background image

TIFFANY WHITE 

 

Prezent jak się patrzy 

(The 6’1” Grinch) 

background image

PROLOG 

 

Padał śnieg.  

Znowu.  

Claudia  Claus  wprost  uwielbiała  swojego  męŜulka.  Mimo  tylu  wspólnie  przeŜytych  lat 

wystarczyło,  Ŝe  połaskotał  jej  twarz  swymi  siwymi  wąsiskami,  a  dreszcz  przebiegał  jej 

wzdłuŜ kręgosłupa – i nie był to, bynajmniej, zimny dreszcz! 

ś

ycie  z  męŜem  było  pełne  radości,  Claudia  czuła  jednak,  Ŝe  tegoroczne  święta  BoŜego 

Narodzenia musi spędzić inaczej. Wyjący grudniowy wiatr, zacinający śnieg i przygnębiające 

odizolowanie  od  świata,  na  które  skazana  była,  mieszkając  na  biegunie  północnym,  działały 

jej na nerwy. Miała dosyć lodu, śniegu, wichur i przymrozków. Czuła się zaniedbywana przez 

Mikołaja,  który  w  szaleńczym  zapamiętaniu  przygotowywał  się  do  corocznego  objazdu  z 

prezentami.  Wydawałoby  się,  Ŝe  powinien  to  robić  z  zamkniętymi  oczami.  Ale  gdzieŜ  tam! 

Za  kaŜdym  razem  był  tak  zdenerwowany  i  zatroskany,  jakby  pierwszy  raz  w  Ŝyciu  miał 

dosiąść reniferowego zaprzęgu.  

A ona potrzebowała odrobiny szaleństwa; miała juŜ pomysł, jak spędzić te święta. Zresztą 

Mikołaj, zajęty doglądaniem pracy krasnoludków, na pewno wcale by się nie przejął, gdyby 

zafundowała  sobie  mały  wypad.  Ostatniej  nocy,  gdy  mruczała  mu  do  ucha  słodkie  słówka, 

próbując  zwabić  go  do  sypialni,  miał  czelność  zasugerować,  Ŝe  chyba  nie  jest  w  najlepszej 

formie! 

Kręciła się bez celu po domu, zaglądając to tu, to tam. Wreszcie, przypomniawszy sobie 

złośliwą  uwagę  Mikołaja  o  jej  figurze,  przejrzała  kasety  i  wybrała  tę  z  nagranymi 

ć

wiczeniami gimnastycznymi. Zaczęła uprawiać aerobik wraz z Claudią Schiffer, ale szybko 

się zniechęciła. śadna ilość skłonów i podskoków nie mogła sprawić, by jej uda stały się tak 

smukłe  i  umięśnione,  jak  uda  sławnej  modelki.  MoŜe  potrzebna  jest  do  tego  magia  Davida 

Copperfielda? 

Wyjęła  kasetę  z  magnetowidu  i  sięgnęła  po  jeden  z  tych  błyszczących  magazynów 

kobiecych, które lubiła czasem poczytać. Usiadła w wygodnym fotelu w  sypialni. Jej uwagę 

przykuł  artykuł,  którego  autorka  zachęcała  kobiety,  by  zajęły  się  własną  osobą:  „Precz  z 

rutyną!  Bądź  panią  swojego  Ŝycia!”  To  było  to!  Takiej  właśnie  zachęty  potrzebowała,  by 

uciec od mrozów i owianej chłodem nudy. I od świątecznych wypieków! 

Spod  olbrzymiego  drewnianego  łoŜa  wyciągnęła  zakurzoną  walizkę.  Szelmowski 

uśmieszek  pojawił  się  na  jej  ustach,  gdy  pomyślała  o  podróŜy  na  południe.  Co  prawda,  St. 

Louis nie leŜało aŜ tak bardzo na południu, ale uznała, Ŝe to i lepiej – intuicja podpowiadała 

jej, Ŝe nie byłoby zbyt rozsądnie wrócić na biegun z opalenizną! 

Postanowiła,  Ŝe  na  znak  pojednania  przywiezie  Mikołajowi  jakiś  zupełnie  wyjątkowy 

prezent.  

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

16 grudnia  

 

KaŜdego  roku  Ewa  Winslow  ubierała  choinkę  juŜ  w  Święto  Dziękczynienia.  I  równieŜ 

kaŜdego roku, w walentynki, jej przyjaciółka, Sara Smith, zmuszała ją, by rozebrała drzewko. 

Ewa  wiedziała,  Ŝe,  zdaniem  Sary,  jest  zwariowana  na  punkcie  świąt,  ale  nie  podzielała  tej 

opinii. Nie mogła uwierzyć, Ŝe ktoś mógłby mieć dość tak radosnych, czarodziejskich dni.  

Sznury  kolorowych  świątecznych  lampek,  w  połączeniu  ze  śniegiem  prószącym  na 

kopuły, przyczółki i gzymsy domów z przełomu wieku przy Wisteria Avenue, nadawały ulicy 

magiczny wygląd. Przynajmniej tak widziała to Ewa, jadąca samochodem do biura na ostatni 

przedświąteczny dyŜur.  

Nagle  nacisnęła  na  hamulec  i  samochód  zatrzymał  się  z  piskiem  opon.  Przed 

wiktoriańskim domem, który wyglądał jak chatka z piernika, zauwaŜyła tabliczkę. Obawiam 

się,  Ŝe  ktoś  mnie  ubiegł,  pomyślała.  Od  dłuŜszego  czasu  miała  na  oku  ten  pusty  dom. 

Próbowała wciągnąć go na listę nieruchomości swojej agencji, ale nie mogła ustalić, kto jest 

jego  właścicielem.  Zaciekawiona,  któryŜ  to  z  agentów  okazał  się  od  niej  szybszy,  Ewa 

wrzuciła  wsteczny  bieg  i  zjechała  na  bok  jezdni.  Zanim  zaparkowała  przed  domem,  koła 

wpadły  w  poślizg  na  oblodzonym  kawałku  drogi.  Zamknęła  oczy.  Nie  usłyszała  jednak 

odgłosu  zderzenia,  więc  rozwarła  powieki  i  odetchnęła  z  ulgą.  Zaparkowany  na  podjeździe 

przed domem czerwony sportowy samochód stał nietknięty.  

MruŜąc oczy, odczytała napis na tabliczce, stojącej na długim podwórzu przed domem: 

 

Pani Claudia  

Przepowiednie  

Okazyjne świąteczne ceny.  

 

Hmm... to zaczynało być ciekawe.  

Ewa  nie  mogła  się  powstrzymać,  by  nie  sprawdzić,  kto  i  od  kogo  wynajął  posiadłość. 

Gdyby się okazało, Ŝe jest to tylko krótkoterminowy najem, moŜe mogłaby przejąć dom zaraz 

po  świętach.  W  Ŝadnym  wypadku  nie  zamierzała  pracować  podczas  świąt.  Nadchodzące 

dziesięć dni miała zaplanowane szczegółowo i dokładnie wypełnione zajęciami.  

Bez  przeszkód  pokonała  ścieŜkę  prowadzącą  do  domu.  Weszła  na  werandę  i  nacisnęła 

guzik dzwonka. Spodziewała się zobaczyć w drzwiach postać ze złotymi obręczami w uszach 

i ozdobionym frędzlami szalu na ramionach. Zamiast tego ujrzała szykowną kobietę o siwych 

włosach, ubraną w czerwony sweter i zielone legginsy.  

– Zapraszam do środka – powiedziała do Ewy, jak gdyby jej oczekiwała. – To ja jestem 

ową Claudią.  

– Ewa Winslow – przedstawiła się, wyciągając rękę. Uśmiechnęła się na widok napisu na 

czerwonym  swetrze  pani  Claudii:  „Nic  nie  widziałeś,  jeśli  nie  widziałeś  St.  Louis”. 

background image

Rozpoznała w tym arcydziele rękę miejscowego artysty, który w taki sposób chciał zapewnić 

sobie sławę.  

–  Przychodzisz  po  przepowiednię?  Okazyjna  świąteczna  cena.  Tylko  pięćdziesiąt 

dolarów...  

–  Och!  –  Ewa  zerknęła  na  swój  ulubiony  zegarek  z  choinką  na  cyferblacie.  –  Nie  mam 

zbyt wiele czasu, zaraz muszę jechać do biura.  

–  W  takim  razie  moŜe  to  być  miniprzepowiednia,  za...  powiedzmy,  dwadzieścia  pięć 

dolarów. Odpowiem tylko na najwaŜniejsze pytania.  

– NajwaŜniejsze pytania? – zdziwiła się Ewa. Pani Claudia roześmiała się.  

– No wiesz, na przykład, co Mikołaj podaruje ci na Gwiazdkę, jeśli byłaś grzeczna. A ty, 

rzecz jasna, zawsze byłaś grzeczna.  

Pani Claudia rzeczywiście się nie myliła. Osierocona w wieku siedmiu lat, Ewa poznała 

wiele sierocińców. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a poniewaŜ dziewczynka 

nie  została  adoptowana,  dorastała  pod  opieką  rodzin  zastępczych.  Ciągle  starała  się  być 

grzeczna i zadowolić wszystkich. Nie zaskarbiła sobie tym niczyjej miłości, jednak łatwiej jej 

było  przetrwać.  Opieka  rodzin  zastępczych  miała  charakter  tymczasowy;  Ewa  co  kilka  lat 

przenosiła  się  od  jednej  rodziny  do  drugiej.  Nie  pozwolono,  by  przywiązała  się  do  którejś  z 

nich.  

Bezustannie  wyrywana  z  miejsc,  do  których  zdąŜyła  się  przyzwyczaić,  czuła  się 

osamotniona  i  nade  wszystko  pragnęła  mieć  własny  dom.  MoŜe  dlatego  wybrała  zawód 

agentki handlu nieruchomościami. Mogła wyszukiwać najlepsze domy dla swoich klientów, a 

kaŜdy trafny wybór sprawiał jej wiele radości. Myśląc o tym, uśmiechnęła się do siebie.  

Domy  fascynowały  ją  juŜ  od  dzieciństwa.  Traktowała  je  jak  Ŝywe  istoty.  Za  kaŜdym 

razem, gdy opuszczała jakiś dom, mówiła mu: „do widzenia”.  

Rozejrzała  się  po  przedpokoju,  do  którego  została  wprowadzona.  Było  w  tym  wnętrzu 

coś, co przemawiało jej do wyobraźni. Ewa uznała, Ŝe skoro pani Claudia chce jej powróŜyć, 

niegrzecznie  byłoby  odmówić,  zwłaszcza  Ŝe  zdarzała  się  oto  świetna  okazja,  by  dokładnie 

przyjrzeć  się  tej  „chatce  z  piernika”.  MoŜe  nawet  uda  jej  się  dowiedzieć,  kto  jest  jej 

właścicielem.  

– Sądzę, Ŝe skrócona wróŜba mnie zadowoli – zgodziła się Ewa.  

Pani  Claudia  skinęła  głową  i  wzięła  od  Ewy  jej  czerwony  płaszcz.  Powiesiła  go  na 

mosięŜnym  wieszaku  i  wprowadziła  gościa  do  saloniku.  W  centrum  pokoju  pyszniła  się 

olbrzymia  choinka,  obwieszona  bombkami,  lampkami  i  rozmaitymi  ozdobami  w 

wiktoriańskim stylu.  

MoŜe  pani  Claudia  odziedziczyła  dom?  W  tym  miejscu  czuła  się  dobrze.  I  dom,  i  ona 

wydawali się tacy przyjaźni i gościnni, myślała Ewa, siadając w jednym z obitych aksamitem 

zielonych foteli z wysokim oparciem. Blask ognia z kominka oświetlił jej twarz.  

–  Zatem,  co  chciałabyś  wiedzieć?  –  spytała  pani  Claudia,  usadowiwszy  się  w  fotelu  po 

przeciwnej stronie.  

– Kto jest właścicielem tego domu – odpowiedziała szybko Ewa.  

Pani Claudia roześmiała się.  

background image

– No tak, w końcu zajmujesz się sprzedaŜą nieruchomości. Ja nie jestem właścicielką tego 

domu.  Wynajęłam  go  tylko  na  czas  świąt.  Anons  o  wynajmie  znalazłam  w  gazecie.  Zanim 

wyjdziesz,  poszukam  tego  ogłoszenia.  O  ile  wiem,  ktoś,  kto  odziedziczył  tę  posiadłość,  ma 

zamiar osiedlić się tu po świętach.  

Jak  na  początek,  nie  była  to  rewelacyjna  przepowiednia.  Ewa  wyraźnie  posmutniała. 

ZdąŜyła juŜ pokochać ten dom i byłaby zachwycona, mogąc pokazywać go klientom. No cóŜ, 

widocznie nie było jej to pisane.  

– Z pewnością chciałabyś wiedzieć coś jeszcze... – zachęcała pani Claudia.  

–  Oczywiście.  –  Ewa  rozchmurzyła  się  nieco.  –  Co  dostanę  na  Gwiazdkę  od  Świętego 

Mikołaja? 

– W tym roku Mikołaj ma dla ciebie naprawdę duŜy prezent.  

– Jak duŜy? 

– Metr osiemdziesiąt pięć.  

– Co takiego?! 

–  I  nie  będzie  to  wielkie  pudło  przewiązane  wstąŜką.  W  tym  roku  Mikołaj  przyniesie  ci 

kawalera – odpowiedziała pani Claudia, najwyraźniej zadowolona z tego, co podpowiada jej 

intuicja.  

– Chwileczkę. Czy dobrze zrozumiałam? – zapytała Ewa, śmiejąc się nerwowo. – Mówi 

mi pani, Ŝe w świąteczny poranek znajdę pod choinką faceta? 

– Tak. Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze? 

– Ale... ale w liście do Mikołaja nie prosiłam o męŜczyznę. Chciałam dostać piekarnik do 

chleba... wie pani, jedno z tych wspaniałych urządzeń... – szczerze wyznała Ewa i poczuła, Ŝe 

musi  wyjaśnić,  dlaczego  złoŜyła  właśnie  takie  zamówienie.  –  Parę  tygodni  temu 

skosztowałam  chleba  upieczonego  w  takim  właśnie  piekarniku.  Ten  chleb  pachniał  i 

smakował wprost wspaniale! 

– Tak jak męŜczyzna... – Pani Claudia z błyskiem w oczach obstawała przy swoim.  

Ewa  poczuła,  Ŝe  się  czerwieni.  Wiedziała,  Ŝe  wróŜka  to  zauwaŜyła.  Blada  cera  zawsze 

była jej zmartwieniem. Kiedy na policzkach Ewy pojawiały się rumieńce, dziewczyna płonęła 

jak świąteczna choinka.  

–  Czy  pani  jest  tego  pewna?  Bo  ja  nie  jestem  przekonana,  czy  chcę...  to  znaczy,  czy 

jestem gotowa na...  

–  Miłość?  –  przerwała  jej  pani  Claudia.  –  Czy  ktokolwiek  moŜe  nie  być  gotowy  na 

miłość? – spytała.  

– Nie o to chodzi. Chciałabym się zakochać, ale we właściwym męŜczyźnie.  

– A dotychczas nie miałaś do nich szczęścia? – zgadła wróŜka.  

– Zwykle mnie rozczarowywali.  

– Ten będzie inny.  

– TeŜ to sobie powtarzam za kaŜdym razem. No cóŜ, dobrze, Ŝe przynajmniej przez parę 

dni będę miała spokój, zanim on pojawi się pierwszego dnia świąt, by narobić zamieszania w 

moim Ŝyciu.  

– Wiesz co, Ewo, nadmiar spokoju moŜe zmęczyć.  

background image

– Tak jak męŜczyzna – mruknęła Ewa pod nosem kilka godzin później, gdy jej dyŜur w 

biurze  agencji  dobiegał  końca.  Wkrótce  będzie  wolna  i  zacznie  się  upajać  świąteczną 

atmosferą, którą tak uwielbiała. Dzięki Bogu, o tej porze roku ruch w interesie malał.  

Spojrzała na zegarek. Jeszcze tylko parę minut i będzie mogła wyjść. Sięgnęła po torebkę 

i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Właśnie wtedy zadzwonił telefon.  

–  Agencja  handlu  nieruchomościami  Premierę  Homes,  słucham  –  powiedziała  do 

słuchawki, a pod nosem mruknęła: – spadaj! 

– Potrzebuję pomocy agenta... – odezwał się głos w słuchawce.  

–  Zechce  pan  łaskawie  poczekać.  –  Ewa  przerwała  klientowi  w  pół  zdania,  nim  zaczął 

wyłuszczać,  o  co  mu  chodzi.  Przez  okno  zobaczyła,  Ŝe  na  parking  wjeŜdŜa  właśnie  jej 

zmienniczka,  Sandy  Martin.  –  Zaraz  poproszę  sekretarkę,  Ŝeby  ustaliła  z  panem  termin 

spotkania...  –  dodała  i  pomyślała,  Ŝe  gdyby  przetrzymała  faceta  przez  chwilę,  to  sprawę 

musiałaby poprowadzić Sandy.  

–  Pani  mnie  nie  zrozumiała.  Potrzebuję  agenta  natychmiast!  Znalazłem  dom,  który  chcę 

obejrzeć jeszcze dziś! 

– Ale...  

–  Właśnie  przeniosłem  się  tu  z  innego  miasta  i  przed  świętami  muszę  znaleźć  dom.  – 

Niski głos brzmiał stanowczo i z pewnością nie naleŜał do osoby, którą moŜna łatwo spławić.  

Ewa czuła, jak jej plany biorą w łeb. Zaczęła się poddawać. Sprawa w końcu była istotna. 

To zrozumiałe, Ŝe kaŜdy chciałby zadbać o to, by jego rodzina spędzała święta we własnym 

domu.  śaden  prawdziwy  męŜczyzna  nie  dopuściłby  do  tego,  Ŝeby  boŜonarodzeniowe 

ś

niadanie jeść w motelu. Zresztą ten facet ułatwiał jej podjęcie decyzji.  

– Proszę posłuchać, pójdę pani na rękę – mówił, spuszczając nieco z tonu. – Kupuję ten 

dom w ciemno. I płacę gotówką! 

Klient z gotówką był marzeniem kaŜdego agenta, a klient kupujący w ciemno to było po 

prostu  coś  wspaniałego.  Tylko  głupiec  przepuściłby  podobną  okazję.  A  kobieta,  której  stary 

samochód  zbyt  często  trafiał  do  warsztatu  samochodowego,  musiałaby  być  kompletnie 

szalona,  rezygnując  z  takiego  klienta.  Ewie  przemknęła  przez  głowę  myśl  o  kupnie  nowego 

samochodu – niekoniecznie na raty – i... dziewczyna połknęła haczyk.  

– Gdzie jest ten dom, który chciałby pan zobaczyć? Czy moŜe mi pan podać adres? 

–  Tak,  oczywiście  –  odparł  rozmówca.  –  Zanotowałem  go,  kiedy  tylko  zobaczyłem,  Ŝe 

posesja jest wystawiona na sprzedaŜ.  

MęŜczyzna  podyktował  Ewie  adres,  a  ona  wklepała  go  do  komputera,  by  sprawdzić  w 

wykazie  sieci  MLS  dane  na  temat  domu.  Dość  szybko  je  znalazła.  Dom  kosztował  trzysta 

tysięcy dolarów, a to znaczyło, Ŝe ona, jako pośredniczka – jeśliby zawarła umowę – otrzyma 

dziewięć tysięcy! 

–  O  której  godzinie  byłby  pan  skłonny  obejrzeć  dom?  –  zapytała  Ewa,  siląc  się  na 

obojętność.  

– Tak szybko, jak to moŜliwe. Chcę kupić dom przed świętami – powtórzył męŜczyzna.  

–  W  porządku.  Zadzwonię  teraz  do  pełnomocnika  właścicieli  i  spróbuję  ustalić  termin 

załatwienia  wszystkich  formalności.  Nie  będzie  to  łatwe  w  okresie  przedświątecznym,  więc 

background image

proszę nie robić sobie zbyt duŜych nadziei. Proszę podać mi swój telefon, a ja zadzwonię do 

pana, kiedy uzyskam konkretne dane.  

MęŜczyzna podał Ewie nazwę hotelu, w którym się zatrzymał.  

– Jak panu na imię? – spytała.  

– Adam.  

– Powiedział pan: „Adam”? 

– Czy widzi pani w tym coś złego? – zapytał z wyczuwalną irytacją w głosie.  

– Nie, skądŜe. Tyle tylko, Ŝe zbliŜa się Wigilia... Pan ma na imię Adam,  a ja Ewa. Ewa 

Winslow.  

– Będę czekał na pani telefon, pani Winslow – odpowiedział chłodnym tonem Poczuła się 

głupio,  Ŝe  tak  się  wyrwała  z  tym  „Adamem  i  Ewą”,  i  odłoŜyła  słuchawkę  O  rany,  w  końcu 

Ŝ

eby  sprzedać  dom,  nie  musi  od  razu  polubić  jego  przyszłego  właściciela.  I,  rzecz  jasna,  on 

teŜ nie musi darzyć jej sympatią. Dlaczego więc miało dla niej znaczenie to, jakie wraŜenie na 

nim wywarła? 

 

– Niezły początek świąt! – pomyślała Ewa, kiedy wieczorem, w warsztacie Leo, czekała 

na zamontowanie nowego tłumika w samochodzie. Stary tłumik odpadł na środku drogi, i to 

w  godzinach  szczytu.  Dojechała  więc  do  mechanika,  robiąc  więcej  hałasu  niŜ  pociąg 

towarowy.  

Sandy przesłała Ewie na pager informację, Ŝe pan Adam Hawksley był w biurze agencji i 

natychmiast chciał się widzieć z panią Winslow. Był z lekka zdenerwowany, Ŝe jej nie zastał, 

i  domagał  się  wyjaśnień,  dlaczego  nie  zadzwoniła  do  niego.  PrzecieŜ  miał  obejrzeć  dom, 

który musi kupić natychmiast.  

– Czy pani Winslow jest osobą tak niekompetentną na co dzień, czy tylko ód święta?! – 

dopytywał się złośliwie.  

Utyskiwania Hawksleya bez wątpienia dotarły do szefa, pomyślała Ewa i obiecała sobie, 

Ŝ

e  jutro  musi  to  wyjaśnić  i  przekonać  pryncypała,  Ŝe  właśnie  w  interesie  pana  Hawksleya 

spędziła  całe  popołudnie,  oglądając  domy  wystawione  na  sprzedaŜ.  Chciała  mieć  coś  w 

zanadrzu  do  pokazania,  w  razie  gdyby  nie  zdołała  odszukać  pełnomocnika  właścicieli 

upatrzonej  przez  niego  posesji.  Nie  jej  wina,  Ŝe  poszukiwania  spełzły  na  niczym.  No,  a 

później ten cholerny tłumik...  

Czekając  na  naprawę  samochodu,  przemierzała  warsztat  tam  i  z  powrotem.  Czuła  się 

całkowicie unieruchomiona. Dobrze, Ŝe nie było Ŝadnych nowych zgłoszeń z biura agencji.  

Spojrzała  na  swój  telefon  komórkowy,  leŜący  na  ladzie  obok  torebki.  Mam  nadzieję,  Ŝe 

działa, pomyślała.  

Naprawdę  chciała  doprowadzić  do  spotkania  ze  swoim  klientem,  ale  w  tej  sytuacji 

zmuszona była odłoŜyć załatwienie sprawy do rana.  

Znów  zerknęła  na  zegarek.  Wiedziała,  Ŝe  jej  chrześnica,  czteroletnia  Elena,  jest  bardzo 

niecierpliwa. A przecieŜ miały dziś, razem z Sarą, matką Eleny, najlepszą przyjaciółką Ewy, 

rozpocząć świąteczny maraton pieczenia ciasteczek. Sara na pewno zabrała się do roboty, nie 

czekając na nią.  

background image

Ewa  przypomniała  sobie,  Ŝe  Sara  prosiła  ją  o  kupienie  białej  czekolady.  Trzeba  będzie 

więc po nią pojechać do sklepu, co jeszcze bardziej opóźni przyjazd. Zadzwoniłaby do Sary, 

gdyby nie to, Ŝe czekała na telefon od pełnomocnika.  

– Odezwij się, do diabła! – mruczała, wlepiając wzrok w milczący aparat. Z uśmiechem 

wręczyła  Mattowi,  który  od  niedawna  pracował  w  warsztacie,  czek  za  naprawę 

zdezelowanego tłumika.  

– Proszę podziękować Leo, Ŝe zgodził się mnie przyjąć poza kolejnością.  

–  Wuj  Leo  uprzedzał,  Ŝeby  zająć  się  panią  natychmiast,  gdyby  miała  pani  jakiekolwiek 

kłopoty – powiedział Matt.  

Ewa roześmiała się.  

–  Zapewne  dlatego,  Ŝe  płacąc  za  ciągłe  naprawy  mojego  starego  gruchota,  finansuję 

wujowi wakacyjne rejsy.  

– Myślę, Ŝe urzekł wuja pani piękny uśmiech – odpowiedział Matt z przekonaniem.  

Ewa  zaczerwieniła  się.  Na  szczęście  Matt  właśnie  odwrócił  się  do  kasy,  więc  nie 

zauwaŜył zmieszania dziewczyny.  

W  tym  momencie  do  warsztatu  weszła  odświętnie  ubrana  kobieta,  szukając  kogoś,  kto 

wymieniłby  jej  koło.  Strój  nieznajomej  przypomniał  Ewie  o  pani  Claudii  i  obiecanym  przez 

nią prezencie gwiazdkowym. Matt, siostrzeniec Leo, był całkiem niezły i... dość wysoki.  

–  Ile  ma  pan  wzrostu?  –  Tym  pytaniem  zaskoczyła  zarówno  siebie,  jak  i  młodego 

mechanika, który odwrócił się, by wręczyć jej rachunek.  

– Ile mam wzrostu? – powtórzył jej pytanie. – Około metra osiemdziesięciu.  

A  więc  Matt  odpadał.  Nie  było  raczej  szans,  by  do  świąt  urósł  aŜ  o  pięć  centymetrów. 

Ewa uśmiechnęła się do siebie. Otrzymanie w prezencie wysokiego, przystojnego bruneta teŜ 

pozostawało raczej w sferze marzeń. Ale pomarzyć zawsze moŜna, czyŜ nie? 

Wracając z warsztatu, włączyła kasetę. Kojące tony kolędy wypełniły samochód. Właśnie 

wtedy odezwał się milczący do tej pory telefon komórkowy.  

– Halo – powiedziała Ewa.  

–  Gdzie  ty  się  podziewasz?  PrzecieŜ  od  dawna  powinnaś  być  u  mnie!  –  wrzeszczała  do 

słuchawki zirytowana Sara.  

– A ty powinnaś być pełnomocnikiem, na którego telefon czekam. Co słychać, Saro? 

–  Elena  nalega,  Ŝebym  przestała  piec  ciasteczka,  a  zamiast  tego  zaplotła  jej  francuski 

warkocz, taki jak ma ciocia Ewa. Pamiętałaś o białej czekoladzie? 

–  Tak.  Powiedz  Elenie,  Ŝeby  poszukała  gumki  do  warkocza.  I  ma  być  grzeczna,  dopóki 

się nie pojawię.  

– A kiedy się pojawisz? 

– Dzisiaj. To ci obiecuję.  

– Ewo! 

–  No  juŜ  dobrze.  Daj  mi  piętnaście  minut.  No,  chyba  Ŝe  na  horyzoncie  pojawi  się  metr 

osiemdziesiąt pięć.  

– Co? 

– Opowiem ci, kiedy przyjadę.  

background image

– W porządku, tylko się pospiesz! Nie, Eleno, nie wolno karmić psa czekoladą! 

Gdy Ewa wreszcie dotarła do mieszkania przyjaciółki, drzwi otworzyła jej Elena. Jak na 

czteroletnie  dziecko,  miała  wyjątkowo  twórcze  wyczucie  własnego  stylu.  W  dodatku 

przechodziła etap Ŝywego zainteresowania sztuką makijaŜu i układania włosów. Teraz ubrana 

była  w  dŜinsową  wizytową  sukienkę  i  pionierki.  Na  ramionach  miała  plecaczek  w  kształcie 

brązowego pluszowego misia.  

– Spóźniłaś się – oznajmiła z wyrzutem.  

– Dokąd się wybierasz? – zapytała Ewa. Z kuchni wyjrzała Sara. Nos miała przyprószony 

mąką. Włosy związała w niedbały kucyk.  

–  Donikąd  się  nie  wybiera  –  powiedziała  Sara.  –  Po  prostu  nie  chce  zdjąć  plecaczka. 

Nawet z nim śpi.  

– Powinnaś zapisać ją do skautów. Nadaje się. Zawsze i na wszystko jest przygotowana, 

prawda? 

– Jasne. Masz czekoladę? 

–  Mam  –  odparła  Ewa.  –  Mam  teŜ  nowy  tłumik,  z  powodu  którego  się  spóźniłam. 

Zawsze,  kiedy  uzbieram  trochę  grosza  na  operację  plastyczną,  muszę  wydać  wszystko  na 

reperację samochodu.  

– Co to jest operacja plastyczna, mamo? – zapytała Elena.  

–  Ciocia  Ewa  chce  mieć  większy  biust  –  odpowiedziała  Sara.  Adoptując  dziewczynkę, 

obiecała sobie, Ŝe nie będzie przed nią niczego ukrywać.  

– To ja teŜ chcę – oznajmiła Elena. Sara potrząsnęła głową.  

– Wiesz, Ewo, kiedy Elena skończy trzynaście lat, powinna zamieszkać z tobą.  

–  Świetnie,  będę  miała  od  kogo  poŜyczać  ciuchy  –  odparła  Ewa,  z  trudem  utrzymując 

powagę.  

–  Nie  wiem  juŜ,  która  z  was  gorzej  wpływa  na  drugą!  –  Sara  wzięła  od  przyjaciółki 

czekoladę i ruchem głowy zaprosiła Ewę do kuchni.  

–  MoŜesz  rozpuścić  czekoladę  z  masłem  i  oblać  nią  ciasteczka,  kiedy  się  upieką  – 

zaproponowała.  

– A mój francuski warkocz? – zawołała Elena, wydymając pomalowane na róŜowo usta. 

Nie ulegało wątpliwości, Ŝe myszkowała w kosmetyczce mamy.  

–  Zaraz  wracam...  –  obiecała  Ewa,  gdyŜ  Elena  juŜ  ciągnęła  ją  za  rękę  do  sypialni.  – 

Nastawiam stoper! – krzyknęła za nimi Sara.  

– Dobrze, nastawiaj! – Ewa pomachała dłonią.  

–  Zaśpiewać  ci  kolędę,  której  nauczyliśmy  się  dziś  w  przedszkolu?  –  spytała  Elena. 

Wspięła  się  na  wiklinowe  krzesło,  stojące  przed  toaletką  Sary,  i  nie  czekając  na  odpowiedź 

Ewy, odśpiewała „Święty Mikołaj przyjeŜdŜa do miasta”. Zanim mała skończyła swoje trele, 

Ewa zdąŜyła zapleść warkocz i ścisnąć go róŜową gumką.  

– A teraz pomoŜemy twojej mamie piec ciasteczka.  

–  Dobrze  –  zgodziła  się  Elena,  pędząc  do  kuchni.  –  Mama  obiecała,  Ŝe  będę  mogła  je 

polukrować.  

Ewa  poczuła  miły  zapach,  dolatujący  z  piekarnika.  Patrzyła,  jak  Sara  ręką  fachowca 

background image

rozwałkowuje dwudziestocentymetrowy placek ciasta.  

–  Eleno,  podaj  mi  wykrawacz  do  ciastek.  Ten  w  kształcie  aniołka  –  wyjaśniła  Sara,  po 

czym pokazała córce, jak go uŜyć. Elena zajęła się wycinaniem aniołków z miękkiego Ŝółtego 

ciasta, tymczasem Ewa zaczęła wypytywać przyjaciółkę o jej sprawy sercowe.  

– No i co, dostaniesz na Gwiazdkę pierścionek zaręczynowy? 

– Jeśli sama go sobie kupię – bez entuzjazmu odpowiedziała Sara.  

– Co się stało? 

– Nie wyszło. Był wspaniały dla Eleny, ale...  

–  Ale  ty  nie  potrzebujesz  faceta  dla  córki,  tylko  dla  siebie!  Z  pewnością  nie  powinnaś 

wychodzić za mąŜ jedynie dla dobra małej.  

– UwaŜasz, Ŝe źle robię? 

–  Nie,  sądzę,  Ŝe  jeśli  jesteś  szczęśliwa  bez  męskiej  obstawy,  to  i  Elena  jest  szczęśliwa. 

Adoptowałaś  ją,  bo  chciałaś  kogoś  kochać.  Kiedyś  spotkasz  męŜczyznę,  którego  obie 

pokochacie, a wtedy nie będziesz się wahać. Nie rób niczego na siłę! Zresztą jeśli nie spodoba 

mi się facet, którego mam znaleźć pod choinką, podeślę go tobie.  

– Jaki facet? O czym ty mówisz? – spytała Sara, układając ciasteczka na blasze.  

Sara od czasu adoptowania dziecka utrzymywała się ze sprzedaŜy domowych wypieków. 

Najczęściej  dostarczała  je  na  róŜne  przyjęcia.  Zapewniało  jej  to  niezły  zarobek  i  pozwalało 

poświęcać więcej czasu córeczce. Myślała nawet, by rozwinąć interes, kiedy mała pójdzie do 

szkoły.  JuŜ  teraz,  podczas  bezsennych  nocy,  planowała  swoją  przyszłość  i  szukała  nowych 

wyzwań.  

– Pani Claudia powiedziała mi, a właściwie obiecała, Ŝe na Gwiazdkę dostanę kawalera...  

– Jaka pani Claudia? 

–  WróŜka.  Wynajęła  ten  wiktoriański  domek,  o  którym  ci  opowiadałam.  Za  niewielką 

opłatą wróŜy. MoŜe powinnaś spróbować? – zaproponowała Ewa.  

–  Raczej  dam  sobie  spokój.  Wiem,  co  mnie  czeka  w  najbliŜszych  dniach.  Przyjęcia!  Od 

dziś do sylwestra mam zamówienia na kaŜdy wieczór.  

– Taki jest los pracusiów.  

–  Nie  Ŝartuj  sobie  ze  mnie  –  ostrzegła  ją  Sara,  uśmiechając  się.  WłoŜyła  ciasteczka  do 

piekarnika.  

– Zamierzam upiec piernikową chatkę – wyznała Ewa. – To podobno łatwizna.  

– Piernikowa chatka! Och, ciociu, czy mogę ci pomagać? – spytała Elena, podskakując.  

– Jasne, Ŝe moŜesz, słonko. W końcu zbliŜają się święta! Choć nie mam czasu, bo jeszcze 

została mi sprawa Adama.  

– Kim jest Adam? – zaciekawiła się Sara.  

– Klientem. Do świąt muszę znaleźć mu dom. Upatrzył sobie jeden, ale mam nadzieję, Ŝe 

spodoba mu się ten, który pokaŜę mu jutro. Wyobraź sobie, płaci gotówką, z góry! – zacierała 

ręce Ewa. – Te święta zapowiadają się naprawdę cudownie! Czuję, Ŝe mam szansę na kupno 

nowego samochodu! 

–  Czy  będę  mogła  posiedzieć  z  wami  w  nocy,  kiedy  juŜ  upieczemy  piernikową  chatkę, 

ciociu? – szczebiotała Elena, podskakując.  

background image

–  Oczywiście,  sroczko.  Namówimy  twoją  mamę,  Ŝeby  zrobiła  sobie  przerwę  w  pracy. 

WypoŜyczymy „Małą księŜniczkę”, weźmiemy kąpiel z pianką, pomalujemy sobie paznokcie 

na wiśniowo, a potem będziemy jeść ciasteczka w łóŜku.  

– Zróbmy to juŜ teraz! – Elena przestała skakać i zarzuciła Ewie ramiona na szyję.  

– Nie, najpierw musimy upiec te ciasteczka, które później będziemy jeść w łóŜku. Chyba 

pamiętasz,  Ŝe  obiecałaś  je  polukrować  –  powiedziała  Ewa,  patrząc  z  czułością  na  Elenę. 

Dziewczynka kiwnęła głową.  

Ewa przesunęła dłonią po jedwabistych włosach małej. Zastanawiała się, czy sama kiedyś 

będzie  miała  córkę.  Najpierw  jednak  musiałabym  wyjść  za  mąŜ,  pomyślała.  Nie  była  tak 

odwaŜna jak Sara, która zdecydowała się wychowywać dziecko samotnie. Dobrze wiedziała, 

czym jest dzieciństwo bez rodziców; nie miałaby serca pozbawić swojego dziecka tego, czego 

jej  samej  tak  bardzo  kiedyś  brakowało.  Tymczasem  jednak  nie  mogła  jakoś  zrealizować 

marzenia  o  załoŜeniu  rodziny.  Faceci,  z  którymi  się  umawiała,  mieli  awersję  do 

powaŜniejszych związków. Zaczynała juŜ nawet myśleć, Ŝe męŜczyźni zainteresowani Ŝyciem 

rodzinnym wyginęli jak dinozaury.  

Adam Hawksley siedział w pokoju hotelowym i gapił się na milczący telefon.  

Z samego rana pojechał do Premierę Homes, by zostawić wiadomość dla pani Winslow. 

Tę  samą  wiadomość,  którą  sekretarka  najwyraźniej  zapomniała  jej  przekazać  poprzedniego 

dnia. Chciał wreszcie kupić dom. Natychmiast.  

Co prawda wziął urlop do pierwszego stycznia, Ŝeby załatwić tę sprawę, ale skoro znalazł 

dom,  o  jakim  marzył,  za  nic  w  świecie  nie  chciał  pozostać  w  Stanach  na  czas  BoŜego 

Narodzenia.  Swój  stosunek  do  tych  świąt,  obchodzonych  w  amerykańskim  stylu,  określał 

jednym słowem: głupota! 

Zdjął  garnitur  i  starannie  powiesił  go  w  szafie.  Wszystkie  garnitury  leŜały  na  nim 

idealnie:  po  pierwsze  dlatego,  Ŝe  szyte  były  na  miarę,  po  drugie:  Adam,  regularnie  ćwicząc, 

dorobił  się  fantastycznej  sylwetki.  Będę  musiał  poszukać  tutaj  jakiejś  siłowni,  pomyślał. 

Chciał być w dobrej formie, kiedy w nowym roku zacznie pracę.  

Nie był typem męŜczyzny, który zagłębiałby się w czeluście własnej duszy. Wolał omijać 

te  mroczne  obszary.  Zamiast  tego  koncentrował  się  na  robieniu  kariery,  która  dawała  mu 

pewność siebie i szansę ucieczki od niepoŜądanych rozwaŜań.  

Skoro juŜ mowa o ucieczkach, naleŜało pamiętać, Ŝe podczas ubiegłorocznych świąt nie 

udało mu się uciec od Marcy, jego nadopiekuńczej narzeczonej. I miało to wyjątkowo przykre 

skutki.  

Ucieczka! Na to właśnie miał ochotę w tej chwili, ale najpierw musi kupić dom. Wziął do 

ręki leŜącego na nocnym stoliku pilota i włączył telewizor. Zdaje się, Ŝe ta Ewa Winslow teŜ 

nie  przepada  za  świętami.  To  pocieszające,  pomyślał,  wyciągając  się  nago  na  ogromnym 

łóŜku. Zagorzała miłośniczka świąt była ostatnią osobą, z jaką chciałby mieć do czynienia.  

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

– Irytuje mnie ta kartka, którą zostawiła Claudia. Niczego z niej nie rozumiem – mruczał 

pod nosem Mikołaj. – Nie napisała, gdzie dokładnie znajduje się kurort, do którego pojechała. 

Odkąd zaczęła ćwiczyć aerobik i zaprenumerowała sobie kobiece magazyny, nie jest juŜ sobą. 

background image

„Nowa kobieta” – teŜ coś! 

Nie  chciał,  broń  BoŜe,  narzekać.  UwaŜał,  Ŝe  Claudia  wygląda  niezwykle  pociągająco  w 

obcisłych rajtuzach, które nosiła do kolorowych swetrów.  

– Hej, ho! Hej, ho! – wykrzyknął na myśl o niej. Okrzyk zabrzmiał teraz duŜo weselej.  

A jednak byłby o wiele szczęśliwszy, gdyby wiedział, gdzie jest ten kurort i... gdzie Ŝona 

schowała świąteczne ciasteczka.  

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

17 grudnia  

 

Adam  Hawksley  zaparkował  czarnego  lexusa  przed  wejściem  do  Premierę  Homes.  Po 

wypiciu porannej kawy postanowił złoŜyć pani Winslow wizytę z samego rana, zanim znowu 

się z nią minie.  

Jęknął, słysząc w radiu jeszcze jedną kolędę. Szybko wyłączył stacyjkę i radio. Niestety, 

nie  umiał  wyłączyć  swojej  niechęci  do  tej  pory  roku.  PoniewaŜ  urodził  się  w  Wigilię,  jako 

dziecko  zawsze  otrzymywał  jeden  prezent,  który  był  zarazem  urodzinowy  i  imieninowy.  To 

był  początek  jego  nienawiści  do  świąt.  Później  poczuł  w  sobie  powołanie  do  handlu. 

Wyszukiwał  nowe  lokalizacje  dla  luksusowych  sklepów  sieci  Bon  Marche.  Organizował  ich 

uroczyste otwarcia.  

Grudzień  był  dla  wszystkich  zatrudnionych  w  handlu  miesiącem  stresu  i  ogólnego 

wyczerpania. Adam po tygodniach nie przespanych nocy odnajdywał chwile wytchnienia pod 

koniec roku, kiedy uciekał od świąt do St. Bart na Karaibach. Tabuny opalonych dziewczyn w 

bikini i czyste, białe plaŜe były najlepszą nagrodą za niepopełnienie wcześniej morderstwa w 

afekcie.  

Jeden raz był bliski zmiany zdania na temat świąt. Skończyło się to dosyć tragicznie. Rok 

ternu  kobieta,  o  której  myślał,  Ŝe  go  kocha,  zerwała  zaręczyny  w  Wigilię.  BoŜego 

Narodzenia.  To  ostatecznie  przypieczętowało  jego  nienawiść  do  świętowania.  Nigdy  nie 

wybaczył tego Marcy! 

Wysiadł  z  samochodu  i  wszedł  do  biura  agencji,  zdecydowany  ostatecznie  załatwić 

sprawę zakupu domu.  

–  Adam  Hawksley  do  pani  Winslow  –  zwrócił  się  do  Sandy,  która  właśnie  odbierała 

telefon.  

– Pierwsze drzwi na prawo – odparła Sandy, przykrywając słuchawkę ręką.  

We  wskazanym  przez  Sandy  pokoju  znad  sterty  papierów  rozrzuconych  na  biurku 

wystawała  głowa  pokryta  bujnymi,  ciemnymi  włosami.  Kobieta  siedząca  za  biurkiem 

nerwowo  czegoś  szukała,  mrucząc  do  siebie:  Eleno,  ty  mała  sroczko,  jeśli  gwizdnęłaś  mi 

notes...  

Adam wykorzystał sytuację, Ŝe dziewczyna wciąŜ nie zauwaŜyła jego wejścia, i rozejrzał 

się po pokoju.  Na  widok wiszącego po prawej stronie plakatu wybuchnął  niepohamowanym 

ś

miechem. Dziewczyna zerwała się z miejsca. Na plakacie widoczny był słynny pałac Hearsta 

– San Simeon – a w poprzek zdjęcia biegł napis: „Sprzedany od ręki”.  

Dziewczyna  spłonęła  rumieńcem  i  próbowała  ukryć  swoje  zmieszanie  oficjalnym 

pytaniem: 

– Czym mogę słuŜyć? Wyciągnął do niej rękę.  

– Adam Hawksley. Mam nadzieję, Ŝe mnie pani pamięta.  

–  Oczywiście.  Właśnie  szukałam  notesu,  Ŝeby  do  pana  zadzwonić.  Miałam  kłopoty  ze 

background image

skontaktowaniem się z notariuszem. Na szczęście odezwał się do mnie dziś rano i umówiłam 

spotkanie. Właściciele wyjechali wprawdzie na święta, ale moŜemy wziąć klucz od notariusza 

i obejrzeć dom, kiedy tylko pan zechce.  

–  Dostosuję  się  do  pani  –  powiedział,  patrząc  na  bałagan  na  jej  biurku.  Była  tam 

buteleczka z czerwonym lakierem do paznokci, męski dezodorant, zestaw długopisów, telefon 

komórkowy i róŜne gazety.  

Agentka  jednym  ruchem  ręki  zmiotła  cały  ten  majdan  do  aktówki  i  posłała  Adamowi 

olśniewający uśmiech.  

– Jestem gotowa! 

Wsiedli do jej samochodu. Ewa prowadziła, natomiast Adam czytał ofertę kupna domu. Z 

trudem powstrzymywał się od komentarza na temat skłonności Ewy do częstej zmiany pasów. 

Zazwyczaj niedzielni kierowcy doprowadzali go  do szału, ale dzisiaj jej pośpiech był mu na 

rękę. Im szybciej znajdą dla niego dom, tym lepiej.  

–  Wybierze  pan  szkołę  prywatną  czy  państwową?  –  spytała,  zatrzymując  się  na 

czerwonym świetle.  

– Nie chodzę juŜ do szkoły – odpowiedział sucho.  

– Miałam na myśli... Ach, więc nie ma pan dzieci? 

– Nie, nie mam.  

–  Rozumiem.  Podatek  od  domu  nie  jest  wygórowany.  W  okolicy  mieści  się  wiele 

punktów  usługowych,  w  pobliŜu  jest  duŜy  sklep.  Pańska  Ŝona  będzie  mogła  robić  w  nim 

zakupy. Ja teŜ zaopatruję się tam przed świętami.  

– Nie mam Ŝony – odparł z kamienną twarzą.  

– Aha. No więc będzie mógł pan sam robić zakupy.  

– Raczej nie.  

– CzyŜby był pan typowym męŜczyzną, który nie lubi chodzić po sklepach? 

– Nie mam nic przeciwko zakupom. Ale nie o tej porze roku.  

– Nie lubi pan świąt? – spytała zaskoczona.  

– Nienawidzę! 

To  był  dla  niej  prawdziwy  szok.  Zupełnie  tak,  jakby  powiedział,  Ŝe  nie  wierzy  w 

Ś

więtego  Mikołaja.  Nie  powinien  tego  mówić.  Mógł  się  domyślić,  Ŝe  ona  jest  zachwycona 

perspektywą  świątecznych  zakupów.  Tylne  siedzenie  jej  samochodu  zawalone  było 

ozdobnym papierem do pakowania prezentów, wstąŜkami i pudełkami w róŜnych rozmiarach 

i kształtach.  

Pewnie  zdziwiłaby  się,  gdyby  jej  powiedział,  Ŝe  na  temat  sklepów  wie  znacznie  więcej 

niŜ ona, pomyślał. To była jego działka. Dobrze znał handlowe triki, które sprawiały, Ŝe klient 

szybko  wyciągał  kartę  kredytową.  Wiedział,  jaka  muzyka  wprawia  w  nastrój  do  wydawania 

pieniędzy i jakie kolory działają na podświadomość, przyśpieszając decyzję o kupnie danego 

towaru.  

Było coś jeszcze, w czym był niedościgniony. Umiał bezbłędnie wyczuć panujące trendy 

i  dzięki  temu  potrafił  przewidzieć,  jakie  będą  oczekiwania  konsumentów.  Ta  właśnie 

umiejętność  sprawiła,  Ŝe  zainteresowali  się  nim  szefowie  sieci  Bon  Marche  i  jego  zarobki 

background image

poszły  w  górę.  Jednak  nie  ze  względu  na  pieniądze  pozostał  w  tej  branŜy.  To  była  raczej 

ciekawość. Nienawidził nudy i bezczynności, a w handlu zawsze coś się działo.  

–  Jesteśmy  na  miejscu  –  powiedziała  Ewa,  parkując  przed  piętrowym  domem  z 

brukowanym podjazdem.  

– Jesteśmy. – Szedł za nią ścieŜką wiodącą do frontowej werandy. Ewa chodziła wolniej 

niŜ jeździła, ale moŜe przeszkadzała jej w tym długa do kostek, czarna gabardynowa spódnica 

z  rozcięciem  z  tyłu,  którą  miała  na  sobie.  Zamszowe  kozaczki  na  sześciocentymetrowych 

obcasach  uwydatniały  szczupłość  jej  łydek,  ale  krótki,  czarny  zamszowy  Ŝakiet  ukrywał 

znacznie bardziej interesujące fragmenty jej ciała.  

Dom udekorowany był skromnym świątecznym wieńcem, wiszącym na drzwiach. Adam 

rozglądał się dokoła, podczas gdy Ewa przetrząsała swoją teczkę w poszukiwaniu klucza. Jak 

prawdziwa kobieta interesu uŜywała aktówki równieŜ jako torebki.  

– Eleno, uduszę cię! – zamruczała do siebie.  

–  CzyŜby  pojawiły  się  jakieś  kłopoty?  –  zapytał  Adam,  widząc,  Ŝe  Ewa,  coraz  bardziej 

zdenerwowana, przyklękła na ziemi, by jeszcze raz przeszukać teczkę.  

– Nie mogę znaleźć klucza. Dałabym głowę, Ŝe go wzięłam. Powinien tu być, bo jeśli nie, 

to będę musiała słono zapłacić za duplikat. Proszę, znajdź się – błagała, wyrzucając w końcu 

zawartość teczki na ziemię.  

„Sprzedany  od  ręki”?  Adam  nie  mógł  sobie  tego  nawet  wyobrazić.  Pani  Winslow  była 

taką profesjonalistką i organizatorką jak czteroletnie dziecko.  

Odsunął  się  nieco,  kiedy  ona  na  kolanach  przeglądała  rozsypaną  na  ziemi  zawartość 

teczki. Był pewien, Ŝe klucza tam nie ma. Nie zanosiło się więc na obejrzenie domu. A tym 

samym na szybkie jego kupno.  

–  Nie  ma  go  tu  –  ogłosiła  w  końcu  ku  niczyjemu  zaskoczeniu,  –  I  co  teraz?  –  zapytał, 

patrząc,  jak  Ewa  zbiera  z  ziemi  swoje  rzeczy  i  wrzuca  je  z  powrotem  do  aktówki.  Był 

naprawdę ciekaw, co ona zrobi w tej sytuacji.  

– Jestem wściekła, Ŝe przyjechaliśmy tu na próŜno.  

Ewa  odrzuciła  do  tyłu  bujne  włosy  i  zaczęła  się  zastanawiać.  Adam  tymczasem 

przyglądał się jej lśniącym, zielonym oczom.  

–  W  porządku,  juŜ  wiem.  Skoro  juŜ  tu  jesteśmy,  moŜemy  przynajmniej  zajrzeć  do 

wewnątrz domu przez okna.  

Podeszła  do  jednego  z  okien.  Na  szczęście  firanki  upięte  były  w  taki  sposób,  Ŝe  bez 

przeszkód moŜna było zajrzeć do środka.  

– Proszę spojrzeć, w jadalni znajduje się kominek. To dodatkowa atrakcja, nie sądzi pan? 

Pokój byłby idealny na oficjalne przyjęcia. – Ewa z powagą opisywała wnętrze domu. Adam 

uświadomił sobie, Ŝe agentka próbuje mu sprzedać kota w worku.  

Podszedł do okna i zerknął do środka.  

– Nie wydaję oficjalnych przyjęć. Jestem kawalerem, więc zwykle jadam w restauracjach. 

Słyszałem, Ŝe w St. Louis są miejsca, gdzie moŜna dobrze zjeść.  

–  To  prawda.  St.  Louis  jest  znany  zwłaszcza  z  kuchni  włoskiej.  Niech  pan  zobaczy,  w 

salonie takŜe jest kominek.  

background image

– Ewa nie rezygnowała z przeprowadzenia do końca swego szatańskiego planu.  

Nie zraziła się tym, Ŝe klient nie podąŜył za nią do kolejnego okna.  

–  Proszę  spojrzeć  na  te  wielkie  stare  krokwie.  Sosnowe  podłogi  ułoŜone  są  z  desek 

piórowowpustowych, a drzwi mają nawet nadproŜa – wymieniała kolejne zalety pokoju.  

– Bardziej mnie interesuje, czy kuchnia wyposaŜona jest w kuchenkę mikrofalową i czy 

pokój wypoczynkowy jest na tyle duŜy, bym mógł tam wstawić trzydziestocalowy telewizor i 

stół do bilardu.  

–  Stół  do  bilardu  –  powtórzyła,  najwyraźniej  zaskoczona.  Nie  spodziewała  się  po  nim 

takich  zainteresowań.  Idealnie  skrojony  garnitur  nie  zdradzał  natury  miłośnika  motocykli  i 

zadymionych spelunek.  

Adam wzruszył ramionami.  

– Niektórzy relaksują się, uprawiając jogę, inni wędkując. Mnie uspokaja bilard.  

– Zajrzyjmy więc przez tylne okna – zaproponowała.  

–  Rozkład  domu  jest  typowy  dla  domów  w  St.  Louis,  z  salonem  i  jadalnią  od  frontu,  a 

kuchnią i pokojem wypoczynkowym z tyłu. Całość zbudowana na planie idealnego kwadratu.  

Musiał  przyznać,  Ŝe  po  mistrzowsku  starała  się  opanować  sytuacje.  Zaimponowała  mu 

tym, więc podąŜył za nią, aby obejrzeć dom od strony ogrodu.  

Olbrzymi  cedrowy  taras  na  tyłach  budynku  umoŜliwiał  łatwy  dostęp  do  okien.  Adam 

przepuścił Ewę przed sobą na schodach, podziwiając... no, na pewno nie widok ogrodu.  

– Och, tu jest mnóstwo miejsca, by wstawić pański sprzęt! – wykrzyknęła uszczęśliwiona 

na  widok  ogromnego  pokoju  wypoczynkowego.  –  I  proszę  zobaczyć,  w  kuchni  jest 

wbudowana  kuchenka  mikrofalowa.  Są  nawet  szklane  szafki.  To  na  wypadek,  gdyby  wstał 

pan lewą nogą i zapomniał, w której szafce jest kawa.  

Zrozumiał,  Ŝe  to  przytyk.  Musiał  jednak  przyznać,  Ŝe  dom  w  zupełności  spełniał  jego 

wymagania.  

–  Rzeczywiście,  wygląda  nieźle,  ale  co  z  pokojami  na  górze?  Muszę  mieć  gabinet  z 

wieloma gniazdkami elektrycznymi w ścianie, na faks, komputer, kopiarkę i tak dalej.  

Spojrzał na okna umieszczone półtora metra nad ich głowami, a potem znów na Ewę.  

– MoŜe podniosę panią, pani stanie na moich ramionach i powie mi...  

Ewa rzuciła okiem na swoją długą, wąską spódnicę i buty, a potem na Adama.  

– Raczej nie. Będzie musiał pan posłuŜyć się wyobraźnią.  

Jej  odpowiedź  wywołała  rozmarzony  uśmiech  na  twarzy  Adama.  Najwyraźniej  jego 

wyobraźnia juŜ pracowała. Ewa wiedziała, Ŝe, jak dotąd, nie zaprezentowała się w najlepszym 

ś

wietle.  On  z  pewnością  uwaŜał  ją  za  beznadziejną  idiotkę.  A  przecieŜ  nią  nie  była.  Musi 

sprzedać mu ten dom! Jest naprawdę bardzo dobra w swoim zawodzie.  

On zresztą teŜ miał o sobie świetne zdanie.  

Próba sprzedania Adamowi kota w worku nie powiodła się. Ewa nie mogła uwierzyć, Ŝe 

w  ogóle  zdecydowała  się  na  taki  podstęp.  Nie  rozumiała  teŜ,  dlaczego  obecność  kogoś 

takiego, jak jej wysoki i nieźle zbudowany klient, wpływa na nią stresująco. Adam Hawksley 

miał nienaganne maniery i coś takiego w sobie, co robiło na niej wraŜenie. Czuła się, jakby to 

była ich pierwsza randka, a nie pierwsze oględziny domu.  

background image

Zdała sobie sprawę, Ŝe jej wysiłki, by wejść do wnętrza budynku, nie były podyktowane 

jedynie  względami  zawodowymi.  Chciała,  Ŝeby  Adam  ją  polubił.  Dlaczego?  PrzecieŜ  nie 

wiedziała  nawet,  czy  sama  go  lubi.  Jedno  nie  ulegało  wątpliwości  –  Adam  nie  był  osobą, 

wobec  której  moŜna  było  stosować  róŜne  gierki.  Mogła  się  załoŜyć,  Ŝe  słowo  „gra”  nie 

figurowało w jego słowniku. Był człowiekiem niezwykle zasadniczym i musiała przyznać, Ŝe 

nawet jej się to podobało.  

Siedzieli naprzeciwko siebie w biurze agencji. Ewa szukała w komputerze planów innych 

domów,  o  podobnym  kształcie  i  wielkości,  aby  Adam  mógł  się  upewnić,  czy  wnętrze 

upatrzonego budynku jest takie, jakiego by sobie Ŝyczył.  

Odwróciła głowę od ekranu komputera: 

– W tym domu nie ma miejsca na gabinet.  

Westchnęła  i  pomyślała,  jak  miło  byłoby  znaleźć  się  we  własnym  domu  i  wdychać 

ś

wiąteczne  zapachy.  Zdradziła  się  ze  swoją  miłością  do  Gwiazdki,  skuszona  moŜliwością 

zarobienia  większej  kwoty.  Poza  tym  wcześniej  sądziła,  Ŝe  wyświadcza  przysługę  rodzinie, 

która szuka domu na święta.  

Tymczasem Adam Hawksley nie tylko okazał się kawalerem, lecz na dodatek strasznym 

marudą.  Znała  ten  typ  klientów.  Najpierw  zaklinają  się,  Ŝe  kupią  dom  od  ręki,  po  czym 

zabierają agentowi mnóstwo czasu, ciągle wydłuŜając listę swoich oczekiwań.  

– MoŜe to niedobór cukru we krwi jest przyczyną pani rozdraŜnienia. Zapraszam panią na 

lunch. Kiedy się najemy, wpadniemy do Eleny – kimkolwiek ona jest – by sprawdzić, czy ma 

klucz. Potem moŜemy obejrzeć inne domy.  

–  Elena  to  moja  chrześniaczka,  córka  przyjaciółki.  Co  do  niedoboru  cukru,  nie  ma  pan 

racji  –  odpowiedziała  Ewa  i  wyłączyła  komputer.  Na  śniadanie  zjadła  jedynie  ciasteczka, 

które podwędziła zeszłego wieczoru z kuchni Sary, przy milczącej aprobacie Eleny. – Zgoda, 

dam się zaprosić na lunch, skoro pan nalega – dodała po chwili. – Ale najpierw zadzwonię do 

Sary i sprawdzę, czy obie będą w domu.  

W końcu pojechali najpierw do Sary, gdyŜ Elena musiała wkrótce wyjść na lekcję tańca.  

Gdy Ewa zadzwoniła do drzwi, usłyszała tupot małych nóŜek i dziecinny głos: 

– Otworzę, mamusiu! 

Ewa modliła się, Ŝeby Elena nie wyrwała się przy Adamie z jakimś głupim tekstem. Pod 

tym względem nie ufała wychowawczym praktykom Sary.  

–  Czy  mogę  spać  dziś  z  tobą,  ciociu?  –  Elena  rzuciła  się  Ewie  w  ramiona.  Nagle 

dostrzegła Adama. – A kto to jest? Czy to twój nowy facet? – spytała.  

–  Przepraszam  –  powiedziała  Sara.  ZdąŜyła  dobiec  do  drzwi  w  momencie,  gdy  policzki 

Ewy poczerwieniały juŜ jak piwonie. – Eleria jest podekscytowana nadchodzącymi świętami. 

Obawiam  się,  Ŝe  ma  to  po  swojej  chrzestnej  mamie.  Eleno,  uspokój  się!  Zniszczysz  cioci 

spódnicę swoimi drewniakami.  

Elena uwolniła szyję Ewy i wyciągnęła ręce do Adama. Ten cofnął się o krok.  

–  Chodź,  sroczko.  –  Ewa  chwyciła  małą  za  rękę.  –  Poszukajmy  klucza  i  notesu,  które 

poŜyczyłaś sobie wczoraj. Pamiętasz, gdzie te rzeczy schowałaś? 

–  Sara  Smith  –  przedstawiła  się  mama  Eleny,  wyciągając  rękę  do  Adama.  –  Musi  pan 

background image

wybaczyć Ewie. Jest trochę roztrzepana.  

– ZauwaŜyłem. Ale to dobrze, Ŝe pani córka ma się z kim bawić.  

– Zapraszam do kuchni. Słyszę właśnie, jak mój pies drapie w drzwi od strony ogrodu.  

Adam poszedł za nią, zastanawiając się, co jeszcze go czeka w tym zwariowanym domu. 

Minęli  jadalnię,  zastawioną  taką  ilością  naczyń  i  form  do  pieczenia,  Ŝe  moŜna  by  otworzyć 

sklep.  

– Właśnie pracowałam – usprawiedliwiała się Sara. – Odkąd adoptowałam Elenę, zajmuję 

się  pieczeniem  domowych  ciast.  W  tym  roku  przyjęłam  duŜo  zamówień  na  świąteczne 

wypieki. Dzięki Bogu nikt dzisiaj nie ma czasu, Ŝeby samemu piec ciasta.  

Kuchnia  Sary  sprawiała  równie  miłe  wraŜenie  jak  jej  właścicielka.  Białe,  przeszklone 

szafki  wypełniały  kolorowe  naczynia.  Patelnie  i  kubki  w  róŜnych  kształtach  zdawały  się 

tańczyć na powbijanych w ściany kołkach.  

Sara  otworzyła  drzwi  ogrodowe.  Ledwie  Adam  zdąŜył  usiąść  przy  okrągłym  stole  pod 

oknem, juŜ miał na kolanach kudłatego, łaciatego psa. Bestia oparła łapy na jego ramionach i 

z ufnością lizała mu twarz.  

–  Midnight,  uspokój  się!  –  rozkazała  Sara.  Midnight  miała  najwyraźniej  problemy  ze 

słuchem.  

– Chyba nie boi się pan psów? – spytała Sara, wabiąc sukę biszkoptem, by zeszła z kolan 

Adama.  

– Nie. Po prostu nie jestem do nich przyzwyczajony.  

– Szkoda. Podobno często się pan przeprowadza? To musi być uciąŜliwe.  

A więc Sara i Ewa rozmawiały o nim.  

– Lubię to. Pociągają mnie coraz nowe wyzwania.  

–  Pan  i  moja  przyjaciółka  pasowalibyście  do  siebie.  ChociaŜ  męŜczyźni  na  ogół 

rozczarowywali Ewę. Och, nie powinnam tego mówić. – Sara zreflektowała się, Ŝe bawi się w 

swatkę.  

Zanim  Adam  zdąŜył  spytać,  dlaczego  męŜczyźni  rozczarowywali  Ewę,  weszła  ona  do 

kuchni, zwycięsko dzierŜąc w dłoni swój notes.  

–  Znalazłam  go  w  plecaczku  twojej  córki.  Musiałam  ją  przekupić  twoją  purpurową 

szminką. Niestety klucza nie ma.  

–  Chyba  nie  pozwoliłaś  jej  się  umalować!  –  Sara  pobiegła  do  sypialni,  zanim  jej 

przyjaciółka  zdąŜyła  powiedzieć,  Ŝe  tylko  Ŝartowała  i  Ŝe  tak  naprawdę  przekupiła  Elenę 

szminką bladoróŜową.  

– No i co pan myśli? – spytała Ewa, siadając naprzeciwko Adama.  

– Co myślę? – zdziwiony powtórzył jej pytanie.  

– O Sarze... – odparła, uśmiechając się zachęcająco.  

– Jest miła.  

– Miła? Ona jest fantastyczna. Wspaniałe nogi, duŜe niebieskie oczy, doskonale gotuje i 

jest cudowną matką.  

– Myślałem, Ŝe szukamy dla mnie domu.  

– Oczywiście. Ale pan jest kawalerem, więc pomyślałam...  

background image

– śe byłbym niezłym tatusiem dla Eleny? 

– Nie. Widziałam przecieŜ, jak się pan cofnął, gdy podbiegła do pana.  

– Nie wiem, co się robi z małymi dziećmi – tłumaczył się wykrętnie.  

– Więc nie pasowałby pan do Sary. Ona chce adoptować jeszcze jedno dziecko.  

– Czy często zajmuje się pani swataniem? – spytał, pocierając palcami o drewniany blat 

stołu.  

– Przyznaję... i to ku niezadowoleniu Sary. Ona uwaŜa, Ŝe nie ma nic złego w samotnym 

wychowywaniu dzieci. Nie zgadzam się z nią, a pan? 

– Spędziłem dzieciństwo w szkole z internatem. Ojca widywałem tylko podczas świąt.  

– To okropne.  

– Naprawdę? 

– Pan tak nie uwaŜa? – Ewa była zaskoczona. Jej zawsze brakowało rodziców, a on, który 

ich miał, zdawał się zupełnie nie doceniać tego  faktu. – A  czy teraz często widuje się pan z 

rodzicami? – zapytała kategorycznym tonem; 

–  Widujemy  się  w  święta,  poza  BoŜym  Narodzeniem,  które  spędzam  na  tropikalnej 

wyspie, z dala od tego szaleństwa.  

–  Jak  moŜna  nie  kochać  BoŜego  Narodzenia?  –  SpowaŜniała.  –  PrzecieŜ  to  najbardziej 

magiczny czas w roku. Wszystko się moŜe zdarzyć. Absolutnie wszystko! 

Midnight  najadła  się  juŜ  biszkoptów  i  wskoczyła  teraz  na  kolana  Ewy,  która  w 

zamyśleniu głaskała ją po grzbiecie.  

– Ma pani całkowitą rację.  

Najwyraźniej nie zamierzał dłuŜej z nią dyskutować. Zapytał tylko, która jest godzina.  

–  Z  pewnością  juŜ  pora  na  lunch.  Co  moglibyśmy  zjeść  szybko,  zanim  rozpocznę  od 

nowa poszukiwania klucza? – spytała Ewa wchodzącą do kuchni Sarę.  

– Co powiecie na kanapki z masłem orzechowym i galaretką? 

–  Od  razu  widać,  Ŝe  masz  na  co  dzień  do  czynienia  z  małym  dzieckiem  –  powiedziała 

Ewa, z niechęcią marszcząc nos. – Wolałabym coś innego do jedzenia.  

– MoŜe tosty z serem? 

– Świetnie. Pomogę ci je zrobić. Nie ma pan chyba nic przeciwko tostom i temu, Ŝebyśmy 

zjedli je tutaj? Zyskamy więcej czasu na oglądanie domów.  

Adam  wzruszył  ramionami.  Poczuł,  Ŝe  Ewa  go  przechytrzyła,  poza  tym  był  bardzo 

głodny.  

Kiedy  kuchnię  wypełnił  wspaniały  zapach  przypiekanego  sera,  przydreptała  Elena  z 

kasetą „Kopciuszka” w ręku.  

– Mamo, nie mogę dosięgnąć do  wideo. Włączysz mi kasetę? Obiecałaś, Ŝe będę mogła 

obejrzeć film, dopóki nie pójdziemy na lekcję tańca.  

Sara  myła  właśnie  sałatę,  a  Ewa  pilnowała,  aby  tosty  się  nie  przypaliły.  Obie  kobiety 

zwróciły się więc o pomoc do Adama.  

– Myślę, Ŝe poradzę sobie z wideo – zapewnił je i wstał, by spełnić prośbę dziecka.  

– Wyglądasz jak przystojny ksiąŜę. – Kobiety usłyszały dochodzący z pokoju głos Eleny. 

Obie wybuchnęły śmiechem.  

background image

–  Najwyraźniej  twoja  mała  opanowała  juŜ  sztukę  uwodzenia  męŜczyzn  –  powiedziała 

Ewa.  

– O, tak. Będę ją musiała trzymać pod kluczem, dopóki nie skończy trzydziestu lat. Myślę 

teŜ, by adoptować dla niej braciszka.  

–  A  co  sądzisz  o  Adamie?  –  spytała  szeptem  Ewa,  tak  by  ich  gość  nie  słyszał,  Ŝe  jest 

obgadywany.  

–  Pierwszy  raz  spotykam  faceta,  który  nie  lubi  ani  dzieci,  ani  psów  –  odparła  Sara.  – 

Zupełnie jakby się ich bał.  

– Dorastał w internatach, więc myślę, Ŝe po prostu nie ma pojęcia o Ŝyciu rodzinnym.  

– To smutne.  

– On w ogóle jest jakiś  smutny, nie sądzisz? – zauwaŜyła Ewa, kładąc na talerz jeden z 

tostów. Sara przyrządzała sałatę.  

–  Stwierdził,  Ŝe  lubi  wyzwania,  więc  powiedziałam  mu,  Ŝe  jesteś  dla  niego  idealną 

partnerką.  

Widelec, który Ewa trzymała w ręku, spadł z brzękiem na podłogę.  

– Nie zrobiłaś tego! 

– Zrobiłam. Teraz jesteśmy kwita. Sądzisz, Ŝe nie wiem, co planowałaś? 

– Ale on pomyśli, Ŝe mam na niego ochotę.  

– A nie masz? 

– Mam ochotę się go pozbyć.  

– Bzdura. I tak ci nie wierzę.  

– Nie jestem zainteresowana – zapewniła Ewa. – Nie jest w moim typie.  

–  Jasne.  Za  wysoki,  zbyt  dobrze  zbudowany,  zbyt  przystojny.  –  Sara  roześmiała  się 

głośno.  

– Rzadko się uśmiecha – powiedziała Ewa z naciskiem.  

– Będzie się uśmiechał, kiedy lepiej cię pozna. Na razie traktujesz go bardzo oficjalnie.  

–  Ja  tylko  sprzedaję  mu...  –  Ewa  chwyciła  tosta,  zanim  spadł  na  podłogę  –  ...  dom.  I  to 

wszystko.  Przy  odrobinie  szczęścia  znajdziemy  coś  po  południu  i  marudny  pan  Adam 

Hawksley przejdzie do historii.  

– Dlaczego marudny? 

– Ciągle mówi, Ŝe nie cierpi świąt! 

Sara  wybuchnęła  salwą  niepohamowanego  śmiechu.  Zdołała  jedynie  wykrztusić,  Ŝe  w 

takim razie Ewa i Adam są sobie pisani jako całkowite przeciwieństwa.  

–  Wielkie  dzięki  –  prychnęła  Ewa  pogardliwie,  przygładzając  niesforne  loki.  –  A  juŜ 

miałam ci powiedzieć, Ŝe bardzo mi się podoba twoja nowa fryzura.  

– Naprawdę? To jest gumowe cięcie. – Sara postawiła na stole miskę z sałatą.  

–  Gumowe  cięcie?  –  Ewa  dostawiła  talerz  pełen  pachnących  złotobrązowych  tostów 

serowych.  

– Nasza kochana sroczka odwiedziła mnie w łóŜku tej nocy, kiedy akurat miałam okropny 

sen. W jakiś tajemniczy sposób jej guma balonowa znalazła się w moich włosach. Musiałam 

iść do fryzjera... Przyznaję jednak, Ŝe krótkie włosy duŜo łatwiej utrzymać w porządku. Nie 

background image

wiem, dlaczego nie obcięłam ich wcześniej, tym bardziej Ŝe mam teraz tak mało czasu.  

– Zawołaj pana marudę i Elenę, a ja nakryję do stołu. – Ewa wolała nie patrzeć Adamowi 

w oczy, odkąd dowiedziała się, Ŝe Sara usiłowała ich swatać. Pomyślała, Ŝe jej zabiegi były 

duŜo subtelniejsze.  

Nawet  sroczka  potwierdziła  jej  spostrzeŜenie:  Adam  wygląda  jak  ksiąŜę  z  bajki! Jednak 

Ewa  nie  wierzyła,  Ŝe  jakaś  dobra  wróŜka  zdołałaby  zamienić  Adama  w  chłopaka,  z  którym 

moŜna by przyjemnie spędzić randkę. Sara myliła się, sądząc, Ŝe Ewa jest księŜniczką, której 

najskrytsze marzenia się spełniają.  

UłoŜyła plan działania: szybko znajdzie dom dla Adama, odbierze prowizję i kupi sobie 

wymarzony  samochód.  To  będzie  szczęśliwe  zakończenie.  śadnego  gubienia  szklanych 

pantofelków,  wspaniałego  balu  ani  przystojnego,  stęsknionego  księcia.  Bajki  są  dobre  dla 

dzieci.  

 

Adam spojrzał na małą księŜniczkę, która wdrapała się mu na kolana, gdy tylko usiadł na 

Sofie.  Wtulała  się  w  niego,  oglądając  bajkę  o  Kopciuszku.  Najwyraźniej  była  bardzo 

zadowolona! 

Adam, o dziwo, teŜ.  

Pomyślał, Ŝe chyba zacznie wierzyć w bajki.  

Szczęśliwe święta.  

I szczęśliwe zakończenia.  

Musi się pilnować, Ŝeby nie zrobić jakiegoś głupstwa.  

Przede  wszystkim  powinien  uwaŜać  na  tę  przebiegłą  agentkę  handlu  nieruchomościami, 

która stawała się powoli bohaterką jego fantazji. Co jest takiego w Ewie Winslow, myślał, co 

nie pozwala mu się skupić? To coś więcej niŜ jej ciało, które wciąŜ miał przed oczami, i coś 

więcej niŜ jej umysł, który przedkładał magię nad logikę.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

 

Mikołaj rozsiadł się wygodnie w fotelu. NałoŜył ulubione czerwone skarpety i oparł nogi 

o puf. Zaczął przerzucać sterty magazynów kobiecych, które znalazł w łazience Claudii. Jeśli 

będzie  miał  szczęście,  moŜe  znajdzie  jakąś  wskazówkę.  MoŜe  przed  wyjazdem  Claudia 

zakreśliła gdzieś nazwę miejscowości, do której zamierzała się udać.  

Jak  dotąd  nie  odnalazł  schowanych  przez  nią  świątecznych  ciasteczek.  Szukał  ich 

wszędzie, zajrzał nawet do domków krasnoludków. One jednak zaklinały się, Ŝe nie widziały 

Ŝ

adnych  wypieków.  Nie  było  po  nich  śladu  nawet  w  stajni  reniferów.  Te  okruszki  na  nosie 

Rudolfa z pewnością były tylko przywidzeniem. PrzecieŜ Claudia nie nakarmiłaby reniferów 

czekoladowymi  rogalikami  tylko  dlatego,  Ŝe  obraziła  się  na  niego,  bo  ostatnio  nie  miał  dla 

niej czasu. To niemoŜliwe! 

Przewrócił  kartkę  kolorowego  pisma,  po  czym  włączył  pilotem  telewizor.  Szukał  na 

kanałach  sportowych  meczu  hokejowego.  Zrezygnowany,  sięgnął  po  niskokaloryczne 

krakersy, jedyne, jakie udało mu się znaleźć w spiŜarni.  

background image

Koszmar. Istna paranoja.  

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

18 grudnia  

 

–  Co  się  stało z  panem Smithem?  – zapytał  Adam  następnego  popołudnia,  kiedy  jechali 

obejrzeć  feralny  dom.  Ewa  znalazła  w  końcu  klucz,  i  to  nie  u  Eleny,  a  w  jednej  ze  swoich 

torebek.  

– Nie ma pana Smitha. I nigdy go nie było. Sara adoptowała Elenę, nie będąc męŜatką.  

–  I  pani  uwaŜa,  Ŝe  dziewczynka  potrzebuje  ojca?  Wydaje  mi  się

?

  Ŝe  jest  całkiem 

szczęśliwa, no, moŜe trochę rozpuszczona.  

–  Wychowałam  się  w  sierocińcach  i  rodzinach  zastępczych,  więc  chyba  zawsze  będę 

uwaŜała, Ŝe dziecko powinno mieć oboje rodziców.  

– Jak to się stało, Ŝe mieszkała pani w sierocińcach? – Nagle głos Adama zamienił się w 

krzyk: – Proszę uwaŜać, ten facet z cygarem, w wielkim wozie zajeŜdŜa pani drogę! 

Ewa  przyhamowała,  by  uniknąć  zderzenia  z  łysym  facetem,  którego  zauwaŜyła,  zanim 

Adam krzyknął.  

– Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy byłam mała.  

–  I  nie  została  pani  adoptowana?  Mimo  tych  słodkich  loczków?  AŜ  trudno  uwierzyć. 

MoŜe była pani małą złośnicą? 

– Nigdy  nie pamiętałam, kiedy były dni odwiedzin – odparła. – Kandydaci na  rodziców 

przychodzili nas oglądać, a ja zawsze gdzieś znikałam.  

– Pewnie w tym czasie wdrapywała się pani na sąsiednie drzewa, kradła jabłka i później 

sprzedawała je innym dzieciom.  

– Skąd pan wie? – zaśmiała się Ewa.  

– Pracuję w handlu.  

– A jak to się stało, Ŝe dorastał pan w szkołach z internatem? – spytała, gdy jechali ulicą, 

przy której stał ów pechowy dom.  

–  Mój  ojciec  był  ambasadorem  w  Holandii.  Zakochał  się  w  jakiejś  Holenderce.  Sporo 

podróŜowali, więc zostałem wysłany do szkoły w Hadze.  

– To wyjaśnia pański akcent.  

–  Tak  –  zgodził  się.  –  A  teraz,  pani  Winslow,  zobaczymy,  czy  potrafi  mi  pani  ten  dom 

właściwie zaprezentować od środka – zaŜartował Adam.  

Łagodny  powiew  wiatru  poruszył  igłami  wiszącego  na  drzwiach  wieńca,  gdy  Ewa 

włoŜyła klucz do zamka.  

– Musi pan tu się podpisać. – Ewa połoŜyła na stole kartkę z rejestrem odwiedzających, 

po czym podała Adamowi długopis.  

PoniewaŜ sama wcześniej nie widziała tego domu, zrobili obchód razem. W umeblowaniu 

pokojów  widać  było  rękę  profesjonalisty,  więc  ogólnie  pomieszczenia  wyglądały  nieźle. 

Brakowało  tu  jednak  dodatków,  które  przydałyby  im  przytulności,  indywidualnego 

charakteru.  KaŜdy  mógł  tu  mieszkać.  Ewie  zrobiło  się  Ŝal  domu.  Nie  było  w  nim  zdjęć  w 

background image

zabawnych  ramkach  ani  dziecięcych  rysunków  przytwierdzonych  magnesami  do  drzwi 

lodówki.  Gdyby  nie  to,  Ŝe  w  szafach  wisiały  ubrania,  moŜna  by  pomyśleć,  Ŝe  jest  to 

pokazowy budynek jednej ze spółek budowlanych.  

– I co pan o tym myśli? – spytała Ewa, kiedy schodzili na parter.  

–  To  pani  jest  agentką  handlu  nieruchomościami.  Niech  pani  mi  powie,  dlaczego 

powinienem kupić ten dom.  

– Znajduje się w ładnej okolicy, cena nie jest wygórowana, koszty utrzymania są niskie, 

no i moŜe się pan tu przeprowadzić przed świętami – wyliczała, spoglądając na kartkę.  

– Ale...  

– Ale? – zdziwiła się Ewa.  

– Słyszę „ale” w pani głosie. Proszę powiedzieć, dlaczego nie powinienem kupować tego 

domu.  

Ewa podeszła do okna w kuchni i objęła wzrokiem rozległy ogród. Brzęczenie włączonej 

lodówki przerwało ciszę, która zapadła. Wreszcie odpowiedziała: 

–  To  chyba  nie  jest  dom  dla  pana!  –  No  i  juŜ,  wyrzuciła  to  z  siebie.  Na  pewno  uwaŜa 

mnie za nienormalną, pomyślała.  Zamiast zachwalać towar, robię wszystko, Ŝeby zniechęcić 

klienta do kupna. – Ten dom jest smutny i zasługuje na to, by zamieszkała w nim szczęśliwa 

rodzina – dodała po chwili.  

– Co takiego? – Spojrzał na nią z niedowierzaniem.  

– Nie chciałam panu tego mówić, ale skoro pan spytał... Po prostu uwaŜam, Ŝe pan i ten 

dom  nie  pasujecie  do  siebie.  Twierdzę  tak  pomimo  tego,  Ŝe  bardzo  chcę  go  panu  sprzedać  i 

iść wreszcie na urlop.  

– I to jest jedyny powód? To, Ŝe ja i dom nie pasujemy do siebie? 

Pokiwała głową.  

– Napiszmy więc ofertę – powiedział z naciskiem, siadając na blacie kuchennej szafki, na 

której  leŜała  aktówka  Ewy.  –  Mam  nadzieję,  Ŝe  nie  zapomniała  pani  o  stosownym 

formularzu? 

– Oczywiście, mam go.  

Podeszła do szafki i wyciągnęła formularz z teczki.  

– Jaką cenę mam podać? – spytała, po wypełnieniu podstawowych rubryk formularza.  

– Proponuję dwadzieścia tysięcy poniŜej ceny wywoławczej.  

Nie powiedziała ani słowa, wpisując podaną cyfrę.  

– Nie zgadza się pani? – spytał.  

– To pańskie pieniądze. Jestem tylko trochę zaskoczona, Ŝe się pan targuje. ZaleŜało panu 

na tym, by kupić dom jak najszybciej i wyjechać przed świętami.  

– Nikt się chyba nie spodziewa, Ŝe klient od razu zgodzi się na zaoferowaną sumę. MoŜe 

jestem niecierpliwy, ale nie głupi. Ani smutny – dodał stanowczo.  

Ewa zaśmiała się.  

– Nie lubi pan krytyki, prawda? 

– A pani lubi? – zapytał ironicznie, podpisując ofertę, którą mu podsunęła.  

I tu ją miał. Ewa rzeczywiście nie znosiła, gdy ktoś pouczał ją, co ma robić. Zawsze była 

background image

samodzielna, zdana na własne siły.  

–  No  cóŜ,  przekaŜę  pańską  ofertę  właścicielom  domu  i  poinformuję  pana,  kiedy  się 

czegoś dowiem.  

ZłoŜyła formularz na pół i schowała do aktówki. Wyjęła telefon komórkowy.  

– Zadzwonię tylko do biura, powiem, Ŝe się pan zdecydował, i moŜemy jechać.  

Kiedy  Ewa  prowadziła  rozmowę  telefoniczną,  Adam  nie  wykorzystał  tego  czasu  na 

dalsze zwiedzanie domu. Wyglądał, jakby wcale nie był nim zainteresowany. Pewnie traktuje 

go  jedynie  jako  mieszkanie  słuŜbowe,  pomyślała.  Znudziły  mu  się  pokoje  hotelowe  i  tyle. 

Sara wspominała coś, Ŝe on przeprowadza się co roku do innej miejscowości, by zakładać tam 

nowe  sklepy.  Musi  wieść  bardzo  samotne  Ŝycie.  Nic  dziwnego,  Ŝe  jest  smutny.  Było  jej  Ŝal 

zarówno Adama, jak i domu.  

 

Ewa  nie  mogła  uwierzyć  własnym  uszom,  gdy  Adam  zaproponował,  Ŝe  będzie 

towarzyszył  jej  podczas  zakupów.  Twierdził,  Ŝe  i  tak  nie  ma  nic  lepszego  do  roboty,  skoro 

musi  czekać  na  decyzję  w  sprawie  domu.  Podejrzewała,  Ŝe  taki  maruda  nieźle  da  się  jej  we 

znaki.  Będzie  ciągle  narzekał  na  tłumy,  kolejki  i  brak  zdecydowania  Ewy,  która  długo 

musiała się zastanowić, zanim coś kupiła. Jednak, ku jej zdumieniu, Adam okazał się bardzo 

pomocny.  Razem  wybrali  wiele  prezentów,  przedyskutowali  kwestię  nowych  lampek, 

którymi Ewa chciała udekorować kominek, i w końcu znaleźli wymarzoną Barbie dla Eleny.  

Niestety,  lalka  ubrana  była  w  nieodpowiednią  sukienkę.  Elena  marzyła  o  sukience 

róŜowej, tymczasem ta była brzoskwiniowa. Nawet Adam rozumiał tę subtelną róŜnicę. Ewa 

stanęła bezradna pośrodku zatłoczonego sklepu. W obu rękach trzymała paczki i zastanawiała 

się,  co  zrobić.  Adam  zaproponował,  Ŝe  przeniesie  sprawunki  do  samochodu,  ale  ona  nie 

chciała wykorzystywać sytuacji.  

Być moŜe  w sąsiednim sklepie znalazłaby  Barbie w takiej sukience, o jaką jej chodziło. 

JednakŜe gdyby się to nie udało, a odłoŜyłaby na półkę tę lalkę, którą juŜ miała, ktoś mógłby 

ją kupić, zanim Ewa wróciłaby po nią. Lepsza Barbie w brzoskwiniowej sukience niŜ Ŝadna.  

–  Niech  pan  potrzyma  –  powiedziała  pod  wpływem  nagłego  impulsu,  wciskając  paczki 

oraz  Barbie  w  ręce  Adama.  Do  kieszeni  wsunęła  mu  dwa  zestawy  ubranek  dla  lalki,  które 

równieŜ zamierzała kupić. – Zaraz wracam.  

– Dokąd pani... – zaczął Adam, ale Ewa juŜ zniknęła w tłumie.  

Mógł jedynie czekać. A czekanie nie było jego ulubionym zajęciem. W dodatku trzymał 

kurczowo  w  dłoni  lalkę,  na  którą  patrzyła  jakaś  rudowłosa  kobieta.  Czteroletnia  miniaturka 

tejŜe kobiety ciągnęła ją za rękę, krzycząc: 

– Ja chcę tamtą Barbie, mamo! Ja chcę, ja chcę! 

– Ale takich juŜ nie ma. – Kobieta starała się mówić spokojnie.  

– Ale ja chcę! – darło się dziecko.  

Zmęczony  i  obładowany  zakupami  Adam  rozglądał  się  za  Ewą,  ale  nie  było  po  niej  ani 

ś

ladu. Wiedział, Ŝe jeśli zacznie jej szukać, pogubią się. Mógł więc jedynie czekać.  

– Ja chcę tamtą Barbie, mamo. Dlaczego ten pan ma moją ulubioną Barbie? 

Coraz  lepiej!  Teraz  czuł  się  jak  przestępca.  W  dodatku  ludzie  zaczynali  się  gapić  na 

background image

niego.  

Kobieta podeszła do Adama, ciągnąc za sobą dziecko.  

– Czy zamierza pan kupić tę lalkę? – zapytała.  

– Być moŜe – odpowiedział zgodnie z prawdą.  

– A kiedy będzie pan wiedział? Bo jeśli pan się nie zdecyduje, to kupiłabym ją dla córki.  

– Czekam na kogoś – odparł Adam słabym głosem.  

– Czy mogę ją potrzymać? – spytała dziewczynka. Łzy płynęły jej po policzkach.  

Adam wiedział, co się święci, ale czy miał jakieś wyjście? Poza tym cóŜ się stanie, jeśli 

pozwoli tej małej potrzymać lalkę? Nacieszy się nią i zapragnie czegoś innego. Nawet dzieci 

tracą zainteresowanie upragnionymi rzeczami, kiedy tylko je dostają.  

Ustąpił.  Wręczył  lalkę  dziewczynce.  W  zamian  został  obdarzony  promiennym 

uśmiechem. Zapragnął, Ŝeby Ewa juŜ wróciła.  

Nagle  poczuł,  jak  jakaś  inna  młoda  kobieta,  moŜe  dwudziestoletnia,  obmacuje  go 

natarczywie, zachwycając się materiałem jego marynarki.  

– Gdzie pan ją kupił? Szukam prezentu dla mojego chłopaka i ta marynarka bardzo mi się 

podoba. Czy była bardzo droga? 

– To jest... – Adam nie mógł sobie przypomnieć nazwiska projektanta.  

–  MoŜe  sprawdzę  na  metce?  –  Dziewczyna  bez  oporów  wyciągnęła  ręce  w  stronę  klap 

marynarki.  

– To Calvin Klein – wybełkotał Adam, cofając się gwałtownie.  

Zaczynał się pocić, a gwar panujący w sklepie doprowadzał go do szału.  

Gdzie podziała się Ewa? 

Dziewczyna  poczynała  sobie  coraz  śmielej.  Było  jasne,  Ŝe  interesuje  ją  coś  więcej  niŜ 

marynarka.  

–  Czy  lalka,  którą  pan  trzymał,  była  przeznaczona  dla  pańskiej  córeczki?  –  dopytywała 

się. Adam rozumiał, Ŝe pytanie miało znaczyć: „Czy jest pan Ŝonaty?” 

–  Nie.  To  dla...  –  Rozejrzał  się  i  przeszedł  go  zimny  dreszcz.  Dziewczynka  i  jej  matka 

zniknęły. A wraz z nimi Barbie...  

–  Przepraszam.  –  Zbył  natarczywą  dziewczynę  i  pobiegł  w  stronę  kas,  szukając  dwóch 

rudowłosych dam, które podstępem zabrały mu Barbie. Wolałby odzyskać lalkę, zanim wróci 

Ewa.  

Ale przy kasach nie było kobiety z dzieckiem. Musiała juŜ zapłacić i wraz z córeczką w 

rekordowym tempie ulotniła się ze sklepu. Nigdy ich nie znajdzie. Zatem nie było sensu dalej 

czekać na Ewę. Równie dobrze moŜe wyjść, poszukać jej i powiedzieć, Ŝe zawalił sprawę.  

Zdawało  mu  się,  Ŝe  Ewa  na  odchodnym  wspomniała  coś  o  innym  sklepie  z zabawkami. 

Zapytał  kasjerkę,  która  wskazała  mu  budynek  naprzeciwko.  JuŜ  przekraczał  próg,  gdy  nagle 

włączył się przeraźliwie głośny alarm.  

– Proszę pana, proszę zaczekać – zawołał za nim młody kasjer.  

Adam  zatrzymał  się.  Kasjer  przyprowadził  kierownika  sklepu,  pryszczatego  młokosa, 

który musiał udowodnić, jaki jest waŜny.  

– Proszę wejść z powrotem do sklepu – polecił.  

background image

– AleŜ to jakaś pomyłka – powiedział Adam z irytacją.  

– Zapraszam do mojego biura.  

Wszyscy dookoła stali i gapili się na Adama jak na złodzieja Wiedział, Ŝe nic nie ukradł, 

ale nikt mu nie wierzył. I oczywiście w tym momencie musiała nadejść Ewa.  

–  Cześć,  John.  Jak  ci  się  mieszka?  –  Ewa  poznała  Johna  Pritcharda  kilka  miesięcy 

wcześniej,  kiedy  pomagała  jemu  i  jego  Ŝonie  znaleźć  idealne  mieszkanie  dla  młodej  pary. 

Wybrali wtedy przytulne, dwupokojowe mieszkanko na przedmieściu.  

– Świetnie. Jesteśmy zachwyceni. Znasz moŜe tego typka, Ewo? – spytał John, wskazując 

na Adama.  

– Tak. Robimy razem zakupy. Coś się stało? 

– Kiedy ten pan wychodził ze sklepu, włączył się alarm.  

– CzyŜby próbował pan ukraść Barbie? – droczyła się z Adamem Ewa.  

– Nawet juŜ jej nie mam – odparł Adam ze złością.  

– Doprawdy? – W głosie Ewy dało się wyczuć nutkę rozbawienia. – Co to znaczy, Ŝe nie 

ma pan Barbie? 

– Dałem ją potrzymać jednej dziewczynce, a ona prysnęła wraz z lalką – oznajmił Adam.  

– Sprawa wyjaśniona, John. Jakieś dziecko włączyło alarm.  

Kierownik sklepu spojrzał na kasjera przy drzwiach, ale tamten pokręcił głową.  

– Musimy zajrzeć do pana toreb – nalegał kierownik.  

– Daj spokój, John! – błagała zawstydzona Ewa.  

Adam zobaczył determinację w oczach młodego męŜczyzny i wręczył mu torby. Znał się 

na  systemach  bezpieczeństwa  i  wiedział,  Ŝe  coś  musiało  włączyć  ten  alarm.  Chyba  Ŝe  był 

zepsuty.  Nie  trzeba  było  mieć  bujnej  wyobraźni,  Ŝeby  zgadnąć,  co  się  stało.  Ktoś  po  prostu 

podrzucił mu coś do torby. Zaraz się wszystko wyjaśni.  

John przeszukał torby w asyście spojrzeń wszystkich klientów, którzy zapewne czuli się, 

jakby  uczestniczyli  w  finałowej  scenie  filmu  sensacyjnego.  Srodze  się  jednak  rozczarowali, 

bo w torbach nie było ani jednej rzeczy z działu z zabawkami.  

– No widzisz, mówiłam ci – powiedziała Ewa triumfalnie.  

– Musi pan opróŜnić kieszenie. – John zdawał się ignorować Ewę.  

– AleŜ John! 

– Taka jest procedura, Ewo.  

A  więc  to  jednak  alarm  się  zepsuł.  No,  teraz  się  odegram,  pomyślał  Adam.  Sięgnął  do 

kieszeni...  i  twarz  mu  stęŜała.  W  lewej  kieszeni  poza  bilonem  było  coś  jeszcze.  Niechętnie 

odwrócił się, by pokazać to Johnowi.  

– Nie wiem, skąd to się tutaj wzięło – wydusił Adam. Spojrzał na dwa małe opakowania z 

ubrankami  dla  Barbie,  tak  jakby  były  miniaturowymi  statkami  kosmicznymi,  które  w  jakiś 

sposób wylądowały w jego kieszeni.  

– Ale ja wiem – rzuciła Ewa.  

– Wiesz? – spytali równocześnie Adam i John.  

–  WłoŜyłam  je  do  pańskiej  kieszeni,  bo  miał  pan  juŜ  zajęte  ręce  przez  torby  z  moimi 

zakupami.  

background image

– Dziękuję, Ŝe mi pani o tym powiedziała.  

– A więc to wszystko jest niewinnym nieporozumieniem – oznajmił John, biorąc do ręki 

dwie paczuszki. – I nie miał pan zamiaru, no...  

–  Mogę  pana  zapewnić,  Ŝe  nie  miałem  zamiaru,  no...  –  poinformował  go  Adam.  –  Czy 

jestem wolny? 

– Oczywiście – odparł młody kierownik, wręczając skonfiskowany towar kasjerowi. – A 

ty, Ewo, następnym razem...  

–  Nie  będzie  następnego  razu,  John.  Obiecuję  –  rzuciła,  wybiegając  za  Adamem  ze 

sklepu.  

–  Niech  pan  poczeka.  Czy  nie  moŜe  pan  na  to  spojrzeć  z  innej  strony?  Było  przecieŜ 

całkiem zabawnie.  

Zatrzymał się i warknął ze złością: 

–  Zostałem  niemalŜe  aresztowany  za  kradzieŜ.  Nie  ma  w  tym  nic  śmiesznego  Zupełnie 

nic! 

– Nie był pan ani trochę podekscytowany, Ŝe za chwilę mogą nałoŜyć panu kajdanki? 

Wyglądał tak pociągająco, kiedy się złościł. Ale jego emocje szybko zaczęły opadać.  

– Nie – odparł.  

– No tak, juŜ zapomniałam, jaki z pana sztywniak – powiedziała, gdy wziął torby i ruszył 

za nią do samochodu.  

– Nie jestem sztywniakiem! – obruszył się.  

– Nie, skąd. Jest pan słodki jak miód. – Teraz ona była zła. – No juŜ dobrze, powiedzmy, 

Ŝ

e jesteśmy kwita.  

– Kwita? – Najwyraźniej nie wierzył własnym uszom. Otworzyła bagaŜnik, a on wrzucił 

do niego torby.  

–  Kwita  –  powiedziała.  –  Fakt,  to  przeze  mnie  prawie  pana  aresztowali,  ale  dlaczego 

pozwolił  pan  odebrać  sobie  moją  Barbie?  Tego  typu  lalkę  tak  trudno  kupić.  A  Elena  tak 

bardzo o niej marzy.  

– Co miałem zrobić? Zabrać lalkę tamtej dziewczynce? Nie potrafiłbym. Czy moŜe sobie 

pani wyobrazić, co by się działo? 

Kiedy wsiedli do samochodu, Ewa roześmiała się szczerze.  

– O rany, jak szybko daje się pan wyprowadzić z równowagi.  

– Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby być zakuty w kajdanki i odstawiony 

do paki. Nie jest to mój ulubiony sposób spędzania czasu.  

–  Niech  pan  się  rozchmurzy.  Policja,  gdyby  tylko  mogła,  teŜ  zdjęłaby  moje  odciski 

palców. Jakieś głupie badania wykazały, Ŝe najwięcej przestępców jest wśród agentów handlu 

nieruchomościami. PoniewaŜ mamy dostęp do wielu domów...  

– A skoro mowa o domach. Czy moja oferta została przyjęta? 

–  Gdybym  wiedziała,  powiedziałabym  panu  o  tym.  Ewa  odniosła  wraŜenie,  Ŝe  Adam 

uśmiecha się pobłaŜliwie.  

– Pewnie pan nie uwierzy, ale naprawdę jestem dobra w swoim fachu.  

–  A  więc  sprzedała  pani  mieszkanie  temu  Johnowi?  –  Adam  wyraźnie  wolał  uniknąć 

background image

dyskusji na draŜliwy temat.  

–  Tak.  Bardzo  przytulne  gniazdko  dla  młodej  pary.  John  kupił  to  mieszkanko,  kiedy 

awansował na kierownika działu.  

Jechali  ulicami  oświetlonymi  wielkimi,  czerwonymi  latarniami,  których  słupy  ozdabiały 

gałązki choinek. Ewa była w siódmym niebie.  

Za  to  Adam  był  ponury.  Obiecał  sobie,  Ŝe  nic  nie  zrobi  na  nim  wraŜenia.  Tymczasem 

teraz nie chciał przyznać się przed samym sobą, Ŝe największe wraŜenie robi na nim Ewa.  

Ewie  jednak  niepotrzebny  był  kompan,  z  którym  dzieliłaby  radość  z  nadchodzących 

ś

wiąt. Umiała robić to sama. Nauczyła się tego, dorastając w samotności. Gdy zbliŜali się do 

restauracji  Garveya,  pomyślała,  Ŝe  jakaś  mała  przekąska  i  schłodzone  piwo  przywrócą 

Adamowi dobry humor. Była tego pewna.  

W restauracji Adam usiadł naprzeciwko Ewy. Był zdumiony tym, co się z nim dzieje. To 

prawda, Ewa Winslow potrafiła go zdenerwować, ale takŜe rozśmieszyć. W jej towarzystwie 

czuł, Ŝe Ŝyje. Była niebezpieczną kobietą. Im szybciej kupię ten dom, tym lepiej, pomyślał.  

Ledwie ją poznał i juŜ czuł się bardziej pociągający.  

Zaproponował jej wspólne zakupy.  

Mógłby zrobić wszystko, byle razem z nią.  

Ale to działo się zbyt szybko. Nie chciał tego.  

Chciał tego rozpaczliwie.  

Ale przede wszystkim nie chciał jej rozczarować.  

Lokal  Garveya  znany  był  z  doskonałego  jedzenia  i  przyjemnej  atmosfery.  Ewa  złoŜyła 

zamówienie,  a  Adam  je  zaakceptował.  Znała  tutejsze  menu  na  pamięć.  Na  przystawkę 

wybrała  specjalność  zakładu  –  zupę  cebulową.  Czekając  na  danie  główne  –  pieczonego 

kurczaka – wypili dwa piwa.  

– Jest pani pewna, Ŝe pager działa? – zapytał Adam.  

– Działa – zapewniła go. – Musi pan być cierpliwy. SprzedaŜ domu nie jest łatwą decyzją 

dla właścicieli. Zdarza się, Ŝe ludzie w ostatniej chwili zmieniają zdanie.  

– Ale myśli pani, Ŝe uda mi się kupić ten dom? 

–  Nie  wiem.  Dopiero  niedawno  został  wystawiony  na  sprzedaŜ.  Ktoś  moŜe  przebić 

pańską ofertę.  

– Więc sprawa moŜe się przeciągnąć...  

– Tak. Proszę spróbować zupy cebulowej i przestać się martwić. To moja praca. Nurtuje 

mnie  jednak  pytanie,  dlaczego  chce  pan  kupić  dom,  skoro  zostanie  pan  w  mieście  tylko  do 

czasu  otwarcia  nowego  sklepu?  MoŜe  pan  przecieŜ  wynająć  jakieś  mieszkanie  albo 

pomieszkać przez ten czas w hotelu. Nie chcę, broń BoŜe, zraŜać pana do kupna – zastrzegła 

– ale...  

– To jest prawdopodobnie ostatni sklep, jaki otwieram – przerwał jej Adam.  

– Czy został pan zwolniony? MoŜe, w takim razie, wolałby pan zapłacić czekiem? 

– Nie. Powiedziałem przecieŜ, Ŝe zapłacę gotówką. Jestem po prostu znudzony tą pracą. 

Chciałbym podjąć nowe wyzwanie. Interesuje mnie międzynarodowy rynek internetowy.  

CóŜ,  on  z  pewnością  zna  kilka  języków  obcych,  pomyślała  Ewa.  Zdobył  gruntowne 

background image

wykształcenie. Nosi ubrania w europejskim stylu.  

Adam  naprawdę  dobrze  się  ubierał.  Lepiej  niŜ  większość  męŜczyzn,  których  znała. 

Początkowo  sądziła,  Ŝe  jest  to  związane  z  jego  pracą  w  handlu.  Teraz  wiedziała,  Ŝe  to  coś 

znacznie  więcej.  Adam  Hawksley  miał  styl.  Starała  się  nie  dostrzegać,  jak  bardzo  jest 

atrakcyjny.  śadna  szanująca  się  miłośniczka  świąt  nie  zwróciłaby  większej  uwagi  na  kogoś, 

kto  tak  demonstracyjnie  objawiał  swoją  niechęć  do  nich.  To  byłby  rodzaj  emocjonalnego 

samobójstwa.  

Do ich stolika podszedł wysoki młodzieniec.  

–  Dobry  wieczór.  Mam  na  imię  Jake.  Kelnerka,  która  państwa  obsługiwała,  musiała 

wyjść.  Samochodu  jej  mamy  nie  moŜna  uruchomić.  Teraz  ja  zajmę  się  państwa 

zamówieniem. Czy coś podać? 

Jake odwrócił się na moment w stronę telewizora zamontowanego przy barze. Nadawano 

właśnie odcinek serialu, którego akcja rozgrywała się w czasie świąt BoŜego Narodzenia.  

– Przepraszam. Wprost uwielbiam ten serial.  

– Ile masz wzrostu, Jake? – zapytała nagle Ewa, jakby coś sobie przypomniała.  

– Metr dziewięćdziesiąt pięć. Pewnie myśli pani, Ŝe jestem koszykarzem? Ma pani rację. 

Czy to nie wspaniale, Ŝe weszliśmy do finału? A moŜe chce pani mój autograf? – zaŜartował.  

– Tylko jedzenie – przerwał mu Adam.  

– A, racja. JuŜ je przynoszę.  

– Dlaczego spytała go pani o wzrost? 

– Byłam po prostu ciekawa, to wszystko – odparła Ewa wykrętnie.  

Po  chwili  Jake  wrócił  z  zamówionym  kurczakiem.  W  tym  samym  czasie  rozbrzmiał 

dźwięk pagera.  

–  No  widzi  pan?  Działa!  –  powiedziała  Ewa  triumfalnie.  –  Idę  zadzwonić.  Proszę  nie 

czekać na mnie. Jestem przyzwyczajona do zimnego jedzenia.  

Wróciła kilka minut później z informacją dla Adama.  

–  Przykro  mi.  Nie  kupi  pan  tego  domu.  Ktoś  zaoferował  sumę  bliŜszą  cenie 

wywoławczej.  

Adam  nie  był  pewien,  jak  ma  zareagować.  Powinien  być  rozczarowany,  a  tymczasem 

cieszył się, Ŝe spędzi więcej czasu z Ewą.  

PrzecieŜ  nie  cierpiał,  gdy  coś  mu  się  nie  udawało.  Ale  teraz  czuł,  Ŝe  opanował  go  juŜ 

ś

wiąteczny nastrój. Czy mu się to podobało, czy nie.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

 

No, dzięki mnie przynajmniej centrala telefoniczna będzie miała wesołe święta, pomyślał 

Mikołaj, wykręcając numer kolejnego kurortu. Jak dotąd nie miał szczęścia w poszukiwaniu 

Claudii.  

– Halo, szukam pani Claudii Claus. Czy jest u państwa ktoś o tym nazwisku? – Czekał, aŜ 

recepcjonistka sprawdzi listę gości.  

– Nie, przykro mi. Nikt o tym nazwisku nie zatrzymał się u nas.  

background image

Mikołaj odłoŜył słuchawkę. Czuł się zrezygnowany. To nie miało sensu. Pewnie Claudia 

podała  jakieś  inne  nazwisko.  Dlaczego  on  tak  za  nią  tęskni?  Po  raz  pierwszy  coś  ich 

rozdzieliło  i  dopiero  teraz  uświadomił  sobie,  Ŝe  jej  obecność  traktował  jak  rzecz  całkowicie 

naturalną. Miał nadzieję, Ŝe ta ucieczka miała być dla niego nauczką i Ŝe Claudia nie odeszła 

na dobre.  

ś

eby  oderwać  się  od  tych  ponurych  myśli,  nałoŜył  pelerynę  i  wyszedł  z  warsztatu. 

Krasnoludki bardzo narzekały, Ŝe kazał im pracować po godzinach i robić coraz więcej lalek 

Barbie  w  róŜowych  sukienkach.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  kaŜda  mała  dziewczynka  chciała  mieć 

tylko taką.  

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Ewa  jechała  do  biura  handlu  nieruchomościami,  Ŝeby  przejrzeć  inne  oferty  domów 

wystawionych na sprzedaŜ, które mogłaby zaproponować Adamowi. Minąwszy  wiktoriański 

domek z piernika zatrzymała się, cofnęła samochód i zaparkowała na podjeździe. Pomyślała, 

Ŝ

e moŜe ten dom odpowiadałby Adamowi. Miała pretekst, Ŝeby tam wejść. Pani Claudia nie 

dała jej obiecanego numeru telefonu jego właścicieli.  

Właśnie miała nacisnąć guzik dzwonka, gdy drzwi otworzyły się i ze środka wyszły dwie 

nastolatki.  Były  tak  zaaferowane  porównywaniem  swoich  przepowiedni,  Ŝe  nie  zwróciły 

najmniejszej uwagi na Ewę.  

– Dzień dobry – zawołała, stając w progu.  

– JuŜ idę! – odkrzyknęła pani Claudia i po chwili pojawiła się w drzwiach. – Ach, Ewo, to 

ty! 

– Tak. Zapomniałam wziąć od pani numer telefonu właścicieli domu. Mam klienta, który 

mógłby być zainteresowany jego kupnem.  

–  AleŜ  oczywiście.  JuŜ  go  podaję.  –  Claudia  znikła  w  jednym  z  pokoi,  by  za  chwilę 

wrócić z kartką w dłoni. – Proszę bardzo. Jak tam twój nowy kawaler? 

–  Ma  pani  na  myśli  tego  o  wzroście  metr  osiemdziesiąt  pięć?  –  spytała  Ewa,  chowając 

kartkę do teczki.  

Pani Claudia pokiwała głową.  

– Nie spotkałam go jeszcze. Ale jest pewna szansa.  

Zamówię pizzę na wigilijną kolację, po czym uwiodę dostawcę.  

–  Nie  rozumiem.  –  Pani  Claudia  wyglądała  na  zdziwioną.  –  Musiałam  źle  odczytać 

przepowiednię, bo inaczej on juŜ by się pojawił.  

–  Proszę  się  nie  martwić.  MoŜe  za  to  dostanę  automat  do  pieczenia  chleba,  o  którym 

marzę. Muszę juŜ iść. Dziękuję za telefon.  

Wychodząc  z  domu,  Ewa  spojrzała  na  zegarek  i  stwierdziła,  Ŝe  naprawdę  zrobiło  się 

późno.  Umówiła  się  w  biurze  z  Adamem,  a  wiedziała,  Ŝe  on  nie  cierpi  spóźnialskich.  Skoro 

mają  spędzić  cały  dzień  na  oglądaniu  domów,  nie  moŜe  dopuścić,  by  jej  klient  był  w  złym 

humorze.  

Rzuciła szybkie spojrzenie w lusterko wsteczne i cofnęła samochód. Dźwięk wgniatanej 

blachy  uświadomił  jej,  Ŝe  właśnie  zderzyła  się  z  innym  autem.  No,  teraz  na  pewno  się 

spóźnię, pomyślała. A Adam będzie wściekły.  

Gdy  ponownie  spojrzała  we  wsteczne  lusterko  i  zobaczyła,  z  czyim  samochodem  się 

zderzyła, ogarnęła ją zgroza.  

Adam  wysiadł  właśnie  ze  swojego  luksusowego  samochodu.  Ujmując  się  pod  boki, 

patrzył na zniszczony pojazd.  

– Wszystko w porządku? – zapytał z troską.  

–  Oczywiś...  –  Zachwiała  się  na  nogach.  Kiedy  zobaczyła,  w  jakim  stanie  jest  jego 

samochód, zrobiło jej się słabo. Zareagowała jak typowy tchórz: zaczęła mdleć.  

background image

Silne ramiona Adama pochwyciły ją, gdy upadała.  

– Ewo, Ewo...  

Słysząc niepokój w jego głosie, odzyskała świadomość i otworzyła oczy.  

–  JuŜ  dobrze.  Proszę  mnie  puścić.  Nic  się  nie  stało,  jestem  bez  śniadania  i 

prawdopodobnie mój organizm na chwilę się zbuntował. – Ponownie rzuciła okiem na dzieło 

zniszczenia.  –  Skąd  pan  wyjechał?  PrzecieŜ  spojrzałam  w  lusterko,  zanim  cofnęłam 

samochód.  

–  Widocznie  znajdowałem  się  w  tak  zwanym  martwym  punkcie.  Ale  proszę  na  razie 

zapomnieć o samochodach. Chcę wiedzieć, jak pani się czuje.  

– Jeśli mnie pan puści, zobaczy pan, Ŝe nic mi nie jest – odparła. Była zadowolona, Ŝe on 

bardziej przejmuje się stanem jej zdrowia niŜ samochodem. Znała facetów, którzy mieli inną 

hierarchię wartości.  

Puścił ją, a ona nie zemdlała.  

– Myślę, Ŝe oba samochody nadają się dojazdy. To była tylko stłuczka. Proponuję, byśmy 

pojechali do pani domu i tam załatwili sprawy ubezpieczenia.  

Kiedy  podjechali  pod  mały  biały  domek  z  zielonymi  okiennicami  i  czerwonymi 

frontowymi  drzwiami,  w  którym  mieszkała  Ewa,  zaczynał  właśnie  padać  śnieg.  Adam 

wysiadł z samochodu i usłyszał szum pobliskich drzew. Robiło się coraz zimniej.  

–  Proszę  wziąć  mnie  pod  rękę  –  zaproponował  Ewie.  Kiedy  przekroczył  próg  jej  domu, 

uderzył  go  zapach  sosny.  Pewnie  ustawiła  juŜ  choinkę  i  udekorowała  ją,  nie  zostawiając 

jednej wolnej gałązki, pomyślał.  

W  domu  Ewy  wszystko  błyszczało:  okna,  lustra,  szklane  półmiski  pełne  owoców  i 

słodyczy. Adam stał pośrodku salonu, do którego weszli z maleńkiego przedpokoju. Z salonu 

widać było kuchnię, połączoną z ogromną jadalnią. Przez trzyipółmetrowe okna, wychodzące 

na ogród, moŜna było podziwiać padający śnieg.  

Ewa otrząsnęła się z zimna.  

– Chyba napalę w kominku.  

– Proszę mi powiedzieć, gdzie jest drewno – powiedział Adam. – Sam to zrobię.  

–  Przykro  mi,  Ŝe  pana  rozczaruję,  ale  wystarczy  przekręcić  kurek.  To  gazowy  kominek, 

chociaŜ wygląda jak prawdziwy. Ale przynajmniej sadze nie brudzą ścian i sprzętów.  

Miała rację. Kominek wyglądał jak prawdziwy.  

Adam  pomógł  Ewie  zdjąć  czerwony  płaszcz,  który  powiesiła  w  szafie.  Kiedy  wróciła, 

zauwaŜył, Ŝe masuje sobie ramiona.  

–  Mówiła  pani,  Ŝe  wszystko  jest  w  porządku.  –  Adam  zerwał  się  z  sofy  stojącej  przy 

kominku.  

–  Ramiona  zdrętwiały  mi  od  pasów  –  wyjaśniła.  –  Przyniosę  gorącą  czekoladę  oraz 

ciasteczka i zaczniemy dzwonić do agencji ubezpieczeniowych.  

– MoŜe w czymś mogę pani pomóc? – zaofiarował się Adam.  

– Nie, proszę nacieszyć się ogniem.  

Adam  rozsiadł  się  wygodnie  i  rozglądał  po  salonie.  ZauwaŜył,  Ŝe  wszędzie  pełno  jest 

ś

wiec.  Stały  w  świecznikach  o  najprzeróŜniejszych  kształtach,  jeden  z  nich  wyglądał  jak 

background image

wydrąŜone  jabłko.  Jodłowe  stroiki  i  kępy  ostrokrzewu  zdobiły  kominek.  Na  stole  leŜały 

przewiązane Ŝółtą wstąŜką świąteczne kartki, które Ewa otrzymała od przyjaciół.  

Uśmiechnął  się,  zachwycony.  Radosne  piękno  i  domowe  ciepło  dekoracji  urzekły  go, 

choć przecieŜ nie znosił świąt.  

Zapatrzył się w ogień. Płomienie hipnotyzowały go, usypiały. Poprzedniego wieczoru do 

późna oglądał telewizję i czuł się niewyspany. Kiedy tylko załatwię sprawę domu, pomyślał, 

wyjadę stąd,  aby zrelaksować się na jakiejś tropikalnej wyspie. A później ruszę z kopyta do 

roboty. Prawdę mówiąc, Adam nie wiedział, co ze sobą zrobić, kiedy nie pracował.  

To  pewnie  dlatego  tak  zawracał  głowę  Ewie.  Powinien  mieć  wyrzuty  sumienia,  bo  ona 

przecieŜ  chciała  zacząć  urlop.  MoŜe  poszukaliby  domu  później?  Kiedy  śnieg  przestanie 

padać. Teraz chciał jedynie siedzieć przy kominku i odpoczywać. W tym małym domku czuł 

się wspaniale.  

– Proszę bardzo. – Ewa weszła do pokoju, niosąc dwa kubki gorącej czekolady. Postawiła 

je  na  stoliczku  przed  Adamem.  –  Dolałam  do  czekolady  trochę  whisky,  dla  uspokojenia 

nerwów,  przynajmniej  moich.  Co  pan  na  to?  –  spytała,  wracając  do  kuchni,  by  wyjąć 

ciasteczka z mikrofalówki.  

–  Całkiem  niezłe.  Mam  propozycję  –  powiedział,  kiedy  Ewa  wróciła  z  tacą  pełną 

najróŜniejszych ciasteczek. – Czy ma pani jakieś gry planszowe, w które moglibyśmy zagrać? 

Chyba powinniśmy przeczekać zamieć, zanim zdecydujemy się oglądać kolejne domy.  

Ewa wzięła do ust kruche ciasteczko i zastanawiała się przez chwilę.  

– Mam Monopol. I oczywiście Candyland, w który czasem grywam z Eleną.  

– Wolę Monopol – zdecydował Adam.  

– MoŜe zadzwoni pan do swojej agencji ubezpieczeniowej, a ja w tym czasie poszukam 

gry – zasugerowała, popijając ciasteczko czekoladą. Wręczyła Adamowi przenośny telefon.  

Chyba  nieźle  się  tu  czuje,  pomyślała  Ewa,  grzebiąc  w  szafie  w  poszukiwaniu  gry. 

Wypadek  nie  wyprowadził  go  z  równowagi,  Ale  ją  czekał  kolejny  wydatek.  Ubezpieczenie 

pokryje  koszty  naprawy  tylko  do  trzystu  dolarów,  bo  tyle  wart  był  jej  samochód.  Nie 

wiedziała,  czy  jest  sens  decydować  się  na  kolejną  naprawę.  MoŜe  dopóki  nie  sprzedam 

Adamowi  domu  i  nie  dostanę  swojej  prowizji,  zasłonię  uszkodzony  zderzak  wieńcem, 

pomyślała. W końcu samochód nadal jest na chodzie.  

Ewa  wyjrzała  przez  okno.  WciąŜ  padał  śnieg.  Miała  nadzieję,  Ŝe  jutro  uda  jej  się  kupić 

wymarzoną lalkę dla Eleny.  

Ś

więta w tym roku nie będą takie jak zwykle. A wszystko przez faceta, który siedzi teraz 

w  jej  pokoju.  Co  gorsza,  ona  teŜ  czuła  się  inaczej,  odkąd  pojawił  się  w  jej  Ŝyciu.  Adam 

Hawksley był niepokojący. Przypominał jej, Ŝe jest kobietą.  

Uśmiechnęła się, biorąc do ręki Monopol. Postanowiła, Ŝe musi z nim wygrać.  

Jednak nie wygrała.  

Adam pokonał ją w brawurowym stylu. I chociaŜ Ewa wiedziała, Ŝe kierowała nim męska 

próŜność  i  chęć  zaprezentowania  się  jako  mistrz,  nie  potrafiła  przegrywać.  W  dodatku  dwa 

razy z rzędu.  

–  Koniec.  Nie  gram  więcej  w  Monopol!  –  oznajmiła,  kiedy  Adam  napawał  się  swoim 

background image

drugim zwycięstwem.  

– Ale przecieŜ ciągle pada śnieg, a ja nie lubię grać w Candyland – zaprotestował. Zmiótł 

ostatnie ciasteczko z czerwonej, błyszczącej patery.  

–  Będę  pakowała  prezenty,  więc  moŜe  chciałby  mi  pan  pomóc?  –  zapytała,  wiedząc,  Ŝe 

odmówi.  

–  Mam  dwie  lewe  ręce  –  wykręcił  się.  –  Czy  miałaby  pani  coś  przeciwko  temu,  Ŝebym 

zdrzemnął się na sofie, dopóki pada śnieg? Proszę mnie obudzić, kiedy przestanie.  

– Oczywiście, proszę bardzo – zgodziła się, patrząc, jak Adam zrzuca mokasyny i luzuje 

krawat.  Nie  uszedł  jej  uwagi  fakt,  Ŝe  długość  sofy  była  wprost  wymarzona  dla  tego 

męŜczyzny. Ewa popatrzyła na niego przez chwilę, po czym usadowiła się na podłodze przy 

kominku, wraz z papierem do pakowania, pudełkami i wstąŜkami.  

Dobrze,  Ŝe  Adam  juŜ  chrapie,  pomyślała.  Gdyby  nie  spał,  na  pewno  krytykowałby  jej 

sposób pakowania prezentów.  

W tym roku Ewa zdecydowała się na biały papier i czerwony sznurek. Do tego kolorowe 

kokardki i naklejki z informacją, dla kogo prezent jest przeznaczony. Wiedziała, Ŝe starannie i 

pomysłowo zapakowane prezenty wyglądają pod choinką niezwykle uroczo.  

Adam  nie  poruszył  się  ani  razu.  Widocznie  spał  głęboko.  Ewa  patrzyła  na  śpiącego 

męŜczyznę  i  zastanawiała  się,  co  do  niego  czuje.  W  wyobraźni  widziała  go  jako  małego, 

samotnego  chłopca  w  szkole  z  internatem  i  od  razu  była  gotowa  wszystko  mu  wybaczyć. 

Kiedy tak rozmyślała, wyraz jego twarzy zmienił się. Zamruczał coś, a na jego ustach wyjawił 

się błogi uśmiech.  

Miała  nadzieję,  Ŝe  śni  o  niej.  Zawstydziła  się  tej  myśli,  ale  juŜ  następna,  równie 

niedorzeczna,  chodziła  jej  po  głowie:  ciekawe,  jak  on  całuje?  Czy  omdlewałaby  pod 

wpływem  jego  pocałunków?  Ewa  oczywiście  nie  naleŜała  do  kobiet,  które  mdleją  z  byle 

powodu,  ale  Adam  –  wysoki,  przystojny  brunet  –  kaŜdej  mógł  zawrócić  w  głowie.  Ktoś  tak 

zgrabny i wysportowany w łóŜku jest na pewno rewelacyjny, rozmyślała. Ciekawe tylko, czy 

jest kochankiem romantycznym? 

Nie wyglądał na specjalnie czułego i delikatnego. Gdyby mógł, pewnie  zrobiłby swoje i 

wyszedł.  Nie  był  teŜ  typem  męŜczyzny,  który  przyniósłby  jej  śniadanie  do  łóŜka.  Czuły? 

Chciało  jej  się  śmiać.  Adam  był  tak  samo  czuły  jak  kawał  wysuszonego  drewna.  A  to,  Ŝe 

wyglądał słodko, kiedy spał, o niczym nie świadczyło.  

Gdyby  wierzyła  w  to,  Ŝe  facetów  moŜna  zmienić,  podjęłaby  wyzwanie.  Ale  wiedziała  z 

doświadczenia, Ŝe ludzie rzadko się zmieniają.  

Adam był marudą i tyle! 

Pociągającym, ale jednak marudą.  

Lepiej  dać  sobie  spokój  z  fantazjowaniem.  Byłaby  skończoną  idiotką,  gdyby  uległa 

urokowi takiego męŜczyzny. Na głupotę nie mogła sobie pozwolić.  

MęŜczyzna taki jak Adam zdołałby złamać jej serce.  

A tu interesy czekają! 

Adam był zainteresowany jednym: chciał kupić dom przed świętami. Na tym powinna się 

skoncentrować. Znajdzie klientowi wygodne lokum. Zawrze umowę i oboje będą zadowoleni: 

background image

on z domu, ona z nowego samochodu. Dzięki temu będzie miała udane święta.  

ZauwaŜyła,  Ŝe  powieki  Adama  lekko  drŜą.  Śnił.  Pewnie  o  zamachu  na  Świętego 

Mikołaja, sądząc po dzikim uśmiechu, który wykrzywiał mu wargi. Ewa spojrzała w okno.  

Ciągle padał śnieg. Choćby nie wiem jak chciała, będą musieli odłoŜyć oglądanie domów 

do jutra.  

Przez chwilę Ewa krzątała się po kuchni. Pomyślała, Ŝe mogłaby upiec świąteczny chleb 

z  orzechami  i  podarować  go  sąsiadom.  Zajrzała  do  lodówki.  Okazało  się,  Ŝe  nie  ma  jajek. 

Dwie przecznice dalej znajdowało się targowisko, więc postanowiła udać się tam, zostawiając 

pogrąŜonego we śnie Adama samego w domu.  

Przez całą drogę, brnąc w śniegu, myślała o nim.  

 

– Chyba pan wie, Ŝe mam na pana ochotę? 

Adam uznał, Ŝe to sen.  

Jego  agentka  zachowywała  się  zgoła  nieprofesjonalnie.  Najpierw  obdarzyła  go 

uwodzicielskim  spojrzeniem,  po  czym  odgarnęła  z  czoła  jeden  z  okalających  jej  twarz 

słodkich  loczków.  Na  jego  oczach  zmieniała  się  w  prowokatorkę,  niebezpieczną  kocicę.  Jej 

obcisła sukienka uwydatniała opływowe kształty. Adam poŜerał ją wzrokiem.  

– Chciałby pan mnie dotknąć? – spytała, ciągle zachowując dystans dwóch kroków.  

– Rozpaczliwie! – Wyciągnął rękę, ale ona się cofnęła.  

– Najpierw ustalmy reguły – wyjaśniła.  

– Reguły? 

– Tak. Ja mogę pana dotykać, ale pan nie moŜe dotknąć mnie.  

Zastanowił się przez chwilę. Nie był to najlepszy układ, ale lepszy rydz niŜ nic. Podniósł 

ręce do góry, dając znak, Ŝe się poddaje.  

– Dobrze, pani jest tu szefem. MoŜe pani ze mną zrobić wszystko.  

– Nie ufam panu. – Popatrzyła na niego uwaŜnie, po czym rozkazała: – Ręce za głowę! 

– Zrobione – powiedział, stosując się do jej rozkazu. Podeszła do niego.  

– Jest pan całkiem niezły, wie pan? Te jasnoniebieskie oczy i czarne rzęsy robią wraŜenie.  

– Schlebia mi pani, Ŝeby dostać to, czego pani chce. Jak wszystkie inne kobiety.  

– A duŜo ich było? 

– Całe legiony – przechwalał się, by ją zdenerwować.  

–  Ale  Ŝadna  mi  do  pięt  nie  dorasta.  –  Powiedziała  to  z  takim  przekonaniem,  Ŝe  jej 

uwierzył.  Uwierzył,  bo  kiedy  przesuwała  ręką  po  jego  policzkach,  oczach,  ustach,  jej  dotyk 

był niespotykanie delikatną pieszczotą.  

– śadna pani nie dorównuje – wyszeptał. Zaczęła rozpinać mu koszulę.  

– JuŜ przez materiał czuję, jaki pan jest gorący. CzyŜbym pana podniecała? 

– Och, czy mogłaby pani robić to szybciej? – błagał, zdesperowany.  

– O nie, będę to robiła wolno, bardzo wolno. Musi pan cierpieć, zanim dostanie nagrodę. 

Nie tylko pan potrafi grać, panie Hawksley.  

– Sądzę, Ŝe w tych okolicznościach powinniśmy przejść na ty.  

– Ale ty przecieŜ nie lubisz swojego imienia, prawda, Adamie? 

background image

– A tobie się ono podoba? 

– Jest wspaniałe! Adam i Ewa, zupełnie jakbyśmy byli sobie przeznaczeni.  

Ś

ciągnęła mu koszulę.  

– Jaka gładka skóra, jakie twarde mięśnie. Imponujące, jak na biznesmena. Musiałeś duŜo 

ć

wiczyć, by mieć taki płaski brzuch.  

– Wspinaczki skałkowe... Nie tylko wyrabiają mięśnie, ale i relaksują. Niebezpieczeństwo 

sprawia, Ŝe docenia się wartość Ŝycia.  

Uklękła przed nim i zaczęła całować jego rozpaloną skórę. Adam poczuł się szczęśliwy i 

dumny,  Ŝe  ma  tak  wspaniałe  ciało.  Z  trudem  powstrzymywał  się,  by  nie  złamać  zasad  gry. 

Tak bardzo chciał zanurzyć dłonie w kasztanowych włosach Ewy, ale wiedział, Ŝe wtedy czar 

pryśnie.  Ręce  miał  wciąŜ  splecione  na  karku,  a  ciało  oddał  w  całkowite  władanie 

niebezpiecznej uwodzicielki.  

Spojrzała mu w oczy, po czym pocałowała go w pępek.  

Po chwili obudził go hałas dochodzący od frontowych drzwi.  

 

Adam  z  początku  nie  wiedział,  co  się  dzieje.  Sen  był  tak  realistyczny.  Czuł,  Ŝe  jest  mu 

gorąco.  Ciągle  dochodził  do  siebie.  Wiedział  jednak,  Ŝe  ten  sen  połoŜył  kres  kłamstwu, 

jakoby  z  Ewą  łączyły  go  tylko  interesy.  Ta  kobieta  bardzo  go  pociągała,  i  to  nie  tylko 

fizycznie. Ewa Winslow była po prostu kimś wyjątkowym! 

Roześmiał  się  gorzko,  zdając  sobie  sprawę,  Ŝe  uprzejmość  Ewy  ma  jedynie  podłoŜe 

zawodowe. Łatwiej jest kupić dom od kogoś, kogo się polubi.  

Musiał się obudzić i wrócić do rzeczywistości.  

Kiedy  jednak  usłyszał,  jak  drzwi  się  otwierają,  zamarzył,  aby  Ewa  była  dla  niego  tak 

miła, jak we śnie.  

 

Wkładając klucz do zamka, Ewa oparła torbę o biodro, uwaŜając, by nie  stłuc jajek. Od 

jej wyjścia minęło zaledwie pół godziny. ŚnieŜyca zatrzymała większość ludzi w domach, nie 

musiała  więc  czekać  w  kolejce.  Pod  wpływem  nagłego  impulsu  oprócz  jajek  kupiła  takŜe 

butelkę wina.  

Kiedy weszła do salonu, Adam siedział na sofie i przeciągał się.  

Uśmiechnęła się do niego i poszła z zakupami do kuchni.  

Na stole pod oknem leŜała reklamówka pełna foremek do ciasta.  

– Skąd one się tu wzięły? – spytała Adama, który niespodziewanie pojawił się tuŜ za jej 

plecami.  

– Podrzuciła je Sara. Zostawiła Elenę pod opieką znajomych. Miała do załatwienia jakieś 

pilne sprawy.  

Ewa spojrzała na Adama.  

– Czy mówiła coś jeszcze? – spytała.  

–  Tak.  Prosiła,  by  pani  do  niej  zadzwoniła.  Chce,  Ŝeby  zabrała  pani  Elenę  do  domu 

towarowego  na  spotkanie  ze  Świętym  Mikołajem.  Sara  w  ostatniej  chwili  dostała  nowe 

zamówienie i nie znajdzie czasu na wyprawę z córką.  

background image

– To wszystko? – spytała Ewa, wkładając do lodówki jajka i butelkę z winem.  

– Tak. Wspomniała, Ŝe miała pani poŜyczyć te formy i prosiła o telefon w sprawie Eleny.  

Adam  wciąŜ  był  zaspany  i  wyglądał  tak  podniecająco  i  słodko,  Ŝe  Ewa,  nie  mogąc  się 

powstrzymać, podeszła do niego i pocałowała go w czubek nosa.  

– A to co? – spytał zadowolony, ale i zaskoczony. Ewa wzruszyła ramionami.  

–  ZbliŜają  się  święta.  A  pan  wyglądał  tak...  –  głos  ją  zawiódł.  Co  teŜ  jej  przyszło  do 

głowy? Pocałowała klienta, ale jak się teraz wytłumaczyć? śe zrobiła to, poniewaŜ wyglądał 

słodko? 

– Czy zawsze działa pani tak impulsywnie? – zapytał Adam z błyskiem w oku.  

–  A  pan  nigdy?  –  odpowiedziała  pytaniem,  przygryzając  wargę,  w  którą  Adam  tak  się 

wpatrywał.  

Adam  przypomniał  sobie  sen,  który  przerwała  mu  Sara,  brzęcząc  siatką  pełną  foremek. 

Teraz bał się, Ŝe Ewa zauwaŜy jego podniecenie.  

– To chyba dobra chwila, Ŝeby poprosić pana o przysługę? – zaryzykowała pytanie.  

– Nie pójdę z Eleną na spotkanie ze Świętym Mikołajem, jeśli o to chodzi.  

–  To  oczywiste,  przecieŜ  wiem,  jaki  z  pana  przeciwnik  świąt.  Chciałabym  tylko,  aby 

pomógł  mi  pan  naprawić  lampki  choinkowe.  Niektóre  z  nich  przestały  mrugać.  Bardzo  je 

lubię i nie chciałabym kupować nowych.  

–  Dobrze.  Zrobi  się  –  odrzekł  Adam.  –  Chyba  nie  damy  dziś  rady  obejrzeć  domów. 

Wygląda  na  to,  Ŝe  napadało  kilkanaście  centymetrów  śniegu.  Warto  by  odśnieŜyć  podjazd 

przed domem.  

– Zrobiłby pan to? – zapytała z nadzieją w głosie. W końcu nie proponowała mu wspólnej 

budowy bałwana.  

– Dlaczego nie? Zaraz sobie zapiszę, Ŝe muszę kupić łopatę do śniegu. Ale teraz zajmijmy 

się lampkami. – Podszedł do stojącej w rogu pokoju choinki.  

– Chwileczkę. Co to znaczy, Ŝe musi pan kupić łopatę do śniegu? 

– Jeszcze o tym nie wspomniałem? Znalazłem dom, który chcę kupić. To jest właśnie ten, 

w którym się znajdujemy.  

Ta  rewelacja  zaskoczyła  oboje.  Adam  nie  zdawał  sobie  sprawy,  czego  pragnie,  dopóki 

tego  nie  powiedział.  Ale  kiedy  juŜ  to  się  stało,  zrozumiał,  Ŝe  to  prawda.  Jego  marzenie  o 

domu,  którego  nigdy  nie  miał,  właśnie  się  spełniało.  Dom  Ewy  był  ciepły  i  przytulny.  Tak 

przytulny, Ŝe nawet w nim zasnął.  

Dzięki Ewie zdał sobie sprawę, za czym tęskni i czego pragnie.  

Osiągnął  juŜ  sukces  zawodowy  i  moŜe  nadszedł  czas,  Ŝeby  zająć  się  Ŝyciem  osobistym. 

Miał uczucie, Ŝe byłoby w nim miejsce dla Ewy. PrzecieŜ juŜ zaistniała w jego śnie. I to jak! 

Podobała mu się bardzo jako kobieta, ale nie tylko o to chodziło. Szukał pokrewnej duszy. Po 

raz pierwszy w Ŝyciu poczuł, Ŝe właśnie ją odnalazł. W Ewie.  

Chciał znaleźć się w jej snach. A to oznaczało, Ŝe musi kupić jej dom.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

 

background image

– Mam nadzieję, Ŝe pani Claudia wróci przed Wigilią – powiedział Rudolf do Prancera. 

Oba renifery przeŜuwały siano. – Mikołaj zrobił się straszliwym zrzędą, od kiedy odkrył, Ŝe 

jego Ŝona wybrała się na wakacje.  

Prancer zatańczył na tylnych nogach.  

–  Wiem,  co  by  mu  pomogło.  Gdyby  znalazł  ciasteczka,  które  upiekła  mu  przed 

wyjazdem.  

– Nie liczyłbym na to... – Nos Rudolfa zrobił się czerwony.  

„PW Rudolfie I Ty chyba... nie zjadłeś ciasteczek Mikołaja? 

– Kto, ja? 

Prancer pokręcił łbem.  

– W Wigilię czeka nas długa wyprawa.  

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Adam  nie  mógł  uwierzyć,  Ŝe  stoi  w  długiej  kolejce  do  Świętego  Mikołaja  w  domu 

towarowym. Ale był tu. Popychany i potrącany przez niezmordowane, podskakujące do góry 

dzieci,  które  niecierpliwie  czekały,  by  wyszeptać  Mikołajowi  do  ucha  listę  wymarzonych 

prezentów.  

Ewa nalegała, Ŝeby przyłączył się do niej i do Eleny, jeśli chce nadal rozmawiać o kupnie 

domu.  Adam  był  zdecydowany  dopiąć  swego,  więc,  pełen  poświęcenia,  czekał  w  kolejce, 

zbliŜając się nie tylko do Mikołaja, ale i do swoich marzeń.  

Co  prawda  juŜ  kilka  razy  usłyszał  z  ust  Ewy  stanowcze  „nie”,  ale  z  jakiegoś  powodu 

kupno  jej  domu  było  dla  niego  niezwykle  istotne.  Kiedyś  nie  miało  dla  niego  większego 

znaczenia, gdzie mieszka. Przeprowadzał się bez przerwy. Najpierw z internatu do internatu, 

później z hotelu do hotelu.  

A teraz po raz pierwszy w Ŝyciu rozpaczliwie pragnął domu. Domu Ewy.  

Adam przyjrzał się Ewie i Elenie. Obie wyglądały jak małe dziewczynki.  

Ewa  klęczała  na  ziemi,  usiłując  włoŜyć  małej  świecący  diadem,  który  córka  Sary 

koniecznie  chciała  mieć  na  głowie.  Diadem  ciągle  ześlizgiwał  się  z  głowy  dziecka,  a 

umocowanie  go  nie  było  łatwym  zadaniem,  poniewaŜ  Elena,  podniecona  spotkaniem  z 

Mikołajem, trajkotała przez cały czas, obracając głowę na wszystkie strony.  

– O ile rzeczy mogę poprosić Świętego Mikołaja? – dopytywała się dziewczynka. – Czy 

będzie zły, jeśli poproszę go o zbyt wiele? 

–  Myślę,  Ŝe  moŜesz  poprosić  o  trzy  rzeczy  –  odparła  Ewa  spokojnie.  –  Trzy  jest  liczbą 

odpowiednią w kaŜdej niezwykłej sytuacji. Pamiętaj tylko, Ŝeby dobrze się zastanowić, zanim 

wypowiesz  jakieś  Ŝyczenie.  Chyba  nie  chcesz  ich  zmarnować,  prosząc  na  przykład,  aby 

Midnight przestała szczekać na przelatujące nad domem samoloty.  

Elena zachichotała.  

– Ona myśli, Ŝe moŜe je złapać.  

Ewa  połaskotała  Elenę  w  brzuch.  Dziewczynka  sama  wybrała  swój  strój  na  spotkanie  z 

Mikołajem.  Diadem  i  jaskrawe  okulary  przeciwsłoneczne  w  samym  środku  mroźnej  zimy 

robiły  dość  piorunujące  wraŜenie.  Oprócz  tego  Elena  miała  na  sobie  biały  podkoszulek, 

dŜinsowe ogrodniczki, czarno-białe tenisówki i kilka rodzajów koralików na szyi.  

Adam  uśmiechnął  się.  Styl  prezentowany  przez  Elenę  był  uroczy.  Byłaby  wspaniałą 

modelką działu dziecięcego w sklepie, który mógłby wkrótce otworzyć.  

Na  szczęście  nie  jestem  tutaj  jedynym  męŜczyzną,  pomyślał  Adam.  Wielu  ojców 

cierpliwie  stało  w  kolejce,  podczas  gdy  matki  niezmordowanie  przyczesywały  swoim 

pociechom  włosy  i  wygładzały  ich  ubrania.  Hałas  panujący  w  domu  towarowym  był  tak 

wielki, Ŝe Adam z trudem usłyszał dobiegające ze sklepowych głośników tony „Świątecznej 

piosenki” w wykonaniu Aarona Neville’a.  

Gdyby  jeszcze  niedawno  ktoś  powiedział  mu,  Ŝe  na  pięć  dni  przed  świętami  z  własnej 

woli znajdzie się w zatłoczonym sklepie, załoŜyłby się o duŜą sumę, Ŝe to niemoŜliwe. I, jak 

background image

widać, przegrałby. Święta w ogóle kojarzyły mu się z wyrzucaniem w błoto grubszej forsy. W 

zeszłym  roku  Marcy  zmusiła  go  do  wspólnych  zakupów  i  przy  okazji  naciągnęła  na 

kosztowne prezenty, niby to z okazji Gwiazdki. Oczywiście, nie zwróciła mu tych wszystkich 

błyskotek,  kiedy  zerwała  zaręczyny,  a  nawet  przywłaszczyła  sobie  kilka  naleŜących  do 

Adama rzeczy.  

– Wiem, o co na pewno poproszę Mikołaja – powiedziała nagle Elena. – Poproszę, Ŝeby 

przyniósł mi Barbie w róŜowej sukience.  

Ewa  posłała  Adamowi  spojrzenie,  które  mówiło,  Ŝe  będzie  miał  kłopoty.  Do  diabła, 

zdawał sobie z tego sprawę! Stał w zatłoczonym domu towarowym z kobietą, która wie czego 

chce  i  z  dzieckiem,  wyraźnie  zafascynowanym  jej  osobą.  Słowo  „zafascynowany”  nabierało 

dla  Adama  całkiem  nowego  znaczenia,  kiedy  myślał  o  Ewie.  Sam  był  zafascynowany  jej 

osobą i miał tak podniecający sen, Ŝe obudził się zawstydzony.  

– Jestem pewien, Ŝe Mikołaj przyniesie ci Barbie – zapewnił Elenę. Ewa uniosła brwi ze 

zdumienia. – Czego jeszcze sobie zaŜyczysz? 

– Chciałabym dostać kilka takich pierścionków, jakie ma ciocia.  

Ewa  spojrzała  na  złote  pierścionki  z  kamieniami  szlachetnymi,  które  nosiła  na 

ś

rodkowym palcu prawej ręki. ZauwaŜywszy zainteresowanie Adama, wyjaśniła: 

–  Elena  pragnie  ich,  odkąd  kupiłam  je  zeszłego  lata.  Powiedziałam  jej,  Ŝe  nie  robią 

biŜuterii  w  tak  małym  rozmiarze,  więc  ilekroć  mnie  odwiedza,  pyta,  czy  pierścionki  są  juŜ 

stare.  

– Stare? – Adam wyraźnie niczego nie rozumiał.  

–  To  taki  jej  podstęp.  Kiedy  zostaje  u  mnie  na  noc,  dobiera  się  do  kaŜdej,  nawet 

najmniejszej sztuki mojej biŜuterii i pyta, która z nich jest stara. Wszystko, co stare, zabiera 

ze sobą do domu. Pewnie pan zauwaŜył, Ŝe Elena ma słabość do błyskotek.  

– Tak. MęŜczyzna, który się z nią oŜeni, będzie skazany na bankructwo.  

– A o co pan ma zamiar poprosić Mikołaja? – przerwała im Elena, patrząc na Adama.  

– śeby pani Ewa sprzedała mi swój dom. Elenę przeraziły słowa Adama.  

–  Ciociu!  Ty  nie  moŜesz  się  wyprowadzić!  –  Dziewczynka  uczepiła  się  rękawa  Ewy  i 

uwiesiła się na niej. Łzy stanęły jej w oczach.  

– Nie martw się. Nie mam zamiaru się wyprowadzać – zapewniła Ewa małą.  

– Ale...  

–  Znajdziemy  panu  Adamowi  dom,  który  będzie  mu  się  bardzo,  bardzo podobał.  To,  co 

powiedział, to był tylko Ŝart.  

Adam  nie  chciał  dalej  ciągnąć  draŜliwego  tematu  w  obecności  przestraszonego  dziecka. 

Właściwie  Ewa  mogłaby  się  przeprowadzić  gdzieś  bliŜej  Sary  i  Eleny,  pomyślał.  Dziecko 

byłoby tym zachwycone. A dopóki czegoś nie znajdzie, mogłaby nawet u nich zamieszkać.  

Tymczasem on nie miał się gdzie podziać.  

Mógł jedynie liczyć na ten nieprzytulny pokój hotelowy, w którym się zatrzymał.  

– A o co pani poprosi Mikołaja? – zapytał Adam Ewę.  

– śeby pewien maruda nie zepsuł mi świąt – odparła, patrząc na niego znacząco.  

– Dlaczego nazywasz go marudą, ciociu? 

background image

– Bo on nie cierpi świąt.  

–  NiemoŜliwe!  Wszyscy  kochają  święta.  –  Elena  nawet  nie  czekała  na  potwierdzenie 

swoich  słów.  Pociągnęła  Ewę  za  rękę,  posuwając  się  krok  do  przodu.  Błysk  flesza  oznajmił 

im,  Ŝe  kolejne  dziecko,  siedzące  na  kolanach  u  Świętego  Mikołaja,  zostało  uwiecznione  na 

zdjęciu.  

Adam  przyjrzał  się  Mikołajowi.  Z  jego  kolan  właśnie  ześlizgiwał  się  mały  chłopiec,  a 

wdrapywała się na nie Elena. Pomyślał, Ŝe ten Mikołaj wygląda dość niechlujnie i nieświeŜo. 

Ot,  zwykła  komercja.  Ale  Ewa  tego  tak  nie  dostrzegała.  Dla  niej  wszystko  miało  magiczny 

wymiar. Ona stwarzała tę magię.  

Dla siebie.  

Dla Eleny.  

Dla niego.  

Po  raz  pierwszy  w  Ŝyciu  zastanawiał  się,  jak  by  to  było,  gdyby  miał  dziecko.  Mógłby  o 

tym  pomyśleć  juŜ  w  zeszłym  roku,  gdyby  się  zaręczył.  Skończył  trzydzieści  lat  i  wydawało 

mu się, Ŝe przyszła najwyŜsza pora na zawarcie małŜeństwa. ZaleŜało mu na tamtej kobiecie, 

ale teraz zrozumiał, Ŝe wcale nie był wtedy zakochany.  

O miłości myślał z przeraŜeniem.  

Zapomniał  o  tym  uczuciu,  kiedy  przekroczył  progi  szkoły  z  internatem.  W  szkole  był 

ostry rygor, jak w wojsku. Uczucia były tępione, najwaŜniejsza była dyscyplina.  

– Hej ho! Co byś chciała dostać od Mikołaja, dziewczynko? 

Elena uśmiechnęła się.  

– Chcę Barbie w róŜowej sukience.  

– I co jeszcze? 

– Pierścionki. Kilka malutkich pierścionków.  

– Coś jeszcze? – dopytywał się Mikołaj. Fotograf robił im zdjęcie.  

Elena zastanawiała się przez chwilę.  

– Chcę, Ŝebyś dał narzeczonego dla mojej mamy.  

– O ho, ho! – wykrzyknął Mikołaj nieco zbity z tropu. Wtedy Elena nachyliła się nad nim 

i wyszeptała mu coś do ucha.  

–  Oczywiście,  Ŝe  moŜesz  wypowiedzieć  czwarte  Ŝyczenie  –  powiedział  Mikołaj 

wielkodusznie,  najwyraźniej  szczęśliwy,  Ŝe  moŜe  na  chwilę  zapomnieć  o  narzeczonym  dla 

matki dziewczynki. – Czego jeszcze sobie Ŝyczysz? 

–  Spraw,  Ŝeby  ciocia  Ewa  i  on  –  powiedziała  głośno,  wskazując  palcem  Adama  – 

pocałowali się, i Ŝeby ciocia Ewa nie musiała się wyprowadzić ze swojego domu.  

To Ŝyczenie nie było łatwiejsze do zrealizowania niŜ poprzednie.  

Otaczający ich tłum zamarł w oczekiwaniu.  

Matki patrzyły z nadzieją. Ojcowie mieli rozbawione miny. Dzieci chichotały.  

Ewa i Adam zamarli. Ze stanu odrętwienia wyrwał ich dopiero głos jednego z ojców: 

– Pocałuj ją, do cholery! Muszę zdąŜyć z dzieciakiem na mecz hokejowy.  

Ewa nie patrzyła na Adama. Była pewna, Ŝe policzki ma czerwone jak płaszcz Mikołaja. 

W głębi duszy pragnęła przecieŜ, Ŝeby Adam ją pocałował.  

background image

Adam  widział,  Ŝe  Elena  smutnieje.  Miał  ochotę  zrobić  coś,  co  było  niezgodne  z  jego 

charakterem. Publiczne okazywanie uczuć równieŜ nie było w jego stylu. ZbliŜył się do Ewy.  

Ona z kolei zrobiła cofnęła się o krok, zdenerwowana i gotowa zemdleć.  

Poradził  sobie  z  tym.  Wziął  ją  w  ramiona  i  przechylił  do  tyłu,  jak  robią  to  amanci  w 

filmach.  Spoglądając  w  szeroko  otwarte  oczy  Ewy,  pochylił  się  i  pocałował  ją  w  obecności 

Eleny  i  tłumu  obcych  obserwatorów.  Całował  ją  delikatnie  i  z  czułością,  co  sprawiło,  Ŝe 

zadrŜała i, oszołomiona, przerwała pocałunek.  

Usłyszeli  brawa.  Adam  wrócił  do  rzeczywistości  i  wypuścił  z  ramion  Ewę.  Była 

oszołomiona.  

–  Dziękuję  ci,  Mikołaju  –  powiedziała  Elena,  zeskakując  z  jego  kolan  i  uśmiechając  się 

szeroko.  

–  Czy  teraz  jesteś  zadowolona,  mała  swatko?  –  spytała  Ewa,  chwytając  dziewczynkę  za 

rękę.  

– Pewnie. Pan Adam tylko Ŝartował, kiedy mówił, Ŝe kupi twój dom, prawda? 

Ewa pokiwała głową.  

No  cóŜ,  Elena  moŜe  była  usatysfakcjonowana,  ale  Adam  zdecydowanie  nie.  Nadal 

pragnął domu... i pragnął jeszcze raz pocałować Ewę. Czy to moŜliwe, Ŝe się w niej zakochał? 

Czy moŜe po prostu znudziła go samotność? 

O tej porze roku nie mógł zaufać swoim uczuciom. To dlatego zawsze uciekał na koniec 

ś

wiata, kiedy nadchodziły święta.  

– Dokąd teraz idziemy? – zapytała Elena, gdy wyszli z domu towarowego.  

–  Idę  z  panem  Adamem  szukać  dla  niego  domu.  Ale  najpierw  odprowadzimy  cię  do 

mamy.  

– Nie mogłabym pojechać z wami? 

– Nie. Twoja mama mówiła, Ŝe musisz posprzątać swój pokój, jeśli chcesz, Ŝeby Mikołaj 

przyniósł  ci  jakiś  prezent.  Mikołaj  lubi  grzeczne  dziewczynki,  które  mieszkają  w  czystych 

pokojach.  

– No dobrze – zgodziła się niechętnie Elena.  

Kiedy  odwozili  ją  do  domu,  Adam  zdał  sobie  sprawę,  Ŝe  jeszcze  nie  widział  sypialni 

Ewy.  

–  MoŜe  ten  spodoba  się  panu  bardziej  –  powiedziała  Ewa,  parkując  przed  kolejnym 

budynkiem. ZdąŜyli dotąd obejrzeć trzy i Ŝaden mu się nie podobał.  

Najwyraźniej  był  zdecydowany  kupić  jej  dom  i  tylko  z  grzeczności  oglądał  inne. 

Obiecała, Ŝe pomyśli o sprzedaŜy swego domu. Kłamała.  

Kochała swój dom, a on kochał ją. Byli dobraną parą.  

Ona i Adam taką parą nie byli, choć wspaniale całował.  

Chciała  juŜ  zrezygnować  z  transakcji...  Liczyła  na  łatwy  zarobek,  a  tymczasem  zadanie 

przerosło jej siły.  

Wiedziała  jednak,  Ŝe  ugrzęzła  na  dobre.  Nie  miała  wyjścia.  Adam  musiał  kupić  jakiś 

dom.  Pomyślnie  zakończona  transakcja  była  jej  teraz  naprawdę  potrzebna.  Nawet  najlepszy 

agent  handlu  nieruchomościami  nie  budził  zaufania,  jeśli  jeździł  takim  wrakiem,  jak  ona. 

background image

Uzyskana prowizja pozwoliłaby jej na szybką zmianę samochodu.  

Jej  kariera  stała  pod  znakiem  zapytania.  Musi  być  profesjonalistką  i  utrzymać  dobrą 

opinię odpowiedzialnego agenta. Zatem nie zrezygnuje, dopóki nie zadowoli Adama.  

Jej świąteczny urlop równieŜ stał pod znakiem zapytania. Im dłuŜej ta sprawa będzie się 

ciągnęła, tym krócej będzie mogła się cieszyć świętami. A jeśli do Nowego Roku nie znajdą 

odpowiedniego lokum? 

Wszystkie  problemy  Ewy  mogłyby  zostać  rozwiązane,  gdyby  sprzedała  Adamowi  swój 

dom.  Ale  nie  mogła  i  nie  zamierzała  tego  zrobić.  Dom  naleŜał  do  niej.  To  były  jedyne 

korzenie, jakie miała na tym świecie. Czuła się w nim bezpieczna i szczęśliwa.  

Natomiast jej serce było w niebezpieczeństwie.  

To ją martwiło najbardziej. W Adamie dostrzegała pokrewną duszę. Nie patrzyli na świat 

w ten sam sposób, ale oboje doświadczyli samotności. Ewa była zdecydowana uczynić swoje 

Ŝ

ycie szczęśliwym.  

Tymczasem Adam stanął jej na drodze.  

Chciała uniknąć rozczarowań. Musiała więc kontrolować sytuację.  

Kiedy zaczynała mieć nadzieję, Ŝe ktoś mógłby ją pokochać, naraŜała się na cierpienie.  

MoŜe  dlatego  stała  jedną  nogą  w  rzeczywistości,  a  drugą  w  świecie  fantazji. 

Rzeczywistość głównie ją rozczarowywała.  

– To miejsce powinno się pani spodobać – powiedział Adam, kiedy weszli do piętrowego 

domku z poddaszem, wystrojem przypominającym wiejską chatę.  

– Szukamy domu dla pana. Ja juŜ mam dom, który bardzo lubię.  

– Pani nawet nie próbuje zainteresować się innym – poskarŜył się Adam. 

– Powiedziałam panu, Ŝe nie chcę się przeprowadzać. Dlaczego mi pan nie chce uwierzyć 

i pogodzić się z tym? Mój dom jest dla pana za mały. Nie ma w nim miejsca na duŜe biuro ani 

na stół do bilardu. Ale ten, na przykład, spełnia pańskie wymagania. Proszę się rozejrzeć.  

Posłusznie  zwiedził  całe  wnętrze,  docenił  wszystkie  zalety,  takie  jak  gabinet  obok 

sypialni, kominek w przytulnej kuchni czy wanna wpuszczona w podłogę w łazience. Zgodził 

się, Ŝe są to plusy, ale dom i tak mu się nie podobał.  

Podobał mu się tylko dom Ewy.  

Sprawa utknęła w martwym punkcie.  

Ewa  mogła  zapomnieć  o  długim  weekendzie,  na  który  tak  się  cieszyła.  Cały  piątek 

poświęci  na  towarzyszenie  Adamowi  podczas  kolejnych  oględzin.  A  w  sobotę  będzie  się 

cisnąć w zatłoczonych sklepach, aby uporać się z resztą świątecznych sprawunków.  

Musi znaleźć Adamowi dom! 

 

–  Elena  mówiła,  Ŝe  Adam  pocałował  cię  w  sklepie  –  powiedziała  Sara  kilka  godzin 

później,  kiedy  obie  siedziały  przed  telewizorem.  śadna  z  nich  nie  patrzyła  jednak  na  ekran. 

Zwinięta w kłębek Elena spała na podłodze wraz z Midnight. Dziewczynka usnęła, oglądając 

„Pocahontas”  i  nie  zbudziła  się  nawet  wtedy,  kiedy  Sara  wyjęła  kasetę,  Ŝeby  przełączyć 

odbiornik na kanał, na którym nadawano wiadomości.  

–  Czy  powiedziała  równieŜ,  Ŝe  to  był  jej  pomysł?  –  Ewa  dmuchała  na  świeŜo 

background image

polakierowane paznokcie.  

–  To  pominęła.  A  więc  jak  tego  dokonała?  –  Sara  była  wyraźnie  zachwycona,  Ŝe  u  jej 

córki w tak młodym wieku ujawnił się talent swatania bliźnich.  

–  Podpuściła  Świętego  Mikołaja,  Ŝeby  nakłonił  nas  do  pocałunku.  To  było  jedno  z  jej 

Ŝ

yczeń. Z jakiegoś powodu uznała, Ŝe wtedy nie sprzedam swojego domu Adamowi.  

– Kiedy postanowiłaś to zrobić? CzyŜbym znów coś przeoczyła? – spytała Sara, sięgając 

po buteleczkę z lakierem.  

–  Nie  zamierzam  sprzedawać  mu  swojego  domu.  Ale  Adam  mnie  nie  słucha.  Po  prostu 

się uparł, Ŝe kupi tylko ten i Ŝaden inny. Dostał hopla na tym punkcie. Usiłuję odwieść gó od 

tego pomysłu i znaleźć mu inny dom.  

– Bez powodzenia? 

– Całkowicie.  

– No cóŜ.... Powiedz lepiej, jak całuje. ZauwaŜyłam, Ŝe starannie unikasz tego tematu.  

– Całuje tak, jakby nic innego nie robił przez całe Ŝycie.  

– Było przyjemnie, co? 

– I słodko.  

– Słodko? No, no, to coś nowego.  

–  Nic  tego  nie  będzie.  On  po  prostu  nie  miał  wyjścia.  To  nie  była  jego  inicjatywa.  Ani 

moja – dodała, widząc podejrzliwy wyraz twarzy Sary.  

–  Więc  moŜe  Elena  jest  sprytniejsza  od  ciebie.  On  jest  naprawdę  niezły,  Ewo.  –  Sara 

odstawiła buteleczkę na miejsce i przyjrzała się swoim dłoniom.  

–  Elena  jest  sprytniejsza  niŜ  ty  i  ja  razem  wzięte.  Ale  czteroletnie  dziecko  nie  moŜe 

układać mi Ŝycia osobistego.  

Poza tym Mikołaj ma mi podarować przecieŜ kawalera pod choinkę. Muszę czym prędzej 

pozbyć się Adama.  

– Więc sprzedaj mu swój dom.  

Ewa wiedziała, Ŝe rozwiązałoby to wszystkie problemy.  

Nie mogła jednak sprzedać Adamowi swego domu. Wykluczone! 

PrzecieŜ  musiał  gdzieś  być  dom  przeznaczony  dla  niego.  Po  prostu  jeszcze  go  nie 

znalazła. MoŜe jutro, kiedy się wyśpi...  

– Czy Elena powiedziała, Ŝe prosiła Mikołaja, aby przyniósł ci narzeczonego? – zapytała 

Ewa, kiedy czekały, aŜ wyschnie im lakier na paznokciach i będą mogły przenieść Elenę do 

łóŜka.  

– Teraz rozumiem, dlaczego się pojawił.  

– Co? Poznałaś kogoś, a ja nic o tym nie wiem? – Ewa opadła na sofę.  

–  On  jest  straŜakiem  i  jest  naprawdę  uroczy.  Pojawił  się  dziś  rano,  by  uratować  kota 

sąsiadów,  który  nie  mógł  zejść  z  drzewa.  Świetnie  poradził  sobie  z  kotem,  czym  zachwycił 

dzieci. Myślę jednak, Ŝe jest dla mnie trochę za młody.  

– Ile ma lat? 

– Nie jestem pewna. Chyba jeszcze nie przekroczył trzydziestu.  

– MoŜe juŜ głosować. To wystarczy – powiedziała Ewa, rzucając w Sarę poduszką.  

background image

– No wiesz! 

Obie padły na kanapę, chichocząc głośno, co oczywiście obudziło Elenę.  

– Czy juŜ przyszedł Święty Mikołaj? – zapytała dziewczynka, przecierając zaspane oczy.  

– Nie, sroczko. Będziesz musiała na niego poczekać jeszcze kilka dni. Święta zaczynają 

się  dopiero  w  środę.  Idź  spać.  –  Kiedy  Ewa  wzięła  Elenę  na  ręce,  oczy  dziecka  znów  się 

zamknęły.  Ewa  i  Sara  zaniosły  małą  do  sypialni,  tuląc  ją  i  całując  na  dobranoc  i  Ŝycząc  jej 

kolorowych snów.  

– Jak się nazywa twój straŜak? – zapytała Ewa,  kiedy wyszły z sypialni  Eleny i wróciły 

do  salonu.  ZdąŜyły  akurat  na  prognozę  pogody.  Z  wiadomości  głównie  interesowało  je,  czy 

spadnie jeszcze więcej śniegu na święta.  

– Rick Winzen.  

– Masz zamiar się z nim spotykać? – naciskała Ewa.  

– Nie umówił się ze mną, jeśli ci o to ci chodzi. Ewa zaśmiała się.  

– Od kiedy ma to dla ciebie znaczenie? Ty się z nim umów.  

– Pomyślałam, Ŝe to mogłoby go wystraszyć.  

Ewa przyjrzała się uwaŜniej przyjaciółce. Sara miała trzydzieści trzy lata, ale wyglądała o 

dziesięć lat młodziej. Zwykle, kiedy wyznaczała sobie cel, dopinała swego. To wahanie, które 

teraz  Ewa  zauwaŜyła,  było  czymś  zupełnie  nowym  i  niespodziewanym.  Sara  była  wyraźnie 

onieśmielona.  

– Jest wyjątkowy, co? Podoba ci się ten Rick Winzen? 

– MoŜe? 

– JuŜ wiem. Idź do pani Claudii i zapytaj ją o Ricka.  

–  To  niemoŜliwe,  Ewo.  Mam  teraz  tak  napięty  plan  pracy,  Ŝe  nawet  krasnoludki  od 

Ś

więtego Mikołaja wpadłyby w panikę. Jutro przez cały dzień będę przygotowywać uroczystą 

kolację dla dwudziestu czterech osób. Wszystko muszę dostarczyć na siódmą. Nie mam więc 

czasu,  aby  odwiedzić  twoją  ulubioną  wróŜkę.  Poza  tym  jestem  pewna,  Ŝe  Rick  nie  jest  mną 

zainteresowany. To po prostu miły i uprzejmy facet.  

Sara powiedziała to dość Ŝałosnym tonem.  

– Myślę, Ŝe... – słowa Ewy przerwał dzwonek telefonu.  

– Kto to moŜe być? – zastanawiała się Sara. – JuŜ po dziesiątej.  

Ewa była bliŜej aparatu.  

– Chwileczkę. JuŜ ją proszę... – powiedziała do słuchawki i rzuciła przenośny telefon w 

kierunku przyjaciółki.  

Sara spojrzała pytająco na Ewę.  

– To on – powiedziała Ewa szeptem.  

– Halo... – Głos Sary brzmiał niepewnie. – Dobry wieczór, panie Winzen – dodała. Przez 

chwilę słuchała swego rozmówcy.  

– Jutro wieczorem? – zapytała, uśmiechając się się promiennie. Popatrzyła na Ewę, która 

skinęła głową.  

Rick Winzen znowu mówił coś do słuchawki.  

–  Proszę  chwilkę  poczekać.  –  Sara  przycisnęła  telefon  do  piersi,  Ŝeby  Rick  nie  mógł 

background image

usłyszeć jej słów. – Ewo, on chce jutro zabrać mnie i Elenę na lunch, a potem na „Dziadka do 

orzechów”.  

– Więc powiedz, Ŝe się zgadzasz.  

– Nie mogę. Muszę przygotować jedzenie na ten jutrzejszy obiad.  

– Nie przejmuj się tym. Zajmę się obiadem.  

– A co z Adamem? 

– Nie martw się, poradzę sobie. A ty zasługujesz na mały relaks. Więc zabierz Elenę i idź. 

Wszystko zrobię za ciebie. ZrewanŜujesz mi się dokładną relacją z przebiegu spotkania.  

Sara  nie  była  pewna,  czy  moŜe  przyjąć  tak  wspaniałomyślną  propozycję  Ewy. 

Przyjaciółka nalegała jednak.  

–  Z  przyjemnością  pójdziemy  –  powiedziała  w  końcu  Sara  do  słuchawki.  –  O  której 

godzinie? 

Porozmawiała jeszcze przez chwilę i zakończyła rozmowę.  

– On mnie lubi! – zawołała radośnie.  

– Oczywiście, Ŝe cię lubi. Idę do domu. Muszę się wyspać, jeśli mam jutro odgrywać rolę 

kucharki doskonałej.  

– Ewo, jesteś tego pewna? 

–  Pozwól  mi  wyjść,  zanim  zmienię  zdanie  –  draŜniła  przyjaciółkę  Ewa,  wkładając 

płaszcz. 

– Ale co z Adamem? 

– Powiem mu, Ŝe wypadło mi coś pilnego. Będzie się musiał z tym pogodzić.  

– To mu się nie spodoba.  

– Saro, myślę, Ŝe nie ma takiej rzeczy, która podobałaby się takiemu marudzie jak on.  

– MoŜe on nie jest aŜ takim marudą.  

– Dobranoc, Saro.  

– Cześć.  

Ewa  pobiegła  do  samochodu,  starając  się  nie  myśleć,  Ŝe  Adam  rzeczywiście  w  jednym 

był znakomity. Świetnie całował.  

 

Adam  siedział  na  łóŜku  w  swoim  pokoju.  Dookoła  niego  porozrzucane  były  gazety,  w 

których z czysto zawodowego zainteresowania przeglądał świąteczne reklamy.  

Z początku próbował znaleźć jakiś program w telewizji, ale wszystkie utrzymane były w 

ś

wiątecznym nastroju.  

JednakŜe czytanie  reklam szybko  go znudziło. Powrócił myślami do problemu, który  go 

gnębił od jakiegoś czasu.  

Nie mógł zrozumieć, dlaczego Ewa tak uparcie odmawia mu sprzedania swojego domu, 

mimo Ŝe zaproponował jej w końcu cenę wyŜszą od rynkowej.  

Czy ta kobieta w ogóle nie zna się na interesach? 

PrzecieŜ potrzebne jej były pieniądze na nowy samochód.  

Zaczynał  podejrzewać,  Ŝe  jej  odmowa  ma  podłoŜe  osobiste.  Miał  dziwne  przeczucie,  Ŝe 

Ewa nie chce, aby to on mieszkał w jej domu. A Adam nigdy nie miewał dziwnych przeczuć.  

background image

MoŜe  powinien  się  z  nią  zaprzyjaźnić? Przyjacielowi  chętniej  sprzeda  swój  dom.  Nigdy 

nie  przyszłoby  mu  do  głowy,  Ŝe  kiedykolwiek  będzie  musiał  najpierw  zdobyć  czyjąś 

sympatię, Ŝeby coś kupić.  

Ale  warto  było  zaryzykować.  W  przeciwnym  wypadku  będzie  uziemiony  w  Stanach  na 

całe święta.  

Zaczął  układać  listę  posunięć,  które  powinien  wykonać,  Ŝeby  Ewa  sprzedała  mu  swój 

dom.  

Kiedy  ją  skończył,  był  prawie  pewien,  Ŝe  za  jakieś  dwa,  trzy  dni  będzie  odpoczywał  na 

tropikalnej wyspie jako właściciel domu, do którego będzie mógł wrócić w nowym roku.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

 

Mikołaj  siedział  przy  komputerze,  bawiąc  się  grą,  którą  wymyślił  wraz  z  reniferem  z 

zaprzęgu,  odpowiedzialnym  za  omijanie  przeszkód  podczas  jazdy  z  prezentami.  Takie 

bezmyślne  zajęcie  było  niezłym  sposobem,  by  zapomnieć  o  stresie  związanym  z 

nieobecnością ukochanej Ŝony.  

Wkrótce  weźmie  się  w  garść  i  wyruszy  w  trasę,  bo  inaczej  dzieci  będą  wolały 

wielkanocnego zająca niŜ Świętego Mikołaja.  

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Ewa miała nadzieję, Ŝe spędzi ten dzień bez Adama.  

Niestety. Kiedy zadzwoniła do niego, Ŝeby odwołać spotkanie, zaofiarował, Ŝe przyjedzie 

do domu Sary i pomoŜe jej. Dzięki temu przygotowanie przyjęcia zajmie Ewie mniej czasu i 

być moŜe zostanie im kilka godzin, aby poszukać dla niej domu. Trzeba przyznać, Ŝe Adam 

był uparty jak osioł i nie dawał za wygraną. Naprawdę wierzył, Ŝe przekona ją, aby sprzedała 

mu swój dom.  

Ewa  właśnie  rozbijała  plastry  mięsa  na  rolady,  gdy  zauwaŜyła,  jak  Adam  parkuje  na 

podjeździe  pod  domem  Sary.  Obawiała  się,  Ŝe  będzie  jej  tylko  przeszkadzał  w  pracy. 

Podejrzewała,  Ŝe  taki  facet  jak  on  ma  kontakt  ze  sztuką  kulinarną  tylko  w  restauracji,  gdzie 

podają  mu  przed  nos  pełny  talerz.  Nie  umknęło  jej  uwagi,  Ŝe  samochód  Adama  znów 

wyglądał  elegancko.  Wszelkie  ślady  stłuczki  zniknęły,  a  koszty  naprawy  pokryło 

ubezpieczenie Ewy.  

Adam  był  równie  elegancki  jak  jego  samochód.  Ubrany  niby  niedbale,  w  spodnie  i 

skórzaną  kurtkę  wojskową,  narzuconą  na  niebieski  sweter,  wyglądał  niesamowicie 

pociągająco.  

Słysząc dzwonek do drzwi, Midnight rozszczekała się na cały dom. Wystarczyło jednak, 

Ŝ

e Ewa zdecydowanie odsunęła ją nogą, by wróciła na swoje stałe miejsce przy oknie i nadal 

obserwowała ptaki, siedzące na telefonicznych drutach.  

Adam wszedł do domu i pierwsze kroki skierował do kuchni.  

–  Telewizor  stoi  tam,  pamięta  pan?  –  powiedziała  Ewa,  wskazując  ręką  w  kierunku 

salonu.  

– Przyszedłem tu, Ŝeby pomóc – przypomniał Adam z naciskiem.  

– Myślałam, Ŝe pan tylko Ŝartował. Popatrzył na nią powaŜnie.  

– Ja nigdy nie Ŝartuję.  

–  No  tak,  powinnam  się  była  juŜ  tego  nauczyć.  Jak  mogłam  myśleć  inaczej?  Dobrze, 

proszę powiesić kurtkę w szafie, zakasać rękawy i zabieramy się do pracy! 

Dlaczego w ogóle zgodziłam się, Ŝeby tu przyszedł? Ewa skarciła w myślach samą siebie. 

Miała sobie za złe, Ŝe tak bardzo się cieszy z obecności Adama. Pomyślała, Ŝe będzie za nim 

tęsknić,  kiedy  odejdzie...  jeśli  kiedykolwiek  odejdzie.  Nigdy  przedtem  nie  miała  takiego 

klienta. I nigdy przedtem nie była tak zaangaŜowana.  

– Od czego mam zacząć? 

Słowa  Adama  wyrwały  ją  z  zamyślenia  i  pierwszą  odpowiedzią,  jaka  jej  przyszła  do 

głowy, było: „Pocałuj mnie jeszcze raz, tak jak to zrobiłeś w sklepie”. Co się z nią działo? 

– Niech pan pokroi boczek w plasterki i włoŜy je do kuchenki mikrofalowej – zarządziła. 

– Ja w tym czasie przygotuję resztę składników.  

Ewa  zdjęła  pierścionki  i  połoŜyła  je  na  półce,  aby  nie  przeszkadzały.  Starała  się 

skoncentrować  na  tym,  co  robi,  świadomie  ignorując  wypełniający  kuchnię  zapach  męskiej 

wody kolońskiej.  

background image

Przygotowała tartą bułkę i włoską przyprawę do sałatek. Wsypała je do głębokich misek. 

Do innej miski wsypała tarty ser, po czym zaczęła ucierać marchewki.  

Kiedy  Adam  wyjął  z  mikrofalówki  chrupiący  boczek,  Ewa  pokazała  mu,  jak  się  zawija 

rolady. Brała rozbity tłuczkiem plaster mięsa, obtaczała go w przyprawie, a następnie w tartej 

bułce.  Potem  kładła  pośrodku  pasek  boczku  i  głęboką  łyŜką  nakładała  na  mięso  tarty  ser  i 

utartą  marchewkę.  Na  koniec  zwijała  nafaszerowaną  roladkę  i  spinała  ją  trzema 

wykałaczkami.  

–  Kiedy  juŜ  zrobi  pan  wszystkie  rolady,  przygotuję  do  nich  sos.  Nie  Ŝałuje  pan,  Ŝe 

zaofiarował mi swoją pomoc? 

– Dam sobie radę – zapewnił.  

Przez dłuŜszą chwilę pracowali w ciszy, oboje zatopieni we własnych myślach.  

Wreszcie Adam przerwał milczenie: 

– Dlaczego zdecydowała się pani na pracę w biurze handlu nieruchomościami? – zapytał.  

–  Zawsze  kochałam  domy  i  chyba  ta  miłość  podpowiedziała  mi  takie  zajęcie  – 

odpowiedziała Ewa, mieszając sos.  

– To trudna praca dla kobiety – zauwaŜył. – Musi pani znosić humory swoich klientów.  

–  Agent  przez  cały  czas  musi  nad  tym  panować.  Tylko  wytrwałość  pomaga  szybciej 

zawrzeć  umowę.  I  wciąŜ  trzeba  być  przygotowanym  do  przeprowadzenia  niezliczonej  ilości 

rozmów telefonicznych. Bywa, Ŝe klient zmienia agenta.  

Adam milczał przez chwilę, zastanawiając się nad jej odpowiedzią.  

–  Dlaczego  pan  pyta?  CzyŜby  zamierzał  pan  sprawdzić  się  jako  agent  handlu 

nieruchomościami? – zapytała Ewa, zmniejszając płomień pod patelnią z sosem.  

– Nie ma mowy. Nie zniósłbym takiej pracy.  

–  Ma  pan  rację.  Przypuszczalnie  zamordowałby  pan  swoich  klientów,  gdyby  po  raz 

trzydziesty ósmy zmienili zdanie.  

– Czy to miał być przytyk? 

– Nie. Pan podjął pewną decyzję, a ja pracuję nad tym, by ją zmienić.  

– Dlaczego jest pani taka uparta? 

– Ja? – Ewa uniosła brwi ze zdziwienia.  

– Tak, pani. Proponuję pani więcej pieniędzy, niŜ pani dom jest wart.  

– Pieniądze to nie wszystko. Niestety, milionerzy nie mają o tym pojęcia.  

W  tym  momencie  pod  dom  podjechał  samochód  pocztowy.  Wysiadł  z  niego  listonosz, 

szybkim krokiem zbliŜył się . do drzwi i nacisnął guzik dzwonka. Midnight zaczęła szczekać, 

a  Ewa  upuściła  łyŜkę  wprost  do  gorącego  sosu.  Zaklęła  pod  nosem,  zdenerwowana  tym 

incydentem.  

– Otworzę drzwi – zaoferował się Adam. Szybko umył ręce i chwytając ręcznik, wyszedł 

z kuchni. – Niech pani zajmie się psem! 

Midnight  jednak  wyrwała  się  Ewie  i  kiedy  Adam  otwierał  frontowe  drzwi,  przemknęła 

pomiędzy jego nogami.  

– Midnight! – wrzasnęła Ewa.  

Ale  suka  najwyraźniej  poczuła  smak  wolności  i  galopowała  przez  błotniste  trawniki, 

background image

oddalając się od domu tak szybko, jak tylko pozwalały na to jej małe łapki.  

–  Niech  pani  podpisze  odbiór  przesyłki,  a  ja  przyprowadzę  psa  –  zdecydował  Adam, 

biorąc ster sprawy w swoje ręce.  

– Ale...  

– I tak nie wiedziałbym, co robić w kuchni bez pani – zauwaŜył logicznie. – Schwytanie 

Midnight nie zabierze mi duŜo czasu. To przecieŜ mały piesek.  

Kiedy  Adam  zdecydował  się  rzucić  w  pogoń  za  Midnight,  Ewa  nie  miała  serca 

powiedzieć mu, Ŝe właśnie trafił swój na swego. MoŜe to i mały piesek, ale...  

– Proszę pani? – Listonosz wyraźnie się śpieszył. Ewa podpisała za Sarę odbiór przesyłki 

i  wróciła  do  kuchni.  Musiała  obrać  górę  ziemniaków,  które  miały  być  dodatkiem  do  rolady. 

Swoją drogą to ciekawe, Ŝe zawsze, kiedy zaczyna się największa harówka, męŜczyzna znika 

z pola widzenia.  

 

– Niech to szlag! – zaklął Adam, kiedy jego wypastowane mokasyny zaczęły się ślizgać 

po błotnistej powierzchni trawnika. Do St. Louis przyszło tego dnia ocieplenie i śnieg, który 

spadł poprzedniego dnia, topniał w przyspieszonym tempie.  

Kiedy  juŜ  miał  Midnight  w  zasięgu  ręki,  suczka  szczeknęła  na  niego  i  zrobiła  zręczny 

unik.  

Adam spojrzał groźnie na małą kudłatą bestię, a później na swoje zniszczone mokasyny. 

Na  kolanie  miał  wielką  błotnistą  plamę;  ręka  bolała  od  upadku  na  kamienie.  Syknął, 

dostrzegając na przedramieniu zdarty naskórek.  

– Chodź tu, Midnight – powiedział zdecydowanym tonem.  

Niestety, pies go zlekcewaŜył.  

– Powiedziałem, do nogi! 

Midnight zaszczekała i ruszyła przed siebie.  

Adam  zdał  sobie  sprawę,  Ŝe  głupi  kundel  najwyraźniej  uwaŜa  to  wszystko  za  zabawę. 

Warto  by  go  przetrzymać  na  dworze,  dopóki  nie  zgłodnieje.  Wtedy  pokornie  wróciłby  do 

domu, pomyślał. Ale szybko uświadomił sobie, Ŝe to mogłoby trochę potrwać. Midnight była 

dobrze  odŜywiona  i  przyzwyczajona  do  przebywania  w  ogrodzie.  Smak  wolności  nie  był 

czymś, czego mogła się łatwo wyrzec.  

Adam wiedział, Ŝe nie powinien tak po prostu zostawiać psa. Nie miał o nim najlepszego 

zdania i podejrzewał, Ŝe zwierzę gotowe jest wpaść wprost pod pędzący samochód.  

Pomyślał  równieŜ,  Ŝe  Elena  zacznie  rozpaczać,  jeśli  powrocie  do  domu  zauwaŜy,  Ŝe  jej 

ukochany piesek zaginął. Nie miał więc wyjścia: musiał dogonić Midnight.  

–  Chodź  tu,  malutka  – zawołał,  próbując  niepostrzeŜenie  zbliŜyć  się  do  suczki.  PrzecieŜ 

schwytanie takiego maleństwa nie moŜe być zbyt trudne. Nie pozwoli dać się przechytrzyć tej 

kudłatej kulce.  

Midnight  siedziała  spokojnie  i  czekała,  obserwując,  jak  Adam  stara  się  ją  podejść. 

Zadarła łepek i słuchała jego przymilnych nawoływań.  

–  Dobry  piesek.  Siedź  spokojnie.  Pan  przyjdzie  i  weźmie  cię  na  ręce  –  kusił.  A  potem 

ukręci ci ten mały, kudłaty kark, szepnął do siebie pod nosem.  

background image

Kiedy  Midnight  uznała,  Ŝe  Adam  znalazł  się  niebezpiecznie  blisko  niej,  odskoczyła 

gwałtownie, po czym obszczekała swego prześladowcę, jakby był starym hyclem.  

Całkowicie sfrustrowany, Adam pochylił się i pobiegł znowu za uciekającym psem. Bieg 

skończył  się  kolejnym  upadkiem.  Tym  razem  męŜczyzna  uderzył  czołem  o  gałąź  drzewa. 

Ujrzał  gwiazdy  przed  oczami.  Poczuł  potęŜne  zawroty  głowy,  więc  nie  próbował  nawet 

wstać, tylko leŜał na mokrym trawniku.  

To  właśnie  powinien  był  zrobić  od  samego  początku.  Midnight  skomląc,  podeszła  do 

niego, wskoczyła mu na pierś i zaczęła lizać po twarzy. Był pewien, Ŝe juŜ ją ma.  

Tymczasem  zza  rogu  wyjechała  na  rowerach  dwójka  dzieci  z  sąsiedztwa.  Teraz  one 

przykuły uwagę suczki. Wyrwała się z objęć Adama i pobiegła za chłopcami, ujadając głośno.  

Adam  wciąŜ  trzymał  głowę  w  obu  dłoniach.  Zapragnął  znaleźć  się  na  tropikalnej, 

słonecznej wyspie. Głowa ewentualnie mogłaby go boleć... z powodu kaca.  

Musiał wstać i pobiec za psem.  

Zanim straci go z oczu.  

A przynajmniej zanim przestanie słyszeć jego szczekanie.  

Ostatkiem sił wstał z wilgotnej ziemi i wznowił swój groteskowy pościg.  

Adama długo nie ma, pomyślała z niepokojem Ewa.  

Modliła się, Ŝeby Midnight nic się nie stało. Elena byłaby zrozpaczona i miałaby popsute 

ś

więta.  

PrzełoŜyła ugotowane ziemniaki z garnka na durszlak, aby obciekały.  

ZdąŜyła ugnieść je i zajrzeć do piekarnika, Ŝeby sprawdzić, czy rolady się przyrumieniły, 

a Adama i Midnight ciągle nie było.  

Spojrzała na zegarek. 

– Gdzie jesteś, Adamie? – spytała głośno.  

Wiedziała, Ŝe Sara i Elena nie wrócą zbyt szybko. Nie mogła więc z nimi dzielić swego 

niepokoju.  

Chciała  oderwać  się  od  złych  myśli.  Podeszła  do  zestawu  stereofonicznego  i  włączyła 

radio.  Bez  trudu  odnalazła  stację,  która  nadawała  kolędy.  Ulubione  tony  jednak  jej  nie 

uspokoiły.  

Wróciła  do  zajęć  w  kuchni.  Wyjęła  z  lodówki  kilka  cykorii,  czerwoną  sałatę  i  kapustę 

pekińską.  Musiała  przygotować  duŜo  sałatki.  Myjąc  sałatę  zastanawiała  się,  co  pozostało 

jeszcze  do  zrobienia  przed  świętami.  Pierwsze  miejsce  na  liście  zajmowało  kupno  Barbie  w 

róŜowej sukience.  

Poza  tym  musi  kupić  produkty  do  upieczenia  piernikowej  chatki.  Obiecała  Elenie,  Ŝe 

upieką  ją  wspólnie  i  Ŝe  dziewczynka  będzie  mogła  u  niej  przenocować.  Wreszcie  musi 

pomyśleć, jak ozdobić tegoroczną choinkę.  

Ewa  westchnęła  cicho.  Przypomniała  sobie  nagle,  Ŝe  zupełnie  zapomniała  pocałować 

piętnastego  grudnia  owoc  granatu,  co  przyniosłoby  spełnienie  wszystkich  jej  świątecznych 

Ŝ

yczeń. Zamiast tego pocałowała pewnego marudę. Trudno zgadnąć, co by to miało znaczyć.  

Adam mógłby spędzić ten dzień przyjemniej niŜ pomagając jej w gotowaniu i chwytaniu 

psa.  CzyŜby  chciał  w  ten  sposób  wkraść  się  w  jej  łaski,  Ŝeby  sprzedała  mu  własny  dom? 

background image

Mówił wprawdzie, Ŝe chce jej pomóc, aby mieli po południu czas na szukanie domu dla niej. 

Ale  w  tym  momencie  przyszło  jej  do  głowy,  Ŝe  to  nie  musiał  być  prawdziwy  powód.  MoŜe 

Adam czuł się samotny? 

Właśnie  skończyła  strzepywać  wodę  z  umytej  sałaty,  kiedy  usłyszała  dźwięk  dzwonka. 

Wytarła ręce i podeszła do drzwi, mając nadzieję, Ŝe zobaczy za nimi Adama z Midnight.  

Nie  zawiodła  się.  Suczka  wiła  się  i  wyrywała,  ale  była  cała  i  zdrowa.  Za  to  Adam 

wyglądał, jakby go przed chwilą potrąciła cięŜarówka.  

– Co się panu stało? – wykrzyknęła Ewa, biorąc na ręce psa.  

– Muszę usiąść.  

Pomogła  Adamowi  dojść  do  sofy.  Midnight  skorzystała  z  okazji  i  wyrwała  się  z  ramion 

Ewy. Pobiegła do swojej miski z wodą, którą błyskawicznie, głośno i łapczywie opróŜniła.  

Adam ostroŜnie osunął się na kanapę.  

–  Czy  moŜe  pani  wyłączyć  muzykę  i  zgasić  światło?  Ewa  pobiegła  spełnić  jego  prośbę. 

Midnight, zmęczona przygodami, podreptała do pokoju Eleny.  

– Co się panu stało? – zapytała ponownie Ewa, siadając u boku Adama.  

–  Uderzyłem  się  o  jakąś  nisko  rosnącą  gałąź,  kiedy  ścigałem  tego,  tego...  A  później 

musiałem wczołgać się pod samochód, Ŝeby go stamtąd wydostać.  

– Tak mi przykro. Czy mogłabym coś dla pana zrobić? 

– Tak. Mam skłonności do migreny i bez tabletki nie uporam się z tym upiornym bólem. 

– Sięgnął do kieszeni spodni i wydobył portfel. – Są tam pieniądze i recepta. Poczekam tu na 

panią i lekarstwo.  

–  Czy  na  pewno  mogę  zostawić  pana  samego?  MoŜe  pan  stracić  przytomność  – 

powiedziała z troską.  

–  Nic  złego  się  nie  dzieje.  Nabiłem  sobie  wprawdzie  na  głowie  guza  jak  kurze  jajo  i 

dręczy  mnie  ból  głowy,  ale  nie  mam  mdłości  ani  nie  jestem  zamroczony.  Gdyby  pani  tylko 

mogła zrealizować tę receptę u Wagreensa na Lindbergh, byłbym wdzięczny.  

Ewa wzięła portfel Adama i zapisała numer swojego telefonu komórkowego na jednej z 

jego wizytówek, po czym połoŜyła ją na stoliku stojącym obok sofy.  

– Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić. – Wzięła przenośny telefon i umieściła 

go obok wizytówki.  

– Dziękuję.  

Ewa  zajrzała  jeszcze  do  piekarnika,  a  upewniwszy  się,  Ŝe  rolady  są  juŜ  upieczone, 

wyłączyła piecyk.  

– Wychodzę – oznajmiła.  

– Ładnie tu pachnie – zamruczał Adam pod nosem, kiedy Ewa zamknęła za sobą drzwi.  

PoniewaŜ  była  to  ostatnia  sobota  przed  świętami,  zarówno  na  ulicach,  jak  i  w  sklepach 

pełno było ludzi. Apteka nie stanowiła wyjątku. W środku kłębiły się tłumy i zanosiło się na 

długie czekanie.  

Stojąc w kolejce, Ewa zajrzała do portfela Adama, by odszukać w nim receptę. Zanim ją 

znalazła,  natrafiła  na  róŜne  karty  kredytowe:  VISA,  ATM,  American  Express...  Kiedy 

wkładała je z powrotem do przegródek, jej wzrok przykuło prawo jazdy Adama.  

background image

Nie, to nie moŜliwe! On na pewno jest wyŜszy... albo niŜszy! 

PrzecieŜ ludzie czasem kłamią, podając swój wzrost do prawa jazdy.  

W głębi serca wiedziała jednak, Ŝe widniejąca na blankiecie cyfra jest prawdziwa.  

Co  oznaczało,  Ŝe  Adam  Hawksley  jest  tym  tajemniczym  męŜczyzną,  który  ma  metr 

osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu! 

– Następny – zawołał aptekarz i Ewa przesunęła się w stronę okienka.  

Kiedy  po  godzinie  wróciła  do  domu,  Adam  spał  wyciągnięty  na  sofie,  tam,  gdzie  go 

zostawiła.  Dotknęła  guza,  który  wyrósł  mu  na  czole,  i  nieco  przeraziła  się  jego  rozmiarami. 

Biedny Adam! Musiał naprawdę nieźle uderzyć się w głowę, pomyślała.  

PołoŜyła torbę z apteki na stoliczku do kawy i wróciła do kuchni, aby skończyć obiad dla 

dwudziestu  czterech  osób.  Midnight  przybiegła  do  kuchni  i  połoŜyła  się  cichutko  w  kącie, 

mając  nadzieję,  Ŝe  dostanie  choć  odrobinę  tych  pyszności,  które  wypełniały  wspaniałym 

zapachem cały dom.  

– Nie zasłuŜyłaś na nagrodę – przypomniała Ewa wpatrującemu się w nią psu.  

Midnight  szczeknęła  i  to  wystarczyło,  by  dopiąć  swego.  Ewa  bała  się,  Ŝe  suka  obudzi 

Adama, przeszukała więc szafki i znalazła pudełko z suchym pokarmem dla psów. Midnight 

ucichła, przynajmniej na pewien czas.  

Ewa  chciała  się  zastanowić  nad  wszystkim,  zanim  stanie  z  Adamem  twarzą  w  twarz. 

Wiedziała juŜ, Ŝe to on jest tym kawalerem, którego Mikołaj miał przynieść jej na Gwiazdkę. 

Nie była tylko pewna, co o tym myśleć.  

Wyjęła z lodówki kilka marchewek i zaczęła je obierać. Zamierzała zrobić jeszcze danie 

warzywne z plasterków marchewki i zielonego groszku; 

Adam  był  niewątpliwie  przystojny.  I  wysoki.  Metr  osiemdziesiąt  pięć!  Bystry.  Był 

równieŜ człowiekiem sukcesu. Bohaterem, który uratował pieska Eleny. Miał naprawdę wiele 

godnych podziwu zalet.  

Ale w głębi duszy był marudą. Nie cierpiał świąt! 

A to jej po prostu nie odpowiadało.  

Ewa  chciała  widzieć  swoje  Ŝycie  w  ciepłych  barwach.  Nie  dopuszczała  nawet  myśli,  by 

jej  nieszczęśliwa  przeszłość  mogła  mieć  jakikolwiek  wpływ  na  teraźniejszość.  Robiła 

wszystko, aby zaznać radości, miłości, otoczyć się przyjaciółmi i dobrze się bawić.  

To prawda, nie miała duŜo pieniędzy. Ale była szczęśliwa.  

Nie  pozwalała  sobie  na  skargi  i  rozpacz  tylko  dlatego,  Ŝe,  jak  dotychczas,  głównie 

spotykały ją rozczarowania. To było w stylu róŜnych marudów.  

Pomyślała, Ŝe Święty Mikołaj ma wielkie poczucie humoru.  

Zaśmiała się głośno.  

– Co panią tak śmieszy? 

Drgnęła, przeraŜona, Ŝe Adam się obudził i przygląda się jej od nie wiadomo jak dawna. 

Teraz stał w drzwiach, trzymając w ręku torebkę z apteki.  

– Chciałby pan coś zjeść? – spytała. – MoŜe nie powinien pan wstawać? 

Adam oparł się o blat stołu.  

– Co tak ładnie pachnie? 

background image

– Rolady. Pora wyjąć je z pieca...  

Ewa zajęła się roladami, tymczasem Adam sięgnął do buteleczki z lekarstwem i wydobył 

z niej dwie tabletki.  

– Mogę prosić o szklankę wody? – zapytał słabym głosem.  

Popił tabletki zimną wodą z kranu i połknął je, nie rozgryzając.  

– Chyba daruję sobie dzisiaj oglądanie domów. MoŜemy zacząć jutro z samego rana, jeśli 

nie ma pani nic przeciwko temu.  

– Powinnam chyba odwieźć pana do hotelu? 

– Nie, dziękuję! Dam sobie radę. Marzę o gorącej kąpieli i duŜej ilości snu. Zadzwonię do 

pani jutro.  

Wymamrotał jakąś groźbę pod adresem Midnight, nałoŜył kurtkę i wyszedł.  

Suczka  ani  trochę  nie  przejęła  się  pogróŜkami  Adama.  LeŜała  wciąŜ  w  tym  samym 

miejscu, a w jej oczach malowało się zdumienie i pytanie: „CzyŜbym ja coś zbroiła?” 

– Nie udawaj niewiniątka – zaśmiała się Ewa. – Jesteś bardzo niegrzecznym pieskiem.  

Na tę reprymendę Midnight zareagowała jedynie wesołym merdaniem ogona.  

Ewa  pokręciła  głową  i  poszła  do  salonu,  aby  ponownie  włączyć  radio.  Podśpiewując 

kolędy,  dokończyła  szykowania  obiadu.  Gdy  wreszcie  wszystko  było  gotowe  zgodnie  z 

instrukcją napisaną przez Sarę, pomyślała, Ŝe pomysł Adama, aby wziąć długą, gorącą kąpiel, 

nie był najgorszy.  

Czekając  na  Sarę  i  Elenę,  Ewa  zadzwoniła  do  właściciela  „domku  z  piernika”,  który 

zajmowała obecnie pani Claudia. Nikt nie odbierał telefonu.  

Ewa zdąŜyła juŜ posprzątać kuchnię i właśnie usiadła, by obejrzeć wieczorne wiadomości 

w  telewizji,  kiedy  wróciły  Sara  i  Elena.  Najpierw  jednak  stanął  w  drzwiach  sprawca 

całodziennego pobytu Sary poza domem.  

Rick Winzen wkroczył do kuchni.  

– Cześć, jestem Rick – powiedział po prostu.  

– A ja nazywam się Ewa – odparła, ściskając podaną dłoń.  

– Ty jesteś ciocia Ewa – zaszczebiotała Elena.  

– Ale tylko dla ciebie, sroczko. Jak ci się podobał „Dziadek do orzechów”? – zapytała.  

– Był przepiękny! – odpowiedziała Sara z przejęciem.  

– Zostanę baletnicą – z przekonaniem oznajmiła Elena i wykręciła parę piruetów.  

– Miło było cię poznać, Ewo, ale muszę juŜ iść – powiedział Rick. – Nie wiedziałem, Ŝe 

będą  takie  korki  w  mieście.  Organizujemy  dziś  w  remizie  imprezę  charytatywną  na  rzecz 

dzieci upośledzonych.  

– Cześć! – Elena pogłaskała Midnight.  

– Eleno, nie zapomniałaś o czymś? – przypominała jej Sara.  

– A, tak. Świetnie się bawiłam, Rick. Dziękuję, Ŝe mnie zaprosiłeś.  

–  Zrobiłem  to  z  przyjemnością.  –  Patrząc  na  Sarę,  dodał:  –  Przyjadę  po  ciebie  jutro  o 

siódmej.  

– Mamy jutro randkę – powiedziała Sara do Ewy, kiedy Rick juŜ wyszedł. – Czy będziesz 

mogła wziąć Elenę do siebie? Jeśli nie, wynajmę jakąś opiekunkę.  

background image

–  W  ostatnią  niedzielę  przed  świętami?  Wątpię.  Co  prawda  obiecałam  Elenie,  Ŝe 

upieczemy razem piernikową chatkę, ale to chyba dość szalony pomysł. Raczej spędzimy ten 

wieczór, oczekując piernikowego kawalera.  

– Dlaczego Midnight jest cała w błocie? – zapytała Elena.  

– Wyszła na dwór i teraz trzeba ją wykąpać – odpowiedziała Ewa.  

– Wyszła na dwór?! Jak udało ci się zwabić ją do domu z powrotem? – pytała zdziwiona 

Sara.  

– O to będziemy musiały zapytać Adama. Chyba jednak trochę później.  

Zwłaszcza Ŝe teraz wyobraziła sobie Adama w wannie. Nagiego.  

–  Miałaś  jakieś  kłopoty  z  obiadem?  –  Sara  zaglądała  do  pojemników,  w  które  Ewa 

zapakowała jedzenie.  

– śadnych. Mam nadzieję, Ŝe nie zaplanowałaś deseru. W kaŜdym razie nie zostawiłaś mi 

Ŝ

adnych instrukcji na ten temat.  

–  Pani  Krausse  piecze  ciasto.  Będzie  wspaniałe!  Jej  ciasta  są  zwykle  tak  pięknie 

udekorowane, Ŝe aŜ Ŝal je jeść.  

– Skoro juŜ mowa o słodyczach... – draŜniła się z nią Ewa.  

– Słucham? – Sara lekko się zarumieniła.  

– Dobrze wiesz, o co chodzi. O twojego słodkiego RickastraŜaka.  

– UwaŜasz, Ŝe jest miły? 

– Bardzo.  

– Zgadzam się z tobą.  

– I macie jutro drugą randkę. To szybki Bill. Musi być tobą poraŜony.  

– Co to znaczy poraŜony? – spytała zaciekawiona Elena.  

– Hmmm... to znaczy, Ŝe ktoś cię lubi.  

– Tak jak Adam lubi ciebie? 

– Kto ci o tym powiedział? – Ewa badawczo wpatrywała się w małą.  

– Nikt. Po prostu wiem. Wszyscy oprócz ciebie to wiedzą – powiedziała Sara.  

Ewa cisnęła w nią ścierką.  

Adam  rozkoszował  się  kąpielą  w  wannie  wypełnionej  po  brzegi  gorącą  wodą.  Czuł  się 

tak,  jakby  zakończył  właśnie  mecz  z  druŜyną  Chicago  Bulls,  a  nie  gonił  małego  pieska. 

Gorąca woda przynosiła ulgę jego zbolałym mięśniom.  

Przynajmniej ból głowy ustąpił.  

Nie  mógł  uwierzyć,  Ŝe  zdobycie  względów  Ewy  będzie  aŜ  tak  trudne.  Miał  nadzieję,  Ŝe 

zebrał wystarczającą ilość punktów i Ŝe jego cierpienie było warte zachodu. Teraz odczuwał 

głód.  Prawdopodobnie  zapach  jedzenia,  które  przygotowywała  Ewa,  pobudził  jego  apetyt. 

MoŜe gdyby zdobył jej współczucie, zaprosiłaby go kiedyś na taki domowy obiad? 

Jutro wieczorem, kiedy juŜ obejrzymy kilka domów, musimy spędzić trochę czasu razem, 

pomyślał. ChociaŜ tyle była mu winna. Chyba zasłuŜył na to. UłoŜył się wygodnie w wannie i 

uśmiechnął do siebie. Tak, jutro wieczorem! Muszą powtórzyć ten pocałunek.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

background image

Mikołaj  jęknął  przeciągle  i  wsunął  nogi  do  wanny  z  gocv      cop[;;;;;rącą  wodą.  Wanna 

stała na dworze, otoczona śnieŜnymi zaspami.  

Był zmęczony i zbolały. Marzył o kąpieli. Ale bez Claudii nic nie miało uroku. A juŜ na 

pewno nie gorąca kąpiel.  

UłoŜył się wygodnie i wrócił myślami do tamtej gwiaździstej nocy, którą spędził razem z 

Ŝ

oną. Rozpoczęli ją spacerem, a skończyli w wannie pełnej gorącej wody.  

Para unosiła się w otchłań mroźnej nocy, a Mikołaj zastanawiał się, gdzie się podziewa ta 

jego nieznośna kobieta.  

JuŜ wyciągnął wnioski z lekcji, którą mu dała. A teraz był najwyŜszy czas, aby wróciła.  

Tęsknił za nią, do licha! 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

– Ten dom jest dla pani idealny – upierał się Adam.  

–  Proszę  spojrzeć,  jaki  wysoki  jest  salon.  Będzie  tu  pani  mogła  postawić  ogromną 

choinkę. Taką, jaką pani lubi.  

–  Ja  mam  juŜ  dom  –  odparła  Ewa,  po  czym  zatoczyła  ramionami  krąg,  jakby  chciała 

ogarnąć nimi całą przestrzeń. – Natomiast pan będzie mógł ustawić tu stół do bilardu. Nawet 

największy.  

Zignorował jej słowa.  

– Proszę obejrzeć tę kuchnię – powiedział z naciskiem.  

– To urządzone ze smakiem pomieszczenie jest wprost idealne dla pani. Jeśli te zapachy, 

które wczoraj czułem, są próbką pani zdolności kulinarnych, to muszę przyznać, Ŝe świetnie 

pani  gotuje.  Będzie  tu  pani  miała  pole  do  popisu.  No  i  sześć  gniazdek  kontaktowych. 

Zmarnowałyby się, gdybym ja tu zamieszkał. Włączam jedynie ekspres do kawy.  

– Ja juŜ mam dom – powtórzyła z naciskiem Ewa.  

–  Niezupełnie,  chyba  Ŝe  kupi  pani  ten.  –  Adam  skrzyŜował  ręce  na  piersi,  co  miało 

oznaczać, Ŝe nie ustąpi.  

– Niech się pan zdecyduje. Nogi mnie bolą – jęknęła Ewa, zdejmując atłasowe szpilki w 

kolorze  kości  słoniowej,  ozdobione  kokardkami.  Była  zdecydowana  znaleźć  Adamowi  dom 

jeszcze dziś i skończyć z tą sprawą raz na zawsze.  

– A mnie boli głowa – zrewanŜował się Adam. – I to z pani winy.  

Wstrętny  szczur!  pomyślała.  Chciał  wzmocnić  jej  poczucie  winy  za  wczorajszą 

niefortunną przygodę z Midnight. Postanowiła, Ŝe nie da się zapędzić w kozi róg.  

–  Dobrze,  idziemy.  Najlepszą  propozycję  zostawiłam  na  koniec.  Zachwyci  się  pan  tym 

domem – powiedziała Ewa z przekonaniem, wsuwając obolałe stopy w szpilki.  

–  Niech  pani  jeszcze  nie  oblicza  swojej  prowizji  –  zamruczał  Adam.  Niezadowolony, 

podąŜył za nią w stronę drzwi.  

–  Jeśli  chce  pan  wyjechać  przed  świętami,  proszę  zacząć  pozytywnie  myśleć  o  kupnie, 

poniewaŜ  zbliŜamy  się  do  końca  listy  domów  wystawionych  na  sprzedaŜ,  które 

odpowiadałyby  pańskim  wymaganiom  –  ostrzegła  go  złośliwie.  –  Woli  pan  nadal  Ŝartować, 

proszę bardzo. Jednak na wypadek, gdyby stracił pan poczucie czasu, przypominam, Ŝe został 

tylko jeden dzień do Wigilii.  

– Tylko dwa dni na zrobienie przedświątecznych zakupów, wiem, wiem... – Skrzywił się.  

– Skoro juŜ mowa o zakupach... Musimy wstąpić do Juliana.  

– To pani fryzjer? – zgadywał Adam.  

– Właściciel sklepu z butami. Zamierzam kupić jedną parę na święta.  

– Buciki ozdobione świątecznymi dzwoneczkami? – zapytał.  

–  Nie.  Myślę  o  pantoflach  z  białej  satyny,  z  paskami  przy  kostkach  i  małymi  pączkami 

róŜ.  

– Poczekam w samochodzie. – Adam rozparł się w fotelu i zamknął oczy.  

background image

Ewa była zadowolona, Ŝe Adam nie chciał jej towarzyszyć. Miała dosyć jego złośliwych 

uwag.  

Wkładając  pudełko  z  zakupionymi  butami  do  bagaŜnika,  zauwaŜyła  w  nim  małe 

koszyczki. Całkiem o nich zapomniała. Miała umieścić w nich chleby, które planowała upiec 

dla  sąsiadów.  Tymczasem  ze  świątecznymi  przygotowaniami  była  daleko  w  lesie.  Z 

determinacją  zatrzasnęła  bagaŜnik.  Ten  marudny  facet  musi  w  końcu  kupić  któryś  z 

prezentowanych mu domów! 

– Miała pani jakieś kłopoty z kupnem butów? – spytał Adam.  

– Nie, skąd panu to przyszło do głowy? 

–  Zamknęła  pani  gwałtownie  bagaŜnik.  Pomyślałem,  Ŝe  moŜe  pojawiły  się  jakieś 

problemy.  

Problem  się  pojawił,  ale  parę  dni  temu.  Był  nim  Adam  Hawksley  we  własnej  osobie. 

Tego  mu  jednak  nie  powiedziała.  Jedną  z  zasad,  których  przestrzegała  jako  agentka  handlu 

nieruchomościami, było trzymanie języka za zębami.  

–  MoŜe  pani  skreślić  z  listy  zakupów  jeden  z  punktów  –  oznajmił  Adam,  gdy  Ewa 

milczała. – Dostarczę pani Barbie w róŜowej sukience.  

To ją zainteresowało.  

–  Gdzie  ją  pan  znalazł?  PrzecieŜ  szukałam  wszędzie!  Barbie  w  róŜowej  sukience  to 

największy przebój tego sezonu! 

– Proszę pamiętać, Ŝe pracuję w handlu. Wiem, gdzie naleŜy robić zakupy i jak.  

–  Jasne,  po  prostu  bierze  pan  to,  co  chce,  i  stara  się  wyjść  ze  sklepu  nie  zauwaŜony.  – 

Ewa nie mogła darować sobie małej złośliwości.  

– Proszę mi o tym nie przypominać. PrzecieŜ robię pani przysługę, prawda? Lalka jest juŜ 

w drodze i dotrze na czas.  

– I tak będzie pan musiał kupić ten dom.  

Ewa wyjechała z parkingu i ruszyła w stronę ulicy Jemiołowej. Miała nadzieję, Ŝe Adam 

nie zwrócił uwagi na nazwę, która niewątpliwie kojarzyła się ze świętami.  

– Lokalizacja jest doskonała – powiedziała Ewa, kiedy wysiedli z samochodu i skierowali 

się  w  stronę  domu.  –  W  sąsiedztwie  nie  ma  innych  posesji,  więc  nikt  nie  będzie  panu 

przeszkadzał  w  pracy  i  grze  w  bilard.  Jednocześnie  blisko  stąd  do  wszystkich  głównych 

arterii. Nie będzie miał pan kłopotu z dojazdem.  

– Agenci handlu nieruchomościami przywiązują duŜą wagę do lokalizacji, prawda? 

–  Ma  pan  rację.  Dobra  lokalizacja  podwyŜsza  wartość  sprzedawanego  domu.  Ten  na 

pewno szybko znajdzie nabywcę. Pan jest pierwszym klientem, który go ogląda. Musi się pan 

zdecydować  na  kupno,  zanim  obejrzy  go  ktoś  inny.  Poza  tym  ostrzegam,  Ŝe  wygrywa  ten 

kupujący,  który  proponuje  cenę  najbardziej  zbliŜoną  do  ceny  wywoławczej.  Dlatego  ten 

pierwszy dom przeszedł panu koło nosa.  

– Zobaczymy.  

Obojętność  Adama  nie  wróŜyła  dobrze  zawarciu  transakcji,  ale  Ewa  postanowiła  to 

zignorować. Zamierzała sprzedać mu dom, poniewaŜ był dla niego idealny. Poza tym, gdyby 

pozbyła  się  Adama  przed  świętami,  moŜe  miałaby  szansę  spotkać  innego  męŜczyznę  tego 

background image

samego wzrostu.  

Szkoda, Ŝe w ogóle wpadło jej w ręce prawo jazdy Adama. I tak czuła zbyt silny pociąg 

do niego, a przecieŜ na pewno nie był tym kawalerem, którego Święty Mikołaj obiecał jej pod 

choinkę.  

Przez  chwilę  razem  podziwiali  parter  domu.  W  ogromnym  przedpokoju,  tuŜ  przy 

schodach  prowadzących  na  piętro,  stała  pokaźnych  rozmiarów  statua.  Przedstawiała  konia, 

wierzgającego w powietrzu przednimi nogami.  

–  CzyŜ  to  nie  jest  niesamowity  widok?  –  zapytała  Ewa,  kiedy  weszli  dalej  do  foyer  i 

ujrzeli  dwupoziomowy  salon,  z  którego  okien  moŜna  było  podziwiać  rosnący  blisko  domu 

las.  

– Podoba mi się koń – przyznał Adam.  

–  MoŜe  właściciele  zgodzą  się  go  tu  zostawić  –  powiedziała  z  nadzieją  Ewa.  –  A  tutaj 

mieści  się  kuchnia.  Nie  jest  moŜe  ogromna,  ale  wystarczająca.  Ma  wbudowaną  w  szafki 

mikrofalówkę.  Półki  wyłoŜone  są  płytkami  ceramicznymi,  a  wszystkie  urządzenia  są 

najlepszej jakości i mają tylko dwa lata.  

Adam pokiwał głową bez entuzjazmu. Nie umiała go rozszyfrować. Umyślnie trzymał ją 

w niepewności, nie zdradzając swojej opinii o domu.  

– Sypialnie są na górze, jak sądzę? 

–  Sypialnia  gospodarzy  jest  na  pierwszym  piętrze,  a  pokój  gościnny  i  dodatkowe 

sypialnie  na  drugim.  Znajduje  się  tam  równieŜ  galeria  z  widokiem  na  salon.  To  idealne 

miejsce, Ŝeby ustawić stół do bilardu i wielki telewizor. Obejrzymy je? 

Nie  czekając  na  odpowiedź,  Ewa  ruszyła  schodami  w  górę.  Za  sobą  słyszała  kroki 

Adama.  

Widok  z  galerii  był  podobny  jak  z  salonu,  z  tym  Ŝe  teraz  dodatkowo  moŜna  było 

zobaczyć basen w ogrodzie.  

– Nieźle – przyznał Adam.  

Po zwiedzeniu sypialni zajrzeli do łazienki. Królowała w niej olbrzymia wanna.  

–  Zmieści  się  pan  w  niej  bez  trudu.  Na  pewno  ma  więcej  niŜ  metr  osiemdziesiąt  pięć 

długości – oznajmiła bez namysłu.  

– Skąd pani wie, ile mam wzrostu? Czy pani mnie mierzyła? 

–  Przypadkowo  wpadło  mi  w  ręce  pańskie  prawo  jazdy,  kiedy  szukałam  w  portfelu 

recepty.  

Zmieszała  się,  a  Adam  wykorzystał  to  i  przysunął  się  bliŜej.  ZbliŜył  rękę  do  jej  twarzy. 

Ewa stała bez ruchu, wstrzymując oddech.  

– Ma pani rzęsę na policzku – wytłumaczył, sięgając delikatnie po malutki włosek.  

Potem cofnął się. Napięcie minionej chwili ustąpiło, ale podniecenie nie mijało.  

– MoŜe chciałby pan zobaczyć garaŜ? – spytała Ewa łamiącym się głosem.  

– Dobrze. Czemu nie? 

Nad  automatycznie  otwierającymi  się  drzwiami  do  garaŜu  wisiał  kosz.  Adam  podniósł 

leŜącą na podjeździe piłkę, pokozłował nią przez chwilę, po czym podskoczył i wrzucił ją do 

kosza. Z triumfalnym uśmiechem odwrócił się w stronę Ewy.  

background image

– Zagra pani ze mną? – zaproponował.  

– PrzecieŜ mam na nogach szpilki! 

– Więc niech je pani zdejmie.  

– Zniszczę sobie pończochy.  

– Pończochy równieŜ moŜe pani ściągnąć.  

– Raczej nie. Miałam juŜ przyjemność z panem grać. Jest pan bezwzględny, gdy chce pan 

wygrać.  

– PrzecieŜ po to się gra.  

–  Nie  tylko.  Przyznaję,  Ŝe,  podobnie  jak  pan,  lubię  wygrywać.  Ale  lubię  równieŜ  czystą 

przyjemność  samego  grania.  NajwaŜniejsza  jest  dobra  zabawa.  Nie  zawsze  trzeba 

rywalizować.  

–  A  więc  nie  ma  dla  pani  znaczenia,  czy  sprzeda  mi  pani  ten  dom,  czy  nie?  –  zapytał, 

znęcając się nad Ewą.  

–  Nie,  swojej  pracy  nie  traktuję  jako  zabawy.  Prosił  pan,  Ŝebym  znalazła  panu  dom. 

Zrobiłam to. Nadszedł czas, aby podjął pan decyzję w sprawie kupna.  

Adam upuścił piłkę, która potoczyła się wzdłuŜ podjazdu.  

– śarty się skończyły? Wóz albo przewóz? 

–  Powiedziałam  panu,  Ŝe  wyczerpałam  listę  ofert.  Adam  popatrzył  na  Ewę  wzrokiem, 

który mówił, Ŝe to sprawa dyskusyjna. Wiedział jednak, Ŝe lepiej nie przeciągać struny.  

–  Proponuję  pani  kompromis.  PokaŜe  mi  pani  cały  swój  dom,  bo  widziałem  tylko  jego 

część, i wtedy zdecyduję, który z tych dwóch domów wybrać.  

Ewa musiała przyznać, Ŝe jest to jakiś postęp.  

– Dobrze. PokaŜę panu mój dom – zgodziła się. – Ale nie sprzedam go – zastrzegła.  

–  Chciałbym  tylko  popatrzeć...  –  Najwyraźniej  sądził,  Ŝe  moŜe  ją  zmęczyć  swoim 

uporem. Albo wręcz oczarować i sprawić, by zrobiła to, czego będzie chciał.  

Dlaczego  wszystko,  co  mówił,  brzmiało  tak,  jakby  miał  na  myśli  seks?  A  moŜe  tak  się 

tylko Ewie zdawało? Kiedy opuszczali posesję, Adam spytał: 

– Podoba się pani ten dom? 

– To nie ma znaczenia.  

– Dla mnie ma.  

–  Wobec  tego  odpowiem  szczerze:  bardzo  mi  się  podoba.  Kupiłabym  go,  gdyby  mnie 

było na niego stać.  

– Co się w nim pani podobało najbardziej? 

– Przeszklone drzwi, prowadzące z sypialni nad basen. –  To romantyczne, zgadzam się.  

Czy on myślał o tym samym, co ona? śe miło byłoby popływać nocą nago, a później...  

–  Mieliśmy  męczący  dzień  i  Ŝadne  z  nas  nie  jadło  lunchu.  Pozwoli  się  pani  zaprosić  na 

obiad, zanim pojedziemy do pani domu? 

A więc to tylko jej wyobraźnia. Ona myślała o seksie, a on o jedzeniu.  

– Nie moŜemy iść na obiad, bo mam inne plany.  

– Och, a więc umówiła się pani z kimś.  

Pokiwała głową i skręciła z ulicy jednokierunkowej w drogę główną.  

background image

– Tak. Z czteroletnią dziewczynką. Elena nocuje dziś u mnie. Muszę więc teraz podjechać 

do domu Sary i zabrać małą, bo jej matka ma dziś wieczorem randkę.  

– Więc zapraszam na lunch panią i Elenę. Nawet pozwolę jej wybrać restaurację.  

–  To  ryzykowne.  Chyba  Ŝe  chciałby  pan  się  wybrać  do  Honey  Bear’s  Pizza  Cave  i 

obejrzeć tańczące misie.  

– Nie chciałbym. Sami podejmiemy decyzję.  

Elena  jednak  była  uparta,  a  oni  nie  mieli  siły  słuchać  jej  pojękiwań.  Męczyła  ich  tak 

długo, dopóki nie zgodzili się zabrać jej do Honey Bear’s. W rezultacie pomysł nie okazał się 

najgorszy.  Wszyscy  byli  głodni,  a  jedzenie  zostało  podane  szybko  i  było  całkiem  smaczne, 

choć  wyglądało  dość  osobliwie.  Pizze  miały  kształt  niedźwiedzich  pazurów  i  pszczelich  uli. 

Na deser równieŜ dostali pizzę, co juŜ przyprawiło Adama o lekkie mdłości.  

Zanim  wyszli,  Elena  włoŜyła  do  plecaczka  w  kształcie  misia  reklamowe  baloniki  i 

czapeczki, które dostała w restauracji. W samochodzie dawała upust radości, Ŝe udało jej się 

postawić na swoim.  

Ewa  miała  nadzieję,  Ŝe  Adam  złoŜy  ofertę  na  kupno  domu  przy  ulicy  Jemiołowej  i  ona 

równieŜ będzie się mogła tego wieczoru z czegoś cieszyć.  

– Czy upieczemy teraz piernikową chatkę? – zapytała Elena, kiedy dotarli do domu Ewy.  

–  Musimy  trochę  zmienić  plany,  sroczko.  Jest  juŜ  późno,  więc  zamiast  chatki  zrobimy 

dzisiaj płatki śniegowe.  

– Płatki śniegowe? 

– Tak. To takie śliczne ciasteczka w kształcie płatków śniegu, posypane cukrem pudrem. 

Dam ci puszkę z wizerunkiem Świętego Mikołaja. WłoŜysz tam kilka ciasteczek i podarujesz 

mamie w prezencie, zgoda? 

– Tak! – Uradowana Elena pobiegła do sypialni, by połoŜyć tam swego misia.  

Adam delikatnie poklepał Ewę po ramieniu.  

– Nie zapomniała pani o mnie przypadkiem? Miała mi pani pokazać dom.  

–  Jasne.  Ale  musimy  być  ostroŜni.  Nie  chcę,  Ŝeby  Elena  znów  pomyślała,  Ŝe  się 

wyprowadzam. MoŜe poproszę ją, Ŝeby to ona się panem zajęła? – zaproponowała Ewa, kiedy 

dziewczynka zjawiła się w kuchni.  

– Eleno, czy oprowadzisz pana Adama po domu? Ja w tym czasie przygotuję wszystko, 

co jest potrzebne do upieczenia płatków śniegowych.  

–  Pewnie  –  zgodziła  się  dziewczynka.  Wzięła  Adama  za  rękę  i  zaprowadziła  go  do 

pokoju, z którego sama przed chwilą przyszła.  

– To jest mój pokój, kiedy zostaję na noc u cioci Ewy.  

– Elena usiadła na łóŜku. – Pomogłam go cioci pomalować na mój ulubiony kolor. Ciocia 

mówi, Ŝe to jest kolor słomiany.  

Adam  rozejrzał  się  po  sypialni  utrzymanej  w  bladoŜółtej  tonacji.  O  jedną  ze  ścian 

opierało  się  ogromne  lustro.  Wszędzie  walały  się  kapelusze,  damskie  torebki  oraz  buty  na 

obcasach.  

– To są stare rzeczy cioci. Noszę je, kiedy tu przychodzę. Podoba ci się mój nowy strój? – 

Elena okręciła się dokoła, prezentując biało-czerwony bawełniany fartuszek i białe legginsy. 

background image

Na nogach miała buty traperskie, z których wystawały skarpetki z lamówkami.  

– Podoba mi się. A czy to są twoje ulubione ksiąŜki? 

– zapytał Adam, wskazując tomiki stojące na regaliku przy łóŜku.  

– Tak. Te dwie są najbardziej ulubione – wyjaśniła, podając Adamowi ksiąŜki: – „Gilly, 

ryba,  która  cierpiała  na  chorobę  morską”  autorstwa  Susann  Batson  i  „Chichocik  nie  jest 

ciasteczkiem” Bonnie Jeanne Peny. Poczytasz mi? 

– MoŜe najpierw pokaŜesz mi resztę domu, a ja poczytam ci, kiedy ty i Ewa skończycie 

piec  ciasteczka,  zgoda?  –  Był  zadowolony,  Ŝe  wymyślił,  w  jaki  sposób  szybko  skłonić 

dziecko do snu.  

– Dobrze. Chodź. PokaŜę ci sypialnię Ewy.  

Nareszcie,  pomyślał  Adam.  Miał  inne  plany  na  ten  wieczór;  Elena  zdecydowanie  mu 

przeszkadzała. Ale przecieŜ mała w końcu pójdzie spać, a wtedy będzie miał ciocię Ewę tylko 

dla siebie.  

Elena chwyciła Adama za rękę i zaciągnęła go do sypialni Ewy.  

– Jest naprawdę piękna – oznajmiła z dumą.  

Dziewczynka  miała  rację.  Pokój  utrzymany  był  w  tonacji  pastelowej.  Adam  zaśmiał  się 

na  widok  miniaturowej  choinki,  przystrojonej  lampkami  i  bombkami,  która  stała  na  nocnej 

szafce przy łóŜku.  

Podekscytowana Elena podeszła do drzewka i włączyła lampki.  

– Ciocia Ewa ma swoją własną sypialnianą choinkę. Ja teŜ będę taką miała, jak urosnę.  

– Na pewno – zgodził się Adam.  

Odgłos kroków na dachu sprawił, Ŝe Elena szeroko otworzyła oczy.  

– Myślisz, Ŝe to renifery Świętego Mikołaja? Adam zaśmiał się.  

–  Nie,  nie  sądzę,  Ŝeby  urządziły  sobie  jazdę  próbną.  O  ile  wiem,  pojawiają  się  tylko  w 

Wigilię.  

– Aha! – Elena zaczęła skakać na łóŜku Ewy. Dziewczynka musiała chyba wypróbować 

w ten sposób kaŜde posłanie.  

– Ciocia Ewa ma najbardziej miękkie łóŜko na świecie.  

Na  to  wygląda,  pomyślał  Adam.  ŁóŜko  przykryte  było  bladoróŜową  narzutą,  a  u 

wezgłowia  piętrzyła  się  góra  białych,  pękatych  poduszek  z  pastelowymi  haftami. 

Staroświecki mebel miał wysokie nóŜki i dlatego wyglądał, jakby był niezwykle wysoki.  

Kiedy  Elena  miała  dość  podskakiwania,  zeskoczyła  z  łóŜka  i  podeszła  do  wielkiej 

róŜowej komody.  

–  Ciocia  Ewa  ma  duŜo  pięknych  rzeczy.  Chcesz  zobaczyć?  –  Dziewczynka  otworzyła 

jedną z szuflad i wydobyła kilka sztuk satynowych, jedwabnych i koronkowych ciuszków. – 

Ciocia  mówi,  Ŝe  muszę  poczekać,  aŜ  urosnę,  zanim  będę  mogła  je  nosić.  –  Elena  z 

rozmarzeniem przytuliła do policzka miękki materiał nocnej koszulki.  

Adam  miał  ochotę  zrobić  to  samo.  Donośny  głos  Ewy,  dobiegający  z  kuchni,  przerwał 

jego rozmyślania.  

–  PrzecieŜ  ten  dom  nie  jest  aŜ  tak  duŜy!  Schodźcie  juŜ  oboje!  Czas  zabrać  się  do 

pieczenia.  

background image

Ja miałbym się czymś takim zajmować? pomyślał Adam. Wolałbym raczej wypróbować 

łóŜko. Adam miał zaplanowany czas aŜ do rana. Czekał tylko, kiedy Elena pójdzie spać.  

A jednak zgodnie z wolą Ewy robił płatki śniegowe.  

– WłoŜymy ciasteczka do pieca, a później podpisze pan ofertę. Mam nadzieję, Ŝe podjął 

pan juŜ decyzję – powiedziała Ewa, trąc skórkę cytryny.  

Produkcja  śniegowych  płatków  zajęła  im  ponad  godzinę.  Ewa  zagniotła  ciasto  i  upiekła 

wykrojone  foremką  płatki,  a  Adam  i  Elena  posypali  ciasteczka  cukrem  pudrem.  Kiedy 

skończyli, oboje byli pokryci białym płynem i wyglądali jak płatki śniegowe.  

Ciasteczka stygły, a Elena wreszcie musiała iść spać.  

Adam  dał  się  namówić  na  przeczytanie  jednej  z  jej  ulubionych  ksiąŜeczek,  Ewa 

tymczasem sprzątała w kuchni.  

Właśnie odwieszała na miejsce ścierkę do naczyń, gdy nadszedł Adam z wiadomością, Ŝe 

Elena śpi. Nareszcie byli sami.  

–  Jaka  jest  pańska  decyzja?  –  spytała  Ewa.  –  Czy  jest  pan  gotów  podpisać  ofertę  kupna 

domu przy ulicy Jemiołowej? 

– Nie jestem pewien, czy podoba mi się nazwa ulicy... – powiedział, siadając przy stole, 

na którym Ewa połoŜyła formularze.  

– Rozumiem.  

–  Naprawdę  podobał  się  pani  tamten  dom?  Nie  zachwalała  go  pani  tylko  dlatego,  aby 

zawrzeć umowę? 

–  Przysięgam.  Chętnie  bym  go  kupiła.  To  chyba  wystarczające  zapewnienie.  Dom  jest 

wspaniały,  a  cena  niewygórowana.  MoŜe  pan  stać  się  jego  właścicielem  jeszcze  przed 

ś

więtami.  

–  Dobrze,  napiszmy  ofertę  –  powiedział.  –  Pogodzę  się  nawet  z  nazwą  ulicy  –  dodał, 

marszcząc brwi.  

Ewa  odczuła  jednocześnie  ulgę,  podniecenie  i  smutek.  Ulgę,  Ŝe  Adam  zrezygnował  z 

kupna jej domu. Podniecenie na myśl o prowizji, jaką dostanie za zawarcie umowy. Smutek, 

Ŝ

e  to  koniec  jej  codziennych  spotkań  z  Adamem.  Bo  chociaŜ  doprowadzał  ją  do  szału, 

przyzwyczaiła się do jego widoku, zapachu, do jego towarzystwa.  

Pamiętała równieŜ o pocałunku.  

Mógł  ją  przecieŜ  wtedy  po  prostu  cmoknąć  w  policzek.  Mógł  od  niechcenia  musnąć  jej 

usta. Mógł nawet niczego nie zrobić.  

Zamiast tego pocałował ją naprawdę! W taki sposób, który zwykle prowadzi do... czegoś 

więcej. Nie był to niedbały pocałunek agentki handlu nieruchomościami i klienta, szczęśliwie 

kończących przeprowadzaną transakcję.  

A jednak tamten pocałunek do niczego nie doprowadził.  

Teraz  zaś  nadszedł  kres  ich  znajomości.  Jutro  przedstawi  właścicielowi  domu  ofertę 

Adama.  Właściciel  na  pewno  będzie  się  trochę  targował,  zanim  ostatecznie  uzgodnią  cenę. 

Potem Adam wyjedzie na czas świąt na te swoje wyspy.  

– Jak pani myśli, ile czasu potrzeba, by zakończyć sprawę? – zapytał Adam, przerywając 

jej  rozwaŜania.  Miał  ochotę  na  romantyczny  wieczór,  tymczasem  Ewa  myślała  jedynie  o 

background image

transakcji.  

–  Dlaczego  pan  pyta?  Chciałby  pan  skorzystać  z  telefonu  i  zarezerwować  miejsce  w 

samolocie? – odpowiedziała pytaniem Ewa, pewna, iŜ Adamowi spieszno było do wyjazdu.  

–  Tak,  o  to  mi  chodzi  –  odparł  Adam.  Był  rozczarowany,  Ŝe  nic  nie  wyjdzie  z  jego 

planów na ten wieczór, – Proszę bardzo. Niech pan dzwoni – powiedziała Ewa, nie patrząc na 

niego.  –  Przy  odrobinie  szczęścia  wszystko  załatwię  juŜ  jutro.  NajwyŜej  będzie  pan  musiał 

zatelefonować z tej wyspy, na którą się pan wybiera.  

Miała nadzieję na radosne święta. Teraz Adam całkiem ją rozwiał.  

Pozwoliła sobie na zbyt fantastyczne marzenia.  

Marzenia, do których wcześniej nie przyznawała się nawet przed sobą samą.  

AŜ do tej chwili.  

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

–  Jak  Claudia  mogła  wyjechać  i  nie  zostawić  mi  nic  do  jedzenia  poza  tymi  okropnymi 

potrawami  dietetycznymi,  którymi  zapełniła  całą  zamraŜarkę  –  mruczał  do  siebie 

niezadowolony Mikołaj, wyrzucając do kosza drugą pustą puszkę.  

Mikołaj  nienawidził,  kiedy  ludzie,  którzy  zwalczyli  swoje  złe  nawyki,  tracili  poczucie 

humoru. A moŜe to jego pracoholizm był powodem, dla którego Claudia nie śmiała się juŜ tak 

jak dawniej? 

Ponownie  sięgnął  po  jeden  z  tych  magazynów  kobiecych,  w  których  szukał  odpowiedzi 

na pytanie: „Gdzie jest Claudia?” Chciał dokończyć czytać tekst zatytułowany: „Sprawdź, czy 

twoje małŜeństwo przechodzi kryzys”.  

Po  zakreśleniu  wszystkich  odpowiedzi  i  podliczeniu  punktów  przeczytał  rozwiązanie  i 

dowiedział się tego, co powiedziała mu juŜ sama nieobecność Claudii.  

Będzie musiał pomyśleć o jakichś zmianach. MoŜe diamentowa rakieta do tenisa mogłaby 

być niezłym początkiem. I kryty kort tenisowy... Claudia wyglądałaby niezwykle pociągająco 

w białej, krótkiej spódniczce tenisistki... Ale niech najpierw wróci! 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

23 grudnia  

 

– Jak ci się udała wczorajsza randka ze straŜakiem? 

– zapytała Ewa Sarę. Siedziała na pasiastej sofie w domu przyjaciółki, nogi połoŜyła na 

wysokim dębowym stoliczku do kawy.  

– Przychodzi do nas na Wigilię. MoŜe zaprosisz teŜ Adama? – zaproponowała Sara.  

– Jutro Adam będzie juŜ daleko stąd.  

– Chyba nie sprzedałaś mu swojego domu? 

– Nie, ale znalazłam wreszcie taki, który mu się spodobał. Dzisiaj rano złoŜyliśmy ofertę i 

teraz  czekam  na  wiadomość  –  powiedziała,  stukając  w  pager,  z  którym  nigdy  się  nie 

rozstawała.  –  To  dziwne.  Najpierw  dostaje  hopla  na  punkcie  mojego  domu,  a  w  chwilę 

później kupuje inny. Cieszę się, rzecz jasna, Ŝe udało mi się zatrzymać swój dom i otrzymać 

wysoką prowizję za sprzedaŜ innego. Niemniej jednak...  

Sara upiła łyk miodowo-cytrynowej herbatki.  

– Moim zdaniem to całkiem proste. Czy kiedykolwiek wzięłaś pod uwagę moŜliwość, Ŝe 

twój dom interesuje Adama dlatego, Ŝe ty sama go pociągasz? Myślę, Ŝe chciał go kupić, by 

stać się częścią twojego Ŝycia, choćby symbolicznie.  

– Dziękuję, panno Freud – zaśmiała się Ewa nerwowo.  

–  Jeśli  mam  uwierzyć  w  twoją  diagnozę,  wytłumacz  mi,  dlaczego  zdecydował  się  na 

kupno innego dom? 

–  To  rzeczywiście  jest  istotne  pytanie.  –  Sara  wzruszyła  ramionami.  –  MoŜe  jednak...  – 

Przerwała nagle w pół zdania i posłała Ewie figlarne spojrzenie. – JuŜ wiem! PoniewaŜ chce 

mieć dom wystarczająco duŜy dla was dwojga.  

Policzki Ewy pokryły się rumieńcem.  

– Daj spokój! Prawie się nie znamy.  

–  Oczywiście!  –  Sara  wybuchnęła  śmiechem.  –  Przez  cały  tydzień  spotykaliście  się 

codziennie. Wiecie o sobie juŜ chyba wszystko.  A poza tym, powiem ci  szczerze, iskrzy się 

między wami niemiłosiernie. Dlaczego się przed tym bronisz? MoŜe, gdybyś poprosiła, Adam 

zostałby tu na święta.  

– NiemoŜliwe. Ten facet nie moŜe się doczekać, kiedy będzie mógł uciec na Karaiby.  

– Daj mu szansę, Ewo! Z pewnością uda ci się zarazić go swoim entuzjazmem do świąt 

BoŜego  Narodzenia.  Zaproś  go  do  nas  na  Wigilię.  Elena  się  ucieszy.  Przez  cały  ranek 

opowiadała o tym, jak Adam czytał jej bajeczki.  

–  Rzeczywiście  napracował  się  wczoraj  –  powiedziała  Ewa  ze  śmiechem.  –  Kiedy 

myśleliśmy,  Ŝe  mała  juŜ  śpi,  budziła  się  i  błagała,  by  Adam  czytał  dalej.  Sami  omal  nie 

usnęliśmy.  

– Rozumiem... Adam podpisał ofertę i wcale nie spieszył się do wyjścia. Na pewno chciał 

się  do  ciebie  pozalecać.  Przykro  mi,  Ŝe  Elena  wam  przeszkodziła.  –  Sara  zachichotała 

background image

radośnie. – No, przesadzam, aŜ tak przykro to mi nie jest. Gdybyś nie zaopiekowała się moją 

córką, ja i Rick nie moglibyśmy się pościskać.  

– Saro! To była dopiero druga randka! 

– Pierwsza nie ma znaczenia. Byłam razem z dzieckiem. Na „Dziadku do orzechów” nie 

mieliśmy okazji, Ŝeby...  

– Nie o to mi chodzi, flirciaro. Nie wolno się ściskać juŜ na drugiej randce.  

–  Midnight,  zostaw!  –  krzyknęła  Sara  na  psa,  który  dobrał  się  do  stojącego  na  stoliku 

pudełka  ze  śniegowymi  płatkami.  –  Powiedz  mi,  gdzie  to  jest  napisane?  –  zwróciła  się  do 

przyjaciółki.  

– Kiedyś o tym słyszałam – odparła Ewa z wyŜszością. – Szczerze mówiąc, Adam wcale 

się do mnie nie zalecał. Po prostu czuł się samotny, a w hotelu czekał na niego pusty pokój. 

Nie chciał równieŜ sprawić zawodu małej. Naprawdę się starał, Ŝeby zasnęła.  

–  W  to  akurat  wierzę  –  mruknęła  cicho  Sara.  –  Myślę,  Ŝe  powinnaś  przynajmniej 

zaproponować mu, Ŝeby przyszedł na jutrzejszą kolację. MoŜe, jeśli będzie miał dokąd pójść, 

wcale nie wyjedzie z St. Louis.  

Ewa  przejrzała  listę  sprawunków  i  włoŜyła  buty,  szykując  się  do  wyjścia  na  ostatnie 

przedświąteczne zakupy.  

– Zastanów się, Saro. Słoneczna plaŜa, ciepły piasek, ocean i lekki wietrzyk... To ponętna 

wizja. Adam nie będzie chciał tu zostać! Ja zresztą nie mam juŜ czasu na dyskusję. Miło się z 

tobą gawędzi, ale dosyć tego lenistwa. Ruszam na podbój sklepów. Czy chcesz, Ŝebym ci coś 

kupiła? 

– Wszystko juŜ mam, dziękuję.  

Ewa miała juŜ zamiar wychodzić, kiedy zadźwięczał pager.  

– To na pewno wiadomość w sprawie oferty Adama. Mogę skorzystać z telefonu? 

– Głupie pytanie. Oczywiście, Ŝe moŜesz.  

 

Sara  postanowiła  pomóc  Ewie  w  rozwikłaniu  spraw  sercowych  i  kiedy  przyjaciółka 

opuściła jej dom, zostawiła Elenę pod opieką sąsiadów i poszła do wróŜki. Wydawało się jej, 

Ŝ

e  wpadła  na  doskonały  pomysł,  ale  w  chwili  gdy  naciskała  dzwonek  u  drzwi  „chatki  z 

piernika”, poczuła się głupio.  

Kobieta,  która  pojawiła  się  w  progu,  rozwiała  jej  wątpliwości.  Pani  Claudia  uprzejmie 

zaprosiła Sarę do salonu i wskazała jej miejsce przy kominku.  

– Czego chciałabyś się dowiedzieć? – zapytała, biorąc ją za rękę. – MoŜe jesteś ciekawa, 

jak rozwinie się twój interes i czy słodka mała Elena będzie miała braciszków i siostrzyczki? 

–  No  cóŜ...  –  Sara  uznała,  Ŝe  nie  powinna  być  zdziwiona,  Ŝe  pani  Claudia  tyle  wie...  W 

końcu to wróŜka.  

–  Ach,  skoro  tak  się  rumienisz,  to  na  pewno  pragniesz  wiedzieć,  jak  ci  się  ułoŜy  z  tym 

twoim straŜakiem.  

– On nie jest mój, to znaczy...  

– AleŜ jest, kochanie. – Pani Claudia poklepała Sarę po ręce. – MoŜesz go mieć.  

– Naprawdę? 

background image

Pani Claudia pokiwała głową.  

– Lubisz go, prawda? 

– Tak, tylko Ŝe on jest trochę za...  

– Potrzebujesz kogoś młodszego, kto będzie rozumiał ciebie i Elenę. Poza tym, mając tyle 

braci i sióstr, Rick jest bardzo dojrzałym młodym człowiekiem.  

–  TeŜ  mi  się  tak  wydaje.  Ale  nie  dlatego  przyszłam.  Chciałam  panią  zapytać  o  moją 

przyjaciółkę  Ewę.  Ewę  Winslow.  Była  tu  u  pani  i  dowiedziała  się,  Ŝe  Mikołaj  ma  jej 

podarować kawalera o wzroście metr osiemdziesiąt pięć.  

– A ona w to nie wierzy, prawda? 

– Ale ja wierzę. Myślę, Ŝe ona juŜ go spotkała, tylko jest zbyt uparta, by zacząć działać.  

Pani Claudia uśmiechnęła się wyrozumiale.  

– Oboje są zbyt uparci.  

– A więc, jak...  

– Wiem, Ŝe chcesz pomóc swojej przyjaciółce,  Saro – przerwała jej pani Claudia. – Ale 

oni  muszą  poradzić  sobie  sami.  Ewa  powinna  zrozumieć,  Ŝe  Adam  potrzebuje  tego,  co  ona 

moŜe mu ofiarować.  

–  Więc  nic  nie  mogę  zrobić?  –  zapytała  Sara.  –  Chciałabym,  Ŝeby  Ewa  była  tak 

szczęśliwa, jak na to zasługuje.  

– Ona i Adam dadzą sobie radę – zapewniła ją pani Claudia.  

Sara uśmiechnęła się.  

– W takim razie proszę mi powiedzieć, jak rozwinie się mój interes? 

– Myślę, Ŝe twój straŜak znajdzie sposób, Ŝebyś gotowała tylko dla niego i...  

– Dla dzieci! 

– Jeśli ich pragniesz.  

–  Elena  byłaby  zachwycona,  gdyby  miała  rodzeństwo.  Zamęcza  mnie  prośbami  o 

młodszą  siostrę.  Och,  a  tak  przy  okazji,  czy  nie  wie  pani,  gdzie  moŜna  kupić  Barbie  w 

róŜowej sukience? 

– Jest juŜ w drodze.  

– To znaczy, Ŝe przyniesie ją Święty Mikołaj? 

– Trochę pomoŜe mu w tym poczta kurierska. Sara spojrzała na zegarek.  

– O rany, muszę lecieć. Córka nie wie nawet, dokąd poszłam.  

–  Wesołych  świąt  –  powiedziała  pani  Claudia,  odprowadzając  gościa  do  drzwi. 

Uśmiechnęła  się,  bowiem  juŜ  wiedziała,  Ŝe  całkiem  niedługo  Sara  zostanie  matką  dwóch 

chłopców, bliźniaków. Elena powinna cieszyć się pozycją rozpieszczanej księŜniczki, dopóki 

moŜe! 

Pani Claudia weszła do kuchni, by podgrzać zupę. Właśnie wtedy pomyślała o Mikołaju. 

Zastanawiała się, czy on tęskni za nią tak bardzo, jak ona za nim.  

–  Gratuluję  posiadania  własnego  domu.  –  Ewa  stuknęła  się  z  Adamem  kieliszkiem 

szampana.  

– Właściciele nie robili Ŝadnych trudności. Zgodzili się na moją pierwszą ofertę.  

–  Miał  pan  szczęście  –  powiedziała  Ewa,  dolewając  do  kieliszka  Adama  szampana  z 

background image

butelki,  którą  przyniósł,  by  uczcić  zawarcie  umowy.  –  MoŜe  zaczęlibyśmy  mówić  sobie  po 

imieniu? – zaproponowała.  

Adam skinął głową, uśmiechnął się i wzniósł w górę kieliszek.  

–  AleŜ  się  wystroiłeś  –  zauwaŜyła  Ewa.  Adam  miał  na  sobie  dwurzędową  marynarkę  i 

jedwabny  krawat.  –  Na  pewno  nie  zaczynasz  dzisiaj  pracy?  Chyba  nie  zmieniłeś  planów  i 

opuszczasz  miasto  na  okres  świąt?  –  W  głosie  Ewy  zadźwięczała  maleńka  nutka  nadziei, 

którą starała się ukryć.  

–  Kupiłem  bilet  na  jutro,  na  drugą.  Ubrałem  się  starannie,  poniewaŜ  chciałbym  cię 

zaprosić na kolację. Namęczyłaś się ze mną i zasługujesz na nagrodę.  

– Chcesz mnie zabrać do restauracji? Pokiwał głową, lecz szybko zastrzegł: 

– Wszędzie, byle nie do Honey Bear’s Pizza Cave.  

–  Musiałabym  wziąć  prysznic  i  przebrać  się...  –  Zawahała  się.  Wiedziała,  Ŝe  większość 

męŜczyzn nie lubi czekać na strojące się kobiety.  

–  Oczywiście.  Mamy  czas.  Powiedz  mi  tylko,  dokąd  chciałabyś  pójść,  a  ja  zadzwonię  i 

zamówię stolik.  

Ewa  wypiła  łyk  szampana  i  poczuła  lekki  zawrót  głowy.  To  od  wina  musującego, 

wmawiała  sobie.  Ten  facet,  który  wygląda,  jakby  zszedł  właśnie  z  wybiegu  dla  modeli,  nie 

ma  z  tym  nic  wspólnego.  Przypomniała  sobie,  Ŝe  Sara  wspominała  jej  o  eleganckiej 

restauracji w Clayton. Miała jakąś taką śmieszną nazwę. Co to było? 

–  „Szalona  Ryba”!  –  powiedziała  nagle.  –  Chciałabym  sprawdzić,  czym  tam  karmią 

klientów.  

–  Wobec  tego  jemy  kolację  w  „Szalonej  Rybie”.  Idź  się  przygotować  –  powiedział, 

opróŜniając swój kieliszek.  

– KsiąŜka telefoniczna leŜy na półce w przedpokoju – poinformowała go, kierując się w 

stronę sypialni.  

Adam zadzwonił do restauracji i zamówił stolik dla dwóch osób. Ponownie napełnił swój 

kieliszek  szampanem.  Czekał.  W  myślach  wyznaczył  Ewie  godzinę  na  przygotowanie  się. 

Dodał do tego pół godziny na dojazd do restauracji.  

Przypominał  sobie  dzień,  kiedy  zasnął  w  mieszkaniu  Ewy  i  śnił  mu  się  sen,  w  którym 

grała ona główną rolę. To był bardzo wyrazisty sen, romantyczny i zmysłowy. Zrobiło mu się 

gorąco  na  samo  wspomnienie.  Odstawił  kieliszek  i  skierował  się  w  stronę  łazienki,  skąd 

dochodził odgłos lejącej się wody.  

W tym momencie przyszło mu do głowy coś innego. Zajrzy do komody w sypialni Ewy. 

Tej, którą pokazała mu Elena.  

Z  łazienki  wciąŜ  dobiegał  odgłos  lejącej  się  wody,  a  do  pokoju  przedostawały  się  kłęby 

pary. Pachniało dziką róŜą i piŜmem.  

Rozsądek  i  opanowanie  opuściły  Adama.  Ogarnęło  go  niepohamowane  poŜądanie. 

Otworzył szufladę z bielizną i zaczął przeglądać jej zawartość. Zwykła zawodowa ciekawość, 

wmawiał sobie. W końcu pracował w handlu.  

Wydobył stanik z weneckiej koronki, ozdobiony delikatnym róŜanym motywem, po czym 

odrzucił  go  i  wyciągnął  inny,  biały,  z  aŜurowym  haftem,  wykończony  draperią  w  kształcie 

background image

muszelek. Był jednocześnie niewinny i prowokujący, zupełnie jak Ewa! 

PołoŜył  stanik  na  łóŜku,  następnie  podszedł  do  szafy  i  popatrzył  na  wiszące  w  niej 

ubrania.  Jego  wzrok  przykuł  kostium  z  krepy  o  barwie  cytrynowej  z  plisowaną  spódnicą. 

Słoneczny kolor spodobał się Adamowi, ale to nie było dokładnie to, co miał na myśli. Szukał 

dalej.  W  końcu  znalazł  idealny  strój  na  kolację  w  „Szalonej  Rybie”:  białą,  gładką,  obcisłą 

bluzkę i czarną krótką spódnicę.  

PołoŜył oba ciuszki na łóŜku, po czym spojrzał na nie okiem znawcy. ZbliŜył się znowu 

do komody, by poszukać cienkich pończoch.  

W łazience nadal lała się woda, a wydobywająca się z niej woń podniecała Adama. Czuł 

się  trochę  niepewnie.  Wiedział,  Ŝe  Ewa  moŜe  mieć  mu  za  złe  buszowanie  po  jej  sypialni  i 

odwołać planowaną kolację.  

Trudno. Zaryzykuje.  

Buty!  Prawie  o  nich  zapomniał.  Szybko  przejrzał  zawartość  pudełek,  wypełniających 

górne  półki  w  szafie,  i  zdecydował  się  na  piękne  czarne  lakierki  na  szerokich, 

sześciocentymetrowych obcasach. PołoŜył je na łóŜku obok bluzki, spódniczki i pończoch.  

Zamarł,  kiedy  usłyszał,  Ŝe  Ewa  zakręca  kran  i  otwiera  drzwi  kabiny  prysznicowej. 

Wyobraził  ją  sobie  nagą,  z  kroplami  wody  na  gładkiej  skórze,  i  przeniknął  go  dreszcz.  Po 

cichu  wycofał  się  do  salonu,  aby  z  daleka  obserwować,  co  się  stanie.  Był  ciekaw,  jak  Ewa 

zareaguje, kiedy zobaczy ubranie leŜące na łóŜku.  

Miał świadomość, Ŝe wtargnął w jej prywatność, Ŝe przekroczył granice przyzwoitości.  

Ale jeśli Ewa zachowa się tak, jak się tego spodziewał, będzie mógł na Karaibach upajać 

się  tym  wspomnieniem  przez  całe  święta.  Świadomość,  Ŝe  wybrał  kaŜdy,  najintymniejszy 

fragment jej garderoby, będzie podniecała go niesamowicie, kiedy zasiądą naprzeciwko siebie 

podczas kolacji.  

Nie  wiedział,  dlaczego  tak  się  zachował.  Po  raz  pierwszy  zdarzyło  mu  się  pofolgować 

swojej zachciance.  

Wydawało mu się, Ŝe czeka całą wieczność, choć minęły zaledwie sekundy. Czy Ewa juŜ 

opuściła łazienkę? pytał siebie w myślach. Czy odkryła juŜ jego niespodziankę? 

A jeśli tak, to co o tym myśli? 

Co zrobi? 

Było tak cicho, Ŝe Adam słyszał, jak małe krople deszczu uderzają o szyby.  

Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju, zdenerwowany i niespokojny. Na pianinie stała 

patera z owocami. Sięgnął po kiść winogronową i zjadł kilka słodkich owoców, co wzmogło 

jedynie jego podniecenie.  

Usiadł przy pianinie i zaczął uderzać w klawisze, próbując odtworzyć melodię ulubionej 

piosenki.  

Nie słyszał, jak Ewa zawołała go po raz pierwszy. Ani po raz drugi.  

Dopiero  trzeci  okrzyk  przykuł  jego  uwagę.  Wstał  od  pianina  i  ruszył  w  stronę  sypialni, 

mając  nadzieję,  Ŝe  się  nie  przesłyszał.  Bał  się,  Ŝe  jego  zbyt  wybujała  wyobraźnia  płata  mu 

figla.  

–  Czy  mógłbyś  tu  przyjść?  –  wołała  Ewa,  gdy  Adam  przemierzał  przedpokój.  Wolno 

background image

przeszedł obok wiszącego na ścianie zdjęcia Eleny w stroju baletnicy i obok oprawionych w 

ramki obrysowanych dłoni dziewczynki. Minął pokój, w którym niedawno do północy czytał 

małej bajkę na dobranoc. Ewa w tym czasie, zgodnie z obietnicą, malowała paznokcie małej 

na wiśniowo. Nieziemsko rozpuszcza to dziecko, pomyślał Adam.  

Wchodząc do pokoju Ewy, zamarzył, by tylko jego tak rozpuszczała. W tej chwili jednak 

nie wiedział, czego się spodziewać.  

Była ubrana.  

W ten właśnie strój, który Adam własnoręcznie wybrał. I uśmiechała się, co odnotował z 

ulgą. To był dyskretny, pełen uznania figlarny uśmieszek.  

– Pomyślałam, Ŝe zechcesz... – zaczęła, otwierając aksamitne pudełko stojące na toaletce 

– wybrać równieŜ dla mnie kolczyki. Potem jeszcze się tylko uczeszę i moŜemy jechać.  

Adam  nie  myślał  teraz  o  kolacji.  Zupełnie  coś  innego  chodziło  mu  po  głowie.  Ewa 

wyglądała cudownie. Słodko i podniecająco jednocześnie.  

Czy  to  był  podstęp?  Trochę  niepewnie  zbliŜył  się  do  toaletki  i  zajrzał  do  aksamitnego 

pudełka.  Zobaczył  kolczyki  o  dziwacznych  kształtach:  aniołków,  serduszek,  księŜyców  i 

gwiazdek.  

Wybrał  błyszczące,  czerwono-zielone  miniaturki  świątecznych  wieńców.  Miał  nadzieję, 

Ŝ

e sprawi tym Ewie przyjemność. Stał wystarczająco blisko, by widzieć dziurki w jej uszach. 

Pragnął całować je i ssać. Na początek.  

Kolacja zajmowała odległe miejsce na liście tego, na co miał w tej chwili ochotę.  

Ewa uśmiechnęła się na widok kolczyków, które wybrał.  

– WłoŜyć teŜ masz ochotę? – zapytała.  

Niemal przestał oddychać, sądząc, Ŝe odgadła jego myśli.  

Ewa odwróciła się do niego bokiem i czekała... Wtedy Adam zdał sobie sprawę, Ŝe chodzi 

jej o kolczyki, które trzymał w dłoni. Nie mógł wydobyć z siebie głosu. DrŜącymi z przejęcia 

rękami przeciągnął zapięcie jednego z miniaturowych wieńców przez dziurkę w uchu Ewy.  

– Dziękuję – powiedziała, wręczając mu drugi kolczyk. – Pomalowałam sobie paznokcie i 

nie chciałabym uszkodzić lakieru – wyjaśniła, dmuchając na dłonie.  

Podobał  mu  się  ten  gest.  Być  moŜe  dmuchała  na  paznokcie,  Ŝeby  je  wysuszyć,  ale  dla 

niego wyglądało to, jakby gratulowała sobie odniesionego zwycięstwa.  

AŜ bał się pomyśleć, nad czym.  

Do diabła, wcale nie chciał myśleć. Ulegając nagłemu impulsowi, przestał to robić.  

Przesunął  palcami  od  jej  ucha  przez  policzek  aŜ  do  szyi.  Pochylił  się  i  w  przypływie 

gwałtownej  namiętności  pocałował  ją.  Bez  namysłu  odwzajemniła  pocałunek,  a  Adam 

zanurzył dłonie w jej wilgotne loki.  

– Spóźnimy się – powiedziała, gdy Adam na chwilę oderwał usta od jej warg.  

– ZaleŜy ci na kolacji? – zapytał.  

W  odpowiedzi  objęła  go  za  szyję  i  zmusiła  do  kolejnego  pocałunku.  Pocałunku,  który 

sprawił, Ŝe stracił nad sobą panowanie.  

– Co ty robisz? – zapytała, gdy przerwali pocałunek, by złapać oddech.  

–  Twoje  łóŜko  zafascynowało  mnie,  odkąd  ujrzałem  je  po  raz  pierwszy.  Wygląda  jak 

background image

róŜowa  chmura,  zawieszona  wysoko  nad  ziemią.  Chciałbym  sprawdzić,  czy  jest  aŜ  tak 

miękkie i wygodne, na jakie wygląda.  

Ewa westchnęła z podniecenia, kiedy Adam ułoŜył ją na posłaniu.  

Pośpiesznie  rozwiązał  krawat  i  odrzucił  go  wraz  z  marynarką,  a  potem  gwałtownym 

ruchem przytulił się do Ewy. LeŜąc blisko niej, szeptał jej do ucha o tym, co mu się śniło: jak 

go całowała, podniecała...  

– Czy to jest prośba? – zapytała Ewa.  

–  Na  później  –  odparł,  unosząc  do  góry  jej  spódnicę.  ZbliŜył  twarz  do  brzucha  Ewy, 

odnalazł pępek i pocałował go.  

Potem uniósł głowę, zaciekawiony, jak Ewa zareagowała na tę pieszczotę.  

– No i co o tym myślisz? – zapytała, rozpinając guziki jego koszuli.  

– W tej chwili nie jestem w stanie myśleć. Cała krew odpłynęła mi z mózgu i popłynęła... 

gdzieś indziej.  

–  Chciałam  zapytać,  co  myślisz  o  moim  łóŜku.  Czy  jest  tak  miękkie,  jak  sobie 

wyobraŜałeś? 

Nieartykułowany  pomruk  był  wszystkim,  co  Adam  zdołał  wydusić  z  siebie,  gdy  Ewa 

pokrywała jego ciało pocałunkami.  

– Poczekaj chwilę! MoŜe najpierw zjemy kolację, a później wrócimy na deser? 

Ewa zaśmiała się, wiedząc, Ŝe Adam wcale nie chce czekać.  

– Zawsze powtarzam Sarze: W Ŝyciu nie ma nic pewnego, najpierw więc jedz deser! 

Potem juŜ Ŝadne z nich nie kontrolowało swoich reakcji.  

Kilka  chwil  później  Ewa  otworzyła  oczy  i  zobaczyła  nagiego  Adama.  Kiedy  zdołał 

zrzucić z siebie wszystkie ciuchy? przemknęło jej przez głowę. Ona była kompletnie ubrana, 

miała na sobie nawet buty.  

Naprawdę strzelił w dziesiątkę, wybierając jedną z jej ulubionych par pantofli. To nie był 

zwyczajny męŜczyzna. Ale o tym wiedziała przecieŜ od momentu, kiedy wszedł do jej pokoju 

w biurze handlu nieruchomościami. Wtedy wkroczył równieŜ w jej Ŝycie.  

A jutro po południu najprawdopodobniej odejdzie...  

Nie chciała o tym myśleć. Miała zamiar cieszyć się BoŜym Narodzeniem.  

Gdyby  mogła  wypowiedzieć  Ŝyczenie  świąteczne,  poprosiłaby,  Ŝeby  Adam  nie 

wyjeŜdŜał. W głębi duszy wiedziała, Ŝe mogliby spędzić razem naprawdę wspaniałe święta.  

– Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu – powiedział Adam, przerywając myśli Ewy. 

Usiadł na łóŜku.  

– Mogłabym poszukać czegoś w lodówce – zaproponowała.  

–  Protestuję!  Obiecałem  ci  elegancką  kolację  i  będzie  elegancka  kolacja.  Poza  tym 

zasłuŜyłaś na nagrodę.  

Ewa  zarumieniła  się.  Chcąc  ukryć  zmieszanie,  spojrzała  na  zegarek,  stojący  na  nocnym 

stoliku.  

– Minęła juŜ godzina, na którą zarezerwowałeś stolik.  

–  Więc  zarezerwuję  inny.  Powiem,  Ŝe  coś  nas  zatrzymało.  Najpierw  jednak  wezmę 

prysznic. Zdrzemnij się przez chwilę.  

background image

Ewa usłyszała, Ŝe Adam odkręcił kran i zobaczyła oczyma wyobraźni, jak woda spływa 

po jego muskularnym ciele. Ogarnęła ją taka błogość, Ŝe nie usłyszała, kiedy woda przestała 

się lać. Nie słyszała nic, dopóki z zamyślenia nie wyrwał jej rozdzierający krzyk Adama.  

Wyskoczyła z łóŜka i pobiegła do łazienki, myśląc, Ŝe Adam poślizgnął się i upadł. MoŜe 

coś sobie złamał! przemknęło jej przez myśl.  

Było jeszcze gorzej.  

Adam stał oparty o ścianę łazienki, dotykając rękami okolic podbrzusza. Był blady z bólu.  

– Co się stało? 

–  Lokówka  do  włosów...  –  wydusił  zdławionym  głosem.  –  Oparzyłem  się,  kiedy 

wychodziłem spod prysznica. Nie wiedziałem, Ŝe jest włączona.  

Nic  dziwnego,  Ŝe  był  blady  jak  ściana.  Mało  brakowało,  a  przestałby  być  męŜczyzną... 

Potem  przyszła  jej  do  głowy  całkiem  przewrotna  myśl,  Ŝe  dobrze  się  stało,  iŜ  zaczęli  od 

deseru. Trochę potrwa, nim znów będą mogli go skosztować...  

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

–  Musimy  coś  z  tym  zrobić!  –  powiedział  ferrell,  przywódca  krasnoludków.  Zwołał 

właśnie nadzwyczajne zebranie, poprzedzające najwaŜniejszą noc w roku.  

–  Ale  co?  –  zapytał  krasnoludek,  zwany  Sammym.  –  Nawet  Mikołaj  nie  wie,  gdzie 

podziewa się jego Ŝona. To przez nią jest taki skwaszony.  

–  Jestem  pewien,  Ŝe  jeśli  razem  pomyślimy,  znajdziemy  jakieś  wyjście.  On  nie  moŜe  w 

takim stanie wyjechać jutro z prezentami dla grzecznych dzieci. Jest zbyt przygnębiony.  

– Wiem – odparł Sammy. – A zatem Pogotowie Krasnoludkowe.  

– Pogotowie Krasnoludkowe! – krzyknęła  reszta  krasnali. Ostatni raz powołali ten sztab 

ratunkowy,  kiedy  renifer  Rudolf  zbuntował  się  i  odmówił  poprowadzenia  zaprzęgu. 

Oczekiwał  narodzin  potomka.  Krasnoludki  zmusiły  wtedy  klauna  Clarabella,  aby  poŜyczył 

swój czerwony nos Prancerowi, Ŝeby to on mógł pojechać na czele zaprzęgu.  

Wszystkie  krasnoludki  wyciągnęły  prawe  dłonie  i  połoŜyły  jedną  na  drugiej.  A  potem 

zaśpiewały: 

„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, chociaŜ jesteśmy wzrostu małego.  

Gdy się zbierzemy i razem ruszymy, Mikołaja w mig rozchmurzymy”.  

Otworzyły dębową szafę i wydobyły z niej hełmy Pogotowia Krasnoludkowego.  

Magia zaczęła działać.  

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

24 grudnia  

 

Tak  naprawdę  Ewa  nie  wiedziała,  czego  sobie  Ŝyczyć  na  święta.  AŜ  do  zeszłego 

wieczora,  kiedy  upragniony  prezent  otrzymała  nieco  wcześniej,  niŜ  się  spodziewała.  LeŜała 

na  łóŜku  rozleniwiona  i  uśmiechała  się,  wspominając  minioną  noc.  Powinnam  wstać, 

pomyślała.  Miała  jeszcze  tyle  do  zrobienia.  Ale  chciała  przedłuŜyć  tę  chwilę  ekscytujących 

wspomnień.  Ekscytujących,  dopóki  Adam  nie  wyszedł  spod  prysznica  i  nie  oparzył  się  jej 

lokówką.  

To zakończyło wieczór.  

Ich romans.  

I plany wspólnej kolacji.  

Adam,  kulejąc,  opuścił  jej  dom.  Najprawdopodobniej  nie  słyszał  Ŝadnych 

usprawiedliwień ze strony właścicielki nieszczęsnej lokówki.  

Ewa przysunęła do siebie jedną z poduszek i wtuliła się w nią, wdychając zapach Adama 

–  zapach  jodły  z  domieszką  świeŜych  cytrusów!  Okryta  kołdrą,  nie  miała  na  sobie  niczego 

prócz kolczyków, które  on wybrał. Nie zdjęła ich, rozbierając się po  wyjściu Adama.  Kiedy 

tylko  wyłączyła  lokówkę  i  odłoŜyła  ją  w  bezpieczne  miejsce,  wzięła  prysznic.  Wsunęła  się 

leniwie pod kołdrę, ale nie zasnęła.  

Nastrój  poprzedniego  wieczora  nie  opuszczał  jej.  Była  z  facetem,  który  wiedział,  czego 

chce, i nie wstydził się tego wziąć i oddać. Wiedziała, Ŝe w tym momencie jej policzki są tak 

czerwone  jak  czapka  Świętego  Mikołaja.  Nigdy  w  Ŝyciu  nie  było  jej  tak  dobrze  jak  z 

Adamem. Uwiódł ją bez dotykania. Wystarczyło, Ŝe wybrał zestaw ciuchów, które chciał, by 

włoŜyła,  i  ułoŜył  je  na  łóŜku.  Jak  gdyby  była  dziewczyną  z  haremu,  która  za  chwilę  ma 

spędzić noc ze swym panem.  

Podniecała  ją  świadomość,  Ŝe  buszował  w  jej  rzeczach,  podczas  gdy  ona  była  naga  w 

łazience. Zastanawiała się, czy podglądał ją ukradkiem, kiedy brała prysznic? 

KaŜdego  innego  męŜczyznę  oskarŜyłaby  o  zbyt  daleko  posuniętą  poufałość,  ale  Adam 

zrobił to w taki sposób, Ŝe Ewa była bardziej zadowolona niŜ zła.  

Spojrzała  na  zegarek,  stojący  na  nocnym  stoliku,  i  pomyślała,  Ŝe  pora  skończyć  z 

leniuchowaniem.  Ale  zbyt  wielką  radość  sprawiało  jej  przypominanie  sobie  wszystkich 

pieszczot  oraz  towarzyszących  im  słów,  wyszeptanych  w  obcym  języku,  podniecających  i 

tajemniczych. Co on miał jej do powiedzenia? Co zawarł w słowach, w których wyczuła tyle 

pasji i poŜądania.  

Czy powiedział „kocham cię”? 

Czy mógłby to zrobić? 

Gwałtowne burczenie w brzuchu przerwało dziewczęce fantazje Ewy. Zeszłego wieczo

r

nie  poszli  do  restauracji,  a  potem  zupełnie  nie  myślała  o  jedzeniu.  Jej  Ŝołądek  był 

najwyraźniej w złym humorze. Przeciągnęła się, po czym usiadła na łóŜku. Kołdra opadła jej 

background image

na biodra, odsłaniając do połowy nagie ciało.  

Zaśmiała  się.  Adam  nie  mógł  powiedzieć  niczego,  co  zdradzałoby  jego  zaangaŜowanie 

albo chociaŜby chwilową fascynację. Niesamowite, ale on nawet nie widział jej piersi. KaŜdy 

facet, z którym do tej pory się spotykała, nie darowałby sobie takiego przeoczenia.  

Adam  naprawdę  był  wyjątkowy.  Wstała  z  łóŜka  i  narzuciła  na  siebie  długą,  białą 

sukienkę, przewiązując ją krawatem, który Adam zapomniał zabrać.  

Przydreptała  boso  do  kuchni,  Ŝeby  sprawdzić,  czy  Adam  nie  zostawił  wiadomości  na 

automatycznej sekretarce. Rozczarowana, stała przez chwilę bez ruchu.  

Głód  zmusił  ją  jednak  do  przeszukania  wnętrza  lodówki.  Miała  ochotę  uczcić  to,  co 

zdarzyło  się  poprzedniego  wieczora,  zrobiła  więc  swoje  ulubione  śniadanie  –  wafle  i  lody. 

Połączenie gorących maślanych wafli i zimnych lodów uspokoiło jej Ŝołądek.  

– No szybciej, zadzwoń! – powiedziała Ewa, wycierając usta chusteczką i wpatrując się w 

telefon,  który  milczał  uparcie.  Nienawidziła  tych  niepisanych  zasad,  które  mówiły,  Ŝe 

pierwszy krok naleŜy do męŜczyzny. Jej pozostawało tylko czekanie.  

Nagle ciszę przerwał dzwonek do drzwi.  

Adam! 

To było lepsze niŜ telefon.  

Miała  nadzieję,  Ŝe  przyszedł  powiedzieć,  iŜ  zmienił  zdanie  co  do  swego  wyjazdu  na 

ś

więta. Wtedy mogłaby zaprosić go na kolację wigilijną do Sary.  

Gdy wyjrzała przez okno, zrozumiała swoją pomyłkę. Przed furtką stał listonosz z paczką 

i notesem.  

Chwyciła jedną z puszek pełną domowych ciasteczek, by wręczyć je listonoszowi zamiast 

napiwku,  i  otworzyła  drzwi,  zastanawiając  się,  kto  przysłał  jej  prezent.  Podpisała  Odbiór 

przesyłki  i  wymieniła  puszkę  oraz  Ŝyczenia  wesołych  świąt  na  paczkę.  Natychmiast 

otworzyła pudełko. Cierpliwość nie była nigdy jej mocną stroną.  

W  pudełku  znajdowała  się  obiecana  przez  Adama  Barbie  w  róŜowej  sukience.  Co  za 

szczęście! Elena byłaby rozczarowana, gdyby nie dostała upragnionego prezentu.  

Gdy  Ewa  przepakowywała  prezent  w  ozdobny  papier,  zadzwonił  telefon.  Wreszcie! 

pomyślała.  

– Ciociu, ciociu, dziś przychodzi Święty Mikołaj! 

To  nie  był  Adam,  ale  ktoś  równie  miły  jej  sercu.  Mała  dziewczynka,  której  głos  budził 

radość Ewy.  

– Jesteś pewna, Ŝe to dziś? – draŜniła się z Eleną. – MoŜe źle policzyłaś.  

– Nie. Mama mówi, Ŝe dziś jest Wigilia. Wieczorem, zanim pójdę spać, wystawimy przed 

drzwi mleko i ciasteczka dla Mikołaja. Rick teŜ dziś przychodzi.  

– Lubię Ricka – powiedziała Ewa, mając nadzieję, Ŝe Elena podziela to zdanie.  

– On ma w remizie szczeniaka w kropki, który nazywa się Shana. I mama mówi, Ŝe to on 

gotuje dla wszystkich straŜaków.  

– Shana gotuje dla straŜaków? 

– Nie, ciociu, pies nie umie gotować. Rick gotuje. Obiecał nawet, Ŝe kiedyś ugotuje coś 

dla mnie.  

background image

– No dobrze, do zobaczenia wieczorem.  

– Mhm... Mama chce z tobą porozmawiać.  

Sara zadała pytanie, którego Ewa miała nadzieję nie usłyszeć: 

– Czy Adam przychodzi dziś z tobą? 

– Nie wiem.  

– A co to za odpowiedź? Nie zaprosiłaś go nawet, co? 

– Wiesz... nie było okazji, a on musiał wcześnie wyjść.  

– O czym ty mówisz? 

Ewa  opowiedziała  Sarze  o  przygodzie  z  lokówką,  po  czym  odłoŜyła  słuchawkę.  Dalsza 

rozmowa była bez sensu, bowiem Sara nie przestawała się śmiać.  

Nie  doczekawszy  się  telefonu  od  Adama,  Ewa  zdecydowała  się  działać.  Miała  miły 

zwyczaj  po  kaŜdej  udanej  sprzedaŜy  obdarowywania  klienta  specjalnym  koszykiem  z 

upominkiem.  Teraz  postanowiła  zawieźć  podobny  koszyk  Adamowi  do  hotelu.  To  będzie 

dobra  okazja,  aby  zaprosić  go  do  Sary.  Lub  przynajmniej  sprawdzić,  czy  z  nim  wszystko  w 

porządku.  

PoniewaŜ Adam miał wyjechać o drugiej, musiała się spieszyć. Tęczowy papier i wstąŜki 

do  owinięcia  koszyka  miała  pod  ręką.  Pozostawało  tylko  znaleźć  odpowiedni  upominek. 

Szybko umyła się, ubrała i wyszła.  

Butelkę  dobrego  wina,  krakersy  i  ser  kupiła  w  jednym  sklepie.  Nie  mogła  się 

powstrzymać, by nie wstąpić do apteki i kupić bandaŜe elastyczne. Do południa miała gotowy 

koszyk i była w drodze do hotelu Adama.  

 

Była zdecydowana wejść do jego pokoju.  

Poczekała,  aŜ  dziewczyna  z  recepcji  poszła  na  kawę,  a  jej  miejsce  zajął  męŜczyzna. 

Dziewczyna nie uwierzyłaby w jej kłamstwo, ale męŜczyzna,  co wiedziała z doświadczenia, 

nie oprze się jej zalotnemu spojrzeniu.  

– Przepraszam, mam niespodziankę dla mojego chłopaka, a w pokoju nikt nie odpowiada 

na  moje  pukanie.  MoŜe  jednak  tam  jest,  tylko  zasnął.  –  Posłała  recepcjoniście  swój 

najpiękniejszy uśmiech, który zwykle sprawiał, Ŝe wszyscy rozpływali się jak masło.  

– Sprawdzę, czy się nie wymeldował. – MęŜczyzna starał się być tak pomocny, jak tylko 

mógł. – Ciągle zameldowany – poinformował. – Ale zamówił juŜ taksówkę na lotnisko.  

Spojrzała na zegarek.  

–  Aleja  muszę  się  z  nim  zobaczyć,  dać  mu  ten  prezent.  MoŜe  mogłabym  poŜyczyć  na 

chwilkę zapasowy klucz? 

– Aleja nie mogę...  

Ewa  nie  dała  mu  dokończyć  zdania.  PołoŜyła  dłoń  na  jego  dłoni  i  spojrzała  mu  w  oczy 

błagalnie.  

– PrzecieŜ są święta... załatwię to błyskawicznie. Obiecuję.  

Recepcjonista poddał się jej urokowi.  

–  Ale  proszę  się  pospieszyć  –  ostrzegł.  –  Zanim  ktoś  zauwaŜy  zniknięcie  klucza.  – 

Najwyraźniej miał na myśli dziewczynę, która poszła na kawę.  

background image

– Wrócę w mgnieniu oka.  

 

Była zdenerwowana, stojąc przed drzwiami pokoju Adama z koszykiem w ręku.  

Czy wyglądała głupio? 

A moŜe, co gorsza, desperacko? 

MoŜe po prostu powinna odejść? 

Zapomnieć.  

Zapomnieć o Adamie.  

Nie, była juŜ przecieŜ tak blisko! Nie poddawała się, kiedy czegoś naprawdę chciała. To 

dlatego była tak dobrym agentem handlu nieruchomościami. Zawsze doprowadzała sprawy do 

końca, bez względu na to, jak były trudne.  

Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi.  

– Adamie, ja...  

Kobieta,  która  otworzyła  drzwi,  z  pewnością  nie  była  Adamem,  ale  najwyraźniej 

oczekiwała  go.  Wyraz  jej  twarzy  dał  Ewie  do  zrozumienia,  Ŝe  jest  ona  tak  samo  zdziwiona 

widokiem Ewy, jak Ewa była zdziwiona jej widokiem.  

– Kim pani jest? – chciała wiedzieć kobieta. – Czy to prezent poŜegnalny od hotelu? 

Ewa spojrzała na koszyk w swoim ręku.  

– Nie, ja... A kim pani jest? – zawołała, patrząc na elegancką czarną koronkową bieliznę, 

widoczną  między  połami  białego  szlafroka  frotte  z  logo  hotelu  na  kieszeniach.  –  Gdzie  jest 

Adam? 

– Kto o niego pyta? – odrzekła kobieta władczym tonem.  

– Nazywam się Ewa Winslow. Sprzedałam Adamowi dom – wyjąkała.  

–  Och,  to  tłumaczy  ten  koszyk.  Jest  pani  agentem  sprzedającym  nieruchomości.  To 

znaczy, Ŝe znalazł dla nas dom.  

– Dla nas? 

– Jestem Marcy Walker, narzeczona Adama – wyjaśniła czarnowłosa kobieta, podtykając 

pod  twarz  Ewy  dłoń  ozdobioną  pierścionkiem  zaręczynowym  z  ogromnym,  szlifowanym 

diamentem.  –  Właśnie  przyleciałam  z  Atlanty.  Adam  widocznie  wyszedł  na  chwilę,  ale 

pokojówka pozwoliła mi wejść. PrzekaŜę mu koszyk, jeśli pani chce.  

– A więc jedzie pani z Adamem na święta na Karaiby.  

– Tak. Jak co roku. Adam nie moŜe się doczekać wyjazdu.  

Oczywiście. Byli idealną parą. ZauwaŜyła to natychmiast, gdy tylko ta kobieta otworzyła 

drzwi.  

Czuła się jak kretynka.  

–  śyczę  przyjemnej  podróŜy  –  powiedziała  Ewa,  wręczając  Marcy  koszyk.  Nie  chciała 

widzieć Adama, pragnęła uciec z hotelu jak najszybciej.  

Nie będę płakać! pomyślała. Nie będę! 

– No dobra, do diabła, będę – zaszlochała, wsiadając do samochodu.  

Jak to się mogło stać?! 

Adam  Hawksley  nie  mógł  jej  rozczarować,  poniewaŜ  od  początku  wiedziała,  Ŝe  tak 

background image

będzie. Nie krył faktu, Ŝe chce opuścić miasto. Powtarzał, Ŝe nie cierpi jej ulubionych świąt. 

Mówił jej to często i prosto w twarz.  

Teraz  miała  w  kieszeni  niezłą  prowizję,  za  którą  kupi  sobie  nowy  samochód.  I  powinna 

być szczęśliwa.  

Adam Hawksley zrobił coś, co do tej pory uwaŜała za niemoŜliwe. Zrujnował jej święta! 

A potem Ewa uśmiechnęła się przez łzy.  

Ona  teŜ  zrujnowała  mu  święta.  Przez  przypadek  przyczyniła  się  do  tamtego  poparzenia. 

MoŜe  sobie  spędzić  święta  ze  swoją  narzeczoną,  ale  Ewa  będzie  wciąŜ  towarzyszyć  jego 

myślom.  Po  bolesnym  wypadku  z  lokówką  Adam  nie  będzie  mógł  się  dobrze  bawić.  Ani 

Marcy... I tego faktu nie zmieni najbardziej choćby ekskluzywna bielizna.  

To trochę pocieszyło Ewę.  

 

–  Ciociu  Ewo,  myślałam,  Ŝe  nigdy  nie  przyjdziesz  –  powitała  ją  Elena,  gdy  Ewa 

przekroczyła próg domu Sary. – Czy wszystkie te prezenty są dla mnie? 

– A byłaś grzeczna? – zapytała Ewa, zdejmując płaszcz i wieszając go w przedpokoju.  

– Tak.  

– A więc połóŜ prezenty pod choinką i nie podglądaj, dla kogo są przeznaczone. Ani nie 

potrząsaj nimi – powiedziała Ewa, rozglądając się za Sarą.  

– Nie tak duŜo pieprzu – instruowała Sara Ricka, który pichcił coś w kuchni.  

– To nie pachnie mi jak świąteczna szynka – zauwaŜyła Ewa.  

– Elena nalegała, aby Rick zrobił swoje chili – wyjaśniła Sara. – Kolacja wigilijna będzie 

dość nietypowa.  

–  A  czego  innego  mogłabym  się  spodziewać  w  twoim  domu?  –  powiedziała  Ewa  i 

poprosiła o fartuszek, aby pomóc w przygotowaniach.  

–  Nie,  Rick  twierdzi,  Ŝe  sytuacja  w  kuchni  jest  opanowana.  Ty  pomoŜesz  mi  przy 

ubieraniu choinki. – Sara wskazała wzrokiem na pudło z bombkami, łańcuchami i lampkami, 

stojące obok nagiego drzewka.  

Sara miała zwyczaj dekorować choinkę dopiero w Wigilię, głównie dlatego, Ŝe Midnight 

podkradała ozdoby z dolnych gałęzi. Po czym je zjadała. W tej chwili suka leŜała pomiędzy 

prezentami i wyglądała całkiem niewinnie.  

Kiedy  przyjaciółki  wyszły  poza  zasięg  słuchu  Ricka  i  Eleny,  która  zabawiała 

narzeczonego-straŜaka rozmową, Sara wyszeptała: 

– Co jest grane? 

– Nic. Sprawdzałaś, czy działają? – Ewa wzięła do ręki sznur lampek.  

– Daj spokój, Ewo, masz spuchnięte powieki. Płakałaś.  

– Oglądałam „Cud na 34 ulicy”. Rozumiesz? 

– Skoro tak mówisz. Ale co z Adamem? Dołączy do nas? 

Ewa potrząsnęła głową i włączyła lampki, upewniając się, Ŝe działają.  

– WyjeŜdŜa, tak jak planował.  

– Przykro mi. – Sara dotknęła ramienia Ewy.  

– W porządku. To tylko klient. Sprzedałam mu dom i... i... – Ewa pociągnęła nosem.  

background image

– Co się stało? 

–  On  jest  zaręczony,  Saro...  !  –  Ewa  rozkleiła  się  na  dobre,  tracąc  kontrolę  nad  swymi 

emocjami. Nie chciała nikomu popsuć świąt swoim nastrojem. – I ona jest piękna! – dodała z 

westchnieniem.  

– Co ty mówisz? Skąd wiesz? – Sara wzięła jeden koniec łańcucha z rąk Ewy, okrąŜyła z 

nim choinkę i wróciła do przyjaciółki.  

–  Widziałam  ją.  Była  w  pokoju  Adama,  kiedy  poszłam  do  hotelu,  Ŝeby  wręczyć  mu 

koszyk w podziękowaniu za zawarcie umowy. – Ewa zajęła się wypróbowywaniem kolejnych 

lampek.  

– MoŜe kłamała.  

Ewa potrząsnęła głową.  

– Pokazała mi pierścionek zaręczynowy. Był ogromny.  

– Nie wiem, co powiedzieć. – Sara była naprawdę zmartwiona.  

Dzwonek  do  drzwi  uniemoŜliwił  jej  powiedzenie  czegokolwiek.  Ruszyła  w  kierunku 

przedpokoju, ale Elena wyprzedziła ją.  

– Ja otworzę! – krzyknęła mała. I za chwilę dał się słyszeć kolejny jej okrzyk: – Adam! 

Ewa upuściła trzymane w rękach lampki.  

Co on tu robi? Jak ma czelność pokazać się jej na oczy? PrzecieŜ wie na pewno, Ŝe Ewa 

odkryła  jego  wstrętny  sekret.  Nie  chciała  go  widzieć!  Nie  miała  ochoty,  aby  on  widział  ją! 

Potarła oczy.  

Sara przyszła po nią do salonu.  

– On chce się z tobą zobaczyć, Ewo – powiedziała Sara, wiedząc, Ŝe przyjaciółka musiała 

słyszeć okrzyk Eleny.  

– Powiedz mu, Ŝe nie chcę go widzieć.  

Elena wpadła do salonu z małym, ślicznie zapakowanym pudełkiem.  

– Adam przyniósł mi prezent! 

–  PołóŜ  go  pod  choinką,  kochanie  –  poinstruowała  ją  Sara,  kierując  w  stronę  Ewy 

błagalne spojrzenie. – Przynajmniej z nim porozmawiaj – dodała.  

Nie chcąc robić zamieszania i psuć wigilijnego wieczoru, Ewa zgodziła się i podeszła do 

drzwi, przy których czekał na nią Adam.  

– Czy mogę wejść? – zapytał.  

– Nie. Ja wyjdę! – Chwyciła swój płaszcz i narzuciła go na ramiona.  

– Ewo, pozwól mi to wszystko wyjaśnić.  

Z  początku  nie  odpowiedziała  mu,  przygryzając  dolną  wargę,  aby  nie  wybuchnąć 

płaczem.  

–  Nie  sądzę,  Ŝebyś  mógł  mi  dać  satysfakcjonujące  wyjaśnienie,  Adamie.  Powinieneś 

raczej  przeprosić  swoją  narzeczoną.  To  ona  ma  wobec  ciebie  jakieś  prawa.  Ma  twój 

pierścionek na palcu. Widziałam. I chyba nie chcesz mi powiedzieć, Ŝe to nie jest pierścionek 

zaręczynowy od ciebie, prawda? 

– Zgadza się. To jest pierścionek ode mnie – potwierdził.  

– Ale...  

background image

– śegnaj, Adamie. – Ewa odwróciła się, by wejść do środka, ale chwycił ją za ramię.  

–  Poczekaj,  Ewo,  musisz  mnie  wysłuchać.  ChociaŜ  tyle  moŜesz  zrobić.  Mylisz  się,  jeśli 

chodzi o...  

Rick, który najwyraźniej obserwował całą scenę z kuchennego okna, otworzył drzwi.  

– Czy wszystko w porządku, Ewo? – zapytał z troską w głosie.  

– Tak, w porządku – odpowiedziała. Rick pozostawił ich samych.  

– Nie rozumiesz, Ŝe Marcy Walker jest moją byłą narzeczoną? 

–  A  więc  mieliście  małą  sprzeczkę.  Ale  jestem  pewna,  Ŝe  wkrótce  się  pogodzicie.  Ja 

tymczasem  muszę  wrócić  do  swojego  Ŝycia  –  powiedziała  Ewa,  patrząc  na  jego  dłoń, 

ś

ciskającą jej ramię.  

Adam cofnął rękę.  

– Nie. Nie słuchasz mnie, Ewo. Nie przespałbym się z tobą zeszłej nocy, gdybym wciąŜ 

był zaręczony z Marcy. Zerwała nasze zaręczyny w Wigilię zeszłego roku. Zdaje się, Ŝe teraz 

doszła do wniosku, iŜ popełniła błąd, i chce spróbować jeszcze raz...  

– Myślę, Ŝe powinniście to zrobić – skłamała Ewa, trzęsąc się z zimna.  

–  Ewo,  jesteś  bezlitosna.  Dlaczego  nie  chcesz  wysłuchać  tego,  co  mam  ci  do 

powiedzenia? – błagał, chowając ręce w kieszeniach.  

– Wiem, co widziałam. Poszłam do ciebie do hotelu, aby zaprosić cię tutaj na dzisiejszy 

wieczór.  Aby  przekonać  cię,  Ŝe  ucieczka  nie  jest  rozwiązaniem.  Ale  kiedy  weszłam  do 

twojego  pokoju,  zobaczyłam,  Ŝe,  owszem,  uciekasz,  ale  w  ramiona  innej  kobiety.  Powitała 

mnie  półnaga  nimfa  z  twoim  pierścionkiem  zaręczynowym.  Sam  więc  rozumiesz,  Ŝe  nie 

uwierzę w Ŝadne bajeczki. Myślę, Ŝe najlepiej będzie, jak sobie pójdziesz.  

–  MoŜe  masz  rację.  Zawsze  miałem  ogromnego  pecha  o  tej  porze  roku!  –  powiedział  z 

goryczą w głosie. Odwrócił się i odszedł w kierunku samochodu.  

Ewa z wielkim trudem powstrzymała się, Ŝeby za nim nie pobiec. Nigdy nie chciała mieć 

pierwszego  lepszego  faceta.  Pragnęła  męŜczyzny,  który  by  jej  nie  rozczarował.  MęŜczyzny, 

któremu mogłaby zaufać.  

Gdy  Ewa  weszła  do  domu,  Sara  nakrywała  do  stołu,  Elena  wieszała  anielskie  włosy  na 

choince, a Midnight skakała wokół drzewka, próbując pochwycić jakąś błyskotkę.  

– W czym mogłabym wam pomóc? – zapytała Ewa, zmuszając się do uśmiechu.  

– MoŜesz wymieszać sałatę – zaproponował Rick. – Albo lepiej ja zajmę się sałatą, a ty 

pokrój cebulę do chili.  

Ewa  wiedziała,  Ŝe  Rick  podsunął  jej  tę  pracę,  bo  zauwaŜył  łzy  w  jej  oczach.  Krojenie 

cebuli było niezłą wymówką. Sara znalazła sobie wspaniałego faceta, pomyślała Ewa.  

I miała nadzieję, Ŝe jej przyjaciółka zdaje sobie z tego sprawę.  

Przez resztę wieczoru było juŜ tylko coraz gorzej.  

Sara i Rick byli tak zajęci sobą, Ŝe przebywanie w ich towarzystwie sprawiało Ewie ból. 

Ale  poniewaŜ  była  dobrą  przyjaciółką,  zachwycała  się  jedzeniem  przygotowanym  przez 

Ricka, gawędziła wesoło z Eleną i starała się spojrzeniem przekonać Sarę, Ŝe z nią wszystko 

jest w porządku.  

Tylko  przez  moment  miała  jedną  małą  chwilę  zwątpienia,  czy  aby  dobrze  postąpiła, 

background image

odsyłając Adama z kwitkiem. Była to chwila, gdy Elena zamęczała ją pytaniami, kiedy wróci 

Adam i dlaczego wyszedł przed kolacją. Ale Ewa wyjaśniła, Ŝe Adam przyszedł tylko po to, 

by  się  poŜegnać  przed  wyjazdem  na  wakacje.  I  wtedy  Elena  spytała,  czy  moŜe  otworzyć 

prezent od Adama.  

Ewa  o  mało  co  znów  nie  zaczęła  szlochać,  gdy  ujrzała  zawartość  pudełka.  W  jakiś  – 

znany  wyłącznie  Adamowi  –  sposób  zdołał  wyszukać  cały  zestaw  malutkich  pierścionków, 

pasujących  na  palce  dziecka.  Elena  była  tak  szczęśliwa,  Ŝe  tańczyła  po  całym  salonie, 

pokazując wszystkim swoją nową biŜuterię.  

Wkrótce potem Ewa opuściła dom przyjaciółki. Wiedziała, Ŝe Sara i Rick świetnie dadzą 

sobie radę z wystawianiem przed drzwi mleka i ciasteczek. Ona by tylko im przeszkadzała.  

Po  raz  pierwszy  Ewa  czuła  się  naprawdę  samotna,  chociaŜ  przez  całe  Ŝycie  umiała  i 

musiała  radzić  sobie  sama.  Nie  zapaliła  nawet  lampek  na  choince,  kiedy  wróciła  do  domu. 

Powitała ją ciemność i pustka.  

 

Claudia Claus potarła skronie.  

Narobiła  niezłego  bałaganu!  A  przecieŜ  przeczytała  instrukcję  Mikołajowego  laptopa. 

Musiała widocznie coś przeoczyć. Mikołaj uŜywał laptopa do spełniania dziecięcych marzeń. 

Wpisywał po prostu Ŝyczenie do komputera i sprawa załatwiona.  

MoŜe nie powinna była wtrącać się w Ŝycie Ewy.  

Unieszczęśliwiła  ją.  Claudia  była  pewna,  Ŝe  Adam  jest  idealnym  partnerem  dla  tej 

dziewczyny. Była przekonana, Ŝe są pokrewnymi duszami.  

Oboje zasługiwali na szczęście.  

Mikołaj  nie  będzie  zadowolony,  kiedy  się  dowie,  Ŝe  zabrała  jego  laptopa  i  narobiła 

bałaganu.  Nie  mogła  wrócić  na  biegun  północny  ze  świadomością,  Ŝe  ktoś  cierpi  przez  jej 

spartaczoną robotę.  

Ale  co  zrobiła  źle?  Spędziła  całe  lata  czytając  romanse  i  uwielbiała  szczęśliwe 

zakończenia. Absolutnie w nie wierzyła.  

Nie powinna była zaczynać od tak trudnej sprawy, jaką jest miłość. Na początek powinna 

zacząć  od  zauroczeń.  Prawdziwa  miłość  to  powaŜny  problem,  a  Claudia  czuła  się  amatorką. 

Ona to nie to samo, co  Mikołaj, który z taką łatwością potrafił uszczęśliwiać ludzi. A ona z 

pewnością unieszczęśliwiła tych dwoje.  

Teraz czekało ją trudne  zadanie – zwrócić im radość Ŝycia.  I koniecznie musi to zrobić! 

Ciągle jeszcze jest na to czas. Zanim skończą się święta! 

Claudia  ponownie  przeczytała  instrukcję  obsługi  laptopa.  I  zdała  sobie  sprawę,  Ŝe 

zapomniała  przycisnąć  klawisz:  „Zachowaj”.  Zrobi  to  teraz,  by  zachować  i  uratować  święta 

Ewy. Nacisnęła klawisz.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

 

– Czas ruszyć w drogę, Mikołaju – powiedział Terrell, patrząc na zegarek.  

–  Chyba  tak  –  westchnął  Mikołaj. Wziął  czerwony  płaszcz  od  naczelnego  krasnoludka  i 

background image

zarzucił go na ramiona.  

Terrell odprowadził Mikołaja do sań. Tam renifery niecierpliwie przestępowały z nogi na 

nogę, podekscytowane perspektywą długiej podróŜy. Jak zwykle, robiły zakłady o to, w jakim 

czasie uda im się przebyć trasę.  

Prancer  nigdy  nie  wygrał,  ale  wracał  zawsze  z  najpełniejszym  brzuchem.  Miał  nosa  do 

wywąchiwania drzwi, przed którymi pozostawiono najwięcej marchewki dla reniferów.  

Gdy Mikołaj ulokował się juŜ w saniach razem z magicznymi workami, z których Ŝaden 

nie miał dna, Terrell wyjął z kieszeni kartkę papieru.  

– To dla ciebie, Mikołaju – powiedział, wręczając mu kartkę.  

– Co to jest? Jeszcze jeden adres, pod który mam dostarczyć prezent? 

– Nie, to adres, pod którym zatrzymała się pani Claudia.  

– Znaleźliście ją! Terrell pokiwał głową.  

–  W  saniach  znajdziesz  teŜ  koszyk  z  romantyczną  kolacją  dla  dwojga.  Pomyślałem,  Ŝe 

będziesz chciał zaprosić Ŝonę na późnowieczorną przekąskę...  

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

25 grudnia  

 

Ewa  obudziła  się  z  zapuchniętymi  oczami  i  obolałym  kręgosłupem.  Była  głęboko 

rozczarowana  początkiem  świąt.  Odrzuciła  kołdrę  i  poszła  do  łazienki, Ŝeby  wziąć  prysznic. 

Miała  dosyć  tego  litowania  się  nad  sobą.  Nie  przynosiło  to  nic  dobrego.  Chciała  znaleźć 

odrobinę radości w tych świętach i na nowo przejąć kontrolę nad własnym Ŝyciem.  

Adam  ją  zawstydził,  wykorzystał,  oderwał  od  rzeczywistości  i  porzucił.  Ale  ona  jednak 

przetrwała.  Dziś  nadszedł  dzień,  kiedy  musi  zacząć  wszystko  od  nowa.  Uwierzyć  w  cuda  i 

znów kogoś pokochać, chociaŜby siebie.  

Na  śniadanie  Ewa  zjadła  kilka  ciasteczek,  popijając  je  gorącą  czekoladą.  Wyszła  przed 

dom.  Poprzedniego  dnia  zupełnie  zapomniała  wyjąć  listy  ze  skrzynki.  Teraz  odkryła,  Ŝe 

pocztowa skrzynka zawiera niespodziankę. Ktoś zostawił dla niej bukiet. Co za uroczy gest! 

Wiązanka  składała  się  z  morelowych  tulipanów,  niebieskich  przełączników,  Ŝółtych 

dziurawców i fioletowego bzu. O tej porze roku musiała kosztować fortunę! 

Oczarowana,  wyciągnęła  bukiet  ze  skrzynki.  Trzymając  go  w  miejscu,  gdzie  był 

przewiązany  czerwoną  kokardą,  Ewa  wysunęła  spomiędzy  liści  małą,  białą  karteczkę  i 

przeczytała: „Wesołych świąt”.  

Kwiaty nie mogły leŜeć w skrzynce zbyt długo, pomyślała. Jeszcze nie zwiędły z zimna. 

Ewa  rozejrzała  się,  ale  nie  dostrzegła  w  pobliŜu  Ŝadnego  zaparkowanego  samochodu.  Nie 

było nikogo. Ktokolwiek zostawił bukiet, odjechał.  

I  wtedy  upuściła  kartkę,  która,  padając,  odwróciła  się  na  drugą  stronę.  Było  tam 

nabazgrane imię Adam.  

A więc był tutaj.  

Zatęskniła za nim.  

Dlaczego  pani  Claudia  zesłała  na  nią  to  nieszczęście?  Czy  naprawdę  musiała  jej 

wywroŜyć tego faceta, który złamał jej serce? 

Nie będzie o nim myśleć.  

Nie będzie! 

Gdy weszła do środka, chciała wrzucić bukiet do kosza, ale zamiast tego wstawiła go do 

małego  wazonu.  I  nagle  uświadomiła  sobie,  co  oznaczają  te  świeŜe  kwiaty:  Adam  nie 

wyjechał z Marcy na Karaiby. W ogóle nie wyjechał. O co tu chodzi? 

Postanowiła  nie  zastanawiać  się  nad  tym,  włączyła  ulubioną  płytę  z  kolędami  i  zaczęła 

porządkować  swoją  teczkę.  Kiedy  juŜ  poukładała  wszystkie  zaświadczenia  i  dokumenty, 

zdała sobie sprawę, Ŝe znowu brakuje klucza. Tym razem była pewna, Ŝe to nie Elena jej go 

podwędziła.  Musiała  sama  zostawić  klucz  w  posiadłości  na  ulicy  Jemiołowej.  Tam  uŜywała 

go po raz ostatni.  

Właściciele  wrócą  jutro  rano,  musiała  więc  pojechać  do  posiadłości  i  mieć  nadzieję,  Ŝe 

uda jej się jakoś dostać do środka i odzyskać klucz.  

background image

Musiała  uciec  z  tego  domu.  Wszystko  tutaj  przypominało  jej  Adama.  Ubrała  się  więc 

ciepło i wyszła.  

Pierwszy  dzień  świąt  był  najcichszym  dniem  w  roku.  Ulice  były  zupełnie  puste.  Ewa 

pomyślała  o  Elenie  i  zastanawiała  się,  czy  małej  podobała  się  Barbie  w  róŜowej  sukience. 

Muszę  do  niej  zadzwonić  i  chociaŜ  przez  telefon  dzielić  z  nią  radość  świątecznego  ranka, 

pomyślała.  

Luksusowy  samochód  Adama  zaparkowany  przed  posiadłością  przy  Jemiołowej  był  dla 

Ewy całkowitą niespodzianką.  

– A więc klucz musiałam zostawić Adamowi – powiedziała do siebie.  

Najpierw  pomyślała  o  ucieczce.  Ale  nie  mogła  odjechać.  Chciała  odzyskać  klucz. 

Wysiadła  więc  z  samochodu  i  skierowała  się  do  drzwi  wejściowych.  Zanim  zapukała, 

nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte.  

Czy powinna wejść? MoŜe Adam był tu z Marcy i oprowadzał ją po domu, który dla niej 

kupił. Ewa nie była pewna, czy jest w stanie znieść taki widok.  

Ale musiała odzyskać klucz. OdwaŜyła się więc wejść do środka.  

– Jest tu kto? – zawołała.  

Nikt  nie  opowiedział.  W  domu  było  cicho  jak  makiem  zasiał.  MoŜe  Adam  jest  w 

ogrodzie? przyszło jej na myśl. Ewa nerwowo potarła dłonie.  

MoŜe to zrobić, przecieŜ obiecała sobie.  

Wzięła głęboki oddech i poszła w kierunku kuchni, gdzie spodziewała się znaleźć klucz. 

Wcale jednak do kuchni nie dotarła.  

Gdy zobaczyła Adama siedzącego na podłodze w jadalni przed wygaszonym kominkiem, 

zamurowało ją ze zdumienia. Adam obracał w palcach pierścionek z diamentem i gapił się na 

niego.  

Ewa odchrząknęła.  

– Przyszłam po klucz – powiedziała. Zaskoczony, drgnął ze zdumienia.  

–  Jest  na  stole  w  kuchni.  –  Ruchem  głowy  wskazał  pomieszczenie  przylegające  do 

jadalni.  

– A więc kupujesz jej pierścionek zaręczynowy w kaŜde święta? Czerpiesz z tego radość? 

– Ewa nie mogła pohamować złośliwości.  

–  Nie,  nie  w  tym  roku.  Mówiłem  ci,  to  jest  zeszłoroczny  pierścionek.  Powiedziałem 

Marcy,  Ŝeby  go  zatrzymała,  ale  kiedy  dotarło  do  niej,  Ŝe  nie  jestem  zainteresowany  jej 

powrotem, rzuciła nim we mnie i wyszła.  

– Ach, tak... – burknęła Ewa. CzyŜby to była prawda? Rozpaczliwie chciała mu uwierzyć. 

PrzeŜyła szok, gdy zobaczyła półnagą Marcy w jego pokoju hotelowym. To było poniŜające 

doświadczenie.  

–  Czy  wiesz,  Ŝe  kupiłem  ten  dom  dla  ciebie?  –  zapytał,  patrząc  na  Ewę  z  nadzieją,  Ŝe 

jeszcze nie jest za późno.  

– Co takiego? 

– To dlatego chciałem być pewien, Ŝe dom ci się podoba. Pragnąłem, abyśmy byli w nim 

szczęśliwi. śebyśmy wychowywali w nim nasze dzieci... Wiesz, Ewo, kiedy zobaczyłem twój 

background image

dom,  zdałem  sobie  sprawę,  Ŝe  nie  szukam  jakiegoś  tam  budynku.  –  Zawahał  się.  –  Szukam 

prawdziwego domu.  

Ewa wybuchnęła płaczem.  

– Och, Adamie! 

Zerwał się na równe nogi i pochwycił ją w ramiona.  

–  Ewo,  ja  nigdy  nie  wiedziałem,  czego  tak  naprawdę  chcę.  Ale  kiedy  spotkałem  ciebie, 

nie miałem juŜ wyboru. To zupełnie tak, jakby ktoś osobiście wybrał cię dla mnie. Ktoś, kto 

wiedział dokładnie, jaka ma być moja wymarzona pokrewna dusza.  

Adam wycierał dłonią łzy z twarzy Ewy i mówił: 

–  Pragnę  cię!  Potrzebuję  cię!  Kocham  cię!  Proszę,  wprowadź  miłość  w  moje  Ŝycie.  Nie 

wiedziałem,  jaki  jestem  samotny,  dopóki  nie  zacząłem  cię  tracić.  NaleŜymy  do  siebie,  Ewo. 

Jak  dwie  połówki  jabłka,  jak  lody  i  wafelek,  jak  Bonnie  i  Clyde,  jak  Gwiazdka  i  Święty 

Mikołaj.  

Ewa uśmiechnęła się, słysząc ostatnie porównanie.  

– śe teŜ nigdy nie ma w pobliŜu jemioły, kiedy jest potrzebna. – Ewa pociągnęła nosem.  

–  Do  diabła,  przecieŜ  jesteśmy  na  ulicy  Jemiołowej,  kochanie  –  powiedział  Adam  i 

pocałował Ewę, ku ogromnej uldze pani Claudii.  

Uwielbiała przecieŜ szczęśliwe zakończenia.  

 

W tym samym czasie na biegunie północnym...  

 

– Strasznie za tobą tęskniłem – powiedział Mikołaj, głaszcząc Claudię po policzku.  

– To znaczy, Ŝe nie byłeś zbyt zajęty, by zauwaŜyć, Ŝe mnie nie ma? 

–  Jesteś  moją  Ŝoną.  Jak  mogłaś  myśleć,  Ŝe  nie  będę  za  tobą  tęsknił?  –  zapytał  Mikołaj, 

obejmując ją czule.  

– O rany, czy mi się zdaje, czy schudłeś? – zapytała Claudia z troską.  

– Usychałem z tęsknoty za tobą.  

– A więc nie znalazłeś ukrytych przeze mnie ciasteczek? – zachichotała Claudia. Wstała, 

obiecując, Ŝe wróci zaraz z niespodzianką dla niego.  

Po kilku chwilach weszła z wielką blachą domowych świątecznych ciasteczek i skrzynką 

piwa korzennego.  

– Skąd je wzięłaś? – zapytał Mikołaj, gdy Ŝona znów usiadła obok niego przy kominku.  

Claudia  wręczyła  męŜowi  zimną  butelkę  „Napoju  Mikołajowego”,  jak  było  napisane  na 

etykietce, i wyjęła jedną dla siebie.  

–  Zamówiłam  piwo  specjalnie  dla  ciebie  w  małym  browarze  w  St.  Louis.  A  ciasteczka 

były na poddaszu, leŜały na siodełku roweru treningowego. Gdybyś go uŜywał, jak obiecałeś, 

znalazłbyś je.  

Stuknęli się kuflami i Mikołaj wzniósł toast: 

–  Za  moją  Ŝonę!  Obiecuję  zaprzyjaźnić  się  z  rowerem  treningowym  i  nigdy  juŜ  cię  nie 

zaniedbywać.  

– I o to chodzi – powiedziała Claudia, pociągając łyk piwa.  

background image

–  A  teraz  ja  mam  prezent  dla  ciebie  –  powiedział  Mikołaj,  wyjmując  z  kieszeni  małą 

paczuszkę.  

– Co to jest?! – wykrzyknęła Claudia w zachwycie.  

– Otwórz, to się dowiesz.  

Claudia odpakowała prezent z prędkością, która przekraczała nawet moŜliwości Eleny.  

– Och, Mikołaju! Jest piękna.  

– Do tego będzie jeszcze kort tenisowy. W ten sposób będziemy mogli ćwiczyć razem.  

– A potem razem odpoczywać – powiedziała Claudia zalotnie.  

– Hej-ho, hej-ho! 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

14 lutego  

 

– PrzecieŜ sklepy są zamknięte – zauwaŜyła Ewa, gdy Adam zaparkował samochód przed 

południowym  wejściem  do  ekskluzywnego  domu  towarowego,  w  którym  otwierał  jeden  z 

działów.  

– Wiem – odparł Adam. – Ale ja mam klucz.  

– To znaczy, Ŝe zamierzasz pracować? Myślałam, Ŝe będziemy świętować dzień świętego 

Walentego. – W głosie Ewy zabrzmiała nuta rozczarowania.  

–  Nie  będę  pracował.  Wszystko  jest  przygotowane  na  jutrzejsze  uroczyste  otwarcie. 

Pomyślałem jednak, Ŝe zanim otworzą sklep, moglibyśmy spędzić tutaj moje ulubione święto 

w całkowitym odosobnieniu.  

–  Przyznaję,  Ŝe  niełatwo  czuć  się  samotnym  w  piątkowy  wieczór  –  powiedziała  Ewa, 

skłonna zaaprobować jego pomysł.  

–  Ja  wyrwałem  się  dziś  wcześniej  z  pracy.  To  ty  musiałaś  tak  długo  pracować  nad 

kontraktem  z  klientem.  Ale  nawet  dobrze  się  złoŜyło,  bo  dzięki  temu  miałem  czas,  Ŝeby  to 

przygotować.  

– Co przygotować? 

– Zobaczysz.  

Ewa czuła się podekscytowana, gdy podąŜała z Adamem w kierunku zamkniętego sklepu. 

Było  coś  niesamowitego  w  potajemnym  wślizgiwaniu  się  do  tak  ekskluzywnego  miejsca, 

któremu  Adam  od  półtora  miesiąca  poświęcał  wiele  czasu.  KaŜdy  szczegół  musiał  być 

dopracowany do perfekcji.  

–  Chodź!  –  powiedział,  ukrócając  tym  samym  jej  nie  kończące  się  zachwyty  nad 

kolejnymi  wystawami.  Ewa  i  Sara  często  plądrowały  pchle  targi  i  lumpeksy,  w  tak 

luksusowych butikach bywały niezwykle rzadko. Ostatnim duŜym zakupem, jaki zrobiła, był 

nowy samochód, na który wydała całą prowizję otrzymaną od Adama.  

Od ostatnich świąt, kiedy to zaczęła spotykać się z Adamem, wkroczyła w całkiem nowy 

ś

wiat. Świat, o którym, rzecz jasna, wiedziała, ale do którego, jak dotąd, nie miała wstępu. To 

było zupełnie jak bajka. Taka ze szczęśliwym zakończeniem.  

–  A  więc  naprawdę  to  przygotowałeś  –  powiedziała  Ewa,  kiedy  zatrzymali  się  przed 

oszkloną ladą działu jubilerskiego. Obok lady stała na stoliku butelka schłodzonego szampana 

i dwa kieliszki.  

– Mówiłem ci, Ŝe to moje ulubione święto – powiedział Adam.  

W dziale dominował czerwony kolor, który miał przyciągnąć oko potencjalnych klientów 

na  uroczystym  otwarciu.  Adam  stanął  z  drugiej  strony  lady  i  bawiąc  się  w  gospodarza 

wieczoru, otworzył butelkę z wielkim hukiem. Napełnił musującym płynem oba kieliszki.  

–  Za  nas!  –  powiedział,  podając  Ewie  kieliszek.  Roześmiała  się,  kiedy,  pociągając  łyk, 

poczuła, jak bąbelki łaskoczą ją w nos.  

background image

– Pamiętasz chyba, co się stało ostatnim razem, gdy piliśmy szampana – ostrzegła go.  

– Mam nadzieję, Ŝe ty teŜ o tym pamiętasz. Tym razem zamknąłem w komórce wszystkie 

lokówki – odrzekł.  

– Adamie! 

–  Wszystko  w  porządku.  Jestem  znów  zdatny  do  uŜytku.  Obejdzie  się  bez  części 

zamiennych. Tak powiedział wczoraj lekarz.  

– Wspaniała wiadomość! – zawołała Ewa.  

– Widzisz tutaj coś dla siebie? – zapytał Adam z uśmiechem.  

Ewa wsparła się jedną ręką o ladę, a drugą pociągnęła Adama za krawat.  

– Tak, kochanie, ciebie.  

– Myślałem o którejś z tych błyskotek.  

–  Och!  –  Ewa  pocałowała  go,  po  czym  spojrzała  na  zawartość  szklanej  gabloty.  –  To 

znaczy...? 

– Zrobisz ze mnie porządnego człowieka, prawda? 

Puściła jego krawat i następne chwile poświęciła na studiowanie kasetki z diamentowymi 

pierścionkami zaręczynowymi.  

– Wybierz ten, który podoba ci się najbardziej – powiedział.  

–  Na  dzisiejszy  wieczór  czy  na  zawsze?  –  zapytała,  spoglądając  na  Adama  i  próbując 

odgadnąć jego prawdziwe zamiary.  

– Jeśli daję ci pierścionek zaręczynowy, to chcę, Ŝebyś nigdy go nie zdejmowała.  

Ewa  spojrzała  raz  jeszcze  na  wystawę  i  wskazała  na  pierścionek  z  kwadratowym 

diamentem w prostej oprawie. Adam wyjął go i wsunął na jej palec.  

– Pasuje! – wykrzyknęła zachwycona.  

– Zastanów się jeszcze. MoŜesz przymierzyć inne pierścionki.  

– O, nie – odrzekła. – Jeśli ten pasuje, to widocznie jest przeznaczony dla mnie. To jest 

mój pierścionek.  

– Chodź – powiedział, chwytając ją za rękę.  

– Dokąd? 

– Zobaczysz.  

Schodami ruchomymi wjechali do działu z sukniami ślubnymi.  

– Chyba nie kaŜesz mi dziś wybierać sukni? 

– Nie. Mam dla ciebie niespodziankę. Usiądź – zaprosił, wskazując na pluszową kanapę. 

– Zamknij oczy, a ja zaraz wrócę z niespodzianką.  

Ewa,  siedząc  na  kanapie,  z  zamkniętymi  oczami  zastanawiała  się,  co  Adam  znowu 

wymyślił.  Ostatnie  tygodnie  potwierdziły,  Ŝe  ten,  z  pozoru,  realista  potrafi  zachowywać  się 

jak prawdziwy romantyk.  

– Nie otwieraj oczu – powiedział, gdy wrócił z niespodzianką.  

Słyszała, jak klęka przed nią, otwiera pudełko i szeleści papierem.  

– Co to jest? – niecierpliwiła się Ewa.  

– PołóŜ stopę tu, na moim kolanie – instruował, podnosząc jej nogę. Zdjął jeden z butów i 

zaczął masować stopę Ewy.  

background image

– A więc ta niespodzianka to masaŜ stopy? – zgadywała. – Podoba mi się. Nie narzekam.  

Ale on w tym momencie wsunął jej na nogę inny but.  

– MoŜesz otworzyć oczy.  

–  Są  przepiękne  –  wyszeptała,  patrząc  na  ślubne  pantofelki,  które  Adam  kazał  zrobić 

specjalnie dla niej. W jej oczach błysnęły łzy. Pantofelki wykonane były z białego brokatu i 

pracowicie ozdobione sznurkiem perełek i kryształami.  

– Podobają ci się? 

–  Czy  mi  się  podobają?  Są  cudowne!  Będę  musiała  zamknąć  je  w  szafie,  gdy  przyjdzie 

Elena. Wyglądają jak buciki księŜniczki.  

–  Bo  to  są  buciki  księŜniczki  –  zapewnił  ją,  wkładając  jej  dragi  pantofel.  –  A  poniewaŜ 

akurat  klęczę,  chciałbym  cię  o  coś  zapytać.  Czy  wyjdziesz  za  mnie,  Ewo,  i  sprawisz,  Ŝe 

wszystkie moje święta będą szczęśliwe? 

– Tak, wyjdę za ciebie, Adamie. MoŜesz pocałować przyszłą pannę młodą.  

Adam podniósł się i pocałował swoją księŜniczkę w pantofelkach, które pasowały na nią 

jak ulał.  

– Spróbuj się przejść, Ŝeby sprawdzić, czy są wygodne – zaproponował. – Jeśli coś będzie 

nie tak, mogę je wymienić.  

–  Nie,  noszenie  ich  przed  ślubem  przyniosłoby  pecha.  Są  idealne  i  bardzo  wygodne  – 

szybko odpowiedziała Ewa. Zdjęła pantofle i włoŜyła je do pudełka.  

–  A  teraz  mam  dla  ciebie  ostatnią  niespodziankę  –  powiedział  Adam,  biorąc  pudełko  z 

butami do ręki i ciągnąc Ewę za sobą.  

Szła za nim, aŜ dotarli do działu sportowego. Adam przystanął.  

– Dlaczego się tu zatrzymujemy? – zapytała zdumiona.  

– Pomyślałem, Ŝe sobie pobiwakujemy.  

– Pobiwakujemy? Nienawidzę tego.  

– Spodoba ci się. Zaufaj mi. PrzecieŜ, jak dotąd, nieźle się spisałem, czyŜ nie? 

Nieźle?  Wspaniale!  To  była  magia.  On  był  magiem.  Rzucił  na  nią  urok,  którego  nie 

chciałaby nigdy przerwać.  

Ale biwak? 

Wziął ją za rękę.  

A ona się zgodziła, nie potrafiąc mu odmówić.  

Zaprowadził  ją  do  otwartego  namiotu,  wystawionego  na  pokaz.  Otworzył  wejście  do 

końca i delikatnie popchnął ją do środka. Pochyliła się i westchnęła z zachwytu.  

Wnętrze  namiotu  wypełniały  czerwone  balony  w  kształcie  serca.  Na  małym  składanym 

stoliczku  stała  salaterka  pełna  truskawek  zanurzonych  w  czekoladzie.  Było  tu  naprawdę 

romantycznie. Prawie nie słyszała, jak Adam zamknął za sobą wejście do namiotu.  

– Czy ty w ogóle coś zrobiłeś dziś w pracy? – zapytała, sięgając po truskawkę.  

–  Urządziłem  to  wszystko  potajemnie,  kiedy  tylko  zamknęli  sklep.  Nikt  się  nigdy  nie 

moŜe o tym dowiedzieć. To nasza tajemnica.  

– Nikomu nie powiem – zapewniła go, delektując się smakiem truskawki.  

–  Nie  sądzisz,  Ŝe  zasłuŜyłem  na  nagrodę?  –  zapytał,  porywając  ją  w  ramiona  i  całując 

background image

zapamiętale.  

– Ale tutaj?!  

Potwierdził.  

– Teraz?!  

Wymruczał, Ŝe tak.  

– Ale...  

– Jesteśmy sami, a na zewnątrz pada. Nie słyszysz, jak krople deszczu uderzają o namiot? 

Czy nie wprawia cię to w romantyczny nastrój? 

Przyznała, Ŝe tak.  

– Nie moŜna biwakować w krawacie – powiedziała, rozwiązując węzeł i ściągając krawat 

z szyi Adama. .  

– Ani w marynarce – powiedział Adam, zdejmując Ŝakiet z jej ramion i opuszczając go na 

podłogę.  

– Czekałem na to całe tygodnie – wyznał.  

– Planowałeś to od tak dawna? 

– Owszem. I czekałem, aŜ będę zdrowy i sprawny.  

– Musisz być strasznie podniecony.  

– Strasznie – odpowiedział, rozpinając bluzkę Ewy i całując jednocześnie jej skronie.  

– To kompletne szaleństwo – powiedziała Ewa, rozpinając jego pasek od spodni.  

–  Wiem  –  odparł  i  połoŜył  ją  delikatnie  na  podłodze.  Byli  jednakowo  podnieceni, 

jednakowo gotowi.  

– Och, Adamie! – wyszeptała.  

I wtedy na zewnątrz usłyszeli głosy: „Myślę, Ŝe ustawimy się tutaj, Jonathonie”. „Czy tak 

będzie dobrze, panie Baker?” 

– Cholera.  

– Co się dzieje? Kim oni są? 

– To kierownik sklepu. Zupełnie zapomniałem, Ŝe Kanał Piąty telewizji robi migawkę do 

wiadomości w związku z jutrzejszym otwarciem.  

– Zapomniałeś! – wyszeptała Ewa, czując, Ŝe płonie rumieńcem.  

– Byłem zajęty innymi rzeczami – wymamrotał. Wtedy usłyszeli inny głos: „Mówi Chriss 

Meyer dla Kanału Piątego. Jesteśmy w nowym sklepie sieci Bon Marchć, który otworzy swe 

podwoje w St. Louis jutro o dziesiątej rano. Tu, w nowym sklepie... „ 

Ewa poczuła, Ŝe Adam zaczyna ją dalej rozbierać.  

– Co ty  robisz? – wyszeptała mu wprost do ucha, starając się nie myśleć, jak bardzo jej 

się to podoba. – Zwariowałeś? 

– Muszę, Ewo. Muszę! 

– Adamie! – nalegała, próbując powstrzymać jego ręce.  

– Tylko nie wymawiaj mojego imienia ani tym bardziej nazwiska – powiedział, ignorując 

jej  starania,  by  jednak  go  powstrzymać.  –  Najlepiej  nic  nie  mów,  bo  w  przeciwnym  razie 

pokaŜą nas w wiadomościach o jedenastej.  

Ewa musiała uŜyć całej swojej woli, aby nie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.  

background image

Ale chwile z Adamem warte były tego poświęcenia, tych pełnych napięcia sekund, kiedy 

Chriss  kontynuował  opisywanie  sklepu.  Ewa  modliła  się  tylko,  aby  nikt  nie  zechciał 

przypadkiem  zademonstrować  rozmiarów  namiotu,  otwierając  go  i  wchodząc  z  kamerą  do 

ś

rodka.  

Wreszcie, zamykając sobie rękami usta, aby nie krzyczeć, opadli wykończeni na podłogę.  

– Wesołych walentynek, kochanie – wyszeptał Adam, łapiąc wreszcie oddech.  

Ewa nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta obmyślaniem planu zemsty.  

W święta.