background image

Dornberg Michaela 

 
 

Lena ze Słonecznego 

Wzgórza 18 

 
 
 

Drugi testament

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jorg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali  willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo.  Jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jorga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób 

background image

zraża  do  siebie  Friedera,  który  stojąc  przed  widmem 

bankructwa,  liczy  na  ta,  że  ona  odstąpi  mu  część 
odziedziczonych przez siebie gruntów.   

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

  Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę... 
 
Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak ten odwodzi Lenę od pomysłu odwiedzenia go w Ame-
ryce, dziewczyna zaczyna coraz bardziej wątpić w jego miłość. 
Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van Dahlena, 
dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w  ślicznej 
Lenie. Jego pocałunek wpędzają w wyrzuty sumienia, ale nie 
zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas Lena 
poświęca na ciężką pracę, która pozwala jej w końcu zaistnieć 
w  branży  alkoholowej.  Odnosi  coraz  większe  sukcesy  i 
podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 
zajmuje  się  kuchnią,  Daniel  odnawia  posiadłość,  a  Aleks 
pomaga w kwestii kontraktów z dystrybutorami alkoholi. Lena 

background image

umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nico-li, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów,  które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. 

background image

Bez  psów  posiadłość  była  pusta  i  jakby  bez  życia,  a 

mieszkańcy  przygnębieni.  Wszyscy  w  głębi  duszy  pragnęli, 
żeby  okrutny  los  psów  był  tylko  złym  snem,  z  którego  za 
moment  się  obudzą,  a  Lady  i  Hektor  przybiegną  do  nich, 
radośnie szczekając. 

Pobożne  życzenia...  Nie  było  radosnego  szczekania,  tylko 

trudna do zniesienia cisza. 

Lena  była  zadowolona,  że  mogła  porozmawiać  z  Janem  - 

udało mu się choć trochę ją pocieszyć. Inaczej nie dałaby sobie 
rady z bólem po stracie ukochanych zwierząt. 

Kiedy  zobaczyła  psie  miski,  które  Nicola  naszykowała  do 

uprzątnięcia, serce o mało nie pękło jej z bólu. 

Choć miała dziwne przeczucia dotyczące drugiego testamentu 

taty,  mimo  wszystko  cieszyła  się,  że  choć  na  jeden  dzień 
wyjedzie z posiadłości. 

 

background image

Tym  razem  przyjechała  przed  rodzeństwem.  Wyjechała  ze 

Słonecznego  Wzgórza  dużo  wcześniej  i  szybko  dotarła  na 
miejsce.  To  dobrze,  przynajmniej  w  spokoju  wypije  kawę, 
którą zaproponowała jej przemiła asystentka notariusza. Teraz 
to  nie  ona  będzie  musiała  podejść  do  rodzeństwa  i  się 
przywitać,  tylko  oni  do  niej.  „Tak  jest  o  wiele  lepiej", 
pomyślała Lena. 

Przed odczytaniem testamentu chciała jeszcze porozmawiać z 

doktorem Limmerem i zapytać, jak Frieder zdobył dokumenty 
potwierdzające  śmierć  Jórga.  Niestety,  notariusz  miał 
spotkanie. Był bardzo zajętym człowiekiem. 

Może później nadarzy się okazja do rozmowy. Jeśli nie, to też 

nic się nie stanie, bo nie jest to aż takie ważne. 

Upiła łyk kawy. Smakowała wyśmienicie, a co najważniejsze 

miała pobudzające działanie. 

Nagle  ogarnął  ją  jakiś  smutek.  Nie  miał  nic  wspólnego  z 

odczytaniem  testamentu,  które  za  chwilę  nastąpi.  Pomyślała 
jedynie, że to będzie już koniec, definitywny koniec pewnego 
etapu  w  tym  mieście,  w  którym  spędziła  większość  życia,  a 
które było jej teraz takie obce. 

 

background image

Z pewnością myślałaby inaczej, gdyby miała dobre relacje z 

rodzeństwem,  które  tu  mieszka.  Z  Friederem  nie  ma  już 
żadnego kontaktu. Zacznie z nią rozmawiać, kiedy odstąpi mu 
działki nad jeziorem. A Grit... Ta zaślepiona istota myśli tylko 
o swoim żigolaku, który wyciska ją jak cytrynę. 

Nagle  otworzyły  się  drzwi.  Do  pomieszczenia  weszła  Grit, 

jakby Lena ściągnęła ją myślami. Widziały się niedawno, więc 
wygląd siostry nie przeraził Leny. A może to tylko jej subiek-
tywna ocena? Może w oczach innych ludzi uchodzi za piękną, 
atrakcyjną  kobietę?  Tak,  tylko  że  oni  nie  wiedzą,  jak  Grit 
wyglądała wcześniej. 

Dla obiektywnego i nieuprzedzonego obserwatora jej siostra 

mogła teraz wyglądać idealnie - wąski czarny kostium, falujące 
czerwone  włosy,  uniesione  kości  policzkowe,  wydatne  usta, 
perfekcyjny  makijaż,  koszmarnie  drogie  buty  na  zawrotnie 
wysokich obcasach. 

Lena jednak nie umiała patrzeć na nią obiektywnie. Dla niej 

Grit  wyglądała  teraz  jak  szkielet,  sztuczny  twór  bez 
osobowości... 

- O, już jesteś - zawołała i podeszła do Leny. 
 

background image

Nachyliła  się  do  niej,  znowu  zrobiła  karpia  i  udawała,  że 

całuje ją na powitanie. 

-  Dzień  dobry,  Grit  -  powiedziała  Lena.  Wstała,  uścisnęła 

siostrę i z przerażeniem 

stwierdziła,  że  to  naprawdę  już  tylko  skóra  i  kości.  Grit 

zawsze  była  szczupła,  ale  proporcjonalnie  zbudowana,  teraz 
była tylko wieszakiem na ubrania. 

Spontaniczny  uścisk  Leny  ją  zdziwił.  Pewnie  dlatego,  że 

przypomniała sobie, jak potraktowała siostrę przez telefon. 

- Leno, ja... No wiesz, ja... 
Nie  dokończyła,  bo  ponownie  otworzyły  się  drzwi.  Tym 

razem wszedł Frieder. 

Grit  od  razu  uwolniła  się  z  uścisku  Leny,  jakby  została 

przyłapana na czymś niestosownym. 

-  Cześć,  Grit  -  powiedział  Frieder.  Podszedł  do  siostry. 

Wymienili obowiązkowe 

dwa całuski raz w prawy, raz w lewy policzek. Nie patrząc na 

Lenę, mruknął zwykłe: 

- Cześć. 
Jakie  to  dziecinne  i  śmieszne,  aż  za  bardzo,  więc  Lena  nic 

sobie z tego nie rozbiła. 

- Dzień dobry, Frieder - powiedziała niemal prowokacyjnie. - 

Miło cię widzieć. 

background image

Do  pomieszczenia  weszła  asystentka  notariusza.  Zapytała, 

czy podać coś do picia. Grit i Frieder odmówili. Lena poprosiła 
o drugą kawę. 

Grit  podeszła  do  Friedera.  Stał  oparty  o  okno,  zupełnie  jak 

ostatnim razem. 

Wyglądało  to  absurdalnie  i  przypominało  raczej  rozprawę 

rozwodową  Fahrenbach  kontra  Fahrenbach,  podczas  której 
obydwie strony zachowują dystans przed ogłoszeniem wyroku. 

Lena zmuszała się do zachowania spokoju, mimo że bolała ją 

ta obcość, jaka już  od dawna między nimi panowała, a  teraz 
widać ją było jak na dłoni. 

Starała się nie pokazywać po sobie zdenerwowania, ale kiedy 

podniosła  filiżankę  do  ust,  drżała  jej  ręka.  Na  zewnątrz  była 
spokojna, ale wewnątrz cała się trzęsła. 

Czemu się dziwić? W końcu to jej rodzeństwo, jej rodzina! 
Frieder patrzył przed siebie tępym wzrokiem. Po Grit zaś było 

widać, że zupełnie nie wie, jak się zachować. 

Lena  spojrzała  na  brata.  Frieder  sprawiał  wrażenie 

zestresowanego.  Wyglądał  gorzej  niż  ostatnio,  czyli  miał 
jeszcze więcej zmartwień. 

 

background image

Nie musiało do tego dojść. Przejął nie tylko bogate w tradycje 

przedsiębiorstwo  ze  stałymi,  wypłacalnymi  klientami,  lecz 
również potężny majątek firmy. Z początku wydawało się, że 
będzie  prowadził  przedsiębiorstwo  po  staremu,  jak  to  robił 
ojciec. Ale woda sodowa uderzyła mu do głowy i postanowił 
realizować swoje wizje -nowe pomieszczenia, nowe produkty, 
nowi klienci i przede wszystkim nowy personel. Ją wyrzucił z 
firmy  jako  pierwszą,  już  następnego  dnia  po  przejęciu 
przedsiębiorstwa,  potem  zwalniał  stopniowo  starych 
pracowników, którzy byli wierni hurtowni. 

Do  pomieszczenia  weszła  asystentka  notariusza.  Jej  głos 

wyrwał Lenę z zamyślenia. 

- Pan doktor Limmer już na państwa czeka. Państwo pozwolą 

za mną... 

Lena nie zdążyła się jeszcze podnieść, a już Frieder szybkim 

krokiem przemierzał pokój, jakby nie mógł się doczekać, kiedy 
wreszcie pozna treść drugiego testamentu ojca. Spodziewał się 
świeżej gotówki, która zapewne znowu przecieknie mu przez 
palce. 

Lena  dopiła  kawę  i  pytającym  wzrokiem  spojrzała  na 

asystentkę wciąż stojącą w drzwiach. 

background image

-  Może  pani  zostawić  filiżankę,  zaraz  się  nią  zajmiemy  - 

powiedziała  i  uśmiechnęła  się  do  Leny,  która  wyszła  z 
pomieszczenia ostatnia. 

background image

Doktor Limmer przywitał się uprzejmie ze wszystkimi, potem 

usiadł przy swoim okazałym biurku. 

-  Zanim  przystąpię  do  odczytania  właściwego  testamentu, 

mam do załatwienia jeszcze jedną sprawę, która dotyczy pani, 
Leno. 

Uśmiechnął się do niej. 
-  Kiedy  pytała  mnie  pani  o  recepturę  Fahrenbachówki, 

musiałem  pani  powiedzieć,  że  nic  mi  o  niej  nie  wiadomo. 
Niezupełnie  odpowiadało  to  prawdzie.  Pani  ojciec  mi  ją 
zostawił, ale zrobił od razu zastrzeżenie, że musi pani nie tylko 
na stałe osiąść w Fahrenbach, ale również pracować w fabryce 
likieru. 

Ponownie się do niej uśmiechnął. Tym razem jakby szerzej. 
- Spełniła pani obydwa warunki, a to oznacza, że mogę pani 

przekazać tę kopertę. Jest 

background image

w  niej  receptura.  Gdyby  sprawy  potoczyły  się  inaczej, 

musiałbym ją zniszczyć. 

Lena spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że dostanie 

kopertę  z  recepturą  Fahrenbachówki.  Nie  była  w  stanie 
wydusić z siebie słowa. Daniel, Aleks i Nicola byli pewni, że 
receptura się znajdzie, a ona się poddała. Była bliska tego, żeby 
sprzedać taśmę produkcyjną! 

Będą  produkować  Fahrenbachówkę!  Będą  kontynuować 

rodzinną tradycję! 

Wolno  jej  kontynuować  to,  od  czego  zaczęła  się  potęga 

Fahrenbachów! 

Fahrenbachówka! 
Znowu  będzie  na  rynku.  Lena  nie  wstydziła  się  łez,  które 

płynęły po jej policzkach. Były to łzy szczęścia. 

Wreszcie może kontynuować tradycję. Na niczym innym nie 

mogła się teraz skupić. Myśli krążyły po jej głowie, pojawiały 
się jak błyskawice i znikały. 

Chciała  właśnie  podziękować  doktorowi  Limmerowi,  kiedy 

Frieder odezwał się gniewnym tonem: 

- Receptura należy do mnie. Jestem nie tylko najstarszy, lecz 

również jako właściciel znanej 

 

background image

hurtowni  mam  lepsze  szanse  na  pomyślne  wypromowanie 

tego alkoholu niż... - zająknął się. Czyżby nie wiedział, jak się 
wyrazić  o  Lenie?  -  ...  niż  moja  siostra  ze  swoim  wiejskim 
sklepem wielobranżowym! 

Lena spojrzała na niego. Co to ma znaczyć? 
Doktor Limmer zachował spokój, f Sięgnął po kartkę i podał 

ją Friederowi. 

- Proszę, zrobiłem dla pana kopię. Może ją pan zatrzymać. Jak 

wynika z tego dokumentu, uzależnił pan swoje pozostanie w 
firmie  od  tego,  że  Fahrenbachówka  nie  będzie  -  notariusz 
zaakcentował  słowo  „nie"  -  dalej  produkowana. Jak  pan  wie, 
pana ojciec dostosował się do pana warunku, bo chciał, żeby 
został pan w rodzinnym przedsiębiorstwie. Zażądał pan wtedy 
pisemnego potwierdzenia, które znajduje się w przedłożonym 
panu liście. 

Doktor Limmer spojrzał na niego. 
- Czego więc pan teraz oczekuje? 
Frieder  zrobił  się  purpurowy,  zgniótł  kartkę  i  z  gniewem 

cisnął ją na podłogę. Doktor Limmer zignorował ten wybuch 
gniewu. 

-  Proszę  mi  pozwolić  wyjaśnić  sens  drugiego  testamentu, 

zanim go odczytam. Jest dość długi 

background image

i  miejscami  skomplikowany,  co  wymaga  dodatkowych 

wyjaśnień. 

Spojrzał na każdego z nich po kolei. 
Lena pokiwała głową. 
Grit wydusiła z siebie ciche: 
- Dobrze. 
Frieder jednak mruknął gniewnie: 
-  Niech  pan  już  tyle  nie  gada,  tylko  zaczyna.  Rozdzielenie 

pieniędzy  nie  jest  chyba  takie  trudne,  jeśli  nawet  chodzi  o 
niezłą sumkę. 

Doktor Limmer zignorował jego słowa. Nie pokazał po sobie, 

czy  zdenerwowała  go  bezczelność  Friedera.  Starał  się  być 
bezstronny. 

- Ponad dwadzieścia lat temu państwa ojciec założył Fundację 

Hermanna  Fahrenbacha.  Celem  działalności  fundacji  jest 
umożliwienie  dzieciom  i  młodzieży  lepszego  startu  w  przy-
szłość. Priorytetem jest pomoc uzdolnionym dzieciom z rodzin 
patologicznych  łub  biednych,  dzieciom,  które  nie  miałyby 
szans na rozwijanie własnych umiejętności. Fundacja wspiera 
instytucje i osoby indywidualne. Do fundacji należy placówka 
oświatowa  mieszcząca  się  w  budynku  dawnego  hotelu  - 
mieszka  w  niej  na  stałe  około  siedemdziesięciu 
wychowanków. Znajdują tam 

 

background image

lokum  do  czasu  ukończenia  nauki,  czyli  do  matury  lub 

momentu  wyuczenia  się  zawodu.  Placówka  była  już 
wielokrotnie nagradzana. Dzięki wspaniałomyślności państwa 
ojca wielu młodych ludzi znalazło zatrudnienie na bardzo do-
brych  stanowiskach.  Gdyby  nie  jego  pomoc,  skończyliby  na 
ulicy... 

Lena nie wierzyła własnym uszom. Dlaczego ojciec nigdy z 

nią na ten temat nie rozmawiał? Przecież to wspaniała rzecz! 
Poparłaby jego pomysł. 

Frieder  rozgniewał  się  jeszcze  bardziej.  Zacisnął  usta,  był 

wściekły. 

-  Co  za  idiotyzm!  -  krzyknął.  -  Jak  można  tak  trwonić 

pieniądze!  Niejeden  raz  ojciec  zabawiał  się  w  Świętego 
Mikołaja i rozdawał forsę na prawo i lewo. Fundacja nie była 
mu potrzebna. Żyjemy w państwie opiekuńczym. Nikt w nim 
nie zginie. Nawet biedne dziecko ma szanse, jeśli jest w czymś 
dobre. Ojciec nie musiał wystawiać sobie pomnika za życia. Co 
za szczęście, że tak wcześnie umarł, zanim zdążył przetrwonić 
wszystkie pieniądze! 

- Frieder, ty chyba kompletnie oszalałeś -oburzyła się Lena. - 

Jak możesz tak mówić o ta- 

 

background image

cie?! To wspaniałe, co zrobił. Powinieneś być z niego dumny. 

To fantastycznie, że dał szanse młodym ludziom. My mieliśmy 
ją już na dzień dobry, bo nazywamy się Fahrenbach i cały świat 
stał dla nas otworem. 

- Nic dziwnego, że tak mówisz. Tobie też brakuje piątej klepki 

i jeśli... 

Urwał nagle, bo doktor Limmer uderzył dłonią w stół. Widać 

było zdenerwowanie na jego twarzy. 

-  Dalsze  funkcjonowanie  fundacji  jest  zabezpieczone  - 

kontynuował. - Kwota, o której teraz rozmawiamy, czyli to, co 
państwa  ojciec  zostawił  w  gotówce,  to  mniej  więcej 
czterdzieści milionów euro plus odsetki. 

Lena wzięła głęboki oddech. Nie zdawała sobie sprawy, jaki 

bogaty  był  tata.  I  tyle  pieniędzy  nie  wystarczyło  jej  matce? 
Odeszła,  żeby  poślubić  mężczyznę  z  jeszcze  większym 
majątkiem? 

-  Nareszcie  coś  konkretnego  -  odezwał  się  Frieder.  -  Chcę 

zwrócić  uwagę,  że  udział  naszego  brata  Jórga  musi  być 
podzielony  między  nas  troje,  jeśli  nawet  Lena  występuje  w 
jego  testamencie  jako  jedyna  spadkobierczyni.  Zamek  i 
winnice we Francji chyba jej wystarczą! 

 

background image

Doktor Limmer spojrzał na Friedera dziwnym wzrokiem. 
-  Odczytam  teraz  testament  -  oznajmił.  Trwało  to 

rzeczywiście dość długo. Ojciec 

pomyślał  o  każdym  szczególe,  żeby  nie  dało  się  w  żaden 

sposób podważyć testamentu. 

Kiedy  doktor  Limmer  skończył  czytać,  zapadła  grobowa 

cisza. 

Co za testament! 
Żadne  z  nich  się  tego  nie  spodziewało.  Doktor  Limmer 

odchrząknął i zaczął mówić: 

-  Państwa  ojciec  bardzo  długo  zastanawiał  się  nad  treścią 

testamentu.  Spędziliśmy  tu  wiele  godzin  i  rozważaliśmy 
wszystkie „za" i „przeciw". Wreszcie podjął, moim zdaniem, 
słuszną  decyzję.  Zostawił  państwu  ogromny  majątek.  Pan  - 
zwrócił się do Friedera - mógł od czasu śmierci ojca nie robić 
dosłownie nic, tylko spokojnie siedzieć z założonymi rękami i 
czekać  na  odczytanie  drugiego  testamentu.  Nawet  zakup 
pańskiego porsche nie zaszkodziłby panu, atak... 

Potem zwrócił się do Grit. 
-  Okłamała  pani  ojca.  Oszukiwała  go  pani,  że  nie  wyobraża 

sobie życia bez rodzinnej willi, 

 

background image

a w myślach już przeliczała pani pieniądze z jej sprzedaży. 
Spojrzał na Lenę. 
-  Tylko  pani  spełniła  warunki  ojca.  Mieszka  pani  w 

posiadłości,  niczego  pani  nie  sprzedała,  niczego  pani  nie 
zmieniła i wytrwale pani pracuje. Może pani zrobić użytek z 
własnych udziałów w gotówce ojca. Pozostałe udziały zostaną 
przekazane na fundację, bo państwa ojciec był zdania, że kto 
nie potrafił zarządzać dotychczasowym majątkiem, nigdy tego 
się nie nauczy. Lepiej, żeby inni ludzie dostali szansę, którą na 
pewno  sensownie  wykorzystają...  Państwa  zadaniem  było 
jednie utrzymanie do dzisiejszego dnia tego, co dostali państwo 
w spadku na mocy pierwszego testamentu. To niewiele, biorąc 
pod uwagę, o jaki majątek chodzi. Roztrwonienie go było iście 
mistrzowskim wyczynem. 

Doktor Limmer wziął cztery koperty. 
- To są listy, które ojciec zostawił dla każdego z was. 
Frieder chwycił list i podarł go na kawałki. 
- Nie zgadzam się z tym testamentem. Podważam go, bo jest 

sprzeczny z przyjętym obyczajem! 

 

background image

Grit  nie  wiedziała,  jak  się  zachować,  ale  ostatecznie 

postanowiła stanąć po stronie brata. 

- Ja też nie chcę tego listu... 
Porwała  go,  wstała,  obeszła  biurko  i  kawałki  wrzuciła  do 

kosza. 

Lena odłożyła na biurko notariusza list Jórga. 
- Treść tego listu jest przeznaczona dla mojego brata. Proszę 

przechować  ten  list,  dopóki  będziemy  mieli  absolutną 
pewność,  że  Jorg  nie  żyje.  Jeśli  to  nastąpi,  proszę  zniszczyć 
list. Tata pisał do Jórga, mnie nic do tego. 

Doktor  Limmer  wziął  z  powrotem  list  i  obiecał  go 

przechować. 

Frieder przezwyciężył pierwszy szok i doszedł już do siebie. 
-  Jakie  mam  prawne  możliwości  wystąpienia  przeciwko... 

przeciwko  tej  bezczelności?  Wszystko  zostało  z  góry 
ukartowane.  Ulubienica  tatusia  dostaje  najlepszy  kawałek 
tortu, a teraz jeszcze pieniądze. Śmierdząca sprawa! 

Zanim doszło do eskalacji buntu Friedera, Lena powiedziała 

to, co już wcześniej przeszło jej przez myśl. 

-  Nie  chcę  tych  pieniędzy  -  powiedziała.  -  Chcę,  żeby 

wpłynęły na konto fundacji. Dzię- 

 

background image

ki temu nie będę w żaden sposób uprzywilejowana. Jestem w 

pełni  szczęśliwa,  mając  recepturę  Fahrenbachówki  i 
posiadłość. 

-  Pani  Fahrenbach,  proszę  jeszcze  się  nad  tym  zastanowić  - 

powiedział doktor Limmer. 

- Odbiło ci? - krzyknął Frieder. - Jeśli nie chcesz tej kasy, ja ją 

wezmę. Pilnie potrzebuję gotówki. Zamiast dawać subwencję 
jakimś  geniuszom,  daj  ją  mnie.  Wtedy  uda  się  uratować 
hurtownię,  a  to  chyba  ważniejsze  niż  szkoła  do  jakichś 
biedaków. 

- Frieder, nie taki był zamysł taty... - stwierdziła Lena. 
-  Zamysł  taty,  nie  wytrzymam,  nie  zniosę  już  tych  bzdur... 

Największe niezdary dostają wszystko. - Gniewnie spojrzał na 
siostrę. -Zgarnęłaś wszystko, tylko jesteś za głupia, żeby zrobić 
z tego użytek! 

Wstał. 
-  Ponieważ  nie  udzielił  mi  pan  wyczerpującej  odpowiedzi, 

jestem  zmuszony  zwrócić  się  do  moich  adwokatów.  Mam 
zamiar podważyć ten testament. 

- Proszę bardzo - oznajmił doktor Limmer spokojnym głosem. 
 

background image

Grit również się podniosła. 
-  Popieram  zdanie  brata  -  powiedziała.  Obydwoje  bez 

pożegnania wyszli z gabinetu. 

- Friederowi przydałyby się te pieniądze - powiedziała Lena. - 

Hurtownia jest na skraju bankructwa. 

- Wiem i dlatego nie dostał swojej części spadku. Leno, niech 

mi pani wierzy, pani brat roztrwoniłby te miliony szybciej, niż 
pani myśli. A tak pójdą przynajmniej na zbożny cel. Pani ojciec 
był mądrym człowiekiem. 

-1  dobrym  -  uzupełniła  Lena.  -  Jestem  z  niego  taka  dumna. 

Dlaczego  nie  powiedział  mi  o  fundacji?  W  zasadzie  nie 
mieliśmy przed sobą tajemnic, a jest tyle rzeczy, o których mi 
nie powiedział... Wiedział pan, że  w jego życiu była kobieta, 
którą chciał poślubić? 

Na twarzy doktora Limmera pojawiło się zaskoczenie. 
- Wie pani o doktor von Orthen? Lena pokiwała głową. 
- Tak, przyjechała jako gość do naszych apartamentów. Przez 

przypadek  poznałam  jej  tajemnicę.  To  bardzo  miła  i 
dystyngowana dama. Tata byłby z nią szczęśliwy. 

background image

Doktor Limmer wahał sie przez moment. 
- Pani ojciec zostawił małą paczkę, którą mam wysłać doktor 

von Orthen... Jeśli ma pani z nią kontakt, może chce ją pani jej 
przekazać? 

- Nie mam z nią kontaktu, ale chętnie wykorzystam tę okazję, 

żeby  się  z  nią  zobaczyć.  Może  teraz,  po  tak  długim  czasie, 
łatwiej  jej  będzie  ze  mną  rozmawiać.  Dobrze  się 
rozumiałyśmy,  ale  miałam  wrażenie,  że  mój  widok 
przypomina jej tatę, a to było zbyt bolesne wspomnienie. Bar-
dzo go kochała. 

Doktor Limmer pokiwał głową i podał Lenie paczuszkę. 
-  Proszę  jej  to  oddać.  Pani  ojciec  cieszyłby  się,  że  panie 

dobrze się rozumieją. 

-  Dziękuję,  doktorze  Limmer...  Co  powinnam  zrobić,  żeby 

przekazać fundacji moją część spadku? 

Notariusz machnął ręką. 
- Nie ma pośpiechu, moje dziecko - powiedział. - Proponuję, 

żeby  przejrzała  pani  wszystkie  dokumenty,  potem  razem 
pojedziemy  do  fundacji.  Dopiero  po  wizycie  w  Domu 
Hermanna  Fahrenbacha  podejmie  pani  decyzję.  Tak  będzie 
lepiej, moje dziecko. Chętnie służę radą 

 

background image

i pomocą... Najpierw proszę przeczytać list od ojca. Byłby z 

pani bardzo, bardzo dumny. 

„Doktor  Limmer  coś  wie",  pomyślała  Lena.  Niezależnie  od 

tego,  co  będzie  w  liście,  którego  treści  jest  bardzo  ciekawa, 
decyzji nie zmieni. Przekaże te pieniądze! 

Jej rodzeństwo nie dostało nic. To przykre, ale taka była wola 

ojca.  Dlatego  ona  też  nic  nie  chce.  Zrobi  tak  choćby  dla 
świętego spokoju. Już teraz prawie nie mają ze sobą kontaktu, a 
te  pieniądze  oddaliłyby  ich  od  siebie  na  zawsze.  Stałyby 
między nimi. Jeśli z nich zrezygnuje, a naprawdę tego chce, to 
przynajmniej będzie jakaś szansa na poprawienie relacji. A to 
ważne, bardzo ważne... 

Nie potrzebuje ani złotych klamek i kranów, ani porsche, ani 

własnego  jachtu.  Nie  potrzebuje  też  robionych  na  specjalne 
zamówienie  torebek,  które  kosztują  tyle,  ile  mały  używany 
samochód. 

Jest  szczęśliwa,  że  ma  posiadłość  i  to  jej  w  zupełności 

wystarczy. Codziennie dziękuje Bogu, że może tu mieszkać. 

Cieszyła ją myśl, że dzięki tym pieniądzom może dać młodym 

ludziom  szansę  na  lepszą  przyszłość,    wspanialsze    życie.   
Tej radości 

 

background image

i ogromnego zadowolenia nie można kupić za żadne skarby 

świata. 

Nie da się kupić szczęścia. 
Co  za  złudne  przekonanie,  że  można  być  szczęśliwym, 

kupując  drogie  rzeczy!  Widziała,  co  się  dzieje  z  jej 
rodzeństwem.  Ledwo  kupili  jedną  rzecz,  a  już  nie  miała  dla 
nich żadnej wartości i gonili za koleją. Nic bardziej mylnego 
niż  przekonanie,  że  pieniądze  i  luksus  czynią  człowieka 
szczęśliwym. Na szczęście składają się małe rzeczy - wschód i 
zachód słońca nad morzem, łąka pełna stokrotek, gwiazdy na 
niebie, ufność dziecka, przyjaźń, miłość partnera... 

Zamieniła z notariuszem jeszcze kilka słów i się pożegnała. 

Kiedy wychodziła z gabinetu, nogi miała jak z waty. Poszła do 
samochodu, wsiadła do środka i ruszyła w stronę autostrady. 

Dzisiaj  mieszkańcy  posiadłości  i  Sylvia  nie  dostaną  trufli  i 

pralinek. Trudno, może kiedy indziej. Lena chce wyjechać jak 
najszybciej. 

Co za dzień! 
Co  za  testament!  Dopiero  teraz  docierała  do  niej  jego 

doniosłość. 

Już się nie dziwiła, dlaczego tata sporządził drugi testament. 

Po prostu chciał sprawdzić, czy 

 

background image

są godnymi spadkobiercami. Każdy z nich dostał przecież to, 

co chciał, każdy z nich miał zapewniony wspaniały start. 

Ponieważ  jej  rodzeństwo  nie  umiało  docenić  spadku  i  nie 

dbało o spuściznę, ojciec postanowił, że nie dostaną nic więcej, 
że pieniądze pójdą  dla biednych dzieci i  młodzieży, żeby im 
dać szansę na lepszą przyszłość. 

Fundacja  jest  czymś  wspaniałym.  Dlaczego  tata  nic  jej  nie 

powiedział? Może dowie się czegoś więcej z listu? 

Nie  rozumie,  jak  Frieder i  Grit  mogli  nie  chcieć  przeczytać 

ostatniej wiadomości od ojca. Jak mogli porwać listy od niego! 
Takich rzeczy się nie robi, nawet w gniewie. 

Lena wyprzedziła wolno jadące ciężarówki, ale potem znowu 

jechała prawym pasem. Nie musiała gnać, chociaż nie mogła 
się doczekać, żeby powiedzieć Danielowi, Aleksowi i Nicoli, 
że  ma  w  torebce  recepturę  Fahrenbachówki,  że  będą 
kontynuować tradycję do momentu, aż pewnego dnia receptura 
zostanie przekazana jej następcy bądź następczyni! 

Niesamowite,  Frieder  teraz  chciał  dostać  recepturę,  chociaż 

wcześniej zagroził, że odejdzie 

 

background image

z firmy, jeśli Fahrenbachówka nadal będzie produkowana. 
Ojciec  musiał  właściwie  ocenić  charakter  Friedera,  inaczej 

przecież nie zrobiłby tylu zabezpieczeń... 

Kiedy wyciągała z torebki chusteczkę, spojrzała na leżącą na 

fotelu  pasażera  paczuszkę  dla  doktor  Christiny  von  Orthen, 
ostatniej,  wielkiej  miłości  ojca.  Odszedł  przedwcześnie,  ich 
miłość nie mogła zostać uwieńczona małżeństwem. 

Lena cieszyła się, że ma powód, żeby spotkać się z Christiną. 

Wkrótce  do  niej  zadzwoni  i  umówi  się  na  spotkanie.  To 
naprawdę  miła  kobieta.  Szkoda,  że  nie  mogła  zaznać  z  tatą 
więcej szczęścia. 

W zasadzie to ojciec sam z niego zrezygnował. Zrobił to dla 

swoich synów. Najpierw chciał ich przygotować do przejęcia 
firmy. Nic to nie dało. Spokojnie mógł z tego zrezygnować i 
zająć się budowaniem własnego życia. 

To  nauczka  także  dla  niej.  Niczego  nie  wolno  odkładać  na 

później. Liczy się to, co jest teraz, co jest dzisiaj, bo jutro może 
już nie nadejść. 

Jan... 
Uśmiechnęła się na myśl o nim. Jan żyje normalnie, nie jest 

rozrzutny, jeździ samochodem 

 

background image

średniej  klasy.  No  dobrze,  raz,  kiedy  chciał  szybko  do  niej 

przyjechać, wyczarterował samolot. 

Nigdy nie rozmawiali o pieniądzach. Może on też przekazuje 

darowizny?  Prawdopodobnie  tak.  Ludzie,  którzy  mają 
prawdziwą potrzebę pomagania innym, nie chwalą się tym na 
prawo i lewo, tylko od razu zdążają do czynów. Ojciec jest tego 
najlepszym przykładem. Mógł przecież wszystkim rozgłaszać, 
że jest darczyńcą młodzieży. Nigdy o tym nie mówił. 

Od  tego  ciągłego  myślenia  i  zastanawiania  się  rozbolała  ją 

głowa. 

Kiedy zobaczyła parking, zjechała. 
Kawa dobrze jej zrobi, a na pewno przerwa w podróży. 
„Co za dzień!", pomyślała kolejny raz. Zostawiła samochód 

na  parkingu  i  poszła  do  pobliskiego  zajazdu.  Wyglądał  na 
zadbany i robił dobre wrażenie. 

background image

Był  wczesny  wieczór,  kiedy  dojechała  do  posiadłości. 

Mleczne  światło  latarni  skąpo  oświetlało  teren.  Lena  jakoś 
słabo  się  poczuła.  Nic  dziwnego,  poza  batonikiem  i  kilkoma 
herbatnikami  do  kawy  nic  dzisiaj  nie  jadła.  Najnormalniej  w 
świecie zapomniała o jedzeniu. Z emocji pewnie i tak nic by 
nie przełknęła. Wciąż była podenerwowana. 

Złapała torbę, schowała do niej paczuszkę dla Christiny von 

Orthen, wysiadła z samochodu i poszła w stronę posiadłości. 

Gdyby nic się nie stało, psy już by przy niej były i skakały z 

radości.  Szczekałyby  radośnie  i  spoglądały  proszącym 
wzrokiem  na  puszkę  z  przysmakami,  która  wciąż  stała  na 
parapecie tuż przy drzwiach wejściowych. 

Przez  całe  to  zamieszanie  związane  z  testamentem 

zapomniała na chwilę o psach, ale teraz 

 

background image

wszystko wróciło... Na nowo poczuła ból po ich utracie. 
Już  nigdy  nie  będą  przy  niej  skakać  i  merdać  ogonami  z 

radości. 

Musi  schować  tę  puszkę,  żeby  nie  przypominała  jej  o 

Hektorze i Lady. 

Zastanawiała się przez moment. Iść najpierw do domu czy od 

razu do Dunkelów? 

Zadecydowało burczenie w brzuchu. 
Jest  głodna!  Nicoli  na  pewno  zostało  coś  po  obiedzie  albo 

naszykowała już smaczną kolację. Jest wyśmienitą kucharką. 
Nawet zwykły sznycel w jej wykonaniu to prawdziwa uczta dla 
podniebienia.  Nie  na  darmo  już  jako  młoda  dziewczyna 
zgarniała nagrody za gotowanie! 

Szybkim  krokiem  przeszła  przez  dziedziniec.  Po  drodze 

zdjęła płaszcz. Kiedy weszła do domu, rzuciła go niedbale na 
krzesło. 

Aleks  i  Daniel  siedzieli  przy  kuchennym  stole.  Nicola 

krzątała  się  przy  garnkach.  W  kuchni  smakowicie  pachniało. 
Lenie już ciekła ślinka. 

- Cześć, wróciłam - powiedziała i opadła na krzesło. 
- Doskonałe wyczucie czasu - ucieszyła się Nicola. - Trafiłaś 

akurat najedzenie. Jest gulasz 

 

background image

i kluseczki domowej roboty. Jak chcesz, mogę jeszcze zrobić 

sałatkę, bo wiesz, że mężczyźni nie przepadają za zielonym. 

- Napijesz się piwa? - zapytał Aleks i się podniósł. 
- O tak! Chce mi się strasznie pić i jestem głodna jak wilk. 
-  W  takim  razie  już  podaję  -  powiedziała  Nicola.  -  Możesz 

dostać całą furę jedzenia. Sporo ugotowałam... To jak, chcesz 
sałatkę? 

- O tak! - zawołała Lena. - Każdy człowiek potrzebuje trochę 

witamin. 

Jak wspaniale znowu być w domu w otoczeniu ukochanych 

ludzi, którzy są bliżsi niż własna rodzina. 

- A gdzie Inge? - zapytała. 
Inge Koch dość często przychodziła do Dunkelów na posiłki. 
- Pojechała do Bad Helmbach - powiedziała Nicola. - Zaczęła 

chodzić na pilaste. Dokładnie nie wiem, na czym to polega, ale 
na to coś pojechała. Pewnie to nic innego jak zwykła gimna-
styka,  tylko  nazywa  się  tak  nowocześnie  i  na  pewno  lepiej 
można na niej zarobić. Ale co mi do tego... 

 

background image

Nicola postawiła talerze na stole, nałożyła każdemu solidną 

porcję, nalała sobie piwa i spojrzała na Lenę. 

- No, opowiadaj, jak było - zachęciła ją. Lena zastanawiała się 

przez chwilę. 

Od  czego  zacząć?  Od  cudownej  wiadomości  o  recepturze 

Fahrenbachówki? Nie, od tego nie, to zostawi na koniec. O tym 
nie  można  mówić  z  buzią  pełną  gulaszu  i  klusek  oraz  liści 
sałaty. To zbyt ważna informacja, żeby przekazać ją byle jak. 

Nie. To będzie wiadomość dnia, którą obwieści przy lampce 

szampana. W lodówce Nicoli widziała butelkę. 

- Nikt nie spodziewał się takiego testamentu - zaczęła. 
Opowiedziała o fundacji i tym, że jej rodzeństwo odeszło z 

pustymi rękami. 

- Leno, twój tata był takim dobrym człowiekiem - rozczuliła 

się Nicola. - Pomysł z fundacją pasuje do niego. 

-  Wy  też  o  tym  nie  wiedzieliście?  -  zdziwiła  się  Lena.  - 

Przecież chyba wszystko wam mówił. 

-  Twój  tata  nie  mówił  nam  o  wszystkich  dobrych  rzeczach, 

które robił - wyjaśniła Nicola. 

 

background image

- Czasem coś do nas docierało. Nie chciał, żeby ludzie się o 

tym dowiedzieli. Był cichym darczyńcą. To wspaniale, że tylu 
młodym ludziom dał i wciąż daje szansę na lepsze życie. Aleks 
wziął drugą porcję gulaszu i klusek. 

- Twój brat i siostra  pewnie  pienili się z  wściekłości. Już to 

sobie  wyobrażam.  W  ich  świecie  nie  ma  czegoś  takiego,  jak 
czynienie dobra dla innych. 

-  Owszem,  byli  wściekli.  Porwali  nawet  listy,  które  tata  im 

zostawił. 

-  Co?  -  zawołała  Nicola  z  przerażeniem.  Lena  przełknęła 

mięso. Co za rozkosz! Potem opowiedziała wszystko po kolei. 
Daniel, który do tej pory przysłuchiwał się 

w milczeniu, odłożył sztućce na bok. 
-  Jak  można  zrobić  coś  takiego?  Ostatnia  wiadomość  od 

własnego ojca i bez czytania tak po prostu ją zniszczyć?! 

- Danielu, jak widać, tata nic dla nich nie znaczył. Był jedynie 

dojną  krową.  Gdyby  był  dla  nich  ważny  jako  człowiek,  to 
odwiedzaliby jego grób. 

-  Są  bez  serca  -  uniosła  się  Nicola.  -  Twoja  siostra  nie 

interesuje się swoimi żyjącymi 

 

background image

dziećmi, więc dlaczego ma się martwić o nieżyjącego ojca. 
To prawda, Nicola ma rację. 
- Czyli udziały twojego rodzeństwa pójdą na fundację, bo nie 

spełnili  warunków  postawionych  przez  waszego  ojca.  Ty 
wywiązałaś  się  ze  wszystkiego,  więc  dostaniesz  należną  ci 
część. 

Lena pokiwała głową. 
- Teoretycznie tak. 
-  Co  to  znaczy  teoretycznie?  -  zapytała  Nicola  i  wzięła  łyk 

piwa. - Praktycznie nie? 

Lena roześmiała się. 
-  Praktycznie  też,  ale  nie  chcę  tych  pieniędzy.  Pójdą  na 

fundację. 

- Słucham? Co takiego? - Nicola spojrzała na nią zdumiona. 
-  Dlaczego  chcesz  to  zrobić?  -  zapytał  Aleks.  -  Co  prawda 

odziedziczyłaś  posiadłość  i  wszystkie  przyległe  grunty  oraz 
jezioro, ale jeśli nie chcesz nic sprzedać, musisz liczyć każdy 
grosz. Pieniądze za obrazy szybko się rozejdą, tym bardziej że 
kupiłaś nam samochody i biżuterię dla Nicoli. 

Daniel  nic  nie  powiedział.  Trudno  było  po  nim  poznać,  co 

sądzi o jej pomyśle. 

background image

-  Tata  dał  mi  wspaniałą  posiadłość.  Wiem,  że  dam  radę. Te 

pieniądze  zawsze  stałyby  między  mną  a  rodzeństwem. 
Zazdrościliby  mi  ich,  a  jak  je  oddam,  być  może  będziemy 
mogli kiedyś normalnie ze sobą rozmawiać. Pomijam fakt, że 
dzięki  tym  pieniądzom  mogę  zrobić  tyle  dobrego.  Jak 
wracałam do domu, słuchałam w radiu audycji o biedzie wśród 
dzieci.  Gdybym  wcześniej  nie  podjęła  tej  decyzji,  na  pewno 
zdecydowałabym się po wysłuchaniu tej audycji. 

Napiła się trochę i spojrzała na całą trójkę. 
-  Na  przykład...  Wiedzieliście,  że  w  Manili,  stolicy  Filipin, 

dwadzieścia pięć tysięcy dzieci żyje na ulicy? Nie mają żadnej 
pomocy,  są  narażone  na  przemoc,  zmuszane  do  prostytucji 
albo sprzedają się, bo popycha ich do tego głód. Istnieją grupy 
przestępcze,  nawet  w  Niemczech,  które  bezwzględnie 
wykorzystują małe dzieci i żerują na ich biedzie. 

- To straszne! - zawołała Nicola. - Jak można tak upokarzać 

dzieci? 

-  Niestety,  bieda  determinuje  ich  byt.  Na  szczęście  są 

organizacje,  które  budują  centra  terapeutyczne  sprawujące 
opiekę  na  takimi  dziećmi.  Tam  się  uczą,  że  mimo  biedy  i 
poniżania 

 

background image

przez dorosłych ich życie jeszcze może mieć sens. 
-  Tych  bandytów  powinno  się  wyłapywać  i  zamykać  w 

więzieniach  -  rozgniewał  się  Daniel.  -  Jak  znam  życie,  szara 
strefa  jest  tak  duża,  że  te  potwory  sprytnie  omijają  prawo  i 
prowadzą  tu  w  Niemczech  żywot  zacnych  obywateli.  Co  za 
potworność! 

-  Niestety,  tak  właśnie  jest.  A  teraz  powiedzcie  zupełnie 

szczerze, czy nie lepiej przekazać te dodatkowe pieniądze na 
biedne  dzieci?  Dostałam  już  tak  dużo.  Skąd  organizacje 
dobroczynne mają brać pieniądze na głodne dzieci, no skąd? 

Nicola miała łzy w oczach, kiedy spojrzała Ina Lenę. 
- Jesteś jak ojciec... Dobra, serdeczna, gotowa nieść pomoc... 

Przekaż te pieniądze. Jakoś sobie poradzimy. Pan Bóg nie da 
nam zginąć. 

Lena  chciała  uniknąć  zbyt  sentymentalnego  nastroju,  więc 

zaczęła opowiadać dalej. 

-  Dzieci  w  Manili,  które  już  jakoś  uporały  się  w  ośrodkach 

terapeutycznych  z  traumatycznymi  przeżyciami,  zaczynają 
tańczyć.  Wiecie,  co  tańczą  najchętniej?  Taniec  „wolny  jak 
latawiec na wietrze". Sama nazwa tego tańca wiele mówi. 

 

background image

Szkoda,  że  to  była  jedynie  audycja  radiowa.  Chciałabym 

zobaczyć te dzieci, jak tańczą. 

- W taki razie jedź tam, skoro chcesz wspierać takie ośrodki - 

wtrącił  Aleks.  -  Fundacja  Hermanna  Fahrenbacha  prowadzi 
taką samą działalność. Tam też powinnaś pojechać i przekonać 
się  na  własne  oczy,  jak  działa.  Chcesz  przekazać  dużo 
pieniędzy, więc powinnaś zobaczyć, na co konkretnie chcesz je 
dać. Tyle się czyta, że darowizny trafiają w niepowołane ręce. 

- Masz rację. Doktor Limmer poinformuje mnie o wszystkim. 

Wszyscy  razem  pojedziemy  zobaczyć  fundację,  którą  tata 
założył. 

Rozmowa  zeszła  na  inne  temat.  W  końcu  Lena  doszła  do 

wniosku, że muszą wreszcie zjeść do końca. Przecież ma dla 
nich wspaniałą niespodziankę. 

Skończyli.  Nicola  sprzątnęła  ze  stołu.  Lena  jej  pomogła. 

Potem bez słowa podeszła do szafy i wyjęła z niej kieliszki do 
szampana. 

Nicola  spojrzała  na  nią  ze  zdziwieniem.  Lena  ledwo 

powstrzymywała śmiech. Otworzyła lodówkę i wyjęła butelkę 
szampana. 

- Odkupię ci - powiedziała. 
 

background image

Potem  przeszła  bez  słowa  obok  Nicoli  i  podała  butelkę 

Danielowi. 

- Otworzysz? 
Daniel otworzył szampana. Nic nie przeczuwają! 
-  Pomyślałam,  że  teraz,  kiedy  sprawa  testamentu  jest  już 

definitywnie zamknięta, moglibyśmy to uczcić. 

Nicola  znowu  usiadła  do  stołu.  Daniel  nalał  szampana  do 

kieliszków. 

-  Chyba  nie  mamy  jakiegoś  specjalnego  powodu  do 

świętowana. Drugi testament nie pomnożył twojego majątku, 
skoro  chcesz  przekazać  pieniądze  na  rzecz  biednych  dzieci. 
Możemy jedynie  wypić za to, że  twoje rodzeństwo wyszło z 
pustymi rękami. 

- Nie będziemy się zniżać do ich poziomu - powiedziała Lena 

i sięgnęła po kieliszek. -Wypijemy za coś innego... Wypijemy 
ze rozkwit posiadłości Fahrenbach, za fabrykę likieru i... 

Nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo Daniel odgadł jej myśli 

i błyskawicznie zareagował. 

-  Masz  recepturę  Fahrenbachówki!  -  zawołał.  Lena 

uśmiechnęła się szeroko. 

- Tak, tak! Mam recepturę! Właśnie za to wypijemy! 
 

background image

Stuknęli się kieliszkami i wypili za Fahrenbachówkę. Już po 

sekundzie w kuchni zawrzało. Wszyscy mówili jednocześnie, 
nikogo  nie  można  było  zrozumieć.  Taka  wrzawa  musiała 
panować w wieży Babel. 

Po  kilku  minutach  emocje  opadły.  Wszyscy  się  uspokoili. 

Lena opowiedziała, że ojciec zdeponował recepturę u doktora 
Limmera,  żeby  się  przekonać,  że  Lena  prowadzi  nie  tylko 
posiadłość, lecz również destylarnię, i niczego się nie pozbyła. 

- Co by było, gdybyś nie spełniła tych warunków? - zapytał 

Aleks. 

- Doktor Limmer zniszczyłby recepturę. Aleks roześmiał się. 
-  Do  tego  nigdy  by  nie  doszło.  Twój  ojciec  dobrze  o  tym 

wiedział. Ufał ci i był pewien, że zrobisz wszystko, jak należy. 

Daniel dolał wszystkim szampana. 
-  Wiedziałem,  wiedziałem...  -  cieszył  się,  jakby  właśnie  się 

dowiedział, że zdobył główną wygraną w jakieś grze. 

W pewnym sensie odzyskanie receptury było jak wygrana na 

loterii.  Wreszcie  mogą  produkować  Fahrenbachówkę.  To 
sprawdzona marka o pewnej pozycji na rynku. 

 

background image

Aleks odstawił kieliszek. 
- Wiesz, Leno, masz rację, oddaj te pieniądze. Nie są nam już 

potrzebne. Mamy recepturę, a to coś więcej niż pieniądze. Już 
nie musimy się o nic martwić. 

-  Mój  drogi  mężu,  zejdź  na  ziemię.  Zawsze  będą  jakieś 

zmartwienia  -  powiedziała  Nicola.  -Ale  najważniejsze,  że 
Fahrenbachówka wróciła tam, gdzie jej miejsce i wszystko się 
zaczęło. A to już coś, prawda? 

- To więcej niż tylko coś - zawołał Daniel. - Co za szczęście, 

że  nie  zdemontowaliśmy  jeszcze  linii  produkcyjnej! 
Wylalibyśmy  dziecko  z  kąpielą.  Mielibyśmy  recepturę, a  nie 
mielibyśmy linii produkcyjnej. 

Każde  z  nich  miało  tyle  do  powiedzenia.  Pożegnali  się 

dopiero późno w nocy. Nie ma się czemu dziwić! 

Przeraźliwy dźwięk telefonu wyrwał Lenę ze snu. Spojrzała 

na  zegarek.  Siódma  rano!  Kto  może  dzwonić  o  tej  porze? 
Telefon  wcześnie  rano  może  oznaczać  tylko  jedno.  Coś 
musiało się stać! 

Lena  sięgnęła  po  słuchawkę  i  odezwała  się  wystraszonym 

głosem. 

background image

To była Grit! 
Jeszcze nigdy nie dzwoniła tak wcześnie. 
- Grit, na miłość boską, co się stało? - zapytała. 
- Jak to co się stało? 
-  Czy  wiesz,  która  jest  godzina?  Dopiero  siódma.  Zwykle 

śpisz o tej porze. 

Nagle przypomniało się jej, że Grit miała wyjechać ze swoim 

amantem. 

- Gdzie jesteś? - zapytała. 
- A gdzie mam być? - wypaliła Grit. - W  domu. 
- O ile dobrze pamiętam, miałaś wyjechać z Robertino... 
-  Tak?  A  niby  co  miałabym  świętować  po  tym...  po  tym 

chamstwie,  które  zafundował  nam  ojciec?!  Byliśmy  już  z 
Friederem  u  adwokata.  Ojciec  musiał  być  niespełna  rozumu, 
kiedy sporządzał ten testament. Tylko idiota mógł zmarnować 
taką fortunę. 

- Grit, mówisz o naszym ojcu. 
- Normalny człowiek nie pozbawia własnych dzieci spadku. 

Przyjrzymy się z Friederem każdemu centowi, który poszedł na 
tę fundację... 

Lena nie miała pojęcia, do czego zmierza jej siostra. 
 

background image

-  Grit,  chyba  nie  dzwonisz  do  mnie  tak  rano,  żeby  mi  to 

powiedzieć. Czego właściwie chcesz? 

-  Uchronić  cię  przed  głupotą.  Zakładam,  że  ten  pomysł  z 

darowizną  był  jedynie  głupim  żartem.  Twój  udział  wynosi 
dziesięć milionów plus odsetki. 

- Wiem i wszystko pójdzie na fundację. Wierz mi, tak będzie 

lepiej. Po pierwsze zrobię coś dobrego, a po drugie te pieniądze 
nie  staną  murem  między  nami,  wzniesionym  z  nienawiści  i 
zazdrości.  Nikt  z  nas  nie  dostanie  żadnych  pieniędzy.  I  tak 
będzie najlepiej. 

Grit westchnęła. 
- Nie bądź głupia. Jeśli nie chcesz tych pieniędzy, podziel je 

na nas troje. Wtedy nie będzie żadnego muru. Frieder zacznie z 
tobą rozmawiać... Ja też nie byłabym już na ciebie zła. 

Co za bezczelność! 
-  Chcesz,  żebym  kupiła  waszą  przychylność.  Dobrze  cię 

zrozumiałam? 

- Nie gadaj takich bzdur. Podziel kasę i już. Frieder potrzebuje 

pieniędzy,  jest  skończony.  Ja  nie  mogę  mu  pomóc.  Mam 
pieniądze  na  lokacie,  poza  tym  sporo  straciłam  przez 
niewłaściwe inwestycje mojego banku. 

background image

-  Frieder  odziedziczył  przedsiębiorstwo  z  tradycjami, 

wypłacalne,  z  potężnym  kapitałem,  licznymi  kontraktami  i 
wiernymi partnerami handlowymi. W krótkim czasie zniszczył 
to, na co pracowała cała rodzina, a szczególnie tata. 

- Miał po prostu pecha... 
Lena była pewna, że to Frieder kazał jej zadzwonić. 
- To nie pech, to złe zarządzanie. 
- Na Boga, nieważne, co to było. Trzeba mu pomóc. 
- Grit, nie mogę mu nic dać z tych dziesięciu milionów. O ile 

dobrze pamiętasz, tata zastrzegł w testamencie, że te pieniądze 
nie  mogą  być  podzielone  między  rodzeństwo.  Gdyby  tak  się 
stało,  pieniądze  zostaną  z  miejsca  przekazane  fundacji,  co 
zresztą i tak mam zamiar zrobić. 

- Ten zapis też można podważyć. Mamy świetnego adwokata. 

Zna się na rzeczy. 

- Dlaczego mam podważać zapis? Zgadzam się z nim. 
- Pozwolisz, żeby Frieder się skończył... 
- Ja? Ty też jesteś jego siostrą. Możemy się spotkać we troje i 

zastanowić,  co  się  da  zrobić.  Obawiam  się,  że  nie 
zgromadzimy takiej kwoty, 

 

background image

jaka  jest  mu  potrzebna,  chyba  że  same  wpakujemy  się  w 

kłopoty. 

- Sprzedasz jakąś działkę i odzyskasz płynność finansową. 
-  A  ty  papiery  własnościowe  i  też  odzyskasz  płynność 

finansową. 

- Już mu powiedziałam, że nie mogę i nie chcę tego zrobić - 

wygadała się Grit. 

Lena zaniemówiła.   
-  Jestem  gotowa  na  rozmowę  z  Friederem.  Możesz  mu 

przekazać,  że  nie  musi  się  tobą  wyręczać.  Z  nowej  części 
spadku  nic  nie  mogę  mu  dać,  właśnie  ze  względu  na  tę 
klauzulę. 

- Jak bardzo  ojciec musiał nas nienawidzić, żeby zrobić  coś 

takiego. 

-  Może  zaciągnął  raczej  hamulec  bezpieczeństwa,  żebyście 

wjechali  na  właściwy  tor...  Spadek,  który  dostaliście,  bardzo 
was zmienił, niestety, na niekorzyść. 

Grit zaczęła się histerycznie śmiać. 
- Co to, ojciec wstał z grobu?! - krzyknęła z wściekłością. - 

Mówisz jak on... No cóż, zawsze byłaś jego wierną kopią. 

- Grit, uspokój się. Nie rozumiesz, że swoimi złośliwościami 

możesz kogoś ranić? 

background image

- Zaraz się rozpłaczę. Lepiej już skończmy tę rozmowę. I tak 

do niczego nie prowadzi. 

- Na pewno nie do tego, co wam chodziło po głowie. 
- No więc cześć! - rzuciła Grit do słuchawki i rozłączyła się. 
Lena położyła się z powrotem do łóżka i zaczęła rozmyślać. 
Z  chęcią  pomogłaby  Friederowi.  Jednak  doktor  Limmer 

powiedział,  że  nie  można  mu  już  pomóc.  Nie  może  mu 
przekazać żadnej kwoty z tych dziesięciu milionów. Tak mówi 
zapis w testamencie. 

Zresztą  Frieder  potrzebuje  tyle  pieniędzy,  że  kwota,  którą 

mogłaby mu przekazać,  pewnie będzie kroplą  w morzu. Grit 
nie chce pomóc bratu. Nie zrobi nic dla rodzeństwa. Jest tylko 
jedna  osoba,  dla  której  zrobi  wszystko.  Robertino.  Stanie  na 
głowie, żeby tylko go zadowolić. 

Lena  wyskoczyła  z  łóżka.  Co za  bezczelność  dzwonić  o  tej 

porze. Na dodatek tylko po to, żeby ją szantażować. Łaska w 
zamian za pieniądze! 

Zastanawiała  się,  dlaczego  tata  zastrzegł  w  testamencie,  że 

żadne z nich nie może przekazać gotówki komuś z rodzeństwa. 

background image

Czy podejrzewał, że pieniądze się zmarnują? List! 
Może w liście jest jakieś wyjaśnienie. 
Najpierw była taka ciekawa, co jest w liście i chciała  go od 

razu  przeczytać,  ale  poszła  do  Dunkelów.  Po  wieczorze  z 
przyjaciółmi była zbyt zmęczona i poszła spać. A teraz? Nie, 
teraz  też  nie  jest  odpowiedni  moment  na  czytanie  ostatniej 
wiadomości od taty. Chce to zrobić w ciszy i spokoju. Czytając 
list od ojca, chce być blisko niego. Które miejsce jest najlepsze 
na  lekturę  listu?  Jego  pokój,  obecny  gabinet  Leny.  Usiądzie 
wygodnie w fotelu, w którym przesiadywał ojciec i w którym 
ona sama też chętnie to robiła, kiedy chciała być blisko niego, 
kiedy się cieszyła lub była smutna. 

Zastanawiała  się  przez  chwilę.  Może  teraz  przeczytać  list? 

Jest taka ciekawa jego treści. 

Nie! 
To  zły pomysł. Jest  zbyt  wzburzona  słowami  siostry.  Może 

nie  przeżywa  tego  już  tak  bardzo  jak  wcześniej,  ale  mimo 
wszystko  boli  ją  zachowanie  rodzeństwa.  Są  bezwzględni  i 
bezduszni.  Frieder  w  ogóle  z  nią  nie  rozmawia.  Teraz  też 
wyręczył się Grit. 

background image

Nie  przeczytała  listu  taty,  nie  widziała  też  receptury 

Fahrenbachówki. Lena czuła, że najpierw musi przeczytać list, 
dopiero  potem  zajrzy  do  koperty  z  recepturą.  Tak  długo 
czekała na tę chwilę. Kilka godzin w tę czy w tamtą nie zrobi 
żadnej różnicy. Najważniejsze, że receptura jest w jej torebce. 

Chciała iść do łazienki, kiedy zadzwonił ponownie telefon. 
Może to Grit? Czyżby zrozumiała, że posunęła się za daleko? 
To  rzeczywiście  była  Grit.  Nie  dzwoniła  jednak  z 

przeprosinami. Propozycja, jaką złożyła Lenie, aż odebrała jej 
mowę. 

-  Odziedziczyłaś  też  zamek  i  winnice  Dorleac  -  wypaliła 

prosto  z  mostu.  -  Jeśli  chcesz  pomóc  Friederowi,  możesz  go 
sprzedać i pieniądze podzielić na nas troje. 

Na  pewno  rozmawiała  z  Friederem.  To  jego  kolejny 

wspaniały pomysł. 

Lena nie mogła wydobyć z siebie głosu. 
-  Hej,  jesteś  tam?  -  zawołała  Grit.  Lena  wzięła  głęboki 

oddech.   

-Tak. 
-1 co ty na to? 

background image

-  Grit,  posłuchaj...  Dla  mnie  Jorg  nie  umarł,  nawet  jeśli 

Frieder przedłożył jakieś dokumenty. A nawet gdyby nie żył, to 
nie  sprzedałabym  jego  posiadłości  po  tak  krótkim  czasie.  To 
byłby ewidentny brak szacunku dla osoby zmarłej. 

-  Co  za  bzdury!  -  wypaliła  Grit.  -  Jórg  nie  żyje,  zresztą  za 

życia też nie  wiedział, co posiada. A Friedera mogłabyś tym 
uratować,  bo  on  żyje.  To  i  tak  niesprawiedliwe,  że  znowu 
wszystko przypadło tobie. Ciekawe, jak go urobiłaś? Trochę to 
dziwne, że sporządził testament u notariusza, żeby nie można 
go  było  podważyć.  To  wbrew  jego  naturze.  Jórg  jest 
bałaganiarzem,  nie  przywiązuje  wagi  do  taki  rzeczy...  To 
znaczy, był bałaganiarzem - poprawiła się. - Zgarnęłaś już tak 
dużo,  że  jeśli  chcesz  grać  fair,  musisz  się  z  nami  podzielić! 
Jeśli nie masz na to czasu, Frieder wszystkim się zajmie. A jeśli 
nie  zgadzasz  się  na  sprzedaż  zamku  i  winnic,  można  je 
zastawić... 

- Grit, co z ciebie za człowiek - przeraziła się Lena. - Takich 

rzeczy się nie robi. Rozumiesz? Nie robi! Przekaż to, proszę, 
Friederowi, bo na pewno cię nasłał... Spadek Jorga pozostanie 
w nienaruszonym stanie jeszcze przez jakiś czas. 

background image

Potem  zdecyduje,  co  się  z  nim  stanie,  i  przy  tej  okazji 

możemy się spotkać wszyscy troje. 

- Do tego momentu Frieder splajtuje. 
- Więc mu pomóż. 
-  Mój  Boże,  tak  trudno  zrozumieć,  że  pieniądze  mam  na 

lokacie? 

- Lokatę też można zastawić, moja kochana siostrzyczko. 
- Jesteś okropna - oburzyła się Grit. 
Nie  miała  zamiaru  ryzykować,  nie  chciała  nic  słyszeć  o 

zastawieniu  lokaty.  Swoim  zwyczajem  po  prostu  się 
rozłączyła. Lena zdążyła się już do tego przyzwyczaić. 

Czy dobrze zrobiła, odmawiając zastawienia zamku i winnic? 
Tak, oczywiście, że tak. Nie sprzeda ani nie zastawi własności 

Jorga.  A  już  na  pewno  nie  po  tak  krótkim  czasie.  Poza  tym 
wierzy, że brat żyje. Nie mówi o tym otwarcie, żeby nie uznano 
jej za wariatkę. 

Frieder odziedziczył wielki majątek. Jak mógł tak szybko go 

roztrwonić? 

Lena nie mogła tego pojąć. 

background image

Kiedy Lena poszła tego ranka do destylarni, najpierw zajrzała 

do części produkcyjnej, którą już niedługo uruchomią. 

Jakie  to  wspaniałe  uczucie,  że  ta  nowoczesna  linia 

produkcyjna  będzie  wreszcie  wykorzystana  zgodnie  z 
przeznaczeniem. Fahrenbachówka... 

Od niej wszystko się zaczęło i dalej będzie produkowana. W 

starej  formie,  zgodnie  z  tradycją.  Niczego  nie  zmienią.  Stare 
butelki z rowkowanego szkła i staromodna etykietka, która ni-
gdy nie była zmieniana. 

Lena zamyśliła się i nie usłyszała, kiedy wszedł Daniel. 
- Tak myślałem, że cię tu znajdę - powiedział i uśmiechnął się. 

- Ja też skierowałem tu dzisiaj pierwsze kroki. 

Złapał ją w ramiona i okręcił się z nią. 

background image

-  Zawsze  mówiłem,  że  się  znajdzie!  -  zawołał.  -  Dobrze 

znałem szefa. Nie zniszczyłby receptury. 

Lena uwolniła się z jego objęć. Zakręciło jej się w głowie. 
-  Gdybym  nie  zamieszkała  w  posiadłości  i  nie  uruchomiła 

firmy, receptura zostałaby zniszczona. 

Daniel się roześmiał. 
- Droga Leno, twój ojciec był chytrym lisem. Dobrze cię znał. 

W twoim przypadku nie było najmniejszego ryzyka. Wierz mi. 

-  Jakie  to  ma  teraz  znaczenie...  Najważniejsze,  że  receptura 

się  znalazła  i  możemy  ruszać  z  produkcją.  Zrobię  dla  naszej 
Fahrenbachówki najlepszą kampanię reklamową. 

Rozmawiali  jeszcze  przez  chwilę  o  planach  na  przyszłość. 

Jednak Daniel zauważył, że Lenę coś gnębi. 

- Co jest, dziewczyno? Widzę, że coś ci leży na sercu. 
-To prawda... 
Opowiedziała Danielowi o propozycjach, z jakimi dzwoniła 

Grit. 

Słuchał jej uważnie, a kiedy skończyła, machnął ręką. 
 

background image

-  Leno,  daj  sobie  spokój  z  ratowaniem  Friedera.  Nie  masz 

takich  pieniędzy,  żeby  uratować  hurtownię  Fahrenbach. 
Frieder zjadł już swój kawałek tortu. Musi sprzedać willę lub 
siedzibę  firmy  i  zacząć  wszystko  od  początku.  Porsche 
powinien zamienić na samochód średniej klasy, a jego żona nie 
może  więcej  trwonić  pieniędzy.  Zresztą  wymieniła  już  sobie 
chyba wszystko, co się dało, nie musi też kupować ciuchów. 
Do tej pory nakupiła ich tyle, że życia jej nie starczy, żeby to 
wszystko założyć. 

Sytuacja  była  poważna,  ale  Lena  się  roześmiała.  Daniel 

świetnie opisał Monę. 

-  Poza  tym  -  zauważył  -  Frieder  powinien  się  zwrócić 

bezpośrednio  do  ciebie,  jeśli  czegoś  potrzebuje.  Zna  chyba 
niemiecki... Nie musi robić z Grit pośrednika. 

- Przecież wiesz, że ze mną nie rozmawia, bo nie oddałam mu 

gruntów nad jeziorem... 

Daniel machnął ręką. 
-  Ten  problem  sam  się  rozwiązał.  Jak  chce  sfinansować 

budowę hotelu, skoro nie ma na rachunku za towar? Wszyscy 
już o tym wiedzą. 

Lena  nie  chciała  dalej  o  tym  mówić.  Nie  teraz.  Jeszcze  nie 

przetrawiła niemiłych telefonów siostry. 

background image

- Dobra, skończmy temat Friedera. 
-  Zgoda,  ale  mam  do  ciebie  sprawę...  Zainteresował  ją  ton 

jego głosu. -Jaką? 

- Mogę wziąć jutro wolne? 
-  Danielu,  nie  musisz  pytać.  Oczywiście,  że  tak.  A  co 

planujesz? 

Daniel zmieszał się trochę. 
- Chcę spędzić ten dzień z Babette i Marie. Czyli nie myliła 

się! Od razu zauważyła, 

że Daniel zainteresował się Babette. Zdaje się, że to obopólne 

zainteresowanie.  Fajnie.  Lubiła  Babette.  Zasłużyła  na  kogoś, 
kto  będzie  dla  niej  miły.  Jej  mąż  potraktował  ją  przecież 
okropnie. 

- Świetnie! Tak się cieszę, że ty i Babette... Daniel ponownie 

machnął ręką. 

-  Nie  wyciągaj  pochopnych  wniosków.  To  jeszcze  trochę 

potrwa, zanim Babette przeboleje fakt, że mąż od niej odszedł 
tylko dlatego, że urodziła mu córkę, a nie syna. 

-  Nie  tylko  dlatego  -  dodała  Lena.  -  Miał  kochankę,  która 

mniej  więcej  w  tym  samym  czasie  zaszła  z  nim  w  ciążę  i 
urodziła mu syna, więc wybrał kochankę. Co za podłość! Na 
szczęście  Babette  ma  do  ciebie  zaufanie...  Zakochałeś  się  w 
niej? 

background image

Daniel spoważniał. 
- Babette jest pierwszą kobietą, która mnie zainteresowała od 

śmierci Laury. W pewnym sensie przypominają. Zobaczymy... 
Co ma być, to będzie. 

- Bardzo bym chciała, żebyście zostali parą. Może wcale nie 

trzeba  remontować  domu  ogrodnika.  Babette  mogłaby  się 
wprowadzić od razu do ciebie. 

-  Stop,  moja  droga,  za  bardzo  puściłaś  wodze  fantazji... 

Wszystko w swoim czasie, jak powiedziałaby Nicola. 

Właśnie weszła niezauważona. 
- Co bym powiedziała? - dopytywała się. 
- Nic takiego, chodzi o jedno z twoich powiedzonek - wyjaśnił 

Daniel. 

-  W  których  zawsze  tkwi  ziarnko  prawdy  -  odpowiedziała 

Nicola  i  rozejrzała  się.  -  No  sami  powiedzcie,  czy  to  nie 
wspaniałe  uczucie  wiedzieć,  że  za  chwilę  ruszy  produkcja 
Fahrenbachówki? Aleks nie może się już doczekać - dodała. 

Nagle przypomniała sobie właściwy powód wizyty. 
- Nie uwierzycie, kto chce przyjechać do naszych czworaków. 
 

background image

Lenie zrobiło się na przemian zimno i gorąco, serce zaczęło 

jej mocniej bić. 

- Doktor Wiedemann z ojcem - wypaliła bez zastanowienia. 
Ledwo  wypowiedziała  te  słowa,  a  już  ich  pożałowała. 

Pragnęła przyjazdu Yvonne i dlatego tak jej się wyrwało. Ale 
Yvonne powiedziała, że wprawdzie chce się z nią spotkać, ale 
nie w posiadłości. 

Nicola spojrzała na nią ze zdziwieniem. 
- Jak na to wpadłaś? 
-  Pomyślałam,  że...  No  że...  -  Lena  zastanawiała  się 

gorączkowo, jak wybrnąć z tej sytuacji. - Za pierwszym razem 
nie  udało  się,  potem  przyjechali  i  jeszcze  tego  samego  dnia 
odjechali, dlatego pomyślałam, że spróbują jeszcze raz, może z 
noclegiem. 

Nicola pokręciła głową. 
- Że też pamiętasz jeszcze tę dziwaczkę! Z jednej strony była 

miła,  ale  z  drugiej  trochę  stuknięta.  Miała  tysiące  życzeń,  a 
potem  wyjechała  po  kilku  godzinach  pobytu...  Prawie  o  niej 
zapomniałam. Nie, to nie ona. Przyjeżdża nasz chór. Obiecali, 
no i właśnie przyjeżdżają. Całe czworaki będą wynajęte przez 
tydzień. To już coś! 

 

background image

- Świetnie - zgodziła się z nią Lena. - Chyba wychodzimy na 

prostą. 

-  Kto  raz  do  nas  zawitał,  wróci  tu  na  pewno  -  powiedziała 

Nicola. - Potrzebujemy tylko reklamy. 

To  prawda.  Lena  pomyślała  o  Babette.  Przecież  ona  jest 

specjalistką od reklamy. 

- Trzeba wyszykować domek ogrodnika. Zatrudnię Babette - 

powiedziała. - Idę. teraz do biura, a wy możecie porozmawiać o 
starych dobrych czasach, które wkrótce wrócą. 

Odwróciła się i pobiegła do biura. 
Co  za  szczęście,  że  Nicola  nie  miała  żadnych  podejrzeń  i 

zadowoliła  się  jej  wyjaśnieniem.  Gdyby  wiedziała,  że  ta 
dziwaczka jest jej córką... 

Ta  sytuacja  przypomniała  jej,  że  Yvonne  chciała  się  z  nią 

spotkać. Tylko dlaczego do tej pory nie zadzwoniła? 

Lena  westchnęła  i  poszła  na  górę.  Nie  ma  wyboru,  musi 

czekać, aż Yvonne się odezwie. Tylko kiedy to nastąpi? 

background image

Lena  postanowiła  się  zająć  pracą.  Niestety,  jakoś  jej  to  nie 

wychodziło. Nie było sensu dalej siedzieć przy biurku. 

Pójdzie do domu i przeczyta list taty. Może poczuje się lepiej, 

będzie spokojniejsza. 

Idąc przez dziedziniec, pomyślała o Hektorze i Lady. Gdyby 

psy żyły, przybiegłyby do niej, skakały, prosiły o smakołyki... 

Brakowało  jej  ulubieńców.  Upłynie  jeszcze  dużo  wody, 

zanim  spokojnie  będzie  mogła  przejść  przez  dziedziniec,  nie 
myśląc o nich. 

Kollerowi życzy jak najgorzej. Nie ma wątpliwości, że to on 

otruł psy. 

Jak  można  otruć  niewinne  zwierzęta,  tak  po  prostu  z 

nienawiści do niej?! 

Zmarzła, idąc do domu. Znowu nie założyła kurtki. Miała na 

sobie jedynie cienki sweterek, a destylarnia była położona na 
drugim końcu 

 

background image

posiadłości.  Aż  dziwne,  że  swojej  lekkomyślności  nie 

przypłaciła jeszcze żadnym poważnym przeziębieniem. 

Zaparzyła  herbatę  i  poszła  z  kubkiem  na  górę.  Usiadła  w 

fotelu  taty  i  wzięła  gruby  list.  Kiedy  czytała  swoje  imię 
napisane  ręką  taty,  targały  nią  różne  uczucia.  Ojciec  już  tak 
długo  nie  żyje.  Tęskni  za  nim  wciąż  tak  samo,  jakby  umarł 
wczoraj.  Tak  bardzo  żałuje,  że  nie  może  już  z  nim 
porozmawiać. 

Oparła  się  w  fotelu  i  myślała  o  ojcu.  Dopiero  po  dłuższej 

chwili otworzyła kopertę i wyjęła gęsto zapisane kartki. 

Moje kochane dziecko... 
Lena miała łzy w oczach. 
Musiała chwilę odczekać, żeby się uspokoić, i zaczęła czytać 

dalej.  Z  listu  wyraźnie  wynikało,  że  ojciec  wiedział,  iż  jego 
życie dobiega końca. Dlatego chciał wszystko uregulować. 

Najpierw pisał ogólnie o rodzinie, potem dlaczego sporządził 

drugi testament. Był pewien, że Frieder za nic będzie miał jego 
nauki. Podejrzewał, że doprowadzi hurtownię do upadku. 

 

background image

Był  też  pewien,  że  Grit  wszystko  sprzeda,  a  Jórg  będzie 

niedbale zarządzał majątkiem. 

Próbował wyjaśnić, że dodatkowe pieniądze nic nie zmienią, 

nadal będą lekkomyślni. 

Z listu przebijał smutek, że ostatnie lata życia przygotowywał 

synów  do  przejęcia  rodzinnych  przedsiębiorstw,  zamiast 
poświęcić  ten  czas  miłości.  Potem  opowiadał  o  doktor 
Christinie von Orthen. Nie pisał niczego nowego, czego Lena 
by nie wiedziała. Zdążyła ją poznać, rozmawiała z nią. Kiedy 
przypadkowo zobaczyła, jak kładzie czerwoną różę na grobie 
ojca, Christina jej wyznała, co łączyło ją z ojcem Leny. 

Potem list był już bardziej osobisty: 
Wszystkich was kochałem, ale tylko ty odwzajemniałaś moją 

miłość.  Sprawiałaś  mi  tyle  radości.  Jesteś  moim  jedynym 
dzieckiem,  które  mnie  nie  zawiedzie  i  bedzie  kontynuować 
tradycje. Nie tylko w posiadłości, mam tez na myśli fundacje. 
Chciałbym,  żebyś  z  nią  współpracowała,  decydowała,  na  co 
przeznaczyć  pieniądze  i  co  trzeba  zrobić.  Doktor  Limmer, 
któremu ufam, udzieli ci wszelkich informacji i zawsze bedzie 
cie

 

wspierał. 

 

background image

Potem ojciec pisał, jak to się stało, że założył fundację, aż w 

końcu doszedł do Fahrenbachówki. 

Chciałbym też, żebyś wznowiła produkcje Fahrenbachówki. 

Jestem  pewien,  że  nie  musze  sie  o  to  martwić.  Jeśli  kiedyś 
będziesz  miała  dość  produkowania  naszego  rodzinnego 
trunku  lub  nie  znajdzie  sie  godny  następca,  zniszcz 
recepturę... 

Potem pisał o tym, jaki był smutny, kiedy Frieder i Jórg uparli 

się,  żeby  zakończyć  produkcję  Fahrenbachówki,  bo  uważali 
trunek za niemodny. Później udzielił jej kilku rad, jak zacząć 
produkcję,  wskazał  Daniela  i  Aleksa  jako  tych,  którzy  jej 
pomogą, podał nawet nazwisko mistrza destylacji, do którego 
mogą się zwrócić. 

Pomyślał naprawdę o wszystkim. 
Córeńko,  tak  bardzo  chciałbym  ci  towarzyszyć  w  dalszej 

drodze twojego życia, niestety, nie było mi to dane. Dziękuję ci 
za  wszystkie  wspaniałe  lata,  które  spędziliśmy  razem.  Byłaś 
radością mojego życia. Zawsze byłaś przy mnie, na dobre i na 
złe. Życzę ci dużo szczęścia oraz 

 

background image

takiego partnera życiowego, który bedzie cie kochał i doceni, 

jakim jesteś skarbem. 

Zasłużyłaś na szczęście. Niech cie Bóg strzeże. 
Kocham cie bardzo. Twój tata 
Linijki tekstu zaczęły się rozpływać, odłożyła kartki na bok i 

zaczęła głośno płakać. 

Tak bardzo tęskni za tatą! 
Dbał o nią do ostatniej chwili! 
Frieder i Grit zrobili wielkie głupstwo, drąc listy od niego. 
Ostatnie słowa ojca są ważniejsze od wszystkich pieniędzy! 
Zamknęła  oczy,  wyobrażała  sobie  ojca,  słyszała  jego  głos  i 

czuła jego bliskość... 

Dopiero po dłuższej chwili podniosła się z fotela i poszła po 

recepturę. 

Tym razem też targały nią przeróżne uczucia, kiedy otwierała 

list. 

Gdzie ona nie szukała tej receptury? Złościła się, bo myślała, 

że bezpowrotnie ją straciła. 

Teraz ją ma! 
Z  namaszczeniem  otworzyła  kopertę.  Oprócz  dokładnych 

danych,  co  i  jak  stosować  oraz  na  co  uważać,  ojciec 
szczegółowo opisał 

 

background image

proces produkcyjny. Lena była pewna, że nie będzie żadnych 

trudności. Poza tym Daniel i Aleks znają się na tym. Razem z 
ojcem produkowali Fahrenbachówkę, nie znali tylko receptury. 
Teraz znają tylko ona. 

Idą  duże  zmiany,  trzeba  zmienić  priorytety.  Trzeba  też 

zatrudnić  nowy  personel.  Co  za  szczęście,  że  mają  już  w 
zespole  Inge  Koch.  Wszystko  wyjdzie  w  praniu.  Zaczną 
małymi kroczkami. 

Lena ponownie zagłębiła się w lekturze instrukcji produkcji 

Fahrenbachówki. Miała wrażenie, że słyszy głos ojca, że to on 
ją  instruuje,  co  i  jak  ma  robić.  Słyszała  jego  spokojny  głos, 
kiedy cierpliwie wyjaśnia wszystko. 

Była roztrzęsiona. 
-  Ach,  tatusiu...  -  westchnęła.  -  Szkoda,  że  nie  mogę  ci 

powiedzieć,  jaka  jestem  ci  wdzięczna,  jak  bardzo  mnie 
uszczęśliwiłeś i że o nic nie musisz się martwić. W posiadłości 
udało  się  już  niejedno  zrobić,  znalazłam  też  życiowego  part-
nera. Jan by ci się spodobał... 

Thomas... 
Thomasa  znał,  jego  też  by  zaakceptował.  Przeraziła  się. 

Dlaczego znowu pomyślała o Thomasie? 

 

background image

Nie ma go w jej życiu i nie chce już o nim myśleć. 
Wstała.  Chociaż  wiedziała,  że  nikt  z  mieszkańców 

posiadłości  nie  będzie  węszył  w  jej  domu,  dobrze  schowała 
recepturę. 

Teraz musi pójść na grób ojca, a potem do kapliczki zapalić 

świeczkę.  To  nie  tylko  taki  zwyczaj,  to  potrzeba  płynąca  z 
głębi serca. 

Poza  tym  jest  tak  mnóstwo  rzeczy,  za  które  chce 

podziękować. Ojciec dał jej tak dużo, ale dzięki temu teraz ona 
może wiele dać innym. Ta myśl bardzo jej się spodobała. 

Kiedy  zacznie  produkcję  Fahrenbachówki,  odezwie  się  do 

doktora Limmera i zainteresuje się fundacją. 

Fundacja Hermanna Fahrenbacha... 
Tak, fundacją też się zajmie. Tak była ostatnia wola jej ojca. 

background image

Już tyle razy Lena złościła się na brata, tyle razy Frieder ją 

obraził...   

Mimo  wszystko  nie  umiała  przestać  o  nim  myśleć,  o  nim  i 

jego  kłopotach  finansowych.  Postanowiła  porozmawiać  ze 
swoim księgowym. Jej majątku strzegł pan Fischer. Musi się z 
nim  skonsultować.  Powinna  omówić  kwestię  wznowienia 
produkcji  Fahrenbachówki,  a  przy  okazji  zapyta,  jak  można 
pomóc Friederowi. 

Przed spotkaniem chciała jeszcze zajrzeć do kilku sklepów i 

kupić  parę  rzeczy,  więc  przyjechała  dość  wcześnie  do 
Steinfeld.  Najpierw  kupiła  baleriny.  Nie  nadawały  się  na  tę 
porę roku, ale przydadzą się na wiosnę, a wtedy może już nie 
być w sklepach takich ładnych butów. 

Chciała  właśnie  wejść  do  sklepu  z  zabawkami  po  parę 

drobiazgów dla Amalii i Fryderyka, kiedy kilka metrów dalej 
zobaczyła Veronikę, 

 

background image

tę  agresywną  dziewczynę,  której  kiedyś  przeszkodziła  w 

dokuczaniu  słabszej  dziewczynce.  Mimo  że  zachowała  się 
wówczas okropnie, dziewczyna wzbudziła jej zainteresowanie. 
Tym razem nie było powodu do interwencji, ale Lena podeszła 
do niej. 

- Witaj, Veroniko - zawołała. 
Veronika zatrzymała się i ze zdziwieniem spojrzała na Lenę. 
Sporo przytyła i się zmieniła. 
- Pamiętasz mnie jeszcze? - zapytała Lena. 
- Jasne - odpowiedziała dziewczyna. 
Lena  miała  wrażenie,  że  dziewczyna  ucieszyła  się  z  ich 

spotkania. 

- Dlaczego się nie odezwałaś? - zapytała. 
- Dałam ci przecież wizytówkę. 
- Mówiła pani wtedy serio? - zdziwiła się Veronika. 
- Oczywiście, inaczej nic bym nie mówiła. 
- Myślałam, że to tylko tak, jak wszyscy 
- powiedziała zrezygnowanym głosem. 
-  Mówiłam  serio  i  dalej  mówię.  Zadzwoń  do  mnie  lub 

przyjedź.  Masz  czas?  Może  pójdziemy  się  czegoś  napić?  Po 
drugiej stronie jest kawiarnia. 

 

background image

- Mam czas - powiedziała Veronika i poszła za Leną do małej, 

prawie pustej kawiarni. 

Usiadły  przy  stoliku  przy  oknie.  Tuż  przy  nim  był  ciepły 

grzejnik. Lena od razu wiedziała, co chce zamówić. Veronika 
studiowała kartę. 

- Mogę wziąć cytrynowy shake? - zapytała. 
- Oczywiście, co chcesz. 
- I gofra z gorącą polewą wiśniową i bitą śmietaną? 

;

 - . 

- Tak, ale do gofra lepiej weź coś innego do picia. Cytrynowy 

shake  nie  za  bardzo  pasuje  do  wiśni.  Shake'a  napijesz  się 
później. 

Veronika spojrzała na nią zaskoczona. 
-  Trzy  rzeczy?  -  zapytała  z  niedowierzaniem.  Lena  się 

roześmiała. 

-  Tak,  możesz  zamówić  cztery  albo  pięć.  Jesteś  moim 

gościem. 

- Super. W takim razie chcę gofra, do tego gorącą czekoladę, a 

shake'a wezmę później. Albo coś innego. 

Podeszła  kelnerka.  Veronika  z  dumą  wyrecytowała 

zamówienie. Była jak mała dziewczynka czytająca list, który 
napisała do Świętego Mikołaja. 

Lena zamówiła cappuccino ze spienionym mlekiem. 
 

background image

-  Dlaczego  nie  ze  śmietaną?  -  zapytała  Veronika,  kiedy 

kelnerka odeszła. 

-  Bo  tak  lubię.  Tak  zresztą  wygląda  klasyczne  włoskie 

cappuccino. Za to ty chyba lubisz śmietanę, prawda? 

-  O  tak,  bitą  śmietanę  mogę  jeść  bez  końca  -  przyznała 

Veronika. 

Lena powstrzymała się od uwagi, że jej upodobanie do bitej 

śmietany widać po tym, jak bardzo przytyła. 

- Co u ciebie słychać? - zapytała. 
Nie było to chyba najlepsze pytanie, bo dziewczyna od razu 

spoważniała. 

- Może być. 
- Nie chcesz mówić o sobie? -Nie. 
Krótka odpowiedź, ale bardzo zdecydowana. Lena wiedziała, 

że Veronika nie zdradzi jej niczego z życia osobistego, więc nie 
drążyła tematu. 

O czym ma z nią rozmawiać? Ledwo ją zna, a ich pierwsze 

spotkanie trudno zaliczyć do udanych. Mimo wszystko los tej 
dziewczyny  nie  był  jej  obojętny.  Chce  jej  pomóc,  ale  jak? 
Veronika odrzuca wszelką pomoc. 

 

background image

Na szczęście przyszła kelnerka, która przyniosła cappuccino i 

gorącą czekoladę. Dziewczyna rzuciła się na napój. 

-Ale dobre! - zachwycała się. 
-  Możesz  zamówić  jeszcze  jedną  -  zaproponowała  Lena,  bo 

była pewna, że wypije czekoladę, zanim kelnerka poda gofra. 

Veronika  ze  smakiem  oblizywała  śmietanę  z  ust.  Potem 

nachyliła się do Leny i zapytała: 

- Jak jest  w...  - zająknęła  się, sięgnęła  do kieszeni, wyjęła z 

niej  pogniecioną  wizytówkę  i  dokończyła  -  w  posiadłości 
Fahrenbach? 

Lena  wstrzymała  oddech.  Dziewczyna  trzymała  jej 

wizytówkę. 

Z jej wyglądu można było wnioskować, że Veronika często ją 

oglądała  lub  ciągle  nosiła  przy  sobie.  Nie  wyrzuciła  jej.  Ale 
dlaczego nie skontaktowała się z Leną? 

-  Posiadłość  Fahrenbach  to  raj... mój  raj  -  zaczęła  opowieść 

Lena. 

Opowiedziała o wszystkim, tylko nie o psach. To było zbyt 

smutne. 

Veronika  pytała  o  najprzeróżniejsze  rzeczy.  Lena  była 

zdziwiona jej zainteresowaniem. Dlaczego tak ją wypytuje? 

 

background image

Ich rozmowę przerwała kelnerka. Przyniosła gofra. Veronika 

rzuciła się na niego jak wygłodniały pies. Kiedy pałaszowała 
gofra, nie odezwała się ani słowem. Lena też nic nie mówiła. 

Przyglądała się dziewczynie i zastanawiała, co takiego złego 

wydarzyło się w życiu tej nastolatki, co sprowadziło ją na złą 
drogę. 

Veronika  dosłownie  zmiotła  wszystko.  Odsunęła  talerz. 

Zostały  na  nim  jedynie  mikroskopijne  ilości  cukru  pudru  i 
polewy  wiśniowej.  Ostatnią  kroplę  bitej  śmietany  wzięła  na 
palec i zlizała ze smakiem. 

-A  teraz...  dostanę  jeszcze  shake'a?  -  zapytała.  -  Jeśli  to 

bezczelność z mojej strony, to nie. 

- A masz jeszcze miejsce? - zapytała Lena z powątpiewaniem. 
- O tak! Jeszcze dużo się zmieści - zaśmiała się Veronika. 
Lena  zawołała  kelnerkę.  Ta  wyraźnie  ucieszyła  się  z 

kolejnego zamówienia. 

Kelnerka  odeszła,  a  Veronika  ponownie  nachyliła  się  do 

Leny. 

- Niech pani opowiada dalej. Ostatnio było o Nicoli. Musi być 

bardzo sympatyczna. Lubi dzieci? 

 

background image

To  pytanie  zdziwiło  Lenę.  Veronika  nie  jest  już  dzieckiem. 

Czyżby wciąż uważała się za dziecko? 

-  Lubi?  Nicola  kocha  dzieci.  Ma  lekkiego  bzika  na  punkcie 

dzieci. 

- A pani? Lubi pani dzieci? 
Lena nie wiedziała, do czego dziewczyna zmierza. 
-  Oczywiście...  Moja  przyjaciółka  ma  bliźniaki,  chłopca  i 

dziewczynkę. Chyba ©szalałam na ich punkcie. 

- Proszę mi o nich opowiedzieć. 
Lena  z  chęcią  opowiadała  jej  o  Amalii  i  Fryderyku.  W 

pewnym momencie zerknęła na zegarek. 

O Boże, ale się zagadała, a za dziesięć minut ma spotkanie z 

księgowym. Veronika zauważyła jej zdenerwowanie.   

- Co jest? 
- Za dziesięć minut mam bardzo ważne spotkanie, które może 

potrwać. Może później się zobaczymy, co? Za godzinkę, dwie? 
Nie sądzę, żebym wcześniej była wolna. 

Veronika  pokręciła  głową.  Była  wyraźnie  rozczarowana,  że 

spotkanie z Leną dobiegło końca. 

- Nie, nie da rady. 
 

background image

- Może innym razem? 
- Nie ma szans. 
Dziewczyna powiedziała to zdecydowanym głosem. Lena nie 

zareagowała.  Powinna  zawołać  kelnerkę  i  zapłacić,  ale  jakiś 
głos podpowiadał jej, żeby tego nie robić. 

Z torby wyjęła portfel i położyła na stole pięćdziesiąt euro. 
- Możesz tu sobie jeszcze posiedzieć i coś zamówić. Zapłać 

potem. 

Veronika wskazała na banknot leżący na stole. -To za dużo... 
- Nie sądzę - zaprzeczyła Lena. - Nie jest tu tak tanio. Poza 

tym może będziesz miała na coś ochotę. Resztę zatrzymaj dla 
siebie. 

Veronika spojrzała na banknot, potem na Lenę. 
- Dziękuję - powiedziała. - Jest pani dobrym człowiekiem. 
- Staram się być miła. 
Bardzo żałowała, że musi już iść, ale nie miała wyboru. Czeka 

na nią pan Fischer. Ma też ważną sprawę do załatwienia. 

Wstała, założyła kurtkę, nachyliła się nad Veroniką, przytuliła 

ją i pogłaskała po głowie. 

 

background image

- Odezwij się. Sprawisz mi tym ogromną radość... Cieszę się, 

że miałyśmy okazję chociaż trochę porozmawiać. 

Dziewczynie spodobało się, że Lena ją przytuliła. Gdyby było 

inaczej,  broniłaby  się  przed  tym.  Lena  była  pewna,  że  to 
wartościowa dziewczyna, ale coś w jej życiu poszło nie tak, jak 
należy.  Ona  też  powinna  trafić  pod  skrzydła  fundacji 
Hermanna Fahrenbacha, ale , nie jako uczennica, na to jest za 
duża. Może mogłaby się tam wyuczyć zawodu? 

- Veroniko, jak mogę się z tobą skontaktować? Dasz mi swój 

adres? 

-Nie! 
Ta odpowiedź była jak uderzenie batem. 
Lena wyprostowała się. Była trochę zdziwiona. Przecież nie 

żąda  od  niej  niczego  wielkiego,  chce  tylko  poznać  jej  adres. 
Skąd więc taka reakcja? 

- Chcę ci pomóc. Mówię poważnie. 

 

-  Odezwę  się...  -  powiedziała  Veronika.  Ręką  przywołała 

kelnerkę i zamówiła jeszcze jeden shake. 

Lena pomachała jej na pożegnanie. 
- Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy -powiedziała. 
 

background image

Veronika  nie  odpowiedziała.  Odwróciła  głowę  i  patrzyła 

przez okno. Znowu coś nie tak? 

Lena chciała coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymała się i 

wyszła z kawiarni. 

Veronika  odprowadziła  Lenę  wzrokiem.  Lena  czuła  na 

plecach jej spojrzenie, ale się nie obejrzała. Zrobiła to celowo. 

Dziwna dziewczyna, ale w pewnym sensie intrygująca. 
Chętnie jej pomoże, tylko czy Veronika się odzewie? Może 

tak, przecież już tyle razy trzymała jej wizytówkę. 

Co  ona  robi  w  Steinfeld?  Kiedy  spotkały  się  pierwszy  raz, 

odjechała w zupełnie innym kierunku. 

Lena przyspieszyła kroku. Nie chce się spóźnić. Nienawidzi 

się tego. Pod tym względem jest taka jak ojciec - on też cenił 
punktualność. 

background image

Rozmowa z księgowym była naprawdę zadowalająca. Mimo 

kryzysu  gospodarczego  firma  Leny  nieźle  sobie  radziła,  jej 
przyszłość zapowiadała się dobrze. Produkcja Fahrenbachówki 
poprawi jeszcze kondycję firmy, jeśli nawet na początek trzeba 
będzie sporo zainwestować i to przy niewielkiej produkcji. 

-  Pani  Fahrenbach,  co  do  pani  brata,  to  nie  widzę  żadnej 

możliwości pomocy. Nie może pani narażać własnej firmy. 

- Panie Fischer, naprawdę nie da się nic zrobić? - nalegała. 
Doradca bawił się ołówkiem, który trzymał w prawej dłoni. 
- Nie rozumiem, dlaczego koniecznie chce pani pomóc bratu. 

Wyrządził pani dużo krzywdy. Podam chociaż jeden przykład, 
żeby panią przekonać. Pamięta pani, jak nasłał na panią 

 

background image

policję podatkową? Wiedział, że nic nie znajdą, ale zrobił to, 

żeby panią nękać. 

Oczywiście,  że  pamięta,  ale  zawsze  wyrzuca  z  pamięci 

niemiłe zdarzenia, których sporo się już uzbierało. 

-  Ja  to  wszystko  wiem,  ale  to  mój  brat,  a  hurtownia  miała 

ogromne znaczenie dla taty. 

- Pani ojciec nie żyje, a hurtownia należy do pani brata. Sam 

doprowadził ją do upadku. 

- Wiem, ale... - Błagalnym wzrokiem spojrzała na doradcę. 
-  No  dobrze,  znalazłaby  się  pewna  możliwość...  Ma  pani 

udziały w Browarze Książęcym. 

Lena machnęła ręką. 
-  To  nic  wielkiego.  Nie  warto  o  tym  mówić.  Swego  czasu 

uległam namowom pewnej znajomej, której rodzina posiadała 
ten browar i pilnie potrzebowała kapitału, bo mieli problemy z 
bankiem. Browar już od dawna jest w innych rękach, wszyscy 
wycofali  swoje  udziały,  poza  mną,  bo  po  prostu  o  tym 
zapomniałam.  Dopiero  pan  mi  o  tym  przypomniał,  kiedy 
porządkował pan moje dokumenty majątkowe. 

- Ten, jak pani twierdzi, niewielki wkład rozrósł się do dość 

pokaźnej sumy. 

 

background image

- Jak to? 
- Browar połączył się z innymi. Tereny należące do dawnego 

Browaru Książęcego przekształcono w działki pod zabudowę. 
Zainteresował  się  nimi  jakiś  amerykański  inwestor  i  chce 
przejąć cały teren włącznie z browarem. Od wszystkich dostał 
już zgodę, tylko pani udziały są przeszkodą. 

Spojrzała na niego z zaskoczeniem^ 
- Nigdy pan o tym nie mówił. Doradca się roześmiał. 
-  Nie  było  jeszcze  takiej  potrzeby,  inaczej  już  dawno  bym 

panią  powiadomił.  Pierwsza  oferta,  jaką  złożył  amerykański 
inwestor, opiewała na pięćdziesiąt tysięcy euro. 

- To dużo, nawet więcej niż wpłaciłam wtedy w markach. 
- Wiem, moja droga, ale inwestor chce coś kupić, a ja wiem, 

że  cały  pakiet  kupi  po  bardzo  korzystnej  cenie,  więc  w  pani 
przypadku może trochę wyłożyć. 

- A jak nie będzie chciał? - zapytała zaniepokojona Lena. 
Już  ta  pierwsza  kwota  wydała  się  jej  znacznym 

powiększeniem kapitału. 

 

background image

- Nie ma obawy. Doszliśmy na razie do dwustu pięćdziesięciu 

tysięcy, ale jestem pewien, że uda mi się dojść do trzystu. 

Lena  zaniemówiła.  O  ile  dobrze  pamięta,  zainwestowała 

dwadzieścia lub trzydzieści tysięcy marek. Wprawdzie nigdy 
nie dostała żadnych odsetek, ale też nie straciła tych pieniędzy. 
W  jej  życiu  zawodowym  i  prywatnym  tyle  się  działo,  że 
zupełnie zapomniała o udziałach w browarze. Nie martwiła się 
też o nie, bo wiedziała, że również w tej kwestii może polegać 
na swoim doradcy. 

- Jak długo to jeszcze potrwa? 
- Kilka miesięcy. Ten Amerykanin jest trudnym partnerem w 

interesach. 

-  W  takim  razie  niech  się  pan  już  zgodzi  lub  ewentualnie 

trochę  podniesie  i  jakoś  się  z  nim  dogada.  Frieder  nie  może 
dłużej czekać. 

Opowiedziała mu o drugim testamencie taty i telefonach Grit. 
- Coś podobnego! - oburzył się pan Fischer. - Wysługuje się 

siostrą, zamiast od razu do pani zadzwonić. Ja na pani miejscu 
nic  bym  nie  zrobił.  Nie  siedzi  pani  na  pieniądzach,  a  zysk  z 
udziałów w browarze na pewno się pani 

 

background image

przyda. To godne pochwały, gdy człowiek ma dobre serce, ale 

nie  wolno  przesadzać.  Pani  tata  też  postawił  na  swoim  i 
zakręcił  kurek.  Dlaczego  chce  pani  wyrzucać  pieniądze  w 
błoto? Równie dobrze mogłaby pani od razu je spalić, zamiast 
dawać bratu. Na jedno wyjdzie. Ani się pani obejrzy, a Frieder 
zmarnuje te pieniądze. 

Mężczyzna mówił prawdę i Lena zdaje sobie z tego sprawę, 

ale mimo to nie umie

;

 postąpić inaczej. 

-  Panie  Fischer,  dam  sobie  radę  bez  tych  pieniędzy.  Może 

uzna mnie pan za wariatkę, ale ważniejsza jest dla mnie zgoda 
z  rodzeństwem,  niż  pieniądze,  o  których  zresztą  nic  nie 
wiedziałam.  Dostałam  od  taty  tak  wiele.  Umiem  pracować  i 
mogę liczyć na ludzi, którzy są przy mnie. Przecież zna pan ich 
wszystkich. 

-  Tak,  wszystko  ładnie  i  pięknie,  moje  dziecko.  Mimo 

wszystko  mam  jeszcze jedno  pytanie.  Jest  pani  pewna,  że  po 
wpłaceniu Friederowi tych pieniędzy zapanuje zgoda między 
panią a rodzeństwem? 

-Nie... 
-  Co  pani  zrobi,  jeśli  Frieder  będzie  miał  kolejne  żądania  i 

znowu będzie na panią naciskał? 

 

background image

Lena wzruszyła ramionami. 
-  Nie  wiem,  ale  muszę  zaryzykować.  Może  się  opamięta. 

Warto choćby na to wydać te pieniądze. 

- Życzę pani, żeby poprawiły się pani relacje z bratem. Proszę 

mi  jednak  wierzyć,  że  doświadczenie  życiowe  pokazuje  coś 
zupełnie innego. Niestety, nie mogę pani niczego nakazać ani 
mówić,  co  ma  pani  robić.  Mogę  panią  jedynie  ostrzec  i 
doradzić, żeby pani tego nie robiła. 

Lena nie zastanawiała się ani chwili. 
-  Panie  Fischer,  dziękuję  za  wszystkie  rady  i  proszę  się  na 

mnie  nie  gniewać.  Nie  mogę  postąpić  inaczej.  Frieder  musi 
dostać te pieniądze. Jeśli nawet nie poprawi to relacji między 
nami, przynajmniej uratuje firmę. 

Doradca spojrzał na nią rozczarowany i wzruszył ramionami. 
- Zajmę się tym. 
-  Dziękuję,  panie  Fischer...  Kiedy  mogę  się  spodziewać 

pieniędzy? 

-  Poinformuję  panią,  kiedy  tylko  się  dowiem.  Proszę 

przekazać bratu, żeby się ze mną skontaktował. Może bank lub 
jeden z wierzycieli odroczy spłatę, jeśli pani brat będzie mógł 
przedstawić 

 

background image

zaświadczenie  o  posiadanych  środkach  pieniężnych.  Mogę 

mu wydać takie zaświadczenie. 

Lena  zdawała  sobie  sprawę,  że  księgowy  nie  rozumie  jej 

postępowania.  Przypuszczalnie  nikt  tego  nie  zrozumie. 
Niestety, nie umiała inaczej. 

Chce  pomóc  bratu.  W  końcu  są  rodziną.  Nie  chciała  się 

przyznać, że oszukuje samą siebie, że jej gest doprowadzi do 
zgody między nimi. 

Czy te pieniądze nie są prezentem od Boga? Podobnie jak te 

ze  sprzedaży  starych  obrazów,  które  całe  lata  przeleżały  w 
starej  skrzyni.  Pieniądze  za  obrazy  były  ratunkiem  dla  niej, 
pieniądze z browaru mogą się okazać ratunkiem dla Friedera. 

Ona jakoś da sobie radę. Ma teraz recepturę Fahrenbachówki. 

Pan Fischer zapewnił ją, że sobie poradzą, jeśli nawet będzie 
musiała na początek sporo zainwestować. Nie powiedział, że 
będą jej przy tym potrzebne pieniądze z browaru. 

Jak  wróci,  zadzwoni  do  Friedera.  Ale  się  zdziwi!  Będzie 

szczęśliwy  i  znowu  zacznie  z  nią  normalnie  rozmawiać, 
dzwonić do niej, spotykać się z nią, robić po prostu to, co robi 
normalna  rodzina.  Tak  bardzo  tęskni  za  normalnymi 
stosunkami z rodzeństwem, takimi jak wcześniej, kiedy jeszcze 
żył tata i jednoczył rodzinę. 

background image

Lena  nie  mogła  się  doczekać,  kiedy  wróci  do  posiadłości  i 

zadzwoni  do  Friedera.  Najchętniej  zadzwoniłaby  już  z  biura 
księgowego lub z komórki, ale zapomniała jej zebrać z domu. 
Nie pozostało jej nic innego, jak szybko wrócić na Słoneczne 
Wzgórze.  Zaplanowaną  wizytę  u  Sylvii  musi  odłożyć  na 
później.  Może  to  i  lepiej,  bo  przez  spotkanie  z  Veroniką  nie 
kupiła prezentów dla bliźniaków. 

Wprawdzie  jedno  nie  wyklucza  drugiego,  ale  ładnie  jest 

przyjść z czymś dla dzieci. Pójdzie innym razem. Ma w domu 
jakieś zabawki dla dzieci, bo zaczęła je już kupować na zapas. 

Kiedy  wjechała  na  dziedziniec,  Daniel  wyszedł  jej  na 

spotkanie. 

-  Jak  rozmowa?  -  zapytał  i  sam  sobie  odpowiedział.  -  Nie 

musisz mówić. Widzę po twojej minie, że wszystko dobrze. 

background image

- To prawda - przytaknęła. 
Chętnie  porozmawiałaby  z  nim  dłużej  i  opowiedziała  mu 

wszystko dokładnie, ale spieszyło się jej, żeby zadzwonić do 
Friedera. 

-  Danielu,  później  ci  wszystko  opowiem.  Muszę  pilnie 

zadzwonić. 

- W porządku. Ja też mam coś do załatwienia 
- powiedział. - Babette czeka na mnie. Jedziemy z małą Marie 

do ortopedy. Z prawym biodrem coś jest nie tak. 

- Mam nadzieję, że to tylko fałszywy alarm 
-  odpowiedziała  Lena.  -  Pediatrzy  mieli  też  wątpliwości  w 

przypadku  Amalii.  Przy  dokładniejszych  badaniach  okazało 
się, że nie mieli racji. 

- Oby teraz też tak było. Babette strasznie się boi. 
Daniel był już na dobre obecny w życiu Babette. Uczestniczył 

też w życiu małej Marie, jakby to było jego dziecko... 

- Pozdrów Babette. Powiedz, że do niej zadzwonię. Trzymam 

kciuki za Marie. 

Lena pomachała Danielowi i popędziła prosto do domu. 
Tak jej się spieszyło, żeby zadzwonić do brata, że nawet nie 

zdjęła kurtki. 

 

background image

Zadzwoniła  do  biura.  O  tej  porze  powinien  tam  być. 

Sekretarka  Friedera  znowu  nie  chciała  jej  połączyć.  Takie 
dostała polecenie, które już niedługo na pewno się zmieni. 

-  Proszę  mnie  natychmiast  połączyć z  bratem  -  wściekła  się 

Lena. Miała już dosyć traktowania jak natrętnego petenta. - To 
bardzo ważne... Chodzi o pieniądze! 

Słowo klucz zadziałało. Sekretarka połączyła ją z Friederem. 

Kiedy usłyszał jej głos, warknął: 

- Czego chcesz? 
Zignorowała jego nieuprzejmość. 
- Mogę ci pomóc. Zdobyłam pieniądze. 
-  Czyli  jednak  jest  jakaś  luka  prawna  i  możesz  przekazać 

rodzeństwu swoje dziesięć milionów? 

-  Nie,  dobrze  o  tym  wiesz,  że  testament  taty  jest 

niepodważalny. 

-  Zdecydowałaś  się  więc  sprzedać  lub  zastawić  zamek  i 

winnice Dorleac? 

- Nie. Powiedziałam już Grit, że o tym możemy porozmawiać 

w odpowiednim czasie, ale nie teraz. Teraz jest jeszcze o wiele 
za wcześnie... 

Frieder stracił cierpliwość. 
 

background image

-  Gruntów  w  Fahrenbach  też  nie  sprzedasz  i  nie  zastawisz. 

Możesz mi zdradzić, skąd wzięłaś pieniądze? Nie wierzę, że na 
handlu  wódką  tyle  zarobiłaś,  żebyś  miała  na  zbyciu  kilka 
milionów. 

Co on wygaduje? 
- Frieder... Ja... Nie wiem, ja... 
- No mówże wreszcie, skąd masz pieniądze i ile? ; - - 
- Mam... - zupełnie zbił ją z tropu. - Mam udziały w Browarze 

Książęcym, całkiem niezła sumka... 

Opowiedziała mu dokładnie, o co chodzi. Miała wrażenie, że 

Frieder bardzo się nudzi, słuchając jej wywodów. 

- Dobrze, przejdźmy do meritum... Jaką wartość mają twoje 

udziały? To znaczy nie procentowo, tylko w euro - zakończył, 
akcentując słowo „euro". 

Dlaczego zawsze w rozmowie z nim traci pewność siebie? 
Zadał jej pytanie w taki sposób, że wstydziła się podać kwotę, 

o jaką chodzi. 

-  Ostatnia  oferta  złożona  przez  tego  inwestora  opiewa  na 

dwieście pięćdziesiąt tysięcy, ale 

background image

pan  Fischer  uważa,  że  możemy  dostać  więcej,  bo  strasznie 

zależy  mu  na  tym  obiekcie.  Odkupił  już  udziały  wszystkich, 
tylko nie moje. 

- Dwieście pięćdziesiąt... - powtórzył Frieder. 
- Tak. Czy to nie wspaniała wiadomość? Nie zareagował na 

jej pytanie. 

-  Kropla  w  morzu...  Lepsze  to  niż  nic...  Niech  będzie. 

Powiedz  temu  swojemu  specowi  od  podatków,  żeby  przesłał 
mi kasę. Jak najszybciej! Presto! 

Lena  miała  wrażenie,  że  się  przesłyszała.  To  nie  może  być 

prawda. 

Może to Frieder się przesłyszał? 
- Frieder, to dwieście pięćdziesiąt tysięcy euro. Nie jest taka 

kropla.. 

-  Owszem,  w  porównaniu  z  dziesięcioma  milionami,  które 

chcesz  tak  wspaniałomyślnie  rozdać  i  milionami,  które 
zarobiłaś na Jórgu, to tyle, co kot napłakał. 

Lena zaczęła się trząść. 
Taka  jest  jego  reakcja?  Zero  wdzięczności?  Dobrze,  nie 

oczekuje  jakiś  szczególnych  podziękowań,  ale  przynajmniej 
sygnału,  że  sprawiła  mu  radość  tym  niespodziewanym 
dopływem gotówki. 

 

background image

- Frieder... 
Głos jej zadrżał. Nie była w stanie mówić dalej. 
-  Nie  rób  dramatu.  Na  początek  to  dość  miły  gest  z  twojej 

strony.  Pewnie  chcesz  mi  dać  te  pieniądze,  bo  masz  wyrzuty 
sumienia.  Przyjmuję  je,  ale  nie  oczekuj  ode  mnie  dozgonnej 
wdzięczności.  Nie  za  taką  kwotę.  Musiałabyś  dać  mi  dużo 
więcej.  To  chyba  zrozumiałe,  że  nie  uratujesz  tym  hurtowni 
Fahrenbach. 

Pan  Fischer  odradzał  jej  ten  krok,  ostrzegał  ją.  Od  razu 

wiedział, że te pieniądze nie przywrócą zgody w rodzinie. 

Ależ była naiwna! Naprawdę wierzyła, że będzie inaczej. 
Była taka szczęśliwa, że może pomóc Friederowi. Nie mogła 

się już doczekać, kiedy przekaże mu tę wspaniałą wiadomość. 

A jego reakcja? 
Mówi  tak,  jakby  robił  jej  wielką  łaskę,  przyjmując  od  niej 

pieniądze.  Nie,  tak  dalej  być  nie  może!  Już  za  dużo 
upokarzania i obrażania! 

- Zapomnij o mojej propozycji... - Szukała w pamięci słowa, 

którego użył jej brat. - Presto! 

background image

Wybacz  proszę,  że  miałam  czelność  proponować  ci  takie 

grosze. To się już nigdy więcej nie powtórzy. 

Teraz Frieder był zdziwiony. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? 
- Że nie dam ci tych pieniędzy. Ostatecznie mnie też mogą się 

przydać.  Do  tej  pory  nie  miałam  pieniędzy,  żeby  zrobić  to  i 
owo w posiadłości, a teraz, proszę, spadły mi z nieba. Chciałam 
żyć  z  tobą  w  zgodzie.  Porozumienie  między  nami  było  dla 
mnie  ważniejsze  od  własnych  potrzeb.  Pomyliłam  się. 
Przeznaczę te pieniądze na remont domków w posiadłości, do 
których  wprowadzą  się  mili  ludzie,  zajmę  się  spokojnie  pro-
dukcją Fahrenbachówki, nie będę się musiała bać, że dopadną 
mnie jakieś kłopoty finansowe. 

- Nie wygłupiaj się, tylko wysyłaj kasę. 
-  Nie,  równie  dobrze  mogłabym  wyrzucić  te  pieniądze  w 

błoto. Radź sobie sam. Nigdy nie dostaniesz ode mnie żadnych 
pieniędzy, jeśli nie nauczysz się ze mną normalnie rozmawiać. 
Bądź zdrów! 

Lena  odłożyła  słuchawkę.  Od  razu  wykręciła  numer  do 

księgowego, żeby mu powiedzieć, że miał stuprocentową rację 
i w kwestii jej 

 

background image

udziałów  w  browarze  może  postępować  według  własnego 

uznania. Nie ma zamiaru dawać tych pieniędzy Friederowi. 

Obiecał  jej,  że  wszystkim  się  zajmie.  Nie  komentował,  nie 

triumfował... 

Powiedział  Lenie,  że  będzie  ją  na  bieżąco  o  wszystkim 

informować. W jego głosie słychać było współczucie. 

Na  co  jej  teraz  współczucie!  Odłożyła  telefon,  ale  już  po 

chwili znowu zadzwonił. 

Frieder? Nie, on nie zadzwoni. To pewne. 
Dzwoniła Yvonne. Pod Leną nogi się ugięły. 
-  Proszę  mi  wybaczyć,  że  nie  odzywałam  się  tak  długo  - 

powiedziała po krótkim powitaniu. 

- Nie mogłam. Ale teraz chętnie bym się z panią spotkała, jeśli 

nie zmieniła pani zdania. 

-  Nie,  nie  zmieniłam,  pani  Wiedemann.  Chętnie  się  z  panią 

spotkam  -  powiedziała  Lena  i  na  moment  zapomniała  o 
niemiłej rozmowie z bratem. - Gdzie i kiedy? 

Yvonne wahała się przez chwilę. 
- Czy mogłaby pani przyjechać do mnie? Chwilowo nie mam 

zbyt wiele czasu. 

- Oczywiście. Nie ma problemu, przyjadę 
- odpowiedziała Lena pośpiesznie, jakby się 

background image

bała, że Yvonne zmieni zdanie. - Kiedy mam przyjechać? 
- W sobotę? W niedzielę? Lena nie chciała tracić czasu. 
- W sobotę. Na którą się umawiamy? 
- Około jedenastej? 
- Świetnie. Będę punktualnie. Wiem, jak trafić. 
Pożegnały  się  i  Lena  odłożyła  słuchawkę.  Spotka  się  z 

Yvonne, córką Nicoli.  Inne  sprawy  nie  mają  teraz  znaczenia. 
Nareszcie, nareszcie, nareszcie! 

Teraz zrobi wszystko, żeby Nicola poznała wreszcie córkę. 
Jest  szansa,  że  tym  razem  się  uda.  Bo  niby  po  co  Yvonne 

chciała  się  z  nią  spotkać?  Trzeba  opracować  strategię,  jak 
doprowadzić do zbliżenia Yvonne i Nicoli. 

Do  soboty  jeszcze  kilka  dni.  Lena  zastanawiała  się,  jak 

wytrzyma do tego czasu. 

Znowu  zadzwonił  telefon.  Tym  razem  nie  odebrała.  Teraz 

liczy się tylko spotkanie z Yvonne. 

- Wszystko będzie dobrze - powiedziała Lena pod nosem. 
Głęboko w to wierzyła. 

background image

Lenę  rozpierała  duma.  Pierwszy  raz  w  swoim  życiu 

sprzeciwiła  się  Friederowi  i  nie  gryzły  ją  wyrzuty  sumienia. 
Tak, robiła postępy! 

Nie  pozwoli,  żeby  wlazł  jej  na  głowę.  Ich  rodzina  legła  w 

gruzach. Odkąd zmarł tata, o wzajemnym szacunku nie mogło 
być mowy. Jedynie on starał się ich scalić. Dbał o poprawne 
relacje  między  nimi.  Lena  próbowała  kontynuować  jego 
starania, lecz nadaremnie. 

Musiała się pogodzić z tym, że nic nie wskóra w tej walce z 

wiatrakami. Do tanga trzeba dwojga. Miała po dziurki w nosie 
poniżania się dla pozornego dobra siostry i brata. Nic na siłę. 
Skoro jej rodzeństwo się od niej odcinało, ich strata. Przykre, 
ale prawdziwe. 

Sięgnęła  po  książkę.  Pogrążyła  się  w  lekturze  ciekawej 

powieści. 

 

background image

Ściągnęła brwi, ponieważ zabrzęczał telefon. 
To  nie  mógł  być  Jan.  Dopiero  ucięła  sobie  z  nim  długą 

pogawędkę.  Prawdopodobnie  dlatego  czuła  się,  jakby 
szybowała w chmurach. 

Cieszyła się, że Jan van Dahlen zagościł w jej życiu i że im się 

dobrze wiodło. Kochał ją, a ona kochała jego. Ich związek był 
wolny od stresu. Byli wobec siebie szczerzy i mogli na sobie 
polegać. Jedno za drugim poszłoby w ogień. 

Lena podniosła słuchawkę. 
- Fahrenbach - mruknęła. 
Słowotok  dosłownie  zwalił  ją  z  nóg.  W  uszy  wdarł  się 

piszczący głos... Grit! 

Dlaczego  nie  potrafiły  rozmawiać  ze  sobą  normalnie,  jak 

dwoje dorosłych ludzi? 

Grit zwykle była pełna agresji. Lena zmieniła nastawienie do 

siostry.  Już  nie  była  taka  pobłażliwa.  Nie  szła  na  ustępstwa, 
żeby  nie  urazić  szanownej  siostruni.  Przestała  się  łudzić,  że 
zaczną się ze sobą dogadywać na pokojowej płaszczyźnie. Grit 
uderzyła  do  głowy  woda  sodowa.  Odziedziczyła  dużo 
pieniędzy i kompletnie zgłupiała. 

- Nabierz powietrza i opowiedz mi spokojnie, czego chcesz - 

oznajmiła dobitnie Lena. 

 

background image

Zapadła wymowna cisza. 
- W jakim jesteś humorze? - wycedziła Grit. 
- Bardzo dobrym - odparła oschle Lena. - Czego więc chcesz 

ode mnie? 

Grit najwyraźniej irytował ton siostry. 
-  Zachowałaś  się  nie  fair  wobec  Friedera...  Prześlij  mu, 

proszę, pieniądze. Najpierw wciskasz mu na siłę pieniądze, a 
potem się wykręcasz. Prima aprilis czy co? 

Frieder zapewne opowiedział jej jakąś bajeczkę. 
- Kochana siostro, małe sprostowanko. Ja niczego Friederowi 

nie  wciskałam.  Chciałam  mu  pomóc  i  zaoferowałam  ponad 
dwieście pięćdziesiąt tysięcy euro. Ale naszemu braciszkowi ta 
kwota nie wystarczyła. Dopraszał się, a wręcz żądał ode mnie 
kilku milionów. Moją ofertę potraktował jak jałmużnę... Aha, 
jeszcze dodał, że powinnam paść mu do stóp, skoro jest łaskaw 
przyjąć ode mnie jakiekolwiek pieniądze. Paranoja! Chyba coś 
mu w mózgu nie styka! W przeciwieństwie do Friedera ja z tej 
sumy zrobię dobry użytek. 

-  Ojej,  nie  bądź  drobnomieszczańską  paniusią  i  nie  waż 

każdego słowa. Nie wywyższaj się. 

background image

Przecież  nie  zaoferowałaś  mu  królestwa.  Frieder  ma 

problemy, a ty zainkasowałaś niezły majątek... 

- Co chcesz przez to powiedzieć? 
- Serduszko, nie zgrywaj świętoszki. Ty dostałaś najwięcej. 
-  Tak?  Naprawdę?  Przecież  współczuliście  mi,  że 

odziedziczyłam 

Słoneczne 

Wzgórze, 

równocześnie 

przechwalając  się,  że  wam  przypadło  w  udziale  istne 
błogosławieństwo. 

-  Bo  nie  wiedzieliśmy,  że  te  przeklęte  pola  zyskają  status 

działek  budowlanych.  Teraz  ty masz  więcej  niż  my  wszyscy 
razem wzięci. 

- Nie bredź, siostrzyczko. I nie naciskajcie na mnie, bo i tak 

nie  sprzedam  ani  grudki  mojej  posiadłości.  Nasi  przodkowie 
też tego nie zrobili. 

-  Bo  dawniej  te  ziemie  nie  były  nic  warte.  Siedzisz  na  żyle 

złota. Nie  rozumiesz tego? Brak ci piątej  klepki? Daj spokój 
tradycji... 

- Dosyć! Przerabiałyśmy już ten temat. 
-  Nie  bądź  taka  cwana!  Przekabaciłaś  Jórga,  żeby zapisał ci 

swoją część. Nie chcę wiedzieć, jak tego dokonałaś. Po prostu 
okaż wspaniałomyślność i podziel się tym dobytkiem. 

-  Grit,  dla  mnie  Jórg  zaginął.  Nie  skreślam  go,  dopóki  nie 

odnajdą jego ciała. 

 

background image

- Pewnie dzikie zwierzęta dawno go zżarły. A może łudzisz 

się,  że  trzymają  się  od  niego  z  daleka,  ponieważ  nazywa  się 
Jórg Fahrenbach? 

- Jesteś wstrętna. To było okrutne. Nie mów tak o Jórgu! Jest 

naszym bratem! 

- Który, niestety, pożegnał się z tym światem, pozostawiając 

pieniądze i Chateau. Frieder uratowałby jego... 

- Bzdury! - weszła jej w słowo Lena. - Frieder roztrwonił swój 

majątek na giełdzie i ugrzązł na mieliźnie. Zapomniałaś już? 
Tatuś podarował mu świetnie prosperującą firmę, zabezpieczył 
go też odpowiednim zasobem gotówki... Zresztą nie będę się 
nad  tym  rozwodziła.  Jestem  gotowa  rozdzielić  między  nas 
spadek Jórga, ale nie chwilę po jego zaginięciu. 

- On nie żyje. Frieder przywiózł przecież jego akt zgonu. 
-  Nie  wiadomo,  skąd  go  wytrzasnął.  Zresztą  może  byście 

opłakiwali śmierć brata, a nie łaszczyli się na jego pieniądze? 
Na razie winnicami zarządza Marcel, a zamku Chateau pilnuje 
Marie. Wstrzymajmy się więc z niedorzecznymi podziałami. 

- A Frieder pójdzie na dno... 

background image

-  Jego  problem.  Sam  wpakował  się  w  tarapaty.  Zamiast 

wstawiać się za Friederem, zajmij się swoimi sprawami, przede 
wszystkim dziećmi. Niels i Merit w ogóle o ciebie nie pytają. 
Niedługo w ogóle nie będą chciały z tobą rozmawiać. 

-  Przez  tę  rosyjską  ladacznicę!  Ona  je  buntuje  przeciwko 

mnie... 

-  Kłamstwo!  Irina  jest  ciepłym  człowiekiem.  Ciesz  się,  że 

opiekuje się twoimi dziećmi. Nie wyzywaj jej. Nie jest żadną 
rosyjską 

ladacznicą, 

tylko 

Kanadyjką 

rosyjskiego 

pochodzenia.  To  ty  zerwałaś  kontakt  z  dziećmi  i  nie  zwalaj 
winy na innych. Odrzuciłaś je, bo ważniejszy był twój żigolo. 
Nie oczekuj od nich, że będą ci się rzucać na szyję, bo ty nagłe 
chcesz  z  nimi  porozmawiać.  Zraniłaś  je.  Nie  miałaś  dla  nich 
czasu. Wyjeżdżałaś z Robertino... 

-  Gadasz  tak,  żeby  poruszyć  moje  sumienie.  Nie  odwracaj 

kota ogonem. A ty jak traktujesz Friedera? 

-  Jesteś  niereformowalna.  Chciałam  tobą  wstrząsnąć,  żebyś 

poszła po rozum do głowy. Frieder nie jest moim dzieckiem. 

- Ale twoim bratem. 
 

background image

- Za którego nie ponoszę odpowiedzialności. W tle rozległ się 

dźwięk  komórki  Grit.  Prawdopodobnie  dzwonił  do  niej  jej 
kochaś. 

-  Muszę  kończyć.  Nasza  dyskusja  nie  ma  sensu...  Wyślij 

Friederowi  pieniądze  i  ustanów hipotekę  na  Chateau  albo  na 
jedną z twoich działek, żeby hurtownia win nie zbankrutowała. 
Ratuj rodzinną tradycję i dobre imię firmy! 

- Frieder dawno je zbrukał. O tym już-wiedzą wszyscy... 
Grit się rozłączyła. 
Czy powinna pomóc Friederowi? 
Dlaczego  ona?  Grit  również  miała  zasobne  konto.  Ponadto 

zarówno  jej  księgowy,  jak  i  notariusz  doktor  Limmer 
przestrzegali  ją,  żeby  nie  wspierała  Friedera.  Oni  doskonale 
znali jego sytuację finansową. Ich ojciec wyraźnie zaznaczył w 
testamencie,  że  ci,  którzy  niegospodarnie  będą  rozporządzać 
swoim spadkiem, nie mają prawa do jego pozostałej części. 

Lena zamknęła książkę. Odeszła jej ochota na czytanie. 
Musiała z kimś pogadać. Z kim? Najlepiej z Nicolą. 

background image

Grit popsuła jej nastrój. Wyprowadziła ją z równowagi. Lena 

kroczyła  przez  podwórze  z  posępną  miną.  Kiedyś  wszelkie 
smutki  odganiały  od  niej  Hektor  i  Lady.  Oba  zwierzaki  ją 
obskakiwały,  energicznie  machały  ogonami  i  łasiły  się,  żeby 
nakarmiła ich smakołykami. 

Niestety, kochane psiny nie żyły. Ktoś je otruł. Domyślała się 

kto, lecz nie miała dowodów. 

Postawiła  wysoko  kołnierz  kurtki  i  poszła  do  domku 

Dunkelów. 

Nicola  siedziała  na  swoim  ulubionym  miejscu  przy  dużym 

kuchennym  stole.  Obok  niej  stały  kubek  kawy  i  talerz  ze 
smakowitymi wypiekami, leżał też stos czasopism. W jednym 
z nich rozwiązywała krzyżówkę. 

- Lena, co się dzieje? Wyglądasz tak, jakbyś zobaczyła ducha. 
 

background image

Lena osunęła się na krzesło. 
-  Bo  z  jednym  rozmawiałam  przez  telefon,  czyli  z  moją 

siostrzyczką Grit. 

-  I  to  cię  tak  przytłoczyło?  Dlaczego  dajesz  się  jej 

prowokować? Napijesz się kawy? 

Lena potrząsnęła głową. 
- Nie, dziękuję. 
Nicola  podsunęła  jej  ciasteczka,  lecz  Lena  lekko  się 

skrzywiła.   

-  Aż  tak  źle?  -  spytała  Nicola.  -  Opowiedz,  czego  chciała. 

Dzieci nam nie podrzuci. One na szczęście mieszkają z ojcem 
w Kanadzie. 

- Dzwoniła w sprawie Friedera. - Lena streściła jej pokrótce 

ostrą wymianę zdań. - Rozdrażniła mnie. Przez nią jestem w 
kropce. Pomóc Friederowi czy nie? Jest moim bratem... 

- Który cię upokarzał i rzucał kłody pod nogi 
-  wtrąciła  Nicola.  -  Nic  nie  jesteś  mu  winna.  Odpuść  sobie 

definitywnie te, pożal się Boże, relacje rodzinne. Grit i Frieder 
żerują na tobie. Jórg był inny, ale... 

- Nie wierzysz, że on żyje, prawda? 
- Sama nie wiem - przyznała szczerze Nicola. 
- Z początku wmawiałam sobie, że przeżył katastrofę, ale im 

więcej czasu mija, tym bardziej 

background image

nikną  szanse  na  odnalezienie  go  żywego.  Cóż,  nadzieja 

umiera ostatnia. Wciąż szukają jego ciała... 

- Policja, pogotowie i straż nie mogli się dostać do miejsca, 

gdzie rozbił się samolot. Nie zlokalizowali go dokładnie. Ach, 
Nicola. Modlę się każdego dnia za Jörga. Oby żył... 

-  Ja  też  się  za  niego  modlę.  Ciesz  się,  że  masz  jeszcze 

Christiana. Wprawdzie jest twoim bratem przyrodnim, ale on 
cię nie wystrychnie na dudka i nie będzie cię naciągał na kasę. 
Bogu dzięki, nie wrodził się w waszą matkę. Kiedy przyjedzie 
do Fahrenbach? Dawno go u nas nie było. 

- Wydaje mi się, że trochę się boi. -Czego? 
- Swoich uczuć względem Sylvii. Tuż po narodzinach bliźniąt 

Sylvia,  mówiąc  kolokwialnie,  kleiła  się  do  niego, 
rozkoszowała  jego  towarzystwem...  Była  wtedy  rozbita 
emocjonalnie. Teraz odbiła się od dna, odzyskała kontrolę nad 
swoim życiem i wątpię, żeby Christian zajął u jej boku miejsce 
jako  narzeczony,  raczej  jako  przyjaciel.  Ona  nadal  kocha 
Martina... 

-  Ale  zaproponowała  Christianowi,  żeby  przearanżował 

pomieszczenia Martina na swój gabinet lekarski. 

 

background image

-  Tak  i  w  tym  tkwi  problem.  Gdyby  osiedlił  się  na  stałe  w 

Fahrenbach, codziennie widywałby kobietę, którą kocha, a nie 
mógłby z nią być. 

-  Ryzyk-fizyk.  Do  odważnych  świat  należy  -  stwierdziła 

Nicola. 

Lena  nic  nie  odpowiedziała.  Gdyby  wszystko  było  takie 

proste... Rozumiała rozterki Christiana. Ona też poważnie by 
się  zastanawiała  nad  podjęciem  takiej  ryzykownej  decyzji. 
Naturalnie  marzyła  o  tym,  żeby  zamieszkał  niedaleko  niej. 
Świetnie  z  nim  się  dogadywała.  Nadawali  na  tych  samych 
falach. 

Nicola nalała sobie kawy i zagadkowo popatrzyła na Lenę. 
-Nalać ci? 
- Dziękuję. 
-  Wiesz,  Lena,  jednego  nauczyłam  się  w  moim  niekrótkim 

życiu. Jeśli się czegoś pragnie, trzeba do tego usilnie dążyć i 
nie wolno dopuścić, żeby ktoś lub coś cię odwiódł od realizacji 
celu. Trzeba słuchać głosu serca, a nie rozumu, a już na pewno 
nie plotek i paplaniny osób postronnych. 

Lena domyśliła się, do czego Nicola robiła aluzję. 
 

background image

-  Boli  cię,  że  wtedy  ludzie  cię  przekonali,  żebyś  oddała 

dziecko  do  adopcji,  bo  byłaś  za  młoda  i  biedna,  żeby  je 
samotnie wychować? 

Trafiła w dziesiątkę! 
-  Nie  powinnam  była  skamleć  i  narzekać,  ponieważ  to 

przyciągnęło do mnie tych idiotycznych mentorów, służących 
swoimi złotymi wskazówkami! 

Lena chwyciła drżącą dłoń Nicoli. 
-  Kotku, zrobiłaś,  co  mogłaś.  Nie  miałaś  wielkiego  wyboru. 

Byłaś  sama,  nie  miałaś  mieszkania,  pieniędzy...  Musiałaś 
pracować. Z kim lub gdzie zostawiałabyś dziecko? Wtedy nie 
istniały  takie  instytucje  jak  dziś.  Zresztą  samotnie  wy-
chowującej matce wcale nie jest łatwo oddać dzieci do jakiegoś 
ośrodka. Kobiety często są zdane wyłącznie na siebie. 

- Mimo to nigdy tego nie przeboleję. Zawsze będę tęskniła za 

moją małą dziewczynką. Aż przykryje mnie ziemia. Gdybym 
chociaż wiedziała, jak się jej wiedzie, czy pyta czasami, kto jest 
jej biologiczną matką... Zjedz ciastko. Są pyszne. Upiekłam je 
według nowej receptury. 

Lena spróbowała ciastko, faktycznie przepyszne. Nie dlatego, 

że ślinka jej ciekła na jego 

 

background image

widok, lecz dlatego, że nie chciała urazić Nicoli. Najchętniej 

wyjawiłaby,  kim  była  jej  córka.  Za  parę  dni  spotka  się  z 
Yvonne i jeśli będzie trzeba, padnie przed nią na kolana, żeby 
ją  prosić,  aby  podjęła  kolejną  próbę  poznania  matki.  W 
drzwiach stanął Aleks. 

- No ładnie - zaśmiał się. - Ploteczki przy kawie. Mogę się do 

was przysiąść? Zachciało mi się kawy. Dobrze, że jesteś, Lena. 
W  sobotę  przyjedzie  Klaus,  żeby  omówić  dalsze  projekty 
budowlane. 

O  nie!  W  sobotę?!  W  żadnym  wypadku.  Na  ten  dzień  jest 

umówiona z Yvonne. 

- A nie mógłby przyjechać w niedzielę? W sobotę mnie nie 

będzie. 

- Dokąd wybywasz? - spytała Nicola. 
- Ja... yyy... Muszę się spotkać ze starą przyjaciółką, która jest 

w pobliżu. 

- Pogadam z Klausem. Najwyżej zostanie u nas na weekend. 
-  Byłoby  super,  Aleks.  W  niedzielę  znajdę  czas  dla 

wszystkich. Ty przeanalizuj w sobotę plany Klausa. Musimy 
się  z  tym  uporać  jak  najszybciej.  Jeśli  uda  się  nam  wznowić 
produkcję Fahrenbachówki, będziemy mieli pełne ręce roboty. 

- Poradzimy sobie, moja droga. 

background image

W  nocy  z  piątku  na  sobotę  Lena  nie  mogła  zasnąć. 

Rozgorączkowana niczym mała dziewczynka przed świętami 
Bożego  Narodzenia  przygotowywała  się  mentalnie  na 
przyjacielską konfrontację z Yvonne Wiedemann. 

Zdawała  sobie  sprawę,  że  przed  nią  być  może  ostatnia 

sposobność,  aby  zbliżyć  do  siebie  matkę  i  córkę.  Yvonna 
wzbraniała  się  uparcie  przed  poznaniem  biologicznej  matki. 
Nie wybaczyła jej tego, że po narodzinach oddalają do adopcji. 
Yvonne uznawała jedynie rodziców, którzy ją wychowali. 

Wymęczona rozmyślaniem Lena zasnęła na trzy godzinki. O 

piątej rano zadzwonił budzik. Mozolnie dźwignęła się z łóżka i 
rozprostowała  kości.  Miała  przed  sobą  trzygodzinną  podróż, 
ale z ostrożności zaplanowała ją na cztery godziny. Nie chciała 
ryzykować. 

 

background image

Orzeźwiła się pod prysznicem. Założyła szare dżinsy, sweter 

tego  samego  koloru  i  kurtkę.  W  tym  ubraniu  czuła  się 
swobodnie. 

Zanim wyruszyła, przygotowała sobie szybkie śniadanie. 
Na dworze lało jak z cebra, więc zapakowała do torby płaszcz 

przeciwdeszczowy. Przebiegła prędko do samochodu, rzuciła 
rzeczy na fotel pasażera i przekręciła kluczyk , w stacyjce. Już 
nie było odwrotu. 

Na autostradzie włączyła radio. Skakała po różnych stacjach. 

Nigdzie nic interesującego. 

Może włożyć płytę CD? Nie, nie miała ochoty. Ale tak jechać 

bez  muzyki?  Przeszukała  schowek  z  płytami.  Wyciągnęła 
jedną. Zerknęła na nią. Super! 

Kupiła ją jakiś czas temu, ale jeszcze nie słuchała. Teraz to 

nadrobi. Nacisnęła play. 

Z  głośników  popłynęły  „Cztery  pory  roku"  Vivaldiego. 

Genialnie! 

background image

Punktualnie o ustalonej porze Lena stawiła się przed domem 

przy ulicy Waldstraße 10 w Hersbeck. Nogi się pod nią ugięły, 
kiedy w drzwiach wejściowych ukazała się Yvonne. 

-  Dzień  dobry,  pani  Fahrenbach!  Dziękuję,  że  pani 

przyjechała  -  zagadnęła  Yvonne,  wyciągając  do  niej  dłoń  na 
przywitanie  i  wprowadzając  ją  do  środka.  -  Czego  się  pani 
napije? Kawy? Herbaty? Może czegoś zimnego? 

- Poproszę herbatę. 
- Świetnie się składa. Akurat ją zaparzyłam. Zaraz wracam. 
Wyszła. 
Lena  rozejrzała  się  dookoła.  Żadne  obrazy  -  nie  wisiały  na 

ścianach,  szafy  były  uprzątnięte.  Wyglądało  to  tak,  jakby 
doktor Wiedemann się wyprowadzała. 

Yvonne przyniosła aromatyczną herbatę. 
 

background image

- Pani Wiedemann, wyprowadza się pani? 
- spytała Lena. -Tak. 
- Dlaczego? - dociekała Lena. Zarumieniła się, wiedziała, że 

zadała niedyskretne pytanie. 

- Przepraszam, nie chciałam być wścibska. Nie powinno mnie 

to obchodzić... 

Yvonne machnęła ręką. 
- W porządku. Opuszczam Hersbeck. -A pani gabinet? 
- Niedawno go sprzedałam. Lena nic z tego nie rozumiała. 
Yvonne  miała  renomowany  gabinet  pediatryczny,  śliczne 

mieszkanie... Nie rezygnuje się z takich rzeczy tak po prostu. 
Co się stało? 

Czyżby Yvonne była chora? Pobladła, ale... 
-  Przenoszę  się  do  Winkenheim,  do  domu  taty  -  przerwała 

kłopotliwe milczenie Yvonne. 

Lena 

poznała 

doktora 

Wiedemanna, 

niezwykle 

sympatycznego człowieka. 

- Pani tata choruje? 
-  Mój  tata  nie  żyje...  Nastawiłam  się  na  długie,  bezowocne 

leczenie  naznaczone  obopólnym  cierpieniem  i  dlatego 
zawiesiłam tutejszą praktykę lekarską. Chciałam być przy nim. 
Jednak 

 

background image

Wszechmogący 

zaoszczędził 

mu 

męczarni. 

Tata 

najprawdopodobniej  nie  pogodził  się  ze  śmiercią  mamy  i  nie 
chciał  chodzić  po  tej  ziemi  bez  niej...  Rodzice  byli 
szczęśliwym małżeństwem. 

-  Przykro  mi,  pani  Wiedemann,  proszę  przyjąć  moje 

najszczersze kondolencje... 

- Dziękuję, gdybym wiedziała, że tatuś tak szybko odejdzie, 

nie  zamykałabym  gabinetu.  Teraz  muszę  poszukać  czegoś 
nowego. Cóż, coś się kończy, a coś zaczyna... 

Lena powstrzymała uśmiech. Yvonne mówiła jak Nicola, jej 

biologiczna matka. 

Może powinna powoli skierować rozmowę na Nicolę? 
Nie! Niech Yvonne przejmie inicjatywę. 
Zapadła cisza. 
-  Jak  pani  dobrze  wie,  nie  pałam  szaleńczą  miłością  do 

kobiety, która mnie urodziła - zagadnęła po chwili Yvonne. - 
Ale obiecałam tacie, że pojednam się z panią Dunkel i powiem, 
że jestem jej córką. Dotrzymam danego słowa, choć kłóci się to 
z moimi odczuciami... Potrzebuję pani pomocy. Sama przez to 
nie przebrnę. 

-  Jestem  z  panią.  Ma  pani  jakiś  pomysł,  jak  rozwiązać  tę 

sytuację? 

 

background image

Yvonne wzruszyła ramionami. 
- Nie. A pani? 
- Może wynajmie pani apartament w naszych czworakach... 
Yvonnne machnęła ręką. 
- Bez taty tam nie wytrzymam. Nawet przy nim nie zdołałam 

się zbliżyć do tej kobiety. 

- Tak będzie najlepiej. Udawajmy, że się zaprzyjaźniłyśmy i 

chcemy spędzić ze sobą więcej czasu. 

Yvonne zachichotała. 
-  Przyjaźń  z  panią  jest  poniekąd  błogosławieństwem.  Więc 

jaki obieramy plan działania? 

Przez  następną  godzinę  przedyskutowały  wszelkie  warianty 

ich planu. 

Lena z minuty na minutę się odprężała. 
Yvonne  i  Nicola  nareszcie  się  poznają.  Doktor  Wiedemann 

się do tego przyczynił. Po trzecim dzbanku kawy wypracowały 
konsensus. 

Yvonne  przyjedzie  na  Słoneczne  Wzgórze  na  tydzień  w 

ramach odwiedzin Leny. 

- Zobaczy pani, Nicola jest wspaniałym człowiekiem. Wciąż 

bije  się  w  piersi  i  trapią  ją  koszmary...  Wie  pani  dlaczego. 
Marzy o tym, żeby móc uściskać córkę. 

 

background image

Yvonne  nie  skomentowała  tych  słów.  Z  wyrazu  jej  twarzy 

można  było  jednak  wyczytać,  że  nie  wierzyła  w  nawiązanie 
szczególnie bliskich więzów z biologiczną matką. 

Lena nie zaprzątała sobie teraz tym głowy. Ponieważ Yvonne 

musiała się pakować, nie wybrały się na wspólny obiad. 

- Dziękuję, że się pani do mnie pofatygowała - powiedziała na 

pożegnanie. 

- Dziękuję,  że  da  pani  Nicoli jeszcze  jedną szansę  - odparła 

Lena.  -  Jeśli  jakiś  człowiek  zasłużył  na  szczęście,  to  właśnie 
ona. Do zobaczenia niedługo. 

W  drodze  powrotnej  nie  włączyła  żadnej  muzyki.  Myślami 

powędrowała do Yvonne i tego, czego od niej się dowiedziała. 

background image

Lena tonęła w nadmiarze obowiązków. Doszła do wniosku, że 

musi  jeszcze  kogoś  zatrudnić.  Przydaliby  jej  się  szeregowi 
pracownicy  do  destylarni,  a  także  ktoś  od  reklamy.  Na  tym 
drugim 

stanowisku 

najchętniej 

obsadziłaby 

Babette 

Hagemann. 

Obie panie dość szybko przypadły sobie do gustu. Można by 

rzec,  że  od  pierwszego  spotkania  w  szpitalu.  Babette  powiła 
wówczas córeczkę Marie. Ciężar wychowania dziecka spadł na 
jej  wątłe  barki.  Mąż  zdradził  ją  i  odszedł  do  kochanki, 
ponieważ urodziła mu upragnionego syna. 

Lena już wcześniej nosiła się z zamiarem wyszykowania dla 

niej byłego domu ogrodników. Jednak w tym czasie wypadło 
jej coś innego. 

Daniel również polubił Babette. A może tliła się między nimi 

iskra miłości? Naprawdę pasowaliby do siebie... 

 

background image

Lena postanowiła podrążyć ten temat. W destylarni natknęła 

się na Daniela i Inge Koch. 

-  Witam,  pani  Fahrenbach,  położyłam  na  pani  biurku  niezły 

stosik  urzędowych  świstków  -  powiedziała  Inge  i  zaraz 
czmychnęła do swojego biura. 

Lena zwróciła się do Daniela. 
- Poświęcisz mi chwilkę? 
- Jasne. Ja też chciałem coś z tobą obgadać... 
- Idziemy do mnie? 
-  Nie,  w  sortowni  są  krzesła.  Nie  róbmy  zbędnego 

zamieszania. 

Usiedli naprzeciwko. 
- Ty pierwszy - powiedziała Lena. 
- Chodzi o... Babette - wyjąkał. 
-  Co  z  nią?  Pokłóciła  się  ze  swoim  mężem?  Znowu  wynosi 

rzeczy z domu? 

-  Nie.  Chyba  już  się  dostatecznie  obłowił.  Co  zaś  się  tyczy 

mieszkania... - Daniel budował napięcie. 

-Tak? 
- Właściciel właśnie pertraktuje z nowymi najemcami. 
-  Rewelacja.  Zaraz  wygaśnie  jej  umowa  najmu.  Płaciła 

niebotyczną kwotę, nieadekwatną 

 

background image

do ofert na rynku nieruchomości. Zresztą teraz nie stać by ją 

było na utrzymanie tego mieszkania, skoro mąż nie dorzuca się 
do opłat. 

- Tyle że ci ludzie chcą się wprowadzić natychmiast! 
-1 Babette nie wie, gdzie ma się podziać? 
- Pomyślałem, że jeśli byś się zgodziła... Ja... Babette i Marie 

mogłyby zamieszkać u mnie! 

- Świetny pomysł. Danielu, nie musisz mnie pytać o zdanie. 

To twoja sprawa, kogo u siebie ulokujesz. 

- No tak, ale twój tata odstąpił mi ten dom... 
- Daniel, on nie miałby nic przeciwko temu, żebyś zamieszkał 

z  kobietą  i  jej  dzieckiem.  Ucieszyłby  się  tak  jak  ja.  Ty  i 
Babette... Cudownie! 

Zarumienił się. 
-  Lena,  zdaje  się,  że  to  trochę  przesadzone  stwierdzenie.  Ja 

tylko chcę jej pomóc. Oczywiście nie zrobiłbym tego, gdyby 
była mi obojętna, ale nic nas nie łączy. 

- Daniel, ja się nie wtrącam. Jesteście dorośli. Ale pasujecie 

do  siebie  i  odniosłam  wrażenie,  że  i  ty  nie  jesteś  Babette 
obojętny. 

- Nicola powiedziałaby: kto się gorącym sparzył, ten na zimne 

dmucha. Babette nie 

 

background image

przetrawiła jeszcze rozstania z mężem. I ja muszę się oswoić z 

myślą,  że...  Laura  była  moją  największą  miłością.  Nie 
sądziłem,  że  po  niej  jakaś  kobieta...  Lubię  Babette,  bardzo. 
Oszalałem  na  punkcie  Marie.  Przyszykuję  im  piętro  i 
zobaczymy, co dalej... Powiedz, czy się zgadzasz? - zakończył. 

- Naturalnie, że tak. Daniel odetchnął z ulgą. 
- A teraz ty. Co tobie leży na sercu? 
-  Ja  również  chciałam  porozmawiać  z  tobą  o  Babette  - 

zaśmiała się i opowiedziała mu o swoim pomyśle. 

-  Dom  ogrodnika  jest  bardzo  przestrzenny  i  wymaga 

gruntownego  remontu.  Oglądaliśmy  go  przecież,  gdy 
szukaliśmy lokum dla Inge. 

-  Powoli  go  odnowimy,  tym  bardziej  że  Babette  na  razie 

będzie  mieszkać  u  ciebie.  Zaproponuję  jej  pracę  w  naszej 
firmie. Większość zadań będzie mogła wykonywać w domu. 

- Super! Ucieszy się! Ubóstwia swoją córeczkę i chce się nią 

zajmować. 

-  Daniel,  usiądziemy  wszyscy  przy  stole  i  zastanowimy  się, 

czy słusznie... 

Przerwała, ponieważ zabrzęczał jej telefon. 
 

background image

-  Przepraszam  -  wymamrotała,  wyciągając  z  kieszeni 

komórkę. - Fahrenbach, słucham! 

-  Inaczej  wyobrażałem  sobie  nasze  powitanie  -  usłyszała 

roześmiany męski głos. - Cóż ja tu zastałem? Pusty dom? 

Nie dowierzała. 
-  Jan!  -  pisnęła  radośnie.  -  Nie  spodziewałam  się  ciebie. 

Uporałeś się wcześniej ze swoim reportażem? 

- Nie wytrzymałem z tęsknoty... 
-  Już  do  ciebie  biegnę!  -  zawołała  do  słuchawki,  potem 

odwróciła się do Daniela. - Jan jest w domu. Obawiam się, że 
dzisiaj obędziecie się bez mojego towarzystwa. 

Jan  przyjechał!  Nie  mogła  się  doczekać,  aż  padnie  mu  w 

ramiona.  Tworzyli  idealną  parę.  Niestety,  jako  dziennikarz 
często wyjeżdżał, ale ta przeszkoda nie burzyła ich sielanki. 

Prawie bez tchu wpadła do domu. 
Nagle jej oczom ukazało się jakieś czarne coś, co na dodatek 

szczekało... 

Zrobiła krok w tył. 
Skąd się wziął ten młodziutki labrador? 
- To jest Max - wyjaśnił Jan, podchodząc do niej. 
 

background image

Objął  ją  i  obsypał  gradem  namiętnych  pocałunków.  Lena 

uwolniła się delikatnie z objęć ukochanego i pogłaskała pieska. 

- Cześć, Max - szepnęła. 
Pies łasił się do niej, ocierając się grzbietem ojej nogi. 
- Śliczniutki - zawołała oczarowana Lena. - Czyj? 
-Twój. Podskoczyła. 
- Co? - wyjąkała. Znowu ją objął. 
-  Kochanie,  strasznie  przeżyłaś  utratę  swoich  zwierzątek  i 

uznałem,  że  muszę  ci  sprezentować  jakieś  zastępstwo.  W 
sumie chciałem wybrać nowego psiaka z tobą, ale rozczuliłem 
się,  kiedy  zobaczyłem  Maksa.  Hektor  zapewne  wyglądał 
podobnie jako szczeniak. 

Lena wzruszyła ramionami. 
-  Nie  wiem.  Tata  kupił  Hektora.  Gdy  sprowadziłam  się  na 

Słoneczne  Wzgórze,  on  już  tu  był.  Nieważne...  Od  razu  go 
pokochałam, tak jak teraz Maksa. Czyż nie jest słodki? 

Głaskała Maksa, mówiła do niego, wtulała się w jego ciepłe 

ciałko, aż Jan ją upomniał. 

 

background image

- Gdybym wiedział, że skradnie mi show, w ogóle bym go nie 

przywiózł. 

Lena wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. 
- Kochanie, twojego show nikt nie przebije. Ty jesteś number 

one. Dzięki za niespodziankę. Ale mnie uszczęśliwiłeś. Fajnie, 
znowu będę miała z kim spacerować. Bez Hektora i Lady na 
Słonecznym Wzgórzu powiało pustką. 

Wyjęła z puszki kilka smakołyków,, . 
- Hektor i Lady pałaszowali je z ochotą. A ty, Max? 
Podsunęła mu pod nos ciasteczko dla psów. Max przezornie je 

obwąchał, ugryzł kawalątek i dopiero potem połknął niemal w 
całości. 

- OK, dostaniesz jeszcze jedno - zawołała Lena. - Kapitalny 

zwierzak. Dlaczego ktoś go umieścił w schronisku? 

-  Nie  mam  bladego  pojęcia.  Ktoś  go  przywiązał  do  płotu 

schroniska.  Zdaje  się,  że  jakieś  dwa  tygodnie  temu. 
Prawdopodobnie jacyś bezmózgowcy zażyczyli sobie  pieska, 
nie  zdając  sobie  sprawy,  jaką  odpowiedzialność  na  siebie 
ściągnęli. Max jest młodziutki i na szczęście nie odczuł tego 
odrzucenia. 

- A kto nadał mu imię Max? 
 

background image

- Ja. Widać, że i jemu się spodobało. Reaguje na nie. Gdybyś 

jednak chciała... 

- Nie. Akceptuję je... 
- I znowu zeszliśmy na temat psa - zaśmiał się. - Jeżeli chcesz 

mnie  wynagrodzić  za  ten  prezencik,  miałbym  tylko  jedno 
życzenie... 

-Mianowicie? 
- Kawę - westchnął. 
-  Zaparzę  ci  ją  w  moim  najnowszym  nabytku.  Espresso, 

cappuccino czy latte ma... 

Nie dał jej dokończyć.   
- Kawę! - krzyknął. Dotarli do kuchni i usiedli. 
Max  rozłożył  się  wygodnie  pod  stołem.  Lena  zakręciła  się 

przy ekspresie do kawy. 

-  No,  jak  chcesz  -  bąknęła  przekornie.  -  Myślałam,  że 

zapunktuję... 

-  Ach,  serduszko  ty  moje,  u  mnie  już  dawno  uzyskałaś 

maksymalną  ilość  punktów.  Brakowało  mi  ciebie.  Dlatego 
wymigałem się od dalszej podróży. Ty mi obrzydziłaś... 

- Co? 
- ... zapał do podróżowania. Kiedyś nie mogłem się bez tego 

obyć, a teraz najchętniej nie opuszczałbym cię ani na sekundę. 
Chciałbym 

 

background image

z tobą zasypiać i budzić się u twojego boku. Nie wyobrażam 

sobie życia bez ciebie, Leno Fahrenbach. 

Zalała  ją  fala  szczęścia.  Krew  w  żyłach  pulsowała  w 

oszałamiającym tempie. 

- Ja bez ciebie również nie potrafię normalnie funkcjonować, 

Janie van Dahlen - wyznała. 

Chwycił ją w ramiona i namiętnie pocałował. Urzekła go tymi 

słowami. 

Potem wypił kawę i... zasnął w fotelu. 

background image

Tymczasem  Lena  oprowadziła  Maksa  po  posiadłości. 

Oczywiście  w  okamgnieniu  zaskarbił  sobie  sympatię 
wszystkich jej mieszkańców. 

- Powinniśmy    skombinować    ci kumpla 
- stwierdził Aleks. - Żebyś nie był samotny. Hektor też miał 

towarzystwo... 

- Może owczarka - zaproponowała Inge. 
- To genialne psiaki. Dorastałam z takimi. 
- Na nie trzeba uważać - rzekł Aleks. 
- Dlaczego? - dopytała Nicola. 
- Ponieważ są przerasowione - odparł Aleks. 
-  Dzisiaj  ludzie  hodują  różne  rasy  na  potęgę.  Ponadto 

urzędnicy wymyślili sobie głupie standardy, którym zwierzęta 
muszą  odpowiadać.  Śmieszne.  Obecnie  owczarki  mają 
zapadające  się  plecy,  co  potwornie  odbija  się  na  stanie  ich 
kręgosłupa i bioder. 

 

background image

- Straszne - bąknęła Nicola. - Dlaczego męczy się te biedne 

zwierzęta? 

-  Bo  niektórzy  upatrują  w  nich  symbol  wysokiego  statusu 

społecznego. 

Max uderzył Aleksa ogonem, jakby chciał powiedzieć: „Masz 

rację". 

Aleks pochylił się nad nim i go pogłaskał. 
-  Z  twoją  rasą  też  obchodzą  się  haniebnie,  młodzieńcze. 

Miejmy nadzieję, że z. tobą-wszystko w porządku. Martin by 
cię zbadał, niestety, nie ma go już wśród nas. 

- Poszukamy dla niego weterynarza - obiecał Daniel. - Może 

zwrócimy  się  po  poradę  do  doktora  Mertzingera?  On 
zastępował Martina. Pracowali razem. 

-  Absolutnie  nie.  Gdyby  Mertzinger  nie  poprosił  Martina, 

żeby pojechał za niego do pacjenta, Martin nie zginąłby w tym 
durnym wypadku... 

-  Przestań,  Aleks!  -  krzyknęła  Nicola.  -  Widocznie  tak 

musiało być. Bóg wezwał Martina do siebie. 

Aleks machnął ręką i się odwrócił. 
- Wracam do pracy - burknął. Max pobiegł za nim. 

background image

- Hej? Co to ma znaczyć? 
Aleks zatrzymał się i pogłaskał Maksa. 
- Mądry piesek -  pochwalił go. -  Od razu rozpoznał, kto się 

liczy  na  Słonecznym  Wzgórzu  i  kto  wstaje  jako  pierwszy. 
Lena, obawiam się, że go straciłaś, przynajmniej jako partnera 
do spania... 

- Też się tego obawiam - zaśmiała się. - Padnę ci do stóp, jeśli 

będziesz mi go wypożyczał na spacery. 

- OK - odparł i poszedł do remizy. 
Musiał  zrobić  tam  kilku  pomiarów,  istotnych  do  obliczeń 

Klausa. 

-  Co  mi  za  to  dasz?  -  wymamrotała  Nicola.  -  Dobrze,  że 

kobiety za nim nie latają jak te psiaki. 

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. 
-1 ja zmykam do roboty - powiedział Daniel. 
- Zabieram się z tobą - zawtórowała Inge. 
- A ja uciekam do siebie. Może Jan się już obudził. Chciał się 

przespać tylko godzinkę. 

- Cieszysz się, że przyjechał, prawda? Lena pokiwała głową. 
-  Tak,  Nicola,  bardzo.  Zaskakuje  mnie  za  każdym  razem. 

Wiedział, że byłam zrozpaczona 

 

background image

po  otruciu  Lady  i  Hektora  i  co?  Przywiózł  mi  nowego  psa. 

Uważa, że Max jest podobny do Hektora. 

-  Bo  jest  labradorem.  Ale  to  jedyna  wspólna  cecha  z 

Hektorem. Lenka, Max jest słodki, ale nasz Hektor... 

Nie  musiała  kończyć.  Rozumiały  się  bez  słów.  Lena  wiele 

zawdzięczała  Hektorowi.  Pomógł  jej  się  odnaleźć  na 
Słonecznym Wzgórzu. 

background image

Po przebudzeniu Lena miała wrażenie, że jest obserwowana. 

Otworzyła oczy i przekręciła się na bok. 

- Dzień dobry, moja piękna! Wyspałaś się? 
- spytał Jan. 
Lena westchnęła, wtulając się w jego obszerne ramiona. 
- Uhm... - mruknęła. 
Ekscytowała się jego bliskością, ciepłem i zapachem. 
Żeby  każdy  poranek  tak  wyglądał!  Cudownie  było  czuć  go 

przy sobie! Rozmarzyła się. 

Z błogiego bujania w obłokach wyrwało ją szczekanie Maksa, 

które dochodziło z podwórza. 

- Dunkelowie wyświadczyli nam przysługę, biorąc do siebie 

na noc Maksa - oznajmił Jan. 

-  Nie  musimy  go  wyprowadzać  i  możemy  napawać  się 

bliskością. 

background image

-  Ach,  ty  mój  kochany  egoisto  -  zachichotała  Lena.  -  My  z 

Maksem się bawimy, a inni sprawują nad nim pieczę. 

Przeczesał palcami jej włosy. 
Nareszcie trochę odrosły i nie przypominała już tybetańskiej 

zakonnicy. Do dziś Lena nie mogła zrozumieć, co jej odbiło, 
żeby obciąć się prawie na zapałkę. Wyładowała w ten sposób 
frustrację po sprzeczce z Thomasem, jej największą miłością. 

Thomas! 
Dziwne,  że  teraz  o  nim  pomyślała.  Przecież  bezpowrotnie 

wymazała  go  z  serca.  Pokochała  Jana  i  z  nim  wiązała 
przyszłość... 

Jan zauważył jej skwaszoną minę. 
Palcem  wskazującym  pomasował  zmarszczkę  między  jej 

brwiami. 

- Hej, chyba nie będziesz w taki poranek zadręczać się jakimiś 

problemami? 

- Nie - odparła. 
Nie  chciała  go  obarczać  swoimi  rozterkami.  Bez  sensu. 

Wprawdzie Jan znał jej historię, bo zakochał się w niej, kiedy 
jeszcze  traktowała  Thomasa  jak  narzeczonego,  jednak  żaden 
mężczyzna, nawet najbardziej tolerancyjny, nie 

background image

zniósłby  myśli,  że  jego  kobieta  po  upojnej  nocy  z  nim 

wspomina poprzednika. 

- Zastanawiałam się, jak zaplanujemy dzisiejszy dzień. 
- Bardzo prosto. Zjemy śniadanie, ty pójdziesz do firmy, a ja 

do  stanicy.  Popracujemy  i  po  południu  wybierzemy  się  na 
dłuższy spacer. 

- A co z obiadem? 
- Kotku, ja nie jestem urzędnikiem. Mam nienormowany czas 

pracy.  W  moim  zawodzie  posiłki  są  zbędnym  elementem. 
Często rezygnuje się z nich na rzecz napisania intrygującego 
artykułu czy reportażu. Obiady wybijają mnie z rytmu. Kawa 
stawia  mnie  na  nogi.  W  pracy  niczego  więcej  mi  nie  trzeba. 
Sprawiłaś  mi  ogromną  radość,  urządzając  dla  mnie  biuro  w 
stanicy. Tam mogę się skupić na obowiązkach. Nikt i nic mnie 
nie  rozprasza.  Dziękuję  ci  serdecznie,  kochanie,  że 
udostępniłaś mi kawałek swojego raju. 

Pocałował ją w czoło. 
-  Wieczorem  skoczymy  na  tajskie  jedzonko.  Polecono  mi 

przytulny lokal. 

- Nicola... - zaczęła mówić, ale on machnął ręką. 
 

background image

-  Znasz  mnie  przecież.  Nie  przepadam  za  takimi  spędami. 

Kiedy indziej zjemy u Dunkelów. Pierwszy wieczór chciałbym 
spędzić tylko z tobą. 

Szkoda,  że  Jan  stronił  od  mieszkańców  Słonecznego 

Wzgórza. U nich wspólne posiadówki były czymś oczywistym. 

Jan był typem samotnika. 
Wysunęła się delikatnie z jego objęć. 
-  Zapowiada  się  bajeczny  dzionek.  OK,  kochanieńki,  pora 

zwlec się z wyrka, bo go w końcu przegapimy. 

- Racja - szepnął. - Aha, moja piękna, mówiłem ci, że jestem 

przy tobie megaszczęśliwy? 

Zbiegł po schodach. Jakoś tak się przyjęło, że on korzystał z 

łazienki na parterze, a ona na piętrze. 

Thomas też tak robił. 
Nie!  Nie  będzie  go  rozpamiętywać.  Thomas  niech  się 

troszczy o swoją żonę Nancy, którą przed nią ukrył. 

Wyskoczyła  z  łóżka,  poczłapała  do  łazienki  i  odkręciła 

prysznic, żeby spłukać z siebie wspomnienia o Thomasie. 

Dawno o nim nie myślała. Dlaczego akurat teraz przyszedł jej 

do głowy? 

background image

Lena zajęła się pracą. Jednak, w przeciwieństwie do Jana, nie 

odpuściła sobie obiadu. Zjadła go z Dunkelami. Uwielbiała ich 
odwiedzać i zajadać się specjalnościami Nicoli. 

Mieszkańcy  Słonecznego  Wzgórza  szybko  się  zorientowali, 

że  Jan  unika  ich  towarzystwa.  Jakby  się  tu  nie 
zaaklimatyzował. Nie mieli mu tego za złe. Nawet jeśli któreś z 
nich miało z tym problem, zachowali to dla siebie, co w pełni 
odpowiadało Lenie. Choć wolałaby, żeby Jan integrował się z 
jej przyjaciółmi. Tyle że nie mogła go do niczego zmuszać. 

Z niecierpliwością czekała na wspólny spacer. 
Kiedy przekroczyła próg stanicy, Jan odłożył na kupkę stos 

papierów. 

-  Idealnie  się  zsynchronizowaliśmy  -  stwierdził.  -  Właśnie 

skończyłem. Niesamowite, ile 

 

background image

zaległości nadrobiłem w tej ciszy. Odgłosy wsi wpływają na 

mnie inspirująco. 

Wstał,  podszedł  do  niej,  wziął  ją  w  ramiona  i  pocałował 

namiętnie w usta. 

- Ślicznie wyglądasz, moja piękna. Lena była zakłopotana. 
- Tam z lewej już byliśmy - zmieniła temat. 
-  Chodźmy  w  drugim  kierunku.  Przejdziemy  się  brzegiem 

jeziora. 

 

- Całe jezioro Fahrenbach jest zjawiskowe 
- szepnął. Założył kurtkę i owinął się szalem. 
- Gotowy. 
Było  stosunkowo  chłodno.  Zimowe  słońce  pokryło  ziemię 

słabiutkimi  promieniami,  które  rozświetlały  urokliwy 
krajobraz. 

Lena  objęła  Jana.  Maszerowali  razem  wzdłuż  rzeki, 

ogrzewając się swoimi ciałami. Prowadzili ożywioną dyskusję. 

Nagle  Jan  przystanął,  ponieważ  zafascynowało  go  jedno  z 

drzew. 

- Wyjątkowy okaz - powiedział zdumiony. 
- Musi mieć ze sto lat... 
- To unikat - szepnęła Lena. - To drzewo życzeń. 
- Drzewo życzeń? 

background image

Pociągnęła go przez polanę do starego drzewa. 
- W jego pniu znajduje się wgłębienie, taka jama. Wkłada się 

do niej kartkę z życzeniami bądź marzeniami i łudzi nadzieją, 
że  kiedyś  się  spełnią.  Tę  jamę  można  również  wykorzystać 
jako skrzynkę na listy lub miłosne liściki. 

- Pewnie ty tak robiłaś. -Uhm... 
Okrążyli gruby pień drzewa. 
- Spójrz, w środku jest konspiracyjna skrzynka pocztowa. 
Sięgnęła  ręką  do  wgłębienia.  Coś  zaszeleściło  w  jej  dłoni. 

Stara, pożółkła kartka. 

-  Chyba  inni  też  odkryli  tę  skrytkę...  -  zaśmiał  się  Jan.  - 

Chodźmy  dalej.  Dobrze,  że  trafiliśmy  na  siebie  jako  dorośli 
ludzie. Ja raczej nie nadaję się na takie romantyczne rozrywki. 
- Nagle coś go zainteresowało. - Leno, spójrz, orzeł bielik! 

Podczas gdy on przyglądał się lotowi majestatycznego ptaka, 

Lena rozłożyła znalezioną kartkę. 

Lena, kocham cie. Jesteś jedyną kobietą, którą poślubię. 
 

background image

Zadrżała jej dłoń. Zgniotła kartkę i wcisnęła ją do kieszeni. 
Była skołowana i podenerwowana. Thomas napisał te słowa. 

Liścik leżał tu przez wiele lat. 

Właściwie dlaczego się zdenerwowała? 
Thomas  poślubił  inną  kobietę,  nie  ją.  Zgadzała  się  z  teorią 

Jana, że romantyczne gierki niczego nie gwarantują i o niczym 
nie świadczą. 

Dlaczego nie odniosła tej wiadomości do drzewa życzeń? Nie 

miała pojęcia. Zresztą to i tak nic by nie zmieniło. 

-  Idziemy,  kochanie  -  zawołała  Lena,  łapiąc  Jana  za  rękę.  - 

Nad  jeziorem  jest  więcej  ciekawych  zakamarków,  które 
chciałabym  ci  pokazać.  O,  na  przykład  naszą  chlubę,  czyli 
ekosystem  z  niezliczoną  ilością  roślin  i  zwierząt.  Żyją  tutaj 
zagrożone gatunki. 

- Leno Fahrenbach, coraz bardziej mnie zaskakujesz. Ciągle 

odkrywam w tobie coś nowego. Teraz obrończynię przyrody... 

-  I  jestem  z  tego  dumna.  Dopóki  żyję,  będę  bronić  jeziora  i 

otaczającej go natury. Nie ulegnę magii pieniądza. 

Jan pochylił się na nad nią i pocałował ją w czoło. 

background image

-  Kocham  cię,  moja  piękna.  Szanuję  w  tobie  to,  że  jesteś 

nieprzekupna i nie przeceniasz wartości pieniądza. 

- Ty mi w tym nie ustępujesz - stwierdziła. - Jak na człowieka 

urodzonego  w  zamożnej  rodzinie,  wiedziesz  dość  skromne 
życie. 

- Ponieważ już wcześniej zauważyłem, że tak naprawdę to, co 

można kupić, wcale się nie liczy. 

Zatrzymał się. Przytulił ją do siebie. 
Przeleciało nad nimi stado dzikich mew. Całowali się w rytm 

ich głosów. Zapomnieli o bożym świecie. Nie zwracali uwagi 
na mijających ich rowerzystów. 

background image

Lena  z  wyrzutami  sumienia  zaparkowała  przed  domem 

Sylvii.  W  trakcie  pobytu  Jana  zaniedbała  przyjaciółkę  i 
bliźniaki.  Tylko  dwa  razy  wybrali  się  na  jedzenie  do  jej 
gospody. 

Jan  wyjechał  i  nadeszła  pora,  żeby  ożywić  kontakty  z 

przyjaciółką. 

W  gospodzie  przy  ich  stałym  stoliku  siedzieli  Sylvia  i 

Markus, który zwykle o tej godzinie pracował w tartaku. 

- Co tu robisz? - spytała Lena. 
-  Przyglądam  się  moim  najnowszym  zdobyczom  -  odparł.  - 

Właśnie  wyszedłem  od  notariusza.  Sfinalizowałem  kupno 
budynku. 

-  Gratuluję  -  powiedziała  Lena.  -  Fajnie,  że  ten  dom  nie 

przemieni się w bezużyteczną ruinę. 

Sylvia i Markus odkupili od pani Lindner jej dom, w którym 

prowadziła  sklep  wielobranżowy.  Niestety,  supermarket  na 
nowym osiedlu 

 

background image

odebrał jej klientele. Przyczynił się do spadku jej dochodów. 

Z bólem serce zamykała sklep, będący własnością jej rodziny 
od kilku pokoleń. 

Markus  nie  potrzebował  ani  domu,  ani  sklepu.  Nie  chciał 

jedynie dopuścić, żeby to miejsce  dostało się w niepowołane 
ręce. 

- Co poczniesz z tym budynkiem? - dopytywała Lena. - Masz 

jakiś pomysł? 

Markus zachichotał. 
- Nie. Najpierw go wyremontuję. Pani Lidnder od wieków go 

nie odświeżała. A potem, kto wie, może poznam jakąś kobietę, 
która zagospodaruje parter do celów zawodowych. 

Ostatnie zdanie rozweseliło Lenę, bowiem wskazywało na to, 

że Markus wyleczył się już z miłości do jej szwagierki Doris. 

-  Można  by  go  zaadaptować  na  gabinet  lekarski  - 

podpowiedziała,  mając  na  myśli  swojego  przyrodniego  brata 
Christiana. 

Hm,  nie  powinna  była  mówić  tego  głośno.  Przypomniała 

sobie, że Yvonne sprzedała swój gabinet pediatryczny. 

Gdyby Yvonne... 
Nie! Stop! Nie może się zagalopować w swoich pobożnych 

życzeniach. 

 

background image

-  Odpada  -  zaprotestowała  Sylvia.  -  Jeżeli  któryś  z  lekarzy 

miałby się tu osiedlić, to tylko w pomieszczeniach po gabinecie 
weterynaryjnym 

Martina.  Niedawno  zaoferowałam  je 

Christianowi. 

Markus popukał ją w ramię. 
-  Nie  martw  się,  nie  będę  ci  wchodził  w  paradę.  Jednak 

rozważałem możliwość sprowadzenia do naszej wioski młodej, 
atrakcyjnej  pani  doktor  pediatrii,  która  mogłaby  się  we  mnie 
zakochać... 

Lenę    zamurowało.    Czyżby    Markus  był  jasnowidzem?  i 

Sylvia uśmiechnęła się. 

-  Śnij  dalej,  przyjacielu...  Choć  pewnie  bym  się  nie 

pogniewała,  gdybym  z  moimi  maluszka-mi  miała  blisko  do 
lekarza. 

Jak na zawołanie bliźniaki zaczęły płakać. 
Wszyscy podskoczyli - Sylvia i Lena, żeby pobiec do dzieci, a 

Markus do wyjścia. Wrzaski maluchów na razie go przerastały. 

-  Kiedy  odbędą  się  chrzciny?  -  zapytał  jeszcze  przed 

wyjściem. - Chyba nie chcesz wychować ich na pogan? Poza 
tym  chciałbym  zostać  ojcem  chrzestnym  z  wszelkimi 
szykanami. 

background image

- Wyluzuj, chłopcze. Ochrzcimy je na wiosnę 
- odparła żartobliwym tonem Sylvia. 
- Dlaczego tak późno? 
- Wiosną jest piękniej. Nicola uszyła dla Amalii zjawiskową 

sukieneczkę.  Przeparaduje-my  z  nią  przed  kościołem  i 
zaprezentujemy nasze śliczności. 

Martin wbił w przyjaciółkę posępny wzrok. 
- Uzależniasz chrzciny dzieci od ubranka? 
- Nie tylko, ale również od tego - odparła rozbawiona Sylvia. 
-  Napaliłem  się,  że  zostanę  chrzestnym  wcześniej.  Kup 

wszystkie potrzebne, w dodatku najdroższe rzeczy do chrztu w 
Bad  Helmbach.  Koszty  biorę  na  siebie...  Serio. Nie  pozwolę, 
żeby bliźniaki były tak długo nieochrzczone. 

-  Skoro  to  dla  ciebie  takie  ważne,  to  OK.  Trzymam  cię  za 

słowo. Zaopatrzę się w takie produkty, że kiedy przedłożę ci 
rachunek, padniesz. Dobra, zmykaj. Muszę się zająć dziećmi. 

Markus pocałował obie przyjaciółki i wyszedł. Lena wyjęła z 

łóżeczka Amalię, a Sylvia 

- Fryderyka. Bliźniaki ucichły jak na komendę. 
- Wiedzą, czego chcą i jak to osiągnąć - zarechotała Lena. 
 

background image

- Ach, rozpieściliśmy je - powiedziała Sylvia, bujając synka 

na rękach. 

Lena  nie  mogła  się  napatrzeć  na  te  dwa  cuda.  Rosły  jak  na 

drożdżach. 

I  ona  pragnęła  dzieci.  Tyle  że  najpierw  musiałaby  być 

mężatką. Thomas ją zwodził. Z wiadomych względów. Był już 
żonaty. 

A Jan? 
On na każdym kroku udowadniał jej, ze ją kocha. Jednak nie 

oświadczył się, nie poprosił o rękę... Słowo „ślub" nigdy nie 
wyszło z jego ust. Czy za szybko spodziewała się wiążącego 
wyznania? 

- Sylvia, zazdroszczę ci. Najchętniej ukradłabym ci bliźniaki. 
-  Chwilę  później  byś  mi  je  zwróciła.  Wierz  mi. 

Wychowywanie  dzieci  to  ciężki  kawałek  chleba.  Ale  nie 
oddałabym ich za nic w świecie. 

Fryderyk zasnął. Sylvia odłożyła go do łóżeczka. Amalia zaś 

rozglądała się dookoła swoimi wielkimi oczami. 

Lena uważała, że była podobna do taty. 
-  Chodź,  wracamy  do  stołu.  Weźmiemy  naszą  myszkę  ze 

sobą. Jeśli chcesz, odciążę cię. Trochę potrwa, zanim Amalia 
zaśnie... 

 

background image

- O nie, nie pozbędę się jej. Nie bój nic, mogłabym ją nosić na 

rękach godzinami. Jejku, jaka ona śliczna... 

Sylvia pokiwała głową. ? 
-  Coraz  bardziej  robi  się  podobna  do  Martina.  Nie  tylko 

wizualnie. Spogląda na mnie jak on. - Łzy napłynęły Sylvii do 
oczu.  -  Lena,  on  tak  pragnął  tych  dzieci.  Nie  mógł  się  ich 
doczekać...  Dlaczego  umarł,  zanim  je  zobaczył?  Nigdy  nie 
wybaczę  tego  Bogu.  Za  wcześnie  zabrał  mi  Martina.  Gdyby 
chociaż umożliwił mu uczestnictwo w narodzinach dzieci... 

Lena  doskonale  rozumiała  ból  przyjaciółki.  Ona  i  Martin 

kochali się ponad wszystko. Byli idealnie dobraną parą, pełną 
nadziei,  namiętności...  I  potem  Martin  znalazł  się  o 
nieodpowiedniej  porze  w  nieodpowiednim  miejscu.  Życie 
bywa niesprawiedliwe. Mimo to oskarżanie Boga niczemu nie 
służy. 

Wbrew  wcześniejszym  zapowiedziom  Amalia  zasnęła  po 

chwili.  Lena  ułożyła ją  wygodnie  w  łóżeczku,  pogłaskała  po 
główce.  Następnie  położyła  rękę  na  ramieniu  przyjaciółki  i 
usiadła. 

- Sylvia, nie oszukuj się. Gdyby Martin przeżył do narodzin 

dzieci, mówiłabyś, że Bóg 

 

background image

powinien pozwolić mu doczekać do ich pierwszych urodzin... 

A  potem  do  drugich.  Nie  istnieje  coś  takiego,  jak  właściwy 
moment  na  śmierć  naszych  najbliższych.  Wspomnień  zwią-
zanych z Martinem nikt nie wymaże z twojej pamięci... 

- Łatwo ci mówić. 
- Sylvia, ja też straciłam ludzi, których bardzo kochałam. 
Przyjaciółka przełknęła ślinę. 
- Przepraszam. Oczywiście masz rację. Ale cholernie ciężko 

mi się pogodzić z tą sytuacją. 

- Domyślam się... Sylvia napiła się herbaty. 
-  Co  słychać  u  Christiana?  -  zapytała.  -  Dawno  się  nie 

odzywał.  W  domu  trudno  go  zastać.  Ciągle  włącza  się 
automatyczna sekretarka. Nie lubię się na nią nagrywać. 

-  Ą  powinnaś.  Skąd  ma  wiedzieć,  że  próbowałaś  się  z  nim 

skontaktować?  Ma  sporo  dyżurów  w  szpitalu,  jeździ  do 
chorych na wizyty domowe... 

-  To  sympatyczny  człowiek.  Będę  mu  wdzięczna  do  końca 

moich dni za to, że pomógł mi przy porodzie. Bez niego chyba 
bym 

 

background image

zbzikowała.  Fajnie  by  było,  gdyby  kontynuował  swoją 

praktykę lekarską w Fahrenbach. Nie możesz go nakłonić? 

Lena potrząsnęła głową. 
- To niemożliwe. Mnie też by satysfakcjonowała taka wersja 

wydarzeń,  bo  mieszkałby  blisko  mnie.  Świetnie  się 
dogadujemy. Tyle że sam powinien podjąć taką decyzję. 

- Owszem. Zaproszę go do nas pod jakimś pretekstem. Niech 

się jeszcze raz przekona, że jakość życia na wsi nie odbiega od 
tego  w  mieście.  Niech  się  zachłyśnie  czarem  naszych 
krajobrazów... 

Lena się zaśmiała. 
- Mnie nie musisz zachwalać Fahrenbach. Mimo że się tu nie 

urodziłam, za nic stąd się nie wyprowadzę. 

Sylvia machnęła ręką. 
- Ty jesteś Fahrenbachem z krwi i kości. 
-  No,  ale  nie  każdy  tu  wytrzymuje.  Na  przykład  Doris. 

Kochała  Markusa,  a  zerwała  z  nim,  ponieważ  ewidentnie 
należy do miasta wraz z jego hałasem, spalinami... Prawdziwy 
mieszczuch.  W  Chäteau  we  Francji  albo  by  sfiksowała,  albo 
zapiła się na śmierć. 

 

background image

- Faktycznie. My jesteśmy specyficzni. Twój brat Jörg też nie 

był bez winy. Poświęcał jej za mało czasu, kiedy mieszkali we 
Francji. Macie nowe wieści? 

Lena potrząsnęła głową. 
- Nie... Muszę się pogodzić z jego śmiercią, ale nie potrafię. 

Rozum mówi tak, serce nie. 

-  No  tak  -  westchnęła  Sylvia.  -  Tym  bardziej,  że  nie  masz 

czego opłakiwać. Wydaje mi się, że z człowiekiem można się 
naprawdę  pożegnać,  jeśli  się  widzi  jego  ciało,  łatwiej  wtedy 
zrozumieć,  że  nie  żyje.  Ty,  niestety,  będziesz  zawsze  sobie 
tłumaczyć, że Jörg tylko zaginął. 

Lena  chciała  coś  powiedzieć,  ale  w  tym  momencie  w 

drzwiach stanęła Nicola z dużą torbą w ręku. Przywitała się z 
Sylvią i zaczęła rozpakowywać zakupy. 

Malutki  garniturek  dla  Fryderyka  i  dwie  cudne  sukieneczki 

dla 

Amalii. 

Prawdopodobnie 

podświadomie 

Nicola 

faworyzowała  dziewczynki.  Merit  również  miała  u  niej 
większe przywileje niż Niels. Zapewne dlatego, że sama uro-
dziła córeczkę. 

Sylvia pisnęła z radości. Lena uznała, że powinna się zbierać. 

Miała mnóstwo pracy. 

 

background image

Pożegnała się i w czasie powrotu do domu znowu rozmyślała 

o tym, jak pięknie by było, gdyby Yvonne otworzyła praktykę 
w Fahrenbach. 

W okolicy nie było żadnego pediatry, więc mieliby mnóstwo 

klientów.  Ponadto  na  nowe  osiedle  sprowadzało  się  coraz 
więcej rodzin z małymi dziećmi. 

Yvonne i Markus mogliby się w sobie zakochać... Normalnie 

historia rodem z harlequina... 

Cóż,  takie  romanse  zdarzają  się  tylko  w  książkach.  Lena 

nawet nie wiedziała, czy Yvonne była wolna. 

Kiedy  zaparkowała  samochód,  Max  przybiegł  do  niej  z 

szybkością rakiety. 

-  Cześć,  mój  włóczykiju.  Znowu  uciekłeś  od  Aleksa?  - 

spytała, głaszcząc go po puszystej sierści. 

Max  kroczył  tuż  przy  jej  nodze.  Usiadł  przed  drzwiami 

wejściowymi i spoglądał błagalnym wzrokiem na gzyms, gdzie 
stała puszka ze smakołykami. Oblizał się i pomachał ogonem . 

Lena zdjęła puszkę i wysypała parę psich ciasteczek. 
Nie złamała się, kiedy pocierał grzbietem ojej łydki.   
 

background image

- Nie, Max... Wystarczy. 
Odwrócił się i pognał przez podwórze. Chyba się obraził. 
Lena  weszła  do  środka.  Wzdrygnęła  się,  ponieważ 

niespodziewanie zabrzęczał telefon. 

Podniosła słuchawkę i zamarła, kiedy rozpoznała rozmówcę. 
Linus! Syn Friedera, który uciekł  od rodziców, zaszył się w 

jakiejś kryjówce i nie zamierzał jej opuszczać do ukończenia 
osiemnastego roku życia... 

Nic dziwnego. Odesłali swojego jedynego syna do internatu. 

Nie słuchali jego wołania o pomoc. A kiedy próbował popełnić 
samobójstwo,  umieścili  go  w  internacie  o  zaostrzonym 
rygorze,  skąd  w  końcu  uciekł.  Lena  była  szczęśliwa,  że 
utrzymywał z nią kontakt. 

- Linus, miło słyszeć twój głos. Jak się miewasz? 
-  Ach,  ciociu  Leno,  ujdzie.  Czasami  trudno  się  odnaleźć 

pośród obcych ludzi, jeśli nawet są twoimi przyjaciółmi. 

- Tęsknisz za rodzicami? 
Normalnie  nie  zadałaby  mu  tego  pytania,  ale  dawno  się  do 

niej nie odzywał. 

 

background image

- O Chryste Panie, ciociu, co za głupie pytanie... Przepraszam. 

Wiesz przecież, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Oni dla 
mnie nie istnieją. Z tobą jest inaczej. Ciebie mi brakuje. 

- Jeśli chcesz, przyjadę do ciebie w odwiedziny. Możemy się 

gdzieś umówić. 

Zaśmiał się. 
-  Ciociu,  słodka  jesteś.  Nie  przechytrzysz  mnie.  Nie, 

spotkanie byłoby zbyt ryzykowne. Nie ufam im. W chwilach 
słabości  zaciskam  pięści  i  jakoś  leci.  Już  niedługo  będę 
pełnoletni i wtedy się zobaczymy. 

- Nie mogę się doczekać, Linus. 
- Ciociu, czy w pobliżu Fahrenbach jest jakiś uniwersytet? 
- Nie w bezpośredniej okolicy. Chcesz studiować? 
- Tak. Najprawdopodobniej naukę o komunikowaniu się albo 

dziennikarstwo. Marzy mi się zawód dziennikarza. 

- Świetnie, Linus. Dobrze się składa, ponieważ znam kogoś, 

kto  mógłby cię odpowiednio pokierować. Mój przyjaciel Jan 
van  Dahlen  jest  bardzo  dobrym  dziennikarzem.  To  z  nim 
byłam na koncercie. 

 

background image

-  Aha,  napisał  fascynujące  reportaże  o  wulkanach.  Ma 

fantastyczny styl. 

- Przekaże mu twoje komplementy. Ucieszy się. 
-  Zapytaj  go,  co  powinienem  studiować.  Ciociu,  muszę 

kończyć. Chciałem ci tylko powiedzieć, że u mnie wszystko w 
porządku. Obiecałem ci. Nie martw się o mnie. Amy już mi się 
przejadła. Teraz modna jest Duffy. 

-  Mieliśmy  z  Janem  bilety  na  koncert  Duffy,  ale  nie 

dotarliśmy na niego. 

-  Ojej,  przegapiłaś  nietuzinkową  okazję,  ciociu  Leno. 

Okrzyknąłem ją rewelacją rynku muzycznego, jak jeszcze nie 
mówiono  o  niej  w  kuluarach.  Obecnie  zgarnia  wszystkie 
nagrody. Ciociu, następnym razem musisz iść na koncert. OK, 
kończę. Przypuszczam, że oni mogli założyć mi podsłuch. 

Czyżby Frieder był zdolny aż do takiej nikczemności? 
Nie, nie posunąłby się tak daleko. 
- Kiedy znowu się zameldujesz? 
-  Wkrótce,  ciociu.  Cieszę  się,  że  odebrałaś  telefon.  Do 

usłyszenia. Aha, wiesz co, uczę się między innymi dla ciebie, 
żebyś mogła być ze mnie dumna, i dla dziadka. On był taki jak 
ty. 

 

background image

Lena się wzruszyła. 
- Linus, on byłby z ciebie bardzo dumny i jestem pewna, że 

czuwa nad tobą z nieba. 

Linus zachichotał. 
- Ciociu, chyba sama w to nie wierzysz? 
- Wręcz przeciwnie. Wierzę.   
- Super. Dobra, kończę. Buziaki. 
-  Buziaki  i  do  następnego  razu.  Dziękuję,  że  zadzwoniłeś. 

Kocham cię. 

Linus był wspaniałym dzieckiem, a właściwie dorastającym 

chłopcem, ciepłym, serdecznym, ambitnym i wrażliwym. 

Z pewnością nie odziedziczył tych cech po rodzicach. 

background image

Następnego ranka Lena zastała Daniela i Inge Koch w biurze. 

Zdaje  się,  że  oboje  gorączkowo  nad  czymś  debatowali  i  nie 
osiągnęli porozumienia. Popatrzyli niepewnie na Lenę. 

- Jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - spytała. 
- Hm, tak... Chcesz kawy? - wyjąkał Daniel. 
- Akurat zaparzyłam świeżą - zawtórowała mu Inge. 
- Jeśli ona ułatwi nam rozmowę... - zaśmiała się Lena. 
- Gdzie ją wypijemy? W twoim biurze? 
- Może tak być. Chodźmy. 
Daniel  i  Inge  spuścili  głowy,  co  zaintrygowało  Lenę. 

Atmosfera była lekko napięta. 

Lena ustawiła filiżanki, Inge nalała do nich kawy i cała trójka 

usiadła naprzeciwko siebie. 

Daniel wyrwał się jako pierwszy. 
 

background image

- Wczoraj wieczorem byliśmy na nowym osiedlu we włoskiej 

restauracji.  Inge  mnie  zaprosiła,  ponieważ  pęka  ze  szczęścia, 
że  może  tu  mieszkać  i  pracować.  Odwdzięczyła  mi  się  za 
załatwienie jej tej posady. 

„I z tego powodu robią tyle zamieszania?", zdziwiła się Lena. 
-  Byliśmy  tam  dość  późno  -  wtrąciła  Inge.  -  Mimo  to  w 

restauracji roiło się od gości. 

„Brawa  dla  Włocha",  mruknęła  pod  nosem  Lena.  Niech 

wreszcie przejdą do sedna, a nie owijają w bawełnę. 

- Przy stole obok - kontynuował Daniel - siedział Koller. 
Mina Leny błyskawicznie się zmieniła. 
- Był podchmielony - uzupełniła Inge. - pospieszała ich Lena. 
- Gadał z trójką jakichś typków o tobie. 
-  Domyślam  się,  że  raczej  nie  w  superlatywach.  Nie 

odstąpiłam  mu  miejsca  do  cumowania  i  nie  wydzierżawiłam 
ziemi na polowania. 

- Plótł bzdury, ale potem... 
Daniel  przerwał,  zerknął  na  Inge,  jakby  się  upewniał,  czy 

powinien dalej mówić. Pokiwała głową. 

 

background image

Lena powoli traciła cierpliwość. Fakt, że Koller przesadził z 

alkoholem,  interesował  ją  tyle  samo,  co  afera  ryżowa  w 
Chinach. 

Jednak następne słowa Daniela mocno nią wstrząsnęły. 
-  Lena,  on  wyraził  się  dość  dosadnie.  Takie  babsztyle 

wykańczam bez skrupułów. Trzeba uderzyć w ich słaby punkt. 
Na  pewno  wciąż  wyje  po  utracie  swoich  dwóch  kundli. 
Rozprawiłem się z nimi bez problemu. 

Potwierdziły się wcześniejsze podejrzenia Leny. 
-  Długo  się  zastanawialiśmy,  czy  powinniśmy  panią  o  tym 

informować, pani Fahrenbach -powiedziała Inge. - O ile się nie 
mylę, nie możemy pociągnąć go do odpowiedzialności tylko na 
podstawie tego, co  bełkotał w stanie upojenia alkoholowego. 
Wyprze się wszystkiego, a my nie mamy dowodów. 

-  Dobrze,  że  mnie  o  tym  powiadomiliście.  Ja  tego  tak  nie 

zostawię. 

- Co chcesz zrobić, Lena? - zapytał Daniel. 
- Na razie nie mam pojęcia. Przemyślę to... Moja intuicja mnie 

nie zawiodła. Nikt w Fahrenbach nie byłby zdolny do takiego 
bestialskiego 

 

background image

czynu.  Nikt,  poza  wrednym  Kollerem,  który  od  samego 

początku  był  nieuprzejmy.  Mnie  i  Sylvię  potraktował  jak 
prostaczki, niedorozwinięte wieśniaczki. Sylvia go nie znosi. A 
chciałyśmy  go  przyjaźnie  powitać  i  podarować  mu  nasz  ro-
dzimy chleb oraz portugalską sól morską. 

- Rzuciłyście perły przed wieprze - zawołał Daniel i wstał. - 

Cieszę  się,  że  już  wiesz,  Lena...  Daj  znać,  jeśli  będziesz 
zamierzała  podjąć  jakiekolwiek  kroki.  I  nie  denerwuj  się. 
Hektora i Lady nie wskrzesimy... 

- Poniesie karę za swoje okrucieństwo  -  powiedziała  Inge. - 

Na sto procent. Bóg mu nie daruje. 

-  Ach,  nie  byłbym  takim  optymistą.  Czasami  łotrom  i 

bydlakom draństwo uchodzi na sucho. 

Zabrzęczał telefon Leny. 
Daniel i Inge opuścili biuro. Lena odebrała. 
Dzwonił klient, który prosił o przesunięcie terminu płatności. 

Plus  dla  niego,  że  okazał  skruchę  i  zgłosił  się  do  niej  sam  z 
siebie. Najgorzej - było z tymi, którzy się migali i nie reagowali 
na upomnienia. 

Wyznaczyła  mu  inny  termin  i  powędrowała  myślami  do 

Kollera, mordercy Hektora i Lady. 

 

background image

Co powinna zrobić? 
Ciąganie się po sądach nie było w jej stylu. 
Stanęła przy oknie i wyjrzała na podwórze, gdzie hasał Max, 

uganiając się za jakąś kartką zwiewaną przez wiatr. 

Wzruszający  obrazek.  Fajnie,  że  Jan  podarował  jej  Maksa. 

Mała psinka od razu podbiła jej serce. 

Aleks również w nim się zakochał, Max nie odstępował go na 

krok.  Aleks  był  wspaniałym  człowiekiem,  pełnym 
pozytywnych cech. 

Znów  zadźwięczał  telefon.  Wzdrygnęła  się  i  podeszła  do 

biurka. 

- Lena Fahrenbach - zawołała do słuchawki energicznie. 
-  Cześć,  Lena  -  odezwała  się  jej  szwagierka  Doris.  -  Masz 

chwilkę czy ci przeszkadzam? 

-  Ty  mi  nigdy  nie  przeszkadzasz.  Miło,  że  dzwonisz.  Co  u 

ciebie? 

-  Super!  Szczerze!  Decyzja  o  wyniesieniu  się  do  miejskiej 

dżungli okazała się trafna. Tu jestem innym człowiekiem, choć 
nieustannie  rozmyślam  o  Markusie.  Nasz  związek  nie  miał 
przyszłości... Ale nie o tym chciałam pogadać. Wyobraź sobie, 
pan Brodersen awansował mnie 

 

background image

na  osobistą  asystentkę,  co  oznacza  więcej  interesujących 

zajęć, odpowiedzialności, no i pieniędzy. Stukrotne dzięki, że 
poleciłaś mnie na to stanowisko. 

- Stop! Nic mi nie zawdzięczasz. Sama tam się wkręciłaś. Nie 

zapominaj, że startowałaś jako telefonistka. Gratuluję ci! 

Doris  rozpłynęła  się  w  zachwycie  nad  swoim  obecnym 

życiem. Rzeczywiście się zmieniła. Na lepsze. 

Plotkowały jeszcze  chwilkę,  kiedy  zadzwonił  telefon  Doris. 

Obiecały  sobie  na  koniec,  że  niebawem  się  spotkają  i  się 
rozłączyły. 

Lena  odłożyła  słuchawkę  z  uśmiechem  na  ustach.  Lubiła 

Doris. Bardziej niż rodzeństwo. Zresztą Holgera także wołała 
niż Grit i Friedera. 

Ponownie skierowała swoje myśli ku Kollerowi. Zmierziło ją 

to, czego dowiedziała się od Inge i Daniela. 

Przypomniała  sobie  słowa  taty:  „Jeśli  w  jakiejś  sprawie  nie 

możesz  natychmiast  podjąć  sensownej  decyzji,  prześpij  się  z 
nią. Rano znajdziesz rozwiązanie". 

Głębokim  oddechem  stłumiła  narastające  w  niej  smutek  i 

wściekłość. Wyjęła z kieszeni 

background image

kartkę,  na  której  zapisała  numer  telefonu  do  pani  doktor 

Christiny von Orthen. 

Lekko zestresowana wykręciła numer. 

background image

Jej  obawy  okazały  się  bezpodstawne.  Christina,  ku  jej 

zaskoczeniu, była bardzo otwarta. Lena ciągle nie wierzyła, że 
właśnie  siedzi  w  samochodzie  i  jedzie  do  niej.  Połowę 
czterogodzinnej  drogi  miała  już  za  sobą,  reszta  powinna 
przebiegać  równie  spokojnie  i  bezproblemowo,  ponieważ 
wjechała  na  rzadko  uczęszczaną  autostradę,  gdzie  nie 
wpuszczano tirów i ciężarówek. 

Christina  mieszkała  w  Hogenthal,  niewielkiej  miejscowości 

wolnej od tłumu turystów. Ale ten aspekt był Lenie zupełnie 
obojętny,  bo  nie  szukała  wrażeń.  Chciała  odwiedzić  kobietę, 
której  jej  tata  coś  pozostawił  i  która  przypadła  jej  do  gustu, 
jeszcze  zanim  odkryła,  kim  jest  Christina  von  Orthen  i  co  ją 
sprowadziło do Fahrenbach. 

Co pozostawił jej tata? Na pewno coś więcej niż list. 
 

background image

List  znajdował  się  prawdopodobnie  w  paczuszce.  Lenę 

zżerała  ciekawość,  jaką  zawierał  treść.  Raczej  tego  się  nie 
dowie. I dobrze. Ona swój list skrzętnie schowała. Za każdym 
razem, gdy dopadał ją podły nastrój, wyciągała go i napawała 
się jego pozytywną energią. 

Lenie nie mieściło się w głowie, że Frieder i Grit zniszczyli 

listy  bez  wcześniejszego  ich  przeczytania.  Bo  nie  dostali 
więcej  „pieniędzy?  Pieniądze,  pieniądze,  pieniądze, 
konsumpcja,  konsumpcja,  konsumpcja...  Takie  wyznaczyli 
sobie priorytety. 

Lena  złościła  się  na  siebie,  że  bezustannie  rozmyślała  o 

rodzeństwie  i  ich  niezrozumiałych  przesłankach  większości 
poczynań. Dlaczego nie odetnie się od nich raz na zawsze? 

Przysparzali jej jedynie zmartwień. Grali jej na nerwach. Nie 

mogła im w niczym dogodzić. Nawet gdyby stanęła przed nimi 
na  rzęsach,  i  tak  by  ją  skrytykowali  i  domagali  się  bardziej 
skomplikowanych wygibasów. 

Ach, nie będzie się teraz nakręcać, bo popsuje sobie humor. 

Pomyślała o Janie. On był czymś w rodzaju wygranej na loterii. 
Kochała go za normalność, skromność i pokorę. Nie obnosił się 

 

background image

ze  swoim  bogactwem.  Z  reguły nosił  dżinsy,  starą  skórzaną 

kurtkę,  jeździł  samochodem  średniej  klasy.  Czasami 
podróżował  prywatnym  odrzutowcem.  Ale  tylko  w 
wyjątkowych  sytuacjach.  Raz  skorzystał  z  tej  sposobności, 
żeby szybciej znaleźć się u jej boku. 

Z  Janem  wszystko  układało  się  perfekcyjnie.  Lena  z 

niecierpliwością  wyczekiwała  dnia,  aż  się  jej  oświadczy. 
Zgodzi się bez wahania. 

Lena van Dahlen! Brzmi wspaniałe. 
Rozkojarzona  omal  nie  przeoczyła  zjazdu  do  Hogenthal. 

Skręciła w ostatniej chwili. 

Na  szczęście  autostrada  była  niemal  pusta.  Inaczej 

spowodowałaby wypadek. Jeszcze tego brakowało! 

Hogenthal było zaskakująco ładną miejscowością z wieloma 

zadbanymi domkami z muru pruskiego. 

Akurat  odbywał  się  cotygodniowy  targ.  Na  rynku  panował 

rozgardiasz. Przekupki przekrzykiwały się jedna przez drugą. 

Christina  mówiła  Lenie,  żeby  okrążyła  rynek  i  skręciła  w 

Marktstrasse.  Tak  też  zrobiła.  Potem  skręciła  przy  starym 
kasztanowcu  w  prawo  w  Brunnengasse.  Tam  okrążyła  do 
połowy jakąś 

 

background image

studnię,  pojechała  prosto  i  zatrzymała  się  na  końcu 

Stichstrasse,  przy  domku  Christiny  z  przepięknym,  rajskim 
ogrodem. 

Lena mimowolnie wyobraziła sobie tatę przed tą posesją. Na 

pewno by się tu odnalazł. 

Wysiadła.  Popchnęła  skrzypiącą  furtkę  i  poszła  żwirową 

ścieżką,  obrośniętą  po  obu  stronach  bukszpanami.  Podobnie 
jak w Chateau. 

Christina stanęła w drzwiach.           
Miała  na  sobie  długie,  czarne  spodnie,  kaszmirowy  golf  z 

cienkiej wełny w delikatnym odcieniu beżu i złoty medalion. 

Lena zastanawiała się, czy w tym medalionie nosiła zdjęcie jej 

taty. 

- Witam serdecznie - powiedziała Christina, podając jej dłoń. 
Obie panie uśmiechnęły się do siebie i weszły do przedsionka. 

Lena powiesiła płaszcz i razem z Christiną weszły do salonu. 

- Proszę usiąść. Napije się pani kawy czy herbaty? 
- Kawy. 
- To przeproszę panią na momencik - powiedziała Christina i 

zniknęła za polakierowanymi na biało drzwiami. 

 

background image

Lena miała ochotę się rozejrzeć. 
Znajdowała  się  w  dwóch  połączonych  pomieszczeniach.  W 

tylnym  znajdowały  się  regały  z  książkami,  kominek  i  dwa 
przytulne  fotele.  W  przednim  zaś  stała  przepiękna 
biedermeierowska  szafa,  śliczna  komoda,  sofa,  fotel, 
prostokątna ława oraz szafka na telewizor. 

Obok  dwuskrzydłowych  drzwiczek,  prowadzących  do 

ogrodu,  stał  antyczny  drewniany  stół  z  kompletem  zręcznie 
wypolerowanych  krzeseł  oraz  regalik,  w  którym  gospodyni 
zapewne przechowywała naczynia. Na ścianach wisiały obrazy 
z różnych epok. 

Wróciła Christina. 
-  Zdradzić  pani  sekret?  -  zapytała  rozbawiona.  -  Fotel,  w 

którym  pani  teraz  siedzi,  należał  do  ulubionych  mebli 
Hermanna. 

Niesamowite!  Dlaczego  wybrała  akurat  ten  fotel?  Przecież 

miała  więcej  mebli  do  wyboru.  Zbieg  okoliczności  czy 
przeznaczenie? 

Wyobrażała  sobie  tatę  siedzącego  w  tym  miejscu  i 

rozmawiającego  z  Christiną.  Żeby  nie  pogrążyć  się  w 
sentymentalnym  nastroju,  wyjęła  z  torebki  paczuszkę  i 
przesunęła ją po stole. 

 

background image

- Skąd ją pani ma? - spytała Christina. - Hermann nie żyje już 

sporo czasu. Dlaczego dopiero teraz... 

- Ponieważ był drugi testament - weszła jej w słowo Lena, po 

czym  pokrótce  opowiedziała  Christinie  o  niepochlebnych 
relacjach między nią a jej rodzeństwem oraz o tym, że część 
swojego  spadku  przeznaczyła  na  rzecz  fundacji,  by  wesprzeć 
młodych,  zdolnych  ludzie-pochodzących  z  patologicznych  i 
biednych  rodzin.  -  Tatuś,  zakładając  Fundację  Hermanna 
Fahrenbacha,  zapoczątkował  fantastyczna  inicjatywę.  Nie 
rozumiem tylko, dlaczego o tym nie mówił. Przecież z takich 
przedsięwzięć  powinno  się  być  dumnym...  -  Zerknęła  na 
Christinę von Orthen. - Wiedziała pani o fundacji? 

Christina odstawiła filiżankę. 
-  Tak  -  odparła.  -  Wspierałam  Hermanna  w  działalności 

charytatywnej.  Ponadto  złożyłam  stosowne  oświadczenie, 
żeby majątek po moim odejściu w całości przepisano na konto 
fundacji. 

Lena  była  poruszona.  Nie  z  powodu  hojności  i 

wspaniałomyślności 

Christiny, 

lecz 

dlatego, 

że 

bezinteresownie zaangażowała się w dobroczynną ideę jej taty. 

background image

Carla  Aranchez  de  Moreira,  zwana  również  jej  matką,  nie 

wydałaby ani centa na kogokolwiek. Prędzej strzeliłaby sobie 
w kolano. 

Lenę zasmucił trochę fakt, że tata nie wtajemniczył jej w swój 

tak szlachetny zamysł. 

- Tatuś i ja byliśmy sobie bardzo bliscy. Dlaczego nigdy nie 

wspomniał  o  fundacji?  Byłabym  dumna  z  niego  i  go 
wspomagała. 

- Może nie chciał pani obarczać dodatkowymi zajęciami. Pani 

i tak ma dużo pracy. Firma niemal całkowicie panią pochłania. 
Poza  tym  Hermann  był  zdolnym,  ambitnym  człowiekiem. 
Uczynił wiele dobrego. Oprócz fundacji pomagał także innym 
instytucjom.  Pani  podąża  jego  śladami.  Pani  tata  uwielbiał 
panią.  Wiedział,  że  pani  go  nigdy  nie  zawiedzie.  Dlatego 
powierzył pani Słoneczne Wzgórze. Podziwiał pani dbałość o 
tradycję. 

Więc rozmawiał z nią o tym. W sumie dlaczego by nie? W 

końcu wiedziała wszystko o Friederze, Jórgu i Grit. 

Lena nie przewidziała tego, że uczucie osamotnienia uderzy 

w  nią  z  taką  siłą  i  to  właśnie  teraz.  Odrodziła  się  w  niej 
potworna tęsknota za tatą. 

 

background image

- Przyjrzała się pani siedzibie fundacji? - spytała Christina. 
- Nie, jeszcze nie. 
-  Jeśli  pani  chce,  możemy  pojechać  tam  razem.  Hermann 

zabrał mnie do niej parę razy. 

- Chętnie - odpowiedziała Lena. Christina siedziała w fotelu. 

Trzymała małą 

paczuszkę  na  kolanach  i  prawdopodobnie  podświadomie 

delikatnie muskała palcami jej opakowanie. 

Christina  von  Orthen  była  uprzejmą,  dystyngowaną, 

kulturalną damą. Doskonale pasowała do ojca Leny. Szkoda, 
że los ich rozdzielił. 

-  OK,  ja  zmykam  -  odezwała  się  Lena.  -  Wypełniłam  moją 

misję. 

-  Absolutnie  wykluczone.  Przenocuje  pani  u  mnie.  Nie 

wypuszczę pani z domu. Nie będzie pani jechała kolejne cztery 
godziny.  I  nie  przyjmuję  żadnych  wymówek.  Pożyczę  pani 
piżamę albo koszulę nocną. Utniemy sobie babską pogawędkę. 
Ciekawi mnie, jak się pani układa w związku, jak się miewają 
Hektor i Lady i co u pani brata Jórga... 

Tyle pytań? Żeby na nie odpowiedzieć, potrzeba ładnych paru 

godzin. No, ale obie nie 

 

background image

mają nic do stracenia. Christina znała relacje w ich rodzinie z 

opowieści taty. 

- A paczuszka? - spytała Lena. 
Christina napiła się kawy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. 
- Później ją rozpakuję, jak będę sama. W moim wieku można 

zaczekać... 

Lena zaczęła rozprawiać o swoim życiu. 

background image

Lena wierzyła w przeznaczenie, zrządzenie losu i wiedziała, 

że jeśli dwie osoby należały do siebie, prędzej czy później się 
odnajdą. 

Doktor Christina von Orthen, wielka miłość jej taty, nie może 

tak  po  prostu  zniknąć  z  jej  życia.  Paczuszka  była  znakiem  z 
niebios i pretekstem do kolejnego spotkania. Obie jednogłośnie 
uznały, że już nie stracą się z oczu. Nadawały na tych samych 
falach.  Kierowały  się  podobnymi  przesłankami.  Obiecały 
sobie,  że  będą  się  odwiedzać,  dzwonić  do  siebie  i  wspólnie 
zarządzać Fundacją Hermanna Fahrenbacha. 

Rozpromieniona  Lena  zbiegła  w  dół  podwórza,  kiedy 

zauważyła samochód podjeżdżający na parking. 

Natychmiast  go  rozpoznała.  Ten  czerwony,  poobijany 

zardzewiały  gruchot  był  własnością  Babette  Hagemann. 
Pewnie 

 

background image

przyjechała  do  Daniela.  Świetnie  się  składało,  bo  akurat 

chciała z nią pogadać. 

-  A  gdzie  Marie?  -  spytała  zaniepokojona  Lena,  nie  widząc 

dziewczynki w aucie. 

- Zostawiłam ją u Nicoli - odparła Babette. - Z roztargnienia 

zapomniałam wziąć z domu kropli, które muszę zaaplikować 
Marie. Musiałam po nie wrócić. Kto nie ma w głowie, ten ma w 
nogach. Przy tych cenach benzyny powinnam się ogarnąć. 

- Nie złość się. Są gorsze sprawy. 
-  Fajnie,  że  jesteśmy  tylko  we  dwie.  Muszę  coś  z  tobą 

omówić. 

- A ja z tobą. Chodźmy do mnie. Zadzwonię szybko do Nicoli 

i  ją  powiadomię,  że  już  jestem  na  Słonecznym  Wzgórzu,  i 
potem możemy się do woli nagadać. 

Babette  nie  protestowała.  Chwilę  później  siedziały  w 

bibliotece Leny w przytulnych fotelach. 

- Chodzi o to - zaczęła Babette - że ty wyraziłaś zgodę, abym 

przeprowadziła się na Słoneczne Wzgórze. 

- Tak i z całego serca podtrzymuję moją decyzję. 
 

background image

-  Super...  Jednak  chciałabym  wyjaśnić,  że  między  mną  a 

Danielem... Że nic nas nie łączy. Naprawdę nic. 

-  Babette,  nie  musisz  mi  się  z  niczego  tłumaczyć.  Jesteście 

dorośli i to wasza sprawa, co robicie. 

- Moje życie to aktualnie straszny rozgardiasz. Mam malutkie 

dziecko,  mąż  zwiał  do  innej  kobiety,  nie  mam  pieniędzy, 
pracy...  Tragedia,  co?  W  środku  tego  chaosu  pojawił  się 
Daniel. Pomaga mi, troszczy się o Marie... Mnie taka rzeczywi-
stość  jest  obca.  Mój  mąż  nie  zabiegał  tak  o  mnie  nawet  w 
okresie narzeczeństwa. Daniel jest wspaniały, ale... Nie wiem, 
co do niego czuję. Chwilowo izoluję się od wszelkich uczuć. 
Oczywiście  wspólne  mieszkanie  mi  nie  przeszkadza.  Ale  co, 
jeśli on się we mnie zakocha i będzie chciał więcej? Co, jeśli ja 
się w nim zakocham i będę chciała więcej? Wówczas związek 
służący  określonym  celom  przerodzi  się  w  coś  nie  do 
zniesienia. Co wtedy zrobię? Co zrobi Daniel? 

-  Wtedy  ja  włączę  się  w  tę  rozgrywkę  -  odparła  Lena  i 

przedstawiła Babette swoją wizję, tę z domkiem ogrodników i 
pracy w dziale reklamy. 

- Zatkało mnie - wymamrotała rozczulona. - Po koszmarze, w 

którym właściwie nadal 

 

background image

tkwię  po  uszy,  coś  takiego...  Zbliżają  się  święta  Bożego 

Narodzenia  i  Mikołaj  sobie  o  nas  przypomniał?  Dziękuję! 
Lena,  po  tysiąckroć  dziękuję!  Dach  nad  głową,  praca  w 
wyuczonym  zawodzie...  Na  Słonecznym  Wzgórzu  rodzą  się 
anioły, nie ludzie. 

Wstała, wyciągnęła Lenę z fotela i objęła tak mocno, że omal 

nie połamała jej żeber. 

Z  Babette  było  podobnie  jak  z  Christiną.  Zupełny  zbieg 

okoliczności  skrzyżował  ich  drogi.  Spotkały  się  w  szpitalu, 
kiedy Sylvia rodziła. Od początku poczuły do siebie sympatię. 

Teraz  Babette  zamieszka  na  Słonecznym  Wzgórzu  z 

Danielem. 

Wewnętrzny głos podpowiadał Lenie, że ci dwoje stworzą coś 

więcej  niż  wspólnotę  mieszkaniową.  Gdy  opadnie  napięcie, 
tych dwoje będzie parą. A czy Babette zostanie w domu Da-
niela,  czy  przeniesie  się  do  dawnych  pomieszczeń  dla 
ogrodników, to już inna sprawa. 

- OK, chciałabym zobaczyć Marie. Chodźmy do Dunkelów - 

zawołała Lena. 

Wyszły  z  domu.  Babette  mówiła  jak  nakręcona  o  swoim 

niebotycznym szczęściu. 

background image

Lena poczuła, że jej życie znowu nabiera kolorów. Wszystkie 

rokowania,, zarówno tę prywatne, ja i te zawodowe, kończyły 
się  sukcesem.  Kiedy  trzymała  pierwszą  butelkę  i  osobiście 
nakleiła  na  nią  pierwszą  etykietę,  cała  drżała.  Zemdleje  z 
wrażenia, gdy napełni ją Fahrenbachówką? 

-  Daniel,  to  najszczęśliwszy  dzień  mojego  jestestwa  - 

odezwała się poetycko z łezką w oku. 

- Nie sądzę! - zarechotał. 
- No, tego zawodowego - sprecyzowała. - Chyba oszaleję przy 

degustacji naszej Fahrenbachówki. 

Poklepał ją po ramieniu. 
- Jak my wszyscy. 
Miło,  że  mieszkańcy  Słonecznego  Wzgórza  tak  bardzo 

identyfikowali  się  z  firmą  i  aktywnie  uczestniczyli  w  jej 
rozwoju. 

- Kiedy Babette wprowadza się do ciebie? 
 

background image

-  W  weekend  -  odparł  Daniel.  -  Nie  miałem  czasu,  żeby 

wcześniej skończyć tę przeprowadzkę. Człowiek zbiera latami 
jakieś pierdoły i potem mozoli się, żeby je uprzątnąć. 

-  Daniel,  pleciesz  bzdury.  Niepotrzebnie  odkładacie  to  na 

weekend. Nicola powiedziałaby... 

- No, co bym powiedziała? - wtrąciła niespodziewanie Nicola. 
- Zrób dziś, co masz zrobić jutro. 
- Właśnie! Wyjaśnijcie mi, proszę, w czym rzecz. 
-  W  przeprowadzce  Babette.  Daniel  przewiezie  jej  rzeczy 

dopiero w weekend. Ja go namawiam, żeby z tym nie zwlekał. 

Nicola się zaśmiała. 
- Popieram twoją postawę, Lena. Wówczas szybciej podejmę 

się opieki nad Marie. Cieszę się niezmiernie, że powierzyliście 
mi tę rolę. Muszę coś dla niej uszyć. Dzieci Sylvii dostały już 
ode mnie solidną porcję ubranek. Marie ma ich znacznie mniej. 
Teraz  ją  zaopatrzę  w  ciuszki  mojej  produkcji.  Biedaczyna 
będzie dorastać 

-  bez  ojca,  bo  ten...  -  przerwała  rozgoryczona.  Widocznie 

przypomniała  sobie,  że  ją  również  mężczyzna  wystawił  do 
wiatru. Tyle że Babette zachowała przynajmniej dziecko. 

 

background image

Odwróciła się. Zapomniała, po co w ogóle przyszła. 
-  Dzisiaj  na  obiad  serwuję  kapustę  włoską.  Proszę 

zorganizować  swoje  wszelkie  wyjazdy  tak,  abyście 
punktualnie o trzynastej stawili się u mnie. 

Nicola wyszła. Daniel stał jak wryty. 
- Nie wiem... 
- Ja wiem - stwierdziła Lena. - Do niczego nam się nie pali. 

Nie  mamy  żadnych  zaległości.  Są  jakieś  pilne  dostawy  do 
załatwienia? 

-  Nie.  Wysłałem  paczki  i  spakowałem  pozostały  towar. 

Trzeba  tylko  zadzwonić  do  spedytorów,  żeby  je  odebrali. 
Dokumenty wysyłkowe leżą na stole. 

- Super. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś przystąpił 

do  przeprowadzania  naszej  przyjaciółki.  No,  na  co  czekasz? 
Wsiadaj do ciężarówki. 

Pokiwał głową. 
-  Dobrze.  Większość  mebli  już  rozkręciliśmy.  Dużo  ich  nie 

było,  ponieważ  większość  zabrał  mąż.  Wydaje  mi  się,  że  ku 
uciesze  Babette.  Ona  nie  chce,  żeby  cokolwiek  jej  gó 
przypominało. Dzięki, Lena. 

 

background image

Wybiegł z biura. 
Lena wpatrywała się w butelkę rozmarzona. 
„Znowu  będą  produkować  Fahrenbachówkę!",  pomyślała. 

Zdarzył się cud, któremu nie dawała wiary. 

Zaniosła butelkę do biura i postawiła ją na biurku jako symbol 

nowej epoki. 

background image

Po  południu  Lena  była  sama  w  biurze.  Zwolniła  Inge, 

ponieważ  chciała  pomóc  w,  przeprowadzce.  Chwilowo  mieli 
zastój w firmie, więc nie musieli się z niczym spieszyć i brak 
kadry nie zakłócał ich rytmu pracy. 

Lena  też  musiała  coś  załatwić.  Zająć  się  sprawą  Kollera. 

Bydlak otruł jej psiaki. Nie wytoczy mu procesu w sądzie, ale 
nie puści tego płazem. Powinien ponieść jakąś karę. 

Miała  dwie  możliwości:  albo  do  niego  napisać,  albo 

zadzwonić. Zadzwoni do niego! 

Wstała. Wyjęła książkę telefoniczną i błyskawicznie znalazła 

numer Kollera. A właściwie dwa - domowy i firmowy. 

Zanotowała. 
Najpierw zadzwoniła do biura. Miała szczęście. Od razu ją do 

niego przełączono. 

 

background image

- Dzień dobry, pani Fahrenbach! - wyszczebiotał kpiąco. - Z 

jakiej okazji kopnął mnie ten zaszczyt? Niech zgadnę. Odstąpi 
mi pani miejsce do cumowania i wydzierżawi swoją ziemię na 
polowania? 

Lenę  zmroziło.  Co  za  bezczelny,  impertynencki  typ. 

Odetchnęła głęboko. Nie da się sprowokować. 

-  Ach,  panie  Koller  - zrewanżowała  się  podobnym tonem.  - 

Ten temat dawno przerobiliśmy. 

- Moja kochana, w takim razie, w jakiej sprawie się pani do 

mnie zwraca? 

- Chodzi o moje psy, które zostały otrute. 
-  Słyszałem  o  tym.  Przykro  mi.  Jednak  co  ja  mam  z  tym 

wspólnego? 

- Pan je zamordował, panie Koller! Chyba go zatkało. Dyszał 

do słuchawki. 

-  Proszę  nie  szafować  fałszywymi  oskarżeniami.  W 

przeciwnym razie złożę na panią doniesienie i naślę na panią 
moich prawników. 

O  nie!  Szczyt  wszystkiego!  Nie  zastraszy  jej  pustymi 

groźbami. Nie wytrąci jej z równowagi. Cwaniaczek. 

-  Panie  Koller, otruł  je  pan.  Są świadkowie,  którzy  słyszeli, 

jak w „Portofino" przyznał się pan do tego barbarzyństwa. 

 

background image

Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. 
-  Ja...  yyy...  Chyba  ma  pani  nierówno  pod  sufitem  - 

zaatakował ją. - Nie wiem, dlaczego stawia się pani w pozycji 
ofiary czy też kozła ofiarnego... Nie otrułem pani kundli. 

Po cichu policzyła do dziesięciu. 
- Chwileczkę, panie Koller - powiedziała i sięgnęła po kartkę 

leżącą na biurku. - Przeczytam panu, co pan powiedział. Może 
wtedy odzyska pan pamięć: „Takie babsztyle wykańczam bez 
skrupułów. Trzeba uderzyć w ich słaby punkt. Na pewno wciąż 
wyje po utracie swoich dwóch kundli. Rozprawiłem się z nim 
bez problemu". 

Znowu  go  zaskoczyła.  Zaniemówił.  Lena  wykorzystała  ten 

moment. 

-  Nie  wskrzeszę  moich  psów,  ale  być  może  uratuję  inne 

zwierzęta. Dlatego bardzo proszę, żeby w ciągu dwóch tygodni 
przelał pan kwotę... - zastanowiła się przez chwilę - dziesięciu 
tysięcy euro na konto schroniska dla zwierząt w Steinfeld. 

- Odbiło pani! 
- Jeśli jej pan nie wpłaci, zaskarżę pana. Zawiadomię prasę i 

dopilnuję, żeby powiedzieli 

 

background image

o  tym  nie  tylko  w  lokalnych  rozgłośniach.  Roz-powiem 

wszędzie, jaki z pana potwór. Moja przyjaciółka Sylvia będzie 
miała  niezły  ubaw.  Goście  w  jej  lokalu  oraz  pan  Herzog, 
właściciel  tartaku,  nie  pozostawią  na  panu  suchej  nitki.  Te 
informacje  dotrą  również  do  samorządowców.  Mieszkańcy 
Fahrenbach  będą  wstrząśnięci.  Raczej  nie  pochwalają  trucia 
bezbronnych  zwierząt.  Cóż,  panie  Koller,  nie  mam  ochoty 
dłużej z panem dyskutować. Odczekam dwa tygodnie, a potem 
zobaczymy.  Pana  los  jest  w  pana  rękach.  Aha,  to  nie  jest 
groźba,  lecz  zapowiedź  konsekwencji  pańskiego  czynu. 
Miłego dnia, panie Koller. Rozłączyła się. 

Dała  upust  swojej  frustracji.  Nie  była  przekonana,  czy 

postąpiła prawidłowo, ale nie było odwrotu. Kiedy zabrzęczał 
telefon,  sięgnęła  po  słuchawkę  i  odezwała  się  zgryźliwym 
tonem. 

- Ależ moja kochana, co jest? - zapytał zatroskany Jan. 
Uff, nareszcie ktoś przychylny. Jan ją podbuduje i szczerze jej 

powie, czy dobrze zrobiła. 

- Chyba popełniłam błąd - powiedziała. - Emocje wzięły górę. 
 

background image

Streściła mu rozmowę z Kollerem. 
- Oczywiście, że nie zapłaci. Prawdopodobnie teraz nabija się 

ze mnie. Zdaję sobie sprawę, że nic nie wskóram. 

-  Nie  martw  się,  serduszko.  Zapłaci,  zapłaci.  Ma  pełno  w 

portkach. Takim jak Koller wydaje się, że mogą za pieniądze 
kupić  dosłownie  wszystko.  Nie  zna  cię  i  nie  wie,  do  czego 
jesteś  zdolna.  Natomiast  wie,  że  cieszysz  się  ogromnym 
poważaniem  wśród  mieszkańców  wioski  i  przyjaźnisz  się  z 
wpływowymi  ludźmi.  Nie  pozwoli  sobie  na  to,  żeby 
zepchnięto go na boczny tor. 

Lena odetchnęła z ulgą. 
- Mogłam zażądać od niego dwudziestu tysięcy - zażartowała. 
- Cóż, klamka zapadła. W schronisku ucieszą się i z dziesięciu 

tysięcy euro. Całkiem pokaźna sumka. Zresztą ty ich regularnie 
wspierasz. Kotku, zdradzę ci, że ja również porządnie zasiliłem 
ich kasę, kiedy zabrałem stamtąd Maksa. 

-  Bardzo  dziękuję.  Tam  ciągle  trafiają  biedne  zwierzęta. 

Dawniej  nie  było  schronisk.  Nie  istniała  taka  konieczność. 
Rolnicy  i  chłopi  trzymali  swoje  pociechy  na  podwórzach.  A 
przez ludzi, którzy sprowadzili się w nasze okolice, 

 

background image

urlopowiczów  oraz  przyjezdnych,  sporo  się  zmieniło. 

Społeczeństwo przestało żyć w zgodzie z naturą. Wkurza mnie 
bezmyślność  ludzi.  Wyczytują  w  czasopismach,  że  jakaś 
gwiazdka  ma  konkretną  rasę  psa  i  próbują  się  do  niej  upo-
dobnić.  Albo  wypatrzą  jakieś  zwierzę  w  filmach...  Szkoda 
gadać. Co się stało z  naszą cywilizacją? Żeby móc  kierować 
samochodem, trzeba zdać egzamin na prawo jazdy, a zwierzęta 
można kupić jak masło w supermarkecie. 

- Kochanie, ulżyło ci? - zapytał, kiedy na chwilę zamilkła. 
- Tak... 
Jan  potrafił  ostudzić  jej  emocje.  Wiedział,  jak  postępować, 

gdy wybuchała złością. Nie dolewał oliwy do ognia. 

-  To  dobrze,  serduszko  -  rzekł.  -  Przepraszam,  nie  mam  za 

wiele czasu. Zaraz startuje mój samolot. Bardzo cię kocham. 
Cudownie, że jesteś moja. 

Te słowa ukoiły jej skołatane nerwy. 
Jan  niezależnie  od  tego,  gdzie  przebywał,  zawsze  o  niej 

myślał. Wysyłał jej miłosne SMS-y i dzwonił do niej choćby 
na sekundę, aby powiedzieć jej, że ją kocha. 

 

background image

- Jan, dziękuję za słowa otuchy. Kocham cię - szepnęła. - Nie 

wyobrażam sobie życia bez ciebie. 

- Dziękuję, serduszko. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu 

zamknę cię w moich ramionach, pocałuję i... 

W  tle  rozległ  się  hałas.  Spikerka  wywołała  ostatni  lot  do 

Melbourne. 

-  Mój  samolot.  Muszę  zmykać...  Niedługo  się  odezwę. 

Kocham cię, moja piękna .Nie zapominaj o tym. 

Dlaczego Melbourne? 
Przecież pojechał służbowo do Tajlandii. 
Melbourne... 
A może wsiadał na pokład innego samolotu? 
Odkąd  jej  brat  Jórg  zaginął  w  Australii,  odkąd  on  tam 

prawdopodobnie  zginął,  czego  nie  przyjmowała  do 
wiadomości, była uprzedzona do tego kraju. 

Jan  zawładnął  jej  sercem.  Powiedział,  że  należy  do  niego. 

Zabrzmiało  to  tak,  jakby  wypowiadał  się  o  niej  jak  o  żonie. 
Czyżby miał zamiar się oświadczyć? 

Westchnęła i zajęła się stertą dokumentów zalegających na jej 

biurku. 

background image

Lena wyłączyła telewizor. Właściwie chciała obejrzeć tylko 

wiadomości, ale nagle trafiła na wciągający film kryminalny, o 
którym nie napisali w programie. 

Właśnie się podnosiła, kiedy zadźwięczał telefon. 
Holger! Od kilku tygodni nie rozmawiała ze szwagrem. 
-  Cześć,  Holger...  Coś  nie  tak  z  dziećmi?  -  spytała 

przestraszona. 

-  Nie,  Niels  i  Merit  mają  się  wyśmienicie.  Jutro  wrócą  z 

kilkutygodniowego  kempingu  organizowanego  przez  szkołę. 
Dyrekcja zarządziła renowację budynku i lekcje przenieśli na 
kemping.  W  ramach  zabawy.  W  Niemczech  to  byłoby 
niemożliwe, a tu proszę bardzo... Odpocząłem trochę. 

- Ty wyrodny ojcze! - zażartowała Lena. 
 

background image

-  Ja  i  dzieciaki  tworzymy  zgraną  paczkę.  Ja...  -  Zwlekał 

trochę. - Lena, nie miałabyś ochoty przylecieć do Vancouver? 
Niebawem... 

- Pewnie, że miałabym ochotę! Niebawem, czyli? 
- W następnym tygodniu. 
- O rany, Holger, nie pasuje mi. Mam inne plany... 
Nic nie odpowiedział. 

 

- Jesteś na mnie zły? Naprawdę nie dam rady... 
Opowiedziała  mu  o  przygotowaniach  do  produkcji 

Fahrenbachówki. 

- Rozumiem. Szkoda... 
- Holger, co się dzieje? . 
- Irina i ja... się pobieramy. 
- Dlaczego tak nagle? 
-  Czasami  wynika  coś  niespodziewanego,  co  całkowicie 

zmienia  nasze  plany.  Firma  Iriny  chce  ją  oddelegować  do 
siedziby  w  Toronto.  Jedyną  szansą,  żeby  została  tutaj,  jest 
małżeństwo. A ponieważ i tak byśmy to zrobili, postanowili-
śmy przyspieszyć. Być może powód jest nieromantyczny, ale 
najważniejsze, że się kochamy i Irina doskonale dogaduje się z 
dziećmi. Jej 

 

background image

rodzina  wprost  je  uwielbia.  Bardzo  chciałem,  żebyś 

uczestniczyła  w  naszej  uroczystości,  ale  skoro  nie  możesz... 
Będziemy świętować w wąskim gronie rodziny. Oprócz dzieci 
z  mojej  strony  nikogo  nie  będzie.  Wiele  dla  mnie  znaczysz, 
dlatego zależało mi, żebyś zaszczyciła nas swoją obecnością. 

- Holger, gratuluję wam. W tych okolicznościach sprężę się i 

przylecę chociaż na dwa, trzy dni... 

- Lena, wyluzuj. Nie zadawaj sobie zbytecznego trudu. Głową 

muru  nie  przebijesz.  Irina,  dzieciaki  i  ja  odwiedzimy  cię  na 
Słonecznym Wzgórzu. Wtedy zrobimy coś w rodzaju wesela. 
W  Niemczech  ja  będę  uprzywilejowany,  bo  tam  będą 
wyłącznie moi krewni. 

- OK, zgoda. Dzieci już wiedzą? 
- Oczywiście. Dowiedziały się jako pierwsze. - A Grit? 
-  Nie.  Rozwiedliśmy  się  i  zawiadomienie  jej  uznałem  za 

zbędne.  Wątpię,  żeby  dzieciaki  pochwaliły się  jej tą  nowiną. 
One i Grit od dawna nie mają sobie za wiele do powiedzenia. 
Zdaje się, że Niels i Merit zupełnie jej zobojętnieli. Rzadko do 
niej dzwoni. I czego oczekuje? Że będą skakać z radości? 

 

background image

- Masz rację, sama jest sobie winna. Zaniedbywała dzieci. W 

ogóle się nimi nie interesowała. Ba, ulżyło jej nawet, że wziąłeś 
je do siebie. Podaj mi dokładną datę ślubu. Gdzie będzie można 
cię  złapać?  Zadzwonię  do  ciebie.  Aha,  i  zapalę  w  naszej 
kapliczce świeczki za ciebie i Irinę. 

-  Miło  z  twojej  strony.  Dziękuję,  Lena.  Powiem  Irinie. 

Ucieszy się.   

- Pozdrów ją ode mnie. Pożegnali się. 
Holger i Irina... 
Kto następny podąży czerwonym dywanem do ołtarza? Ona i 

Jan? 

Puściła  wodze  fantazji.  Uskrzydliło  ją  szczęście  Holgera  i 

Iriny. 

Ach, gdyby jeszcze zaiskrzyło między Danielem a Babette. 
Życzyła  także  powodzenia  Sylvii  i  Christianowi  oraz 

Markusowi i Yvonne. 

W  końcu  Markus  kupił  dom,  w  którym  można  by  urządzić 

gabinet. 

Do wzięcia była również Inge Koch. Biedaczka musiała się 

uporać z traumą po stracie męża. Czy kiedykolwiek zapomni, 
w jak okrutny 

 

background image

sposób targnął się na swoje życie? Oby! Lena trzymała za nią 

kciuki. 

Każdy  człowiek  nosi  swój  krzyż.  Z  losem  nie  powinno  się 

walczyć. Należy go zaakceptować i próbować we wszystkim 
doszukiwać się samych pozytywów. 

Lena  starała  się  postępować  zgodnie  z  tą  filozofią. 

Wielokrotnie  powtarzała  sobie,  że  po  deszczu  wychodzi 
słońce. Raz na wozie, raz pod wozem. 

Obecnie liczyło się dla niej to, że rozkwitała przy Janie jako 

kobieta.  Z  nim  najchętniej  przemierzyłaby  świat  wzdłuż  i 
wszerz. On ją inspirował, pobudzał jej energię. Marzyła o tym, 
że wkrótce założą sobie obrączki... 

Lena  wstała,  posprzątała  naczynia  i  pogasiła  wszędzie 

światła. Najwyższa pora położyć się spać. 

Zbierała  się  do  wejścia  na  górę,  gdy  włączyła  się 

automatyczna sekretarka. 

-  Witam,  tu  Yvonne  Wiedemann.  Wiem,  że  jest  późno... 

Przepraszam,  po  prostu  chciałam  nagrać  pani  wiadomość, 
zanim znowu zaczną targać mną wątpliwości i wycofam się z 
podjętej decyzji. Pomyślałam, że... 

 

background image

Lena  w  iście  olimpijskim  stylu  podskoczyła  do  telefonu  i 

podniosła słuchawkę. 

- Witam, pani Wiedemann, jeszcze nie śpię - wy sapała. 
- Yyy... Na początek: dobry wieczór! - Yvonne wyraźnie grała 

na zwłokę. - Przepraszam, że zakłócam pani spokój w środku 
nocy. 

-  Nie  szkodzi.  Oglądałam  telewizję,  rozmawiałam  przez 

telefon  ze  szwagrem.  Fajnie,  że  udało  mi  się  odebrać.  Co 
chciała mi pani powiedzieć? 

- Przeprowadziłam się do domu rodziców. W każdym kącie są 

kartony  z  moimi  rzeczami,  ale  brak  mi  sił,  żeby  je  teraz 
rozpakować.  Czuję,  że  muszę...  Najpierw  muszę  uregulować 
sprawy z panią Dunkel... 

- Pani Dunkel jest  pani biologiczną  matką, a  pani tata jasno 

wyraził życzenie, żeby pani z tym się pogodziła i żebyście obie 
traktowały się z należytym szacunkiem jak mama i córka. 

-  Tak,  wiem...  Jednak  trudno  mi  postrzegać  jako  mamę 

kobietę, która tuż po narodzinach oddała mnie do adopcji. 

- On jest pani mamą. Źle pani do niej się nastawiła. Proszę dać 

Nicoli szansę. 

 

background image

-  Postaram  się.  Chcę  spełnić  ostatnią  wolę  taty,  żeby  nie 

gryzły mnie wyrzuty sumienia. 

-  Przynajmniej  ma  pani  jakąś  motywację.  Proszę  się  nie 

uprzedzać do Nicoli i zrobić to także dla siebie. 

-  Łatwo  pani  mówić.  Ciekawe,  co  pani  by  zrobiła  na  moim 

miejscu. 

-  Gdybym  była  na  pani  miejscu,  rzuciłabym  się  Nicoli  na 

szyję.  Padłabym  jej  w  ramiona.  Serio!  Wie  pani  co, 
składałabym ręce do Boga w podziękowaniu, że pobłogosławił 
mnie taką matką. Moja biologiczna matka kochała wyłącznie 
siebie, w ogóle nie zwracała na nas uwagi. Odrzuciła nas dla 
bogatego  faceta.  Zerwała  z  nami  kontakt.  Jednak  gdyby 
potrzebowała  mojej  pomocy,  byłaby  chora  i  bezradna, 
otoczyłabym ją opieką. Wyrządziła mi wiele krzywdy, ale jest 
moją matką. 

Lena wstrzymała oddech. 
- Yvonne... - Formalny zwrot „pani doktor Wiedemann" jakoś 

nie przeszedł jej przez gardło. - Proszę otworzyć swoje serce. 
Nicola zasłużyła na pani czułość... 

Zapadła wymowna cisza. Lena zastanawiała się, czy Yvonne 

nie odłożyła słuchawki. 

 

background image

-  Przyjadę  na  Słoneczne  Wzgórze  -  wyszeptała  wreszcie 

Yvonne. - Pojutrze. Pasowałoby pani? 

-  Oczywiście.  Zanim  dojedzie  pani  do  parkingu,  proszę 

zadzwonić  na  moją  komórkę.  Razem  pójdziemy  do...  pani 
mamy!