background image

KATHIE DENOSKY

Dom na wzgórzu

Cykl: Przeżyj to inaczej

Getaway

Tłumaczyła: Renata Stasińska-Soprych

background image

PROLOG

–  Szanowni   państwo,   prosimy   o   uwagę.   Wszystkie   loty   z  

Międzynarodowego   Lotniska   O’Hare   zostają   odwołane   z   powodu   bardzo  
intensywnych   i   ciągle   nasilających   się   opadów   śniegu.   Powiadomimy  
pasażerów, kiedy pasy startowe znowu będą czynne.

W hali odlotów rozległy się pomruki niezadowolenia. Na trzy dni przed  

świętami Bożego Narodzenia chicagowskie lotnisko było po brzegi wypełnione  
podróżnymi.

Większość zrezygnowanych pasażerów spacerowała niespiesznie po hali. 

Trzy siedzące niedaleko siebie kobiety, w tym jedna z dzieckiem, patrzyły przez  
wielkie okna na padający na zewnątrz śnieg.

W końcu odezwała się jedna z nich.
– No to ładnie nam się zaczynają święta, co? – rzekła.
Pozostałe dwie zwróciły się w jej stronę.
– Nazywam się Megan – ciągnęła. – Mieszkam w Springfield w stanie  

Illinois   i   wybieram   się   do  Knoxville   w   Tennessee.   Mam   niewielki   domek  
niedaleko Parku Narodowego Smoky Mountains i postanowiłam spędzić tam  
święta. – Po chwili spojrzała na siedzącą po prawej stronie brunetkę. – A pani?

– Mam na imię Kayla i mieszkam w Salem w stanie Oregon. Lecę na  

tydzień do St Croix na Wyspach Dziewiczych, by spotkać się z kimś, kogo znam  
ze szkoły – odpowiedziała i nerwowo spojrzała na zegarek. – Mam na dzisiejszą  
noc   zarezerwowany   pokój   w   hotelu   w   Miami.   Samolot   na   wyspy   wylatuje  
dopiero jutro wczesnym rankiem. Mam nadzieję, że na lotnisku w Miami już nie  
będzie takich komplikacji.

Po chwili odezwała się siedząca po lewej stronie Megan kobieta z małą  

dziewczynką.

– A ja nazywam się Greta, a to moja córka, Lilly – rzekła, patrząc czule  

na   dziewczynkę.   –   Mieszkamy   w   Kennebunk   w   stanie   Maine,   a   lecimy   do  
Houston odwiedzić dziadków Lilly.

– Tak, lecimy do dziadków – potwierdziła dziewczynka. – Nie byłyśmy  

tam bardzo, bardzo długo. Od śmierci taty.

Kobiety spojrzały na Gretę z sympatią.
– To musi być dla pani bardzo trudny okres – zauważyła Kayla. – Kiedy  

odszedł pani mąż?

– Trzy lata temu. To stało się tak nagle. Miał zaledwie trzydzieści osiem  

lat.   Obie  bardzo   za   nim  tęsknimy.   Trudno   mi  widywać   się   z  teściami,   choć  
nalegali, by ich odwiedzić kilka miesięcy po jego śmierci. Głupio mi, że tak  
długo   zwlekałam   z   zabraniem   do   nich   Lilly   –   wyjaśniła   Greta,   spoglądając 
przez okno. – Mam nadzieję, że teraz, kiedy wreszcie się wybrałyśmy, uda nam  

background image

się do nich dotrzeć.

Kayla spojrzała na zegarek, by przerwać krępującą ciszę.
–   Nie   wiem,   jak   wy,   ale   ja   chętnie   bym   coś   przegryzła.   Chodząc   po  

lotnisku, widziałam parę  restauracji.  Jestem pewna, że uda nam się znaleźć  
miejsce w którejś z nich. Będzie nam wygodniej niż tu, w hali odlotów. Może  
macie ochotę mi towarzyszyć?

Megan wstała.
–  Bardzo chętnie – odparła. – Chodźmy tam, napijemy się czegoś. Jak  

długo można tak siedzieć i patrzeć na burzę śnieżną?

Kobiety   udały   się   do   najbliższej   restauracji   –   „Admiral”.   Po   kilku  

godzinach poznały się na tyle dobrze, że mogły porozmawiać ze sobą o swych  
prywatnych sprawach.

– Czy ktoś z rodziny wyjdzie po ciebie w Knoxville? – spytała Kayla,  

zwracając się do Megan.

– Nie. Mój dziadek zbudował ten domek, a kiedy zmarł, odziedziczyłam go 

po nim. Będę więc tam sama – westchnęła. – Czułam, że muszę wyjechać ze  
Springfield na jakiś czas. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Parę  
tygodni   temu   zwolniono   mnie   z   pracy,   a   wierzcie   mi,   koniec   roku   to   nic  
najlepszy okres na szukanie nowej roboty. A do tego niedawno rozstałam się z  
mężczyzną, z którym spotykałam się przez ostatnie dwa lata. Nie jestem z tego  
powodu zrozpaczona, ale muszę przyznać, że rozstanie uraziło moją dumę.

Spojrzała na Kaylę.
– A kim jest ten twój stary znajomy? Jakąś miłością sprzed lat?
Kayla roześmiała się.
– Ależ skąd! To moja przyjaciółka, Karyn. Znamy się od trzeciej klasy  

podstawówki.   Kiedy   zrobiłyśmy   maturę,   jej   rodzina   przeprowadziła   się   na  
Wschodnie Wybrzeże, ale na szczęście utrzymywałyśmy kontakt telefoniczny i  
mailowy.   Odwiedziłam   ją   też   parę   razy.   Karyn   znalazła   świetną   pracę   na  
Manhattanie. I chociaż jesteśmy  w stałym kontakcie, nie widziałyśmy  się od  
kilku lat. Chcemy to nadrobić.

–  To wspaniale, że masz przyjaciółkę od tak dawna – rzekła Greta. –  

Mnie tak pochłonęło małżeństwo i wychowywanie córeczki, że straciłam kontakt  
ze wszystkimi znajomymi z liceum. A ty co robiłaś po maturze?

– Poszłam na studia – odpowiedziała Kayla. – Zresztą wcale ich jeszcze  

nie skończyłam. Jestem na prawie i mam wrażenie, że nigdy nie uda mi się  
zrobić dyplomu.

Nagle podano kolejną informację o tym, że udało się uruchomić część  

pasów startowych. Kobietom było trudno się rozstać, ponieważ przez te kilka  
godzin rozmowy poczuły do siebie wielką sympatię. Każda z nich cieszyła się, że  
mogła   podzielić   się   swymi   przeżyciami,   porażkami   i   obawami   z   osobami,  
których zapewne już nigdy w życiu nie zobaczy.

background image

– Słuchajcie, skoro wszystkie wracamy tego samego dnia przez Chicago,  

może w drodze powrotnej choć  na chwilę uda się nam tu spotkać i podzielić  
wrażeniami? – zaproponowała Kayla. – Byłoby fajnie!

– Ja już teraz mogę wam powiedzieć, jak będzie wyglądał mój urlop  – 

zapewniła Megan. – W górach zapadnę w sen zimowy i prześpię cały pobyt.  
Może obudzę się dopiero na wiosnę?

Kayla zwróciła się do Grety.
– A może ty z Lilly chciałabyś się ze mną spotkać w drodze powrotnej?
– Oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem. – Chętnie wysłucham twojej 

relacji z St Croix.

–  Ja   też   –   zawtórowała   Megan.   –   Spodziewajcie   się   mnie   na   tym  

spotkaniu. Chętnie się dowiem, że przynajmniej wy miałyście udany urlop.

Kobiety uściskały się na pożegnanie, a następnie ruszyły przez zapełnioną  

halę odlotów i udały się do odpowiednich bramek.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ciepły strumień  powietrza owiewał Megan Bennett, jadącą  wynajętym 

jeepem,   nie   dopuszczając   do   wnętrza   auta   chłodu   zimnego   grudniowego 
wieczoru. Ten ciepły strumień nie mógł jednak rozwiać jej ponurego uczucia 
pustki. Westchnęła głęboko. Po raz pierwszy w swoim dwudziestosześcioletnim 
życiu miała zamiar samotnie spędzić święta.

Jechała   teraz   przez   Harmony   Falls,   urokliwe   miasteczko   w   stanie 

Tennessee. W zmierzchu wczesnego wieczoru migające światełka, którymi były 
przystrojone drzewa po obu stronach głównej ulicy, wiecznie zielone wieńce 
przewiązane   dużymi   czerwonymi   kokardami,   zawieszone   na   prawie   każdych 
drzwiach,   i   elektryczne   świeczki   błyszczące   w   oknach   większości   domów, 
przypominały jej malarstwo Thomasa Kinkade.

Przyjechałam tu, żeby uciec od świąt Bożego Narodzenia i wylądowałam 

w samym środku świątecznej scenerii, pomyślała z ironią, skręcając w wąską, 
ośnieżoną drogę wiodącą prosto w górę Whisper Mountain.

Gdy światła miasteczka zostały z tyłu, Megan skupiła całą uwagę, żeby 

nie ześlizgnąć się w dół ze stromej, krętej drogi. Zamiast spędzania świąt w 
odosobnionym   domku   na   stokach   Smoky   Mountains,   mogłaby   spędzić   je   w 
Illinois,   w   Springfield,   w   towarzystwie   jednego   ze   swoich   przyjaciół,   lub 
przyjąć   zaproszenie   rodziców   na   wyprawę   do   dżungli   w   Costa   Rica,   gdzie 
zamierzali   podpatrywać   życie   egzotycznych   ptaków.   Zważywszy   jednak 
wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, nie miała ochoty 
na jakiekolwiek towarzystwo ani świętowanie czegokolwiek. Wszystko, czego 
pragnęła, to jakoś przetrwać te święta, z nadzieją, że nadchodzący rok będzie 
lepszy od tego, który właśnie się kończył.

W   ciągu   ostatnich   dwunastu   miesięcy   los   boleśnie   ją   doświadczył. 

Rozstała się z mężczyzną, z którym spotykała się od dwóch lat, uznawszy, że 
ich   związek   nie   ma   przyszłości.   Wskutek   załamania   się   koniunktury   została 
zwolniona z biura podróży, gdzie pracowała jako agentka. Ale największym 
ciosem była niespodziewana śmierć jej ukochanego dziadka, który zmarł na udar 
mózgu.

Gdy w świetle reflektorów samochodu zobaczyła pierwszy słupek płotu 

okalającego niewielki dom, zwolniła, by wjechać na niezwykle stromą ścieżkę 
wiodącą już bezpośrednio do celu. Nigdy tu nie była, ale dziadek Bennett w 
swoich   opowieściach   o   wyprawach   na   połów   pstrągów   przedstawiał   jej   to 
miejsce tak dokładnie, że trafiłaby tutaj nawet bez mapy.

Zaparkowała samochód na pozbawionej drzew i zarośli przestrzeni przed 

zadaszonym szerokim gankiem,  zbudowanym z drewnianych bali. Jakiś czas 
siedziała   w   samochodzie,   starając   się   ogarnąć   wzrokiem   domek,   który 

background image

odziedziczyła po dziadku. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy uzmysłowiła sobie, że 
od piątego roku życia spędzała w jego towarzystwie każde Boże Narodzenie.

Chociaż dziadek nie celebrował świąt w tradycyjny sposób, dziewczynka 

zawsze   z   niecierpliwością   oczekiwała   na   ferie   świąteczne,   podczas   których 
miała go dla siebie cały czas. Zaraz po uroczystym odpakowaniu prezentów jej 
rodzice wyjeżdżali, a ona siedziała razem z dziadkiem przy kominku w jego 
gabinecie, piła gorące kakao i zajadała się pysznymi ciasteczkami, które piekła 
jego   gospodyni.   Starszy   pan   opowiadał   o   swoich   wędrówkach   po   Smoky 
Mountains i o cudownym spokoju, którego doznawał za każdym razem, gdy 
wracał do swojego domku. Dziewczynka słuchała i marzyła o dniu, w którym 
będzie mogła zobaczyć to wszystko na własne oczy.

–   Mam   nadzieję,   że   zaznam   tutaj   tego   samego   spokoju,   którego 

doznawałeś ty, dziadku – szepnęła Megan, po czym wysiadła z samochodu i 
weszła na schodki ganku.

Piętnaście minut później na kominku płonął ogień, w dzbanku parzyła się 

kawa, a większość rzeczy zdołała już wnieść do domu. Stojąc we frontowych 
drzwiach,   rozglądała   się   po   przytulnym   wnętrzu   chaty.   Uznała,   że   dokonała 
słusznego wyboru, decydując się na spędzenie świąt właśnie tutaj. Będzie mogła 
nie   tylko   w   spokoju   zastanowić   się   nad   swoją   przyszłością   i   obmyślić   plan 
szukania nowej pracy, ale poczuje się tak jak dawniej, jakby znowu była ze 
swoim ukochanym dziadkiem.

Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na pokój, wyszła na zewnątrz sprawdzić, w 

jakim   stanie   technicznym   znajduje   się   domek,   który   stał   zupełnie   pusty   od 
ponad   roku.   Ale   gdy   odnalazła   skrzynkę   z   głównym   wyłącznikiem   prądu   i 
włączyła zasilanie, stwierdziła z ulgą, że wszystko działa bez zarzutu.

Przyszło   jej   na   myśl,   że   zanim   powróci   do   Illinois,   będzie   musiała 

odwiedzić przyjaciela dziadka, Lucasa McCabe, by podziękować mu za opiekę 
nad domkiem.  Zależało jej, aby starszy pan nadal go doglądał, więc chciała 
udzielić mu dalszych instrukcji w tej sprawie. Tymczasem musiała przynieść z 
samochodu   resztę   bagaży,   w   których   znajdowała   się   żywność   zakupiona   po 
drodze w Pigeon Forge. Potem Odgrzeje w piekarniku pizzę, oblecze świeżą 
pościel i nareszcie usiądzie przed kominkiem z filiżanką dymiącej, aromatycznej 
kawy i książką, którą kupiła w kiosku z upominkami  na lotnisku O’Hare w 
Chicago, kiedy oczekiwała na zapowiedź opóźnionego rejsu jej samolotu.

Pogrążona   w   myślach,   wyciągnęła   ostatnie   dwie   torby   z   bagażnika 

samochodu, zatrzasnęła klapę i skierowała się w stronę domu. Zrobiła zaledwie 
kilka kroków, gdy z gęstwiny drzew otaczających dom wyskoczył mężczyzna ze 
strzelbą w ręku.

– To teren prywatny. Co pani tu robi? Zaskoczona Megan upuściła torby, 

a z jej ust wyrwał się okrzyk przerażenia.

background image

Lucas   McCabe   nie   wiedział,   co   myśleć,   gdy   wyszedłszy   ze   swojego 

warsztatu stolarskiego, zobaczył smużkę dymu nad domkiem Sama Bennetta. 
Czym prędzej sięgnął po swoją nieco staroświecką strzelbę i skrywając się w 
gęstwinie   lasu,   pobiegł   w   górę   stromizny.   Dotarcie   do   domu   Sama,   żeby 
przepędzić intruza, zajęło mu trochę czasu, ale ostatnią osobą, której się tam 
spodziewał, była drobna i pełna wdzięku blondynka, która swym krzykiem z 
pewnością obudziła wszystkie niedźwiedzie, od dawna pogrążone w zimowym 
śnie.

– Halo, proszę pani! Niech się pani uspokoi!
– zawołał z nadzieją, że jego głos przebije się przez wrzask kobiety.
– Kim... kim pan jest? – Dziewczyna cofnęła się o krok. – Czego pan 

chce? Nie mam gotówki przy sobie, ale proszę, niech pan... niech pan weźmie 
moje czeki podróżne i... karty kredytowe – zaproponowała uprzejmie, po czym 
rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu drogi ucieczki.

–   Nie   chcę   pani   pieniędzy,   czeków   ani   kart   kredytowych   –   oznajmił 

Lucas, pomagając sobie przeczącymi ruchami głowy dla większej czytelności 
tego komunikatu.

Starał się ze wszystkich sił nie potęgować jej przerażenia, oczywiście na 

ile było to możliwe dla mężczyzny o jego posturze, w dodatku trzymającego w 
ręku   dużą   strzelbę   zdolną   powalić   łosia,   więc   podchodził   do   niej   powoli, 
podczas   gdy   ona   cofała   się,   dając   mu   wzrokiem   do   zrozumienia,   że   zaraz 
zacznie wrzeszczeć jak schwytana w sidła dzika kotka.

Lucas westchnął głęboko. Tylko tego brakowało. Po dwunastu godzinach 

spędzonych w warsztacie, gdzie robił zabawki na prezenty dla dzieci, wśród 
których były drewniane pociągi i kołyski dla lalek, marzył tylko o szklance 
zimnego   piwa,   gorącym  prysznicu   i   kilku   godzinach   bezczynnego   oglądania 
telewizji. Zajmowania się rozhisteryzowaną kobietą w ogóle nie przewidywał w 
dniu dzisiejszym.

–   Musiała   się   pani   zgubić   albo   zabłądzić   –   zauważył,   starając   się   o 

naturalny ton głosu. – Nie ma tu nigdzie w tej okolicy żadnego wolnego lokum 
do wynajęcia na święta, a ten dom należy do rodziny Bennettów. Tak więc 
będzie musiała pani opuścić to miejsce – dodał, żeby nie robiła sobie żadnych 
nadziei.

Po takim wyjaśnieniu dziewczyna cofnęła się jeszcze kilka kroków.
– Pan znał Sama Bennetta? – zapytała z niedowierzaniem.
Lucas zmarszczył czoło.
– Kim pani jest, proszę pani? – odpowiedział pytaniem.
– A kim pan jest

?

 – zapytała, zadzierając butnie podbródek.

– Pierwszy zapytałem.
Kobieta   westchnęła   z   rezygnacją,   co   Lucas   odebrał   jako   zgodę   na 

proponowaną przez niego kolejność pytań i odpowiedzi.

background image

–  Jestem  Megan Bennett.  Sam Bennett był moim dziadkiem – objaśniła 

nieznajomego.

– Niemożliwe. Pani jest za stara na jego wnuczkę – oświadczył.
Reakcja Megan była natychmiastowa.
– A skąd pan wie, ile mam lat?
Lucas   roześmiał   się   głośno.   Kimkolwiek   by   była   ta   mała   osóbka, 

pomyślał, trzeba jej przyznać, że potrafi trzymać fason. Przeżywszy bowiem 
spory szok z powodu jego niespodziewanego wychynięcia z lasu, przypominała 
teraz zajadłego małego pieska, który właśnie zapędził szopa pracza na drzewo. 
Niewiele   kobiet   na   świecie,   o   jej   delikatnej   aparycji,   zgodziłoby   się   stanąć 
twarzą w twarz z nieznajomym mężczyzną, wyższym od nich o przynajmniej 
trzydzieści pięć centymetrów i cięższym o jakieś czterdzieści kilogramów, który 
w dodatku trzyma w ręku dwulufowy karabin na bizony.

– Sam wiele razy opowiadał mi o swojej małej wnuczce. Nie mogła mieć 

więcej niż jakieś dziesięć, no, może jedenaście lat. Najwyżej dwanaście – dodał 
z przekonaniem.

– Jak pan widzi, jestem starsza.
– Bardzo odkrywcze... – powiedział, zanim zdołał się powstrzymać.
Dziewczyna gwałtownie potrząsnęła głową.
– Mój wiek nie ma tu nic do rzeczy. Kim pan jest i skąd pan znał mojego 

dziadka?

–   Widzi   pani,   Sam   Bennett   i   ja   byliśmy   przyjaciółmi   –   zaczął,   bo 

pomyślał, że może ta dziewczyna mówi prawdę. – Mój ojciec doglądał tego 
domu dla Sama przez dwadzieścia lat. A potem, po jego śmierci, robię to ja.

– Pan się nazywa McCabe? – spytała, trzęsąc się z zimna. Miała na sobie 

tylko   gruby   czerwony   sweter,   który   nie   dawał   skutecznej   ochrony   przed 
mrozem.

– Mam na imię Lucas. – Kiwnął głową w kierunku domku. – Niech pani 

wejdzie do środka i ogrzeje się trochę, a ja tymczasem pozbieram pani zakupy i 
wniosę je do domu. A potem porozmawiamy.

– To nie... n... nie jest konieczne, panie M... McCabe – zapewniła go, ale 

bez przekonania, czując, jak jej zęby uderzają o siebie niczym kastaniety.

Tymczasem   McCabe   z   ufnością   wręczył   jej   swoją   broń   i   delikatnie 

popchnął ją w stronę ganku.

– Proszę wejść do domu, zanim nabawi się pani zapalenia płuc.
Trzymając strzelbę, jak uśpionego jadowitego węża, który może obudzić 

się   w   każdej   chwili,   obrzuciła   go   nieufnym   spojrzeniem,   po   czym   jednak 
zdecydowała się pójść za jego radą.

Lucas   odprowadził   ją   wzrokiem,   potem   odwrócił   się   i   zabrał   się   do 

zbierania   leżących   w   śniegu   zakupów.   Podniósł   ostatnią   puszkę   kukurydzy, 
wszedł do domku i otarłszy się o Megan, złożył wszystko na ladzie kuchennej.

background image

Postanowił, że gdy tylko upewni się, czy ta młoda dama jest rzeczywiście 

tym, za kogo się podaje, to albo powie jej, żeby zabierała stąd swój zgrabny 
tyłeczek i nigdy więcej nie pojawiała się w tych stronach, albo... albo to on 
wyniesie   się   czym   prędzej   do   własnego   domu   i   spróbuje   zapomnieć   o   jej 
istnieniu.

–   Dziękuję   panu   –   powiedziała   miękko,   co   wywołało   u   niego   jakiś 

niepokojący dreszcz.

– Cieszę się, że przynajmniej tyle mogłem dla pani zrobić, tym bardziej że 

to   ja   jestem   sprawcą   tego   bałaganu   –   odpowiedział   z   galanterią.   Kobieta 
wręczyła mu swoje prawo jazdy.

– Proszę, żeby już więcej nie było żadnych nieporozumień co do mojej 

tożsamości – oznajmiła stanowczo. – Myślę, że teraz nie będzie miał pan już 
wątpliwości, że naprawdę jestem Megan Bennett.

Oniemiały ze zdumienia Lucas wziął z jej rąk dokument i przez dłuższą 

chwilę studiował go niczym policjant z drogówki.

– Przepraszam panią za to moje niedowiarstwo, ale dziadek pani ciągle 

powtarzał, że jego wnuczka jest małą dziewczynką.

Dziewczyna   przygryzła   dolną   wargę,   a   jej   ładne,   szmaragdowe   oczy 

wypełniły się łzami.

– Myślę, że dziadek nie chciał pogodzić się z tym, że stałam się dorosła.
Na kilka minut zapanowało milczenie. Przerwał je Lucas.
– Przykro mi z powodu odejścia Sama. Był bardzo dobrym człowiekiem i 

obaj spędziliśmy mnóstwo czasu na łowieniu ryb we wszystkich okolicznych 
strumieniach. – Chrząknął znacząco i zaczął przeciskać się w kierunku drzwi. 
Uznał   bowiem,   że   będzie   lepiej,   jeśli   natychmiast   znajdzie   się   na   świeżym 
powietrzu, gdyż nie wiadomo, z jakiego powodu poczuł przemożną chęć, by 
wziąć dziewczynę w ramiona i jakoś ją pocieszyć.

– Przywiozę... hmm... jutro trochę drewna do kominka.
– Czy chce pan, żebym zapłaciła za nie teraz? – zapytała Megan, sięgając 

po leżącą na stole portmonetkę.

Lucas, który właśnie otwierał drzwi, odwrócił się nagle.
– Nie, i nie będzie mi pani płaciła za nie ani teraz, ani jutro.
– Ale...
Energicznie pokręcił głową.
– Sam i ja zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Na pewno życzyłby 

sobie, żebym się panią opiekował.

Zanim Megan zdążyła oznajmić mu, że nie potrzebuje niczyjej opieki, 

Lucas podniósł swoją dwulufową strzelbę z miejsca, w którym ją położyła, i nie 
oglądając się, zniknął za drzwiami. Wtedy dopiero odetchnęła pełną piersią.

Spodziewała się, że przyjaciel dziadka będzie dużo starszy i zupełnie nie 

była przygotowana na spotkanie z kimś takim, jak Lucas McCabe.

background image

Miał   proste   włosy   w   kolorze   tytoniowego   brązu,   które   zawadiacko 

opadały mu na prawą stronę czoła, sięgając brwi, ciemne oczy, które zdawały 
się przenikać ją na wskroś, i ciepły uśmiech, który mógłby stopić połowę czap 
lodowych   na   szczytach   gór.   Był   jednym   z   najprzystojniejszych   mężczyzn, 
jakich do tej pory spotkała w swoim życiu.

Ale nie tyle jego niepospolita uroda zrobiła na niej największe wrażenie, 

ile władcza postura.

Gdy   wszedł,   wypełnił   sobą   niemal   cały   domek.   Miał   ponad   metr 

osiemdziesiąt wzrostu, szeroką pierś i długie ramiona, w których mógł utulić 
każdą kobietę przekonaną, że właśnie zawalił się jej świat.

Serce   Megan   podskoczyło   nagle,   gdy   w   pewnej   chwili   zdała   sobie 

sprawę, o czym ona w tej chwili myśli.

Przecież   wcale   nie   potrzebowała   mężczyzny,   który   wspierałby   ją 

emocjonalnie. Nathan Kennedy skutecznie pomógł jej to zrozumieć. Myślała 
bowiem naiwnie, że mężczyzna, z którym była przez dwa lata, wesprze ją w 
trudnym   dla   niej   czasie,   zaraz   po   śmierci   dziadka.   Ale   Nathan   szybko 
wyprowadził ją z błędu, gdy oznajmił, że jej emocjonalne przeżycia powodują 
jego   dyskomfort   psychiczny   i   poprosił,   żeby   skontaktowała   się   z   nim   po 
pogrzebie, gdy wszystko powróci już do normy.

Tak było sześć miesięcy temu i od tego czasu nie zamieniła z nim ani 

słowa. Wprawdzie dzwonił do niej kilka razy, nagrywając się na automatycznej 
sekretarce i prosząc o kontakt, ale prędzej doczekałby się zamarznięcia piekła 
niż wiadomości od niej.

Ona tymczasem uzmysłowiła sobie, że straciła wystarczająco dużo czasu i 

energii w swoim życiu na to, by dowiedzieć się, jak bardzo można zawieść się 
na mężczyznach. Była młodą, niezależną kobietą o silnej osobowości, mocno 
stąpającą po ziemi i dającą sobie radę ze wszystkim, co życie stawiało jej na 
drodze.

Później jednak, gdy zasypiając w przytulnym łóżku przymknęła oczy i 

wyobraziła sobie wysokiego ciemnowłosego mężczyznę o ciepłym spojrzeniu i 
zniewalającym   uśmiechu,   który   zapraszał   ją,   żeby   położyła   głowę   na   jego 
ramieniu – zapomniała o całym bożym świecie.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Lucas   rozpoczął   następny   dzień   od   załadowania   na   ciężarówkę 

obiecanego drewna do kominka i właśnie dorzucił na pokaźny stos jeszcze jedną 
kłodę,   kiedy   z   jego   ust   wyrwało   się   soczyste   przekleństwo.   Nagle   bowiem 
pomyślał o swoim poczuciu odpowiedzialności. Miał przecież pilną pracę do 
wykonania na gwiazdkowe przyjęcie dla dzieci z Harmony Falls, a doglądanie 
teraz wnuczki Sama bynajmniej nie sprzyjało terminowemu wywiązaniu się z 
tego   zadania.   Tocząc   w   sobie   walkę   między   wyrzutami   sumienia   a 
świadomością odpowiedzialności, nadal jednak rzucał polana na samochód.

W   dzieciństwie   rodzice   wpoili   mu   zasadę   pomagania   bliźnim,   ale   z 

drugiej   strony   był   przekonany,   że   Sam  Bennett   chciałby,   żeby   pomógł   jego 
wnuczce, dopóki będzie tu przebywała. Zatrzasnął więc klapę i wsunął się za 
kierownicę.

Tej nocy źle spał. Przewracał się z boku na bok, a jego myśli błądziły 

wokół   kobiety,   która   zatrzymała   się   w   domku   jego   przyjaciela.   Jednakże   w 
chwili, w której podniósł się z łóżka, doszedł do wniosku, że chyba postradał 
zmysły.

Megan Bennett w niczym nie przypominała jego żony. Sue Ellen była 

wysoką i bezsprzecznie atrakcyjną kobietą o łagodnym usposobieniu. Miał w 
niej oddaną przyjaciółkę i kochankę, a chociaż ich małżeństwo być może nie 
było oparte na wielkiej namiętności, Lucas nie miał wątpliwości, że spędziliby 
ze   sobą   resztę   życia,   gdyby   tylko   Sue   Ellen   żyła.   Do   dziś   nie   mógł   ani 
zrozumieć tego, co się stało, ani pogodzić się ze śmiercią żony.

Megan była dokładnym przeciwieństwem Sue Ellen. Co więcej, kobiety 

w jej typie wcale go nie pociągały. Była drobnej budowy, trochę nerwowa i 
bardzo sprytna. Dlatego Lucas zupełnie nie umiał wytłumaczyć sobie, dlaczego 
od momentu, kiedy ujrzał ją wrzeszczącą wniebogłosy, nie może przestać o niej 
myśleć.

Skręciwszy na ścieżkę prowadzącą do domku Sama, odetchnął głęboko. 

Wykona to, czego Sam oczekiwałby od niego i dopilnuje Megan w czasie jej 
pobytu w Whisper Mountain, następnie pożegna ją, uda się w drogę powrotną 
do Illinois i zajmie własnymi sprawami.

Zadowolony   ze   swojego   postanowienia,   zaparkował   ciężarówkę   jak 

najbliżej domku, wysiadł z kabiny i zaczął układać polana w zgrabną stertę pod 
gankiem. Zrobił wszystko, co było w jego mocy, żeby przestać zaprzątać sobie 
głowę wnuczką Sama Bennetta i skoncentrować myśli na swoim warsztacie i 
czekających   na   wykończenie   drewnianych   zabawkach,   co   jednak   nie 
przeszkodziło mu zauważyć jej natychmiast, kiedy wyszła na ganek.

–   Czy   na   pewno   nie   muszę   zapłacić   panu   za   drewno   do   kominka?   – 

background image

upewniła się i posłała mu nieśmiały uśmiech.

Na dźwięk jej głosu poczuł w żyłach falę gorąca. Ciężkie polano, które 

wyciągnął  właśnie z  ciężarówki, wypadło mu  z rąk, gdyż Megan  wyglądała 
lepiej, niż ją sobie zapamiętał. Jej długie blond włosy niczym pasemka złotego 
jedwabiu układały się na miękkiej granatowej bluzie, a pięknie wykrojone usta 
właśnie obdarzały go pięknym i przyjaznym uśmiechem, który omal nie powalił 
go na kolana. Zakłopotany, schylił się po upuszczone bierwiono.

–   Jak   powiedziałem   już   wczoraj   wieczorem,   Sam   zobowiązał   mnie, 

żebym zapewnił pani wszystko, cokolwiek pani potrzebuje.

– No cóż, jeśli nie chce pan pieniędzy za drewno, niech pan przyjmie 

przynajmniej   zaproszenie   na   kawę   i   ciasteczka,   które   właśnie   wyjęłam   z 
piekarnika.

Skrzyżowała ramiona, podkreślając tym gestem swój piękny, pełny biust, 

na   który   natychmiast   zwrócił   uwagę.   Widok   koniuszków   jej   piersi, 
uwypuklonych przez dotkliwe zimno przenikające przez jej bluzę, przyprawił go 
o zawrót głowy.

– Musi pani być zimno w tej bluzie – zauważył. – Jest na pewno kilka 

stopni poniżej zera – zapewnił ją pośpiesznie, chociaż czuł, że temperatura jego 
ciała podnosi się gwałtownie. – Niech pani wejdzie do domu, a ja przyjdę, gdy 
skończę układać drewno.

– Rzeczywiście jest dość chłodno – odpowiedziała, rozcierając ręce. – Ile 

czasu to panu zajmie?

– Nie dłużej niż pięć, może dziesięć minut. Uśmiechnęła się i zawróciła 

do środka.

– Przygotuję kawę.
Lucas   odprowadził   ją   wzrokiem.   Był   przekonany,   że   z   taką   ilością 

adrenaliny,   jaką   miał   już   w   żyłach,   mógłby   rozładować   samochód,   zanim 
zdążyłaby zamknąć za sobą drzwi.

Zaklął   siarczyście,   niezadowolony   z   siebie   i   swoich   buzujących 

hormonów. Sięgnął po następne polano, zastanawiając się nad przyczynami tego 
typu   gorących   doznań.   Dlaczego   ta   mała   kobietka   działa   na   niego   w   tak 
niezwykły sposób?

Nie mógł powiedzieć, że po śmierci żony żył jak mnich. Miał za sobą 

wiele randek i chociaż nie był nigdy z tego szczególnie dumny, zdarzyło mu się 
kilka   razy   wylądować   w   łóżku   z   kobietami   jedynie   po   to,   żeby   zaspokoić 
potrzebę fizyczną. Megan jednak, w żadnym wypadku, nie mogła być jedną z 
nich. Co więcej, zwykle w ogóle nie zwracał uwagi na kobiety w jej typie.

Nagle,   pod   wpływem   jakiejś   myśli,   w   kąciku   jego   ust   pojawił   się 

uśmiech. Jeżeli zajęła się pieczeniem czegoś, najprawdopodobniej zrobiła to z 
myślą o kimś bliskim, kto prawdopodobnie wkrótce ją tu odwiedzi.

Byłoby   dobrze.   Gdyby   bowiem  miała   kogoś   przy   sobie,   nie   musiałby 

background image

przez cały czas się o nią troszczyć. A zatem, gdy tylko ułoży tę stertę, wykręci 
się   jakoś   z   zaproszenia   na   kawę,   pojedzie   do   domu   i   zaszyje   się   w   swoim 
warsztacie.

A Megan Bennett i jej gość będą mogli sami zadbać o siebie.

Megan właśnie wyciągała z piekarnika blaszkę pełną świeżo upieczonych, 

gorących rogalików, kiedy usłyszała mocne pukanie do drzwi.

– Proszę wejść! – krzyknęła przez ramię. Odłożyła blaszkę i odwróciwszy 

się, zobaczyła go stojącego w zakłopotaniu w drzwiach i pokazującego na swoją 
ciężarówkę.

– Co się stało?
– Muszę... eeeee... już wracać. Mam sporo pracy.
Zaproszenie na kawę było jedynie formą rewanżu za drewno, za które nie 

chciał przyjąć pieniędzy. Właściwie powinna się ucieszyć, że odmawia. Ale z 
jakiegoś niezrozumiałego powodu poczuła się rozczarowana.

–   Pamiętam,   jak   dziadek   mówił,   że   wykonuje   pan   piękne   meble   na 

zamówienie – powiedziała, starając się, by jej ton zabrzmiał naturalnie. – Czy 
pracuje   pan   teraz   nad   czymś   specjalnym?   Skinął   głową,   potwierdzając   jej 
domysł.

– Mam trochę rzeczy do zrealizowania na Gwiazdkę.
–   Czy   jest   pan   przekonany,   że   nie   ma   pan   czasu   nawet   na   wypicie 

filiżanki kawy i zjedzenie kilku moich rogalików? – zapytała. – Bardzo mnie 
interesuje pana opinia na temat... – urwała.

Z wahaniem zsunął z rąk rękawiczki i wepchnął je do kieszeni kurtki.
– Na jaki temat?
– Na temat moich rogalików. – Wzięła do ręki blaszkę i zsunęła ciastka na 

półmisek. – Przepis pochodzi jeszcze od gospodyni dziadka i właśnie po raz 
pierwszy odważyłam się upiec je właśnie według tego przepisu.

Zamknął za sobą drzwi i wszedł do środka.
– A czy nie może pani zapytać o to kogoś, dla kogo piecze pani te rogaliki 

i z kim zamierza pani spędzić te święta?

Zwróciła ku niemu zdziwioną twarz.
– A dlaczego uważa pan, że ktoś koniecznie miałby tu ze mną być?
– Chce pani spędzić tu święta zupełnie sama? – spytał z niedowierzaniem.
– Tak. – Załadowała piekarnik nową porcją rogalików. – Będę tylko ja i 

ostatnia powieść mojego ulubionego pisarza. Zdecydowałam się nie obchodzić 
świąt w tym roku.

Kiedy   znów   na   niego   spojrzała,   zauważyła,   że   przesunął   się   w   głąb 

kuchni.

– Nie zamierza pani nawet ubrać choinki?
– Nie. – Omal nie parsknęła śmiechem, zobaczywszy niemal dziecinne 

background image

zdziwienie na jego męskiej twarzy. – W tym roku uciekam przed świętami i 
dlatego przyjechałam tutaj.

– Dlaczego?
– A dlaczego nie? – Uśmiechnęła się dyskretnie, widząc, jak zdejmuje 

roboczą kamizelkę i wiesza ją na poręczy krzesła. W swej czerwonej kraciastej 
koszuli,  dżinsach  i ciężkich roboczych butach przypominał  teraz drwala, ale 
skojarzenie   to   prysło,   gdy   zobaczyła,   jak   odpina   mankiety,   podwija   rękawy 
koszuli, odsłaniając muskularne ręce i usiadłszy  przy stole, sięga  po podaną 
filiżankę kawy.

W   tym   samym   momencie   uświadomiła   sobie,   że   ten   mężczyzna 

całkowicie   zmienił   jej   wyobrażenia   o   pięknie   męskiego   ciała.   Z   wrażenia 
przełknęła ślinę i czym prędzej zajęła się czynnościami kuchennymi.

– Nie lubi pani świąt? – drążył.
– To nie tak – wyjaśniła pośpiesznie, wzruszając nerwowo ramionami. – 

Nie miałam ochoty walczyć z komarami w lasach na Costa Rica, tylko po to, 
żeby przez moment zobaczyć arę szkarłatną lub tukana.

–   No   dobrze,   ale   nadal   nie   rozumiem,   dlaczego   spędza   pani   święta 

Bożego Narodzenia sama?

Uśmiechając się, przysunęła sobie krzesło i usiadła po przeciwnej stronie 

stołu.

– Właśnie dlatego, że moi rodzice wolą przedzierać się przez dżungle 

Ameryki Środkowej  w poszukiwaniu rzadkich lub zagrożonych wyginięciem 
ptaków, niż spędzać święta w Springfield, skąd większość z nich odleciała na 
zimę.

–   Sięgnęła   po   rogalik.   –   Zaprosili   mnie,   żebym   pojechała   z   nimi,   ale 

znając moje szczęście, pewnie złapałabym jakieś tropikalne choróbsko.

– No, a przyjaciele? – zapytał, częstując się rogalikiem.
–   Nie   chciałam   się   narzucać   ze   swoim   towarzystwem.   –   Wzruszyła 

ramionami i podniosła się, żeby wyjąć z piekarnika następną blaszkę. – A poza 
tym większość z nich postanowiła spędzić tegoroczne święta w taki sam sposób 
jak   ja.   Kilka   tygodni   temu   wszyscy   straciliśmy   pracę,   bo   biuro   podróży,   w 
którym pracowaliśmy, zostało zlikwidowane.

– Gdy skończyła układać nową partię na półmisku, usiadła z powrotem i 

przysunęła   do   siebie   filiżankę   z   kawą.   –   W   każdym   razie,   nigdy   jakoś 
szczególnie nie celebrowałam świąt Bożego Narodzenia. Dziadek nie przykładał 
wagi do przestrzegania tradycji.

Sama   zdumiała   się   własną   szczerością.   Dlaczego   opowiadała   temu 

facetowi o czymś, o czym nie rozmawiała nawet z najbliższymi przyjaciółmi?

– Czy chce pani powiedzieć, że nie miała choinki nawet wtedy, kiedy była 

dzieckiem

?

– zapytał z dezaprobatą.

background image

–  Oczywiście,  że  miałam.   – Ugryzła  kawałeczek  gorącego  rogalika.  – 

Mama i tata zawsze ubierali drzewko na kilka tygodni przed świętami. Lecz gdy 
tylko   rozpoczynały   się   ferie,   wręczali   mi   jakiś   absurdalnie   drogi   prezent, 
rozbierali choinkę i po drodze na lotnisko podrzucali mnie do dziadka.

– Nigdy nie spędzali z panią świąt? Dokąd jeździli? – dopytywał.
Zanim jednak utwierdził się w krytycznej opinii o jej rodzicach, Megan 

pośpieszyła z wyjaśnieniem.

– Obawiam się, że z mojej winy odniósł pan mylne wrażenie o moich 

rodzicach. Miałam cudowne dzieciństwo, tylko że było ono niekonwencjonalne. 
– Uśmiechnęła się do siebie na myśl o nieortodoksyjnych rodzicach. – Zawsze 
upewniali się, czy zdaję sobie sprawę, że jestem dla nich najważniejsza i czy 
wiem, że mnie bardzo kochają. Ale ojciec jest profesorem ornitologii, a matka 
pasjonatką   obserwowania   przyrody,   oczywiście   w   szczególności   ptaków. 
Wszystkie przerwy w zajęciach szkolnych były jedynymi okazjami, w których 
podejmowali swoje przyrodnicze wycieczki, żeby odnajdywać i fotografować 
rzadkie i egzotyczne ptaki.

Lucas sięgnął po jeszcze jednego rogalika, równocześnie rozważając to, 

co powiedziała.

– Chce pani powiedzieć, że zawsze spędzała wakacje z Samem?
Przytaknęła.
– Cudownie spędzaliśmy ze sobą czas. To była nasza własna tradycja. 

Siadaliśmy  ze skrzyżowanymi nogami przy kominku w jego jaskini, piliśmy 
gorące   kakao   i   jedliśmy   takie   rogaliki   jak   te,   a   on   opowiadał   mi   o   swoich 
wyprawach   i   przygodach.   –   Zaczęła   nerwowo   skubać   rożek   papierowej 
serwetki. – To będą moje pierwsze święta Bożego Narodzenia bez dziadka.

Widząc   wzruszoną   Megan,   Lucas   z   najwyższym   trudem   opanował 

przemożną   chęć   wzięcia   jej   w   ramiona...   Oczywiście   tylko   po   to,   aby   ją 
pocieszyć...

– Czy pani wie, czego pani potrzeba? – zapytał, ująwszy jej drobne ręce 

swoimi potężnymi dłońmi. Chociaż chciał tylko tym gestem dodać jej otuchy, 
poczuł nagle gorąco, które przez jego stwardniałą od pracy skórę rąk popłynęło 
aż do ramion, po czym rozlało się po jego szerokiej piersi. Dobrze pamiętał 
swoje   pierwsze   święta   po   śmierci   Sue   Ellen.   Było   to   jedno   z   najgorszych 
przeżyć w jego życiu i nie był pewien, jak poradziłby sobie wtedy bez pomocy 
swoich przyjaciół.

Zmarszczywszy czoło, potrząsnęła przecząco głową.
–   Nie   potrafię   teraz   o   niczym   myśleć   i   nie   mam   pojęcia,   czego   mi 

potrzeba.

–   Dobrze   to   rozumiem   –   powiedział   i   podniósł   się   z   krzesła,   nie 

uwalniając jednak jej rąk ze swoich dłoni. – Powinna pani zacząć obchodzić 
święta na własny sposób... całkiem inaczej niż do tej pory.

background image

– Dlaczego?
– A dlaczego nie

?

 Niech pani założy kurtkę i buty.

– Ale po co

Roześmiał się.

– Mówi pani jak jedna z tych papug z Ameryki Środkowej, za którymi 

uganiają się teraz pani rodzice. Proszę się ciepło ubrać. Ma sypnąć śnieg, a 
temperatura już spadła o kilka stopni.

Założył roboczą kamizelkę i był już pewien, że postradał swój zdrowy 

rozsądek. Początkowo nie miał zamiaru pić kawy z Megan ani rozmawiać z nią 
o   tym,   jak   spędzała   w   przeszłości   święta.   Jednak   kiedy   po   otwarciu   drzwi 
domku jego wzrok spoczął na jej rozkosznym, zgrabnym tyłeczku, gdy zajęta 
wyjmowaniem blaszki z rogalikami, pochyliła się nad piekarnikiem, poczuł, że 
przestaje myśleć racjonalnie. Potem, kiedy zaczęli rozmawiać i dowiedział się, 
jak   bardzo   tęskni   ona   za   Samem,   i   że   nigdy   nie   miała   tradycyjnych   świąt 
Bożego Narodzenia, po prostu nie mógł pozostać obojętny.

Jego przyjaciele pomogli mu przeżyć pierwsze święta bez żony. Teraz on 

powinien pomóc Megan, która znalazła się w podobnej sytuacji. Przynajmniej 
tym tłumaczył swoje zachowanie wobec wnuczki Sama Bennetta.

– Co będziemy robili

?

 – zapytała z nutą niechęci w głosie, wkładając buty.

– Jedziemy po choinkę dla pani. – Uśmiechnął się szeroko, po czym zdjął 

z wieszaka przy drzwiach kurtkę Megan i szarmancko pomógł jej się ubrać.

Zamarła na chwilę.
– Nie potrzebuję drzewka.
– Czy przywiozła pani może ze sobą jedną z tych sztucznych choinek? – 

zapytał.

– No nie, ale...
Wyprowadził ją na ganek, a potem w dół po schodkach, ale zanim zdołała 

zaprotestować, wyjął z samochodu siekierę i skierował się do lasu.

– Zatem potrzebne jest pani drzewko.
– Chwileczkę, proszę mnie posłuchać – nalegała, starając się nadążyć za 

nim, gdy brnęli przez śnieżne zaspy.

– Słuchałem pani uważnie przez cały czas. Dlatego teraz tutaj jesteśmy. – 

Przystanął, żeby dać jej możliwość zrównania się z nim. – Nie może pani mieć 
tradycyjnych świąt bez prawdziwego drzewka...

– Wcale mnie pan nie słuchał – przerwała. – Gdyby tak było, pamiętałby 

pan, że nie obchodzę świąt w tym roku.

– Ależ pamiętam. – Uśmiechnął się. – Powiedziała pani, że przyjechała 

tutaj, żeby uciec przed świętami.

– No właśnie. Ale nie mogę tego zrobić, skoro nalega pan, żebym miała tę 

głupią choinkę.

– Zatrzymała się nagle i podparła pod boki. – A właściwie, dlaczego tak 

się pan uparł?

background image

Lucas wzruszył ramionami. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego zależało 

mu na poprawieniu nastroju wnuczki Sama Bennetta.

– Powiedzmy, że wiem, jak to jest, kiedy spędza się święta po odejściu 

kogoś bliskiego.

– Upływ czasu złagodził wprawdzie ból po stracie Sue Ellen, ale wciąż 

jeszcze   pamiętał,   jak   się   czuł,   kiedy   nadeszły   pierwsze   samotne   święta.   – 
Miałem przyjaciół, którzy podtrzymali mnie na duchu po śmierci żony. Pani 
przyjaciół tutaj nie ma, więc spróbuję ich zastąpić.

– Och, Lucas, przepraszam. – Dotknęła jego ramienia. – Nie zdawałam 

sobie sprawy. Kiedy to było?

–   Ponad   pięć   lat   temu.   –   Zatrzymał   się   przed   niedużym   cedrem, 

zastanawiając się, czy na pewno tylko pięć lat. – W pewnym sensie wydaje się, 
jakby upłynęło dużo więcej czasu – rzekł po namyśle.

– Co się stałoś – Białaczka. Dowiedzieliśmy się w maju.
–  Podniósł siekierę  i  wykonał ukośne   nacięcie  u podstawy  pnia.  –  W 

sierpniu było już po wszystkim.

– Chyba była bardzo młoda. Przytaknął.
–   Umarła   na   trzy   tygodnie   przed   swoimi   dwudziestymi   piątymi 

urodzinami.

Megan nagle zawstydziła się. Litowała się nad sobą z powodu nieudanego 

roku, ale nie przeżyła czegoś tak silnie destrukcyjnego, jak śmierć małżonka lub 
któregoś z rodziców. Lucas doświadczył już jednego i drugiego.

–   Teraz   rozumiem,   jak   panu   musiało   być   ciężko   –   powiedziała   ze 

współczuciem.

Wykonał   kilka   ukośnych   nacięć   po   drugiej   stronie   pnia,   po   czym 

chwyciwszy   jego   górną   część,   zaczął   naginać   drzewko,   które   w   pewnym 
momencie złamało się z głośnym trzaskiem i upadło na miękki śnieg.

– Były chwile, kiedy nie chciało mi się żyć.
–   Wyprostował   się   i   spojrzawszy   uważnie   na   nią,   dodał:   –   Ale 

przetrwałem,   ponieważ   moi   przyjaciele   nie   pozwolili   mi   się   poddać. 
Uzmysłowili mi, że muszę się podnieść i iść naprzód. I mieli rację.

– Chyba nie rozumie pan tego, o co mi chodzi – powiedziała Megan, 

chcąc wyjaśnić mu swoją postawę. – Nie usiłuję schować się przed życiem. Ja 
tylko nie mam ochoty na pewne celebracje.

– Skoro pani tak mówi. – Uniósł jedną ręką pień drzewka i trzymając 

siekierę w drugiej, zaczął je ciągnąć za sobą po śniegu w kierunku domu. – 
Zakładam się, że gdy je postawimy, poczuje się pani zupełnie inaczej.

Wlokła się za nim i piorunowała wzrokiem jego szerokie plecy. Dlaczego 

mężczyźni   są   przekonani,   że   zawsze   znajdują   najprostsze   i   najlepsze 
rozwiązanie w każdej sytuacji?

Zła jak osa, pochyliła się, żeby nabrać pełną garść śniegu, ulepiła twardą 

background image

kulę i rzuciła ją w niego, trafiając w sam środek pleców.

– Ma pan rację, panie McCabe – przyznała radośnie. – Już czuję się dużo 

lepiej.

Wypuścił z ręki siekierę i położył drzewko.
– Wiesz, co to oznacza? – zapytał z udawaną powagą.
– Że zrezygnowałeś z pomysłu przystrojenia mojego domu? – zaśmiała 

się przekornie, sięgając po następną porcję śniegu – Nie! – Figlarny uśmiech na 
jego twarzy zapowiadał odwet. – To oznacza wojnę. – Miękka kula śniegowa 
trafiła ją z przodu i rozpadłszy się, oprószyła buty.

– Masz za swoje! – Wycelowała i patrzyła z przyjemnością, jak kolejna 

kula   śniegu   ląduje   na   jego   ramieniu.   –   Nie   chcę   żadnych   świątecznych 
dekoracji.

Sięgnął   po   jeszcze   jedną   garść   śniegu   i   zrobił   w   jej   kierunku   kilka 

kroków. Odwróciła się, żeby uciec, ale zaczepiła butem o coś znajdującego się 
pod śniegiem i w momencie, kiedy jego pocisk trafił ją w plecy, przewróciła się 
w zaspę.

Lucas natychmiast znalazł się przy niej.
– Megan, nic ci się nie stało?
Objęła go ramieniem, gdy pomagał jej się podnieść.
– Wszystko w porządku – uspokoiła go i... wsunęła swoją pełną śniegu 

rękę w okolice kołnierza jego rozpiętej flanelowej koszuli.

Ku jej zaskoczeniu, nawet się nie wzdrygnął.
–   O,   jak   miło.   Tylko   że   następnym   razem   musisz   zrobić   to   bardziej 

precyzyjnie, bo nasypałaś mi śniegu między koszulę a kamizelkę.

Wstrzymała oddech, gdy zobaczyła w przeciągłym spojrzeniu jego oczu 

niepokojący błysk. Nagle spoważniał.

– Chodźmy – powiedział. – Musimy wrócić do domu i ubrać choinkę.
–   Myślisz,   że   zawsze   możesz   postawić   na   swoim,   tak?   –   zapytała 

zaczepnie, gdy podniósł siekierę i dźwignął drzewko.

Wzruszył ramionami i zaczął iść w kierunku domu.
– Nie zawsze.
Megan otrzepała się ze śniegu i posłusznie szła za nim. Być może wygrał 

pierwszą bitwę, ale nie wygra wojny. Nie miała zamiaru robić niczego, na co nie 
miała ochoty. Łącznie z przystrajaniem choinki.

– Kiedy będę robił stojak, ty przygotuj jakieś dekoracje – poprosił Lucas, 

gdy weszli do środka.

– O rany. Nie przywiozłam żadnych ozdób, więc myślę, że powinniśmy 

dać   sobie   spokój   z   tą   choinką   –   powiedziała   beztrosko,   nie   kryjąc   cienia 
złośliwego uśmiechu.

Jego chłopięcy uśmiech spowodował, że omal nie przewróciła się o swoje 

background image

własne, wyłożone futrem zimowe buty.

– Doskonale.
– Nie rozumiem... – Miała niejasne podejrzenie, że on doskonale zdaje 

sobie sprawę, iż w domku nie znajdzie się nic, co chociaż z daleka mogłoby 
przypominać ozdobę choinki.

Pomógł jej zdjąć kurtkę i powiesił ją na wieszaku.
– Prawdziwej, tradycyjnej choinki nie przystraja się ozdobami kupionymi 

w   sklepach   ani   żadnymi   połyskującymi   łańcuchami   –   oznajmił   zdumionej 
dziewczynie.

– No to czym?
–   Kruchymi   ciastkami   posypanymi   cukrem,   prażoną   kukurydzą, 

wstążkami... czymkolwiek,  co  jest dostępne w domu. – Dotyk jego ręki, gdy 
lekko popchnął ją w stronę kuchni, wywołał w niej rozkoszny dreszcz. – Więc 
lepiej zajmij się pieczeniem.

– A jeśli nie mam już składników? – zapytała, starając się opanować swój 

nienaturalny ton.

– Nie wierzę – odparł i roześmiał się. – Masz wszystko, czego ci potrzeba 

– dodał miękko, przyprawiając ją o mocniejsze bicie serca. – Mąkę, cukier i 
masło. Wystarczy na dwie blaszki.

– Ale nie mam foremek – oznajmiła prawie z triumfem.
– Nie będą ci potrzebne – odpowiedział z takim przekonaniem, że miała 

ochotę wrzeszczeć ze złości. – Nożem poodcinasz kawałki ciasta, a szklanką 
poodciskasz koła. – Sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki i wyjął 
ołówek. Z metalowej oprawki na jego końcu zdjął gumkę, wręczył go coraz 
bardziej zdumionej dziewczynie. – A tego możesz użyć do wycinania dziurek na 
brzegu każdego ciastka. Kiedy będą gotowe, dziurki zmniejszą się w sam raz, 
żeby   przewlec   przez   nie   sznureczki.   Proste?   Posłała   mu   pełne   wściekłości 
spojrzenie.

– Nie zamierzasz się poddać, prawda?
– Oczywiście, że nie! – Uśmiechnął się szeroko i wskazał na piecyk. – 

Bierz się do roboty. Gdy wrócę z oprawioną choinką, pierwsza porcja już będzie 
stygnąć.

Kiedy   zamknęły   się   za   nim   drzwi,   Megan   z   najwyższym   trudem 

powstrzymała się, żeby czymś w nie nie rzucić. Nie potrzebowała i nie chciała, 
żeby Lucas McCabe ingerował w jej świąteczne plany, a raczej w ich brak. I nie 
miała najmniejszego zamiaru pozwolić mu, żeby zmuszał ją do wykonywania 
czegokolwiek, czego nie chce robić.

A   jednak,   wygłaszając   w   myślach   prelekcję   na   temat   wszystkich 

upartych,   pewnych   swych   racji   mężczyzn,   i   mrucząc   do   siebie   ważniejsze 
fragmenty tego wykładu, sięgnęła do torby z mąką i zaczęła odmierzać ilość 
potrzebną do przygotowania dwóch blaszek kruchych ciasteczek.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jesteś,   McCabe,   osłem   dziewiątej   kategorii,   powtarzał   sobie   Lucas, 

taszcząc oprawioną choinkę w kierunku domku.

Przyjechał do posiadłości Bennetta tylko po to, żeby dostarczyć drewno 

do palenia w kominku i sprawdzić, czy wnuczka Sama niczego nie potrzebuje. 
Następnie planował czym prędzej wrócić do warsztatu, żeby skończyć partię 
drewnianych   zabawek   dla   dzieci,   które   miały   znaleźć   się   na   gwiazdkowym 
przyjęciu   w   Harmony   Falls.   A   tymczasem   pomaga   jej   w   przygotowaniu 
świątecznych dekoracji.

Po osadzeniu drzewka w surowo wyglądającym stojaku udał się do swojej 

ciężarówki po strzelbę, która leżała w kabinie, po czym zawrócił do lasu. Na 
jaki pomysł wpadł tym razem? Otóż postanowił zestrzelić gałąź jemioły, którą 
zauważył   na   wielkim   dębie,   niedaleko   miejsca,   gdzie   znalazł   drzewko   na 
choinkę.

Megan wystarczająco jasno dała mu do zrozumienia, że przyjechała do 

Whisper Mountain, żeby uniknąć bożonarodzeniowego zamieszania, a on mimo 
to za wszelką cenę chciał stworzyć jej świąteczny nastrój.

Zazwyczaj nie mieszał  się w życie innych ludzi i gdyby rzeczywiście 

wierzył, że ona wie, czego chce i zdaje sobie sprawę z tego, co mówi, zabrałby 
się stąd i zostawił ją w spokoju. Nie postąpił tak jednak, ponieważ uważał, że 
ona wcale nie ucieka przed świętami,  lecz obwinia je o swoją samotność.  I 
nawet nie jest tego świadoma.

Zastanawiał się, skąd wzięła się u niego przemożna chęć uszczęśliwienia 

tej   dziewczyny.   Przecież   nie  pragnęła   jego  pomocy.   Oczywiście,   kiedy   jego 
przyjaciele   nie   pozwolili   mu   zostać   samemu   podczas   pierwszych   świąt   po 
śmierci Sue Ellen, czuł się tak samo jak Megan. Odsyłał ich wszystkich do 
diabła i bojkotował ich pomysły. Ale Sam na pewno by nie chciał, żeby jego 
wnuczka była nieszczęśliwa. I z pełnej szacunku pamięci o nim Lucas zamierzał 
zrobić, co tylko było w jego mocy, żeby temu zapobiec.

Wszedł do domku.
– Jak tam? Ciasteczka gotowe? – zapytał od progu, siląc się na wesołość.
– Bardziej gotowe być nie mogą – wycedziła i wzrokiem wskazała leżącą 

na stole tacę. – Jednak nóż w roli wykrojnika do ciasta nie dał oczekiwanego 
przez ciebie efektu.

Oparł drzewko o drzwi i podszedł bliżej, żeby ocenić jej starania.
– Co to jest? – Wskazał na ciasteczko o niezidentyfikowanym kształcie.
Spojrzenie, jakie mu posłała, świadczyło, że nie ma najlepszego zdania na 

temat jego inteligencji.

– A jak myślisz?

background image

– Gwiazdka?
Przewróciła oczami dla podkreślenia najwyższego stopnia zdumienia, po 

czym wskazała na obiekt poddawany jego krytyce.

– To przecież domek. Nie widzisz komina

?

– Och, rzeczywiście. – Nie dostrzegał nic, co przypominałoby komin, ale 

wolał się do tego nie przyznawać.

– Wyglądałyby trochę lepiej, gdybym miała trochę farbek spożywczych 

do kolorowania wypieków lub czegoś do ich dekorowania.

Lucas usłyszał rozczarowanie w jej głosie i zrobiło mu się jej żal. Objął ją 

ramieniem i przytulił na pocieszenie.

– Zobaczysz, jak fajnie będą wyglądały, jak je zawiesimy na drzewku.
Nie   przypuszczał   jednak,   jakie   wrażenie   zrobi   na   nim   ten   z   pozoru 

niewinny   przyjacielski   gest   i   że   objąwszy   ją,   dozna   czegoś   w   rodzaju 
elektrycznego   wstrząsu.   Niewiele   też   brakowało,   żeby   przytulił   ją   jeszcze 
mocniej i pocałował.

– Gdzie będzie stała choinka – zapytał, przytomniejąc w porę.
– Nie... nie jestem jeszcze pewna – odpowiedziała zmieszana.
– Jest niewysoka – zastanawiał się głośno – więc może na tym stoliku? 

Przeniosę go w kąt pokoju.

Poczekał,  aż Megan  zabierze stojącą  na nocnym stoliku  lampę  i małą 

statuetkę czarnego niedźwiedzia, po czym przeniósł stolik na wybrane miejsce.

–  Masz   coś,  żeby   położyć  na  spodzie?   –  spytał  jeszcze,   umieszczając 

drzewko na blacie.

Megan zastanowiła się przez chwilę.
– Może znajdę jakieś prześcieradło. Będzie się nadawało?
W   zamyśleniu   przygryzała   dolną   wargę   i   wyglądała   przy   tym   tak 

ponętnie,   że   uznał   za   bezpieczniejsze   natychmiast   się   od   niej   odsunąć. 
Przytakując, skierował się do drzwi.

– To ja w takim razie poszukam jakiejś nitki albo sznurka.

Dwie   godziny   później   Megan   siedziała   po   turecku   na   podłodze   przed 

kominkiem i przewlekała nitkę przez ostatnie, chyba milionowe, ziarno prażonej 
kukurydzy. Zawiązawszy nitkę, poddała swą pracę oględzinom Lucasa.

– Gotowe – oznajmiła z ulgą.
Po tę kukurydzę Lucas specjalnie pojechał do domu. Przywiózł ogromną 

torbę z żółtymi ziarnami i jakiś przedpotopowy przyrząd z długą rączką, służący 
do   ich   prażenia.   Uparł   się   też,   że   najlepszy   do   wykonania   tej   tradycyjnej 
czynności będzie kominek. Wszystko to stanowiło w oczach Megan niezwykły, 
acz interesujący eksperyment.

Uniósł wzrok znad gwiazdy, którą właśnie wycinał z kawałka kartonu i 

potaknął z uznaniem.

background image

– Zrobiłaś świetną robotę. Teraz zawieś to na drzewku.
Spojrzała krytycznie na wijące się na podłodze pasma kukurydzianych 

koralików.

– Są chyba za długie na taką małą choinkę. – Są idealne. Zobaczysz.
Podniosła   się   z   podłogi   i   z   dreszczem   emocji   zaczęła   wieszać   długi 

łańcuch, oplątując drzewko dookoła z dołu do góry. Ku jej miłemu zaskoczeniu, 
łańcuch skończył się dokładnie na wierzchołku choinki.

– Masz miarkę w oczach? – zapytała, nie mogąc ochłonąć ze zdumienia.
– No widzisz, mówiłem ci, że nie będzie za długi. – Wziął do ręki rolkę 

folii   aluminiowej   i  oderwał  kawałek   odpowiedniej   długości.   –   Jeszcze   tylko 
obłóż tym gwiazdę i umieść ją na wierzchołku drzewka. I gotowe.

– Nie możesz tego zrobić sam? Przecież to wszystko to nie mój pomysł. 

Zapomniałeś?

Roześmiał się, po czym wstał i skierował do drzwi.
– O, nie. Ja mam jeszcze coś do zrobienia – odpowiedział tajemniczo.
– Co takiego?
Mrugnął   do   niej   okiem,   co   sprawiło,   że   jej   serce   zabiło   mocniej...   – 

Zobaczysz.

Po chwili wrócił z naręczem zielonych gałązek w jednej ręce i z młotkiem 

w drugiej.

– A to co? – zdumiała się.
– Jemioła – wyjaśnił i przyłożył gwóźdź do jednej z belek sufitu przy 

drzwiach wejściowych.

Po kilku uderzeniach młotkiem gałąź znalazła się pod pułapem.
– Dla mnie wygląda to bardziej na jakiś chwast niż na jemiołę – oznajmiła 

z przekąsem.

Lucas uniósł swą ciemną brew.
– To dzika jemioła. Nie widziałaś jej nigdy? Uśmiechnęła się niepewnie.
– Przyznam, że nie.
–   No,   to   ją   masz   u   siebie.   Prawdziwą   jemiołę.   Możesz   się   jej   teraz 

przyjrzeć. – Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać.

Kiedy poczuła mocny uścisk jego twardej dłoni, wstrzymała oddech.
– Przyjrzeć? – spytała nieswoim głosem.
Ich   spojrzenia   spotkały   się.   Megan   nie   umiałaby   określić,   jak   długo 

patrzyli sobie w oczy, zdawało się jej bowiem, że czas się zatrzymał. Dopiero 
trzask palącego się w kominku polana przerwał chwilę zauroczenia na tyle, że 
szybko wyrwała rękę z jego dłoni.

– To może ja... ja już zawieszę tę gwiazdę – zaproponowała niepewnie. – 

Tylko że nie mam pojęcia, jak ją umocować.

Zachowując pozorną obojętność, Lucas podszedł do wieszaka na płaszcze 

i sięgnąwszy do kieszeni kamizelki, wyciągnął drut do czyszczenia fajki i rolkę 

background image

samoprzylepnej   srebrnej   taśmy.   Z   drutu   zrobił   otwarte   małe   kółeczko,   które 
przymocował z tyłu gwiazdy kawałkiem taśmy i wręczył ją Megan.

– Powinno spełnić swoje zadanie.
Gdy brała od niego gotową do zawieszenia gwiazdę, ich palce spotkały 

się. Jego dotyk wywołał u niej tym razem uczucie silnego mrowienia w całej 
ręce. Obróciwszy się w stronę choinki, wspięła się na palce, żeby zamocować 
ozdobę na szczycie drzewka, ale okazało się, że do wykonania tego zadania jest 
po prostu nieco za niska.

–   Musisz   mi   pomóc   –   westchnęła,   usiłując   wręczyć   mu   z   powrotem 

gwiazdę.

– W żadnym wypadku – odrzekł z wyszukaną galanterią. – Ta choinka 

jest twoja, więc sama musisz zawiesić na niej gwiazdę.

Gdy objął ją w talii, aż podskoczyła.
– Co ty... sobie wyobrażasz? – Pytanie zamarło jej na ustach, gdy uniósł 

ją jak piórko do góry na odpowiednią wysokość.

– Dosięgniesz teraz?
Poczuła na plecach jego ciepły oddech. Bez protestu zagięła ciasno drut 

wokół czubka choinki.

– Z... zrobione. – Jej serce wykonało kilka nadprogramowych uderzeń, 

kiedy jej pupa otarła się o jego szeroką klatkę piersiową, gdy powoli opuszczał 
ją na podłogę.

– Teraz wygląda naprawdę ładnie – powiedział, zrobiwszy dwa kroki do 

tyłu, bardzo pomocne w opanowaniu męskich emocji. Stali oboje w milczeniu, 
przez kilka niespokojnych sekund, zanim ostatecznie odwrócił się i ruszył do 
drzwi. – Robi się późno. Muszę wracać do domu.

Megan odprowadziła go do wyjścia.
– Dziękuję, że poświeciłeś mi tyle czasu... Naprawdę to doceniam.
– Nie żartuj. – W szerokim uśmiechu pokazał białe zęby, założył płaszcz, 

a następnie delikatnie oparł ręce na jej ramionach. – Przecież wiem, że miałaś 
ochotę wyrzucić mnie stąd razem z tą nieszczęsną choinką.

Megan uśmiechnęła się blado.
– No cóż, przyznaję, że jej nie chciałam, ale wygląda naprawdę wspaniale 

i pięknie pachnie w całym domu. Ale ciastka wyglądałyby dużo lepiej, gdybym 
miała foremki zamiast noża.

– Użyjesz ich w przyszłym roku.
– W przyszłym roku? Pokiwał głową.
– Pamiętaj! To początek twojej własnej świątecznej tradycji.
Patrzyła na niego coraz bardziej zaskoczona, starając się zrozumieć jego 

intencje, gdy zsunął dłonie z jej ramion i ujął jej ręce.

– Stoimy pod jemiołą, Megan.
Podniosła głowę, jakby chciała upewnić się, że to, co mówi jest prawdą.

background image

– Rzeczywiście.
– Czy mógłbym zatem uczynić zadość zwyczajom i cię pocałować? – 

zapytał nieśmiało.

– T... tak.
– Jesteś pewna?
– Nie. – Zaprzeczyła ruchem głowy. – To znaczy, tak.
– Czyli? – Musnął płatek jej ucha. – Czy chcesz, żebym cię pocałował, 

czy nie? – Tym razem ton jego głosu był rzeczowy, a pytanie skonstruowane w 
sposób klarowny.

Nawet przelotny dotyk jego ust był dla jej delikatnej, wrażliwej skóry 

wystarczająco   silną   podnietą,   żeby   pośpiesznie   sformułować   jednoznaczną 
odpowiedź.

– Myślę... że chciałabym.
Cofnął się, żeby ją zobaczyć i odsunął palcem kosmyk włosów, który 

opadł jej na policzek.

– Cieszę  się, ponieważ  spędziłem z  tobą całe popołudnie, żeby to się 

stało.

– T... tak?
Nie   odpowiedział,   tylko   nagle   pochylił   się   i   ustami   dotknął   jej   warg. 

Megan przymknęła oczy i zapomniała o bożym świecie, o choince, ozdobach i 
krzywych ciastkach. Lucas delikatnie gryzł jej wargi i przesuwał po nich usta 
tak, że czuła jego pocałunek niemal każdą komórką swojego ciała. Powoli, lecz 
zdecydowanie przyciągnął ją do siebie.

Jego potężna i mocna klatka piersiowa oraz silne długie ręce, którymi 

obejmował  ją  w talii, kontrastowały  z jej drobną  postacią przenikniętą teraz 
nieznanym rozkosznym dreszczem oczekiwania. Kiedy ich języki się zetknęły, 
Megan rozchyliła usta. Nikt nigdy dotąd nie całował jej w taki sposób.

Obejmując   rękami   szyję   Lucasa,   poddawała   się   odważnie   jego 

pocałunkowi i coraz bardziej lgnęła do niego. Dopiero po chwili zorientowała 
się, że opuściwszy niżej ręce, uniósł jej biodra i przyciągnął do siebie tak, że 
poczuła jego podniecenie i ogarniającą ją falę gorąca. Chwyciwszy kurczowo 
flanelową koszulę na jego szerokiej piersi, jakby bała się, że mięknąc i topiąc się 
od nadmiaru ciepła, spłynie z niego na podłogę, przestraszona swoją pośpieszną 
reakcją, usiłowała odepchnąć go od siebie.

– P... proszę cię, nie...
– W porządku, kochanie. – Uwolnił ją z uścisku, trzymając jednak nadal 

w objęciach. – To był tylko pocałunek.

Potrząsnęła przecząco głową i spojrzała mu wymownie w oczy.
– Nie, nie sądzę.
– Lepiej będzie, jak sobie pójdę – powiedział i sięgnął do gałki u drzwi. – 

Mam jeszcze coś do skończenia w warsztacie.

background image

– Dziękuję – odpowiedziała niepewnie, nie wiedząc, co jeszcze chciałaby 

powiedzieć.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnął się zagadkowo i tak 

miło, że znowu poczuła, jak mięknie jej serce. – Mam nadzieję, że tobie też było 
miło.

Wiedziała dobrze, że ma na myśli ich pocałunek.
– To znaczy... dziękuję za drewno do kominka  i za choinkę – dodała 

pospiesznie, lekko zawstydzona.

– Rozumiem. – Otworzył drzwi, zachowując nad wyraz pogodne oblicze. 

– Cieszę się, że mogłem ci pomóc.

Zanim zdołała wykrztusić cokolwiek, mrugnął do niej porozumiewawczo 

i wyszedł.

Megan   patrzyła   jeszcze   przez   chwilę   w   oszołomieniu   na   drzwi,   które 

zamknęły się za nim, zadając sobie pytanie, co, u licha, zmusiło ją do przyjazdu 
tutaj? Nie dość, że jednak nie uda jej się uniknąć świątecznego zamieszania, to 
jeszcze   musi   mieć   do   czynienia   z   najbardziej   upartym   facetem,   jakiego 
kiedykolwiek spotkała.

Gdy   spojrzała   na   jemiołę   wiszącą   u   góry,   jej   serce   zatrzepotało   jak 

złapany w potrzask ptak. W porządku, jest nieznośny, ale całuje świetnie. Co do 
tego nie miała cienia wątpliwości.

Dość tego, zganiła się w duchu. Nie obchodzi cię ani Lucas McCabe, ani 

żaden inny mężczyzna.

Położyła   się   na   tapczanie   i   zwinąwszy   w   kłębek   jak   kot,   patrzyła   w 

zamyśleniu na trzaskające w ogniu kominka polana. Trzeba było położyć kres 
wszelkim  niedorzecznościom   i  nonsensom.   Nie  była  typem kobiety  skłonnej 
poddać   się   przelotnym   flirtom,   bez   względu   na   to,   jak   bardzo   kuszące   czy 
przyjemne byłyby pocałunki mężczyzny.

Do tej pory z nikim nie udało jej się stworzyć udanego związku. I chyba 

nie potrafiła właściwie oceniać mężczyzn. Ze swoim chłopakiem spotykała się 
przez dwa lata i przez ten czas nie zauważyła, że jest on płytkim egocentrykiem. 
Odkryła to dopiero w chwili, kiedy uświadomiła sobie, że nie ma już ochoty go 
widywać.

Widok   żarzących   się   głowni   w   kominku   wprowadzał   nastrój   spokoju, 

sprzyjający   wszelkim   refleksjom.   Megan   pomyślała,   że   Nathan   Kennedy 
mógłby brać u Lucasa lekcje postępowania z kobietami.  Nathan wycofał się 
natychmiast,   gdy   dała  mu  do  zrozumienia,  że  oczekuje  od  niego  wsparcia   i 
psychicznego ukojenia, podczas gdy Lucas wręcz zmusił ją, by przyjęła jego 
pomoc i uzmysłowił jej, że, paradoksalnie, pragnie właśnie tego, przed czym 
uciekała.

Westchnęła   głęboko   i  przykryła   stopy   kolorową   narzutą   z   prawdziwej 

afgańskiej   wełny.   Nic   wielkiego   się   nie   stało,   myślała,   ale   nie   będzie   już 

background image

żadnych pocałunków pod jemiołą i kolejnych wizyt Lucasa. Przyjechała tutaj 
tylko   po   to,   żeby   przemyśleć   i   przygotować   sobie   plan   szukania   pracy   i 
odpocząć od kłopotów. Na pewno nie po to, żeby ich sobie przysparzać.

Około północy Lucas pogasił światła w warsztacie i wyszedł na zewnątrz. 

Ogarnęła   go   cisza   spokojnej,   mroźnej,   zimowej   nocy.   Udało   mu   się   pokryć 
bejcą drewniane kołyski dla lalek, lecz pociągi musiały jeszcze  poczekać na 
montaż aż do jutra rana. Czuł się bardzo zmęczony i z przyjemnością myślał o 
tym, że nareszcie położy się spać.

Spojrzawszy do góry w kierunku domu Bennetta, zobaczył przebijającą 

się przez ciemności niewyraźną smużkę światła. Drzewa, które oddzielały jego 
posesję  od domu,  w którym teraz znajdowała się Megan, nie pozwalały mu 
zorientować się, czy pochodzi ono z wnętrza, czy od lampy oświetlającej ganek. 
Tak czy owak, nie miało to znaczenia. Wiedząc, że niedaleko od niego, w domu 
Sama Bennetta, jest teraz kobieta, która w dziwny sposób zaprząta mu myśli, 
zastanawiał się, czy kiedykolwiek odzyska spokój.

Początkowo usiłował wmówić sobie, że tylko stara się pomóc jej przeżyć 

pierwsze   święta   bez   ukochanego   dziadka.   Ale   gdzieś   pomiędzy   dwoma 
zdarzeniami:   zabawą   w   śnieżki   i   zamieszaniem   wywołanym   zawieszaniem 
bezkształtnych ciastek na choince – przyznał się, że w jego postępowaniu jest 
coś więcej niż tylko chęć bezinteresownej pomocy. Dokonał nawet dokładnego 
rachunku   sumienia.   Najpierw   w   drodze   po   prażoną   kukurydzę,   a   potem   już 
wieczorem. Uznał wówczas, że nie ma żadnego powodu, dla którego oboje nie 
mogliby cieszyć się swoim towarzystwem, tu w Whisper Mountain, jako dwoje 
przyjaciół.

Było też więcej niż prawdopodobne, że Megan nie pragnie poważnego 

zaangażowania   się   w   jakikolwiek   związek.   Miała   zamiar   być   sama   podczas 
świąt i on także. Ale dlaczego nie mieliby spędzić tego czasu razem i dobrze się 
przy tym bawić? Potem ona wróci do Illinois, a on zostanie tutaj, w Whisper 
Mountain.   Będzie   nadal   pracował   spokojnie   w   swoim   warsztacie   i   miło 
wspominał czas, który razem spędzili. Nie docenił jednak magii pocałunku pod 
jemiołą.   W   pierwotnym   zamiarze   miał   być   lekki   i   przyjemny   –   pocałunek 
między dwojgiem przyjaciół. Ale w chwili, gdy dotknął jej ust swoimi, poczuł 
żywy ogień. Cholera, nawet tylko wspomnienie tego pocałunku wystawiało go 
na ciężką próbę.

Wziąwszy głęboki wdech mroźnego nocnego powietrza w celu obniżenia 

wewnętrznej temperatury, zaczął zastanawiać się, dlaczego tak silnie reaguje na 
Megan. Do Sue Ellen zalecał się przez rok, był jej mężem przez pięć lat i nigdy 
nie   doświadczył   takiej   namiętności   w   czasie   jednego   pocałunku.   Intuicja 
podpowiadała mu, że Megan również nie przeżyła dotąd niczego podobnego.

Pogrążony w myślach, ciągle patrzył na światło sączące się z domu Sama. 

Nagle   zrobiło   się   ciemno.   Domyślił   się,   że   pewnie   poszła   spać.   Oczyma 

background image

wyobraźni widział, jak włożywszy na siebie piżamę czy koszulkę, wsuwa się do 
łóżka i nagle zapragnął znaleźć się przy niej, objąć ją i przytulić.

Kolejny raz podniecił się, niczym nadpobudliwy nastolatek, mocno więc 

zawstydził się i zganił odpowiednimi słowami własną, jak to określił, głupotę.

Nieważne, co wiedzie ich na pokuszenie, i nie chodzi o bolesną cenę, jaką 

może zapłacić za pragnienie zdobycia Megan. To się nie ma prawa zdarzyć, 
powiedział   sobie   bardzo   wyraźnie.   Pominąwszy   fakt,   że   była   wnuczką   jego 
przyjaciela,   Sama   Bennetta,   Lucas   mógłby   przysiąc,   że   w   jego   ocenie 
dziewczyna   absolutnie   nie   była   typem   kobiety   nadającej   się   na   przelotny 
romans. A on nie miał do zaoferowania nic więcej.

On i Sue Ellen byli bez wątpienia szczęśliwym małżeństwem. Ale Lucas 

McCabe   nie   był   aż   tak   głupi,   żeby   myśleć,   że   szczęście   w   życiu   musi   się 
powtórzyć. Szanse, żeby znalazł drugą kobietę, która byłaby szczęśliwa, wiodąc 
spokojne, wiejskie życie przy jego boku, były praktycznie równe zeru.

Wchodząc   na   schodki   swojego   domu,   odwrócił   się   jeszcze   raz,   żeby 

spojrzeć na dom Sama  Bennetta. Zrobi, co tylko w jego mocy, żeby  umilić 
Megan święta. Uczyni to dla Sama, to wszystko. Ale nie będzie już żadnych 
grzesznych, pożądliwych pocałunków pod jemiołą, czy pragnień, by objąć ją i 
przytulić.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Odejdź – mamrotała przez sen Megan, zakopując się głębiej w pościeli.
Kiedy pukanie do frontowych drzwi domu stało się głośniejsze, odrzuciła 

kołdrę na bok, podniosła się i usiadła na skraju łóżka. Pomimo rozespania, od 
razu domyśliła się, kto o tak nieludzkiej porze puka do drzwi. Postanowiła, że 
niezwłocznie da mu do zrozumienia, że jest tym zaledwie średnio zachwycona. 
Jej   podróżny   budzik   nastawiony   był   na   godzinę   siódmą   rano.   Wprawdzie 
jeszcze   niedawno   wstawała   o   szóstej,   żeby   zdążyć   do   biura,   ale   teraz   nie 
pracowała, a nawet gdyby było inaczej, znajdowała się właśnie na urlopie.

Zetknąwszy   się   bosymi   stopami   z   twardą,   zimną   podłogą,   zaczęła 

piszczeć i podskakiwać, rozglądając się za pantoflami.

– Czekaj, McCabe, niech no tylko otworzę drzwi...
W końcu ciepłe, podbite czerwonym futerkiem pantofle znalazły się pod 

łóżkiem   i   Megan   pośpiesznie   wsunęła   w   nie   zimne   nogi.   Była   już   na   to 
najwyższa pora, gdyż pukanie do drzwi rozlegało się nie tylko w domu, ale też 
w najbliższej okolicy.

– Megan, jesteś tam?!
– Przestań hałasować... – zrzędziła pod nosem. Przebiegła przez pokój, 

otworzyła energicznie drzwi i omiotła go wzrokiem. – Czy wiesz, która jest 
godzina?–  Dzień   dobry!  –  zawołał   wesoło   i   spojrzał  na   zegarek.   –  Ósma   – 
oznajmił radośnie.

Zdziwiona potrząsnęła głową z grymasem niezadowolenia.
– Nieprawda, siódma.
– Zmieniłaś strefę czasową – wykrzyknął tryumfalnie. – Tu jest godzina 

później niż w Illinois.

–   A   niech   to   diabli...   –   Wstrząsnął   nią   dreszcz   wskutek   zimnego 

podmuchu od uchylonych drzwi. – Co... co sprowadza cię tu o tak wczesnej 
porze, panie...?

Wydawał się rozkojarzony.
– Co... co takiego?
Podążyła za jego wzrokiem. No tak, wszystko jasne. W pośpiechu, żeby 

nie zdemolował drzwi, zapomniała nałożyć szlafrok. Pomimo że nie miała na 
sobie przeźroczystego, zwiewnego peniuaru, tylko nocną koszulę z flaneli, jej 
piersi odznaczały się pod nią tak wyraźnie, że ich sterczące, wskutek zimną, 
koniuszki zdawały się przebijać miękki materiał.

Założyła ręce i skuliła ramiona, jakby chciała obronić się przed zimnem, 

chociaż czuła gorąco na policzkach.

– Co tu robisz? – Oderwał od niej wzrok i spojrzał jej w oczy.
– Ja rozpalę ogień, a ty ubierz się w tym czasie – zaproponował.

background image

– Wolałabym wrócić do łóżka. – W jej głosie brzmiał upór.
– Nie możesz. – Przesunął się obok niej, żeby położyć na kuchennym 

stole zielone gałęzie, które przyniósł ze sobą, po czym umieścił na ladzie worek 
z artykułami spożywczymi i diabli wiedzą z czym jeszcze. – Mamy mnóstwo 
roboty.

– O czym ty, u licha, mówisz

?

 – Zatrzęsła się cała z oburzenia. – I... i co to 

za las na moim stole?

– Marzniesz. – Położył swoje wielkie dłonie na jej ramionach i obrócił ją, 

kierując   w   stronę   sypialni.   –   Przyrzekam,   że   wszystko   ci   wyjaśnię,   jak   się 
ubierzesz.

Widząc, że dalszy opór nie ma sensu, Megan udała się do sypialni, żeby 

założyć na siebie bluzkę, dżinsy i ciepłe skarpety. Kiedy wróciła do salonu, 
Lucas umieszczał właśnie ekran ochronny przed buzującym w kominku ogniem.

– Za chwilę będzie ciepło – obwieścił zadowolony. – Zaparz kawy, a ja 

tymczasem pójdę do samochodu po drut.

– Chwileczkę. – Ujęła się pod boki. – Może najpierw wyjaśnisz mi, co ty 

znowu kombinujesz? – Wskazała na stos zieleni na stole.

– Musisz mieć wieniec nad drzwiami – wyjaśnił jej z taką powagą, jakby 

właśnie uzasadnił, dlaczego Ziemia musi krążyć dokoła Słońca.

– Nie chcę żadnego wieńca.
– Bo nie wiesz, że chcesz. Tak samo, jak z choinką. – Uśmiechnął się 

szelmowsko. – Ale teraz podoba ci się, co, może nie?

Spojrzała   na   drzewko   i   wiszące   na   nim   ozdoby   –   ciastka   i   prażoną 

kukurydzę.

– No cóż, nie wygląda najgorzej, ale myślałam, że na tym koniec.
Potrząsnął głową i skierował się do drzwi.
–   Jak   zawiesimy   wieniec,   zajmę   się   oświetleniem   ganku.   Umocuję 

światełka wzdłuż poręczy, a ty w tym czasie zrobisz piernik z imbirem.

–   Nie   mam   produktów   –   pośpieszyła   z   odpowiedzią,   ciesząc   się,   że 

storpedowała przynajmniej jeden jego zamiar.

– Ależ masz. – Wskazał na torbę, leżącą na ladzie. – Wziąłem w obroty 

Margie   Lou,   szefową   największego   sklepu   w   Harmony   Falls   i   kazałem   jej 
wrzucić   tu   wszystko,   co   może   ci   się   przydać.   Łącznie   z   przepisem   na 
przepyszny piernik.

– Widzę teraz, że angażujesz do swojej świątecznej krucjaty wszystkich w 

okolicy – jęknęła Megan. – Czy to, że pozwoliłam na postawienie świątecznego 
drzewka, to mało?

–   Bynajmniej.   –   Mrugnął   do   niej   porozumiewawczo.   –   Pamiętasz? 

Budujesz   własną   tradycję   spędzania   świąt.   Choinka   jest   tylko   jednym   z   jej 
elementów.

Kiedy   wyszedł   po   ten   swój   drut,   rzuciła   okiem   na   zielone   gałązki 

background image

pozostawione na stole i zabrała się do robienia kawy.

– Co za natręt... – westchnęła z ciężkim sercem.
Megan zmarszczyła czoło na widok wieńca w kształcie elipsy.
– Czy przypadkiem nie powinien być okrągły? – rzuciła nieco kąśliwie.
–   Myślę,   że   wygląda   całkiem   nieźle   –   oznajmił,   bardzo   z   siebie 

zadowolony, wręczając jej szeroką rolkę czerwonej aksamitnej wstążki. – Ale 
następnym razem na pewno będzie lepiej.

– A ileż to takich wieńców wykonał pan osobiście, panie „złota rączka”? 

– zapytała ironicznie, odmierzając długość wstążki z nadzieją, że wystarczy jej 
na przyzwoitą kokardę.

– No cóż, prawdę mówiąc... – Zarumienił się trochę.
Gdy jego głos załamał się, Megan wybuchnęła śmiechem.
– Aha. Czyli debiut...
– Coś w tym rodzaju. – Uśmiechnął się rozbrajająco.
Gdyby   w   tym   momencie   zmierzyć   temperaturę   Megan,   pewnie   nie 

wystarczyłoby skali na takim specjalnym termometrze, który mierzy erotyczne 
podniecenie. Przyrzekłszy sobie, że nie odezwie się już ani słowem, położyła 
wstążkę na stole i buntowniczo ujęła się pod boki.

– A czy ty masz u siebie w domu wieniec?
– zapytała zaczepnym tonem.
Kiedy   skwapliwie   przytaknął,   zauważyła,   że   ma   przynajmniej   na   tyle 

przyzwoitości, by nie patrzeć jej bezczelnie w oczy.

– Zawsze  kupuję jeden w Pigeon Forge lub w Gatlinburgu jeszcze  w 

listopadzie, kiedy odstawiam swoje meble do jednego z tamtejszych sklepów – 
wyjaśnił.

–   Kupujesz?   No   pięknie!   –   wykrzyknęła   z   udawanym   oburzeniem   i 

zaczęła się śmiać.

– Ładnie się śmiejesz – zauważył Lucas, wyciągnął ręce i nagle posadził 

ją sobie na kolanach.

Czując jego twarde jak dwa konary dębu uda i silne ręce, którymi objął ją 

w talii, z wrażenia niemal przestała oddychać.

– Lucas... co ty robisz?
– Nie mam pojęcia – odpowiedział bez większego sensu. Jego gorący 

oddech na jej szyi wprawiał ją w zmysłowe drżenie. – Ale przynajmniej wiem 
teraz jedno.

– Co takiego?
– Wiem,  że chcę cię znowu pocałować. – Jego  głos stał się miękki  i 

aksamitny.

– To chyba nie jest dobry pomysł – odparła równie delikatnym tonem.
Położył palec wskazujący na jej policzku i potrząsnął głową.
– Chyba nie. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – Ale konwenanse i to, czego 

background image

pragniemy, nie zawsze idą w parze, prawda, kochanie?

– Nie zawsze – powtórzyła szeptem.
– Czy chcesz mnie pocałować, Megan?
Przecież już obiecała  sobie, że nie będzie żadnych pocałunków z tym 

facetem, bez względu na okoliczności. A jednak tym razem jej pragnienie było 
silniejsze od postanowienia.

Jego brązowe oczy nabrały barwy ciemnej czekolady, gdy pochylił się 

nad nią, żeby dotknąć ustami jej warg.

– Och, jak miękko, jak słodko... – Pieścił słowami wargi Megan, zanim je 

dotknął koniuszkiem języka.

Dreszcz rozkoszy przebiegł przez ciało Megan. Rozchyliła zapraszająco 

usta. Lucas docenił to zaproszenie i delikatnie wsunął swój język w głąb jej ust. 
Serce dziewczyny biło jak szalone, tłocząc w jej żyły fale gorącej krwi. Siedząc 
na jego kolanach, przesunęła się tak, żeby być jeszcze bliżej niego, zarzuciła mu 
ręce na szyję i wplotła palce w jego włosy. Mimo że miała zamknięte oczy, raz 
po raz pojawiały się w nich oślepiające rozbłyski, a serce podskakiwało i gubiło 
rytm, gdy poczuła napierającą na jej udo jego podnieconą męskość.

Kiedy uniósł jej bluzę i wsunął pod nią dłoń, sięgając aż do koronkowego 

biustonosza opinającego krągłe piersi, zdawało się jej, że roztopi się niczym 
garstka   śniegu.   Drżącymi   palcami   usiłowała   jeszcze   rozpiąć   guziki   jego 
miękkiej  flanelowej  koszuli,  ale gdy  stawiły  opór jej rozdygotanym palcom, 
nagle oprzytomniała. Co, u licha, wyprawia i do czego to prowadzi? Coś takiego 
nie zdarzyło się jej dotąd nigdy w życiu.

–   Spokojnie,   kochanie   –   powiedział   Lucas,   któremu   najwidoczniej 

udzielił   się   jej   nastrój.   Delikatnie   wycofał   rękę   i   poprawił   jej   bluzę.   –   Nie 
musisz się martwić. Nie pozwolimy sobie na więcej.

Zmieszana   swoim  zachowaniem  i   bardzo  zażenowana   z   tego  powodu, 

starała się uniknąć jego badawczego spojrzenia.

– Normalnie... to... ja jeszcze nigdy... tak.. – zająknęła się.
Ujął jej twarz w obie dłonie, a ona czuła się tak, jakby dotykał ją całą 

swoimi twardymi spracowanymi rękami. Jej policzki płonęły i żałowała, że nie 
może teraz zapaść się pod ziemię.

– Wszystko w porządku, Megan. – Pocałował ją tak czule, że w jej oczach 

pokazały się łzy.

–   Zawiąż   tę   kokardę,   a   ja   tymczasem   wbiję   gwóźdź   w   drzwi,   żeby 

zawiesić wieniec.

Megan   aż   zesztywniała   ze   zdumienia.   Jak   można   tak   od   razu   być 

gotowym do tak prozaicznych czynności po tym wszystkim, co między nimi 
zaszło? Widocznie wszystko spłynęło po nim jak woda po kaczce!

Po   chwili   namysłu   zdecydowała,   że   najlepszy   sposób   na   opanowanie 

emocji   będzie   wykonanie   kilku   głębokich   oddechów,   po   czym   potakująco 

background image

skinęła głową.

– Dobrze. Ale nie obiecuję, że ta kokarda będzie udana.
Kiedy chciała powstać z jego kolan, objął ją ramionami.
– Właśnie! Wiesz co? Ja też nie obiecuję...
– Masz na myśli ten wieniec?
– Nie. – Przytulił ją na moment do siebie i postawił na nogi, po czym 

podniósł się i pochyliwszy się nad nią, uśmiechnął się szeroko. – Nie obiecuję, 
że nie pocałuję cię znowu – wyszeptał jej do ucha.

Wyszedłszy na zewnątrz, Lucas zaczerpnął dla uspokojenia spory haust 

zimnego   powietrza.   Igrał   z   ogniem   i   cholernie   dobrze   zdawał   sobie   z   tego 
sprawę. W świecie, w którym żyła Megan, on zdawał się nie mieć  wyboru. 
Powiedział już sobie, że sprawy pomiędzy nimi mają utrzymywać się w lżejszej 
konwencji, nic więcej ponad przyjaźń. Ale nie mógł powstrzymać się, żeby nie 
wziąć jej w ramiona, dokładnie tak samo, jak nie mógł przestać oddychać. I jeśli 
nawet pomyślał, że ich wczorajszy pocałunek pod jemiołą był dla niego jedynie 
nic nie znaczącym epizodem, to teraz nie mógł wyobrazić sobie nawet w części, 
co będzie czuł, kładąc się do łóżka dziś wieczorem.

Gdy   sięgnął   po   młotek,   pudło   z   gwoździami   i   zestaw   migoczących 

lampek,   które   nabył   przy   okazji   kupowania   niezbędnych   składników 
potrzebnych do zrobienia piernika, zastanawiał się, jak długo można wytrzymać 
bez   snu.  Przez  ostatnie   dwie  noce  bowiem przewracał  się   z  boku  na  bok  z 
powodu kobiety, która wywróciła jego świat do góry nogami.

I gotów byłby założyć się, że nie dane mu będzie zaznać przyzwoitego 

odpoczynku, dopóki ona stąd nie wyjedzie.

Kręcąc   z   dezaprobatą   głową,   rozwiesił   pośpiesznie   światełka   wzdłuż 

poręczy   ganku,   a   następnie,   ująwszy   palcami   jednej   ręki   stosowny   gwóźdź, 
drugą   chwycił   pokaźny   młotek.   Właśnie   wziął   zamach   i   chciał   wykonać 
fachowe   uderzenie,   gdy   Megan,   pod   wpływem   sobie   tylko   wiadomej   myśli, 
uchyliła drzwi, wskutek czego obuch młotka rozminął się z główką gwoździa. 
Nie rozminął się za to z kciukiem i palcem wskazującym Lucasa.

– Mam tę kokardę... – nagle urwała, zakrywając dłonią usta.
– Kur... A niech to... – Gwóźdź wypadł z ręki Lucasa, który na szczęście 

w   porę   zdał   sobie   sprawę   z   tego,   na   co   się   zanosi   i   zdążył   nieco   osłabić 
uderzenie.

– Och, Lucas, bardzo przepraszam. Bardzo boli? – Megan troskliwie ujęła 

jego rękę. – Pokaż.

Oba   palce,   dzięki   jego  zawodowemu   refleksowi,   nie  ucierpiały   aż  tak 

bardzo, lecz gdyby nawet uległy rozklepaniu niczym srebrna blaszka, udawałby, 
że nic się nie stało, uśmiechając się przy tym promiennie. Jak mogłoby być 
inaczej?   Megan   miękko   ujęła   jego   dłoń   i   głaszcząc   palce   Lucasa,   szukała 

background image

miejsca   urazu,   co   sprawiało   mu   z   każdą   sekundą   coraz   większą   rozkosz   i 
odwracało jego myśli od miejsca bólu.

– Wszystko porządku – oznajmił nienaturalnym głosem.
–   Nieprawda.   –   Megan   pokazała   mu   ślady   jego   krwi   na   koniuszkach 

swoich palców.

Wzruszył   ramionami,   nie   rozumiejąc,   dlaczego   robi   tyle   zamieszania 

wokół paru głupich zadrapań.

– Daj spokój. Przeżyłem już o wiele gorsze rany.
–   Wejdźmy   do   środka.   Poszukam   bandaża.   Pomimo   że   jego   ręka 

wielkości niedźwiedziej łapy była dwa razy większa od jej dłoni, trzymała ją 
tak, jakby to była kosztowna filiżanka z kruchej porcelany.

Rozbawiony, zaczął tłumaczyć jej, dlaczego nie powinna kłopotać się tak 

banalnym przypadkiem, ale nie słuchała go i kazała mu usiąść przy stole.

–   Zaraz   wrócę,   tylko   poszukam   jakiejś   apteczki.   Patrzył,   jak   Megan 

gorączkowo przeszukuje łazienkę. Rozpamiętywał czuły, pieszczący dotyk jej 
palców na swojej dłoni i oczekiwał niecierpliwie, kiedy wróci i podejmie znowu 
rolę pielęgniarki.

Dawno nie miał w swoim otoczeniu kobiety, która otaczałaby go taką 

troską, tak się nim interesowała. Kiedyś jego matka robiła to, co zwykle czynią 
wszystkie troskliwe matki, ale żona była już zbyt praktyczna i pragmatyczna, 
żeby   nadmiernie   przejmować   się   czymkolwiek.   Przypomniał   sobie   teraz,   ku 
swemu zaskoczeniu, że Sue Ellen nie była nadmiernie skłonna do okazywania 
współczucia i że czasami bezskutecznie oczekiwał od niej przejawów troski czy 
choćby najmniejszego zainteresowania.

Zawsze myślał, że Sue Ellen ma bardzo spokojną naturę. Ale może tak 

naprawdę była po prostu zbyt chłodna?

–   Tak   mi   przykro   z   tego   powodu   –   powiedziała   Megan,   śpiesząc   z 

powrotem, i uklękła, żeby zająć się opatrunkiem.

Lucas   otrząsnął   się   ze   swoich   myśli   i   próbował   jeszcze   raz 

zbagatelizować całe zdarzenie.

– Nie przejmuj się. To nic takiego.
–   Ja   tylko   chciałam   zapytać   cię,   czy   jesteś   gotów,   żeby   zawiesić   ten 

wieniec. Nie chciałam cię zranić.

– I nie zrobiłaś tego. To ja trzymałem w ręku młotek.
Obserwował,   jak   delikatnie   przeciera   jego   skaleczenia   antyseptyczną 

ściereczką,  a potem aplikuje jakąś przeciwbakteryjną maść  na uszkodzenia  i 
wszelkie otarcia skóry.

– Ale gdybym nie otworzyła drzwi właśnie w tym fatalnym momencie, 

nic by ci się nie stało. – Wyjęła z pudełeczka dwa kawałki samoprzylepnego 
bandaża, którymi w przemyślny sposób owinęła zranione miejsca.

Poczuł   ogarniające   go   od   wewnątrz   ciepło,   którego   nie   umiał   sobie 

background image

wytłumaczyć i które nie dawało mu żadnego komfortu. Ogarnęło go przemożne 
pragnienie, żeby nagle pochwycić Megan w ramiona, ale na razie, wysiłkiem 
woli, zdecydował, że najlepiej będzie, jeśli trochę się od niej odsunie.

– Dzięki. – Podniósł się, pomógł jej wstać i wyciągnął obandażowany 

kciuk w kierunku drzwi. – A teraz pójdę wbić ten nieszczęsny gwóźdź, dobrze?

Uśmiechnęła się w sposób, który spowodował u niego gwałtowny wzrost 

ciśnienia krwi, zakłócił miarową pracę serca i spokojny oddech.

– Nie chcesz, żebym ci pomogła?
Och,   tak,  bardzo   potrzebował   jej  pomocy,   ale  nie  takiej,  jaką  właśnie 

oferowała.

– No, to może zajmij się piernikiem.
– Już się robi – oznajmiła z dumą. – Ciasto chłodzi się w lodówce od 

godziny. – Spojrzała na zegar umieszczony na piekarniku. – Wyjmę je za jakieś 
dziesięć minut, żeby przygotować wszystkie elementy na domek z piernika.

Lucas   zatrzymał   się   w   drodze   do   drzwi   i   na   chwilę   zaniemówił   z 

wrażenia.

– Czyżbyś wzięła sprawy w swoje ręce? – zapytał z podziwem.
– Nie tak szybko. Najpierw zawieś na drzwiach wieniec, a potem przyjdź 

mi pomóc.

– Uśmiechnęła się obiecująco.
Poczuł gwałtowny skurcz w okolicy serca i suchość w gardle. W co, do 

cholery, się wpakował?

– Ale... ja... nie mam pojęcia, jak robi się domek z piernika.
–   Wszystko   to   twój   pomysł,   nie   pamiętasz?   Poza   tym,   chcę   tylko   od 

ciebie, żebyś dopilnował właściwych wymiarów ścian – długości i wysokości. – 
Przygryzła w zamyśleniu dolną wargę.

– Z pewnością znajdziesz w samochodzie coś do mierzenia, na przykład 

taką zwijaną metalową taśmę, prawda?

–   A   tak,   mam   w   samochodzie.   To   się   nazywa   taśma   miernicza.   – 

Roześmiał się z ulgą.

–   W   porządku.   A   więc   wyobraź   sobie,   ze   bierzesz   udział   w   ważnym 

stolarskim przedsięwzięciu.

Godzinę później Lucas już szykował się do wyjścia, gdy jego wzrok znów 

natknął   się   na   jej  kształtne   pośladki.   Dziewczyna   pochyliła  się   bowiem  nad 
piekarnikiem,   by   wyjąć   blaszkę   z   piernikiem,   a   kiedy   wyprostowała   się, 
wyglądała niemniej ponętnie z czerwonymi od gorąca policzkami i jedwabistym 
kosmykiem włosów, opadającym na czoło.

Westchnął ciężko i podniósł się z trudem. Był mężczyzną o wystarczająco 

silnej woli i dostatecznym krytycyzmie, żeby zdać sobie sprawę, na ile może 
sobie pozwolić. Spędził cały dzień na walce o pohamowanie żądzy i utrzymanie 

background image

swych   rąk   przy   sobie,   z   miernym,   jak   to   ocenił,   skutkiem.   Oprócz   tego 
naprawdę musiał wrócić do pracy. Bo jeśli natychmiast nie wróci do warsztatu, 
diabli wezmą zabawki, które ma skończyć na jutrzejsze przyjęcie.

– No, to wszystko gotowe – skwitował, sięgając po swoją kamizelkę. – A 

mnie czeka robota po powrocie do domu.

– Gdybyś chciał, mogłabym coś przygotować na obiad – zaproponowała z 

uśmiechem, kładąc na ladzie kuchenną rękawicę. – Jeśli jesteś głodny...

Przełknął ślinę, chociaż jego głód nie miał nic wspólnego z jedzeniem. 

Potrząsnął przecząco głową i skierował się do wyjścia.

– Dzięki za propozycję, ale nie jestem głodny.
–   Zanim   wyjdziesz,   chciałabym   cię   o   coś   poprosić   –   zagadnęła, 

odprowadzając go do drzwi.

–   O   co   takiego?   –   zapytał   z   nadzieją,   że   nie   straci   ostatniej   krztyny 

rozsądku, jaka mu jeszcze została i zdoła utrzymać ręce przy sobie.

– Chciałabym, żebyś nie budził mnie jutro ze zdrowego snu z powodu 

jakiejś jeszcze innej świątecznej tradycji, o której sobie przypomnisz, dobrze?

W   jej   oczach   błysnęły   szelmowskie   ogniki   i   w   tym   momencie   jego 

mocne, jak mu się wydawało, postanowienie prysło jak bańka mydlana. Wziął ją 
w   ramiona   i   przyciągnął   do   siebie,   pochylając   się   tak,   żeby   ich   głowy   się 
zetknęły.

–   Myślę,   że   zadbaliśmy   o   wszystko,   z   wyjątkiem   tego...   –   Przykrył 

swoimi wargami jej miękkie kształtne usta.

Nie   opierała   się.   Ta   drobna,   pełna   wdzięku,   apetyczna   kobietka 

przyprawiała go o zawrót głowy. Oplotła jego szyję ramionami i z całej siły 
naparła na niego swym drobnym ciałem. Serce Lucasa tłukło się w klatce jego 
żeber   jak   dziki   ptak.   Czuł   narastające   podniecenie,   cudowną   słodycz,   która 
najprostszą   drogą   spłynęła   mu   z  krwią  aż   do   pachwin.   Jęknął,   przytłoczony 
swym podnieceniem,  przesuwając  w dół jej pleców ręce, żeby ująć nimi  jej 
rozkoszną   pupę   i   podnieść   ją   ku   sobie.   Kiedy   cała   drżąca   w   jego   uścisku, 
wyszeptała jego imię,  omal  nie upadł na kolana. Jeszcze  nigdy w życiu tak 
mocno nie pragnął żadnej kobiety. I jeszcze nigdy nie bał się tego tak bardzo.

Starając   się   oprzytomnieć,   ucałował   ją   w   czoło.   Zauważył,   że   jest 

oszołomiona tym, co się stało, dlatego powstrzymał się, żeby znów nie wziąć jej 
w objęcia.

– Muszę już jechać – wyszeptał drżącym głosem.
– Tak chyba będzie najlepiej – odparła zakłopotana.
– Uważaj na siebie, kochanie – powiedział jeszcze, otwierając drzwi i 

wychodząc na ganek.

– Wesołych świąt, Lucas.
Popatrzył   na   nią   przez   kilka   długich   chwil,   przeżywając   jeszcze   raz 

wszystko, co między nimi zaszło.

background image

– Wesołych świąt, Megan.
Lekko   chwiejnym   krokiem   zszedł   po   schodkach   ganku   i   wsiadł   do 

samochodu.   Kiedy   już   wyjechał   na   drogę   prowadzącą   do   domu,   w   uszach 
zabrzmiały mu jak echo jej słowa na pożegnanie. Wiedział, że nie złoży jej 
kolejnej wizyty, i pomyślał, że ona także o tym wiedziała.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Rzuciwszy książkę na poduszkę, Megan z trudem powstrzymywała się, 

żeby nie zalać się łzami. Dlaczego czuła się taka samotna? Przecież przybyła 
tutaj, do Smoky Mountains, właśnie po to, żeby być sama.

Jednak   gdy   popatrzyła   na   niewielką   choinkę   znajdującą   się   w   kącie 

pokoju,  a potem  na  krzywą  chatkę  z  piernika,  stojącą  na  gzymsie  kominka, 
zrozumiała, że samotność jest ostatnią rzeczą, której pragnie. Serce zabolało ją, 
gdy uświadomiła sobie, że Lucas wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie wróci. 
Brakowało jej jego towarzystwa, choć trudno jej było się do tego przyznać.

W odróżnieniu od jej poprzedniego chłopaka, Nathana, który nie miał dla 

niej czasu, gdy najbardziej go potrzebowała, Lucas rzucił wszystko, żeby jej 
pomóc, mimo iż nawet nie przeszło jej przez myśl, by go o to prosić. Co więcej, 
perfekcyjnie ją rozszyfrował. Przejrzał jej wymówki i zorientował się, że ona 
wcale nie ucieka przed świętami Bożego Narodzenia, a wręcz przeciwnie...

To on uzmysłowił jej, że przyjechała do Smoky Mountains – miejsca, o 

którym   dziadek   opowiadał   jej   z   tak   wielką   miłością   –   ponieważ   usiłowała 
jeszcze raz przeżyć wszystko, czego doznawała, kiedy spędzali święta razem. I 
to dlatego powiedział jej, że musi przestać tkwić w przeszłości i zacząć budować 
własne życie.

Nerwowo otarła łzę, która spłynęła jej po policzku. Cały problem polegał 

na tym, że nowe zwyczaje, o których mówił, miały związek z nim samym. Teraz 
nie miała wątpliwości, że ile razy spojrzy na jakąś choinkę lub zawiąże dużą 
czerwoną kokardę na jakimś wieńcu, przed jej oczami pojawi się Lucas.

Dlatego najlepiej będzie, jeśli przestaną się widywać.
Rozmyślania   Megan   przerwało   pukanie   do   drzwi.   Poderwała   się   z 

miejsca. To musi być Lucas. Był przecież jedyną osobą, którą znała w Whisper 
Mountain.

Wzięła głęboki wdech i sięgnęła do gałki przy drzwiach.
– Dzień dobry, Lucas.
Na jego twarzy malowała się powaga.
– Czy coś się stało – zaniepokoiła się.
– Można tak powiedzieć.
– Wejdź. – Wykonała zapraszający gest i szerzej otworzyła drzwi.
Wyraźnie nieswój, potrząsnął głową i nerwowo potarł ręką kark.
–  Nie  jestem  przyzwyczajony  do  takich   rzeczy,  ale  nie  mam  wyboru. 

Potrzebuję twojej pomocy.

– Co się stało – Ujęła go pod ramię i wprowadziła do środka. – Dobrze się 

czujesz?

Spojrzał na nią w osłupieniu. – Bardzo dobrze. Dlaczego pytasz?

background image

– Myślałam... – Nagle zrobiło jej się po prostu głupio. – Nieważne. A 

teraz powiedz, o co chodzi?

Lucas patrzył na nią przez chwilę, po czym jego urodziwą męską twarz 

ozdobił promienny uśmiech.

– Martwisz się o mnie? – Nie.
– Kłamczucha – skwitował bardzo zadowolony.
– Czy powiesz mi wreszcie, co się dzieje?
– zapytała speszona, że rozszyfrował ją z taką łatwością.
– Potrafisz malować? – Ton pytania był jak najbardziej poważny.
–   To   zależy.   W   zeszłym   roku   pomalowałam   sama   moje   mieszkanie   i 

wyszło całkiem nieźle.

– Zaśmiała się. – Ale na zajęciach plastycznych w mojej szkole średniej 

pan od rysunków zawsze twierdził, że nigdy nie będę drugim Rembrandtem czy 
Picassem.

– Załóż kurtkę. Trzeba pomalować tuzin pociągów i musimy uporać się z 

tym do popołudnia... I właśnie taka jest moja prośba.

Lucas obserwował z przyjemnością, jak Megan założyła kosmyk swoich 

jedwabistych blond włosów za ucho, po czym wzięła do ręki wagonik i zaczęła 
malować go czerwonym akrylowym lakierem. Nie miał zamiaru prosić jej o 
pomoc przy pracach wykończeniowych, ale kiedy zorientował się, że w żaden 
sposób nie zdąży przygotować zabawek na dzisiejszy wieczór, zwrócił się do 
osoby odpowiedzialnej za to opóźnienie.

Jadąc  do  niej,  powiedział   sobie,  że   prosi   ją  o  pomalowanie   pociągów 

jedynie dlatego, że to przez nią nie skończył roboty na czas. W końcu, gdyby nie 
zmitrężył tyle czasu na wyciągnięcie jej z domu i szukanie drzewka, a potem 
ozdabianiu   jej   domu,   wszystko   już   dawno   byłoby   gotowe.   Musiał   jednak 
przyznać przed sobą, że była to tylko częściowa przyczyna jego prośby. Reszta 
bowiem wiązała się z czymś nieuchwytnym, a zarazem głęboko odczuwalnym. 
Otóż w pracy najzwyczajniej na świecie przeszkadzała mu... tęsknota za Megan. 
Nie namyślał się długo. Zadowolony, że znalazł pretekst do kolejnej wizyty, 
wskoczył   do   ciężarówki,   uruchomił   silnik   i   popędził   drogą   wznoszącą   się 
stromo w kierunku jej domu.

Megan odłożyła pomalowany wagonik i sięgnęła po kolejny.
–   Jak   długo   zajmujesz   się   produkcją   zabawek   dla   dzieci   w   Harmony 

Falls?

–   Od   dwudziestu   lat.   –   Kończył   właśnie   malowanie   złotą   farbą   kół 

parowozu.   –   Każdy   w   mieście   robi   coś   na   to   przyjęcie.   Ja   daję   drewniane 
zabawki dla dzieci. Margie Lou, szefowa centralnego magazynu handlowego, 
robi większą ilość domowych dżemów dla kobiet. Jim Ed ze stacji benzynowej 
daje w prezencie wszystkim palącym mężczyznom nowe fajki, które wykonuje z 

background image

kolb kukurydzy. Nikt nie wychodzi z przyjęcia bez prezentu.

–   Rozumiem,   że   Harmony   Falls   nie   ma   zbyt   wielu   mieszkańców   – 

powiedziała zaskoczona sympatycznym miejscowym zwyczajem.

– Jakieś sto pięćdziesiąt osób – objaśnił. – Dlatego robimy tego tak dużo. 

Dla niektórych ta impreza to ich całe święta.

Przestała na chwilę malować i popatrzyła na niego z powagą.
– To bardzo miłe i wygląda bardziej na zebranie rodzinne niż spotkanie 

publiczne.

Oboje milczeli przez chwilę.
–   Mogłabyś   dołączyć   do   nas   –   zaproponował   dwornie,   poważnie 

odchrząknąwszy, niczym urzędnik magistratu, który ma właśnie zabrać głos na 
zebraniu rajców miejskich. Miał zamiar zaproponować jej to już poprzedniego 
wieczoru, ale ich ostatni pocałunek sprawił, że zapomniał o całym świecie. – To 
na pewno lepsze niż samotne spędzanie Wigilii – objawił jej oczywistą prawdę. 
Megan odłożyła pomalowany wagonik obok pozostałych i potrząsnęła głową 
przecząco.

–   Dzięki,   doceniam   zaproszenie,   ale   lepiej   będzie,   jeżeli   z   niego   nie 

skorzystam. – Wstała od stołu i podeszła do umywalki znajdującej się w kącie 
warsztatu, żeby zmyć z rąk ślady akrylowej farby. – Prawdopodobnie trochę 
poczytam, a potem położę się wcześniej spać – jeżeli zmienisz zdanie...

– Nie zmienię. – Zdjęła z wieszaka kurtkę i założyła ją pośpiesznie. Nagle 

zapragnęła zostać sama, choćby przez chwilę. – Pamiętasz? Przyjechałam tutaj, 
bo nie mam ochoty na to całe świąteczne zamieszanie – powiedziała, starając się 
nadać swoim słowom ton rozbawienia. – Nie wywiązałabym się z danej sobie 
obietnicy, gdybym wzięła udział w takim przyjęciu.

Lucas skierował się do umywalki.
– Odwiozę cię do domu.
– Nie! – Nie chciała, żeby zabrzmiało to tak opryskliwie. Zobaczywszy 

grymas   niepewności   i   dezorientacji   na   jego   twarzy,   uśmiechnęła   się,   chcąc 
zatrzeć szorstkość swojej odmowy. – Stąd mam do domu tylko kilkaset metrów, 
a trochę ruchu dobrze mi zrobi. – Zanim jednak otworzyła drzwi, dodała jakby 
na pocieszenie. – Baw się dobrze.

Szła szybko do góry ścieżką, którą wskazał jej Lucas, ale zdołała przebyć 

zaledwie   kilka   metrów,   gdy   jej   oczy   napełniły   się   łzami.   Dlaczego   jego 
zaproszenie na przyjęcie wzbudziło w niej uczucie osamotnienia, jakiego nie 
doznała nigdy dotąd? – Czy nie powinna wykorzystać szansy uczestniczenia, w 
bądź   co   bądź   sympatycznej   imprezie,   rozmyślała,   brnąc   przez   kopny   śnieg. 
Nagle   dotarło   do   niej,   że   zna   odpowiedzi   na   wszystkie   te   pytania,   a   także 
przyczynę smutku, który nagle wypełnił jej duszę. Otóż Lucas zaproponował jej, 
żeby   przyłączyła   się   do   nich,   ale   nie   poprosił,   aby   poszła   tam   jako   jego 
towarzyszka. I za to powinna być mu wdzięczna. Właśnie dlatego było jej o 

background image

wiele łatwiej odrzucić zaproszenie.

Otarła policzki z łez i kroczyła dzielnie wśród drzew w drodze do domu. 

Teraz zrozumiała, dlaczego jej dziadek tak dobrze wyrażał się o Lucasie. Silny, 
pracowity, troskliwy i opiekuńczy, był typem mężczyzny, który potrafił dostrzec 
kogoś będącego w potrzebie i natychmiast oferował swą pomoc. Ale najbardziej 
niezwykłą   jego   cechą,   odróżniającą   go   od   wszystkich   mężczyzn,   z   którymi 
miała do czynienia, było to, że zdołał całkowicie zburzyć jej spokój ducha.

Boże, jaka ja jestem głupia, strofowała się za to, że ani na chwilę nie 

przestaje o nim myśleć.

Lucas, zajęty ładowaniem pudełek z zabawkami do swojego samochodu, 

doszedł   do   wniosku,   że   gdyby   miał   piasek   w   ilości   równoważnej   jego 
rozumowi, nie napełniłby nim nawet naparstka. Jest kompletnym idiotą, więc 
nic dziwnego, że Megan odrzuciła jego propozycję. Zamiast poprosić ją, tak jak 
początkowo zamierzał, żeby poszła na to przyjęcie razem z nim, rozmawiał z nią 
w taki sposób, jakby mu na jej obecności w ogóle nie zależało. Bez względu 
więc na to, jak bardzo źle czuł się teraz, musiał przyznać, że postąpił sobie na 
przekór.

Zatrzasnął klapę skrzyni ciężarówki i skierował się do kabiny. Zamiast 

jednak   wsiąść   do   samochodu,   stanął   przy   nim   i   zaczął   tęsknie   patrzeć   na 
migocące słabo światełka domu na wzgórzu.

Nie, nie pozwoli jej samotnie spędzić Wigilii. Bez niej nie pójdzie na to 

przyjęcie. Wsunął klucze od domu do kieszeni spodni i zasiadł za kierownicą.

Silnik odezwał się niczym konie u sań rwące się do jazdy, więc czym 

prędzej   włożył   odpowiedni   bieg   i   wyjechał   z   podwórka.   Nawet   gdyby   nie 
zastanawiał  się,  i tak skierowałby samochód  na drogę prowadzącą  do domu 
Megan. Niech się dzieje co chce, pomyślał, Megan musi być na tej imprezie.

Pięć   minut   później   zatrzymał   samochód   przed   jej   domem,   wysiadł   z 

samochodu,  dostojnym krokiem wszedł  po schodkach  na ganek i uroczyście 
zapukał do drzwi.

– Prawdopodobnie wcześniej każe mi iść do diabła – wymamrotał, tracąc 

nieznacznie  pewność  siebie. – Wcale nie będę miał  o to do niej pretensji – 
dodał, nie wiedząc, kogo chciałby w ten sposób usprawiedliwić.

–   Co   tu   robisz

?

  –   zapytała   uprzejmie,   otwierając   drzwi.   –   Czyżbyś 

zrezygnował z tej wspaniałej imprezy? – Wyglądała na cokolwiek zdziwioną.

– Przyjechałem, żeby cię zabrać.
Chociaż   patrzyła   na   niego   jak   na   wariata,   wyglądała,   jego   zdaniem, 

bardzo pociągająco.

– Nigdzie nie jadę!
Lucas powiódł ją do środka, zamykając za sobą drzwi.
– No, to ja także – oświadczył wesoło.

background image

–   Ale   ty   musisz.   –   Zacisnęła   obie   piąstki   i   oparła   je   na   kształtnych 

biodrach   dla   wywołania   wrażenia   stanowczości.   –   Zrobiłeś   te   wszystkie 
zabawki. Dzieciaki nie będą miały prezentów, jeśli tam nie pojedziesz.

Lucas wzruszył ramionami z doskonale udawaną obojętnością.
– Wygląda na to, że w tym roku niczego nie dostaną.
Na jej twarzy pojawił się grymas ogromnej dezaprobaty.
– Nie możesz im tego zrobić – oświadczyła z całą mocą.
– W takim razie będzie lepiej, jeśli założysz kurtkę.
– Dlaczego? – zapytała tak zdumiona, że omal się nie roześmiał.
– Ponieważ bez ciebie nigdzie się nie wybieram – powiedział poważnie.
– Nie bądź śmieszny, Luca-a-a-s! – Wykrzyknęła z przerażeniem, gdy 

nagle pochylił się, objął rękoma jej nogi wokół kolan i podniósł ją wysoko, 
przewiesił sobie wygodnie przez ramię. – Co ty sobie wyobrażasz?

– Zdejmij z wieszaka kurtkę – powiedział uprzejmie, otwierając drzwi. – 

Założysz ją w samochodzie.

– Co się z tobą dzieje? – Zachowujesz się jak jakiś jaskiniowiec – sapnęła 

z wściekłością i sycząc jak kobra, zerwała kurtkę z wieszaka.

– Działam jak stary zbój z Tennessee, moja droga – wyjaśnił jej, gdy już 

siedziała w samochodzie.

– Jak kto?!
Zaśmiał się na widok wyrazu zaskoczenia malującego się na jej ładnej 

buzi.

– Nie widziałaś nigdy na kreskówkach zbója, który niesie na ramieniu 

porwaną dziewczynę?

– Może, ale co to ma do rzeczy...?
–   Ponieważ   nie   chciałaś   jechać   ze   mną,   więc   musiałem   uciec   się   do 

stosowanej przez różnych opryszków metody wywierania nacisku – powiedział, 
zamykając drzwi po jej stronie, po czym obszedł z przodu samochód i zajął 
miejsce za kierownicą.

Megan obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
– Nie jestem odpowiednio ubrana. Wziął ją za rękę.
– Meg, to jest Harmony Falls. Mieszkają tu zwyczajni, bezpretensjonalni 

ludzie. To, co masz na sobie jest w porządku – zawyrokował krótko. – Jak to? 
Dżinsy i bluza mają być odpowiednim strojem na przyjęcie? – Minę miała taką, 
jakby kazał jej uwierzyć, że Księżyc jest zrobiony z sera.

– No jasne. – Uścisnął delikatnie dłoń Megan, by dodać jej otuchy. – 

Wierz mi, że będziesz czuła się bardzo dobrze.

– Bardzo w to wątpię.
Przepełniony optymizmem, uruchomił silnik i nareszcie ruszyli.
– Zawrzyjmy umowę. Jeśli nie będziesz się dobrze bawić, natychmiast cię 

stamtąd zabiorę i przywiozę do domu. Co ty na to?

background image

Megan   odetchnęła   z   ulgą,   gdy   weszła   do   udekorowanej   sali   szkoły 

podstawowej   w   Harmony   Falls   i   rozejrzała   się   wokół.   Lucas   nie   kłamał, 
mówiąc, że wszyscy ubrani będą w codzienne stroje.

– Och, jakże cieszę się, że nareszcie mam okazję cię poznać – zaczepiła ją 

jakaś kobieta w średnim wieku. – Twój dziadek zawsze zaglądał do mojego 
magazynu w drodze ze swoich rybackich wypraw. Tak mi przykro, że nie ma go 
już wśród nas – To powiedziawszy, uścisnęła ją serdecznie.

–   Dziękuję   pani   –   odpowiedziała   Megan,   poruszona   jej   naturalną 

szczerością.

– Megan, to jest Margie Lou Smith – powiedział Lucas, szczerząc zęby, 

gdy pomagał jej zdjąć kurtkę. – Poznajcie się, panie, a ja tymczasem przyniosę 
zabawki dla dzieci.

–   Nie   przeszkadzaj   sobie   i   rób,   co   do   ciebie   należy   –   oznajmiła   z 

nadzwyczajną swobodą Mary Lou, machając niedbale ręką w stronę drzwi. – 
Zabieram Megan ze sobą. Chcę ją wszystkim przedstawić.

Dziesięć minut po wejściu na salę Megan stała przy stole z zakąskami, 

zachwycona otaczającymi ją ludźmi; bezpośrednimi i przyjacielskimi. Wszyscy 
serdecznie wspominali jej dziadka, wyrażali żal z powodu jego odejścia i radość, 
że mogą nareszcie poznać jego wnuczkę.

– Jak się bawisz? – zapytał Lucas, podchodząc do niej.
Uśmiechnęła się zadowolona i wzięła z jego rąk kubek z aromatycznym 

ponczem.

– Trudno mi samej w to uwierzyć, ale cieszę się, że mnie tu zaciągnąłeś.
–   Czy   to   oznacza,   że   nie   chcesz   wrócić   do   domu

?

  –   uśmiechnął   się 

promiennie.

– Nie ma mowy. – Zatoczyła wzrokiem po wystrojonej sali. – Ludzie z 

Harmony Falls są cudowni.

–   Lucas,   czy   zechciałbyś   uroczyście   otworzyć   imprezę   i   wręczyć 

dzieciom prezenty

?

  – zwrócił się do McCabe’a jakiś mężczyzna w kraciastej 

flanelowej koszuli i kombinezonie, który właśnie podszedł do nich z drugiego 
końca sali.

– Wygląda na to, że jesteś pilnie potrzebny.
– Ich ręce zetknęły się, gdy odbierała mu szklankę z ponczem.
Musiał odczuć to w taki sam sposób, co spostrzegła po wyrazie jego oczu 

i ekscytującym uśmiechu.

– Będę z powrotem za kilka minut – obiecał. Jej serce zabiło mocniej, gdy 

zobaczyła, jak idzie przez salę w kierunku dużej choinki stojącej po przeciwnej 
stronie, wokół której zgromadziła się grupka dzieci i z jaką radością rozdaje im 
prezenty. Uśmiech, który nie schodził mu z twarzy, wyrażał więcej, niż mogłyby 
wyrazić słowa. Był to mężczyzna, dla którego można było stracić głowę. W tej 

background image

chwili uświadomiła sobie, jak blisko jej do zakochania się w tym człowieku.

– Wszystko w porządku? – Pytanie Lucasa przerwało jej myśli.
Zmieszana nieco i zaskoczona jego szybkim powrotem, skinęła głową, 

obserwując   jakiegoś   mężczyznę,   który   wręczał   fajki   kilku   starszym 
dżentelmenom.

– Co będzie teraz? – odpowiedziała pytaniem.
– Dopiero zacznie się prawdziwa zabawa – oznajmił jej z tajemniczym 

uśmiechem.

– Na prawdę? – Pociągnęła łyk ponczu. – A co to będzie?
– Zagra Leroy Barker ze swoją kapelą – objaśnił. – Gdy dzieciaki zajmą 

się swoimi nowymi zabawkami lub pójdą spać, dorośli będą tańczyć.

– Lubisz tańczyć?
– Tylko powolne tańce.
– Tak jak znakomita  większość  męskiej  populacji. – Uśmiechnęła  się, 

rozbawiona.

Lucas podszedł bliżej i pochylił się nad nią.
–   Jestem   pewien,   że   gdy   oboje   znajdziemy   się   na   środku   parkietu   i 

przytulimy do siebie, ty także polubisz wolne tańce – wyszeptał jej do ucha.

Kiedy ostatnie prezenty zostały rozdane i Lucas, ująwszy rękę Megan, 

wyszedł   z   nią   na   środek   sali,   musiała   przyznać,   że   miał   absolutną   rację. 
Nieważne było, jaki kawałek country właśnie gra kapela, nie miały znaczenia 
słowa piosenki. Wolny, nastrojowy taniec z Lucasem był cudowny i liczyło się 
tylko to, że trzyma ją bardzo blisko siebie. Ktoś mądry przygasił światła, co 
stworzyło intymny nastrój. Ukryta w jego szerokich ramionach, które oddzielały 
ją od całego świata, czuła się tak, jakby na sali byli tylko oni we dwoje.

Megan, podtrzymywana przez jego silne ręce, pozwoliła nieść się w tańcu 

niczym na falach.

Kiedy   jeszcze   bardziej   przyciągnął   ją   do   siebie,   jego   umięśnione   uda 

zdawały się generować w niej ładunki elektryczne, które rozpływały się każdym 
nerwem po całym ciele. Poczuła jego twardą męskość, która napierała na jej 
brzuch   i   wpiła   palce   w   miękki   materiał   jego   flanelowej   koszuli,   żeby   nie 
krzyczeć z rozkoszy. Kołysząc się w takt muzyki, nie potrzebowali żadnych 
słów. Milcząco dał jej do zrozumienia, jak bardzo jej pragnie, a ona już nie 
kryła, że potrzebuje go równie mocno.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

–  Dziękuję   ci,  że  namówiłeś   mnie   na  to  przyjęcie.  –  Zwróciła  się   do 

niego, gdy zajechali na podwórko przed jej domem.

– Namówiłem

?

 To chyba nie jest odpowiednie określenie.

–  No cóż,  chyba  nie  sądzisz,   że podziękuję  ci  za  porwanie  –  odparła 

zadowolona.

Popatrzyła   na   prezenty,   które   trzymała   na   kolanach,   czekając   aż 

wysiądzie z samochodu i otworzy jej drzwi.

–   Poważnie,   Lucas.   Bawiłam   się   cudownie.   I   jestem   wzruszona 

wspaniałomyślnością tych ludzi.

– Mówiłem ci, że nikt nie wychodzi z tego przyjęcia z pustymi rękami. 

Cieszę się, że ci się podobało.

Popatrzyła na niego wymownie.
– Wejdziesz do środka

?

 Napijemy się kawy.

Ich spojrzenia spotkały się, gdy musnął końcami palców jej policzek – 

Bardzo chciałbym wejść, Megan. Ale nie chcę kawy.

Wstrzymała oddech.
– Ja... ja chyba też nie chcę kawy – powiedziała, zastanawiając się, czy 

ten kobiecy głos, który słyszy, na pewno należy do niej.

– Na pewno chcesz, żebym wszedł?
– Tak – odpowiedziała bez wahania.
Jego twarz pojaśniała, gdy ujął ją pod rękę.
– Jesteś pewna, kochanie? Jeśli oboje znajdziemy się w tym domu, to...
Megan położyła palec na jego ustach.
– Wiem, Lucas.
Spędziła cały wieczór, tańcząc z nim i przytulając się do jego szerokiej, 

męskiej   klatki   piersiowej,   dlatego   wiedziała,   że   teraz   nastąpi   ciąg   dalszy. 
Słusznie, czy nie, pragnęła kochać się z tym fantastycznym facetem.

Lucas pochylił się i pocałował ją czule. Weszli do domu. Powiesił ich 

rzeczy na wieszaku i właśnie zamykał drzwi na klucz, gdy Megan podbiegła do 
choinki i położyła pod nią prezenty, którymi została obdarowana na przyjęciu.

Kiedy odwróciła się do niego, popatrzył na nią tak, że ugięły się pod nią 

kolana. Wyciągnął do niej rękę, zaprowadził ją do sypialni, zapalił lampę stojącą 
przy łóżku i delikatnie przyciągnął do siebie.

– Masz tremę, kochanie? – Jego przytłumiony baryton wywołał u niej 

dreszcz nieznanego podniecenia.

– Trochę.
– Nie bój się. – Musnął wargami jej usta.
– Przysięgam, że nigdy cię nie skrzywdzę.

background image

– Wiem.
Ich usta połączyły się w długim pocałunku. Megan delektowała się jego 

smakiem i upajała jego siłą. Lucas wsunął dłonie pod jej bluzę i sięgnąwszy do 
jej piersi, zaczął delikatnie drażnić ich stwardniałe koniuszki. Jej podniecenie 
narastało aż do bólu, wywołując cichy jęk rozkoszy.

– Spokojnie, kochanie. – Gryzł delikatnie jej szyję i płatki uszu, po czym 

odpiął haftkę stanika.

– Mamy przed sobą całą noc. Nie musimy się nigdzie spieszyć.
– Całą noc? – zapytała z niedowierzaniem.
– Nie byłam... to znaczy, nie wiedziałam... że to aż...
– Chłopcom z twoich stron przydałaby się lekcja poglądowa – zażartował, 

a Megan przyznałaby mu rację, gdyby tylko była w stanie wydobyć z siebie 
głos.

Zapragnęła   dotykać   go,   więc   trzęsącymi   się   palcami   zaczęła   rozpinać 

guziki jego flanelowej koszuli, całując przy tym każde odsłaniane miejsce. Jej 
usiłowania przyniosły szybszy efekt, niż się spodziewała, bo nagle drgnął, a z 
jego piersi wydobył się jęk.

– Kochanie, jeśli utrzymasz takie tempo, zrobisz ze mnie największego 

kłamcę.

Rozpięła mu koszulę i zaczęła głaskać jego umięśnioną klatkę piersiową.
– Co masz na myśli? – zapytała. Zaczął całować koniuszki jej palców.
– Będziemy musieli poczekać, aż odzyskam siły, żebym mógł pokazać, co 

to znaczy kochać się przez całą noc.

Jej   wzrok   powędrował   wzdłuż   jego   klatki   piersiowej   i   zatrzymał   się 

poniżej sprzączki paska spodni.

– Ach, tak... rozumiem... masz mały problem.
– Mały? – parsknął.
– O, Boże! – Jej policzki oblały się purpurą. – Powiedziałam... nie, nie 

miałam na myśli... niczego złego. Naprawdę nie chciałam cię urazić...

Ku jej zaskoczeniu, roześmiał się głośno.
– Kochanie, czy ty masz pojęcie, jaka jesteś atrakcyjna?
Zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy, zbyt zawstydzona, żeby zdobyć 

się na odpowiedź.

Pochwycił ją w ramiona i zaczął całować tak, że mocno wczepiła się w 

niego palcami.

–   Nie   chcę,   żebyś   czuła   się   zażenowana,   czy   myślała,   że   mnie 

czymkolwiek   obraziłaś.   –   Podniósł   jej   bluzę   do   góry   i   jednym   sprawnym 
ruchem zdjął ją z niej razem z biustonoszem. Objął jej nagą kibić, pochylił się 
do jej ponętnych piersi i zaczął wodzić po nich ustami. – Jesteś cudowna.

Drżąc z podniecenia, zaczęła pośpiesznie ściągać z niego koszulę.
–   Jesteś   piękny   jak   bóg.   –   Delikatnie   przesunęła   palcami   po   jego 

background image

umięśnionych ramionach i falującym torsie.

– Faceci nie są piękni. Jesteśmy skonstruowani w niewyszukany, prosty 

sposób. Linie proste z zachowaniem kilku kątów dla poprawienia wizerunku i 
prawie zero zaokrągleń. – Uklęknął, żeby zdjąć jej buty i skarpety. Kiedy się 
podniósł, jego czekoladowe oczy błyszczały pożądaniem, które natychmiast jej 
się   udzieliło,   objawiając   się   wzmożonym   biciem   serca   i   coraz   płytszym   i 
szybszym  oddechem.   –  Prawdziwe   piękno  jest   zaklęte  w  idealnych,  boskich 
krągłościach – powiedział mentorskim tonem znawcy i konesera, choć skądinąd 
wiedział, że wie o tym byle głupek noszący spodnie. – Takich jak twoje. – 
Sięgnąwszy do haftki jej spodni, rozpiął ją i zsunął spodnie Megan wzdłuż jej 
bioder.

Jego   szorstkie   dłonie   pieściły   jej   jedwabiste   uda   i   wilgotniejące 

zagłębienie w miejscu, gdzie się łączą. Czując, że zaraz zawiodą ją własne nogi, 
zarzuciła mu na szyję ramiona.

Gdy z kolei sięgnął do zapięcia swoich dżinsów, odsunęła jego rękę i 

przejęła inicjatywę.

– Ja się tym zajmę, dobrze? – Spojrzała mu pytająco w oczy. – Chcesz?
– Och, tak.
Wstrząsnął   nim   dreszcz   rozkoszy,   gdy   rozpiąwszy   mu   spodnie, 

przesuwała palcami po jego bawełnianych bokserkach.

–   Nie   doprowadź   mnie   do   końca   za   szybko   –   poprosił   zdławionym 

głosem i chwycił ją za przegub dłoni. – Nie mam szansy nad tym zapanować, 
więc uważaj.

– Hmm. Wygląda na to, że problem staje się coraz większy – powiedziała 

z uśmiechem.

Zaśmiał się, po czym szybko zsunął z siebie dżinsy i spodenki.
Gdy   ujrzała   go   w   całej   męskiej   okazałości,   z   jej   ust   wyrwał   się   jęk 

zachwytu. Ten mężczyzna miał imponująco wspaniałe ciało.

– Możesz  sobie nie myśleć,  że jesteś  piękny, bo wystarczy, że  ja tak 

myślę – wykrztusiła.

Potrząsnął głową i znowu wziął ją w ramiona.
– Ty jedna jesteś piękna.
Kontrast   pomiędzy   jego   owłosioną,   szorstką   skórą   a   jej   delikatną   i 

kobiecą  zachwycił ją  i jeszcze  bardziej podniecił.  Oplotła  rękoma   jego tors, 
jakby chciała zawiesić się na nim.

– Nie mam już siły... – jęknęła i poddała się miękko.
– Połóżmy się, dobrze? – zaproponował.
Odgarną   kolorową   kołdrę   i   ku   jej   zaskoczeniu,   wziął   ją   na   ręce   i 

delikatnie   położył   na   środku   dużego   łóżka.   Zobaczyła,   jak   wyciągnął   coś   z 
kieszeni leżących na podłodze spodni, wsunął to pod poduszkę i położył się 
obok niej.

background image

Leżąc w jego uścisku, zamknęła oczy, oddając się przyjemności bycia tak 

blisko niego.

– Mmm... jak cudownie – wyszeptała szczęśliwa.
–   Obiecuję   ci,   że   będzie   jeszcze   cudowniej,   kochanie   –   powiedział, 

wplatając palce w jej włosy.

Gorący pocałunek, który znowu połączył ich wargi, był tak namiętny, że 

zdawał się ogarniać ją płomieniem. Lucas całował teraz jej szyję i obojczyk, po 
czym zaczął całować piersi, aż dotarł ustami do twardych sutek. Gdy dotknął ich 
językiem, wpiła mu palce w ciemne włosy.

Ssąc   je   i  gryząc   leciutko,   wsunął   rękę  między   jej  gorące   uda.   Megan 

poddała się jego pieszczotom bez reszty. Nagle poruszyła się niecierpliwie i 
gwałtownie do niego przycisnęła.

– Lucas, p... proszę... – jęknęła spazmatycznie.
– Co, kochanie? – Uniósł głowę.
– Chcę ciebie...
– Teraz?
– Tak!
– Ale mamy kochać się całą noc – powiedział i nagle odsunął się od niej.
Zobaczyła, jak otwiera foliowe opakowanie. Do świtu spalę się na węgiel 

– szepnęła namiętnie.

– Nie pozwolę, żeby tak się stało – odpowiedział, rozdzieliwszy delikatnie 

swoim kolanem jej nogi. Wszedł między jej uda i uśmiechnął się.

–   No,   pokaż   mi   teraz,   jak   bardzo   mnie   pragniesz,   Megan   –   poprosił 

namiętnym szeptem.

Był   oczarowany,   gdy   przejęła   inicjatywę,   prowokująca   i   gotowa   go 

przyjąć.

– Kochaj mnie teraz, Lucas.
Objął ją ramionami i zaczął poruszać się w niej powoli, a ona, ulegając 

narastającemu pożądaniu, wtopiła się w niego, trzymając mocno zaplecione ręce 
na   jego   szerokich   plecach,   aż   nagle   targnął   nią   spazm   rozkoszy.   Usłyszała 
jeszcze, jak wypowiedział jej imię, by po chwili dołączyć do niej.

Głęboka czerń nocy przybladła niepostrzeżenie i przeszła w perłowoszare 

światło świtu.

Megan patrzyła z przyjemnością na przystojnego mężczyznę, który leżał 

obok   niej,   obejmując   ją   lekko   rozluźnionym   w   czasie   snu   ramieniem   i 
uśmiechała   się,   gdy   od   czasu   do   czasu   wypowiadał   przez   sen   jej  imię   albo 
podświadomie przyciągał ją mocniej do siebie.

W ciągu tej długiej zimowej nocy Lucas wykazywał wielką troskę o to, 

żeby   czuła   się   wspaniale.   I   udało   mu   się,   bo   nigdy   w   całym   swoim 
dwudziestosześcioletnim życiu nie było jej tak dobrze jak teraz, gdy trzymał ją 

background image

w swoich silnych ramionach.

Obserwowała go pogrążonego we śnie oczami pełnymi łez szczęścia. To 

nic, że znała go dopiero od kilku dni. Czuła, że kocha go z całego serca.

Delikatnie dotykając koniuszkami palców jego policzka, rozpamiętywała 

wszystko, co zrobił dla niej w ciągu tych kilku dni. Pokazał jej, że święta to coś 
dużo,   dużo   więcej   niż   czas   wolny   z   racji   ferii   i   drogie   prezenty.   Wspólna 
wyprawa do lasu wśród śniegu po kolana po świąteczne  drzewko, siedzenie 
razem przed kominkiem, roztaczającym ciepło na cały dom, i robienie łańcucha 
z prażonej kukurydzy albo wycinanie gwiazdy z kartonu i owijanie jej srebrną 
folią   –   wszystko   to   składało   się   na   cudowny   czas   i   tworzyło   prawdziwie 
świąteczną atmosferę.

Megan zdała sobie teraz sprawę, jak wiele Lucas zrobił dla niej, i musiała 

ze wstydem przyznać, że wcale mu tego nie ułatwiała, a wręcz przeciwnie, sama 
uczyniła dla niego bardzo mało. Ale co mogła zrobić? W jaki sposób mogła 
odwdzięczyć mu się za to wszystko?

Wysunęła się spod jego ręki, wstała z łóżka, włożyła pantofle, zarzuciła 

na siebie szlafrok i weszła do salonu. Gdy rozpalała ogień w kominku, żeby 
przegonić chłód poranka, który, nieproszony, zdążył już rozgościć się w domu, 
wpadła na pomysł, co zrobić dla niego.

Kiedy jej spojrzenie powędrowało do kuchni, w kącikach jej ust pojawił 

się   uśmiech.   Poda   mu   śniadanie   do   łóżka.   Tak,   to   na   pewno   sprawi   mu 
przyjemność.

Byle tylko nie obudził się, zanim wszystko nie będzie gotowe... Czym 

prędzej przystąpiła do działania i po niedługim czasie pojawiła się w drzwiach 
sypialni,   trzymając   w   rękach   tacę,   na   której   znajdowały   się   dwie   filiżanki 
dymiącej aromatycznej kawy i dwa talerze pełne rozmaitych pyszności.

– Wesołych świąt, śpiochu.
–   Wesołych   świąt,   kochanie   –   mruknął   Lucas   i   po   omacku   poklepał 

materac obok siebie. Dopiero wtedy skonstatował z przerażeniem, że nie ma jej 
w łóżku. W napięciu obrócił się na wznak. – Która godzina? – zapytał, zrywając 
się z posłania.

– Nie wstawaj. Dostaniesz dziś śniadanie do łóżka.
– Szalona kobieto! – wykrzyknął przejęty. – Niepotrzebnie zadałaś sobie 

tyle trudu – dodał, podniósłszy się, żeby wziąć z jej ręki tacę. – Nikt, nigdy 
przedtem nie podawał mi śniadania do łóżka – powiedział wzruszony.

– Kiedyś musi być pierwszy raz – Wręczyła mu widelec. – Mam nadzieję, 

że lubisz jajecznicę.

Z nadzwyczajną ostrożnością, żeby nie zrzucić całej zawartości talerza na 

podłogę, czy, co gorsza, na pościel, nachylił się, żeby ją pocałować.

– Mało rzeczy na świecie jest lepszych od jajecznicy – oznajmił i omal się 

nie oblizał. – Ale tu jest więcej pyszności! – zawołał odkrywczo.

background image

Megan podniosła do ust grzankę.
– Zasłużyłeś sobie na to wszystko. Chcę ci pokazać, że jesteś dla mnie 

kimś wyjątkowym.

Gdyby   uśmiech   mógł   podnosić,   Lucas,   znalazłby   się   na   orbicie 

okołoziemskiej.   –   Dziękuję,   kochanie   –   powiedział   tylko,   nie   wiedząc,   co 
mógłby   dodać.   O   ile   bowiem   pamięć   go   nie   myliła,   nigdy   w   całym  swoim 
długim,   trzydziestodwuletnim   życiu   nie   zaznał   takiej   troski   jak   w   tym 
momencie.

Skonfundowany, postanowił zmienić temat rozmyślań.
– Kiedy twoi rodzice wracają z tej swojej wyprawy? – zapytał.
– Nie wcześniej niż w połowie stycznia – odpowiedziała, popadając w 

zadumę. – Wiesz, moi rodzice są niekonwencjonalni i bardzo ich za to kocham, 
ale kiedy będę miała własną rodzinę, chcę spędzać każde święta z mężem i 
dziećmi. Chcę, żeby zawsze wiedzieli, że są najważniejszą częścią mojego życia 
i że najcenniejszym prezentem jest czas, który możemy dzielić razem ze sobą. – 
Uśmiechnęła   się   i   pocałowała   go   w   policzek.   –   Muszę   ci   podziękować,   że 
uzmysłowiłeś mi to wszystko, Lucas.

Z wrażenia omal nie udławił się kawałkiem przysmażonego, chrupiącego 

boczku.

– Mnie?!
– Tak, tobie. – Obdarzyła go wdzięcznym spojrzeniem, które przyprawiło 

go o wyraźniejsze bicie serca. – Poświęciłeś swój czas, żeby pokazać mi, czym 
są święta Bożego Narodzenia.

Uczucie w piersi Lucasa rozrosło się tak, że omal nie rozsadziło mu klatki 

piersiowej. I to go bardzo wystraszyło.

Potrzebował dystansu i zaczął zastanawiać się, jak to zrobić, żeby nie 

zranić jej uczuć. Decydując się na połowiczną prawdę, spojrzał na jej podróżny 
zegarek, stojący na nocnym stoliku.

–   Cholera!   Muszę   jechać   do   domu.   Piętnaście   minut   temu   miałem 

zadzwonić do mamy i złożyć jej świąteczne życzenia.

–   Gdzie   ona   mieszka?   –   zapytała   Megan,   zabierając   tacę   z   pustymi 

talerzami.

– Wyprowadziła się na Florydę zaraz po śmierci ojca, żeby być blisko 

swojej siostry – powiedział, wstając z łóżka.

Trochę   zawstydzony,   zabrał   się   do   zbierania   swoich   rzeczy,   które,   w 

porywie   namiętności,   porozrzucał   wczoraj   po   podłodze.   Jego   matka 
rzeczywiście mieszkała ze swoją siostrą w Orlando i rzeczywiście miał do niej 
zadzwonić z życzeniami. Tyle, że niekoniecznie właśnie teraz.

Kiedy skierował się w stronę drzwi, zobaczył Megan i zatrzymał się jak 

wryty. Robiła wrażenie kompletnie załamanej, jakby właśnie była świadkiem 
jego   odejścia.   Na   nieszczęście,   im   bardziej   chciał   zostać,   tym   bardziej 

background image

potrzebował czasu dla siebie, żeby wszystko przemyśleć.

Wykonał głęboki oddech, podszedł do niej i pocałował ją, z najwyższym 

trudem opierając się pragnieniu wzięcia jej znowu do łóżka. Poprzestał tylko na 
dotknięciu końcami palców jej atłasowego policzka.

– Dziękuję ci za wczorajszy wieczór i za dzisiejszy poranek. Nawet nie 

wiesz, jak dużo to wszystko dla mnie znaczyło.

– Cieszę się – szepnęła nieswoim głosem. Pomyślał, że jeśli nie zmusi się 

do wyjścia, nie wyjdzie od niej już nigdy.

– Przepraszam, kochanie, ale muszę iść.
– Rozumiem – odpowiedziała spokojnie. Nie miał pojęcia, jakim kosztem 

udało jej się zachować obojętność.

Gdy   znalazł   się   na   zewnątrz,   jego   poczucie   winy   wzrosło 

dziesięciokrotnie i poczuł się jak palant. Ale nic nie można było na to poradzić. 
Potrzebował czasu, żeby poradzić sobie z uczuciami, które mogły spowodować 
całkowity rozpad jego poukładanego świata.

Nie było sensu, żeby im zaprzeczyć, czy je zlekceważyć. Próbował je 

okiełznać, ale teraz zrozumiał, że prowadził z góry przegraną bitwę.

Lucas zakochał się w Megan.
Nadeszła chwila, w której musiał poważnie zastanowić się, co dalej zrobić 

z tą miłością.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Lucas oparł się o poręcz ganku swojego domu, spoglądając w zadumie na 

światła   w  domu   Bennetta.   Po  tym,  jak  niczym  pies z  podwiniętym ogonem 
uciekł z miejsca, w którym przebywała Megan, spędził cały dzień w swoim 
warsztacie, myśląc tylko o tym, że się w niej zakochał.

A więc co zamierza z tym zrobić? Co może z tym zrobić?
Nie był pewien, co tak naprawdę myśli o nim Megan. Wiedział tylko, że 

w jakiś sposób zależy jej na nim. Nie była typem kobiety, która poszłaby z nim 
do łóżka, gdyby było inaczej. Ale czy to znaczy, że go kocha? Kiedyś myślał, że 
jego zmarła żona kocha go tak, jak on ją. Ale teraz, myśląc o tym z perspektywy 
czasu, wcale nie był tego taki pewien.

Sue Ellen kochała go tak, jak była w stanie. Ale też, musiał to przyznać, 

ich małżeństwo dalekie było od doskonałości.

Gdy tak się gapił w stronę domu na wzgórzu, przypomniał sobie coś, co 

Megan powiedziała dziś rano, i co dało mu do myślenia. Pomimo że jej rodzice 
kochali ją, zawsze przedkładali swoje wakacje nad jej sprawy. To wyjaśnia, 
dlaczego   ona   chce   spędzać   każde   święta   z   rodziną,   by   pokazać   mężowi   i 
dzieciom, że są dla niej najważniejsi.

Poczuł kamień na sercu i zrobiło mu się niedobrze. Byłoby szaleństwem 

utrzymywać, że przez te kilka dni poznali się oboje bardzo dobrze. Ale dotarło 
do niego ponad wszelką wątpliwość, że to on chce być tym mężem i ojcem tych 
dzieci.

Niestety, były też inne rzeczy, które należało wziąć pod uwagę. Jej życie 

toczyło   się   w   Illinois,   a   jego   miejscem   na   ziemi   było   Whisper   Mountain. 
Wygląda na to, że tutaj, owszem, podoba się jej, ale jest tylko gościem. Czy 
byłaby szczęśliwa, gdyby zamieszkała tu na stałe?

Lucas czuł, że ta sytuacja go przerasta. Nie był wcale mądrzejszy teraz, 

niż gdy wychodził z jej domu dziś rano. Ale jedno nie ulegało wątpliwości. 
Musi zobaczyć ją znowu, nawet gdyby miał jej powiedzieć tylko „do widzenia.”

Rezygnując z próby czytania czegokolwiek, Megan nawet nie usiłowała 

się   oszukiwać.   Zgasiła   lampę   przy   łóżku   i   usiadła,   pogrążona   w   ciemności, 
objąwszy rękoma podciągnięte kolana.

W kominku dopalały się polana, rzucając na ściany czerwone, drgające 

cienie, a ona myślała, że nadszedł czas spojrzenia prawdzie w oczy. Lucas nie 
wróci tu dzisiaj, ani jutro, ani... nigdy.

W   oczach   Megan   co   chwila   pojawiały   się   łzy.   Najwidoczniej   jej 

znajomość mężczyzn pozostała na poziomie sprzed sześciu miesięcy. Pomyliła 
się co do Nathana Kennedy’ego, a teraz okazało się, że także co do Lucasa.

background image

Niecierpliwym   gestem   otarła   po   raz   setny   łzy.   Spędziła   cały   dzień, 

zastanawiając się, czy Lucas poszedł z powodu jakiejś jej niezręcznej uwagi, czy 
też doszedł do wniosku, że ich intymny kontakt okazał się nieporozumieniem, o 
którym trzeba jak najszybciej zapomnieć. Nie mógł już szybciej wyjść z jej 
domu dziś rano, myślała z ironią, ani nie zapomniał powiedzieć, że zaraz wróci.

Czuła, że jej serce rozpadło się na kawałki, gdy zdała sobie sprawę z tego, 

ile Lucas dla niej znaczy mimo tak krótkiego czasu ich znajomości. Nigdy już 
nie   doświadczy   tyle   dobrego   z   innym   mężczyzną,   i   do   końca   życia   nie 
przeboleje tej miłości.

Najlepiej zatem będzie, jeśli jutro rano opuści Whisper Mountain. W ten 

sposób nie narazi się na ryzyko zobaczenia go znowu i definitywnie skończy z 
torturowaniem siebie uczuciami, które nie dają widoków na przyszłość.

– Megan? Nie śpisz?
Na   odgłos   pukania   do   drzwi,   podskoczyła   tak,   jakby   żarząca   się   w 

kominku głownia wpadła nagle do jej łóżka.

– Odejdź, Lucas! – zawołała przez cały dom. Nawet jeżeli kochała go z 

całego serca, był w tym momencie ostatnią osobą na świecie, którą chciałaby 
zobaczyć.   Jedno   jego   spojrzenie   wystarczyłoby,   żeby   zorientował   się,   że 
zakochała się w nim bez pamięci. Była jednak zbyt dumna, żeby pokazać mu, 
jaka była głupia.

– Megan, co się stało?
– Nic. Idź sobie.
–   Cholera!   –   wrzasnął.   –   Kochanie,   masz   dwie   możliwości.   Albo 

otworzysz drzwi, albo je wykopię.

– Nie ośmielisz się.
– No to uważaj. – Ton jego głosu nie pozostawiał żadnych wątpliwości, 

że to zrobi.

Podeszła i energicznie otworzyła drzwi.
– Czego chcesz, Lucas – Nic ci nie jest? – Nie czekając na zaproszenie, 

przeszedł obok niej. – Dlaczego nie chcesz mnie widzieć?

– No właśnie. – Zamknęła drzwi, żeby resztki ciepła nie uciekły z domu. 

Westchnęła głęboko i odwróciła się do niego. – Jest jakiś powód, dla którego 
zatrzymałeś się tutaj?

–   Jest.   Musimy   porozmawiać   –   powiedział   twardo,   zdejmując   kurtkę. 

Wyjął coś z kieszeni kurtki, po czym powiesił ją na wieszaku.

– To może jutro. Jestem naprawdę zmęczona i... – Przeczącym ruchem 

głowy potwierdziła niechęć do jakiejkolwiek rozmowy i... do wszystkiego.

– Płakałaś – powiedział, podchodząc do niej. Zanim zareagowała, objął ją 

ramionami i przyciągnął mocno do siebie. – Co się stało, kochanie?

– N... nic. – Próbowała wyłuskać się z jego ciepłego uścisku, a przy tym 

bardzo się starała, by nie wybuchnąć spazmatycznym szlochem.

background image

– Widzę, że tak. – Poprowadził ją w kierunku kanapy, usiadł i wziął ją na 

kolana. Chciała wstać, ale przytrzymał ją. – No powiedz, Megan. Rozmawiaj ze 
mną.

– Roz... rozmyślałam o moim biednym dziadku.
– Mów prawdę. – Potrząsnął głową. Obtarł łzę na jej policzku. – Chcesz 

wiedzieć, co myślę?

– Nie.
–   Myślę,   że   płakałaś   przeze   mnie   –   powiedział   miękko.   –   Wiem,   że 

uraziłem cię swoim zachowaniem dziś rano.

Jego niski, aksamitny głos wywołał w niej dreszcz podniecenia, ale całą 

siłą woli starała się to zignorować.

– Nieważne... sprawa zamknięta. – Skłamała. Powstrzymywanie się od 

płaczu było z każdą sekundą coraz trudniejsze.

– Warto o tym porozmawiać, kochanie. – Zobaczył jeszcze jedną łzę na 

jej policzku i Scałował ją. – Chcę ci opowiedzieć pewną historię, Megan. I chcę, 
żebyś mi obiecała, że wysłuchasz jej do końca, zanim cokolwiek powiesz.

– Niech ci będzie – zgodziła się.
–   Kilka   dni   temu   pracowałem   do   późna   w   moim   warsztacie,   gdy 

zauważyłem   smugę   dymu   unoszącą   się   z   komina   domu   mojego   starego 
przyjaciela, Sama Bennetta. Kiedy udałem się na miejsce, żeby zbadać, co tam 
się dzieje i wyszedłem z lasu, zobaczyłem najpiękniejszą blondynkę na świecie, 
która na mój widok zaczęła wrzeszczeć wniebogłosy. – Przełknął ślinę. – Gdy 
udało   mi   się   nakłonić   ją,   żeby   zrezygnowała   z   próby   obudzenia   wszystkich 
niedźwiedzi w Whisper Mountain, dowiedziałem się, że jest wnuczką Sama.

A więc uważał, że jestem piękna? – pomyślała ze zdziwieniem. Zagryzła 

dolną wargę, żeby zamaskować jej drżenie.

– Skończyłeś?
W odpowiedzi pocałował ją w czoło.
–   Tak   czy   owak,   pomyślałem,   że   Sam   życzyłby   sobie,   żebym 

zaopiekował się jego wnuczką podczas jej pobytu w jego domu.

A więc odwiedzał ją jedynie z powodu respektu, jaki miał dla dziadka.
–   Proszę...   wolałabym   nie...   słuchać   tego...   więcej   –   powiedziała 

zrezygnowana.

– Nie przerywaj, bo teraz będzie najważniejsze. – Lucas uspokajającym 

gestem pogładził jej plecy swoją szeroką dłonią. – Gdy odkryłem, jak bardzo 
tęskniła za Samem, i że przyjechała w góry, ponieważ był to pewien sposób, 
żeby   znowu   poczuć   się   bliżej   niego,   postanowiłem   pomóc   jej   przetrwać 
pierwsze święta bez niego.

– Ja... nie zdawałam sobie sprawy aż do wczoraj... że jest to powód, dla 

którego tu przyjechałam – przyznała.

–   Wiem,   kochanie.   –   Przyciągnął   ją   do   siebie.   –   Lecz   pomiędzy 

background image

szukaniem dla ciebie drzewka na choinkę a wspólną zabawą na przyjęciu w 
Harmony Falls zdarzyło się coś, co... Czy chcesz wiedzieć, co się stało?

– Ja... nie, nie jestem pewna, czy... – Jej głos załamał się zupełnie.
– Spójrz mi w oczy.
– Nie! – Wiedziała, że jeśli to uczyni, wybuchnie płaczem.
Ujął delikatnie jej podbródek i przekręcił go tak, żeby ich spojrzenia się 

spotkały.  Wyraz  jego  ciemnych,  brązowych  oczu   zdawał  się   uprzedzać  jego 
słowa i spowodował, że serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.

– Zakochałem się w cudownej wnuczce Sama. Na ułamek sekundy serce 

Megan przestało bić.

– Naprawdę?
– Nie może być już chyba nic bardziej prawdziwego na świecie.
–   Och,   Lucas,   ja   ciebie   także   kocham   –   powiedziała,   zarzucając   mu 

ramiona na szyję. – Tak bardzo...

Pocałował ją czule.
– Ale historia nie kończy się na tym, kochanie.
– A co jest dalej? – zapytała, uśmiechając się przez łzy.
–   To   zależy   od   wnuczki   Sama.   –   Wręczył   jej   przedmiot,   który   wyjął 

wcześniej z kieszeni swojej kurtki. Było to pudełeczko opakowane w grube, 
workowe płótno i przewiązane czerwoną wstążką. – Ale najpierw, chciałbym, 
żebyś je otwarła.

Drżącymi   palcami   rozwiązała   wstążkę   i   zdjęła   opakowanie.   Kiedy 

podniosła wieczko, zobaczyła w środku maleńką, misternie wykonaną kołyskę.

– Och, Lucas, jakie to cacko. Czy ty sam to zrobiłeś

?

Skinął głową.
–   Zaraz   po   naszym   rozstaniu,   dziś   rano.   Resztę   dnia   spędziłem   w 

warsztacie. Tam mi się najlepiej myśli.

– Ale co to ma wspólnego z dalszą częścią twojej historii? – zapytała, 

wodząc opuszkiem palca po prześlicznych ornamentach.

–   Mam   nadzieję,   że   wnuczka   Sama   zgodzi   się   zostać   moją   żoną   – 

powiedział lekko zachrypniętym z przejęcia głosem. – I jeśli się zgodzi, zrobię 
jej dużą kołyskę, żeby nasze dzieci miały w czym spać.

Łzy płynęły po policzkach Megan. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Lucas wyjął z przepaścistej bocznej kieszeni spodni olbrzymią kraciastą 

chustkę i osuszył z łez jej twarz.

– Mam nadzieję, że są to łzy szczęścia. – Kiedy skwapliwie przytaknęła, 

obdarzył ją w sposób, w jaki tylko on mógł to zrobić, jeszcze jednym, męskim, 
szerokim   i   szczerym   uśmiechem.   –   Nie   spodziewałem   się,   że   cię   znajdę, 
kochanie.   Ale   teraz,   gdy   już   cię   mam,   nie   pozwolę   ci   nigdy   odejść.   Czy 
zechcesz  wyjść  za  mnie,   Megan  i  pozwolisz  mi  zrobić kołyskę  dla  naszych 
dzieci?

background image

–   T...   tak   –   wykrztusiła   wzruszona.   –   Kocham   cię   bardziej,   niż 

kiedykolwiek zdołasz to sobie wyobrazić, Lucas.

– I ja cię kocham, skarbie.
Gdy trzymał ją tak blisko siebie, zadała mu niezwykle rzeczowe pytanie:
– Będziemy mieszkali u ciebie, czy u mnie?
– Czy myślisz, że mogłabyś być szczęśliwa, żyjąc tu, w górach?
Delikatnie ujęła w dłonie jego twarz.
–   Uwielbiam  to   miejsce.   Nie   chcę   mieszkać   nigdzie   indziej.   Spróbuję 

znaleźć pracę w Pigeon Forge lub w Gatlinburgu, a jeśli mi się to nie uda, będę 
szczęśliwa, mogąc zostać w naszym domu z naszymi dziećmi.

– Czy chcesz poczekać ze ślubem do powrotu twoich rodziców?
–   Tak.   Być   może,   to   zainspiruje   ich   do   zrobienia   tego   samego   – 

uśmiechnęła się do swych myśli.

– Kochanie, ja chyba musiałem coś przeoczyć – powiedział speszony. – 

Chcesz, żeby twoi rodzice odnowili przyrzeczenia małżeńskie?

Wybuchnęła śmiechem.
– Pamiętasz

?

 Mówiłam ci, że są dość niekonwencjonalni. – Są ze sobą od 

prawie trzydziestu lat, ale nigdy nie czuli potrzeby, by się pobrać.

Lucas wyglądał na nieco zaskoczonego, co nie zdziwiło jej nadmiernie, 

zdążyła bowiem zauważyć, jak wielką wagę przywiązuje on do tradycji.

– Ale ty się zgadzasz zostać moją żoną? – zapytał lekko zaniepokojony.
– Oczywiście!
Na jego przystojnej twarzy odmalował się wyraz ulgi.
– Będę musiała pojechać do Springfield, żeby spakować się i zlikwidować 

moje mieszkanie, ale wrócę – jak tylko będę mogła najszybciej. Chcę, żebyśmy 
jeszcze   w   tym   miesiącu   rozpoczęli   przygotowania   do   naszego   ślubu.   – 
Uśmiechnęła się pod wpływem jakiejś nagłej myśli. – Nie mogę się doczekać, 
żeby zobaczyć miny Grety i Kayli, gdy spotkam się z nimi w Chicago.

– Czy to twoje przyjaciółki?
– Poznałyśmy się kilka dni temu, kiedy nasze loty z lotniska O’Hare w 

Chicago   zostały   odwołane   niemal   w   tym   samym   czasie   z   powodu   burzy 
śnieżnej. Przegadałyśmy kilka godzin i od razu się polubiłyśmy...

Jego   wargi,   cały   czas   wędrujące   po   wrażliwej   skórze   Megan,   nie 

ułatwiały jej koncentracji i wciąż budziły rozkoszne dreszcze.

– Gdy okazało się, że wracamy tego samego dnia, obiecałyśmy sobie, że 

spotkamy się i każda z nas opowie o tym, jak się jej udało uciec od świętowania, 
a także od trudnej codzienności...

– To miły pomysł – przyznał i delikatnie pocałował ją za uchem. – A 

wiesz, że ja też coś sobie obiecałem?

– T... ty obiecałeś sobie? – zapytała, nie skrywając ciekawości.
Tuląc   ją   do   swojej   szerokiej   piersi,   nagle   wstał   i   trzymając   ją   w 

background image

ramionach, skierował się do sypialni.

– Obiecałem sobie, że zaraz pokażę ci, jak zamierzam kochać się z tobą 

każdej nocy przez resztę naszego wspólnego życia.

– Mmm... podoba mi się ta obietnica – mruknęła, przeciągając się jak 

zadowolona kotka.

background image

EPILOG

Lustrując wzrokiem zatłoczony hol Międzynarodowego Lotniska O’Hare,  

Megan namierzyła Kaylę, Gretę i jej małą córeczkę Lilly, siedzące we wnęce  
nieopodal wejścia.

– Czyżby panie czekały na mnie? – zagadnęła je wesoło.
–   O,   jesteś!   –   powitała   ją   radośnie   Kayla.   –   Właśnie   zaczęłyśmy   się  

zamartwiać, czy przypadkiem nie przegapiłaś swojego lotu.

– A potem przyszło nam do głowy, że może skróciłaś swoją świąteczną  

eskapadę, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu – dodała Greta.

Megan usiadła przy stoliku naprzeciwko obu koleżanek.
– Mój lot z Knoxville rzeczywiście opóźnił się trochę z powodu burzy –  

wyjaśniła im.

Dziewczyny   roześmiały   się.   Wszystkie   były   w   znacznie   lepszych  

nastrojach niż przed ponad tygodniem.

–  No to opowiadajcie o swoich świętach.  Kayla, jak się miewa twoja  

przyjaciółka w St Croix? Jak potoczyły się sprawy w Houston, Greta?

– Zanosi się na to, że wuj Brodie będzie moim nowym tatusiem – ogłosiła  

Lilly   i   ziewając,   wdrapała   się   na   kolana   Grety.   –   Będziemy   mieszkać   w  
prawdziwym forcie.

– Naprawdę? – zapytały jednocześnie Megan i Kayla, po czym oderwały  

wzrok od małej i skierowały go na jej matkę.

– Mów, Greta! – zażądała Kayla. Greta nie dała się prosić.
– Brat mojego zmarłego męża, Brodie, nauczył mnie, że miłość jest darem  

zbyt cennym, żeby go odrzucić. Mamy więc zamiar pobrać się. Gdy tylko Lilly i  
ja spakujemy wszystko, natychmiast przyjedziemy do niego do Luizjany. On jest  
wojskowym w stopniu kapitana i został oddelegowany do szkolenia żołnierzy w  
Fort Polk.

– Moje gratulacje – powiedziała Kayla i uśmiechnęła się promiennie.
Megan z całego serca przyłączyła się do gratulacji Kayli.
–   Naprawdę   podzielam   waszą   radość.   –   Gdy   zauważyła   ten   sam  

promienny  wyraz   szczęścia  na  twarzy   Kayli,  zapytała:  –  Czy  ty  też  masz  w  
zanadrzu jakąś niespodziankę, Kayla?

– Faktycznie – śmiejąc się, przyznała Kayla. – Moja przyjaciółka nawet  

się nie pokazała na tej egzotycznej wyspie. Zamiast siebie przysłała swojego 
brata. Spryciara. Domyśliła się, że od dawna jestem zakochana w Marku, więc  
postanowiła   wystąpić   w   roli   swatki.   No   i   udało   się   jej.   Pobieramy   się   w  
czerwcu,   tuż   po   mojej   sesji.   On   pracuje   w   Dystrykcie   Kolumbii,   dlatego  
przenoszę się do Georgetown na semestr jesienny.

– W ten sposób twoja najlepsza przyjaciółka będzie teraz również twoją  

background image

szwagierką – zauważyła Megan. – To wspaniale!

– Wszystkiego najlepszego, Kayla – dorzuciła Greta. – No, ale co z tobą,  

Megan? Czy spędziłaś święta tak, jak chciałaś? W ciszy i samotności?

– Szczerze mówiąc, nie.
–   Nie   wystawiaj   na   próbę   naszej   cierpliwości  
–  poprosiła   Greta.   – 

Powiedz, co się wydarzyło?

– Pewnie i ty też kogoś spotkałaś – odgadła Kayla.
Megan uśmiechnęła się tajemniczo.
– Spotkałam absolutnie fantastycznego mężczyznę. Ma na imię Lucas. Nie  

pozwolił   mi   rozczulać   się   nad   sobą.   Nalegał,   żebym   spędziła   normalne,  
tradycyjne święta, no i...

–   Przeprowadzasz   się   do   Tennessee,   czy   on   przyjedzie   do   Illinois?   –  

zainteresowała się Greta.

– Ja zamieszkam w Tennessee, gdy tylko zlikwiduję swoje mieszkanie –  

oznajmiła uszczęśliwiona Megan. – Lucas i ja planujemy się pobrać, gdy tylko  
wrócą moi rodzice z tej swojej egzotycznej wyprawy.

– Cudownie słyszeć, że i twoje sprawy ułożyły się tak dobrze, Megan –  

powiedziała Kayla.

– A ja się cieszę, że wszystkim nam się udało – dorzuciła Greta i zerknęła  

na zegarek. – Szkoda, że nie możemy zostać z wami dłużej, ale zaraz mamy  
samolot.

– Ja też. – Megan sięgnęła po swoją torbę podróżną.
– Dajcie mi wasze adresy – zaproponowała Greta. – Ja podam wam mój.  

Bardzo   chciałabym,   żebyśmy   pisywały   do   siebie   i   może   jeszcze   nieraz   się  
spotkały? Co wy na to?

– To wspaniały pomysł. – Megan wyciągnęła ze swojej torebki notesik i  

długopis. – Zapiszę wam mój nowy adres w Tennessee – powiedziała z dumą.

Po wymianie wszystkich adresów i solennym obiecaniu sobie nawzajem,  

że   na   pewno   będą   utrzymywały   kontakt,   uściskały   się   i   pobiegły.   Każda   do  
swojego wyjścia.

Ich świąteczne wakacje okazały się stokroć  lepsze, niż mogły to sobie  

wyobrazić. Czy był to uśmiech losu? Cenny prezent pod choinkę! Przecież każda  
z   nich   znalazła   swoją   miłość,   szczęście,   no   i...   dwie   nowe   przyjaciółki.   A  
wszystko dzięki temu, że zbuntowały się i postanowiły nie obchodzić w tym roku  
świąt Bożego Narodzenia w sposób tradycyjny. Chciały uciec od rutyny, uciec w  
nieznane...

Ale tak naprawdę, to od czego uciekały? Czy tylko od świątecznej rutyny?  

Czy może od nieciekawej, pozbawionej miłości, codzienności?


Document Outline