background image

Rozdział 11 

 

 

Obudził się, kiedy słońce usilnie próbowało dostać się pod jego powieki. Ciało go bolało, 

ale  czuł  się  usatysfakcjonowany  dzisiejszą  nocą  spędzoną  z  Michałem.  Tej  nocy  obaj 

przekonali się, jak bardzo potrzebowali seksu, a szczególnie bliskiego kontaktu z drugą osobą. 

Działali  na  siebie  bardzo  mocno,  więc  Darek  nie  wątpił,  że  to  się  jeszcze  powtórzy.  Tym 

bardziej, że tej nocy wiele się zmieniło.  

Usiadł, rozglądając się po pokoju. Był sam. Michał pewnie jak zwykle poszedł pobiegać. 

Już zdążył poznać  jego zwyczaje, aż go to zaskakiwało. Nawet  wiedział,  ile  łyżeczek cukru 

pisarz  wsypywał  do  kawy  czy  herbaty.  Trochę  przerażała  go  sytuacja,  bo  to  oznaczało,  że 

obserwował  mężczyznę,  a  jego  mózg  kodował  sobie  wszystko,  jakby  chciał  to  na  zawsze 

zapamiętać.  Jakby  Sobolewski  był  kimś  więcej  niż  tylko  znajomym,  z  którym  poszedł  do 

łóżka.  

Wstał,  przeciągając  się  i  postanawiając  nie  myśleć  za  dużo,  bo  nie  wątpił,  że  bardzo 

szybko wysnułby pewne wnioski, na które nie czuł się gotowy. Założył na siebie spodnie i nie 

ubierając koszulki, podszedł do otwartego okna, wpuszczającego do środka świeże powietrze. 

Wychodziło ono akurat na rozległe połacie niekończących się  łąk  i ten widok jakoś sprawił 

mu satysfakcję. Urodził się w Warszawie i wychował w tej wielkiej aglomeracji stworzonej z 

betonu i stali. Będąc dzieckiem i wyglądając przez okno, widział tylko szeregi takich samych 

bloków.  Krajobraz  nie  zmieniał  się,  pokazując  codziennie  te  same  widoki  aż  do  znudzenia. 

Natomiast  tutaj,  gdyby  nawet  przez  lata  patrzył  na  ten  sam  obraz,  dostrzegałby  szczegóły, 

które poddawały się zmianie. Choćby polne kwiaty, które jednego dnia kwitły wznosząc się 

ku słońcu, a drugiego już z wielu opadały płatki, gdy przekwitały, ustępując miejsca innym. 

Kochał  Warszawę  i  denerwowało  go  to,  że  musiał  przyjechać  na  to  zadupie,  ale  wraz  z 

mijającymi dniami zaczynał widzieć dobre strony takich miejsc i tęsknota za znalezieniem się 

z  powrotem  w  wielkim  mieście  wycofywała  się  gdzieś.  Szczególnie  kiedy  obok  niego 

znajdował się bardzo seksowny mężczyzna.  

background image

Odwrócił się od okna, przesuwając wzrokiem po pomieszczeniu o ścianach koloru zboża, 

które było zarówno głównym pokojem, jak i sypialnią pisarza. Na rozłożonej wersalce leżała 

skotłowana pościel  i  mógłby  się założyć, że pachniała  nimi oraz seksem. Obok stał stolik z 

dwoma fotelami. W rogu ustawiony był telewizor, a w drugim końcu pokoju kaflowy piec  i 

oparty na stojaku pogrzebacz. Skromnie, po staremu i swojsko – tak mógłby określić pokój. 

Postanowił, że zanim pisarz wróci, to zrobi jakieś śniadanie. Może nie miał wyjątkowych 

zdolności kulinarnych, ale od kilku lat mieszkał sam, więc czegoś musiał się nauczyć, aby nie 

umrzeć z głodu. Nie stołował się w barach jak inni, bo po pierwsze wolał domowe jedzenie, a 

po  drugie,  nie  było  go  na  to  stać.  Przeszedł  więc  do  kuchni,  żeby  coś  przygotować  i  kiedy 

spojrzał przez okno, aby nacieszyć oczy pięknym, zapowiadającym się na słoneczny, dniem, 

zaskoczyło  go  to,  co  ujrzał  w  ogrodzie.  Bynajmniej  nie  było  to  poranne  słońce,  którego 

promienie igrały w pokrytych rosą kwiatach czy trawie. Uniósł kąciki ust na ten widok i nie 

potrafiąc się powstrzymać, skierował swoje kroki na dwór.  

Zatrzymał się w otwartych drzwiach, obserwując interesującą scenę.  

Michał,  zamiast  biegać,  siedział  przy  stoliku.  Obok  niego  stała  filiżanka  kawy. 

Mężczyzna  pisał  coś  zaciekle  na  laptopie  i  Darek  podejrzewał,  co  to  może  być.  Ten  widok 

napawał  go  niezwykłym  szczęściem.  Czyż  mogło  być  coś  wspanialszego  od  pisarza,  który 

wrócił  do  tego  co  kochał?  Z  szerokim  uśmiechem  na  twarzy  zbliżył  się  od  tyłu  do 

Sobolewskiego.  Pochylił  się  nad  nim  i  pocałował  go  w  szyję,  odsuwając  wcześniej  na  bok 

jego włosy. Wtedy spostrzegł, że w ustach Michała tkwi papieros.  

– Palisz? – Trącił nosem jego ucho.  

– Tylko  kiedy  piszę.  Uspokaja  mnie  to  i  pozwala  się  skupić.  –  Wyjął  papierosa  z  ust. 

Odwrócił  głowę  w  stronę  twarzy  nadal  nad  nim  pochylonego  Dariusza.  –  Dzień  dobry, 

Kiliński.  

– Odezwał się dupek – odparł, a potem kładąc dłoń na jego pokrytym zarostem policzku, 

pocałował go w usta. To było zaledwie muśnięcie, ale poczuł, jak przez jego ciało przepływa 

fala ciepła. Tak, tej nocy dużo się zmieniło. – Piszesz. – Odsunął się od mężczyzny. 

– Jak  widzisz.  Naszło  mnie,  kiedy  dopiero  świtało.  –  Zaczął  na  nowo  stukać  w 

klawiaturę. 

background image

Obecność Darka nie irytowała go, a wręcz pomagała jego natchnieniu, mimo że zawsze 

wolał  pisać  w  samotności.  Od  dawna  nie  odczuwał  pasji  i  chęci  do  pisania  tak  jak  po tym, 

kiedy  otworzył  oczy  i  ujrzał  śpiącego  obok  niego  kochanka.  Tak  go  nazywał,  bo 

wystarczająco  dużo  i  wiele  wydarzyło  się  tej  nocy,  aby  mówić  inaczej.  Długo  patrzył  na 

niego,  pozwalając  swobodnie  krążyć  myślom.  W  tamtej  chwili  po  prostu  poczuł,  że  musi 

wstać i napisać scenę, przed którą tak bardzo się bronił. Jak ze złamanym sercem miał opisać 

akt  miłosny,  wypełniony  emocjami  i  miłością?  Wyszedłby  pusty,  beznamiętny,  pełen 

goryczy. Pewnie i taką scenę by napisał, gdyby w ogóle był w stanie to zrobić. Tak długo nie 

potrafił  złożyć  sensownego  zdania,  odrzucało  go  od  pisania,  pomimo  tęsknoty,  a  teraz… 

pisał.  Słowa  same  wpadały  mu  do  głowy,  a  palce  sunęły  łagodnie  po  klawiaturze,  tworząc 

kolejne zdania, strony. Przez dwie godziny napisał bardzo dużo i to nie koniec na dziś. Nagle 

zamarzył  o tym,  by  tekst,  który  postanowił  dokończyć,  ujrzał  światło  dzienne,  by  w  formie 

książki pojawił się na półkach, a potem znalazł w rękach czytelników. Co powiedzą na to, że 

ich  pisarz  opisał  historię  miłości  dwóch  mężczyzn?  Wolał  nie  zastanawiać  się  nad  tym,  ilu 

czytelników z nim zostanie, a ilu odejdzie. Polska nie było gotowa na takiego typu opowieści. 

Niemniej może właśnie nadeszła pora, aby to zmienić. Dlatego pisał, dając się ponieść historii 

i marzeniom.  

Darek patrzył na skupionego pisarza przez długie chwile. Mógłby go zawsze obserwować 

przy pracy. On siedziałby obok i poprawiałby teksty, a Sobolewski tworzyłby swoje własne, 

których  on  byłby  pierwszym  czytelnikiem.  Miał  ochotę  prychnąć  na  to,  że  odezwała  się  w 

nim ta część, która marzyła o tym ‘jedynym na zawsze’. Nigdy nie tracił wiary w to, że ktoś 

taki  pojawi  się  w  jego  życiu,  ale  jakoś  nie  wierzył,  że  to  mógłby  być  Michał.  Przecież  w 

końcu pozabijaliby się. Obaj byli uparci jak osły, obstawali przy swoim i, pomimo obłędnie 

wspaniałego  seksu,  długo  nie  wytrzymaliby  ze  sobą.  Ale  tej  nocy,  kiedy  dzielili  ze  sobą 

dotyk, Michał patrzył na niego bez tego dupkowatego spojrzenia, robiąc to z łagodnością, o 

którą go nie podejrzewał. Wtedy jego serce wariowało, a on wraz z nim.  

– Myślisz tak intensywnie, że aż słyszę szum pracujących trybików – rzucił z przekąsem 

Sobolewski.  –  To  był  tylko  seks.  Dwa  splecione  ze  sobą  ciała  dostarczyły  sobie  masę 

przyjemności. To nic nie znaczyło.  

–  Wiesz  co?  Jesteś  draniem.  –  Odwrócił  się,  aby  odejść.  Chciał  się  ubrać  i  wrócić  do 

motelu.  Zanim  jednak  zdołał  zrobić  kolejny  krok,  ręka  autora  wystrzeliła  do  przodu  i 

chwyciła go tuż nad nadgarstkiem.  

background image

– Nie waż się odchodzić. – Ich oczy spotkały się, kiedy obaj na siebie spojrzeli. – Musisz 

przeczytać to, co napisałem. Zrobisz śniadanie? Głodny jestem.  

– Dupek – szepnął Kiliński, próbując powstrzymać wpełzający mu na usta uśmiech.  

– Wolałbym coś słodszego, jak misio, kotek, pieseczek.  

– Może  żabeńko?  Po  moim  trupie.  –  Ruszył  w  stronę  domu,  odprowadzany  śmiechem 

Michała. Stwierdził, że lubi ten śmiech.  

 

 

 

 

Agnieszka zamknęła drzwi za Kubą. Mężczyzna wyszedł zaledwie sekundę temu, a ona 

już za  nim tęskniła. Jak  niby  miała wsiąść do autobusu  i wyjechać? To ją zabije, ale strach 

przed  zmianą  swojego  poukładanego  życia,  przed  czymś  nowym,  na  co  i  tak  nie  miała 

gwarancji, że się uda, sprawiał, że znalazła w sobie siłę, aby zacząć się pakować. Ignorowała 

łzy  płynące  po  policzkach.  Pozwoliła  sobie  tej  nocy  pożegnać  się  z  Kubą  i  chociaż  serce 

krzyczało, że chce zostać z tym człowiekiem, ona nie dopuszczała go do głosu. Wciąż sobie 

powtarzała, że w Warszawie ma mieszkanie, pracę, życie. Nie tutaj. Przez moment żałowała, 

że  przyjechała  do  Utopii.  Zawsze  była  osobą  twardo  stąpającą  po  ziemi,  nie  dającą  się 

ponosić  porywom  serca,  szczególnie  od  kiedy  Elka  Polanowska  odbiła  jej  narzeczonego. 

Tymczasem to miejsce wydarło z niej to, co tak długo ukrywała przed sobą.  

Wrzuciła do walizki kilka bluzek z dłuższym rękawem, których  nie miała okazji założyć, 

bo było zbyt upalnie i usiadła ciężko na łóżku, targana silnymi emocjami. Czuła się zmęczona 

i nieszczęśliwa. Dzisiaj rano, kiedy obudziła się wtulona w Kubę, a on pocałował ją w skroń, 

było zupełnie  inaczej. Była  szczęśliwa. Nie tak  jak teraz. Przecież gdyby tylko powiedziała 

sobie, że zostaje… Wszystko by się zmieniło.  

– Głupia  jestem.  –  Zaczęła  wrzucać  do  walizki  kolejne  rzeczy,  nie  bawiąc  się  w  ich 

układanie. W pewniej chwili zaczęła robić to ze złością i to taką, że niemalże rzuciła komórką 

o ścianę, kiedy jej dłoń przypadkiem trafiła na telefon. – Głupia. Nie mogę zostać.  

background image

Spakowała  się,  mimo  że  miała  jeszcze  dwie  godziny  do  odjazdu  autobusu.  Kuba 

powiedział, że nie przyjdzie się z nią pożegnać i to ją jeszcze bardziej bolało. Potrzebowała 

rozmowy  z  kimś,  kto  jej  wysłucha.  Założyła  na  siebie  szorty  i  bluzkę  z  nadrukiem  papugi 

siedzącej na gałęzi jakiegoś egzotycznego drzewa i kilka minut później stała przed pokojem 

Darka, usilnie próbując zmusić mężczyznę, żeby otworzył jej drzwi. Nie przestawała pukać, 

aby po jakimś czasie zrozumieć, że w pokoju nikogo nie ma.  

–  Mam  nadzieję,  że  dobrze  się  bawiłeś.  –  Próbowała  do  niego  zadzwonić,  ale  automat 

ciągle powtarzał, że abonent jest niedostępny. Akurat teraz, kiedy potrzebowała Darka.  

Zeszła na parter, gdzie zamówiła kawę. Nie chciała jeść śniadania, bo obawiała się, że i 

tak niczego nie przełknie. Usiadła na jednej z kanap w foyer, trzymając w lewej ręce szklankę 

wypełnioną  napojem.  Obserwowała  gości  motelu.  Dużo  turystów  przewijało  się  tutaj, 

wszyscy  tacy  roześmiani,  rozprawiający  ze  znajomymi  o  tym,  gdzie  wybiorą  się  na 

wycieczki. Byli szczęśliwi i tylko ona ze swoją grobową miną nie pasowała do nich.  

– Wyglądasz,  jakbyś potrzebowała przyjaciela  – zagadnęła  ją Malwina, zbliżając się do 

niej.  

– Potrzebuję wymiany mózgu.  

– Dlaczego chcesz wyrwać sobie i jemu serce? – Usiadła obok dziewczyny. 

– Bo nie  mogę zdecydować się na coś, czego nie jestem pewna. Co zrobię,  jeśli  się nie 

uda?  Zostanę  bez  domu,  bez  pracy,  bez  niczego.  Ty  może  mogłaś  opuścić  tamto  życie.  Ja 

swojego nie.  –  Otarła  łzę wolno kreślącą  na policzku wilgotną ścieżkę.  –  Tchórzę, wiem to. 

Ale tak będzie lepiej.  

– Dla kogo?  

Agnieszka nie odpowiedziała, bo tak naprawdę wiedziała, że lepiej nie będzie. Na pewno 

nie dla niej i nie dla Kuby, który tej nocy zapewniał ją o swojej miłości i prosił, aby została.  

– Malwina, możesz mnie potępiać… 

– Nie robię tego. To twoje życie. Ty o nim decydujesz, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, 

gdzie jest twoje serce.  

background image

– Jest ono w Warszawie, w mojej pracy, mieszkaniu  – odparła, zanurzając się w morzu 

myśli.  

Malwina postanowiła dać jej  spokój. Wierzyła, że Agnieszka zrozumie, gdzie naprawdę 

jest jej miejsce.  

 

 

 

 

– Mógłbyś  mi  gotować  –  powiedział  Michał,  czyszcząc  chlebem  talerz  z  resztek 

jajecznicy. Smakowało mu. 

–  Ciekawe,  co  twoim  zdaniem  mógłbym  jeszcze  robić  –  prychnął  Darek,  odstawiając 

swój talerz do zlewu. Odkręcił kurki w kranie, chcąc umyć wszystko po śniadaniu. 

– Znalazłoby się parę rzeczy. – Podniósł się z krzesła, również odkładając talerz oraz ich 

kubki. Stanął za Darkiem, obejmując go w pasie rękoma. Pocałował mężczyznę w  szyję, tak 

jak Darek zrobił to paręnaście minut wcześniej.  

– Jeśli o to chodzi, to miałbym parę pomysłów. – Zakręcił wodę. – Na razie jednak chcę 

umyć naczynia. Zaraz muszę jechać. Agnieszka dzisiaj wyjeżdża.  

– Wspominałeś – szepnął, kładąc brodę na jego ramieniu i przyglądając się, co Kiliński 

robi. – Ja je mogę umyć.  

– Ty wracaj do pisania. – Wyplątał się z jego ramion i odwrócił przodem do Michała. – 

Wrócę  po  południu  i  chcę  widzieć  kolejny  rozdział.  –  Zaczął  całować  go  wzdłuż  szczęki. 

Wsunął  dłonie  pod  jego  koszulkę,  by  móc  poczuć  rozgrzaną  skórę  kochanka.  Żałował,  że 

mieli na sobie koszulki. Na szczęście Sobolewski zawsze nosił takie na szelkach, dzięki temu 

mógł podziwiać jego bicepsy.  

– Rób tak dalej, to nigdzie nie pojedziesz. – Darek go podniecał. Teraz, kiedy spędzili ze 

sobą  noc,  nie  zamierzał  uciekać  przed  pragnieniami  ciała.  O  całej  reszcie,  o  tym  co 

przychodziło mu do głowy, kiedy się z nim kochał, wolał nie myśleć.  

background image

– To  może  lepiej  wróć  do  pisania.  –  Poprawił  mu  koszulkę,  którą  jeszcze  przed 

momentem miał ochotę z niego zdjąć. 

– Ile masz czasu? – Dobrał się do szyi Dariusza.  

– Za mało nawet na szybki numerek. – Odepchnął go od siebie, wcześniej wbijając zęby 

w jego szyję i zostawiając na niej ślad. – Idź sobie stąd.  

– Wyganiasz mnie z mojej kuchni? – Sobolewski uniósł brwi. 

– Ja za ciebie nie napiszę rozdziału.  

– Mógłbyś spróbować.  

– Tylko wtedy, kiedy ty zaczniesz poprawiać teksty.  

–  W życiu. Prędzej by mnie szlag trafił.  

– Michał, mnie czasami trafia. – Odwrócił się do zlewu i nalał płynu do mycia naczyń. 

– Wierzę. Przyniesiesz mi kawki? 

– Nie przeginaj, Sobolewski. 

– Warto było spróbować, Kiliński.  

Zrobiłby  Michałowi  kawy,  bo  dlaczego  miałby  postąpić  inaczej,  ale  tylko  pod 

warunkiem,  że  ten  nie  wypiłby  już  jednej  o  poranku.  Uważał,  że  z  kofeiną  nie  można 

przesadzać.  Szybko  umył  naczynia,  bo  nie  było  tego  dużo.  Jednak  wolał  ich  nie  zostawiać 

pisarzowi, bo ten powinien skupić się na pisaniu. Tak niewiele brakuje do ukończenia książki. 

Poprawiłby to w mgnieniu oka i potem namówił pisarza na spotkanie z szefem w Lunie.  

Podczas śniadania wspomniał o tym Michałowi, ale mężczyzna powiedział głośne „nie”, 

mimo że wizja gotowego tomu na półkach kusiła. Podejrzewał, że pisarz ciągle boi się, że ten 

tekst  znów  zostanie  odrzucony  z  powodu  treści.  Sam  też  miał  co  do  tego  obawy  i  dlatego 

postanowił najpierw skontaktować się z szefem. Namówi też Agnieszkę, aby porozmawiała z 

Jerzym Laskiem, co więcej, da jej dwa rozdziały tego, co pisze Michał. Gdy pisarz się o tym 

dowie,  to  go  zabije,  ale  nie  widział  innego  wyjścia.  Dlatego  kiedy  Sobolewski  przed 

background image

śniadaniem poszedł do toalety, on schował wydruki do schowka w samochodzie. Widać było 

na nich jego poprawki, ale Lasek doskonale się w tym połapie.  

Po umyciu naczyń wyszedł na dwór z kluczykami w ręce. Michał pisał, a obok niego na 

brzegu stolika przysiadła pszczoła. 

– Nie boisz się ich? 

– Kogo? 

– Pszczół – wyjaśnił Kiliński. 

– Nie robię im krzywdy, a one mnie. Poza tym nie mam uczulenia. Gdyby mnie użądliła, 

to  sama  by  zginęła.  Bez  nich  zniknie  całe  życie  na  ziemi  –  odpowiedział  pisarz,  nie 

przerywając stukania po klawiaturze. W końcu poczuł, że znów żyje. Jakby złapał pierwszy 

oddech po tym, jak się dusił. – A ty masz uczulenie? 

–  Nie.  Jadę  już,  ale  wrócę  wieczorem  –  poinformował  go.  –  Muszę  się  wyspać,  zanim 

wrócę.  

– Nie  wiem,  co  takiego  robiłeś  w  nocy,  że  nie  spałeś.  –  Michał  uniósł  spojrzenie  na 

Darka, ale wciąż pisał, robiąc to automatycznie.  

– Też  się  nad  tym  zastanawiam.  Mam  krótką  pamięć.  Ale  jestem  przychylny 

przypomnieniu  mi  tego  za  kilka  godzin.  –  Zadrżał,  kiedy  w  oczach  Michała  pojawił  się 

znajomy błysk. Zawsze gościł w nich smutek, ale ten odszedł, oby na zawsze. – Pisz.  

– Apodyktyczny bumerang – burknął Michał, mając wielką ochotę już teraz przypomnieć 

mu, co robili w nocy.  

Kiliński westchnął głośno, co znów spowodowało śmiech pisarza, i poszedł do swojego 

samochodu. W środku sprawdził, czy na pewno wziął przygotowane ‘do podróży’ rozdziały. 

Potem uruchomił silnik i ruszył do motelu.  

 

 

 

 

background image

– Wiesz, co masz robić?  – zapytał  jeszcze raz Darek, przez co Agnieszka  miała ochotę 

mu przyłożyć. Stali już na przystanku, czekając aż podjedzie autobus.  

– Mam  wszystko  i  wiem,  co  mam  robić.  I  spoko,  dam  szefowi  kopie,  a  oryginały 

schowam  u  siebie.  –  Rozglądała  się  za  Kubą,  ale  nigdzie  go  nie  było.  Nie  przyjdzie,  tak  jej 

powiedział. – Dowiem się wszystkiego i zadzwonię. Sobolewski cię zabije. 

– Też to podejrzewam. Postaram się jednak niczego mu nie zdradzić.  

–  Uważam,  że  źle  postępujesz.  Nawiązaliście  nić  porozumienia  czy  czegoś  tam,  a  tym 

ruchem możesz to zniszczyć. 

– On się boi i chcę mu pokazać, że nie musi.  

– Jesteś pewny, że Lasek nie będzie miał  nic przeciw treści? 

– Tak.  W  innym  razie  nie  mam  co  robić  w  takim  wydawnictwie.  Nawet  jeśli  miałbym 

zamieszkać  pod  mostem.  Nasz  szef  wysłał  mnie  po  to,  abym  ściągnął  Michała  do 

wydawnictwa, mimo że ma od tego ludzi. Nie wiem, dlaczego wybrał mnie, ale odnalazłem 

Sobolewskiego i wykonam zadanie.  

– Sypianie z nim chyba  nie  było warunkiem tego zadania  – wtrąciła Lisiecka. Autobus 

już podjeżdżał na stanowisko, a Kuby wciąż nie było.  

– Pewnych rzeczy nie brałem pod uwagę. Wielu nie brałem. 

–  Nie  robisz  tego  tylko  dlatego,  aby  go  przywieźć  do  Warszawy?  –  Złapała  za  rączkę 

walizki.  

– Nie. To… To po prostu wyszło samo. Nie umiem ci tego wytłumaczyć. 

– Domyślam się o co chodzi. Ja też nie brałam pod uwagę, że się tutaj zakocham.  

Darkowi szczęka opadła na to, co usłyszał. Zamknął usta, otworzył je i znów zamknął.  

– Nie  zakochałem  się  –  wydusił  z  siebie  cicho  i  ochryple,  a  serce  omalże  mu  się  nie 

zatrzymało.  

– A ja na pewno nie kocham Kuby. – Spojrzała koledze smutno w oczy. – My, kobiety, 

widzimy  więcej,  a  wy,  mężczyźni,  jesteście  ślepi  na  pewne  rzeczy.  –  Podała  kierowcy 

background image

walizkę,  a  mężczyzna  zapakował  ją  do  bagażnika  wielkiego  pojazdu.  Agnieszka  ucałowała 

policzek  Kilińskiego.  –  Zadzwonię,  jak  będę  na  miejscu.  –  Dojedzie  autobusem  do  połowy 

drogi, a potem przesiądzie się na pociąg.  

– Jeśli go kochasz, to po co… 

– Nie  poświęcę  życia,  które  miałam,  dla  tych  paru  dni,  które  przeżyłam  tutaj  i  dla 

niepewności tego, co może być.  

– A może boisz się, że Kuba zrobi to samo co twój były.  

– A  ty  niczego  się  nie  boisz?  –  zapytała,  wsiadając  do  autobusu  jako  jedyna  z  tego 

miasteczka.  W  środku  było  już  kilkoro  ludzi.  Usiadła  na  jednym  z  ostatnich  siedzeń.  Bilet 

kupiła  już  wczoraj,  więc  nie  musiała  się  teraz  tym  przejmować.  Przez  okno  pomachała  do 

Darka, ale nie widziała, co zrobił, bo oczy wypełniły jej się łzami.  

Autobus  ruszył.  Jeszcze  mogłaby  go  zatrzymać  i  wysiąść.  Nie  zrobiła  tego.  Pozwoliła 

łzom  swobodnie  spłynąć.  Sięgnęła  do  torebki  po  chusteczkę,  starając  się,  aby  to  były  jej 

ostatnie łzy. Wróci do Warszawy, do tego co było i zapomni. Jak jej babcia, która wiele lat 

temu opuściła Utopię i kogoś, kogo kochała.  

– Historia zatoczyła koło – szepnęła do siebie.  

Uniosła wzrok, bo autobus zatrzymał się. Pewnie ktoś się spóźnił, pomyślała. Ale jakże 

się pomyliła, kiedy zamiast obcej osoby ujrzała Kubę.  

Mężczyzna wsiadł do środka, zaczynając jej szukać. Kiedy ją zobaczył, podszedł do niej 

szybko.  

– Kuba? Co ty tu robisz? – Jedzie z nią? Niech powie, że z nią jedzie. 

– Po  prostu  musiałem  cię  jeszcze  raz  zobaczyć.  –  Położył  dłonie  na  jej  policzkach  i 

pogłaskał je kciukami. – Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i nie proszę cię o to, abyś została, 

ale błagam, żebyś wróciła. – Pocałował ją czule. – Wróć do mnie. Będę czekał – wyszeptał. 

Nie żądał obietnic, ale miał nadzieję, że Agnieszka tu wróci. Do niego. Do życia, które mogą 

spędzić razem.  

background image

Zanim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, jeszcze raz poczuła jego usta na swoich, 

a  potem  już  go  nie  było.  Opuścił  autobus  i  mogła  przez  okno  dojrzeć,  jak  mężczyzna 

odchodzi, nie odwracając się. Odetchnęła, a potem uśmiechnęła się przez łzy. Malwina miała 

rację, zostawiła przy nim swoje serce, a przecież bez serca nie można żyć.