background image
background image

 

Aubrey Ross  

 Club Carousel 02: 

A Taste of Midnight 

 
 

 

Tłumaczenie: Translations_Club 

Korekta całości: isiorek03 

background image

Rozdział I 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: Tempted-Hell 

 

 

Irlandia, 1738 rok. 

 

Brenna  Skyler  stała  na  brzegu  rzeki  i  rozłożyła  swoje  skrzydła. 

Chłodne wieczorne powietrze rozchodziło się przez jej ciało, uspokajać jej 

zmysły i pieszcząc jej twarz. Jej męka już prawie się skończyła; tylko pięć 

tygodni  pozostało  z  wymaganego  roku.  Poruszała  się  wśród 

śmiertelników,  przezwyciężając  każdą  przeszkodę  przebiegłością  i 

biegłością.  

 

Ci,  którzy  polegają  całkowicie  na  Sidhe  tych  czary  są  nie  warte 

nawet zużytej na nie mocy. 

 

Przypomnienie oświadczenia jej mentora wywołało u niej uśmiech. 

Jeszcze  trzydzieści  pięć  dni  i  będzie  musiała  wrócić  do  triumfującego 

królestwa  Unseleighe,  chroniąc  jej  osiągnięcia,  gotowa  rozpocząć  jej 

formalny trening, jako jasnowidza dusz. 

 

Uwalniając  długie,  stałe  westchnienie,  podniosła  swoją  twarz  i 

zasmakowała  srebrzystego  światła  księżyca.  Jak  wszystkie  nocne  istoty, 

Unseleighe Sidhe wolało noc z jego osłaniającą ciemnością i aksamitnym 

spokojem. 

 

Krzyk przerwał spokojną atmosferę, wyrywając Brenne z jej myśli. 

Ostry  smród  furii  napełnił  jej  nos.  Zadrżała,  ponieważ  ten  obrzydliwy 

zapach  nękał  ją.  Przyciszone  głosy  dotarły  do  jej  uszu,  ale  nie  była  w 

stanie  zrozumieć  poszczególnych  słów.  Rozpacz  i  strach  połączyły  się  z 

gniewem  do  czasu,  gdy  już  prawie  nie  mogła  oddychać.  Słyszała,  jak 

background image

odłamywane gałęzie i charakterystyczny trzask ciała uderzanego o ciało. 

To była niezwykła konfrontacja. Ktoś walczył o swoje życie. 

Odwracając  się  w  kierunku  przepychanki,  zwinęła  swe  skrzydła  i 

pobiegła. 

-  Ty  bezwzględna  suko!  -  Głos  człowieka  przyprawiał  o  ból.  -  Nie 

wejdziesz do mojej głowy! 

Kobieta roześmiała się. Brenna skupiła się na dźwięku i pośpieszyła 

przez  las.  Przy skraju  polanki  zatrzymała  się,  dając  schronienie  jej  ciału 

za  masywnym  drzewem.  Dwie  postaci  stały  przodem  daleko  w  cieniu, 

jeden mężczyzna i jedna kobieta. 

-  Przemień  go  Rafaelu!  -  Kobieta  skinęła  w  kierunku  ponurego 

kształtu ledwie zauważalnego wśród liści rozrzuconych na ziemi. - Jeśli ty 

go nie przemienisz, ja to zrobię. 

- Nie! - Rafael rzucił się ku niej, ale kobieta zniknęła, powracając za 

nim  niczym  widmo.  Brenna  mrugnęła,  jej  serce  wbijało  się  w  jej  klatkę 

piersiową. Byli duchami uwięzionymi w momencie ich śmierci? Słyszała 

opowieści o takich rzeczach.  

-  Jego  puls  słabnie.  -  Zadowolone  zapewnienie  w  tonie  kobiety 

sprawiło, że Brenna chciała trzepnąć ją. Nie ważne zjawa czy czarownica, 

ta kobieta doprowadzała do szału. - Nie masz zbyt wiele czasu. 

Rafael  uklęknął  i  przyciągnął  zmasakrowane  ciało  młodszego 

człowieka do swojej klatki piersiowej. Drugi człowiek przycisnął obie ręce 

do  swojego  gardła,  ponieważ  krew  sączyła  się  między  jego  palcami, 

mocząc  jego  tunikę  i  pokrywając  jego  ramiona.  Brenna  przykryła  swoje 

usta  ręką,  wstrząśnięta  i  przerażona.  To  nie  były  żadne  duchy.  Znała 

zapach krwi. 

background image

Wypuszczając  zdolności,  które  powstrzymała  od  roku,  Brenna 

studiowała  tamtych.  Kosmyki  duszy  Rafaela  pulsowały  z  witalnością. 

Kolory były żywe, każdy splatał się w bogatą fakturę. Nici zmysłowości i 

ambicji  były  może  zbyt  przeważające,  ale  jego  podstawowa  natura  była 

dobra. 

Brenna  spojrzała  na  kobietę  i  zadrżała.  Jej  kosmyki  duszy  były 

wystrzępione  i  wąskie,  splatające  się  nici  niemal  rozplątały  się. 

Korupcja… jej dusza była niestabilna. 

Fioletowe światło zalśniło w oczach kobiety. 

- Zrób to! 

-  Nie  zmuszę  go.  -  Purpurowe  światło  rozbłysło  z  oczu  Rafaela  i 

niepewność  przedarła  się  przez  Brennę.  Byli  oczywiście  tacy  sami. 

Cokolwiek  to było, to  nie  miało  nic  wspólnego  z nią.  - Wybór  należy  do 

Phillipa, nie do mnie. - Nalegał Rafael. 

-  Wybór  należy  do  ciebie  albo  do  mnie.  Wybieraj!  -  Gdy  kobieta 

posunęła się do przodu, jej oczy zabłysły jaśniej. 

Phillip zrobił się słaby, stłumiony dźwięk, zwrócił uwagę Rafaela. 

-  Ty.  -  Powiedział  bezgłośnie  słowo,  jego  głowa  przechyliła  się  na 

jedną stroną. 

Z rozwścieczonym rykiem, Rafael otworzył swoje usta i ugryzł bok 

rozharatanego gardła Phillipa. Brenna wpadła z powrotem w osłupienie. 

Pije  krew!  Chwyciła  się  szorstkiego  pniaka,  podczas  gdy  świat  kręcił  się 

wokół niej. Byli pijącymi krew. Starożytni mówili o tych istotach żywych, 

ale żaden nie istniał w królestwie Unseleighe. 

-  Racja.  -  Kobieta  obeszła  dokoła  mężczyzn,  światło  księżyca 

wyjawiało  jej  okrutne  piękno.  -  Ocal  go,  przemień  go,  uczyń  silnym.  - 

Każda fraza brzmiała bardziej sarkastycznie niż poprzednia. 

background image

Rafael podniósł swoją głowę, kły obnażyły się, gdy warknął. Brenna 

nie mogła oderwać swojego spojrzenia od niego. To nie było coś, co miała 

zamiar zobaczyć, ale smutek pulsował od nieznajomego, paraliżując ją. 

Rafael spiorunował wzrokiem swoją dręczycielkę. 

- Dlaczego? - Krojąc swój nadgarstek czubkiem jednego kła, opuścił 

swoje  ramię  do  ust  Phillipa.  Phillip  złapał  jego  przedramię  oburącz  a 

Rafael krzyknął. 

-  Ponieważ  przegrasz.  Zawsze  przegrywasz.  -  Założyła  swoje 

ramiona na swoją klatką piersiową i uśmiechnęła się z wyższością. - On 

umrze w twoich ramionach tak jak ona umarła w moich. 

-  Jej  śmierć  była  moją  winą?  -  Dyszał,  szarpiąc  wbrew  uściskowi 

Phillipa.  

- Ostrożnie albo wyczerpie cię. - Roześmiała się. - Phillip był zawsze 

silniejszy  od  ciebie.  Nigdy  nie  był  zadowolony  z  bycia  zabawką  mojego 

ojca! 

Phillip  pił  długo  i  głęboko,  podczas gdy  Rafael  opłakiwał.  Jego  żal 

uczynił Brenna słabą. 

Łapiąc tył włosów Phillipa, Rafael odciągnął usta Phillipa z otwartej 

rany w jego nadgarstku. 

- Dobrze się baw na tym widowisku, Natalie. To jest ostatnia rzecz, 

jaką  kiedykolwiek  zobaczysz.  -  Wskoczył  w  powietrze,  gdy  już  złożył 

Phillipa na ziemi. 

Natalie rzuciła się na Rafaela; zderzyli się w powietrzu. Przekręcając 

jej górną połowę ciała, rzuciła nim o drzewo. Burknął, gdy syczał, światło 

wyzierało  z  jego  oczu.  Krzyczała  i  zadrżała,  tracąc  kontrolę  nad  jego 

ramionami.  Pchnął  ją  do  tyłu,  i  kopnął  ją  w  żołądek,  wspomagając  się 

drzewem. 

background image

Brenna  skurczyła  się  w  ciemności.  Musi  odejść,  wyjść  zanim  oni 

wyczują jej obecność. Historie pijących krew zostały wyszeptane w nocy. 

Byli  potężni  i  niebezpieczni.  Stosunki  z  takimi  istotami  żywymi  były 

zakazane. Nawet szukanie wiedzy o nich nie było pochwalane. 

Cichy  jęk  zwrócił  jej  uwagę  na  Phillipa,  gdy  zwinął  się  w  liściach. 

Zawinął swoje ramiona wokół swojego brzucha, jego całe ciało trzęsło się. 

Brenna  ruszyła  do  przodu  i  zatrzymała  się.  Co  ona  sobie  myśli?  Ten 

człowiek  nic  dla  niej  nie  znaczył;  nie miała  żadnego  powodu  angażować 

się. Zwierzęce warknięcie wydobyło się z ust Phillipa. Rzucił swoją głową, 

dzieląc jego twarz na grupy włosami. 

Natalie krzyknęła. Rafael przyszpilił ją do ziemi. Wygięła się w łuk i 

wciągnęła  jedno  kolano,  ledwo  unikając  jego  pachwiny.  Mocował  się  z 

nią,  zdobywając  jeden  nadgarstek  tracąc  kontrolę  nad  drugim.  Pomimo 

jej smukłego ciała, wydała się silna i zręczna. 

Phillip przycisnął się do swoich kolan mocząc krwią tunikę. Brenna 

zobaczyła  go  wyraźnie  po  raz  pierwszy.  Mocno  zarysowane  kości 

policzkowe  i  kwadratowa  szczęka  zostały  zmiękczone  przez  jego  pełne 

usta.  Przełknęła  ślinę.  Rana  na  jego  szyi  była  teraz  ciemną  zmarszczką 

przecinającą  na  pół  jego  skórę.  Wywoływał,  jeszcze  nie  tragiczny, 

zafascynował ją. Jego klatka piersiowa napięła się z każdym zniszczonym 

oddechem, jego ręce podparły się na jego kolanach. 

Jego  kosmyki  duszy  nabrały  ostrości,  skrząc  się  hipnotycznym 

światłem.  Ścisnęła  swoją  rękę  ponad  swoim  walącym  sercem, 

zniewolonym  przez  piękno…  i  znajomość.  Znała  ten  wzór.  Pierwszy  raz 

zobaczyła kosmyki duszy kształtujące ten projekt. Trauma ozdobiła obraz 

w  jej  umyśle.  Nie  mogła  mylić  się,  ale  to  było  niemożliwe.  Każdy  z  tym 

ustawieniem nie żył. 

background image

Przechyliła swoją głowę, studiując kosmyki z innych kątów. To nie 

miało  sensu.  Nie  był  nawet  Sidhe.  Albo  był?  Pijący  krew  uchwycili 

Ciemnego  Elfa?  Sądziła,  że  jest  jednym  z  nich,  pewnego  rodzaju 

nowicjuszem. 

Zatopił się, dyszał surowo, jego głowa opuściła się spuszczając jego 

włosy  na  ziemię.  Niezdecydowanie  przebiegło  przez  Brennę.  Główną 

właściwością  jasnowidza  dusz  było  czytanie  w  myślach.  Gdyby  wzór  był 

wiarygodny, ona musiała zrobić wszystko, co było w jej władzy by ratować 

go.  Jeśli  ona  bezczelnie  błędnie  odczyta  jego  kosmyki,  byłaby 

nieprzydatna,  jako  jasnowidz  duszy.  Tak  czy  owak,  ona  musi  działać  i 

musi zrobić to teraz. 

Pijący  krew  zmienili  pozycję.  Natalie  siedziała  okrakiem  na  klatce 

piersiowej  Rafaela,  jej  kolana  paraliżowały  jego  ramiona,  gdy 

przeciągnęła swój długi paznokieć przez swoją twarz. Przeciwstawił się i 

przekręcił,  unikając  najgorszych  z  jej  zadrapań,  już  niezdolny  do 

uwolnienia się. 

Brenna  rozwinęła  swoje  skrzydła  i  zanurkowała  przez  czyste 

powietrze, porywając Phillipa ponad ziemią. 

-  Nie!  -  Krzyk  Rafaela  odbił  się  echem,  podczas  gdy  Brenna 

wzniosła się w powietrze. 

 

***** 

 

Co ja zrobiłam? 

Brenna stanęła obok łóżeczka dziecinnego, na którym leżał Phillip, 

jej ręce schowane były w kieszeniach sukni. To nie był powrót do domu, 

jaki  wyobraziła  sobie.  Wracając  do  królestwa  Unseleighe  przed  rokiem 

background image

zaryzykowała hańbą i wstydem. Nawet od jej rodziny stroniliby przez jej 

tchórzostwo. 

Ale uratowała go przed pijącymi krew. Ale czy był wart aż tak wiele? 

Domek  był  opuszczony,  schowany  głęboko  w  lesie  otaczającym 

D'Arcy Aiden. Powinni być tu bezpieczni. Zobaczyłaby powrót do zdrowia 

Phillipa  i  omijałaby  miasto  przez  pozostałe  tygodnie  wymaganego  roku. 

Nie była odprężona z oszukiwaniem się, ale jaki wybór miała? 

Dobrze  zrobiła,  jedyną  rzecz  w  tej  sytuacji.  Gdyby  jej  mentor 

dokonał  penetracji  jej  tarcz  umysłu  i  wyczuł  jej  powrót,  zajęłaby  się 

reperkusjami.  Zapalając  lampę  na  kiwającym  się  stoliku  nocnym  z 

niestarannym uderzeniem ręki, Brenna studiowała bladą twarz Phillipa. 

Stłuczenia  były  widoczne  na  jego  skórze  a  jego  nadgarstki  i  kostki  były 

pokruszone. Jak długo był zdany na łaskę pijących krew? 

Chwilę później jego powieki podniosły się wybudzając oczy. Zrobiła 

instynktowny krok do tyłu. Rozejrzał się w zmieszaniu, starając skupić się 

na  jej  twarzy.  Jego  oczy  były  czymś  pomiędzy  złotem  a  brązem. 

Podnosząc rękę do swojego gardła, wolno liznął swoje wargi. 

-  Wiem,  że  odczuwasz  ból.  Niestety,  nie  jestem  uzdrowicielem.  - 

Nawet  nie  mogła  zaoferować  mu  wody.  Domek  był  niewiele  więcej  niż 

ruderą. Wysłała oczyszczające tętno przez pokój, gdy przybyli, ale nie było 

czasu nic więcej. 

Staczając  się  z  jego  strony,  zadyndał  nogami  z  łóżka  i  przyjął 

pozycję siedząca… 

-  Gdzie…  ja  jestem?  -  Jego  głos  zabrzmiał  zgrzytająco  i 

zachrypnięcie. Była zaskoczona, bo mógł mówić. 

background image

Co ona powinna mu powiedzieć? On nie może ingerować. Jeszcze, 

musiała nauczyć się więcej o jego kosmykach. Zdał sobie sprawę, że jest 

Unseleighe Sidhe? 

- Gdzie jest, Refe? 

- Wciąż walczył z kobietą, gdy zabrałem cię tu. Gdy tylko  będziesz 

silniejszy, pozwolę ci wrócić, jeśli będziesz tego chciał. Ja tylko… 

Skoczył na stopy, zawijając jedno ramię wokół niej z niewiarygodną 

prędkością.  Walczyła  z  jego  uściskiem,  próbując  uwolnić  ramiona  albo 

rozwinąć skrzydła. Fioletowy ogień zapalił się w jego spojrzeniu i Brenna 

oszalała.  Przekręcając  i  wyginając  się  w  łuk,  walczyła,  potępiając  jej 

głupotę. 

-  Nie  chcę  cię  skrzywdzić.  -  Podniósł  ją  i  położył  na  łóżku, 

przykrywając ją jego dużym ciałem, przed czym mogła zrobić nic więcej 

niż  gwałtowny  wdech.  Zwinęła  się  pod  nim,  przerażona  i  wściekła.  Jej 

pięści  biły  w  jego  ramiona,  ale  ledwie  to  zauważył.  Gdyby  tylko  mogła 

rozwinąć swoje skrzydła? - Nie chcę cię skrzywdzić. - Zauważyła jego kły, 

to była bezpośrednia sprzeczność do jego szczerego tonu. 

Odwrócił  jej  głowę  w  drugą  stronę  i  ugryzł  jej  szyję.  Krzyczała, 

więcej  ze  strachu  niż  chwilowego  użądlenia.  Jego  obecność  włożona 

ostrożnie do jej umysłu, potężny i władczy. Puścił falę spokoju i jej walka 

ustała. Jej tarcze były niezdatne do użytku pod jego wpływem. Zadrżała i 

zamknęła  oczy.  Jej  szkolenie  ledwie,  co  się  zaczęło.  Jak  mogłaby  mieć 

nadzieję walczyć z nim? 

- Muszę się żywić albo umrę. Rozumiesz? 

Jej  ręce  trzymały  kurczowo  jego  ramiona,  ponieważ  wcisnął  ją  w 

materac z pierza. Wsunął jedno ramię pod jej szyję i utrzymywał jej twarz 

jego drugą ręką. Nie mogła ruszyć się, ledwie mogła odetchnąć. 

background image

- Wezmę tylko to, co muszę. - Ręka utrzymująca jej twarz łagodnie 

głaskała jej skórę. - Jeśli sprawię ci przyjemność, podczas gdy się żywię, 

energia nawilży twoją krew. Nie bój się mnie. 

Jego  kły  natchnęły  jej  ciało  wraz  ze  wzrostem  temperatury, 

utwardzając jej sutki i przyśpieszając jej tętno. Zbuntowała się przeciwko 

swojej  natychmiastowej  odpowiedzi.  Tylko  zdeprawowany  mógł  uważać 

to za… przyjemne. Dyszała i zacisnęła zęby. 

Puścił  jej  szyję,  ale  uczucia  wciąż  narastały.  Jego  oczy  wpatrywały 

się w jej, i świecąc hipnotyzując. 

- Odpowiedz mi zgodnie z prawdą. Jesteś dziewicą? 

Napięcie naznaczyło smugami jej klatkę piersiową, z trudem łapała 

oddech.  Miał  zamiar  pieprzyć  ją,  i  nie  mogła  się  sprzeciwić.  Strach 

potoczył  się  przez  nią,  wiążąc  z  ochotą,  kując  znowu  strachem,  jeszcze 

raz. Jej łechtaczka drżała i jej cipka bolała. 

- Wypuścisz mnie, jeśli jestem? 

- Nie. - Iluzja uśmiechu zakrzywiła kąciki jego ust, przyprawiając ją 

o dreszcze. - Dlaczego odebrałeś mnie im? 

Przełknęła ślinę. 

- By ocalić twoje życie. 

- Wciąż jesteś związana tym celem? 

Wiedziała, że to jest pułapka a jednak kiwnęła głową. 

-  Aby  ustabilizować  moją  przemianę,  muszę  mieć  krew  i  istotę 

życia. Chcesz poświęcić je dla mnie, albo będziesz się raczej przygląda 

 jak umieram? 

background image

Pomimo pilności jego potrzeby, pragnął jej zgody. Liznął jej wargi. 

Jego  siła  fizyczna  przewyższała  jej.  Łatwo  mógł  narzucić  jej  swoją  wolę. 

Wzięła odpowiedzialność za jego życie, gdy wybrała „ratowanie” go. 

- Nie chcę abyś umarł. - Wyszeptała. 

- A ja nie chcę cię skrzywdzić. - Podniósł się z niej, utrzymując się 

na swoich przedramionach i kolanach. - Jak się nazywasz? 

- Brenna. 

-  Pocałuj  mnie  Brenno,  poczuj  smak  moich  ust.  -  Opuścił  swoją 

głowę i przycisnął swoje wargi do jej. 

- Otwórz się dla mnie. Wdychaj mój zapach. 

Jego głos był uwodzicielskim mruczeniem w jej umyśle. Rozdzieliła 

swoje wargi i wciągnęła jego oddech do jej płuc. To było szaleństwo. Ona 

powinna oddać do i powinna lecieć jak najdalej od niego tak daleko jak jej 

skrzydła poniosłyby ją. Ale jego kosmyki duszy niosły wzór starożytnego 

Sidhe. Jak mógłby być zarówno pijącym krew i Ciemnym Elfem? 

- Nie myśl. Tylko czuj. 

Przeczesał jej dolną wargę swoim językiem. Jego palce rozszerzyły 

się  na  jej  szyi,  jego  kciuk  głaskał  spód  jej  szczęki.  Przeciągnęła  swoimi 

rękoma w górę jego ramion, w poprzek jego ramion, i w dół jego pleców, 

dziwiąc  się  jego  lśniącej,  mięśniowej  definicji,  która  nadała  kształt  jego 

tułowiowi. 

Pogłębiając  pocałunek,  zbadał  jej  usta  i  wdychał  jej  wdech.  Jego 

przesunięte  wargi  przeciwko  jej,  jego  język  ślizgał  się.  Przesunęła  się 

niespokojnie,  ogłuszona  przez  łatwość,  z  którą  odpowiedziała  zupełnie 

obcemu  człowiekowi.  Jego  życie  ważyło  się. Spróbowała  uspokoić  siebie 

myślą, ale nie znała go, nie miała żadnej drogi sprawdzania jego obietnic. 

background image

Jego ręka wślizgnęła się pod jej spódnicę, wspinając się wzdłuż jej 

ud z oczywistym celem. Szarpnęła swoje usta daleko od jego i obróciła jej 

twarz. 

- Nie mogę tego zrobić. Ja… 

Jego  ręka  przykryła  jej  wzgórek,  jego  palec  środkowy  bez  wysiłku 

znalazł jej łechtaczkę. Przeszedł na jej stronę, do połowy na i do połowy 

daleko od jej ciała. Jego ramię poparło jej szyję, podczas gdy jego palce 

kontynuowały  swoją  zręczną  grę  między  jej  nogami.  Wilgotny  oddech 

rozchodził  się  na  jej  szyi.  Jego  zęby  zadrasnęły  jej  skórę  a  jego  język 

odnalazł jej tętno. 

Pomimo  lęku  przed  nim,  stała  się  mokra  pod  jego  dotknięciem. 

Jego  palce  pośliznęły  się  między  jej  fałdkami  a  jego  kciuk  okrążył  jej 

łechtaczkę.  Jej  cipka  zatrzepotała,  spodziewając  się  pełności  i 

wymagającego  pchnięcia  jego  fiuta.  Dokuczał  jej  szparce  swoimi 

koniuszkami  palców,  przyspieszając  jej  potrzebę  wniknięcia  w  nią. 

Wygięła się w łuk, próbując przybliżyć jego palce do jej rdzenia, ale jego 

noga przytrzymała ją. 

Uczucia  intensywniejsze  niż  fizyczna  potrzeba  w  głębi  jej  ogarnęły 

ją.  Walczyłaby  określić  to  uczucie.  Pilna  potrzeba,  moc,  i  niepokój 

połączyły się  w  oszałamiającym pośpiechu.  Co  on  robił? Nie  mogła  tego 

porównać do czegokolwiek, czego doświadczyła wcześniej. 

Wepchnął dwa palce do jej rdzenia, skręcając jego nadgarstek tak, 

aby  mógł  pogłaskać  jej  łechtaczkę  swoim  kciukiem.  Naprężyła  swoje 

wewnętrzne  mięśnie,  ściskając  jej  wargi  trzymając  w  krzyku.  Jej  piersi 

stały się ciężkie, spuchnięte, jej sutki kruszyły się pod suknią. Nawet nie 

dotykał jej tam. 

Jego kły otarły się o jej gardło, gdy osunął się na jej ciało. Brenna 

krzyczała,  więcej  z  niespodzianki  niż  chwilowego  użądlenia.  Chociaż 

background image

ostrzegł  ją  o  swoich  zamiarach,  jakaś  jej  część  nie  uwierzyła  mu.  Jego 

palce  ślizgały  się  wciąż  na  jej  cipce,  jego  kciuk  akcentował  każdy 

niewzruszony cios. 

Ciągłe  ssanie  jego  ust  nasiliło  ładunek  przyjemności  nisko  w  jej 

żołądku. Powinna się opierać każdy rodzaj życia, potrzebował przeżyć. 

Żywy  obraz  powstał  wewnątrz  jej  umysłu.  Uklęknął  między  jej 

udami,  wspaniałymi  nogami.  Spojrzała,  ponieważ  poprowadził  swojego 

fiuta  do  wejścia  jej  ciała.  Długi,  gruby,  i  bardzo  żylasty,  jego  trzonek 

wymógł  od  niej  punkowy  ból.  Wepchnął  się  na  pół  jego  długości  do  jej 

drżącego  ciała,  wtedy  cofnął  wszystko  oprócz  rozszerzonej  główki. 

Chwytając tyły jej kolan, wbił się w nią z jednym zaciekłym pchnięciem. 

Uczucia  wybuchły wewnątrz  niej  i  spadały  kaskadą.  Rzeczywistość 

połączyła się z fantazją. Pojawił się nad nią, nie przy niej. Jego fiut wbijał 

się  w  nią  a  nie  jego  palce.  Równe  pociągnięcie  jego  ust  przedłużyło  jej 

przyjemność. Fala po przypływie uczucia wzrosła w szybkim tempie w jej 

ciele.  Przyszpilona  pod  nim,  napełniona  przez  niego,  zamknęła  swoje 

oczy i wzrosła. 

 

background image

Rozdział II 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: Tempted-Hell 

 

 

Zsunął  swoje  palce  z  jej  śliskiej  cipki  i  otworzył  jego  usta  ponad 

raną w jej szyi. Jego, była jego. Jej krew krążyła po jego żyłach, odurzając 

i  wzmacniając.  Głaszcząc  ranę  swoim  językiem,  smakował  jej  smak,  ale 

nie brał już więcej z niej. 

 

- Czy to… uczyni ze mnie pijącą krew? 

 

Ignorując ból otworzył oczy. 

 

-  Nie  jestem  wystarczająco  silny  by  przemienić  kogokolwiek. 

Padałem  z  głodu.  Wyżywiłaś  mnie.  Żadna  krzywda  nie  stanie  się  z 

powodu tej wymiany. 

Odprężył  się  przy  niej,  podpierając  jego  głowę  na  swojej  ręce. 

Subtelne  kolory  świeciły  w  jej  czarnych  mrocznych  włosach…  niebieski, 

zielony, i różowy. Nigdy nie widziała nic podobnego do tego. Rozciągały 

się wzdłuż łóżka, grube kosmyki mogły sięgnąć aż po jej biodra, a może 

nawet aż po jej kolana. Jej żywe niebieskie spojrzenie spotkało jego bez 

wahania  albo  przebiegłości.  Boże,  była  piękna.  Inny  przypływ  zaborczej 

namiętności uderzył w niego. 

Chciał  więcej  niż  wspólna  wizja.  Chciał  czuć,  jak  jej  przytulne 

przejście  ściska  jego  bolącego  fiuta,  podczas  gdy  doprowadzał  ją  do 

orgazmu po orgazmie. Jego żądza krwi została złagodzona, na teraz, ale 

jego fizyczna ochota była nie mniej wymagająca. 

background image

Głaszcząc jej łagodny policzek wierzchem jego palców, studiował jej 

delikatne  rysy.  Przemądrzały  nos  i  słabo  zarysowana  broda  zostały 

zasłonięte przez grube rzęsy. 

- Dlaczego zabrałaś mnie stamtąd? 

Opuściła swoją spódnicę i odwróciła wzrok. 

- Źle, że wmieszałam się? 

- Szczerze, nie wiem. - Rozważał pytanie, podczas gdy studiował jej 

profil.  Spędził  minione  osiem  tygodni  na  łasce  Natalie.  Torturowała  go, 

wykorzystując  go  seksualnie  metodami,  o  których  nawet  by  nie 

wspomniał.  Mimo  to  zawsze  zatrzymywała  się  na  chwilę  przed 

odebraniem  mu  życia.  -  Byłem  nieprzydatny  dla  Rafe,  ale  on 

prawdopodobnie zaryzykuje odnalezieniem mnie. 

- O ile przeżyje konfrontację z kobietą? 

Kiwnął głową. 

- Wciąż go wyczuwam. 

-  On  jest  kimś  w  rodzaju  ojca,  którego  kiedykolwiek  miałem,  ale 

wrócimy  do  Rafe.  Zacznij  na  początku.  W  jakim  rodzaju  tutaj  jestem  i 

gdzie jestem? 

-  To  jest  Las  królestwa  Unseleighe  Sidhe.  -  Gdy  nie  dał  żadnego 

znaku,  że  zrozumiał  ten  termin,  wyjaśniła.  -  Jestem  Ciemnym  Elfem. 

Jesteśmy oddaleni o pół dnia drogi od D'Arcy Aiden, naszej stolicy. 

- Co Ciemny Elf robi w królestwie śmiertelników? 

Wierciła się, oddalając się aż mogła oprzeć się o ścianę. On również 

usiadł, krzyżując swoje nogi i opierając jego ręce na kolanach. Ciśnienie w 

jego  pachwinie  nie  mogło  się  zmniejszyć  dopóki  porządnie  jej  nie 

background image

wypieprzy, a pieprzenie jej nie wchodziło w rachubę do czasu aż zrozumie 

sytuację. Chociaż mógł pogodzić się z tą niewygodą. 

-  Chcę  zostać  jasnowidzem  dusz.  -  Błagała.  -  Zanim  zacznie  się 

formalne szkolenie, każdy kandydat musi spędzać jeden rok w królestwie 

śmiertelników. Dowieść naszej prawości mocy, musimy dowieść naszych 

umiejętności poprzez życie bez nich. 

- Czy twoje szkolenie jest zagrożone przez to, że wkroczyłem w to? 

Włożyła kosmyk włosów za ucho… jej cudowne ucho. 

-  Nie  wiem.  Pomyślałam,  że  mam  uzasadniony  powód,  ale  to  jest 

dużo bardziej skomplikowane niż myślałam. 

- Ponieważ jestem wampirem? 

Jej wzrok wypalał jego. 

- Wampir. Więc tak nazywany jest wasz rodzaj w świecie ludzi? 

- Wampiry robią wszystko, co w ich mocy, aby nie być znanymi w 

ludzkim świecie. 

Wpatrywała się w niego przez długi pełen napięcia moment. To było 

prawie  jakby  nie  patrzała  na  niego  ani  nawet  koło  niego  tylko  wprost 

przez niego. Jego oczy zaświeciły znowu? Myślał, że jego żądza krwi jest 

opanowana. 

-  Oczywiście  źle  zrozumiałam,  co  wydarzyło  się  tamtej  nocy.  - 

Skinęła w kierunku jego szyi. - Zostałeś zraniony. Pomyślałam, że kobieta 

próbuje cię zabić. 

Ten  delikatny  Elf  uratował  jego  życie.  Był  winny  jej  przynajmniej 

wyjaśnienie. 

-  Spotkałem  Rafe  sześćdziesiąt  trzy  lata  temu.  Nigdy  nie  znałem 

swojego ojca. Moja matka umarła i nie miałem żadnej innej rodziny. 

background image

- Kiedy go spotkałeś? - Wciągnęła swoje nogi pod szeroką spódnicę 

i  zawinęła  ramiona  wokół  kolan.  Jej  głos  był  cichy,  gawędziarski,  ale 

ostrożnie chroniła swojego zdania. 

-  Spróbowałem  okraść  go.  -  Uśmiechnął  się,  przypominając  sobie 

ten incydent. Myślał, że jest tak mądry, tak sprawny i dzielny. Nigdy nie 

zobaczył,  nigdy  nie  widział  nikogo,  kto  poruszał  się  równie  szybko,  co 

Refe. - Gdy zdał sobie sprawę, że padam z głodu, zaproponował mi pracę, 

jako praktykanta. 

- Jaki jest zawód, Refe? 

-  Jest  muzykiem,  znakomitym  kompozytorem.  Raczej  obawiałem 

się  go.  -  Więcej  wspomnień  przetoczyło  się  przez  pamięć  Phillipa.  Rafe 

był po części ojcem, po części przyjacielem, i po części mentorem. - Nie 

potrzebował  tak  naprawdę  praktykanta,  ale  byłem  rozentuzjazmowany  i 

miałem dryg do muzyki. - Odepchnął od siebie wspomnienia. - Zbaczam z 

tematu. Wampiry nie starzeją się i to nie zajęło mi zbyt wiele czasu, aby 

dojść do tego, że był… inny, czymś jeszcze. Skonfrontowałem z nim moje 

podejrzenia, a on rozpoczął drugi etap mojej edukacji. 

- Powiedział ci o wampirach? 

-  Tak  albo,  dokładniej,  zostawił  mnie  u  Faelona,  który  wzbogacił 

moją edukację. 

- Kim jest Faelon? 

Nie chciał spędzić nocy na rozmowie. Ochota wciąż gotowała go na 

wolnym ogniu. Wszystko, czego tylko chciał to dotyk, uśmiech albo błysk 

w jej oczach, dla tego mógł stracić kontrolę. 

- Są dwa rodzaje wampirów, ci, którzy są przemienieni i ci, którzy 

urodzili się wampirami. Faelon jest naturalnym wampirem. 

- To on przemienił Refe? 

background image

- Tak, ale zbaczamy z kursu. - Boże, pragnął jej dotknąć. Jej bujne, 

różowe  wargi  błagały  o  więcej  uwagi.  Zapach  jej  pobudzenia  pozostał  w 

powietrzu, sprawiając, że pragnął czuć jej smak. - Gdy postanowiłem, że 

chcę  zostać  przemieniony,  Rafe  zasugerował,  że  założymy  Więź  Krwi  za 

pierwszym  razem.  To  zahamowało  moje  starzenie  się  i  pozwoliło  mi 

zastanowić  się  nad  stałą  przemianą.  To  było  w  tym  czasie,  gdy  Natalie 

wzięła mnie. 

- Kobieta w lesie. 

-  Tak.  -  Zesztywniał.  Brenna  nie  musiała  wiedzieć  jak  długo  był 

trzymany  w  niewoli,  podczas  gdy  Rafe  jak  oszalały  szukał  go,  albo,  jaki 

horror przeżywał w rękach Natalie. - Jak zauważyłaś, wykorzystała mnie 

do  znalezienia  Rafe.  Wiedziała,  że  Faelon  ma  zamiar  przemienić  mnie  i 

chciała nie dopuścić do tego. 

-  Chciałaby  Rafe  przemienił  cię  za  to?  -  Zmarszczyła  brew,  a  jej 

palce  odgarnęły  włosy  z  jej  oczu.  -  Dlaczego  martwiła  się,  kto  cię 

przemieni? Nie rozumiem tego. 

Phillip pogładził swoją szczękę ręką. Dlaczego wszystko musiało być 

tak  skomplikowane?  Każde  z  jej  rzuconych  mimochodem  pytań 

prowadziło do innej historii. 

-  Rafe  chciał  przemienić  swoją  kochankę,  ale  nie  przeżyła 

przemiany.  Odmawia  przeprowadzanie  prób  przemienienia  kogoś  od 

tamtego czasu. Natalie wie to. 

- Chciała abyś umarł, a Rafe dręczyłaby wina. 

Kiwnął głową. 

- Ale nie wzięła pod uwagę Ciemnego Elfa zabierającego mnie poza 

jej  zasięg.  -  Przerwał  i  spojrzał  bezpośrednio  w  jej  oczy.  -  Dlaczego  to 

zrobiłaś Brenno? Jest w tym coś więcej niż współczucie. 

background image

Przerwała,  oczywiście  rozmyślając,  co  powiedzieć.  Nie  mógł 

obwiniać o to, że mu nie ufała. Przytrzymał ją i wyżywił się z jej szyi. 

- Mogę widzieć kosmyki duszy. - Powiedział ściszonym tonem. 

- Jestem nieobeznany z tym terminem. 

- Są to różne elementy określające ładunek osoby, osobowość 

 w widocznych niciach otaczających ciało. Te kosmyki tkają wzory, 

które określają, kim jesteś. Każdy wzór jest jedynym w swoim rodzaju, ale 

członkowie tej samej rodziny często mają podobne wzory. Mogę zobaczyć 

te wzory. 

- Tak widzisz innych? Jako masę splecionych nici? 

Uśmiechnęła się. 

- Muszę celowo spojrzeć na kosmyki. Nie widzę ich cały czas. 

- Co to ma do mnie? 

- Twoje kosmyki duszy niosą wykrój bardzo potężnej rodziny Sidhe. 

Jaki był z tego nonsens? Zwęził spojrzenie na jej twarzy. 

-  Jestem  człowiekiem,  albo  byłem  dopóki  Refe  nie  nakarmił  mnie 

swoją krwią. 

- Nigdy nie poznałeś swojego ojca. Jest możliwe, że był Unseleighe 

Sidhe. 

- Sidhe może spłodzić dziecko z człowiekiem? - Jakby jego życie nie 

były wystarczająco zawiłe, chciała je jeszcze bardziej pokręcić. - Wiem, że 

moja matka była człowiekiem. 

- Wiesz? - Wyzwanie zaświeciło w jej szerokich niebieskich oczach. - 

Wielu Sidhe wydaje się całkowicie ludzcy, jeśli tylko tego chce. 

background image

Nie  troszczył  się  o  to,  kim  był  jego  ojciec  albo  gdyby  jego  matka 

okazała  się  być  kimś  innym  niż  człowiekiem.  Przeszłość  nie  miała 

żadnego związku z teraźniejszością. Potrząsnął głową starając się pozbyć 

niedokładnych  myśli.  Nikt  nie  mógł  odwrócić  ich  przeszłości,  ale  to  nie 

liczyło się teraz. 

- Myślałaś, że ratujesz Ciemnego Elfa - powiedział z uśmiechem. - A 

w zamian zostałaś pożywieniem dla wampira. 

 

Brenna  spełzła  z  łóżka  i  podeszła  do  okna.  Otwierając  okiennice, 

zmusiła  się  by  spojrzeć  w  noc.  Pożywienie  dla  wampira.  Jej  umysł 

rozbrzmiewał  echem  tego  zwrotu.  Nie  mogła  patrzeć  na  niego  bez 

przypominania  sobie  przyjemności,  jaką  rozpętał  w  niej.  Echa  uczucia 

drżały  wciąż  w  niej.  Mimo  to,  to  było  więcej  niż  fizyczna  przyjemność. 

Poczuła  zawroty  w  głębi  serca,  przebudzenie  niemal  tak  głębokiego  jak 

wtedy, gdy po raz pierwszy raz zobaczyła kosmyki duszy. Dlaczego dotyk 

Philippa zaburzał mistyczne moce? 

-  Co  cię  martwi?  -  Jego  ciepłe  ręce  zeszły  na  jej  ramiona,  a  ona 

sapnęła.  Nie  usłyszała,  jak  poruszył  się,  nie  wyczuła,  gdy  podszedł. 

Zachichotał. - Zawsze jesteś tak kapryśna? 

Znieważona  przez  pytanie,  odwróciła  się  przodem  do  niego,  przez 

moment pozbywając się jego rąk. 

- Nie jestem kapryśna. To ty poruszasz się jak zjawa. 

-  Poruszam  się  jak  wampir.  -  Jego  zęby  zabłysły  przy  świetle 

księżyca, jego kły schowały się. 

-  Nie  obawiaj  się  zadowoleniem  mnie.  Twój  wewnętrzny  konflikt 

wciąż nasila się. 

background image

-  Jesteś  pewien  moich  uczuć.  -  Dokładność  jego  obserwacji 

zdenerwowała ją. 

-  Wyczuwam  wyraźnie  konflikt,  ale  nie  jestem  w  stanie  ustalić 

powodu. - Jego palce zakrzywiły się wokół jej szyi, pieszcząc kciukiem. - 

Dlaczego jesteś taka niezadowolona? 

- Poczułam dziwne uczucie, gdy pojawiłeś się w moich myślach. 

Jedna brew przekrzywiła się, a jego oczy skrzyły się. 

- Nigdy nie czułaś czegoś podobnego wcześniej? 

-  Nie  mówię  o  orgazmie.  Mówiłam  ci,  nie  jestem  dziewicą.  To,  co 

poczułam nie było seksualne. Ja… kiedy ty… Oh, zapomnij o tym. 

- To, czego doświadczyłaś było Więzią Krwi. Psychiczne połączenie, 

które będzie aktywne tylko wtedy, gdy twoja krew będzie w moim ciele. 

Zaakceptowała jego wyjaśnienie z ciężkim kiwnięciem głowy. Stale, 

to  uczucie  było  tak  podobne  do  jej  mistycznego  przebudzenia.  Nie  była 

pewna, że zrozumiał, co miała na myśli. 

- Wyjaśnij mi to. 

Lekceważąc jego rękę, odsunęła się od okna. Jego obecność została 

w  jej  umyśle.  Podejrzewała,  że  może  podsłuchiwać  jej  myśli,  ale  nie 

musiał być tak niegrzeczny robiąc to. 

-  Była  mistyczna  bitwa  o  Leśne  królestwo,  Mistrzowie  Sutrotha 

wyzwali Porządek Raonull. Mój ojciec był Sutrotha. 

- Jak dawno to było? 

- Pięćdziesiąt siedem, nie, pięćdziesiąt osiem lat temu. Byłam wtedy 

jeszcze  dzieckiem.  -  Rzuciła  okiem  na  niego,  mierząc  go,  podczas  gdy 

ostrożnie  skrywała  jej  uczucia.  Smutek  rozbrzmiewał  echem  przez  jej 

background image

serce ilekroć pomyślała o tych dawnych wydarzeniach. Teraz miał pełny 

arsenał broni do swojej dyspozycji. Nie musiała oferować mu nic innego. 

- Dalej. - Położył jej ręce na plecach. Jego postawa sprytnie oceniała 

ją. 

-  Ojciec  przyszedł  ze  swoim  dowódcą  pożegnać  się  przed  bitwą. 

Każdy  podejrzewał,  że  straty  będą  wielkie.  Trzymał  w  ramionach  moją 

matkę,  gdy  płakała,  a  Dowódca  Jaeron  rozpraszał  mnie  swawolnymi 

żarcikami.  Jaeron  był  najbardziej  przerażającym  człowiekiem,  jakiego 

kiedykolwiek  widziałam,  mimo  to  jego  oczy  były  miłe.  -  Oczy  w  takim 

samym  złoto  brązowym  kolorze  jak  oczy  Phillipa  błysnęły  przez  jej 

pamięć.  Była  tak  skupiona  na  kosmykach  duszy  Phillipa,  że  nie 

rozpoznała  podobieństwa.  -  Gdy  Jaeron  rozmawiał  ze  mną,  światełka 

wybuchnęły  wokół  jego  ciała.  Drobiny  stały  się  nićmi  i  nici  splatały  się. 

Przez  cały  czas  czułam,  intensywne  wibrowanie  pulsowało  przez  nie.  To 

jest  nazywane  przebudzeniem.  To  był  pierwszy  raz,  gdy  zobaczyłam, 

kosmyki  duszy,  i  mogę  przypomnieć  sobie  każdy  kolor,  każdy  szczegół 

wzoru. 

- To jest ten wzór, który widzisz patrząc na mnie? 

-  Tak.  -  Z  głębokim,  wzmacniającym  oddechem  odepchnęła 

przeszłość.  -  Żaden  z  mistyków  nie  przeżył  bitwy.  Myślę,  że  dlatego  tak 

mało pamiętamy. To był ostatni raz, gdy widziałam swojego ojca, ostatni 

raz, gdy uśmiechnął się albo dotknął mojej twarzy. 

Phillip przykrył jej policzek, zaskakując ją swoją łagodnością. 

-  Podobieństwo,  które  widzisz  w  moich  kosmykach  duszy 

spowodowało,  że  utożsamiłaś  mnie  z  tymi  wydarzeniami.  To  nie  jest 

zaskakujące, że Więź Krwi przypomniała ci o tym przebudzeniu. 

background image

Nie sprzeczała się. Nigdy nie doświadczyła Więzi Krwi. Może to było 

dokładnie to samo uczucie, co przy przebudzeniu. Jakoś nie pomyślała, że 

to jest tak proste, ale pozwoliła dyskusji zakończyć się. 

-  Jest  jakiś  strumień  tu  w  pobliżu?  -  Pogładził  swój  policzek 

wierzchem swoich palców. 

- Tak. Dlaczego? 

-  Mam  krew  we  włosach.  Chce  cię  wykąpać  zanim  będziemy 

kontynuować. 

-  Kontynuować?  -  Pomimo  jej  gigantycznego  wysiłku,  jaki 

włożyłaby uspokoić głos i tak pisnęła. 

Odnalazł  jej  wargi  swoim  palcem  wskazującym,  podczas  gdy  jego 

spojrzenie zatrzymało się na jej ustach. 

-  Oczywiście  nie  pomyślałeś,  że  jestem  wykończona  tobą.  Noc 

ledwie zaczęła się. 

Oczekiwanie  szybko  stłumiło  jej  przebłysk  irytacji.  Światło  lampy 

sprawiło,  że  w  jego  oczach  pojawiło  się  więcej  złota  niż  brązu. 

Wpatrywała  się  w  nie  aż  do  samego  dna,  zniewolona  przez  hipnotyczny 

blask.  Fiołkowy  blask  osłabł.  Wyczuła,  że  teraz  był  człowiekiem,  nie 

wampirem.  Intensywny  i  jawnie  uwodzicielski  człowiek  był  nie  mniej 

niebezpieczny. 

-  Powinnam  zabrać  cię  z  powrotem  do  królestwa  śmiertelników.  - 

Spojrzała  w  dal,  tracąc  ciepło  jego  ręki  w  zamian,  za  co  opuścił  swoje 

ramie. - Oczywiście nie potrzebowałeś ocalenia. 

-  Nie  bądź  zdezorientowana  przez  chwilę  ciszy.  -  Nagła 

uszczypliwość w jego tonie zwróciła jej uwagę z powrotem na jego twarz. 

Napięcie wzmocniło jego postawę, a jej oczy zwęziły się. - Głód powraca. 

background image

Światło  księżyca  zaakcentowało  znużenie  wyrzeźbione  w  jego 

rysach  i  współczucie  wzrosło  w  niej.  Przyciągając  jej  uwagę  na  jego 

kosmyki duszy, przygryzała dolną wargę między zębami. Nie mogła mylić 

się, co do tego. Wzór był identyczny. 

- Obawiasz się, że ktoś nas podejrzy? Czy to, dlatego wahasz się? 

Potrząsnęła głową. 

-  Jesteśmy  w  ustronnym  miejscu,  a  ja  ukrywam  naszą  obecność 

przed swoim mentorem. Wskażę ci drogę. 

Noc  objęła  ich  chłodnym  powietrzem  i  świeżymi  zapachami. 

Gwiazdy migotały w aksamitnym, czarnym niebie. Istoty lasu gnały przez 

podszycie,  gdy  jałowe  gałęzie  zakołysały  się.  Brenna  oddychała  głęboko. 

Opuściła spokojną wspaniałość jej ojczyzny.  

-  Powiedziałaś,  że  twój  czas  testowania  jest  jeszcze  nieukończony. 

Jak długo powinnaś pozostać w królestwie śmiertelników? - Niczym noc 

oblegająca ich, jego głos był ściszony i aksamitny. 

- Pięć tygodni. - Patrzała prosto przed siebie, wystraszona przez jej 

postawę bardziej niż byłaby wstanie to wyjawić. 

- Czy ryzyko zwiększy się, gdy wrócimy, albo, jeśli przeczekamy te 

tygodnie w lesie? 

My.  Jej  serce  zamarło  na  dźwięk  tego  słowa.  Połączył  ich  jakby  to 

było oczywistym wnioskiem, że zostaliby razem. Jak bardzo była skłonna 

ryzykować dla tego człowieka? 

-  Trudno  powiedzieć.  Za  każdym  razem,  gdy  przechodzimy  przez 

zasłonę,  zwiększamy  szansę,  że  mój  mentor  będzie  mógł  wyczuć  moją 

obecność. Po prostu pozostając w tym królestwie robi dokładnie to samo. 

- Co się stanie, jeśli twój mentor odkryje, że wróciłaś? 

background image

To było najmniejsze z jej niepokojów. Jej ramiona zapadły się pod 

rangą jej decyzji. Zabrała pijącego krew do królestwa Unseleighe. 

- Pijący krew to dokładny nazwa, ale nie zbyt pochlebiająca. Jestem 

wampirem, bliskim biologicznym kuzynem ludzkiego mężczyzny. 

Spojrzała na niego, gdy zbliżyli się do strumienia. 

-  Mogę  czytać  w  twoich  myślach  tak  dobrze,  jak  i  ty  możesz  w 

moich. Uważamy to za inwazję. 

-  Przepraszam.  -  Pochylił  swoją  głowę.  -  Zawsze  byłem  zdolny 

rozmawiać umysł – do – umysłu, ale przemiana znacznie zwiększała moje 

zdolności. 

-  Tak,  więc  przestań  bawić  się  twoją  nową  zabawką.  To  jest 

niegrzeczne. - Zachichotał, a ona wskazała ręką w kierunku strumienia. - 

Twoja wanna czeka. 

- Nie dołączysz do mnie? 

Rozwinęła swoje skrzydła i odmieniła jej suknię w mgnieniu oka. 

- Wiadomo było, że lubię długą, relaksującą kąpiel, ale pogrążanie 

się w zimnym strumieniu nie ma żadnego uroku. Zajęłoby mi cały dzień 

wysuszenie włosów. 

- Widziałem jak Refe zamienia się w mgłę i wraca w czystej odzieży. 

Niestety nie wiem jak działa ta zabawka. 

- Powiedziałeś, że możesz wyczuć Refe. Możesz skomunikować się z 

nim? 

- Jeszcze nie. Próbowałem. - Ściągnął buty, zdjął ubranie i skierował 

się do wody. - Cholera, jaka zimna. 

Drzewa  stały  wzdłuż  strumienia,  a  mech  przykrywał  formacje 

skalne, które zostały rozrzucone w poszyciu. Brenna podeszła do dużego, 

background image

stosunkowo  matowego  kamienia  i  usiadła  przodem  do  wody.  Phillip 

zabrał się do swojej kąpieli jakby jej tam nie było. Wysoki i szczupły, jego 

ciało  prezentowało  niezwykłą  siłę  nieprawdziwym  świetle.  Ciekawość 

spowodowała, że spojrzała w dół. 

Jej oddech uwiązał, a gorąco zebrało się nisko w jej żołądku. Obraz 

jego nagiego ciała był w sposób trwały wyryty w jej umyśle. Zgiął i zebrał 

wodę w jego dłoniach zwiniętych w trąbkę, nieumyślnie prezentując część 

jego  ciała,  które  sprawiło,  że  jej  puls  przyspieszył.  Nawet  bez  pełnej 

erekcji, jego trzonek był imponujący, zarówno długi jak i gruby. Pozwoliła 

sobie na niegrzeczny uśmiech, wyobrażając sobie wszystkie rzeczy, które 

mogła  zrobić  z  jego  fantastycznym  fiutem.  Zrobił  unik  pod  wodą  i 

westchnęła. 

Ciemne Elfy nie były uważane za dojrzałe do czasu, gdy nie przeżyli 

przynajmniej  sto  lat.  Raczej  jak  przemiana  w  wampira.  Liznęła  swoje 

wargi  i  poczekała  na  jego  ciemną  głowę  łamiącą  powierzchnię  wody.  W 

ciągu  jej  sześćdziesięciu  siedmiu  lat,  miała  trzech  kochanków,  dwóch 

Sidhe i jednego ludzkiego. Żaden z nich nie wpłynął na nią tak mocno jak 

Phillip,  a  oni  jeszcze  się  nie  kochali.  Działał  na  nią  na  żywiołowym 

poziomie.  Może  to  była  krew  Sidhe,  do  której  nie  przyznawał  się,  albo 

może została zaciągnięta przez niego w niebezpieczeństwo. Wszystko, co 

znała było swoją duszą, wzmożoną, gdy tylko patrzała na niego. 

Wstał  z  wody  i  skierował  się  w  jej  kierunku.  Świecąc  w  świetle 

księżyca, jego włosy ociekły wodą po twarzy i w dół jego pleców. Jego rysy 

były  wypukłe,  kościste  i  gwałtowne.  Ich  spojrzenia  spotkały  się,  i  jej 

oddech utkwił w jej gardle, gdy zapragnęła ciepła jego ciała. 

- Albo zdejmiesz tą suknię, albo będzie cała mokra.

 

 

background image

Rozdział III 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: Tempted-Hell 

 

 

Phillip  czuł,  jak  wpatrywała  się  w  jego  ciało  i  mógł  słyszeć,  jak 

zatwierdzała myśli. Nie zrozumiała, że atrakcyjność wzbiera między nimi, 

ale pragnęła go tak bardzo jak on pragnął jej. Otworzyła swoje usta jakby 

w  proteście,  wtedy  potrząsnęła  głową  z  postrzępionym  westchnieniem. 

Pędząc ze skały, stanęła naprzeciw niego i zdjęła jej suknię. 

 

Ochota  uderzyła  w  jego  brzuch  z  wprawiającą  w  osłupienie  siłą. 

Ubrana,  była  piękna;  naga,  była  nie  do  opisania.  Światło  księżyca 

posrebrzyło  jej  bladą  skórę  i  nasiliło  opalizującą,  jakość  jej  włosów. 

Eleganckie  ramiona  opadały  z  jej  długiej,  smukłej  szyi.  Wiatr  nocny 

dokuczał  jej  sutkom,  ściągając  je  w  ciasne,  ściągnięte  szczyty.  Jej  piersi 

były wysokie i okrągłe, niemal zbyt pełne dla jej wąskiego tułowia. Rzucił 

okiem  na  jej  gładki  wzgórek  i  długie  nogi  przed  zwróceniem  jego 

spojrzenia ku jej piersiom. Lepiej wziąć krok w odpowiednim momencie, 

niż się skompromitować 

 

- Rozwiń twoje skrzydła. Przypominam sobie wtedy, jak nurkowałaś 

jak  anioł  zemsty,  gdy  straciłem  przytomność  w  lesie.  -  Po  krótkim 

wahaniu,  jej  szerokie,  wycięte  w  półokrągłe  ząbki  skrzydła  rozeszły  się 

promieniście  za  nią.  Światło  księżyca  przeszło  przez  słabą  błonę, 

powodując,  że  kolory  falowały  przez  powierzchnię.  Bał  się,  wyciągnął 

swoją rękę tylko po to, aby zacisnąć ją w pięści, lecz wcześniej faktycznie 

dotykając jej. 

 

- Podejdź. - Uśmiechnęła się, ciepłem świecącym w jej oczach. 

background image

 

Pogłaskał  twardą,  elastyczną  górną  krawędź,  po  czym  pociągnął 

koniuszkami  palców  wzdłuż  jednej  delikatnej  muszelki.  Miękka  i 

aksamitna. Westchnął. Z jakiegoś powodu oczekiwał piór. 

 

- I myślę, że twoje włosy są piękne. 

 

- Dziękuję. - Przysunęła się, kładąc ręce na jego klatce piersiowej. - 

Mogę zabrać cię na przejażdżkę? 

 

Zachichotał  i  zawinął  jego  ramię  wokół  jej  pasa.  Jej  skrzydła 

popieściły jego przedramię, gdy ruszyli się. 

- Nie dzisiaj. Dzisiaj chcę odkrywać ciebie. 

Złożyła swoje skrzydła i zrobiła pętlę swoimi ramionami wokół jego 

szyi. 

- Więc odkrywaj. 

Ich  usta  połączyły  się  w  gorącym  pocałunku.  Jej  palce  przeczesały 

jego włosy, podczas gdy on wodził delikatnym wcięciem prowadzącym do 

jej  kręgosłupa,  odnajdując  miękkie  zagięcie  między  jej  zaokrąglonymi 

półdupkami, do czasu, gdy jego palce napotkały gorąco między jej udami. 

Jego  fiut  staną  aż  do  brzucha,  rozbrzmiewając  echem  rozpaczliwego 

rytmu jego serca. Pragnął ułożyć ostrożnie ją na swojej klatce piersiowej, 

lecz mimo to musiał miażdżyć ją pod swoim ciałem, i czuć, jak poruszała 

się na nim… i potrzebował tego wszystkiego. Ekscytowała go, wyzwała go, 

i przyciągała go. Wycofał się i wpatrywał się w jej oczy. Przemiana czyniła 

go dzikim albo… 

Odciągnęła jej usta on niego. 

Nie myśl. Czuj. 

Szczęśliwy, że akceptowała jego radę, objął jej twarz swoimi dłońmi 

i  sięgnął  do  ciepłego  wnętrza  jej  ust. Zwróciła  pocałunek  z  jednakowym 

zapałem, zalewając jego istnienie jej ochotą. Jej tęsknota była nie mniej 

background image

określona niż jego, łatwą w jej intensywności. Uczucie zachwytu gotowało 

się na wolnym ogniu pod pilną potrzebą oddechu - kradzieży. 

Rozdzielając ich usta, obsypała pocałunkami jego rysy twarzy, w dół 

jego  szyi,  i  na  jego  klatkę  piersiową.  Jej  zejście  trwało  aż  skręcił  swoje 

palce  u  nóg.  Wyobraził  sobie,  jak  jej  usta  zaspokajały  dopóki  nie 

zbudziłby się pod jej opieką. Wiatr igrał z jego włosami, patrzył w górę na 

gwiazdy podczas, gdy jej ręce znalazły jego biodra, przytrzymując go, gdy 

wsunęła jej kolana. 

Jego fiut ożywił się i wygiął w łuk, dając jasno do zrozumienia jego 

entuzjazm.  Krążyła  językiem  wokół  rozszerzonej  główki  jego  fiuta, 

oblizując  drogę  wokół  jego  trzonka.  Zacisnął  ręce  w  pięści.  Taka  słodka 

męczarnia.  Jej  wargi  wyczyściły  jego  jądra,  jej  oddech  był  ciepły  i 

przekorny.  Przykrywając  jego  woreczek  jedną  ręką,  powtórzyła  tę  samą 

drogę do ultraczułego czubka. 

- Spójrz na mnie. - Wyszeptała. 

Spuścił wzrok i poczuł odpływ siły z jego nóg. W tym samym czasie, 

jego  męska  siła  wezbrała.  To  było  oszałamiające  połączenie.  Klęcząca  i 

naga,  tak  jak  posłuszny  petent,  pocałowała  główkę  jego  fiuta,  jej  wzrok 

utkwiony był w nim. Warknął i wziął jej twarz między jego ręce. Koralik 

wilgoci  utworzył  się  okazując  jego  radosne  podniecenie.  Złapała  to 

czubkiem swojego języka. Jej oczy zwęziły się, gdy smakowała jego smak. 

Dyszał surowo, unosząc oczy ku niebu. 

- Nie mogę patrzeć, gdy dochodzę. 

-  Więc  dochodź.  -  Chwilę  później  połknęła  całą  jego  długość, 

odciągając  cichy  jęk  od  jego  gardła.  Jej  język  pieścił  go,  a  jej  wargi 

chwyciły w stanowczy uchwyt, z jakim jej gardło mogło przyjąć całą jego 

długość. 

background image

Bogate jesienne zapachy niesione przez bryzę i gwiazdy mrugnęły w 

dół  na  niego.  Jej  palce  wbijały  się  w  jego  biodra  i  mruczała  łagodnie, 

wibrowanie  dodatkowo  pobudzało.  Jego  palce  podryfowały  przez  jej 

miękką  skórę,  odciągając  jej  włosy  z  powrotem  z  jej  twarzy.  Ssała 

łakomie,  jej  bezinteresowność  przyprawiała  o  dreszczyk  go  emocji 

bardziej niż zechciałby przyznać. Musiał zobaczyć ją, musieć obserwować, 

jak  jego  fiut  osuwał  się  w  jej  usta.  Skupiając  się  na  jej  poczerwieniałej 

twarzy,  pompował  szybciej.  Jej  policzki  były  niewyraźne,  a  wzrok 

wydawał się lśnić w świetle księżyca, gorące mrowienie wybuchło w jego 

jądrach. 

Jej zapał pobudził go, ale mimo to zaskoczył. Dostosowywała się do 

każdej  sytuacji  zdumiewała  opanowaniem,  podczas  gdy  kontrolowała 

uczucia. Dotknął jej umysłu i stwierdził, że krztyna zamieszania łączy się z 

namiętnym  żądaniem.  Jej  zmysły  płonęły,  ale  w  pełni  nie  zrozumiała 

gorączki. 

Jego fiut przeciwstawiał się jej językowi, i próbował wycofać się z jej 

ust. Trzymała kurczowo jego biodra i ssała, jej spojrzenie zmuszało go do 

kapitulacji.  Pchnął  do  samego  końca  w  jej  usta  i  uwolnił  całe  swoje 

nasienie.  Jego  wizja  rozmazała  się  i  jego  ciało  zadrżało  w  ataku 

przyjemności. 

Rozejrzał  się  w  poszukiwaniu  miejsca  do  kontynuacji  ich  miłosnej 

gry. Dlaczego nie poczekał do czasu, gdy wrócili do domku by zacząć to? 

Pociągnęła go do tyłu, prowadząc go na kamień gdzie przyglądała się, jak 

się  kąpał.  Ze  zdławionym  chichotem,  usiadł  i  pociągnął  ją  między  jego 

uda. Przykrył jedną pierś, dokuczając sutkowi kciukiem, podczas gdy ssał 

drugą. Przeciągnęła swoje palce przez jego wilgotne włosy i wygięła się w 

łuk w jego pieszczocie. 

background image

Drżenia  zachwiały  jej  szczupłą  sylwetką.  Im  mocniej  ssał,  tym 

silniej  drżała.  Zapach  jej  pobudzenia  napełnił  jego  głowę  i  obudził  jego 

fiuta. 

- Chcę cię posmakować. Zamieńmy się miejscami. 

- Mam lepszy pomysł. - Pasja pogrubiła jej głos i zaświeciła się w jej 

oczach. Rozłożyła swoje skrzydła i wspięła się. 

Trącił nosem jej brzuch, wpatrując się w jej gładki wzgórek, podczas 

gdy  jej  skrzydła  unosiły  ją  wyżej.  Zawijając  ramiona  wokół  jej  ud, 

przyciągnął  ją  do  swojej  klatki piersiowej, przyciskając  twarz  do punktu 

na  jej  ud.  Rytmiczny  ruch  jej  skrzydeł  popychał  ją  na  niego. Jego  wargi 

popieściły jej delikatne zewnętrzne wargi, podczas gdy jego język szukał 

jej łechtaczki. Drgnęła silnie i wiedział, że znalazł swój cel. Ciasne, mocne 

koła wywołały jej jęki. To nie wystarczyło. Musiał chłonąć jej przyjemność 

i ucztować na jej namiętności. 

Łagodząc daleko, rozdzielił swoje nogi i zgiął jej kolana. Patrzała na 

niego  w  zmieszaniu,  wtedy  uśmiechnęła  się,  regulując  pozycję  w 

powietrzu. Ustawił pod kątem swoją głowę i poprowadził ją na jego usta, 

jej nogi oparły się o jego grzbiet. Subtelne kołysanie stworzone przez jej 

skrzydła tylko zwiększyło ich przyjemność. Kręciła się ponad jego twarzą, 

oferując mu pełny dostęp do jej kremowej cipki. 

Odnalazł  jej  szparkę,  jęczał,  gdy  jej  smak  pokrył  jego  język. 

Przykryła swoje piersi i ścięła swoje biodra, jej skrzydła łagodnie łopotały. 

Jego  ręce  przytrzymały  ją,  gdy  lizał  i  ssał,  ciesząc  się  z  jej  odpowiedzi. 

Poruszyła się i krzyknęła, jej cipka pulsowała wokół jego języka. 

Jej  pierwszy  orgazm  uderzył,  a  jej  uda  zacisnęły  się  na  jego 

policzkach.  Zaczęła  odlatywać,  ale  przytrzymał  ją  w  miejscu.  Pstrykając 

językiem  na  jej  łechtaczce,  zaczął  nowy  cykl  pobudzania.  Łaknął  jej 

wytrysku  jak  największego,  ponieważ  tęsknił  za  jej  krwią.  Istota  życia, 

background image

moc  tworzenia.  Jej  smak,  jej  zapach,  jej  łzy  namiętności  wszystko 

napędzało jego ochotę i scalało nowo utworzoną Więź Krwi. Wychłeptał 

jej śmietankę, ssąc i głaskając ją jego językiem dopóki nie odnalazła wciąż 

nie uwalniała się. 

- Wst…ań! - Z trudem wykrztusiła polecenie. 

Stanął  i  przykrył  jej  tyłek  obiema  rękami,  prowadząc  ją  w  dół. 

Gorąco i wilgoć podążyły tropem przez jego brzuch do czasu, gdy ich ciała 

nie zrównały się. Wepchnął się do jej przytulnego wejścia i równocześnie 

krzyknęli. To nie było tak jak sobie wyobrażał branie jej. Chciał przykryć 

ją, wepchnąć się w nią tak, aby zwinęła się pod nim. 

- Następnym razem. - Wymruczała. 

Przytrzymując ją kurczowo do siebie, uniemożliwił jej ruszanie się, 

potrzebując  zasmakowania  ich  połączenia  tak  długo  jak  tylko  to  będzie 

możliwe.  Jej  wewnętrzne  mięśnie  zaciskały  się  w  silnych  zmarszczkach. 

Trzymał ją w ramionach, upajając się gorącem i stanowczym chwytem jej 

cipki. Owijając jedno ramię wokół jej bioder, pozwolił swojej drugiej ręce 

dotknąć jej. Pogłaskał jej uda i biodra, zbadał jej żebra i piersi. 

-  Potrzebuję  się  poruszać.  -  Machnęła  swoimi  skrzydłami, 

wyszarpując się mu. 

-  Jeszcze  nie.  -  Trzymał  ją  stanowczo  w  swoich  ramionach, 

odmawiając  bycia  popędzanym.  Nie  mogli  zrozumieć  dokładnej  natury 

związku, ale obydwoje wiedzieli, że to jest wyjątkowe. 

Jej  uda  zacisnęły  się  wokół  jego  bioder  i  jej  cipka  ścisnęła  jego 

trzonek.  Ignorując  pobudzanie,  upajał  się  odczuwaniem  jej  miękkiej 

skóry  i  odpowiedzi  jej  sutków  pod  jego  kciukiem.  Wiedział,  że  nie 

wytrzyma  długo,  gdy  tylko  zacznie  się  poruszać,  więc  przedłuży 

przyjemność jedynym sposobem, jakim mógł. 

background image

Zwijała  się.  Jej  ciało  wygięło  się  w  łuk,  a  jej  włosy  dygotały  na 

bryzie. 

- Potrzebuję dojść. 

- Więc dojdź. - Zachichotał i wsunął rękę między ich ciała. Poluźnił 

uścisk tylko po to by móc dotykać, pogłaskał ją dwoma palcami, jeden po 

obu  stronach  jej  łechtaczki.  Jej  cipka  pulsowała  w  odpowiedzi  na  jego 

niepowstrzymane pobudzanie. 

Jej  przyjemność  sunęła  płynnie  wzdłuż  ich  więzi,  zalewając  go 

uczuciem.  Napięcie  zebrane  w  niej,  intensywność  była  niemal  bolesna. 

Jej skrzydła zatrzepotały szybciej. Jej piersi zadrżały, gdy dyszała walcząc 

o  oddech.  Puszczając  jej  biodra,  pozwolił  jej  dryfować  z  powrotem  do 

czasu, gdy tylko główka jego fiuta pozostała w niej, po czym pociągnął ją z 

powrotem  z  jednym  mocnym szarpnięciem.  Wycofała  się.  Wysunął  ją  w 

przód, nigdy nie uwalniając jej do końca. 

Napiął  każdą  z  nóg,  a  jego  ruchy  stały  się  agresywniejsze.  Jej 

paznokcie  wbiły  się  w  jego  ramiona  i  krzyczała  z  każdym  zaciekłym 

pchnięciem.  Jego  przyjemność  narastała  wzdłuż  niej.  Pilna  potrzeba 

przelatywała  przez  ich  mentalne  połączenie.  Sapnęła,  a  jej  cipka 

marszczyła swoją powierzchnię w szalonych skurczach. 

Odrzucając  do  tyłu  głowę,  wepchnął  się  aż  po  rękojeść  i  uwolnił 

swoje  nasienie.  Jego  przyjemność  uruchomiła  jej  i  zadrżeli  razem, 

uwięzieni w uczuciu, które przepłynęło przez nich. Osunął się na kolana. 

Upadła na jego klatę piersiową i zwinęła skrzydła. 

 

***** 

 

 

background image

Trzy tygodnie minęły, podczas których zaspokajali wszystkie swoje 

pragnienia.  Pomimo  zapewnienia  Phillipa,  że  zamieszanie  w  niej  było 

częścią Więzi Krwi, Brenna nie była przekonana. Za każdym razem, gdy 

wpuszczała  go  do  swojego  ciała,  przebudzenie  stawało  się  coraz 

intensywniejsze. 

- Nie możemy wiecznie unikać tego tematu. - Phillip leżał między jej 

udami, jej nogi zahaczyły się ponad jego ramionami. Właśnie wywołał u 

niej  ogromny  orgazm  tylko  swoimi  ustami.  -  Chociaż  każde  zakłócenie 

naszego spokoju jest wspaniałe, musimy podjąć ostateczne decyzje. 

Brenna jęknęła, przykrywając twarz rękami. 

- Nie możemy porozmawiać później? 

-  Z  nami  potem  nigdy  nie  nadejdzie.  Ledwie  opuściliśmy  to  łóżko 

odkąd przybyliśmy tutaj. 

-  Poza  zabawą  w  strumieniu.  -  Opuściła  swoje  ręce  i  uśmiechnęła 

się. 

- Pomiń tę kwestię. - Uklęknął, po czym usiadł, wyciągając ją przed 

sobą.  Po  ustawianiu  jego  nóg  po  obu  stronach  z  jej  bioder,  zawinął  jej 

nogi wokół swojego pasa. 

Od  czasu  przybycia  do  królestwa  Unseleighe,  opowiadali  sobie 

historie  o  swojej  przeszłości  i  mówili  o  swoich  kochankach.  Śmiali  się  i 

spali  nadzy  w  swoich  ramionach.  Mimo  to,  za  każdym  razem  i 

podchodzili do tego pytania, znajdywali sobie inne rzeczy by zabić czas. 

- Nie wiem, co chcesz abym powiedziała. - Przesunęła jej spojrzenie 

na  jego  klatkę  piersiową.  -  Przemiana  się  ustabilizowała.  Nie  masz 

żadnego prawdziwego powodu abyś tu został. 

Uniósł brodę i spojrzał w jej oczy. 

- Gdybym chciał pozostać, byłbym tolerowany? 

background image

Po rozdzierającym momencie, potrząsnęła swoją głową. 

-  O  ile  wiem,  nigdy  nie  było  krwi…  wampir  żyjący  otwarcie  w 

królestwie Unseleighe. 

Po długiej ciszy zapytał. 

- To jest realne dla twojego rodzaju by żyć wśród ludzi? 

Usztywniła  się.  To  było  tak  niesprawiedliwe.  Dlaczego  nie  mógłby 

przyznać, że był Sidhe? Gdyby objął swój spadek, mogłaby pojawić się dla 

nich jakaś nadzieja. Właśnie wtedy, gdy myśl ta powstała, wiedziała, że to 

jest  głupota.  To  nie  było  ważne  czy  był  człowiekiem,  czy  Sidhe  przed 

przemianą. Teraz był wampirem. 

-  Tych  parę  ostatnich  tygodni  było  cudowne.  -  Zmusiła  się  do 

spotkania  jego  wnikliwego  spojrzenia,  drobiazgowo  ochraniając  jej 

uczucia.  - Nigdy  nie  doświadczyłam  niczego nawet  odrobinę  podobnego 

do  połączenia,  które  powstało  między  nami.  Ale  ludzkie  kobiety  nie  są 

darzone  takim  samym  szacunkiem,  do  jakiego  przywykły  kobiety  Sidhe. 

Prosisz mnie abym opuściła mój dom, abym zrzekła się moich ambicji, i… 

Położył palce na jej wargach, tamując jej słowa. 

-  Nie  proszę  cię  abyś  zrobiła  cokolwiek.  Po  prostu  zastanawiałem 

się czy to byłaby jakaś możliwość. 

- Moje uczucia do ciebie są dzikie i cudowne. Nigdy nie śniłam… - 

Jej słowa stały się niewyraźne, gdy dalekie dudnienie zatrzęsło domkiem. 

- To był grzmot? 

Zanim  mogła  odpowiedzieć,  błyskawica  podzieliła  domek  na  pół. 

Brenna  krzyczała,  cofając  się,  gdy  wybuch  spowodował,  że  strzech  na 

dachu  zapaliła  się.  Phillip  złapał  jej  rękę  i  kopnął  by  otworzyć  drzwi, 

prowadząc ją na zewnątrz domku. 

background image

Trzy  postacie  czekały  na  nich.  Brenna  spoglądała  na  każdego,  jej 

puls  przyśpieszał  za  każdym  razem,  gdy  spojrzała  na  którąś  z  nich. 

Wysoki,  złowieszczy  Mistrz  Ognia  zrobił  krok  w  przód,  zostawiając 

Mistrza Wody i Mistrza Ziemi krok z tyłu. 

-

 

Jeśli  on  zasieje  swoje  nasienie  w  tobie  jeszcze  raz,  twoja  istota 

będzie nieodwracalnie skalana. - Stwierdził bez wstępu. - Nie pozwolimy 

na to. 

Brenna złapała kurczowo za swoje gardło, jej usta były tak suche, że 

nie mogła mówić. Czego Żywiołowy chciał od niej? Rzadko wychodzili ze 

swojej świątyni. 

Phillip pchnął ją za siebie i wyszedł naprzeciw Mistrza Ognia. 

- Kim do diabła jesteś? 

Mistrz Ognia zrobił przerażający krok do przodu, jego oczy zapalały 

się wewnętrznym płomieniem. 

- Nie ma tu miejsca dla pijących krew. - Wypuścił jej rękę. - Brenno 

to czas by odejść. 

-  Odejść  gdzie?  -  Zapłakała,  podchodząc  obok  Phillipa.  Jej  głowa 

zakręciła i napięcie zawiązało jej żołądek. - Czemu tu jesteście? 

-  Mistrzyni  Powietrza  umiera.  -  Ton  Mistrza  Ognia  był  uroczysty, 

ale jego postawa wyjawiała jego zniecierpliwienie. - Nie mamy zbyt wiele 

czasu. 

- Nic nie rozumiem. Jestem jasnowidzem dusz. Co… 

-  Mistrzyni  Powietrza  wybrała  cię  zanim  jeszcze  się  urodziłaś.  - 

Powiedział  Mistrz  Wody.  -  Ironicznie,  twój  antrakt  z  tym  pijącym  krew 

uwolnił  twoje  ukryte  moce.  To  uczyniło  cię  gotową  szybciej  niż  my 

przewidzieliśmy. Zaraz po jej śmierci, nastąpisz po Mistrzyni Powietrza. 

background image

- Nie ma wyboru? - Phillip sprzeciwił się. - Mówisz to tak jakby już 

się zdarzyło. 

- To jest najwyższy honor wśród Unseleighe Sidhe zostać wybranym 

na Żywiołowego. - Wyjaśnił Mistrz Ognia. 

Żywiołowi chronili i poprowadzili wszystkich ludzi królestwa Lasu. 

To  był  nie  tylko  honor,  to  było  powołanie,  dożywotnie  zobowiązanie. 

Brenna czuła się jakby tonęła. Nie mogła oddychać, nie mogła myśleć. Jej 

serce tęskniło za wampirem; Żywiołowi wymagali reszty jej życia. 

- Ja… jak ja mogę… 

Phillip  odwrócił  ją  tak  by  stanęła  naprzeciw  niego,  jego  ręce 

zacisnęły się na jej ramionach. 

-  Nie  musisz  tego  robić.  Odejdź  ze  mną.  Zbudujemy  razem  nowe 

życie. 

Jej  serce  wykrzyknęło  „tak”,  podczas  gdy  jej  umysł  buntował  się 

przeciwko  jakiejkolwiek  pochopnej  decyzji.  Żywiołowi  byli  żywymi 

legendami, szanowani i wyróżniani jak nikt w królestwie Unseleighe. Jak 

mógł  oczekiwać,  że  ona  wybierze  swoją  dożywotnią  ścieżkę  w  jednej 

chwili? 

-  Twoja  dożywotnia  ścieżka  była  wybierana  przed  twoimi 

narodzinami. - Powiedział Mistrz Wody. - Chodź. To czas by odejść. 

Jak  mogłaby  sprawić,  że  Phillip  zrozumie  znaczenie  jej  wyboru? 

Prawie nie mogła wierzyć samej sobie. 

Wysunęła się z jego ramion, a jego oczy wypełniły się łzami smutku. 

-  Dziękuję  za  ocalenie  mi  życia.  -  Wyszeptał  Phillip,  w  momencie, 

gdy  Mistrz  Ognia  odesłał  go  do  królestwa  śmiertelników  śladem  jednej 

długopalcej ręki. 

background image

Rozdział IV 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: zirella 

 

 

 

Nowy Jork, 2006 rok. 

 

-  Co  z  tobą?  -  Phillip  nie  chciał  być  dupkiem,  ale  dał  muzykę 

Ericowi trzy tygodnie wcześniej. – Nie napisałeś jeszcze niczego? 

Eric wzruszył ramionami i spojrzał swoimi niebieskimi oczami. 

- Melodia jest błyskotliwa, jak zwykle. Zgaduję, że moja Muza wciąż 

strajkuje.  

-  Moje  słowa  są  do  dupy.  Obaj  to  wiemy.  Refe  zwiąże  nas  razem 

sznurkiem  albo  dwoma  w  razie  konieczności,  ale  ty  jesteś  geniuszem 

tekstów ukrytym za naszymi piosenkami. 

Z prychnięciem, Eric zrobił przerwę by napić się piwa. 

-  Moje  teksty  ostatnio  nie  są  niczym  szczególnym.  I  nie  wiem,  co 

jest nie tak. 

Phillip  uśmiechnął  się  do  ponętnej  blondynki,  która  patrzyła  na 

nich w ciągu ostatnich dziesięciu minut. 

- Może potrzebujesz odrobiny inspiracji? 

Pyrite  zaplanowało  rozpoczęcie  prac  nad  ich  nowym  albumem  po 

długiej  przerwie,  której  bardzo  potrzebowali.  Ich  ostatnia  trasa 

koncertowa  trwała  rok  i  obiegła  aż  trzy  kontynenty.  Towarzystwo 

świętujące sukces trasy koncertowej, zgromadziło się wokół nich. Phillip i 

Eric wydawali się być jedynymi nieświętującymi. 

background image

- Stwierdziłem, że jeżeli powiem ci w miejscu publicznym będzie 

mniej prawdopodobne, że spuścisz mi łomot. – Narzekał Eric. – Nie 

przyszedłem tutaj by dać się zlać.  

- Wyjaśnij to tej blondynce w kącie. Ona cała aż krzyczy „wypieprz 

mnie”. 

Eric rzucił okiem w kierunku, o którym mówił Phillip. 

- Cholera. 

- Przez duże „C” 

- Niestety, ona wpatruje się w ciebie, nie we mnie. - Wydał drwiący 

dźwięk. – Nie wiem, dlaczego. 

Phillip zignorował oklepane komplementy. Eric miał skłonność do 

zwrócenia  mniejszej  uwagi  niż  pozostali  członkowie  Pyrite,  ale  on  wolał 

pozostać w cieniu. 

- Wpatrywała się w obu z nas. Mówię, że dajemy jej dokładnie to, co 

ona chce. 

- Jeżeli jesteś w stanie namówić ją na trójkącik, wchodzę w to. 

Akceptując  wyzwanie  z  pewnym  siebie  uśmiechem,  Phillip 

przepchnął  się  wzdłuż  stłoczonego  pokoju.  Thane  Burton,  kierownik 

Pyrite,  wynajął  ekskluzywny  dansing  na  całą  noc.  Phillip  skupił  się  na 

blondynce, wyłączeniu się z hałasu i ścisku ciał. Skrzyżowała swoje nogi, 

gdy zbliżył się, powodując, że jej sukienka podjechała w górę do połowy 

uda. Seksowna część garderoby opinała każdą krzywiznę i wgłębienie jej 

apetycznie  zaokrąglonego  ciała,  jasno  czerwona  kontrastująca  z  jej 

złotymi włosami. 

- Phillip Noir – podał jej rękę. 

background image

- Scarlett. - Umieściła swoją rękę jego, a on pociągnął ją na stopy. 

Oblizała swoje wargi i patrzała na Erica. – Nie jesteś Eric King? 

- Ty mi powiedz. – Uśmiechnął się. – Jeżeli będziemy dopasowywać 

kolory, będę istnym Profesorem Plumbem. 

Jej śmiech odbił się głośnym echem. 

- Mogę wyobrazić sobie ciebie w purpurze. 

- A jak wyobrażasz sobie jego? - Phillip owinął swoje ramię wokół 

jej pasa i odetchnął głęboko. Jej piżmo ciężko wisiało w powietrzu. Jakoś 

nie pomyślał, że trójkąt nią wstrząśnie. 

-  Możliwości  są  niezliczone  –  powiedziała  –  Wszystko,  czego 

potrzebujemy to tylko odrobina prywatności. 

-  Myślę,  że  da  się  to  zorganizować.  -  Phillip  pozwolił  Ericowi 

prowadzić ją w kierunku biura położonego w głębi klubu. Mogli zabrać ją 

do hotelu, ale, po co? Nie miał żadnego zamiaru nocować z nią. 

Krzepki  bramkarz  stanął  przed  drzwiami  biurowymi.  Phillip  nie 

zapamiętał jego imienia. 

-  Nie  będzie  problemem,  jeśli  skorzystamy  z  biura  przez  kilka 

minut? – Zapytał Eric. 

- Na pewno nie dla ciebie, Panie King. 

-  Widzisz,  nie  chcemy  przeszkadzać.  -  Phillip  powiedział 

bramkarzowi zanim dołączył do Erica i Scarlett wewnątrz pokoju. 

Eric  stał  przed  dużym  biurkiem,  bez  wysiłku  flirtując  z  ich  ofiarą, 

bardzo chętną ofiarą, ale zawsze jednak ofiarą. Phillip został o krok z tyłu, 

zaniepokojony jej prowokacyjnym strojem i łatwością, z jaką akceptowała 

to  wszystko.  Albo  była  tutaj  w  pracy  albo  była  fanką  Pyrite.  Jej  sutki 

utworzyły  wyraźne  szczyty  w  jej  sukience  i  przeczesała  swoje  włosy. 

background image

Oczywiście  była  podniecona  mimo  to  nie  zrobiła  nic  by  poruszyć 

któregokolwiek z nich. 

Phillip  uśmiechnął  się,  gdy  zrozumiał  sytuację.  Musieli  zachować 

rezerwę, rezerwę, aby nie popełnić żadnego błędu. 

-  Przyszłaś  na  imprezę  sama?  -  Phillip  przerwał  ich  uprzejme 

prześmiechy. 

-  Nie,  proszę  pana.  –  Automatycznie  opuściła  wzrok.  –  Mój… 

towarzysz został wezwany. 

Dziwne. Dlaczego jej Dom nie zabrał jej z nim… albo z nią? 

-  A  twój  towarzysz  będzie  przeciwstawiać  się,  jeśli  dowie  się,  że 

zabawiłaś się z nami? 

- On… 

- Dalej. 

- On chciałby, aby wzięła w tym udział. 

Patrzył  na  blondynkę,  gdy  wysłał  myśli  bezpośrednio  do  umysłu 

Erica.  

-  Ona  chce  zamieścić  to  w  Internecie,  zanim  zdążymy  wrócić  do 

domu. Myśli, że jesteśmy głupi? 

-  Myślę,  że  ona  wie,  co  to  rekreacyjne  pieprzenie,  ale  nie  sądzę, 

aby  wiedziała  czym  jesteśmy.  –  Odpowiedział  Eric.  –  Powinniśmy 

znaleźć kogoś innego? 

- Nic z tego. Zajmę się kamerą. 

- Nie wstydzę się kamery. – Powiedział jej Phillip. – Po prostu włącz 

ją, bądź naga, i bądź na kolanach. 

Jej  uczniowie  rozszerzyli  się  jak  na  komendę.  O  tak,  była  z 

pewnością  rezerwową.  Wyciągnęła  szczupłą,  cyfrową  kamerę  wideo  ze 

background image

swojego  torby  i  umieściła  ją  na  biblioteczce  za  biurkiem.  Po  rozpięciu 

ubrania,  zatańczyła  shimmy  z  częścią  jej  garderoby.  Pas  do  pończoch 

uniósł  jej  przybrane  koronką  pończochy,  ale  nie  nosiła  majtek  albo 

stanika.  Gotowa,  łatwo  dostępna,  tak  jak  jakikolwiek  dobry  niewolnik 

seksualny. 

Rzucił  okiem  na  Erica,  gdy  osunęła  się  na  swoje  kolana,  jej  ręce 

opierały się na jej udach. 

- Którą stronę wolisz? 

Eric  nie  odpowiedź,  za  to  rozpiął  swoje  dżinsy  i  podszedł  do 

blondynki, wyjmując po drodze swojego fiuta. 

- Ssij mnie Scarlett. Jeśli zrobisz mi dobrze, ja zrobię dobrze tobie. 

Ustawiła  pod  kątem  swoje  ciało  w  kierunku  kamery,  wtedy  wzięła 

Erica w swoje usta. Poruszając się szybciej niż ktokolwiek byłby w stenie 

zauważyć,  Phillip  wyłączył  urządzenie.  Czerwone  światło  pozostało 

włączone, chociaż już nie mrugnęło. Scarlett nie zauważyła zamiany, gdy 

Eric poruszał się w jej ustach. 

Phillip popatrzył obiektywnie przez moment. Jej tyłek był nieco za 

mięsista,  ale  miała  baśniowe  cycki.  Eric  przykrył  je,  dokuczając  jej 

sutkom,  gdy  wypchał  jej  usta.  Posłusznie  przechyliła  swoją  głowę, 

zabierając go głębiej z każdym nowym pchnięciem. 

To  było  wszystko  nudne  jak  cholera.  Phillip  westchnął.  Rozpatrzył 

każde  połączenie,  każdą  seksualną  pozycję.  Miał  młode,  apetyczne 

dziewice.  Wypieprzył  dojrzałe  kobiety,  które  znały  każdy  trik  z  książki

1

Często zmieniał partnerów, zyskując tyle samo przyjemności z patrzenia, 

jaki i z uczestniczenia. A mimo to był znudzony! 

                                                           

1

 Myślę, że Phillip miał tu na myśli Kamasutrę [przyp. od tłumacza] 

background image

Eric  wycofał  się  z  ust  Scarlett,  jego  fiut  błyszczał  od  jej  śliny. 

Odwrócił ją do Phillipa i uśmiechnął się ponad jej głową. 

- Teraz possij Phillipa. Ma problemy z skoncentrowaniem się. 

To  z  pewnością  było  prawdziwe.  Phillip  zastąpił  Erica,  jego  fiut 

wślizgnął się w jej usta. Jej usta były ciepłe, jej język wykwalifikowany, a 

jego  ciało  odpowiedziało  jak  można  było  się  spodziewać.  Głęboko  w  jej 

gardle poczuł mrowienie radosnego podniecenia. Jej jędrna pierś więcej 

niż  wypełniła  jego  ręce,  jej  sutki  szturchały  centrum  jego  dłoni.  Robiła 

wszystko prawidłowo. Więc dlaczego, do cholery, to mu nie wystarczało? 

Odpychając ją, wyciągnął swojego fiuta z jej ust. 

- Chyba tylko popatrzę. Czuję się trochę zamroczony. 

-  Za  dużo  szampana?  –  Zachichotała.  –  Jesteś  pewien?  Byłabym 

zaszczycona móc mieć was obu. 

Zaszczycona.  Słowo  rozdrażniło  Phillipa.  Dlaczego  poczułaby  się 

zaszczycona będąc wypieprzona przez zupełnie obcego człowieka, dwóch 

zupełnie obcych ludzi? 

Eric zaniósł ją na biurko i położył ją delikatnie na plecach. Nikt już 

nie  myślał  o  kamerze,  podniósł  jej  nogi  do  swoich  ramion.  Wampiry 

uwielbiają  smakować  cipkę  swoich  partnerek,  które  wracają  po  więcej. 

Eric użył warg, zębów i języka, podczas gdy Scarlett zwinęła się i jęczała. 

Phillip  siedział  na  krześle,  oglądając  show  z  analitycznym 

obiektywizmem.  Udawała  swoją  przyjemność,  gdy  tylko  rozpoczęli,  ale 

Eric  był  dobry.  Skupił  się  na  jej  łechtaczce  do  czasu,  aż  jej  gwałtowne 

wdechy stały się prawdziwe. a jej ciało drgało z każdym mlaśnięciem jego 

języka. 

background image

Przykryła swoje piersi, łapiąc mocno za sutki, czy jej Dom zmusił ją 

do tego? Wydawała się odczuwać trochę bólu ze swojej przyjemności. Eric 

wepchnął palec środkowy do jej cipki wybierając z niej jej śmietankę. 

-  Nie  masz  przypadkiem  jakiejś  wazeliny,  prawda?  Ona 

potrzebuje, aby ktoś porządnie wypieprzył jej tyłek. 

Phillip stanął i podszedł do biurka otwierając przy tym szuflady. 

- Co ty… robisz? – Wydyszała. 

Zignorował ją. Eric wepchnął swój środkowy palec w jej tyłek, a jej 

biodra uderzyły w biurko. 

- Zobacz, co znalazłem. - Phillip uniósł tubkę smaru. – Zgaduję, że 

po tym będziesz miała ostre pieprzenie tyłka. 

Zwijała  się  i  jęczała,  gdy  Eric  pstryknął  swoim  językiem  przez  jej 

łechtaczkę. Wpychał środkowy palec tyłek, co było przekorną zapowiedzią 

tego, co miało przyjść. Phillip włożył smar w swoją kieszeń i odciągnął jej 

ręce  od  jej  piersi.  Nachylając  się,  pogryzł  jej  sutek,  kłując  czubek  kłem. 

Krzyknęła, wyginając się w łuk, podczas gdy on pił z jej piersi. 

- Myślałem, że nie będziemy się karmić. – Sprzeciwił się Eric. 

- Mówisz z językiem w jej cipce. 

Jej orgazm uderzył nagle, wstrząsając całym jej ciałem. Eric został 

łakomie  wciągnięty  przez  jej  rdzeń,  podczas  gdy  Phillip  smakował  jej 

krew. Zajęczała, bezsilna w ich niewoli. 

-  Bardzo  dobrze.  -  Eric  zakręcił  nią  w  około,  odwracając  ją  w 

poprzek  biurka.  Poruszył  się  z  nią,  jego  palec  wciąż  tkwił  w  jej  tyłku. 

Phillip rzucił mu smar, a następnie opuścił spodnie do bioder. 

- Ja bym raczej… 

background image

- Zrobisz to, co powiedziałaś. - Eric uszczypnął jej łechtaczkę, a ona 

krzyknęła. - Teraz otwórz swoje usta dla Phillipa i unieś nogi, podczas gdy 

ja przygotuję cię. 

Phillip  dokuczał  jej  ze  swoim  fiutem,  ocierając  się  o  jej  wargi  bez 

wpychania  się  do  jej  ust.  Eric  przygotował  jej  tyłek  i  usmarował  jego 

trzonek wazeliną, zapewniając, że nie zada jej bólu. Pchnął jej kolana do 

swojej klatki piersiowej, taczając jej biodra na biurko. Zsynchronizowali 

swoje wejście. Phillip napełnił jej usta a Eric wypchał jej tyłek. 

Reszta  była  niewyraźną  plamą  chrząknięć  i  pożądania.  Phillip 

zaakceptował  pobudzanie  jej  ciepłych,  mokrych  ust,  podczas  gdy  jego 

umysł pozostał odłączony. Złapał tył jej szyi, korygując punkt widzenia jej 

głowy, dzięki czemu mógł wejść głębiej. Każde z pchnięć Erica popychało 

ją na niego. Lecz nic z tego nie wzbudziło w nim nic niż powierzchowną 

rządzę. 

Krzyknęła  wokół  jego  fiuta.  Phillip  doszedł  między  jej  nogami  i 

łagodnie potarł jej łechtaczkę. Przeciwstawiła się, podnosząc jej tyłek, gdy 

Eric  musztrował  ją.  Szalona,  zrozpaczona,  nie  rozumiała,  czego 

potrzebowała. 

Skrobiąc  zębami  o  jego  trzonek,  wywoływała  uwolnienie  Phillipa. 

Trzymał jej twarz, podczas gdy pompował swój wytrysk w głąb jej gardła. 

Ich koordynacja minęła. Wszystko na ten temat było skończone. 

Phillip  wycofał  się  z  jej  ust,  podczas  gdy  Eric  kontynuował 

pieprzenie jej. Krzyknęła i rzuciła jej głową, udając jeszcze raz. 

- Straciłeś ją. 

-  Wiem.  Poczułem,  jak  jej  namiętność  zasyczała.  -  Trzymając  się 

kurczowo oburącz jej bioder, Eric ujeżdżał ją mocno, dochodząc w kilka 

sekund. 

background image

- Co wyniesiesz z tego Scarlett? – Jego ton ujawniał jego frustrację. 

- Kto namówił cię do tego? 

- Wyłącz kamerę. – Warknęła. 

Phillip  odłączył  zasilanie  urządzenia  i  popatrzył,  gdy  stoczyła  się  z 

biurka. Podała swoją rękę niecierpliwie. 

- Nie wiesz, że skandale są darmowym rozgłosem? 

- Skandal? Dlaczego to wywołałoby skandal? Pieprzenie jest tym, co 

gwiazdy rocka robią. - Podniosła swoją sukienkę z podłogi i rzuciła okiem 

na  Erica,  podczas gdy  myślała  o  tym.  -  Nikt  nie  namówił  mnie  do  tego. 

Chcę  swoich  pięciu  minut  sławy.  Będę  wstawiać  wybrane  fragmenty  na 

różne fora, na których płacą za pobieranie danych. 

-  Nie  bez  pisemnego  zwolnienia,  którego  ty  nie  masz.  -  Phillip 

zamknął swoją rękę wokół kamery. 

-  Wiedziałeś  cholernie  dobrze,  do  czego  to  było  mi  potrzebne.  - 

Położyła  ręce  na  biodrach,  uwydatniając  piersi  pod  jej  seksowną 

sukienką. - Nie bądź gnojkiem. Miałeś więcej pieniędzy niż Midas.

 

 

Wzruszył ramionami i rzucił jej kamerę. 

- Dzięki za niezłą robotę. 

Rzuciła  w  niego  kamerą  i  przebiegła w  poprzek  biura.  Rozsuwając 

energicznie drzwi, niemal zderzyła się ze stojącą za nimi kobietą. 

-  Mam  nadzieję,  że  nie  szukasz  tych  dupków.  Oni  nie  są  warci 

twojego czasu. 

Wyminęła kobietę, zostawiając ją w spokoju w drzwiach. 

Phillip  wpatrywał  się  w  wizję  przed  nim,  niezdolny  do  osądzenia, 

czy była prawdziwa. 

- Cześć, Brenno. 

background image

Nie  poświęciła  czasu,  aby  odpowiedzieć.  Z  uśmieszkiem 

wzbudzającym wstręt, obróciła się na pięcie i zniknęła. 

 

background image

Rozdział V 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: zirella 

 

 

 

Niewiarygodne!  Brenna  popędziła  do  wyjścia,  na  co  ledwo  ścisk 

ludzi  pozwalał.  Zdzira,  która  przepchnęła  się  koło  niej  dosłownie 

śmierdziała  seksem.  Pieprzenie  i  żywienie  się,  wampiry  nie  potrafiły 

myśleć o niczym więcej? 

- Brenna! 

Słyszała swoje imię i wiedziała, że to  był Phillip krzyczący do niej, 

ale  nie  odwróciła  się.  Spaliłaby  się  w  wiecznym  piekle  zanim  poprosiła 

tego bezwartościowego pijącego krew o pomoc! 

Nie byłabyś jedyną spaloną w piekle. Pomyśl o Maris i innych. 

Wbijała  paznokcie  już  i  tak  wbite  w  jej  dłonie  i  znowu  drżały. 

Minęły  wieki  odkąd  straciła  kontrolę  i  niechcący  uwolniła  skrzydła. 

Potrząsnęła głową, gdy przechodziła przez drzwi wyjścia. Dlaczego Phillip 

grał  na  nerwach  jej  w  ten  sposób?  Gdyby  postanowił  pieprzyć  każdego 

człowieka na planecie, to co to miało z nią wspólnego? 

Jej wściekłe kroki zabrały ją w ślepą uliczkę zanim jeszcze dogonił 

ją. Jego palce zakręciły się wokół jej ramienia. 

- Co tu robisz? 

Gasząc zirytowany oddech, odwróciła się przodem do niego. 

-  Przez  dwieście  lat  walczyłam  by  trzymać  cię  z  dala  od  mojego 

umysłu.  Dziesięć  minut  w  twoim  królestwie  jest  wszystkim,  czego 

potrzebowałam by przypomnieć sobie, dlaczego? 

background image

Jego spojrzenie zwęziło się, a jego nozdrza rozszerzyły. 

- Zrzekłeś się prawa do mojego życia dawno temu. 

Wpatrywała się w niego. Jak mógłby rzucić jej decyzją w twarz po 

wszystkim, co mieli między sobą? 

- Nie miałam wyboru i dobrze o tym wiesz. 

-  Może  początkowo,  ale  miałaś  w  bród  czasu  do  namysłu,  wiele 

możliwości przed sobą zanim przyjęłaś ostateczne śluby. 

Spiorunowali wzrokiem siebie nawzajem przy świetle księżyca. Miał 

rację i to doprowadzało ją do szału. Dwa razy starał się dotrzeć. Pierwszy 

raz  przywitała  go,  potrzebując  wygody  jego  uścisku.  Za  drugim  czasem, 

sprawy zmieniły się. Dojrzeli, nauczyła się pełnego zakresu swojej mocy i 

zaakceptowała swoje powołanie. 

- Nie pozwól mi powstrzymywać cię przed przyjmowaniem gości. - 

Zabłąkane kosmyki włosów wyszły z jej ciasnego warkocza i zakręciły się 

na jej policzkach. Włożyła zbłąkany kosmyk za ucho i założyła ramiona. 

- Przybyłaś do królestwa śmiertelników by mnie pouczać? – Założył 

ramiona na klatce piersiowej. 

Posiniaczone rysy Maris mignęły przez jej pamięć, sprawdzając jej 

gniew i pomagając jej się skupić. Księżyc był za jej plecami, pozwalając jej 

ocenić zmiany w jego postawie. Jego włosy zostały skrócone, dolna część 

była  dłuższa  ponad  jego  uszami,  podczas  gdy  górna  część  była  jeszcze 

dłuższa  i  nachodziła  na  jego  czoło.  Tatuaże  zdobiły  jego  ramiona, 

wielokrotne pętle przekuwały  uszy  i krótka  kozia  bródka oprawiała  jego 

brodę  i  usta.  Tylko  jego  oczy  pozostały  dokładnie  takie  same  jak 

zapamiętała, grube rzęsy dodawały im wyrazu. 

- Co się dzieje Brenno. Mów do mnie. 

background image

Teraz  była  Mistrzynią  Powietrza.  Nikt  nie  ośmielił  się  użyć  jej 

imienia mimo to lubiła ten dźwięk na jego wargach. 

- Mogłabym spróbować wyjaśniać ci to, ale prawdopodobnie byłoby 

lepiej, jeśli ci to pokarzę. 

Jego brwi ściągały się, a jego oczy błysnęły psotnym światłem. 

- Więc pokarz. 

-  Spróbuj  nadążać.  -  Postrzeliła  go  wyzywającym  uśmiechem, 

rozejrzała  się  wokół  by  upewnić  się,  że  są  sami,  wtedy  rozłożyła  swoje 

skrzydła. 

Wiedziała,  że  może  latać.  Wiedziała  o  nim  więcej  niż  miała  prawo 

wiedzieć.  Wciąż,  nie  mogła  odnowić  ich  romansu  nawet,  gdyby  echo 

tęsknoty  jej  serca  wciąż  rozbrzmiewały.  Kobiety  Elvin  umierały  i  to 

musiało się zakończyć. 

Unosili się przez nocne niebo, niezauważalni dla ludzi, nawet z ich 

rozwijającą się techniką. Nie musiała widzieć Phillipa by wiedzieć, że był 

blisko. Jej skóra drżała i jej tętno biło gwałtownie. Zawsze jego bliskość 

niosła  dla  niej  te  same  konsekwencje.  Jeśli  byłaby  jakakolwiek  inna 

droga,  nie  wybrałaby  się  do  niego.  Celibat  był  już  i  tak  wystarczająco 

dużym wyzwaniem, bez dodatkowych pokus. 

Opuścili  miasto  i  polecieli  na  północ,  lecąc  konturem  ziemi. 

Pozwoliła  nocnemu  wiatrowi  ochładzać  jej  twarz  i  łagodzić  jej  już  i  tak 

zniszczone  opanowanie.  Właśnie  pomyślała  o  Philipie  i  tej  fance,  co 

zakłóciło rytm jej skrzydeł. To nie powinno się liczyć. To nie liczyło się. 

Z energicznymi ruchami zlokalizowała cel ich podróży. Rustykalna 

rama  w  kształcie  litery  A  domku  letniskowego  ukazała  się.  Nagle 

zanurkowała, sunąc na ziemię z przodu budynku. 

- To jest odrobinę za wydeptaną drogą. – Wymamrotał. 

background image

Nie  odpowiedziała  na  komentarz.  Za  to  poprowadziła  go  w 

kierunku domku letniskowego. Warknięcie i przyciszone głosy dotarły do 

jej uszu nawet zanim otworzyła drzwi. 

-  Co  się  dzieje?  -  Spróbował  wsunąć  siebie  między  nią  a  drzwi. 

Przesunęła  go  samym  spojrzeniem.  Wysapał,  a  ona  szybko  ukryła  swój 

zadowolony uśmiech. Jej cały potencjał nie był wykorzystany aż do czasu, 

gdy złożyła swoje śluby. 

Iomar skinął w kierunku sypialni, gdy tylko weszli do domu. 

- Szybciej, Mistrzyni. Z nią jest coraz gorzej. 

Phillip podążał jej śladem. Wysoki i chudy, Iomar zrobił, ile w jego 

mocy, aby wyglądać przerażająco, gdy zablokował wejście. Brenna skinęła 

na  niego  z  powrotem,  pozwalając  Phillipowi  wejść  do  sypialni.  Szczupła 

młoda  kobieta  była  przywiązana  do  łóżka  mistycznymi  sznurami. 

Zwierzęce syki i warknięcia uszły jej, gdy zwinęła się, szarpiąc za sznury i 

rzucając jej ciemną głową. 

-  Maris.  -  Brenna pomalutku  podeszła  bliżej,  niezdolna do  skrycia 

bólu w jej tonie. – Słyszysz mnie kochanie? 

Maris przegryzała z mocą sznury, które wbijały się w górną część jej 

ciała.  Jej  oczy  lśniły  purpurowym  światłem,  a  długie  kły  przekłuły  jej 

dolną wargę. 

Phillip dołączył do Brenny przy łóżku. 

- Jak wiele czasu minęło odkąd się karmiła? 

- Myśleliśmy, że lepiej, jeśli ona… 

Z  przekleństwem  na  ustach,  ugryzł  swój  nadgarstek  i  przytrzymał 

go  ponad  ustami  dziewczyny.  Krew  sunęła  płynnie  po  jej  języku  w 

szkarłatnych  strumykach.  Zajęczała  i  dyszała,  liżąc  z  zachłannym 

zapamiętaniem. 

background image

-  Gdy  tylko  zapoczątkuje  się  przemianę,  obowiązuje  zakaz 

zatrzymywania się.  Nie nauczyłeś  się niczego  podczas  czasu spędzonego 

ze  mną?  Odmawianie  jej  krwi  tylko  wywołuje  drapieżnika  na 

powierzchnię.  Ona  staje  się  coraz  bardziej  bezwzględna  do  czasu,  aż 

znajdzie źródło krwi albo umrze. 

Maris zapadła się w łóżko, jej oczy dryfowały na powierzchni. Krew 

usmarowała  jej  usta,  a  splątane  włosy  zakryły  jeden  bok  jej  twarzy.  Żal 

przebiegł przez Brennę. 

-  Rada  pomyślała,  że  poprzez  odmówienie  jej  krwi  spowolnimy 

przemianę i dostaniemy więcej czasu, aby… 

-  Na  co?  By  wyleczyć  ją?  To  nie  jest  choroba.  To  jest  genetyczna 

mutacja. -  Wrogość  pozostała  w  oczach  Phillipa  w  kolorze  whisky. - Ich 

niewiedza  niemal  kosztowała  tę  dziewczynę  życie.  Czy  wiesz,  kto 

spróbował przemienić ją? Są kary za ten rodzaj ataku. – Zaprzeczyła, więc 

zapytał. – Kim ona jest? 

-  Moją  siostrą.  -  Jej  ręce  wciąż  drżały,  ale  przejęła  kontrolę  nad 

swoim  głosem.  –  Ma  na  imię  Maris.  Kiedy  będzie  trzeba  znów  ją 

nakarmić? Co możemy zrobić, by jej pomóc? 

-  Wprowadzę  ją  w  rodzaj  niewoli  snu.  To  powinno  kupić  dla  nas 

trochę czasu. Pomyślałem, że Ciemne Elfy przyklejają się do ich własnego 

królestwa. Dlaczego była tu? 

- Nie była. Została zaatakowana za murami D’Arcy Aiden. 

-  To  nie  możliwe.  Wampiry  nie  potrafią  z  korzystać  z  waszych 

schowanych portali. 

-  Wiem.  -  Odetchnęła  postrzępionym  westchnieniem.  Gdzieś  tam 

jej część płaszczyła się. 

Potrząsnął głową, oddalając się od niej. 

background image

- Oczekujesz, że wyjaśnię to? 

Nie miała pewności czy drżenie w jego głosie było niedowierzaniem 

czy rozbawieniem. 

- Dlaczego do kurwy powinienem troszczyć się tym, co wydarza się 

któremukolwiek z twoich bliskich? Twój rodzaj potraktował mnie tylko z 

pogardą i arogancją. 

-  To  nie  jest  prawda.  -  Przełknęła  ślinę.  –  Żywiołowi  potraktowali 

cię źle. Zostałeś przywitany przez kogoś z mojego rodzaju. 

-  Zostałem  ośmieszony  przez  kogoś  z  twojego  rodzaju,  nic  więcej, 

oni uśmiechali się szyderczo. 

Oblizała usta. 

-  To  nie  jest  o  tobie  ani  o  mnie.  Wampiry  są…  traktują  brutalnie 

nasze kobiety. 

Spojrzał na Maris przez długi moment zanim przemówił jeszcze raz. 

Jakby wywołana przez jakąś niezaprzeczalną siłę, Brenna wsunęła się do 

jego umysłu. Zapewniała samą siebie, że nie będzie. Dlaczego ten temat 

wywoływał  u  niego  tyle  goryczy?  Pozwoliła  sobie  na  nie  więcej  niż 

powierzchowną penetrację zanim uderzyła w jego umysłowe tarcze. 

Nie  jesteś  jedyną  osobą,  która  spotężniała  w  ciągu  ostatnich 

dwustu lat. 

Jego głos brzmiał czysto w jej myślach. 

-  Powiedziałaś  kobiety.  Jak  wiele  jest  ofiar?  -  Skrzyżował  ramiona 

na klatce piersiowej, jego spojrzenie pozostało na Maris. 

-  Nie  jesteśmy  pewni.  Co  najmniej  dziewięć.  Maris  jest  pierwszą, 

która przetrwała niewolę. 

background image

-  Niewolę?  -  Przeczesał  swoje  włosy  jedną  ręką  i  wypuścił  głośne 

sapnięcie. – Lepiej powiedz mi wszystko. 

 

 

Phillip  podążył  za  nią  do  głównego  pokoju  domku  letniskowego, 

obserwując płynne kołysanie jej bioder. W nocnym klubie miała na sobie 

czarne skórzane spodnie i spandeksowy top. Kiedy zdążyła się przebrać? 

Teraz lśniąca czarna suknia opinała jej ciało, akcentując każdy smakowity 

kontur  jej  giętkiej  postury.  Wstążki  okalały  jej  dekolt  i  oblamowanie, 

mieniąc się z taką samą opalizującą intensywnością jak jej włosy. 

-  Tylko  zostałam  uświadomiona  o  tym,  że  Maris  została 

zaatakowana. Rada, w ich arogancji, sądzi, że mogą rozwiązać tę sytuację. 

Roześmiał się. 

- Rozwiąż sytuację. Jak dyplomatycznie to brzmi. Ten łajdak musi 

zostać wytropiony i zabity. Dlaczego tak omijacie tę kwestię? 

-  Dobrze.  -  Jej  jaskrawoniebieskie  spojrzenie  przyniosło  się  na 

niego.  -  Ten  doprowadzony  do  obłędu  pijący  krew  musi  umrzeć. 

Pomożesz mi i znajdziesz go? 

- Rada nie ma pojęcia jak pojawił się w królestwie Unseleighe? 

- Nie mają pojęcia. 

Wzruszył  ramionami  z  udawaną  obojętnością  i  oderwał  się  od  jej 

spojrzenia. To wykorzystało całą jego samokontrolę, by nie zedrzeć z niej 

sukni  i  wstążek  i  oddać  się  seksualnej  terapii,  której  tak  potrzebował. 

Nuda na pewno nie byłaby problemem z Brenną w sypialni.  

background image

-  Może  jego  pierwsza  ofiara,  chciała  pospacerować  po  dzikiej 

stronie  i  dostała  więcej  niż  na  to  liczyła.  -  Jej  oczy  zwęziły  się,  ale  nie 

odpowiedziała na jego prowokację. – Kiedy zaczęły się ataki? 

-  Listopad.  Ofiary  były  porywane  w  odstępie  trzech  tygodni  były… 

atakowane z furią. Przez minionych pięć tygodni, ataki nasiliły się, ale nie 

tylko  pod  względem  częstotliwości,  ale  i  brutalności.  Kobieta,  którą 

zamordował tuż przed Maris została okaleczona. 

-  W  jaki  sposób?  –  Spiorunowała  go  wzrokiem.  -  To  nie  jest 

niezdrowa fascynacja. Naprawdę muszę wiedzieć. 

-  Wszystkie  były  zgwałcone  i  osuszone  z  krwi.  Ostatnie  trzy  ofiary 

również  miały  wielokrotne  cięcia  na  twarzach.  Jedna  miała  twarz 

usuniętą całkowicie. - Zadrżała i odwróciła się. 

Phillip zrobił dwa kroki w jej kierunku zanim powstrzymał się. Nie 

zasłużyła na jego pomoc. Zerwała wszystkie więzi dawno temu. 

- Jak udało się Maris uciec skoro jego działalność nasila się? 

-  Jej  obecny  wygląd  był  mylący.  To  pochłonęło  czterech z  naszych 

najlepszych uzdrowicieli, aby stabilizować jej stan dość, aby zabrać ją tu. 

Dotknął  jej  ramienia,  przyciągając  z  powrotem  jej  spojrzenie  na 

niego. 

- Czemu mnie do niej zabrałaś? 

-  Wiedziałam,  że  nie  powinnam  do  ciebie  przychodzić.  -  Nie  było 

żadnego oskarżenia w jej tonie, tylko stwierdzenie faktu. 

Bryła  utworzyła  się  w  jego  gardle.  Miała  rację?  Pozwoliłby 

niewinnej kobiecie umierać z powodu swojej goryczy? 

background image

-  Niezależnie  od  tego  gdzie  postanowi  się  żywić,  samotny  wampir 

jest  naszą  sprawą.  Skontaktuję  się  z  Faelonem  i  dowiem  się  jak  to 

powinno być załatwione. 

 

background image

Rozdział VI 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: zirella 

 

 

 

Brenna  wpatrywała  się  wokół  głównego  pokoju  domku 

letniskowego,  próbując  hamować  swoją  frustrację.  Wystarczająco 

upokorzyła się kontaktując z Phillip. Teraz wampiry ją oblegały. Phillip, 

Rafe, i Eric byli w przyległej sypialni, kończąc pracę, którą uzdrowiciele 

Sidhe  rozpoczęli.  Wierciła  się  na  wyściełanym  krześle  opartym  o 

najdalszą ścianę. Była wdzięczna za ich pomoc, ale to denerwowało ją, to, 

że jej siostra musi polegać na wampirach. 

 

Faelon  usiadł  na  kanapie  ludzkiej  blondynki,  którą  Rafe 

przedstawił,  jako  Jessie  Curtis.  Brenna  rzuciła  okiem  na  wiekowego 

wampira  zafascynowana  tajemnicą.  Jego  obecność  emanowała  mocą,  a 

inteligencja migała w jego wnikliwym spojrzeniu. 

 

-  Co  dokładnie  powiedział  Etoro  podczas  przesłuchania?  -  Jessie 

spojrzała na Faelona, a jej piwne oczy błyszczały spekulacjami. 

 

- Kim jest Etoro? – Zapytała Brenna. 

 

-  To  długa  historia,  która  może  mieć  związek  z  tymi  atakami.  – 

Jessie zignorowała pytanie, nie odrywając nawet spojrzenia od Faelona. 

 

- Jessie była gliną. - Faelon uśmiechnął się. – Ale w każdym razie i 

tak ją kochamy. 

 

-  Nie  ma  niczego  bardziej  denerwującego  niż  staranie  się  o 

uzyskanie  prostej  odpowiedzi  od  wampira.  -  Jessie  przesunęła  się  z 

krawędzi kanapy i obróciła twarz Faelona. - Pomyśl o tym. Ataki zaczęły 

background image

się  w  listopadzie,  ale  natężyły  się  w  ciągu  ostatnich  pięciu  tygodni. 

Uważasz, że to przypadek? 

 

-  O  czym  ty  mówisz?  –  Brenna  przyciągnęła  na  siebie  spojrzenie 

blondynki. 

 

- Czy kiedykolwiek słyszałeś o Raonull? 

Człowiek  oczywiście  nie  wiedział,  kim  była,  więc  Brenna  zbyła  jej 

pytanie. 

-  Zostałam  połączona  z  Księciem  Lyell,  podczas  gdy  zniszczył 

ostatniego  z  mistrzów  Raonull.  Co  to  ma  do  tego  złajdaczonego  (?) 

wampira? 

- Być może nic. Ale właśnie mnie posłuchałaś. – Przesunęła  swoje 

spojrzenie  między  Brenne  a  Faelona.  –  Nocą,  kiedy  Refe  zabił  Natalie, 

Etoro twierdził, że znalazła sposób by ocalić ich syna od śmierci. Kto ma 

większą wiedze o wywijaniu się śmierci, jeśli nie Raonull? 

- Ale Mistrz Raonull został zabity zanim zaczęły się ataki. – Brenna 

przypomniała jej. 

- Myślisz, że zbrodniarzem jest Kyrel? - Faelon stanął i złączył ręce 

za  plecami,  przechadzając  się  przed  kanapą.  Rzucił  okiem  na  Brennę.  - 

Kyrel jest synem Natalie, który podobno ocalał przed śmiercią. 

-  Poczekaj  chwilę.  –  Brenna  potrząsnęła  głową.  -  Gdyby  ocaliła 

swojego  syna,  dlaczego  chciałaby  poderżnąć  Philipowi  gardło?  Phillip 

powiedział  mi,  że  atak,  którego  byłam  świadkiem  jest  wynikiem  jej 

pokręconego żalu. 

-  Natalie  miała  dwoje  dzieci.  -  Faelon  uzupełnił.  -  Jedno  ludzkie, 

drugie  wampirze.  Ludzkie  dziecko  umarło.  Chciała  ukarać  Refe  poprzez 

zabicie Phillipa. 

- Wampirzym dzieckiem był Kyrel? 

background image

Kiwnął głową, przystając bezpośrednio przed nią. 

-  Natalie  twierdziła,  że  Kyrel  jest  naturalny,  że  urodził  się,  jako 

wampir.  Zawsze  podejrzewałem,  że  odmienia  go  w  sposób,  który  jest 

ściśle zakazany przez Umowę. 

Brenna  ocierała  się  o  swoje  świętości.  Kontynuowali  odrzucanie 

nieznanych jej imion i warunków jakby powinna to rozumieć. Jej siostra 

walczyła o życie w drugim pokoju, a oni oczekiwali, że ona nauczy się na 

pamięć całej historii! 

- Umowa jest kolekcją ustaw, którymi każdy wampir jest związany, 

-  wyjaśnił  Faelon.  -  Nasze  społeczeństwo  może  być  ukryte,  ale  są 

konsekwencje  związane  z  ignorowaniem  naszych  zasad.  Kyrel  był 

całkowicie obłąkany. To jest główny powód, dla którego wierzę, że Natalie 

do  przemieniła.  Gdy  wampir  przemieni  jednego  w  zasięgu  ich 

biologicznego  rodowodu,  to  może  powodować  szeroki  zakres 

niepożądanych mutacji. 

- A obłęd jest na szczycie listy. - Dopowiedziała Jessie. 

-  Natalie  udało  się  trzymać  zachowanie  Kyrela  w  tajemnicy,  aż  do 

wydarzeń  sprzed  dwóch  lat  -  Kontynuował  Faelon.  -  Zgwałcił  i 

zamordował  jedenaście  ludzkich  kobiet  w  przeciągu  kilku  tygodni,  więc 

Rada zarządziła jego stracenie. Jego serce zostało usunięte przez jednego 

z zabójców, ale Natalie zniknęła wraz z jego ciałem chwilę przed tym jak 

mogła się spalić. 

Brenna zadrżała. Jedenaście kobiet zgwałconych i zamordowany w 

ciągu kilku tygodni, to na pewno brzmiało znajomo. 

- Rada nie ścigała Natalie? 

-  Ścigała.  Powiedziała  im,  że  obawiała  się,  że  jego  ciało  zostanie 

okaleczone,  więc  pochowała  go  w  tajemnicy.  Żaden  wampir  nie  może 

background image

przeżyć  przebicia  serca,  więc  Rada  wzięła  to  pod  uwagę,  i  zamknęła 

sprawę. 

-  A  jeśli  matka  tego  wampira  miała  pomoc  Raonulla?  -  Jessie 

oczywiście upierała się przy tym, że Kyrel wciąż żyje. 

Umysł  Brenna  kręcił  się  wokół  różnych  możliwości.  Rafe  zabił 

Natalie,  ale  nikt  nie  miał  pewności,  czy  Kyrel  żyje.  Gdyby  Kyrel  był 

zbrodniarzem,  może  mogliby  zidentyfikować  wyraźniejszy  motyw  jego 

przemocy.  Jej  serce  biło  nierówno,  gdy  oblizała  wargi.  Była  bliżej 

rozwiązania niż marzyła w ciągu ostatnich dwóch dni. 

- Kyrel zaginął dwa lata temu. – Jessie ponowiła jej przypuszczenia. 

-  W  tym  czasie,  Mistrz  Raonull  wciąż  żył.  Może  zgodził  się  przywrócić 

życie Kyrela, gdyby Natalie uwolniła Kyrela wraz z jego zachowaniami. - 

Złożyła  ręce  i  potrząsnęła  głową.  -  Mogę  tylko  zgadywać.  Ale  zgodnie  z 

twoim rachunkiem, zachowanie złoczyńcy nasiliło się w czasie, gdy Mistrz 

Raonull został zniszczony a co więcej w czasie, gdy rodzice Kyrela umarli. 

Brenna zgodziła się z hipotezą Jessiey poprzez kiwnięcie głową. 

- Czy wszyscy łajdacy… tak brutalnie traktują swoje ofiary? 

Zanim  Faelon  mógł  odpowiedzieć,  Phillip,  Rafe  i  Eric  wyszli  z 

sypialni. 

- Odpoczywa. - zakomunikował Phillip. 

- Chce ją zobaczyć. - Brenna powiedziała natychmiastowo. 

- Zasnęła. 

- Będę cicho. 

Ze  zdławionym  chichotem,  machnął  ramieniem  w  kierunku 

sypialni. 

background image

Brenna  wstrzymała  oddech,  gdy  przekroczyła  próg  pokoju.  Ona  i 

Maris  zawsze  były  sobie  bliskie.  Spojrzenie  na  jej  zmizerniałe  ciało  i 

posiniaczoną  twarz  to  powaliło  Brennę  na  kolana.  Maris  leżała  na 

plecach,  jej  ręce  opierały  się  lekko  na  brzuchu.  Wciąż  widoczne, 

stłuczenia  już  jednak  wyblakły.  Kolor  wracał  na  jej  ciało.  Mistyczne 

sznury  zniknęły.  Jak  wampirom  udało  się  je  zniszczyć?  Nie  chcąc 

przeszkodzić siostrze, Brenna pocałowała ją w czoło i opuściła pokój. 

-  Nie  uciekła  -  powiedział  Phillip,  gdy  tylko  zamknęła  drzwi 

sypialni.  -  Łobuz  oczyścił  ją  ze  wszystkich  wspomnień  tego  co  zrobił  i 

wypuścił ją. 

-  Dlaczego  to  zrobił?  -  Jessie  wyskoczyła  z  pytaniem  i  spojrzała 

przepraszająco na Brennę. 

- Myślę, że mogą być dwa powody - Powiedział Refe. - Chciałby, aby 

Maris  poprowadziła  go  do  jego  następnej  ofiary  i  potrzebował  sposobu, 

by wrócić do jego królestwa. 

Brenna schyliła się, jej żołądek ściskał się boleśnie. 

- Użył Maris, by dojść do mnie? 

Phillip kiwnął głową i sięgnął po jej rękę. 

-  Jesteśmy  całkiem  pewni,  że  przeszedł  przez  zasłonę  w  twojej 

części i podejrzewamy, że jesteś jego następnym celem. 

- Dlaczego? - Złapała jego rękę, oddalając się od drzwi sypialni. 

- Nawet, jeśli łajdakiem jest Kyrel, czego chciałby ode mnie? 

- Kyrel? – Refe odwrócił się do Faelona. – Myślisz, że łajdakiem jest 

Kyrel? 

Faelon kiwnął w kierunku Jessie. 

background image

-  Twoja  partnerka  podrzuciła  kilka  sugestii.  –  Wyliczył  fakty  dla 

pozostałych. - Jest pewne podobieństwo między zachowaniem łajdaka, a 

wydarzeniami  wpływającymi  na  Kyrela.  Gdy  ludzie,  którzy  mogli 

kierować jego zachowaniem umarli, brutalność łajdaka spotęgowała się. 

- Ale Kyrel nie żyje. - Eric wymamrotał, potrząsając głową. 

- Jak ochronimy Brennę? 

Słyszała głos Phillipa w swojej głowie i chciała krzyczeć. Pomyśleli, 

że  bezwzględny  łajdak  patrzy  i  słucha  nawet  teraz?  Była  Mistrzynią 

Powietrza,  jedną  z Żywiołowych! Już  ten  samotny  wampir  manipulował 

nią  jak  dziecko.  Wstyd  napłynął  masowo  gorącem  jej  oburzenia.  Nie 

popełniła  tak  gigantycznego  błędu  od…  odkąd  pozwoliła  Philipowi 

zniknąć ze swojego życia. 

-  Rafe  i  Eric  zostaną  tu  z  strażnikami  Sidhe.  Kryzys  Maris  jest 

prawdopodobnie  skończony,  ale  będziemy  czujni  tak  samo  przez  cały 

czas.  Ty  i  ja  weźmiemy  Brennę  do  kryjówki  i  przygotujemy  się  by 

stanąć twarzą w twarz z łajdakiem. - Ton Faelona dał jasno i wyraźnie 

do zrozumienia, że nie przyjmuje on żadnych ustępstw. 

- Wolałabym zostać z Maris. - Nalegała Brenna. 

-  Nie  ma  takiej  opcji.  -  Phillip  ruszył  w  jej  kierunku,  słabo  ukryta 

aluzja wybuchła fioletem w jego oczach. - Jesteś celem łajdaka. Nikt obok 

ciebie jest bezpieczny. 

 

***** 

 

Kryjówka  była  faktycznie  zamkiem,  kompletny  z  ostrymi 

wieżyczkami  i  zwieńczonym  blankami  parapetem.  Jego  lokalizacja  była 

znana tylko niewielu wampirom, który Faelon ufał. 

background image

- Gdzie jesteśmy? - Brenna dyszała, gdy jej stopy uderzyły w niezbyt 

stały teren. 

- Lepiej, jeśli nie będziesz wiedzieć - Powiedział Phillip. - Faelon i ja 

możemy  ochraniać  nasze  myśli  przed  łajdakiem.  Ale  ty  miałaś  mało 

praktyki przez minione dwieście lat. 

Krzywda została złagodzona przez gniew, który się przez nią przelał. 

- Miałem inne rzeczy do roboty w moim wolnym czasie w ciągu tych 

dwustu  lat.  Porozumiewanie  się  z  wampirami  nie  było  zbyt  wysoko  na 

mojej liście priorytetów. 

Zatrzymał się i wziął ją za rękę. 

- Miałem tylko na myśli, że łajdak może… 

-  Rozumiem,  co  miałeś  na  myśli.  -  Wyrwała  swoją  rękę  z  jego 

uścisku  i  podeszła  do  Faelona  w  górę  kamiennych  schodów 

prowadzących  do  żelaznych  naznaczonych  smugami  drzwi.  Otworzył  je 

ruchem  swojej  ręki  i  wszedł  do  środka.  Przestrzenny  pokój  rozłożony 

przed nimi, schowany był prawie całkowicie w cieniu. 

Phillip  zapalił  latarkę,  podczas  gdy  Faelon  wyczarował  ogień  w 

masywnym kamiennym palenisku. Grube białe futro zostało rozłożone na 

podłodze  przed  paleniskiem.  Brenna  zdjęła  swoje  buty  i  przeczesała 

palcami  u  nogi  mięciutkie  futro.  Oczarowała  go,  tak  prostą  czynnością, 

która dawała jej przyjemność. 

-  Gdzie  jest  twoja  partnerka?  -  Brenna  zapytała  Faelona.  - 

Myślałam, że nigdy nie podróżujesz bez niej. 

-  Antonelli  jest  we  Włoszech  z  moją  siostrą.  Moja  siostra  ostatnio 

urodziła  swoje  pierwsze  dziecko  i  Antonelli  pomaga  jej  w  opiece  nad 

siostrzeńcem. 

background image

Podczas  ich  wciąż  nieokreślonych  stosunków,  Phillip  powiedział 

Brenne  więcej,  niż  zechciał  przyznać.  Przekonał  siebie,  że  jest 

przetrzymywana, jako więzień przez Żywiołowych, więc zmienił drogę do 

królestwa  Unseleighe.  Po  przywitaniu  go  ze  wstrząsem  i  radosnym 

podnieceniem, zapewniła go, że Żywiołowi nie zmuszali jej do zrobienia 

czegokolwiek.  Właściwie  nie  miała  pewności,  czego  chciała  od  życia. 

Spędzili  ostatnie  jedenaście  lat  na  wymykaniu  się  razem,  bardzo  ceniąc 

każdy moment, jaki mogli ukraść. 

Pewnego  dnia  Mistrz  Ognia  pojawił  się  u  Phillipa  i  spokojnie 

obwieścił tragiczną wiadomość. 

-  Brenna  ma  być  Mistrzynią  Powietrza.  Jeśli  ona  wybierze  swoje 

widzimisie  ponad  swoim  losem,  to  położy  całe  Sidhe  w 

niebezpieczeństwie.  -  Phillip  wciąż  pamiętał  każde  słowo,  jednak  pełne 

znaczenie tego dotarło do niego dużo później. 

- Jeśli ona wybierze mnie, możesz wyznaczyć kogoś innego. - Mistrz 

Ognia potrząsnął głową, jego oczy tliły się z wewnętrznym płomieniem. - 

To  nie  wyście  z  tej  drogi.  Ponieważ,  gdy  strażnik  każdego  żywiołu 

przygasa,  nowy się  rodzi.  Jeśli  Brenna  przeciwstawi  się swojemu  losowi 

będziemy  musieć  czekać  na  nową  Panią  Powietrza,  aby  się  urodziła. 

Żywioły  muszą być  utrzymywane  w  równowadze.  Okropne  sprawy  mają 

miejsce, gdy tak się nie dzieje. 

- Trzęsienia ziemi i głody, burze ognia i powodzie? 

Z tlącym się płomieniem w oczach skierowanym do Phillipa, Mistrz 

Ognia powiedział: 

- Ostatnio Żywiołowy oparł się wezwaniu za czasów Raonulla. 

Termin  ten  nic  dla  Phillipa  nie  znaczył,  gdy  jednak  wspominał  o 

tym w rozmowie z Brenną, wybuchnęła płaczem i kazała mu wyjść. 

background image

Jej  ciepła  ręka  dotknęła  jego  ramienia,  wyciągając  go  z  powrotem 

od przeszłości. 

- O czym myślałeś? 

- O mojej rozmowie z Mistrzem Ognia. 

- Ach. 

Chwycił jej rękę zanim mogła odepchnąć go. 

- Myślałem, że każe mnie gonić. 

- Zrobił to. Wiedział, że to poróżni nas. Raonull zabił mojego ojca i 

wielu  innych.  Wiedział,  że  to  jest  jedna  rzecz,  której  nie  mogłem 

zignorować. 

Phillip puścił ją. Przez niemal wiek był pogrążony w gniewie, a teraz 

przybył z powrotem do królestwa Unseleighe. Musiał spróbować ostatni 

raz.  Musiał  wiedzieć,  że  nie  została  zmuszano  albo  zmanipulowana. 

Zmieniła się, dorosła i rozkwitła pod czujnym okiem Żywiołowych. 

Był  czarujący  i  uwodzicielski,  był  poważny  i  czuły,  ale  w  końcu 

zostawiła  go.  Spojrzała  mu  w  oczy  i  ogłosiła,  że  wie,  kim  była,  przyjęła 

swój los. Trzy tygodnie później przyjęła swoje śluby i stała się Mistrzynią 

Powietrza. 

-  Nie  mamy  czasu  na  wspominania.  -  uciął  Faelon.  -  Musimy 

zastosować się do naszej strategii. 

- Czy to możliwe, że łajdak nas słyszy? - Głos Brenny był słaby, ale 

zrozumiały. 

-  Ten  dom  jest  okrążony  przez  najpotężniejsze  tarcze  w  tym 

królestwie. Nawet starożytni nie mogą widzieć, ani nie mogą dowiedzieć 

się, co dzieje się w tych ścianach. 

background image

-  Dlaczego  zabrałeś  mnie  tu?  Nie  ukryję  się  przed  tym  demonem. 

Musimy  ośmielić  go,  poznać  jego  motywację,  a  następnie  zniszczyć  go 

całkowicie. 

Faelon zachichotał. 

-  Sam  bym  tego  lepiej  nie  ujął.  Zanim  zaczniemy,  doceniłbym  to, 

jeśli posprzątałbyś kilka rzeczy dla mnie. 

- Zrobię, ile w mojej mocy. 

Phillip  stanął  na  krawędzi  futra,  krzyżując  ramiona  na  klatce 

piersiowej.  Co  do  diabła  działo  się  z  Faelonem?  Rzadko  bywał  tak 

uprzejmy. 

- Phillip odrzucił możliwość, że jest Ciemnym Elfem. Jakie są twoje 

odczucia w tej kwestii? 

Jej oczy zwęziły się. Rzuciła okiem na niego, gdy podeszła bliżej do 

Faelona. 

-  Jakoś  możemy  chyba  wykorzystywać  fakt,  że  on  jest  Ciemnym 

Elfem w naszej sprawie? 

Phillip  prychnął.  Po  dwustu  sześćdziesięciu  ośmiu  latach,  a  byli  w 

tym samym miejscu, co na początku. 

- Nie dałem dupy szczurowi przed przemianą. Jestem wampirem! 

Faelon  podniósł  swoją  rękę,  ostrzegając  Phillipa,  aby  ugryzł  się  w 

język. 

-  Spędziliście  jedenaście  lat  razem  dwa  wieki  temu.  To  jest 

poprawne?  -  Brenna  kiwnęła  głową.  -  Nawet  gdybyśmy  założyli  Więź 

Duszy,  która  o  ile  wiem  może  zostać  utworzona  niechcący,  połączenie 

powinno wyblaknąć już. 

background image

Faelon  miał  rację.  Krew  musi  być  wymieniana  raz  na  rok  z 

sojusznikiem,  aby  utrzymać  Więź  Krwi  czynną.  Więź  Duszy  działa  dużo 

dłużej,  ale  bez  jakiegokolwiek  kontaktu  między  partnerami,  związek 

ogólnie trwa około wieku. 

- Więc dlaczego wciąż mogę ją wyczuć i słuchać jej myśli? 

- Ściśle. - Faelon odwrócił się do Brenny. - Czy są wśród was Sidhe, 

którzy mogą wymieniać ze sobą myśli? 

Potrzasnęła głową. 

- Niektórzy Sidhe są telepatami, ale większość nie. Najczęściej mogą 

porozumiewać  się  z  członkami  rodziny,  jednak  tylko  z  tymi  celowo 

połączonymi, lecz to zależy od osoby. 

- Celowo połączyłaś się z Philipem? 

Potrzasnęła głową. 

- Połączenie musi być utworzone obustronnie. 

Faelon obrócił się do Phillipa. 

-  Twoje  telepatyczne  umiejętności  są  niemal  tak  silne  jak  moje. 

Jesteś  potężniejszy  niż  ten,  który  przemienił  cię  i  od  momentu  twojej 

przemiany. Możesz odmówić jakiegokolwiek połączenia z Sidle, ale część 

ciebie była dużo bardziej niż ludzka zanim stałeś się wampirem. 

-  I  jak  to  ma  niby  pomóc  w  złapaniu  łajdaka?  -  Phillip  narzekał. 

Wszystko o Sidhe kazało mu myśleć o Brenna, a Brenna odrzuciła go. Nie 

chciała żyć z nim… chciała zapobiec, by jej świat nie wypadł z równowagi. 

Jak mógł ją o to winić? 

-  Jeśli  łajdakiem  jest  Kyrel,  a  jestem  coraz  bardziej  o  tym 

przekonany,  czary  Sidhe  już  nie  działają.  Prawdopodobnie  użyjemy  ich 

czarów, aby przywrócić go do życia pozagrobowego. 

background image

-  Kyrel  jest  hybrydą,  poskręcaną  kombinacją  skorumpowanego 

Sidhe  i  wampirem  nienaturalnie  zmutowanym.  -  Brenna  spojrzała  w 

ogień. - Jest tylko jeden sposób by to przeżyć. Musimy wzmocnić związki 

Sidhe  z  Więziami  Krwi  i  stanąć  twarzą  w  twarz  z  Kyrelem,  jako 

zjednoczona całość. 

 

background image

Rozdział VII 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: zirella 

 

 

Brenna  nie  mogła  uwierzyć  w  to,  co  właśnie  zasugerowała. 

Pieprzenie i karmienie, to było to, co wampiry robiłyby, aby założyć swoje 

więzi.  Naprawdę  mogłaby  postawić  swoje  ciało  między  dwóch 

wymagających mężczyzn? Gorąco przewinęło się przez jej tułów i utkwiło 

między jej udami, ożywiając części jej ciała, o której niemal zapomniała. 

-  Myślałem,  że  Żywiołowi  muszą  przestrzegać  celibatu?  -  Phillip 

wywarczał pytanie. 

-  Żywiołowi  ogólnie  postanawiają  pozostawać  w  celibacie.  Ale  nic 

tego nie zabrania. 

- Miałaś jakiegoś kochanka od czasów Phillipa? - Niedowierzanie w 

tonie  Faelona  rozśmieszyło  Brennę.  Seks  stanowił  tak  wielką  część 

wampirzego  życia,  że  to  było  niewyobrażalne  dla  nich  odmówić  sobie 

przyjemności. 

- Nie pragnęłam żadnego kochanka po Philipsie. - Przyznała cicho. 

Rzuciła okiem na niego, potrzebując zobaczyć czy jej słowa zadowoliły go. 

Jego oczy w kolorze whisky wbijały się w jej. Tęsknota, namiętność, żal to 

wszystko ją pochłonęło. - Dobrze ci z tym? - Pytanie padło, zanim zdała 

sobie  sprawę,  co  ono  tak  naprawdę  oznaczało.  Troszczyła  się  o  niego, 

potrzebowała jego wsparcia.

 

 

Zaborcza namiętność płonęła w jego oczach, ale nie odzywał się. 

- Wiesz, że więź jest zwiększona przez uczucie i uwolnienie energii. 

Nie  mamy  czasu,  aby  Więzi  Krwi  dojrzały.  To  musi  być  silne  już  od 

background image

samego  początku.  -  Faelon  wygiął  w  łuk  swoje  brwi,  fioletowe  światło 

zaczęło  powstawać  w  jego  oczach.  -  Mieliśmy  już  wcześniej  wspólnie 

kobiety. Dlaczego ta miałaby być inna? 

Brenna  oblizała  wargi.  Nie  chciała  słyszeć,  jak  Phillip  przyznał  się 

do  swoich  uczuć  pod  naciskiem  Faelona.  Położyła  rękę  na  ramieniu 

Phillipa i odwróciła go w swoją stronę. 

- Jeśli nasza wzajemna przyjemność umocni więź, wtedy uczyńmy 

to tak potężnym jak to możliwe. 

Jego szczęka napięła się, gdy kurczowo zacisnął swoje zęby. 

- Śniłem o trzymaniu ciebie ponownie w swoich ramionach przez 

dwieście lat, ale nikt nie dzielił ze mną tego. - Odetchnął głęboko i 

przeczesał palcami włosy. - Faelon ma rację. Połączenie będzie znacznie 

silniejsze, jeśli zrzekniemy się siebie na rzecz przyjemności. 

Zanim mógł powiedzieć coś więcej, Faelon przyciągnął ją w swoje 

ramiona i pocałował. Phillip przesunął się za nią, oblegając ją z samczym 

gorącem. Podniosła swoje ramiona opasując szyję Faelon, gdy Phillip 

wyciągał wstążki z jej włosów. 

- Rozłóż swoje skrzydła. - Phillip cofnął się odrobinę. - Chcę 

zobaczyć je jeszcze raz. - Zdjęła ubranie i rozwinęła skrzydła. Faelon 

wypuścił ją i również się cofnął. 

 - Boże, nigdy nie widziałem nic tak pięknego. 

- Nie pozwól, aby Antonelli kiedykolwiek to usłyszała. - Powiedział 

Phillip. 

Obeszli  ją  cicho.  Odurzająca  mieszanka  mocy  i  wrażliwości 

przebiegała  przez  jej  system.  Ochota  paliła  się  w  ich  oczach,  ich  rysy 

naprężyły się w wilczym głodzie. Jeszcze, hamowali się z żelazną kontrolą. 

Chcą ją wziąć, ale żaden nie sprawiłby jej bólu. 

background image

Faelon zatrzymał się przed nią i zaczął klękać. Phillip złapał swoje 

ramię i potrząsnął głową. 

-  Czekałem  dwieście  lat,  aby  poczuć  smak  jej  kremu  jeszcze  raz. 

Zgodziliśmy się podzielić dziś w nocy z tobą, ale ty będziesz po mnie. 

Uśmiechnęła  się,  zadowolona  z  jego  zaborczości.  Faelon  pogłaskał 

jej  skrzydła  i  przyparł  klatkę  piersiową  do  jej  pleców,  gdy  Phillip  zaczął 

wędrować w dół jej ciała. Cztery ciepłe ręce przechadzały się po jej ciele, 

przekomarzając się, uprzedzając przyjemność, która ma dopiero przyjść. 

- Podnieś ręce i załóż je na szyi Faelona. - Zawahała się. - To nie jest 

okazywanie  słabości.  Przyjemność  musi  być  tak  intensywna  jak  tylko 

możemy uzyskać, a wampiry muszą dominować. 

Poprowadził jej ramiona do odpowiedniej pozycji, a ona złapała się 

za  nadgarstki.  Jej  plecy  wygięły  się  w  łuk,  wysuwając  do  przodu  piersi. 

Phillip  przykrył  jedną  i  pociągnął  za  drugą.  Faelon  głaskał  jej  skrzydła. 

Tak wiele różnych bodźców… minęło tak wiele czasu odkąd była dotykana 

w ten sposób. Jej tętno biło gwałtownie i oblizała wargi, zdeterminowana, 

aby zasmakować każdego uczucia. 

-  One  są  wrażliwe?  -  Wyszeptał  Faelon  do  jej  szyi.  -  Odkryłaś 

jakiekolwiek  strefy  erogenne  na  tych  niezwykłych  skrzydłach?  -  Jego 

palce podążyły tropem wzdłuż górnego brzegu, przerywając, gdy wyrwała 

się. - Widzę. - Wracając do przeczesywania jej skrzydła, popieścił miejsce, 

wysyłając  dreszcze  przyjemności  przez  całą  powierzchnię  jej  skrzydeł. 

Jęczała. - Lubisz tak. 

Phillip  przetoczył  jeden  sutek  między  swoim  kciukiem  a  palcem 

wskazującym,  podczas  gdy  ssał  drugiego.  Faelon  dopasował  ruch  jego 

palców  do  niewzruszonego  ciągnięcia  ust  Phillipa.  Napięcie  przetoczyło 

się przez jej żołądek i musiał oprzeć swoją głowę o ramię Faelona. 

background image

-  Jej  zapach  dręczy  mnie.  -  Wymamrotał  Faelon.  -  Jeśli  nie 

zaczniesz cieszyć się jej pobudzeniem, ja to zrobię. 

Zamiast  uklęknąć,  czego  Brenna  oczekiwała,  Phillip  podniósł  ją  i 

zawiązał  jej  nogi  na  jego  ramionach.  Wysapała,  niewygodna  i  bezsilna 

pozycja.  Faelon  przykrył  obydwie  jej  piersi,  wspierając  ją  o  jego  ramię. 

Phillip  rozdzielił  jej  mięsiste  zewnętrzne  wargi  swoimi  kciukami  i 

wdychał jej zapach. 

Potrzebowali  jej  uległości,  mimo  to  jej  duma  wymagała  od  niej 

sprzeciwu. Dlaczego wybrał taką bierną pozycję? Chciała jakiejś kontroli, 

jakiś… jego język odnalazł jej szparkę i rozproszył jej myśli. Ich ramiona 

były  silne.  Była  bezpieczna  w  ich  uścisku,  bezpieczna.  Phillip  trzymał 

otwarte oczy, gdy lizał ją, rozkoszując się jej smakiem i akceptacją. 

- Tak moja kochana. Poddanie. Upajaj się przyjemnością. 

Wepchnął  dwa  palce  do  jej  wejścia  i  przystawił  jego  usta  do  jej 

łechtaczki.  Jego  wąsy  ocierały  się  o  jej  ciało,  łagodnie  powodując 

kruszenie  się  jej.  Faelon  szarpnął  za  jej  sutki,  jego  palce  naciskały 

mocniej  z  każdym  wolnym  pociągnięciem.  Skąd  wiedzieli,  czego 

potrzebowała,  podczas  gdy  ona  sama  nie  wiedziała,  czego  potrzebuje? 

Phillip złapał jej łechtaczkę w zęby i mlaskał ultraczułą końcówką języka. 

Dyszała,  ruch  nasilił  ciśnienie  na  jej  sutkach.  Intensywny.  Faelon 

powiedział,  że  więź  będzie  napędzana  przez  płciową  intensywność. 

Napięcie  zwinęło  się  w  głąb  jej  żołądka.  Jej  cipka  zalała  się  w  ciekłej 

odpowiedzi.  Phillip  ostrożnie  ssał  jej  łechtaczkę  i  jej  sprężystą  cewkę. 

Krzyknęła,  jej  ciało  drżało,  gdy  Phillip  wybierał  jej  krem  językiem.  W 

kółko, próbował jej istoty. Niedługo lizanie nie wystarczyło i zaczął ssać. 

Echa pierwszej sesji wciąż w niej brzęczały. 

Faelon  odciągnął  ją  od  Phillipa,  odwrócił  ją  w  swoim  kierunku  i 

rozłożył się na futrze. Przytuliła się do klatki piersiowej Phillipa, całowała 

background image

go  i  głaskała  jego  twarz.  Smak  jej  własnej  namiętności  na  jego  języku 

wysłał silne skurcze jej serca aż do jej rdzenia. Zostali rozdzieleni na tak 

długo i zatęskniła za nim strasznie. Dlaczego nie mogliby być sami? 

-  Gdy  tylko  więź  zostanie  stworzona,  zapewnię  cię,  że  on 

wychodzi. 

- Więź nigdy nie zostanie stworzona, jeśli zatrzymasz ją dla siebie. 

Phillip  zachichotał  i  dołączył  do  Faelona  na  futrze.  Zsuwając  ją 

wzdłuż jego ciała, prowadził ją w kierunku Faelona. 

-  Usiądź  okrakiem na  jego  twarzy  i  zaoferuj  mu  twoją  cipkę.  Chcę 

popatrzeć przez minutę albo dwie. 

Długie  i  szczupłe,  ciało  Faelona  niemal  objęło  całe  futro.  Jego 

okryte  złotem  ciemne  włosy  rozeszły  się  promieniście  wokoło  jego 

surowych rys twarzy, atrakcyjnych pomimo ich brutalności. Uniósł rękę i 

pomógł zejść jej, regulując jej pozycję na jego twarzy. Wciąż wrażliwa na 

wymagające  usta  Phillipa,  nie  była  pewna,  czy  mogła  przyjść  to  jeszcze 

raz. 

W  przeciwieństwie  do  Phillipa,  Faelon  nie  dokuczał  jej  łechtaczce. 

Jego  palce  wbijały  się  w  jej  biodra,  gdy  wepchnął  język  do  jej  wejścia. 

Sapała, zaskoczona jego agresją. Jej sutki drżały i złapała za swoje piersi. 

Faelon rozdzielił jej fałdki i okrążył jej cipkę zanim wepchnął się głęboko 

jeszcze  raz.  Pomimo  jej  obaw,  ochota  zaczęła  narastać  jeszcze  raz.  Jej 

wewnętrzne mięśnie dygotały, akcentując zjazd jego języka. 

Phillip podszedł za nią i położył ręce na jej ramionach. 

- Pochyl się do przodu, ale zbierz siły w rękach. Nie chcemy udusić 

Faelona. 

- Myślałam…, że zamierzałeś tylko patrzeć. - Gdy nie poruszyła się 

wystarczająco szybko, pomógł jej zejść. 

background image

- Zmieniłem zdanie. 

Język  Faelona  kontynuował  swój  silny  i  nagły  przepływ  do  i  z  jej 

cipki,  podczas  gdy  Phillip  uklęknął  za  nią,  siedząc  okrakiem  na  klatce 

piersiowej Faelona. Co on robił? 

Phillip  chwycił  ją  oburącz  i  złapał  mocno  za  jej  półdupki 

rozdzielając  je.  Przerwał  na  moment,  pozwalając  świerzemu  poduchowi 

powietrza  przepłynąć  przez  jej  gorącą  skórę.  Pochylił  się  do  przodu  i 

przyparł jego usta o jej ściągniętego odbytu. 

Poruszyła się do przodu, ale ręce Faelon zacisnęły się.  

- Odpręż się. - Powiedzieli jednym głosem. 

Phillip pieścił ją w  sposób, w jaki nigdy wcześniej sobie nawet nie 

wyobrażała.  Jego  kozia  bródka  dokuczała  jej  skórze,  podczas  gdy  jego 

język mlaskał i krążył. Jak mogła się cieszyć z jego ust głaszczących ją w 

takim  miejscu?  To  był  dziwne,  zakazane…  pobudzające,  jak  tajemna 

fantazja,  do  której  nigdy  nie  przyznajesz  się.  Uporczywy,  ale  jednak 

łagodny, ich języki głaskały wspólnie. 

Mrowienia  właśnie  zaczęły  przedrzeźniać  jej  ruchy,  gdy  Faelon 

przeniósł swoje usta na jej łechtaczkę. Śmigał po maleńkiej istocie z dużo 

większą  mocą  niż  Phillip.  Usztywniła  się,  nie  pewna  czy  lubiła  bardziej 

niewzruszone  pociągnięcia,  podczas  gdy  Phillip  wepchnął  palec  do  jej 

tyłka. Phillip wycofał się wolno i wepchnął się szybko, podczas gdy Faelon 

dostosowywał każdy ruch do mlaśnięcia jego języka. 

Jej  głowa  odpływała.  Mrowienia  atakowały  wzdłuż  jej  zakończeń 

nerwowych, leżąc u podłoża przyjemności oni jeszcze przygotowywali jej 

ciało, aby przyjęło dwa fiuty, aby poddało się całkowicie ich mistrzostwu. 

Jej  cipka  zacisnęła  się  wokoło  pustego  powietrza,  zaniedbana  i  boląca. 

Przesunęła swoje  biodra  i  Faelon  lekko  ugryzł  jej  łechtaczkę.  Krzyknęła, 

background image

wstrząśnięta,  gdy  tętno  przyjemności  żądliło.  Zadowolony,  zdławiony 

chichot Faelona zabrzmiał w jej umyśle. 

Palce  Phillipa  pieprzył  jej  tyłek,  jego  twarz  schowała  się  w 

jedwabistej  gęstości  jego  włosów.  Zamykając  wargi  na  jej  łechtaczce, 

Faelon  ssał  stanowczo  jej  pierś  wybuchając  uczuciem  w  jej  brzuchu.  Jej 

rdzeń pulsował i jej tyłek zacisnął się. Faelon przykrył jej wejście wargami 

i wysysał krem do swoich ust. 

 

 

Olśniony  przez  przyjemność  emanującą  od  Brenny,  Phillip  nie 

chciał  poruszać  się.  Łaknął  uczucia  trzepotania  cipki  wkoło  jego  fiuta  i 

gorącego  smaku  jej  krwi  sunącej  płynnie  po  jego  języku,  ale  jej  ciasny 

mały tyłek był swoim własnym rajem. 

-  Nie  pozwól  jej  odprężyć  się    zbytnio.  -  Ostrzegł  Faelon, 

zachowując myśli z dala od Brenny. 

Phillip wycofał swój palec i przeczesał obiema rękami jej skrzydła. 

-  Prawdopodobnie  lepiej  byłoby,  gdybyś  wepchnął  się  dalej. 

Następna część jest raczej trudna. 

Zwinęła swoje skrzydła a on zawinął ramię wokół jej pasa, ściągając 

ją z twarzy Faelona. Mistrz wampirów bez pośpiechu oblizał wargi. 

-  Naciesz  się  tym  dupku.  To  jest  jedyne,  co  kiedykolwiek 

dostaniesz.  -  Myśl  wypłynęła  zanim,  Phillip  zdążył  ją  zatrzymać.  Faelon 

tylko uśmiechnął się. 

Faelon  przetoczył  się  na  bok,  a  Phillip  położył  na  nim  Brenne, 

smakując prostej tęsknoty jej nagiego ciała do niego. To było niezbędne, 

jedyna nadzieja na utrzymanie łajdaka z dala od nich i wtedy urządzą mu 

spotkanie,  na  które  zasłużył.  Upewniłby  się,  co  do  tego.  Rozkładając  się 

background image

na  plecach,  położył  na  sobie  Brennę.  Jego  usta  uwięziły jej,  potrzebując 

tego nawet bardziej niż seksu, bardziej niż uroczystego tworzenia więzi. 

Wzięła jego twarz w obie ręce siedząc na nim okrakiem. 

- To nigdy nie będzie dla nas tylko seks. - Myśl ta natknęła się na 

mało znane połączenie i podejrzewał, że Faelon nie może jej podsłuchać. 

Znalazł drogę, której użyła i zadrżała. To rezonowało energią Sidhe, 

tak inną niż wampirza. 

- Stworzyłam to dla ciebie. 

Podnosząc  swoje  biodra,  poprowadziła  jego  fiuta  do  swojego 

wejścia.  Gorąco  promieniowało  od  jej  rdzenia,  sprawiając,  że  jego  jądra 

uniosły się i zadrżały. 

Faelon przykrył jej piersi, grzbiety jego palców ocierały się o klatkę 

piersiową  Phillipa,  w  cichym  przypomnieniu,  że  nie  byli  sami.  Opuściła 

się na jego fiuta, a Phillip jęknął. Dwieście lat bez kochanka zostawiło ją 

ciasną jak dziewica. Pożądanie popłynęło wzdłuż niego. Obrócił głowę w 

drugą  stronę  i  zacisnął  zęby.  Musieli  połączyć  się  we  trójkę,  albo  to 

wszystko pójdzie na marne. 

Oparła  się  o  klatkę  piersiową  Phillipa,  łagodnie  głaszcząc  jego 

twarz, podczas gdy Faelon zajmował się jej tyłkiem. Jej oddech uwiązł, ale 

nie  sprzeciwiła  się temu. Jej kapitulacja  przyprawiła  o  dreszczyk  emocji 

Phillipa. Była jedną z najpotężniejszych istot w królestwie Unseleighe, ale 

dawała wszystko. 

- Gotowa? – Wyszeptał Faeton, a ona potwierdziła. 

Phillip znalazł jej usta po raz koleiny, mając nadzieję rozproszyć ją 

namiętnym pocałunkiem. Faelon wypełnił ją, wyciągając ją tak mocno, że 

aż  Phillip  sapnął  do  jej  ust.  Przyjemność  przemoczyła  go,  parząc  jego 

background image

umysł.  Wygięła  się  w  łuk  do  pierwszego  pchnięcia  Faelona,  wlokąc  jej 

ciało po całej długości Phillipa. 

Faelon odepchnął ją w dół wychodząc niemal z jej ciasnego odbytu. 

Zadrżała,  jej  palce  poplątały  się  we  włosach  po  obu  stronach  głowy 

Phillipa. 

- Nie dochodź jeszcze, kochanie. Musimy to zrobić razem. 

Kiwnęła  głową.  Mieli  ją  między sobą, wbijając  ją na  jednego  fiuta, 

przyciągając do drugiego. Jej skamieniałe sutki ocierały się o jego klatkę 

piersiową, a jej włosy rozsypały się wszędzie. 

To  było  intensywne,  nieludzko  seksualne,  ale  Phillip  tęsknił  za 

czymś  więcej.  Chciał  smakować  jej  odpowiedzi  i  delektować  się 

intymnością połączenia z jej ciałem i umysłem. 

Jej  cipka  zacisnęła  się  na  jego  fiucie,  ostrzegając  przed  jej 

nieuchronnym orgazmem. 

-  Teraz!  -  Zarządził  i  Faelon  wepchnął  się  aż  po  rękojeść.  Phillip 

zatopił  swoje  kły  w  jej  gardle  a  Faelon  ugryzł  jej  szczupłe  ramię. 

Krzyknęła, trzymając kurczowo jego głowę między rękami. 

Trzymali  ją  w  ramionach  na  krawędzi  orgazmu,  gdy  żywili  się, 

zawieszoną  między  jednym  oddechem  i  następnym.  Uczucie  kręciło  się 

wokół  nich,  spływając  po  nich,  i  wzbierając  w  nich.  Faelon  odsunął  się, 

jako  pierwszy,  jego  nadgarstek  był  już  przyciśnięty  do  jej  ust.  Przyjęła 

krew tylko, dlatego że przyjęła resztę, bez wahania albo zastrzeżenia. 

Rozdarty między przyjemnością a furią, Phillip poprowadził usta do 

jej gardła. To nie powinno wyglądać w ten sposób. Nie chciał pieprzyć jej 

bezsensownie,  chciał  kochać  się  z  nią.  Każde  pociągnięcie  jej  ust  było 

gorzko  -  słodkie.  Gdy  tylko  wzięła  wystarczająco  dużo,  wywołali  jej 

background image

orgazm. Krzyknęła jeszcze raz, drżąc silnie, zakończając więź wytryskiem 

ich nasion. 

 

background image

Rozdział VIII 

Tłumacz: isiorek03 

Korekta: zirella 

 

 

Faelon zostawił ich samych przed ogniem. Phillip przemienił się w 

mgłę, aby oczyścić ciało. Z szelestem skrzydeł, Brenna oczyściła również 

siebie.  Siedzieli  naprzeciwko  i  po  raz pierwszy  tej  nocy, Brenna  poczuła 

się nieśmiała. Zawinęła swoje skrzydła wokół ciała i spojrzała w ogień. 

Phillip dotknął jej brody, przyciągając z powrotem jej spojrzenie na 

niego. 

- Proszę nie ukrywaj się przede mną. 

- Dlaczego wyglądasz tak smutno? 

- Chciałem więcej dla ciebie. Zasługujesz na więcej. 

Potrząsnęła głową. 

- Więcej niż to? Zasugerowałem tę więź. Musimy znaleźć łajdaka. 

- Wiem. Ja tylko… - Pociągnął ją do przodu, zawijając jej nogi wokół 

jego  pasa.  -  Tęskniłem  za  tobą  Brenno.  Masz  chociażby  najmniejszą 

świadomość tego jak bardzo tęskniłem? 

Nie  chciała  sprzeczać  się  z  nim,  ale  jego  pytanie  zasłużyło  na 

odpowiedź. 

-  Połączenie,  które  ukształtowaliśmy  wtedy,  nigdy  dla  mnie  nie 

wygasło. 

Przykrył bok jej twarzy, jego oczy świeciły się w blasku ognia. 

- Próbowałem nie myśleć o tobie, ale to było… 

background image

- Nie to miałam na myśli. Wyczuwałam każdą kobietę, jaką brałeś 

sobie  do  łóżka,  każdą  przelotną  przygodę,  każdą  pieprzoną  fankę. 

Prawdopodobnie pamiętam je lepiej niż ty. 

Spojrzał w jej oczy i powili kiwnął głową. 

-  Jak?  Powiedziałaś,  że  takie  połączenie  musi  został  utworzone 

celowo. 

-  Za  każdym  razem,  gdy  byliśmy  razem  moje  moce  rosły.  Związek 

stał  się  bardziej  wiążący.  Moje  umiejętności  są  niezwykłe,  a  twój  ojciec 

był potężnym czarnoksiężnikiem. 

Przeczesał ręką jej włosy i spojrzał w dal. 

- Wrócimy do tego? 

-  Nie  ma  żadnego  innego  wyjaśnienia.  Moje  ciało  nieumyślnie 

sięgnęło  do  twojej  energii…  twojej  energii  Sidhe.  Nie  jesteś  jak  inne 

wampiry  i  wiesz  o  tym.  Dlaczego  to  jest  tak  trudne  dla  ciebie,  aby 

przyznać się do tego? 

- Dlaczego ma dla ciebie aż tak wielkie znaczenie abym przyznał, że 

jestem Sidhe? To nic nie zmienia. 

Uwolniła  się  od  jego  kolan  i  zakryła  nagość  włosami.  Gdyby  nie 

znalazł  żadnej  wartości  w  swoim  spadku,  nie  mieliby  szans  na  wspólną 

przyszłość. Miała obowiązki względem Sidhe i to nigdy nie zmieniłoby się. 

Jej serce gorąco zapragnęło móc rozpaść się przed jej oczami. 

- Czy uważasz swoje życie za spełnione? Czy zależy Ci na każdym z 

nich? 

- Pieprzę wszystko, co wchodzi mi w drogę. - Wywarczał. - Dlaczego 

nie  powinienem?  Jesteś  jedyną  kobietą,  którą  kiedykolwiek  kochałem  i 

odrzuciłeś mnie… dwa razy! 

background image

Kochana,  czas  przeszły,  jakby  to  uczucie  dawno  umarło.  Obróciła 

się  i  spojrzała  w  ogień,  próbując  jak  oszalała  ukryć  łzy.  Podjęła  swoją 

decyzję dawno temu. Nie miała prawa do roszczenia sobie praw do niego. 

- Więź jest utworzona. - Przeczyściła swoje gardło i kontynuowała w 

wyraźniejszym tonie. - Co teraz zrobimy? 

-  Odpoczniemy  aż  do  zmierzchu,  po  czym  wyjawimy  naszą 

lokalizację łajdakowi. 

-  Moją  lokalizację,  chciałeś  powiedzieć.  Jemu  zależy  tylko  i 

wyłącznie na mnie. 

Zawinął ramiona wokół jej pasa, rozszerzając palce na przeciwko jej 

boku.  Nie  usłyszała,  jak  ruszył  się.  Nigdy  nie  słyszała  jak  się  poruszał. 

Jedynie wampir mógł poruszyć się szybciej niż Unseleighe  

-  Rozumiem  twoje  wątpliwości.  -  Wyszeptał  w  jej  włosy.  - 

Ochraniasz swoje uczucia przede mną. 

Obróciła  się  w  jego  ramionach.  Opierając  jej  ręce  o  jego  ramiona, 

zajrzała do jego oczu. 

-  Nie  żałuję  moich  decyzji,  ale  nigdy  nie  przestałam  cię  kochać.  - 

Cofnął  się  o  krok  wprawiony  w  osłupienie,  jego  oczy  były  olbrzymie  w 

bladej  twarzy.  Najwyraźniej  to  nie  była  odpowiedź,  jakiej  oczekiwał. 

Potrząsnęła swoją głową z godnym ubolewania uśmiechem. - Kochaj się 

ze mną. Dotykaj mnie tak jak to robiłeś wcześniej, a ja złamałam ci serce. 

Jego  wargi  rozdzieliły  się  jakby  chciał  coś  powiedzieć,  ale  zamiast 

tego wypuścił ją z uścisku. Oplotła ramiona wokół jego szyi, przylegając 

całym  ciepłym  ciałem  do  jego  ciała.  Oddzielając  się  od  reszty  świata  z 

bezlitosną determinacją, skupiła się całkowicie na Philipie. Jego zapach, 

jego smak, siła jego ramion wokół niej. 

background image

Osunęli się na kolana, stając naprzeciw siebie. Blask ognia tańczył 

na  ich  skórze.  Przeczesała  palcami  jego  włosy,  a  on  pogłębił  pocałunek, 

głaszcząc językiem jej język. To było tak jak być powinno, pilna potrzeba 

czułości. 

Popieścił jej twarz, badając jej szyję i gładkie ramiona. Westchnęła, 

gdy  jego  ręka  znalazła  się  na  jej  piersi,  jego  kciuk  okrążający  jej  sutek. 

Nocne  godziny  nigdy  by  im  nie  wystarczyły.  Ten  rozkoszny  wstęp  był 

tylko posmakiem tego, czego chciała, żyć z Philipem, ale po jej stronie. 

Przestał ją całować, a jego spojrzenie nagle stało się gniewne. 

- Jeżeli naprawdę to jest w twoim sercu, dlaczego wtedy odprawiłaś 

mnie? 

- Nie miałam wyboru. Nie mogłeś zostać ze mną, a ja nie mogłam 

odrzucić tego, kim jestem. 

-  Mistrzynią  Powietrza.  -  Powiedział  to  tak,  że  zabrzmiało  jak 

przekleństwo. 

- Nie chcę z tobą walczyć. Chcę… 

Omiótł jej ciało i klęknął między jej udami. 

- Wiem, czego chcesz, czego zawsze chciałaś. Jestem wystarczająco 

dobry, by  pieprzyć ciebie,  ale  nie  wystarczająco  ważny, by  komplikować 

twoje  życie.  - Wepchnął  ramiona  pod nią,  trzymając  ją stanowczo  za  jej 

małe plecy. 

-  Zatrzymaj  się!  -  Próbowała  się  mu  wyrwać,  ale  on  zmusił  ją  do 

utrzymania rozstawionych nóg. 

- Powiedz mi, jak bardzo mnie kochasz. Powiedz mi jak nie mogłaś 

żyć beze mnie. 

background image

Przykrył  jej  wzgórek  ustami,  wpychając  język  do  jej  śliskiej  cipki. 

Szarpnęła  wbrew  jego  uściskowi  przybliżając  jej  kroczę  do  jego  ust. 

Pieprzył  ją  językiem,  aż  przestała  walczyć,  wtedy  łagodnie  liznął  jej 

łechtaczkę. Spychając ją prawie na krawędź orgazmu, zatrzymał ją prawie 

na przepaści do czasu, aż zadrżała bezradnie. 

-  Powiedz  to!  -  Jego  gniewny  głos  eksplodował  w  jej  umyśle, 

rozbrzmiewają delikatną nicią Sidhe. – Powiedz, że mnie kochasz! 

Odwróciła twarz i zaszlochała. 

Puścił  jej  ręce  i  złapał  za  tyły  jej  kolan  jednym  płynnym  ruchem. 

Zanim  mogła  uwolnić  swoje  ramiona  spod  niej,  przycisnął  ją  wagą 

swojego  ciała.  Jego  fiut  znalazł  jej  wejście,  pocierając  o  nią  bez 

wchodzenia do środka. 

- Powiedz to, Mistrzyni Powietrza. - Drwina w jego tonie odwróciła 

jej  twarz  z  powrotem.  -  Powiedz  mi  jak  bardzo  za  mną  tęskniłaś,  jak 

cierpiałaś  w  tej  swojej  wierzy  z  kości  słoniowej,  modląc  się,  abym  był  z 

tobą. 

Niezdolna do zniesienia krzywdy w jego spojrzeniu, zamknęła swoje 

oczy i uniosła jej umysłową tarczę, obdarowując go czułością i tęsknotą. 

- Zatrzymaj to! - Kołysał się na kolanach, jego fiut wciąż był gotowy 

by wziąć ją. 

- Kocham cię. - Wyszeptała bez otwierania oczu. 

- Pieprz się! - Jego głos się łamał i przez długi czas nic nie zrobił. 

Zadrżała, rozkładając  się szeroko  przed  nim,  czekała by  wziął  ją w 

gniewie albo uciekł przed uczuciami, które mu wyjawiła.  Jego dotyk był 

delikatny.  Wsunął z  powrotem  jedno ramię pod  nią  i  podniósł  jej piersi 

do ust. Przechodząc od jednego do drugiego, sprawiał, że jej sutki stawały 

się twarde, drżące niczym pąki. 

background image

Podnosząc  jej  ramiona  nad  głową,  wyczarowała  mistyczne  sznury, 

wiążąc się dla jego przyjemności. Jego oddech wyciekł w postrzępionym 

syku  i  uniósł  się  ponad  nią.  Bojąc  się,  co  znalazłaby,  gdy  otworzyłaby 

swoje oczy. 

Jego emocjonalne bariery rozkruszyły się, gdy tylko ich  spojrzenia 

spotkał się. Czułość wezbrała w niej z pierwszym pchnięciem. Naprężyła 

swoje wewnętrzne mięśnie, nie chcąc wypuścić go, pragnąc go w niej pod 

warunkiem, że mogła zatrzymać go tam. Wypełnił ją, rozciągając ją póki 

nie mógł dać już więcej. Uniosła nogi, niosąc go głębiej. 

Krzyknął  w  ukłuciu  przyjemności.  Dopasowywała  się  do  niego 

pchnięcie  w  pchnięcie,  zabierając  go,  gdy  on  zabierał  ją.  Naprężając  i 

wyginając w łuk, zaakceptowała go w swoim ciele i przywitała w umyśle. 

Połączyli  się,  dzieląc  oddech,  mieszając  ich  uczucia,  i  wymieniając  się 

energią. 

Wsuwając  ręce  pod  nią,  uniósł  ją  ponad  futro  i  pchną  aż  po 

rękojeść. Jego wytrysk bił w głębi jej serca i spychał ją na samą krawędź. 

Niewzruszone, rytmiczne ataki jej cipki przedłużyły przyjemność migając 

od niej do niego, od niego do niej. 

- Przepraszam. - Wyszeptał, zsuwając ją na futro. 

Uśmiechnęła się mu w oczy. 

- Nie masz, za co mnie przepraszać. - Chciała powiedzieć coś więcej, 

dużo więcej, ale wiedziała, że teraz nie ma na to czasu. 

 

 

***** 

 

background image

 

Brenna lubiła ciche popołudnia, gdy jeszcze ludzie spali. Unseleighe 

Sidhe  wolało  noc,  ale  w  przeciwieństwie  do  wampirów,  nie  zostali 

ograniczeni  do  ciemności.  Spanie  w  ramionach  Phillipa  było  bajeczne, 

taki luksus ceniłaby sobie przez wieczność. 

Ludzie  budzili  się  o  wschodzie  słońca,  postawieni  na  nogi,  pełni 

niepokoju planując cały swój dzień. 

- Jeśli ten zamek był kryjówką przez wieki, naprawdę chcesz złożyć 

go w ofierze tej konfrontacji? - Brenna zapytała, gdy Faelon przygotował 

się, aby osłabić tarczę. 

-  Jedyna  rzecz,  która  czyni  zamek  specjalnym  jest siła  jego  tarczy. 

Nie jestem w stanie straszyć nowego z tej samej gęstości. Kiedyś wybiorę 

nową  lokalizację,  wezwę  ten  sam  zespół,  który  skonstruował  tę  tarczę,  i 

stworzę nową kryjówkę. 

- Więc osłabiasz tarczę, aby on mógł wyczuć gdzie jestem. A potem, 

co? Przekroczy tańcząc i spróbuje mnie porwać? 

Faelon zachichotał. 

- Chciałbym zobaczyć jak próbuje. Pomyślałem, że może ty i Phillip 

możecie  zrobić  sobie  romantyczną  przechadzkę  wzdłuż  rzeki.  Nie 

zobaczysz mnie, ale będę w pobliżu. 

- Będzie wiedział, że to pułapka. - Potrząsnęła głową. - Nikt nie jest 

aż tak głupi. 

-  W  takim  razie  powinien  zdawać  sobie  sprawę,  że  to  jest  jedyna 

szansa,  jaką  dostanie.  -  Phillip  wsunął  swoje  ramię  wokół  jej  pasa  i 

pociągnął ją w swoją stronę. 

Nie mogła zaoferować realnej alternatywy, więc zaakceptowała ich 

plan. Odczekali niemal godzinę zanim Phillip zaprowadził ją na zewnątrz 

background image

przez boczne drzwi. Rzeka wiła się przez krajobraz, mieniąc się srebrem 

w  świetle  księżyca.  Liście  schrupały  pod  jej  butami,  gdy  jechali  drogą 

przez opadający teren. 

- Byłeś tu kiedykolwiek wcześniej? 

Kiwnął głową, a jego spojrzenie było szerokie i czujne. 

-  Zanim  cię  opuściłem…  ostatnim  razem…  zatrzymałem  się  tu  na 

moment. 

- Jak długi był ten moment? 

- Trzydzieści albo czterdzieści lat, plus - minus. Rafe w końcu wbił 

mi trochę rozumu do głowy i wróciłem do Irlandii. 

- Urodziłeś się w Irlandii? 

- Nie wiem. Byłem tu, gdy moja matka umarła. Zawsze sądziłem, że 

była Irlandką. 

-  Phillip,  Brenna  zawróćcie.  To  nie  działa.  On  jest  w  drodze  do 

Nowego Jorku. Musimy iść! - Faelon stojąc na szczycie stoku skinął w ich 

kierunku. 

Przez kręgosłup Brenny przeszedł dreszcz, a jej skrzydła rozwinęły 

się. Jakie dziwne. To zdarzało się tylko wtedy, gdy… 

- To nie Faelon. – Posłała myśl wzdłuż ich połączenia, Sidhe. 

Phillip wziął ją za rękę. 

- Jestem z tobą. 

Podeszli  do  oszusta.  Brenna  przestudiowała  jego  kosmyki  duszy. 

Były  cienkie  i  wystrzępione,  przekręcając  bez  wyraźnego  wzoru  albo 

projektu.  Stonowane  kolory  i  kipiący  rytm  przypomniały  pewną  dawną 

noc w irlandzkim lesie. 

- To z pewnością Kyrel. Jego wzór jest podobny do Natalie. 

background image

-  Dlaczego  miałby  wrócić  do  Nowego  Yorku?  -  Powiedział  Phillip, 

gdy byli w połowie drogi na wzgórze. - To nie ma sensu. 

-  To  ma  wiele  sensu.  Pośpiesz  się!  -  Skinął  jeszcze  raz, 

wyprowadzając stopniowo jego ciało z ogniska. 

Zmienił  kształt,  czy  to  była  po  prostu  iluzja?

 

Brenna  przestała 

patrzeć  na  jego  kosmyki  duszy  i  skoncentrowała  się  na  jego  dziwnym 

pojawieniu się. 

-  Kim  jest  łajdak?  -  Phillip  zwolnił  tempo.  -  Jesteś  zdolna 

zidentyfikować go? 

Brenna  odmówiła  wleczenia  stopami.  Gwałciciel  Maris  był  przed 

nimi.  Ten  łajdak  nie  ucieknie  znowu.  Wypuściła  rękę  Phillipa, 

równoważąc  jej  moc  i  przygotowując  się  do  ataku.  Wysłała  przypływ 

energii do Kyrel z potężnym machnięciem skrzydeł. 

Kyrel wrzasnął, niszcząc złudzenie tak jak… czary Sidhe? Jak to było 

możliwe?  Trzymała  wysoko  głowę,  skrzydła  uniosły  się  do  drugiego 

uderzenia, Brenna podeszła do niego. 

- Czego chcesz ode mnie? 

Phillip  przeszedł  na  skraj  jej  widzenia  ze  świecącymi  oczami  i  z 

wysuniętymi kłami. Przesłał jej swoją wampirzą energię powiększając jej 

moc Sidhe. 

- Nie wiem! – Wykrzyczał Kyrel. – Cały czas widzę w swoim mózgu 

twoją  twarz.  Zamykam  oczy,  a  ona  wciąż  tam  jest!  Czego  chcesz  ode 

mnie?  Czemu  nie  zostawisz  mnie  w  spokoju?  -  Jego  głos  stał  się  ostry  i 

nieprzyjemny, rzucił się z pazurami na jej włosy. 

Faelon  zmaterializował  się  za  Kyrelem,  ale  Brenna  potrząsnęła 

głową. Kyrel nie miał żadnej broni. Łatwo mogła go kontrolować. 

- Czemu zaatakowałeś moją siostrę? 

background image

Śmiał się, szaleństwo świeciło się w jego oczach. 

- Myślałem, że w końcu znalazłem cię. Twoja twarz. Nie mogę uciec 

od  twojej  twarzy.  -  Zaśmiał  się.  Trzepnęła  go  na  ziemię  z  wściekłym 

machnięciem  jednego  skrzydła.  -  Nie,  Mistrzyni.  -  Skulił  się,  unosząc 

ręce,  aby  się  obrócić.  -  Nie  dręcz  mnie  już.  Znalazłem  cię,  zostanę 

uratowany. 

- Uratowany, od czego? 

- Od pijących krew. - Zajęczał, rzucając głową i młócąc ramionami, 

gdy walczył z jakimś niewidocznym wrogiem. Fioletowy lekki  wybuch w 

jego  oczach  i  okropny  trzask  kości  towarzyszący  zmienianie  kształtu 

rozbrzmiał  echem  w  nocy.  Jego  twarz  skrzywiła  się.  Z  jego  palców 

wystrzeliły  długie  i  niebezpieczne  pazury.  Rzucił  się  na  jej  gardło, 

przewracając ją na plecy. 

Szukając  oparcia  wśród  suchych  liści,  rozkazała  wiatrowi  do 

uderzyć  go,  osaczać,  trzymać  w  ramionach.  Krzyczał,  drgając  z  siłą 

wichru. Jego pazury wbiły się w jej ramionach, a jego stopy kopały bruzdy 

w ziemi. Machnęła skrzydłami, ale jego ciało było zbyt bliskie jej. 

Phillip  zaatakował  z  jednej  strony,  a  Faelon  z  drugiej,  obejmując 

Kyrela fioletowym światłem. 

-  Połączymy  naszą  moc  z  twoją,  -  powiedział  Phillip  wzdłuż 

połączenia Sidhe. - Musimy to zrobić razem. 

Bez odwracania wzroku od Kyrela, przyjęła ich energię i przekazała 

moc Sidhe Philipowi. Chmura wokół Kyrela spurpurowiała, mieniąc się w 

świetle księżyca. 

-  Na  trzy,  uwolnię  wiatr  i  wpuszczę  cię.  -  Tym  razem  wysłałam 

myśl do Faelona. – Raz, dwa, trzy! 

background image

Wiatr  zniknął  tak  samo  szybko  jak  i  pojawił  się.  Faelon  zawinął 

swoje ramię wokół gardła Kyrela, ciągnąc go do tyłu, a Phillip pochylił się 

blisko jego ucha. 

- Twoje palce rozluźniają się. Jesteś spokojny. 

Kyrel warknął i przekręcił się, ale jego ręce puściły ramiona Brenny. 

Fioletowa poświata krwi błyszczała w jego oczach i potrząsnął głową. 

-  Nie  znasz  mnie  Brenno?  -  Uśmiechnął  się,  a  jej  całe  ciało 

zdrętwiało.  -  Obiecałem,  że  wrócę  do  ciebie.  Czy  jestem  teraz 

wystarczająco godny? 

Faelon  pociągnął  ramiona  Kyrela  za  jego  plecy.  Nie  sprzeciwił  się. 

Jego  spojrzenie  przeniosło  się  na  Brennę,  błagające  i  zrozpaczone.  Z 

jednym  szybkim,  dokładnym  uderzeniem,  Phillip  wepchnął  rękę  w  górę 

przez brzuch Kyrel, by zamknąć pięść na jego sercu. Kyrel zadrżał, jęknął, 

po czym nie wydał już żadnego dźwięku. Krew spływała wzdłuż ramienia 

Phillipa i przemoczyła przód tuniki Kyrela. Oczy Kyrel zaszkliły się, a jego 

ciało się rozluźniło. 

Faelon opuścił go na ziemię i cofnął się. Phillip spalił pozostałości w 

jednym  płomiennym  wybuchu.  Brenna  machnęła  swoimi  skrzydłami 

kierującymi popioły w górę z dala od nich. 

Phillip obrócił się w mgłę i pojawił się moment później, jego odzież 

była czysta, wszystkie ślady krwi zniknęły. Brenna zwinęła swoje skrzydła 

i przykryła usta ręką, smutek przesączał się przez wstrząs. 

-  To  koniec,  kochanie.  -  Phillip  przyciągnął  ją  w  ramiona.  - 

Wszystko w porządku? 

Cieszyła się spokojem przez chwile, ale on odszedł daleko. 

-  Wiem  jak  Raonull  to  zrobił.  -  Jej  usta  były  tak  suche,  że 

praktycznie nie mogła mówić. 

background image

-  Kyrel  był  szalony.  -  Powiedział  Faelon.  -  Nie  możesz  przykładać 

żadnej wagi do tego, co powiedział. 

- Nie chodzi o to co powiedział, tylko o to, co zrobił. - Obróciła się, 

przenosząc  ramię  Phillipa  na  jej  pas  stając  przodem  do  Faelona.  -  Był 

chłopak  studiujący  przy  świątyni,  który  był  obiecującym  iluzjonistą.  Był 

opętany  dwoma  rzeczami.  Mną  i  legendami  o  Raonullim.  Zniechęciłam 

jego  zainteresowanie  obydwoma  na  tyle  ile  mogłem,  ale  był  stanowczy. 

Ostatecznie musieliśmy zabronić mu wstępu do świątyni. 

- Coś mi mówi, że nie zniósł tego najlepiej. - Phillip przeniósł swoje 

ramię na jej ramiona i pogłaskał jej włosy. 

- Powiedział mi, że zostanie potężnym czarnoksiężnikiem i wróci by 

zgłosić  pretensje  o  mnie,  gdy  już  będzie  zasługiwać  na  moją  miłość. 

Zniknął  kilka  tygodni  później.  Wszyscy  sądziliśmy,  że  opuścił  królestwo 

Unseleighe. 

-  Więc  Mistrz  Raonull  miał  praktykanta  do  czasu,  gdy  Natalie  nie 

złożyła  mu  lepszej  oferty.  -  Faelon  opuścił  ramiona  i  westchnął.  -  Moc 

naturalnego wampira w sercu chłopca z Ponurych Elfów. 

Brenna zadrżała, żółć podchodziła jej do gardła. 

-  Szukał  mnie.  Wszystkie  te  dziewczyny  zostały  zaatakowane, 

ponieważ… 

- Nie. - Ton Faelon nie tolerował żadnych argumentów. - Zło Kyrela 

nie miało nic wspólnego z tobą. Moja krew płynęła w jego żyłach. Czy to 

czyni mnie odpowiedzialnym? Mistrz Raonull nie żyje. Natalie nie żyje. I 

osoba najodpowiedzialniejsza za ataki została właśnie rozdarta w szybkiej 

i zdecydowanej karze. To już koniec. 

Faelon  obrócił  się  w  kierunku  zamku  rysującego  się  na  nocnym 

niebie. Phillip i Brenna spletli palce i podążyli za Faelonem. 

background image

- Co będzie z Maris? - Zapytała Brenna. - Będzie teraz wampirem? 

- Jak tylko przemiana zaczęła się, to nie może zostać odwrócone aż 

do czasu, gdy cykl się skończy. 

Jej serce zatrzepotało. To nie mogło być odwrócone. 

- Jak długo trwa cykl? 

-  Sto  lat.  -  Faelon  przyznał.  Otworzył  boczne  drzwi  umysłem  i 

zaprowadził ich do oświetlonej sali. Palniki wybuchły w następstwie tego, 

ale  nie  wiedziała,  czy  Faelon  lub  Phillip  byli  odpowiedzialni  za 

oświetlenie. - Jeśli Maris będzie chcieć wrócić do swojego dawnego stanu 

pod koniec przemiany, to może zostać to odwrócone.

 

- Co zajmie kolejne sto lat? 

Kiwnął głową, jego rysy zaostrzyły się nieubłaganie w blasku ognia. 

-  Komórkowa  mutacja  nie  zajdzie  w  ciągu  nocy.  Wiek  jest 

zdumiewająco  krótkim  okresem  czasu  dla  kogoś,  kto  ewoluował  w 

kierunku innego gatunku. Przynajmniej będzie mieć wybór. 

-  A  w  późniejszym  czasie?  -  Brenna  pociągnęła  za  swój  długi 

warkocz ponad ramieniem, poruszając wstążką obwiązującą końcówkę. – 

Powróci do naszego królestwa? 

-  To  zależy  od  twojej  rady.  -  Odrobina  wyzwania  zaostrzyła  ton 

Faelona.  -  Byłem  pod  wrażeniem,  gdy  dowiedziałem  się,  że  królestwo 

Unseleighe nie toleruje „pijących krew”. 

- Dziwne, powinieneś to przewidzieć. - Rzuciła okiem na Phillipa i 

uśmiechnęła  się.  Popatrzył  na  nią  ciepło,  ale  nic  nie  powiedział.  -  Rada 

wyraża  zaniepokojenie  z  napływem…  imigrantów  z  innych  królestw. 

Nasza populacja zmalała, a młodsze pokolenie miesza się coraz bardziej z 

innymi rasami. To była propozycja rady, że wybierzemy emisariusza, jako 

background image

rodzaj  kontaktu,  który  będzie  przerzucać  most  pomiędzy  starymi 

postawami i nowymi. 

Faelon zachichotał. 

-  Nasza  rada  miała  podobną  rozmowę  parę  tygodni  temu. 

Najwyraźniej zjawisko nie dotyczy tylko Ciemnych Elfów. 

Brenna  spojrzała  na  Phillipa  jeszcze  raz.  Utrzymał  swoje  rysy  w 

pozbawionej  wyrazu  masce.  Czyżby  nie  domyślał  się,  dokąd  to 

prowadziło? 

-  Zasugerowali  kilku  kandydatów,  którzy  mają  wyjątkowe 

kwalifikacje do tej pozycji. 

-  O  jakich  kwalifikacjach  mowa?  -  Kącik  ust,  Faelona  uniósł  się. 

Oczywiście znalazł cel tej rozmowy. 

- Ludzie ze zróżnicowaną krwią, którzy mogą nawiązywać kontakty 

z istotami z wielorakich królestw. 

- Chcesz bym odszedł, z Pyrite i… został dyplomatą? 

Okay, więc zwracał uwagę 

- To tylko sugestia. - Wzruszyła ramionami, chociaż jej serce waliło 

w  klatce  piersiowej.  -  Ale  musisz  przyznać,  że  idealnie  psujesz  na  to 

stanowisko. 

- Ale ja pracuję już dla Wysokiej Rady Unseleighe. Jak chaotyczne 

to jest? 

Zaśmiała się. 

-  Wiele  gwiazd  rocka  jest  obecnie  czynna  politycznie.  Spójrz  na 

Bono i Stinga. 

Jego ciemne brwi wystrzeliły i odwrócił się bezpośrednio przodem 

do niej. Faelon roztopił się w cieniu. 

background image

-  Myślałem,  że  nie  masz  pojęcia  o  niczym,  co  dzieje  się  poza 

ścianami świątyni. 

Cała żartobliwość opadła. Wpatrywała się w jego oczy i otworzyła jej 

umysł, przelała miłość i tęsknotę wzdłuż ich telepatycznego połączenia. 

- Jestem wielką fanką Pyrite. 

- Więc dlaczego próbujesz im ukraść głównego gitarzystę? – Potarł 

jeden kącik jej ust a potem następny. 

 

-  Ponieważ  potrzebuję  go  bardziej  niż  oni.  -  Zawinęła  ramiona 

wokół  jego  szyi  i  oparła  się  na  jego  ciepłym  ciele.  -  Żyłam  bez  ciebie 

wystarczająco długo. 

Ich  usta  połączyły  się  w  głębokim,  gorącym  pocałunku.  Wszystkie 

zmarnowane lata, cała frustracja roztopiła się pod intensywnością nadziei 

w nich. 

Wsunął ramiona wokół jej pasa, ciągnąc ją stanowczo ku niemu. 

-  Jeśli  zrobimy  to,  Mistrzyni  Powietrza,  uważaj  teraz,  cała  moc 

Żywiołowych nie będzie nas obchodzić. - Pocałowali się jeszcze raz, ogień 

ich  namiętności  narastał.  Wycofał  się,  figlarny  uśmiech  rozdzielał  jego 

wargi, gdy powiedział, - ale ty powiesz o tym Refe.