background image

  Maria Braun-Gałkowska 
   
   

 Psychologia domowa   
(MałŜeństwo - dzieci - rodzina) 
   

  Wydanie II poszerzone 
   
  Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne 
  Olsztyn 1987 
   
   
  Przepisała Marianna śydek 
   
  Jurkowi i dzieciom 
   
   
  Wstęp 
   
  Od kilku lat publikuję w "Gościu Niedzielnym" w rubryce "Psychologia  
domowa" teksty dotyczące psychologii rodziny. Uskładało się ich juŜ sporo i  
tak powstała ta ksiąŜka. Opiera się częściowo na wiedzy teoretycznej, a  
częściowo na doświadczeniu zebranym poprzez liczne spotkania w poradni  
psychologicznej, na kursach dla narzeczonych, w grupach małŜeństw, wreszcie  
we własnym domu. Ze wszystkich tych spotkań, zarówno z autorami przez  
lektury ich prac, jak i spotkań bezpośrednich, duŜo skorzystałam i choć  
trudno juŜ dziś powiedzieć, co od kogo, wszystkim bardzo serdecznie  
dziękuję. 
  Najpierw miałam zamiar w ogóle nie pisać wstępu, myśląc, Ŝe wprowadzenia  
pisze się do prac naukowych, powaŜnych i długich, a do takiej domowej  
ksiąŜeczki, to niepotrzebne. Potem jednak przypomniałam sobie, Ŝe i w domu  
nie wchodzi się wprost do pokoju. Najpierw jest przedpokój, który - jeśli  
zwrócić na niego uwagę - nie tylko przestrzennie jest "wstępem" do  
mieszkania właściwego, ale równieŜ wprowadza przybysza w jego charakter. 
  Bardzo róŜne bywają przedpokoje: przestronne i ciasne, obite wytworną  
boazerią lub całe zawieszone płaszczami, ciemne i jasne, wesołe i ponure.  
JuŜ przedpokój mówi duŜo o domownikach. W naszym na przykład stoi masę  
butów: duŜe, średnie i malutkie, juniorki, baletki, grube buty turystyczne  
i kalosze. Staram się zawsze, Ŝeby były pochowane i zawsze znowu jakoś  
wychodzą na wierzch. W przedpokoju stoi teŜ telefon, który bardzo często  
dzwoni i słychać wiele innych dźwięków: szum pralki, pisanie na maszynie,  
magnetofon, pianino i oczywiście głosy ludzkie: głosy dorosłych i dzieci,  
kolegów dzieci i przyjaciół tych kolegów. Taki przedpokój duŜo mówi o  
mieszkańcach domu, a zarazem wyjaśnia trochę charakter i tytuł tej  
ksiąŜeczki. 
  Psychologia domowa - bo problemy domowe, czyli pojawiające się prawie w  
kaŜdej rodzinie, na które warto chyba spojrzeć takŜe z psychologicznego  
punktu widzenia. Psychologia bowiem jest nauką, która moŜe duŜo pomóc w  
Ŝ

yciu codziennym, gdzie wiele błędów popełnia się z braku odpowiedniej  

background image

wiedzy. Często za mało się jeszcze korzysta z tej wiedzy, jeśli chodzi o  
zapobieganie zaburzeniom i jako z pomocy do coraz lepszego kierowania swoim  
Ŝ

yciem. "Domowy" jest teŜ sposób mówienia o nich. MoŜna oczywiście napisać,  

Ŝ

e pozytywne ustosunkowania interpersonalne w diadzie małŜeńskiej stymulują  

interioryzację norm dotyczących prospołecznych zachowań u innych  
uczestników interakcji rodzinnej, ale - choć dodaje to powagi ksiąŜkom,  
które mają być powaŜne - w domu wystarczy powiedzieć po prostu, Ŝe jeśli  
rodzice się kochają, dzieci mają zwykle bardziej przychylne nastawienie do  
ludzi. 
  Domowe są teŜ ksiąŜki cytowane. Najczęściej jest to literatura dla  
dzieci. Czytałam wprawdzie pewną ilość ksiąŜek naukowych z dziedziny  
psychologii, ale Ŝadnej tyle razy co opowiadań o Muminkach. Dzieci lubią  
słuchać historyjek, które znają, czyta się więc im wiele razy to samo, aŜ  
przy kolejnym dziecku umie się je prawie na pamięć. Słoń Trąbalski,  
Muminek, Kubuś Puchatek czy Filifionka stają się jakby domownikami, są  
symbolami róŜnych zachowań i prezentują w syntetycznym skrócie postawy i  
poglądy na Ŝycie. Podobnie Ŝyją w domu wiersze, bo "to na co filozofowie  
potrzebują księgi, poeta potrafi wyrazić w kilku słowach". 
  MoŜe jeszcze trzeba wyjaśnić, dlaczego powołuję się na Pismo Święte. Nie  
cytuje się go w pracach czysto psychologicznych, opartych na empirycznych  
badaniach i pozostających tylko na płaszczyźnie naukowej. Ten wyraźny  
podział źródeł jest potrzebny przy uprawianiu nauki, ale dom nie jest domem  
albo psychologicznym albo religijnym. Wuj to jest wuj - wyjaśniłby Zagłoba,  
a dom to po prostu dom. Jeśli więc jest domem chrześcijańskim, te  
płaszczyzny łączą się w nim nierozdzielnie. 
  MoŜna natomiast rozróŜnić płaszczyzny opisu i postulatów. Zarzucał mi  
jeden z czytelników "Gościa Niedzielnego", Ŝe to co piszę o rodzinie, jest  
nieprawdziwe, bo w rzeczywistości istnieje bardzo wiele dramatów, a nawet  
tragedii rodzinnych. Chyba ma rację, tylko Ŝe te dramaty wszyscy znają. Nie  
próbuję więc opisywać ich jeszcze raz, ani teŜ zaprzeczać im z tanim  
optymizmem. Jeśli się ma oczy dostrzegające ludzi, widzi się i przeŜywa  
bardzo wiele nieszczęść. Tym doświadczeniom moŜna przeciwstawić jedynie  
nadzieję, Ŝe moŜe być inaczej i tę nadzieję przekładać na język bardzo  
zwykłych codziennych spraw. 
  Na przykład buty w naszym przedpokoju - choć są zwykle porozrzucane,  
dobrze choć wiedzieć, jak powinny stać. Zresztą czasem się to przecieŜ  
udaje, na przykład w wigilie wielkich świąt (bo w same święta jest w domu  
tyle osób, Ŝe znowu robi się bałagan). CóŜ z tego, Ŝe często jest inaczej  
niŜ byśmy chcieli - nie warto tego opisywać. Lepiej zastanowić się nad tym,  
jak mogłoby być i jak do tego zmierzać. 
   
   
   
  Czym jest rodzina 
   
  Kobiety i męŜczyźni 
   
  W swoich Katechezach środowych ("MęŜczyzną i niewiastą stworzył ich") Jan  
Paweł II mówi, Ŝe wobec wszystkich niecierpliwych pytań naszych czasów  
dotyczących odwiecznej relacji męŜczyzna - kobieta, Chrystus odwołałby się  
"do początku", czyli do rzeczywistości, o której mówi Księga Rodzaju. 

background image

  "Bóg stworzył człowieka; na swój obraz stworzył go, na obraz Boga  
stworzył go, męŜczyzną i kobietą stworzył ich" (Rdz 1, 27), czytamy.  
MęŜczyzna i kobieta są więc tacy sami jako ludzie (na obraz BoŜy), ale od  
początku teŜ róŜni. Są toŜsami w człowieczeństwie, ale róŜni przez  
odmienność płci, umoŜliwiającą zjednoczenie tak bliskie, by stać się  
"jednym ciałem". Tak więc ostatecznym stworzeniem człowieka jest stworzenie  
jedności dwojga. 
  Radość Adama po stworzeniu Ewy (Rdz 2, 23) wskazuje na szczęście, jakie  
daje ta wspólnota osób, która jest jednocześnie obrazem społeczności Trójcy  
Ś

więtej. Ta trudna do pojęcia zawrotna perspektywa wskazuje, jak świętym  

moŜe być związek małŜeński zwracający się "do początku". 
  Warto to sobie uświadomić, gdyŜ patrząc na związki kobiety i męŜczyzny,  
moŜna często spostrzegać je jako zjednoczenie przez walkę, a nie przez  
miłość. JuŜ same określenia często uŜywane w tej dziedzinie kojarzą się z  
walką: "podrywanie", "zdobywanie", "uleganie". Chłopcy znajdują satysfakcję  
w "podbojach", a porządne dziewczęta myślą o "obronie". Widzą męŜczyznę  
jako przeciwnika, przed którym trzeba się obronić albo zwycięŜyć  
podporządkowując swoim zamiarom. Obie strony traktują się jak przedmioty,  
które moŜna wykorzystać dla swoich celów. Podobnie w małŜeństwie jedna  
strona często chce sobie podporządkować drugą. 
  Nie tak miało być "na początku". Bóg stwarzając człowieka jako męŜczyznę  
i kobietę polecił im współdziałanie w rozwoju ("rośnijcie"), Ŝyciu  
rodzinnym ("mnóŜcie się") i pracy ("czyńcie sobie ziemię poddaną") i we  
wszystkich tych sprawach mieli być dla siebie pomocą. Odnosi się to do  
wspólnoty małŜonków, ale na pewno takŜe do całego społeczeństwa, w którym  
kobiety i męŜczyźni mają współdziałać, uzupełniać się i pomagać sobie, a  
nie walczyć o podporządkowanie i wykorzystanie drugiej strony. 
  Chodzi więc nie o "zdobywanie" i "obronę", ale o miłość bo zwycięstwo  
jednej strony nad drugą nie jest zwycięstwem, lecz wspólną przegraną.  
Dlatego więc we wzajemnym kontakcie trzeba starać się wczuwać w sytuację  
drugiego, dąŜyć do wzajemnego dobra i wzajemnego zrozumienia trudności,  
takŜe tych, które wynikają z fizjologii ciała i uwarunkowań kulturowych. 
  RóŜnice między kobietą a męŜczyzną, które w pogawędkach wymieniane są  
zwykle jako cechy "lepsze" i "gorsze", nie są przez naukę jednoznacznie  
określone. Brak wystarczających badań na ten temat nie oznacza oczywiście  
braku róŜnic, ale kaŜe pamiętać o tym, Ŝe cechy przypisywane obu płciom w  
róŜnych popularnych publikacjach są często powtórzeniami myślowych  
stereotypów i nieuzasadnionymi uogólnieniami. 
  Niewątpliwie inaczej jest zbudowane ciało kobiety i męŜczyzny, róŜnice  
dotyczą budowy genetycznej kaŜdej komórki organizmu, proporcji hormonów  
Ŝ

eńskich i męskich (oba typy hormonów są i u kobiet i u męŜczyzn),  

działania narządów seksualnych, wyglądu zewnętrznego, siły mięśni. W  
działaniu narządów zmysłowych róŜnice są nieznaczne. Ogólny poziom  
inteligencji jest średnio biorąc taki sam, natomiast jej poszczególne  
czynniki róŜnią się. 
  U kobiet częstsza jest zręczność manualna, łatwość nawiązywania kontaktu,  
zainteresowania estetyczne, religijne i sprawami innych ludzi. U męŜczyzn  
częstsze są zdolności i zainteresowania techniczne, mechaniczne, myślenie  
abstrakcyjne i nowatorskie, myślenie o ostatecznym wyniku dzieła. Kobiety  
częściej mają nastawienie na kontakt z ludźmi, męŜczyźni na zadania do  
zrealizowania. 

background image

  Praktycznie biorąc, róŜnice między jednostkami tej samej płci są większe  
niŜ między średnimi cechami męŜczyzn i kobiet. Dlatego opinie stereotypowe,  
choćby były nawet uzasadnione, niewiele pomagają w zrozumieniu  
poszczególnych osób. W kaŜdym razie uogólnienia mówiące, Ŝe kobieta jest  
uczuciowa, a męŜczyzna zmysłowy nie są prawdziwe i powodują wiele złego,  
utrudniając wzajemne zrozumienie. Kobiety lekcewaŜą uczucia męŜczyzn i  
czują się niemal niewinne, gdy je uraŜają, myląc przeŜywanie uczuć ze  
sposobem ich wyraŜania. MęŜczyźni przekonani o braku zmysłowości u kobiet,  
nie rozumieją ich reagowania, np. myląc zmęczenie z oziębłością. 
  MęŜczyźni są równie jak kobiety uczuciowi, ale poprzez wychowanie nabyli  
inne sposoby przejawiania uczuć; kobiety są równie zmysłowe, ale mają inne  
sposoby przeŜywania. Takie oceny, jak: mniej czy więcej uczuciowy, mniej  
czy więcej myślący itp. zawierają w sobie ocenę wartościującą, która tylko  
zaciemnia róŜnice prawdziwe, leŜące nie w kategoriach mniej lub więcej, ale  
- inaczej. 
  Nie wiadomo teŜ dokładnie, które róŜnice między płciami płyną z natury, a  
które z uwarunkowań kulturowych i nie zawsze cechy określane jako typowe  
dla jednej płci są warte wychowawczego popierania, gdyŜ mogą być tylko  
wynikiem niewłaściwych układów społecznych, np. bierność kobiet i  
niewraŜliwość męŜczyzn. TakŜe niektóre właściwości będące następstwem  
uwarunkowań fizjologicznych, choć są łatwiejsze dla jednej płci, mogą być  
potrzebne i dla drugiej. JeŜeli np. dzięki uwarunkowaniom fizjologicznym  
(cykliczne działanie hormonów), empatia, czyli wczuwanie się w stany  
psychiczne innych ludzi, jest łatwiejsza dla kobiet, nie znaczy to, Ŝeby  
nie była potrzebna męŜczyznom. Podobnie to, Ŝe dla męŜczyzn - ze względu na  
większą stałość hormonalną - konsekwencja i stałość postępowania są  
łatwiejsze, nie znaczy, Ŝe nie są one potrzebne kobietom. 
  Empatia nie jest cechą kobiecą ani stałość męską, ale inaczej się  
uzewnętrzniają u kobiet i męŜczyzn. Płeć nadaje im swoisty i trudny do  
opisania koloryt stanowiący jakby dwa aspekty tej samej wartości.  
Uzupełnianie się płci nie polega więc na tym, Ŝe jedna jest uczuciowa -  
druga nie, jedna zmysłowa - druga nie itp. i sumowaniu się cech  
przeciwstawnych, ale na bardziej subtelnej róŜnicy jakościowej: róŜnym  
kolorycie przeŜywania, róŜnej instrumentalizacji tej samej melodii. 
  Niełatwo określić, co jest najistotniejsze dla tego kolorytu, moŜe jednak  
trochę przybliŜa go spojrzenie na funkcje niezbywalnie związane z płcią,  
czyli macierzyństwo kobiet i ojcostwo męŜczyzn. Dotyczą one nie tylko  
czynności fizycznych, ale takŜe zadań najistotniejszych matki i ojca, czyli  
tworzenia miłości i pobudzania rozwoju. 
  Główne zadanie matki - budzenie i umoŜliwianie miłości, "tworzenie  
miejsca" na miłość - jest moŜe tym, co stanowi zarazem specyficzne zadanie  
kaŜdej kobiety, choćby nie była matką w sensie fizycznym. MoŜe właśnie ze  
względu na to kobieta potrafi dostosowywać się, nawiązywać kontakt z  
ludźmi, zwraca uwagę na ład i estetykę wnętrza, jest uczulona na potrzeby  
innych, wyczuwa ich intencje, jest czuła i ciepła. Nie trzeba więc  
kobiecości oceniać według spraw drugorzędnych jak: strój, uczesanie czy  
ukształtowane pod wpływem czynników kulturowych sposoby zachowania, ale  
według nastawienia na człowieka, ciepła kontaktu i gotowości dzielenia się. 
  MoŜe właśnie w zadaniach ojca, które pełnić moŜe nie tylko ojciec  
fizyczny, odnaleźć moŜemy to, co istotne dla męskości. Nie strój,  
uczesanie, oschły sposób bycia, zmysłowość czy brutalność jest miarą  

background image

męskości. Ojciec przez samo swoje istnienie przemienia związek matka -  
dziecko w grupę rodzinną i ta właśnie komplikacja umoŜliwia rozwój. Nie  
zatrzymywanie się na tym co zastane, ale szukanie nowego i trudniejszego,  
dąŜenie naprzód, stawanie się motorem rozwoju, jest męskim sposobem bycia. 
  Tu teŜ leŜy uzupełnianie się męŜczyzn i kobiet: w nieustannym splataniu  
miłości i rozwoju - nie dąŜenie naprzód, "po trupach", byle dalej, ale  
rozwój w miłości; nie stagnacja: "Niech na całym świecie wojna, byle polska  
wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna", ale miłość rozszerzająca się i  
rosnąca. To jest dla człowieka "odpowiednia dla niego pomoc" - wzajemne  
dawanie i przyjmowanie tego, co najwaŜniejsze. 
   
   
   
  Rodzinne więzy 
   
  Psychologia zajmuje się Ŝyciem psychicznym człowieka: męŜczyzny, kobiety,  
dziecka. Te same osoby stają się przedmiotem zainteresowania psychologii  
rodziny z chwilą, gdy spojrzy się na nie jako na członków specyficznej  
grupy społecznej, jaką jest rodzina. 
  Czym jest rodzina, kaŜdy wie. A jednak juŜ pobieŜna analiza i porównanie  
sądów na ten temat wskazuje, Ŝe sprawa jest dość złoŜona. Rodzina - to  
grupa ludzi związanych specjalnymi, bliskimi więzami. Czym jednak róŜni się  
od innych grup, np. koleŜeńskich, nie jest oczywiste. JuŜ biorąc pod uwagę  
pierwszy, najbardziej narzucający się czynnik, jakim jest pokrewieństwo,  
powstają wątpliwości. Czy stanowią rodzinę ludzie nawet bardzo blisko  
spokrewnieni, ale w ogóle nie utrzymujący ze sobą kontaktu? Natomiast  
dzieci adoptowane, choć z rodzicami w ogóle nie związane pokrewieństwem, na  
pewno naleŜą do rodziny. 
  Tak więc aby rozwaŜyć, czym jest rodzina, trzeba najpierw dokładniej  
określić, czym jest grupa ludzka i czym rodzina się wyróŜnia spośród innych  
grup. Nie kaŜde przypadkowe zbiorowisko ludzkie nazywamy grupą. Kilka osób  
staje się nią wówczas, gdy łączą je więzy bezpośrednie: kaŜdego z kaŜdym. W  
grupie ludzkiej dojście czy odejście jednej osoby stanowi nie tylko zmianę  
ilościową, lecz takŜe jakościową dla wszystkich pozostałych członków grupy.  
Gdy w rodzinie przyjdzie na świat dziecko, zmiana dotyczy nie tylko liczby  
"sztuk" w domu, ale zmienia się teŜ sytuacja innych członków rodziny. śona  
staje się teŜ matką; mąŜ - ojcem, teściowa - babcią, a jeŜeli dziecko  
przychodzące na świat jest drugie z kolei - matka jednego dziecka staje się  
matką dwojga, jedynak - starszym z dwójki itd. Podobnie odejście z rodziny  
jednej osoby, np. ojca, powoduje nie tylko liczbowe zmniejszenie rodziny,  
ale zmienia zasadniczo sytuację Ŝony i dzieci. 
  W grupie rodzinnej nie tylko zmniejszenie lub zwiększenie liczby jej  
członków zmienia sytuację pozostałych. TakŜe jakiekolwiek przeobraŜenie się  
kaŜdego z członków rodziny ma wpływ na innych, np. usamodzielnienie się  
najstarszego dziecka nie tylko zmienia jego połoŜenie, ale takŜe sytuację  
rodziców i rodzeństwa. W rodzinie takŜe relacje, czyli stosunki między  
kaŜdymi dwoma osobami wpływają na innych. Np. miłość między rodzicami ma  
znaczenie dla dzieci, wyróŜnianie przez matkę jednego z dzieci wpływa na  
samopoczucie pozostałych itd. 
  Oddziaływanie wzajemnych więzów ma w rodzinie wyjątkową siłę, jednak i w  
innych grupach moŜna wskazać na znaczenie zmiany dotyczącej pozornie tylko  

background image

jednego z jej członków - dla innych, np. spadek formy jednego z zawodników  
druŜyny sportowej ma znaczenie dla pozostałych. To, co w sposób zasadniczy  
odróŜnia rodzinę od innych małych grup, to jej cel. Oczywiście, kaŜda grupa  
ludzka związana jest jakimś celem, obejmującym jeden z licznych aspektów  
Ŝ

ycia. Człowiek moŜe naleŜeć do wielu grup równocześnie, zaleŜnie od ich  

celu, np. w jednym zespole pracować, w innym uprawiać sport, w jeszcze  
innym uczyć się czy chodzić na zabawy. Rodziny nie moŜna scharakteryzować  
przez Ŝaden z tych celów szczegółowych. Tylko określenie ogólne odpowiada  
prawdzie: rodzinę łączy wspólne Ŝycie. JeŜeli któryś z członków rodziny  
chce ją traktować jako miejsce zaspokojenia tylko jednej grupy potrzeb, np.  
jedzenia, budzi to protest pozostałych: "Nie jesteś w hotelu". Rodzina jest  
wtedy rodziną prawdziwą, gdy łączą ją bezpośrednie ścisłe więzy i całość  
Ŝ

ycia. Charakter tych więzów, ich jakość, decyduje o jakości rodziny. Fakt,  

Ŝ

e rodzinę łączy wspólne Ŝycie, nie oznacza, Ŝe członkowie rodziny muszą  

bez przerwy przebywać z sobą. Z domu wychodzi się do pracy, do szkoły, do  
kina itd., ale wszystkie sprawy, przeŜywane poza domem, mają dla rodziny  
znaczenie. 
  U podstaw tak rozumianej rodziny leŜy małŜeństwo. Dwoje ludzi łączy się  
ze sobą nie dla wspólnej pracy, nie dla uzyskania większego mieszkania, nie  
dla zaspokojenia potrzeb seksualnych, nawet nie dla posiadania dzieci, ale  
dla wspólnego Ŝycia, obejmującego w pewien sposób wszystkie tamte sprawy  
szczegółowe. Oczywiście, takie wspólne Ŝycie (pod względem fizycznym,  
finansowym, uczuciowym) moŜe prowadzić teŜ para wyjeŜdŜająca razem na  
dwutygodniowe wczasy. Jednak nikt nie uwaŜa takiego związku za małŜeństwo.  
MałŜeństwo jest związkiem z załoŜenia trwałym; jest związkiem całego Ŝycia,  
na całe Ŝycie. 
  Jakość więzów między męŜem i Ŝoną ma znaczenie dla całej rodziny. Od tego  
czy ich miłość rozwija się, przeobraŜa i rośnie, czy teŜ zamiera, zaleŜy  
nie tylko los małŜeństwa, lecz takŜe całej rodziny. Więź między małŜonkami  
jest "solą ziemi" leŜącą u podstaw rodziny i determinującą jej losy. Od  
niej zaleŜy, czy rodzina będzie dobrze wypełniać swoje zadania. Zmieniły  
się one ostatnio tak dalece, Ŝe przez jakiś czas niektórzy sądzili, iŜ  
rodzina niedługo przestanie być potrzebna. Działo się tak dlatego, Ŝe  
rodzina swoje dotychczasowe funkcje zaczęła oddawać instytucjom. Dawniej w  
domu wytwarzało się większość rzeczy, dziś zajmują się tym odpowiednie  
przedsiębiorstwa; dawniej w domu uczono, dziś zajmują się tym szkoły, nawet  
obiady duŜo osób jada w stołówkach. Skoro tyle funkcji - uwaŜanych dawniej  
za naleŜące do rodziny - przejęły instytucje, wydawało się, Ŝe przejęcie  
pozostałych jest tylko kwestią czasu. 
  Okazało się jednak przeciwnie: właśnie po oddaniu przez rodzinę zadań dla  
niej nieistotnych - moŜna zobaczyć wyraźniej te, w których nikt nie moŜe  
jej zastąpić. Rodzina nie przestała być potrzebna, gdyŜ nic nie moŜe jej  
wyręczyć w wytwarzaniu bezpośrednich, osobistych związków, których ciepło  
niezbędne jest do Ŝycia psychicznego, tak jak słońce do fizycznego. Czy  
więzy te będą rzeczywiście źródłem Ŝyciodajnego ciepła - zaleŜy przede  
wszystkim od tego, czy nie zwietrzeje będąca ich podstawą "sól ziemi" -  
więź między męŜem a Ŝoną. 
   
   
   
  Zadania rodziny 

background image

   
  KaŜdy człowiek odczuwa róŜnorakie potrzeby, wśród nich zdarzają się dość  
błahe, bywają nawet tylko pozorne. Są jednak potrzeby, bez których  
zaspokojenia człowiek nie moŜe Ŝyć i rozwijać się. W psychologii istnieje  
wiele teorii potrzeb i wiele ich podziałów. Spośród nich szczególnie  
interesująca wydaje się koncepcja amerykańskiego psychologa Abrahama  
Maslowa. UwaŜa on, Ŝe potrzeby układają się w pewną strukturę  
hierarchiczną, w której przynajmniej częściowe zaspokojenie potrzeby  
niŜszego rzędu warunkuje wystąpienie potrzeby wyŜszej. Nie chodzi tu o  
kolejność chronologiczną (w tym sensie, Ŝeby jedne występowały np. w  
pierwszym roku Ŝycia, inne w drugim), ale o uwarunkowanie jednych drugimi.  
WyróŜnione przez niego grupy potrzeb, to potrzeby fizjologiczne,  
bezpieczeństwa, miłości i przynaleŜności, szacunku oraz samorealizacji.  
Występują one jednocześnie, ale zaleŜą od siebie w ten sposób, Ŝe  
przynajmniej częściowe zaspokojenie jednych potrzeb, umoŜliwia zaistnienie  
innych. 
  Potrzeby fizjologiczne w tym sensie warunkują wszystkie pozostałe: np.  
dziecko zagłodzone umrze i o Ŝadnych potrzebach juŜ nie będzie mowy.  
Zaspokojenie ich, przynajmniej w stopniu umoŜliwiającym Ŝycie, ujawnia  
następne potrzeby: bezpieczeństwa, miłości i szacunku. Zaspokojenie tych  
potrzeb psychicznych umoŜliwia rozwój przez ujawnienie potrzeby  
samorealizacji, twórczości, obdarzania. 
  Zaspokojenie potrzeb fizjologicznych: odŜywiania, snu, odpoczynku itd.  
jest konieczne do Ŝycia fizycznego. Ich niezaspokojenie powoduje  
koncentrację uwagi na tej tylko dziedzinie Ŝycia i determinuje całe  
zachowanie człowieka. JeŜeli potrzeby fizjologiczne są przynajmniej  
częściowo zaspokojone, pojawia się nowy zespół potrzeb - bezpieczeństwa.  
Stają się one dominujące w sytuacji zagroŜenia: napaści, utraty pracy i  
zarobków, wydarzeń niespodziewanych, a odczuwanych jako groźne. Człowiek  
krańcowo głodny nie myśli o niebezpieczeństwie, jest zdolny do naraŜania  
się na nie dla zdobycia poŜywienia. Zaspokojenie potrzeb fizjologicznych i  
bezpieczeństwa ujawnia potrzeby następne: miłości i szacunku, których  
zaspokojenie jest równie waŜne dla prawidłowego funkcjonowania osobowości,  
jak zaspokojenie potrzeb niŜszych dla Ŝycia biologicznego. NiemoŜność ich  
zrealizowania powoduje, zaburzenia zachowania, nerwice, przestępstwa,  
depresje. Powoduje takŜe utajenie potrzeby samorealizacji, będącej głównym  
czynnikiem rozwoju człowieka. Potrzeba najwyŜsza w hierarchii:  
samorealizacji, jest pędem do rozwoju, do samodzielnej aktywności, dąŜeniem  
do stawania się coraz lepszym i sprawniejszym. WyraŜa się np. w coraz  
lepszym pełnieniu pracy zawodowej, w byciu coraz lepszymi rodzicami, w  
coraz doskonalszym wykonywaniu zwykłych czynności, choćby  
najskromniejszych, jak gotowanie czy sprzątanie, w uczeniu się i wszelkim  
celowym działaniu dla dobra innych. 
  Hierarchia potrzeb nie polega na tym, Ŝe są one kolejno zaspokajane; ale  
Ŝ

e wystąpienie potrzeby wyŜszej wymaga takiego zaspokojenia niŜszej, Ŝeby  

przestała ona decydować o całym zachowaniu człowieka. Z chwilą gdy potrzeby  
wyŜsze raz się ujawnią, mogą przez świadomy wybór zdominować potrzeby  
niŜsze. Człowiek wprawdzie sam kieruje swoim rozwojem, ale otoczenie moŜe  
mu w tym pomóc lub w znacznym stopniu przeszkodzić. Tak jak moŜna na śmierć  
zagłodzić dziecko nie dając mu jeść, tak nie dając moŜliwości zaspokojenia  
potrzeb psychicznych, moŜna utrudnić - jeśli nie uniemoŜliwić - dominację  

background image

potrzeby samorealizacji, pozwalającej na maksymalny rozwój i znalezienie  
sensu Ŝycia. 
  W dawnej wielkiej rodzinie, będącej równocześnie jednostką produkcyjną i  
grupą powiązaną uczuciowo, zwykle były zaspokajane wszystkie potrzeby:  
jedzenia, bezpieczeństwa, szacunku, miłości i przynaleŜności. Z czasem, w  
miarę rozwoju rozmaitych instytucji społecznych, zaspokajanie części  
potrzeb zostało przejęte przez te instytucje. Doszło nawet do dość  
rozpowszechnionego mniemania, Ŝe doskonale funkcjonujące instytucje są w  
stanie zaspokoić wszystkie potrzeby. Powstały specjalne przedsiębiorstwa  
zapewniające wyŜywienie, rozrywki i opiekę zdrowotną; są rozmaite systemy  
ubezpieczeń społecznych. Za pieniądze moŜna nabyć rozmaite usługi i wydawać  
by się mogło, Ŝe tylko ubóstwo uniemoŜliwia zaspokojenie potrzeb znacznej  
części ludzi. 
  Rzeczywiście, sprawnie działające instytucje mogą zaspokoić potrzeby  
wymienione jako pierwsze: fizjologiczne i częściowo bezpieczeństwa. JeŜeli  
społeczeństwo dobrze funkcjonuje, obywatele są bezpieczni w sensie  
fizycznym: nie obawiają się nagłej napaści, wyrzucenia z mieszkania czy z  
pracy, rabunku itp. Mogą teŜ korzystać z róŜnego rodzaju usług, jak  
restauracje czy pralnie, a zadowolenie z nich zaleŜy tylko od sprawnej  
pracy tych placówek. 
  JednakŜe, właśnie na tle działalności licznych instytucji zaspokajających  
róŜne potrzeby społeczeństwa, okazało się tym wyraźniej, Ŝe nie wszystkie  
potrzeby dadzą się tą drogą zaspokoić. Chodzi tu o potrzeby miłości,  
przynaleŜności i szacunku. Dla zaspokojenia tego rodzaju potrzeb konieczne  
są więzy bezpośrednie, indywidualne, osobowe, jakich nie sposób dostarczyć  
instytucjonalnie. Instytucja moŜe zapewnić poŜywienie, zaopatrzenie  
emerytalne na starość czy pielęgnację fizyczną dzieci, ale nie moŜe dać  
miłości, która jest relacją międzyosobową. 
  Dziecko pozbawione bezpośrednich więzów osobowych, czyli po prostu  
moŜliwości wzrastania w atmosferze miłości rodzinnej, ma później trudności  
w nawiązywaniu przyjacielskich kontaktów, załoŜeniu dobrej rodziny. Nie  
umie się przywiązać, wciąŜ oczekuje czegoś dla siebie; wymaga, nic za to  
nie dając. Stanowi tragiczny przykład, jak brak zaspokojenia potrzeby  
psychicznej powoduje zaburzenia rozwoju jednostki, a skutki zakłóceń  
sięgają dalej, działając niekorzystnie na osoby z tą jednostką związane, na  
przykład na jej rodzinę. Tak więc nadzieja, Ŝe za pieniądze lub za pomocą  
sprawnie działających instytucji socjalnych moŜna zaspokoić wszystkie  
potrzeby człowieka, okazała się pomyłką. Są potrzeby, na które odpowiedzieć  
moŜe tylko rodzina. W rodzinie człowiek znajduje bezpośrednią, tylko dla  
siebie przeznaczoną akceptację i miłość. Jest to konieczne dla prawidłowego  
rozwoju dziecka, a równie waŜne dla zdrowia psychicznego ludzi dorosłych,  
którym takŜe potrzebne jest miejsce, gdzie nie czują się stale sprawdzani i  
oceniani, gdzie mają osoby, których potrzebują i gdzie sami czują się  
niezbędni. To wszystko znajduje człowiek w rodzinie. 
  Ludzie starsi, w tzw. trzecim wieku, często załamują się psychicznie, gdy  
czują się juŜ zbędni w zakładzie pracy. JeŜeli ich związki z rodziną są  
trwałe i nie zmienione, do uczucia bezuŜyteczności nie dochodzi. Czytałam  
kiedyś synkowi ksiąŜeczkę o starym rybaku, który przestał pracować,  
zamieszkał z dziećmi i wnukami - i czuł się niepotrzebny. Spytałam wtedy:  
"Jak myślisz, czy człowiek, który juŜ nie pracuje, tylko mieszka z rodziną,  
jest rzeczywiście niepotrzebny?" Staś odpowiedział: "Dziadek jest potrzebny  

background image

do szczęścia". Czy moŜe się czuć zbędny na świecie człowiek potrzebny komuś  
do szczęścia? 
  Zaspokojenie potrzeb miłości, przynaleŜności i szacunku umoŜliwia  
wystąpienie i nasila potrzebę najwyŜszą - dąŜenie do rozwoju. Rozwój  
psychiczny człowieka nie kończy się z chwilą osiągnięcia pełni dojrzałości  
fizycznej; moŜe trwać całe Ŝycie, jeśli człowiek do tego dąŜy. Największą  
krzywdą, jaką moŜna człowiekowi wyrządzić, jest stłumienie tego dąŜenia,  
zanim się ono świadomie rozwinie. Największą zaś pomocą, jaką moŜna mu dać,  
ułatwienie wystąpienia potrzeb rozwoju i świadomego nimi kierowania. 
  U człowieka dorosłego, jeśli potrzeby te raz się juŜ ujawnią, mogą stać  
się tak silne, Ŝe zdominują potrzeby niŜsze. MoŜe się zdarzyć, Ŝe człowiek  
o silnym pragnieniu obdarzania będzie to czynić kosztem niezaspokojenia  
własnych potrzeb fizjologicznych, nawet kosztem Ŝycia. Jest to jednak  
moŜliwe u człowieka dojrzałego, u którego właściwa hierarchia potrzeb i  
wartości juŜ się ukształtowała. U dziecka, Ŝeby potrzeby samorozwoju,  
twórczości i obdarzania mogły się rozwijać, wpierw muszą zostać zaspokojone  
potrzeby niŜsze: doznawania opieki, miłości i szacunku. W sposób  
najbardziej prawidłowy i najpełniejszy następuje to w rodzinie. 
   
   
   
  Czy Basia miała mamę? 
   
  W okresie Ŝycia płodowego dziecko musi znajdować się w łonie matki. Tylko  
tam moŜe Ŝyć i rosnąć. Usunięte z łona matki, umiera. To wiedzą wszyscy.  
Mniej juŜ znany, ale równie prawdziwy jest fakt, Ŝe dziecko juŜ urodzone,  
aby Ŝyć i rozwijać się normalnie, równieŜ potrzebuje odpowiedniego  
ś

rodowiska, bez którego grozi mu śmierć psychiczna. Jest nim łono grupy  

rodzinnej. Najczęściej jest to grupa przyjazna, ciepła, od pierwszych chwil  
kochająca. 
  Zdarza się jednak, Ŝe dla dziecka przychodzącego na świat jakby brak  
miejsca: albo matka za młoda, albo ojca nie ma, albo po prostu rodzicom  
brak poczucia odpowiedzialności. Dziecko trafia w psychiczną pustkę i chłód  
emocjonalny. MoŜe to być pustka własnego domu, gdy rodzice choć utrzymują  
dziecko i mieszkają z nim, ale zajęci swoimi sprawami odrzucają je  
psychicznie. MoŜe teŜ być odtrącenie całkowite - wtedy dzieckiem zajmuje  
się państwo i umieszcza je w instytucji opiekuńczej. 
  Domy dziecka spełniają waŜne zadanie zapewniając dzieciom porzuconym  
zaspokojenie potrzeb fizjologicznych - jak jedzenie, miejsce do spania,  
ubranie itp. - ale właściwego środowiska społecznego nie tworzą. Stawka na  
utrzymanie jednej osoby jest tam wyŜsza niŜ w przeciętnej rodzinie, a  
pielęgniarki przygotowane do fachowej opieki nad niemowlętami, jednak  
dzieci rozwijają się gorzej niŜ w rodzinie. Brak im bezpośredniej,  
indywidualnej miłości matki - moŜe nie wykształconej, moŜe nie dość  
dbającej o higienę, ale własnej, jedynej i nie wychodzącej po skończonym  
dyŜurze. Zapadają więc często na chorobę sierocą: nie uczą się w porę  
chodzić i mówić, wolniej rosną, duŜo chorują, a i tam gdzie rozwój jest  
pozornie prawidłowy - często pojawiają się zaburzenia uczuć i kontaktów  
społecznych. 
  Choć dzieci przebywają w grupie społecznej, grupa ta nie stwarza  
moŜliwości powstania silnych więzów indywidualnych, gdyŜ relacje w niej są  

background image

zbyt liczne i nietrwałe. śadna więc nie staje się tak waŜna, Ŝeby dać  
moŜliwość nauczenia się miłości. Rówieśników jest zbyt duŜo, a kontakty z  
opiekunami nie dają poczucia wyłączności, bo wychowawczyni zajmuje się całą  
grupą. Nawiązanie bliŜszej więzi utrudnione jest teŜ przez fakt, Ŝe  
opiekunki zmieniają się zgodnie z systemem dyŜurów, zmieniają grupy dzieci,  
a takŜe często porzucają pracę, po ukończeniu zaś trzech lat dzieci są  
przenoszone z domu małego dziecka, podlegającego resortowi zdrowia, do domu  
dziecka naleŜącego do wydziału oświaty. 
  Rozmawiałam kiedyś z wychowawczynią w bardzo dobrze wyposaŜonym domu  
dziecka. Pytałam o jedną z jej wychowanek. Wychowawczyni powiedziała mi, Ŝe  
nie wie co słychać u dziewczynki, bo zdała juŜ zeszłoroczną grupę i ma  
nową. Dopiero w dalszej rozmowie zrozumiałam, co to znaczy. OtóŜ wysokość  
sprzętu, stołów, rodzaj zabawek dostosowane są do wieku dziecka i sale  
przeznaczone są dla określonych grup wiekowych. PoniewaŜ wychowawczynie  
zmieniając sale, musiałyby robić inwentarz i zdawać sprzęty, znacznie  
łatwiej jest "zdać" dzieci, które w ten sposób mają co roku nową salę i  
nową opiekunkę. 
  Trudno w tych warunkach rozwijać się normalnie, ale gdyby nawet to się  
udało, istnieje jeszcze jeden skutek niezaspokojenia potrzeby miłości:  
dzieci czują się nieszczęśliwe. Mówiąc o dzieciństwie powtarza się często,  
Ŝ

e jest to okres przygotowania do Ŝycia. Jest to oczywiście prawda, ale nie  

cała. Owszem, w dzieciństwie uczymy się podstawowych ludzkich funkcji,  
rośniemy i nabywamy wiadomości, ale nie jest to tylko przygotowanie do  
Ŝ

ycia. To jest po prostu część Ŝycia, nieraz jego znaczna część. Nawet  

gdyby dzieci, o których mowa, miały wyrosnąć na znakomitych obywateli,  
jeśli przez pierwszych kilka czy kilkanaście lat czują się nieszczęśliwe,  
opuszczone i pokrzywdzone - jest juŜ o czym myśleć. 
  Kiedyś ośmioletnia Basia z domu dziecka spytała mnie: Czy ciocia miała  
mamę? Dziwne pytanie. Ludzie pytają nieraz, czy matka Ŝyje, gdzie mieszka,  
co robi, ale Basia po prostu chciała wiedzieć, czy w ogóle miałam mamę.  
Interesowało ją to, poniewaŜ większość jej znajomych mamy nie miała. Co  
dziwniejsze, Basia zna moją matkę, ale nie skojarzyła sobie tych faktów, bo  
podstawowe relacje rodzinne są dla niej niezrozumiałe. MoŜe zna ich nazwy,  
ale nie kojarzą się jej z Ŝadną rzeczywistością. Zresztą jej matka Ŝyje.  
Basia sama pokazała mi kiedyś podczas spaceru, gdzie mama mieszka. Co  
jednak naleŜałoby odpowiedzieć, gdyby ktoś spytał: "Czy Basia miała mamę?" 
  Ojciec Basi równieŜ Ŝyje. Mieszka obecnie z jakąś panią, którą Basia  
potrafi nazwać bardzo dosadnie, ale kojarzy się jej tylko z awanturami i  
lękiem. Spotkanie więc z męŜczyzną, który nie upija się i nikogo nie bije,  
jest dla niej zdumiewające, tym bardziej Ŝe w domu dziecka jedynym  
męŜczyzną jest dyrektor, który urzęduje w swoim gabinecie, poza tym są  
tylko kobiety: wychowawczynie, pielęgniarki, woźne, lekarki. 
  Basia ma nawet rodzeństwo. Jej bracia mieszkają z mamą i jej nowym męŜem.  
Nie widuje się więc z nimi, a siostra przebywa w tym samym domu dziecka,  
ale w innej grupie. Spotyka ją bardzo rzadko i mówi o niej po nazwisku. 
  Basia Ŝyje więc w emocjonalnej pustce. Odczuwa gwałtowną potrzebę  
przywiązania się do kogoś, ale ludzie zmieniają się wokół niej i brak  
punktu stałego. RóŜne świąteczne akcje, jak "Mikołaje" w zakładach pracy  
czy odwiedziny studentów, tylko pogarszają sytuację. Osób jest duŜo, ale  
nie ma nikogo własnego. Jak będzie w przyszłości układać się jej Ŝycie  
małŜeńskie i rodzinne, skoro nie ma Ŝadnych wzorów i nie miała nigdy okazji  

background image

do doświadczenia bliskości, zaufania, miłości? 
  Małe dzieci uczy się najwaŜniejszych i zarazem najtrudniejszych prawd  
wiary: Ŝe Bóg jest Osobą i Ŝe jest Miłością, przez analogię do sytuacji  
rodzinnej - Bóg jest Ojcem, który kocha je jeszcze bardziej niŜ rodzice.  
"CzyŜ moŜe niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu?" Dzieci śmieją się w  
odpowiedzi na to pytanie. Wiedzą, Ŝe matka o nich pamięta i to jest dla  
nich wyjaśnieniem miłości BoŜej. Ucząc religii dzieci porzucone, bardzo  
trudno znaleźć właściwe słowa, bo o nich matka właśnie zapomniała, a ojciec  
kojarzy się z lękiem lub pogardą. Miłość jest dla nich teorią, a nie  
doświadczeniem dnia codziennego. 
  Jeśli więc rodzice nie chcą, czy nie mogą opiekować się własnym  
dzieckiem, najlepiej, Ŝeby jak najszybciej zrzekli się praw do niego, wtedy  
dostać się moŜe do rodziny adopcyjnej, która przyjmuje je za własne.  
Niestety bardzo często rodzice, choć sami nie chcą swego dziecka, nie chcą  
teŜ zrezygnować z praw do niego, a jeśli ktoś inny pragnie się nim zająć,  
sprzeciwiają się wszelkimi sposobami. W takich wypadkach naleŜy starać się  
namówić rodziców do zrzeczenia się praw, a środowisku mającemu wpływ na ich  
decyzję wyjaśnić, Ŝe jest to mniejsze zło niŜ umieszczenie dziecka w  
zakładzie. W wypadku braku zgody rodziców, moŜna sądownie pozbawić ich praw  
opiekuńczych, ale jest to procedura trudna, bo sąd nie moŜe tego robić  
pochopnie. 
  JeŜeli jednak nawet sprawy prawne nie są do końca uregulowane, dzieci  
mogą być kierowane do rodziny zastępczej. Podejmuje ona ryzyko związania  
się z dzieckiem, które nie jest im dane na własność, pokochania kogoś bez  
"prawnego zabezpieczenia swojej własności". 
  Pytał mnie ktoś, czy moŜna cudze dziecko pokochać jak własne. Myślę, Ŝe  
to pytanie jest trochę w stylu dociekań dziecka: co jest większe - kilogram  
czy kilometr? Jak nie moŜna porównywać jednostek miary i wagi, tak i miłość  
jest nieporównywalna. Inaczej kocha się rodziców, inaczej dzieci, inaczej  
męŜa czy Ŝonę, jeszcze inaczej cudze dziecko. Zresztą i rodzona matka  
potrzebna jest dziecku nie tylko po to, Ŝeby je kochała, ale Ŝeby ono miało  
kogo kochać, Ŝeby mogło nauczyć się miłości, bo bez tej sztuki będzie  
nieszczęśliwe. Trudne jest mierzenie miłości, a w ostatecznym rozrachunku  
to juŜ całkiem nie moŜna powiedzieć, kto więcej skorzysta. 
   
   
   
   
  MałŜeństwo 
   
  Wybór współmałŜonka 
   
  Wprawdzie śpiewa się w piosenkach o wyborze ukochanej spośród wszystkich  
kobiet świata, ale w rzeczywistości wybór ten jest znacznie ograniczony.  
Ogranicza go tak zwane w nauce pole wyboru, czyli bliskość terytorialna i  
podobieństwo warunków społecznych. Zwykle współmałŜonek naleŜy do tego  
samego narodu, a często i mieszka w tej samej miejscowości, często takŜe ma  
podobne pochodzenie społeczne, poziom wykształcenia, a nawet zawód. Wybiera  
się więc współmałŜonka spośród tych, z kim ma się okazję zetknąć - to  
oczywiste, ale wtedy zaczyna juŜ działać bardziej tajemnicze,  
psychologiczne pole wyboru. Dlaczego właśnie ta osoba podoba się? 

background image

  Opisać to moŜna tylko do pewnego stopnia, gdyŜ działają tu czynniki  
podświadome. Tworzą one pewnego rodzaju wzór wewnętrzny, który często  
określa się powiedzeniami: "Ona jest (lub nie jest) w moim typie". Wzór ten  
zaleŜy od wielu czynników, z których człowiek nie zdaje sobie sprawy, a na  
który składają się: podobieństwo do rodziców lub innych osób kochanych w  
dzieciństwie, cechy przeciwne do cech osób nielubianych, sposoby  
zachowania, które się podziwia i wiele innych. Wszystkie te czynniki, choć  
nieświadome, tworzą jakby sito selekcyjne osób, które się podobają. 
  W ramach tego, działającego automatycznie, pola wyboru decyzja pozostaje  
wolna w róŜnym stopniu. MoŜe być tak, Ŝe wymienione czynniki zadziałają  
podświadomie i w pewnym momencie człowiek niespodziewanie uświadomi sobie  
miłość, moŜe teŜ być tak, Ŝe stopniowo rosnącemu zainteresowaniu  
towarzyszyć będzie refleksja nad wartością osoby, która się podoba.  
Zdarzają się zapewne miłości gwałtowne, od pierwszego wejrzenia, ale są to  
raczej wyjątki potwierdzające regułę i zwykle zanim miłość wybuchnie z całą  
siłą, o której się mówi: "To jest mocniejsze ode mnie", i którą juŜ trudno  
kontrolować, daje o sobie znać drobnymi sygnałami. 
  Człowiek, który nie ma nawyku obserwacji samego siebie, nie zauwaŜa tych  
sygnałów i odczuwa miłość jako zaskoczenie, jako siłę, która spada na niego  
znienacka opanowując całkowicie. Osoby, które mają większą samoświadomość,  
mogą wykorzystać czas rodzenia się miłości dla pokierowania swoją decyzją.  
Pierwsze, subtelne oznaki miłości, takie jak Ŝywe reagowanie wewnętrzne na  
czyjeś imię, przyjemność znajdowana w wyborze sąsiednich miejsc, chęć  
mówienia o kimś, niecierpliwe oczekiwanie na spotkanie - pokazują juŜ  
upodobanie kierujące się do jakiejś osoby, ale jest to jeszcze czas, w  
którym moŜna się wycofać i zrezygnować z kontynuowania znajomości, jeŜeli  
osoba, która staje się przedmiotem zainteresowania, nie jest wolna (bo ma  
juŜ małŜonka lub wybrała stan duchowny), albo jeśli stwierdzi się jej  
powaŜne cechy negatywne, jak np. tendencja do alkoholizmu. 
  W tym czasie moŜna starać się poznać lepiej drugą osobę, Ŝeby decyzję  
uczynić bardziej świadomą. MoŜna zaakceptować kogoś mimo jego braków, ale  
trzeba o nich wiedzieć. Unika się przez to wielu rozczarowań i pretensji,  
często nieuzasadnionych, bo druga strona nie jest winna temu, Ŝe została  
wybrana na ślepo i bez zastanowienia. JeŜeli człowiek nie dostrzeŜe tych  
drobnych znaków, zauwaŜa swoją miłość dopiero, gdy jest juŜ tak silna, Ŝe  
nie pozwala na spokojne zastanowienie się nad wyborem. 
  Umiejętność dostrzeŜenia sygnałów zainteresowania erotycznego, mówiąc  
inaczej świadomość własnych odczuć w tym zakresie, jest bardzo waŜna nie  
tylko przy wyborze małŜonka. Ma ona znaczenie dla kaŜdego człowieka, który  
juŜ dokonał wyboru swojej drogi Ŝycia, gdyŜ ułatwia dotrzymanie wierności  
raz podjętym zobowiązaniom. KaŜdy niespodziewanie dla siebie samego moŜe  
się zetknąć z takim problemem, a osoba, która uwaŜa, Ŝe jej Ŝadne trudności  
w tej sferze nie dotyczą, moŜe przeoczyć moment powstawania uczucia i  
uświadomić je sobie tak późno, Ŝe jest juŜ bardzo trudno nim pokierować. 
  Pisząc o wyborze współmałŜonka nie zamierzam dawać rad, jaki on ma być,  
ani spisywać listy cech idealnych, której i tak pewnie nikt nie mógłby  
sprostać, ani których się samemu nie posiada. Jedna rzecz jest jednak  
bardzo waŜna: zmienić moment wyboru - w proces wyboru, to znaczy rozciągnąć  
go w czasie tak, by w okresie kiedy potrafi się jeszcze kierować swoimi  
uczuciami i kiedy nie zaszły jeszcze fakty uniemoŜliwiające zmianę decyzji,  
poznać bliŜej przyszłego współmałŜonka. 

background image

  Czas ten potrzebny jest teŜ z tego względu, Ŝe nie wystarczy poznać, jaki  
ktoś jest, ale trzeba się jeszcze przekonać, jak się zmienia. KaŜdy  
człowiek zmienia się w ciągu całego Ŝycia i oczywiście nie wszystko moŜna  
przewidzieć, pewne jednak tendencje są stałe. Jeśli np. w dniu poznania  
przez dziewczynę pan X i pan Y piją po dwa kieliszki wódki na tydzień, są  
pod tym względem podobni. Po jakimś czasie jednak pan X moŜe pić trzy, a  
pan Y jeden kieliszek, a więc pan X ma tendencję do picia coraz więcej, a  
pan Y coraz mniej. Dotyczy to wszelkich dziedzin Ŝycia i sprawdzanie, w  
jakim kierunku zmienia się człowiek, jest najwaŜniejszą informacją, jaką  
trzeba uzyskać, zanim się zwiąŜe z nim na całe Ŝycie. MałŜeństwo jest  
wspólną drogą Ŝycia, dlatego poznanie - nawet dokładne, ale tylko w jednym  
momencie - jest niewystarczające. 
  śeby dać sobie czas na to wzajemne poznanie się, nie moŜna dopuszczać do  
tego, aby fakty nie pozwalały juŜ na zerwanie. JeŜeli narzeczeni współŜyją  
ze sobą, a zwłaszcza gdy w grę wchodzi dziecko, nie mogą zmienić decyzji  
bez skrzywdzenia się, takŜe jeśli ich związek stanie się sprawą publiczną  
(np. rodzina robi przygotowania do wesela, a suknia jest juŜ u krawcowej),  
bardzo trudno się wycofać. Badania pokazują, Ŝe bardzo duŜo narzeczonych  
jest niezadowolonych ze swego związku juŜ przed ślubem, praktycznie jednak  
nie mogą się juŜ cofnąć. Nic nie pomoŜe - choćby narzeczeństwo oficjalnie  
trwało bardzo długo - jeśli decyzja faktycznie dokonała się wcześniej,  
jeśli młody człowiek zaskoczony swoimi uczuciami, wziął pierwszy sygnał  
zainteresowania za miłość i nie dał sobie czasu na zastanowienie. Nie jest  
waŜne, jak długo trwał okres znajomości od poznania się do ślubu. WaŜne  
jest, jak długi był czas od pierwszego odczucia zainteresowania do faktów  
determinujących decyzję. 
   
   
   
  Dojrzałość do małŜeństwa 
   
  Zadania rodziny są proste: stworzyć jej członkom klimat bezpieczeństwa i  
miłości, pobudzający do rozwoju. Proste - nie znaczy łatwe i nie wszystkie  
rodziny umieją je pełnić. ZaleŜy to przede wszystkim od dojrzałości  
rodziców - małŜonków. Wiek osób zawierających związki małŜeńskie wyraźnie  
się obniŜa. Fakt ten moŜna róŜnie interpretować: świadczy o powaŜnym i  
odpowiedzialnym podchodzeniu młodych ludzi do swych młodych partnerów albo  
o niepowaŜnym i nieodpowiedzialnym podejściu do faktu małŜeństwa. Jak z tym  
jest naprawdę? Kiedy naleŜy się Ŝenić? Odpowiedź jest pozornie prosta:  
kiedy się jest do małŜeństwa dojrzałym. W tej prostej odpowiedzi kryje się  
oczywiście wieloznaczność - bo czym jest dojrzałość? 
  O dojrzałości do małŜeństwa moŜna mówić w róŜnym znaczeniu. Pierwsza - to  
dojrzałość fizyczna, czyli zdatność organizmu do podjęcia zadań związanych  
z małŜeństwem. Dojrzałość seksualna - zdolność do współŜycia seksualnego i  
wydania na świat potomstwa. Prawna - osiągnięcie wieku, w którym prawo  
zezwala na zawarcie małŜeństwa albo uzyskanie zgody sądu na przyśpieszenie  
tego terminu. Ekonomiczna - osiągnięcie samodzielności materialnej,  
podjęcie pracy zarobkowej, uzyskanie samodzielnego mieszkania. Jak wiadomo,  
nie wszystkie rodzaje dojrzałości osiąga się równocześnie. Np. młody  
człowiek seksualnie dojrzewa duŜo wcześniej, niŜ moŜe zdobyć własne  
mieszkanie. Choć więc dojrzałość pod kaŜdym względem byłaby  

background image

najkorzystniejszym momentem do zawarcia związku małŜeńskiego, praktycznie  
nie zawsze jest to moŜliwe. 
  JeŜeli jednak małŜeństwo rozumie się jako związek trwały, nie moŜe być  
zbudowane przez dzieci. O dojrzałości do małŜeństwa decydować więc powinien  
nie tyle wiek fizyczny, co dojrzałość psychiczna. Tej dojrzałości nie moŜe  
ustalić przepis państwowy; trzeba ją ocenić samemu. Jest ona oczywiście  
związana z wiekiem, ale wcale nie jednoznacznie. Wszyscy znamy przykłady  
ludzi młodych wiekiem, ale dojrzałych Ŝyciowo i przeciwnie: dorosłych, ale  
nieodpowiedzialnych jak dzieci. 
   Rozwój ludzi przebiega w podobnych etapach, ale nie zawsze równie  
prawidłowo. W pierwszych latach uczucia dziecka są egocentryczne, dziecko  
wszystko ocenia z punktu widzenia własnej doraźnej przyjemności. TakŜe  
miłość do bliskich osób ma ten właśnie charakter. Dziecko kochające matkę  
chce przede wszystkim stale z nią przebywać, nie biorąc zupełnie pod uwagę  
jej zdrowia, zmęczenia, czy ciąŜących na niej obowiązków. Z czasem ten  
infantylny sposób kochania zmienia się, ale bywa teŜ, Ŝe zostaje na całe  
Ŝ

ycie. Człowiek, który kocha na sposób małego dziecka, choćby jego miłość  

była szczera, nie jest dojrzały do małŜeństwa. Pragnie przebywać z wybraną  
osobą, ale kontakt z nią będzie układać tylko z punktu widzenia swoich  
potrzeb i przyjemności. Będzie chciał, by ukochana osoba zawsze - gdy on  
tego pragnie - była przy nim, ale nie będzie brał pod uwagę jej sytuacji. 
  Dziecko trochę starsze - w wieku szkolnym - jest juŜ zwykle mniej  
egocentryczne. Zajmuje się światem zewnętrznym i innymi ludźmi, ale nie  
potrafi jeszcze wczuć się w ich przeŜycia. Ludzi chce posiadać tak jak  
rzeczy. Ten sposób podejścia do innych osób dosyć często utrwala się w  
wieku dorosłym. JeŜeli ktoś chce posiadać Ŝonę czy męŜa, podobnie jak chce  
posiadać róŜne przedmioty - dla siebie, tak aby jemu przydawały wygody czy  
chwały - takŜe nie jest dojrzały do małŜeństwa. Ludzie tacy bywają sprytni  
pod względem praktycznym, umieją zarobić pieniądze, zdobyć mieszkanie, ale  
nie umieją dostrzec i wczuwać się w potrzeby psychiczne drugiego człowieka,  
a tym samym - zrozumieć go. 
  Aby małŜeństwo było związkiem szczęśliwym, partnerzy muszą umieć wyczuwać  
potrzeby współmałŜonka i to nie tylko te zewnętrzne. Tę umiejętność wczucia  
się w przeŜycia drugiego człowieka, zwaną empatią, człowiek powinien  
osiągnąć w wieku dojrzewania, ale nie zawsze tak się dzieje. Empatia jest  
dla zawarcia małŜeństwa w sposób odpowiedzialny warunkiem koniecznym, choć  
jeszcze nie wystarczającym. JuŜ dziecko w wieku dojrzewania powinno umieć  
wczuwać się w sytuację innych i współczuć z nimi, zwykle jednak nie umie  
jeszcze podejmować za nich odpowiedzialności, nie umie aktywnie działać dla  
ich dobra. Dopiero ta umiejętność czyni człowieka dojrzałym. Dopiero  
osiągnięcie tych wszystkich etapów dojrzałości: zwrócenie się od siebie do  
innych, umiejętność wczucia się w ich problemy i zdolność aktywnego i  
odpowiedzialnego działania dla ich dobra, czyni człowieka dojrzałym do  
małŜeństwa. 
  Obecnie małŜeństwa z reguły zawierane są bez przymusu - z miłości, a  
jednak okazują się często nietrwałe. Dzieje się tak chyba dlatego, Ŝe  
narzeczeni nawet szczerze mówiący o miłości, sami nie wiedzą, na ile jest  
ona dojrzała. Wcale nie chodzi tu o jakieś wyrachowanie, czy wyzbycie się  
uczuć, lecz o ocenę: czy zdolność do miłości jest na tyle rozwinięta, by  
mogła być podstawą związku trwałego. 
  Sprawności ocenia się zwykle w stosunku do wieku czy zadań. Np. jak na  

background image

trzy lata, Staś dobrze mówi, ale jak na to, Ŝeby pójść do szkoły, jeszcze  
za mało. Jak na dziecko, Staś bardzo serdecznie kocha, jak na zawarcie  
małŜeństwa - to za mało. Musi nie tylko chcieć przebywać z osobą wybraną,  
musi jeszcze chcieć i umieć wczuwać się w jej potrzeby, musi jeszcze  
nauczyć się podejmowania za nią odpowiedzialności w dobrej i złej doli, nie  
licząc na to, Ŝe wyręczą go inni. Gdy to potrafi - jest dojrzały do  
małŜeństwa. Jest dojrzały do dalszego rozwoju w nowej sytuacji. 
   
   
   
  Miłość małŜeńska 
   
  Gdy człowiek osiągnie ogólną sprawność miłości i połączy  budzącej  
zainteresowanie erotyczne, rodzi się dojrzała miłość. RóŜne są rodzaje  
miłości. Miłość małŜeńska jest wśród nich miłością specjalną - takim  
sposobem Ŝycia, Ŝeby przechodzić przez nie we dwoje. Dla chrześcijan  
relacja ta jest sakramentem. 
  Miłość małŜeńska nie ma dobrej prasy ani w literaturze, ani w mass media.  
"Ach to nudno w kółko, wciąŜ, tylko zawsze jeden mąŜ" - mówiła przedwojenna  
jeszcze piosenka i część opisuje się zdrady, trójkąty, i porzucenia, niŜ  
wytrwałą miłość między tymi samymi osobami. Taka miłość wydaje się moŜe  
zbyt zwykła, nieciekawa, a jednak o takiej właśnie miłości ludzie marzą.  
Gdy się jej przyjrzeć z bliska, nie jest taka szara i jednolita, jakby się  
zdawało. Zmienia się i przekształca wielokrotnie w trakcie swego rozwoju i  
wyróŜnia specyficznymi cechami od innych miłości erotycznych. 
  Do tych cech naleŜy nastawienie ku przyszłości, pragnienie wspólnego  
działania, pobudzenie aktywności, nadzieja na przyszłość. Z tym związana  
jest potrzeba stwarzania. Płodność jako cecha miłości małŜeńskiej dotyczy  
przede wszystkim rodzenie i wychowywanie dzieci, ale takŜe wszelkich  
wspólnych dokonań, jak np. stworzenie domu - i w sensie materialnym i  
całego stylu Ŝycia. Cechą miłości małŜeńskiej jest teŜ porzucenie części  
swego egoizmu, na rzecz nowej jakości, jaką stanowi wspólnota dwojga, w  
której oboje starają się o dobro drugiego, a takŜe współodpowiedzialność.  
Współodpowiedzialność to traktowanie wszystkiego, co się w małŜeństwie  
zdarzy, jako następstwa działania obu stron. Oboje ponoszą odpowiedzialność  
za niepowodzenia, oboje są teŜ twórcami satysfakcji i szczęścia. 
  Miłość małŜeńska mimo Ŝe dzieje się wciąŜ między tymi samymi osobami -  
nie jest jednostajna, bo składa się ze współzaleŜnych elementów, zawsze w  
niej obecnych, choć nabierających w róŜnych sytuacjach specjalnej wagi.  
Elementy te to: współobecność, wyłączność, współodczuwanie i wzajemne  
obdarzenie. Wszystkie mają swój wyraz w przysiędze, jaką składają sobie  
małŜonkowie podczas ślubu kościelnego. 
  Kiedyś w poradni pewna pani w rozmowie powiedziała mi: "MąŜ boi się, Ŝe  
od niego odejdę, ale ja nie mogę tego zrobić, bo obiecałam teściowej, Ŝe go  
nie porzucę". Spytałam ją delikatnie, czy nie obiecywała tego męŜowi.  
Wydawała się tym szczerze zdziwiona: owszem, mieli ślub kościelny,  
uczestniczyła w tej uroczystości, ale nie traktowała tego jako  
przyrzeczenia, takiego jak np., Ŝe coś się komuś załatwi, gdzieś przyjdzie.  
Przysięga była dla niej pewną ceremonią, a nie po prostu ludzką obietnicą.  
MoŜe ta opowieść brzmi anegdotycznie, ale naprawdę wiele małŜeństw traktuje  
swój związek jak teren gry dyplomatycznej, dopuszczającej nieszczerość,  

background image

podstęp i odwet, zapominając o tym, Ŝe coś sobie po prostu obiecali. 
  Zawarte w ślubowaniu elementy miłości małŜeńskiej zakładają wcześniejszą  
dojrzałość, bo tworzą się z tych sprawności, które rosły od dzieciństwa, a  
teraz zostały w sposób szczególny skierowane do wybranej osoby.  
Współobecność, pragnienie bliskości, znane małym dzieciom, teraz wyraŜają  
się w decyzji bycia właśnie z wybranym męŜem czy Ŝoną, i to przez całe  
Ŝ

ycie. "Oraz, Ŝe cię nie opuszczę aŜ do śmierci" - znaczy, Ŝe będziemy  

razem. Czasem za wąsko się to rozumie: "Ŝe cię nie opuszczę" - czyli, Ŝe  
się nie rozwiodę, ale naprawdę idzie o coś więcej: Ŝe będę planować Ŝycie  
tak, aby nie rozstawać się na długo bez konieczności, nawet choćby miało to  
przynieść materialne korzyści rodzinie. Współobecność dotyczy Ŝycia  
seksualnego, ale nie tylko - to jest bycie razem we wszystkich dziedzinach  
Ŝ

ycia i współmałŜonek ma prawo na to liczyć. 

  Następnym elementem miłości małŜeńskiej jest wyłączność. Gdyby rozwój  
miłości zatrzymał się na tym poziomie, byłaby jeszcze bardzo uboga. Choć  
jednak nie jest to element wystarczający, jednak bardzo waŜny, wyróŜniający  
miłość małŜeńską od innych. "Wierność", rozumiana czasem zbyt wąsko, jako  
wyłączność seksualna, dotyczy jednak nie tylko tej dziedziny Ŝycia. Relacja  
tak totalna, tak całościowo obejmująca człowieka, nie moŜe być dzielona z  
wieloma osobami. Nie oznacza zamknięcia się na sprawy innych, ale zawiera w  
sobie lojalność dla współmałŜonka we wszystkich sprawach. 
  Współodczuwanie i współdziałanie dotyczy nie tyle lojalności wobec  
sytuacji zewnętrznych w stosunku do małŜeństwa, ile układu wewnętrznego -  
przyrzekane jest jako "uczciwość małŜeńska". Polega to na obdarzaniu  
zaufaniem, staraniu się o zrozumienie drugiego w kaŜdej sprawie, a takŜe na  
tym, by zrozumienie wzajemnie sobie ułatwiać. Uczciwość małŜeńska wyklucza  
tzw. "ciche dni", podczas których małŜonek nie moŜe ani się dowiedzieć, o  
co chodzi ani przedstawić swojego punktu widzenia. Uczciwość małŜeńska nie  
pozwala na jednostronne oskarŜanie, ale kaŜe zmierzać zawsze do  
podtrzymywania jasnej komunikacji między małŜonkami, komunikacji  
wspierającej komunię, czyli wspólnotę. 
  Elementem miłości małŜeńskiej jest teŜ obdarzanie, ten najgłębszy wymiar  
miłości (w przysiędze: po prostu "miłość"). Miłość dojrzała potrafi nie  
tylko pragnąć czyjejś obecności i rozumieć drugiego, potrafi obdarzać go.  
Najwszechstronniejsze obdarzanie występuje właśnie w małŜeństwie, gdyŜ  
małŜonkowie obdarzają się nie tylko wzajemną pomocą, ale samym sobą. 
  Jak mówi Jan Paweł II, jedność dwojga w jednym ciele "urzeczywistnia się  
w spotkaniu małŜeńskim, a płeć jest tym, co pozwala na to zjednoczenie.  
Jest w nim coś więcej niŜ jedność ciał, gdyŜ to zjednoczenie następuje od  
początku z wolnego wyboru (w związku rodziców z dzieckiem jest jakaś  
konieczność), połączonego z wzajemnym darem. Stwierdzenie "niedobrze być  
człowiekowi samemu", wskazuje na to, Ŝe człowiek jako osoba realizuje się  
najprawidłowiej będąc "z kimś", albo jeszcze głębiej "dla kogoś"". 
  Tak rozumiana miłość małŜeńska jest więc ambitnym programem i moŜe  
dlatego teŜ ma złą prasę, Ŝe wiązać się musi z wysiłkiem. Człowiekowi zaś  
nie zawsze chce się wysilać, a czasem jest to naprawdę bardzo trudne,  
wydaje się prawie niemoŜliwe. Na szczęście przysięga zawiera jeszcze jedno  
zdanie: "Tak mi dopomóŜ Panie BoŜe w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci".  
Czasem słowa: "Tak mi dopomóŜ Bóg" traktowane są jak jakieś zaklęcie  
magiczne, a przecieŜ jest to po prostu modlitwa do Boga Wszechmogącego i  
Jego Świętych o pomoc - "U ludzi to niemoŜliwe, ale nie u Boga; bo u Boga  

background image

wszystko jest moŜliwe" (Mk 10, 27). 
   
   
   
  Znak miłości małŜeńskiej 
   
  W Konstytucji Soborowej znakiem miłości małŜeńskiej nazwano współŜycie  
seksualne, ale nie wszyscy uwaŜają to za słuszne. Jedni mówią, Ŝe to za  
duŜo powiedziane. Rzeczywiście, często współŜycie odbywa się w taki sposób,  
Ŝ

e trudno je określić jako znak miłości. Inni uwaŜają, Ŝe to za mało - znak  

wskazuje na coś poza sobą samym, a seksualność ludzka sama jest wartością. 
  Znak istotnie jest czymś, co wskazuje na jakąś rzeczywistość za nim  
ukrytą, ale jeśli jest symbolem uniwersalnym (a nie tylko umownym, jak  
jakiś emblemat), wskazuje na tę rzeczywistość przez swoje do niej  
podobieństwo. WspółŜycie seksualne nie stanowi całej miłości, ale moŜe być  
jej częścią, jeśli jest do niej podobne. Takie traktowanie nie zubaŜa go,  
ale przeciwnie - rozszerza na całą osobowość człowieka. Choć więc nie kaŜdy  
akt seksualny jest znakiem miłości, moŜna się starać, Ŝeby nim był, a im  
bardziej takim się staje, tym więcej daje małŜonkom zadowolenia i radości. 
  Wymieniając wcześniej elementy miłości małŜeńskiej nie mówiłam o  
współŜyciu seksualnym nie przez zapomnienie ani lekcewaŜenie tej sprawy,  
ale dlatego, Ŝe nie jest ono osobnym elementem, lecz znakiem ich  
wszystkich: bliskości, wyłączności, współodczuwania i obdarzania. Im  
bardziej do wszystkich tych elementów jest podobne, tym więcej radości daje  
małŜonkom i tym bardziej wzmacnia ich wspólnotę. Brak tego podobieństwa  
powoduje rozczarowania i staje się dla wspólnoty powaŜnym zagroŜeniem. 
  Współobecność zakłada bliskość małŜonków w sferze seksualnej, ale nie  
tylko w niej, i właśnie ta szerokość rozumienia bliskości jest waŜna.  
Sytuacja przeciwna jest odbierana jako obraźliwa, zwłaszcza przez kobiety.  
JeŜeli np. mąŜ nie interesuje się Ŝoną w ciągu dnia, nie pyta jej o  
przeŜycia, nie rozmawia i nie pomaga w zajęciach, a nagle ujawnia  
zainteresowanie wieczorem, budzi zwykle niechęć. 
  Obecność dotyczy teŜ wspólnego mieszkania. Oczywiście zdarzają się  
rozłąki przymusowe, jak uwięzienie czy pobyt w szpitalu jednego z  
współmałŜonków. Często jednak rozstania są wynikiem lekkomyślnego stawiania  
dobra związku małŜeńskiego na dalszym planie: po sprawach materialnych,  
zdobywaniu wykształcenia itd. Na poparcie tego zdania przytoczyć by moŜna  
wiele smutnych przykładów małŜeństw, które rozpadły się w czasie stypendiów  
zagranicznych męŜów, nieobecności Ŝon uczących się w innych miastach lub  
teŜ wyjeŜdŜających do rodziców "dla dobra dzieci". 
  Bliskość związana jest teŜ z intymnością fizyczną, która wymaga  
szczególnej dbałości o czystość, schludność ubrania i otoczenia, wygląd  
zewnętrzny. Czasami kobiety po urodzeniu dziecka zaniedbują się pod tym  
względem, częste są tu teŜ błędy męŜczyzn. 
  Dla poczucia bezpieczeństwa w tak wielkiej intymności szczególnie waŜne  
są warunki mieszkaniowe. Oddzielny pokój z drzwiami, zamykanymi na klucz,  
jest warunkiem podstawowym. Rodzice, z którymi nieraz z konieczności  
mieszkają młodzi małŜonkowie, często nie doceniają znaczenia tego, Ŝe ich  
pokój powinien być maksymalnie wyizolowany. 
  Następnym elementem jest wyłączność. Choć często przypuszcza się, Ŝe  
wierność jest tylko nakazem religijnym, ciekawe, Ŝe najbardziej znani  

background image

seksuologowie amerykańscy W. H. Masters i V. E. Johnson uwaŜają ją za  
ogromnie waŜną dla przeŜywania satysfakcji seksualnej. Wierność bowiem  
powoduje koncentrację na jednej osobie (nie na poszukiwaniu drogą prób i  
błędów odpowiednich partnerów, przy czym przenosi się najczęściej  
niewłaściwe postępowanie z jednego na drugiego). Brak wierności  
uniemoŜliwia zaufanie, które jest warunkiem poczucia bezpieczeństwa,  
szczególnie waŜnego czynnika powodzenia w Ŝyciu seksualnym. Napięcie i  
niepewność jest jego szczególnym wrogiem. 
  Uczciwość małŜeńska, powodująca dbałość o współdziałanie, jest bardzo  
waŜna takŜe w Ŝyciu seksualnym. Porozumienie jest najwaŜniejszym warunkiem  
powodzenia, a jego brak najczęstszą przyczyną niepowodzeń. Porozumienie  
często jest utrudnione przez stereotypowe myślenie o roli męŜczyzn i kobiet  
w tej sferze Ŝycia. Stereotypy te, choć fałszywe, są jednak bardzo  
utrwalone. Według nich, męŜczyzna ponosi całą odpowiedzialność w tej  
dziedzinie i przyznaje mu się jakby rolę eksperta, podczas gdy kobieta jest  
niewraŜliwa zmysłowo i jej rola sprowadza się do uległości. 
  Takie przekonania powodują, Ŝe męŜczyźni nie chcą się uczyć współŜycia ze  
swoją Ŝoną, zakładają z góry, Ŝe postępują trafnie, a w razie niepowodzenia  
- winą obarczają oziębłość Ŝony, co zresztą według tego stereotypu  
potwierdza regułę. Kobiety natomiast stawiają męŜom Ŝądania nie  
współdziałając z nimi, nie czują się odpowiedzialne, przypuszczając  
błędnie, Ŝe męŜczyźni zawsze przeŜywają takie samo zadowolenie, gdyŜ taka  
jest natura ich popędu. W rezultacie małŜonkowie nieraz latami powtarzają  
te same błędy, i to co ma być znakiem miłości, staje się źródłem  
rozdźwięków i obcości. 
  W rzeczywistości nie jest tak, Ŝeby męŜczyzna był tu ekspertem. Zgodnie z  
zasadami moralności chrześcijańskiej, powinien dojść do małŜeństwa w  
czystości, tak samo jak jego narzeczona. JeŜeli jednak miał wcześniej  
doświadczenia z innymi kobietami lub autoerotyczne, nie zwiększa to  
bynajmniej umiejętności współŜycia z tą jedną kobietą, która jest jego Ŝoną  
i która ma sposoby przeŜywania tylko sobie właściwe. Nie jest teŜ tak, Ŝeby  
kobieta była niewraŜliwa seksualnie, ale potrzebuje zwykle więcej czasu i  
przede wszystkim odpowiedniego nastroju, i co do tych wszystkich spraw  
małŜonkowie powinni się porozumieć. 
  Oboje w równym stopniu są odpowiedzialni za współdziałanie takŜe w tej  
dziedzinie. Powinni nastawić się na odbiór sygnałów od partnera, poznawać  
jego sposób reagowania i jednocześnie ujawniać swoje przeŜycia, a w razie  
niepowodzenia nie trwać w nim biernie, ale szukać zmiany. Początkowo  
trudności są bardzo częste, a dopiero współdziałanie pozwala na ich  
przezwycięŜenie. Pewna wiedza, wyniesiona z publikacji seksuologicznych,  
moŜe teŜ być poŜyteczna, pod warunkiem jednak pamiętania, Ŝe wszelkie opisy  
czy rady dotyczą sytuacji przeciętnych i nikt nie moŜe znać tak dokładnie  
potrzeb danej pary małŜeńskiej, jak sami małŜonkowie. 
  JeŜeli jednak małŜonkowie nastawią się na egzekwowanie swoich praw, a nie  
na obdarzanie, wiedza niewiele pomoŜe. Często robią tak męŜczyźni, nie  
biorąc pod uwagę samopoczucia i nastawienia Ŝony. Często postępują tak  
kobiety, czekając biernie i obojętnie na to, Ŝe mąŜ da im zadowolenie i  
sprawdzając, jak teŜ się z tego wywiąŜe, a zapominając, Ŝe na takim  
egzaminie będzie się czuł właśnie jak na egzaminie, to znaczy będzie  
napięty i zdenerwowany. 
  Napięcie towarzyszące nastawieniu na osiągnięcie satysfakcji i niepokój,  

background image

czy cel ten zostanie osiągnięty, jest - jak moŜna wnosić z relacji w  
poradni - właśnie najczęstszym błędem. To tak jak z zasypianiem: jeśli ktoś  
chce koniecznie, na siłę, szybko zasnąć, zwykle długo leŜy bezsennie.  
Przeciwnie, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie i spokojne nastawienie na  
obdarzenie drugiego powoduje, Ŝe zadowolenie jest osiągane jakby  
mimochodem. Chwilowy zawód nie jest wykorzystywany przeciw małŜonkowi, ale  
teŜ sukces jest dziełem wspólnym, dlatego udane poŜycie seksualne tak  
bardzo umacnia więź małŜeńską. 
  Nie jest ono celem samym w sobie, ale nie jest teŜ tylko "narzędziem  
więzi". Jest znakiem miłości małŜeńskiej poprzez podobieństwo do wszystkich  
jej elementów i jest udane, jeśli posiada wszystkie cechy małŜeńskiej  
miłości: nastawienie na współdziałanie, poczucie współodpowiedzialności,  
obdarzanie i pragnienie wspólnego stwarzania. 
  Jak pisze Jan Paweł II w "Adhortacji o rodzinie", akt małŜeński nie jest  
bynajmniej zjawiskiem czysto biologicznym, lecz dotyczy samej wewnętrznej  
istoty osoby ludzkiej jako takiej. Urzeczywistnia się on w sposób  
prawdziwie ludzki tylko wtedy, gdy stanowi integralną część miłości, którą  
męŜczyzna i kobieta wiąŜą się z sobą aŜ do śmierci. "Miłość obejmuje  
równieŜ ciało ludzkie, a ciało uczestniczy w miłości duchowej". 
   
   
   
  MałŜeńskie święto 
   
  Miłość małŜeńska nastawiona jest na wzajemne obdarzanie, ale takŜe na  
płodność, czyli wyjście poza siebie wzajemnie, wspólne tworzenie nowych  
wartości. Płodność moŜna rozumieć bardzo szeroko, ale oczywiście odnosi się  
szczególnie do dzieci - owocu miłości. Dzięki dzieciom małŜeństwo wchodzi w  
nowy etap współdziałania; dzięki dzieciom rodzice zyskują nową szansę  
rozwoju. KaŜde dziecko wnosi do rodziny coś nowego i stanowi jej bogactwo,  
jednakŜe ich liczba powinna być dostosowana do psychicznych, a takŜe  
materialnych i mieszkaniowych moŜliwości małŜonków. 
  Muszą więc małŜonkowie nauczyć się planowania poczęć, a postępując według  
nakazów Kościoła - nauczyć się rozpoznawania dni, w których współŜycie moŜe  
doprowadzić do poczęcia dziecka i dni, w których nie moŜe ono nastąpić.  
JeŜeli się chce, o potrzebną wiedzę nie jest dziś trudno: jest wiele  
broszurek i artykułów dotyczących tej sprawy, takŜe w wielu parafiach  
działają poradnie udzielające informacji w tym zakresie. Nauczyć się więc  
moŜna, większy problem ze stosowaniem tej wiedzy, bo planowanie współŜycia  
małŜeńskiego w z góry określonym dniu, dla wielu osób wydaje się sztuczne i  
wykluczające spontaniczność. Są to trudności rzeczywiste, więc wcale nie  
pomoŜe przemilczanie ich i udawanie, Ŝe ich nie ma. PoniewaŜ jednak kaŜdy  
medal ma dwie strony, moŜna i tym razem popatrzeć na jego stronę drugą. 
  Wiemy z góry, kiedy będzie BoŜe Narodzenie. Przychodzi kaŜdego roku,  
zawsze w tym samym dniu, jednak ta rytmiczność nie psuje radości z jego  
przeŜywania. Przeciwnie, dzięki temu, Ŝe wiemy, kiedy będą święta, moŜemy  
się do nich przygotować: posprzątać mieszkanie, upiec ciasto, przygotować  
prezenty, ładnie się ubrać itd. Wszystko to tworzy specjalny, świąteczny  
klimat i daje okazję do bardziej uwaŜnego, głębszego przeŜywania  
rzeczywistości zawsze istniejącej, ale na co dzień zapominanej,  
przypomnienia sobie o tajemnicy Wcielenia, o której wiemy, ale która gdy  

background image

się o niej nie pamięta, przestaje być źródłem radości. 
  MałŜeństwo jest wspólną drogą przez Ŝycie. Wielka i święta bliskość męŜa  
i Ŝony, zaplanowana przez Boga "od początku", przysypana bywa kurzem  
codziennych kłopotów, sprzeczek i zmęczenia, nie przestaje jednak istnieć i  
odsłaniać się moŜe czasem w znaku miłości małŜeńskiej - współŜyciu  
seksualnym. JeŜeli małŜonkowie postępują zgodnie z naturalnym rytmem  
płodności, wtedy to małŜeńskie święto przypada teŜ z pewną rytmicznością.  
Rytm ten znany jest tylko małŜonkom i tylko oni znając termin święta, mogą  
się do niego przygotować w sposób im samym najbardziej odpowiadający. 
  Mogą na przykład wybrać się gdzieś razem w tym dniu. Mogą nie planować na  
ten wieczór innych zajęć, Ŝeby mieć czas tylko dla siebie. Nie robić w tym  
dniu prania, Ŝeby nie być zmęczonym, za to oblec czystą pościel, umyć  
włosy, a kiedy dzieci juŜ śpią, urządzić przyjęcie tylko we dwoje: ulubiona  
muzyka i świece, na stole coś smacznego do jedzenia i kwiaty, Ŝona  
ustrojona jak na wizytę, mąŜ świeŜo ogolony. Choć to wszystko jest  
przygotowane, ale daje potem okazję do spontaniczności, do rozmowy nie  
tylko o sprawach do załatwienia, ale o własnych uczuciach i przeŜyciach, do  
cieszenia się swoją obecnością, do bycia razem. 
  Trudno byłoby takie święta urządzać co dzień. Jeśli jednak małŜonkowie  
stosują metody naturalne, to mówiąc szczerze, za wiele takich okazji nie  
mają. Tym bardziej spotkanie moŜe być niespieszne, radosne, głębokie. MoŜna  
na te dni czekać, szykować niespodzianki, stwarzać rytuał. 
  Kiedy Mały KsiąŜę chciał oswoić liska, ten wyjaśnił mu znaczenie rytuału.  
"Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, juŜ od  
trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się  
naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony:  
poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł  
się przygotować [...] Potrzebny jest obrządek. Co to jest obrządek? -  
spytał Mały KsiąŜę. To takŜe coś całkiem zapomnianego, odpowiedział lis.  
Dzięki obrządkowi pewien dzień odróŜnia się od innych, pewna godzina od  
innych godzin". 
  Te świąteczne rytuały odsłaniają jakby w błysku światła wielką tajemnicę  
małŜeństwa i to jest ta druga strona medalu, którą warto sobie uświadomić.  
ś

artownisie lubią mówić, Ŝe medal potrafi odsłonić jeszcze trzecią stronę.  

Coś w tym jest. Mądrze opracowane metody są niezawodne, ale ludzie zawodzą,  
bo nie są komputerami i mylą się czasem w swoich obserwacjach. Wtedy moŜe  
zostać poczęte dziecko nieplanowane. Właściwie nie jest juŜ rodzicom do  
niczego potrzebne. W domu jest juŜ i chłopiec i dziewczynka. Mieszkania  
większego juŜ się nie uzyska, najwyŜej w tym, które jest, zrobi się jeszcze  
większy tłok. Rodzice dzięki starszym dzieciom nauczyli się juŜ ofiarnej  
miłości rodzicielskiej i są juŜ ofiarni, ale takŜe bardzo zmęczeni. Wtedy  
dziecko nie jest im potrzebne, ale oni są potrzebni dziecku i dzięki niemu  
mogą przeŜyć doświadczenie dawania naprawdę nie ze względu na siebie. Bywa  
to tym trudniejsze, im są starsi, im oporniej idzie im wychowanie dzieci  
juŜ będących na świecie, im bardziej obawiają się, Ŝe nie podołają nowej  
sytuacji, im bardziej wydaje im się nie w porę. 
  Wtedy pomóc moŜe juŜ tylko Ewangelia, czyli dobra nowina, Ŝe Jezus "wziął  
dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy ramionami, rzekł do nich: "Kto  
przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje, a kto Mnie  
przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, tylko Tego, który Mnie posłał"" (Mk 9,  
36-37). I wtedy razem z tym "nadprogramowym" dzieckiem, przyjętym jako BoŜy  

background image

dar do domu, zstępuje do niego Bóg Wszechmogący w Trójcy Jedyny. W  
codziennym bałaganie, między pieluszkami i butelkami, w hałasie i  
pośpiechu, czasem trudno w to uwierzyć, ale Jezus tak właśnie powiedział. 
   
   
   
  Przezroczystość i empatia 
   
  Kiedy w powieści, filmie czy serialu telewizyjnym śledzimy losy jakiejś  
pary małŜeńskiej, wydaje się nam często, Ŝe szczęście jest tak blisko, o  
krok - gdyby tylko małŜonkowie szczerze ze sobą porozmawiali. Ale wtedy  
Izabella ukrywa swój niepokój, Michel myśli, Ŝe lepiej coś zataić, a  
Krystyna, córka Lawransa, dumnie milczy. Patrzymy przeraŜeni, jak na skutek  
tego milczenia rosną podejrzenia, niepewność, obcość. A przecieŜ małŜeństwo  
"od początku" miało być wspólnotą, czyli komunią, a komunia wymaga  
komunikacji, czyli jasnego wyraŜania swoich przeŜyć i trafnego, chciałoby  
się powiedzieć - troskliwego, odbierania sygnałów od partnera. Komunikacja  
polega nie tylko na jednostronnym nadawaniu, ale równieŜ na odbieraniu  
informacji i sprawdzaniu, czy zrozumiało się ją prawidłowo. W przeciwnym  
razie jest jak w balladzie Mickiewicza: "Ten sobie mówi, a ten sobie mówi",  
ale nie ma porozumienia. 
  JuŜ moment "nadawania" informacji bywa miejscem zakłócenia komunikacji. 
  Często małŜonkowie ukrywają swoje intencje chcąc w ten sposób osiągnąć  
jakieś zawiłe pozytywne rezultaty, ale osiągają zwykle jedno - zaburzenie  
wspólnoty. MąŜ np. ma kłopoty w pracy, ale postanawia nie martwić Ŝony;  
wraca więc do domu i nic nie mówi. Zapomina przy tym, Ŝe "nadawane" są nie  
tylko słowa, ale teŜ ton głosu, wyraz twarzy, sposób poruszania się. śona  
oczywiście widząc (choć nie zawsze uświadamiamy sobie, o jakie to sygnały  
chodzi) np. opuszczenie ramion męŜa, pyta, czy coś mu jest. MąŜ, w myśl  
swojego planu, zaprzecza. Powstaje wtedy sprzeczność między sygnałami  
słownymi i bezsłownymi, na co odbiorca zawsze reaguje niepokojem, choć nie  
zawsze w pełni uświadamia sobie jego przyczynę. 
  śona czuje więc, Ŝe coś jest nie w porządku i zaczyna zastanawiać się:  
"Coś przede mną ukrywa, w takim razie i ja nie powiem mu, Ŝe byłam wczoraj  
u mamy". Na pytanie więc męŜa o poprzedni wieczór, odpowiada: "Nie musisz  
tego wiedzieć". I tak od pozornie dobrej intencji niemartwienia Ŝony i  
troski o męŜa, dochodzi się szybko do kłótni małŜeńskiej, podejrzeń o  
zdradę itd. 
  Pierwszym więc warunkiem dobrej komunikacji jest otwartość intencji i  
zgodność informacji słownych z bezsłownymi. Szczerość jest nieraz mylnie  
rozumiana. "Powiem ci szczerze, Ŝe jesteś głupi" - mówi taka osoba dumna ze  
swojej szczerości, ale nie jest to bynajmniej otwartość, lecz obraźliwe  
ocenianie drugiego. Otwartość nie polega na wygłaszaniu raniących opinii o  
drugim, ale na ujawnianiu swoich uczuć, np. "To mnie cieszy" lub "To  
sprawia mi przykrość". 
  Otwartość jednej strony zwiększa otwartość drugiej, wymaga pewnego  
ryzyka, bo moŜe zostać wykorzystana na szkodę osoby ujawniającej się,  
dlatego opiera się na zaufaniu, które z kolei oparte jest na wzajemnej  
wierności i uczciwości małŜeńskiej. Ta otwartość polegająca na zgodności  
tego, co się mówi, z tym co się przeŜywa, daniu się poznać, pokazaniu się  
takim, jakim się jest, co się odczuwa i czego oczekuje - nazywa się w  

background image

psychologii przezroczystością. To jeden z kluczy do dobrej komunikacji.  
Drugim kluczem jest empatia, pomagająca we właściwym zrozumieniu tego, co  
się odbiera i wczuwaniu się w rzeczywiste intencje tego, z kim się  
rozmawia. Ten moment komunikacji teŜ często bywa zakłócany, bo nieraz  
własne domysły myli się z faktycznym stanem rzeczy. Interpretowanie  
intencji zaleŜy w duŜej mierze od własnych doświadczeń i nastroju chwili,  
trzeba więc kontrolować się, czy są prawidłowe. 
  Dla upewnienia się, czy dobrze zrozumiało się drugiego, potrzebne jest  
uzyskiwanie tzw. informacji zwrotnych, czyli po prostu pytanie, czy  
"odbiór" jest prawidłowy. 
  Dobra komunikacja jest podstawowym warunkiem udanego Ŝycia seksualnego,  
ale takŜe bardzo waŜnym czynnikiem szczęścia w małŜeństwie. MałŜonkowie w  
związkach nieszczęśliwych nie są spontaniczni w wyraŜaniu swoich myśli,  
mówią aluzjami, a część spraw ukrywają, co powoduje u drugiej strony  
reakcje obronne i na zasadzie sprzęŜenia zwrotnego pogłębia nieszczerość. 
  Komunikacja w małŜeństwach szczęśliwych zwiększa wzajemne poznanie,  
informacje bezsłowne, np. ton głosu, są zgodne z wypowiadanymi słowami,  
wymiana informacji jest częsta, problemy małŜeńskie traktowane są  
konkretnie i bez aluzji, partnerzy zwracają się wprost do siebie, a kontakt  
słowny nie jest jedyną formą porozumiewania się. MałŜonkowie są zdolni  
wyrazić swój osobisty punkt widzenia bez kwestionowania wspólnoty. PoniewaŜ  
wzajemna miłość i wspólne Ŝycie są bazą stałą i niepodwaŜalną, mogą śmiało  
ukazać róŜnice zdań. 
  Taka komunikacja daje małŜonkom duŜo zadowolenia, dostarcza okazji do  
wspólnego podejmowania decyzji i rozwiązywania konfliktów, zwiększa  
poczucie wspólnoty. 
   
   
   
  Rozwój miłości w małŜeństwie 
   
  Umiejętność miłości rozwija się przechodząc róŜne etapy. Dziecko,  
początkowo zupełnie egocentryczne, uczy się kolejno zwrócenia ku innym  
osobom, wczucia się w ich potrzeby, podejmowania za nie odpowiedzialności.  
Na tym etapie rozwoju sztuki miłości jest się juŜ dojrzałym do małŜeństwa,  
nie jest to jednak w ewolucji kontaktów między kobietą a męŜczyzną moment  
szczytowy. Tak jak miłość dziecięca nie jest jeszcze wystarczającą podstawą  
do małŜeństwa, tak miłość, którą moŜna uwaŜać za dojrzałą na etapie ślubu,  
byłaby niedojrzała w dziesięć lat później, jeśliby się nie zmieniła. I jest  
wielkim błędem Ŝyczenie nowoŜeńcom: "śeby się kochali zawsze tak samo jak  
dziś" albo ich postanowienie: "Nasza miłość nigdy się nie zmieni". 
  Miłość powinna się zmieniać i rosnąć razem z człowiekiem i dlatego równie  
błędne są często kierowane do młodych par przestrogi uprzedzające ich:  
"Miłość minie, ale moŜe zostać przyjaźń". Miłość nie musi mijać, gdyŜ jest  
czymś danym z zewnątrz, jakąś siłą niezaleŜną od człowieka. Jest tym, co  
się dzieje między dwojgiem ludzi, a więc właśnie od nich zaleŜy. Trudność  
polega na tym, Ŝe zaleŜy od obu stron naraz i obie strony muszą wykazywać  
pewną wstępną dojrzałość i pragnienie dalszego rozwoju. Dlatego, choć jest  
rzeczą zupełnie naturalną, Ŝe w okresie narzeczeńskim miłość wyraŜa się  
przede wszystkim w pragnieniu przebywania ze sobą, warto jednak juŜ wtedy  
zastanowić się, czy istnieją poza tym jakieś wartości, które są dla obojga  

background image

wspólne. Ten wspólny cel "poza sobą wzajemnie" jest jeszcze mglisty, ale on  
właśnie w przyszłości umoŜliwi przejście na wyŜszy poziom rozwoju. 
  Ślub, choć nie powinien być szczytowym momentem w całym rozwoju miłości  
między dwojgiem ludzi, jest rozpoczęciem nowego etapu, w którym nabyta  
wcześniej umiejętność podejmowania odpowiedzialności zaczyna się  
konkretyzować i sprawdzać w odniesieniu do współmałŜonka. Jest momentem, w  
którym za osobę, wybraną ze względu na uczuciowe w niej upodobanie,  
podejmuje się trwałą odpowiedzialność. Oczywiście juŜ wcześniej istnieje  
odpowiedzialność za człowieka, z którym się styka, ale właśnie decyzja  
podjęcia odpowiedzialności na zawsze jest akcentem, który - dodany do  
wcześniejszego upodobania - zmienia miłość narzeczeńską w małŜeńską. 
  Teraz dominującym przeŜyciem jest radość z bycia ze sobą i na tym etapie  
stanowi to właściwy poziom rozwoju. Ale po jakimś czasie para ludzi, dla  
której jedynym wspólnym celem byłoby przebywanie ze sobą, wydawałaby się  
ś

mieszna, a im samym groziłaby nuda. By tego uniknąć, potrzebne jest nie  

tylko bycie razem, ale wspólne działanie. Jego cel moŜe być bardzo róŜny -  
najczęściej staje się nim dziecko. We wzajemnej pomocy i pracy dla  
wspólnego celu miłość małŜeńska rozwija się dalej. 
  I ten etap jednak nie moŜe trwać zbyt długo. Rodzice powinni mieć coś, co  
ich łączy niezaleŜnie od dzieci. Powinni w okresie wielkiego zaabsorbowania  
dziećmi i przemęczenia pracą dla nich, nie zapominać o narzeczeńskim  
"chodzeniu ze sobą", choćby czasami, i o wspólnych przyjemnościach. Powinni  
rozmawiać ze sobą takŜe o innych sprawach niŜ dzieci (np. sprawy społeczne,  
religia, praca zawodowa), gdyŜ w przeciwnym razie z czasem nic ich nie  
będzie łączyć. Po dorośnięciu dzieci, rodzice będą się starali zbyt długo  
przetrzymywać je w zaleŜności od siebie, a po ich odejściu stwierdzą, Ŝe  
nie mają juŜ nic wspólnego. 
  Dlatego, choć dzieci są najbardziej naturalnym wspólnym celem działania,  
nie powinny stać się jedyną wartością łączącą małŜonków. Trzeba świadomie  
te wspólne wartości odkrywać i wzajemnie je sobie ofiarowywać. Wtedy  
następny etap miłości małŜeńskiej - juŜ po odchowaniu dzieci - moŜe stać  
się najpiękniejszy. Jeśli wartością główną nie stanie się wówczas wygoda i  
troska o samego siebie, jeśli nadal będzie coś, co dla obojga małŜonków  
jest rzeczywiście waŜne i dla czego warto - pomagając sobie wzajemnie -  
pracować, moŜe to być naprawdę złoty okres miłości małŜeńskiej. Znowu we  
dwoje - jak nowoŜeńcy - ale z człowiekiem, z którym się przeŜyło duŜo  
dobrych i złych dni. 
  Kiedy Mały KsiąŜę z ksiąŜki Saint Exupery'ego zobaczył ogród pełen róŜ,  
pomyślał o swojej ukochanej róŜy: "Sądziłem, Ŝe posiadam jedyny na świecie  
kwiat, a w rzeczywistości mam zwykłą róŜę, jak wiele innych". Czasem  
myślimy tak o naszych współmałŜonkach, jeśli jednak zastanowimy się, moŜemy  
zrozumieć to, co Mały KsiąŜę zrozumiał przy pomocy liska - swego  
przyjaciela. Mały KsiąŜę pojął, Ŝe choć jego róŜa dla przygodnego  
przechodnia moŜe się wydawać zwyczajna, dla niego ma znaczenie większe niŜ  
wszystkie inne razem wzięte, "poniewaŜ ją właśnie podlewałem. PoniewaŜ ją  
przykrywałem kloszem. PoniewaŜ ją właśnie osłaniałem. PoniewaŜ właśnie dla  
jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z  
których chciałem mieć motyle). PoniewaŜ słuchałem jej skarg, jej wychwalań  
się, a czasem jej milczenia. PoniewaŜ... jest moją róŜą. [...] - Twoja róŜa  
ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, poniewaŜ poświęciłeś jej wiele czasu  
[powiedział lisek]. - PoniewaŜ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył  

background image

Mały KsiąŜę - aby zapamiętać". 
  MoŜe właśnie wtedy, juŜ z pewnym dystansem wobec Ŝycia, mogą małŜonkowie  
znaleźć jego cel najistotniejszy? Jeśli to będzie zarazem cel wspólny, mogą  
na nowo przeŜywać swoją miłość, która jest inna niŜ w dniu ślubu, ale  
głębsza i zarazem szerzej otwarta do świata. 
   
   
   
  "Pomoc jemu podobna" 
   
  Jan Paweł II w Katechezach środowych wyjaśnia, Ŝe drugi opis stworzenia  
człowieka (chronologicznie starszy) mówi najpierw o stworzeniu człowieka  
(ogólnie), potem kobiety i dopiero od tego momentu uŜywa określenia:  
męŜczyzna. Wskazuje to na fakt, Ŝe to o czym Księga Rodzaju mówi wcześniej,  
odnosi się do człowieka niezaleŜnie od tego, czy jest to kobieta czy  
męŜczyzna. Człowiek wyodrębniony przez swoją świadomość od innych stworzeń  
jest sam. "Niedobrze być człowiekowi samemu; uczyńmy mu pomoc jemu podobną"  
(Rdz 2, 18). Kobieta dla męŜczyzny, a męŜczyzna dla kobiety stanowi więc  
pomoc "podobną" (w innych tłumaczeniach "odpowiednią"). Dotyczy to  
wzajemnej współpracy kobiet i męŜczyzn tworzących ludzkość; dotyczy takŜe  
par małŜeńskich. 
  Tak miało być "od początku", Ŝeby małŜonkowie wzajemnie sobie pomagali we  
wszystkich sprawach Ŝycia. Tak miało być, ale nie zawsze tak jest i  
wiadomo, Ŝe na przestrzeni dziejów róŜnie wyglądały układy między męŜem a  
Ŝ

oną i dziś teŜ róŜnie bywa. Praktycznie rzadko się juŜ spotyka tradycyjne  

małŜeństwa patriarchalne, gdzie mąŜ jest panem i władcą, choć i to się  
trafia. Bywa teŜ tak, Ŝe w domu rządzi Ŝona, traktując męŜa jako siłę  
roboczą. Najczęstsze jednak są obecnie małŜeństwa partnerskie, to znaczy  
takie, w których i decyzje i zajęcia są wspólne. 
  Taki skrótowy opis jest oczywiście z konieczności uproszczony i róŜne  
modele mogą być korzystne w róŜnych sytuacjach. Jednak - jak pokazały  
badania - z punktu widzenia zadowolenia z małŜeństwa najczęściej pomyślny  
był model demokratyczny, polegający na wspólnym podejmowaniu decyzji i ich  
realizacji, dostarczający duŜo okazji do współdziałania. Najmniej korzystną  
sytuacją był ścisły podział kompetencji, gdzie męŜczyzna decydował o  
sprawach najwaŜniejszych, a kobieta o sprawach drobnych. Taki układ  
wprawdzie daje mało punktów bezpośrednich napięć i konfliktów, ale daje teŜ  
mało okazji do współdziałania i przebywania razem. Podkreśla się - bardzo  
słusznie - znaczenie obecności rodziców dla dzieci, szczególnie zaś  
bliskiego kontaktu matki z małym dzieckiem. Ta obecność jest często  
zaniedbywana z powodu pośpiechu i przepracowania. JednakŜe ze względu na  
niezbędność fizycznej pielęgnacji i pomocy, małe dziecko przynajmniej  
trochę tej obecności na rodzicach wymusza. Za mało natomiast mówi się o  
wzajemnej obecności małŜonków. Cokolwiek powiedziałoby się o jakości i  
uwarunkowaniach ich kontaktów, małŜonkowie muszą się przede wszystkim  
widywać. 
  Tymczasem często bywa tak Ŝe konieczność dorabiania, długie kolejki w  
sklepach, trudności w załatwianiu jakiejkolwiek reperacji czy innych usług,  
wreszcie konieczność pilnowania małych dzieci, powodują, Ŝe małŜonkowie  
stale mijają się w domu i rzadko spotykają. Niektórzy celowo, Ŝeby móc się  
zająć dziećmi, biorą pracę na róŜne zmiany, jedzą w róŜnych stołówkach, na  

background image

zmianę chodzą do kina i do znajomych. A przecieŜ wspólnie spędzany czas to  
nie tylko przyjemność właściwa okresowi narzeczeńskiemu, której później  
naleŜy się wyrzec. Wspólne przebywanie to moŜliwość dalszego rozwoju  
wspólnoty małŜeńskiej i podstawa dobrego ułoŜenia kontaktu z dziećmi.  
  Układ polegający na podziale kompetencji moŜe się teŜ w praktyce wyraŜać  
w tym, Ŝe mąŜ decyduje o sprawach waŜnych, pozostawiając Ŝonie całą resztę:  
zarówno odpowiedzialność za dom, jak i wykonanie wszystkich prac. W takiej  
sytuacji kobieta czuje się przeciąŜona, pokrzywdzona i po prostu  
niewyspana. O równy udział w obowiązkach domowych bardzo trudno i to nie  
tylko ze względu na niechęć męŜów do podejmowania prac tradycyjnie  
kobiecych, ale takŜe dlatego, Ŝe biologiczna strona macierzyństwa naleŜy do  
kobiet. Przemęczenie, zdenerwowanie i niewyspanie kobiet jest bardzo częstą  
przyczyną niepowodzeń w Ŝyciu seksualnym i w ogóle w kontaktach  
emocjonalnych z męŜem, a takŜe w wychowaniu dzieci, na które potrzeba czasu  
i spokoju. Ciągłe poczucie zabiegania i niewydąŜania jest sytuacją  
nerwicorodną, bardzo zagraŜającą szczęściu małŜeńskiemu. 
  Zatroskanie i przepracowanie, związane ze staraniami o urządzenie  
wspólnego Ŝycia, moŜe prowadzić do osłabienia wzajemnej atrakcyjności.  
Wspólny cel, jakim są dzieci, jest tak absorbujący i pracochłonny, Ŝe moŜna  
przy nim zapomnieć o wcześniejszej radości bycia ze sobą. Ze względu na  
duŜą liczbę obowiązków moŜna się odzwyczaić od przebywania ze sobą, od  
znajdowania wartości w sobie nawzajem. Jeśli się nawet tego początkowo nie  
zauwaŜy, odbije się boleśnie, gdy dzieci zaczną odchodzić z domu. 
  Warto więc bardzo starannie przemyśleć podział obowiązków. Troszczyć się  
trzeba nie o prymitywną równość polegającą na identyczności wykonywanych  
prac, np. kaŜdy pierze swoje rzeczy, zmywa po sobie itp., co jest po prostu  
nieekonomiczne i oddala małŜonków od siebie. Rozsądny podział zajęć bierze  
pod uwagę moŜliwości i umiejętności, a zmierza do tego, Ŝeby jeden słuŜył  
drugiemu i dbał o to, by drugi nie miał zbyt duŜo pracy. 
  Warto teŜ starać się o zachowanie pewnego dystansu do bieŜących kłopotów.  
MoŜe da się z niektórych rzeczy rezygnować i świadomie opanowywać  
powszechną tendencję do pośpiechu. Dzieci są małe bardzo krótko, warto  
przeŜyć wspólnie radość z ich bliskości i obserwowania rozwoju, a nie tylko  
czekać, aŜ podrosną. Trzeba teŜ urządzać sobie, nawet z duŜym wysiłkiem  
organizacyjnym i finansowym, choćby krótkie wakacje we dwoje, bez dzieci,  
dla odświeŜenia radości przebywania razem. 
  "Wszystkich tu obecnych biorę na świadków, aby o zawartym małŜeństwie w  
razie potrzeby mogli świadczyć" - mówi ksiądz do rodziny i przyjaciół  
zebranych w kościele pod koniec ceremonii zaślubin. Chciałoby się dodać:  
wszystkich świadków tego małŜeństwa prosi się, aby mu w razie potrzeby  
pomogli. Niech małŜonkowie sami zarabiają na siebie, niech sami gotują,  
piorą, sprzątają - to ich obowiązek. Ale wyręczcie ich czasami przy  
dzieciach, Ŝeby mogli pójść we dwoje do kina, kawiarni lub na spacer "w  
księŜycową jasną noc". To jest bardzo waŜne. 
   
   
   
  Dając otrzymujemy 
   
  Często jako przyczynę niepowodzenia swojego małŜeństwa ludzie podają  
niedobranie charakterów. Jedni uwaŜają, Ŝe cechy osobowości męŜa i Ŝony  

background image

powinny być podobne (swój do swego), inni, Ŝe przeciwne (na zasadzie  
uzupełniania się). W obu tych stanowiskach dominuje przekonanie, Ŝe od  
trafienia na odpowiednie cechy psychiczne partnera zaleŜy małŜeńskie  
szczęście. PoniewaŜ zaś małŜeństwa zawierane są na ogół w młodym wieku,  
kiedy brak jeszcze doświadczenia Ŝyciowego, spotkanie odpowiedniego  
partnera wydaje się sprawą przypadku. 
  Badania psychologiczne, które prowadziłam na ten temat, nie potwierdzają  
takiego przypuszczenia. Rzeczywiście, małŜeństwa są zawierane najczęściej  
między osobami do siebie podobnymi, ale stopień tego podobieństwa nie ma  
znaczenia dla szczęścia małŜeńskiego. Nie ma więc podstaw do tego, Ŝeby  
odpowiedzialność za swe szczęście zrzucać na los, czy teŜ liczyć na to, Ŝe  
- jak próbuje się to robić na zachodzie - za pomocą komputera,  
porównującego cechy osobowości kandydatów do małŜeństwa, da się przewidzieć  
przyszłość zawieranego związku. 
  We wspomnianych badaniach małŜeństwa zadowolone nie róŜniły się od  
niezadowolonych stopniem podobieństwa męŜa i Ŝony, ale róŜniły się  
dojrzałością, aktywnością, a takŜe niektórymi przekonaniami. Dojrzałość,  
czyli zdolność do refleksji i podejmowania odpowiedzialności, konieczna juŜ  
w momencie zawierania ślubu, nie jest czymś stałym, moŜna ją ocenić w  
zaleŜności od etapu Ŝycia i w małŜeństwie musi się dalej rozwijać, aby zaś  
człowiek chciał się rozwijać i zmieniać, musi być aktywny. 
  Tak więc wybierając współmałŜonka nie tyle trzeba badać, czy posiada  
róŜne pozytywne cechy szczegółowe, których przecieŜ sami często nie mamy,  
ale zastanowić się nad tym, czy ma tendencję do rozwoju. Choćby nawet w  
momencie ślubu nie osiągnął jeszcze bardzo wysokiego poziomu rozwoju, jeśli  
chce się rozwijać i wzrastać, moŜna mieć nadzieję na przyszłość. Przeciwnie  
- postawa wyraŜająca się w powiedzeniu: "Taki juŜ jestem i nie zmienię  
się", wydaje się najbardziej niepokojąca. 
  MałŜeństwa udane róŜnią się od nieudanych takŜe silniejszym przekonaniem  
o nierozerwalności małŜeństwa. Oczywiście moŜna przypuszczać, Ŝe fakt, iŜ  
osoby niezadowolone z małŜeństwa, w przeciwieństwie do zadowolonych,  
częściej uznawały dopuszczalność rozwodu, świadczy o tym, Ŝe otwierały  
sobie w ten sposób moŜliwość wyjścia z sytuacji, w której źle się czuły.  
Myślę jednak, Ŝe jest odwrotnie. Ludzie przekonani o tym, Ŝe jeśli  
małŜeństwo źle się układa, moŜna je rozwiązać, nie wkładają zbyt wiele  
wysiłku w jego podtrzymywanie, uwaŜając, Ŝe w razie niepowodzenia mają  
zawsze wyjście w rozwodzie. 
  Przeciwnie postępują osoby, które swoją decyzję wspólnego Ŝycia z  
wybranym przez siebie małŜonkiem traktują jako nieodwołalną bez względu na  
okoliczności. Starają się oni zrobić wszystko, aby związek - i tak  
nieodwracalny - uczynić szczęśliwym. Nie dopuszczają moŜliwości konfliktu  
bez rozwiązania i kłótni bez przebaczenia, ale zawsze szukają jakiegoś  
wyjścia pozytywnego. Dlatego tak waŜne jest poznanie - jeszcze przed ślubem  
- najwaŜniejszych poglądów przyszłego małŜonka. 
  Sprawy te łączy się z przekonaniami religijnymi. Osoby z małŜeństw  
nieudanych są częściej niereligijne i małŜonkowie częściej róŜnią się  
poglądami dotyczącymi wiary. Nie wydaje się to dziwne, jeśli wziąć pod  
uwagę, Ŝe z religijnością łączą się tak waŜne w małŜeństwie problemy, jak  
jego nierozerwalność, regulacja urodzeń, wychowanie dzieci, sposób  
spędzania dni świątecznych i wiele innych. Nie są to sprawy prywatne  
jednego ze współmałŜonków i brak zgody co do nich musi rzutować na  

background image

szczęście małŜeńskie. Z religijnością łączy się teŜ nastawienie na  
obdarzanie współmałŜonka, a nie tylko poszukiwanie własnego zadowolenia. 
  Tak więc, jeśli podobieństwo cech osobowości nie ma specjalnego znaczenia  
dla szczęścia małŜeńskiego, to podobieństwo niektórych postaw jest waŜne.  
Młodzi ludzie rzadko znają poglądy swojego narzeczonego i obowiązkiem osób  
prowadzących przygotowanie do małŜeństwa jest ułatwienie im tego poznania. 
  Porozumienie w tych zasadniczych sprawach powinno nastąpić jeszcze przed  
ś

lubem. Właśnie porozumiewanie się we wszystkich problemach niesionych  

przez Ŝycie jest w małŜeństwie najwaŜniejsze. Odnosi się to do Ŝycia  
seksualnego, gdzie nie dobór fizyczny, ale stopniowe wczuwanie się w  
potrzeby współmałŜonka i wzajemne dopasowywanie prowadzi do zadowolenia.  
Odnosi się i do całości Ŝycia małŜeńskiego, gdzie nie podobieństwo, ale  
oparta na miłości chęć zrozumienia drugiej strony i wspólne poszukiwanie  
najlepszych rozwiązań jest podstawą szczęścia. 
  Dawniej nierozerwalności małŜeństwa strzegły przepisy prawne i  
rygorystyczna opinia społeczna. Dziś, gdy uzyskanie rozwodu nie jest zbyt  
trudne, trwałość małŜeństwa leŜy w rękach samych małŜonków i jest decyzją  
podejmowaną na nowo kaŜdego dnia. KaŜdego dnia na nowo trzeba rozwiązywać  
powstałe konflikty, odkrywać wspólne wartości i ponawiać wzajemny z siebie  
dar. 
  Niektórzy ludzie sądzą, Ŝe miłość musi przychodzić bez wysiłku, nie chcą  
o nią zabiegać, gdyŜ wydaje im się, Ŝe trud w to włoŜony niszczy szczęście.  
Tymczasem naprawdę najcenniejsze jest dla nas to, czemu poświęciliśmy  
najwięcej czasu, trudu i wyrzeczeń. Podobnie miłość - z największym  
staraniem pielęgnowana, staje się najwartościowsza. 
  Znalezienie we współmałŜonku prawdziwego towarzysza Ŝycia i pomocy "sobie  
podobnej" jest tak cenne, Ŝe wynagradza wszelki wysiłek. Oczywiście, Ŝeby  
ten wysiłek był naprawdę owocny, musi pochodzić od obu stron. Nie daje nam  
radości Ŝyczliwość wymuszona czy pamięć wywalczona. Lepiej nie tyle domagać  
się dla siebie, co dawać współmałŜonkowi, wspólnie nie dopuszczać do  
Ŝ

adnego dnia, który dzieli. KaŜdy moŜe łączyć, jeśli oboje współmałŜonkowie  

bardziej niŜ na siebie będą się nastawiali na drugiego, modląc się słowami  
modlitwy franciszkańskiej: 
  Spraw, abyśmy mogli 
  nie tyle szukać pociechy, 
  co pociechę dawać; 
  nie tyle szukać zrozumienia, 
  co rozumieć; 
  nie tyle szukać miłości, 
  co kochać; 
  albowiem dając - otrzymujemy. 
   
   
   
   
  "Wszystko będzie wam dodane" 
   
  Na temat związku między religijnością małŜonków a ich zadowoleniem z  
małŜeństwa istnieją róŜne opinie. Bodaj najczęstsze jednak jest chyba  
przekonanie, Ŝe są to sprawy osobne, od siebie niezaleŜne. Rzecz jest  
trudna do rozstrzygnięcia empirycznego, bo zarówno religijność, jak  

background image

szczęście małŜeńskie, nie są łatwe do badania metodami psychologicznymi. Do  
pewnego stopnia jednak moŜna je określić. 
  Wynik prowadzonych na ten temat badań w naszym seminarium psychologii  
rodziny był zaskakująco wyraźny, gdyŜ związek okazał się statystycznie  
bardzo istotny (czyli, Ŝe nie mógł być następstwem przypadku): małŜonkowie  
religijni byli duŜo częściej zadowoleni z małŜeństwa od niereligijnych.  
Dotyczyło to nie tylko zgodności przekonań między małŜonkami, ale ich  
treści, to znaczy, Ŝe małŜonkowie niereligijni - choćby posiadali podobne  
pod tym względem postawy - rzadziej byli zadowoleni. 
  Zastanawiać się moŜna, dlaczego religijność ma taki wpływ na powodzenie  
małŜeństwa. Jednym z wyjaśnień jest porównanie oczekiwań od małŜeństwa osób  
religijnych i niereligijnych. Oczekiwania te zostały zbadane w podziale na  
następujące grupy: seksualne, emocjonalne, opiekuńcze, partnerstwa  
intelektualnego i materialne. Jak się okazało, z tego punktu widzenia osoby  
religijne i niereligijne nie róŜnią się między sobą: i jedne i drugie  
oczekują od małŜeństwa zaspokojenia swoich potrzeb we wszystkich  
wymienionych dziedzinach. 
  RóŜnią się natomiast bardzo wyraźnie przy podziale oczekiwań z punktu  
widzenia nastawienia na siebie, na współmałŜonka i współdziałanie.  
Oczekiwania "dla siebie" były takie same u osób religijnych i  
niereligijnych, natomiast oczekiwania "dla drugiego" i "dla nas" były duŜo  
wyŜsze u religijnych. 
  To właśnie podejście do małŜeństwa wydaje się być przyczyną duŜo  
większego zadowolenia z małŜeństwa osób religijnych. Oczekiwania "dla  
siebie" są zupełnie naturalne, jeŜeli jednak nie są połączone z  
nastawieniem na świadczenie dobra drugiemu, zatrzymują miłość małŜeńską na  
poziomie miłości dziecka, które wszystkiego oczekuje dla siebie, a osoba  
ukochana (najczęściej matka) jest tym, kto ma zaspokajać jego pragnienia.  
Taki układ, naturalny w pierwszych miesiącach Ŝycia, nie wystarcza w  
związku osób dorosłych, które stają się szczęśliwe dopiero dzięki  
wzajemnemu obdarzaniu i współdziałaniu. 
  Nastawienie do własnego małŜeństwa związane jest teŜ z bardziej  
teoretyczną wizją małŜeństwa i warunków jego powodzenia, które kaŜdy sobie  
wytwarza. Między osobami religijnymi i niereligijnymi i tu zachodziły  
charakterystyczne róŜnice. Niereligijni rzadziej niŜ religijni uwaŜali za  
waŜne dla szczęścia małŜeńskiego wzajemną wierność, zaufanie, umiejętność  
przebaczenia, wzajemne okazywanie miłości i troskliwość, wspólne  
wychowywanie dzieci. Jedynie "pozytywna ocena współmałŜonka" była częściej  
podkreślana przez niereligijnych i to właśnie wydaje mi się warte  
szczególnego zastanowienia. 
  MoŜna by przypuszczać, Ŝe w opinii tej grupy pozytywna ocena  
współmałŜonka jest niezbędna dla świadczenia mu miłości, troskliwości itd.  
Wydaje się to dla powodzenia małŜeństwa bardzo niebezpieczne, gdyŜ w miarę  
upływu czasu na ogół jakaś cecha małŜonka przestaje się podobać, jakieś  
postępowanie zaczyna draŜnić, co powoduje zachwianie pozytywnej oceny.  
Wiele konkretnych zachowań małŜonka moŜe się nie podobać, nie powinno to  
jednak podwaŜać jego ogólnej akceptacji jako towarzysza Ŝycia. JeŜeli w  
którymś momencie człowiek przekona się, Ŝe jego współmałŜonek ma jakąś  
brzydką cechę, nie musi jej akceptować, ale moŜe go kochać mimo to. Nawet w  
sytuacji zdecydowanego nastawienia na dobro drugiego i na współdziałanie  
moŜe się zdarzyć moment, w którym druga osoba sprawi zawód. Wtedy mimo  

background image

negatywnej oceny konkretnego zachowania, spójność małŜeństwa moŜe być  
utrzymana dzięki przebaczeniu. Dlatego częstsze podkreślanie wzajemnej  
umiejętności przebaczania w grupie osób religijnych staje się szczególnie  
znaczące. Przenosi punkt cięŜkości z oczekiwań dotyczących własnego dobra  
na dobro drugiego w sytuacji trudnej i wymagającej wysiłku. Przy takim  
widzeniu małŜeństwa cele jednej strony stają się celami wspólnymi, a dobro  
jednego z małŜonków dobrem wspólnym. 
  Tworzenie dobra wspólnego nie oznacza podporządkowania jednostki  
wspólnocie. Nie chodzi teŜ o podporządkowanie jednostek jakiemuś celowi  
zewnętrznemu, ale o współdziałanie. Jedna osoba wybierając dobro drugiej  
jako własne, swoimi czynami wzbogaca wspólnotę. Jan Paweł II nazywa to  
współuczestnictwem. Współuczestnictwo nie jest poświęceniem czy  
przekreśleniem jednostki, ale sposobem jej rozwoju. 
  To nastawienie na współdziałanie wyjaśnia chyba częstsze zadowolenie z  
małŜeństwa osób religijnych, zwłaszcza jeśli oboje małŜonkowie są  
religijni. Jest ono zgodne z chrześcijańskim modelem małŜeństwa, uwaŜającym  
małŜeństwo za związek nierozerwalny, w którym małŜonkowie świadczą sobie  
wzajemnie dobro i współdziałają dla dobra innych, a co moŜna określać jako  
wspólnotę Ŝycia i miłości. JeŜeli taką wspólnotę uda się małŜonkom  
zrealizować, to - choćby wiązało się z duŜym wysiłkiem - daje poczucie  
zadowolenia. 
  Poczucie szczęścia i zadowolenia nie jest celem samym w sobie, ale  
konsekwencją osiągnięcia celów. W miarę rozwoju człowiek uczy się coraz  
bardziej przeŜywać przyjemność jako skutek osiągania trudnego do zdobycia  
dobra. Jeśli oboje małŜonkowie dąŜą do wspólnego dobra, jako skutek tego  
przeŜywają poczucie zadowolenia. 
  Oczywiście nie chciałabym, Ŝeby to zabrzmiało jak reklama: "Bądź  
religijny, a będzie ci się dobrze działo". Ostateczny wniosek z opisanych  
badań jest raczej zbieŜny ze słowami Ewangelii: "Starajcie się naprzód o  
Królestwo [Boga] i Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane"  
(Mt 6, 33). 
   
   
   
  Miłość niezazdrosna 
   
  W zbiorze wierszy dla dzieci Juliana Tuwima jest opowieść o małŜeństwie  
słowików: 
  Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji 
  bo pan słowik przed dziesiątą miał być na kolacji. 
  Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma, 
  A tu juŜ po jedenastej, a słowika nie ma. 
   
  Pani słowikowa odgrzewa świetne dania i niepokoi się o męŜa. 
   
  Nagle zjawia się pan słowik, podśpiewuje, skacze, 
  Gdzieś ty latał, gdzieś ty fruwał, przecieŜ ja tu płaczę. 
  A pan słowik słodko ćwierka, wybacz moje złoto, 
  ale wieczór taki piękny, Ŝe szedłem piechotą. 
   
  Kiedy się odgrzewa obiad po raz trzeci czekając na kolejnych domowników,  

background image

kiedy samotnie robi się pranie, sprzątanie, myje dzieci i wreszcie z  
zamykającymi się z senności oczami zasiada do przyszywania oberwanych  
guzików, wtedy mąŜ - słowik, wracający radosny i przejęty róŜnymi waŜnymi  
sprawami, staje się wrogiem numer jeden. Wydaje się człowiekiem nieczułym i  
nieodpowiedzialnym i szybkie uświadomienie mu tego faktu uwaŜa się za  
najpilniejsze zadanie. I wtedy okrzyk pani słowikowej: "Gdzieś ty latał,  
gdzieś ty fruwał, przecieŜ ja tu płaczę!" - jest całkiem naturalny. 
  Ale kiedy wraca się do domu z głową pełną pomysłów i ciekawych przeŜyć  
wywołanych przeprowadzoną rozmową, obejrzanym filmem, wysłuchanym kazaniem  
czy po prostu pięknem wieczoru i zaraz w progu zostaje się oblanym kubłem  
zimnej wody, pani słowikowa wydaje się małostkowa, a dom miejscem  
nieciekawym i przygnębiającym. Wtedy chciałoby się z niego uciec jak  
najprędzej i wracać jak najrzadziej. Wtedy rozpoczyna się konflikt, w  
którym trudno rozstrzygnąć, kto ma rację, bo słuszność wydaje się być po  
tej stronie, od której się akurat patrzy. To, Ŝe dziś podział obowiązków  
nie jest tak jednoznaczny jak w rodzinie słowików, wcale nie ułatwia  
sytuacji, bo rolę oblewanego zimną wodą słowika moŜe pełnić raz mąŜ, raz  
Ŝ

ona. MoŜe się wytworzyć sytuacja, Ŝe wspólny dom jest tylko miejscem  

wykonywania Ŝmudnych obowiązków i wzajemnego obrzucania wymówkami, a oboje  
małŜonkowie rozkwitają dopiero w swojej pracy zawodowej czy w towarzystwie  
swoich "osobnych" przyjaciół. 
  Byłam kiedyś na przyjęciu, na którym najweselszym i najrozmowniejszym  
gościem był mój kolega. śona została w domu z małymi dziećmi. Zaszłam do  
nich na drugi dzień. Skwaszony pan domu nie przypominał wcale siebie samego  
z poprzedniego wieczoru. Pomyślałam, Ŝe juŜ widocznie "odpokutował" za  
przyjemność - "Gdzieś ty latał, gdzieś ty fruwał?" Niby było to uzgodnione,  
a jednak rozbawiony mąŜ wracający do swej smutnej Ŝony jakoś nie pasuje.  
Ktoś musi się dostosować: albo słowikowa musi zacząć się śmiać razem z  
męŜem, albo słowik przyłączy się do płaczu. 
  JeŜeli będzie się to powtarzać często, słowik będzie gasić swoją radość  
juŜ przed wejściem do domu i od progu zacznie narzekać na przemęczenie,  
brak czasu i choroby. JeŜeli słowik - czy to mąŜ, czy Ŝona - będzie zawsze  
karany za swoje "fruwanie", będzie się starał je ukryć. Zamiast podzielić  
się swym pięknym przeŜyciem, będzie je zatrzymywał dla siebie. MoŜe się  
wytworzyć sytuacja, w której obie strony będą przeŜywać rzeczy piękne i  
ciekawe, ale osobno, ukrywając je wzajemnie przed sobą, bojąc się zazdrości  
partnera. To teŜ moŜe być zazdrość - niepokój o wyłączność seksualną nie  
jest jej jedyną formą. A zazdrość niszczy zaufanie. A miłość jest  
niezazdrosna. Jeśli robimy się smutni i zdenerwowani w domu, a radośni i  
twórczy poza domem, trzeba sprawę natychmiast przemyśleć. MoŜe uda się nam  
ją obrócić o sto osiemdziesiąt stopni? MoŜe zamiast zazdrośnie, siłą  
"ściągać na ziemię" - czyli do domowych kłopotów - współmałŜonka, który  
akurat przeŜywa coś pięknego, próbujmy włączać się w te przeŜycia i w ten  
sposób rozszerzać swój świat. 
  Dlaczego mamy się dzielić tylko kłopotami? Dzielmy się takŜe tym, co  
radosne i najpiękniejsze. MoŜe okazać się wtedy, Ŝe mamy więcej wspólnego,  
nawet niŜ myśleliśmy. MoŜe nie musimy, w obawie o zazdrość, kryć swoich  
najwaŜniejszych przeŜyć; spróbujmy je dzielić i uczyć się wzajemnie tego,  
co mamy w sobie najlepsze. Kiedy widzimy, Ŝe nasz współmałŜonek przeŜywa  
coś ciekawego, nie burzmy jego radości narzekaniem. Postarajmy się dać mu  
na to czas. Pozwólmy mu opowiedzieć i posłuchajmy uwaŜnie. Jego radość moŜe  

background image

być naszą radością, jeśli się w nią włączymy. Wtedy i nasz słowik łatwiej  
przyjmie uwagę, Ŝe jednak pewne rzeczy muszą być w domu zrobione koniecznie  
i Ŝe trzeba ich wykonanie rozsądnie między siebie podzielić. 
  A kiedy, jak słowik, podziwiamy właśnie coś pięknego lub przeŜywamy coś  
waŜnego, pamiętajmy, Ŝe tymczasem ktoś pełni w domu naszą wspólną słuŜbę.  
Pomyślmy o tym, Ŝe moŜe ten ktoś nie interesuje się tym co my, nie z powodu  
duchowego ubóstwa, ale z braku czasu i sił. Zastanówmy się, ile naszej winy  
jest w tym, Ŝe "nie ma z nim o czym mówić" i cośmy zrobili, Ŝeby było  
inaczej. Czy próbowaliśmy włączyć współmałŜonka w te sprawy, czy staraliśmy  
się tak zorganizować Ŝycie, Ŝeby to było moŜliwe. 
  Czasem da się najpierw wspólnie wykonać pewne prace domowe, a patem razem  
wyjść na spacer czy do przyjaciół. Bardzo niedobry jest zwyczaj wychodzenia  
z domu "na zmianę". Trzeba przynajmniej od czasu do czasu poprosić kogoś z  
rodziny czy sąsiadów o pomoc lub nawet taką pomoc opłacić, Ŝeby przeŜyć  
wspólnie jakąś przyjemność, iść razem do kina lub po prostu spokojnie  
porozmawiać. 
  Po to, Ŝeby móc wspólnie przeŜywać nie tylko kłopoty, ale i radości,  
warto ponieść nawet duŜy wysiłek organizacyjny i finansowy. Gdy jest to  
jednak naprawdę niemoŜliwe, włączajmy się wzajemnie w swoje radości, bo  
małŜeństwo jest wspólnotą nie tylko na złe, ale i na dobre dni. 
   
   
   
  Inny mąŜ 
   
  Młodzi ludzie sami dziś wybierają sobie współmałŜonka. Nikt nikogo nie  
przymusza - a jednak nie zawsze męŜem zostaje ten najbardziej upragniony, a  
róŜne sytuacje Ŝyciowe skłaniają do małŜeństwa z kimś innym. MoŜna by tu  
powiedzieć, Ŝe przede wszystkim naleŜy się zastanowić przed ślubem i Ŝe  
chęć ucieczki od rodziców, zmiany otoczenia, współczucie dla partnera, chęć  
zrobienia komuś na złość itd., itd., nie powinny być motywami  
wystarczającymi do małŜeństwa. Jeśli jednak jest ono juŜ faktem, a męŜem  
nie jest ten wymarzony i wytęskniony, za późno mówić o tym, co naleŜało  
zrobić wcześniej. Raczej naleŜy się zastanowić nad tym, co robić teraz. 
  Sigrid Undset w noweli "Pani Hjelde" pisze: "W ten czy w inny sposób  
zawsze tracimy nasze dzieci. Twarzyczkę tego dziecka, które tu śpi, takŜe  
stracimy niebawem. Z dnia na dzień będzie się ona zmieniała, krzepła, aŜ z  
chłopczyka wyrośnie męŜczyzna. Tylko dziecko, które umarło, nie zmieni się  
nigdy [...] Dlatego pewnie kaŜda matka uwaŜa, Ŝe dziecko, które zmarło,  
było najdoskonalszym dziecięciem. Tylko strata pozostaje wieczystą  
własnością". 
  Podobnie jest ze stratą człowieka ukochanego, z którym z tych czy innych  
względów musiało się rozstać. Mimo upływu lat zostaje w pamięci taki, jaki  
był kiedyś: zawsze młody, dobry i piękny. Pokazał to znakomicie reŜyser  
filmu Noce i dnie. Człowiek kochany przez Barbarę jeszcze przed ślubem,  
powracał w marzeniach zawsze młody, szczupły i roześmiany, w nieskazitelnie  
białym ubraniu, z naręczem kwiatów. Zawsze taki sam, podczas gdy samej  
Barbarze i jej męŜowi przybywało lat, siwych włosów i tuszy, a Ŝycie niosło  
troski i kłopoty. Obraz we wspomnieniu pozostał tak piękny, jak był kiedyś  
w oczach młodziutkiej Barbary, choć przecie i tamten człowiek zestarzał się  
tymczasem i on musiał się zmienić i on na pewno przeŜywał trudności. Ale  

background image

tak jest, Ŝe tylko strata pozostaje naszą wieczystą własnością. Nie naleŜy  
więc silić się na zniszczenie pięknego obrazu, on i tak zostanie  
nienaruszony. MoŜna zatrzymać go jako swoją własność, ale trzeba zrozumieć,  
Ŝ

e jest nierealny, a energię zwrócić na znalezienie dobrych cech w tym,  

który naprawdę został naszym towarzyszem Ŝycia. 
  Patrząc na "Noce i dnie" chciałoby się zawołać do Barbary: "Tamten obraz  
jest tylko pięknym wspomnieniem, spójrz na swego męŜa, zobacz, ile on ma  
zalet i jakie wartości, nie marnuj tego, co masz!" Dzieci nieraz wołają do  
filmowych bohaterów: "UwaŜaj!" Ale podobnie jak aktorzy na ekranie nie  
zwracają uwagi na ich głos, tak i my bardzo często nie chcemy popatrzeć na  
własnego współmałŜonka właśnie w taki Ŝyczliwy sposób. 
  Człowieka, z którym się jest stale, obserwuje się w róŜnych sytuacjach -  
takŜe chorego, zmęczonego, zdenerwowanego. Osobę, która nie została  
wybrana, zachowuje się w pamięci jakby zakonserwowaną; taką, jaka była, gdy  
się z nią stykało kiedyś, a więc zwykle młodszą, weselszą, świeŜo uczesaną  
itd. Dziś jest juŜ inna, a jeŜeli się z nią nawet spotyka, to teŜ w innych  
niŜ ze swoim współmałŜonkiem sytuacjach. Porównywanie jest więc  
bezsensowne. 
  MoŜe najtrudniej jest dostrzec wartość tego, co się ma blisko i na co  
dzień. Jeśli się jednak tego nie zrobi, nie moŜna być szczęśliwym. Trzeba  
obdarzać współmałŜonka uwagą, Ŝyczliwością i serdecznością. Przestać  
rachować, ile się w kontakcie z nim zyskuje, a ile traci, bo w małŜeństwie  
nie ma zysków i strat osobnych, a szczęście nie polega na równowadze zysków  
obu stron. MałŜeństwo moŜna porównać do gry w brydŜa, gdzie partnerzy liczą  
lewy wspólnie. Jeśli jeden z nich chciałby zebrać sam jak najwięcej,  
przegrywają oboje. Sztuka polega na takim wychodzeniu, by partner mógł  
zdobyć lewę. Wygrane liczą się razem. 
    Dzieci i wychowanie 
   
  Powołanie do rodzicielstwa 
   
  Są na świecie sprawy, które trzeba wykonać. Są zadania, które trzeba  
spełnić. Niepodjęcie ich stanowiłoby jakąś lukę - istotny brak. To są  
powołania. Czasem wyraźnie odczuwamy, Ŝe do któregoś zadania Bóg nas woła,  
czasem po prostu tak jakoś wychodzi, Ŝe je podejmujemy. Kiedy jednak  
podejmiemy jakieś zadanie, zawiąŜemy jakieś związki, wtedy związki te stają  
się nieodwołalne i zadania niezbywalne. Powołanie dotyczy zawsze jakichś  
funkcji, sposobu realizacji Ŝycia, a nie posiadania czegoś. 
  Jednym z zadań społecznych jest wprowadzenie na świat nowych pokoleń. To  
zadanie podejmują rodzice. Jego podjęcie jest dobrowolne, ale gdy Ŝycie  
dziecka juŜ się rozpoczęło, związek z nim jest juŜ nieodwołalny. Powołanie  
rodzicielskie nie polega na posiadaniu dzieci, ale na pełnieniu funkcji  
rodzicielskich: bycia ojcem i matką. Człowiek nie musi podjąć tego  
powołania, ale od momentu dania Ŝycia dziecku związek między matką a  
dzieckiem juŜ po prostu istnieje, nawet gdyby matka je zabiła; relacja  
między ojcem a dzieckiem jest faktem, nawet gdyby ojciec o Ŝyciu dziecka  
nie wiedział. Dziecko, które juŜ rozpoczęło Ŝycie, powinno być przez  
rodziców wydane na świat w sensie fizycznym i w sensie psychicznym -  
inaczej jest to porzucenie powołania juŜ podjętego. 
  MoŜna mówić o powołaniu do róŜnych funkcji, np. moŜna być ogrodnikiem z  
powołania (choć nie moŜna powiedzieć, Ŝe ma się powołanie do posiadania  

background image

ogródka). Nie zrealizowane powołania zawsze są czymś smutnym. Jeśli jednak  
powołanie dotyczy osób, jego zdradzenie staje się czymś tragicznym. 
  Realizacja powołania jest zawsze procesem długim, w którym są okresy  
łatwe i trudne - czas radości i zwątpień. To samo dotyczy powołania  
rodzicielskiego. Rodzicielstwo - to wydawanie dzieci na świat. Odbywa się  
ono etapami. Pierwszy okres to Ŝycie przed urodzeniem, kiedy rodzice  
przyjmują dziecko. Tylko matka moŜe je urodzić, ale postawa ojca ułatwia  
albo utrudnia matce przyjęcie dziecka. Dlatego decyzja rodzicielska jest  
wspólna. Ojciec będący naturalnym opiekunem dziecka powinien tę funkcję  
pełnić takŜe w tym najwcześniejszym okresie jego Ŝycia. 
  Dziecko urodzone, nadal potrzebuje opieki. Jednak opieka fizyczna - choć  
niezbędna - nie jest najwaŜniejsza, lecz wytwarzające się przy jej okazji  
związki między rodzicami a dzieckiem. Czasem rodzice sądzą, Ŝe póki dziecko  
jest małe, wszystko jedno kto się nim opiekuje, bo dziecko i tak nic nie  
rozumie. UwaŜają, Ŝe spełniają swoje obowiązki, jeśli dadzą dziecku jeść,  
zapewnią mieszkanie, ubranie, zabawki itp. W rzeczywistości to nie  
wystarcza. śeby dziecko mogło się dobrze rozwijać, musi być otoczone  
miłością i musi odczuwać, Ŝe do kogoś naleŜy, jest dla kogoś najwaŜniejsze.  
Dzieci, które nie mają rodziców albo których rodzice nie chcą się nimi  
opiekować, muszą się wychowywać w zakładach opiekuńczych. Mają zaspokojone  
potrzeby fizyczne i sytuację materialną lepszą niŜ w niejednej rodzinie, a  
jednak rozwijają się gorzej, bo choć otoczone są dobrą opieką, nie mają  
nikogo, kto by je kochał i komu byłyby potrzebne. 
  Dziecko w czasie pierwszego dzieciństwa uczy się najwaŜniejszych ludzkich  
umiejętności: chodzenia na dwóch nogach, posługiwania się ręką, mowy.  
JeŜeli w tym okresie nie ma moŜności nabycia tych sprawności, bardzo trudno  
to potem nadrobić. Równie trudne do nadrobienia są braki w innych  
sprawnościach, zewnętrznie mniej moŜe rzucających się w oczy: miłości i  
aktywności. 
  Gdyby do dziecka nie odzywać się, nie nauczyłoby się mówić. Gdyby nie dać  
dziecku Ŝadnych zabawek czy innych przedmiotów, którymi moŜe manipulować,  
nigdy nie nauczyłoby się posługiwać ręką jak ludzie. Podobnie jeŜeli  
dziecko nie będzie miało nikogo bliskiego, nie nauczy się nawiązywać  
Ŝ

yczliwych kontaktów. Rodzice myślą czasem, Ŝe jeśli pracują dla dziecka,  

to jest najlepszy wyraz ich miłości. Ale dziecko nie moŜe tego zrozumieć.  
Ono musi odczuwać bezpośrednio troskliwą obecność rodziców. I dzieje się  
wówczas coś więcej niŜ to, Ŝe sami kochają dziecko - oni pozwalają mu się  
pokochać. 
  Rodzice przez aprobowanie i pochwalanie dziecka za podejmowanie najpierw  
prostych, potem coraz bardziej skomplikowanych czynności, zachęcają je do  
wysiłków, a jednocześnie umacniają wiarę we własne siły. W ten sposób uczy  
się aktywności. I w tej nauce pierwsze lata Ŝycia są najwaŜniejsze, ale  
trwa ona długo. Długo trzeba czekać, aŜ dziecko nauczy się trudnej sztuki  
decydowania za siebie. Początkowo "trenuje"  w bezpiecznej bliskości  
rodziców, którzy zachęcając do samodzielności są jednocześnie gotowi do  
pomocy. Gdy młody człowiek umie juŜ aktywnie podejmować odpowiedzialność za  
swoje Ŝycie i nawiązywać pozytywne kontakty z innymi ludźmi, jest juŜ  
przygotowany do ostatecznego wyjścia na świat. 
  Powołanie nigdy nie dotyczy posiadania czegoś. Nie po to jest się  
rodzicami, Ŝeby mieć dzieci, ale po to, Ŝeby dzieciom dać moŜność wyjścia w  
ś

wiat. W Księdze Rodzaju czytamy pierwsze w Piśmie Świętym słowa odnoszące  

background image

się do rodziców: "opuści człowiek ojca i matkę". Więc po to mamy dzieci,  
Ŝ

eby nas opuszczały - nie dla siebie. 

  Opuścić to nie znaczy porzucić, pogardzić, zapomnieć. Opuścić to raczej  
usamodzielnić się tak dalece, Ŝeby Ŝyć na własną odpowiedzialność i być  
zdolnym do podjęcia odpowiedzialności za innych. Rodzice mają być  
opuszczeni, ale nie z braku miłości, lecz dla podjęcia nowych zadań. 
  Rodzice przez swoją miłość dają dziecku moŜliwość rozwoju, okazję do  
nauczenia się miłości. Wspólnie wypełniają swoje rodzicielskie powołanie:  
przyjęcia dziecka i dania mu szansy rozwoju, aŜ stanie się samodzielne.  
Powołanie rodzicielskie jest wspólne, ale jego realizacja u kobiety i  
męŜczyzny nieco odmienna. W szerokim sensie oboje rodzice rodzą dziecko na  
ś

wiat, oboje są rodzicielami, jednak co innego znaczy być matką, a co  

innego być ojcem. 
   
   
   
  Być matką 
   
  Co to znaczy być matką? Być matką to znaczy rodzić dziecko, wydać dziecko  
na świat, przekazać dziecko światu. Wydać dziecko na świat to nie tylko  
stosunkowo krótka jednorazowa czynność, to proces długi i złoŜony. śeby  
dziecko na świat wydać, trzeba je najpierw przyjąć. Przyjąć - czyli dać  
moŜność rozwoju do takiego poziomu, w którym będzie mogło Ŝyć juŜ  
samodzielnie. Tylko matka moŜe malutkiemu, całkowicie bezradnemu  
człowieczkowi, dać tę szansę. 
  Chrystus powiedział, z czego będziemy sądzeni na sądzie ostatecznym:  
czyśmy dali pomoc tym, którzy jej potrzebowali - głodnym, nagim i  
bezdomnym. Najbardziej potrzebujemy pomocy w pierwszych miesiącach Ŝycia,  
kiedy nic sami dla siebie zdobyć nie moŜemy, kiedy nikt poza matką nie moŜe  
nas wspomóc i przyjąć do swego domu i kiedy ciało matki jest jedynym domem,  
w którym moŜemy Ŝyć. 
  Moment rozpoczęcia ludzkiego Ŝycia z cząstki ciała matki i ojca i z  
tchnienia BoŜego dokonuje się w tajemnicy i nie jest znany nawet matce, ale  
wkrótce ona pierwsza zdaje sobie z tego sprawę. Dziecko kilkutygodniowe  
jest malutkie, ale ma juŜ bijące serce, mózg wysyłający impulsy nerwowe,  
określoną płeć i dość znaczną ruchliwość. Fika sobie i pływa w otaczających  
je wodach płodowych i wcale o tym nie wie, Ŝe wtedy dokonuje się drugi  
tajemniczy moment - przyjęcia go przez matkę. Wtedy świadomie decyduje ona  
o przyjęciu dziecka do domu swego ciała. MoŜe to być decyzja łatwa,  
oczywista i radosna, moŜe być trudna i połączona z niepokojem, a nawet  
rozpaczą, ale zawsze jest cenną decyzją macierzyńską, warunkującą wszystko  
to, co moŜe się zdarzyć później. Dziecko przyjęte przez matkę moŜe opuścić  
jej ciało, gdy będzie na to czas i rozpocząć oddzielne Ŝycie. Dziecko nie  
przyjęte, nigdy w świat nie wejdzie, stanie się tylko Ŝałosnym szczątkiem  
niespełnionych moŜliwości. Jego matka nie chciała mu być domem; była matką  
tylko przez kilka tygodni i macierzyństwo to skończyło się tragicznie.  
"Byłem bezdomny, a nie przyjęliście mnie". 
  Dziecko przyjęte moŜe rosnąć i rozwijać się do czasu, gdy ciało matki nie  
będzie mu juŜ na dom potrzebne, gdy będzie zdolne do Ŝycia fizycznego poza  
jej organizmem. Matka nie przyjmuje dziecka po to, by je mieć w sobie, czy  
dla siebie, ale po to, by dać mu szansę wyjścia w świat, gdy będzie juŜ do  

background image

tego przygotowane. Przyjmuje, by wydać na świat - urodzić. 
  Poród fizyczny nie kończy roli matki. By dziecko mogło wejść w świat nie  
tylko poprzez odrębność fizyczną, musi zdobyć samodzielność nie tylko  
fizjologiczną (oddychanie, odŜywianie itd.), ale teŜ samodzielność  
psychiczną: decydowanie, działanie, wchodzenie w kontakty społeczne. Dla  
jej osiągnięcia równieŜ konieczne jest uprzednie przyjęcie przez matkę. By  
dziecko mogło kochać innych, musi wpierw nasycić się miłością matki. 
  Tadeusz śychiewicz w "Genesis" pisze o nagości ludzi przed grzechem  
pierworodnym jako o obrazie ich bezpieczeństwa: nagi, czyli odsłonięty.  
Teraz musimy się osłaniać, zakrywać i maskować, bo nie jesteśmy bezpieczni.  
Szczególnie w pierwszych latach Ŝycia nagi to nie tyle co nieubrany, ale  
potrzebujący ochrony i bezpieczeństwa. Ciepło bezwarunkowej miłości  
macierzyńskiej daje dziecku to poczucie bezpieczeństwa, pozwalające na  
dalszy rozwój. Jego brak wywołuje chorobę sierocą i objawia się gorszym  
rozwojem fizycznym i psychicznym, a przede wszystkim nieumiejętnością  
nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi. 
  Dziecko nie przyjęte w krąg miłości matki teŜ staje się niejako  
poronionym, płodem - zdolnym wprawdzie do Ŝycia fizycznego, ale niezdolnym  
do normalnego Ŝycia psychicznego. Dzieci urodzone, ale nie przyjęte przez  
matkę - to sieroty społeczne tułające się po domach dziecka, a czasem nawet  
po własnym domu rodzinnym. "Byłem nagi, a nie odzialiście mnie". 
  Ludzie wyrastający z takich dzieci całe Ŝycie szukają miłości dla siebie  
i na sobie się koncentrują, bo nigdy nie czuli się tak bezpiecznie, by  
wyjść "poza siebie". Nie są zdolni do Ŝycia psychicznego prawdziwie  
samodzielnego, to znaczy polegającego nie tylko na braniu, ale takŜe na  
obdarzaniu. Na szczęście zdarzają się kobiety zdobywające się na to, by  
przyjąć dziecko urodzone przez inną i podjąć dalszy etap rodzenia -  
przygotowywania do wyjścia w świat przez nawiązanie bliskiego związku i  
przekazanie najwaŜniejszych wartości. 
  śeby dziecko stało się zdolne do prawdziwej samodzielności - dojrzałych  
decyzji, odpowiedzialności za własną rodzinę, działania dla dobra innych -  
musi się nauczyć przede wszystkim miłości. Tej najwaŜniejszej w Ŝyciu  
umiejętności matka uczy tak samo jak np. chodzenia. Zawiłej sztuki  
stawiania kroków nie moŜna nauczyć dziecka przez wykład czy pouczenie.  
Potrzebne są tu trzy czynniki: odpowiednie warunki zewnętrzne, przykład i  
zachęta. 
  Odpowiednie warunki do chodzenia to przestrzeń w miarę obszerna i równa.  
Dziecko zawinięte w becik, czy umieszczone na pierzynie w ciasnym łóŜeczku,  
nie moŜe nauczyć się chodzić. KaŜda matka wie to doskonale i stawia dziecko  
na podłodze. Dziecko zaś próbuje chodzić, bo widzi, Ŝe rodzice chodzą nie  
na czworakach, ale na dwóch nogach - to element przykładu. Wreszcie  
przychodzi moment decydujący. Matka wyciąga ręce i woła: "Chodź!" I dziecko  
odwaŜa się zaryzykować w bezpiecznym zasięgu matczynych rąk. 
  Podobnie uczy się miłości. I tu konieczne są warunki umoŜliwiające tę  
naukę. Matka - pierwsza osoba, do której dziecko zwraca się z Ŝyczliwością,  
musi być po prostu dostępna. JeŜeli nigdy nie ma jej w domu, jeŜeli nie ma  
czasu, by popieścić, pobawić się i porozmawiać - Ŝadne pouczenia nie  
pomogą. I tu potrzebny jest przykład: matka darząc dziecko miłością,  
kochając męŜa i innych członków rodziny, daje wzór Ŝyczliwego odnoszenia  
się do ludzi. I wreszcie zachęta. KaŜdy związek z drugą osobą jest jakimś  
ryzykiem, kaŜde obdarzenie - oddaniem czegoś z siebie. W poczuciu  

background image

bezpieczeństwa stworzonym przez matkę moŜna się na to odwaŜyć. 
  Gdy dziecko umie juŜ kochać, to znaczy nie tylko oczekiwać miłości od  
innych, ale aktywnie działać dla ich dobra, moŜe juŜ odejść od matki. MoŜe  
zwrócić się do innych ludzi, kompetentnych w określonych sprawach, jak  
zrobił dwunastoletni Jezus w świątyni rozmawiając z uczonymi o sprawach  
BoŜych, wejść odwaŜnie juŜ w swoje własne Ŝyciowe sprawy, "opuścić ojca i  
matkę", by połączyć się ze współmałŜonkiem. Matka, która nie chciałaby do  
tego opuszczenia dopuścić, byłaby jak kobieta nie chcąca urodzić dziecka po  
dziewięciu miesiącach ciąŜy. Matki nie rodziły nas dla siebie, ale po to,  
Ŝ

ebyśmy mogli od nich odejść. Oby sprawy, do których odchodzimy, były  

rzeczywiście sprawami Ojca niebieskiego. 
  W porządku obiektywnym rola matki coraz bardziej maleje. Tylko ona moŜe  
nas urodzić fizycznie; w sensie psychicznym wydaje nas na świat juŜ nie  
sama. W wieku dojrzałym człowiek powinien być całkiem samodzielny. W  
porządku subiektywnym jest akurat odwrotnie. Nie uświadamiamy sobie  
potrzeby matki w Ŝyciu płodowym; w dzieciństwie - choć matkę kochamy - nie  
rozumiemy jeszcze, czym jest dla nas naprawdę. Dopiero w wieku dojrzałym  
potrafimy to pojąć. 
  To ona słuŜyła nam swoim ciałem, swoją pracą i swoją miłością, nie po to,  
by nas dla siebie zatrzymać. ale Ŝebyśmy mogli od niej odejść. I teraz,  
kiedy jako ludzie juŜ dorośli jesteśmy "dla innych" - dla współmałŜonka,  
dla dzieci, dla zakładu pracy, kiedy to my dajemy, jesteśmy zobowiązani,  
słuŜymy, opiekujemy się - ktoś jest dla nas. Matka choćby nawet była  
niedołęŜna, jest tą osobą, którą mamy dla siebie - bez Ŝadnych warunków,  
niezaleŜnie od tego, czy jesteśmy ładni, zdrowi i eleganccy, czy odnosimy  
sukcesy, czy nic się nam nie wiedzie, czy jesteśmy dobrzy, a nawet czy  
pamiętamy - zawsze wierna i kochająca. Teraz matka jest nam  
najpotrzebniejsza, bo dzięki niej moŜemy jeszcze choć czasem być jak dzieci  
bezbronni w swoim odsłonięciu, a jednak bezpieczni. 
   
   
   
  Być ojcem 
   
  Matka dziecko rodzi, karmi, chroni i wychowuje, a czym jest ojciec? Czy  
tylko elementem zakłócającym ten szczęśliwy związek, wprowadzając pewnego  
rodzaju trójkąt, czy jego rola ogranicza się do dania Ŝycia, a potem  
dawania na Ŝycie? Czasem tak się moŜe czują ojcowie: uczynili Ŝonę matką,  
teraz mają jeszcze ułatwiać jej to macierzyństwo i robią to, jeśli Ŝonę  
kochają. A dziecko - ten owoc miłości - rośnie w lata i rozrasta się w  
sercu matki, zda się zajmując w nim miejsce męŜa. "Załatw sprawę i Ŝegnaj"  
- spotykamy czasem takie ogłoszenie w urzędach. A w rodzinie? Co to znaczy  
być ojcem? 
  Niektórzy ojcowie są jakby niepewni swej roli. Kochają dzieci i są przez  
nie kochani, ale jakby wątpią w znaczenie własnego specyficznego zadania w  
rodzinie. Tymczasem moŜe właśnie to jest najwaŜniejsze, Ŝe choć pierwszy  
związek dziecko nawiązuje z matką, nie pozostaje on jedyny. MoŜe właśnie  
najwaŜniejsze jest to, Ŝe dziecko nie pozostaje samo ze swoją pierwszą  
zachłanną miłością, ale od razu wchodzi w grupę społeczną, w której (nawet  
jeśli jest mała) relacje są skomplikowane. 
  Grupa społeczna to zespół ludzi, w którym kaŜdy zaleŜy jakoś od kaŜdego,  

background image

a takŜe kaŜdy zaleŜy od związków między pozostałymi. To Ŝe dziecko od razu  
wchodzi w grupę, powoduje zwiększenie liczby jego kontaktów o osobę drugą,  
od pierwszej odmienną, ale takŜe wprowadza uzaleŜnienie dziecka od relacji  
między tymi osobami. To czy rodzice kochają się i współdziałają ze sobą,  
czy są sobie wierni itd., choć pozornie odbywa się poza dzieckiem, ma dla  
jego sytuacji zasadnicze znaczenie. JuŜ w grupie trzyosobowej układ relacji  
jest bardzo skomplikowany. Jeśli np. matka zajmuje się wyłącznie dzieckiem,  
wpływa to na jej kontakt z męŜem, co znowu ma znaczenie dla dziecka. 
  Dzięki obecności ojca dziecko od razu wchodzi w taki sposób Ŝycia, jaki  
jest naturalny dla człowieka - w grupie społecznej. Przez ojca jego kontakt  
ze światem wzbogaca się, bo dziecko jest kochane i samo kocha jeszcze jedną  
osobę, ale takŜe dlatego, Ŝe widzi, Ŝe rodzice się kochają. Widzi, Ŝe nie  
tylko ono się liczy na świecie. Ojciec jest waŜny dla matki, matka dla  
ojca, ale to nie budzi zazdrości, bo oboje rodzice kochają dziecko. Widzi,  
Ŝ

e w grupie trzeba się liczyć ze wszystkimi jej członkami, nie moŜna Ŝyć  

tylko dla siebie. Tak więc być ojcem, to od początku umieszczać dziecko we  
właściwym kontekście społecznym, stawiającym większe wymagania niŜ kontakt  
z jedną tylko kochającą osobą. 
  WaŜne jest teŜ to, Ŝe ojciec jest męŜczyzną. Właściwie takie stwierdzenie  
wydaje się prawie humorystyczne. W rzeczywistości jednak zdarzają się  
sytuacje, w których pierwszą grupę społeczną dziecka stanowią same kobiety:  
oprócz matki babcia, ciocia. Przede wszystkim bywa tak w rodzinach  
rozbitych i w domach dziecka, gdzie małe dzieci praktycznie rzecz biorąc  
nie widują męŜczyzn, ale zdarza się teŜ w rodzinach, w których ojcowie nie  
chcą podjąć swej roli lub są od niej odsuwani przez kobiety. Tymczasem,  
choć babcia moŜe w pewnych sytuacjach zastąpić matkę, nie moŜe zastąpić  
ojca, po prostu dlatego, Ŝe jest on męŜczyzną. 
  Wszelkie tradycyjne określenia cech osobowości rzekomo męskich i  
kobiecych nie bardzo potwierdzają się w praktyce, bo zaleŜą raczej od  
konkretnej jednostki, a nie od płci. Bywają energiczne kobiety i czuli  
męŜczyźni. Nie to jednak jest najwaŜniejsze. KaŜda cecha nabiera przez płeć  
pewnego kolorytu, który - choć trudny do opisania - jest łatwo  
dostrzegalny, a w kaŜdym razie odczuwany. Inna jest czułość matki i ojca,  
inna stanowczość kobiety i męŜczyzny. śeby dziecko weszło w świat normalny  
i rzeczywisty, taki w jakim naprawdę Ŝyjemy, musi to być świat dwupłciowy,  
a nie tylko kobiecy. 
  W tym świecie dziecko musi siebie określić - zidentyfikować swą płeć.  
Zarówno dla chłopców (przez naśladowanie), jak dziewcząt (przez  
odróŜnianie) jest to niemoŜliwe inaczej jak przez kontakt z męŜczyzną. Więc  
być ojcem - to umoŜliwić dziecku określenie swojej płci i roli w Ŝyciu, co  
decyduje później o moŜliwości szczęśliwego małŜeństwa albo Ŝycia samotnego,  
ale bez kompleksów, w poczuciu zaakceptowania siebie. 
  JuŜ te dwie podstawowe sprawy dokonujące się w dzieciństwie tak wczesnym,  
Ŝ

e ledwo dosięganym pamięcią, łączą się z pewnymi wymaganiami. To nie  

znaczy, Ŝe matka kocha, a ojciec wymaga. Matka teŜ stawia Ŝądania, na co  
dzień moŜe nawet liczniejsze (umyj ręce, wytrzyj buty, wynieś śmieci), ale  
rolą matki jest przede wszystkim przyjmowanie dziecka - jakiekolwiek by  
było. Ojciec teŜ dziecko przyjmuje i podobnie jak matka przyjmuje nie dla  
siebie, lecz by dać mu szansę usamodzielnienia się, ale samą swoją  
obecnością "podnosi poprzeczkę" Ŝądając (poprzez zaistniałą sytuację)  
samookreślenia się i liczenia się z grupą. 

background image

  Być ojcem więc, to moŜe takŜe stawiać wymagania, podprowadzać pod zadania  
coraz trudniejsze, ale jednocześnie umoŜliwiać ich realizację przez stałą  
Ŝ

yczliwą bliskość. Ta bliskość ojca daje odwagę do pedejmowania prób coraz  

trudniejszych, do odejść coraz dalszych, aŜ wreszcie "opuści człowiek ojca  
i matkę". 
  Są dzieci, których ojcowie dają im Ŝycie jakby mimochodem i nigdy  
naprawdę nie podejmują roli ojca. Człowiek sam niedojrzały, nie stawiający  
sobie wymagań, nie moŜe spełnić roli ojca dla innych. Czasem funkcję ojca  
moŜe przyjąć ktoś inny. MęŜczyzna sam mający lub nie mający dzieci  
rodzonych - to nie ma znaczenia - moŜe się stać ojcem dla dziecka  
porzuconego. Nie moŜe go w tym zastąpić kobieta. Choćby dziecko miało  
matkę, babcię, ciocie i wychowawczynie, wychowuje się od początku w  
niekorzystnej sytuacji, jeśli nie ma ojca. 
  MęŜczyźni czasem nie zdają sobie z tego sprawy. Myślą, Ŝe ich rola  
zacznie się, gdy dziecko będzie duŜe. Oczywiście i wtedy ojciec jest bardzo  
waŜny, ale nie bardziej niŜ wówczas, gdy dziecko jest wprawdzie malutkie,  
ale najintensywniej się rozwija. Chyba teŜ z tej niewiedzy płynie po części  
fakt, Ŝe w wielu rodzinach odczuwa się brak ojca, nawet jeśli nie jest to  
rodzina rozbita, i Ŝe łatwiej jest znaleźć dla sierot społecznych zastępczą  
matkę niŜ zastępczego ojca. 
  Być ojcem dzisiaj, kiedy męŜczyzna nie jest jedynym Ŝywicielem i panem  
rodziny, jest pozornie trudniej. Ojcowanie nie moŜe polegać na wydawaniu  
poleceń i krzyku. śeby spełnić tę rolę, trzeba samemu być dojrzałym i  
posiadać autorytet dzięki własnej wartości. Równocześnie jednak ojciec jest  
przez to dzieciom bliŜszy i właśnie ta bliskość stanowi ułatwienie w ich  
usamodzielnianiu się. 
  Gdy to się dokona, dzieci mogą odejść. To jest moment sprawdzenia, czy  
rodzicom udało się spełnić swoją rolę. Jeśli dzieci odchodzą dla realizacji  
zadań swojego Ŝycia i własnego powołania, jest tak, jak być powinno.  
Realizować własne Ŝycie to nie znaczy porzucić. Teraz dopiero, w Ŝyciu  
dorosłym, rozumiemy, ile wzięliśmy z ojca i co mu zawdzięczamy. To on był  
blisko, zawsze gotów do pomocy, ale nie uprzedzający w niej naszych  
wysiłków, tak abyśmy mogli do wszystkiego dochodzić sami. Dziś moŜemy  
zobaczyć, Ŝe jednak nie całkiem sami, Ŝe był przy nas, Ŝe wymagał nie dla  
siebie, ale dla nas, a teraz teŜ nic nie oczekuje od nas dla siebie, choć  
nadal nam towarzyszy "ciesząc się z cieszącymi i płacząc z płaczącymi". 
   
   
   
  Słońce zajaśniało 
   
  Celem wspólnego działania małŜonków najczęściej są dzieci. Dzieci to  
wielka odpowiedzialność. Trzeba je uczyć i kochać, ochraniać i zostawiać  
swobodę, aby wreszcie od nas odeszły. Dzieci to wielka szansa rozwoju  
rodziców. One umacniają wspólnotę małŜeńską i powodują, Ŝe rodzice  
przechodzą od postawy biorcy do postawy dawcy. Obecność dzieci w sposób  
naturalny uczy wyrzeczeń i myślenia o innych, nie o sobie. Świadomość  
naśladowania przez nie zachowania ludzi dorosłych budzi refleksję i  
obowiązek doskonalenia się. Ciekawość dziecięca kaŜe się dokształcać i  
niekiedy powoduje przemyślenie na nowo przyjętych prawd i pogłębienie Ŝycia  
religijnego. 

background image

  Niosą więc dzieci ze sobą masę trudów i okazji do rozwoju rodziców, ale  
naprawdę nie dlatego je rodzimy. ChociaŜ bowiem są naszym obowiązkiem i  
naszą szansą, są takŜe po prostu naszym szczęściem i słońcem w naszym domu. 
  Urodziło się dziecko rumiane. 
  Powiedziała woda misce, 
  Miska - ławie, 
  Ława - trawie, 
  Trawa - łące, 
  Łąka - słońcu. 
  Słońce 
  Zajaśniało. 
  (Anna Kamieńska) 
   
  Dlatego mamy dzieci. 
  O szczęściu pisać trudno, ale przeŜyć je łatwo. Gdy dziecko pierwszy raz  
się do nas uśmiechnie, gdy powie "mama", gdy powie "tata", weźmie za rękę i  
pokaŜe coś, co wydawało się nam zwyczajne, a widziane świeŜymi oczami  
dziecka nabrało nowego znaczenia, wtedy wiemy juŜ, jakie to szczęście. I  
wtedy chcemy mieć masę dzieci, tylko rozsądek i poczucie odpowiedzialności  
nam nie pozwala. 
  Oczywiście moŜe ktoś powiedzieć: to nieprawda, właśnie po pierwszym  
dziecku wielu ludzi nie chce mieć następnych. Ale moim zdaniem to po prostu  
dlatego, Ŝe swojego szczęścia nie zauwaŜyli. I znowu ktoś moŜe się śmiać:  
Czy szczęścia moŜna nie zauwaŜyć? Naturalnie myślę nie o szczęściu  
definiowanym przez filozofów, tak zawile, Ŝe w tym Ŝyciu w ogóle go nie ma.  
Myślę o takim szczęściu, które określić trudno, ale którego jakiś moment  
kaŜdy moŜe sobie przypomnieć. MoŜe wypłynął nocą na jezioro, moŜe wszedł na  
górę i rozejrzał się dookoła, moŜe ktoś mu powiedział: "Dziękuję ci,  
pomogłeś mi naprawdę". To są chwile ziemskiego szczęścia; zwyczajnego, ale  
wspaniałego. Jednak takie chwile moŜna przeoczyć. MoŜna na przykład słuchać  
muzyki, a słyszeć tylko hałas, moŜna wejść na górę i poczuć tylko, Ŝe się  
obtarło nogi. Jeśli się nie nauczy zauwaŜać szczęścia, na szczycie góry nie  
będzie się czuło nic oprócz cięŜaru plecaka i zmęczenia. 
  Podobnie jest ze szczęściem obecności dziecka. MoŜna go nie zauwaŜyć, bo  
kłopotów jest z dzieckiem rzeczywiście więcej niŜ z wejściem na górę.  
Kłopotów jest duŜo i warunki zewnętrzne rzeczywiście są często  
niesprzyjające. To one przysłaniają nam dziecko, tak jak temu, co nie umie  
patrzeć na widoki, cięŜki plecak przysłania świat. 
  Zaczyna się to od początku - od porodu. W naszych klinikach panuje  
atmosfera pośrednia między halą produkcyjną a poczekalnią dworcową i nikogo  
nie obchodzi to, Ŝe wśród hałasu i bieganiny odbywa się jakieś misterium. I  
bardzo często, nie przygotowane, rodzące po raz pierwszy dziewczyny, wśród  
towarzyszących przykrości, przegapiają to wielkie i piękne przeŜycie. MąŜ  
tymczasem biega, kupuje butelki i smoczki, wstępuje gdzieś z kolegą dla  
uczczenia wydarzenia, i teŜ moŜe przeoczyć to, co najwaŜniejsze. A potem  
zaczynają się kłopoty, bo nie moŜna dostać tego, czego się szuka, i nie ma  
pieniędzy na to, co moŜna dostać. 
  Bardzo łatwo przeoczyć swoje szczęście, jeśli się zrywa o szóstej rano,  
odnosi gdzieś dziecko, po pracy porywa je z powrotem do domu, kładzie spać,  
Ŝ

eby rano znowu odnieść. Jeśli się lekkomyślnie odda swoje szczęście innym:  

pielęgniarkom, babciom, ciociom, gosposiom, moŜe kto inny zostanie  

background image

obdarzony pierwszym uśmiechem, moŜe kto inny usłyszy pierwsze słowo, nie  
my. A jeśli dziadkowie wezmą dziecko na wychowanie, to trochę moŜe Ŝal, Ŝe  
dziecko woli babcię od mamy, ale nawet nie tak bardzo Ŝal, skoro się juŜ  
Ŝ

ycie ułoŜyło inaczej, nadal po kawalersku i nawet się nie wie, co się  

straciło. 
  Kiedy rozmawiam ze studentkami, które w czasie studiów powychodziły za  
mąŜ, urodziły dzieci i oddały je do dziadków, niepokoję się bardzo. Boję  
się, Ŝe one nie zauwaŜą. To znaczy, kiedy po studiach wezmą dziecko do  
siebie, zauwaŜą, Ŝe babcia je rozpieściła (a moŜe ono po prostu będzie  
tęsknić do tego, kogo pokochało pierwszą miłością?). ZauwaŜą na pewno ceny  
rajstopków i sweterków, bo tego przy pierwszej pensji nie spostrzec trudno,  
i zauwaŜą wiele trudności wychowawczych, których moŜe jeszcze nawet nie  
przeczuwają. A najwaŜniejszego nie zobaczą. I to jest takie smutne. 
  Bywa, Ŝe ojciec odkłada zajęcie się dzieckiem do czasu, gdy ono podrośnie  
na tyle, Ŝeby moŜna z nim porozmawiać, wziąć na mecz i do kina. UwaŜa, Ŝe  
trudno, Ŝeby zajmował się czymś delikatnym, mokrym i wrzaskliwym. I  
najczęściej gdy chce juŜ z dzieckiem porozmawiać, nie moŜe z nim nawiązać  
kontaktu. Coś przepadło. 
  A co robić, Ŝeby nie przegapić swojego szczęścia? Po prostu trzeba mieć  
dla dziecka czas, Ŝeby z nim być, Ŝeby się dać pokochać. Mówię: po prostu,  
choć to jest oczywiście niełatwe. Wszyscy jesteśmy zajęci, zabiegani i  
zapracowani. Główną sprawą jest tu jednak hierarchia wartości. Liczba  
sukcesów w pracy i liczba zakupionych przedmiotów nie równowaŜą tego  
szczęścia. Po prostu trzeba ze sobą być. Świetnie to wiedzą zakochani,  
którzy "są wśród nas" i "szczęścia się moŜemy uczyć właśnie od nich" -  
chodzą ze sobą. Niestety, po ślubie przestają chodzić ze sobą, biegają  
kaŜde za swoimi interesami, wpadają w pośpiechu do domu, a kiedy urodzi się  
dziecko, biegają jeszcze szybciej. A tymczasem trzeba się czasem zatrzymać,  
popatrzeć na siebie, ale jeszcze ciekawiej, bo z dzieckiem poszerzającym  
ś

wiat. MoŜe troszkę mniej działać i produkować, a więcej patrzeć, słuchać,  

rozmawiać, być ze sobą. 
   
   
   
  śycie wybrane 
   
  O problemie przerywania ciąŜy mówić trudno, bo łączy się albo z ludzką  
bezmyślnością, albo z ludzkim nieszczęściem. Kiedy się chce mówić o  
nieszczęściu, trzeba zachować wielką ostroŜność, Ŝeby niedelikatnymi rękami  
nie dotknąć miejsca bolesnego, i Ŝeby tego bólu nie zlekcewaŜyć. Kiedy się  
ma do czynienia z bezmyślnością, trudno znaleźć słowa i argumenty, które by  
się przez tę bezmyślność przebiły, które byłyby jeśli nie przekonywające,  
to chociaŜ zrozumiałe. 
  A przerywanie ciąŜy jest często, statystycznie biorąc chyba w  
przewaŜającej liczbie, sprawą bezmyślności lub powierzchowności myślenia i  
braku wyobraźni rodziców. Właśnie - rodziców, nie tylko matki, bo fakt, Ŝe  
kobieta ponosi cały trud ciąŜy i porodu, nie jest chyba wystarczającym  
argumentem, aby obarczać ją jeszcze całą odpowiedzialnością za dziecko.  
Odpowiedzialność rodziców za dziecko jest równa, nawet gdy ojciec o dziecku  
nie wie, gdyŜ widocznie jego postępowanie jest takie, Ŝe matka nie moŜe,  
czy obawia się, poinformować go o zaistniałej sytuacji. 

background image

  A więc rodzice często, ze względu na trudności materialne (obiektywne,  
czy teŜ subiektywnie tak oceniane), modę na nieposiadanie licznego  
potomstwa, czy zmęczenie wieloma obowiązkami, decydują się na przerwanie  
ciąŜy. Wobec zezwolenia prawa, aprobaty, a nawet często zachęty lekarzy i  
obojętnej wyrozumiałości otoczenia, decyzja wydaje im się dość błaha.  
Trudom związanym z posiadaniem dziecka przeciwstawiają tylko kłopot i  
ewentualne następstwa zdrowotne przerywania ciąŜy. Następstwa te - choćby  
nawet były znane i doceniane, (co nie zawsze ma miejsce), jako tylko  
ewentualne - w porównaniu z aktualnymi trudnościami tracą znaczenie i wobec  
naporu trudności Ŝyciowych, decyzja przerwania ciąŜy wydaje się prawie  
konieczna. 
  Tymczasem przedmiot tych rozwaŜań - jakby zapomniany - rośnie i rozwija  
się Ŝyciem własnym i zgodnie z własnym rytmem. Choć bez matki jeszcze Ŝyć  
nie moŜe, jest juŜ aktywny aktywnością własną. Jesteśmy pierwszym  
pokoleniem, które moŜe sobie dokładnie zdać sprawę z przebiegu Ŝycia  
człowieka w okresie płodowym. Wiemy więc - lub moŜemy o tym wiedzieć - Ŝe w  
okresie, gdy ciąŜę moŜna stwierdzić dopiero przypuszczalnie, dziecko ma juŜ  
ukształtowane części ciała i narządy wewnętrzne. Wykazuje bardzo duŜą  
Ŝ

ywotność i moŜe nawet wykonywać pewne ruchy rękami. Ma juŜ serce, które  

bije od dwóch tygodni. Posiada mózg i układ nerwowy wysyłający bodźce.  
Widać zarysy kompletnego, choć jeszcze miękkiego szkieletu. Istnieją  
wszystkie waŜne dla Ŝycia narządy, z których część podjęła juŜ swoje  
czynności. Dokładne badanie moŜe nawet ustalić, czy zarodek jest chłopcem  
czy dziewczynką. 
  Nie sposób ustalić Ŝadnej logicznej granicy w trakcie rozwoju, od której  
człowiek zaczyna być człowiekiem. Trzy miesiące - prawna granica zezwolenia  
na przerywanie ciąŜy, jest czysto umowna, zresztą róŜna w róŜnych krajach.  
W tym czasie dziecko wykazuje juŜ cechy indywidualne. "Dzieje się tak  
dlatego, Ŝe budowa mięśni jest róŜna u kaŜdego człowieka. Tak na przykład  
mięśnie twarzy mają układ zgodny z odziedziczonymi cechami. Wyraz twarzy  
trzymiesięcznego dziecka przypomina juŜ wyraz twarzy rodziców. [...) W tym  
okresie dziecko potrafi juŜ wykonywać pełne ruchy rękami i zginać łokieć i  
dłoń niezaleŜnie od siebie. W tym samym tygodniu niemal cała powierzchnia  
ciała ma juŜ zdolność odczuwania dotyku. [...] W wytworzonych na  
koniuszkach palców łoŜyskach paznokciowych pojawiają się malutkie  
paznokietki. Twarzyczka dziecka staje się coraz ładniejsza. Oczy początkowo  
rozstawione szeroko na boki, zbliŜają się obecnie ku środkowi, bliŜej  
nasady nosa. śebra i kręgi twardnieją, a całe ciało staje się bardziej  
krzepkie. Są juŜ widoczne róŜnice anatomiczne między dziewczynkami a  
chłopcami. [...] Została ukończona budowa strun głosowych. Z braku  
powietrza nie mogą one jeszcze wytwarzać dźwięków. Dziecko nie krzyczy aŜ  
do chwili urodzenia, choć mogłoby to robić na długo przedtem." (F.  
Flanagan, 9 pierwszych miesięcy Ŝycia, 1974). 
  Kiedy się sobie uświadomi, Ŝe dziecko w łonie matki nie jest jakąś  
"komórką" czy "galaretą", ale małym człowiekiem, juŜ z pewną  
indywidualnością i aktywnością, problem przestaje być wyborem  
jednopoziomowym - pomiędzy wartościami tego samego rzędu: takimi czy innymi  
kłopotami i radościami. Staje się wyborem wartości odrębnych w hierarchii -  
nieporównywalnych. Powierzchowne jest porównanie kłopotów i trudności  
związanych z urodzeniem dziecka z kłopotami związanymi z przerywaniem  
ciąŜy. Problemem rzeczywistym jest wybór między róŜnymi trudnościami a  

background image

Ŝ

yciem człowieka. 

  Przy takim postawieniu sprawy juŜ nie mamy do czynienia z bezmyślnością,  
ale moŜemy się spotkać z dramatem. U kogoś, kto w ten sposób zobaczy  
problem, przy przyczynach błahych, wątpliwość w ogóle nie powstanie.  
Wahanie moŜe się zrodzić dopiero wtedy, gdy względy przemawiające przeciwko  
dziecku są bardzo powaŜne i z całą siłą napierają na człowieka. MoŜe to być  
choroba, samotność matki, wzgląd na opinię publiczną, brak oparcia w  
otoczeniu. Siła tych względów Ŝyciowych moŜe być praktycznie ogromna, a  
jednak w porównaniu z wartością Ŝycia ludzkiego nabierają one innego  
znaczenia. Nie muszą przewaŜyć, bo człowiek ma moŜność wyboru. 
  W przeciwieństwie do zwierząt, człowiek nie ma wrodzonych stałych  
sposobów zachowania. Instynkt nie determinuje form jego postępowania; moŜe  
je wybierać zaleŜnie od własnej oceny sytuacji. JeŜeli jest zmuszony  
dokonać wyboru między dwoma przeciwstawnymi sobie wartościami, przeŜywa  
konflikt - czasem błahy, czasem dramatyczny lub nawet tragiczny. PoniewaŜ  
wartości nie są sobie równe jakościowo, lecz układają się w pewną  
hierarchię, wybór wartości wyŜszej powoduje rozwój człowieka. Przy wyborze  
między wartościami równorzędnymi, człowiek pozostaje stale na tym samym  
poziomie rozwoju. Konieczność wyboru między wartościami róŜnymi w  
hierarchii stwarza okazję do posunięcia się naprzód. 
  Wybór wartości wyŜszej, czasami ogromnie trudny, związany z wzmoŜonym  
napięciem emocjonalnym i cięŜkimi przeŜyciami, prowadzi w efekcie do  
skierowania powstałej energii na własny rozwój. Przynosi to w następstwie  
poczucie zadowolenia i radości, gdyŜ potrzeba samorealizacji, czyli rozwoju  
wrodzonych moŜliwości, ujawnia się u wszystkich ludzi, jeŜeli nie została  
zupełnie stłumiona w dzieciństwie. 
  Przykre uczucia frustracyjne związane z zablokowaniem jakiegoś dąŜenia i  
przeŜywaniem konfliktu, jeŜeli odczuwane są jako skutek narzuconej nam z  
zewnątrz sytuacji, prowadzą do mechanizmów obronnych, polegających na  
jakimś zakłamaniu samego siebie i zatrzymaniu rozwoju. JeŜeli nastawimy się  
tylko na uniknięcie tych przykrych przeŜyć, uciekamy się na przykład do  
racjonalizacji, czyli takiego tłumaczenia przed sobą samym swojego  
postępowania, aby wydało się nam słuszne. Jednak konflikt nie rozwiązany  
ś

wiadomie do końca, ciąŜy w podświadomości i usztywnia osobowość. JeŜeli  

natomiast frustrację przeŜyjemy świadomie jako okazję do rozwoju, burzy ona  
dotychczasowy spokój i stagnację, zmusza do wyboru i po okresie trudnej  
walki wewnętrznej, pozwala na powtórną integrację osobowości, ale na  
wyŜszym poziomie. Adler powiedział: "Nie to jest najwaŜniejsze, co nas  
spotyka, ale jak na to reagujemy". 
  W niektórych sytuacjach Ŝyciowych wybór Ŝycia dziecka jest niewątpliwie  
bardzo trudny, ale wartości, które tu wchodzą w grę, są nieporównywalne.  
Tylko wybór wartości wyŜszej rozwija człowieka, pozwala na podniesienie się  
na wyŜszy poziom, z którego poprzednia walka oceniana jest juŜ w innej  
perspektywie. 
  Szczególnie trudny moŜe stać się ten wybór dla kobiety pozbawionej  
oparcia - w sposób naturalny jej naleŜnego - w ojcu dziecka, zwłaszcza  
jeŜeli poczęcie nastąpiło wbrew jej woli. W takich granicznych sytuacjach  
argumenty psychologiczne, choć nadal aktualne, tracą moc przekonywania.  
Wtedy tylko spojrzenie z perspektywy nadprzyrodzonej pozwoli prawidłowo  
wywaŜyć wartości. Dla chrześcijanina wszystkie względy: ciasnoty  
mieszkaniowej, opinii znajomych i rodziny, nie dokończanych studiów, czy  

background image

nawet najcięŜsze - samotności, są tylko trudnościami występującymi w  
drodze. 
  Skoro wierzymy w Ŝycie wieczne, za duŜe znaczenie przywiązujemy do  
urodzenia i śmierci, które są tylko zmianami w sposobie naszego bytowania.  
NajwaŜniejsze jest poczęcie - skoro rozpoczyna Ŝycie wieczne. Piotruś, mój  
pięcioletni przyjaciel tak się wyraził do swojej mamy o własnym urodzeniu:  
"A coś myślała, Ŝe będę całe Ŝycie siedział w tym ciasnym, ciemnym  
brzuchu". Niewiele wiemy o Ŝyciu przyszłym, ale chyba podobnie będziemy  
mogli z jego perspektywy spojrzeć na nasze Ŝycie obecne, jak Piotruś na  
swoje Ŝycie wewnątrzłonowe. I tylko takie spojrzenie pozwoli właściwie  
rozstrzygnąć problemy najtrudniejsze, w których argumenty medyczne,  
psychologiczne czy demograficzne tracą swoją siłę. 
  Oczywiście, najwaŜniejsze jest poczucie odpowiedzialności w chwili  
poczęcia dziecka. JeŜeli jednak nawet nie dokonało się ono z miłością i  
odpowiedzialnością, dodawanie zła do zła nie rozwiąŜe problemu. KaŜda więc  
matka, gdy juŜ jest w ciąŜy, powinna znaleźć pomoc materialną i psychiczną,  
a przecieŜ nie zawsze moŜe na nią liczyć w naszym chrześcijańskim  
społeczeństwie. Wolimy potępiać, plotkować lub "o niczym nie wiedzieć", niŜ  
pomagać zgnębionym matkom i ich maleńkim dzieciom. Wszyscy więc jesteśmy  
odpowiedzialni. - Jeszcze się nie urodziłem, a nie pomogliście mi. 
   
   
   
  Małe dzieci 
   
  Psychologia jest nauką młodą i wielu problemów nie potrafi jeszcze  
rozstrzygnąć, w wielu teŜ sprawach psychologowie nie są zgodni. Są jednak  
punkty, co do których nie ma wątpliwości. NaleŜy do nich znaczenie  
pierwszego dzieciństwa. W pierwszych latach Ŝycia człowiek uczy się  
specyficznie ludzkich funkcji, jak chodzenie na dwóch nogach, posługiwanie  
się ręką i mową. W tym okresie przemienia się z małego, całkowicie  
bezradnego dzikusa, w istotę ruchliwą, samodzielną i zaprzyjaźnioną z wielu  
ludźmi. Wtedy teŜ tworzy się jego osobowość i zasadnicze nastawienie do  
ś

wiata, określane skrótowo "ku" lub "od", które towarzyszyć mu będzie przez  

całe Ŝycie. 
  "Ku" światu wyciągają się ręce dziecka, zwraca jego uśmiechnięta buzia i  
serce, od urodzenia spragnione miłości. "Ku" światu otwierają się ciekawe  
oczy i zmierzają niecierpliwe nóŜki. 
  Dziecko przychodzi na świat bez Ŝadnej o nim wiedzy, tylko z mglistymi  
wraŜeniami, odczuciami i potrzebami. Jest samo w środowisku obcym i  
nieprzytulnym w porównaniu z bezpiecznym łonem matki. Jest mu zimno i  
twardo, a światło i hałas atakują gwałtownie jego zmysły przyzwyczajone do  
bodźców łagodnych. Zaraz jednak spotyka drugą osobę, która troszczy się o  
wszystkie jego potrzeby: matkę. Początkowo jeszcze nie bardzo odróŜnia ją  
od samego siebie, ale jeśli osoba zajmująca się nim jest stale ta sama,  
wkrótce zaczyna ją rozpoznawać i wyróŜniać z otoczenia. Nic w tym dziwnego  
- szybkość oddechu, bicie serca jego matki są bodźcami, do których od dawna  
było przyzwyczajone. Przekonuje się, Ŝe nie jest samo na świecie, Ŝe jest  
ktoś drugi, kto je karmi, tuli, myje, nosi i śpiewa mu - czyli kocha. W ten  
sposób pierwsze zetknięcie z drugim człowiekiem jest zarazem poznaniem  
osoby Ŝyczliwej. Dziecko poznaje swojego pierwszego "drugiego" człowieka od  

background image

razu jako człowieka kochającego. 
  Ta miłość matki budzi w nim pierwsze Ŝyczliwe uczucia i pragnienie  
bliskości osoby ukochanej. Chce, by matka się nim opiekowała, bawiła się z  
nim, była w dzień i w nocy. Jeszcze nie rozumie potrzeb matki, jeszcze chce  
wszystkiego tylko dla siebie. Prymitywna jest więc ta pierwsza miłość, ale  
juŜ jest: pierwsza miłość warunkująca wszystkie następne. 
  To jest właśnie główne zadanie matki. Nie to jest najwaŜniejsze, Ŝe ona  
dziecko kocha, ale, Ŝe przez swoją Ŝyczliwą obecność daje mu się pokochać,  
daje mu okazję do pierwszego pozytywnego ustosunkowania się wobec drugiego  
człowieka. Nikt nie moŜe matki w tym zadaniu wyręczyć. Jeśli zdarzy się, Ŝe  
inna osoba przyjmie na siebie rolę tego, kto pierwszą miłość obudzi, to  
właściwie juŜ ona jest matką, nie ta, co urodziła. Pielęgniarka w Ŝłobku i  
w domu dziecka moŜe nakarmić czy przewinąć, ale po dyŜurze odchodzi do  
swoich spraw. Matką jest się stale. JeŜeli dziecko zamiast z jedną osobą  
kochającą będzie się spotykać z wieloma obojętnymi, przychodzącymi i  
odchodzącymi, nie będzie miało kogo pokochać. 
  Dziecko musi odczuć miłość, właśnie odczuć. Człowiek dorosły moŜe kogoś  
kochać nie widząc go latami, dla dziecka pojęcia przestrzeni i czasu są  
jeszcze obce. Nie rozumie jeszcze, co to znaczy "za miesiąc" czy "za  
tydzień" - ten, kogo kocha, musi być obecny teraz. Nie moŜna wytłumaczyć mu  
zawiłych przyczyn długiego rozstania, nawet jeśli ma ono być dla jego  
dobra. W ogóle niewiele jeszcze rozumie. Ono musi czuć ręce matki, słyszeć  
jej głos, widzieć ją w pobliŜu. 
  Poznaje teŜ zaraz drugą osobę: ojca. To spotkanie nie jest tylko  
poszerzeniem ilościowym znanych ludzi, jest zmianą jakościową. Dziecko  
wchodzi w pierwszą grupę społeczną - jeszcze maleńką, ale juŜ dość  
skomplikowaną, bo waŜne w niej są nie tylko relacje między nim a matką i  
między nim a ojcem, ale takŜe pomiędzy rodzicami. Dzięki ojcu dziecko  
wchodzi w całą nową sferę spraw: świat to juŜ nie tylko ono i jedna, ku  
niemu zwrócona osoba, ale grupa osób wzajemnie Ŝyczliwych. W grupie tej są  
potrzebne wzajemne ustępstwa dla wspólnego dobra. 
  Tak zaczyna się człowiek uczyć miłości, zwracać Ŝyczliwie do innych:  
podzieli się juŜ czasem zabawkami czy cukierkami, przyniesie coś, chwilę  
cierpliwie poczeka - i trzeba te pierwsze próby działania dla innych  
zauwaŜać i pochwalać. Cieszyć się teŜ trzeba z prób samodzielności, które  
będą coraz odwaŜniejsze w poczuciu bezpieczeństwa zapewnionego przez miłość  
rodziców. 
  Przekonanie dziecka, Ŝe choćby mu się nie powiodło, to i tak rodzice nie  
będą go mniej kochali, umacnia poczucie własnej wartości, wiarę w  
powodzenie i - co za tym idzie - ułatwia sukcesy. Przeciwnie, dziecko  
kochane przez rodziców tylko wtedy, gdy spełnia wszystkie oczekiwania, przy  
pierwszym niepowodzeniu, np. trudnościach szkolnych, moŜe załamać się i  
zrezygnować z dalszych wysiłków. 
  Przeświadczenie, Ŝe jest kochane dla niego samego, dziecko zdobywa z  
wolna od pierwszych tygodni Ŝycia i właśnie ono pozwala, po okresie  
wielkiej zachłannej potrzeby bliskości z rodzicami, na stopniowe  
usamodzielnianie się. Dziecko, które czuje się bezpieczne i nie wątpi o  
miłości rodziców, jest odwaŜniejsze i chętniej próbuje najpierw chodzić,  
potem wybiegać na podwórko, potem samodzielnie odrabiać lekcje. 
  Jeśli jednak pierwsze próby własnoręcznego ubierania się zostały  
udaremnione, Ŝeby było szybciej, rysunki zganione, bo nie odpowiadały  

background image

gustowi rodziców, a przyjaciele nie wpuszczeni do domu, Ŝeby nie zrobili  
bałaganu, samodzielność okazuje się niebezpieczna. Jeśli wszystko, co  
dziecko robi, oceniane jest negatywnie, a drobne sukcesy nie są  
dostrzegane, dziecko zaczyna wierzyć w swoją nieudolność. 
  We wczesnym dzieciństwie rodzice są wyrocznią i ich ocena jest  
decydująca. Jeśli dziecko słyszy często, Ŝe jest niegrzeczne, złe i głupie,  
jak moŜe być inne? Staje się takie rzeczywiście, tym łatwiej, jeśli  
okoliczności zewnętrzne układają się na jego niekorzyść. MoŜe urodziło się  
"nie w porę" - kiedy rodzice chcieli robić dyplom i bardzo im  
przeszkadzało? MoŜe zagęściło i tak zbyt ciasne mieszkanie? MoŜe jego  
siostrzyczka jest ładniejsza lub mniej chorowita? MoŜe rodzice przeŜywają  
akurat konflikty małŜeńskie? Małe dzieci nie znają się na tych wszystkich  
sprawach, ale odczują je bezbłędnie. Usłyszałam kiedyś przypadkiem ciekawą  
rozmowę dwóch małych dziewczynek. Marysia mówiła, Ŝe jak będzie duŜa,  
zostanie mamusią. Ewa natomiast twierdziła, Ŝe nie będzie miała dzieci.  
"Dlaczego nie chcesz mieć dzieci?" - pyta Marysia. "Bo to okropny kłopot" -  
odpowiada powaŜnie Ewa. "Ale jakie szczęście dla matki" - mówi Marysia. 
  Jeśli rodzice nie dadzą dziecku doświadczyć miłości, jeśli nie ujawnią  
swoim zachowaniem, Ŝe samo jego istnienie jest dla nich radością, dziecko  
odwróci od świata smutną twarz i opuści bezradnie ręce w przekonaniu o  
własnej małej wartości. Małe dzieci nastawione są na rodziców jak kwiaty  
zawsze zwracające się do słońca. Biedne są kwiaty w pochmurne i zimne lato  
- spuszczają głowy i marnie rosną. 
   
   
   
  Dziecko wyrasta z kołyski 
   
  Opowiadała mi koleŜanka, Ŝe kiedy oczekiwała przyjścia na świat córeczki,  
pragnęła - gdyby mogła - odwlec jej urodzenie. Czuła bowiem niepokój o  
dziecko: czy zdoła je uchronić przed chorobami, wypadkami, złym wpływem  
itd., a na razie chroniła je bezpośrednio na miarę własnego Ŝycia i  
zdrowia. Nie wiem, jak częste są takie odczucia, ale na pewno bardzo częsty  
jest niepokój rodziców o dziecko juŜ narodzone. Chciałoby się uchronić je  
przed wszelkim złem, a najłatwiej to zrobić trzymając dzieci blisko siebie,  
w bezpośredniej zaleŜności, o wszystkim za nie decydując. Tymczasem dziecko  
rozwija się i musi stawać się coraz bardziej od rodziców niezaleŜne.  
Sprzeciwiać się temu - to byłoby jak nie chcieć urodzić i w imię  
bezpieczeństwa dziecka pozbawić je powietrza. 
  Oczywiście, uniezaleŜnienie dziecka musi przebiegać etapami i stopniowo,  
gdyŜ z samodzielności uzyskanej nagle i bez przygotowania nie umiałoby  
korzystać, co rzeczywiście często się zdarza. WaŜne jest więc, Ŝeby nie  
przeoczyć tych etapów i traktować dziecko stosownie do wieku. Nie chodzi o  
jakąś skomplikowaną wiedzę z psychologii rozwojowej, ale postępowanie  
zgodnie z prawdą, Ŝe dziecko rośnie, a rosnąc potrzebuje nie tylko coraz  
większych ubrań, ale takŜe coraz większego zasięgu decydowania o sobie. 
   
  Mama syna kołysała: Luli spać juŜ pora. 
  Synek wołał od poduszki: Idę pole orać, 
  Mama syna kołysała: Luli, śpij mój złoty. 
  Synek wołał z kołyseczki: Idę do roboty. 

background image

  Mama syna kołysała: Luli modre oczy. 
  Synek porwał czapkę, buty, z kołyski wyskoczył. 
  (A. Kamieńska) 
   
  W trosce o bezpieczeństwo dziecka, i z miłości do niego, moŜna nie  
zauwaŜyć, Ŝe pora mu juŜ wyskoczyć z kołyski. Starając się je zatrzymać,  
moŜna wreszcie stwierdzić ze smutkiem, Ŝe rzecz juŜ się dokonała: w domu  
nie ma dziecka, jest człowiek dorosły i obcy - bo siedząc przy kołysce nie  
towarzyszyło mu się w jego dorastaniu. 
  Wbrew pozorom oczywistości procesu dorastania, sytuacja taka jest nader  
częsta. Rodzice cieszą się z kaŜdego osiągnięcia dziecka (siadanie,  
chodzenie, dobre stopnie itd.), ale z osiągnięcia zgodnego z ich planem i z  
ich wyobraŜeniem o tym, jakie dziecko powinno być, nie dopuszczają do  
decydowania o sobie albo pozwalają na decydowanie w mniejszym zakresie, niŜ  
wskazywałby wiek dziecka. Tymczasem tylko trening w decydowaniu moŜe  
doprowadzić do osiągnięcia prawdziwej dojrzałości psychicznej w wieku  
dojrzałym. 
  Proces ten zaczyna się juŜ w wieku niemowlęcym, kiedy dziecko ma do  
pewnego stopnia prawo decydowania o niektórych sprawach, np. o ilości  
poŜywienia. Dzieci tak samo jak dorośli lubią jeść duŜo lub mało, zaleŜnie  
od konstytucji fizycznej, ruchliwości itp., a takŜe mają róŜny apetyt w  
róŜnych dniach i porach dnia. Tymczasem zmusza się je często do jedzenia  
przy kaŜdym posiłku tej samej ilości, która, choć zalecana przez lekarzy,  
jest tylko wartością statystyczną, czyli średnią dla bardzo róŜnych dzieci.  
Nie ma obawy, Ŝeby zdrowe dziecko, któremu dostarcza się właściwe  
poŜywienie, zagłodziło się, natomiast przez przymuszanie osiąga się to, Ŝe  
przyjemna z natury czynność - jaką jest jedzenie - staje się niemiła i  
kojarzy się z przykrościami. Stąd najczęściej wywodzą się późniejsze  
kłopoty z jedzeniem, będące zmorą dzieci i rodziców. 
  Samodzielność postępuje dalej stopniowo, gdy dziecko zaczyna samo się  
ubierać, jeść i wybierać sobie towarzystwo. Trzeba mu w tym, oczywiście w  
granicach rozsądku, zostawić swobodę. Dzieci, którym nie pozwala się jeść  
samodzielnie, gdy zdradzają do tego ochotę, później zwykle długo trzeba  
karmić. To samo odnosi się do ubierania, a czasem i do wyboru tego, co na  
siebie włoŜyć (lubią to juŜ dzieci kilkuletnie). Trzeba im w tym pomóc,  
ucząc wyboru zaleŜnie od temperatury i sytuacji, jeśli jednak nie zostawi  
się Ŝadnej swobody w tym względzie, moŜe się zdarzyć, Ŝe przez całe Ŝycie  
nie będą się umiały stosownie ubrać i znaleźć własnego stylu w wyglądzie  
zewnętrznym. 
  Jeszcze powaŜniejsza sprawa jest z małymi przyjaciółmi. JeŜeli rodzice  
zabronią bawić się z kolegą ulubionym, ale np. brudnym, sprowokują pierwsze  
powaŜniejsze nieposłuszeństwo, gdy dziecko za pomocą drobnych oszustw  
będzie ten zakaz omijać, albo - co jeszcze gorzej - spowodują pierwszą  
zdradę. Taka zdrada moŜe być powodem dręczącego poczucia winy, albo jeŜeli  
poczucie to zostało stłumione, nauką niedotrzymywania zobowiązań na  
przyszłość. To, Ŝe została dokonana pod presją zewnętrzną, nie zmienia  
zasadniczo sytuacji - przecieŜ jeśli człowiek dorosły porzuca przyjaciela  
lub współmałŜonka, teŜ czyni to na skutek jakichś czynników, które wydają  
mu się od niego samego niezaleŜne. 
  Stopniowo wzrastający zakres decydowania o sobie łączy się ze stopniowym  
odchodzeniem od rodziców. Odejście to nie musi oznaczać zerwania przyjaźni,  

background image

ale moŜe się tak stać, jeśli nie umie się uszanować prawa dorastających  
dzieci do własnych spraw i w obawie, by dziecko nie popełniło błędu lub nie  
naraziło się na niebezpieczeństwo, usiłuje się o wszystkim wiedzieć, o  
wszystkim decydować. 
  Gdy dziecko po raz pierwszy woli zostać z kolegami na podwórku, niŜ  
wrócić z mamą do domu, zaczyna się jego odchodzenie. Wraca potem brudne,  
nieraz potłuczone, nieraz z zapasem brzydkich słów, ale odchodzić musi: na  
podwórko, do kolegów, przyjaciół, sympatii, bo tam uczy się Ŝycia na własny  
rachunek i z nimi - rówieśnikami (a nie z pokoleniem rodziców) - spędzi  
Ŝ

ycie. WaŜne jest, Ŝeby miało dokąd wracać, Ŝeby dom nie był zawsze pusty,  

a rodzice zawsze zaabsorbowani tylko swoimi sprawami, ale gotowi  
porozmawiać, wysłuchać, pomóc. To dopuszczenie pewnej swobody dziecka,  
zawsze połączonej z pewnym ryzykiem, wymaga od opiekunów swoistej ascezy,  
ale jest prawem dziecka, które Korczak nazywa mocno, aŜ drastycznie: prawem  
dziecka do śmierci. JeŜeli rodzice umieją to prawo uszanować, zachowują  
szacunek i przyjaźń swego dziecka, a tym samym szansę kontaktu z nim i  
wpływu na jego postępowanie. 
  Kiedy czyta się Ewangelię o odnalezieniu Pana Jezusa w świątyni, zadziwia  
samodzielność, jaką dawano dwunastoletniemu Chłopcu - sporo czasu minęło,  
nim Rodzice zorientowali się, Ŝe Dziecko nie wraca z nimi do domu. Kiedy  
jednak zauwaŜyli to, robią tak jak zrobiliby wszyscy rodzice w podobnej  
sytuacji: szukają i Matka zwraca się z wymówką: "CóŜeś nam uczynił?" Tak  
robi kaŜda matka, ale nie kaŜda umie i dalej postąpić jak Matka BoŜa -  
słuchać wyjaśnień Dziecka i traktować Je z szacunkiem. 
  Miałam kiedyś ciekawe zdarzenie w grupie terapeutycznej: pewna kobieta  
opowiadała o trudnościach z synem. Wracał późno do domu, a gdy pytała,  
gdzie był, milczał. To właśnie wydawało się jej najgorsze: dlaczego nie  
odpowiada? Poprosiłam, Ŝeby opowiedziała dokładnie swoje zachowanie w  
takiej sytuacji, a potem odegramy ją: ona będzie synem, ja matką. Zaczęłam  
robić jej wyrzuty. Tłumaczyłam, dlaczego się niepokoję, prosiłam i groziłam  
- a ona nic. Dopiero później opowiedziała nam, dlaczego milczała.  
Zasypywana gradem wymówek i pouczeń nie mogła właściwie dojść do słowa, a  
kiedy wreszcie umilkłam, była tak zdenerwowana, Ŝe "miała całkiem pustą  
głowę" i w ogóle nie była w stanie się odezwać. Wtedy zrozumiała swój błąd  
w postępowaniu z synem. 
  Nie wystarczy spytać: "CóŜeś nam uczynił?", trzeba jeszcze spokojnie  
poczekać na odpowiedź, nie doprowadzając wpierw dziecka do takiego  
zdenerwowania, w którym odpowiedzieć nie jest w stanie. Dopiero wówczas  
moŜemy się dowiedzieć, co właściwie zaszło i dlaczego. Młody człowiek moŜe  
błądzić i wtedy tym bardziej potrzebuje pomocy, ale pomoc nie będzie  
moŜliwa, jeśli nie nawiąŜemy z nim prawdziwego kontaktu, jeśli zapomnimy,  
Ŝ

e wyszedł juŜ z kołyski, Ŝe ma swoje własne plany i sprawy, którym naleŜy  

się szacunek, choćby nie były jeszcze zbyt dojrzałe. Nie moŜna dziecku dać  
dojrzałości; moŜna tylko stworzyć warunki, w których ta dojrzałość moŜe  
wzrastać. 
   
   
   
  Między lądem a morzem 
   
  Młodszy wiek szkolny charakteryzuje się harmonią fizyczną i pewnym  

background image

uspokojeniem psychicznym. Mniej chorób, mniej kłopotów wychowawczych, z  
wyjątkiem trudności w dostosowaniu się do szkoły, która w obecnym systemie  
nauczania (duŜa liczba godzin lekcyjnych, lekcje w róŜnych porach często  
kolidujących z posiłkami, ciągłe zmiany sal lekcyjnych i nauczycieli, z  
których kaŜdy ma nieco inne wymagania) powoduje wielkie zmęczenie dzieci i  
jest przyczyną licznych nerwic. Zasadniczo jednak dzieci w tym wieku są  
"łatwe", chętnie dostosowują się i do nauczycieli i do kolegów, wierzą w  
to, co się mówi, choćby to, co mówią róŜne osoby, było sprzeczne między  
sobą. 
  Wiek dorastania (mniej więcej dwanaście - osiemnaście lat) wszystko to  
zmienia. W początku tego okresu następuje dojrzewanie seksualne, stanowiące  
wewnętrzną bazę hormonalną zmian. Dzieci są w tym okresie bardziej podatne  
na choroby, łatwiej się męczą, często są rozdraŜnione, a ich uczucia znowu  
(jak we wczesnym dzieciństwie) stają się chwiejne i łatwo przerzucają się  
ze skrajności w skrajność: od zachwytu do rozpaczy. Bardzo szybko wtedy  
rosną, często ten wzrost jest nie całkiem proporcjonalny, np. długość  
kończyn i waga ciała rosną szybciej niŜ mięsień serca. Stąd zasłabnięcia,  
senność, trudność w skupieniu uwagi i nieraz kłopoty z nauką szkolną.  
Wszystko to następuje około dwóch lat wcześniej u dziewczynek, które w  
piątej klasie są nieraz o głowę wyŜsze niŜ ich koledzy. Dlatego  
przygotowanie do okresu dorastania i uprzedzenie o kłopotach z nim  
związanych w klasie czwartej nie jest wcale za wczesne. 
  Okres dorastania to nie tylko dojrzewanie fizyczne, to czas wchodzenia w  
Ŝ

ycie dorosłe, kiedy człowiek nie jest juŜ dzieckiem, ale nie jest teŜ  

dojrzały. Ten okres "między lądem a morzem" ma ogromne znaczenie dla  
rozwoju jednostki, a takŜe dla rozwoju społeczeństw, gdyŜ jest nie tylko  
wprowadzeniem w Ŝycie dorosłe, w sensie fizycznym, i w sposób Ŝycia, ale  
takŜe przez swoją długotrwałość okazją do przewartościowań, do tworzenia  
nowych idei, do pójścia dalej niŜ starsze pokolenie. 
  śeby to było moŜliwe, dziecko musi najpierw zakwestionować to, co  
przedtem przyjmowało "na wiarę" i bez zastrzeŜeń, musi samo przemyśleć  
wszystko na nowo. Znów zwraca się do siebie, ale juŜ nie tylko  
egoistycznie, ale autorefleksyjnie. Zastanawiając się nad własnymi stanami  
psychicznymi, uczy się wczuwania w przeŜycia innych ludzi. Zawiązuje  
głębsze i trwalsze przyjaźnie, przeŜywa młodzieńcze zakochania. Poznaje  
swoją odrębność juŜ nie tylko fizyczną - co stało się w pierwszych latach  
Ŝ

ycia - ale psychiczną, moŜliwość zajęcia stanowiska odrębnego od innych.  

Przez uzyskanie samodzielności myślowej zmienia się pozycja dziecka. JuŜ  
nie tylko zaleŜy od innych, lecz samo moŜe dawać. MoŜe, ale z tej  
moŜliwości rzadko umie korzystać. Na razie walcząc o samodzielność jest  
przede wszystkim krytyczne wobec wszystkich. Małe dziecko mogło być  
nieposłuszne, ale nie kwestionowało samej zasady autorytetu dorosłych.  
Teraz wszystkie autorytety są zakwestionowane. To okres wielkiego  
krytykowania rodziców - którzy, jak się okazało, nie są doskonali -  
starszego pokolenia, które teŜ nie jest takie świetne, jak to usiłowało  
wmówić, i całego świata, który - jak się w tym wieku dowiadujemy - jest  
urządzony wcale nie najlepiej. 
  Dziecko odczuwa swoją samodzielność i psychiczną niezaleŜność. Jego  
zwrócenie się do innych ludzi nie musi juŜ być szukaniem oparcia. Dostrzega  
niesprawiedliwość i zakłamanie. Ustosunkowuje się do nich krytycznie,  
równocześnie jednak czuje się bezsilne, nie umie działać. Zajęte  

background image

analizowaniem samego siebie i ocenianiem innych nie wie jeszcze, co robić,  
by zły stan zmienić. Nie umie jeszcze podjąć odpowiedzialności za innych. 
  W tym okresie starsze pokolenie powinno młodym pomagać nie tyle tłumiąc  
ich krytycyzm, co ucząc zrozumienia: zrozumienia siebie, kolegów, rodziców.  
Początkowo nie jest to łatwe, bo dzieci dorastające mają tendencję do  
widzenia wszystkiego krańcowo: czarno-białe, stąd ich sądy są powierzchowne  
i kategoryczne. Staranie o wzajemne zrozumienie musi polegać na spokojnym  
wysłuchiwaniu tego, co dziecko ma do powiedzenia, na cierpliwym czekaniu,  
Ŝ

eby wytłumaczyło swój punkt widzenia i na pokazywaniu rzeczy takŜe od  

swojej strony i wyjaśnianiu swoich motywów. 
  Pomocą będzie tu pełna spokoju atmosfera domowa. Dziś, gdy Ŝycie  
codzienne jest tak trudne, a wszyscy bardzo zmęczeni, niełatwo o ten  
spokój, ale trzeba się przynajmniej starać o pewien dystans do kłopotów, do  
samego siebie, a nawet do wynikających awantur. Trudno, zdarzyło się, ale  
to nie znaczy, Ŝe trzeba podtrzymywać na siłę wypowiedziane w irytacji  
zdanie, czy przewlekać konflikty. "Słońce niech nie zachodzi na pogniewanie  
wasze" - powiedział św. Paweł i jest to rada nie tylko dobra moralnie, ale  
ogromnie trafna psychologicznie - wszystkie sprawy konfliktowe powinny być  
załatwione przed nocą. Jutrzejszy nowy dzień musi mieć swoją szansę bycia  
dniem naprawdę nowym. 
  Pęd do samodzielności jest u nastolatków słuszny, a nawet konieczny,  
poniewaŜ jednak nie łączy się jeszcze z doświadczeniem, moŜe doprowadzać do  
sytuacji trudnych, a nawet dramatycznych. Pomocą znowu niech nie będzie  
tłumienie tej naturalnej tendencji, ale uczenie refleksji i  
odpowiedzialności za swoje czyny. 
  Najsłuszniejszym wyjściem jest traktowanie dorastającego dziecka coraz  
bardziej po partnersku, to znaczy trzeba wspólnie omawiać sprawy przed  
podjęciem decyzji, doprowadzać do pewnych umów, np. dotyczących podziału  
obowiązków, pory wracania do domu itd. Zapewne te umowy będą nieraz łamane  
- wtedy trzeba się modlić o cierpliwość i zaczynać od początku. Mimo  
wszystko jednak demokracja daje w domu najlepsze wyniki. W demokracji  
wszyscy mają równe prawo do szacunku, do wypowiedzenia swojego zdania, ale  
teŜ wszyscy mają obowiązki. W demokracji decyzje władzy są jawne, a zasada  
ta daje świetne rezultaty i w domu. Jeśli na przykład wiadomo, ile rodzice  
zarabiają, ile kosztuje jedzenie, opał itp., to sprawa zakupu (lub nie)  
czegoś, czego dziecko pragnie, nie będzie w jego oczach wynikiem złego  
humoru czy uporu rodziców, ale logicznym następstwem faktów. 
  W ten sposób dzieląc się decydowaniem, rodzice uczą dzieci wchodzenia  
zarazem w obowiązki i odpowiedzialność. Okazując dzieciom zaufanie,  
pokazują, Ŝe same muszą odpowiadać za siebie. Oczywiście, pewne normy są w  
kaŜdej rodzinie konieczne i tym bardziej stanowczo mogą być przestrzegane,  
im mniejszą wagę przywiązuje się do nieistotnych drobiazgów. Konieczna jest  
teŜ pewność, Ŝe jeśli dziecko w swojej drodze do dojrzałości zrobi błąd,  
rodzice na pewno mu pomogą. 
  Dziecko ćwiczy się powoli w podejmowaniu decyzji, w rozumieniu innych, w  
powściąganiu siebie, a kiedy nauczy się juŜ nie tylko współczuć, ale i  
pomagać, nie tylko krytykować, ale działać aktywnie na rzecz innych ludzi,  
juŜ nie będziemy o nim mówić "dziecko". To juŜ właściwie, niezaleŜnie od  
wieku, człowiek dojrzały, który umie patrzeć na sprawy nie tylko ze swojego  
punktu widzenia. Zachowuje zdolność krytycyzmu i współczucia, ale umie teŜ  
aktywnie i konsekwentnie działać w obranym celu i podejmować  

background image

odpowiedzialność. 
   
   
   
  Młodość 
   
  Młodość jest tym okresem Ŝycia, kiedy nie jest się juŜ dzieckiem, ale nie  
jest się teŜ jeszcze dorosłym. Czasami o człowieku dojrzałym wiekiem mówi  
się, Ŝe jest młody duchem. Znaczy to, Ŝe przypisuje mu się takie cechy,  
jakie są zwykle charakterystyczne dla młodości. Właściwa jednak młodość  
jest okresem, który następuje, gdy dojrzewanie fizyczne zakończy  
dzieciństwo, a zanim zostanie osiągnięta pełna samodzielność Ŝyciowa. Trwa  
więc kilka do kilkunastu lat. 
  Jest to etap Ŝycia, w którym wzrost fizyczny przebiega wolniej i dobiega  
końca, doprowadzając do szczytowego okresu sprawności fizycznej, następuje  
pewne uspokojenie burzliwych emocji (przeŜywanych w okresie dojrzewania  
seksualnego), ale rozwój psychiczny jest bardzo intensywny. 
  Rodzą się wtedy nowe zainteresowania: problemami psychologicznymi,  
filozoficznymi, estetycznymi i światopoglądowymi. Następują pytania o sens  
Ŝ

ycia i własną toŜsamość. W tym okresie człowiek staje się zdolny do  

refleksji nad samym sobą, własnym myśleniem i motywami działania. Jest to  
teŜ czas dokonywania wyborów i podejmowania decyzji dotyczących zawodu,  
stanu, postawy Ŝyciowej, celu Ŝycia; czas zawierania przyjaźni i szukania  
współmałŜonka. 
  W okresie młodości następuje przejście od zaleŜności wobec dorosłych do  
samodzielności. Samodzielność ta dotyczy niezaleŜności w decydowaniu o  
sobie, a takŜe uniezaleŜnienia się od opinii innych o sobie samym. Dziecko  
ocenia siebie tak, jak oceniają je inni, a jego poczucie godności jest  
zaleŜne od akceptacji najpierw rodziców, a w wieku szkolnym - rówieśników.  
Młody człowiek zaczyna w sobie samym znajdować źródło siły i odporności. 
  W okresie dojrzewania dziecko przeŜywa okres krytykowania wszelkich zasad  
wcześniej mu podawanych i buntu wobec osób, które poprzednio były  
autorytetami. Jest to potrzebne dla doświadczenia własnej odrębności, ale w  
okresie młodości zaczyna się proces ponownego zwiększania szacunku dla  
ludzi, choć z innych juŜ pozycji - nie z poczucia własnej słabości, ale  
dostrzegania wartości innych. Często więc młodzi ludzie szukają (choć nie  
zawsze znajdują) mistrza, czyli osoby dojrzałej i mądrej, od której moŜna  
się uczyć - nie dlatego, Ŝe ma przewagę siły, ale Ŝe uznaje się jej  
kompetencje. 
  W miarę rosnącej dojrzałości wzrasta odporność na niejednoznaczność,  
czyli umiejętność oceniania ludzi i zjawisk nie tylko w kategoriach  
skrajnych (czarne - białe), ale dostrzegania odcieni subtelnych,  
zauwaŜania, Ŝe ta sama osoba moŜe mieć jednocześnie cechy pozytywne i  
negatywne, a zdarzenia dobre i złe strony. Pomaga to w dochowaniu wierności  
osobom, o których niedoskonałości dobrze się wie i w wytrwałości w  
działaniu mimo niepowodzeń. 
  W okresie młodości przyjaźnie z rówieśnikami stają się bardziej  
pogłębione, bo polegają nie tylko na przyjemności wspólnej zabawy jak w  
dzieciństwie, ale na przeŜywaniu wspólnych ideałów, wzajemnej pomocy i  
wzajemnej akceptacji osób. Rozwija się zdolność działania dla dobra innych,  
rozumienia ich potrzeb i podejmowania za nich odpowiedzialności. Ta rosnąca  

background image

zdolność miłości z czasem staje się podstawą trwałych związków małŜeńskich,  
a takŜe powaŜnej działalności społecznej. 
  Wszystko to nie następuje z dnia na dzień, ale tworzy się przez kilka  
lat. Okres młodości wydłuŜa się obecnie, z jednej strony przez akcelerację,  
czyli wcześniej następujące dojrzewanie biologiczne, z drugiej strony przez  
dłuŜej trwającą naukę i przygotowanie do pracy zawodowej. 
  Ta długotrwałość młodości rodzi róŜne problemy, np. z kierowaniem popędem  
seksualnym, gdyŜ dojrzewanie seksualne znacznie wyprzedza dojrzałość  
osobowościową i społeczną. Z drugiej strony ma teŜ pozytywne znaczenie  
społeczne, bo młodzi ludzie są bardziej podatni na zmiany, lepiej mogą  
nadąŜyć za postępującym przyspieszeniem przemian. Dzięki temu, młodość jest  
nie tylko wprowadzeniem w sprawy ludzi dorosłych (jak w obrzędach inicjacji  
u ludów pierwotnych), ale takŜe czasem zmian, poprzez które przekształca  
się przyszłość społeczeństw. Wiara, Ŝe zmiany te są pozytywne, powoduje, Ŝe  
młodzieŜ nazywana jest nadzieją świata. Okres młodości więc, będący czasem  
wybierania z pośród róŜnych moŜliwości, wytycza przyszłość jednostek, a  
zarazem przyszłość ojczyzny i świata. 
  Ten radosny czas wielkich moŜliwości, wzrastania i nadziei, porównywany  
do wiosny i poranka, bywa teŜ trudny i pełen cierpienia. MoŜe to być  
cierpienie wywołane chorobą lub ubóstwem, trudną sytuacją rodzinną lub  
narodową, a takŜe poczuciem zniechęcenia i rozpaczy, gdy widzi się tragedie  
współczesnego świata, gdy nie umie się znaleźć odpowiedzi na nurtujące  
pytania, gdy czuje się niezrozumianym i samotnym. 
  Te trudności, w połączeniu z naturalną tendencją do samodzielności, mogą  
prowadzić do całkowitego zerwania z doświadczeniem starszego pokolenia,  
odrzucenia wartości wyŜszych na rzecz tylko konsumpcyjnych, kryzysów wiary  
lub przedwczesnych i przelotnych związków erotycznych, jeŜeli są odczuwane  
jako jedyny sposób na przezwycięŜenie izolacji. W młodości problemy własne  
i społeczne są bardzo silnie przeŜywane. Brak jeszcze umiejętności ich  
rozwiązywania, a przykład starszego pokolenia jest często mało zachęcający. 
  "W kaŜdej epoce jest rzeczą normalną, Ŝe człowieka ogarnia przeraŜenie,  
kiedy zaczyna poznawać świat" - pisze Simone de Beauvoir. W naszej epoce to  
przeraŜenie wydaje się szczególnie wielkie, bo zagroŜenia są totalne jak  
nigdy dotąd. Gdy człowiek przerazi się czegoś, często próbuje uciekać.  
MoŜna uciekać przed bandytą, groźnym psem, nadjeŜdŜającym znienacka  
pojazdem, ale jak uciekać przed światem, w którym się Ŝyje? Nie ma dokąd  
uciec, chyba Ŝe od samej świadomaści zagroŜenia. Dlatego wejście w świat  
łączy się u wielu młodych ludzi z ucieczką w alkohol, narkotyki, terroryzm,  
samobójstwo. 
  Choć moŜna zrozumieć przyczyny takiej ucieczki, jej skutki są tragiczne.  
NajwaŜniejszą sprawą w młodości jest więc podjęcie trudu własnego rozwoju  
na własną odpowiedzialność. "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od  
was nie wymagali", powiedział do młodzieŜy Jan Paweł II. Sam protest, nawet  
uzasadniony, jest reakcją w gruncie rzeczy dziecinną. Dopiero  
odpowiedzialne działanie na rzecz wartości wybranych, świadczy o  
dojrzałości. 
  Tak więc młodość - ten czas wielkich moŜliwości - jest teŜ czasem  
trudnych problemów. Szczególnie cenne jest wtedy znalezienie przyjaciół,  
czy przyjaciela (starszego lub rówieśnika), który nie ma tendencji do  
pouczania, ale do wspólnego szukania i który teŜ chce wzrastać. Posiadanie  
przyjaciela nie dopuszcza do poczucia samotności, a jednocześnie ułatwia  

background image

znalezienie odpowiedzi na najwaŜniejsze pytania Ŝycia. 
  W "Liście do młodych całego świata" Jan Paweł II przypomina teŜ inną  
pomoc: gdy poszukujący sensu Ŝycia młody człowiek zwrócił się do Jezusa,  
Jezus popatrzył na niego z miłością (Mk 10, 21), "Gdy wszystko przemawia za  
tym, aby zwątpić w siebie oraz w sens własnego Ŝycia, wówczas to spojrzenie  
Chrystusa: świadomość miłości, która w Nim okazała się potęŜniejsza od  
wszelkiego zła i wyniszczenia - ta świadomość pozwala nam przetrwać." 
  W okresie młodości swoich dzieci, rodzice często przeŜywają poczucie  
bezsilności, bo choć nie mniej kochają swoje dzieci, moŜliwość ingerencji w  
ich Ŝycie juŜ się kończy. Zawsze jednak moŜna patrzeć na nie z miłością i  
pomagać im tym spojrzeniem. 
   
   
   
  Piękny kamyczek 
   
  W grupie społecznej, jaką stanowi rodzina, kaŜdy oddziałuje na kaŜdego,  
ale kaŜdy inaczej, zaleŜnie od swojej roli rodzinnej. Inna jest rola matki,  
inna ojca, jeszcze inna dzieci, a i wśród dzieci sytuacja kaŜdego jest  
zaleŜna od płci i kolejności przyjścia na świat. 
  Izabella Bielicka (lekarz i autorka pięknych ksiąŜek o wychowaniu małych  
dzieci, które gdyby udało się zdobyć, naprawdę warto przeczytać) nazywa  
dziecko najstarsze - eksperymentalnym. Rzeczywiście, jest ono w pewnym  
stopniu ofiarą niedoświadczenia rodziców, którzy niepewni jeszcze w swej  
rodzicielskiej roli, stosują nadmierne rygory pielęgnacyjne, zbyt  
skrupulatnie przestrzegają ksiąŜkowych przepisów, za mało ufając sobie jako  
rodzicom. Nieumiejętność prostych zabiegów, jak np. kąpiel dziecka,  
powoduje, Ŝe wykonują ją z wielkim skupieniem uwagi i napięciem, które  
udziela się dziecku. Nadmierna koncentracja na dziecku krępuje jego swobodę  
i powoduje uzaleŜnienie, brak samodzielności. Nie jest to oczywiście regułą  
bez wyjątku, ale często występuje. 
  Jedynak jest całe Ŝycie najstarszy. W nim ogniskują się wszystkie ambicje  
i oczekiwania rodziców. Wiele jest dziedzin Ŝycia, w których musi być  
dobry, Ŝeby zadowolić rodziców, obserwujących go bacznym okiem: "Nie moŜesz  
nas zawieść, mamy tylko ciebie". Wielkie to obciąŜenie dla dziecka starać  
się sprostać tylu nadziejom. Choć więc jedynak nie musi donaszać ubrania po  
rodzeństwie, często ma osobny pokój, a młodsze dzieci nie niszczą mu  
zeszytów i zabawek, to jednak nie ma lekkiego Ŝycia. 
  Nieraz w rozmowach, a takŜe w psychologicznych badaniach testowych,  
jedynacy ujawniają pragnienie posiadania rodzeństwa. Nie jest prawdą, Ŝe  
jedynacy zawsze są nieuspołecznieni, bywa tak oczywiście, ale nieraz wręcz  
wybijają się w tej dziedzinie, dąŜąc do przebywania z rówieśnikami, których  
w rodzinie nie mają. W domu jednak odczuwają jakiś brak. Posiadanie  
rodzeństwa uczy pewnych rzeczy zupełnie automatycznie. 
  PoniewaŜ teraz szkoły pracują przez cały dzień i dzieci chodzą na lekcje  
w róŜnych przedziwnych godzinach, trudno poza niedzielą i wolną sobotą  
zorganizować wspólny obiad i trzeba jeść dania odgrzewane. "Kto jeszcze nie  
jadł?" - pyta więc zawsze Jul wracając ze szkoły i wprawnym okiem ocenia,  
na ile porcji trzeba podzielić to, co zostało w garnku czy na półmisku.  
Jedynak nie ma tego kłopotu, ale nie ma teŜ okazji do uczenia się w tak  
prosty sposób pamięci o innych. Nie ma teŜ okazji doświadczenia relacji  

background image

braterskiej: równego z równym, która ma inny charakter niŜ kontakt z nawet  
najbardziej demokratycznie nastawionymi rodzicami. Relacji, która później  
powinna być główną w jego Ŝyciu dorosłym: w małŜeństwie, w pracy i w innych  
grupach społecznych. Bratu moŜna czasem ustąpić, a czasem obstawać przy  
swoim zdaniu, ale zawsze trzeba się liczyć z jego obecnością i jego  
innością. 
  Lepiej więc, Ŝeby pierwsze dziecko nie czekało zbyt długo na rodzeństwo,  
tym bardziej Ŝe jego przyjście na świat jest zwykle dość trudnym momentem,  
tym trudniejszym, im dłuŜej było się jedynakiem. Kiedy rodzi się młodszy  
brat lub siostra, dla starszego nagle wszystko się zmienia. Rodzice, którzy  
dotąd kochali tylko jego, zajmują się kimś innym: dla niego nie mają czasu,  
kaŜą być cicho, ustępować. Babcie i ciocie, które dotąd witały go  
entuzjastycznie, teraz ledwo zauwaŜają, a zachwycają się dzidziusiem, jego  
chwalą i jemu przynoszą prezenty. Dziecko czuje się zdradzone i odrzucone.  
Nieraz stara się wszelkimi sposobami stać się znowu ośrodkiem  
zainteresowania: plącze się pod nogami, robi awantury, co pogarsza jeszcze  
sytuację, bo oto dowiaduje się, Ŝe jest duŜo gorsze od młodszego, złe,  
niegrzeczne. Często pojawiają się wtedy regresywne formy zachowania, będące  
podświadomą próbą powrotu do dawnej dobrej sytuacji, a polegające na  
powrocie do moczenia się, Ŝądaniu karmienia z butelki lub - u dzieci  
starszych - kłopotach szkolnych. 
  Rodzice powinni więc w tym okresie nastawić się na szczególnie serdeczne  
odnoszenie się do starszego dziecka, Ŝeby nie czuło się zaniedbane. Powinno  
być uprzedzone o oczekiwanym maluchu i razem z rodzicami przygotowywać się  
na jego przyjęcie. JeŜeli jakieś jego rzeczy, np. łóŜeczko, mają być  
przekazane młodszemu, dobrze jest zawczasu kupić starszemu dziecku tapczan,  
a wtedy ono samo będzie mogło ofiarować niepotrzebne juŜ łóŜeczko, zamiast  
czuć się z niego wywłaszczone. Trzeba dziecko starsze włączyć w  
przygotowania, ale nie przedobrzyć w opowiadaniu o małym, bo rozczarowanie  
moŜe być duŜe, kiedy zamiast obiecywanego kolegi do zabawy, przychodzi do  
domu stworzonko bezradne i nieciekawe, a za to bardzo absorbujące matkę.  
Bywa teŜ, Ŝe większe dziecko czuje się nagle przytłoczone  
odpowiedzialnością, jeśli jego starszeństwo jest nieustannie przypominane. 
  Dobrze jest teŜ obdarzyć dziecko jakimś atrakcyjnym prezentem z okazji  
zostania starszym bratem, co zrównowaŜy trochę prezenty, które będzie  
dostawać noworodek. Matka po powrocie ze szpitala powinna najpierw  
przywitać starszego, a dopiero potem pokazywać mu braciszka. Wizyty  
składane przez rodzinę z okazji urodzenia dziecka i uroczystość chrzcin  
powinny być tak zorganizowane, Ŝeby starsze dziecko nie czuło się  
pominięte. Trzeba mu teŜ próbować wytłumaczyć, Ŝe serce rodziców nie dzieli  
się na coraz mniejsze cząstki z chwilą przybywania dzieci, ale rośnie coraz  
bardziej, na czym zyskuje cała rodzina. 
  Mimo tej czujności starsze dziecko moŜe przez jakiś czas poddawać  
rodziców próbom - czy aby na pewno nie kochają go mniej. Kiedy się o tym  
przekona, problem blednie, choć wzajemna rywalizacja moŜe się niekiedy  
odezwać. DuŜo teŜ moŜe być jeszcze sprzeczek i kłótni, ale jeśli czuje za  
nimi spokojną pewność miłości rodziców, nie są one groźne. 
  To, Ŝe kaŜde dziecko jest inne, wzbogaca rodzeństwo wzajemnie, pokazuje  
rozmaitość ludzkich potrzeb, usposobień i zainteresowań. Wzbogaca teŜ  
bardzo rodziców. Dzieci w jednej rodzinie dla obserwatora z zewnątrz bywają  
podobne, rzadko jednak twierdzą tak rodzice. Dla nich kaŜde jest inne, a w  

background image

miarę jak rosną, róŜnicują się jeszcze bardziej. Wtedy, choć nadal  
potrzebują rodzicielskiej pomocy, same mają coraz więcej do ofiarowania.  
JuŜ nie tylko szczęście bliskości, ale wielką rozmaitość przeŜyć,  
wiadomości, doświadczeń. Dzięki dzieciom moŜemy na nowo przeŜyć zachwyt nad  
wiewiórką, piórkiem, wiatrem, księŜycem. "Zobacz, jaki piękny kamyczek" -  
mówi Janek - "Daję ci go" i wręcza mi z ukłonem kamyk znaleziony na  
podwórku. Rzeczywiście, jak dawno nie oglądałam kamyczków tak dokładnie:  
jaki ma ciekawy kształt i kolor! Trzeba koniecznie zatrzymać się nad tym  
kamyczkiem, bo inaczej okazja przepadnie. Nie doświadczymy jego urody, a co  
gorsza, moŜe dziecko zniechęcone nie zechce się z nami dzielić swymi  
odkryciami. A przecieŜ są jeszcze ksiąŜki, filmy, wycieczki, przeróŜne  
pasje, zbiory, nieoczekiwany zasób wiedzy z jakiejś dziedziny, problemy  
moralne, zawody, entuzjazmy - kaŜdy dzień z dziećmi niesie coś nowego.  
Zajęcia niby te same, powtarzające się czynności moŜe byłyby i nudne - ale  
one zostają jakby w tle, z którego wyłaniają się ludzie Ŝywi, rozmaici, co  
dzień inni. 
   
   
   
  Wychowanie religijne 
   
  "Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani  
dziećmi BoŜymi i rzeczywiście nimi jesteśmy" (1J 3, 1). Tę godność ma kaŜdy  
człowiek od początku Ŝycia, by jednak dziecko mogło świadomie rozwijać swój  
kontakt z Bogiem, musi być wprowadzone w rzeczywistość nadprzyrodzoną, co  
jest obowiązkiem całego chrześcijańskiego otoczenia, a przede wszystkim  
rodziców. Słowa Chrystusa zwrócone do Apostołów: "Pozwólcie dzieciom  
przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem naleŜy  
królestwo BoŜe" (Mk 10, 14), 
  moŜna rozumieć takŜe jako polecenie dla rodziców. Oni bowiem, jak czytamy  
w Konstytucji soborowej, "są pierwszymi zwiastunami wiary" dla swych dzieci  
i pierwszymi świadkami Chrystusa. 
  Kontakt osobisty między człowiekiem a Bogiem jest sprawą łaski i  
tajemnicą, nie moŜe być więc przez rodziców przekazany dzieciom tak, jak  
się daje jakieś przedmioty, a nawet w ten sposób, w jaki przekazuje się  
wykształcenie. Jednak sposób odnoszenia się człowieka do Boga, czyli  
postawa religijna, kształtująca się od początku Ŝycia, jest w duŜym stopniu  
zaleŜna od otoczenia i rodzice mają na nią wpływ. 
  KaŜda postawa ma w sobie trzy elementy: poznawczy, uczuciowy i  
behawioralny, czyli pewną gotowość do określonego postępowania. Odnosi się  
to równieŜ do postawy religijnej. śeby dziecko mogło nawiązać osobisty  
kontakt z Bogiem, musi o Bogu przede wszystkim wiedzieć, tak jak kaŜdy z  
nas - Ŝeby kogoś pokochać - musi się z nim przedtem zetknąć, zapoznać.  
WaŜne jest więc nauczanie religii juŜ w bardzo wczesnym wieku, kiedy  
dziecko nie chodzi jeszcze do szkoły ani nawet do przedszkola. Później w  
uczeniu religii pomagają rodzicom katecheci, w tym najwcześniejszym okresie  
tylko rodzice przekazują w rozmowie pierwsze wiadomości o Bogu. 
  Od rodziców dziecko dowiaduje się o istnieniu Boga i o tym, kim Bóg jest.  
JeŜeli sprawy religii są częstym przedmiotem rozmów w domu, dziecko  
wcześnie nabiera przekonania o ich waŜności. JeŜeli się o nich nie mówi lub  
pojawiają się bardzo rzadko, po sprawach materialnych, problemach jedzenia,  

background image

programów, telewizyjnych. sąsiedzkich plotkach itd., dziecko przyzwyczaja  
się sądzić, Ŝe nie mają one większej wagi albo Ŝe rzeczy BoŜe są czymś  
wprawdzie odświętnym, ale bez znaczenia dla codziennego Ŝycia. 
  Małe dziecko jest ogromnie chłonne i wiedzę o Bogu przyjmuje chętnie i ze  
zrozumieniem. MoŜna ją podawać przy róŜnych okazjach (na spacerze, przy  
posiłkach, przed snem) w sposób dostępny dla wieku dziecka, bez uŜywania  
jednak dziecinnych zdrobnień, które mogą spowodować przekonanie, Ŝe sprawy  
Boga są czymś dziecinnym, przeznaczonym - jak bajki - tylko dla dzieci, co  
moŜna odrzucić, gdy się dorośnie. Dlatego język powaŜny i zrozumiały jest  
tu najodpowiedniejszy. 
  Nie naleŜy jednak, kierując się pragnieniem dostosowania do poziomu  
dziecka, przekazywać mu Ŝadnych informacji, które później trzeba by  
odwoływać. Opowiadając na przykład dziecku o stworzeniu świata trzeba juŜ  
wtedy mówić, Ŝe powstał nie od razu, a opis siedmiu dni jest sposobem  
opowiedzenia tego. W przeciwnym razie, gdy dziecko zacznie się uczyć o  
ewolucji, moŜe odrzucić całą naukę o stworzeniu. 
  Dzieci mają duŜe wyczucie tajemnicy i o tajemnicach wiary moŜna im mówić  
bardzo wcześnie, zaznaczając, Ŝe tego i dorośli nie mogą zrozumieć.  
Wierzymy w Boga i ufamy Mu, ale wiele spraw pojmiemy dopiero w niebie.  
Przyznając się do swojej bezradności, jeśli idzie o zrozumienie niektórych  
problemów, nie tracimy bynajmniej autorytetu wobec dziecka. Jest znacznie  
gorzej, jeśli udając, Ŝe rozumiemy coś, dajemy odpowiedzi fałszywe i  
wykrętne, które nie mogą dziecka zadowolić, albo zadowalają je tylko do  
czasu, kiedy poznając ich powierzchowność, traci pod tym względem zaufanie  
do rodziców. Inna rzecz, Ŝe chcąc sprostać pytaniom dzieci, sami musimy się  
dokształcać, aby o tajemnicy mówić tam, gdzie istotnie chodzi o tajemnicę,  
a nie o brak naszej wiedzy religijnej, którą moŜemy zdobyć. 
  Dziecko o rozbudzonych zainteresowaniach religijnych zadaje pytania  
nieraz bardzo trudne i moŜemy to traktować jako bodziec do własnego rozwoju  
pod tym względem. MoŜna jednak, gdy takie problemy zostaną przyniesione  
przez Ŝycie (np. choroba w rodzinie, wiadomość o jakiejś klęsce Ŝywiołowej  
itp.) powiedzieć o własnych trudnościach w zrozumieniu np. sensu  
cierpienia, wyjaśniając, Ŝe i te cięŜkie dla nas sprawy, choć  
niezrozumiałe, powierzamy Bogu i z Niego czerpiemy otuchę. "Jak kogo  
pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie  
pociechy" (Iz 66, 13). Nasza Marysia bardzo lubi rozmawiać o Bogu, gdy  
jednak dojdziemy do spraw, których obie nie jesteśmy w stanie zrozumieć,  
mówi spokojnie: "Przypomnij mi w niebie, Ŝebym spytała o to Pana Boga". 
  Obraz Boga wytworzony we wczesnym dzieciństwie trwa i w późniejszym  
Ŝ

yciu. JeŜeli dziecku mówi się o Bogu jako o skrupulatnym a mściwym  

buchalterze liczącym jego niegrzeczności, juŜ wtedy przygotowuje się  
niejako jego późniejsze odejście od wiary w okresie dorastania. Często  
odejście od Boga jest tylko odejściem od tego fałszywego obrazu, jaki  
człowiek nabył w dzieciństwie, a z którym człowiek dorosły nie moŜe się  
pogodzić. Traktowanie Boga jako postrachu, mającego ułatwić zadania  
wychowawcze rodziców, czy bogatego wujka, który jest miły, póki spełnia  
rozliczne prośby, jest przekazywaniem dziecku fałszywego obrazu Boga,  
utrudnianiem mu zwrócenia się do Boga z miłością i niedopuszczaniem do  
Jezusa. 
  Brak miłości w rodzinie w pierwszych latach Ŝycia dziecka równieŜ  
utrudnia mu wytworzenie sobie właściwego obrazu Boga jako Ojca, do którego  

background image

zwraca się z pełnym zaufaniem i zawierzeniem. Dzieci nie mające zaufania do  
rodziców, na których nie mogą liczyć, i poczucia bezpieczeństwa w rodzinie,  
nie mają wzoru, na którym mogłyby się uczyć swego stosunku do Boga:  
"Wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy, jak niemowlę  u swej matki, jak  
niemowlę - tak we mnie jest moja dusza" (Ps 131, 2). 
  Związanie pozytywnych uczuć z postawą religijną ułatwia teŜ klimat  
domowy, a szczególnie róŜne święta, tradycje i obyczaje, jeśli podkreśla  
się ich religijne znaczenie. Radość z przyjścia Jezusa na ziemię, leŜąca u  
podstaw przyjemności świątecznych, zatrze się, jeśli tradycję sprowadzi się  
tylko do folkloru i form zewnętrznych. Podtrzymywanie zwyczajów  
ś

wiątecznych ma podwójne znaczenie: ze względu na treści, na które  

wskazują, i na okazję do współdziałania dla wszystkich członków rodziny.  
Znaki pozbawione treści - puste, stają się tylko przesądem. Znaki  
wyraŜające treść bogatą - wzbogacają nas. Warto więc zabiegać i o ich  
podtrzymywanie w Ŝyciu rodziny i o zrozumienie ich treści. 
  Obecnie bardzo wiele zwyczajów ulega zapomnieniu. MoŜna jednak poprosić  
babcię, by przypomniała choć niektóre z nich. Wspólne przygotowywanie  
ręcznie robionych zabawek na choinkę da okazję do przypomnienia znaczenia  
ś

wiąt BoŜego Narodzenia, a malowanie pisanek - do rozmowy o Ŝyciu i Dawcy  

Ŝ

ycia. Sztuka ulotna, trwająca tylko kilka godzin na malowanych skorupkach,  

ś

wiątecznie nakrytych stołach, misternie pociętych bibułkach, nie zwiększa  

naszego stanu posiadania, ale wzbogaca nasze Ŝycie tym bardziej, im  
bogatsze treści się za nią kryją. Świeca roratnia ustawiona w domu w czasie  
Adwentu moŜe się stać znakiem przypomnienia, Ŝe przeŜywamy okres  
oczekiwania i przygotowania do BoŜego Narodzenia, a ograniczenie hałaśliwej  
muzyki w okresie Wielkiego Postu moŜe przypominać wewnętrzne znaczenie tego  
okresu. 
  Oczywiście, najczęściej mówimy sobie: A któŜ ma dziś czas na takie  
rzeczy? Ale na co właściwie mamy czas? PrzecieŜ mamy i na oglądanie  
telewizji i na tłumaczenie znajomym, jak bardzo jesteśmy zajęci i na  
wypominanie dzieciom, Ŝe nie chcą z nami rozmawiać. Nie moŜemy nie mieć  
czasu Ŝyć, a rodzina jest wspólnym sposobem Ŝycia. Niech się to wspólne  
Ŝ

ycie nie ogranicza do wspólnej kasy i wspólnego telewizora. Wspólne  

przeŜywanie spraw BoŜych, które na zewnątrz wyraŜa się w rozmowach i w  
znakach wskazujących na te wartości, jest częścią wychowania religijnego. 
   
   
   
  Kościół w domu 
   
  W kształtowaniu postawy religijnej, czyli sposobu zwrócenia się do Boga,  
ma znaczenie ukazanie dziecku wartości nadprzyrodzonych i ułatwienie mu  
emocjonalnego do nich przylgnięcia. Trzecim elementem tej postawy, ściśle  
związanym z poprzednimi, jest gotowość do określonego postępowania wobec  
Boga i ludzi. WaŜne są tu praktyki religijne, w które dziecko moŜe  
stopniowo wchodzić od drugiego roku Ŝycia. Znak KrzyŜa św., modlitwa;  
uczestnictwo we Mszy św. i sakramentach moŜe być wspólnym przeŜyciem  
rodziny. 
  Dziecko chętnie naśladuje rodziców, dlatego nie trzeba małych dzieci  
uczyć pacierza tak, jak się uczy wierszyka czy zadanych lekcji, ale  
wspólnie się modlić. Wtedy praktyki religijne nie staną się czymś  

background image

narzuconym z zewnątrz, co moŜna odrzucić, gdy rodzice przestaną pilnować,  
ale wewnętrzną potrzebą. Odnosi się to takŜe do spowiedzi. Jeśli dziecko  
wie, Ŝe spowiadają się równieŜ rodzice, widzi, Ŝe nie jest to kara  
wymierzana dzieciom za nieposłuszeństwo, ale okazja dla wszystkich do  
przeproszenia i pojednania z Bogiem, a takŜe pojednania wzajemnego. 
  Dziecko nie popełnia grzechów w tym sensie co dorosły, bo nie ma na to  
wystarczającej samoświadomości, ale wcześnie wyczuwa, Ŝe robienie innym  
przykrości jest złe. Wie teŜ, Ŝe gdy zasmuci mamę, to choć jest ona zawsze  
gotowa wybaczyć, trzeba rzucić się jej na szyję, uściskać i przeprosić.  
Spowiedź małego dziecka nie powinna więc być wyliczaniem wszystkich  
niegrzeczności, których zresztą nie jest w stanie spamiętać, ale właśnie  
takim pojednaniem z Bogiem, o którym juŜ wie, Ŝe choć nie moŜna Go zobaczyć  
ani zrozumieć, jest Ojcem, który je stworzył i kocha jeszcze bardziej niŜ  
rodzice. 
  Postępowanie w stosunku do innych ludzi jest równie waŜnym elementem  
religijności: "albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie moŜe  
miłować Boga, którego nie widzi" (1J 4, 20). O miłości nie moŜna  
poinformować, nie moŜna jej nauczyć inaczej niŜ przez doświadczenie.  
Wzajemna miłość rodziców, rodziców i dzieci, i między rodzeństwem, pozwala  
najbardziej zbliŜyć się do Boga, który jest Miłością, wprowadza Boga do  
rodziny. "Nikt nigdy Boga nie oglądał. JeŜeli miłujemy się wzajemnie, Bóg  
trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała" (1J 4, 12). 
  Wychowanie religijne jest wprowadzaniem dziecka w rzeczywistość  
nadprzyrodzoną przez pomoc w wytwarzaniu osobistego, bliskiego stosunku do  
Boga i włączaniem go we wspólnotę Kościoła. Zarówno pierwszego, jak i  
drugiego zadania nie moŜna zrealizować przez pouczenie dziecka o istnieniu  
Kościoła jako instytucji lub zapisanie do niej dziecka przy okazji  
sakramentów czy katechezy. Zewnętrzne oznaki przynaleŜności, jak ponoszenie  
pewnych kosztów organizacyjnych (utrzymanie kościołów, punktów  
katechizacyjnych, itd.) czy udział w akcjach inicjowanych przez Kościół,  
choć niezbędne, teŜ nie stanowią jeszcze o wejściu do Kościoła. Nadal moŜna  
pozostawać na zewnątrz, traktując Kościół jak instytucje usługowe, np.  
pocztę czy kolej, z których usług korzystamy nie utoŜsamiając się z nimi i  
nie czując się za nie odpowiedzialni. 
  śeby zrozumieć, co to znaczy włączyć dziecko do wspólnoty Kościoła,  
trzeba uprzytomnić sobie, co to jest Kościół. Pamiętamy określenie z  
katechizmu, Ŝe "jest to mistyczne ciało Chrystusa". MoŜe nie jest to  
określenie zbyt jasne, ale chyba dlatego, Ŝe dla wyjaśnienia spraw bardzo  
trudnych i bardzo wielkich brak nam odpowiednich słów. Ciało to jest to, co  
jest nam najbliŜsze. Blisko mnie jest stół, przy którym siedzę, jeszcze  
bliŜej ubranie, ale ciało jest najbliŜej; tak blisko, Ŝe jest mną, a ja  
jestem ciałem, choć jednocześnie czymś więcej. UŜycie więc dla określenia  
Kościoła słów "ciało Chrystusa" wskazuje na bliskość największą, jaką  
moŜemy sobie wyobrazić. Jak włączyć dziecko w taką bliskość z Bogiem? "Bo  
gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt  
18, 20). "W imię moje" - czyli z miłością, bo Bóg jest Miłością. MoŜna więc  
powiedzieć, Ŝe gdzie dwie lub parę osób zebranych jest z miłością, tam jest  
Bóg. JeŜeli w rodzinie jest miłość: jeśli mąŜ kocha Ŝonę, rodzice dzieci,  
dzieci babcię, teściowa synową - jest w niej Bóg. Chrystus wchodzi w  
rodzinę tak blisko, Ŝe rodzina staje się Kościołem. 
  W ten sposób zapraszamy Boga do naszego domu i zarazem włączamy dzieci w  

background image

mistyczne ciało Chrystusa - czyli Kościół. Tak tworzy się mały Kościół  
domowy będący częścią Kościoła powszechnego. Św. Paweł pisze w Liście do  
Kolosan: "Pozdrówcie braci w Laodycei, zarówno Nimfasa jak i Kościół  
(gromadzący) się w jego domu" (Kol 4, 15), a w znanej religijnej piosence  
dzieci śpiewają: "Czy wy wiecie, Ŝe jesteście Kościołem? Kościołem, w  
którym mieszka Ojciec - Bóg". 
  Jesteśmy Kościołem domowym, jeŜeli się kochamy, a wprowadzamy do Kościoła  
dzieci nawet zupełnie maleńkie, takie co jeszcze nic nie rozumieją, jeŜeli  
od pierwszych miesięcy Ŝycia uczymy je swoim postępowaniem miłości. Nie  
znaczy to jednak, Ŝe mamy tworzyć małe zamknięte kościółki, towarzystwa  
wzajemnej adoracji niedostępne dla innych. Kościół jest apostolski, czyli  
otwarty dla wszystkich. TakŜe więc domowe kościoły muszą być dla innych  
otwarte. Apostołować - to nie tylko pouczać; to przede wszystkim dawać  
ś

wiadectwo Chrystusowi przez swoje postępowanie, to - ogarniając wszystkich  

miłością - włączać ich do Kościoła. A więc tworzyć Kościół apostolski - to  
kochać innych takŜe poza swoją grupą rodzinną. Otwierać swój dom dla  
potrzebujących, dzielić się tym, co mamy, choćby było to bardzo skromne:  
domowym jedzeniem, nie zniszczonym, a juŜ za małym na dzieci ubraniem,  
swoim czasem - o który zawsze najtrudniej, uwagą - gdy ktoś się do nas  
zwraca, pamięcią i serdecznością. To zwrócenie się do innych jest teŜ  
wychowaniem religijnym dzieci, które na naszych czynach uczą się nauki  
Chrystusa bardziej niŜ na słowach. "Jeśliby ktoś posiadał majętność tego  
ś

wiata i widział, Ŝe brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe  

serce, jakŜe moŜe trwać w nim miłość Boga?" (1J 3, 17). PoniewaŜ rodzice są  
pierwszymi chrześcijanami, z jakimi styka się dziecko, na ich wzór wyrabia  
sobie pojęcie o tym, czym jest chrześcijaństwo. 
  Starając się dać dziecku to co najlepsze, wierzący rodzice pragną  
przekazać mu swą wiarę i swą religijność. Często przeŜywają przy tym  
trudności, gdyŜ ich własna religijność jest niedojrzała, a miłość  
niedoskonała i sami widzą, Ŝe nie moŜe stanowić wzoru. MoŜna nawet  
powiedzieć paradoksalnie, Ŝe im bardziej powaŜnie traktują swoją wiarę i  
swoją przynaleŜność do Kościoła, tym bardziej widzą, jak niedoskonale ją  
realizują. 
  Nie jest to jednak chyba sytuacja beznadziejna. W drodze do Boga rodzice  
nie muszą być dla dzieci wzorem w sensie punktu dojścia i dzieci mogą ich  
przewyŜszać; muszą jednak być wzorem w nieustannych staraniach i dąŜeniach,  
w wierności wybranym wartościom. Niesłuszne chyba jest nastawienie się  
tylko na przekazywanie. W Ŝyciu religijnym moŜna teŜ wiele czerpać od  
dzieci. Ich pytania kaŜą nam zastanawiać się nad wieloma sprawami. Wspólna  
z dziećmi modlitwa wzmacnia poboŜność dorosłych. Prośba, aby Bóg wspierał  
nasze nieudolne wysiłki wychowawcze, nawet gdy rezultatów nie widać, wyraŜa  
nadzieję, a miłość do dzieci przybliŜa do Miłości. 
   
   
   
  W zgodzie ze swoją płcią 
   
  Rodzicielstwo jest wprowadzeniem w świat nowych ludzi, a wprowadzać w  
ś

wiat to nie tylko umoŜliwiać Ŝycie i rozwój fizyczny, ale takŜe pomagać w  

wejściu w sprawy i problemy waŜne w Ŝyciu. Jednym z takich problemów jest  
rzeczywistość płci. Jest to rzeczywistość o podstawowym znaczeniu dla  

background image

kaŜdego, bo nie moŜna Ŝyć poza płcią. Całe Ŝycie jest się albo kobietą,  
albo męŜczyzną, a z tym łączy się wiele spraw, od najdrobniejszych, jak  
sposób strzyŜenia włosów, do podstawowych ról w społeczeństwie i rodzinie.  
W rzeczywistość tę wprowadza się dziecko poprzez tzw. wychowanie seksualne. 
  Wychowanie określa się dziś najczęściej jako pomoc w rozwoju wychowanka.  
Jest to proces całościowy, moŜna w nim jednak (przynajmniej teoretycznie)  
wyodrębnić pewne działy, zaleŜnie od tego, do czego ta pomoc odnosi się  
szczególnie. MoŜna więc mówić na przykład o wychowaniu religijnym, gdy  
chodzi o pomoc w nawiązywaniu kontaktu z Bogiem. MoŜna teŜ mówić o  
wychowaniu seksualnym, stanowiącym pomoc w nauczeniu się Ŝycia zgodnego z  
własną płcią. Wbrew pozorom, sprawa nie jest bynajmniej prosta, bo choć  
poza bardzo rzadkimi wypadkami patologii, płeć człowieka jest od początku  
Ŝ

ycia jednoznacznie określona na planie biologicznym, to psychicznie rzecz  

biorąc, ludzie często Ŝyją w niezgodzie z własną płcią nie akceptując jej  
albo akceptując przesadnie. 
  Nieakceptowanie swojej płci moŜe mieć róŜne stopnie od chwilowo  
przeŜywanych rozczarowań, aŜ do dewiacji włącznie. Niezadowolenie z czegoś  
tak trwale związanego z własną osobą jak płeć, musi mieć oczywiście skutki  
głęboko sięgające w Ŝycie człowieka, jego obraz samego siebie, pełnienie  
ról Ŝyciowych, poczucie poraŜki i cierpienie. 
  Pewną odmianą Ŝycia w niezgodzie ze swoją płcią moŜe być teŜ  
przypisywanie jej zbyt duŜego znaczenia, wiązanie całej swojej wartości z  
atrakcyjnością własnej płci i nieumiejętność Ŝycia bez oparcia w osobie  
płci przeciwnej. Osoba tak przeŜywająca swoją płeć, będzie ciągle dąŜyć do  
kontaktów seksualnych, jeŜeli zawrze małŜeństwo, będzie ciąŜyć na  
współmałŜonku jak bluszcz (a z czasem moŜe jak kula u nogi), a jeŜeli  
pozostanie samotna, bez moŜności pełnienia ról seksualnych w małŜeństwie i  
rodzicielstwie, będzie się czuła pozbawiona wszelkiej wartości i  
nieszczęśliwa. Jest to akceptacja płci, ale brak akceptacji samego siebie  
jako człowieka o określonej płci. 
  śycie w zgodzie ze swoją płcią polega na zadowoleniu ze swojej płci i  
widzeniu w niej wartości, ale bez pogardzania osobami płci odmiennej. Jest  
to jednocześnie nieprzeakcentowywanie znaczenia płci, "bycia sobą"  
niezaleŜnie od podejmowanych ról seksualnych, moŜliwość Ŝycia samodzielnego  
bez opierania się na człowieku drugiej płci. 
  Z tak rozumianą akceptacją swojej płci wiązać się powinien pewien zasób  
wiedzy na temat anatomii i fizjologii płci, a takŜe umiejętność - pojmowana  
jako wolna decyzja, a nie wewnętrzny przymus - podejmowania ról związanych  
z płcią, a więc roli matki i Ŝony, męŜa i ojca, a takŜe realizowania  
własnego rozwoju opierając się na właściwościach swojej płci i w ramach  
swojej płci, niezaleŜnie od tego, czy zawiera się małŜeństwo czy nie. 
  Takiego Ŝycia w zgodzie ze swoją płcią trzeba się nauczyć i rodzice  
poprzez wychowanie pomagają w tym swoim dzieciom, a w kaŜdym razie powinni  
pomóc. Często tej pomocy nie dają, choć myślą, Ŝe to robią dostarczając  
pewnych wiadomości poprzez tzw. uświadomienie, a nieraz pomagają, choć nie  
zdają sobie z tego sprawy, gdyŜ nie umieją przekazać seksuologicznych  
informacji. MoŜe się tak dziać dlatego, Ŝe często wychowanie seksualne  
utoŜsamiane jest z przekazywaniem wiedzy z tej dziedziny, podczas gdy w  
rzeczywistości, informowanie jest tylko małą jego częścią. Oczywiście,  
dzieci powinny otrzymywać prawdziwe informacje o sprawach płci, ale na tym  
problem wychowania się nie kończy. JuŜ jednak ta sprawa przysparza rodzicom  

background image

wiele trudności, bo często brak im odpowiedniej wiedzy i słownictwa, a  
takŜe dlatego, Ŝe czują się zaŜenowani tematem i nie wiedzą, jak taką  
"akcję uświadamiania" przeprowadzić. 
  Myślę, Ŝe części trudności moŜna uniknąć, jeŜeli podstawową informację -  
Ŝ

e dzieci rodzone są przez ich matki - poda się dzieciom tak wcześnie, Ŝe w  

ogóle nie będą pamiętały, od kiedy ją posiadają. Przyjmą ją wtedy z całą  
naturalnością, jak to, Ŝe w dzień świeci słońce, a w nocy gwiazdy, Ŝe  
kwiaty kwitną, a samochody poruszają się, choć nikt ich nie ciągnie.  
Wszystko to są dla dziecka sprawy równie waŜne i ciekawe, a to, Ŝe o  
jednych jest łatwiej mówić niŜ o innych, nie zaleŜy od dziecka, ale od  
tego, jak podchodzą do nich dorośli. Z czasem ta wiadomość będzie  
uzupełniana po trochu i w miarę potrzeby, przez informacje inne, np. o  
anatomii, fizjologii i higienie narządów seksualnych. 
  W ten sposób unika się Ŝenującej dla obu stron, a niekiedy szokującej lub  
ś

miesznej dla dziecka, "konferencji uświadamiającej", a jednocześnie  

uprzedza informacje, dochodzące do dziecka inną drogą, np. od kolegów,  
które mogą być i mylne, i wypaczające obraz tych spraw. 
  JeŜeli chodzi o sprawę poczęcia dziecka i współŜycia seksualnego, rozmowa  
jest dla rodziców znacznie trudniejsza, bo mają poczucie, Ŝe to co mówią,  
jest przez dziecko odnoszone do ich własnego Ŝycia małŜeńskiego,  
stanowiącego intymną tajemnicę. Z tej samej przyczyny temat jest krępujący  
takŜe dla dzieci, tym bardziej Ŝe sprawą tą interesują się zwykle dzieci  
juŜ trochę starsze. Jest to rzeczywista trudność i dlatego rodzice mogą, ku  
zadowoleniu obu stron, pomóc sobie ksiąŜeczkami dla dzieci, wyjaśniającymi  
te sprawy. KsiąŜki te zawierają opisy biologiczne zgodne z prawdą, są jasno  
napisane, a posługują się słownictwem poprawnym i kulturalnym. Dzieci mają  
prawo do informacji w nich zawartych i nie naleŜy ich przed nimi taić.  
Zainteresowanie tymi sprawami, które niektórym dorosłym wydaje się  
ś

wiadczyć o deprawacji, jest neutralną ciekawością wobec rzeczywistości, z  

jaką człowiek się spotyka, a zaspokojenie tej ciekawości jest konieczne do  
prawidłowego funkcjonowania w Ŝyciu. 
  Oczywiście, ocena poszczególnych ksiąŜeczek nie moŜe być taka sama.  
ZastrzeŜenia budzą niektóre realistyczne ilustracje, które niepotrzebnie  
działają podniecająco i słuszniejsze wydaje się w tego rodzaju publikacjach  
posługiwanie się rysunkowymi schematami, niŜ fotografiami. W wielu  
ksiąŜkach moŜna teŜ mieć zastrzeŜenia co do niektórych ocen moralnych, a  
takŜe powierzchowności tych ocen, które są prawidłowe. 
  Ogólnie moŜna jednak powiedzieć, Ŝe te ksiąŜeczki mogą być bardzo  
poŜyteczne, jeŜeli stanowią dla rodziców pomoc w wychowaniu seksualnym.  
JeŜeli jednak podanie ich dzieciom stanowi jedyny przejaw tego wychowania,  
nie na wiele się przydadzą, gdyŜ wychowanie seksualne jest zakresowo czymś  
znacznie szerszym, niŜ proste poinformowanie o niektórych sprawach  
związanych z biologią człowieka. 
   
   
   
  Na wzór ojca i matki 
   
  Wprowadzanie dziecka w rzeczywistość płci wymaga dostarczenia mu  
informacji z tej dziedziny i rodzice mogą tu znaleźć pomoc w róŜnych  
ksiąŜeczkach na ten temat. KsiąŜki jednak nie mogą zastąpić tego, co daje  

background image

bezpośredni kontakt. Problemy miłości, małŜeństwa i rodzicielstwa powinny  
naleŜeć do rodzinnych rozmów. Rozmowy te w warstwie informacyjnej mogą być  
uzupełnione lekturą, ale nic nie moŜe ich zastąpić, jeśli chodzi o  
skojarzenia emocjonalne i oceny moralne związane ze sprawami płci. WaŜne  
jest nie tylko to, co się mówi, ale jak się mówi. 
  Sposób mówienia (lub przemilczania) o tych sprawach, informuje dzieci o  
tym, Ŝe coś jest dobre lub złe, piękne, smutne czy obrzydliwe. KaŜde  
pojęcie ma dwa znaczenia: określenie intelektualne tego, czego dotyczy, i  
skojarzenia emocjonalne z nim związane. W wychowaniu seksualnym ta druga  
warstwa jest szczególnie waŜna. JeŜeli np. dziewczynka na temat porodu  
słyszy przede wszystkim dramatyczne historie powikłań, ze sprawą rodzenia  
dzieci skojarzy jej się głównie lęk. JeŜeli chłopiec słyszy, Ŝe o kobietach  
mówi się "te głupie baby", będzie miał tendencję do lekcewaŜenia kobiet  
itp. 
  JeŜeli pragniemy, aby dziecko Ŝyło w zgodzie ze swoją płcią, musi widzieć  
ją jako wartość. Tego nie moŜna wyczytać w Ŝadnej ksiąŜce. To znaczy  
przeczytać moŜna, ale sama informacja niewiele tu zmieni. śeby przeŜyć  
swoją płeć jako wartość, trzeba doświadczyć jej wartości, a dzieje się to  
zwykle poprzez identyfikację z rodzicem swojej płci. JeŜeli dziewczynka  
kocha mamę, doświadcza jej miłości i podziwia ją - chce być taka jak ona.  
Podobnie chłopiec chce być podobny do ojca, gdy ojciec jest kochający i  
kochany. W ten właśnie sposób dzieci uczą się odnoszenia do własnej płci i  
kojarzenia z płcią określonych zachowań i ról społecznych. Zdarza się  
jednak, Ŝe w rodzinie kobieta jest postacią nieatrakcyjną, gdyŜ jest np.  
krzykliwa, chłodna emocjonalnie itp., albo teŜ dlatego, Ŝe jej pozycja w  
rodzinie jest niekorzystna. JeŜeli dziewczynka widzi, Ŝe matka jest przez  
męŜa lekcewaŜona wykorzystywana i krzywdzona, stwierdza (oczywiście nie  
całkiem świadomie), Ŝe nie warto być kobietą, a chłopiec w takiej sytuacji  
uczy się niewłaściwego odnoszenia do kobiet. Podobnie ojciec, którego nie  
moŜna kochać i szanować, albo który w domu jest lekcewaŜony przez matkę,  
nie stanowi dla chłopca atrakcyjnego wzoru do naśladowania. 
  Tak więc podstawowym elementem wychowania seksualnego są doświadczenia,  
jakie przeŜywa dziecko w swojej rodzinie, dotyczące tego, jak zachowują się  
osoby róŜnej płci (przede wszystkim rodzice) i jak się odnoszą do nich  
ludzie płci przeciwnej. Dziecko uczy się być kobietą i być męŜczyzną na  
wzór matki i ojca. Doświadczenia negatywne w tym względzie zakłócają rozwój  
psychoseksualny. 
  Informacje o zachowaniach związanych z płcią, jakie dziecko zdobywa w  
szkole, w środkach masowego przekazu i gdzie indziej, wymagają uzupełnienia  
w domu takŜe o odnoszące się do nich oceny moralne. Czytając seksuologiczne  
ksiąŜki dla młodzieŜy, odnosi się wraŜenie, Ŝe choć zawierają one róŜne  
informacje poprawne z medycznego punktu widzenia i przydatne, to problemy  
seksu zostały w nich zupełnie oderwane od małŜeństwa. Mówi się o Ŝyciu  
seksualnym w kontekście przyjemności, radości i wzbogacania więzi między  
partnerami - i to jest dobre - ale nie wspominając prawie o małŜeństwie,  
odrywa się je od wartości takich jak trwała miłość, wierność i  
rodzicielstwo. Choć więc nie naleŜy ukrywać wiadomości z tej dziedziny,  
trzeba je jednocześnie włączać koniecznie we właściwą hierarchię wartości.  
Włączenie to moŜe się dokonać przez skojarzenie spraw płci z wartościami,  
którym mają słuŜyć. 
  Dzięki płci ludzie są bardziej zróŜnicowani, a jednocześnie ukierunkowani  

background image

na tworzenie związków małŜeńskich i rodzicielstwo, a przez to na Ŝycie w  
grupach społecznych zwanych rodzinami. TakŜe u ludzi, którzy nie łączą się  
z osobami innej płci w sensie fizycznym, ich ciało stanowi znak tego  
ukierunkowania ku innym. Ciało moŜe być narzędziem miłości seksualnej, a  
zawsze jest znakiem tego, Ŝe człowiek jest skierowany do relacji z innymi  
ludźmi, do dialogu, do wychodzenia poza własną izolację, do obdarzania  
drugiego i tworzenia więzi. 
  Tak wiec wychowanie seksualne to takŜe uczenie czułości, delikatności,  
umiejętności dostrzegania drugiego i jego potrzeb, chęci pomocy. Do Ŝycia  
seksualnego, oderwanego od miłości i małŜeństwa, moŜna by przygotować przez  
wyuczenie technik współŜycia; do Ŝycia w małŜeństwie i rodzinie trzeba się  
uczyć miłości. 
  Miłości równieŜ nie moŜna się nauczyć z ksiąŜek, a jedynie przez  
doświadczenie, które najłatwiej moŜna uzyskać w kochającej się rodzinie.  
Pięknie o tym pisze w "Pogance" Narcyza śmichowska: "Jak mnie tak długo  
noszono, usypiano, kołysano, jak rozwijałem się w tym cieple uczuć, jak  
moja istota nasiąkała niejako tą pieśnią miłości, nie pamiętam - a jednak  
to było juŜ Ŝycie moje, to była juŜ przyczyna późniejszych następstw,  
chwila rodzicielka wszystkich chwil. Kiedy się pierwszy raz poczułem na  
ś

wiecie, kaŜdy mnie kochał - ja się ocknąłem kochając kaŜdego, tak  

niezbędną koniecznością organizmu, jak się oddycha, je i pije. Przed  
kochaniem nie było dla mnie przeszłości, jak przed Bogiem nie było  
początku." 
  Z miłością małŜeńską wiąŜe się teŜ problem wierności. O miłości pisze się  
często i pięknie, moŜe jednak za rzadko mówi się o wierności. MoŜe przez  
zafascynowanie pięknem miłości, a takŜe pragnienie autentyczności i  
spontaniczności przeŜyć, zapomina się czasem, Ŝe choć wierność bywa trudna,  
teŜ naleŜy do istoty dobrze pełnionych ról seksualnych. Wierność,  
obserwowana przez dzieci u własnych rodziców, jest tu najlepszym wzorem. 
  JeŜeli wychowanie seksualne rozumie się jako pomoc w Ŝyciu zgodnym z  
własną płcią, płeć traktuje się jako "sposób bycia" kaŜdego człowieka. Ten  
sposób bycia jest wyrazem całego człowieka. a nie tylko jakiejś części jego  
ciała. Seksualność jest więc nieodłącznie związana z całą osobą ludzką, a  
Ŝ

ycie seksualne z całością postaw wobec drugiego, czyli z miłością. Tak to  

w kaŜdym razie wygląda z perspektywy chrześcijańskiej. Dla chrześcijanina  
jest to zarazem jedyny sposób patrzenia na rzeczywistość płci, bo  
chrześcijaństwo nie jest dodatkiem do Ŝycia, ale przenika całe Ŝycie, z  
Ŝ

yciem seksualnym włącznie. 

  W rodzinie chrześcijańskiej więc wychowanie seksualne jest włączeniem tej  
sfery Ŝycia w rzeczywistość miłości i Dobrej Nowiny. Naświetlenie jej od  
strony moralnej powinno wyraźnie pokazywać, jaki sposób postępowania nie  
jest zgodny z normą prawdziwej miłości, ale nie powinno się teŜ ograniczać  
do podawania listy zakazów. Chrześcijańskie wychowanie seksualne kojarzy  
się najczęściej z ograniczeniami, jakie niosą z sobą normy moralne, a  
przecieŜ jest to przede wszystkim otwarcie zawrotnej perspektywy na miłość,  
która moŜe łączyć ludzi "na obraz i podobieństwo" Trójcy Świętej. W tej  
perspektywie pokazywać trzeba pociągający swym pięknem wzór miłości  
wiernej, obdarzającej i płodnej. 
  Dzieci wchodzące stopniowo w otaczający świat dorosłych, poznają  
rzeczywistość płci bardzo często poprzez przykłady wykorzystywania drugiej  
osoby dla własnej przyjemności, okazję do zadawania wielu cierpień, źródło  

background image

wielu nieszczęść. Wychowanie chrześcijańskie byłoby więc pokazywaniem  
Dobrej Nowiny, Ŝe tak być nie musi, bo miłość moŜe być cierpliwa, łaskawa,  
nie szukająca swego i moŜe wszystko przetrwać. 
   
   
   
  Czynić pokój 
   
  Zniszczenie, śmierć, rozpacz, moŜe koniec naszego świata - to wojna.  
ś

ycie, rozwój, a przynajmniej nadzieja - łączą się z pokojem. Pokój zaleŜy  

od wielu skomplikowanych układów: sił kapitału, działalności polityków,  
ugrupowań, paktów i konferencji międzynarodowych. Bardzo skomplikowane są  
to układy i zawiłe drogi. Zbyt zawiłe i zbyt skomplikowane dla domowej  
psychologii. 
  A jednak... Te zawiłe relacje zaleŜą przecieŜ od ludzi: od przywódców i  
popierających ich stronników. ZaleŜą od ludzi, którzy swoim postępowaniem  
zmierzają do pokoju lub wojny. ZaleŜą po trosze od kaŜdego; choć na pewno  
nie od wszystkich jednakowo. Nie wiemy jednak, czy właśnie w naszym domu  
nie rośnie ktoś, od kogo zaleŜeć będzie duŜo, czyja postawa będzie mieć  
wielkie znaczenie. 
  Postawa to względnie stały sposób ustosunkowania się do kogoś lub czegoś.  
Postawa wobec pokoju będzie się wyraŜać w tendencji do załatwienia spraw  
spornych przemocą lub polubownie. Postawa jest stała względnie - to znaczy  
moŜe się w ciągu Ŝycia zmieniać, ale jej zasadniczy kierunek ustala się juŜ  
w pierwszych latach Ŝycia: w rodzinie. W naszych domach więc kształtują się  
postawy tych, którzy zniszczą świat lub dadzą mu szansę. 
  Tendencja do reagowania agresją na wszelkie sytuacje sporne i przykre  
moŜe się oczywiście ujawniać nie we wszystkich okolicznościach. Na przykład  
- ktoś mający zwyczaj bardzo ostrego czy nawet brutalnego traktowania  
swoich domowników, moŜe być pokorny i potulny wobec swego szefa w pracy.  
Nie mamy tu jednak do czynienia ze zmianą postawy. Przeciwnie, człowiek  
mający zwyczaj dochodzenia swoich praw przemocą, będzie tego samego  
oczekiwał od innych i dlatego w kontakcie z ludźmi w jakiś sposób od siebie  
silniejszymi będzie się po prostu bał. Niech jednak dawny szef stanie się  
podwładnym - "juŜ on się odegra". 
  Skłonność do załatwiania swoich spraw za pomocą agresji i przemocy  
powstaje najczęściej juŜ w dzieciństwie. Bardzo wcześnie uczymy dzieci, Ŝe  
rację ma ten, kto silniejszy. Uczymy niekoniecznie przez takie  
sformułowanie słowne, ale w sposób znacznie bardziej skuteczny, bo przez  
częste przeŜywanie sytuacji dowodzących tej tezy. 
  Klasyczna odpowiedź na pytanie dziecka o uzasadnienie jakichś nakazów:  
"Bo ja tak chcę", jest tu pierwszym przykładem. Następnym, jeszcze  
wyraźniejszym, jest reagowanie na przewinienia dziecka krzykiem i groźbami.  
"Jeśli nie zrobisz tego, co ja chcę, będziesz zbity" - takie ultimatum  
słyszą dzieci bardzo często. Przypomina ono wyraźnie groźbę wojny: "Jeśli  
wasz kraj nie spełni Ŝądania naszego kraju, napadniemy na was. JeŜeli  
będziecie się bronić, będziemy was bić, dopóki nie ugniecie się przed naszą  
siłą". 
  Dzieci najczęściej dobrze wiedzą, Ŝe są zbyt słabe, Ŝeby walczyć z  
przemocą fizyczną dorosłych. Poddają się jej, jednak nie z przekonania,  
tylko z lęku. Przykre napięcie emocjonalne z tym związane wyładowują na  

background image

słabszych od siebie, dokuczając młodszemu rodzeństwu, młodszym kolegom czy  
zwierzętom. Ta pierwsza nauka agresji zostaje szybko uzupełniona radami  
postępowania w Ŝyciu: "Nie daj sobie nic zabrać; pamiętaj, Ŝeby cię nie  
skrzywdzono; bierz pierwszy, bo inaczej ktoś cię uprzedzi; pchaj się, bo  
inaczej ciebie wypchają". 
  Gdy mówi się rodzicom o konieczności zmiany takiego systemu  
wychowawczego, najczęściej odpowiadają: "Nas tak wychowywano i jest dobrze,  
po co coś zmieniać?" Czy jednak naprawdę jest dobrze? Czy moŜemy być  
zadowoleni z najczęściej prezentowanych postaw społeczeństwa? Wydaje się,  
nie wspominając nawet o wojnach i mnoŜących się aktach terroru, wystarczy  
zwrócić uwagę na to, jak zachowujemy się w kolejkach lub w autobusach w  
godzinach szczytu, by zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście wychowanie  
oparte na przemocy daje dobre wyniki. 
  Nie trzeba chyba dowodzić, o ile łatwiej i milej byłoby Ŝyć gdyby ludzie  
wzajemne stosunki opierali nie na zasadzie kto silniejszy, ten lepszy, ale  
na Ŝyczliwości i chęci pomocy. Oczywiście sprawa nie jest całkiem prosta.  
Wiemy aŜ nadto dobrze, Ŝe świat nie jest tak doskonały, Ŝeby na wszystko  
moŜna się zgadzać, Ŝeby nie trzeba było dochodzić swoich praw. JeŜeli  
jednak uznamy, Ŝe przemoc jest tu jedynym sposobem, wychowywać będziemy  
ludzi wojny. 
  Istnieje i rozwija się na świecie ruch zapoczątkowany przez Gandhiego,  
realizowany w działalności Martina Luthera Kinga, Jean Gossa i innych,  
zwany non-violence - bez gwałtu, bez przemocy. Nie jest to postawa bierna  
wobec zła, ale w swoim sprzeciwie nie uciekająca się do przemocy i terroru.  
Non-violence wymaga duŜej odwagi cywilnej, nie daje okazji do przyjemnego  
wyładowania swego niezadowolenia w agresji, ale Ŝąda zdecydowanego i  
odwaŜnego wypowiadania swego zdania. Ta odwaga nie jest podobna do  
hiszpańskiego ideału męskości machismo, który polegał na tym Ŝeby nikomu  
nie ustępować, nic nie darować i siłą domagać się szacunku. Wymaga za to  
cnoty męstwa, to jest odwagi, zdecydowania i spokoju. 
  W sytuacjach domowych moŜna jej uczyć przez zmianę formuły: "Ja tak  
chcę", na: "To jest słuszne i wspólnie się o to starajmy"; przez  
zastąpienie bicia - rozmową; krzyku i złości - spokojem. Nie jest to  
rezygnowanie przez rodziców z ich praw na rzecz zupełnej samowoli dzieci,  
ale wspólne podporządkowanie się zasadom uznanym za słuszne. I dorośli i  
dzieci mają swoje prawa w rodzinie; i dorosłych i dzieci obowiązują pewne  
normy postępowania. Spokojne i stanowcze przestrzeganie tych praw i zasad  
winno być uzasadnione ich słusznością, a nie przewagą siły. 
  Drugą postawą przeciwną agresji jest postawa tolerancji. Prymitywna  
reakcja złości i niechęci do kaŜdego, kto jest inny, leŜy u podstaw  
przemocy i wojen. "Inny" - moŜe się róŜnić kolorem skóry, wyznaniem,  
fryzurą, sposobem Ŝycia; "inny" - to zawsze gorszy. Ta postawa teŜ  
kształtuje się w dzieciństwie. Jeśli w rodzinie wspólnie wyśmiewamy się z  
wujka, bo mało zarabia, z cioci, bo się dziwacznie ubiera i znajomego,  
który ma niedzisiejsze poglądy, nie dziwmy się dziecku, gdy dokucza koledze  
- bo się jąka, koleŜance - bo ma brzydszą sukienkę, a wreszcie bije  
przedstawiciela innej rasy. 
  Tolerancja dla odmienności, przyzwolenie na róŜnorodność, szacunek dla  
tych, którzy Ŝyją inaczej niŜ my, powinny towarzyszyć dziecku od pierwszych  
lat Ŝycia. Oczywiście, tolerancja powinna obejmować i samo dziecko; jeśli  
jest mniej zdolne od brata, jeśli jest nie tak ładne jak córka sąsiadki,  

background image

teŜ nie jest gorsze. Nie jest gorsze, nawet gdy zrobi coś złego. Sam czyn  
jednak, jeśli jest zły - to jest zły. Na niego nie moŜemy się godzić, bo  
tolerancja opiera się na szacunku, nie na obojętności. Nasz sprzeciw nie  
powinien jednak mnoŜyć zła przez dodawanie do niego jeszcze naszej  
przemocy. Nasz brak zgody na zło powinien być stanowczy, ale non-violence -  
bez gwałtu, bo trudno krzykiem nauczyć spokojnego mówienia; trudno przemocą  
nauczyć tolerancji i gwałtem zmusić do Ŝyczliwości. Własnym przykładem  
najlepiej moŜna wychowywać ludzi pokoju. 
   
  Rodzina otwarta 
   
   
  Dom otwarty 
   
  Najlepszym, niezastąpionym środowiskiem wychowawczym jest dla dziecka  
rodzina. A przecieŜ nie wszystkie dzieci mają rodziny. Po wojnie było w  
kraju wiele dzieci - sierot wojennych. Dziś sierot prawdziwych jest bardzo  
mało, natomiast duŜo jest tak zwanych sierot społecznych, których rodzice  
Ŝ

yją, ale nie mogą, czy teŜ nie chcą, nimi się opiekować. Opiekę nad tymi  

dziećmi przejmuje państwo, umieszczając je w domach dziecka, gdzie  
wszystkie potrzeby fizyczne dziecka są zaspokojone. JednakŜe instytucja nie  
moŜe zaspokoić potrzeb psychicznych: potrzeb miłości i przynaleŜności do  
kogoś bliskiego. Dziecko, które dla nikogo nie stanowi szczęścia, samo nie  
jest szczęśliwe. 
  Psychologowie stwierdzają jednomyślnie, Ŝe nie ma lepszego sposobu na  
zapewnienie samotnemu dziecku dobrych warunków rozwoju, niŜ umieszczenie go  
w rodzinie, która przyjmie je za własne. 
  Adopcja nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów. Większość bowiem  
dzieci opuszczonych ma rodziców, którzy choć nie zajmują się nimi, mogą się  
kiedyś odezwać. Tych dzieci nie moŜna adoptować - nie moŜna dać ich  
rodzinom. MoŜna jednak zrobić coś odwrotnego: moŜna rodzinę dać dziecku.  
Rodzina moŜe całkiem bezinteresownie, bez świadomości posiadania dziecka na  
zawsze, ofiarować swój dom potrzebującemu jego ciepła dziecku. MoŜna się  
stać tak zwaną rodziną zastępczą, która decyduje się wziąć do siebie  
dziecko "nie nadające się" do adopcji. "Nie nadają się" dzieci niezbyt  
zdrowe, niezbyt ładne i przede wszystkim takie, których rodzice nie chcą  
zrzec się praw rodzicielskich. Taka rodzina otwiera się na przyjęcie  
dziecka, ale moŜe się zdarzyć, Ŝe i na jego odejście - jeŜeli tak będzie  
dla dziecka lepiej. 
  Rodzinom zastępczym państwo pomaga finansowo, gdyŜ to rozwiązanie uwaŜa  
się za najbardziej pomyślne dla porzuconych dzieci. Ta częściowa pomoc  
materialna nie równowaŜy jednak nakładu pracy i przede wszystkim serca  
danego dziecku. Rodziny takie nie dają dziecku nazwiska, ale dają  
nieurzędową, przeznaczoną dla niego samego miłość. Pod wpływem tej miłości  
i poczucia bezpieczeństwa dziecko rozkwita i nadrabia zaległości w rozwoju.  
Związek ludzi dorosłych z dzieckiem nie własnym, a do tego juŜ częściowo  
ukształtowanym przez wcześniejsze cięŜkie przeŜycia, nie jest łatwy.  
Dziecko takie ma najczęściej trudności w nawiązaniu więzi uczuciowej, bo  
pobyt w zakładzie nie dawał mu okazji do nauczenia się tego. Trudnością  
jest wzajemne uczenie się miłości, która to umiejętność wcale nie jest  
powszechna i nie utoŜsamia się ze zdolnością przeŜywania wzruszeń. 

background image

  "Gdy sprawa jest trudna, gdy rzecz wymaga nie rodzicielskiego rzemiosła,  
a artyzmu, nie pewnej lokaty kapitału, a ryzyka, nie sukcesów, radości i  
upojeń, a trudu i ofiary, tam potrzebni jestście wy - rodzice zastępczy  
[...] którzy poprzez beztroski szczebiot własnych wypielęgnowanych pociech,  
poprzez gwar towarzyskiego spotkania, czy skupioną uwagę codziennego trudu,  
potraficie usłyszeć wołanie nie do was skierowane: Mamo, Tatusiu, ratuj."  
H. Święcicka, "Dom wreszcie własny", 1970, s. 152). 
  Sprawa nie jest łatwa, ale jest moŜliwa. To tak jak w szeroko dziś  
czytywanych historiach Muminków (coś w rodzaju krasnoludków): do domu  
Muminków goście stale przychodzą - zostają lub odchodzą, kiedy znajdą gdzie  
indziej swoje miejsce - bo jest w nim zwyczajnie, ale miło. Mama Muminka  
rozdaje naleśniki, jest dla wszystkich wyrozumiała i dobra, i to wystarcza,  
Ŝ

eby pod jej okiem działy się cuda, jak na przykład ten, Ŝe dziewczynka  

niewidzialna z nieśmiałości stała się zwyczajnym dzieckiem. Tak moŜe się  
stać i w ludzkiej rodzinie, gdy znajdzie się w niej dziecko wychowywane  
dotąd w instytucji. Dopiero w domu, choćby ubogim, ale w którym będzie  
kochane indywidualnie, dla niego samego, w domu, który dostanie na  
własność, dziecko moŜe ukazać swoją prawdziwą twarz. 
  Wiadomo, Ŝe przysłowia są mądrością narodów, a niektórzy twierdzą, Ŝe i  
baśnie ludowe taką mądrość zawierają. Jest bajka, której motyw powtarza się  
w róŜnych wersjach wielokrotnie. Pewien chłopiec został zamieniony przez  
czarodzieja w osła. Zawiodły wszelkie próby odczarowania i dopiero  
królewna, która pocałowała osiołka, przywróciła mu ludzką postać. Po ludzku  
biorąc, nie była to królewna zbyt rozsądna, mogła przecieŜ powiedzieć: "Mój  
panie, pozbądź się oślich uszu, a wtedy otrzymasz znak miłości". Ale to na  
nic by się nie przydało. Bo moc przemieniania ma dopiero miłość  
bezinteresowna, miłość na kredyt. 
  Otwarcie rodziny to właśnie takie ryzyko miłości bezinteresownej. Dom  
otwarty czy zamknięty? To nie tylko problem dzieci samotnych. Do domu  
otwartego wchodzi wielu ludzi. Czy chronić spokój i porządek dnia  
wypracowany z trudem dla naszej rodziny, wpuszczając gości tylko z okazji  
rzadkich uroczystości, kiedy wszystko będzie zawczasu przygotowane i  
obmyślone? Czy teŜ stworzyć zwyczaj, Ŝe do nas moŜna przyjść zawsze? 
  Niektórzy widzą głównie mankamenty takiego domu, gdyŜ jest w nim pewien  
chaos spowodowany przez stałą moŜliwość niespodziewanych wkroczeń ludzi, co  
pociąga za sobą zmiany godzin, miejsc i w ogóle bałagan. Istotnie, trochę  
bałaganu się z tym wiąŜe. MoŜe podłogi będą mniej czyste, pokój  
przemeblowany do potrzeb dziecka, róŜna liczba nakryć na stole i plan dnia  
z konieczności zmieniany. Ale jest to bałagan zewnętrzny, nie jednoznaczny  
z chaosem wewnętrznym. Właśnie porządek polegający na wzajemnej akceptacji  
wszystkich członków rodziny jest konieczny w miłości. Porządek powinien teŜ  
polegać na właściwej hierarchii wartości, w której drobiazgi nie powinny  
stawać się przyczyną zadraŜnień. Muminek wie, Ŝe mama ustąpi mu chętnie we  
wszystkich sprawach drobnych, ale na pewno nie pozwoli robić przykrości  
innym. 
  Rodzina otwarta moŜe być wesoła, ciepła i przytulna - inaczej nawet nie  
byłoby warto jej otwierać. Po cóŜ szerzyć zamęt i chaos dalej? Rodzinę  
warto otwierać, gdy wszyscy się w niej kochają i gdy kaŜdy czuje się w niej  
potrzebny i waŜny. 
  Kiedy w rodzinie panuje taki porządek miłości, nawet jeśli nie moŜe  
przyjąć samotnego dziecka na zawsze, otworzy się niejako automatycznie. Bo  

background image

do takiego domu będą ciągnąć wszyscy, którym brak ciepła. Będą to koledzy  
dzieci, chodzący do szesnastej z kluczem na szyi, a takŜe przyjaciele  
dorastających synów i córek, Ŝeby uczyć się Ŝycia rodzinnego na Ŝywym  
przykładzie ciepłej rodziny, a nie na lekcjach uświadomienia seksualnego.  
Do takiego domu chętnie przyjdą ludzie samotni, by pogadać i zjeść coś  
przyrządzonego nie w stołówce. Zajdą teŜ chętnie ludzie starzy, których  
dzieci gdzieś się pogubiły po świecie i którzy chętnie pobędą z młodszymi.  
Otwarcie domu opłaci się teŜ domownikom, oczywiście nie w sensie  
materialnym, ale przez wzbogacenie serc, bo dając - otrzymujemy. 
   
   
   
  Zastępcza ciocia 
   
  My home, my castle - mówią Anglicy i mają rację, bo nasze domy powinny  
nam dawać poczucie bezpieczeństwa. Mój dom, moją twierdzą - to znaczy, Ŝe w  
moim domu czuję się u siebie, jestem bezpieczny, tu nie grozi mi zdrada.  
Nie powinien być jednak nasz dom zamkiem rycerza-rozbójnika, który  
bezpieczny za jego murami, wypada na zewnątrz, by zdobyć coś dla siebie, do  
siebie przynieść i korzystać z tego. Powinien być raczej grodem, do którego  
w razie niebezpieczeństwa chronią się mieszkańcy okolicznych podgrodzi.  
Polskie domy nieraz zresztą taką funkcję pełniły, na przykład w czasie  
okupacji niemieckiej ukrywając ściganych i prześladowanych. Jeśli nawet  
jednak na ulicy nie grozi nam łapanka i nie trzeba nocować zapóźnionych po  
godzinie policyjnej, zawsze tuŜ obok naszego spokojnego domu, na bliskim  
podgrodziu naszej bezpiecznej twierdzy, są ludzie zagroŜeni. Czy otworzymy  
dla nich nasze drzwi? 
  W filmie "Polskie drogi" jest dramatyczna scena: dzieci z Zamojskiego  
wywoŜone w bydlęcym wagonie zamarzają z zimna; gdy udaje się przekupienie  
straŜnika, czekający tłum wyciąga do tych dzieci ręce, ogrzewa je we  
własnych ramionach i zabiera pospiesznie do domów. Te dzieci zagubione w  
wirze wojny moŜe i miały rodziców, którzy jednak nie mogli im pomóc. KaŜda  
więc przypadkowo obecna kobieta uwaŜa za oczywisty obowiązek ratować je w  
zastępstwie matki; kaŜdy męŜczyzna staje się zastępczym ojcem. 
  I dziś, koło nas, są takie marznące dzieci. Są to sieroty społeczne, z  
róŜnych przyczyn opuszczone przez rodziców i umieszczone przez państwo w  
domu dziecka. Domy dziecka są wygodne, porządne i dobrze ogrzane, jednak  
zimno w nich dzieciom, zimno i samotnie z braku domowego ogniska, z braku  
miłości rodziców i braku kogoś, kogo moŜna by pokochać. Gdyby je załadować  
do wagonów, utworzyłby się długi pociąg. Czy znalazłby się jednak tłum  
ludzi czekających z wyciągniętymi rękami, by wziąć je nie wybierając,  
pierwsze z brzegu, i ogrzać w swoim domu - swojej twierdzy? 
  Wiele bezdzietnych małŜeństw chce adoptować dzieci. Wydawać by się więc  
mogło dziwne, Ŝe nieraz muszą czekać w kolejce, skoro w domach dziecka jest  
tylu wychowanków. Problem w tym, Ŝe sierot, które moŜna by adoptować, jest  
rzeczywiście stosunkowo niewiele. W domach dziecka najwięcej jest sierot  
społecznych. Jeśli rodzice Ŝyją i nie zrzekli się swoich praw, jeśli dzieci  
są niezbyt ładne i niezbyt zdrowe, a przede wszystkim zbyt duŜe, Ŝeby nie  
pamiętać swoich dotychczasowych smutnych losów, "nie nadają się do  
adopcji", tak jak poprzednio "nie nadały się" własnym rodzicom. 
  Teraz w ciepłych domach dziecka marzną z braku miłości. Wyglądają  

background image

rzeczywiście jak zmarznięte, z reguły niewysokie (choć pokolenie obecnej  
młodzieŜy jest przecieŜ takie rosłe), milczące, a w kaŜdym razie nie  
umiejące rozmawiać z dorosłymi, rzadko się śmiejące. Uczą się często słabo,  
bo dziecko potrzebuje kogoś bliskiego - dla kogo osiąga sukcesy. Wydają się  
niewdzięczne i obojętne, bo miłości trzeba się uczyć od ludzi najbliŜszych.  
Gdy takich nie ma, moŜna się nauczyć najwyŜej poprawnego zachowania. Mówiło  
się dawniej, Ŝe trzeba mieć dobrą rękę do kwiatów, Ŝeby ładnie rosły. W  
pewnym sensie potwierdzają to najnowsze badania naukowe - rośliny reagują  
na stany emocjonalne stykających się z nimi osób. Lepiej się rozwijają, gdy  
osoba, która je pielęgnuje, darzy je sympatią. Biedne roślinki, których  
nikt nie wyróŜnia! Jak mogą wyrosnąć wysoko, skoro pani wychowawczyni  
naprawdę musi być dla wszystkich jednakowa, bo wyróŜniając jedno,  
krzywdziłaby inne. 
  Dziecko jest nie mniej wraŜliwe od roślin. Potrzebuje kogoś, kto myśli o  
nim specjalnie i specjalnie o nie się troszczy. Jeśli juŜ naprawdę nie moŜe  
mieć matki - choćby zastępczej - niechby znalazło chociaŜ ciocię. 
  Ciocia - ktoś w rodzinie drugorzędny i, zaraz po teściowej, przedmiot  
dowcipów. A jednak któŜ nie zachował we wspomnieniu jakiejś dobrej cioci,  
która odwiedzała, dawała podarki, pamiętała o imieninach, poŜyczała coś  
"dorosłego" na pierwszą zabawę, wysłuchiwała zwierzeń, które niełatwo  
wyznać w domu, przychodziła jako "pogotowie ratunkowe" w razie choroby czy  
wyjazdu rodziców? Ciocia: siostra, kuzynka, czy tylko dobra koleŜanka  
rodziców poszerzała świat o sprawy nieco inne niŜ w domu, a jej autorytet -  
nie nadweręŜany w codziennych utarczkach - był nieraz nawet większy niŜ  
rodziców. Cieszymy się więc, gdy nasze dzieci są bogate w ciocie. A te z  
domu dziecka nie mają nawet cioci. 
  JeŜeli dziecko nie moŜe znaleźć się na stałe w rodzinie, duŜą dla niego  
pomocą moŜe być tak zwana rodzina zaprzyjaźniona, która zapraszałaby na  
niedziele i święta, pomagała w róŜnych sytuacjach, a przede wszystkim  
pamiętała. Rodzina zaprzyjaźniona to ciocia, która przejmuje się stopniami,  
dba o wygląd zewnętrzny i o plany na przyszłość, uczy domowego  
gospodarowania i rodzinnych zwyczajów; to wujek, który jest zupełnie inny  
niŜ dotychczas znani męŜczyźni: nie jest pijakiem, nie bije Ŝony, troszczy  
się o dzieci, zabiera na spacer i opowiada o ciekawych rzeczach. 
  Rodzina zaprzyjaźniona nie przejmuje na siebie całego cięŜaru  
odpowiedzialności za dziecko, ale decyzja nawiązania kontaktu jest jednak  
bardzo powaŜna. Stworzenie dziecku nadziei na trwałą przyjaźń i zawiedzenie  
jej jest nową wielką krzywdą, która jeszcze bardziej utrudni na przyszłość  
kontakty społeczne. Trzeba tę decyzję głęboko rozwaŜyć, omówić z całą  
rodziną (takŜe z dziećmi, jeśli się je posiada), przemyśleć dokładnie - ale  
nie za długo. Pamiętajmy: pociąg z marznącymi dziećmi i dziś stoi na  
jakiejś bocznicy. Nie trzeba się nawet naraŜać na niebezpieczeństwo, Ŝeby  
do niego dotrzeć. Wystarczy wyciągnąć ręce. Ręce Ŝyczliwe i odpowiedzialne. 
   
   
   
  Zbieramy ułomki 
   
  Rozwój człowieka przebiega od zainteresowania głównie sobą w kierunku  
zainteresowania innymi, co pozwala mu jakby przekraczać siebie. Dziecięcy  
egocentryzm przekształca się w zainteresowanie światem zewnętrznym,  

background image

traktowanym przedmiotowo; pogłębia o zdolność wczuwania się w potrzeby i  
przeŜycia innych ludzi, wreszcie dochodzi do umiejętności aktywnego  
działania na ich rzecz, co jest znakiem dojrzałości społecznej. UmoŜliwia  
to tworzenie trwałych więzi społecznych: rodziny, narodu i innych grup. 
  Społeczeństwo ludzi dojrzałych moŜe współdziałać solidarnie w tworzeniu  
nowych idei i struktur, w organizowaniu Ŝycia godnego człowieka. Nie kaŜdy  
jednak rozwija się tak prawidłowo. Bywa, Ŝe pod względem społecznym ludzie  
zatrzymują się na poziomie małych dzieci, które myślą tylko o sobie i bawią  
się obok siebie, ale nie ze sobą, gdyŜ nie umieją jeszcze współdziałać, a  
ich kontakt ogranicza się do wzajemnego przyglądania się sobie, wyrywania  
zabawek i pilnowania swojej własności. 
  Takie zatrzymanie rozwoju społecznego zdarza się poszczególnym ludziom,  
moŜe się teŜ zdarzyć na skalę społeczną. Społeczeństwo składałoby się w  
takim wypadku z osób skoncentrowanych na sobie i ewentualnie na swojej  
najbliŜszej rodzinie, dbających o swoje tylko interesy, nie wczuwających  
się w potrzeby innych, a jeśli nawet dostrzegających je, to nie starających  
się przyjść z pomocą. Byłoby to społeczeństwo ludzi obcych sobie i w  
rezultacie samotnych. Do pewnego stopnia coś takiego juŜ się z nami stało.  
Systematyczne zrywanie więzi ludzkich, uniemoŜliwianie autentycznej  
aktywności społecznej w organizacjach religijnych, młodzieŜowych i innych  
oraz zajmowanie czasu nie tylko przez pracę zawodową, ale przez trudności w  
załatwieniu czegokolwiek, powodowało coraz większą izolację poszczególnych  
ludzi czy rodzin. Obecna, szczególnie trudna sytuacja, moŜe ten proces  
pogłębić, gdy kaŜdy skoncentruje się na walce o przetrwanie swoje i swojej  
rodziny. Będziemy wtedy jak dzieci siedzące w kojcu obok siebie i  
wyrywające sobie lalki i cukierki - niby razem, a coraz bardziej osobno. 
  Walka o przetrwanie moŜe się jednak stać zarazem walką o rozwój  
człowieka, i to o rozwój na skalę społeczną, o prawdziwą dojrzałość. Jest  
taki wiersz Norwida: 
  Jak dziki zwierz przyszło nieszczęście do człowieka 
  i zatopiło weń fatalne oczy 
  czeka, czy człowiek zboczy? 
  Lecz on odejrzał mu jak gdy artysta 
  mierzy swojego kształt modelu 
  i spostrzegło, Ŝe on patrzy co skorzysta 
  na swym nieprzyjacielu. 
  I zachwiało się całą postaci wagą 
  i nie ma go. 
   
  To, w jakich warunkach dziś Ŝyjemy, moŜna juŜ określać nie tylko w  
kategoriach kłopotu, niewygody i trudności, ale wręcz nieszczęścia.  
Trudności w zaopatrzeniu, niepokojący obraz morfologiczny krwi u źle  
odŜywianych dzieci, zły stan nerwów i w związku z tym napięta atmosfera w  
rodzinach. Ale - jak pisze Norwid - mimo fatalnego wzroku wpatrzonego w nas  
nieszczęścia, człowiek zawsze jeszcze moŜe patrzeć: "co skorzysta na swym  
nieprzyjacielu". Czy z dzisiejszego nieszczęścia - fatalnej sytuacji  
codziennego Ŝycia - moŜemy jednak coś skorzystać, my, udręczone  
społeczeństwo? 
  MoŜe się to wydawać nieprawdopodobne, a jednak przy głębszym  
zastanowieniu się widać moŜliwość korzyści, choć korzyści innego rodzaju.  
Tą korzyścią moŜe być odrodzenie więzi społecznej, uczulenie na potrzeby  

background image

innych, otwarcie oczu na drugiego. JeŜeli w walce o kaŜdy dzień będziemy  
myśleć tylko o sobie, jeszcze bardziej na sobie się koncentrując, będzie to  
regres w skali społecznej. JeŜeli dostrzeŜemy innych - będziemy się  
rozwijać. Będzie to postawa godna człowieka, który nie poddaje się biernie  
sytuacji, ale nawet najtrudniejszą potrafi tak pokierować, aby nieszczęście  
"zachwiało się całą postaci wagą". 
  Chodzi tu o sprawy proste, codzienne, potrzeby zwykłe - nawet wręcz  
prymitywne - ale pomagając innym w ich zaspokajaniu, pomagamy im Ŝyć, a  
jednocześnie uwalniamy energię dla potrzeb wyŜszych, do których naleŜy teŜ  
chęć współpracy z innymi, mobilizujemy więc ich wzajemność. Wspominana juŜ  
wcześniej teoria potrzeb głosi, Ŝe układają się one w strukturę  
hierarchiczną, w której przynajmniej częściowe zaspokojenie potrzeb  
niŜszych (fizjologicznych) warunkuje ujawnienie się potrzeb wyŜszych  
(psychicznych): miłości, szacunku itp. NiemoŜność zaspokojenia potrzeb  
fizjologicznych hamuje potrzeby psychiczne, a niezaspokojenie potrzeb  
psychicznych powoduje psychiczną dezorganizację, wyraŜającą się w  
nerwicach, przestępczości itp. i zahamowaniu potrzeb najwyŜszych w  
hierarchii: samorealizacji, czyli pędu do nieustannego przekraczanie  
swojego aktualnego stanu rozwojowego, samodzielnej aktywności i działania  
dla dobra innych. Wzajemne troszczenie się o swoje potrzeby pomaga więc w  
przetrwaniu fizycznym, a zarazem jest okazją do doznawania Ŝyczliwości i  
tym samym do mobilizowania aktywności najwyŜszego rodzaju. Wzajemność  
działania eliminuje podział na silniejszych, bogatszych i zdrowszych,  
którzy mogą innym dawać, i słabszych, biedniejszych, zdolnych tylko do  
doznawania pomocy, odbierania. 
  Pomoc przy zachowaniu tego podziału jest filantropią szkodliwą dla obu  
stron. Dających ustawia w sytuacji nadrzędnej, a więc jakoś  
niesprawiedliwej - jeśli uwaŜamy, Ŝe wszyscy ludzie są braćmi - a zarazem  
pozbawia ich moŜliwości tego, by i o nich się troszczono, by i oni  
doznawali miłości, co jest zarazem mobilizacją ich dalszego rozwoju.  
Biorących zatrzymuje w pozycji dziecka, którym ktoś się opiekuje, które  
doznaje pomocy, samo pozostając bierne. Zatrzymuje ich w rozwoju, gdyŜ albo  
upokarza (stąd są ludzie w sytuacjach tragicznych nie chcący przyjmować  
pomocy) albo demoralizuje - to grupa tych, którzy pogodzili się ze swoją  
sytuacją podrzędną, a nawet gotowi są czerpać z niej korzyści obchodząc  
wszystkie punkty moŜliwej pomocy: PCK, PKPS, parafie itd. 
  Dzisiaj, choć są ludzie w specjalnie trudnej sytuacji: chorzy, starzy,  
niepełnosprawni, i tym potrzeba specjalnej dozy pomocy, wszyscy są  
potrzebującymi, juŜ nie tylko z braku pieniędzy, ale z trudności w kupieniu  
czegokolwiek. Rodziny, w których są dwie dorosłe, zdrowe osoby pracujące  
stają się rodzinami specjalnej troski, a jednocześnie kaŜdy moŜe być w  
jakiejś mierze dającym. Prawie w kaŜdym domu, gdy się poszuka, moŜna  
znaleźć rzeczy, które po upraniu i uprasowaniu mogą się jeszcze przydać  
innym. Prawie kaŜdy, mimo współczesnego zagonienia, moŜe znaleźć jeszcze  
choć odrobinę czasu dla innych; nawet najstarsza babunia moŜe jeszcze  
opowiedzieć bajkę dziecku stojącej w kolejce sąsiadki. 
  Przy bliŜszym zastanowieniu się kaŜdy moŜe znaleźć coś materialnego lub  
niematerialnego, czym moŜe obdarzyć innego, kaŜdemu teŜ przyda się, jeśli  
nie pomoć materialna, to Ŝyczliwość i zainteresowanie drugiego człowieka.  
Mówiąc o wzajemności obdarzania nie myślę o wymianie typu handlowego: ty  
mnie buty - ja tobie sweter, ty mnie kartki na mleko w proszku - ja tobie  

background image

przypilnuję dziecka. Chodzi o wzajemność innego typu: kaŜdy daje, co moŜe,  
i kaŜdy bierze, ale niekoniecznie wprost (choć i tak moŜe się zdarzyć).  
KaŜdy daje nie oczekując rewanŜu, ale teŜ moŜe od innych przyjmować bez  
wstydu. Nie jest to wymiana z ręki do ręki, ale łańcuch pomocnych dłoni. 
  Takie wzajemne obdarzanie się, którego organizowaniem zajmuje się ruch  
solidarności rodzin, wyzwolić moŜe ogromny kapitał społeczny. Nic nie  
powinno się zmarnować: ani "wyrośnięte" ubranie, które po zreperowaniu moŜe  
się jeszcze komuś przydać, ani przeczytane tygodniki, które trudno kupić,  
ani doświadczenie starych ludzi, ani radość młodych, która teŜ moŜe być  
czymś "do dania". Wszystko co w jednych rękach wydaje się małe, skromne, a  
nawet bezuŜyteczne; przez dzielenie się będzie rosło. 
  Tak w Ewangelii o rozmnoŜeniu chleba - chleba przybywało, dopóki był  
dzielony. Nie był to cud, jak sztuka magiczna nagła i jednorazowa. Chrystus  
chleb tylko pobłogosławił, a dzielić kazał swoim uczniom. Przy dzieleniu  
wszyscy się najedli i zostały jeszcze ułomki dla innych. KaŜdy z nas ma  
takie ułomki, które rzucone, zbrudzone i rozdeptane, są niczym. Starannie  
zebrane - mogą dać razem "dwanaście koszy" chleba Ŝywiącego i  
uszczęśliwiającego zarazem bo dawanego z wzajemną Ŝyczliwością. W tym  
wielkim dzieleniu moŜe się przydać kaŜdy, nawet jeśli sam czuje się juŜ  
tylko ułomkiem zniszczonym, przepracowanym, starym czy chorym. KaŜdy,  
dostrzeŜony uwaŜnym okiem innych, staje się cenny; KaŜdy i innym moŜe  
wydobywać z szarego tła swoją Ŝyczliwością. Nikt nie powinien być pominięty  
nikt nie moŜe się czuć zbędny. 
  Ta solidarność mała, bo dotycząca spraw codziennych, drobnych, prawie  
niezauwaŜalnych, moŜe się stać potęŜną siłą narodu, która zachwieje  
patrzącym na nas nieszczęściem, która zmobilizuje rozwój w skali społecznej  
i która nikogo nie zostawi samotnym. 
   
   
   
  Jak dobrze mieć teściową 
   
  Kiedy jest się młodym, łatwo zawiera się nowe znajomości i przyjaźnie. W  
wieku trochę starszym jest to juŜ trudniejsze, wymaga więcej czasu,  
oswojenia się z innym sposobem bycia i myślenia, polubienie więc kogoś  
obcego jest czasami zadaniem naprawdę niełatwym. A takie zadanie staje  
przed większością ludzi w momencie, gdy syn lub córka wybierają sobie  
współmałŜonka. Wybierają według własnych preferencji, czasem trudnych do  
przyjęcia, i nieraz z dnia na dzień oczekują, Ŝe zupełnie obca dziewczyna  
czy chłopak, wychowany w innym środowisku, będzie jak rodzony syn, zostanie  
pokochana jak córka, a przecieŜ ta młoda osoba o zupełnie odmiennych  
nawykach jest nieraz wręcz draŜniąca. 
  Co dziwniejsze, sami narzeczeni, jeśli nie zmroziło się ich juŜ w  
momencie pierwszego zetknięcia, teŜ najczęściej oczekują, Ŝe zostaną  
pokochani, a jeśli się tak nie stanie od razu, czują jakby Ŝal. Tak to od  
wzajemnych uraz rozpoczyna się często nowa relacja między ludzka, waŜna nie  
tylko dla obu stron, ale dla całej grupy rodzinnej. Zaczynając się od uraz,  
przeradza się nieraz w wojnę jawną lub podjazdową, doprowadzającą często do  
rozbicia małŜeństwa dzieci lub zerwania przez nie stosunków z rodzicami. 
  Tak jednak być nie musi. Jak kaŜdy kontakt międzyludzki, tak i ten nie  
jest rzeczą nadaną z zewnątrz i sprawą przypadku, ale zaleŜy od  

background image

uczestniczących w nim osób, a przede wszystkim od ich dojrzałości.  
Dojrzałość zaś kaŜe spojrzeć na rzecz realistycznie: dwoje obcych ludzi,  
nie związanych pociągiem erotycznym, często z odmiennym sposobem Ŝycia i z  
reguły o duŜej róŜnicy wieku, na zaprzyjaźnienie się musi mieć czas.  
Przyjaźń taka moŜe się czasem rozwinąć ku wielkiemu poŜytkowi obu stron,  
jeśli od początku nie poczyni się trudnych do naprawienia błędów, a robią  
je i rodzice i dzieci. Są one oczywiście odmienne, ale ich wspólną cechą  
jest brak wczucia się w sytuację drugiej strony. 
  Najczęściej nieporozumienia powstają między synową a teściową. Dziewczyna  
zwykle nie umie pojąć tego, Ŝe choć narzeczonemu wydaje się zachwycająca, w  
zachwycie tym biorą udział czynniki tego rodzaju, Ŝe wcale nie ma powodu,  
by podzielali go wszyscy. Powinna więc starać się zrozumieć, Ŝe teściowie  
siłą rzeczy patrzą na nią krytyczniej i ostroŜniej. Powinna zrozumieć, Ŝe  
choć teraz ona stała się dla narzeczonego kobietą najwaŜniejszą, dotąd była  
nią matka. MałŜeństwo nie musi popsuć kontaktu syna z matką, ale na pewno  
go zmieni. Jest to więc dla matki zawsze moment trudny, tym bardziej Ŝe  
kochając swe dziecko, w sposób naturalny niepokoi się o to, czy dobrze  
wybrało towarzysza Ŝycia. Jest to dla młodej dziewczyny na pewno trudne do  
zrozumienia, ale skoro teraz sama ma stać się Ŝoną i matką, powinna zrobić  
ten wysiłek, a wczucie się w sytuację drugiej osoby jest początkiem dobrego  
kontaktu. Odnosi się to zresztą takŜe do małŜeństwa córek. 
  Tak więc młode synowe i zięciowie powinni przede wszystkim wykazać  
cierpliwość, dać teściowej czas na polubienie się, nie zraŜać się jej  
początkową rezerwą, pokazać, Ŝe rzeczywiście zaleŜy im na dobru  
współmałŜonka, a takŜe Ŝe nie zamierzają powodować jego niechęci do  
rodziców. 
  Dla teściów równieŜ zrozumienie swojej sytuacji emocjonalnej jest  
pierwszym krokiem do ułoŜenia dobrych stosunków. JeŜeli własne dzieci  
często draŜnią swoim zachowaniem, to tym bardziej młody człowiek wychowany  
w innym środowisku, ale tak jak w stosunku do własnego dziecka to  
"draŜnienie" nie zmienia miłości, tak i w stosunku do tego dziecka nowego  
nie ma ono istotnego znaczenia. W związku z realistyczną oceną cech  
własnego wieku, powinni dać sobie czas na polubienie synowej, nastawiając  
się jednak na wstępną Ŝyczliwość. Dziecko urodzone z własnego ciała i  
wychowane we własnym domu jest oczywiście najbardziej kochane, ale właśnie  
miłość do niego powinna wskazać na potrzebę pewnego wycofania się we  
właściwym czasie. Na to trzeba się nastawić od początku - rodzice nie  
chowają dziecka dla siebie, ale by odeszło i połączyło się ze  
współmałŜonkiem. Oczywiście, chciałoby się, Ŝeby ten współmałŜonek był jak  
najlepszy i w okresie namysłu moŜna dziecku radzić w tej sprawie, gdy  
jednak decyzja zapadnie, choćby nie była po myśli rodziców, naleŜy ją  
szanować. 
  Mimo Ŝe związek dziecka z matką jest tak bardzo bliski, nie on jest  
sakramentem. Sakramentem jest małŜeństwo. Działanie więc na szkodę związku  
małŜeńskiego jest rodzajem świętokradztwa. Chrystus powiedział w tej  
sprawie surowo: "Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,  
6) - aŜ dziw, ile matek na to się waŜy. Dzieje się tak często pod pozorem  
starania o dobro dziecka. Trzeba jednak zrozumieć, Ŝe z chwilą gdy dziecko  
Ŝ

yje juŜ w małŜeństwie, jego prawdziwym dobrem jest Ŝycie z tym sakramentem  

zgodne i godne go. 
  Sprawa właściwego ustawienia kontaktu ze współmałŜonkiem dziecka jest  

background image

szczególnie waŜna u kobiet, gdyŜ wiele z nich nie uświadamia sobie, Ŝe z  
wiekiem zmieniają się ich zadania. Wiele kobiet nie przygotowanych do nowej  
sytuacji, z nie dość pogłębionym Ŝyciem wewnętrznym, uwaŜa rezygnację z  
takiego rodzaju aktywności, do jakiej były wcześniej przyzwyczajone, za  
tragedię. Dlatego starają się wszelkimi siłami podtrzymać swoją poprzednią  
rolę, nie dopuścić do samodzielności dzieci, do ich psychicznego, a nawet  
fizycznego odejścia. 
  Matka ma wychowywać dziecko dla świata - nie dla siebie; jeśli jednak  
wcześniej nie zadbała o własny rozwój i o dobry kontakt z męŜem, po  
odejściu dzieci zostaje jej pustka. Dlatego walczy czasem o dorosłe dziecko  
z własnym zięciem czy synową. Zdarza się, Ŝe matka w swej drapieŜnej  
miłości nie pozwala dorosłemu dziecku na wyjazdy, strasząc je, Ŝe jeśli  
zostanie sama, na pewno zachoruje lub umrze. Zdarza się, Ŝe matka nie chce  
dopuścić do małŜeństwa dziecka, a gdy juŜ ono nastąpi, wtrąca się  
nieustannie, niejednokrotnie stając się przyczyną rozwodu. 
  Na ogół najlepiej jest, jeśli - przynajmniej w początkowym okresie  
małŜeństwa - dzieci mieszkają osobno. Niestety, nie zawsze jest to moŜliwe.  
Badania prowadzone na ten temat na moim seminarium wskazały, Ŝe  
najistotniejszy jest inny czynnik. Porównano postawy rodzicielskie dwóch  
grup teściowych: tych, których dzieci są zadowolone i niezadowolonych z  
małŜeństwa (w obu grupach mieszkających razem). Okazało się, Ŝe matki  
dzieci niezadowolonych z małŜeństwa były bardziej gniewliwe, zasadnicze,  
skłonne do naginania cudzej woli do swojego zdania, skłonne do separowania  
dzieci od wpływów zewnętrznych, były zachłannie opiekuńcze, wścibskie,  
mniej szanujące prawa dziecka, z tendencją do utrzymywania dzieci w  
zaleŜności od siebie i do dominowania nad nimi. 
  Łatwo zrozumieć, dlaczego takie cechy teściowych, jak tendencja do  
dominacji i wtrącania się, wpływają niekorzystnie na małŜeństwo dzieci.  
JednakŜe matki dzieci o nieudanych małŜeństwach charakteryzowały się takŜe  
cechami przez nie same uwaŜanymi zapewne za pozytywne, a więc tendencją do  
rezygnacji z kontaktów towarzyskich i traktowaniem roli matki jako  
męczennicy nie spodziewającej się wdzięczności. UwaŜały, Ŝe bardzo kochają  
swoje dzieci poświęcając się dla nich, wyręczając, doradzając, równocześnie  
same rezygnując ze wszystkiego. Właśnie to jest błędem - powinny mieć  
własne Ŝycie, a nie Ŝyć tylko Ŝyciem swoich dzieci, które jako dorosłe  
muszą juŜ decydować za siebie. 
  Badania te wskazują na złe skutki wymienionych postaw teściowych, ale  
mają jednocześnie wydźwięk pozytywny: postawy przeciwne, a więc Ŝyczliwość,  
zgodność, tolerancja, szacunek i niewtrącanie się charakteryzowały teściowe  
małŜeństw udanych. 
  Wśród wielu ludzi, z którymi stykamy się w ciągu Ŝycia, nie wszyscy są  
naprawdę bliscy. Rodzice towarzysza Ŝycia, współmałŜonek dziecka - mogą się  
stać takimi, bo choć często dzieli ich mnóstwo spraw i upodobań, łączy  
miłość do tej samej osoby. Jeśli jest to naprawdę miłość, a nie chęć  
posiadania, mają szansę na przyjaźń. Ile warta moŜe być przyjaźń z młodą  
osobą kochającą nasze dziecko i rodzącą nasze wnuki, a wprowadzającą do  
rodziny nowy powiew i inne niŜ juŜ znane wartości? Chyba tyle, ile przyjaźń  
z osobą starszą, która wychowała naszego ukochanego, ma wiele  
doświadczenia, moŜe przekazać wartości, których dotąd nie dostrzegało się i  
wskazać korzenie, z których nowa rodzina wyrasta. 
  Zdarzają się takie przyjaźnie moŜe częściej niŜ na pozór moŜna by sądzić.  

background image

W literaturze dość trudno znaleźć ich opisy, ale warto zajrzeć do Starego  
Testamentu i przypomnieć sobie historię Noemi i Rut Moabitki, jej synowej,  
historię przyjaźni, która przetrwała śmierć męŜa Rut i która zawaŜyła na  
początkach rodu Dawidowego, z którego wywodzi się Chrystus. Bardzo róŜnie  
moŜna czytać Pismo Święte; wolno chyba na opowiadanie o pięknej Rut  
spojrzeć teŜ od strony Noemi - patronki dobrych teściowych. 
   
   
   
   
  Babcia to mama mojej mamy 
   
  W grupie rodzinnej kaŜdy ma swoją rolę do odegrania, zresztą kaŜdy ma  
tych ról kilka. Kiedy się jest juŜ osobą starszą, moŜna zarazem być Ŝoną  
dla męŜa. matką dla dzieci, teściową dla synowej i babcią dla wnuków. KaŜda  
z tych relacji jest inna, niepowtarzalna. Z kaŜdej warto wydobyć całą jej  
wartość i urodę, ale nie trzeba jej mieszać z innymi. Dla syna jest się  
więc matką i nie trzeba wchodzić w niektóre funkcje Ŝony: dla wnuków babcią  
- i nie trzeba tego mylić z rolą matki. 
  Czasami dziadkowie przejmują wychowanie wnuków, ale - poza sytuacjami  
zupełnie wyjątkowymi - jest to niekorzystne dla wszystkich zainteresowanych  
osób. Jest niekorzystne dla dziadków, bo mają prawo do własnych spraw czy  
choćby wypoczynku, wypełniwszy zadanie wychowania własnych dzieci. Bywa  
zresztą, Ŝe babcia tak gorliwie zajmuje się wnukami, Ŝe jej własny mąŜ  
schodzi na dalszy plan, a to uderza w ich wspólnotę małŜeńską. Jest to teŜ  
niedobre dla rodziców, bo pozbawia ich wspaniałej, twórczej przygody, jaką  
jest towarzyszenie rozwojowi swoich dzieci. Pozbawia ich teŜ szansy  
własnego rozwoju, niesionej przez opiekę nad dziećmi, a takŜe bardzo  
utrudnia nawiązanie kontaktu z dziećmi wtedy, gdy będą juŜ chcieli przejąć  
nad nimi opiekę. Ingerencja dziadków, a raczej częściej babci, utrudnia  
rodzicom nauczenie się podstawowej roli rodzicielskiej, a jeŜeli prowadzi  
do odsunięcia na drugi plan ojca, zagraŜa wspólnocie małŜeńskiej, która  
przekształca się i dojrzewa we współdziałaniu dla dobra dziecka. Przejęcie  
roli rodzicielskiej przez dziadków jest teŜ niekorzystne dla dzieci, które  
powinny być wychowywane przez tych, którzy je urodzili - starszych o jedno,  
a nie dwa pokolenia. Przebywanie głównie z osobami starszymi wiekiem  
pozbawia ich niektórych radości dzieciństwa, uczy przesadnej ostroŜności i  
zatroskania o swoje zdrowie. Dziadkowie są zwykle mniej sprawni fizycznie  
niŜ rodzice, bardziej więc ograniczają ruchliwość dzieci, mają tendencję do  
zbyt bliskiego trzymania ich przy sobie. Niedobrze jest, gdy dziadkowie  
zastępują rodziców jeszcze i dlatego, Ŝe dzieci w pewnym sensie tracą wtedy  
dziadków. A dziadkowie to wielki skarb! Jeśli nie weszli w rolę rodziców, a  
pozostali dziadkami, zachowują pewien dystans do spraw codziennych i  
kontakt z nimi jest jakby świętem rozszerzającym świat. 
  Dziadkowie rozszerzają świat o przeszłość - o sprawy, których rodzice nie  
pamiętają, bo jeszcze nie było ich na świecie. To oni znali rodziców, gdy  
jeszcze byli mali - i opowiadanie o tym moŜe być fascynujące; to oni  
widzieli świat inny niŜ jest teraz. Doświadczyli wielu zmian, mogli więc  
nabrać do wielu spraw dystansu, przez co ich spojrzenie na teraźniejszość  
jest inne. Rozszerzają teŜ czas w przyszłość - w innym sensie niŜ młodzieŜ,  
która jest nadzieją świata - ale przez to, Ŝe skoro przeŜyli znaczną część  

background image

swego Ŝycia, przed nimi jest część krótsza. Dają więc doświadczyć  
przemijania czasu, wskazują na koniec Ŝycia i potrzebę mądrego  
gospodarowania upływającymi latami. 
  Dziadkowie mogą teŜ rozszerzać świat wszerz - poprzez cechy właściwe  
wiekowi: wyrozumiałość, cierpliwość, łagodność, a których tak bardzo dziś  
brakuje. W wiecznym pośpiechu i zabieganiu jaką ulgą moŜe być kontakt z  
dziadkiem, który chodzi powoli. Pewne spowolnienie związane z wiekiem,  
boleśnie odczuwane przez ludzi starzejących się, dla wiecznie popędzanych  
dzieci jest niezwykle cenne. Jeśli dziadkowie mniej się juŜ spieszą, mają  
czas uzupełnić Ŝycie wnuków o piękno bajek opowiadanych własnymi słowami,  
zabawek choinkowych ręcznie robionych, szydełkowych serwetek, kwiatów  
hodowanych w doniczce, imieninowego ciasta. 
   
  Babcia to są miłe ręce, 
  KsiąŜka, herbata słodka, 
  Śmieszne słowa w dawnej piosence, 
  Suknia dla lalki, i szarlotka. 
  Babcia to bajka, której nie znamy 
  Pudełeczko, perfumy, włóczka. 
  Babcia to mama mojej mamy 
  a ja jestem wnuczka. 
  (A. Kamieńska) 
   
  Taką babcię wspomina się przez całe Ŝycie. Wspomina się teŜ i dziadka,  
oczywiście jeŜeli zechce on wejść w Ŝycie wnuka. MoŜe czasem dziadkowie nie  
doceniają tego, jak mogą być waŜni. Rzeczywiście trudno, Ŝeby dziadek szył  
suknie dla lalek i wyszywał bluzeczki, ale moŜe na pewno zabierać na  
wspaniałe wyprawy do muzeum, teatru i innych ciekawych miejsc, jak swój  
zakład pracy, warsztat przyjaciela itp. MoŜe w zdominowany przez kobiety  
ś

wiat dziecka wprowadzać swoje męskie zainteresowania polityką,  

majsterkowaniem itp. MoŜe teŜ opowiadać. DuŜo ciekawych rzeczy moŜe  
opowiedzieć dziadek. Jego Ŝycie na pewno było bardziej interesujące niŜ  
przygody pszczółki Mai na łące. MoŜe walczył w czasie wojny, moŜe  
strajkował, moŜe mieszkał w innej miejscowości? Wreszcie, dziadkowie mogą  
słuchać. Dzieci nieraz bardzo tego potrzebują. Rodzicom brak czasu, nie  
zawsze moŜna liczyć na dyskrecję kolegów, a przecieŜ czasem tak bardzo  
pragnie się zwierzyć komuś ze swoich pragnień i kłopotów, opowiedzieć o  
poznanej koleŜance, moŜe przeczytać napisany przez siebie w tajemnicy  
wiersz, który choć pewno nie zainteresowałby Ŝadnej redakcji, jednak  
dobrze, Ŝeby znalazł choć jednego słuchacza. Oczywiście, jeśli ten słuchacz  
jest rzeczywiście dyskretny, cierpliwy i godny zaufania. 
  O ile bogatsze jest Ŝycie, jeśli się ma dziadków, którzy chcą być  
dziadkami. Babcia nie jest mamą, jest mamą mojej mamy i to właśnie  
rozszerza świat wnuka, który dostając od dziadków tak duŜo, ma równocześnie  
okazję do uczenia się szacunku dla wieku, dostosowania prędkości kroków do  
tego, z kim się idzie, zrozumienia czyjegoś bólu. 
  TakŜe dla rodziców dobrze, gdy ich dzieci mają dziadków. Dziadkowie  
rozszerzają rodzinę, a w sytuacjach trudnych, jak choroba, konieczność  
wyjazdu itp. stanowią nieocenioną pomoc. Dają teŜ poczucie oparcia w  
trudnych obowiązkach, chwilowe wytchnienia, gdy robi się cięŜko. 
  Chyba i dla dziadków dobrze mieć wnuki - patrzeć na ich Ŝycie, wspierać  

background image

ich wzrastanie i cieszyć się ich miłością. 
   
   
   
  Powołanie dostępności 
   
  Określenie rodziny jako podstawowej komórki społecznej jest powszechnie  
znane. Jak organizm z komórek, tak z rodzin składają się większe  
społeczności, naród, Kościół. Znaną jest teŜ rzeczą, Ŝe ta podstawowa  
komórka ulega ostatnio róŜnym przeobraŜeniom, między innymi zmniejsza się  
liczebnie. JuŜ nie całe rody - jak kiedyś - ale małe grupki, składające się  
najczęściej z rodziców i dzieci, zwane rodzinami nuklearnymi, tworzą te  
podstawowe komórki. śyją one własnym Ŝyciem, tak Ŝe nawet krewni widują się  
rzadko i nawet bliscy sąsiedzi często się nie znają. W takich rodzinach  
kaŜda choroba staje się powaŜnym problemem, a wydarzenia losowe czy nawet  
potrzeba wyjazdu stwarzają sytuację bardzo trudną, bo rodziców nie ma kto  
zastąpić. 
  Społeczeństwo składa się z tych małych komórek, gdyby je jednak  
narysować, powstałby nie schemat zbliŜony do plastra miodu, gdzie jedna  
komórka ściśle przylega do drugiej, ale raczej szereg małych kółek, między  
nimi zaś wolna przestrzeń międzykomórkowa, a w niej pojedyncze punkty  
obrazujące osoby samotne. Osoby te nie naleŜą do rodzin nuklearnych, nie  
naleŜą do Ŝadnej komórki, zostają "między". Od dawna mówi się o powołaniu  
do stanu duchownego, w ostatnim czasie pisze się teŜ wiele o powołaniu do  
małŜeństwa i rodzicielstwa. Powołania te związane są z określonymi  
zadaniami, a są to zadania waŜne i zaszczytne, w społeczeństwie niezbędne.  
Podejmują je liczni ludzie z większą lub mniejszą świadomością, co nie  
zmienia świętości ich powołania i znaczenia tych zadań. A co z samotnymi?  
CzyŜby dla nich zabrakło powołania? CzyŜby nie było dla nich zadania  
waŜnego, a jedynym obowiązkiem stało się dbanie o siebie i praca zawodowa,  
którą podejmują przecieŜ takŜe ludzie zakładający rodziny? 
  Są ludzie samotni nie wiąŜący się z nikim z egoizmu, z chęci wygody i  
niepodejmowania odpowiedzialności za innych, ale są i tacy, którzy zostali  
w tę sytuację wtrąceni jakby przypadkiem. Nie odczuli powołania do stanu  
duchownego, a współmałŜonka utracili lub nie znaleźli go z powodu  
nieszczęśliwej miłości, porzucenia, czy innego zbiegu okoliczności albo teŜ  
z róŜnych względów zdecydowali się na Ŝycie samotne. Czy naprawdę ta  
sytuacja jest wynikiem przypadku czyniącego ich niepotrzebnymi czy teŜ jest  
w niej jakiś sens, znak innego waŜnego powołania? 
  Nazywając rodzinę podstawową komórką społeczną porównuje się ją do  
komórki Ŝywego organizmu. Komórka jest częścią ciała - to jedna analogia.  
Komórka jest oddzielona od innych komórek - to analogia druga. Choć  
współdziałanie komórek jest konieczne do Ŝycia organizmu, to ich  
oddzielenie jest niezbędne do Ŝycia wewnętrznego komórki. Podobnie pewna  
izolacja jest niezbędna dla rodziny. Choć rodzina nie powinna egoistycznie  
zamykać się, jednak pewna intymność Ŝycia jest dla pełnionych przez nią  
zadań niezbędna. I mimo Ŝe w skrajnych sytuacjach, np. jakiegoś wypadku,  
obcy człowiek ma pierwszeństwo przed potrzebami rodziny, to jednak na ogół  
porządek miłości kaŜe się zająć przede wszystkim tymi, za których się  
odpowiada szczególnie, a więc współmałŜonkiem i dziećmi. Negatywnie  
oceniana byłaby matka troszcząca się o innych, a zaniedbująca własne  

background image

dzieci. Nawet widząc pilne potrzeby innych, często nie moŜe na nie  
odpowiedzieć i będąc związana obowiązkami wobec własnego domu, jest nieraz  
dla innych niedostępna. Jest to naturalne, ale jednocześnie prowadzi do  
pewnej izolacji rodzin, poczucia ich osamotnienia, a nawet zagubienia. 
  Na szczęście społeczeństwo nie jest zbudowane z komórek ściśle  
przystających - jak plaster miodu. Jest między nimi przestrzeń  
międzykomórkowa, a w niej ludzie samotni, którzy nie związani obowiązkami  
wobec własnej małej rodziny, są dostępni dla innych, przełamując izolację  
komórek i spajając je między sobą. 
  To te właśnie osoby podtrzymują więź rodzin duŜych, jadąc na wesele czy  
pogrzeb, gdy rodzice małych dzieci nie mogą wyruszyć z domu; to one zajmują  
się starszymi członkami rodziny, odwiedzają krewnych i przyjaciół w  
odległych osiedlach i miejscowościach. To one znajdują czas na  
korespondencję, poŜyczają rodzeństwu pieniądze, trzymają do chrztu licznych  
siostrzeńców i bratanków, kupują prezenty. To one biorą dni z urlopu, Ŝeby  
pomóc przy niemowlęciu czy w chorobie, opiekują się dziećmi, by ich rodzice  
mogli razem wyjść lub wyjechać - przez co podtrzymują trwałość ich  
małŜeństwa. To do nich zwracają się wszyscy w sytuacjach rozmaitych awarii.  
To one są wiecznie zajęte, bo "przecieŜ mają więcej czasu". 
  Nie przypadek wtrącił je więc w samotność, to stanęło przed nimi  
powołanie dostępności dla innych. Powołanie trudne do rozpoznania, bo nie  
rozpoczynające się od uroczystego momentu ślubu, czy ślubów zakonnych,  
który - choćby potem drogo opłacony - jest przecieŜ radosny, i w którym  
jest się osobą najwaŜniejszą. Powołanie nie łączące się z takim szacunkiem  
społecznym, jak macierzyństwo czy kapłaństwo, nie opisywane w poezji, nie  
ośpiewane w piosenkach, często nie doceniane przez otoczenie. Wiele więc  
osób nie rozpoznaje go i kiedy słyszy wołanie o pomoc, nie bierze go do  
siebie. 
  Małe dziecko zajmuje się tylko sobą, innych kocha, bo ich potrzebuje. Z  
czasem uczy się kochać innych dla nich samych, co świadczy o większej  
dojrzałości. Bezpośrednie obowiązki rodzinne skłaniają do zwrócenia się ku  
innym, ułatwiają więc tworzenie się postaw altruistycznych i są okazją do  
rozwoju. Człowiek, który tych obowiązków nie ma, jeśli nie podejmie  
powołania dostępności, moŜe zatrzymać się w rozwoju w pewnym sensie  
dziecinniejąc, bo zajmuje się tylko sobą - jak małe dziecko. 
  Są jednak tacy, którzy potrafią odpowiedzieć na to powołanie moŜe  
najtrudniejsze, bo nie przynoszące bezpośrednich satysfakcji i  
pozostawiające na drugim planie. Spełniają w społeczeństwie niezmiernie  
waŜną rolę, będąc spoiwem małych grupek, stanowiąc pomost między nimi i  
wspierając je. Potrafią cieszyć się cudzymi osiągnięciami, kochać nie swoje  
dzieci, troszczyć się o sprawy nie własne i smucić troskami innych. Jak  
Samuel, który wielokrotnie wstawał na głos BoŜy wśród nocy myśląc, Ŝe to  
stary Heli go woła, umieją usłyszeć wołanie BoŜe w głosach otaczających ich  
ludzi i odpowiadają jak Prorok: "Mów, Panie" (1 Krl 3, 10). 
   
   
   
   
  Apokryf o Febe z Kenchr 
   
  Około 59 roku po narodzeniu Chrystusa św. Paweł, pod koniec swojej  

background image

trzeciej podróŜy misyjnej, napisał list do Rzymian. List ten dostarczyła  
najprawdopodobniej Febe, chrześcijanka z korynckiego portu Kenchry (por.  
Wstęp do Listu do Rzymian). "Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę  
Kościoła w Kenchrach. Przyjmijcie ją w Panu tak, jak się świętych winno  
przyjmować. Wesprzyjcie ją w kaŜdej sprawie, w której pomocy waszej będzie  
potrzebowała. I ona bowiem wspierała wielu, a takŜe i mnie samego" (Rz 16,  
1-2) - pisał o niej Apostoł. 
  Pytałam biblistów, czy wiadomo o Febe coś więcej - ale nie - wiemy o niej  
tylko tyle. MoŜemy się jednak domyślać, Ŝe posiadała wielki szacunek i  
zaufanie św. Pawła, skoro prosił o pomoc dla niej "w kaŜdej sprawie".  
MoŜemy się teŜ domyślać, Ŝe była kobietą samodzielną, skoro wybrała się w  
daleką podróŜ do Rzymu, i Ŝe nie miała obowiązków względem własnej rodziny,  
w przeciwnym bowiem razie nie mogłaby się podjąć zadania przewiezienia  
listu. Była więc, jak by się dziś powiedziało, osobą dyspozycyjną. MoŜemy  
teŜ z tych krótkich zdań wnosić, Ŝe wiele dobrego robiła w Kenchrach, a  
zapewne potem w Rzymie. Skoro tak mogła rozporządzać swoim czasem,  
widocznie nie miała męŜa i dzieci, w odpowiedniej rubryce kwestionariusza  
wpisałaby dziś: stan cywilny - wolny. Była więc Febe wolna i "wspierająca  
wielu". 
  Prowadziłam z grupą swoich studentów dość obszerne badania psychologiczne  
wśród róŜnych grup kobiet. Okazało się, Ŝe pod względem neurotyczności,  
kobiety niezamęŜne lokowały się pośrodku między męŜatkami zadowolonymi i  
niezadowolonymi. Nie moŜna się dziwić, Ŝe kobiety niezadowolone z  
małŜeństwa miały wyŜszą neurotyczność - ale nie o tym chcę teraz pisać.  
Zastanawiające było właśnie to pośrednie miejsce kobiet niezamęŜnych i ono  
skłoniło mnie do sprawdzenia, czy i tej grupy kobiet nie naleŜy badać w  
podziale na zadowolone i niezadowolone z Ŝycia. Tak teŜ okazało się  
istotnie. Kobiety niezamęŜne, zróŜnicowane z punktu widzenia akceptacji  
swojej sytuacji Ŝyciowej, były takŜe bardzo róŜne pod względem  
neurotyczności. 
  Okazało się, Ŝe nie stan cywilny ma tu znaczenie, ale ocena własnego  
Ŝ

ycia. Kobiety niezamęŜne zadowolone były zrównowaŜone emocjonalnie,  

kobiety niezadowolone były niezrównowaŜone. Prawdę mówiąc, neurotyczność i  
niezrównowaŜenie w obiegowych opiniach bardzo często przypisuje się osobom  
samotnym, które nie posiadając własnej rodziny, mogą się czuć pokrzywdzone  
przez los. Oczywiście, bywa tak nieraz. Dlaczego jednak część kobiet  
niezamęŜnych była doskonale zrównowaŜona, a w kontaktach z ludźmi ufna i  
spokojna? To było kolejne pytanie moich badań. 
  Analiza wyników pokazała, Ŝe kobiety zrównowaŜone i niezrównowaŜone nie  
róŜniły się między sobą pod względem sytuacji rodzinnej, to znaczy tego,  
czy mieszkały same czy teŜ z rodzicami lub rodzeństwem. Wszystkie teŜ  
pracowały zawodowo. RóŜniły się jednak w sposób zasadniczy pod wieloma  
innymi względami. RóŜnice dotyczyły przede wszystkim nastawienia wobec  
otoczenia. 
  Kobiety zrównowaŜone za szczególnie waŜne uwaŜały Ŝyczliwość dla ludzi,  
posiadanie przyjaciół, poczucie, Ŝe jest się komuś potrzebnym i to  
niekoniecznie najbliŜszym. To nastawienie prospołeczne dotyczyło nie tylko  
deklarowanych opinii, ale wyraŜało się w konkretnych działaniach, jak np.  
róŜnego rodzaju prace społeczne, opieka nad chorymi (obcymi lub z rodziny),  
opieka nad dziećmi, czynne zaangaŜowanie w pracy zawodowej, dbanie o  
bliskie więzy z rodziną, włączenie w sprawy duszpasterstwa. 

background image

  Streszczając te wyniki moŜna powiedzieć, Ŝe to, czym róŜniły się kobiety  
niezamęŜne zadowolone i niezadowolone, było zaangaŜowanie społeczne.  
Kobiety zadowolone (a zarazem bardziej zrównowaŜone) były to te, które  
podejmowały róŜne zadania: wobec rodziców i dalszych krewnych, w pracy  
zawodowej, w Kościele i w organizacjach społecznych. Były gotowe  
odpowiedzieć na wezwanie kierowane do nich przez rozmaite okoliczności,  
przyjmując je jak w pieśni o Abrahamie, słuŜącym swoim Tajemniczym Gościom:  
"nieprzypadkowo, nie bez powodu, przechodziliście dziś koło mnie". Swoją  
sytuację Ŝyciową, choćby zaistniała nie z ich wyboru, traktowały jako  
nieprzypadkową. 
  Osoby niezadowolone takŜe deklarowały nastawienie prospołeczne, ale  
rzadziej włączały się w konkretne zadania. Skoncentrowane na tym, czego w  
ich Ŝyciu zabrakło, nie umiały zainteresować się sprawami innych. MoŜna  
więc sądzić, Ŝe uzewnętrznienie swoich postaw altruistycznych w konkretnym  
działaniu dla kogoś jest koniecznym warunkiem rozwoju osobowości, a zarazem  
zadowolenia z Ŝycia. Szczęście bowiem nie jest wynikiem szukania  
przyjemności jako celów samych w sobie, ale jakby produktem ubocznym  
wytrwałego dąŜenia i osiągania wartościowych celów. 
  Kobieta będąca Ŝoną i matką teŜ słuŜy swoim bliskim i narodowi, ale w  
sytuacjach wezwań nagłych i specjalnych, nie zawsze moŜe na nie  
odpowiedzieć. Jej pierwszym obowiązkiem jest opieka nad dziećmi, pomoc  
współmałŜonkowi i po prostu obecność w rodzinie. Gdyby wszystkie kobiety  
musiały wypełniać takie obowiązki, powstałaby w społeczeństwie tragiczna  
luka: sytuacje, na które nie miałby kto odpowiedzieć. 
  Na szczęście, są teŜ kobiety wolne i "wspierające wielu", jak Febe z  
Kenchr, Teresa z Kielc czy Tunia z Warszawy. Zwykle niewiele o nich  
wiadomo; tyle, ile powiedział św. Paweł: "Przyjmijcie ją w Panu tak, jak  
się świętych winno przyjmować". 
   
   
   
   
  Febe wspierająca wielu 
   
  Po przeczytaniu tekstu o Febe z Kenchr powiedziała mi pewna Czytelniczka,  
Ŝ

e bardzo wiele jest osób, które nie załoŜyły rodziny albo mają juŜ dzieci  

odchowane, albo nie pracują juŜ zawodowo, a w kaŜdym razie takich, które  
chętnie pomogłyby innym, potrzebującym tej pomocy, ale nie wiedzą, jak się  
do tego zabrać. Prosiła, Ŝeby o tym napisać. 
  Rzeczywiście, jeśli w którejś z gazet pojawi się artykuł opisujący jakieś  
konkretne, jednostkowe wydarzenie dotyczące osoby chorej, opuszczonego  
dziecka itp. zwykle tyle osób zgłasza się z pomocą, Ŝe redakcja musi prosić  
o przestanie nadsyłania listów. MoŜna to chyba rozumieć w ten sposób, Ŝe  
duŜo jest ludzi ofiarnych. Zamknięci jednak w komórkach swoich mieszkań nie  
wiedzą często, co się dzieje obok. MoŜe jest to samoobrona, bo są rzeczy, z  
którymi gdy się zetknie, trudno juŜ pozostać obojętnym? MoŜe brak wyobraźni  
albo po prostu nieśmiałość? 
  W niektórych wypadkach moŜna się przyłączyć do istniejących juŜ grup  
samopomocy rodzin, opieki nad chorymi czy komitetów charytatywnych. MoŜna  
na pewno dowiedzieć się od proboszcza, czy coś takiego jest w parafii.  
Związanie się, z jakąś grupą ułatwia czynne zaangaŜowanie dla innych, a  

background image

jednocześnie daje oparcie psychiczne - tak potrzebne kaŜdemu człowiekowi.  
Bywa teŜ, Ŝe instytucja, w której się pracuje, jest miejscem, gdzie ludzie  
czekają na bliŜsze i serdeczniejsze zwrócenie się do nich; problem tylko w  
dostrzeŜeniu ich spraw. 
  MoŜna teŜ zupełnie samemu poszukać ludzi, którym urzędowa pomoc nie  
naleŜy się, albo do których nikt nie dotarł. Takich, którym nie odmówiłoby  
się pomocy, gdyby poprosili, ale oni nie wiedzą, kogo prosić, albo prosić  
się wstydzą albo nie wiedzą, Ŝe ktoś chciałby taką prośbę spełnić, lub nie  
przychodzi im w ogóle na myśl, Ŝe nie są tak całkiem samotni, bo jest ktoś,  
kto chciałby im pomóc, tylko nie odwaŜył się jeszcze na pierwszy krok.  
MoŜna nauczyć się patrzeć w ten specjalny sposób, który pozwala dostrzec  
róŜne niespodziewane rzeczy, nieraz całkiem blisko. 
  Zacząć moŜna bardzo skromnie - od przejrzenia w myśli swoich krewnych i  
znajomych mieszkających w pobliŜu. MoŜe ktoś z nich ma grypę - to Ŝadne  
nieszczęście, ale na kilka dni kataklizm, gdy nie ma się kto zająć domem.  
MoŜe ktoś z nich jest stary i bardzo ucieszyłaby go niespodziewana wizyta i  
kwiaty, których dawno juŜ nie dostał. MoŜe wśród nich jest dziecko, któremu  
nie ma kto czytać głośno i którego nikt nie zabiera do teatru lalek? MoŜe  
jest wśród nich kobieta ani stara ani chora, a przeciwnie - bardzo sprawna  
i dzielna, i bardzo juŜ tą dzielnością zmęczona, bo nikomu nie przychodzi  
do głowy, Ŝeby jej w czymś ulŜyć lub zaproponować krótki wypoczynek. A moŜe  
jest ktoś po prostu smutny? 
  Jeśli nikt z rodziny nie mieszka w pobliŜu, moŜna pomyśleć o bardziej  
oddalonych. Czy nikt z nich nie czuje się opuszczony? MoŜe czyjeś dzieci  
wyemigrowały, moŜe ktoś stracił bliską osobę i warto by napisać do niego  
list, wysłać paczkę, zaprosić na święta, odwiedzić? 
  Kiedy skończymy listę krewniaków, moŜemy się zabrać do sąsiadów. MoŜe  
ktoś w pobliŜu jest chory i samotny? MoŜe ktoś ucieszyłby się z  
przeczytanych czasopism, które trudno dostać? MoŜe któregoś dziecka  
podejrzanie długo nikt nie woła z podwórka? MoŜe małŜeństwo, które nigdy  
nie moŜe wyjść razem, bo nie ma z kim zostawić dzieci, byłoby  
uszczęśliwione, gdyby sąsiadka przyszła do nich raz w tygodniu? MoŜe w  
bloku mieszka ktoś, kto w ogóle nie moŜe opuszczać mieszkania? Warto teŜ  
bacznie przyjrzeć się dzieciom bawiącym się przed oknami. Jeśli któreś  
często ma smutną buzię, dobrze byłoby z nim porozmawiać i dowiedzieć się, w  
czym rzecz. RóŜne niespodziewane rzeczy moŜna dostrzec całkiem blisko. 
  Jeśli jednak naprawdę mamy to szczęście, Ŝe wszyscy nasi krewni i  
sąsiedzi Ŝyją w kwitnącym zdrowiu i radości, moŜemy się odwaŜyć na bardziej  
niebezpieczne wypady. Niebezpieczne, bo bardziej zobowiązujące. W ksiąŜce  
telefonicznej moŜna znaleźć adresy róŜnych domów, np. domów opieki  
społecznej. MoŜna tam pójść i zapytać, kogo z mieszkańców nikt nie  
odwiedza. Są teŜ zakłady dla dzieci specjalnej troski, na które nikt nie  
chce patrzeć, i smutne domy rencistów, a wszędzie ludzie potrzebujący. 
  MoŜna teŜ zajść do domu dziecka, ale takie odwiedziny mogą mieć powaŜne  
konsekwencje. Teresa jest osobą samotną. Zajrzała do domu dziecka i  
zainteresowała się dziewczynką, którą postanowiła wziąć na stałe, ale wtedy  
okazało się, Ŝe dziewczynka ma siostrę - wzięła więc obie. Pisze się to  
prosto: wzięła, w rzeczywistości musiała przezwycięŜyć bardzo wiele  
trudności. A kiedy zaczął się kryzys i wszystkim zrobiło się bardzo trudno,  
zastanawiałam się, czy czasem nie Ŝałuje swojej decyzji. A Teresa dzwoni do  
mnie i mówi, Ŝe tak jest teraz cięŜko, Ŝe gdyby nie miała swoich dwóch  

background image

słoneczek, to nie wie, jak by przeŜyła. 
  MoŜna teŜ zrobić całkiem inaczej. Jeśli nie jest się zbyt pewnym siebie i  
obawia się portierów, sekretarek i innych osób gotowych zwymyślać - zanim  
dowiedzą się, o co chodzi - dobrze będzie poszukać w myśli osoby o podobnym  
do siebie samej połoŜeniu. MoŜe jest wśród znajomych ktoś, kto teŜ chętnie  
pomógłby innym. MoŜe na razie nie przyszło mu to do głowy albo takŜe nie  
wie, od czego zacząć, ale przyłączy się do propozycji, Ŝeby wybrać się  
razem gdzieś, gdzie ludzie na was czekają, choć jeszcze nie wiedzą, Ŝe to  
właśnie wy do nich przyjdziecie. 
  A kiedy się raz zacznie, sytuacja odwraca się bardzo szybko. Jest się  
otoczonym morzem spraw i bardzo potrzebnym wielu ludziom. 
   
   
   
  Febe potrzebująca wsparcia 
   
  Choć człowiek najpełniej realizuje się będąc "dla kogoś", sam teŜ  
potrzebuje innych. KaŜdy przeŜywa czasem chwile trudne; chce, by jego  
starania były dostrzegane; potrzebuje troski innych. Rodzina zaspokaja, a w  
kaŜdym razie ma moŜliwości zaspokojenia tych potrzeb. Inaczej z ludźmi nie  
mającymi rodziny - choć sami często pomagają innym, nieraz brak im pomocy;  
co więcej - spotykają się z licznymi uprzedzeniami. 
  Uprzedzenie polega na przypisywaniu identycznych cech wszystkim osobom  
naleŜącym do danej grupy, bez uwzględniania istniejących w rzeczywistości  
róŜnic. Uprzedzenia nie opierają się na rzetelnej wiedzy i doświadczeniu,  
ale na stereotypowych opiniach (przekazywanych w rozmowach, dowcipach i  
ś

rodkach masowego oddziaływania), powodujących negatywne nastawienia  

emocjonalne. 
  Uprzedzenia odnoszą się zwykle do grup osób innych pod względem rasy,  
wyznania czy sytuacji społecznej. Przyczynami uprzedzeń są najczęściej:  
rywalizacja, konformistyczne przejmowanie obiegowych opinii lub okazja do  
wyładowania agresji, której nie śmiałoby się ujawnić w stosunku do innych  
osób. W ten sposób grupy będące przedmiotem uprzedzeń stają się kozłami  
ofiarnymi, o których moŜna bezkarnie źle mówić, wyśmiewać, czynić obiektem  
niewybrednych Ŝartów itp. Ludzie o osobowościach sztywnych, konwencjonalni,  
podejrzliwi i skłonni do karania, szczególnie często posługują się  
uprzedzeniami. 
  W naszym społeczeństwie nierzadko przedmiotem uprzedzeń są osoby samotne,  
zwłaszcza kobiety. Prowadziłam kiedyś badania, w których respondenci  
proszeni byli o ocenę poziomu znerwicowania określonych grup kobiecych.  
Osoby badane uwaŜały najczęściej, Ŝe najbardziej znerwicowane są kobiety  
niezamęŜne. Badania testowe tych grup kobiecych nie potwierdzają takiej  
opinii, a więc nie jest ona uzasadniona faktami, lecz tylko stereotypowymi  
przeświadczeniami. Jest to właśnie przykład uprzedzenia: "Wiadomo, Ŝe one  
takie są". 
  Uprzedzenia odnoszone są do całych grup, nie przyznając ich członkom  
prawa, by traktowano ich jako jednostki posiadające swoje własne,  
indywidualne cechy. Kobiety niezamęŜne - jak wszyscy inni ludzie - mają  
cechy pozytywne i negatywne. Jest jednak rzeczą obraźliwą przypisywanie im  
pewnych stereotypowych cech negatywnych z góry i szablonowo. 
  Niestety, często tak się właśnie dzieje, a sprawę pogarszają jeszcze  

background image

niektóre publikacje, które chcąc dowartościować macierzyństwo, piszą np.,  
Ŝ

e jest ono "niezbędnym wykończeniem rozwoju somatycznego i psychicznego  

kobiety". Choć takie twierdzenie nie jest uzasadnione, i stanowi jedynie  
wyraz stereotypu myślowego autora, budzić moŜe wątpliwości co do wartości  
osób "niewykończonych". 
  Teoretycznie biorąc, kobiety mogłyby się tym nie przejmować, jednakŜe  
częste stykanie się z uprzedzeniami powoduje poczucie bezradności i  
bezsilności, co prowadzi z kolei do obniŜenia samopoczucia i izolowania się  
od innych ludzi. 
  "KtóŜ będzie o mnie dbał, jeśli ja sama o siebie nie zadbam. To jest  
chyba właściwa dla mnie dewiza Ŝyciowa" - mówi Brygida w powieści Marii  
Kruger. MoŜe w pierwszej chwili zdanie to wydaje się bardzo egoistyczne,  
zresztą świetnie pasuje do stereotypu: "Osoby samotne myślą tylko o sobie".  
Ale tak naprawdę: kto zadba o Brygidę? 
  Często nie ma kto dbać o kobiety niezamęŜne, choć niejednokrotnie  
korzysta się z ich pomocy: "PrzecieŜ mają duŜo czasu", a nawet ich  
pieniędzy: "PrzecieŜ mają całą pensję tylko dla siebie", nieraz zapomina  
się o ich potrzebach. Dzieje się tak właśnie na skutek uprzedzeń, ale takŜe  
dlatego, Ŝe w następstwie traktowania wynikającego z uprzedzeń, kobiety  
często same się wycofują. Powstaje wtedy sprzęŜenie zwrotne: skutek staje  
się przyczyną. 
  W kraju Muminków Ŝył raz Maciupek. Mieszkał w małym domku zupełnie sam.  
Na dworze spacerowały Paszczaki i Filifionki, wszędzie zamykano drzwi i  
zapalano lampy, a małe stworzonka pocieszały się wzajemnie. Lecz kto  
pocieszy Maciupka? Maciupek znalazł kiedyś nad morzem muszlę białą i  
gładką, ale co po muszli, jeśli nie ma jej komu pokazać? Maciupek był  
bardzo nieśmiały i tak wciąŜ się chował, Ŝe stał się prawie niewidzialny,  
więc nikt nie mógł go pocieszyć ani powiedzieć mu: "Jeśli od wszystkich  
będziesz uciekał, nigdy nie znajdziesz przyjaciela". 
  Historia o Maciupku kończy się happy endem. Maciupek spotkał stworzonko  
jeszcze bardziej od niego przestraszone, a gdy biegł mu na pomoc, przestał  
się chować. Wtedy wszystkie Paszczaki, Mimble i Filifionki zauwaŜyły go i  
zaczęły serdecznie pozdrawiać. 
  Myślę, Ŝe z tej bajki płynie morał i dla Maciupków i dla Paszczaków,  
którzy zajęci swoimi sprawami, długo nie dostrzegali Maciupka. 
   
  śycie rodzinne 
   
  Rozmowy rodzinne 
   
  W socjologii i psychologii istnieją róŜne definicje małych grup, czyli  
zespołów ludzi związanych wspólnym celem i wzajemnymi relacjami, w  
przeciwieństwie do przypadkowych zbiorów. Na uŜytek psychologii domowej  
wystarczy wymienić jedną charakterystyczną cechę małej grupy: rozmowę. To  
ona zbiór obcych ludzi przemienia w grupę. Na przykład parę osób siedzących  
w przedziale kolejowym nie stanowi grupy: staną się nią, gdy zainteresowane  
jakąś sprawą zaczną rozmawiać ze sobą. Wtedy kaŜda osoba nabiera swoistego  
znaczenia choćby takiego, Ŝe po wyjściu jednej z nich, inne odczuwają jej  
nieobecność. 
  Nie kaŜde posługiwanie się mową jest rozmową. Nie jest nią rozkaz wydany  
podwładnemu, jak w wojsku; nie jest nią informowanie, jak przez redaktora  

background image

telewizyjnego, choćby kokieteryjnie mówił o rozmowie ze słuchaczami; nie  
jest nią zamówienie skierowane do kelnera. Rozmowa wymaga wzajemnego  
kontaktu, wzajemnego słuchania i wymiany myśli. 
  Rodzina stanowi małą grupę społeczną, jeŜeli ze sobą rozmawia i, mimo  
wielości wspólnych spraw, nie jest wolna od niebezpieczeństwa zmieniania  
się w zbiór podobny do kolejki w sklepie, obcej sobie i sobą nie  
zainteresowanej - mimo wspólnego celu. Rodzina przestaje ze sobą rozmawiać  
nie tylko w tzw. ciche dni, kiedy małŜonkowie starają się wzajemnie ukarać  
milczeniem, stwarzając sytuację szczególnie niebezpieczną dla swego  
szczęścia małŜeńskiego. Rodzina przestaje teŜ rozmawiać, gdy rodzice w  
stosunku do dzieci ograniczają się do wydawania poleceń, nie znajdując  
czasu na słuchanie. Przestaje rozmawiać, gdy wymienia tylko bieŜące  
informacje dotyczące spraw organizacyjnych, typu: "Wrócę późno", "Masło w  
lodówce", "Oddałam buty do szewca". Nie rozmawia teŜ siedząc obok siebie w  
półmroku i w milczeniu wpatrzona w telewizor. 
  Im więcej jest takich sytuacji, im mniej rozmowy, tym bardziej rodzina  
zmienia się z grupy społecznej w ludzi obcych, a dom coraz bardziej  
przypomina hotel. Przeciwnie - rozmowa zwiększa spójność rodziny, pogłębia  
wzajemny związek jej członków, daje poczucie bliskości i bezpieczeństwa.  
Niestety, na rozmowy często brak czasu i miejsca, a wreszcie - wskutek  
odzwyczajenia się - brak wspólnych tematów. Mieszkania są nadmiernie  
zagęszczone i hałaśliwe, a wszyscy spieszą się do pracy, do szkoły, na  
róŜne zajęcia dodatkowe. Wszystko to w dodatku odbywa się dla kaŜdego z  
członków rodziny w innych godzinach. KaŜdy ma swoje sprawy i poczucie, Ŝe  
jeśli oderwie się od nich nawet na krótko, nie nadrobi straconych chwil.  
Wydaje się więc, Ŝe nie ma gdzie i kiedy rozmawiać, a w końcu nie ma i o  
czym, bo jest to sytuacja typowa, Ŝe gdy spotkamy kogoś po długim  
niewidzeniu, nie wiemy, od czego zacząć. JeŜeli jednak znaczenie rozmowy  
docenia się, moŜna wszystko jakoś zorganizować. 
  Zacznijmy od miejsca. Wbrew pozorom, układ przestrzenny ma tu ogromne  
znaczenie, np. trudno rozmawiać z kimś odległym o kilkanaście metrów,  
choćby się nawet słyszało jego słowa. Te nadmierne odległości w obecnych  
warunkach raczej nie groŜą, ale często mieszkania meblowane są w sposób  
utrudniający rozmowę. By ze sobą rozmawiać, trzeba się wzajemnie widzieć,  
siedzenie więc rzędem na kanapie, zwykle ustawionej naprzeciwko telewizora,  
rozmowę utrudnia. Najwygodniej gawędzi się siedząc dookoła stołu, przy  
którym moŜna teŜ zjeść. Stół więc tak duŜy, Ŝeby mogli przy nim usiąść  
wszyscy domownicy naraz, jest ogromnie waŜnym meblem i powinien znaleźć się  
w kaŜdym domu, nawet jeśli psuje nowoczesność wnętrza. Najwygodniej  
zresztą, jeśli stoi w kuchni, o ile tylko jej wielkość na to pozwala, bo w  
kuchni zwykle jada się na co dzień i kuchnia nie wyłącza z rozmowy osoby  
podającej i wykańczającej posiłek. 
  Im więcej posiłków uda się jadać wspólnie, tym więcej członkowie rodziny  
wiedzą o sobie i, co za tym idzie, tym bardziej interesują się wzajemnie  
swoimi sprawami. Wspólny posiłek jest najbardziej naturalnym i najlepszym  
czasem na rozmowę. Warto więc starać się o niego jak najczęściej, moŜe to  
np. być kolacja, jeśli obiady jada się w stołówce, a juŜ wprost koniecznie  
obiad niedzielny. 
  Często mówi się, Ŝe brak czasu na rozmowę. Te same jednak osoby, które to  
twierdzą, znają nieraz wszystkie filmy nadawane przez telewizję. Być moŜe  
więc jest to kwestia wyboru i ograniczając oglądanie telewizji moŜna  

background image

znaleźć trochę czasu na towarzystwo rodziny. Szczególnie szkodliwe wydaje  
się włączanie telewizora w czasie posiłków, co zmienia jadalnię w salę  
kinową, a grupę rodzinną w audytorium. To samo odnosi się do czasu, w  
którym przychodzą goście. Oczywiście, moŜna iść do kogoś specjalnie po to,  
by wspólnie obejrzeć jakiś program, ale chyba fatalnym obyczajem jest  
zagłuszanie rozmowy osób, które nieczęsto mają okazję do spotkania się,  
grającym telewizorem. 
  Innym sposobem wygospodarowania czasu na rozmowę jest wspólne gdzieś  
chodzenie. Pewno najcenniejszy jest tu rodzinny spacer, ale gdy brak czasu  
na specjalnie organizowaną przechadzkę, okazją do rozmowy moŜe być droga do  
przedszkola czy na religię, poszukiwania butów czy innych sprawunków,  
wymagających mierzenia przez dziecko. To juŜ nie jest kwestia czasu, tylko  
nastawienia psychicznego. Oczywiście, Ŝe gdy poszukiwanych butów nigdzie  
nie ma, humor psuje się coraz bardziej i zamiast rozmawiać z dzieckiem,  
coraz częściej pokrzykujemy na nie: "Pospiesz się!", "UwaŜaj, jak idziesz!"  
itp. Jest to reakcja zrozumiała, a przecieŜ co najmniej niemądra. Buty się  
przez to nie znajdą, a stracimy okazję do prawdziwego bycia z dzieckiem, o  
którą w dzisiejszym pośpiechu tak trudno. 
  Takich okazji, jak wspólne gdzieś z konieczności wyjście jest - gdy się  
zastanowić - sporo. Czasem jednak trzeba znaleźć na rozmowę czas specjalny,  
gdy nasza uwaga niczym nie rozproszona koncentruje się, choć na chwilę,  
wyłącznie na rozmówcy. Z dziećmi najlepiej się tak rozmawia, gdy leŜą w  
łóŜku, przed zaśnięciem. Ma to tę dodatkową zaletę, Ŝe miła rozmowa przed  
snem spełnia rolę relaksu i odpręŜenia, zapewniając lepszy wypoczynek  
nocny. Ze współmałŜonkiem dobrze jest teŜ organizować taki czas specjalny,  
gdy w domu zrobi się cisza, bo dzieci juŜ śpią, a "herbatka we dwoje, we  
dwoje herbatka" (jak mówi piosenka), pomoŜe w rozmowie nareszcie spokojnej  
i zbliŜającej. Czas specjalny potrzebny jest teŜ, choć niekiedy, na rozmowę  
ze starszymi rodzicami, teściami, dziadkami, którzy nawet jeśli mieszkają  
wspólnie, nieraz - szczególnie jeśli nie dosłyszą - mają poczucie  
wyobcowania i o waŜnych sprawach domowników dowiadują się przypadkiem.  
Bywa, Ŝe nie wiedzą, co robią i co myślą młodzi. Rozmawiać warto nie tylko  
ze względu na wychowanie dzieci, ale na kontakt kaŜdego z kaŜdym. WaŜne są  
rozmowy intymne w cztery oczy, a takŜe całego zespołu. Sprawy nabierają  
plastyczności i stają się ciekawe przez to, Ŝe widziane są inaczej przez  
dziadka, ojca i syna, i to uzupełniające się widzenie jest cenne dla  
wszystkich członków rodziny. 
  O czym rozmawiać? O wszystkim. O wydarzeniach bieŜących w szkole, w  
pracy, w domu i w kraju, ale takŜe na róŜne tematy specjalnie wybrane, np.  
o rodzinie. Dzieci często nie mają pojęcia, z jakich stron i jakich  
ś

rodowisk wywodzą się ich rodzice. Szczególną rolę w tych rozmowach mogą  

odegrać dziadkowie ukazujący korzenie rodziny. IleŜ ciekawych historii i  
anegdotek moŜna opowiedzieć o pradziadkach, a dzieci często nawet ich imion  
nie słyszały. MoŜna teŜ rozmawiać o historii w kontekście szerszym niŜ  
dzieje rodziny. Są to na ogół sprawy pasjonujące dzieci, które zdumiewają  
się tym, Ŝe np. kiedyś nie było telewizji, nie mówiąc juŜ o tym, jak mało  
wiedzą o sprawach narodu sprzed lat niedawnych, a nawet współczesnych. 
  Rozmawiać moŜna o cenach i wydatkach nie tylko, by ponarzekać, ale takŜe,  
Ŝ

eby dzieci orientowały się w sytuacji finansowej rodziny, co zapobiegnie  

wielu konfliktom, gdy dzieci będą chciały mieć rzeczy dla rodziny zbyt  
drogie. Rozmawiać moŜna o krewnych i znajomych, wśród których bywają ludzie  

background image

naprawdę bardzo ciekawi i warto o tym wiedzieć; moŜna rozmawiać o  
tajemnicach narodzin i śmierci, o spotkanych osobach cierpiących, o  
radosnych przykładach ludzkiej solidarności, o religii. Zainteresowanie  
rodziców sprawami wiary w kontekście Ŝycia codziennego jest najlepszym  
ś

wiadectwem wobec dzieci i stanowić moŜe waŜny element przygotowania do  

kolejnych sakramentów: Komunii św., bierzmowania i małŜeństwa. 
  Rozmawiać moŜna o tradycjach i przyszłości, o sprawach dalekich i  
bliskich. Trudno właściwie wymyślić, co nie moŜe lub nie powinno być  
przedmiotem rozmowy, jeŜeli zachowane będą dwa warunki: prawda i  
Ŝ

yczliwość. 

   
   
   
   
  Oswajanie czasu 
   
  Środki masowego przekazu pełne są haseł nawołujących do pośpiechu: zdąŜyć  
na czas, wykonać przed terminem, walka z czasem? W domu teŜ ta nieustanna  
walka z czasem - jak się ze wszystkim uporać, skoro kaŜda rzecz urasta do  
problemu? 
  Więc pędzimy zdyszani goniąc czas, a im szybciej biegniemy, tym szybciej  
ucieka. Ucieka nie oglądając się na nas i jest mu wszystko jedno, czy goni  
go bardzo waŜny działacz, czy zwykła gospodyni domowa, nawet dziecko. 
  Kiedy mój Janeczek był zupełnie malutki, kładłam go na tapczanie tak,  
Ŝ

eby widział cienie liści, które za oknem kołysały się w słońcu. Bardzo mu  

się podobały i długo potrafił się w nie wpatrywać. Małe dzieci mają duŜo  
czasu, umieją się zachwycać cieniem liścia, ptakiem, kamyczkiem czy własną  
rączką. Ale gdy tylko troszkę podrosną, uczymy je pośpiechu: "Chodź  
szybciej, bo się spóźnimy; kładź prędzej buty, bo nie zdąŜymy". "Zobaczymy,  
kto dziś najszybciej zje obiadek" - ogłasza pani przedszkolanka. "Rób  
prędko lekcje" - ponagla mama. "Czemu się gapisz" - woła tata. Dziwna  
rzecz, Ŝe dzieci poszturchiwane naszymi rozkazami, choć spieszą się, jakby  
coraz mniej mogły zdąŜyć. Czas zaczyna przed nimi uciekać jak młody pies,  
który biegnie, gdy tylko zacząć się z nim gonić. 
  Wszyscy na skutek tego pośpiechu jesteśmy coraz bardziej zmęczeni i  
zdenerwowani; zachowanie staje się chaotyczne, a kontakty z ludźmi  
powierzchowne. Widujemy wprawdzie ludzi i mijamy ich, ale brak czasu na  
prawdziwy kontakt. Spotykam na ulicy koleŜankę: "Cześć, dawno cię nie  
widziałam?" Dawno? MoŜe niedawno? - ale co za róŜnica, skoro "Człowiek taki  
zalatany, Ŝe nawet pogadać nie ma czasu i nawet nie wiem, czy słuchałaś  
tego, co mówiłam". Wpadam po coś do sąsiadki, która prosi: "Wejdź na  
chwilę". Niestety, nie mam czasu, stojąc więc w progu informujemy się  
nerwowo o tym, o czym obie wiemy równie dobrze: jak trudno ze wszystkim  
zdąŜyć. PrzyjeŜdŜają krewni z odległego miasta - co, tylko na parę godzin?  
Jaka szkoda, jakie to okropne, Ŝe na tak krótko; doprawdy, bardzo mi  
przykro. 
  Dzieje się tak dlatego, Ŝe czasu naprawdę nie moŜna dogonić. Jak  
płochliwe dzikie zwierzę porywa się do biegu, gdy tylko zaczynamy go  
ś

cigać, i zawsze jest szybszy. A skoro i tak jest szybszy, nie warto go  

gonić. Lepiej spróbować go oswoić - nauczyć się z nim Ŝyć. Dzikiego  
zwierzęcia nie oswaja się biegnąc za nim. JeŜeli chcemy się z nim  

background image

zaprzyjaźnić, trzeba się wyzbyć gwałtownych ruchów i krzyków, a przede  
wszystkim uspokoić wewnętrznie. Człowiek wyciszony wewnętrznie, spokojny,  
moŜe jak święty Franciszek rozmawiać z dzikimi zwierzętami. Czas dla  
takiego się zatrzymuje i zamiast uciekać, wiernie mu towarzyszy. 
  Wszystko wtedy układa się inaczej. Spotykam koleŜankę - pięć minut  
nerwowego narzekania. Właściwie nic nie przekazałyśmy sobie. Dlaczego?  
Trzeba najpierw zrozumieć siebie: dlaczego się spieszę i jestem  
zdenerwowana. RóŜne mogą być powody: w pracy trudna sytuacja, nie kupiłam  
tego, co chciałam, spieszę się do dzieci. Teraz juŜ wiem, ale czy to  
naprawdę przeszkadza w rozmowie? JuŜ i tak nic nie kupię, a myślenie o  
dzieciach nie zmieni ich sytuacji. A więc te same pięć minut, przeznaczone  
na omawianie swojego pośpiechu, mogę oszczędzić dla osoby spotkanej. Czas  
ten sam, ale juŜ nie podzielony między róŜne sprawy, cały dla niej. 
  Wchodzę do sąsiadki. Te same piętnaście minut, ale nie przestane w progu  
przy certowaniu się - wejść, czy nie wejść. Wchodzę, zdejmuję płaszcz,  
siadam. Piętnaście minut skoncentrowane na niej. Ten sam czas, ale zupełnie  
innej jakości. PrzyjeŜdŜają krewni na parę godzin. Przy takiej ilości  
obowiązków znaleźli dla nas aŜ parę godzin! Jakie to wspaniałe i radosne. 
  Ludzie, którzy byli na audiencji u Ojca Świętego Jana Pawła II opowiadają  
nieraz, Ŝe PapieŜ z nimi rozmawiał. MoŜna by wątpić, czy to moŜliwe - w  
tłumie, krzyku, wśród setek przepychających się osób. A jednak tak jest  
rzeczywiście, bo ten moment - jedno czy dwa zdania PapieŜa przy całkowitej  
koncentracji rozmówcy - daje poczucie kontaktu prawdziwego, choć oczywiście  
krótkiego. 
  Przy oswajaniu czasu najwaŜniejsze jest wewnętrzne rozluźnienie, a  
jednocześnie skoncentrowanie tylko na tym, co się właśnie robi. "Jedz  
prędzej, bo nie zdąŜysz" - mówimy do dziecka i jego ruchy stają się  
chaotyczne, myśląc o swoim pośpiechu zaczyna rozlewać i grymasić. Nie! Nie  
myśl o tym, co masz robić za chwilę. Teraz jedz, jaka to miła rzecz  
jedzenie, smaczne jedzenie, w towarzystwie rodziców. Jak zgrabnie działają  
małe rączki, skoncentrowane na tej czynności. 
  Teraz. Teraz myślę tylko o tobie, bo z tobą rozmawiam. Nic nie pomoŜe  
innym ludziom czy innym sprawom, Ŝe będę o nich myśleć jednocześnie.  
Spokojna, a więc wszystko spraw niej wykonuję. Spokojna, a więc dostępna  
dla innych. Widziałyśmy się niedawno? Tak, przecieŜ byłyśmy wyłącznie dla  
siebie przez całe dziesięć minut. Czas juŜ nie ucieka. Idzie przy nas  
spokojnie. Nie spieszymy się, ale moŜemy zdąŜyć duŜo więcej. 
  Oczywiście, prócz uspokojenia i koncentracji właściwa organizacja czasu  
teŜ ma znaczenie. Warto rano przemyśleć sobie, co chce się zrobić danego  
dnia, w jakiej kolejności. MoŜna zrobić podobny plan na tydzień i zanotować  
go. Tym, którzy martwią się, Ŝe z niczym nie mogą zdąŜyć, radziłabym  
notować teŜ to, co się zrobiło. Działa to bardzo pokrzepiająco, bo okazuje  
się, Ŝe jednak nie nic: wykonana praca zlecona, ugotowane siedem obiadów,  
opowiedziane dziecku siedem bajek, przeczytany artykuł w "Gościu  
Niedzielnym", itd. 
  Przeczytany? A czyŜ ja mam czas czytać, moŜe ktoś powie. A jednak.  
PrzecieŜ musimy stać w kolejkach. Nareszcie świetna okazja do czytania,  
trzeba tylko pamiętać o zabieraniu z domu oprócz kartek takŜe lektury. W  
kolejkach moŜna się teŜ modlić - ileŜ czasu na modlitwę. 
  W Taize całe wzgórze jest strefą ciszy, a kościół jest przyciemniony i  
usłany tak, Ŝe nawet kroków nie słychać, kaŜdy klęczy lub siedzi  

background image

nieruchomo. To są na pewno najlepsze warunki do modlitwy, jeśli jednak ich  
nie mamy, moŜemy się modlić jak ślepiec z Jerycha, który wśród pchającego  
się i hałasującego tłumu, wołał: Jezusie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną.  
Najlepszą chyba modlitwą "kolejkową" jest róŜaniec. Trzymany w ręce. czy w  
mini wersji jako obrączka na palcu, jest materialnym przypomnieniem i  
punktem koncentrującym nasze rozpierzchające się myśli. Pewno, Ŝe nie kaŜde  
"Zdrowaś" ma w tych warunkach równą wagę; powstaje z nich jednak tkanina, w  
której czasem błyśnie drogi klejnot kontemplacji. Tkanina, która - choć  
tkamy ją na chwałę Boga - zarazem nas otula i ogrzewa. 
   
   
   
  Miejsce na prawdziwe spotkanie 
   
  "Od gwiazdy do gwiazdy milion świetlnych lat jazdy, od człowieka do  
człowieka droga równie daleka. Tak mijamy się co dzień, jak z przechodniem  
przechodzień". Takie były słowa modnej kiedyś piosenki i tak jest  
rzeczywiście - mijamy się co dzień z bardzo wieloma ludźmi, ale z niewielu  
naprawdę się spotykamy. Nawet w rodzinie mijanie się jest nierzadkie. KaŜdy  
spieszy do swojego zajęcia i swoich spraw, w przelocie rzucając informacje  
czy polecenia. 
  "A Pan rozmawiał z MojŜeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z  
przyjacielem" (Wj 33, 11). Spotkanie jest kontaktem twarzą w twarz, jest  
bezpośrednim kontaktem osobowym z drugim człowiekiem. NajwaŜniejszym  
warunkiem spotkania jest dostrzeŜenie, skoncentrowanie się na drugiej  
osobie. Dopiero ono, a nie przelotne mijanie się, zbliŜa ludzi między sobą,  
wyprowadza z samotności. 
  Spotkanie zawsze odbywa się w jakiejś konkretnej sytuacji, w konkretnym  
miejscu. Miejsce to moŜe sprzyjać spotkaniu lub utrudniać je. Są miejsca, w  
których bardzo trudno się spotkać, moŜna się tylko minąć, jak na ruchomych  
schodach, z których jedne jadą w górę, drugie w dół - mignie znajoma twarz,  
ale zaraz zasłonią ją inne, usłyszy się jakieś słowo, ale zaraz utonie w  
ogólnym gwarze. 
  Miejsce spotkania musi być bezpieczne, bliskie, ładne, takie Ŝeby moŜna  
się w nim czuć spokojnym, nie rozproszonym, skoncentrowanym na osobach.  
Takim miejscem powinien być dom. To, czy dom nadaje się na ludzkie  
spotkanie, nie zaleŜy od jego wielkości i bogactwa, ale od pewnych cech  
specyficznych, które tworzą ogólny nastrój. Składają się nań sytuacje i  
przedmioty, które będąc przedmiotami codziennego uŜytku, jednocześnie stają  
się symbolami. 
  Zarówno liturgia, jak Ŝycie codzienne pełne są symboli. W domu wiele  
rzeczy ma takie podwójne znaczenie: bezpośrednie i symboliczne. To one  
właśnie tworzą miejsce na spotkanie. WaŜnym sprzętem o takim znaczeniu jest  
stół. Na stole stawia się poŜywienie, wspólnie zasiada się do stołu. Przy  
stole siedzimy blisko siebie, moŜna sąsiada dotknąć, moŜna by go nawet  
uderzyć, ale skoro zasiadamy do wspólnego stołu, to znaczy, Ŝe sobie ufamy.  
Przy stole widzimy się twarzą w twarz. Nikt nie stoi za naszymi plecami,  
nie zaskoczy nas znienacka; jesteśmy bezpieczni. Patrzymy na  
współbiesiadników, widzimy ich wyraz twarzy, wymieniamy spojrzenia. Widzimy  
kaŜdy kaŜdego, jesteśmy razem. 
  Przy stole estetycznie nakrytym miło się siedzi, choćby to był stół  

background image

kuchenny. Przy stole dobrze się rozmawia. Stół jest centrum, dookoła  
którego moŜna się zebrać, zwraca wszystkich ku sobie. Dobrze się przy nim  
spotkać. 
  Przy stole dzielimy się poŜywieniem. Spoglądamy na półmisek i wiemy, ile  
moŜemy sobie nałoŜyć, Ŝeby dla wszystkich starczyło. Przy stole wzajemnie  
sobie słuŜymy podając to, czego komu brakuje. ZauwaŜamy te drobne braki i  
podsuwamy coś sąsiadom. Bierzemy z zaufaniem podane jedzenie, wzmacniamy  
się nim, a takŜe wzmacniamy się obecnością innych. PoŜywienie pozwala  
zachować Ŝycie biologiczne, wspólne jedzenie jest więc jakby zaproszeniem  
do wspólnego Ŝycia. Dlatego jest u nas zwyczaj częstowania gościa, choćby  
skromnym - właśnie symbolicznym - poŜywieniem. 
  Wiedzą o tym dobrze panie domu, które, gdy ktoś chce porozmawiać,  
zaczynają od podania herbaty. To znak dzielenia Ŝycia z drugim. Znak waŜny,  
ale nie powinien zasłonić tego, na co wskazuje - cóŜ z tego, Ŝe gość  
dostanie duŜo potraw, jeśli gospodyni nie zdąŜy z nim porozmawiać? 
  Lepiej więc nieraz zabrać gościa do kuchni, by z nim razem przygotować  
posiłek, niŜ przyjąć go bardziej uroczyście, ale pozbawić swojej obecności.  
MoŜna teŜ włączyć gościa w swoje czynności domowe, dając mu tym znak:  
"Jesteś swój, nie przeszkadzasz mi", a jednocześnie obdarzyć swoim  
zainteresowaniem, dostrzec jego problemy, skoncentrować się na nich,  
właśnie - spotkać się. 
  Szkoda, Ŝe w obecnych ciasnych mieszkaniach często stół zastępuje niski  
stolik - ława, ustawiony z reguły nie na środku, ale z boku pokoju. Siada  
się przy nim z jednej strony, jak widownia w teatrze, Ŝeby nikt nie  
zasłaniał telewizora. Niski stolik nie stanowi centrum, ale podstawkę pod  
naczynia, a jedzenie jest tylko zaspokojeniem potrzeb organizmu i upodobań  
smakowych, a nie wspólnym posilaniem się. Niski stolik nie przeszkadza w  
patrzeniu w telewizor, który urasta do sprzętu najwaŜniejszego. TeŜ staje  
się symbolem. Symbolem hałasu, zgiełku i podporządkowania domowników  
jakiejś zewnętrznej centrali nadawczej, która stara się kierować rytmem  
dnia, porą snu, a takŜe tym, co naleŜy robić, jak myśleć, w co wierzyć. 
  Choć więc telewizor moŜe być oczywiście bardzo poŜyteczny, warto pamiętać  
o tym, co oznacza, gdy zacznie w domu panować. Starajmy się nadać mu  
właściwe znaczenie, by nie stał się centrum - zamiast stołu. 
  By ludzie mogli się spotkać ze sobą: mąŜ z Ŝoną, rodzice z dziećmi,  
gospodarze z gościem, potrzebna jest cisza. Niedobrze jest więc, jeśli  
telewizor i radio są nieustannie włączone, tak Ŝe trzeba je przekrzykiwać.  
W naszych mieszkaniach o cienkich ścianach i stropach trudno o ciszę.  
Słychać odgłosy z ulicy i z mieszkań sąsiadów, trzaskanie drzwiami z klatki  
schodowej i warkot pralki z własnej łazienki. Dzieci w przedszkolach i  
szkołach, gdzie panuje nieustanny hałas, uczą się mówić bardzo głośno, Ŝeby  
w ogóle ktoś je dosłyszał. Próbujmy nie przenosić tego zgiełku do domu.  
Starajmy się nie krzyczeć. 
  W ciszy łatwiej dosłyszeć słowa i ich intonację, która moŜe decydować o  
treści tego, co ktoś chciał nam przekazać. W ciszy łatwiej dosłyszeć czyjś  
przyśpieszony oddech, westchnienie, płacz i śmiech. W ciszy po tonie moŜna  
rozpoznać smutek i radość, niepokój, przejęcie i chęć zwierzenia się. W  
ciszy lepiej się słucha, ale teŜ inaczej mówi. Krzyczy się łatwo słowa  
ostre i brutalne, do słów czułych i delikatnych potrzebny jest głos cichszy  
i spokojniejszy. 
  śeby ludzie mogli się w nim dostrzegać, dom powinien być - choć czasami -  

background image

cichy. Dom powinien teŜ być ładny. W ładnym otoczeniu sami robimy się jakby  
ładniejsi, bardziej eleganccy. Uporządkowane otoczenie powoduje pewne  
uporządkowanie zachowania. Trzeba więc dbać o porządek mieszkania. Trzeba  
teŜ nie posuwać się w tym za daleko, bo zdarza się, Ŝe mieszkanie pięknie  
posprzątane i znakomicie urządzone jest sztywne i obce. To są domy, w  
których dzieciom nie wolno nic ruszać i przestawiać, do "lepszego" pokoju  
rzadko się wchodzi, przedmioty są waŜniejsze od ludzi, a stłuczenie czegoś  
staje się tragedią. Mieszkanie jest wtedy raczej obiektem do oglądania, niŜ  
miłym miejscem wspólnego Ŝycia. 
  Skuteczniej niŜ drogie przedmioty, piękno do domu wnoszą kwiaty. Kwiaty  
nadają mieszkaniu nastrój uroczysty i świąteczny, a zarazem intymny. Kwiaty  
są ładne. OŜywiają nawet skromne wnętrze mieszkalne kolorowym akcentem,  
oŜywiają je teŜ dosłownie, bo rośliny przecieŜ Ŝyją. śyją i kwitną jakby  
bezinteresownie, bo z kwiatów w wazonie nie będzie Ŝadnego owocu, Ŝadnego  
dalszego ciągu. Właśnie dziś cieszą nasze oczy. WaŜne są dziś, tak jak  
właśnie dziś, właśnie teraz, cieszy nas spotkanie drugiego człowieka, który  
Ŝ

yje koło nas. Nie wiadomo, co będzie jutro. To dziś musimy się z nim  

spotkać twarzą w twarz, tak jak się rozmawia z przyjacielem. 
   
   
   
   
  Świąteczne znaki 
   
  Jest takie niezbyt mądre powiedzenie, przypominane często, zwłaszcza w  
drugim dniu świąt przy kolacji: "Święta, święta i po świętach". WyraŜać ma  
ono myśl, Ŝe tyle było zamieszania, stania w kolejkach, sprzątania,  
gotowania, a właściwie nic z tego nie zostaje - juŜ po świętach, na cóŜ  
więc było to wszystko? 
  W pewnym sensie jest to stwierdzenie trafne: jak na sumę  zabiegów i  
wysiłków poprzedzających święta, mijają one bardzo szybko. Trochę później  
się wstanie, trochę więcej zje i dłuŜej posiedzi przed telewizorem (bo po  
przedświątecznym zmęczeniu na nic innego nie ma juŜ siły) - ot i wszystko.  
Niektórzy więc nie lubią świąt: przemęczone kobiety, które czeka dodatkowy  
wysiłek, męŜczyźni, których świąteczne porządki wytrącają z normalnego toku  
dnia i dzieci patrzące z niechęcią na przejedzonych i drzemiących przed  
telewizorem dorosłych. 
  Bywa tak w święta, ale wtedy, gdy dostrzega się tylko jedną warstwę  
ś

wiąt: zewnętrzną i najmniej ciekawą. Nie jest to jednak warstwa jedyna, bo  

ś

więta są takŜe znakiem. Co to jest znak? Istnieje cała zawiła filozofia i  

psychologia znaku, w kaŜdym razie nie starając się wchodzić w te zawiłości  
moŜna powiedzieć, Ŝe znak jest to coś, co wskazuje na rzeczywistość drugą,  
poza sobą samym. Znaki są róŜnorodne. Mogą być konwencjonalne - umowne, jak  
np. pismo: znak graficzny wyrysowany na papierze jest pewnym rysunkiem, ale  
zarazem wskazuje na coś zupełnie innego i czytając wyrazy nie myślimy o  
kształcie liter, ale o tym, co one oznaczają. 
  Istnieją teŜ znaki uniwersalne będące pewnymi symbolami wskazującymi na  
coś, poprzez wewnętrzne podobieństwo do tego, na co wskazują. Takie znaki  
mogą być rozumiane powszechnie, bez wcześniejszej umowy, choć niekiedy ich  
język bywa zapomniany. 
  Takim znakiem jest święto. Poprzez sposób, w jaki jest przeŜyte:  

background image

uroczysty, radosny, właśnie świąteczny, wskazuje na rzeczywistość drugą:  
jasną, radosną, świętą. Istnieje ona zawsze, ale często o niej zapominamy w  
codziennym szarym dniu i właśnie święto jest znakiem, który nam o niej  
przypomina. To tak jakby przebywając w ciemnym pokoju podejść do okna,  
otworzyć je, wyjrzeć na światło, na wolną przestrzeń i odetchnąć świeŜym  
powietrzem. I choć później odchodzi się od okna, jeszcze przez jakiś czas  
ma się w oczach więcej światła, a w sercu więcej radości - ślad wolności i  
piękna. MoŜna teŜ oczywiście nie podejść do okna, kręcąc się po pokoju nie  
znaleźć na to czasu i odczuwać tylko bezsensowność zmęczenia ("Święta,  
ś

więta i po świętach"). 

  Liturgia Świąt Wielkanocnych jest dla nas taką okazją do wyjrzenia na  
ś

wiatło. W świątecznym zabieganiu moŜna na nią jednak nie znaleźć czasu lub  

ze zmęczenia nie zdobyć się na prawdziwe uczestnictwo, wtedy święta nie  
wskazując na nic - stają się znakiem pustym. Warto więc tak zorganizować  
czas i zajęcia, Ŝeby obyczaje towarzyszące świętom były teŜ znakami  
wprowadzającymi w świąteczny tok przeŜyć; nie zakrywały, ale odsłaniały to,  
na co święta mają wskazywać, czyli rzeczywistość świętą. 
  Jednym ze zwyczajów wielkanocnych są porządki domowe. Zawsze dobrze je  
zrobić, zwłaszcza na wiosnę, ale moŜna teŜ dostrzec w nich znak: zewnętrzny  
wyraz wewnętrznego oczyszczenia przez pokutę, przypominający o jego  
potrzebie. Obecnie ten sakrament nazywany jest często sakramentem  
pojednania z Bogiem. Porządki domowe mają w sobie teŜ coś z pojednania,  
pojednania z przedmiotami, które ułoŜone na miejscu nie kaŜą się wciąŜ  
szukać i tracą swoją złośliwość rzeczy martwych. Odkurzone ksiąŜki nie  
brudzą rąk przy sięganiu do biblioteki, poprzykręcane uchwyty nie zostają w  
ręku przy pospiesznym wyciąganiu szuflad, czyste szyby przepuszczają  
ś

wiatło, nowe rzeczy dają poczucie świeŜości. Jeśli więc uda nam się coś  

kupić do domu nowego - wycieraczkę, serwetę, abaŜur - warto zatrzymać to do  
Wielkiej Soboty i wtedy oddać do uŜytku. Warto teŜ posprzątać, i to we  
właściwym czasie. Był dawniej zwyczaj, Ŝe zasadnicze porządki powinny być  
ukończone do Niedzieli Palmowej. Znak to waŜny - bo wskazuje na to, Ŝe  
spiętrzenie zbyt wielkiej pracy w ostatnim tygodniu powoduje wielkie  
zmęczenie, a nieraz teŜ irytację i kłótnie. Padająca ze zmęczenia gospodyni  
nie przeŜyje dobrze świąt i innym w tym nie pomoŜe. Sprzątajmy więc przed  
Niedzielą Palmową i to z udziałem wszystkich domowników. 
  Innym zwyczajem świątecznym jest podawanie dobrego jedzenia. To teŜ waŜny  
znak - wspólny stół jest miejscem spotkania, okazją do rozmowy, wzajemnego  
zainteresowania sobą, oczywiście pod warunkiem, Ŝe alkohol nie zamąci  
myśli, a nadmiar jedzenia nie spowoduje ocięŜałości. Warto tu przypomnieć  
waŜny zwyczaj: na śniadanie wielkanocne, będące najwaŜniejszym posiłkiem  
tego dnia, jadało się tylko potrawy na zimno (jedynie barszcz podgrzewany).  
Mądry to obyczaj godny podtrzymywania, znak wspólnoty - nikt nie musi być w  
kuchni, po wspólnym nakryciu świątecznego stołu - wszyscy mogą pozostać  
razem, bez dalszego podawania. 
  Część święconego moŜna przygotować w ostatnim dniu (wolna sobota).  
Wspólna praca przy malowaniu pisanek czy ubieraniu babek, to juŜ prawie  
ś

więto, ale przygotowania bardziej pracochłonne powinny być zrobione w  

pierwszej połowie Wielkiego Tygodnia. MoŜe wypieki będą mniej świeŜe, ale  
trzeba je jakoś zabezpieczyć i pogodzić się z tym faktem - to teŜ znak.  
Znak gotowości do przeŜywania Triduum Paschalnego. Wielki Czwartek, Piątek  
i Sobota nie mogą być dniami najcięŜszej pracy, bo w tych dniach musi się  

background image

zachować czas i siły do udziału w naboŜeństwach. 
  Uczestnictwo w nich będzie nadawało coraz wyraźniejsze znaczenie znakom  
poprzednim, przypomni o tym, co jeszcze zaniedbane (moŜe jeszcze jest ktoś,  
z kim się gniewamy, moŜe pojednani z rzeczami, jeszcze nie pojednaliśmy się  
z osobami, moŜe jeszcze trzeba coś naprawić w naszej rodzinie), będzie nas  
wprowadzać w święta. PrzeŜycie będzie rosło, aŜ dojdzie do wielkiego  
szczytu: wybuchu radości podczas Rezurekcji. Przygotowania domowe:  
pojednanie ze sprzętami, przygotowanie wspólnego posiłku, zaproszenie  
rodziny i gości - wszystko nabierze sensu. 
  W Katolickim Uniwersytecie Lubelskim liturgia wielkanocna zaczyna się w  
Wielką Sobotę wieczorem, a kończy Rezurekcją dobrze po północy. Świece  
zapalone od wielkanocnego paschału i niesione podczas procesji  
rezurekcyjnej, niesiemy potem zapalone w drodze powrotnej. Ta świeczka -  
mały znak Wielkiego Światła - idzie z nami aŜ do domu i zapala w nim  
radość. Teraz jest juŜ prawdziwe święto. Teraz nie liczą się wcześniejsze  
kłopoty i niewaŜne, czy stół bardzo obficie zastawiony. WaŜne, Ŝe  
zgromadziliśmy się przy nim, bo "wesoły nam dzień nastał". 
  Zróbmy małe doświadczenie: w mrocznym pokoju odwróćmy się do jasnego  
okna, a potem zamknijmy oczy. Pod powiekami zostanie jakby odbicie światła.  
Ś

więta się kończą, ale coś z ich radości zostaje. Starajmy się pielęgnować  

ją jak najdłuŜej. Ślad światła pod powiekami po jakimś czasie blaknie,  
pewno i my, powróciwszy do codziennych spraw, powoli zapominamy o świętach,  
ale wtedy Kościół, Matka nasza, podprowadzi nas znów do okna - będą się  
zbliŜać nowe święta. 
   
   
   
   
  Telewizyjny sposób Ŝycia 
   
  O kulturze masowej mówi się najczęściej, gdy idzie o te same treści  
przekazywane jednocześnie wielkiej liczbie osób. Określenie takie akcentuje  
masowość odbiorców, ale nie mniej waŜną cechą kultury masowej jest wielka  
ilość czasu poświęcanego jej przez kaŜdego z nich. Kultura masowa wciska  
się w kaŜdą wolną chwilę: od rana gra radio, do późnej nocy telewizor,  
prasę czyta się w autobusie i przy herbacie, w poczekalniach przegląda  
stare czasopisma, nawet idąc ulicą ogląda się plakaty. MoŜna powiedzieć, Ŝe  
korzystanie z kultury masowej stało się sposobem Ŝycia. 
  Wśród środków masowego przekazu, pod względem zajmowanego czasu na czoło  
wysuwa się telewizja, której oglądanie zajmuje nawet po parę godzin  
dziennie. 
  Badania nad wpływem środków masowego przekazu na odbiorców nie są jeszcze  
wystarczające, a opinie na ten temat nieraz sprzeczne. Co do jednego jednak  
wszyscy są zgodni: kultura masowa ma w Ŝyciu współczesnego człowieka bardzo  
duŜe znaczenie. Widzi się w niej wielką szansę demokratyzacji przez  
powszechność dostępu do dzieł artystycznych, dóbr kulturalnych i  
informacji. Budzić to moŜe chęć kształcenia się, rozszerzać horyzonty,  
uczulać na problemy innych grup społecznych i zwiększać zainteresowanie  
sprawami ogólnymi. UmoŜliwia poznawanie problemów całego świata i  
psychiczne włączenie się w rodzinę ludzką. 
  Prócz tych nadziei kultura masowa budzi teŜ niepokój, gdyŜ sprzyja  

background image

powstawaniu niektórych niekorzystnych postaw. Mimo Ŝe, jak wskazują  
badania, jej oddziaływanie na człowieka jest wyraźnie mniejsze niŜ wpływ  
grup bezpośrednich, jak np. rodziny, jednak przez wprowadzenie określonego  
trybu Ŝycia ma niewątpliwie duŜe znaczenie. 
  Najwyraźniej widać to u dzieci, które nieraz wprost odwzorowują  
zachowania widziane na ekranie. Szczególnie groźne wydaje się codzienne  
niemal oglądanie scen walki, przemocy i brutalności, do których dzieci tak  
się przyzwyczajają, Ŝe wreszcie nie robią na nich większego wraŜenia.  
Przenosić się to moŜe na Ŝycie realne, gdzie cierpienie jest zwykle  
okazywane bardziej dyskretnie i w porównaniu do scen filmowych jest mniej  
drastyczne, a przez to nie budzące zainteresowania. Nieustanne walki i  
szeroko rozumiany gwałt jest prezentowany w westernach, kryminałach,  
filmach historycznych, a nawet w programach dla dzieci, gdzie klasyczną  
scenką do śmiechu jest obrazek rozbijania sobie głowy, wpadania na drzewo  
itp. Jak wykazały liczne eksperymentalne badania psychologiczne, oglądanie  
aktów przemocy w telewizji nasila agresję u dzieci. Dzieci nie tylko  
naśladują widziane zachowania agresywne, ale po ich obejrzeniu stosują  
takŜe inne formy i sposoby agresji. Uczenie agresji przez oglądanie jej  
polega nie tylko na naśladowaniu, ale na pobudzaniu do agresywnych czynów.  
Wbrew niektórym poglądom, Ŝe wyładowanie agresji przynosi uspokojenie,  
eksperymenty wykazały, Ŝe jest przeciwnie - zwiększa niechęć i złość do  
osoby pokrzywdzonej i utrwala taki sposób zachowania, wywołując i  
utrwalając postawę agresywną. 
  Wpływ treści dotyczy równieŜ dorosłych, którzy często bezkrytycznie  
przejmują poglądy lansowane przez mass media. Wpływ ten rozciąga się poza  
krąg osób bezpośrednio korzystających z danego kanału przekazu, gdyŜ jeśli  
nawet nie korzystamy np. z telewizji, urabiamy sobie przekonania w  
kontakcie z ludźmi oglądającymi ją. W ten sposób rozpowszechniają się róŜne  
stereotypowe opinie, z których źródła moŜna sobie wcale nie zdawać sprawy. 
  Nawał podawanych opinii i informacji zajmujących tak duŜo czasu, Ŝe brak  
go na ich przemyślenie, powoduje bierność odbierania i przyzwyczajenie do  
bezkrytycznego przejmowania opinii cudzych. Jednocześnie, wobec zalewu  
informacji i wraŜeń dostarczanych przez kulturę masową, odbiorcy nie są w  
stanie reagować na nie w sposób stosowny do prezentowanych problemów.  
Dzieje się tak, tym bardziej Ŝe informacje doniosłe, często tragiczne,  
wymieszane są ze sprawami zupełnie błahymi. 
  W tym samym dzienniku słyszymy o powaŜnych, a nawet tragicznych  
wydarzeniach politycznych, dowiadujemy się o wybitnych wydarzeniach  
naukowych i oglądamy pokazy mody. "Wszystko to sprawia, Ŝe na docierające  
do nas wiadomości przestajemy reagować w sposób normalny. Przestajemy się  
entuzjazmować, tracimy zdolność wzruszania się i zmysł krytyczny, wskutek  
czego nasz stosunek do wydarzeń na świecie staje się powierzchowny i  
przybiera charakter zobojętnienia" (E. From, "Ucieczka od wolności", s.  
236). W natłoku podsuwanych myśli cudzych, człowiek zaczyna myśleć, czuć i  
działać, tak jak wydaje mu się, Ŝe powinien myśleć i zatraca swoje własne  
ja. 
  "Cyklony, powodzie, kraje do szczętu zniszczone, palące się miasteczka,  
zamieszki rasowe, wojny domowe, kolumny otępiałych uciekinierów. Wszystko  
to jest tak okropne, Ŝe w końcu ma się niemal ochotę śmiać. Trzeba dodać,  
Ŝ

e uczestniczy się w tych katastrofach siedząc wygodnie w rodzinnym gronie  

i nie jest prawdą, Ŝe świat wdziera się w nie jak intruz: widzi się na  

background image

ekranie tylko obrazki ujęte w ramki, pozbawione cięŜaru rzeczywistości".  
(S. de Beauvoir, "Śliczne obrazki", s. 120). W rezultacie wszystko wydaje  
się normalne, zwyczajne i bez znaczeniu. 
  Następne niebezpieczeństwo stylu Ŝycia, o którym mowa, wiąŜe się nie tyle  
z treściami przekazywanymi przez środki masowego oddziaływania, co ze  
sposobem korzystania z nich. czyli odbiorem. Odbiór ten najczęściej nie  
łączy się z działaniem, ale przyjmowaniem tego, co inni dla nauki czy  
rozrywki odbiorców przygotowali. Krzysztof Toeplitz uŜył w swojej ksiąŜce  
"Mieszkańcy masowej wyobraźni" terminu: "oglądacz". "Oglądacz" sam nie jest  
aktywny, ale biernie korzysta z tego, co dla niego przygotowano. Nie bawi  
się, ale jest zabawiany. Przyzwyczaja się do czekania na to, by inni  
pouczyli go, zabawili, wreszcie zadecydowali za niego. Czasem coś mu się  
podoba, czasem nie podoba, ale nie czuje się odpowiedzialny za to, co inni  
dla niego przygotowali. 
  Sposób Ŝycia "nasycony" kulturą masową sprzyja rośnięciu w nas  
"oglądacza" biernego, bezkrytycznego i obojętnego. AŜeby przeciwdziałać tym  
niebezpieczeństwom, trzeba tak wychowywać siebie i dzieci, by wzmacniać  
postawy przeciwne. Nie idzie o zabranianie korzystania z kultury masowej.  
Radio, kino, telewizja, taśmy z nagraniami są wynalazkami pięknymi i moŜna  
się z nich cieszyć nie stając się "oglądaczem" powierzchownym,  
bezkrytycznym i biernym, jeŜeli jego stylowi Ŝycia przeciwstawi się styl  
inny: aktywny i twórczy. 
   
   
   
   
  Marysia tańczy przed choinką 
   
  Wszyscy poddajemy się zalewowi informacji. Czytamy z pośpiechem i  
zachłannie, martwimy się, Ŝe jakiś tygodnik został nie przejrzany, ksiąŜka  
nie rozcięta, film nie widziany, odcinek serialu opuszczony. Wytwarza się w  
nas nerwowy pośpiech korzystania z kultury i przez to płytki. Jesteśmy  
zagonieni i zwróceni stale na zewnątrz. JuŜ wprost nie wypada powiedzieć:  
Mam dziś czas. 
  Uratować nas moŜe wyrabianie w sobie postawy przeciwnej: kontemplacji.  
Wymaga to wyrwania się z kręgu pośpiechu, zatrzymania się, uspokojenia,  
które zwiększy intensywność przeŜycia. 
  Bogdan Nawroczyński mówiąc o kontemplacji estetycznej uŜył metafory: nie  
moŜna Ŝyć samymi wydechami, a więc nie moŜna tylko działać na zewnątrz;  
trzeba teŜ przyjmować, chłonąć, poznawać. Jest to niewątpliwie słuszne, ale  
i w przyjmowaniu potrzebna jest pewna asceza: umiejętność wyboru i  
ograniczenia. 
  Rozwijając dalej cytowaną myśl moŜna by dodać, Ŝe istotną w oddychaniu  
sprawą jest nie tylko wydychanie i wdychanie, ale spalanie, czyli  
wewnętrzne przeŜywanie. Przetwarzania, przemyślenie, przeŜycie  
przyjmowanych treści wymaga właśnie czasu, a więc czasowego ograniczenia  
korzystania z kultury na rzecz jego pogłębienia. Postawa aktywności  
wewnętrznej, kontemplacji, pozwala na przeŜycie głębsze i jest  
przeciwstawieniem płytkiego, powierzchownego pośpiechu. 
  Dla zachowania własnej wolności wobec otaczającej nas ze wszystkich stron  
kultury masowej waŜna jest postawa krytycyzmu, przeciwstawienie świadomego  

background image

ograniczenia odbioru i, połączonego z oceną wyboru, bezkrytycznemu  
przyjmowaniu wszystkiego. 
  W rozwoju człowieka istnieje okres, kiedy brak krytycyzmu jest naturalny.  
Dzieci, przed wiekiem dojrzewania, bywają oczywiście nieposłuszne, ale  
zasadniczo nie kwestionują słuszności tego, co mówią rodzice, nauczyciele,  
katecheci, dziennikarze, choćby to były nawet treści sprzeczne. Z tej  
postawy powinno się wyrosnąć w okresie dojrzewania, w którym wszystkie  
autorytety zostają zakwestionowane. Jest to etap trudny dla dzieci i ich  
opiekunów, ale konieczny dla osiągnięcia dojrzałości. Człowiek dorosły  
powinien juŜ umieć zachowywać krytyczny dystans do proponowanych rozwiązań,  
oceniać ich wartość i dokonywać wyboru. JednakŜe nie wszyscy ludzie dorośli  
osiągają dojrzałość pod tym względem, pozostając bezkrytyczni i  
konformistyczni. Dla takich osób korzystanie z kultury masowej nie jest  
ś

rodkiem do celu, ale celem samym w sobie. Ulegają treściom przekazywanym  

przez mass media i przejmują wzory zachowań w nich przedstawiane, nie  
oceniając ich wartości. Zapobiegać temu moŜna przez wyrabianie w sobie  
krytycyzmu i samodzielności myślenia. 
  Kultura masowa przyzwyczaja teŜ do odbioru. Dzieci zamiast bawić się,  
odgrywać role, oglądają telewizję. MłodzieŜ zamiast śpiewać, słucha płyt.  
Dorośli zamiast w dzień wolny iść na spacer, oglądają tasiemcowe "studia" i  
zamiast bawić gości rozmową, włączają telewizor. Czas wolny moŜna spędzać  
twórczo choćby śpiewając, ale moŜna teŜ usiąść w fotelu i czekać, aŜ się  
zostanie zabawionym. Przyzwyczajenie do czekania, aŜ inni nas zabawią, za  
nas coś wymyślą, wreszcie coś zrobią, jest niebezpieczeństwem, któremu  
moŜna przeciwdziałać przez wyrabianie w sobie postawy twórczości. Chodzi o  
twórczość w bardzo szerokim zakresie: radość samodzielnego działania,  
własnej aktywności i samorozwoju. MoŜe to być coraz lepiej wykonana praca  
zawodowa, coraz smaczniej ugotowany obiad, coraz głębsza przyjaźń. 
  Wychowania do właściwego korzystania z kultury masowej nie moŜna wyrwać z  
całokształtu procesu wychowawczego. Jeśli niepokoi nas bierny i  
powierzchowny sposób Ŝycia, do którego mogą przyzwyczajać środki masowego  
przekazu, trzeba mu przeciwstawiać sposób Ŝycia inny: krytyczny i twórczy.  
Przy takich postawach wobec Ŝycia korzystanie z kultury masowej będzie na  
pewno właściwe: wybiórcze, krytyczne, swobodne. Nie będzie celem samym w  
sobie, ale jednym ze środków rozwoju i okazją do włączenia się w problemy  
rodziny ludzkiej. 
  Ćwiczmy się więc razem z naszymi dziećmi w uwaŜnym, spokojnym patrzeniu  
na świat. Nie przebiegajmy przez Ŝycie z takim pośpiechem, Ŝeby nawet nie  
zauwaŜyć, co się dzieje po drodze. CóŜ z tego, Ŝe podróŜ będzie daleka,  
jeśli zobaczymy w niej tyle co z okna pędzącego pociągu. Nie wciągajmy w  
gonitwę naszych dzieci. 
  W czasie telewizyjnego festiwalu widowisk lalkowych pokazywano kiedyś  
teatr "Banialuka". "To jest teatr!" - zachwycał się smok Telesfor pełniący  
rolę konferansjera: "śeby dzieciom nie dłuŜyło się czekanie, przed  
rozpoczęciem pokazują im Bolka i Lolka". Właśnie to wydaje się niedobre:  
Ŝ

eby się nie dłuŜyło czekanie na sztukę, tymczasem oglądać film i nic nie  

przeŜyć naprawdę. JeŜeli wraŜenia następują po sobie zbyt szybko, stają się  
płytkie i brak czasu na ocenę i przeŜycie tego, co się zobaczyło. 
  Ćwiczmy się w krytycyzmie. Przyzwyczajajmy się do samodzielnej oceny.  
Starajmy się o krytycyzm nie w sensie tępej opozycji, ale swobodnego  
myślenia i wolności własnego zdania. Pozwólmy i innym mieć swoje zdanie,  

background image

takŜe młodszym i zaleŜnym od nas. Niech nie ulegają biernie temu, kto ma  
nad nimi przewagę fizyczną, wieku czy choćby ładniejszego sposobu mówienia.  
Gdy będą przyzwyczajeni oceniać samodzielnie sugerowane im zdanie, i wobec  
nacisku środków masowego przekazu, pozostaną sobą. 
  Wprawiajmy się teŜ w twórczości. Nie kaŜmy się zabawiać, nie czekajmy  
tylko na to, co nam podsuną inni. Dajmy młodzieŜy okazję do aktywności. W  
wigilię po południu spikerka telewizyjna zapowiedziała kiedyś program mniej  
więcej tak: o godzinie siedemnastej będzie bajka, Ŝeby dzieci miały się  
czym zająć podczas ostatnich przygotowań do wieczerzy robionych przez  
rodziców. 
  Ten kto to wymyślił, widocznie nie pomyślał o tym, Ŝe wspólne  
przygotowania są bardzo istotnym elementem rodzinnego święta. Ten kto to  
wymyślił, widocznie nie pamięta radosnego wzruszenia, przeŜywanego w  
dzieciństwie właśnie w oczekiwaniu na wieczerzę, kolędy i podarunki. Ten  
kto to wymyślił, widocznie nie widział naszej Marysi tańczącej ze szczęścia  
przed juŜ ubraną, a jeszcze nie zaświeconą choinką. 
   
   
   
   
  Rozwiązywanie konfliktów 
   
  W większości rodzin dochodzi co jakiś czas do konfliktów dotyczących  
róŜnych spraw i między róŜnymi członkami rodziny, a więc między małŜonkami,  
między rodzicami a dziećmi, między rodzicami a teściami, pomiędzy  
rodzeństwem. Ich brak nie musi wcale oznaczać sytuacji idealnej. MoŜe być  
ciszą obojętności lub zewnętrznym spokojem ukrywającym krzywdę osoby  
podporządkowującej się dla uniknięcia awantur. 
  Rozmawiałam kiedyś w poradni z kobietą porzuconą przez męŜa po dwudziestu  
pięciu latach małŜeństwa i to małŜeństwa bez konfliktów. Podporządkowywała  
mu się przez całe Ŝycie pod kaŜdym względem, obsługiwała go, a jednak  
odszedł. Ciekawe, Ŝe nowa wybranka nie była nawet młodsza czy bardziej  
atrakcyjna, róŜnica była jednak zasadnicza: milczenie zerwanej komunikacji  
zastąpiła rozmowa. 
  W kaŜdej rodzinie zdarza się kolizja interesów czy sprzeczność pragnień.  
W rodzinie, w której wszyscy mają równe prawa, sprzeczności te mogą być  
ujawniane i stać się okazją do konstruktywnych zmian w systemie Ŝycia  
rodzinnego. Nie o to więc chodzi, Ŝeby konfliktów nie było, ale waŜne jest,  
jak są rozwiązywane. 
  Sposób rozwiązywania konfliktów doprowadzający do pozytywnego wyniku, to  
znaczy, Ŝe sprawa zostaje załatwiona, a partnerzy rozmowy stają się sobie  
bliŜsi, czeski psychoterapeuta Stanisław Kratochvil nazwał sporem  
konstruktywnym. Przebiega on według określonych zasad. 
  Pierwszą z nich jest ustalenie odpowiedniego miejsca i czasu rozmowy.  
MoŜe brzmi to trochę sztucznie, ale jest to bardzo waŜne. Jeśli chodzi o  
sprawienie komuś przykrości i wyzłoszczenie się, obojętne jest, kiedy się  
to zrobi. Jeśli chce się konflikt naprawdę rozwiązać, trzeba rozmawiać w  
sprzyjającym miejscu i czasie. Czasem nieodpowiednim jest sytuacja  
pośpiechu, albo gdy osoba - z którą rozmawiamy - ma jednocześnie inne  
przykrości czy kłopoty, a więc np. gdy mąŜ właśnie wybiega do pracy, gdy  
Ŝ

ona jest w ostatnich dniach cyklu miesięcznego, gdy dziecko ma przykrości  

background image

w szkole. Czas stosowny, to czas specjalnie na tę rozmowę przeznaczony, a  
odpowiednie miejsce to takie, gdzie nikt trzeci do rozmowy się nie włączy. 
  JeŜeli w rozmowie biorą udział trzy osoby, tworzy się koalicja, a wtedy  
ten, kto znajdzie się w mniejszości, będzie miał poczucie, Ŝe jest  
atakowany i zacznie się bronić, a spór prędko przestanie być konstruktywny.  
Najlepiej jest więc siąść we dwoje przy stole, nad herbatą. Lepiej nie  
rozmawiać pierwszej złości, ale odczekać trochę, by móc podejść do sprawy  
spokojnie. 
  Wybierając stosowny czas nie naleŜy jednak rozmowy zbytnio odkładać w  
czasie, ale odbyć ją jak najprędzej po krytycznym zajściu. JeŜeli czeka się  
zbyt długo, emocje kumulują się, a choć nie są wyraŜone słowami, i tak daje  
się odczuć niemiły nastrój. JeŜeli np. nie mówiąc komuś o co chodzi zacznie  
się go obserwować, poczuje się on nieswojo i jego zachowanie zacznie się  
zmieniać, pozornie potwierdzając pierwotne podejrzenia. 
  Następną zasadą warunkującą pozytywne rozwiązanie konfliktu jest wyraźne  
uświadomienie sobie, o co właściwie chodzi. Czy szuka się pretekstu do  
wyładowania złego humoru, czy teŜ zaistniał problem sporny, który trzeba  
jakoś załatwić. Celem musi być wspólne znalezienie pozytywnego rozwiązania,  
a nie pognębienie partnera lub "odreagowanie" złego nastroju. Rozmowa musi  
dotyczyć konkretnej sprawy; jeśli przy okazji będzie się chciało załatwić  
wszystkie inne, w rezultacie nie załatwi się Ŝadnej. 
  WaŜne jest teŜ, Ŝeby rozmowa była prowadzona fair. Niezgodne z tym jest  
uŜywanie argumentów nie związanych ze sprawą, lecz raniących, zwłaszcza gdy  
dotyczą czegoś, na co rozmówca nie ma wpływu (np. "Ty, ze swoim  
wyglądem..."), atakowanie rzeczy czy osób mających dla rozmówcy specjalną  
wartość (np. "Twoja matka teŜ była brudna", "Twoje zbiory są głupie i bez  
wartości"), uogólnienia ("Ty zawsze") i przypieranie do muru, tak Ŝe nie  
zostawia się partnerowi honorowego wyjścia, udowadniając mu nieudolność czy  
głupotę (np. "Twoje zachowanie jest podłe i absolutnie nic go nie  
tłumaczy"). 
  W zdenerwowaniu, wypowiedzi tego typu są niestety bardzo częste, a  
prowadzą z reguły zamiast do rozwiązania konfliktu, do pogłębienia go.  
Dziwne, jak często rodzice uwaŜają, Ŝe w stosunku do dzieci takie odezwania  
stanowią cenną metodę wychowawczą, podczas gdy w rzeczywistości budzą tylko  
słuszne poczucie krzywdy i rozgoryczenia. Taki atak i u dorosłych i u  
dzieci powoduje pragnienie obrony i odpłacenia tą samą monetą, a odwraca  
uwagę od problemu, który miał być wspólnie rozwiązany. 
  Zrozumienie zasad konstruktywnego rozwiązywania konfliktów pomaga w  
znajdywaniu nowych sposobów postępowania w miejsce dotychczas bezskutecznie  
stosowanych, a takŜe kompromisowych rozwiązań problemów domowych (np.  
podział obowiązków, rozkład mieszkania itp.), które dla wszystkich są  
najbardziej korzystne. Zwiększa elastyczność umoŜliwiającą zmianę sposobów  
zachowania powtarzanych wciąŜ tak samo, mimo Ŝe okazały się nieskuteczne  
(np. milczenie w razie konfliktu czy teŜ odwoływanie się do osób trzecich). 
  Sztuka rozwiązywania konfliktów jest w rodzinie umiejętnością szczególnie  
cenną, zwłaszcza jeśli posiądą ją wszystkie zainteresowane osoby. Zawsze  
moŜe się jednak zdarzyć, Ŝe jedna osoba złamie umowę i wszystkie sposoby  
zawiodą. Pozostaje wtedy jeszcze jeden: przebaczenie. Gdy Piotr zapytał,  
ile razy ma przebaczać: "Czy aŜ siedem razy? Jezus mu odrzekł: "Nie mówię  
ci, Ŝe aŜ siedem razy, lecz aŜ siedemdziesiąt siedem razy"" (Mt 18, 21-22),  
a siedemdziesiąt siedem znaczy zawsze. 

background image

  Dwa są w rodzinie stopnie przebaczania. Pierwszy - gdy ktoś dostrzega swą  
winę i prosi o przebaczenie, a drugi - gdy nie umie nawet zrozumieć, jak  
zranił. Wtedy przebaczenie jest duŜo trudniejsze i jeszcze bardziej  
potrzebne. 
   
   
   
   
  Śmieszne pytanie 
   
  U Janeczka stoi teraz globus kupiony kiedyś dla starszych braci, Ŝeby  
oswajali się z kulistością ziemi - sprawą tak trudną do pojęcia dla dzieci.  
Na nim rodzeństwo pokazuje Janeczkowi, gdzie jest Polska. Globus jest  
nieduŜy i Polska jest na nim trudnym do znalezienia małym punktem. I choć w  
podręcznikach szkolnych czytamy dumne stwierdzenia, Ŝe Polska leŜy w samym  
ś

rodku Europy, na naszym globusie wygląda bardzo skromnie. 

  Dlaczego urodziliśmy się właśnie tu? "Od początku" Pan Bóg zlecił ludziom  
odpowiedzialność za ziemię. Dlaczego my jesteśmy odpowiedzialni właśnie za  
ten jej kawałeczek, nad Wisłą? Nie wiem tego oczywiście. Ale tu jest nasze  
miejsce i tylko tu jesteśmy u siebie. 
  DuŜo napisano o Ojczyźnie słów wielkich i pięknych, tak wielkich i tak  
pięknych, Ŝe moŜe trochę wstydzimy się uŜywać ich we własnym, zwykłym domu.  
MoŜe wydaje się nam, Ŝe miłość do Ojczyzny trzeba przeŜywać tylko w  
milczeniu własnego serca. Skąd jednak nasze dzieci będą wiedzieć, co to  
znaczy Polska, jeśli nie damy im tego przeŜyć? 
  W strukturze postawy zachowanie zewnętrzne zaleŜy od wewnętrznego,  
uczuciowego nastawienia, ale zaleŜność jest teŜ odwrotna: od przejawów  
zewnętrznych zaleŜą przeŜycia wewnętrzne. Jeśli więc z jakichś względów nie  
dopuścimy do uzewnętrzniania postawy, jej wewnętrzne aspekty równieŜ będą  
blednąć. Dotyczy to takŜe miłości do Ojczyzny, zwłaszcza w okresie  
kształtowania się tej postawy. 
  Muszą więc być w domu przedmioty o specjalnym znaczeniu, słowa  
szczególnie czcigodne i dni specjalnej pamięci. Nie moŜna dopuścić do tego,  
by wydarzenia waŜne dla Ojczyzny przechodziły obok domu będącego  
wyizolowaną przystanią. To co jest waŜne dla Ojczyzny, musi przechodzić  
przez środek naszych małych domów, bo ona jest naszym domem wspólnym i nie  
ma dzieci zbyt małych, by w tym uczestniczyć. 
  Są więc barwy, znaki i daty, które powinny być dla dziecka waŜne od  
zawsze, czyli od czasu, do którego nie sięga się pamięcią. Od zawsze  
zanosiliśmy kwiaty przed narodowe pomniki, wstawali na dźwięk Mazurka i  
palili świece na grobach tych, którzy zginęli za Ojczyznę. Od zawsze kolory  
biały i czerwony były kolorami szczególnie znaczącymi, a piosenki  
patriotyczne naleŜały do repertuaru znamiennego śpiewania. Potem dopiero  
przychodzi pytanie o przyczynę. Jeśli rodzice nie umieję wyrazić w słowach  
bogactwa tych znaczeń, pomoŜe im w tym poezja, ta wielka - pisana przez  
wieszczów narodu - i ta mała - dla dzieci. 
  Piękne wioski za granicą, 
  ale serca nie zachwycą. 
  Nie pójdę ja za dunaje 
  szukać doli w obce kraje, 
  choćby mi gościniec złotem wyścielili 

background image

  - co mi po tym? 
  (J. Porazińska) 
   
  Pomogą w tym pieśni: takie, co to się śpiewa na stojąco, a takŜe piosenki  
czasem sentymentalne i naiwne, tak Ŝe moŜna ich nie traktować całkiem  
powaŜnie, a przecieŜ mówiące o tym, Ŝe "piękna nasza Polska cała" i Ŝe  
"najpiękniejsze są polskie kwiaty". 
  Jan Paweł II podczas pierwszej audiencji dla Polaków 23 października 1978  
roku powiedział, Ŝe miłość do Ojczyzny jest miarą szlachetności człowieka.  
Nie wyjaśnił, dlaczego tak uwaŜa. MoŜe są rzeczy tak oczywiste, Ŝe nie  
wymagają wyjaśnień, jak nie wymagały wyjaśnienia dla zmęczonego i  
bezdomnego Ŝołnierza z wiersza Lechonia? Przed Ŝołnierzem, który walcząc  
przeszedł całą Europę i którego "ran nikt nie odwdzięczy", "bo niczym krew  
co płynie, przy złocie co brzęczy", staje pytanie: "Czy to było warto?"  
"Czy warto? Odpowiedział: Ach! Śmieszne pytanie!" 
  Podczas spotkania z młodzieŜą na Jasnej Górze 18 czerwca 1983 roku Ojciec  
Ś

więty mówił o odpowiedzialności za Polskę i o tym, Ŝe "nasza polska  

wolność tak duŜo kosztuje". Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic  
nie kosztowała. Natomiast czuwajmy nad wszystkim, co stanowi autentyczne  
dziedzictwo pokoleń, starając się wzbogacić to dziedzictwo". 
  MoŜna by więc zastanawiać się, czy warto uczyć dzieci tego wzruszenia i  
zapału, z jakim odpowiadają na pytanie: "Kto ty jesteś?" MoŜna by pytać,  
czy warto podejmować to czuwanie i tę odpowiedzialność, skoro łączy się z  
cierpieniem. 
  Czy warto? - Ach, śmieszne pytanie! 
   
   
   
   
  Osobowość dojrzała 
   
  Wiek dojrzały 
   
  Kiedy się patrzy z lotu ptaka na dworzec kolejowy węzłowej stacji, widzi  
się szyny leŜące blisko siebie, a potem rozchodzące się w róŜne strony. Nie  
wiadomo, w którym kierunku uda się pociąg stojący na peronie. 
  Podobnie, gdy się jest młodym, ma się przed sobą wiele moŜliwości.  
Wszystkie decyzje są przed nami: wybór stanu, zawodu, współmałŜonka,  
miejsca zamieszkania. 
  Potem wyrusza się pospiesznie w którąś stronę, poddaje okolicznościom  
Ŝ

yciowym, wybiera niecierpliwie i decyzje ma się juŜ za sobą - jak pociąg,  

który przeszedł zwrotnicę i jedzie własnym torem. Gdy się to stanie, a  
raczej gdy się to zauwaŜy, młodość ma się za sobą. W psychologii rozwojowej  
określa się dość precyzyjnie kolejne etapy związane z wiekiem dziecka. U  
człowieka dorosłego okresy rozwoju trudno jest mierzyć latami, ale raczej  
faktami Ŝycia i ich przeŜywaniem. Gdy się spostrzeŜe, Ŝe pospieszne  
wybieranie juŜ się dokonało, Ŝe droga jest juŜ określona - jest to pierwszy  
etap dojrzałości. 
  Jedzie się swoim torem najpierw z dumą, Ŝe szybko udało się nań dostać,  
potem z coraz większą nostalgią za tymi moŜliwościami, których się nie  
zrealizuje, bo zwrotnicę ma się juŜ za sobą, a droga jest wytyczona, z  

background image

tęsknotą za tym, co moŜna było inaczej. Wreszcie przychodzi (u niektórych?  
u wszystkich?) pokusa, by jeszcze przeskoczyć na inny tor, który kiedyś  
moŜe nie zauwaŜony, moŜe nie doceniony, został pominięty albo po prostu  
teraz dopiero odkryty, dawniej nawet nie przeczuwany, wydaje się  
atrakcyjny. Zapomina się, Ŝe przy tej zamianie ograniczenie jedną drogą i  
tak pozostanie, odczuwa się bunt przeciwko: "JuŜ na zawsze" i Ŝal za  
utraconymi moŜliwościami: "PrzecieŜ nie jestem jeszcze stary". 
  Czasem podejmuje się próbę cofnięcia czasu, ale trudno, Ŝeby pociąg  
przeskoczył z jednych szyn na drugie bez wykolejenia. W czasie drogi  
wsiadali doń ludzie, ustalały się związki z innymi osobami, którym teraz  
zagraŜa katastrofa, gdy pociąg nagle zejdzie ze swego toru. Relacje z drugą  
osobą, tak zwane sprawy prywatne, są zawsze sprawą społeczną, bo dotyczą  
przynajmniej dwojga. Widzimy, jakie spustoszenie pociągnęłaby za sobą  
upragniona zmiana, ile osób ucierpiałoby na niej bezpośrednio, i Ŝe  
ostatecznie byłoby się znów na jednej tylko drodze - tyle Ŝe na innej. I to  
jest drugi etap dojrzałości. 
  Teraz zaczyna się dostrzegać coś nowego. Oto, choć wybory zewnętrzne ma  
się w zasadzie za sobą i droga jest dość wyraźnie określona, moŜna się na  
niej zachowywać bardzo róŜnie. Teraz wybory są inne, na zewnątrz mniej  
widoczne, za to głębsze, bardziej wewnętrzne, nieraz trudniejsze, a nawet  
dramatyczne. 
  Kiedy się wybiera śliczną i młodą dziewczynę na Ŝonę, znajomi gratulują,  
organy grają, a stosu kwiatów trudno udźwignąć. Kiedy się wybiera wierność  
dla tej samej dziewczyny, ale juŜ starszej, bardziej zmęczonej i czasem  
nieznośnej - nikt o tym nie wie. Gdy się wraca z kliniki do domu z uroczym  
dzidziusiem przyjaciółki przynoszą podarki, a rodzina zbiera się pełna  
zachwytu. Gdy uśmiecha się do tego dziecka, kiedy jest juŜ niegrzecznym  
nastolatkiem, gdy przyszywa niezliczoną ilość guzików i łat do spodni, gdy  
znajduje dla niego czas mimo zmęczenia - nikt nam nie gratuluje. Kiedy  
wybiera się kapłaństwo, lud płacze ze wzruszenia na prymicjach, a rodzina  
tylko dla pozoru nie demonstruje dumy zbyt wyraźnie, ale potem gdy wybiera  
się samotny wieczór i pogodną gotowość na kaŜde wezwanie - to juŜ jest  
zwyczajne. Sami musimy wiedzieć, czemu jesteśmy wierni raz podjętym  
odpowiedzialnościom i wybierać co dzień samemu i po cichu, bo jak  
powiedział Przełęcki w "Uciekła mi przepióreczka": "Takie są moje  
obyczaje". 
  To jest trzeci etap dojrzałości. W miarę upływu lat i rosnącego  
doświadczenia, Ŝycie widzi się jako coraz bardziej skomplikowane, wybory  
coraz bardziej wewnętrzne i wcale nie łatwiejsze przez to, Ŝe codzienne i  
przez nikogo nie zauwaŜane. JuŜ nie tylko, czy Ŝenić się z dziewczyną,  
która się podoba, ale jak układać z nią Ŝycie, by było naprawdę dobre. JuŜ  
nie tylko: czy zakładać rodzinę, ale czy wybierać jej dobro, raczej dbając  
o dobrobyt, czy o wspólne spędzanie czasu. Jak realizować swoje powołanie,  
jak wychować dzieci, jak wykonywać swój zawód, w co się angaŜować, jak  
rządzić swoim czasem, by go nie skąpić dla innych, a jednocześnie przez  
pośpiech nie robić wszystkiego powierzchownie. Wybory bardziej subtelne, na  
zewnątrz czasem niezauwaŜalne: juŜ nie tyle co robić, ale jak. 
  Wtedy okazuje się, Ŝe choć pociąg jedzie po raz obranej trasie, ma  
jeszcze masę moŜliwości: czy pędzić jak najszybciej do celu, czy jechać  
powoli podziwiając krajobrazy, ilu zabierać pasaŜerów, na jakich  
zatrzymywać się stacjach. Znowu tyle wyborów, tyle koniecznych decyzji, w  

background image

dodatku dokonywanych samotnie, bez gratulacji i kwiatów. Ich uzasadnienie  
musi być głębsze, Ŝeby wysiłki miały sens. Więc szukamy sensu decyzji,  
które, okazało się, znowu są przed nami, nie za nami. Odkrywamy go mozolnie  
i po trochu, ale gdy umrzemy, zobaczymy "twarzą w twarz" (1 Kor 13, 12). 
   
   
   
  O szczęściu, płaczu i wierności 
   
  To będzie tekst o szczęściu, o płaczu i o wierności, ale jednak przede  
wszystkim o wierności. Przeznaczony jest nie dla wszystkich. Nie potrzebują  
go czytać ci, dla których wierność raz podjętym zobowiązaniom jest tylko  
radosną oczywistością, i nie warto, Ŝeby czytali ci, którzy w ogóle nie  
wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, co to jest wierność. Napisany jest dla  
tych, którzy znają wartość wierności, ale takŜe jej cenę; którzy uwaŜają ją  
za coś bardzo waŜnego, choć nie zawsze łatwego. Będzie więc w tym tekście o  
wierności, ale zacząć trzeba od szczęścia. 
  Mnóstwo rzeczy dzieje się wokoło nas. Wiele spraw nas dotyczy, wiele  
przedmiotów mamy w swoim polu widzenia. Tak wiele, Ŝe nie moŜna ich  
wszystkich uświadamiać sobie w jednakowym stopniu. Coś musi dominować,  
stawać się waŜne, inne rzeczy pozostają na dalszym planie. W psychologii  
mówi się w związku z tym o tle i figurze: figura jest tym, co ma dla nas -  
w danym momencie - znaczenie. Reszta pozostaje tłem. 
  MoŜemy to sprawdzić. Idźmy na spacer, zatrzymajmy się i spójrzmy na trawę  
koło drogi. Obejrzyjmy wszystko, co się znajduje w naszym polu widzenia, a  
potem skoncentrujmy uwagę na jednej roślince: trawce lub kwiatku. W miarę  
przyglądania mu się, kwiatek staje się figurą, wyłania się z tła. Tło staje  
się mało waŜne, prawie niedostrzegalne. JuŜ tylko kwiatek jest wyodrębniony  
- zaczynamy dostrzegać coraz więcej szczegółów: kształty zarys listków,  
kolor i jego odcienie, krople rosy na płatku. Widzimy juŜ tylko piękno tego  
kwiatu, zachwycamy się nim i jest to zachwyt uszczęśliwiający. Jeśli umiemy  
się zatrzymywać, takich chwil moŜe być duŜo. 
  MoŜe taką chwilę szczęścia dać kwiat, światło księŜyca, dzieło sztuki,  
płynąca woda, widok na góry. Wystarczy zatrzymać się wyciszyć wewnętrznie,  
odetchnąć. Szczęście jest tuŜ, pod ręką, blisko, brak tylko czasu, by  
podnieść na nie oczy. Po to właśnie są potrzebne święta, wakacje, urlopy,  
Ŝ

eby ten czas znaleźć, Ŝeby się wewnętrznie uspokoić, zachwycać się i być  

przez chwilę szczęśliwym. 
  Nie ma szczęścia trwałego na tym świecie, ale jego okruchy otaczają nas  
jak korale rozsypane w trawie, jak promienie słońca przebijające na chwilę  
chmury. Są to chwile, które kaŜdy z nas zna z dzieciństwa, ale zdarza się,  
Ŝ

e z wiekiem je zapomina, a wtedy Ŝycie staje się smutne, szare, bez  

blasku. Są to chwile, które kaŜdy moŜe odszukać na nowo jeśli wydobędzie  
jako figurę z tła coś pięknego, muzykę, barwę nieba, zapach siana lub  
uścisk ręki. 
  Czasami figurą wyłaniającą się z tła staje się człowiek. Otacza nas wielu  
ludzi, potrąca tłum bezbarwny, nijaki, ludzie pozornie jednakowi, mało  
ciekawi. Nagle jakiś zbieg okoliczności powoduje, Ŝe któryś z tych ludzi  
zostaje dostrzeŜony, wyodrębniony, wyróŜniony i wtedy okazuje się, Ŝe - jak  
pisze Jewtuszenko - "Nie ma pod słońcem ludzi nieciekawych, jak dzieje  
planet są ich losy, sprawy, kaŜda planeta jest osobna, inna, i nie ma  

background image

drugiej, co ją przypomina". Nie widzimy tego na co dzień, gdy jednak z  
jakimś człowiekiem nastąpi głębsze spotkanie, kaŜdy moŜe okazać się ciekawy  
i zachwycający. To teŜ jest chwila szczęścia, które pogłębia się jeszcze  
bardziej, jeśli teraz człowiek okaŜe się tym, którego Ania z Zielonego  
Wzgórza nazywała "pokrewną duszą", czyli kimś, z kim myśli się i odczuwa  
podobnie. 
  MoŜe to być spotkanie choć głębokie, ale krótkie; moŜe to być początek  
przyjaźni, a jeśli chodzi o człowieka innej płci, gdy do takiej fascynacji  
dołączy się zainteresowanie erotyczne, moŜe to być początek miłości.  
Gertruda von le Fort mówi, Ŝe: "Miłość nie oznacza wyboru stanu cywilnego  
ani przyjemności zmysłów. Nie kocha się równieŜ z powodu błogosławieństwa  
dzieci. Ale miłość przemyka się jak promień z innego świata, aby oświetlić  
nasz świat [...], przez całą wieczność istnieje tylko jedna miłość, która  
pochodzi z nieba, nawet gdy świat nazywa ją ziemską. Bóg przyjmuje ją jakby  
była przeznaczona dla Niego samego." Dobrze więc jest i pięknie jest, jeśli  
od takiego promienia zaczyna się małŜeństwo. 
  Jeśli jednak ten błysk światła przeŜyje człowiek juŜ związany  
zobowiązaniami stanu duchownego lub małŜeńskiego, albo jeśli człowiek w ten  
sposób dostrzeŜony ma juŜ takie zobowiązania, sprawa staje się bardziej  
skomplikowana i teraz trzeba juŜ będzie mówić nie tylko o szczęściu, ale i  
o cierpieniu. Komplikacja rośnie zaś tym bardziej, im bardziej człowiek  
przeŜywa nie tylko zachwyt drugim człowiekiem, ale równieŜ odczuwa zachwyt  
drugiego; jeśli czuje, Ŝe stał się dla niego wyodrębnianą z tła figurą.  
Widzi wtedy, Ŝe kawałami opowiadanymi od lat, które jego otoczenie juŜ  
tylko nudzą, moŜe kogoś naprawdę rozśmieszyć. ZauwaŜa, Ŝe dzieje jego  
Ŝ

ycia, znane bliskim od dawna i przez to nieinteresujące, są dla kogoś  

bardzo ciekawe; Ŝe osiągnięcia, które w jego otoczeniu traktowane są jako  
oczywiste wypełnianie obowiązków - komuś imponują; Ŝe jego powierzchowność,  
znacznie juŜ mniej korzystna niŜ kiedyś, moŜe się jednak podobać.  
Doświadcza, Ŝe ktoś interesuje się nie tylko tym, co on robi, ale takŜe co  
myśli i co czuje, co go męczy, smuci lub cieszy, za czym tęskni. Czuje się  
dla kogoś waŜny, interesujący. Od lat juŜ zna siebie samego jako  
zwyczajnego, nudnego i szarego, a nagle w czyichś oczach ogląda siebie jako  
cennego, pięknego i fascynującego. 
  KaŜdemu tego potrzeba, tym bardziej Ŝe jest to przecieŜ prawda - kaŜdy  
jest wspaniały, skoro jest osobiście i indywidualnie kochany przez Boga  
Wszechmogącego, tak Ŝe aŜ Syna Swego Jednorodzonego za niego dał. Chyba  
jednak na co dzień nie bardzo umiemy o tym pamiętać i tym się cieszyć.  
Człowiek więc, który daje nam doświadczyć własnej wartości, jest wielkim  
ofiarodawcą. 
  Tu zaczyna się niebezpieczeństwo, bo takie przeŜycie chciałoby się  
przedłuŜyć. Człowieka, który daje tak cenny dar, chciałoby się zatrzymać  
dla siebie. Zachłanny jest człowiek, i często to, co mu się podoba, pragnie  
mieć na własność. A trzeba sobie jasno powiedzieć, Ŝe nie jest to moŜliwe.  
Nie moŜna zabrać krajobrazu ani górskiego potoku, ani blasku słońca na  
falach. Choćby się trochę wody nabrało do butelki - to przecieŜ nie to.  
Choćby się zerwało kwiat i schowało go do kieszeni, juŜ po paru godzinach  
niewiele zostanie z jego urody: starta kropla rosy, wymięte listki,  
pozbawione barwy płatki - brzydki strzępek i plama na kieszeni. 
  Tak samo nie moŜna sobie zabrać człowieka. Jeśli nawet skłoniłoby się go,  
by zdradził to, czemu winien wierność - wtedy nie będzie juŜ tym, kim był.  

background image

Jeśliby się samemu zdradziło siebie i swoich, nie będzie się juŜ tym, kim  
on się zachwycił. Trzeba więc być czujnym, aby niebacznym słowem czy gestem  
nie rozpocząć dzieła zniszczenia. KtóŜ rzuca śmieci do górskiego potoku?  
Musi pozostać na swoim miejscu piękny i czysty; musi pozostać piękny i  
czysty we wspomnieniu. Nie wszystko moŜna mieć, nieraz trzeba się czegoś  
wyrzekać i rezygnować. Bywa to oczywiście połączone z cierpieniem, czasem  
małym, czasem duŜym, a czasem bardzo wielkim, ale cierpienie nie jest  
najgorsze z tego, co moŜe nas spotkać. 
  JeŜeli dochowanie wierności wymaga cierpienia, trzeba cierpieć, a jeśli  
ktoś potrafi - moŜe płakać. Cierpienie teŜ jest bogactwem, jeśli się je  
ś

wiadomie przeŜywa. Jest wprawdzie naturalne, Ŝe kaŜdy stara się przed  

cierpieniem uciec, kombinuje, jak go uniknąć, zamazuje sytuacje, okłamuje  
samego siebie, ale ta ucieczka nic nie da. Tylko prawda ma moc wyzwalającą.  
Trzeba spojrzeć uczciwie na to, co się dzieje i co moŜe się stać, na własne  
uczucia. Nie musi się siebie samego za nie potępiać - za swoje uczucia  
człowiek nie jest odpowiedzialny, ale jest odpowiedzialny za to, co z nimi  
zrobi. Zawsze jest jakiś wybór. MoŜna wybrać cierpienie, ono coś w  
człowieku przepali, zahartuje, rozwinie. MoŜna się teŜ modlić, Ŝeby Bóg  
zechciał to uczucie daremne przyjąć tak, jakby było przeznaczone dla Niego  
samego. 
  Okres najsilniejszego bólu trzeba po prostu przeczekać. Później okaŜe  
się, Ŝe on teŜ wniósł coś w Ŝycie, nadał mu intensywność, ukazał wartości,  
Ŝ

e coś w tym czasie zostało uratowane i Ŝe coś wtedy w człowieku dojrzało. 

   
   
   
  A serce tęskni 
   
  Szukałam w literaturze czegoś o tęsknocie, ale nie udało mi się znaleźć  
tego hasła ani w encyklopediach, ani w słownikach psychologicznych i  
teologicznych. Nie ma go w skorowidzach i spisach treści podręczników, a  
nawet w konkordancji biblijnej. CzyŜby tylko poeci wiedzieli coś o  
tęsknocie? 
  A przecieŜ tęsknota towarzyszy człowiekowi od pierwszych do ostatnich  
chwil Ŝycia. Małe dziecko wodzi oczami za matką, a gdy ona niknie z jego  
pola widzenia - płacze. Dziecko nie rozumie jeszcze pojęć czasu i  
przestrzeni. Nie wie, czy ukochana osoba, która warunkuje jego poczucie  
bezpieczeństwa, odeszła do kuchni, czy na zawsze. Nie ma jej - to wszystko.  
Nie ma jej, więc tęskni rozpaczliwie za tym, Ŝeby była. 
  Tak zaczyna się tęsknota, a potem trwa, wzbogaca się i róŜnicuje przez  
całe Ŝycie, aŜ dochodzi do tęsknoty za tym, co ostateczne, i "niespokojne  
jest serce człowieka, póki nie spocznie w Panu". Tęskni się za tym, czego  
aktualnie nie ma; za tymi, którzy są daleko; za tym, na co się czeka.  
Tęskni się więc za tym, co odległe w czasie i co odległe w przestrzeni. 
  Tęskni się za tym, co było: za "krajem lat dziecinnych" za utraconym  
zdrowiem, sprawnością czy urodą, za beztroską młodości, za ludźmi których  
kiedyś się znało i kochało, za tymi, którzy umarli. Często tęsknota  
przeinacza trochę te wspomnienia, upiększa je. Przycicha na miesiące, a  
nawet lata, i wybucha nagle przy okazji jakiegoś wydarzenia, zasłyszanej  
melodii, wydobytej pamiątki. Więc zastanawia się Tadeusz Kotarbiński  
"zagasłych dni przyloty czyŜ upamiętniać warto, skoro mrzemy z tęsknoty nad  

background image

ocalałą kartą?" 
  Tęskni się teŜ do tego, co będzie. Dzieci tęsknią do dorosłości i  
samodzielności; tęskni się do tego, Ŝeby mieć własne mieszkanie i rodzinę,  
Ŝ

eby świat zrobił się lepszy, a Ojczyzna była wolna. Tęsknota skierowuje  

myśli ku przyszłości bliskiej lub dalekiej, a czasem tak odległej, Ŝe  
mogącej być udziałem dopiero kolejnych pokoleń, ale tak pięknej, Ŝe wartej  
wysiłku dziś. 
  Tęskni się teŜ do tego, co aktualne w czasie, ale odległe w przestrzeni.  
Tęsknią dzieci do rodziców i rodzice do dzieci, które wyjechały lub odeszły  
do swoich spraw. Tęsknią małŜonkowie, gdy muszą się rozstać i zakochani,  
gdy tylko stracą z oczu tych, którzy są dla nich najwaŜniejsi. Tęskni się  
do ludzi ukochanych, z którymi nie moŜna być razem, bo ich drogi Ŝycia -  
choć kiedyś skrzyŜowały się, ale są inne - i nie wolno się na nie wdzierać.  
Tęskni się do tych, którzy zdradzili i porzucili, a dzięki tej tęsknocie,  
to co było kiedyś dobre, nie znika od razu, ale mimo rozstania Ŝyje. Tęskni  
się do gór i swobodnej przestrzeni, do odległych krajów, do przyjaciół, a  
czasem do samotności. Tęsknił Norwid "do kraju tego, gdzie kruszynę chleba  
podnoszą z ziemi przez uszanowanie" i tęsknią współcześni emigranci - jak w  
tej piosence: "śpiewa ci obcy wiatr, zachwyca piękny świat, a serce  
tęskni". 
  Tęskni się wreszcie do czegoś nieokreślonego, co nas przekracza, czego  
nie ma, co się dopiero przeczuwa. To tęsknota wywiodła Kolumba na dalekie  
morza i doprowadziła ludzi na księŜyc, to tęsknota kaŜe uczonym robić  
nieskończoną liczbę eksperymentów, a cyrkowcom wykonywać coraz trudniejsze  
ć

wiczenia. To nie tylko sprawa pieniędzy i sławy, to tęsknota do  

przekraczania samego siebie. 
  Ciągle towarzyszy nam tęsknota i moŜe być uczuciem niebezpiecznym, bo  
odprowadza nas z tego miejsca i czasu, w którym aktualnie jesteśmy, a  
kieruje myśli ku temu, czego nam brak. Zapominamy o tym, co mamy. "Mrzemy z  
tęsknoty", zamiast się cieszyć. Cierpimy. Płaczemy i nie moŜemy spać, i  
usta nam drętwieją, i serce kołacze. Biedni są więc ludzie, którzy tęsknią.  
Ale tęsknota, choć składa się przede wszystkim z cierpienia, to chyba  
jednak nie tylko z niego, skoro w gruncie rzeczy nie chce się z niej  
zrezygnować. 
  Kiedy Kmicic, po kolejnym zerwaniu z Oleńką, odjeŜdŜał zrozpaczony i  
tęskniący, doradzał mu ktoś, Ŝeby na pierwszym popasie zalał ognisko wodą  
albo rzucił za siebie czerwoną tasiemkę - Ŝeby zapomnieć. Pan Andrzej  
jednak ani tasiemki nie rzucił, ani ogniska nie zalał. Gdyby to zrobił,  
moŜe by i zapomniał - nie ze względu na magiczne działanie czerwonej  
wstąŜeczki, ale na własną decyzję. On jednak nie chciał zapomnieć; wolał  
dalej tęsknić i cierpieć. Bo tęsknota, choć niesie ze sobą cierpienie,  
jednak odczuwana jest jako wartość. Powoduje rozszerzenie naszej  
ś

wiadomości, pamięci i zaangaŜowania na coś dalej i więcej niŜ chwila  

bieŜąca. Gdyby człowiek nie tęsknił, Ŝyłby w ciasnym światku  
teraźniejszości. Biedni więc ludzie, którzy nie tęsknią. 
  Umiejętność koncentracji "tu i teraz" warunkuje dobrą pracę, pogłębione  
kontakty z ludźmi, umoŜliwia odczuwanie chwil szczęścia. To jedna waŜna  
strona przeŜywania Ŝycia. Drugą - rozszerzającą chwilę bieŜącą w czasie i  
przestrzeni - jest tęsknota. Dzięki niej powstają poezje, listy i  
pamiętniki. To ona zabarwia uczuciem naszą pamięć o nieobecnych osobach,  
miejscowościach i sytuacjach. Mobilizuje do działania, do Ŝyczliwości i  

background image

wdzięczności, oŜywia serce i nie pozwala mu na obojętność. Wzbogaca  
osobowość, wyzwala energię twórczą, pobudza do nowych przedsięwzięć, do  
rozwoju i zdobywania, aby po kaŜdym osiągnięciu budzić nowy niedosyt i znów  
popychać dalej. Poszerza horyzonty, wskazuje nowe cele, otwiera na świat,  
wyrywa z zasiedziałości i stagnacji. Doprowadza do nowych spraw i nowych  
spotkań, a wreszcie skierowuje poza granice czasu, przygotowując przejście:  
"jak wlecze się i dłuŜy czas, gdy myśl ku Tobie wciąŜ biegnie stąd, więc  
wyruszymy juŜ w tę noc, by ujrzeć tamten brzeg i ląd". 
   
   
   
   
  Starość - kolejny etap rozwoju 
   
  Psychologia wieku starego nie jest jeszcze dokładnie opracowana.  
Opisująca zmienianie się człowieka zaleŜnie od wieku psychologia rozwojowa  
koncentruje się na dzieciach i młodzieŜy. Starość wydaje się mniej waŜna, a  
nawet sama jej nazwa bywa wstydliwie pomijana lub zastępowana róŜnymi  
omówieniami. W ukazujących się od czasu do czasu publicystycznych  
wypowiedziach na ten temat czytamy najczęściej o ludziach starych jakby o  
jakiejś osobnej kaście ludzi obcych, innych, z którymi coś trzeba zrobić:  
zabezpieczyć, zabawić, pouczyć. 
  A przecieŜ nie Ŝyjemy poza czasem i najpierw mamy lat mało, potem duŜo, a  
wreszcie bardzo duŜo. Wobec przedłuŜenia się Ŝycia ludzkiego, ludzie starzy  
stanowią coraz większy procent społeczeństwa, a w Ŝyciu poszczególnego  
człowieka okres starości stanowi coraz dłuŜszą jego część. Mimo to ludzi  
starych często traktuje się jako niepotrzebnych, zapominając o wartościach,  
które tylko oni mogą wnieść w Ŝycie rodzin i społeczeństw, a o starości  
własnej nie chce się myśleć. Naprawdę jednak nie jest to problem czyjś, ale  
dla kaŜdego własny - dalszy lub bliŜszy, ale nikogo nie omijający. Nie jest  
to rzeczywistość czyjaś, ale własna. Trzeba na nią spojrzeć jako na kolejny  
etap swojego Ŝycia, w który się juŜ weszło, albo do którego się dojdzie;  
jako na nowy okres rozwojowy o innych niŜ poprzednio moŜliwościach i o  
innych niŜ poprzednio zadaniach. Jest taki wschodni aforyzm: 
  Nie wszystkie kwiaty zakwitają razem, 
  kaŜdy ma swój czas i porę, 
  niech to dla ciebie będzie drogowskazem, 
  nie wszystkie kwiaty zakwitają razem. 
  To teŜ wprawiają w zachwyt i ekstazę 
  wciąŜ nowych barw swych kolorem. 
  Nie wszystkie kwiaty zakwitają razem, 
  kaŜdy ma swój czas i porę. 
   
  Starość jest okresem, kiedy jedne kwiaty juŜ nie kwitną, ale jest czas i  
pora na inne. Nie zawsze jednak umiemy zachwycić się nową barwą kwiatów,  
trzymając się kurczowo dawnych, juŜ więdnących. 
  NajwaŜniejszą sprawą jest zrozumieć, Ŝe starość jest okresem zmiany  
moŜliwości: z moŜliwości typu zewnętrznego na moŜliwości bardziej  
wewnętrzne. MoŜliwości bardziej zewnętrzne, siły fizyczne i sprawność  
zmysłów, z czasem słabną. Nie moŜna podać ścisłej granicy wieku tych zmian.  
W pewnym sensie - zmniejszania się zawartości wody w tkankach - starzejemy  

background image

się od urodzenia. JeŜeli w psychologii dziecka moŜemy określić dość  
dokładnie czas rozwoju poszczególnych funkcji, to ich osłabienie jest  
rzeczą indywidualną, zaleŜną od wielu czynników, między innymi od stanu  
zdrowia, a w duŜej mierze od ćwiczenia. 
  W kaŜdym razie wiemy wszyscy z obserwacji, lub z własnego doświadczenia,  
Ŝ

e z wiekiem siły fizyczne słabną, zmniejsza się szybkość reakcji, obniŜa  

sprawność receptorów wzroku, słuchu, smaku. Starsi ludzie lubią więcej  
słodzić i solić, bo nie odczuwają tak silnie jak poprzednio bodźców  
smakowych; uŜywają okularów, bo gorzej widzą; aparatów słuchowych, bo  
gorzej słyszą; wolniej chodzą i potrzebują na róŜne czynności więcej czasu  
niŜ poprzednio. Tych moŜliwości ubywa nam po trosze z kaŜdym rokiem Ŝycia,  
a Ŝe byliśmy do nich przyzwyczajeni, ich ograniczenie moŜe się wydać tak  
waŜne, Ŝe nie pozwoli zauwaŜyć moŜliwości nowych, z wiekiem dopiero się  
pojawiających. 
  "Nie wszystkie kwiaty zakwitają razem", niektóre z konieczności wiąŜą się  
z wiekiem starszym. Są to moŜliwości bardziej wewnętrzne: rośnie  
doświadczenie, umiejętność zachowania dystansu, rozwaga i głębokość sądu.  
Właśnie spowolnienie, tak przykro nieraz przeŜywane, pozwala na mniej  
gwałtowne angaŜowanie się i mniej szybkie wyraŜanie swojego zdania, a za to  
głębsze odróŜnienie rzeczy istotnych od niewaŜnych, dobrych od złych  
pozwala na spokojną wyrozumiałość i cierpliwą dobroć. 
  Czasem mówi się z lekcewaŜeniem o religijności ludzi starszych,  
szczególnie kobiet, które: "Siedzą w kościele, bo nie mają co robić". Jest  
to niesłuszne. Religijność przemieniona przez doświadczenie całego Ŝycia  
moŜe być najgłębsza, bo w związku z wymienioną wyŜej zdolnością do rozwagi,  
wzrasta moŜliwość świadomego i wolnego wyboru. 
  Przesunięcie się moŜliwości dotyczy teŜ strefy kontaktów międzyludzkich.  
W wieku starszym niełatwo jest zawierać nowe przyjaźnie. Najwięcej  
przyjaciół mamy z okresu młodości, a tych z czasem ubywa, ubywa teŜ  
członków rodziny. W związku z tym zmniejszeniem się liczby kontaktów moŜe  
nastąpić jednak ich pogłębienie. Na przykład w moich badaniach nad  
powodzeniem małŜeństwa, największe zadowolenie ze związku wystąpiło u par  
najstarszych, Ŝyjących ze sobą dłuŜej niŜ dwadzieścia pięć lat. W kontakcie  
z młodymi, człowiek stary moŜe obdarzyć tym, czego w młodości z reguły nie  
ma, stąd piękne przyjaźnie starych nauczycieli, majstrów, rzemieślników z  
uczniami, dziadków z wnukami, starych duszpasterzy z dziećmi. 
  To wszystko są nowe moŜliwości. PoniewaŜ jednak byliśmy przyzwyczajeni do  
innych - tych właściwych młodości, a więc szybkości i ekspansji - gdy one  
zaczynają się kurczyć, wydaje się, Ŝe to jest koniec wszystkiego. Stąd  
wstydliwe przemilczanie starości i bolesne jej przeŜywanie. Stąd uŜywanie  
przymiotnika "stary" jako wartościującego negatywnie i to zarówno przez  
młodych, jak i przez samych ludzi w starszym wieku. NajwaŜniejsze natomiast  
jest zrozumienie, Ŝe starość nie stanowi zmniejszenia moŜliwości, ale ich  
zmianę. 
  PoniewaŜ utrata moŜliwości wcześniejszych jest często przeŜywana bardzo  
cięŜko, moŜe powodować dwojaką reakcję. Jedną moŜe się stać wycofywanie z  
Ŝ

ycia i rezygnacja: "Na nic nie mam juŜ siły, nic nie mogę, na nic się nie  

przydam". Druga, równieŜ niekorzystna postawa, to - przy niedopuszczeniu do  
ś

wiadomości zmiany w swoich moŜliwościach - kurczowe trzymanie się  

wcześniejszego sposobu Ŝycia: "Z niczego nie zrezygnuję, z niczego się nie  
wycofam, do wszystkiego będę się wtrącać". 

background image

  Jedna i druga postawa powoduje smutne przeŜywanie swojego wieku i jest  
szkodliwa takŜe dla otoczenia. Pierwsza pozbawia człowieka moŜliwości  
rozwoju właściwego dla wieku, a jednocześnie zubaŜa otoczenie o to, co  
uczestnicząca obecność starego człowieka moŜe mu dać. Druga, będąca równieŜ  
jakimś wstrzymaniem w rozwoju, jednocześnie przez ingerowanie w Ŝycie  
dzieci, np. w ich sprawy małŜeńskie, moŜe się stać bardzo szkodliwa.  
Subiektywnie moŜe ta druga postawa jest mniej tragicznie przeŜywana, ale do  
czasu, bo ostatecznie powoduje odsunięcie się bliskich. 
  Najlepiej chyba traktować pewne ograniczenie moŜliwości zewnętrznych:  
szybkości działania, zakresu decydowania, czy nawet dopływu informacji  
(przez osłabienie zmysłów) jako "znak czasu" - by zwrócić się bardziej do  
wewnątrz i pogłębiać Ŝycie wewnętrzne. Fakt, Ŝe nie moŜna juŜ tak szybko  
biegać jak kiedyś, moŜna potraktować jako znak, by mniej się "krzątać koło  
wiela", ograniczyć aktywność zewnętrzną na korzyść wewnętrznej. Fakt  
ilościowego ograniczenia kontaktów moŜna traktować jako znak, by je  
pogłębiać i obdarzać raczej darami serca niŜ przedmiotami materialnymi. 
  Kiedyś podobno ludzie starzy otaczani byli wielkim szacunkiem, gdyŜ  
dostrzegano w nich mądrość doświadczenia. Szanowani szczególnie byli teŜ  
niewidomi, gdyŜ wierzono, Ŝe nie widząc tego co na zewnątrz, dostrzegają  
to, co niewidoczne dla oka - wewnętrzne, najwaŜniejsze. MoŜna więc pewne  
odcięcie od świata zewnętrznego w starszym wieku traktować jako znak, by  
zwrócić się do wewnątrz. 
  JednakŜe, by do wnętrza warto się było zwracać, nie moŜe ono być puste. W  
starości mamy większą niŜ poprzednio szansę pogłębiania Ŝycia wewnętrznego,  
ale by było co pogłębiać, Ŝycie to musi juŜ istnieć wcześniej. Starość moŜe  
być ukoronowaniem Ŝycia, ale trudno by była jego początkiem. JeŜeli  
wcześniej rozwinęliśmy swoje Ŝycie wewnętrzne, mamy gdzie się zwrócić i co  
doskonalić. Jeśli nie zrobimy tego na czas, w starości pozostaje tylko  
wsłuchiwanie się we własny organizm coraz mniej sprawny i coraz mniej  
piękny. 
  Opowiadał mi ktoś historię starszej pani, która czuła się bardzo samotna  
i nieszczęśliwa. Nie zajmowała się niczym prócz przykrej obserwacji  
własnych dolegliwości. Radzono jej: "Niech się ciocia czymś zajmie". "Nie,  
ja juŜ nic nie mogę". "MoŜe ciocia opowie coś dzieciom?" "Nie, dzieci mnie  
denerwują." "MoŜe ciocia zrobi coś na drutach?" "Nie, ja Ŝadnych robót  
ręcznych nie umiem." "MoŜe ciocia nakarmi ptaszki okruchami?" "A co mnie  
ptaszki obchodzą?" 
  Istotnie, jeŜeli wcześniej nie znajdzie się niczego, co interesuje,  
nikogo, kogo się lubi i Ŝadnego zajęcia, które moŜna by kontynuować,  
starość będzie pusta. Trzeba się do niej wcześniej przygotować, traktując  
jako kolejny etap rozwoju, przynoszący nowe wartości, ale związany z  
etapami wcześniejszymi. 
   
   
   
  Wzrastanie 
   
  O zachowaniu dojrzałym i o dojrzałości mówi się ostatnio wiele traktując  
ją najczęściej jako synonim rozsądku i rozwagi. Tu juŜ interpretacje  
zaczynają się róŜnić; często "być rozsądnym" znaczy na przykład "nie  
ryzykować", a najmniej ryzykuje ten, kto nie podejmuje Ŝadnego działania.  

background image

Wiadomo: kto śpi, nie grzeszy. W takiej wykładni dojrzałość stawałaby się  
biernością, a zachowanie dojrzałe wegetacją. 
  Czym naprawdę jest dojrzałość? Psychologia moŜe częściowo odpowiedzieć na  
to pytanie charakteryzując osobowość dojrzałą i objaśniając warunki  
postępowania dojrzałego. Nie odpowiada ona na pytanie: co robić? - tego  
trzeba szukać w innych dziedzinach wiedzy, jak historia, filozofia i w  
innych dziedzinach Ŝycia, jak światopogląd i religia, czy po prostu w  
Słowie BoŜym zawartym w Piśmie Świętym. Psychologia moŜe jednak,  
przynajmniej częściowo, odpowiedzieć na pytanie: jak? 
  Odpowiedź na pytanie, czym jest dojrzałość, nie jest prosta, zacząć moŜe  
łatwiej od pytania, czym dojrzałość nie jest. Nie jest więc na pewno tym  
samym co dorosłość. Mówi się wprawdzie o maturze, jako egzaminie  
dojrzałości. Jest to jednak raczej pewna miara dorosłości w dziedzinie  
wykształcenia. Dorosłość osiąga się w pewnym określonym umownie roku Ŝycia  
i to w róŜnym wieku, zaleŜnie od punktu widzenia: prawo głosu - od  
osiemnastu lat, prawo do zawarcia małŜeństwa dla męŜczyzn - od dwudziestu  
jeden lat, odpowiedzialność przed sądem dla dorosłych - od siedemnastu lat.  
Wiadomo jednak, Ŝe Ŝadna z tych dat umownych nie stanowi jeszcze dowodu  
dojrzałości. 
  Dojrzałość jest miarą względną, zawsze w stosunku do czegoś. Osoba  
dojrzała jak na dziecko, byłaby niedojrzała jak na dorosłego; ktoś dojrzały  
na lat osiemnaście, byłby niedojrzały na lat trzydzieści. MoŜna więc  
wskazać pewne etapy nabywania dojrzałości, a nawet łączyć je z określonym  
rokiem Ŝycia. Nie moŜna jednak określić punktu osiągnięcia dojrzałości, bo  
Ŝ

ycie biegnie wciąŜ naprzód i postępowanie dojrzałe dziś, byłoby  

niedojrzałe jutro. Nie moŜna teŜ określić punktu kulminacyjnego  
dojrzałości, chociaŜ moŜna to zrobić dla innych sprawności, np. w sporcie  
punktem szczytowym moŜliwości jest dwadzieścia parę lat, w moŜliwościach  
pracy zawodowej czterdzieści parę (zaleŜnie od zawodu) itd. 
  W dojrzałości psychicznej takiego momentu określić się nie da, gdyŜ moŜe  
ona wzrastać aŜ do śmierci, ale moŜe teŜ przerwać rozwój i wtedy szybko  
stanie się niedojrzałością w stosunku do aktualnego etapu Ŝycia. To  
nieustanne wzrastanie dojrzałości dotyczyć moŜe paru cech psychicznych  
szczególnie waŜnych, a przede wszystkim samodzielności myślenia,  
samoświadomości działania oraz umiejętności miłości. 
  Wzrastanie tych cech zaleŜy w duŜej mierze od środowiska, które je  
wzmacnia lub osłabia, ale począwszy od wieku dorastania człowiek moŜe sam  
podjąć odpowiedzialność za swój rozwój i świadomie nim kierować. MoŜna więc  
te cechy traktować jako pewne sprawności - coś czego da się nauczyć.  
Oczywiście, zwłaszcza w wieku dziecięcym, środowisko, a przede wszystkim  
rodzina, moŜe to uczenie się ułatwiać albo utrudniać, tak jak moŜna dziecku  
ułatwiać lub utrudniać naukę szkolną. Jednak ostatecznie człowiek sam  
decyduje o tym, czy chce się uczyć, i o ile jest w tej nauce wytrwały. 
  W kolejnych rozdziałach mowa będzie o samodzielności, samoświadomości i  
umiejętności kochania. Na początek trzeba jednak wspomnieć o pewnej  
podstawie, na której opiera się rozwój tych elementów dojrzałości. Jest nią  
akceptacja siebie, czyli uznanie samego siebie za pewną wartość mimo tych  
ograniczeń, które kaŜdego z nas dotyczą. Sprawa jest dość delikatna -  
często zdaje się, Ŝe wielu naszych bliźnich aŜ za bardzo akceptuje samych  
siebie, mimo Ŝe innym wytrzymać z nimi trudno. Często jednak w  
rzeczywistości ludzie ci nie lubią samych siebie, lecz akceptują, czy nawet  

background image

samouwielbiają swój obraz, który wytworzyli sobie sami, a który nie jest  
zgodny z rzeczywistością. Tacy ludzie nie znają sami siebie, nie mogą więc  
wzrastać w dojrzałości. Nie mogą zmieniać siebie świadomie, bo nie wiedzą,  
jacy są, a w gruncie rzeczy nie chcą tego wiedzieć, bo nie umieją się  
pogodzić z sobą samym, takim, jakim się jest naprawdę. 
  Prawidłowym punktem wyjścia jest realne spojrzenie na siebie razem z  
wadami i zaletami. Wtedy dopiero moŜna wiedzieć, co warto rozwijać, a co  
zmieniać. Trzeba koniecznie coś w sobie polubić, bo jeśli nic realnego  
lubić się w sobie nie będzie, zacznie się uciekać od siebie prawdziwego do  
obrazu fikcyjnego, z którym juŜ w gruncie rzeczy nic się nie da zrobić, bo  
nie będzie on miał związku z rzeczywistością. Trzeba polubić coś w swoim  
postępowaniu i myśleniu, a takŜe w swoim ciele. 
  Ciało jest narzędziem porozumiewania się z innymi ludźmi poprzez oczy,  
uszy, mowę i dotyk. JeŜeli niczego w tym narzędziu nie będzie się lubić,  
porozumienie nie będzie udane. Uczenie się umiejętności posługiwania się  
ciałem jako wyrazem jest waŜnym zadaniem, bo bez niej nie moŜna otworzyć  
się na innych ludzi. Trzeba się ze swoim ciałem oswoić, polubić je i poznać  
jego potrzeby. Udawanie przed sobą samym, Ŝe się tych potrzeb nie ma, nie  
unicestwia ich, lecz tylko powoduje, Ŝe traci się nad nimi kontrolę.  
Nieuświadomione, istnieją nadal powodując niepokój, rozdraŜnienie i  
nerwicę. Nad potrzebami uświadomionymi moŜna panować i realizować je lub  
nie realizować - w zaleŜności od tego, co się postanowi. 
  To przyjęcie siebie, nie jako ideału, w którym juŜ nic zmieniać nie  
trzeba, ale teŜ nie jako kogoś bez wartości, kto nic nie moŜe dać z siebie,  
akceptacja siebie takiego, jakim się jest naprawdę i jakim warto się dalej  
rozwijać jest punktem wyjścia do rozwoju samodzielności, samoświadomości i  
właściwego odnoszenia się do innych, czyli dojrzałości. Dojrzałość byłaby  
więc w tym ujęciu nie tyle stanem, co procesem, kierunkiem rozwoju nigdy  
nie kończącego się. 
   
   
   
  Samodzielność 
   
  Jednym z najwaŜniejszych elementów dojrzałości psychicznej jest  
samodzielność. Oceniać ją moŜna w zaleŜności od etapu rozwojowego. W  
psychologii rozwojowej Ŝycie człowieka podzielone jest precyzyjnie na  
etapy. Dla oceny samodzielności wystarczy podział najprostszy: (1) wczesne  
dzieciństwo mniej więcej do szóstego roku Ŝycia, czyli pójścia do szkoły,  
(2) młodszy wiek szkolny - niŜsze klasy szkoły podstawowej, (3) dorastanie  
od jedenastego, dwunastego do siedemnastego, osiemnastego roku Ŝycia, (4)  
młodość - czas wyboru zawodu, stanu, współmałŜonka, rozpoczynanie pracy  
zawodowej i (5) wiek dorosły. 
  We wczesnym dzieciństwie dzieci są niesamodzielne i nie moŜna traktować  
tego jako niedojrzałości. Ich rozwój przebiega głównie przez naśladowanie.  
Przez naśladowanie dorosłych uczą się chodzić, jeść, mówić; nabywają form  
towarzyskich i sposobów odnoszenia się do innych. 
  W młodszym wieku szkolnym dzieci naśladują juŜ nie tylko dorosłych. Grupa  
rówieśnicza i koledzy są dla nich waŜnym autorytetem, do nich chcą się  
upodobnić i im ulegają. Nie jest waŜne, czy jakieś zachowanie jest mądre -  
waŜne, Ŝe robią to koledzy; nie jest waŜne, czy sukienka jest gustowna -  

background image

waŜne, Ŝe przyjaciółka ma taką. Uleganie innym jest w tym czasie  
zachowaniem naturalnym. Dzieci ulegają kolegom, a takŜe dorosłym. Przyjmują  
bezkrytycznie to, co się im mówi, choćby przekazywane sądy były sprzeczne.  
Ulegają zdaniu rodziców, pani w szkole i katechety - choćby ci mieli  
odmienne poglądy; po prostu odpowiadają "tak jak trzeba", czyli tak jak  
oczekuje pytający. Oczywiście, mogą być nieposłuszne, ale sama zasada  
autorytetu dorosłych nie jest kwestionowana. 
  Zmienia się to radykalnie w wieku dorastania. Teraz juŜ nie poszczególne  
rozporządzenia, ale sama zasada tego, Ŝe dorośli mogą coś nakazywać, jest  
podwaŜana. Dzieci nastawione są przede wszystkim na krytykowanie. W pewnym  
sensie jest to nadal niesamodzielność - mówiąc czarne na białe, znowu jest  
się zaleŜnym od cudzego zdania, tyle Ŝe przez opozycję. Jest to jednak etap  
bardzo waŜny, bo od niego rozpoczyna się poczucie, Ŝe moŜna mieć zdanie  
odmienne od innych. 
  W okresie młodości, po przejściu przez burze okresu dojrzewania, człowiek  
umie juŜ patrzyć na sprawy niezaleŜnie od tego, co nakazują mu osoby  
reprezentujące przewagę wieku, siły czy stanowiska. Ocenia sytuację  
obiektywnie, opierając się na własnej wiedzy, a takŜe na autorytecie tych,  
którzy pozyskali sobie ten autorytet kompetencją, bezinteresownością,  
doświadczeniem i uczciwością. Obiektywna ocena jest zasadą naczelną. 
  Oczywiście, nie zawsze rozwój przebiega tak, jak został wyŜej opisany.  
Często człowiek rozwija się nierównomiernie: np. szybciej pod względem  
fizycznym niŜ umysłowym. TakŜe pod względem dojrzałości zdarza się, Ŝe  
rozwój zatrzymuje się na którymś z etapów. Wtedy człowiek dorosły, dobrze  
rozwinięty pod względem fizycznym i intelektualnym, pod względem  
samodzielności myślenia jest jak dziecko. 
  JeŜeli rozwój pod tym względem zatrzyma się na etapie wczesnego  
dzieciństwa, spotykamy ludzi nie mających swojego zdania, a naśladujących  
tych, którzy mają siłę, tak jak dziecko naśladuje rodziców. PoniewaŜ nie  
doszli do etapu krytycyzmu, mówią i myślą tak, jak im się myśleć kaŜe,  
choćby ten za kim idą, jak za panią matką, zmieniał zdanie lub nie był w  
stanie go uzasadnić. 
  Bywa teŜ, Ŝe człowiek dorosły wiekiem, pod względem samodzielności dorósł  
tylko do młodszego wieku szkolnego. Dominuje w nim wtedy konformizm,  
bezkrytyczne przyjmowanie podawanych informacji i upodabnianie swojego  
zachowania do zachowania innych. Tacy ludzie idą bezkrytycznie za modą czy  
koniunkturą; biernie się podporządkowują. Do nich odnosi się określenie:  
"owczy pęd". 
  Poziom samodzielności wieku dojrzewania jest juŜ wyŜszy, ale człowiek  
dorosły - na nim się zatrzymujący - to człowiek stosujący opór, sprzeciw i  
krytykę jakby dla zasady. Dla niego nic nie jest dobre, nic nie jest mądre,  
wszystko jest złe i głupie. Wydawać by się mogło, Ŝe wśród tego morza zła i  
głupoty on jeden jest mądry i dobry. Trudno jednak z tej mądrości  
skorzystać, gdyŜ on teŜ nie ma własnego zdania, potrafi tylko negować i  
krytykować to, co próbują zdziałać inni. 
  Trudno ocenić, jaki procent ludzi dochodzi do prawdziwej samodzielności  
myślenia, opierającej się na realnej ocenie sytuacji, a takŜe na zdaniu  
innych, posiadających autorytet nie siły, ale kompetencji. W okresie  
młodości powinno się juŜ ten poziom osiągnąć, a przynajmniej o niego  
zabiegać. Jeśli jednak doszło się do tego poziomu, takŜe nie jest to  
jeszcze szczyt moŜliwości. MoŜna samodzielność dalej rozwijać, moŜna się w  

background image

niej cofać, do poziomu dziecięcego. 
  Cofanie się moŜe być wynikiem poddawania się manipulacji informacją, gdyŜ  
człowiek czy to młody czy stary nieustannie bombardowany jest zalewem  
informacji, z których część jest prawdziwa, a część fałszywa. Manipulacja  
dotyczy podawania informacji świadomie zafałszowanych w celu wywołania  
określonych zachowań u odbiorcy. Nie chodzi w niej jedynie o fałsz  
intelektualny, ale takŜe o zmianę postaw tych osób, do których informacje  
są kierowane. 
  Postawa jest to sposób odnoszenia się do czegoś lub do kogoś. MoŜna w  
niej wyróŜnić element intelektualny - wiedzę o tym czymś (Ŝeby się do  
czegoś ustosunkować, trzeba coś o tym wiedzieć), uczuciowy (to o czym się  
wie, moŜna lubić lub nie lubić) i behawioralny, czyli sposób zachowania się  
w stosunku do przedmiotu. Np. jeśli wiem, Ŝe ktoś jest dobry (poznanie),  
mogę go polubić (uczucie) i starać się z nim często widywać (sposób  
postępowania). 
  W kaŜdym oddziaływaniu wychowawczym czy duszpasterskim mamy do czynienia  
z kształceniem postaw. Wychowawca podaje informacje, w które wierzy i co do  
których jest przekonany (np. Ŝe Bóg jest dobry), co powoduje określone  
uczucia (np. miłość do Boga), a te uczucia mobilizują do postępowania (np.  
z miłości do Boga staram się być dobry). 
  W manipulacji porządek jest odwrotny, to nie prawda ma pociągnąć uczucia  
i postępowanie, ale prawdę zniekształca się w informacji w taki sposób, aby  
zachęcała do zachowań, które pragnie uzyskać manipulator. Manipulując  
informacją posługuje się oddziaływaniem na wszystkie elementy postaw,  
chodzi jednak nie o przekazanie prawdy, ale o uzyskanie określonych  
zachowań. JeŜeli np. chcę, Ŝeby po wykładzie studenci pozostali w sali,  
mogę obmyślać takie informacje, które skłonią ich do zatrzymania się. W  
manipulacji prawdziwość informacji jest obojętna. Chodzi o podanie ich w  
taki sposób, Ŝeby skłoniły do załoŜonego z góry postępowania. 
  Przy oddziaływaniu na aspekt poznawczy postaw chodzi więc o celowe  
zafałszowanie informacji, ale musi to być zafałszowanie sprytne, gdyŜ na  
kłamstwie całkiem prymitywnym, poznałoby się nawet dziecko. JeŜeli więc -  
wracając do przykładu dotyczącego zatrzymania studentów w sali - powiem,  
Ŝ

eby zostali, bo pada deszcz, a wystarczy wyjrzeć, Ŝeby stwierdzić, Ŝe jest  

pogoda - kaŜdy zauwaŜy, Ŝe usiłuje się go wprowadzić w błąd. 
  Fałszowanie informacji w manipulacji jest bardziej skomplikowane i polega  
np. na podawaniu informacji prawdziwej, ale z pominięciem jej istotnej  
części, lub na dodawaniu informacji fałszywych do prawdziwych - łatwych do  
sprawdzenia. W naszym przykładzie byłoby to np. powiedzenie, Ŝe w całym  
mieście pada deszcz, a nawet szaleje burza, jedynie od strony południowej -  
na którą akurat wychodzą nasze okna - jest pogoda. (Spójrzcie przez okno,  
jeŜeli mi nie wierzycie - zobaczcie, Ŝe rzeczywiście jest pogoda"). 
  MoŜna zwiększyć wiarygodność takiej informacji przez wykorzystanie  
auterytetu osoby uchodzącej za znawcę w danej dziedzinie. Kontynuując nasz  
przykład - zaprosić na salę profesora dra habilitowanego meteorologii,  
który stwierdziłby, Ŝe istotnie w całym mieście (z wyjątkiem strony naszych  
okien) jest burza i dodać przykłady, w których burze szalały nad całym  
miastem, z wyjątkiem małego terenu. 
  Innym sposobem moŜe być powołanie się na opinię osoby cieszącej się duŜym  
autorytetem moralnym. Wypowiedź moŜe być prawdziwa, a choć dotycząca czego  
innego, dobrana w odpowiedni sposób moŜe sprzyjać załoŜonemu celowi. JeŜeli  

background image

więc np. ktoś powszechnie ceniony powiedział kiedyś, Ŝe w czasie deszczu  
łatwo się przeziębić, moŜna zacytować jego wypowiedź jako argument  
przeciwko wyjściu z sali studentów, choć w rzeczywistości nie ma to Ŝadnego  
związku. 
  W manipulacji miesza się teŜ fakty z komentarzami i domysłami. Np. faktem  
jest, Ŝe studenci są jeszcze w sali. To, Ŝe dowodzi to ich mądrości, jest  
juŜ komentarzem. W skrócie jednak moŜna z tego budować informację, Ŝe  
studenci mądrzy nie opuszczają sali. 
  Dla osiągnięcia zamierzonych celów przy manipulacji stara się teŜ o  
pobudzenie emocji sprzyjających tym celom, posługując się psychologicznym  
mechanizmem generalizacji emocji, to znaczy łączenie informacji budzących  
powszechnie uczucia pozytywne z zachowaniami poŜądanymi, a powszechnie  
negatywne - z niepoŜądanymi. MoŜna np. powiedzieć, Ŝe student, który  
opuścił salę jest synem volksdeutscha, natomiast ten, który zachęcał do  
pozostania, opiekuje się matką staruszką, dobrze się uczy i nie pije  
alkoholu. 
  Emocją wykorzystywaną w manipulacji jest teŜ lęk. Jak wykazały  
eksperymenty, nie moŜe on być zbyt silny, gdyŜ taki wywołałby reakcje  
odwrotne, ale średniego poziomu. Np. burza, która panuje w mieście,  
spowodowała juŜ wśród niebacznych przechodniów parę wypadków, być moŜe  
nawet śmiertelnych. 
  Opierając się na tak spreparowanych informacjach i nastawieniu  
uczuciowym, w manipulacji sugeruje się teŜ wprost postępowanie - o które  
chodzi - stwarzając pozory, Ŝe wszyscy tak robią i Ŝe niemoŜliwe jest  
postępowanie przeciwne. Np. nikt teraz nie wychodzi do miasta, a jeśli  
nawet ktoś wyszedł (ten syn volksdeutscha), będzie na ulicy sam, a  
prawdopodobne, Ŝe jest on w dodatku pijany. 
  Znaczenie ma tu takŜe osoba przekazująca informacje. Najskuteczniej  
oddziaływuje ta, z którą odbiorca najłatwiej moŜe się identyfikować, a więc  
dla młodzieŜy młody człowiek w modnych spodniach i fryzurze, dla gospodyń  
domowych - pani w średnim wieku i średniej tuszy, z wyładowanymi torbami na  
sprawunki w ręku. 
  Człowiek mało samodzielny - pod tym względem na poziomie rozwoju dziecka  
- łatwo ulega manipulacji, a pod jej silną presją moŜe się nawet cofnąć w  
rozwoju. Człowiek dojrzały potrafi zachować samodzielność, a nawet wzrastać  
w niej, niezaleŜnie bowiem od sprawności w wykorzystywaniu mechanizmów  
przez tego, kto chce stosować manipulację, jej wynik zaleŜy przede  
wszystkim od odbiorcy. Uświadomienie sobie, na czym polega manipulacja,  
zwiększa odporność na nią, a takŜe na tendencję do oceniania skrajnego:  
czarne albo białe. 
  Dziecko tak właśnie ocenia: dobry albo zły. Człowiek dojrzały wie, Ŝe  
oprócz koloru czarnego i białego istnieje wiele odcieni pośrednich, dlatego  
człowiek, o którym dowiadujemy się czegoś niekorzystnego, nie musi być  
całkiem zły, lecz tylko w jakimś aspekcie niedoskonały, dlatego teŜ  
zwycięstwo moŜe być częściowe, a poraŜka niezupełna. 
  Uświadamianie sobie tych mechanizmów, staranie się o poszerzanie źródeł  
informacji, aby nie być poinformowanym tylko jednostronnie, dyskutowanie z  
przyjaciółmi o wspólnych problemach - to sposoby wspomagające rozwój  
samodzielności, takŜe w wieku dojrzałym. Dla chrześcijanina istnieje  
jeszcze jeden sposób: modlitwa o światło BoŜe w rozeznaniu sytuacji, a  
takŜe siłę do wierności swemu samodzielnie przyjętemu zdaniu. "Nie  

background image

przewiewaj zboŜa przy kaŜdym wietrze ani nie chodź po kaŜdej ścieŜce -  
takim jest bowiem grzesznik dwujęzyczny. Twardo stój przy swym przekonaniu  
i jedno miej tylko słowo!" (Syr 5, 9-10). 
   
   
   
   
  Samoświadomość 
   
  Człowiek wykonuje co dzień wiele czynności drobnych, waŜnych i bardzo  
waŜnych. Z niektórych w ogóle nie zdaje sobie sprawy, odruchowo na przykład  
zamyka się drzwi, wyciera nos, czyści zęby. Jest to naturalne i zdrowe -  
gdybyśmy chcieli przy kaŜdej czynności zastanawiać się: trzasnąć drzwiami,  
czy zamknąć cicho? Chwycić klamkę lewą czy prawą ręką? itd. itd.,  
tracilibyśmy niepotrzebnie masę energii. Jednak takŜe wiele czynności  
większej wagi wykonujemy często nie wiedząc, dlaczego coś robimy. Dlaczego  
właśnie dziś skrzyczeliśmy dziecko? Dlaczego wczoraj wszystko leciało nam z  
rąk? Dlaczego zmieniliśmy nagle poglądy na waŜną sprawę społeczną? 
  W starej ksiąŜeczce dla najmłodszych: "Dzieci pana majstra", jest scenka,  
w której dzieci zjeŜdŜały z górki i podarły sobie ubranie. Gdy to zauwaŜyły  
zmartwione i przestraszone spodziewaną reakcją ojca, wpadły na pomysł:  
"Góra zdarła nam majteczki, niech ją teraz kaŜdy trzaśnie". Biją więc górę,  
dopóki jedna z sióstr nie stwierdzi: "Wy jesteście bardzo głupie". 
  Rzeczywiście, co da bicie góry? A jednak tego typu reakcje są częste i to  
nie tylko u dzieci. Małe dziecko płacze i złości się, gdy mu się chce spać,  
bo nie uświadamia sobie przyczyny złego samopoczucia. Dziecko rosnące,  
lepiej rozumie własne zachowanie, nie wyzbywa się jednak takich  
nieświadomych reakcji, stanowiących swego rodzaju obronę przed przeŜyciem  
przykrości, a nawet zwiększa ich repertuar. Np. gdyby dzieci pana majstra  
były starsze (wiek dorastania) mogłyby stwierdzić, Ŝe chodzenie w całych  
spodniach jest głupim wymysłem starszego pokolenia i nic złego się nie  
stało. 
  Tego typu postępowanie, choć, jak powiedziała córka pana majstra "bardzo  
głupie", jest właściwe takŜe ludziom dorosłym, bo słuŜy do zachowania  
dobrego mniemania o sobie takŜe w sytuacjach niepowodzenia. "Trzaśnięcie  
góry" wskazuje na winowajcę (zawsze kto inny) i pozwala na wywarcie na nim  
zemsty. Wymyślenie teorii o korzyściach chodzenia w podartych spodniach  
zwalnia od kłopotu. Są to więc stosowane nieświadomie sposoby, które  
poprawiają samopoczucie, ale w niczym nie posuwają sprawy naprzód. Pozornie  
łagodzą cierpienie, jednak nie przyczyniają się do osiągnięcia celu. 
  Akceptacja siebie, o której była mowa wcześniej, jest czynnikiem  
zwiększającym odporność na manipulację, bo wiąŜe się z przekonaniem o  
własnej wartości. Jest teŜ warunkiem świadomego zachowania w sytuacjach  
trudnych, bo ułatwia zniesienie poczucia poraŜki. Daje przekonanie, Ŝe nie  
straciło się wartości mimo niepowodzenia, nie oznacza jednak niechęci do  
zmieniania samego siebie. Przeciwnie - akceptując siebie moŜna wierzyć, Ŝe  
warto się rozwijać poprzez zmienianie sposobów zachowania i szukanie nowych  
celów nawet w trudnościach i cierpieniu. 
  Cierpień w naszym Ŝyciu nie brakuje, przeŜywa się je często, czasem  
drobne, czasem bardzo powaŜne. Często, gdy dąŜymy do jakiegoś celu, jakaś  
przeszkoda uniemoŜliwia osiągnięcie go. MoŜe to być sprawa drobna lub  

background image

najwyŜszej wagi. W obu wypadkach podobnie, choć w róŜnym stopniu, przeŜywa  
się uczucia przykre, zwane frustracją. 
  Człowiek nie chce ich przeŜywać i broniąc się przed cierpieniem posługuje  
się róŜnymi zachowaniami, zwanymi w psychologii mechanizmami obronnymi,  
których rzeczywistej przyczyny nie uświadamia sobie. 
  Najczęstszym moŜe mechanizmem obronnym jest agresja. Coś nam się nie  
udaje, wpadamy więc w gniew, który wyładowuje się na tym, kto nam sprawił  
przykrość, albo gdy jest to osoba, której atakować nie śmiemy, na innych -  
nam podległych - lub przedmiotach martwych. Szef zwymyślał podwładnego, ten  
w domu krzyczy na dziecko, dziecko kopie psa lub łamie zabawkę. Nie jest to  
działanie świadome, lecz nieświadomy sposób rozładowywania swoich uczuć  
przykrych, który moŜe iść łańcuchowo poprzez sąsiada w kolejce lub  
autobusie, rodzinę i znajomych dopóty, dopóki ktoś bardziej dojrzały, czyli  
bardziej świadomy takich tendencji, tego łańcucha nie przerwie. 
  Innym mechanizmem obronnym jest racjonalizacja. Nie udało się czegoś  
osiągnąć, wmawiamy więc sobie, Ŝe właściwie nie warto się było o to starać.  
Jest to teoretyzowanie, dorabianie pseudoracjonalnych teorii  
uzasadniających własne postępowanie, np. bojąc się czegoś powiedzieć, moŜna  
wmówić sobie, Ŝe postępuje się tak przez delikatność. 
  Frustracja moŜe teŜ spowodować stłumienie, czyli nieświadome zapominanie  
o rzeczach przykrych i kłopotliwych, dezorganizację, czyli zachowanie  
bezsensowne, np. w zdenerwowaniu szukanie zgubionego przedmiotu  
wielokrotnie w tym samym miejscu, a nieszukanie w innych, lub fiksację -  
powtarzanie tych samych czynności, choć juŜ się okazało, Ŝe nie prowadzą do  
celu, ale niemoŜność jakby oderwania się od nich i zmiany. 
  Często teŜ, nieraz na skalę społeczną, moŜna spotkać rezygnację, czyli  
poddanie się, wycofanie się ze starań o cel, który choć waŜny, okazał się  
trudny do osiągnięcia: "JuŜ nie warto próbować". "JuŜ nic nie da się  
zrobić". Mechanizmy obronne mogą oczywiście występować takŜe łącznie, np.  
rezygnacja razem z racjonalizacją moŜe dać postawę typu: "Najrozsądniej  
jest nie próbować osiągnąć celu", "Zrezygnowanie z celu jest dowodem  
roztropności". 
  W literaturze psychologicznej opisano teŜ wiele innych mechanizmów  
obronnych. Nie warto ich tu wyliczać, wystarczy zaznaczyć, Ŝe wszystkie  
stosowane są nieświadomie i człowiek nie zdaje sobie sprawy, Ŝe się do nich  
ucieka. W rezultacie znaczna część rzeczywistych motywów postępowania  
pozostaje poza świadomością. Ich wspólnym mianownikiem jest teŜ to, Ŝe w  
trosce o oszczędzenie sobie przykrości człowiek nastawia się na obronę  
samego siebie, a nie na cel. W efekcie pozostaje po tej samej stronie  
przeszkody, z celem nieosiągniętym. 
  KaŜdy stosuje w pewnym stopniu taką nieświadomą taktykę, jednak w miarę  
wzrostu dojrzałości postępowanie staje się coraz bardziej świadome.  
Człowiek decyduje się na przyjęcie cierpienia związanego ze świadomym  
przeŜyciem poraŜki i nastawia się nie na obronę samego siebie, ale na  
osiągnięcie celu mimo wszystko. Zamiast zuŜywania energii na obronę  
samopoczucia, koncentruje ją na przezwycięŜaniu przeszkody. 
  Przejście na drugą stronę przeszkody moŜe się dokonać w rozmaity sposób.  
MoŜe to być walka świadoma i wytrwała - tak wzmagająca siły, Ŝe  
doprowadzająca do zwycięstwa. Klasycznym przykładem jest tu Demostenes,  
który cierpiał z powodu wady wymowy. Mógł na tę frustrację zareagować  
rezygnacją: trudno, na wadę wrodzoną nic się nie da poradzić, albo  

background image

fantazją: wmawiając sobie, Ŝe pięknie mówi, tylko zazdrośni ludzie tego nie  
dostrzegają, mógł agresją: wyładowując swoją złość na innych i  
bezproduktywnie trawiąc siły. Młody Demostenes - tak przynajmniej o nim  
opowiadają - ćwiczył się w ten sposób, Ŝe mówił biorąc do ust kamienie.  
Pokonując tę dodatkową trudność nauczył się mówić nie tylko wyraźnie, ale  
tak pięknie, Ŝe stał się sławnym mówcą. Zwalczył przeszkodę i osiągnął cel  
w wysokim stopniu. 
  Czasami świadome rozeznanie wskazuje, Ŝe przeszkoda istotnie jest nie do  
pokonania. Wtedy moŜna spróbować obejść ją i znaleźć inną drogę do celu  
(nie siłą, lecz sposobem). Zamiast fiksować się na powtarzaniu tych samych  
nie dających efektu zachowań, moŜna energię zuŜyć na wyszukiwanie innej  
drogi do celu, nie rezygnując z jego osiągnięcia. Jest to znowu związane z  
cierpieniem przeŜytego niepowodzenia, nie tłumionym ("Nigdy w to nie  
uwierzę", "Nie chcę o tym wiedzieć"), ale świadomie przyjętym oraz z  
wysiłkiem nowych prób i poszukiwań. Daje to jednak szansę osiągnięcia celu. 
  W niektórych wypadkach sam cel moŜe ulec modyfikacji. W wyniku nabytego  
doświadczenia i przemyśleń cel moŜe być zmieniony - nie przez rezygnację:  
"Nie da się" ani racjonalizację: "Nie warto", ale przez świadomą decyzję. 
  Takie świadome wybory mogą być związane z wewnętrznymi konfliktami i  
cierpieniem, ale dają szansę przejścia na wyŜszy poziom rozwoju  
psychicznego i dają szansę osiągnięcia celu. Przeciwnie, przy nastawieniu  
na chronienie siebie, a nie na cel, cel nie zostanie osiągnięty,  
postępowanie zaś będzie coraz mniej świadome, a coraz bardziej zaleŜne od  
okoliczności zewnętrznych. Rosnąca dojrzałość to wzrost samoświadomości,  
zrozumienie motywów własnego działania, realna ocena sytuacji i szansa na  
osiągnięcie celów coraz bardziej wartościowych. 
  Nie wiąŜe się to bynajmniej z wyzbyciem emocji. Przeciwnie, powaŜne  
frustracje przeŜywane są głęboko, ale uczucia z nimi związane nie są  
tłumione, czyli spychane do podświadomości, gdzie tkwią jako siła  
bezproduktywna, ale nerwicorodna i groŜą niekontrolowanymi wybuchami.  
Człowiek dojrzały przeŜywa te uczucia świadomie, przez co zachowuje  
moŜliwość kierowania nimi. 
  Niekontrolowane wybuchy gniewu, czy teŜ rezygnacja związana z apatią  
(choćby chowała się pod pokrywką realizmu), są zachowaniami niedojrzałymi.  
Przemyślane i podejmowane z zaangaŜowaniem emocjonalnym zwalczanie  
przeszkody, zmiana drogi do celu na bardziej skuteczną lub modyfikacja  
samego celu jest postępowaniem dojrzałym, jeśli wynika z samodzielnej (bez  
ulegania manipulacji) oceny sytuacji i wyboru wartości bardziej godnych  
człowieka. Jest to postępowanie dojrzałe, co nie znaczy niestety łatwe ani  
uwalniające od cierpienia. 
  "Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; Ŝyjemy w  
niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy  
się osamotnieni obalają na nas ziemię, lecz nie giniemy" (2 Kor 4, 8-9). 
   
   
   
   
  Miłość 
   
  Mówiąc o dojrzałej osobowości i jej wewnętrznych czynnikach nie moŜna  
pominąć problemu ustosunkowania się do innych. Jan Paweł II powiedział, Ŝe  

background image

jedynym prawidłowym sposobem odniesienia do osoby jest miłość. Czasami  
trudno to zrozumieć, bo miłość jest słowem wieloznacznym i najczęściej  
kojarzy się z miłością erotyczną. Nie jest to oczywiście rozumienie błędne,  
lecz tylko za wąskie. Miłość erotyczna do jednej wybranej osoby, jeśli jest  
związana z ogólną umiejętnością miłości, staje się stałym sposobem  
odniesienia do niej i moŜe być podstawą związku trwałego, jakim jest  
małŜeństwo. Bez tej umiejętności staje się tylko czasowym pobudzeniem  
emocjonalnym. 
  Umiejętność kochania, będąca podstawą związku małŜeńskiego, jest zarazem  
podstawą wszystkich prawidłowych kontaktów z ludźmi. Polega na umiejętności  
i chęci zrozumienia drugiej osoby i na aktywnym działaniu dla jej dobra.  
Taka postawa w stosunku do innych ludzi wymaga dojrzałości i nabycie jej  
jest procesem długotrwałym, nie zawsze zakończonym powodzeniem. Podobnie  
jak inne elementy dojrzałości, wzrasta z wiekiem, nie zawsze jednak rozwój  
ten przebiega prawidłowo. 
  Dziecko rodzi się całkowicie egocentryczne. Potrzebę związku z matką  
przynosi ze sobą na świat i kocha ją gwałtownie i gorąco, ale miłość ta,  
choć prawdziwa i dojrzała dojrzałością stosowną do wieku, jest nastawiona  
na siebie. Dominuje w niej chęć bliskości i przyjemność przebywania z osobą  
kochaną, zupełnie jednak bez zrozumienia jej potrzeb i jej punktu widzenia.  
Dziecko np. wspina się na łóŜko chorej matki, bo chce być blisko niej nie  
rozumiejąc, Ŝe moŜe to być uciąŜliwe, albo prosi, Ŝeby je nosić na rękach,  
nie zastanawiając się nad swoją wagą i zmęczeniem rodziców. 
  Jest to etap konieczny do nauczenia się związków uczuciowych z ludźmi,  
ale jeśli rozwój pod tym względem nie posunie się dalej - a zdarza się to  
wcale nie tak rzadko - mamy do czynienia z człowiekiem dorosłym, który  
zwraca się do innych tylko dla własnej przyjemności czy korzyści. Pragnie  
on wprawdzie przebywać z wybranymi osobami, np. partnerem seksualnym, ale  
nawet w stosunku do nich nie umie przyjąć postawy dawcy i nie umie, a nawet  
nie próbuje wczuć się w ich sytuację i potrzeby. Obojętny na sprawy innych  
ludzi, pamięta tylko o sobie, duŜo od innych oczekując, ale nic nie dając.  
Oczywiście, nawet przed sobą nie przyznaje się do tego egoizmu otwarcie,  
stosując róŜne (opisane poprzednio) mechanizmy obronne, np. tworząc teorie,  
wg których dla ludzi: "Nie warto być dobrym, bo na to nie zasługują" lub:  
"Trzeba dbać o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi", itp. 
  Normalnie, juŜ dziecko w wieku szkolnym posuwa się w rozwoju miłości  
dalej, obejmując sympatią jakieś grupy: rodzinną i koleŜeńską, bardzo  
dbając o wyłączność posiadania. Dziecko w tym okresie często jest zazdrosne  
o rodzeństwo, kolegę czy przyjaciółkę, która - jeśli bawi się z inną  
koleŜanką - uwaŜana jest za zdrajczynię. Jest to juŜ pewne rozszerzenie  
zdolności do miłości, ale ma jeszcze charakter przede wszystkim posiadania  
i nie wychodzi poza swoją grupę. 
  JeŜeli ten sposób zachowania utrwali się i dalej nie rozwinie u człowieka  
dorosłego, dba on wprawdzie o swoją rodzinę, ale nie potrafi spojrzeć dalej  
niŜ na bezpośrednio związane z sobą osoby. Potrafi więc być energiczny i  
zaradny w tworzeniu materialnej podstawy bytu rodziny. Walczy o standard  
Ŝ

ycia i pozycję nie tylko swoją, ale współmałŜonka i dzieci. Nie interesują  

go jednak inne grupy społeczne ani sprawy ogólnonarodowe. Nie zna nawet  
najbliŜszych sąsiadów i nic go nie obchodzą. Jego dom - choć dobrze  
zorganizowany - jest twierdzą zamkniętą dla innych, chyba Ŝe ci inni mogą  
się okazać przydatni; zaprosi więc na przyjęcie kierownika ze swojej  

background image

instytucji, ale nie pozwoli kręcić się po domu kolegom swoich dzieci. Nie  
zna problemów Ŝyciowych swoich znajomych i nie myśli o zagadnieniach  
społeczeństwa. Swoich bliskich, objętych nieraz gorliwą troską, teŜ nie  
stara się zrozumieć. UwaŜa, Ŝe dzieci i współmałŜonek - dla których tak się  
poświęca - powinni go słuchać i przynosić mu zaszczyt. Jeśli tych oczekiwań  
nie spełniają, czuje się obraŜany i pokrzywdzony, nie stara się jednak  
dociekać, dlaczego tak się dzieje; nie próbuje wczuć się w ich punkt  
widzenia, "On przecieŜ zrobił wszystko, co do niego naleŜało". 
  Dalszy rozwój umiejętności miłości następuje w wieku dorastania. Młodzi  
rosnący ludzie coraz bardziej stają się współczujący i coraz lepiej  
rozumieją innych. Dziecko w tym wieku nie Ŝąda juŜ od chorej matki, aby się  
nim zajmowała; potrafi jej szczerze Ŝałować i współczuć. Wychodząc z  
dzieciństwa staje się mniej egocentryczne i coraz lepiej umie dostrzegać  
innych i rozumieć ich motywy, potrzeby i uczucia. Nie jest jednak jeszcze  
na tyle dorosłe, Ŝeby umieć naprawdę pomóc; jest bezradne. Coraz szersze  
horyzonty obejmuje swoimi zainteresowaniami - juŜ nie tylko dom i koledzy,  
juŜ naród, Kościół, świat. Buntuje się w tym okresie przeciw starszemu  
pokoleniu, ale często właśnie dlatego, Ŝe widzi w nim wiele osób, które -  
choć wiekiem dorosłe - są pod względem rozwoju miłości niedojrzałe, nie  
umiejące patrzeć dalej niŜ na własne podwórko. Rośnie w tym wieku  
umiejętność wczucia się w sytuację innych, współdziałania i solidarności  
międzyludzkiej. 
  Jest to waŜny okres rozwoju nie świadczący jeszcze jednak o pełnej  
dojrzałości. Człowiek dorosły, jeśli nie posunął się dalej, jest dziecinny.  
Współczujący, szeroko myślący - chciałby dobrze, ale nie wie, co zrobić, a  
nawet nie próbuje sam coś przedsięwziąć. Krytyczny, Ŝywo odczuwający  
problemy społeczne, sam nie angaŜuje się, nie podejmuje działania. 
  Postawa miłości dojrzałej rozszerza się jeszcze o tę umiejętność.  
Człowiek juŜ nie tylko interesuje się innymi, nie tylko rozumie ich  
problemy i angaŜuje się uczuciowo w sprawy róŜnych grup społecznych i  
narodu, ale umie znaleźć właściwy dla siebie sposób działania i obdarzania  
innych. Kiedy odwiedza chorego, nie tylko siada przy łóŜku i wyraŜa swoje  
współczucie, ale załatwia lekarstwa i sprawunki, zabiera dziecko na spacer.  
Rzadziej udziela rady w rodzaju: "Powinieneś odpocząć", ale bierze na  
siebie jakąś, choćby drobną, część cięŜaru. Kiedy widzi, Ŝe współmałŜonek  
jest zmęczony, nie tylko martwi się jego utrudzeniem, ale wykonuje za niego  
część pracy. Jeśli zauwaŜa, Ŝe dziecko ma trudności w szkole, pomaga mu je  
rozwiązać. Jeśli widzi, Ŝe w kraju coś źle się dzieje, nie tylko martwi się  
tym, ale aktywnie stara się o zmianę. 
  Taka jest miłość dojrzała. Trudno opisywać dalsze etapy jej rozwoju.  
Rośnie dalej w spotkaniach z ludźmi i w konkretnych działaniach. Jest  
sprzęŜona z innymi elementami dojrzałości - samodzielnością i  
samoświadomością. Człowiek dojrzały szukając samodzielnie realnego  
rozeznania sytuacji, a takŜe opierając się na zdaniu ludzi, których  
kompetencji, wiedzy i uczciwości ma podstawy ufać, znajduje cele godne  
działania. Będąc świadomy swoich motywów, nie okłamuje sam siebie i nie  
Ŝ

yje w fikcji fałszywego własnego obrazu, ale w prawdzie. Pod względem  

rozwoju miłości dochodzi do etapu, w którym umie nie tylko zainteresować  
się innym, ale zrozumieć go, a rozumiejąc działać dla jego dobra i  
podejmować za niego odpowiedzialność. 
  Taka dojrzałość miłości jest podstawą dobrego małŜeństwa, rodzicielstwa i  

background image

przyjaźni, jest teŜ podstawą wszelkiego działania społecznego mającego za  
cel dobro osób. Prócz realnego rozeznania w sytuacji i własnych reakcjach,  
stanowi istotny element dojrzałości osobowej, bo wskazuje sposób działania:  
"Gdybym teŜ miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał  
wszelką wiedzę i wszelką [moŜliwą] wiarę, tak iŜbym góry przenosił, a  
miłości bym nie miał, byłbym niczym" (1 Kor 13, 2). 
  Im więcej ludzi w ten sposób dojrzałych będzie w społeczeństwie, tym  
większa szansa współdziałania i to współdziałania nie będącego następstwem  
manipulacji lub opartego o podobne nieświadome reakcje (mechanizmy  
obronne), ale o świadomie wybrane wartości i cele. Tak rozumiana dojrzałość  
moŜe wzrastać przez całe Ŝycie, nawet mimo chwilowych potknięć czy  
zahamowań. Przez całe Ŝycie człowiek moŜe stawać się coraz bardziej  
samodzielny w myśleniu, samoświadomy w działaniu i coraz bardziej kochający  
innych. W takim rozwoju punktem szczytowym moŜe się stać dopiero śmierć,  
która przez uwolnienie od wcześniejszych uwarunkowań jest momentem decyzji  
najbardziej samodzielnej i świadomej, i najbardziej kierowanej miłością, bo  
będzie spotkaniem osoby, która jest Miłością. 
   
   
   
  Wdzięczność 
   
  Analizując dojrzałość osobowości i wymieniając jej najwaŜniejsze elementy  
mówiłam o akceptacji siebie, samodzielności, samoświadomości, umiejętności  
dawania od siebie innym. Mogłoby się zdawać, Ŝe to opis Zosi-Samosi, która  
sama i sama - nawet w dawaniu innym. Konieczne więc wydaje się - choć opis  
i tak nie będzie pełny - uzupełnienie go o jeszcze jeden element:  
wdzięczność. 
  Tylko człowiek dojrzały jest zdolny do wdzięczności i wdzięczność jest  
wyrazem dojrzałości. Jest to postawa o wielu przedmiotach, czyli sposób  
odnoszenia się do wielu osób. Jak kaŜda postawa, zawiera trzy elementy:  
poznawczy, uczuciowy i działania. Pierwszy polega na widzeniu siebie -  
mówiąc językiem filozoficznym - jako bytu przygodnego, niekoniecznego,  
przemijającego. Jest to rozeznanie, Ŝe istnieć się nie musiało, Ŝe czegoś  
się nie miało i Ŝe to coś otrzymało się. 
  Człowiek zupełnie nie akceptujący siebie nie jest wdzięczny, gdyŜ  
subiektywnie nie ma za co - jeśli nic nie jest wart, nic teŜ nie otrzymał.  
Nie ma za co być wdzięczny, ani komu; nie Ŝywi więc wdzięczności dla  
nikogo, raczej ma poczucie krzywdy. Człowiek nie dostrzegający swoich  
braków i broniący się przed poznaniem siebie za pomocą np. fantazji, uwaŜa,  
Ŝ

e jest tak doskonały, Ŝe wszystko zawdzięcza sobie. To drugi rodzaj  

niewdzięczności. 
  Widzenie siebie jako wartości, choć nie absolutnej ani doskonałej, jest  
punktem wyjścia do przeŜywania wdzięczności. Uświadomienie sobie, jak wiele  
się zawdzięcza i to nie tylko Stwórcy, ale teŜ wielu ludziom, kaŜdego dnia  
i na kaŜdym kroku, to początek przeŜycia wdzięczności. Łączy się ono z  
pozytywnym uczuciem wobec tego, kto był lub jest naszym dobroczyńcą.  
Człowiek dojrzały nie lęka się uznać, jak jest ich wielu: rodzice,  
nauczyciele, koledzy, przyjaciele i ci, którzy nam pomagają w kłopotach, i  
ci, którzy nam przysyłają paczki, i ci, którzy naraŜają się jakby w naszym  
zastępstwie, i ci, którzy modlą się za nas, i ci, którzy się do nas  

background image

uśmiechają - to teraz. A przecieŜ to tylko początek. Są jeszcze autorzy  
ksiąŜek, które nas uczyły; twórcy dzieł sztuki, które nas zachwycają; ci,  
którzy polegli w walce o wolność; ci, którzy uprawiają ziemię, aby wydała  
owoc - "długi łańcuch ludzkich istnień", w który włączyliśmy się w jakiejś  
chwili. "Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi  
zbiera. Ja was wysłałem Ŝąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni  
się natrudzili, a w ich trud wyście weszli" (J 4, 37-38). 
  Uświadomienie sobie tych związków otwiera nasze serca za innych i zachęca  
do uzewnętrznienia naszych uczuć, wyraŜenia w jakiś sposób swojej  
wdzięczności. Język wdzięczności jest językiem szczególnych znaków,  
będących odpowiedzią na dary, Odpowiedzią, ale nie zapłatą. Człowiek, który  
twierdzi: "Wszystko zawdzięczam samemu sobie", jakby nie przyjmuje daru do  
wiadomości. UwaŜa: "To przecieŜ naleŜy mi się", a jeśli juŜ nie moŜe uznać,  
Ŝ

e "się naleŜy", stara się zrewanŜować, czyli na dar odpowiedzieć darem  

równej wartości, wyrównującym rachunek. 
  Nieszczęsny to zwyczaj, szerzący się jak epidemia, a nie mający nic  
wspólnego z wdzięcznością. RewanŜ, stanowiąc moŜliwie równowaŜną zapłatę,  
jakby anuluje dar i zamyka sprawę. Złudne jest to mniemanie, bo moŜna  
zapłacić za towar, ale nie za Ŝyczliwość, za pamięć, za cierpienie. Jednak  
rewanŜujący się nie myśli o tym. Dostałem - zapłaciłem, znowu nic nikomu  
nie zawdzięczam. Została dokonana przerywająca łańcuch transakcja i rozwój  
kontaktu jest wstrzymany. 
  Inaczej wdzięczność. Na zewnątrz wyraŜa się znakiem symbolicznym:  
serdeczne słowo, uśmiech, dotyk ręki, kwiaty, list, widokówka z podróŜy,  
jakiś drobiazg wartościowy nie ceną, ale staraniem włoŜonym w jego wybór,  
jakaś usługa, odwiedziny. Znak ten nie wyrównuje rachunku. Jest  
dopełnieniem kontaktu rozpoczętego przez dar, ale nie zamyka go. Zostawia  
poczucie nieodpłacenia za to, co się otrzymało i jednocześnie mobilizuje  
energię do obdarzania innych. Długi łańcuch nie urywa się: dzieci nie  
rewanŜują się rodzicom, ale dają innym - następnym pokoleniom; nie  
rewanŜują się nauczycielom uczniowie, ale jeśli naprawdę czegoś się  
nauczyli, mają co dać innym. Ktoś nam ustąpił miejsca, ktoś nam coś dał,  
ktoś nam pomógł, ktoś poświęcił nam swój czas - my dajemy innym.  
Wdzięczność niczego nie zamyka, ale otwiera i wzbogaca. 
  Sprzeciwianie się zwyczajowi rewanŜu nie znaczy, aby nie naleŜało  
przywiązywać wagi do wyraŜania wdzięczności. Uczucia uzewnętrznione  
utrwalają się u "nadawcy" i radują "odbiorcę". "Bezmyślność sprawia, Ŝe  
zbyt mało jest miejsca w naszym Ŝyciu dla uczucia wdzięczności.  
Przeciwstawiaj się tej bezmyślności. Naucz się w naturalny sposób odczuwać  
i wypowiadać wdzięczność" - powiedział Schweitzer. 
  Nie chodzi o to, Ŝeby przez rewanŜ uwalniać się od wdzięczności, ale Ŝeby  
szukać znaków do wyraŜenia jej właściwych, Ŝeby wyraŜona na zewnątrz,  
utrwalała się w Ŝyciu wewnętrznym: tych, którzy nas obdarzają i tych,  
których my obdarowujemy. Mogą to być zupełnie inne osoby, mogą być te same,  
ale nie przez wymianę typu handlowego, lecz obdarzanie innymi wartościami.  
Co innego, na przykład, mają do dania ludzie starzy, co innego młodzi, a  
jedni i drudzy mają coś do ofiarowania i mają powody do wdzięczności. 
  Postawa wyraŜająca się w zdaniu: "Nic nikomu nie zawdzięczam i  
zawdzięczać nie chcę" - to obraz świata fałszywy, a zarazem  
unieszczęśliwiający, bo zamykający człowieka w izolacji. Zadufane w sobie  
poczucie samowystarczalności załamuje się zresztą łatwo w chwilach trudnych  

background image

i pozostawia po sobie gorycz samotności. 
  Wdzięczność wynika z prawdziwego obrazu świata i napełnia radosnym  
poczuciem solidarności międzyludzkiej. Otwiera na innych, a tego kto ją  
przeŜywa, ogrzewa i uszlachetnia. Wraz ze wzrostem dojrzałości poszerza się  
krąg obejmowanych wdzięcznością i cofa w czasie w głąb dziejów, aŜ dochodzi  
do Początku - "Wdzięcznym Cię tedy sercem Panie wyznawamy". 
   
   
   
  Nadzieja na co dzień 
   
  Buddyjski mnich w jednej z ksiąŜek Kiplinga powtarza często: "Świat jest  
wielki i straszny". Rzeczywiście, wielki jest tak bardzo, Ŝe łatwo się w  
jego skomplikowaniu zagubić, straszy takŜe. Gdy patrzeć daleko - głód,  
wojny i trzęsienia ziemi; gdy spojrzeć blisko - kłótnie, bezład i  
zmęczenie; a całkiem bliziutko - niepewność i zwątpienie. 
  "Dzisiaj człowiek nie wie, co kryje się w jego wnętrzu, w głębokości jego  
duszy i sercu. Tak często niepewny sensu Ŝycia na tej ziemi i ogarnięty  
zwątpieniem, które zmienia się w rozpacz. Pozwólcie więc, proszę was,  
błagam was z pokorą i zaufaniem. Pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka.  
On jeden ma słowa Ŝycia, tak, Ŝycia wiecznego". Tak nas prosił Jan Paweł II  
w dniu swojej intronizacji, i tak w imieniu Apostołów wyznał św. Piotr:  
"Panie, do kogóŜ pójdziemy? Ty masz słowa Ŝycia wiecznego" (J 6, 68). W  
tych słowach zawiera się istota nadziei. 
  O nadziei, jako Ŝe jest cnotą teologiczną, trudno mówić językiem  
psychologicznym, a tym bardziej domowym. Skoro jednak ma to być cnota,  
czyli sprawność dobrego postępowania w jakiejś dziedzinie, moŜemy zapytać,  
jak ona przejawia się na co dzień, w konkretnych sytuacjach, poszczególnych  
czynach. Jak dostrzec ją w codziennym pośpiechu i zamęcie? Wydaje się, Ŝe  
łatwiej w Ŝyciu domowym realizować takie sprawności, jak cierpliwość,  
łagodność itp., trudniej natomiast Ŝyć nadzieją. A przecieŜ nadzieja jest  
niemal podstawą wszystkich cnót. Nadzieja, Ŝe Ŝycie ma sens, mimo Ŝe jest  
takie - jakie jest. Nadzieja, Ŝe chociaŜ poruszamy się jakby po lewej  
stronie haftu, gdzie linie i ściegi wydają się bezładne, istnieje druga  
strona, po której wzór układa się harmonijnie i pięknie. Nadzieja, Ŝe warto  
tego piękna szukać nieustannie i uparcie, próbując odkryć w kaŜdej  
międzyludzkiej relacji, w kaŜdej czynności i w kaŜdej sytuacji moŜliwe  
dobro. 
  Nadzieją więc kieruję się pisząc psychologię domową, choć wiem, Ŝe  
niektórzy mówią, Ŝe jest zbyt prosta i uładzona, podczas gdy Ŝycie jest  
inne - pełne dramatów. Rzeczywiście, jest takie; dramaty na skalę globu i  
dramaty na skalę domu: teściowe rozbijają małŜeństwa dzieci, małŜonkowie  
zazdroszczą sobie i walczą ze sobą, poczęte dzieci są masowo zabijane, a  
starość bywa gorzka i samotna. Wszystko to prawda i trzeba o tym mówić, ale  
ja próbuję pisać o tym, co robić, Ŝeby było inaczej; szukać sensu w  
sytuacjach trudnych i smutnych, dostrzegać moŜliwości dobrego rozwiązywania  
spraw codziennych, opowiadać o przyjaźni między teściowymi a synowymi, o  
Ŝ

yciu dzieci wybieranym jako wartość przewyŜszająca wszystkie kłopoty, o  

małŜonkach niezazdrosnych, o ludziach samotnych będących spoiwem  
społeczeństwa, o domach otwartych dla kaŜdego. 
  Skoro tak bywa, to moŜe nadzieja na co dzień przejawia się właśnie tak: w  

background image

szukaniu sposobów, Ŝeby było dobrze nawet w najbardziej niesprzyjających  
okolicznościach, w szukaniu dobra nawet w najtrudniejszych sytuacjach, w  
szukaniu sensu. Trzeba tę nadzieję przekładać w domu na język codzienności  
- podanego obiadu i podanej ręki, niewyspania i przebaczenia siedemdziesiąt  
siedem razy. To nadzieja kaŜe angaŜować się we wspólne sprawy juŜ wtedy,  
gdy pomyślny koniec jest jeszcze niepewny, zarabiać pieniądze dla rodziny,  
a czasem rezygnować z zarobku mimo nadarzającej się okazji, szukać  
porozumienia takŜe z niesympatyczną teściową, cieszyć się dzieckiem  
przychodzącym nie w porę, widzieć piękno w moŜliwościach niesionych przez  
przykrą skądinąd starość, słuŜyć jak Marta tym, co potrzebują obiadu i jak  
Maria tym, którym przede wszystkim potrzeba rozmowy. I właśnie nadzieja  
kaŜe zaczynać to wszystko na nowo po kolejnym niepowodzeniu i własnej  
kolejnej niewytrwałości. 
  Nadzieja jest cnotą teologiczną, to znaczy, Ŝe zakotwiczona jest w  
nadprzyrodzoności, a jej siostrami są wiara i miłość. Wiara w to, Ŝe  
Chrystus ma słowa Ŝycia wiecznego, jest jej podstawą, a miłość sposobem  
wyrazu. W Ŝyciu wiecznym nadzieja nie będzie nam juŜ potrzebna, ale na  
razie to ona pozwala Ŝyć. 
  Kochając swoje dzieci chcemy obdarzyć je tym, co mamy najlepszego.  
Dawniej starano się przekazać majątek, dziś mówi się często o wykształceniu  
jako o posagu. To juŜ dać trudniej. Nie moŜna go tak po prostu wręczyć, jak  
ksiąŜeczkę PKO, bo potrzebne jest zaangaŜowanie obdarowywanego. MoŜe więc  
lepiej powiedzieć, Ŝe to nie rodzice dają dzieciom wykształcenie, ale Ŝe  
starają się pomóc w jego uzyskaniu. Jeszcze trudniej dać to, co uwaŜamy za  
najwaŜniejsze: "skarb, którego rdza nie niszczy ani mól nie psuje", tę  
perłę bezcenną, o której wiemy, ale której ofiarować nie moŜemy, bo kaŜdy  
musi ją znaleźć sam. Ukryta jest w roli głęboko. ale to ona nadaje sens  
Ŝ

yciu. Warto więc sprzedać wszystko, by ją odnaleźć. Warto szukać jej przez  

całe Ŝycie, zaczynając to poszukiwanie na nowo kaŜdego dnia, i to właśnie  
jest nadzieja. 
  Nadziei nie moŜna dać, moŜna jednak pomóc w jej szukaniu lub przeszkadzać  
w tym. MoŜna przemilczeć istnienie perły; moŜna teŜ - idąc za rękę - szukać  
razem. To wspólne szukanie jest tajemnicze, bo moŜna w nim dać coś, czego  
się właściwie nie ma - moŜna pomóc w znalezieniu nadziei, która nam samym  
umyka; moŜna pomagając, samemu doznawać pomocy.