background image

VICKI LEVIS THOMPSON 

 
 
 

Szalony weekend 

 
 
 
 

It Happened One Weekend 

 
 
 
 
 

Tłumaczyła: Maria Wanat 

background image

ROZDZIAŁ 1 

 

Adrienne  Burnham  sączyła  powoli  wódkę  z  tonikiem, 

przygotowując  się  do  wejścia  do  salonu.  Beverly,  jej  przyjaciółka  i 

gospodyni przyjęcia, była zajęta w kuchni. Adrienne musiała samotnie 

stawić  czoło  grupie  nie  znanych  sobie  gości.  Właściwie  nawet  jej  to 

odpowiadało. Być może dzięki temu nikt nie zorientuje się, że Beverly 

zorganizowała to towarzyskie spotkanie właśnie dla niej. 

Dotknęła  jednego  z  guzików  przy  czarnej  sukience.  Wybrała 

modną,  ale  spokojną  kreację,  idealną  dla  młodej  kobiety  pracującej 

jako  makler  giełdowy  w  Tucson,  w  Arizonie,  w  znanej  firmie  C.  D. 

Girard  and  Sons.  Adrienne  miała nadzieję,  że  Beverly  nie  myliła  się, 

sądząc, że poznanie odpowiednich ludzi ułatwi jej karierę zawodową. 

Adrienne  przyglądała  się  gościom  zebranym  w  salonie.  W 

pewnej  chwili  zatrzymała  wzrok  na  barczystej  sylwetce  mężczyzny, 

odwróconego  do  niej  tyłem.  Spojrzała  jeszcze  raz,  jakby  nie  wierząc 

własnym oczom. Stwierdziła zaskoczona, że szare spodnie mężczyzny 

były  rozprute  i,  o  zgrozo,  przez  pęknięcie  prześwitywały  czerwone 

majtki. 

Adrienne zastanawiała się, jak powinna postąpić. Miała nadzieję, 

że ktoś inny też to zauważy i dyskretnie zwróci nieznajomemu uwagę. 

Mężczyzna  roześmiał  się  i  przeniósł  ciężar  ciała  z  nogi  na  nogę,  co 

sprawiło,  że  pęknięcie  stało  się  jeszcze  bardziej  widoczne.  Adrienne 

wciąż  jeszcze  czekała,  ale  nic  się  nie  wydarzyło.  W  końcu  odstawiła 

szklankę  na  półkę,  przeszła  przez  salon  i  dotknęła  ramienia 

background image

mężczyzny. 

– Przepraszam – powiedziała cicho. Mężczyzna odwrócił się do 

niej z uśmiechem, przerywając rozmowę w pól słowa. – Beverly prosi 

o  pomoc,  coś  się  stało  w  kuchni  –  poinformowała  Adrienne. 

Przyjrzała się z bliska nieznajomemu i stwierdziła, że ma do czynienia 

z bardzo atrakcyjnym mężczyzną. 

– Już idę – odparł zaskoczony. 

– Znasz drogę. Idź przodem – poleciła Adrienne. 

– Dobrze – nie oponował i ruszył w stronę kuchni. Adrienne szła 

tuż  za  nim.  Odważyła  się  interweniować  i  postanowiła  działać 

konsekwentnie do szczęśliwego finału. 

Kiedy znaleźli się w holu, Adrienne rzuciła cicho: 

– Idziemy prosto do sypialni Beverly. 

–  Posłuchaj...  –  Nieznajomy  stanął  jak  wryty.  –  To  bardzo 

interesująca propozycja, ale... 

– Idź szybko. Wcale nie chodzi o to, co masz na myśli – wpadła 

mu w słowo Adrienne. 

– A o co? 

– Nie mam zamiaru cię uwodzić – rzuciła gniewnie dziewczyna. 

– Pękły ci spodnie w pewnym miejscu. 

Mężczyzna  odwrócił  się  gwałtownie,  oblewając  siebie  i 

Adrienne  zawartością  trzymanej  w  ręku  szklanki.  Zaczerwienił  się, 

nerwowym ruchem zakrył spodnie z tyłu i oparł się o ścianę. 

– Masz rację. 

–  Inaczej  nie  zawracałabym  ci  głowy.  –  Adrienne  otarła  ręką 

background image

przód sukienki. 

–  Przepraszam.  – Mężczyzna  zerknął  na  swoją koszulę  i  mokrą 

sukienkę kobiety. – Na szczęście to głównie woda. 

– Czy ty przypadkiem nie masz w życiu pecha? 

– Na to wygląda – westchnął. – Gdzie jest ta sypialnia? 

– Tu obok. – Adrienne wskazała na otwarte drzwi. 

– Czy mogłabyś mi pomóc? Nie mam pojęcia, co robić. 

–  Spodziewałam  się  tego.  –  Rzuciła  okiem  w  kierunku  salonu. 

Nikt  chyba  nie  zwrócił  uwagi,  że  wyszli.  –  Zostawiłam  na  łóżku  w 

sypialni torebkę, mam w niej igłę i nici. 

–  Ratujesz  mi  życie.  –  Mężczyzna  wszedł  tyłem  do  pokoju. 

Adrienne natychmiast starannie zamknęła drzwi. 

– Jesteś bezpieczny. 

– Myślisz, że ktoś to zauważył? – westchnął zażenowany. 

– Miałam nadzieję, że ktoś się zorientuje – przyznała Adrienne. 

–  Nie  musiałabym  się  tobą  zajmować.  Pęknięcie  było  jednak  coraz 

bardziej  widoczne,  a  te  czerwone...  –  zawahała  się  czując,  że  się 

rumieni. 

–  Cholera!  Zapomniałem  je  zmienić.  To  naprawdę  okropne.  To 

chyba  –  spojrzał  na  nią  i  zaczął  się  uśmiechać  –  najzabawniejsza 

rzecz, jaka mi się kiedykolwiek w życiu przytrafiła. – Roześmiał się. – 

Stary Matt Kirkland świeci majtkami na eleganckim przyjęciu! 

Adrienne  rozpogodziła  się.  Nieczęsto  zdarzało  jej  się  spotykać 

mężczyzn, którzy potrafili śmiać się z samych siebie. 

– Zapomniałeś dodać, że te majtki są czerwone. 

background image

– Właśnie. A na dokładkę nie mógł tego  zauważyć żaden facet, 

tylko  ładna  blondynka,  na  której  chciałbym  zrobić  jak  najlepsze 

wrażenie. – Zachichotał potrząsając głową. – Typowe. 

– Aha! A więc jednak jesteś pechowcem – stwierdziła. W duchu 

ucieszyła  się  z  komplementu.  Podobały  jej  się  orzechowe,  duże  oczy 

mężczyzny  i  mimiczne  zmarszczki,  które  się  wokół  nich  pojawiały, 

kiedy się śmiał. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. 

– Muszę przyznać, że jestem znany z tego, że przytrafiają się mi 

różne przygody, ale jak do tej pory kończyły się dobrze. 

Niezły  tupet,  pomyślała  Adrienne,  uzupełniając  w  myśli  ocenę 

nowego znajomego. 

– A jakie korzyści wyniosłeś z tej przygody? 

–  Poznałem  ciebie.  To  znaczy  prawie  poznałem.  Nie 

powiedziałaś mi, jak masz na imię. 

– Adrienne Burnham. 

– A więc to ty jesteś Adrienne! 

– Co to znaczy? 

– Ależ nic szczególnego. 

– Czy coś już o mnie słyszałeś? 

–  Beverly  mówiła  mi,  że  jesteś  bardzo  miła  i  sympatyczna  – 

odparł Matt, siadając na łóżku. 

– Kiedy? – spytała nagle zaniepokojona Adrienne. 

– Wspomniała, że zawsze jesteś miła. 

–  Nie,  chodzi  mi  o  to,  kiedy  ci  to  powiedziała?  –  Adrienne 

wyobraziła  sobie  Beverly,  namawiającą  wszystkich  gości,  żeby  byli 

background image

uprzejmi  dla  jej  przyjaciółki,  która  rozpaczliwie  potrzebuje  nowych 

klientów. 

– W zeszłym tygodniu, kiedy mnie tu zapraszała. 

– I pewnie zaproponowała ci, żebyś kupił ode mnie trochę akcji i 

innych  papierów  wartościowych.  Koniecznie  muszę  się  wybić  jako 

makler,  a  chwilowo  mam  z  tym  problemy,  tak?  –  Adrienne  się 

zaczerwieniła. 

– Nie. – Nie? 

– Do tej chwili nie wiedziałem, czym się zajmujesz. 

– Hmm – odchrząknęła. – Chyba przesadziłam. Bardzo byłabym 

ci wdzięczna, gdybyś zachował to, co powiedziałam, tylko do własnej 

wiadomości.  Beverly  zorganizowała  tę  imprezę,  abym  mogła  poznać 

nowych  ludzi,  potencjalnych  klientów.  Naprawdę  jest  mi  trudno,  ale 

miałam nadzieję, że uda mi się postępować bardziej taktownie. 

–  Nie  przejmuj  się.  Uratowałaś  mnie  z  opresji,  więc  chętnie  ci 

się  zrewanżuję,  dotrzymując  tajemnicy.  Ale  co  ja  mam  właściwie 

zrobić z tymi portkami? 

Zawahała  się  przez  chwilę.  Dopiero  teraz  zdała  sobie  w  pełni 

sprawę z kłopotliwej sytuacji. 

– Musisz je zdjąć. 

– Oczywiście. Nie mam już przed tobą żadnych sekretów, skoro 

wiesz wszystko o czerwonych majtkach. 

–  To  prawda.  –  Adrienne  starała  się  zachowywać  równie 

swobodnie  jak  Matt.  Zdarzało  się  jej  przecież  widywać  mężczyzn  w 

samej bieliźnie. Mimo to, kiedy zrzucił buty i wstał, by rozpiąć pasek, 

background image

usiadła  po  drugiej  stronie  łóżka  i  udawała,  że  jest  niezwykle  zajęta 

szukaniem  igły  i  nitki.  –  Mam  nadzieję,  że  nikt  nie  zauważył,  gdy 

razem opuściliśmy salon. 

– W razie czego będę szczęśliwy, mogąc bronić twego honoru. – 

Adrienne usłyszała zgrzyt rozsuwanego rozporka.  

Serce  waliło  jej  jak  młotem,  a  w  ustach  nagle  poczuła  suchość. 

Tłumaczyła sobie w duchu, że nie jest bardziej rozebrany, niż gdyby, 

na  przykład,  wypoczywali  na  plaży.  Ale  teraz  znajdowali  się  w 

sypialni za zamkniętymi drzwiami. Nareszcie odszukała igłę. 

Matt  podszedł  do  Adrienne  i  podał  jej  spodnie.  Na  moment 

podniosła  głowę.  Ta  króciutka  chwila  wystarczyła,  by  dostrzec 

muskularne uda mężczyzny i nieszczęsne czerwone majtki, wystające 

spod  koszuli.  Zmieszana  zastanawiała  się,  czy  w  ogóle  uda  się  jej 

nawlec igłę. 

– Igła z nitką w damskiej torebce. – Matt usiadł obok Adrienne 

na  łóżku.  –  To  robi  na  mnie  wrażenie.  Wyglądasz  na  bardzo  dobrze 

zorganizowaną młodą kobietę. 

–  Właściwie...  tak,  ja...  –  Adrienne  próbowała  nawlec  igłę 

drżącymi rękoma. – Mój zawód wymaga... dobrej organizacji. 

–  Jestem  gotów  założyć  się,  że  jesteś  świetnym  maklerem. 

Szkoda,  że  nie  mogę  zostać  twoim  klientem,  ale  właśnie  wydałem 

wszystkie pieniądze na zakup samolotu. Jestem spłukany. 

–  To  niedobrze.  –  Adrienne  pośliniła  nitkę,  zdecydowana  tym 

razem zapanować nad drżeniem rąk. 

– Nie, to dobrze. Kupiłem małą cessnę. Otwieram własną szkołę 

background image

pilotażu. – Przyjrzał się jej uważnie. – Czy to od nadmiaru kawy tak ci 

się trzęsą ręce? 

– Chyba tak – skłamała. 

– Może ci pomóc? 

– Nie, poradzę sobie. – Wreszcie udało się jej trafić nitką w ucho 

igły. Wzięła spodnie do ręki. – Jesteś pilotem? – spytała, wbijając igłę 

w materiał. 

– Tak, jestem instruktorem. Latam na małych samolotach. Do tej 

pory  pracowałem  na  wypożyczonych  maszynach.  Teraz  mam  swoją 

cessnę i to za nieduże pieniądze. Doskonały samolot, ale pozbyłem się 

wszystkich oszczędności. 

Adrienne  próbowała  skupić  się  na  tym,  co  przed  chwilą 

usłyszała.  Matt  wydał  ostatnie  pieniądze,  żeby  kupić  samolot.  Nie 

była to najrozsądniejsza decyzja finansowa. Ten człowiek z łatwością 

zburzył jej opanowanie i wywołał ukryte emocje, ale z całą pewnością 

nie  potrafił  mądrze  obracać  pieniędzmi.  Aleks...  Adrienne  naprawdę 

podziwiała  jego  umiejętności  lokowania  oszczędności  tak,  by  były 

bezpieczne  i  przynosiły  zyski.  Ale  zapach  wody  po  goleniu,  której 

używał  Aleks,  nigdy  nie  wywołał  u  Adrienne  gęsiej  skórki. 

Doprawdy,  świeżo  poznany  mężczyzna  wywierał  na  niej  niezwykłe 

wrażenie. 

– Adrienne? 

– Co? – Drgnęła i wbiła sobie igłę w palec. 

– Zamyśliłaś się troszeczkę. 

– Wcale nie – zaprotestowała, ssąc bolący palec. 

background image

– To dlaczego nie odpowiedziałaś na moje pytanie? 

– Jakie pytanie? 

– Pytałem, czy latałaś już kiedyś małym samolotem. 

Odwróciła się w jego stronę. W głowie czuła kompletną pustkę. 

Zamiast  wymyślić  jakąś  odpowiedź,  wyobraziła  sobie  jedwabiste 

włosy  koloru  ciemnej,  mocnej  kawy  w  swoich  dłoniach.  Usta 

mężczyzny były bardzo piękne i zmysłowe. Kiedy tak przyglądała się 

im w milczeniu, rozciągnęły się w ujmującym uśmiechu. 

– Wiesz co, coś się tu chyba dzieje. – W głosie Matta zabrzmiało 

czułe  rozbawienie,  jakby  Matt  zauważył  jej  oczarowanie  i  dawał  do 

zrozumienia, że sam też uległ podobnemu wrażeniu. 

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – wyjąkała. – Ja...  

Nagle ktoś zastukał do drzwi sypialni. 

– Adrienne? Jesteś tu? 

Adrienne zamarła, słysząc głos Beverly. 

– Adrienne? – Beverly otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. 

–  Spodnie  Matta...  rozdarły  się...  –  wyjąkała  Adrienne, 

niezdarnie próbując wyjaśnić sytuację. – Obiecałam, że mu... 

–  Uratowała  mnie  –  powiedział  Matt.  –  Miałaś  rację,  Beverly. 

Ona jest fantastyczna. 

–  Adrienne  jest  fantastyczna,  to  prawda  –  przyznała  Beverly, 

powoli  otrząsając  się  z  zaskoczenia.  –  Cieszę  się,  że  się  poznaliście. 

Przepraszam,  że  przeszkadzam,  ale  właśnie  dzwoni  współlokatorka 

Adrienne.  Mówi,  że  to  bardzo  pilne.  –  Beverly  wskazała  głową  na 

telefon  stojący  przy  łóżku.  –  Możesz  rozmawiać  stąd  –  dodała  i 

background image

wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

– Beverly chciała nas wyswatać, prawda? A więc o to chodziło! 

To  dlatego  mówiła,  że  jestem  miła  i  sympatyczna.  –  Adrienne 

zwróciła się do Matta. 

– Lepiej odbierz telefon. – Uśmiechnął się. 

– Nawet mnie nie uprzedziła! I to ma być przyjaciółka! 

– Uprzedziła, że to pilny telefon – przypomniał Matt. 

–  Masz  rację.  Później  o  tym  pomówimy.  –  Adrienne  odłożyła 

spodnie i wzięła do ręki słuchawkę telefonu. – Margaret? 

– Strasznie mi przykro, Adrienne, twoja mama właśnie dzwoniła 

ze smutną nowiną. 

– Czy coś się stało ojcu? – Adrienne chwyciła słuchawkę w obie 

dłonie. 

–  Nie,  nie  ojciec.  Chodzi  o  twoją  klacz,  Granny*.  Jest  bardzo 

chora.  Nie  są  pewni,  czy  dożyje  do  rana.  Chcieli,  żebyś  o  tym 

wiedziała. 

– O Boże. – Adrienne poczuła łzy pod powiekami. –Muszę tam 

jechać,  muszę  ją  zobaczyć,  zanim...  –  Przed  oczami  stanął  jej  obraz 

ukochanej klaczy, która zawsze z radością czekała przy bramie na jej 

powrót ze szkoły, gotowa do codziennej przejażdżki. Adrienne o mały 

włos nie rozpłakała się w głos. 

–  Twoja  mama  powiedziała,  że  pewnie  będziesz  chciała 

przyjechać, ale wiadomo, jak trudno jest teraz o miejsce w samolocie. 

 

*Granny – z ang. pieszczotliwie: babunia 

background image

–  Prosiła,  żebyś  do  niej  zadzwoniła  i  powiadomiła  ją,  co 

zamierzasz zrobić. Czy mogę ci w czymś pomóc? 

– Nie, chyba nie. – Adrienne z trudem wydobyła głos. – Poradzę 

sobie.  Jeśli  są  jeszcze  wolne  miejsca,  to  pojadę  prosto  na  lotnisko. 

Powinnam wrócić do Tucson w niedzielę wieczorem. 

– Rozumiem. Przykro mi, kochanie. 

– Nie powinnam tak się rozklejać, ale ona tyle dla mnie znaczy. 

Myślałam... myślałam, że będzie żyła wiecznie. 

– Wiem. Bądź dzielna. 

–  Postaram  się,  Margaret.  Na  razie.  –  Adrienne  odłożyła 

słuchawkę, starając się opanować. 

– Co się stało? – spytał cicho Matt.  

Głos  mężczyzny  zaskoczył  ją.  Z  przejęcia  niemal  zapomniała  o 

jego obecności. 

– Granny jest umierająca. 

– Tak mi przykro. Gdzie ona jest? 

– U moich rodziców, w Utah. To małe miasteczko na północ od 

Salt Lake City. Muszę się tam dostać jak najszybciej. Jeśli uda mi się 

złapać samolot do Salt Lake City, to tam wynajmę samochód i... 

– Czy jest tam w pobliżu lotnisko? 

–  W  pobliżu  miasteczka?  –  Adrienne  odwróciła  się  do  Matta, 

wycierając łzy. 

–  Tak.  Cokolwiek,  na  przykład  małe  lądowisko  dla  samolotów 

rolniczych albo sportowych. 

– Poleciałbyś? 

background image

– Oczywiście. 

– To bardzo ładnie z twojej strony. – Adrienne uśmiechnęła się. 

– Ale ja naprawdę nie mogę tak cię wykorzystywać. 

– Ze mną dostaniesz się szybciej niż zwykłym samolotem. No i 

nie musiałabyś wynajmować samochodu. 

–  Ale  ty  jesteś...  –  zawahała  się.  –  Sam  mówiłeś,  że  jesteś 

pechowcem. Nie sądzę, żeby... 

–  Hej,  nie  martw  się  –  powiedział,  biorąc  jej  rękę  w  swoje 

dłonie. – Jestem cholernie dobrym pilotem. Zresztą spytaj Beverly. 

Dłoń  ją  paliła.  W  uszach  dzwoniło.  Dlaczego  tak  racjonalne 

rozwiązanie wydało jej się aż tak bezsensowne? Adrienne pomyślała o 

Granny.  Liczyła  się  każda  chwila,  a  Matt  proponował  jej  podróż 

najszybszą  z  możliwych.  –  Słuchaj,  nie  miej  mi  tego  za  złe,  ale 

rzeczywiście chciałabym najpierw pomówić z Beverly. 

– Jasne. 

– Zaraz wrócę. – Adrienne podniosła się i ruszyła do drzwi. 

– Ale... 

– Zszyję te spodnie, obiecuję. – Zanim zdążył zaprotestować, jej 

już  nie  było  w  pokoju.  Nie  chciała,  żeby  słyszał  jej  rozmowę  z 

Beverly. Bez spodni nie odważy się wyjść z sypialni. 

–  Czy  coś  się  stało?  –  Beverly  podniosła  głowę  znad  tacy  z 

ciasteczkami. 

–  Granny,  moja  ukochana  klacz,  na  której  startowałam  w 

wyścigach, jest umierająca. 

– Tak mi przykro. – Beverly żywo zwróciła się w jej stronę. 

background image

– Ona jest dla mnie jak członek rodziny. Muszę jechać. 

– Teraz? 

–  Tak,  a  Matt  zaproponował,  że  zabierze  mnie  swoim 

samolotem. 

– To świetnie. – W oczach Beverly pojawiły się figlarne iskierki. 

– Miałam nadzieję, że... 

– Jak wrócę, porozmawiamy o twoich planach matrymonialnych 

w  stosunku  do  mnie,  droga  Beverly,  ale  w  tej  chwili  chcę  tylko 

wiedzieć, czy on jest dobrym pilotem. 

– To instruktor, Adrienne. Ma pilotaż w małym palcu. 

– Chciałabym tylko wiedzieć, czy ty byś z nim poleciała. 

–  Oczywiście  –  odparła  Beverly.  –  W  szkole  wszystkie 

dziewczęta szalały za nim. Jest nie tylko przystojny, ale i opiekuńczy. 

Na  pewno  w  jego  towarzystwie  będziesz  bezpieczna.  Właściwie  to 

dlatego myślałam... 

–  Zostawmy  to  na  razie,  Beverly.  Chciałam  się  tylko  upewnić, 

czy nie polecę  z jakimś wariatem. W końcu odkąd się znamy, zdążył 

podrzeć  sobie  spodnie  i  oblać  mnie martini.  Nie  chciałabym,  żeby  to 

był początek pechowej serii. 

–  Matt  często  pakuje  się  w  tarapaty,  ale  unika  poważnych 

kłopotów. Można na niego liczyć. Zawsze. 

– W porządku, więc skorzystam z jego propozycji. I przestań się 

tak głupkowato uśmiechać, Beverly.  Robię to tylko dla Granny. Matt 

nie jest w moim typie. 

Adrienne  odwróciła  się  i  wyszła  z  kuchni.  Chciała  uniknąć 

background image

dalszej rozmowy. W sypialni zastała Matta pochłoniętego zszywaniem 

spodni.  Kiedy  pojawiła  się  w  progu,  podniósł  głowę  i  wbił  sobie 

niechcący igłę w palec. 

– Do diabła! – zawołał, wyciągając igłę. 

– Przypuszczałeś, że nie wrócę? 

–  Po  prostu  nie  miałem  ochoty  bezczynnie  siedzieć  i  czekać. 

Jestem człowiekiem czynu. 

–  A  więc,  człowieku  czynu,  przyjmuję  twoją  propozycję.  No  i 

dziękuję. 

– Czy Beverly udzieliła mi dobrych rekomendacji? 

– Doskonałych. 

–  Dobra,  stara  Beverly.  –  Podniósł  spodnie  z  łóżka.  –  W  takim 

razie musisz je zszyć bardzo dokładnie. Nigdy nie wiadomo, na czym 

się wyląduje. 

– Czy mógłbyś nie robić sobie na ten temat żartów? 

–  Dobrze.  –  Podał  jej  spodnie.  –  Nigdy  nie  leciałaś 

jednosilnikowym samolotem, prawda? 

– Nie. 

– Boisz się? 

– Oczywiście, że nie – odparła Adrienne, myśląc o Granny, o jej 

ciepłym, wiernym spojrzeniu. – Nie – powtórzyła, kończąc zszywanie 

i  podając  spodnie  Mattowi.  –  Ty  się  ubieraj,  a  ja  zadzwonię  do 

rodziców. 

– Świetnie. I nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. 

–  Nie  wątpię. –  Adrienne podniosła słuchawkę,  odwracając  się, 

background image

by nie widzieć jego męskiej i atrakcyjnej sylwetki. 

 

Matt  zaparkował  starą  corvettę  na  płycie  małego,  prywatnego 

lotniska.  Adrienne  wysiadła  z  samochodu  i  podeszła  do  cessny, 

pomalowanej  na  pomarańczowo  i  biało.  Spojrzała  w  górę,  ale  na 

wygwieżdżonym niebie nie było ani jednej chmurki. 

– Jaka jest prognoza? 

– Sprawdzałem. Powinno być w porządku.  

Adrienne 

przyglądała 

się 

uważnie 

jednosilnikowemu 

samolotowi, który za chwilę miał ją unieść w ciemne niebo. 

– Nie jest bardzo duży, prawda? 

–  Przeznaczony  dla  czwórki  pasażerów.  Nie  było  mnie  stać  na 

większy  –  powiedział  Matt,  odczepiając  zabezpieczające  cumy  z 

prawego skrzydła. – Czy możesz zająć się drugą stroną? 

–  Jasne.  –  Adrienne  obeszła  samolot  dookoła  i  odczepiła  linę  z 

drugiego haka, łamiąc sobie przy okazji paznokieć.  

Matt podszedł do niej i otworzył drzwi kabiny. 

– Wsiadaj, lecimy – stwierdził krótko. 

Adrienne z trudem  wspięła się na  wysoki stopień. Matt pomógł 

jej  wsiąść,  potem  zamknął drzwi  i  wdrapał  się do  samolotu  z  drugiej 

strony. 

–  Możesz  położyć  torebkę  na  tylnym  siedzeniu  –  doradził, 

widząc, że ściska ją w ręku jak koło ratunkowe. 

– Dlaczego? 

–  Żebyś  miała  wolne  ręce  na  wypadek...  –  Sięgnął  do  kieszeni 

background image

kurtki i wyjął z niej papierową torbę. – Wziąłem to od Beverly. Skoro 

to twój pierwszy raz... 

– Och. – Adrienne rzuciła torebkę na tylne siedzenie. 

– Sam też tam zwykle kładę swoje rzeczy – powiedział, unosząc 

się  na  siedzeniu  i  wyjmując portfel  z  tylnej  kieszeni  spodni.  –  Kiedy 

prowadzę samochód albo samolot, nie lubię, żeby mnie coś uwierało. 

–  Wrażliwa  pupa?  –  zażartowała  Adrienne  i  natychmiast 

pożałowała swoich słów. 

– Tak jest – przytaknął Matt, patrząc na nią z rozbawieniem.  

Przekręcił  wyłącznik  zapłonu  i  silnik  cessny  zaczął  pracować. 

Potem dodał gazu i spojrzał na tablicę przyrządów. 

– Czy coś się stało? – spytała, przekrzykując huk. 

– Nie. 

– Dlaczego nie ruszamy z miejsca? 

– Rozgrzewam silnik. 

W końcu samolot potoczył się w kierunku pasa startowego. Matt 

założył  słuchawki  i  rozmawiał  z  wieżą  kontrolną.  Samolot  zatoczył 

pół koła, ustawił się pod wiatr i znieruchomiał. 

Adrienne spojrzała na Matta z niemym pytaniem w oczach. 

–  Wszystko  w  porządku  –  uspokoił  ją  łagodnym  tonem.  – 

Dostaliśmy pozwolenie na start. Nie miej takiej przerażonej miny. 

Miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego potrząsnął 

głową, pochylił się nad Adrienne i pocałował ją w usta. 

– A to po co? – spytała zaskoczona. 

– Żebyś miała czym zająć myśli. Trzymaj się, Adrienne! 

background image

ROZDZIAŁ 2 

 

Mały samolocik toczył się wzdłuż pasa startowego, trzęsąc się i 

hałasując  niemiłosiernie.  Adrienne  trzymała  się  co  prawda  kurczowo 

siedzenia,  ale  zapomniała  o  strachu.  Pocałował  ją!  Jedynym 

mężczyzną,  który  kiedykolwiek  się  ośmielił  to  zrobić,  był  Kenny 

Christopherson.  Dla  ścisłości  trzeba  by  powiedzieć  –  jedynym 

chłopcem.  Był  bowiem  uczniem  drugiej  klasy  liceum.  Zrzuciła  go 

wtedy ze schodów, aby ukarać go za bezczelność.  

Mężczyźni,  z  Aleksem  włącznie,  zawsze  mówili,  że  czują  się 

przy  niej  onieśmieleni.  Najwyraźniej  Matt  Kirkland  nie  należał  do 

nieśmiałych.  Zwilżyła  usta.  To  był  ich  pierwszy  i  z  całą  pewnością 

ostatni  pocałunek.  Ten  bezczelny,  pewny  siebie  pilot  zdecydowanie 

nie jest w jej typie. 

Nagle  zdała  sobie  sprawę  z  tego,  że  Matt  przygląda  się  jej  z 

uśmiechem. Dopiero teraz zorientowała się, że samolot wzniósł się w 

powietrze.  Płyta  lotniska  stawała  się  z  każdą  chwilą  mniejsza  i 

bardziej odległa, a na horyzoncie migotało miasto. 

–  To  nie  było  takie  straszne,  prawda?  –  spytał,  przekrzykując 

hałas silnika. 

–  Czy  w  ten  sposób  uspokajasz  wszystkie  swoje  pasażerki?  – 

zapytała w odpowiedzi niepewna, czy ją usłyszy. 

–  Powiedz  mi  najpierw,  czy  mój  sposób  okazał  się  skuteczny  – 

roześmiał się. 

background image

Spojrzała na niego wzrokiem, który ciskał gromy. 

–  Rozumiem,  że  odpowiedź  jest  twierdząca  –  powiedział  i  z 

zadowoloną miną zajął się studiowaniem wskazań zegarów. 

Adrienne  ogarnął  niepokój.  Matt  miał  na  nią  zadziwiający 

wpływ.  Odpowiedzialny,  poważny  i  stateczny  Aleks  nie  wywoływał 

w  jej  duszy  takiego  zamieszania  i  swoją  obecnością  nie  przyprawiał 

Adrienne  o  przyspieszone  bicie  serca.  To  dziwne,  że  nawet  nie 

przyszło  jej  do  głowy  powiadomić  go  o  wyjeździe.  Zupełnie  o  nim 

zapomniała. Może zrobi to Beverly albo Margaret.  

Prawdę  mówiąc,  nie  ma  jednak  na  co  liczyć,  ponieważ  nie 

przepadały  za  Aleksem.  Beverly  wyraźnie  zastrzegła,  żeby  nie 

zabierała  go  ze  sobą  na  przyjęcie.  Uważała,  że  skoro  ma  ono  służyć 

pozyskaniu  nowych  klientów,  nie  należy  zapraszać  konkurencji. 

Adrienne podejrzewała, że Beverly kierowały także inne motywy. 

Adrienne  pomyślała,  że  niepotrzebnie  czuje  się  winna.  Może 

przecież  zadzwonić  do  Aleksa  z  Utah.  Miejmy  nadzieję,  że  będzie 

pamiętać.  Jedno  spojrzenie  Matta  wywoływało  taki  popłoch  w  jej 

sercu!  W  towarzystwie  Aleksa  nigdy  to  się  jej  nie  przydarzyło. 

Oczywiście,  jest  wolną kobietą.  Nie  jest  z  Aleksem  zaręczona, nigdy 

się z nim nawet nie przespała.  

Ale  on  wciąż  cierpliwie  czeka.  Wprawdzie  wspomniał  ostatnio, 

że  po  trzech  miesiącach  znajomości  jej  opory  wydają  mu  się 

nieuzasadnione,  lecz  Adrienne  miała  swoją  receptę  na  udane 

małżeństwo:  długi  okres  narzeczeństwa.  Jej  dwie  starsze  siostry  zbyt 

szybko  podjęły  decyzję  i  obie  były  już  rozwiedzione.  Adrienne 

background image

postanowiła nie powielać ich błędów. 

–  Widzisz?  –  Dźwięk  głosu  Matta  wyrwał  ją  gwałtownie  z 

rozmyślań. – To wcale nie takie straszne – dodał, zsuwając słuchawki 

z uszu. 

Daleko na horyzoncie pokazała się błyskawica, a w kilka sekund 

później rozległ się grzmot. 

–  Burza!  –  zawołała  Adrienne,  pochylając  się  do  przodu,  żeby 

lepiej widzieć. – Tam jest burza! 

–  Na  to  wygląda  –  stwierdził  spokojnie  Matt,  zakładając 

ponownie  słuchawki.  –  Czasami  zmiany  pogody  nadchodzą  całkiem 

nieoczekiwanie – dodał, zamieniwszy kilka słów z wieżą kontrolną. 

Adrienne  ujrzała  następną  błyskawicę  i  policzyła  sekundy  do 

grzmotu. Burza najwyraźniej się do nich zbliżała. 

– Co teraz zrobimy? 

– Będziemy obserwować. Jeśli okaże się to konieczne, zmienimy 

kurs. 

– Zmienimy kurs? 

– Pewnie. To łatwe. 

– Czy ty mi na pewno mówisz całą prawdę? 

– Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? – spytał z uśmiechem. 

– Chcę wiedzieć, czy  zaraz rozbijemy się i zginiemy – odparła, 

nieudolnie naśladując jego spokojny, opanowany ton głosu. 

– Dziękuję ci bardzo za zaufanie. Odpowiedź brzmi: nie. 

– Przepraszam – szepnęła zawstydzona Adrienne. 

W końcu Matt zaproponował jej pomoc i nie zasługuje na takie 

background image

traktowanie. 

– Boisz się, prawda? 

–  To  jest...  takie  groźne.  –  Adrienne  zadrżała,  widząc  jak 

błyskawica rozświetliła ciemne chmury. 

– Może podać ci trochę danych statystycznych? – zaproponował 

Matt. – Co roku więcej ludzi ginie w wypadkach samochodowych niż 

w  katastrofach  lotniczych.  Jesteś  tu  bezpieczniejsza  niż  na 

autostradzie. 

– Już gdzieś o tym słyszałam. 

– Nie wierzysz mi? 

–  Wierzę.  Ale  teraz,  kiedy  niebo  jest  całe  naładowane 

elektrycznością, ziemia daleko, a my nie mamy nawet spadochronów, 

dane statystyczne nie są żadną pociechą. 

–  Chyba  nadszedł  czas,  żebyś  się  trochę  zrelaksowała  – 

powiedział Matt, spoglądając na nią z ukosa. 

– Ani mi się waż puszczać stery! 

–  Spokojnie  –  odparł  Matt  –  Nie  takie  rozrywki  miałem  na 

myśli. Masz chłopaka? 

Adrienne zawahała się. 

–  No,  powiedz.  Nie  mogę  z  tobą  dyskutować  o  akcjach  i 

obligacjach,  a  ty  przecież  nie  opowiesz  mi  żadnej  dykteryjki  z  życia 

pilotów, więc pozostały sprawy osobiste. 

– Tak ci się tylko wydaje. 

–  Czy  dla  ciebie  chłopcy  nie  są  ciekawym  tematem?  Jestem 

zaskoczony.  Myślałem,  że  musisz  się  od  nich  oganiać  jak  od 

background image

natrętnych  much.  Czyje  serce  złamałaś  w  ostatnim  tygodniu?  – 

zaśmiał się. 

– Naprawdę uważam, że to nie twoja sprawa. 

–  No,  dobrze.  Ja  opowiem  ci  coś  pierwszy.  –  Matt  znów  się 

roześmiał.  –  Moją  pierwszą  miłością  była  Tina.  Oboje  mieliśmy  po 

pięć  lat  i  bawiliśmy  się  przez  cały  czas  w  doktora,  dopóki  nie 

wkroczyła  mama  Tiny.  Potem  przeszedłem  przez  ten  okres  w  życiu 

każdego  chłopaka,  kiedy  nienawidzi  się  wszystkich  dziewcząt.  Gdy 

miałem  dwanaście  łat,  poznałem  szesnastoletnią  kobietę  i  ona 

właśnie... 

– Matt, ja naprawdę wcale nie chcę tego słuchać. 

–  Za  mało  ciekawe  jak  na  twój  gust?  No,  dobrze.  Najdłuższą  i 

najbardziej  podniecającą  znajomość  przeżyłem  z  dziewczyną,  którą 

poznałem  w  szkole  średniej.  To  był  prawdziwy  dynamit.  Żadnych 

zahamowań. Była gotowa robić to w dowolnym miejscu – w wannie, 

w gondoli balonu, na rowerze... 

– Na rowerze? 

–  Tak.  Oczywiście  musiałem  przez  cały  czas  pedałować,  no  i 

było mi trochę trudno utrzymać kierownicę, bo... 

–  Przestań.  –  Adrienne  zaczerwieniła  się  i  wyjrzała  przez  okno 

na przetaczające się wokół zwały ciemnych chmur. 

– Nie chcesz, żebym ci o tym opowiedział? 

–  Nie.  –  Zacisnęła  szczęki  i  starała  się  zapanować  nad 

wyobraźnią,  która  podsuwała  zmysłowe  obrazy.  –  Myślę,  że 

opowiadanie  szczegółów  ze  swojego  życia  seksualnego  jest  wysoce 

background image

niewłaściwe. 

– Chyba za dużo sobie wyobrażasz. – Spojrzał na nią z krzywym 

uśmieszkiem. 

–  Jesteś  aroganckim  chwalipiętą,  któremu  sprawia  przyjemność 

odsłanianie  najbardziej  intymnych  stron  osobistego  życia  obcej  w 

gruncie rzeczy osobie. 

–  Zakładasz,  że  to,  co  ci  opowiedziałem,  to  prawda.  Potrafię 

doskonale zmyślać. 

– Ty... ty to wszystko zmyśliłeś? – Spojrzała na niego ostrożnie. 

–  Nie  wszystko.  Opowiadanie  o  Tinie  i  o  szesnastoletniej 

kobiecie było prawdziwe. Ale myślę, że w kochanie się na rowerze nie 

powinnaś była uwierzyć. 

– Skłamałeś? – Adrienne wciągnęła głęboko powietrze. 

–  Wymyśliłem  na  poczekaniu  zabawną  historyjkę.  Sama 

przyznaj. Nawet ty nadstawiłaś ucha. 

To  chyba  za  słabe  określenie,  pomyślała  Adrienne.  Nie chciała, 

by  spostrzegł,  jak  na  nią  działa.  Taki  człowiek  jak  Matt  natychmiast 

by to  wykorzystał. Mogła sobie to  z  łatwością wyobrazić. Przystojny 

samotny  mężczyzna,  do  tego  nie  pozbawiony  uroku  osobistego,  z 

pewnością  nie  mógł  narzekać  na  brak  miłosnych  propozycji.  Nie, 

lepiej wcale o tym nie myśleć. 

Błyskawica znów rozdarła czerń nieba i Adrienne zadrżała. Matt 

sprawił, że przez chwilę zapomniała, gdzie się znajduje, i przestała się 

bać. Musiała przyznać, że jego metody są rzeczywiście skuteczne. 

–  Teraz  twoja  kolej  –  odezwał  się  po  chwili,  bez  wysiłku 

background image

kierując  samolotem  zagubionym  w  ciemnościach  nocy.  –  Kto  to  jest 

Aleks? 

– A więc i o nim opowiadała ci Beverly? 

–  Nie  musisz  tak  się  złościć.  Wspomniała  mi,  że  chodzisz  z 

nudnym facetem, który ma na imię Aleks, no i że mogłabyś znacznie 

lepiej spożytkować swoje wdzięki. 

–  Kiedy  wrócimy  do  Tucson,  będę  musiała  z  nią  pomówić. 

Zupełnie  niepotrzebnie  miesza  się  do  mojego  życia.  –  Adrienne 

zacisnęła mocno usta. 

– Przecież znasz Beverly. Nie miała nic złego na myśli. 

– A  właśnie, od jak dawna znasz Beverly? Chodziłeś do szkoły 

w Tucson? 

–  Tak.  Mój  ojciec  służył  w  lotnictwie.  Wyjechaliśmy,  kiedy 

miałem  szesnaście  lat,  ale  zawsze  chciałem  tu  wrócić.  Poza  tym  to 

świetne  miejsce  do  latania.  Przyjechałem  kilka  miesięcy  temu  i 

któregoś dnia spotkałem Beverly w sklepie. 

– A ona zaprosiła cię na przyjęcie, żebyś mnie poznał. 

–  Właśnie.  Sądziła,  że  możemy  przypaść  sobie  nawzajem  do 

gustu. – Matt spojrzał na nią pytająco. 

–  Gdzie  jesteśmy?  –  spytała  Adrienne,  nie  wiedząc,  co 

odpowiedzieć. 

–  Na  północ  od  Phoenix.  Lecimy  właśnie  nad  płaskowyżem. 

Niedługo... O, do diabła! 

–  Słucham?  –  Spojrzała  na  niego  pytająco,  ale  Matt  nie 

odpowiedział, tylko założył słuchawki. 

background image

Po  chwili  Adrienne  sama  zrozumiała,  co  się  stało.  Nawet  jej 

niewyszkolone  uszy  zarejestrowały  nagłą  zmianę  w  dźwięku  silnika, 

który  teraz  chrypiał  i  jęczał.  Z  zachowania  Matta  Adrienne 

wywnioskowała,  że  dzieje  się  naprawdę  coś  złego.  Mówił,  próbując 

porozumieć  się  z  kontrolą  lotów,  ale  nadaremnie.  Silnik  wciąż  się 

krztusił. 

– Lądujemy – powiedział, rzucając jej krótkie spojrzenie. 

– Lądujemy? – Serce Adrienne waliło jak młotem. – Gdzie? Czy 

tu jest jakieś lotnisko? 

– Może uda mi się znaleźć miejsce na autostradzie. 

– Na autostradzie? – Adrienne nieomal wpadła w panikę. – Matt, 

nie możesz wylądować na autostradzie! 

–  Chyba  masz  rację.  –  Przechylił  samolot  na  jedno  skrzydło  i 

wyjrzał przez zasnute szronem okno.  

Zaklął pod nosem. 

– Co? Co się stało? 

– Nie starczy dla nas miejsca. Jest za duży ruch. 

– Więc co zrobimy? 

– Musimy znaleźć inne miejsce. 

– W tych skałach? 

–  Słuchaj,  nie  mamy  wyboru  –  rzucił  zniecierpliwiony  przez 

zaciśnięte zęby. – A teraz zamknij się i rób, co ci każę. 

– Matt – wymamrotała, czując, że braknie jej tchu. – Czy my się 

rozbijemy? 

– Może uda mi się temu zapobiec. 

background image

– O, Boże! – Adrienne zamknęła oczy.  

Miała  ochotę  się  rozpłakać.  Czemu  zgodziła  się  na  ten  głupi 

pomysł? Ale z niej idiotka! A teraz... 

Silnik  zakasłał  raz  jeszcze  i  zamilkł.  Cisza  była  przerażająca. 

Zaczęli stromo schodzić w dół. Adrienne zamarła. 

– Pochyl się jak najbardziej do przodu i schowaj głowę między 

kolanami – rzucił Matt rozkazującym tonem. 

Adrienne posłuchała, przysięgając sobie w duchu, że jeśli ujdzie 

z życiem, to nigdy więcej nie podejmie pochopnie decyzji. Nigdy. 

– Trzymaj się. Teraz. 

Siła  uderzenia  wbiła  ją  w  fotel.  Samolot  podskoczył  i  znów 

uderzył w ziemię. Adrienne poczuła w ustach smak krwi. 

Samolot sunął wśród kamienistych pagórków. Matt na przemian 

krzyczał niezrozumiale i przeklinał: 

– Zatrzymaj się, stój, do jasnej cholery! 

Nareszcie  maszyna  zaczęła  zwalniać  i  Adrienne  zaczęła  mieć 

nadzieję, że chyba jednak się nie zabiją. Przynajmniej nie w tej chwili. 

Przed nimi widać było kamienistą ziemię, a dalej... dalej rozciągała się 

pustka. 

– Co to jest? – spytała ochryple. – Jezioro? 

– Nie. Rozepnij pas, może będziemy musieli skakać. I módl się, 

żeby ten samolot zechciał się wreszcie zatrzymać. 

Adrienne  zaczęła  się  modlić.  Brzeg  przepaści  był  coraz  bliżej. 

Spadną. Na pewno... 

Samolot  znieruchomiał.  Przed  nimi  rozciągała  się  czarna 

background image

otchłań. 

–  Chyba  jesteśmy  na  samym  brzegu  –  powiedział  Matt  cicho, 

jakby  najlżejszy  dźwięk  mógł  naruszyć  równowagę  samolotu  i 

zepchnąć  ich  do  przepaści.  –  Otwórz  drzwi,  ale  pamiętaj,  musisz  to 

zrobić  bardzo  ostrożnie.  Będę  tu  siedział,  aż  znajdziesz  się  na 

zewnątrz. 

– Ale... 

– Teraz nie dyskutuj. Wychodź. 

Zastanawiała  się,  czy  jej  się  to  uda.  Ręka  obsunęła  się  po 

klamce. 

– Spokojnie, Adrienne. Spokojnie. Powoli. Dobrze.  

W  każdej  chwili  mogą  znaleźć  się  na  dnie  kanionu.  Powoli. 

Krok po kroczku. Spokojnie. 

Wreszcie  drzwi  ustąpiły.  Pchnęła  je  delikatnie,  wstrzymując 

oddech.  Samolot  zakołysał  się  i  zaskrzypiał  przeraźliwie.  Starała  się 

nie  myśleć  o  znajdującej  się  pod  nimi  przepaści  ani  o  tym,  co  się 

stanie, jeśli uda jej się wyjść z tego cało, a Mattowi nie. 

– Wyskakuj ze mną – wyszeptała. 

– Dopiero kiedy będziesz na zewnątrz. 

– Możemy wyskoczyć jednocześnie. 

– Adrienne, wynoś się, do licha, z tego samolotu. Już! 

– Dobrze. – Adrienne przełknęła ślinę, zacisnęła zęby i wysunęła 

się z fotela.  

Samolot zaskrzypiał, ale nie poruszył się. Kiedy postawiła stopę 

na  pierwszym  metalowym  stopniu,  błyskawica  rozdarła  niebo, 

background image

oświetlając  leżący  pod  nimi  kanion,  który  przypominał  otwartą 

paszczę potwora. 

– No, już. 

Wzięła  głęboki  oddech,  stanęła  na  stopniu  całym  ciężarem  i 

zaczęła zsuwać stopę po pokrywie podwozia. Samolot zatrząsł się. 

–  Właśnie  tak  –  zachęcał  ją  Matt.  – Po  prostu  zejdź  w  dół.  Jak 

tylko  znajdziesz  się  na  ziemi,  będę  skakał,  więc  na  wszelki  wypadek 

odejdź jak najdalej od samolotu. 

– Dobrze. – W uszach słyszała tylko tępy łomot swojego serca.  

Musi zejść i musi wierzyć, że Mattowi też się to uda. Popatrzyła 

pod nogi. Pokrywa koła znajdowała się zaledwie o metr od przepaści, 

a przód samolotu wraz ze śmigłem wystawały nad jej krawędzią. 

–  W  porządku  –  zawołała.  –  Stawiam  nogę  na  ziemi.  Matt, 

wychodź. 

– Postaw tam drugą nogę i uciekaj. 

– Jestem na ziemi! – zawołała, gdy podmuch wiatru gwałtownie 

uderzył w bok samolotu.  

Uciekała, potykając  się  o  nierówności  terenu.  Wysoki  obcas  jej 

wieczorowych pantofli zaklinował się miedzy kamieniami i Adrienne 

upadła, kalecząc sobie boleśnie dłonie i kolana. 

Za  plecami  usłyszała  krzyk  Matta.  Podniosła  głowę,  w  chwili 

gdy  samolot  pikował  w  głąb  kanionu.  Wycie  wiatru  zagłuszyło  huk 

rozbijającego się samolotu. Adrienne chciała krzyczeć, ale z jej gardła 

nie wydobył się żaden dźwięk. Nagle zapadła cisza, w której słyszała 

tylko bicie własnego serca. 

background image

– Matt? – wyszeptała. 

Następna  błyskawica  oświetliła  płaskowyż.  Adrienne  wytężyła 

wzrok.  Tak,  to  był  Matt!  Bogu  dzięki,  leżał  o  kilka  metrów  dalej. 

Zdążył wyskoczyć z samolotu, zanim ten runął w przepaść. Podbiegła 

do mężczyzny z okrzykiem ulgi. 

Matt usiadł i ogłupiałym  wzrokiem wpatrywał się  w miejsce, w 

którym  jeszcze  kilka  sekund  wcześniej  stał  jego  samolot.  Potem 

spojrzał na Adrienne, jakby starał się przypomnieć sobie, kim ona jest. 

– Nie ma go – powiedział nieprzytomnie. 

– Ale ty jesteś. – Upadła na kolana i skrzywiła się z bólu. – Matt, 

ty żyjesz. Oboje żyjemy. Udało się. 

–  Nie  ma  mojego  samolotu  –  powtórzył  tym  samym,  pełnym 

niedowierzania tonem. 

–  Samolot  można  odkupić  –  powiedziała,  chwytając  w  dłonie 

jego twarz. – A ludzi nie. Matt, ryzykowałeś życie, żeby mnie ocalić. 

Byłeś...  –  Łzy  potoczyły  się  jej  po  policzku.  –  Byłeś  wspaniały.  Nie 

potrafię powiedzieć, jak... 

– Nie płacz – poprosił, choć sam wyglądał, jakby zaraz miał się 

rozpłakać. 

–  Ale  o  mało  co  nie  zginęliśmy.  A  ty  kazałeś  mi  pierwszej 

wyjść. Nawet mnie nie znasz, a byłeś taki dzielny. – Rozszlochała się 

na dobre. 

– Nie płacz – powtórzył, obejmując ją mocno.  

Szlochała, czując, jak uchodzi z niej napięcie. Matt gładził włosy 

Adrienne  i  coś  cicho  do  niej  mówił,  żeby  ją  uspokoić.  W  końcu 

background image

ucichła, ale wciąż wtulała twarz w szeroką, męską pierś. 

– Muszę... muszę wytrzeć nos – wymamrotała w końcu.  

Odsunął się odrobinę, wyjmując z kieszeni chusteczkę. 

–  Dzięki.  –  Wyprostowała  się  i  wytarła  nos.  –  Ale  co  teraz 

zrobimy? 

Jak na zawołanie lunęło niczym z cebra.  

– Musiałaś się o to postarać, prawda? – Matt uśmiechnął się do 

niej z trudem. 

– Nie patrz tak na mnie. To nie mnie prześladuje pech. 

– Adrienne, nie zaczynaj. – Matt natychmiast oprzytomniał. 

–  Przepraszam  –  powiedziała  szybko  zmieszana.  Matt  utracił 

przecież ukochany samolot – Czy... czy sądzisz, że już po nim? 

–  Dobre  pytanie.  –  Matt  podniósł  się  z  trudem.  –  Może  coś 

będzie widać. 

– Proszę, nie podchodź za blisko – ostrzegła Adrienne, ale Matt 

nie zwrócił na jej słowa najmniejszej uwagi. 

–  Nie  przypominam  sobie,  żebym  słyszał  wybuch  –  stwierdził, 

podchodząc do krawędzi.  

Brzegi przepaści porośnięte były rzadkimi krzewami. 

– Matt, proszę, uważaj. – Adrienne zatrzymała się.  

Nie była w stanie zmusić się, żeby podejść do ziejącej otchłani. 

Sama  myśl  sprawiła,  że  poczuła  nieprzyjemne  mrowienie  w  całym 

ciele. Nie miała pojęcia, jak udało jej się wyjść z samolotu. Zazwyczaj 

wystarczało przecież, że wyjrzała przez okno wieżowca i natychmiast 

kręciło jej się w głowie. 

background image

– Nie widzę go – powiedział Matt. – Po ciemku i w tym deszczu 

nic nie można dostrzec, ale nie było pożaru. To dobry znak. 

– Więc może wróciłbyś tutaj, zamiast tam zaglądać? 

– Masz lęk przestrzeni, prawda? 

– Chyba tak – przyznała niechętnie. – Matt, proszę, wróć. 

– Chyba nic mi innego nie pozostaje. Tam w dole nic nie widać. 

Ale  skoro  nie  było  pożaru,  może  uda  się  uratować  samolot.  Jeśli  nie 

cały, to może jakieś części. Może nie wszystko stracone – powiedział 

Matt z nadzieją w głosie, wracając do Adrienne. 

– A ubezpieczenie? 

– Jakie ubezpieczenie? 

– Ubezpieczenie, które pozwoli ci odkupić samolot. 

– Nie mam ubezpieczenia. 

– Co? Czy nie wymagają tego przepisy? 

–  Nie,  jeśli  latam  własnym  samolotem.  Muszę  mieć 

ubezpieczenie  od  odpowiedzialności  cywilnej  za  pasażerów,  ale  nie 

było mnie na razie stać na nic więcej. 

–  To  niewiarygodne!  Wydajesz  na  samolot  wszystkie 

oszczędności i nie płacisz ubezpieczenia? – Adrienne opuściła ręce. 

–  Miałem  zamiar  to  zrobić,  jak  tylko  zgromadzę  trochę  więcej 

pieniędzy. 

–  Matt,  to  bez  sensu!  Nie  pozostawia  się  bez  ochrony  całego 

swojego majątku! Naprawdę... 

–  Słuchaj  –  zwrócił  się  do  Adrienne  –  możesz  zachować  ten 

wykład  dla  swoich  klientów.  Wystarczająco  źle  się  czuję.  Nie  chcę 

background image

słuchać  o  odpowiedzialności  finansowej  w  środku  nocy,  w  ulewnym 

deszczu,  i  to  od  kobiety,  której  –  na  swój  nieudolny  sposób  – 

próbowałem pomóc. 

– Ja tylko... 

– Zamknij się! 

–  Dobrze  –  nie  dawała  za  wygraną  –  ale  mam  jeszcze  jedno 

maleńkie pytanie. 

– Jakie? 

– Co teraz zrobimy? 

– Będziemy czekać. 

– Jak to? 

– Zostaniemy przy wraku. 

–  Chyba  o  czymś  zapomniałeś.  –  Adrienne  pomału  traciła 

cierpliwość. – Nie możemy się nawet do niego dostać. Być może nikt 

nigdy go już więcej nie ujrzy. 

– Nieprawda – skrzywił się Matt. 

– Skąd wiesz? 

– Ja to czuję. 

–  Och,  zapomniałam  o  męskiej  miłości  do  samochodów  i 

wszelkich innych tego typu pojazdów. Jak widać, także do samolotów. 

Być  może  ty  uważasz,  że  musisz  zostać  ze  swoim  samolotem,  ale  ja 

jestem  innego  zdania.  Idę  poszukać  jakiejś  drogi.  –  Adrienne 

wyrzuciła ręce do góry w geście desperacji. 

–  To  czysta  głupota.  Wszystkie  nasze  pieniądze  i  karty 

kredytowe są w samolocie. Masz na sobie tylko wieczorową sukienkę. 

background image

Nawet jeśli uda ci się dojść do szosy, nikt nie zechce zabrać ubłoconej 

nieznajomej kobiety z mokrymi włosami, poobcieranymi kolanami, w 

rozdartej spódnicy... 

– Jest rozdarta? – Adrienne spojrzała w dół i zorientowała się, że 

spódnica odkrywa jej nogę aż do biodra.  

Chwyciła materiał i ściągnęła go, zasłaniając się. 

–  Myślę,  ze  nie  musimy  tracić  czasu  na  fałszywą  skromność. 

Jeśli sądzisz, że na widok twojej gołej nogi rzucę się na ciebie w tym 

błocie  i  na  kamieniach,  to  przeceniasz  siłę  mojego  popędu 

seksualnego. 

– Jesteś okropny. – Spojrzała na niego gniewnie. 

–  No,  no,  a  jeszcze  parę  minut  temu  mówiłaś  mi,  że  jestem 

wspaniały. Co się stało? 

Adrienne stała i czuła, jak jej wysokie obcasy powoli grzęzną w 

gęstym  błocie.  Sukienka  i  pończochy  były  zupełnie  zniszczone,  a 

rozmazany  tusz  do  rzęs  szczypał  ją  w  oczy.  Za  kilka  godzin  rodzice 

zaczną  się  poważnie  niepokoić.  Nie  uda  się  jej  zdążyć  na  czas,  żeby 

zobaczyć Granny. 

–  Chyba  nie  jestem  w  najlepszej  formie  –  powiedziała, 

odwracając się i brnąc naprzód po kostki w błocie. 

– Dokąd  idziesz? 

– Poszukać szosy. 

– Adrienne, bądź rozsądna. 

–  Rozsądna,  to  znaczy  jaka?  Mam  postąpić  tak,  jak  ty  sobie 

życzysz?  Zostać  tu  i  pilnować  tego  twojego  ukochanego  samolotu? 

background image

Ale ja muszę myśleć o moich rodzicach, którzy za parę godzin zaczną 

szaleć  z  niepokoju.  Jeśli  dostaniemy  się  do  autostrady,  może  ktoś 

podwiezie nas do telefonu. 

– Właśnie, jeżeli uda nam się dostać do autostrady. 

–  Chciałam  powiedzieć,  kiedy  dojdziemy  do  autostrady.  Idę,  i 

wszystko  mi  jedno,  co ty  zrobisz.  – Odwróciła  się  i  ruszyła  naprzód, 

krzywiąc  się  z  bólu.  Przez  cienkie  podeszwy  pantofli  czuła  ostre 

kamienie, które zalegały powierzchnię ziemi. 

–  Powinienem  po  prostu  pozwolić  ci  iść!  –  zawołał.  –  Jeśli  tak 

bardzo  chcesz  być  niezależna,  powinienem  ci  na  tę  niezależność 

pozwolić! 

Adrienne  szła  nie  odwracając  się.  Wolałaby,  żeby  Matt  jej 

towarzyszył, ale skoro on nie uważał tego  za słuszne, będzie musiała 

sama odnaleźć szosę. W końcu niedawno przelatywali nad autostradą. 

Wystarczy iść w tamtym kierunku. 

Wytężała słuch w nadziei, że usłyszy za sobą kroki mężczyzny. 

Nagle  pośliznęła  się  i  żeby  nie  upaść,  chwyciła  się  gałęzi  krzewu. 

Ostre kolce boleśnie wbiły się w dłoń. 

Ruszyła  w  dalszą  drogę,  starając  się  iść  bardziej  ostrożnie. 

Znalezienie  drogi  wśród  gęstych  zarośli  nie  było  wcale  łatwe. 

Podeszwy  wieczorowych  pantofli  ślizgały  się  po  kamieniach,  a 

błotniste  kałuże  wydawały  się  miejscami  nie  do  przebycia.  Adrienne 

patrzyła  pod  nogi,  starając  się  osłonić  twarz  przed  ostrym, 

zacinającym deszczem. 

Nagle  podniosła  głowę  i  zaczęła  przeraźliwie  krzyczeć.  Na 

background image

wprost niej z ciemności wyłoniła się groźna postać. 

background image

ROZDZIAŁ 3 

 

–  Adrienne,  idziesz  w  złym  kierunku.  –  Groźna  postać 

przemówiła głosem Matta. 

– Jak mogłeś tak mnie przestraszyć! – zawołała Adrienne. 

–  Gdybym  szedł  za  tobą  i  wołał,  czy  byś  się  zatrzymała? 

Obawiam się, że nie. – Matt podszedł o krok bliżej. Jego kurtka była 

kompletnie przemoczona, a kosmyki włosów opadały na czoło. 

–  Być  może  nie  natychmiast,  ale  nie  powinieneś  mnie  straszyć 

tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. 

–  A  co  miałem  zrobić?  Złapać  cię  za  rękę?  Wtedy  na  pewno 

dostałbym w głowę. 

– Wcale nie! Ja... 

– Wszystko jedno. – Matt z rezygnacją machnął ręką. 

– Jeżeli chcesz znaleźć drogę, lepiej idź w tę stronę. – Wskazał 

na prawo. 

–  A  więc  wiedziałeś,  gdzie  jest  szosa!  Wiedziałeś  i  nie 

powiedziałeś mi – wykrzyknęła coraz bardziej wściekła. 

– Wiedziałem, z której strony należy jej szukać – sprostował. – 

Ale  nikt  nie  wie,  co  znajduje  się  między  nami  a  autostradą,  ani  jak 

długo trzeba będzie iść, zanim dotrzemy do celu. Poza tym nawet jeśli 

tam  się  wreszcie  znajdziemy,  na  pewno  nikt  nie  będzie  nas  chciał 

zabrać do samochodu. 

– Powiedziałeś nas? Idziesz ze mną? 

background image

– Nie mam wyboru. Jeśli puszczę cię samą, boję się, że skończy 

się to tragicznie. 

– Szłam w stronę, z której przylecieliśmy – zwróciła mu uwagę, 

podnosząc dumnie głowę. 

– Obawiam się, że nie. 

– Właśnie, że tak. 

– Nie mogę pozwolić, żebyś błąkała się sama. Nie masz zupełnie 

orientacji w terenie. 

–  A  co  cię  to  obchodzi?  –  Adrienne  poczuła,  że  po  policzkach 

płyną jej łzy. 

–  Czasami  sam  się  nad  tym  zastanawiam.  –  Popatrzył  na  nią 

badawczo. – Ruszajmy wreszcie. – Odwrócił się na pięcie i zaczął iść 

we wskazanym kierunku. 

Adrienne  powlokła  się  za  Mattem.  Była  przemoczona  i 

zziębnięta.  Poruszała  się  z  trudem  po  wyboistej  i  śliskiej  ziemi,  ale 

duma nie pozwalała jej poprosić go o pomoc. Myślałby kto, mądrala, 

doświadczony  pilot,  a  nie  zapłacił  nawet  ubezpieczenia  za  samolot! 

Niewiarygodne! Dobrze mu tak, ten wypadek to kara za bezmyślność. 

–  Przed  nami  jest  strumień  –  zawołał  Matt,  spoglądając  przez 

ramię. 

–  Można  go  jakoś  obejść?  –  Adrienne  miała  poważne 

wątpliwości,  czy  uda  jej  się  przejść  przez  rwący  potok.  Z  trudem 

trzymała się na nogach. 

–  Trudno  powiedzieć,  w  tych  ciemnościach  i  deszczu  nic  nie 

widać! 

background image

Podeszli  razem  do  brzegu.  Woda  pieniła  się  wokół  ostrych 

kamieni,  a  przy  wystających  gałęziach  tworzyły  się  wiry.  Pokonanie 

tej  przeszkody  będzie  wymagać  wiele  wysiłku,  pomyślała  Adrienne, 

ale innego wyjścia nie ma. 

– Chodźmy – powiedziała i pomału zaczęła schodzić z brzegu. 

– Zaczekaj. – Matt złapał ją za rękę. – Przeniosę cię. 

– To nie jest konieczne – odparła najbardziej wyniosłym tonem, 

na jaki było ją stać.  

Matt zaklął pod nosem. 

– Wulgarne słowa nie... – zaczęła Adrienne, ale nie dane jej było 

skończyć.  Dłoń  Matta  zacisnęła  się  na  jej  ramieniu.  Bez  dalszej 

dyskusji  przerzucił  ją  sobie  przez  ramię,  głową  w  dół.  –  Matt, 

przestań! Sama sobie poradzę! 

– No pewnie! Ale ja muszę ci dowieść mojej dzielności. 

– Właśnie! – Adrienne zaczęło szumieć w uszach i kręcić się w 

głowie. Ta pozycja z pewnością nie należała do jej ulubionych. – O to 

właśnie mi chodzi! To męskie dążenie do rządzenia, do władzy. Ty... 

– z trudem przekrzykiwała szum rwącej wody. 

–  Zamknij  się  wreszcie,  Adrienne.  –  Matt  dyszał  ciężko,  ale 

udało  mu  się  roześmiać.  –  Naprawdę  jesteś  niezwykła.  Nawet  z 

tyłkiem  w  górze  jesteś  w  stanie  dyskutować  o  równouprawnieniu 

kobiet. 

–  Panie  Kirkland,  byłabym  panu  wdzięczna,  gdyby  był  pan 

uprzejmy nie wyrażać się w ten sposób o moim ciele. 

Mężczyzna znów się roześmiał. 

background image

– Z czego się śmiejesz? 

– Nie mogę ci powiedzieć, bo musiałbym użyć określeń, które ci 

się nie podobają. – Klepnął Adrienne po pośladku. 

– Jak śmiesz! – zawołała oburzona Adrienne.  

Matt chwycił ją mocniej. 

–  Przestań  się  szarpać  –  rzucił  ostro,  zirytowany  nie  na  żarty. 

Przesunął  ją  na  ramieniu  tak,  że  oparł  policzek  o  jej  biodro.  –  Zaraz 

oboje się skąpiemy. 

– Wygląda na to, że świetnie się bawisz. 

–  Nie  przypuszczałem,  że  to  zauważysz,  ale  niektóre  rzeczy 

istotnie sprawiają mi przyjemność. 

– Matt, żądam, abyś... 

– Hopsa! – zawołał Matt, stawiając Adrienne na drugim brzegu. 

Adrienne  obciągnęła  poszarpaną  spódnicę,  unikając  jego 

spojrzenia. Wciąż czuła na skórze dotyk rąk Matta. 

– Wydaje mi się, że deszcz ustaje. 

– Chyba. 

Ton  głosu  Matta  sprawił,  że  popatrzyła  na  niego  z  niepokojem. 

Matt przyglądał jej się z założonymi ramionami. 

–  Powiedz  mi,  czy  kiedykolwiek  przyszło  ci  do  głowy,  żeby 

pójść na całość, przestać przejmować się drobiazgami? 

–  Nawet  jeśli  tak  by  się  miało  kiedyś  stać,  to  na  pewno  nie  z 

tobą. – Adrienne rzuciła Mattowi gniewne spojrzenie. 

–  Nawet  jeśli  tak by  się  miało  stać? Czy  to  znaczy,  że  nigdy  ci 

się nic takiego nie przydarzyło? 

background image

– To nie twoja sprawa. 

–  Dużo  tracisz,  Adrienne.  Każdy  ma  tylko  jedno  życie.  Może 

być nudne, ale może też okazać się ciekawe i ekscytujące. 

–  Czy  chodzi  ci  na  przykład  o  wspaniały  lot  niesprawnym 

samolotem w samym środku nocy, podczas burzy, bez ubezpieczenia, 

w wieczorowych strojach? 

–  Musisz  przyznać,  że  przynajmniej  się  nie  nudzisz.  –  Matt 

zrobił ironiczną minę. 

– Jak możesz żartować w tej sytuacji? 

–  Jak  możesz  być  taka  poważna?  –  Mężczyzna  roześmiał  się  i 

potrząsnął głową. – Chodź no tu bliżej. 

– Coo... – Zanim się spostrzegła, znalazła się w jego ramionach. 

Matt zamknął jej usta czułym pocałunkiem. Po dłuższej chwili uniósł 

głowę i uśmiechnął się. – Ja tylko sprawdzam. 

Adrienne  nie  zdobyła  się  na  odpowiedź.  Pocałunek  był  tak 

nieoczekiwany  i...  tak  namiętny!  Wreszcie  oprzytomniała  i 

odepchnęła Matta. 

–  Niby  co  sprawdzasz?  –  spytała,  starając  się,  by  w  jej  głosie 

zabrzmiało szczere oburzenie.  

Nie  było  to  łatwe,  gdyż  pocałunek  sprawił  jej  prawdziwą 

przyjemność. Najwyraźniej Matt znał się na rzeczy. 

– Sprawdzałem, czy mam rację – wyjaśnił. – I rzeczywiście, nie 

myliłem się. 

– Jak to? 

– Twój pocałunek jest o niebo słodszy niż to, co słyszę z twoich 

background image

ust. 

Miała szczerą ochotę rzucić się na niego z pięściami. 

– Byłabym wdzięczna, gdybyś był uprzejmy zachować te uwagi 

dla  siebie  –  rzuciła  z  wyniosłą  miną.  –  Tak  samo,  jak  i  te  twoje 

cholerne pocałunki. 

–  Ależ  z  ciebie  zgorzkniała  młoda  osoba!  Czy  chodzi  tylko  o 

mnie, czy traktujesz w ten sposób wszystkich mężczyzn? 

– To nie jest miejsce ani pora, żeby omawiać... 

– Powiedz krótko. Tyle, żeby zaspokoić moją ciekawość. 

– No, dobrze, sam się o to prosiłeś. Nie traktuję tak wszystkich 

mężczyzn, tylko takich jak ty. 

– To znaczy? 

–  Takich,  którzy  gdy  chcą  mieć  własny  samolot,  nie  przejmują 

się  tak  przyziemnymi  rzeczami  jak  ubezpieczenie.  Takich,  którzy 

jeżdżą  sportowymi  samochodami  i  uważają,  że  wszystko  wiedzą 

najlepiej.  Takich,  którzy  nie  liczą  się  z  innymi,  a  szczególnie  z 

kobietami,  uważając  je  za  istoty  gorsze  i  głupsze.  Takich,  którzy 

uznają seks za najlepsze lekarstwo. 

– Seks? Co ma do tego seks? 

– Pocałowałeś mnie! Dwa razy! 

– Moja miła, jeżeli dwa pocałunki to dla ciebie seks, to znaczy, 

że  Aleks  bardzo  cię  zaniedbuje.  –  Matt  uśmiechnął  się  nie  bez 

odrobiny złośliwości. 

– O to mi właśnie chodziło – odparowała. – Nie dość, że jesteś 

porywczy  i  nieodpowiedzialny,  to  do  tego  wszystkiego  jesteś  jeszcze 

background image

bezczelny. 

– Masz rację z tym ubezpieczeniem – przyznał nieoczekiwanie, 

patrząc  jej  w  oczy.  –  To  była  czysta  głupota.  Trzeba  było  się 

ubezpieczyć, nawet jeśli musiałbym pożyczyć od kogoś pieniądze. 

–  Tak...  tak,  masz  rację  –  wyjąkała  Adrienne,  którą  ostatnie 

słowa  Matta  zupełnie  zbiły  z  tropu. Zmiana  w  jego  zachowaniu  była 

całkowicie  niespodziewana.  Teraz,  gdy  znalazła  poważny  argument 

przeciwko niemu, on nagle się z nią zgadza! 

–  Jeśli  chodzi  o  porywczy  temperament,  twoja  ocena  też  chyba 

jest  słuszna.  A  jeśli  mowa  o  bezczelności  –  przerwał  i  obrzucił 

Adrienne  spojrzeniem  od  stóp  do  głów  –  żeby  móc  to  ocenić, 

musiałabyś  mnie  lepiej  poznać.  Być  może  jestem  po  prostu  pewny 

siebie. 

–  Ha!  –  Adrienne  poczuła  mrowienie  na  całym  ciele.  –  Nie 

potrzebuję cię lepiej poznawać. I wcale nie chcę. 

Matt uśmiechnął się z powątpiewaniem. 

–  Widzisz,  sam  widzisz,  co  mam  na  myśli  –  powiedziała.  – 

Jesteś po prostu bezczelny. 

– Nieprawda – odparł łagodnym tonem. 

Starała się popatrzyć na niego z naganą, ale poczuła, jak wbrew 

jej woli krew zaczyna szybciej krążyć. Postanowiła przeciwstawić się 

aurze zmysłowości i nigdy jej się nie poddać. 

– Poszukajmy lepiej drogi – powiedziała w końcu.  

Matt  wyciągnął  rękę.  Adrienne  zignorowała  ten  gest  i  ruszyła 

przed siebie. Szli w milczeniu. Ciągle padał deszcz, ale zdecydowanie 

background image

mniej  ulewny.  Adrienne  pierwsza  dostrzegła  błotniste  koleiny 

pomiędzy drzewami. 

– Udało się. – Adrienne spojrzała na Matta z tryumfem. 

–  To  tylko  polna  droga.  Miasteczko  jest  pewnie  jakieś 

czterdzieści kilometrów stąd. 

Adrienne  poczuła,  że  siły  ją  opuszczają.  Czterdzieści 

kilometrów!  Nie  uda  się  tam  dojść!  Droga  nie  wyglądała  na 

uczęszczaną. Może Matt miał rację, że nikt już dzisiaj nie będzie tędy 

jechał. Wyglądało na to, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. 

– Idziemy czy czekamy? – spytał Matt, podnosząc kołnierz, aby 

osłonić się przed przenikającym do szpiku kości wiatrem. 

Adrienne zatrzęsła się z zimna. Dopóki znajdowała się w ruchu, 

było jej w miarę ciepło. 

– Nie wiem, co robić – westchnęła wyczerpana. 

– Słaniasz się na nogach. – Matt uważnie przyjrzał się Adrienne. 

Dziewczyna z trudem dokuśtykała do pobocza i osunęła się na ziemię. 

Zasłoniła  twarz  dłońmi,  żeby  ukryć  łzy,  które  płynęły  teraz 

niepowstrzymanym strumieniem. – Masz. 

– Co? – spytała, nie odsłaniając oczu. 

– Jest wilgotna, ale lepszy  rydz niż nic. – Adrienne poczuła, że 

Matt wkłada jej na ramiona swoją sportową kurtkę.  

Podniosła głowę i otarła oczy. 

– Nie, Matt, ty jej potrzebujesz. 

– Tobie jest bardziej potrzebna. 

Adrienne popatrzyła na niego, gotowa przyznać, że głupotą było 

background image

upieranie się przy szukaniu drogi w taką pogodę. 

– Matt, ja... – przerwała na widok dwu jasnych punkcików, które 

pojawiły się w oddali. – Samochód! – zawołała. Zerwała się na równe 

nogi i natychmiast zapomniała o zmęczeniu. – To samochód! 

– Masz rację. Miejmy nadzieję, że zechce się zatrzymać. 

– Oczywiście, że się zatrzyma. To pewnie sympatyczne, starsze 

małżeństwo,  wracające  do  domu  po  miłej  kolacji  w  mieście.  Jestem 

pewna, że... 

–  Wracają  do  domu,  to  prawda.  To  musiał  być  niezły  wieczór. 

Popatrz tylko, ten samochód jedzie zygzakiem! 

– Pijany? 

– Prowadzący albo jest pijany, albo zasnął przy kierownicy. 

– To niemożliwe! 

–  Ale  cieszę  się,  że  przynajmniej  odzyskałaś  siły  i  werwę  – 

stwierdził  Matt,  przyglądając  się  jej  z  uśmiechem.  –  Przez  moment 

naprawdę się o ciebie martwiłem. Wyglądało na to, że się poddasz. 

– Ale teraz już nie mam takiego zamiaru. – Adrienne wyszła na 

środek drogi i zaczęła machać rękoma. 

–  Hej!  –  Matt  odciągnął  ją  na  pobocze.  –  Oni  gotowi  cię 

przejechać. W tej ciemnej sukience mogą cię nawet nie zauważyć. 

– Ale musimy ich jakoś zatrzymać. 

– Stój tutaj. Ja się tym zajmę. 

– Ach, stary, dzielny Matt, wydający wszystkim rozkazy. 

–  Moja  koszula  jest  przynajmniej  biała.  –  Wyszedł  na  środek 

drogi,  a  potem  znów  się  do  niej  odwrócił.  –  Chyba  że  wolisz  zdjąć 

background image

sukienkę  i  nią  wymachiwać  –  dodał  złośliwie.  –  To  byłoby  jeszcze 

skuteczniejsze. 

– No pewnie – odburknęła Adrienne. 

Światła przybliżyły się i Matt zamachał ramionami. 

–  To  chyba  ciężarówka  –  powiedział.  –  Jedzie  powoli,  więc 

nawet  gdyby  się  nie  zatrzymała,  mamy  szanse  wskoczyć  na  tył 

skrzyni. 

– Nie wiem, Matt, ja nigdy... 

– Cicho – rozkazał Matt, podnosząc rękę do góry. –  A to co  za 

hałas? 

– Ktoś śpiewa – zauważyła Adrienne. 

–  Nie  podoba  mi  się  to.  Ten  facet  jest  zalany  w  pestkę.  –  Matt 

zamachał  nad  głową  kurtką  i  krzyknął  głośno.  Światła  omiotły 

najpierw prawe, potem lewe pobocze drogi. 

– Matt, bądź ostrożny. 

– Boisz się o mnie? – spytał, spoglądając w jej kierunku. 

– Nigdy w życiu. 

– Tak też myślałem. – Matt znów pomachał kurtką. 

–  Matt,  uważaj!  –  krzyknęła  Adrienne  widząc,  że  ciężarówka 

jedzie prosto na niego. Matt usunął się w ostatniej chwili. Zapiszczały 

hamulce i ciężarówka zatrzymała się tuż obok niego. 

– Chcesz się zabić? – pytał ktoś chrapliwym, pijackim głosem. 

–  Potrzebujemy  kogoś,  kto  by  nas  podwiózł  –  odparł  Matt, 

powoli zbliżając się do kabiny kierowcy. 

– Jacy my? 

background image

Adrienne przeszła przez szosę i stanęła obok Matta. 

Kierowca 

ciężarówki 

musiał 

niedawno 

przekroczyć 

sześćdziesiątkę.  Twarz  pokrywał  dwudniowy  szary  zarost.  W  ustach 

obracał kawałek tytoniu. Śmierdział niczym cała gorzelnia. 

– Ja i moja towarzyszka – odrzekł Matt, wskazując na Adrienne.  

Stary mężczyzna wpatrywał się w nich, z trudem usiłując skupić 

spojrzenie na jednym punkcie. 

– To was jest tylko dwoje? Ja widzę co najmniej sześcioro. 

– No pewnie – wyszeptała Adrienne. – Matt, może on pozwoli ci 

prowadzić samochód. 

–  Mieliśmy  wypadek  –  wyjaśnił  Matt.  Musimy  dostać  się  do 

telefonu. Wygląda pan na zmęczonego, panie... 

– Mów mi po prostu Archie. 

–  W  porządku,  Archie.  Może  pozwoliłbyś  mi  poprowadzić 

samochód. Chcemy jechać do miasta, żeby zadzwonić. 

Adrienne ścisnęła mocno kciuki. 

–  Zadzwonić?  Mam  telefon  w  domu.  Bliżej  niż  do  miasta. 

Możecie jechać ze mną. Gdzie wasz samochód? 

– Samolot. 

–  Mieliście  wypadek  samolotowy?  –  zachrypiał  mężczyzna.  – 

Ale nie jesteście duchami, co? 

–  Nie,  nie  jesteśmy  duchami  –  odparł  z  uśmiechem  Matt  – 

Słuchaj, może ja nas wszystkich zawiozę do twojego domu. 

–  Nawet  lubię  duchy,  ale  wolę  wiedzieć,  kiedy  mam  z  nimi  do 

czynienia – wtrącił Archie. – Moja żona jest teraz duchem. 

background image

– Nie podoba mi się to – wyszeptała Adrienne. 

–  Nie  mamy  wyboru  –  odpowiedział  Matt  półgłosem.  Znowu 

zwrócił  się  do  mężczyzny:  –  No  więc,  czy  chciałbyś,  żeby  dziś 

zawiózł cię do domu pierwszorzędny kierowca? 

– Nikt oprócz mnie nie kieruje Bessie. Wszyscy o tym wiedzą – 

odparł Archie. – Wsiadajcie. 

– Ale ja chętnie... 

–  Wsiadacie  czy  nie?  Ja  jadę.  –  Archie  dodał  gazu,  a  silnik 

zaryczał jak ranione zwierzę. 

–  Wsiadamy  –  powiedział  Matt,  gestem  nakazując  Adrienne, 

żeby obeszła z nim ciężarówkę od tyłu. Kiedy podchodzili do kabiny, 

wyszeptał:  –  Ja  usiądę  obok  niego  na  wszelki  wypadek.  Jakby  co, 

zdążę złapać za kierownicę. 

–  Dobrze.  Uważaj  tylko,  żebyś  się  nie  zatruł  oparami  alkoholu. 

Ten facet cuchnie na kilometr. 

– Nie wybrzydzaj. I tak mieliśmy niesamowite szczęście. 

Wsiedli do ciężarówki. Wystające z oparcia sprężyny wbijały się 

Adrienne  w  bok  za  każdym  razem,  gdy  samochód  podskakiwał  na 

wybojach. Matt obserwował drogę i Archiego, gotów w każdej chwili 

chwycić za kierownicę. 

– Śpiewacie? – spytał Archie. 

– Nie – odparli zgodnie Matt i Adrienne. 

– No pewnie, frajerzy z miasta. Więc ja zaśpiewam. 

Archie  zaczął  wyśpiewywać  na  całe  gardło  jakąś  pijacką 

piosenkę  i  skierował  ciężarówkę  w  stronę  skraju  szosy.  Matt  był  już 

background image

gotów uchwycić kierownicę, gdy  Archie skorygował kurs i ruszył po 

przekątnej ku przeciwległemu skrajowi drogi. 

Jechali  zygzakiem  pośród  kompletnych  ciemności.  Adrienne 

trzymała przy życiu myśl o telefonie, który czekał na nią na końcu tej 

szalonej podróży. Zerknęła na zegarek. Była prawie druga nad ranem. 

Rodzice  na  pewno  już  się  niepokoją,  ale  może  nie  powiadomili 

jeszcze policji. 

Wreszcie  Archie  skręcił  gwałtownie  w  prawo,  kierując 

ciężarówkę w stronę majaczącego w oddali, ciemnego budynku. 

– Pewnie nie ma prądu – wyjaśnił Archie. – Ale mam świeczki. 

Znów będę musiał nastawiać ten diabelny zegar. 

– Potrzebujemy tylko telefonu – powiedziała Adrienne, z trudem 

gramoląc się z szoferki. – Gdzie on jest? 

–  Tam,  gdzie  zawsze  był,  panieneczko.  –  Archie  zatoczył  się, 

potykając się podszedł do drzwi i otworzył je kopnięciem. – Nigdy nie 

zamykam na klucz – wyjaśnił, manipulując przy wyłączniku światła. – 

Nie  ma  prądu  –  powtórzył  i  wtoczył  się  do  pokoju,  obijając  się  o 

meble. 

Adrienne zajrzała do środka i czekała, aż jej oczy przyzwyczają 

się do ciemności. W mroku majaczyły zarysy półek z książkami, które 

zajmowały całą ścianę. 

– Widzisz telefon? – spytał Matt. 

–  Nie,  a  on  nie  chce  mi  powiedzieć,  gdzie  go  szukać.  Zaraz, 

zaraz... tam! – zawołała, starając się znaleźć drogę wśród mebli. – Na 

ścianie. 

background image

Telefon wisiał na ścianie obok drzwi do kuchni, w której Archie 

z łoskotem przeszukiwał szuflady kredensu. 

– Nie mogę uwierzyć,  że to już  wreszcie koniec tej koszmarnej 

eskapady  –  stwierdziła  Adrienne.  –  Może  znajdziemy  kogoś,  kto 

zabierze nas stąd do miasta. 

– Może. Jeśli uda nam się dowiedzieć, gdzie właściwie jesteśmy. 

– Masz  rację.  –  Adrienne  podniosła  słuchawkę.  –  Dzięki Bogu, 

że istnieją takie wynalazki, jak telefon. – Na chwilę zamilkła, a potem 

nerwowym  ruchem  Postukała  w  widełki.  Aparat  milczał  jak  zaklęty. 

Odwróciła się w stronę Matta, czując, że siły  znowu ją opuszczają. – 

To niemożliwe – powiedziała słabo. – Ten telefon nie działa. 

background image

ROZDZIAŁ 4 

 

– Daj, może ja spróbuję. – Matt sięgnął po słuchawkę. 

–  Wiem,  jak  wygląda  zepsuty  telefon!  –  Adrienne  wyrwała  mu 

słuchawkę z ręki i rzuciła na widełki. 

–  Jeśli  nawet  nie  był  zepsuty,  teraz  już  na  pewno  jest  – 

powiedział Matt. – I nie krzycz na mnie. To nie ja obiecywałem ci, że 

będziesz mogła stąd zadzwonić. Spytaj naszego przyjaciela Archiego. 

– Niech się stanie światłość! – zawołał Archie, wtaczając się do 

pokoju  i  trzymając  w  ręku  świeczkę  wetkniętą  w  szyjkę  butelki. 

Podniósł  ją  do  góry,  tak  by  oświetliła  twarze  Matta  i  Adrienne,  i 

popatrzył  na  nich  przekrwionymi  oczami.  –  Chyba  nie  najlepiej  się 

bawicie. 

–  Dlaczego  nie  powiedziałeś  nam,  że  telefon  nie  działa?  – 

westchnęła Adrienne z rozpaczą. 

–  Nie  działa?  –  Archie  przechylił  głowę  na  bok.  –  No  pewnie, 

nigdy nie działa, kiedy pada. Gdzieś coś przecieka. Ściana przemaka i 

telefon  nie  działa.  –  Zamyślił  się  na  moment,  potem  odsłonił  w 

uśmiechu pożółkłe zęby. – Ale będzie działał, kiedy ściana wyschnie. 

Do rana powinna być sucha. 

–  To  będzie  odrobinę  za  późno  –  powiedziała  słabym  głosem 

Adrienne, odwracając głowę, żeby ani Matt, ani Archie nie dostrzegli 

łez.  

Zaczęła trząść się z zimna. Granny na pewno umrze dziś w nocy. 

background image

Rodzice będą szaleć z niepokoju, jeśli nie porozumie się z nimi. 

– Archie, to bardzo ważne. Adrienne musi zawiadomić rodziców 

–  oznajmił  Matt  –  Gdybyś  pożyczył  nam  swoją  ciężarówkę, 

pojechalibyśmy do miasta... 

– Nie ma benzyny – oświadczył Archie i głośno czknął. 

– Może jednak trochę zostało. – Adrienne odwróciła się znów w 

stronę  Archiego.  –  Chociaż  tyle,  żebyśmy  mogli  dojechać do  miasta. 

Zapłacimy ci... – zamilkła, widząc ostrzegawcze spojrzenie Matta. Nie 

mieli przecież ani grosza. – Zapłacimy ci, kiedy uda nam się wydostać 

portfele z samolotu. 

– Nie ma benzyny – powtórzył Archie, kręcąc głową. – Strzałka 

stoi dokładnie na zerze. 

–  Gdzie  masz  kluczyki?  –  spytał  Matt.  –  Mogę  to  jeszcze  raz 

sprawdzić? 

Archie  dotknął  kieszeni  wytartych  dżinsów.  Świeca  przechyliła 

się i wosk skapnął na dłoń. 

–  Do  diabła  –  zaklął  i  potarł  dłoń.  –  Pewnie  zostawiłem  je  w 

Bessie. Idź sprawdzić. 

– Zaraz wrócę – zapowiedział Matt i zniknął za drzwiami. 

–  Nie  śpiesz  się  –  rzucił  ze  śmiechem  Archie  i  mrugnął 

porozumiewawczo do Adrienne. – Napijesz się? 

– Nie, dzięki. – Zatarła dłonie.  

Drżała z zimna i zmęczenia. 

–  Ale  ja  chętnie.  –  Archie  wziął  świecę  i  chwiejnym  krokiem 

pomaszerował  w  stronę  szafki  pod  oknem.  –  Dorothy  nazywała  to 

background image

barkiem  –  powiedział,  otwierając  drzwiczki.  –  Była  bardzo 

wyrafinowaną  damą.  Ja  nazywam  to  szafką  na  flaszki.  –  Wyjął  ze 

środka dwulitrową butelkę whisky, odkręcił ją i pociągnął spory łyk. 

–  Zawsze  tyle  pijesz?  –  spytała  Adrienne,  szczękając  zębami  z 

zimna. 

– Przeważnie – odparł, ocierając usta rękawem. 

– Dlaczego? 

Pytanie 

zaskoczyło 

Archiego. 

Po 

dłuższym 

namyśle 

odpowiedział wreszcie: 

– Bo lubię. 

Adrienne zastanawiała się, czy to alkohol sprawia, że Archie nie 

czuje  wcale  zimna.  Zerknęła  na  drzwi,  licząc  na  to,  że  Matt  wróci  z 

dobrymi nowinami. Niestety, kiedy wszedł do środka i spojrzał na nią, 

wiedziała  już,  że  nadzieje  były  płonne.  Oparła  się  bezwładnie  o 

framugę drzwi. 

– Archie, czy masz tu może centralne ogrzewanie? – spytał Matt, 

rozglądając się dookoła. 

– O, nie. – Archie wskazał ręką. – Ale mam kominek. 

– A drewno? 

– Na dworze – odparł Archie. – Pewnie zamokło. 

– Raczej tak – przytaknął Matt, spoglądając przez okno. – Ale na 

wszelki  wypadek  sprawdzę.  Może  na  dole  stosu  znajdzie  się  kilka 

suchych polan. 

– W stajni są stare deski – oznajmił Archie, podchodząc ku nim 

niepewnym krokiem. – Świetnie się palą. 

background image

– Doskonale. – Matt zatarł dłonie. – Masz latarkę? 

– Jest świeczka. 

– Dobrze. – Matt podszedł do stołu. 

–  Idę  z  tobą  –  odezwała  się  Adrienne.  –  Nie  możesz  trzymać 

naraz  i  drewna,  i  świecy,  a  poza  tym  wiatr  mógłby  zdmuchnąć 

płomień. 

–  Na  dworze  jest  naprawdę  mnóstwo  błota  –  zauważył  Matt, 

patrząc na nią z namysłem. 

–  Nie  żartuj  sobie  –  odparła  Adrienne,  spoglądając  na  swoje 

ubłocone pantofle i ruszyła w stronę drzwi. 

Natychmiast  pożałowała  swojej  decyzji,  kiedy  znaleźli  się  na 

dworze.  W  domku  było  wprawdzie  zimno,  ale  na  zewnątrz  chłód 

przenikał  aż  do  szpiku  kości.  Matt  wcale  nie  przesadzał,  mówiąc  o 

błocie.  Wydeptana  ścieżka  prowadząca  z  domu  do  stajni  była  pełna 

kałuż.  Obcasy  wieczorowych  pantofelków  Adrienne  zapadły  się  w 

brunatną maź z głośnym mlaśnięciem. 

–  To  gorsze,  niż  przypuszczałam  –  oświadczyła  zdyszanym 

głosem. 

– Weź mnie za rękę. 

Tym  razem  Adrienne  nie  protestowała.  Uścisk  dłoni  Matta 

podziałał  na  nią  uspokajająco.  Świeczka  zachwiała  się,  ale  na 

szczęście  nie  zgasła.  Wreszcie  dotarli  do  budynku,  który  Archie 

nazywał stajnią. Adrienne wyglądało to raczej na szopę. 

– Wszystko w porządku? – odezwał się Matt. 

– Czemu pytasz? 

background image

–  Trzymasz  mnie  kurczowo  –  odparł,  unosząc  do  góry  ich 

splecione mocno dłonie. 

– Och, przepraszam. – Adrienne spróbowała zabrać rękę. 

– Daj spokój. – Matt mocniej splótł palce z jej palcami. 

Adrienne  przestała  się  wyrywać,  napawając  się  poczuciem 

bezpieczeństwa. Kiedy dotarli do stajni, Matt oddał jej świecę, a sam 

otworzył  zamknięte  na  skobel  drzwi.  Uderzył  ich  zapach  świeżej 

słomy. Adrienne uniosła świecę i razem weszli do środka. Zaskoczyła 

ich  czystość  i  porządek.  Na  ścianach  nie  było  widać  żadnych 

zacieków, mimo że wciąż padał ulewny deszcz.  

Podłoga  była  czysto  wymieciona.  Dostrzegli  dwa  puste  boksy 

oraz  półki  uginające  się  pod  ciężarem  narzędzi  i  zapasów.  Jeden  z 

boksów  był  wyłożony  świeżą  słomą.  Niektóre  spróchniałe  deski 

wymieniono  ostatnio  na  nowe  i  w  powietrzu  unosił  się  przyjemny 

zapach sosnowej żywicy. 

– Wygląda na to, że Archie spodziewa się czworonogiego gościa 

–  powiedziała  Adrienne,  wskazując  dłonią  na  świeżo  przygotowaną 

zagrodę. 

–  Ponieważ,  jak  widać,  Archie  zgromadził  łopaty  i  kilofy, 

zgaduję,  że  będzie  to  osioł  albo  muł,  zwierzę  przydatne  przy 

poszukiwaniu złota – dodał Matt. 

–  To  prawdziwy  traper.  –  Adrienne  uniosła  świecę  wyżej.  – 

Patrz, lampa naftowa. 

– Znając nasze parszywe szczęście, nie ma w niej na pewno ani 

kropli nafty. – Matt potrząsnął skorodowaną lampą. Usłyszeli chlupot 

background image

płynu.  –  A  jednak  pech  na  chwilę  nas  opuścił.  –  Matt  zdjął  szklany 

klosz. – Jest nawet knot. 

Adrienne  podała  mu  świecę  i  po  chwili  wnętrze  wypełniło 

łagodne, jasne światło. 

–  Tak  jest  o  wiele  lepiej  –  westchnęła  Adrienne.  –  Wydaje  się 

nawet, że nie jest już tak zimno. 

– Bo tu jest cieplej. 

Matt uniósł lampę tak, że oświetliła twarz Adrienne. 

– Wiesz co, wyglądasz fatalnie – oznajmił szczerze. 

–  Jak  miło  z  twojej  strony,  że  mi  to  mówisz.  Ty  też  nie 

wyglądasz szczególnie kwitnąco. 

–  Pewnie  nie  –  odparł,  śmiejąc  się  cicho  –  ale  ja  przynajmniej 

nie  używam  tuszu  do  rzęs,  więc  nie wyglądam,  jakby  mi ktoś podbił 

oczy. 

– A więc sądzisz, że mój rozmazany makijaż wygląda śmiesznie, 

co? – najeżyła się Adrienne. 

– Noo. 

–  I  te  uwagi  słyszę  od  tego  samego  faceta,  który  świecił 

czerwonymi majtkami w salonie pełnym ludzi? 

– Bystra jesteś, panno Burnham. – Matt roześmiał się głośno. – 

Jednak  traktujesz  życie  zbyt  serio.  Lepiej  poszukajmy  tych  desek,  o 

których mówił Archie. 

Zanim  wrócili  do  domu,  Matt  z  naręczem  desek,  Adrienne  z 

lampą  w  dłoni,  Archie  zapalił  już  drugą  świeczkę,  tym  razem 

zatkniętą  w  butelkę  po  tanim  winie.  Półleżał  rozparty  w  starym 

background image

skórzanym fotelu, czule obejmując butelkę whisky. 

–  Widzę,  że  znaleźliście  dechy.  Oderwałem  je,  kiedy 

przygotowywałem  boks  dla  mojego  nowego  osła.  Jutro  mają  mi  go 

przyprowadzić. Będzie się nazywał Dorothy Trzecia. Moja żona miała 

na imię Dorothy, to była Dorothy Pierwsza, mój stary osioł to Dorothy 

Druga, więc ten nowy będzie Dorothy Trzecią. 

–  Aha  –  mruknęła  Adrienne,  zastanawiając  się,  co  też 

pomyślałaby  żona  Archiego,  gdyby  wiedziała,  że  jej  imię  otrzymują 

kolejne osły. – Znaleźliśmy twoją lampę – dodała, odsuwając na bok 

stos starych gazet i stawiając lampę na drewnianym stoliku. 

–  Lepiej  nie  marnować  nafty.  Może  mi  być  potrzebna  do 

poszukiwań złota, gdy wreszcie dostanę nowego osła. 

–  Odkupimy  ci  ją  –  zapewniła  Adrienne  w  obawie,  że  Archie 

zabierze lampę. – Jak tylko będziemy mogli – dodała, przypominając 

sobie,  że  wszystkie  ich  pieniądze  oraz  karty  kredytowe  spoczywają 

gdzieś na dnie kanionu. 

Matt  położył  naręcze  drewna  obok  dużego,  kamiennego 

kominka i podszedł do stolika. 

– Mogę użyć tych gazet, żeby rozpalić ogień, Archie? – spytał. 

– Pewnie, że nie. 

– Nie? – spytał Matt zaskoczony. 

– To gazety Dorothy, Dorothy Pierwszej. 

– Ale czy Dorothy nie jest... 

–  Duchem?  –  dokończył  Archie.  –  Oczywiście.  Ale  to  są  jej 

gazety, z krzyżówkami. Nie pozwolę, żeby ktoś palił jej rzeczy. 

background image

– Dobrze. W takim razie czego mogę użyć? 

– Ja rozpalę. Mam na to sposób. 

Matt  wzruszył  ramionami  i  odwrócił  się  do  paleniska.  Ułożył 

drewno i otworzył szyber. 

– Odejdź – rozkazał Archie i wstał z butelką w ręku.  

Podszedł  do  stołu,  odsunął  szufladę,  wysypał  na  dłoń  trochę 

białego proszku z metalowego pudełka i podszedł do paleniska. 

–  Czy  mogę  napić  się  twojej  whisky?  –  spytał  Matt,  który 

obserwował uważnie wszystkie poczynania Archiego. 

–  Matt,  może  poczekasz,  aż...  –  zaczęła  przerażona  Adrienne, 

która  wyobraziła  sobie,  że  teraz  będzie  miała  do  czynienia  nie  z 

jednym, ale z dwoma pijanymi mężczyznami. 

– Masz, pij – powiedział Archie, podając Mattowi butelkę. 

Matt chwycił whisky, potem złapał Adrienne za rękę i popchnął 

ją w kąt pokoju, jak najdalej od kominka. 

–  Co  ty,  do  cholery,  wyprawiasz?  –  syknęła  wściekła,  usiłując 

mu  się  wyrwać.  –  Jeśli  masz  zamiar  zacząć  pić  i  przystawiać  się  do 

mnie, to ostrzegam, że tego pożałujesz. 

–  Siedź  spokojnie  –  rzucił  stanowczym  tonem  Matt,  trzymając 

mocno  jej  ramię.  –  On  będzie  rozpalał  ogień  używając  prochu 

strzelniczego. 

–  Prochu?  –  wyjąkała,  patrząc  na  Matta  rozszerzonymi  z 

przerażenia oczami. 

–  Mhm.  Chcesz  może  sobie  łyknąć?  –  spytał,  podając  jej 

butelkę. 

background image

W tej samej chwili Archie rzucił zapałkę na palenisko. Buchnął 

wysoki płomień. Archie cofnął się o krok. 

– Do diaska. Chyba przesadziłem – wymruczał, chwiejąc się na 

nogach. 

Na  szczęście  ogień  szybko  przygasł  i  płonął  teraz  równo  i 

spokojnie. 

–  To  stara  traperska  sztuczka  –  wyjaśnił  Matt.  –  Nie  jest  zbyt 

niebezpieczna, oczywiście o ile masz pojęcie o tym, co robisz, no i nie 

trzymasz w garści flaszki z wódką. 

–  A  ja  myślałam,  że  zamierzasz  przyłączyć  się  do  Archiego  i 

zacząć pijaństwo – powiedziała Adrienne wzdychając. – Znowu mnie 

uratowałeś, Matt. Myślę, że nawet wybaczę ci te niewybredne żarty o 

podbitych oczach. 

– Ciągle  wyglądają na podbite –  stwierdził,  delikatnie  ściskając 

ją za ramię. 

–  Da  się  temu  szybko  zaradzić.  –  Adrienne  wysunęła  się  z 

ramion  Matta  i  oglądając  się  na  kominek  podeszła  do  Archiego.  – 

Chciałam spytać – zaczęła, patrząc na niego z obawą – czy mogłabym 

skorzystać z łazienki. Chciałabym się umyć. 

Archie odwrócił się i przyjrzał jej się od stóp do głów. 

– To chyba nie wystarczy – orzekł, żując tytoń. – Wyglądasz jak 

strach na wróble. 

–  Wszystkie  moje  rzeczy  zostały  w  samolocie.  –  Adrienne 

skrzywiła  się,  słysząc  ten  kolejny  komplement.  Od  takiego  nadmiaru 

męskiego  podziwu  mogłoby  jej  się  chyba  przewrócić  w  głowie.  – 

background image

Mogę się więc co najwyżej umyć.  

Archie przyglądał jej się przez dłuższą chwilę. 

–  Zaraz,  zaraz,  moja  panno  –  odezwał  się  w  końcu.  –  Lepiej 

doprowadź  się  naprawdę  do  porządku.  Ale  musisz  mi  obiecać,  że 

będziesz uważać. 

– Tak, oczywiście... ja... 

– I że niczego nie podrzesz. 

– Ale czego? 

–  Rzeczy  Dorothy.  Pozwolę  ci  przebrać  się  w  jej  ciuchy,  ale 

musisz obiecać, że będziesz ostrożna. 

–  Jak  mogłabym  pożyczać  od  ciebie  jej  ubrania?  – 

zaprotestowała  Adrienne,  chociaż  myśl  o  suchym  ubraniu  była 

niezwykle kusząca. 

– Tak, zaraz ci je dam. – Archie odwrócił się w stronę Matta. – 

Ty  też  nie  wyglądasz  najlepiej  –  ocenił.  –  Kiedy  z  nią  skończę  – 

powiedział, wskazując głową Adrienne – poszukam czegoś dla ciebie. 

–  Nie  zawracaj  sobie  głowy  –  odparł  Matt.  –  To  nie  jest 

konieczne. 

–  Cicho  –  rzucił  krótko  Archie,  zaciskając  dłoń  na  nadgarstku 

Adrienne.  –  I  popilnuj  mojej  whisky,  kiedy  będę  szukał  czegoś  dla 

twojej  narzeczonej.  –  Wziął  do  ręki  lampę  i  pomaszerował  w  stronę 

drzwi, ciągnąc Adrienne za sobą. 

– Wcale nie jestem jego narzeczoną – zaprotestowała Adrienne. 

Zauważyła, że Matt się uśmiecha. – Matt, powiedz mu, że nie jestem. 

Matt  stał  milcząc.  Adrienne  zaskoczył  wyraz  jego  twarzy. 

background image

Patrzył  na  nią  z  czułością,  a  przecież  znali  się  zaledwie  od  kilku 

godzin. 

– Zostawiłem rzeczy Dorothy tak, jak były – powiedział Archie, 

prowadząc Adrienne do sypialni, gdzie stała duża, mahoniowa szafa. – 

Tutaj – wskazał, puszczając jej nadgarstek. – Wszystko, czego możesz 

potrzebować. 

Pokój  napełnił  się  zapachem  fiołków.  Adrienne  zajrzała  do 

szafy,  gdzie  wisiały  trzy  wyblakłe  sukienki  w  kwiatki,  kraciasty 

niebieski  szlafrok,  flanelowa  koszula  nocna,  dwie  pary  znoszonych 

dżinsów,  błękitna  spódnica  i  trzy  koszulowe  bluzki.  Garderoba  była 

więcej niż skromna, ale Archie pokazywał ją z taką dumą, jakby była 

to ostatnia kolekcja Diora. 

–  To  lubiła  najbardziej  –  powiedział  Archie,  zdejmując  z 

wieszaka szeroką, błękitną spódnicę. – Widzisz? 

– Bardzo ładna – przytaknęła Adrienne. 

– Masz. – Archie rzucił spódnicę w jej stronę. – Ciekawe, gdzie 

jest ta bluzeczka? – Pochylił się i odsunął jedną z szuflad u dołu szafy. 

–  Tak,  to  jest  bluzeczka  do  tej  spódnicy.  –  Wyjął  z  szuflady  białą 

haftowaną  bluzkę  i  przez  dłuższą  chwilę  wpatrywał  się  w  nią  w 

milczeniu.  

– Bardzo ją kochałeś, prawda? – odważyła się spytać Adrienne. 

–  Tę  bezczelną,  zarozumiałą  kobietę?  –  Archie  wzruszył 

ramionami.  –  Zawsze  mnie  tylko  pouczała  i poprawiała.  Z  trudem  ją 

znosiłem, to wszystko. 

Adrienne  milczała.  Nie  wierzyła  w  ani  jedno  słowo.  Archie  po 

background image

prostu  wstydził  się  przyznać,  jak  bardzo  kochał  swoją  żonę  i  jak 

bardzo mu jej brak. 

– Weź to – powiedział, podając jej bluzkę. – Pasuje do spódnicy. 

–  Nie  wiem,  czy  powinnam...  Widzę,  że  nikt  nie  ruszał  rzeczy 

Dorothy, odkąd... 

–  Na  pewno  chciałaby,  żebym  ci  dał  to  ubranie.  –  Archie 

przyglądał jej się przekrwionymi oczami. – Wystarczająco trudno było 

mi  wytrzymać  z  nią,  póki  żyła.  Nie  chcę,  żeby  teraz  zaczął  mnie 

prześladować jej duch. 

– Ja... ja dziękuję. 

–  Tu  są  różne  damskie  szmatki  –  stwierdził  Archie,  otwierając 

szufladę  pełną  bielizny.  –  I  zdejmij  wreszcie  te  pantofle  –  dodał, 

sięgając  w  głąb  szafy  i  wyciągając  parę  miękkich  mokasynów.  – 

Łazienka  jest  tam.  Prysznic,  umywalka...  wszystko.  Zostawiam  ci 

lampę  –  dodał  i  wytoczył  się  z  sypialni,  mamrocząc  pod  nosem,  że 

stanowczo za długo pozostawił whisky bez właściwej opieki. 

Adrienne  zajrzała  do  szuflady  z  bielizną.  Wyglądało  na  to,  że 

Dorothy  była  naprawdę  świetnie  zaopatrzona.  Dostosowała  stroje  do 

surowych  warunków  życia,  ale  pod  skromnymi  bluzkami  i  dżinsami 

kryły  się  jedwabne  koszulki  i  majteczki  w  pastelowych  kolorach.  W 

rogu  szuflady  tkwił  katalog  domu  wysyłkowego,  zajmującego  się 

sprzedażą  bielizny.  Adrienne  zastanawiała  się,  ile  też  lat  mogła  mieć 

Dorothy. Archie wyglądał staro, ale mogło to wynikać z ciężkiej pracy 

i nadużywania whisky. 

Adrienne  wybrała  koszulkę  i  majtki  koloru  kości  słoniowej  i 

background image

wyruszyła  na  poszukiwanie  łazienki.  Zaskoczyła  ją  panująca  tam 

czystość. Archie nie wyglądał na kogoś, kto traci czas na szorowanie 

umywalki.  Adrienne  zdjęła  sukienkę  i  rzuciła  ją  na  podłogę.  Po 

dzisiejszym dniu nadawała się co najwyżej na szmaty. 

Westchnęła  z  rozkoszy,  gdy  weszła  pod  gorący  prysznic.  Na 

wiszącej  obok  plastykowej  półeczce  znalazła  mydło  i  szampon.  Nie 

tracąc  czasu  namydliła  się  i  szybko  spłukała,  starając  się  zużyć  jak 

najmniej wody. W domu stojącym w samym środku pustkowia zapasy 

wody  były  zapewne  ograniczone.  Chciała,  aby  i  Matt  skorzystał  z 

kąpieli.  Adrienne  zakręciła  kran  i  wytarła  się  dość  zużytym,  ale 

czyściutkim, różowym ręcznikiem. Dopiero wtedy spojrzała na swoje 

odbicie w lusterku. 

Oczy nie wyglądały już jak podbite. Zniknęła resztka makijażu. 

Z lustra patrzyła na nią blondynka z jasnymi rzęsami i kremową skórą. 

Adrienne uważała mocny makijaż za niezbędny, szczególnie w pracy. 

Teraz jednak w niczym nie przypominała tej kobiety, która zjawiła się 

na przyjęciu u Beverly. 

Wróciła  do  sypialni.  Spódnica  była  odrobinę  za  szeroka,  ale 

całość  prezentowała  się  nieźle.  Założyła  mokasyny  i  podeszła  do 

stojącej  w  kącie  pokoju  toaletki,  na  której  leżał  oprawny  w  srebro 

grzebień i szczotka. 

Zauważyła  oprawione  w  srebrną  ramkę  duże  zdjęcie.  Adrienne 

wzięła  je  w  rękę  i  przyjrzała  mu  się  uważnie.  Pośrodku  stał  Archie, 

trzymając  za  uzdę  brązowego  osła.  Obejmował  za  ramiona  kobietę, 

która  wyglądała  na  co  najmniej  dwadzieścia  lat  młodszą  od  niego. 

background image

Miała  jasnobrązowe  krótkie  włosy  i  pełną  słodyczy,  uśmiechniętą 

twarz.  Była  ubrana  w  tę  samą  niebieską  spódnicę  i  białą,  koronkową 

bluzkę.  A  więc  to  była  Dorothy.  Z  całą  pewnością  nie  wyglądała  na 

osobę zarozumiałą. 

Adrienne trudno było  wyobrazić sobie  wspólne  życie Dorothy i 

Archiego,  a  jednak  najwyraźniej  łączył  ich  jakiś  szczególny  rodzaj 

miłości. 

Zawahała  się  przed  sięgnięciem  po  szczotkę,  ale  w  końcu 

uczesała włosy. Na toaletce stał też flakonik fiołkowych perfum. Tak, 

Dorothy z całą pewnością była w duchu niepoprawną romantyczką. 

Adrienne  zwinęła  w  kłębek  przemoczone,  podarte  ubranie  i 

otworzyła  drzwi.  Z  salonu  dobiegał  ochrypły  głos  Archiego,  który 

opowiadał Mattowi o poszukiwaniu złota. Adrienne cichutko podeszła 

bliżej.  Obaj  mężczyźni  siedzieli  wygodnie  rozparci  w  fotelach  przed 

kominkiem. Wyglądali jak starzy, dobrzy przyjaciele.  

Matt  upił  duży  łyk  z  butelki,  którą  podał  mu  Archie.  Adrienne 

zaczęła żałować, że tak bardzo śpieszyła się. Najwyraźniej Matt czuje 

się  świetnie,  popijając  whisky  w  towarzystwie  Archiego.  Za  godzinę 

obaj  z  Archiem  będą  prawdopodobnie  spali  kamiennym  snem,  a  ona 

zostanie sama ze swoimi kłopotami i obawami. 

– Łazienka wolna – powiedziała głośniej, niż zamierzała. 

Matt  odwrócił  się  w  jej  stronę.  Adrienne  spodziewała  się,  że 

orzeknie,  iż  bez  makijażu  wygląda  na  dwanaście  lat.  Jednak  Matt 

milczał, a na ustach pojawił mu się uśmiech. Adrienne stwierdziła, że 

musi być pijany. 

background image

– Całkiem nieźle – ocenił Archie, wyciągając z kieszeni puszkę 

z tytoniem. – Nie tak jak Dorothy, ale nieźle. 

–  Dziękuję  za  ubranie  –  odezwała  się  zmieszana  Adrienne. 

Podniosła  do  góry  zawiniątko  ze  zniszczonymi  rzeczami.  –  Już  po 

nich  –  powiedziała  i  patrząc  na  Matta  dodała:  –  Myślę,  że  tobie  też 

przyda się kąpiel. 

– Co?  –  spytał, nagle  wyrwany  z  zadumy.  –  Aha, no  tak. Masz 

rację. – Podniósł się szybko, wcale nie jak pijany. 

Adrienne zupełnie nie rozumiała, co się z nim dzieje. W każdym 

razie Matt zachowywał się, jakby stracił do reszty rozum. 

– Znajdę ci jakieś ubranie – powiedział Archie, wstając z fotela. 

–  Mam  trochę  rzeczy,  z  których  wyrosłem  –  dodał,  klepiąc  się  po 

brzuchu. 

– Usiądź tutaj. – Matt wskazał Adrienne miejsce. – Ogrzejesz się 

trochę. 

–  Dziękuję.  –  Przechodząc  obok  niego  przyjrzała  się  wyrazowi 

jego  twarzy.  Znów  ten  dziwny  półuśmiech...  Nie  było  wątpliwości, 

Matt zwariował. 

Archie  i  Matt  przeszli  do  sypialni,  a  Adrienne  rozparła  się 

wygodnie w skórzanym fotelu i zastanawiała się, czemu czuje się taka 

szczęśliwa  i,  przynajmniej  w  tej  chwili,  bezpieczna  w  tym  małym 

domku razem z Mattem. Przeciągnęła się leniwie. 

Skarciła  się  za  to  w  duchu.  Powinna  przecież  intensywnie 

myśleć,  jak  się  stąd  wydostać.  Jednak  ciepło  bijące  z  kominka 

sprawiło,  że  ułożyła  się  wygodnie,  oparła  głowę  o  poduszkę, 

background image

zamknęła oczy... 

 

Obudził  ją  niezwykły  odgłos.  Poderwała  się  przerażona  na 

równe nogi. 

–  Wszystko  w  porządku  –  powiedział  Matt  uspokajającym 

tonem. – To tylko Archie chrapie. Śpij. 

Adrienne  rzuciła  okiem  na drugi  fotel.  Archie  spał  z  otwartymi 

ustami  i  odchyloną  do  tyłu  głową.  Dźwięki,  jakie  wydawał  z  siebie, 

przypominały turkot wagonów przetaczanych na bocznicy. 

– Mój ojciec też tak chrapie – roześmiał się cicho Matt. – Cały 

dom się trzęsie. Mama mówi, że spać z nim to gorsze niż mieszkać na 

pasie startowym. Sypia z zatyczkami w uszach. 

– Nie sądzę, żeby zatyczki cokolwiek tu pomogły – powiedziała 

Adrienne, odwracając się w stronę Matta.  

Ubranie, z którego „wyrósł” Archie leżało na nim jak ulał. Matt 

miał  na  sobie  czarną  kowbojską  koszulę,  której  krój  podkreślał  jego 

szerokie  ramiona.  Dopasowane  dżinsy  zaznaczały  smukłość  wąskich 

bioder. 

–  Czemu  się  uśmiechasz?  –  spytał.  –  Nigdy  nie  widziałaś 

kowboja? 

– Pewnie, że tak. Ale nie wyobrażałam sobie ciebie jako jednego 

z  nich  –  odparła  Adrienne,  zastanawiając  się,  czy  jej  uśmiech  jest 

podobny do tego, który niedawno widziała na twarzy Matta. 

– Ja też nie wyobrażałem sobie ciebie jako wiejskiej dziewczyny 

– oznajmił Matt – a jednak... 

background image

Adrienne  spojrzała  mu  w  oczy.  Nie  miała  już  żadnych 

wątpliwości. Powróciły te same uczucia, które ogarnęły ją, kiedy Matt 

pocałował  ją  nad  strumieniem.  Z  tą  tylko  różnicą,  że  teraz  nie 

zagrażało  im  żadne  niebezpieczeństwo.  Matt  podszedł  o  krok  bliżej, 

ale zatrzymał się na dźwięk kolejnego chrapnięcia. 

–  A  oto  i  cały  Archie  –  powiedziała  Adrienne,  uświadamiając 

sobie znowu, gdzie się znajdują. – Która godzina? 

– Parę minut po trzeciej – odparł Matt, spoglądając na zegarek. 

– Moi rodzice na pewno zawiadomili już policję – stwierdziła z 

przerażeniem.  –  To  straszne,  że  nie  mogę  się  z  nimi  skontaktować. 

Masz może jakiś pomysł? 

– Niestety nie. Kiedy spałaś, próbowałem coś wymyślić. Ale bez 

telefonu i bez benzyny nic się nie da zrobić. Utknęliśmy tu na dobre. 

–  Czemu  Archie  wraca  do  domu  z  pustym  bakiem?  –  spytała 

Adrienne, spoglądając na sąsiedni fotel. 

–  Pytałem  go  o  to.  Jedzie  do  miasta,  upija  się  do 

nieprzytomności, a kiedy w końcu decyduje się wracać, jedyna stacja 

benzynowa w Saddlehorn jest już zamknięta. To jedna z przyczyn, dla 

których kupuje osła. 

– Saddlehorn? Czy tak nazywa się to miasteczko? 

– Tak, to jakaś dziura. 

– Ale pewnie jest telefon. Gdyby udało nam się tam dostać... 

–  Gdyby,  gdyby...  –  Popatrzył  na  nią  uważnie.  –  Przykro  mi, 

Adrienne.  Powinienem  był  pozwolić  ci  lecieć  zwykłym  samolotem 

rejsowym. W tej chwili byłabyś już na miejscu. 

background image

–  To  nie  twoja  wina,  więc  nie  miej  do  siebie  pretensji.  Nie 

pozwolę  na  to,  szczególnie  teraz,  kiedy  twój  samolot  leży  na  dnie 

kanionu.  Nie  mieliśmy  szczęścia,  to  wszystko.  Ale  czuję  się  taka 

bezradna. 

– Ja też. Próbowałem coś poradzić, ale nic nie mogę wymyślić. 

Może powinniśmy wziąć przykład z Archiego i trochę się przespać. 

Donośne chrapanie stało się jeszcze głośniejsze. 

– Musiałabym chyba wypić całą butelkę whisky, żeby zasnąć w 

towarzystwie Archiego – stwierdziła Adrienne. 

– Może przenieś się do sypialni – zaproponował Matt. 

–  Proszę  cię  bardzo,  jeśli  chcesz,  możesz  sam  spróbować  – 

oświadczyła  Adrienne.  –  Ja  idę  do  stajni.  Świeżo  wyłożony  słomą 

boks i jakiś koc w zupełności mi wystarczą. 

– Myślałem o tym samym. – Matt uśmiechnął się krzywo. 

– Ale ty jesteś przyzwyczajony do chrapania. Sam mówiłeś. 

–  Wcale  nie.  To  moją  matka do tego  przywykła.  Kiedy  miałem 

jedenaście lat, wyłożyłem ściany swojego pokoju dźwiękoszczelnymi 

płytkami. 

– Rzućmy monetę – podsunęła Adrienne. 

–  A  może  –  powiedział  Matt,  opierając  się  o  półeczkę  nad 

kominkiem,  tak  że  światło  wydobyło  z  półmroku  zarys  szczupłego 

ciała – oboje moglibyśmy spać w stajni. 

background image

ROZDZIAŁ 5 

 

–  Sądzę,  że  to  nie  jest  najlepszy  pomysł,  Matt.  –  Adrienne 

poruszyła się niepewnie w fotelu i odwróciła wzrok. 

– Nie spodziewałem się innej odpowiedzi. 

– Poznaliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Nie wydaje mi się 

właściwe spędzenie z tobą nocy pod jednym dachem. 

– Tak, to wysoce niewłaściwe – przyznał Matt, wpatrując się w 

nią wyzywającym wzrokiem. – A więc zostaniesz tutaj? 

– To ty mógłbyś zostać, a ja pójdę do stajni. 

–  Obawiam  się,  że  to  niemożliwe.  Ja  nie  mam  nic  przeciwko 

dzieleniu z tobą koca, to ty nie chcesz spać razem ze mną. 

–  To  nie  jest  tak.  Ja  też  nie  mam  nic  przeciwko  temu,  ale 

uważam, że byłoby to nierozsądne. Przecież  ledwie się poznaliśmy – 

odparła  Adrienne.  –  Och,  Matt, przez  ciebie  to,  co  mówię,  brzmi  tak 

okropnie pruderyjnie. A przecież ja wcale taka nie jestem! 

– Poszukam koca – rzucił Matt i zniknął za drzwiami.  

Adrienne  podniosła  się  z  fotela.  Nie  uśmiechało  się  jej  słuchać 

przez  całą  noc  chrapania  Archiego.  Prawdę  mówiąc,  wolałaby  być 

blisko  Matta.  W  jego  towarzystwie  czuła  się  zdecydowanie 

bezpieczniej.  Tylko  jeden  powód  powstrzymywał  ją  od  wyrażenia 

zgody na spędzenie nocy wspólnie w stajni. 

Była przekonana, że Matt nie będzie jej się narzucać. Nie, to nie 

byłoby  w  jego  stylu.  Za  to  z  całą  pewnością  potrafi  być  bardzo 

background image

przekonujący.  Adrienne  nie  była  pewna,  czy  potrafi  mu  się  oprzeć. 

Zwłaszcza  po  tym,  czego  razem  ostatnio  doświadczyli.  Na  domiar 

złego  Matt  w  dżinsach  i  kowbojskiej  koszuli  wyglądał  niezwykle 

pociągająco. 

Adrienne  nie  należała  jednak  do  typu  kobiet,  które  ulegałyby 

mężczyźnie  poznanemu  zaledwie  kilka  godzin  wcześniej.  To  byłoby 

wbrew jej mniemaniu o sobie samej, wbrew jej zasadom. Nie było w 

tym  jednak  nic  z  pruderii.  Właśnie  to  bezskutecznie  próbowała 

wytłumaczyć  Mattowi,  kiedy  uśmiechał  się  do  niej  w  irytujący, 

wyzywający sposób. 

Matt wrócił niosąc dwa koce. Wziął ze stołu lampę i podszedł do 

drzwi. 

– Do jutra – powiedział. 

– Matt... 

Odwrócił  się.  Archie  nagle  zachrapał  tak  głośno,  że  nieomal 

ściany  się  zatrzęsły.  Adrienne  wstała  i  podeszła  do  Matta.  Światło 

lampy  naftowej  wydobywało  z  mroku  zarys  jego  ust,  ale  oczy 

pozostawały  wciąż  w  cieniu.  Wyglądał  tajemniczo  i  zdecydowanie 

zbyt kusząco. 

–  Mam  nadzieję,  że  jest  to  jasne,  iż  jeśli  pójdę  z  tobą,  to  tylko 

dlatego, aby uciec od tego hałasu. 

– Oczywiście – przytaknął, ale na jego ustach znowu pojawił się 

lekki uśmieszek. 

– To dobrze – powiedziała Adrienne. – Najważniejsze, żebyśmy 

się rozumieli. 

background image

– Rozumiemy się. 

– Świetnie. 

–  Lepiej  załóż  kratę  na  palenisko,  szkoda  byłoby  puścić  dom 

Archiego z dymem – stwierdził Matt. 

Adrienne musiała w duchu przyznać, że Matt nie traci głowy  w 

trudnych  sytuacjach  i  pamięta  o  istotnych  szczegółach.  Zapomniała, 

że  trzeba  zabezpieczyć  palenisko.  Postępowanie  Matta  budziło  jej 

zaufanie i podziw. Ufała mu we wszystkim... prócz jednego. 

–  Owiń  się  tym  kocem  –  poradził,  kiedy  podeszła  do  drzwi, 

gotowa do wyjścia. – Nie warto marznąć bardziej, niż to konieczne. 

Adrienne  otuliła  się  szczelnie  wełnianym  kocem  i  wyszła  na 

ganek. Deszcz ustał, a wśród chmur widać było gwiazdy. 

– Już po burzy. – Matt zszedł po drewnianych schodkach. – Do 

diabła, zapomniałem o błocie!  Trzymaj – rozkazał, podając Adrienne 

lampę. 

– Dlaczego? 

– Nie możesz taplać się w kałużach, mając na nogach mokasyny 

Dorothy. 

–  Ale...  –  Zanim  zdążyła  zaprotestować,  Matt  podniósł  ją  do 

góry. – To zaczyna się robić irytujące – powiedziała, obejmując go za 

szyję. Powoli ruszyli przez podwórze. 

– Nie robię tego dla ciebie – zapewnił ją Matt. – Archie okazał ci 

zaufanie,  pożyczając  ubrania  Dorothy.  Nie  mogę  pozwolić,  żebyś  je 

zniszczyła. 

Adrienne  musiała  przyznać,  że  Matt  znowu  ma  rację.  Jednak 

background image

bliskość mężczyzny uniemożliwiała zachowanie dystansu. Jego włosy 

pachniały  szamponem,  policzki  płynem  po  goleniu.  Starała  się  nie 

zastanawiać,  dlaczego  Matt  zadbał  o  toaletę.  To  były  niebezpieczne 

myśli. 

–  Tu  jest  już  prawie  sucho  –  powiedział  Matt,  delikatnie 

stawiając ją na ziemi. – Pani pozwoli. – Ukłonił się, wskazując dłonią 

drzwi stajni. 

Adrienne  nie  mogła  pozbyć  się  wrażenia,  że  przyszła  na 

potajemną  schadzkę.  Serce  zabiło  jej  żywiej  z  niepokoju  i  słodkiego 

oczekiwania, kiedy Matt zamknął drzwi. 

–  Ten  koc  jest  bardzo  ciężki,  więc  położymy  go  na  spód. 

Przykryjemy się tym drugim, jest bardziej miękki. 

– A lampa? Mam ją zgasić? 

–  Tu  nie  ma  okien,  więc  jeśli  ją  zgasisz,  nic  nie  będziemy 

widzieć.  –  Matt  przykucnął,  wygładził  koc,  a  potem  rozejrzał  się 

dookoła. – Lepiej postaw ją na środku cementowej podłogi i przykręć 

płomień.  To  bardzo  nieprzyjemne  obudzić  się  w  obcym  miejscu  bez 

odrobiny światła. 

– Nie sądziłam, że ty się czegokolwiek boisz. 

–  Naprawdę  myślisz,  że  ze  mnie  taki  chojrak?  –  spytał, 

podchodząc bliżej. 

–  A  nie  jesteś?  –  odpowiedziała  pytaniem,  spoglądając  mu  w 

oczy. 

– Nie aż tak bardzo, jak sobie wyobrażasz. Ale uważam, że nie 

należy  przegapiać  okazji,  gdy  można  przeżyć  coś  naprawdę 

background image

ciekawego.  Życie  byłoby  okropnie  nudne,  gdybyśmy  zawsze 

postępowali zgodnie z normami i zasadami. 

–  Ich  łamanie  może  zniweczyć  spokój  i  zrujnować  życie  – 

odparła  Adrienne,  starając  się  nie  poddawać  urokowi  chwili.  Silne 

ramiona mężczyzny czekają, aby ją przytulić, usta pragną scałować z 

jej twarzy obawy i lęk. 

Wszystko  to  Adrienne  czytała  w  błyszczących  brązowych 

oczach Matta. 

– Jak myślisz, dlaczego Beverly sądziła, że możemy się ze sobą 

dogadać? – spytał, przyglądając się jej uważnie. 

– Beverly? – Adrienne zupełnie zapomniała o przyjaciółce, która 

niechcący przyczyniła się do jej kłopotów. To Beverly zaprosiła Matta 

na  przyjęcie  i  z  czystym  sumieniem  poleciła  go  jako  doskonałego 

pilota. 

–  Nie  mam  pojęcia.  Ona  wie,  że  ja  jestem  ostrożna,  a  ty 

uwielbiasz ryzyko. Trudno byłoby znaleźć dwie osoby tak bardzo się 

różniące. 

– Żałujesz? 

Zastanowiła  się  przez  chwilę.  Gdyby  zdecydowała  się  wtedy 

polecieć  do  Utah  zwykłym,  rejsowym  samolotem,  teraz  zapewne 

byłaby  już  na  miejscu.  Ale  nie  uczestniczyłaby  w  tych  niezwykłych 

wydarzeniach.  Chociaż  czuła  się  bardzo  zagubiona  i  nieszczęśliwa, 

sprostanie przeciwnościom sprawiało jej nie znaną dotąd satysfakcję. 

– Wiem, czego możesz żałować – domyślił się Matt. – Nie udało 

ci się dotrzeć do domu, a na tym ci szczególnie zależało. 

background image

– Chyba rzeczywiście się nie udało. – Adrienne zawstydziła się, 

widząc  smutek  w  jego  oczach.  –  Ale  nie  żałuję,  że  cię  poznałam. 

Przeżyliśmy  razem  kilka  trudnych  chwil,  ale  udało  nam  się  je 

przetrwać.  Czuję  się  teraz  silniejsza,  bardziej  pewna  siebie.  Może 

właśnie  dlatego  ludzie  robią  różne  niecodzienne  rzeczy,  na  przykład 

skaczą ze spadochronem... 

– No, to mi się podoba! – zawołał Matt z entuzjazmem. 

– Oczywiście ja sama bym się nie odważyła – dodała szybko. 

–  Dobrze.  Na  razie  z  tym  poczekamy  –  roześmiał  się  Matt.  – 

Podobasz  mi  się  w  tym  stroju.  To  naprawdę  wielka  odmiana  w 

porównaniu  z  wyrafinowaną,  elegancką  damą,  którą  spotkałem  na 

przyjęciu. Wyglądasz bardziej naturalnie. 

–  Nie  da  się  już  wyglądać  bardziej  naturalnie  –  stwierdziła.  – 

Bez makijażu, bez biżuterii, bez... 

–  Bezpretensjonalnie  –  dokończył  za  nią  Matt.  –  I  chyba  o  to 

właśnie  chodzi.  Wróciliśmy  do  rzeczy  podstawowych,  z  dala  od 

gierek, które podejmują mężczyźni i kobiety, strojąc się w świecidełka 

i  robiąc  wszystko,  żeby  wywrzeć  na  sobie  nawzajem  jak  największe 

wrażenie.  Musieliśmy  przetrwać.  Nie  było  czasu  na  kłamstwa  i 

intrygi. 

–  Te  kłamstewka  i  intrygi  służą  czasami  jako  ochrona  przed 

kimś takim jak... 

–  To  całkiem  niepotrzebne  –  zwrócił  się  do  niej  łagodnie, 

wyciągając ręce. 

– Zaraz, zaraz. – Serce zabiło jej mocno, gdy Matt przyciągnął ją 

background image

do siebie i wziął w ramiona. – Jeszcze przed chwilą powiedziałeś, że 

się rozumiemy. 

–  To  prawda.  Rozumiemy  się.  –  Wplótł  palce  w  jej  włosy  i 

przyjrzał się uważnie. 

– Więc powinieneś rozumieć, że ja tego nie chcę.  

Uśmiechnął się i pochylił głowę ku jej twarzy. 

– Matt, nie chcę, żebyś mnie całował. 

– Pamiętaj, tylko ryzyko pozwala ci poczuć, że żyjesz. A to jest 

bezpieczniejsze  niż  skoki  ze  spadochronem  –  powiedział,  patrząc  jej 

w oczy. 

– Przez te kilka godzin ryzykowałam tyle razy, że wystarczy mi 

to na wiele lat. 

– Więc powiedz nie – szepnął, zbliżając usta do jej warg. 

Spróbowała. Otworzyła usta, ale z gardła nie wydobył się żaden 

dźwięk. 

– Niech żyje ryzyko – powiedział Matt i ujął jej głowę w dłonie. 

Gdy wargi Matta dotknęły jej ust, Adrienne westchnęła głęboko. 

Wiedziała, że to nieuchronnie nastąpi, od momentu gdy Matt zamknął 

za nimi drzwi. 

Przytulił  ją  do  siebie  mocno,  tak  że  czuła  każdy  mięsień  jego 

ciała.  Uczył  ją,  jak  poruszać  się  zgodnie  z  jego  ruchami.  Adrienne 

objęła  fala  gorąca.  Matt  pieścił  jej  plecy  i  pośladki,  przytulał  coraz 

gwałtowniej. 

– Połóż się ze mną – wyszeptał. 

Nie umiała mu się oprzeć, gdy delikatnie poprowadził ją i ułożył 

background image

na kocu. Namiętność mężczyzny rozbudziła jej pożądanie. Patrzył jej 

w  oczy,  powoli  rozpinając  guziki  haftowanej  bluzki.  Adrienne 

zauważyła,  że  spojrzenie  Matta  zsunęło  się  niżej,  na  jej  piersi 

sterczące  pod  materiałem  jedwabnej  koszulki.  Zaczerwieniła  się, 

wiedząc, że jej podniecenie jest wyraźnie widoczne. 

Matt popatrzył jej w oczy i dotknął policzka. 

– Nie ma się czego wstydzić – zamruczał. 

– Ale to... to takie do mnie niepodobne. 

–  Skąd  wiesz?  –  Przesunął  dłonią  po  koniuszkach  jej  piersi, 

wciąż patrząc głęboko w oczy. – Czy wiesz o sobie wszystko? 

– Już nie – przyznała. 

–  To  dobrze.  –  Matt  pocałował  ją  tak,  że  zaparło  jej  dech  w 

piersiach. 

Adrienne wygięła ciało w łuk, rozkoszując się dotykiem męskiej 

dłoni  obejmującej  jej  pierś  i  rozchyliła  wargi.  Nie  umiała  już 

powstrzymać  ruchów  ciała,  które  świadczyły  o  tym,  jak  bardzo  go 

pragnie.  Nie  potrafiła  też  powstrzymać  miłosnego  okrzyku,  który 

bezwiednie  wyrwał  się  jej  z  ust.  Zapomniała  o  początkowym 

zawstydzeniu.  Zawładnęło  nią  pożądanie.  Szarpnęła  kowbojską 

koszulę Matta, obnażając jego pierś.  

Matt uniósł głowę i roześmiał się ochryple. 

– Spokojnie – rzucił zdyszany. – Nie zamierzasz chyba podrzeć 

koszuli Archiego. 

–  Co  się  ze  mną  dzieje?  –  Adrienne  opuściła  ręce.  –  Nigdy  nie 

byłam tak agresywna wobec mężczyzny. 

background image

–  To  dlatego,  że  znaleźliśmy  się  w  niebezpieczeństwie.  –  Matt 

pieścił jej pierś, aż zamknęła oczy z rozkoszy. – Zagrożenie wyostrza 

zmysły. 

– Ale ja nie lubię niebezpieczeństwa. 

– A to lubisz? – Matt uniósł jej koszulkę i pocałował nagą skórę. 

Gdy  usta  dotknęły  koniuszka  piersi,  z  gardła  Adrienne  wyrwał 

się  znowu  miłosny  okrzyk.  Poczuła,  że  ogarnia  ją  namiętność,  której 

do tej pory nie doświadczyła. 

– O to mi właśnie chodziło, Adrienne. Rozluźnij się, poddaj się 

magii zmysłów – szepnął, unosząc głowę.  

Popatrzył jej głęboko w oczy. 

– Nie mogę nic na to poradzić – wyszeptała. 

–  Po  co?  Jesteśmy  sami.  Możemy  robić  to,  co nam  się  podoba, 

co  sprawia  przyjemność.  –  Matt  zsunął  Adrienne  spódnicę  i  zaczął 

pieścić uda.  

Adrienne przeszył dreszcz oczekiwania. 

– Pragnę cię – powiedziała zduszonym głosem. 

– Wiem – odparł.  

Dobiegł  ją  dźwięk  rozsuwanego  suwaka  i  szelest  rozrywanego 

opakowania. 

–  Będziemy  się  przepięknie  kochać  –  wyszeptał  z  ustami  tuż 

przy jej wargach i zaczął delikatnie całować jej twarz. 

–  Tak.  –  Oszołomiona  odwzajemniła  jego  namiętny  pocałunek. 

Matt  zsunął  Adrienne  majteczki,  które  dziewczyna  odrzuciła  jednym 

ruchem. – Kochaj mnie, Matt – wyszeptała, rozchylając uda i unosząc 

background image

biodra. 

Miłosne  okrzyki  wypełniły  powietrze.  Ciała  poruszały  się  w 

coraz bardziej szalonym rytmie. Matt umiejętnie dozował pieszczoty, 

niespiesznie  prowadząc  Adrienne  do  ekstazy.  Oboje  dali  się  ponieść 

namiętności.  Niemal  zapomnieli  o  otaczającej  ich  rzeczywistości. 

Nagle do uszu Adrienne dotarł dziwny dźwięk. 

Powoli  uświadomiła  sobie,  że  ten  dźwięk  nie  zrodził  się  w  jej 

wyobraźni.  Matt  wciąż  był  na  wpółubrany  i  nie  zdjął  butów. 

Poruszając się kopnął nogą w coś metalowego. 

– Co to było? – zamruczała. 

–  Nie  wiem,  nieważne.  –  Pocałował  zagłębienie  u  nasady  jej 

szyi. – Nie myśl o niczym. Chcę, żebyś czuła to, co ja. 

– Proszę, sprawdź. 

– Na miłość boską... no, dobrze. – Matt spojrzał za siebie. – To 

tylko  kanister  na  benzynę  –  powiedział,  wodząc  językiem  po  jej 

wargach.  –  Pocałuj  mnie.  Nigdy  nie  dotykałem  ust  tak  wspaniałych 

jak twoje. 

–  Kanister  na  benzynę  –  szepnęła.  –  Tylko...  zaraz,  czy 

powiedziałeś na benzynę? 

– Wiem, że Archie nie powinien był go zostawiać w stajni pełnej 

słomy,  ale  lampa  stoi  wystarczająco  daleko.  –  Matt  pogładził  jej 

biodro.  –  Zresztą  na  pewno  i  tak  jest  pusty.  Adrienne,  rozluźnij  się. 

Tak nam razem dobrze. Zostań ze mną. Pozwól mi smakować... 

– Matt, kanister na benzynę – powtórzyła z naciskiem Adrienne. 

– Może coś w nim jest! Musimy to sprawdzić. 

background image

– Za chwilę, Adrienne. Jesteś tak rozpalona, tak... 

– Czy ty nie rozumiesz? – Odepchnęła go od siebie. – Jeżeli tam 

jest benzyna, możemy pojechać do miasteczka! 

– Kanister! – Matt wcisnął twarz w koc. 

–  Tak.  –  Adrienne  przesunęła  się  do  miejsca,  gdzie  but  Matta 

natrafił na zardzewiały pojemnik. Podniosła go do góry i potrząsnęła. 

W  środku  zachlupotało.  –  Jest!  –  oznajmiła  głośno,  podnosząc  z 

posłania majtki i zakładając je w pośpiechu. – Chodźmy. – Spojrzała 

na  Matta,  który  wciąż  leżał  z  twarzą  wciśniętą  w  posłanie.  – 

Chodźmy! – powtórzyła, zapinając bluzkę. 

– Daj mi trochę czasu – zabrzmiał stłumiony głos Matta. 

– Matt, liczy się każda minuta! 

– Myślisz, że o tym nie wiem? – Podniósł się odwrócony do niej 

plecami.  

Westchnął  i  zaczął  zapinać  kolejno  zatrzaski  koszuli.  Potem 

powoli włożył koszulę w spodnie. 

– Matt, proszę, czy mógłbyś się pośpieszyć? 

–  Jak  na  człowieka  w  moim  stanie,  śpieszę  się  jak  mogę.  – 

Dźwięk  podciąganego  suwaka  zagłuszył  wymamrotane  pod  nosem 

przekleństwo.  

Potem Matt odwrócił się w jej stronę. 

–  Musiałem  zająć  się  paroma  rzeczami  –  powiedział,  a 

pożądanie wciąż płonęło w jego oczach. 

–  Och,  oczywiście.  –  Policzki  zaczęły  ją  piec  ze  wstydu.  – 

Przepraszam, że tak cię popędzałam. Czy... 

background image

–  Wszystko  w  porządku.  Teraz  zawiń  się  w  koc  i  weź  ten 

kanister. Zaniosę cię do ciężarówki. 

– Dobrze. 

–  Potem  wrócę,  odniosę  lampę  do  domu  i  napiszę  kartkę  do 

Archiego.  Nie  chcę,  żeby  pomyślał,  iż  przywłaszczyliśmy  sobie 

ciężarówkę. 

– Oczywiście. Masz rację. – Adrienne owinęła się kocem. Było 

jej wstyd. Jak mogła być tak nietaktowna? 

Matt złożył drugi koc, podszedł do drzwi, otworzył je i wciągnął 

głęboko powietrze. 

– Gotowa? – spytał, odwracając się do Adrienne. 

–  Pewnie  –  odparła,  podchodząc  bliżej.  Bez  dalszych  ceregieli 

podniósł ją do góry. Bliskość Matta na nowo ją oszołomiła. 

– Matt, przepraszam – powtórzyła. 

– Mhm. 

– A właściwie skąd wziąłeś prezerwatywę? 

– Archie mi dał. 

– Archie? – Adrienne otwarła usta ze zdumienia. 

– Pamiętaj, że uważa nas za kochanków. 

– No, dobrze, ale wciąż nie rozumiem, po co Archie miałby... to 

znaczy, po co zaopatrzył się w nie teraz, zaraz po śmierci żony? 

–  Nie.  To  nie  tak.  Używał  ich,  kiedy  był  z  Dorothy.  Była  od 

niego dużo młodsza i mogła zajść w ciążę. Nie mogli pozwolić sobie 

na dziecko, bo miała wrodzoną wadę serca. Uważali, że mogłaby nie 

wytrzymać ciąży i porodu. 

background image

– Ale nie to ją zabiło, prawda? 

–  Nie.  Mimo  całej  ostrożności  i  tak  umarła  na  zawał.  Miała 

zaledwie czterdzieści dwa lata. 

– Jakież to smutne. 

–  Koniec  był  smutny,  ale  małżeństwo  musiało  być  wspaniałe. 

Chociaż Archie bez przerwy na nią narzeka, wygląda na to, że świata 

poza nią nie widział. 

–  Tak,  to  naprawdę  cudowne,  że  tak  bardzo  się  kocha  – 

Adrienne  dopiero  teraz  zauważyła,  że  Matt  stoi  już  przy  ciężarówce. 

Trzymał  ją  wciąż  mocno  w  ramionach,  jak  gdyby  nie  miał  zamiaru 

wypuścić  z  objęć.  Spojrzała  mu  w  oczy.  Nawet  w  mroku  nocy 

dostrzegła w nich pożądanie. – Otworzę drzwi, ale postaw mnie już na 

ziemi. 

– Wcale nie chcę cię stawiać. Chcę... 

–  Wiem  –  powiedziała,  przykładając  palec  do  jego  ust.  –  Ale 

musimy  jechać.  Naprawdę  –  dodała,  walcząc  z  własnymi  emocjami. 

Starała się przywołać obraz rodziców i Granny. 

– No, tak. – Jeszcze przez chwilę patrzył jej głęboko w oczy. – 

Dobrze. Otwórz drzwi. 

Sięgnęła  ręką  i  pociągnęła  za  zimną klamkę.  Drzwi  otwarły  się 

głośno skrzypiąc. Matt posadził ją na siedzeniu obok kierowcy. 

– Daj mi kanister – polecił. – Poszukam lejka.  

Zatrzasnął drzwi ciężarówki. Adrienne owinęła się ciasno kocem 

i  dopiero  teraz  poczuła,  jak  jest  zimno.  Patrzyła,  jak  Matt  brnie  w 

błocie do stajni, bierze lampę i zamyka drzwi. 

background image

Zapragnęła  znaleźć  się  z  powrotem  w  zacisznym  wnętrzu,  w 

objęciach Matta, poczuć na sobie dotyk jego dłoni. Ale o czym też ona 

myśli! Przecież prawie wcale nie zna tego mężczyzny. To zachowanie 

przypomina... przypomina postępowanie jej sióstr! 

Adrienne  zadrżała,  ale  tym  razem  nie  z  powodu  chłodu. 

Uświadomiła  sobie,  że  jej  postępowaniem  kierowała  teraz  ta  sama 

siła, która skłoniła siostry do pochopnej decyzji. Miała wprawdzie na 

swoje  usprawiedliwienie  niezwykłe  wypadki  tego  wieczoru,  ale 

prawdą było, że dała się ponieść uczuciom. 

–  Wszystko  gotowe  –  powiedział  Matt,  wsiadając  do  kabiny 

ciężarówki od strony kierowcy. 

– Już wlałeś benzynę? 

– A nie słyszałaś? 

– Nie... zamyśliłam się. 

–  To  brzmi  niepokojąco  –  stwierdził,  przekręcając  kluczyk  w 

stacyjce.  Silnik  zaskoczył  powoli.  –  Czy  mogę  spytać,  o  czym  tak 

myślałaś? 

– O moich siostrach. 

– Słucham? 

– Obie są rozwiedzione. 

–  To  bardzo  przykre,  ale  wciąż  nie  wiem,  jaki to  ma  związek  z 

nami. – Matt wyprowadził ciężarówkę na wyboistą drogę. 

–  Rozwiodły  się,  bo  dały  się  ponieść  emocjom  i  związały  z 

ludźmi,  którzy...  –  zawahała  się,  nie  chcąc  niepotrzebnie  obrażać 

mężczyzny,  który  wiózł  ją  teraz  do  miasteczka,  dokąd  tak  bardzo 

background image

chciała  się  dostać  –  ...których  nigdy  nie  powinny  były  poślubić  – 

zakończyła desperacko.  

Ciężarówka  podskoczyła  na  wybojach  i  Adrienne  poczuła 

ukłucie wystającej z siedzenia sprężyny. 

–  Zaczynam  rozumieć.  Czujesz,  że  straciłaś  nad  sobą  kontrolę. 

W dodatku w towarzystwie człowieka, który nie nadaje się na twojego 

męża. 

– No, oczywiście to nie to samo... 

– Tylko że tu nie było nawet mowy o ślubie – rzucił Matt przez 

zaciśnięte zęby. – Poza tym nie  znasz mnie na tyle dobrze, aby mnie 

ocenić. 

–  To  prawda,  masz  rację.  Ale  nie  wiem  o  tobie  wystarczająco 

dużo, żeby się z tobą kochać, chociaż właśnie przed chwilą to robiłam. 

–  Nie  kochasz  się  z  facetem,  jeżeli  uważasz,  że  nie  mogłabyś 

wyjść za niego za mąż? 

– To brzmi trochę staroświecko, prawda? 

– Powiedzmy, że po tym, co się stało w stajni, czuję się odrobinę 

zaskoczony – powiedział po chwili milczenia. 

– Właśnie o to mi chodzi. To nie było w moim stylu. Nie wiem, 

co  sprawiło,  że  tak  się  zachowałam.  Może,  jak  mówiłeś,  była  to 

reakcja po przeżyciach związanych z wypadkiem. Ale sytuacja wraca 

do normy i uznajmy sprawę za zakończoną. 

– Bo nie jestem dobrym materiałem na męża? 

–  Nie  określiłabym  tego  w  taki  sposób,  ale  to  prawda  – 

skrzywiła się Adrienne. 

background image

–  Nie  zamierzam  prosić  o  rękę  kogoś  tak  nadętego  jak  ty,  ale 

ciekaw jestem, co budzi w tobie aż takie obiekcje? 

–  Na  przykład  ta  uwaga.  –  Adrienne  pociągnęła  nosem.  –  Nie 

jestem  wcale  nadęta.  Jestem  ostrożna  i  uważająca,  a  tobie  tych  cech 

brakuje. 

– Naprawdę? A kto miał prezerwatywy? 

–  Ty  powinieneś  był  je  mieć  –  odparła,  podnosząc  głos.  – 

Wszystko ukartowałeś tylko po to, żeby mnie uwieść! 

–  Jeśli  chcesz  wiedzieć,  nie  napracowałem  się  za  bardzo. 

Szkoda,  że  nie  mogłaś  widzieć  wyrazu  swojej  twarzy,  kiedy  się 

obudziłaś. Czy nie możesz przyznać się do tego, że chciałaś pójść ze 

mną  do  stajni?  Czy  nie  masz  odwagi  powiedzieć,  że  pragnęłaś  mnie 

tak samo mocno, jak ja ciebie? 

– Tak, pragnęłam ciebie! – Adrienne chwyciła się oparcia fotela, 

kiedy ciężarówka podskoczyła na wybojach. – Ale nie stałoby się tak, 

gdybyś nie rozbił samolotu na pustkowiu, i nie wytrącił mnie zupełnie 

z równowagi! 

– No, tak, uprzejmie jaśnie panią za to przepraszam! 

– I, do jasnej cholery, przestań celowo wjeżdżać w te dziury! 

W odpowiedzi na te słowa Matt wjechał na pełnym gazie prosto 

w  głęboką  kałużę.  Jedyną  pociechą  dla  Adrienne  była  myśl,  że  fotel 

Matta ma z pewnością równie dużo połamanych sprężyn, co jej. 

–  Wypuść  mnie  –  powiedziała  przez  zaciśnięte  zęby.  –  Nie 

muszę tego znosić. 

–  Z  przyjemnością.  –  Matt  zahamował  z  piskiem  opon, 

background image

wyciągnął rękę i otworzył drzwi po jej stronie. 

background image

ROZDZIAŁ 6 

 

Zimne  powietrze  zaparło  Adrienne  oddech.  Nie  zauważyła,  że 

Matt  włączył  ogrzewanie  i  że  w  kabinie  ciężarówki  było  o  wiele 

cieplej niż na dworze. 

– No i? – spytał, patrząc na nią gniewnie. 

Owinęła  się  szczelniej  kocem  i  spojrzała  w  zimną  ciemność. 

Gdyby próbowała dojść do miasteczka pieszo, ubrana w tę bluzeczkę i 

mokasyny, ani chybi zamarzłaby na śmierć. Jej wybuch gniewu był po 

prostu dziecinny, chociaż myślała, że jest osobą rozsądną. Matt budził 

w niej tak sprzeczne uczucia, że nie mogła przy nim spokojnie zebrać 

myśli. 

Pochylił się nad nią i zamknął drzwi. 

– Nie wierzyłem, że to zrobisz – powiedział.  

Nacisnął  pedał  gazu,  ale  Adrienne  zauważyła,  że  tym  razem 

ominął najbliższą dziurę na drodze. 

–  Wypuściłbyś  mnie,  gdybym  się  na  to  zdecydowała? 

I zostawiłbyś mnie tam samą? – spytała po długiej chwili milczenia. 

–  Sama  sobie  odpowiedz  na  te  pytania.  Znasz  przecież  mój 

charakter  lepiej  niż  ja  sam  –  powiedział  Matt,  spoglądając  na  nią  z 

ukosa. 

–  Myślę,  że  nie  zrobiłbyś  tego.  Do  końca  dbasz  o  moje 

bezpieczeństwo. Tak jak mówiła Beverly. 

– Beverly powiedziała ci, że taki jestem? 

background image

– Tak, i miała rację. Bardzo doceniam twoją troskę o mnie, Matt. 

– Akurat. 

–  Właśnie,  że  tak.  –  powtórzyła  z  uporem.  –  Tyle  tylko  że 

patrzymy  na  świat  w  różny  sposób.  Sam  to  powiedziałeś  dziś 

wieczorem,  kiedy  wędrowaliśmy  w  ulewnym  deszczu,  a  ty 

wyśmiewałeś  się,  że  nie  umiem  cieszyć  się  grzesznymi  rozkoszami. 

Masz  rację.  To,  co  stało  się  z  życiem  moich  sióstr,  świadczy,  jak 

wysoką cenę płaci się za takie przyjemności. 

– A ja myślę, że za dużo się nad tym zastanawiasz – powiedział 

Matt.  –  Zmieńmy  temat,  co?  Nie  pasujemy  do  siebie.  Dobrze,  że 

kopnąłem ten kanister, bo dało nam to okazję oprzytomnieć. 

– Słusznie – zgodziła się Adrienne.  

Spojrzała na niego i zobaczyła twarde linie gniewu, rysujące się 

wokół jego ust. Oczywiście, ma rację. Ale czemu ona, Adrienne, czuje 

w  tej  chwili  taki  smutek  i  nagłą  pustkę?  Matt  w  końcu  powiedział 

tylko to, co sama próbowała wyrazić. 

Teraz,  kiedy  oboje  zrozumieli,  jak  wyglądają  ich  wzajemne 

stosunki,  mogą  zapomnieć  o  tym  incydencie  i  rozstać  się  chłodno  i 

kulturalnie.  Przerywając  te  zaloty  zachowała  się  dorośle  i  dojrzale. 

Powinna być z siebie dumna. Jednak przez całą resztę długiej drogi do 

miasteczka  na  próżno  usiłowała  rozbudzić  w  sobie  uczucie  dumy  z 

tego powodu. 

W końcu w oddali pojawiły się światła. 

– Myślisz, że to jest właśnie Saddlehorn? – spytała. 

– Mhm. 

background image

– Nie jest zbyt duże. 

– Nie. 

– Ale chyba mają tu telefon, jak sądzisz? 

– Mhm. 

–  Matt,  naprawdę,  przestań.  Przykro  mi,  że  nie  układa  nam  się 

razem, ale możemy chyba ze sobą normalnie rozmawiać? 

– Nie. 

– Tylko dlatego, że nie chcę z tobą więcej pójść do łóżka, ty... – 

Adrienne westchnęła. 

–  To  nie  tak.  Nie  chodzi  o  to,  czy  pójdziemy  razem  do  łóżka. 

Chodzi  o  przedwczesne  i  nieuzasadnione  wydawanie  sądów  o  moim 

charakterze.  Pozwoliłaś,  żeby  doświadczenia  twoich  sióstr  zmieniły 

cię  w  wyrachowaną  kobietę  z  gotową  listą  wymagań  co  do 

potencjalnego  partnera.  Mam  gdzieś  takie  przykładanie  gotowej 

miarki do mojej osoby po to tylko, żeby stwierdzić, że się nie nadaję. 

Tym razem Matt nie podniósł głosu, ale jego słowa zraniły ją do 

żywego.  Wyrachowana.  Cóż  za  okropne  określenie!  Możliwe,  że  jej 

ocena  była  nieco  pochopna,  ale  wypadki  tej  nocy  potoczyły  się  tak 

szybko,  że  nie  było  czasu  do  namysłu.  Przed  chwilą  wcale  go  nie 

znała, a zaraz potem musiała zdecydować, czy zostaną kochankami. 

–  Chyba  powinnam  cię  zapytać...  dlaczego  chciałeś  się  ze  mną 

kochać? – powiedziała Adrienne, przełykając ślinę. 

–  Bo  myślałem,  że  masz  w  sobie  odwagę.  Podziwiam 

odważnych ludzi. Wygląda na to, że się myliłem. 

–  Odwagę?  Ja?  Bałam  się  nawet  wsiąść  do  samolotu,  mam  lęk 

background image

wysokości, ja... 

– Ale jednak poleciałaś tym samolotem, a potem pomimo ulewy 

samotnie  wyruszyłaś  szukać  drogi,  byłaś  gotowa  przejść  przez 

wezbrany  strumień  na  wysokich  obcasach,  byle  tylko  dostać  się  na 

drugą stronę – spojrzał na nią. – No i miałaś odwagę, żeby powiedzieć 

całkiem obcemu facetowi, że rozpruły mu się spodnie na tyłku. 

Spojrzała  na  niego  z  niedowierzaniem.  Opisał  kobietę,  której 

zupełnie  nie  poznawała,  ale  jednak  rzeczywiście  to  ona  zrobiła  te 

wszystkie  rzeczy.  Poczuła  się  speszona.  To,  co  mówił,  sprawiło,  że 

zaczynała wątpić we własne sądy o sobie. 

–  Obok  tego  baru  jest  automat.  Jeżeli  nie  działa,  możemy 

spróbować zadzwonić ze środka – powiedział Matt, kiedy wjechali do 

słabo oświetlonego miasteczka. 

Adrienne  zauważyła,  że  droga  stała  się  równiejsza.  Jechali 

główną,  brukowaną  ulicą  Saddlehorn.  Po  lewej  stronie  minęli 

zamkniętą  stację  benzynową  i  trzy  budynki,  mieszczące  salon 

fryzjerski, aptekę i pocztę. 

Po  prawej  stronie  ulicy  był  sklep  spożywczy  i  bar.  Nad 

obdrapanymi  drzwiami  migał  czerwony  neon.  Ze  środka  dobiegały 

dźwięki  bardzo  głośnej  muzyki  country.  Przed  barem  stały  dwie 

poobijane ciężarówki. 

W oknach niektórych domów świeciły się jeszcze światła. Jeżeli 

będzie to konieczne, Adrienne jest gotowa tak długo chodzić od domu 

do  domu,  aż  znajdzie  wreszcie  czynny  telefon.  Nagle  uświadomiła 

sobie,  że  takie  zachowanie  niezupełnie  odpowiada  charakterowi 

background image

ostrożnej  i  powściągliwej  pracowniczki  biura  maklerskiego.  Nic 

dziwnego,  że  Matt  widzi ją  w  nieco  innym  świetle  niż  ona  sama,  ale 

ten  weekend  jest  po  prostu  szalony.  Nie  znając  jej  wcześniej, 

wyobraził sobie, że Adrienne postępuje tak zawsze. 

Matt  zaparkował  ciężarówkę  obok  budki  telefonicznej,  która 

wyglądała  na  jedyny  czysty  i  nowoczesny  obiekt  w  Saddlehorn. 

Adrienne otworzyła drzwi i zaczęła wysiadać. 

– Chcesz drobne? – spytał.  

Adrienne  uświadomiła  sobie,  że  nie  ma  przy  sobie  ani  grosza. 

Raz  jeszcze  Matt  pomyślał  za  nią.  Gdyby  nie  on,  nie  mogłaby 

skorzystać z automatu. 

– Tak, proszę, jeśli coś masz. 

Matt uniósł się na siedzeniu i sięgnął do kieszeni spodni. 

–  Nie  ma  tego  wiele  –  powiedział,  przyglądając  się  monetom. 

Lepiej  zadzwoń  przez  centralę  i  poproś,  żeby  rodzice  zgodzili  się 

zapłacić za rozmowę. 

– Masz rację – wzięła pieniądze z jego ręki. – Dziękuję. 

–  Podziękujesz  mi,  jak  już  sprawdzisz,  czy  ten  telefon  działa. 

Jeśli nie, będziemy musieli wejść do środka – dodał, wskazując głową 

w  kierunku  baru.  –  A  wygląda  na  to,  że  w  środku  bawi  się  banda 

ochlapusów. 

Adrienne  zeskoczyła  na  ziemię,  owijając  się  kocem.  Miała 

nadzieję,  że  nie  będą  zmuszeni  wchodzić  do  hałaśliwego  baru.  Przez 

muzykę  przedzierały  się  co  jakiś  czas  głosy  pijanych  mężczyzn.  Bez 

wątpienia  wszyscy  mieli  zdrowo  w  czubie.  Adrienne  pomyślała,  że 

background image

mieli  szczęście.  Archie  zdecydował  się  zostawić  swoich  koleżków  i 

wcześniej jechać do domu. Dzięki temu spotkali go na drodze. 

Zamknęła  drzwi  budki  telefonicznej  i  podniosła  słuchawkę. 

Miała ochotę krzyczeć ze szczęścia, kiedy usłyszała sygnał. Drżącymi 

palcami  wykręciła  numer  kierunkowy.  Nareszcie  będzie  mogła 

porozmawiać z rodzicami, spytać, jak się czuje Granny, nareszcie... 

Nagle rozległ się krzyk Matta. Adrienne odwróciła się w stronę 

ciężarówki. 

Dwóch 

krzepkich, 

przysadzistych 

mężczyzn 

kowbojskich  kapeluszach  wyciągało  Matta  z  kabiny  ciężarówki. 

Rzuciła słuchawkę i otworzyła drzwi. Biegła tak szybko, że koc spadł 

jej z ramion. 

– Co wy wyrabiacie? – zawołała, chwytając jednego z mężczyzn 

za ramię. Poczuła od niego  ostry  zapach alkoholu. – Zostawcie go  w 

spokoju! 

–  Spadaj,  panienko.  –  Mężczyzna  odepchnął  ją  bez  trudu,  nie 

przestając szarpać się z Mattem, który wyrywał się z całych sił. – To 

przestępca! 

–  Puść  go!  –  Adrienne  rzuciła  się  znowu  na  mężczyznę, 

rozdzierając  mu  skórzaną  kamizelkę  i  strącając  kapelusz.  –  On  nic 

złego nie zrobił! 

–  Ma  wóz  Archiego  –  wybełkotał  mężczyzna.  –  Ma  ciuchy 

Archiego. – Znowu ją odtrącił. – Jef, łap go z drugiej strony. 

–  Nic  nie  rozumiesz!  –  krzyknęła  Adrienne,  widząc,  że  jest  za 

słaba,  by  sprostać  któremukolwiek  z  napastników.  –  Archie  nam  te 

rzeczy pożyczył. 

background image

– Nam? – Mężczyzna wykręcił Mattowi rękę do tyłu i odwrócił 

się  w  jej  stronę.  –  Do  diabła,  ona  ma  na  sobie  ciuchy  Dorothy!  Jef, 

trzymaj go sam. Ja się zajmę tą ślicznotką. 

– Nie ruszaj jej – ostrzegł Matt. 

– Przestań się wyrywać, to nie zrobimy jej nic złego – krzyknął 

mężczyzna zwany Jefem. – Dobrze mówię, Curtis? 

Curtis  podniósł  z  ziemi  kapelusz,  otrzepał  i  włożył  na  głowę. 

Potem poprawił kamizelkę i popatrzył ponuro na Matta i Adrienne. 

– Nie podobają mi się – odezwał się. 

– Słuchaj, ja się stąd nie ruszę – obiecał Matt – ale ją zostawcie 

w spokoju. 

Adrienne  poczuła  wyrzuty  sumienia.  Nie  była  dla  Matta 

szczególnie miła, a on nadal się o nią troszczy. 

–  No,  dobra,  jak  chcesz  stać  spokojnie,  możesz  zrobić  to  przy 

ciężarówce  Curtisa  –  oświadczył  Jef,  wskazując  ruchem  głowy 

pordzewiały, zielony ford z wgniecionym zderzakiem. 

– Dobra myśl. – Curtis chwycił Adrienne za ramię. – Chodźmy, 

panieneczko. 

– Powiedziałem, żebyś ją zostawił w spokoju! – warknął Matt. 

–  Tylko  nie  próbuj  żadnych  sztuczek  –  wybełkotał  Curtis, 

puszczając rękę Adrienne. 

–  Nie  będę  –  przyrzekła  Adrienne.  –  Słuchajcie,  nasz  samolot 

rozbił  się  w  katastrofie.  Udało  nam  się  dojść  do  drogi.  Trafiliśmy 

przypadkowo  na  Archiego,  ale  jego  telefon  nie  działa,  więc 

przyjechaliśmy  tu,  do  miasteczka,  bo  musimy  zadzwonić  do  moich 

background image

rodziców. Jeśli pozwolicie mi do nich zatelefonować, możecie sami z 

nimi porozmawiać. Oni potwierdzą, że to, co mówię, jest prawdą. 

–  A  skąd  niby  mamy  wiedzieć,  do  kogo  ty  zadzwonisz, 

panienko? – spytał Curtis. – A jak to będzie ktoś z waszej szajki? 

–  Z  szajki?  –  powtórzyła  Adrienne.  –  Na  miłość  boską,  nie 

jesteśmy z żadnej szajki, jesteśmy... 

– Powiesz może, że Archie pozwolił wam wziąć Bessie? 

– Co? 

– Ciężarówkę. Archie wam ją pożyczył? 

– No, tak jakby. Co prawda spał, kiedy znaleźliśmy kanister, ale 

jestem pewna, że chciałby, żebyśmy dostali się do telefonu. 

–  Bujda.  Archie  nigdy  nikomu  nie  pożycza  wozu  –  warknął 

Curtis. 

– Hej, Curtis – zawołał Jef, gdy dotarli do ciężarówki. – Daj no 

tu ten drobiazg, co jest w środku, dobra? Ja mam zajęte ręce. 

–  Robi  się.  Wiedziałem,  że  o  to  ci  chodzi.  –  Curtis  otworzył 

drzwi. 

Światło  w  kabinie  ciężarówki  nie  działało,  więc  Adrienne  nie 

widziała,  co  robi  Curtis,  aż  do  chwili  gdy  zobaczyła  wycelowaną  w 

nich dubeltówkę. 

–  Ty  draniu.  –  Matt  zaklął  cicho.  –  Odłóż  to,  zanim  kogoś 

niechcący postrzelisz. 

–  Ja  sobie  myślę,  że  ktoś  inny  mógł  już  wcześniej  zostać 

postrzelony.  –  Jef  puścił  Matta  i  podszedł  do  Curtisa.  –  Gadaj,  co 

zrobiliście z Archiem? 

background image

–  Archie  czuje  się  świetnie  –  odparł  Matt.  –  Trochę  za  dużo 

wypił, ale ogólnie miewa się doskonale. Próbowałem go obudzić, nim 

ruszyliśmy do miasta, ale nie mogłem, bo był zupełnie pijany. 

–  No,  pewnie  –  odezwał  się  drwiąco  Jef.  –  Biłeś  go  do 

nieprzytomności, tak było. Albo jeszcze co gorszego. Curtis ma rację. 

Archie nikomu nie pożycza wozu. 

–  Tak,  zresztą  popatrz,  ona  ma  na  sobie  odświętne  ciuchy 

Dorothy – zauważył Curtis, machając dubeltówką w stronę Adrienne. 

–  Odłóż  wreszcie  tę  cholerną  strzelbę!  –  krzyknął  Matt  –  Jef, 

możesz  sobie  wyobrazić,  żeby  Archie  pożyczył  komuś  najlepsze 

ubranie Dorothy? 

– Nigdy w życiu. 

Adrienne  zauważyła,  że  obaj  mężczyźni  chwieją  się na nogach. 

Byli  tak  samo  pijani  jak  Archie,  kiedy  jechał  ciężarówką  do  domu. 

Nagle wpadła na pomysł. 

– Wszystko da się wyjaśnić, jeśli usiądziemy gdzieś i pogadamy 

w  spokoju.  Tu  jest  strasznie  zimno.  Wejdźmy  do  środka  i  razem  się 

napijmy. Ja stawiam. Jestem pewna, że się dogadamy. 

Matt  spojrzał  na  nią,  podnosząc  w  górę  brew.  Adrienne 

uśmiechnęła się, jakby znakomicie panowała nad całą sytuacją. 

– To prawda, tu jest zimno – potwierdził Curtis, spoglądając na 

Jefa. 

– Zamknij się, Curtis. Ona próbuje nas wykiwać. 

– Jak to? 

–  Nie  wiem  dokładnie  jak,  ale  mam  takie  przeczucie.  Jest  niby 

background image

ubrana  jak  nasze  dziewczyny,  ale  na  moje  oko  wygląda  na  jedną  z 

tych podstępnych miejskich bab. 

– Więc co mamy z nimi zrobić, Jef? 

–  Obszukamy  ich  –  zdecydował  Jef,  drapiąc  się  po  głowie.  – 

Trzymaj ich na muszce, a ja ich obszukam. 

–  To  niesprawiedliwe  –  poskarżył  się  Curtis,  obserwując 

poczynania Jefa. – Ja chcę obszukać dziewczynę. 

–  Chciałbyś,  co?  –  zachichotał  Jef.  –  Od  kiedy  Francine 

wyjechała z miasta, brakuje ci kobiety, nie? 

Adrienne zdrętwiała. Spojrzała na Matta i zdumiała się na widok 

wyrazu jego twarzy. 

–  Jeśli  ją  który  dotknie  –  rzucił  Matt,  nie  spuszczając Curtisa  z 

oka – to, jak mi Bóg miły, zmienię mu głosik z basu na sopran. 

– Zapomniałeś chyba, że mamy broń – odparł Curtis szyderczym 

tonem. 

– Nic nie szkodzi – warknął Matt.  

Adrienne nie bardzo mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób Matt 

mógłby  poradzić  sobie  z  uzbrojonym  mężczyzną,  ale  było  w  jego 

głosie  coś  bardzo  przekonującego.  Curtis  chyba  także  uwierzył  w  tę 

pogróżkę, bo wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. 

– Ona i tak nie jest w moim typie – powiedział w końcu. 

– To pewne jak dwa i dwa cztery – odrzekł Matt i puścił oko do 

zdumionej Adrienne.  

Niespodziewanie  odzyskała  nadzieję,  że  uda  im  się  jakoś 

wydostać  z  tarapatów.  Wciąż  byli  w  kiepskim  położeniu,  ale 

background image

porozumiewawcze mrugnięcie Matta ją uspokoiło. Jeżeli Matt wierzy, 

że wyjdą szczęśliwie z opresji, to widać ma po temu powody. 

Jef podszedł do Adrienne. Zamarła w bezruchu. Spojrzał na nią, 

zaczerwienił się i odszedł. 

– Ona nic nie ma. 

– Nie sprawdziłeś! – zaprotestował Curtis. 

– To jakoś nie w porządku obmacywać kobietę. 

– Tchórz cię obleciał i tyle. 

–  Uważaj,  co  mówisz  –  powiedział  Jef,  patrząc  gniewnie  na 

mężczyznę trzymającego broń. 

–  Nie  miałem  nic  złego  na  myśli  –  wymamrotał  Curtis.  Potem 

znów zamachał bronią. – No i co z nimi zrobimy? 

– Zabierzemy ich do Archiego. Na miejscu przekonamy się, co z 

nim zrobili – zdecydował Jef, drapiąc się w brodę. 

– Pozwólcie mi zadzwonić do rodziców – poprosiła Adrienne. – 

Możecie  stać  obok  i  słuchać  całej  rozmowy.  Bardzo  proszę,  powiem 

im tylko, że u mnie wszystko w porządku. 

– Nie będziemy tracić czasu – warknął Jef. 

–  Pięć  minut  nie  zrobi  aż  takiej  różnicy  –  powiedział  Matt  – 

Pozwól jej zadzwonić. 

– Nie – odparł Jef. – Jedziemy. Już. 

–  W  baku  ciężarówki  Archiego  nie  ma  paliwa,  a  stacja 

benzynowa jest zamknięta. 

– Nie szkodzi. Curtis, pilnuj ich, a ja przeleję benzynę z twojego 

baku – orzekł Jef i poszedł w kierunku drugiej ciężarówki. 

background image

–  Czy  nie  mogłabym  teraz  zadzwonić  do  rodziców?  –  spytała 

Adrienne. 

–  Nie  –  odparł  Curtis,  przecząco  kręcąc  głową.  –  Jeśli  Jef 

powiedział, że nie, to znaczy, że nie. 

– Ale ja... 

– Zamknij gębę, bo inaczej ja ci ją przymknę. 

–  Licz  się  ze  słowami  –  zagroził  Matt,  postępując  krok  do 

przodu. 

– Szukasz zaczepki? – Curtis wymierzył  lufę dubeltówki prosto 

w jego pierś. 

–  Daj  spokój  –  wymamrotała  Adrienne.  –  Nie  warto  dać  się 

postrzelić z powodu złych manier. 

–  Powiedziałaś  to  tak,  jakby  ci  na  mnie  troszeczkę  zależało  – 

odrzekł Matt, obrzucając ją spojrzeniem. 

–  Oczywiście,  że  mi  zależy  –  odparła  szybko  Adrienne.  –  Ja 

tylko... 

– Tylko co? – spytał łagodnym głosem, patrząc jej w oczy. 

Powrót Jefa przerwał rozmowę. 

– No, to benzyna już jest – oznajmił, wycierając ręce o spodnie. 

–  Curtis,  daj  mi  strzelbę  i  zabierz  dziewczynę  do  swojego  wozu.  On 

będzie  prowadził  Bessie.  Będę  go  trzymał  na  muszce,  żeby  nie 

próbował żadnych sztuczek. 

–  Zaraz,  zaraz  –  zaprotestował  Matt.  –  Pojadę  z  Curtisem.  Ty 

zabierz ją – zażądał, wskazując palcem na Adrienne. 

–  Nikt  prócz  mnie  nie  będzie  prowadził  mojej  ciężarówki  – 

background image

oświadczył  Curtis.  –  A  nie  mogę  jednocześnie  prowadzić  i  trzymać 

broni. 

–  Właśnie  –  przytaknął  Jef,  trąc  zarost  na  brodzie.  –  Nie,  musi 

być tak, jak powiedziałem. 

–  Akurat.  –  Matt  zgiął  ręce  i  zrobił  krok  naprzód.  Jef 

błyskawicznie  wyrwał  dubeltówkę  z  rąk  Curtisa  i  wymierzył  ją  w 

Matta. 

–  Chcesz  podyskutować?  Zawsze  możemy  cię  zastrzelić  i 

przysięgać,  że  próbowałeś  uciec  skradzioną  ciężarówką.  Nie  masz 

nawet dokumentów. No i nie podobasz mi się. Gdybym cię zastrzelił, 

wszystko byłoby znacznie prostsze. 

Adrienne  ogarnął  paraliżujący  strach.  Nie  wiedziała,  do  czego 

naprawdę są zdolni ci pijani mężczyźni. Zdrętwiała na myśl o tym, że 

Mattowi mogłoby przytrafić się coś złego. 

–  On  ma  rację,  Matt.  Nie  mamy  żadnego  dowodu  na  to,  że 

Archie pozwolił nam wziąć ciężarówkę. Proszę cię, bądź ostrożny. 

–  Najlepiej  posłuchaj  się  kobiety  –  poradził  Jef.  –  Nie  masz 

zresztą wielkiego wyboru. A teraz wsiadaj do ciężarówki Archiego. 

–  Czas  na  nas,  panienko  –  stwierdził  Curtis,  patrząc  na  nią 

przeciągłym spojrzeniem. 

–  My  pojedziemy  przodem  –  powiedział  Jef,  wsiadając  do 

samochodu.  Odbezpieczoną  dubeltówkę  położył  sobie  na  kolanach, 

tak  że  wylot  lufy  znajdował  się  o  kilka  centymetrów  od  rozporka 

Matta. 

–  Droga  jest  wyboista  –  powiedział  Matt,  przekręcając  kluczyk 

background image

w stacyjce. – Dubeltówka może wystrzelić. 

–  To  by  było  całkiem  niezłe  –  zarechotał  Jef.  –  Taki  z  ciebie 

ognisty ogier. 

– Czy mógłbyś uwierzyć mi na słowo, że nie będę próbował nic 

zrobić, i skierować lufę w inną stronę? 

– Nie ma mowy. 

–  Tak  myślałem.  –  Matt  zawrócił  powoli,  przez  cały  czas 

nerwowo  zerkając  na  oparty  na  spuście  palec  Jefa.  Jedna  dziura  i 

będzie po nim.  

A  wszystko  to  dlatego,  że  pochopnie  zaoferował  Adrienne 

pomoc. Pan pilot-dżentelmen zawsze gotów wybawić damę z opresji. 

W  rezultacie  rozbił  samolot,  wpadł  w  tarapaty,  pokłócił  się  z 

Adrienne, a teraz, na dokładkę, ten podpity świrus może go postrzelić. 

– Muszę zwilżyć gardło – powiedział Jef, wyciągając z kieszeni 

butelkę. 

– Wolałbym, żebyś nie robił tego z palcem na spuście. 

– Denerwujesz się? – roześmiał się złośliwie Jef. 

– Chciałbym zobaczyć twoją minę, gdybyś to ty jechał z jakimś 

sukinkotem ze spluwą – wymamrotał Matt. 

–  Trzeba  było  o  tym  pomyśleć,  zanim  ukradłeś  ciężarówkę  – 

powiedział Jef i pociągnął z butelki. 

– Nie ukradłem jej – odparł Matt Niepokoiła go myśl o tym, że 

Archie był bardzo pijany.  

Może  już  wcale  nie  pamięta  o  tym,  że  zabrał  z  szosy  do  domu 

dwójkę  przemoczonych  ludzi  i  dał  im  własne  ubranie.  W  dodatku 

background image

Adrienne miała w gruncie rzeczy rację. Archie wcale nie pożyczył im 

ciężarówki. Nawet jeśli znalazł kartkę, to i tak może być wściekły, że 

pojechali bez pytania. 

–  Zawsze  używacie  samolotu,  kiedy  chcecie  kogoś  obrobić?  – 

spytał Jef. 

– Nie zawsze. 

–  Chodziły  pogłoski,  że  Archie  i  Dorothy  mają  kupę  złota. 

Słyszałeś coś o tym? 

– Nie – odpowiedział Matt i spojrzał w lusterko.  

Wolał  mieć  Curtisa  na  oku,  w  razie  gdyby  ten  zaczaj  na  swój 

prostacki sposób zalecać się do Adrienne. 

–  Nie  chcesz  mówić,  co?  –  nagabywał  Jef  i  znowu  pociągnął  z 

butelki. – Nie szkodzi. Jak tylko dowiemy się, co zrobiłeś z Archiem, 

zmusimy cię do gadania. Nie będziemy tak od razu niepokoić szeryfa. 

Pot  zrosił  czoło  Matta.  Przyśpieszył  odrobinę,  znalazł  kawałek 

równej  drogi  i  jeszcze  raz  spojrzał  w  lusterko.  Na  szczęście  Curtis 

zostawił Adrienne w spokoju. Starał się jechać jak najwolniej i omijać 

wszystkie wertepy. 

Zaczynało  już  świtać,  gdy  dotarli  do  domu  Archiego.  Mattowi 

zdawało się, że w ciągu tych kilku godzin postarzał się o dwadzieścia 

lat  Może  teraz  wreszcie  skończy  się  ten  koszmar.  Jeżeli  Archie 

potwierdzi  prawdziwość  ich  opowieści,  to  ci  dwaj  szaleni  faceci 

wreszcie  się  od  nich  odczepią.  Kiedy  słońce  wzejdzie,  kable 

telefoniczne  wyschną  i  Adrienne  będzie  mogła  zadzwonić  do 

rodziców. 

background image

Zaparkował  ciężarówkę  dokładnie  w  tym  samym  miejscu,  w 

którym zostawił ją Archie. Curtis zatrzymał się tuż za nim. 

–  Wysiadaj,  ale  powoli  –  rozkazał  Jef  z  lufą  wymierzoną  w 

Matta. – I nawet nie próbuj uciekać. Mogę nie trafić w ciebie, ale nie 

spudłuję do twojej dziewczyny. 

–  Nie  będę  uciekał,  nie  ma  po  co.  Archie  wszystko  wam 

wytłumaczy  i  nigdy  więcej  nie  będę  już  musiał  oglądać  waszych 

obrzydliwych  facjat.  –  Matt  z  trudnością  utrzymywał  się  na  nogach. 

Po pełnej napięcia jeździe był sztywny i obolały. 

Adrienne  wysiadła  z  ciężarówki  i  podbiegła  do  niego,  nie 

zważając na Curtisa, który krzyczał, żeby się natychmiast zatrzymała. 

– Wszystko w porządku? – spytała. 

–  W  pewnym  sensie  tak.  Wciąż  jestem  kompletny.  –  Matt 

uśmiechnął się krzywo. 

–  Tak  się  bałam,  że  on  niechcący  pociągnie  za  spust  – 

powiedziała Adrienne, patrząc na Jefa. 

– Też się tego  obawiałem – odparł Matt – Chodźmy do środka, 

ty się przecież cała trzęsiesz. 

Matt kazał Adrienne iść przodem, w razie gdyby Jef potknął się i 

niechcący wystrzelił z dubeltówki. Drzwi do domu Archiego nie były 

zamknięte na klucz. 

Weszli do środka. Curtis rozejrzał się i zaczął wołać Archiego. 

–  Pewnie  dalej  śpi  w  fotelu  przy  kominku,  gdzie  go 

zostawiliśmy – zauważył Matt. 

– Nie, tam go nie ma – odparł Curtis. 

background image

– Może poszedł do łóżka – podsunęła Adrienne, idąc w kierunku 

sypialni. 

–  Ty  zostaniesz  tutaj  –  zdecydował  Jef.  –  Curtis,  sprawdź 

sypialnię i łazienkę. 

Po  chwili  Curtis  wrócił  z  informacją,  że  tam  również  nie  ma 

Archiego. 

–  W  takim  razie  pewnie  w  stajni  –  zasugerował  Matt,  czując 

coraz większy niepokój. Gdzież ten Archie, do licha, się podziewa? 

– Sprawdź w stajni – polecił Jef Curtisowi. 

–  Założę  się,  że  tam  właśnie  jest  –  stwierdziła  Adrienne,  kiedy 

Curtis  wyszedł.  –  Matt,  pamiętasz?  Dzisiaj  mieli  mu  przyprowadzić 

osła,  więc  na  pewno  poszedł  sprawdzić,  czy  wszystko  jest  w 

porządku. 

– Tak, Archie na pewno jest w stajni i porządkuje boks dla osła. 

– Matt spojrzał na nią, zastanawiając się, czy myśli o tym samym, co 

on. O tym, co robili w stajni zaledwie kilka godzin wcześniej. Policzki 

Adrienne zaróżowiły się leciutko. Odwróciła głowę. 

Dla  Matta  chwile,  kiedy  trzymał  ją  w  ramionach  i  całował  jej 

delikatną skórę, były jedynymi jasnymi momentami w ciągu całej tej 

koszmarnej nocy, chyba najgorszej w jego dotychczasowym życiu. 

Curtis wrócił do domu, bardzo przejęty i zaaferowany. 

–  Sprawdziłem  wszystko,  Jef.  Nie  ma  go  nigdzie.  –  Stanął  w 

rozkroku  i  popatrzył  na  Matta  i  Adrienne.  –  Moim  zdaniem  jest  tak, 

jak myśleliśmy. Te dwa ptaszki zrobiły Archiemu coś złego. 

background image

ROZDZIAŁ 7 

 

Adrienne przełknęła ślinę i popatrzyła na Matta. 

–  Musi  być  na  to  jakieś  wytłumaczenie  –  powiedziała.  –  Może 

ktoś do niego przyszedł i... 

– Nie ma co zmyślać – powiedział Jef. – Curtis ma rację. Teraz 

musimy znaleźć zwłoki. 

–  Jakie  zwłoki?!  –  zaprotestował  gwałtownie  Matt.  –  Dajcie 

spokój, chłopaki, naoglądaliście się za dużo gangsterskich filmów. 

–  Kiedy  stąd  wyjeżdżaliśmy,  spał  w  fotelu  –  zapewniła 

Adrienne. 

– To dlaczego teraz go tu nie ma? 

–  Nie  wiem.  –  Adrienne  rozejrzała  się  po  pokoju,  jak  gdyby 

liczyła na to, że  Archie schował się  gdzieś  w kącie i że go po prostu 

dotąd nie zauważyli. 

–  Słyszałem,  że  niektórzy  tną  zwłoki  na  kawałki,  zanim  się  ich 

pozbędą – odezwał się Jef. – Może oni też tak zrobili. Sprawdź, czy w 

wannie nie ma krwi. 

Curtis ponownie wyszedł z kuchni. 

–  To  przecież  głupota  –  stwierdził  Matt.  –  Czy  my  naprawdę 

wyglądamy  na  ludzi,  którzy  byliby  w  stanie  zabić  i  poćwiartować 

człowieka? 

– Jasne, że tak – rzucił ponuro Jef, patrząc na niego spode łba. 

– No, dobrze, więc wyglądamy na okrutnych morderców. Ale co 

background image

z tego? Po co mielibyśmy zabijać Archiego? 

– Bo ma złoto. 

– Nic nie wiemy o  żadnym złocie. Zresztą przecież mielibyśmy 

je  przy  sobie,  kiedy  rewidowaliście  nas  w  miasteczku  – 

zaprotestowała Adrienne. 

– Gdzieś je schowaliście. 

– Och, na miłość Boską... 

– Archie nie ma wanny – powiedział Curtis wracając. 

– To co zabrało ci tyle czasu? 

–  Rozglądałem  się.  Nie  ma  krwi  ani  pod  prysznicem,  ani  w 

umywalce, ani w koszu na śmieci. 

–  No,  dobra!  –  Jef  zbliżył  się  do  Adrienne  i  wycelował  w  nią 

broń. – Powiesz nam, co z nim zrobiliście? 

Adrienne  miała  dosyć  tych  dwóch  ponurych  facetów  z 

dubeltówką. Poczuła, że ogarnia ją znużenie. Nie była w stanie dłużej 

znosić ich nonsensownych podejrzeń. 

–  Nie  wiemy,  gdzie  on  jest  –  odparła,  odpychając  od  siebie 

zimną lufę. 

– Adrienne – powiedział ostrzegawczo Matt – uważaj, oni... 

–  Jestem  zmęczona  –  przerwała  mu  w  pół  słowa.  –  A  ci  idioci 

zadają w kółko te same głupie pytania. Mam tego dosyć. Nie wiemy, 

gdzie on jest! – krzyknęła, odwracając się w stronę Jefa. – Czy to nie 

dociera do waszych tępych łbów? Nie wiemy! 

– Przynieś ze stajni kawałek sznura – zwrócił się Jef do Curtisa, 

odsuwając się od niej o krok. 

background image

– Sznur? – Zmęczenie Adrienne zniknęło jak ręką odjął. Prawie 

poczuła,  jak  lina  zaciska  się  wokół  jej  szyi.  –  Słuchajcie,  nie  macie 

żadnych dowodów. Jeśli nas tu powiesicie, pójdziecie do więzienia, a 

może nawet na krzesło elektryczne! 

–  Mam  zamiar  cię  związać,  a  nie  powiesić  –  oznajmił  Jef,  nie 

patrząc  na  nią.  –  Żeby  Curtis  mógł  was  oboje  upilnować,  kiedy  ja 

pójdę rozejrzeć się po okolicy. 

Ulga,  którą  poczuła  Adrienne,  rozpłynęła  się  natychmiast,  gdy 

tylko  zrozumiała,  że  zostaną  w  domku  sami  z  Curtisem,  który 

nienawidzi Matta i ma na nią ochotę. 

– Na twoim miejscu nie ufałbym zanadto Curtisowi – wtrącił się 

Matt. 

–  Świetnie  was  dopilnuje.  Nie  jestem  pewien,  czy  równie 

świetnie szuka dowodów rzeczowych, więc sam to zrobię. 

–  Pilnowanie  wymaga  więcej  inteligencji  niż  szukanie  – 

powiedział Matt – a na pierwszy rzut oka widać, że jesteś bystrzejszy 

od  Curtisa.  Na  twoim  miejscu  pozwoliłbym  Curtisowi  zdrowo  się 

zmachać  przy  szukaniu  Archiego,  a  sam  zatrzymałbym  dla  siebie 

odpowiedzialne zadanie pilnowania więźniów. Moglibyśmy namówić 

Curtisa,  żeby  nas  wypuścił,  ale  ciebie  nigdy  nie  udałoby  nam  się  do 

tego skłonić. 

– Racja. – Jefowi ta ocena bardzo pochlebiła. – Mnie nie da się 

oszukać. 

– To wyślij Curtisa na poszukiwania – poradził Matt, a Adrienne 

wstrzymała oddech. 

background image

–  Nie.  Dam  mu  tylko  wskazówki,  jak  was  pilnować.  Curtis  się 

mnie słucha. 

–  Nie  mam  pojęcia,  gdzie  się  podział  ten  Archie  –  szepnęła 

Adrienne,  spoglądając  na  Matta.  W  jej  głosie  zabrzmiała  nutka 

desperacji. 

– Znajdzie się – pocieszył ją cicho Matt. – Nie martw się. 

Adrienne  patrzyła  na  niego  przez  długą  chwilę.  Ostre  słowa, 

które powiedziała podczas jazdy ciężarówką wróciły teraz do niej jak 

szyderstwo.  „Nie  do  przyjęcia  jako partner.”  Nie do przyjęcia?  Przez 

całą  tę  długą  noc  bez  przerwy  stara  się  ochronić  ją  od 

niebezpieczeństw  i  podtrzymać  na duchu.  Aleks  w  podobnej  sytuacji 

dawno by się już załamał. 

Przyszła  jej  do  głowy  jeszcze  jedna  myśl:  być  może  ta  noc,  a 

szczególnie  utrata  samolotu  nauczyły  Matta  paru  rzeczy.  Może  teraz 

trochę się zmieni, po tych przeżyciach nie może przecież zostać taki, 

jaki był – bezczelny i impulsywny. Zaczęła poważnie zastanawiać się, 

czy nie dać mu jeszcze jednej szansy, oczywiście, o ile on sam będzie 

jeszcze chciał mieć z nią cokolwiek do czynienia. 

–  Znalazłem  –  oznajmił  tryumfalnie  Curtis,  wtaczając  się  do 

pokoju ze zwojem liny. 

– Dobra – powiedział Jef. – Przynieś z kuchni dwa krzesła. 

Curtis  rzucił  linę  na  podłogę  i  poszedł  do  kuchni.  Po  chwili 

wrócił, niosąc dwa masywne krzesła. 

–  Jedno  tu  –  rozkazał  Jef,  wskazując  w  jeden  kąt  pokoju  –  a 

drugie tam. Twarzą do siebie. 

background image

– Czy nie łatwiej byłoby nas pilnować, gdybyśmy siedzieli obok 

siebie? – spytał niewinnie Matt. 

–  Zamknij  się  wreszcie,  dobrze?  –  wrzasnął  Jef,  machając 

dubeltówką w jego stronę. – Mam już dosyć twoich rad. Siadaj. 

Widząc, że Matt się waha, przystawił mu lufę do piersi. 

– Dobrze, jeśli aż tak ci na tym zależy – zgodził się Matt i usiadł. 

– Zwiąż go najpierw – rozkazał Jef i Curtis zbliżył się do Matta 

niosąc w ręku linę. 

–  A  ty  siadaj  tam  –  powiedział  Jef  do  Adrienne,  wskazując  na 

krzesło stojące koło półki z książkami. 

Adrienne usiadła, obserwując Curtisa, który wiązał ręce Matta z 

tyłu krzesła. Potem owinął sznur wokół nóg swojego  więźnia. Widać 

było, że lina wpija się mocno w ciało, ale Matt nawet się nie skrzywił. 

Patrzył  na  nią  tak  spokojnie,  jak  gdyby  siedział  sobie  na  ławce  w 

parku. 

Potem  Curtis  podszedł  do  niej  i  wyraz  twarzy  Matta  nagle  się 

zmienił. Zacisnął szczęki i zmrużył oczy, widząc, jak Curtis związuje 

jej  ręce  z  tyłu  krzesła.  W  tej  pozycji  piersi  Adrienne  zarysowały  się 

wyraźnie  pod  haftowaną  bluzką.  Lubieżny  uśmieszek  Curtisa,  który 

schylił  się,  żeby  związać  jej  nogi,  mówił  jasno,  że  on  również  to 

zauważył. 

Curtis dotykał jej łydek znacznie częściej, niż było to konieczne, 

żeby  je  skrępować.  Adrienne  zauważyła,  że  Matt  zaczyna  się 

wyrywać. Nareszcie Curtis skończył i odszedł na bok. 

–  Wychodzę  na  poszukiwania  –  oświadczył  Jef  i  wyszedł  z 

background image

domu nie oglądając się za siebie. 

–  Teraz  ja  tu  rządzę  –  oznajmił  Curtis,  patrząc  na  przemian  na 

Matta i na Adrienne. 

– Jak to miło – powiedział Matt. 

– Tak. Miło. – Curtis odwrócił się ku Adrienne. – Bardzo miło – 

dodał innym już tonem. 

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegł go Matt. 

–  W  twoim  położeniu  nie  będziesz  mówił  mi,  co  mam  robić  – 

stwierdził lekceważąco Curtis i zbliżył się do Adrienne. 

Odwróciła  głowę,  gdy  wpatrywał  się  w  jej  piersi.  Z  kuchni 

dobiegł ją szum. Spojrzała w tamtą stronę z nadzieją, że ktoś stamtąd 

wyjdzie  i  ją  uratuje.  Uświadomiła  sobie  nagle,  że  to  tylko  szum 

pracującej 

lodówki. 

Prąd 

został 

włączony. 

Telefon 

najprawdopodobniej również już działa, tyle tylko że ona nie może się 

do niego dostać. Curtis pochylił się nad nią. Doleciał ją kwaśny smród 

potu i brudu. Dotknął palcem guziczka u bluzki. 

– Ładna z ciebie laleczka. 

Nim zdążył powiedzieć coś więcej, drzwi otwarły się z hukiem i 

do  środka  wpadł  Archie,  z  dzikim  wyrazem  twarzy  i  zmierzwionymi 

włosami. 

– Co tu się dzieje, do jasnej cholery! – zawołał. 

– Dzięki Bogu, że jesteś, Archie. – Adrienne opadła na oparcie. 

– Ci wariaci myśleli, że cię zabiliśmy. 

– Widzę tylko jednego wariata, który związał moich przyjaciół – 

wykrzyknął  Archie.  –  Curtis,  zamknij  gębę,  odłóż  dubeltówkę  i 

background image

natychmiast ich uwolnij. Ale już! 

–  Jef  i  ja  myśleliśmy,  że  nie  żyjesz  –  wyjaśnił  Curtis  z 

głupkowatym wyrazem twarzy. Posłusznie odłożył broń i zabrał się do 

rozplątywania liny. – Spotkaliśmy ich w miasteczku, przyjechali twoją 

ciężarówką, ubrani w twoje ciuchy. Przywieźliśmy ich tu z powrotem, 

ale  ciebie  nie  było.  Myśleliśmy,  że  cię  poćwiartowali  i  schowali  w 

wannie. 

–  Nie  mam  żadnej  wanny  –  wymamrotał  Archie,  mocując  się  z 

węzłami wokół dłoni Adrienne. 

– Wiem – powiedział Curtis. 

– Gdzie jest Jef? 

– Poszedł szukać twoich zwłok. 

Archie  wymamrotał  kilka  słów,  z  których  Adrienne  wyłowiła 

tylko: „cholerni głupcy” i „zwariowani idioci”. Kiedy rozplątał linkę, 

potrząsnęła dłońmi, żeby przywrócić im czucie, a potem przyjrzała się 

nadgarstkom, z których sznur zdarł skórę do żywego. 

–  Dam  ci  na  to  maść  –  oświadczył  Archie,  schylając  się,  żeby 

rozwiązać sznur z jej nóg – jak tylko wtłukę Curtisowi trochę rozumu 

do głowy. 

–  Wszystko  w  porządku,  Archie.  Powiedz  mu  tylko,  że  nie 

ukradliśmy twojej ciężarówki ani twoich rzeczy, niech sobie wreszcie 

pójdzie. Nie chcę, żebyś się z nim bil. 

Archie odwinął sznur z jej nóg i znów spojrzał na jej nadgarstki. 

Zaklął pod nosem, potem przeprosił i dodał: 

–  Nie  mogę  znieść,  jak  ktoś  znęca  się  nad  kobietą –  stwierdził, 

background image

stając przed Curtisem. – Jesteś durniem, Curtis, tak samo jak Jef. Tym 

miłym  ludziom  rozbił  się  w  pobliżu  samolot  i  potrzebowali  gościny, 

której im udzieliłem, a wy związaliście ich jak jakichś zbrodniarzy. 

–  Samolot?  To  oni  mówili  prawdę?  –  Curtisowi  zaświeciły  się 

oczy. – Gdzie on jest? Może moglibyśmy pomóc go naprawić? 

– Nie wiem gdzie, ale nie potrzeba, żebyście się przy nim kręcili 

– orzekł Archie. 

–  Może  mogliby  nam  pomóc  –  powiedział  spokojnie  Matt, 

spoglądając na Adrienne. 

Adrienne  popatrzyła  na niego  z  niedowierzaniem.  Nie  zamierza 

chyba zatrudniać Jefa i Curtisa przy wyciąganiu samolotu z przepaści. 

Poza tym jej torebka i jego portfel wciąż są w samolocie. Jeśli Curtis i 

Jef  tam  się  dostaną,  z  całą  pewnością  ukradną,  co  się  tylko  da. 

Spojrzenie Matta nakazywało jej jednak milczenie. Nie odezwała się. 

Po tym wszystkim, co dla niej zrobił, musi mu zaufać. 

Podał  przybliżone  położenie  samolotu, choć  stojący  obok niego 

Archie  potrząsał  z  dezaprobatą  głową.  Curtis  szybko  ich  opuścił, 

mówiąc, że odnajdzie Jefa i natychmiast wyruszą na poszukiwania. 

–  Na  twoim  miejscu  nie  mówiłbym  im,  gdzie  to  jest  – 

powiedział Archie, kiedy za Curtisem zamknęły się drzwi. 

– Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś – dodała Adrienne. 

–  Wcale  tego  nie  zrobiłem.  –  Matt  odwrócił  się  w  jej  stronę.  – 

Podałem  im  fałszywe  dane.  W  przeciwnym  wypadku  gotowi  byli 

trafić  na  wrak  całkiem  przypadkowo,  a  tak  będą  bezskutecznie 

przeszukiwać miejsce, w którym na pewno go nie znajdą. 

background image

–  Dobrze  zrobiłeś  –  pochwalił  Archie,  a  oczy  mu  zabłysły.  – 

Zasłużyli  sobie  na  to.  –  Skinął  ręką  w  stronę  Adrienne  i  dodał:  – 

Obtarli jej, dranie, skórę. Już idę po tę maść. 

–  Najpierw  chciałabym  zadzwonić  –  stwierdziła  Adrienne, 

podchodząc do telefonu. – Może kable zdążyły już wyschnąć. 

–  Oczywiście,  dzwoń  –  powiedział  Archie.  –  A  ja  muszę 

nastawić ten szkaradny zegar. 

Adrienne  spojrzała  na  elektryczny  zegar,  wiszący  nad  półką  z 

książkami.  Archie  miał  całkowitą  rację:  był  przeraźliwie  brzydki. 

Tarczę  otaczała  wytłoczona  w  tandetnym  plastyku  martwa  natura: 

butelka  wina  w  koszyku,  grono  winogron  i  kawałki  sera  w  tak 

jaskrawym  odcieniu  żółtego,  jakiego  nigdy  w  życiu  nie  widziała  w 

naturze.  Adrienne  podniosła  słuchawkę.  Archie  przystawił  do  ściany 

jedno z krzeseł i wspiął się na nie, by nastawić zegar. Nagle Adrienne 

uświadomiła  sobie,  że  w  słuchawce  rozbrzmiewa  sygnał  i  straciła  z 

oczu wszystko, co się wokół niej działo. 

Zadzwoniła  do  centrali.  Wykręcanie  numeru  zdawało  się  trwać 

wieczność, ale w końcu odezwał się głos telefonistki. Adrienne podała 

numer swoich rodziców. 

– Halo? – odezwał się niski głos ojca.  

Podniósł  słuchawkę  natychmiast  i  Adrienne  pomyślała,  że 

prawdopodobnie  czekał  na  jej  telefon,  nie  oddalając  się  na  krok  od 

aparatu. 

– Tato, to... 

–  Czy  zgadza  się  pan  pokryć  koszty  połączenia  z  Adrienne 

background image

Burnham? – przerwała im telefonistka. 

– Oczywiście, tak! – wykrzyknął ojciec. – Adrienne? 

– Wszystko w porządku, tatusiu, naprawdę w porządku. 

–  Dzięki  Bogu  –  powiedział  z  ulgą,  wypuszczając  powoli 

powietrze. – Zaczekaj chwilę, zawołam mamę. 

Adrienne poczuła, że za chwilę się rozpłacze. Przygryzła wargę i 

przetarła dłonią oczy. Po chwili usłyszała głos matki. 

– Dobrze się czujesz? 

–  Tak,  mamo  –  zapewniła  Adrienne,  z  trudem  walcząc  z 

napływającymi do oczu łzami. Nie chciała, żeby rodzice zorientowali 

się, jak bardzo jest zdenerwowana. Kiedyś opowie im całą historię, ale 

w  tej  chwili  nie  czuła  się  na  siłach.  –  Mieliśmy  trochę  kłopotów  z 

samolotem i nie mogłam dostać się do telefonu. 

– Gdzie jesteś? – spytał ojciec, włączając się do rozmowy. 

– W Saddlehorn, w Arizonie. 

–  Nigdy  w  życiu  nie  słyszałem  o  takiej  miejscowości.  Mam  po 

ciebie przyjechać? 

– Nie, to za daleko i już za późno. Muszę wracać do Tucson, do 

pracy. 

–  Kochanie  –  powiedziała  matka,  której  głos  łamał  się  ze 

wzruszenia. – Tak się o ciebie baliśmy. Na policji oświadczyli nam, że 

nie  mogą  rozpocząć  poszukiwań,  dopóki  się  nie  rozwidni,  więc  całą 

noc  siedzieliśmy  i  modliliśmy  się  za  ciebie.  Tak  się  cieszę...  –  nagle 

zamilkła i Adrienne zrozumiała, że stara się opanować łzy. 

–  Tak  bardzo  mi  przykro,  że  się  niepokoiliście.  A  tak  bardzo 

background image

chciałabym  z  wami  być  –  powiedziała,  przełykając  dławiącą  ją  w 

gardle kulę. – A Granny... czy ona...? 

–  Około  czwartej  nad  ranem  –  odparł  cicho  ojciec.  –  Zdechła 

spokojnie i bez cierpień. 

–  Och.  –  Łzy  popłynęły  po  policzkach  Adrienne.  –  Powinnam 

była przy niej być. 

–  Wiem,  że  chciałaś,  kochanie,  ale  nie  wszystko  i  nie  zawsze 

układa  się  po  naszej  myśli.  Ale  jesteś  cała  i  zdrowa.  To  naprawdę 

najważniejsze. 

– Tak, ale bardzo chciałam ją zobaczyć po raz ostatni. 

– Wiem. 

– Byliśmy z nią, kochanie – zapewniła matka, wpadając ojcu w 

słowo.  –  Zabraliśmy  do  stajni  przenośny  telefon,  w  razie  gdybyś 

zadzwoniła, i zostaliśmy przy niej do końca. 

–  Dziękuję,  mamo.  –  Adrienne  stłumiła  szloch.  –  Muszę  już 

kończyć.  Mamy  z  Mattem  parę  spraw  do  załatwienia,  zanim  stąd 

będziemy mogli wyjechać. 

Poczuła,  że  szloch  zaraz  zmieni  się  w  histeryczny  śmiech. 

Pewnie,  że  mieli  do  załatwienia  parę  spraw.  Na  przykład  wydobycie 

pieniędzy  i  dokumentów  z  dna  kanionu.  O  tym  jednak  nie  mogła 

opowiedzieć  rodzicom.  Najważniejsze,  że  nie  będą  się  już  o  nią 

niepokoić. 

–  Czy  to  znaczy,  że  samolot  miał  awarię  i  musieliście 

wylądować w Saddlehorn? – zapytał ojciec. 

– Właśnie tak było – przytaknęła bez wahania. 

background image

– Nie da się go naprawić? 

– Nie jestem pewna – powiedziała, starając się za wszelką cenę 

powstrzymać śmiech. – Ale jeśli nie, jeżdżą stąd autobusy. 

– Zadzwoń, gdyby były jakieś kłopoty. 

– Oczywiście. 

– Uważaj na siebie, kochanie. Trzymaj się dzielnie. 

–  Oczywiście.  Całuję  was  oboje  bardzo  mocno.  Odezwę  się.  – 

Adrienne  powoli  odłożyła  słuchawkę  na  widełki.  Potem  schowała 

twarz w dłoniach, żeby stłumić łzy. 

Poczuła, jak obejmuje ją silne ramię. Matt odwrócił ją ostrożnie i 

troskliwie  wziął  w  objęcia.  Szlochała  już  bez  zażenowania,  zlewając 

strumieniami  łez  jego  czarną,  kowbojską  koszulę.  W  końcu  płacz 

trochę  ucichł,  ale  Adrienne  wciąż  nie  chciała  jeszcze  opuszczać 

bezpiecznego i pewnego zacisza ramion Matta. Wreszcie odsunęła się, 

słysząc  zbliżające  się kroki  Archiego,  który  przyniósł  jej  całą paczkę 

chusteczek do nosa. 

– Granny umarła, prawda? – spytał cichym głosem Matt. 

– O czwartej nad ranem – potwierdziła, sięgając po przyniesione 

przez  Archiego  chusteczki  i  wycierając  nos.  Potem  spojrzała  w  górę 

na Matta. 

– Tak mi przykro. 

– Mnie też – zapewnił Archie. 

– Musimy znaleźć ci jakiś autobus, żebyś zdążyła na pogrzeb. 

– Jaki pogrzeb? – spytała zaskoczona Adrienne. 

–  Och,  może  w  twojej  rodzinie  nie  urządza  się  pogrzebów  – 

background image

powiedział zmieszany Matt. 

–  Nie  sądzę,  żeby  wielu  ludzi  urządzało  pogrzeby  koniom  – 

odparła  Adrienne,  wciąż  nic  nie  rozumiejąc.  –  Chociaż  w  przypadku 

Granny może byłoby to i słuszne. Ale nie mogę narażać rodziców na 

takie kłopoty i wydatki. 

– Zaraz, czekaj. – Oczy Matta zwęziły się niepokojąco. – Czy ty 

powiedziałaś koniom? 

background image

ROZDZIAŁ 8 

 

Adrienne nie mogła zrozumieć, co tak bardzo poruszyło Matta. 

– Tak, powiedziałam koniom. Dlaczego pytasz? 

– Chcesz powiedzieć, że Granny była koniem? 

– Oczywiście, że tak. Przecież ci mówiłam. 

– Wcale nie. 

– Na pewno mówiłam. Może nie słuchałeś – warknęła Adrienne, 

której  nie  spodobał  się  wyraz  jego  twarzy,  zaciśnięte  szczęki  i  zły 

błysk w oku. 

–  Teraz  mi  to  dopiero  mówisz!  –  Matt krzyczał  na  cały  głos.  – 

Kiedy  rozbiłem  samolot,  ryzykowałem  życie  i  o  mały  włos  nie 

straciłem  istotnej  części  mojego  ciała,  którą  ten  idiota  chciał  mi 

odstrzelić! A wszystko to dla jakiejś głupiej chabety! 

–  To  nie  żadna  głupia  chabeta!  –  Adrienne  odsunęła  jego 

wskazujący palec, oskarżycielsko wymierzony w jej twarz. – Ona jest, 

to znaczy była, moim najbliższym przyjacielem! 

– Ale dlaczego nie nazwałaś jej żabcią albo kwiatuszkiem? Kto 

przy zdrowych zmysłach nazywa konia babunią? 

– Matt, posłuchaj – zaczął Archie. – Imiona zwierząt to osobista 

sprawa. Nie ma o co się wściekać. 

–  Z  całą  pewnością  jest  się  o  co  wściekać  –  wrzeszczał  Matt, 

kierując  swój  gniew  na  Archiego.  –  Ona  nazywa  konia  Granny,  a 

potem rozpowiada na prawo i lewo, że Granny jest konająca i że musi 

background image

przy niej być. Ciekaw jestem, jak ty byś to zrozumiał? 

– Tak, ale myślę, że... 

–  Wyjaśnię  ci,  dlaczego  tak  ją  nazwałam  –  powiedziała 

Adrienne,  opierając  ręce  na  biodrach.  –  Kiedy  ją dostałam,  miała już 

dwanaście lat i była naprawdę babcią. I co ty na to? 

– Świetnie. Ale gdybyś była uprzejma wytłumaczyć mi to, kiedy 

jeszcze byliśmy w domu Beverly, wszystkie te przygody mogłyby nas 

ominąć. 

–  Bo  nie  poleciałbyś  ze  mną,  tylko  dlatego  że  muszę 

zaopiekować się konającym koniem, tak? 

– Nie wiem, ale zasługiwałem chyba na to, żeby wiedzieć, o co 

toczy się gra! 

–  Ale  dla  mnie  stawka  była  bardzo  wysoka!  Nie  żebym 

spodziewała  się  po  kimś,  kto  darzy  nabożną  czcią  zimne,  martwe 

przedmioty,  takie  jak  samoloty,  żeby  zrozumiał,  jak  kochana, 

wspaniała,  śliczna...  delikatna...  –  Znów  rozpłakała  się,  szlochając 

niepohamowanie. 

– Do diabła. 

–  Mam  pomysł  –  powiedział  Archie,  odkładając  chusteczki  na 

stół.  –  Przez  tę  noc  wiele  przeszliście  i  dlatego  zachowujecie  się, 

jakbyście nie byli za bardzo dorośli. 

Zanim  rozszarpiecie  się  nawzajem  na  kawałki,  powinniście  się 

chyba trochę przespać. 

– Nie... nie w tym samym pokoju, co on, nie chcę – wykrztusiła 

Adrienne wśród szlochu. Złapała następną chusteczkę i głośno wytarła 

background image

nos. 

– To idź do sypialni, a on pójdzie do stajni – zdecydował Archie. 

– Dorothy będzie tu dopiero za kilka godzin. 

– Dorothy? Twoja żona? – spytała zaskoczona Adrienne. 

– Mój osioł. Dorothy Trzecia. 

– Aha. No, tak. 

–  Więc  teraz  wynoście  się  stąd,  oboje.  Wszystko  będzie 

wyglądało lepiej, jak się trochę zdrzemniecie. 

–  Ale,  ale  –  zaczął  Matt  –  zapomniałem  spytać,  gdzie  byłeś, 

kiedy  przyjechaliśmy  tu  z  Jefem  i  Curtisem?  Kiedy  wyjeżdżaliśmy, 

chrapałeś w najlepsze przy kominku. 

– Poszedłem odwiedzić Dorothy. 

– Twojego osła? – spytał Matt.  

– Moją pyskatą żonę. 

– Ale mówiłeś, że ona nie żyje. 

– Leży pod ziemią, jeżeli o to ci chodzi. Na pagórku, o kilometr 

drogi stąd. Codziennie razem oglądamy  wschód słońca, ja i Dorothy. 

Czasami rozmawiamy. Czasami nie. 

– To naprawdę piękne – odezwała się Adrienne, wzruszona tym 

wyznaniem. 

– Może i piękne, ale o mały włos nie zapłaciliśmy za to życiem – 

orzekł Matt. 

–  Nie  spodziewam  się,  żebyś  potrafił  zrozumieć  związek 

Archiego  i  Dorothy  –  powiedziała  i  odwróciwszy  się  na  pięcie 

pomaszerowała do sypialni. 

background image

– Przynajmniej w tym przypadku idzie o dwoje ludzi – zawołał 

za  nią  Matt  –  Żadne  z  nich  nie  chodzi  na  czterech  nogach  i  nie  ma 

ogona! 

– No już, dosyć – powiedział Archie. – Idź do stajni, dam ci koc. 

Możesz  położyć  się  na  świeżym  sianie.  Jesteś  miejskim  chłopakiem, 

założę się, że nigdy w życiu tego nie robiłeś. 

Adrienne zatrzymała się, żeby usłyszeć, co Matt odpowie. 

– Raz – powiedział – ale nie bardzo mi się podobało. 

–  No  pewnie!  –  zawołała  i  z  trzaskiem  zamknęła  drzwi  do 

sypialni. 

 

Adrienne obudziła się przykryta wzorzystą kołdrą. Przez chwilę 

leżała i zastanawiała się, gdzie się właściwie znajduje. Powoli zaczęła 

sobie  przypominać  wydarzenia  ubiegłej  nocy,  ale  wciąż  nie  miała 

pojęcia, jak długo spała. Pamiętała, że zasnęła natychmiast, niczym się 

nie przykrywając. Archie na pewno narzucił na nią kołdrę. 

Usiadła na łóżku i założyła mokasyny. W całym domu panowała 

cisza.  Weszła  do  dużego  pokoju  i  spojrzała  na  brzydki,  plastykowy 

zegar. Kwadrans po trzeciej. Promienie słońca wpadały radośnie przez 

okno.  Adrienne  zauważyła,  że  pusta  butelka  po  whisky  zniknęła 

sprzed kominka, a palenisko zostało do czysta wymiecione. 

Stare  gazety  wciąż  znajdowały  się  na  stoliku,  ale  ktoś  je 

poukładał,  tak  że  leżały  w  równym  stosiku.  Adrienne  dopiero  teraz 

zrozumiała, o co chodziło Archiemu. Sam wprawdzie nie czyta gazet 

ani  książek,  ale  robiła  to  Dorothy.  W  tych  gazetach  były  ostatnie 

background image

krzyżówki, które przed śmiercią rozwiązała. 

Adrienne  przyjrzała  się  swojemu  ubraniu.  Wciąż  nie  mogła 

uwierzyć,  że  Archie  zdecydował  się  pożyczyć  jej  rzeczy  Dorothy.  Z 

tak wielkim szacunkiem odnosił się do wszystkiego, co  wiązało się  z 

jego  zmarłą  żoną.  Ubranie  Matta  we  własne  spodnie  to  drobiazg,  ale 

pożyczenie ubrań Dorothy to coś całkiem innego. 

Te  rozmyślania  przywiodły  jej  na  myśl  wczorajszą  kłótnię  z 

Mattem. Próbowała sobie przypomnieć, czy rzeczywiście powiedziała 

mu w domu Beverly, że Granny to koń. Była pewna, że tak. Z drugiej 

strony,  jego  pęknięte  spodnie,  informacja,  że  Beverly  celowo 

zaplanowała  ich  spotkanie,  i  ten  nieoczekiwany  telefon  od  rodziców 

wytrąciły  ją  bardzo  z  równowagi.  Być  może  zapomniała 

wytłumaczyć, kim, a raczej czym, była Granny. 

Jeśli  rzeczywiście  tak  było,  czy  Matt  miał  prawo  tak  się 

rozzłościć?  Adrienne  pomyślała  o  jego  wszystkich,  niczym  nie 

zasłużonych  cierpieniach.  Jedynym  niedopatrzeniem  z  jego  strony 

było  to,  że  nie  ubezpieczył  samolotu,  ale  nawet  najlepsze 

ubezpieczenie  nie  zmieniłoby  biegu  wypadków.  Matt  i  tak  musiałby 

wędrować  po  deszczu  i  błocie,  jechać  samochodem  z  pijanym 

kierowcą, stawić czoło dwójce pijanych zabijaków, którzy grozili mu 

bronią i przywiązali do krzesła. 

Zniósł to wszystko z niezwykłym wdziękiem, jeśli dodać do tego 

jeszcze,  że  Adrienne  odrzuciła  go  jako  partnera  w  miłości  i 

poinformowała,  że  jest  zbyt  impulsywny  i  niezorganizowany,  żeby 

mogła  o  nim  poważnie  pomyśleć.  A  potem  na  domiar  złego 

background image

dowiedział  się,  że  pędzili  na  złamanie  karku  po  to,  żeby  zdążyła 

pożegnać konającego konia, a nie umierającą babcię. 

Adrienne  zawstydziła  się.  Wstydowi  towarzyszyło  jednak 

również  inne  uczucie  –  uczucie  ciepłej  sympatii  do  Matta,  które 

wzięło  górę  nad  tym,  co  przedtem  sądziła  o  jego  charakterze.  Poza 

tym  wypadek  z  pewnością  nauczy  go  zachowywania  pewnych  zasad 

bezpieczeństwa. 

A  więc,  czegóż  niby  brakuje  Mattowi  Kirklandowi?  Powinna 

cieszyć  się,  że  taki  mężczyzna  zechciał  się  nią  zainteresować,  a  nie 

ciągle od niego uciekać. 

Wróciła  do  sypialni,  żeby  się  trochę  odświeżyć.  Kilka 

pociągnięć  szczotką,  odrobina  pasty  do  zębów,  zimna  woda  do 

opłukania twarzy i już była gotowa stanąć przed Mattem i przeprosić 

go.  Przy  odrobinie  szczęścia  Matt  być  może  przyjmie  przeprosiny  i 

przestanie się na nią gniewać. 

Błoto wyschło na tyle, że bez trudu doszła do stajni. Ciężarówka 

zniknęła  z  podwórza  i  Adrienne  ucieszyła  się,  że  będzie  mogła 

pomówić  z  Mattem  sam  na  sam.  Drzwi  stajni  były  uchylone,  a  z 

wnętrza  dobiegał  szelest  siana.  Dźwięk  obudził  w  niej  wspomnienia 

poprzedniej  nocy.  Siano  tak  samo  szeleściło,  kiedy  Matt  się  z  nią 

kochał.  Poczuła,  że  rodzi  się  w  niej  pożądanie.  Otworzyła  drzwi 

szerzej i wsunęła się do środka. 

–  Matt  –  zaczęła,  podchodząc  do  boksu.  –  Czy...  –  przerwała, 

widząc Archiego, który rozkładał siano w boksie. 

– No, proszę! Nareszcie się obudziłaś, co? 

background image

– Czy Matt pojechał ciężarówką? – spytała Adrienne, starając się 

nie okazać rozczarowania. 

– No pewnie. Ale najpierw nakarmiłem go kanapkami z masłem 

orzechowym.  Nic  lepiej  nie  stawia  człowieka  na  nogi,  niż  masło  z 

orzeszków. 

–  Dokąd  pojechał?  –  Adrienne  pomyślała,  że  ze  złości  na  nią 

Matt mógł zostawić ją tutaj, żeby sama wróciła do domu. 

– Do kanionu – powiedział Archie, przeżuwając prymkę tytoniu. 

–  Zabrał  ze  sobą  liny,  będzie  próbował  dostać  się  do  swojego 

samolotu. 

– Sam? – Adrienne poczuła ukłucie strachu w sercu. 

–  Mhm.  Niedługo  przyprowadzą  mi  Dorothy  Trzecią,  więc  nie 

mogłem z nim pojechać. Ty spałaś jak zabita, zatem wyruszył sam. 

–  Muszę  mu  pomóc  –  stwierdziła  Adrienne  bez  namysłu.  –  W 

jaki sposób mogę się tam dostać? 

–  Prawdę  mówiąc,  to  nie  wiem  jak  –  odparł  Archie,  zdejmując 

zdefasonowany  kapelusz  i  ocierając  czoło  rękawem.  –  Matt  zabrał 

wóz,  a  Dorothy  Trzeciej  jeszcze  tu  nie  ma.  Nie  ma  żadnego  innego 

środka transportu oprócz... – przerwał i splunął do wiadra, stojącego w 

kącie stajni. – No, jest jeszcze rower Dorothy. 

– To wystarczy. Gdzie on jest? 

Archie  podniósł  głowę  do  góry.  Adrienne  poszła  za  jego 

przykładem.  Na  belce  zawieszony  był  fioletowy,  poobijany  rower  z 

mocnymi oponami, doskonały dojazdy po nierównym terenie. 

–  Świetnie  –  powiedziała  Adrienne.  Spojrzała  na  swoją 

background image

spódnicę. – Tylko że w tym nie mogę jechać. 

–  Ściągnę  rower  na  dół,  a  ty  idź  i  weź  sobie  dżinsy  Dorothy  i 

jakąś mniej elegancką bluzkę – zdecydował Archie. 

–  Czy  jesteś  pewien,  że  mogę  to  zrobić?  –  Adrienne  zawahała 

się.  –  Wiem,  jak  bardzo  kochałeś  Dorothy  i  nie  czuję  się  dobrze, 

grzebiąc w jej rzeczach. 

–  Jesteś  do  niej  bardzo  podobna  –  powiedział  Archie, 

odwracając głowę. – Jakoś pasuje, żebyś nosiła jej rzeczy. A teraz idź 

już, musisz złapać Matta, zanim się tam zabije. 

Wystarczyło,  że  wspomniał  o  niebezpieczeństwie,  w  jakim 

znalazł  się  Matt,  żeby  Adrienne  popędziła  do domu  co  sił  w  nogach. 

Ledwie zdążyła ubrać się w dżinsy i koszulę, kiedy do drzwi zastukał 

Archie. 

– Jesteś gotowa? – spytał. – Zrobiłem ci kilka kanapek z masłem 

orzechowym. Możesz je zabrać ze sobą. 

– Świetnie! – zawołała i otworzyła drzwi. 

– Naprawdę przypominasz mi Dorothy – oznajmił przyjrzawszy 

jej  się  uważnie  i  podał  jej  paczuszkę  z  kanapkami.  –  Szczególnie 

kiedy się kłócisz z Mattem. Zawsze tak się kłóciliśmy z Dorothy, ale... 

zresztą to nieważne. 

–  Chciałeś  powiedzieć,  że  się  kochaliście  –  dokończyła 

Adrienne. 

– Pewnie tak – przyznał, patrząc w bok. 

– Nie ma się czego wstydzić, Archie. Uważam to za wspaniałe, 

że tak bardzo ją kochałeś i dalej kochasz. 

background image

–  Powinnaś  złapać  tego  swojego  Matta  i  zawsze  powinniście 

trzymać się razem. Życie jest krótkie – stwierdził Archie, wzdychając 

głęboko. 

– Zaczynam wierzyć, że masz rację. 

– Straciliśmy z Dorothy za dużo czasu, walcząc ze sobą, tak jak 

ty  i  Matt.  Ja  narzekałem,  że  ona  czyta  za  dużo  książek,  ona,  że  nie 

jestem  ani  trochę,  jak  to  się  mówi,  kulturalny.  –  Popatrzył  na  nią 

wilgotnymi oczami. – Dlaczego nie potrafiliśmy przyjąć siebie takimi, 

jakimi jesteśmy? 

–  To  chyba  leży  w  ludzkiej  naturze,  żeby  próbować  zmienić 

innych  –  powiedziała  Adrienne.  –  Jestem  pewna,  że  Dorothy 

wiedziała,  że  ją  kochasz,  Archie.  I  ona  też  cię  kochała  pomimo 

narzekań, że brak ci ogłady. 

–  Ale  ona  miała  rację!  Nie  mam  za  grosz  kultury.  Moim 

ulubionym  jedzeniem  jest  masło  z  orzeszków  ziemnych.  Żuję  tytoń  i 

piję  whisky.  Mnóstwo  whisky.  Poza  tym  popatrz  na  ten  paskudny 

zegar.  –  Archie  wskazał  ręką  na  ścianę,  gdzie  wisiała  kompozycja 

plastykowych winogron, sera i butelki z winem. – To był mój prezent 

ślubny  dla  Dorothy.  Szybko  się  dowiedziałem,  co  o  nim  myśli.  Nie 

cierpiała go. 

– Jeżeli tak, to czemu go nie zdjęła ze ściany? 

–  Niech  mnie  piorun  strzeli,  nie  wiem.  Tyle  razy  mówiłem  jej, 

żeby to zrobiła. 

– A dlaczego ty go teraz nie zdjąłeś? 

– Nie wiem. Jakoś nie wypada. 

background image

–  Dlatego  że  to  był  prezent  ślubny  od  ciebie  dla  twojej  żony. 

Myślę,  że  go  uwielbiała  tylko  i  wyłącznie  dlatego,  że  to  ty  jej  go 

podarowałeś. 

– Nieee. Nienawidziła go. 

– Lepiej pójdę już, Archie – oświadczyła Adrienne, spoglądając 

na  zegar.  Była  za  dwadzieścia  czwarta.  –  Robi  się  późno  –  dodała, 

starając się nie urazić go tym, że przerywa jego zwierzenia.  

Życie Matta mogło być w niebezpieczeństwie. 

–  Oczywiście.  Jedź.  –  Archie  stał  bez  ruchu,  pogrążony  we 

wspomnieniach. 

Adrienne podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. 

– Zaczekaj. Mam ci jeszcze coś do powiedzenia.  

Adrienne zatrzymała się, próbując nie okazać zniecierpliwienia. 

– Jesteś kobietą, i to podobną do Dorothy, więc może uda ci się 

to zrozumieć. Zaczekaj – powtórzył i wszedł do sypialni.  

Adrienne  czuła,  że  z  każdą  chwilą  jest  coraz  bardziej 

zdenerwowana.  Winna  była  jednak  Archiemu  tę  odrobinę 

cierpliwości.  Po  kilku  minutach  wrócił  do  pokoju,  niosąc  w  ręku 

kawałek papieru, który podał jej w milczeniu. 

– Możesz coś z tego zrozumieć? – spytał po chwili.  

Adrienne  spojrzała  na  kartkę,  na  której  kobiecym  pismem 

napisane były słowa: 

Łabędziątko  jest  brzydkie  w  oczach  wszystkich  innych  prócz 

matki.  Ona  jedna  widzi  w  nim  to,  co  najpiękniejsze:  wierne  serce  i 

miłość do ludzi. 

background image

– To chyba poezja – powiedziała Adrienne. 

– To jest zagadka. Zagadka Dorothy. 

– I o co w niej chodzi? – Adrienne ponownie przeczytała wiersz. 

– Bardzo się wtedy pokłóciliśmy. Nie pamiętam już, o co poszło, 

ale  Dorothy  była  naprawdę  wściekła.  Zabrała  całe  moje  złoto  i  je 

schowała – wyjaśnił Archie, szurając nogą. 

Adrienne  drgnęła.  Jef  i  Curtis  mówili  coś  o  złocie,  ale  nie 

zwróciła wtedy na to uwagi. 

– Ta zagadka to ma być wskazówka – wyjaśnił Archie – ale nic 

z niej nie rozumiem. 

– A Dorothy nigdy ci nie powiedziała? 

–  Pewnie  by  powiedziała,  wcześniej  czy  później,  ale  miała 

zawał. Była tu, a w minutę później już jej nie było. Umarła z żalem do 

mnie w sercu. I to mnie najbardziej gnębi. 

–  Tak  mi  przykro,  Archie  –  powiedziała  Adrienne,  kładąc  mu 

dłoń na ramieniu. 

–  Tak  –  westchnął  głęboko.  –  Co  się  stało,  to  się  nie  odstanie. 

Myślisz, że uda ci się to rozwiązać? 

– Spróbuję. – Adrienne przeczytała tekst raz jeszcze, starając się 

nauczyć go na pamięć. 

–  Nigdy  tego  nikomu  nie  pokazywałem.  Nie  mam  do  nikogo 

tutaj zaufania. Ale ty i Matt jesteście jak Dorothy i ja. 

– Nic nikomu nie powiem – obiecała Adrienne. 

–  Wiem.  Dlatego  ci  to  pokazałem.  Ale  możesz  porozmawiać  z 

Mattem. Jeśli uda wam się to rozwiązać, połowa jest wasza. 

background image

–  Połowa  złota?  –  Adrienne  popatrzyła  na  niego  z 

niedowierzaniem. 

– Tak. Połowa. I tak mi niepotrzebne. 

– Nie moglibyśmy go przyjąć, Archie. To twoje złoto. 

– Lepiej nie decyduj za innych. Czy to nie Matta samolot leży na 

dnie kanionu? 

Adrienne  uświadomiła  sobie,  że  propozycja  Archiego  to  dla 

Matta  szansa  odzyskania  samolotu.  Nie  będzie  więc  mówiła  w  jego 

imieniu.  Jeżeli  ktokolwiek  zasługuje  na  to  złoto,  tym  kimś  jest  z 

pewnością Matt. 

– Lepiej już pojadę – stwierdziła. – Po drodze o tym pomyślę. 

–  Trzymaj  się  kolein,  a  znajdziesz  go  bez  trudu  –  doradził 

Archie.  –  Rower  ma  bezdętkowe  opony,  więc  nie  powinnaś  mieć 

kłopotów nawet na ostrych kamieniach. 

– Dziękuję, Archie. Jesteś hojny. 

– Dorothy tak by sobie życzyła. 

–  Dorothy  była  wspaniałą  osobą,  prawda?  –  Adrienne 

zastanawiała  się,  czy  Archie  znowu  zacznie  nazywać  swoją  żonę 

zarozumiałą. 

– Tak – przytaknął Archie. – Diabelnie wspaniałą. 

–  Wrócimy  jak  się  da  najszybciej  –  powiedziała,  widząc,  że 

Archie walczy z emocjami silniejszymi od siebie.  

Archie oczyścił rower z kurzu i oparł go o ścianę ganku. Z tyłu 

był  mały  bagażnik,  do  którego  Adrienne  przymocowała  torebkę  z 

kanapkami. Potem wskoczyła na siodełko i ruszyła naprzód. 

background image

Główna  droga  była  stosunkowo  sucha  i  równa,  więc  szybko 

dotarła do miejsca, w którym Matt skręcił z niej w stronę kanionu. Na 

szczęście koleiny były dosyć wyraźne, więc nie bała się, że się zgubi 

pomiędzy skałami i kaktusami. 

Aż trudno było uwierzyć, że to ta sama droga, którą przemierzyli 

w  nocy.  W  wygodnym  ubraniu,  na  rowerze,  w  promieniach 

popołudniowego  słońca,  Adrienne  rozkoszowała  się  każdą  chwilą 

przejażdżki.  Nawet  rwący  strumień,  który  skłonił  Matta  do 

przerzucenia  jej  sobie  przez  ramię  i  przeniesienia  wbrew  jej  woli  na 

drugą stronę, teraz zmienił się w mały potoczek, dający się przejechać 

bez trudu. 

Zbliżając  się  do  kanionu  ujrzała  ciężarówkę  Archiego, 

zaparkowaną  tuż  nad  krawędzią.  Poznała  pokrzywione  drzewo, 

znaczące  miejsce,  z  którego  samolot  zanurkował  w  głąb  przepaści. 

Matta nie było jednak nigdzie widać. Adrienne uprzytomniła sobie, że 

gdyby  chciała  go  znaleźć,  będzie  zmuszona  podejść  do  samej 

krawędzi przepaści.  

Poczuła nagły skurcz żołądka. Wyruszając na ratunek, nie wzięła 

pod uwagę swojego lęku przestrzeni. Troska o życie Matta raz jeszcze 

wzięła  górę  nad  zdrowym  rozsądkiem.  Oparła  rower  o  ciężarówkę  i 

odczepiła  z  bagażnika  torebkę.  Powoli  i  ostrożnie  zbliżyła  się  do 

skarłowaciałego drzewa. 

– Matt? – zawołała.  

Odpowiedzi  nie  było.  Wokół  pnia  okręcona  była  lina,  której 

koniec zwisał swobodnie przez krawędź kanionu. 

background image

– Matt, jesteś tam? – zawołała ponownie.  

Jedyną  odpowiedzią  był  szum  wiatru.  Nad  głową  Adrienne 

zaczął  krążyć  jakiś  ptak.  Po  krótkiej  obserwacji  stwierdziła,  że  to 

chyba sęp. Przebiegł ją zimny dreszcz. 

Ostatecznie  pogodziła  się  z  tym,  że  będzie  musiała  podejść  do 

drzewa i pociągnąć za linę. Być może Matt właśnie teraz na niej wisi, 

a wiatr zagłusza jej wołanie. Śmiało zaczęła iść w tamtą stronę, ale w 

połowie  drogi  skapitulowała,  wzięła  torbę  z  kanapkami  w  zęby  i 

opadła na czworaki. 

Starała  się  nie  patrzyć  na  nic  prócz  kamienistej  ziemi  pod 

rękami.  Podnosząc  odrobinę  spojrzenie,  zobaczyła  drzewo,  którego 

powykręcane  korzenie,  jak  palce  starej  czarownicy,  kurczowo 

trzymały się skraju kanionu. 

Nim  do  niego  dotarła,  leżała  już  płasko  na  brzuchu.  Nos  i  usta 

miała pełne pyłu i modliła się, żeby tylko nie natknąć się na jakiegoś 

węża.  Zamknęła  oczy,  wyciągnęła  rękę  i  pociągnęła  za  linę.  Nie 

stawiała najmniejszego oporu. Adrienne położyła torbę z kanapkami u 

swojego boku i ponownie zawołała Matta. 

Odpowiedzi  nie  było.  Zdawało  się,  że  kanion  pochłonął  go  tak 

samo,  jak  przedtem  połknął  samolot.  Starała  się  nie  myśleć,  że  Matt 

może teraz leżeć na dnie wąwozu z pogruchotanymi kośćmi. O, Boże, 

musi  go  odnaleźć!  Nie  będzie  go  pewnie  w  stanie  stamtąd  wydostać, 

ale może udzielić pierwszej pomocy  i wezwać Archiego. Zabierze ze 

sobą kanapki, Matt może ich potrzebować. 

Podczołgała  się  bliżej  drzewa  i  objęła  jego  pień,  pokryty  korą 

background image

podobną do skóry aligatora. Stąd na pewno widać już dno kanionu. Z 

całych sił nie dopuszczała do siebie myśli, co będzie, jeśli drzewo nie 

utrzyma  jej  ciężaru.  W  końcu  rośnie  tu  już  od  lat.  Z  pewnością 

wytrzyma jeszcze trochę i uchroni ją od upadku w dół. 

Wstrzymała  oddech  i  wyjrzała  zza  kępy  suchej  trawy,  która 

zasłaniała widok. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

 

Adrienne  spodziewała  się  ujrzeć  samolot,  leżący  jak  rozbita 

zabawka  na  dnie  kanionu.  Zamiast  tego  oczom  jej  ukazała  się 

znajdująca  się  o  jakieś  trzy  piętra  poniżej  krawędzi  skalna  półka,  na 

której tkwił przechylony na bok samolot. Jedno skrzydło oderwało się 

od  kadłuba  i  leżało  obok.  Ogon  był  nieco  pokiereszowany,  ale  poza 

tym samolot wyglądał na nie uszkodzony. 

Najwyraźniej  maszyna  przekoziołkowała,  nim  wylądowała  na 

najszerszej  części  występu,  nosem  w  stronę  kanionu.  Jeżeli  uda  się 

wyciągnąć  samolot  z  przepaści,  Matt  będzie  mógł  go  naprawić. 

Adrienne  nie  mogła  uwierzyć  w  szczęście  Matta.  Ale  gdzież  on  się 

podziewa? 

Zawołała  jeszcze  raz,  bez  skutku.  Na  skalnej  półce,  gdzie  leżał 

samolot,  nie  pozostawało  tyle  wolnego  miejsca,  żeby  Matt  mógł  się 

ukryć przed jej wzrokiem. Głos niósł się echem po kanionie. Żeby jej 

nie usłyszeć, musiałby być głuchy. Głuchy albo... 

Adrienne  odsunęła  od  siebie  natrętną  myśl.  Spojrzała  na 

zwisającą  linę.  Będzie  musiała  się  jakoś  opuścić  na  dół.  To  jedyny 

sposób, by przekonać się, co stało się z Mattem. 

Uniosła się ostrożnie, podniosła torebkę z kanapkami i schowała 

ją za pazuchę. Pewnie się pogniotą, ale zawsze lepsze to niż nic. 

Koncentrując  wszystkie  myśli  na  osobie  Matta,  wstała  i 

chwyciła za linę. Zawsze serdecznie nienawidziła wchodzenia po linie 

background image

na zajęciach wychowania fizycznego. Wtedy lina była jednak grubsza, 

a  pod  nią  leżał  gruby,  miękki  materac.  Teraz  Adrienne  starała  się 

wmówić sobie, że skalna półka też jest wyłożona takim materacem. 

Przypomniała  sobie  filmy,  na  których  widziała  ludzi 

uprawiających  wspinaczkę.  Trzymali  linę  mocno  napiętą  i  odchylali 

się  do  tyłu.  Tak,  ta  metoda  będzie  najlepsza.  Dzięki  temu  nie  będzie 

musiała patrzyć w dół. 

Pode mną leżą grube, puszyste, miękkie materace, powtarzała w 

duchu,  szukając  obutą  w  miękki  mokasyn  nogą  występu,  na  którym 

mogłaby  się  oprzeć.  Serce  jej  łomotało.  Znalazła  pierwszy  występ, 

potem  drugi.  Zaczęły  ją  boleć  palce,  a  przecież  posunęła  się  o  kilka 

zaledwie centymetrów. 

Jeszcze  trochę.  I  jeszcze.  Twarz  Adrienne  znalazła  się  już 

poniżej  skraju  kanionu.  Przed  oczami  miała  tylko  spękaną  skałę. 

Strach  zostawiał  w  ustach  metaliczny  posmak.  Schodziła  w  dół, 

centymetr  po  centymetrze,  trzymając  linę  ścierpniętymi  z  wysiłku 

palcami.  Bolały  ją  ramiona,  czuła,  jakby  ktoś  wyrywał  jej  ręce  ze 

stawów. 

Przed  nosem  przebiegła  jej  duża  brązowa  ropucha  i  Adrienne 

krzyknęła  głośno,  bardziej  z  zaskoczenia  niż  ze  strachu.  Nagły  ruch 

sprawił,  że  straciła  oparcie  i  uderzyła  o  skałę,  obcierając  sobie 

policzek  do  krwi.  Dysząc  z  przerażenia,  zaczęła  nerwowo  szukać 

oparcia  dla  nogi.  Jeden  z  mokasynów  z  głuchym  klapnięciem 

wylądował  na  skalnej  półce,  przypominając  jej  o  odległości,  jaka 

dzieliła ją od bezpiecznego podłoża. 

background image

Pode  mną  leżą  grube,  puszyste,  miękkie  materace,  powtórzyła 

znowu, ale teraz nie umiała już w to uwierzyć. Poniżej znajdowała się 

skalista  półka,  w  dodatku  całkiem  wąska.  Gdyby  spadła,  wątpliwe, 

czy udałoby jej się na niej zatrzymać, mogłaby przecież łatwo stoczyć 

się w dół kanionu. A gdyby nawet udało jej się zejść cało w dół, nigdy 

w  życiu  nie  będzie  w  stanie  wdrapać  się  znowu  na  górę.  Matt  może 

potrzebować pomocy, a jej pomoc niewiele będzie warta. 

Dłonie  piekły  ją  od  szorstkiej  liny,  nogi  trzęsły  się  coraz 

bardziej,  ale  odległość  od  górnego  skraju  stawała  się  coraz  większa. 

W końcu Adrienne odważyła się spojrzeć w dół i stwierdziła, że półka 

jest zaledwie trzy metry pod nią. Wciąż jednak nie mogła ryzykować, 

upadek nawet z tej wysokości byłby bardzo niebezpieczny. 

– Matt! – zawołała, zsuwając się w dół jak mogła najszybciej. – 

Matt! To ja! 

Odpowiedzi  nie  było.  Adrienne  poczuła,  że  żołądek  podchodzi 

jej  do  gardła  ze  strachu.  Mogło  być  tylko  jedno  wytłumaczenie 

milczenia  Matta.  O  Boże!  Przecież  nie  może  go  stracić.  Byłoby  to 

zbyt okrutne, teraz, kiedy zdała sobie nareszcie sprawę, jak bardzo jest 

jej potrzebny. Znajdzie go i uratuje, o ile... Ależ oczywiście, Matt na 

pewno żyje. Na pewno. 

Bosą stopą dotknęła ziemi. Puściła linę i z rozmachem usiadła na 

kamieniach.  Przyglądała  się  obolałym,  zaczerwienionym  dłoniom, 

czując, że cała się trzęsie. 

–  Udało  się  –  wyszeptała,  spoglądając  w  górę.  Zmęczenie 

powoli ustępowało uczuciu tryumfu. – Udało się! – zawołała i wstała 

background image

na niepewnych nogach, szukając zgubionego buta. 

Potem odwróciła się w stronę samolotu. W kabinie siedział Matt, 

ze  słuchawkami  na  uszach,  i  najspokojniej  w  świecie  manipulował 

przy gałkach radia. Przebrał się wprawdzie w inną koszulę, ale był to 

z całą pewnością Matt Widziała dokładnie jego ciemne kręcone włosy 

i wyrazisty profil. 

Żyje. Nic mu się nie stało. Nie słyszał jej, bo miał na uszach te 

cholerne  słuchawki.  Oczywiście  gdyby  przyszło  mu  do  głowy  od 

czasu  do  czasu  je  zdjąć,  na  pewno  usłyszałby  jej  wołanie.  Nie 

musiałaby  schodzić  po  linie.  Adrienne  spojrzała  na  swoje  piekące, 

krwawiące dłonie, potem na samolot. Ryzykowała życie bez żadnego 

powodu. Matt wcale jej nie potrzebował. 

Podeszła  do  samolotu,  otworzyła  drzwi  kabiny  i  pociągnęła  go 

za rękaw. Kiedy ją zobaczył, podskoczył ze zdziwienia. 

– Skąd ty się tu do diabła wzięłaś? – zawołał. Adrienne wskazała 

dłonią na koniec liny. – Dlaczego? 

– Bo się o ciebie bałam, ty durny głupku! Podeszłam do skraju i 

wołałam cię, i wołałam, ale ty oczywiście nie odpowiadałeś, bo miałeś 

na  głowie  to  –  Adrienne  wskazała  na  słuchawki  z  obrzydzeniem.  – 

Więc co miałam zrobić? 

–  No,  właśnie  –  powiedział,  wpatrując  się  w  Adrienne.  – 

Właśnie. A co wystaje ci spod koszuli? 

– Kanapki z masłem orzechowym! – krzyknęła, wyciągając je i 

ciskając mu w twarz.  

Matt złapał torebkę, jak gdyby była to piłka do rugby. 

background image

– Panno Burnham, nie mogę w to uwierzyć. Boisz się wysokości 

jak  ognia  i  założę  się,  że  nigdy  w  życiu  nie  schodziłaś  ze  skały  po 

linie. 

– Dlatego powinnam była wrócić na rowerze Dorothy do domu i 

tam szukać pomocy. 

–  Przyjechałaś  na  rowerze?  –  Matt  rzucił  kanapki  na  sąsiednie 

siedzenie i wysiadł z kabiny. 

– Tak, w tym mam przynajmniej jakie takie doświadczenie. Ale 

schodzenie po  tej  linie  to  była  najgłupsza  i najbardziej  zbędna  rzecz, 

jaką w życiu zrobiłam. Obtarłam sobie ręce i... 

– I policzek – stwierdził Matt, podnosząc jej twarz do góry. 

– Pośliznęłam się i straciłam oparcie. To cud, że nie spadłam do 

kanionu, tak mało wiem o wspinaczce. 

– A właściwie jak ty po tej linie schodziłaś? 

– Trzymałam się i przesuwałam ręce w dół. A niby jak? 

– Nie owinęłaś się nią w pasie? 

– Nie. A powinnam? 

– O Boże, kobieto – jęknął Matt, obejmując ją ramionami. – O, 

Boże – wymruczał, przytulając jej głowę do swojej piersi. 

– Następnym razem – powiedziała Adrienne – następnym razem 

wolałabym,  żebyś  reagował  na  odgłosy  świata,  kiedy  jesteś  w 

niebezpiecznej sytuacji. 

–  Adrienne,  czy  ty  naprawdę  sądzisz,  że  będzie  jakiś  następny 

raz?  –  spytał,  przytulając  policzek  do  jej  włosów.  –  Masz  zamiar 

popaść w nałóg ratowania mnie z opresji? 

background image

– Oczywiście, że nie – powiedziała czując, że serce bije jej coraz 

szybciej.  –  Mam  nadzieję,  że  nigdy  więcej  nie  będziesz  potrzebował 

mojej pomocy. To się robi po prostu śmieszne. 

– Pewnie. Ale wiesz, zastanawiam się, czemu ryzykowałaś życie 

dla faceta, który nie jest dla ciebie odpowiedni. 

–  Nigdy  nie  powinnam  była  tego  powiedzieć  –  wyznała  po 

chwili wahania.  

Zastanawiała się, czy Matt jej wybaczy. 

– Tak? 

–  Ja...  ja  nie  miałam  prawa  osądzać  cię  w  ten  sposób  po 

wszystkim, co dla mnie zrobiłeś.  A poza tym myślę, że się parę razy 

myliłam. 

–  Może  kilka  tak  –  przyznał  Matt,  biorąc  głęboki  oddech. 

Pochylił się i pocałował ją w policzek, tuż obok skaleczonego miejsca. 

–  Ale  teraz  to  nieważne.  Przyszłaś,  żeby  mnie  odnaleźć,  szalona 

kobieto.  –  Odchylił  jej  głowę  do  tyłu,  a jego  usta  musnęły  delikatnie 

jej policzek. 

– Nie mogłam cię tu zostawić samego. 

– Dobrze to wiedzieć. – Delikatnie pocałował kącik jej ust. 

– Bałam się, że... że ci się stało coś złego. 

–  Nic  mi  się  złego  nie  stało  –  powiedział,  obwodząc  czubkiem 

języka kontur jej ust – ale jeśli uda ci się na chwilę  zamilknąć, może 

mi się przytrafić coś bardzo dobrego. 

– Och, Matt – westchnęła. – Tak się cieszę, że żyjesz. 

– Ja też – zapewnił i zamknął jej usta swoimi. 

background image

Wtuliła  się  w  niego  z  czułą  uległością,  a  kiedy  ją  całował, 

wiedziała, że wszystkie okropne rzeczy, które mu powiedziała, zostały 

wybaczone.  Zaborcze  ruchy  jego  języka  świadczyły  o  tym,  że  wciąż 

jej pragnie, tak jak poprzedniej nocy w stajni. Radośnie odpowiedziała 

na  jego  pieszczoty,  mocniej  przyciskając  się  do  jego  smukłego, 

silnego  ciała.  Dłonie  Matta  błądziły  po  jej  plecach,  pieściły  biodra  i 

pośladki, potem prześlizgnęły się w górę, by dotknąć piersi. 

– Naprawdę zmieniłaś o mnie zdanie? – spytał. 

–  Tak.  –  Wyraz  jego  orzechowych  oczu  zaparł  jej  dech  w 

piersiach. 

– Adrienne, może nam być razem tak dobrze. 

– Teraz już wiem – odpowiedziała, patrząc mu w oczy. 

– Pragnę ciebie. Teraz. Tutaj. – Matt potarł kciukiem koniuszek 

jej piersi. – Ale nic nie mamy. Ani zacisznej stajni, ani koca, ani siana, 

zupełnie nic. 

– No i są węże – dodała Adrienne. 

– Węże? – Matt znieruchomiał. – Nie pomyślałem o tym. 

– Boisz się węży? – roześmiała się Adrienne. 

–  Powiedzmy,  że  nie  zachwyca  mnie  pomysł  zdjęcia  z  siebie 

ubrania, co jest niezbędne do tego, co mam na myśli, jeżeli miałbym 

się obawiać ukąszenia węża. 

–  Nie  będziemy  tu  siedzieć  wiecznie  –  stwierdziła  Adrienne, 

tuląc się do niego. 

–  Masz  rację.  Powinniśmy  wracać  na  górę.  Radio  nie  działa. 

Zabierzemy z samolotu portfele i ruszymy do domu. 

background image

– Nie jestem pewna, czy mi się to uda, Matt. Moje ręce... 

– Wciągnę cię na górę. Wdrapię się pierwszy, a potem zrzucę ci 

pętlę z liny. – Wziął w dłonie jej rękę i przyjrzał się jej uważnie. – Nie 

mogę cię więcej narażać na takie przeżycia. 

– Ale dużo się nauczyłam i jestem teraz odważniejsza. 

–  Nie,  wcale  nie  bardziej  –  oznajmił  Matt  z  uśmiechem.  – 

Zawsze byłaś odważna. Jesteś najodważniejszą kobietą, jaką znam. 

– Matt, ja... 

– Ciiicho. – Matt położył jej palec na ustach. – Słyszałaś? 

Adrienne  wytężyła  słuch  i  złowiła  słaby  warkot  silnika.  Stawał 

się coraz głośniejszy, nagle umilkł. Drzwi otworzyły się i zatrzasnęły 

z hukiem. Spojrzała na Matta. Zmarszczył czoło. 

– Hej, miejski chłopaczku! 

–  No,  ładnie  –  powiedział  cicho  Matt.  –  Jef  i  Curtis  nas  tu 

wytropili. Przytul się do ściany kanionu, może cię nie zauważą. 

–  Jesteś  pewien,  że  tu  nie  zejdą?  –  spytała  szeptem,  otwierając 

szeroko przerażone oczy. 

– Curtis jest w stanie to zrobić, żeby ciebie dopaść – odparł Matt 

i  dodał  szybko:  –  Ale  pewnie  się  nie  zdobędzie,  jest na  to  za tłusty  i 

zbyt leniwy. 

–  Muszą  być  wściekli  za  to,  że  ich  wysłałeś  na  drugi  koniec 

płaskowyżu. 

–  Na  pewno.  Myślałem,  że  zdążę  się  stąd  wydostać,  nim  się  w 

tym połapią, ale rano zaspałem. – Matt puścił do niej oko. – W stajni 

było mi naprawdę wygodnie. 

background image

Adrienne uśmiechnęła się i zachichotała cicho. 

– Hej, ty tam, w dole! 

–  Czego  chcesz,  Jef?  –  zawołał  Matt,  odsuwając  się  od 

Adrienne. 

– Po pierwsze, lepszych wskazówek – odkrzyknął Jef. 

– Przepraszam. 

– No pewnie. Powiedz mi, co tu robi rower Dorothy?  

Adrienne wcisnęła się w ścianę kanionu. 

–  Przywiozłem  go  ze  sobą  –  krzyknął  Matt  –  na  wszelki 

wypadek. Nie wiedziałem, czy uda mi się tu dojechać ciężarówką. 

–  Myślę,  że  kłamiesz.  Myślę,  że  masz  tam  ze  sobą  tę 

dziewuszkę. 

–  Chyba  sobie  żartujesz,  Jef.  Ją?  Masz  mnie  za  mięczaka,  ale 

ciekaw jestem, co byś powiedział, gdybyś ją lepiej poznał. Ona ma lęk 

wysokości. Nigdy w życiu nie zeszłaby po tej linie. 

Adrienne wstrzymała oddech. 

–  Taak,  chyba  masz  rację  –  przytaknął  Jef.  –  Curtis  myślał,  że 

mogła  tu  za  tobą  przyjechać,  ale  ja  mówiłem,  że  tego  nie  zrobi. 

Miejskie dziewuchy nie nadają się do tych rzeczy. 

– To prawda. – Matt uśmiechnął się krzywo do Adrienne. – Nie 

ma z nich wiele pożytku. 

Adrienne popatrzyła na niego gniewnie, a uśmiech Matta stał się 

jeszcze szerszy. 

– Są dobre tylko do jednego – ryknął Jef. – I o to właśnie chodzi 

Curtisowi. Gdzie ona jest? 

background image

– Zmyka do Tucson, gdzie jej miejsce – odkrzyknął Matt. – Jak 

tylko kable wyschły, zadzwoniła do kogoś, żeby po nią przyjechał. 

–  Aha.  No,  więc  jeśli  jesteś  tam  sam,  myślę,  że  możemy  cię 

zostawić. Och, byłbym zapomniał. 

Adrienne  zobaczyła,  jak  wyraz  twarzy  Matta  gwałtownie  się 

zmienia. 

– Ty sukinsynu! Zostaw linę w spokoju! – zawołał. 

–  Może  następnym  razem  nie  będziesz  się  bawił  w  kotka  i 

myszkę  z  Jefem  i  Curtisem  –  zabrzmiała  odpowiedź  i  lina  upadła  u 

stóp Matta. Byli w pułapce. 

Kiedy  dźwięk  silnika  umilkł  w  oddali,  Adrienne  zauważyła,  że 

słońce  niemal  całkiem  schowało  się  za  krawędzią  kanionu.  Powoli 

podeszła do Matta, który wciąż wpatrywał się w leżącą u stóp linę. 

– I co teraz? – spytała. 

–  Źle  dobierasz  słowa  –  odparł,  spoglądając  na  nią.  –  Ostatnio 

kiedy zadałaś to pytanie, zaczęło padać. 

– To nam chyba teraz nie grozi – odrzekła Adrienne, patrząc na 

niebo – ale o zmierzchu węże wypełzają z kryjówek. 

– Może usiądziemy w samolocie. 

– Czy to bezpieczne? On chyba może się znów zsunąć w dół. 

– Wiesz, nawet się nad tym nie zastanawiałem – przyznał Matt, 

patrząc  na  nią  z  niepokojem.  –  Masz  szczególny  talent  do 

przepowiadania nieszczęśliwych wypadków. 

– Chcesz mi powiedzieć, że siedziałeś sobie w kabinie Bóg wie 

jak długo, bawiąc się radiem, i nawet nie przyszło ci na myśl, że nagły 

background image

podmuch wiatru może cię strącić z tej półki? 

– Chyba tak właśnie było. 

–  Nie  mam  ochoty  siedzieć  w  samolocie  –  powiedziała 

Adrienne, przyglądając mu się podejrzliwie. 

– A ja nie chcę spędzić nocy w towarzystwie węży. 

– Nocy? Nie będziemy tu aż tak długo. Archie przyjedzie po nas, 

jeśli nie pokażemy się w domu przed zapadnięciem zmroku. 

–  A  niby  jak  się  tu  dostanie?  –  spytał  Matt.  –  Mamy  jego 

ciężarówkę. I rower jego żony. Chyba że dostał osła i... 

–  Nie  –  zaprzeczyła  Adrienne  ruchem  głowy.  –  Powiedział  mi, 

że osioł nie jest przyuczony do jazdy. 

– To może pójdziemy do samolotu? 

–  Nie  –  odmówiła  Adrienne,  przyjrzawszy  się  uważnie  pozycji 

samolotu.  Podwozie  znajdowało  się  zdecydowanie  zbyt  blisko  skraju 

urwiska. – I wolałabym, żebyś ty też tam nie siedział. 

– Dobrze – zgodził się Matt wzdychając. – Jesteś głodna? 

– Tak. Nie miałam nic w ustach od czasu przyjęcia u Beverly. 

– Na szczęście mamy kanapki i butelkę wody, którą zabrałem ze 

sobą  na  żądanie  Archiego.  Wezmę  je  z  samolotu  i  możemy  usiąść 

tutaj, plecami do skały. Będziemy widzieć, skąd nadpełzają węże. 

–  Jest  prawie  jesień,  może  już  wszystkie  śpią  –  powiedziała 

Adrienne, wzruszona, że Matt zgodził się siedzieć z nią tutaj, zamiast 

w samolocie, gdzie czuł się bezpieczniej. 

–  Miejmy  nadzieję  –  rzucił  w  jej  stronę,  wracając  z  wodą  i 

kanapkami. 

background image

Znaleźli  gładki  kawałek  skały  i  oparli  się  o  wciąż  ciepłe 

kamienie. 

–  Proszę.  –  Podał  jej  pajdę  chleba  z  masłem  orzechowym.  – 

Prosto z magla. 

–  Nie  obrażaj  kanapek,  dla  których  przyniesienia  ryzykowałam 

życie – powiedziała i ugryzła kanapkę. Smakowała wyśmienicie. 

–  Nie  przypominaj  mi  o  tym  –  uśmiechnął  się  Matt.  –  Prawdę 

mówiąc, w tym miejscu te kanapki to szczere złoto. 

–  Złoto!  –  Adrienne  spojrzała  na  niego.  –  O  mały  włos 

zapomniałabym o złocie Archiego! 

– Słucham? 

–  Pamiętasz,  Curtis  i  Jef  oskarżali  nas,  że  szukamy  złota 

Archiego.  To  złoto  istnieje,  ale  je  Dorothy  schowała,  kiedy  się 

pokłócili. I umarła, nim zdążyła mu zdradzić, gdzie ono jest. 

– Żartujesz. 

– Wcale nie. Archie mi to powiedział. 

– Jesteś pewna, że nie był pijany? 

–  Wyglądał  na  całkiem  trzeźwego.  Poza  tym  obiecał,  że  jeżeli 

pomożemy mu je znaleźć, da nam połowę. 

– Teraz już całkiem nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego? 

– Bo on... – Zauważyła, że coś pełznie za plecami Matta. – Nie 

ruszaj się – ostrzegła. – Po prostu się nie ruszaj. 

– To wąż, prawda? Wiem, że to wąż – wyjąkał Matt zduszonym 

głosem. 

– Tak, ale myślę, że sobie pójdzie, jeśli nie będziemy się ruszać. 

background image

– Czy jest blisko? 

– Jakieś dwa metry od ciebie. Nie, nie odwracaj się. 

–  Proszę,  powiedz  mi,  że  to  jest  zwykły  zaskroniec  –  błagał 

Matt, którego czoło pokrył kroplisty pot.  

Adrienne  przyjrzała  się  wężowi.  Był  długi  na  półtora  metra,  a 

jego ogon zakończony był kilkoma paskami i grzechotką. 

– Nie, to nie jest zaskroniec. 

– Takie już moje zezowate szczęście. Czy on na mnie patrzy? 

–  Nie.  Ale  wysuwa  język,  to  znaczy,  że  czuje  ciepło  twojego 

ciała. 

–  Cudownie.  Jak  możesz  być  taka  spokojna?  Jedno  ukąszenie  i 

możemy tu umrzeć, bez żadnej pomocy. 

–  Nie  zaatakuje,  jeśli  będziemy  ostrożni.  Idzie  dalej.  Nie  rób 

żadnych gwałtownych ruchów, żeby nie poczuł się zagrożony. 

– Świetnie. A co ze mną? To ja czuję się zagrożony. 

– No, już – odetchnęła Adrienne. – Teraz możesz się odwrócić. 

Jest tam, obok samolotu. 

–  Przecież  to  potwór!  –  wykrzyknął Matt na  widok  węża.  –  Co 

to za jeden? 

–  Grzechotnik.  Założę  się,  że  nigdy  w  życiu  nie  spotkałeś 

grzechotnika na wolności. 

– A ty za to widywałaś je na pęczki, co? 

–  Kiedy  się  jeździ  konno,  spotyka  się  węże.  Oczywiście,  nie 

zawsze są to grzechotniki. Widzisz? Poszedł sobie – powiedziała, gdy 

wąż zsunął się w dół zbocza poniżej samolotu. 

background image

– Jesteś pewna, że nie wolałabyś usiąść w środku? – spytał Matt. 

– Chyba wolę zostać tutaj. A teraz powiedz mi szczerze, czy to 

było aż tak straszne? 

– Tak. 

–  Nigdy  nie  przypuszczałam,  że  dożyję  dnia,  kiedy  twoja 

pewność siebie zniknie. – Adrienne uśmiechnęła się do Matta. 

–  Nigdy  nie  przypuszczałem,  że  dożyję  dnia,  kiedy  rozluźnisz 

się  i  uspokoisz  na  tyle,  żeby  pozwolić  mi  kochać  się  z  sobą  – 

odparował Matt, wpatrując się w nią uważnie.  

Adrienne spojrzała mu w oczy i już nie mogła od nich oderwać 

wzroku. 

–  To  niemożliwe  –  oświadczył,  podnosząc  się  na  kolana  i 

pociągnął ją za sobą. – Być może będziemy zmuszeni spędzić tu całą 

noc,  a  ja  skłamałbym,  gdybym  powiedział,  że  uda  mi  się  doczekać 

poranka  nie  biorąc  ciebie  w  ramiona.  Chcę  wycałować  z  ciebie  całą 

słodycz. Nie dotrwam do rana, nie kochając się z tobą. 

– A węże? – wyszeptała Adrienne. 

–  Do  diabła  z  wężami  –  odparł,  uśmiechając  się  krzywo.  Objął 

dłońmi jej pośladki i przycisnął ją do swych bioder. – Cała naprzód. 

background image

ROZDZIAŁ 10 

 

Pokusa  pocałunków  o  smaku  masła  z  orzeszków  ziemnych 

Odegnała od Matta wszystkie myśli o wężach. Zamknął oczy i poddał 

się dotykowi jej delikatnych ust, które rozchyliły się leciutko, ramion, 

które go oplotły, jej ciała, wtapiającego się  w jego ciało. Jej uległość 

podniecała  go,  ale  to,  co  czuł,  było  o  wiele  silniejsze  niż  samo  tylko 

pożądanie.  Jest  dla  niej  tak  ważny,  że  ryzykowała  życie,  żeby  ocalić 

go przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem. 

Jego  palce  drżały,  gdy  próbował  rozpiąć  guziczki  jej  bluzki. 

Szczupła dłoń Adrienne nakryła jego niezdarną rękę. 

– Pozwól – wyszeptała z ustami przy jego ustach.  

Odchyliła  się  i,  patrząc  mu  głęboko  w  oczy,  rozpięła  guziki. 

Zdjęła bluzkę, potem koszulkę i rzuciła je na ziemię. 

Niemal  przestał  oddychać.  Wtedy,  w  stajni,  był  zbyt  przejęty, 

żeby dokładnie jej się przyjrzeć. Dotyk wiele mu powiedział, ale teraz 

na  widok  jej  dumnych,  jędrnych  piersi  przysiągł  sobie,  że  nigdy 

więcej  nie  będzie  się  tak  śpieszył.  Jej  wzrok  zapraszał  go  do 

pieszczoty, ale Matt powstrzymał się jeszcze przez chwilę. 

– Jesteś przepiękna – wyznał. 

Sięgnęła po jego dłonie i oparła je na swoich piersiach. 

– Chcę, żebyś się ze mną kochał – wymruczała cicho. 

– Wiem. To jest właśnie najwspanialsze.  

Spojrzała  mu  w  oczy  i  rozchyliła  usta.  Matt  czekał, 

background image

zastanawiając się, czy Adrienne odważy się powiedzieć na głos to, co 

czyta  w  jej  oczach.  Zamiast tego  zamknęła  tylko  powieki  i  odchyliła 

głowę  do  tyłu,  a  Matt  delikatnie  objął  dłońmi  jej  piersi  i  potarł  sutki 

kciukiem.  Powoli  stwardniały,  jak  mocno  zamknięte  pączki  kwiatu 

pożądania. 

Pochylił  się,  by  posmakować  jej  skóry,  najpierw  delikatnie 

badając  językiem.  Oddech  Adrienne  stał  się  szybszy.  Wtedy  Matt 

powoli  objął  ustami  szczyt  piersi  i  jęknął,  rozkoszując  się  słodyczą 

ciepłej,  pachnącej  skóry.  Adrienne  wplątała  palce  w  jego  włosy  i 

przyciągnęła go bliżej siebie. Matt pieścił zachłannie piersi czując, jak 

bicie serca przyśpiesza nagle pod naciskiem jego dłoni. 

Podtrzymał ją ramieniem, a Adrienne wygięła się w łuk, gestem 

poddania,  który  wzbudził  pożar  w  jego  sercu.  Żarłocznie  pieścił  jej 

piersi,  ssąc  je  i  pocierając, aż  stały  się  różowe  i  gorące.  Podniecał  ją 

do utraty tchu, a jego  własne pożądanie rosło mocniej i gwałtowniej, 

niż kiedykolwiek przedtem. 

– Proszę – wyszeptała. 

Sięgnął  ręką  do  metalowego  guzika  przy  jej  dżinsach.  Potem 

zawahał się. Nie, nie tutaj, nie na ziemi. Lepiej będzie, jeśli staną przy 

ścianie kanionu. Czuł, że zaraz oszaleje, wyobrażając sobie, jak w nią 

wchodzi,  kryje  się  w  jej  miękkim ciele,  raduje  się  jej  miłością, która 

popychała ich do tego szalonego zespolenia. 

– Tam – powiedział Matt, unosząc ją za łokcie i z trudem stając 

na drżących nogach. – Tam – powtórzył, kierując ją w stronę skały.  

W  półmroku  znalazł  miejsce,  o  jakie  mu  chodziło:  nagrzany 

background image

słońcem,  gładki  fragment  ciemnobrązowej  skały,  która  na  pewno  nie 

zrani  delikatnej  skóry  Adrienne.  Całując  jej  usta,  oczy,  szyję, 

poprowadził ją w upatrzone miejsce. Drugą ręką rozpiął jej spodnie i 

rozsunął suwak. 

Dłoń,  którą  wsunął  pod  jej  majteczki,  napotkała  słodką  wilgoć, 

dowód  tego,  jak  bardzo  Adrienne  go  pragnie.  Pocałował  ją  mocno, 

głęboko,  wzmagając  jej  pożądanie  rytmiczną  pieszczotą.  Matt  i 

Adrienne  zdawali  się  stanowić  jedno  z  odgłosami  nocy  –  świerszcze 

cykały  w  rytmie  jego  pieszczoty,  szelest  skrzydeł  nietoperzy  był  jak 

echo jej westchnień, ryk osła...  

Matt  znieruchomiał  i  podniósł  głowę,  żeby  lepiej  słyszeć.  Ryk 

osła? 

– Co to za hałas? – spytała Adrienne. 

–  Nic  ważnego  –  szepnął  Matt,  pewny,  że  się  przesłyszał.  Nie 

mógł czekać ani chwili dłużej, tak bardzo pragnął doznać rozkoszy. – 

Adrienne, potrzebuję cię. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. – Matt 

rozpiął guzik u swoich spodni.  

Dziwny odgłos rozległ się ponownie. 

– Matt, to był ryk jakiegoś zwierzęcia. Brzmi jak głos osła. 

–  To  musi  być  złudzenie  –  powiedział  Matt,  szamocząc  się 

rozpaczliwie z rozporkiem. – Adrienne... 

– Matt, ktoś tam śpiewa. 

Matt zdobył się na nieludzki wysiłek i wsłuchał się w noc. Ciszę 

zakłócił czyjś śpiew i ryk osła. Wzdychając poddał się i oparł czoło o 

głowę Adrienne. 

background image

– Tę melodię już gdzieś słyszałem. 

– W nieco odmiennych warunkach. 

– Można to i tak ująć. 

–  Przyjechał,  żeby  nas  zabrać  do  domu,  Matt  –  powiedziała 

Adrienne. Po chwili roześmiała się. 

–  Ma  dobre  serce,  ale  kiepskie  wyczucie  –  westchnął  Matt, 

któremu wcale nie było do śmiechu. 

Dorothy  Trzecia  protestowała  głośno,  a  jej  ryk  brzmiał  tak, 

jakby ktoś lał wodę za pomocą zardzewiałej pompy. 

–  Może...  może  lepiej  się  ubierzmy  –  zaproponowała  Adrienne 

łagodnie, wyjmując jego rękę ze swoich majteczek.  

Matt  odwrócił  się  do  skały  i  ciężko  westchnął.  Archie  właśnie 

zatrzasnął mu przed nosem drzwi do raju. Ryk osła rozległ się znowu. 

– Dobrze. – Matt niechętnie pochylił się i podniósł jej koszulkę. 

– Masz ten swój jedwabny frymuśny fatałaszek. 

– Wiesz, w końcu nie opowiedziałam ci do końca tej historii ze 

złotem – przypomniała Adrienne ubierając się. 

–  Kogo  obchodzą  nudziarskie  historie  o  złocie,  skoro  jest  tyle 

znacznie przyjemniejszych i ciekawszych rzeczy do roboty? Poza tym 

wcale nie wierzę, że to złoto w ogóle istnieje. 

–  A  ja  wierzę  –  odparła  Adrienne.  –  Archie  pokazał  mi,  co 

napisała Dorothy, żeby dać mu wskazówkę, gdzie szukać kryjówki. 

– Naprawdę? 

– Tak. Brzmi to tak: 

Łabędziątko jest brzydkie w oczach wszystkich, prócz matki. Ona 

background image

jedna  widzi  w  nim  to,  co  najpiękniejsze:  wierne  serce  i  miłość  do 

ludzi. 

– Łabędziątko? Tu w pobliżu nie ma nawet kurcząt, a co dopiero 

łabędzi. 

– Nie wiem, co to znaczy, ale Archie chce tę zagadkę rozwiązać, 

i to nie tylko po to, żeby znaleźć złoto. 

– Bo nie chce, żeby Dorothy miała ostatnie słowo? 

– Pewnie chodzi mu również o to, ale zagadka to coś w rodzaju 

przesłania zza grobu. Archie chce wiedzieć, co chciała mu przekazać 

Dorothy. 

– Teraz mnie naprawdę zaintrygowałaś. 

– To dobrze, może po drodze do domu będziemy mogli... 

–  Hej  sokole,  co  tam  robisz  w  dole!  –  zawołał  Archie, 

oświetlając  lampą  naftową  skraj  kanionu.  –  Właśnie  udało  mi  się 

ułożyć wierszyk. Sokole, co robisz w tym dole. Niezłe, nie? 

– No, świetnie, znów jest pijany – powiedział Matt cicho. – Hej, 

Archie – zawołał. – Nie podchodź zbyt blisko krawędzi! 

–  To  ty,  Matt?  –  Nad  skrajem  przepaści  zamajaczyła  głowa 

Archiego, podświetlona blaskiem lampy. 

– To ja. I Adrienne. A teraz odsuń się stamtąd, zanim do nas tu 

dołączysz. 

–  Spokojnie,  nie  spadnę  –  krzyknął  Archie,  a  osioł  znów 

rozpaczliwie  zaryczał.  –  Zamknij  się,  Dorothy  –  zażądał  stanowczo 

Archie.  –  Słyszałeś,  Matt?  Zupełnie  jak  moja  przemądrzała  żona, 

zawsze ma coś do powiedzenia. Zrzuciła mnie trzy razy. Na szczęście 

background image

łyknąłem  sobie  trochę  whisky  i  nie  bolało  za  bardzo.  Matt,  robi  się 

strasznie ciemno. Może byście stamtąd wyleźli? 

– Jef i Curtis odcięli linę. Jesteśmy bez wyjścia. 

–  A  to  skunksy.  Chcecie,  spuszczę  wam  na  linie  butelkę,  na 

pewno przyda wam się łyk czegoś mocniejszego. 

– A masz linę? 

– Pewnie. Obwiążę nią szyjkę i... 

– Nie potrzebujemy butelki, tylko liny. Możesz ją przywiązać do 

drzewa i rzucić nam koniec? 

– Jasne. 

–  A  co  będzie,  jeśli  ją  źle  przywiąże?  Przecież  jest  na  rauszu  – 

spytała po cichu Adrienne. 

–  Musimy  zaryzykować.  Archie  też  jest  w  niebezpieczeństwie. 

To  cud,  że  w  ogóle  tu  dotarł  na  tym  nie  ujeżdżonym  ośle,  ale  nie 

sądzę, żeby udało mu się wrócić do domu cało i zdrowo. 

– Pewnie masz rację – westchnęła zrezygnowana Adrienne. 

–  Ja  pójdę  pierwszy.  –  Matt  podszedł  do  samolotu.  –  Potem 

wciągniemy cię na górę. Możesz przy okazji zabrać mój portfel. 

– Matt, nie podoba mi się to. Martwię się o Archiego, ale ponad 

wszystko boję się o ciebie. 

– Nic mi się nie stanie – zapewnił Matt, przyciągając ją do siebie 

i  całując.  –  Zostało  mi  parę  ważnych  rzeczy  do  zrobienia  na  tym 

świecie,  a  najważniejsza  z  nich  to  wreszcie,  bez  żadnych  przeszkód, 

kochać się z tobą przez całą cudowną noc. 

– Rzucam linę! – zawołał Archie. 

background image

–  Dobrze  ją  przywiązałeś?  –  spytał  Matt,  pociągając  za  wolny 

koniec. 

– Jasne – brzmiała odpowiedź.  

Matt obwiązał się liną w pasie. 

– To właśnie miałaś zrobić, zanim zaczęłaś schodzić. Wciąż nie 

mogę uwierzyć, że zeszłaś na dół bez żadnej asekuracji. 

– To było bardzo głupie. 

–  Bardzo  odważne.  Kiedy  dotrę  na  górę,  zwiążę  na  tym  końcu 

dwie pętle. Włożysz w nie nogi i wyciągniemy cię na górę. 

–  To  mi  się  wcale  nie  podoba,  Matt  –  powtórzyła  Adrienne, 

spoglądając w górę, gdzie Archie przycupnął obok drzewa. 

–  Mówiłem  ci  już,  mam  niezwykle  silną  motywację,  żeby 

przeżyć  –  powiedział  Matt,  jeszcze  raz  pociągając  za  linę.  –  A  teraz 

się odsuń. 

– Dlaczego mam się odsunąć, skoro nie zamierzasz spadać? 

–  Zadajesz  za  dużo  pytań,  panno  Burnham  –  zauważył,  patrząc 

na nią z ukosa. – A teraz odejdź na bok, dobrze? 

Adrienne  odeszła  kilka  kroków  czując,  że  serce  wali  jej  w 

piersiach.  Matt  nie  był  pewien,  czy  lina  go  utrzyma,  ale  pomimo  to 

postanowił się po niej wspinać. 

Wstrzymała  oddech  i  przyglądała  się,  jak  Matt  chwyta  mocno 

linę  i  opiera  nogę  na  skale.  Potem  odepchnął  się  od  ziemi  i  zaczął 

wspinać w górę, krok po kroku, aż stał się ciemną, niknącą sylwetką. 

Adrienne  niemal  przestała  oddychać  patrząc,  jak  Matt  pnie  się  do 

góry. 

background image

Kocham  go,  pomyślała,  wytężając  wzrok.  Kocham  tego 

mężczyznę.  Proszę,  niech  będzie  bezpieczny.  Kiedy  ujrzała,  że  Matt 

chwyta za korzeń drzewa, podciągając się na skraj przepaści, poczuła, 

że po policzkach spływają jej łzy ulgi. 

– Adrienne! – zawołał, odwracając się w stronę kanionu. – Jesteś 

gotowa? 

–  Pewnie,  że  tak  –  odparła,  czując,  że  wzruszenie  dławi  ją  w 

gardle. – Na wszystko. 

Usłyszała  jego  ciepły,  głęboki  śmiech,  który  rozległ  się  echem 

po całym kanionie. Tak bardzo go kocha. 

Podróż w górę była znacznie łatwiejsza niż zejście w dół. Mimo 

to Adrienne czuła ściskanie w żołądku na samą myśl o tym, że wisi w 

powietrzu.  Matt  przywiązał  linę  do  osi  ciężarówki  i  kazał  Archiemu 

powoli  oddalać  się  od  krawędzi,  ale  sam  stanął  na  skraju  i  uważnie 

obserwował  linę, w razie  gdyby  Archiemu przypadkiem pomyliły się 

pedały.  Kiedy  Adrienne  dotarła  w  końcu  na  górę,  Matt  chwycił  ją  w 

ramiona i bardzo mocno przytulił. 

–  Zdawało  mi  się,  że  mówiłeś,  że  się  nie boisz?  –  wymruczała, 

przytulając  policzek  do  jego  piersi,  żeby  słyszeć  mocne  uderzenia 

serca. 

– Myślisz, że bym się przyznał? – spytał, całując jej włosy. 

– A więc bałeś się. 

– Okropnie. 

– Teraz mi to dopiero mówisz. 

– Teraz powiem ci wiele, wiele różnych rzeczy, Adrienne... 

background image

–  Nieźle  poszło  –  przyznał  Archie,  podchodząc  ku  nim  na 

niepewnych nogach i spluwając z rozmachem. – Chcecie łyka? 

–  Nie,  dzięki – powiedział  Matt. –  Lepiej... – nagle  przerwał.  – 

Archie, czy zaciągnąłeś hamulec ręczny? 

– Dlaczego? 

–  Ciężarówka  stacza  się  w  stronę  kanionu!  –  zawołał  Matt, 

pędząc ku niej co sił w nogach. 

Adrienne  stała  jak  sparaliżowana.  Z  rozpaczliwą  jasnością 

zrozumiała,  co  się  stanie,  jeżeli  Matt  nie  zdąży  zatrzymać  pojazdu. 

Ciężarówka spadnie do przepaści, a ona, Adrienne, wciąż przywiązana 

liną  do  jej  osi,  też  poleci  w  dół.  Ciężarówka  toczyła  się  powoli. 

Adrienne  czekała  w  napięciu.  Matt  wskoczył  do  szoferki.  Samochód 

przejechał jeszcze kilka metrów i zatrzymał się gwałtownie, kołysząc 

się na boki. Matt wysiadł i podszedł do niej powoli, jak w transie. 

– Dzięki. Gdyby ci się nie udało, ściągnęłaby mnie do przepaści. 

– Może zdjęłabyś już tę linę – powiedział Matt, blady jak ściana. 

– Dobry pomysł. – Adrienne zaczęła rozsupływać węzeł. 

–  Było  groźnie  –  przyznał  Archie,  tak  samo  roztrzęsiony  jak  i 

oni oboje. – Bardzo przepraszam. 

–  Lepiej  jedźmy  już  wreszcie  do  domu  –  uciął  Matt, 

przeczesując  dłonią  włosy.  –  Przywiążemy  Dorothy  do  zderzaka  i 

wrzucimy  rower  na  tył  ciężarówki  –  powiedział  i,  spoglądając  na 

Archiego, dodał: – Ja poprowadzę. 

– Jasne. – Archie przytaknął. 

–  Naprawdę  mi  przykro,  że  zapomniałem  o  tym  hamulcu  – 

background image

powiedział,  kiedy  wyruszyli  nareszcie  w  drogę  do  domu.  –  Nie 

mógłbym spojrzeć w oczy Dorothy, gdybyś... 

– Ale jesteśmy wszyscy cali i zdrowi – przerwał mu Matt. Z tyłu 

osioł zaryczał głośno. – Nawet Dorothy Trzecia. 

Adrienne  położyła  dłoń  na  kolanie  Matta.  Musiała  go  dotknąć, 

upewnić się, że jest obok niej. Sięgnął ręką i poprowadził jej dłoń na 

wysokość swojego biodra. Zaczerwieniła się, ale nie cofnęła ręki. 

– Co to za zagadka o łabędziach, Archie? – spytał Matt. 

– Pojęcia nie mam, o co chodzi. Nie ma tu żadnych łabędzi. Tu 

jest pustkowie. 

– Obrazki, zdjęcia łabędzi? – zasugerowała Adrienne. 

–  Nie  ma,  nawet  w  książkach.  Patrzyłem.  –  Archie  potrząsnął 

głową. –  Zresztą żeby schować złoto  w książkach, musiałaby  wyciąć 

wszystkie kartki z któregoś z tych grubych tomów. Nie zrobiłaby tego. 

Dorothy kochała książki. 

– To musi być masa złota! – Matt zagwizdał z podziwem. 

– Daję wam połowę. To znaczy, jeśli uda wam się je znaleźć. 

–  Nie  moglibyśmy  tego  przyjąć  –  odparł  Matt,  potrząsając 

głową. – Ciężko pracowałeś, żeby je zdobyć. 

–  To  nie  ma  znaczenia  –  powiedział  Archie.  –  Nie  potrzebuję 

złota,  chociaż  muszę  go  trochę  zatrzymać,  na  wypadek  gdybym 

zachorował.  –  Popatrzył  przez  okno.  –  Oddałbym  je  całe,  gdyby 

mogło uratować życie Dorothy. Ale  ona po prostu umarła, nagle, bez 

ostrzeżenia. Nie było czasu. Nawet złoto nic by tu nie pomogło. 

– Miała chore serce – przypomniała Adrienne. 

background image

–  Zawsze  to  mówiła.  Nie  chciała  nawet  poddać  się  operacji.  W 

każdym razie chcę, żebyście wzięli sobie to diabelne złoto – dodał. – 

Dorothy by sobie tego życzyła. 

– Zobaczymy – orzekł Matt, ściskając dłoń Adrienne. – Na razie 

jeszcze go nie znaleźliśmy. 

–  Myślę,  że  zagadka  może  mieć  coś  wspólnego  z  książkami  – 

powiedziała  Adrienne.  –  Kojarzy  mi  się  z  bajką  Andersena.  Czy 

Dorothy miała książkę z bajkami? 

–  Możliwe  –  przyznał  Archie  –  ale  przeszukałem  całą 

biblioteczkę. Nie ma tam złota. 

– A może to taka gra? Może w książkach jest wskazówka, którą 

trzeba znaleźć, żeby wiedzieć, gdzie jest kryjówka? 

–  To  by  było  nawet  podobne  do  mojej  przemądrzałej  żony  – 

powiedział Archie. – Nigdy mi nie ułatwiała życia. 

–  Jak  tylko  wrócimy,  poszukam  książki  z  bajkami  – 

zdecydowała Adrienne. – Znajdziemy to złoto, ani się obejrzysz. 

–  Miejmy  nadzieję  –  powiedział  cicho  Matt,  przyciskając  jej 

dłoń  do  swojego  biodra.  Adrienne  w  duchu  przyznała  mu  rację. 

Poszukiwanie  złota  było  niewątpliwie  bardzo  ekscytujące,  ale  nie 

mniej ciekawa była perspektywa spędzenia tej nocy razem. 

Po powrocie do domu Archie zajął się Dorothy Trzecią, zapędził 

ją do stajni i dał jej owsa. 

– Chodź, pomożesz mi znaleźć książkę z bajkami – powiedziała 

Adrienne,  biorąc  Matta  za  rękę  i  prowadząc  go  do  środka.  Dziś 

wieczorem  lampy  rozświetlały  wnętrze,  zmieniając  dom  w  przytulne 

background image

schronienie. 

– Nie chciałbym spędzić całej nocy na poszukiwaniu czegoś, co 

być może nie istnieje – stwierdził Matt. – Wolałbym raczej pożyczyć 

ciężarówkę i poszukać miejsca, w którym moglibyśmy przenocować. 

– Powiedzmy, że poszukamy przez jakąś godzinkę. 

–  To  bardzo  długo  –  odparł  Matt,  uśmiechając  się  do  niej.  – 

Możesz aż tyle czekać? 

–  Spójrz  na  to  z  innej  strony:  jeśli  znajdziemy  złoto,  będziesz 

miał za co wyciągnąć samolot z przepaści i go naprawić. 

– A ty? Archie zamierzał dać złoto nam, a nie tylko mnie. 

– To w pewnym sensie również moja wina, że samolot jest teraz 

tam, gdzie jest. 

– Gdybym miał ubezpieczenie, nie potrzebowałbym złota. 

–  Mimo  wszystko  jeżeli  je  znajdziemy,  zrzekam  się  swojej 

części  na  rzecz  kosztów  naprawy  samolotu.  Tyle  przynajmniej  mogę 

zrobić  –  oświadczyła  Adrienne,  zastanawiając  się,  co  sprawiło,  że 

Matt porzucił swoją beztroską pozę. 

–  Zobaczymy  –  orzekł  Matt.  –  Ja  zacznę  z  tego  końca,  a  ty 

zajmij się drugą stroną. 

– Dobrze. – Adrienne przesunęła palcem po grzbietach książek. 

Były  ustawione  zgodnie  z  tematyką.  Po  swojej  stronie  znalazła 

głównie książki historyczne, przyrodnicze i kucharskie. 

–  To  może  być  to  –  powiedział  Matt,  podając  jej  otwartą 

książkę, w której tkwiła nagryzmolona na karteczce notatka. 

–  Brzydkie  kaczątko  –  przeczytała  Adrienne,  spoglądając  na 

background image

okładkę.  –  No  pewnie,  jest  tu  też  nowa  zagadka.  Posłuchaj  – 

powiedziała, biorąc karteczkę do ręki: – Wymowny posłaniec i zdolny 

mim, miłość aż po kraniec, na czas zdążysz z nim. 

– Może chodzi o inną książkę? Książki są posłańcami. 

– Tak, ale nie sądzę, żeby Dorothy aż tak się powtarzała. 

– Zaczynasz ją całkiem nieźle poznawać, prawda? – uśmiechnął 

się Matt. 

– Archie mówił, że jestem do niej bardzo podobna – przyznała. – 

Tak naprawdę jedną z przyczyn, dla których chce się z nami podzielić 

złotem jest to, że stosunki między nami dwojgiem układają się bardzo 

podobnie  do  jego  życia  z  Dorothy.  W  pewien  sposób  dzięki  nam 

przeżywa na nowo swoją miłość do Dorothy. 

–  No,  mój  detektywie,  może  rozwiążemy  tę  zagadkę  do  końca. 

Jeśli nie książka jest posłańcem, to co? 

–  Posłaniec  coś  nam  mówi.  A  mim  daje  wskazówki... –  Powoli 

rozejrzała  się  po  pokoju.  –  Na  czas  zdążysz  z  nim...  Zaraz,  zaraz! 

Chodzi o ten szkaradny zegar! Założę się, że tak. 

– Dlaczego akurat zegar? 

– Bo jest zawsze na czas. Poza tym ten zegar to prezent ślubny 

Archiego  dla  Dorothy,  wymowny  posłaniec  jego  miłości.  Powiedział 

mi,  że  nie  cierpiała  tego  zegara,  ale  nigdy  nie  chciała  go  zdjąć  ze 

ściany.  To  symbol  ich  wzajemnej  miłości.  Wszystko  się  zgadza!  – 

wykrzyknęła  Adrienne  tryumfalnie.  –  Pierwsza  zagadka  mówiła  o 

docenianiu brzydkiego kaczątka, którym na pewno jest Archie. Druga 

mówi  o  tym,  że  pomimo  całej  swej  brzydoty  ten  zegar  wyraża  jego 

background image

miłość do niej, – Rzeczywiście jest szpetny – przyznał Matt. 

–  Teraz  rozumiesz?  Dorothy  nauczyła  się  go  coraz  bardziej 

kochać  i  nie  przeszkadzało  jej,  że  prezent  jest  brzydki,  bo  w  oczach 

Archiego  był  piękny  i  dlatego  go  dla  niej  kupił.  Tymi  zagadkami 

starała się mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, i że wie, jak silne jest 

jego uczucie. 

– Jeżeli twoje rozumowanie jest słuszne, w zegarze powinna być 

jeszcze jedna karteczka. 

– Daj krzesło – rozkazała Adrienne. – Sprawdzimy.  

Matt przyniósł z kuchni krzesło i właśnie wyciągał rękę w stronę 

zegara, kiedy do domu wszedł Archie. 

–  Złaź!  –  zawołał  gniewnie.  – Co  tam  majstrujesz  przy  zegarze 

Dorothy?! Nikt oprócz mnie go nie dotyka. 

– Znaleźliśmy następną wskazówkę – powiedział Matt, z trudem 

ratując  się  przed  upadkiem.  –  Adrienne  uważa,  że  trop  prowadzi  do 

zegara. 

– Akurat. Dorothy nienawidziła tego szkaradzieństwa. 

–  To  nieprawda  –  zaprzeczyła  Adrienne,  podchodząc  do 

Archiego i kładąc mu dłoń na ramieniu. – Posłuchaj tej nowej zagadki. 

–  I tak nic z tego nie rozumiem – odrzekł po chwili. – Dorothy 

wszystko komplikowała, żebym już się w niczym nie mógł połapać. 

– Była bardzo wykształcona – przyznała Adrienne. – No i lubiła 

się z tobą drażnić, prawda? 

– Jasne, że tak! Przemądrzała baba. 

– Ale ona kochała wszystko to, o co się z tobą kłóciła. Kochała 

background image

ten zegar. Nazywa go posłańcem twojej miłości. 

– Skąd wyciągnęliście tę kartkę? – spytał Archie. 

– Była w książce z bajkami, w Brzydkim kaczątku. 

–  No  pewnie!  Widziałem  ją,  ale  myślałem,  że  to  znowu  jakiś 

przepisany wiersz. 

– Dorothy napisała ją dla ciebie, Archie. 

Archie  przez  chwilę  wpatrywał  się  w  kartkę  papieru,  potem 

odwrócił  głowę  i  otarł  oczy  rękawem.  Wreszcie  wszedł  na  krzesło, 

zdjął zegar ze ściany i przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. 

– Myślisz, że ona go lubiła? – spytał z niedowierzaniem. 

– Jestem tego pewna. 

– Nie do wiary – powiedział. – Nie do wiary. 

– Obejrzyj go dokładnie – zachęciła Adrienne. 

–  Nic  tam  nie  ma  –  stwierdził  Archie,  odwracając  zegar  w 

rękach. 

– Jesteś pewny? – Adrienne poczuła, że nadzieja ją opuszcza. 

– Tak. Zaraz, zaraz... Tu wystaje rożek jakiejś kartki. Tyle razy 

nastawiałem  ten  diabelny  zegar,  a  nigdy  tego  nie  zauważyłem.  – 

Archie  wyciągnął  kartkę,  rozłożył  ją  i  przeczytał  po  cichu.  Potem 

ostrożnie odwiesił zegar na miejsce i zszedł z krzesła. 

– No i? – spytał Matt. 

– Teraz już wiem – powiedział Archie przytłumionym głosem. – 

Miałaś  rację  –  dodał,  zwracając  się  do  Adrienne.  –  Teraz  wiem  już, 

gdzie Dorothy schowała to złoto. 

background image

ROZDZIAŁ 11 

 

Archie  podał  Adrienne  kartkę  wyjętą  z  zegara  i  wyszedł  bez 

słowa. 

– Co tam jest napisane? – spytał Matt.  

Adrienne przeczytała głośno zagadkę: 

Imieniem niektórych  kobiet nazywają  statki,  innych  dzieci  niosą 

chwałę  przez  wieki.  Z  osła  śmieją  się,  że  to  hołd  zbyt  mały,  ale  od 

ciebie, moja miłości, był to największy dar świata. 

Matt  i  Adrienne  popatrzyli  na  siebie  i  bez  słowa  pobiegli  do 

stajni. Drzwi były otwarte, a ze środka dobiegały rozpaczliwe protesty 

Dorothy  Trzeciej.  Archie  wrzeszczał  na  nią,  żądając,  żeby  zamknęła 

się raz na zawsze. 

Osioł stał przywiązany do belki, z dala od korytka z owsem.  W 

boksie siano i słoma fruwały aż pod sufit. 

–  Powinienem  był  wiedzieć,  że  wsadzi  je  w  takie  właśnie 

miejsce  –  mamrotał  Archie  pod  nosem.  –  Powinienem  był  się  tego 

spodziewać. Przemądrzała baba.  

Adrienne podeszła do osiołka i poklepała go po szyi. 

–  Cicho,  spokojnie  –  powiedziała  miękkim  tonem.  –  Będziesz 

miał  mnóstwo  owsa,  jak  tylko  Archie  z  tym  skończy.  Nie  ma  się  co 

tak awanturować. 

–  To  zadziwiające  –  oświadczył  Matt,  opierając  się  o  ścianę 

boksu.  –  Do  tej  pory  nie  mogłem  sobie  tego  wyobrazić,  jak 

background image

wyglądałaś,  kiedy  byłaś  zwykłą,  wychowaną  na  wsi  dziewczyną  i 

zapalonym dżokejem. Ten obrazek pomaga mojej wyobraźni. 

– I jak? 

– Wyglądasz pięknie. No i odwołuję wszystkie paskudne rzeczy, 

które  powiedziałem  o  twojej  Granny.  Jestem  pewien,  że  kochałaś  ją 

nie mniej niż innych członków rodziny. 

–  Dziękuję  –  powiedziała  Adrienne,  głaszcząc  uszy  Dorothy 

Trzeciej. – Nie pomożesz Archiemu w demolowaniu stajni? 

– Wolę przyglądać się tobie. 

Adrienne poczuła niepokój w sercu. Jeżeli Archie dokopie się do 

złota,  będą  mogli  wkrótce  wyjechać.  Rzucą  się  wreszcie  sobie  w 

objęcia. Niedługo... 

– Matt, podaj mi, proszę, dłuto – zawołał Archie. 

– Skąd wiesz, którą deskę wyłamać? – spytał Matt. 

– Ta cholerna kobieta przynajmniej jedno zrobiła tak, jak trzeba. 

Postawiła tu maleńki krzyżyk. 

– To prawdziwe poszukiwanie skarbów! – roześmiał się Matt. 

– Tak – zgodził się Archie, podważając deskę. – To zupełnie w 

stylu Dorothy. Ona uwielbiała zagadki. I krzyżówki. Cała ona. 

– Pomóc ci? 

– Uprzejmie dziękuję, skoro wy odwaliliście pracę umysłową, ja 

mogę chociaż sam to odkopać. W tym przynajmniej jestem dobry. 

–  Jesteś  dobry  w  wielu  rzeczach,  Archie  –  powiedziała 

Adrienne, podchodząc bliżej. – Utrzymujesz cały dom we wspaniałym 

stanie od kiedy... od kiedy Dorothy odeszła. 

background image

–  Wcale  nie  odeszła.  Wiem,  gdzie  jest  –  odparł  Archie, 

napierając  na  dłuto.  Nacisnął  jeszcze  raz  i  deska  ustąpiła  z  głośnym 

trzaskiem. Zajrzał do środka. – Taaak – powiedział i roześmiał się. – 

To  na  pewno  tu.  Co  za  przemądrzała  baba.  –  Wyjął  spod  podłogi 

kawałek papieru, przeczytał go i podał Adrienne. 

Adrienne  trzymała  karteczkę  tak,  by  Matt  mógł  także  odczytać 

słowa Dorothy: 

Twoje  ziemskie  skarby  są  schowane  tu,  pod  podłogą,  ale  my 

nigdy  więcej  nie  powinniśmy  ukrywać  przed  sobą  naszej  miłości. 

Jesteś moim światem. Nie kłóćmy się więcej. Całuję Dorothy. 

Archie pochylił głowę, wpatrując się tępo w podłogę. 

– Ona naprawdę cię kochała – stwierdziła Adrienne. 

– Te zagadki o tym właśnie świadczą. Dorothy myślała, że kiedy 

je rozwiążesz, przekonasz się, jak bardzo jej na tobie zależy. 

Archie powoli pokiwał głową. 

Adrienne zrozumiała, że zagadki Dorothy znaczyły dla Archiego 

więcej niż całe złoto. Przypomniała sobie jednak o ukrytym skarbie i 

wiedziona  nagłym  zaciekawieniem  zajrzała  do  otworu  w  podłodze. 

Światło  lampy  oświetlało  pokrywki  trzech  niewielkich  słoików  po 

maśle  orzechowym.  Adrienne  spodziewała  się  raczej  zobaczyć 

skórzany worek. 

– I tam jest złoto? – spytała. 

–  Tak.  Trzeba  je  wyjąć  –  odrzekł  Archie,  wycierając  rękawem 

czoło.  –  Ten  słoik  może  być  wasz,  twój  i  Matta,  ten  będzie  mój,  a 

trzecim się podzielimy. 

background image

Adrienne  wzięła  słój  z  rąk  Archiego,  ale  kiedy  przyjrzała  się 

bliżej  jego  zawartości,  poczuła  ogromny  zawód.  Słój  zawierał 

czarniawą mieszaninę piasku i jakiś drobnych kamyczków. Wyglądało 

to  raczej  na  śmieci,  a  nie  na  poszukiwany  skarb.  Archie  musiał  się 

pomylić. Z całą pewnością nie było to złoto. 

– Tak mi przykro – zwróciła się do Matta. – Miałam nadzieję, że 

uda ci się wydostać samolot. 

– Na pewno mi się uda – oświadczył, wpatrując się w zawartość 

słoja. 

– Ale to przecież nie może być złoto – wyszeptała. 

–  Jak  sądzisz, ile  te  słoje  są  warte?  –  roześmiał  się  Matt  –  Nic, 

chyba że je sprzedasz po dwa centy w skupie szkła. 

– A może pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt tysięcy? 

–  Dolarów?  –  zdumiała  się  Adrienne  i  spojrzała  na  Archiego, 

który przyglądał jej się z kpiącym uśmieszkiem. 

– Ona nie wierzy, że to jest złoto, prawda? – spytał. 

–  Ale  to  niemożliwe!  –  zawołała  Adrienne.  –  To  tylko  piasek  i 

kawałki kamienia, no i nawet się nie błyszczy. 

–  Gdyby  się  błyszczało,  nie  byłoby  warte  zachodu  i 

rozwiązywania tych zagadek – orzekł  Archie, spluwając zamaszyście 

na  bok.  –  W  naturze  to,  co  się  świeci,  rzadko  jest  prawdziwym 

skarbem. 

– Więc to jest naprawdę złoto?  Gdybyś mi tego nie powiedział, 

wyrzuciłabym te słoje do śmieci. 

–  Całe  szczęście,  że  nie  robiłaś  tu  porządków  –  roześmiał  się 

background image

Matt. 

– W każdym razie jest twoje – oznajmiła Adrienne, podając mu 

słój. 

– Nie, to należy do Archiego – uciął Matt, biorąc słój z jej rąk. – 

To  bardzo  hojny  gest,  Archie,  ale  nie  możemy  tak  po  prostu  zabrać 

oszczędności całego twojego życia. 

–  Może  wyraziłem  się  niejasno  –  powiedział  Archie.  –  Każda 

młoda para potrzebuje czegoś na początku wspólnego życia. Dorothy 

na pewno chciałaby wam pomóc. Jestem przekonany. 

–  To  bardzo  piękny  uczynek,  Archie  –  zawahał  się  Matt, 

spoglądając  na  Adrienne  –  ale  Adrienne  i  ja...  no  więc,  my 

niezupełnie... 

– Nie ustaliliście jeszcze daty? Nie szkodzi, to nie potrwa długo. 

Po cielęcym spojrzeniu, jakim się w siebie wpatrujecie, widać, że nie 

możecie  się  już  doczekać  chwili,  kiedy  wreszcie  będziecie  naprawdę 

razem. 

Adrienne  zaczerwieniła  się,  tak  trafna  była  ocena,  którą 

przedstawił  Archie.  Oczywiście,  jest  trochę  staroświecki  i  uważa,  że 

„bycie  razem”  oznacza  małżeństwo,  że  planowali  ślub  i  potrzebują 

pieniędzy  na  start.  Chciała,  żeby  Matt  dostał  pieniądze  na  swój 

samolot,  ale  skoro  on  sam  nie  chciał  ich  przyjąć,  rozumiała  to 

doskonale.  Musi  się  w  końcu  znaleźć  inna  metoda  wydostania 

samolotu z przepaści. 

– Matt ma rację, Archie – potwierdziła. – Nie czulibyśmy się  w 

porządku, biorąc twoje złoto. 

background image

–  Do  diabła  –  rzucił  Archie  z  ponurą  i  rozczarowaną  miną  – 

Dorothy  zawsze  mówiła  mi,  że  nie  mam  pojęcia  o  prezentach. 

Powiedziała, że nie umiem ich dawać. 

–  Ależ  wcale  nie  –  zawołała  Adrienne,  kładąc  dłoń  na  jego 

ramieniu. – Tyle tylko że... – Nie wiedziała, co powiedzieć.  

Matt  czuł  się  równie  zmieszany.  Odmawiając  przyjęcia  złota, 

urazili uczucia Archiego. 

–  Nie  mam  wiele  powodów  do  radości  –  powiedział  Archie.  – 

Od kiedy tu jesteście, sprawia mi dużą frajdę obserwowanie was, jak 

się  kłócicie  i  jak  się  ze  sobą  godzicie.  Tak  bardzo  przypomina  mi  to 

Dorothy,  że  czuję  się,  jak  gdyby  ona  sama  do  mnie  wróciła.  Ja  po 

prostu...  –  odwrócił  głowę  na  bok  –  ja  po  prostu  chcę  zatrzymać  tę 

radość na dłużej. Jeżeli weźmiecie to złoto, w jakiś sposób będę dalej 

z  wami,  stanę  się  częścią  waszej  przyszłości,  nawet  gdybym  nigdy 

więcej was nie zobaczył. 

–  Dobrze,  Archie,  weźmiemy  połowę  –  zgodził  się  Matt, 

podchodząc  bliżej  i  obejmując  ich  oboje  ramionami.  Głos  łamał  mu 

się  ze  wzruszenia.  –  I  mówię  ci,  jeszcze  się  zobaczymy.  Po  tym 

wszystkim, co przeszliśmy, jesteśmy niemal jak rodzina, prawda? 

–  Coś  w  tym  guście  –  przyznał  Archie,  patrząc  na  niego 

wilgotnymi oczami. – No to napijmy się za to, co? 

Matt  spojrzał  pytająco  na  Adrienne,  a  kiedy  skinęła 

przyzwalająco głową, powiedział: 

– Świetnie. 

–  Kiedy  Dorothy  jeszcze  żyła,  nie  piłem  aż  tak  dużo  –  wyznał 

background image

Archie. Popatrzył na dwa słoje, które trzymał rękach. – Może teraz też 

będę mniej pił. Wiem już, co czuła Dorothy, co czuła do mnie, i tak w 

ogóle... 

– Rozumiemy cię – powiedziała Adrienne. 

–  Poza  tym  jeżeli  będziecie  mnie  odwiedzać,  pewnego  dnia 

przywieziecie  ze  sobą  dzieciaki,  a  przecież  nie  możecie  im  pokazać 

takiego starego pijaka. 

– Ale... – żachnęła się Adrienne, odsuwając o krok. 

–  Wszystko  w  swoim  czasie  –  powiedział  z  uśmiechem.  –  Na 

razie  nie  mieliście  nawet  czasu  wszystkiego  spokojnie  omówić. 

Zawsze  ktoś  wam  przeszkadzał:  albo  ja,  albo  Curtis  i  Jef.  Ale,  ale... 

Mam pewien pomysł – zastanowił się Archie, patrząc na Matta. – Pani 

Potter,  moja  dobra  znajoma,  prowadzi  hotelik  w  Saddlehorn.  O  tej 

porze  roku  na  pewno  jest  zupełnie  pusty.  –  Archie  splunął  i  chytrze 

spojrzał na Matta. – Chciałbyś może wiedzieć, gdzie go znaleźć? 

– Wskaż mi tylko właściwy kierunek – odrzekł Matt. 

 

W  przeciągu  pół  godziny  Adrienne  zdążyła  się  pożegnać  z 

Archiem  i  jechała  z  Mattem  ciężarówką  w  stronę  Saddlehorn. 

Uzgodnili,  że  następnego  dnia  rano  Matt  wsadzi  ją  do  autobusu, 

jadącego  do  Tucson.  Potem  sam  wróci  do  Archiego  i  spróbuje 

uratować to, co pozostało z samolotu. 

Adrienne  pociągnęła  nosem,  wspominając  łzawe  rozstanie  z 

Archiem. 

– Naprawdę go polubiłam – powiedziała. 

background image

– Ja też – przyznał Matt, obejmując ją ramieniem i przyciągając 

bliżej siebie. 

–  Skoro  zamierzasz  u  niego  zostać  przez  kilka  dni,  może 

mógłbyś mu wyjaśnić, na czym polega nasz związek, a raczej na czym 

on nie polega. Archie już teraz czeka na nasze dzieci! 

–  Dobrze,  wyjaśnię  mu  wszystko  –  obiecał  Matt  z  dziwnym 

wyrazem twarzy.  

Cofnął ramię i mocno oparł obie dłonie na kierownicy. 

– Co się stało? Czy znów powiedziałam coś nie tak? 

– Powtórzyłaś to samo, co mówisz przez cały czas: że nie chcesz 

się ze mną trwale związać. 

–  Wcale  nie  o  to  mi  chodziło!  Właśnie,  że  chcę  się  z  tobą 

związać! 

– Taak? W jaki sposób? 

– No więc, ja... – przerwała, nie wiedząc, co chce powiedzieć. – 

Myślę, że są szanse na to, że będziemy razem, ale w końcu znamy się 

tak  krótko,  potrzebujemy  jeszcze  dużo  czasu,  żeby  się  nawzajem 

poznać, żeby... 

– Bzdura. 

– Słucham? 

–  O,  Boże.  Teraz  wróciliśmy  do  uprzejmego,  chłodnego 

zachowania  i dobrych  manier.  Po  tym,  co  zdarzyło  się  przez  ostatnią 

dobę,  wszystko,  czego  o  mnie  nie  wiesz,  jest  mało  istotne.  To  samo 

odnosi  się  do  ciebie.  Porozumiewaliśmy  się  na  podstawowym 

poziomie  życia,  na  poziomie  przetrwania.  Nauczyliśmy  się  razem 

background image

pracować,  kłócić,  godzić i  kochać.  Do  diaska!  –  Zahamował  ostro.  – 

Kocham cię! Co jeszcze oprócz tego się liczy? 

–  Nigdy  mi tego  nie  mówiłeś  –  zauważyła  Adrienne,  wpatrując 

się w niego, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu. 

–  Byłem  trochę  zajęty.  –  Wyłączył  silnik  i  odwrócił  się  w  jej 

stronę.  –  Byłem  trochę  zajęty  rozbijaniem  samolotu,  rozpalaniem 

ognia  przy  użyciu  prochu,  zadawaniem  się  z  facetami  z  dubeltówką, 

wężami i linami, które mogą  w każdej chwili puścić, no i szukaniem 

złota i ratowaniem twojego drogocennego tyłka! 

– Ależ ja to doceniam! 

– No więc dlaczego to ja mam przełamywać między nami lody? 

Dlaczego  to  ja  mam  ci  to  powiedzieć  pierwszy?  Żebyś  się  potem 

głowiła, czemu nie powiedziałem tego wcześniej? 

– No, dobrze! Ja cię też kocham! 

–  No  i  świetnie!  –  Matt  odwrócił  się  na  siedzeniu  i  przekręcił 

kluczyk. – Więc jedźmy. 

Jechali  w  milczeniu.  Adrienne  wpatrywała  się  w  opustoszałą 

drogę i zastanawiała, czy to prawda, że właśnie przed chwilą wyznali 

sobie  miłość.  Z  lewej  strony  dobiegł  ją  stłumiony  odgłos.  Adrienne 

uświadomiła sobie, że Matt się śmieje. 

–  Mówię  ci,  wciąż  nie  wiem  dokładnie,  co  się  między  nami 

wydarzy,  ale  wiem  jedno:  nie  będzie  nudno.  A  teraz  chodź  tu  bliżej 

mnie. 

–  Jesteś  pewien,  że  do  prowadzenia  samochodu  wystarczy  ci 

jedna ręka? 

background image

–  Powinienem  się  był  spodziewać  tej  uwagi  –  powiedział 

wzdychając  Matt  –  Posłuchaj,  prowadziłem  ten  samochód,  kiedy  Jef 

celował z dubeltówki w części mojego ciała niezbędne do przetrwania 

gatunku. 

– Och, Matt, nie miałam o tym pojęcia! 

– Zamierzasz mi to wynagrodzić? 

–  Jeżeli  tylko  będę  umiała.  –  Adrienne  przesunęła  dłonią  po 

opinających mu biodra dżinsach. 

–  Jestem  w  pełni  przekonany,  że  ci  się  to  uda.  Jechali  teraz 

główną ulicą Saddlehorn. 

–  Pensjonat  powinien  być  na  końcu  tej  uliczki  –  orzekł  Matt, 

skręcając w ciemny zaułek. 

–  Trudno  uwierzyć,  że  takie  miejsce  w  ogóle  tu  istnieje  i  że 

możemy... 

–  Ależ  tak,  Adrienne,  nie  tylko  możemy,  ale  nawet  z  całą 

pewnością to zrobimy. 

Adrienne  poczuła  słodki  dreszcz  oczekiwania.  Przed  nimi 

światło  paliło  się  na  jednym  tylko  ganku.  Pani  Potter  zostawiała 

zapaloną lampę, żeby jej gościom łatwiej było trafić. Drzwi otworzyła 

im sympatyczna starsza pani. 

– Czy pani Potter? – spytał Matt. 

– Tak. 

– Chcielibyśmy tu przenocować, o ile to możliwe. 

– Tak, mam wolny pokój – powiedziała kobieta, przyglądając się 

im uważnie. 

background image

–  Skąd  jesteście?  –  spytała.  –  Wydaje  mi  się,  że  skądś  znam  tę 

ciężarówkę. 

– Przysłał nas Archie. 

–  Aha!  –  To  stwierdzenie  przełamało  wszelkie  opory.  – 

Wejdźcie, proszę, chodźcie. Macie jakiś bagaż? 

– Nie – powiedziała Adrienne. – Nie zamierzaliśmy tu nocować, 

ale... ale mieliśmy trochę kłopotów. 

–  Nic  nie  szkodzi  –  orzekła  pani  Potter.  –  Czy  mogę  wam  w 

czymś jeszcze pomóc? Przyjaciele Archiego są moimi przyjaciółmi. 

– Chyba nic nam szczególnego nie trzeba – odparła Adrienne. – 

Czy to prawda, że rano jeździ tędy autobus? 

–  Tak,  kwadrans  po  dziesiątej.  –  Pani  Potter  popatrzyła  na 

Adrienne.  –  Jak  się  miewa  Archie?  Bardzo  się  o  niego  martwię  od 

czasu, gdy umarła Dorothy. 

– Myślę, że teraz czuje się lepiej. Kiedy u niego byliśmy, znalazł 

list, który Dorothy napisała do niego tuż przed śmiercią. 

–  To  wspaniale.  Wyobraźcie  sobie,  że  poznali  się  z  żoną 

przypadkiem. Ona zatrzymała się na kawę  w barze, a  Archie właśnie 

tam  siedział.  Stracił  dla  niej  głowę  od  pierwszego  wejrzenia,  a  i  ona 

bardzo  go  polubiła.  Chyba  odpowiadało  jej,  że  Archie  jest  starszy. 

Kiedyś  powiedziała  mi,  że  z  jej  słabym  zdrowiem  wiązanie  się  z 

młodym mężczyzną uważałaby za oszustwo. 

– Bardzo się kochali, prawda? – spytała Adrienne. 

–  Tak,  chociaż  na  pierwszy  rzut  oka  nie  było  tego  widać.  Bez 

przerwy się kłócili. 

background image

– Słyszeliśmy o tym – wtrącił Matt. 

–  Archie  musi  was  bardzo  lubić  –  ciągnęła  pani  Potter  –  skoro 

pożyczył  wam ciężarówkę. Nieczęsto to robi. Prawdę mówiąc, chyba 

nigdy  nikomu  jeszcze  jej  nie  pożyczył.  Ale  ja  tu  gadam,  a  wy  na 

pewno chcielibyście odpocząć. 

– Tak – odparł Matt, nie patrząc na Adrienne. 

– Zaraz pokażę wam pokój. Jak będziecie płacić? 

–  Ja  zapłacę  – powiedzieli  chórem  Adrienne  i Matt  i  popatrzyli 

na siebie zaskoczeni. 

– Słuchaj – zaczął Matt – pozwól mi zapłacić. Już i tak oddałaś 

mi całe... całą zawartość słoja. 

– Matt, właśnie  w ten sposób  wpakowałeś się  w całą tę kabałę: 

nie oszczędzając własnych zasobów  finansowych. Każdy grosz może 

ci być potrzebny, żeby wyciągnąć ten samolot. 

–  To  jest  równie  ważne,  jak  uratowanie  mojego  samolotu  – 

rzucił podniesionym tonem Matt, patrząc na nią gniewnie. 

–  Chcecie  może  zapłacić  każde  osobno?  –  spytała  pani  Potter, 

która do tej pory w milczeniu przysłuchiwała się ich kłótni. 

– Nie! – zawtórowali Adrienne i Matt. 

–  Proszę  nam  wybaczyć  –  powiedział  Matt  z  uśmiechem.  – 

Musimy się szybko naradzić – dodał, odciągając Adrienne na bok. – O 

to też musimy się kłócić? – spytał cicho. 

–  Chociaż  nie  chodzi  o  dużą  kwotę  pieniędzy,  uważam,  że 

powinieneś nauczyć się finansowej odpowiedzialności, która... – Matt 

przerwał wykład, przyciągając ją do siebie i mocno całując. 

background image

–  Czy  pozwolisz  mi  zapłacić  za  tę  noc  grzesznych  uciech  – 

wymruczał, patrząc jej głęboko  w  oczy – czy zamierzasz  zmarnować 

cały czas na wykład z ekonomii? 

– Matt, ale... – wyszeptała, czując, że jej ciało pragnie go, a puls 

przyśpiesza w rekordowym tempie. 

–  Przestaniesz  się  kłócić  czy  nie?  –  spytał,  przyciskając  ją 

mocniej. 

– Tak, ale to nie jest metoda rozwiązywania sporów. 

–  Doprawdy?  –  Pocałował  ją  jeszcze  raz,  wypuścił  z  objęć  i 

podszedł  do  pani  Potter.  –  Proszę  zapisać  rachunek  na  moją  kartę  – 

powiedział. – Przepraszamy za zajmowanie pani czasu. 

–  Zaczynam  rozumieć,  co  Archie  w  was  widzi  –  stwierdziła 

kobieta,  śmiejąc  się  i  podchodząc  do  biurka.  –  Kłócicie  się  zupełnie 

tak samo, jak on i Dorothy. 

Pani Potter zaprowadziła ich do pokoju i pozostawiła samych. 

Pokój  był  najbardziej  ukwieconym  pomieszczeniem,  jakie 

Adrienne  kiedykolwiek  widziała.  Różyczki  wszystkich  kolorów, 

kształtów  i  rozmiarów  pokrywały  ściany,  dywan  i  narzutę  na  dużym 

łóżku z kolumienkami oraz ręczniki. 

–  Podejrzewam,  że  ci  się  tu  nie  podoba  –  rzuciła  Adrienne, 

spoglądając niepewnie na Matta. 

–  Tak  sobie  tu  stoję  i  myślę  o  wszystkich  rzeczach,  o  które 

moglibyśmy się pokłócić, panno Burnham – zaczął Matt, opierając się 

o  framugę.  –  Na  przykład  o  te  wzorki  albo  kto  będzie  spał  z  której 

strony  łóżka,  albo  czy  okno  ma  być  zamknięte  czy  uchylone,  albo  w 

background image

jaki  sposób  należy  wyciskać  pastę  do  zębów  z  tubki?  Mam  mówić 

dalej? 

Adrienne  zachwycił  wygląd  Matta.  Wciąż  był  ubrany  w 

kowbojską  koszulę,  dżinsy  i  wysokie  buty,  pożyczone  od  Archiego. 

Podziwiała  jego  szerokie  ramiona  i  silne  dłonie,  które  przez  ostatnie 

kilka  godzin  tak  często  chroniły  ją  od  niebezpieczeństw.  Matt,  w 

otoczeniu  koronek  i  różyczek,  wyglądał  jak  przeniesiony  żywcem  z 

innej bajki. 

– Mogę niby powiedzieć, że wszystko to nic mnie nie obchodzi, 

ale  ty  z  pewnością  i  tak  wynajdziesz  nowe  rzeczy,  o  które  będziemy 

się spierać – uzupełnił, podchodząc bliżej. 

Poczuła  teraz  delikatny  zapach  płynu  po  goleniu,  zmieszany  z 

bardziej pierwotną, męską wonią. 

– Mówisz, jakbym była taka strasznie kłótliwa i uparta. 

– Ty? Ależ skąd! – Matt jednym szarpnięciem rozpiął koszulę. – 

Jestem  pewien,  że  kiedy  się  urodziłaś,  od  razu  powiedziałaś 

lekarzowi, że powinien podnieść swoje lekarskie kwalifikacje. Pewnie 

nawet poinstruowałaś go, w jaki sposób ma poklepać twój prześliczny 

nagi tyłeczek. 

Nigdy  przedtem  nie  widziała  go  w  pełnym  świetle.  Pożądanie 

sprawiło, że nie mogła wykrztusić ani jednego słowa. Patrzyła na jego 

muskularną pierś i brodawki na wpół ukryte wśród gęstych, ciemnych 

włosów.  Nigdy  przedtem  nie  pożądała  żadnego  mężczyzny  tak 

bardzo,  jak  właśnie  teraz.  Na  myśl  o  gwałtowności  rządzących  nią 

emocji ogarniało ją przerażenie. 

background image

–  Podejrzewam,  że  wiesz  również,  w  jaki  sposób  mam  cię 

kochać – dodał, rzucając koszulę na podłogę – jak mam cię rozbierać i 

w jakiej kolejności mam całować różne części twojego ciała? – Stanął 

bardzo blisko Adrienne. – Jeżeli tak, lepiej powiedz mi teraz. 

Adrienne zadrżała, gdy Matt zaczął rozpinać guziczki jej bluzki. 

– No, słucham – ciągnął, powoli uwalniając guzik za guzikiem. 

–  No,  powiedz  mi,  że  robię  to  nie  tak,  jak  trzeba,  i  jeśli  chcesz, 

możemy  się  zaraz  o  to  pokłócić.  Możemy  kłócić  się  aż  do  końca,  aż 

do szczytu rozkoszy, ale chcę, żebyś  wiedziała o jednym: tym razem 

ten moment naprawdę nadejdzie. 

Adrienne  zwilżyła  spieczone  usta  językiem.  Jej  serce  biło  tak 

głośno, że Matt z pewnością bez trudu je słyszał. 

Powoli, na pozór obojętnie, wyciągnął jej bluzkę z dżinsów. 

– Nic mnie nie obchodzi, że nagle do drzwi zacznie dobijać się 

dwudziestu  zdesperowanych  maniaków  albo  że  nad  Saddlehorn 

nadciągnie  tornado,  albo  dom  stanie  cały  w  płomieniach.  Po  tym,  co 

razem przeszliśmy, wiem, że wszystko może się zdarzyć. 

Adrienne  spojrzała  w  orzechową  głębię  jego  oczu.  Nie 

drgnęłaby, nawet gdyby zależało od tego jej życie. 

–  Chcę,  żebyś  wiedziała,  czego  się  spodziewać  –  powiedział 

cicho miękkim głosem. – Nic, absolutnie nic nie będzie dziś w stanie 

powstrzymać mnie od kochania cię aż do ostatniego tchu. 

background image

ROZDZIAŁ 12 

 

Adrienne wyciągnęła ręce i splotła je na szyi Matta. 

–  Zawsze  wiedziałam,  że  jesteś  bezczelnym  typem  – 

powiedziała głosem ochrypłym z przejęcia. 

– Pewnym siebie. 

– Więc udowodnij mi to, dzielny pilocie. 

–  Pewnie,  że  ci  to  udowodnię  –  wymruczał,  przyciskając  ją 

mocno do siebie. 

Wyszła  naprzeciw  jego  pożądaniu,  namiętnie  się  do  niego 

przytulając  się  i  ocierając  o  jego  ciało,  rozchylając  usta,  by  powitać 

jego  język.  Kiedy  wsunął  ręce  pod  jej  koszulkę,  uniosła  ramiona  do 

góry,  żeby  łatwiej  było  mu  ją  zdjąć.  Wtedy  Matt  napełnił  dłonie 

bujnością  jej  ciała  i  pochylił  się,  by  skosztować  przysmaków,  które 

trzymał w rękach. 

Adrienne odchyliła głowę i na moment straciła równowagę. Nie 

patrząc  uchwyciła  się  kolumienki  łóżka,  starając  się  utrzymać  na 

nogach.  Matt  objął  ją  w  talii  ramieniem  i  delikatnie  zdjął  jej  rękę  ze 

słupka. 

–  Adrienne,  zaufaj  mi  –  wyszeptał.  –  Nie  upadniesz.  Jesteś  ze 

mną bezpieczna. 

Adrienne  zamknęła  oczy  i  rozluźniła  się  w  jego  ramionach, 

wiedząc, że to prawda, że może pozwolić, by tryumfowało pożądanie, 

bo  Matt  jest  tu  z  nią.  Powoli  poprowadził  ją  i  ułożył  na  kwiecistych 

background image

poduszkach.  Klęcząc,  zsunął  jej  ze  stóp  mokasyny.  Otwarła  oczy  i 

przyglądała się, jak się nad nią pochyla. 

– Kocham cię – powiedział czysto i wyraźnie.  

To wyznanie najwyraźniej miało zostać usłyszane. 

– Wiem – szepnęła, dotykając jego policzka. 

– Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić. 

–  O  tym  też  wiem  –  przyznała.  Nie  mogła  w  to  wątpić  po 

wszystkim, co dla niej zrobił i zaryzykował. 

–  Tak  bardzo  cię  pragnę  –  wyznał,  gładząc  wierzchem  dłoni 

dolinkę pomiędzy jej piersiami. – Wydaje się, jakbym czekał na tę noc 

od wielu lat. 

– To prawda. Oboje czekaliśmy na nią przez całe życie. 

– Tak – odparł Matt, a oczy mu zabłysły. 

–  Ja  też  cię  kocham  –  powiedziała  Adrienne,  przyciskając  jego 

dłoń do swojego mocno bijącego serca. 

– Wiem. Czytam to w twoich pięknych brązowych oczach. 

–  Kochaj  się  ze  mną,  Matt  –  wyszeptała.  –  Pragnę  ciebie.  Tak 

samo mocno, jak ty mnie. 

–  Na  ten  temat  moglibyśmy  podyskutować  –  powiedział, 

uśmiechając się lekko i sięgając do zamka u jej dżinsów. 

– Ale nie będziemy. 

– Nie – wyszeptał, pochylając się do jej ust.  

Delikatnie  rozsunął  zamek.  Jego  pocałunki,  zaborcze  i  zarazem 

pieszczotliwe,  tak  bez  reszty  pochłonęły  zmysły  Adrienne,  że  ledwie 

zauważyła, że Matt zdjął z niej resztę ubrania. Kiedy odnalazły ją jego 

background image

palce, mocno chwyciła jego ramiona. Za to dotknięcie, tam, w samym 

środku  rozkoszy,  oddałaby  wszystko,  co  ma,  i  wciąż  uważałaby,  że 

dała za mało. 

–  Cieszę  się,  że  przeszliśmy  razem  przez  całe  to  piekło  – 

powiedział  Matt, patrząc jej  w  oczy  i  pieszcząc,  aż  zaczęła  wić  się  z 

rozkoszy. – Dzięki temu nasza miłość ma w sobie więcej słodyczy. 

–  Tak –  odparła  Adrienne  rwącym  się  głosem.  –  Och, Matt...  – 

wygięła się w łuk, ocierając się o jego dłoń. 

–  A  to  dopiero  początek  –  wymruczał,  klękając  u  stóp  łóżka  i 

wsuwając się między jej uda. Całował gładką skórę jej brzucha, w dół, 

aż  po  złociste  kędziorki.  –  Czekałem  na  to,  tak  bardzo  czekałem  na 

chwilę, w której zapragniesz mi się oddać. 

Tak  jakby  miała  jakiś  wybór!  Jego  ciepły  oddech  na  nagiej 

skórze  obudził  w  niej  taki  zryw  nieokiełznanej  namiętności,  że  nie 

mogła  się  doczekać  tego  cudownego,  najintymniejszego  pocałunku. 

Kiedy wreszcie nadszedł ten moment, krzyknęła głośno ze szczęścia i 

wplotła palce w jego włosy. 

Pieścił ją tak doskonale, że Adrienne była pewna, że zaraz umrze 

z  rozkoszy.  Powiedziała  mu  to  łamiącym  się  głosem,  a  świat  wokół 

nich  wirował  jak  kalejdoskop  z  płatków  róży.  Potem,  całując  ją 

powoli  i  nieśpiesznie,  Matt  odsunął  się  lekko  i  Adrienne  zauważyła 

jak przez mgłę, że zdejmuje z siebie resztę ubrania. Usłyszała odgłos 

rozdzieranego pakiecika. Matt dbał o nią, o jej dobro. 

Poczuła na twarzy jego ciepły oddech, ciężar jego ramion po obu 

stronach głowy. Otwarła oczy. 

background image

– Nikt nie dobija się do drzwi – wyszeptała z uśmiechem. 

– Nie nadeszło tornado. 

– Nic nas nie powstrzyma. 

– Nic na świecie. – Jego orzechowe oczy rozbłysły. 

– Więc chodź do mnie – powiedziała, wyginając się w łuk, by go 

powitać.  

Połączyli się, jak gdyby odnaleźli i włożyli na właściwe miejsce 

ostatni  kawałek  układanki,  jak  gdyby  odkryli  jedyne  doskonałe 

zespolenie na całym wielkim świecie. 

– Tak – szepnął Matt, zamykając oczy. 

Tak,  zawtórowało  mu  serce  Adrienne.  To  jej  mężczyzna, 

towarzysz życia, jedyny na całe życie. Nigdy nie wolno jej go utracić. 

Nigdy. Objęła go mocniej. 

Otworzył oczy i popatrzył na nią, przyśpieszając rytm. 

– Tak dobrze, tak wspaniale – szeptał  zdyszany. –  Wiedziałem, 

że tak będzie. Wiedziałem... Adrienne, och, Adrienne, moje kochanie. 

– Kocham cię – zawołała, czując jak napięcie narasta.  

Objęła  go  nogami, a Matt mruczał  z rozkoszy,  wchodząc  w  nią 

głębiej. Gdy rytm jej poruszeń stał się silniejszy, Matt dostosował się 

do jej tempa. 

– Teraz – wykrzyknął. – Teraz! Teraz! 

Adrienne naparła na niego, czując, jak fale rozkoszy spadają na 

nią kaskadami, w rytm jego ruchów. Powoli Matt rozluźnił się i oparł 

policzek  na  jej  piersi.  Przytuliła  jego  głowę  i  zamknęła  oczy.  Teraz, 

nareszcie, była już pewna. 

background image

 

Pozycja,  w  której  się  znajdowali  była  na  dłuższą  metę  dość 

niewygodna, więc gdy ich oddechy trochę się uspokoiły, Matt poszedł 

do  łazienki,  a  Adrienne  zrzuciła  z  łóżka  narzutę  i  ozdobne 

poduszeczki. Łóżko było niezwykle wygodne. Adrienne westchnęła, z 

rozkoszą wyciągając się i przykrywając kołdrą. Matt wrócił do pokoju 

i podniósł z podłogi spodnie. 

–  Ubierasz  się?  –  spytała,  napawając  się  widokiem  jego 

pięknego nagiego ciała. 

–  Nie.  –  Matt  włożył  rękę  do  kieszeni  i  wyciągnął  z  niej  kilka 

małych paczuszek. – Zaopatrzenie – wyjaśnił z uśmiechem. 

–  Myślisz,  że  moglibyśmy  to  powtórzyć?  –  spytała,  czując,  jak 

na myśl o tym przebiega ją dreszcz oczekiwania. 

– Myślę,  że to całkiem możliwe – przyznał. – Jeżeli uda mi się 

cię  znaleźć.  Cała  jesteś  różowiutka,  możesz  mi  się  zgubić  w  tym 

różanym ogródku, który pani Potter nazywa sypialnią. 

–  Wiedziałam,  że  ci  się  nie  spodoba  –  powiedziała  Adrienne, 

opierając się na łokciu. 

–  Mylisz  się.  Bardzo  mi  się  podoba.  Powinniśmy  chyba  w  ten 

sposób ozdobić naszą sypialnię, na pamiątkę tej nocy. 

– Naszą sypialnię? Nie mamy sypialni, Matt. 

–  Jeszcze  nie.  –  Przyciągnął  ją  bliżej  i  pokrył  jej  twarz 

delikatnymi pocałunkami. – Adrienne, wyjdź za mnie za mąż. Kochaj 

się ze mną do końca życia, w sypialni pełnej różyczek. 

– Tak – westchnęła, przysuwając się bliżej. – Oczywiście, wyjdę 

background image

za ciebie za mąż. 

–  Naprawdę?  –  Wpatrywał  się  w  nią  zaskoczony.  –  Byłem 

pewny, że przynajmniej na początku się ze mną nie zgodzisz. 

– A o czym tu niby dyskutować? 

–  Wcale  nie  chciałem  dyskutować.  Myślałem  tylko,  znając 

ciebie,  że  zanim  podejmiesz  taką  ważną  decyzję,  będziesz  chciała 

omówić mnóstwo kwestii. 

–  Nie,  nie  chcę.  –  Matt  zajmuje  w  jej  sercu  niepodważalne 

miejsce. Adrienne chciała poślubić tego mężczyznę. Była tego pewna, 

jak niczego dotąd w swoim życiu. 

–  Ale  znasz  mnie  przecież  od  niedawna.  –  Matt  wydawał  się 

zagubiony. – Zaraz, to ty powinnaś to powiedzieć, a nie ja! 

–  Chyba  już  wiem  o  tobie  prawie  wszystko,  co  powinnam.  Te 

kilka godzin mogłoby z powodzeniem zastąpić całe życie. 

– No... no, tak. – Matt zamyślił się na chwilę i zmrużył oczy. – A 

więc krótkie narzeczeństwo czy długie? 

– Krótkie. 

– Ślub wystawny czy kameralny? 

– Kameralny. 

– Naprawdę mnie zaskakujesz. Sam bym tak zadecydował. 

–  Czy  jesteś  rozczarowany,  że  nie  mamy  się  o  co  pokłócić?  – 

spytała śmiejąc się Adrienne. 

– Powiedzmy, że jestem podejrzliwy. Przy tobie nic nie było do 

tej pory proste. – Opadł na poduszki. 

–  Może  zaczynamy  nowy  rozdział  w  życiu  i  wszystko  od  tej 

background image

pory będzie proste? – powiedziała, pieszcząc go pod kołdrą. 

– Dotykaj mnie dalej w ten sposób – westchnął Matt, zamykając 

oczy – a uwierzę we wszystko, co tylko mi powiesz. 

–  Więc  mi  uwierz:  kocham  cię  i  zamierzam  przeżyć  z  tobą 

przepiękne życie. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. 

Matt przewrócił się na bok i wziął ją w ramiona. 

–  Panno  Burnham,  ma  pani  niezwykły  dar  przekonywania. 

Prawdę mówiąc, jeżeli tak dalej pójdzie, możemy nigdy więcej się nie 

pokłócić. – Pocałował ją i znów zaczął ją kochać. 

 

Lekkie  pukanie  do  drzwi  sypialni  obudziło  Adrienne. Matt  spał 

obok, wtulony w ciepło jej ciała. Promienie słońca przekradały się zza 

kwiecistych  firanek.  Adrienne  wygramoliła  się  z  łóżka,  owinęła  się 

ciasno dużym ręcznikiem i podeszła do drzwi. 

– Tak? – spytała cicho. 

–  Przyniosłam  śniadanie  –  oznajmiła  pani  Potter.  –  Myślę,  że 

czas wstawać, jeżeli ma pani złapać ten autobus. 

– Dziękuję bardzo. Która jest godzina? 

– Wpół do dziewiątej. Stawiam tacę przed drzwiami. 

– Dziękuję. Dziękuję bardzo. – Adrienne odczekała, aż kroki na 

schodach  ucichną,  potem  otworzyła  drzwi  i  pochyliła  się,  żeby 

przysunąć tacę. 

–  Ale  piękny  widok  –  usłyszała  za  plecami  głos  Matta. 

Odwróciła się gwałtownie i ręcznik spadł na podłogę. 

– A teraz jeszcze lepszy. – Matt obserwował ją, oparłszy głowę 

background image

na stercie poduszek. 

– No, tak – powiedziała Adrienne, zamykając drzwi. – Robię co 

mogę, żeby ci podać śniadanie, a ty się ze mnie wyśmiewasz. 

–  Wcale  się  nie  wyśmiewałem.  To  był  wyraz  najwyższego 

uznania. No, proszę. Chcę zobaczyć, jak się schylasz po tę tacę. 

– Doprawdy? – Adrienne wróciła do łóżka i powoli podczołgała 

się  w  jego  stronę.  Zauważyła,  że  Matt  wpatruje  się  w  jej  piersi. 

Uśmiechnęła się z satysfakcją. 

–  Myślę,  że  to  ja  chciałabym  dostać  śniadanie  do  łóżka  – 

oświadczyła,  pochylając  się  nad  nim  i  pozwalając  koniuszkom  piersi 

ocierać się o jego ramię. – Możesz przynieść tacę? 

– Nie w moim obecnym stanie. 

–  Ale  możesz  przecież  użyć  ręcznika  –  wyszeptała,  delikatnie 

skubiąc ustami jego dolną wargę. 

–  Mam  go  powiesić  na  tym  naturalnym  wieszaku?  –  spytał, 

przewracając ją na plecy. – Myślisz, że taka z ciebie mądrala? 

– Tak – zaśmiała się Adrienne. 

– Ale nie jesteś aż taka sprytna – powiedział Matt, odrzucając na 

bok kołdrę – bo twoje śniadanie będzie, niestety, zimne. 

 

W  jakiś  czas  później  Matt  założył  dżinsy  i  przyniósł  tacę. 

Świeże bułeczki wprawdzie ostygły,  ale kawa  w termosie była  wciąż 

gorąca. 

–  Od  dziś  zostanę  chyba  zwolennikiem  zimnych  bułeczek  na 

śniadanie – powiedział Matt, oblizując z palców resztki. Siedzieli przy 

background image

stoliku, na starych krzesłach z wysokim oparciem: Matt miał na sobie 

tylko dżinsy, a Adrienne owinęła się kołdrą. 

– Może nawet zechcesz zamieszkać na stałe w Saddlehorn? 

– Tylko pod warunkiem, że Jef i Curtis stąd się wyniosą.  

Adrienne wzięła filiżankę w obie dłonie i popijała kawę powoli, 

wpatrując się w Matta. 

– Wyglądasz na szczęśliwą – powiedział Matt z uśmiechem. 

– Jestem szczęśliwa. 

– Wiem. Kochasz mnie dla mojego złota. 

– Nie. – Adrienne roześmiała się. – Ale skoro o tym już mowa, 

mam pewien pomysł. Powiedzmy, że twoja część złota Archiego jest 

przy ostrożnych szacunkach warta dwadzieścia pięć tysięcy dolarów. 

– A czemu nie trzydzieści pięć, szacując to z rozmachem? 

Adrienne spojrzała na niego surowo. 

– Żartowałem – poddał się Matt, podnosząc ręce do góry. – Ale 

szkoda, że nie widziałaś teraz wyrazu swojej twarzy. Kojarzył mi się z 

nożycami do przycinania krzewów. 

– Próbuję tylko z tobą poważnie porozmawiać. 

– To niełatwe, kiedy jesteś owinięta kwiecistą kołdrą. 

– Wyobraź sobie, że jestem kompletnie ubrana i siedzę w biurze. 

– Wolałbym wyobrażać sobie ciebie całkiem nagą w łóżku. 

–  Matt,  przestań.  Jestem  z  wykształcenia  doradcą  finansowym. 

Chcę ci udzielić porady. 

– W porządku – powiedział Matt, ale na jego twarzy pojawił się 

ostrożny, niepewny wyraz.  

background image

Adrienne  zignorowała  to  ostrzeżenie.  Matt  na pewno  zrozumie, 

że jej rada jest słuszna. 

–  Ile pieniędzy potrzeba, żeby  wydobyć samolot z kanionu i go 

naprawić? 

–  Sporo,  szczególnie  z  takiego  miejsca.  Kadłub  jest  w  niezłym 

stanie, ale silnik jest chyba poważnie uszkodzony. 

– Tak z grubsza, ile? – nalegała Adrienne. 

– Powiedzmy, że całe dwadzieścia pięć tysięcy. 

–  Matt,  to  oznacza  powrót  do  punktu  wyjścia  –  oceniła 

Adrienne, opierając łokcie na stole. 

– Tak. Niezły ze mnie szczęściarz, no nie? – Matt uśmiechnął się 

do  niej.  –  No,  jestem  niezupełnie  w  punkcie  wyjścia  –  dodał, 

przesuwając  palcem  po  jej  nagim  ramieniu.  –  Jeśli  chodzi  o 

najważniejsze kwestie, posunąłem się bardzo daleko naprzód. 

– Mógłbyś posunąć się daleko naprzód we wszystkich kwestiach 

– stwierdziła Adrienne, splatając dłoń z jego dłonią. 

– W jaki sposób? – spytał Matt. 

– Sprzedaj samolot. 

– Sprzedać samolot? Chyba żartujesz. 

–  Znajdź  najtańszy  sposób  wyciągnięcia  części  z  kanionu, 

sprzedaj  je  i  zainwestuj  pieniądze,  które  dostałeś  od  Archiego.  W 

piątek otrzymałam informacje o akcjach, które na pewno... 

– Zaczekaj. – Matt cofnął dłoń. – Wtedy nie miałbym samolotu. 

Nie mógłbym zacząć ze swoją firmą. 

–  I  tak  nie  powinieneś  był  tego  robić.  Miałeś  za  mały  kapitał. 

background image

Nie  było  cię  stać na  ubezpieczenie  inwestycji.  Ale  teraz  masz  okazję 

to  naprawić.  Pozwól  mi  popracować  nad  twoim  majątkiem, 

powiększyć  go.  Kiedy  będziesz  kupował  następny  samolot,  twoje 

finanse zapewnią ci bezpieczeństwo. 

– A ile to zajmie czasu? – Matt potrząsnął głową. 

– Nie jestem pewna. Najpierw musimy zobaczyć, ile zarobisz na 

sprzedaży samolotu, no i jaka jest sytuacja na rynku. Z inwestycjami 

nie można się zanadto spieszyć, ale z czasem... 

– Tydzień? Miesiąc? 

– Oczywiście, że dłużej. – Adrienne  potrząsnęła głową. – Matt, 

jestem  pewna,  że  teraz  już  rozumiesz,  jak  duże  podjąłeś  ryzyko. 

Myślałam, że wypadek skłoni cię do ostrożności. 

–  A  ja  myślałem,  że  ten  weekend  nauczy  cię  czegoś  wręcz 

przeciwnego. – Matt odstawił filiżankę i wstał od stołu. 

–  A  cóż  to  ma  niby  oznaczać?  –  odcięła  się  bez  zastanowienia 

Adrienne.  

Natychmiast  zapragnęła  odwołać  te  słowa,  zmienić  ton  głosu. 

Zaczął  ją  boleć  żołądek.  Przedtem  ich  kłótnie  były  wyzwaniem, 

niemal przyjemnością, ale teraz wcale nie chciała walczyć z Mattem. 

Gra szła o zbyt wysoką stawkę. 

–  To  znaczy,  że  życie  trzeba  łapać  w  locie  –  powiedział  Matt, 

odwracając  się  w  jej  stronę  i  zaciskając  pięści.  –  Bo  nigdy  nie 

wiadomo,  co  czeka  cię  jutro,  ani  jak  długo  będzie  nam  dane  cieszyć 

się  światłem  dnia. Mój  Boże,  po  tym  wszystkim,  co przeszliśmy,  jak 

możesz mówić mi o wybieraniu bezpiecznej drogi? 

background image

–  Nie  rozumiem,  jak  możesz  myśleć  inaczej!  O  mały  włos  nie 

straciłeś  wszystkiego.  I  teraz  nie  chcesz  zabezpieczyć  się  przed 

podobnym ryzykiem? – Adrienne wstała, owijając się kołdrą. 

–  Wiem,  że  bezpieczeństwo  to  złuda.  Wiem,  że  można  stać  na 

krawędzi  katastrofy,  i  nagle  nadchodzi  cud,  wszystko  układa  się 

pomyślnie. Tak było  z tym  złotem. Tak było zawsze,  w całym moim 

życiu! Mam talent do wychodzenia cało z opresji. Mając połowę złota 

Archiego,  byłbym  kompletnym  durniem,  gdybym  nie  naprawił 

samolotu  i  nie  otworzył  szkoły  pilotażu.  Jak  mógłbym  zaprzepaścić 

taką szansę?! 

Adrienne z trudem przełknęła ślinę. Matt nic się nie zmienił. Być 

może, gdyby Archie nie dał mu złota, Matt zrozumiałby nareszcie, że 

nie można zawsze liczyć na łut szczęścia. Ale złoto jest, a Matt uważa 

je  za  dowód  na  to,  że  jego  osobiste  szczęście  nigdy  go  nie  opuści. 

Adrienne nie wierzyła w cuda. Wierzyła za to w staranne planowanie. 

Zaczęła  dygotać  z  zimna.  Dwa  razy  rozpoczynała  zdanie,  które 

boleśnie pulsowało w jej głowie. Wreszcie udało jej się wykrztusić: 

– Nie mogę poślubić człowieka, który myśli w taki sposób. 

background image

ROZDZIAŁ 13 

 

Orzechowe oczy Matta zabłysły bólem. Na jego twarzy pojawił 

się wyraz rezygnacji. 

–  Przez  cały  czas  oczekiwałem,  że  to  właśnie  powiesz.  Bałem 

się, że cała ta słodycz i uległość nie są szczere. 

–  Po  wszystkim,  co  się  zdarzyło,  myślałam,  że  się  choć  trochę 

zmieniłeś! 

– A ja myślałem, że to ty się zmieniłaś! – krzyknął Matt – Chyba 

oboje spodziewaliśmy się cudu, tego, że jak w kinie każde z nas nagle 

stanie  się  taką  osobą,  jaką  pragnie  widzieć  druga  strona.  Ale  to  jest 

życie, a nie film. 

– Matt – błagała Adrienne. – Czy ty nie rozumiesz, że... 

–  Nie.  Nie  rozumiem  –  przerwał  Matt  ponurym  głosem.  –  Nie 

wyobrażam  sobie,  że  mógłbym  żyć,  postępując  zgodnie  z  twoimi 

głupimi  zasadami.  A  ty  nie  akceptujesz  mojego  sposobu  życia,  wiec 

jesteśmy kwita. 

– Ale ja cię kocham. 

–  Doprawdy?  Miłość  nie  każe  zmieniać  ludzi  na  swój  obraz  i 

podobieństwo. 

–  Miłość  nie  pozwala  zachowywać  się  w  nieodpowiedzialny 

sposób, jeżeli dotyczy to również innych! 

– Mówisz, że jestem nieodpowiedzialny? – spytał Matt po chwili 

milczenia.  –  Ty,  osoba,  która  jeszcze  kilka  godzin  temu  zgodziła  się 

background image

zostać moją żoną, a teraz nagle zmieniła zdanie? 

–  Chyba  zbyt  długo  z  tobą  przebywałam  –  powiedziała 

Adrienne, tłumiąc szloch. 

–  No, temu da  się  łatwo  zaradzić  –  stwierdził  Matt,  odwracając 

się  do  niej  tyłem.  Jego  rysy  zastygły  w  wyrazie  tępego  bólu.  – 

Saddlehorn  nie  jest  zbyt  dużym  miejscem  –  oświadczył,  zakładając 

koszulę i buty. – Na pewno ktoś wskaże ci drogę na przystanek. 

– Wyjeżdżasz? – Łzy płynęły jej po policzkach. 

–  Czemu  nie.  –  Matt  założył  buty  i  wsunął  portfel  do  tylnej 

kieszeni  spodni.  –  Najwyraźniej  wcale  ci  nie  jestem  potrzebny  – 

powiedział i wyszedł z pokoju nie oglądając się za siebie. 

 

Adrienne  przebyła  drogę  autobusem  do  Tucson  w  stanie 

zupełnego  otępienia.  Jeszcze  z  Saddlehorn  zadzwoniła  do  swojej 

współlokatorki,  Margaret,  która  wyszła  po  nią  na  dworzec 

autobusowy, zawiozła do domu i zapakowała do łóżka. 

Adrienne  opowiedziała  Margaret  całą  historię  dopiero  w 

poniedziałek.  Tego  samego  dnia  zerwała  z  Aleksem.  Ten  wieczór 

Adrienne  i  Margaret  spędziły  razem  w  domu.  Siedziały  w  kuchni  i 

jadły pizzę. 

–  Coś  mi  się  tu nie  zgadza –  oznajmiła  Margaret. –  Jeżeli  Matt 

jest dla ciebie zbyt nieodpowiedzialny, czemu w takim razie zerwałaś 

z Aleksem, najbardziej odpowiedzialnym facetem na świecie? 

–  Musiałam  –  wyznała  Adrienne  –  bo  dzisiaj  dopadł  mnie  na 

korytarzu w pracy i próbował mnie pocałować. 

background image

–  Pewnie  za  tobą  tęsknił.  Był  bardzo  smutny,  kiedy  wczoraj 

powiedziałam  mu,  że  nie  może  się  z  tobą  natychmiast  zobaczyć.  Ale 

masz rację, to nie jest całkiem w porządku, jeśli facet łapie cię nagle i 

w pracy bierze się do całowania. 

–  To,  że  byliśmy  w  pracy,  wcale  mi  aż  tak  nie  przeszkadzało. 

Najgorsze, że nie mogłam znieść myśli o pocałowaniu Aleksa. Nigdy 

w życiu. 

–  Aha  –  mruknęła  Margaret,  sięgając  po  następny  kawałek 

pizzy. 

– Czemu tak mi się dziwnie przyglądasz? 

–  Zazwyczaj  kiedy  nie  mogę  znieść,  żeby  mnie  ktoś  całował, 

szczególnie jeśli jest to ktoś przystojny i miły, tak jak Aleks, oznacza 

to, że jestem do szaleństwa zakochana w kimś innym. To efekt naszej 

wrodzonej skłonności do monogamii. 

– Podejrzewam, że ze mną jest tak samo. 

– Przyznajesz, że jesteś zakochana w facecie, z którym spędziłaś 

ten  szalony  weekend?  W  tym  nieodpowiednim,  nieodpowiedzialnym 

pilocie? 

– Chyba tak – pokiwała głową Adrienne. 

– I co zamierzasz zrobić? 

– Nic. To mi musi przejść. Proste! 

 

Oczekiwanie  na  to,  że  miłość  do  Matta  jakoś  jej  przejdzie,  nie 

było  wcale  takie  proste.  Adrienne  zresztą  nawet  się  tego  nie 

spodziewała. Ale musi jej się to udać. Nie postąpi przecież tak jak jej 

background image

siostry.  Nie  pozwoli  sobie  na  luksus  poślubienia  kogoś  w  imię 

nieobliczalnych  emocji,  takich  jak  miłość,  która  czyni  człowieka 

ślepym na realia życia. 

Pierwszym  trudnym  zadaniem  było  odesłanie  Archiemu  ubrań 

Dorothy.  Adrienne  nie  czuła  się  na  siłach  rozmawiać  bezpośrednio  z 

Archiem,  więc  zadzwoniła  do  pani  Potter  i  zapytała,  jak  ma 

zaadresować  paczkę.  Pani  Potter  opowiedziała  jej  ze  szczegółami  o 

operacji  wyciągania  samolotu  z  kanionu,  która  przykuwała  uwagę 

całego  miasteczka.  Adrienne  skończyła  rozmowę  jak  tylko  mogła 

najszybciej,  zapakowała  uprane  rzeczy  i  skreśliła  do  Archiego  krótki 

liścik z podziękowaniami. Napisała, że jest bardzo zajęta pracą, ale za 

kilka miesięcy postara się go odwiedzić. 

Drugi  problem  zrodził  się  w  tydzień  później,  kiedy  dostała 

najeżony  błędami  ortograficznymi  list  od  Archiego,  który  chciał  się 

dowiedzieć, co się dzieje z Mattem. „Matt jest ponury i  zły jak zbity 

szczeniak” – pisał Archie. Adrienne nie odpowiedziała na ten list, ale 

jakoś nie mogła się zdobyć na to, żeby go wyrzucić. 

Potem  nastąpiła  dłuższa  cisza.  Życie  Adrienne  weszło  w  stare, 

znane  koleiny  i  potoczyło  się  naprzód.  Jak  zwykle  pracowała  przy 

jednym z sześciu biurek, ustawionych pośrodku biura maklerskiego C. 

D.  Girard  and  Sons.  Od  każdego  z  początkujących  pracowników 

wymagano  codziennie  odbycia  co  najmniej  pięćdziesięciu  rozmów 

telefonicznych  z  potencjalnymi  klientami.  Oprócz  tego  co  sześć 

tygodni  każdy  z  nich  pracował  jako  szef  biura,  obsługując 

przychodzących tam interesantów. 

background image

Poza  Sharon,  recepcjonistką,  Adrienne  była  jedyną  kobietą  w 

całym budynku. Plotka, że zerwała z Aleksem, rozniosła się po biurze 

lotem  błyskawicy.  Większość  mężczyzn  zwarła  szeregi,  tworząc 

nieprzebyty front. Żarciki i przycinki, do tej pory łagodne, nagle stały 

się ostre i niewybredne. 

Pomimo  napięcia  Adrienne  wciąż  uważała  pracę  za  wspaniałe 

wyzwanie  i  pogrążyła  się  w  niej  po  uszy.  Zamiast  telefonować  do 

pięćdziesięciu  klientów,  starała  się  zadzwonić  do  stu.  Przychodziła 

wcześnie  i  zostawała  do  późnego  wieczora.  Zawsze  była  w  biurze  w 

momencie  zamknięcia  nowojorskiej  giełdy,  o  godzinie  drugiej  czasu 

lokalnego. 

Ten  tryb  pracy  zaczynał  przynosić  widoczne  rezultaty,  chociaż 

wiele  osób  wciąż  wolało,  żeby  w  kwestiach  finansowych  udzielał  im 

porad mężczyzna. Adrienne była już na to uodporniona i nauczyła się 

koncentrować  na  klientach,  którzy  pomimo  wszystko  chcieli  z  nią 

współpracować. 

W  pracy  pomagała  jej  nowo  zdobyta  wiara  we  własne  siły.  Po 

pokonaniu  tylu  przeszkód,  które  spiętrzyły  się  przed  nią  w  ciągu 

owych  pamiętnych  dwu  dni,  zadzwonienie  do  setki  obcych  ludzi 

dziennie było doprawdy błahostką. Nawet przewidywanie zachowania 

rynku  stało  się  jakby  zbyt  proste.  Adrienne  wstyd  było  przyznać  się 

nawet przed sobą samą, że zaczyna to być wręcz nudne. 

Stanowczo  broniła  się  przed  myślą,  że  jej  życie  jest  zbyt 

przewidywalne, zbyt spokojne i uporządkowane. Pewnego dnia jeden 

z  klientów  opowiedział  jej  o  wycieczkach  kajakowych  po  rwących 

background image

górskich  strumieniach,  a  Adrienne  skwapliwie  zapisała  sobie  nazwę 

firmy, która je organizowała. 

Kiedy lepiej się nad tym zastanowiła, stwierdziła, że ryzyko jako 

takie  wcale  jej  nie  pociąga,  ale  stanowi  sposób,  żeby  powróciły 

uczucia, których  doświadczyła  u  boku Matta: podniecenie,  radość i... 

miłość. Adrienne podarła informację o spływie kajakowym na drobne 

kawałeczki.  Jej  uczucia  do  Matta  kiedyś  w  końcu  muszą  osłabnąć, 

wyblaknąć i zniknąć jak letnia opalenizna. 

Praca  pozostawała  jej  głównym  zajęciem  i  źródłem  pociechy 

przez cały deszczowy listopad. Adrienne obiecała sobie, że na Święto 

Dziękczynienia  pojedzie  do  Utah,  do  rodziców,  zaraz  po  ogłoszeniu 

wyników  osiągniętych  przez  poszczególnych  maklerów  w  tym 

miesiącu.  Tym  razem  udało  jej  się  prześcignąć  nie  tylko  wszystkich 

nowych  pracowników,  ale  również  kilku  doświadczonych,  starszych 

kolegów.  W  poniedziałek  i  wtorek  zdobyła  dwu  nowych  klientów; 

jeśli środa będzie równie udana, z pewnością dopnie swego. 

W  środę,  w  przeddzień  Święta  Dziękczynienia,  Adrienne 

pracowała  wytrwale,  dzwoniąc  do  osób  umieszczonych  na  jej  liście. 

Tego  dnia  jednak  większość  ludzi  zajęta  była  przygotowaniami  do 

świąt, sprzątaniem i gotowaniem, i nikt nie miał głowy do rozmów  o 

akcjach i kapitale. 

W południe odsunęła dolną szufladę biurka i wyjęła z niej drugie 

śniadanie. Nagle uświadomiła sobie, że nie jest w stanie zjeść jeszcze 

jednego  takiego  samego  posiłku.  Miała  już  dość  tego  zdrowego 

jedzenia, takiego samego, niezmiennego od wielu, wielu dni. Może po 

background image

prostu  potrzebne  jej  są  krótkie  wakacje,  pomyślała,  chowając 

śniadanie  do  szuflady.  Postanowiła,  że  wyjedzie  z  miasta  zaraz  po 

zamknięciu giełdy. W ten sposób znajdzie się w Utah już następnego 

dnia rano. 

Z  radością  pomyślała  o  czekającej  ją  podróży.  W  drodze 

powrotnej  być  może  zatrzyma  się  w  Saddlehorn.  Może  pojedzie  na 

rowerze Dorothy aż nad kanion. Może... 

–  Rozmarzyła  się  pani,  panno  Burnham?  –  Przy  jej  biurku  stał 

zastępca  dyrektora,  marszcząc  groźnie  brwi.  –  Spodziewałem  się 

zastać  panią  przy  pracy  –  powiedział,  poprawiając  krawat.  –  Nie 

przypuszczałem, że pozwoli pani sobie na zaniedbania teraz, kiedy ma 

pani  tak  dobre  wyniki.  A  może  obmyślała  pani  właśnie  menu  na 

jutrzejszy wystawny obiad? 

–  Niestety,  nie  jestem  szczególnie  dobrą  kucharką,  panie 

Dannenger – odpowiedziała zaciskając zęby. – Jadę do Utah. 

– Ach tak, jedzie pani do rodziców. Czy wiedzą już, jaki z pani 

doskonały pracownik? 

–  Zanim  zacznę  się  przechwalać,  wolę  poczekać  na  końcowe 

wyniki. 

– Słusznie – powiedział Dannenger. – Bardzo słusznie. 

– A więc, jeśli pan pozwoli, wrócę do mojej pracy. 

– Świetnie. 

Adrienne  podniosła  słuchawkę  i  spojrzała  na  listę  nazwisk. 

Wcale nie chciało jej się dzwonić do tych ludzi. Co gorsza, przestało 

jej  właściwie  zależeć  na  pobiciu  rekordu  wyników.  Dannenger 

background image

zatrzymał  się  jeszcze  na  chwilę  przy  jej  biurku.  Uśmiechnęła  się  do 

niego szeroko, ale gdy tylko wyszedł, ze złośliwą satysfakcją pokazała 

mu język. 

Jej  gest  został  skwitowany  znajomym,  stłumionym  śmiechem. 

Matt!  Adrienne  odwróciła  się  błyskawicznie  i  zobaczyła  go,  jak  stoi 

oparty o niskie biurowe przepierzenie. Poderwała się, ogarnięta nagłą 

radością. 

–  Matt,  jak  ty...  –  Zawahała  się  nagle.  Ostatnie  słowa,  jakie  ze 

sobą  zamienili,  nie  były  szczególnie  przyjazne.  Nie  powinna  cieszyć 

się, że go widzi. Ale jednak cieszyła się tak bardzo, że cała aż drżała z 

radosnego  podniecenia.  –  Co  ty...  to  znaczy...  Sharon  nic  mi  nie 

mówiła... zaskoczyłeś mnie! 

– Przekonałem Sharon, że jesteśmy starymi znajomymi i że nie 

ma potrzeby uprzedzać cię o mojej obecności. 

Adrienne  stała  w  milczeniu,  rozkoszując  się  widokiem  Matta, 

ubranego  w  brązową,  skórzaną  kurtkę  i  jasne  spodnie.  Wręcz 

emanował seksem. 

–  Rozumiem  –  powiedziała  Adrienne,  nie  wiedząc,  co  teraz 

zrobić.  

Z  całego  serca  pragnęła,  żeby  Matt  został  z  nią,  choćby  tylko 

przez  krótką  chwilę.  Jego  obecność,  śmiech,  który  czaił  się  w 

orzechowych oczach, dodawały jej sił do życia. 

– Może usiądziesz? – zaproponowała w końcu. 

– Nie, dziękuję. Myślałem, że może zjemy razem lunch. 

– Lunch? – Adrienne pomyślała o minie pana Dannengera. Ktoś 

background image

musiałby  ją  tu  zastąpić.  W  firmie  nie  było  to  zbyt  dobrze  widziane. 

Poza tym wychodząc, straci przynajmniej jedną godzinę pracy. 

–  Bardzo  chętnie  –  odparła  po  chwili  wahania,  czując  nagły 

przypływ podniecenia, które zawsze wiązało się w jej myślach z osobą 

Matta. 

Zdjęła  płaszcz  z  wieszaka,  podniosła  torebkę  i  podeszła  do 

kolegi, siedzącego przy sąsiednim biurku. 

– Thorndyke? – zawołała.  

Sąsiad  podniósł  się  bez  chwili  zwłoki  i  Adrienne  uświadomiła 

sobie, że cały czas gorliwie podsłuchiwał ich rozmowę. 

– Słucham? – spytał. 

– Czy mógłbyś mnie zastąpić? Wychodzę na lunch. 

– Na lunch, w ostatnim dniu miesiąca? – zdziwił się. 

– Tak. Zrobisz to dla mnie? – spytała krótko Adrienne. 

– Tylko pod warunkiem, że dasz mi zastępstwo do końca dnia. 

– Dobrze. Powiem to Sharon. 

–  Taak,  w  porządku.  –  Potrząsnął  z  niedowierzaniem  głową.  – 

Wciąż nie mogę  w to uwierzyć. Przecież ty nigdy nie wychodzisz na 

lunch. 

–  Coś  się  mogło  zmienić  –  powiedziała  Adrienne,  podchodząc 

do Matta.  

Wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się silnym zapachem 

jego płynu po goleniu. 

–  Nigdy  nie  wychodzisz  z  biura?  –  spytał  Matt,  spoglądając  na 

nią. 

background image

– Nie zaczynaj, dobrze? – poprosiła Adrienne. – Spróbujmy być 

dla  siebie  nawzajem  mili.  Chyba  możemy  zjeść  lunch  jak 

cywilizowani ludzie, nie kłócąc się? 

– A kto się niby kłóci? 

–  Wiem,  do  czego  zmierzałeś.  Miałeś  zamiar  znowu  zrobić  mi 

wykład  na  temat  tego,  że  niedobrze  robię,  unikając  radości  życia 

codziennego. 

–  Może  gdybyś  wyszła  czasem  z  biura,  nie  musiałabyś 

odreagowywać  stresu,  przedrzeźniając  swojego  szefa  –  roześmiał  się 

Matt. 

–  O  czym  ty  w  ogóle  mówisz?  –  spytała,  czerwieniąc  się  i 

modląc w duchu, żeby nikt nie usłyszał tej uwagi. 

Sharon obserwowała ich z uśmieszkiem na ustach. 

–  Thorndyke  zgodził  się  mnie  zastąpić  do  końca  dzisiejszego 

dnia – powiedziała Adrienne. 

–  Naprawdę?  –  spytała  Sharon,  z  trudem  usiłując  ukryć 

zaskoczenie. – Już nie wracasz? 

–  Oczywiście,  że  wrócę,  ale  zgodziliśmy  się,  że  tak  będzie 

uczciwiej. Przysługa za przysługę. 

–  A  jeśli  Adrienne  by  już  dzisiaj  nie  wróciła?  –  spytał  Matt, 

stając odrobinę bliżej recepcjonistki. 

–  Ja  na  pewno  wrócę  –  powiedziała  Adrienne,  nim  Sharon 

zdążyła  ochłonąć  wystarczająco,  by  udzielić  odpowiedzi.  –  Będę  tu 

jak zwykle o drugiej, na zamknięcie giełdy. 

–  O  drugiej?  Czy  to  konieczne?  –  spytał  Matt,  spoglądając  na 

background image

zegarek. – Teraz jest wpół do pierwszej. 

– Muszę wrócić przed drugą. Mamy godzinę. 

–  Dobrze  –  przystał  Matt,  najwyraźniej  siłą  powstrzymując  się 

od dalszych uwag. – Godzina to godzina. 

Wyszli  przed  budynek  i  Adrienne  rozejrzała  się,  szukając 

wzrokiem  jego  czerwonej  corvetty.  Matt  wziął  ją  pod  ramię  i 

poprowadził do małej, czterodrzwiowej hondy. 

– Co się stało z twoim starym samochodem? – spytała Adrienne, 

starając  się  zachować  spokój  pomimo  ciepłego  dotyku  jego  dłoni  na 

ramieniu. 

– Teraz jeżdżę tym – odparł Matt. 

– Och. 

Otworzył drzwi z prawej strony i pomógł jej wsiąść. Samochód 

był wyposażony mniej niż skromnie. Matt wsiadł i uśmiechnął się do 

Adrienne. 

– Podoba ci się? 

A co tu jest niby do podobania, pomyślała Adrienne. Samochód 

nie był zły, ale zupełnie nie pasował do tego mężczyzny. 

– Na pewno jest bardzo oszczędny – powiedziała. 

– Bardzo oszczędny – powtórzył Matt, kiwając głową. 

– No i ma bardzo praktyczny kolor. – Adrienne zastanawiała się, 

czemu właściwie czuje się tak bardzo rozczarowana. Sprzedając swoją 

corvettę,  Matt  postąpił  bardzo  rozsądnie.  Jako  doradca  finansowy, 

sama by mu to zaleciła. I z taką radą Matt z całą pewnością by się nie 

zgodził. 

background image

Matt  jechał  ostrożnie,  respektując  wszystkie  ograniczenia 

prędkości. Nie próbował nawet zaczynać rozmowy. 

– Jak się miewa Archie? – spytała wreszcie Adrienne. 

– Dobrze. Przesyła ci pozdrowienia. 

– Wiedział, że zamierzasz się ze mną spotkać? 

– Tak. 

Jeżeli  kiedykolwiek  marzyła  o  tym,  że  Matt  Kirkland  może 

kiedyś powrócić do jej życia, z pewnością nie tak sobie to wyobrażała. 

Oczekiwałaby  raczej,  że  wpadnie  jak  burza  i  porwie  ją  ze  sobą. 

Prawdę  mówiąc, tego  właśnie  się  spodziewała,  kiedy  go  dziś  ujrzała. 

Być może zabiera ją na lunch w jakieś szalenie ekscytujące, cudowne 

miejsce. Może chce ją zaskoczyć. 

Samochód zatrzymał się przed tanią restauracją. 

– I jak, może być? – spytał Matt, odwracając się w jej stronę. 

– T... tak – wyjąkała. – Ceny tu są całkiem przystępne. 

– Zgadza się – przytaknął Matt. – Sprawdzałem. 

– Sprawdzałeś? 

– Oczywiście. Nie mogę przekroczyć mojego budżetu. 

– Budżetu? 

Znów  się  do  niej  uśmiechnął,  tym  dziwnym,  pozbawionym 

wyrazu uśmiechem, który zupełnie do niego nie pasował. 

– Tak, budżetu – potwierdził. – Wejdziemy? 

Skinęła  głową,  zupełnie  nie  wiedząc,  co  o  tym  wszystkim 

myśleć.  Czy  to  możliwe,  żeby  czyjaś  osobowość  uległa  tak 

drastycznym zmianom? 

background image

Kiedy usiedli, Adrienne zamówiła stek z mnóstwem dodatków, a 

Matt  sałatkę  z  tuńczyka.  Zupełnie  jakby  zamienili  się  rolami. 

Adrienne  miała  nadzieję,  że  Matt  zaproponuje  jej  wino.  Ponieważ 

jednak  tego  nie  zrobił,  zamówiła  wodę  mineralną.  Matt  poprosił  o 

kawę. Bez kofeiny. 

–  No,  dobrze  –  odezwała  się  w  końcu.  –  Dlaczego  przyszedłeś 

dziś do mojego biura? 

– W interesach – odpowiedział, nie patrząc na nią. 

Na  dźwięk  tego  beznamiętnego  stwierdzenia  nadzieja,  że  Matt 

ma na myśli coś niezwykle romantycznego, rozwiała się jak dym. Ale 

skoro  on  może  udawać,  że  nigdy  dla  siebie  nic  nie  znaczyli,  ona, 

Adrienne, też potrafi świetnie zagrać swoją rolę. 

– Jakie to interesy? – spytała. 

– Skorzystałem z twojej rady i sprzedałem samolot komuś, kogo 

stać na naprawę i ubezpieczenie. 

– Rozumiem – potaknęła Adrienne.  

Teraz miała naprawdę ochotę zacząć krzyczeć. A więc zrobił to. 

Teraz,  kiedy  było  już  za  późno,  kiedy  najwyraźniej  stracił  do  niej 

wszelkie uczucia. Zacisnęła dłonie na rogu serwetki, za wszelką cenę 

starając się zachować spokój. 

–  No,  więc  mam  trochę  pieniędzy,  które  chciałbym 

zainwestować.  To  samo  zresztą  dotyczy  Archiego.  Chcielibyśmy, 

żebyś się tym zajęła. 

– Dlaczego akurat ja? 

–  Obaj  jesteśmy  przekonani,  że  jesteś  bardzo  dobra  w  swoim 

background image

zawodzie – powiedział, patrząc na nią uważnie.  

Adrienne  poczuła  nagle,  że  zaraz  wybuchnie  histerycznym 

śmiechem.  Wyobrażała  sobie,  że  lunch  z  Mattem  będzie  czymś 

nadzwyczajnym,  odmianą  w  codziennej  rutynie,  ucieczką  od 

monotonii pracy. Teraz okazało się, że czy tego chce, czy nie, jest to 

spotkanie w interesach. Najwyraźniej szalone sytuacje nie były jej już 

pisane. 

– O jaki rodzaj inwestycji chodzi? – spytała, zdecydowana robić 

to, co do niej należy, chociaż tak naprawdę miała ochotę natychmiast 

wstać i uciec. 

–  Coś,  co  nie  podlega  opodatkowaniu,  no  i  z  niezbyt  wysokim 

ryzykiem. Chcę mieć pewność, że moje pieniądze są bezpieczne. 

– Cooo? – Adrienne wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. 

– Słyszałaś, co powiedziałem. Jestem pewien, że wiesz, o co mi 

chodzi.  Podejrzewam  nawet,  że  specjalizujesz  się  w  takim  właśnie 

typie inwestycji. 

Była  to,  niestety,  prawda.  Adrienne  żałowała  z  całego  serca,  że 

nie może temu zaprzeczyć, choć ten jeden, jedyny raz. 

– Więc możesz znaleźć taką lokatę? – spytał Matt. 

– Chyba tak – potwierdziła bez entuzjazmu. 

– Dobrze. Ale pamiętaj, nie chcemy ryzykować. 

–  Co  się  z  tobą  stało,  Matt  –  wybuchnęła  Adrienne,  nie  mogąc 

dłużej tego wytrzymać. – Mężczyzna, którego znałam, zażądałby ode 

mnie  lokaty  o  najwyższym  stopniu  ryzyka,  która  dawałaby  szanse 

największych,  szybkich  zysków,  czegoś,  co  będzie  ekscytujące,  choć 

background image

można na tym stracić. Skąd nagle ta troska o bezpieczeństwo? 

– Być może czas już, żebym spróbował zachowywać się bardziej 

ostrożnie. Myślałem też o podwyższeniu stawki mojego ubezpieczenia 

i  podjęciu  dodatkowej  pracy.  Słyszałem,  że  w  jednym  ze  sklepów 

poszukują sprzedawcy do działu z butami. 

– Ty chyba zwariowałeś! 

– O co ci chodzi? 

– Ani mi się waż zaczynać pracę w jakimś głupim sklepie!  Ani 

mi  się  waż!  Nie  wiem,  co  cię  opętało  z  tymi  pomysłami  co  do 

inwestycji, małym samochodem i pracą w sklepie, ale to, co mówisz, 

brzmi  po  prostu  śmiesznie.  Ty  sprzedający  buty,  to  mniej  więcej  to 

samo, co tygrys zajmujący się haftem artystycznym. 

–  Ja  myślałem...  myślałem,  że  to  pochwalisz  –  powiedział  Matt 

urażony. 

Adrienne  popatrzyła  na  talerz  i  zaczęła  nerwowo  bawić  się 

widelcem.  Zaskoczyła  ją  własna  reakcja  na  plany  Matta.  W  końcu 

sama  radziła  mu,  żeby  trochę  spoważniał.  Wtedy  jednak  nie  miała 

pojęcia,  jak  będzie  się  czuła,  widząc,  jak  odchodzi  dawny  Matt, 

wspaniały człowiek, którego poznała podczas pamiętnego weekendu. 

– Czy nie o takim zachowaniu kiedyś mi mówiłaś? 

–  Tak,  może  niektóre  z  twoich  decyzji  są  całkiem  sensowne  – 

powiedziała,  nie  patrząc  na  niego.  –  Sprzedaż  samolotu  i 

zainwestowanie pieniędzy jest słuszne, ale wydaje się, że straciłeś cały 

swój... 

–  Samochód  się  pali!  –  zawołał  mężczyzna,  wpadając  do 

background image

restauracji. – Na parkingu pali się czerwona corvetta! Czy jest tu może 

jej właściciel? 

–  Do  diabła!  –  Matt  zerwał  się  na  równe  nogi.  –  To  na  pewno 

mój samochód – wymamrotał i wypadł na dwór co sił w nogach. 

background image

ROZDZIAŁ 14 

 

– Twój samochód? – zawołała Adrienne, zrywając się od stołu. – 

Ale  ty  masz  przecież  białą  hondę!  –  W  drzwiach  minął  ją  wysoki 

blondyn, który wyskoczył na dwór, wołając Matta po imieniu. 

Adrienne  pobiegła  za  nim.  W  oddali  rozległo  się  wycie  syreny. 

Parking był pełny gryzącego dymu. 

Wybiegając  zza  rogu,  Adrienne  ujrzała  starą  corvettę  Matta, 

której przód zasłaniała chmura czarnego dymu. Spod pokrywy silnika 

wyskakiwały  wesołe  płomyczki.  Matt  i  blondyn,  którego  widziała  w 

restauracji,  stali  o  dwa  metry  dalej,  machając  rękami  i  krzycząc.  Na 

parking wjechała straż pożarna. Adrienne gorączkowo usiłowała się w 

tym wszystkim połapać.  

Matt  ma  dwa  samochody?  Ale  jeżeli  nawet  tak  jest,  czemu 

zaparkował obydwa przed tą samą restauracją? I kim jest ten blondyn, 

z którym Matt się teraz kłóci? Patrząc na płonący samochód, Adrienne 

zdała  sobie  sprawę,  że  całe  to  zamieszanie  wydaje  jej  się  dziwnie 

znajome. Czuła się teraz bardziej naturalnie i swobodnie, niż podczas 

nudnego lunchu z Mattem. 

Nareszcie ogień został ugaszony i wóz strażacki opuścił parking. 

Gapie  wrócili  do  restauracji  i  wkrótce  Adrienne,  Matt  i  tajemniczy 

blondyn pozostali na parkingu sami. 

– Nic nie rozumiem – zdumiała się Adrienne, szczękając zębami 

z zimna. 

background image

– Ten samochód nie miał się zapalić – zawołał Matt, patrząc na 

poczerniałą corvettę. 

– To nie moja wina, Matt – usprawiedliwiał się blondyn. 

– Tak – westchnął Matt. 

– Słowo ci daję, wszystko było w porządku. 

–  Na  pewno  masz  rację,  Jack.  –  Matt  położył  mu  dłoń  na 

ramieniu.  –  Przepraszam,  że  się  tak  uniosłem.  Ostatnio  byłem  trochę 

zdenerwowany. 

Adrienne  przyglądała  się  to  jednemu,  to  drugiemu  mężczyźnie. 

Wreszcie wyciągnęła rękę do Jacka. 

– Dzień dobry, jestem Adrienne – przywitała się. 

– Wiem – odparł blondyn. 

–  Cieszę  się,  że  jest  pan  tak  dobrze  poinformowany  – 

powiedziała  czując,  że  jej  cierpliwość  zaczyna  się  wyczerpywać.  – 

Wszyscy,  oprócz  mnie,  najwyraźniej  doskonale  wiedzą,  o  co  tu 

chodzi. 

–  Och,  Adrienne,  to  jest  Jack  –  przedstawił  Matt  –  Kupiłeś 

samochód Matta? – spytała Adrienne. 

–  Nie  –  odparł  Jack.  –  Ale  pożyczyłem  mu  moją  hondę.  Ja 

przyjechałem  corvettę,  żeby  mógł  nią  wrócić,  ale  teraz  chyba  mamy 

już tylko jeden samochód na spółkę. Może was gdzieś podwieźć? 

–  Przestań!  –  przerwała  mu  Adrienne.  –  Nic  z  tego  nie 

rozumiem.  Czy  ktoś  byłby  uprzejmy  mi  wytłumaczyć,  co  tu  się,  do 

diabła, dzieje? 

–  Zostawiłem  ciastko  i  kawę  na  stoliku  –  powiedział  Jack, 

background image

rzucając Mattowi niespokojne spojrzenie. – Może pójdę je dokończyć, 

a wy to sobie w tym czasie sami wyjaśnicie. 

– Jesteś tchórzem, Jack – roześmiał się Matt. 

– To ty powiedziałeś mi, że ta kobieta to dynamit. 

– Co niby powiedziałeś? – Adrienne odwróciła się do Matta. 

– To do zobaczenia – rzucił Jack, szybko się wycofując. 

– Dlaczego mówiłeś o mnie coś takiego swojemu przyjacielowi? 

– zawołała Adrienne. 

Matt skrzyżował ramiona i przyglądał jej się z ukosa, tłumiąc z 

trudem uśmiech. 

– Doprawdy nie wiem, jak też coś podobnego mogło mi w ogóle 

przyjść do głowy – odezwał się w końcu. 

–  I przestań tak na mnie patrzyć, dobrze? Mam wszelkie prawo 

być 

zdenerwowana, 

przywlokłeś 

mnie 

tutaj 

pożyczonym 

samochodem, Bóg wie po co, a teraz... 

–  Przywlokłeś?  Przecież  nie  mogłaś  już  doczekać  się  chwili,  w 

której  wreszcie  wydostaniesz  się  z  tego  biura.  Patrzyłaś  na  mnie 

łakomie, jak kot na talerzyk śmietanki. 

– Wcale nie! Ja tylko... 

–  Chodź  tu  –  powiedział,  biorąc  ją  w  ramiona.  –  Tak,  teraz 

lepiej.  Całkiem  jak  za  dawnych,  dobrych  czasów,  znowu  pięknie  się 

kłócimy! 

–  Za  złych  dawnych  czasów  –  poprawiła,  próbując  bez 

przekonania wydostać się z jego ramion.  

Tak dobrze się czuła, stojąc blisko niego. 

background image

– Nie uważam, żeby były aż takie złe. – Przesunął dłonią po jej 

plecach  i  popatrzył  głęboko  w  oczy.  –  Ten  weekend  to  były 

najpiękniejsze dni w całym moim życiu. 

– To było szaleństwo – powiedziała z bijącym mocno sercem. 

–  Tak.  Wspaniałe  szaleństwo.  –  Objął  dłońmi  jej  pośladki  i 

przytulił mocniej do siebie. – Powiedziałaś, że tego nie lubisz. 

– To prawda. Nie lubię. 

– Kłamczucha. Jak tylko zacząłem mówić o bezpiecznej lokacie 

kapitału, widziałem wyraźnie, jak światełko zainteresowania gaśnie w 

twoich  pięknych  brązowych  oczach.  Ale  teraz  to  światełko  znów  się 

pali, Adrienne. Wystarczy ci jedna mała katastrofa, i już żyjesz pełnią 

życia, rozkoszując się każdą chwilą. 

–  I  ty  myślisz,  że  ja  to  lubię?  Samoloty,  które  się  rozbijają, 

mężczyzn wymachujących dubeltówką, płonące samochody? 

–  Myślę,  że  to  uwielbiasz.  Cała  ta  bajeczka  o  lokatach kapitału 

śmiertelnie cię znudziła. No, powiedz prawdę. Szczerze. 

–  Zaraz,  zaraz.  Bajeczka?  –  Odchyliła  się,  ale  tak  naprawdę 

wcale nie starała się wyrwać z jego silnych ramion. 

–  Tak.  Jak  już  powiedział  ci  Jack,  pożyczyłem  samochód, 

wybrałem tę restaurację i obmyśliłem całe mnóstwo nudnych tematów 

do rozmowy, żeby sprawdzić, czy to ci naprawdę odpowiada. To było 

cudowne  widzieć  jak  na  dłoni,  że  nie  podoba  ci  się  taki  typ 

mężczyzny.  Właśnie  mnie  za  to  chciałaś  surowo  skarcić,  kiedy 

samochód się zapalił. 

– Wszystko zmyśliłeś? – Adrienne poczuła panikę.  

background image

Jeżeli Matt wciąż ma stary samolot, jeżeli nie zmienił się ani na 

jotę, będzie musiała trzymać się na baczności. 

– Nie wszystko. 

– Więc co jest prawdą? – Adrienne odrobinę się rozluźniła. 

–  Sprzedałem  samolot,  jak  tylko  wyciągnęliśmy  go  z  kanionu. 

Twoja  rada  była  słuszna.  Razem  z  Archiem  chcemy  ulokować  te 

pieniądze,  ale  zależy  nam  na  jak  najwyższym  zysku  w  jak 

najkrótszym czasie. Budujemy lądowisko, będę tam woził turystów, a 

Archie będzie ich zabierał na poszukiwanie złota. 

W  oczach  Matta  błyszczało  znów  to  samo  podniecenie,  radość 

życia,  którą  tak  podziwiała  i  kochała.  Coś  się  jednak  zmieniło. 

Adrienne wzięła głęboki oddech. 

– Czy... Czy corvetta była ubezpieczona? 

–  Tak.  Wstyd  przyznać,  ale  twoje  uwagi  miały  zbawienny 

wpływ. 

– Ale ty mnie oszukałeś! – zaprotestowała Adrienne, starając się 

wzbudzić  w  sobie  szczere  oburzenie.  –  Biorąc  pod  uwagę  to,  jak 

ukartowałeś nasze dzisiejsze spotkanie, powinnam... 

– Powinnaś pozwolić mi się pocałować. Wiem, że tego  właśnie 

pragniesz.  –  Głos  Matta  stał  się  miękki  i czuły.  –  Adrienne,  powiedz 

mi,  szczerze.  Czy  kiedykolwiek  czułaś  do  kogoś  to,  co  czuliśmy  do 

siebie w tamten weekend? 

– Taką złość? Nie, nigdy. 

– I taką namiętność, i miłość? 

Patrzyła  na  niego  w  milczeniu.  Nie,  nigdy  przedtem  nie  czuła 

background image

takiej miłości. I wciąż ją czuje. 

–  Przez  ten  weekend  nauczyliśmy  się  nawzajem,  jak  bardzo 

można kochać – powiedział. – Nie umiem tego zapomnieć. Potrzebuję 

ciebie i jestem na tyle szalony, by sądzić, że ty też mnie potrzebujesz. 

– Matt, ja nie wiem. Tak bardzo się różnimy. 

– Ale to jest właśnie najpiękniejsze. Jesteśmy do siebie podobni 

w  niektórych,  najważniejszych  rzeczach.  Oboje  jesteśmy  odważni  i 

lojalni.  Oboje  lubimy,  żeby  się  wokół  nas coś działo.  Czy  beze  mnie 

nie było ci trochę nudno? 

– Troszeczkę – przyznała Adrienne. 

– A może trochę bardziej niż troszeczkę? 

– No, dobrze, ale... 

– To tylko chciałem wiedzieć. Słuchaj, zarezerwowałem pokój w 

Sheratonie. Zamówiłem pościel w różyczki. Jedziemy tam. Teraz. 

– Dokąd? 

– Mamy spore zaległości. Musi nam być przy tym wygodnie. 

– Matt, to bardzo kosztowne. To szaleństwo – Adrienne poczuła, 

że rozpala się w niej płomień pożądania. 

– Właśnie. Ale na pewno ci się spodoba. 

–  Ale  ja  muszę  wrócić  do  biura – powiedziała,  próbując  po  raz 

ostatni zaprotestować. – Niedługo zamyka się giełda. 

–  Wcale  cię  nie  obchodzi  ani  giełda,  ani  praca  –  oświadczył, 

patrząc  jej  głęboko  w  oczy.  –  Na  pewno  nie  w  tej  chwili.  Pragniesz 

dokładnie tego samego, co i ja. 

–  Wcale  nie!  –  skłamała,  wiedząc  doskonale,  że  na  pewno  nie 

background image

wróci dziś do biura ani nie pojedzie do Utah. 

–  Wcale...  nie  –  powiedziała  ciszej,  gdy  Matt  pochylił  głowę  i 

przesunął wargami po jej ustach. 

– Co powiedziałaś? – zamruczał. 

– Tak – wyszeptała. 

– Zapamiętaj to słowo – powiedział  z ustami przy jej twarzy. – 

Będzie ci znowu potrzebne naprawdę niedługo. 

Potem pocałował ją, a Adrienne z westchnieniem odwzajemniła 

pocałunek,  oddając  mu  się  na  całe  życie,  życie  pełne  zaufania, 

miłości... oraz miliona grzesznych rozkoszy.