszystko. Gna, zawsze taka wygadana, stała się niezwykle małomówna.

Pomyślał, że może właśnie jej słów tak bardzo mu brakuje. Zazwyczaj, kiedy już 

dość się nacieszyli swymi ciałami, leżeli przytuleni do siebie i Holly opowiadała mu 
o tym, co myśli, co czuje. Teraz, ledwie skończyli, natychmiast zapadała w sen. 
Właściwie powinien się cieszyć, że tak mało od niego wymaga, on tymczasem wcale 
nie był zadowolony. Po długich rozmyślaniach doszedł do wniosku, że chce, aby 
Holly   czegoś   od   niego   wymagała.   Nie   czegoś   w   ogóle,   tylko   konkretnie: 
zaangażowania emocjonalnego. Niestety, Holly niczego od niego nie chciała.

Kiedy   przyjechali   do   hotelu,   w   którym   miało   się   nazajutrz   odbyć   przyjęcie 

weselne, zastali tam już całą resztę przyjezdnych krewnych i znajomych. Rodzina 
była   oczywiście   poinformowana,   że   Holly   nie   przyjedzie   sama.   Wreszcie 
uświadomiła   matkę,   że   sąsiedzi,   z   którymi   się   tak   bardzo   zaprzyjaźniła,   nie   są 
normalną rodziną, a mieszkające u Rafe’a dzieci są tylko jego podopiecznymi. Wciąż 
jednak utrzymywała, że ona i Rafe są jedynie przyjaciółmi.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji ciotka Honoria wzięła Holly na stronę, 

żeby wygłosić swoją opinię.

– Bardzo się cieszę, że przywiozłaś ze sobą przyjaciół – powiedziała. – Mam 

nadzieję,   że   nie   zrezygnujesz   z   poznania   tego   miłego   technika   dentystycznego. 
Dobrze, że pomagasz Rafe’owi i tym biednym osieroconym dzieciom, ale on z całą 
pewnością   nie   nadaje   się   na   męża.   Zwłaszcza   dla   ciebie,   Holly.   Gdybyś   miała 
gromadkę własnych dzieci, to co innego. Ale ty, Bogu dzięki, jesteś wolna.

Matka i ciotka Hedy także nie kryły swego zdania. Stwierdziły bez ogródek, że 

nie pozwolą się Holly wiązać z takim człowiekiem, choćby nawet złote góry jej 
obiecywał. Powiedziały nawet – co zdarzyło się im po raz pierwszy, odkąd Holly 
sięgała pamięcią – że ona przecież nie musi się wcale spieszyć, ma jeszcze dużo 
czasu, żeby wyjść za mąż i na pewno bez trudu znajdzie odpowiedniego kandydata.

Rafe się wściekał. Rodzina Holly była mu zdecydowanie przeciwna. Nie tylko 

czuł ich rezerwę, ale na własne uszy słyszał, co o nim mówią. Jak na złość o niczym 
innym nie mówili, tylko o nim i Holly, Nawet ślub, który miał się odbyć nazajutrz, 
stał się wydarzeniem drugoplanowym.

Rafe nie mógł znieść tych szeptów i niechętnych spojrzeń, więc schronił się w 

hotelowym pokoju.

– Czuję się tak, jakbym był trędowaty – poskarżył się Camryn. – Może oni nie 

lubią Indian? Jej siostra tak na mnie patrzyła, jakby się dziwiła, że nie mam na twarzy 
barw wojennych.

– Chciałbyś, żeby tylko o to chodziło – odparła z wyższością Camryn. – Ich nie 

obchodzi, , kim jesteś. Uważają, że nie nadajesz się na męża Holly, ponieważ masz 

background image

na głowie mnie i dzieciaki. Ich zdaniem, zrujnowalibyśmy jej życie. Zresztą, może 
mają rację.

– Czy Holly nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia? – skrzywił się. Rafe.
–   Pewnie,   że   ma.   Zresztą   ona   lepiej   pasuje   do   nas   niż   do   tej   swojej   durnej 

rodzinki. Są koszmarni. Z wyjątkiem Heidi, ale ona jutro bierze ślub. Ta dopiero 
zmarnuje sobie życie! Jest bystra, inteligentna i zdolna, a oni wydają ją za mąż za 
takiego chłystka.

Rafe   patrzył   z   podziwem   na   swoją   młodszą   siostrę.   Zawsze   wszystkiemu 

przeciwna, niezadowolona i zadziorna, tym razem wzbudziła jego sympatię. Miała 
całkowitą   rację:   Holly   jest   ich,   a   to,   co   myśli   na   ten   temat   jej   rodzina,   nie   ma 
najmniejszego znaczenia. Postanowił nie dopuścić do tego, żeby rodzina przekabaciła 
Holly na swoją stronę.

– Posłuchaj, Camryn, chciałbym zaprosić Holly na drinka. Czy zgodziłabyś się 

przez ten czas zająć Trentem i Tonym? Oglądają telewizję, więc może będzie trochę 
spokoju.

– Nie ma sprawy – zgodziła się ochoczo Camryn. – A pozwolisz mi zaprosić 

koleżankę?

– Czyżbyś i w Michigan miała jakichś znajomych?
– Heidi jest moją koleżanką. Zadzwonię do niej i poproszę, żeby do nas wpadła.
– Chyba nie ma w tym nic złego – zastanawiał się głośno Rafe. – Zresztą wątpię, 

żeby   się   zgodziła.   O   ile   wiem,   jest   teraz   na   przyjęciu   z   narzeczonym   i   ich 
przyjaciółmi.

Camryn dopadła telefonu, zanim jej brat zdążył wyjść z pokoju.
– Twoja rodzina mnie nienawidzi – skarżył się Rafe, siedząc w hotelowym barze 

nad szklanką martini. Rzadko pił alkohol, ale po niezbyt serdecznym powitaniu, jakie 
zgotowali mu najbliżsi Holly, potrzebował czegoś mocniejszego.

– Oni nie mają nic przeciwko tobie jako człowiekowi. – Holly położyła dłoń na 

jego   udzie.   Nie   spodziewała   się   takiej   niechęci   ze   strony   całego   klanu.   –   Ale 
rzeczywiście zachowują się okropnie. Przepraszam cię za nich, Rafe.

– Nie przepraszaj, To nie twoja wina.. – Przykrył jej dłoń swoją. – Mnie nawet do 

głowy nie przyszło, żeby cię przeprosić za niezbyt elegancki sposób, w jaki Flint i 
Eva traktują ciebie.

– Nie możemy odpowiadać za to, co wyprawiają nasi bliscy. Cieszę się, że ze 

mną przyjechałeś.

– Ja też się cieszę, kochanie.
– Chociaż zanosi się na to, że przez dwa dni będziemy musieli walczyć z całym 

światem?

– Nie obchodzi mnie reszta świata, póki ty jesteś po mojej stronie.
– Mnie także. – Holly była szczerze wzruszona tą deklaracją. A ponieważ martini 

uderzyło   jej   do   głowy,   zapomniała,   że   nie   lubi   publicznie   okazywać   uczuć. 

background image

Przysunęła się do Rafe’a i pocałowała go w policzek.

Rafe nie czekał na zaproszenie. Pocałował ją namiętnie, jakby byli zupełnie sami. 

– Holly!

Powoli dotarło do niej, że ktoś ją woła. To nie mógł być Rafe, ponieważ w tej 

chwili ją całował. Właśnie – przestał, ale ona ani myślała się od niego odsuwać.

– Powiedziałaś nam, że jesteście tylko przyjaciółmi!
Oboje  z  Rafe’em  jednocześnie  odwrócili  głowy  Nad  ich  stolikiem stały  dwie 

wzburzone matrony. Holly westchnęła i wtuliła twarz w ramię Rafe’a.

Rafe pamiętał, że te dwie panie także były wcześniej na przyjęciu. Jakieś kuzynki 

Holly czy coś takiego. Z całą pewnością jednak ich imiona zaczynały się; na H. Rafe 
pomyślał, że panujący w tej rodzinie idiotyczny zwyczaj nadawania dzieciom imion 
zaczynających się na H doskonale pasuje do tego oryginalnego klanu. Postanowił też 
od razu, że kiedy on i Holly będą mieli dzieci, żadne z nich nie dostanie imienia 
zaczynającego się na tę literę.

–  Chyba   jednak   łączy   was   coś   więcej  –  powiedziała   z   nieukrywanym 

obrzydzeniem jedna z kuzynek.

– Nigdy nie widziałyśmy, żeby Holly i jej tak zwany przyjaciel, Devlin Brennan, 

trzymali się za ręce, że o takiej poufałości nie wspomnę – dodała druga.

– Owszem, łączy nas coś więcej – oświadczył Rafe. – Zamierzamy się pobrać.
Nie chciał, żeby Holly musiała się przyznawać, że są kochankami. Wprawdzie 

byli kochankami i przyjaciółmi, ale oprócz tego łączyło ich dużo, dużo więcej.

– Boże wielki! – zawołała ciotka Hillary.
– Domyśliłam się tego, jak tylko was zobaczyłam razem – dodała ciotka Hayley. 

– Moje gratulacje!

– Czy masz świadomość, że obie na pewno już wiszą na telefonie? – zapytała 

Holly, gdy ciotki pospiesznie wybiegły z baru. – Za  dziesięć minut cała rodzina 
będzie wiedziała, że się pobieramy.

– No i dobrze, – Rafe wstał. Wziął Holly za ręce i podniósł ją z krzesła. – Dzieci 

zajęły apartament, więc jeśli chcemy mieć trochę spokoju, musimy coś wymyślić.

Holly zachwiała się. Rafe objął ją ramieniem i przytulił do siebie. .
– Zakręciło ci się w głowie? – zapytał, wyprowadzając ją z baru.
– Troszeczkę – odparła Holly. Natychmiast zauważyła obie ciotki siedzące przy 

telefonach   w   hotelowym   holu.   –   Powinnam   napić   się   kawy.   Muszę   spokojnie 
pomyśleć, jak odkręcić tę plotkę, którą one właśnie rozsiewają.

– To nie żadna plotka. Ja naprawdę chcę się z tobą ożenić.
– Czy ty aby nie za dużo wypiłeś, Rafe?
– Tylko jedno martini. Nie jestem pijany. Przysięgam. – Oparł obie dłonie na 

ramionach Holly i spojrzał jej głęboko w oczy. – Mówiąc szczerze, nigdy w życiu nie 
byłem – bardziej przytomny. Kocham cię. Wiem, że ty też mnie kochasz. Zostań 
moją żoną, dobrze?

background image

–   Dwa   tygodnie   temu   zapewniłeś   swego   brata,   że   nie   jesteś   zainteresowany 

małżeństwem. – Holly omal się nie rozpłakała.

–   Dwa   tygodnie   temu...   –   Spojrzał   na   nią   zdumiony.   –   Dwa   tygodnie   temu 

zachowałem się jak idiota – powiedział cicho, tuląc ją do siebie.

– Trudno ci odmówić racji.
– Dobrze, że się zgadzasz, bo nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Wynajmę pokój, 

żeby   nikt   nam   nie   przeszkadzał.   Najpierw   będziemy   się   kochać,   a   potem   ci   się 
oświadczę. Zgoda? A może wolisz, żebym postąpił odwrotnie?

– Niech będzie po twojemu – mruknęła Holly.
– Tak bardzo  cię  kocham, Rafe –  powiedziała,  kiedy wyczerpani leżeli  obok 

siebie.   –   Nie   przypuszczałam,   że   można   kogoś   aż   tak   kochać.   Te   ostatnie   dwa 
tygodnie...

– Czy moglibyśmy wymazać je z pamięci? – przerwał jej Rafe. – Nigdy w życiu 

nie było mi tak źle. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie miałem pojęcia, co to 
takiego. Tak bardzo się zmieniłaś. Byłaś tuż obok mnie, a ja mimo to bardzo za tobą 
tęskniłem. Nie rozumiałem, co się dzieje.

– Strasznie jesteś tępy, kochanie – powiedziała słodko Holly.
– Jak długo miałaś zamiar mnie dręczyć?
– Nie miałam żadnego konkretnego planu, ale musiałam się jakoś bronić.
–   To   znaczy,   że   nie   jesteś   wiele   lepsza   ode   mnie   –   ucieszył   się   Rafe.   – 

Zapomniałaś o pierwszym przykazaniu psychologa: szczera rozmowa.

– Zapomniałam. – Holly przytuliła się do niego. – Nie pozwól mi nigdy więcej 

powtórzyć tego błędu.

– Nie pozwolę. – Rafe ją pocałował. – A tobie nie wolno wątpić w moją miłość. 

Tak bardzo cię kocham, Holly. Ale jest jeden problem. Od rana cała twoja rodzina 
będzie cię przekonywać, że nie jestem dla ciebie odpowiednią partią. Sam nie wiem, 
czy nie mają racji.

– Nie mają – odparła zdecydowanie Holly. – Jesteś najlepszą partią na świecie. 

Całe życie na ciebie czekałam.

– O Boże, jak dobrze – westchnął uszczęśliwiony Rafe. – Tak właśnie powinno 

być. Wreszcie ze mną, rozmawiasz.

Nie odwracasz się do mnie plecami, nie zasypiasz...
– Każdy lubi posłuchać, jaki jest wspaniały. – Holly uśmiechnęła się tajemniczo, 

– Ty rzeczywiście jesteś cudowny, chociaż łatwo cię wyprowadzić w pole. Ja wcale 
nie zasypiałam, Rafe. Udawałam, ale nie spałam.

– Mam nadzieję, że było ci tak samo źle jak mnie.
– Przypuszczam, że znacznie gorzej.

Następnego   ranka   obudził   ich   dzwonek   telefonu.   Zaspany   Rafe   podniósł 

słuchawkę. .

background image

–   Macie   zamiar   przespać   cały   dzień?   –   usłyszał   kpiący   głos   Kaylin,   Z 

przerażeniem spojrzał na zegarek. Była dziesiąta. Nigdy w życiu nie spał aż tak 
długo. Ale kiedy Holly się do niego uśmiechnęła, wyrzuty sumienia ustąpiły jak ręką 
odjął.

– A ty skąd wiesz, gdzie jesteśmy? – dopiero teraz się zdziwił.
–   Nie   wróciłeś   na   noc,   więc   zadzwoniłam   do   recepcji   i   zapytałam   o   numer 

drugiego   pokoju   wynajętego   na   twoje   nazwisko   –   wytłumaczyła   mu   Kaylin. 
Rzeczywiście, nie – było to zbyt skomplikowane. – Moje gratulacje, Rafe. Bałam się, 
że wszystko popsułeś, ale na szczęście w porę się opamiętałeś. Tak się cieszę, że się 
pobierzecie!  Powiedz  Holly,   że   obie   z   Camryn  nie   możemy   się   doczekać,  kiedy 
zostanie panią Paradise. Flint i Eva pękną ze złości.

– Skąd wiesz, że Holly też tu jest? – Rafe puścił płazem tę ostatnią uwagę. – I w 

ogóle.

–   Chryste,   Rafe!   Wiem,   że   Holly   jest   z   tobą   i   słyszałam,   żeście   się   wczoraj 

zaręczyli. Co najmniej czterdzieści pięć osób z jej rodziny dzwoniło do nas w tej 
sprawie. Od świtu.

– Dzwonili do was?
– Nie do nas, tylko do ciebie. Nikomu nie przyszło do głowy, że możesz się przed 

nimi ukrywać. Ale nie denerwuj się, nic im nie powiedzieliśmy.

– Coście im nagadały, Kaylin? – zapytał wystraszony Rafe.
– Różnie. Albo że razem z Holly jesteście w wannie, albo że pod prysznicem, 

albo że jeszcze śpicie i żadne z was nie może w tej chwili podejść do telefonu. – 
Kaylin się roześmiała. – Zatkało ich! Słowo ci daję! Dzwonię, żeby cię zapytać, czy 
mamy ich dalej spławiać.

– Skoro i tak są już przekonani, że nie zdołają się mnie pozbyć, to równie dobrze 

możemy zjeść śniadanie, zanim stawimy im czoło. Wytrzymacie jeszcze godzinę?

– Jeśli sobie życzysz, to nawet cały dzień. Myśmy już jedli. Kelner przyniósł nam 

śniadanie do apartamentu – opowiadała podekscytowana Kaylin. – Zamówcie sobie 
jajka po wiedeńsku. Są pyszne! A chłopcy Wzięli czekoladę z bitą śmietaną. Też 
ekstra.

Rafe pomyślał, że kulinarne szaleństwa dzieciaków będą go kosztowały majątek, 

ale   tym   razem   wyjątkowo   nie   miał   nic   przeciwko   temu.   Nie   czuł   też   wyrzutów 
sumienia, że kazał dziewczynkom bajerować rodzinę Holly. Był szczęśliwy, że nie 
musi się spieszyć.

Holly postanowiła nie pokazywać się rodzinie na oczy. Nie chciała dobrych rad 

ani ostrzeżeń, których na pewno by jej nie szczędzili, gdyby nie unikała rodziny. 
Oboje z Rafe’em zabrali Trenta i Tony’ego do sali automatów, gdzie chłopcy do woli 
korzystali z najróżniejszych gier telewizyjnych. Camryn i Kaylin nie miały ochoty 
opuszczać eleganckiego apartamentu.

Do   ślubu   Heidi   została   zaledwie   godzina,   gdy   Holly   zdecydowała,   że   czas 

background image

pojechać   do   rodziców   i   przebrać   się   na   uroczystość.   W   domu   panował   chaos. 
Mężczyźni zebrali się w pokoju telewizyjnym i oglądali jakiś bardzo ważny mecz. Co 
dziwniejsze, nikt ani słowem nie wspomniał o niestosownych zaręczynach Holly. 
Wkrótce wszystko się wyjaśniło.

– Heidi zginęła! – krzyczała ciotka Hedy. – Honoria myślała, że mała chce się 

wyspać. Koło południa weszła do jej pokoju i wtedy okazało się, że jej tam nie ma. 
W ogóle nie wróciła na noc!

– Może spała u narzeczonego – powiedziała Holly. – Dzwoniliście do niego?
– No pewnie! – parsknęła ciotka Heather. – Od wczoraj jej nie widział. Pokłócili 

się na przyjęciu.

– Dzwoniliście do jej przyjaciół? Do znajomych? – pytała Holly.
– Dzwoniliśmy do wszystkich po kolei. – Hope, siostra Holly, ocierała chusteczką 

zapłakane oczy. – Nigdzie jej nie ma. Ktoś widział, jak wieczorem jechała gdzieś 
samochodem. Zupełnie sama.

–   Zawiadomiliście   policję?   –   Holly   usiłowała   zachować   spokój.   Bardzo   się 

denerwowała.   Gazety   wciąż   donosiły   o   szkaradnych   zbrodniach   popełnianych   na 
młodych kobietach.

– Honoria nie pozwoliła. – Matka Holly była załamana. – Jest przekonana, że 

Heidi ma zły humor i że zjawi się przed samą ceremonią. Ostatnio bez przerwy 
chodziła naburmuszona.

– Co wy wygadujecie? – zdziwiła się Holly. Heidi miała pogodne usposobienie i 

złe humory zdarzały jej się niezwykle rzadko.

– Ostatnio bardzo się zmieniła – powiedziała kuzynka Hayley. – Bez przerwy się 

nam sprzeciwiała.

–   Myślałyśmy,   że   to   z   nerwów   –   dodała   ponuro   Hillary.   –   Ślub   to   wielkie 

przeżycie.

– Czy Heidi nie mówiła przypadkiem, że nie chce wychodzić za mąż? – zapytała 

podejrzliwie Holly.

Ciotki spojrzały po sobie.
– Nie brałyśmy tego poważnie – odezwała się wreszcie ciotka Hedy. – Która 

młoda kobieta nie chciałaby mieć takiego pięknego ślubu, jaki zaplanowałyśmy dla 
Heidi?

Holly była jedną z takich kobiet. Jej udało się przeciwstawić matrymonialnym 

planom damskiej części swojej rodziny. Nie miała zamiaru wychodzić za mąż na siłę. 
Dopiero kiedy poznała Rafe’a.. . No, ale on był jej przeznaczony. A i tak nie była 
pewna, czy zdecydują się na huczny ślub.

Heidi zapewne tak była zajęta przygotowaniami do uroczystości, że umknął jej 

uwagi fakt, iż całą resztę życia będzie musiała spędzić z niewłaściwym mężczyzną. 
Pewnie dopiero wczoraj sobie to uświadomiła.

– Podobno jest tu niezła restauracja – powiedziała Camryn. – Czy mogę wziąć 

background image

samochód i pojechać tam z Kaylin?

Rafe był już w garniturze. Za niecałą godzinę miał się zacząć ślub, tymczasem 

Camryn wciąż jeszcze nie była ubrana, a Kaylin, Trent i Tony dotąd nie wrócili z 
salonu gier. Cała trójka była w dżinsach i sportowych koszulkach. W żaden sposób 
nie mogli się pokazać na uroczystości w takim stanie.

– Nie pozwolę ci prowadzić wynajętego samochodu. A nawet gdyby, to nie masz 

czasu na wypad do restauracji. Lepiej zacznij się przebierać. Ja pójdę po Kaylin i 
chłopców.

– Nie ma pośpiechu. – Camryn ani myślała ruszyć się z fotela. Nawet wówczas, 

kiedy zadzwonił telefon.

– Rafe! – krzyczała do słuchawki Holly. – Heidi zniknęła! W domu istne piekło, a 

ja nie mam pojęcia...

– Heidi zniknęła? – powtórzył Rafe. Spojrzał na Camryn, która właśnie zaczęła 

sobie malować paznokcie. – Camryn, Holly mówi, że Heidi zniknęła.

– Wiem – odparła wyniośle Camryn. – I raczej nieprędko wróci.
–   Holly,   przyjedź   tu   zaraz   –   powiedział   Rafe,   posyłając   Camryn   mordercze 

spojrzenie.

Usiłował się czegoś od niej dowiedzieć, ale Camryn wolała poczekać na Holly. 

Argumentowała, że nie ma sensu powtarzać tego samego dwa razy i właściwie trudno 
było się z nią nie zgodzić. Tym bardziej że Rafe’owi wcale nie zależało na tym, żeby 
dwa razy słuchać tego, czego wolałby w ogóle nie usłyszeć.

– Jestem prawie pewien, że Camryn wie, gdzie jest Heidi – powiedział, gdy Holly 

zjawiła się w ich apartamencie. – Obawiam się, że zniknięcie panny młodej to jej 
sprawka.

– Tak się cieszę, że zgodziłaś się zostać żoną Rafe’a. – Camryn obdarzyła Holly 

anielskim uśmiechem.

– Czy wiesz, gdzie jest Heidi? – zapytała Holly.
– W drodze do Las Vegas. – Camryn spojrzała na zegarek. – Chociaż pewnie już 

tam dojechała. Pojechała autobusem. Dałam jej adresy kilku moich znajomych. To 
fajni ludzie, prawie w jej wieku. Na pewno da sobie radę.

– Do Las Vegas? – Holly usiadła na łóżku.
•   –   Zostawiła   mi   pierścionek.   –   Camryn   podała   Holly   złoty   pierścionek   z 

brylancikiem. – Prosiła, żeby to oddać temu chłystkowi.

–   Boże   wielki!  –   Rafe   usiadł  obok   Holly.   –   A   ja   myślałem,   że   takie   rzeczy 

zdarzają się tylko w kiepskich filmach.

–  Dlaczego  Heidi  nikomu  nie   powiedziała,   że   jedzie   do  Las   Vegas?   –   Holly 

starała się zachować spokój. Oczyma duszy widziała piekło, jakie się rozpęta, kiedy 
rodzina dowie się o wszystkim.

– Mnie powiedziała – broniła uciekinierki Camryn. – To było jedyne rozwiązanie. 

Nie chciała wychodzić za mąż za tego faceta, ale nie umiała się z tego wyplątać. 

background image

Powiedziała mi, że odkąd dała się namówić na ten ślub, czuje się tak, jakby leżała na 
szynach, po których pędzi pociąg bez hamulców. No to ja jej powiedziałam, że jeśli 
nie chce zostać ofiarą katastrofy kolejowej, powinna wstać i uciec.

– Dobrze jej poradziłaś – pochwaliła Holly.
– Kazałam jej  kupić bilet  do Las  Vegas.  –  Camryn  promieniała.  – To  dobre 

miejsce   na   nowy   początek   życia.   Mama   tak   powiedziała,   kiedyśmy   się   tam 
przeprowadziły.

– No i co my teraz zrobimy? – Rafe był zdruzgotany. – Twoja rodzina i bez tego 

mnie   nie   aprobowała.   Zobaczysz,   co   będzie,   jak   się   dowiedzą,   że   dzięki   mojej 
siostrze panna młoda rzuciła narzeczonego i zwiała do Las Vegas.

– Mnie tylko Heidi żal – mruknęła Holly. – Biedactwo, – nie miała się nawet 

komu zwierzyć. Nawet mnie nie miała odwagi przyznać się do swoich wątpliwości.

– Ty byłaś zajęta – rozgrzeszyła ją Camryn – wobec czego ja cię zastąpiłam. 

Zastanawiam  się  nawet,  czy  przypadkiem  nie   pójść   na   psychologię.   Chyba   mam 
talent.

Zanim Rafe zdążył się odezwać, Holly podniosła do ust jego dłoń i pocałowała.
– Moja rodzina ma wielkie szczęście, że ty i Camryn do niej wejdziecie. Zaraz 

sama im to powiem. Ale najpierw zadzwonię do ciotki, żeby ją uspokoić, że Heidi nic 
się nie stało, tylko wyjechała do Las Vegas.

– Moglibyśmy zabrać dzieciaki do tej restauracji, o której ci opowiadałam –  

powiedziała Camryn z nadzieją w głosie. – Chyba że wolisz zostać i wspomóc Holly, 
kiedy będzie przekazywała rodzinie dobrą nowinę.

– Na pewno nie zostawię Holly samej z tym bałaganem – zapewnił ją Rafe. – 

Załatwimy to razem.

– Jeśli zechcesz kiedyś wyjść za mąż, Camryn – Holly pogłaskała Rafe’a po 

policzku – poszukaj sobie człowieka odważnego, na którym można polegać. Takiego 
jak twój brat. Spotkasz go, choćbyś nie wiem jak długo miała czekać.