background image

Leigh Michaels

Wspólne noce, wspólne dni

Husband on Demand

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Klucz   leżał   tam,   gdzie   zawsze,   czyli   blisko   wejścia,   pod   donicą   z 

drobnymi żółtymi chryzantemami. Tym razem jednak Cassie wsunęła go 

do kieszeni żakietu, zamiast jak zwykle odłożyć na miejsce po otworzeniu 

drzwi.

Znalazła   się   w   cichym   holu   nieprzyjemnie   opustoszałego   domu, 

należącego do Peggy Abbott. Rozejrzała się wokół, chociaż świetnie znała 

każdy   kąt.   Trudno   zliczyć,   ile   razy   tu   przychodziła,   żeby   przynieść 

odebrane z pralni garnitury pana domu albo zabrać przygotowaną przez 

Peggy   listę   zakupów.   Również   przed   ostatnimi   świętami   Bożego 

Narodzenia spędziła tu cały dzień, pakując prezenty i piekąc ciasteczka. Po 

wykonaniu różnych zleceń wracała do siebie, teraz jednak miała tu na jakiś 

czas   zamieszkać,   i   to   zupełnie   sama.   Dlatego   dom   wydał   jej   się 

nieprzytulny   i   mało   gościnny,   czyli   zupełnie   inny   niż   zazwyczaj. 

Uśmiechnęła  się,  pokpiwając w  duchu ze  swego  przewrażliwienia.  Nie 

mogła się jednak pozbyć nieprzyjemnego wrażenia, że jest tu niechcianym 

intruzem.

A  przecież   tak   naprawdę   Peggy   niemal   błagała   Cassie,   by   się   tutaj 

wprowadziła i czuła się jak u siebie.

– Znam swoje szczęście i wiem – przekonywała – że jeśli pozostawię 

sprawy swojemu biegowi, będzie to wyglądało tak: pojadę z Rogerem na 

tę koszmarną wyprawę, a po powrocie okaże się, że hydraulik nie tylko nie 

zainstalował   wanny   z   biczami   wodnymi,   lecz   w   ogóle   nawet   się   nie 

background image

pojawił. Gdyby się okazało, że spędziłam wieczność w lesie pod namiotem 

z   powodu   remontu,   do   którego   w   rzeczywistości   nie   doszło,   pewnie 

podcięłabym sobie żyły.

– Bez wanny nie dasz rady – fachowo poinformowała ją Cassie. – Jeśli 

ktoś   profesjonalnie   podchodzi   do   tego   zabiegu,   powinien   usiąść   w 

wypełnionej   ciepłą   wodą   wannie.   Tak   postępują   wszyscy   porządni 

samobójcy. Szczerze jednak mówiąc, wolałabym, abyś zrezygnowała z tak 

radykalnego   kroku,   bo   wtedy   Wypożyczalnia   Żon   straciłaby   jedną   z 

najlepszych klientek.

–   No   to   wprowadź   się   do   mnie   i   miej   oko   na   tego   budowlańca   – 

nalegała Peggy. – Jeśli tu zamieszkasz, nie będzie miał pretekstu, żeby 

migać się od roboty.

Cassie nie była o tym przekonana, z doświadczenia bowiem wiedziała, 

że pod tym względem rzemieślnicy są wprost niewyczerpani w pomysłach. 

Z drugiej jednak strony Wypożyczalnia Żon od początku swego istnienia 

zajmowała się zarówno załatwianiem różnych spraw w imieniu klientów, 

by nie musieli zwalniać się z pracy, jak i pilnowaniem ich domów podczas 

nieobecności właścicieli. Peggy prosiła o połączenie tych dwóch usług, a 

przecież elastyczność była głównym hasłem firmy.

Jednym słowem Cassie nie pozostało nic innego, jak wprowadzić się 

tutaj.   Zresztą   miało   to   również   swoje   dobre   strony.   Dom  przy  Terrace 

Square   wydawał   się   Cassie   pałacem   w   porównaniu   z   jej   skromnym 

mieszkaniem.   Nie   tylko   z   powodu   komfortowego   wnętrza,   lecz   przede 

wszystkim dlatego, że był solidnie zbudowany.

Można   tu   było   włączyć   muzykę   o   każdej   porze   dnia   i   nocy   nie 

obawiając się, że spokój sąsiadów zostanie zakłócony, co dla Cassie było 

background image

wielce kuszącą zachętą. Obiecała sobie, że gdy tylko rozpakuje rzeczy, 

natychmiast wypróbuje pianino Peggy.

Właśnie wieszała w szafie ostatni z przywiezionych kostiumów, kiedy 

zadzwoniła przyczepiona do paska komórka.

– Wypożyczalnia Żon – odezwała się automatycznie.

– Jest ósma wieczorem, Cassie. Nie musisz być ciągle na posterunku – 

usłyszała głos jednej ze wspólniczek.

– Cześć, Paige. Masz rację, to już skrzywienie zawodowe.

– No i jak tam? Urządzasz się?

– Jest super, ta przestrzeń... Skończy się na tym, że Peggy po powrocie 

będzie musiała wyrzucać mnie siłą. – Cassie chwyciła żakiet, który zsuwał 

się z wieszaka, omal przy tym nie upuszczając komórki. – Co mówiłaś, 

Paige?

– Pytałam, czy jutro będziesz mogła zająć się przyjmowaniem zleceń 

telefonicznych. Sabrina jedzie do Fort Collins odebrać dziecko klienta z 

obozu koszykarskiego, a ja muszę pojechać z matką do lekarza.

– Jasne, nie ruszę się stąd na krok. Najpierw będę czekać na szefa firmy 

budowlanej, a potem muszę się przyjrzeć pracy jego ekipy.

– Czy Peggy rzeczywiście tego żądała? To brzmi jak wyrok. Jak sobie 

poradzisz?

– Nie będzie tak źle. Kiedy już remont ruszy pełną parą, co jakiś czas 

skontroluję postęp robót, co w niczym nie przeszkodzi mi w wykonywaniu 

moich zwykłych obowiązków. A jeśli chodzi o jutro, to podaj domowy 

numer Peggy, bo  w  mojej  komórce   wysiada  bateria.   Gdyby  było  dużo 

zamówień, to...

– Optymistka! Jakbyś nie wiedziała, że to bardzo kiepski okres...

background image

Właśnie! Kiepski okres! Cassie uświadomiła sobie, że to był kolejny 

powód, aby przyjąć zlecenie od Peggy, która nigdy nie marudziła przy 

płaceniu   rachunków.   W   tym   martwym   sezonie   każda   wpłata   na   konto 

firmy witana była z radością.

– Wiem. Niestety, tak to już jest w naszym fachu. Gdyby to było tylko 

możliwe, już teraz ubrałabym choinkę. Za kilka miesięcy będziemy zbyt 

zajęte przedświątecznymi zleceniami, żeby myśleć o sobie. Ale co z twoją 

mamą? Mam nadzieję, że to nic groźnego...

– Jutro ma tylko wizytę kontrolną, ale wiesz, jak to nieraz długo trwa. 

Zawsze trzeba czekać, aż przyjmą wszystkie nagłe przypadki. No to cześć. 

Rano przełączę telefon na twój numer.

Cassie przypięła komórkę do paska, wsunęła puste walizki pod łóżko i 

zeszła na dół do obszernego salonu. Zapadł już wieczór i dom pogrążony 

był   w   mroku,   nieco   tylko   rozproszonym   przez   światło   stylizowanych 

latarni, które otaczały mały park i plac zabaw, znajdujące się pośrodku 

osiedla   domków.   Ozdobna   szklana   ścianka   przy   drzwiach   wejściowych 

rozszczepiała światło, które migotało i rzucało drżące refleksy, stwarzając 

wrażenie, jakby wszystko wokół się poruszało. Cassie wzdrygnęła się i 

szybko przeszła przez hol.

Salon był połączony z holem, wyglądał jednak znacznie przytulniej, co 

na pewno było zasługą grubego, miękkiego dywanu i wygodnych foteli. 

Wypolerowane   czarne   pudło   pianina   lśniło   nawet   w   mroku.   Cassie 

delikatnie przesunęła ręką po powierzchni instrumentu, podniosła wieko i 

niepewnie dotknęła klawiszy.

Palce miała sztywne. Nic dziwnego, skoro od przeszło roku grała tylko 

od przypadku do przypadku. Uderzyła w klawisze i z ogromną radością 

background image

wykonała   kilka   wprawek.   Po   chwili   ręce   odzyskały   dawną   gibkość   i 

elastyczność, a palce niemal instynktownie znajdowały kolejne nuty...

Nie   była   dobrą   pianistką,   nigdy   bowiem   nie   pobierała   regularnych 

lekcji muzyki, ale zawsze szukała w niej ucieczki. Wprawdzie nie miała 

własnego   instrumentu,   ale   często   grywała   w   szkole,   w   kościele,   u 

koleżanek   czy   w   uniwersyteckim   kampusie.   Pianino   stało   się   jej 

najlepszym przyjacielem i powiernikiem.

Spod palców Cassie zaczęła płynąć wiązanka jej ulubionych utworów. 

Czasami   zatrzymywała   się,   by   przypomnieć   sobie   poszczególne   frazy. 

Dopiero   gdy   wyczerpała   cały   swój   repertuar,   przyjrzała   się   nutom 

ułożonym na sekretarzyku obok pianina.

Ze stosu wygrzebała zapis starego marsza. Jaka to przyjemność grać tak 

sobie do woli, gdy grube ściany oddzielające szeregowe domki skutecznie 

chroniły spokój sąsiadów.

Marsz był skomplikowany, a w dodatku w świetle lampki ustawionej na 

pianinie trudno było odczytać wyblakłe nuty. Pierwsze donośne akordy 

skutecznie zagłuszyły silne uderzenie w drzwi wejściowe.

Drugi   cios   zabrzmiał,   jakby   ktoś   próbował   rozwalić   drzwi   taranem. 

Cassie struchlała. Oderwała ręce od klawiatury i oczami rozszerzonymi 

trwogą wpatrywała się w sylwetkę niewyraźnie rysującą się za szklaną 

ścianką.

Włamywacz!   –   pomyślała,   sztywna   ze   strachu.   Ktoś   najwyraźniej 

uznał, że nie oświetlony dom jest pusty.

Trzecie uderzenie było jeszcze potężniejsze. Rozłupane i wiszące już na 

jednym tylko zawiasie drzwi uderzyły w ścianę holu. Z cienia wyłonił się 

olbrzymi, przerażający mężczyzna.

background image

Cassie   wydawało   się,   że   mdła   lampka,   przy   której   ledwie   mogła 

odcyfrować   nuty,   teraz   zapłonęła   pełnym   blaskiem,   bezlitośnie   ją 

oświetlając. Mężczyzna skoncentrował wzrok na dziewczynie. Oczy mu 

się zwęziły, ciało naprężyło.

I nagle odezwał się. Ostatnią rzeczą, jakiej mogła spodziewać się po 

włamywaczu, było pytanie, które zadał głębokim, pełnym niedowierzania 

głosem:

– A kimże, do diabła, pani jest?!

Klucz nie leżał tam, gdzie zawsze, czyli blisko wejścia, pod donicą z 

drobnymi żółtymi chryzantemami.

– Masz ci los, ładna niespodzianka! – zezłościł się Jake. No tak, ale 

skoro jego brat i bratowa z takim uporem zostawiali klucz w najbardziej 

oczywistym miejscu, należało spodziewać się, że któregoś dnia skorzysta z 

niego ktoś niepowołany.

Prawdopodobnie   o   ich   dwutygodniowym   wyjeździe   do   Manitoby 

wiedzieli nie tylko przyjaciele i współpracownicy, ale także całe osiedle. 

Każdy mógł z tej informacji skorzystać. Swoją drogą złodziej był dość 

niecierpliwy.   Od   wyjazdu   Rogera   i   Peggy   upłynęło   co   najwyżej   sześć 

godzin, a ich dobytek już był zagrożony.

Nie   ma   co,   świetne   zajęcie   na   resztę   wieczoru!   –   pomyślał   Jake. 

Zamiast   gorącego   prysznica   i   dobrze   zasłużonego   odpoczynku,   będzie 

miał wątpliwą przyjemność poznać gliniarzy z Denver i obserwować, jak 

zabierają się do śledztwa. Koszmar!

Właściwie Roger i Peggy zasłużyli sobie na to. Jake najlepiej by zrobił, 

gdyby po prostu położył się spać i zostawił cały ten bałagan do rana. Jeśli 

włamywacz nie narobił poważnych szkód, można by nawet udawać, że się 

background image

w ogóle niczego nie zauważyło...

Kładł już rękę na klamce, ale zatrzymał się z ciężkim westchnieniem. 

Nie mógł z czystym sumieniem zostawić tak tej sprawy. Będzie musiał 

przejść przez park do biura administratora, zgłosić brak klucza i poprosić o 

wezwanie policji. A poza tym, gdyby nawet zlekceważył zasady i odłożył 

problem do rana, przecież nie wejdzie do środka przez zamknięte drzwi.

Zamierzał   właśnie   ruszyć   do   administracji   osiedla,   kiedy   z   domu 

dobiegły jakieś dziwaczne dźwięki. Sprawa przybrała inny obrót. Złodziej 

był   w   środku   i   włączył   muzykę.   Czyżby   przed   kradzieżą   postanowił 

sprawdzić jakość sprzętu?

Na taką bezczelność Jake’a ogarnęła furia. Zebrał się w sobie i z całej 

siły rąbnął barkiem w drzwi.

Zatrzęsły się, ale wytrzymały. Gorzej było z barkiem, lecz Jake tylko 

skrzywił   się   z   bólu   i   zaatakował   powtórnie,   tym   razem   wymierzając 

drzwiom   potężnego   kopniaka   prawą   nogą,   potem   lewą   i   znów   prawą. 

Wreszcie zamek puścił i drzwi z impetem walnęły w ścianę. Jake wkroczył 

do   środka,   gotów   do   stoczenia   następnej   walki,   tym   razem   z 

włamywaczem. Błyskawicznie znalazł się w salonie i...

To,  co  zobaczył w  przyćmionym blasku  lampki,  wprost  zaparło  mu 

oddech.   Przy   pianinie   Peggy   siedziała   młoda   kobieta   o   bladej   twarzy 

otoczonej   strzechą   rudych,   kręconych   włosów   i   największych   oczach, 

jakie kiedykolwiek widział. Nie miała na sobie czarnej maski, nie trzymała 

latarki ani łomu. Ubrana była w elegancki tweedowy żakiet, w którym 

świetnie prezentowałaby się w roli szefowej jakiegoś biura. Dopiero co 

musiała oderwać dłonie od klawiatury.

Jednym słowem, w niczym nie przypominała groźnego rabusia. Jake 

background image

przeczuwał, że prawdziwe kłopoty dopiero się zaczną.

Cassie jakimś cudem zdołała odzyskać głos.

–   To   moja   sprawa,   kim   jestem!   –   warknęła   wściekle,   buńczuczną 

postawą pragnąc stłumić strach. – Natomiast bardzo jestem ciekawa, kim 

pan, do diabła, jest?! To ja mam prawo pytać, a nie pan, bo nie ja wdarłam 

się tu jak King Kong!

–   Oparła   ręce   na   biodrach,   dyskretnie   próbując   palcami   wymacać 

klawiaturę   komórki.   Gdyby   udało   się   niepostrzeżenie   wybrać   numer 

alarmowy, mogłaby wykrzyczeć adres po zgłoszeniu się operatora...

Zdołała nacisnąć pierwszy klawisz, lecz zamiast radosnego brzęczenia, 

komórka   wydała   słaby   jęk,   będący   ostatnim   tchnieniem   zamierającej 

baterii.   Cassie   gwałtownie   usiłowała   przypomnieć   sobie,   gdzie   stoi 

najbliższy   aparat,   co   zresztą   nie   miało   większego   znaczenia,   jako   że 

olbrzym pilnie się w nią wpatrywał i nie mogła wykonać żadnego ruchu.

Na   dodatek   zbliżał   się   do   niej!   Z   bliska   nie   wydawał   się   już   tak 

ogromny, nadal jednak budził grozę.

– Czekam na wyjaśnienia – ponagliła Cassie.

Mężczyzna sięgnął do kontaktów na ścianie holu i włączył wszystkie 

światła.   Górne   lampy   salonu   na   chwilę   ją   oślepiły,   ale   gdy   tylko 

przyzwyczaiła oczy, mogła wreszcie przyjrzeć się intruzowi.

Faktycznie był wysoki – musiał mieć ponad metr osiemdziesiąt – i dość 

szeroki   w   barach,   ale   to,   co   w   ciemnościach   nadawało   mu   nadludzkie 

rozmiary, okazało się dużą torbą podróżną, którą niósł na ramieniu. Było 

mało prawdopodobne, by włamywacz wybrał się na robotę z tak wielkim i 

zapewne ciężkim bagażem. Cassie zaczęła się uspokajać.

background image

– Nazywam się Abbott – przedstawił się zwięźle. – Ja także chciałbym 

usłyszeć jakieś wyjaśnienie.

Oczy Cassie rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie spotkała dotąd Rogera 

Abbotta,   ale   wnioskując   z   niektórych   uwag   Peggy,   nigdy   nie 

podejrzewałaby, że może wyglądać jak ciemnowłosy grecki bóg, któremu 

brak tylko piedestału...

Zmitygowała się w duchu. Nie przystoją takie myśli o mężu klientki.

– Jak rozumiem, Peggy nie powiedziała panu, że zleciła mi opiekę nad 

domem – przerwała swoje rozmyślania. – Sądziłam, że jesteście w połowie 

drogi  do   Kanady.   Coś   nie   wypaliło   z   planami   wakacyjnymi?  W  takim 

razie, gdzie jest Peggy?

– Przypuszczam, że z Rogerem. – Mężczyzna odstawił torbę i pomacał 

ramię.

– Więc pan nie jest... – Cassie zawahała się. – To kim pan właściwie 

jest? Jednoosobową brygadą antyterrorystyczną?

Zatrzymał się w pół kroku i zmrużył oczy.

– Zabrzmiało to tak, jakby takiej wizyty pani oczekiwała.

– Też coś! Po prostu wydaje mi się, że tylko antyterrorystyczna akcja 

może usprawiedliwić wyłamanie drzwi.

– Nie było klucza na zwykłym miejscu.

Cassie   otworzyła   usta   ze   zdziwienia.   Czyżby   miała   do   czynienia   z 

uciekinierem z domu wariatów?

– I dlatego pan się włamał?! Nie mógł pan pójść po zapasowy klucz do 

administratora?   Zresztą,   co   ja   mówię.   Skoro   nie   ma   pan   prawa   tu 

przebywać, i tak by go pan nie dostał...

–   Mam   prawo.   Jestem   bratem   Rogera.   Przyszedłem   tutaj,   szukałem 

background image

klucza i usłyszałem hałas, choć dom powinien być pusty...

–   Zaczynam   rozumieć.   Uznał   pan,   że   jestem   włamywaczem,   więc 

postanowił pan uratować mienie pańskiego brata.

– Chyba pani nie myśli, że wyważyłbym drzwi do obcego mieszkania?

– Ależ skąd! Jestem też pewna, że kiedy Roger i Peggy obejrzą szkody, 

bardzo się ucieszą, że zdemolował pan ich dom, a nie sąsiadów.

Westchnął.

–   Proszę   posłuchać.   Jestem   zmęczony   i   mam   dość   tych   słownych 

utarczek.   Ma   pani   rację,   zachowałem   się   zbyt   pochopnie.   jednak   gdy 

rozmawiałem z Rogerem, nie wspomniał mi, że będę miał towarzystwo. 

Mam nadzieję, że ma pani coś na potwierdzenie swojej tożsamości?

– W torebce na górze. Pan chyba też nie będzie się wzbraniał przed 

pokazaniem   mi   prawa   jazdy?   –   A   gdy   zmarszczył   brwi,   dodała:   – 

Uczciwość za uczciwość. Każdy może udawać brata Rogera Abbotta.

– A jest choć jeden powód, dla którego warto by to robić? – mruknął, 

wyciągnął jednak z kieszeni skórzany portfel.

– Miło słyszeć takie wyznanie braterskiej miłości – zadrwiła Cassie. – 

Teraz sobie przypominam. Słyszałam już o panu. Peggy mówiła, że nawet 

na ich ślub pan się nie pofatygował.

– Robi z tego straszny problem.

– W końcu to pana brat.

– I jego trzeci ślub. Z praktyką, jaką dzięki niemu nabyłem jako mistrz 

ceremonii, mógłbym poprowadzić tę uroczystość nawet przez telefon. A co 

więcej, w tym właśnie czasie zaczynałem pracę na Florydzie. Chce pani 

zobaczyć moje dokumenty, czy nie?

Cassie sięgnęła po prawo jazdy i celowo długo je studiowała. Nazywał 

background image

się   Jake  Abbott.   Przed   zeszłorocznymi   świętami   pakowała   prezent   dla 

Jake’a, i było to jakieś straszne okropieństwo... Tak, przypomniała sobie: 

bilety na krwawą walkę psów.

Według danych wpisanych do prawa jazdy mieszkał na Manhattanie.

Najwyraźniej praca na Florydzie nie potrwała zbyt długo. Zastanawiała 

się, czy Jake Abbott wpadł tylko z wizytą do Denver, czy też nowojorski 

adres również był nieaktualny.

Jednak   pozostałe   dane   były   bez   zarzutu:   wzrost   trochę   ponad   metr 

osiemdziesiąt, waga osiemdziesiąt pięć, oczy brązowe. No i zdjęcie, choć 

kiepskiej   jakości,   bez   wątpienia   przedstawiało   tego   samego   człowieka, 

który właśnie ją obserwował z ledwie skrywaną niecierpliwością.

– W porządku, panie Abbott. Przekonał mnie pan, że jest tym, za kogo 

się podaje. – Oddała mu dokument.

– Świetnie. Teraz moja kolej. Kim pani jest?

– Cassie Kerrigan – odparła. – Jestem współwłaścicielką Wypożyczalni 

Żon i Peggy wynajęła mnie...

– Wypożyczalni czego? – Ręka z portfelem zawisła w powietrzu. – I to 

Peggy panią wynajęła?

–   Niech   pan   powstrzyma   wyobraźnię   –   powiedziała   ostro   Cassie.   – 

Wypożyczalnia Żon nie świadczy usług...

– Pomyślałem jedynie o agencji towarzyskiej, a nie o...

–   Domyślam   się   –   warknęła.   –   Wypożyczalnia   Żon   załatwia   różne 

domowe sprawy, na które pracującym zawodowo ludziom zwykle brak 

czasu. Po prostu ułatwiamy im życie. Jest jednak szereg rzeczy, których 

nie   robimy:   nie   odkurzamy,   nie   myjemy   okien,   nie   opiekujemy   się 

dziećmi, a już na pewno nie angażujemy  się w żadne perwersyjne... – 

background image

przerwała. – Właściwie, po co ja to wyjaśniam?

– Widocznie sama pani czuje, że jej profesja może różnie się kojarzyć – 

podsunął usłużnie.

– Jedynie nazwa firmy  – przyznała. – Gdybyśmy  lepiej się nad nią 

zastanowiły, nazwałybyśmy firmę Pomocna Dłoń, czy podobnie. Jeśli pan 

tu zaczeka, przyniosę jakiś dokument.

– Nie ma potrzeby. – Jake potrząsnął głową.

– Skąd ta zmiana? Chyba nie chce pan powiedzieć, że moja uczciwa 

twarz przekonała pana o mojej prawdomówności?

– Nie, ale uwierzyłem, że pani firma nie świadczy perwersyjnych usług 

erotycznych, bo wówczas nazwa brzmiałaby Wypożyczalnia Kochanek.

–   Dziękuję   za   wskazówkę.   Nie   omieszkam   wykorzystać   jej   na 

najbliższym posiedzeniu zarządu.

– Zawsze do usług. – Potarł ramię. – Tak więc wreszcie wiemy, kto kim 

jest.   No   cóż,   całe   nieporozumienie   wynikło   stąd,   że   Roger,   gdy 

zaproponował mi skorzystanie ze swojego domu, nie wspomniał mi o pani. 

To dziwne, ale stało się.

– Mnie też nikt nie uprzedził. Może Peggy w ogóle mu o mnie nie 

powiedziała? Wygląda na to, że mają pewne kłopoty z porozumiewaniem 

się. Peggy zatrudnia mnie, a Roger oddaje dom do dyspozycji panu...

– Przypuszcza pani, że celowo zataił przed żoną mój kilkutygodniowy 

pobyt w Denver?

– Być może miał swoje powody, aby jej nie zawiadamiać o pańskiej 

wizycie – zauważyła cierpko. – Czy to nowa praca? A może okres między 

kolejnymi zajęciami?

–   Nowa   praca.   No   tak,   najpewniej   młodzi   małżonkowie   zapomnieli 

background image

wymienić się tak nieistotnymi informacjami, jak to, kto będzie mieszkał w 

ich   domu.   Zresztą,   czy   to   ma   znaczenie,   jak   doszło   do   tego 

nieporozumienia?   W   każdym   razie   pani   misja   dobiegła   już   końca, 

ponieważ ja tu  się wprowadzam i dom nie będzie  stał pusty. Szczerze 

mówiąc, pani obecność tylko by mi zawadzała.

– A może jednak – nie rezygnowała Cassie – Roger zawiadomił Peggy 

o pańskiej wizycie, lecz ona uznała, że lepiej mieć na miejscu kogoś, kto 

zneutralizuje pańskie nieokiełznane skłonności. – Wymownie spojrzała na 

wciąż otwarte i wiszące na jednym zawiasie drzwi. – Powinna mnie jednak 

powiadomić, że dotychczas nie nauczył się pan korzystać z dzwonka...

– Co z panią, panno Kerrigan? Martwi się pani utratą ciepłej posadki?

– Nie pan mnie zatrudniał i nie pan będzie mnie zwalniał – warknęła 

Cassie.

– Upiera się pani, żeby tu zostać? Dlaczego tak bardzo pani na tym 

zależy? – Głos mu podejrzanie złagodniał.

– Na pewno nie po to, żeby nawiązać z panem bliższą znajomość. – 

Cassie   wzdrygnęła   się   ostentacyjnie.   –   W  porządku.   Skoro   pan   się   tu 

wszystkim   zajmie...  Trzymam   pana   za   słowo.   Myślę,   że   współpraca   z 

robotnikami dobrze się ułoży. – Minęła go i ruszyła w stronę schodów.

– Jakimi znowu robotnikami? – Głos Jake’a stał się mniej zaczepny.

– Tymi, którzy jutro zaczną rozbierać ściany – rzuciła, nie odwracając 

nawet głowy.

– Co takiego?!

– Chyba nie sądzi pan, że Peggy wynajęła mnie do pilnowania szminek 

i  ozdobnych poduszek  na kanapie?  Gdyby  nie  remont,  nie  byłabym tu 

potrzebna. Ale skoro pan tak bardzo chce przejąć moje obowiązki...

background image

– Nie mam na to czasu – powiedział szybko.

–   Rozumiem   –   uspokoiła   go   Cassie.   –   Proszę   więc   pozwolić,   bym 

zajęła się tym, co do mnie należy. Zanim się jednak rozstaniemy, myślę, że 

powinnam zadbać o pański spokojny sen... – Cassie podeszła do telefonu. 

– Na jaki hotel pana stać?

– Nie znoszę hoteli! – Jake był wyraźnie zirytowany.

– Raczej nie chce pan rezygnować z darmowego mieszkania. – Cassie 

wydęła   usta.   –   Nie,   nie   krytykuję   pana.   Rozumiem,   że   nie   chce   pan 

ponosić żadnych kosztów, póki się nie okaże, czy to stała praca.

–   Czy   pani   ma   dobrze   w   głowie?   –   Irytacja   ustąpiła   miejsca 

rozbawieniu. – Nie spodziewam się wylania z pracy.

Cassie żałowała, że nie ugryzła się w język, ale cóż, ten facet nadepnął 

jej na odcisk. Nie powinna jednak interesować się ani jego pracą, ani tym, 

jaki styl życia preferował.

– Cóż to musi być za ulga – odparła uprzejmie. – Szczególnie, gdy 

czekają pana wydatki związane z naprawą drzwi. Szczęśliwie się składa, 

że przedsiębiorca budowlany i tak tu będzie...

– Niech pani nie próbuje zwalić całej winy na mnie i wykręcić się od 

swojego udziału.

– Mojego? To nie ja podjęłam błędną decyzję, tylko spokojnie sobie tu 

siedziałam, rozkoszując się muzyką...

– A ja myślałem, że jakiś sadysta torturuje stado kotów. Gdyby nie ten 

upiorny hałas, poszedłbym do administratora po klucz.

– I zamiast tego rzucił się pan na ratunek cierpiącym zwierzątkom? 

Dziękuję – skwitowała go Cassie. – Bardzo mi miło, że podobał się panu 

mój występ. Gdyby jednak zechciał pan zrezygnować z tych dygresji i 

background image

wrócił do tematu... Po głębszym zastanowieniu, wolę, żeby pan nie szedł 

do   hotelu.   Nie   chcę   zostać   z   tym   bałaganem.   Tych   drzwi   nie   da   się 

przecież zamknąć nawet na klamkę, a co dopiero na klucz...

– Czemu więc pani nie wróci do domu? Bo zakładam, że ma pani jakiś 

dom. Chyba Peggy nie znalazła pani w kartonowym pudle pod mostem?

–   Już   panu   mówiłam.   Muszę   tu   być   w   związku   z   remontem.   Nie 

pamięta pan?

–   Przecież   można   wszystkiego   dopilnować,   wpadając   od   czasu   do 

czasu. Nie musi pani siedzieć tu bez przerwy.

–   Peggy   chciała,   abym   co   rano   wpuszczała   ich   do   domu.   Żeby 

przejechać   całe   miasto   i   zdążyć   tu   przed   robotnikami,   musiałabym 

opuszczać mój karton pod mostem o nieprzyzwoicie wczesnej porze. – 

Chociaż jutro – z triumfującą miną machnęła ręką w kierunku wejścia – 

wpuszczenie robotników nie będzie stanowiło najmniejszego problemu.

– Nie poddaje się pani, co?

– Zostałam tu zatrudniona, natomiast panu wyświadczono przysługę, 

trudno więc porównać powody, dla których tu jesteśmy. Jeśli jedno z nas 

miałoby wyjść, to na pewno nie ja.

Jake ziewnął.

– Jak pani chce. Jeśli o mnie chodzi, jestem zmęczony po długim locie. 

Zrobiło   się   późno,   a   przed   porannym   spotkaniem   muszę   jeszcze 

popracować. Jednym słowem idę spać.

– A co z drzwiami?

– Zabezpieczę je krzesłem.

–   Dziękuję,   będę   czuła   się   absolutnie   bezpieczna   –   powiedziała 

zgryźliwie.

background image

– Ależ to nie ja sugerowałem, bym wyniósł się do hotelu i zostawił tu 

panią samą – odrzekł Jake z przyganą. – W takim razie przeciągnę sofę z 

salonu   i   własnym   ciałem   zatarasuję   drzwi,   żeby   chronić   panią   przed 

napastnikami.

– Nigdy bym nie pozwoliła na takie poświęcenie. Musi się pan dobrze 

wyspać, żeby jutro oczarować nowego szefa.

Jake uśmiechnął się, a Cassie nagle poczuła dziwny dreszcz.

– Proszę się nie obawiać, że pomylę pokoje i wkroczę do pani sypialni 

– mruknął. – Może pani spać spokojnie. – Z trudem powstrzymał kolejne 

ziewnięcie. – Przypuszczam, że po przeprowadzce z kartonu pod mostem 

miała pani ochotę zająć sypialnię gospodarzy, ale ostatecznie możemy o to 

rzucać monetą.

Cassie   spuściła   oczy   z   miną   niewiniątka,   żeby   nie   zauważył 

rozbawienia,   nad   którym   z   trudem   panowała.   Nie!   Nie   oszczędzi   mu 

niemiłej niespodzianki, a siebie nie pozbawi złośliwej satysfakcji, dlatego 

nie   uprzedzi   go,   że   od   rana   z   powodu   remontu   praktycznie   przestanie 

istnieć łazienka przy sypialni właścicieli mieszkania.

–   Wrodzone   poczucie   delikatności   nie   pozwoliło   mi   wkraczać   do 

prywatnych pomieszczeń mojej klientki...

Jake podniósł oczy.

–   Delikatność?   Mnie   na   pewno   taki   drobiazg   nie   powstrzyma   od 

skorzystania z ich łóżka.

– Nigdy bym pana o to nie podejrzewała – słodko odparła Cassie.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Biorąc   pod   uwagę   okoliczności,   Cassie   spała   zadziwiająco   dobrze, 

może dlatego, że pokój gościnny był przytulny i wygodny, a żadne hałasy 

nie zakłócały ciszy nocnej.

Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca i natychmiast z 

radością   pomyślała   o   czekających   ją   kolejnych   utarczkach   z   Jakiem 

Abbottem. Tym razem będzie miała obstawę w postaci ekipy robotników 

uzbrojonych w łomy.

Zamówiony   przez   Peggy   przedsiębiorca   dotrzymał   słowa.   Cassie   z 

uznaniem   spojrzała   na   zegarek,   gdy   punktualnie   o   siódmej   rozległ   się 

dzwonek. Ostrożnie odsunęła krzesło, którym Jake zablokował klamkę. 

Miała nadzieję, że drzwi nie rozsypią się podczas otwierania.

Młody mężczyzna, który stał na schodach, przesunął trzymaną w ustach 

wykałaczkę.

– Dzień dobry, pani Abbott – powiedział powolnym, rozwlekłym jak 

guma   arabska   głosem.   –   Jestem   Buddy   Nelson,   mam   tu   zainstalować 

wannę.

Inaczej   wyobrażała   sobie   oczekiwanego   majstra.   Był   młodszy,   niż 

przypuszczała, na pewno nie przekroczył jeszcze trzydziestki. Nie był też 

tak mocno zbudowany, jak według niej powinien prezentować się ciężko 

pracujący hydraulik. Raczej należałoby powiedzieć o nim „tyczkowaty”. 

Ubrany był w zniszczone, poplamione i wymięte dżinsy, którymi zapewne 

wzgardziłby najmniej wybredny łachmaniarz.

background image

Rozchełstana, wyblakła flanelowa koszula odsłaniała zapadnięty tors, a 

kilkudniowy   zarost   oraz   tłuste   włosy,   związane   w   kucyk,   świetnie 

pasowały do całości. Na dodatek fachowiec przybył sam. Gdzież podziała 

się jego ekipa?

– Nie jestem panią Abbott – zaczęła wyjaśniać. – Jestem jej…

Buddy nie patrzył na nią, tylko na drzwi.

– Jakieś problemy, widzę. – Jego głos miał nosowe brzmienie.

– Pan Abbott porozmawia o tym z panem. Trzeba będzie to naprawić.

Spojrzał na nią z powątpiewaniem.

– Znaczy się drzwi, proszę pani?

Cassie   nie   miała   wątpliwości,   skąd   brało   się   jego   zdziwienie.   W 

dziennym świetle zniszczenia wyglądały znacznie poważniej. Zauważyła 

teraz,   że   drzwi   były   wykonane   nie   z   litego   drewna,   tylko   z   pokrytej 

fornirem   sklejki,   która   rozszczepiła   się   na   nieregularne   kawałki. 

Zniszczenia wyglądały na nieodwracalne.

– Ta sprawa nie należy do mnie. – Cassie nie chciała wdawać się w 

zbędne   dyskusje.   –   Proszę   wejść,   panie   Nelson.   Zaraz   pójdę   po   pana 

Abbotta. Będziecie mogli omówić sprawę tej naprawy, zanim przyjdzie 

cała ekipa.

– Żadna tam ekipa. Sam tu jestem.

Cassie chciała się zapytać, jak w pojedynkę zamierza poradzić sobie z 

wielką wanną z biczami wodnymi, w której wygodnie mogły się kąpać 

dwie osoby, uznała jednak, że Peggy musiała przed zawarciem umowy 

upewnić się, iż Nelson podoła tej robocie. Ktoś jej go polecił, a ona nie 

zadała sobie trudu, by porozmawiać z nim osobiście, inaczej bowiem nie 

uznałby Cassie za panią Abbott.

background image

– Nie lubię pracować w pośpiechu i chcę wszystko zrobić akuratnie – 

ciągnął powolnym, nosowym głosem. – Ale proszę mówić do mnie Buddy.

Zanim hydraulik zdołał przekroczyć próg, była już w połowie schodów. 

Gdy   się   obejrzała,   ostrożnie   poruszał   wejściowymi   drzwiami.   Pewnie 

sprawdzał stopień zniszczenia. Wyglądało na to, że Buddy z natury jest 

wyjątkowym flegmatykiem, co nie wróżyło zbyt dobrze.

Z pokoju Jake’a nie usłyszała dzisiaj jeszcze żadnych odgłosów, a sama 

przy   porannej   krzątaninie   zachowywała   się   jak   najciszej.   Wczoraj   był 

bardzo zmęczony, dała mu więc pospać. To nie jej wina, że sielanka się 

skończyła i zaraz nastąpi gwałtowne przebudzenie.

Ze złośliwą satysfakcją głośno zapukała.

–   Proszę   wejść.   –   Rześki   głos   Jake’a   niemile   ją   zaskoczył.   Cassie 

uchyliła drzwi.

–   Widzi   pan?   Tak   to   się   zwykle   robi:   należy   zgiąć   palce,   uderzyć 

kostkami o drzwi i poczekać cierpliwie na zaproszenie do środka.

Rozczarowała   się   jeszcze   bardziej,   widząc,   że   Jake   jest   gotowy   do 

pracy.   Marynarka   co   prawda   leżała   na   łóżku,   ale   miał   już   na   sobie 

nieskazitelnie białą koszulę, zdążył też zawiązać ciemnoczerwony krawat. 

W  ciągu   ostatniego   roku   Cassie   przewoziła   do   pralni   tyle   jedwabnych 

krawatów,   koszul   z   monogramem   i   szytych   na   miarę   garniturów,   że 

nauczyła się bezbłędnie oceniać markową garderobę, dlatego natychmiast 

spostrzegła,   że   ubrania   Jake’a   były   bardzo   wysokiej   jakości.  Wyraźnie 

chciał wywrzeć wrażenie na nowym szefie.

Siedział przy laptopie ustawionym na małym stoliku pod oknem. Zajęty 

pracą, ledwo na nią spojrzał.

– Czemu zawdzięczam pani wizytę?

background image

–   Na   pewno   nie   przemożnej   chęci   sprawdzenia,   czy   sypia   pan   w 

piżamie – powiedziała cierpko Cassie. – Przyszedł fachowiec od remontu.

– Później z nim porozmawiam.

– Obawiam się, że nie da się tego odłożyć. – Bardzo się starała, żeby jej 

głos nie zabrzmiał zbyt radośnie. – Przykro mi, ale remont zacznie się 

właśnie tutaj. – Wskazała na drzwi do łazienki.

– Mówiła pani o rozbieraniu ścian. – Jake gwałtownie odwrócił się do 

niej.

Cassie powstrzymała uśmiech.

– Proszę mi wybaczyć, ale wczoraj chyba nie zdążyłam przekazać panu 

wszystkich szczegółów.

–   Doskonale   pani   wie,   że   nie   chyba,   tylko   na   pewno.   Teraz   już 

rozumiem, czemu tak łaskawie udostępniła mi pani ten pokój.

– Byłam tak oczarowana naszą rozmową, że zapomniałam pana ostrzec. 

Jeśli jednak  teraz  się   pan  pospieszy, zdąży  pan  zabezpieczyć  wszystko 

przed kurzem.

Mruknął coś niezrozumiale, z tonu jednak sądząc, nie było to miłosne 

wyznanie, więc Cassie uznała, że po wygranej potyczce nastała pora na 

odwrót. Zanim jednak wyszła, Jake zawołał:

– Przecież nie muszę z tym majstrem rozmawiać. Niech pani mu powie, 

żeby wymienił drzwi i przysłał mi rachunek.

– O, nie – odparła beztrosko. – Za żadne skarby nie pozbawię pana 

przyjemności poznania Buddy’ego.

Właśnie   wchodziła   na   marmurową   posadzkę   holu,   gdy   u   szczytu 

schodów pojawił się Jake, który nadal mruczał coś pod nosem. Cassie, 

zadowolona, że udało jej się wywołać taką reakcję, uśmiechnęła się uroczo 

background image

do Buddy’ego i odmaszerowała do kuchni.

Gdy sprawdzała zawartość spiżarni, zadzwonił telefon.

Paige   była   niezawodna!   Choć   to   dopiero   wpół   do   ósmej,   już 

przełączyła linię.

Tym razem jednak nie dzwonił klient, lecz trzecia wspólniczka.

– Sabrina? – zdziwiła się Cassie. – Myślałam, że jesteś w drodze do 

Fort Collins. – Przytrzymywała słuchawkę ramieniem, żeby mieć wolne 

ręce. Musiała poprzestawiać pudełka i puszki, by sprawdzić, co znajduje 

się w głębi szafki.

–   Zaraz   wyjeżdżam,   ale   chciałam   upewnić   się,   że   pamiętasz   o 

jutrzejszym spotkaniu.

Cassie westchnęła.

– Niemal zapomniałam, jaki dziś dzień. Jasne. Będę jak zawsze.

– Mogłabyś przyjść trochę wcześniej? Muszę z tobą coś omówić.

– Bez Paige? – zaniepokoiła się Cassie. – Czy z Eileen wszystko w 

porządku? Paige wprawdzie mówiła, że to rutynowe badania, ale obawiała 

się, że mogą potrwać cały dzień.

– Trudno mówić o rutynie, gdy ktoś jest skazany na wózek inwalidzki – 

zauważyła   Sabrina.   –   Mój   problem   nie   dotyczy   jednak   Eileen,   tylko 

klienta. Chciałam poznać twoje zdanie na pewien temat.

–   Oczywiście   –   wolno   powiedziała   Cassie.   –   Wystarczy   nam   pół 

godziny?

Nagle włosy zjeżyły się jej na karku, lecz zanim zorientowała się, skąd 

ten niepokój, z tyłu padło pytanie:

– Czy to telefon do mnie?

Gwałtownie się wzdrygnęła i duża torba z mąką, która stała na samym 

background image

brzegu półki, runęła na podłogę. Papierowe opakowanie pękło i w kuchni 

uniosła się chmura białego pyłu.

– Czy to twój majster? – zainteresowała się Sabrina. – Wiedziałam, że 

będę ci zazdrościć tej pracy. Sądząc po głosie, to muskularny i silny facet.

Cassie przez ramię spojrzała na Jake’a, który stanął w drzwiach. Był 

już w marynarce. Jej poła była niedbale odchylona, gdyż nonszalancko 

trzymał rękę w kieszeni spodni. W drugiej ręce niósł płaską teczkę. Już 

wieczorem, mimo zmęczonych oczu i popołudniowego zarostu, wyglądał 

bardzo   przystojnie,   natomiast   teraz,   wypoczęty   i   odświeżony,   niewiele 

odbiegał od ideału.

–   Dodaj   również:   agresywny,   dominujący   macho   –   powstrzymała 

zachwyty przyjaciółki.

– To twój punkt widzenia, kochanie – wymruczała Sabrina. – Nie mogę 

się doczekać, kiedy mi opowiesz wszystko o właścicielu tego seksownego 

głosu. Może w czasie jutrzejszego lunchu?

Cassie   miała   ochotę   rzucić   jakieś   przekleństwo,   lecz   w   ten   sposób 

jeszcze bardziej zaciekawiłaby Sabrinę.

– W takim razie spotkajmy się godzinę wcześniej – zaproponowała.

– O, nie, kochana. Nie pozwolę ci zacząć przed przyjściem Paige. Jeśli 

nie usłyszy szczegółów od ciebie, będę musiała wszystko jej powtarzać.

Cassie, zaciskając zęby ze złości, odłożyła słuchawkę. Jake, bezwiednie 

masując obolały bark, wszedł do kuchni.

– Kto dzwonił?

– Moja przyjaciółka – odparła nadzwyczaj uprzejmie. – Zapewniam, że 

zawołałabym pana do telefonu. Nie musi się pan trudzić podsłuchiwaniem.

–  Ani   mi   to   w   głowie.   Widząc   jednak,   jak   pani   zadrżała,   gdy   się 

background image

zbliżyłem, byłem pewien, że wie pani o mojej obecności.

Cassie zjeżyła się, ale po chwili zastanowienia wzruszyła ramionami. 

Skoro   Jake   jeszcze   nie   zauważył,   że   jej   reakcje   na   jego   obecność 

spowodowane są głęboką niechęcią, nie zaś rozpalonymi zmysłami, nie 

było   sensu   tego   wyjaśniać.   Nie   wyglądał   zresztą   na   specjalnie 

zainteresowanego.

Sięgnęła po szufelkę i zaczęła zgarniać rozsypaną mąkę.

– Jak poszło z Buddym?

–   Chyba   nieźle,   choć   na   początku   rozmowy   musiałem   mocno   się 

natrudzić,   by   odwrócić   jego   uwagę   od   pani.   Dopiero   wtedy   zaczął 

przytomnie reagować.

Wyprostowała się gwałtownie, niemal wypuszczając z rąk szufelkę.

– Odwrócić uwagę? Ode mnie? A cóż to za pomysł? Patrzył wyłącznie 

na zrujnowane przez pana drzwi.

–   No   to   przestał,   zanim   tam   przyszedłem.   Co   pani   z   nim   zrobiła? 

Rzuciła   urok?   To   człowiek   stracony,   naprawdę   kiepsko   z   nim.   Jednak 

poniekąd się temu nie dziwię, bo nawet na mnie zrobiło wrażenie, jak pani 

szła przez hol.

– O co panu chodzi?

– Nie chce mi pani chyba wmówić, panno Kerrigan, że to kręcenie 

biodrami nie było zaplanowane.

– Najwyraźniej niektórym wyobraźnia płata figle – warknęła Cassie, na 

co on uśmiechnął się szeroko, zaś ona powtórzyła sobie w duchu, że nie 

będzie wdawać się w wyjaśnienia. Jake i tak wszystko zinterpretuje po 

swojemu. – Szkoda jednak się trudzić zbędną gadaniną. Domyślam się, jak 

pokrętnymi ścieżkami przemykają pana myśli. A co z drzwiami?

background image

– Buddy oznajmił, że nie zajmuje się wymianą drzwi. Cassie zamrugała 

gwałtownie.

– Co takiego? Przecież ma firmę remontową.

– Hydrauliczno-remontową. Zakłada wanny, zmywarki, termy, ale nie 

drzwi. Wyjaśniał mi to niezwykle cierpliwie.

W   głosie   Jake’a   zabrzmiała   ironiczna   nuta,   a   Cassie   bez   trudu 

wyobraziła   sobie,   jak   Buddy   wymienia   przeraźliwie   długą   listę 

hydraulicznych akcesoriów.

– I co teraz?

Jake zaczął bawić się zamkami przy teczce.

–   A   może   pani   porozmawiałaby   z   Buddym   –   zasugerował   –   i 

przekonała go, żeby zmienił zdanie?

–  To   znaczy   mam  pokręcić   biodrami?   Niech  pan   to   sobie   wybije   z 

głowy.

– W porządku.

Cassie   przyjrzała   mu   się   podejrzliwie.   Zdążyła   już   na   tyle   poznać 

Jake’a Abbotta, że nie wierzyła w ten jego pojednawczy ton.

– Tymczasem – dodał wesoło – chyba jestem winien pani przeprosiny...

– Zaczyna się – mruknęła Cassie.

–   ...   za   wczorajszą   próbę   nakłonienia   pani   do   opuszczenia   domu. 

Okazuje się, że Peggy słusznie panią wynajęła. Póki pani tu jest i może 

wszystkiego przypilnować...

–  Wolnego   –   Cassie   przerwała   mu   szybko.   –   Nie   obiecywałam,   że 

całymi dniami będę siedzieć przy wejściu jako ochroniarz.

–   Wygląda   na   to,   że   są   to   dość   niezwykłe   drzwi.   Nie   wiem,   czy 

zauważyła pani, ale są zupełnie inne niż w pozostałych domkach. Buddy 

background image

natychmiast to dostrzegł. Jego zdaniem będą kłopoty z wymianą.

– A skąd Buddy może o tym wiedzieć? Przecież sam mówił, że to nie 

jego specjalność...

–  Ale   zna   innych   fachowców.   Twierdzi,   że   o   tej   porze   roku   i   w 

tutejszym klimacie mają pełne ręce roboty. Muszą przed zimą zakończyć 

umówione   prace.   Jeżeli   więc   pani   nie   ruszy   do   akcji,   czeka   nas   duży 

kłopot. – W głosie Jake’a była zarówno prośba, jak i nadzieja.

Cassie skapitulowała.

– No dobrze – zgodziła się niechętnie. – Porozmawiam z Buddym, choć 

nic nie obiecuję.

– Ma pani na myśli rezultat, czy bodźce mające skłonić Buddy’ego do 

działania?

Cassie zacisnęła pięści.

– Jeśli sugeruje pan to, co myślę... Jake uniósł brwi.

– Cóż za wyobraźnia, panno Kerrigan.  Myślałem o upieczeniu jego 

ulubionego ciasta. Nawiasem mówiąc, ma pani na sobie tyle mąki, jakby 

już się pani za to wzięła. – Znów rozmasował ramię. – A skoro o tym 

mowa, czy znajdzie się tu coś do zjedzenia? Wczoraj nie jadłem obiadu.

– W zamrażarce jest paczka meksykańskich naleśników.

– Na śniadanie? O tej porze nie zjem przecież tak ostrego dania!

– Zapomniał pan? – upomniała go Cassie. – To nie hotel.

– Przypuszczam, że Peggy opróżniła lodówkę?

– No myślę! Pan by tego nie zrobił przed dwutygodniowym wyjazdem? 

–   Do   dziś   pamiętała   czyszczenie   porośniętej   pleśnią   lodówki   w 

eleganckim   apartamencie   pewnego   kawalera.   Natychmiast   po   pracy 

wyrzuciła gumowe rękawice, których używała, a przez kolejny miesiąc nie 

background image

mogła nawet pomyśleć o zjedzeniu jakiejkolwiek zieleniny.

– Nie zawracam sobie głowy opróżnianiem lodówki, bo trzymam w 

niej keczup, oliwki i kilka puszek piwa. Nic się nie może popsuć.

– A narzeka pan, że Peggy zostawiła tylko mrożone naleśniki?

Otworzył lodówkę i przejrzał niemal puste półki.

–   Chyba   miała   pani   rację,   mówiąc   o   kłopotach   komunikacyjnych 

Rogera i Peggy. Roger uprzedziłby mnie, gdyby wiedział o remoncie, z 

kolei Peggy, gdyby wiedziała, że przyjeżdżam...

– Zostawiłaby panu lodówkę pełną pyszności. – Cassie wrzuciła torbę 

po mące do kosza na śmieci. – Niedługo pójdę do sklepu. Może coś panu 

kupić?

Przerwał inspekcję lodówki i spojrzał na Cassie z niedowierzaniem.

– Mówi pani serio?

– Z przyjemnością kupię wszystko, co pan chce – zniecierpliwiła się 

Cassie.   –   Wypożyczalnia   Żon   pobiera   opłaty   za   godzinę   pracy,   a   do 

zakupów doliczamy procent w zależności od wysokości rachunku. Jeśli ma 

pan na coś ochotę...

– Wiedziałem, że musi tkwić w tym jakiś haczyk, ale niech będzie. 

Proszę mi kupić keczup, oliwki i...

– ... zielone czy czarne? – upewniła się.

– Oba rodzaje.

– A jakie piwo?

Rozległ   się   dzwonek   telefonu   i   Cassie   automatycznie   sięgnęła   po 

słuchawkę.

– Wypożyczalnia Żon, Cassie przy telefonie.

background image

Po   drugiej   stronie   zapadła   cisza.   Cassie   powtórzyła   powitanie   i   po 

chwili usłyszała głęboki męski głos:

–  To   chyba   pomyłka.   Dzwonię   do   Jake’a  Abbotta   i   przysięgam,   że 

podał mi ten numer.

Cassie skrzywiła się.

– Jest tutaj. Już go proszę.

Jej rozmówca nagle parsknął śmiechem.

– Powiedziała pani „wypożyczalnia żon”? Dopiero wczoraj przyjechał i 

już... Ależ ma tempo!

Zignorowała tę uwagę i oddała słuchawkę. Chciała wyjść do holu, ale 

Jake stanął przed nią, blokując przejście.

–   Dzień   dobry   –   powiedział   do   telefonu.   –   Oczywiście,   Caleb.   O 

jedenastej? Świetnie. – Spojrzał na Cassie. – Nie, nie przesłyszałeś się, 

właśnie tak powiedziała.

Powoli i pedantycznie odłożył słuchawkę. Wyglądało to groźniej, niż 

gdyby z furią ją cisnął.

– Ta rozmowa dotyczyła spotkania w interesach. Wzruszyła ramionami.

– Zorientowałam się. Nie oczekuję wyjaśnień.

– Nic nie wyjaśniam, tylko chcę, żeby pani coś zrozumiała. To był 

Caleb Tanner, najbardziej wpływowy człowiek w Kolorado...

– To pański nowy szef? Jak miło. Co za pieskie szczęście! Mogłam 

nawiązać   znajomość   ze   sławnym   Calebem   Tannerem   i   straciłam   taką 

szansę! I taki ważniak sam załatwia telefony? Nie dziwi to pana?

– Czy zechce mnie pani łaskawie wysłuchać, panno Kerrigan? Może się 

zdarzyć, że będą do mnie dzwonić ludzie, z którymi pracuję. Na Calebie 

już pani zdążyła zrobić złe wrażenie...

background image

– Chwileczkę – zaprotestowała Cassie. – Na pewno nie jest moją winą, 

jakie wnioski wyciągnął.

– Mogła pani rozsądniej nazwać firmę. Nawet nie chcę powtarzać jego 

uwag. W każdym razie, niech pani więcej nie odbiera telefonów.

Z namysłem potarła nos czubkiem palca.

– Skończył pan? – spytała uprzejmie.

– Sądzę, że wszystko wyjaśniłem.

– To może teraz ja przedstawię swój punkt widzenia, jeśli oczywiście 

zechce mnie pan wysłuchać, panie Abbott... Byłam tu pierwsza, można 

powiedzieć, że zaklepałam sobie ten telefon, a poza tym, stąd, z tej kuchni, 

prowadzę firmę. Widzę więc trzy wyjścia: po pierwsze, jeśli otrzymam 

takie zlecenie, znajdę panu mieszkanie; po drugie, powie pan wielkiemu 

Tannerowi, że zmuszony jest pan korzystać z telefonu towarzyskiego... – 

Ominęła go i w drzwiach odwróciła się na pięcie. – Po trzecie, zamieszka 

pan   w   jego   biurze   i   wtedy   Tanner   nie   będzie   musiał   tutaj   dzwonić. 

Polecam szczególnie to rozwiązanie, bo wprost rewelacyjnie poprawiłoby 

pańskie notowania w pracy. Nie mówiąc już o tym, że dla mnie byłby to 

prawdziwy dar niebios!

Firma Tanner Electronics bardzo różniła się od tych przedsiębiorstw, 

które   Jake   dotąd   odwiedził.   Chociaż   powstała   całkiem   niedawno, 

usiłowano nadać jej cechy firmy z tradycjami. Dywany wprawdzie były 

nowiutkie, podobnie jak kosztowne meble, wśród nich jednak pojawiały 

się   sprzęty,   które   sprawiały   wrażenie,   że   wyciągnięto   je   z   magazynów 

Armii Zbawienia.

Natomiast personel wymykał się wszelkim definicjom, bo takich ludzi 

nie zatrudniały żadne renomowane firmy, ani te, które na swój wizerunek 

background image

pracowały przez wiele pokoleń, ani te, które niedawno przebojem zdobyły 

rynek.   Mówiąc   wprost,   pracujący   w   Tanner   Electronics   projektanci 

skomplikowanego   sprzętu   elektronicznego   wyglądali   na   pomocników 

Buddy’ego.   Jednak   ta   banda   obdartusów   wprost   emanowała   zapałem, 

fachowością   i   inteligencją.   Gdy   w   głowie   kłębią   się   pomysły,   łatwo 

zapomnieć o wypraniu dżinsów. Jake wiedział, że z takimi ludźmi można 

przenosić góry.

Wszędzie panował twórczy nieład, czy też, mówiąc wprost, bałagan, 

tylko   w   biurze   naczelnego   dyrektora   było   inaczej.   Pokój,   przez   który 

wchodziło się do gabinetu Tannera, wyposażono co prawda w dywan, a na 

ścianach powieszono kilka dobrych reprodukcji, ale to było wszystko. Ani 

mebli, ani sekretarki. Nic dziwnego, pomyślał Jake, że Caleb sam załatwia 

telefony.

Ponieważ drzwi do gabinetu były otwarte, Jake zamierzał wejść bez 

pukania, lecz w progu powstrzymał go kobiecy śmiech.

– No, kochanie – mówiła zdyszanym głosem – pomogę ci to zdjąć.

Było   jednak   już   za   późno,   by   się   taktownie   wycofać,   bowiem 

mężczyzna, który siedział na brzegu biurka i próbował zdjąć sweter w 

jaskrawych kolorach, zawołał:

– Jake Abbott?

– Przepraszam, ale drzwi były otwarte – odpowiedział tym bardziej 

zmieszany, że zgrabna blondynka wcale nie kryła swego niezadowolenia.

Caleb jednym zręcznym ruchem ściągnął sweter przez głowę i wręczył 

go dziewczynie.

– Przepraszam, Angélique, ale interesy czekają. – Zsunął się z biurka i 

uścisnął rękę Jake’a.

background image

Blondynka wydęła wargi.

– Och, w porządku. Zobaczymy się wieczorem. – Przesłała Calebowi 

pocałunek,   przewiesiła   sweter   przez   rękę   i   przez   chwilę   uważnie 

lustrowała Jake’a. Potem uśmiechnęła się zalotnie, dając do zrozumienia, 

że już pozbyła się urazy. Caleb nie zwracał na nią uwagi. Mocno kręcąc 

biodrami, opuściła pokój.

Jake uznał, że jej ruchy są prostackie i nienaturalne. Przypomniał sobie, 

z   jakim   wdziękiem   poruszała   się   Cassie   Kerrigan.   Poza   tym   włosy 

blondynki były bez życia, natomiast czupryna Cassie kusiła, by zanurzyć 

w niej ręce...

Rozejrzał   się   ciekawie   po   gabinecie.   Na   blacie   masywnego, 

eleganckiego   biurka   z   drzewa   tekowego,   zamiast   suszki   do   atramentu, 

secesyjnego przycisku do papierów i przybornika, walały się narzędzia i 

elektroniczne części, a piękny blat nosił ślady głębokich zadrapań.

Caleb włożył sztruksową marynarkę i wskazał fotele w rogu gabinetu.

–   Przepraszam,   pewnie   pomyślałeś,   że   trafiłeś   na   różowy   balecik. 

Angélique robi mi sweter i postanowiła sprawdzić, czy długość rękawów 

jest odpowiednia.

Jake pamiętał swoją babcię, która godzinami w skupieniu ślęczała nad 

robótkami   i   zupełnie   nie   mógł   w   tej   roli   wyobrazić   sobie   blondynki 

Caleba.   Tę   głęboką   refleksję   zachował   jednak   dla   siebie   powiedział 

natomiast:

– Utalentowana dziewczyna.

–   Tłumacząc   to   na   nasze,   uważasz   więc,   że   nie   potrafiłaby   nawet 

zliczyć oczek. – Caleb spojrzał przenikliwie. – No cóż, mnie też co jakiś 

czas ogarniają podobne wątpliwości. – Rozparł się wygodnie w fotelu. – 

background image

Słuchaj, powiedz mi szczerze, co ty kombinujesz z tymi wypożyczanymi 

żonami?

– Jeśli o to chodzi... – zaczął Jake.

– ... to ma sens – przerwał mu Caleb. – Wypożyczyć żonę, w chwili 

kiedy   jest   potrzebna   i   uniknąć   zamieszania,   gdy   człowiek   chce   się   jej 

pozbyć. – Odchylił się do tyłu.

–  Ale  chyba   nie   będziemy   o   tym  rozmawiać.   Co  sądzisz   o  naszym 

nowym urządzeniu?

– Wypróbowałem je, tak samo jak inne wasze produkty – odparł Jake. – 

Nic dziwnego, że opanowaliście rynek. Zapewniacie rewelacyjną jakość. 

Chciałbym tylko mieć pewność, że następny gadżet też będzie miał takie 

powodzenie.

Caleb uniósł brwi.

– Nie wierzysz, że użytkownicy magnetowidów starego typu rzucą się 

na nowe urządzenie, które steruje się głosem?

– Są już podobne urządzenia.

– Ależ skąd. Wszystko, co jest dostępne, wymaga ustawienia czasu, 

kanału,   wybierania   wielu   różnych   cyfr.   Nasza   zabaweczka   pozwala 

powiedzieć maszynie, żeby nagrała odpowiednie odcinki któregokolwiek 

serialu,   a   ona   sama   je   wyszuka,   bez   względu   na   to,   gdzie   i   o   której 

godzinie są nadawane. Dorzućmy do tego cyfrową jakość nagrania, bez 

taśmy, która się zużywa lub zrywa...

– Wysoko mierzysz, lecz mimo to zastanawiam się, ilu widzów jest aż 

tak   zafascynowanych   serialami,   żeby   na   tę   nowość   wydać   niemałe 

pieniądze.

– Badania rynku wskazują... Jake przerwał chłodno.

background image

– Badania rynku wskażą wszystko, co zechcesz. – Uważnie spojrzał na 

Caleba Tannera, niemal oczekując wybuchu. Jednak jedyną reakcją było 

zaciśnięcie ust. – Może zresztą – ciągnął Jake – jeśli wykorzystacie ten 

pomysł,   żeby   przystosować   urządzenie   nagrywające   do   istniejących 

magnetowidów... Produkując je jako dodatek do tego, co już jest na rynku, 

nie będziecie zmuszać ludzi do tak radykalnych zmian.

– Osłabię w ten sposób wartość całego pomysłu. To, co sugerujesz, 

oznacza rezygnację z możliwości cyfrowego przechowywania danych oraz 

błyskawicznego przeszukiwania i odtwarzania.

–   Ale   pozwoli   na   trzykrotnie   większą   sprzedaż   za   połowę 

przewidywanej ceny.

Caleb zastanowił się chwilę, a potem pokręcił głową.

– Nie chciałbym firmować czegoś takiego.

– Ja z kolei nie jestem pewien, czy właściciele magnetowidów, i tak 

najczęściej pokrytych kurzem, będą chcieli zapłacić proponowaną cenę za 

kolejny gadżet.

– Nawet wtedy, gdy bije on na głowę wszystko, co do tej pory widzieli?

– To, że coś jest lepsze, nie zawsze znaczy, że musi odnieść sukces. 

Szczególnie bez reklamy, a to kosztowna sprawa.

Caleb wzruszył ramionami.

–   Inwestycje   kapitałowe   i   całe   te   finansowe   zawiłości   nie   są   moją 

najmocniejszą   stroną.   To   twoje   zadanie,   Jake.   Trzeba   znaleźć   na   to 

pieniądze.  – Zerwał się z fotela. – Przede  wszystkim musisz wszystko 

obejrzeć,   prawda?   Zawiozę   cię   do   zakładu   i   pokażę,   czym   Tanner 

Electronics może się pochwalić.

– To miał być kolejny punkt mojej wizyty – zgodził się Jake.

background image

– Mam nadzieję, że zechcesz pojechać ze mną motocyklem? – upewnił 

się Caleb. – Oczywiście, mam kask dla pasażera.

Jake próbował ukryć uśmiech. Ostrzegano go, że Caleb jest oryginalny, 

było to jednak chyba zbyt łagodne określenie.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Dzień   był   bardzo   ładny,   ale   pod   wieczór   wzmógł   się   wiatr.   Każdy 

trzask wzbudzał w Cassie obawę, że jeszcze chwila, a rozsypią się drzwi 

wejściowe. W końcu uznała, że gapienie się na nie i tak nic nie pomoże, 

poszła więc do kuchni zająć się swoim obiadem.

Miała powód do zdenerwowania, każdy by to przyznał. I wcale nie 

wiązało się to z faktem, że od porannej rozmowy w kuchni Jake ani się nie 

pokazał, ani nie zadzwonił.

Może   mimo   wszystko   poszedł   do   hotelu,   zastanawiała   się,   dziobiąc 

widelcem odgrzane w mikrofalówce danie z indyka. W takim wypadku na 

pewno   jednak   by   ją   zawiadomił,   oczywiście   podając   jakiś   zmyślony 

powód. Za nic przecież by się nie przyznał, że zastosował się do jej rady!

Wyrzuciła resztki obiadu do śmieci i usadowiła się w salonie. Mały 

stolik zasłany był folderami jej firmy. Ma przed sobą cały wieczór, by 

przygotować   je   do   wysyłki,   i   dzięki   temu   zajęciu   nie   będzie   musiała 

zastanawiać się nad drzwiami. A co do Jake’a... Gdyby nie myśl o tym, jak 

perfidnie postąpił, zostawiając cały bałagan na jej głowie, mogłaby już 

zacząć świętować z radości, że go tu nie ma!

Jednak w żaden sposób nie mogła się skupić na wypisywaniu zaproszeń 

do potencjalnych klientów Wypożyczalni Żon. Kiedy zorientowała się, że 

na jednej z kartek zaczęła pisać: „Drogi Jake’u”, ze złością odłożyła pióro 

i zrobiła kulkę z ulotki. Postanowiła zająć się czymś innym.

Próbowała właśnie podważyć obudowę komórki, żeby dostać się do 

background image

baterii, kiedy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Przez chwilę wpatrywała 

się w nie, w końcu podniosła się i wyjrzała przez szklaną ściankę.

Serce zabiło jej radośnie na widok Jake’a, zaraz jednak upomniała się: 

to dlatego, że bała się siedzieć tu sama. Tak samo ucieszyłaby się, gdyby 

zobaczyła administratora, sąsiadkę lub Buddy’ego...

No, może wszystkich oprócz Buddy’ego. Otworzyła drzwi.

– Szybko się pan uczy – pochwaliła Jake’a. – Wystarczyła jedna lekcja 

pukania i proszę, jakie efekty!

– Uznałem, że to bezpieczniejszy  sposób. Poza tym nadal nie mam 

klucza. – Ostrożnie ujął klamkę i poruszył drzwiami w przód i w tył. – 

Hej, nie jest już tak tragicznie. Jak się to pani udało?

– Buddy je trochę wzmocnił. Uśmiechnął się radośnie.

– Wiedziałem, że potrafi go pani przekonać.

– To tylko prowizorka. Dużo im brakuje do dawnej świetności. Przez te 

pęknięcia wiatr wyje jak potępiona dusza.

– Może powinniśmy wezwać firmę od efektów dźwiękowych. Mieliby 

gotowy podkład do filmu o nawiedzonym domu.

– Hałas to nic w porównaniu z przeciągiem. Buddy chciał je zabić na 

głucho. Mówił, że bezpieczniej będzie wcale ich nie używać. Uznałam 

jednak, że chodzenie przez patio byłoby zbyt kłopotliwe.

– Słusznie. Trzeba byłoby okrążać całe osiedle, żeby dojść do parkingu. 

– Jake odstawił teczkę i zrzucił płaszcz. Znów rozcierał ramię.

– Dobrze się pan czuje? Coś pana boli? – spytała z troską Cassie.

– Tak, ramię. Stłukłem je wczoraj, uderzając o drzwi.

–   Racja!  A  więc   nici   z   mojego   współczucia,   bo   to   konsekwencja 

pańskich wybryków. – Cassie skierowała się w stronę sofy. – Byłam już 

background image

pewna, że pan nie wróci...

– Skąd przyszło to pani do głowy?

– Bo wszystkie pana rzeczy znikły.

– A więc sprawdziła to pani. Z ciekawości, czy też ze strachu?

– Nic z tych rzeczy – odpowiedziała z godnością. – Weszłam tam, gdy 

pomagałam Buddy’emu uprzątnąć łazienkę, żeby mógł zacząć pracę.

Jake wzruszył ramionami.

– Sama pani radziła mi, bym wszystko zabezpieczył przed kurzem, co 

też zrobiłem. Była pani zaniepokojona?

– Tym, że pan bez słowa znikł? Ależ skąd. Uwielbiam w czasie takiej 

wichury przebywać sama w obcym domu, zwłaszcza z drzwiami, które 

chronią   przed   nieproszonymi   gośćmi   równie   skutecznie,   co   sznurek 

przeciągnięty od futryny do futryny.

– Co za ulga, że już mnie pani nie zalicza do nieproszonych gości.

– Niech pan sobie za dużo nie wyobraża – powstrzymała go Cassie. – 

Choć może pan zyskać kilka punktów, jeśli zdoła pan otworzyć telefon 

komórkowy. – Ze złością spojrzała na oporny aparat.

– Proszę mi to dać. – Jake usiadł naprzeciwko w dużym fotelu i sięgnął 

do kieszeni spodni.

–   Nic   dziwnego,   że   mężczyźni   nie   mogą   się   obyć   bez   kieszeni   – 

mruknęła   Cassie,   widząc,   że   wyciąga   spory   scyzoryk.   –   Nie 

podejrzewałam   też,   że   Caleb   Tanner   ma   w   sobie   coś   z   poganiacza 

niewolników.

– Skąd ten pomysł? – zdumiał się Jake.

– Bo przywlókł się pan dopiero o tej porze, a to przecież pierwszy dzień 

pracy. Nie sądzę, by wieczór spędził pan na przyjęciu.

background image

– Nie ma pani racji. – Jake odłożył nóż i kciukami zaczął naciskać 

obudowę telefonu, aż rozległ się głośny trzask.

– Czyli nie jest poganiaczem?

– Byłem na przyjęciu. Gdzie jest nowa bateria? Przesunęła opakowanie 

w jego stronę.

– Chyba nie było to jedno z owych słynnych przyjęć Caleba Tannera, 

bo wówczas bawiłby się pan dobrze.

– Myślałem, że pani go nie zna. – Jake zamknął obudowę komórki i 

położył aparat na kolanach Cassie.

–   Nigdy   go   nie   poznałam,   ale   każdy   mieszkaniec   Denver   słyszał   o 

playboyu,   który   wart   jest   miliony,   a   także   o   jego   kociaku.   –   Z 

zadowoleniem włączyła komórkę.

– Kociak? – zdziwił się Jake. – Z tego, co zdążyłem zauważyć, Caleb 

nie ogranicza się do jednej dziewczyny.

– Jasne, przecież mówi się o nim, że zwykle ma jakąś główną panienkę 

oraz tłum kandydatek na jej następczynię. A ile ich było na przyjęciu?

–   Straciłem   rachubę.   –   Wyciągnął   się   z   westchnieniem   w   fotelu   i 

zamknął oczy.

Cassie przyglądała mu się z zainteresowaniem. Ponieważ lampa stojąca 

obok sofy nie oświetlała miejsca, gdzie siedział, jego twarz pozostawała w 

cieniu, a rzęsy wydawały się niezwykle długie, ciemne i gęste. Westchnął i 

podniósł dłoń do obolałego barku.

Cassie   zaniepokoiła   się,   jednak   wrodzona   złośliwość   wzięła   w   niej 

górę.

– Co się stało? – spytała z udawanym współczuciem. – Czyżby nie 

bawił się pan dobrze? Caleb Tanner okazał się egoistą i nie dopuścił pana 

background image

do swojego haremu?

– Wręcz przeciwnie, był bardzo hojny.

–   Och!   –   Nie   zdołała   ukryć   drżenia   głosu,   brnęła   jednak   dalej:   – 

Biedaku, musiały pana bardzo wymęczyć.

Jake otworzył jedno oko i uśmiechnął się.

– Niech się pani nie denerwuje. Mimo usilnych prób Caleba, w jego 

obecności żadna z jego panienek nie chciała się mną zainteresować.

Nie denerwować się? Co za przypuszczenie!

– Proszę mi wierzyć – zauważyła cierpko – nie cierpię na myśl, że pan 

przebywał   w   ich   towarzystwie.   –   Jej   słowa   nie   zabrzmiały   zbyt 

przekonująco.

Wpatrując się w ulotki, zastanawiała się, co tak bardzo wyprowadziło ją 

z równowagi. W końcu zrozumiała. Kociaki z definicji mają ograniczone 

możliwości intelektualne, ale tylko kobieta całkiem pozbawiona mózgu 

mogła walczyć o względy Caleba Tannera, gdy pod ręką miała Jake’a.

Odepchnęła foldery.

– Idę zrobić sobie czekoladę. – Podniosła się z sofy. – Ma pan ochotę 

na filiżankę?

Jake mruknął coś sennie, co można było uznać za zgodę, poszła więc 

do kuchni, karcąc się w duchu, że próbuje otoczyć go opieką. Szybko 

jednak znalazła usprawiedliwienie. Postąpiłaby tak wobec każdego klienta 

firmy albo przyjaciela. Tyle że Jake nie należał do żadnej z tych kategorii.

Po chwili wróciła do salonu z tacą i gorącym kompresem.

– Proszę, to powinno pomóc na stłuczenie.

–   Miała   mi   pani   nie   współczuć   –   uśmiechnął   się   Jake.   Przyłożył 

kompres do obolałego ramienia. – Zawsze się tak pani opiekuje ludźmi?

background image

Już miała powiedzieć, że nie zawsze robi to z chęcią, ale zamiast tego 

wyjaśniła:

– Kiedy byłam dzieckiem, moja matka często niedomagała, musiałam 

więc ją zastępować.

– A pani ojciec?

Pytanie   nie   miało   żadnego   podtekstu,   ale   przecież   nie   musiała 

opowiadać, że jej ojciec potrafił tylko wprowadzać zamęt.

– Miał swoje sprawy. Nauczyłam się wtedy wielu rzeczy, za które teraz 

mi płacą.

– Ma pani dość dziwne zajęcie.

– Choć nie siedzę za biurkiem, nie znaczy to, że moja praca jest gorsza 

czy niepotrzebna. – Wygładziła pomiętą ulotkę. Kilka zręcznych ruchów i 

papierowy   samolocik   poszybował   w   stronę   Jake’a.   –  Widzi   pan   motto 

firmy? To nie tylko slogan reklamowy. To realia współczesnego świata.

Jake rozłożył kartkę.

– Czy chodzi o zdanie: „Każdy, kto pracuje, potrzebuje żony”?

– Przecież to prawda. Każdemu, kto pracuje zawodowo, potrzebna jest 

osoba, która zajmie się różnymi domowymi sprawami, by życie toczyło się 

bez zakłóceń. W dzisiejszych czasach dotyczy to nawet bardziej kobiet, niż 

mężczyzn. Załatwiamy wiele spraw, dzięki czemu nasze klientki mają czas 

dla siebie.

Jake spojrzał na nią znad brzegu kubka.

– A kto dba o pani sprawy?

Cassie spojrzała zaskoczona. Nigdy przedtem nikt jej o to nie pytał.

– Dzisiaj chętnie pozwoliłabym którejś ze wspólniczek wyręczyć się w 

zakupach.

background image

– To dlaczego pani tego nie zrobiła?

– Bo obie są zajęte.

– Czyli cały dzień biega pani za cudzymi sprawami, a sobą zajmuje się 

dopiero po godzinach.

– Nie jest tak źle, bo często łączę jedno z drugim. Na przykład robiąc 

zakupy dla klientów, kupuję również coś dla siebie.

–   Muszę   pamiętać,   by   szczególnie   starannie   sprawdzić   rachunek   ze 

sklepu – mruknął Jake.

– Nie mówiłam o łączeniu wydatków – zirytowała się Cassie, i dopiero 

po sekundzie zorientowała się, że stroi sobie z niej żarty. Wykrzywiła się i 

wycedziła:   –   Choć   oczywiście   kusiło   mnie,   żeby   zamiast   oliwek   w 

pierwszym gatunku i piwa z importu, kupić panu jakieś nędzne namiastki. 

Mogłabym   wtedy   zarobić   na   pańskim   rachunku   kilka   dodatkowych 

dolarów. A  przy  okazji: paragon  jest na  drugiej półce  w lodówce,  pod 

butelką keczupu.

– Mam iść po pieniądze już teraz, czy poczeka pani do rana?

–   Jeśli   doliczy   pan   odsetki   za   zwłokę,   gotowa   jestem   poczekać   do 

popołudnia – zaśmiała się Cassie.

Jake’owi   rozbłysły   oczy.   Zadrżała,   ale   zaraz   uspokoiła   się.   Nie, 

pomyślała,   bez   obaw,   nie   zakocham  się   w   nim  z   powodu   seksownego 

uśmiechu. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości.

– Poza tym nie jesteśmy na okrągło zajęte, zdarzają się dni. kiedy mogę 

robić,   co   tylko   zechcę.  Wciąż   jednak   muszę   dbać   o   swój   wizerunek   i 

wykorzystywać każdą okazję do zdobywania nowych klientów dla naszej 

firmy.

– Czy to znaczy, że nie ustawiają się do was w kolejce?

background image

–   Powiedzmy,   że   nie   wszyscy   są   przekonani   o   korzyściach 

wynikających z posiadania żony, którą można wezwać przez telefon.

– Nie wiem, czy to poprawi pani samopoczucie, ale Caleb uważa, że to 

rewelacyjny pomysł: wynająć żonę, zamiast sale w nią inwestować.

Cassie zmarszczyła się z niechęcią.

– Nic dziwnego, jeśli weźmie się pod uwagę kobiety, jakimi się otacza. 

A czy... – zawahała się.

– Niech pani dokończy, Cassie.

– Czy panu nie przeszkadza... jego stosunek do kobiet?

–   Rozumiem,   że   pani   zdaniem   powinienem   nie   posiadać   się   z 

oburzenia.

– Wiem, że to nie pańska sprawa, jednak po charakterze szefa można 

poznać, jakim będzie pracodawcą.

– Czyli jeśli oszukuje żonę lub urząd skarbowy, może również oszukać 

swoich podwładnych. Interesująca teoria – mruknął Jake.

– Jak sądzę, według pana jest zbyt uproszczona i naiwna, ale...

–   To   nie   tak.   Odniosłem   wrażenie,   jakby   pani   się   kiedyś   mocno 

sparzyła. Czy ten facet był z gruntu nieuczciwy, czy też zachował się nie 

fair tylko wobec pani?

Cassie   poczuła,   że   się   rumieni.   Próbowała   zapanować   nad 

ogarniającym   ją   zmieszaniem.   Nie   zamierzała   zwierzać   się   Jake’owi 

Abbottowi i opowiadać mu o Stephanie.

– Mówiliśmy o Calebie Tannerze – odparła stanowczo. Jake przyglądał 

się jej przez dłuższą chwilę, po czym powiedział łagodnie:

–   Oczywiście,   skoro   tak   pani   twierdzi.   Caleb   i   jego   kobiety.   Moim 

zdaniem  najważniejsze   jest   to,   czy   potrafi   oddzielić   swoje   romanse   od 

background image

interesów. Z tego, co widziałem dziś wieczorem wynika, że nie ma z tym 

problemów.

– To świetnie – skwitowała Cassie. – Cieszę się, że zadowala pana jego 

praktyczne podejście do życia. – Odrzuciła koc, którym była owinięta. – 

Robi się późno, a Buddy przyjdzie wcześnie rano. Obiecał, że postara się 

znaleźć nowe drzwi.

– Od razu wiedziałem, że potrafi pani owinąć go wokół małego palca.

–   Mówił   tylko,   że   spróbuje   –   powtórzyła   Cassie.   –   Gdy   jednak 

wspomniałam o naprawie, przesunął wykałaczkę w ustach i odparł, że jeśli 

chcę w terminie mieć wannę...

– Gdyby Peggy stała przed takim wyborem...

–   Zakłada  pan,   że  wybrałaby   drzwi,   a  nie   bicze   wodne?  Wcale   nie 

jestem taka pewna. Gdy szykowałam łazienkę do remontu, zorientowałam 

się, że przed wyjazdem jej nie uprzątnęła.

Jake zastanowił się.

–   Rozumiem,   że   na   podstawie   tej   uwagi   powinienem   coś 

wydedukować, ale przyznaję, że nie wiem co.

– Zostawiła wszystko tak jak stało – zniecierpliwiła się Cassie, – Sądzę, 

że ma pan rację, Roger nic nie wiedział o remoncie. Pewnie Peggy chce 

mu   zrobić   niespodziankę.   Dlatego   niczego   nie   ruszała,   żeby   się   nie 

zdradzić.

– A jeśli wanna nie zostanie zamontowana przed ich powrotem, Peggy 

będzie wściekła. Tak pani myśli?

– Może nie tylko ona? Bo z drugiej strony, jeśli Roger miałby ochotę na 

tak radykalne zmiany, po co utrzymywała to w tajemnicy?

– Lub też Peggy jest zbyt leniwa, by zrobić porządek?

background image

– Tak czy inaczej, jest raczej pewne, że będzie zła, gdy remont się 

przeciągnie.  A  tak   się   stanie,   jeśli   Buddy   zamiast   łazienką,   zajmie   się 

drzwiami.

– Na pewno zdąży zamontować wannę, zanim znajdzie drzwi. – Jake 

wzruszył ramionami.

Twarz Cassie nagle rozjaśniła się.

–   Mam!   Skończyłby   dużo   wcześniej,   gdyby   mu   pan   pomógł   przy 

montowaniu wanny. – Jej radość nagle zgasła. – Nie, to się nie uda...

– Jeśli chce pani powiedzieć, że plątałbym się mu pod nogami i tylko 

opóźniał pracę, to jest pani w błędzie.

– Jest inny problem – odparła z namysłem. – Buddy pana nie lubi.

– To może pani zgłosi się do podawania narzędzi? Założę się, że nawet 

gdyby pani mu przeszkadzała, nie będzie miał nic przeciwko temu.

– Naprawdę ma  pan wspaniałą  wyobraźnię, panie Abbott. Uparł się 

pan, że tak mu się podobam...

– Nawet facet z wykałaczką w gębie może mieć dobry gust.

Cassie zastanowiła się chwilę.

– Uznam to za przypadkowy komplement – odparła w końcu.

– Nie był przypadkowy. – Jake odrzucił kompres i poszedł za nią do 

holu. – Dziękuję, Cassie. – Niby przypadkiem dotknął ręką jej włosów.

Bardzo starała się nie zadrżeć pod jego dotykiem, lecz udało się jej to 

tylko połowicznie.

– Mówiłam panu, jaki tu przeciąg. Wyciągnął rękę w stronę drzwi.

– Ma pani rację. Czy mogę zaproponować coś, co by panią rozgrzało?

–   Nie,   dziękuję   –   rzuciła   cierpko.   –   Chyba   domyślam   się,   co   panu 

chodzi po głowie. Pan i Caleb Tanner oraz te wasze teorie o kobietach na 

background image

właściwym miejscu...

–   Chciałem   tylko   zasugerować   –   mruknął   Jake   –   żeby   wzięła   pani 

dodatkowy koc. Ale najwyraźniej ma pani lepszy pomysł. Chętnie bym 

usłyszał, jaki...

Cassie odwróciła się na pięcie i pomaszerowała na górę. Z każdym 

mocnym stąpnięciem próbowała zagłuszyć w sobie uczucie ciepła, jakie ją 

opanowało.

Jej włosy okazały się znacznie bardziej miękkie, niż myślał. Rude loki 

sprawiały   wrażenie   jedwabistych   spiralek,   które   w   naturalny   sposób 

oplotły   jego   palce.   Dużo   wysiłku   kosztowało   go   zabranie   ręki,   którą 

chętnie zanurzyłby w gęstwinie loków.

A   jednak   się   wycofał.   Dreszcz,   który   ją   przeniknął,   przypominał 

drżenie dzikiego stworzonka, które powodowane głodem daje do siebie 

podejść, ale nadal boi się każdego gwałtowniejszego ruchu.

Podniósł z fotela kompres, pozbierał kubki i schylił się po leżący na 

podłodze samolocik.

Wypożyczalnia   Żon.   Caleb   Tanner   miał   rację   –   co   za   praktyczny 

pomysł. Wynająć same przyjemności, unikając całej reszty. Takiej żonie 

nie trzeba wyjaśniać, dlaczego wróciło się z pracy dopiero o północy, nie 

trzeba jej składać ani dotrzymywać żadnych obietnic...

Wewnątrz folderu było miejsce na kilka słów skierowanych do nowych 

klientów.   Cassie   napisała:   „Drogi   Jake’u”,   a   później   próbowała   to 

zamazać.

Poczuł, jak budzi się w nim pełne nadziei oczekiwanie. Planował krótki 

pobyt  w  Denver,   ale   dlaczego   nie  miałby   go   sobie   uatrakcyjnić,   skoro 

Cassie myślała tak samo...

background image

Jak by zareagowała, gdyby wszedł teraz na górę i zapukał do niej? 

Drżała, gdy jej dotknął...

A może Cassie po prostu wzdrygnęła się z zimna? Wiatr hulał po holu, 

a drzwi skrzypiały i trzeszczały jak w nawiedzonym domu. Nic dziwnego, 

że Buddy myślał o zabiciu wejścia na amen.

Jake zaklął pod nosem. W szufladzie kuchennej szafki znalazł kilka 

pinezek   i   na   feralnych   drzwiach   umocował   koc.   Jutro   porozmawia   z 

Buddym  o   solidniejszym  zabezpieczeniu,   a   na   razie   będą   wychodzić   z 

domu przez patio.

Idąc   do   siebie,   na   moment   zatrzymał   się   pod   drzwiami   pokoju 

gościnnego i smutno pokręcił głową. Płonne nadzieje, Cassie wcale go nie 

zachęcała: na górze było jeszcze zimniej, stąd jej drżenie.

Otworzył sypialnię i zamarł w progu. Rano wychodził z normalnego, 

mieszkalnego pokoju, a wszedł do rzemieślniczego warsztatu.

Zdjęte z zawiasów drzwi do łazienki zastawiały wejście do garderoby, 

gdzie złożył wszystkie swoje rzeczy. Za drzwiami stało wielkie lustro. Na 

środku   dywanu,   przykrytego   brezentową   płachtą,   rozstawione   były 

krzyżaki,   na   nich   leżał   kawał   zniszczonej   płyty   z   całym   zestawem 

narzędzi. Druga płachta rozpościerała się na łóżku. Tam z kolei Buddy 

ustawił pudła z rurkami i innymi hydraulicznymi akcesoriami. Dwie szafki 

wyciągnięte   z   łazienki   stały   między   drzwiami   a   łóżkiem.  W  otwartym 

oknie umocowane było koryto do zsuwania gruzu.

Nic dziwnego, że wiatr hulał po całym domu. Nawet przy zamkniętych 

drzwiach podmuchy z okna musiały powodować przeciąg.

No cóż, Cassie uprzedzała, że Buddy go „nie lubi”. Co za eufemizm! 

Sądząc   po   efektach,   zakochany   hydraulik   musiał   wprost   zionąć 

background image

nienawiścią do swego rywala.

Gdy Jake próbował przesunąć ciężką szafkę łazienkową, by dostać się 

do łóżka, w nadwyrężonym barku poczuł gwałtowny ból.

W tej  samej  chwili powietrze   przeszył  przeraźliwy   krzyk.  –  Co,  do 

diabła...? – Upuścił szafkę i natychmiast szpetnie zaklął, ponieważ spadła 

mu na stopę.

Gdzieś w głębi korytarza Cassie krzyknęła ponownie.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nim Jake zdołał wybiec z sypialni, Cassie jak bomba wpadła do środka 

i gwałtownie zatrzasnęła za sobą drzwi.

Miała   na   sobie   biały   bawełniany   szlafrok,   z   długimi   rękawami   i 

wysokim  kołnierzem.   Pewnie  odziedziczyła  go   po  babci  i  wierzyła,  że 

okrywa   się   nim   bardzo   dokładnie.   Nadzwyczaj   dokładnie,   albowiem 

smagana   październikowym   wiatrem   miękka   bawełna   tak   szczelnie 

przylgnęła do ciała, że ujawniła, iż Cassie pod spodem nie ma nic więcej.

Jake powstrzymał gwizdnięcie. Być może Buddy go nie lubi, on jednak 

poczuł sympatię do mężczyzny, który zostawił otwarte okno, dzięki czemu 

udostępnił mu taki widok.

– Czemu pan tak mi się przygląda? – zirytowała się Cassie.

Z niechęcią przeniósł wzrok na jej twarz.

– Szukam sińców i ran – wykręcił się.

– Nie ma potrzeby. Nic mi się nie stało. – Zbladła, a jej wielkie oczy 

pociemniały.

–   To   świetnie.   Nie   musiałaś   jednak   robić   aż   takiego   zamieszania, 

wystarczyło otworzyć drzwi swojego pokoju i spytać: „Och, Jake, może 

zechciałbyś mnie odwiedzić?”.

Rumieńce wróciły jej na twarz.

– Nie przyszłam tu ogarnięta nagłym porywem namiętności. Tylko... 

coś jest w tamtej łazience.

– To i tak lepiej, bo w tej łazience w ogóle nic nie ma.

background image

– Nie wygłupiaj się. Tam jest... coś żywego.

– A więc nie jest to duch – zakpił Jake. – Czyli kto? Może włamywacz?

– Nie wiem. Widziałam tylko oczy. Poruszało się. Jake podrapał się po 

głowie.

– Wolałbym uzyskać dokładniejsze informacje o intruzie. Na przykład, 

gdzie mam się z nim zmagać: wysoko czy nisko?

– Nisko, prawie na podłodze.

–   Aha,   włamywacz-karzełek.   Czy   z   wyglądu   nie   jest   trochę... 

myszowaty? – Dostrzegł odpowiedź w jej oczach i jęknął. – Wspominałaś, 

że   Wypożyczalnia   Zon   nie   oferuje   mycia   okien   i   opieki   nad 

niemowlakami. Teraz widzę, że również nie ustawia pułapek na myszy. – 

Ruszył w stronę łazienki przy pokoju gościnnym.

Cassie szła tuż za nim.

– Idziesz tak z gołymi rękami?

Jake zgiął ramię jak zawodowy kulturysta, krzywiąc się nieco z bólu.

– Zamierzasz o tej porze biec do sklepu po pułapkę na myszy?

– Niekoniecznie.

– Nasz gość na pewno ucieszy się z tego powodu. – Otworzył drzwi, 

włączył światło i wybuchnął śmiechem. – Maleńka, musimy ci poszukać 

adwokata. Nazwać cię myszą! Powinnaś oskarżyć ją o zniesławienie. – 

Pochylił się nad brodzikiem pod prysznicem, a po chwili wyprostował się, 

trzymając   coś   w   zamkniętych   dłoniach.   –   Chcesz   zobaczyć 

winowajczynię?

– To nie mysz? – Cassie odsunęła się.

– Nie, tylko ropucha.

– Niewielka różnica. Skąd się tu wzięła?

background image

–   Pewnie   weszła   po   korycie   do   gruzu.   Nie   możesz   mieć   do   niej 

pretensji, że w tak zimną noc chciała się ogrzać.

– Faktycznie. – Nie brzmiało to zbyt przekonująco. – Co z nią zrobisz?

– Wyniosę na zewnątrz, chyba że masz lepszy pomysł. Może chcesz ją 

pocałować i sprawdzić, czy nie przemieni się w księcia?

– To powinna być żaba, a nie ropucha. Poza tym nie wiadomo, czy nie 

jest dziewczynką.

– Słusznie się wahasz. To mógłby być przebrany Buddy – ustąpił Jake. 

– Jest jakieś podobieństwo. Ten sam nieruchomy wzrok, powolne ruchy...

Cassie zadrżała.

– Maszeruj do łóżka – zadecydował Jake. – Przynajmniej ty możesz to 

zrobić, bo nie masz zamiast pościeli stosu rur.

–   Sam   chciałeś   zająć   sypialnię   gospodarzy.   Nie   oczekuj   teraz 

współczucia.

– Nie liczyłem na nie – zapewnił ją Jake. – Gdybyś jednak przemyślała 

propozycję, żeby podzielić się ze mną...

Patrzył zafascynowany, gdy szybko zmykała do swojego pokoju. Ten 

prosty biały szlafroczek wyglądał z tyłu równie zmysłowo.

Delikatnie wyniósł ropuchę na patio i umieścił ją w suchym, zacisznym 

zakątku. Ostatecznie nie tylko Buddy  wyświadczył mu dziś wieczorem 

przysługę. Ropucha też okazała się pomocna.

Następnego ranka Buddy zjawił się wcześniej. Dzwonek zabrzmiał, gdy 

Cassie schodziła na dół. Spojrzała na drzwi, przetarła oczy i jeszcze raz 

popatrzyła   uważnie.   Nie   przywidziało   jej   się.   Koc   zakrywał   wejście   i 

przeszkloną ściankę, tak że w holu światło było przyćmione.

Odczepiła kilka pinezek i spróbowała uchylić drzwi, które złowieszczo 

background image

zatrzeszczały pod ciężarem wełny. Buddy wetknął głowę do środka.

– Szefowi nie spodobała się moja robota — powiedział. I nie było to 

pytanie.

To naprawę mamy z głowy. Nie zdołam go teraz przekonać, pomyślała 

Cassie.

–   Założył   ten   koc,   bo   w   nocy   było   strasznie   zimno   –   tłumaczyła 

pospiesznie.   –   Nie   ma   to   nic   wspólnego   z   pańską   pracą.   Był   bardzo 

zadowolony z tego, co pan zrobił.

Po diabła to wyjaśniam, westchnęła w duchu. Niech Jake sam się z tym 

upora. Jednak sprawa drzwi dotyczyła również jej, musiała więc dbać o 

dobrym nastrój Buddy’ego.

– Jake jeszcze nie zszedł – ciągnęła. – Może napije się pan kawy?

Z   sypialni  na   górze   doszedł  ryk,   jakby   znajdował  się   tam  wściekły 

nosorożec.

– Cassie?! Dlaczego, do diabła, mój prysznic jest odłączony? – Jake 

ukazał się u szczytu schodów z wielkim włochatym ręcznikiem, niedbale 

owiniętym   wokół   bioder.   Biała   tkanina   mocno   podkreślała   jego 

opaleniznę. – Jeśli ma się zajmować wanną... O, cześć, Buddy! Co się 

dzieje z prysznicem?

Cassie wyczuła, że hydraulik cały się zjeżył.

–   Muszę   dopasować   kolanka   do   rury   od   prysznica   –   wycedził.   – 

Dlatego nie działa teraz i jeszcze przez parę dni nie będzie działać.

– Możesz skorzystać z mojej łazienki. – Cassie spojrzała na Jake’a. – 

Tylko oszczędzaj moje mydło, bo to ostatnia butelka, a tak pięknie pachnie 

bzem.

Jake prychnął i zniknął w korytarzu. Zanim zszedł do kuchni, Cassie 

background image

wysłuchała   wszystkich   możliwych   informacji   o   metodach   łączenia   rur. 

Cierpliwie czekając, aż Buddy przerwie wyjaśnienia, zorientowała się, że 

zapach, który do niej dotarł, przypominał nie bez, lecz jałowiec.

Jake nie włożył tym razem garnituru, tylko dżinsy i koszulę z dzianiny. 

Czyżby poważnie potraktował jej żartobliwą uwagę i zamierzał zgłosić się 

do pomocy przy remoncie łazienki?

Jeśli   nawet   miał   taki   zamiar,   to   Buddy   nie   dał   mu   szansy.  Wstał   i 

postawił pustą filiżankę obok zlewozmywaka.

– Dziękuję za kawę, proszę pani – powiedział sztywno.

– Biorę się do roboty i spróbuję nie sprawiać więcej kłopotów. – Nie 

spojrzał nawet na Jake’a, ale wiadomo było, do kogo kieruje swoje słowa.

Gdy odszedł, Jake zauważył ponuro:

– Miałaś rację. Rzeczywiście mnie nie lubi.

– Dobry Boże, zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego.

– Cassie nie kryła sarkazmu. – Skorzystaj z mojej rady, Jake, i nigdy 

nie kupuj domu.

– A niby dlaczego? – spytał niezadowolony.

–   Dla   dobra   domu,   oczywiście.   Nie   można   tak   rozmawiać   z 

rzemieślnikami.  To   ludzie   drażliwi   i   niezależni.   Zadawanie   im   głupich 

pytań...

– Pytanie o prysznic nie było głupie.

– ... i wtrącanie się do ich pracy...

– O czym ty mówisz?

–   O   wieszaniu   ciężkiego   koca   na   drzwiach,   które   z   takim   trudem 

umocował na zawiasach.

–   Zrobiłem   to,   zanim   stwierdziłem,   że   trąbę   powietrzną   w   holu 

background image

spowodowało otwarte okno.

– Dobre chęci nic tu nie pomogą. Rzemieślnicy nie znoszą amatorów, 

którzy wtykają nos w nie swoje sprawy. Dobrze będzie, jeśli Buddy nie 

odłoży narzędzi i nie odejdzie.

Gdyby tak zrobił, sam będziesz tłumaczył się przed Peggy, bo ja na 

pewno nie.

– Nie odejdzie.

Jake wydawał się tak pewny siebie, że Cassie miała ochotę palnąć go w 

ucho.

– Pewnie ze względu na czar, który roztaczasz.

– Nie ja, tyko ty. Mówiłem już, że Buddy aż pali się do ciebie.

– Nie mam pojęcia, skąd ten pomysł.

–   Rozczarowujesz   mnie,   Cassie.   Nie   zauważyłaś,   jak   starannie   się 

dzisiaj ogolił? Założę się, kochanie, że nie mnie chciał tym oczarować.

– Rzeczywiście, nie zwróciłam uwagi – przyznała Cassie.

– Jak również na to, że włożył czystą koszulę, i to całą, bez jednej 

dziurki. Biedny Buddy! Taka strata czasu. Podejrzewam, że teraz nastąpi 

etap pochlebstw. Nie sądzę jednak, by była to wielka poezja, raczej coś 

prostszego, na przykład pochwała kawy. Niestety – dodał – ponieważ sam 

jej nie próbowałem, nie wiem, czy to pochlebstwo, czy też prawda.

– Jeśli to aluzja... – westchnęła. – Właściwie to powinnam ci ją wylać 

na głowę. – Sięgnęła do szafki po kubek.

– Nie musisz posuwać się tak daleko, po prostu dopisz ją do rachunku. 

– Ujął kubek w dłonie i z przyjemnością wciągnął aromatyczny zapach.

– A jak z zapłatą za zakupy? Jeśli nie idziesz dziś do pracy...

– Czemu tak myślisz?

background image

– Z powodu stroju.

–   To   dyżurny   uniform   w   Tanner   Electronics.   Panują   tam   nieco 

ekscentryczne   obyczaje.   Przypuszczam,   że   pracujący   tam   faceci   często 

sypiają pod biurkami.

–   Jeżeli   pójdziesz   w   ich   ślady,   nie   będziesz   musiał   narzekać   na 

zdemolowaną   przez   Buddy’ego   sypialnię.   –   Cassie   zadumała   się.   – 

Właściwie to miałam nadzieję, że dziś zostaniesz w domu.

–   Pragniesz   mnie,   Cassie?   Naprawdę   nie   wiem,   co   powiedzieć. 

Onieśmielasz mnie.

Wzniosła oczy do góry.

– W czasie lunchu mam spotkanie ze wspólniczkami, a wczoraj koło 

południa Buddy wyszedł na chwilę, myślę więc, że dziś też będzie chciał 

zrobić sobie przerwę.

– Nie chcesz zostawić pustego domu?

– Obawiam się nieproszonych gości – stwierdziła oschle.

–   Masz   rację,   łatwo   się   tu   włamać   –   przyznał   ze   skruchą   Jake, 

wspomniawszy   nieszczęsne   drzwi.   –   Wiesz   co,   odszukam   ropuchę   i 

postawię ją na straży.

– Łatwo ci żartować...

Jake uśmiechnął się urokliwie.

– Ty na jej widok zmykałaś w popłochu.

Pobliski bar, gdzie co środę na lunchu spotykały się trzy właścicielki 

Wypożyczalni   Zon,   tym   razem   był   dość   zatłoczony.   Cassie   czekała   w 

kolejce,  zastanawiając  się  nad  wyborem  dama,  gdy  w  lustrze   nad  ladą 

spostrzegła Sabrinę. Zatrzymała się w drzwiach, zdjęła ciemne okulary i 

zaczęła rozglądać się po sali. Jej egzotyczne, skośne zielone oczy uważnie 

background image

penetrowały   każdy   kąt.   Mężczyzna,   który   stał   w   kolejce   za   Cassie, 

westchnął z tęsknym rozmarzeniem.

Wreszcie Sabrina stanęła obok Cassie i uśmiechnęła się do mężczyzny.

–   Przepraszam   –   powiedziała   uprzejmie   –   nie   chciałabym   sprawiać 

kłopotu, ale czy pozwoli pan, że stanę tu razem z przyjaciółką?

Wymamrotał   coś   na   temat   zaszczytu,   jaki   właśnie   go   spotkał,   co 

Sabrina wynagrodziła mu uśmiechem. Wzięła Cassie pod rękę i niemal jej 

nie przewróciła.

– Cholera – zezłościła się, łapiąc równowagę. – O coś się potknęłam.

–   Pewnie   o   tę   słoneczną   plamę   na   podłodze   –   spokojnie   oznajmiła 

Cassie. – Jak ty to robisz?

– Ze potykam się o promień światła?

– Nie, jak skłaniasz ludzi do zachwytu, gdy wpychasz się bez kolejki?

Sabrina spojrzała przez ramię na mężczyznę, który nadal wpatrywał się 

w nią jak w obraz.

– Na ogół ludzie – powiedziała wyraźnie – są bardzo uprzejmi, jeśli 

zwrócić się do nich o pomoc.

Matrona stojąca kilka miejsc dalej głośno prychnęła.

– Mnie to nigdy nie wychodzi – pożaliła się Cassie. Sabrina rzuciła 

okiem na matronę.

– Musisz poćwiczyć, kochanie. A teraz mów, czy on naprawdę jest tak 

przystojny, jak można sądzić po jego głosie?

Cassie   jęknęła   w   duchu.   Oczywiście   Sabrina   nie   zapomniała   o 

wczorajszej rozmowie, którą zakłócił Jake.

– Kto? – Podeszła do lady. – Proszę chleb żytni z wędzoną wołowiną i 

background image

musztardą.   –   Odwróciła   się   do   Sabriny.   –   Prosiłaś,   żebym   przyszła 

wcześniej w jakiejś niezwykle ważnej sprawie – powiedziała stanowczo.

– Ale dotyczy klienta, więc trudno, żebym omawiała ją w kolejce.

–   To   już   pani   kolej   –   odezwał   się   uczynny   mężczyzna.   Sabrina 

spojrzała chłodno na matronę.

– Chyba jednak pana, bo ja stoję gdzieś tam z tyłu. Chciałam tylko 

porozmawiać   z   przyjaciółką.   Nie   myślał   pan   przecież,   że   wepchnę   się 

przed tyloma osobami?

Prychnięcie   matrony   było   jeszcze   głośniejsze,   natomiast   mężczyzna 

zaniemówił. Cassie odebrała kanapkę i wbiła w nią zęby.

Sabrina torowała drogę do stolika.

– Jak to kto? Przecież mówię o tym facecie od remontu. Nie można 

zapomnieć mężczyzny o takim głosie.

Cassie   postanowiła   nie   wspominać   o   Jake’u   i   trzymać   się   wersji   o 

hydrauliku. Tak będzie prościej.

– Brzmi jak stare, przeziębione organy.

–   Co   takiego?   –   Cassie   zakrztusiła   się   kanapką.   Sabrina   wzruszyła 

ramionami.

– Nigdy nie twierdziłam, że metafory są moją mocną stroną, więc nie 

patrz na mnie, jakbyśmy były na zajęciach z literatury.

– No cóż, należałby ci się punkt za oryginalność.

– Dziękuję. Ale do rzeczy, wiesz o co mi chodzi. Taki niski, dudniący, 

seksowny głos...

Czyżby   Sabrina   rzeczywiście   mogła   to   wszystko   wywnioskować   z 

kilku   zaledwie   słów?   Pierwszy   raz   spostrzegła,   że   jej   przyjaciółka   ma 

słuch wyczulony jak ryś.

background image

– Dzwoniłam, żebyś zabrała ze sobą paczkę naszych nowych folderów. 

Powiedział, że wyszłaś przed chwilą – dodała Sabrina, jakby odgadując 

myśli wspólniczki.

Było pewne, że tej informacji nie udzielił Buddy. Odłożyła kanapkę, by 

coś powiedzieć, gdy nagle w drzwiach dostrzegła drobną blondynkę.

–   Jest   już   Paige   –   poinformowała   Sabrinę   z   ulgą.   –   Wygląda   na 

zdenerwowaną, nie uważasz?

Sabrina spojrzała przez ramię.

–   Paige   zawsze   tak   wygląda.   Czasami   nawet   sprawia   wrażenie 

bezradnej,   małej   kobietki,   choć   naprawdę   jest   równie   bezbronna,   jak 

bulterier. – Podniosła się. – Stanę teraz uczciwie w kolejce, a ty zastanów 

się, do czego możesz mi się przyznać w sprawie tego rzemieślnika.

Zanim   obie   przyjaciółki   wróciły   do   stolika,   Cassie   bezwiednie 

pokruszyła kanapkę. Sabrina popatrzyła znacząco na jej talerz, ale nim 

zdołała się odezwać, Cassie zwróciła się do Paige:

–   Jak   mama?   –   To   nie   próba   zmiany   tematu,   uspokoiła   sumienie. 

Wszystko,   co   dotyczyło   jej   przyjaciółek,   a   więc   i   zdrowie   Eileen 

McDermott, było dla niej ważne.

Paige zmarszczyła czoło.

– Ma zapalenie górnych dróg oddechowych.

– Nic dziwnego, że jesteś zdenerwowana. – Serce jej się ścisnęło na 

widok zmartwionych oczu Paige. – Powiedz Eileen, że jeśli chce odpocząć 

od telefonów do Wypożyczalni Zon, mogę ją zastąpić – zaproponowała, 

licząc na to, że chociaż w ten sposób jej ulży. – Dopóki drzwi nie zostaną 

naprawione, jestem kompletnie uziemiona, więc przynajmniej do tego się 

przydam.

background image

– Jakie drzwi? – zdziwiła się Paige. – Myślałam, że chodzi o wannę.

Cassie ugryzła się w język, ale Paige już ciągnęła dalej:

– Nieważne. Nie martwi mnie stan matki, tylko firma. Sprawdziłam 

nasze wpływy.

– Ludzie wiszą z zapłatą? – upewniła się Sabrina.

– Nie – Paige pokręciła głową. – Po prostu mamy za mało zleceń, a 

będzie jeszcze gorzej. Poprawi się dopiero po Bożym Narodzeniu, jeśli 

oczywiście będziemy miały tylu klientów, co zwykle. Ale do tego czasu...

– Musimy ograniczyć wydatki. – Głos Cassie brzmiał spokojnie, choć 

wcale się tak nie czuła. Łatwiej było mówić o cięciach, niż je stosować. 

Sama miała do spłacenia kredyt studencki, Sabrina niedawno wymieniła 

skrzynię   biegów   w   swoim   samochodzie,   a   Paige   co   miesiąc   płaciła 

gigantyczne rachunki za lekarstwa matki. – Mamy w tej chwili niezłą bazę 

potencjalnych klientów. W ciągu paru dni powysyłam foldery, może uda 

się złapać jakieś zlecenia.

Gdy wyszły z baru, Sabrina zrównała się z Cassie.

– Muszę jak najprędzej zabrać od ciebie ulotki. No i nie powiedziałam 

ci jeszcze, co to za sprawa... Muszę więc wpaść do ciebie. Przy okazji 

poznam wreszcie tego majstra.

– Tylko nie miej pretensji, jeśli się rozczarujesz – uprzedziła ją Cassie.

–  Usilnie  sprowadzasz  mnie  na ziemię.  – Sabrina  patrzyła na  nią z 

rozbawieniem. – Cassie, kochana, za kogo ty mnie bierzesz? Chyba nie 

sądzisz, że zechcę ci go sprzątnąć?

Nie musisz nawet próbować, pomyślała Cassie. W tym cały problem. 

Mężczyźni lgnęli do Sabriny jak pszczoły do miodu.

Co mnie to obchodzi, zganiła się Cassie, jadąc w kierunku domu. Nie 

background image

martwiła się o Sabrinę. Wiedziała, że przyjaciółka potrafi o siebie zadbać, 

a jeśli Jake Abbott sparzy się, dobrze mu to zrobi. Nie będzie pierwszym, 

któremu Sabrina dała po łapach.

Parkując samochód, zauważyła, że ktoś stoi na drabinie na schodkach 

przy drzwiach wejściowych. To chyba Buddy. Dobry Boże, zdobył drzwi i 

właśnie je montuje Nie, to jednak nie on. Mężczyzna był wyższy i nie tak 

szczupły. Nie miał też kucyka. Ciemne włosy były krótkie i rozwichrzone 

przez wiatr.

Sabrina zatrzymała swój stary kabriolet tuż obok Cassie.

– Prawdę mówiąc – powiedziała, wysiadając z samochodu – taki widok 

nawet najbardziej etyczną osobę może skłonić do tego, by zrobić świństwo 

przyjaciółce.

– Nie musisz nic robić, bo to i tak nie ma znaczenia – zbagatelizowała 

sprawę Cassie. – Wystarczy, że oddychasz, a mężczyźni padają jak muchy. 

Spójrz tylko, jak się gapi na ciebie, choć nawet nie uśmiechnęłaś się do 

niego.

A  tak   nabijał   się   z   Buddy’ego,   pomyślała   Cassie,   że   pożera   mnie 

wzrokiem... No cóż, nie ma sprawiedliwości na tym świecie: kobiety takie 

jak Sabrina przyciągały Jake’ów, dla Cassie pozostawał Buddy...

Jake   uniósł   śrubokręt   w   niedbałym   pozdrowieniu   i   wrócił   do 

mocowania podpórki nad drzwiami.

– Przywiozłaś mi kanapkę, Cassie?

– A zamawiałeś? – zdziwiła się.

–   Kochanie,   chyba   nie   masz   sumienia.   Dziś   rano   nie   zauważyłaś 

gładkich policzków Buddy’ego i jego nowej koszuli, a teraz zignorowałaś 

wilczy głód, widoczny w moich oczach...

background image

–   Biedaczku,  ledwie   trzymasz   ten   śrubokręt  –  zadrwiła   Cassie.   – A 

właściwie, co robisz?

– Mocuję kamerę, żebyś czuła się bezpieczniej.

– Wielkie dzięki. Usiądę sobie w salonie i będę obserwować na ekranie, 

jak ktoś wyłamuje nędzne resztki tych drzwi.

– To też. Jest również drugi wariant: wracasz do domu i widzisz, że 

ktoś wszedł do środka. Nie musisz wtedy wpadać w panikę, tylko będziesz 

mogła sprawdzić, czy to chuligani, wichura, czy zaprzyjaźniona ropucha.

– To chyba strata czasu, przecież za kilka dni będą nowe drzwi...

– Peggy i Rogerowi też się przyda kamera. – Jake dokręcił śrubę. – 

Kiedy znów im podprowadzą klucz, będą mogli sprawdzić, kto to zrobił.

Cassie szybko zmieniła temat.

– Mam nadzieję, że skonsultowałeś ten pomysł z Buddym? Jake?

– W oczach Buddy’ego i tak już nic nie mogę stracić. Do tej pory 

Sabrina stała prawie bez ruchu, jedynie kręcąc głową podczas uważnego 

śledzenia rozmowy.

– Kto to jest Buddy? – spytała wreszcie.

– Hydraulik – odparła Cassie.

Sabrina podeszła do schodków, uśmiechając się promiennie. Czubkiem 

buta zawadziła o drabinę, która zachwiała się niebezpiecznie.

– Przepraszam, o wszystko się dziś potykam. A więc pan musi być...? – 

urwała zachęcająco.

– Nie Buddym – chłodno skwitował Jake.

–   Boże   –   powiedziała   skruszona   Cassie   –   rzeczywiście   musisz   być 

głodny, skoro tak warczysz. Jeśli chcesz, zrobię ci kanapkę z oliwkami i 

keczupem. – Nie czekając na odpowiedź, obeszła drabinę i przez uchylone 

background image

drzwi wsunęła się do środka.

Tuż za nią szła zamyślona Sabrina.

– Ostrzegałam cię – tłumaczyła Cassie. – Choć sama jestem zaskoczona 

jego zachowaniem.

– Omal go nie strąciłam z tej drabiny. – Sabrina wepchnęła do torby 

plik folderów. – A jeśli chodzi o tego klienta... – zaczęła.

– Więc jednak jest jakaś sprawa? Nie chodziło ci tylko o to, by poznać 

Jake’a?

– Jake? – miękko powtórzyła Sabrina. – Jakie ładne imię. Tak ciepło je 

wymawiasz.

– Co to za klient?

Sabrina nagle spoważniała i przysiadła na brzegu krzesła.

– Ben Orcutt. Robiłaś dla niego jakieś zlecenie? Cassie wzdrygnęła się.

–  Tak.   Jeśli  chce,   żeby   znów   wyczyścić   mu   lodówkę,   poradź,   żeby 

wezwał wóz asenizacyjny.

– Aż tak źle? Miałam wczoraj zrobić mu bilans, a kiedy przyszłam, 

prosił o przyszycie guzików do koszul. Nie patrz tak na mnie – zaperzyła 

się. – Zrobiłam to.

– Ile razy wbiłaś igłę w palec?

– Trzy.

– Trzy razy na każdy guzik, czy trzy ogółem?

– Nie przyszłam omawiać nieistotnych szczegółów – odparła Sabrina z 

godnością.   –   Chciałam   porozmawiać   o   zachowaniu   Bena.   Czy   wobec 

ciebie zachowywał się jakoś... dziwnie?

– On jest dziwny od dnia narodzin, czyli od jakichś siedemdziesięciu 

dziewięciu lat.

background image

– Raczej od sześćdziesięciu pięciu, ale nie o to mi chodzi. Nie próbował 

się do mnie dobierać. Niemal żałowałam, bo z tym poradziłabym sobie. 

Był jednak tak bardzo przyjacielski, pomyślałam więc...

– ... że o to mu chodzi?

– Właśnie. Czy wobec ciebie też tak się zachowywał?

– Mężczyźni nie tracą tak łatwo głowy dla niskich rudzielców, jak dla 

kobiet w twoim typie. Jednak teraz sobie przypominam, że właśnie taki 

był: niezwykle przyjacielski.

– I co z tym zrobimy? Nie możemy zajmować się klientami, którzy 

podszczypują nas po kątach. – Rzuciła okiem na Cassie. – Choć myślę, że 

gdyby chodziło o ciebie i Jake’a...

– Jake nie jest naszym klientem – przerwała jej Cassie. – Powiedziałaś 

Paige o Orcutcie?

– Żartujesz? Ona uważa, że na zachodniej półkuli nie ma ani jednego 

przyzwoitego   mężczyzny.   Jeśli   damy   jej   pretekst,   wyeliminuje   z   bazy 

wszystkich mężczyzn, a wtedy nasze wpływy rzeczywiście będą marne. – 

Sabrina podniosła się.

– Nie oczekuję, że coś mi doradzisz, Cassie, po prostu musiałam o tym 

komuś powiedzieć. Nie byłam pewna, czy nie histeryzuję.

Cassie odprowadziła przyjaciółkę na parking. Sabrina bardzo ostrożnie 

obeszła drabinę, wciąż blokującą drzwi.

Już w samochodzie wyjęła okulary słoneczne i zakładając je, zapytała 

poważnie:

– Niemal zapomniałam. Cassie, kiedy się dowiem, o co chodzi z tą 

ropuchą?

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kiedy Cassie wracała z parkingu, Jake nadal stał na drabinie.

– Mogłabyś podać mi kamerę z tamtego pudełka? – Pochylił się do niej.

Gdy spełniła jego prośbę, Jake zaczął mocować kamerę nad drzwiami. 

Zauważyła, że nadal stara się oszczędzać ramię.

–   Jeśli   kiedyś   stracę   głowę   i   kupię   dom  –   odezwał  się   w   końcu   – 

skorzystam z twojej rady.

–   Przede   wszystkim   radziłam,   żebyś   go   w   ogóle   nie   kupował   – 

przypomniała Cassie.

– Myślę o innej radzie. Do tego domu wynajmę żonę na pełny etat, by 

zajęła się takimi sprawami.

– Tapetą też?

– Powiedz od razu, o co chodzi. – Spojrzał na nią podejrzliwie.

–   Kiedy   wyważyłeś   drzwi,   drzazgi   rozerwały   tapetę   w   holu. 

Zauważyłam   to   dopiero   dziś   rano,   ale   Peggy   zorientuje   się   zaraz   po 

przyjeździe.

Jake tylko wzruszył ramionami i skończył przykręcanie śruby.

– Co zamierzasz z tym zrobić? – nalegała.

– Na pewno nie będę się zamartwiał. Poproszę ją, żeby położyła nową 

tapetę na mój koszt.

Cassie szybko policzyła w myślach.

– Zastanawiam się, komu zleci tapetowanie.

– Nie wiem, i nic mnie to nie obchodzi.

background image

– A nie poleciłbyś Wypożyczalni Żon?

– Czemu nie? Przynajmniej pieniądze pójdą na zbożny cel. – Sięgnął po 

kabel przeciągnięty przez otwór, który wywiercił w ścianie. – W pudełku 

powinna być taka mała kształtka.

Cassie znalazła potrzebną część i podała Jake’owi.

– Cieszysz się, że nie musisz co chwilę schodzić z drabiny?

– Gdyby kręciła się tu twoja przyjaciółka, zszedłbym bez oporu.

Nie zaskoczył jej. Wiedziała od razu, że jego szorstkie zachowanie nie 

miało nic wspólnego z Sabriną.

– Pewnie zaraz poprosisz mnie o jej numer?

– Tego nie planowałem.

– Dlaczego? Myślisz, że bym ci go nie dała? – spytała podejrzliwie.

Jake oparł się o szczebel drabiny.

–   Wiem,   że   dostałbym   go   od   ciebie   –   powiedział   spokojnie.   –   Ze 

strachu, abym nie uznał cię za osobę samolubną.

–  Samolubną?  –  wykrztusiła  Cassie.  –  Czyżbyś podejrzewał,   że  nie 

chcę się tobą z nikim dzielić?

– No właśnie – odparł Jake. – Choć nie oczekiwałem, że tak łatwo się 

do   tego   przyznasz.   Poczekaj   minutkę,   zejdę   na   dół   i   wtedy   mi   to 

powtórzysz...

– To nie było stwierdzenie.

– Jesteś pewna? Powiedziałaś to bez chwili zastanowienia.

– Pragnęłam ci wykazać, jakie głupie wnioski wyciągasz.

– Jak chcesz. – Wzruszył ramionami. – Caleb na pewno ma już jej 

numer.

Zaskoczył tym Cassie. Dlaczego sądził, że Sabrina zna Caleba Tannera 

background image

lepiej niż ona? Krew jej zawrzała.

– Czy śmiesz sugerować, że Sabrina jest jedną z tych panienek, którymi 

otacza się Caleb?

– Na pewno ma odpowiedni wygląd.

Cassie doskonale wiedziała, że nie był to komplement.

– Nie przeczę, jest jednak również bardzo mądra i wykształcona.

–   Dlatego   więc   jeździ   dziesięcioletnim   gratem   i   pracuje   w 

Wypożyczalni Zon?

– To nie grat, tylko kolekcjonerski okaz – zjeżyła się Cassie. – A co do 

firmy, przynajmniej obie wiemy, gdzie będziemy pracować w przyszłym 

miesiącu.

– Uważasz, że ja nie wiem?

Widać było, że Jake świetnie się bawi, mimo to Cassie zawstydziła się.

– Możesz mi wierzyć na słowo, że Sabrina ma prawo szczycić się nie 

tylko urodą.

Po   co   ja   to   robię,   zastanowiła   się,   przecież   Sabrina   nie   potrzebuje 

kolejnego   wielbiciela.   Jednak   dzięki   temu   Jake   może   przestanie 

podejrzewać,   że   Cassie   marzy,   by   się   nią   zainteresował.   Czy   jednak 

właśnie tego nie pragnie? Czy broniąc tak zaciekle przyjaciółki, kieruje się 

tylko lojalnością? Hmm...

– Wśród jej licznych zalet nie wymieniasz wdzięku – zwrócił uwagę 

Jake. – Zawsze jest tak niezręczna?

–   Skądże,   jestem  pewna,   że   specjalnie   potknęła   się   o   drabinę,   abyś 

zwrócił   na   nią   uwagę   –   odparła   drwiąco   Cassie.   –  Wiesz,   Jake,   jesteś 

najbardziej   zarozumiałym   mężczyzną,   jakiego   miałam   nieszczęście 

spotkać.

background image

Jake sprawdził podłączenie kamery i zszedł z drabiny.

– W każdym razie, gdyby nadal tu była, czym prędzej zszedłbym na 

dół. Nie po to, żeby ją lepiej poznać, lecz by uniknąć śmierci podczas 

upadku z drabiny.

– Faktycznie, w nekrologu brzmiałoby to dość głupio. Jake spojrzał na 

nią krzywo. Złożył drabinę i odstawił na bok.

– Wejdź do środka. Sprawdzimy, jak to działa.

– Wciąż nie rozumiem, po co to robisz. Jeśli Buddy wymieni drzwi...

Przepuścił ją przodem.

– Chcesz tu tkwić do czasu, aż je przyniesie?

– Masz rację. Że też o tym pomyślałeś. – Naprawdę się ucieszyła, więc 

za wszelką cenę starała się pozbyć ironii z głosu. – Miło, że zatroszczyłeś 

się o odrobinę wolności dla mnie.

–   Prawda?   Mam   kilka   pomysłów,   jak   mogłabyś   okazać   mi 

wdzięczność.

Nigdy przedtem nie zauważyła, że hol jest tak ciasny i duszny. Zdołała 

się jednak uśmiechnąć.

–  Akurat,   spryciarzu.   Tę   kamerę   zamontowałeś   dla   siebie,   byś   nie 

musiał pilnować domu.

^   Też   prawda,   ale   przede   wszystkim   chciałem   dać   ci   pretekst   do 

wyrażenia swej wdzięczności... a tak naprawdę do pofolgowania sobie, 

gdybyś zapragnęła czegoś w tym stylu...

Ujął w ręce twarz Cassie, pochylił się nad nią i zanurzył dłonie w jej 

włosach, delikatnie wplatając palce w drobne loczki.

Przeszył   ją   dreszcz   oczekiwania.   Gdy   delikatnie   dotknął   ustami   jej 

warg, westchnęła cichutko i zamknęła oczy. Czuła, że całe jej ciało czeka 

background image

na więcej.

Jake jednak nie pogłębił pocałunku, ani nie przyciągnął jej bliżej. Kiedy 

ją puścił i podniósł głowę, Cassie miała ochotę wyć z bólu na myśl, że tak 

nią   wstrząsnął,   podczas   gdy   sam   pozostał   niewzruszony.   Gdy   jednak 

ujrzała jego pociemniałe z namiętnej tęsknoty oczy...

– Jeśli kiedyś tego zapragnę – odezwała się ochryple – zapamiętam, że 

mam dobry pretekst.

Jake uśmiechnął się.

– Spójrz, jak to obsługiwać. – Otworzył drzwi szafy we wnęce pod 

schodami i zaczął regulować mały telewizorek.

Cassie próbowała zapanować nad zbyt przyspieszonym oddechem.

– Czemu wstawiłeś monitor do szafy?

–   Nikt   nie   będzie   go   szukał  między   butami.   Poza   tym  nie   mogłem 

przeciągnąć kabla przez cały dom, bo Peggy by mnie zabiła.

– A nie sądzisz, że ta dziura we frontowej ścianie też jej nie zachwyci?

– A cóż to przeszkadza? Zresztą, gdy Peggy dowie się, że bierze udział 

w ankiecie marketingowej dla Tanner Electronics i może zgłaszać uwagi 

na temat produktu...

– Nie miałam pojęcia, że zajmują się systemami zabezpieczeń. – Cassie 

przyjrzała się uważniej. – To stąd twój zapał do majsterkowania, po prostu 

testujesz ich urządzenia. Robisz badania rynku dla Tanner Electronics?

– I wiele innych rzeczy.

– Czy twój zawód objęty jest klauzulą „ściśle tajne”? – zirytowała się 

Cassie.  –  Chciałam tylko  zapytać,  jak  ci  idzie  w  pracy.  Cieszę  się,   że 

dobrze. Ile panienek spotkałeś dziś w biurze?

– Trzy lub cztery. I wcale nie wiem, jak mi idzie. Na pierwszy rzut oka 

background image

wygląda   to   na   kontrolowany   chaos,   ale   kiedy   przyjrzeć   się   firmie 

dokładniej...

– Nie wiesz, co zwycięży: kontrola czy chaos?

– Ani po której stronie jest Caleb. – Pochylił się w stronę monitora. – 

Ekran jest za mały, by cokolwiek zobaczyć.

– Większy monitor nie zmieściłby się w tej szafie. A może, gdyby na 

jakiś   czas   odprawić   panienki,   dałoby   się   sprawdzić,   ile   Caleb   jest 

rzeczywiście wart?

Jake wyraźnie zainteresował się rewolucyjną ideą Cassie.

– Świetny  pomysł, tylko jak go zrealizować? Nie wiem, czy wzrok 

mnie nie myli... Popatrz sama. – Wskazał ekran.

Cassie przysunęła się.

– Wygląda na listonosza z wielką pocztówką. Czekaj, to drzwi! Biedny 

Jake, cała robota na nic. Buddy znalazł... – Głos jej zamarł, gdy człowiek 

za drzwiami odstawił swój ogromny pakunek i odwrócił się do dzwonka.

To na pewno był Buddy, lecz zmiana, jaka w nim nastąpiła, była wprost 

niesamowita!

– Jake, on chyba jednak cię lubi. – Cassie z trudem odzyskała głos. – 

Jest uczesany identycznie jak ty.

– Czuję się zaszczycony. – Otworzył drzwi.

–   Gdzie   mam   to   postawić?   –   spytał   Buddy.   Cassie   oparła   się   o 

zniszczoną futrynę.

– Może od razu na właściwym miejscu?

– Nie da się. – Buddy pokręcił głową. – Wpierw należy je pomalować, 

a   i   futrynę   trzeba   wymienić.   Mogę   znaleźć   kogoś   do   malowania   – 

background image

zaproponował – tylko nie wiem, kiedy mi się uda.

A   już   myślała,   że   problem   drzwi   został   rozwiązany.   Z   namysłem 

popatrzyła na Jake’a.

– Co zamierzasz teraz robić?

– Na razie podziękować Buddy’emu i poprosić o rachunek – odrzekł. – 

Potem muszę wrócić do pracy. Ponieważ przedłużyłem sobie przerwę na 

lunch, zostanę dłużej i nie zdążę już wpaść do sklepu po farbę, więc...

– Byłam tego pewna... – zaczęła zrzędzić Cassie.

–   Przecież   możesz   teraz   wyjść.   Kamera   pracuje,   więc   dom   jest 

bezpieczny.

– W porządku, pójdę po farbę – poddała się. – Ale swój czas doliczę ci 

do rachunku.

Jake ściągnął brwi.

–   Nie   należy   mi   się   łapówka   za   załatwienie   wam   zlecenia   na 

tapetowanie? Chyba że myślisz o innych warunkach płatności...

Wolno przesunął wzrokiem po jej ciele, rozgrzewając każdy centymetr 

jej   skóry.   Gdy   wreszcie   skończył   ten   przegląd,   podniósł   teczkę   i 

spacerowym krokiem poszedł do samochodu.

Buddy patrzył za nim z nienawiścią w oczach, sama też niezbyt ciepło 

pomyślała o Jake’u. Rzucać takie insynuacje, i to w obecności trzeciej 

osoby! Co on chciał osiągnąć? Zachęcić Buddy’ego do rywalizacji?

– To gdzie mam położyć drzwi? – ponownie zapytał Buddy.

– Może pod daszkiem na patio?

– Na zewnątrz jest za dużo pyłu.

–   W   takim   razie   pozostaje   salon.   Tylko   tu   jest   odpowiednio   dużo 

przestrzeni – westchnęła Cassie.

background image

Buddy zniósł z góry krzyżaki i położył na nich nowe drzwi. Cassie 

zdumiała   się   ich   ogromem.   Z   jednej   strony   sięgały   niemal   pianina,   z 

drugiej   zawisły   nad   stolikiem   do   kawy.  Wyglądało   na   to,   że   jedynym 

sposobem ich obejścia będzie droga przez patio, wokół osiedla, do drzwi 

frontowych. A niech to...

– Albo na czworakach pod krzyżakami – mruknęła.

– Słucham? – nie zrozumiał Buddy.

– Nic takiego. Załamuje mnie ten bałagan, tym bardziej że to nie moja 

wina. Na dodatek nie będę mogła teraz tu pracować.

–   To   już   nie   moja   sprawa...   –   Buddy   spochmurniał.   –   Nie   jestem 

zwolennikiem rozwalania drzwi. Ale rozumiem tego pana. Co miał zrobić, 

jak pani się przed nim zamknęła?

Cassie na chwilę odebrało mowę.

– Tak panu przedstawił tę sprawę? Niby pokłóciliśmy się i zamknęłam 

mu drzwi przed nosem?

– To znaczy, że tak nie było? – Buddy wyraźnie się zmieszał, nawet 

zarumienił.

– Ani trochę. Pan macho Abbott chciał po prostu udowodnić... – Niemal 

zatkało   ją   z   wściekłości.   Przemaszerowała   przez   hol   i   zdecydowanym 

ruchem zerwała luźny skrawek płyty zwisający z drzwi wejściowych. – 

Idę poszukać odpowiedniej farby – oznajmiła.

Po powrocie ze sklepu złożyła sobie uroczyste ślubowanie, że utopi 

Jake’a Abbotta w zielonkawej farbie.

Drzwi   do   gabinetu   Tannera   zastał   otwarte.   Nie   dostrzegł   żadnych 

panienek.   Podejrzewał,   że   jedynym   tego   powodem   jest   nieobecność 

Caleba.

background image

W oczekiwaniu na szefa usiadł w fotelu, opierając głowę na rękach. 

Chciał przemyśleć kilka spraw, jednak woń bzu skutecznie odwracała jego 

uwagę od problemów Tanner Electronics.

Dłonie przesiąkły zapachem Cassie, kiedy wsunął palce w jej włosy. 

Powinien umyć ręce, ale... mydło nie usunie przecież myśli o niej.

Nie   przewidział,   że   przelotny   pocałunek   tak   na   niego   podziała. 

Zamierzał ją tylko zaciekawić, co zresztą się udało. Jej lekko ochrypły 

głos i zamglone oczy powiedziały mu, że osiągnął cel, choć usiłowała to 

ukryć.

Nie przewidział jednak własnej reakcji. Już wcześniej zauważył, jak 

ładną dziewczyną jest Cassie Kerrigan, ale nawet poprzedniego wieczoru, 

kiedy   sycił   oczy   jej   ciałem   okrytym   zdradliwym   szlafrokiem,   nie 

podejrzewał,   że   pod   tą   śliczną   powłoką   kryje   się   prawdziwy   dynamit. 

Jeszcze chwila, a sięgnąłby po więcej, jednak Cassie chyba nie była na to 

gotowa.

Jeśli jednak dobrze to rozegra, następnym razem sama będzie chciała, 

by tak postąpił...

Caleb   wrócił   do   biura   w   towarzystwie   jakiegoś   mężczyzny.   Zajęci 

rozmową, nie zwrócili na niego uwagi.

Do   Jake’a   docierały   strzępy   rozmowy   o   nowym   rodzaju   silnika.  W 

końcu Caleb przerwał:

– Dobra. Proszę się tym zająć bez względu na czas i środki, i zgłosić się 

do mnie z wynikami.

Jake’a zaskoczyły te słowa, mimo że nie w pełni rozumiał omawiany 

problem.

Po wyjściu inżyniera Caleb usiadł za biurkiem.

background image

– Pytam z czystej ciekawości – powiedział Jake. – Czy masz jakieś 

pojęcie, ile mu pozwoliłeś wydać?

– Badania naukowe nie są tanie. Nie próbuję nawet śledzić kosztów 

każdego   pomysłu,   tym   bardziej   że   tylko   niektóre   z   nich   kończą   się 

sukcesem. – Odchylił się do tyłu i przymknął oczy. – Już ci mówiłem, że 

finanse nie są moją mocną stroną.

– Właśnie to zauważyłem.

Caleb wyprostował się z westchnieniem.

– Co mamy na dzisiaj, Jake?

– Chciałbym przejrzeć z tobą parę pozycji – zaczął Jake, ale zmienił 

zamiar i spytał: – Masz jakiś kłopot? Jeśli to dotyczy interesów firmy, 

lepiej powiedz od razu.

– Ta sprawa nie dotyczy liczb, nad którymi ślęczysz. Chodzi o personel. 

Nigdy   nie   było   z   tym   problemu,   ale   ostatnio   parę   osób   postanowiło 

zmienić pracę.

– To znaczy ile?

– Pięć.

– To nie tak wiele. – Jake wzruszył ramionami. – Zawsze jest jakaś 

rotacja. Niektórzy chcą poszukać sławy i fortuny tam, gdzie mogą zdobyć 

je   prędzej.   –   Jednak   już   mówiąc   te   słowa,   miał   wątpliwości.   Personel 

firmy wydawał mu się wyjątkowo zintegrowany i zdolny do poświęceń.

– Jeden z najlepszych inżynierów wręczył mi właśnie wymówienie – 

powiedział Caleb. – Chce odejść już pod koniec tygodnia.

Nie było w tym nic dziwnego. Dobrze wykwalifikowani pracownicy 

byli   w   cenie   i   firmy   o   nich   zabiegały.   Nie   ma   sposobu,   by   kogoś 

zatrzymać,   gdy   sam  chce   odejść.   Jednak   tu   działo   się   coś   niedobrego. 

background image

Czyżby   szczury   zaczęły   uciekać   z   tonącego   okrętu?   Być   może   ludzie 

przeczuwali, że minął już najlepszy okres Tanner Electronics.

– Rozmawiałeś z nimi? – spytał Jake.

– Jasne. Przemaglowałem każdego z nich, ale nadal nic nie rozumiem.

– Może źle przeprowadziłeś rozmowę? Gdybyś dziś po pracy zabrał 

tego inżyniera gdzieś na piwo...

– Problem leży w tym, że nigdy u nas nie było zwyczaju wspólnych 

wypadów do baru.

–   Nazwij   to   pożegnalnym   przyjęciem.   Wybierz   jakieś   sympatyczne 

miejsce, zaproś kolegów z jego działu. Najlepiej niech to będzie obiad, od 

stołu nie wstaje się w trakcie posiłku. Podczas takiego spotkania...

– Ty mógłbyś zadać właściwe pytania – przerwał mu Caleb. – Tobie na 

pewno odpowie.

Przez otwarte drzwi Jake kątem oka dostrzegł tę samą blondynkę, która 

była tu wczoraj.

– Caleb, kochanie, przyniosłam ci sweter. Jest już gotowy. – Angélique 

przedefilowała   przez   pokój   krokiem   modelki   na   wybiegu   i   położyła 

paczkę   przed   Calebem.   –   Niechcący   słyszałam,   o   czym   rozmawiacie. 

Chętnie zorganizuję to przyjęcie.

– Nie mówiliśmy o przyjęciu w twoim stylu, Angélique – zaoponował 

Caleb.

– Kochanie, wszystko, co robisz, jest w moim stylu. – Zaśmiała się 

rozkosznie.

Jake   nie   zdołał   powstrzymać   parsknięcia.   Spojrzała   na   niego, 

otwierając szeroko oczy.

– Jake, mój drogi, kogo ci zaprosić do towarzystwa? Wydawało mi się, 

background image

że wczoraj przypadliście sobie z Missą do gustu. Pewna jestem, że dla 

ciebie chętnie by zrezygnowała z innych planów.

A   to   rewelacja!   Zachwalana   Missa   przypominała   mu   dobrze 

wytresowanego konia cyrkowego.

–   Obiad   w   „Pinnacle”   –   zadecydowała   Angélique.   –   Najlepsza 

restauracja w mieście. Jej szef ma wobec mnie zobowiązania, więc nie 

będzie problemu z rezerwacją. Dla ilu osób, kochanie?

No   cóż,   Angélique   brała   sprawy   w   swoje   ręce.   Co   za   diabeł   go 

podkusił, żeby użyć słowa „przyjęcie”? Gdyby powiedział „konferencja”, 

dziewczyna zignorowałaby całą sprawę. Teraz jednak nie było sposobu, by 

się jej pozbyć.

Co takiego powiedziała Cassie? „Gdyby odprawić panienki...” To jest 

to!   Może   jednak   uda   mu   się   dowiedzieć,   co   wzbudza   niepokój 

pracowników Tanner Electronics.

– Dziękuję za propozycję – rzucił cierpko. – Mam z kim przyjść.

Obiad w „Pinnacle”, najlepszej restauracji w mieście. To bez wątpienia 

spodoba się Cassie.

Cassie   przeniosła   się   z   folderami   do   kuchni.   Zaklejała   koperty, 

słuchając jednocześnie pełnego napięcia głosu w telefonie.

– Dobijają mnie dokumenty ubezpieczeniowe. Strata matki to okropne 

przeżycie,   ale   do   głowy   mi   nawet   nie   przyszło,   że   porządkowanie   i 

przygotowanie do sprzedaży jej domu będzie tak stresujące. I te rachunki, 

które   ciągle   spływają   ze   szpitala.   Nie   chodzi   mi   o   pieniądze,   tylko   o 

papiery. W ogóle nie mogę się skoncentrować. Już nawet nie wiem, za co 

płacę...

– Możemy zająć się tym wszystkim – uspokoiła swoją rozmówczynię 

background image

Cassie. – Proszę tylko przygotować dokumenty. Odbiorę je jutro i załatwię 

sprawy związane z ubezpieczeniem. A później spotkamy się w domu. Gdy 

wskaże nam pani, co chce zachować, razem z Sabriną i Paige przejrzymy 

resztę rzeczy i przekażemy je na cele dobroczynne, lub tam, gdzie pani 

zechce.

– Wie pani, czuję się jak kretynka. Sama nie wiem, co chcę zrobić...

– Wszystko się ułoży, Jayne. Na razie każdy drobiazg przypomina pani 

o stracie. Proszę pozwolić pomóc sobie.

– No właśnie – zgodziła się. – Trafiła pani w sedno, Cassie. Och, co za 

ulga znaleźć kogoś, kto to rozumie!

Co za ulga, pomyślała Cassie, odkładając słuchawkę, że znalazła się 

klientka, która zleci nam tyle pracy.

Wybierała właśnie numer komórki Paige, żeby natychmiast podzielić 

się   dobrą   nowiną,   kiedy   usłyszała   charakterystyczne   skrzypienie 

frontowych   drzwi.  To   pewnie   Buddy   poszedł   do   samochodu   po   jakieś 

narzędzia.

Paige odebrała telefon w tej samej chwili, kiedy Jake wszedł do kuchni. 

Uśmiechnął się do Cassie, palcem przejechał wzdłuż jej ramion i karku, po 

czym otworzył lodówkę.

Wprawdzie jej serce zabiło gwałtownie, ale równie mocno wzrosła jej 

irytacja.

– Halo? – powtórzyła Paige.

–   Przepraszam   –   Cassie   mówiła   to   niemal   bez   tchu.   –   Zadzwonię 

później.

– Przecież właśnie zadzwoniłaś – zaczęła Paige, lecz Cassie już się 

rozłączyła.

background image

– Nie musiałaś przerywać rozmowy – powiedział Jake. – Moja dobra 

wiadomość może poczekać.

Ależ wesolutki i pewny siebie! Jest przekonany, że skończyła rozmowę, 

żeby   móc   cieszyć   się   bez   przeszkód   z   jego   powrotu.   Postanowiła 

natychmiast wyprowadzić go z błędu.

–   Ale   to,   co   ja   chcę   powiedzieć   tobie,   nie   może   już   czekać!   – 

powiedziała stanowczo. – Jak mogłam zamknąć przed tobą drzwi, skoro 

nawet nie wiedziałam, że chcesz wejść?

Stał jak skamieniały przy otwartej lodówce.

– O czym ty mówisz?

– Powiedziałeś Buddy’emu, że rozwaliłeś drzwi, bo nie chciałam cię 

wpuścić!

– Tak powiedziałem? – Jake odzyskał równowagę, natomiast Cassie aż 

dławiła się z wściekłości.

– Nawet nie wiesz, co mówiłeś? Przedstawiłeś to, jakby chodziło o 

kłótnię kochanków.

– Nie jestem mocny w kłótniach, lecz...

– Nawet nie próbuj wspominać o kochankach!

– Właśnie pomyślałem, że to świetny pomysł. – Jake nadał głosowi 

żałosne brzmienie. – Uspokój się, Cassie. Czy to naprawdę ma znaczenie, 

co   powiedziałem   Buddy’emu?   Przecież   nie   skłamałem.   Drzwi   były 

zamknięte, ty byłaś w środku, a zatem...

– Jeśli tyle dla ciebie znaczy słowo „prawda”…

Zauważyła,   że   patrzy   gdzieś   ponad   nią.   Spojrzała   przez   ramię.   W 

drzwiach stał Buddy.

– Skończyłem na dziś – powiedział bezbarwnym głosem.

background image

– Niech pan zamknie za sobą, dobrze? – poprosiła Cassie. Buddy bez 

słowa poszedł do wyjścia.

– Mam wrażenie, że wściekasz się, bo Buddy przestał uważać cię za 

boginię i ma cię teraz za jędzę.

W furii chciała złapać coś, czym mogłaby w niego cisnąć, ale tylko 

przewróciła filiżankę z kawą. Jake złapał ścierkę i oboje rzucili się do 

wycierania   zachlapanych   kopert,   które   z   takim   wysiłkiem   adresowała. 

Zanim   skończyli,   trochę   się   opanowała.   Chyba   zbyt   wielką   wagę 

przywiązywała do całej sprawy. Tak naprawdę nie ma znaczenia, co Jake 

powiedział Buddy’emu, który zresztą mógł wszystko przekręcić.

Telefon   zadzwonił,   gdy   kończyła   osuszać   koperty,   a   Jake   wykręcał 

przesiąkniętą kawą ścierkę. Cassie sięgnęła po słuchawkę, ale zawahała 

się.

–   Odbierz.   Powiedziałem   mojemu   milionerowi,   że   masz   dyżury 

telefoniczne, więc nie będzie zaskoczony – wyjaśnił Jake.

Głos   w   słuchawce   nie   należał   jednak   do   Caleba.   Był   zdyszany, 

afektowany, zdecydowanie kobiecy. Oczywiście domagał się Jake’a.

Jake wziął od niej słuchawkę i odwrócił się tyłem.

– Czyli ósma. Świetnie, Angélique. Do zobaczenia w „Pinnacle”.

Cassie  starała  się  stłumić  zawód.  Co z  tego,  że Jake,  najpewniej w 

towarzystwie niezwykle atrakcyjnej dziewczyny, wybiera się do najlepszej 

restauracji   w   Denver?   Tylko...   kłóciło   się   to   z   jego   twierdzeniem,   że 

wczoraj nie zainteresowała się nim żadna z panienek Caleba. Zmusiła się 

do uśmiechu.

– Cholera, a właśnie zamierzałam cię spytać, czy nie zechcesz zjeść ze 

mną obiadu?

background image

– Naprawdę zamierzałaś to zrobić? – Głos miał podejrzanie łagodny.

– Nie przejmuj się mną – odparła. – Masz już zaplanowany wieczór, na 

dodatek w „Pinnacle”, i to jeszcze z jakąś boską Angelique...

– To nie tak, choć prawdę mówiąc, chciała przyprowadzić dla mnie 

partnerkę.

– Szczęściarz. – Pochyliła się nad zlewem i zabrała za mycie naczyń.

– Ale powiedziałem jej, że przyjdę z tobą. Kubek wypadł jej z ręki.

– Co takiego?

– Wybrałabyś się na obiad do „Pinnacle”, Cassie?

– Chcesz się mną zasłonić, by wykręcić się od randki w ciemno?

– Myślałem, że się ucieszysz. Przecież to twój pomysł.

– Mój?

– Powiedziałaś, żeby pozbyć się panienek Caleba i...

–   I   to   ja   mam   spowodować,   by   Caleb   przestał   uganiać   się   za 

kociakami? Miałam na myśli jakąś gwiazdę rocka lub filmu...

– Nie doceniasz się, Cassie. Masz szansę poznać milionera i pokazać 

mu, co traci, nie znając ciebie.

– Wielkie dzięki, ale znajomość z panem Tannerem nie jest celem mego 

życia.

– Wystarczy, że będziesz uprzejma. No powiedz, kiedy ostatnio jadłaś 

obiad w „Pinnacle”?

Musiała przyznać, że dawno już nie brała udziału w takim przyjęciu.

– Sałatka z homarów – kusił Jake. – Cielęcina pod parmezanem, stek a 

la Dianę... Nie cieknie ci ślinka?

Spędzić z nim elegancki wieczór... Chyba mądrzej będzie nie rozwijać 

tego wątku.

background image

–   Lepiej   zaproś  Sabrinę   –   mruknęła.   –   Nadal   jesteś  pewien,   że   nie 

chcesz numeru jej telefonu?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Cassie   nadal   szczotkowała   włosy,   choć   każdy   lok   lśnił   już   jak 

wypolerowana   miedź.   Trudziła   się   tak   nie   dlatego,   że   zamierzała 

rywalizować   z   seksbombą   Caleba,   tylko   potrzebowała   czasu,   by 

przemyśleć sytuację.

Nie idę na randkę, powtarzała sobie w duchu. Jake na pewno by jej nie 

zaprosił, gdyby wiedział, że w czasie obiadu będzie musiał skupić swą 

uwagę   na   Cassie,   a   tak   zaborczy   na   pewno   okazałby   się   kociak 

przyprowadzony przez Angélique. Przy niej natomiast będzie mógł zająć 

się szefem.

Ostatnie   pociągnięcie   maskarą   i   mogła   zejść   na   dół.   Jake   czekał   w 

salonie. Przyglądał się drzwiom, które Buddy ułożył na krzyżakach.

– Nie wydaje się to zbyt trudne – odezwał się. – Aż dziw, że jeszcze ich 

nie pomalowałaś.

– Ja? Na pewno tego nie zrobię. Przeczytałeś instrukcję?

– Jak pokrywać farbą płaskie powierzchnie?

– A malowałeś już coś kiedyś?

– Ostatnio w przedszkolu, ale co za problem? Maczasz pędzel i mażesz. 

– Rozejrzał się i sięgnął po leżący obok śrubokręt. – Nie wiem, dlaczego 

Buddy nie odkręcił zawiasów.

– Mówił, że lepiej ich nie ruszać. Jake, to nie są takie zwykłe drzwi. 

Instrukcja informuje, żeby uważać z ostrymi narzędziami, bo...

Śrubokręt wyśliznął mu się z ręki i na płycie, tuż przy górnym zawiasie, 

background image

powstało głębokie wgniecenie. Jake obejrzał je uważnie, ale nie odezwał 

się   ani   słowem,   natomiast   Cassie   była   pod   wrażeniem   jego   stoickiego 

spokoju. Prawie wszyscy znani jej mężczyźni w takiej sytuacji wpadliby 

we wściekłość.

– ... bo są zrobione z bardzo miękkiego materiału – dokończyła.

– Teraz rozumiem, dlaczego tak łatwo dały się wyważyć. Może na razie 

ich nie montować? Niech Roger i Peggy zastanowią się, czy nie lepiej 

będzie zainstalować coś solidniejszego.

– To jeszcze cały tydzień i przez ten czas te stare się rozsypią. Poza tym 

Buddy zadał sobie tyle trudu. Powiemy mu, że nagle zmieniliśmy zdanie? 

Nie, dzięki. Lepiej się przyznaj, że nie chcesz malować.

–  Fakt,   że  nie  jest to   mój  konik.   –  Odłożył śrubokręt i  spojrzał na 

Cassie. – Ładnie wyglądasz – powiedział bez emocji.

Czego   właściwie   oczekiwała?   Ze   najpierw   zatka   go   z   wrażenia,   a 

potem rozpłynie się z zachwytu? Przecież tak głupia nie była.

Znów   musiała   sobie   powtórzyć,   że   to   nie   randka.   Z   tego   zresztą 

powodu wybrała prostą, nie rzucającą się w oczy czarną sukienkę. Zresztą 

w jej garderobie i tak nie było strojów na ekstra okazje, nie mogła więc 

olśnić   Jake’a   cekinami   i   dżetami.   A   nawet   gdyby   obsypała   się 

błyskotkami, pewno nie zrobiłaby na nim wielkiego wrażenia.

– Nie wiedziałem, czy masz tu odpowiedni strój – usprawiedliwił się 

Jake. – Czy to sukienka Peggy?

– Nie, moja.

–   Chcesz   powiedzieć,   że   twoje   kartonowe   mieszkanko   pod   mostem 

posiada garderobę?

Prawie zapomniała o rozmowie, jaką prowadzili pierwszego wieczoru.

background image

–   Moje   mieszkanie   rzeczy   wiście   jest   niewiele   większe   od   sporego 

kartonu i dużo bym dała za przyzwoitą garderobę. – Sięgnęła po swój 

codzienny   tweedowy   żakiet.   –   „Pinnacle”   jest   w   śródmieściu.   Musimy 

ruszać, jeśli nie chcesz się spóźnić.

Spojrzał na żakiet.

– Mogłabyś wziąć płaszcz Peggy. Chyba ma coś odpowiedniego.

– Peggy ma wszystko, nawet czarną pelerynę z lisów, przy której moja 

sukienka wyglądałaby jak z lumpeksu. Bałabym się, że ją gdzieś zgubię. 

Wolę iść w tym. Zostawię żakiet w szatni.

Przed wejściem do hotelu Jake oddał kluczyki portierowi. Zatrzymał się 

na chodniku i spojrzał do góry. Na szczycie wieży, nad szklaną ścianą 

budynku, widać było wybrzuszenie.

– Tam jest restauracja?

– Jak do tego doszedłeś? – zadrwiła Cassie. – Czyżby po nazwie?

– Mam nadzieję, że to się nie kręci?

– Owszem, kręci się. Czyżbyś miał chorobę lokomocyjną?

– Nie mam zaufania do takich urządzeń. Niepokoi mnie myśl, że cała 

podłoga, na dodatek obrotowa, podparta jest tylko w jednym punkcie.

– Odpręż się. Niedawno wyremontowali całe urządzenie.

– A dokładniej kiedy?

– Trzy lub cztery lata temu. Wstawili wtedy nowy mechanizm.

– Nowy mechanizm, wykonany z zastosowaniem nowoczesnej myśli 

technicznej. To rzeczywiście wzbudza zaufanie.

Zdaniem   Cassie   w   jego   głosie   słychać   było   wszystko   oprócz 

przekonania, że tak właśnie jest.

Ruszyli w kierunku windy. Jake wziął Cassie pod rękę. Zrobił to w 

background image

sposób naturalny, niemal bezwiednie. Zastanawiała się, czy Jake dobrze 

tańczy. Szkoda, że nigdy się tego nie dowie.

Gdy   czekali   na   windę,   Jake   delikatnie   odwrócił   Cassie   do   siebie. 

Pomyślała, że to także zrobił bezwiednie.

–   Jakim   cudem   ty,   elektronik,   nie   jesteś   fanatykiem   nowinek 

technicznych? – spytała.

– Bo widziałem ich mnóstwo. Uwierz mi, większość z nich niczemu nie 

służy, poza tym, że dodatkowo utrudnia życie.

Podeszła do nich jakaś para. Kobiety Cassie nie znała, ale mężczyznę 

kiedyś już musiała widzieć. Jego głos też już słyszała.

– Niech pani go nie słucha. Jake nie jest elektronikiem, tylko zajmuje 

się pieniędzmi.

Teraz Cassie rozpoznała jego twarz, bowiem wizerunek Caleba Tannera 

często   pojawiał   się   zarówno   w   lokalnej   prasie   i   w   telewizji,   jak   i   na 

bilboardach.   Blondynka,   która   wisiała   na   jego   ramieniu,   nie   była   tak 

znana, choć na pewno równie fotogeniczna.

Jake przedstawił ich sobie. Caleb spojrzał na Cassie z uśmiechem.

– A więc jesteś wynajętą żoną. – Gdy nadjechała winda, Caleb jakimś 

cudem zdołał wyzwolić się z uścisku Angélique i ujął pod rękę Cassie. – 

Musisz mi o tym opowiedzieć. Na jak długo zawieracie umowę: na dzień, 

na tydzień?

Przynajmniej nie padło „na godziny” lub „na noc”. Zrezygnowała z 

ciętej   riposty,   wszak   przybyła   tu   z   misją:   miała   odciągnąć   Caleba   od 

Angélique.

W restauracji czekały już na nich dwie pozostałe pary. Kobietę, równie 

efektowną   jak   Angélique,   wyraźnie   zaskoczył   widok   Cassie   u   boku 

background image

Caleba. Obok stało młode małżeństwo. Widać było, że w tym otoczeniu 

nie   czują   się   dobrze.   Szczupła,   ciemnowłosa   kobieta   wyglądała   na 

strapioną, natomiast jej mąż miał sceptyczny wyraz twarzy.

Kiedy Caleb witał swoich gości, Cassie znów znalazła się obok Jake’a.

–   Powiedziałeś   mu,   że   mam   dyżury   telefoniczne   w   ramach   usługi 

„porozmawiaj z żoną o wszystkim” – mruknęła groźnie.

– Cassie, kochanie – uśmiechnął się Jake – nie sądzisz chyba, że w to 

uwierzył?

Gdy   Caleb   zamierzał   przedstawić   Cassie   pozostałym   gościom,   Jake 

zdecydowanie przejął inicjatywę:

– Pozwól, Caleb, że ja to zrobię. Angélique zbyt długo jest sama.

Lekko objął Cassie ramieniem.

– Co ty wyrabiasz? – spytała cicho. – Miałam przecież odciągnąć go od 

Angélique.

–   Świetnie   sobie   radzisz   –   odszepnął.   Gdy   przedstawiał   ją   całej 

czwórce, zorientowała się, że w przyjęciu biorą udział osoby związane z 

Tanner   Electronics.   Mężczyzna   w   średnim   wieku,   towarzyszący 

przyjaciółce   Angélique,   był   szefem   produkcji,   natomiast   młode 

małżeństwo, jak Cassie szybko się zorientowała, zjawiło się tu dlatego, że 

mężczyzna właśnie odchodził z firmy. Było to więc spotkanie pożegnalne.

Gdy podano drinki, Cassie, sącząc białe wino, zajęła się obserwacją 

zebranych.   Przyjaciółka  Angélique   od   czasu   do   czasu   rzucała   szefowi 

produkcji uśmiech, natomiast Angélique była wściekła, bo Caleb wyraźnie 

więcej uwagi poświęcał Cassie niż jej. Zona młodego inżyniera wyglądała 

tak, jakby bardzo chciała znaleźć się gdzie indziej.

Natomiast Jake wciąż trzymał rękę na ramieniu Cassie. I choć pozory 

background image

były   inne,   tym  razem   miała   pewność,   że   robił   to   zupełnie   świadomie. 

Przytulony   niemal   do   niej,   swobodnie   obserwował   Caleba,   który   był 

wyraźnie nią zaintrygowany, jak nową, atrakcyjną zabawką.

Cassie   prawie   współczuła  Angélique,   która   rozpaczliwie   próbowała 

walczyć o utrzymanie swojej pozycji, lecz koniec jej kadencji natychmiast 

zauważyła jej przyjaciółka. Teraz ledwo już zwracała uwagę na swojego 

towarzysza. Co pewien czas zerkała na Angélique, a jednocześnie wabiła 

zachwyconym wzrokiem Caleba i wprost chłonęła każde jego słowo.

Caleb zadawał mnóstwo chaotycznych pytań na temat Wypożyczalni 

Zon, aż w końcu Cassie podniosła ręce w geście poddania. Bała się, że 

podczas   tak   niezbornej   rozmowy   może   dojść   do   licznych   przekłamań, 

dlatego postanowiła wszystko wyłożyć po kolei: motto firmy, założenia i 

listę spraw, którymi się nie zajmują.

Kiedy   skończyła,   w   towarzystwie   zapadła   na   chwilę   cisza.   Cassie 

przestraszyła się, że zrobiła z siebie widowisko.

Jake przyciągnął ją bliżej.

– Uwielbiam słuchać, jak opowiadasz o swojej firmie.

– Założę się, że nie tylko w tym jest dobra – wycedziła Angélique. – 

Załatwianie tych spraw to pewno tylko jedna z wielu jej umiejętności.

Jej przyjaciółka zachichotała.

– A dla mnie brzmi to wspaniale – odezwała się żona inżyniera. – Lubię 

siedzieć w domu i zajmować się dziećmi, ale są dni, kiedy przydałaby mi 

się żona.

Cassie uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.

– Dam pani wizytówkę. Jeśli będziemy mogły kiedyś pomóc...

Angélique skrzywiła się drwiąco.

background image

– A komu wolałabyś pomóc?  Jej, czy  może jednak jemu?  – rzuciła 

prowokacyjnie.

Młoda kobieta zmieszała się.

– Na razie nie stać mnie na to – odparła szybko. – Zanim Erie nie 

znajdzie czegoś nowego, nie będziemy mieli pieniędzy...

Inżynier   zacisnął   rękę   na   ramieniu   żony.   Cassie   zauważyła   jej 

zmieszanie, więc taktownie się odwróciła. Zdziwił ją wyraz twarzy Jake’a, 

który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w panią inżynierową.

Cassie pogrzebała w torebce i podała jej wizytówkę.

– Proszę, tak na wszelki wypadek. Zawsze może się coś zmienić.

– Które zlecenia najbardziej ci odpowiadają? – spytał Caleb Tanner.

–   I   jak   długo   musisz   się   do   nich   przygotowywać?   –   kpiła   nadal 

Angélique.

Miarka   się   przebrała.   Nie   będzie   ignorować   sugestii,   że   to   brak 

wykształcenia   zmuszają   do   obecnej   pracy,   a   niedostatki   inteligencji 

zmuszają do pokornego znoszenia obraźliwych uwag.

–  Aby   przygotować   się   do   prowadzenia   firmy,   musiałam   wykonać 

znacznie więcej pracy, niż przy jakiejkolwiek innej okazji. Nawet zdobycie 

dyplomu na wydziale literatury angielskiej nie było tak pracochłonne – 

odparła.

Angélique zaniemówiła.

– Choć czasami specjalizacja z poezji elżbietańskiej też mi się przydaje 

–   dodała   Cassie   słodkim   głosem.   –   Bywa,   że   mężczyźni,   którzy   mają 

kłopoty z wyrażaniem uczuć, proszą mnie o wyszukanie jakiegoś wiersza 

dla   ukochanej.   Ich   dziewczyny   i   tak   nie   są   w   stanie   rozpoznać 

mistyfikacji, tylko ronią miłosne łzy nad młodzieńczymi sonetami Johna 

background image

Miltona   lub   wierszami   Edmunda   Spencera,   przekonane,   że   zostały 

napisane dla nich.

Ciszę, która zapadła, przerwał głośny śmiech Caleba.

– Dostałaś nauczkę, Angélique. No, ale dajmy już spokój i siadajmy do 

stołu.

Cassie nie była zaskoczona, że Jake prowadzi ją na miejsce możliwie 

daleko od Angélique. Zmartwiło ją tylko, że Caleb siada u szczytu stołu 

koło   swojej   dziewczyny.  Czuła   się   winna,   że   jej   wybuch   uniemożliwił 

Jake’owi zbliżenie się do szefa.

Pochyliła się do niego, gdy zajęli miejsca.

– Chyba nie spełniłam twoich oczekiwań – szepnęła. – Przepraszam.

– Nie przejmuj się. – Podał jej kartę.

Cassie pomyślała, że tak właśnie mówi się do dziecka, gdy się chce, by 

przestało zawracać głowę.

Jake podsunął inżynierowi i jego żonie koszyczek z pieczywem.

– Powiedz mi, Erie, co dla ciebie jest najważniejsze w pracy?

Młody człowiek rzucił okiem na żonę i powiedział cicho:

– Nowe wyzwania.

Cassie   niewidzącym   wzrokiem   wpatrywała   się   w   menu.   Wyrzucała 

sobie,   że   przez   nią   Jake   nie   będzie   mógł   wypełnić   swojego   zadania. 

Zamiast   mu   pomóc,   stała   się   zawadą.   To   fakt,   że   urażono   jej   dumę, 

powinna   jednak   przełknąć   zniewagę,   nie   zaś   odwzajemniać   się   tym 

samym. Zniżyła się do poziomu Angélique, a konsekwencje poniesie Jake.

Znów spojrzała w kartę dań. Dziwne, ale żadna egzotyczna nazwa nie 

wydała się jej atrakcyjna.

Czy   ten   wieczór   nigdy   się   nie   skończy?   Jake   uczestniczył   w   wielu 

background image

koktajlach i przyjęciach, gdzie jedynym wspólnym tematem były interesy. 

Spotkania, na których prowadzono pseudo towarzyskie rozmowy, a tak 

naprawdę nieustannie stosowano dyplomatyczne gierki, by wysondować 

rozmówcę i przekonać go do swoich racji, uważał za śmiertelnie nudne.

Jednak   dzisiejsze   spotkanie   przerosło   jego   wszelkie   najgorsze 

oczekiwania. Rozmowa kulała, żaden ogólny temat nie chwycił i wszyscy 

wyraźnie   męczyli   się   sztuczną   atmosferą.   Na   dodatek   Jake   wciąż   nie 

wiedział, dlaczego jeden z najlepszych pracowników Tannera postanowił 

odejść   z   firmy,   choć   nie   miał   nic   innego   na   oku.   Dzięki   czystemu 

przypadkowi, czy też raczej Cassie, chociaż tyle zdołał się dowiedzieć. 

Dobre i to.

Teraz nawet Cassie zamilkła. Poczuła na sobie jego wzrok i spojrzała 

znad talerza. Jej niebieskie oczy były większe i ciemniejsze, niż wcześniej 

sądził.

– Naprawdę mi przykro, że tak namieszałam.

Nie   był   to   najlepszy   czas   na   wyjaśnienia.   Poza   tym,   co   miał   jej 

powiedzieć? Ze chciał głośno zaklaskać, gdy ostro usadziła Angélique? 

Lub   że   żałował,   iż   usiedli   do   stołu,   bo   nie   miał   już   pretekstu,   aby   ją 

obejmować? Tak bardzo pragnął przytulić ją do siebie...

No cóż, gdyby się z tym zdradził, pewnie uznałaby, że stracił rozum. A 

może naprawdę tak się stało? Nie, to tylko zapach jej płynu do kąpieli 

uderzył mu do głowy. Ilekroć się poruszyła, dolatywała do niego woń bzu.

Z   westchnieniem   wciągnęła   powietrze.   Jej   wzrok   powędrował   ku 

Calebowi. Siedział między Angélique a jej przyjaciółką. Obie ślicznotki z 

uwielbieniem chłonęły każde jego słowo.

Cassie wyglądała jak małe dziecko, które nie może zdobyć upragnionej 

background image

zabawki. W wyrazie jej twarzy Jake dostrzegł żal i dziwną tęsknotę.

Opanowało go przygnębienie. Zaledwie kilka godzin temu mówiła, że 

nie   pragnie   poznać   Caleba   Tannera,   lecz   teraz   wprost   pożerała   go 

wzrokiem. Do diabła, co w tym playboyu tak pociągało kobiety?

– Raczej nie jesteś w jego stylu – rzucił szorstko. Dopiero po dłuższej 

chwili skierowała na niego wzrok.

– Boże, dzięki, Jake. Gdyby nie ty, nigdy bym na to nie wpadła.

Przynajmniej znowu używa swojego ostrego języka. To była ta sama 

Cassie, którą poznał.

– To miał być komplement – zaprotestował. – Zresztą, o co ci chodzi? 

Gdy poświęcił ci całą uwagę, nie byłaś szczególnie zainteresowana.

– Nie byłam i nadal nie jestem, myślałam tylko, że tobie na tym zależy. 

Co   ty   tu   właściwie   robisz?   Co   miał   na   myśli   Caleb,   mówiąc,   że   nie 

zajmujesz się elektroniką, tylko pieniędzmi?

Nie sądził, że zapamięta tę zdawkową uwagę.

– Badam szanse pozyskania kapitału inwestycyjnego dla jego nowych 

projektów.

– Reprezentujesz inwestorów? Jake przytaknął.

– Więc tak naprawdę wcale nie pracujesz dla Caleba.

– Nie bezpośrednio.

– Nic dziwnego, że nie chciałeś wynająć mieszkania. Po prostu nie 

będziesz tu zbyt długo.

– Pracę w Denver oceniam na kilka tygodni, najwyżej miesiąc.

– To zajęcie na Florydzie, przez które nie przyjechałeś na ślub Rogera i 

Peggy, polegało na tym samym?

– Początkująca firma potrzebowała pieniędzy  na plastikowe modele. 

background image

Przedtem były telefony komórkowe w San Diego, a jeszcze wcześniej...

–   Pewnie   dlatego   nie   trzymasz   w   lodówce   łatwo   psujących   się 

produktów?

– Do Nowego Jorku wpadam tylko między projektami. Najwyżej na 

dwa miesiące w roku.

– Nie ma to jak w domu... No, ale widocznie odpowiada ci takie życie. 

Bez wątpienia znudziłoby cię przebywanie w jednym miejscu.

Usłyszał w jej głosie cień goryczy. Nie była pierwszą kobietą, która 

uważała, że powinien się ustatkować. Najlepiej przy niej. A już myślał, że 

Cassie jest inna.

–   To   prawda,   że   niespecjalnie   przepadam   za   rutyną...   Cassie   z 

dezaprobatą pokręciła głową.

–   Bardzo   jesteś   skryty.   Sprawiasz   wrażenie,   jakbyś   nie   potrafił 

utrzymać się w pracy, a tymczasem masz stałe zajęcie.

–   Uważasz,   że   powinienem   wypisać   historię   mojego   życia   na 

wizytówkach i wręczać je wszystkim dokoła? – spytał ze zdumieniem.

Zaczerwieniła się i zagryzła wargi.

– Zanim zaczniesz rzucać oskarżenia – ciągnął Jake – pamiętaj, że nie 

ja jeden celuję w niedomówieniach.

Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc aluzji.

– Twój dyplom – przypomniał. – Pamiętam naszą rozmowę na temat 

twojej firmy. Na pewno nie przegapiłbym, gdybyś wspomniała, że wolisz 

tę pracę od ślęczenia nad starymi księgami.

Co   ją   tak   zaniepokoiło?   Dlaczego   dyplom   uniwersytecki   był   tak 

delikatną   sprawą?   Sama   przecież   o   nim   wspomniała,   co   prawda   pod 

wpływem stresu, ale teraz jej reakcja również nie była typowa. Dlaczego 

background image

Cassie   wstydziła   się,   że   zaczynała   karierę   zawodową   jako   naukowiec? 

Gdyby   przyznała   się,   że   była   gwiazdą   porno,   jej   zażenowanie   byłoby 

zrozumiałe, ale dyplom uniwersytecki? O co w tym wszystkim chodzi? – 

zastanawiał się.

Wreszcie   przyjęcie   dobiegło   końca.  Gdy  ruszali  spod  hotelu,   Cassie 

nagle powiedziała:

–   Jake,   z   tym   dyplomem...   nie   powiedziałam   prawdy.   Był 

rozczarowany. No cóż...

– Nie byłaś na uniwersytecie? To znaczy, że nabrałaś Angélique?

–  Nie  całkiem.   – Westchnęła.   –  Po  prostu   nie  ukończyłam studiów. 

Zrezygnowałam kilka godzin przed obroną pracy.

– Dlaczego?

– Powiedzmy, że to nie było zajęcie, któremu miałam ochotę poświęcić 

życie. Zdałam sobie z tego sprawę w ostatniej chwili.

– To na pewno nie wszystko. Czy nie jest w to wmieszany facet, który 

tak źle cię potraktował? – W blasku świateł na skrzyżowaniu zobaczył w 

jej oczach, że odgadł prawdę. – Co on ci zrobił, Cassie?

Zawahała się, rozłożyła bezradnie ręce, ale w końcu wyjaśniła:

– Duża część mojej pracy dyplomowej znalazła się w jego artykule dla 

pewnego magazynu naukowego.

–   Jednym   słowem,   wykorzystał   twoje   badania.   W   milczeniu 

przytaknęła.

–   I   to   wystarczyło,   żebyś   zrezygnowała   z   kariery?   Oczy   Cassie 

zapłonęły gniewem.

– Nie miałam wyboru. Nie potrafiłam udowodnić, że Stephan ukradł 

moją pracę, bo zdołał odpowiednio się zabezpieczyć. A poza tym, i tak 

background image

nikt by mi nie uwierzył.

– Dlaczego?

–   Bo   był   profesorem,   specjalistą   od   Szekspira   –   odpowiedziała   po 

dłuższej chwili.

Jake gwizdnął cicho.

– I musiał kraść spostrzeżenia studentki na temat poezji elżbietańskiej?

–   Sam   widzisz.   Kto   by   w   to   uwierzył?   –   Przygryzła   wargi.   –   Nie 

mogłam   tam   zostać,   a   nie   stać   mnie   było   na   podjęcie   studiów   gdzie 

indziej. Stypendium było na wyczerpaniu, musiałam zacząć spłacać kredyt 

studencki.

– Skończyłaś więc jako żona do wynajęcia.

– Mówisz, jakbym się zdeklasowała, nie wykorzystała swojej szansy. 

Czasami życie zmusza nas do różnych rzeczy. Dowiedziałeś się dziś tego, 

co zamierzałeś?

– Pytasz, czy rozgryzłem do końca charakter Caleba?

– Nie, chodzi mi o tego inżyniera. Spojrzał na nią z uznaniem.

– A więc domyśliłaś się.

–   Od   pewnego   momentu   mogłam   zajmować   się   wyłącznie 

obserwowaniem innych.

– Dziękuję ci, Cassie.

– Za co?

– Gdyby nie ty, jego żona nie wyznałaby, że on nie ma jeszcze pracy.

– To jest ta ważna informacja?

–  Wręcz   kluczowa.   Gdyby   mu   zaproponowano   niezwykle   korzystne 

warunki   lub   wyższe   stanowisko,   nie   byłoby   problemu,   on   jednak 

najwyraźniej  jest  niezadowolony  z  pracy   u Tannera.   Muszę  odkryć,  co 

background image

złego tam się dzieje, zanim wydamy majątek na nowy produkt i kampanię 

reklamową.

Zaparkował samochód przed domem, jednak Cassie nadal siedziała bez 

ruchu. Wyraźnie nad czymś się zastanawiała.

– Jedyna zła rzecz w Tanner Electronics – odezwała się po chwili – to 

brak zainteresowania ze strony Caleba. – Wysiadła z samochodu i z rękami 

wciśniętymi w kieszenie żakietu pospieszyła do domu.

Dogonił ją, gdy wkładała klucz do zamka.

– Masz na myśli panienki, które wciąż tam się kręcą? Cassie, wiem, że 

nie   podoba  ci  się  Angélique,   nie   masz   też   najlepszej  opinii  o   Calebie. 

Rzeczywiście, ta dziewczyna nam wszystkim działa na nerwy, ale nie ma 

zbyt wielkiego wpływu na Caleba.

Otworzyła drzwi.

– Wspominałeś o kontrolowanym chaosie. Jake, jeśli sytuacja w firmie 

choć   trochę   przypomina   dzisiejsze   spotkanie,   mamy   do   czynienia   z 

czystym chaosem, bez żadnej kontroli.

– Przyjęcie rzeczywiście było dziwne, ale to o niczym nie świadczy. – 

Przerwał i zastanowił się nad uwagą Cassie. Nie miała racji, mówiąc, że 

Caleb nie interesuje się firmą. Przecież on nią żył.

–   Moim   zdaniem,   gdy   nie   do   końca   wiadomo,   kto   kieruje   pracą, 

oznacza to, że szef nie wypełnia swoich obowiązków. Innymi słowy, nie 

powinien zajmować tego stanowiska.

Jake spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale nic nie powiedział. Musiał się 

skupić.

–   Tylko   –   niepewnie   ciągnęła   Cassie   –   co   ja   właściwie   wiem   o 

przemyśle, ekonomii i zarządzaniu?

background image

Szybko pokonała schody, lecz zatrzymała się na górze. Wychylając się 

przez barierkę, dodała:

– A tak przy okazji, Jake...

Jej głos brzmiał teraz zupełnie inaczej i Jake natychmiast zapomniał o 

Calebie Tannerze, młodym inżynierze i kapitale inwestycyjnym.

Jedno słowo, pomyślał. Wystarczy jedno jej słowo...

–   Dziękuję   za   obiad   –   dokończyła   Cassie.   –  To   był  niezapomniany 

wieczór. – Starannie zamknęła za sobą drzwi pokoju.

Rzeczywiście niezapomniany, myślała Cassie, leżąc w ciemnościach. 

Co ją opętało? Po co wtykała nos w interesy Jake’a i udzielała mu rad w 

sprawach, o których nie miała zielonego pojęcia? I w dodatku ta historia z 

dyplomem...

Co   gorsza,   czuła   się   rozgoryczona,   a   nawet   odrzucona,   kiedy 

dowiedziała się, na czym polega jego praca.

Jasne,   nie   istniał   żaden   powód,   dla   którego   miał   ją   o   czymkolwiek 

informować, tak samo jak ona nie zdradzała, z jakiego powodu porzuciła 

studia.

Nie musiał opowiadać o swojej działalności przypadkowym znajomym, 

a ona kimś takim właśnie była i wcale nie chciała, by to się zmieniło.

Tak więc fakt, że nie uznał jej za kogoś, komu mógłby się zwierzać, nie 

miał żadnego znaczenia.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Cassie spała dłużej niż zwykle i obudziły ją dopiero hałasy dochodzące 

z remontowanej łazienki. Skoro Buddy zaczął już pracę, Jake musiał go 

wpuścić. W takim razie sam pewnie wyszedł do biura.

To dobrze. Wczoraj długo nie mogła zasnąć, zajęta rozpamiętywaniem 

swojego zachowania. Co ją podkusiło, żeby wygłaszać swój amatorski sąd 

o Calebie Tannerze? Musiała chyba postradać zmysły! Sądząc z wyrazu 

twarzy Jake’a, on też tak uważał. Dobrze chociaż, że się opanował i nie 

przywołał jej do porządku.

Zastanawiała się, czy powinna go przeprosić za wtykanie nosa w nie 

swoje sprawy. Nie, lepiej zostawić to, tak jak jest. Być może Jake już 

zapomniał o jej naiwnych uwagach.

Zanim była gotowa do zejścia na dół, Buddy zajął się mniej hałaśliwą 

pracą.   Zatrzymała   się   na   chwilę   pod   drzwiami   łazienki.   Właściwie 

powinna   sprawdzić,   jak   postępuje   remont.   Wczoraj   w   ogóle   tam   nie 

zajrzała.

Postanowiła odłożyć inspekcję na później. Nie czuła się na siłach, – 

żeby rozmawiać z kimkolwiek, a tym bardziej z Buddym.

Na   dole   zaskoczył   ją   dochodzący   z   salonu   zapach   farby.   To   Jake 

malował drzwi!

Starała się nie zwracać uwagi na znoszone dżinsy, mocno opięte na jego 

wąskich biodrach, ani też na uśmiech, który pojawił się w jego oczach, 

gdy podniósł wzrok znad pędzla.

background image

– Kawa powinna być już gotowa – powitał ją.

Nie tylko czuła zapach kawy; miała wrażenie, że zażyła już dużą porcję 

kofeiny.

Jej reakcja na pewno nie była wywołana tylko uśmiechem Jake’a, miała 

też związek z ulgą, że niewątpliwie zamierzał zignorować jej wczorajszą 

gafę.

– Czyżbyś przygotował ją dla mnie?

– Skądże znowu – przyznał z radosnym uśmiechem. – Tak naprawdę 

myślałem o Buddym.

– Akurat. Dzięki, Jake, że mu otworzyłeś. Trzeba było mnie obudzić.

–  Będę  pamiętał  o  zaproszeniu.   –  Uśmiech  stał się  jeszcze  bardziej 

promienny.

– Nie o tym myślałam. – Czuła, że się czerwieni.

– Taki już mój los – zasmucił się.

Nie   należało   tego   ciągnąć.   Poszła   do   kuchni,   napełniła   filiżanki   i 

zaniosła je do salonu. Gdyby miała choć trochę rozsądku, podałaby kawę 

Jake’owi,   drugą   zaniosła   Buddyzmu,   a   sama   wróciła   do   kuchni,   by 

przygotować plan dnia.

Jednak   zamiast   tego   stanęła   w   przejściu   i   jak   durna   nastolatka 

zapatrzyła się w Jake’a, który wciąż pracowicie malował.

– Niewątpliwie masz ukryty talent. Prawdziwa złota rączka.

– Nic z tych rzeczy – pokręcił głową. – Skorzystałem z twojej rady i 

przeczytałem instrukcję.

–   Tak   po   prostu   przyznajesz   się   do   tego?   –   Cassie   gwizdnęła   z 

uznaniem.

Wykrzywił się do niej.

background image

– Są ciemniejsze niż tamte drzwi.

– Sprzedawca zapewniał mnie, że to ten sam odcień. Po wyschnięciu 

farba stanie się jaśniejsza.

– Mam nadzieję. Nie chciałbym zaczynać od nowa.

– Widzę, że zależy ci na pomalowaniu drzwi tak samo, jak mnie na ich 

założeniu.

–   Chciałbym   to   szybko   skończyć.   –   Rzucił   okiem   na   zegarek   i 

ponownie zanurzył pędzel w puszce.

– Przecież nie odbijasz karty zegarowej, a po wczorajszym przyjęciu 

Caleb się nie obrazi, gdy ranek poświęcisz osobistym sprawom.

– Sam nie wiem. Zresztą wpadnie tu niedługo.

– Tutaj? Dlaczego? – spytała zszokowana.

–   Musimy   spokojnie   porozmawiać.   W   biurze   co   i   rusz   przychodzą 

pracownicy   z   różnymi  technicznymi   problemami,   natomiast   na   mieście 

Caleb wciąż wpada na znajome dziewczyny. – Jake zajął się malowaniem 

przeciwległego rogu. – Cassie, zastanawiam się, czy mogę cię prosić o 

przysługę – dodał po chwili, unikając jej wzroku.

– Skończyły ci się oliwki?

–   Jeszcze   nie.   Chciałbym,   żebyś   skontaktowała   się   z   żoną   tego 

inżyniera   z   Tanner   Electronics   i   spróbowała   dowiedzieć   się,   dlaczego 

rzucił pracę.

Naprawdę potrzebował jej pomocy? Ufał jej ocenie? Serce zabiło jej 

mocniej. Z trudem opanowała drżenie głosu.

– Mam być wywiadowcą? – spytała powoli. Ręka z pędzlem zawisła w 

powietrzu.

– Niech zgadnę. Chcesz mi oznajmić, że Wypożyczalnia Zon jest zbyt 

background image

etyczna, aby trudnić się szpiegostwem przemysłowym?

–   Nie   o   to   chodzi.   Dotychczas   nikt   nas   o   to   nie   prosił.   –   Cassie 

zamyśliła się. – To mógłby być początek nowej działalności. Jasne, zajmę 

się tym.

– Dziękuję, Cassie. – Uśmiechnął się inaczej, swobodniej i czulej, czyli 

znacznie bardziej niebezpiecznie.

Z trudem odwróciła wzrok.

– Uważaj, rozchlapujesz farbę.

Jake   rozprowadził   pędzlem   krople,   które   spadły   na   gładką 

powierzchnię.

–   Możesz   zrobić   to   już   dziś?   Im   szybciej   zdobędę   potrzebne 

informacje...

Tym prędzej będzie mógł dokonać oceny i ruszać dalej. Nie musiał 

kończyć zdania. Wszystko było jasne.

Dobry nastrój prysł. Prosił o pomoc, bo polegał na jej zdaniu. Była 

wyłącznie   środkiem   prowadzącym   do   celu.   Nie   powinna   być   tym 

zaskoczona, a jednak...

– Rozumiem – wykrztusiła w końcu. – Wpadnę do niej z folderem 

firmy. Nie wie przecież, że zwykle nie roznosimy ich osobiście.

– Wspaniale. Zdobędę adres, jak tylko dotrę do biura. – Po raz ostatni 

pociągnął pędzlem i odsunął się, żeby obejrzeć swoje dzieło. – No, starczy. 

Z drugą stroną trzeba poczekać, aż ta wyschnie. – Zamknął puszkę z farbą 

i poszedł umyć pędzel.

Cassie została w przejściu do holu. Głowę oparła o ścianę i przymknęła 

oczy.

Nie   może   się   tak   przejmować.   To   oczywiste,   że   Jake   próbuje 

background image

wykorzystać   wszystko,   co   może   doprowadzić   go   do   rozwiązania 

problemu. Na tym polega jego praca. Dlaczego ją, przypadkową znajomą, 

miałby traktować w jakiś wyjątkowy sposób? No cóż, sprawę postawił 

uczciwie.   Niczego   nie   owijał   w   bawełnę,   tylko   poprosił   o   pomoc.  A 

mógłby nią manipulować...

O nie, co najwyżej mógłby spróbować, ale szybko by się sparzył.

Nadal jednak nie wiedziała tego, co najważniejsze: dlaczego tak się tym 

wszystkim przejmuje?

Na schodach rozległy się kroki Buddy’ego, ale nie zamierzała zmieniać 

pozycji. Jeśli uda, że go nie słyszy, może da jej spokój.

Majster zatrzymał się u stóp schodów i niepewnie ruszył w jej stronę.

– Proszę pani?

Ukryła niezadowolenie i otworzyła oczy.

Nowa   fryzura   Buddy’ego   nadal   ją   szokowała.   Uwolnione   z   kucyka 

włosy   sterczały   mu   bezsensownie   na   czubku   głowy.   Na   jego   twarzy 

malował się tak szczery niepokój, że jej zniecierpliwienie znikło.

– O co chodzi, Buddy?

– Dobrze się pani czuje?

–   Nigdy   nie   czułam   się   lepiej   –   bez   powodzenia   próbowała   ukryć 

ironię. – W czym mogę ci pomóc?

Zakołysał się na piętach i przesunął wykałaczkę do drugiego kącika ust.

– Wie pani, to te rury.

Przekleństwo cisnęło się jej na usta, ale Buddy przecież nie robił tego 

celowo. Postanowiła przyspieszyć rozmowę.

– A dokładniej?

– Podłączyłem nowe rury do starego systemu, ale ciągle gdzieś cieknie. 

background image

Nie   na   złączach,   ale   w   tych   starych   rurach.   Co   załatam   jedną,   zaraz 

przecieka następna. Nie mogę gwarantować, że coś w nich nie puści i nie 

zaleje domu.

– Chodzi o to, że jest więcej roboty, niż początkowo myślałeś? Ale 

chyba można to było przewidzieć?

–   Możliwe,   proszę   pani,   ale   to   się   zdarza.   Z   zewnątrz   wyglądało 

dobrze. Dom ma przynajmniej dwadzieścia lat, a hydraulika od początku 

nie   była   najlepsza.   Lepiej   chyba   zmienić   cały   system.   Wtedy   nic   nie 

będzie   przeciekać,   wzrośnie   też   ciśnienie   wody   i   wanna   napełni   się 

migiem.

Cassie   wyobraziła   sobie   Peggy,  która   po   powrocie   do   domu   zastaje 

wannę bez rur i kranów.

– Przekażę tę informację – postanowiła. – Na razie musisz spróbować 

załatać co się da, bo nie mogę bez konsultacji podjąć takiej decyzji...

Przerwała, gdy Buddy wściekle zacisnął zęby.

– To on nawet nie pozwała pani o niczym decydować? – Jego głos 

nagle stracił swą powolność. – Ten pani cholerny mąż myśli, że pani nie 

ma swojego rozumu?

Cassie   nie   wierzyła   własnym   uszom.   Czyżby   naprawdę   powiedział 

„cholerny”?   Nagle   dotarł   do   niej   sens   słów,   więc   szybko   próbowała 

wyjaśnić.

– Mówisz o Jake’u? On nie jest moim mężem. Dezaprobata Buddy’ego 

stała się bardziej widoczna. Jego twarz nie wróżyła niczego dobrego.

– Na mój rozum, to jeszcze gorzej. Straszy panią, co? A jak pani się 

stawia, to...

– Jeśli mówisz o drzwiach, to było nieporozumienie.

background image

– Niech pani nie próbuje go bronić. Już ja swoje wiem. Cassie potarła 

skronie i zaczęła jeszcze raz.

– Buddy, źle to zrozumiałeś.

–   I   jeszcze   to,   że   nawet   się   z   panią   nie   ożenił   –   mówił   z   rosnącą 

wściekłością. – Tego nie mogę znieść. I nie zniosę!

Coś takiego, pomyślała Cassie. Hydraulik, który zapatrzył się w opery 

mydlane...

Nie   do   śmiechu   jej   jednak   było,   kiedy   na   ramionach   poczuła   ręce 

Buddy’ego. Przyciągnął ją do siebie. Szorstką dłonią ujął ją pod brodę i 

zmusił do podniesienia głowy.

– Jake – próbowała zawołać, ale przez ściśnięte gardło wydobył się 

tylko ochrypły szept.

– Próbowałem się nie wtrącać – oznajmił Buddy. – Ale skoro pani nie 

jest jego żoną... skoro jest pani wolna, to inna sprawa.

Cassie   przekręciła   głowę   i   jego   pocałunek   trafił   w   policzek.   Na 

szczęście...

– Nie walcz ze mną. Nigdy cienie skrzywdzę, zobaczysz. – Jego usta 

były już bardzo blisko.

Zza pleców Buddy’ego usłyszała chłodny głos Jake’a:

– To bardzo pouczające, Buddy, ale Cassie rezygnuje z dalszych lekcji, 

i to natychmiast. – Bezceremonialnie chwycił go za ramię i odciągnął.

Cassie, ciężko oddychając, wsparła się o poręcz.

–   Ona   nie   należy   do   ciebie   –   warknął   Buddy.  –   Jeśli  się   z   nią   nie 

ożenisz, nie masz do niej żadnego prawa. – Odskoczył na bok i zamierzył 

się na Jake’a.

Jake sparował cios i mocno pchnął Buddy’ego, który poleciał na drzwi 

background image

wejściowe.

Cassie   patrzyła   z   niedowierzaniem.   Wszystko   działo   się   jak   w 

zwolnionym tempie. Drzwi zatrzeszczały przeraźliwie i rozłupały się na 

całej długości. Zobaczyła parking, a za nim park w głębi osiedla. Przez 

dziurę   wpadł   promień   słońca,   oświetlając   unoszące   się   w   powietrzu 

drobiny   kurzu   i   białe   skrawki   płyty.   Kilka   z   nich   opadło   na   głowę 

Buddy’ego, siedzącego wśród tego bałaganu.

Jake zrobił parę kroków i wyciągnął do niego rękę, on jednak ze złością 

pokręcił głową i stanął o własnych siłach.

– Nie przyjąłbym pana ręki, nawet gdyby moje życie od tego zależało – 

niemal wypluł te słowa.

Jake z niedowierzaniem potrząsnął głową.

–   Masz   tupet,   żeby   po   tej   scenie   oskarżać   mnie   o   niewłaściwe 

zachowanie.

Cassie przerwała im szybko.

– Spróbujmy trochę ochłonąć...

Buddy patrzył na nią.

–   Pani   wcale   niepotrzebny   ratunek.   Widocznie   lubi   pani   być   tak 

traktowana.   W   porządku.   Narzędzia   zabiorę   innym   razem.   –   Otrzepał 

dżinsy, kopnięciem odsunął ze swojej drogi kawałek płyty i wyszedł. Kilka 

sekund później dał się słyszeć klekot silnika jego półciężarówki.

Cisza, jaka zapadła w holu, aż dzwoniła w uszach. Cassie usiadła na 

najniższym schodku.

– A niech to! Dzięki, Jake. – Nawet nie próbowała ukryć sarkazmu.

– Zaraz, zaraz – zaprotestował. – Skoro nie chciałaś mojej pomocy, 

dlaczego krzyczałaś?

background image

– Wcale nie krzyczałam.

–   Oczywiście,   że   tak   –   zawahał   się.   –   Brzmiało   to   co   prawda   jak 

zduszony szept, ale wołałaś moje imię.

– A ty czym prędzej pospieszyłeś z odsieczą. Teraz nie mamy ani drzwi, 

ani hydraulika.

– Co... no tak, zjawi się tu tylko po narzędzia. Porzucił robotę.

– Myślę, że gdybyś był jedynym pracodawcą na świecie, Buddy i tak 

nie zgodziłby się już pracować dla ciebie. Jednakże...

– O co mu chodziło, gdy powiedział, że niepotrzebny ci ratunek?

– Według niego bronię cię, mimo że podle mnie traktujesz. Uważa, że 

jestem twoją niewolnicą.

– Co za bzdura.

– Nie całkiem. Sam mu powiedziałeś, że musiałeś wyłamać drzwi, bo 

nie   chciałam   cię   wpuścić   do   domu.   Gorszej   opinii   nie   mogłeś   sobie 

wystawić.

– Więc uznał, że skoro ja zachowuję się jak jaskiniowiec, można mnie 

naśladować?

– Myślał, że wyświadcza mi przysługę.

– Teraz z kolei bronisz jego.

– Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że niepotrzebnie go uderzyłeś.

– Nie uderzyłem go, tylko odciągnąłem od ciebie.

– Ale go popchnąłeś.

– Zamierzył się na mnie. Cassie, pozwól sobie przypomnieć, że gdyby 

nie było mnie tutaj...

– ... nie zachowałby się jak bohater opery mydlanej – wpadła mu w 

słowo. – Nie miałby powodu.

background image

– Kochanie, czy ty naprawdę myślisz, że to ja sprowokowałem go do 

tych ekscesów?

Jak miała mu wyjaśnić, że gdyby jak zwykle rano poszedł do biura, nie 

stałaby w holu, rozmyślając o nim, a Buddy nie poczułby się w obowiązku 

bronić uciśnionej niewinności. I dzień toczyłby się jak co dzień.

– Co ty mu takiego powiedziałaś? – podejrzliwie dopytywał Jake. – 

Wspomniałaś, że planujemy stać się małżeństwem? Czy tak?

Przy swoim szczęściu nie powinna była liczyć, że mu to umknie. Ktoś 

taki jak Jake nigdy nie przegapi uwagi o małżeństwie. Czujność, to główna 

linia   obrony   facetów,   którzy   dostają   wysypki   na   samą   wzmiankę   o 

stabilizacji.

Jednak nie pozwoli, by oskarżał ją o fantazje Buddy’ego.

– Ach, to. – Jej głos był pełen słodyczy. – Zaledwie mu wspomniałam, 

że wciąż cię błagam, abyś uczynił ze mnie uczciwą kobietę. Ty jednak nie 

tylko naigrawasz się z moich próśb, ale katujesz mnie coraz okrutniej. Nie 

rozumiem, dlaczego tak się zezłościł...

– Cassie, jeszcze chwila, a samo bicie nie wystarczy – przerwał jej 

rzeczowym tonem.

–   Jake,   nie   zgrywaj   się.   Buddy   po   prostu   nie   wie,   kim   naprawdę 

jesteśmy. Nigdy mu nie wyjaśniłam, iż ja opiekuję się domem, a ty jesteś 

gościem.

– Pomylił nas z Peggy i Rogerem? – zdziwił się Jake.

– To jednak nie tłumaczy jego zachowania.

– Mimo to nie powinieneś się mieszać. Potrafię o siebie zadbać...

– Faktycznie – zadrwił. – Szło ci znakomicie. Cholernie żałuję, że się 

wtrąciłem. Z przyjemnością bym popatrzył, jak kładziesz Buddy’ego na 

background image

łopatki. – Głos Jake’a złagodniał.

– Cassie, przyznaj się, ta sytuacja cię przerosła.

Nie   patrzyła   mu   w   oczy,   ponieważ   jednak   usłyszała   w   jego   głosie 

pobłażliwą nutę, z uporem powtórzyła:

– Sama potrafię dać sobie radę.

Jake odwrócił się, smutno kręcąc głową. Cassie wreszcie odetchnęła z 

ulgą.

Nie zauważyła jednak, że Jake planuje atak. Chwilę potem znalazła się 

w jego  ramionach.   Przycisnął ją  mocno  do  siebie,  tak   że  uniosła   się  i 

ledwie   końcami   palców   dotykała   podłogi.   Była   całkiem   bezradna,   nie 

mogła się poruszyć.

Chwyt Buddy’ego był agresywny i niemiły, natomiast ramiona Jake’a 

otulały ją jak aksamit. Tyle że pod aksamitem kryła się stalowa lina, która 

uniemożliwiała ucieczkę. Buddy’ego się bała, ale Jake ją przerażał.

– Przestań – ledwie mogła wydobyć głos. – Puść mnie, Jake.

– Masz szansę pokazać, jak sobie dajesz radę. Mogę zrobić, na co tylko 

mam ochotę. Jak mnie powstrzymasz? – Pochylił głowę i lekko całując jej 

usta, szepnął: – Pokaż, jak to robisz. Broń się.

Wiła  się  jak  piskorz,   ale  brakowało  jej  siły,  żeby   się   wyswobodzić. 

Gdyby choć udało się oprzeć stopy na podłodze...

Zdecydowanie przycisnął usta do jej warg. Zakręciło się jej w głowie...

Koniecznie   musiała   uwolnić   się   od   tego   pocałunku.   Nie,   żeby 

wywoływał uczucie przykrości, bólu czy poniżenia. Bała się jednak, że 

przedłużenie pieszczoty zbyt rozbudzi jej zmysły i nie będzie już w stanie 

logicznie myśleć, ani tym bardziej działać.

Ostatnim   wysiłkiem   woli   spróbowała   użyć   podstępu.   Bezwładnie 

background image

osunęła   się   w   jego   ramionach.   Jeśli   Jake   pomyśli,   że   się   poddała, 

przestanie   udowadniać   swoją   przewagę.   Straci   czujność,   a   wtedy   ona 

zaatakuje.   Najlepiej,   gdyby   pomyślał,   że   zemdlała.  Wtedy   ją   puści,   bo 

nieprzytomna   kobieta   nie   stanowi   już   żadnego   wyzwania.   No   właśnie, 

wyzwanie.   Tu   leży   sedno   sprawy.   Po   prostu   udowadniał,   że   jest 

wystarczająco silny, żeby zrobić z nią, co tylko zechce.

Plan   był   rozsądny,   ale   nie   doceniła   Jake’a.   Kiedy   zamknęła   oczy   i 

zwiotczała,   przytulił   ją   jeszcze   mocniej.   Za   to   pocałunki   stały   się 

delikatniejsze.

Gdyby był bardziej stanowczy, zebrałaby siły, żeby z nim walczyć, lecz 

łagodny dotyk i delikatne pocałunki kusiły i prowokowały. Uległa im i 

zaczęła oddawać pieszczoty.

– W salonie mamy wygodną kanapę – powiedział z ustami tuż przy jej 

wargach.

Coś było nie tak, tylko co?

– Drzwi są otwarte na oścież – powiedziała wreszcie po długiej chwili.

– To mnie nie powstrzyma – wymruczał wtulony w jej szyję. Oparła 

głowę o jego ramię i pozwoliła poprowadzić się do salonu. Posadził ją w 

najbliższym fotelu. Czekała chwilę, aż do niej dołączy, w końcu z trudem 

otworzyła oczy. Świat zawirował.

– Co się stało, Jake?

– Jak słusznie zauważyłaś, drzwi są otwarte na oścież. Choć wydawało 

mi się, że specjalnie ci to nie przeszkadza.

Rozwścieczona zerwała się na równe nogi. Zrobiła to z takim impetem, 

że   zawadziła   nogą   o   świeżo   pomalowane   drzwi   i   zielonkawa   farba 

zostawiła   ślad   na   tweedowych   spodniach.   Zaklęła   i   próbowała   zetrzeć 

background image

plamę. Świetny pretekst, żeby nie patrzeć na Jake’a.

–   Oboje   już   wiemy,   że   twoja   metoda   obrony   polega   wyłącznie   na 

samokontroli drugiej osoby. – Jake mówił przyduszonym głosem, jakby 

miał kłopoty z odzyskaniem oddechu. – I jeszcze jedno. Co prawda nie 

tego   chciałem   dowieść,   nie   możemy   jednak   zlekceważyć   faktu,   że 

pragniesz mnie równie mocno, jak ja ciebie.

– Nieprawda. Zaatakowałeś mnie.

– Tylko pocałowałem, a ty się nie opierałaś, lecz wręcz przeciwnie. Nie 

uciekniemy od tego, Cassie. Musimy coś z tym zrobić.

Potrząsnęła głową. Chciała go ostrożnie wyminąć, ale przesunął się i 

oparł ręce o ścianę nad jej ramionami. Zatrzymał ją jak w potrzasku.

– Musimy z tym coś zrobić – powtórzył. – Nie karm mnie bzdurami o 

jakimś   profesorku,   który   zniechęcił   cię   do   wszystkich   mężczyzn.   Nie 

jestem   do   niego   podobny   i   nie   chcę   cierpieć   za   jego   winy.   Ja   cię   nie 

okłamię, Cassie.

– Nigdy nie mówiłam, że jesteś do niego podobny.

–  To   dobrze   –   szepnął.   –   Przynajmniej   to   wyjaśniliśmy.   –   Pochylił 

głowę i znów ją pocałował.

Jego usta ledwie jej dotknęły, a już czuła się zniewolona, jakby oplatała 

ją sieć. Nie mogła złapać oddechu, jej reakcje spowolniały, skupiła się na 

pieszczocie.

– A więc jest dokładnie tak, jak myślałem. Co z tym zrobimy? – zapytał 

cicho.

– Na pewno nie romans – powiedziała drżącym głosem.

– Romans już jest, tylko nie doszliśmy jeszcze do sypialni. – Obsypał 

jej twarz pocałunkami.

background image

Odwróciła głowę, ale niewiele to pomogło, bo niczym niezrażony Jake 

całował teraz jej skroń.

– Coś takiego. – Starała się mówić możliwie lekko. – To wyjaśnia, 

dlaczego nie pamiętam, żebym z tobą spała. Już myślałam, że wyleciało 

mi to z głowy...

– Zapewniam cię, że zapamiętałabyś to na pewno – burknął Jake. – To 

ci gwarantuję. – Czubkiem języka bawił się jej kryształowym kolczykiem. 

Poczuła dziwny szum w uszach.

Nagle Jake westchnął i odsunął się.

–   Przyjechał   Caleb.   Jego   motocykl   piekielnie   hałasuje.   Dlatego 

szumiało jej w uszach.

– Pójdę stąd – powiedziała pospiesznie.

– Uciekasz?

– Ależ skąd. Muszę zająć się spodniami, inaczej zostanie plama.

– Dobrze, że wychodzisz – zauważył. – Jesteś trochę rozczochrana. 

Zobaczymy   się   później.  A  może   chciałabyś,   żebym   odprawił   Caleba? 

Mógłbym poprosić, żeby zwolnił mnie jeszcze na parę godzin w... Jak to 

nazwałaś?   Ach   tak,   pamiętam,   w   sprawach   osobistych.   –   Jego   niski 

matowy głos pieścił tak samo, jak pocałunki. – Bardzo osobistych.

– Och, nie zawracaj sobie mną głowy.

– Już dobrze. Życzę ci miłego oczekiwania. Nie spojrzała na niego.

– Nie licz na to, Jake. Mam dziś zbyt dużo zajęć, żeby myśleć o tobie.

– Znajdziesz czas, zapewniam cię.

Cassie pozazdrościła Jake’owi jego pewności siebie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy Cassie poszła na górę do łazienki, Jake przymknął oczy, starając 

się wyobrazić sobie widok za zamkniętymi drzwiami.

Przyszło mu to wyjątkowo łatwo. Farba zabrudziła spodnie z tyłu na 

udzie, więc żeby usunąć plamę, Cassie musiała je zdjąć. Miała teraz na 

sobie jedwabną bluzkę i niewiele więcej...

Powiedziała, że to nie będzie romans. Uśmiechnął się. Ciekawe, jak 

długo wytrwa w tym postanowieniu, które wygłosiła drżącym głosem.

W wejściu ukazała się twarz Caleba.

– Użyłbym dzwonka – powiedział – ale widzę, że stosujecie politykę 

otwartych drzwi.

– Jesteś pierwszą osobą, która z tego korzysta. Wejdź. Caleb ostrożnie 

ominął połamane kawałki płyty.

– To straszne, że nie znalazłeś jeszcze rozwiązania.

Jake   spojrzał   na   resztki   drzwi,   zastanawiając   się,   jak   zabezpieczyć 

wejście. Trzeba będzie je zabić do czasu, aż nowe zostaną pomalowane i 

jakiś fachowiec, którego będzie musiał znaleźć, wmontuje je we framugę.

– Jakiego rozwiązania?

– Odwiecznego problemu z niezadowoloną kobietą. – Caleb smutno 

pokręcił głową. – Skoro żona, którą zaledwie wynajmujesz, jest powodem 

takich strat, pomyśl, co mogłaby zrobić po ślubie. – Zadumał się. – Jedna 

dziewczyna rzuciła kiedyś we mnie drinkiem. Trafiła mnie prosto w nos, a 

była   to   jakaś   obrzydliwie   słodka   mikstura.   Że   też   nie   mogła   wybrać 

background image

whisky   z   wodą   sodową...  Ale   żadna   z   mojego   powodu   nie   wyważała 

drzwi. Powiedz, wchodziła czy wychodziła? .

– Ani jedno, ani drugie – uciął Jake. Nonszalancja Caleba nie była mu 

w smak, choć przecież nie było nic złego w tym, że Tanner całą sytuację 

potraktował żartobliwie.  Tyle  że nie  widział  bladej, przerażonej twarzy 

Cassie, ani pochylającego się nad nią Buddy’ego...

Wielokrotnie słyszał, jak ludzie mówili, że z gniewu krew ich zalała. 

Zawsze uważał, że to tylko przenośnia, ale dziś czuł – niemal widział – jak 

krew zalewa mu oczy. Trwało to aż do chwili, gdy nie odciągnął tego zbira 

od   Cassie.   Jeszcze   chyba   nigdy   nie   czuł   takiej   satysfakcji,   jak   w 

momencie, kiedy Buddy zatoczył się do tyłu i grzmotnął o drzwi.

To prawda, że cena tego wyczynu okazała się dość wysoka. Szkoda, że 

nie   popchnął   go   na   ścianę.   Tapetę   i   tak   trzeba   wymienić,   więc   kilka 

krwawych plam nie robiłoby różnicy. Cóż, nie ma co płakać nad rozlanym 

mlekiem.

Ciekawe, czy do zabicia wejścia wystarczy leżąca na górze płyta, na 

której Buddy trzymał swoje narzędzia? To nawet rozsądne rozwiązanie, 

wykorzystać jego własność do naprawy szkód, które spowodował.

Z   pomocą   Caleba   usiłował   przymocować   oderwane   kawałki   drzwi, 

kiedy Cassie zeszła na dół. Z szafy w holu wyjęła skórzaną torbę, tak 

wielką, jakby należała do listonosza. Ciekawe...

Jake   z   premedytacją   został   na   miejscu,   zagradzając   dziewczynie 

przejście.

– Widzę, że udało ci się sprać farbę.

Nie patrząc na niego, poprawiała na ramieniu pasek torby.

– Zimna woda, mydło i suszarka potrafią zdziałać cuda.

background image

Cześć, Caleb – przywitała się. – Dziękuję za wczorajsze przyjęcie. Do 

zobaczenia, Jake. Wyciągnął rękę i zatrzymał ją.

– Musisz wziąć klucz do drzwi na patio, bo te na razie nie nadają się do 

użytku.

Ich oczy spotkały się.

– Nawet nie wiem, gdzie go szukać. Naprawdę trzeba zabić główne 

wejście?

Zamiast odpowiedzi, popchnął wskazującym palcem to, co zostało z 

drzwi. Odpadł kolejny kawałek.

– W porządku – zgodziła się. – Jasne, głupie pytanie. Tak czy inaczej, 

nie wiem, gdzie jest ten klucz. Musisz wezwać ślusarza.

– Tobie na pewno łatwiej. Dopiszesz mi do rachunku.

– Lista należności niedługo cię przerośnie. – Schyliła się, żeby przejść 

przez otwór. Zatrzymała się gwałtownie, gdy zahaczyła paskiem torby o 

wystający fragment płyty.

Jake pomógł jej uwolnić się.

– Zobaczymy się później, Cassie – powiedział łagodnie.

Zabrzmiało to bardzo niewinnie, doskonale jednak wiedziała, o co mu 

chodzi. Czubkami palców dotknął jej szyi, sprawdzając puls. Wyrwała mu 

pasek z ręki i oddaliła się pospiesznie.

Caleb zakasłał znacząco.

– Uważaj na siebie, Abbott.

O nic nie pytał, Jake uznał więc, że nie oczekuje odpowiedzi.

– Zrobię kawę i porozmawiamy.

Poszli do kuchni. Caleb przysunął sobie krzesło i usiadł z kubkiem w 

dłoni.

background image

– No już, strzelaj.

– Dlaczego spodziewasz się złych wiadomości?

– Dobre przekazałbyś mi w biurze.

–   Niekoniecznie.   Trzeba   dopracować   szczegóły,   a   tam   wciąż   ktoś 

przeszkadza. Tak naprawdę, jeszcze nie podjąłem decyzji. Nadal muszę 

wiele przemyśleć.

–   Powiedz   tylko,   czego   ci   potrzeba.   Dopilnuję,   żebyś   to   dostał.   – 

Odstawił kawę i poruszył się na krześle. – W takim razie wracam do biura 

zająć się nowym typem silnika. Nie będę się przyglądał, jak myślisz.

Jake uniósł brwi.

– Myślałem, że silnik przekazałeś do działu badań.

– Znasz powiedzenie: „Chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam”?

Cassie powiedziała wczoraj, że Caleb nie interesuje się firmą.

Nie   miała   racji,   przecież  Tanner  prawie  bez   reszty   skupiony   był  na 

przedsiębiorstwie.

Cassie wspominała jeszcze o szefie, którego należy zastąpić, jeśli źle 

kieruje pracą...

–   Bądź   tak   dobry   i   odpowiedz   mi   na   kilka   pytań.   Caleb   wzruszył 

ramionami i odchylił się na krześle.

– Jasne, co chciałbyś wiedzieć?

– Przypomnij sobie początki istnienia Tanner Electronics. Czy było coś, 

co wtedy szczególnie cię ekscytowało, a czego brakuje ci dzisiaj?

Caleb na chwilę zadumał się.

– Najbardziej lubiłem rozwiązywać problemy techniczne. Być częścią 

zespołu, a nie kimś, kto wyłącznie ogląda rezultaty badań, i to tylko wtedy, 

jeśli praca papierkowa na to pozwoli.

background image

– Innymi słowy, najbardziej podobała ci się praca inżyniera.

– Tak zaczynałem, zakładając firmę.

– Wiem. – Jake przybrał niedbałą postawę, jakby następne pytanie było 

mało ważne. – Nigdy się nie zastanawiałeś, aby do tego wrócić? Znów być 

inżynierem, a nie dyrektorem? No jak?

– Masz na myśli sprzedaż firmy?

– Nie. – Jake zawahał się. – No, może, choć takiego rozwiązania nie 

brałem pod uwagę. Myślałem o czymś innym, a mianowicie o zatrudnieniu 

kogoś   na   twoje   obecne   stanowisko.   Przyjmując   doświadczonego 

specjalistę, który by się zajął zarządzaniem...

– ... na którym ja się nie znam. To masz na myśli?

–   Nie   udawaj,   że   nie   rozumiesz.   Nadal  byłbyś  właścicielem Tanner 

Electronics   i   mógłbyś   robić,   co   tylko   zechcesz,   natomiast   kto   inny 

przejąłby tak bardzo przez ciebie znienawidzone papiery.

– To mogłoby też oznaczać utratę kontroli.

–   Na   co   dzień   tak,   ale   możesz   przecież   zostać   prezesem   rady 

nadzorczej.

– Chcesz powiedzieć, że nie potrafię kierować własną firmą?

– Nie. Chcę tylko powiedzieć, że można być genialnym przedsiębiorcą, 

ale... – przerwał, szukając właściwych słów.

–   Kiepskim   menadżerem?   –   dokończył   za   niego   Caleb.   Dobrze 

powiedziane. Caleb nie bawił się w szukanie łagodnych określeń.

–   Rzadko   spotyka   się   ludzi,   którzy   potrafią   wszystko.   Innych 

umiejętności   trzeba,   aby   założyć   firmę,   i   zupełnie   innych,   aby 

doprowadzić ją do rozkwitu.

– I twoim zdaniem, mnie ich brakuje.

background image

–   Droga   z   warsztatu   do   gabinetu   nie   jest   łatwa.   Twoja   wizja 

przedsiębiorstwa nie ulegnie zmianie, bo nowy dyrektor będzie prowadził 

taką politykę, jaką mu zalecisz. Ty jednak będziesz mógł usiąść przy desce 

i   zająć   się   projektowaniem.   Przestaniesz   zawracać   sobie   głowę 

drobiazgami.

Caleb nie odpowiadał, ale Jake, prawdę mówiąc, spodziewał się tego. 

Wcale nie zamierzał naciskać. W swojej pracy nauczył się, że ludziom 

należy zawsze zostawić czas na przemyślenie. W końcu z reguły zgadzali 

się z jego propozycjami.

W innych dziedzinach ta filozofia również się sprawdzała. Na przykład 

Cassie. Ona też się zgodzi. Trzeba tylko cierpliwie poczekać. No i mieć 

nadzieję, że nie zabraknie mu  czasu, a to będzie zależało od tego, jak 

długo potrwa jego współpraca z Tanner Electronics.

Dzisiejsze zlecenia zajęły Cassie dwa razy więcej czasu niż zwykle. 

Zapominała   o   najoczywistszych   rzeczach,   musiała   cofać   się   do   miejsc, 

które   już   odwiedziła.   W   rezultacie   spóźniła   się   na   spotkanie   z   Paige, 

Sabriną i klientką, której miały pomóc w porządkowaniu rzeczy matki. 

Kiedy   dojechała   na   miejsce,   trzy   samochody   stały   już   na   podjeździe. 

Zaparkowała na ulicy i ruszyła w stronę domu.

Przy wejściu czekała na nią Paige.

– Cassie, co się z tobą dzieje? Zadzwoniłaś wczoraj, odłożyłaś nagle 

słuchawkę i nie odezwałaś się aż do rana. Sama zaplanowałaś dzisiejsze 

spotkanie, a teraz spóźniasz się dwie godziny. Czy coś się stało?

Zza   pleców   Paige   wyjrzała   Sabrina.   Spojrzała   uważnie   na   Cassie   i 

rzuciła:

– Daj jej spokój, nie widzisz, że to zmęczenie wiosenne?

background image

– Przecież jest październik – zezłościła się Paige. Sabrina uśmiechnęła 

się.

– Tym bardziej nic dziwnego, że jest trochę ogłupiała. Paige wzniosła 

oczy do nieba, ale twarz jej złagodniała.

Posłała Cassie przepraszające spojrzenie.

– Zaczynałam się martwić. To do ciebie niepodobne.

– Przepraszam, Paige. Wymieniałam w bibliotece książki pani Carlson. 

Znalezienie   pozycji,   których   jeszcze   nie   czytała,   jest   prawdziwym 

wyzwaniem. – Cassie uspokoiła sumienie. To wszystko była prawda.

Gdy weszły do środka, Sabrina zrównała się z Cassie.

– Przyjmuję podziękowania za uratowanie cię z łap Paige – mruknęła. – 

A teraz powiedz, czemu jesteś tak roztrzęsiona? O co chodzi?

– Przede wszystkim o dobre zajęcia z samoobrony. Sabrina wysoko 

uniosła brwi.

– Skąd ten pomysł? Czy poza panią Carlson spotkałaś się dziś z Benem 

Orcuttem?

Cassie pokręciła głową. Żałowała swojej niewczesnej uwagi.

Zanim   skończyły   pracę   w   domu   i   zanotowały   wszystkie   życzenia 

klientki, odzyskała równowagę. Minęło sporo czasu i teraz inaczej patrzyła 

na   poranne   wydarzenia.   Zdała   sobie   sprawę,   że   przesadziła   z   oceną 

sytuacji.

Jedynym   rzeczywistym   faktem   był   pocałunek,   nad   którym   straciła 

kontrolę. Najgorsza rzecz, jaką mogła zrobić, to nadawać mu tak wielkie 

znaczenie. Przecież tak naprawdę nic ważnego się nie zdarzyło.

Takie   stanowisko   powinno   również   odpowiadać   Jake’owi. 

Prawdopodobnie   obawiał   się,   czy   Cassie   nie   zrozumie   opacznie   jego 

background image

intencji. Możliwe, że potrwa trochę, nim zdoła przekonać go, że nie zależy 

jej   na   żadnym   związku,   tak   samo   jak   on   nie   jest   zainteresowany 

stabilizacją życiową, z wybraną kobietą u boku.

Przed wyjściem Cassie zwróciła się do Paige:

– Lada moment będziemy miały zlecenie na tapetowanie. Masz do tego 

odpowiedni wzór umowy?

– Na pewno ma – wtrąciła się Sabrina. – Paige ma wszystko.

Paige wrzuciła teczkę do samochodu.

– U kogo to tapetowanie?

– U Peggy w holu.

– Zdawało mi się, że odpowiada jej obecna tapeta, zresztą jest prawie 

nowa.

Cassie nie patrzyła na nią.

–   Trochę   się   podarła.   Właściwie   to   drobiazg,   tyle   że   akurat   na 

wysokości oczu przy samym wejściu.

–   Ciągle   te   same   drzwi...   –   Sabrina   ściągnęła   wargi,   jakby   miała 

gwizdnąć. Powstrzymała się jednak, gdy Cassie trąciła ją łokciem.

Paige otworzyła usta. Najwyraźniej chciała uzyskać dalsze wyjaśnienia, 

ale po chwili dała sobie spokój.

–   Jeśli   chodzi   tylko   o   załatanie   rozdarcia,   wystarczą   resztki   tapety. 

Wydaje mi się, że znajdziesz je na górnej półce bieliźniarki. – Spojrzała na 

pudełko w rękach Cassie. – Jeśli nie masz ochoty na przeglądanie tych 

papierów...

– Jak na to wpadłaś?

– Jasnowidztwo – uśmiechnęła się Paige. – Daj, zajmę się nimi.

–  Wymienię   się   na   każde   inne   zlecenie.   Zrobię,   co   tylko   zechcesz, 

background image

naprawdę. Przeraziły mnie te dokumenty.

– Nie będę wykorzystywać sytuacji. W tej chwili wolę przyjmować 

zlecenia, które można wykonać w domu.

– Czy twoja mama czuje się gorzej? – zaniepokoiła się Cassie.

– Nie, ale denerwuje się, gdy znikam na całe dnie. – Paige ustawiła 

pudło z tyłu samochodu. – Do zobaczenia – powiedziała i chwilę potem 

już jej nie było.

Sabrina grzebała w torbie w poszukiwaniu kluczyków.

– Czasami mam ochotę trochę nią potrząsnąć.

– Masz na myśli Eileen?

– Oczywiście. Ponieważ Eileen się denerwuje, więc Paige dostosowuje 

do niej całe swoje życie. Tak jest od dawna.

– Wciąż jednak ma matkę – ze smutkiem w głosie zauważyła Cassie. – 

Oddałabym  wszystko,   żeby   móc   swoje   życie   dostosować   do   wymagań 

mamy.

– Kochanie, przepraszam! – zawołała Sabrina.

– Nie przejmuj się. Wszystko w porządku.

– Boże, jestem taka nietaktowna. Powinnam była pamiętać, że...

– Niby dlaczego? Nawet jej nie znałaś.

– Ty też nigdy nie poznałaś mojej mamy. No tak, ale to zupełnie inna 

sytuacja.

Cassie próbowała się uśmiechnąć.

– Lecz jeszcze bardziej smutna. Ja przynajmniej mam świadomość, że 

zawsze mogę odwiedzać grób mamy, choć to bardzo daleko stąd.

– Gdzie jest pochowana?

– W Indianie.

background image

– Dlaczego aż tam? – spytała Sabrina.

– Bo tam akurat mieszkaliśmy – bez entuzjazmu wyjaśniła Cassie. – 

Wtedy   właśnie   mój   ojciec   postanowił   przerabiać   repliki   starych 

samochodów na meble ogrodowe.

– I ten facet ciągle jest na wolności?

– Zdaje się, że nie miałabyś ochoty zainwestować w jego interes. – 

Cassie spojrzała na przyjaciółkę z żartobliwym rozgoryczeniem.

–   Chyba   tylko   wtedy,   gdybym   miała   do   rozprowadzenia   fałszywe 

banknoty.   Och,   przepraszam,   Cassie,   to   było   głupie.   Nie   jestem 

specjalistką w sprawach rodzinnych.

Zastanowiła się, czy smutek w głosie przyjaciółki nie jest wytworem jej 

wyobraźni. Sabrina nigdy nie żaliła się, że rodzice wyrzekli się jej, nie 

wspominała też, jakie były tego powody. Jednak tak czy inaczej, minęło 

już parę lat od ich ostatniego spotkania. Czy odczuwała brak rodziny? Nie 

było sensu pytać, i tak wszystko obróci w żart.

Po powrocie na osiedle ucieszyła się z pustego miejsca parkingowego 

przed samym domem. Dopiero gdy stanęła na chodniku, dojrzała, że nie 

ma już otworu w miejscu drzwi. Wejście zostało dokładnie zabite płytą.

Przypomniała sobie o ślusarzu.

Wróciła do samochodu i w przepastnym notesie odszukała telefon do 

warsztatu. Zadzwoniła tam z komórki, umówiła się na następny dzień, po 

czym zebrała swoje rzeczy. Musiała obejść osiedle i wśród dwudziestu 

pięciu   identycznych   płotów   i   furtek   odszukać   ogród   Rogera   i   Peggy. 

Podejrzewała,   że   wejście   przez   salon   zostało   zamknięte.   Pozostanie   jej 

usiąść na patio i czekać na Jake’a.

Gdy jednak wreszcie tam dotarła, zobaczyła, że Jake jest w salonie i 

background image

maluje   drugą   stronę   drzwi.   Kiedy   zapukała   w   szybę,   odłożył   pędzel   i 

przecisnął się obok krzyżaków, żeby ją wpuścić.

Wmawiała   sobie,   że   ucieszyła   się   na   jego   widok   tylko   z   powodu 

chłodnego wiatru, który nie zachęcał do siedzenia na patio.

– Dziękuję – powiedziała. – Wiesz, że na tych furtkach z tyłu nie ma 

numerów   domów?   Trafiłam   dopiero   za   trzecim   podejściem.   Chyba 

powieszę coś na płocie, żeby znów się nie zgubić.

– Czemu nie weszłaś od frontu?

– Przecież mówiłeś, że trzeba zabić wejście – przypomniała Cassie. – 

Wygląda, jakbyś już to zrobił.

–   Mam   nadzieję,   że   skutecznie   odstraszy   nieproszonych   gości   – 

przyznał. – Planowałem, że przybiję płytę gwoździami, ale wymyśliłem 

coś innego.

– Malowanie, stolarka. Uważaj, Jake, bo ani się obejrzysz, a zostaniesz 

majstrem od wszystkiego.

– Nawet mnie to bawi – odparł. – Jak mnie już znudzi inwestowanie 

kapitałów, zacznę podróżować po kraju, wynajmując się do różnych robót.

Jego   słowa   odbiły   się   echem   w   głowie   Cassie.   Zagryzła   wargi. 

Wiedziała, że dla Jake’a była to tylko zdawkowa uwaga, rzucona ot tak 

sobie... ale powiedział: „zacznę podróżować po kraju”. Nagle w zupełnie 

innym świetle ujrzała poranne zdarzenie.

Nie   było   wątpliwości,   że   jego   pocałunki   zdenerwowały   ją   i 

wyprowadziły z równowagi. Jake przekroczył granice przyzwoitości. Lecz 

tak naprawdę, była przecież niespokojna, zanim pojawił się Buddy, czyli 

na   długo   przedtem,   nim   Jake   ją   pocałował.   To,   co   nastąpiło   później, 

oddaliło co prawda jej niepokój, ale nie zlikwidowało problemu.

background image

Rano zaniepokoiła ją myśl, że Jake traktuje ją jak środek do osiągnięcia 

celu. Chciał szybko zakończyć pracę w Denver i ruszać w drogę.

Nawet gdy żartował, mimowolnie zdradzał się, że nie zamierza nigdzie 

osiąść na stałe. Nim jeszcze go poznała, wiedziała od Peggy, że Jake jest 

jak toczący się kamień, który nigdy nie porasta mchem. Na pewno nie 

marzył o przytulnej zatoczce.

Cassie musiała przyznać, że wcale jej to nie dziwi. Nie rozumiała więc, 

dlaczego   denerwuje   ją   fakt,   że   Jake   zachowuje   się   zgodnie   z   jej 

przewidywaniami.   Zresztą,   miała   sporo   doświadczenia   z   mężczyznami, 

którzy nie mogli usiedzieć na miejscu.

Nie potrafiłaby zliczyć miast, w których mieszkała, i szkół, do których 

chodziła, a wszystko za sprawą ojca, który był wiecznym poszukiwaczem 

skarbów, wciąż pędził za mrzonkami.

Jakiś wewnętrzny głos mówił jej jednak, że Jake jest inny.

Ojciec Cassie ciągał je z mamą od miasta do miasta, ze stanu do stanu, 

od jednego zajęcia do kolejnego. Jake nie zamierzał zakładać rodziny. Na 

dodatek,   w   odróżnieniu   od   Keitha   Kerrigana,   nie   udawał,   że   następne 

miasto, stan czy praca, będą ostatecznym przystankiem. On wiedział, co 

robi, szedł drogą, którą sam sobie wybrał.

Wspomnienie   ojca   i   walk,   jakie   toczyła   matka,   póki   starczyło   jej 

zdrowia,   aby   stworzyć   prawdziwy   dom   w   każdym   nowym   miejscu, 

wywołały nagły skurcz żołądka. Cassie odebrała go jak ostrzeżenie.

Jake kusił, miał pełno nęcących obietnic i beztroskich słów. Musiała 

pamiętać, że wszystko, co go dotyczy, jest tymczasowe. Zapomnieć o tym 

było równie niebezpiecznie, jak kiedyś zaufać ojcu, że dotrzyma słowa i 

background image

będzie żył w zgodzie ze swoimi dobrymi intencjami.

Całe szczęście, że miała swoje doświadczenia. Nie musiała niczego się 

obawiać, bo nic j ej nie groziło ze strony Jake’a. Keith Kerrigan niewiele 

zrobił dla córki, ale na pewno uodpornił ją na mężczyzn tego samego co 

on pokroju. Nie mogli jej zauroczyć.

Matka   Cassie   ciągle   zawierała   nowe   przyjaźnie,   a   jednak   umierała 

samotnie.  W   małym   miasteczku   w   Indianie   była   już   zbyt   chora,   żeby 

nawiązać   jakieś  znajomości.  W  przeciwieństwie   do   niej,  Cassie   bardzo 

szybko   zrozumiała,   że   lepiej   zachować   dystans,   niż   przy   kolejnej 

przeprowadzce cierpieć z powodu utraty przyjaciół. Chodziła do szkoły, 

uczyła się, szukała pociechy w muzyce, opiekowała się mamą i marzyła o 

dniu, kiedy znajdzie takie miejsce, które będzie mogła nazwać własnym.

O, nie. Nie groziło jej to, że zakocha się w Jake’u. Zbyt przypominał 

ojca, czym śmiertelnie ją przerażał.

– Dobrze się czujesz? Jesteś zielona na twarzy. – Jake wyciągnął rękę w 

stronę jej czoła.

Cassie uchyliła się, unikając dotknięcia. Starała się, żeby wyglądało to 

możliwie naturalnie.

–  To  pewnie  odblask   farby.  –  Przysiadła  na  fotelu  i  zaczęła  czegoś 

szukać w torbie.

– Udało ci się porozmawiać z żoną inżyniera?

Nie dała się oszukać zdawkowym tonem. Skinęła głową.

– Niestety, niczego się nie dowiedziałam. Nic z tych rzeczy, których 

oczekiwałam.

Spojrzał na nią pytająco.

–   Może   to   głupie   –   tłumaczyła   się.   –   Spodziewałam   się   zwykłej 

background image

opowieści   o   tym,   że   zrezygnował   z   pracy,   bo   go   zbyt   absorbowała,   a 

chciałby   więcej   czasu   poświęcać   rodzinie.   Albo,   że   jej   zdaniem 

zaniedbywał dom.

– A więc nie o to mu chodziło? Cassie pokręciła głową.

– Jeśli dobrze zrozumiałam, zrezygnował, bo tempo było zbyt powolne, 

a praca za mało absorbująca.

Jake upuścił pędzel, ochlapując się farbą.

– Cholera – zaklął. – To moje ulubione dżinsy. Będziesz taka miła, by 

powycierać ze mnie te plamy?

Cassie całą siłą woli próbowała powstrzymać rumieniec, który oblewał 

jej twarz.

– Wypiszę ci instrukcję w punktach.

–   Zabawniej   byłoby   obserwować   ciebie.  Ale   przepraszam,   mówiłaś, 

że...

– Nie znała szczegółów, ale generalnie mówiąc, jej mąż się zwolnił, 

ponieważ   w   firmie   nastąpiły   niekorzystne   zmiany.   Dawniej   praca   go 

ekscytowała, ale to się skończyło. Caleb był wówczas częścią zespołu i nie 

trzeba było czekać na zgodę, żeby dalej prowadzić badania.

Jake podniósł pędzel, ale sprawiał wrażenie, jakby myślami wędrował 

gdzieś daleko.

–   Przykro   mi,   że   niewiele   pomogłam   –   powtórzyła   Cassie.   –   Mam 

wrażenie, że ona sama nie bardzo rozumie, o co w tym chodzi. – Przez 

chwilę   obserwowała,   jak   Jake   maluje   drzwi.   –   Buddy   nie   przemyślał 

sprawy i nie pojawił się z przeprosinami?

– Nie, ale również nie przyszedł po narzędzia, może więc jeszcze się 

zastanawia.

background image

– Trudno, musimy przestać na niego liczyć. – Pochyliła się nad torbą. – 

Dziś w bibliotece znalazłam coś, co powinno ci się przydać. – Wyciągnęła 

dużą,   grubą   księgę   ilustrowaną   kolorowymi   zdjęciami,   rysunkami   i 

wykresami. – „Urządzamy kuchnię i łazienkę. Poradnik dla amatorów” – 

przeczytała tytuł. – Szukałam też czegoś o zakładaniu drzwi. Nie mieli 

książki,   więc   wybrałam   artykuł   z   czasopisma   dla   majsterkowiczów.   – 

Wcisnęła mu w ręce wymienione pozycje.

– Chyba nie myślisz poważnie, że zainstaluję wannę? – zdziwił się.

– Czemu nie? Przecież Buddy odszedł przez ciebie. Peggy wraca za 

tydzień. Jeśli zastanie nie wykończoną łazienkę, a główne wejście zabite 

płytą, z pewnością cię zabije.

– Może mnie już tu nie być.

Serce podskoczyło jej do gardła. Starała się, żeby głos jej nie zdradził.

– Czy skończyłeś już pracę dla Caleba?

– Nie całkiem, ale przedstawiasz mi tak niebezpieczną perspektywę, że 

chyba lepiej będzie, jak zostawię czek i pozwolę, żebyś to ty wszystko 

wyjaśniła.

Była przekonana, że nie zrobi jej tego. Nie zostawi jej z tym całym 

bałaganem, przecież zajął się połamanymi drzwiami... Co się z nią dzieje? 

Skąd   to   dziwne   przekonanie?   Przecież   doskonale   wiedziała,   że   bez 

względu   na   drzwi   oraz   inne   kataklizmy   w   każdej   chwili   może   stąd 

wyjechać.

Wszystko było dla niej jasne, lecz mimo to w głębi serca nie wierzyła, 

że  mógłby   tak   postąpić.   Nie   wiadomo,   czemu   miała   pewność,   że  Jake 

zostanie. Przy niej.

Bo tego właśnie chciała.

background image

Zakręciło   się   jej   w   głowie.  To   nie   strach,   że   będzie   musiała   stanąć 

twarzą w twarz z Peggy. To smutek, że może stracić Jake’a. Czegoś tak 

absurdalnego jeszcze nie doświadczyła. Jak można stracić coś, czego się 

nigdy nie miało? Było to najbardziej niedorzeczne uczucie, a jednak... Nie 

wiadomo,   kiedy   się   zaczęło,   kiedy   zrobiła   ten   krok:   od   niechęci   do 

sympatii i nieśmiałej przyjaźni. Następowało to stopniowo, w ciągu tych 

kilku dni. Zresztą, jakie znaczenie miało określenie momentu, w którym 

posunęła się o jeszcze jeden krok dalej: od sympatii do miłości.

Miłość.

Nawet   samo   słowo   sprawiało   ból.   Nic   jednak   nie   da   zaprzeczanie. 

Jeszcze kilka minut temu z dumą myślała, że nie pokocha Jake’a Abbotta. 

Do pewnego stopnia miała rację. Wtedy już jej to nie groziło. Miała to za 

sobą – pokochała go wcześniej.

Było już za późno, by wrócić do punktu wyjścia. Co, na Boga, można 

teraz zrobić?

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Jake przyglądał się jej dziwnie. Cassie uniosła brodę i obdarzyła go 

wymuszonym uśmiechem. Później rozważy swoje uczucia i ich powody, a 

także zastanowi się, co z tym zrobić. Teraz jednak musiała skupić się na 

ukryciu tej informacji. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie myśli serio 

o żadnych związkach. Jeśli więc odkryje, jaką idiotkę z siebie zrobiła, 

lokując w nim swoje uczucia, pomyśli, że ma tyle rozumu, co ropucha, 

którą wyniósł z łazienki. Musiałaby zgodzić się z tą opinią. Ależ z niej 

kretynka!

Zajmie się tym później. Będzie miała dużo czasu, gdy zostanie sama. 

Kiedy Jake odjedzie, pozostanie jej tylko czas...

–   Na   pewno   dobrze   się   czujesz?   –   zaniepokoił   się.   –   Z   początku 

myślałem, że zmęczyłaś się wędrówką wokół osiedla, jeszcze z tą wielką 

torbą, ale ty wciąż jesteś zielona na twarzy.

– Nic mi nie jest. – Wiedziała, że mówi zbyt szorstko. Postanowiła 

zmienić   zarówno   ton,   jak   i   temat   rozmowy.   Najlepiej   zejść   na   sprawy 

zawodowe. – Zastanawiałam się, czy za pieniądze, które jesteś mi winien, 

nie mógłbyś mi udzielić porady w sprawie firmy.

W jego oczach ujrzała uśmiech, od którego zrobiło się jej gorąco.

– Są jeszcze inne rzeczy, które mógłbym oferować zamiast pieniędzy – 

powiedział powoli. – I inne sprawy, które wolałbym omawiać. – Odłożył 

pędzel   i   przysiadł   na   poręczy   jej   fotela.   –   Sądząc   po   twoich   nagle 

zaróżowionych policzkach, wiesz doskonale, o czym myślę.

background image

Cassie   odsunęła   się,   lecz   dosięgną!   palcami   jej   włosów.   Delikatnie 

przesunął rękę po jej szyi, ujął pod brodę i uniósł jej twarz.

– Nie – szepnęła. – Proszę. Wolno pokręcił głową.

– Wiesz przecież, Cassie, że nie da się tego zignorować. To nie załatwi 

problemu. – Delikatnie musnął wargami jej usta.

Dotyk był lekki jak powiew, lecz ona miała wrażenie, że wszystko w 

niej wybucha.

– Wiesz, czego oczekuję – szeptał z ustami przy jej twarzy.

– O tak, wiem... – Głos się jej załamał.

Jake odsunął się nieco i spojrzał na nią uważnie.

– Myślisz o tym, jak zachowałem się dziś rano. Przepraszam cię, byłem 

niezręczny. Zbyt na ciebie naciskałem i przestraszyłaś się. Nigdy już tak 

nie zrobię. Kiedy będziesz gotowa, Cassie... – Teraz jego pocałunki były 

badawcze, pytające, niemal błagalne.

Musiała   bardzo   się   hamować,   żeby   nie   oddać   mu   pocałunku. 

Najbardziej pragnęła przyciągnąć go do siebie, cieszyć się chwilą, przestać 

myśleć o przyszłości.

– Wiesz, jak bardzo cię pragnę – szeptał.

„Pragnę”. Nawet nie „potrzebuję”. A już na pewno nie „kocham”.

Powinno jej to wystarczyć do podjęcia decyzji. Już jaśniej nie mógł się 

wyrazić. Nic się nie zmieniło. Proponował krótki flirt, nic więcej. Cassie 

to nie satysfakcjonowało, mogła więc dać tylko jedną odpowiedź.

W głowie  czuła straszny  zamęt. Za kilka  dni może  go już nie być, 

natomiast za tydzień wracają Peggy z Rogerem, a wtedy skończy się jej 

zajęcie i wróci do domu. Nawet jeśli praca zatrzyma Jake’a trochę dłużej 

w Denver, ona i tak już go nie zobaczy. Może nawet nie spotkać go nigdy 

background image

więcej. A wtedy nie dostanie tego, czego tak pragnie.

Nie było sensu rozmyślać o stałości, zaangażowaniu, trwałości, skoro 

prawdziwy związek nie wchodził w grę.

Mogła tylko rozważać, czy sięgnąć po tę odrobinę szczęścia, jaka była 

dostępna.   Wówczas   po   jego   wyjeździe   mogłaby   pielęgnować   miłe 

wspomnienia.   Było   jeszcze   drugie   wyjście:   odmówić   sobie   nawet   tych 

okruchów radości tylko dlatego, że nie może dostać wszystkiego.

W   tej   sytuacji   wybór   stał   się   oczywisty.   Niech   Jake   myśli,   że   to 

przelotny romans. Ona też będzie udawać, że traktuje ich krótki związek 

jak świetną zabawę.

A za kilka dni czy tygodni, jeśli szczęście jej dopisze, pozostaną jej 

cenne wspomnienia.

Tylko czy zdoła zachować pozory i Jake nie zorientuje się, że dla niej to 

znacznie   więcej   niż   przelotna   miłostka?   Czy   nie   ryzykuje   więcej,   niż 

będzie mogła znieść?

Według czasopisma zakładanie drzwi było czynnością tak prostą, jakby 

chodziło   o   przestawienie   książek   na   półce.   Jake   nie   bardzo   się   z   tym 

zgadzał. Jego zdaniem łatwiej byłoby na nowo postawić dom.

Odrzucił śrubokręt Buddy’ego i usiadł na jednym z krzyżaków. Nie 

miał   problemu   ze   zdjęciem   starych   drzwi,   z   których   zresztą   niewiele 

zostało. Problem tkwił w demontażu zniszczonej futryny.

Sięgał już po większy śrubokręt, zatrzymał się jednak, widząc ruch w 

salonie. Cassie pochyliła się, dokładając drwa do kominka. Sztruksowe 

spodnie   znakomicie   podkreślały   jej   zaokrąglone   kształty.   Z   powrotem 

usadowił się na krzyżaku, żeby rozkoszować się widokiem.

Przez   moment   rozważał   całkowite   przerwanie   pracy.   W 

background image

październikowym chłodzie, przy braku drzwi wejściowych, Cassie będzie 

stale dokładać do ognia. Godzinami mógłby się tak gapić.

Miał   też   lepsze   pomysły.   Na   przykład   przerzucić   ją   przez   ramię   i 

zanieść na górę...

Westchnął, przypomniawszy sobie, jak w chwili słabości obiecał, że nie 

będzie jej do niczego zmuszał. Dotąd dotrzymał słowa, choć kosztowało 

go to wiele wysiłku.

Wtedy   był   pewien,   że   dobrze   odczytał   intencje   Cassie.   Postawiłby 

roczną   pensję,   że   choć   bardzo   starała   się   zignorować   wzajemne 

przyciąganie, w końcu jej uczciwość i ciekawość przeważą szalę.

Minęło jednak kilka dni, a Cassie, choć uprzejma i nawet rozmowna, 

nie dała mu żadnego sygnału, że chciałaby z nim dzielić łóżko.

Domyślał się, że nie jest jej obojętny. Tę nadzieję rozbudził w nim 

sposób, w jaki czasami spoglądała na niego spod oka.

Cassie na chwilę zapatrzyła się w płomienie, a potem wróciła do holu i 

spytała:

– Jeszcze nie zamarzłeś? Mam na sobie trzy swetry, a ty tylko koszulkę.

– Pracuję fizycznie – powiedział z godnością Jake.

– Raczej chwalisz się mięśniami.

Nareszcie jakiś punkt dla niego. Musiała zauważyć jego muskulaturę.

– Zamontowałeś już nową futrynę?

– Jeszcze nie. Śruby, którymi przymocowano starą, mają z pół metra 

długości.   Złamałem   dwa   śrubokręty   Buddy’ego   i   nadwyrężyłem   drugi 

staw barkowy.

Cmoknęła z żartobliwym współczuciem.

–  Jak   tylko  ciasteczka  będą  gotowe,  na  pociechę   przyniosę   ci kilka 

background image

prosto z piekarnika.

–   To   ja   doznaję   kontuzji,   mocując   drzwi,   a   ty   zajmujesz   się 

ciasteczkami? – pożalił się.

– Muszę coś robić, żeby się rozgrzać.

Uchwycił moment, gdy odkryła drugie znaczenie swoich słów. Może 

zresztą była to celowa aluzja? Zaproszenie? Z przyjemnością patrzył, jak 

rumieńce występują jej na twarz.

– Nie próbuj sugerować, że masz dla mnie jakieś inne rozwiązanie – 

zauważyła kwaśno.

– Po co mam sugerować, skoro doskonale o tym wiesz? – Uśmiechnął 

się. – Zaraz zacznę wykład. Gdybyś jednak wolała prezentację...

Parsknęła i uciekła do kuchni. Jake odzyskał humor, podniósł śrubokręt 

i przepełniony energią, ponownie zaatakował futrynę.

Udało mu się wyrwać jedną oporną śrubę. Gdy zabierał się do kolejnej, 

Cassie   wróciła   z   kuchni   z   talerzem  pełnym  czekoladowych   ciasteczek, 

szybko odstawiła talerz i zatrzepotała palcami.

– Są jeszcze bardzo gorące – wyjaśniła. Jake ujął jej dłoń.

– Mówiono mi, że najlepiej na oparzenie działa zimna woda, a jeśli 

akurat jej nie ma... – Włożył końce palców Cassie do ust.

Zadrżała na całym ciele i próbowała wyrwać rękę.

Poprawił chwyt i niewinnie przesuwał językiem po jej palcach. Czuł na 

jej   nadgarstku   oszalały   puls.   Nic   w   tym   dziwnego.   Jego   ciśnienie   też 

osiągnęło rekordową granicę.

– Doskonale wiesz, że nie potrzeba mi pierwszej pomocy – powiedziała 

zdecydowanie.

Słyszał, że z trudem łapała oddech. Niechętnie wyjął jej palce z ust, ale 

background image

nie puścił dłoni.

– Obiecałem, że nie będę cię zmuszał – powiedział Jake.

– Muszę ci jednak czasami przypominać, że ciągle tu jestem i czekam 

na odpowiedź.

– Już ją dostałeś.

O dziwo, nie zabrzmiało to tak pewnie.

–  Czekam –  powtórzył łagodnie  –  na taką  odpowiedź,  która  mi się 

spodoba.

Cassie zacisnęła zęby.

Miał nadzieję, że wreszcie coś uda mu się osiągnąć. Podniósł rękę do 

jej włosów. Sprężyste loki połaskotały dłoń. Wsunął palce głębiej.

Zza pleców dobiegł czyjś głos:

– Puk, puk.

Cassie   zerwała   się   na   równe   nogi,   natomiast   Jake   nie   poruszył   się. 

Powoli przesunął palce przez miękkie sploty i dopiero gdy nacieszył się 

ich jedwabistym dotykiem, odwrócił głowę.

– Cześć, Caleb. Nie słyszałem motocykla.

– Nic dziwnego, masz dużo ciekawsze zajęcie. Przyjechałem pogadać z 

tobą, ale...

– Już idę – pospiesznie wtrąciła Cassie.

–   Nie   spiesz   się   z   mojego   powodu.   Nie   zamierzałem   robić   głupich 

uwag. Tyle że od samego patrzenia kręci się w głowie, więc...

– Poczęstuj się ciasteczkiem. – Cassie już była w holu.

– Od razu poczujesz się lepiej. Jake nie powinien jeść słodyczy, jest 

zbyt roztrzęsiony.

Caleb zjadł ciasteczko.

background image

– Ależ z ciebie szczęściarz. – Tęsknie popatrzył na talerz.

–   Częstuj   się   –   zaprosił   Jake.   –   Słyszałeś,   co   mi   rozkazano.   Caleb 

pochłonął kolejne dwa ciasteczka.

– Jake, jeśli nie zachowasz ostrożności, może się okazać, że wziąłeś 

żonę w leasing.

– Z powodu talerza ciastek? – zaśmiał się Jake. – Póki co, to nie ja je 

pożeram. Jeśli masz ochotę na stałą dostawę, sądzę, że Wypożyczalnia Żon 

chętnie się tym zajmie.

Caleb   nie   odpowiedział.   Zastanawiając   się   nad   podsuniętym 

rozwiązaniem, przeżuwał kolejne ciastko. Jake znów zajął się futryną.

– Nie będzie ci przeszkadzać, że jednocześnie będę pracował? Robi się 

zimno.   Cassie   chciałaby,   żebym  zainstalował   drzwi   jeszcze   dziś.   –   Na 

widok   miny   Caleba   dodał   ostrzej,   niż   zamierzał:   –   Nie   jestem   pod 

pantoflem, jeśli to masz na myśli. I przestań mówić o małżeństwie.

– Przecież nic nie mówię – zdziwił się Caleb. – Dziwne, że ten problem 

tak cię nurtuje.

– Bo myślę o twoich pracownikach. – Zdziwił się własnymi słowami. 

Były zupełnie nie na miejscu, w każdym razie nie w obecnej sytuacji.

– Możesz mi to wyjaśnić?

Jake   zastanowił   się.   Skoro   już   zaczął...   –   .   Chcesz   utrzymać   swój 

zespół, prawda?

– Tak chyba będzie rozsądniej, niż przyjmować nowych ludzi. Zanim 

wdrożą się do zawodowych obowiązków, upłynie sporo czasu.

– Święta prawda, ale w takim razie musisz też przyjąć do wiadomości, 

że twój personel dojrzewa. Przede wszystkim robią się starsi. Nie będą już 

w stanie pracować osiemnaście godzin na dobę i sypiać pod biurkiem. Po 

background image

pierwsze   nie   będą   chcieli,   a   gdyby   nawet,   rano   trudno   byłoby   im   się 

podnieść.

–   Sugerujesz,   że   przy   każdym   biurku   i   desce   powinienem   ustawić 

kozetkę...

– Bywały bardziej szalone pomysły, ale dajmy temu spokój, nie o to 

chodzi. Problem w tym, że wraz z upływem czasu twoi ludzie zmieniają 

swój   stosunek   do   życia.   Wciąż   poważnie   traktują   pracę,   ale   również 

zakładają rodziny, mają domy. Muszą rozwiązywać liczne sprawy, które w 

żaden sposób nie wiążą się z elektroniką ani z firmą. Jeśli możesz więc 

rozwiązać ich problemy...

– Mam przyjąć na etat Wypożyczalnię Żon? Dziewczyny będą biegać w 

różnych sprawach i wszystkich zaopatrywać w ciasteczka.

Jake ze smutkiem spojrzał na pusty talerz i zauważył kwaśno:

–   Chyba   przede   wszystkim   ciebie.  W  gruncie   rzeczy   w   ten   sposób 

można   by   zacząć,   ale   miałem   na   myśli   co   innego:   salę   gimnastyczną, 

siłownię, imprezy dla całych rodzin, imprezy dla dzieci...

– Organizacja tego wszystkiego, a potem zarządzanie zajęłoby mi dużo 

czasu.

–   Który   jest   potrzebny   na   prace   badawcze   –   zgodził   się   Jake.   – 

Zastanawiałeś się nad moją sugestią, żeby znaleźć kogoś do zarządzania 

firmą?

– Tak – westchnął Caleb. – Choć w pierwszej chwili powaliła mnie 

myśl, że mogę stracić pracę we własnej firmie.

Jake próbował ukryć irytację.

– Przecież nie było o tym mowy. Twoja pozycja się nie zmieni, a nawet 

background image

poprawi,   bo   badania   nabiorą   większego   tempa,   jeśli   nie   trzeba   będzie 

czekać, aż uporasz się z robotą papierkową. Dlatego właśnie zwolnił się 

ten inżynier: spowolnienie pracy i brak zaplecza.

– Naprawdę? – zdziwił się Caleb.

–   Przeczuwałem   to,   więc   go   po   prostu   spytałem.   –   W   myślach 

przeprosił Cassie. Nie mógł zdradzić Calebowi, że cała czarna robota była 

jej zasługą, bo znów wróciliby do problemu małżeństwa.

– A myślisz, że mógłby wrócić?

– Natychmiast, jeśli będziesz tak dostępny, jak kiedyś. Ale tu wracamy 

do problemu administratora.

– Kogoś w twoim stylu – zauważył Caleb. – Weźmiesz tę pracę?

Zmiana jego stanowiska była tak nagła, że minęła dłuższa chwila, nim 

Jake zrozumiał propozycję. Otworzył usta ze zdziwienia.

– Ja?

– Dlaczego nie? – spokojnie odparł Caleb. – Bądź co bądź, to twój 

pomysł.   Założenia   tej   koncepcji   mógłbyś  z   pewnością   przedstawić   bez 

chwili zastanowienia. Poza tym poznałeś już firmę.

– No, nie wiem – wolno powiedział Jake. – Nigdy nie rozważałem 

zmiany obecnej pracy.

To nie zmiana, a cała rewolucja. Przede wszystkim musiałby na stałe 

przeprowadzić się do Denver i zająć się jedną firmą. Nie przenosiłby się 

już   z   przedsiębiorstwa   do   przedsiębiorstwa,   nie   poznawałby   kolejnych 

produktów, rynków, problemów...

Czy dreszcz, który jak bryłka lodu przeszedł mu po plecach, oznaczał 

strach,   czy   też   nadzieję?  Tylko   czas  pozwoli   znaleźć   odpowiedź   na   to 

pytanie. Czas i staranne przemyślenie sprawy. Zbyt szanował Caleba, żeby 

background image

z miejsca odrzucić lub przyjąć propozycję.

– Zastanów się nad tym. – Caleb sięgnął po śrubokręt. – Zabierzmy się 

do drzwi, żeby uszczęśliwić Cassie.

Cassie.   Ciekawe,   co   też   ona   powie?   Jake   uśmiechnął   się   drwiąco. 

Pewno zwróci mu uwagę, że gdy zatrzyma się gdzieś na stale, będzie mógł 

wreszcie   uzupełnić   zapasy   w   lodówce.   Na   przykład   trzymać   aż   dwie 

butelki keczupu.

Zrobił   się   już   wieczór.   Ogrzewanie   nie   poradziło   sobie   jeszcze   z 

chłodem, który przeniknął dom. W salonie nadal palił się ogień. Jake leżał 

na   brzuchu   przed   kominkiem.   Trzymając   brodę   opartą   na   złożonych 

dłoniach, wpatrywał się w płomienie.

Nie zauważył, kiedy weszła Cassie. Usiadła w fotelu, nogi podciągnęła 

pod siebie. Otworzyła pudełko pełne kartek urodzinowych, lecz zamiast 

zająć się wypisywaniem adresów, przyglądała się Jake’owi.

– Chyba jesteś zmęczony. Nadal boli cię bark? Powoli pomacał obolałe 

miejsca.

–   Niestety,   już   nie   jeden.   Nie   miałbym   nic   przeciw   temu,   gdybyś 

zechciała rozmasować mi mięśnie.

Chociaż   Cassie   miała   wystarczająco   dużo   rozumu,   jednak   gdy   Jake 

leżał tak rozciągnięty, było w nim coś dziwnie bezbronnego... i właśnie 

owo „coś” wyciągnęło ją z fotela i kazało usiąść na podłodze.

Na ciemnych włosach Jake’a odbijały się złote refleksy. Miał na sobie 

gruby sweter z dzianiny i Cassie wsunęła palce przez luźne oczka. Kiedy 

zaczęła rozcierać obolałe mięśnie, miała wrażenie, że jego rozgrzana od 

ognia skóra jest wręcz gorąca.

background image

Z   westchnieniem   przekręcił   głowę,   ułożył   policzek   na   dłoniach   i 

przymknął oczy.

Siedziała tak dość długo, delikatnie masując ramiona i kark. Oddychał 

wolno i miarowo, jakby ukołysała go do snu. Wiedziała, że powinna już 

przerwać masaż,  nie chciała  jednak  rezygnować z  tych krótkich  chwil, 

kiedy mogła udawać, że Jake należy do niej.

Wreszcie tak bardzo się zmęczyła, że musiała przestać. Siedziała teraz 

nieruchomo,   wciąż   opierając   palce   o   jego   kark,   jakby   chciała   utrwalić 

swoje odciski.

Co za głupota, pomyślała, cofając ręce.

Jake przekręcił się na bok i uniósł na łokciu.

–   Dłonie   pianisty   –   powiedział   rozleniwionym   głosem.   –   Silne   i 

wrażliwe. Dziękuję. – Czubkiem palca pogładził jej palce. – Ani razu nie 

grałaś od tamtego pierwszego wieczoru. W każdym razie, nie przy mnie.

Cassie usiłowała opanować drżenie.

– Biorąc pod uwagę zniszczenia, których dokonałeś, słysząc zwykły 

marsz, nie mam odwagi zagrać przy tobie tego, nad czym teraz pracuję. 

Chodzi o „Makbeta” w wersji operowej. Obawiam się, że gołymi rękami 

przerobiłbyś pianino Peggy na opał.

– Dobrze mnie już znasz, prawda? – uśmiechnął się. Przesunął dłoń 

wzdłuż jej ręki i dotknął policzka. – Drżysz, Cassie. Czy naprawdę tak cię 

przeraża, że moglibyśmy poznać się jeszcze bliżej?

– Nie o to chodzi – odrzekła. – Jest mi zimno.

– Połóż się obok i pozwól się ogrzać. Spojrzała z ukosa.

– Nie rezygnujesz, co?

– Nigdy. – Bawił się jej rzęsami. – Czy między wami do czegoś doszło? 

background image

Z tym facetem od Szekspira? Dlatego jesteś tak niechętna?

– Ze Stephanem? Nie.

– Pewnie dlatego, że nie próbował. – Położył dłoń na jej szyi. – A jeśli 

obiecam, że nie zrobię nic wbrew twej woli, położysz się tu?

Nie   miała   wątpliwości,   że   dotrzyma   obietnicy.   Nie   jest   taki   jak   jej 

ojciec.   Czasami  nie   podobało   jej   się   to,   co  mówił,   ale  zawsze   była   to 

prawda, natomiast na ojca nigdy nie można było liczyć.

Ileż to razy Keith Kerrigan obiecywał, że to już ostatnia zmiana pracy, 

ostatnia przeprowadzka, szkoła. Jake był inny.

Był uosobieniem uczciwości. Nie okłamałby jej. I nigdy, przynajmniej 

celowo, nie skrzywdziłby jej.

Zmęczyły ją już pytania, które zadawała sobie od dwóch dni. Miała 

dość rozważania ryzyka, przewidywania tego, czego przewidzieć się nie 

dało, wiecznych obaw i zastanawiania się, czego tak naprawdę pragnie.

Gdzieś tam w środku doskonale wiedziała, że decyzja już zapadła. Nie 

mogła już odszukać w sobie tej niepewności, wahania.

Wyciągnął   zachęcająco   rękę   i   powoli   ułożyła   się   obok   niego   na 

miękkim grubym dywanie.

Trocheja przeraziło, jak doskonale dopasowała się do jego ciała. Leżała 

otoczona jego ramieniem, z głową wspartą o bark. Rozluźniła mięśnie, 

dostosowując ciało do powolnego rytmu jego oddechu.

– Masz bardzo refleksyjny nastrój – zauważyła w końcu.

– Myślę o nowej pracy.

Boże,   to   już!   Ogarnął   ją   smutek.   Tak   szybko.   Powinna   go   zapytać 

lekkim i możliwie niefrasobliwym tonem o tę nową pracę. Dowiedzieć się, 

gdzie pojedzie i co będzie robił. Zbyt się jednak bała, że załamie się jej 

background image

głos.

– Ale już o tym nie myślę. Cassie, wiesz, jak bardzo cię pragnę. – 

Niepostrzeżenie uniósł się i spojrzał jej w oczy. W jego pociemniałym 

wzroku ujrzała pytanie.

A jeśli ta krótka chwila jest naszą jedyną szansą? Czy naprawdę chcesz, 

by się nie spełniła? – zdawał się ją pytać.

Nie, odszepnęło jej serce. Położyła dłoń na jego szyi i przyciągnęła go 

do siebie, do przyjemnej, choć trochę smutnej krainy marzeń, gdzie czas 

zwalniał tempo, gdzie liczyło się tylko ich dwoje i cudowne zaspokojenie 

trawiącego ich głodu.

Cassie kładła na patelni plasterki bekonu, kiedy Jake wszedł do kuchni. 

Pocałował ją z tyłu w szyję.

–   Myślałem,   że   dzisiaj   pośpisz   sobie   dłużej.   Odłożyła   widelec   i 

odwróciła się w jego ramionach.

– A ja myślałam, że masz ochotę zjeść śniadanie w łóżku. – Spojrzała 

na granatowy sportowy płaszcz i rozpiętą pod szyją koszulę. – Następnym 

razem zostawię ci wiadomość.

– Żebym nie wstawał z łóżka? Prościej byłoby, gdybyś ty to zrobiła.

Chciała.   Kiedy   dziś   rano   przebudziła   się   w   jego   ramionach,   słońce 

wydawało   się   jaśniejsze,   a   kolory   żywsze.   Ciało   pulsowało   energią,   a 

zmysły miała niezwykle wyostrzone.

Zaczęła rozmyślać, jak bardzo chciałaby budzić się tak każdego ranka i 

łzy   napłynęły   jej   do   oczu.   Nie   mogła   dopuścić,   by   Jake   to   zobaczył, 

wyśliznęła się więc z jego ramion i zeszła na dół. Musiała wziąć się w 

garść.   Zapomnieć   o   magicznej   nocy   i   wrócić   do   codziennej 

rzeczywistości.

background image

Nie patrzyła mu w oczy.

– Następnym razem tak zrobię. Ponownie ją pocałował i sięgnął po 

kubek.

– Mógłbym się uzależnić od twojej kawy.

Miała ochotę spytać, czy od niej też, lecz zamiast tego wzięła widelec i 

wróciła do patelni.

– Jak ci przygotować bekon?

–   Chrupiący.  Ale   chyba   nie   dam   już   rady   zjeść.   Muszę   zdążyć   na 

samolot.

Zamarła. Plasterek bekonu zawisł na widelcu. Powiedział wczoraj, że 

myśli o nowej pracy. Nie, że ją zaczyna. Nie dzisiaj...

No cóż, od początku wiedziała, że ta idylla nie będzie długo trwać.

Nie sądziła tylko, że koniec nastąpi tak szybko.

Próbowała się opanować. Musi się uśmiechnąć i uspokoić, jakby jej 

serce   wcale   nie   pękało.   Nie,   Jake   chyba   nic   nie   zauważył.   Sięgnął  po 

telefon i wybierał numer.

– Caleb – mówił już po chwili. – Przez kilka dni nie będzie mnie tutaj. 

Dzisiaj lecę do Nowego Jorku. Chciałem przed wyjazdem porozmawiać o 

pracy, którą mi wczoraj zaproponowałeś.

Cassie   szeroko   otworzyła   oczy.   Miał   ofertę   pracy?   I   to   od   Caleba? 

Czyli jakieś stanowisko w Tanner Electronics. To znaczy...

Czy to możliwe, że nowa praca, nad którą wczoraj rozmyślał, związana 

była z Denver?  Czy  toczący  się  kamień  znalazł jednak swoją zaciszną 

zatokę? Skoro Jake zamierzał zostać...

–   Propozycja   jest   intrygująca   –   mówił   do   telefonu.   –   Naprawdę 

znakomita. Mam nadzieję, że nie zrozumiesz mnie źle, ale nie mogę jej 

background image

przyjąć.

Cassie miała wrażenie, że wymierzył jej cios w żołądek.

– Nie – ciągnął Jake. – Jestem pewien. To nie dla mnie. Nic się nie 

zmieniło. Cassie była zrozpaczona. Wiedziała, że odjedzie. Zaakceptowała 

to, pogodziła się z tą myślą.

A jednak, gdzieś w głębi duszy, tak głęboko, że nawet sama tego nie 

dostrzegła, miała odrobinę nadziei na cud. Liczyła na to, że nastąpi w nim 

przemiana,   że   stanie   się   dla   niego   tym   wszystkim,   co   w   życiu 

najważniejsze.

Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Jake miał wybór i dokonał 

go. Jednak to nie ją wybrał. Odrzucił ofertę Caleba, tym samym odrzucił 

Cassie.

Z   patelni   unosił   się   drażniący   dym.   Znakomicie,   pomyślała. 

Przynajmniej nie musi wyjaśniać, dlaczego płacze.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Połączenie zostało przerwane, lecz Jake nadal stał ze słuchawką w ręku. 

Dlaczego tak trudno było odmówić?

W ofercie Caleba było coś pociągającego, choć nie bardzo wiedział co. 

Może   chodziło   o   szansę,   jaką   dawała   praca   nad   jednym   produktem, 

począwszy   od   projektu   aż   do   wprowadzenia   na   rynek   i   satysfakcja   z 

osiągniętego   rezultatu?   Mógłby   zastosować   własne   teorie,   do   tej   pory 

rozwijane po trochu w różnych firmach w całym kraju. Poza tym chyba 

zmęczyły go już ciągłe podróże.

Do   diabła,   sam   siebie   nie   rozumiał.   Zresztą,   co   za   różnica?   Podjął 

jedyną słuszną decyzję.

Nagle   doszedł   go   swąd   przypalanego   mięsa.   Opuścił   słuchawkę   na 

widełki i odwrócił się gwałtownie. Z patelni unosiły się kłęby dymu.

– Co się dzieje, do wszystkich...?

Cassie patrzyła na niego zalanymi łzami oczami.

Jake złapał patelnię pełną poczerniałego, spalonego tłuszczu i cisnął do 

zlewu. Jeszcze przez dłuższą chwilę słychać było skwierczenie i syczenie.

–   Bekon   nie   miał   być   aż   tak   chrupiący   –   powiedział.   Cassie   nie 

odezwała się. Sięgnęła po zmywak i zajęła się wycieraniem zachlapanej 

tłuszczem płyty kuchenki.

– Jesteś zła?

– Skądże. Nie mam prawa denerwować się tym, co robisz.

Poczuł irytację. Jej słowa brzmiały pokornie, ale ton głosu był zupełnie 

background image

inny.

– Jesteś wściekła, bo nie powiedziałem ci wcześniej, że wyjeżdżam.

Potrząsnęła głową.

– Proszę cię, Jake... Nie uwierzę, że aż do tej pory nie wiedziałeś o 

wyjeździe.

– Myślałem nad tym dziś rano i zdałem sobie sprawę, że właściwie 

mam już wszystkie potrzebne dane. Jeśli zdążę na samolot...

Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.

–   Wiesz,   Jake...   –   W   jej   głosie   słychać   było   smutek.   –   Naprawdę 

myślałam, że jesteś inny.

Spochmurniał.

– Niż kto? Ten oszust, który ukradł ci pracę?

– Tak. O nim też myślałam, że jest inny. Inny niż mój ojciec. I był taki 

pod wieloma względami: systematyczny, uporządkowany, solidny. Niby 

miał   wszystkie   cechy,   jakich   szukałam.   A   jednak   okazało   się,   że 

wykorzystywał innych i kłamał. Zupełnie jak mój ojciec. – Spojrzała mu 

prosto w oczy. – I jak ty.

Nie wiedział, czy bardziej go rozgniewała, czy zraniła.

– Nigdy cię nie okłamałem.

– Nie mnie. Siebie. Tak samo jak mój ojciec nie potrafisz przyjrzeć się 

sobie. – Wyżęła zmywak i machinalnie zaczęła wycierać blat szafki. – 

Ilekroć   przeprowadzaliśmy   się,   przysięgał,   że   to   już   ostatni   raz.   Tym 

razem znalazł idealne miasto, zajęcie, posadę. Nie zdążyliśmy się dobrze 

zadomowić,   kiedy   znów   odrzucał   wszystko,   bo   nadarzyła   się   kolejna 

rewelacyjna okazja. Ponownie przysięgał, że to ostatnia zmiana.

– Nie widzę związku.

background image

– No pewnie, choć po części masz rację. Trochę się jednak różnicie. On 

przynajmniej   udawał,   że   chce   się   ustatkować,   chociaż   dobrych   chęci 

starczało mu najwyżej na kilka miesięcy. Ty nawet do tego nie możesz się 

zmusić. Zeszłej nocy wziąłeś to, na co miałeś ochotę, a teraz uciekasz ze 

strachu, że ja zechcę więcej. Może zresztą nie o mnie chodzi; nie jestem 

tak   ważna.   Może   to  propozycja   Caleba   tak   cię   przeraziła.   Praca,   która 

wymaga przebywania w jednym miejscu, co za okropność!

– Nieprawda – odparł. – Nie uciekam ani od ciebie, ani od pracy u 

Caleba. Po prostu nie mogę jej przyjąć.

– Nie możesz?  – zakpiła.  – Cóż za szkoda, bo przecież tak  bardzo 

pragniesz   osiąść   na   jednym   miejscu,   kupić   dom,   uprawiać   ogród, 

startować w wyborach do rady miejskiej.

Trzeba przyznać, że żadna z tych rzeczy nie przyszła mu do głowy, ale 

jej drwiący ton dolał tylko oliwy do ognia.

– A cóż byłoby w tym dziwnego, gdybym naprawdę chciał to wszystko 

robić? Na przykład majsterkowanie całkiem mi się spodobało.

– No tak, jasne. Miłej podróży, Jake. – Cisnęła zmywak do zlewu i 

wyszła z kuchni.

Wściekłość   uleciała   z   niego,   jak   powietrze   z   przekłutego   balonu, 

zostało tylko zdziwienie. Co jej się, u licha, stało?

Wyszedł za nią do holu. Zdążył postawić nogę na pierwszym stopniu, 

gdy usłyszał trzaśniecie drzwi w pokoju na górze.

Ach, więc to tak... Z przyjemnością wróci do siebie. Na pewno nie 

zastanie   tam   żadnej   baby,   która   przy   całej   swojej   rzekomej 

samowystarczalności potrzebuje pomocy w zakładaniu baterii do komórki 

i żąda instalowania drzwi...

background image

Co   prawda,   nie   będzie   tam   również   wielkookiego   rudzielca,   który 

położy mu kompres na obolały bark, zaparzy najlepszą na kuli ziemskiej 

kawę, lub nieśmiało, lecz skwapliwi zaprosi go do łóżka, a także uzna go 

za bohatera z powód zabłąkanej ropuchy...

Rzucił  okiem  na  zegarek.  Zanim  zwróci  wynajęty  samo   chód,  odda 

bagaż do odprawy i odbierze bilet, będą już za powiadać jego lot.

Otworzył drzwi i niemal wpadł na Buddy’ego, który trzymał już palec 

na dzwonku. Przez kilka sekund przyglądali się sobie badawczo. W końcu 

Buddy odezwał się pierwszy.

– Widzę, że znalazł pan kogoś do drzwi. Jake kiwnął głową.

– Sam je założyłem. Nabrałem jeszcze większego szacunku dla twoich 

umiejętności.

–   Tak?   –   Buddy   skwitował   to   bez   uśmiechu.   –   Przyszedłem   po 

narzędzia.

– Chciałbym nakłonić cię do zmiany decyzji. A tak przy okazji, muszę 

ci zwrócić za śrubokręty.

– Chce pan, żebym został i skończył robotę? A niby czemu? To już nie 

mój interes.

–  Twój,   skoro   zawarłeś  umowę   –   zdecydowanie   powiedział  Jake.   – 

Chcę, żebyś skończył pracę, bo to oszczędź: kłopotu Cassie, kiedy wróci 

właścicielka domu.

– Właścicielka? – Buddy zmarszczył brwi.

Jake wziął głęboki oddech i odważnie wdał się w wyjaśnienia. Czuł, że 

brzmiały bardzo mętnie, zupełnie jakby opowiadał pozbawiony napisów 

film w nieznanym sobie języku.

Trudno powiedzieć, czy Buddy cokolwiek zrozumiał, lecz nawet nie 

background image

mrugnął okiem, jedynie wykałaczka przesuwała się w jego ustach.

Jake przerwał dla nabrania oddechu. Nie był pewien, czy coś osiągnął.

Buddy wypluł wykałaczkę.

– I może pan przysiąc, że to prawda? – spytał. Pierwszy raz jego głos 

zabrzmiał tak rześko.

Jake z ulgą skinął głową.

– Mogę. Mimo tego, co zobaczyłeś, Cassie nigdy nic z mojej strony nie 

groziło. Były pewne nieporozumienia, ale bardzo ją szanuję. – Przymrużył 

oczy.   –   Oczekuję,   że   z   twojej   strony   też   jej   nic   nie   zagraża.   Inaczej 

dowiesz się, jak się wylatuje przez ścianę, a nie przez dziurawe drzwi.

– Źle to pan rozegrał, co? – obojętnie zauważył Buddy. – No dobra, 

skoro jej tak zależy, skończę tę łazienkę. I tak nie mam nic na ten tydzień.

Na górze Buddy poszedł od razu do pokoju gospodarzy, Jake natomiast 

zacisnął zęby i zapukał do łazienki w korytarzu.

– Cassie? Muszę z tobą pomówić.

Obawiał się, że go odprawi, ale po chwili otworzyła drzwi.

Widocznie   szczotkowała   włosy,   bo   wyglądały   o   wiele   piękniej   niż 

kiedykolwiek.   Bezwiednie   sięgnął   do   tej   masy   rudych   loków,   zupełnie 

jakby jego ręka kierowała się własną wolą.

Odchyliła   się,   unikając   dotknięcia.   Ręce   skrzyżowała   z   przodu   na 

jedwabnej bluzce.

– Słucham – powiedziała sucho.

Jake   odniósł   wrażenie,   że   gdzieś   w   mózgu   otwierają   mu   się   jakieś 

klapki. Nagle zrozumiał, co zrobił. I było to uczucie przeraźliwie bolesne.

W ciągu tygodnia nie miał czasu na długie rozmyślania, wciąż jednak 

uświadamiał   sobie   zdumiewającą   przyjemność,   jaką   czerpał   z 

background image

najzwyklejszego snucia się po domu. Teraz zrozumiał, dlaczego tak się 

działo. To nie dom stanowił atrakcję. Tę magiczną atmosferę wyczarowała 

Cassie.

Jak można było tego nie dostrzec?

Pragnął jej, oczywiście. Prawdopodobnie zaczęło się to już pierwszego 

wieczoru,   kiedy   wpadł   z   impetem   do   środka   i   ujrzał   ją   przy   pianinie. 

Skromna,   niewinna   kobieta,   która   natychmiast   wzbudziła   w   nim 

pożądanie.

Później  pocałował  ją. W głowie  tak  mu   się  zakręciło,  że nawet  nie 

próbował   rozważać,   co   się   dzieje.   Ciągle   myślał,   że   to   wyłącznie 

erotyczna zachcianka. Nie zauważył, jak przebył drogę od pożądania do 

potrzeby przebywania z Cassie. Do miłości...

Zamęt  w  głowie   najwyraźniej   pozbawił  go  głosu.  To   nawet  dobrze. 

Zaledwie   kilka   minut   temu   zachwalał   uroki   majsterkowania,   a   teraz 

miałby oznajmić, że popełnił drobny błąd w ocenie, co dla niego ważne: 

pędzle, śrubokręty czy ona?

Milczał. Cassie przyglądała mu się uważnie. W końcu żachnęła się.

–   Chciałeś   coś   mi   powiedzieć.   Słyszałam   rozmowę...   Czy   ktoś 

przyszedł?

– Tak. – Głos miał trochę ochrypły, ale przynajmniej mógł mówić. – 

Buddy wrócił. Skończy łazienkę. Wiem, że ci się nie spodoba, że znów 

będzie   tu   pracował,   jednak   nie   mamy   wyjścia,   jeśli   wanna   ma   być 

zainstalowana w terminie. – Przerwał i dorzucił: – Wyjaśniłem mu, – że 

jeśli   przyszłoby   mu   coś   głupiego   do   głowy,   będzie   miał   ze   mną   do 

czynienia. – Wiedział, jak niezręcznie to zabrzmiało.

–   Cóż   za   troskliwość   –   zadrwiła.   –  A  czy   poinformowałeś   go,   że 

background image

rozprawisz się z nim telepatycznie, bo z Manhattanu?

– Nie wyjeżdżam na zawsze, tylko na kilka dni. – Podszedł bliżej i 

objął ją ramieniem. – Wtedy jakoś to wszystko będziemy mogli rozwiązać.

Nie próbowała odsunąć go, lecz stała nieruchomo i sztywno.

– Cassie? – Uniósł jej twarz.

Spojrzała mu w oczy. Jej głos był niemal uprzejmy.

– Chyba jednak coś do ciebie nie dotarło... Nie będę twoją dziewczyną 

na telefon, kiedy wpadniesz przelotem do Denver. – Odepchnęła jego rękę 

i przeszła przez hol do pokoju gościnnego.

Jake szedł za nią.

– To nie koniec, Cassie. Nie możesz się ze mną kochać w taki sposób 

jak zeszłej nocy, a potem tak po prostu odprawić.

–  Ta   noc   była   wielką   pomyłką.  Wszystko   jest   pomyłką.  W  gruncie 

rzeczy – spojrzała na niego z namysłem – już dawno powinnam skorzystać 

z twojej rady.

– Jakiej rady? – spytał zniecierpliwiony. Lekko się uśmiechnęła.

– Powinnam dać ci spokój i pocałować ropuchę.

Jake   powiedział,   że   nie   może   przyjąć   pracy   w   Tanner   Electronics. 

Cassie z goryczą przyznawała, że nie była tym zaskoczona.

I tyle, jeśli chodzi o jego uczciwość. Chyba jednak lepiej, że nie podał 

jej prawdziwego powodu swej decyzji, wystarczyło, że w głębi serca znała 

prawdę.   Gdyby   oświadczył,   że   Cassie   zbyt  mało   dla   niego   znaczy,   by 

zostać dla niej w Denver. .. A tak, wciąż się łudziła.

Nie   chciała   liczyć   dni.   Była   wściekła   na   siebie,   że   denerwuje   się 

brakiem   jakiejkolwiek   wiadomości   od   niego.   Czyż   naprawdę   gładkie 

obietnice ojca niczego jej nie nauczyły? Jake mówił, że wróci za kilka dni, 

background image

a ona, głupia, uwierzyła.

Sama szydziła ze swojej naiwności. Niby czemu się dziwiła? Żałosne...

Pewnego późnego popołudnia usiadła do pianina. Nie grała; myślała o 

pierwszym wieczorze i próbowała powstrzymać płacz.

Buddy zszedł na dół i po raz pierwszy od powrotu do pracy zajrzał do 

salonu. Cokolwiek Jake mu powiedział, odniosło to skutek. Podczas tych 

dni prawie na nią nie spojrzał, teraz też zatrzymał się tuż za progiem, 

skubiąc skórzany pas na narzędzia.

– Proszę pani? To ja już...

– Chcesz już iść? Będziesz jutro o tej samej porze?

– Nie, już skończyłem całą robotę. Pewno pani chce sprawdzić, nim 

sobie pójdę.

– W porządku. – Zamknęła wieko pianina i weszła na górę.

W  łazience   unosił   się   specyficzny   zapach   materiałów   budowlanych: 

surowego   drewna,   klejów,   środków   czyszczących.   Przestrzeń   wokół 

wanny była nienaturalnie pusta. Peggy będzie miała dużo do zrobienia, 

jednak Buddy swoje zadanie wykonał.

Tak jak Cassie. Umawiały się. że zostanie albo do czasu zainstalowania 

wanny, albo do powrotu Peggy. Teraz więc była już wolna.

Buddy   zaczął   znosić   narzędzia,   natomiast   Cassie   zabrała   się   za 

porządkowanie   łazienki.   Musiała   wszystko   odkurzyć,   a   potem 

porozstawiać drobiazgi, które pochowała w pierwszym dniu remontu. Na 

koniec   napełniła   mosiężną   misę   pachnącymi   płatkami   potpourri   i 

przygotowała świecę zapachową.

Buddy zwijał już ostatni przedłużacz.

–   Buddy,   nie   wiem,   co   Jake   ci   powiedział...   –   zaczęła.   Wzruszył 

background image

ramionami.

– Mówił po prostu o swoich prawach do pani. Ja tam go za to nie winię.

Jego prawa do niej. Świetny żart.

– Gdyby pani kiedyś potrzebowała hydraulika...

– Wówczas zadzwonię po ciebie, Buddy.

Z kieszonki koszuli wyjął świeżą wykałaczkę. Włożył ją energicznie do 

ust i wyszedł.

Cassie   zabrała   się   za   porządkowanie   następnych   pomieszczeń. 

Odkurzyła   sypialnię,   zmieniła   pościel,   do   pralki   wrzuciła   ręczniki. 

Wszystko to oczywiście musiała zrobić, ale było jej też na rękę, że każda z 

tych czynności pozwala jej zostać tu trochę dłużej.

Tłumaczyła sobie, że to głupota. Trzeba skończyć zabawę w udawanie.

Podjęła w końcu decyzję. Spakowała swoje rzeczy i odłożyła klucz na 

umówione miejsce. Czas wracać do siebie.

Nikt się  nie  odezwał,  kiedy   zadzwonił  do drzwi. W  domu  nie  było 

żywej duszy, tylko nieruchome oko kamery błyszczało nad drzwiami. Czy 

to znaczy, że Cassie nie ma w domu, czy może spojrzała na monitor i nie 

chce go widzieć?

Zajrzał pod donicę z żółtymi kwiatkami i ze zdumieniem stwierdził, że 

klucz był na swoim miejscu.

A więc odeszła.

Uderzyło   go   to   jak   obuchem,   chociaż   wiedział,   że   głupotą   byłoby 

oczekiwać, iż nic  się nie  zmieniło. Nie mógł przecież  liczyć na to, że 

Cassie będzie tu na niego czekać. Szczególnie po tym, jak powiedziała, że 

to już koniec.

Stał na schodkach i obracając klucz w ręku, zastanawiał się, czy warto 

background image

wchodzić   do   środka.   Czy   zniesie   panującą   tam   ciszę   i   pustkę?   Czy 

rzeczywiście ma ochotę zaglądać do lodówki, gdzie zapewne w idealnym 

porządku   stoją   jego   rzeczy:   sześć   piw,   dwa   słoiczki   oliwek   i   butelka 

keczupu? Albo wejść do łazienki? Nawet jeśli wyprowadziła się kilka dni 

temu, bez wątpienia pozostał tam zapach bzu. Mógłby też odtworzyć film 

zarejestrowany   przez   kamerę.   Przynajmniej   zobaczyłby,   jak   Cassie 

opuszcza dom...

„Źle pan to rozegrał”. Musiał przyznać, że Buddy miał świętą rację.

Zdecydowanie podniósł klucz. Pójdzie prosto do telefonu i w książce 

telefonicznej odszuka Wypożyczalnię Żon. Teraz już nie podda się.

Cassie   wcisnęła   przełącznik   i   szum   odkurzacza   ucichł.   Dywan   w 

salonie   był   ostatnią   pozycją   na   liście   prac   porządkowych.   Nie   ma   już 

żadnych śladów jej obecności. Peggy wróci do wysprzątanego, czystego 

domu.

Przeniosła odkurzacz do holu. Właśnie wstawiała go do szafki, gdy w 

zamku zazgrzytał klucz. Pomyślała, że zawsze ma takie szczęście. Czy 

Peggy i Roger musieli wrócić, zanim zdołała stąd odejść? Z pewnością 

zechcą wysłuchać jej relacji, trzeba więc będzie uśmiechać się i udawać, 

że wszystko odbywało się spokojnie i bez zakłóceń...

Drzwi otworzyły się szeroko.

– Jake... – szepnęła.

Stał w wejściu bez ruchu. Najpierw spojrzał na walizki ułożone w holu, 

a potem na Cassie. W jego brązowych oczach widniało niedowierzanie.

–   Myślałem,   że   się   wyprowadziłaś.   Nawet   nie   próbowała   ukryć 

sarkazmu.

– W takim razie nic dziwnego, że tu się zjawiłeś. Ale nie martw się, 

background image

właśnie się wynoszę.

Zastąpił jej drogę.

– Nie, Cassie. Już mówiłem, że musimy to wszystko rozwiązać.

– Mówiłeś też, że wrócisz za parę dni. Przykro mi, Jake, ale czas się 

skończył.

Nie ruszył się.

– Czego się boisz? Nie próbuj mi wmawiać, że niczego. Gdyby tak 

było, nie próbowałabyś uciec.

–   Świetnie,   przynajmniej   poznałam   opinię   eksperta   od   uciekania   – 

odparowała Cassie. – Nie uciekam, po prostu nie mamy o czym mówić. 

Skoro   jednak   nalegasz,   mogę   ci   poświęcić   kilka   minut.   –   Ironicznym 

gestem wskazała salon.

Przysiadła na brzeżku obszernego fotela. Jake, zbyt podekscytowany, 

żeby siadać, stanął przed kominkiem.

– Myślałam, że zająłeś się kolejną firmą – powiedziała Cassie. – Wiesz 

chociaż, gdzie teraz pojedziesz?

–   Według   grafiku,   do   Fairbanks   na  Alasce.   Uświadomiła   sobie,   że 

mimo wszystko aż do tej chwili miała wątłą nadzieję, lecz Jake rozwiał ją 

zdecydowanie.

– Ale nie chcę tam jechać – dodał.

Nie próbowała doszukiwać się ukrytych znaczeń, bo całkiem rozsądne 

wyjaśnienie narzucało się samo. Wzruszyła ramionami.

– Trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek chciał jechać na Alaskę 

akurat   teraz,   gdy   zbliża   się   najkrótszy   dzień   w   roku.   Pogratulować 

wyboru.

–   Cassie,   nie   o   Alaskę   chodzi.   Dotyczy   to   każdego   miejsca. 

background image

Uczestniczyłem   w   rozmowach   wstępnych   i   guzik   mnie   obchodzi 

Fairbanks. Wszystko inne zresztą też, bo podczas ostatnich tygodni zbyt 

wiele się zmieniło.

– Aż tak bardzo spodobała ci się praca przy drzwiach?

– Uparłaś się, żeby nic mi nie ułatwić?

– A jest chociaż jeden powód, by było inaczej?

– Nie, nie ma. Po tym, jak dałem do zrozumienia, że się nie liczysz...

Uniosła dumnie brodę.

–  Dlaczego miałabym uważać,  że powinno  być inaczej?  Jesteś zbyt 

zajęty...

– Do cholery, Cassie, przestań udawać, że jesteś jak sopel lodu! Musi 

cię obchodzić, co do ciebie czuję!

– A niby dlaczego? – spytała ze złością.

–   Bo   bardzo   chcę,   żeby   cię   to   obchodziło   –   powiedział   po   długiej 

chwili milczenia. – Nie okłamałem cię, Cassie, a przynajmniej tak mi się 

zdawało. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przyznaję, że sam byłem 

zaskoczony, zarówno tym, co robiłem, jak i faktem, że sprawiało mi to 

przyjemność. Ale nawet nie próbowałem zastanawiać się nad tym. Aż do 

chwili, kiedy powiedziałaś, że to koniec... Wtedy uświadomiłem sobie, że 

wcale nie pragnę krótkiego romansu. Chcę... Och, chcę dużo więcej.

To wyznanie powinno stopić jej serce, lecz Cassie czuła tylko zamęt. 

Powiedział, że jest dla niego ważna, że chciał więcej niż przelotnego flirtu. 

Tylko co to znaczy? Czego właściwie od niej oczekuje?

Usiadł na brzegu jej fotela.

– Zakochałem się w tobie, Cassie – wyznał. Zakochał się. Kręciło się 

jej w głowie. Spełniało się jej marzenie, a jednak...

background image

– Nie wierzę, że cię nic nie obchodzę. Gdyby tak było, nie kochałabyś 

się ze mną w taki sposób...

– To była ciekawość – zaoponowała słabo. Jake pokręcił głową.

– Nie chcesz chyba, żebym w to uwierzył. Skoro jednak tak mówisz, 

może jeszcze zaspokoisz swoją ciekawość? Może sprawdzisz, jak smakuje 

pocałunek, kiedy już wiesz, że cię kocham.

Nie czekał na odpowiedź, tylko pochylił się do jej ust. Nie próbowała 

się odsunąć. Choć poruszał się wolno, jakby dając jej szansę na ucieczkę, 

w jego wzroku wyczytała zdecydowanie.

Wcale nie chciała uciekać. Pragnęła znaleźć się w jego ramionach. W 

jego sercu. I w jego życiu...

Zamknęła oczy i próbowała się poddać, ale coś ją powstrzymywało. 

Usiłowała pamiętać o tym, że Jake nie jest taki jak ojciec. Czy jednak ona, 

podobnie jak jej cierpiąca matka, nie będzie żałować, że oddała się temu 

czarującemu, lecz zmiennemu mężczyźnie?

Podniósł głowę.

– Co się dzieje, Cassie? Dlaczego się wahasz? Zagryzła wargi. Musiała 

zaryzykować.

– Pochlebia mi, że mnie pokochałeś, ale...

– Co mam zrobić, Cassie? Nie poproszę cię, żebyś za mną jeździła od 

miasta do miasta...

Serce jej zamarło.

–   Chcesz,   żebym   czekała   na   lotnisku,   ilekroć   zdarzy   ci   się   dłuższa 

przerwa w podróży? Wolałabym więcej cię nie zobaczyć...

– Na pewno mnie zobaczysz. Dzwoniłem w tym tygodniu do Caleba.

– W sprawie pracy? – Spochmurniała. – Już wiem, że nie możesz jej 

background image

przyjąć.

– To prawda. Nastąpiłby konflikt interesów, gdybym przyjął posadę w 

firmie, którą właśnie sprawdzam pod kątem możliwości inwestycyjnych. 

Postawiłoby to pod znakiem zapytania bezstronność i wiarygodność mojej 

opinii.

– Czyli nie ma o czym mówić? – Miała ochotę ukryć twarz na jego 

ramieniu i wyć z rozpaczy.

Uśmiechnął się i pocałował jej skroń.

– Ale teraz, kiedy Caleb zdobył już potrzebne środki, układ między 

nami uległ zmianie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby złożył mi nową 

propozycję,   którą   ze   spokojnym   sumieniem   mogę   przyjąć.   Cassie 

potrząsnęła głową.

– Nie mogę cię o to prosić. Gdyby miało cię to unieszczęśliwić... – 

Ofiarowywał   jej   gwiazdkę   z   nieba,   ale   za   cenę,   której   nie   zamierzała 

płacić. Przygryzła wargę. – Jake, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak mnie to 

przeraża?   Nie   wezmę   na   siebie   takiej   odpowiedzialności.  A  jeśli   coś 

pójdzie nie tak?

– To się przydarzyło moim rodzicom. Nie rozwiedli się, chociaż dla nas 

wszystkich byłoby to pewno lepsze rozwiązanie. To dlatego Roger trzy 

razy   się   żenił.   Kiedy   tylko   dochodzi   do   jakichś   nieporozumień, 

natychmiast bierze nogi za pas.

– Może powinnam ostrzec Peggy. Uśmiechnął się krzywo.

– Chyba już za późno. Jeśli ich małżeństwo przetrzyma ten remont, to 

znaczy, że Roger stał się innym człowiekiem. Zresztą, nie mnie oceniać, 

czy się zmienił. Wiem tylko tyle, że ja tak.

– Jake...

background image

– Daj mi skończyć. Poszedłem inną drogą niż mój brat. Postanowiłem 

w   ogóle   nie   podejmować   ryzyka.   Tak   urządziłem   swoje   życie,   żeby 

nigdzie nie zatrzymywać się na dłużej. W ten sposób nic nie mogło się 

popsuć, niczym nie mogłem się znudzić. Ani pracą, ani kobietą. Miałaś 

rację, Cassie. Byłem zbyt zajęty, żeby zastanowić się, czy rzeczywiście 

chcę tak żyć. Dopiero przy tobie zwolniłem tempo i zobaczyłem, co tracę. 

Jesteś   dla   mnie   najważniejsza.   Pragnę   mieć   cię   przy   sobie,   gdy   będę 

poznawał to, co mnie do tej pory ominęło.

– Jesteś tego pewien? – szepnęła. – Mówiłeś, że nie znosisz rutyny.

–   Nie   sądzisz   chyba,   że   praca   u   Caleba   kiedykolwiek   stanie   się 

monotonna? A jeśli chodzi o ciebie... nie doceniasz się. Coś mi mówi, że 

całe lata miną, zanim jako tako ciebie poznam. Jeśli, oczywiście, dasz mi 

szansę.

Powoli ustępowało jej napięcie.

– W każdym bądź razie – powiedział zdecydowanie – w przyszłym 

tygodniu zaczynam pracę jako dyrektor finansowy i młodszy wspólnik w 

Tanner   Electronics.   Zostaję   tutaj,   czy   tego   chcesz,   czy   nie.   Razem   z 

Calebem mamy szerokie plany związane z Wypożyczalnią Żon. Chcemy 

zatrudnić twoją firmę do organizowania imprez dla pracowników, więc i 

tak będziesz miała ze mną do czynienia. Chyba że wolisz wrócić na studia.

Cassie zastanowiła się chwilę i pokręciła głową.

– Zbyt wiele zawdzięczam Paige i Sabrinie, aby je teraz opuścić. To 

pierwsze prawdziwe przyjaciółki w moim życiu. A to, co ci powiedziałam 

na temat dyplomu, jest najszczerszą prawdą. Życie naukowca to nie tylko 

wieża z kości słoniowej i poezja. Nie chcę mieć do czynienia z intrygami i 

ciągłą presją. Znacznie bardziej odpowiada mi obecna rola.

background image

– W takim razie daję ci zlecenie na znalezienie mieszkania. Uprzedzam 

tylko, że łatwiej mnie do niego przekonasz, jeśli obiecasz zamieszkać ze 

mną. Gdybyś odmówiła, będę grymasił przy każdej propozycji, aż tak cię 

zmęczę, że w końcu zmienisz zdanie. – Przytulił ją mocniej. Drżała tak 

bardzo, że musiała oprzeć się o niego. – A jeszcze lepiej będzie nam się 

współpracować, jeśli zgodzisz się wyjść za mnie.

Pocałowała go wolno, bez pośpiechu.

– Jeśli powiesz „tak” – odezwał się w końcu – równie dobrze mogę 

zamieszkać w kartonie pod mostem.

– Mieszkania zacznę szukać jutro – szepnęła, przyciągając go do siebie.

– Ja myślę – mruknął Jake, nadal obsypując ją żarliwymi pocałunkami.

Tak, dzisiaj co innego było im w głowie.