background image

 

Nigdy Cię nie opuszczę  
 
Dźwięk dzwonka każdemu uczniowi kojarzy się tylko z jednym, z chwilą wolności. 
Tak i było tym razem. Bardzo ciepły, a wręcz upalny dzień potrafił strasznie 
dołować. Każdy kumpel w mojej klasie, w tym oczywiście ja, odliczaliśmy minuty 
do przerwy, aby chociaż na moment wyjść na zewnątrz. Gdy nastała ta uroczysta 
chwila, biegliśmy całą grupą do głównych drzwi, następnie jedni rozchodzili się na 
papierosa, inni szli gdzieś do cukierni, a jeszcze inni zajmowali ławki w pobliżu 
szkoły. Ja należałem do tej ostatniej grupy. Widok z ławki może nie był zbyt 
przyjemny, ponieważ zaraz na wprost znajdował się stary budynek pralni, który z 
roku na rok był w coraz gorszym stanie. Jednak perspektywa wyluzowania się na 
świeżym powietrzu wraz z kumplami była już o wiele bardziej przyjemniejsza. 
Zawsze dużo rozmawialiśmy, można powiedzieć, że te ławki chyba przerobiły 
każdy temat, jaki jest tylko możliwy. Tak było i tym razem. Szybko zbiegliśmy na 
dół i wraz z moimi najlepszymi kumplami zajęliśmy sobie dwie ławki. Moi znajomi 
lubowali się w tematach seksu, ja zazwyczaj się tylko przysłuchiwałem i od czasu 
do czasu kiwałem głową. Jestem dość nieśmiałą osobą i nie ukrywam, że takie 
tematy, zwłaszcza w towarzystwie, troszkę mnie peszyły. Ale coś jednak mnie 
zawsze ciągnęło na tę ławkę, aby posłuchać chłopaków. Jednak zawsze, zanim się 
temat na dobre zaczął, już dobiegał głośny dźwięk dzwonka, który kazał nam 
wracać na te nudne lekcje.  
Tak mijały kolejne dni, ciepły maj pomalutku zbliżał się ku końcowi, a my, jak co 
dzień spotykaliśmy się na każdej przerwie na ławkach. Mateusz bardzo lubił się 
chwalić swoimi miłosnymi podbojami z Agnieszką, a ja zawsze się zastanawiałem, 
ile jest w tym prawdy, co mówi. Chłopak miał niesamowity talent w opowiadaniu i 
chyba wielką wyobraźnię. Swoją drogą myślę, że Agnieszka by się nie ucieszyła z 
tego, o czym mówił. Łukasz często starał się mnie podpuścić, abym powiedział, 
która dziewczyna mi się podoba albo z którą bym się chciał przespać... 
Tworzyliśmy zgraną paczkę, można powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Każdy 
wiedział o drugim sporo. Ja starałem się unikać jakiś jednoznacznych odpowiedzi, 
bo, po prostu, nie mam co ukrywać, nie znałem się na dziewczynach. Zdecydowanie 
wolałem swoją płeć i chętnie bym tak z Łukaszem czy z Mateuszem... Nigdy nie 
chciałem wyjawić im tego, że jestem gejem. Sam się do końca nie akceptowałem i 
bałem się ich reakcji.  
Pierwszy dzień czerwca. Wszystko jak zawsze było po staremu. Gadaliśmy na 
ławkach, ale gdy Mateusz powiedział, że Agnieszka mu raz pozwoliła bez gumy... 
Cały czas potem myślałem, jakiego penisa może mieć Mateusz... Do domu 
postanowiłem iść samemu, bo cały czas czułem podniecenie. 
 Kolegom powiedziałem, że muszę jeszcze pójść na zakupy. Tak naprawdę chciałem 
sobie posiedzieć w pobliskim parku, w którym płynie mały strumyczek. Lubiłem to 
miejsce, chociaż było tam dość sporo ludzi. Każdy szukał chociaż odrobiny zieleni i 
cienia, więc to nic dziwnego. Siedziałem i siedziałem, patrzyłem na ludzi, a przede 
wszystkim na chłopaków, na ich sylwetki i ile mają w kroku. Dopiero dźwięk 

background image

 

komórki uświadomił mi, która jest godzina. Dzwoniła mama, zmartwiona, czemu 
mnie jeszcze nie ma. Zamyślony wstałem z ławki i chciałem ruszyć w stronę 
wyjścia. Nagle poczułem osty ból i znalazłem się na ziemi. Nie wiedziałem, co się 
stało, widziałem tylko krew spływającą po moim ramieniu. Po chwili poczułem, jak 
mnie ktoś podnosi i usłyszałem czyjś głos:  
– Nic ci nie jest?  
Zobaczyłem nad sobą chłopaka w krótkich sportowych spodenkach, bez koszulki, 
brudnego na ramieniu i kolanach.  
– Nie zauważyłem, że wstajesz. Biegałem sobie i po prostu wpadłem na ciebie...  
Tak. Wpadł na mnie. Zderzył się ze mną i obaj wylądowaliśmy na ziemi.  
– Nie, nic mi nie jest – odpowiedziałem szybko. – Chyba tylko się trochę 
skaleczyłem.  
– Naprawdę, bardzo przepraszam... Pokaż ten łokieć. Krwawi... .  
– Nic wielkiego, do wesela się zagoi.  
– Fajnie, że tak mówisz. Inny już by mi pewnie puścił letnią wiązankę przebojów.  
Chłopak był gdzieś tak w moim wieku, był dobrze zbudowany, miał ładną klatę, 
wyrobione uda, a w jego żółtych sportowych spodenkach od razu zobaczyłem ten 
kształt... Szybko odwróciłem wzrok. Uśmiechnąłem się i jeszcze raz potwierdziłem, 
że nic się nie stało, a on tymczasem już zbierał książki, które wyleciały z mojego 
plecaka.  
Tak zaczęła się moja znajomość z Piotrkiem. Zaproponował mi w ramach 
rekompensaty wypad do pizzerii. Nie chciałem się zgodzić, ale w końcu uległem i 
wieczorem znów spotkaliśmy się, chociaż nie bardzo wierzyłem, że przyjdzie. 
 Był w normalnych dżinsach i ładnej sportowej koszulce. Ja też włożyłem czystą 
koszulkę i krótkie dżinsy. Teraz mogłem mu się bardziej przyjrzeć. Nie był zbyt 
przystojny czy urodziwy, może nie do końca taki w moim typie. I miał okulary, w 
drogich oprawach, które najpierw mnie zmyliły, czy to on, czy nie on. Dodawały 
mu powagi. Na twarzy dostrzegłem lekki dwudniowy zarost, który swoją drogą był 
bardzo podniecający. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że on jednak mi się 
troszkę podoba. A gdy zaczęliśmy gadać – ja, zawsze nieśmiały, tak teraz prawie mi 
się gęba nie zamykała! Jeszcze gdy sobie ketchupem ubrudził nos...! I umówiliśmy 
się na następny dzień. Tym razem zaprasza na kebab! Więc powiedziałem, że teraz 
moja kolej, że to ja go zapraszam.  
Bardzo polubiłem Piotrka, lubiłem spędzać z nim czas. Okazało się, że jestem od 
niego rok starszy, ale to on wyglądał poważniej, co w ogóle nam nie przeszkadzało. 
Chodziliśmy do różnych szkół, które prawie sąsiadowały ze sobą, oddzielał je tylko 
ten stary budynek pralni. Moi przyjaciele, Łukasz i Mateusz zauważyli, że straciłem 
czas dla nich i mieli do mnie o to troszkę pretensji. Ale ja wolałem towarzystwo 
Piotrka. Minusem było to, że Piotrek mieszkał daleko na drugim końcu miasta. 
Przyjeżdżał rowerem. Na każdym spotkaniu czas mijał nam bardzo szybko.  
Znajomość z Piotrkiem powoli przerodziła się w przyjaźń. Rozmawialiśmy 
praktycznie o wszystkim. Kiedyś zabrał mnie do siebie. Posadził mnie na ramie 
roweru – i jazda przez całe miasto! Podskakiwałem, aż mnie dupa bolała. 

background image

 

Przedstawił mnie rodzicom, że to jest ten, o którym tyle im opowiadał. Jego rodzice 
od razu mnie polubili. W rewanżu ja zaprosiłem go do siebie.  
Gdy zaczęły się wakacje, spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, a nawet 
wzajemnie nocowaliśmy u siebie. Pierwsza taka noc była dla mnie bardzo trudna. 
Ciągle musiałem uważać, żeby się nie podniecić jego widokiem i żeby się nie 
zdradzić... Nigdy nie miałem odwagi, aby Piotrkowi powiedzieć całej prawdy o 
sobie. Kilka razy już się na to porywałem, ale zawsze mi brakowało słów. Myślę, że 
by mnie zaakceptował, chociaż nie jest gejem. Powiedział mi, że już spał z 
dziewczyną i mile to wspomina, ale to była tylko taka wakacyjna znajomość.  
Byłem zaskoczony. Bardzo tego żałowałem, bo wiedziałem, że moglibyśmy 
stworzyć doskonałą parę.  
Raz zaprosiłem Piotrka na weekend, ale pod namiot. Kupiłem kilka piw i kiełbaski, 
aby miło się nam siedziało przy ognisku. Ja mam słabą głowę, naprawdę niewiele 
mi trzeba, abym zaczął się śmiać z zupełnie nieśmiesznych rzeczy. Wypiliśmy, 
pośmialiśmy się jak wariaci. Wtedy po raz pierwszy poczułem się akceptowany, 
czułem, że mam kogoś bliskiego, kto mnie zawsze wspomoże i powie dobre słowo. 
Miałem wspaniałego przyjaciela. Wtedy odważyłem się powiedzieć Piotrkowi, kim 
ja tak właściwie jestem. Moja największa tajemnica miała być wreszcie wyjawiona. 
Nie ukrywam, że alkohol robi z człowiekiem swoje i niektóre rzeczy przychodzą 
łatwiej. Gdy już mieliśmy iść spać, spojrzałem na Piotrka, ale pewnie dziwnym, 
nieswoim wzrokiem, bo on zapytał zmartwiony:  
– Sebek, coś ci się stało? Źle się czujesz?  
– Nie, wszystko jest ok... – odpowiedziałem. – Piotrek, możemy szczerze pogadać? 
Ale ta rozmowa niech zostanie tylko między nami.  
– Jasne! – odrzekł z ciekawym spojrzeniem i z wyraźnym zaniepokojeniem na 
twarzy. Wtedy zabrałem się na odwagę i wykrztusiłem:  
– Bo ja... ja jestem gejem.  
Piotrek uśmiechnął się lekko, widziałem w jego oczach zdziwienie.  
– No i ok. Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?  
Popatrzyłem na niego podejrzanie, wydawało mi się, że na taką wiadomość inaczej 
zareaguje. Czułem, że musiałem być bardzo czerwony, z jednej strony było mi 
głupio, z drugiej czułem, że wreszcie musiałem mu to powiedzieć, że w końcu 
zrzuciłem z siebie ogromny ciężar. Po chwili ciszy dodałem.  
– Mam nadzieję, że to nie zaszkodzi naszej przyjaźni?  
– Co ma jedno do drugiego... Jesteś wspaniałym kumplem i to jest najważniejsze. 
Co by to miało zmienić? No chyba tylko tyle, że nie pogadamy o dziewczynach. 
Ale... od początku widziałem, że ten temat coś ci nie podchodzi.  
Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:  
– O dziewczynach zawsze możemy pogadać, ja w sumie też jestem facet i kobiece 
walory też umiem docenić.  
Uśmiechnął się tylko, wziął mnie za ramię i poszliśmy do namiotu, bo już zaczynało 
się robić zimno, a ognisko przygasło. Usnęliśmy bardzo szybko. Rankiem z 
Piotrkiem gadałem tak, jakby się nic nie stało, było zupełnie normalnie.  

background image

 

Właśnie takiej reakcji oczekiwałem, że nie będę poniżany, nikt się nie będzie ze 
mnie śmiał. Piotrek dał mi to wszystko.  
Tak mijały kolejne dni. W naszej przyjaźni niewiele się zmieniło, no może jednak 
to, że już nie gadaliśmy tyle o dziewczynach.  
Zaczął się rok szkolny, a my dalej spotykaliśmy się prawie codziennie Piotrek był 
doskonały z matmy, dużo mi pomagał, ja zaś często pisałem mu wypracowania na 
polski.  
W ostatni weekend znów zaprosiłem Piotrka do siebie na noc. Oczywiście przyjął 
zaproszenie i zjawił się o ustalonej porze, przyniósł ze sobą kilka piw. Zdziwił się 
tylko, że nie było moich rodziców, którzy wyjechali. Usiedliśmy przed telewizorem. 
Widziałem, że coś jest nie tak, Piotrek jakoś nie był sobą. Czułem, że myślał nie o 
tym, o czym w danej chwili rozmawialiśmy. Nie wytrzymałem i zapytałem:  
– Piotrek, stało się coś? Jesteś dzisiaj jakiś inny.  
– Nie, zamyśliłem się troszkę, przepraszam.  
Godziny mijały bardzo powoli. Cały czas o czymś gadaliśmy, ale ja widziałem, że 
Piotrka coś trapi. Zrobiło się mi trochę przykro, że nie chce mi powiedzieć, o co 
chodzi. Dochodziła już trzecia w nocy, obaj byliśmy już coraz bardziej śpiący. 
Postanowiłem pościelić łóżko. Gdy wstawałem, Piotrek powstrzymał mnie za ramię 
i poprosił abym znów usiadł.  
– Możemy jeszcze pogadać...?  
– Jasne – odpowiedziałem zdziwiony.  
– Pamiętasz tamtą noc w namiocie, gdy powiedziałeś mi, że jesteś gejem?  
– Tak, pamiętam bardzo dokładnie – fala ciepła przebiegła mnie po ramieniu. 
Pomyślałem, że już pewnie nie chce utrzymywać ze mną znajomości. Zauważyłem, 
że w jego oczach pojawiają się ukrywane łzy.  
– Wiesz... nie byłem wtedy wobec ciebie całkowicie szczery.  
– Jak to? – zapytałem.  
– Bo nie byłem... Tak naprawdę to bardzo...  
– Co bardzo?  
– Wtedy nie umiałem ci odpowiedzieć, że... czułem, że... że zakochałem się w tobie. 
To było takie niemożliwe! Dlaczego miałbym się zakochać w chłopaku? Spałem z 
dziewczyną, było mi dobrze i nagle miało się we mnie coś zmienić...? Całkowicie 
mnie wtedy zaskoczyłeś, gdy mi powiedziałeś, że jesteś gejem, a ja zrozumiałem, że 
kocham się w tobie. Poczułem obrzydzenie do siebie... Teraz jednak to się zmienia, 
wiem, że to, co do ciebie czuję, to już nie jest zwykła przyjaźń. Że możemy być 
szczęśliwi jak... jak inni. Ale... czy ty czujesz do mnie to samo? Tyle jesteśmy 
razem, wiem, że jesteś gejem, ale nigdy, żebyś coś wobec mnie... prowokował czy 
proponował, czy...  
Powiedział to wszystko prawie jednym tchem, a mnie zamurowało. Pierwszy raz 
chyba w obecności Piotrka nie wiedziałem, co mu mam powiedzieć. Sprawy 
przybrały taki bieg, jakiego bym się w życiu nie spodziewał! Piotrek patrzył mi w 
oczy, a ja walczyłem ze sobą i swoim głośnym biciem serca. Przesiadłem się obok 
niego. Wziąłem go w ramiona.  

background image

 

– Słuchaj, nawet nie wiesz, jak bardzo to chciałem usłyszeć! Ile razy marzyłem o tej 
chwili! Bo to, że moglibyśmy być parą, wydawało mi się niemożliwe! Zawsze 
myślałem, że ty nigdy... nigdy się na to nie zgodzisz... że jesteś hetero... – i 
zbliżyłem wargi do jego ust. Wyszedł z tego namiętny, ale i dość niezdarny 
pocałunek, po którym obaj uśmiechnęliśmy się. Natychmiast mocniej wziąłem go w 
ramiona, tłumiąc łzy wzruszenia. – Kocham cię, od dawna, od początku... – 
subtelnie wyszeptałem mu do ucha.  
– Teraz wiem na pewno, że ja ciebie też... bardzo... – i pierwszy raz dostrzegliśmy, 
jak nasze nabrzmiewające penisy napierają nam na spodnie. Piotrek nieśmiało 
położył rękę na moim rozporku. Ja zrobiłem tak samo. Trzymaliśmy się tak przez 
chwilę, wzajemnie czując swoje ciepło i coraz większe podniecenie.  
Zaczęliśmy się rozbierać. Ja jego, on mnie, aż obaj byliśmy nadzy. Ale cały czas 
patrzyliśmy sobie w oczy. I staliśmy obok siebie, całkiem nadzy i nagle obaj nie 
wiedzieliśmy, jak się mamy zachować. A potem już sam nie wiem, jak to było i co 
to było, ale naprawdę było cudownie.  
Piotrek był fajnie zbudowany, miał wspaniałe ciało, ale miał lekko krzywe nogi, co 
oczywiście w niczym nam nie przeszkadzało. Miał w sobie tyle uroku, że nie 
mogłem się powstrzymać, aby nie patrzeć na niego i nawet gdy pieściliśmy się, cały 
czas rozmawialiśmy, o wszystkim, patrząc sobie w oczy. Jego penis nie był duży, 
ale razem z jajeczkami bardzo mi się podobał. Mój był większy, a zawsze 
myślałem, że jest mały i wiele razy z tego powodu popadałem w kompleksy. Po 
każdym jego wytrysku patrzyłem, jak pod moim dotykiem on ponownie z każdą 
chwilą staje się większy i twardszy. Wtedy wtulałem go między nasze brzuchy i 
całowaliśmy się jak szaleńcy.  
Z biegiem czasu obaj wiedzieliśmy, że to jest mało. Że chcemy więcej. I wtedy... 
straciłem swoje dziewictwo. Nie to było ważne, że je straciłem, ale to – z kim. Sam 
do tego doprowadziłem. Czułem, że Piotrek nie jest gotowy dać mi siebie, ale 
bardzo chciał mieć mnie. Ja też bardzo tego chciałem. Nie czułem żadnego strachu, 
żadnego bólu... no, tylko trochę, na samym początku, zanim wszedł... Gdy go w 
sobie poczułem, złapałem go z całych sił i już go nie chciałem z siebie wypuścić. 
Wiedzieliśmy, co robimy i nie czuliśmy przed sobą żadnego wstydu. Byliśmy jak 
układanka, która wreszcie ułożyła się cała, do końca. Było to wspaniałe uczucie, 
czuć kogoś drugiego w sobie. Wreszcie byłem spełniony i prawdziwie szczęśliwy. 
Wiedziałem, że tej chwili i tych uczuć nikt nie może mi w żaden sposób odebrać. 
Kochałem się z Piotrkiem, moim pierwszym, jedynym, ukochanym chłopakiem. 
Jaką radością było dla mnie, gdy przeżywał swój wytrysk. Tak mocno, że trudno 
sobie to wyobrazić. We mnie. Bo trzymałem go mocno i nie pozwoliłem mu wyjść. 
Potem on dłonią i ustami doprowadził mnie do mojego wybuchu rozkoszy.  
Teraz zrozumiałem, co to jest prawdziwa miłość i co to jest prawdziwa rozkosz. Tak 
minęła nam ta noc, bardzo namiętna, której do końca swojego życia nigdy nie 
zapomnę.  
Tak z Piotrkiem staliśmy się parą. Bardzo się kochaliśmy. Nasz związek był czymś 
niepojętym. Najpierw zyskałem przyjaciela, a potem wielką miłość mojego życia.  

background image

 

I znów mijały kolejne miesiące, znów nastał czerwiec, miesiąc, w którym wszystko 
się zmieniło...  
Straciłem moich przyjaciół z ławki. Byli jakby na mnie źli, że mam innego 
przyjaciela, ale starałem się tym nie przejmować. Codziennie spotykałem się z 
Piotrkiem, nawet na długiej przerwie, bo nasze szkoły dzieliła tylko ta stara pralnia. 
Pewnego dnia, jak zwykle na długiej przerwie pobiegłem w tamtym kierunku. 
Piotrek już czekał. Rzuciłem się mu w ramiona, pocałowaliśmy się... Jak się później 
okazało, był to największy błąd w moim życiu: brak ostrożności. Kumple śledzili 
mnie. Zobaczyli mnie całującego się z chłopakiem. Po chwili obaj usłyszeliśmy:  
– No jasne! Patrz, pedały – to był głos Łukasza.  
– Sebek, ty cioto! – dołożył Mateusz.  
Piotr odwrócił się na pięcie i uciekł w stronę swojej szkoły. Ja... spokojnie 
podszedłem do kumpli. Zacisnąłem pięści. Ale nikogo nie chciałem uderzyć. 
Chciałem im tylko coś powiedzieć. Sam nie wiem, co. Odepchnęli mnie obaj i 
wyzwali od najgorszych. Bałem się wrócić do klasy.  
Na drugi dzień wszyscy już wszystko wiedzieli. Z każdej strony słyszałem śmiechy 
i wyzwiska. „Pedał.” „Patrz, idzie ten homo.” „O, to ten, co się całował z drugim 
kolesiem koło pralni.” „Słyszałeś? Mamy geja w szkole. To ten.” W ciągu tygodnia 
bębniła już o mnie cała szkoła. Nawet nauczyciele byli w stosunku do mnie 
uszczypliwi. Nie mogli się tylko przyczepić do moich ocen. Mój wychowawca też 
doskonale sobie zdawał sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazłem, lecz nie reagował. 
Czułem się jak podrzutek, jak pod-człowiek. Dyskryminowano mnie za to, że 
jestem gejem. Nikt nie patrzył na moje inne zalety. W klasie nikt się do mnie nie 
odzywał. Czułem się bardzo źle. Nie mogłem się doczekać wakacji, które wydawały 
się mi wybawieniem z mojej obecnej sytuacji.  
Piotrek nie ucierpiał zbytnio, moi dawni kumple nie zdążyli mu się przyjrzeć. W 
jego szkole plotka o „geju z sąsiedniej budy” też się rozniosła, ale nikt by nie 
pomyślał, że tym „drugim gejem” jest on. Tym bardziej, że kiedyś chodził z 
dziewczyną. Nasz związek na szczęście się nie rozpadł, ale rzadziej spotykaliśmy 
się. Postanowiliśmy, że będziemy bardziej ostrożni. Ja jednak czułem się bardzo źle. 
Piotruś pocieszał mnie, że przez wakacje sprawa przycichnie i wszystko będzie ok., 
ale ja czułem, że tak nie będzie.  
Nastały wreszcie wakacje. Moje tegoroczne świadectwo nie zachwyciło rodziców. 
Niektórzy nauczyciele celowo i złośliwie zaniżyli mi oceny. Wszystko się zaczęło 
walić. Ale Piotrek cały czas był przy mnie, gadaliśmy na gg, pisaliśmy sms’y, 
dzwoniliśmy do siebie, spotykaliśmy się. Wtedy mój smutek ulatywał gdzieś 
daleko. Żeby się czymś zająć i jakoś wypełnić sobie czas, podjąłem pracę u 
znajomego rodziców, pracowałem na zmywaku w takim zwyczajnym barze. Każdy 
grosz się dla mnie liczył, a praca pozwalała mi zapomnieć o tym, jak obecnie 
wygląda moje – z jednej strony szczęśliwe, a z drugiej strony – przeklęte życie. 
Zawsze po pracy, późnym wieczorem, czekał na mnie Piotrek. Jak dawniej brał 
mnie na ramę roweru i jechaliśmy gdzieś w ustronne zacisze, żeby znowu, jak 
dawniej, nacieszyć się sobą. Nie było okazji robić tego w domu. Moi rodzice 

background image

 

nigdzie nie wyjechali, jego starzy też nie mieli urlopu, a ja nawet nie miałem 
wolnych weekendów, żebyśmy mogli wyskoczyć pod namiot. Piotr był bardzo 
czuły i taki delikatny... Gdy wchodził we mnie, rozpalałem się tak, że nie 
wiedziałem nic o całym bożym świecie. I wciąż było mi mało. Kochałem go i 
okazywałem mu to na każdym kroku, tak samo jak on dawał mi dowody swojej 
miłości.  
To był zwariowany dzień, ostatni dzień długiego weekendu. Piotrek zadzwonił, że 
dziś po pracy nie spotkamy się, bo mają gości i nie da rady przyjść. Wracałem więc 
sam. Było późno, ale ruch na ulicach był bardzo duży. Do tego powyłączali już 
światła na przejściach, tylko mrugało żółte, ale nikt z kierowców nie chciał ustąpić 
pieszym. Wreszcie wraz z trzema innymi osobami wdarliśmy się na przejście. I 
wtedy poczułem ogromny, potworny ból, i zobaczyłem jeszcze, że ktoś obok mnie 
wyleciał w powietrze odrzucony z wielkim impetem...  
Gdy się obudziłem, nie wiedziałem, gdzie jestem i co się stało. Czułem się dziwnie. 
Nie mogłem się ruszyć. Nagle poderwała się moja mama, siedząca obok tego 
mojego szpitalnego łóżka, cała zalana łzami. Zobaczyłem tatę, przygnębionego, 
stojącego obok. I on poderwał się bliżej.  
– Jak się czujesz, powiedz... Nareszcie się obudziłeś...  
Nie wiedziałem, jak się czuję. Nie wiedziałem nic.  
Po chwili przyszedł lekarz. Wtedy usłyszałem wyrok.  
– Rehabilitacja będzie długa. Nie wiem, czy będzie skuteczna. Na razie zostaje ci 
tylko wózek...  
Wieczorem przyszedł Piotrek. Płakał, zamiast być twardym i mnie pocieszać. Ale 
po co mi jakieś głupie słowa pocieszenia, jak dobrze wiem, że prawdopodobnie już 
do końca życia nie będę chodził. Po co mam żyć? Kaleka?  
Od wypadku minął już rok. Straciłem nadzieję, i wszystko: życie, miłość, wolność i 
szkołę, Maturę zdałem z rocznym poślizgiem, w ostatniej klasie miałem nauczanie 
indywidualne.  
Przyzwyczaiłem się do wózka...  
Piotrek dostał się na studia. Odwiedza mnie, gdy tylko przyjeżdża. Miesiąc temu mi 
powiedział, że ma dziewczynę. I ma kłopot, bo jak się okaże, że ona jest w ciąży... 
Nie wiedział, co dalej mówić.  
– Ale zawsze będziemy przyjaciółmi – powiedział na pożegnanie.  
Kiedyś mówił, że nigdy mnie nie opuści. Ale to były inne czasy, inne okoliczności, 
inna sytuacja. Dlatego mu przebaczyłem, że nie dotrzymał słowa. Zwolniłem go z 
tego słowa. Nasza miłość, która przeszła tak wiele, została zniszczona przez moje 
kalectwo. Sam nie wiem, jak ja bym postąpił w takiej sytuacji. Pewnie też bym 
stchórzył. Czy zostanie chociaż ta przyjaźń, o której mnie zapewniał?  
Od tej pory mam tylko siebie. Wiem, że miłość nie jest stała, zwłaszcza w obliczu 
kalectwa. Strach przed nowymi obowiązkami chyba jest wtedy silniejszy. A ja? Ja 
też jestem silniejszy. Chcę korzystać z życia, ile mogę, i na tyle, na ile mogę. Bo 
jutro – jutro mogę jeszcze więcej stracić. Kto wie?