background image

Autor: 

Tomasz Łysiak

Źródło: 

Gazeta Polska Codziennie

 

Cień czarnych orłów. Czego nas uczy 
targowica

Dodano: 22.03.2014 [01:16]

 

foto: Jan Matejko "Hołd pruski"

Historia

 wiele razy pokazała, że Niemcy prowadzą z Polską grę równie bezwzględną co Rosja. 

Podobnie jak ona potrafią zakładać tysiące masek, grać przyjaciół, schlebiać, poklepywać po 
plecach, by po chwili stosować brutalne zasady eksterminacyjne w stylu kanclerza Bismarcka, 
który należał do polakożerców wybitnych - pisze Tomasz Łysiak w "Gazecie Polskiej".

Sejm Wielki zaczął się 6 października 1788 r. Ponieważ były to jeszcze czasy, kiedy publicznie 
ufano w Bożą Opatrzność, tedy i na samym początku obrad udali się posłowie do kolegiaty św. Jana 
na nabożeństwo. W kazaniu ksiądz kanonik Jezierski odczytał po łacinie fragment Biblii z księgi 
Mądrości (6, 3-4): „Nadstawcie uszu, wy, którzy panujecie nad narodami i jesteście dumni z 
mnóstwa ludów. Od Pana bowiem jest wam dana władza, / a moc od Najwyższego, który będzie  
badał uczynki wasze i przejrzy wasze zamiary”.

Rosja przybywa „ku pomocy”

Potem sejm rozpoczął pracę, która miała „odnowić oblicze ziemi”, wykrzesać nowego ducha 
poprzez unowocześniające reformy i uwieńczyć wszystko uchwaleniem konstytucji. Lecz to, co dla 
jednych bywa nadzieją na dobrą przyszłość, dla innych staje się solą w oku i pcha do zamierzeń 
zgoła przeciwnych. Nad Rzecząpospolitą pojawił się po raz kolejny cień dwóch czarnych orłów – 
pruskiego i rosyjskiego, które już w kilka lat po rozpoczęciu chwalebnego sejmu rozszarpały naszą 
Ojczyznę przy obopólnej zgodzie. Nim to jednak nastąpiło – Rosja przybyła nam „ku pomocy”, 
wezwana przez współobywateli państwa, którzy mieniąc się Polakami, do Polski ściągnęli 
najgorszego wroga i pomogli mu w rozbiorze własnej ojczyzny. 
Targowica była hańbą. Lecz 
poza tą hańbą własną przyczyną upadku była w wielkiej mierze zaborcza siła owych dwóch 
czarnych orłów. Przy wiodącej roli carycy Katarzyny II, która w istocie podyktowała w Petersburgu 
targowicki akt konfederacji, nieco mniej uważnie patrzymy w stronę drugiego agresora – Prus.

Ten właśnie żywioł i jego prawdziwą twarz pokazał później Jan Matejko w obrazie „Hołd pruski”. 
W pierwszej chwili, patrząc na owo wielkie dzieło, widzimy rzecz zdawałoby się oczywistą – 
książę elektor pruski klęczy przed polskim królem i oddając Prusy w lenno, korzy się nie tylko 

background image

politycznie, ale także symbolicznie. Jakby cała teutońska potęga, przed którą ostrzegał jeszcze 
arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, obecna w krzyżackich 

zamkach

 czy w brandenburskich 

najazdach na Wielkopolskę, wreszcie po kilku 

wiekach

 zmagań runęła w proch i pył. Lecz oko 

bystrzejsze dostrzeże w namalowanej scenie także Stańczyka. Błazen spogląda w stronę widza, 
zdając się mieć wiedzę o całej prawdzie ukrytej pod wierzchnim pozorem. I wreszcie odnaleźć 
można na obrazie przedmiot kluczowy – rękawicę rzuconą przez Prusaka do nóg polskiego 
monarchy
. Jakby chciał rzec: „Teraz klęczę, mój panie, lecz wiedz, że już niedługo toczyć będziemy 
kolejny pojedynek, wtedy zobaczymy, kto z nas jest mocniejszy”.

W stereotypowym myśleniu Prusak jawił się nam często jako bezduszny prostak, zasadniczy i 
wierny przepisom. Tymczasem historia wiele razy pokazała, że Niemcy prowadzą z Polską grę 
równie bezwzględną co Rosja. 
Podobnie jak ona potrafią zakładać tysiące masek, grać przyjaciół, 
schlebiać, poklepywać po plecach, by po chwili stosować brutalne zasady eksterminacyjne w stylu 
kanclerza Bismarcka, który należał do polakożerców wybitnych.

Pruskie czcze słówka

Wydarzenia na Ukrainie są dowodem na przerażającą płytkość analiz politycznych dokonywanych 
przez Zachód w stosunku do Rosji. Już katastrofa smoleńska powinna wstrząsnąć Europą – 
w końcu na terytorium Rosji zginął prezydent jednego z największych krajów unijnych, Rosja zaś 
już pierwszego dnia zaserwowała opinii publicznej gotową wersję wydarzeń o „tragicznym 
wypadku”, mataczyła i do dzisiaj nie oddała kluczowych dla sprawy dowodów. Co prawda – trzeba 
przyznać, że trudniej państwom Zachodu było naciskać na Rosjan, gdy nie uczyniła tego sama 
Polska, a nasz rząd przyjął strategię zająca. Teraz, gdy nagle Niedźwiedź pokazuje pazury, część 
opinii publicznej przeciera oczy ze zdumienia. Wygląda to, niestety, tragikomicznie. Zupełnie tak, 
jakby ktoś trzymał tygrysa w ogródku i sądził, że zwierzę złagodnieje, ponieważ z głośników 
puszcza mu się kojący hymn Unii Europejskiej.
 Tygrys jednak nie porzuci drapieżnej natury 
tylko z racji odsłuchania „Ody do Radości”… Dla wielkiej części Polaków jest to jasne od wielu 
lat. Od roku 2010 jest to bardziej oczywiste i jaskrawe.

Drugą jednak sprawą jest kluczowa rola Niemiec w obecnej sytuacji politycznej w Europie. 
Gospodarcze nici wiążą większość krajów europejskich z Berlinem – hegemonem 

ekonomicznym 

Unii. Ten zaś wszystkie je splata w jeden wątek, który znajduje przedłużenie w gazociągu 
biegnącym po dnie Bałtyku. Interesy, jakie robią ze sobą Niemcy i Rosjanie, znajdują symboliczne 
zwieńczenie w tej długiej rurze, ale oczywiście wykraczają poza wymiar energetyczny.

Świat zamarł, nasłuchując wyniku rozmowy telefonicznej Angeli Merkel z Władimirem Putinem. 
Kanclerzyca, mająca w gabinecie na ścianie portret swojej ulubionej postaci historycznej, czyli 
Katarzyny Wielkiej, dobrze pamięta, że caryca była Niemką. Pruski dryl, tak widoczny w rosyjskiej 
armii w 

wiekach

 osiemnastym i dziewiętnastym, pruskie nazewnictwo szarż czy choćby niemieckie 

nazwiska większości oficerów ukazywały niegdyś wyraziście ten zadziwiający szatański tandem 
dwóch czarnych orłów. Nie wiem, czy rozmowa między obecnym carem a potomkinią Bismarcka 
toczyła się w języku rosyjskim czy niemieckim. Wszystko jedno. Pani Merkel oświadczyła jednak 
po jej zakończeniu, że Putin „stracił kontakt z rzeczywistością”. I tyle. Dość wygodnie to brzmi i 
wskazywać by mogło, że Niemcy stawią czoło takiemu „szaleńcowi”. Jednak wszystko wskazuje, 
że były to tylko klasyczne, pruskie czcze słówka i mydlenie oczu opinii publicznej.
 Fakty są 
takie, że Niemcy – poza nic nieznaczącymi gestami – nie uczyniły właściwie nic, by Putina 
zatrzymać. A nie czyniąc nic – przyłożyły rękę do dokonującego się rozbioru Ukrainy.

„Nihil novi sub sole” – chciałoby się rzec.

Przyjaźń ambasadorów

background image

Najwymowniejszym przykładem roli pruskiej w dobie Sejmu Wielkiego, Konstytucji 3 Maja, 
potem targowicy i wreszcie drugiego rozbioru Polski byli niemieccy ambasadorowie. Gdy sejm się 
zaczął, na jednej z pierwszych sesji wystąpił ówczesny rezydent pruskiego króla Ludwik Bucholtz. 
Zaznaczyć trzeba, że Bucholtz i ówczesny ambasador rosyjski Otto Magnus von Stackelberg 
byli ze sobą w bardzo zażyłych stosunkach. 
Stackelberg wsławił się wcześniej ratyfikacją 
pierwszego rozbioru naszej ojczyzny. Bucholtz prowadził się wystawnie, pobierał ze swojego 
dworu wysoką gażę, a jadał albo w traktierniach, albo u rosyjskiego posła. Był w niego tak 
zapatrzony, że w końcu, by jednak w jakiejś mierze ambasador realizował pruską politykę, 
zmieniono go na… Włocha, Girolamo Lucchesiniego. W każdym razie ów Bucholtz odczytał notę 
na posiedzeniu naszego sejmu. Była ona tak wzruszająca i krzepiąca Polaków, że nic tylko łzę 
uronić z racji tak przyjaznej retoryki. Poseł na początku był zgorszony naszymi obawami 
dotyczącymi ewentualnych sojuszy, jakie trzy mocarstwa mogłyby zawrzeć przeciwko Polsce. 
Potem jednak przeszedł do propozycji sojuszy i w imieniu swojego władcy powiedział, że „jeżeli 
przymierza trzeba, król J.M. pruski ofiarowuje swoje i wszelkie jest gotów podjąć środki, by Polskę 
postawić w stanie niepodległym, silnym i rządnym”. Jego następca, czarny jak kruk Lucchesini, 
doprowadził w trakcie trwania Sejmu Wielkiego do przymierza polsko-pruskiego. Na posiedzeniu 
10 grudnia roku 1789 przedstawiono posłom list Fryderyka Wilhelma II, który obiecywał sojusz, 
pod warunkiem przeprowadzenia w Polsce niezbędnych reform ustrojowych. I przymierze takie z 
Niemcami zawarliśmy rok później. Tymczasem wydarzenia toczyły się szybko. Po uchwaleniu 
konstytucji i zdradzie targowickiej rozpoczęła się wojna z Rosją.

W styczniu 1793 r. do Wielkopolski wkroczyły zaś pierwsze niemieckie oddziały, by zabezpieczyć 
„interes pruski”. Zbliżała się owa potworna chwila, gdy w Grodnie, pod armatami rosyjskimi 
skierowanymi w sejm, nasi posłowie i król podpisali akt rozbiorowy.
 Kraj miał być zagrabiony 
po raz kolejny.

Pytanie

Dzisiaj, patrząc na Krym, na dokonujący się rozbiór Ukrainy, nie sposób nie wspomnieć tego, co 
kiedyś oba imperia uczyniły z Polską. Obecnie, gdy widać na Ukrainie żołnierzy wysłanych przez 
Putina, należy zadać głośno pytanie: co uczyniła kobieta mająca nad biurkiem portret carycy, 
by rosyjskie zapędy powstrzymać?


Document Outline