background image
background image
background image
background image
background image

Spis treści

Prolog

1 Kry m inalna edukacj a

2 Polity cy  obiecuj ą, m afia dotrzy m uj e słowa

3 Mafij na drabina

4 Sy stem

5 Chrzest boj owy

6 Fabry ka pieniędzy

7 Agent służb specj alny ch

8 Czego żąda m afia?

9 Poza kręgiem  podej rzeń

10 Spalona ziem ia

11 Ludzie prawa

12 Odchodzę

13 Addaura – m ój  teren

14 Od Falconego do Borsellina

15 Przed Falconem  i po nim

16 Na m ecie

17 Walka o władzę

18 Nie j estem  zdraj cą

19 Spotkanie

20 Coś nie tak, panie sędzio? Pali pan dwa papierosy  j ednocześnie?

21 Strzał w plecy

22 Niebezpieczne relacj e

23 Gra w prawdę

24 Urodziliśm y  się razem  z DIA

25 Nie m a odwrotu

26 Bez przy szłości

Epilog

background image

Prolog

 Oficj alnie

 odchodzę  z cosa  nostry, do  której  należałem   j ako członek  klanu  Partanna-Mondello,

którem u przewodził Saro Riccobono.

Minęło

 wiele

 lat od chwili, gdy  wy powiedziałem  te słowa.

Centrum

  Urazowo-Ortopedy czne  we  Florencj i,  26  czerwca  1992  roku,  godzina  16.30…

Świadkowie: sędziowie Pier Luigi Vigna i Silvia Della Monica.

Tak, m inęło

 wiele

 lat. Ty m czasem  wy j echałem  do Rzy m u i nauczy łem  się po nim  poruszać,

nawet  sam ochodem .  Bez  problem u  orientuj ę  się  w  j ego  topografii.  Czuj ę  się  tu  coraz  pewniej .
Oczy wiście  nie  tak  dobrze  j ak  w  Palerm o,  które  –  j ako  m afioso  –  znałem   od  podszewki,  ale  po
kilkunastu latach rzy m skie otoczenie nie stanowi j uż dla m nie taj em nicy ; potrafię rozróżnić j ego
uczciwe  i  przestępcze  oblicze.  Przestałem   się  ukry wać  i  wielokrotnie  zdarzy ło  m i  się  otrzeć,
przy padkiem , poprzez znaj om ość chociażby  z j ubileram i, o lokalny  półświatek. Ale nie skusiłem
się na łatwy  zarobek.

Nazy wam

  się  Gaspare  Mutolo.  Jestem   Sy cy lij czy kiem   i  współpracuj ę  z  wy m iarem

sprawiedliwości.  Mam   burzliwą  przeszłość.  Jak  wszy scy,  którzy   dokonali  takiego  wy boru.
Przestępcy, zabój cy, złodziej e. Oto, kim  by liśm y  przez wiele lat. Takiego piętna nie sposób z siebie
usunąć.  Każdy   z  nas  rozlicza  się  z  przeszłością  na  swój   sposób.  Żal  i  wy rzuty   sum ienia  to
pry watne odczucia i takie j uż na zawsze pozostaną.

Wiem , że

 wiele

 osób podskórnie wy czuwa m oj e okrutne drugie j a; wiedzą, że nadal we m nie

tkwi,  lękaj ą  się  drzem iącej   we  m nie  przem ocy,  obawiaj ą  się,  że  nagły   gest  czy   nieszczęśliwie
dobrane  słowo  m ogą  j ą  rozbudzić.  Ale  i  j a  wiem ,  z  kim   powinienem   się  spoty kać,  unikam
ry zy kowny ch  dla  siebie  m iej sc.  Choć  niekiedy   trudno  stwierdzić,  które  z  nich  są  dla  m nie
fakty cznie niebezpieczne.

Ży j ę  w  nieustanny m   stanie  gotowości.  Nie  potrafię  pozby ć  się  tego  nawy ku,  choć  dzieci

śm iej ą się ze m nie, kiedy  zaraz po uruchom ieniu silnika spoglądam  w ty lne lusterko. Zawsze tak
robię.  Czasam i  wy bieram   dłuższą  trasę,  by   doj echać  na  m iej sce;  ot,  stary   zwy czaj   gubienia
ewentualnego  ogona.  Czuj ność  i  ciągła  gotowość  do  odparcia  ataku  towarzy szą  m i  na  co  dzień,
chociaż dawno odrzuciłem  przeszłość.

Pom im o

 upły wu lat Rzy m  pozostał dla m nie obcy m  m iastem . Marzą m i się lody  w Mondello,

tęsknię  za  telefonam i  od  kum pli  czy   krewny ch  zaczy naj ący m i  się  od  słów:  „patrzę  na  m orze
i dzwonię do ciebie Gaspare, bo…”, za rozm owam i o stary ch czasach. W ciągu ty ch dwudziestu
j eden  lat  nigdy   nie  odezwał  się  we  m nie  „zew  krwi”,  nigdy   nie  uległem   pokusie.  Trzy m am   się
uparcie  raz  obranej   drogi,  choć  początki  by ły   naprawdę  trudne,  zwłaszcza  gdy   patrzy łem   na
dzieci, który m  nie m ogłem  zapewnić dobroby tu, do j akiego by ły  przy zwy czaj one. Państwo nadal
m nie  chroni,  j est  fizy cznie  obecne.  I  m im o  że  ostatnim i  czasy   tę  ochronę  zredukowano  do
m inim um , to i m oj e lęki o rodzinę nieco zelżały. Jasne, że nigdy  nie będę m ógł po prostu zniknąć.
Żona  od  sam ego  początku  zgadzała  się  z  m oj ą  decy zj ą.  Jako  kobieta  m afiosa  nauczy ła  się  nie
wtrącać,  akceptować  m oj e  wy bory   i  znosić  swój   los  w  m ilczeniu.  Jednak  w  przy padku  dzieci,
które by ły  j eszcze m ałe, kiedy  należałem  do cosa nostry, m usiało m inąć kilka lat, zanim  wszy stko
wróciło do norm y  i udało m i się nauczy ć j e nowego ży cia.

Teraz

  znaj ą  całą  prawdę;  z  biegiem   lat  zrozum iały,  że  nie  j estem   zły m   człowiekiem .  I  nie

kry j ę  dum y   ze  zm iany,  j aką  przeszedłem .  My ślę,  że  j estem   czuły m   oj cem .  I  nadal  potrafię

background image

wy czy tać w ich spoj rzeniu tęsknotę za Sy cy lią. Zostały  pozbawione tożsam ości, ale wciąż czuj ą
się  j ak  południowcy.  Pracowałem   to  tu,  to  tam ,  ale  gdy   ty lko  ktoś  się  dowiady wał,  kim   j estem ,
przestawał m i ufać. Nie neguj ę przeszłości i j estem  dum ny  z m y ch dokonań; w końcu stałem  się
inny m  człowiekiem , także dzięki tem u, co by ło kiedy ś.

Dostałem  nową tożsam ość. Noszę

 inne

 nazwisko, choć rzadko go uży wam , w przeciwieństwie

do  czwórki  m oich  dzieci  i  żony.  Rozum iem   ich:  to  nie  oni  powinni  płacić  za  m oj e  wcześniej sze
oraz ostatnie wy bory ; winny  j estem  ty lko j a.

Dzieci

  wy rosły,  założy ły   rodziny,  wy prowadziły   się  od  nas;  m oj a  żona  spędza  czas  głównie

w  dom u,  choć  na  pewno  czuj e  się  bezpieczniej   niż  kiedy ś.  Ta  święta  kobieta  stoi  przy   m nie  od
czterdziestu lat. Kilka dni tem u po raz pierwszy  poszliśm y  sam i na spacer, aż do centrum . Nigdy
wcześniej  tego nie robiliśm y.

Odby łem   m oj ą  karę  i  chcę  teraz  opowiedzieć  inny m i  o  m afii,  o  piekle,  z  którego  nie  sposób

wy j ść, chy ba że nogam i do przodu. Chcę opowiedzieć o m afii, która niesie śm ierć.

Zawsze

  szczerze  odpowiadałem   na  wszelkie  py tania  policj i,  ale  wciąż  dostaj ę  wezwania  do

składania zeznań i co j akiś czas m uszę wracać do stary ch zbrodni.

 Dlaczego

 wcześniej  nie wspom niał pan o ty m ? – sły szę co pewien czas wy rzuty.

 Bo

 nikt m nie o to nie py tał – odpowiadam .

Wiem , kiedy

  j est  czas  na  słowa,  a  kiedy   na  działanie.  Nauczy ła  m nie  tego  ulica,  powoj enne

zaułki  Palerm o.  W  tam ty ch  czasach,  kiedy   py tano  Sy cy lij czy ków  o  m afię,  odpowiedź  by ła
zazwy czaj  j edna: „Nie istniej e”.

Niełatwo  oskarży ć  dziś  sędziów,  policj antów

  czy

  polity ków  o  to,  że  są  na  czy ichś  usługach.

Trzeba by ć wiary godny m . Sery j ny  m orderca kala dobre im ię zasłużony ch oby wateli?! Jak śm ie
oskarżać o wspieranie m afii osoby  odznaczone za walkę z przestępczością zorganizowaną?!

Wciąż pam iętam ,

  j ak

  po  raz  pierwszy,  w  obecności  Paola  Borsellino,  wy m ieniłem   nazwisko

Bruna Contrady  z Sisde

[1]

 oraz

 sędziego Dom enica Signorina. Siedzący  obok strażnik kopnął m nie

wściekły   pod  stołem .  Potem   wy j aśnił,  że  kierował  nim   lęk,  iż  m oj e  zeznania  m ogą  wy wołać
reakcj ę łańcuchową. On też chciał walczy ć z m afią, ale obawiał się rozpadu włoskiego państwa.
Wy m iarowi  sprawiedliwości  niełatwo  uwierzy ć  w  słowa  odwiecznego  wroga.  I  m ordercy.
Uczciwi  ludzie  (a  takich  spotkałem   wielu)  z  trudem   akceptuj ą  oskarżenia  podważaj ące  struktury
państwa, którego są gotowi bronić nawet za cenę własnego ży cia. Te obawy  to żer dla m afiosów.
Dla prawy ch urzędników wiadom ość, że półświatek – z który m  walczą – zdołał skorum pować do
cna insty tucj e zaufania publicznego, stanowi prawdziwy  cios.

Zdarzy ło

 m i

 się przem ilczeń kilka nazwisk, ale ty lko dlatego, że te osoby  j uż dawno wy padły

z gry. Pewnie trudno uwierzy ć, że zabój ca m oj ego pokroj u nie chce zniszczy ć kom uś ży cia. Ale
to prawda. Także i dla m nie czas m a swe znaczenie, a przeszłość, nawet naj bardziej  haniebna, to
ty lko  przeszłość.  Dla  każdego  z  nas.  Czasam i  j ednak  daj e  o  sobie  znać  po  długim   okresie
m ilczenia.  Wciąż  brzm ią  m i  w  uszach  słowa  Giuseppe  Ay ali

[2]

,  twierdzącego,  że

  brat

  Paola

Borsellina, Salvatore, m a „problem y  z głową”, „j est psy chiczny ” i ty m  podobne m ało pochlebne
określenia.  Ay ala  wy toczy ł  ciężkie  działa,  ponieważ  brat  sędziego  zarzucił  m u  wielokrotne
zm ienianie  zeznań  w  sprawie  czerwonego  term inarza  znalezionego  w  dniu  zam achu  na  via
D’Am elio. Ay ala j ako j eden z pierwszy ch udał się na m iej sce zam achu.

Jego

  obelgi  każą  m i  wrócić  do  m iniony ch  lat,  choć  próbowałem   pogrzebać  j e,  sprawić,  by

zapadły   w  niepam ięć.  Ay ala  by ł  ty lko  j edny m   z  wielu.  Miał  kilka  słabości,  które  m ożna  by ło

background image

ewentualnie  wy korzy stać  i  nie  wzbudzał  strachu  j ako  prokurator,  choć  z  pewnością  daleko  m u
by ło  do  Carnevalego,  zwanego  „zabój cą  wy roków”,  na  którego  m afia  m ogła  zawsze  liczy ć

[3]

.

Do

 tego potrzeba wewnętrznej  perfidii, nie wy starczy  korupcy j na zachęta.

Nie

 za bardzo ufam y  pleciuchom . Dziś, zastanawiaj ąc się nad j ego słowam i – m am  naprawdę

sporo  czasu  na  rozm y ślania  i  wspom nienia  –  świtaj ą  m i  w  głowie  pewne  fakty,  poj awiaj ą  się
dręczące  m y śli.  W  sły nny m   m aksiprocesie

[4]

  –  j ak  j uż  wspom niałem   w  kilku  wy wiadach  –

 Signorino i Ay ala wy stępowali z ram ienia prokuratury  i w akcie oskarżenia żądali dla m nie kary
25  lat  pozbawienia  wolności.  Ale  j uż  dla  m oj ego  m afij nego  przełożonego,  Giacom o  Giuseppe
Gam bino, żądali ty lko 10 lat. Doskonale pam iętam  też oświadczenie Ay ali z okresu zaciekłej  walki
z  m afią,  w  latach  1992–1993.  W  j edny m   z  wy wiadów,  odnosząc  się  do  uregulowań  w  zakresie
świadków koronny ch, stwierdził, że sędziowie m aj ą j uż do dy spozy cj i pełen m ateriał dowodowy
i  że  wszy scy   świadkowie  koronni  powinni  wrócić  naty chm iast  za  kratki.  Ot,  pom ocnicy
j ednorazowego uży tku. Czuł się bardzo pewnie, zwłaszcza że właśnie w 1992 roku, kiedy  podj ąłem
współpracę  z  wy m iarem   sprawiedliwości,  został  wy brany   do  sej m u  z  ram ienia  Partii
Republikańskiej .  Potem   zrobił  bły skawiczną  karierę.  Stał  się  niety kalny,  przeistoczy ł
w anty m afij ny  sy m bol i obnosił się wszędzie znaj om ością z Falcone

m

[5]

.

Bardzo

  chciałem   opowiedzieć  m u  o  zdarzeniach,  który ch  by łem   świadkiem .  Zwłaszcza  że

większość inform acj i o cosa nostrze pozostaj e w sferze niedom ówień. I niewiele trzeba, aby  stać
się  „m arionetką”,  narzędziem   w  rękach  inny ch.  Kiedy   wy chodzą  na  j aw  afery   z  figurantam i,
sprawy,  o  który ch  wszy scy   od  dawna  wiedzieli,  zawsze  zadaj ę  sobie  py tanie,  dlaczego  dopiero
teraz…  To  pewnie  m oj e  skrzy wienie  „zawodowe”.  Gdy   czy tam   o  Vito  Nicastrim ,  „wiatrowy m
królu”, który  zaproj ektował większość farm y  wiatrowy ch w Kalabrii i Sy cy lii, zastanawiam  się,
dlaczego tak późno odkry to j ego powiązania z m afią z Trapani. Urodził się w Alcam o, gdzie – j ak
powszechnie  wiadom o  –  rządzi,  z  ram ienia  cosa  nostry,  Matteo  Messina  Denaro.  Wiem ,  że
dochodzenie wy m aga czasu, ale on gra na tej  scenie pierwsze skrzy pce od trzy dziestu lat.

Dlatego

 tak trudno j est zacząć m ówić; trzeba wy czuć odpowiedni m om ent, zy skać pewność, że

zeznania nie trafią na opór i że państwo będzie zainteresowane wy j aśnieniem  danej  sprawy. Od
zawsze,  od  trzy dziestu  lat,  odkąd  Nicastri  zaczął  pracować  j ako  elektry k,  wszy scy   wiedzieli,  że
w rej onie Trapani ludzie o naj czy stszy ch rękach m aj ą naj więcej  na sum ieniu. A sam o Trapani,
rodzinne m iasto ostatniego ze zbiegów, m a własną historię. To j edy ny  rewir, w który m  m afiosi od
dawna  m aj ą  swoistą  przepustkę  do  świata  m asonerii.  W  inny ch  częściach  Sy cy lii  te  dwie
organizacj e nie brataj ą się ze sobą, bo trudno dobrze służy ć dwóm  panom . Ty lko ci, którzy  m aj ą
dostęp do wielu inform acj i, są w stanie poznać złożoną m ozaikę rzeczy wistości. Ale układanka j est
na  ty le  skom plikowana,  że  nawet  odkry cie  wielu  elem entów  m oże  okazać  się  całkowicie
bezuży teczne.  I  to  dlatego  Buscetta

[6]

 nie

  opowiedział  wszy stkiego  Falconem u,  stwierdzaj ąc,  że

nie m oże wy znać całej  prawdy. Stał za ty m  nie strach, ale świadom ość bezsensu stuprocentowej
szczerości.

Odej ście  z  m afii  wy wołuj e  sy ndrom   osierocenia,  bo  przecież  m afia  stała  się  cały m   twy m

światem , niezbędny m  do ży cia j ak powietrze. W głębi duszy  czuj esz się m afiosem  po wsze czasy,
j eżeli  ży j esz  na  Sy cy lii,  w  oj czy źnie  egzageracj i.  Niektórzy   twierdzą,  że  cosa  nostra  wy dała
wy rok na Falconego, nie ty le ze względu na m aksiproces, ile w następstwie j ego świętokradczego
stwierdzenia:  „Mafia  nie  j est  w  żadnej   m ierze  niezwy ciężona.  Ma  w  sobie  czy nnik  ludzki,  a  j ak
wszy stko  związane  z  człowiekiem   m a  swój   początek  i  koniec”.  Widocznie  kom uś  się  to  nie
spodobało. Przecież m y  j esteśm y  nieśm iertelni.

background image

Uważam  się

 za

 cennego współpracownika wy m iaru sprawiedliwości. Pod pewny m  względem

nawet istotniej szego niż Tom m aso Buscetta. Podobnie j ak on znam  naj skry tsze taj em nice m afii:
j ako członek wy ższego szczebla klanu Partanna–Mondello m iałem  dostęp do inform acj i nie ty lko
w ram ach m ej  działalności, ale otrzy m y wałem  też bezpośrednio wiadom ości od naszego sztabu
prowincj i  w  Palerm o.  Ufali  m i  również  członkowie  inny ch  rodzin  i  często  powierzali  rolę
negocj atora  w  sporach.  Nie  bez  powodu  nazy wano  m nie  „Rozj em cą”.  Pracowałem   dla  Riiny
j ako  kierowca  i  zabój ca,  m am   na  swy m   koncie  dwadzieścia  dwa  m orderstwa.  Naj częściej
dusiłem   swoj e  ofiary :  zaciskałem   im   sznur  wokół  szy i  i  w  ten  sposób  pozbawiałem   ży cia;
zdecy dowanie  rzadziej   wy bierałem   pistolet  lub  karabin.  Nie  zabiłem   żadnego  sędziego,
prokuratora  ani  policj anta.  Chodziło  zawsze  o  wewnętrzne  porachunki,  a  ofiaram i  by li  m afiosi,
tacy   j ak  j a.  Pewnie  to  przy padek,  że  akurat  tak  się  potoczy ło  m oj e  ży cie.  Poznałem   więzienne
cele,  przez  kilka  m iesięcy   ukry wałem   się  przed  policj ą,  przeży łem   zakaz  opuszczania  m iasta,
zbierałem  haracze, handlowałem  narkoty kam i, organizowałem  śledzenia i porwania.

Nigdy

  nie  wy pierałem   się  przeszłości,  ale  też  nie  przesadzałem   w  m y ch  opowieściach.  Inni

eksm afiosi potwierdzili m oj e wersj e wy darzeń, nawet te naj ważniej sze, j ak w sprawie zabój stwa
Salvatore Lim y

[7]

. Jestem

 pierwszy m  świadkiem  koronny m  pochodzący m  z zastępów Riiny.

Podj ęcie

  decy zj i

  o  współpracy   z  wy m iarem   sprawiedliwości  nie  zaj ęło  m i  wiele  czasu.

Spotkałem   się  15  grudnia  1991  roku  z  Giovanni  Falconem ,  którem u  zakom unikowałem   chęć
rozpoczęcia „nowego” ży cia. Drugi ważny  m om ent w procesie m oj ego odrodzenia m iał m iej sce
25  czerwca  1992  roku,  kiedy   wy j echałem   z  zakładu  karnego  w  Pizie  w  wozie  opancerzony m .
Aby   ukry ć  prawdę  przed  inny m i  m afiosam i  odsiaduj ący m i  wy rok,  wy m y ślono  baj kę  o  m oim
przesłuchaniu  w  sądzie  w  Livorno.  Musiałem   uważać  na  każdy   gest,  ponieważ  wśród  m oich
towarzy szy  z celi by li m afiosi wy sokiej  rangi, j ak Ciccio Madonia, 

capomandament

o

 z Resuttana,

czy

 Enzo Galatolo, 

capofamigli

a  z  Acquasanta.  Już  wcześniej   zdecy dowałem   się  na  współpracę

i  teraz  m usiałem   ty lko  wszy stko  dobrze  rozegrać.  Postanowiłem   nie  izolować  się  od
współwięźniów:  odseparowanie  i  specj alna  ochrona  strażników  to  wy rok  śm ierci,  ponieważ
j ednoznacznie  dowodzi  zdrady.  Nie  m ogłem   się  tak  narażać.  Doskonale  wiedziałem ,  że  m afia
zdoła dopaść każdego, j eśli ty lko tego zapragnie. Ży j ąc wśród inny ch, zachowuj ąc się ostrożnie,
a j ednocześnie naturalnie, zapewniałem

 sobie

 naj lepszą ochronę.

W Livorno zawieziono m nie do sądu, gdzie w piwnicach spotkałem  się z Giannim  De Gennaro,

Francesco  Gratterim   z  Anty m afij nej   Dy rekcj i  Śledczej   z  Rzy m u  i  pułkownikiem   Dom enico  Di
Petrillo,  zwany m   „Żelazny m   Wąsem ”,  który   w  czasach  walki  z  terrory stam i  współpracował
z Dalla

 Chiesa

[8]

.  W  ich  obecności  powtórzy łem   m oj ą  deklaracj ę  opuszczenia  szeregów  m afii.

Następnie  De  Gennaro  nakazał  swy m   dwóm   współpracownikom ,  by   od  tego  m om entu
inform owali go o każdy m

 m oim

 ruchu. To by ł bez wątpienia rozkaz. Potem  zawieziono m nie do

szpitala Careggi we Florencj i.

Następnego

 dnia, 26

 czerwca, przy szedł do m nie Pier Luigi Vigna, oczy wiście w porozum ieniu

z  De  Gennaro  i  dokonał  przesłuchania  w  obecności  m ecenas  Silvi  Della  Monica.  To  wtedy
złoży łem   oficj alne  oświadczenie  o  wy stąpieniu  z  m afii.  Od  tej   chwili  stałem   się  prawowity m
współpracownikiem   wy m iaru  sprawiedliwości.  W  następstwie  decy zj i  o  zwolnieniu  z  więzienia
czekał m nie areszt w strzeżony m , sekretny m  m iej scu. Już nigdy  nie wróciłem  za kratki.

W  tam ty m   czasie  świadków  koronny ch  by ło  niewielu.  Historie  prekursorów,  j ak  choćby

Buscetty,  którego  naj bliższą  rodzinę  i  krewny ch  pozbawiono  ży cia,  skutecznie  odstraszały.

background image

Wszy scy  się bali. Ja przestałem  odczuwać lęk, choć doskonale zdawałem  sobie sprawę, że ludzie
Riiny  z klanu

 

corleones

i

 nie

  znaj ą  litości.  By ło  nas  tak  niewielu,  że  m ogliśm y   pozwolić  sobie  na

pewne  żądania.  Poprosiłem   o  to,  by   przesłuchiwał  m nie  Paolo  Borsellino.  Falcone  by ł
przy chy lny  tem u rozwiązaniu, ale szef prokuratury  w Palerm o, Pietro Giam m anco, nie chciał się
zgodzić. By ło m u nie w sm ak, że to j a dy ktowałem  warunki. A m oże by ły  też j akieś inne powody,
kwestie  wpły wów  i  władzy ?  Falcone  i  Borsellino  j ako  j edy ni  nie  przedkładali  osobisty ch
względów i interesów nad walkę z m afią. A m y  znam y  się na ludziach i potrafim y  rozpoznać, kto
zasługuj e na szacunek.

Po

 wy j ściu Vigni i Della Monica ze szpitala Careggi wy ruszy łem  do Rzy m u ze statusem  osoby

pod szczególną ochroną. Od tej  decy zj i nie by ło j uż odwołania. Zatrzy m aliśm y  się w Gavorrano,
pod  Grosseto,  gdzie  m oj a  rodzina  zam ieszkała  w  1989  roku,  aby   by ć  bliżej   m nie.  Żona
przy gotowała  coś  do  j edzenia,  potem   się  z  nią  pożegnałem ,  obiecuj ąc,  że  przy j edzie  do  m nie
z dziećm i w odpowiednim  m om encie. Tak naprawdę m ój  wy bór wy wrócił świat do góry  nogam i
przede  wszy stkim   m oim   naj bliższy m :  żonie,  trzem   sy nom   i  córce.  Naj starszy   m iał  wówczas
22 lata, córka prawie 20, a m łodsi 16 i 10 lat. Gdy by m  tak nie postąpił, nie czekałaby  ich żadna
przy szłość.

Przez

 wiele lat nie rozm awiałem  z dziećm i o m oj ej  decy zj i. Ale czas nie stoi w m iej scu; oni

rośli,  a  m oj a  historia  zy skała  rozgłos.  Jednak  na  początku  ani  j a,  ani  oni  nie  podej m owaliśm y
otwarcie  tego  tem atu.  Naj wy żej   czasam i  coś  im   się  wy rwało  i  ty le.  Jak  przy stało  na
Sy cy lij czy ków  wy chowany ch  w  naszej   kulturze,  pozwalali  sobie  j edy nie  na  niezobowiązuj ące
py tanie o to, dlaczego nie m ożem y  wrócić do Palerm o.

W ciągu kilku m iesięcy  ich ży cie uległo rady kalnej  zm ianie. Nie m ogli liczy ć na powszechny

szacunek, j akim  cieszy li się w naszej

 dzielnicy. Mieliśm y  j eszcze dużo pieniędzy, ale żona zaczęła

oszczędniej  prowadzić dom .

Z  trudem   przy chodziło  m i  przekonanie  naj bliższy ch,  że  nie  utożsam iam   się  z  bestialskim i

m afiosam i,  którzy   bez  wahania  zabij ali  dzieci  i  krewny ch.  Musiałem   im   wy j aśnić,  dlaczego
rozpocząłem   współpracę  z  wy m iarem   sprawiedliwości,  ale  nigdy   nie  czułem   potrzeby,  by   się
tłum aczy ć z przeszłości, kiedy  by łem  m ordercą. Pochodzili ze specy ficznego świata, by li dziećm i
m oj ej  Sy cy lii. I tak

 naprawdę ty lko rodzinom  ofiar winienem  by ł wy j aśnienia.

Nastał

  trudny

  czas;  koszm arne  m iesiące  po  śm ierci  Borsellina,  którem u  zaufałem   i  przy

który m  czułem  się bezpieczny.

Podświadom ie spodziewałem  się

 fali

  zabój stw,  ponieważ  w  cosa  nostrze  otwarcie  m ówiło  się

o konieczności podj ęcia rady kalny ch działań. To by ł dla nas chleb powszedni i j a, stary  m afioso,
nieraz przeży łem  podobne historie.

W 1974 roku włoski kodeks karny  nie zawierał j eszcze definicj i przestępczości zorganizowanej ,

ale niektórzy  policj anci, prokuratorzy  i sędziowie zaczęli podchodzić w nowatorski sposób do tego
rodzaj u spraw. Coraz częściej  w trakcie dochodzeń prowadzony ch przez karabinierów czy  policj ę
wpisy wano  poj edy ncze  przestępstwa  w  szerszy   kontekst,  co  stanowiło  nowe  i  skuteczniej sze
narzędzie w rękach organów ścigania.

Mafij ni

 bossowie wy czuli zagrożenie i zagrozili falą zabój stw. W efekcie m iędzy  środowiskiem

adwokatów,  polity ków,  sędziów  oraz  m afiosam i  zawiązał  się  niepisany   pakt  uniem ożliwiaj ący
j akąkolwiek  walkę  ze  zorganizowaną  przestępczością.  Policj a  m iała  znów  traktować  wszelkie
przestępstwa  j ako  poj edy ncze  wy kroczenia.  Cosa  nostra  wy dała  precy zy j ne  nakazy :  j eżeli
zaczniecie  j e  klasy fikować  j ako  przy padki  działalności  m afij nej ,  zaatakuj em y   cały   Półwy sep
Apeniński:  dokonam y   zam achów  w  m iej scach  publiczny ch,  na  ulicach,  w  bankach.  Woj na

background image

przekroczy  granice podległy ch nam  dzielnic.

Moj a

  historia  to  historia  człowieka,  który   postanowił  przeciwstawić  się  chorem u  sy stem owi,

będącem u  owocem   szaleństwa  Riiny.  Jestem   j edny m   z  naj starszy ch  stażem   świadków
koronny ch,  który   wciąż  ży j e.  I  autenty czny m   kronikarzem   m afii.  Często  sły szę  py tanie,  j ak  to
m ożliwie,  że  m nie  nie  zabito,  zwłaszcza  na  sam y m   początku.  Odpowiadam ,  że  pozostałem   przy
ży ciu, bo ukry łem  się daleko od Palerm o. Poza ty m  żaden m afioso nie m iał o m nie złego zdania;
nie  darzono  m nie  powszechną  nienawiścią.  To  zresztą  j edna  z  różnic  m iędzy   zwy kły m
żołnierzem ,  j ak  j a,  a  szefem   ty pu  Buscetta.  Wielu  bossów,  przeciw  który m   składałem   zeznania,
powinno  m i  dziękować.  Gdy by   nie  trafili  do  więzienia,  teraz  gniliby   w  grobie.  Na  m afij ny ch
szczy tach zaczęli się lęgnąć zdraj cy, każdy  m ógł paść ich ofiarą, a m afia nie cierpi chaosu, który
utrudnia realizacj ę strategii.

Udało

  im

  się  uciszy ć  pierwszy ch  świadków  koronny ch:  Buscettę,  Mannoię,  Contorno.

Pierwszy ch, j acy  poj awili się po ponad stuleciu całkowitej  zm owy  m ilczenia – omertà.  Należeli

do

 grupy  skazanej  na porażkę – j ak wszy scy  spoza klanu 

corleones

i – a ich decy zj a o współpracy

by ła pody ktowana chęcią ucieczki przed krwawy m  szaleństwem  Riiny. Ale i j ego ludzie nie m ogli
spać spokoj nie. Zapanował terror i strach.

Ja

 należałem  do zwy cięskiej  frakcj i, by łem  prawą ręką Riiny, a zacząłem  sy pać nie z obawy

przed j ego wy rokiem  śm ierci, ale by  położy ć kres porządkowi, j aki wprowadził: historia j est pełna
przy kładów  ty ranów  zam ordowany ch  przez  zaufany ch  popleczników.  Riina  by ł  dem onem ,  i  to
niezwy kle przebiegły m . Już w 1992 roku czuł, że krąg wokół niego się zacieśnia. I dlatego w latach
1992–1993 postawił wszy stko na j edną kartę i zaczął przy gotowy wać grunt pod okres zam achów
bom bowy ch, m asakr i paktów z państwem .

Często

 zastanawiam

 się nad aktualną kondy cj ą m afii. Na pewno stara się przeform ować szy ki,

j ak zawsze wy korzy stuj ąc kry zy s w kraj u. Ale j uż nigdy  nie będzie taka, j ak by ła kiedy ś. I choć
m iną  wieki,  nie  sądzę,  by   dawna,  m afij na  „kultura”  m iała  szanse  na  nowo  rozkwitnąć.  Przed
wy sy pem   świadków  koronny ch  m afioso  m ilczał,  zapewniał  bezpieczeństwo,  brzy dził  się
donosam i  i  dlatego  też  działacze  polity czni  tak  chętnie  współpracowali  z  cosa  nostrą.  Teraz
polity cy, sędziowie i ludzie u władzy  zastanowią się ty siąc razy  zanim  nawiążą relacj e z m afią.
Dawne  układy   um arły.  Ja  sam   nie  um iałby m   dziś  odnaleźć  się  w  organizacj i,  bo  stare  zasady
odeszły   do  lam usa;  kiedy ś  wy starczy ło  spoj rzenie  czy   lekkie  skinienie  głowy,  by   wy razić
aprobatę lub odm owę. Jeżeli wstępowałeś do grona j ako przy j aciel przy j aciół, wiadom o by ło, że
j esteś „swój ” i nikt nie tracił czasu na zbędne zapewnienia.

Jednak

  nadal  dźwigam   brzem ię  przeszłości.  Kiedy   się  wkurzam ,  nikt  nie  m a  wątpliwości,  że

staram   się  powstrzy m ać  agresj ę.  Każdy,  kto  stanie  m i  wtedy   na  drodze,  wy czuwa  ów  m ały,
pozornie,  szczegół,  który   odróżnia  „norm alnego”  człowieka  od  by łego  zabój cy.  Przelana  krew
naznacza cię na zawsze.

Po

  ty m   wszy stkim   co  przeży łem ,  j uż  nic  nie  m oże  m nie  zranić.  Nie  czułem   strachu,  gdy

wy stąpiłem   przeciw  krwiożerczem u  Riinie,  choć  państwo  się  przed  nim   ugięło.  Mam   twardą
skórę, ale nie potrafiłby m  j uż nikogo zabić. Odrzuciłem  przem oc, a wenty lem  dla m oich em ocj i
stała  się  sztuka.  Ostatnim i  czasy   zauważam   zm iany   w  m oich  m alunkach:  pej zaże  zaczęły   się
zaludniać.  Wy pełniaj ą  j e  m ałe  postaci  w  ciem ny ch  ubraniach.  Wcześniej   ich  nie  ry sowałem .
Poj awiły   się  z  chwilą,  gdy   zrozum iałem ,  że  zm arnowałem   ży cie.  Próbuj ę  znaleźć  właściwe
proporcj e  na  obrazach,  ale  przede  wszy stkim   wewnątrz  siebie  sam ego,  m iędzy   przeszłością
naznaczoną śm iercią a teraźniej szością, której  chcę nadać m iano ży cia.

background image

Jako

  członek  m afii  m ocno  powiązany   ze  środowiskiem   niewiele  dostrzegałem   wokół  siebie.

Jestem   przekonany,  że  gdy by m   nie  wy rósł  w  ty m   światku,  nie  m iałby m   teraz  na  sum ieniu
zabój stw. Nadal nie potrafię o nich rozm awiać z m oim  dziećm i, choć są j uż przecież dorosłe. Od
wielu  lat  nie  by łem   w  Palerm o.  Kiedy ś  nadej dzie  chwila,  by   tam   wrócić.  Pewnie  tuż  przed
śm iercią.

background image

1

Kryminalna edukacja

Urodziłem   się  w  Palerm o  5  lutego  1940  roku,  w  dzielnicy   Pallavicino;  dorastałem   na  ulicach
pobliskiego Mondello i Partanna. Dziś współpracuj ę z wy m iarem  sprawiedliwości.

Zanim

  stałem   się  złodziej aszkiem ,  specem   od  kradzieży   sam ochodów,  by łem   spokoj ny m

dzieckiem .  Nauczy łem   się  kraść,  patrząc  na  kobiety   z  m oj ej   dzielnicy.  Nie  dokony wały
oczy wiście  rabunków,  co  naj wy żej   wzaj em nie  wy kradały   sobie  po  kry j om u  to,  co  się  dało.
Wokół  dom ów  by ły   ogródki  warzy wne  i  rosły   drzewka  cy try nowe  oraz  pom arańczowe  i  gdy
w  trakcie  gotowania  zabrakło  im   j akiegoś  składnika,  brały   go  spod  dom u.  Czasam i  wy buchały
awantury, ale nikt nie zwracał uwagi na kłótnie m iędzy  kobietam i, często ze sobą spokrewniony m i
lub zaprzy j aźniony m i. Ich konflikty  nigdy  nie naruszały  relacj i m iędzy  m ężczy znam i. Do szkoły
zaglądałem  rzadko, ale nikogo nie obchodziło, gdzie dzieciarnia spędza czas. Dorośli m artwili się
raczej , j ak zarobić trochę grosza.

Oj ciec

  m iał  stałą  posadę;  pracował  j ako  kierowca  autobusu,  ale  w  dom u  by ło  nas  sześcioro:

j a,  trzy   siostry,  m ój   brat  Giovanni  oraz  m am a,  która  dorabiała  j ako  krawcowa.  Kiedy   m iałem
dziesięć lat, zaczęła chorować. Problem y  psy chiczne, ciągłe poby ty  w szpitalach i tak j uż zostało.
Dopiero  pod  koniec  ży cia  zaznała  nieco  spokoj u,  pom ieszkuj ąc  trochę  u  m nie  i  trochę  u  m oj ej
siostry  Giacom iny. Zm arła w 1981 roku.

Niedługo

  przed

  m oim i  osiem nasty m i  urodzinam i  oj ciec  założy ł  drugą  rodzinę.  Doczekał  się

j eszcze dwóch sy nów i czterech córek. Miałem  z nim i słaby  kontakt, bo tak naprawdę zacząłem
j uż ży cie na własny  rachunek.

Ży łem

 na

 ulicy, w świecie, gdzie ty lko m afiosi nie m ogli narzekać na swój  los. Nawet policj a

w  j akim ś  stopniu  ich  szanowała,  więc  nie  należy   się  dziwić,  że  dla  wielu  ubogich  rodzin
przy stąpienie potom ka do cosa nostry  oznaczało łut szczęścia.

Pozostali

  m ogli  zaj m ować  się  drobny m i  kradzieżam i  i  przem y tem   na  własną  rękę.  Ty lko

farciarze,  posiadaj ący   odpowiednie  znaj om ości,  trafiali  pod  opiekuńcze  skrzy dła  lokalny ch
m afiosów. Tak się stało i ze m ną.

Brat

  m oj ej   m atki  by ł 

soldat

o  –  żołnierzem   w  Borgo  Vecchio  i  pracował

  dla

 

capofamigli

a

[9]

Leopolda

  Cancelliere,  członka  starej   i  szanowanej   w  Palerm o  rodziny.  Gdy   skończy łem

trzy naście  lat,  to  oni  wy świadczy li  m oj em u  oj cu  ogrom ną  przy sługę.  Znaleźli  m i  pracę
w warsztacie Salvatore Vetrano, spokrewnionego z bossem  Paolino Bontade. Do szkoły  chodziłem
coraz  rzadziej ,  aż  w  końcu  w  ogóle  z  niej   zrezy gnowałem   i  całe  dnie  spędzałem   w  warsztacie
przy   via  Montesanto,  niedaleko  sklepu  Standa,  m iędzy   via  Divisi  a  via  Rom a.  Zostałem
m echanikiem . I złodziej em .

Pierwsze

  kradzieże  są  zawsze  naj prostsze.  Wy kręcałem   ty lne  światła  w  sam ochodach  albo

kradłem   koła  zapasowe.  Opowiadam   o  Palerm o  połowy   lat  50.,  m ieście  biedy,  w  który m
większość zadowalała się by le czy m . Zacząłem  przy nosić do dom u pierwsze pieniądze.

W okresie dorastania, aż do dwudziesty ch urodzin – czy li początku lat 60. – ży łem  w swoistej

sy m biozie  z  Giuseppe  Panzicą,  sy nem   siostry   właściciela  warsztatu.  Mieszkał  w  Pallavicino
i znaliśm y  się

 j eszcze

 ze szkoły.

background image

Giuseppe

  źle  skończy ł.  Został  wplątany   w  zabój stwo  prosty tutki,  sły nnej   Maddaleny,  którą

zadźgano  nożem .  Broniący   go  adwokat  wierzy ł  w  niewinność  chłopaka,  wszy scy   wiedzieli,  że
m ordercą j est nie on, ale sutener z Borgo Vecchio, woźnica, który  pod pretekstem  pracy  m iał na
wszy stko baczenie.

Giuseppe

  zaczął  się  spoty kać  z  Maddaleną  i  j ej   „opiekun”  postanowił  położy ć  kres  ich

znaj om ości.  Ty le  że  para  nie  chciała  nawet  sły szeć  o  rozstaniu.  Wtedy   sutener  załatwił  sprawę
siłą.  Zabił  Maddalenę  i  wrobił  Giuseppe.  Mój   przy j aciel  dostał  doży wocie,  choć  by ł  j eszcze
sm arkaczem . Zm arł w więzieniu wiele lat później .

Vetrano

 by ł spokoj ny m  człowiekiem , lubił m nie i traktował po oj cowsku, także ze względu na

przy j aźń z siostrzeńcem . Razem  z Giuseppe dokony waliśm y  drobny ch kradzieży, zazwy czaj  by ły
to  części  zam ienne,  które  potem   oddawaliśm y   Vetrano.  Potem   przy szła  kolej   na  sam ochody.
By liśm y   niscy   i  z  trudem   sięgaliśm y   pedałów.  Wciskaliśm y   się  nisko  w  fotel,  aż  nie  by ło  nas
widać za kierownicą; m ożna by ło odnieść wrażenie, że auto j edzie sam o.

Kradliśm y

  pierwsze

  kom bi,  fiaty   cinquecento  i  m illecento,  które  Vetrano  wy poży czał

m afiosom   i  ludziom   zaj m uj ący m   się  kontrabandą.  W  j ego  warsztacie  pracowali  świetni
m echanicy,  potrafiący   w  pięć  m inut  zam ontować  lub  wy kręcić  odpowiednią  część,  przerobić
sam ochód lub podrasować silnik.

W tam ty ch czasach policj a rzadko przeprowadzała kontrolę, zwłaszcza że radiowozy  rozwij ały

m ałą prędkość. Nie by li w stanie nas dogonić, poza ty m  znaliśm y  j ak własną kieszeń ulice, zaułki
oraz  m iej sca,  gdzie  z  reguły   stały   patrole.  Te  ważne  szczegóły   by ły   wy ry te  w  naszej

  pam ięci,

stanowiącej  cenną broń każdego członka m afii.

Vetrano

  m iał  sm y kałkę  do  interesów.  Sporo  podróżował  i  nie  brakowało  m u  fantazj i.  Będąc

przej azdem   w  Neapolu,  odkry ł  dwustulitrowe  poj em niki  po  benzy nie,  pozostawione  przez
am ery kańską arm ię. Zaczął j e kupować i przerabiać na łóżka.

Cieszy ł  się  ogólną  sy m patią,  a  m afiosi  chętnie  spoty kali  się  w  j ego  warsztacie;  wpadali  nie

ty lko  w  interesach,  ale  też  po  prostu  po  to,  by   pogadać.  By łem   za  m łody,  żeby   stwierdzić,  kto
należy   do  m afii,  ale  j uż  potrafiłem   odróżnić  m afiosów  od  zwy kły ch  przestępców.  By ły   to
uprzej m e,  dobrze  wy chowane  osoby   i  skwapliwie  wy świadczałem   im   drobne  przy sługi,
biegałem   po  papierosy   czy   udzielałem   inform acj i  na  tem at  sam ochodów,  chcąc  zwrócić  na
siebie ich uwagę.

Czasem

  zostawałem   dłużej   po  to,  by   m óc  na  nich  popatrzeć;  zdarzy ło  m i  się  podsłuchać  ich

rozm owy ; nigdy  nie posługiwali się plugawy m  j ęzy kiem . Nie podnosili głosu, niekiedy  wy glądali
na podenerwowany ch, ale uciekali się do przem ocy  ty lko w pracy. Dawali m i drobne upom inki
i hoj ne „koszy czkowe”. Nosili eleganckie ubrania i wy czy szczone na glanc buty. Nie obnosili się
ze  swoim   bogactwem ,  m ieli  j edy nie  słabość  do  zegarków.  No,  chy ba  że  chodziło
o  neapolitańczy ków…  Rozpoznawałem   ich  z  daleka  po  złoty ch  łańcuchach  i  sy gnetach,  które
nazy waliśm y  „neapolitańską tandetą”.

Cieszy li

  się  powszechny m   m irem   i  budzili  respekt.  W  towarzy stwie  m afiosów  czułeś  się

bezpiecznie  i  odnosiłeś  wrażenie,  że  wkroczy łeś  na  właściwą  drogę.  My,  sm arkateria  wy rosła
w  biedzie,  nie  zdawaliśm y   sobie  sprawy,  że  wraz  z  pierwszy m i,  łatwy m i  pieniędzm i  nadej dą
problem y.

Czasam i, pracuj ąc

  przy

  sam ochodach,  znaj dowałem   karabin  albo  pistolet.  Co  j akiś  czas  ktoś

um ierał, ale nie zastanawiałem  się nad ty m , bo tak wy glądał nasz świat. Gdy  ktoś nie wracał do
dom u, nikt o niego nie dopy ty wał.

Pam iętam

 j ednak

 pewną śm ierć, która zrobiła na m nie piorunuj ące wrażenie.

background image

Nazy wał się

 Carm elo

 Napoli i zginął na ty łach via della Discesa dei Giudici, w uliczce m iędzy

via Rom a a piazza Bellini. Pił kawę w barze, gdy  rozwalili go serią z karabinu m aszy nowego. Na
m oich oczach.

Szy bko

  się  przy zwy czaiłem   do  tego,  że  od  czasu  do  czasu  który ś  z  ty ch  uprzej m y ch  panów

znika i nie poj awia się więcej  w warsztacie, ale nigdy  wcześniej  nie widziałem  na własne oczy
grzecznego, dy sty ngowanego, a j ednocześnie wielkiego faceta, który  słania się na nogach i ginie
j ak bezbronny  sm arkacz. Co za wsty d!

W  ówczesny m   świecie  interesów  nie  by ło  kobiet.  Obowiązy wała  taka  zasada.  To,  o  czy m

wiedziały,  kobiety   zachowy wały   dla  siebie,  trzy m ały   się  z  boku,  siedziały   cicho  i  spędzały   czas
w  dom u,  ogródku,  na  bazarze,  w  kuchni;  wiedziały   o  wszy stkim ,  ale

  nie  podej m owały   żadny ch

działań. Nie reagowały.

Milczenie

  by ło  ich  bronią.  I  zapewniało  szacunek.  Wiadom o,  że  m afiosi  m aj ą  wzgląd  na

rodzinę i nie lubią zdrad. To kwestia przetrwania. Jak m ówił Gaetano Badalam enti

[10]

, kobieta

 j est

w  stanie  znieść  wszy stko  oprócz  m ężowskiego  rom ansu.  Zdradzona  kobieta  staj e  się  groźna
i nieobliczalna.

Swego

  czasu  kobiety   potrafiły   udźwignąć  nawet  śm ierć  swy ch  dzieci,  j eśli  wy nikała

z rozgry wek wewnątrz organizacj i przestępczej .

Jedy ny

 wy j ątek, j aki przy chodzi m i teraz do głowy, m iał m iej sce pod koniec lat 50. Serafina

Battaglia wraz z m ężem , Stefano Leale, prowadzili sklep z wędlinam i przy  via Torino. Pewnego
dnia  dwóch  inny ch  członków  m afii  zabiło  m asarza  pod  sklepem .  W  krótkim   czasie,  w  obawie
przed  zem stą,  zginął  z  ich  rąk  również  j ego  sy n,  Toti  Lupo  Leale.  By ło  to  rzadko  spoty kane
posunięcie, ponieważ z reguły  oszczędzano kobiety  i dzieci. Serafina straciła głowę, nie chciała się
pogodzić ze śm iercią sy na i zaczęła m ówić.

Zeznała

 przed

 sędzią wszy stko co, wiedziała, a na sali rozpraw niem al rzuciła się na znaj om ego

sy na, Paolina Bontade, który  okazał się zleceniodawcą zabój stwa. By ła j ak chodząca furia, ale j ej
słowa rozm y ły  się w kolej ny ch procesach.

Czasy

  sztabu  anty m afij nego  m iały   dopiero  nadej ść.  Do  końca  ży cia  Serafina  ubierała  się

ty lko na czarno.

Zabój stwa

  nie

  by ły   dziełem   przy padku.  Obowiązy wały   j asno  określone  zasady.  Całe

tery torium  podzielono swego czasu na strefy  wpły wów poszczególny ch rodzin, ale co j akiś czas
wy buchały  spory  o zakres władzy.

Tak

  j ak  wy ty czono  granice  tery torialne  w  m ieście  i  na  całej   Sy cy lii,  tak  sam o  ustalono

granice  w  relacj ach  z  urzędam i  i  polity kam i.  Jeżeli  j akaś  ulica,  znaj duj ąca  się  w  dzielnicy
kontrolowanej   przez  daną  rodzinę,  wy m agała  naprawy   lub  przebudowy,  roboty   należało  zlecić
firm om   wskazany m   przez  ten  klan.  W  przeciwny m   razie  wy buchały   spory   i  woj ny   m iędzy
gangam i,  j ednak  nigdy   nie  dochodziło  do  rozłam ów  w  łonie  rodziny.  W  obrębie  danej   grupy
zdrada nie wchodziła w grę. Przy naj m niej  do czasu poj awienia się Totò – Salvatore Riiny.

Pierwszą  ważną  ofiarą  wewnętrznej   woj ny,  która  stała  się

  potem

  chlebem   powszednim

w całej  organizacj i, padła rodzina Noce, kierowana przez Salvatore Scaglionego.

Pracowałem

 dla

 Riiny  od roku 1969 i widziałem , j ak zdrada powoli obej m uj e wszy stkie człony

organizacj i.  Jej   rozm iary   rosły   z  każdy m   dniem ,  proporcj onalnie  do  żądzy   władzy.  W  ty m
okresie obaj  właśnie wy szliśm y  na wolność. Totò cierpiał na brak pieniędzy, natom iast j a dobrze
sobie radziłem  dzięki napadom  i kradzieżom . Pom agałem  m u finansowo, kupowałem  prezenty  dla

background image

niego  i  j ego  narzeczonej .  Pam iętam ,  że  razem   z  niej akim   Cascio  pierwsi  usły szeliśm y   nowinę:
„Zaręczy łem   się  ze  świetną  dziewczy ną,  inteligentną  i  bardzo  ładną.  Jest  sporo  m łodsza,  m oże
chce się przy  m nie poczuć j ak u boku prawdziwego faceta”.

Wy branka

 nazy wała się Ninetta Bagarella.

Totò zapewniał

 m nie

  wówczas,  że  nie  interesuj ą  go  pieniądze  i  że  m a  ważniej sze  sprawy   na

głowie.  W  ty m   czasie  by łem   nowicj uszem   w  organizacj i,  przechodziłem   okres  próbny
w  oczekiwaniu  na  oficj alne  przy j ęcie.  Pozostawałem   pod  ogrom ny m   wpły wem   Riiny,  choć
oczy wiście dostrzegałem  j ego żądzę władzy, dom inacj i i kontroli.

Siedzieliśm y   w  j ednej   celi  w  Ucciardone,  więc  m iałem   czas  poznać  j ego  charakter.  Budził

powszechny  respekt. Wielu podej m owało ry zy ko trzy dniowej  kary, by le ty lko m óc go odwiedzić.
Już wtedy  Riina by ł grubą ry bą. Po wy j ściu z więzienia przez długi czas ukry wał się, podobnie j ak
Provenzano

[11]

.

Um ieścili

 m nie

 w celi razem  z Riiną, starszy m  ode m nie o 10 lat, bo za bardzo się stawiałem .

Stwierdzili, że przy  nim  albo się uspokoj ę, albo… zostanę uspokoj ony. Na każdy m  kroku szukałem
j ego aprobaty. Pozwalałem  m u nawet wy gry wać ze m ną w warcaby.

Pewnego

  dnia,  na  spacerniaku,  j eden  z  więźniów,  czuj ąc  się  pewnie  w  obecności  strażników,

zaczął podpuszczać Riinę. Ewidentnie szukał zaczepki. Salvatore aż poczerwieniał na twarzy. Gdy
ty lko  to  zauważy łem ,  zacząłem   go  uspokaj ać,  a  następnie  pchnąłem   gnoj a  na  ścianę,  uważaj ąc
na  strażników,  i  wy m ierzy łem   tzw.  łapę,  czy li  spoliczkowałem   go  osiem   razy.  Zaczęliśm y   się
szarpać  i  zaraz  podbiegli  klawisze,  żeby   nas  rozdzielić.  Wlepili  m i  dziesięć  dni  karceru,  plus
dodatkowe  dwa  dni,  bo  trzeba  by ło  zaczekać  na  dy rektora.  Do  j edzenia  dostawałem   ty lko  chleb
i spałem  na kawałku deski.

Kiedy

  wy szedłem   po  dwunastu  dniach,  zauważy łem ,  że  Riina  zachowuj e  się  wobec  m nie

inaczej .  Gdy   ty lko  zobaczy ł,  że  rozm awiam   ze  strażnikam i,  zawołał  m nie  na  bok  i  spokoj nie
skarcił,  że  nie  powinienem   się  z  nim i  zadawać,  bo  od  odbierania  chleba  j est  Gioacchino,  a  od
odbierania  zupy   j eszcze  inny   więzień.  Ze  wszy stkim i  sprawam i  m iałem   się  zwracać  do  niego.
Jeśli chciałem  zostać, m usiałem  się dostosować. W przeciwny m  razie zm iana celi i wy nocha.

Posłuchałem  i zostałem .

background image

2

Politycy obiecują, mafia dotrzymuje słowa

Mafiosi

  od  zawsze  narzekaj ą  na  „swoich”  polity ków,  że  nie  przestrzegaj ą  ustaleń,  a  przez  to

interesy  biorą w łeb, no i narażaj ą ich na pośm iewisko przed kum plam i. Często też rozczarowuj ą,
gdy ż udaj ą bardziej  władny ch, niż są w rzeczy wistości. Nie m ówiąc o ty ch, którzy  wy powiadaj ą
woj nę organizacj i.

Już  w  roku  1973  Bernardo  Brusca  uty skiwał,  że  Giuseppe  Insalaco  z  partii  chrześcij ańsko-

dem okraty cznej  j est „zły ”. Bruździł nie ty lko nam , ale i inny m  polity kom , ty pu Vito Ciancim ino,
którzy   chcieli  spokoj nie  prowadzić  z  nam i  interesy.  Brusca  początkowo  łudził  się,  że  Insalaco  –
 podobnie j ak inni polity cy  z tego ugrupowania – z biegiem  czasu stanie się j ego „duszy czką”. Nie
chciał uwierzy ć, że m a do czy nienia z nieprzekupny m  człowiekiem . W końcu postawił wszy stko
na j edną kartę i postanowił

 go

 zabić.

Jednak

 w większości przy padków polity cy  i biznesm eni trzy m ali z nam i sztam ę.

Gdy

 ty lko przy stąpiłem  do cosa nostry, zacząłem  częściej  spoty kać się także i z nim i. Nieraz

odwoziłem  Riccobono

[12]

 do

 Salvatore Lim y  lub do senatora Giovanniego Matta albo j eździłem

z Salvatore Micalizzim

[13]

 do

 senatora Ernesto Di Fresco. Pokony wałem  te trasy  j ako kierowca

wiele  razy,  a  wiadom o,  że  nikt  tam   nie  j eździł,  by   zapy tać  o  sam opoczucie,  ale  w  związku
z  konkretną  sprawą.  Konkurs  na  lekarzy   w  ośrodku  Villa  Sofia?  Udział  w  przetargu  na  intratny
kontrakt? Wtedy  udawaliśm y  się do odpowiedniego polity ka i podawaliśm y  nazwisko kandy data,
który  m iał wy grać. By ła to dla wszy stkich norm alna procedura.

Któregoś

 razu

 Michele Greco

[14]

 wezwał

 m nie

 wraz z Salvatore Micalizzim  i powiedział:

  W

  Capaci  zatwierdzili  nowy   plan  zagospodarowania  przestrzennego  i  chcą  znaj om em u

zabrać  kawałek  działki.  Idźcie  do  gm iny   i  pogadaj cie  z  burm istrzem   albo  dy rektorem
departam entu, żeby  wprowadzili niewielkie poprawki w ty m  planie. To j akiś absurd, że potrzebuj ą
akurat tego kawałka ziem i na plac czy  coś takiego.

Porozm awialiśm y  z kim  trzeba i sprawę załatwiono w pięć m inut. Gdy  m ieliśm y  do czy nienia

z  nowicj uszem   na  eksponowany m   stanowisku,  ostrożnie  go  badaliśm y,  by   sprawdzić,  czy   m oże
nam   się  przy dać.  A  j eśli  stawiał  opór,  podej m owaliśm y   konkretne  działania,  by   się  go  pozby ć.
Czasam i wy starczało wy elim inować go „polity cznie”, czy li usunąć ze stanowiska. Szliśm y  wtedy
do  naszego  polity ka  i  m ówiliśm y :  „Załatwisz  sam   sprawę  z  ty m   krety nem ?  Czy   m am y   go
sprzątnąć?”. To sam o w odniesieniu do wrogich nam  sędziów.

Pam iętam ,

  j ak

  j eszcze  w  więzieniu  poznałem   Laurę,  zaj m uj ącą  się  resocj alizacj ą.  Właśnie

kupiła  dom   i  m iała  problem y   z  podłączeniem   kanalizacj i.  W  trakcie  j ednej   z  rozm ów  zapy tała,
czy   m ogę  j ej   j akoś  pom óc.  Nie  znaliśm y   się  zby t  dobrze,  ale  przy taknąłem   i  poradziłem ,  by
pogadała  z  bossem   Giovannim   Bontade.  Po  dwóch  ty godniach  sprawa  by ła  załatwiona.
Uszczęśliwiona nie wiedziała, j ak m i dziękować.

Tak

 to wszy stko wy glądało, nawet w ówczesny ch, niespokoj ny ch czasach.

Od

 1963 roku po początek lat 70. trwał czas wewnętrzny ch starć, którego kulm inacj ą stała się

woj na m iędzy  

corleones

i a 

palermitan

i

 oraz

 m asakra przy  viale Lazio. W grudniu 1969 roku Totò

Riina  zaplanował  w  naj m niej szy ch  szczegółach  prawdziwą  operacj ą  m ilitarną.  Razem

background image

z  Bernardo  Provenzano  i  Calogero  Bagarellą  skrzy knął  oddział  i  wtargnął  do  kry j ówki  Michele
Cavataio. Zabił bossa oraz j ego ludzi.

Po

  dekadzie  rzezi  i  konfliktów  nastał  wreszcie  czas  pokoj u.  W  1973  roku  m afij ni  przy wódcy

ponownie  zasiedli  przy   j edny m   stole,  by   racj onalnie  rozwiązać  konflikt.  Dla  wszy stkich  by ło
j asne,  że  wewnętrzna  woj na  osłabiła  całą  organizacj ę.  Główny m   orędownikiem   zawieszenia
broni  by ł  Gaetano  Badalam enti,  który   nam awiał  do  podążenia,  przy naj m niej   częściowo,  drogą
kuzy nów z Am ery ki. W Stanach Zj ednoczony ch gangi zarabiały  na hazardzie, prosty tucj i, handlu
narkoty kam i  i  działalności  bankowej .  Nas  nie  interesowały   prosty tutki,  hazard  stanowił
drugoplanową inwesty cj ę, siedzieliśm y  j uż m ocno w narkoty kach, ale pozostawały  j eszcze banki.
Do  tej   chwili  wszy scy   patrzy li  na  nie  raczej   krzy wo,  bo  stanowiły   konkurencj ę  dla  naszy ch
lichwiarzy.

W  j aki  sposób  wślizgnąć  się  do  banku?  Naj prostszą  drogą,  czy li  przez  okienka.  Dzięki

figurantom  i zaprzy j aźniony m  dy rektorom  deponowaliśm y  ogrom ne kwoty. Pierwszy  zaczął się
ty m   zaj m ować  Bontade  i  przekonał  się,  że  to  doskonały   sposób  na  pranie  brudny ch  pieniędzy.
Narkoty kowe interesy  świetnie się rozwij ały  i przy nosiły  kolosalne zarobki, a trudno

 by ło wy prać

czy  wy dać cały  ten szm al.

Kolej ny m

 pom y słem  w ty ch latach na rozwiązanie problem u ogrom ny ch wpły wów stała się

branża deweloperska. Wszy scy  m afiosi siedzieli w budownictwie. Każdy  duży  przetarg przy padał
m afii,  a  na  placach  budowy   nasi  ludzie  pełnili  funkcj e  kierowników  robót.  To  m y,  a  nie  związki
zawodowe, sprawowaliśm y  pieczę nad pracownikam i na Sy cy lii!

Nasze

  spółki  by ły   notowane  na  giełdzie,  więc  pranie  brudny ch  pieniędzy   przestało  by ć

problem em .  Poza  ty m   m ogliśm y   liczy ć  na  zaufany ch  ludzi,  j ak  Sindona

[15]

  czy

  Roberto

Calvi

[16]

.  Nawet

  Bank  Waty kański  stał  za  nam i!  Wy korzy sty waliśm y   również  zakorzenione

powiązania ze światem  polity ki, sięgaj ące XIX wieku.

Oprócz

  oczy wisty ch

  korzy ści  w  postaci  lokalny ch  przetargów  dobre  i  zacieśnione  relacj e

z  polity kam i  pozwalały   nam   sprawować  kontrolę  nad  sądam i,  a  w  konsekwencj i  nad  prawem .
Przekupienie  lub  zastraszenie  prokuratora  czy   sędziego  to  pry szcz,  a  cała  zabawa  polegała  na
wy m uszeniu ustaw i przepisów, które zapewnią nam  swobodę działania. W ty m  celu m usieliśm y
uzy skać  wsparcie  polity ków  i  przede  wszy stkim   członków  rządu.  Mafiosi  chcieli  spać  spokoj nie,
pewni, że w razie potrzeby  wy j dą szy bko z więzienia.

Kto

  kontroluj e  polity ków?  Masoneria.  Kim   dokładnie  są  j ej   członkowie?  To  osoby

zdecy dowanie  ważniej sze  od  m afiosów,  piastuj ące  naj bardziej   eksponowane  stanowiska
w  państwie.  Ty le  że  m afioso  nie  obawia  się  wolnom ularzy,  a  oni  drżą  przed  nim   ze  strachu.
Dlatego  że  m afiosi  strzelaj ą.  Masoni  m ogą  z  kolei  doprowadzić  do  ekonom icznej   i  polity cznej
zguby.

Powstanie

  świętego

  przy m ierza

  m iędzy   obiem a  grupam i  by ło  ty lko  kwestią  czasu.  Zarówno

im , j ak i nam  chodziło o władzę, a do j ej  zdoby cia nawzaj em  się potrzebowaliśm y.

Polity cy

  często  należą  do  lóż  wolnom ularskich,  a  m asoni  wstępuj ą  do  partii  lub  utrzy m uj ą

ścisłe relacj e z polity kam i. Kiedy  nawiązy wałem  kontakt z wy brany m  m asonem , autom aty cznie
poznawałem  j akiegoś polity ka. Oczy wiście sy stem  ten działał (i działa) także w drugą stronę. Nie
zapom inaj m y,  że  –  przy naj m niej   –  na  Sy cy lii  to  m afia  kieruj e  wy boram i,  decy duj e,  na  kogo
należy   głosować  i  dzięki  kontroli  nad  znaczną  grupą  elektoratu  wskazuj e  zwy cięzcę.  Jesteśm y
powiązani  z  polity ką,  bo  spora  część  świata  polity ki  j est  powiązana  z  nam i.  I  wszy scy   o  ty m
doskonale wiedzą.

background image

3

Mafijna drabina

Mafij na  wierchuszka  nie  zauważy ła,  że  Riina  pnie  się  zby t  szy bko  po  hierarchicznej   drabinie.
I nikt nie przedsięwziął środków zaradczy ch. Jedy nie Giuseppe di Cristina zaczął coś podej rzewać.
Podczas liczny ch spotkań z inny m i bossam i, np. Rosario di Maggio czy  Stefano Bontade, m ówił:

–  Słuchaj cie,  chłopaki,  nie  m acie  zielonego  poj ęcia,  co  wy rabia  Riina  w  m niej szy ch

m iasteczkach.

Ale nikt nie traktował ty ch słów poważnie. Di Maggio wszy stkich uspokaj ał:

– Nawet j eśli Totò Riina, z klanu corleonesi, wprowadza u siebie porządek, to co nam  do tego?

Kiedy  gości u nas w Palerm o, siedzi cicho, więc co m am y  powiedzieć? Jeżeli zacznie rządzić się
w Palerm o j ak we własny m  dom u, gorzko tego pożałuj e.

Przez  krótki  czas  należałem   do  grupy   zaufany ch  ludzi  Salvatore  Riiny.  Po  „zam achu  stanu”,

który  zatrząsł w posadach cosa nostrą, to właśnie ich awansował na stanowisko capomandamento.
Ostateczny   cios  zadał  j ednak  kilka  lat  później ,  w  1979  roku,  gdy   j uż  kontrolował  większość
członków  sztabu  głównego,  będącego  organem   kierowniczy m   m afii.  Wtedy   to  zrealizował  plan,
nad który m  pracował od dłuższego czasu.

Każdy   j ego  krok  i  każde  słowo  by ły   dokładnie  przem y ślane.  Nawet  gdy   wy dawało  się,  że

popełnia błąd, tak naprawdę m iał na celu wpędzenie kogoś w kłopoty.

– Kiedy  woj sko przegry wa – oświadczy ł m i pewnego razu – wina nie leży  po stronie żołnierzy,

ale  generałów.  Gaetano  Badalam enti  kazał  powiedzieć  w  Am ery ce,  że  j est  capo  di  tutti  capi.
Wiesz, co j a by m  zrobił z Gaetano Badalam entim ? Dałby m  m u szczotkę i kazał czy ścić kible od
rana do wieczora.

Riina  nim   gardził  i  go  nie  cierpiał,  choć  Badalam enti  zapewnił  m u  schronienie  u  siebie

w Cinisi, kiedy  Totò ukry wał się przed policj ą. Gaetano otoczy ł opieką i utrzy m y wał Riinę, Liggio
i Provenzano, a oni za j ego uprzej m ość odpłacili zdradą. Na każdy m  kroku owa trój ca podburzała
do kłótni, ale i m iędzy  nim i wciąż dochodziło do scy sj i.

W  końcu  ich  przy m ierze  się  rozpadło.  Riina  pożarł  się  z  Liggio  przed  1974  rokiem .  Liggio

krąży ł  wtedy   m iędzy   Neapolem   a  Mediolanem ,  ukry waj ąc  się  przed  policj ą.  Któregoś  dnia
oświadczy ł,  że  j eżeli  który ś  z  m afiosów  chciałby   m u  przekazać  wiadom ość,  m a  się  zwrócić  do
Provenzano, a nie do Riiny. Zapy tany  o przy czy nę odparł:

– Kiedy  Riina zaprasza ludzi do dom u, upij a się i zabij a j ednego lub dwóch ze swy ch gości.

Fakty cznie w  ty m  okresie  Totò często  organizował kolacj e,  ponieważ zwierał  m afij ne  szeregi

i  chciał  sprawdzić,  na  kogo  m oże  liczy ć.  Nieloj alny ch  współpracowników  zabij ał  albo  się  ich
pozby wał.  Wierzy ł  w  swoj ą  intuicj ę,  ponieważ  w  tam ty m   czasie  nie  by ło  j eszcze  przy padków
prawdziwej   zdrady   w  organizacj i.  Wy starczał  przebły sk,  negaty wne  wrażenie,  paranoiczna
obawa, by  wy dał na delikwenta wy rok śm ierci.

Po  dziesięciu  latach  wendety   i  spirali  przem ocy   zapanował  pokój .  Przy wódcy   zwy cięskiej

frakcj i doszli do wniosku, że należy  przeorganizować cosa nostrę. Urodzony  capo, Luciano Liggio,

background image

stwierdził, że powinien by ć traktowany  na równi z Bontade oraz Badalam entim , i zaczął dom agać
się praw do Palerm o ty tułem  zadośćuczy nienia za śm ierć wielu z j ego ludzi.

– Mam y  na swej  liście także ofiary  w Palerm o, nie ty lko w Corleone – oświadczy ł. – My  też

powinniśm y  decy dować o ty m , kto m a zginąć, a kto nie! – wołał, waląc pięścią w stół.

Nie  chciał  by ć  dłużej   traktowany   j ak  obcy,  ale  na  równi  z  palerm ianinem   Bontade  oraz

z Badalam entim , pochodzący m  z Cinisi. Tak narodził się trium wirat Badalam enti–Bontade–Liggio.
Jeden  organ  decy duj ący   o  kolej ny ch  kandy datach  do  odstrzału  z  przegrany ch  rodzin,  które  nie
przy stąpiły   do  soj uszu.  Niektóre  z  ofiar  piastowały   wy sokie  stanowiska,  by ły   powiązania
z  wpły wowy m i  osobam i  w  m ieście,  ale  Liggio  chciał  oczy ścić  szeregi.  Wszy scy,  który ch
om inęła  furia  corleonesi  –  przede  wszy stkim   współpracownicy   Cavataio  –  zawdzięczali  ży cie
wstawiennictwu  Badalam entiego  i  Bontade.  Gdy by   to  zależało  do  Luciana  Liggio,  wszy scy
palermitani by  zginęli. Klan corleonesi tak właśnie postępuj e.

W 1974 roku, po zaprzestaniu naj krwawszy ch walk, sztab główny  znów podj ął działalność pod

przy wództwem   trium wiratu:  Stefano  Bontade  obj ął  rej on  Palerm o,  Luciano  Liggio  otrzy m ał
Corleone i okolice, a Gaetano Badalam enti m iał zarządzać rej onem  Trapani.

W skład sztabu wchodzili naj wy żsi przedstawiciele m afij ny ch rodzin. Każdy  z nich piastował

funkcj ę szefa okręgu – capomandamento – i reprezentował rej on obej m uj ący  przy naj m niej  trzy
graniczące ze sobą strefy.

Oczy wiście  nie  wszy scy   szefowie  okręgów  by li  sobie  równi.  Na  ich  czele  stał  koordy nator,

który   m iał  rozstrzy gaj ące  zdanie  w  sprawach  doty czący ch  pozostały ch  członków  sztabu.
W  okresie,  gdy   do  władzy   zaczął  dochodzić  Riina,  około  1974  roku,  funkcj ę  koordy natora  pełnił
Gaetano  Badalam enti,  który   utrzy m y wał  bliskie  stosunki  z  Bontade  oraz  z  capomandamento
Salvatore Inzerillo.

Sztab nie m iał ściśle określonego kalendarza spotkań i zbierał się, gdy  poj awiała się konieczność

rozwiązania większy ch problem ów lub delikatny ch kwestii. Obowiązy wały  j asne zasady, a kto ich
nie przestrzegał, wy dawał na siebie wy rok śm ierci.

Totò  Riina  stopniowo  zaczął  naginać,  a  potem   łam ać  te  zasady,  j ednak  nikt  nie  zdoby ł  się  na

otwarty  sprzeciw wobec niego. Riccobono ty lko raz – zaniepokoj ony  wy darzeniam i – zwrócił się
do Gaetano Badalam entiego.

– Słuchaj , a dlaczego nie pozbędziem y  się wszy stkich popleczników Riiny ?

–  Nie  m ożem y   teraz  ry zy kować  kolej nej   woj ny.  Ulice  w  Palerm o  zapełniły by   się  znowu

trupam i – odparł Badalam enti.

Szkoda ty lko, że Riina nie obawiał się przelewu krwi. W 1976 albo 1977 roku zostali zatrzy m ani

w  Trapani  Arm ando  Bonanno,  Giacom o  Giuseppe  Gam bino  i  j eszcze  j eden  gość.  Czatowali
nieopodal dom u Cordò, żeby  go zabić.

Przy j echali  karabinierzy,  prawdopodobnie  po  otrzy m aniu  zawiadom ienia,  i  ich  aresztowali.

Rosario Riccobono, pełniący  wówczas funkcj ę capomandamento w okręgu Partanna-Mondello aż
do Borgo Vecchio, nic nie wiedział o planowany m  zabój stwie; takim  brakiem  szacunku poczuł się
upoważniony  do podj ęcia ostry ch kroków. Tak zresztą zrobił.

Wy rzucił  „z  rodziny ”  (czy li  usunął  ze  stowarzy szenia)  Gam bina  i  Bonanna,  doprowadzaj ąc

następnie  do  ich  wy kluczenia  z  gangów  San  Lorenzo  i  Resuttana,  działaj ący ch  w  ram ach  j ego
okręgu.  Francesco  Madonia,  stoj ący   na  czele  gangu  Resuttana,  by ł  zawsze  blisko  związany
z  Gam biną  i  obaj   utrzy m y wali  bliskie  kontakty   z  Riiną.  Riccobono  postanowił  skorzy stać
z przy sługuj ącego m u prawa (chodziło o ludzi z podległego m u okręgu, którzy  działali na własną

background image

rękę za j ego plecam i), ale przesadził, doprowadzaj ąc do otwartej  woj ny  z Totò. Oczekiwaliśm y
j ego reakcj i w każdej  chwili. Nie owij aj ąc w bawełnę, powiedziałem  Rosario:

–  Albo  m y   ich  sprzątniem y,  albo  oni  nas.  Wy kluczy łeś  ich  z  rodziny   i  nigdy   ci  tego  nie

wy baczą; przy  pierwszej  okazj i ukręcą nam  łby.

– Ale dlaczego m ieliby  coś nam  zrobić, Gaspare? – odparł. – Jak ktoś m a czy ste sum ienie, to…

– Co ich to obchodzi, że nie m am y  nic na sum ieniu – zacząłem  tracić nad sobą panowanie.

– Dla m nie to zasada num er j eden – odrzekł krótko. – Czy ste sum ienia to podstawa. Musiałem

ich  wy rzucić  z  rodziny,  bo  nie  poinform owali  m nie,  swego  capomandamento,  o  planowany ch
działaniach!

Ty le że Riina m iał gdzieś te zasady. Niecałe dwa m iesiące później  sztab główny  ponownie się

zebrał. Obrady  rozpoczął Totò.

–  Riccobono  m a  pod  sobą  zby t  wiele  rodzin,  czas  powrócić  do  dawny ch  podziałów  –

 oświadczy ł. – Nie da się dobrze dowodzić okręgam i o zby t dużej  liczbie gangów.

Riina zdołał przekonać inny ch szefów okręgów, że należy  odebrać Riccobono rodziny  Vergine

Maria,  Acquasanta  i  Resuttana  oraz  oddać  j e  Francesco  Madonie  i  uczy nić  go,  w  efekcie,
capomandamento.  Za  j edny m   zam achem   osłabił  Rosario  i  zy skał  loj alność  kolej nego  członka
sztabu głównego.

Riina nie pozostawiał niczego przy padkowi i konsekwentnie prowadził swą woj nę w poj edy nkę.

W listopadzie 1977 roku Madonia m usiał spłacić m u dług wdzięczności, dokonuj ąc zam achu na

Di Cristinę. Dwóch zabój ców w fiacie 127 zaj echało drogę bm w i zm usiło kierowcę do zj echania
na  bok.  Wy siedli  z  sam ochodu  i  zastrzelili  wszy stkich  pasażerów.  Ale  tego  dnia  Di  Cristina  nie
j echał swoim  autem  i od kul wy naj ęty ch m orderców zm arli j ego przy j aciele: Giuseppe Di Fede
i Carlo Napolitano.

Obaj   pracowali,  na  zlecenie  Di  Cristiny,  w  biurze  Graziana  Verzotto,  znanego  polity ka,

zam ieszanego w aferę paliwową j eszcze w czasach, gdy  na czele ENI stał Mattei

[17]

. Di Cristina

doskonale  zdawał  sobie  sprawę,  że  j ego  ży cie  zawisło  na  włosku.  W  rozm owie  ze  Stefano
Bontade, szefem  klanu Santa Maria di Gesù, nie kry ł swy ch obaw:

–  Słuchaj ,  w  ty m   zam achu  to  j a  m iałem   zginąć;  tam tego  ranka  planowałem   j echać  razem

z nim i. Wy siadłem  w ostatniej  chwili, bo chciałem  pogadać z krewny m , i to m nie uratowało.

Zrozum iał, że za podwój ny m  zabój stwem  stali ludzie Totò Riiny. Postanowił więc odpłacić m u

tą sam ą m onetą.

W  m arcu  1978  roku  Di  Cristina  i  Salvatore  „Turi”  Pillera,  zaufany   człowiek  bossa  Giuseppe

Calderonego,  zabili  Francesco  Madonię.  Ty le  że  m orderstwo,  zam iast  osłabić  Riinę,  dało  m u
okazj ę do wzm ocnienia swej  pozy cj i w sztabie główny m .

–  Di  Cristina  nigdy   nie  zabiłby   Francesco  Madonii  bez  wsparcia  Calderonego  –  oświadczy ł

przed  inny m i  członkam i  sztabu.  –  I  fakty cznie  razem   z  nim   w  sam ochodzie  by ł  Pillera.  Kim   są
zatem  j ego kum ple? To Stefano Bontade i Gaetano Badalam enti.

Szkoda  ty lko,  że  kiedy   on  podj ął  próbę  zabicia  Di  Cristiny,  członkowie  sztabu  nie  kiwnęli

palcem . A to dlatego, że w ty m  okresie prakty cznie wszy stkie kluczowe decy zj e podej m ował j uż
Riina.  A  cały   proces  zaczął  się  od  „zam achu  stanu”  w  1976  roku.  „Fałszy wy   krok”  Di  Cristiny
i Pillery  przy spieszy ł bieg wy padków, ponieważ dał Riinie okazj ę do pozby cia się niewy godny ch
ry wali.

Jego  rządza  władzy   wy m knęła  się  spod  kontroli  i  by ł  gotów  złam ać  wszelkie  zasady

background image

i doszczętnie zniszczy ć nasz kodeks postępowania, aby  j ą zaspokoić.

W  1979  roku  odsiady wałem   wy rok  w  Sulm onie.  Tam   poznałem   naj większego  w  Azj i

Południowo-Wschodniej   przem y tnika  narkoty ków,  Koh  Bak  Kina.  Trafił  za  kratki,  bo  złapano  go
w Rzy m ie z 30-kilogram ową walizką heroiny, której  nie zdąży ł rozprowadzić.

W więzieniu Koh Bak Kin pracował j ako stolarz. Poza ty m  oddawał się m alarstwu. Dzielił celę

z  kilkunastom a  Azj atam i  z  Chin,  Taj landii  i  Filipin.  Niektórzy   by li  nawet  z  Manili,  j ak  on.
Zaczęliśm y   ze  sobą  gadać  i  szy bko  się  polubiliśm y.  Godzinę  na  spacerniku  spędzaliśm y   zawsze
razem : j a uczy łem  go dialektu sy cy lij skiego, a on tłum aczy ł m i podstawy  angielskiego.

Po  j akim ś  czasie  zawieziono  m nie  do  Palerm o  na  m ało  znaczący   proces  i  w  tam tej szy m

więzieniu  poznałem   znanego  przem y tnika  papierosów  Pino  Savoce,  kum pla  Salvatore  Riiny.
Opowiedziałem  m u o przy j aźni z Azj atą, co on skom entował, m ówiąc:

–  Pam iętaj ,  że  handlarz  narkoty kam i  z  Dalekiego  Wschodu  to  j ak  kran,  z  którego  wy pły wa

złoto zam iast wody.

Po  powrocie  do  Sulm ony   zacząłem   inaczej   patrzeć  na  Koh  Bak  Kina  –  by ł  potencj alny m

źródłem  bogactwa. Postanowiłem  wej ść z nim  w owocny  układ.

Zaznaj om iony   j uż  trochę  z  ty m   towarzy stwem ,  zrozum iałem ,  że  sprawuj e  kontrolę  i  czuwa

nad  azj aty cką  grupą.  Kazałem   więc  żonie  przy słać  m i  nowe  dresy   oraz  buty   sportowe
i  podarowałem   j e  chłopakom ,  którzy   dzielili  z  nim   celę.  Ich  krewni  m ieszkali  daleko,  a  oni  nie
m ieli nikogo, kto by  im  pom ógł we Włoszech.

Koh  Bak  Kin  m iał  odsiedzieć  wy rok  trzech  lat,  więc  zwolnili  go  sporo  przede  m ną.  Kiedy

wy chodzisz z paki i nikt na ciebie nie czeka, dobrze j est m ieć trochę grosza przy  duszy. Ty le że nie
zdąży łem   załatwić  dla  niego  kasy.  Tak  więc  na  pożegnanie  podarowałem   m u  złotą  bransoletę,
zegarek  i  gruby   łańcuszek  z  krzy ży kiem   wy sadzany m   diam entam i.  Przekazałem   też  kontakt  do
znaj om ego  m afiosa  w  Neapolu,  ale  on  z  tego  nie  skorzy stał.  Po  kilku  m iesiącach  wy j echał
z Rzy m u i wrócił na Filipiny.

W  niedługim   czasie  zacząłem   dostawać  pocztówki  z  Manili.  Widniał  na  nich  adres  poste

restante. Zrozum iałem , że szy kuj e nasz wspólny  interes.

W  1981  roku  w  końcu  wy szedłem   na  wolność.  Po  powrocie  do  Palerm o  naty chm iast

obgadałem   z  Giuseppe  „Pino”  Savocą  nowe  m ożliwości  zarobku.  Potrzebowałem   zaufanego
naby wcy, który  zdoła rozprowadzić towar nie ty lko na swoim  terenie, ale i w okolicy. Savoca stał
na czele klanu Brancaccio, by ł więc idealny m  odbiorcą m oich przesy łek z Manili.

Od  razu  doszliśm y   do  porozum ienia:  Koh  Bak  Kin  m iał  dostarczać  narkoty ki,  a  j a  pełnić

funkcj ę  j ego  wy łącznego  przedstawiciela  we  Włoszech.  W  krótkim   czasie  znalazłem   się
w centrum  sieci dy stry bucj i, przez którą przechodziło m iesięcznie około 20 kilogram ów heroiny.

Koh  Bak  Kin  przesy łał  m i  towar  za  pośrednictwem   chińskich  kurierów,  którzy   docierali  do

Włoch  statkiem   lub  sam olotem   i  zostawiali  walizki  z  podwój ny m   dnem   w  przechowalni  bagażu.
Następnie  wy brani  przeze  m nie  ludzie,  o  czy stej   kartotece,  odbierali  bagaże  i  przy wozili  j e  do
Palerm o. W tam ty ch czasach kontrole by ły  rzadkością.

Płaciłem   50  m ilionów  za  kilogram   heroiny ;  Savoca  kupował  j ą  ode  m nie  za  75  m ilionów.

Reszta należała j uż do niego.

Savoca zaj m ował się wszy stkim  sam , ale chciał kupować towar ty lko ode m nie. W Palerm o

działały   j uż  przetwórnie  m orfiny   na  heroinę,  ale  ty lko  j a  zapewniałem   surowiec  naj wy ższej

background image

j akości. Ze Wschodu przy chodziła heroina o czy stości w 98% i am ery kańska m afia, im portuj ąca
j ą  z  Sy cy lii,  nie  chciała  żadnego  innego  towaru.  Świetnie  zarabiałem ,  kupiłem   sobie  ferrari.
Pam iętam ,  j ak  kiedy ś  zatrzy m ała  m nie  drogówka.  Policy j ne  psy   zaczęły   obwąchiwać
sam ochód,  nerwowo  kręcąc  się  dookoła  i  szczekaj ąc.  Ty le  że  j a  wiozłem   ty lko  słodkie  rurki
z nadzieniem  serowy m . Widocznie wy czuły  zapach ricotty.

Policj anci zarekwirowali sam ochód, zdem ontowali, co się ty lko dało, ale nie znaleźli nic prócz

ciastek, więc oddali m i auto. Niestety, źle j e złoży li i zacząłem  m ieć problem y  – wy ciekał olej .
Nigdy  wcześniej  nie m ieli do czy nienia z ferrari.

W  ty m   czasie  Riina  bardzo  naciskał,  by m   wszedł  do  grona  j ego  naj bliższy ch

współpracowników,  ale  zdecy dowanie  się  od  niego  odsunąłem ,  kiedy   kazał  m i  dokonać
niedopuszczalnego,  j ak  dla  m nie,  czy nu:  chciał,  by m   zdradził  m oj ego  capomandamento,  Saro
Riccobona.

Pewnego  dnia  siedzieliśm y   w  garażu  przy   corso  dei  Mille,  gdzie  z  reguły   zawoziliśm y

delikwentów skazany ch na uduszenie.

– Słuchaj , Gaspare – zagaił Riina, odnosząc się do ludzi zabity ch w ty m  m iej scu – o pewny ch

sprawach lepiej  nie wspom inać Riccobonowi.

By łem  wówczas w tak zaży ły ch stosunkach z Riiną, że pozwoliłem  sobie odpowiedzieć:

– Totuccio, pracuj ę dla ciebie i j estem  do twoj ej  dy spozy cj i. Ale m uszę wszy stko opowiadać

Riccobonowi. Nauczono m nie, że capofamiglia wy m aga szacunku j ak oj ciec.

– Jasne, j asne – odparł. – To by ła ty lko m oj a rada.

Na ty m  sprawa się zakończy ła, ale nie ulegało wątpliwości, że Riina pozwolił sobie na bardzo

osobistą  sugestię.  Oczy wiście  uczy nił  to  z  wy rachowania  i  całkowicie  świadom ie.  Gdy by m
kiedy kolwiek  opowiedział  członkom   sztabu  głównego,  na  przy kład  Badalam entiem u,  że  Riina
zachęcał podwładny ch do zdrady  swego szefa, wy buchłaby  woj na.

Totò konty nuował swą batalię po cichu.

W  1981  roku,  w  ciągu  m iesiąca,  corleonesi  sprzątnęli  Bontade  i  Inzerillego.  Efektem   ty ch

zabój stw by ła rzeź wśród członków rodzin obu ugrupowań.

Znów wy buchła woj na. I wszy scy  zdawali sobie sprawę, na kim  skrupi się spirala przem ocy.

Część  oskarżała  Riccobona,  ale  on  postąpił  według  zasad.  Może  przesadził,  doprowadzaj ąc  do
okrutnej  riposty  ze strony  corleonesi,  ale  prawdziwą  winę  za  ów  krwawy   rozdział  naszej   historii
ponosił Salvatore Riina.

Potwierdzenie nadeszło w listopadzie 1982 roku.

W  czerwcu  znowu  trafiłem   za  kratki.  Tam   poznałem   Francesco  Madonię,  który   siedział

w więzieniu od dłuższego czasu.

– Co słuchać u naszy ch, Gaspare? – zapy tał.

–  Chy ba  wszy stko  j uż  dobrze  –  uspokoiłem   go.  –  Nadal  handluj em y   z  Taj landią,  a  Riina  dał

sobie spokój  z Riccobonem .

Nie m ogłem  się bardziej  m y lić. Rosario Riccobono 30 listopada znikł bez śladu. Po kilku dniach

wy m ordowano  j ego  rodzinę  i  ludzi.  Tak  oto  Riina  świętował  z  wy przedzeniem   początek
nadchodzącego roku.

Nastąpił kres pewnej  epoki.

background image

Na początku lat 70. m afia wciąż by ła tą sam ą cosa nostrą, do której  przy stąpiłem  w 1965 roku,

zwerbowany   w  więzieniu  przez  Riinę.  Choć  nie  znałem   j ej   od  podszewki,  j awiła  m i  się  j ako
idealny   świat.  Utwierdzony   w  ty m   przekonaniu  wstąpiłem   oficj alnie  do  m afii  w  1973  roku,
w dom u członka cam orry  Lorenzo Nuvoletty, pod Neapolem , w Marano.

Krople  krwi  skapuj ące  na  święty   obrazek,  który   kurczy   się  w  płom ieniach  ognia.  Trudno  to

zapom nieć. Tląca się ry cina przechodzi z rąk do rąk. Powtarzane słowa przy sięgi: „Niech spłonę
niczy m   ten  święty   obrazek,  j eśli  dopuszczę  się  zdrady   cosa  nostry,  niech  m e  ciało  sczeźnie
w  ogniu  j ak  ten  święty   obrazek…”.  Pam iętam   wszy stko,  j akby   to  by ło  wczoraj .  Kiedy
przekazy wany  z rąk do rąk kartonik doszczętnie spłonął, m ój  capo – Saro Riccobono – powiedział:

–  Żaden  oj ciec  nie  m oże  uratować  swego  sy na,  j eśli  napastował  on  żonę,  córkę  lub  siostrę

innego  m ężczy zny   honoru.  Wówczas,  nawet  ze  łzam i  w  oczach,  m usi  udusić  sy na  własny m i
rękom a. To fundam entalna zasada.

Wciąż sły szę głos Saro i czuj ę na sobie przeszy waj ący  wzrok wszy stkich pozostały ch.

– Sły szałeś wcześniej  o m afii? – spy tał Riccobono, kiedy  płom ień zgasł.

Nie spodziewałem  się tego py tania i zacząłem  kręcić:

– Tak, kilka razy  obiło m i się coś o uszy …

Naty chm iast m i przerwał i wy j aśnił:

– Mafia istniej e i j est silniej sza, niż się powszechnie uważa.

Między   m łody m i  a  starszy m i  rangą  panowała  ogólna  zasada  równości.  Wszy scy   by liśm y

j ednakowi. Jeśli potrzebowałem  czegoś, co posiadał inny  członek organizacj i i go o to poprosiłem ,
nie m ógł m i odm ówić. Cokolwiek by  to by ło! Hasło wy powiadane w m om encie przedstawiania
się  innem u  członkowi  m afii  brzm iało:  „Taki  sam ”.  Dopiero  potem   przechodziliśm y   do  podania
im ienia i nazwiska. Nawet m iędzy  bossem  a zwy kły m  żołnierzem , m iędzy  tuzem  a szaraczkiem
nie  by ło  dy stansu,  ponieważ  obaj   należeli  do  m afii.  Gdy   któregoś  razu  Buscetta  przedstawił  m i
w  więzieniu  Ucciardone  lary ngologa,  który   wraz  z  inny m i  lekarzam i  przy j eżdżał  do  zakładu  co
osiem  dni, powiedział ty lko: „Taki sam ”.

Nauczono  nas  m y śleć,  że  rodzina  obej m uj e  zarówno  krewny ch,  j ak  i  wszy stkich  członków

m afii.  Z  czasem   i  nasze  kobiety   poznawały   owe  zasady   postępowania  i  stosowały   j e.  Gdy
wieczorem  znaj om y  pukał do drzwi, bo uciekał przed policj ą albo wpadł w tarapaty, bez py tania
o  szczegóły   wpuszczały   go  do  środka.  Przechodziliśm y   prawdziwą  szkołę  ży cia,  obej m uj ącą
alternaty wną edukacj ę. Aby  się o ty m  przekonać, wy starczy ło m i porównać zachowanie m oj ej
żony   i  nieświadom y ch  niczego  sióstr.  Moj a  żona  doskonale  wiedziała,  za  kogo  wy szła  za  m ąż,
zdawała sobie sprawę, że należę do m afii. Zresztą spoty kaliśm y  się głównie z inny m i m afiosam i
lub  ich  krewny m i.  Otaczał  nas  wąski  krąg  znaj om y ch,  w  który m   wszy scy   okazy wali  sobie
szacunek, przede wszy stkim  kobietom .

Riina wy łam ał się z tego kręgu, sprzeniewierzy ł się trady cj i.

Nie  wiem ,  w  j akim   stopniu  historia  ludzkości  j est  przesiąknięta  okrutną  naturą  władzy.  Dziś

chy ba  żadne  państwo  nie  oddałoby   rządów  drugiem u  Hitlerowi,  odpowiedzialnem u  za  zagładę
Ży dów,  czy   Stalinowi  zsy łaj ącem u  ty siące  więźniów  do  gułagu  i  widzącem u  w  każdy m
potencj alnego wroga.

To  nie  władza  sprowadza  panuj ący ch  na  m anowce,  ale  rządza  władzy   popy cha  ich  do

haniebny ch  czy nów.  Riina  ży ł  pragnieniem   zdoby cia  absolutnej   kontroli  i  ustanowienia  rządów
terroru.  Jego  um y sł  zaprzątała  ty lko  j edna  m y śl:  Ten  facet  stał  się  zby t  m ocny.  Lepiej   go
sprzątnąć.

background image

Więcej  na: www.ebook4all.pl

4

System

Akty wny m   członkiem   m afii  stałem   się  w  1969  roku,  czy li  w  okresie,  gdy   doszli  do  władzy
corleonesi i m iała m iej sce m asakra przy  viale Lazio.

Przez  długi  czas  by łem   prawą  ręką  Riiny,  a  nawet  połączy ła  nas  swoista  przy j aźń.  W  1973

roku zostałem  oficj alnie „przy j ęty ” do cosa nostry  i stałem  się m ężczy zną honoru. Idąc za j ego
radą, przeszedłem  pod ochronne skrzy dła Rosario Riccobona, stoj ącego na czele klanu Partanna–
Mondello. Tego sam ego Riccobona, którego kilka lat później  kazał m i zdradzić.

Pracowałem   dla  Riccobona  przez  wiele  lat,  naj częściej   wraz  z  Michele,  bratem   Salvatore

Micalizziego, który  by ł szwagrem  Rosaria.

Tworzy liśm y   z  Michele  zgrany   tandem .  Poza  ty m   stanowił  dla  m nie  dodatkową  gwarancj ę

bezpieczeństwa:  by ł  powinowaty m   Riccobono,  co  pozwoliło  m i  uniknąć  dwa  razy   uczestnictwa
w  zabój stwie.  Zazwy czaj   nie  m ożna  by ło  odm ówić  wy konania  rozkazu.  Na  szczęście  nigdy   nie
m usiałem   zabij ać  policj antów,  sędziów,  prokuratorów  ani  zwy kły ch  oby wateli.  W  przeciwny m
razie  m oj e  ży cie  wy glądałoby   dziś  zupełnie  inaczej .  Czy   dręczy ły by   m nie  wy rzuty   sum ienia
i  poczucie  winy ?  Mordowanie  ludzi  z  m oj ego  świata  nigdy   nie  stanowiło  dla  m nie  problem u.
By liśm y   żołnierzam i.  Znaliśm y   zasady   i  wiedzieliśm y,  że  pewnego  dnia  i  m y   m ożem y   się
znaleźć po „niewłaściwej ” stronie lufy  pistoletu.

Ży cie  m afiosa  toczy ło  się  według  żelazny ch  reguł.  Po  pierwsze:  w  dom u  ty lko  m afiosi  lub

naj bliższa rodzina. Z inny m i m ożna się by ło spoty kać ty lko na zewnątrz. Święta, rocznice, śluby,
urodziny,  chrzty   czy   pogrzeby   organizowaliśm y   ty lko  we  własny m   gronie.  Naj częściej   żony
pochodziły  z m afij ny ch dom ów lub loj alny ch rodzin z tej  sam ej  dzielnicy.

Na  przy kład  m oj a  żona  j est  siostrą  m oj ego  szwagra.  Tak  więc  j eszcze  przed  ślubem

należeliśm y   do  tego  sam ego  kręgu.  Kiedy   zaczęliśm y   się  spoty kać,  by ła  ży wiołową,  śliczną
i  krewką  dziewczy ną.  Lubiła  się  buntować,  ale  zam ążpój ście  i  m acierzy ństwo  zm ieniły   j ą
w przy kładną żonę i m atkę.

Między   nam i  j est  dziewięć  lat  różnicy,  więc  m ożna  powiedzieć,  że  widziałem ,  j ak  dorastała.

Zgodnie z sy cy lij ską trady cj ą zdecy dowaliśm y  się na przedślubną ucieczkę. W tam ty ch czasach
obowiązy wała  zasada  długoletniego  narzeczeństwa,  więc  kiedy   m ężczy zna  tracił  cierpliwość,
pory wał wy brankę, oczy wiście za j ej  zgodą, i po krzy ku. Tak też uczy niłem .

Poj echaliśm y  do Katanii, gdzie ugościł nas m afioso Mim m o Condorelli, którego oj ciec pełnił

funkcj ę  consigliere,  doradcy   lokalnej   rodziny   kierowanej   przez  Calderonego.  W  roku  1968  nie
by łem   j eszcze  m afiosem   w  pełny m   tego  słowa  znaczeniu,  ale  cieszy łem   się  opinią  wy bitnego
złodziej a. Zapracowałem  na reputacj ę kilkom a spektakularny m i włam aniam i.

Niedługo  po  ucieczce  z  narzeczoną,  j eszcze  w  ty m   sam y m   roku,  poj echałem   do  Bolonii,  by

ukraść  wspaniałą  kolekcj ę  zegarków  kieszonkowy ch.  Większość  egzem plarzy   pochodziła

background image

z przełom u XIX i XX wieku. Calderone kupił wszy stko za sześćset ty sięcy  lirów

[18]

.

Żona  doskonale  wiedziała,  że  j estem   złodziej em :  w  naszej   dzielnicy   wiedzieliśm y   o  sobie

wszy stko. Nie pracowałem  przecież w banku, więc kiedy  przy stąpiłem  do m afii, niczego przed nią
nie ukry wałem . Zresztą, nawet by m  nie m ógł.

Kiedy   rozlegało  się  pukanie  do  drzwi,  wy skakiwałem   przez  okno.  Gdy   m usiałem   się  pozby ć

zakrwawiony ch ubrań czy  ukry ć broń, m ogłem  na nią liczy ć. Nigdy  o nic nie py tała. Ty lko raz,
w 1982 roku, gdy  dowiedziała się o zabój stwie sy na Nino Badalam entiego, powiedziała:

– Chy ba wszy scy  oszaleliście.

Moj a odpowiedź nie by ła zby t uprzej m a:

– Pilnuj  lepiej  garów!

I na ty m  zakończy liśm y  rozm owę. Tak naprawdę całe to wy darzenie poruszy ło m nie bardziej

niż j ą, choć nigdy  się do tego nie przy znałem . Z drugiej  strony  ona niewiele wiedziała o walkach
m iędzy  m afiosam i, o m ieszance urazy  i krwawego szaleństwa, która opanowała um y sł Riiny.

Każdego  ranka,  nieważne  czy   by łem   na  wolności,  czy   ukry wałem   się  przed  policj ą,

zachodziłem  do Riccobona, podobnie j ak inni członkowie rodziny. Jeżeli nie by ło nowy ch wieści
ani rozkazów do wy konania, m iałem  dzień wolny. Ale j ako żołnierz m afii m usiałem  by ć zawsze
w stanie gotowości, nasza służba trwała całą dobę, także w święta.

Gdy   m ieliśm y   ochotę  na  lody   czy   spacer  z  żoną  i  dziećm i,  chodziliśm y   zawsze  w  te  sam e

m iej sca,  w  który ch  nie  ty lko  czuliśm y   się  bezpiecznie,  ale  i  pozostawaliśm y   zawsze  uchwy tni
i dy spozy cy j ni w razie potrzeby. Zm iana planów czy  niespodziewane rozkazy  by ły  na porządku
dzienny m .

Mieliśm y   też  ustalone  m iej sca  spotkań  z  m afiosam i  z  inny ch  gangów.  Gdy   m usiałem   na

przy kład pogadać z Mangano czy  Cangem im , j echałem  do posiadłości Pippo Calò „Stalla” lub do
warsztatu  Vetrano.  Albo  do  sklepu  z  seram i  przy   bazarze  Vucciria,  gdzie  panował  spokój   i  bez
przeszkód  m ogliśm y   prowadzić  rozm owy.  By ł  j eszcze  m ały   dziedziniec  Pipitone  w  rej onie
Acquasanta.  Zaletą  ty ch  dwóch  ostatnich  m iej sc  by ła  lokalizacj a:  ukry te  w  labiry ncie  uliczek
sprawiały, że policy j ne radiowozy  nie m ogły  przem knąć niezauważone.

Pozostawały   też  dom y   wielkich  bossów,  ale  rzadko  tam   by wałem .  Przekroczenie  ich  progów

koj arzy ło się z wej ściem  do katedry. Pam iętam  na przy kład posiadłość Michele Greca w Ciaculli,
naj lepsze m iej sce na całej  Sy cy lii do uprawy  m andary nek. Greco kupił j ą od księcia Favarellego
za  parę  groszy.  Złoży ł  ary stokracie  propozy cj ę  nie  do  odrzucenia.  Początkowo  dzierżawił  teren,
ale  z  czasem ,  j ak  większość  wielkich  oj ców  chrzestny ch,  stał  się  właścicielem   ziem skim .  Dzięki
wsparciu  podupadły ch  ary stokratów  bossowie  dorabiali  się  m aj ątku  (na  początku  przy dawał  się
budzący  zaufanie „opiekun”), a gdy  j uż piastowali wy sokie stanowisko w m afii, zy skiwali władzę,
i to tak ogrom ną, że na koniec role się odwracały : dawny  protektor stawał się protegowany m .

Nikt nie zauważy ł, że Riina stanowi zagrożenie dla każdego z nas. Po kolei elim inował swy ch

przy j aciół.  W  j ego  opinii,  gdy   ty lko  ktoś  stawał  się  zby t  ważny,  należało  się  go  pozby ć.  Chciał
sam   sprawować  władzę,  j ak  Stalin.  I  taki  by ł  j ego  plan  od  sam ego  początku,  choć  nikt  tego  nie
podej rzewał. Ukry ł swą prawdziwą naturę pod gęsty m  woalem  obłudy.

Totò nigdy  nie wahał się zadawać ciosów poniżej  pasa. Już w 1974 roku wy dał policj i Luciano

Liggia, choć wówczas nikt nie przy puszczał, że to Riina m aczał palce w aresztowaniu. Pam iętam ,
że j akiś czas później  spotkaliśm y  się wieczorem  w dom u Pietra Vernengo w Ponte Am m iraglio.

background image

Zebrała  się  spora  grupa,  m iędzy   inny m i  Franco  Masera,  Giacom o  Giuseppe  Gam bino  i  sam
Riina. W pewny m  m om encie zapy tałem  z głupia frant:

– Słuchaj , Totò, m oże by  poj echać po Luciana do Lodi?

Więzienie w Lodi by ło wówczas m ałą placówką, z której  łatwo by ło uciec. Ogólnie w tam ty ch

czasach  zakłady   karne  nie  by ły   niedostępny m i  fortecam i.  Kontrole  zaostrzono  dopiero  po
zabój stwie  generała  Dalla  Chiesa;  wcześniej   zorganizowanie  ucieczki  nie  wy dawało  się  zby t
skom plikowane.

Palnąłem  to m oże bez zastanowienia, ale w sum ie nie powiedziałem  nic obraźliwego. Jednak

Riina zareagował niespodziewanie ostro. Spoj rzał m i prosto w oczy  i wy cedził:

– Nie um iesz pilnować swoj ego nosa? Liggio to corleonese i to j a zaj m uj ę się j ego sprawą.

Oczy wiście nie kiwnął nawet palcem  i Liggio, skazany  na doży wocie, zm arł w więzieniu. Do

ostatniego  dnia  nie  stracił  nadziei  na  opuszczenie  więzienny ch  m urów.  Mam   na  to  dowody,  bo
w  1987  roku  siedziałem   w  j ednej   celi  z  j ego  znaj om y m .  Czekał  codziennie  do  północy,
przechadzaj ąc  się  tam   i  z  powrotem ,  ubrany   w  garnitur  i  j edwabną  apaszkę,  bo  cenił  sobie
elegancki wy gląd. Nie zatrzy m y wał się nawet na chwilę, pom im o zapewnień, że po dwudziestej
nie m ożna wy j ść z więzienia.

Wtedy   niczego  nie  podej rzewaliśm y.  Nikt  nie  zorientował  się,  że  Riina  j est  zdraj cą.  Ja  sam

święcie  wierzy łem   w  naszą  przy j aźń,  zwłaszcza  że  dowiódł  m i  swej   loj alności  wiele  razy.
Chociażby   przy   okazj i  ślubu,  gdy   wiedząc  o  m oich  problem ach  finansowy ch,  zaproponował
wszy stkim   m ężczy znom   honoru,  by   podarowali  nam   po  pięćdziesiąt  ty sięcy   lirów.  Dzięki  tem u
pozwolił  m i  zacieśnić  stosunki  z  Micalizzim   i  Riccobonem ,  ponieważ  podzieliłem   się  pieniędzm i
z naszą m afij ną rodziną, a nie zachowałem  wszy stkiego dla siebie.

Utrzy m y wałem   z  Totò  bliskie  relacj e,  a  m im o  to  nie  zdawałem   sobie  sprawy   z  j ego

szaleństwa.  W  stosunku  do  m nie  zachowy wał  się  przy zwoicie,  a  nawet  przy m y kał  oko  na  m oj ą
niesubordy nacj ę,  j ak  wtedy,  gdy   wraz  z  inny m i  nie  wy konaliśm y   wy roku  na  sędziwy m   bossie
Vincenzo Nicolettim , który  m iał silne powiązania ze zm arły m  wcześniej  Cavataio.

Wy konanie egzekucj i powierzono Saro Riccobono, ale w przy gotowaniu zam achu wzięło udział

też  kilku  żołnierzy   z  rodziny   Buffa,  którzy   m ieli  zbadać  teren  i  znaleźć  naj lepsze  m iej sce  na
dokonanie zabój stwa.

Dostawszy   od  nich  cy nk,  razem   z  Totuccio  Inzerillo  i  Michelangelo  „Angelo”  La  Barberą

zaj ęliśm y   stanowiska.  Gdy   ty lko  poj awił  się  Nicoletti  w  towarzy stwie  staj ennego  Mesii,
zaczęliśm y  do nich strzelać. Ale pom im o ciężkich obrażeń obaj  przeży li.

Od  razu  zaczęliśm y   opracowy wać  plan  zabój stwa  na  terenie  szpitala,  w  który m   operowano

Nicolettiego. Jednak plan B nigdy  nie został zrealizowany, ponieważ niespodziewanie kazano nam
czekać.  Staruszek  wiedział,  że  chcem y   go  zabić,  ale  nie  o  swoj e  ży cie  się  m artwił.  Przesłał
wiadom ość, że zależy  m u ty lko na ty m , aby  dzieci do końca uważały  go za porządnego człowieka.
Prosił, by  ich zostawić w spokoj u, bo żadne nie należało do m afii.

Realizacj ę  planu  zawieszono,  egzekucj ę  starego  bossa  przesunięto  w  czasie.  By ł  gotowy   na

śm ierć, więc m ogliśm y  zaczekać, aż wy j dzie ze szpitala.

Kiedy   go  wy pisano,  za  pośrednictwem   krewnego  przekazaliśm y   m u  wiadom ość,  że  tego

sam ego  dnia,  o  osiem nastej   trzy dzieści,  m a  się  stawić  w  Palerm o,  na  placu  w  dzielnicy
Pallavicino,  pod  barem   Augello,  należący m   do  m afiosów.  Jeżeli  nie  poj awim y   się  do
dziewiętnastej , j est wolny : ot, deklaracj a świadcząca o wzaj em ny m  zaufaniu.

Razem   z  chłopakam i  by liśm y   na  m iej scu,  kiedy   staruszek  zj awił  się  punktualnie

background image

w um ówiony m  m iej scu. Stał nieruchom o i czekał.

Patrzy liśm y  na niego w m ilczeniu. Doskonale wiedział, co go czeka, ale przy j ął godnie swój

los, ufaj ąc, że oszczędzim y  j ego dzieci.

Przez  całe  ży cie  przestrzegał  ry gory sty cznego  kodeksu  postępowania,  a  teraz  m iał  wy pełnić

ostatni akt posłuszeństwa.

My  też wierzy liśm y  w ten kodeks, ale by liśm y  m łodsi i nagle cała sy tuacj a wy dała nam  się

absurdalna.  Szanowaliśm y   j ego  honorowość  i  nie  potrafiliśm y   strzelić.  On  wy wiązał  się
z  zadania,  z  pewnością  trudniej szego  od  powierzonego  nam .  A  nam   wy konanie  rozkazu  z  każdą
m inutą wy dawało się coraz bardziej  bezsensowne.

W końcu oddaliśm y  cześć j ego odwadze. Schowaliśm y  broń i wróciliśm y  do dom u. Poza ty m ,

gdy by  naprawdę szukał zem sty, nie stanąłby  przed nam i, w oczekiwaniu na śm iertelny  strzał. Po
nieudanej   próbie  zam achu,  gdy by   zdecy dował  się  wy powiedzieć  nam   woj nę,  m ógłby   zbiec
i  zatrzeć  za  sobą  ślady.  Ale  on  stał  na  placu  gotów  na  śm ierć,  prosząc  w  zam ian  j edy nie
o pozostawienie przy  ży ciu swy ch dzieci.

Ostateczna decy zj a należała do Riccobona, który  by ł tam  razem  z nam i. Zabicie Nicolettiego

wchodziło  w  zakres  j ego  kom petencj i  i  nie  potrzebował  zgody   trium wiratu.  Saro  postanowił
zostawić go w spokoj u. Wróciliśm y  do siebie.

Nasza  sam owola  nie  m iała  reperkusj i.  Zresztą  pom y sł  elim inowania  stary ch  oj ców

chrzestny ch,  którzy   swego  czasu  by li  powiązani  z  Cavataio,  stał  się  istną  obsesj ą  Liggia,  której
Badalam enti i  Bontade nie  podzielali. By ło,  m inęło. Stwierdzili,  że potencj alne  ofiary   doży wały
j uż sędziwego wieku, więc i tak schodziły  ze sceny.

Uszło nam  to na sucho, ale Liggio nadal pozostawał szefem . A Riina j ego cieniem . Nie wahał

się przed zbrukaniem  rąk krwią i z chęcią przy j m ował zlecenia m orderstw. By ł m łody  i rwał się
do takich czy nów. Gdy by śm y  by li m niej  naiwni, dostrzegliby śm y, że czeka ty lko na odpowiedni
m om ent, by  wy cy ckać Liggiego. W końcu nadeszła ku tem u okazj a.

Liggio ukry wał się przed organam i ścigania od roku 1971, czy li od czasu zabój stwa prokuratora

generalnego  Pietra  Scaglionego.  Naj pierw  krąży ł  m iędzy   Mediolanem   a  Neapolem ,  bo
w  Palerm o  groziło  m u  zby t  duże  ry zy ko  śm ierci.  Poza  ty m   w  Mediolanie  m ieszkała  j ego
konkubina z dzieckiem .

Ale nawet na odległość nie przestawał kierować ludźm i i nadal uważano go za bossa.

Liggio szy bko zrozum iał, że nie powinien ufać Riinie. I m aj ąc do wy boru dwóch corleonesi  –

  Provenzana  i  Riinę,  którzy   działali  w  j ego  im ieniu,  kiedy   siedział  w  więzieniu  lub  ukry wał  się
przed  policj ą,  postawił  na  Provenzana.  Jednak  Riina  niewzruszenie  konty nuował  swój   plan.
Wpły wał na decy zj e sztabu głównego, wskazy wał kolej ne ofiary, pogrążał wy brane rodziny, by
pozwolić inny m  wy pły nąć na powierzchnię, skazy wał na śm ierć capomandamento  i  zastępował
ich  nowy m i,  zaufany m i  ludźm i.  Stosuj ąc  tę  strategię,  sztab  w  krótkim   czasie  całkowicie  zm ienił
swój   skład:  pod  koniec  gry   przy   stole  zasiadali  ty lko  ludzie,  który ch  Riina  bezpośrednio
kontrolował.

Po  zdoby ciu  władzy   w  sztabie  Riina  m ógł  bez  przeszkód  nadać  nowe  oblicze  cosa  nostrze;

zaczął  kierować  przetargam i,  um iej ętnie  podporządkowuj ąc  sobie  deweloperów  i  polity ków.  Za
j ego rządów zatarły  się różnice, na który ch opierała się pierwotna koncepcj a naszej  organizacj i.
Zanikł  podział  na  „nas”  i  „nich”,  staliśm y   się  j edny m   organizm em ,  posiadaj ący m   ogrom ną
władzę. Dawny  kodeks postępowania stracił j akikolwiek sens.

background image

W  j aki  sposób  Riina  zdołał  dokonać  tak  rady kalny ch  zm ian?  To  proste:  wy korzy stał  ogólny

chaos, j aki panował od pewnego czasu. Liggio ukry wał się przed policj ą, poza ty m  j ego relacj e
z Badalam entim  i Bontadem  nie należały  do naj lepszy ch. Mafia z trudem  podnosiła się z kolan po
dekadzie  krwawy ch  walk,  które  wznowiły   zapom niane  zatargi  i  otworzy ły   drogę  do  nowej
ry walizacj i.  Ten  szczwany   lis  potrafił  doskonale  się  odnaleźć  w  napiętej   atm osferze.  Miał  tak
j asny   obraz  sy tuacj i,  że  potrafił  kontrolować  wszy stko  nawet  w  czasie,  gdy   m usiał  się  ukry wać
przed  policj ą.  Co  więcej ,  w  odróżnieniu  od  Liggia  zdołał  wy korzy stać  okres  swej   nieobecności.
Riina nie ograniczy ł się do wprowadzenia do sztabu zaufany ch ludzi, którzy  m ieli m u o wszy stkim
donosić.  Stwierdził,  że  ze  względu  na  utrudnione  warunki  (j akby   ukry wanie  się  przed  organam i
ścigania  by ło  dla  m afiosa  czy m ś  nowy m ),  w  razie  konieczności  podj ęcia  ważnej   decy zj i
w  krótkim   czasie,  m oże  zrezy gnować  ze  zwy czaj owej   procedury   konsultacj i  oraz  uzy skiwania
zgody   i  załatwić  sprawę  bezpośrednio  z  m afiosam i  w  m iej scowościach,  w  który ch  akurat
przeby wał.

Riina  obalił  stary   porządek  i  hierarchię,  które  nakazy wały   przeprowadzić  naj pierw  rozm owy

z capodecina

[19]

, potem  z doradcą – consigliere, następnie z capofamiglia oraz capomandamento,

a na końcu ze sztabem .

– Jeśli m uszę się ukry wać przez j akiś czas w Mondello i potrzebuj ę sam ochodu – wy j aśniał –

  idę  bezpośrednio  do  Mutolo,  bo  j estem   na  j ego  terenie.  A  gdy   j estem   w  Parco,  rozm awiam
z lokalny m  m afiosem , j eżeli czegoś potrzebuj ę.

Patrząc teraz na to z boku, oceniam , że podobne rozum owanie nie by ło bardzo odkry wcze, ale

– j ak się okazało – zapoczątkowało nową epokę. Postępuj ąc w ten sposób, Riina zdołał skupić wokół
siebie  bardzo  wąską  grupę  lokalny ch  m afiosów,  nadzwy czaj   loj alny ch  i  gotowy ch  wy konać
wszelkie  j ego  polecenia,  od  kradzieży   po  zabój stwa.  Ukry waj ąc  się  przed  policj ą,  otoczy ł  się
„swoim i” ludźm i i nie potrzebował konsultować żadny ch decy zj i z inny m i bossam i.

Za  j edny m   zam achem   zdołał  nie  ty lko  zdoby ć  poparcie  sztabu  głównego,  ale  i  ograniczy ć

j ego  polity czne  znaczenie,  zwłaszcza  że  czuł  się  j ak  ry ba  w  wodzie  także  poza  m afij ny m
środowiskiem .

Polity cy   nie  brali  bezpośredniego  udziału  w  naszy ch  wewnętrzny ch  rozgry wkach,  ale

pozostawali  pod  ich  wpły wem .  Także  m iędzy   nim i  poj awiły   się  podziały   odzwierciedlaj ące
antagonizm y   m iędzy   m afij ny m i  frakcj am i;  wy starczy   przy pom nieć  o  konflikcie  interesów
m iędzy  Vito Ciancim ino

[20]

 i Salvo Lim ą.

Bez wątpienia dziś cosa nostra nie m a takiej  władzy  j ak kiedy ś. To efekt zby t dużej  liczby  ofiar,

nadm iaru  interesów,  które  wy m knęły   się  spod  kontroli,  no  i  oczy wiście  zasługa  wy bitny ch
um y słów i odwagi śledczy ch ze sztabu anty m afij nego, ludzi takich j ak Falcone czy  Borsellino. To
ich postawa doprowadziła do tego, że j a i wielu inny ch wy szliśm y  z podziem ia i zdecy dowaliśm y
się na współpracę z wy m iarem  sprawiedliwości.

Mafiosi  stracili  poczucie  bezpieczeństwa,  pewność,  że  j ako  członkowie  organizacj i  są

niety kalni.  „Współpraca”  to  zaraźliwa  choroba.  Dziś  każdy   norm alny   człowiek  zastanowi  się
dziesięć  razy,  zanim   wstąpi  w  szeregi  m afii.  Kiedy ś  przy j aźń  z  m afiosem   stanowiła  powód  do
dum y,  ty le  że  wtedy   m afioso  m ilczał  j ak  grób,  um iał  trzy m ać  j ęzy k  za  zębam i.  Teraz  m oże
okazać  się  gwoździem   do  trum ny.  Dlaczego?  Bo  j eśli  wej dziesz  z  nim   w  układ,  ale  potem   on
zacznie sy pać, m asz przechlapane, znaj dziesz się w sy tuacj i bez wy j ścia.

Poza  ty m   –  próbowałem   wy j aśnić  to  podczas  przesłuchania  wy bitnej   sędzinie  Boccassini,

która  za  wszelką  cenę  chciała  poznać  taj niki  organizacj i  i  j ej   strukturę  –  siła  m afii  długo  się
opierała na „m łody m  nary bku”, zastępie gorliwy ch popleczników i osób sy m paty zuj ący ch z cosa

background image

nostrą, m ogący ch w przy szłości zasilić j ej  szeregi.

To  wśród  nich  boss  znaj dował  nowe  ofiary,  stopniowo  się  do  nich  zbliżał,  oferował  przy sługi

i  pom oc,  by   w  odpowiednim   m om encie  zażądać  spłaty   długu.  Mafioso  stale  czegoś  potrzebuj e
i  m usi  wiedzieć,  do  kogo  się  zwrócić,  gdy   będzie  szukał  złodziej a  sam ochodów,  osoby   m aj ącej
wy śledzić kolej ną ofiarę czy  handlarza bronią. Mężczy zna honoru nieustannie potrzebuj e nowy ch
pistoletów, bo w każdej  chwili m ogą go zatrzy m ać i znaleźć przy  nim  broń, z której  strzelał, a to
by   oznaczało  poważne  kłopoty.  „Spalona”  broń  wy m aga  naty chm iastowego  usunięcia,  ale
niekiedy   m ożna  j ą  j eszcze  „wy czy ścić”  i  ponownie  wy korzy stać.  Trzeba  j ą  ty lko  dobrze  ukry ć
i  zaczekać  na  odpowiedni  m om ent:  przy da  się  przy   kolej ny m   zabój stwie  czy   do  zastraszenia
ofiary, z której  ściąga się haracz.

Biorąc pod uwagę duże zapotrzebowanie na uzbroj enie, pom ocnik m afiosa m usi znać złodziei,

którzy  naty chm iast po znalezieniu broni będą wiedzieć, kom u j ą sprzedać.

Ten  łańcuch  zależności  m iędzy   m ężczy znam i  honoru  a  złodziej am i  m a  ogrom ne  znaczenie,

j est  na  wagę  ży cia;  m afioso  nie  m oże  j ednak  ufać  pierwszem u  lepszem u  przestępcy,  bo  ów
delikwent  należy   do  innego,  choć  przy ległego  świata.  Taki  pom ocnik  bierze  udział  w  drobny ch
wy kroczeniach  i  naduży ciach,  które  nie  stawiaj ą  klanu,  będącego  ich  zleceniodawcą,  w  zby t
negaty wny m   świetle.  Na  przy kład,  m ożna  dać  m u  trochę  grosza  i  kazać  podpalić  j eszcze  tego
sam ego  wieczoru  m agazy n.  Zdarza  się  j ednak,  że  po  dłuższy m   czasie  współpracy   rodzi  się
wzaj em ne zaufanie i sam  m afioso rzuca propozy cj ę:

– Słuchaj , m am y  do wy konania wy rok na j ednego gościa, a wszy scy  są dziś zaj ęci.

Jeżeli kandy dat wy kona zadanie, to sukces j est podwój ny : po pierwsze – przeszedł kry m inalną

inicj acj ę,  a  po  drugie  –  czuj e  się  współodpowiedzialny.  Dopóki  nie  wpadnie  w  m afij ne  sidła
współudziału, to choć zna m afij ny  kodeks, nakaz omertà i trzy m a j ęzy k za zębam i, nadal pozostaj e
osobą z zewnątrz. Przeby wanie z członkam i cosa nostry  to dla niego zaszczy t. Nie ty le w sensie
finansowy m  (na początku profity  są niewielkie), ile dlatego, że m arzy  m u się kariera m afiosa, zna
obowiązuj ące zasady  i dobrze się sprawuj e, by  zostać dostrzeżony m .

Bossowie stawiaj ą sobie za cel um iej ętne zacieranie śladów i niezależność. Liczący  się capo,

często m aj ący  za sobą karę więzienia, m usi niekiedy  ukry wać się przed policj ą, ale nadal chce
się czuć bezpieczny. Powiązania rodzinne i przy j acielskie, sięgaj ące j eszcze czasów dzieciństwa
(j edy ne,  które  są  dozwolone  prócz  m afij ny ch  kontaktów),  m aj ą  kluczowe  znaczenie:  pierwsze
dy skoteki, pierwsze randki w uliczny ch zaułkach, pierwsze kradzieże.

Kiedy  potrzeba dotrzeć do ławnika, naj lepszy m  sposobem  na wpły nięcie na j ego decy zj ę nie

j est  wcale  przekupstwo.  Lepiej   znaleźć  dostęp  do  krewnego  lub  znaj om ego.  Jeżeli  w  m łodości
zawieram y   przy j aźń  z  dwudziestom a  osobam i,  to  m ożna  założy ć,  że  troj e  z  nich  będzie
w przy szłości zaj m ować się handlem , j eden ożeni się z córką sędziego, j eden będzie m iał szwagra
policj anta  itd.  I  właśnie  poprzez  te  osobiste  relacj e  m afiosi  staraj ą  się  wpły nąć  na  wy branego
ławnika.  Nawet  nie  przy j dzie  m u  do  głowy,  że  wieloletnia  znaj om a,  porządna  skądinąd  osoba,
m oże poprosić go o przy sługę na rzecz m afii. A przecież wy starczy, że usły szy  od niej  podobne
zdanie:

–  Sły szałeś  o  ty m   zabój stwie?  Mój   dobry   znaj om y   j est  j edny m   z  oskarżony ch,  ale  to

oczy wista pom y łka.

Jej  słowa bardziej  go przekonaj ą i odniosą lepszy  skutek niż j akiekolwiek groźby.

Wielokrotnie  m nie  py tano,  czy   płaciliśm y   członkom   sądu  orzekaj ącego.  Nie!  Kiedy

chcieliśm y   uzy skać  korzy stną  dla  nas  decy zj ę  –  i  to  nie  ty lko  ławników  –  uciekaliśm y   się  do
kosztowny ch  prezentów  dla  ich  żon,  szwagierek  czy   kochanek.  Dzięki  tem u  nasi  wy brańcy   czuli

background image

się  bardziej   zobowiązani  i  gotowi  okazać  wdzięczność  za  świąteczny   lub  okazj onalny   podarunek
w  form ie  bry lantu,  naszy j nika  czy   innej   kosztowności.  Ale  gotówka?  Nigdy !  Pieniądze  to
delikatna sprawa. Lepszy  od prostackiej  łapówki j est cenny  podarek (daj ący  zresztą bardziej  do
m y ślenia).  A  im   droższy   prezent,  ty m   silniej sza  rodzi  się  więź.  Stawka  w  grze  idzie  w  górę.
Przy j m uj ąc  propozy cj ę  m afiosa,  należy   pam iętać,  że  od  tej   decy zj i  nie  m a  odwrotu.  Do
naszego świata nie m ożna wpaść ty lko na chwilę. Choć niektórzy  nie rozum iej ą, a raczej  udaj ą,
że nie znaj ą tej  prostej  prawdy.

Także drobni przedsiębiorcy  stanowią liczną grupę naszy ch pom ocników, bo m afij ny  sponsor

m oże  wy znaczy ć  nowy   kurs  w  ży ciu  firm y.  Pam iętam   wiele  m ały ch  spółek,  interesuj ący ch
z  naszego  punktu  widzenia,  które  przechodziły   kry zy s.  Wy starczy ło  nawiązać  kontakt
z  dy stry butorem   ich  wy robów.  A  potem   razem   z  kum plam i  j eździliśm y   na  przedm ieścia,  żeby
„pozawracać  głowę”  lokalny m   m afiosom .  Razem   z  nim i  zachodziliśm y   do  sklepów  i  uprzej m ie
proponowaliśm y  naby cie tego czy  innego proszku do prania albo ciastek danej  m arki…

Oczy wiście podobna współpraca oby wała się bez um ów na piśm ie. To sam o doty czy ło głosów

wy borczy ch.

Na  Sy cy lii  –  j ak  wiadom o  –  polity ka  by ła  i  j est  nadal  ściśle  powiązana  z  m afią.  Strach

pozostał.  I  nie  m a  znaczenia,  że  dany   m afioso  utracił  prawo  głosu  w  wy niku  orzeczenia
sądowego.  On  reprezentuj e  ty lko  j eden  głos,  ale  j est  w  stanie  zm obilizować  liczny   elektorat.
Kiedy  polity k przelewa pieniądze na finansowanie kam panii, często powierza j e porządnej  osobie.
Ty le że później  pieniądze docieraj ą do m afii, m aj ącej  zapewnić odpowiednią liczbę głosów. Siła
m afiosów  w  tej   grze  opiera  się  na  pom ocnikach  o  nieskazitelnej   reputacj i.  Nazaj utrz  po
wy borach znikaj ą j ak kam fora, wracaj ą do swej  codzienności, ale w każdy m  m om encie m ożna
się  do  nich  zwrócić.  Osoby   nienależące  do  m afii  nazy waj ą  ich  „szarą  strefą”;  dla  nas  to
naj gorszy   sort,  potencj alni  kapusie.  Chcieliby   nas  wy korzy stać,  nie  ponosząc  żadny ch
konsekwencj i. Naiwniacy  albo tchórze. My  odwalam y  brudną robotę, m am y  ręce um azane we
krwi.  Zapom inaj ą  j ednak,  że  m afia  to  nie  taksówka,  z  której   m ożna  wy siąść  po  doj echaniu  do
celu.

Doskonale znam  m echanizm  kontroli głosów i wiem , że to j edy na rzecz, j aka nie zm ieniła się

na przestrzeni lat. Kasa, obietnica etatów, karnety  obiadowe, benzy na… zależy  od liczby  głosów,
j akie  m ożna  zapewnić.  Mafiosi  stali  się  m istrzam i  w  tej   dziedzinie.  Zbieraj ą  głosy   w  sposób
grzeczny,  uprzej m y,  rzadko  pokazuj ą  pazury,  chy ba  że  nie  m aj ą  innego  wy j ścia.  Każda  grupa
m afiosów  kontroluj e  wy brany   rewir,  zna  liczbę  okręgów,  wie,  ile  głosów  zebrał  dany   polity k.
Krótko  m ówiąc,  trzy m aj ą  rękę  na  pulsie  i  wszy scy   przestrzegaj ą  zasad  gry.  Jeżeli  rozdano
dwieście  karnetów  na  benzy nę,  ale  polity k  nie  zebrał  dwustu  głosów,  to  znaczy,  że  ktoś  nie
wy wiązał  się  ze  swy ch  zobowiązań.  Wy kry cie  oszusta  nie  nastręcza  trudności.  Może  i  istniej e
zasada taj ności głosowania, ale zapewniam , że nietrudno j ą złam ać…

background image

5

Chrzest bojowy

Nie  przy pom inam   sobie  zby t  dokładnie  okoliczności  m oj ego  pierwszego  zabój stwa.  Pam iętam
ty lko, że czułem  się gotów i wiedziałem , co robić.

Wielokrotnie  kazano  nam   wy kony wać  wy roki  poza  naszą  strefą.  Nie  chodziło  o  naruszenie

granic,  ale  o  przy sługę  dla  sąsiedniego  bossa.  Capomandamento  pom agali  sobie  nawzaj em
i  często  „wy m ieniali”  się  zabój cam i.  Zdarzało  się  więc  nieraz,  że  Riccobono  wy sy łał  m nie
z wy rokiem  do wy konania na rzecz Gaetano Badalam entiego. Kiedy  wchodziło w grę zabój stwo,
lepiej  by ło j e zlecić kom uś z innej  dzielnicy, osobie nieznanej  w dany m  rewirze.

Pewnego dnia, razem  z inny m i chłopakam i, wy słano nas do Cinisi, aby śm y  zabili niej akiego

Gallinę. Mafiosi zam ordowali m u wcześniej  brata i uważali, że planuj e odwet.

By ł wczesny  ranek, j echaliśm y  dwom a sam ochodam i na wieś, bo wiedzieliśm y, że o tej  porze

wy prowadza  krowy   na  pastwisko  nieopodal  dom u.  Mógł  okazać  się  niebezpieczny   i  tak
odosobnione m iej sce idealnie się nadawało do wy konania wy roku. Pierwszy  strzał oddał szy bszy
ode m nie kum pel. W m gnieniu oka wy skoczy ł z auta, otworzy ł ogień i pozwolił nam  dokończy ć
robotę seriam i z pistoletów.

Pam iętam   też  zabój stwo  w  Borgonovo  w  okręgu  Totuccio  Inzerillego.  Nazwiska  ofiary   j uż

sobie nie przy pom inam . Dostaliśm y  cy nk, że m am y  naty chm iast j echać. Podano nam  też nazwę
ulicy.  Od  razu  ruszy liśm y   w  drogę  i  po  kilku  m inutach  dotarliśm y   we  wskazane  m iej sce.
Czekaliśm y  w sam ochodzie.

Gdy   ty lko  dostrzegłem   faceta,  stwierdziłem ,  że  ty m   razem   to  j a  odwalę  brudną  robotę.

Wy siadłem  z sam ochodu, a reszta śledziła rozwój  wy darzeń przez okna. Powoli zbliży łem  się do
naszego celu i zacząłem  go cichaczem  śledzić. Nie chciałem , żeby  m nie dostrzegł, a ty m  bardziej
zrozum iał,  że  j estem   sam .  Przem y kałem   się  pod  arkadam i,  utrzy m uj ąc  odpowiednią  odległość.
Nie m iałem  z ty m  problem ów, w końcu do tego nas szkolono.

W pewny m  m om encie wy przedziłem  go o kilka kroków, chowaj ąc pistolet za plecam i. Kaliber

38, m odel bębenkowy, m ój  ulubiony. Autom at m oże się zawsze zaciąć i z m y śliwego staniesz się
ofiarą. Natom iast pistolet bębenkowy  j est niezawodny.

Nagle  się  zatrzy m ał,  by   pogadać  ze  znaj om y m .  Oparł  się  o  m ur  pod  sklepem   i  wdał  się

w rozm owę. Podszedłem  zdecy dowany m  krokiem  i stanąłem  naprzeciwko niego. Wy ciągnąłem
broń  i  wy celowałem .  Przez  krótką  chwilę  trzy m ałem   go  na  m uszce,  kontroluj ąc  nawet
naj m niej szy  ruch.

Pierwsza kula trafiła prosto w klatkę piersiową: z bliska to j akby  nagle spadło na ciebie trzy sta

kilo. Nie upadł ty lko dlatego, że opierał się o m ur. W ostatnim  przebły sku świadom ości rzucił się
do sklepu.

Ruszy łem   za  nim .  Dopadłem   go.  I  wy kończy łem .  Gdy   osuwał  się  na  ziem ię,  wy szedłem

spokoj nie na ulicę.

Z reguły  postronne osoby  nawet nie zdaj ą sobie sprawy  z tego, co się dziej e. Zwy kli ludzie nie

są  przy zwy czaj eni,  tak  j ak  m y,  do  kontaktu  z  bronią,  strzałów,  gwałtownej   śm ierci,  krwi.  Wielu
obezwładnia  strach.  Albo  tracą  głowę.  A  większość  –  j eśli  rozum ie,  co  się  dziej e  –  nie  chce

background image

kom plikować sobie ży cia.

Tego  dnia  m iałem   na  sobie  elegancką  m ary narkę  z  zielonego  aksam itu,  którą  kupiłem   od

ukry tego  wspólnika  Giacom o  Giuseppe  Gam bina.  Podczas  ucieczki  przy szło  m i  do  głowy,  że
lepiej   będzie  pozby ć  się  j ej .  Rzucaj ące  się  w  oczy   ubranie  m oże  naprowadzić  na  ślad
właściciela.

Właśnie  zabiłem   człowieka,  ale  m oj ą  pierwszą  m y ślą  by ła  m ary narka.  Żadny ch  wy rzutów

sum ienia czy  poczucia winy, m artwiłem  się ty lko o to, j ak zniknąć w tłum ie. Nigdy  się nie bałem ,
nawet  za  pierwszy m   razem ,  bo  w  takich  m om entach  po  prostu  nie  odczuwasz  strachu.  Dobry
zabój ca wy trzy m uj e stres i choć czuj e przy pły w adrenaliny  i j est m ocno pobudzony, nie daj e się
ponieść em ocj om .

By liśm y   zawsze  w  grupie,  dobrze  zorganizowani  i  gotowi  do  interwencj i  przy   naj m niej szej

kom plikacj i.  Aby   uniknąć  strzelaniny   pośród  tłum u,  m ieliśm y   ze  sobą  nie  ty lko  pistolety,  ale  też
kilka  kałasznikowów  i  ci,  którzy   zostawali  w  sam ochodzie  na  czatach,  by li  zawsze  gotowi  do
oddania strzału. Naj częściej  nie zachodziła taka konieczność, bo wy starczy ł widok broni, aby  nasi
wrogowie  zrozum ieli,  że  to  nie  pora  na  żarty   i  lepiej   się  zwinąć,  a  nam   pozwolić  dokończy ć
robotę. Ot, głupie psy chologiczne gierki, ale naprawdę skuteczne.

Często m ij aliśm y  radiowóz, ale i policj anci na widok karabinów skręcali w inną ulicę.

Oczy wiście  inaczej   wy gląda  sy tuacj a,  gdy   m usisz  kogoś  udusić.  Niej eden  kum pel,  zaraz  po

wy konaniu wy roku, rzy gał j ak kot.

Aby   pozbawić  kogoś  ży cia  w  ten  sposób,  trzeba  m ieć  m ocne  ręce  i  zaciskać  pętlę  aż  do

sam ego końca. Dopiero kiedy  gość m a uszy  zalane krwią i zeszczał się w gacie, m ożna stwierdzić,
że odszedł z tego świata.

Z  tego  co  wiem ,  Nitto  Santapaola,  wielki  boss  z  Katanii,  to  j edy ny   zabój ca  będący   w  stanie

udusić ofiarę goły m i rękom a.

Z reguły  nikt tego nie robi w ten sposób. Ani nie działa też sam .

Dwóch  trzy m a  ręce  ofiary   z  ty łu,  a  trzeci  zakłada  m u  na  szy j ę  pętlę.  Klasy czne  uduszenie.

Często  napoty kasz  j ego  wzrok,  ale  co  z  tego;  w  oczach  um ieraj ącego  zawsze  m ożna  wy czy tać
strach,  przerażenie,  czasam i  niedowierzanie  i  zdziwienie.  Stoj ąc  j edną  nogą  w  grobie,  trudno
zdoby ć się na wesołość.

Ty lko  j edna  osoba  wy szła  z  m oich  rąk  cało.  Członek  klanu  corleonesi;  wy rok  wy dany   przez

Totò Riinę.

Pracował w  ukry ty m  m agazy nie.  Riccobono, Gam bio,  Carm elo Pedone  i j a  poszliśm y   tam ,

udaj ąc, że chcem y  kupić kilka obrazów. Tuż po wej ściu Pedone przy walił m u w nos i facet osunął
się na ziem ię. Dwóch przy trzy m ało m u ręce na plecach, a j a zacząłem  zaciskać m u pętlę wokół
szy i.  Uniosłem   na  chwilę  wzrok  i  zobaczy łem ,  że  okna  m agazy nu  wy chodzą  na  wewnętrzne
podwórko. Ktoś nas obserwował i, j akby  tego by ło m ało, dostrzegłem  biura ochrony.

Obawa  przed  wpadką  przeważy ła  i  nie  czekałem   na  ewidentne  oznaki  zgonu.  Zero  krwi

w uszach, zero szczy n. Kiedy  poczułem , że osuwa się na ziem ię, puściłem  sznurek i zwialiśm y.

Ale facet nadal ży ł i wy szedł z opresj i bez szwanku.

Daliśm y  niewątpliwie ciała i przez j akiś czas wszy scy  się z nas nabij ali.

– Czterech na j ednego… i nie daliście rady  go wy kończy ć!

background image

6

Fabryka pieniędzy

Pewnie trudno uwierzy ć, że banda niedouczony ch facetów zdołała zgrom adzić tak ogrom ną kasę.
Ale taka j est prawda. Potrafiliśm y  wy czuć dobry  interes i osoby  godne zaufania.

Kiedy   w  sierpniu  1979  roku  do  Palerm o  przy j echał  wielki  bankowiec  Sindona,  by łem   akurat

poza  m iastem .  Starałem   się  trzy m ać  rękę  na  pulsie,  ale  akurat  ta  inform acj a  m i  um knęła.  Nie
wiedziałem  ani o j ego przy j eździe, ani o powodach wizy ty.

W  tam ty m   czasie  Sindona  m ieszkał  w  Nowy m   Jorku,  gdzie  zresztą  oskarżano  go  o  szereg

przekrętów, m iędzy  inny m i o upadek Franklin National Banku, insty tucj i kredy towej , którą przej ął
w  1972  roku;  po  dwóch  latach  bank  wy kazy wał  zadłużenie  wobec  Am ery kańskiego  Banku
Centralnego rzędu m iliarda dolarów.

W  1979  roku  proces  nadal  się  toczy ł  i  Sindona  nie  m ógł  opuszczać  tery torium   USA,  ale

am ery kańscy  kuzy ni sfingowali porwanie i bankowiec przy j echał na Sy cy lię.

Nasi  m afiosi  zainwestowali  kupę  szm alu  w  j ego  bankach  i  widząc  sy tuacj ę,  zaczęli  się

obawiać,  że  ich  nie  odzy skaj ą  wraz  z  ustalony m i  odsetkam i.  By li  nawet  gotowi  pom óc  m u
wy brnąć z tej  patowej  sy tuacj i, by leby  ty lko odebrać należną sum ę.

Od  dłuższego  czasu  Sindona  nie  prosił  nas  o  pom oc.  Nawet  kiedy   planował  zabój stwo

Am brosolego

[21]

,  zwrócił  się  do  Am ery kanów,  a  nie  do  nas.  Może  zdecy dował  się  na  ten

dy stans, aby  ukry ć prawdę: znalazł się na zakręcie i by ł nam  winien kupę kasy.

Jednak  przez  wiele  lat  czy nnie  nas  wspom agał.  Podczas  różny ch  włam ań  znaj dowaliśm y

czasam i  w  sej fach  akcj e.  Sprzedaż  by ła  dość  utrudniona,  z  gotówką  zawsze  m ieliśm y   m niej
problem ów.  Ale  Sindona  ze  swy m i  współpracownikam i  potrafił  wszy stko  załatwić.  Szerokie
znaj om ości  w  świecie  finansj ery   pozwalały   m u  na  znalezienie  pośredników,  którzy   naby wali
papiery   na  rzecz  osób  trzecich,  by   następnie  obracać  nim i,  uzy skuj ąc  wy sokie  zy ski.  Sy stem
powiązań by ł dość złożony, ale nas nie interesowało „j ak”; liczy ły  się j edy nie zapewnione profity,
i ty le.

Scenariusz  działań  by ł  na  ty le  skom plikowany,  że  rozgry zienie  go  przez  organa  ścigania

zakrawało  na  cud.  Jednak  wcześniej   czy   później   nawet  w  przy padku  dom niem any ch
„niety kalny ch”,  j ak  Sindona,  nadchodził  m om ent  prawdy.  I  dziś  trudno  zrozum ieć,  czy   za  j ego
upadkiem  stały  wy siłki śledczy ch, czy  zdrada któregoś z by ły ch przy j aciół.

Pozostaj e faktem , że z dnia na dzień Sindona znalazł się sam  j ak palec zarówno w „legalny m ”

świecie finansowej  i polity cznej  wierchuszki, j ak i „nielegalny m ” półświatku.

W  1980  roku  siedziałem   w  Ucciardone,  czekaj ąc  na  proces.  Więzienie  by ło  pełne  m afiosów

i  spotkałem   tam   wielu  znaj om y ch.  Nie  dzieliliśm y   j ednej   celi,  ale  na  spacerniaku  m ożna  by ło
wy brać  sobie  towarzy stwo.  Któregoś  dnia  strażnik  spy tał  m nie,  czy   chcę  pospacerować
z Crim im .

Joseph Miceli Crim i. Sły szałem  j uż o nim  wcześniej . By ł m asonem , przy j aźnił się z Sindoną

i  m ógł  okazać  się  cenny m   kontaktem .  Zwróciłem   na  niego  uwagę  kilka  dni  wcześniej ,  bo
więźniowie gadali, że trzy m a się od wszy stkich z daleka i m y śli ty lko o swoich sprawach.

Zaczęliśm y   spacer  i  z  początku  by łem   pewien,  że  nie  zam ienim y   nawet  słowa.  Ty m czasem

background image

w  pewnej   chwili  naj wy raźniej   naszła  go  chęć  na  pogawędkę.  Opowiadał  o  swej   karierze
w Am ery ce j ako chirurg plasty czny, o klientkach, które przy chodziły  do niego, by  poprawić sobie
piersi  czy   j akieś  m ankam enty   urody.  Podczas  rozm owy   zauważy ł,  że  wszy scy   m ij aj ący   nas
m afiosi  witaj ą  się  ze  m ną.  Nie  by ł  głupi  i  zrozum iał,  że  znaj duj e  się  w  towarzy stwie  godnej
zaufania osoby, więc m oże się zdecy dować też na poważniej sze wy znania.

I  tak  opowiedział  m i  o  Sindonie  i  sfingowany m   porwaniu,  które  zorganizowała  rodzina

Gam bino  j uż  rok  wcześniej ,  by   um ożliwić  bankierowi  przy j azd  do  Palerm o.  Uzy skałem   cenne
inform acj e, choć nie znałem  wszy stkich powodów i kulis sprawy.

Kilka  m iesięcy   później   wy szedłem   z  więzienia.  Naty chm iast  udałem   się  do  Riccobono,  by

poznać brakuj ące szczegóły.

– Możesz by ć pewien, że Sindona nie przy j echał do Palerm o, bo podoba m u się nasze m iasto!

– Wy buchł śm iechem .

I dodał:

– Niestety, j est zam ieszany  w interesy  z ważny m i bossam i i m usi im  wszy stko wy j aśnić.

Wy m ienił  też  nazwiska  gruby ch  ry b:  Stefano  Bontade,  Totuccio  Inzerillo  i  Totò  Riina,  ludzi,

którzy   powierzy li  Sindonie  nie  ty lko  własne  pieniądze,  ale  i  oszczędności  przekazane  im   przez
liczne gangi. Na przy kład Riina zarządzał m aj ątkiem  rodziny  Madonia oraz wielu inny ch klanów.

– Podj ęliśm y  nawet starania, by  odzy skać całą kwotę – oświadczy ł Riccobono – i wy słaliśm y

do  Mediolanu  brata  Rosario  Spatoli

[22]

  z  listą  pięciuset  nazwisk,  którą  m iał  przekazać

zaprzy j aźnionem u adwokatowi Sindony.

– Ale co to za lista? Co oni m aj ą wspólnego z odzy skaniem  pieniędzy ? – spy tałem .

– Nie wiem  i nigdy  się tego nie dowiem y  – odparł Rosario. – Aresztowali brata Spatoli, zanim

spotkał się z adwokatem . Nie zdąży ł nawet wej ść do kancelarii. Zatrzy m ali go w holu.

Lista zniknęła, podobnie j ak czerwony  notes Borsellina.

Mafiosów  nie  obchodził  los  Sindony   ani  j ego  problem y,  zależało  im   ty lko  na  odzy skaniu

pieniędzy.  Od  tego  m om entu  zaczął  tracić  grunt  pod  nogam i,  ponieważ  lista  stanowiła  j ego
ostatnie  koło  ratunkowe.  Niektórzy   twierdzili,  że  znaj dowały   się  na  niej   nazwiska  członków  loży
m asońskiej  – P2 – której  przewodził Gelli, ale nie m am  co do tego pewności.

Dla  nas  P2,  w  przeciwieństwie  do  Andreottiego,  Lim y   i  wielu  chrześcij ańskich  dem okratów

z  Sy cy lii,  stanowiła  obce,  bliżej   nieokreślone  ciało.  Uznawaliśm y   j ą  za  m iej sce  spotkań  szy ch,
ważny ch osób, m asonów oraz wielu inny ch. Ale m asoneria i m afia działaj ą w różny  sposób. Dla
nas karą za popełnienie błędu by ła czapa, niezależnie od wcześniej szy ch zasług.

Krąży ły   pogłoski,  że  wielcy   bossowie  należą  do  m asonerii.  Ale  –  nawet  j eśli  to  prawda  –

 chodziło ty lko o wy brane, nieliczne osoby. Niektórzy  twierdzili, że członkiem  loży  j est Salvatore
Greco,  zwany   „Senatorem ”,  brat  Michele,  ksy wka  „Papież”,  wy wodzący   się  z  szanowanej
powszechnie rodziny. To sam o m iało ty czy ć się Stefano Bontade, „Księcia Villagrazia”, również
pochodzącego  ze  znanego  klanu  i  cieszącego  się  dodatkowo  przy chy lnością  środowiska
w Palerm o, dzięki stosownem u ożenkowi.

Krótko  m ówiąc,  wszy scy   m afiosi,  którzy   szy bko  robili  karierę,  by li  podej rzewani

o  przy należność  do  m asonerii.  Nie  ulega  wątpliwości,  że  dla  m ężczy zny   honoru  osiągnięcie
sukcesu poza naszy m  gronem , wśród „uczciwy ch” oby wateli, stanowiło nie lada wy zwanie. Tak
więc m ożna podej rzewać, że i w ty ch pogłoskach kry ła się cząstka prawdy.

background image

7

Agent służb specjalnych

W  1981  roku,  niedługo  po  porwaniu  przez  Czerwone  Bry gady   am ery kańskiego  generała  NATO
Doziera, poznałem  pewnego m łodego człowieka. Nazy wał się Mario Fabbri i dopiero po długim
czasie odkry łem , że pracował dla służb specj alny ch.

Po raz pierwszy  zobaczy łem  go w Rzy m ie, w chińskiej  restauracj i, gdzie m iałem  um ówione

spotkanie  z  Francesco  Gasperinim ,  kurierem   narkoty kowy m ,  z  który m   wówczas  prowadziłem
interesy.  Początkowo  wiedziałem   ty lko,  że  Fabbri  j est  zatrudniony   w  Ministerstwie  Spraw
Wewnętrzny ch  i  m a  dobre  kontakty   z  polity kam i.  Jak  wszy scy   drobni  kurierzy,  Gasperini  nie
budził  podej rzeń.  By ł  zatrudniony   we  Włoskim   Związku  Motory zacy j ny m ,  m ieszkał  w  Rzy m ie
i  tam   zresztą  poznał  Fabbriego.  Kiedy   m i  go  przedstawił,  nie  zadawałem   zby t  wielu  py tań.
W naszy m  fachu nadm ierna gadatliwość j est niem ile widziana.

Jednak j uż tam tego wieczoru w restauracj i Fabbri zrozum iał, że różnię się od Gasperiniego, że

nie  j estem   pierwszy m   z  brzegu  handlarzem   narkoty ków.  W  pewny m   m om encie  wstałem   pod
by le pretekstem  i poszedłem  zapłacić rachunek za całą trój kę.

Kilka  m iesięcy   później   przeby wałem   w  Teram o  na  warunkowy m   zwolnieniu.  W  tam ty m

okresie nieustannie wy chodziłem  na wolność i wracałem  do więzienia. Fabbri znalazł m nie dzięki
znaj om y m . I zaczął proponować spotkania. Od razu wy czułem , że z j akiegoś względu m oj a osoba
bardzo go interesuj e. Trochę kręcił i coś ukry wał, ale ewidentnie czegoś ode m nie chciał.

Mim o  że  trudno  by ło  odgadnąć,  o  co  m u  chodzi,  nie  chciałem   tracić  z  nim   kontaktu,  bo

wty czka w m inisterstwie m ogła okazać się kiedy ś przy datna. Jedno nie budziło m oich wątpliwości:
skoro  zawarł  ze  m ną  znaj om ość,  nie  m ógł  by ć  „czy sty ”  i  naj prawdopodobniej   nie  stronił  od
m afii.  Po  raz  pierwszy   zobaczy łem   go  w  towarzy stwie  Gasperiniego,  a  więc  w  j akiś  sposób
m usiał do  niego  dotrzeć,  nawet  j eśli  później   udawał,  że  go  nie  zna.  Stwierdziłem ,  że  osoba  j ego
pokroj u  –  m ieszkaniec  Rzy m u  z  czy stą  kartoteką  –  m oże  aspirować  do  ważnego  stanowiska
polity cznego, dałem  m u zatem  do zrozum ienia, że w razie potrzeby  m ogę zapewnić, j em u albo
j ego  przy j aciołom ,  sporą  liczbę  głosów.  Jeżeli  planował  zasiąść  w  Senacie  lub  Izbie
Deputowany ch,  to  wy starczy ło,  żeby   wy startował  na  liście  z  Palerm o,  a  j a  m ogłem   m u
zapewnić wy borczy  sukces.

Odparł, że źle się zrozum ieliśm y. Ich – nie określił, kogo m a na m y śli – nie interesowały  m oj e

m afij ne powiązania. „Oni” chcieli ty lko uzy skać inform acj e o terrory stach. Od razu wy znałem ,
że znam  ty lko kilku z nich, bo by waj ą w Palerm o, ale nie utrzy m uj em y  kontaktów towarzy skich
ani ty m  bardziej  nie prowadzę z nim i interesów. Nikogo z m afiosów nie obchodziło, czy  owe ty py
głoszą  lewicowe,  czy   prawicowe  hasła.  Patrzy liśm y   na  nich  z  odrazą.  Z  zawodowego  punktu
widzenia nic nas nie łączy ło. Za to różnic by ło aż nazby t wiele.

Wówczas rozm owa na ty m  się skończy ła. Spotkaliśm y  się j eszcze kilka razy  w Teram o, żeby

coś razem  wy pić lub zj eść, bo facet by ł sy m paty czny.

Pewnego  wieczoru,  zm ęczony   j uż  zabawą  w  kotka  i  m y szkę,  postanowiłem   odkry ć  j ego

intencj e. Poprosiłem  o przy sługę, którą m ógł m i wy świadczy ć j ako pracownik m inisterstwa.

–  Korzy staj ąc  ze  swy ch  kontaktów,  m ógłby ś  m i  wskazać  j akiegoś  „sensownego”  sędziego

kasacy j nego?  Chodzi  o  uzy skanie  poparcia  dla  prośby   Saro  Riccobono  o  ułaskawienie  …  –

background image

  wy j aśniłem ,  choć  doskonale  zdawałem   sobie  sprawę,  że  szanse  na  ułaskawienie  m afiosa,
ukry waj ącego się przed policj ą, są znikom e.

By ł  to  z  m oj ej   strony   ukłon  w  kierunku  m atki  Saro,  która  wy słała  taką  prośbę;  chciałem   też

pokazać, że w razie potrzeby  zrobię wszy stko, co w m ej  m ocy, by  wesprzeć członków cosa nostry.
Sprawa  by ła  beznadziej na,  ale  ta  prosta  kobiecina  nie  chciała  słuchać  argum entów.  Z  drugiej
strony   próbowałem   dać  gościowi  do  zrozum ienia,  że  m ożem y   hoj nie  się  odwdzięczy ć  za
przy sługę, nie przekazuj ąc m u j ednak żadny ch kom prom ituj ący ch inform acj i.

Sprawa  się  rozm y ła  i  kilka  m iesięcy   później ,  17  czerwca  1982  roku,  trafiłem   za  kratki

w związku z zabój stwem  bossa z Katanii, Alfio Ferlito. Policj a przeczesała cały  rewir Partanna-
Mondello  i  aresztowała  kilkanaście  osób.  By łem   j edny m   z  m afiosów  w  ty m   okręgu,  więc
podej rzenia padły  też na m nie, choć śledczy  nie m ieli przeciwko m nie żadny ch dowodów.

Minęło  trochę  czasu  i  na  lotnisku  Orly   został  zatrzy m any   Gasperini  z  trzem a  kilogram am i

heroiny. Podczas przesłuchania, które prowadził Falcone, oświadczy ł, że narkoty ki należą do m nie.
Gdy by   do  tego  doszło  w  inny m   m om encie,  nigdy   nie  podałby   m oj ego  nazwiska,  ponieważ
stanowiłem   dla  niego  gwarancj ę  bezpieczeństwa.  Ale  w  tam ty m   okresie  nie  m ogłem   nij ak  go
wesprzeć:  przesłuchiwano  m nie  w  sprawie  zabój stwa  Ferlito,  więc  m nie  wsy pał.  Podał  też  inne
nazwiska:  Koh  Bak  Kina,  ukry waj ącego  się  przed  policj ą,  i  Mario  Fabbriego.  Jego  strategia
polegała na wskazaniu j ak naj większej  liczby  osób, z różny ch środowisk, aby  nam otać śledczy m
w głowach. Klasy czna zagry wka, więc nawet nie by łem  zdziwiony  j ego zachowaniem .

Zaskoczy ł  m nie  dopiero  Fabbri,  który   podczas  przesłuchania  stwierdził,  że  poznał  m nie  przy

okazj i  sprawy   przem y tu  broni,  którą  prowadził  z  ram ienia  m inisterstwa.  Zgodnie  z  j ego  wersj ą
m iałem   się  chwalić  kontaktam i  z  faszy stowskim i  terrory stam i,  od  który ch  uzy skałem
przedm iotowe  karabiny.  Może  chciał  w  ten  sposób  ukry ć  swe  powiązania  z  Kraj ową  Agencj ą
Bezpieczeństwa.  I  pewnie  nawet  by m   się  nie  przej ął  ty m i  opowieściam i,  gdy by   nie  fakt,  że
zm y ślił zby t wiele szczegółów, oznaczaj ący ch dla m nie poważne kłopoty.

Stwierdził  na  przy kład,  że  dy sponuj ę  spory m   zapasem   rosy j skich  kałasznikowów  AK-47,

z  który ch  strzelano  do  generała  Dalla  Chiesa  i  Ferlito.  Krótko  m ówiąc,  przedstawił  m nie  j ako
handlarza bronią, którą wy korzy stano w ostatnich (i naj głośniej szy ch) m afij ny ch zabój stwach.

Uratował  m nie  śledczy   zm y sł  Falconego  i  łut  szczęścia.  W  trakcie  dochodzenia  dokonano

zam achu  na  bossa  Totuccio  Contorna  z  gangu  Santa  Maria  di  Gesù;  strzelano  do  niego  właśnie
z  AK-47.  Contorno  oświadczy ł,  że  sprawcam i  by li  Giuseppe  „’u  Lucchiseddu”  Lucchese  oraz
Giuseppe Greco, z klanu Ciaculli. Wtedy  Falcone zrozum iał, że śledztwo należy  skierować na inne
tory  i oddalił poszlaki wskazane przez Fabbriego. Miałem  naprawdę szczęście. Nie przestawałem
się  j ednak  zastanawiać,  dlaczego  Mario  wciągnął  m nie  w  tę  rozgry wkę.  Może  chciał  m nie
wy korzy stać,  aby   ochronić  swy ch  inform atorów  o  kry m inalnej   przeszłości,  a  m oże  otrzy m ał
zadanie zagm atwania i opóźnienia śledztwa w sprawie zabój stwa Dalla Chiesa?

Poznanie  całej   prawdy,  w  przy padku  Kraj owej   Agencj i  Bezpieczeństwa,  zakrawa  na  cud.

I fakty cznie, kiedy  agenci służb specj alny ch, zam knąwszy  problem  terrory stów pod koniec lat 80.
XX  wieku,  zaczęli  „rozpracowy wać”  m afię,  rozszy frowanie  ich  zagry wek  okazało  się
skom plikowane  nawet  dla  m afiosów,  którzy   w  krótkim   czasie  rozluźnili  swe  kontakty   z  agentam i,
by  w końcu całkowicie j e zerwać.

Abstrahuj ąc  od  wy dźwięku  m oralnego,  trzeba  przy znać,  że  cosa  nostra  kierowała  się  zawsze

j asny m i  regułam i.  Podwój ne  i  potrój ne  gierki  służb  specj alny ch  nie  pasowały   do  naszego
kodeksu postępowania.

background image

8

Czego żąda mafia?

Czego żądaj ą m afiosi od swy ch współpracowników? Żeby  uniem ożliwili ich areszt, ewentualnie
zapewnili  krótką  odsiadkę  albo,  w  naj gorszy m   razie,  pozwolili  im   prowadzić  interesy   z  celi.  Kto
m a  takie  m ożliwości?  Kto  dy sponuj e  podobną  władzą,  by   zawrzeć  tego  rodzaj u  ugodę
z  m afiosam i  i  zapewnić  j ej   dotrzy m anie?  Broniący   nas  adwokaci  m asoni  lub  przy chy lni
sędziowie, którzy  j edzą nam  z ręki. Ten haniebny  układ stanowi początek i koniec kręgu powiązań
m iędzy  m afią a państwem .

– Słuchaj cie – m ówi cosa nostra zaprzy j aźniony m  prokuratorom  i sędziom  – nie powinniście

brać pod uwagę raportów karabinierów i policj i.

A j eżeli m afioso został złapany  na gorący m  uczy nku? Przecież w tej  sy tuacj i organy  ścigania

m uszą postąpić zgodnie z wy ty czny m i prawa. No, ale i na to j est sposób. Cosa nostra kontaktuj e
się  z  sędzią  będący m   na  j ej   liście  płac  i  nakazuj e  m u  załatwienie  sprawy.  Jakby   chodziło
o m andat za złe parkowanie.

Problem   poj awia  się  dopiero  wtedy,  gdy   kom isarz  policj i  albo  funkcy j ny   karabinier

postanawia przy j rzeć  się bliżej   poszczególny m  przestępstwom   i próbuj e  połączy ć ze  sobą  fakty
wskazuj ące na gangsterskie powiązania. Mafia nie toleruj e podobny ch kroków.

Dostaj em y   drgawek,  sły sząc  o  przestępczości  zorganizowanej .  Zabój stwo,  napad,

wy m uszenia,  przem y t  –  wszy stko  brzm i  dobrze,  ale  oskarżenie  o  m afij ną  działalność  odbiera
władzę,  zagraża  powiązaniom   w  obrębie  organizacj i,  ponieważ  m oże  doprowadzić  do  konfliktu
m iędzy  m ężczy znam i honoru z różny ch klanów.

Cosa nostra ży ła spokoj nie i bez problem ów przez wieki, dopóki na czele sądu w Palerm o nie

stanął  Rocco  Chinnici;  to  on,  na  krótko  przed  tragiczną  śm iercią,  wpadł  na  genialny   pom y sł
stworzenia specj alnej  grupy, którą j ego następca, Antonino Caponnetto, przekształcił w 1983 roku
w sztab anty m afij ny.

To by ła prawdziwa rewolucj a.

Sztab anty m afij ny  m ógł korzy stać z naj nowszej  zdoby czy, czy li ustawy  Rognoni-La Torre, ze

sły nny m   arty kułem   416  bis,  wprowadzony m   w  ży cie  w  1982  roku,  który   regulował  kwestie
przestępczości  zorganizowanej .  Wcześniej   osoba  przy łapana  na  przem y cie  papierosów
otrzy m y wała  wy rok  ty lko  i  wy łącznie  za  kontrabandę.  I  ty le.  Po  wej ściu  w  ży cie  arty kułu  416
bis,  który   rozszerzy ł  definicj ę  działalności  m afij nej ,  określonej   w  arty kule  416,  zaostrzono  kary.
Nastąpiła epokowa zm iana.

Już  nie  m ożna  by ło  liczy ć  na  kilka  lat  odsiadki,  wy j ście  na  wolność  i  ewentualny   powrót  za

kratki na kolej ne kilka lat. Od teraz groziło ci doży wocie i brak kontaktów ze światem  zewnętrzny m .

W  tam ty m   czasie  m afia  nie  by ła  przy gotowana  na  podobną  zm ianę  zasad.  Stanowiła

skostniałą  organizacj ę,  m ocno  związaną  z  trady cj am i  i  geograficzny m i  strefam i  wpły wów.
Podział  na  okręgi  sięgał  XIX  wieku,  choć  ty m czasem   doszły   nowe  rodziny,  zm uszone  do
prowadzenia  działalności  na  coraz  m niej szy ch  obszarach  i  bacznego  przestrzegania
wy znaczony ch granic, aby  nie wej ść w paradę sąsiednim  gangom .

Należy  pam iętać, że do dziś w każdy m  klanie obowiązuj e ściśle określona hierarchia. Na czele

background image

stoi  capofamiglia,  potem   j ego  zastępca,  vicecapo,  który   m oże  wy dawać  rozkazy   podczas
nieobecności  szefa;  następnie  doradca,  consigliere,  prawa  ręka  capofamiglia,  zaufany   człowiek
pom agaj ący   rozwiązać  naj bardziej   delikatne  kwestie.  Oczy wiście  im   liczniej sza  rodzina,  ty m
większa  liczba  doradców.  Stefano  Bontade  m iał  pod  sobą  sto  pięćdziesiąt  osób,  który m i  kierował
przy   wsparciu  trzech  consiglieri.  Ostatnim ,  kluczowy m   ogniwem   łączący m   wierchuszkę  ze
zwy kły m i  żołnierzam i  m afii  j est  capodecina.  To  on  akty wnie  działa  w  terenie,  koordy nuj e
poczy nania m afij ny ch żołnierzy, od wy kony wania wy roków i handlu narkoty kam i, przez lichwę
i zbieranie haraczy, aż po pranie brudny ch pieniędzy. Każdy  żołnierz m oże też dowodzić j edny m
lub kilkom a współpracownikam i pragnący m i wstąpić do organizacj i, nazy wany m i affiliati,  którzy
są j edy nie wy konawcam i rozkazów i nie posiadaj ą dostępu do inform acj i.

Po  rewolucj i,  j aka  się  dokonała  w  następstwie  wdrożenia  przepisów  i  utworzenia  sztabu  do

walki  ze  zorganizowaną  przestępczością,  m afia  podj ęła  j edy ną  m ożliwą  wówczas  decy zj ę.
Zwarła  szy ki  i  wspólnie  stanęła  do  walki.  Woj na  przeciw  państwu  stała  się  nadzwy czaj   zaciekła
i nie by ło m iej sca na wewnętrzne rozgry wki.

Aby   przeciwstawić  się  rządowy m   działaniom   i  skutkom   nowy ch  regulacj i  prawny ch,  każdy

m usiał  bezwzględnie  poddać  się  nakazom   sztabu  głównego.  Ty le  że  w  ty m   sam y m   czasie  sztab
znaj dował się j uż w rękach Riiny.

background image

9

Poza kręgiem podejrzeń

Moj a historia, j ako członka m afii, przeplata się z losam i wielu osób, które uniknęły  j akiej kolwiek
kary.  Jak  chociażby   Silvio  Berlusconi.  Zawsze  go  podziwiałem ;  to  człowiek  o  niesam owitej
intuicj i, j ednak nie m ogę zaprzeczy ć, że w latach 70. XX wieku nasze drogi nieraz się krzy żowały.

W m arcu 1974 roku przeby wałem  w Mediolanie. Właśnie dokonałem  w ty ch okolicach dwóch

porwań, gdy  kazano m i wracać na Sy cy lię, aby  zorganizować trzecią operacj ę.

Przy gotowanie  porwania  j est  pracochłonne,  trwa  przy naj m niej   kilka  m iesięcy.  Naszą

kilkunastoosobową grupą kierowali Stefano Bontade i Gaetano Badalam enti. Nie znaliśm y  j eszcze
celu,  ale  powiedziano  nam ,  że  to  ważna  szy cha.  Zam iast  nazwiska  usły szeliśm y,  że  chodzi
o faceta, który  buduj e „Mediolan 2”

[23]

.

Wy naj ęliśm y  lokal, j ak zawsze przy  okazj i planowany ch porwań. Udawaliśm y, że planuj em y

otworzy ć  sklep  i  nawet  zaczęliśm y   prace  rem ontowe,  by   nie  budzić  podej rzeń:  nowe  półki,
m alowanie  ścian,  sprzątanie,  ale  j edy ny m   m iej scem ,  które  nas  naprawdę  interesowało,  by ła
piwnica. To w niej  m ieliśm y  przetrzy m y wać Berlusconiego.

Wszy stko  by ło  gotowe.  Znaliśm y   na  pam ięć  j ego  rozkład  dnia,  wszy scy   zostali  odpowiednio

przeszkoleni. Nagle telefon z Palerm o: „Akcj a odwołana. Wracaj cie”.

Kilka  m iesięcy   później   dowiedziałem   się,  że  Berlusconi  od  j akiegoś  czasu  gości  w  dom u

wy j ątkową  osobę.  W  j ego  wilii  w  Arcore  zam ieszkał  Vittorio  Mangano.  Kiedy   sły szę  czasem
Dell’Utriego

[24]

, który  nazy wa go „staj enny m ”, chce m i się śm iać. Może i na Sy cy lii Mangano

pracował w staj ni, m iędzy  j edny m  zabój stwem  a drugim .

Mangano  został  zatrudniony   w  Arcore  j ako  ochroniarz.  W  tam ty m   okresie  nie  ty lko  m afiosi

przeprowadzali na północy  Włoch „bły skawiczne porwania” dla okupu. Również Kalabry j czy cy,
Sardy ńczy cy   i  lokalni  gangsterzy   wy specj alizowali  się  w  tej   form ie  zarobkowania.  Każdy
m aj ętniej szy  oby watel czuł się zagrożony, więc um ieszczenie w dom u osoby  ty pu Mangano by ło
doskonały m  posunięciem . Poprzez swą obecność „staj enny ” dawał wszy stkim  do zrozum ienia, że
j ego pracodawca j est niety kalny.

Znałem  się z Mangano prakty cznie od zawsze. Wiele lat wcześniej  odsiady waliśm y  wspólnie

wy rok  za  napad  na  firm ę  sprzedaj ącą  arty kuły   spoży wcze.  Chodziło  o  pokazanie,  kto  tu  rządzi.
Chy ba  nikt  nie  przy puszcza,  że  opróżnienie  sklepowej   lodówki  leży   w  strefie  naszy ch
zainteresowań,  biorąc  pod  uwagę  kasę,  j aką  zarabialiśm y,  prowadząc  interesy.  Chcieliśm y
postraszy ć  właścicieli  i  nakłonić  okoliczny ch,  wahaj ący ch  się  wciąż,  sklepikarzy   do  płacenia
haraczu.

Mangano  ży ł  na  luzie  i  do  wielu  spraw  podchodził  lekceważąco.  Podczas  napadu,  kiedy

pozostali kradli towar, on m iał unieszkodliwić strażnika. Ty le że zam iast zrobić to porządnie, ty lko
go  związał.  Już  prawie  skończy liśm y   ładować  sery   i  wędliny   do  sam ochodu,  kiedy   facet  się
uwolnił i zadzwonił po policj ę.

Za j ego beztroskę zapłaciliśm y  odsiadką. By liśm y  j eszcze żółtodziobam i, z czasem  zdoby liśm y

odpowiednie doświadczenie. Ty lko Mangano się nie zm ienił. Dlatego też, gdy  ktoś pozwolił sobie
na fuszerkę, m ówiłem , że „odwalił robotę j ak Mangano”.

background image

Po odwołaniu porwania wszy scy  zaczęliśm y  się interesować Berlusconim .

Krąży ły   pogłoski,  że  w  j ego  spółkach  zasiadaj ą  nasi  ludzie  i  że  wy prane  pieniądze  Stefano

Bontade  znaj duj ą  bezpieczne  lokum   w  firm owy ch  kasach.  Nie  wiem ,  j ak  w  tam ty ch  czasach
rozwiązy wano problem  brudny ch pieniędzy  w Mediolanie, ale wiem , gdzie j e lokował Pippo Calò
w  Rzy m ie:  w  branży   budowlanej .  Ściśle  współpracował  z  hochsztaplerem   Flavio  Carbonim ,
bliskim  znaj om y m  Berlusconiego.

Poznałem   Carboniego  przez  Calò,  na  początku  lat  80.,  kiedy   zaczęły   się  wielkie  spekulacj e

budowlane na Sardy nii. Za każdą operacj ą tego rodzaj u stał m afij ny  inwestor. Tak by ło i w ty m
przy padku. Calò zebrał wśród naszy ch ludzi stosowny  kapitał i przeznaczy ł na finansowanie robót
na Szm aragdowy m  Wy brzeżu.

My   akurat  nie  by liśm y   zaangażowani  w  te  interesy   i  zwróciliśm y   znowu  uwagę  na

Berlusconiego  28  listopada  1986  roku,  po  ty m ,  j ak  podłożono  ładunek  wy buchowy   w  j ego
m ediolańskiej   wilii  przy   via  Rovani.  Tego  sam ego  dnia,  j ak  wy kazały   policy j ne  podsłuchy,
Berlusconi  i  Dell’Utri  żartowali  sobie  przez  telefon  na  tem at  zaj ścia.  Podej rzewali,  że  za
wszy stkim   stoi  Mangano,  przeby waj ący   wówczas  w  więzieniu,  co  potwierdza  zaży łą  z  nim
znaj om ość.  Owe  „bom bki”  nie  m iały   nikogo  zabić,  stanowiły   j edy nie  ostrzeżenie.  Berlusconi
doskonale j e zrozum iał i porównał w tej  sły nnej  rozm owie telefonicznej  do listu poleconego.

Niewinny   wy buch,  zlecony   przez  Mangano,  m iał  przy pom nieć  twórcy   osiedla  „Milano  2”

o realizacj i podj ęty ch zobowiązań. Nie wiem  j akich, ale każdy  obeznany  z m afij ny m  j ęzy kiem
doskonale  wie,  że  przy   dem onstracj i  siły   wobec  tak  wpły wowej   osoby   autorem   kom unikatu  nie
j est poj edy nczy  m afioso, ale cała cosa nostra.

Żaden m afioso  nie m oże  sam  zdecy dować  o wy stosowaniu  pogróżek do  przedsiębiorcy   tego

pokroj u. Podobna akcj a m usi by ć zawsze pody ktowana strategią organizacj i.

Berlusconi nie by ł j edy ną znaną osobą, na którą m iałem  okazj ę się natknąć. Drogi m afiosów

i polity czny ch czy  biznesowy ch rekinów często i nieuchronnie się przecinaj ą. Z drugiej  strony  to
nie przy padek, że każdy  m afioso z m oj ego pokolenia, wcześniej  czy  później , utrzy m y wał zaży łe
bądź luźniej sze kontakty  z niebudzący m i podej rzeń polity kam i, biznesm enam i i bankieram i.

Pod  koniec  lat  80.  odsiady wałem   wy rok  w  Spoleto.  Złapali  m nie  z  m ilionem   fałszy wy ch

dolarów. Banknoty  by ły  świetnie podrobione, ale nie zdąży łem  wprowadzić ich do obiegu. Gazety
j eszcze przez długi czas rozpisy wały  się nad zaj ściem  i przede wszy stkim  kunsztem  fałszerza.

Historia stała się dość głośna i dlatego w więzieniu naty chm iast zagadał do m nie Giulio Lena.

Powiedział, że j ego brat m a znaną w Rzy m ie drukarnię, tuż przy  Schodach Hiszpańskich.

Lena, podobnie j ak Flavio Carboni, także odsiady wał wy rok za podrabianie pieniędzy ; udało im

się sfałszować niewiary godną liczbę nigery j skich m onet, a wprowadzenie ich do obiegu m ogłoby
doprowadzić  do  bankructwa  kraj u.  Chciał  poznać  pracuj ącego  dla  m nie  speca,  którego  talent
wzbudził  taki  zachwy t.  Odpowiedziałem ,  że  facet  m ieszka  w  Aulli,  w  Toskanii.  I  zapewniłem ,  że
przedstawię m u go zaraz po wy j ściu na wolność.

I  tak  połączy ła  nas  nić  sy m patii  i  narodziła  się  m iędzy   nam i  przy j aźń.  Podczas  j ednej

z pogawędek wy znał, że za przem y tem  m onet stał Giulio Andreotti

[25]

. Inform acj a nawet m nie

nie zdziwiła, bo j uż wcześniej  poznałem  Andreottiego dzięki Salvo Lim ie. Człowiek tego pokroj u,
działaj ący   w  cieniu  przez  te  wszy stkie  lata,  by ł  gotowy   zrobić  wszy stko.  Fałszowanie  pieniędzy
z pewnością nie należało do naj gorszy ch m achloj ek, w j akie by ł zam ieszany.

Lena  przy znał  się  też  do  swy ch  obaw.  Sędzia  Alm erighi,  podczas  dochodzenia  w  sprawie

background image

przekrętów  zlecany ch  przez  Carboniego  na  szkodę  Banku  Waty kańskiego,  wy dał  nakaz
przeszukania  j ego  dom u.  W  papierach  Leny   znaleziono  listy   oraz  dwa  czeki  na  kwotę  sześciuset
m ilionów, podpisane przez j akiegoś księdza, którego nazwiska nie pam iętam . Także i duchowny  nie
należał do naj bardziej  świętobliwy ch osób, by ł wplątany  w szereg oszustw, a owe dwa czeki – j ak
się później  okazało – wy stawił bez pokry cia. Lena dostał j e w zam ian za bardzo cenne dokum enty,
które wy kradziono z teczki finansisty  Roberto Calviego, zm arłego kilka lat wcześniej  w Londy nie
w niewy j aśniony ch do dziś okolicznościach.

W listach Lena oskarżał księdza o wy stawienie czeków bez pokry cia i dom agał się rozliczenia.

Z kolei duchowny  odm awiał zapłaty, ponieważ w otrzy m any ch dokum entach nie znalazł tego, na
co  liczy ł.  Lena,  na  wszelki  wy padek,  zachował  kopię  każdego  pism a,  łącznie  z  ponagleniam i
wy słany m i do księżulka i obawiał się głównie, że Alm erighi znaj dzie list, w który m  napisał, że nie
obchodzą go tłum aczenia i że wy ciągnie te pieniądze od Giulia.

Można  sobie  wy obrazić  skutki  znalezienia  przez  policj ę  papierów  wy j awiaj ący ch

naj ciem niej sze sekrety  naj nowszej  historii Włoch. Naj gorszy  elem ent stanowił właśnie „Giulio”,
nazy wany  w ten sposób, bez podania nazwiska. Trudno się dziwić obawom  Leny ; każdy  śledczy
zatrzy m ałby   się  na  podobny m   szczególe.  Także  i  Alm erighi  zaczął  dochodzić,  kto  kry j e  się  pod
ty m  im ieniem . Lena oświadczy ł m i, że j eśli zrozum iej ą, że chodzi o Andreottiego, wy j dą na j aw
wszy stkie brudne interesy  z Carbonim , łącznie ze sprawą Nigerii.

Jednak  tak  się  nie  stało.  Giulio  Lena  zaj ął  j edy nie  kolej ne  m iej sce  na  długiej   liście  włoskich

taj em nic i cała historia poszła w niepam ięć.

background image

10

Spalona ziemia

Nigdy   nie  odgry wałem   ściśle  określonej   roli  w  organizacj i  przestępczej .  Przez  pewien  czas
piastowałem  funkcj ę capodecina z Riccobono, potem  siedziałem  trochę za kratkam i i, na koniec,
idąc  za  radą  Pino  Leggio,  wy j echałem .  Jego  sugestia,  by   trzy m ać  się  z  dala  od  Palerm o,  by ła
j ednoznaczna.

Poznałem  Pino w 1963 roku, a dwadzieścia lat później , w Bolonii, j ego rada ocaliła m i ży cie.

Choć nie spodziewałem  się podobnej  loj alności, przy szłość pokazała, że także kilka inny ch osób

zaoferowało m i pom oc, z opłakany m i dla siebie skutkam i.

Na  dzień  przed  rozpoczęciem   m aksiprocesu,  10  lutego  1986  roku,  zawieziono  m nie  z  Trapani

do  Palerm o  i  um ieszczono  razem   ze  „zły m i”  m afiosam i.  „Mniej   źli”  więźniowie  i  pacj enci
psy chiatry czny ch  oddziałów  więzienny ch  z  cały ch  Włoch  zostali  przy wiezieni  j uż  kilka  ty godni
wcześniej .

Następnego  ranka  podzielono  nas  na  grupy :  szóstą  i  siódm ą.  Mnie  przy dzielono  do  szóstej ,

razem   ze  „zły m i”.  Niestety   osoba,  z  którą  m usiałem   pilnie  się  skontaktować,  trafiła  do  siódm ej .
Nino  Porcelli  –  bo  o  nim   m owa  –  od  1983  roku,  czy li  od  zabój stwa  Riccobono,  kierował  m oj ą
rodziną razem  z Giuseppe Civilettim  (ale on pełnił tę funkcj ę ty lko przez krótki czas).

Trzy  lata wcześniej , kiedy  siedziałem  w więzieniu w Montelupo Fiorentino, m ój  brat Giovanni

przekazał  m i  w  trakcie  odwiedzin  inform acj ę,  że  Porcelli,  Giuseppe  Savoca  i  Gaetano  Carolla
specj alnie  go  odnaleźli  i  poprosili,  aby   m nie  zapewnił,  że  nawet  po  śm ierci  Riccobona  m oj e
m iej sce w rodzinie nie budzi wątpliwości.

Trochę  m nie  to  zdziwiło.  Po  co  ty le  zachodu,  żeby   powiedzieć  m i  coś,  co  wy dawało  się

oczy wiste. Co tak naprawdę ukry wali?

Krótko  po  ty m   Giovanni  znowu  do  m nie  przy j echał,  ty m   razem   z  m oj ą  żoną.  Trzej   m afiosi

znowu się do niego odezwali. Chcieli, aby m  ich skontaktował z Fioravante Palestinim , zaufany m
człowiekiem , który  prowadził dla m nie interesy  z Koh Bak Kinem .

Historia Palestiniego j est bardzo interesuj ąca. Jego nazwisko dziś pewnie nikom u nic nie m ówi,

ale  wszy scy   m oi  rówieśnicy   pam iętaj ą  starą,  biało-czarną  reklam ę  firm y   Plasm on,  w  której
um ięśniony   m ężczy zna  odwrócony   ty łem   rzeźbił  nazwę  producenta  biszkoptów  na  greckiej
kolum nie. Ty m  osiłkiem  by ł właśnie Fioravante Palestini. W połowie lat 60. cieszy ł się sławą, ale
potem   wszy stko  się  rozwiało.  I  tak,  od  kilku  lat,  pracował  dla  m nie  i  czuwał  nad  przem y tem
narkoty ków ze Wschodu.

Z  tego,  co  m ówił  Giovanni,  cała  trój ka  podkreślała  nieustannie,  że  nie  m aj ą  zam iaru  m nie

wy siudać  i  ty lko  w  związku  z  m oim   poby tem   w  więzieniu  chcą  zacieśnić  kontakty   z  Koh  Bak
Kinem .

Niedługo  potem ,  w  m aj u  1983  roku,  Palestini  został  aresztowany   na  pokładzie  statku

przewożącego  dwieście  pięćdziesiąt  kilogram ów  heroiny   i  dwadzieścia  pięć  kilo  m orfiny.
Dochodzeniem , które zaowocowało ty m  spektakularny m  zatrzy m aniem , kierował nie kto inny  j ak
Giovanni Falcone.

Krótko  m ówiąc,  nadm ierne  zainteresowanie  Porcellego,  Savoci  i  Carollo  wy dawało  m i  się

background image

podej rzane. Chcieli wy korzy stać m oj e kontakty, a potem  się m nie pozby ć.

Dlatego też, zaraz po przy j eździe do Palerm o, postanowiłem  j ak naj szy bciej  wy j aśnić sprawę

z  Porcellim .  Udało  m i  się  zorganizować  spotkanie  w  tej   sam ej   sali,  w  której   rozm awialiśm y
z adwokatam i.

Kiedy  się poj awił, nie dałem  m u nawet czasu, by  otworzy ł usta.

– Mam  j eszcze m aj ątek w Palerm o – wy paliłem  prosto z m ostu. – Dobre trzy  ty siące m etrów

działki przy  zj eździe do parku Favorita, drugie trzy  ty siące w Pizzo Sella, a to nie koniec. Poza ty m
chciałby m   się  dowiedzieć,  co  się  stało  z  pieniędzm i,  które  za  pośrednictwem   figurantów
zainwestowałeś w m oim  im ieniu.

– Pierwsze sły szę – odparł spokoj nie.

–  Chcesz  m i  wm ówić,  że  nic  nie  wiesz?  –  nie  dawałem   za  wy graną.  –  Nawet  o  stu

sześćdziesięciu ty siącach m etrów terenu należącego do Riccobona, nieopodal Favority ?

– O czy m  ty  m ówisz? – warknął. – Pięćdziesiąt ty sięcy  m etrów j est m oj e, pięćdziesiąt ty sięcy

m oj ego brata Pietro, a sześćdziesiąt ty sięcy  należy  do naszego szwagra.

I tak w kółko przez dobrą godzinę. Ja się dopy ty wałem  o należny  m i m aj ątek, a on wszy stkiego

się wy pierał.

Wy szedłem  wściekły  j ak cholera. Wróciłem  do celi, którą dzielił ze m ną Carm elo Grisafi, Pino

Leggio  oraz  j ego  bracia  Luca  i  Salvatore,  Salvatore  Provenzano,  Salvatore  Rizzuto  i  Mariano
Agate. Z całej  tej  grupy  ty lko j a i Mariano nie należeliśm y  do corleonesi.

Mariano wziął m nie na bok i powiedział, że chwilę wcześniej  rozm awiał z posłańcem  Bernardo

Bruski.

Brusca trafił do siódm ej  grupy, ale udało m u się przekazać wiadom ość przez okno.

–  Nino  Porcelli  twierdzi,  że  rozm awiał  z  tobą  w  sali  widzeń  z  adwokatam i  –  wy j aśnił.  –  I  że

obiecałeś pom ścić Riccobona zaraz po wy j ściu na wolność.

Nino chciał m nie zakatrupić w więzieniu.

– Wierzy sz w te opowieści? – spy tałem  bez ogródek.

– Ja nie, ale ci m ówię, co on gada.

Ewidentnie chcieli m nie wy kończy ć nie ze względu na kasę i tereny, ale dlatego, że po wy j ściu

na wolność by łby m  naj lepiej  przy gotowaną osobą do dowodzenia gangiem  Partanna–Mondello.

Nie by ł to pierwszy  raz, kiedy  ktoś organizował zam ach na m oj e ży cie.

W  1989  roku  zostałem   zesłany   do  Gavorrano.  Pewnego  dnia  odwiedził  m nie  Dom enico

Condorelli.  Właśnie  wy szedł  z  więzienia  i  również  on  został  skazany   na  przy m usowy   poby t.
Znaliśm y  się od wielu lat, to on gościł m nie z narzeczoną po naszej  przedślubnej  ucieczce z dom u.

Jednak  nie  przy j echał  z  kurtuazy j ną  wizy tą.  Przy wiózł  kasetę,  na  którą  nagrał  rozm owę

telefoniczną z Calogero Cam panellą, consigliere Nitto Santapaoli. Cam panella wiedział, że j eden
z  m oich  krewny ch  posiada  stoj ący   na  uboczu  dom ,  otoczony   czterdziestom a  hektaram i  terenu.
Kazał Condorellem u, aby  go zawiadom ił, gdy  ty lko tam  się poj awię, żeby  m ógł wy słać dwóch
chłopaków do odwalenia m okrej  roboty.

Sły sząc propozy cj ę, Condorelli oświadczy ł, że wy konanie zadania nie będzie proste, bo j estem

podej rzliwy.  I  dodał,  że  nie  rozum ie  powodów  tej   decy zj i.  Tłum aczy ł,  że  nie  j estem   zły m

background image

facetem . „Wiem , że nie j est zły  – odpowiedział Cam panella – ale chodzi o oddanie przy sługi ’u
tignusu”. „’U tignusu”, czy li ły sy, to nikt inny  j ak Giacom o Giuseppe Gam bino.

Dwa lata później , w lipcu 1991 roku, Condorelli robił zakupy  na bazarze w Gavorrano. Zabili

go na oczach m ałego sy nka dwom a strzałam i z pistoletu.

Został ukarany  za przekazanie m i tam tej  inform acj i.

W  sierpniu  tego  sam ego  roku  trafiłem   na  Gam bino  w  więzieniu  w  Spoleto,  gdzie  i  on

odsiady wał wy rok. I to on zainicj ował spotkanie. Powitał m nie z dobroduszny m  wy razem  twarzy,
j akby  chciał m i przekazać wspaniałe nowiny.

–  Czeka  na  ciebie  kupa  zaległej   kasy !  Podczas  twoj ej   odsiadki  interesy   w  Palerm o  nadal  się

świetnie rozwij ały  – oznaj m ił.

Zdawał  sobie  doskonale  sprawę,  że  m u  nie  ufam   i  próbował  m nie  udobruchać  inform acj ą

o pieniądzach.

– Ale – dodał – m usisz przy j echać do Palerm o i odebrać j e osobiście.

Moj e  podej rzenia  przeobraziły   się  w  pewność.  Ale  i  on  poj ął  w  lot,  że  nie  chwy ciłem

przy nęty. Więc zm ienił tem at, próbuj ąc zatrzeć złe wrażenie.

– Ale się ciągną te procesy. Nie tak, j ak kiedy ś, gdy  łatwo by ło wszy stko wy prostować. Aby

zy skać na czasie, m usieliśm y  zlikwidować Scopellitiego, sędziego w Kalabrii.

Pozwoliłem  m u  dokończy ć zdanie  i pożegnałem   się. Postanowiłem   trzy m ać się  m ożliwie  j ak

naj dalej  od tego człowieka.

Kilka dni później  spotkałem  w więzieniu Salvatore „Turi” Pillerę, który  stał się wrogiem  num er

j eden bossa Nitto Santapaoli.

Przy j aźniliśm y  się od 1963 roku, prakty cznie przez całe ży cie.

Spy tałem , czy  m a j akieś nowe inform acj e, czy  wie, j ak się układaj ą sprawy  w Palerm o.

– Żartuj esz? Liczy sz na inform acj e ode m nie? – spy tał. – To ty  obracasz się wśród corleonesi.

–  Trzy m am   się  z  nim i  dla  wy gody,  ale  wiem ,  że  zaraz  po  wy j ściu  na  wolność  nie  będę  im

m ógł  ufać  –  wy znałem .  –  Na  m ocy   ustawy   Rognoni-La  Torre  zam rozili  cały   m ój   m aj ątek.
Grube szy chy, j ak Gam bino, deklaruj ą, że wszy stko załatwią, gdy  ty lko opuszczę więzienie, ale j a
w to nie wierzę. Kiedy  wy j dę, poślą m nie do piachu.

Również  Giuseppe  Savoca,  który   by ł  j edny m   z  pierwszy ch  naby wców  narkoty ków,  j akie

sprowadzałem   od  Koh  Bak  Kina,  próbował  m nie  uspokoić.  Doskonale  wiedział,  że  cały   m ój
m aj ątek został zaj ęty, ale twierdził, że to żaden problem .

– Później … Kiedy  stąd wy j dziesz, odzy skasz wszy stko.

– Ale j a potrzebuj ę forsy  teraz!

Nie ty lko nie wierzy łem  w owo „później ”, ale zacząłem  się go poważnie obawiać.

Swego czasu wszedłem  w spółkę z braćm i Caravello oraz braćm i Micalizzi; budowaliśm y  dwa

bloki  w  Palerm o,  przy   via  Am m iraglio  Cagni,  w  m oj ej   rodzinnej   dzielnicy   Pallavicino.
Postanowiłem  odzy skać kawałek działki w rej onie Mondello, którą przekazał m i deweloper Bondì.
Wy słałem   więc  żonę  do  Caravellich,  aby   poprosiła  o  trochę  pieniędzy ;  potrzebowała  ich,  żeby
utrzy m ać dzieci w czasie m oj ej  odsiadki. Ale, ku naszem u zdziwieniu, usły szała j edy nie, że się ze
m ną rozliczą dopiero po m oim  wy j ściu.

background image

Dlaczego? Pewnie m y śleli, że skoro j estem  bez grosza przy  duszy, będę zm uszony  przy j echać

do  Palerm o.  Czekali,  by   się  ze  m ną  rozm ówić  i  zdecy dować,  czy   m nie  zlikwidować,  czy
oszczędzić.

Ich gra nie pozostawiała wątpliwości, ale nie m ogłem  zaakceptować j ej  zasad. Postanowiłem

postawić wszy stko na j edną kartę.

– Nie wrócę do Palerm o – oznaj m iłem . – Zaraz po wy j ściu na wolność j adę do Gavorrano.

W  Toskanii  m ogłem   nawiązać  kontakt  z  lokalny m i  m afiosam i,  utworzy ć  grupę  i  na  nowo

zacząć działać.

Atm osfera w więzieniu rady kalnie się zm ieniła; coś wisiało w powietrzu.

Miałem   wrażenie,  że  wokół  m nie  rozciąga  się  spalona  ziem ia.  Coraz  częściej   m y ślałem

o podj ęciu współpracy  z wy m iarem  sprawiedliwości.

Wspom nienie  o  wy m ordowaniu  rodziny   Buscetty   by ło  wciąż  ży we,  ale  czasy   się  zm ieniły.

Policj a  zaczęła  darzy ć  większy m   szacunkiem   osoby,  które  odchodziły   z  m afii,  a  proponowane
środki  bezpieczeństwa  stawały   się  coraz  bardziej   skuteczne.  To  Falcone  doprowadził  do  wzrostu
znaczenia  świadków  koronny ch.  Potrafił  przekonać  do  m ówienia,  ponieważ  nie  stosował  gierek
i  poj m ował  nasz  sposób  rozum owania.  Naj gorzej   m ieli  pierwsi  „skruszeni”,  ze  względu  na
biurokracy j ne  niedociągnięcia  i  nadm iar  ukry ty ch  powiązań  m iędzy   państwem ,  m afią
a m asonerią.

Leonardo Vitale, który  poszedł na współpracę z policj ą w 1973 roku, usły szał orzeczenie o swej

niepoczy talności. W Mannoia, m iesiąc po złożeniu zeznań, zabito j ego m atkę, siostrę i ciotkę.

Dopiero w Am ery ce zapewniono m u właściwą ochronę, ale wrócił do Włoch, ponieważ j ego

rodzina  –  żona  i  dzieci  –  nie  potrafiła  się  odnaleźć  w  obcy m   kraj u.  Powód  m oże  wy dawać  się
błahy, ale taka j est prawda. Ja też zostałem  we Włoszech z tego sam ego względu. Dla rodziny.

Żona m usiała ponosić przez całe ży cie konsekwencj e m oich wy borów. Tak sam o nasze dzieci.

I to właśnie przez wzgląd na nie postanowiłem  podj ąć współpracę z policj ą. Aby  dać im  lepszą
przy szłość, z dala od cosa nostry.

background image

11

Ludzie prawa

Salvo Lim a uchodził wśród członków m afii za człowieka Andreottiego na Sy cy lii. Kiedy  w m arcu
1992 roku dostał kulkę w łeb, wszy scy  inni polity cy  – zarówno na wy spie, j ak i poza nią – zaczęli
drżeć ze strachu.

Trudno  im   się  dziwić,  w  końcu  nigdy   nie  brali  udziału  w  walkach.  Kiedy   słali  na  nas  grom y

i  składali  deklaracj e,  wiadom o,  że  by ło  to  przedstawienie.  Podstawowa  różnica  m iędzy   nam i
polegała na ty m , że – w przeciwieństwie do nich – liczy m y  się zawsze ze śm iercią, ocieram y  się
o nią każdego dnia. Oni m y śleli ty lko o ocaleniu skóry  i ży li w strachu.

Wkrótce  powstała  lista  polity ków,  którzy   m ieli  skończy ć  w  piachu,  j ak  Lim a.  Na  pierwszy m

m iej scu figurował Calogero Mannino.

Cała  sprawa  wy wołała  zdziwienie  w  naszy ch  kręgach.  Kolej na  lista,  j ak  za  czasów  Sindony ?

Skąd  pom y sł  pozostawiania  śladów  na  piśm ie,  uj awniaj ący ch  nasze  plany ?  Kilka  m iesięcy
później   by liśm y   świadkam i  podobnej   historii:  w  dzień  po  m asakrze  w  Capaci  Riina  przekazał
władzom   sły nną  „listą  ży czeń”,  zawieraj ącą  j ego  żądania  w  zam ian  za  przerwanie  ognia.  Dla
osób  takich  j ak  j a,  czy li  nienależący ch  do  ścisłego  kręgu  corleonesi,  podobny   gest  by ł
pozbawiony  sensu. Jak świat światem  podobne porozum ienia nie by ły  zawierane na piśm ie. Nie
potrzebuj em y   list  i  dokum entów.  Wy starczy,  że  wiem y   i  pam iętam y.  Naszą  naj potężniej szą
bronią, poza bronią palną, j est właśnie pam ięć.

Nie  by liśm y   przy zwy czaj eni  do  pisem ny ch  rozkazów.  Także  polity cy   nie  korzy stali  z  tej

form y :  wy starczało  skinienie  głowy   i  wy szeptane  nazwisko  osoby,  która  czy niła  problem y
i  zawadzała.  W  1982  roku  nikt  nie  powiedział  dosłownie  „zabij cie  Dalla  Chiesa”.  Wszy stko
opierało  się  na  półsłówkach,  które  dla  nas  by ły   j asne  i  oczy wiste.  Pam iętam   słowa  j ednego
z polity ków:

–  Strasznie  tu  bruździ  [Dalla  Chiesa],  j eździ  po  ośrodkach  szkoleniowy ch,  opowiada  o  m afii,

praworządności, przeprowadza kontrole w szkołach j azdy …

I ty le. Nie powiedział nic konkretnego, ale w ty m  j edny m  zdaniu przekazał nam  inform acj ę,

że Dalla Chiesa zaczął węszy ć i że szkoły  j azdy  przestały  by ć bezpieczny m  rozwiązaniem .

Recy dy wiści nie m ogą dostać prawa j azdy, a korzy stanie z sam ochodu by ło dla nas ży ciową

koniecznością.  Znaleźliśm y   j ednak  na  to  sposób.  Pobieraliśm y   w  szkołach  j azdy   zezwolenie,
wy dawane  po  zdany m   egzam inie  teorety czny m ,  na  prowadzenie  auta  pod  okiem   bardziej
doświadczonego  kierowcy.  I  po  kłopocie.  Potem   nasz  człowiek  zdawał  egzam in  prakty czny
i  dostawał  ty m czasowe  prawo  j azdy.  Po  kilku  m iesiącach  Włoski  Związek  Motorowy   przesy łał
decy zj ę  w  sprawie  odrzucenia  wniosku  o  wy danie  bezterm inowego  prawa  j azdy.  Wtedy
delikwent odczekiwał kilka m iesięcy, nie siadaj ąc za kółkiem , a następnie udawał się do kolej nej ,
przy chy lnej  nam  szkoły, gdzie powtarzał od nowa cały  proceder. Dalla Chiesa przej rzał oszustwo
i podj ął  rady kalne kroki.  Zagroził właścicielom   szkół odebraniem   licencj i, j eżeli  będą  wy dawać
m afiosom  dokum enty  pozwalaj ące na ten przekręt.

W  m om encie,  gdy   polity k  ostrzega  cię  przed  problem em   tej   rangi  co  szkoły   j azdy,

z  pewnością  spodziewa  się  przy sługi.  Donosi  na  Dalla  Chiesa,  wiedząc,  że  m afioso  zrozum ie
rangę  tej   skargi  i  przekaże  j ą  przełożonem u,  który   z  kolei  poinform uj e  o  wszy stkim

background image

capomandamento. Cały  m echanizm  j est prostszy, niż się to m oże wy dawać. I ta niepisana um owa
dobrze się sprawdzała przez wiele lat. Niestety, lęk loj alny ch polity ków przed śm iercią wy wrócił
porządek  do  góry   nogam i.  Wraz  z  decy zj ą  o  sporządzaniu  list  i  pisem ny ch  żądań  przy j ęliśm y
zasady   włoskiej ,  nie  ty lko  sy cy lij skiej ,  gry.  Gry   na  takim   poziom ie,  że  każdy   starał  się  uniknąć
odpowiedzialności.  Świat  polity ki  również  posiada  swe  taj ne  zabezpieczenia,  swój   kodeks
m ilczenia.

Wcześniej   przesy łaliśm y   po  cichu  klarowne  wiadom ości  osobom ,  które  m iały   j e  zrozum ieć.

Chcieliśm y, by  trup by ł ostrzeżeniem ; to on m iał „przem ówić”. Oni z kolei chcieli, by  zam ilkł na
zawsze.  Do  dziś  chowaj ą  się  za  dem okracj ą,  w  którą  nie  wierzą,  i  zabezpieczaj ą  na  każdy m
froncie.  Wy puszczaj ą  zasłonę  dy m ną  w  postaci  liczb,  aresztowań,  konfiskat,  oświadczeń,
celebracj i, choć doskonale wiedzą, że m afiosi boj ą się j ednego: więzienia o zaostrzony  ry gorze,
izolacj i, odebrania nadziei na przedawnienie wy roku, utraty  m ożliwości ukry wania się przez lata
przed policj ą lub skorzy stania z usług loj alny ch adwokatów, sędziów i ludzi u władzy.

Spy taj cie j akiegokolwiek  m afiosa, czy   woli zrezy gnować  z Carnevale  i uniknąć  dziesięciu  lat

odsiadki,  czy   zachować  j ego  przy chy lność  i  pój ść  do  paki.  Każdy   odpowie:  „Współpraca
z  Carnevale!”.  Rzadko  m ożna  spotkać  przy j aznego  sędziego  tej   rangi.  Poza  ty m   j esteśm y
przy zwy czaj eni do przeby wania za kratkam i. Ważne ty lko, by  m ieć przy  sobie kasę i prowadzić
w  więzieniu  relaty wnie  norm alne  ży cie:  nasze  ulubione  dania  i  wino,  pogawędki,  panienka,  gra
w  karty,  m ożliwość  planowania  akcj i,  pociągania  za  sznurki,  kom unikowania  się  z  ludźm i  na
zewnątrz. Zostawcie nam  pewność, że wcześniej  czy  później  wy j dziem y  na wolność. Mafii nie
wy starczy  status wieczności, m usi czuć się niezwy ciężona i bezkarna.

Z  baczną  uwagą  śledziliśm y   wy roki  sędziów.  Pozwalały   nam   poznać  ich  poglądy,  charakter

i  przewidzieć,  co  m oże  nas  spotkać  podczas  ewentualnego  procesu.  Wszy scy   patrzy li  przede
wszy stkim  na poczy nania Giovanniego Falcone.

Poznałem  go w 1983 roku. Od j akiegoś czasu odsiady wałem  wy rok za zabój stwo Ferlito, kiedy

wezwano  m nie  na  przesłuchanie.  Chodziło  o  statek  wy pełniony   narkoty kam i,  na  który m
zatrzy m ano Palestiniego. Takie sam o wezwanie dostał Tom m aso Buscetta i Koh Bak Kin.

To Giovanni Falcone wpadł na ten pom y sł.

Dotarł  do  nas  dzięki  m oim   rozm owom   telefoniczny m   nie  ty lko  z  Palestinim ,  Buscettą  i  Koh

Bak  Kinem ,  ale  i  z  Nitto  Santapaolą  (którem u  później   udowodniono  zlecenie  zam ordowania
Ferlito), Giuseppe Savocą, Gaetano Carollem  i Nino Porcellim . Falcone by ł uprzej m y. Ale i bez
owij ania w bawełnę oświadczy ł, że m aj ą statek.

– A co, j a j estem  arm atorem ? – zażartowałem .

– Chodzi o statek z narkoty kam i od Koh Bak Kina.

– Nie znam  żadnego Koh Bak Kina – odparłem  ze śm iechem .

Jasne, że kłam ałem .

W  j ednej   chwili  zrozum iałem ,  j akim   człowiekiem   j est  Falcone.  Kierowało  nim   pragnienie

zrozum ienia  całego  m echanizm u,  nie  chora  fiksacj a.  Widząc  taką  postawę,  m ogłem   ty lko
wspom inać  z  gory czą  inny ch  sędziów,  kóry ch  napotkałem   na  własnej   drodze.  Chociażby   takich
j ak Pier Luigi Vigna.

Pam iętam ,  j ak  Tom m aso  „Masino”  Spadaro  został  aresztowany   w  Toskanii  z  czterdziestom a

kilogram am i  narkoty ków,  które  chciał  wy wieźć  do  Am ery ki  w  pudełkach  na  buty.  Vigna  wy dał

background image

nakaz zatrzy m ania wszy stkich, którzy  tego dnia wpadli choćby  na chwilę do dom u Spadaro. Żonę,
córki, sy nową, szwagrów. Wszy scy  trafili za kratki. Wy szli na wolność dopiero po wy kazaniu, że
nie m ieli nic wspólnego z przem y tem .

Falcone  m ógł  zrobić  to  sam o.  Analizuj ąc  nagrania,  sły szał,  że  czasem   odbierałem   j a,

a  czasem   m oj a  żona  lub  inny   krewny.  Prosili  ty lko  o  pozostawienie  nazwiska,  aby m   m ógł
oddzwonić.  I  gdy by   Falcone  chciał  ich  zatrzy m ać,  nikt  by   m u  w  ty m   nie  przeszkodził.  Ale  on
nigdy  nie prześladował członków m oj ej  rodziny. Rozum iał, że ich j edy ny m  przewinieniem  by ło
odebranie telefonu. To j a by łem  prawdziwy m  winowaj cą.

Okazał swą wielkość też przy  wielu inny ch okazj ach. Kilka lat później  m ój  brat Giovanni został

zatrzy m any   z  podej rzeniem   o  udział  w  podwój ny m   zabój stwie.  Przesłuchiwał  go  Falcone.
Giovanni opowiedział m i wszy stko w naj drobniej szy ch szczegółach.

–  Jak  widzisz,  do  tej   pory   nie  ty kałem   członków  rodziny   Gaspare  –  oświadczy ł  sędzia

uprzej m ie i bez ogródek. – Choć wiem , że on i j ego kum ple ty lko na m nie czy haj ą i nie m ieliby
nic przeciwko tem u, aby  coś m i się stało.

Taki by ł właśnie Falcone; nie owij ał w bawełnę. Ze swoistą nonszalancj ą wy korzy sty wał swe

wrodzone zalety, j ak inteligencj a i poczucie m oralności. By ł uprzej m y, uśm iechnięty, nie podnosił
głosu, traktował m afiosów j ak ludzi. Nie naduży wał władzy  i brzy dził się agresj ą. Nie bronił się
przed nam i. I znał naszą m entalność. Podobnie j ak Borsellino, by ł palerm ianinem  z krwi i kości.
Urodził się i wy chował sto pięćdziesiąt m etrów od m oj ego dom u. Obaj  pochodziliśm y  z sam ego
serca  Palerm o,  okolic  placu  Marina,  gdzie  zginął  Joe  Petrosino.  Ty le  że  j a  pracowałem
w warsztacie m afiosa, a on by ł porządny m  chłopakiem  i lubił się uczy ć.

Kiedy   w  1988  roku  Rada  Główna  Sądownictwa  postanowiła  powierzy ć  stanowisko  sędziego

śledczego  przy   prokuraturze  w  Palerm o  Antonino  Mulem u,  a  nie  Falconem u,  skakaliśm y
z radości.

Mafia  odebrała  tę  decy zj ę  j ako  światełko  w  tunelu,  na  które  czekała  od  dłuższego  czasu.

Obudziła się w nas nadziej a, że w końcu wszy stko zacznie układać się po naszej  m y śli. Jak obiecał
Lim a, odtąd wszelkie wy roki – j eśli nie sądu drugiej  instancj i, to przy naj m niej  sądu kasacy j nego
– m iały  by ć dla nas korzy stne.

Nie  m am   nic  przeciwko  sędziem u  Mule,  ale  nie  m ogę  ukry wać,  że  decy zj a  o  odsunięciu

Falconego napełniła wszy stkich m afiosów radością.

– Ukręcili m u łeb – m ówiliśm y  m iędzy  sobą.

W  pewny m   sensie  by ł  to  nasz  m akabry czny   sposób  okazania  respektu  dla  wielkości  tego

człowieka.  Jako  przeciwnik  budził  nasze  obawy,  teraz  widzieliśm y   przy szłość  w  różowy ch
barwach.

Któregoś razu, podczas j ednej  z rozm ów, powiedziałem  żartem :

– Panie sędzio… m y  tu ty lko gadam y, a gdzie popitka?

Falcone nawet nie m rugnął okiem . Wstał, wy j ął z sej fu butelkę whisky  i nalał po szklaneczce

dla m nie i m oj ego adwokata. By ł uprzej m y, ale budził szacunek. I to w każdy ch okolicznościach.
Nawet gdy  pozwalałem  sobie na żarty, nigdy  by m  się nie ośm ielił przekroczy ć pewnej  granicy.

Podobny m   szacunkiem   darzy łem   Borsellina.  Spotkałem   go  w  naj ciem niej szy m   –  dla  nas

oby dwóch – okresie ży cia. Czułem  oddech śm ierci na karku, wiedziałem , że stanowię łatwy  cel,
ale decy zj a o podj ęciu współpracy  z wy m iarem  sprawiedliwości, choć z pewnością ry zy kowna,
stanowiła dla m nie ostatnią deskę ratunku, szansę na rady kalną zm ianę. Również Borsellino znalazł
się na celowniku m afii. Dopiero co Falcone zginął wraz z żoną i ochroną w zam achu bom bowy m ,

background image

więc sam  m usiał konty nuować j ego pracę. Wiedział, tak j ak i m afiosi, że niedługo przy j dzie j ego
kolej , że to on stanie się kolej ną ofiarą.

W trakcie pięćdziesięciu siedm iu dni, j akie m inęły  od zam achu w Capaci do m asakry  na via

D’Am elio, zacząłem  nowe ży cie. I podczas gdy  j a czułem , że się odradzam , Borsellino szedł na
spotkanie  ze  śm iercią.  W  powietrzu  czuć  by ło  napięcie.  I  w  ty ch  okolicznościach  potencj alny
świadek koronny  m ógł liczy ć na specj alne względy. Na wy słuchanie żądań, poważne traktowanie
i ochronę. Dziś pewnie dostaliby śm y  kopa w ty łek, gdy by śm y  się zachowy wali j ak wówczas.

background image

12

Odchodzę

Moj e form alne odej ście z m afii, które nastąpiło nieodwołalnie w 1992 roku, wy m agało długiego
okresu  przy gotowań.  Wszy stko  zaczęło  się  w  1986  roku,  od  rozm owy   z  żoną.  Odsiady wałem
wtedy   wy rok  w  Ucciardone.  Trwał  m aksiproces.  Powiedziała  m i  o  zniknięciu  Giuseppe
Civilettiego,  który   razem   z  Nino  Porcellim   rządził  gangiem   Partanna–Mondello.  Zaginął  wraz
z sy nem , który  m iał wtedy  szesnaście, m oże siedem naście lat.

Po  powrocie  do  celi  opowiedziałem   o  wszy stkim   Mariano  Agatem u  i  Pino  Leggiem u.  Nie

m ogłem  zrozum ieć przy czy n tej  śm ierci. Jaki by ł j ej  sens?

Jakoś  przełknąłem   zabój stwo  Riccobona,  wpisuj ące  się  w  dy nam ikę  wewnętrzny ch  zm ian

w łonie m afii, ale dlaczego nadal wy rzy nano przy wódców klanu Partanna–Mondello? Doszedłem
do wniosku, że Riina m a z nim i na pieńku z osobisty ch względów: by ła to j edy na rodzina, do której
nie  zdołali  przeniknąć  corleonesi.  Agate  i  Leggio  próbowali  j ednak  znaleźć  j akieś
usprawiedliwienie.

– Może nie wiem y  wszy stkiego. Może popełnił niewy baczalny  błąd.

– A sy n? – odparłem  naty chm iast.

– E tam , po prostu by ł wtedy  z oj cem . Nie powinno tak się dziać, ale czasem … no sam  wiesz,

to się zdarza.

Ta  odpowiedź  nie  by ła  dla  m nie  wy starczaj ąca.  Nie  m iałem   wątpliwości,  że  Riina  dokładnie

wszy stko zaplanował i dąży ł teraz do zniszczenia klanu, który  stawił m u opór. Nie potrafiłem  tego
udowodnić, ale takie m iałem  przeczucie.

W końcu doczekałem  się potwierdzenia.

Pod koniec roku 1991 trafiłem  do szpitala więziennego w Pizie.

Tak  spotkałem   Vincenzo  Galatola,  capofamiglia  gangu  Acquasanta.  By ł  idealny m   źródłem

inform acj i,  który ch  potrzebowałem   do  wy j aśnienia  całej   zagadki.  Udawałem ,  że  podzielam
decy zj ę o m orderstwie i m iędzy  słowam i dałem  do zrozum ienia, że osoby  j ak Civiletti zasługuj ą
na śm ierć. Galatolo dał się nabrać i zaczął m ówić.

–  Ach  ten  Civiletti!  –  oświadczy ł  z  py chą  w  głosie.  –  To  j a  go  zabiłem .  Pobierał  haracz  na

m oim  terenie.

Coś m i tu nie grało. Civiletti m iał kupę szm alu i doskonale wiedział, że za podobny  afront m oże

zapłacić  ży ciem .  By ł  to  pretekst,  wy m y ślony   przez  corleonesi,  aby   wy kończy ć  klan  Partanna–
Mondello. Przekaz by ł j asny : pan Riina nie oszczędzi ani was, ani waszy ch dzieci.

Już  wcześniej   m y ślałem   o  współpracy   z  wy m iarem   sprawiedliwości,  ale  to  Falcone,  j ego

osoba,  inteligencj a  i  uczciwość  wzbudziły   m oj e  zaufanie  i  przekonały   ostatecznie  do  powzięcia
tego kroku. Gdy by  nie on, ani j a, ani wielu inny ch nie zdecy dowałoby  się na odej ście z m afii.

Oczy wiście  nikt  nie  wiedział  o  m oj ej   decy zj i.  Krąży łem   nieustannie  m iędzy   zakładem

karny m  w Spoleto a szpitalem  więzienny m  w Pizie. Ty m czasem  sy tuacj a na zewnątrz wciąż się
pogarszała.

Po  pierwsze,  zabój stwo  Lim y.  Niby   stanowiło  bezdy skusy j ny   pokaz  siły,  ale  z  drugiej   strony

background image

m ożna  j e  by ło  określić  strzałem   w  kolano.  Bo  w  ten  sposób  utraciliśm y   ogniwo  łączące  nas
z  Andreottim .  Rodziło  się  py tanie,  czy   zdołam y   znaleźć  innego  polity ka,  będącego  w  stanie
reprezentować nasze  interesy  na  szczy tach władzy.  Po drugie,  problem y  wewnątrz  cosa  nostra:
Riina sprawował niepodzielne rządy. Znaleźliśm y  się w rękach żądnego krwi szaleńca, który  bez
m rugnięcia okiem  wy dawał wy roki nawet na swy ch krewny ch.

Posłał do piachu kuzy na Pino Leggia, j edy nego corleonese  o  m anierach  dżentelm ena.  Riina

by ł  nieobliczalny   i  nikom u  nie  ufał.  A  m afiosi  zaczęli  się  obawiać  nie  ty lko  swego  capo,  ale
i reakcj i władz na j ego nową, m orderczą strategię.

I  podczas  gdy   Riina  obnosił  się  ze  sły nną  listą  kolej ny ch  znany ch  osób  do  odstrzału,  ruszy ły

przy gotowania do zam achu w Capaciego.

Po  podj ęciu  ostatecznej   decy zj i  o  odej ściu  z  m afii  m ogłem   ufać  ty lko  j ednej   osobie.

Sędziem u Falcone. Każdy  potencj alny  świadek koronny  m usi zdać się na śledczego, który  j eszcze
chwilę  wcześniej   by ł  j ego  zacięty m   wrogiem .  Nie  m ożesz  złoży ć  swego  ży cia  oraz  losów
rodziny   w  ręce  osoby   m ogącej   m ieć  powiązania  z  grupą,  od  której   właśnie  odwróciłeś  się
plecam i. W przeciwny m  razie staniesz się towarem  wy m ienny m .

Falcone nie ty lko by ł bardzo słowny, ale doskonale znał m afij ną m entalność. Czy tał w naszy ch

m y ślach. Wiedział, że ustalam y  cel, kiedy  nadchodzi odpowiedni m om ent.

Jeżeli m afiosi widzą, że sędzia lub policj ant podej m uj e bezkom prom isową walkę, czekaj ą, aż

wokół  niego  zacznie  powstawać  pustka.  Przedstawiciel  prawa,  odznaczaj ący   się  odwagą
i determ inacj ą, wcześniej  czy  później  zostanie sam  j ak palec. Nie wszy scy  m aj ą wy starczaj ące
j aj a, by  dzień po dniu ry zy kować własne ży cie, a im  ostrzej sza staj e się walka, ty m  szeregi osób
gotowy ch do j ej  podj ęcia staj ą się coraz bardziej  przerzedzone.

Gdy   ty lko  nieprzekupny   pracownik  wy m iaru  sprawiedliwości  traci  poparcie  kolegów

i  przełożony ch,  staj e  się  łatwy m   celem ,  który   m afiosi  m ogą  wy elim inować  bez  większy ch
problem ów.

Falcone  nie  by ł  j edy ny m ,  który   skazał  się  dobrowolnie  na  izolacj ę;  w  podobnej   sy tuacj i

znaleźli się wszy scy  śledczy, gotowi zerwać z doty chczasowy m  procederem  przy m y kania oka.

– Nie m am y  się czego obawiać – stwierdzali niektórzy.

– Mafia nie istniej e – dodawali kolej ni.

Bardzo wielu prokuratorów, polity ków i dziennikarzy  podawało w wątpliwość istnienie m afii, co

akurat dla nas by ło na rękę. I budziło rozbawienie, bo tak naprawdę doskonale wiedzieli, że m afia
to nie ułuda, zwłaszcza że często działali pod nasze dy ktando.

Zachowanie  Corrado  Carnevalego,  który   otwarcie  m anipulował  procesam i,  wy wołało

powszechne poruszenie, ale ilu postępowało tak j ak on? Może ty lko, w przeciwieństwie do niego,
potrafili zachować większą dy skrecj ę i ostrożność.

Naj bardziej   zaskoczy ł  m nie  fakt,  że  Falcone  nie  ty lko  m iał  insty nkt  śledczy,  ale  przede

wszy stkim  nie zadowalał się uzy skany m i wy nikam i. Każdy  m etr terenu, j aki udało m u się zy skać,
otwierał w j ego um y śle ty siąc kolej ny ch dróg zasługuj ący ch na dogłębne zbadanie. Falcone nie
by ł zainteresowany  aresztowaniem  kilku szy ch czy  dopadnięciem  konkretnego przestępcy. Jem u
zależało  na  obaleniu  całego  sy stem u,  lecz  aby   tego  dokonać,  m usiał  wy odrębnić  filary
utrzy m uj ące całość w ry zach.

background image

Oczy wiście  należało  podąży ć  śladem   pieniędzy.  Dlatego  też  z  wielką  uwagą  przy glądał  się

dochodzeniom   m ediolańskiej   prokuratury,  rozpoczęty m   w  luty m   1992  roku.  W  ciągu  kilku
zaledwie  dni  sztab  anty m afij ny,  kieruj ący   operacj ą  „Czy ste  ręce”,  ukazał  Włochom
skorum powany   sy stem   obej m uj ący   wszy stkie  poziom y   władzy.  Falcone  chciał  podj ąć  ścisłą
współpracę  z  sędziam i  w  Mediolanie,  ponieważ  naty chm iast  dostrzegł  powiązania  m iędzy   ich
rezultatam i a prowadzony m i przez siebie sprawam i.

Ale  to  wy m agało  czasu,  nie  m ożna  by ło  działać  zby t  pochopnie,  ofiarowuj ąc  dziennikarzom

gratkę  w  postaci  głośnego  aresztowania.  Niestety,  burm istrz  Palerm o,  Leoluca  Orlando,  zarzucił
sędziem u  zby tnią  powolność,  a  i  inni  kry ty kowali  go  za  przeciągaj ący   się  czas  dochodzenia.
Falcone  odparł,  że  wszy stko  wy m aga  dogłębnej   analizy,  ponieważ  j edny m   przedwczesny m
nalotem  m ożna zniszczy ć efekty  wielom iesięcznej  pracy. I fakty cznie, na przy kład Mule popełnił
taki  właśnie  błąd,  wpisuj ąc  na  listę  oskarżony ch  w  m aksiprocesie  znanego  dewelopera  Carm elo
Costanzo. Meli wy straszy ł gościa i ty le, natom iast Falcone z pewnością skłoniłby  go do m ówienia.

Costanzo,  Gaetano  Geraci,  Mario  Rendo,  Ignazio  Salvo,  Salvo  Lim a  i  Vito  Ciancim ino:

polity cy   i  biznesm eni,  którzy   dzięki  pom ocy   i  przy zwoleniu  m afii  podzielili  m iędzy   siebie  całą
Sy cy lię.  Za  pośrednictwem   Costanzo  Falcone  m ógłby   nakreślić  m apę  interesów,  które
wy kraczały   poza  wy spę,  dochodząc  aż  do  Arezzo,  m iasta  Gellego.  Niedawno  odkry to,  że
Salvatore  i  Nino  Buscem i,  przedsiębiorcy   należący   do  m afij nej   rodziny   z  dzielnicy   Passo  di
Rigano  w  Palerm o,  posiadali  cem entownię  wraz  z  Raoulem   Gardinim .  A  kto  stał  za
cem entownią? Krwawy  rzeźnik Riina i j ego ludzie.

Falcone nie spoczy wał na laurach, chciał przeniknąć do sy stem u, do sieci powiązań. Niestety,

zabrakło m u czasu.

Nawet j a, w ostatnich latach, zdałem  sobie sprawę, j ak silne więzy  łączą m afię, świat polity ki

i biznesu.

Przez  pewien  czas  utrzy m y wałem   kontakty   z  Tom m aso  D’Alią,  deweloperem ,  który

wy budował  m iędzy   inny m i  hotel  Politeam a.  W  1981  roku,  przy   okazj i  spotkania  na  hipodrom ie
La Favorita, przy znał się, że po śm ierci w 1979 roku sekretarza prowincj i Michele Reiny  (z partii
dem okraty czno-chrześcij ańskiej )  poradzono  m u,  aby   zniknął  z  pola  widzenia.  D’Alia,  podobnie
j ak  Reina,  m iał  powiązania  z  Salvo  Lim ą,  a  j ego  niesnaski  z  Vito  Ciancim inem   odzwierciedlały
konflikty  m iędzy  Stefano Bontadem  i j ego ludźm i a Salvatore Riiną i corleonesi. Działali zgodnie
z  wy znaczoną  strefą  wpły wów:  Lim a  i  j ego  grupa  prowadzili  prace  budowlane  na  viale
Strasburgo, w Resuttana, na via Libertà, natom iast Ciancim ino i D’Alia, oprócz hotelu Politeam a
w  sam y m   centrum   m iasta,  realizował  proj ekty   w  dzielnicy   Mondello.  Kiedy   się  spotkaliśm y,
D’Alia  został  j uż  wy kluczony   z  gry.  Kupił  kilka  koni  i  j ak  m i  powiedział,  postanowił  zostać
dżentelm enem . W prakty ce, j eśli siedzisz w siodle dla pieniędzy, j esteś dżokej em , j eśli to robisz
dla przy j em ności, j esteś dżentelm enem .

Również  śm ierć  prezy denta  Sy cy lii,  Piersantiego  Mattarelli,  z  partii  dem okraty czno-

chrześcij ańskiej ,  zabitego  w  sty czniu  1980  roku,  wpisy wała  się  w  grę  podziału  wpły wów.
W  tam ty m   okresie  Ciancim ino,  zasiadaj ący   we  władzach  gm iny   Palerm o,  odpowiadał  za
rozstrzy ganie  przetargów.  Mattarella  zaczął  m u  zawadzać,  gdy   rozpoczął  czy stki  wewnątrz  swej
partii.

Moj e  podej rzenia  w  tej   sprawie  potwierdził  Francesco  Davì,  należący   do  grupy   della  Noce.

Wpadliśm y   na  siebie  w  1981  roku;  spy tałem   go,  dlaczego  tak  dawno  się  nie  widzieliśm y.
Oznaj m ił,  że  ukry wał  się  w  Val  di  Susa,  ponieważ  razem   z  Giacom o  Giuseppe  Gam binem
i  Antonino  Madonią  wy konali  wy rok  na  Mattarelli,  działaj ąc  na  zlecenie  Calogero  Ganciego

background image

i Francesco Paolo Anselm a, z rodziny  della Noce podlegaj ącej  Riinie.

Im  bardziej  zagłębiałem  się w ten tem at, ty m  więcej  odkry wałem .

background image

13

Addaura – mój teren

Przez  ostatnie  lata  sły szałem   wiele  bredni  na  tem at  zam achu  w  Addaurze,  więc  w  końcu
postanowiłem   wy j aśnić  tę  głośną  sprawę.  Niektórzy   twierdzili  nawet,  że  całe  zaj ście  by ło
sfingowane, i że to Falcone kazał rozm ieścić pięćdziesiąt osiem  ładunków dy nam itu, aby  zwrócić
na siebie uwagę i zy skać sławę. Wierutna bzdura.

Addaura,  od  której   wziął  nazwę  ów  sły nny   zam ach,  to  nadm orska  m iej scowość,  w  której

Falcone  posiadał  dom   letniskowy.  Bom ba,  która  nikogo  nie  uśm ierciła,  została  um ieszczona  21
czerwca 1989 roku na plaży  rozciągaj ącej  się za willą. Powody  wy daj ą się dość oczy wiste.

Falcone przy j m ował wówczas w Palerm o szwaj carską prokurator Carlę del Ponte. Doskonale

wiedzieliśm y,  że  nie  by ła  to  kurtuazy j na  wizy ta  i  że  od  kilku  lat  pracuj ą  oboj e  nad  sprawą
przepły wu  pieniędzy,  które  wcześniej   czy   później   lądowały   w  szwaj carskich  bankach.
W  proceder  by ły   zaangażowane  osoby   z  pierwszy ch  stron  gazet.  Wiadom o,  że  taką  kasą  nie
obracali zwy kli żołnierze czy  capodecina. Falcone i del Ponte interesowały  grube ry by, j ak znany
biznesm en Oliviero Tognoli czy  agent służb specj alny ch Bruno Contrada. Tognoli by ł powiązany
z  Leonardo  Greco,  bossem   z  Bagherii,  i  to  dla  niego  przeistoczy ł  wy brane  szwaj carskie  banki
w istną „pralnię” brudny ch m ilionów pochodzący ch z przem y tu narkoty ków.

Leonardo  Greco  by ł  j edny m   z  naj bardziej   niebezpieczny ch  przy j aciół  Riiny.  Posiadał

odlewnię,  gdzie  wy twarzano  pręty   budowlane,  służącą  tak  naprawdę  do  pozby wania  się
niewy godny ch  osób.  Przy wożono  j e  do  zakładu,  duszono  i  wrzucano  do  roztopionego  m etalu.
Niewątpliwie  gruba  ry ba,  choć  poza  centrum   zainteresowań  sędziego.  Falcone  doskonale
wiedział,  że  to  Bruno  Contrada  wprawia  w  ruch  wszy stkie  try by   m echanizm u.  Miał  szereg
kontaktów  w  różny ch  m iej scach  i  wszy scy   zabiegali  o  j ego  wsparcie.  Poza  ty m   fakt,  że
poszukiwany  listem  gończy m  i znaj duj ący  się na celowniku sędziego Tognoli by ł w stanie krąży ć
przez  cztery   lata  po  Europie,  nie  wpadaj ąc  nigdy   w  sidła  policj i,  budził  szereg  py tań
i wątpliwości. Nie m ówiąc o ty m , nawet nie pochodził z Sy cy lii, ale z Brescii.

Prawdopodobnie  Contrada  odkry ł,  j ak  daleko  posunęło  się  dochodzenie,  które  prowadzili

Falcone  i  del  Ponte.  Może  zaczął  się  obawiać,  że  odkry j ą  j ego  ścisłe  powiązania  z  m afią.  Poza
ty m   j esienią  1988  roku  Tognoli  został  w  końcu  zatrzy m any   i  naty chm iast  zaczął  sy pać.
Niewątpliwie Falcone i del Ponte znali treść j ego zeznań i niedługo doszliby  do tego, j aką funkcj ę
pełnił w procederze Contrada.

I tak oto, w celu ostrzeżenia, podłożono w Addaurze bom bę. Szeregowi członkowie cosa nostry

nie znali zby t wielu szczegółów i chy ba trudno podej rzewać, że to m y  zaplanowaliśm y  zam ach
bez  ofiar.  I  choć  całe  zaj ście  m iało  m iej sce  na  terenie,  który   znałem   od  podszewki,  nie  by łem
pewien w stu procentach, kto za ty m  wszy stkim  stoi.

Niektórzy  próbowali zatrzeć ślady, zupełnie j ak kilka lat później , gdy  zaginął sły nny  czerwony

notes Borsellina. Wszy scy  wiedzieli, że sędzia nosił go zawsze przy  sobie i że w dniu zam achu na
via  D’Am elio  znaj dował  się  w  j ego  sam ochodzie.  Kto  go  zabrał?  Przechodzień?  Jasne,  że  nie.
Zwy kły  policj ant? Żaden szeregowy  funkcj onariusz nie dopuściłby  się podobnego czy nu, j eśli nie
m iałby   poparcia  przełożony ch.  A  i  w  ty m   przy padku  facet  m usiałby   by ć  świetnie  wy szkolony
i  potrafić  zachować  zim ną  krew.  Stawiałby m   więc  raczej   na  generała  lub  pułkownika

background image

posiadaj ącego  wy soko  ustawiony ch  przy j aciół.  Na  osobę,  która  dobrze  znała  właściwy ch  ludzi
i rozum iała wagę notatek.

Zam ach w Addaurze nie by ł pierwszą próbą zabicia sędziego. Już wcześniej  przeprowadzano

podobne akcj e.

W  latach  1981–1982,  kiedy   Falcone  m ieszkał  j eszcze  w  Valdesi,  posiadał  dom   na  zam kniętej

ulicy, kończącej  się złożam i soli. Nieopodal znaj dowała się pizzeria, w której  właściciel – Franco
Teresi  –  urządzał  potańcówki  i  im prezy   ciągnące  się  do  późnej   nocy.  By ł  to  doskonały   punkt
obserwacy j ny,  um ożliwiaj ący   kontrolowanie  ruchów  sędziego  o  każdej   porze  dnia  i  nocy,  bez
wzbudzania  podej rzeń.  Teresi  przekazy wał  te  inform acj e  m afii,  ponieważ  j uż  wtedy
planowaliśm y  zam ach na j ego ży cie.

Początkowo  m y śleliśm y   o  zastrzeleniu  go  na  siedm iokilom etrowej   drodze  prowadzącej

z Favorita do j ego dom u, ale w końcu zrezy gnowaliśm y  z tego planu. Ulica by ła zby t długa i za
wiele  ry zy kowaliśm y.  Jeszcze  wcześniej   ktoś  zaproponował  wy korzy stanie  wy rzutni,  którą
Santapaola dał kiedy ś Riinie. Czy ste szaleństwo, ale w tam ty m  okresie członków grupy  boj owej
świerzbiły  ręce i by li naprawdę gotowi na wszy stko.

Tak  więc  j eszcze  przed  Addaurą  m afia  planowała  pozby cie  się  sędziego.  Widziała  w  nim

człowieka, który  rzeczy wiście próbuj e zm ienić stan rzeczy.

To sam o odnosiło się do oj ca sztabu anty m afij nego, Rocco Chinniciego. W 1982 roku Chinnici

budował  dom   na  terenie  podlegaj ący m   Tom m aso  Natale-Cardillem u.  Zaplanowano  wówczas
zam ordowanie  sędziego,  ale  Lino  Spatola,  odpowiedzialny   za  obserwacj ę  wszy stkich  j ego
ruchów,  przekazał  nam ,  że  każdem u  przej azdowi  Chinniciego  towarzy szy   oddział  policj i,
sprawdzaj ący  wcześniej  całą okolicę.

Naj widoczniej  i oni wy czuwali niebezpieczeństwo. I fakty cznie, rok później , w lipcu 1983 roku,

Chinnici  zginął  przed  swoim   dom em   na  via  Pipitone,  w  centrum   Palerm o,  w  wy niku  eksplozj i
wy pełnionego ładunkiem  wy buchowy m  fiata 127.

background image

14

Od Falconego do Borsellina

Piętnastego  sierpnia  1991  roku  aresztowano  m nie  po  raz  setny.  Podpisałem   w  swy m   ży ciu  tak
wiele protokołów policy j ny ch, że w pewny m  m om encie przestałem  j e nawet czy tać. Tak sam o
by ło i ty m  razem .

Dopiero  podczas  spotkania  z  adwokatem ,  w  więzieniu  w  Spoleto,  zapoznałem   się  z  aktem

oskarżenia.  Przy   skałach,  gdzie  wcześniej   widziano  m nie  razem   z  sy nem ,  znaleziono  wagę  do
ważenia  narkoty ków.  Jasne,  że  nie  by ła  m oj a.  Zaj m owałem   się  handlem   na  szeroką  skalę,
gruby m  przem y tem  kilogram ów heroiny, po ci by  m i by ła taka waga? I to j eszcze na spacerze
z dzieckiem ?

Kilka  dni  po  aresztowaniu  podszedł  do  m nie  pewien  Tunezy j czy k.  Powiedział,  że  m a  zam iar

zeznać w  sądzie,  że  waga  należała  do  niego.  Chłopak  i  tak  m iał  przechlapane,  więc  j eden  zarzut
m niej  czy  więcej  pewnie nie robił m u różnicy. Kto wie?

Stwierdziłem , że to propozy cj a warta rozważenia i opowiedziałem  o niej  m oj em u adwokatowi.

–  Ani  się  waż,  Gaspare!  Sędziem u  nigdy   wcześniej   nie  trafiła  się  taka  gruba  ry ba,  j ak  ty   –

 ostrzegł m nie prawnik. – Jeśli opowiesz m u teraz o Tunezy j czy ku, kto wie, co sobie pom y śli.

Miał  racj ę.  Znalazłem   się  w  podbram kowej   sy tuacj i;  starzy   kum ple  odwrócili  się  ode  m nie,

więc  coraz  częściej   m y ślałem   o  odej ściu  z  m afii.  Należało  unikać  sy tuacj i,  które  m ogły by
ukazać m nie sędziom  w niekorzy stny m  świetle.

Doceniłem   radę  adwokata  i  j ego  szczerość.  Odniosłem   niespodziewanie  wrażenie,  że  nie

przy chodzi  do  m nie  ty lko  dla  pieniędzy.  Po  raz  pierwszy,  od  dłuższego  czasu,  poczułem ,  że
znaj duj ę się w dobry ch rękach. Mogłem  m u ufać. I podj ąłem  ostateczną decy zj ę o opuszczeniu
cosa nostry. Pozostał ty lko ostatni krok: znalezienie sędziego, którem u m ógłby m  o ty m  powiedzieć.
Dla m nie wy bór by ł oczy wisty : Falcone. Jeżeli m asz zam iar przed kim ś się wy spowiadać, szukasz
osoby  budzącej  twój  szacunek, Falcone by ł godny  zaufania. Wielokrotnie się o ty m  przekonałem .

Musiałem  poinform ować go o zam iarze spotkania, a to wy m agało nadzwy czaj nej  ostrożności.

Zadzwoniłem   do  adwokata,  który   wzbudził  m oj e  zaufanie,  i  poprosiłem ,  aby   skontaktował  się
z sędzią w Rzy m ie.

Mecenas  oczy wiście  nie  wiedział,  że  planuj ę  współpracę  z  wy m iarem   sprawiedliwości;

przy puszczał,  że  wy m y śliłem   nową  linię  obrony,  ale  uszanował  m oj ą  wolę.  Po  powrocie
z Rzy m u przekazał m i dobre wieści. Musiał pokonać nieskończoną liczbę punktów kontrolny ch, ale
w  końcu  udało  m u  się  um ówić  z  sędzią  na  rozm owę.  Falcone,  przed  ostateczny m   wy rażeniem
zgody, spy tał:

– O którego Mutolo chodzi, o Giovanniego czy  Gaspare?

– O Gaspare – odparł adwokat.

Falcone  przy j echał  do  zakładu  karnego  w  Spoleto  15  grudnia  1991  roku,  około  godziny

szesnastej . O tej  porze więźniowie przeby wali w celach, a i adwokaci pokończy li j uż wizy ty. By ł
to  doskonały   m om ent,  aby   pozostać  niezauważony m   oraz  uniknąć  podej rzeń  i  kom entarzy

background image

współwięźniów.  Zawołano  m nie  do  sali  spotkań  pod  by le  pretekstem .  Czekał  na  m nie  dy rektor
zakładu, Falcone i j ego m łodszy  kolega, sędzia Giannicola Sinisi.

Wszedłem  o kulach, zgięty  wpół i wsparty  na ram ieniu j ednego ze strażników.

Falcone rzucił na m nie okiem  i wszy stko w lot zrozum iał.

W  tam ty m   okresie  więzienie  przestało  by ć  raj em   dla  ludzi  z  cosa  nostry   i  każdy,  w  m iarę

m ożliwości, wy m y ślał sposób na lepsze traktowanie. W ostatnich latach reguły  stały  się na ty le
ry gory sty czne,  że  m afiosi  prześcigali  się  w  sy m ulowaniu  naj różniej szy ch  chorób  fizy czny ch
i psy chiczny ch.

Pom y sł na paraliż nóg podsunął m i zaprzy j aźniony  chirurg. Powiedział, że niekiedy  operacj a

dy skopatii  powoduj e  powikłania  w  postaci  niedowładu  kończy n  dolny ch.  I  tak  oto  zacząłem
udawać  paraliż.  Nieźle  m i  to  szło  i  od  paru  m iesięcy   m ogłem   liczy ć  na  kilkudniowy   poby t
w  klinice  w  Pizie.  Niby   więzienny   szpital,  ale  panowały   tam   o  niebo  lepsze  warunki  niż
w zakładzie karny m  w Spoleto.

Gdy  ty lko Falcone zobaczy ł m nie w ty m  stanie, spy tał z uśm iechem :

– Gaspare, czy  te kule są naprawdę konieczne?

– Nie – przy znałem  i oparłem  j e o ścianę.

Usiadłem  i zaczęliśm y  rozm awiać.

Na  sam y m   początku  wy paliłem ,  że  Falcone  m usi  uważać  na  ludzi  w  swy m   biurze

i wy m ieniłem  nazwiska Contrady  i Signorina. Gadałem  j ak naj ęty, od m iesięcy  czekałem  na ten
m om ent.  Podj ęcie  decy zj i  o  spaleniu  za  sobą  m ostów  by ło  bardzo  trudne,  ale  teraz  czułem   się
pełen energii.

– Dom enico Signorino? – spy tał.

Skinąłem  głową i zam ilkłem .

– Nie m ogę dalej  słuchać pańskich oświadczeń. Zaj m uj ę się sprawam i karny m i i obowiązuj ą

m nie pewne zasady  – powiedział.

Ty le  czasu  czekałem   w  więzieniu  na  ten  m om ent.  Sły sząc  podobną  odpowiedź,  wstałem

i zacząłem  szy kować się do wy j ścia.

– Nie to nie – odrzekłem  ziry towany. – Ale j a będę rozm awiać ty lko z panem .

Chodziło  o  m oj e  ży cie  i  o  losy   m oj ej   rodziny.  Nie  m ogłem   ry zy kować;  naj m niej szy   błąd

słono by  m nie kosztował.

Falcone zatrzy m ał m nie, poprosił, aby m  usiadł i spróbował go zrozum ieć.

– Spieszy   się  panu?  –  spy tał  ironiczny m   tonem ,  na  który   m ógł  sobie  pozwolić  ze  względu  na

łączącą  nas,  w  j akim ś  stopniu,  przeszłość:  obaj   pochodziliśm y   z  Palerm o,  wy chowaliśm y   się
w  tej   sam ej   dzielnicy,  pam iętaliśm y   pierwsze  pocałunki  przesy cone  cy trusowy m   zapachem ,
woń  m orza  w  m roźne,  zim owe  dni,  sm ak  lodów  z  tej   sam ej   cukierni  i  znany   obu  widok
zachodzącego słońca. Gdzie m ogło m i się spieszy ć? Czekała na m nie ty lko więzienna cela.

– Może pana wy słuchać pewna osoba. Rozm owa z nim  to j ak rozm owa ze m ną. Nazy wa się

Paolo Borsellino.

Może się wy dawać dziwne, że wcześniej  o nim  nie pom y ślałem , choć przecież poznałem  go

j akiś czas tem u; chodziło o „zawodową” znaj om ość: on by ł sędzią, a j a członkiem  m afii. Uparłem
się, że to m usi by ć Falcone i Borsellino nie przy szedł m i nawet do głowy.

Ty le  że  dla  Giovanniego  Falcone  by łem   nawet  gotów  poświęcić  ży cie.  Nie  przesadzam ,

background image

w  końcu  wy chowano  m nie  na  żołnierza.  Mafij nego  żołnierza,  to  j asne,  ale  potrafiłem   wy czuć
dobrego dowódcę, którem u m ogłem  całkowicie zaufać. By ł dla m nie j ak Napoleon. A wiadom o,
ilu żołnierzy  poległo za Napoleona.

Falcone  uchodził  za  człowieka  uprzej m ego  i  traktuj ącego  wszy stkich  z  szacunkiem ,  ale

z drugiej  strony, j ako sędzia, by ł zawsze gotowy  do ataku; istny  bry tan. Borsellino m iał skłonność
do  łagodzenia  konfliktów  i  by ł  m niej   agresy wny.  Jednak  obaj   potrafili  walczy ć,  wy kazy wali  się
odwagą i pracowali bez ustanku. Każdy  na swoim  froncie.

Falcone wciąż m nie przekony wał i gdy  go słuchałem , naszła m nie przeraźliwie sm utna m y śl.

Siedzącego przede m ną człowieka czekała ry chła śm ierć. Wolałby m , aby  by ło inaczej , ale taka
by ła  prawda.  Zarówno  on,  j ak  i  Borsellino  stali  się  ży wy m   celem ,  chodzącą  zapowiedzią
zam achu. By li nieprzekupni, nieczuli na j akiekolwiek pokusy  czy  obietnice kariery. Dlatego z nam i
wy gry wali:  nie  m ożna  ich  by ło  szantażować.  Naszą  siłą  by ła  słabość  przeciwnika,  strach  przed
uj awnieniem  prawdy, przed ogłoszeniem  udziału w brudny ch interesach.

W przy padku ty ch dwóch sędziów m ogliśm y  posłuży ć się ty lko j edny m  narzędziem : śm iercią.

Falcone chy ba czy tał w m oich m y ślach, wy czuł obawy  i zapewnił, że wszelkie m oj e żądania

w  zakresie  ochrony   zostaną  spełnione.  Pragnął  m nie  przekonać  ze  wszy stkich  sił.  Chciał,  by m
poczuł  się  ważny m   ogniwem   całego  m echanizm u  i  uwierzy ł,  że  nie  przy j echał  po  to,  by   m nie
wy korzy stać i wy rzucić j ak wy żętą szm atę. Wy j aśnił m i, na czy m  polega j ego praca w Rzy m ie,
oraz  opowiedział  o  powiązany ch  ze  sztabem   anty m afij ny m   w  Palerm o.  Dodał,  że  niektórzy
m inistrowie  w  rządzie  są  poważnie  zainteresowani  zwalczaniem   zorganizowanej   przestępczości.
Przem awiał  przez  dobrą  godzinę,  nakreślaj ąc  wszy stko  w  klarowny   i  przekonuj ący   sposób.
Naprawdę  odnosiłem   wrażenie,  że  czy ta  w  m oich  m y ślach,  ponieważ  udzielił  wy j aśnień
i zapewnień, które rozwiały  wszelkie m oj e obawy.

Zrozum iałem ,  że  m a  racj ę.  By ł  tarczą,  również  dla  Borsellina.  Po  zam achu  w  Capaci

Borsellino niewątpliwie zrozum iał, że za chwilę przy j dzie kolej  na niego.

Falcone  trącił  wszy stkie  właściwe  struny.  Po  wy j ściu  by łem   przekonany   na  sto  procent,  że

Borsellino to naj lepszy  wy bór.

background image

15

Przed Falconem i po nim

Moj e ży cie dzieli się na dwa etapy : przed Falconem  i po nim . Zawsze tak m ówiłem . Zresztą nie
ty lko j a; również Buscetta podkreślał to na każdy m  kroku.

Trafiłem   na  wielu  naprawdę  zły ch  ludzi,  j a  sam   nie  należałem   do  święty ch,  ale  kiedy

poznałem   sędziego,  który   różnił  się  od  wszy stkich  osób,  j akie  kiedy kolwiek  stanęły   na  m oj ej
drodze,  j ako  m afij ny   żołnierz  poczułem ,  że  znalazłem   nowego  generała.  Ludzie  pochodzący
z  m oj ego  środowiska  są  przy zwy czaj eni  do  wy kony wania  rozkazów,  potrafią  wy czuć  wielkiego
przy wódcę i są gotowi podążać za nim , pom im o niebezpieczeństw, nie odwracaj ąc się nigdy  za
siebie. To właśnie czułem  po spotkaniu z Falconem .

Po  j ego  wizy cie  15  grudnia  1991  roku  w  więzieniu  w  Spoleto  j uż  nigdy   go  nie  zobaczy łem .

Pożegnaliśm y  się, wziąłem  kule i wróciłem  do szpitala w Pizie, udaj ąc ciężką chorobę.

Chciałem  naj dłużej , j ak to m ożliwe, grać m ój  spektakl o paraliżu, ży wiąc potaj em nie nadziej ę

na  areszt  dom owy   ze  względu  na  stan  zdrowia,  ale  kiedy   urząd  m inistra  sprawiedliwości  obj ął
Martelli,  zapalony   orędownik  Falconego,  wy m y ślone  schorzenia  przestały   budzić  litość  wśród
sędziów.

W  klinice  w  Pizie  czekali  j uż  na  m nie  starzy   znaj om i  z  Palerm o:  Pippo  Calò,  Salvatore

Montalto,  Giacom o  Giuseppe  Gam bino,  Tom m aso  Spataro…  Spędzałem   czas  na  rozm owach
z  nim i,  nie  wzbudzaj ąc  naj m niej szy ch  podej rzeń.  Zresztą  nic  nie  wskazy wało  na  to,  że
zdecy dowałem   się  odej ść  z  m afii.  Znali  m oj ą  historię;  zawsze  by łem   wierny,  loj alny   i  godny
zaufania. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie m iałem  nic na sum ieniu. Naturalnie, dopuszczałem
się straszny ch czy nów, w przeciwny m  razie j uż dawno by m  gry zł piach.

My ślałem ,  że  przeby waj ąc  w  ich  towarzy stwie,  poczuj ę  wy rzuty   sum ienia,  że  będę  się

wsty dził podj ętej  decy zj i. Ale nic z ty ch rzeczy. Od m ałego obracałem  się wśród członków m afii,
która  stała  się  m oim   naturalny m   środowiskiem   i  doskonale  potrafiłem   się  w  nim   poruszać.
Musiałem  ty lko trzy m ać j ęzy k za zębam i i czekać na telefon od Borsellina.

Ty m czasem   zacząłem   rozm y ślać  nad  rodzaj em   współpracy,  j aki  m iałem   do  zaoferowania.

Mogłem   nie  ty lko  opowiedzieć  o  naszej   strukturze  organizacy j nej ,  ale  też  wskazać  wielu
loj alny ch nam  adwokatów, którzy  daleko wy kraczali poza swe obowiązki zawodowe.

Musiałem   obm y ślić  strategię  działania,  ponieważ  wiedziałem ,  że  wrogowie  zrobią  wszy stko,

by   m nie  zdy skredy tować,  by   nastawić  przeciwko  m nie  niewielu  przy j aciół,  j acy   m i  zostali,
i  przeinaczy ć  każde  m oj e  słowo.  By łem   tego  pewien,  bo  doskonale  znałem   m afij ne  m etody :
wy korzy stanie naj podlej szy ch ry walizacj i oraz anty patii – to zawsze działało.

Rozm y ślałem   o  inform acj ach,  które  m ogłem   przekazać,  oraz  o  sposobie  udowodnienia,  że

m ówię prawdę. I coraz bardziej  niecierpliwie czekałem  na telefon od sędziego.

Przeby wałem  w więzieniu w Spoleto, nadal udaj ąc paraliż, kiedy  usły szałem  wiadom ość dnia.

Dwudziestego trzeciego m aj a 1992 roku zginął Falcone.

Wielu  więźniów  śm iało  się  i  wznosiło  toasty.  Zdruzgotany   tą  inform acj ą  m usiałem   try skać

dobry m   hum orem   i  j a.  Nie  m ogłem   się  zdradzić  i  pokazać,  j ak  bardzo  to  przeży wam .  Nie
pozostawało  m i  nic  innego,  j ak  przy łączy ć  się  do  świętuj ący ch,  staraj ąc  się  ukry ć  naj m niej sze

background image

oznaki żalu.

background image

16

Na mecie

Na kilka dni przed zam achem  w Capaci odwiedził m nie w Pizie Giovanni De Gennaro.

– Co zam ierzasz, Gaspare? – zapy tał.

Chciał się upewnić, że po śm ierci Falconego nie zm ieniłem  zdania.

– Jestem  wciąż zdecy dowany, pod warunkiem  że przesłucha m nie Borsellino – odparłem .

Dziś  trudno  sobie  wy obrazić  tak  bezpośredni  kontakt  m iędzy   policj antam i,  karabinieram i,

prokuraturą  a  świadkam i  koronny m i,  ale  wtedy   tak  to  wy glądało.  Należy   j ednak  pam iętać,  że
w  tam ty m   okresie  panowała  straszna  atm osfera.  Na  zewnątrz  toczy ła  się  woj na,  a  stan
wy j ątkowy  wy m agał klarowny ch i niczy m  niezm ącony ch relacj i.

Także  i  w  m afii  sprawy   zaczęły   się  kom plikować.  Zarówno  żołnierzy,  j ak  i  szefów  ogarnął

nastrój   niepewności.  Bossowie  szukali  nowy ch  kontaktów  wśród  polity ków,  m ogący ch  zastąpić
dawny ch  współpracowników,  który m   przestali  ufać,  ale  w  ówczesnej ,  napiętej   atm osferze
niełatwo  by ło  zbliży ć  się  do  party j ny ch  działaczy.  Poprzez  rzezie  i  zam achy,  przeprowadzone
w  ostatnich  latach,  m afia  ukazała  swe  naj gorsze  oblicze,  tracąc  otoczkę  niewidocznego  (lecz
solidnego  i  godnego  zaufania)  sprzy m ierzeńca,  którem u  ufały   kolej ne  pokolenia  aparatczy ków.
Riina, upoj ony  władzą, pragnął zaostrzenia konfliktu. Polity cy  (i nie ty lko) wy korzy sty wali nas do
tej  pory  j ako siłę zbroj ną? Odwróćm y  reguły  gry. Eskaluj m y  poziom  przem ocy  i przy ciśnij m y
ich do m uru, by  się przed nam i ugięli. Zm uśm y  państwo, aby  zaproponowało zawieszenie broni,
a wtedy  cosa nostra będzie m ogła podać cenę za pokój .

Nastał 25 czerwca, przeddzień wielkich wy darzeń.

Następnego  dnia  poj echałem   do  szpitala  w  Careggi,  ponieważ  przeniesiono  m nie  z  Pizy   do

Florencj i. Tam tego popołudnia w sali Centrum  Ortopedy czno-Urazowego poj awili się sędziowie
Pier Luigi Vigna i Silvia Della Monica, aby  m nie przesłuchać w obecności Francesco Gratteriego
z Anty m afij nej  Dy rekcj i Śledczej  w Rzy m ie.

Nigdy   nie  zapom nę  początku  przesłuchania:  „Oficj alnie  odchodzę  z  organizacj i  cosa  nostra”.

Następnie  opowiedziałem   wszy stko,  cofaj ąc  się  aż  do  roku  1973,  kiedy   to  wstąpiłem   do  j ej
szeregów.  Podczas  kolej ny ch  przesłuchań  w  Rzy m ie,  prowadzony ch  przez  Vignę,  poproszono
m nie o wy j awienie wszy stkich inform acj i doty czący ch działalności m afii w Toskanii. Inform acj i
o  zam ordowany ch  wrogach,  przy j aciołach  um ieraj ący ch  na  m oich  oczach,  przestępcach
ukry waj ący ch  się  przed  policj ą,  handlu  narkoty kam i,  porwaniach  i  aktach  przem ocy.  Podczas
wielogodzinnego przesłuchania odtworzy łem  swą kry m inalną biografię i odsłoniłem  karty  historii
m afij ny ch  współpracowników,  zbiorowej   odpowiedzialności,  niebudzący ch  podej rzeń  kontaktów
–  wszy stkie  elem enty,  które  pozwoliły   m i  nam alować  kom pleksowy   obraz  prawdziwego  ży cia
w Palerm o.

By ł  to  okres  zaciekły ch  walk,  Sy cy lia  wy powiedziała  państwu  włoskiem u  woj nę.  A  j a

oficj alnie zostałem  świadkiem  koronny m ; potężną bronią w rękach wy m iaru sprawiedliwości, ale
i człowiekiem  z krwi i kości, celem  dla m afiosów. De Gennaro i Gratteri czuli się zobowiązani, aby
m nie chronić, przekazał im  m nie sam  Falcone, wiedzieli, że teraz m oj e ży cie zależy  ty lko od nich.

Oprócz przesłuchuj ący ch m nie śledczy ch oraz policj antów bezpośrednio odpowiedzialny ch za

background image

m oj e  bezpieczeństwo  nikt  nie  wiedział  o  m oj ej   decy zj i  o  odej ściu  z  cosa  nostry.  Nawet  m oj a
rodzina.  Im   m niej   wiedzieli,  ty m   m niej sze  by ło  ry zy ko,  że  popełnią  fatalny   w  skutkach  błąd.
Choć  żona  pewnie  się  dom y ślała.  Przed  wy j azdem   do  Rzy m u  pozwolono  m i  się  z  nią  spotkać
w  naszy m   dom u  w  Gavorrano.  By ło  to  w  czerwcu  1992  roku.  Po  szy bkim   posiłku  nadszedł
m om ent rozstania; w m oim  głosie wy czuła wahanie, niem al zapowiedź ostatecznego pożegnania.

Po  przy j eździe  do  Rzy m u  czekałem   na  telefon  od  Borsellina.  Niestety,  wtedy   właśnie

w  telewizy j ny ch  wiadom ościach  j ednem u  z  dziennikarzy   wy rwała  się  inform acj a,  że
„prawdopodobnie  Mutolo  zdecy dował  się  na  współpracę”.  Naty chm iast  zadzwoniłem   do  De
Gennaro, aby  usły szeć wy j aśnienia. Odkąd to delikatne kwestie tego ty pu lądowały  na biurkach
dziennikarzy ?  Jak  m iałem   rozum ieć  owo  „prawdopodobnie”?  Ktoś  niewątpliwie  chciał  m nie
wy stawić  na  niebezpieczeństwo.  Skoro  telewizj a  j uż  o  ty m   trąbiła,  z  pewnością  m oi  wrogowie
zostali  poinform owani  o  całej   sprawie  dużo  wcześniej .  De  Gennaro  zorganizował  przeniesienie
m oj ej  rodziny  pod Rzy m , do Torre San Lorenzo. Zam ieszkali w niewielkim  dom u i od czasu do
czasu  m ogłem   ich  odwiedzać.  Policj a,  znalazłszy   dla  nas  bezpieczne  schronienie,  zaczęła
pracować  nad  nową  tożsam ością  dla  każdego  z  nas.  Dostaliśm y   dokum enty,  co  by ło  istotne
zwłaszcza w przy padku dzieci, bo m ogły  pój ść do szkoły.

Alarm , j aki wy wołał wy ciek inform acj i, przy niósł też pozy ty wne skutki. Moj a rodzina m ogła

spać spokoj nie, dzieci i żona zy skały  szanse na godziwą przy szłość. A i j a m iałem  j uż nigdy  nie
by ć  poszukiwany m   zbiegiem ;  koniec  z  odsiadkam i  wy roków  wraz  z  inny m i  m afiosam i,  koniec
z  zabij aniem   i  przem y tem   narkoty ków.  Czasy   ukry wania  się  przed  cały m   światem   właśnie
m inęły.

background image

17

Walka o władzę

Zaraz  po  śm ierci  Salvo  Lim y,  zarówno  wśród  więźniów,  j ak  i  m afiosów  na  wolności,  zaczęło
krąży ć przekonanie, że nadchodzą ciężkie czasy. Wszy stkich ogarnęło poczucie zagrożenia; m afia
znalazła  się  w  opałach.  W  przeciwieństwie  do  oszalałego  Riiny   doskonale  wiedziałem ,  że
decy duj ąc  się  na  eskalacj ę  przem ocy,  ry zy kuj em y   przekroczenie  granicy   ciem ności.  Cosa
nostra potrzebowała pokoj u, by  znów czerpać zy ski z prowadzonej  działalności.

Wielu  sprawców,  nawet  z  wy rokiem   ośm iu  m iesięcy   czy   roku,  zaczęło  przy stawać  na

współpracę  z  wy m iarem   sprawiedliwości.  By ła  to  wy j ątkowa  sy tuacj a.  Także  i  Pippo  Calò
zdawał  sobie  z  tego  sprawę,  stwierdzaj ąc,  j ak  to  on,  lakonicznie,  że  nastały   trudne  czasy   i  nie
wiadom o, j ak wszy stko się skończy.

Również Luciano Liggio by ł poważnie zaniepokoj ony  skutkam i m aksiprocesu.

–  Jak  to  widzisz,  Luciano?  –  spy tałem .  –  Dam y   radę  pokonać  sztab  anty m afij ny   i  ponownie

zewrzeć szeregi?

– Wiesz co, Gaspare – odparł – według m nie będzie coraz gorzej .

Miał  racj ę,  ponieważ  nawet  społeczeństwo  po  raz  pierwszy   otwarcie  wy stąpiło  przeciwko

nam . Ruch  rodzin ofiar  m afii zaczął  dom agać się  poszanowania prawa,  rozwalaj ąc  organizacj ę
od  środka.  Kobiety   złam ane  bólem   m iały   w  sobie  trudną  do  zrozum ienia  godność.  Ich  protest,
także  dzięki  zainteresowaniu  m ediów,  towarzy szącem u  m aksiprocesowi,  unaocznił  liczbę
niepotrzebny ch  pogrzebów,  za  które  odpowiadała  m afia.  Ponadto  inne  kobiety,  inne  m atki,  które
wzrosły  w m afij nej  kulturze, widząc to cierpienie, nagle zaczęły  przeglądać na oczy.

W  kolej ny ch  m iesiącach  po  zabiciu  Falconego  długo  się  nad  ty m   wszy stkim   zastanawiałem .

Jego  śm ierć  oznaczała  dla  m nie  utratę  ważnego  punktu  odniesienia,  j ednak  zam iast  poczucia
zagubienia  towarzy szy ło  m i  coraz  m ocniej sze  przekonanie  o  słuszności  podj ętej   decy zj i.  Mafia
obiecała  m i  pokazać  słabość  ludzi  „z  zewnątrz”  i  pozwalała  poczuć  się  silny m   „wewnątrz”
organizacj i. Nawet przy  aresztowaniach i ciężkich oskarżeniach o zabój stwo szedłem  do więzienia
spokoj ny, bo m iałem  za sobą strukturę, która m iała m i pom óc uporać się z problem em . Dopiero
teraz poczułem  siłę państwa i coraz m ocniej  zacząłem  zawierzać j ego przedstawicielom .

Decy zj a  Riiny   o  wy powiedzeniu  państwu  woj ny   okazała  się  zabój cza  także  dla  organizacj i.

Ludzie  należący   do  cosa  nostry   przestali  czuć  się  członkam i  silnej   struktury.  Jak  m ówił
Badalam enti: „Nie należy  iść na woj nę z państwem , ponieważ w otwartej  woj nie zawsze wy gra
państwo”.  Dlaczego  zatem ,  w  m om encie  gdy   zwy cięstwo  nad  m afią  znaj dowało  się  na
wy ciągnięcie  ręki,  państwo  postanowiło  rozpocząć  haniebne  negocj acj e  z  cosa  nostrą?  Ty lko
dlatego, że j eden czy  drugi kacy k zaczął grozić, że j eśli nie wy j dzie ze wszy stkiego obronną ręką,
rozpęta piekło prawdy  o wieloletnich przekrętach?

Państwo  by ło  bliskie  zwy cięstwa  dzięki  sztabowi  anty m afij nem u.  Dzięki  ludziom   takim   j ak

Falcone,  Borsellino  oraz  inny m   „boj ownikom ”,  dobrze  znany ch  m afiosom .  Dzięki  uczciwy m
sędziom ,  w  większości  Sy cy lij czy kom ,  którzy   pragnęli  oczy ścić  swą  ziem ię.  Wielu  odeszło
w  zapom nienie,  j ak  choćby   Antonio  Saetta.  Niewielu  pam ięta  to  nazwisko,  choć  dla  nas  by ł
swego  czasu  wrogiem   num er  j eden,  osobą  skutecznie  przeciwstawiaj ącą  się  m afij nej   potędze.
I dlatego m usiał zginąć.

background image

W owej  woj nie także i m y, świadkowie koronni, odegraliśm y  niem ałą rolę, choć nie wszy scy

podchodzili do sprawy  w j ednakowy  sposób. Taki na przy kład Salvatore Cangem i… Kiedy  podj ął
współpracę z policj ą, m y ślał, że wy starczy  wy stąpić z cosa nostry  i złoży ć zapewnienie o swej
niewinności.  Nie  wy obrażał  sobie,  że  ty m czasem   opowiedziałem   o  zabój stwach,  j akich
dokonaliśm y  wspólnie. Gdy  ty lko się o ty m  dowiedział, zaczął wszy stkiem u zaprzeczać, próbuj ąc
obalić m oj e wcześniej sze zeznania. A także zeznania, które złoży ł Buscetta, Contorno i Mannoia.

Cangem i,  który   przej ął  schedę  po  Pippo  Calò  i  stanął  na  czele  klanu  z  Porta  Nuova,  m ógł

okazać się cenny m  współpracownikiem , opowiedzieć o kluczowy ch wy darzeniach, ale postanowił
ograniczy ć się do negowania zeznań inny ch świadków koronny ch. Jako capomandamento  stał  na
czele  trzech  rodzin,  więc  m usiał  m ieć  krew  na  rękach.  By ł  m ężczy zną  honoru  i  zgodnie
z  m afij ny m   kodeksem ,  m usiał  kogoś  posłać  do  piachu,  by   zy skać  ten  ty tuł.  W  końcu  śledczy
postanowili  wszy stko  dokładnie  wy j aśnić  i  doprowadzić  do  naszej   konfrontacj i.  Rozm owie  m ieli
się przy słuchiwać generał Mario Mori, kom endant policj i Francesco Gratteri, sędziowie Roberto
Scarpinato, Gioacchino Natoli, Guido Lo Forte oraz adwokat Cangem iego, z który m  wdałem  się
zresztą w py skówkę.

Cangem i owinął sobie prawnika wokół palca, m oże naprawdę zdołał go przekonać, że pom im o

m afij nej  przeszłości nie m a na sum ieniu ani j ednego zabój stwa, więc m ecenas wy ładowy wał się
na m nie za niecne oskarżanie j ego klienta.

– Mam  sum ienie czy ste j ak łza – zapierał się Cangem i.

Wy buchłem  śm iechem  i odparłem  w podobny m  tonie:

– W takim  razie m oj e aż lśni!

Cangem i nie przestawał grać tego m izernego spektaklu, choć j uż w trakcie spotkania zrozum iał,

że powinien by ł podj ąć współpracę z DIA – Anty m afij ną Dy rekcj ą Śledczą, j ak uczy niłem  to j a.
Ty lko  taka  decy zj a  gwarantowała  bezpieczeństwo  i  swobodę  ruchu.  Ty m czasem   on  zawierzy ł
karabinierom   z  wy działu  do  walki  z  przestępczością  zorganizowaną  (ROS)  i  razem   z  inny m i
potencj alny m i współpracownikam i ży ł w pewny m  zawieszeniu, czekaj ąc w koszarach na rozwój
sy tuacj i.

Kilka  dni  później   powiedziano  m i,  że  zorganizowano  przesłuchanie  Cangem iego  w  siedzibie

DIA.  Postanowiono  go  przenieść  do  zam kniętego  ośrodka,  choć  nie  do  prawdziwego  więzienia,
aby  m iał czas się nad wszy stkim  zastanowić. I to j a m iałem  m u przekazać tę wiadom ość.

Kiedy  m y ślę o ówczesny ch wy darzeniach, aż trudno m i uwierzy ć, że m iędzy  nam i a policj ą

panowały   tak  nieform alne  relacj e;  ty lko  ten,  kto  poznał  sm ak  krwi  i  woj ny,  m oże  to  zrozum ieć.
Odnosiłem   czasem   wrażenie,  że  śledczy   im prowizuj ą,  nie  zastanawiaj ąc  się  zby tnio  nad
konsekwencj am i  takiej   czy   innej   decy zj i;  w  j akim ś  stopniu  pewnie  tak  by ło.  Nie  m ogli  sobie
pozwolić  na  przeciąganie  przesłuchań  w  nieskończoność.  Państwo  odnosiło  kolej ne  zwy cięstwa,
ale  i  m afia  dokładała  wszelkich  starań,  by   j ak  naj szy bciej   znaleźć  nowy ch  współpracowników
w świecie polity ki, nowy ch protektorów, nowy ch popleczników w poszczególny ch partiach.

Zapewniłem   Cangem iego,  że  nie  trafi  do  więzienia,  ale  gdy   ty lko  wy powiedziałem   słowo

„więzienie”, załam ał się. Złapał m nie za rękę i wy buchł płaczem . Wy lał istną rzekę łez.

– Nie chcę iść do więzienia. To j uż wolę się powiesić.

Nie  wy puszczał  m oich  rąk  i  powtarzał  w  kółko  „powieszę  się”.  W  końcu,  wciąż  zanosząc  się

płaczem , powiedział:

–  Niech  m nie  przesłuchaj ą  od  razu!  Dam   DIA  dowód  uczciwości,  dowód,  którego  nikt  nie

podważy.

background image

Wy swobodziłem   ręce  i  wy szedłem ,  zostawiaj ąc  faceta  sam ego,  aby   przekazać  j ego  słowa.

Został w pusty m  pokoj u; nie m ógł sobie nic zrobić.

Dotrzy m ał  słowa.  Zeznał,  że  w  podziem ny m   kory tarzu  nieopodal  granicy   ze  Szwaj carią

ukry to  dwa  m iliony   dolarów.  Znaleziono  pieniądze,  choć  –  j ak  powiedział  m i  później   świadek
koronny  Franco Scrim a, z klanu z Porta Nuova – nie należały  do niego.

– To by ła m oj a kasa – oświadczy ł Scrim a. – Ten palant zdołał zrobić z siebie bohatera dzięki

m oim  pieniądzom !

background image

18

Nie jestem zdrajcą

W ciągu ży cia zaliczy łem  wiele lat więzienia.

Po raz pierwszy  trafiłem  do aresztu w m aj u 1976 roku. W 1981 roku wy szedłem  na zwolnienie

warunkowe, ale wróciłem  za kratki w czerwcu 1982 roku. Odzy skałem  wolność w 1988 roku ty lko
dzięki upły wowi procesowy ch term inów i zostałem  wy słany  na przy m usowy  poby t do Toskanii,
do Gavorrano.

W  1989  roku  trafiłem   znowu  na  dwadzieścia  dni  do  aresztu  w  Toskanii  i  niedługo  potem ,

w  lipcu  tego  sam ego  roku,  zostałem   zatrzy m any   za  posiadanie  fałszy wy ch  dolarów  i  broni.  Po
sześciu m iesiącach odsiadki wy szedłem  na wolność na początku 1990 roku.

Piętnastego  sierpnia  1991  roku  trafiłem   do  zakładu  karnego,  ty m   razem   o  zaostrzony m

ry gorze, w Spoleto. Zacząłem  m ieć dość takiego ży cia.

Od  pewnego  czasu  rozm y ślałem   nad  sensem   m oj ej   egzy stencj i,  dokony wałem   bilansu

ostatnich lat spędzony ch na usługach m afii, coraz m niej  przy pom inaj ącej  organizacj ę, do której
wstąpiłem   j ako  m łody   chłopak.  Chciałem   zostawić  wszy stko  za  sobą,  czuj ąc,  że  w  ty m   świecie
nie czeka m nie żadna przy szłość.

Piętnastego  grudnia  odby łem   rozm owę  z  Falconem   i  od  tam tego  czasu  rozpocząłem   nowy

etap, będący  – na dobre i złe – konsekwencj ą decy zj i podj ętej  owego dnia.

Jakiś  m iesiąc  później   otrzy m ałem   ostateczny   wy rok  w  m aksiprocesie.  Kolej ny ch  osiem   lat

pozbawienia wolności.

W 1987 roku skazano m nie na osiem naście lat więzienia za przy należność do m afii i przem y t

narkoty ków.  Sąd  apelacy j ny   odj ął  m i  trzy   lata,  ale  Sąd  Kasacy j ny   utrzy m ał  wy rok  pierwszej
instancj i i wszy scy  trafiliśm y  za kratki z długim i wy rokam i.

Miało  to  m iej sce  10  sty cznia  1992  roku.  „Popraweczka”,  której   wielu  się  spodziewało,  nie

przeszła i niektórzy  dostali karę doży wocia.

Pakty  zostały  złam ane. Każdy  m usiał m y śleć o sobie.

Dlatego  też,  gdy   podj ąłem   współpracę  z  policj ą,  nie  czułem   się  zdraj cą.  To  m afia  zdradziła

m nie.

Mafia  uległa  transform acj i,  stała  się  arogancka.  Cosa  nostra  powinna  by ła  przestrzegać

dawny ch  zasad:  j akie  bezpieczeństwo  m ogła  nam   zapewnić,  j eśli  dąży ła  do  frontalnego  starcia
z państwem , j eśli zabij ała kobiety, dzieci, a nawet wnuki? Należało pozostać przy  stary m  kodeksie
postępowania;  oczy wiście  m afiosi  nie  by li  święci,  ale  działali  zgodnie  z  ustalony m i  regułam i.
Zarzy naliśm y  się m iędzy  sobą, w gronie członków m afii: ty  zabiłeś j ednego z m oich ludzi, to j a
zabij ę  j ednego  z  twoich.  I  ty le.  Ewentualne  ofiary   wśród  „cy wili”  oznaczały   wy m knięcie  się
akcj i spod kontroli. Nigdy  nie strzelaliśm y  w stronę przechodniów ty lko po to, by  ich zabić.

Chaos  zapanował  w  m om encie  uj awnienia  skorum powanego  sy stem u  powiązań  m iędzy

polity ką a zorganizowaną przestępczością. I gdy  w 1992 roku stary  układ rozpadał się na kawałki
w  następstwie  procesu  „Czy sty ch  rąk”,  także  na  Sy cy lii  doszło  do  zburzenia  dawnej   równowagi
sił.  Skorum powane  państwo  zaczęło  chwiać  się  w  posadach.  A  m afia  razem   z  nim .  Z  naszego
punktu  widzenia  sprawy   wy glądały   dość  prosto.  Należało  znaleźć  nowy ch  współpracowników

background image

w  party j ny ch  kręgach,  ponieważ  afera  łapówkarstwa  na  szczy tach  władzy,  tzw.  Tangentopoli,
zdy skredy towała  ówczesną  klasę  polity czną,  z  którą  utrzy m y waliśm y   kontakty   aż  do  tego
m om entu, bo zapewniała ochronę naszy ch interesów.

Kolej ny  problem  stanowił Riina i j ego żądza zem sty. By ł krwiożerczą bestią, niepodobny m  do

większości  m afiosów.  Bossowie  są  zim ni,  wy rachowani,  ale  nie  stosuj ą  przem ocy   dla  czy stej
przy j em ności.  Dawniej ,  nawet  za  ciężkie  uchy bienia,  zabij ano  ty lko  i  wy łącznie  winowaj cę,
m ężczy znę honoru, który  popełnił niewy baczalny  błąd. Z zasady  bliższy ch i dalszy ch krewny ch
zostawiano w spokoj u. Kiedy  władzę przej ął Riina, zwy czaj em  stało się zabij anie kobiet i dzieci.
Sy nowie Badalam entiego i Inzerilla, żona Giovanniego Bontade i wielu inny ch.

To corleonesi są zdraj cam i, nie j a.

Taki  na  przy kład  Francesco  „Ciccio”  Di  Trapani.  Doskonale  go  pam iętam .  Po  aresztowaniu

Madonii przej ął kontrolę nad gangiem  z Resuttany.

Jego  rodzina  pochodziła  z  tam ty ch  okolic  i  by ła  daleko  spokrewniona  z  Madonią.  Później   te

więzy   j eszcze  bardziej   się  zacieśniły,  bo  po  m asakrze  w  Capaci  j edna  z  córek  Di  Trapaniego
poślubiła Salvuccio Madonię. Stary  Di Trapani m iał j ednak na pieńku z Francesco Madonią i, by
uniknąć przelewu krwi, Gaetano Badalam enti przy j ął Ciccio wraz z rodziną w Cinisi. Badalam enti
nie ty lko zaoferował m u schronienie, ale wprowadził w krąg interesów.

W  1960  roku,  w  trakcie  odsiadki  za  j edno  z  m oich  liczny ch  włam ań,  poznałem   Ciccio.  Jego

oj ciec zm arł j akiś czas wcześniej  i on, m łody  m afioso, został oskarżony  razem  z Carm elo Vitalem
o  strzelaninę  w  Borgo  Vecchio.  Zaprzy j aźniliśm y   się,  choć  nie  przy puszczałem ,  że  j uż  został
m ężczy zną  honoru.  Dowiedziałem   się  o  ty m   dopiero  w  1973  roku,  gdy   zrekrutowany   przez
Rosaria Riccobono, oficj alnie wstąpiłem  do cosa nostry.

W tam ty m  okresie m ieszkałem  z rodziną w Villagrazia di Carini, podobnie j ak Rosario, i obaj

ukry waliśm y   się  przed  policj ą.  Z  Badalam entim   łączy ły   nas  zaży łe  stosunki  i  by łem   zawsze  do
dy spozy cj i  j ego  rodziny.  Robiłem   dla  nich  dosłownie  wszy stko:  podkładałem   m ateriały
wy buchowe  i  ładunki  w  zakładach,  zm uszaj ąc  właścicieli  do  płacenia  haraczu,  wy kony wałem
wy roki i tak dalej .

Spoty kałem   się  z  Ciccio  wielokrotnie  w  różny ch  okolicznościach.  To  on  by ł  razem   ze  m ną

w  Mediolanie  w  1974  roku,  kiedy   otrzy m aliśm y   nakaz  odstąpienia  od  porwania  Berlusconiego.
Dobrze  m u  się  wiodło.  Znaj dował  się  pod  opiekuńczy m i  skrzy dłam i  Gaetano  Badalam entiego
i  pracował  dla  niego  j ako  kierowca.  Miał  piękny   dom   i  prosperuj ącą  hodowlę  kurczaków  oraz
by dła. Wszy stko układało się pom y ślnie do czasu, gdy  Gaetano został wy elim inowany  z gry. Po
utracie j ego ochrony  wszy stko zaczęło się sy pać.

Jedna  z  córek  Ciccia  wy szła  za  m ąż  za  sy na  Vincenza  Rim iego  z  Alcam o,  Leonarda,

naj m łodszego capomandamento na Sy cy lii. Także i Rim i by li m ocno powiązani z Badalam entim ,
ale  zdołali  zachować  swą  m ocną  pozy cj ę.  Dlatego  też,  kiedy   w  1978  roku  Gaetano  został
wy kluczony  z rodziny  na rozkaz Riiny, Ciccio m ógł liczy ć na wsparcie innego potężnego klanu. Ta
liczna rodzina posiadała szerokie koneksj e. I Riina nie m ógł tego strawić.

W trakcie procesu j ednego z sy nów Vincenzo Rim iego, Natale, wy szło na j aw, że j ego żona,

przepiękna  kobieta,  sy piała  z  j edny m   z  j ego  adwokatów.  Riina,  dowiedziawszy   się  o  ty m ,
naty chm iast udał się do Natale i kazał m u j ą zabić.

– Rozum iesz, co zrobiła? – py tał Riina. – Nie ty lko wy rządziła krzy wdę tobie, ale i wszy stkim

m ężczy znom  honoru. Kto teraz będzie ufał adwokatom ?

–  Nie  m ogę  –  odparł  Natale.  –  To  m atka  m oich  córek.  Mogę  j ą  przegonić,  odebrać  dzieci,

background image

pieniądze, odizolować od wszy stkich, ale nie zabić.

Przez tę odpowiedź, naj bardziej  naturalną dla m ężczy zny  w ty ch okolicznościach, Natale Rim i

stracił wszy stko. Został odrzucony  przez rodzinę, bo okry ł hańbą wszy stkich j ej  członków.

I tak oto, w wy niku m ałżeńskiej  zdrady  innego faceta, Ciccio stracił z dnia na dzień ochronę.

Wiedział,  że  Riina  ty lko  czeka,  by   go  dopaść,  i  chcąc  uzy skać  j ego  przy chy lność,  wy m y ślił
kłam stwo  na  tem at  Badalam entiego.  Ciccio  doskonale  wiedział,  że  nienawiść  Riiny   do
Badalam entiego  przewy ższa  niechęć  do  niego  sam ego  i  wierzy ł,  że  oferuj ąc  pretekst  do
wy elim inowania  człowieka,  który   m im o  wszy stko  cieszy ł  się  powszechny m   poparciem
i  szacunkiem ,  wy j dzie  z  opresj i  cało.  By ł  tchórzem .  Gotowy m   oczernić  człowieka,  który   dał
schronienie j em u i rodzinie, by leby  ocalić skórę.

Rozpuścił plotkę, że Badalam enti spoty ka się z Dom enikiem  Coppolą i razem  planuj ą zam ach

na  Riinę.  Dom enico  by ł  sy nem   bossa  Antonino  i  wnukiem   Franka  „Trzy   Palce”,  znanego
i  szanowanego  przez  wszy stkich  oj ca  chrzestnego,  j ednego  z  niewielu,  który   –  choć  prowadził
interesy  do końca swy ch dni – zdołał um rzeć ze starości.

Riina,  usły szawszy   tę  inform acj ę,  poczuł  się,  j akby   dostał  wy m arzony   prezent.  Od  dawna

czekał  na  pretekst,  aby   pozby ć  się  Badalam entiego:  by ł  żądny   krwi,  ale  doskonale  zdawał  sobie
sprawę,  że  nie  m oże  załatwić  takiej   szy chy   j ak  Gaetano  bez  ogólnego  przy zwolenia.  Nareszcie
m ógł zrealizować plan, nad który m  pracował od wielu lat.

Przede wszy stkim  postanowił zaangażować Nina, kuzy na Gaetano. Co więcej , to właśnie j em u

zlecił  dokonanie  zabój stwa,  bo  j ako  krewny   m ógł  z  łatwością  zbliży ć  się  do  bossa.  Nino
kategory cznie odm ówił i za karę dostał kulkę w łeb kilka m iesięcy  później . Zabój cy  zastrzelili też
j ego kilkunastoletniego sy na.

Leonardo  Rim i  poczuł,  że  pali  m u  się  grunt  pod  nogam i.  I  wy j echał  wraz  z  żoną  i  dwiem a

córkam i do Hiszpanii. Riina nadal pałał żądzą zem sty.

Wezwał  Ciccio  i  nakazał  m u  zadzwonić  do  zięcia  i  nam ówić  na  powrót  do  Włoch,  do  Cinisi.

Ciccio  nawet  się  nie  zaj ąknął  i  zaczął  przy gotowy wać  pułapkę  dla  m ęża  swej   córki,  człowieka,
który   nigdy   m u  nic  złego  nie  zrobił  i  który   zawsze  postępował  uczciwie  względem   wszy stkich.
Miał  czelność  wm ówić  córce,  że  nie  grozi  im   niebezpieczeństwo,  twierdząc,  że  bliskie  relacj e
m iędzy  Rim im i a Badalam entim i nic dla Riiny  nie znaczą, by ło, m inęło.

Leonardo, sły sząc zapewnienia teścia, przy j echał do Włoch, by  wy badać grunt; nie do końca

j ednak przekonany  – zostawił żonę i dzieci w bezpieczny m  m iej scu. Zginął tej  sam ej  nocy.

Jakby  tego by ło m ało, podrzucono w j ego dom u karabin, z którego wcześniej  zastrzelono trzy

inne osoby. Dla zm y lenia śladów. Riina m iał sm y kałkę do podobny ch forteli.

Kiedy   m łoda  żona  dowiedziała  się  o  śm ierci  m ęża,  wróciła  z  córkam i  na  Sy cy lię.  A  m iała

inne  wy j ście?  Zam ieszkała  u  m atki,  w  dom u  pod  m iastem .  Dziewczy nki  na  widok  dziadka
naty chm iast  pobiegły   się  przy witać.  Jednak  zdj ęta  bólem   kobieta  pozostała  niewzruszona  i  ty lko
wy sy czała w j ego kierunku dwa zdania:

– Nie doty kaj cie dziadka. Jego ręce są splam ione krwią waszego oj ca.

Gdy   opowiedziałem   tę  historię  w  sądzie,  zapadła  lodowata  cisza.  Sędzina  nie  by ła  w  stanie

doj ść do siebie. Nawet j ej  zj eży ły  się włosy  na głowie.

Gardziłem   Di  Trapanim   i  dlatego  zdecy dowałem   się  donieść  na  niego  w  trakcie  procesu.

Zasługiwał na karę, więc nie om ieszkałem  zeznać, że razem  dokonaliśm y  kilku zabój stw i wspólnie
podkładaliśm y   m ateriały   wy buchowe  w  okręgu  Cinisi.  Choć  tak  naprawdę  Ciccio  by ł
zaangażowany   głównie  w  logisty kę  akcj i.  Znaj dował  dla  nas  schronienie  i  zapewniał  transport.

background image

Kiedy   policj anci  zapukali  do  j ego  dom u,  zm arł  na  zawał.  Pękło  m u  serce,  bo  dzięki  m oim
zeznaniom  wszy scy  poznali hańbiącą go prawdę.

Di  Trapani  nie  by ł  j edy ny m   m afiosem ,  który   poświęcił  swą  rodzinę  dla  uzy skania

przy chy lności przełożony ch.

Pam iętam  pewną rozm owę w celi. Przy  m oim  stole siedzieli Mariano Agate, Luciano Liggio,

Pino Leggio i kilku inny ch współwięźniów. W tam ty m  czasie zakłady  karne przy pom inały  wielkie
hotele  i  m ogliśm y   się  spoty kać  i  rozm awiać  bez  większy ch  ograniczeń.  W  pewny m   m om encie
ktoś podj ął tem at niedawnego zabój stwa. W barze Don Bosco w Palerm o zastrzelono żonę capo
z Ciaculli, Rino Lucchese. Ponoć narkom an próbował wy rwać kobiecie torebkę, a gdy  m u się to
nie udało, zastrzelił j ą. By liśm y  właśnie po posiłku i graliśm y  w karty. Luciano Liggio stwierdził,
że wszy stkich ćpunów należałoby  zabić.

Ty le  że  bez  narkom anów  straciliby śm y   m orze  pieniędzy.  Wszy scy   zaj m owaliśm y   się

handlem  i przem y tem , ze m ną na czele. Poza ty m  doskonale wiedzieliśm y, że za zabój stwem  nie
stał żaden narkom an. Zam ordowano j ą na zlecenie m ęża, który  – niezły  splot okoliczności – wpadł
do naszej  celi kilka dni później .

Lucchese, udaj ąc złam anego bólem  wdowca, pokazał Luciano kolorowe zdj ęcie zm arłej  żony

obok  wazonu  z  kwiatam i.  Arty sty czne  zdj ęcie,  naprawdę  ładne.  Luciano  podał  nam   fotografię,
aby śm y   wszy scy   j ą  zobaczy li.  Niezłe  przedstawienie!  Zleceniodawca  szukał  pocieszenia
i wy razów współczucia. Chy ba wszy scy  znali prawdę, ale oczy wiście nikt się z ty m  nie wy dał.

Dlaczego zginęła? Jego m atka, w trakcie wizy ty  w więzieniu, narzekała, że sy nowa j eździ zby t

często z trzy nastoletnią córką do Mondello. Wiedziała, że sy n j est chorobliwie zazdrosny, więc by
pozby ć się m łodej  sy nowej , nie om ieszkała dodać:

– Siedzisz tu, biedaku, w więzieniu, a ona j eździ tam  na balety  i sprowadza na złą drogę twoj ą

córkę!

Nieszczęsna  kobieta  nie  zrobiła  nic  złego.  By ła  ty lko  m łoda  i  ładna.  I  te  dwie  cechy

zaprowadziły  j ą do grobu.

Nie po raz pierwszy  Lucchese dokony wał podobnie odrażaj ący ch czy nów. Wcześniej  nakazał

zam ordowanie szwagierki, bo spoty kała się z neapolitańskim  piosenkarzem  Pino Marchesem .

Przy łapali  parę  w  sam ochodzie  i  zabili.  Ją  zastrzelono,  a  j ego  potraktowano  w  specj alny

sposób. Poddano torturom , wy kastrowano, a następnie uduszono. Kiedy  rozniosła się wiadom ość
o ty m  m orderstwie, niektórzy  pozwalali sobie na żartobliwy  kom entarz:

– Dobrze, że nie chcą obciąć fiuta każdem u, kto sy piał ze szwagierką Lucchesego!

W  więzieniu  co  chwila  wy chodziła  na  j aw  podobna  historia;  wciąż  o  nich  gadaliśm y.

Zastanawialiśm y   się  też,  j ak  m y   by śm y   zareagowali  w  podobny ch  sy tuacj ach:  zdrada  żony,
przekręty  sy na, zhańbienie rodziny  przez krewnego.

–  No  dobra,  Gaspare  –  py tali  corleonesi,  z  który m i  siedziałem   w  j ednej   celi  –  ale  czy   nie

należy  ukarać córki, która okry ła cię wsty dem ?

– Nie by łby m  w stanie tego zrobić – odpowiadałem . – Cokolwiek uczy niłaby  m oj a córka, nie

um iałby m  podnieść na nią ręki.

Moj e słowa  zbij ały   ich  z  tropu.  Nie  potrafili  poj ąć,  że  oj ciec  m oże  kochać  swe  dzieci  ponad

wszy stko na świecie.

By li to przy j aciele Salvatore Riiny, corleonese. Odrażaj ący  ludzie, którzy  by li w stanie zabić

wuj a,  brata,  córkę,  by leby   zadowolić  swego  szefa.  By dlaki  pozbawione  godności,  usuwaj ące

background image

przeszkody  na j ego drodze. Budzili we m nie taki wstręt, że to i z ich powodu zdecy dowałem  się na
rozm owę z Borsellinem .

background image

19

Spotkanie

Paola Borsellina poznałem  na długo przed podj ęciem  decy zj i o odej ściu z m afii. Nasze pierwsze
spotkanie m iało m iej sce w 1975 roku i wspom nienie tego wy darzenia, pom im o upły wu piętnastu
lat, przekonało m nie do złożenia przed nim  zeznań.

Toczy ł  się  wówczas  proces  o  zam ordowanie  policj anta;  j edno  z  pierwszy ch  zabój stw

przedstawiciela służb m undurowy ch. Nazy wał się Gaetano Cappiello i by ł m istrzem  sztuk walki;
potrafił się bronić. Dlatego też powierzono m u rolę kierowcy  sędziego Giovanniego Pizzilla, który
nie m iał bezpośrednio do czy nienia z m afiosam i, ale znalazł się na celowniku gangu Salva.

Kom enda w Palerm o oskarży ła m nie o współudział, choć akurat w ty m  przy padku nie m iałem

nic  na  sum ieniu.  W  dniu  popełnienia  przestępstwa  by łem   operowany   na  dy skopatię.  Rano
odwiedzili  m nie  w  szpitalu  Riccobono,  Davì  oraz  Micalizzi  i  opowiedzieli  o  Angelo  Randazziu,
opty ku,  który   płacił  nam   haracz.  Podej rzewaliśm y,  że  coś  kręci  i  postanowiliśm y   go  sprawdzić.
Za  każdy m   razem ,  gdy   um awialiśm y   się  na  odbiór  pieniędzy,  w  ostatniej   chwili  zm ienialiśm y
m iej sce,  aby   nie  m ógł  się  skontaktować  z  policj ą,  lecz  on  znaj dował  zawsze  j akiś  pretekst,  by
zy skać na czasie. Zaleciłem  ostrożność, bo według m nie Randazzo ewidentnie szy kował pułapkę.

Postanowili  więc  um ówić  się  z  nim   w  łatwy m   do  skontrolowania  m iej scu,  przed  kościołem

Villaggio Ruffini w Palerm o. Pięćdziesiąt m etrów dalej  stał dom  m ister Cuculla, starego m afiosa,
który   po  powrocie  z  Am ery ki  zaj ął  się  hodowlą.  Posiadłości  pilnował  wiekowy   j uż  m ężczy zna
honoru, Buffa, który  wy słał swego sy na, Nino, aby  nam  pom ógł.

Zgodnie  z  przewidy waniam i  Randazzo  przy j echał  w  towarzy stwie.  Na  ty lny m   siedzeniu

ukry wał się Gaetano Cappiello.

Sto  pięćdziesiąt  m etrów  dalej ,  przed  barem ,  stał  zaparkowany   sam ochód  pralni

z zaciem niony m i szy bam i. Siedzący  w środku policj anci kontrolowali całe zaj ście.

Michele  Micalizzi  stał  pod  arkadam i  i  obserwował  akcj ę.  Gdy   auto  Randazza  zatrzy m ało  się

pod kościołem , Rosario Riccobono i Salvatore Micalizzi wy padli w tej  sam ej  chwili z krzaków pod
m urem  ogradzaj ący m  m aj ątek m ister Cuculla.

Randazzo wy siadł z torbą pieniędzy ; chwilę później  wy skoczy ł Cappiello. Trzy m aj ąc w górze

pistolet, wy krzy knął:

– Nie ruszać się!

Nie um iem  teraz powiedzieć, czy  pierwszy  wy strzelił Salvatore, czy  Rosario, ale z pewnością

j eden z nich otworzy ł naty chm iast ogień i zastrzelił policj anta na m iej scu. Randazzo m iał więcej
szczęścia. Kula przeszy ła m u policzek, wy biła kilka zębów i wy leciała z drugiej  strony.

Sły sząc wy strzały, także pozostali policj anci wy skoczy li z furgonetki. Saro i Salvatore pobiegli

z  powrotem   pod  m ur,  przeskoczy li  na  drugą  stronę  i  z  tej   bezpiecznej   kry j ówki  nie  przestawali
ostrzeliwać funkcj onariuszy. Po kilku m inutach rozbiegli się po gospodarstwie m ister Cuculla.

Następnego  dnia  znów  odwiedzili  m nie  w  szpitalu,  aby   opowiedzieć  o  zaj ściu.  Operowano

m nie dzień wcześniej , ale naty chm iast wezwałem  lekarza.

– Panie profesorze, m uszę wy j ść. Zginął policj ant i j utro gazety  opublikuj ą m oj e zdj ęcie.

background image

–  Jeśli  j utro  będziesz  w  stanie  chodzić  –  odparł  –  pozwolę  ci  wy j ść.  Ale  do  tego  czasu  m asz

leżeć w łóżku.

Następnego ranka m oj a żona wraz z siostrzenicą pom ogły  m i wstać. Wszy stko m nie bolało, ale

j akoś  trzy m ałem   się  na  nogach.  Lekarz  w  pośpiechu  nałoży ł  m i  gips  i  wy pisał  do  dom u.
Zdąży łem  j eszcze poprosić żonę o kupienie dużego bukietu róż dla siostry  zakonnej , która się m ną
opiekowała.  Podarowałem   kwiaty   zaskoczonej   zakonnicy   i  podziękowałem   j ej   za  troskę.
Naturalnie  nie  kierowała  m ną  j edy nie  wdzięczność;  chciałem ,  by   dobrze  zapam iętała  m oj ą
twarz. By łem  pewien, że trafię na listę podej rzany ch ze względu na kry m inalną przeszłość. I choć
posiadałem  alibi w postaci operacj i dy skopatii, zeznania siostry  m ogły  m i bardzo pom óc.

Oczy wiście  zostałem   aresztowany   i  to  właśnie  w  ty ch  okolicznościach  spotkałem   po  raz

pierwszy   Borsellina.  Kiedy   wprowadzono  m nie  na  przesłuchanie,  przedstawił  m i  długą  listę
zarzutów.  Choć  wy kaz  by ł  im ponuj ący,  pozwolił  m i  spokoj nie  opowiedzieć  własną  wersj ę
wy darzeń.  Zrozum iał,  że  większość  oskarżeń  by ła  bezpodstawna.  Oczy wiście  nie  by łem   święty
i  dobrze  wiedziałem   o  wielu  akcj ach,  ale  to  nie  znaczy ło,  że  osobiście  brałem   udział  w  każdej
z nich. Słuchał m nie bez uprzedzeń, sprawdzał dane i skreślał kolej ne zarzuty  z listy.

W tam ty m  czasie nawet nie wiedziałem  o procedurze wy kreślania. Dopiero adwokat wy j aśnił

m i, o co chodzi:

–  Gaspare!  Nie  cieszy sz  się?  –  spy tał.  –  Borsellino  odrzucił  niektóre  zarzuty !  To  znaczy,  że

skreślił cię z listy  oskarżony ch w części procesów.

Cała  afera  nie  skończy ła  się  na  m oim   wcześniej szy m   wy j ściu  ze  szpitala  i  ukry ciu  się

w pobliżu posiadłości Cuculla. Prawie wszy scy, którzy  brali udział w tam tej  akcj i, trafili za kratki
albo  m usieli  się  ukry wać  przed  wy m iarem   sprawiedliwości.  Policj a  przesłuchała  nawet  córkę
Nino Buffy, która nie m iała o niczy m  poj ęcia. Kiedy  w końcu naj gorszy  ból m inął i stanąłem  na
nogi, spotkałem  się z Inzerilliem , Scaglionem  oraz inny m i ważny m i m afiosam i. I obiecałem , że
zabij ę Randazza, gdy  ty lko wy j dzie ze szpitala.

Nie  m ogłem   przy puszczać,  że  m oj e  słowa  wy wędruj ą  z  pokoj u  i  trafią  do  bezpośredniego

zainteresowanego, ale tak się właśnie stało.

Żona  Randazza  by ła  spokrewniona  z  księciem   Alessandro  Vanni  Calvello  di  San  Vincenzem ,

który  dowiedział się o m oim  zam iarze naj prawdopodobniej  w trakcie rozm owy  z j akim ś ważny m
bossem , m oże z Bontadem .

Książę wezwał m nie osobiście do rezy dencj i swej  m atki, Palazzo Sant’Anna. Naturalnie, j ako

zwy kły   żołnierz,  nie  m ogłem   podj ąć  rozm ów  z  tak  znam ienitą  osobistością  i  postanowiłem
zaczekać, aż Riccobono, ukry waj ący  się wówczas w Neapolu, wróci do Palerm o.

Zaraz  po  przy j eździe  Rosaria  do  m iasta  zorganizowaliśm y   spotkanie.  Towarzy szy ł  nam

adwokat Gallina Montana.

W trakcie rozm owy  z księciem  wciąż rozglądałem  się dokoła. Na ścianach wisiały  wspaniałe

obrazy, ale m oj ą uwagę przy kuła stara, pięknie m alowana waza. Miałem  w dom u porcelanowy
serwis  o  podobny m   zdobieniu.  Trafił  do  m nie  przy padkiem .  Odkupiłem   go  od  złodziei,  którzy
wy nieśli go z okradzionego sam ochodu. Książę zauważy ł m oj e zainteresowanie wazą.

– Nie znam  j ej  historii – powiedział – ale skoro znaj duj e się w dom u m oj ej  m atki, to pewnie

j est sporo warta. Wszy stkie zgrom adzone tu przedm ioty  są bardzo cenne.

Uśm iechnął się i wróciliśm y  do interesów.

background image

Zależało m u na ugodzie w sprawie Randazza. Zaproponował nawet pieniądze za ocalenie m u

skóry, ale odm ówiliśm y.

–  Ży j em y   z  haraczy   i  wy m uszeń  –  stwierdził  Rosario  –  ale  przy j m owanie  pieniędzy   za

odstąpienie od wy roku nie wpisuj e się w nasze zasady  postępowania.

W  końcu  znaleźliśm y   opty m alne  rozwiązanie  dla  obu  stron.  Randazzo  nie  stanie  w  procesie

j ako  oskarży ciel  posiłkowy,  a  j eżeli  będziem y   potrzebować  prawników,  książę  zapewni  nam
naj lepszy ch adwokatów. Gallina Montana nie przy padkiem  towarzy szy ł nam  podczas tej  wizy ty.

Ale naj lepsze m iało dopiero nadej ść.

W  1992  roku,  kiedy   książę  dowiedział  się  o  m oim   odej ściu  z  m afii,  zaczął  trząść  ze  strachu

portkam i.  By ł  powszechnie  znaną  osobą  i  obawiał  się,  że  opowiem   prokuraturze  o  naszy m
spotkaniu.

Pewnego  dnia,  podczas  przesłuchania  w  tej   właśnie  sprawie,  sędzia  poinform ował  m nie,  że

w  Palazzo  Sant’Anna  wy buchł  pożar.  Zaniosłem   się  śm iechem ,  bo  naty chm iast  przej rzałem
książęce  gierki.  Postanowili  spalić  obrazy,  które  podziwiałem   ostatnim   razem .  Dobrze  j e
zapam iętałem  i nawet sporządziłem  ich kopie w zeszy cie. Facet znalazł zatem  sposób, by  dowody
na m oj ą obecność w rezy dencj i zniknęły  bez śladu.

background image

20

Coś nie tak, panie sędzio? Pali pan dwa

papierosy jednocześnie?

Pierwszego  lipca  1992  roku  przewieziono  m nie  do  siedziby   DIA,  której   j uż  dokładnie  nie
pam iętam .  Zapam iętałem   ty lko  schody,  które  pokonałem   w  pośpiechu,  podniecony   m y ślą
o czekaj ący m  m nie spotkaniu z Borsellinem .

Na dzień dobry  oświadczy łem , że szczerze ubolewam  nad śm iercią Falconego. I dodałem , że

teraz wszy scy  powinni m ieć się na baczności, bo każdego m oże spotkać ten sam  los. Cosa nostra
bezzwłocznie  reaguj e  na  wszelkie  zagrożenia.  A  czasy   pertraktacj i  j uż  się  skończy ły.  Zabij anie
policj antów i sędziów stało się norm ą.

Borsellino  czekał  na  m nie  z  prokuratorem   Aliquò,  ale  poprosiłem   grzecznie  o  rozm owę  ty lko

z sędzią. Aliquò m iał do nas wrócić na koniec, aby  spisać protokół z przesłuchania.

Tak  j ak  w  przy padku  Falconego,  zacząłem   od  ostrzeżenia  Borsellina  przed  osobam i

z  naj bliższego  otoczenia,  pracownikam i  j ego  biura.  Odparł,  że  i  j ego  obowiązuj ą  pewne  zasady,
i nawet j ednoznaczne oraz uzasadnione oskarżenie wy m aga dowodów. Dodał, że m oj e słowa, czy
zapewnienia  kogokolwiek  innego,  nie  są  wy starczaj ące.  Do  m nie  należało  opowiedzenie  całej
prawdy,  a  do  niego  wery fikacj a  m oich  zeznań.  Niestety,  gdy   dochodziło  do  relacj i
z funkcj onariuszam i państwowy m i, sprawy  od razu się kom plikowały. Dostarczenie dowodów nie
by ło takie  proste: m afiosów  wszy scy  dobrze  znali, istniały   poszlaki, rej estr  karny,  dokum entacj a
na tem at zabój stw i poprzednich przestępstw. Skorum powany  urzędnik zostawia m niej  śladów. To
m y, j ako zbroj ne ram ię m achiny, by liśm y  na widelcu.

–  Rozum iem   –  odparłem .  –  Ale  przy naj m niej   postaraj m y   się  złapać  grube  ry by,

w przeciwny m  razie nigdy  nie wy gram y. Mafia j est ściśle powiązana z polity kam i, policj antam i,
sędziam i. I j eżeli nie przetniem y  tej  pępowiny, do niczego nie doj dziem y.

Chciałem  zainicj ować czy stkę.

Zacząłem   zeznawać,  a  on  otworzy ł  swój   czerwony   notes.  Nie  wiem ,  co  zawierał,  ale  by ł  to

gruby   i  pełen  zapisek  notatnik.  W  ty m   pam iętny m   lipcu  widziałem   się  z  Borsellinem   trzy   razy
i zawsze na stole kładł notes, paczkę papierosów i nic więcej . Pisał i palił.

Kiedy   wy m ieniłem   nazwisko  Contrady   i  sędziego  Signorina,  zauważy łem ,  że  nie  pozostał

oboj ętny.  Prawdę  m ówiąc,  Contrada  chy ba  go  za  bardzo  nie  zaskoczy ł,  ale  nie  spodziewał  się
usły szeć  o  Signorinie.  To,  co  nastąpiło  później ,  w  wy niku  m oich  zeznań,  nie  napawało  m nie
radością.  Wiadom ość  o  sam obój stwie  Signorina  zbiła  m nie  z  tropu.  Mógł  zrobić,  j ak  pozostali,
zarzucić  m i  kłam stwo  i  dziś  j eszcze  by   ży ł.  Nie  m ówiąc  o  ty m ,  że  obecnie  eksponowane
stanowiska zaj m uj ą osoby, które m aj ą zdecy dowanie więcej  na sum ieniu od niego.

Razem   z  Ay alą  pełnił  funkcj ę  prokuratora  generalnego  podczas  m aksiprocesu.  Wtedy

wy słałem   wiadom ość  Riinie,  który   akurat  ukry wał  się  przed  policj ą,  że  m am   doj ścia  do
Signorina.  Jego  odpowiedź  brzm iała:  „fatti  ’u  carceratieddu”,  to  znaczy   „bądź  grzeczny m
więźniem ”, pilnuj  swoich spraw, a m y  zaj m iem y  się procesem .

Riina  czuł  się  bardzo  pewny   siebie;  j a  m ogłem   liczy ć  na  współpracę  z  Signorinem ,  ale

background image

naj widoczniej   on  m iał  j eszcze  lepsze  kontakty.  Spodziewaliśm y   się  wieloletnich  kar  więzienia
decy zj ą  sądu  pierwszej   instancj i,  ale  przecież  istniała  apelacj a.  Zapewniano  nas,  że  wszy stko
dobrze  się  skończy   i  m ieliśm y   by ć  dobrej   m y śli,  nawet  w  razie  pierwszego,  ciężkiego  wy roku.
Maksiproces  m iał  wy dźwięk  polity czny,  więc  m usieliśm y   zostać  skazani.  Zwy czaj owy   szum
m aj ący   pokazać,  że  wszy scy   zwalczaj ą  cosa  nostrę.  Wiedzieliśm y,  że  sąd  drugiej   instancj i
dokona m ałej  poprawki, a na koniec sąd kasacy j ny, dzięki wstawiennictwu drogiego Carnevalego,
załatwi  sprawę  po  naszej   m y śli.  Ty m czasem   Falcone  m iał  zostać  wy słany   do  Am ery ki
Południowej .

Nasi  adwokaci  pracowali  w  pocie  czoła,  by   –  nieprzy padkowo  –  doprowadzić  do  m ały ch

uchy bień proceduralny ch. To one m iały  m ieć decy duj ące znaczenie dla sądu kasacy j nego, czy li
zapewnić Carnevalem u narzędzie pozwalaj ące złagodzić lub unieważnić wy rok.

Do  tego  klasy czna  zagry wka  przed  sądem   apelacy j ny m .  Za  każdy m   razem   traciliśm y   kupę

czasu  na  sprawdzenie,  czy   wszy scy   są  obecni.  Razem   z  oskarżony m i,  świadkam i,  sędziam i,
adwokatam i  itp.  aulę  wy pełniała  chm ara  ludzi.  Potem   sam a  rozprawa  trwała  krótką  chwilę.
Wy starczy ło, żeby  nasz adwokat zgłosił się zam iast innego, nieobecnego m ecenasa, zapewniaj ąc,
że  kolega  zaraz  doj dzie,  choć  tak  naprawdę  znaj dował  się  on  wtedy   na  innej   sali  rozpraw,
w inny m  m ieście.

Sędzia  Giordano  by ł  uczciwy,  ale  wy wodząc  się  ze  środowiska  cy wilistów,  brak  m u  by ło

spry tu  ty powego  dla  karnistów.  I  dzięki  tem u  podczas  sprawdzania  całej   dokum entacj i  sądowej
wy chodziły   na  j aw  tego  rodzaj u  kruczki,  pozwalaj ące  następnie  Carnevalem u  na  podj ęcie
właściwy ch działań.

Jednak ty m  razem  wszy stko wy szło zupełnie inaczej .

Tam tego  lipcowego  dnia  opowiedziałem   o  m oj ej   przeszłości,  o  ty m   j ak  wy gląda  struktura

organizacy j na m afii, o m oim  pierwszy m  spotkaniu w więzieniu z Riiną, o m afiosach, do który ch
się zbliży łem  podczas pracy  w warsztacie Vetrana, oraz o ty ch, który ch poznałem  po wstąpieniu
do cosa nostry. Nagle, w trakcie zeznań, nastąpiła niespodziewana przerwa.

Borsellino otrzy m ał telefon i powiedział m i, że m usim y  naty chm iast przerwać przesłuchanie.

Minister  spraw  wewnętrzny ch  Nicola  Mancino  wezwał  go  na  pilną  rozm owę.  Protokół  został
zawieszony  o godzinie 17.40.

Borsellino  wrócił  wściekły.  Jednego  papierosa  trzy m ał  w  ustach,  a  drugiego  w  ręku.  Nie

om ieszkałem  więc zapy tać:

– Coś nie tak, panie sędzio? Pali pan dwa papierosy  naraz?

W  m inisterstwie  spotkał  Contradę  i  nie  m ógł  tego  znieść.  Nasza  rozm owa  m iała  by ć  poufna,

a  okazała  się  publiczną  taj em nicą.  Minister  wezwał  go  do  siebie  na  sam y m   początku  naszej
relacj i, czy li w bardzo delikatny m  m om encie, kiedy  nawet nie ustaliliśm y  zasad m oj ej  ochrony.
Ponadto teraz, gdy  zdecy dowałem  się na współpracę, m usieliśm y  rozwiązać problem  obecności
służb  specj alny ch.  Pam iętam   początki  ży cia  z  ochroną  u  boku.  Za  każdy m   razem ,  gdy   dokądś
j echaliśm y,  towarzy szy ł  nam   sam ochód.  To  nie  m ogli  by ć  m afiosi,  bo  w  j ednej   chwili
otoczy łoby  ich kilkadziesiąt policy j ny ch radiowozów. To m usieli by ć agenci. Kontrolowali każdy
m ój  ruch, dopiero po pewny m  czasie j a i m oj a ochrona przy zwy czailiśm y  się do ich obecności.

Borsellino nie by ł w stanie tego poj ąć. Skąd o wszy stkim  wiedzieli? I do czego m iały  im  służy ć

uzy skane  inform acj e?  Mąż  stanu  j ego  pokroj u  nie  potrafił  poj ąć,  że  to  państwo  m oże  stanowić
przeszkodę,  a  czasem   nawet  zagrożenie,  dla  swego  właściwego  funkcj onowania.  Ale  m im o

background image

wszy stko, do sam ego końca, nie przestał nigdy  wierzy ć w insty tucj e państwowe.

Pewnego  razu  kom entowaliśm y   naj nowszą  wiadom ość:  Mariano  Agate  i  Nitto  Santapaola

zostali  uniewinnieni  przez  sąd  apelacy j ny   z  zarzutu  o  zam ordowanie  burm istrza  Castelvetrano,
Vito Lipariego. Nie m ogłem  w to uwierzy ć, ale Borsellino spokoj ny m  tonem  powiedział:

–  Gaspare,  należy   ufać  wy m iarowi  sprawiedliwości.  Pam iętaj ,  że  do  niedawna  podawano

w wątpliwość istnienie m afii. Trzeba ży wić nadziej ę, że za j akiś czas wszy stko się zm ieni.

background image

21

Strzał w plecy

Z  Borsellinem   spotkałem   się  ponownie  16  i  17  lipca  1992  roku.  W  poprzednich  dniach,  po
rozm owach  z  inny m i  świadkam i  koronny m i,  którzy   –  j ak  j a  –  przeby wali  w  siedzibie  DIA,
opracowałem   strategię  działania.  Każdy   z  nas  m usiał  stawić  czoło  swy m   słabościom ,  lękowi
przed śm iercią. Pom im o obaw łączy ła nas pewność, że na dobre skończy liśm y  z przeszłością. Ale
konieczny   by ł  wspólny   front,  j eśli  chcieliśm y   m y śleć  o  spokoj nej   przy szłości.  Na  m afij ne
groźby   nie  m ogliśm y   odpowiedzieć  strzałam i;  j edy ną  bronią  pozostawały   słowa.  Trzeba  by ło
przerwać zm owę m ilczenia, aby  doprowadzić j ak naj szy bciej  do aresztowań.

Z tego powodu w trakcie owy ch dwóch dni opowiedziałem  ze szczegółam i Borsellinowi przede

wszy stkim  o wewnętrzny ch sprawach m afii. Stwierdziłem , że powiązania z polity ką i prokuraturą
zrelacj onuj ę  w  drugiej   kolej ności.  Nie  m ogłem   wiedzieć,  że  owo  „w  drugiej   kolej ności”  nigdy
nie nastąpi.

Długie  godziny   przesłuchania  przerwało  niepokoj ące  zaj ście.  W  czasie  j ednej   z  przerw

wy szedłem   na  kory tarz,  gdzie  usły szałem   nagle  podniesiony   głos  Borsellina.  Krzy czał
rozwścieczony : „Oszaleli! Po prostu oszaleli!”. Nie um iem  powiedzieć na sto procent, kogo m iał
na m y śli, ale j ego wzburzenie wskazy wało, że chodzi o ważną, i to raczej  niepry watną, sprawę.
Przy puszczam  też, że nie odnosił się do zachowania któregoś z m afiosów, bo wtedy  nie straciłby
panowania  nad  sobą.  Naj prawdopodobniej   kom entował  decy zj ę  swy ch  przełożony ch,  którzy   –
 choć państwo zwy ciężało w kolej ny ch bataliach – postanowili podać m afii pom ocną dłoń.

Od  pewnego  czasu  podej rzewaliśm y,  że  ktoś  robi  krecią  robotę.  Zby t  wiele  razy   zeznania

świadków  koronny ch  wy ciekały   na  zewnątrz  albo  by ły   kom pletnie  ignorowane  i  traktowane
z  przy m rużeniem   oka.  Naj głośniej szy   prawdopodobnie  przy padek,  m aj ący   m iej sce  kilka  lat
później , doty czy ł Luigiego Ilarda.

Pewnego  dnia  (współpracowałem   z  policj ą  j uż  od  dłuższego  czasu)  przy szedł  do  m nie  De

Gennaro, ówczesny  szef DIA, i spy tał, czy  znam  Luigiego „Gino” Ilarda. Spotkałem  go w 1984
roku  w  Favignana  i  pam iętam ,  że  obaj   ostro  skry ty kowaliśm y   m etody,  j akie  stosował  Riina,
w walce z rodzinam i sy cy lij skich m afiosów, którzy  go nie popierali. Odpowiedziałem  więc, że to
wpły wowa i j ednocześnie godna zaufania osoba.

W 1995 roku Ilardo wskazał pułkownikowi karabinierów Michele Ricciowi, kry j ówkę Bernardo

Provenzana. Z niezrozum iały ch przy czy n karabinierzy  nie wy korzy stali inform acj i, skazuj ąc ty m
sam y m   Ilarda  na  śm ierć:  zastrzelono  go  w  m aj u  1996  roku  tuż  pod  dom em .  Kilka  ty godni
wcześniej  podpisał oświadczenie o podj ęciu współpracy  z wy m iarem  sprawiedliwości.

W  ty m   okresie,  zam iast  skupić  się  na  Provenzano,  policj a  aresztowała  j ego  przy j aciela

Michele Aiella, przedsiębiorcę z Bagherii. Dzięki liczny m  kontaktom  w służbie zdrowia biznesm en
szy bko  wy szedł  na  wolność;  znaj om i  doktorzy   podarowali  m u  w  2012  roku  prezent  w  form ie
orzeczenia lekarskiego, wedle którego cierpiał na fawizm . Nie m ógł więc spoży wać więzienny ch
posiłków! Nie wiadom o, czy  śm iać się, czy  płakać.

Kolej ny   skandal  doty czy ł  Balduccio  Di  Maggia,  który   swy m i  zeznaniam i  um ożliwił  policj i

wy tropienie  Riiny   i  wy danie  nakazu  aresztowania.  Jeszcze  przed  zatrzy m aniem   śledczy   z  DIA
wiedzieli,  że  Brusca  poszukuj e  Di  Maggia.  Sędzia  Gratteri  i  j ego  współpracownicy   stwierdzili

background image

zatem ,  że  j eśli  Balduccio  trafi  za  kratki,  zacznie  sy pać  i  um ożliwi  uj ęcie  Giovanniego  Brusca,
który  ty m czasem  uciekł na północ Włoch, zostawiaj ąc żonę i dzieci.

Fakty   przerosły   ich  oczekiwania.  Di  Maggio  został  aresztowany   8  sty cznia  1993  roku

i  naty chm iast  zdecy dował  się  na  współpracę,  wskazuj ąc  kry j ówkę  Riiny.  Ty dzień  później ,  15
sty cznia, Totò trafił za kratki.

Ale  nie  ty lko  DIA  m iała  chrapkę  na  Riinę.  Także  ROS  z  Palerm o,  w  potaj em ny m

porozum ieniu  z  Ciancim ino  i  Provenzano,  deptał  m u  po  piętach.  I  fakty cznie  to  karabinierzy
z  ROS  dokonali  aresztowania.  Szkoda  ty lko,  że  nie  przeszukali  kry j ówki  bossa,  czy li  j ego  dom u
przy   via  Bernini.  Aż  trudno  w  to  uwierzy ć.  Za  każdy m   razem ,  gdy   policj a  lub  karabinierzy
zakładali m i kaj danki, dokładnie przeczesy wali cały  dom . Z założenia i dla zasady.

Możliwe, że przeszukali posiadłość na własną rękę i po kry j om u, aby  zabrać zawartość sej fów.

Znaj dowały  się tam  inform acj e ważniej sze nawet od zapisków w czerwony m  notesie Borsellina:
wszy stkie  raporty   oraz  listy   kontaktów  cosa  nostry   z  polity kam i  szczebla  lokalnego  i  kraj owego.
Naj wy raźniej   Provenzano  poszedł  na  układ  z  ROS  i  zdradził  Riinę,  a  karabinierzy   postanowili
dokonać aresztowania, ale ukry ć ważne dokum enty  dla ochrony  interesów kacy ków powiązany ch
z bossem .

Wiadom o z pewnością, że dom  nie został oficj alnie przeszukany, co dało też m afiosom  czas na

zniszczenie  dowodów  przestępstw.  Zdołali  nawet  pom alować  ściany,  aby   zatrzeć  wszelkie  ślady.
Kiedy  w końcu karabinierzy  zdecy dowali się rzucić okiem  na lokum  Riiny, nic tam  nie znaleźli.

Jest  m ało  prawdopodobne,  żeby   Provenzano  nie  m aczał  w  ty m   wszy stkim   palców.

Potwierdziły   to  również  później sze  zaj ścia,  związane  z  j ego  aresztowaniem   kilka  lat  później .
Oglądaj ąc film  z zatrzy m ania, zauważy łem  pewien szczegół, który  ty lko m ężczy zna honoru by ł
w  stanie  wy łapać.  Provenzano  m iał  na  sobie  policy j ną  kurtkę.  Loj alny   m afioso  wolałby   dostać
obustronnego zapalenia płuc, niż j ą na siebie włoży ć. Dlatego też, gdy  trafił do więzienia w Terni,
sy n Riiny, Giovanni, wy krzy knął m u w twarz: „Przy wieźli nam  glinę”!

Borsellino zginął przed ty m i wy padkam i, ale j uż tam tego dnia, kiedy  usły szałem  j ego okrzy k,

stwierdziłem ,  że  odkry ł  j akieś  grube  m achloj ki.  „Potracili  rozum ”  –  stwierdził  zniesm aczony.
Zrozum iał,  że  nie  m oże  nikom u  ufać,  nawet  przełożony m .  By ł  to  okres  pertraktacj i  z  państwem
oraz  sły nnej   listy   Riiny,  który   obiecy wał  zakończy ć  krwawą  j atkę  w  zam ian  za  naj droższy
każdem u m afiosowi „dar”: wy kreślenie z kodeksu kategorii m afij nej  działalności oraz likwidacj ę
więzień o zaostrzony m  ry gorze. W prakty ce oznaczało to zrezy gnowanie ze wszy stkich osiągnięć
sztabu  anty m afij nego  i  powrót  do  czasów  przed  Chinnicim :  pięciogwiazdkowe  cele,  swoboda
działania i – przede wszy stkim  – brak ochrony  dla świadków koronny ch.

W  przeszłości  m afia  rzadko  dokony wała  rzezi  na  ulicach,  wolała  uderzać  w  poj edy nczy   cel.

Jednak  z  czasem   rozwinęła  nową  strategię,  której   zwieńczeniem   stała  się  fala  zam achów  we
Florencj i,  Rzy m ie  i  Mediolanie,  wiosną  i  latem   1993  roku.  Ofiaram i  ataków  w  m iej scach
sy m boliczny ch dla historii i kultury  Włoch stali się pechowi przechodnie, niewinni oby watele. Ten
okrutny  środek m iał osłabić państwo i zm usić j e do kom prom isu.

Proces  rozpoczął  się  j uż  kilka  lat  wcześniej ,  ale  dopiero  sędzia  Pier  Luigi  Vigna  przej rzał  na

oczy   i  w  1986  roku  skazał  za  zam ach  z  uży ciem   m ateriałów  wy buchowy ch  i  m asowe
m orderstwo Pippo Calò oraz j ego ludzi; chodziło o wy sadzenie w 1984 roku pociągu pospiesznego
nr  904.  Zginęło  wówczas  siedem naście  osób.  Masakra  niebezpiecznie  przy pom inała  sły nną
tragedię  sprzed  dziesięciu  lat,  czy li  podłożenie  bom by   na  trasie  przej azdu  pociągu  „Italicus”,  do
której  przy znała się organizacj a neofaszy stowska Ordine Nero. Teorety cznie nie istniały  dowody
przeciwko członkom  cosa nostry, ale Vigna przej rzał ich grę. Calò specj alnie postanowił odej ść od

background image

standardowy ch  akcj i  m afii,  sy m uluj ąc  atak  terrory sty czny,  aby   zm y lić  śledczy ch  i  odwrócić
uwagę wy m iaru sprawiedliwości oraz opinii publicznej  od dochodzeń przeciwko m afii. Niestety,
w krótkim  czasie także inni bossowie poszli w j ego ślady.

background image

22

Niebezpieczne relacje

Kolej nem u przesłuchaniu poddano m nie 18 lipca. Ty m  razem  bez Borsellina, ale nikt z obecny ch
wówczas w siedzibie DIA nie przy puszczał, że to ostatni dzień j ego ży cia.

Nazaj utrz  wieczorem   (by ła  to  niedziela),  właśnie  szedłem   się  położy ć  na  poddaszu  dom u,

w  który m   m ieszkałem   wraz  z  policj antam i  z  ochrony,  kiedy   usły szałem ,  j ak  m ówią  o  duży m
wy buchu przy  via D’Am elio.

– Zabili też Borsellina? – spy tałem .

– Nie m am y  potwierdzenia co do j ego śm ierci – odparli.

Dobrze  znałem   m afię;  zam ach  tego  rodzaj u,  przeprowadzony   w  wielkim   sty lu,  nie  m ógł

skończy ć się bez ofiar. Czułem , że zdołali go zabić. Znów zostałem  sam .

Wszy stko m u opowiedziałem , pokładałem  w nim  całą nadziej ę. Czułem , że połączy ła nas nić

porozum ienia.  Łączy ła  nas  czy sta  relacj a.  Świat  by ł  przepełniony   brudny m i  powiązaniam i
m iędzy   przedstawicielam i  prawa  a  m ężczy znam i  honoru.  Wy starczy   pom y śleć  o  grupowy ch
zdj ęciach notabli, duchowny ch i m afiosów! Z drugiej  strony  kto, według was, sponsoruj e lokalne
obchody  i parafialne odpusty ?

Czy sty ch  relacj i  by ło  niewiele,  także  dlatego,  że  każda  próba  zbliżenia  się  uczciwego

m ężczy zny  honoru do równie uczciwego przedstawiciela wy m iaru sprawiedliwości kończy ła się
fiaskiem .  Przy chodzi  m i  na  m y śl  gruba  ry ba,  j ak  Giuseppe  Di  Cristina,  m afioso,  sy n  i  wnuk
m afiosów.  Jego  oj ciec  rządził  w  Riesi,  a  brat  został  nawet  wy brany   na  burm istrza  z  ram ienia
Partii Dem okraty czno-Chrześcij ańskiej .

Kiedy   pod  koniec  lat  70.  poczuł,  że  Riina  zastawia  na  niego  pułapkę,  nie  uwierzy ł  inny m

m ężczy znom   honoru,  j ak  Di  Maggio,  Badalam enti  czy   Riccobono,  którzy   starali  się
zbagatelizować j ego obawy, radzili zachować spokój  i zapewniali, że wszy stko j akoś się rozwiąże.
Di Cristina nie ufał j uż nikom u i udał się do kapitana karabinierów w Gela, Alfio Pettinata, który
w  listopadzie  1977  roku  cudem   ocalał  z  zam achu.  Ostrzegł  go  przed  niebezpieczeństwem ,  j akie
stanowił Riina, i w zam ian za ochronę zaoferował przekazanie inform acj i na tem at Provenzana,
Bagarelli, Liggia i sam ego Riiny. Ale j ego starania spełzły  na niczy m . Dlaczego? Nie m a co do
tego pewności. Może Pettinato nie budził zaufania wierchuszki wy m iaru sprawiedliwości, a m oże
cosa nostra, dzięki swoim  inform atorom , dowiedziała się o wszy stkim  i uniem ożliwiła „wy m ianę”.

Di Cristina zginął kilka m iesięcy  później , w m aj u 1978 roku.

Nawet  po  zej ściu  ze  sceny   Riiny   niewiele  się  zm ieniło,  bo  j ego  zięć,  Leoluca  Bagarella,

przej ął po nim  nie ty lko schedę, ale i sposób działania.

Poznałem   Bagarellę  w  więzieniu.  Początkowo  Riina  nie  przepadał  za  swy m   zięciem   i  wolał

zdecy dowanie Calogera, drugiego brata swej  żony  Ninetty, który  zginął w 1969 roku, w m asakrze
przy   viale  Lazio.  Z  drugiej   strony   trudno  m u  się  dziwić.  Calogero  by ł  nadzwy czaj
sy m paty czny m  człowiekiem . Pam iętam , j ak w knaj pie niechcący  ochlapałem  go sosem . Miał na
sobie elegancką, błękitną koszulę, którą poplam iłem , kroj ąc m ięso na talerzu. Nie wiedziałem , j ak
się  zachować.  By ł  grubą  szy chą,  bałem   się,  że  potraktuj e  to  j ako  przej aw  braku  szacunku
i zacząłem  go przepraszać ze wszy stkich sił.

background image

– Nie wy głupiaj  się, Gaspare – odparł spokoj nie. – Nic się nie stało.

Wiele osób na j ego szczeblu dostawało piany  na ustach z bardziej  błahy ch powodów.

Leoluca  konty nuował  strategię  terroru  swego  poprzednika,  więc  Provenzano  i  j ego  ludzie

postanowili się go pozby ć. Dowiedziałem  się o ty m , gdy  śledczy  z DIA poprosili m nie o pom oc
w  rozgry zieniu  nagrany ch  rozm ów  telefoniczny ch.  Często  toczy ły   się  one  w  dialekcie
sy cy lij skim ,  poza  ty m   m ogłem   rozpoznać  po  głosie  tożsam ość  rozm ówców.  Provenzano  by ł
bezlitosny m   m ordercą  i  kiedy   sprzedał  Riinę  karabinierom   z  ROS,  nie  uczy nił  tego  –  j ak  pisali
niektórzy   –  bo  chciał  powrotu  do  władzy   „um iarkowanego  odłam u”  m afii.  Zależało  m u  ty lko
i wy łącznie na usunięciu szaleńca i to sam o postanowił zrobić z Bagarellą.

Provenzano  czuł  się  chroniony   przez  państwo  i  trudno  m u  się  dziwić,  j eśli  wziąć  pod  uwagę

chociażby   los  nieszczęsnego  Ilarda,  który   starał  się  ze  wszy stkich  sił  oddać  go  w  ręce
sprawiedliwości. Aresztowanie Riiny  wstrząsnęło posadam i m afii, ale cosa nostra nie wiąże swej
przy szłości  z  j edny m   ty lko  człowiekiem .  I  gdy   j ego  rozdział  się  zam knął,  nadeszła  kolej   na
Bagarellę,  a  zaraz  potem   na  Provenzana,  który   szy bko  zaj ął  m iej sce  Totò  i  zebrał  owoce  j ego
pertraktacj i  z  przedstawicielam i  włoskiego  państwa.  Z  drugiej   strony   efekty   owy ch  negocj acj i,
podj ęty ch  w  chwili  pustki  wy wołanej   skandalem   korupcy j ny m   „Tangentopoli”,  skwapliwie
wy korzy stało też nowe ugrupowanie polity czne, które zaczy nało dochodzić do głosu, by  w krótkim
czasie z wielkim  hukiem  wstąpić na polity czną scenę Włoch – Forza Italia.

Członkowie  partii  Berlusconiego  ty lko  pozornie  uosabiali  powiew  „nowego”.  Nie  ty lko  na

Sy cy lii.  Różnicę  –  w  stosunku  do  poprzedników  –  stanowiła  wy łącznie  nazwa.  Zm ieniaj ący   co
roku skórę wąż nie przestaj e by ć wężem .

background image

23

Gra w prawdę

Po śm ierci Borsellina zacząłem  j eszcze ściślej  współpracować z policj ą. Od dawna wiedziałem ,
że  główny   problem   stanowi  wy ciek  inform acj i.  W  protokole  z  4  sierpnia  1992  roku  nakazałem
zapisać,  że  inform acj e  przekazy wane  przez  świadków  koronny ch  z  łatwością  docieraj ą  do  uszu
m afiosów.  A  to  oznaczało  nie  ty lko  ry zy ko  dla  zeznaj ącego,  ale  ograniczało  pole  działania
organów ścigania, ponieważ m afiosi zy skiwali czas, by  zm ienić plany  lub zniszczy ć dowody.

W  1993  roku,  przesłuchuj ąc  nagrane  rozm owy   razem   ze  śledczy m i  z  DIA,  odkry liśm y,  że

Antonino  Gioè  i  Gioacchino  La  Barbera,  z  gangu  Altofonte,  organizuj ą  akcj ę  przed  budy nkiem
sądu.  Krótko  m ówiąc  strzelaninę,  w  której   naj prawdopodobniej   m ieli  zginąć  liczni  sędziowie
i policj anci. Należało naty chm iast podj ąć stosowne kroki, ale j akie? Przesłuchuj ąc po raz kolej ny
taśm ę, przy szedł m i do głowy  pewien pom y sł.

Zorientowałem  się, że obaj  nadaj ą na Bagarellę. Narzekali, że ciągle się czepia, że odgry wa

„Duce”. Ich niezadowolenie – oczy wiście um iej ętnie wy korzy stane – m ogło się obrócić na naszą
korzy ść. Zaproponowałem  skontaktowanie się z La Barberą i Gioè oraz poinform owanie, że DIA
zna  ich  opinię  na  tem at  Bagarelli  i  że  nagrane  rozm owy   zostaną  uj awnione,  j eżeli  obaj   nie
podej m ą współpracy  z policj ą. Przy ciśnięty  do m uru La Barbera wy raził zgodę, natom iast Gioè
popełnił  w  więzieniu  sam obój stwo,  wieszaj ąc  się  na  kratach  przy   uży ciu  sznurówek  do  butów.
Wstrzy m ał oddech i zacisnął kilkanaście supłów wokół gardła. Kiedy  zaczy na ci brakować tchu,
nie j esteś w stanie opanować im pulsu nakazuj ącego rozwiązanie sznura. Im  więcej  supłów, ty m
m niej sze prawdopodobieństwo, że insty nkt sam ozachowawczy  wy gra.

Postawiłem   sobie  za  cel  nakłonienie  do  współpracy   j ak  naj więcej   m afiosów,  a  żeby   tego

dokonać,  m usiałem   wszy stkich  zapewnić,  że  m am   zaufanie  do  ochrony   zapewnionej   m i  przez
państwo  i  wierzę  w  uczciwość  zam iarów  DIA.  Dlatego  też  zgodziłem   się  wziąć  na  siebie  dwa
zabój stwa, który ch w żaden sposób nie m ogłem  popełnić, bo w ty m  czasie odsiady wałem  wy rok
w  więzieniu.  Także  śledczy   wiedzieli,  że  kłam ię,  ale  by ł  to  naj skuteczniej szy   sposób  na
podniesienie  rangi  m oich  zeznań.  Zwłaszcza  że  oprócz  swoj ego  nazwiska  podałem   też  im iona
prawdziwy ch  zabój ców.  Zostałem   oskarżony   o  składanie  fałszy wy ch  zeznań,  ale  wszy stko
rozeszło się po kościach.

Moj a  m etoda  stanowiła  przełom   w  stosunku  do  postawy,  j aką  reprezentowali  „history czni”

świadkowie  koronni:  Buscetta,  Contorno,  Mannoia.  Oni  przedstawiali  siebie  j ako  dobry ch  ludzi,
którzy   przy padkiem   zeszli  na  złą  drogę,  natom iast  pozostały ch  m afiosów  j ako  zły ch
niegodziwców.  Ja  postępowałem   odwrotnie:  nie  ograniczałem   się  do  m ówienia,  że  j estem   zły.
„Jestem   bardzo  zły m   człowiekiem ”  –  stwierdzałem .  Do  dwudziestu  dwóch  zabój stw,  które
fakty cznie popełniłem , dodałem  j eszcze kilka. I podkreślałem  na każdy m  kroku, że ci, co chodzą
na wolności, są j eszcze gorsi ode m nie.

Osiągnąłem   taki  m om ent  w  ży ciu,  że  nie  zależało  m i  j uż  na  dobrej   opinii,  ale  na  zebraniu

licznego  zespołu  świadków  koronny ch,  tak  aby śm y   razem   stworzy li  wspólny   front.  Musieliśm y
unikać  wzaj em nego  obalania  czy   dy skredy towania  zeznań,  bo  w  ten  sposób  ty lko
utrudnialiby śm y   dochodzenie,  nie  m ówiąc  o  wy stawieniu  na  niebezpieczeństwo  naszego  ży cia
oraz ży cia naszy ch rodzin.

background image

Przede  wszy stkim   należało  uderzy ć  w  m afij ny   sy stem   na  północy   Włoch,  czy li  wszy stkie

grube  ry by,  które  od  dłuższego  czasu  oficj alnie  m ieszkały   bądź  potaj em nie  działały   z  dala  od
Palerm o,  często  ukry waj ąc  się  przed  policj ą.  Przy świecał  im   j eden  cel:  organizowanie  ataków
terrory sty czny ch,  odwrócenie  uwagi  od  walki  z  m afią,  łącznie  z  m asakram i  j ak  ta,  która  m iała
m iej sce w 1993 roku przy  via dei Georgofili we Florencj i czy  na via Palestro w Mediolanie. Choć
w  tam ty m   czasie  by łem   j uż  poza  grą,  bez  trudu  przej rzałem   perfidny   plan.  Jeszcze  w  czasach
przy gotowań  do  zabój stwa  Salvo  Lim y   m y śleliśm y   o  przeprowadzeniu  szeregu  głośny ch
zam achów. Ktoś zaproponował nawet spowodowanie katastrofy  lotniczej  w Mediolanie.

Dzięki m oim  zeznaniom  niektórzy  winni zostali aresztowani i podj ęli współpracę z wy m iarem

sprawiedliwości:  Francesco  „Ciccio”  Onorato,  Salvatore  Cucuzza  czy   Francesco  Di  Carlo.
Oczy wiście nie zawsze by ło to wy nikiem  doj rzałej  i przem y ślanej  decy zj i. Niekiedy  m afiosi by li
„skłaniani” do podj ęcia tego kroku.

Na  przy kład  Di  Carlo  poszedł  na  współpracę  z  pewnością  dzięki  m oim   działaniom .  W  1996

roku kończy ł odsiady wanie wy roku i przy gotowy wał się do wy j ścia na wolność. Nie wiedział, że
w  następstwie  m oich  zeznań  oskarżono  go  o  kolej ne  przestępstwo:  oświadczy łem ,  że  kilka  lat
wcześniej ,  wraz  z  księciem   Alessandro  Vanni  Calvello  di  San  Vincenzem ,  zapłacił  m i  trzy sta
ty sięcy  dolarów za partię heroiny. Dopiero ta wiadom ość skłoniła go do współpracy.

To by ł m ój  as w rękawie: albo współpraca, albo odsiadka. Prawie na każdego to działało, choć

nie ukry wam , że czasam i odbij ało m i się to czkawką. Z drugiej  strony  istniało ry zy ko, że „co za
dużo, to niezdrowo” i że DIA będzie m ieć do czy nienia z nieprzy gotowany m i świadkam i.

Niektórzy  j ednak nawet za kratkam i zachowali m ilczenie, j ak Mangano czy  Filippo i Giuseppe

Graviano.  Może  bracia  Graviano  są  na  ty le  m łodzi,  że  liczą  j eszcze  na  wcześniej sze  wy j ście.
I  m aj ą  zby t  wiele  interesów  do  zabezpieczenia  oraz  kontaktów  do  ukry cia.  Natom iast  Mangano
zm arł na raka w 2000 roku, odby waj ąc areszt dom owy. Pokój  j ego czarnej  duszy.

background image

24

Urodziliśmy się razem z DIA

W j akim ś sensie DIA urodziła się razem  ze m ną. Dobrze pam iętam  j ej  siedzibę w Rzy m ie, na via
Carlo  Fea,  ulicy   poprzecznej   do  via  Nom entana.  By ł  to  spory   dom ,  w  który m   na  początku
m ieszkaliśm y   wszy scy   na  kupie.  Wspaniałe  doświadczenie,  m ożliwe  że  zawdzięczam   j e
Falconem u.  Ży łem   tam ,  pod  ochroną,  od  m om entu  odej ścia  z  m afii.  Nie  m ogłem   wrócić  do
więzienia, ponieważ decy zj a o współpracy  stała się oficj alna. Zabiliby  m nie w j ednej  chwili.

Później  zwolniła się większa posesj a na piazza Priscilla. De Gennaro zdołał uzy skać zgodę na

przeniesienia  tam   siedziby   Anty m afij nej   Dy rekcj i  Śledczej .  De  Gennaro,  który   w  ty m   czasie
otrzy m y wał  nieustanne  pogróżki,  nakazał  wy gospodarować  w  pusty m   skrzy dle  budy nku  dwa
pokoj e ze specj alny m i wzm ocnieniam i, j eden dla siebie i drugi dla m nie.

Doskonale pam iętam  tam te dni, czerwony  pokój , w który m  zbierali się szefowie karabinierów

i policj i, aby  om ówić sprawy, oraz przeświadczenie, że staliśm y  się świadkam i wielkich zm ian.

Wtedy   też,  m oże  dlatego  że  powoli  zaczy nałem   odzy skiwać  spokój   ducha,  wróciłem   do

m alowania.  Pasj ę  odkry łem   w  więzieniu,  kiedy   dzieliłem   celę  z  Liggiem .  Ja  m alowałem ,
a  Liggio  podpisy wał  płótna:  j ego  nazwisko  m iało  wy ższą  wartość.  Stworzy łem   wiele  obrazów,
a  że  lokum   przy   piazza  Priscilla  by ło  puste  i  sm ętne,  zapy tałem   De  Gennara,  czy   m i  pozwoli
zawiesić obrazy  w czerwonej  sali. Dodałem , że ściany  tam  są zupełnie gołe.

I tak uzy skałem  zezwolenie.

Między   ludźm i  ży j ący m i  razem   w  zam knięciu,  targany m i  każdego  dnia  lękiem   o  własne

ży cie, różnice się zacieraj ą. Nie m a j uż strażników, nie m a j uż złodziei. Przy zwy czaiłem  się do tej
atm osfery,  do  tam tego  ży cia.  Przeby wanie  w  siedzibie  DIA  stało  się  dla  m nie  norm ą.  Jako
eksm afioso  nie  m ogłem   liczy ć  na  lepsze  m iej sce  poby tu.  Ale  i  j a  j estem   człowiekiem   z  krwi
i kości, więc kiedy  De Gennaro i Gratteri powiedzieli m i, że m ogę spędzić weekend z rodziną, nie
posiadałem  się z radości. Skoro więźniowie m aj ą coty godniowe widzenie z naj bliższy m i, dlaczego
odm ówić tego świadkom  koronny m ?

Żona i dzieci nie m ieszkały  j uż w Torre San Lorenzo. Jakiś czas wcześniej  przeprowadzili się do

Rzy m u. Nareszcie m ogłem  spędzić sobotę i niedzielę w ich nowy m  m ieszkaniu. Ale nie wszy stko
upły nęło w spokoj nej  atm osferze, j ak to sobie wy m arzy łem .

Pierwszego wieczoru, gdy  siedzieliśm y  w dom u, usły szałem  pukanie do drzwi.

– Kto tam ? – spy tałem .

– Policj a – usły szałem  odpowiedź.

Kto  by   w  to  uwierzy ł?  W  Palerm o  wiele  osób  zginęło  z  rąk  zabój ców  przebrany ch  za

karabinierów i policj antów. Otwierałeś drzwi, a oni oddawali strzały.

Wy j rzałem   przez  okno  balkonowe  i  zauważy łem   na  ulicy   radiowóz.  Jednak  nie  opuszczały

m nie  wątpliwości.  Co  robić?  Zebrałem   się  na  odwagę  i  otworzy łem .  Policj anci  spostrzegli,  że
cały  się trzęsę. Powiedzieli, że m ogę spać spokoj nie, że wszy stko j est pod kontrolą.

– No dobrze, ale kto wam  powiedział, że tu j estem ? – spy tałem .

Nie udzielili odpowiedzi, rozej rzeli się i wy szli.

background image

Oprócz  tego  poj edy nczego  epizodu  nic  nieprzewidzianego  się  nie  wy darzy ło.  W  sobotę

wieczorem  policj a odwoziła m nie do rodziny  i przy j eżdżała po m nie w niedzielę. Wiedzieli, że nie
ucieknę. Bo niby  gdzie i po co? Po pewną śm ierć?

W  Torre  San  Lorenzo  kontrola  by ła  bardziej   restry kcy j na.  Zawsze  towarzy szy ł  m i  strażnik,

który   zostawał  w  dom u,  w  przy gotowany m   specj alnie  dla  niego  pokoj u.  Gratteri  i  De  Gennaro
traktowali  m nie  godnie.  Nie  zapom inali  o  m oich  przewinieniach,  ale  zdawali  sobie  sprawę,  j ak
trudny  j est to dla m nie okres i rozum ieli trudności związane z decy zj ą o odej ściu z m afii.

Któregoś dnia śledczy  podsłuchali rozm owę doty czącą planu zabicia świadka koronnego. Nie

padły   żadne  nazwiska,  ale  ewidentnie  m y ślano  o  m nie.  Rozm owę  nagrano  w  weekend,  kiedy
spędzałem  czas z rodziną.

Naty chm iast  przy j echali  po  m nie  i  zapy tali,  czy   znam   niej akiego  Carm elo  Milonego.

Wiedziałem ,  o  kogo  chodzi.  Przeby wał  w  więzienny m   szpitalu  psy chiatry czny m   w  Barcellona
Pozzo di Gotto, który  dla m afiosów by ł niczy m  pięciogwiazdkowy  hotel. I to on rozm awiał przez
telefon.

Gliniarze otoczy li ulicę, j ak na film ie kry m inalny m  i naty chm iast zawieźli m nie wraz z rodziną

w  bezpieczne  m iej sce,  do  pensj onatu.  Żona  by ła  załam ana.  Przez  krótką  chwilę  odniosła
wrażenie,  że  zaczy na  wieść  norm alne  ży cie,  czy żby   znowu  m iała  zaczy nać  wszy stko  od
początku?

Na  szczęście  się  m y liła.  Po  kilku  dniach  zagrożenie  okazało  się  bezpodstawne  i  wszy stko

wróciło  do  norm y.  Poczułem   przy pły w  sił  i  energii,  by   stawić  czoło  wszelkim   trudnościom ,
dostosować  się  do  każdej   sy tuacj i.  Nawet  j akby m   m usiał  chować  się  pod  ziem ią.  Skończy łem
z m afią. By łem  gotowy  na wszy stko.

Ty lko przy  j ednej  okazj i wy raziłem  sprzeciw. Stało się to w Am ery ce, gdzie m iałem  zeznawać

przeciwko  Johnowi  Gam binowi.  Um ieszczono  m nie  wtedy   w  kry j ówce  pod  ziem ią,  pom powali
świeże  powietrze  przez  nawiewy,  bo  się  bali,  że  rodzina  Gam bino,  m aj ąca  szerokie  kontakty   na
Sy cy lii, w końcu m nie dopadnie. Zadzwoniłem  do De Gennara i powiedziałem  bez ogródek:

– Nie boj ę się Salvatore Riiny, a m am  drżeć przed bandą am ery kańskich krety nów? Albo m nie

przeniesiecie, albo nic więcej  nie powiem  i wy j eżdżam .

Przewieźli  m nie  do  m iasteczka  m arines.  Po  powrocie  do  Włoch  odzy skałem   wigor.

W  siedzibie  DIA  czułem   się  j ak  w  dom u.  Miałem   swój   pokój ,  dokum enty,  nad  który m i
pracowałem ,  m ałe  archiwum ,  z  którego  m ogłem   korzy stać,  przy gotowuj ąc  zeznania.  Tak
wy glądało m oj e ży cie, a skoro chodziłem  j eszcze po ziem i, aby  m óc wy j awić prawdę, zależało
m i na poznaniu wszy stkich kulis spraw, w które by łem  zaangażowany.

Wielu  gadało  dla  sam ego  gadania.  Niektórzy   chcieli  zm y lić  tropy,  inni  liczy li  na  złagodzenie

wy roków lub specj alne traktowanie, choć nie m ieli nic do zaoferowania.

Jak chociażby  Vincenzo Scarantino, krety n, który  przy znał się do uczestnictwa w m asakrze na

via D’Am elio, nie znaj ąc szczegółów całej  akcj i. Kto go zm usił do m ówienia? Co m u obiecano?
I przede wszy stkim , kogo chronił? Na szczęście w 2008 roku współpracę z policj ą podj ął Gaspare
Spatuzza,  który   m iał  odwagę  zdradzić  niewy godną  prawdę  o  kulisach  zabój stwa  Borsellina  oraz
zam achów we Florencj i, Rzy m ie i Mediolanie. Nie wahał się wskazać polity ków, którzy  pociągali
za  sznurki  w  ty ch  akcj ach  i  oczy wiście  spotkały   go  zewsząd  poniżaj ące  i  bluźniercze  ataki.
Dlaczego? Dlatego, że skończy ł ty lko trzy  klasy  szkoły  podstawowej  i by ł m alarzem  pokoj owy m .
Ty le  że  wszy scy   m afiosi  ledwo  pokończy li  podstawówki;  to  niedouczeni  m alarze,  złote  rączki
i złodziej e. Wszy scy  wy wodzim y  się z nizin.

background image

Wy starczy ł j eden Scarantino, by  zdy skredy tować insty tucj ę świadków koronny ch. Zaczęło się

obrzucanie  błotem   przez  „przy j aciół  przy j aciół”  i  pism aków  zapatrzony ch  w  m afię;  ci  kry ty cy
nie m ogli znieść tego, że państwo włoskie, reprezentowane przez DIA, oferowało nam  skuteczną
ochronę. Woleliby  zobaczy ć, j ak zostawieni sam i sobie padam y  ofiarą żądny ch krwi wrogów.

Ja  też  stałem   się  obiektem   ataków.  Nie  zapom nę  ostry ch  słów  Tiziano  Maiola  czy   Lino

Jannuzziego,  którzy   podnieśli  j azgot,  gdy   ty lko  zacząłem   opowiadać  o  powiązaniach  m iędzy
m afią  a  polity kam i.  Wy toczy li  ciężkie  działa,  ale  m nie  nie  wy straszy li.  Nie  m ogłem   przestać
poruszać tej  kwestii, bo stanowiła klucz do rozwalenia zam ku z kart. Gdy by m  nie podążał uparcie
obraną drogą, j aki sens m iały by  poświęcenia, do który ch zm usiłem  naj bliższą rodzinę?

W ty m  okresie udało m i się spotkać z Buscettą, który  właśnie wrócił z Am ery ki. Pły nęliśm y  na

tej   sam ej   łodzi,  rozum iałem ,  przez  co  przeszedł.  Obaj   podziwialiśm y   Falconego  i  znaleźliśm y
wspólny  j ęzy k.

W  przeciwieństwie  do  m nie  Buscetta  nie  by ł  j ednak  zainteresowany   uj awnieniem   nazwisk

notabli i polity ków. Oznaj m ił:

–  Jeśli  doj dzie  do  rozprawy,  adwokaci  nas  zj edzą.  Wy stępuj esz  w  zby t  wielu  procesach,

nadepnąłeś  na  odcisk  zby t  wielu  osobom .  A  oni  m aj ą  naj lepszy ch  obrońców,  którzy   będą
pracować nad każdy m  przecinkiem . Jak zdołasz to wszy stko zapam iętać?

–  Nie  m artwię  się  na  zapas  wy nikam i  procesów  –  odparłem .  –  Chcę,  żeby   się  w  ogóle

rozpoczęły, a  potem  będę  szukał inny ch  świadków koronny ch,  którzy  potwierdzą  m oj e  zeznania,
a m oże dodadzą też coś od siebie.

Buscetta  m iał  j uż  swoj e  lata,  by ł  starszy   ode  m nie  o  dziesięć  lat,  wiele  przeszedł  i  czuł  się

zm ęczony. W ostatnim  czasie doświadczy ł sporo rozczarowań i tragedii, choć sam  stwierdzał, że
w porównaniu z okresem , kiedy  on podj ął współpracę, wiele się zm ieniło. Jem u m afia wy rżnęła
rodzinę, natom iast ochrona zapewniona w ostatnich latach przez DIA prakty cznie wy elim inowała
to ry zy ko. Po śm ierci Falconego m iało m iej sce wy darzenie, które – w pewny m  sensie – położy ło
kres zabój stwom  świadków koronny ch. Jego główny m  bohaterem  stał się zięć Bagarelli, Giovanni
Marchese, który  postanowił podj ąć współpracę z policj ą. Nie by ł m afiosem  pierwszy m  z brzegu,
a  j ego  decy zj a  m iała  pozy ty wny   wpły w  na  całą  insty tucj ę  świadków  koronny ch.  Dlaczego?
Bagarella swego czasu pełnił funkcj ę capo, tak więc w razie j akiegokolwiek planu zam ordowania
zdraj ców,  to  on  winien  zaj m ować  pierwsze  m iej sce  na  liście,  gdy ż  j ako  boss  m usiał  dawać
przy kład.  Na  szczęście  dla  niego  m afia  straciła  im pet  i  chcąc  zakończy ć  niepotrzebne  konflikty
wewnętrzne, postanowiła zawiesić broń.

Abstrahuj ąc  j ednak  od  tego  pozy ty wnego  epizodu,  świadkowie  koronni  z  m oj ego  pokolenia

czuli się bezpieczni przede wszy stkim  dzięki zaangażowaniu i dokonaniom  pracowników DIA. Nie
m ówiąc o postawie prokuratorów i sędziów z pierwszej  linii oraz działaniom  stowarzy szeń rodzin
ofiar  m afii,  które  rozbudzały   świadom ość  społeczną.  Od  tam ty ch  wy darzeń  nie  m inęło  dużo
czasu,  ale  chy ba  zby t  wiele  osób  j uż  zapom niało  słowa,  j akie  padały   podczas  m ów
prokuratorskich  oraz  w  trakcie  publiczny ch  m anifestacj i  przeciw  cosa  nostrze.  Słowa  ludzi
oburzony ch  faktam i,  gotowy ch  do  walki  i  stawienia  oporu.  By ł  to  bitewny   krzy k,  bo  fakty cznie
toczy ła się walka na śm ierć i ży cie.

Ileż pogrzebów m iało m iej sce w Palerm o. Ile m atek do dziś opłakuj e dzieci, które często nie

m aj ą grobu, gdzie m ogły by  złoży ć kwiaty. Woj na ta przekroczy ła progi dom ów, postawiła oj ców
przeciw  sy nom ,  m ężów  przeciw  żonom .  Zbrukała  naj świętsze  więzy   krwi.  To  sam o  spotkało
i m nie, kiedy  w 1999 roku m ój  brat Giovanni obrócił się przeciwko m nie.

W j edny m  z wy wiadów oświadczy ł, że widział m nie w 1994 roku, j ak rozm awiam  po cichu

background image

z  Buscettą  i  dziennikarką.  Według  niego  (a  ty lko  nas  widział  i  nie  sły szał  ani  słowa  z  naszej
rozm owy )  spiskowaliśm y   w  celu  zaszkodzenia  kilku  polity kom ,  ustalenia  treści  zeznań  i  o  ty m
opowiadaliśm y  właśnie dziennikarce.

Giovanni  naj wy raźniej   działał  pod  dy ktando  j akiegoś  wpły wowego  m afiosa,  co  do  tego  nie

m iałem  wątpliwości, ale kiedy  zobaczy łem  go w popularny m  program ie publicy sty czny m  Porta
a Porta, zacząłem  się zastanawiać, czy  nie stoi za ty m  j eszcze ktoś spoza m afii. Nie m am  na to
dowodów, ale nie j estem  w stanie poj ąć, w j aki sposób Giovanni, biedny, prosty  Sy cy lij czy k, j ak
i j a, niebędący  m ężczy zną honoru, zdołał skupić na sobie tak wiele m edialnej  uwagi.

background image

25

Nie ma odwrotu

Doskonale  pam iętam   słowa,  które  wy powiedział  Saro  Riccobono  w  1973  roku,  w  m om encie
przy j m owania  m nie  do  organizacj i.  „Każdego  zdraj cę  cosa  nostry   czeka  śm ierć,  nawet  j eśli
m iałoby   to  zaj ąć  sto  lat”.  Z  pewnością  świadom ość  ta  nie  wpły wa  na  m nie  koj ąco.  Wiem ,  że
gdzieś na świecie cztery  czy  pięć osób j est gotowy ch m nie zabić i zatrzeć po m nie naj m niej sze
ślady.  I  to  nie  ty le  ze  względu  na  treść  m y ch  zeznać,  ile  dla  sam ej   saty sfakcj i  wy równania
rachunków. „W końcu go m am y ! Udusiliśm y  gościa! Nie um arł we własny m  łóżku!”. Dla nich to
kwestia zasad.

Zabiliby  m nie tą sam ą m etodą, którą posługiwałem  się i j a: rękom a, zaciskaj ący m i sznur na

szy i ofiary. Na szczęście, kiedy  wszy stko idzie gładko, m afia nie m a żadnego interesu w rozgłosie
czy   rozlewie  krwi.  W  dzisiej szy ch  czasach  cosa  nostra  pod  przy wództwem   Matteo  Messiny
Denaro

[26]

  wy rasta  na  gospodarczo-polity czną  potęgę,  odpuszczaj ąc  sobie  m ilitarne  działania.

Messina  Denaro  od  wielu  lat  ukry wa  się  przed  wy m iarem   sprawiedliwości,  a  poszukiwania
m aj ące  doprowadzić  do  j ego  aresztowania  j ak  na  razie  nie  przy niosły   rezultatów.  Co  j akiś  czas
ludzie m nie py taj ą, kiedy  w końcu schwy taj ą nowego capo di tutti capi?

Moj a odpowiedź brzm i zawsze tak sam o: „Kiedy  to będzie wszy stkim  na rękę”.

Mężczy zna honoru j ego kalibru trafia za kratki pod warunkiem , że wy m aga tego sy tuacj a albo

j eśli  nie  dotrzy m ał  um owy,  albo  sam   postanowił  zej ść  ze  sceny.  Posiada  ogrom ną  władzę,
koneksj e  w  środowisku  polity ki  i  finansj ery,  więc  idąc  na  dno,  pociągnąłby   za  sobą  zby t  wielu
notabli.

Okres krwawy ch rozgry wek i przestępstw dawno m inął, ale j eśli o m nie chodzi, dopóki będzie

cieszy ł się wolnością choćby  j eden m afioso pragnący  zaistnieć, dopóty  niebezpieczeństwo będzie
m i towarzy szy ć na każdy m  kroku.

Przed  podj ęciem   decy zj i  o  współpracy   z  wy m iarem   sprawiedliwości  m y ślałem ,  że  będę

m usiał  usunąć  linie  papilarne  kwasem .  Obawa  przed  rozpoznaniem   i  uj awnieniem   tożsam ości
doprowadzała m nie do obłędu. DIA zapewniła nowe dokum enty  oraz nowe dane identy fikacy j ne
m nie i m oj ej  rodzinie, ale niełatwo skreślić przeszłość, o czy m  naj lepiej  świadczą fakty.

W  1995  roku  postanowiłem   podj ąć  uczciwą  pracę,  pierwszą  w  ży ciu.  Po  sprzedaniu

m ieszkania  żony   w  Gavorrano,  dodaniu  rodzinny ch  oszczędności  oraz  przy   m ały m   wsparciu
Kom isj i  Świadków  Koronny ch  zdecy dowałem   się  przej ąć  stołówkę  w  zakładzie  m aszy nowy m
Inail. Codziennie pracowaliśm y  całą rodziną, wy daj ąc posiłki dla cztery stu pracowników. By łem
zadowolony,  m ogąc  pracować  u  boku  naj bliższy ch,  m aj ąc  kontakt  z  nowy m i  osobam i,  które  nie
ży wiły   względem   m nie  zły ch  zam iarów  i  nie  znały   m ej   przeszłości.  Odnosiłem   wrażenie,  że  ta
właśnie norm alność stanowi dla m nie naj lepszą gwarancj ę bezpieczeństwa.

Ale  gdy   ty lko  ruszy ł  sły nny   proces  Andreottiego,  iluzory czna  bańka  spokoj u  pękła.  Jedna

z  gazet  opublikowała  nazwiska  i  zdj ęcia  szesnastu  świadków  koronny ch.  Na  pierwszy m   m iej scu
j a.  Wiadom ość  narobiła  sporo  szum u  i  w  1996  roku  dy rektor  Inail  wraz  z  przedstawicielam i
związków zawodowy ch poinform owali m nie, że rozpoznano m oj ą twarz i że pracownice nie chcą
m ieć ze m ną do czy nienia. Budziłem  strach.

W  pierwszy m   odruchu  wszy stkiem u  zaprzeczy łem   i  pokazałem   nowe  dokum enty.

background image

Zapewniłem ,  że  osoba  na  zdj ęciu  j est  ty lko  do  m nie  podobna.  Dodałem   j ednak,  że  zam kniem y
interes, j eśli pracownice się m nie boj ą.

Dy rekcj a  próbowała  polubownie  rozwiązać  sprawę  i  po  długich  dy skusj ach  pozwoliła  m i

zostać,  ale  liczba  klientów  drasty cznie  spadła,  więc  z  trudem   wiązaliśm y   koniec  z  końcem .
Niektórzy   pracownicy   pozostali  nam   wierni  i  codziennie  zam awiali  posiłki,  ale  j a  nie
przestawałem   się  zastanawiać,  czy   robią  to  ze  względu  na  nasze  kulinarne  um iej ętności,  czy
naj zwy czaj niej  ze strachu.

background image

26

Bez przyszłości

W  1992  roku  m afia  nie  m iała  przed  sobą  przy szłości,  podobnie  j ak  i  nasze  państwo,  ściśle
powiązane  z  um ocnioną  władzą  cosa  nostry.  Wszy stko  dopiero  m iało  się  rozsy pać,  ale  j a
przeczuwałem   początek  końca.  I  z  tego  względu,  a  nie  ze  strachu  przed  śm iercią,  postanowiłem
odej ść z organizacj i.

Mafia, która stała się dla m nie szkołą ży cia, odchodziła do lam usa, w udręce powolnej  agonii.

Za  m oich  czasów  zabij aliśm y,  aby   utrzy m ać  kontrolę  nad  swoim   terenem   i  krążący m i  tam
pieniędzm i. Ale kiedy  Riina stanął na czele corleonesi,  interesy   zeszły   na  drugi  plan,  a  do  głosu
doszła żądza władzy : zaczęliśm y  zabij ać, tworząc połacie spalonej  ziem i. Jednocześnie nasz nowy
capo, który  osiągnął szczy ty  w wy niku zdrady, z każdy m  dniem  coraz bardziej  się obawiał, że i on
padnie ofiarą spisku. I na czele naj ważniej szy ch klanów stawiał ty lko swoich zaufany ch ludzi.

Nie m ogłem  nadal ży ć w cieniu nowej  m afii, m usiałem  odej ść. Ty le że to oznaczało spalenie

m ostów, opuszczenie przy j aciół i pożegnanie się z rodzinny m i stronam i.

Pierwsze m iesiące spędziłem  w Rzy m ie, przy gotowuj ąc się do wy boru ostatecznego m iej sca

zam ieszkania.  Nadszedł  czas,  by   wy j ść  „na  zewnątrz”,  by   zacząć  nowe  i  całkowicie  odm ienne
ży cie.

Dobrze  znałem   Włochy,  i  to  nie  ty lko  pod  względem   kraj owy ch  zakładów  karny ch,  więc

posiadałem  wiedzę um ożliwiaj ącą wy branie bezpiecznego m iasta, w który m  będę m ógł oczy ścić
się  z  dawnego  ży cia.  Ży cia  spędzonego  w  otoczeniu  m ężczy zn  i  kobiet  m afii,  w  zam knięty m
kręgu znaj om ości, znaków, ciszy, aluzj i i j ęzy ka, które poznałem  j eszcze j ako m łody  chłopak. Zby t
długo  ży łem   w  ten  sposób,  aby m   m ógł  w  j ednej   chwili  strząsnąć  z  siebie  całą  przeszłość.
Wpoj ony  kodeks zasad wciąż we m nie tkwił. Wy chowano m nie na żołnierza m afii, a żołnierz m usi
się  słuchać.  Nigdy   nie  by łem   bossem ,  oj cem   chrzestny m ,  nigdy   nie  zabij ałem   dla  własny ch
interesów.  Wy kony wałem   rozkazy   zgodnie  z  wielowiekowy m i  zasadam i  przekazy wany m i
z  pokolenia  na  pokolenie.  Nigdy   nie  py tałem   o  powody ;  żołnierz  nie  wy m aga  od  przełożony ch
wy j aśnień, dlaczego m a odpalić bom bę czy  iść na woj nę.

Po ty ch wszy stkich latach spędzony ch w potrzasku posłuszeństwa obawiałem  się, że nie zdołam

odtruć  organizm u.  Pierwszy m   powodem   by ły   kwestie  finansowe:  m usiałem   zrezy gnować
z łatwego zarobku.

Przez  długi  czas  ży łem   w  luksusie  i  szy bko  się  do  tego  przy zwy czaiłem .  Góra  szm alu,

odj azdowe  im prezy,  sportowe  sam ochody   zm ieniane  dla  kapry su  j ak  rękawiczki.  W  lokalach
dobrze m nie znali; nie m usiałem  nic m ówić, a i tak wszy stko by ło gratis. Realizowałem  włoski sen.
A  cena?  Ciągłe  odsiadki,  ukry wanie  się  przed  policj ą.  Ty le  że  zarówno  w  więzieniu,  j ak  i  na
wolności m afia m nie chroniła. Palerm o należało do nas. A i w inny ch m iastach wiedzieliśm y, j ak
się poruszać; znaliśm y  „znam ienity ch” oby wateli, którzy  nas kry li.

Co teraz? Spaliłem  za sobą m osty, dokonałem  wy boru, który  nie pozwalał wrócić do przeszłości

i uniem ożliwiał pój ście na skróty. Które m iasto będzie naj lepsze, by  rozpocząć nowy  rozdział?

Rzy m   m iał  stanowić  chwilowe  rozwiązanie,  ale  zacząłem   się  zastanawiać,  czy   nie  warto  tu

zostać. Stolica to chaos, a j a właśnie w chaosie czułem  się bezpieczny. Nikt nie znał m ieszkańców
sąsiedniego osiedla, generalnie ludzie się nie znali; w takim  m ieście m ogłem  zatrzeć za sobą ślady,

background image

ży ć niezauważony  przez nikogo. Poza ty m  Rzy m  przy pom inał m i lata m łodości.

Po raz pierwszy  przy j echałem  do stolicy  w 1958 roku. Miałem  osiem naście lat i wy brałem  się

z  Palerm o  na  wakacj e.  W  pociągu  poznałem   dziewczy nę,  tancerkę  o  im ieniu  Gina.  Mieszkała
nieopodal  Bazy liki  Świętego  Pawła.  Po  przy j eździe  przedstawiła  m i  przy j aciółkę,  Rosi,  śliczną
aktoreczkę,  próbuj ącą  swy ch  sił  w  Cinecittà.  Zakręciłem   się  wokół  niej   i  zostaliśm y   parą.  Jej
rodzice, aby  dorobić, wy naj ęli m i pokój  w swy m  m ieszkaniu przy  via Corinto.

Płaciłem   grosze  i  m iałem   zawsze  dziewczy nę  na  wy ciągnięcie  ręki.  Istny   fuks.  Dopóki

któregoś dnia oj ciec Rosi, pracuj ący  j ako śm ieciarz, nie nakry ł nas razem  w łóżku. Dostał szału;
na szczęście m atka i bracia dziewczy ny  stanęli w m oj ej  obronie. Nawet nie pam iętam  dlaczego.
Nie sądzę j ednak, że chodziło o pieniądze.

Wszy stko  rozeszło  się  po  kościach  i  zostałem   u  nich  j eszcze  przez  kilka  m iesięcy,  dopóki

starczy ło  m i  kasy.  A  kiedy   zaczęło  m i  j ej   brakować,  poprosiłem   oj ca  o  pom oc.  Ty le  że  on
zam iast zrobić przekaz pieniężny, wsiadł naty chm iast do pociągu i przy wiózł m nie z powrotem  do
Palerm o.

Z tego okresu, oprócz zadurzenia, pam iętam  głównie kościoły. Mogłem  j e oglądać na okrągło.

Podziwiałem  architekturę i freski.

Stawiałem  j uż pierwsze kroki j ako złodziej aszek, wy świadczałem  przy sługi m afii, ale m ogłem

godzinam i  patrzeć  na  obrazy,  zafascy nowany   przedstawiony m i  postaciam i:  święty m i,
m adonnam i, herosam i. Brakowało m i oby cia i wiedzy, ot m echanik przy uczony  do kradzieży, ale
uwielbiałem   kościoły,  zachodziłem   do  nich,  przesiady wałem   przez  długi  czas,  oglądałem
z  zewnątrz;  napełniały   m nie  spokoj em ,  przy wracały   równowagę  ducha  i  dawały   poczucie
bezpieczeństwa.

Początki ży cia  j ako świadek  koronny  by ły   naprawdę ciężkie.  Choć pod  względem   atm osfery

Rzy m   przy pom inał  Palerm o,  brakowało  m i  kolorów  Sy cy lii,  j ej   cy trusowego  zapachu.
A  tęsknota,  która  m nie  dopadła  w  pierwszy ch  m iesiącach,  z  biegiem   czasu  wcale  nie  zelżała.
Oddałby m   wówczas  wszy stko  za  lody   w  Mondello  o  zachodzie  słońca!  Ale  kto  przej m uj e  się
przy gnębieniem   wielokrotnego  m ordercy ?  Osobom ,  które  nigdy   nie  należały   do  cosa  nostry,
trudno zrozum ieć, ile kosztuj e powrót do norm alności. W m oim  przy padku trudno nawet m ówić
o powrocie, biorąc pod uwagę, że tej  norm alności nigdy  nie zaznałem .

W Rzy m ie opanowała m nie tęsknota połączona ze złością. Zdarzało m i się przeży wać kry zy s

i w ty ch trudny ch do zniesienia m om entach nie przestawałem  zadawać sobie py tania, dlaczego
m usiałem  to wszy stko zrobić. Skreślić dawne ży cie, opuścić krewny ch, Palerm o…

Odczuwałem   też  rozgory czenie,  m y śląc  o  liczny ch  ofiarach,  które  naznaczy ły   m oj ą

przeszłość. Długa lista. Przy j aciele od serca, j ak Salvatore Micalizzi, Antonio Badalam enti, Saro
Riccobono.

Początkowo  z  trudem   orientowałem   się  w  rzy m skich  uliczkach,  brakowało  m i  punktów

odniesienia.  W  Palerm o  wiedziałem ,  że  każde  osiedle,  dzielnica,  ulica,  zaułek  podlegaj ą
capofamiglia,  który   z  kolei  m iał  bezpośrednie  i  pośrednie  powiązania  z  cosa  nostrą.  Rzy m ,
pozbawiony   orientacy j ny ch  wy ty czny ch,  wy m agał  odkry cia.  Nie  m iałem   geograficzny ch  ani
m entalny ch punktów odniesienia. Od zawsze siłą m afiosów, oprócz broni, by ła pam ięć i zdolność
wtapiania się w tłum : stanowiliśm y  integralną część sy cy lij skiego kraj obrazu. Dobrze ukry ci bez
potrzeby  ukry wania się.

Pom ogła m i m alarska pasj a. Dom , niebo, łódka daleko w m orzu; m alowałem  pogodne pej zaże

background image

i czerpałem  z nich spokój . Nie dręczy ły  m nie wy rzuty  sum ienia. Czasam i m y ślałem  o m atkach
i żonach m oich ofiar, tak j ak się m y śli o kobietach poległy ch na froncie żołnierzy. Jedy na różnica,
że j a akurat często j e znałem .

Pom ogło  m i  m alarstwo  i  rodzina.  Choć  w  głębi  ducha  by łem   zawsze  sam ,  zatopiony

w dręczący ch m y ślach. Sam , nawet wtedy, gdy  towarzy szy li m i „aniołowie stróże”.

Pam iętam  dobrze inspektora Cariddiego. Fantasty czny  gość, o posturze kultury sty, należący  do

„klanu  Kalabry j czy ków”  w  dy rekcj i  anty m afij nej .  To  m y   ich  tak  nazy waliśm y.  Kiedy
m usieliśm y  załatwić coś ze służbam i um undurowany m i, większe zaufanie budzili Kalabry j czy cy
niż  palerm ianie.  By liśm y   w  stanie  woj ny   z  Sy cy lij czy kam i,  więc  takie  preferencj e  by ły   dość
oczy wiste.

Na początku poby tu w Rzy m ie spałem  w siedzibie DIA przy  piazza Priscilla. Inspektor Cariddi

chciał, by m  wszędzie chodził z ośm iom a policj antam i ochrony. Lekka przesada. Poszedłem  więc
do De Gennara i powiedziałem , że nie chcę takiej  zgrai wokół siebie.

–  Śledziłem   m oj e  ofiary,  wiele  udusiłem   własny m i  rękom a,  ży łem   w  ukry ciu.  Znam   m afię

i wiem , że kiedy  chce kogoś wy kończy ć, potrafi tego dokonać nawet po wielu latach. Jeżeli będą
chcieli m nie zabić, i tak to zrobią, pom im o ochrony, więc po co chłopaki m aj ą um ierać razem  ze
m ną.

Wtedy  przy dzielili m i ty lko j ednego agenta, Di Francesca.

W razie ataku – oczy wiście, j eśli m asz czas się bronić – j eden człowiek wy starczy, by  ocalić ci

skórę. Szkoda ty lko, że m afia nikom u nie daj e czasu.

background image

Epilog

Kiedy  wracam  m y ślam i do ży cia na Sy cy lii, historii m oj ego pokolenia oraz warunków, w j akich
wy rośliśm y,  stwierdzam ,  że  trudno  by ło  nie  wstąpić  do  m afii;  prakty cznie  by ło  to  niem ożliwe.
I Falcone dobrze o ty m  wiedział.

Rodziny, w który ch się wy chowaliśm y, by ły  powiązane z m afią zby t m ocny m i więzam i. Moi

wuj kowie  należeli  do  gangów,  podobnie  j ak  teść  m oj ej   siostry   i  m ój   szef,  a  w  warsztacie,
w  który m   pracowałem ,  zbierali  się  m afiosi.  By liśm y   dziećm i  drugiej   woj ny   światowej ,
chłopaczkam i zasłuchany m i w opowieści o ty m , j ak Mussolini próbował wy plenić przestępczość
zorganizowaną na naszej  wy spie. Duce nie godził się z m y ślą, że na Sy cy lii klany  są potężniej sze
od  niego,  i  wy powiedział  im   bezlitosną  walkę.  Dy ktatorzy   nie  lubią  dzielić  się  władzą.  Dla
m afiosów dużo lepszy m  ustroj em  j est dem okracj a.

W  m oich  nastoletnich  oczach  m afiosi  różnili  się  od  zwy kły ch  m ieszkańców  dzielnicy.  Ale  po

wielu latach, gdy  stanąłem  naprzeciw Riiny  w sądzie, wy dał m i się podobny  do węża. Dobrze go
znałem , opowiadałem  o nim  sędziom , zanim  doszło do konfrontacj i. Zaznaczy łem , że nie wolno
dać się  zwieść j ego  niewinnem u wy razowi  twarzy. Sprawiał  wrażenie łagodnego  człowieka,  ale
pod  m aską  pokory   kry ło  się  okrucieństwo.  Powtarzałem ,  że  należy   spoj rzeć  m u  prosto  w  oczy,
które wciąż się poruszaj ą, niczy m  u węża. Przez te wszy stkie lata wcale się nie zm ieniły.

W  trakcie  rozprawy   panowała  grobowa  cisza.  Od  dawna  nie  widziałem   m oj ego  dawnego

capo, który  postanowił udawać prostego, biednego robotnika. Kiedy  j ednak oświadczy ł, że zarabia
m iesięcznie  trzy sta  ty sięcy   lirów

[27]

,  wszy scy   wy buchnęli  śm iechem .  Nie  bacząc  na  fakty,

stwierdził butnie,  że j estem   kłam cą i  wy parł się  naszej  znaj om ości.  Zaprzeczanie,  zaprzeczanie,
zaprzeczanie – oto j ego ulubiony  sport. Chy ba ty lko Berlusconi potrafi go w ty m  przebić.

Sędzia wy słuchał naszy ch dwóch wersj i wy darzeń. Powstały  pewne nieścisłości, j eśli chodzi

o  daty   wskazane  przez  Riinę  i  przeze  m nie.  Zauważy łem   więc,  że  w  tam ty m   czasie  nikt  nie
chodził  z  kalendarzem   w  ręku,  ale  Totò  wy korzy sty wał  każdą  okazj ę,  by   zarzucić  m i  kłam stwo.
Z  j ego  słów  wy nikało,  że  nigdy   się  nie  spotkaliśm y   w  więzieniu.  Szkoda  ty lko,  że  policy j ne
rej estry  m ówiły  coś innego.

Wy parł się, że pom agał m i finansowo i że osobiście poszedł do m oj ej  żony  z pieniędzm i, kiedy

odsiady wałem   wy rok.  Wy parł  się  naszego  spotkania  w  warsztacie  Filippo  Marchese,  kiedy
odm ówiłem  zdradzenia Riccobona. Przez cały  czas wszy stkiem u zaprzeczał.

Naskoczy ł  na  m nie,  że  oskarżam   polity ków,  sędziów  i  urzędników  państwowy ch.  Następnie

podniósł  stawkę,  przy pom inaj ąc,  że  to  w  następstwie  m oich  oświadczeń  prokurator  Dom enico
Signorino popełnił sam obój stwo. Sędzia, Gioacchino Agnello, nie dał się j ednak zwieść i nakazał
Riinie ograniczy ć się ty lko do ewentualnego kwestionowania m oich zeznań.

Ogłoszono  przerwę.  Wy łączono  kam ery   i  sędziowie  wy szli  z  sali.  Zostaliśm y   j a  i  Totò,

naprzeciwko siebie, pod baczny m  okiem  karabinierów.

Nikt  nie  przy puszczał,  że  sędzina  Silvana  Saguto,  nie  w  ciem ię  bita,  nakazała  pozostawienie

j ednej  kam ery  włączonej . Doświadczeni prokuratorzy  często uciekaj ą się do różny ch m etod, by
uzy skać dodatkowe inform acj e od niepodej rzewaj ący ch podstępu oskarżony ch. Pułapka zadziała.
Riina zaczął m ówić.

– Gaspare – spy tał – dlaczego nie wrócisz do dawnego ży cia?

background image

– To niem ożliwe – odparłem . – Przy stałem  na współpracę z wy m iarem  sprawiedliwości i nie

podzielam  waszy ch decy zj i: zabij acie kobiety  i dzieci.

–  Jest  j eszcze  czas,  by   wszy stko  naprawić  –  nalegał.  –  Wy starczy,  że  znowu  staniesz  się

Gasparino, którego znałem .

– Nie wrócę do tego, co by ło, przelaliście zby t wiele niewinnej  krwi.

– Zostawiasz dzieciom  niezły  spadek – stwierdził z przekąsem .

– Lepsze to od przy szłości, którą ty  oferuj esz wszy stkim  m afiosom . Skończą w trum nie albo za

kratkam i.

–  Zostawiasz  im   niezły   spadek  –  powtórzy ł,  zam y kaj ąc  tem at.  –  Skończy sz  j ak  Matteo  Lo

Vecchio.

Lo Vecchio, bohater powieści I Beati Paoli, by ł gliniarzem  walczący m  z sektą m ścicieli (Beati

Paoli), karzący ch bogaczy  za znęcanie się nad biedakam i. Książka cieszy ła się dużą popularnością
w naszy ch stronach i obaj  z Riiną dobrze j ą znaliśm y.

– Ty le że zabój ca Lo Vecchio m iał w sobie godność, której  wam  akurat brakuj e.

Sędziowie wrócili na salę, więc zam ilkliśm y. A Saguto od razu zadała py tanie:

– Przepraszam , panie Riina, ale j ak skończy ł Matteo Lo Vecchio?

Totò poczerwieniał j ak burak, bo zrozum iał, że podsłuchiwano naszą rozm owę. Nie wiedział, co

odpowiedzieć.

Saguto nie dawała za wy graną:

– Proszę m i wy j aśnić, j ak skończy ł Matteo Lo Vecchio, bardzo m nie to interesuj e.

– Nie wiem  – m ruknął Riina.

– To dlaczego pan o nim  wspom niał?

– Opisali go w j ednej  książce.

– A pan czy ta książki ty lko do połowy ? – nie przestawała go prowokować Saguto.

Totò  doskonale  wiedział,  że  Lo  Vecchio  został  powieszony   na  piazza  della  Vergogna,  ale

podobne oświadczenie by ło równoznaczne z przy znaniem  się do tego, że w sali sądowej  groził m i
śm iercią.

Oprócz  Riiny   spotkałem   się  też  z  inny m i  m afiosam i.  Wzy wano  m nie  do  składania  zeznań

w wielu procesach i m usiałem  stawić czoło niej ednej  konfrontacj i i liczny m  prowokacj om  z ich
strony.

Pewnego  razu,  podczas  gdy   odpowiadałem   na  py tanie  sędziego,  z  klatki  oskarżony ch  padło

py tanie:

– Gaspare, dlaczego nie powiesz sędziom , by  zam knęli cię tutaj  razem  z nam i?

Chcieli m nie zbić z tropu, ale nie zrobiło to na m nie wrażenia.

–  Powinniście  m i  podziękować  –  odparłem   wy zy waj ąco.  –  Siedzicie  sobie  w  bezpieczny m

m iej scu, podczas gdy  wielu waszy ch kum pli zginęło z głupich powodów. Dziś wieczorem , kładąc
się  spać,  zróbcie  rachunek  sum ienia  i  pom y ślcie,  ile  osób  zabiliście,  nie  wiedząc  nawet  po  co
i dlaczego.

Nikt  nam   nie  podawał  uzasadnień  wy roków,  które  m ieliśm y   wy konać,  by liśm y   ty lko  od

realizacj i  rozkazów.  Raczej   się  nie  zdarzało,  żeby   ktoś  się  wy cofał.  Ufaliśm y   naszy m
przełożony m , zgodnie z odwieczny m  kodeksem  zasad.

background image

Pam iętam   j ednak,  że  razem   z  Michele  Micalizzim   odm ówiliśm y   w  1982  roku  wy konania

wy roku na braciach Filippo i Dom enicu Pedone. Mieliśm y  ich udusić. Filippo m iał przewrócone
w  głowie  i  splam ił  honor  swej   kuzy nki.  Dziewczy na  by ła  spokrewniona  z  Nino  Porcellim ,  który
zażądał  zem sty.  Dom enico  z  kolei  nie  m iał  z  ty m   nic  wspólnego;  by ł  to  porządny   chłopak.
Zdołaliśm y   z  Michele  wy kręcić  się  od  roboty,  bo  Riccobono  nas  lubił;  poza  ty m   powstało  zby t
dużo  szum u  wokół  sprawy.  Wedle  planu  ciała  braci  m iały   zostać  przewiezione  na  wieś,  gdzie
Salvatore  „Taneddu”  Liga  posiadał  ogrom ny   grill,  który   podpalał,  kiedy   trzeba  się  by ło  pozby ć
ludzkich szczątków. To, czego płom ienie nie zdołały  spopielić, trafiało do kory ta j ego świń.

Drugi i ostatni raz, kiedy  odm ówiłem  wy konania wy roku, chodziło o Nino Badalam entiego. Jak

j uż wcześniej  opowiedziałem , Nino odparł „nie”, sły sząc polecenie Riiny, który  chciał, aby  zabił
swego kuzy na Gaetano, na podstawie zarzutów rozpowszechniany ch przez Ciccio Di Trapaniego.
Ta  odm owa  słono  go  kosztowała.  Z  obawy   przed  śm iercią  zabary kadował  się  w  dom u  i  zaczął
uchodzić za wariata.

Darzy łem   Nino  zby t  wielkim   szacunkiem   i  ubłagałem   Riccobona,  by   oszczędził  m i  tego

zlecenia. W końcu m iał do dy spozy cj i liczną grupę boj ową. Jeden m niej  tego dnia nie stanowił
problem u.

Trudno  odróżnić  prawdę  od  oszczerstwa,  czasam i  prościej   rozpowszechniać  zafałszowane

wersj e  wy darzeń.  Czy   ktokolwiek  dał  wiarę  tem u,  że  nieszczęsny   idiota  Vincenzo  Scarantino  to
prawdziwy  autor zam achu na via D’Am elio? Pewnie, że nie, a j ednak wiele czasu m inęło, zanim
to zdem entowano.

Co  j akiś  czas  zachodził  do  DIA  Arnaldo  La  Barbera,  dobry   policj ant,  który   w  ty m   czasie

prowadził sprawę Scarantina. Nigdy  nie zadał m i żadnego py tania, słuchał j edy nie m oich zeznań,
i ty le. Kiedy  zapy tano m nie, co wiem  na tem at Scarantina, odparłem , że to j akaś płotka i że nigdy
o  nim   nie  sły szałem .  Na  szczęście  po  kilku  latach  zeznania  innego  świadka  koronnego,  Gaspare
Spatuzzy,  wszy stko  wy j aśniły.  Scarantino  nie  stał  za  m asakrą  przy   via  D’Am elio,  a  sam ochód
pułapka  by ł  dziełem   służb  specj alny ch.  Ludzie  dużo  wówczas  gadali  o  bardzo  eleganckim
m ężczy źnie, który  się nagle poj awił. Nie by ł związany  ze środowiskiem  m afij ny m  i nikt nie znał
j ego tożsam ości.

By ł to naj lepszy  dowód na to, że podczas gdy  naj lepsi ludzie insty tucj i państwowy ch zaciskali

pętlę  wokół  szy i  zorganizowanej   przestępczości,  naj gorsi  oferowali  j ej   pom ocną  dłoń.  Jak
wy j aśnić w przeciwny m  razie fakt, że akurat w 1993 roku walczącem u z cosa nostrą m inistrowi
Claudio Martellem u nagle wy ciągnięto sprawę łapówki sprzed dwudziestu lat? Znany  wszy stkim
chwy t ty kaj ącego zegara skandalu. Gdy  ty lko ktoś zaczy nał deptać m afii po piętach, naty chm iast
znaj dowano coś, co go m ogło skom prom itować w oczach społeczeństwa. Nieważne, czy  by ły  to
zasadne,  czy   wy ssane  z  palca  zarzuty,  liczy ło  się  oszkalowanie  wroga,  zdy skredy towanie  go
w kluczowy m  m om encie.

Ale  do  podej m owania  takich  działań  we  właściwej   chwili  konieczne  by ły   wpły wowe

znaj om ości w świecie polity ki i wy m iaru sprawiedliwości. Nie chodziło o wty ki wśród m ężczy zn
honoru; w razie konieczności m afia potrafi pertraktować ze wszy stkim i. Dlatego nigdy  nie stałem
się zaciekły m  oskarży cielem  Andreottiego. Wiadom o, że szliśm y  ręka w rękę, zresztą Lim a został
zabity   właśnie  dlatego,  że  śm iał  m u  przy pom nieć  o  konieczności  dotrzy m ania  obietnic.  Jednak
nigdy   nie  uwierzy łem   w  oskarżenie,  że  by ł  m ężczy zną  honoru.  Przy należność  do  m afii  nie
stanowiła  warunku  podj ęcia  współpracy.  Prawdą  j est,  że  kiedy   zaczy nało  nam   brakować
wsparcia ze strony  loj alny ch wcześniej  polity ków, m usieliśm y  znaleźć inne kontakty. I to szy bko.

background image

To  by ło  przy czy ną  nagłego  poj awienia  się  na  scenie  Berlusconiego,  który   wy pełnił  pustkę,

j aka  powstała  w  wy niku  afery   korupcy j nej   „Tangentopoli”.  Ten  nieoczekiwany   zwrot  oznaczał
koniec  nadziei,  j akie  wzbudził  we  m nie  Falcone,  oraz  położy ł  kres  zaufaniu  do  państwa,  j akie
próbował we m nie zaczepić Borsellino.

Tak,  m iałem   krew  na  rękach,  ale  poznanie  ty ch  dwóch  wy bitny ch  sędziów  pozostawiło

niezatarty   ślad  nawet  u  człowieka  o  m oj ej   przeszłości.  Pam iętam   spoj rzenie  Falconego,
entuzj azm ,  z  j akim   reagował  na  nową  organizacj ę  sądów,  pam iętam   upór  Borsellina  i  do  dziś
sły szę  j ego  okrzy k:  „Powariowali!”.  Nikt  z  was  ich  nie  spotkał  ani  nie  sły szał.  Ja  tak.  Nie
sły szeliście,  w  j aki  sposób  Borsellino  opowiadał  o  dzieciach,  j ak  bardzo  j e  kochał  i  m artwił  się
o ich przy szłość. Tak, rozm awiał ze m ną o swoich dzieciach. I podczas gdy  oni wy pruwali sobie
ży ły  dla swoj ego kraj u, państwo, którem u służy li, szło na układ z ludźm i, którzy  m ieli ich zabić.

Zdradzono  ich  poświęcenie.  Dziś  nic  się  nie  zm ieniło.  Berlusconi  wciąż  „prostuj e”  swoj e

procesy,  nagina  prawo  do  własny ch  potrzeb.  Każdego  dnia  m usi  stawić  czoło  kolej ny m
oskarżeniom .  Nie  przestaj e  twierdzić,  że  j est  prześladowany,  ale  j edy ny m   odpowiedzialny m   za
zaistniałą sy tuacj ę j est on sam . Nie m oże zej ść ze sceny, m usi wciąż utrzy m y wać się na fali. Ma
ty le na sum ieniu, że w przeciwny m  razie poszedłby  od razu na dno.

By łem   m ężczy zną  honoru  przez  dziewiętnaście  lat  i  wiem ,  co  znaczy   nieczy ste  sum ienie.

Zabiłem   wiele  osób  własny m i  rękom a  i  w  głębi  duszy   m y ślę,  że  nawet  gdy by m   m ógł  cofnąć
czas,  popełniłby m   te  sam e  błędy.  Ale  odkąd  odszedłem   z  m afii,  czuj ę  się  lekki,  czerpię
przy j em ność  z  by cia  porządny m   człowiekiem .  Zrezy gnowałem   z  wielu  rzeczy,  to  j asne,  ale
nareszcie m ogę ży ć, nie boj ąc się zła, zdrady  i oszczerstw.

Dzisiaj  j estem  wolny m  człowiekiem .

background image

[1]

 Bruno Contrada – agent policj i i kierownik Sisde (Agencj a Bezpieczeństwa Wewnętrznego),

skazany  za współpracę z m afią [Wszy stkie przy pisy  pochodzą od tłum acza].

[2]

 Giuseppe Maria Ay ala – prokurator i polity k; współpracował z Falcone i Borsellino

w procesach anty m afij ny ch.

[3]

 Corrado Carnevale, włoski sędzia, który  zasły nął z kontrowersy j ny ch wy roków na korzy ść

członków m afii.

[4]

 Maksiproces – naj większy  proces sądowy  prowadzony  przez włoski wy m iar

sprawiedliwości przeciwko m afii. Zarzuty  obej m owały  lata 1975–1985. Jedny m  z sędziów
śledczy ch by ł Giovanni Falcone.

[5]

 Giovanni Falcone (1939–1992), włoski sędzia śledczy, bohater bezkom prom isowej  walki

z m afią. Zginął w zam achu bom bowy m  zorganizowany m  na zlecenie bossów cosa nostry :
Salvatore Riiny  i Giovanniego Brusca.

[6]

 Tom m aso Buscetta – j eden z pierwszy ch wy soko postawiony ch m afiosów, który  złam ał

zm owę m ilczenia i wy j awił taj em nice sy cy lij skiej  i am ery kańskiej  m afii.

[7]

 Salvatore Lim a – włoski polity k, parlam entarzy sta; powiązany  z cosa nostra. Skazany  na

podstawie zeznań by łego m afiosa Tom m aso Buscetty.

[8]

 Carlo Alberto Dalla Chiesa – prefekt policj i w Palerm o, założy ciel Wy działu do walki

z terrory zm em . Zginął w zam achu zorganizowany m  przez cosa nostrę.

[9]

 Capofamiglia – osoba stoj ąca na czele rodziny  należącej  do organizacj i m afij nej .

[10]

 Gaetano Badalam enti, członek cosa nostry , skazany  na doży wocie.

[11]

 Bernardo Provenzano – członek i szef cosa nostra.

[12]

 Rosario Riccobono – członek cosa nostry, boss z klanu Partanna-Mondello (Palerm o).

[13]

 Salvatore Micalizzi – j eden z bossów cosa nostry.

[14]

 Michele Greco – j eden z czołowy ch bossów cosa nostry.

[15]

 Michele Sindona – główny  bankier Stolicy  Apostolskiej  za ponty fikatu Pawła VI,

posiadaj ący  szerokie kontakty  z sy cy lij ską m afią i czołowy m i polity kam i.

[16]

 Roberto Calvi – dy rektor Banco Am brosiano, powiązany  z Bankiem  Waty kańskim ,

m asonerią i m afią.

[17]

 Enrico Mattei – włoski przedsiębiorca i polity k. Przez szereg lat zarządzał Włoskim

Koncernem  Paliwowy m  „ENI”.

[18]

 W tam ty m  okresie średnia pensj a m iesięczna wy nosiła ok. 100000 lirów.

[19]

 Capodecina dowodzi 10 członkam i cosa nostry, tzw. m ężczy znam i honoru.

[20]

 Vito Ciancim ino – polity k, burm istrz i radny  Palerm o, ściśle powiązany  z cosa nostrą.

[21]

 Giorgio Am brosoli – włoski prawnik, prowadzący  dochodzenie w sprawie Sindony

z ram ienia sy ndy ka m asy  upadłościowej  banku Privata Italiana. Zam ordowany  na zlecenie
bankiera.

[22]

 Rosario Spatola – handlarz narkoty ków powiązany  z cosa nostra. Podej rzany

o współuczestnictwo w sfingowany m  porwaniu Sindony. Kuzy n Johna Gam bino, bossa cosa
nostry  w Am ery ce.

[23]

 Mediolan 2 (Milano 2) – rozległe osiedle m ieszkaniowe na pery feriach Mediolanu,

wy budowane w latach 70. przez spółkę Edilnord Silvio Berlusconiego.

background image

[24]

 Marcello Dell’Utri – polity k, parlam entarzy sta, współpracownik Berlusconiego. Skazany  za

liczne defraudacj e i powiązania z m afią.

[25]

 Giulio Andreotti – wielokrotny  prem ier i m inister we włoskich rządach. Po oskarżeniu

o korupcj ę i współpracę z m afią wy cofał się z ży cia polity cznego.

[26]

 Matteo Messina Denaro – po schwy taniu Bernarda Provenzano w 2006 roku stanął na czele

cosa nostry ; j est naj bardziej  poszukiwany m  przestępcą we Włoszech.

[27]

 W tam ty m  okresie średnie wy nagrodzenie wy nosiło ok. 1300000 lirów.

background image

Document Outline