background image

Dornberg Michaela 

 
 

Lena ze Słonecznego 

Wzgórza 16 

 
 
 
 

Szczęśliwe rozwiązanie

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak  tylko  wydają  się  szczęśliwi.  Matka  dawno  odeszła  do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jorga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jórg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jorg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo.  Jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jorga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób 

background image

zraża  do  siebie  Friedera,  który  stojąc  przed  widmem 

bankructwa,  liczy  na  to,  że  ona  odstąpi  mu  część 
odziedziczonych przez siebie gruntów. Jeśli natomiast chodzi o 
samą Lenę... 

Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak ten odwodzi Lenę od pomysłu odwiedzenia go w Ame-
ryce, dziewczyna zaczyna coraz bardziej wątpić w jego miłość. 
Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van Dahlena, 
dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w  ślicznej 
Lenie. Jego pocałunek wpędzają w wyrzuty sumienia, ale nie 
zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas Lena 
poświęca na ciężką pracę, która pozwala jej w końcu zaistnieć 
w  branży  alkoholowej.  Odnosi  coraz  większe  sukcesy  i 
podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się by tą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 

background image

zajmuje  się  kuchnią,  Daniel  odnawia  posiadłość,  a  Aleks 
pomaga w kwestii kontraktów z dystrybutorami alkoholi. Lena 
umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów,  które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. 

background image

Kiedy  Lena  wracała  od  Sylvii  ze  szpitala,  niespodziewanie 

jakaś  dziewczyna  popchnięta  przez  drugą  wpadła  na  jezdnię 
prosto  pod  jej  samochód.  Na  szczęście  Lenie  udało  się 
zahamować. 

Kiedy sprawczyni całego zamieszania ponownie zaatakowała 

dziewczynę,  a  ludzie  na  przystanku  przyglądali  się  temu 
obojętnie, Lenę ogarnęła złość. 

Agresję  trzeba  zwalczać!  Nie  może  być  tak,  że  ktoś 

wyładowuje swoje frustracje na innych, w dodatku słabszych. 

Wyskoczyła  z  samochodu  i  podbiegła  do  dziewczynek. 

Rozdzieliła  je  siłą.  Przesunęła  awanturnicę  na  wiatę  i  ją 
przytrzymała. 

- Zgłupiałaś?! - krzyknęła do niej. - Nie wolno wpychać ludzi 

na ulicę. To mogło skończyć się tragicznie! 

 

background image

Poszkodowana  skorzystała  z  okazji  i  uciekła.  Ludzie 

czekający  na  autobus  podeszli  bliżej.  Dopiero  teraz 
zainteresowali się całą sytuacją. Zwietrzyli sensację... 

-  Czego  państwo  tu  chcą?!  -  wrzasnęła  poirytowana  Lena.  - 

To  nie  jest  przedstawienie.  Powinniście  się  wstydzić,  że 
wcześniej  bezczynnie  przyglądaliście  się  bójce.  Proszę  stąd 
odejść i przestać się gapić! 

Odeszli. 
Dziewczyna próbowała się wyrwać. 
-  Stój  spokojnie!  -  odezwała  się  stanowczo  Lena,  lekko  nią 

potrząsając. 

W tej samej chwili nastolatka obróciła głowę i ugryzła Lenę w 

rękę. Ta wzmocniła uścisk. 

- Aaaa, kim jesteś? - spytała awanturnica. - Urząd do spraw 

młodzieży? 

Widocznie  nie  byłoby  to  jej  pierwsze  spotkanie  z 

przedstawicielem urzędu. -Nie... 

Dziewczyna  popatrzyła  na  nią  wrogo.  Lena  dopiero  teraz 

zauważyła, że była bardzo ładna. 

- To po co się wtrącasz? 
 

background image

-  Nie  toleruję  przemocy.  I  nie  lubię,  gdy  ktoś  zaczepia 

słabszych. 

-  Innych  -  wskazała  ludzi  na  przystanku  -  jakoś  to  nie 

obchodziło. 

-1 to jest smutne... Dlaczego dokuczałaś tamtej dziewczynce? 
Wzruszyła ramionami. -Nie wiem... 
- Słucham? Szarpałaś ją tak po prostu? Nie napada się na ludzi 

bez powodu... 

-  Gapiła  się  na  mnie.  Nie  znoszę  wypacykowanych, 

wypindrzonych  panienek...  Kretynki!  Mają  się  za  kogoś 
lepszego. 

Lenie zrobiło się słabo. Ile agresji tkwiło w tej dziewczynie... 
-1 co? Poprawiłaś sobie w ten sposób nastrój? - spytała. 
Dziewczyna nie odpowiedziała. 
- Prawdopodobnie nie. Powiedzieć ci dlaczego? Bo agresja i 

przemoc  nie  rozwiązują  problemów,  one  je  tylko  na  chwilę 
oddalają. W gruncie rzeczy miła z ciebie dziewczyna. Chyba 
nie wiedzie ci się w życiu... Jak właściwie masz na imię? 

- Veronika... Niech mnie pani puści. Jedzie mój autobus. 

background image

Już nie mówiła do Leny na „ty". Chyba poczuła nagle respekt. 
-  Możesz  pojechać  następnym.  Chciałabym  z  tobą 

porozmawiać. 

- Dlaczego? 
- Ponieważ mimo tej całej awantury nie wietrzę, żebyś była 

zła. 

-Naprawdę? 
Lena pokiwała głową. 
- Jak najbardziej... 
Veronika nic nie odpowiedziała. Nagle wyrwała się z uścisku 

Leny. 

- Obejdzie się! - krzyknęła. - Muszę już iść, bo inaczej będę 

miała kłopoty... 

Podbiegła  do  autobusu,  który  właśnie  się  zatrzymał. 

Wysiadało z niego sporo ludzi. Lena pobiegła za dziewczynką. 

- Zaczekaj... - Poszperała w torebce. - Weź moją wizytówkę. 

Zadzwoń, gdybyś bardzo chciała pogadać. 

Veronika otworzyła usta ze zdziwienia. 
- Mogę zadzwonić tak po prostu? 
-  Tak,  kiedy  tylko  będziesz  chciała.  Gdyby  mnie  nie  było, 

nagraj  się  na  sekretarkę.  Poza  tym  możesz  zadzwonić  na 
komórkę. Numer jest na dole. 

 

background image

Veronika wepchnęła wizytówkę do kieszeni dżinsowej kurtki 

i wskoczyła do autobusu. 

Lena przez chwilę patrzyła na odjeżdżający autobus. 
Dlaczego to zrobiła? Dlaczego dała jej wizytówkę? Przecież 

zwykle nie rozdawała ich każdej napotkanej osobie, a już na 
pewno nie takiej pełnej agresji. 

Coś ją jednak urzekło w tej dziewczynie... 
Po  co  zaprząta  sobie  tym  głowę?  Ona  prawdopodobnie 

wyrzuci wizytówkę na następnym przystanku. . 

Wsiadła  do  samochodu  i  odjechała.  Wyłączyła  radio  i 

skręciła.  Pojedzie  do  sklepu  dziecięcego  w  Bad  Helmbach, 
żeby  kupić  coś  dla  maleństwa  Babette  Hagemann.  Nie 
wiedziała,  czy  Babette  miała  przyjaciół  i  rodzinę,  którzy 
odwiedzą ją w szpitalu. Ale zdawała sobie sprawę, że na pewno 
nie zjawi się tam jej mąż, który porzucił ją dla kochanki. 

W  sumie  Babette  powinna  się  cieszyć,  że  mąż  wybrał  tę 

drugą. Ten łajdak nie był jej wart. Zachował się jak gówniarz. 
Znalazł  się  wielki  maczo,  który  uznaje  wyłącznie  męskiego 
potomka! 

Kiedy  czyta  się  o  czymś  takim  w  gazetach,  zazwyczaj 

człowiek uważa, że dziennikarze mają 

 

background image

bujną  wyobraźnię  i  zmyślają.  Okazuje  się  jednak,  że  takie 

historie zdarzają się naprawdę. 

Lena znowu włączyła radio. Przedstawiali prognozę pogody. 

Zapowiadali deszcz i silny wiatr. 

Dojechała  do  Bad  Helmbach.  Długo  szukała  wolnego 

miejsca. W sezonie znalezienie go było nie lada wyczynem. Do 
tej  niewielkiej  miejscowości  przyjeżdżali  ludzie  chcący  choć 
trochę  zasmakować  życia  celebrytów.  Lena  nie  miała  takich 
potrzeb.  Raczej  ją  to  śmieszyło.  Dziękowała  Bogu,  że  nie 
mieszka  w  Bad  Helmbach.  Było  tam  dla  niej  za  głośno. 
Zdecydowanie wolała spokój Słonecznego Wzgórza. 

Jaskrawoczerwone  ferrari  zaczęło  się  właśnie  wycofywać... 

Lena wjechała na jego miejsce. 

Uradowana  pomaszerowała  w  stronę  deptaka,  gdzie 

znajdował się dobry sklep z artykułami dziecięcymi. 

background image

Kiedy  dotarła  do  domu,  zauważyła  leżącą  na  komodzie 

pocztówkę z pięknym krajobrazem z pieczątką z Australii. 

Czyżby  niespodziewanie  Jórg  przeniósł  się  tam  z  Nowej 

Zelandii? Odwróciła kartkę. 

Droga Leno, 
Dopadły  mnie  wyrzuty  sumienia,  wiej:  postanowiłem 

odezwać sie do Ciebie. Miewam się dobrze i jak się domyślasz 
po pocztówce, obecnie przebywam w Australii. Mieszkańców 
tego kraju cechuje niebywale nonszalanckie podejście do ży-
cia.  Ciągle  powtarzają  „no  worries",  czyli  nie  przejmuj  się. 
Zatem nie martw sie o mnie. 

Buziaki  i  pozdrowienia  od  brata  Jórga,  który  nie  pisze  do 

Ciebie często, ale często o Tobie myśli. Naprawdę! 

 

background image

Lena z uśmiechem na twarzy odłożyła kartę. 
Ach,  gdyby  zaraziła  się  od  Jorga  choć  cząstką 

lekkomyślności... 

„No worries", pomyślała. 
Odsłuchała wiadomość na automatycznej sekretarce. 
Nagrał się Jan. 
- Szkoda, że nie ma cię w domu. Tęsknię za tobą i nie mogę 

się doczekać, kiedy znowu cię zobaczę... Wieczorem spróbuję 
jeszcze  raz  zadzwonić  i  mam  nadzieję,  że  usłyszę  twój  głos. 
Ściskam gorąco. Jan. 

 
Odsłuchała  tę  wiadomość  dwa  razy.  Postanowiła,  że  jej  nie 

skasuje. Jan... 

Brakowało go jej. 
Czy to była miłość? A czym jest miłość? 
Nieważne.  Tego,  co  czuła  do  Jana,  nie  musiała  opisywać 

słowami.  Wystarczy,  że  to  nienazwane  uczucie  dodawało  jej 
skrzydeł. 

Westchnęła, po czym sięgnęła po telefon, żeby wykręcić jego 

numer. 

Włączyła się skrzynka pocztowa. 
-  Jan,  cieszę  się  na  naszą  wieczorną  rozmowę.  Nigdzie  nie 

wychodzę... Nie wyściubię nawet 

 

background image

nosa za drzwi... Tęsknię... I ja również nie mogę się doczekać, 

kiedy cię zobaczę - nagrała się. 

Pocztówkę od brata zabrała do kuchni. Zaparzyła kawę i się 

rozmarzyła... 

Jan van Dahlen... 
Od początku jej się spodobał, ale ponieważ w tamtym czasie 

jej  jedyną  miłością  był  Thomas,  świadomie  odpierała  zaloty 
Jana. 

Raz  uległa  namiętności  i  całowała  się  z  nim  podczas 

wieczornego  spaceru  w  świetle  księżyca.  Okupiła  tę  chwilę 
zapomnienia  potwornymi  wyrzutami  sumienia.  Męczyła  się 
niemiłosiernie.  Dręczyło  ją  poczucie  winy,  że  zdradziła 
Thomasa.  Natychmiast  zerwała  kontakt  z  Janem.  Wtedy  nie 
miała pojęcia, że Thomas nie mieszkał w Ameryce sam, lecz z 
żoną Nancy. 

Lena napiła się kawy, po czym przeszła do dawnego pokoju 

ojca,  w  którym  przechowywała  dużo  osobistych  rzeczy  i 
prowadziła prywatną korespondencję. 

Po  tym,  jak  odkryła  podwójne  życie  Thomasa,  spaliła 

wszystkie  jego  listy  i  zdjęcia...  Poza  jednym.  Włożyła  je  do 
szuflady biurka. Od czasu do czasu wyciągała je i wpatrywała 
się w twarz człowieka, który kiedyś tak wiele dla niej znaczył. 

 

background image

Wyjęła  z  dolnej  półki  bransoletkę  Tiffany'ego  z 

wygrawerowanymi  inicjałami  L  +  T  oraz  napisem  LOVE 
FOREVER.  Wzięła  stary  medalion  ze  zdjęciem  ukochanego. 
Thomas  podarował  jej  tę  biżuterię  jako  dowód  wiecznej 
miłości. 

Kłamstwo! Wierutne kłamstwo! 
Wstała.  Spakowała  wszystko  do  bąbelkowej  koperty  i 

zaadresowała ją do Thomasa. 

Niech  podaruje  te  kosztowności  swojej  Nancy!  Leny  nie 

obchodziło, że przez tę przesyłkę Thomas może się pokłócić z 
Nancy. Nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie była kochanką, 
ponieważ nie miała pojęcia o istnieniu żony. A kiedy się o niej 
dowiedziała, natychmiast zerwała z Thomasem. Nie chciała z 
nim nawet rozmawiać. 

Drżącą ręką napisała jego imię, prawdopodobnie ostatni raz. 
Zaraz zaniesie kopertę do destylarni. Niech Daniel zawiezie ją 

na pocztę razem z innymi przesyłkami. 

Kawa  wystygła  i  straciła  smak.  Wylała  ją  do  zlewu,  a 

pocztówkę od Jórga włożyła do torebki. 

Kiedy  wyszła  z  domu,  z  naprzeciwka  przybiegły  psy. 

Obskoczyły  ją,  szczekając  i  merdając  ogonami.  Lena  je 
pogłaskała. 

 

background image

-  O,  moje  włóczykije,  zaniedbałam  was.  Nadrobimy  nasze 

spacery. A teraz dam wam wasze ulubione smakołyki... 

Wysypała garść psich ciasteczek. 
- Te są dla ciebie, Hektor, a te dla ciebie, moja droga Lady. 
Przyglądała się, jak zwierzaki pałaszują swoje przysmaki. 
Pochłonęły  je  w  ułamku  sekundy,  po  czym  wbiły  błagalny 

wzrok w panią. 

-  OK,  milusińscy,  wyjątkowo  dosypię  wam  dokładkę,  ale  o 

więcej nie proście. Zrozumiano? 

Psiaki  zaskomlały  i  odbiegły,  bo  przez  podwórze  szedł 

Daniel. 

- Właśnie się do ciebie wybierałam. Mam list. - Wymachiwała 

kopertą. 

- Daj go. I tak muszę jechać na pocztę. Zerknął ukradkiem na 

adresata, a następnie 

spojrzał pytająco na Lenę. 
- Odsyłam mu stare prezenty. 
  - Jesteś pewna, że tego chcesz? 
-  Absolutnie.  Działo  się  coś  ciekawego  w  destylarni?  - 

zmieniła temat. 

- Nic, co by nie mogło zaczekać do jutra. Jak było u Sylvii? 
 

background image

- Krótko u niej byłam. Po południu jadę do niej z Nicolą. 
- Chyba oszaleje z radości. O niczym innym nie mówi. Tylko 

o dzieciach. 

-  Maluchy  są  prześliczne...  Widziałam  dziś  Amalię.  Jest 

drobniutka. 

- W końcu to dziewczynka. Co z nią w ogóle? 
-  Już  lepiej.  Dziś  będziemy  wiedzieli  więcej.  Dlatego 

Christian został w szpitalu. Porozmawia z lekarzami. Koledzy 
po fachu nie będą przed nim niczego ukrywać. 

- Miły gość z tego twojego wyłonionego z nicości brata. 
-  Uhm.  Bardzo  go  lubię.  Czy  to  nie  dziwne?  To  tylko  brat 

przyrodni, a wydaje mi się, że kocham go bardziej niż Friedera. 

Daniel popukał się w czoło. 
- Nic w tym dziwnego, Leno. Trudno kochać Friedera. 
- Słusznie. Zszedł na złą drogę. 
- Zawsze był aroganckim egoistą. 
Lena  nie  miała  ochoty  rozmawiać  o  Friederze,  bo  zaraz 

popsułaby sobie humor. 

- Jórg napisał do mnie pocztówkę. Jest teraz w Australii. 
 

background image

- Wiem. Nicola mi o tym wspomniała. 
-  Nie  jesteś  entuzjastycznie  nastawiony  do  jego  podróży, 

prawda? 

-  No  nie,  choć  niewiele  mnie  one  obchodzą.  Jednak 

mężczyzna ponoszący odpowiedzialność za okazałą posiadłość 
oraz winnice nie powinien tak nagle pakować plecaka i ruszać 
w świat, bo taki ma kaprys. 

-  Daniel,  Jórg  jest,  jaki  jest.  Może  gdzieś  tam  w  odległym 

kraju uświadomi sobie wreszcie, że Chateau Dorleac przynosi 
mu mnóstwo korzyści, pozwala żyć... 

- Lena, chyba sama nie wierzysz w swoje słowa? 
- Powiedzmy, że tego bym sobie życzyła. 
-  Prędzej  spotkasz  wróżkę  z  bajkowego  lasu,  niż  twój 

braciszek Jórg stanie się odpowiedzialnym przedsiębiorcą. 

- Ale on przynajmniej jest wobec mnie bardzo uprzejmy. 
-  Bo  ma  w  tym  interes.  Podróżuje  po  wszystkich 

kontynentach, a ty i Marcel odwalacie za niego robotę. 

- Głównie Marcel. Daniel machnął ręką. 
 

background image

Nie  było  sensu  kontynuować  wątku  Jórga,  ponieważ  Lena 

zawzięcie go broniła. 

- Idziesz teraz do Nicoli?   
-Tak. 
- Przekaż jej proszę, że nie przyjdę dziś na obiad. 
Obrzuciła go zagadkowym spojrzeniem. Zdawało się jej czy 

naprawdę się zarumienił? Czyżby potwierdziły się jej domysły, 
że ma dziewczynę? 

- OK - odparła Lena. - W takim razie zobaczymy się później. 
-  Uhm.  Pozdrów  ode  mnie  Sylvię.  Jutro  do  niej  wpadnę. 

Przecież  muszę  się  przyjrzeć  Fryderykowi,  mojemu 
chrześniakowi. 

Lena uprzytomniła sobie, że  koniecznie musi zadzwonić do 

Markusa.  Jeszcze  nie  wiedział,  że  bliźniaki  się  urodziły,  a 
przecież będzie ojcem chrzestnym obojga maluszków. 

-  Muszę  zawiadomić  Markusa...  -  wymamrotała.  -  Pobiegnę 

szybko do destylarni. Przy okazji przejrzę pocztę. 

background image

Gdy  Nicola  zmagała  się  w  szpitalu  z  emocjonalnym 

rozdarciem  miedzy  bolesnymi  wspomnieniami  a  radością  z 
narodzin bliźniąt, Lena opuściła na moment ją oraz Sylvie. 

Sięgnęła  po  prezent  zapakowany  w  ozdobny  papier  z 

nadzieją,  że  Babette  Hagemann  i  jej  córeczka  Marie  są  w 
swoim  pokoju.  Kupiła  pluszową  owieczkę  oraz  kurteczkę  z 
wyhaftowanym kwiatuszkiem. 

Lena  zapukała,  wetknęła  głowę  przez  uchylone  drzwi  i 

odetchnęła z ulgą. 

Babette leżała na łóżku z nowo narodzoną córeczką. 
Kiedy zobaczyła Lenę, rozpromieniała. 
- Pani Fahrenbach, co za niespodzianka... 
-  Przecież  obiecałam,  że  panią  odwiedzę.  -  Pogratulowała 

Babette pięknej córki i wręczyła prezent. 

 

background image

Marie była śliczna. Czy wszystkie noworodki są takie? 
Lena jeszcze nie widziała, żeby któreś dziecko było brzydkie. 
Marie optycznie przewyższała wzrostem bliźniaki Sylvii. No, 

ale  ona  przyszła  na  świat  zgodnie  z  terminem.  Miała 
różowiutką twarzyczkę, blond włoski i wąziutki nosek. 

- O Boże, jaka ładna! - pisnęła zachwycona Babette, oglądając 

kurteczkę.  -  I  jeszcze  ta  owieczka.  Położymy  ją  do  łóżeczka 
Marie.  Pani  Fahrenbach,  zawstydza  mnie  pani...  Nie  mogę 
przyjąć takich drogich prezentów. 

- Dlaczego nie? 
- Bo, bo... - jąkała się. - Przecież my ledwie się znamy... 
Lena wybuchła śmiechem. 
-  No  i  co  z  tego?  Bez  przesady.  Prezenty  nie  mają  nic 

wspólnego  ze  stopniem  zażyłości  dwojga  ludzi.  Daje  się  je, 
kierując  się  impulsem.  Moją  intencją  było  sprawienie  pani 
radości i chyba mi się udało. 

-  Uszczęśliwiła  mnie  pani.  Po  tysiąckroć  dzięki...  Żadne 

słowa nie wyrażą tego, co w tej chwili czuję. 

 

background image

- Czasem nie potrzeba słów... Nieważne, nie będziemy się nad 

tym rozwodzić. Miała pani lekki poród? 

-  Tak.  Marie  to  skarb...  Tylko  godzinkę  męczyłam  się  na 

porodówce. 

Prowadziły  ożywioną  rozmowę,  dopóki  Marie  nie  zaczęła 

płakać. Lena wstała. 

- Muszę wracać do przyjaciółki, zanim zgłosi na policję moje 

zaginięcie. 

Babette zaczerwieniła się. 
- Przepraszam, że panią przetrzymałam. 
- Niech pani nie przeprasza. Siedziałam u pani z własnej woli. 

I jeśli mnie pani nie wyrzuci, jeszcze przyjdę. 

- Będę się bardzo cieszyć - odparła Babette. Pożegnały się. 
Ciekawe, w jakim nastroju jest Nicola? Sylvia była sama. 
- Gdzie Nicola i Christian? 
-  Nie  spotkałaś  ich?  Poszli  zobaczyć  Amalię.  Trzymała  na 

rękach Fryderyka. Lena usiadła. 

-  Lena,  twój  brat  Christian  bardzo  mi  pomógł.  Chyba 

sfiksowałabym bez niego... Przez moment 

 

background image

zapomniałam, że jest kimś obcym. Widziałam w nim Martina. 

Emanuje  od  niego  niebywałe  ciepło.  Jego  postawa  budzi 
zaufanie... Lena pogładziła dłoń Sylvii. 

-  Cieszę  się...  Ja  też  uważam,  że  mój...  brat  to  wspaniały 

człowiek. A co z twoją stopą? 

Sylvia zachichotała. 
- Podwiń kołdrę. 
- O Najświętsza Panienko, co to jest? - spytała Lena, gapiąc 

się na czarne coś na nodze swojej przyjaciółki. 

-  Wygląda  strasznie,  ale  jest  super.  Dzięki  temu  cacku  nie 

muszę kuśtykać o kulach. Na szczęście kostka nie jest złamana. 
Stłukłam ją sobie i  skręciłam. Christian uratował  mnie przed 
kulami, bo lekarze chcieli mi je wcisnąć na co najmniej dwa 
tygodnie. Jak niby miałabym funkcjonować? W prawej i lewej 
ręce  kule,  jedno  dziecko  przywiązane  do  piersi,  a  drugie  do 
pleców? 

Lena zaśmiała się. 
- Powiedz, jak zachowała się Nicola, kiedy ujrzała Fryderyka? 
- Znasz ją przecież... Omal nie pękła z radości. Nie mogła się 

na niego napatrzeć. Potem uparła się, żeby zobaczyć Amalię. 
W końcu będzie jej 

 

background image

chrzestną.  Malutka  rozwija  się  prawidłowo.  Jutro  rano 

przeniosą  ją  do  mnie.  Profesor  powiedział,  że  jest  bardziej 
aktywna  niż  jej  braciszek.  Ach,  Lena,  nawet  sobie  nie 
wyobrażasz, jaka to dla mnie ulga, że obyło się bez większych 
komplikacji. Serce by mi pękło, gdyby Amalia cierpiała na coś 
poważnego. 

-  Gdyby  tak  było,  musiałbyś  się  z  tym  pogodzić.  Bóg  nie 

wkłada ludziom do kołyski tylko laureatów Nagrody Nobla czy 
samych królowych piękności. 

Sylvia machnęła ręką. 
- Nie o to mi chodzi. Widocznie źle się wyraziłam. Naturalnie, 

że  pogodziłabym  się  z  ewentualnym  kalectwem  jednego  z 
dzieci,  ale  umarłabym,  gdyby  któreś  z  nich  nie  przeżyło. 
Fryderyk i Amalia są jedynym skarbem, który pozostał mi po 
Martinie. 

-  Nieprawda  -  oznajmiła  Lena.  -  Tkwi  w  tobie  mnóstwo 

wspomnień z nim związanych. 

    Sylvia pokiwała głową. 
-  Racja...  Łączyło  nas  z  Martinem  coś  szczególnego, 

magicznego...  Zbyt  pięknego,  żeby  mogło  trwać  wiecznie. 
Wiele znaków na niebie i ziemi mówiło mi, że to małżeństwo 
długo nie potrwa, 

 

background image

ale je ignorowałam, ponieważ pragnęłam naszego szczęścia... 
- Co ty mówisz? 
-  No,  na  przykład  ten  czarny  ptak,  który  w  dniu  mojego 

wesela przeleciał mi nad głową. 

Lena  widziała,  do  czego  zmierzała  Sylvia,  i  musiała  jakoś 

zmienić temat. 

-  Pamiętam  -  mruknęła.  -  Tyle  że  ptak  zaplątał  się  w  twoje 

włosy, a nie Martina. 

- A Cyganka? - kontynuowała Sylvia. - Chciała wróżyć mi z 

ręki... Oddała pieniądze, ponieważ nie była w stanie przekazać 
mi tych tragicznych wieści. 

-  Sylvia,  przecież  ona  nie  wyczytała  z  twojej  dłoni  żadnego 

nieszczęścia.  Po  prostu  zauważyła  mój  nieufny,  pogardliwy 
wzrok. Przypominam ci, że ja nie wierzę w durne zabobony. Ta 
kobieta nie odważyła się wciskać ci kitu, bo domyśliła się, że 
nie pozostawię tego bez komentarza. 

-A pamiętasz... 
Weszli Nicola i Christian. Nicola była blada jak kreda i trzęsła 

się jak galareta. 

- Chryste Panie, Nicola, co z tobą?! - krzyknęła Sylvia. 
Nicola osunęła się na krzesło. 
 

background image

- Mam napad migreny - wymamrotała. - Przepraszam was. 
- Oj, biedactwo. Napijesz się wody? 
- Dzięki. Christian przyniósł mi tabletkę. Stało się to, czego 

obawiała się Lena. Nicola 

znowu  myślała  o  córce,  którą  tuż  po  porodzie  oddała  do 

adopcji. 

- Zawieźć cię już do domu? Jutro znowu przyjedziemy. 
Nicola pokiwała głową. 
-  Tak  będzie  lepiej.  Potrzebuje  ciszy  i  przyciemnionego 

pokoju  -  stwierdziła  Sylvia.  -  Nicola,  zanim  wyjdziesz, 
powiedz mi, czy spodobała ci się moja Amalia. 

-  Jest  śliczna  -  odparła  Nicola.  -  Podziękuj  Bogu  za  to 

dziecko... Za oboje maluchów. 

Christian spojrzał na Sylvię. 
- A może nie zostawiać pani samej? - spytał. 
- Poradzę sobie, doktorze Berger. Dziękuję. Lena popatrzyła 

raz na jedno, raz na drugie. 

  -Dlaczego wciąż zwracacie się do siebie per „pan" i „pani"? 

Sylvia, jesteś moją przyjaciółką, a Christian moim bratem. W 
pewnym sensie jesteśmy rodziną - zachichotała. - Przejdźcie na   
„ty". Macie z tym jakiś problem? 

 

background image

Oboje  uśmiechnęli  się.  Ulżyło  im,  że Lena  przejęła  za  nich 

inicjatywę. 

-  Dla  uczczenia  dzisiejszego  dnia  zjecie  kolację  w  mojej 

gospodzie - zawołała Sylvia. - Zaraz zawiadomię ekipę. 

-  Proszę,  nie  zamawiaj  nic  dla mnie  -  powiedziała  Nicola.  - 

Acha,  nasi  panowie  mają  dziś  wieczorek  z  kręglami,  więc 
pewnie na nim się pożywią. 

-  Lena  i  Christian,  wy  nie  macie  wyboru.  Nie  akceptuję 

odmowy. 

- Zaproszenie przyjęte - odpowiedzieli jednocześnie, po czym 

pożegnali się, ponieważ Nicola słaniała się na nogach. 

- Christian, będziesz kierował? - spytała Lena, podtrzymując 

Nicolę. - Ja usiądę z Nicolą z tyłu. 

Parę minut później odjechali. 

background image

W  gospodzie  panował  wzmożony  ruch.  Praca  paliła  się 

personelowi w rękach. Nie było żadnego wolnego stolika. 

-  Chyba  Sylvia  nikogo  nie  powiadomiła  -  powiedział 

Christian. - Wszystko zajęte. 

- Nie wszystko. Chodź! 
- O, znalazł się wolny stolik. Hm, chyba najpiękniejszy w tym 

lokalu, ponieważ obok pieca kaflowego. Sylvia zarezerwowała 
dla nas wyborne miejsce. 

- Nie musiała. Przy tym stole nie obsługuje się obcych gości. 

Ten  stolik  jest  przeznaczony  dla  rodziny,  Fahrenbachów, 
Herzogów,  Gruberów  i  ogólnie  dla  przyjaciół.  Gdzie  chcesz 
usiąść?  Na  ławce  przy  piecu?  To  wprawdzie  moje  ulubione 
miejsce, ale z chęcią ci je odstąpię. 

- Dobrze. 
Christian rozejrzał się dookoła. 
 

background image

- Niesamowite, że jeszcze istnieją takie gospody z tradycją... 
- Sylvia doskonale łączy tradycję i nowoczesność. Ta gospoda 

powstała  mniej  więcej  wtedy,  gdy  stworzono  posiadłość 
Słoneczne Wzgórze. My nie mieszkaliśmy tu na stałe. Carla nie 
przepadała za wiejskim klimatem. Dlatego posiadłość stała się 
naszym  rodzinnym  ośrodkiem  letniskowym.  Ale  jej  nie 
zadowalała  nawet  bliskość  Bad  Helmbach.  Tatuś  nigdy  nie 
wyparł  się  swoich  korzeni.  Pielęgnował  tradycję.  Często 
powtarzał, że człowiek poznaje lepiej samego siebie i rozumie 
swoją naturę, jeśli nie odcina się od swoich korzeni. Popieram 
jego słowa. 

- Kochałaś ojca, prawda? 
-  Uhm...  Był  cudownym  człowiekiem.  Ukształtował  moją 

osobowość. 

Przyszła kelnerka. Podała im menu. 
-  Polecam  państwu  danie  dnia:  tatar  z  wędzonego  łososia  z 

kawiorem, comber sarni w sosie grzybowym, a na deser mus 
czekoladowy. 

Lena odłożyła kartę. 
- Ja nie muszę się zastanawiać. Wezmę danie dnia. 
- Ja też - powiedział Christian. 
 

background image

-  Świetny  wybór  -  stwierdziła  kelnerka.  -  A  co  do  picia? 

Pewnie  czerwone  bordeux  -  uśmiechnęła  się  do  Leny.  - 
Oczywiście z winiarni Chateau Dorleac, pani Fahrenbach. 

Lena pokiwała głową. 
- Tak. Rocznik 2006. Kelnerka oddaliła się. 
- Christian, przepraszam, że podjęłam decyzję, nie pytając cię 

o zdanie, ale to wino jest wyśmienite. 

Zachichotał. 
-  Zdaję  się  na  ciebie.  Nie  znam  się  na  winach>  Ty  jesteś 

ekspertką. Ja zamówię jeszcze wodę. 

- Zapomniałam o niej - powiedziała Lena i zawołała kelnerkę. 
-  Lena,  co  dolegało  Nicoli?  To  nie  była  migrena...  Gwoli 

wyjaśnienia,  podałem  jej  środek  uspokajający,  a  nie  lek 
przeciwbólowy. 

Christian  był  nie  tylko  znakomitym  lekarzem,  lecz  również 

doskonałym psychologiem. 

- Spostrzegawczy jesteś. Symulowała. Lena upiła łyk wina. 
- Christian, los jej nie rozpieszczał... Nie mogę o tym mówić. 

Jeśli  Nicola  się  zgodzi  i  będzie  chciała,  opowiem  ci  o  jej 
traumie. Nie chcę 

 

background image

nadużywać  jej  zaufania.  Powierzyła  mi  swoją  tajemnice. 

Chyba mnie rozumiesz... 

-  No  jasne.  Do  niczego  cię  nie  zmuszam.  Przeraziłem  się, 

widząc  jej  nagłe  załamanie  nerwowe.  Miałem  ją  za  stabilną, 
silną osobę. 

- Bo nią jest... Z wyjątkiem jednej sprawy. 
- Którą chwilowo puścimy w niepamięć. Podano im pyszną, 

apetycznie wyglądającą 

przystawkę. 
-  Niesamowite,  coś  takiego  w...,  proszę,  nie  interpretuj 

błędnie  mojej  wypowiedzi,  bo  nie  ma  ona  obraźliwego 
wydźwięku, w wiejskiej gospodzie. Obłędny ten łosoś. 

Zanim odpowiedziała, spróbowała odrobinę tatara. 
-  Sylvia  lubi  dobrze  zjeść,  w  związku  z  czym  przywiązuje 

szczególną wagę do serwowanych u niej potraw. Zaopatruje się 
w świeże produkty pierwszej klasy. Tutaj dostaniesz zarówno 
regionalne specjały, jak i potrawy z najróżniejszych zakątków 
świata  -  oprócz  pizzy  i  makaronów.  W  takich  daniach 
specjalizuje  się  włoska  restauracja  usytuowana  na  nowym 
osiedlu. Stołują się w niej nowi mieszkańcy Fahrenbach. 

- Są wam solą w oku, co? 
 

background image

-  Coś  w  tym  stylu.  Przez  nich  wszystko tu  się  zmieniło.  Na 

gorsze.  Chociaż  żeby  oddać  sprawiedliwość,  na  osiedle 
wprowadzili  się  również  mili  ludzie.  Niestety  niewielu... 
Większość  tych 

no

wych  chce  przekształcić  Fahrenbach  w 

drugie Bad Helmbach. Ale my temu zapobiegniemy. 

-Jak? 
-  Do  mnie,  Sylvii  i  Markusa  należą  najcenniejsze  ziemie. 

Wisienki na torcie. Żadne z nas ich nie sprzeda. 

-  Tak,  ale  najpiękniejszym  i  najcenniejszym  miejscem  jest 

jezioro. Można je całkiem nieźle zagospodarować. 

Lena uśmiechnęła się do niego. 
- Jezioro w całej swojej okazałości należy do mnie. 
- Zatem jesteś świetną partią. 
- Najlepszą, jeśli mowa o gruntach. Niedawno uzyskały one 

status  działek  budowlanych  i  zyskały  na  wartości.  Na  ich 
sprzedaży  można  by  się  dorobić  milionów.  Mnie  jednak  na 
nich  nie  zależy.  Dlatego  nie  mam  zbyt  dużo  gotówki. 
Wprawdzie sprzedałam za horrendalną sumę obrazy olejne, ale 
wiesz, jak jest, pieniądze rozchodzą się błyskawicznie: spłata 
długów, kredytów, podatki. 

 

background image

Poza  tym  przeznaczyłam  sporą  kwotę  na  przytułek  dla 

bezdomnych, poparłam inicjatywę wspierania matek samotnie 
wychowujących  dzieci  i  ośrodek  dla  dzieci  chorych  na  raka. 
Gdybym mogła, wspomogłabym więcej instytucji. 

- Lena i tak zrobiłaś bardzo dużo. 
- Odczuwałam wewnętrzną potrzebę podzielenia się z innymi 

pieniędzmi, które tak nagle spadły mi z nieba. 

- Nie każdego byłoby stać na taki gest. Jesteś aniołem. 
Zawstydziła się. 
-  Tata  mi  wpoił,  że  trzeba  się  dzielić  z  innymi.  Sprzątnięto 

talerze i podano danie główne. 

Comber  wyglądał  fantastycznie  -  trzy  smakowicie 

wysmażone kawałki mięsa. Rewelacja. Niebo w gębie. A mus 
czekoladowy wprost powalił ich na kolana. 

Christiana oczarowało nie tylko jedzenie. Ujęła go atmosfera 

gospody. 

Kiedy już popijali kawę, do stołu podszedł Markus. 
Zirytował  się,  widząc  u  boku  Leny  obcego  mężczyznę,  z 

którym notabene ucięła sobie wesołą pogawędkę. 

 

background image

-  Markus,  fajnie,  że  jesteś.  Poznaj  mojego  brata.  Christian, 

przywitaj  się  proszę  z  moim  starym  przyjacielem. 
Rozmawialiśmy wcześniej o nim. Jest właścicielem tartaku. 

- Miło mi pana poznać - powiedział nieśmiało Christian. 
- Lena, czy możesz mi wytłumaczyć, co to za teatr? - parsknął 

wyraźnie zirytowany Markus. 

Lena wybałuszyła oczy. 
- Co ty bredzisz? Jaki teatr? 
-  No,  ten  numer  z  braciszkiem?  Nie  jesteś  moją  żoną  ani 

kochanką,  więc  przede  mną  nie  musisz  udawać.  Dlaczego 
nazywasz tego faceta - wskazał palcem Christiana - bratem? Po 
co  ta  farsa?  Mnie  się  nie  musisz  tłumaczyć.  Możesz  się 
spotykać, z kim chcesz... 

Lena wreszcie załapała, o co mu chodzi. 
-  Markus,  usiądź,  proszę.  Niczego  nie  udaję.  Christian  jest 

moim bratem, o którym do niedawna sama nie miałam pojęcia. 

, - Zgadza się - zawtórował jej Christian. 
Markus ze zdziwienia aż usiadł. Patrzył raz na jedno, raz na 

drugie. 

-  Nie  pojmuję.  Nie  spodziewałabym  się  tego  po  twoim 

zacnym staruszku. Niewiarygodne. On 

 

background image

i  kolejny  syn?  To  nie  w  jego  stylu.  Był  uczciwym 

człowiekiem. 

-  Markus,  tatuś  nie  jest  jego  ojcem...  Christian  jest 

pierworodnym synem mamy. Oddała go siostrze bliźniaczce. 

Chwilę  potrwało,  zanim  Markus  przetrawił  szokujące 

nowiny. 

-  Przepraszam,  Lena.  Odkupię  ci  wino.  Muszę  się  szybko 

napić czegoś mocniejszego - powiedział, wychylając kieliszek 
Leny.  -  Wspaniała  Carla  Fahrenbach...  Nie,  teraz  nazywa  się 
inaczej. 

- Aranchez de Moreira - dodała Lena. Machnął ręką. 
- Nieważne. Nie muszę zapamiętywać jej nowego nazwiska. 

W każdym razie miała niechlubną tajemnicę. 

Spojrzał na Christiana. 
- Poznał pan już biologiczną matkę? 
- Wolałbym zaoszczędzić sobie tego wątpliwej przyjemności 

- odparł Christian. - Pospieszyłem się jednak i doświadczyłem 
piekielnego spotkania z moją niby matką. 

- To było do przewidzenia - powiedział Markus, przywołując 

obsługę. - Poproszę trzy pięćdziesiątki. Napije się pan z nami? 

 

background image

-Tak, chętnie. 
-  Wie  pan,  panie...  -  zwlekał  chwileczkę.  -  Jak  pan  się 

nazywa? Chyba nie Fahrenbach? 

- Nie, Berger... Christian Berger. 
- Doktor Christian Berger - uzupełniła Lena. - Jest świetnym 

lekarzem. Pomógł naszej drogiej Sylvii. 

-Ach,  to  pan?  Sylvia  wyrażała  się  o  panu  w  samych 

superlatywach. Ale ani słówkiem nie pisnęła, że niejaki doktor 
Christian Berger jest bratem Leny. 

Christian  rozpromieniał,  słysząc  te  słowa.  Czyżby  coś  się 

kroiło? 

- Darujmy sobie te grzeczności. Powinniście przejść na „ty" - 

zaproponowała Lena. 

- Nie mam nic przeciwko... 
- Zgoda. 
Wypili bruderszaft i wznieśli toast. 
-  Spośród  Fahrenbachów  najwyżej  cenię  sobie  Lenę  - 

deklarował Markus. - Jest perełką. Pozostała część sławetnego 
rodu nie dorasta jej do Piet. 

-  Poza  Leną  miałem  do  czynienia  jeszcze  tylko  z  jednym 

członkiem sławetnej rodziny Fahrenbachów. 

 

background image

- Niech no pomyślę... Z Friederem? Jego należałoby spalić i 

zatroszczyć się, żeby prochy zakopano gdzieś głęboko. 

- Markus! - upomniała go Lena. 
- No co, taka jest prawda. Przypomnij sobie, co ci zrobił. Na 

przykład  nasłał  na  ciebie  kontrolę  podatkową.  Próbował 
wrobić w oszustwo. Potem przysłał ludzi, żeby zmierzyli twoje 
grunty... 

Lena zatkała uszy. 
- Przestań. Nie chcę tego słuchać. Nie psuj mi humoru. 
Markus zwrócił się do Christiana. 
- Frieder jest gburem. Czy był dla ciebie miły? 
-  Nie  wpuścił  mnie  nawet  do  siebie.  Posłużył  się  swoją 

sekretarką, która oznajmiła mi w jego imieniu, że mam zakaz 
wstępu do ich budynku. 

- Cały Frieder. OK, opowiedz coś o sobie, skoro dołączyłeś do 

naszej paczki. Chyba że masz z tym problem. 

- Nie, żadnego. 
I zaczął opowiadać. 
Lena dowiedziała się o wielu sprawach, o których wcześniej 

nie mówił. Ale zauważyła, że niektóre szczegóły przemilczał. 

Potem rozmawiali na tematy ogólne. 
 

background image

Gdy  Christian  poszedł  do  toalety,  Markus  nachylił  się  ku 

Lenie. 

-  Sympatyczny  z  niego  koleś.  Fajniejszy  niż  pozostałe 

rodzeństwo. Szczerze? Nie ma w nim nic z waszej matki... 

-  Na  szczęście!  Pewnie  jest  podobny  do  swojego  ojca,  o 

którym notabene nic nie wie. 

- Straszne. Będąc już dorosłym, dowiedzieć się, że ktoś inny 

jest twoją matką... No i nie mieć żadnych informacji o ojcu... 
Brrr, zmroziło mnie. 

- Christian podszedł do tego dość spokojnie. Markus, cieszę 

się, że zjawił się w moim życiu. 

- To super. Masz jakieś wieści od Doris? 
- Tak. Utrzymujemy kontakt telefoniczny. -1... ma kogoś? 
- Nic mi o tym nie wiadomo. 
- Naprawdę rozstała się ze mną, ponieważ nie chce mieszkać 

w Fahrenbach? 

- Tak. Przecież ci mówiła. 
- Nie wierzyłem jej. Zachowałem się jak głupek. 
- Dobrze, że to zrozumiałeś. Powinieneś ją przeprosić. Ona z 

miłości do ciebie próbowała się tu zadomowić, ale potrzebuje 
do życia miejskiego powietrza. 

 

background image

Wrócił Christian. Usłyszał jej ostatnie słowa. 
-  Istnieją  ludzie,  którzy  dla  życia  w  mieście  porzuciliby 

tutejszy raj? Ja bez wahania spakowałbym walizki i sprowadził 
się  tutaj.  Zakochałem  się  w  Fahrenbach  od  pierwszego 
wejrzenia. 

-  Christian,  szkoda,  że  nie  masz  na  imię  Doris  i  nie  jesteś 

kobietą. Gdyby tak było, nie miałbym żadnych problemów. 

 

background image

Kolejne  dni  minęły  nadspodziewanie  szybko.  Lena 

przeprowadziła wiele rozmów z Christianem. Z każdą chwilą 
lubiła swojego brata coraz bardziej. 

Odwiedzili  razem  Sylvię,  która  najwyraźniej  odżywała  w 

obecności  Christiana.  Lena  zaś  skorzystała  z  okazji,  żeby 
zajrzeć do Babette i jej słodkiej Marie. 

Jednak Babette została wypisana ze szpitala już po czterech 

dniach. 

Lena miała  nadzieję, że zgodnie z  obietnicą odezwie  się do 

niej. Jeśli nie, ona zadzwoni do Babette. W końcu wymieniły 
się telefonami. Sylvia również zapałała do niej sympatią. Nic 
dziwnego, miały wspólne tematy, a szczególnie jeden - dzieci. 

Nicola otrząsnęła się z pierwszego szoku i słowem nawet nie 

nawiązała do swojego załamania. 

 

background image

Lena  zaś  nie  umiała  wymazać  go  z  pamięci.  Po  wyjeździe 

Christiana zabrała się za napisanie listu do Yvonne. 

Usiadła  przy  biurku  i  zastanawiała  się,  jak  zacząć  i  jakie 

dobrać słowa. 

Wspomnieć o bliźniakach Sylvii i tym ataku Nicoli? 
Nie. To zbyt długa historia. 
Gniotła kolejne kartki z napisanym nagłówkiem i wrzucała je 

do kosza. To na nic. Nie będzie się zmuszała. Później zredaguje 
list. 

Na  wszelki  wypadek  wyrzuciła  śmieci  do  kontenera  z 

makulaturą. 

Kiedy wróciła do domu, zabrzęczał telefon. 
To był Jan. 
-  Serduszko  moje,  chciałbym  cię  zaprosić  na  jutrzejszy 

wieczór - zagadnął. - Duffy daje koncert. Kolega odstąpił mi 
bilety, ponieważ jego żona zachorowała. 

- Jan, wybacz, ale ja nie mam pojęcia, kim jest Duffy. 
Zaśmiał się. 
-  Dla  mnie  też  stanowi  zagadkę.  To  młoda  piosenkarka 

pochodząca  z  Walii.  Obecnie  święci  triumfy  na  muzycznej 
scenie. 

 

background image

- Gdzie będzie ten koncert'? 
- W Bad Gravenforst. Przenocujemy w hotelu Grand. 
- O nie! 
- Hej, Lena, co jest? 
Próbowała  się  uspokoić.  Nadaremnie.  Hotel  Grand  w 

Gravenforst  wybudował  bogaty  argentyński  mąż  jej  matki. 
Tam też doszło do ich niefortunnego spotkania. 

- Moja noga nie przekroczy progu tego hotelu - mruknęła. 
- To przenocujemy gdzie indziej. 
-  Jan,  nie  odbierz  tego  źle,  proszę...  Nie  jestem  humorzastą 

damulką.  Nie  chcę  w  ogóle  jechać  do  Bad  Gravenforst. 
Przyrzekłam sobie, że nigdy więcej nie odwiedzę tego miejsca. 

- Z powodu Thomasa? 
- Nie, z powodu mojej matki. Nie chcę teraz o tym mówić. 
- OK, nie ma problemu. Odstąpię komuś te bilety. Chętnych 

nie brakuje. 

-1 nie zobaczymy się? - spytała. 
- Głuptasie, skąd taki pomysł? Nie pozbędziesz się mnie tak 

łatwo. Chciałem, żebyś się rozerwała na koncercie. 

 

background image

- Przepraszam... 
-  Lena,  nie  musisz  przepraszać.  Dobrze,  że  się  z  tobą 

skonsultowałem.  Gorzej,  gdybym  cię  zabrał  tam  w  ramach 
niespodzianki. 

- Jan... 
- Zmieńmy temat - zaproponował. - Jak ci minął dzień? Co u 

bliźniaków? 

Z  nim  można  było  przynajmniej  porozmawiać  o 

codzienności. A z Thomasem? 

background image

Lenę  dopadły  wyrzuty  sumienia.  Przebimbała  cały  dzień. 

Weszła  do  destylarni  ze  spuszczoną  głową.  Ale  przecież 
odwiedziny  Christiana  i  narodziny  bliźniaków  były 
ważniejsze.  Poza  tym  myślała  o  Veronice,  agresywnej 
dziewczynce,  która  w  jakiś  sposób  ją  rozczuliła.  Jutro 
przyjedzie Jan. 

Dziwne,  że  wiązała  się  z  mężczyznami,  którzy  stale 

podróżowali. 

Daniel siedział już w swoim biurze. Odebrał właśnie faks. 
Wziął  kartkę,  rzucił  okiem  na  kilka  pierwszych  linijek, 

pobladł i podał Lenie. 

 

- Mamy kłopot... - wymamrotał. 
Lena otworzyła usta ze zdziwienia. Trzymała w ręku oficjalną 

informację,  że  sieć  supermarketów  Grosik  ogłosiła  upadłość. 
Sprawdziły się jej obawy. 

 

background image

Upuściła kartkę.   
- Ile? 
- Nic mniej, Lena. Do tej pory nie uiścili żadnych opłat. To 

chyba palec Boży, że zawiesiliśmy dalsze dostawy. 

- W takim razie pięćdziesiąt tysięcy euro - szepnęła. 
Daniel pokiwał głową. 
- Możemy je spisać na straty. Nie sądzę, żebyśmy cokolwiek 

od 

nich 

ściągnęli. 

To 

spółka 

ograniczoną 

odpowiedzialnością. 

-  Daniel,  mam  ochotę  na  pięćdziesiątkę  wódki.  Ale  po 

pierwsze, za wcześnie na alkohol, a po drugie, to nie rozwiąże 
naszych problemów. Jakoś z tego wybrniemy. Akurat wtedy, 
gdy wszystko zaczęło się dobrze układać... 

-  W  interesach  zawsze  trzeba  się  z  tym  liczyć.  Są  wzloty  i 

upadki... 

- Chryste Panie, pięćdziesiąt tysięcy euro! Zaraz osiwieję. 
-  Lena,  damy  radę.  Widzisz,  niepotrzebnie  szalałaś  z 

prezentami  po  sprzedaży  obrazów.  Nie  powinnaś  była 
wydawać tych pieniędzy. 

- Daniel, opanuj się. Nie będę wszystkiego sobie odmawiała. 

Nie żałuję tych zakupów. Masz 

 

background image

rację, poradzimy sobie. Przejrzę listy klientów, 

a

  ty  wyślesz 

upomnienia  do  dłużników...  Musimy  zatrudnić  kogoś  do 
księgowości. 

-Ja... 
Przerwał. 
- Co chciałeś powiedzieć? 
- Nic. Do roboty! 
Lena przeszła do swojego biura. Co chciał powiedzieć? Że ma 

kogoś na to stanowisko? 

Puściła  wodze  fantazji.  Swatała  w  myślach  Christiana  z 

Sylvią, a Daniela z potencjalną księgową. 

background image

Lena wróciła do domu zupełnie wykończona. Miała za sobą 

wyczerpujący  dzień.  Łudziła  się,  że  odzyska  chociaż  trochę 
pieniędzy z masy upadłościowej Grosika. 

Odruchowo  zerknęła  na  automatyczną  sekretarkę.  Nikt  nie 

zostawił wiadomości. 

Poszła  do  kuchni.  Nalała  lampkę  wina  i  poczłapała  do 

biblioteki, gdzie Aleks rozpalił w kominku. 

Usiadła wygodnie w ulubionym fotelu i zamknęła oczy. 
Wzdrygnęła się, gdy usłyszała jakieś dziwne odgłosy. 
Skąd dochodziły? 
Wstała i rozejrzała się po pokoju. Chyba się przesłyszała. Nic 

nie było widać. Upiła łyk wina. 

Drewno przyjemnie trzeszczało w kominku. 

background image

Lena  odchyliła  głowę.  Rozkoszowała  się  buchającym 

ciepłem.  Uwielbiała  siedzieć  przed  kominkiem.  Przy  jego 
płomieniach marzyła o wspaniałej przyszłości. 

Zerwała się na równe nogi. 
Znowu do jej uszu dobiegły podejrzane odgłosy. Zauważyła 

czarny  cień  przesuwający  się  zwinnie  od  sofy  do  regału  z 
książkami. 

Czyżby jakieś zwierzę? 
Zapaliła światło i podeszła ostrożnie do regału. 
Zza  rogu  wyskoczył  młody,  przestraszony  czarny  kot  z 

zielonymi oczami. 

Co powinna zrobić? Wypuścić zwierzę na wolność? Na takie 

zimno? 

Jak ten kot dostał się do domu? Lena doszła do wniosku, że 

musiał się wśliznąć do środka w ciągu dnia. Może jak była tu 
Nicola?  A  może  przyszedł  wtedy,  gdy  Aleks  rozpalał  w 
kominku? 

Kot schował się za sofę. 
Lena poszła do kuchni i wróciła po chwili z miseczką mleka. 

Postawiła ją obok drzwi i oddaliła się na tyle, żeby kot nie czuł 
się zagrożony, a ona mogła go obserwować. 

Jej  cierpliwość  została  wystawiona  na  ciężką  próbę.  Kot 

zaczął się skradać do miseczki. I w tym 

 

background image

momencie...  zadzwonił  telefon.  Zwierzak  natychmiast 

czmychnął za sofę. Lena podniosła słuchawkę. 

-  Cześć,  moja  piękna  -  odezwał  się  Jan.  -  Wszystko  w 

porządku? 

- Mam gościa. 
- Mężczyzna czy kobieta? 
- Hm, trudno powiedzieć - parsknęła Lena. 
-  Co?  Przecież  wiesz,  kto  cię  odwiedził,  kobieta  czy 

mężczyzna... 

W tonie jego głosu zabrzmiała lekka nutka zazdrości. 
-  Wiem  jedynie,  że  dziwnym  trafem  rozgościł  się  u  mnie 

czarny kot. Taki dziki lokator. 

Zadowoliła go ta odpowiedź. 
- Uważaj, moja piękna, jeśli to dziki kot, może być chory. 
- Spokojnie, nic mi nie będzie. Zdzwonimy się za parę minut, 

dobrze? Najpierw muszę się zająć kotem, ponieważ inaczej w 
ogóle się nie skupię na rozmowie. 

- Ładne rzeczy. Pierwszy raz w moim życiu kobieta wystawia 

mnie do wiatru dla jakiegoś kota. Niewiarygodne! 

Zezłościł się? Nie! 
 

background image

- Słońce, spójrz na tę sytuację z innej strony. Jesteś dla mnie 

tak ważny, że chcę ci poświęcić całą swoją uwagę, a nie tylko 
trochę... 

- Dobrze, tym razem ci wybaczę - przekomarzał się. - Przez 

komórkę  złapiesz  mnie  o  każdej  porze.  Tymczasem  życzę 
udanego polowania na kota. 

Pożegnali się. 
Po chwili kot ponownie podkradł się do miseczki. Powąchał, 

a potem krążył wokół niej, jakby się zastanawiał, czy powinien 
się z niej napić. 

Lena lubiła koty. Nigdy jednak nie miała własnego, ponieważ 

matka brzydziła się nimi. 

Miseczka  została  opróżniona  w  jednej  chwili.  Potem  kot 

podbiegł do drzwi i je podrapał. 

Chyba chciał wyjść... 
Lena  otworzyła  drzwi,  zarówno  te  od  biblioteki,  jak  i 

wyjściowe, po czym usiadła na krześle obok komody. 

Kot wybiegł na korytarz, odkrył uchylone drzwi wejściowe i 

niczym błyskawica wymknął się na podwórko. 

Lena wyjrzała za nim. Po kocie nie było ani śladu. Zniknął w 

ciemności. 

Szkoda! 
 

background image

Cóż,  zadzwoni  teraz  do  Jana.  Mieli  sobie  sporo  do 

opowiedzenia. 

Czy powinna mu powiedzieć o upadłości Grosika? 
Lepiej nie. Po co go zasmucać? 

background image

Lena przestała się kryć z uczuciami, którymi darzyła Jana. Po 

prostu chciała dla niego pięknie wyglądać. 

Trzy razy przerzuciła zawartość szafy, aż wreszcie położyła 

wszystko  na  kupkę  i  zdecydowała  się  założyć  dżinsy  oraz 
sweter. Postawiła na swobodę. Zresztą taką właśnie znał ją Jan. 
On i tak oszaleje na jej widok, bo podoba mu się taka, jaka jest. 

Ku jej uciesze włosy nieco odrosły. Nie były już przesadnie 

krótkie  jak  u  tybetańskiego  mnicha.  Tęskniła  za  puklami 
sięgającymi  ramion.  Niestety,  nie  posłuchała  rady  fryzjera, 
który odradzał takie drastyczne cięcie. 

W konsekwencji musiała znosić liczne docinki w stylu: Pod 

jaką kosiarkę wpadłaś? 

Jan zachował klasę i nie komentował jej dziwnej fryzury. 
 

background image

Stanęła przed lustrem. Sprawdziła, czy wszystko wygląda tak, 

jak  powinno.  Pomalowała  usta  szminką  i  użyła  swoich 
ulubionych perfum. 

Była gotowa na przywitanie Jana. 
Kiedy  szła  przez  podwórze,  żeby  odebrać  od  Nicoli 

przygotowane  dla  siebie  jedzenie,  dostrzegła  czarnego  kota. 
Jak gdyby nic leżał pod jej drzwiami. Chciał wejść do domu? 

Lena  natychmiast  zawróciła.  Ale  gdy  tylko  zbliżyła  się  do 

kota, uciekł na parking. 

Poprosi  Nicolę,  żeby  kupiła  karmę  dla  kotów.  Tym  zwabi 

przybysza i może wkupi się w jego łaski. 

Nicola ją zaskoczyła. Widząc jej determinację w pozyskaniu 

zaufania kota, wyjęła ze spiżarki małą puszkę. 

-  Daj  mu  to...  Dostałam  tę  puszkę  gratis,  kiedy  zamówiłam 

psią karmę. Naszych włóczykijów taką ilością nie nakarmisz. 

- Ale to jest jedzenie dla psów... 
- Lenka, nie przesadzaj. Tam jest wątróbka. Dzikie koty nie są 

wybrednymi smakoszami. Niedługo wybieram się z Aleksem 
do supermarketu. Przywieziemy ci dwie lub trzy puszki. A jeśli 
kot znów się pojawi, kupimy więcej smakołyków. 

 

background image

- Nicola, jesteś nieoceniona. Dzięki. 
- Robisz tyle hałasu z powodu jednej puszki karmy? 
- Nie, bo ugotowałaś mi pyszne jedzonko. No i cieszę się na 

przyjazd Jana. 

-  Zdefiniowałaś  wreszcie  swoje  uczucia  względem  niego? 

Odkryłaś to przed nim? 

-Tak. 
Lena postawiła na tacy dwie plastikowe miski. 
- Dasz radę sama czy ci pomóc? 
- Dam radę. 
Nicola otworzyła jej drzwi. 
- Gratuluję ci. 
- Czego? 
- Że się wreszcie zdecydowałaś. Jan van Dahlen jest uroczym 

mężczyzną. On cię nie zawiedzie. Kocha cię. 

- Dzięki, Nicola. Nie zapomnij o karmie dla kota. 
-  Ach,  ty  męczy  buło...  Baw  się  dobrze  z  Janem.  Jak  długo 

zostanie? 

- Nie mam pojęcia. 
Kiedy doszła do domu, Jan właśnie wyłonił się zza rogu. 
Wyglądał zniewalająco, chociaż ubrał się na sportowo. 
 

background image

Założył czarne dżinsy, czarną skórzaną kurtkę i stylowy szal, 

na wzór tych reklamowanych w czasopismach dla panów. 

Przyspieszył kroku. Wziął od niej tacę z jedzeniem i odstawił 

je na ławkę. Następnie przytulił mocno Lenę i nie wypuszczał 
jej ze swoich ramion. 

- Tego mi brakowało - szepnął, składając namiętny pocałunek 

na  jej  ustach.  -  Chodź,  mój  kwiatuszku.  Wejdźmy  do  domu. 
Gdzie postawić tacę? 

-  W  kuchni...  To  nasze  jedzenie.  Nicola  nam  przygotowała. 

Wiesz, ja raczej kiepsko gotuję... 

-  Serce  moje,  gdyby  to  było  dla  mnie  ważne,  poderwałbym 

jakąś kuchareczkę... 

- No, coś tam ugotować umiem - zachichotała Lena. 
- Ja też. W razie czego razem staniemy przy piecu i upichcimy 

sobie pyszne jedzonko. A teraz muszę cię znowu pocałować. 
Jestem spragniony twoich ust... 

background image

W  trakcie  romantycznej  kolacji  Lena  i  Jan  obsypywali  się 

czułościami,  nie  mogąc  oderwać  od  siebie  oczu.  Po  posiłku 
oraz kilku godzinach rozmowy przerywanej pieszczotami udali 
się  do  sypialni.  Spędzili  razem  cudowną  noc.  Upajali  się 
bliskością  swoich  ciał.  Dali  upust  drzemiącej  w  nich 
namiętności, żarowi uczuć oraz pożądaniu. 

Lena  po  przebudzeniu  z  powrotem  zamknęła  oczy,  żeby 

powrócić  myślami  do  upojnych  chwil.  Chciałaby  zatrzymać 
czas, zostać w ramionach ukochanego. Nagle poczuła, że się do 
niej przysunął, pocałował ją i lekko się odsunął, jakby chciał jej 
się przyjrzeć. 

- Serduszko moje, nie musisz zamykać oczu z powodu tego, 

co  się  wydarzyło.  Spędziliśmy  ze  sobą  bajeczną  noc. 
Kochaliśmy  się.  Nie  stało  się  nic,  czego  musiałabyś  się 
wstydzić. 

 

background image

Zaczerwieniła się. 
- Dzień dobry, moja piękna - dodał. 
- Dzień dobry - szepnęła. 
Nie powiedziała nic więcej, ponieważ jego pocałunki zaparły 

jej dech w piersiach. 

- Lena, kocham cię... Nawet nie wiesz, jak bardzo! 
Pragnęła  odpowiedzieć  mu  podobnym  wyznaniem,  ale  nie 

chciało jej przejść przez gardło. 

Wyszli z łóżka dopiero przed południem. 
Wspólnie 

przygotowali 

śniadanie. 

Oczywiście 

nie 

przeszkadzało im to w przerwach namiętnie się całować. 

- Lena, chciałbym spędzać z tobą więcej czasu. 
- Ja też. 
-  Nic  nie  stoi  na  przeszkodzie,  żebym  stąd  wyjeżdżał  w 

delegacje i wracał z nich do ciebie. 

Serce Leny biło coraz szybciej. 
- Słoneczne Wzgórze wiele dla ciebie znaczy, a ja chętnie tu 

przyjeżdżam.  Moglibyśmy  więc  lepiej  się  poznać  i 
rozkoszować  naszą  bliskością  w  miejscu,  które  jest  twoją 
świątynią...  Oczywiście  zatrzymam  mieszkanie  w  Berlinie  i 
apartament w Nowym Jorku. Tam nocowalibyśmy 

 

background image

podczas urlopu i podróży, w których mam nadzieję, będziesz 

mi czasem towarzyszyć. 

Lenie wprost odebrało mowę. Jan błędnie zinterpretował jej 

milczenie. 

- Przepraszam, chyba się zagalopowałem. Wyskoczyłem z tą 

propozycją jak Filip z konopi. Nie miałem zamiaru na ciebie 
naciskać.  Po  prostu  kocham  cię  i  chciałbym  być  z  tobą  do 
końca  moich  dni.  Chciałbym,  żebyś  została  moją  żoną.  Jeśli 
będziesz na to gotowa... 

Lena zamknęła oczy. Omal nie zemdlała ze szczęścia. 
Jan był konkretny, szczery i mówił, co mu w duszy grało. 
Był  całkowitym  przeciwieństwem  Thomasa.  On  ciągle 

wynajdywał jakieś wymówki. 

- Lena, ja... 
- Cieszę się - weszła mu w słowo. - Świetny pomysł. Kiedy się 

do mnie wprowadzisz? 

Wstał, obszedł stół i gwałtownie przyciągnął ją do siebie. 
-  Moje  serduszko,  ale  mnie  uszczęśliwiłaś!  Nie  pożałujesz 

tego.  Obiecuję.  Pasujemy  do  siebie.  Jesteśmy  dwiema 
połówkami tego samego jabłka. 

 

background image

- Wiem, kochany... Z każdym dniem fascynujesz mnie coraz 

bardziej,  co  utwierdza  mnie  w  przekonaniu,  że  do  siebie 
należymy. U twojego boku czuję się bezpiecznie. Z Thomasem 
było inaczej. W zasadzie prawie nic o sobie nie wiedzieliśmy... 

Przyłożył palec do jej ust. 
-  Pssst,  nie  wracajmy  do  przeszłości.  Ona  jest  za  tobą. 

Budujmy wspólną teraźniejszość i naszą przyszłość. 

background image

Jan  musiał  tylko  załatwić  kilka  formalności  i  za  jakieś  trzy 

tygodnie zamierzał się przeprowadzi na Słoneczne Wzgórze. 

Lena nie posiadała się z radości, choć musiała się oswoić z 

myślą,  że  zamieszka  z  ukochanym  mężczyzną  pod  jednym 
dachem. Do tej pory nie była w takiej sytuacji. 

Zadziwiała  ją  otwartość  oraz  konsekwencja  Jana.  Nie 

poddawał się łatwo i cierpliwi dążył do wyznaczonych celów. 

Ponieważ  wyjechał,  postanowiła  zaopiekować  się  kotem. 

Otworzyła  puszkę  tuńczyka,  przesypała  go  do  miseczki  i 
postawiła pod ławką na dworze. 

Ale kot jakby zapadł się pod ziemię. Rozglądała się za nim, 

idąc do destylarni. 

Daniel adresował upomnienia do opornych klientów, a obok 

niego leżał stos jakichś mniejszych zamówień. 

 

background image

Tak  dalej  być  nie  może.  Muszą  zatrudnić  profesjonalną 

księgową. 

- Daniel, potrzebujemy dodatkowej pary rąk do biura. 
- Mówisz serio? -Tak. 
- Stać nas na nowego pracownika? 
-  Jasne.  Napijemy  się  kawy  i  wyjaśnię  ci,  jak  to  sobie 

wyobrażam. 

Daniel zaparzył kawę, a ona pokrótce przedstawiła mu swoją 

wizję. 

-  Brzmi  nieźle...  -  zwlekał  chwilę,  a  w  końcu  powiedział:  - 

Chyba miałbym kogoś, kto nadawałby się na to stanowisko... 

A jednak! Czyżby Nicola trafiła w dziesiątkę? Związał się z 

jakąś kobietą? 

- Tak? - spytała. 
- Księgową zajmującą się bilansami. Świetne odnajduje się w 

warunkach  biurowych.  Jest  miła,  kompetentna  i  pilnie 
poszukuje pracy. 

- Twoja dziewczyna? 
- No coś ty? 
- Wiesz, wieczorami dokądś wybywasz, stroisz się jak nigdy 

przedtem, więc pomyśleliśmy, że się z kimś spotykasz... 

 

background image

Wybuchnął śmiechem. 
-  Inge  nie  jest  moją  dziewczyną.  Gdyby  tak  było,  nie 

sprowadzałabym jej do naszej firmy. Uważam, że nie powinno 
się pracować razem z ukochaną osobą. 

- Skąd ją z nasz? 
- Z grupy samopomocy. 
- Nie rozumiem. Jakiej grupy samopomocy? 
- Wciąż nie uporałem się ze stratą Laury. Nie pogodziłem się 

z tym, że popełniła samobójstwo. Winię siebie za to, że jej nie 
powstrzymałem...  Trafiłem  do  tej  grupy  przez  internet, 
zupełnie przypadkiem. Należą do  niej ludzie, którzy mają za 
sobą podobne doświadczenia. Początkowo byłem sceptycznie 
nastawiony  do  jakiejkolwiek  terapii.  Ale  poszedłem  tam  i 
uzmysłowiłem sobie, że nie jestem sam i nie tylko mną targają 
silne emocje. Inni także walczą ze swoimi słabościami. Z tymi 
ludźmi łatwiej się rozmawia o swojej tragedii. Człowiek czuje 
się rozumiany... Regularnie uczęszczam na te sesje. 

-  To  dobrze,  Daniel.  A  my  już  planowaliśmy  twój  ślub! 

Dlaczego nic nie powiedziałeś? 

- Wstydziłem się... Dorosły mężczyzna  zapisał się do grupy 

terapeutycznej. Tam są naprawdę 

 

background image

wartościowi  ludzie,  z  którymi  można  się  wymienić 

doświadczeniami. 

- Super - odparła Lena. - I tam poznałeś tę kobietę. 
- Tak. Inge Koch. Była żoną elektryka prowadzącego własną 

działalność gospodarczą. Ich interes prosperował wyśmienicie, 
a ona była odpowiedzialna za dokumentację. 

Spojrzał w filiżankę. Była pusta. 
- Chcesz jeszcze jedną kawę? Lena potrząsnęła głową. 
- A  ja sobie doleję. Poczekaj chwileczkę. Ruszył do ekspresu. 
-  Firma  Koch  otrzymała  wielkie  zlecenie  od  jednego  z 

potentatów budowlanych. Tygodniami opracowywali projekt, 
inwestując  własne  materiały.  Efekty  ich  wysiłku  były 
oszałamiające. Niestety, nie otrzymali za nie wynagrodzenia. 
W  związku  z  tym  Koch  nie  mógł  opłacić  dostawców.  Mało 
tego,  musiał  zwolnić  niektórych  pracowników.  Potentat 
budowlany  zbankrutował  i  wyjechał  za  granicę.  Koch 
przeszedł  załamanie  nerwowe.  Z  rozpaczy  rzucił  się  pod 
pociąg. 

- O Najświętsza Panienko! - krzyknęła przerażona Lena. - To 

straszne... 

 

background image

- Zostawił Inge samą. Zlikwidowała ubezpieczenie na życie, 

sprzedała dom, spłaciła długi, ale brakuje jej środków do życia. 
Podziwiam ją. Jest bardzo dzielna. Nie poddaje się. Lubię ją. 
Po sesjach umawiamy się czasem na jedzenie. Ale nic nas nie 
łączy, poza przyjaźnią. 

- Wierzę. Daniel, zadzwoń do niej i wyznacz jakiś termin na 

rozmowę. 

- Serio? 
- Uhm. Miejsca jest sporo, a z tego, co opowiadasz, ona jest 

idealną kandydatką na naszą księgową. Gdzie mieszka? 

-  W  Dortenfeld.  Obecnie  szuka  mieszkania  w  naszych 

okolicach. 

- Jeśli ją przyjmiemy, możemy wyszykować któryś z domków 

na  Słonecznym Wzgórzu. W każdym jest  prąd, ogrzewanie i 
woda. Zaproponuję jej niewysoki czynsz... 

- Lena, byłoby super... Mogę zadzwonić do Inge i przekazać 

te rewelacyjne wieści? 

-  Tak.  Najlepiej  niech  przyjdzie  dzisiaj  w  południe  albo 

późnym  popołudniem,  bo  chciałabym  jeszcze  odwiedzić 
Sylvię. Pojutrze wypisują ją ze szpitala. 

Wstała i przeszła do swojego biura. 
 

background image

Usiadła przy biurku i wyciągnęła dokumenty. Była w trakcie 

przygotowywania 

kampanii 

reklamowej 

licznymi 

promocjami. 

background image

Oczywiście  Inge  Koch  bez  wahania  wyraziła  zgodę  na 

spotkanie  w  destylarni  w  południe.  Lena  i  Daniel  obejrzeli 
domki,  które  ewentualnie  nadawały  się  do  wynajęcia:  domek 
ogrodnika,  woźnicy  oraz  taki,  w  którym  czasami  mieszkali 
robotnicy. 

Na  Słonecznym  Wzgórzu  znajdowało  się  sporo  budynków 

gospodarczych  .  Lena  nie  miała  jednak  czasu,  żeby  zrobić  z 
nich  użytek.  Miała  teraz  inne  ważne  spray.  W  pierwszej 
kolejności musiała zadbać o rozwój firmy. Poza tym powinna 
zareklamować swoje apartamenty. 

Domek ogrodnika był za duży dla jednej osoby, ten woźnicy 

wymagał  gruntownego  remontu,  ale  domek  dla  robotników 
wydawał się idealny. 

Składał  się  z  przestronnego  pokoju  dziennego  z  małym 

tarasem,  sypialni,  kuchni  oraz  spiżarni,  którą  można  było 
zmienić w pokój gościnny. 

 

background image

- Idealny - stwierdził Daniel. - Jeśli Inge się z nami dogada, 

wyszykuję ten domek. 

-  Oby  odpowiadało  jej życie  na wsi.  Nie  każdy jest  do  tego 

stworzony. Pamiętasz, jak było z moją szwagierką Doris? 

- Inge jest zupełnie inna. Mimo to powinniśmy odświeżyć ten 

domek,  bo  będziemy  mogli  go  później  wynajmować,  gdyby 
Inge do niego się nie wprowadziła. 

-  Nie  spieszmy  się,  Daniel.  Na  razie  apartamenty  w 

czworakach świecą pustkami. Ale masz rację, powinniśmy tu 
coś zmienić. 

-  Zostało  nam  sporo  kafelków.  Na  podłogi  wystarczą. 

Pogadam z Aleksem, żeby odrestaurował stare meble z szopy. 

- Sprawimy mu ogromną radość. On uwielbia się zajmować 

antykami. 

- Wiem. Ja też chętnie popracuję fizycznie. Wyrzucę z siebie 

negatywną energię. 

-  OK,  więc  ja  wypoleruję  drzwi.  Będę  miała  jakiś  wkład  w 

remont... 

Daniel się roześmiał. 
-  Niech  ci  będzie.  Na  pewno  warto  je  odnowić.  Opłaci  się. 

Posłużą  nam  jeszcze  wiele  lat.  Trzeba  przyznać,  że  twoi 
przodkowie przywiązywali 

 

background image

ogromną  wagę  do  jakości.  Dziś  już  nigdzie  nie  dostanie  się 

takich solidnych drzwi. 

-  Zatem  zakasam  rękawy  i  ruszam  do  boju  -  odparła 

żartobliwie Lena. 

- A kiedy chcesz polerować? Nocami? 
- Nie, oczywiście, że nie. Jakoś się wyrobię czasowo. Nasza 

Nicola powiada, że dla chcącego nic trudnego. 

Daniel ją objął. 
-  Lena,  każdy  ma  określone  granice  wytrzymałości.  Spójrz, 

ile  obowiązków  spoczywa  na  twoich  barkach:  firma, 
apartamenty w czworakach... Nie za dużo bierzesz na siebie? 

- Oj tam, oj tam... Gdzie umówiłeś się z panią Koch? 
- W destylarni. 
- OK, zaraz się tam spotkamy. Tylko na chwilę muszę zajrzeć 

do domu. 

Chciała  zobaczyć,  czy  kot  się  nie  zjawił.  Nie  przyznała  się 

przed Danielem, bo uznałby ją za wariatkę. 

Po kocie ani śladu, ale miska stała pusta. To dobry znak. 

background image

Inge Koch była dość niska. Miała krótkie, brązowe, kręcone 

włosy i brązowe oczy. Na pierwszy rzut oka było widać, że to 
energiczna  osoba.  Z  pewnością  przed  tragicznymi 
wydarzeniami była pełna radości. 

Lena jej wytłumaczyła, co będzie należało do jej obowiązków 

i  na  czym  będą  one  dokładnie  polegały.  W  tej  kwestii  były 
zgodne. Miały te same metody pracy. 

Inge okazała się rzetelną, wykwalifikowaną pomocą biurową. 
-  Proszę  obejrzeć  dom.  Daniel  go  pani  pokaże,  a  potem 

jeszcze porozmawiamy... 

Lena obserwowała ich, jak razem szli przez dziedziniec. 
Inge Koch wywarła na niej pozytywne wrażenie. Podziwiała 

ją za opanowanie i siłę charakteru. Lena nie była pewna, czy 
potrafiłaby się 

 

background image

podnieść  po  takich  traumatycznych  przeżyciach.  Ledwie 

pozbierała się po zawodzie miłosnym. 

Na  szczęście  znalazła  nową  miłość,  która  ją  uleczyła. 

Zastanawiała się, jak potoczy się jej życie u boku Jana. 

Zanim  przystąpiła  do  pracy,  wysłała  do  niego  e-mail: 

„Tęsknię  za  tobą  i  nie  mogę  się  doczekać,  kiedy  znowu  cię 
zobaczę". 

Następnie  wzięła  wyliczenia  Finnemore  Eleven,  najlepiej 

sprzedającego się produktu. 

Czym  zachęcić  potencjalnych  klientów  do  tego,  żeby 

zapełniali  swoje  magazyny  jeszcze  większą  ilością  trunków? 
Może ceną? Co mogła zrobić? 

Obmyślanie koncepcji pochłonęło ją na tyle, że wzdrygnęła 

się, kiedy Daniel i Inge wrócili do biura. 

Kobieta była oczarowana. 
- Cudo! - krzyknęła podekscytowana. - Nie wierzę, że mogę 

się tam wprowadzić... Sama wykończę niektóre rzeczy. Jestem 
dość sprawna manualnie i świetnie posługuję się narzędziami. 
To  dla  mnie  nie  pierwszyzna.  Mogę  malować,  lakierować, 
polerować...  Najchętniej  od  razu  wcisnęłabym  się  w  robocze 
ciuchy i zaczęła 

 

background image

działać.  O  Boże,  tyle  szczęścia  spłynęło  na  mnie  tak  nagle. 

Dziękuję. Pani Fahrenbach, będę wdzięczna do końca życia. I 
ty,  Danielu,  zasłużyłeś  na  serdeczny  uścisk.  Tobie 
zawdzięczam to wszystko. 

Usiedli przy stole, żeby omówić szczegóły. Inge podsunęła im 

kilka interesujących, funkcjonalnych i praktycznych pomysłów 
oraz rozwiązań w sprawach remontowych. 

Zabrzęczał telefon. 
Lena podniosła słuchawkę. 
To była Doris. 
-  Za  chwilę  do  ciebie  oddzwonię,  OK?  Mam  właśnie 

spotkanie. 

- Przykro mi, że przeze mnie... - wyjąkała Inge. 
Lena machnęła ręką. 
- Nic istotnego. Na czym stanęliśmy? Ach, już wiem. Daniel, 

oprowadź  panią  Koch  po  zakładzie,  zapoznaj  z  Nicolą  i 
Aleksem,  pokaż  piękno  Słonecznego  Wzgórza,  psy,  konie,  a 
potem pójdźcie do domku. 

- Ma pani konie? - spytała Inge. 
  -Tak. Trzy.   
-Wierzchowce? 
 

background image

-  Bondadosso  jest  wierzchowcem,  Blacky  i  Mabelle  są  za 

młode, żeby je ujeżdżać. Uratowaliśmy je spod noża rzeźnika. 

- Straszne... Ludzie hodują te zwierzęta, żeby je sprzedać jako 

bydło rzeźne. Serce mi się ściska, kiedy o tym pomyślę. 

-  Mnie  również.  Dlatego  postanowiłam  małymi  kroczkami 

zwalczać ten bestialski proceder. 

-  Pani  jest  aniołem  zarówno  dla  ludzi,  jak  i  dla  zwierząt... 

Niech Bóg ma panią w swojej opiece. 

-  Dziękuję  i  proszę  mi  wybaczyć,  ale  muszę  się  wziąć  do 

pracy. Wy dwoje też macie co robić. Zobaczymy się później. 

Daniel i Inge wyszli. 
Lena wykręciła numer do Doris. 
-  Miło,  że  oddzwaniasz.  Co  nowego  na  Słonecznym 

Wzgórzu? 

-  Mnóstwo.  Przede  wszystkim  urodziły  się  bliźniaki.  Są 

słodkie.  Przy  nich  u  każdej  kobiety  budzi  się  instynkt 
macierzyński. 

Opowiedziała  jej  o  początkowych  problemach  z  Amalią, 

kontuzji Sylvii i heroicznym wsparciu Christiana. 

-  Oj,  chyba  za  wcześnie  się  wyprowadziłam  -  zażartowała 

Doris. - Skoro wychwalasz go pod 

 

background image

niebiosa, musi być kimś szczególnym. Czy się mylę? 
-  Nie  mylisz  się.  On  rzeczywiście  jest  wyjątkową  osobą. 

Nadal nie dociera do mnie, że to mój brat. Trzymałabym go z 
dala od ciebie, ty uwodzicielski wampie. 

-  Hola,  hola,  nie  zarzucam  sieci  na  każdego  napotkanego 

samca.  Nie  mam  na  swoim  koncie  wielu  podbojów.  Trzech 
mężczyzn nie robi ze mnie bałamutki - zachichotała Doris. 

- To znaczy, że nie polujesz na jakąś kolejną zdobycz? 
- Nie. Mówiłam ci, że między mną a Hansenem nic nie ma. 

Spotykamy się, chodzimy razem do kina i tyle. Arne jest miły, 
a co z tego wyniknie, Bóg raczy wiedzieć. Teraz jestem wolna. 
Robię, co  chcę, chodzę  na  kurs angielskiego, zapisałam  się z 
koleżanką  na  jogę...  Żyć,  nie  umierać.  A,  i  w  przyszłym 
miesiącu  zaczynam  treningi  jazz  gimnastyki,  więc  raczej 
odpuszczę sobie jogę. Pozycje wojownika  i drzewa mnie nie 
kręcą. A co u Markusa? Odzywał się do ciebie? 

- Tak. Nawet się z nim widziałam, kiedy byłam z Christianem 

na kolacji w gospodzie Pod lipą. Pytał o ciebie. 

 

background image

- Często o nim myślę - przyznała Doris. - Wciąż coś do niego 

czuję. Nie potrafię się wyzwolić z tego uczucia. 

- Mam nadzieję, że zostaniecie przyjaciółmi. 
-  Oby.  Dlaczego  Markus  nie  zamieszka  ze  mną  w  mieście? 

Dlaczego  nie  zmieni  swojej  mentalności? Bylibyśmy razem i 
nie mielibyśmy żadnych problemów. 

-  On  zadaje  podobne  pytanie  odnośnie  ciebie.  Gdybyś 

osiedliła się na wsi... 

- Muszę kończyć - przerwała jej Doris. - Pan Brodersen mnie 

wzywa.  Mówiłam  ci,  że  teraz  osobiście  powierza  mi  nowe 
zadania? 

- Nie. Wspaniale. Szybko się rozwijasz, moja droga. 
- OK, zmykam do szefa. Zdzwonimy się. 
Lena w zamyśleniu odłożyła słuchawkę. 
Doris  sprawiała  wrażenie  zadowolonej.  Miasto  było  jej 

żywiołem. Na wsi zdecydowanie by się dusiła, nawet u boku 
Markusa. 

Lena wyjrzała przez okno. 
Ona za nic w świecie nie zrezygnowałaby z tej sielanki, tych 

baśniowych krajobrazów. Dziwiła się sama sobie, że przez tyle 
lat wytrzymała wśród miejskiego zgiełku. 

 

background image

Zerknęła na zdjęcie taty stojące w ramce na biurku. 
- Ach, tatku - szepnęła. - Dziękuję, że zapisałeś mi w spadku 

tę posiadłość. Wiedziałeś, że to miejsce jest mi przeznaczone. 
Szkoda  tylko,  że  nie  pozostawiłeś  receptury  na 
Fahrenbachówkę. 

Ostatnie słowa przypomniały jej, że powinna zejść na ziemię i 

przyłożyć się do pracy. Wprawdzie Fahrenbachówki nie było, 
ale dystrybuowała inne trunki, które trzeba zareklamować. 

Zatem  jak  zmotywować  i  zachęcić  klientów?  Na  pewno 

obniżką  cen.  Ale  jaki  slogan  reklamowy  przykuje  uwagę 
potencjalnych  nabywców?  Chyba  opuściła  ją  wena.  Miała 
pustkę w głowie. Nieustannie błądziła myślami gdzie indziej. 
Zastanawiała się, czy Jan przeczytał jej wiadomość, czy czarny 
kot leżał pod drzwiami domu i czy Inge Koch wdroży się w ich 
system pracy. 

Wyjrzała przez okno. 
A to co? 
Nicola pędziła przez podwórze na złamanie karku. Miała na 

sobie  jedynie  krótką  spódniczkę  i  cienką  bluzę.  Zaziębi  się 
przy  tej  pogodzie.  Co  z  nią?  Przecież  nigdy  nie  opuszczała 
domu bez ciepłej kurtki. 

 

background image

Może Inge Koch nie przypadła jej do gustu? 
Nie, z tego powodu nie biegłaby tutaj. 
A  może  bliźniakom  coś  się  stało?  Albo  Sylvii?  A  może 

Aleksowi?! 

Pod Leną ugięły się kolana. Miała przyspieszony puls. 
Nicola wparowała do biura. 
- Co się dzieje? 
Odepchnęła ją na bok i osunęła się na fotel. 
- Przepraszam... - wysapała. - Najpierw muszę usiąść. 
Pot spływał z jej czoła. Ledwie łapała oddech. 
- Lena, właśnie oglądałam wiadomości... - wyjąkała załamana 

Nicola. - Mówili o katastrofie lotniczej... 

-  W  Nowym  Jorku?  Nicola  potrząsnęła  głową.  Lena 

odchodziła od zmysłów. 

- Nie trzymaj mnie w napięciu. Mów wreszcie, o co chodzi! 
-  Samolot  rozbił  się  na  bezdrożach...  Na  pustkowiu...  W 

Australii. 

W Australii? 
Jórg tam był. Niedawno przeniósł się z Nowej Zelandii. 
 

background image

-  Wśród  pasażerów  zidentyfikowali  jednego  obywatela 

Niemiec - kontynuowała Nicola. 

Lena usiadła. Przełknęła ślinę. Zakręciło jej się w głowie. 
-  Podali  jego  nazwisko...  To  twój  brat  Jórg!  Lena  zamknęła 

oczy. Zrobiło jej się niedobrze. 

Nie  wierzyła  własnym  uszom.  Jórg  zginął  w  katastrofie 

lotniczej?! Nie, to nie może być prawda. Jej beztroski brat nie 
żyje... 

Lena  siedziała  z  zamkniętymi  oczami.  Chciała,  żeby  to  był 

tylko zły sen. Zaraz się obudzi i przekona, że to tylko sen... 

Ale to nie jest sen. To gorzka prawda, przed którą najchętniej 

schowałaby się w mysią dziurę, gdzie nikt jej nie znajdzie i nie 
będzie  musiała  zmierzyć  się  z  faktami.  Niestety,  to 
niemożliwe. 

W  biurze  było  porażająco  cicho.  Co  jakiś  czas  rozlegał  się 

jedynie bezradny szloch Nicoli siedzącej na krześle. 

Nie ma sensu tak bezczynnie czekać. Trzeba coś robić. 
Lena otworzyła oczy, pochyliła się do Nicoli i ujęła jej dłonie. 
-  Powiedz  mi  jeszcze  raz,  co  dokładnie  podano  w 

wiadomościach. 

 

background image

Nicola przestała szlochać. 
- Mój Boże, już ci mówiłam... Podano, że samolot rozbił się 

nad australijskim buszem i jedynym niemieckim pasażerem na 
pokładzie  tego  samolotu  był  Jörg  Fahrenbach...  Potem  była 
prognoza pogody, a ja jak najszybciej przybiegłam do ciebie, 
żeby ci to wszystko od razu opowiedzieć. 

-  Nic  nie  wspomniano  o  poszukiwaniach?  Nicola  pokręciła 

głową. 

-  Nie,  przecież  bym  ci  powiedziała.  Leno,  co  my  teraz 

zrobimy?  Katastrofa  lotnicza,  to  straszne,  jeszcze  w  takiej 
dzikiej okolicy. Czegoś takiego nikt nie przeżyje. Biedny Jörg, 
popełnił  w  życiu  wiele  błędów,  ale  nawet  największemu 
wrogowi nie życzy się takiej śmierci. 

Lena nie chciała słuchać o żadnej śmierci. 
- Nie wiemy, czy Jörg nie żyje, więc nie mów tak... O której są 

następne wiadomości? 

Nicola spojrzała na zegarek. 
- Za pół godziny. 
Lena wstała i pociągnęła Nicolę. 
-  Chodź,  idziemy  do  domu.  Takie  wiadomości  podają  na 

okrągło na pasku na dole ekranu. 

Wyszły z destylarni. 
 

background image

W domu Dunkelów włączyły telewizor. Skakały po kanałach, 

ale nigdzie nie było paska z wiadomością. 

Pojawił się cień nadziei. 
„Nicola na pewno się przesłyszała", pomyślała Lena. 
Już  sekundę  później  ta  nadzieja  została  pogrzebana.  Na 

jednym  z  kanałów  nadawano  wiadomości.  Mówiono  o 
katastrofie  lotniczej  w  Australii  i  wymieniono  Jórga 
Fahrenbacha  jako  jednego  z  pasażerów  rozbitego  samolotu. 
Nie było żadnych wątpliwości. 

Jórg był w tym samolocie! 
Co  robić?  Nikt  jej  przecież  nie  powiadomi,  chyba  że  przy 

rezerwacji  lotu  Jórg  podał  jej  adres.  Tylko  po  co  miałby  to 
robić? Przecież mieszka we Francji na zamku Dorleac... Jednak 
gdyby  podał  francuski  adres,  to  ta  wiadomość  powinna  się 
pojawić we francuskiej telewizji. 

Do kogo się zwrócić? 
Do linii lotniczych? Nie podano, do jakich linii należał rozbity 

samolot.  Z  pewnością  były  to  małe  linie  obsługujące  loty 
krajowe albo samolot wyczarterowany przez jakieś prywatne 
biuro podróży. 

 

background image

Ambasada... Ale jaka? Niemiecka czy może australijska? 
Miała wrażenie, że natłok myśli zaraz rozsadzi jej głowę. Do 

palącej  potrzeby  zrobienia  czegoś  dołączył  się  potworny  ból 
głowy.  Dobijała  ją  myśl,  że  Jórg  może  nie  żyć,  a  niestety, 
wszystko za tym przemawiało. 

Dzwoniła jej komórka, którą zostawiła w torbie. Niech sobie 

dzwoni, niech ją wszyscy zostawią w spokoju, nie ma ochoty 
na głupie gadki! 

- Odbierz - nalegała Nicola. - Może to coś ważnego. 
Lena w to nie wierzyła, ale wiedziała, że Nicola nie ustąpi. 

Odebrała, nie sprawdzając na wyświetlaczu, kto dzwoni. 

-  Leno,  skarbie,  jak  dobrze,  że  wreszcie  odebrałaś,  a  już 

miałem się rozłączyć. 

To Jan. 
Lena miała ochotę się rozpłakać, wylać wszystkie łzy, które 

powstrzymywała, a które nie pozwalały jej jasno myśleć. 

Jan! On jej pomoże! 
Jest  dziennikarzem,  ma  różne  kontakty,  skutecznie  zbiera 

informacje,  o  czym  przekonała  się  na  własnej  skórze,  gdy 
odnalazł ją w posiadłości 

 

background image

po  jednym  krótkim  spotkaniu,  praktycznie  nic  o  niej  nie 

wiedząc. 

Zaczęła głośno płakać. 
- Na miłość boską, skarbie, co się dzieje?! Leno, co się stało?! 

- krzyczał do słuchawki. 

Przez kilka sekund nie była w stanie wydusić z siebie słowa. 
- Kochanie, uspokój się... Wszystko będzie dobrze... 
- Nic nie będzie dobrze! - krzyknęła do słuchawki. - Nie może 

być dobrze... 

- Leno, spokojnie. Co się stało? Powiedział to takim tonem, że 

Lena zebrała się 

w sobie i przestała szlochać. 
- Jörg... - wyjąkała. - Samolot Jörga... Samolot Jörga... Rozbił 

się... i... 

- Leno, weź się w garść! Do diabła! Jak mam ci pomóc, skoro 

nie mówisz o konkretach. Jeszcze raz, po kolei mi opowiedz, 
co się stało. Co z Jörgiem? Gdzie się rozbił ten samolot? Kto 
cię o tym poinformował? 

Jan  jej  pomoże,  dowie  się  wszystkiego.  Otarła  łzy,  wzięła 

głęboki oddech i opowiedziała mu, co się wydarzyło i co wie. 
W zasadzie niewiele, prawie nic. 

 

background image

- Zaraz się tym zajmę, a ty masz się uspokoić, OK? Miej przy 

sobie telefon... Podaj mi wszystkie dane brata. Imię i nazwisko 
znam,  ale  potrzebna  mi  jest  jeszcze  data  urodzenia,  aktualne 
miejsce  zameldowania,  poprzednie  też  i  ostatnie  miejsce 
pobytu, o ile je znasz... 

Poprosił ją o wszystkie informacje na temat Jórga. Jan wie, co 

robić.  Ta  myśl  ją  uspokoiła.  Jeśli  ktoś  może  się  czegoś 
dowiedzieć, to tylko Jan. 

- Kochanie, obiecaj mi, że nie będziesz się tak denerwować. 

Nerwy tu nic nie pomogą. Musisz być silna i dzielna. 

- Obiecuję. Jan, dziękuję, że się tym zajmiesz. 
-  To  oczywiste.  Przecież  to  mój  zawód.  Leno,  będę  już 

kończył. Pamiętasz, co mi obiecałaś? 

- Tak. Będę spokojnie czekać na twój telefon. Mam nadzieję, 

że niedługo zadzwonisz. 

- Zrobię, co będę mógł. Na razie, skarbie. Mam nadzieję, że 

zadzwonię z dobrymi wiadomościami... Kocham cię i dziękuję 
za e-maił. 

Skończyli rozmawiać. 
Lena  położyła  komórkę  na  stole.  Opowiedziała  Nicoli,  co 

ustaliła z Janem. 

- Widzisz, a nie chciałaś odebrać... Wszystko będzie dobrze. 

Jan wszystkim się zajmie. 

 

background image

- Nie jest czarodziejem. 
- Nie jest, ale wie, od czego zacząć. 
-  Mam  nadzieje,  że  Jórg  przeżył  katastrofę.  Przecież  takie 

rzeczy się zdarzają. Nie może umrzeć. Jest na to za młody. 

-  Martin  też  był  za  młody  na  śmierć.  Co  ma  być,  to  będzie. 

Przecież człowiek nie oszuka przeznaczenia. 

Nicola miała rację, ale ona nie wierzyła w śmierć Jórga, nie 

chciała uwierzyć. 

Dopóki nie było żadnych dowodów, będzie mieć nadzieję, że 

Jórg przeżył katastrofę. 

Nagle coś innego przyszło jej do głowy. 
Może Jórg w ostatniej chwili się rozmyślił i wcale nie wsiadł 

do  samolotu,  tylko  jego  nazwisko  widniało  na  liście 
pasażerów. Takie rzeczy też się zdarzają. 

Może w przypadku lotów krajowych nikt nie zwraca aż takiej 

uwagi na wszelkie formalności i procedury. 

Po co miałby lecieć? Przecież dopiero przyleciał do Sydney! 

Takiego miasta nie zwiedza się lotem błyskawicy. 

-  Zrobię  kawę  -  powiedziała  Nicola.  Wstała  i  poszła  do 

kuchni. 

 

background image

Lena  podreptała  za  nią.  Nie  musi  już  siedzieć 

z

  nosem 

przyklejonym do ekranu telewizora i czekać niecierpliwie na 
kolejne wiadomości. Jan dowie się wszystkiego. 

Usiadła przy stole. Nicola zajęła się ekspresem do kawy. 
-  Może  coś  przeczuwał  -  powiedziała  Nicola  i  włączyła 

ekspres. 

- Co przeczuwał? 
Nicola postawiła na stole kubki, mleczko do kawy, cukier i 

ciastka. Ciastka przed obiadem nie są najlepszym pomysłem, 
ale  i  tak  pewnie  ze  zdenerwowania  nic  nie  przełkną.  Ona  na 
pewno nie, a kawa dobrze im zrobi. 

Podała kawę i usiadła. 
-  Przed  wyjazdem  sporządził  testament.  Ty  i  Marcel 

dostaliście  wszelkie  pełnomocnictwa  do  zarządzania 
winnicami. 

Lena pobladła. 
O tym nie pomyślała. Zdarza się, że niektórzy ludzie już za 

młodu sporządzają testament. Ale Jórg, ten beztroski Jórg? To 
rzeczywiście dziwne. 

Wbrew  własnym  przyzwyczajeniom  uregulował  sprawy 

spadkowe i ustanowił ją jedyną spadkobierczynią. Zrobiło jej 
się słabo. Niczego od 

 

background image

niego  nie  chce,  nie  chce  żadnego  spadku,  tylko  chce,  żeby 

Jórg żył! 

Przyszli Daniel i Inge. Daniel od razu się zorientował, że coś 

jest nie tak. 

- Co się stało? - zapytał. Nicola znowu zaczęła płakać. 
Lena opowiedziała w kilku słowach, co się wydarzyło. 
- Rany boskie! - powiedział Daniel. 
- Będzie lepiej, jak pójdę - oznajmiła Inge Koch. - Bardzo mi 

przykro. Proszę nie tracić nadziei. 

Odwróciła się i chciała odejść. Lena ją zatrzymała. 
-  Nie,  proszę  zostać.  Życie  toczy  się  dalej.  Mamy  sporo  do 

omówienia. 

- Możecie tutaj porozmawiać. Kawy jest dosyć, a ja wyjdę na 

ten czas. 

- Zostań - powiedziała Lena. Zdobyła się nawet na uśmiech. - 

Nie będę musiała ci powtarzać, co ustaliliśmy. 

-  W  takim  razie  proszę  siadać,  droga  pani  -powiedziała 

Nicola. - A ty, Danielu, też nie musisz tak stać. 

Inge wahała się przez chwilę. 
 

background image

-  Naprawdę  mogę  przyjść  jutro.  Nie  ma  problemu.  Mają 

państwo teraz co innego na głowie. 

- Proszę wreszcie siadać. Jaką pije pani kawę? Z mleczkiem 

czy bez? Słodzi pani? 

-  Bez  mleczka  i  z  odrobiną  cukru  -  odpowiedziała  Inge  i 

usiadła. 

Wyraźnie  była  przejęta  historią  Jórga.  Nic  dziwnego,  sama 

przeżyła śmierć męża i jeszcze jej nie przebolała. 

Różnica  polegała  jedynie  na  tym,  że  jej  mąż  sam  odebrał 

sobie  życie,  a  w  przypadku  Jórga  ślepy  los  wepchnął  go  w 
szpony  śmierci,  a  może  to  wcale  nie  był  los,  tylko 
przeznaczenie? 

Co czuł Jórg, kiedy już wiedział, że samolot się rozbije? Może 

wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył nic poczuć ani o 
niczym pomyśleć? 

- Pani  Koch, wymyśliła już pani coś?  - zapytała Lena, żeby 

zmienić temat. 

-  Tak.  Daniel  sprawdził,  że  płytek  wystarczy  nie  tylko  na 

podłogę  w  łazience,  ale  też  na  ściany.  Pokazał  mi,  jak 
wyglądają... Super, czegoś tak 

-    ładnego i wytwornego jeszcze nie widziałam. 
-  Inge  chce  też  kupić  nowe  tapety.  Jutro  zerwiemy  stare  i 

razem położymy nowe - kontynuował Daniel. 

 

background image

-  Świetnie.  Daniel  da  pani  pieniądze,  ale  nie  jestem  pewna, 

czy możemy wrzucić to w koszty. 

Inge nie chciała o tym słyszeć. 
- To nie wchodzi w rachubę - zaprotestowała. - Już i tak dużo 

mi  państwo  pomogli.  Tapety,  farbę  i  klej  kupię  za  własne 
pieniądze. Mam jeszcze trochę oszczędności, ja też chciałabym 
mieć  jakiś  wkład...  Do  tej  pory  nie  mogę  uwierzyć,  że  będę 
mieszkać  w  takim  ładnym  domku  i  mogę  tu  pracować.  Pani 
Fahrenbach, dla mnie to jak dar od Boga. 

Rozmawiali  jeszcze  przez  chwilę.  Potem  Daniel  poszedł 

pomóc  Inge,  Aleks  zajął  się  uprzątaniem  rupieci,  Nicola 
gotowaniem,  a  Lena...  wiedziała,  że  nie  skupi  się  na  żadnej 
pracy. 

„Założę ciepłe buty i kurtkę, i pójdę z psami na długi spacer", 

pomyślała.  Obowiązkowo  wstąpi  do  kapliczki.  Zapali 
świeczkę i pomodli się za Jórga. 

Kiedy doszła do domu, na najwyższym schodku siedział mały 

czarny kot. Lena pochyliła się, żeby go pogłaskać, ale uciekł. 

Szkoda! 
Nabrał już więcej ufności, bo podchodzi pod dom. Kto wie, 

może pewnego dnia wejdzie do 

background image

środka,  nieprzypadkowo,  tylko  zupełnie  świadomie,  bo  nie 

będzie się już bał. 

Kot był teraz najmniejszym problemem. 
Jórg! 
Lena myślała o bracie. I oczywiście o reszcie rodzeństwa. 
Powiadomić Friedera i Grit? Może już wiedzą? 
Do Friedera nie ma po co dzwonić. I tak nie odbierze telefonu, 

gdy  zorientuje  się,  kto  dzwoni.  Przecież  w  ogóle  z  nią  nie 
rozmawia... 

A Grit? 
Ona interesuje się tylko sobą i swoim kochankiem Robertino. 
Zaczeka.  Może  Jan  się  czegoś  dowie.  Na  rozmowę  z 

rodzeństwem jest jeszcze czas. 

Poza  tym  dlaczego  to  ona  ma  zawsze  wykonywać  pierwszy 

ruch? Oni też mogą zadzwonić. Na pewno słuchali wiadomości 
albo ktoś ich poinformował. 

Nazwisko Fahrenbach jest znane. 
Lena założyła kozaki, ciepłą kurtkę, a szyję owinęła szalem. 

Nie zapomniała oczywiście o smakołykach dla psów. No, teraz 
jest już gotowa na spacer. 

 

background image

-  Hektor,  Lady,  chodźcie  do  mnie,  idziemy  na  spacer  - 

zawołała. 

Już  po  chwili  psy  były  przy  niej  i  wesoło  skakały.  Potem 

popędziły do przodu. 

- Nie, z powrotem. Nie idziemy nad rzekę. Do kapliczki. 
Nachyliła się i podniosła dwa patyki. Rzuciła je przed siebie. 

Psy  pobiegły  za  patykami,  złapały  je  w  zęby  i  przyniosły  z 
powrotem.  Z  wyczekiwaniem  wpatrywały  się  w  Lenę. 
Westchnęła. Już wiedziała, co ją czeka. Psy uwielbiają, kiedy 
rzuca się im patyki. Najgorsze, że nigdy nie mają dosyć. 

Jeszcze raz! 
- Aport! - krzyknęła i rzuciła. 
Psy ponownie wyrwały do przodu przez puste pole. 

background image

Chociaż  Jan  uruchomił  wszystkie  kontakty,  niczego  się  nie 

dowiedział. Samolot zaginął, ekipy ratunkowe zawiesiły loty. 
Po pierwsze, ze względu na fatalną pogodę, po drugie, bo nikt 
nie  wierzył,  że  ktokolwiek  mógł  przeżyć  katastrofę.  Nikt  też 
nie  wierzył  w  znalezienie  wraku  samolotu.  Przypuszczalnie 
spadł w dżungli. 

Gdyby 

spadł 

duży 

samolot 

realizujący 

lot 

międzykontynentalny,  poszukiwania  wyglądałyby  zupełnie 
inaczej. W tym przypadku chodziło „tylko" o czternaście osób 
razem z załogą. 

- Leno, jeszcze dzisiaj będę u ciebie, ale to może być bardzo 

późno. Kiedy przyjadę, dokładnie omówimy wszystko. Proszę, 
nie denerwuj się - powiedział Jan. 

Łatwo  mu  mówić.  To  nie  jego  brat  był  na  pokładzie  tego 

samolotu. Zresztą Jan nie miał brata. 

 

background image

Jest  niesprawiedliwa!  To  nie  jego  wina,  że  doszło  do 

katastrofy. Zrobił, co mógł. 

- Cieszę się, że przyjedziesz - powiedziała Lena. 
Mówiła szczerze, chociaż wołałby się z nim spotkać w innych 

okolicznościach. 

Nie wiedziała, co zrobić z czasem do jego przyjazdu. Nie ma 

mowy o pracy. Nie jest w stanie trzeźwo myśleć. 

Postanowiła  pojechać  do  Sylvii.  Jej  przyjaciółka  jest  już  z 

dziećmi w domu. 

Do  domu  przyjaciółki  weszła  bocznymi  drzwiami. 

Wykluczone, żeby Sylvia była w gospodzie. Jest pracowita, ale 
na powrót do pracy jest jeszcze stanowczo za wcześnie. 

Poszła na górę. Sylvia siedziała w salonie i czytała. 
-  Masz  świetne  wyczucie  czasu.  Akurat  położyłam  moje 

brzdące do łóżek. Najadły się i śpią. Leno, nie idź teraz do nich. 
Nie chcę, żeby się obudziły. 

Lena usiadła. 
-  Jakoś  nie  wierzę,  że  będą  długo  spać.  Na  pewno  zdążę  je 

wziąć na ręce. 

Spojrzała na przyjaciółkę. 
 

background image

-  Ładnie  wyglądasz.  Nic  nie  widać,  że  kilka  dni  temu 

urodziłaś dwoje dzieci. Jak noga? 

Sylvia roześmiała się i wystawiła nogę z założoną szyną. 
- Może być. Jak widać, jakoś kuśtykam przez życie. Trochę to 

uciążliwe, ale przecież mogło być gorzej. 

Cała  Sylvia,  optymistka,  która  stara  się  w  każdej  sytuacji 

dostrzec dobre strony. 

- A twoja dusza? 
- Moja dusza... Moja dusza ciągle się smuci, kiedy pomyślę, 

jaki Martin byłby teraz szczęśliwy. Tak bardzo się cieszył, że 
zostanie  ojcem.  Skoro  już  musiał  umrzeć,  to  dlaczego  dobry 
Bóg  nie  dał  mu  trochę  więcej  czasu,  żeby  zdążył  zobaczyć 
dzieci? 

-  Sylvio,  nie  myśl  tak.  Gdyby  Martin  teraz  zginął, 

pomyślałabyś, dlaczego nie mógł dożyć do pierwszych urodzin 
dzieci... Żaden czas nie jest dobry na umieranie. 

Sylvia westchnęła. 
-  Masz  rację.  Muszę  się  pogodzić  z  jego  śmiercią.  Jest,  jak 

jest. Powinnam się cieszyć, że zostały mi po nim moje słodkie 
maleństwa. Mogło też być inaczej. Przecież nie chciałam mieć 
tak 

 

background image

szybko dzieci, a wtedy nie miałabym mc, co przypominałoby 

mi o miłości mojego życia. 

- Właśnie tak powinnaś myśleć. 

1

    - Christian też tak uważa. 

Lena  spojrzała  na  swoją  przyjaciółkę  z  nieukrywanym 

zaskoczeniem. 

- No co? Dzwonimy do siebie. Bardzo mi pomaga. Wiesz, jest 

wspaniałym człowiekiem, takim wrażliwym i ciepłym. 

Lena  pokiwała  głową.  Ucieszyła  się,  że  Sylvia  utrzymuje 

kontakt  z  Christianem,  tylko  dlaczego  brat  nic  jej  o  tym  nie 
powiedział? Od jego powrotu do Hamburga dzwonili do siebie 
kilka razy. Może dlatego, że nie dała mu okazji? Bez przerwy 
mówiła o sobie i Janie. 

-  Masz  rację,  Sylwio,  Christian  jest  wyjątkowy,  a  przede 

wszystkim umie słuchać. 

- To prawda. Leno, ciągle tylko o sobie. Powiedz lepiej, czy są 

jakieś nowe wiadomości o Jórgu? 

Lena potrząsnęła głową. 
-  Nie,  ale  nie  chcę  myśleć,  że  Jörg  nie  żyje.  Nie  będę  tak 

myśleć. 

- Leno, przykro mi to mówić, ale będziesz musiała. Wiem z 

własnego doświadczenia, że nie 

 

background image

chce  się  spojrzeć  prawdzie  w  oczy,  ale  będziesz  musiała  to 

zaakceptować. Powinnaś zacząć się oswajać z tą myślą. 

Nagle  w  sąsiednim  pokoju  rozległ  się  płacz  dziecka. 

Właściwie  trudno  to  nazwać  płaczem,  było  to  raczej  ciche 
kwilenie, ale obydwie kobiety zerwały się na równe nogi, jakby 
je osa użądliła, i pobiegły do dzieci. Kiedy wpadły do pokoju, 
było już cicho. Pewnie któreś z dzieci zapłakało przez sen. Ale 
skoro  już  były  w  ich  pokoju,  Lena  chciała  na  nie  spojrzeć. 
Sylvia  też  nie  mogła  się  napatrzeć  na  własne  pociechy.  Po 
cichutku  podeszły  do  łóżeczek.  Były  takie  słodkie.  Lena 
musiała się siłą powstrzymać, żeby nie wyjąć ich z łóżeczka i 
nie  zacząć  całować.  Po  cichu  wyszły  z  ich  pokoju.  Potem 
rozmawiały  o  Amalii  i  Fryderyku.  Zrobiło  się  dość  późno. 
Lena  musiała  wracać.  Wprawdzie  Jan  powiedział,  że 
przyjedzie  późno,  ale  może  jakimś  sposobem  uda  mu  się 
wcześniej wyrwać z pracy. Nie chce przegapić jego przyjazdu. 

Przyjaciółki się uściskały. 
-  Nie  denerwuj  się  -  prosiła  Sylvia.  -  Nerwy  na  nic  się  tu 

zdadzą... Daj znać, jak się czegoś dowiesz. 

 

background image

Lena  obiecała,  że  zadzwoni.  W  tym  momencie  rozległ  się 

dźwięk telefonu Sylvii. Pobiegła do aparatu. 

- Cześć Christian - powiedziała. - Świetnie, że dzwonisz. 
Teraz  już  najwyższy  czas,  żeby  wrócić  do  domu.  Lena 

pomachała  przyjaciółce,  ale  nie  była  pewna,  czy  Sylvia  to 
widziała. Była zajęta rozmową z Christianem. 

„Może  kiedyś  będzie  z  nich  para",  pomyślała,  schodząc  po 

schodach.  Podobała  jej  się  ta  perspektywa  -  jej  najlepsza 
przyjaciółka i przyrodni brat, który dopiero pojawił się w jej 
życiu. 

background image

Lena  wróciła  do  domu.  Co  zrobić  z  czasem  do  przyjazdu 

Jana?  Poczytać?  Nie,  jest  zbyt  rozkojarzona.  Posłuchać 
muzyki? Nie, działa jej na nerwy. 

Wzięła kąpiel relaksującą - żadnego efektu. Przebrała się, ale 

wyglądała nijako. To wszystko przez te krótkie włosy! 

Może  jeszcze  raz  spróbować  napisać  do  Yvonne,  córki 

Nicoli?  Przypomniała  sobie  dotychczasowe  nieudane  próby 
napisania listu. Przemysł papierniczy na pewno nieźle na niej 
zarobił. 

Nie miała innego pomysłu, co zrobić z czasem, więc usiadła 

przy biurku i zaczęła pisać. 

Musi jej się udać doprowadzić do pojednania Nicoli i Yvonne. 

Dlaczego  Yvonne  jest  taka  uparta  i  nie  chce  nic  wiedzieć  o 
swojej biologicznej mamie? Lena tyle razy jej tłumaczyła, co 
zmusiło Nicolę do oddania córki do adopcji. Yvonne 

 

background image

spędziła  w  posiadłości  tylko  jeden  dzień.  W  tak  krótkim 

czasie  trudno  się  przekonać,  jakim  wspaniałym  człowiekiem 
jest  jej  matka.  Jak  można  być  takim  nieprzejednanym  i 
zacietrzewionym! 

Gdyby Nicola wiedziała, że rozmawiała ze swoją córką, którą 

nadal opłakuje... 

Lena wzięła papier listowy. Postanowiła, że otwarcie napisze, 

co  o  tym  wszystkim  sądzi.  Nie  będzie  używać  pięknych 
słówek. Wzięła pióro. Takie listy najlepiej pisać odręcznie. 

Droga Pani Doktor Wiedemann! 
Wiem,  że  nie  życzy  sobie  pani  żadnych  kontaktów,  ale  nie 

mogę  już  dłużej  patrzeć,  jak  Nicola  cierpi,  kiedy  patrzy  na 
nowo narodzone dzieci mojej przyjaciółki. 

Wiele  lat  temu  nie  miała  wyboru.  Musiała  oddać  swoje 

ukochane dziecko, czyli Panią. 

Proszę, niech Pani da jej szanse, jej i sobie. 
Nicola  jest  i  bedzie  kobietą,  która  Panią  urodziła,  jest  i 

będzie  Pani  biologiczną  matką,  jeśli  nawet  nie  chce  Pani 
przyjąć tego do wiadomości. 

Naprawdę  nie  ma  Pani  serca  i  nie  chce  Pani  dopuścić  do 

siebie  prawdy?  Nie  wierze.  W  moich  oczach  jest  pani 
wyjątkowo wrażliwym i ciepłym 

 

background image

człowiekiem. Te cechy odziedziczyła Pani właśnie po matce. 
Proszę mi wybaczyć, że piszę do Pani wbrew życzeniu, ale w 

tym wypadku nie mogę postąpić inaczej. 

Pozdrawiam Panią serdecznie, Lena Fahrenbach 
Nie  chciała  czytać  tego,  co  napisała.  Jeśli  to  zrobi,  znowu 

zacznie się zastanawiać nad każdym słowem i zmieniać zdania. 

Wystarczy to, co napisała. W zasadzie było tam wszystko, co 

chciała  powiedzieć.  Szybko  złożyła  list  i  wsadziła  go  do 
koperty. 

Adres znała na pamięć. 
Wielmożna  Pani  Dr  Yvonne  Wiedemann,  ul.  Leśna  10, 

Hersbeck. Jeszcze tylko znaczek i gotowe. 

List  musi  schować  do  kieszeni.  Gdyby  znalazła  go  Nicola, 

dziwiłaby  się,  dlaczego  Lena  pisze  do  kogoś,  kto  nawet  nie 
spędził w czworakach nocy, tylko po kilku godzinach pobytu 
wyjechał z mało przekonujących powodów. 

No, wreszcie zrobiła to, co od dłuższego czasu nie dawało jej 

spokoju. A czy list jest dobry, czy 

 

background image

nie, to nie ma żadnego znaczenia. Napisała szczerze, co myśli, 

i tylko to się liczyło. 

Lena zeszła na dół. Była z siebie zadowolona i jakby trochę 

się uspokoiła. Rozpaliła w kominku, nalała czerwonego wina i 
wyjęła płytę CD. 

„Wariacje Goldbergowskie" Jana Sebastiana Bacha. Tak, to 

odpowiednia  muzyka.  Miała  kilka  płyt  z  „Wariacjami..."  w 
różnych  wykonaniach.  Najbardziej  podobała  jej  się 
interpretacja Glenna Goulda. W 1954 roku nagrał w studio cały 
cykl i ostatnio publiczność odkryła go na nowo. Lena napiła się 
trochę wina, włączyła płytę i usiadła w fotelu. Zamknęła oczy i 
oddała się czarowi muzyki. 

background image

Jan przyjechał dopiero po dwudziestej drugiej. Wyglądał na 

zmęczonego. Kiedy Lena zapytała go o to, machnął ręką. 

- Pięć minut przy tobie, a wrócą mi siły i będę się czuł jak ryba 

w wodzie. 

Wziął  ją  w  ramiona  i  czule  pocałował.  Na  moment  Lena 

zapomniała o wszystkich problemach. 

Jan jest przy niej. Czuła, jak stają się sobie coraz bliżsi. Co za 

wspaniałe uczucie. 

- Zjesz coś? - zapytała po chwili. Jan pokręcił głową. 
- Kieliszek wina, ty w moich ramionach i nic więcej nie trzeba 

mi do szczęścia... 

To  akurat  dało  się  szybko  załatwić.  Lena  nalała  mu  wina, 

usiadła  obok  niego,  oparła  się  o  jego  ramię  i  cieszyła  się 
bliskością. 

Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka kiedyś była samotna i 

jak wspaniale mieć przy sobie 

 

background image

partnera,  który  kocha  i  którego...  Tak,  nie  musi  się  już  nad 

tym zastanawiać, którego ona kocha. Jana kocha inaczej, niż 
kochała Thomasa. Nic dziwnego, Thomas był jej młodzieńczą 
miłością, a Jan pojawił się w jej życiu, kiedy była już dorosłą 
kobietą. 

Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, ona go polubiła, 

może trochę więcej niż tylko polubiła, ale wtedy była jeszcze 
związana z Thomasem, a zdrada nie wchodziła w rachubę. 

Mocno wierzyła w swoją wielką miłość, była jej pewna, aż do 

momentu, gdy odkryła, że Thomas w Stanach ma żonę. 

Ale  po  co  teraz  o  tym  myśli?  To  minęło,  skończone  raz  na 

zawsze.  Nie  znosi  kłamstwa.  Nie  radzi  sobie  z  nim.  Nie 
widzieli  się  z  Thomasem  ponad  dziesięć  lat.  Zrozumiałaby, 
gdyby powiedział jej o żonie. Ale on milczał i nigdy mu tego 
nie wybaczy. 

- Dam ci pensa, jeśli zdradzisz mi swoje myśli  - powiedział 

Jan. 

Spojrzała na niego płomiennym wzrokiem. 
- O nie, mój drogi, drugi raz nie dam się na to nabrać. Wiem, 

że masz w portfelu pensa. 

- No dobrze, w takim razie powiedz, co zaprząta twoje myśli. 

Błądziłaś myślami bardzo daleko. 

 

background image

Oczywiście  nie  powie  mu,  że  przez  chwilę  myślała  o 

Thomasie. 

- Myślałam o tobie i tym, że jestem z tobą szczęśliwa i że... 

Cieszę się, że jesteś w moim życiu... 

Odpowiedział jej długim pocałunkiem. 
Lena  nie  broniła  się,  wręcz  przeciwnie,  tylko  się 

zrewanżowała. 

Obydwoje  poddali  się  swoim  namiętnościom,  ale  wiedzieli, 

że jest coś, o czym muszą pilnie porozmawiać. 

Jan  zaczął  ten  przykry  temat,  który  zniszczył  urok  chwili  i 

sprawił, że szybko zeszli z obłoków na ziemię. 

-  Leno,  moje  poszukiwania  tutaj  nic  nie  dają.  Dlatego 

postanowiłem  polecieć  do  Australii  i  zająć  się  sprawą  na 
miejscu. 

- Co takiego? 
-  Dobrze  słyszałaś.  Polecę  do  Australii  i  tam  zacznę 

poszukiwania.  Byłem  tam  niejeden  raz  i  wiem,  jak  działają, 
szczególnie  w  odległych  prowincjach.  Trzeba  ich  męczyć 
pytaniami, inaczej wszystko ucichnie. 

Lena nie wiedziała, co powiedzieć. 
- Jan, mam polecieć z tobą? 
 

background image

Czule przesunął dłoń po jej krótkich włosach. 
- Co chcesz tam robić? Zobaczyć dżungle, nudzić się, kiedy ja 

będę chodził, szukał, pytał? Nie, serce ty moje, zostaniesz tu, 
chociaż wiesz, ile dla mnie znaczy twoja obecność. Poza tym to 
męcząca wyprawa, naprawdę... 

-Ale... 
-  Leno,  proszę.  Nie  jadę  na  urlop,  dlatego  nie  chcę  cię  tam 

ciągnąć ze sobą. Sam będę niezależny. Gdybyśmy byli razem, 
ciągle musiałbym myśleć o tobie. Im szybciej tam polecę, tym 
prędzej  wrócę  do  ciebie,  a  wierz  mi,  niczego  bardziej  nie 
pragnę. 

W głębi duszy Lena przyznała mu rację. Podróż do Australii 

nie była jej marzeniem, ale czuła się w obowiązku zapytać, czy 
ma mu towarzyszyć. Przecież chodziło o jej brata. 

- Co chcesz tam robić? Od czego chcesz zacząć? 
- Nie mam pojęcia. Okaże się na miejscu. Kafka powiedział 

kiedyś: „Drogi powstają w ten sposób, że je wydeptujemy". 

Lena przytuliła się do niego. 
- Tyle dla mnie robisz... Jan przytulił ją mocno. 
 

background image

- Robię to  dla ciebie,  dla  twojego brata, ale to  jest też moja 

praca.  Zajmuję  się  właśnie  takimi  sprawami.  Wyprawa  do 
Australii  to  wyzwanie.  Dobrze  wiem,  jak  wszystko  tam 
wygląda. 

Lena zamknęła oczy. Nagle poczuła ulgę. Jak to dobrze mieć 

przy  sobie  kogoś,  kto  się  wszystkim  zajmie  i  nie  robi  wokół 
tego dużo hałasu. 

-  Dla  mnie  to  zupełnie  nowe  doświadczenie,  że  ktoś  inny 

zajmie się moimi sprawami. Do tej pory było tak, że czułam się 
za  wszystko  odpowiedzialna  i  wszystkim  zajmowałam  się 
sama.  Mało  tego,  zawsze  byłam  otwarta  na  problemy 
rodzeństwa. 

Pogłaskał ją czule po twarzy i spojrzał w jej piękne niebieskie 

oczy. 

- Teraz masz mnie, kochanie. To było ostatni dzwonek, żeby 

pojawić się w twoim życiu. 

Lena  pokiwała  głową.  Nie  mogła  nic  powiedzieć,  bo  Jan 

zaczął ją całować. Zdążyła jeszcze pomyśleć, że to wspaniale, 
że  Jan  jest  w  jej  życiu,  że  jest  ktoś,  kto  bez  zbędnych  słów 
zajmuje się jej sprawami. Potem oddała się miłości, czułości i 
namiętności. 

Nie miała wprawdzie żadnych nowych informacji o miejscu 

katastrofy, nie wiedziała, gdzie 

 

background image

jest Jórg, ale głęboko wierzyła, że Jan wszystko załatwi. Ta 

myśl sprawiła, że poczuła spokój. 

background image

Nikt  z  rodzeństwa  nie  zadzwonił  do  Leny,  a  to  mogło 

oznaczać,  że  nie  wiedzą  o  katastrofie.  Informację  o  rozbiciu 
samolotu  podano  tylko  jednego  dnia.  Potem  wiadomości 
zdominowały ważniejsze i bardziej spektakularne wydarzenia. 

Istniała też inna możliwość - wiedzą, ale nie czują potrzeby 

skontaktowania się z Leną. 

Frieder nie dzwoni, bo w ogóle z nią nie rozmawia, a Grit, bo 

jej życie kręci się wokół tego pasożyta Robertino, dla którego 
poświęciła własne dzieci. 

Lena  nie  chciała  snuć  przypuszczeń.  Początkowo 

postanowiła, że zadzwoni do nich, kiedy Jan dowie się czegoś 
konkretnego, ale w końcu nie wytrzymała. 

Najpierw  zdecydowała  się  na  mniej  przyjemną  rozmowę  z 

Friederem.  Oczywiście  sekretarka  nie  chciała  jej  z  nim 
połączyć. 

 

background image

Co on sobie wyobraża? 
- W takim razie proszę przekazać mojemu bratu, żeby pilnie 

ze  mną  się  skontaktował.  Chodzi  o  naszego  brata  Jórga  - 
powiedziała i odłożyła słuchawkę. 

Potem zadzwoniła do siostry. 
Grit  jak  zwykle  była  rozgorączkowana,  co  oznaczało,  że 

znowu posprzeczała się ze swoim młodym kochankiem. Lena 
nie rozumiała, dlaczego Grit niszczy własne życie i krzywdzi 
siebie. Ten typ jest na jej utrzymaniu, jest w mieszkaniu, które 
kupiła  mu  Grit,  jeździ  samochodem,  za  który  jej  siostra 
zapłaciła, korzysta do woli z jej karty kredytowej i jeszcze nad 
nią się pastwi... Bezczelny typ. 

-  To  nie  jest  dobry  moment  na  rozmowę  -  powiedziała.  - 

Jestem trochę zestresowana. 

-  Zawsze  jesteś  zestresowana.  Przykro  mi,  ale  musisz  mi 

poświęcić pięć minut. Zrozumiano? 

- W porządku. Już jestem ciekawa, co chcesz mi powiedzieć, 

skoro w twoim życiu nic się nie dzieje. 

- Dzięki. Wiesz, rodzeństwo zwykle dzwoni do siebie nawet 

bez  specjalnej  potrzeby,  choćby  tylko  po  to,  żeby  zapytać  o 
samopoczucie. 

 

background image

-  Na  miłość  boską,  tak  robią  ludzie,  którzy  się  nudzą  i  nie 

mają  nic  lepszego  do  roboty...  Przecież  wiem,  że  u  ciebie 
wszystko w porządku, więc po co dzwonisz? Tylko po to, żeby 
mi  powiedzieć,  że  powinnam  od  czasu  do  czasu  do  ciebie 
zadzwonić? Jak będę miała czas, to zadzwonię. Coś jeszcze? 

Lena  była  coraz  bardziej  zła  na  siostrę.  Grit  jest  nieznośna. 

Tyle razy podrzucała jej Merit i Nielsa, kiedy dzieci mieszkały 
jeszcze w Niemczech, a teraz tak ją traktuje? 

- Tak, jest coś jeszcze, ale nie wiem, czy w twoim mniemaniu 

warte  tego,  żeby  cię  niepokoić.  Rozbił  się  samolot,  którym 
leciał Jórg. Spadł gdzieś w dżungli. Nie wiadomo nawet, czy 
ktoś przeżył... Nie wygląda to najlepiej. 

Na  moment  zapadła  cisza  w  słuchawce.  Potem  rozległ  się 

histeryczny krzyk i Grit zapytała: 

- Co się stanie z zamkiem Dorleac?! Teraz my jesteśmy jego 

właścicielami... 

Lenie zrobiło się niedobrze. 
To niemożliwe! Co się z nią stało? Dostała duży spadek, ale 

chce więcej, wyciąga ręce po jeszcze. 

 

background image

Dobrała się też do rodzinnego domu męża. Holger musiał go 

przepisać na nią, bo inaczej nie zgodziłaby się na rozwód. 

A teraz jeszcze to! Jórg nie jest jeszcze oficjalnie uznany za 

zmarłego, a ona już wyciąga ręce po jego własność. 

- Jak ci nie wstyd? - ofuknęła siostrę. - Nie ma pewności, czy 

Jórg nie żyje. 

-  Oczywiście,  że  nie  żyje.  Chyba  nie  sądzisz,  że  ktoś  mógł 

przeżyć  katastrofę  lotniczą,  chyba  że  jest  aniołem  i  ma 
skrzydła.  Nie  słyszałam,  żeby  Jórgowi  urosły  skrzydła.  To 
proste, nasz brat nie żyje, więc musimy się zająć posiadłością 
Dorleac. Zaraz zadzwonię do Friedera. 

- Zadzwoń i powiedz mu o wypadku. Ja, niestety, nie mogłam 

się z nim połączyć, zresztą jak zawsze. Nie martw się o zamek. 
Marcel  i  ja  mamy  od  Jórga  wszelkie  pełnomocnictwa.  Sami 
decydujemy się o winnicach. Dziwi mnie, że Frieder nic ci nie 
powiedział. Przecież o tym wie. 

-  Takie  pełnomocnictwa  tracą  ważność  z  chwilą  śmierci 

Jórga.  Zaraz  się  skontaktuję  z  moim  adwokatem  i  zlecę  mu 
uregulowanie  spraw  spadkowych.  Tu  chodzi  o  olbrzymi 
majątek. Na jego sprzedaży można zbić fortunę. 

 

background image

„To  już  nie  jest  moja  siostra.  To  jakiś  żądny  pieniędzy 

potwór", pomyślała Lena. 

Jórg  został  uznany  za  zaginionego...  Zaginionego,  a  nie 

martwego, a Grit już teraz chce położyć łapę na jego majątku. 

-  Oszczędź  sobie  angażowania  adwokata.  Nie  ma  czego 

regulować, ponieważ wszystko jest już uregulowane. 

-  Co  chcesz  przez  to  powiedzieć?  Lena  wzięła  głęboki 

oddech. 

Bała się, jaka będzie reakcja siostry, gdy przekaże jej kolejną 

informację. 

- Przed podróżą Jórg wszystko uregulował u notariusza. 
-  Patrz,  no  kto  by  pomyślał.  Kto  by  podejrzewał  tego 

lekkoducha  i  marzyciela  o  taki  pragmatyzm.  Ale  dobrze,  to 
nam  wszystkim  zaoszczędzi  kłopotów.  Egzekutorem 
testamentu  ustanowił  pewnie  Friedera,  w  końcu  jest  z  nas 
najstarszy, ale każdemu należy się jedna trzecia. Jedno mogę ci 
już na pewno powiedzieć. Szykuj się na to, że cały ten kram 
zostanie sprzedany. Mamy z Friederem większość. Z łatwością 
możemy cię przegłosować. 

Pieniądze, pieniądze, jeszcze raz pieniądze... 
 

background image

Ani cienia żalu z powodu Jórga, poza jednym histerycznym 

okrzykiem. 

- Przykro mi, ale muszę cię pozbawić złudzeń. Naprawdę nie 

martw  się  o  majątek  Jórga.  W  notarialnie  poświadczonym 
testamencie  Jórg...  -  zawahała  się  przez  moment  i  wzięła 
głęboki  oddech,  ponieważ  zdawała  sobie  sprawę,  że  zaraz 
nastąpi  eksplozja.  -  Jórg  ustanowił  mnie  jedyną 
spadkobierczynią... 

Grit nie odezwała się ani słowem. 
Lena nie była pewna, czy jest jeszcze przy telefonie, czy też 

była tak wściekła, że po prostu się rozłączyła. 

- Grit, jesteś tam? - zapytała. 
- Powtórz... Powtórz to jeszcze raz - wyjąkała. - Powiedz, że 

się przesłyszałam. 

-  Nie  przesłyszałaś  się.  W  przypadku  swojej  śmierci  Jórg 

ustanowił  mnie  jedyną  spadkobierczynią.  Ale  ja  nie  myślę  o 
spadku. Mam tylko jedno życzenie. Chcę, żeby zdarzył się cud 
i żeby Jórg wrócił cały i zdrowy. 

-  Nie  nabierzesz  mnie  na  swoje  pobożne  życzenia.  Dobrze 

wiesz,  że  Jórg  nie  żyje.  Jak  ci  się  udało  przekabacić  tego 
durnia, żeby zapisał wszystko na ciebie? 

 

background image

-  Nijak.  Kompletnie  nic  nie  zrobiłam.  Jórg  mnie  zaskoczył, 

kiedy przed wyjazdem dał mi dokumenty. 

-Ty  podstępna  bestio!  Wyglądasz  potulnie  jak  baranek,  a 

jesteś kuta na cztery nogi. Ale nie ciesz się za wcześnie. Nasi 
adwokaci wszystko dokładnie sprawdzą. 

Nie da rady dłużej z nią rozmawiać. Nie, to niebywałe. 
-  Może  łaskawie  zaczekasz,  aż  będziemy  mieć  pewność,  że 

Jórg nie przeżył katastrofy. Powinnaś się raczej modlić, żeby 
wyszedł z tego cało, a nie... 

Po  tych  słowach  Lena  odłożyła  słuchawkę  i  zaczęła  głośno 

płakać. 

Rozmowa z siostrą była dla niej straszna. 
Nicola,  która  niepostrzeżenie  weszła  do  pokoju,  usłyszała 

płacz Leny. 

- Na miłość boską, czyżbyś dostała potwierdzenie, że... - Nie 

była w stanie dokończyć zdania. 

Lena spojrzała na nią. 
- Nie, rozmawiałam właśnie z Grit. Streściła Nicoli przebieg 

rozmowy z siostrą. 

-  Twoje  rodzeństwo  to  jakiś  koszmar  -  złościła  się.  -  Jedno 

warte drugiego. Leno, daj spokój, 

 

background image

nie są warci tego, żeby o nich myśleć, a tym bardziej, żeby 

przez nich płakać. 

- Ale to moje rodzeństwo... 
-  Przez  które  ciągle  cierpisz.  Zapomnij  o  nich.  Dobry  Bóg 

postawił  na  twojej  drodze  Christiana.  Jego  powinnaś  się 
trzymać. Wprawdzie jest tylko przyrodnim bratem, ale nigdy 
nie zrobiłby ci tylu przykrości, ile tych dwoje. 

Nie,  Christian  by  jej  tego  nie  zrobił.  Co  do  tego  nie  było 

żadnych  wątpliwości.  Jest  serdecznym  człowiekiem,  skorym 
do niesienia pomocy. 

Ale nie jest łatwo zapomnieć o rodzeństwie. Nie może ich tak 

po  prostu  wykreślić  ze  swojego  życia.  Mimo  wszystko  za 
bardzo ich kocha. Są jej rodziną, a o rodzinę trzeba walczyć. 
Wciąż  jest  gotowa  do  bitwy  o  utrzymanie  rodziny.  Kiedyś 
Frieder i Grit byli inni. Zepsuły ich pieniądze i wydobyły na 
światło dzienne ich najgorsze cechy. Ale to jeszcze może się 
zmienić. Niczego bardziej nie pragnie, jak zgody w rodzinie i 
szacunku do siebie nawzajem. 

- Ten mały kot chyba uciekł - dotarł do niej głos Nicoli. - W 

każdym razie nie tknął karmy. 

- A ja miałam nadzieję, że się oswoi i zamieszka z nami. Co 

się z nim mogło stać? 

 

background image

- Kto to  wie... Dzikie  koty to  łazęgi. Pewnie  poszedł  gdzieś 

dalej.  Do  nas  też  skądś  przyszedł.  Nie  myśl  już  o  tym.  Jeśli 
koniecznie chcesz kota, kup jakiegoś domowego. Ale na twoim 
miejscu nie spieszyłabym się tak. Skoro Jan ma się do ciebie 
wprowadzić, to powinnaś go zapytać, czy lubi koty i czy nie 
jest na nie uczulony. Mnóstwo ludzi jest uczulonych na kocią 
sierść i mimo całej sympatii do kotów nie mogą trzymać ich w 
domu. Alergia na  sierść kończy się  w najlepszym przypadku 
katarem, a w najgorszym astmą. 

Nigdy  nie  zastanawiała  się  nad  tym.  Do  tej  pory  mieszkała 

sama i wszystkie decyzje podejmowała spontanicznie. 

Nicola  ma  rację.  Musi  zmienić  swój  sposób  myślenia.  Nie 

będzie tu już sama. Zamieszka z nią Jan. 

-  Zdaje  się,  że  muszę  się  przestawić  na  inne  myślenie  - 

powiedziała. 

-  W  tym  przypadku  naprawdę  warto.  Jan  van  Dahlen  jest 

miłym  mężczyzną  i  cię  kocha.  Wystarczająco  długo  byłaś 
sama. Jesteś młodą kobietą. Do życia potrzeba czegoś więcej 
niż  tylko  ładnego  domu  czy  dobrze  prosperującej  firmy... 
Potrzebujesz ciepła i bliskości drugiej osoby. 

 

background image

No  i  kiedyś  powinnaś  też  mieć  dzieci.  Posiadłość 

Fahrenbachów musi mieć dziedzica. Lena zaczerwieniła się. 

- Nie mam jeszcze wrażenia, że mój zegar biologiczny tyka. 
-  Nie  to  miałam  na  myśli.  Ważne,  żeby  znaleźć 

odpowiedniego ojca dla swoich dzieci. Jan jest OK. 

W ustach Nicoli to był wielki komplement. 
- Tak, Jan jest  cudownym  człowiekiem. Zobacz, jak szybko 

zajął się sprawą Jórga. 

- Kochasz go? 
Lena nie musiała się długo zastanawiać.   
-Tak. 
Nicola pokiwała głową. 
- To dobrze... Obiad punktualnie o pierwszej. Uprzedzę twoje 

pytanie. Będzie smażony sandacz w selerze i sałatka. Daniel i 
Aleks będą kręcić nosem, ale trudno. Dwa razy w tygodniu ma 
być ryba i basta. Gdybym miała gotować pod ich dyktando, to 
codziennie jedlibyśmy pieczeń wieprzową i kluski. 

Nicola machnęła Lenie na pożegnanie. Odwróciła się jeszcze 

w drzwiach i powiedziała na koniec: 

 

background image

-  Nie  smuć  się  już,  ani  z  powodu  rodzeństwa,  ani  kota,  ani 

Jörga. Jeśli nawet leciał tym samolotem, to przeżył katastrofę. 
Czuję to. 

-  Oby  tak  było  -  westchnęła  Lena.  -  Nie  zaszkodzi  zapalić 

kilka świeczek w jego intencji i się pomodlić. 

-  Moja  droga,  nie  musisz  mi  tego  mówić,  robię  to 

codziennie...  Wiesz,  ta  Inge  Koch  jest  całkiem  miła.  Nie 
wyobrażasz  sobie,  jak  zasuwa  przy  remoncie  domku. 
Niesamowite. Kto  by pomyślał, że taka delikatna  osóbka ma 
tyle siły i energii. Szkoda, że Daniel w niej się nie zadurzył. 
Widzi w niej jedynie dobrą przyjaciółkę. Jest za młody, żeby 
być sam... Inge zje z nami dzisiaj obiad. Nie jesteś zła? 

- Skądże - powiedziała Lena. - Ja też uważam, że jest miła. 
Nie była pewna, czy Nicola usłyszała jej odpowiedź. Raczej 

nie,  bo  już  biegła  przez  dziedziniec.  Lena  przygotowała 
dokumenty,  które  chciała  zabrać  do  destylarni.  Pomyślała  o 
Yvonne. Pewnie dostała już list, ale na jej reakcję jest jeszcze 
za wcześnie. 

Oby  zmiękło  jej  serce  i  przyjechała  do  posiadłości  poznać 

mamę! Nicola zasługuje na to. 

 

background image

Lena  wzięła  komórkę,  sprawdziła,  czy  włączyła 

automatyczną sekretarkę, i wyszła z domu. 

Jej wzrok powędrował ku miseczce z karmą dla kota. 
Nicola  miała  rację.  Kot  nawet  nie  tknął  jedzenia.  Szkoda! 

Miała nadzieję, że powędrował dalej i nic mu się nie stało. 

Takie  jest  życie.  Ktoś  przychodzi,  ktoś  odchodzi,  ktoś  się 

rodzi, ktoś umiera. 

Jórg... Nie, Jórg żyje, nie może umrzeć. Uczepiła się tej myśli 

jak ostatniej deski ratunku. 

background image

Ze  względu  na  przesunięcie  czasowe  Jan  dzwonił  o 

przeróżnych porach. Lena doskonale to rozumiała. Uparła się, 
żeby  dzwonił  natychmiast,  gdy  tylko  czegoś  się  dowie,  jeśli 
nawet  miałby ją  wyrwać  ze  snu.  Chciała  wiedzieć  wszystko. 
Poza  tym  pragnęła  usłyszeć  jego  głos.  Tęskniła  za  nim 
bardziej, niż miała odwagę przyznać. Sama się dziwiła, że tak 
szybko  na  dobre  zagościł  w  jej  sercu.  Wspomnienie  o 
Thomasie było coraz bledsze. Prawie o nim nie myślała. 

Wiadomości, jakie dostarczał Jan, były naprawdę skąpe, a na 

dodatek mało optymistyczne. Wyglądało na to, że nieprzebyta 
dżungla  na  zawsze  ukryła  w  sobie  wrak  samolotu.  Nic 
dziwnego,  że  przerwano  intensywne  poszukiwania.  Wszyscy 
byli przekonani, że nikt nie przeżył upadku małego samolotu. 

 

background image

Jan  przygotowywał  Lenę  na  najgorsze,  ale  ona  nie  chciała 

tego  przyjąć  do  wiadomości.  To  głupie  i  dziecinne,  ale  Jorg 
musiał żyć. 

Jan zamierzał rozpocząć poszukiwania na własną rękę. Zebrał 

grupkę ludzi, którzy mieli mu pomóc w akcji ratunkowej. To 
była ostatnia nadzieja... 

Jan wszystko załatwi, znajdzie Jórga, żywego lub martwego. 

Przynajmniej będzie miała pewność. Niepewność ją dobijała. 

Lena  zmuszała  się  do  pracy.  Codziennie  spodziewała  się 

jakiejś  wiadomości  od  adwokatów  Grit.  Ale  nic  takiego  nie 
nastąpiło. Spróbowała jeszcze raz porozmawiać z siostrą. Nie 
miała  szczęścia.  Grit  wprawdzie  odebrała  telefon,  ale  kiedy 
tylko  usłyszała  głos  Leny,  bez  słowa  odłożyła  słuchawkę. 
Trudno,  musi  się  pogodzić  z  faktem,  że  Frieder  i  Grit  ją 
wykluczyli  z  rodziny,  a  powodem  są  pieniądze.  Tylko 
pieniądze. Bardzo ją to bolało. 

Żeby odwrócić uwagę od ponurych myśli, odwiedzała Sylvię 

i  jej  dzieci.  Były  urocze.  Ich  widok  potęgował  w  niej  chęć 
posiadania  własnych.  Cieszyła  się  z  postępów  remontu  w 
byłym domku dla robotników. Inge niestrudzenie pracowała. 

 

background image

Pomagał  jej Aleks,  czasem też Daniel, jeśli tylko miał czas. 

Stworzyli istne cudo. Pomieszczenie gospodarcze przemieniło 
się po remoncie w mały, ładny domek. I to wszystko zrobili bez 
dużych nakładów finansowych. 

Lena  zaniedbywała  własne  obowiązki,  przez  co  miała 

wyrzuty 

sumienia. 

Wykonywała 

jedynie 

rzeczy 

najpotrzebniejsze  i  konieczne,  a  i  to  z  wielkim  trudem,  bo 
wciąż  myślała  o  Jórgu.  „Nadzieja  umiera  ostatnia", 
powiedziała  jej  na  pocieszenie  Nicola.  Lena  kurczowo 
trzymała się jej słów. 

Ucieszyła  się,  gdy  Babette  Hagemann  zapowiedziała  swoje 

odwiedziny  razem  z  małą  Marie.  Rozmawiały  już  kilka  razy 
przez telefon i stwierdziły, że mają ze sobą wiele wspólnego. 
Nic więc dziwnego, że dość szybko przeszły na „ty". 

Kiedy  Lena  usłyszała  warkot  silnika,  pobiegła  w  stronę 

parkingu, żeby przywitać Babette i małą Marie. 

Ale to nie Babette przyjechała, tylko Daniel. 
- Aż tak mnie witasz? - zaśmiał się. 
- Marzenie ściętej głowy... Myślisz, że biegnę na łeb, na szyję, 

żeby cię przywitać? Chyba żartujesz... W końcu należysz do... 
elity mieszkańców 

 

background image

posiadłości. A tak już całkiem poważnie, to czekam na gości. 
- Na gości? 
- Tak, przyjedzie urocza młoda dama. 
- Powinienem ją poznać? Lena spoważniała. 
- Myślę, że nawet książę z bajki nic u niej nie wskóra. 
- Nie brzmi to dobrze... 
-  Bo  nie  jest  dobrze.  Wiesz,  przez  co  Babette  przeszła?  Jej 

mąż  miał  kochankę  i  obydwóm  kobietom  zrobił  dziecko 
prawie w tym samym czasie. Ponieważ Babette urodziła córkę, 
a ta druga syna, wybrał kochankę i zostawił żonę. Rozwód jest 
w toku. 

-  Coś  nieprawdopodobnego  -  oburzył  się  Daniel.  -  Jak  tak 

można? 

-  Jak  widać,  można.  A  ja...  -  nie  dokończyła  zdania.  -  O, 

właśnie przyjechała. 

Na wzgórze wjeżdżał właśnie mały szary samochód. Daniel 

chciał już odejść, ale Lena go zatrzymała. 

- Zostań. Poznasz Babette. Mam nadzieję, że częściej będzie 

nas  odwiedzać.  Może  dla  niej  wyszykujemy      domek     
ogrodnika? Wówczas 

 

background image

mogłaby codziennie pomagać Nicoli w czworakach, a ja... 
Samochód był już na górze. 
Babette wysiadła z auta i ruszyła w stronę Leny. 
-Witaj, Leno. 
Objęły się. 
-  Cieszę  się,  że  jesteś.  Serdecznie  witamy  w  posiadłości 

Fahrenbachów. 

Daniel natrętnie wpatrywał się w nowo poznaną kobietę. 
Lena odwróciła się. 
- Poznajcie się... 
Co  się  dzieje  z  Danielem?  Jest  blady  jak  ściana...  Źle  się 

czuje? 

-  Babette,  to  Daniel  Greiner,  moja  podpora,  przyjaciel  i 

mieszkaniec posiadłości. Danielu, Babette Hagemann. 

- Miło mi pana poznać - powiedziała Babette i śmiało podała 

rękę. 

Uścisnął ją bez słowa. 
Zachowanie Daniela było zastanawiające, ale nie miała czasu 

myśleć  nad  powodami,  bo  w  tym  momencie  do  ich  uszu 
dobiegł  płacz  dziecka.  Mała  Marie  była  jeszcze  w 
samochodzie. 

 

background image

Kobiety podeszły do niej. 
- Pójdę już... - powiedział Daniel. 
Ostatni raz z niedowierzaniem spojrzał na Babette, odwrócił 

się i odszedł. 

Babette podała Lenie małą Marie. Dziewczynka sporo urosła. 

Kiedy  Lena  wzięła  ją  na  ręce  i  zaczęła  kołysać,  Marie 
momentalnie się uspokoiła. 

Babette  wyjęła  z  samochodu  fotelik  dla  dziecka  i  poszła 

razem z Leną do domu. 

-  Mój  Boże,  jak  tu  pięknie  -  zawołała  z  zachwytem.  - 

Posiadłość jest ogromna. 

-  Tak,  mamy  tu  dużo  miejsca.  To  mój  dom  -powiedziała, 

kiedy  się  zatrzymały  przed  ciężkimi  dębowymi  drzwiami.  - 
Siedziba rodu Fahrenbachów. Już od pięciu pokoleń. 

-  Taka  długa  tradycja  rodzinna...  To  musi  być  wspaniałe 

uczucie należeć do takiej rodziny - zachwycała się Babette. - Ja 
nie znałam swoich dziadków, a moja mała Marie pewnie nie 
pozna  nawet  swojego  ojca.  Do  dzisiaj  się  nie  pokazał  i  nie 
zadzwonił. Pieniędzy też nie płaci. 

- To jego obowiązek. 
- Tak, ale co ja mogę? Mam mu wyrwać te pieniądze z gardła? 

Niech się nimi udławi. Dam 

 

background image

sobie  radę.  Cały  czas  pracowałam,  więc  nadal  dostaję 

pieniądze,  najpierw  z  mojej  firmy,  a  teraz  z  kasy  chorych. 
Szukam też jakiegoś małego, w miarę taniego mieszkania. 

-  Gdzie  właściwie  pracowałaś?  -  zapytała  Lena.  - 

Rozmawiałyśmy o tylu rzeczach, ale nie o twojej pracy. 

- Moja praca nie jest aż takim zajmującym tematem. Jestem 

specjalistą  do  spraw  reklamy,  ale  zajmowałam  się  głównie 
wyszukiwaniem kontaktów. 

Fantastycznie!  Jeśli  Babette  zechce,  może  zamieszkać  w 

posiadłości i zająć się reklamą czworaków, potem szopy, o ile 
rzeczywiście urządzą w niej salę na wystawy i inne imprezy. 
Poza tym mogłaby jej pomagać w kampaniach reklamowych 
alkoholu. 

Może  ich  spotkanie  było  zapisane  w  gwiazdach?  Lena 

powstrzymała  się  od  pytania.  Nie  chciała  robić  niczego  na 
łapu-capu  i  otwarcie  mówić  o  swojej  propozycji,  jeszcze  za 
wcześnie. Ale kiedyś... Tak, spodobał jej się ten pomysł. 

Weszły do domu. 
Lena pokazała Babette pomieszczenia na dole 
i  zostawiła  jej  decyzję,  gdzie  usiądą.  Babette  wybrała 

bibliotekę. Lena ucieszyła się, bo to było jej 

 

background image

ulubione  miejsce.  Panowała  tam  domowa,  przytulna 

atmosfera. 

- To niesamowite, tu jest tak pięknie - zachwycała się Babette. 

- Urocze stare meble. Pewnie wszystkie dostałaś w spadku? 

-  Tak  i  dlatego  trudno  byłoby  mi  się  z  nimi  rozstać.  Wolę 

stare,  tradycyjne  meble  od  nowoczesnych.  Niektóre  z  tych 
nowoczesnych są nawet ładne, ale nie mogłabym mieszkać w 
tak urządzonym domu. Mogę tu i ówdzie dostawić coś nowego, 
taka  mieszanka  stylów  też  ma  swój  urok,  ale  wszystko 
nowoczesne... Nie, to nie w moim guście. 

- Zgadzam się z tobą w stu procentach. Marie zasnęła. Babette 

położyła ją do fotelika 

i przypięła pasami. 
- Ten pan Greiner... wydaje się sympatyczny. 
- Daniel? O tak, to prawdziwy skarb. 
- Ma żonę? 
- Nie Jest kawalerem. Babette była zaskoczona. 
- Sprawił na mnie wrażenie bardzo rodzinnego człowieka. 
- Na pewno chciałby mieć rodzinę. -Ale? 
 

background image

- Przeżył tragedię. 
Babette spojrzała na nią pytającym wzrokiem. Lena pokręciła 

głową. 

- Nie gniewaj się, ale nie chcę o tym mówić. To zbyt osobiste 

sprawy. 

-  Przepraszam,  nie  chciałam  być  wścibska  -  powiedziała 

Babette. 

W  tym  momencie  weszła  Nicola  z  talerzem  cudownie 

pachnącego ciasta. 

Lena przedstawiła Nicolę i Babette. Nicola spostrzegła małą 

Marie. 

- Mogę ją zobaczyć? - zapytała. 
-  Oczywiście.  Akurat  zasnęła,  inaczej  dałabym  pani  na  ręce 

moją myszkę. Jest mała, a już wie, że najlepiej jest na rączkach 
- oznajmiła Babette. 

Lena zamknęła oczy. 
Czy  widok  małej  słodkiej  dziewczynki  nie  obudzi  w  Nicoli 

bolesnych  wspomnień  o  własnej  córce?  Nicola  z  zachwytem 
przyglądała  się  dziecku.  Na  jej  twarzy  pojawił  się  cień 
cierpienia, ale zaraz wzięła się w garść. 

- Jaka słodka - szeptała. - Ładne dziecko. 
- Ładne, prawda? - powiedziała Babette z dumą. 
 

background image

- Napijesz się z nami kawy? - wtrąciła Lena. 
-  Nie,  dziękuję.  Są  u  mnie  Inge,  Daniel  i  Aleks.  Przyszli 

właśnie na kawę. 

- My też mogłybyśmy dołączyć - stwierdziła Babette. 
-  Na  pewno  macie  sobie  dużo  do  powiedzenia...  Niech 

zostanie tak, jak jest. Miłego popołudnia i mam nadzieję, że do 
zobaczenia. 

- Do zobaczenia! - odpowiedziała Babette. 
- Zaparzę kawę. To nie potrwa długo. 
-  Pójdę  z  tobą  do  kuchni,  to  pogadamy.  Drzwi  zostawimy 

otwarte,  żeby  słyszeć  Marie,  gdyby  miała  zamiar  płakać... 
Nicola też jest bardzo sympatyczna, ale była jakaś smutna. 

- Wydaje ci się. Rozczula się na widok małych dzieci. 
- Ach tak - westchnęła Babette. 
Lena  parzyła  kawę,  a  Babette  ostrożnie  gładziła  ręką  blat 

drewnianego stołu. 

-  Jest  piękny  -  powiedziała.  -  Ten  stół  pewnie  też 

odziedziczyłaś. 

- Tak, należał do mojej prababci. Przy nim możemy się napić 

kawy. 

-  Świetny  pomysł  -  stwierdziła  zachwycona  Babette.  - 

Przyniosę ciasto. 

background image

Jan wrócił po tygodniu. Jego wysiłki nie przyniosły żadnego 

rezultatu. Nadzieje Leny runęły jak domek z kart. 

Musi  się  pogodzić  z  myślą,  że  według  wszelkiego 

prawdopodobieństwa Jórg nie żyje. Dziwne, ale jakoś nie umie 
sobie  tego  wyobrazić. Zwykle  człowiek  ma  okazję  pożegnać 
się ze zmarłym, wie, gdzie jest jego grób lub gdzie rozsypano 
jego prochy. 

Trzymała w ręku kilka zdjęć zrobionych przez Jana. Na nich 

była tylko zieleń, zieleń i jeszcze raz zieleń. 

A gdzieś w środku zielonej masy jest Jórg. 
Dlaczego  nie  krzyczy?  Dlaczego  nie  histeryzuje?  Dlaczego 

się jeszcze nie załamała? 

Przecież to jej brat nie żyje. 
Wyjaśnienie  jest  tylko  jedno.  Nie  przyjmuje  tego  do 

wiadomości. 

 

 

background image

Uwierzy dopiero wtedy, gdy będzie to miała czarno na białym 

ze wszystkimi możliwymi pieczęciami. 

- Kochanie, im wcześniej zaakceptujesz ten fakt, tym szybciej 

z tym się uporasz. Nie ma już nawet cienia nadziei. 

- Muszę poinformować Marcela - powiedziała. - I Doris. Mój 

Boże, oni jeszcze nic nie wiedzą. 

- Kim są Marcel i Doris? 
- Marcel zarządza zamkiem i winnicami, a Doris to była żona 

mojego brata. 

- Byłej żony chyba nie musisz o tym informować. 
-  W  tym  przypadku  muszę.  Doris  była  i  jest  moją  bratową. 

Ona  i  Jórg  nie  rozstali  się  jak  wrogowie,  wręcz  przeciwnie, 
niewiele  brakowało,  a  Doris  poleciałaby  do  niego  do  Nowej 
Zelandii, a potem być może towarzyszyłaby mu w podróży do 
Australii i mogłaby teraz... 

Nie dokończyła zdania, bo nie było takiej potrzeby. 
-  Na  nią  nie  nadeszła  jeszcze  pora  -  powiedział  i  ziewnął.  - 

Kochanie, nie przeszkadza ci, że położę się na godzinkę, może 
dwie? Mam za sobą 

 

background image

długi  lot.  Ty  możesz  tymczasem  podzwonić  tam,  gdzie 

chciałaś. 

Wziął ją w ramiona. 
- Dziękuję, dziękuję ci za pomoc... Zaczął ją całować i nie dał 

jej dokończyć. 

- Muszę się teraz położyć, bo inaczej zasnę na stojąco. Zrobisz 

coś dla mnie? 

Lena pokiwała głową. 
-  Obudź  mnie  najpóźniej  za  dwie  godziny.  Nie  chcę  spać 

dłużej,  bo  nigdy  się  na  przestawię  na  tutejszy  czas  i  będę 
nieznośny. Poza tym tak długo cię nie widziałem i stęskniłem 
się za tobą. Kochanie, wspaniale jest znowu być z tobą i wie-
dzieć, że gdy się obudzę, ty będziesz przy mnie. 

- Ja też tęskniłam - powiedziała szeptem. Dała mu buziaka i 

wygoniła do łóżka. 

Bała  się  dzwonić  do  Marcela  i  Doris.  Na  pewno  będą 

wstrząśnięci.  W  przeciwieństwie  do  Grit  i  Friedera,  który 
zresztą z nią się nie skontaktował. Będą do głębi poruszeni. 

Najpierw zadzwoniła do Doris. 
Bratowa od razu odebrała. Była w doskonałym humorze. 
- Coś się stało? - zapytała Doris. - Masz taki dziwny głos.   
 

background image

-  Tak,  coś  strasznego  -  przyznała  Lena  i  opowiedziała 

bratowej o katastrofie. 

Jeszcze w trakcie opowiadania usłyszała w słuchawce cichy 

płacz. Kiedy skończyła mówić, zapadła cisza. Lena nie chciała 
jej przerywać. 

Nagle Doris zaczęła mówić. 
-  Nie  mogę  uwierzyć,  że  Jórg  nie  żyje.  Zawsze  był  taki 

beztroski, taki pełen życia... Miał tyle  pomysłów i  planów.... 
Nie, ja w to nie wierzę. To niemożliwe! 

-  Jan  przywiózł  zdjęcia  domniemanego  miejsca  upadku 

samolotu. Leciał  helikopterem nad  dżunglą. To dzikie tereny 
położone z dala od cywilizacji. Nie da się tam dotrzeć. 

-  Mój  Boże,  Leno,  oni  wszyscy  na  pewno  wypadli  z  wraku 

samolotu.  A  później  dzikie  zwierzęta  rozszarpały  ich  na 
strzępy. Nikt ich nigdy nie zidentyfikuje. 

Lena nie mogła tego słuchać. -Doris, przestań. 
-  Leno,  nie  mogę  znieść  myśli,  że  Jórg,  ten  przystojny 

mężczyzna.... - nie dokończyła zdania. - Jak zareagowało twoje 
rodzeństwo? 

-  Frieder  dowiedział  się  od  Grit,  bo  ze  mną  nie  chciał 

rozmawiać. A moja siostra po krótkim 

 

background image

histerycznym okrzyku zaczęła dzielić spadek, chociaż kiedy 

do  niej  dzwoniłam,  nie  było  wcale  pewności,  że  Jörg  nie 
przeżył wypadku. 

- Dziwisz się? Oni są jak sępy. Co za szczęście, że Jörg ciebie 

ustanowił spadkobierczynią. Jakby coś przeczuwał... 

- Ja też tak pomyślałam, ale nie chcę żadnego spadku. Zamek i 

winnice  nie  mają  dla  mnie  żadnego  znaczenia.  Oddałabym 
wszystko, żeby tylko Jörg żył, nawet własny majątek. 

- Leno, ty jesteś inna... Wybacz, nie mogę dłużej rozmawiać, 

nie  jestem  w  stanie.  Muszę  to  jakoś  przetrawić.  Później  się 
zdzwonimy.  Boże,  biedny  Jörg...  -  znowu  zaczęła  płakać  i 
odłożyła słuchawkę. 

Lena też najchętniej by się rozpłakała, ale nie może, bo musi 

zadzwonić do Marcela. Za chwilę. Musi się zebrać w sobie. 

Przypomniały jej się słowa Doris o dzikich zwierzętach... 
Nie chciała o tym myśleć, ale te słowa ciągle do niej wracały. 

Jörg  rozszarpany  przez  dzikie  zwierzęta...  Nie!  Lena  zaczęła 
głośno płakać. Długo nie mogła się uspokoić. 

background image

Chwile czekała, aż ktoś zawoła Marcela do telefonu, i myślała 

o  rozmowach,  jakie  razem  prowadzili,  planach,  jakie  mieli, 
żeby  wyciągnąć  winnice  z  dołka  finansowego,  w  jakim  się 
znalazły przez lekkomyślność Jörga. 

Była wtedy zła na niego, że zorganizował festiwal, nie mając 

pojęcia o takich imprezach, i wpakował w realizację swojego 
pomysłu  mnóstwo  pieniędzy.  Jakie  to  ma  teraz  znaczenie? 
Jórga już to nie dotyczy. Może właśnie wtedy był szczęśliwy, 
kiedy realizował swoje irracjonalne pomysły? Może ta podróż 
była  spełnieniem  jego  marzeń?  Może  kiedy  samolot  się 
rozbijał, Jörg wciąż był w połowie drogi do samego siebie? To 
też nie miało teraz najmniejszego znaczenia. 

- Leno, przepraszam byłem na dole w tłoczni. Dostałaś moją 

przesyłkę z winem?   

-Nie. 
 

background image

-  Powinna  przyjść  lada  dzień.  Wysłałem  ci  kilka  butelek 

naszego nowego wina. Jest świetne, na pewno podbijemy nim 
rynek. To wymarzone wino po wymarzonej cenie. Możemy je 
sprzedawać  poniżej  dziesięciu  euro,  a  mimo  to  jakością 
dotrzymuje  kroku  najlepszym  winom.  Jest  wytrawne, 
wyraziste w smaku, ma wspaniały aromat, w którym wyraźnie 
czuć  wiśnię  i  zioła,  jest  delikatne  i  rozpływa  się  w  ustach... 
Pierwsze opinie naszych klientów są bardzo zadowalające. Nie 
uwierzysz,  z  kim  ponownie  nawiązałem  współpracę...  Z 
Coucherte  France.  Swojego  czasu  Jörg  zepsuł  współpracę  z 
nimi,  ale  nieważne...  Znowu  jesteśmy  w  grze  i  tylko  to  się 
liczy. 

Marcel  uświadomił  sobie,  że  Lena  słuchała  go  bez  słowa 

komentarza.  To  nie  w  jej  stylu.  Zwykle  cieszyła  się  jak 
dziecko,  kiedy  interesy  dobrze  szły,  a  nowe  wino  było 
niewątpliwie czymś bardzo pozytywnym. 

- Leno... 
-  Marcel,  Jörg  rozbił  się  samolotem  w  Australii. 

Prawdopodobnie  nie  żyje.  -  Pierwszy  raz  nazwała  fakt  po 
imieniu.  -  Nie  znaleziono  ani  wraku  samolotu,  ani  ludzi. 
Samolot spadł gdzieś w dżungli. Przerwano poszukiwania... 

 

background image

Teraz Marcel nic nie mówił. 
Lena usłyszała jego szloch. 
Jórg  popełnił  wiele  błędów,  odkąd  stał  się  właścicielem 

zamku i winnic. Czasem udawało mu się doprowadzić Marcela 
do  białej  gorączki.  Był  taki  moment,  że  chciał  nawet 
zrezygnować z pracy i odejść z winnicy. Jednak lubił Jórga i od 
lat był związany z Fahrenbachami. Pracował jeszcze dla ojca 
Leny. 

-  Mon  Dieu...  To  potworne  -  powiedział  w  końcu  drżącym 

głosem.  -  Nie  mogę  sobie  tego  wyobrazić...  Po  co  w  ogóle 
wyjeżdżał...? 

-  Marcel,  równie  dobrze  mogło  go  to  spotkać  we  Francji  w 

drodze z zamku do Bordeaux. 

-Tu przynajmniej moglibyśmy go pochować... 
Marcel  był  wstrząśnięty.  Mówił  z  trudem.  Nie  zapytał,  co 

dalej z winnicami, tylko przeżywał śmierć Jórga. Jego pytanie 
o los winnic Dorleac byłoby bardziej uzasadnione niż pytanie 
Grit. 

-  Marcel,  mam  do  ciebie  prośbę.  Poinformuj  innych,  co  się 

wydarzyło. Na razie wszystko zostaje po staremu. Zdzwonimy 
się. 

- Dobrze, Leno. Skończmy już naszą rozmowę, bo nie mogę 

teraz zebrać myśli. Taki młody człowiek... 

 

background image

Pożegnali się i to było naprawdę lepsze rozwiązanie. Lena nie 

była w stanie dłużej rozmawiać o Jórgu. Do tej pory odrzucała 
myśl,  że  brat  nie  żyje.  Głęboko  wierzyła,  że  jakimś  cudem 
ocalał. 

Nie może się już dłużej oszukiwać. Musi się pogodzić z myślą 

o  jego  śmierci.  Już  nigdy  z  nim  nie  porozmawia,  nigdy  nie 
będzie  się  na  niego  złościć,  że  robi  coś  nie  tak,  że  rujnuje 
winnice. 

Usiadła w swoim ulubionym fotelu i zaczęła głośno płakać. 

background image

Kiedy  się  uspokoiła,  spojrzała  na  zegarek.  Przeraziła  się, 

ponieważ minęły już ponad dwie godziny. 

Musi obudzić Jana. 
W sieni spojrzała w lustro. Miała zapłakane oczy i opuchniętą 

twarz. Wyglądała okropnie, ale teraz wygląd nie miał dla niej 
żadnego znaczenia. 

Nie ma zamiaru specjalnie robić się na bóstwo dla Jana, jak to 

wiecznie czyni jej siostra dla swojego amanta. 

Kiedy  jest  się  w  związku  zbudowanym  na  szczerych 

uczuciach, szminka, tusz i puder nie są potrzebne. 

To  oczywiście  nie  oznacza,  że  nie  powinno  się  używać 

kosmetyków!  Ale  tuszować  nimi  ślady  łez...  Nie,  to  by 
znaczyło, że w związku coś nie gra. 

 

background image

Lena poszła na górę. Po cichutku otworzyła drzwi sypialni. 
Jan leżał w poprzek łóżka i spał głębokim i mocnym snem. 

Lena usiadła na brzegu łóżka i mu się przyglądała. 

Są  sobie  tak  bardzo  bliscy,  a  ona  wciąż  nie  wierzy,  że  ten 

przystojny mężczyzna jest jej partnerem i ponownie udało jej 
się zakochać. 

Po rozstaniu z Thomasem wydawało się, że już nigdy nikogo 

nie  obdarzy  uczuciem.  A  jednak!  Nie  planowała  tego,  nie 
zabiegała o ten związek. 

Jedne drzwi się zamykają, a drugie otwierają... To też jedno z 

powiedzonek  Nicoli.  Nie  chciała  wierzyć  w  tę  sentencję. 
Zamknięte  drzwi  to  zamknięte  drzwi.  W  takiej  sytuacji  nie 
wierzy się w nowy początek. 

A jednak wszystko potoczyło się inaczej. W jej życiu pojawił 

się Jan. Na nim można polegać. Jest człowiekiem czynu; nie 
mówi  dużo,  tylko  przystępuje  do  działania.  Mają  tyle 
wspólnych cech... 

Jan  odwrócił  się  na  bok,  zamrugał  i  uśmiechnął  się,  kiedy 

zobaczył Lenę. Wyciągnął ramiona. 

- Chodź do mnie, kochanie. 
Lena  położyła  się  obok  niego  i  wtuliła  się  w  niego.  „Jak 

cudownie!", pomyślała. 

 

background image

Jan pochylił się nad nią. Odnalazł jej usta. Całował ją i mocno 

do siebie przytulał. 

Lena poddała się fali ciepła, która powoli ogarniała jej ciało. 
- Kocham cię - szeptała między pocałunkami i była absolutnie 

pewna, że mówi prawdę. 

Miłość  z  Thomasem  była  inna.  Kiedy  z  nim  przebywała, 

miała wrażenie, że unosi się w obłokach. 

Ale życie jest tu, na ziemi, a nie nad chmurami. Lepiej stąpać 

po twardym gruncie, niż przeżywać bolesne upadki. 

Czuła się teraz szczęśliwa, zadowolona i pewnie patrzyła w 

przyszłość. 

Thomas  twierdził,  że  nie  istnieje  coś  takiego  jak  pewność. 

Rzeczywiście, przy nim tego nie czuła. Przy Janie jest inaczej. 
Była pewna jego uczuć i ich związku. 

- Wspaniale znowu być przy tobie i czuć, że jesteś tak blisko. - 

Głos  Jana  wyrwał  ją  z  zamyślenia.  -  Nawet  sobie  nie 
wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem. 

Nie czekał na odpowiedź, tylko całował ją delikatnie i czule. 

A potem jego pocałunki stały się coraz bardziej namiętne...   

background image

Zycie  toczyło  się  dalej.  Sprawy  dnia  codziennego 

zdominowały  rytm  życia  Leny,  chociaż  miała  wrażenie,  że 
unosi się w jakimś pomieszczeniu bez powietrza. 

Jórg nie żyje. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. 

Mimo wszystko ten fakt jakoś do niej nie docierał, bo nie było 
typowych spraw związanych ze śmiercią członka rodziny. Nie 
rozmawiano  z  zakładem  pogrzebowym,  nie  szukano  trumny, 
nie  organizowano  pogrzebu  ani  stypy.  Nie  było  typowego 
pożegnania.  Nie  było  też  żadnego  punktu  zaczepienia,  żeby 
jakoś przetrwać ból po utracie kogoś bliskiego i zaakceptować 
ten smutny i nieodwracalny fakt. 

Jan wyjechał, a w posiadłości  wszystko toczyło się  utartym 

rytmem. Od rodzeństwa nie miała żadnych wieści. Przyszedł 
jedynie list od adwokatów. Zażądali kopii testamentu. 

 

background image

Lena  nie  chciała  myśleć  o  tym,  że  jest  jedyną 

spadkobierczynią zmarłego brata. Nie pojedzie do Francji i nie 
rzuci się jak sęp na majątek Jorga. 

Będzie tak, jakby wciąż był w podróży. 
Tymczasem dawny domek dla robotników przemienił się w 

prawdziwe cacko. 

Drzwi, drewniane podłogi i ramy okienne - wszystko było w 

miodowym  kolorze.  To  sprawiło,  że  wyglądał  jak  przytulne 
domowe gniazdko rodzinne. 

Łazienka  wyglądała  tak  jak  te  w  dawnych  czworakach.  Na 

szczęście wystarczyło płytek na podłogę i ściany. 

Na  białych  ścianach  zawisły  obrazy,  które  pochodziły  z 

czasów,  kiedy  Inge  Koch  jeszcze  dobrze  się  wiodło  i  była 
szczęśliwa ze swoim mężem. Podobnie jak meble, które Inge 
wstawiła do domku. 

Inge  miała  wiele  umiejętności.  Okazało  się,  że  umiała  też 

szyć. Już po kilku dniach pracy w destylarni Lena była pewna, 
że zatrudnienie Inge było doskonałym posunięciem. 

Pracowała szybko, znała się na księgowości i pracy w biurze. 

Nic dziwnego, w firmie męża zajmowała się właśnie biurem. 

 

background image

Nie widać było po niej, że coś bardzo przeżywa. Ale wszyscy 

rozumieli, że nie pogodziła się jeszcze z tym, co ją spotkało. 
Najłatwiej było zaakceptować upadek firmy. Doprowadzili do 
niego  oszuści  i  niesolidni  partnerzy,  którzy  zalegali  z 
płatnościami.  Najbardziej  przeżywała  śmierć  męża.  Wciąż 
cierpiała,  choć  nie  pokazywała  tego  po  sobie.  Nie  jest  łatwo 
pogodzić się z naturalną śmiercią kogoś bliskiego, a co dopiero 
z  tragiczną śmiercią ukochanego męża, który w akcie  despe-
racji  i  w  obliczu  beznadziejnej  sytuacji,  w  jakiej  się  znalazł, 
rzuca  się  pod  pociąg...  Sama  przez  to  nie  przejdzie.  Lena 
zdawała sobie sprawę, że trzeba jej pomóc i pogodzenie się z 
losem będzie długotrwałym procesem. 

Przed  laty  Laura,  narzeczona  Daniela,  też  popełniła 

samobójstwo, bo nie mogła się pogodzić z życiem na wózku 
inwalidzkim,  na  który  była  skazana  po  wypadku 
samochodowym. Poniosła największą ofiarę, choć to nie ona 
spowodowała ten wypadek. 

Daniel  do  dziś  nie  uporał  się  z  tym  dramatycznym 

przeżyciem.  To  dlatego  przyłączył  się  do  grupy  wsparcia 
jednoczącej osoby, które przeżyły samobójczą śmierć swoich 
bliskich. Spotykali się 

 

background image

i opowiadali o emocjach. Przynosiło im to ulgę i pomagało się 

pogodzić  z  nieodwracalną  rzeczywistością.  To  właśnie  tam 
poznał Inge Koch. Szkoda, że nie łączyło ich nic więcej poza 
przyjaźnią.  Byłoby  wspaniale,  gdyby  znalazł  towarzyszkę 
życia. 

Lena siedziała przy biurku w swoim biurze. Wyjrzała przez 

okno. Nic, tylko szarość. Mgła spowiła drogi i całą posiadłość. 
Kontury budynków było ledwo widoczne. 

Na dworze ponuro, w duszy też smutno. Po co Jórg wybrał się 

w tę podróż? Pojechał pełen entuzjazmu, a wyprawa przyniosła 
mu tragiczny koniec. 

Dlaczego znalazł się na pokładzie tego małego samolotu? To 

nie  był  lot  do  jakiejś  atrakcji  turystycznej,  tylko  z  jednej 
zaspanej miejscowości do drugiej...   

Dlaczego... Dlaczego... Dlaczego... 
Można tak pytać bez końca. 
Przecież  sama  też  niejednokrotnie  była  w  dziwnych 

sytuacjach  i  potem  się  zastanawiała,  dlaczego  to  czy  tamto 
zrobiła. 

Dlaczego Thomas ją oszukał? Dlaczego nie powiedział, że ma 

żonę w Stanach? 

 

background image

Dlaczego  oszukano  małżeństwo  Kochów  i  musieli 

splajtować? 

Dlaczego mąż Inge rzucił się pod pociąg? 
Dlaczego  Martin,  mąż  Sylvii,  tego  feralnego  dnia  musiał 

zastępować  kolegę?  Dlaczego  wjechał  w  niego  jakiś 
samobójca? 

Dlaczego mąż Babette wybrał inną? 
Dlaczego Yvonne nie chce poznać biologicznej matki? 
Można tak pytać bez końca. 
Ale  życie nie jest sceną  z reklamy, nie  jest  leniwie  płynącą 

rzeką... 

Jest kolorowe, piękne, ale bywa też smutne... 
Nagle otworzyły się drzwi. Do środka wszedł Daniel. 
- Leno, przeszkadzam ci? Pokręciła głową. 
- Nie, rozmyślałam o życiu... 
- Dziewczyno, daj spokój. Życie trzeba brać takim, jakie jest. I 

tak będzie, co ma być. 

-  Masz  rację,  ale  ludzie  mają  skłonność  do  opierania  się 

własnemu losowi. Buntujemy się... A, już sama nie wiem... Co 
tam nowego? 

- Dobra wiadomość. Nasz towar jest jeszcze w sklepach sieci 

Grosik, częściowo nawet 

 

background image

w  oryginalnym  opakowaniu.  Strata  będzie  mniejsza,  niż 

zakładaliśmy. 

- Ile zostało tam jeszcze towaru? 
- Mniej więcej za dziesięć tysięcy euro. 
- W takim razie nasza strata wyniesie nie pięćdziesiąt tysięcy 

tylko czterdzieści. Zresztą mamy za co żyć. 

- Być może strata będzie jeszcze mniejsza. Nie ma na razie list 

towarów ze wszystkich filii. Leno, jadę odebrać towar, dopóki 
syndyk go wydaje. Możemy udowodnić, że Grosik nie zapłacił 
nam za produkty. Nie powinno być problemu z ich odbiorem. 

- Masz rację. Jedź. Mam tu teraz Inge, więc nie zostanę sama 

na gospodarstwie. 

- Nieźle się już wgryzła, prawda? 
- O tak! Miałeś nosa. Jest nie tylko dobrym pracownikiem, ale 

przede wszystkim człowiekiem. Jest też bardzo miła. 

-  Powiedziała,  że  świetnie  u  nas  się  czuje  i  jest  taka 

szczęśliwa, że ma swój domek. 

-  Po  remoncie  domek  to  naprawdę  niesamowite  cacko,  a 

remont wcale nie pochłonął jakiejś zawrotnej sumy. Za tapety i 
farbę  Inge  sama  zapłaciła.  Mieliśmy  też  sporo  rzeczy  do 
łazienki, 

 

background image

poza wanną, kabiną prysznicową, sedesem i umywalką... 
- Do czego zmierzasz? 
- Pomyślałam, że... - urwała nagle. 
Bez sensu teraz o tym myśleć. Ale Daniel nie ustępował. 
- O czym pomyślałaś? 
-  Obejrzałam  domek  ogrodnika...  Trzeba  by  policzyć,  ile 

kosztowałby remont. 

-  Dlaczego  akurat  domek  ogrodnika?  Przecież  chciałaś 

najpierw wyremontować szopę. 

-  Słusznie  i  tak  pozostanie.  Przyszedł  mi  tylko  do  głowy 

pewien szalony pomysł. 

- Jaki? 
-  To  głupie,  ale...  Pomyślałam....  No  dobrze,  powiem  ci. 

Pomyślałam, że mogłaby się tam wprowadzić Babette ze swoją 
córeczką.  Mąż  ją  zostawił  i  nie  jest  jej  łatwo.  Nasze  domki 
stoją puste i marnieją, a można by zrobić z nich użytek. 

Myli  się  czy  twarz  Daniela  pojaśniała?  Kiedy  pierwszy  raz 

zobaczył Babette, nie mógł oderwać od niej wzroku. 

Babette i Daniel? 
To  była  wspaniała  wizja!  Daniel  by  ją  ubóstwiał,  a  ona 

miałaby jak w niebie. 

 

background image

„Leno  Fahrenbach,  brakuje  ci  piątej  klepki!  -  upomniała 

siebie.  - Teraz, kiedy sama  masz  partnera, chcesz wszystkich 
swatać", dodała jeszcze w myślach. 

-  Leno,  to  wspaniały  pomysł.  Domek  ogrodnika  można 

wyremontować przy okazji prac w szopie. Zresztą nie mamy 
jeszcze żadnych konkretnych planów co do niej. Dopóki Klaus 
nie obejrzy szopy i nie powie nam, co da się zrobić, a czego nie, 
możemy  się  zająć  domkiem  ogrodnika.  Może  trzeba  będzie 
zamówić trochę więcej materiałów, ponieważ niewiele już nam 
zostało,  ale  zaoszczędzimy  na  robociźnie.  Razem  z  Aleksem 
wyremontujemy  dom.  Nie  muszę  cały  czas  siedzieć  w 
destylarni. Mamy przecież naszą mróweczkę Inge. 

Daniel, zwykle oszczędny w słowach, mówił teraz jak najęty. 
-  Pójdziemy  razem  z  Aleksem  obejrzeć  dom,  no  i  muszę 

porozmawiać  z  Babette,  czy  w  ogóle  chce  tu  zamieszkać. 
Posiadłość  bardzo  jej  się  spodobała,  ale  co  innego  wyrażać 
zachwyt nad nią, a co innego mieszkać tutaj. Przypomnij sobie 
Doris. Ona też była oczarowana, ale kiedy trzeba było podjąć 
decyzję o zamieszkaniu na wsi na 

 

background image

stałe, wycofała się i odeszła od Markusa; chociaż go kochała. 
- Babette jest inna - powiedział. 
-  Przekonamy  się,  ale  przedtem  musimy  z  nią  o  tym 

porozmawiać. 

- Kiedy to zrobisz? 
- W niedzielę. Przyjedzie do nas z Marie. -A kiedy pójdziemy 

obejrzeć dom ogrodnika? Jak Daniel się do czegoś zapali, to od 
razu chce 

działać. Na tyle zdążyła go już poznać. 
- Jeśli chcesz, nawet teraz. Może uda nam się przebrnąć przez 

tę mgłę. 

- Da się zrobić. Zaczekaj, przyniosę z biura papier, ołówek i 

calówkę. Załatwimy wszystko za jednym zamachem. W domu 
jest przecież prąd. 

Daniel  wyszedł  z  biura.  Lena  odprowadziła  go  wzrokiem, 

tajemniczo się uśmiechając. 

Tym  razem  nic  jej  się  nie  wydaje.  Jest  pewna,  że  Babette 

zauroczyła  Daniela.  Jeśli  tak,  to  musi  się  uzbroić  w 
cierpliwość,  bo  na  razie  Babette  ma  dosyć  mężczyzn.  Być 
może Daniel się zakochał, ale nie wiadomo, czy Babette  też. 
Owszem, Lena zauważyła, że od samego początku obdarzyła 
go sympatią, ale nie ma w tym nic dziwnego. Daniela każdy 
lubi. 

background image

Kiedy Lena leżała w salonie na kanapie, zadzwonił telefon. 

To nie może być Jan, bo dopiero skończyła z nim długą, pełną 
czułych  słów  rozmowę.  A  może  chce  jej  jeszcze  coś 
powiedzieć?  Sięgnęła  po  telefon  i  odebrała.  Dzwonił  jej 
szwagier Holger. 

- Holger! Wieki całe się nie słyszeliśmy! - zawołała. - Mam 

nadzieję, że nie dzwonisz z jakąś złą wiadomością. 

- To zależy, jak na to patrzeć. Dla mnie to dobra wiadomość, 

ale nie wiem, jak ty ją przyjmiesz... Jestem już po rozwodzie. 
Mam wszystkie urzędowe dokumenty. Sąd przyznał mi opiekę 
nad dziećmi i prawo wyboru miejsca pobytu. 

- Wspaniale. Nareszcie koniec nerwów i użerania się z Grit. 
- Leno, i ty to mówisz? 
 

background image

-  Masz  na  myśli  to,  że  skoro  Grit  jest  moją  siostrą,  to 

powinnam  trzymać  jej  stronę,  tak?  Posłuchaj,  jesteś  moim 
szwagrem i nadal nim będziesz. Grit jest wszystkiemu winna. 
Prosiła się o ten rozwód i takie właśnie orzeczenie. 

- Dostała wszystko, co chciała, włącznie z moim rodzinnym 

domem, chociaż nie miała do niego żadnych praw. Leno, życzę 
jej  jak  najlepiej.  Niech  będzie  szczęśliwa  z  tym  swoim 
amantem.  Już  nie  cierpię.  Te  czasy  minęły  bezpowrotnie. 
Dzieci też prawie nie mówią o mamie. Wierz mi, proszę, nie 
bronię im ani kontaktu z Grit, ani nie unikam rozmów o niej. 

-  Holger,  przecież  wiem.  Dla  Grit  liczy  się  tylko  ten  jej 

amancina,  który  bezwzględnie  ją  wykorzystuje,  wyciska  ją 
dosłownie jak cytrynę. Jestem też pewna, że ją zdradza. 

- Sam nie wiem, co się z nią stało. Nie powinna była dostać 

spadku.  Zepsuł  ją  nadmiar  pieniędzy.  Ale  przecież  ty  też 
dostałaś spadek, a się nie zmieniłaś. 

-  Ja  niczego  nie  sprzedałam.  Wszystko  zostawiłam.  Mam 

rozległe tereny, nawet jezioro, ale jeśli chodzi o gotówkę... No, 
nie śpię na pieniądzach i gdyby nie te ze sprzedaży obrazów, 

 

background image

byłoby  naprawdę  krucho.  Niestety,  najpierw  sama  muszę 

wyłożyć pieniądze, żeby cokolwiek zarobić. 

-  Ty  przynajmniej  płacisz  rachunki  w  przeciwieństwie  do 

twojego brata Friedera. W hurtowni musi być niezły bałagan. 

-  Holger,  przecież  siedzisz  w  Vancouver.  Skąd  masz  takie 

informacje? 

- Mieszkam w Kanadzie, ale wciąż mam sporo kontaktów w 

Niemczech. Znajomi  mi  mówili, że Frieder  jest  już  na skraju 
bankructwa.  Swoim  nieudolnym  zarządzaniem  doprowadził 
hurtownię  do  ruiny.  Niegdyś  znamienita  firma  sypie  się  po 
trochu. 

- Dobrze, że tata tego nie dożył. 
- Chyba tak. 
Lena nie chciała już tego słuchać. To potworne, okropne, ale 

prawdziwe. Najgorsze, że nic już nie można zrobić, bo Frieder 
jest taki uparty. 

- Zmieńmy temat. Powiedz lepiej, co u dzieci? 
- Bardzo dobrze. Świetnie się tu zaaklimatyzowały. Mówią po 

francusku i angielsku jakby to był ich język. 

-  Mam  nadzieję,  że  nie  zapomniały  swojego  ojczystego  - 

wtrąciła Lena. 

 

background image

-  Nie  martw  się.  W  domu  rozmawiamy  po  niemiecku. 

Mieszkamy wprawdzie w Kanadzie, ale jesteśmy i zostaniemy 
Niemcami. Poza tym jest tu sporo Niemców, z którymi mamy 
kontakt. 

- A Irina? - zapytała ostrożnie. - Wciąż jest w twoim życiu? 

Dzieci bardzo ją lubią i są takie dumne, że nauczyły się od niej 
kilku słów po rosyjsku. 

Holger wahał się przez moment. 
-Tak,  Irina  wciąż  jest  w  moim  życiu.  To  wspaniała  kobieta. 

Ma  cudowną  rodzinę.  Wszyscy  są  tacy  ciepli  i  serdeczni. 
Wiesz,  że  jest  Kanadyjką  rosyjskiego  pochodzenia?  Ale  ma 
rosyjską  duszę.  Jej  rodzice  też.  A  dzieci  uwielbiają  u  nich 
przebywać, bo świetnie się tam czują. 

- A ty? 
Znowu krótka przerwa. 
- Lubię Irinę, nawet bardzo. -A ona? 
- Ona mnie też. 
- W takim razie już nic nie stoi na przeszkodzie , żebyście byli 

szczęśliwi. 

-  Leno,  nie  tak  szybko.  Dopiero  teraz  mogę  się  I  otworzyć 

przed Iriną i zbliżyć do niej. Wcześniej było to niemożliwe. 
Byłem żonaty, a ona maj 

 

background image

zasady.  Jej  ojciec  przepędziłby mnie,  gdybym tylko  do  niej 

się zbliżył, nie mając rozwodu, 

Proszę, w dzisiejszych czasach taka godna pochwały postawa. 

To przemawiało dodatkowo na korzyść Iriny. 

Grit, matka dzieci, nie miała żadnych skrupułów. Od razu po 

przyjęciu  spadku  zaczęła  zdradzać  męża,  najpierw  z 
przygodnymi  kochasiami,  potem  uczepiła  się  tego  Roberto. 
Zaniedbywała  własne  dzieci.  W  gruncie  rzeczy  była 
zadowolona,  że  Holger  zabrał  je  do  Kanady.  Sam  podjął  de-
cyzję  o  wyprowadzce  do  Vancouver.  Zrobił  to  w  akcie 
desperacji, żeby nabrać do wszystkiego dystansu. 

-  Życzę  ci  dużo  szczęścia.  Mówię  szczerze.  A  przy  okazji 

następnej wizyty w Niemczech przywieź ze sobą Irinę. Będzie 
mi miło gościć ją w posiadłości. 

- Dziękuję, Irina bardzo się ucieszy. Dzieci już się nie mogą 

doczekać,  kiedy  przyjadą  do  Fahrenbach.  Pamiętaj, 
odwiedzimy  was  w  ferie  zimowe.  Leno,  samoloty  latają  w 
obydwie  strony,  ale  jakoś  nie  skorzystałaś  z  tego  i  nie 
przyleciałaś do nas. Nicola była taka zadowolona z pobytu w 
Kanadzie. Miała przyjechać z mężem jeszcze raz i co? 

 

background image

- Musi jeszcze trochę popracować nad Aleksem. Nie byłoby 

problemu, gdyby można było pojechać do was samochodem... 
Samoloty  są  dla  Aleksa  podejrzanym  środkiem  lokomocji, 
szczególnie, gdy musi do nich wsiadać. 

-  Zadzwonię  do  Dunkelów  i  spróbuję  ich  przekonać.  Może 

będę miał więcej szczęścia. A Daniel? On też boi się latać? 

-  Nie,  skądże.  Do  niego  też  zadzwoń.  Daniel  jest 

człowiekiem, który nikomu nie chce sprawiać kłopotów. 

- Co za bzdura! Należy do rodziny. Niels byłby w siódmym 

niebie. Wiesz, jak się do niego przywiązał. Myślę, że Daniel do 
chłopaka też. 

Rozmawiali  jeszcze  dość  długo.  Kiedy  Lena  odkładała 

słuchawkę,  miała  gorące  ucho.  Nagadała  się  z  Holgerem  za 
wszystkie czasy. Co za przemiły facet! Ależ ta Grit jest głupia, 
że zamieniła kogoś takiego na kelnerzynę roznoszącego sosy. 

Jeszcze kiedyś pożałuje, ale wtedy będzie za późno. Zostaną 

jej  tylko  pieniądze.  Dostała  ich  w  spadku  tyle,  że  nie  jest  w 
stanie ich wydać. Ale pieniądze nie ogrzeją duszy. 

background image

Lena wróciła z długiego spaceru z psami. Pogłaskała jeszcze 

konie.  Pogoda  się  poprawiła,  więc  były  na  wybiegu.  Znowu 
zobaczyła  biegnącą  w  jej  stronę  Nicolę.  Była  trochę 
roztrzęsiona, co zaniepokoiło Lenę. 

-  Masz  pilnie  zadzwonić  do  Isabelli.  Jeszcze  przez  pół 

godziny złapiesz ją na komórkę, potem zaczynają się zdjęcia 
do filmu. To ważne. 

- Powiedziała, o co chodzi? 
- Tak, chce u nas kogoś ulokować. 
- Świetnie, czworaki stoją puste. Dlaczego chce rozmawiać ze 

mną? Przecież ty się zajmujesz wynajmem apartamentów. 

- Tak, tak, ale Izabella chce ci jakoś szczególnie polecić tego 

gościa. 

-  Kogo  ona  chce  u  nas  zakwaterować?  Prezydenta  Stanów 

Zjednoczonych? 

- Leno, nie bądź niemądra. 
 

background image

- No więc kogo? 
- Jakiegoś pianistę. 
- I z   tego  powodu  tyle  hałasu?  Chce  przyjechać  ze  swoim 

fortepianem i bębnić od rana do nocy? 

- Nie. I to jest właśnie ten problem. 
- Kochana, nie każ się ciągnąć za język. O co chodzi z tym 

pianistą i dlaczego Isabella robi o niego tyle hałasu? 

-  Ten  pianista  nazywa  się  Juri  Barlenki  i  jest  przyjacielem 

tego zmarłego Borisa... 

- Juri Barlenki jest znanym kompozytorem, ale ostatnio było o 

nim cicho. 

- Bo nie może grać. -To znaczy? 
- Miał wypadek i doznał obrażeń rąk. 
- Dla pianisty to prawdziwa tragedia. 
- Jeśli dobrze zrozumiałam Isabellę, rany już się zagoiły i w 

zasadzie  mógłby  grać,  ale  ma  jakąś  blokadę  -  powiedziała 
Nicola i pokazał na swoje czoło. 

-  Takie  rzeczy  się  zdarzają,  ale  to  nie  znaczy,  że  ktoś  ma 

nierówno pod sufitem... Dobrze, dobrze, już idę zadzwonić do 
Isabelli. Dziękuję za informację. 

 

background image

- Powiedz mi potem, co i jak. 
- Jasne - obiecała Lena i pobiegła przez dziedziniec. 
Najwidoczniej  Isabella  nie  przebolała  jeszcze  tragicznej 

śmierci  ukochanego,  Borisa  Adrimanowa,  uzdolnionego 
skrzypka.  Pewnie  dlatego  nadal  utrzymuje  kontakt  z  jego 
przyjaciółmi, żeby móc z nimi rozmawiać o Borisie. 

Doskonale  rozumiała  Isabellę.  Osoba  publiczna  nigdy  nie 

może pokazać swojej prawdziwej twarzy, prawdziwych uczuć, 
bólu. Od takich ludzi oczekuje się ciągle uśmiechu, co Isabelli 
jako aktorce światowej sławy nietrudno wyczarować. 

Ona  poznała  inną  Isabellę.  Zna  jej  prawdziwą  twarz.  W  jej 

posiadłości leczyła rany po stracie ukochanego mężczyzny. 

Teraz Isabella chce umieścić w posiadłości znanego pianistę. 

Czyżby miała nadzieję, że on pozbędzie się tutaj blokady? 

Zaraz wszystkiego się dowie. 

background image

Isabella  wynajęła  kiedyś  dla  siebie  całe  czworaki.  Tak  też 

miało być w przypadku Juriego Barlenki. 

Wprowadzi  się  ze  swoim  terapeutą  i  oczywiście  własnym 

fortepianem.  Nie  ma  problemu  ze  wstawieniem  go  do 
czworaków. Aleks uprzątnął jedną ze świetlic i zrobił miejsce 
na instrument. 

Gdyby  powód  wynajęcia  czworaków  nie  był  taki  smutny, 

Lena  cieszyłaby  się,  że  poza  sezonem  może  wynająć  cały 
budynek. 

Miała  nadzieję,  że  Juri  szybko  odzyska  siły  twórcze  i  już 

niedługo świat będzie się mógł cieszyć jego piękną grą. Zrobią 
wszystko, żeby mu pomóc, ale czarować nie potrafią. 

Kiedy Isabella przyjechała do posiadłości, była roztrzęsiona, 

jej  dusza  była  zraniona,  a  serce  było  przepełnione  bólem. 
Pomogli jej swoją serdecznością, wsparciem i zrozumieniem. 

 

background image

Juri  Barlenki  miał  problem  innej  natury.  Nie  mógł  dobrze 

poruszać  palcami,  a  palce  to  jego  narzędzie  pracy.  Lekarze 
orzekli,  że  są  już  sprawne,  ale  on  wciąż  nie  mógł  grać.  Ta 
niemoc musiała mieć podłoże psychiczne. Ale jak mu pomóc? 
Razem z nim ćwiczyć? 

W  każdym  razie  wszyscy  w  posiadłości  byli  poruszeni 

przyjazdem pianisty, ale ich emocje budziła przede wszystkim 
wizyta Isabelli. 

Cieszyli się na spotkanie z nią, ponieważ była dla nich kimś 

więcej niż tylko jednym z gości w czworakach. 

Inge Koch nie mogła wprost uwierzyć, że Isabella, ta słynna 

aktora filmowa, przyjedzie do posiadłości. Cieszyła się, że ją 
zobaczy,  i  miała  nadzieję,  że  uda  się  jej  z  nią  porozmawiać. 
Nikt z domowników nie miał nic przeciwko temu. 

Lena  zapoznała  Inge  z  regułami  panującymi  w  posiadłości. 

Prywatność  jest  świętym  i  nienaruszalnym  prawem  gości. 
Należy  im  się  oczywiście  uprzejmie  ukłonić  przy 
przypadkowym  spotkaniu,  ale  inicjatywa  rozmowy  i 
jakichkolwiek dalszych kontaktów musi wyjść od gości i tylko 
od nich. Jeśli Isabella będzie chciała mieć w kręgu znajomych 
nową mieszkankę posiadłości, to 

 

background image

proszę bardzo, jeśli nie, nie wolno nalegać. Inge okazała pełne 

zrozumienie dla reguł panujących na Słonecznym Wzgórzu. 

Najpierw przyjechał fortepian. To był naprawdę imponujący 

instrument. 

Pomieszczenie,  w  którym  go  ustawiono,  od  razu  nabrało 

niepowtarzalnego wyrazu. 

Później przyjechał terapeuta. 
Nazywał się doktor Dirk Rubens-Fangmann. 
Miał podwójne nazwisko. Czyżby przyjął też nazwisko żony? 

Jest w ogóle żonaty? Wyglądał trochę dziwnie. 

Był  mężczyzną  w  średnim  wieku,  miał  siwe  włosy  i  był 

ubrany  na  szaro.  Bardzo  wysoki  i  bardzo  szczupły,  ale  jakiś 
taki  nijaki,  bezbarwny  i  nieprzenikniony.  Takich  ludzi  nie 
pamięta  się  już  po  pięciu  minutach.  Taki  wygląd  w  jego  za-
wodzie  jest  na  pewno  zaletą,  bo  nadmierną  wyrazistością 
mógłby wystraszyć lub odstraszyć niektórych pacjentów. 

Na szczęście był miły. Zdystansowany, ale miły. 
Dwa dni później przyjechali Isabella i Juri. Kierowca, który 

ich przywiózł, dyskretnie trzymał się z boku. 

 

background image

Mimo że Isabella była prawie bez makijażu i miała na sobie 

skromne, nierzucające się w oczy ubranie, prezentowała się tak 
niesamowicie,  że  aż  trudno  było  oderwać  od  niej  wzrok.  Z 
jednej strony wielka gwiazda, a z drugiej wrażliwy i serdeczny 
człowiek. 

Z  Dunkelami  przywitała  się  serdecznym  uściskiem,  w  taki 

sam sposób z Danielem, a czerwonej ze zdenerwowania Inge 
podała rękę. 

Potem serdecznie objęła Lenę i szepnęła jej do ucha: 
- Tak się cieszę, że wreszcie jesteście razem, ty i Jan. Później 

o  tym  porozmawiamy,  ale  nie  wytrzymałam,  koniecznie 
musiałam ci to teraz powiedzieć. 

Pociągnęła za rękę Juriego, który cały czas trzymał się z tyłu. 
Na scenie wydawał się trochę wyższy. Był szczupłym, niemal 

kruchym  blondynem,  bardzo  bladym.  Miał  za  to  cudowne 
dłonie. To właśnie jego dłonie były najładniejsze. 

- Juri, to są moi przyjaciele. U nich będziesz się dobrze czuł. 

To wspaniali ludzie, a duszą tej posiadłości jest Nicola. 

Poznała go z każdym po kolei. 
 

background image

Juri  był  uprzejmym,  miłym  i  trochę  powściągliwym 

mężczyzną.  Na  pewno  nie  będzie  z  nim  problemów.  Mówił 
biegle po niemiecku, chociaż dało się wyczuć rosyjski akcent. 

Jego  twarz  miała  zbolały,  pełen  melancholii  wyraz,  ale  w 

obliczu jego cierpienia nikogo to nie dziwiło. 

Lena życzyła mu z całego serca, żeby szybko pokonał blokadę 

i znowu oczarowywał ludzi swoją grą. 

background image

Ze względu na zdjęcia mogła zostać na noc.   
i do filmu Isabella nie Po wspólnym obiedzie 
poszła z Leną do jej domu na kawę. 
Usiadły  naprzeciwko  siebie.  Isabella  od  razu  przystąpiła  do 

rzeczy. 

- Tak się cieszę, że Jan podbił wreszcie twoje serce. Już nie 

mogłam  patrzeć,  jaki  jest  nieszczęśliwy.  Jak  wiesz,  już  w 
dzieciństwie był moim najlepszym przyjacielem. Jest dla mnie 
jak brat. Cieszę się, że wreszcie się zdecydowałaś. Jan nigdy 
cię  nie  zawiedzie.  Można  na  nim  polegać.  Jest  szczery  i 
uczciwy do bólu, no i kocha cię bezgranicznie. Żadnej kobiety 
nie kochał tak jak ciebie. Gdybyś go skrzywdziła, złamałabyś 
mu  serce...  Wiem  oczywiście,  nie  tylko z  filmów, że  uczucia 
mogą się zmienić. Proszę cię tylko, żebyś go nie oszukiwała, 
była  z  nim  szczera  i  po  prostu  mu  powiedziała,  że  coś  się 
zmieniło. 

 

background image

Isabella sięgnęła po filiżankę. 
-  Leno,  nie  myśl,  proszę,  że  jestem  arogancka  i  bezczelna... 

Jan  jest  dla  mnie  kimś  ważnym  i  dlatego  nie  chcę,  żeby  był 
nieszczęśliwy. 

- Isabello, nie martw się. Doskonale cię rozumiem. Powiem ci 

jedno,  kocham  Jana.  Nie  uciekłam  tak  po  prostu  w  jego 
ramiona, nie szukałam w nich pocieszenia, nie leczyłam ran po 
rozstaniu z Thomasem. 

-  Cieszę  się,  że  tak  mówisz.  Właśnie  tego  obawiałam  się 

najbardziej. Wiem, jak bardzo kochałaś Thomasa, że cierpiałaś 
po waszym rozstaniu i jak bolała cię jego zdrada. Byłaś sama, 
zraniona, a Jan był w pobliżu... 

- Isabello, nie umiem kochać na pół gwizdka. Jan nie zasłużył 

na połowiczne uczucia. Powtórzę to jeszcze raz. Kocham go, 
kocham szczerze. Niedługo wprowadzi się do mnie. 

Isabella  zerwała  się  na  równe  nogi,  podbiegła  do  Leny  i  ją 

objęła. 

- To wspaniała wiadomość! Nic mi o tym nie mówił... Racja, 

nie  miał  czasu,  przecież  był  w  Australii  z  powodu  twojego 
brata. Straszna historia. Jan bardzo się tym przejął. Tak bardzo 
chciał ci przywieźć inne wiadomości. 

 

background image

-  Wiem,  ale  nie  da  się  zmienić  rzeczywistości.  Isabella 

wróciła na miejsce. 

- A co u ciebie? Może jakieś nowe uczucie? Może to właśnie 

Juri? 

-  Nie,  Juri  jest  tylko  bardzo  dobrym  przyjacielem.  Z  nim 

mogę rozmawiać o Borisie. Juri tak dobrze go znał... Ja wielu 
rzeczy nie wiedziałam o Borisie... Za krótko byliśmy razem. 

Jej piękne oczy napełniły się łzami. 
Lena kolejny raz zrozumiała, dlaczego ludzie tak bardzo chcą 

oglądać  filmy  z  jej  udziałem.  Isabella  jest  autentyczna,  a 
uczucia,  jeśli  nawet  tylko  je  gra,  sprawiają  wrażenie 
prawdziwych. Łzy, które pojawiły się teraz w jej oczach, nie 
były jednak udawane. Isabella nie grała. To była jej prawdziwa 
twarz. 

-  Nigdy  nie  zapomnę  Borisa.  Nie  umiem  jeszcze  sobie 

wyobrazić,  że  jakiś  inny  mężczyzna  mógłby  go  zastąpić. 
Wiesz,  Leno,  Boris  i  ja  nie  tylko  się  kochaliśmy,  byliśmy 
bratnimi  duszami...  Nie  tak  łatwo  znajduje  się  bratnią  duszę. 
Nie czeka na nas na każdym rogu. 

Isabella podniosła się. 
- Muszę już iść. Leno, proszę cię, nie bądź na mnie zła i nie 

myśl, że wtrącam się w twoje życie. 

 

background image

Moje słowa nie były skierowane przeciwko tobie. Wiesz, jak 

bardzo cię lubię, naprawdę bardzo. Lena również się podniosła. 

-  Nie  jestem  zła,  wręcz  przeciwnie,  podoba  mi  się,  że  tak 

dbasz o Jana. Od tego ma się przyjaciół, prawda? 

Uścisnęły się na pożegnanie. 
Lena  uparła  się,  że  odprowadzi  Isabellę  do  samochodu. 

Kierowca siedział już w środku i czekał. Gdy tylko zobaczył 
Isabellę, szybko wysiadł, żeby otworzyć jej drzwi. 

- Po zdjęciach przyjadę tu na kilka dni. Ta posiadłość ciągle 

mnie zachwyca. Tu jest jak w raju. To zupełnie inny świat, taki, 
do  którego  się  tęskni  i  trudno  sobie  wyobrazić,  że  w  ogóle 
istnieje. Szkoda, że nie spodobał ci się pomysł, żeby kręcić tu 
film. Jednocześnie cię rozumiem. Do mojego nowego filmu to 
miejsce byłoby idealne. 

- Co to za film? 
Isabella  zatrzymała  się,  uniosła  ręce  w  teatralnym  geście  i 

zamrugała. 

-  Dramat...  Veronica,  czyli  główna  bohaterka,  musi  przejść 

przez  piekło,  zanim  zostanie  wybawiona  przez  księcia  na 
białym koniu i zaświeci dla niej słońce... Szkoda, że w życiu 
jest inaczej. 

background image

Kiedy padło imię Veronica, Lenie przypomniała się ta młoda, 

agresywna  dziewczyna,  którą  musiała  porządnie  skarcić.  W 
przypływie  uczuć  dała  jej  swoją  wizytówkę,  gdyby 
potrzebowała pomocy lub chciała z  nią porozmawiać.  Do tej 
pory  nie  zadzwoniła,  bo  i  po  co.  Takie  dziewczyny  jak  ona 
przypuszczalnie  w  ogóle  nie  chcą  rozmawiać.  Agresją 
rekompensują sobie bezradność i gniew. 

Doszły do samochodu. 
Ostatni uścisk i Isabella wsiadła do środka. Szofer zaniknął za 

nią drzwi. Jeszcze pomachała na pożegnanie i już jej nie było. 
Samochód  zjeżdżał ze  wzgórza w stronę wsi, żeby wyjechać 
potem na autostradę. 

To wzruszające, że przy wszystkich swoich zobowiązaniach 

Isabella  znajdywała  jeszcze  czas,  żeby  martwić  się  o  Jana. 
Może rzeczywiście przemawiają przez nią siostrzane uczucia. 

Lena chciałaby, żeby przynajmniej jedno z jej rodzeństwa tak 

o nią się martwiło. Ale może na to czekać aż do śmierci. Jörg, 
tak,  on  ją  lubił,  ale  Jörg...  Nie,  nie  przyjmuje  tego  do 
wiadomości. Dla niej Jörg nie umarł. Wciąż jest zaginiony. 

background image

Juri nie  pokazywał się zbyt często.  Przypuszczalnie spędzał 

wiele godzin ze swoim terapeutą, ale jak dotąd bezskutecznie. 

Nie było słychać gry na fortepianie, nawet zwykłej gamy. Po 

trzech  dniach  wybiegł  z  domu. Daniel  wybierał  się akurat na 
spacer z psami. Juri przyłączył się do niego. 

Następnego dnia poszedł na spacer z psami sam. Nie było go 

kilka godzin. 

Dzień później doktor Dirk Rubens-Fangmann wyjechał. Był 

wściekły,  kiedy  opuszczał  posiadłość.  Lena  przypadkowo 
widziała tę scenę. Terapeuta przebiegł obok niej i rzucił ledwo 
słyszalne „Do widzenia", co w zasadzie chyba nie odpowiadało 
prawdzie.  Lena  podeszła  do  stojącego  na  środku  dziedzińca 
Juriego. 

- Ten człowiek mi nie pomoże - powiedział. - Nie rozumie, co 

ze mną się dzieje. 

 

background image

Uderzył się w pierś, odwrócił i pobiegł do czworaków.   
„Jednak  problem  natury  psychicznej",  pomyślała  Lena. 

Chciała  się  udać  do  destylarni,  ale  zatrzymał  ją  odgłos 
nadjeżdżającego samochodu. 

Kto to może być? 
Obcy raczej nie wjeżdżają na wzgórze, chyba że to goście do 

czworaków. Ale poza pianistą nie było w nich nikogo. 

Lena odwróciła się w stronę parkingu, zrobiła kilka kroków w 

tył  i  nie mogła uwierzyć  własnym oczom. Zza rogu wyszedł 
Jan. 

Przyjechał bez zapowiedzi. Nie spodziewała się tego. 
Zaczęła  biec  w  jego  stronę.  Jan  rzucił  na  ławkę  torbę 

podróżną i ruszył z szeroko otwartymi ramionami. Lena rzuciła 
się w jego objęcia. 

- Nie wierzę...! - zawołała głosem pełnym radości. 
Nic  więcej  nie  mogła  powiedzieć,  bo  Jan  zamknął  jej  usta 

długim pocałunkiem. 

-  Wygospodarowałem  trochę  czasu  i  mogę  zostać  do  jutra 

rano - powiedział po jakimś czasie. 

Lena  milczała.  Wszystko  było  dla  niej  jeszcze  takie  nowe, 

takie niezwykłe i niezwyczajne. 

background image

Z  Thomasem  spotykała  się  raczej  rzadko.  Nigdy  nie  mógł 

sobie  wziąć  wolnego  na  dłużej.  Nie  chciał  też,  żeby  ona 
poleciała do Ameryki. Teraz już wie, jaki był tego powód. Dla 
Jana nic nie stanowiło problemu. Przyjeżdżał do niej choćby na 
kilka  godzin.  Nie  mógł  bez  niej  wytrzymać  i  chciał  z  nią 
spędzać jak najwięcej czasu. 

Weszli do domu. 
-  Nie  wierzę.  Tak  się  cieszę,  że  jesteś.  Powiem  Nicoli,  że 

będzie dodatkowa osoba na obiedzie. 

- Nie, stop! Leno, nie rób tego, proszę. Spojrzała na niego ze 

zdziwieniem. -Nie? 

- Leno, lubię tych ludzi, lubię wszystkich, którzy mieszkają w 

posiadłości, nawet bardzo. Chętnie spotkam się z nimi od czasu 
do  czasu,  ale  nie  chcę  tu  żyć  jak...  w  komunie.  Nie  chcę 
uczestniczyć w tym zbiorowym życiu. 

- Komuna? Zbiorowe życie? Co ty mówisz? 
- Jesteście  ze  sobą  bardzo  blisko, razem jecie, pijecie kawę, 

spędzacie wieczory, wiecie o sobie wszystko. 

-  Mieszkamy  tu  razem  i  świetnie  się  rozumiemy...  Nicola, 

Aleks i Daniel są moją rodziną. 

- Od rodziny też trzeba czasem się odciąć. 
 

background image

- Jan, czy to znaczy, że nie chcesz zamieszkać na Słonecznym 

Wzgórzu? 

- Chcę, ale nie od razu. 
- Już mnie nie kochasz? Przyjechałeś mi powiedzieć, że mnie 

nie kochasz? 

Mówiła z trudem. Ta myśl była dla niej nie do zniesienia. 
Jan podbiegł do niej i wziął ją w ramiona. 
-  Przyjechałem,  bo  się  za  tobą  stęskniłem.  Nawet  sobie  nie 

wyobrażasz, jak bardzo cię kocham, głuptasie... 

- Już nic nie rozumiem... Nie podoba ci się tu? 
-  Podoba,  bardzo  mi  się  podoba.  Ale  to  dla  mnie  zupełnie 

nowa sytuacja i potrzebuję czasu. 

Uniósł w górę jej twarz. 
-  Przecież  wiem,  że  nie  chcesz  się  stąd  wyprowadzić,  ale 

stwierdziłem,  że  nie  mogę  się  tu  tak  nagle  wprowadzić,  na 
łapu-capu  z  całym  dobytkiem.  Musimy  znaleźć  rozwiązanie, 
zastanowić się, jak zorganizujemy nasze życie. Ten dom jest 
piękny,  podoba  mi  się,  jak  jest  urządzony,  ale  nie  chcę  się 
zanurzyć  w  twoje  życie.  Chcę  razem  z  tobą  budować  nasze 
wspólne, a to oznacza również przemeblowanie w domu, nową 
aranżację wnętrz, żebyśmy obydwoje mieli poczucie, że to 

 

background image

jest  nasze,  że  to  my  stworzyliśmy  to  gniazdko,  w  którym 

obydwoje będziemy się dobrze czuli. 

Jan ma rację. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym. Chyba 

zbyt  prosto  i  naiwnie  wyobrażała  sobie  ich  wspólne  życie. 
Myślała, że Jan wprowadzi się tu tak po prostu i dostosuje do 
jej poukładanego życia. Przecież on też ma swoje życie. Może 
powinna  zacząć  w  nim  uczestniczyć  i  zobaczyć,  jak 
funkcjonuje,  obejrzeć  jego  mieszkanie,  przynajmniej  to  w 
Berlinie. 

Ma teraz do pomocy Inge. Dziewczyna świetnie sobie radzi. 
Dlaczego  nie  miałaby  spędzić  z  Janem  trochę  czasu  w 

Berlinie?  Zobaczyć,  jak  wygląda  dzień  powszedni  razem  z 
nim, włącznie z zakupami i gotowaniem. Sama też daje sobie z 
tym radę, może nie tak perfekcyjnie jak Nicola. 

- Jan, przepraszam, wybacz mi - odezwała się i opowiedziała 

mu, co jej przyszło do głowy. 

- Fantastycznie, piękności ty moje. Ale niczego nie musimy 

robić  w  pośpiechu.  Mamy  czas,  mamy  całe  życie,  na  pewno 
wpadnie nam do głowy jakiś pomysł. Może tak będzie lepiej. 
Będziesz  miała  czas,  żeby  przeboleć  śmierć  brata.  To  dużo 
ważniejsze od zastanawiania się, jak 

 

background image

przemeblować  dom.  Czuję  się  tu  doskonale,  wierz  mi.  Nie 

chodzi o to, że coś mi się tu nie podoba. Zresztą parę mebli, 
obrazów  czy  książek  nie  ma  tu  decydującego  znaczenia,  ale 
każdy  człowiek  chce  mieć  przy  sobie  coś  swojego,  żeby  nie 
czuć się ciągle gościem. To też nie jest znowu aż takie ważne 
ani miejsce, gdzie się mieszka. Ważne jest tylko to, że jesteśmy 
razem,  rozumiemy  się,  kochamy...  Mógłbym  z  tobą  żyć 
wszędzie,  na  pustyni,  na  księżycu,  wśród  Eskimosów  czy 
Indian.  Tylko  ty  się  dla  mnie  liczysz,  tylko  ty  nadajesz  sens 
mojemu  życiu...  Ale  musiałem  też  powiedzieć  o  tak 
przyziemnych  sprawach,  bo  nie  chcę,  żeby  cokolwiek  stało 
między  nami  czy  nas  dzieliło.  Chcę,  żebyśmy  byli  ze  sobą 
szczerzy  i  mówili  o  wszystkim,  co  nas  gryzie.  Tylko  tak 
możemy sobie pomóc. Dobra, koniec z tym. Już nic więcej nie 
powiem. 

Objął ja bardzo mocno. 
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham, serce ty moje? 
Owszem,  powiedział  jej,  ale  nie  wyjaśniła  mu,  że  kolejne 

wyznanie jest jej  potrzebne. Tych dwóch słów „kocham cię" 
mogła słuchać bez końca.   

background image

Spędzili ze sobą cudowny dzień, mimo że nie mieli żadnych 

planów.  Wszystko  wyszło  zupełnie  spontanicznie.  Najpierw 
poszli na wystawę o Tybecie. Z fascynacją przyglądali się, jak 
mnich  z  niesamowitą  koncentracją  tworzy  man-dalę  z 
kolorowego  piasku,  prawdziwe  dzieło  sztuki,  które,  niestety, 
po zakończeniu wystawy ulegnie zniszczeniu. 

Samo  przyglądanie  się  mnichowi  było  czymś  w  rodzaju 

medytacji  -  sypiący  się  piasek,  kształt,  jaki  przybierał... 
Wszystko  się  zmienia,  wszystko  podlega  nieustannym 
zmianom. 

Później poszli do księgarni. Sami byli zdziwieni, że tak często 

sięgają  po  te  same  tytuły.  Kupili  kilka  płyt  CD  i  DVD.  Po 
księgarni zdecydowali się na kino. Każde z nich już od jakiegoś 
czasu nosiło się z zamiarem pójścia właśnie na ten film, który 
akurat leciał. Obejrzeli go razem. Lena była 

 

background image

przeszczęśliwa. To dla niej zupełnie nowa sytuacja. Nie jest 

już samotna, nie musi wszystkiego robić czy wszędzie jeździć 
sama.  Przeżywa  teraz  tyle  pięknych  chwil,  mając  u  boku 
ukochanego mężczyznę. 

Owszem, czasem wypuszczała się gdzieś z Sylvią lub Nicolą. 
Ale  to  nie  to  samo.  Z  Janem  jest  zupełnie  inaczej.  Pewnie 

dlatego,  że  w  tym  samym  czasie  słowami,  czułymi  gestami, 
skradzionymi pocałunkami pokazywał, jak bardzo ją kocha. 

Po tylu wrażeniach właściwie chcieli już wracać do domu, ale 

w  drodze  do  samochodu  odkryli  nowo  otwartą  hiszpańską 
restaurację. 

Spojrzeli  na  siebie,  roześmiali  się  i,  trzymając  się  za  ręce, 

pobiegli w stronę rozświetlonego wejścia. 

Restauracja  nie  była  wielka.  Lena  naliczyła  piętnaście 

stolików.  W  środku  nie  było  też  dużo  gości.  Była  dość 
skromnie  urządzona.  Zwykłe  drewniane  stoły  i  krzesła  na 
wyłożonej terakotą podłodze, białe ściany, których skromność 
miała swój urok. 

Właściciel  restauracji,  szczupły  wysoki  mężczyzna  o  lekko 

melancholijnym wyrazie twarzy, 

 

background image

zaprowadził ich do stolika, skąd mieli widok na całą salę, ale 

jednocześnie  byli  odizolowani  od  innych  gości  i  mogli 
swobodnie rozmawiać. 

Jan rozmawiał z nim po hiszpańsku. 
Lena nie zrozumiała prawie nic, chociaż wydawało jej się, że 

dość dobrze znała ten język. 

Kiedy zostali sami, powiedziała do Jana: 
- Znam hiszpański, a nic nie zrozumiałam. Jan uśmiechnął się 

do niej. 

-  Piękności  moje,  to  nie  był  hiszpański,  tylko  kataloński... 

Właściciel  jest  Katalończykiem.  Oni  mają  swój  dialekt,  z 
którego są bardzo dumni. 

- Skąd znasz ten dialekt? Jan uśmiechnął się szeroko. 
- Kiedy byłem dzieckiem, przez kilka lat moją opiekunką była 

Katalonka. Zostało mi jeszcze w pamięci, czego się nauczyłem 
jako chłopiec. 

Do  ich  stolika  zbliżył  się  właściciel  restauracji.  Przyniósł 

sherry. Wytrawna, bardzo dobra i na koszt restauracji. 

Podał im karty dań i polecił danie dnia o nazwie Cazuela de 

Pescado y Mariscos a la Catalana, czyli danie z ryb z owocami 
morza, oczywiście po katalońsku. 

Wybrali właśnie to. 
 

background image

-  Świetnie,  mam  ochotę  na  coś  typowo  hiszpańskiego  - 

powiedziała Lena, kiedy mężczyzna się oddalił. 

- Nie chciałby cię pouczać - wtrącił Jan. - Ale nie ma czegoś 

takiego jak typowo hiszpańskie danie. Każdy region ma swoje 
specjały i własne odmiany nawet tak typowego dla Hiszpanii 
dania  jak  paella.  Wszędzie  robią  ją  inaczej.  Jeśli  nawet  w 
jakimś  regionie  robią  ją  bez  homara,  który  uchodzi  za 
obowiązkowy jej składnik, to wciąż jest to paella. Niewłaściwe 
jest  też  porównywanie  kuchni  hiszpańskiej  z  meksykańską. 
Kuchnia hiszpańska nie jest ostra, a raczej dobrze wyważona w 
smaku.  Obca  jest  jej  rywalizacja  kucharzy  meksykańskich 
prześcigających  się  w  przyprawach  najbardziej  piekących  w 
język.  Nie,  takie  rzeczy  nie  mają  tu  miejsca.  Hiszpańscy 
kucharze  przykładają  dużą  wagę  do  tego,  żeby  przyprawy  i 
niuanse  smakowe  doskonale  się  ze  sobą  komponowały,  bez 
przewagi tej czy innej przyprawy, tego czy innego smaku. 

- Lubisz Hiszpanię i Hiszpanów - stwierdziła Lena. 
-  To  prawda.  Moi  rodzice  byli  zafascynowani  Hiszpanią. 

Często jeździliśmy na wakacje właś- 

 

background image

nie  tam,  za  każdym  razem  do  innego  miejsca  i  zawsze  na 

dłużej. Dlatego tak dobrze znam ten kraj, jego kulturę i dobrze 
się tam czuję. Gdyby rodzice wyjeżdżali ze mną zimą na narty, 
to kochałbym góry. 

- Masz rację. Przeżycia z dzieciństwa zostają w nas na zawsze 

i  w  jakiś  sposób  nas  kształtują.  To  dlatego  tak  kocham 
Fahrenbach i Francję. 

Rozmawiali  o  swoim  dzieciństwie  i  przeżyciach  z  tamtego 

okresu.  Wreszcie  kelner  podał  jedzenie.  Wyglądało 
fantastycznie i pachniało smakowicie. Lenie ciekła już ślinka. 
Zdziwiła ją też ilość ryb i owoców morza. 

- Przepraszam, jakie składniki są w tym daniu? - zapytała. 
Kelnerowi spodobało się jej zainteresowanie. 
-  Mątwa,  morszczuk,  okoń,  dorsz  i  małże  -  wyliczał.  - 

Oczywiście homar i krewetki. 

Lena uśmiechnęła się do niego. 
-  Do  tego  dochodzi  porządna  porcja  czosnku,  a  ten  piękny 

kolor daje szafran. 

-  Szafran  i  czosnek  są  nieodzowne  w  naszej  kuchni  - 

powiedział  z  dumą  i  nalał  im  do  prostych  kieliszków 
ciemnoczerwone doskonałe wino. 

 

background image

Życzył im smacznego, po czym się oddalił. Lena i Jan zabrali 

się za jedzenie. 

Lena  cieszyła  się  każdą  chwilą  -  wspaniałym  posiłkiem, 

ożywioną  rozmową,  aksamitnym  winem,  które  jakby 
zamknęło w sobie smak minionego lata. 

Właśnie  o  tym  zawsze  marzyła  -  mieć  blisko  siebie 

mężczyznę,  z  którym  może  się  wszystkim  dzielić, 
codziennością i pięknymi chwilami. 

Najadła  się  do  syta.  Jak  już  Jan  mówił  wcześniej,  a  teraz 

przekonała się sama, kuchnia kata-łońska jest treściwa i szybko 
można się nasycić. 

Ale  była  jedna  rzecz,  której  nigdy  i  nigdzie  się  nie  oprze: 

crema catalana, czyli krem kataloński. Musiała spróbować tego 
deseru. 

Próbowała  go  zresztą  wszędzie,  ale  najlepiej  jej  smakował, 

kiedy  kilka  lat  temu  jadła  go  na  wyspie  Lanzarote  w  małej 
skromnej  restauracji.  Kto  wie,  może  jej  właścicielem  też  był 
rodowity Katalończyk? 

Chociaż najadła się do syta i nie miała już w brzuchu miejsca, 

zamówiła deser. Ucieszyła się, że Jan przyłączył się do niej. 

Gdy  tylko  deser  wjechał  na  stół,  wiedzieli,  że  to  była 

właściwa decyzja. Podano go w płytkich 

 

background image

glinianych  miseczkach.  Nie  brakowało  też  na  wierzchu 

warstwy skarmelizowanego cukru. To jest to! 

-  Mniam,  mniam!  -  zachwycała  się  Lena.  -  Właśnie  taki 

powinien być krem kataloński. Ale się cieszę, że tu weszliśmy. 
Zapamiętam tę restaurację. Może przyjadę tu z Sylvią... Ach, 
nie, teraz nie da rady. Szkoda! 

-  Kochanie,  ja  nie  znikam  z  twojego  życia.  Będę  częstym 

gościem  w  Fahrenbach.  Pozwolisz,  że  od  tego  czasu  będę  ci 
towarzyszył podczas twoich wypadów do restauracji? 

- Mój drogi, jako towarzysz w wypadach do restauracji jesteś 

dla mnie zawsze numerem jeden. 

Jan wziął ją za rękę. Delikatnie pogłaskał jej dłoń i wychylił 

się lekko do przodu. 

-Widzisz je?   
-Co? 
-Motyle. 
- Motyle? Nie jestem pewna... 
- Mam ich pełno w brzuchu, część z nich właśnie wyfrunęła. 
Lena spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem. 
 

background image

Miał  na  myśli  motylki  w  brzuchu,  które  czuje  każdy 

zakochany. Ona też je czuje. Ma ich pewnie tak dużo jak on. 

- A ty widzisz moje? - szepnęła. 
Ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Zapomnieli o wspaniałym 

deserze.  Nic  nie  szkodzi.  W  tym  momencie  nie  było  nic 
piękniejszego od cudownego uczucia miłości. 

Lena zamknęła oczy. Była taka szczęśliwa, taka zakochana. 

Jan był przy niej. Co za wspaniałe uczucie! 

background image

Mieszkańcy posiadłości byli wyjątkowi. Jak kiedyś Isabella, 

teraz Juri z każdym dniem nabierał ufności i przyłączał się do 
nich. Szczególnie ważną osobą była dla niego Nicola, nie tylko 
dlatego,  że  tak  świetnie  gotowała.  Biła  od  niej  szczerość, 
dobroć  i  serdeczność.  Jako  Rosjanin  Juri  wyczuł  to  do  razu. 
Mówi się, że Rosjanie są bardzo uczuciowi i wrażliwi. Juri taki 
właśnie był, poza tym był artystą. 

Czy  to  nie  dziwne?  Wszyscy  lubią  Nicolę,  widzą  w  niej 

wartościowego człowieka. Tylko na Yvonne, swojej rodzonej 
córce,  nie  robi  to  żadnego  wrażenia.  Do  tej  pory  nie 
zareagowała na list Leny. 

Lena zastanawiała się, czy nie popełniła błędu, pisząc w tak 

prosty i otwarty sposób. Może powinna bardziej ważyć słowa. 
Jeśli  ma  być  szczera,  to  nawet  nie  pamięta,  co  napisała. 
Napisała po prostu to, co myślała, i nie czytała już listu. 

 

background image

Takie  listy  trzeba  właśnie  pisać  pod  wpływem  emocji.  W 

końcu  chodzi  tu  o  coś  bardzo  osobistego,  a  nie  o  ofertę 
reklamową czy handlową, w których trzeba zwracać uwagę na 
każde słowo. 

Poznała Yvonne. Wydawała się miłą, serdeczną kobietą. Jako 

pediatra miała też do czynienia z pacjentami, którzy jeszcze nie 
potrafią mówić. A to wymaga ogromnej empatii. 

Dlaczego  jest  wobec  własnej  matki  taka  nieustępliwa  i 

surowa? 

Lena nie  umiała sobie tego  wytłumaczyć. Wiedziała, że już 

nic  więcej  nie  może  zrobić.  Yvonne  dała  jej  wyraźnie  do 
zrozumienia,  że  nie  życzy  sobie  żadnego  kontaktu  z  matką. 
Lena zignorowała jej życzenie. 

Niewykluczone, że Yvonne w ogóle nie przeczytała tego listu, 

tylko od razu go wyrzuciła. To rozwiązane wydawało się Lenie 
coraz bardziej prawdopodobne. 

Codziennie  zapalała  świeczkę  w  intencji  Jórga,  modliła  się, 

żeby żył, żeby był jedynie zaginiony. Uczepiła się tej myśli jak 
ostatniej deski ratunku. Żeby nie myśleć o jego śmierci, co było 
zresztą najbardziej prawdopodobne, rzuciła się w wir pracy. 

 

background image

Poza tym odwiedzała Sylvię i jej dzieci i dosłownie mijała się 

w drzwiach z Nicolą, która z upodobaniem zajmowała się małą 
Amalią.  Przezwyciężyła  już  szok  wywołany  widokiem  małej 
dziewczynki,  który  obudził  w  niej  wspomnienia  o  własnej 
córeczce.  Bawiła  się  nawet  z  małą  Marie,  kiedy  Babette 
przyjechała w niedzielę w odwiedziny. 

Spędziły razem wspaniały dzień. Po odjeździe Babette Lena 

długo  się  zastanawiała,  dlaczego  nie  zapytała,  czy  nie  chce 
zamieszkać w domku ogrodnika i u niej pracować. 

Jeszcze niedawno tak by właśnie zrobiła, ale ciągle miała w 

pamięci  słowa  Jana,  który mówił,  że żyją  tu jak  w  komunie. 
Powiedział to pewnie bez podtekstu, tak po prostu. Komuś z 
zewnątrz,  niezależnemu  mężczyźnie  nie  jest  łatwo  się  do-
stosować do takiego układu. Nie miała mu za złe tych słów, ale 
utkwiły jej w pamięci. Dlatego postanowiła odczekać jeszcze 
trochę i nie działać zbyt szybko. 

Nie  chodzi  o  to,  że  teraz  wszystkie  decyzje  uzależnia  od 

zdania Jana. Nie, to nie tak. Ale nie może być już tak, jak było 
do  tej  pory.  Kiedy  jest  się  w  związku,  to  może  nie  trzeba 
koniecznie 

 

background image

pytać  partnera  o  zdanie,  ale  przynajmniej  należy  się 

zastanowić, co by powiedział. 

„Jeśli  będę  mieszkać  z  Janem  w  posiadłości,  jeśli  się 

pobierzemy,  założymy  rodzinę,  to  on  też  ma  tu  coś  do 
powiedzenia", pomyślała. 

Czy  wszystko  ma  zostać  po  staremu,  czy  też  ożywią 

posiadłość nowymi mieszkańcami, coś przebudują... 

Zawsze marzyła o tym, żeby na co dzień być z mężczyzną, ale 

jak się okazuje, żyła w świecie iluzji. Prawdziwa codzienność 
nie  mieszka  na  błękitnym  obłoku,  codzienność  to  po  prostu 
życie, samo życie. 

Rozległ się dźwięk telefonu. Dzwonił Jan. 
- Jak się masz, kochanie? - zapytał. - Co teraz robisz? 
-  Myślałam  o  tobie  i  zastanawiałam  się,  jak  powinno 

wyglądać  życie  w  posiadłości,  bo  nie  chcę,  żebyś  się  czuł  tu 
nieswojo lub myślał, że pomijam twoje potrzeby. 

Opowiedziała mu o Babette i pomyśle, jaki miała, i że na razie 

o nic jej nie pytała. 

Kiedy skończyła, Jan głośno się roześmiał. 
- Wiem, skąd u ciebie takie osobliwe myśli, kochanie... To z 

powodu tej komuny, tak? 

 

background image

- Tak... - odpowiedziała zaskoczona. 
-  Kochanie,  to  nie  ma  nic  wspólnego  z  twoimi  decyzjami. 

Możesz  robić  to,  co  chcesz.  Nie  będę  cię  do  niczego 
przekonywał  ani  namawiał,  co  najwyżej  mogę  z  tobą 
porozmawiać,  jeśli  takie  będzie  twoje  życzenie...  Mówiąc  o 
komunie,  chciałem  jedynie  zasygnalizować,  że  potrzebuję 
dystansu, osobności, intymności, a tego nam nie zabraknie, bo 
twój  dom  leży  trochę  na  uboczu  i  między  nim  a  innymi 
budynkami jest ogromna przestrzeń. 

-  Dla  mnie  to  zupełnie  nowa  sytuacja,  to  znaczy  ty  i  ja... 

Muszę się nauczyć, jak to jest żyć z kimś w stałym związku. 

-  Ja  też,  moja  piękna,  ale  myślę,  że  to  nie  może  być  takie 

trudne. Trzeba tylko głośno mówić o swoich pragnieniach, bo 
żadne z nas nie jest duchem świętym i nie odgadnie wszystkich 
myśli  drugiego.  Leno,  myślę,  że  jesteśmy  na  dobrej  drodze. 
Najważniejsza  jest  nasza  miłość,  o  nią  musimy  dbać  i  ją 
pielęgnować, żeby nie wymknęła się nam z rąk. 

-  To  się  nigdy  nie  stanie  -  powiedziała  z  przekonaniem.  - 

Nasza  miłość to  nie tylko  puste  słowo,  to  szczere,  płynące z 
głębi serca uczucie. 

 

background image

Jan  był  tego  samego  zdania.  Kiedy  skończyli  rozmawiać, 

Lena  zaczęła  się  śmiać  z  siebie.  No  tak,  przesadziła,  źle 
zinterpretowała jego słowa. 

Ta  rozmowa  pokazała  jej,  że  Jan  nie  jest  trudnym 

człowiekiem o skomplikowanym charakterze, że nie chce się 
wtrącać w jej sprawy i ją kocha. A to najważniejsze. 

Zadzwoni  do  Babette  i  z  nią  porozmawia.  Pasuje  do 

posiadłości  i  jej  komuny.  Może  ją  namówi  do  tego,  żeby  tu 
zamieszkała?  Daniel  bardzo,  ale  to  bardzo  by  się  z  tego 
ucieszył.