background image
background image

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym

background image

WSTĘP

Zainspirowany

  książką  Piotra  Patykiewicza  „Dopóki  nie  zgasną  gwiazdy”

Tomasz  Kreczmar  stworzył  swoją  wizję  Upadku,  czyli  zdarzenia,  które  miało
miejsce  kilkaset  lat  przed  akcją  książki  i  zupełnie  odmieniło  znany  świat.  Gra
paragrafowa  uzupełnia  świat  wykreowany  przez  Piotra  Patykiewicza  i  rzuca
światło na niektóre wątki znane z powieści.

Wciel

  się  w  Antka,  młodego  chłopaka  z  dużego  miasta,  którego

największym  zainteresowaniem  są  gry  komputerowe.  Spójrz  jego  oczami  na
nagły  koniec  świata.  Postaw  się  w  jego  sytuacji,  odkrywaj  tajemnicę  Upadku  i
dokonuj  niezwykle  trudnych  wyborów.  Każda  pomyłka  może  kosztować  Cię
życie. Walcz, przetrwaj apokalipsę. Dołącz do nielicznego grona ocalałych!

Pamiętaj,  że

  wydarzenia

  z  gry  paragrafowej  mają  miejsce  na  długo  przed

wydarzeniami  z  powieści  –  świat  właśnie  stanął  w  obliczu  globalnego
kataklizmu,  panuje  chaos,  na  próżno  szukać  spokoju  i  wytchnienia.  Wizja
Tomasza  Kreczmara  jest  mniej  mroźna  i  melancholijna  niż  ta  z  powieści
„Dopóki  nie  zgasną  gwiazdy”,  autor  postawił  na  żywiołową  akcję.  Jednakże
treść i rozwiązania zawarte w grze były konsultowane z Piotrem Patykiewiczem.

UWAGA! W

 grze można natrafić na wulgaryzmy i przemoc.

Krótkie  wyjaśnienie

  dla

  osób  nie  zaznajomionych  z  terminem  gra

paragrafowa:

Rozgrywka

  polega  na  czytaniu  kolejnych  partii  tekstu  i  podejmowaniu

decyzji,  którą  z  zaoferowanych  przez  autora  dróg  pragniesz  podążyć.  W
zależności  od  Twoich  wyborów  gra  przeniesie  Cię  do  odpowiedniego  paragrafu.
Cały  tekst  podzielono  na  kilkadziesiąt  fragmentów  –  to  właśnie  tak  zwane
paragrafy.  Na  końcu  każdego  (no,  prawie  każdego)  znajdują  się  odnośniki  do
kolejnych.  Podejmując  decyzję,  którą  drogą  fabularnego  rozwoju  pragniesz
podążyć,  staniesz  się  współautorem  opowieści.  A  Twoje  wybory  mają  wpływ
na akcję i losy bohatera!

Zapraszamy

  zatem  do  paragrafowej  przygody  w  rzeczywistości  książki

„Dopóki nie zgasną gwiazdy”. Przejdź do paragrafu numer 1!

background image

1

Huk! Trzask! Łomot!

 I

 ból! Ból głowy!

Niby

  to  wszystko  słyszysz,  ale  chyba  wciąż  śpisz.  Ze  słodkich  objęć

Morfeusza  wyrywa  Cię  dopiero  dźwięk  potężnej  eksplozji.  A  potem…  głośny
rumor! Coś wybuchło czy co…?

„To

 pewnie

  gra”,  myślisz  sobie,  rzucając  okiem  na  zatopiony  w  półmroku

ekran. Jak zwykle zasnąłeś na kanapie, aż do zdechu rżnąc w najnowszego RPG-
a  na  konsoli.  Ekran  chyba  nawet  jeszcze  się  świeci.  Ale  konsola  wygląda  na
wyłączoną. Czerwone światełko nie łypie na ciebie wesoło, zachęcając do gry.

Łubudu!

Przez

  chwilę  jakby  się  rozjaśniło.  Przez  ciężkie  zasłony  przebiło  się  nie

tylko światło, ale i dźwięk eksplozji… a może raczej świst…

Co

 to było? Co się tam dzieje za oknem?

#2:

 Podchodzisz

 do okna, zobaczyć, co się dzieje.

#3:

 Sprawdzasz, dlaczego

 konsola nie działa.

background image

2

Wydłubując  śpiochy

  z

  kącików  oczu,  odsłaniasz  ciężkie,  ciemnogranatowe

zasłony,  skutecznie  oddzielające  twoją  grową  dziuplę  od  reszty  świata.  Dzięki
nim  odcinasz  się  nie  tylko  od  światła,  ale  również  od  dźwięków  pobliskiego
skrzyżowania.  Nawet  na  jedenaste  piętro  starego  wieżowca  dociera  stamtąd
wystarczająco  dużo  odgłosów,  by  wkurzać  ludzi.  A  co  do  światła  –  tego  w
czerwcu zwykle jest aż za dużo…

Zwykle, ale

 nie tym razem.

Niebo

  zasnuwają  bowiem  potężne  tumany  pyłu  i  ciemne  chmury.  Czy  w

ogóle jest dzień…? Trudno Ci to stwierdzić.

Nie

  masz  zresztą  zbyt  wiele  czasu,  by  się  nad  tym  zastanawiać.  Z

przerażeniem  patrzysz  na  chaos,  który  opanował  ulice.  Szczęśliwie  obserwujesz
go z bezpiecznej wysokości…

Krzyczący ludzie. Płonące samochody. Jęzory

 ognia

  wyrastające  coraz  wyżej

i  wyżej  z  pobliskiej  stacji  benzynowej.  Wywrócona  karetka  pogotowia.  Obok
wóz strażacki, z którego chyba cieknie woda. Biegnący na oślep ludzie. Wyjące
klaksony.

„Co się

 tu, kurwa, dzieje?! To

 musi być sen… albo gra…”

– Matka?! –

 krzyczysz

 w głąb mieszkania. – Matka, widzisz, co…!?

Jakby

  w  reakcji  na  twój  głos  niebo  przecinają  świetliste  promienie,

przywodzące  ci  na  myśl  pociski.  Odruchowo  kulisz  się,  słysząc  przerażający
świst, a potem kolejne eksplozje.

„PIERDOLĘ,

 TO

 MUSI BYĆ SEN…!”

Szkoda, że

 tak

 prawdziwy…

#4:

 Może

 matka

 coś wie – ruszasz w głąb mieszkania, żeby jej poszukać.

#6:

 Zimno

 Ci – chyba wypadałoby się ubrać, bo cokolwiek się dzieje, lepiej nie zderzyć

się z tym bez spodni.

background image

3

Wciąż

  jeszcze

  nie  do  końca  przebudzony,  podnosisz  się  z  kanapy  i  ruszasz

do  konsoli.  Zaczynasz  drżeć  z  zimna.  Niby  jest  czerwiec,  ale  gdy  tylko
wypełzłeś  spod  koca,  zmęczone  permanentnym  niewyspaniem  ciało,  osłonięte
tylko  bokserkami  i  T-shirtem,  stężało  z  chłodu.  Odruchowo  chwytasz  koc  i,
zawinięty, wciskasz „turn on”. Konsola milczy.

„Cholera.

  Znowu

  się  zepsuła”,  klniesz  w  myślach.  Ale  szybko  odkrywasz,

że  telewizor  też  nie  działa.  Niewielka  lampka,  którą  zwykłeś  zawsze  zostawiać
włączoną, również nie świeci. Rzucasz jeszcze okiem na elektryczny zegarek, ale
ten  także  nie  działa.  „Co  jest,  kurwa,  grane?”.  Dopiero  teraz  orientujesz  się,  że
jedyne  światło  dochodzi  z  niewielkiego  prześwitu  pomiędzy  ciężkimi
zasłonami. Cóż, lubisz grać po ciemku.

– Matka! – krzyczysz. –

 Korki

 wywaliło, czy żeś mnie od prądu odcięła?

„Co

 ona

 sobie myśli? Że co, grać mi nie da?”

Nikt

 nie odpowiada. Słychać tylko szaleńcze krzyki dochodzące zza okna.

#2:

 Podchodzisz

 do okna.

#4:

 Sprawdzasz, dlaczego

 matka nie odpowiada.

#5:

 Próbujesz ustalić, która

 jest

 godzina.

background image

4

W

 chwili, gdy otwierasz drzwi, wieżowiec tańczy i podskakuje. Lądujesz na

ścianie,  zastanawiając  się,  czy  to  wojna  atomowa,  ostrzał  z  broni
konwencjonalnej, czy po prostu zwariowałeś.

– Matka! – wrzeszczysz, rozcierając obolałe ramie. –

 Kumasz, co

 się dzieje?!

Szybko

  przemykasz  przez  korytarz  i  wpadasz  do  kuchni,  gdzie  zwykła

przesiadywać  twoja  mama.  No,  chyba  że  akurat  oglądała  „M  jak  Miłość”  czy
inne paskudztwo w telepudle.

Wystarczyła

 chwila

  nieuwagi  i  leżysz  jak  długi.  Musiałeś  się  poślizgnąć  na

kafelkach… zalanych kafelkach… zalanych i śliskich…

–  Matka!  Coś  się

  w

  kuchni  wylało!  –  krzyczysz,  próbując  dostrzec

cokolwiek  w  półmroku.  Przyglądasz  się  ubrudzonym  dłoniom,  zastanawiając,
czy to zupa, ketchup czy jakiś dżem. Ostrożnie, niezgrabnie wstajesz i próbujesz
zapalić światło.

– Cholera! Matka! Światło

 nie

 działa!

Nagle

  za  oknem  coś  rozbłyska.  Potężna  energia  rozświetla  kuchnię  na  tyle

długo, byś mógł dostrzec, że cały jesteś we krwi. Krwi, która rozlała się wokół
ciała. Ciała, leżącego nieopodal okna. Ciała twojej matki…

#7:

 Uciekasz

 z wrzaskiem, by się umyć.

#8:

 Sprawdzasz, co

 z matką.

background image

5

Panujący  w  pokoju  półmrok  utrudnia  poszukiwanie  komórki.  Niby

pamiętasz,  że  położyłeś  ją  obok  siebie,  jak  zaczynałeś  grać,  ale  chyba  później
chciałeś ją podładować. Musi zatem leżeć gdzieś koło konsoli. Albo telewizora.

–  Jebane  –  warczysz  przez  zęby.  –  Matka!  –  krzyczysz,  choć  wiesz,  że  to  na

darmo.  Pewnie  siedzi  przed  telepudłem  i  ani  myśli  drgnąć,  bo  przecież  „sam
możesz  ruszyć  swoje  cztery  litery”.  Coraz  bardziej  wkurzony  zaczynasz
przerzucać  walające  się  wszędzie  ubrania,  pudełka  z  grami,  puszki,  butelki  i
wszelkie śmieci, które tak wytrwale gromadziłeś od tygodni. Jeszcze przez kilka
chwil  próbujesz  bezskutecznie  namacać  komórkę.  Wreszcie  jest!  Patrzysz  na
ukochany ekran. Martwy ekran…

#2:

 Podchodzisz do okna.

#6:

 Zimno Ci – z tych nerwów nie pomyślałeś, żeby się ubrać.

background image

6

W  panującym  w  pokoju  półmroku  gromadzisz  ciuchy.  Wciągasz  bojówki,

zakładasz  skarpety  i  trampki.  Ze  zdziwieniem  odkrywasz,  że  te  niepokojące,
dochodzące  z  zewnątrz,  przytłumione  odgłosy  zamilkły.  Zastygasz  w  bezruchu,
nasłuchując  i  próbując  przegonić  pulsujący  w  głowie  ból.  Nagle  ciszę  przerywa
straszliwy  huk,  który  płynnie  przechodzi  w  całą  serię  świstów.  Wieżowiec,  w
którym  mieszkasz,  zaczyna  drżeć.  Czujesz  się,  jakbyś  grał  w  „Call  of  Duty”  z
idealnym nagłośnieniem. Tyle że to nie gra. I chyba nie sen.

#9:

 Ruszasz ustalić, co z matką.

#10:

 Sprawdzasz, co się dzieje na zewnątrz.

background image

7

– Kurwaaaa! – wyjesz i pędzisz w kierunku łazienki, odbijając się od ścian i

potykając  na  porozrzucanych  w  korytarzu  butach.  –  Ja  pierdolę!  –  warczysz,
uderzając o coś boleśnie piszczelem. W końcu udaje Ci się sforsować drzwi. Po
omacku,  już  ostrożniej,  znajdujesz  wannę  i  wpełzasz  do  środka.  Zrzucasz  z
siebie  zakrwawione  ciuchy  i  odkręcasz  kurek.  Niestety  zamiast  strumienia
ciepłej wody z rury płynie ledwie kilka kropel rdzawej cieczy.

Tego  już  za  wiele.  Puszczasz  pawia,  nieudolnie  próbując  zbytnio  się  nie

ubabrać.  Czujesz,  jak  budynek  drży  pod  wpływem  kolejnych  eksplozji.  Ból
głowy  staje  się  nie  do  zniesienia.  Ściany  zdają  się  na  ciebie  walić…  podłoga
faluje…  Niezręcznie  gramolisz  się  z  wanny,  kręci  ci  się  w  głowie.  Próbujesz
zachować równowagę…

Przejdź do paragrafu 

#13

.

background image

8

–  Matka!  –  jęczysz,  doskakując  do  ciała.  –  Matka…  –  Twój  jęk  przemienia

się  w  szloch,  bo  choć  od  dawna  nie  byliście  w  najlepszych  stosunkach,  ale
matka to jednak matka.

–  Co  się  tu,  do  kurwy  nędzy,  dzieje?  W  chuj,  jebane!  Matka!  –  potrząsasz

ciałem, choć nabyte w grach doświadczenie mówi Ci, że ona nie żyje. Prawie na
pewno  nie  żyje…  Zaczynasz  nerwowo  to  szlochać,  to  się  śmiać.  Obejmujesz
martwą kobietę, przytulasz się do niej, kołyszesz w przód i w tył.

–  Mamo…  Mamusiu…  –  szepczesz.  –  Mamusiu…  Mamuniu…  –

powtarzasz raz po raz.

Z  odrętwienia  wyrywają  cię  kolejne  eksplozje  za  oknem.  Musisz  sprawdzić,

co się dzieje!

#14:

 Zanim ustalisz, co za apokalipsa rozgrywa się za oknami, chcesz się umyć i ubrać.

#15:

 Chcesz dokładnie przyjrzeć się temu, co dzieje się na zewnątrz.

#16:

 Próbujesz ustalić przyczynę śmierci matki.

background image

9

Otwierasz drzwi i ostrożnie wychodzisz na korytarz.
–  Matka?  –  rzucasz  z  niepokojem,  próbując  dostrzec  cokolwiek  w

ciemności.  Raczej  nie  ma  szansy  Cię  usłyszeć,  bowiem  budynek  drży  coraz
bardziej,  rezonując,  a  na  zewnątrz  rozlegają  się  dźwięki  przywodzące  na  myśl
radzieckie  odgłosy  katiuszy  rodem  z  II  wojny  światowej.  Tyle  że  kilkukrotnie
głośniejsze!

Denerwując  się  coraz  bardziej  zaglądasz  do  kuchni.  Za  oknem  co  raz

wybuchają rozbłyski i w ich świetle dostrzegasz przerażający widok. Niemal cała
podłoga zalana jest krwią. Zapewne twojej matki, bo tylko ona mogła się ubrać
w  tak  brzydką  sukienkę.  I  tylko  ona  może  leżeć  pod  oknem  waszej  kuchni  z
roztrzaskaną czaszką.

Na  sam  widok  zbiera  Ci  się  na  wymioty.  Co  innego  rozwalać  łby

zombiakom w jakiejś strzelance, a co innego… własna matka!?

Jakimś  cudem  dajesz  radę  zwymiotować  tylko  do  zlewozmywaka,  a  nie  na

siebie.  Odkręcasz  wodę,  by  przemyć  twarz  i  się  napić.  Z  kranu  cieknie  tylko
kilka kropel płynu w kolorze rdzy i wydobywa się z niego dziwny bulgot.

Gdzieś  niedaleko  znów  coś  eksploduje.  Tym  jednak  razem  serii  wybuchów

towarzyszy długi, głęboki rumor, jakby jakiś pobliski blok się walił.

„Co się, kurwa, dzieje?”, zachodzisz w głowę.

#10:

 Sprawdzasz, co się dzieje na zewnątrz.

#11:

 Zastanawiasz się, co mogło się zdarzyć.

#12:

  Dochodzisz  do  wniosku,  że  to  musi  być  jakaś  apokalipsa  zombie  i  postanawiasz  się

dobrze do niej przygotować.

#17:

 Próbujesz ustalić przyczynę śmierci matki.

background image

10

Pełen 

niepokoju 

przechodzisz 

do 

dużego 

pokoju 

i, 

niczym

zahipnotyzowany,  wychodzisz  na  balkon.  Nie  masz  najmniejszego  pojęcia,  co
odbywa  się  wokół,  ale  podejrzewasz,  że  nic  normalnego.  A  z  dużego  pokoju
widok  jest  najlepszy.  Twoim  oczom  ukazuje  się  obraz  niczym  z  filmu
katastroficznego.

Drzewa, na które w dzieciństwie się wspinałeś, płoną niczym pochodnie.
Przeciwległy  blok  jest  w  połowie  rozwalony  i  stoi  w  ogniu.  Nawet  z  tej

odległości czujesz żar.

Dalszy  czteropiętrowiec,  w  którym  mieszkał  Maciek,  kumpel  od  małego,

zmienił się w stertę gruzów.

W  powietrzu  unosi  się  chmura  duszącego  dymu.  Przez  krótką  chwilę

odczuwasz  ulgę,  że  jesteś  tak  wysoko  –  z  dala  od  gorzkich  wyziewów.  Ale
potem dociera do Ciebie, że wieżowiec nie jest najlepszych schronieniem.

Wytężasz  wzrok,  by  w  dymie,  pyle  i  ciemnościach  dostrzec  jakichś  ludzi.

Widzisz kilka ciał i biegnące bez ładu i składu sylwetki. Ktoś pakuje walizki do
samochodu.  Inny  ciągnie  za  rękę  płaczące  dziecko.  Tylko  że  tych  ludzi  jest
jakoś dziwnie mało… za mało… Co się stało z resztą?

#11:

 Zastanawiasz się, co mogło się zdarzyć.

#12:

  Dochodzisz  do  wniosku,  że  to  musi  być  jakaś  apokalipsa  zombie,  i  postanawiasz  się

dobrze do niej przygotować.

background image

11

– Skup się, do kurwy nędzy!
Walisz  się  ręką  w  czoło,  próbując  pobudzić  bolącą  głowę  do  pracy.

Owszem, zwykłeś żyć w swoim świecie. Głównie grywasz na konsoli i z rzadka
wychodzisz  z  domu.  A  jak  nie  grasz,  to  siedzisz  przy  kompie  i  produkujesz
różne  dziwne  strony  w  sieci  albo  niedziałające  pseudo-programy,  dzięki  którym
zarabiasz prowizję na SMS-ach, jakie wysyłają naiwniacy, by za małe pieniądze
dostać  coś,  co  dużo  kosztuje  –  nie  widzą,  że  to  wszystko  to  jednak  wielka
ściema.

Nie  przepadasz  za  kontaktami  z  ludźmi,  przynajmniej  w  realu.  Twój  świat

to internet, gry i komputery, a nie gadki szmatki. Nie masz zatem nazbyt wielu
okazji do kontaktu ze światem zewnętrznym. Nieliczne wyjścia do sklepu czy na
średnio udane randki trudno uznać za silną więź z realem…

Niemniej żaden z twoich licznych wirtualnych znajomych jakoś nie wydawał

się  ostatnio  zaniepokojony  niczym  niezwykłym.  Bo  przecież  każdy  no-life  jak
Ty  ma  dość  pokaźną  siatkę  społecznościową,  a  jej  członkowie  milczeli  o
nadchodzącej  wojnie  czy  ataku  atomowym.  Rosjanie  ostatnio  przycichli.
Politycy też chyba nikogo nie rozeźlili… Może gdyby głowa Cię tak nie bolała,
byłoby łatwiej…

Z  drugiej  strony:  wojna  mogła  wybuchnąć  w  kilka  chwil.  Naoglądałeś  się

filmów,  w  których  pokazywano,  co  się  dzieje  po  wybuchu  EMP.  Ta  twoja
pamięć  fotograficzna  na  coś  się  w  końcu  przydała,  poza  grami  i  fuchami!
Przypomniałeś  sobie,  że  impuls  elektromagnetyczny  indukuje  wysokie  napięcie
w  sieciach,  urządzeniach  elektrycznych  i  elektronicznych,  to  z  kolei  powoduje
nagły  wzrost  natężenia  prądu  elektrycznego  i  wydzielanie  dużych  ilości  ciepła,
czego  z  kolei  konsekwencją  jest  uszkodzenie  elektroniki  i  elektryki.  Dochodzi
też  przy  okazji  przebicia  warstw  izolacyjnych.  To  by  tłumaczyło  pożary,
ciemności, brak elektryczności… Tylko co spowodowało wybuch EMP?

Rzecz  jasna  doskonale  pamiętasz,  że  impuls  elektromagnetyczny  o  tak

ogromnej  sile  mógł  powstać  w  zasadzie  tylko  w  wyniku  wybuchu  atomowego.
A  to  by  oznaczało  III  wojnę  światową…  To  zaś…  nie,  lepiej  o  tym  nie
myśleć…

#12:

 Jeśli wybuchła III wojna światowa, to musisz się dobrze przygotować na przetrwanie.

#19:

 To nie może być wojna – szukasz innego powodu chaosu.

background image

12

Naoglądałeś  się  filmów,  nagrałeś  w  gry,  przerzuciłeś  kilka  komiksów,  więc

w  teorii  powinieneś  być  świetnie  przygotowany  na  sytuacje  takie  jak  ta.  A
mimo to czujesz totalną pustkę w głowie. Co robić? Gdzie iść? Dokąd uciekać?
Pytania  rodzą  się  jedno  po  drugim  –  coraz  trudniejsze,  coraz  bardziej
chaotyczne. W końcu postanawiasz działać. Zaczynasz od zlokalizowania latarki.
Na  szczęście  dobrze  pamiętasz,  gdzie  trzymasz  czołówkę,  tak  przydatną  przy
grzebaniu  w  bebechach  komputerów.  Z  latarką  na  głowie  zaczynasz  gromadzić
przydatne  dobra.  Zapasowe  baterie.  Druga  latarka.  Scyzoryk.  Pudełeczko  z
obcążkami i śrubokrętami.

Ruszasz  do  kuchni,  chwytając  po  drodze  plecak.  Na  pewno  przyda  Ci  się

jeszcze  jedzenie  i  woda.  Kombinujesz,  co  jeszcze  zapakować,  gdy  nagle  rozlega
się  potężna  eksplozja,  po  której  rozbrzmiewa  długotrwały  łomot.  Wieżowiec
drży  i  chyba  zaczyna  się  chwiać.  Obawiasz  się,  że  nie  masz  za  wiele  czasu  –
budynek w każdej chwili może runąć!

#20:

 Decydujesz się na natychmiastową ucieczkę.

#21:

 Zgarniasz jeszcze ubranie i uciekasz.

#22:

 Zgarniasz tylko jedzenie i spadasz.

#23:

 Próbujesz zapakować jedzenie oraz ubranie i dopiero później uciekasz.

background image

13

Grzmot.  Huk.  Piski.  Tańczące  przed  oczami  plamy.  Ból  głowy.  Feeria

barw.  Hurgot.  Jakieś  szczęki.  Kolejne  huki.  Ból!  Wybuchy.  Eksplozje  bólu…
Ciemność…

Przejdź do paragrafu 

#18

.

background image

14

Oddychasz  głęboko,  starając  się  uspokoić,  i  ostrożnie  przemykasz  do

swojego  pokoju,  w  którym  panuje  półmrok.  Rzucasz  jeszcze  okiem  za  okno,
gdzie  nagle  jakby  jest  spokojniej.  Owszem,  płomienie  wciąż  szaleją,  ale
klaksony ucichły, a ludzie gdzieś zniknęli…

Skupiasz  się  na  poszukiwaniach  ubrania.  Wciągasz  bojówki,  zakładasz

skarpety i trampki. Co teraz?

#11:

 Musisz się zastanowić, skąd ten cały chaos.

#12:

 Jesteś pewny, że to jakaś apokalipsa zombie, więc musisz się do niej przygotować.

background image

15

Przerażony  pędzisz  do  dużego  pokoju  i  wypadasz  na  balkon.  Nie  masz

bladego  pojęcia,  co  się  dzieje,  ale  z  pewnością  nic  normalnego.  A  widoki
niczym z jakiegoś filmu katastroficznego tylko to potwierdzają.

Drzewa płoną niczym pochodnie.
Przeciwległy blok, rozwalony, stoi w ogniu.
Pobliski czteropiętrowiec zmienił się w stertę gruzów.
Stoisz  na  jedenastym  piętrze  i  czujesz  żar  bijący  z  pogorzelisk.  Ale

płomienie  są  za  daleko,  by  Cię  naprawdę  ogrzać.  Szybko  robi  Ci  się  zimno.
Koszmarnie  zimno.  Nie  dasz  rady  dłużej  stać  na  balkonie  w  bokserkach  i  T-
shircie. Na dodatek cały we krwi…

#14:

 Musisz w końcu się ubrać!

#16:

 Wolisz najpierw ustalić przyczynę śmierci matki.

background image

16

W  kuchni  zrobiło  się  jaśniej,  a  to  za  sprawą  płomieni,  które  wystrzeliły  z

górnych  pięter  sąsiedniego  wieżowca.  Możesz  uważniej  przyjrzeć  się  ciału
matki. Pierwszy raz w życiu masz do czynienia z trupem. I to trupem najbliższej
Ci osoby…

Drżysz – nie wiesz, czy z zimna, czy ze strachu – uważnie oglądając pękniętą

czaszkę.  Czujesz  się  trochę  jak  jakiś  filmowy  detektyw  na  miejscu  zbrodni.  A
raczej:  chciałbyś  się  czuć.  Zamiast  spokojnego  badania  przyczyny  zgonu
zaczynasz walczyć z mdłościami, szlochem i przejmującym cierpieniem.

W  końcu  udaje  Ci  się  opanować  na  tyle,  by  zrozumieć  przyczynę  śmierci.

Matka  najpewniej  wyjrzała  przez  okno,  by  zobaczyć,  co  się  dzieje.  Pewnie
któraś  eksplozja  tak  ją  przestraszyła,  że  odskoczyła,  poślizgnęła  się  i  uderzyła
głową w parapet. Zwykły pech?

#7:

 Dociera do Ciebie, że cały jesteś we krwi.

#14:

 Postanawiasz się wreszcie ubrać.

background image

17

W  kuchni  zrobiło  się  jaśniej,  a  to  za  sprawą  płomieni  na  górnych  piętrach

pobliskiego wieżowca. Możesz teraz uważniej przyjrzeć się ciału matki.

Drżysz – nie wiesz czy z zimna, czy ze strachu – uważnie oglądając pękniętą

czaszkę.  Czujesz  się  trochę  jak  jakiś  filmowy  detektyw  na  miejscu  zbrodni.  A
raczej:  chciałbyś  się  czuć.  Zamiast  spokojnego  badania  przyczyny  zgonu
zaczynasz  walczyć  z  mdłościami,  szlochem  i  przejmującym  cierpieniem.  Wszak
pierwszy  raz  w  życiu  masz  do  czynienia  z  trupem.  I  to  trupem  najbliższej  Ci
osoby…

W  końcu  dajesz  radę  się  opanować  na  tyle,  by  zrozumieć,  co  się  stało.

Matka  patrzyła  przez  okno.  Być  może  nawet  weszła  na  parapet?  Chyba  coś
wybuchło… blisko… bardzo blisko. Siła eksplozji rzuciła matką o stół a potem
o  parapet.  Nie  jesteś  detektywem,  ale  naoglądałeś  się  tego  i  owego.  Grałeś
nawet w „LA Noire”, ale średnio Ci się podobało. Niemniej coś Ci i tak nie do
końca pasuje w tym obrazie. Tylko że zupełnie nie wiesz co…

#12:

  Niezależnie  od  tego,  co  spotkało  matkę,  już  jej  nie  pomożesz.  Możesz  tylko  pomoc

sobie, by przetrwać tę katastrofę.

background image

18

Ból. Znów ten ból!
– Kurwa… – chrypisz.
Całe  ciało  cię  boli.  Czujesz  się  jak  na  kacu  połączonym  z  wyrafinowanymi

średniowiecznymi  torturami.  Wysiłkiem  woli  zmuszasz  się  do  wstania.
Rozglądasz  się  po  pobojowisku,  w  jakie  zmieniło  się  twoje  mieszkanie.  Przed
oczami  kolejny  raz  staje  Ci  obraz  ciała  matki.  Niczym  zza  mgły  dociera  do
ciebie świadomość, że bezpieczne życie bezpowrotnie minęło.

Próbujesz  skupić  wzrok  na  otoczeniu,  ale  trudno  Ci  cokolwiek  dostrzec  w

ciemnościach.  Na  pamięć  brniesz  przez  korytarz  w  kierunku  drzwi  do
mieszkania.  Potykasz  się  o  coś.  To  plecak!  Automatycznie  zakładasz  go  i
idziesz dalej. Ostrożnie, krok za krokiem.

Wypełzasz przez rozwalone drzwi wejściowe. Na korytarzu jest nieco jaśniej.

A  może  oczy  przyzwyczaiły  się  do  ciemności?  Idziesz  w  kierunku  schodów,
zataczając  się.  Zaczynasz  schodzić.  Stopień  po  stopniu.  Schodek  za  schodkiem.
Dziesiąte piętro. Dziewiąte. Ósme…

Nagle  zdajesz  sobie  sprawę,  że  jest  strasznie  cicho.  Żadnych  wybuchów.

Żadnych  hałasów.  Brak  odgłosów  życia.  Nawet  twoje  stopy  nie  wydają
dźwięków.  A  może  straciłeś  słuch?  Nie!  To  niemożliwe!  Przecież  słyszysz
dziwny ni to szum, ni to trzask, ni to szczęk.

Pokonujesz  kolejne  półpiętra  i  piętra.  Wydaje  ci  się,  że  już  dawno

powinieneś być na dole. W piekle. Bo jest ci gorąco jak w piekle. Skąd tu tyle
dymu? A te odgłosy? Ten gryzący zapach?

W końcu dociera do ciebie. Pożar!

#24:

 Idziesz dalej, licząc na to, że uda ci się jakoś przedostać przez płomienie.

#25:

 Wycofujesz się wyżej i próbujesz zejść, zeskakując z balkonu na balkon.

#26:

 Któryś z sąsiadów mógł przeżyć – postanawiasz sprawdzić kilka mieszkań.

background image

19

Nie,  nie,  nie  i  jeszcze  raz  nie!  Nie  ma  żadnej  III  wojny  światowej.  Żadnej

apokalipsy  zombie.  Żadnego  kataklizmu  rodem  z  gry  wideo  czy  filmu
katastroficznego.  Jesteś  tego  więcej  niż  pewien.  Zatem  albo  to  wszystko  Ci  się
śni, albo zwariowałeś. I nie wiesz, co byłoby lepsze…

Po  krótkiej  chwili  zastanowienia  i  kolejnych  eksplozjach  potwierdzających,

że  chyba  jednak  zdarzyło  się  coś  nie  do  końca  normalnego,  postanawiasz
poszukać  w  pamięci  jakichkolwiek  wskazówek  wyjaśniających,  co  się,  do
cholery, dzieje.

Atak  terrorystyczny?  Cóż,  zdarzały  się  w  całej  Europie,  ale  przecież  Polska

to  dla  terrorystów  zaścianek.  Choć  może  właśnie  z  tego  powodu  postanowili  tu
uderzyć?

Zaćmienie  Słońca?  Owszem,  było  –  jakiś  czas  temu  –  i  nie  spowodowało

żadnych wybuchów, o podobnym chaosie nie wspominając.

A  może  ta  kometa,  o  której  wszyscy  gadali?  Tylko  że  jakby  pieprznęła  o

Ziemię, to skończyłoby to się pewnie znacznie gorzej…

Dochodzisz  do  wniosku,  że  najpewniej  przyczyną  tego  wszystkiego  musi

być katastrofa w elektrowni atomowej. Może pierdolnął sarkofag w Czarnobylu?
Jakoś  nigdy  nie  chciało  Ci  się  wierzyć,  że  katastrofa  sprzed  kilkudziesięciu  lat
faktycznie  miała  znacznie  mniejsze  rozmiary  niż  się  obawiano.  Bardziej  byłeś
skłonny  uwierzyć  twórcom  gry  „S.T.A.L.K.E.R.”,  że  w  sarkofagu  ktoś
przeprowadzał jakieś tajemnicze eksperymenty.

A  jeśli  nie  Czarnobyl,  to  przecież  w  promieniu  kilkuset  kilometrów  wokół

Polski  działa  pewnie  z  kilkanaście  elektrowni  jądrowych.  I  każda  mogła
pierdyknąć!

#12:

 Elektrownia czy Czarnobyl – nie ma to znaczenia – i tak chcesz przetrwać; zaczynasz

od zapakowania najbardziej przydatnych rzeczy.

#17:

 Terroryści, komety, elektrownia – co by nie pierdyknęło, najpierw chcesz zrozumieć, co

przydarzyło się twojej matce.

background image

20

Niewiele  myśląc  pędzisz  na  łeb  na  szyję  w  kierunku  drzwi  wejściowych.

Wpadasz  na  schody  i  sadząc  po  trzy  stopnie,  biegniesz  na  dół.  Mijasz  kolejne
piętra.  Dziesiąte.  Dziewiąte.  Coraz  trudniej  ci  się  oddycha.  Ósme.  Siódme.
Słyszysz  słabsze  wybuchy  –  gdzieś  powyżej.  Piąte.  Czwarte.  Już  jesteś
bezpieczny.  Trzecie.  Kolejna  eksplozja.  Chyba  na  piątym!  Na  Twoją  głowę
sypie  się  gruz.  Potykasz  się,  ale  to  tylko  na  chwilę  spowalnia  Twoją  ucieczkę.
Drugie! Pierwsze! Parter!

Wypadasz  przed  blok  i  sadzisz  długie  susy  –  byle  dalej.  Wreszcie  stajesz  i

odwracasz  się,  by  zobaczyć,  jak  wygląda  dom,  w  którym  się  wychowałeś.
Widzisz  jęzory  ognia  wypełzające  przez  okna  i  liżące  ściany  od  zewnątrz.  Całe
czwarte  i  piąte  piętro  stoją  w  płomieniach.  Pomiędzy  siódmym  a  ósmym  coś
jakby  wygryzło  kawał  zewnętrznej  ściany.  Na  twoich  oczach  kolejne  eksplozje
wstrząsają konstrukcją. Masz wrażenie, że wieżowiec zaraz się zawali.

#27:

 Postanawiasz rozejrzeć się po okolicy.

#28:

 Wracasz do budynku – może któryś z sąsiadów potrzebuje pomocy?

background image

21

Cały  budynek  trzeszczy  i  drży  od  parteru  aż  po  jedenaste  piętro.  Masz

wrażenie, że za chwilę twoje mieszkanie przemieni się w Twój grób. Pędzisz do
pokoju i szybko pakujesz do plecaka kilka T-shirtów, parę spodni, bluzę i grube
skarpety.

Ruszasz  w  kierunku  drzwi  wejściowych,  zamierzając  po  drodze  chwycić

jeszcze  wiatrówkę,  gdy  nagle  cały  świat  wokół  zdaje  się  walić.  Szafa
podskakuje,  trzeszczy  i  leci  w  Twoją  stronę.  Uskakujesz,  ale  zbyt  wolno.
Spadające  z  górnych  półek  hantle,  które  dawno  temu  pomagały  Ci  zapewnić
tężyznę fizyczną, teraz lądują na twojej głowie. Czujesz potworny ból…

Przejdź do paragrafu 

#13

.

background image

22

Cały  budynek  trzeszczy  i  drży  od  parteru  aż  po  jedenaste  piętro,  które  lada

moment  może  stać  się  Twoim  więzieniem.  Bez  chwili  namysłu  wpadasz  do
kuchni  i  skrupulatnie  pakujesz  do  plecaka  jedzenie.  Ryż.  Makaron.  Butelka
wody.  Chleb.  Kiełbasa.  Dwa  jabłka.  Puszki  z  mielonką.  Dopakowujesz  jeszcze
pudełko zapałek i zapalniczkę.

Ruszasz  w  kierunku  drzwi  wejściowych,  gdy  nagle  cały  świat  wokół  zdaje

się  walić.  Wiszące  na  ścianach  półki  tańczą.  Ukochana  zastawa  matki  pęka  z
trzaskiem. Kuchenny zegar spada ze ściany wprost na twoją głowę. Czujesz ból,
a potem…

Przejdź do paragrafu 

#13

.

background image

23

Słysząc  przejmujące  trzaski  pękającego  szkieletu  budynku,  wrzucasz  do

plecaka  co  popadnie.  Puszki  z  pomidorami.  Chleb.  Kiełbasa.  Ryż.  Butelka
oranżady.  Czekoladki.  Banany  i  jabłka.  Nie  zatrzymujesz  się  nawet  na  chwilę,
tylko  wracasz  do  swojego  pokoju  i  chwytasz  bluzę  z  kapturem  oraz  spodnie.
Wypadając przez drzwi wejściowe, łapiesz jeszcze wiatrówkę. Pędzisz na schody
i sadząc po trzy stopnie, biegniesz na dół.

Mijasz  kolejne  piętra.  Dziesiąte.  Dziewiąte.  Ciężki  plecak  obija  Ci  się  o

tyłek.  Nogi  tracą  rytm.  Nagle  zaplątujesz  się  w  spodnie.  Potykasz  i  lecisz  na
głowę.

– Cholera! – wyjesz z bólu, gdy twoja czaszka spotyka się wpierw z poręczą,

a potem ze ścianą. Jakimś cudem utrzymujesz równowagę. Ale tylko na chwilę.
Budynek  przestaje  być  stabilną  konstrukcją.  Gdzieś  obok  wybucha  gaz.
Eksplozja  jest  tak  silna,  że  pękają  ściany.  Podmuch  miota  Twoim  ciałem
niczym szmacianą lalką. Lecisz w dół klatki schodowej, zderzając się z poręczą.
Ból jest przerażający. Ale po chwili znika. Pozostaje już tylko ciemność…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

24

Jesteś  zbyt  oszołomiony,  by  bać  się  płomieni.  Postanawiasz,  że  jeśli

pobiegniesz,  to  na  pewno  uda  Ci  się  dostać  na  dół.  Rzucasz  się  pędem.
Pokonujesz  jeden  poziom.  Niżej  gryzący  dym  jeszcze  bardziej  ogranicza
widoczność.  Żar  kąsa  Twoje  ciało.  Oczy  łzawią.  Już  nie  biegniesz,  ale  wleczesz
się. Gorąco Ci w nogi. Płomienie gryzą ręce. Każdy oddech parzy. Kręci Ci się
w głowie. Potrzebujesz powietrza! Powietrza!

– Ratunku! – charczysz, choć wiesz, że nie ma Ci kto pomóc.

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

25

Bijący  od  pomarańczowoczerwonych  języków  żar  zniechęca  cię.  Raczej  nie

masz  szans  uciec  schodami.  Ale  musisz  jakoś  się  wydostać  z  pułapki!  I  to
szybko!

Wchodzisz  piętro  wyżej,  jak  najdalej  od  pożerających  wszystko  płomieni.

Żyjesz tu od dzieciństwa, więc doskonale wiesz, które mieszkania mają balkony
–  a  te  uznajesz  za  jedyną  drogę  ucieczki.  Walisz  do  drzwi,  licząc,  że  ktoś
otworzy. Naciskasz klamkę i ustępują. W środku panuje cisza.

–  Halo?  Psze  pani?!  –  krzyczysz,  spodziewając  się  zaraz  wściekłego  ataku

„Wściekłej  Pani  z  Pieskiem”,  jak  nazywaliście  zołzę,  do  której  mieszkania
wszedłeś.  Nikt  Ci  nie  odpowiada.  Słyszysz  jedynie  trzeszczenie  płomieni  i
stłumione  odgłosy  eksplozji.  Ostrożnie  przemykasz  przez  mieszkanie,  w  każdej
chwili spodziewając się ataku sąsiadki.

Docierasz do celu i stajesz jak wryty. Na niewielkim balkonie leży sąsiadka.

Nie  widzisz  zbyt  wielu  szczegółów,  ale  chyba  też  nie  żyje.  W  każdym  razie  się
nie rusza. Nie zauważasz śladów krwi, kobietę pokrywa natomiast warstwa pyłu.
Najpierw  bierzesz  go  za  popiół.  Dopiero  po  chwili  dostrzegasz,  że  bardziej
przypomina raczej zmielony kryształ, a w świetle płomieni jarzy się błękitem.

#29:

 Uważnie przyglądasz się pyłowi.

#30:

 Badasz sąsiadkę – może jeszcze żyje?

#31:

 Uciekasz z pułapki, zeskakując z balkonu na balkon.

#32:

 Korzystając z okazji postanawiasz uzupełnić swoje zasoby i na szczęście masz latarkę,

która Ci w tym pomoże.

background image

26

Walisz  do  kilku  najbliższych  drzwi.  Wrzeszczysz,  starając  się  przekrzyczeć

ryk płomieni i łomot rozpadających się ścian. Nikt Ci nie odpowiada. Naciskasz
klamkę jednych, drugich drzwi – zamknięte. Wreszcie któreś się otwierają.

– Hej! – krzyczysz. – Jest tu kto?!
Odpowiada  ci  tylko  głucha  cisza,  przerywana  jedynie  trzeszczeniem  ścian

wieżowca.  W  mieszkaniu  unosi  się  mnóstwo  dymu.  Nie  wierzysz,  że  ktoś
został w środku. Podejrzewasz najgorsze…

#24:

 Postanawiasz zaryzykować i przebić się przez płomienie.

#25:

 Próbujesz zejść, zeskakując po balkonach.

background image

27

Przerażony rozglądasz się po okolicy. Nie poznałbyś jej! Podwórko, niegdyś

pełne  zieleni,  teraz  pokrywa  popiół.  Pobliskie  drzewa  dopalają  się,  a  krzewy
dogorywają.  Wszędzie  wala  się  gruz,  kamienie  i  kawałki  betonu.  Wypalone
wraki  samochodów  leżą  porozrzucane  to  tu,  to  tam  –  jakby  wystrzeliły  w
powietrze, opadły na ziemię i zamarły niczym jakaś sztuka nowoczesna.

Po  kilku  chwilach  zaczynasz  dostrzegać  kolejne  szczegóły.  Ludzkie  ciała,

zamarłe  w  dziwnych  pozach,  pokryte  popiołem,  przywodzące  na  myśl
współczesną  wersję  pozostałości  po  Pompejach.  Tylko  że  w  okolicy  nie  ma
żadnego wulkanu!

Do Twoich nozdrzy docierają ostre zapachy. Woń spalonego mięsa. Gryzący

odór dymu. Smród strachu…

Pośród  trzaskających  płomieni  wyławiasz  niepokojące  dźwięki.  Stłumione,

odległe eksplozje. Pojedyncze jęki. Przeciągłe wycie. Urywający się krzyk…

Nagle  z  pobliskich  ruin  czteropiętrowego  budynku  wyłania  się  jakaś  postać.

Kobieta  robi  kilka  kroków  w  Twoim  kierunku.  Wiatr  porusza  strzępami
nadpalonego ubrania. Jej skórę pokrywają plamy brudu, krwi i pyłu. Na ciemnej
twarzy wyróżniają się białka oczu.

Stoisz bez ruchu, jakby Cię zamurowało. Czy masz szansę jej pomóc?
Jakby  w  odpowiedzi  na  to  pytanie  kobieta  upada.  W  pomarańczowym

świetle  płomieni  dostrzegasz,  jak  jej  ciało  nagle  zmienia  się,  tężeje,  twardnieje.
Jakby ktoś rzucił na nią czar petryfikacji.

#41:

 Podchodzisz do ciała.

#42:

 To dla ciebie zbyt wiele – uciekasz byle dalej!

background image

28

Bez  chwili  wahania  ruszasz  w  kierunku  dobrze  znanego  ci  budynku.  Robisz

ledwie  kilka  kroków,  gdy  niespodziewanie  z  rozświetlanej  płomieniami  klatki
wyłania  się  postać,  której  wygląd  budzi  przerażenie.  Zamiast  ubrania  ma  jakieś
nadpalone  szmaty.  Jej  ciało  pokrywają  popiół  i  krew.  Idzie  nienaturalnie,
potykając  się.  Zaskoczony  stoisz  w  bezruchu,  nie  wiedząc,  czy  jej  pomóc,  czy
raczej  uciekać.  Jakby  w  reakcji  na  twoje  wahanie  kobieca  postać  upada.  W
ognistoczerwonym  świetle  płomieni  dostrzegasz,  jak  jej  ciało  zmienia  się,
tężeje, twardnieje. Jakby nagle zmieniło się w kamień...

– Petryfikacja…? – szepczesz, przypominając sobie wyraz z jakiejś gry.

#41:

 Podchodzisz do ciała.

#42:

 To dla ciebie zbyt wiele – uciekasz byle dalej!

background image

29

Ostrożnie  pochylasz  się  nad  sąsiadką  i  bierzesz  na  palec  odrobinę  pyłu.

Ciemnobłękitne kryształki przywodzą Ci na myśl zmielony lód. I też są zimne.
Przejmująco zimne. Odruchowo strząsasz je z palców. Dopiero teraz dostrzegasz
ślady  krwi  na  opuszce.  Czujesz  delikatne  ukłucia  bólu.  Bez  namysłu  wpychasz
palec  do  ust,  zębami  ściskasz  opuszkę,  starając  się  wyssać  niezwykły  jad.
Wypluwasz krew niczym jakiś Bear Grylls czy inny survivalowiec.

Ból  na  szczęście  mija.  Ale  niepokój  w  Tobie  rośnie.  Dlaczego  ten  dziwny

pył, ten proszek, pokrywa tylko ciało?

#30:

 Badasz sąsiadkę – może jeszcze żyje?

#31:

 Uciekasz z pułapki, zeskakując z balkonu na balkon.

#32:

 Korzystając z okazji, postanawiasz uzupełnić swoje zasoby i na szczęście masz latarkę,

która Ci w tym pomoże.

background image

30

Trącasz  nogą  skulone  ciało  sąsiadki.  Pochylasz  się  nad  nim,  próbując

odkryć oznaki życia. W półmroku rozświetlanym jedynie płomieniami pożarów
trudno Ci dostrzec jakieś szczegóły poza kryształowym pyłem.

– Halo! – krzyczysz kobiecie do ucha, licząc, że zareaguje na Twój głos.

#31:

 Postanawiasz uciekać i zeskakujesz z balkonu na balkon.

#32:

 Korzystając z okazji, postanawiasz uzupełnić swoje zasoby.

#33:

 Masz latarkę i postanawiasz jej użyć, by lepiej przyjrzeć się kobiecie.

#34:

 Nie zważając na pokrywający ciało pył, potrząsasz sąsiadką.

background image

31

Nie masz czasu na zastanawianie się, czy złośliwa zołza jeszcze żyje, czy już

nie.  Szalejący  piętro  niżej  pożar  zmusza  Cię  do  ucieczki,  bo  wystarczy  ledwie
chwila,  by  się  rozprzestrzenił  na  wyższe  kondygnacje.  Dlatego  bez  wahania
przechodzisz przez barierkę balkonu i zwieszasz się z poręczy. Ostrożnie zsuwasz
się  po  metalowych  prętach,  a  potem,  rozbujawszy  się,  zeskakujesz  piętro  niżej.
Jesteś na poziomie, gdzie szaleją płomienie. Żar wypędza cię z balkonu. Szybko
powtarzasz operację i zeskakujesz niżej. I jeszcze raz. I kolejny…

Stoisz  przed  budynkiem.  Spiesznym  krokiem  oddalasz  się  od  wieżowca,  by

z  bezpiecznej  odległości  przyjrzeć  się  domowi,  w  którym  spędziłeś  całe  życie.
Widzisz  jęzory  ognia  wypełzające  przez  okna  i  liżące  ściany  od  zewnątrz.  Całe
czwarte,  piąte  i  szóste  piętro  stoją  w  płomieniach.  Pomiędzy  siódmym  a
ósmym  kawał  zewnętrznej  ściany  został  wyrwany.  Na  twoich  oczach  kolejne
eksplozje  wstrząsają  konstrukcją.  Masz  wrażenie,  że  wieżowiec  zaraz  się
zawali…

#27:

 Postanawiasz rozejrzeć się po okolicy.

#28:

 Wracasz do budynku – może któryś z sąsiadów potrzebuje pomocy?

background image

32

Rozglądasz  się  po  nieznanym  Ci  mieszkaniu.  Nigdy  tu  nie  byłeś.  Zołza

dobrze  pilnowała  swojego  terytorium  i  żadnego  z  Was  nie  wpuściła  za  drzwi  –
ani teraz, ani gdy byliście jeszcze gnojkami robiącymi głupie żarty.

Otwierasz  najbliższą  szafę  i  wyrzucasz  z  niej  ubrania,  pudełka  z  plastikową

biżuterią. Odruchowo pakujesz pieniądze, na które przez przypadek natrafiłeś. Na
kolejnej półce znajdujesz coś znacznie cenniejszego – leki! Wrzucasz do plecaka
listki  z  ibupromem,  panadolem,  wapnem  i  plastikowy  słoiczek  z  aspiryną.
Dokładasz jeszcze jakiś zestaw witamin.

Piętro  niżej  znów  coś  wybuchło!  Budynkiem  wstrząsnęło.  Chyba  czas  się

stąd wynosić. Inaczej czeka cię smutny koniec…

#30:

 Wracasz na balkon i postanawiasz zbadać sąsiadkę – może jednak jeszcze żyje?

#31:

 Wracasz na balkon, by uciec z tej pułapki.

background image

33

Wygrzebujesz  czołówkę,  zakładasz  ją  i  zapalasz,  by  dostrzec  więcej

szczegółów.  Pochylasz  się  nad  kobietą,  przyglądając  się  jej  pokrytej
kryształowym  pyłem  twarzy.  Nagle,  jakby  pod  wpływem  światła,  kryształki
zaczynają  się  poruszać.  Wędrują  po  skórze,  wnikają  pod  powieki  i  wpełzają  do
ust.

Przerażony  odskakujesz,  próbując  jakoś  pojąć,  co  się  właściwie  stało.  Z

bezpiecznej  odległości  rzucasz  okiem  na  ciało.  Kryształy  ewidentnie  wnikają  w
ciało  kobiety.  Z  przerażeniem  obserwujesz,  że  jest  ich  coraz  mniej  i  mniej.
Znikają na Twoich oczach. Z gardła kobiety wydobywa się złowieszczy charkot.

#31:

 Uciekasz z pułapki bez chwili wahania, zeskakując z balkonu na balkon.

#35:

 Czekasz, by zobaczyć, co się stanie.

background image

34

Kładziesz  dłoń  na  ramieniu  kobiety  i  potrząsasz  jej  ciałem,  nic  sobie  nie

robiąc z ciemnobłękitnego pyłu. Sąsiadka otwiera oczy i wpatruje się w ciebie z
nienawiścią.  Po  chwili  wybucha  przerażającym  krzykiem,  który  urywa  się  tak
nagle,  jak  nagle  się  rozpoczął.  Odskakujesz  z  przerażeniem,  patrząc  na
wyginające się w niezwykły sposób ciało.

Dopiero  teraz  odczuwasz  straszliwy  ból  ręki  –  masz  całą  dłoń  w

ciemnobłękitnym pyle. A raczej nie pyle, tylko lodowych kryształkach, które na
twoich oczach jakby roztapiają się i przesączają przez skórę.

Krzyczysz  z  bólu  i  przerażenia.  Wtóruje  Ci  sąsiadka,  której  wykrzywiona

twarz miga Ci przed oczami. Nie wiesz, co się dzieje! Wiesz, że musisz uciec –
tylko  dokąd?  Sąsiadka  zaczyna  Cię  okładać  rękami,  wyjąc  niczym  jakaś
potępiona dusza. Niemrawo zasłaniasz twarz, próbując się opanować.

Dlaczego ta dłoń tak boli?!
Rzucasz  na  nią  okiem,  a  sąsiadka  –  jakby  korzystając  z  twojej  nieuwagi  –

napiera  na  Ciebie  całym  swoim  ciałem.  Impet  wypcha  was  oboje  poza  balkon.
W  ostatniej  chwili  przed  zderzeniem  z  asfaltem  przypominasz  sobie  żart  o
spadającym z wieżowca optymiście…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

35

Jakaś  chorobliwa  ciekawość  każe  Ci  stać  w  miejscu  i  patrzeć  na  niezwykłą

przemianę,  jakiej  doświadcza  kobieta.  Najpierw  czujesz  woń  palonego  mięsa  i
dopiero  później  orientujesz  się,  że  to  palą  się  jej  wnętrzności.  Z  oczodołów,  z
ust  i  nozdrzy  nagle  wystrzeliwują  pojedyncze  płomyki.  Błękitno-pomarańczowe
iskry  tańczą  we  włosach.  Skóra  zmienia  barwę,  jakby  w  ciągu  milisekund
przemieniała  się  w  węgiel.  Po  kilku  chwilach  sąsiadka  nie  przypomina  już
ludzkiej  istoty.  Staje  się  jakąś  przerażającą,  zwęgloną  skorupą,  która  pęka
powoli, niczym dzban.

– Kurwa! – krzyczysz. – Pierdolę to! Pierdolę to w chuj! To się, kurwa, nie

dzieje!

Nagle  z  pękniętego  dzbana  zaczyna  się  sączyć  delikatne,  jasne  światełko.

Zwraca twoją uwagę. Migocze hipnotyzująco. Z pęknięcia wypływa podrygujący
ognik.  Przykuwa  twój  wzrok.  Wiruje  w  powietrzu.  Odwracasz  się  w  jego
kierunku,  a  on  umyka  poza  zasięg  światła  czołówki.  Coś  ci  mówi,  że  lepiej
zrobisz, jeśli dasz nogę…

#36:

 Uciekasz.

#37:

 Zahipnotyzowany przyglądasz się ognikowi.

background image

36

Bez  chwili  wahania  odrywasz  wzrok  od  ognika.  Szalejący  piętro  niżej  pożar

lada  moment  może  Cię  dosięgnąć.  Czas  uciekać!  Przechodzisz  przez  barierkę
balkonu  i  zwieszasz  się  z  poręczy.  Ostrożnie  zsuwasz  się  po  metalowych
prętach,  a  potem,  rozbujawszy  się,  zeskakujesz  piętro  niżej.  Szybko  powtarzasz
operację i zeskakujesz dalej. I jeszcze raz. I kolejny…

Po  kilku  chwilach  stoisz  przed  budynkiem.  Rzucasz  okiem  za  siebie  i

widzisz,  że  hasający  w  powietrzu  ognik  sunie  powoli  w  dół,  jakby  w  Twoim
kierunku.  Mruga  do  Ciebie,  jakby  chcąc  coś  powiedzieć.  Może  to  alfabet
Morse’a?  Nie,  raczej  nie.  To  zło.  To  wcielone  zło.  O  ile  coś  takiego  jak  zło
faktycznie istnieje…

#38:

 Pędzisz – byle dalej od ognika, od budynku, od pożaru.

#39:

 Próbujesz schować się przed ognikiem w śmietniku.

background image

37

Nie  możesz  oderwać  oczu  od  tańczącego  ognika.  Magiczne  światełko  oferuje

jakiś  niezwykły  spokój.  Daje  poczucie  bezpieczeństwa.  Błogości.  Cieszysz  się
na samą myśl o dotknięciu tego światła. O cieple, którego jest zapowiedzią.

Ognik  skacze  poza  zasięgiem  światła,  czai  się,  przemyka,  bawi  się  z  tobą.

Czyżby miał rozum? Świadomość?

Czy to ważne?
–  Chodź!  Zatańczmy  razem!  –  mówisz  do  ognika.  Chcesz  go  złapać,  ale  on

droczy  się  z  Tobą.  To  podlatuje,  to  ucieka.  To  jest  na  wyciągnięcie  ręki,  to
znów odfruwa.

Nagle  zaczyna  się  zachowywać  zupełnie  inaczej.  Pędzi  w  twoim  kierunku.

Skacze  Ci  do  oczu.  Odruchowo  odwracasz  głowę,  ale  ognik  tylko  na  to  czeka.
Podlatuje  tuż  do  twoich  ust.  Muska  wargi.  Jest  taki  ciepły!  Taki  miły!  Taki
dobry! Otwierasz usta, jakbyś chciał go powitać. Ognik wskakuje Ci do gardła.
Czujesz już tylko błogie ciepło…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

38

Ruszasz  biegiem,  na  łeb  na  szyję,  byle  dalej  od  ognia.  Byle  dalej  od

trzeszczących  płomieni.  I  od  tego  ognika.  Od  tej  niezwykłej  iskierki,  która
mruga do ciebie przyjaźnie, gdy raz po raz spoglądasz za siebie.

Na szczęście nie straciłeś zupełnie rozsądku i biegniesz byle dalej od pożogi.

W  kierunku  parku,  gdzie  nie  dostrzegasz  śladu  płomieni.  Tam  są  kryjówki,
które znasz od małego. Byleś tylko zdołał dobiec!

Płuca  palą  cię  ze  zmęczenia.  Nogi  ciążą,  jakbyś  miał  ołów  zamiast  stóp.

Przystajesz na chwilę i odwracasz się rozglądając za ognikiem.

Znikł! – cieszysz się w pierwszej chwili. Ale potem z twoich ust wydobywa

się seria przekleństw.

–  Spierdalajcie,  wy  chuje  jebane!  –  wyjesz  w  kierunku  trójki  iskierek

tańczących kilka metrów od Ciebie. – Wypierdalajcie, sukinkoty!

W  odpowiedzi  ogniki  ruszają  w  szaleńczy  taniec,  zbliżając  się  do  ciebie

powoli, acz skutecznie.

Odwracasz  się  i  pędzisz  –  teraz  już  bez  namysłu.  Dalej!  Uciekaj!  Śmigaj

niczym wiatr!

Nagle  tracisz  grunt  pod  nogami.  Potykasz  się.  Przewracasz.  Lecisz,

koziołkując. Przez chwilę widzisz jeszcze pomykające Twoim śladem ogniki. A
potem  wpadasz  z  głośnym  chlupotem  do  stawu,  o  którego  istnieniu
zapomniałeś.  Brudna  woda  wciska  Ci  się  do  gardła.  Wstajesz  i  wypluwasz
cuchnącą ciecz.

Ze  zdziwieniem  dostrzegasz,  że  ogniki  nie  zbliżają  się  do  wody.  Pląsają  na

brzegu, jakby na Ciebie czekając. Zapraszają cię?

–  Możecie  mi  nafiukać,  piździelce!  –  krzyczysz  w  ich  kierunku  i  zanurzasz

się  w  smrodliwej  cieczy.  Odczekujesz  chwilę  pod  wodą,  aż  płuca  zapłoną  z
braku  powietrza.  Po  wynurzeniu  z  ulgą  stwierdzasz,  że  ogniki  nie  ruszyły  za
Tobą  w  pogoń.  Zmęczony  wypełzasz  na  brzeg  po  drugiej  stronie  i  chowasz  się
w  krzakach.  Przez  kilka  chwil  próbujesz  walczyć  z  sennością,  ale  w  końcu
poddajesz się…

Przejdź do paragrafu 

#40

.

background image

39

Musisz  się  gdzieś  ukryć!  Rozgorączkowany  rozglądasz  się  po  podwórku  i

dostrzegasz  śmietnik.  W  kilku  krokach  dopadasz  do  furtki.  Na  szczęście  jak
zwykle  nie  jest  zamknięta.  Wchodzisz  do  środka  i  chowasz  się  za  kontenerem.
Oddychasz przez usta, powoli przyzwyczajając się do smrodu. Przyczajasz się w
ciemnościach.

Czekasz. Czas płynie powoli. Minuty wydają się godzinami.
Słyszysz  trzask  płomieni.  Hurgot  walących  się  budynków.  Pojedyncze

eksplozje. Jakieś odległe okrzyki bólu i rozpaczy.

Nagle  –  w  prześwicie  między  dachem  a  ścianą  –  pojawia  się  ognik.  Tańczy

wesoło,  jakby  ciesząc  się  na  twój  widok.  Nie  możesz  oderwać  od  niego  oczu.
Magiczne  światełko  pląsa  to  tu,  to  tam.  W  jego  podrygach  widzisz  niezwykłe
zaproszenie.  Zachętę.  Jego  taniec  sugeruje  niezwykły  spokój.  Daje  poczucie
bezpieczeństwa. Oferuje coś błogiego.

Iskierka doskakuje do ciebie. Tańczy przed twymi oczami. Hipnotyzuje Cię,

jakby  miała  rozum…  Bezwiednie  otwierasz  usta.  Ognik  muska  Twoje  wargi.
Jest  taki  ciepły!  Taki  miły!  Taki  dobry!  Nagle  iskra  wskakuje  Ci  do  gardła.
Czujesz już tylko błogie ciepło…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

40

– Łobuć się, no!
Czujesz, jak ktoś Tobą potrząsa.
– Chyba nie żyje… – dziewczęcy, zlękniony głos.
–  Nie  wygląda  jak  tamci  –  mówi  ktoś  trzeci.  Mężczyzna.  Głos  ma  twardy,

wręcz ostry.

–  Łobuć  się,  ćwoku!  –  to  znów  ten  pierwszy.  Nieco  bełkotliwy.  Słyszysz

jeszcze  jakieś  odleglejsze  pomruki,  szmery  rozmów.  To  musi  być  większa
grupa.

#45:

 Otwierasz oczy.

#46:

 Udajesz trupa.

background image

41

Jakaś  niezdrowa  ciekawość  przyciąga  Cię  do  ciała.  Zbliżasz  się  do  zwłok

niczym  ćma  do  płomienia  świecy  i  klękasz  obok.  Oglądasz  je  w  migoczącym,
pomarańczowym  świetle  pożarów,  próbując  wydobyć  z  cieni  jakieś  szczegóły.
Zdaje  Ci  się,  że  pokryte  pyłem  zwłoki  są  jakby  zmumifikowane…  Czarna
niczym  węgiel  skóra  gdzieniegdzie  ustępuje  miejsca  wykwitom  błękitu.  Te  na
Twoich oczach znikają, jakby pożerane przez mrok.

Nagle  ciało  pęka,  jakby  było  jakimś  pustym  w  środku  posągiem.  Tylko  że

ze  zwęglonej  skorupy  wyskakuje  migoczący  płomyk!  Tańczy  w  powietrzu,
mruga do ciebie wesoło, zapraszająco.

#43:

 Uciekasz bez wahania.

#44:

 Zaciekawiony przyglądasz się ognikowi.

background image

42

Masz  tego  wszystkiego  dość!  Od  wielu  już  minut  nie  wierzysz  własnym

oczom! To musi być sen! Odwracasz się plecami do ognia i pędzisz, zostawiając
za  swoimi  plecami  pogorzelisko,  zniszczenia,  ruiny.  Nagle  potykasz  się  i
przewracasz. Pod wpływem bólu przytomniejesz.

Potknąłeś  się  o  ciało.  Wygląda  niczym  ta  kobieta  sprzed  chwili.  Leży

zwinięte  w  kłębek.  Odruchowo  odsuwasz  się  na  czworakach,  tyłem,  cały  czas
mając  je  w  polu  widzenia.  Na  Twoich  oczach  czarne,  wyglądające  na
zmumifikowane  ciało  pęka.  Ze  zwęglonej  skorupy  zaczyna  się  sączyć  delikatne,
jasne  światełko,  migocząc  hipnotyzująco.  Ze  szczeliny  wyskakuje  ognik.
Podryguje. Skacze. Mruga. Przykuwa twój wzrok, wirując w powietrzu.

#43:

 Uciekasz.

#44:

 Zaciekawiony przyglądasz się ognikowi.

background image

43

Zrywasz  się  z  ziemi  i  ruszasz  w  kierunku  pobliskiego  parku,  który  odcina

się  ciemną  barwą  na  tle  łuny  ogni.  Twoje  serce  ściskają  pazury  nienaturalnego
strachu.  Przerażającej  obawy  przed  ognikiem.  Nie  do  końca  rozumiesz  tylko
dlaczego, bo gdy spoglądasz za siebie, tajemnicza iskierka mruga przyjaźnie. Do
ciebie?...

Nie  czujesz  zmęczenia.  Nie  przystajesz  ani  na  chwilę.  Masz  wrażenie,  że

poruszasz  się  coraz  szybciej.  Ale  mimo  to,  gdy  tylko  rzucasz  wzrokiem  za
siebie,  ognik  zdaje  się  być  coraz  bliżej.  Wtem  dostrzegasz,  że  dołączają  do
niego kolejne. Zamierasz w przerażeniu.

–  Spierdalajcie,  chuje  jebane!  –  wyjesz  w  kierunku  trzech  tańczących

płomyków. – Wypierdalajcie, sukinkoty!

Odwracasz się i pędzisz bez namysłu. Byle dalej! Byle szybciej.
Nagle  tracisz  grunt  pod  nogami.  Potykasz  się.  Przewracasz.  Lecisz,

koziołkując.  Przez  chwilę  widzisz  jeszcze  pomykające  twoim  śladem  ogniki.  A
potem  wpadasz  z  głośnym  chlupotem  do  stawu,  o  którego  istnieniu  prawie
zapomniałeś.  Brudna  woda  wciska  Ci  się  do  gardła.  Wstajesz  i  wypluwasz
cuchnącą ciecz.

Ze  zdziwieniem  dostrzegasz,  że  ogniki  nie  zbliżają  się  do  wody.  Pląsają  na

brzegu, jakby czekając na Ciebie. Zapraszają cię?

–  Możecie  mi  nafiukać,  piździelce!  –  krzyczysz  w  ich  kierunku  i  zanurzasz

się  w  smrodliwej  cieczy.  Odczekujesz  chwilę  pod  wodą,  aż  płuca  zapłoną  z
braku  powietrza.  Po  wynurzeniu  z  ulgą  stwierdzasz,  że  ogniki  nie  ruszyły  za
tobą w pogoń. Zmęczony wypełzasz na brzeg po drugiej stronie i chowasz się w
krzakach.  Przez  kilka  chwil  próbujesz  walczyć  z  sennością,  ale  w  końcu  się
poddajesz…

Przejdź do paragrafu 

#40

.

background image

44

Iskierka  tańczy  wesoło.  Jej  podrygi  przywodzą  Ci  na  myśl  jakiś  radosny

taniec  godowy.  Płomyk  mruga,  zmienia  nieco  barwę,  blask  to  rozbłyskuje
mocniej,  to  słabnie.  Przez  krótką  chwilę  masz  wrażenie,  że  chce  ci  coś
przekazać; że to alfabet Morse’a.

Ale  kilka  sekund  później  już  jest  ci  wszystko  jedno.  Po  prostu  wpatrujesz

się  w  ognika.  W  pląsające  magiczne  światełko.  W  zapowiedź  błogości  i
bezpieczeństwa.

Iskierka  doskakuje  do  ciebie.  Tańczy  przed  twymi  oczami.  Bezwiednie

otwierasz  usta.  Ognik  muska  twoje  wargi.  Jest  taki  ciepły!  Taki  miły!  Taki
delikatny!  Nagle  wskakuje  ci  do  gardła.  A  potem  czujesz  już  tylko  błogie
ciepło…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

45

Unosisz  powieki  i  Twoim  oczom  ukazują  się  trzy  pochylone  postaci.

Najbliżej  stoi  chyba  właściciel  tego  bełkotliwego  głosu,  w  którym  szybko
rozpoznajesz  pijaczynę.  Jest  nieumyty  i  nieostrzyżony.  Kiwa  się  nieco,  ubrany
w  jakieś  brudne  łachy.  Sprawia  wrażenie,  jakby  się  cały  lepił.  Szczęśliwie
wszystko wokół śmierdzi tak, że woń przetrawionego alkoholu, która się wokół
niego unosi, jest bardzo stłumiona.

Nieco  dalej  dostrzegasz  wysokiego  mężczyznę  w  osmalonym  i  podartym

ubraniu strażaka. W ręku dzierży toporek. Obuchem delikatnie, jakby nerwowo,
uderza o swoją łydkę.

Tuż  obok,  niemalże  wsparta  na  jego  ramieniu,  stoi  dziewczyna.  Podarta

bluza,  dziurawe  dżinsy,  włosy  w  nieładzie.  Ale  najgorsza  jest  krew.  Całe
ubranie ma we krwi. Włosy też. Słania się na nogach. Może gdyby się umyła i
ubrała,  uznałbyś  ją  za  więcej  niż  przeciętną.  Ale  w  tej  chwili  jest  po  prostu
żałosnym kłębkiem przerażenia.

Kilka  kroków  dalej  dostrzegasz  jeszcze  kilka  postaci,  ale  zlewają  się  Ci  w

jedną masę zalęknionych, zmarnowanych, ledwo żywych ludzi.

– Mam na imię Władek. A ty? – pyta strażak.

#48:

 „Kim jesteście?” – odpowiadasz wściekłym pytaniem.

#49:

 „Antek” – mówisz.

background image

46

Starasz się ani drgnąć. Oddychasz niezauważalnie. Trup. Jestem trupem.
Czujesz, jak jakieś ręce obmacują cię. Sprawdzają.
–  Sprawdźcie,  co  ma  w  plecaku  –  tego  głosu  jeszcze  nie  słyszałeś.  Plecak?

Miałeś plecak? Co się w ogóle stało?

Dopiero  teraz  przypominasz  sobie  ostatnie  przerażające  wydarzenia.

Eksplozje. Pożary. Ruiny. Trupy. I matka…

Nie  masz  jednak  czasu  rozpamiętywać  przeszłości.  Ci  ludzie  –  kimkolwiek

są  –  chcą  Cię  obrabować  z  wszystkiego,  co  udało  Ci  się  ocalić.  Od  tego  może
zależeć Twoje przetrwanie!

#47:

 „Odpierdolcie się od moich rzeczy!” – mówisz z wściekłością.

#48:

 „Kim jesteście? Co się, kurwa, stało?” – pytasz.

background image

47

Wstajesz  szybko,  chwytając  plecak,  zanim  ktokolwiek  się  zorientował,  co

się dzieje. Przyciskasz go do piersi, jakby był najcenniejszym skarbem.

–  Spokojnie,  przyjacielu  –  mówi  mężczyzna.  Rozpoznajesz  ten  głos.  Pełen

pewności i przekonywujący.

Uważnie  mu  się  przyglądasz.  Ma  na  sobie  strój  strażaka  –  osmalony,

gdzieniegdzie  podarty,  ale  wciąż  rozpoznawalny.  W  ręku  trzyma  trzonek
strażackiego topora, skierowanego w dół.

Obok stoi dziewczyna w osmalonej bluzie i dżinsach podartych na kolanach.

Przez dziury w spodniach dostrzegasz okropnie pokrwawione kolana. Na oko ma
może  20–21  lat.  Gdyby  się  umyła  i  ubrała,  uznałbyś  ją  za  ładną,  jeśli  nie
piękną. Teraz wygląda na przerażoną. Trzyma się blisko strażaka, jakby mógł ją
ochronić przed wszelkim niebezpieczeństwem.

Blisko ciebie stoi jeszcze jedna osoba. To musi być właściciel bełkotliwego

głosu.  Na  pierwszy  rzut  oka  rozpoznajesz  pijaczka.  Nieumyty  od  wielu  dni,
nieostrzyżony  lump,  wciąż  woniejący  przetrawionym  alkoholem.  Ciekawe,
kiedy przestał pić?

Kilka  kroków  dalej  stoi  jeszcze  kilka  osób.  Zlewają  się  ci  w  jedną  masę

przerażonych, zmarnowanych, ledwo żywych ludzi.

– Spokojnie – powtarza strażak. – Mam na imię Władek. A ty?

#49:

 „Antek” – odpowiadasz.

#50:

 Milczysz, dalej obserwując.

background image

48

– Ja jebię! Wiecie, co się, do kurwy nędzy, stało? – pytasz.
Milczą,  jakby  zaskoczeni.  Odwracasz  od  nich  wzrok  i  rozglądasz  się  po

okolicy.  Trudno  stwierdzić,  która  jest  godzina.  Słońce  kryje  się  za  chmurami.
Ciężkimi,  pyłowymi  chmurami.  To  nie  żaden  smog.  Nie  burzowy  wał.  Nigdy
wcześniej czegoś takiego nie widziałeś. Na szczęście pył nie zasłania całkowicie
nieba. Czerwcowe słońce jest na tyle silne, by dawać odrobinę blasku.

–  Te  światła  –  słyszysz.  –  Tajemnicze  światła.  Uwalniały  się  z  ciał.

Wylatywały z nich…

–  Ja  wszystko  widziałem  –  mówi  ktoś  inny  zmęczonym  głosem  starego

człowieka.  –  Wszystko  widziałem…  Najpierw  spadł  błękitny,  kryształowy  pył.
Niczym  deszcz.  Jeśli  trafiał  na  ziemię,  to  znikał.  Jeżeli  na  coś,  co  mogło  się
zapalić,  to  wybuchał.  Gdy  spadały  na  elektryczne  kable,  powodowały
wyładowania.  A  gdy  na  żywe  istoty…  większość  zwierząt  po  prostu  zabijały.
Część  wpadała  w  szał…  niektóre  się  zagryzały…  Ludzie…  najgorzej  było  z
ludźmi…

Z  przerażeniem  patrzysz  na  niewielką  grupkę,  która  zebrała  się  w  tak

niezwykłym  miejscu.  Czyżby  tylko  tylu  ocalało?  Przyglądasz  się  to  jednej,  to
drugiej  twarzy,  próbując  poznać  ich  historie.  Kątem  oka  dostrzegasz,  jak  młoda
dziewczyna  opierająca  się  na  ramieniu  strażaka  pada  bezładnie.  Wszystko  dzieje
się  jakby  w  zwolnionym  tempie.  Władek  od  razu  klęka  obok  niej.  Wszyscy
wokół patrzą po sobie, pełni obaw i niepewności.

– Aśka… Aśka? Co jest? Strażak delikatnie cuci dziewczynę.
– Boli! Tak boli! – szlocha w odpowiedzi.

#51:

 Masz znalezione wcześniej leki przeciwbólowe i postanawiasz się nimi podzielić.

#52:

 „Wypada chyba ją opatrzeć. Chodźmy do apteki” – rzucasz.

#53:

 Nie robisz nic poza rozglądaniem się.

background image

49

– Mam na imię Antek – powtarzasz niewyraźnie. Odchrząkujesz i spluwasz.

– Wiesz, co się stało?

–  Nie  mam  pojęcia  –  odpowiada  Władek.  –  Wezwali  nas  do  pożaru.  Była

jakaś eksplozja czy coś…

–  To  było  straszne  –  chlipie  dziewczyna.  –  Koszmarne…  –  wtula  się  we

Władka.

–  Grund,  żeśmy  przetrwali,  kierowniku  –  rzuca  lump.  –  Te  paskudniki

chyba se pojszły.

– Paskudniki? – pytasz.
–  Szfiateuka.  Dźwiasdy.  Tańczące  dźwiasdy…  Żeś  ich  nie  widziałeś?  –

bełkocze.

– One… one… – Dziewczyna nie potrafi znaleźć słów.
– Wypływały z ciał – rzuca ktoś z grupki trzymającej się z tyłu. – Wszystko

widziałem. Najpierw spadł błękitny, kryształowy pył. Jak deszcz. Jeśli trafiał na
ziemię,  to  znikał.  Jeżeli  na  coś,  co  mogło  się  zapalić,  to  wybuchał.  Gdy  spadał
na  elektryczne  kable,  powodował  wyładowania.  A  gdy  na  żywe  istoty…
większość  zwierząt  po  prostu  zabijał.  Część  wpadała  w  szał…  niektóre  się
zagryzały… Ludzie… najgorzej było z ludźmi…

Wszyscy  odsuwają  się  od  staruszka,  który  drżącym,  zmęczonym  głosem

opisuje  dalej,  co  widział.  Ty  już  go  nie  słuchasz.  Wiesz,  co  powie.  Będzie  o
ognikach i zwęglonych, przemienionych ciałach.

Rozglądasz  się  po  okolicy.  Nie  wiesz,  która  jest  godzina.  Nie  widzisz

słońca.  Niebo  zakrywają  ciężkie,  ciemne  chmury.  Nigdy  wcześniej  takich  nie
widziałeś.  Nie  przypominają  chmur  burzowych.  Nie  zasłaniają  całkowicie
czerwcowego, silnego słońca, dochodzisz więc do wniosku, że musi być środek
dnia.

Patrzysz  na  te  kilka  osób,  które  zebrały  się  w  pobliżu.  Na  twoich  oczach,

jakby  w  zwolnionym  tempie,  młoda  dziewczyna,  opierająca  się  na  ramieniu
strażaka,  pada  bezładnie.  Władek  od  razu  klęka  obok  niej.  Staruszek  milknie.
Wszyscy patrzą po sobie, pełni obaw i niepewności.

– Aśka… Aśka? Co jest? Strażak delikatnie cuci dziewczynę.
– Boli! Tak boli! – szlocha w odpowiedzi.

#51:

 Masz znalezione wcześniej leki przeciwbólowe i postanawiasz się nimi podzielić.

#52:

 „Trzeba by ją opatrzeć. Chodźmy do apteki” – rzucasz.

background image

#53:

 Nic nie robisz poza rozglądaniem się.

background image

50

Milczysz,  zamiast  mówić.  Odwracasz  wzrok  i  rozglądasz  się  po  okolicy.

Trudno stwierdzić, która jest godzina. Słońce kryje się za chmurami. Ciężkimi,
pyłowymi  chmurami.  To  nie  żaden  smog.  Nie  burzowy  wał.  Nigdy  wcześniej
czegoś  takiego  nie  widziałeś.  Na  szczęście  pył  nie  zasłania  całkowicie  nieba.
Czerwcowe słońce jest na tyle silne, by dawać nieco blasku.

Z  rosnącym  przerażeniem  obserwujesz  niewielką  grupkę  ocalałych,  która

zebrała się w tak niezwykłym miejscu.

– To jak się nazywasz? – dopytuje się Władek.

#48:

 „Kim jesteście?” – odpowiadasz pytaniem.

#49:

 „Antek” – odpowiadasz wreszcie.

background image

51

Grzebiesz  chwilę  w  plecaku  i  wreszcie  wydobywasz  plastikowe  opakowanie

z ibupromem.

–  Masz  –  podajesz  strażakowi.  Ten  uśmiecha  się  do  ciebie  z  wdzięcznością.

Podaje jedną pastylkę dziewczynie.

– To ci pomoże, Asiu – mówi.
– Władek… tak boli…
– Zostawmy ją – rzuca ktoś z grupki z tyłu.
– Mnie też boli – dodaje inny.
– I mnie…

#62:

  Dochodzisz  do  wniosku,  że  samotnie  masz  większe  szanse  na  przetrwanie  –  i

odchodzisz.

#63:

 „Spokój, do kurwy nędzy!” – próbujesz zapanować nad emocjami tłumu.

background image

52

– Świetny pomysł – rzuca Władek. – Chodźmy!
Nikt  inny  nie  wykazuje  entuzjazmu.  No,  może  poza  śmierdzącym  lumpem,

który przygląda ci się, zezując z lekka.

–  Dźmy  więc  –  rzuca.  –  To  jak  sie  nazywasz,  bo  nie  dosyszaem?  –  pyta

ciebie.

– Antek – odpowiadasz nieco automatycznie, wyciągając rękę.
–  Stefan  –  mówi,  ściskając  twoją  dłoń.  –  Dziecie?  –  rzuca  w  kierunku

pozostałych.  Odpowiadają  mu  przeczące  ruchy  głowami,  niechętne  pomruki  i
odwracanie wzroku.

– Zostaniemy – stwierdza wreszcie staruszek zmarnowanym głosem. – Dość

się namęczyliśmy. Odpoczniemy tu.

– Wrócimy po was – głos Władka nie pozostawia cienia wątpliwości.
„Cholera, dobrze, że trafił się ktoś taki”, myślisz i prowadzisz waszą grupkę

w kierunku pobliskiej apteki.

Po  chwili  zostawiacie  tłumek  niechętnych  towarzyszy  za  sobą.  Maszerujecie

w milczeniu. Ty przodem, potem Władek, podpierający Aśkę. Na końcu Stefan,
który mruczy coś s pod nosem.

Wreszcie wychodzicie z parku na ulicę. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę z

ogromu  zniszczeń.  Widziałeś  zdjęcia  z  czasów  II  wojny  światowej.  Grałeś  w
gry, w których obracałeś miasta w perzynę. Ale co innego oglądać na ekranie, a
co innego widzieć na własne oczy.

– Kurwa, jego, pierdolona, mać – wyrywa ci się.
– Prowadź – rzuca strażak, jakby chcąc odwrócić twoją uwagę od ruin.

#54:

 Ostrożnie wybierasz drogę, byście dotarli bezpiecznie do celu.

#55:

 Wahasz się, czy to bezpieczne…

background image

53

Milczysz,  wpatrując  się  w  twarz  cierpiącej  dziewczyny.  Potem  odwracasz

wzrok  i  przyglądasz  się  zmęczonym  ludziom.  Zaczynasz  się  zastanawiać,  czy
powinieneś  z  nimi  zostać.  Czy  to  zwiększy  twoją  szansę  na  przetrwanie?
Łapiesz  się  na  tym,  że  myślisz  niczym  w  grze.  Ważysz  za  i  przeciw,  próbując
ocenić szanse…

#52:

 „Musimy ją opatrzeć. Chodźmy do apteki” – rzucasz w końcu.

#62:

  Dochodzisz  do  wniosku,  że  samotnie  masz  większe  szanse  na  przetrwanie,  więc

odchodzisz.

background image

54

Bez  wahania,  acz  powoli  i  ostrożnie,  idziesz  zrujnowaną  ulicą  w  kierunku

apteki  –  a  przynajmniej  budynku,  w  którym  powinna  być  apteka.  Uważnie
stawiasz  kroki  na  gruzowisku,  obawiając  się  skręcania  lub  upadku  i  czegoś
gorszego.  W  powietrzu  unosi  się  woń  spalenizny,  ale  jest  ci  dziwnie  zimno.
Brrr!  Drżysz,  szczękasz  zębami  i  kaszlesz  na  dodatek.  Zdajesz  sobie  sprawę,  że
pełznąca wolniej twoim śladem trójka towarzyszy, zachowuje się podobnie. Tak
jakby nagle spadła temperatura.

–  To  jest,  kurwa,  wszystko  pojebane!  Pojebane,  że  chuj!  –  rzucasz  w

powietrze, jakbyś chciał przerwać ciszę, która niepokojąco piszczy w uszach.

– Patrzcie!
– Iśkry!
Odwracasz  się  i  podążasz  za  wzrokiem  pozostałych.  Faktycznie,  gdzieś

spomiędzy ruin wylatują ogniki. Jeden. Drugi. Trzeci… cała chmara. Pląsają w
powietrzu, tworząc dziwny, przerażający układ.

–  Spierdalajmy!  –  rzucasz,  ale  nie  bardzo  jest  jak.  Trudno  biec  pośród

gruzów…

#69:

 Czekasz z pozostałymi, licząc na łut szczęścia.

#70:

 Rzucasz się biegiem, byle dalej od ogników.

background image

55

– Kurwa – syczysz przez zaciśnięte zęby. – W pizdu niebezpiecznie…
Władek ostrożnie sadza dziewczynę na ziemi.
–  Nic  się  nie  martw,  Aśka  –  mówi  uspokajającym  tonem  i  podchodzi  do

ciebie.  Razem  wspinacie  się  na  przewróconą  półciężarówkę,  by  lepiej  zbadać
sytuację.

–  Pierdolę!  Pierdolę!  Pierdolę!  –  powtarzasz  raz  po  raz,  przyglądając  się

poskręcanym  ciałom  przykrytym  cienką  warstwą  pyłu;  przewróconym,
wypalonym samochodom; wybitym szybom; zrujnowanym budynkom…

Nagle  dostrzegasz  ognik.  Wyłania  się  spomiędzy  wraków  aut.  Po  chwili

dołącza do niego drugi, wylatujący ze spalonego budynku. Jest i trzeci! Czyżby
was wyczuwały?

Rozumiecie  się  z  Władkiem  bez  słowa.  Jak  na  komendę  zeskakujecie  z

półciężarówki.

– Spadamy! – rzucasz w kierunku lumpa i cierpiącej dziewczyny. Patrzysz za

siebie,  by  ocenić  odległość  od  budzących  atawistyczny  lęk,  drgających  w
powietrzu iskier. Są za blisko! O wiele za blisko. Jakby tego było mało, ziemia
pod nogami zaczyna drgać…

#56:

  „Czniam  ich”,  myślisz  sobie  i  próbujesz  uciec  sam,  pozostawiając  trójkę  na  pastwę

ogników.

#57:

 Próbujesz koordynować ucieczkę waszej czwórki.

background image

56

–  Ciekuj!  –  słyszysz  krzyk  lumpa,  ale  ani  myślisz.  Twoja  skóra  jest  więcej

warta niż ich!

„Spierdalaj!  Spierdalaj!”,  powtarzasz  sobie  w  myślach,  przeskakując  przez

gruzowisko  i  szukając  dogodnej  drogi  ucieczki.  Przypominasz  sobie  żart  o
uciekających przed lwem – pasuje jak ulał! Liczysz na to, że ogniki zainteresują
się tamtą trójką, a ciebie zostawią w spokoju.

Gorzej, że ziemia drży coraz bardziej. Trzęsienie ziemi?!
Biegnąc,  nie  jesteś  w  stanie  utrzymać  równowagi.  Potykasz  się.

Przewracasz.  Leżysz,  a  wszystko  wokół  się  trzęsie.  Uszkodzone  budynki,
niczym  ranne  zwierzęta,  padają  pod  kolejnym  ciosem  zadanym  im  przez
kataklizm. Próbujesz wstać, ale nowy wstrząs rzuca twoim ciałem o jakiś wrak.
Szalona  kakofonia  dźwięków  ogłusza  cię.  Rozglądasz  się,  oszołomiony,
próbując  znaleźć  jakąś  kryjówkę.  Schronienie,  przed  nieuchronnym  końcem.  A
ten  faktycznie  nadchodzi.  Nie  czujesz  bólu.  Ani  uderzenia.  Po  prostu  umierasz
przywalony betonową płytą…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

57

Przerażona  Aśka  płacze  histerycznie.  Lump  wpatruje  się  we  Władka,  jakby

oczekując  jakiejś  pomocy.  Strażak  zaś  pochyla  się  nad  dziewczyną,  próbując  ją
uspokoić. Czy tylko ty, kurwa, rozumiesz, co się dzieje?

Trzęsąca się ziemia pod nogami, tańczące ogniki nad głowami…
Nie widzisz szansy ratunku.
–  Ni  chuj!  –  wykrzykujesz,  choć  w  kakofonii  szalonych  dźwięków  kolejnej

katastrofy  pewnie  nikt  cię  nie  słyszy.  Budynki  wokół  walą  się,  wystrzeliwują
kolejne  płomienie,  wraki  z  hurgotem  wpadają  w  szczeliny.  Nic  nie  jest
stabilne…  poza  pełgającymi  ognikami,  które  jakby  czekają  na  was…  na  to,
byście się poddali…

Nagle  z  jednej  ze  szczelin  w  ulicy  wystrzeliwuje  fontanna  wody.  Ogniki

odskakują, byle dalej od kropel. A ty doznajesz olśnienia.

–  O  ja  jebię!  –  Chwytasz  lumpa  za  fraki  i  popychasz  go  w  kierunku

fontanny. – Prędzej, kurwa, prędzej! – warczysz, łapiąc Aśkę za rękę i ciągnąc ją
za  sobą.  Władek  szybko  łapie,  o  co  chodzi.  Pędzi  w  kierunku  szczeliny,  robi
zamach  toporem.  Woda  nagle  tryska  z  jeszcze  większą  siłą.  Ogniki  odpływają.
Ziemia przestaje się trząść. Chyba jesteście uratowani…

#58:

 „Wróćmy zobaczyć, co z resztą?” – rzucasz, odzyskawszy oddech.

#59:

 „Musimy znaleźć jakąś kryjówkę” – stwierdzasz.

background image

58

– Ja… ja nie dam rady!
Szloch Aśki działa ci na nerwy. Rzucasz bezradne spojrzenie na Władka, ale

ten  zdaje  się  nie  rozumieć,  w  czym  problem.  Lump,  Stefan,  przecząco  kręci
głową,  wskazując  na  nogę.  Wzdychasz  ciężko  i  ruszasz  spod  fontanny.  Od  razu
czujesz chłód. Zapomniałeś, jak jest zimno. A na dodatek ta zmrożona w rurach
woda.  Po  kilku  krokach  żałujesz,  że  pożary  się  skończyły.  Szczękając  zębami  i
obejmując  się  rękami  maszerujesz  w  kierunku  parku.  Co  pewien  czas  czujesz,
jak ziemia drży pod nogami.

– To tylko wstrząsy wtórne – przekonujesz sam siebie.
Jakimś  cudem  bez  kłopotów  docierasz  do  parku.  A  raczej  do  tego,  co  z

niego zostało… czy raczej – nie zostało. Gdy tylko wyszedłeś zza bloku, twoim
oczom  ukazała  się  dziura.  Pokaźnych  rozmiarów  szczelina,  w  której  zapadł  się
cały park i kilka dalej położonych budynków.

– JA JEBIĘ! Pierdolę! Do chuja wafla z tym!
Po  chwili  wkurzenie  mija.  Obojętniejesz  –  niespodziewanie  dla  samego

siebie.  Nie  wiesz,  ile  godzin  minęło  od  zaskakującej  pobudki,  ale  w
międzyczasie wydarzyło się tyle rzeczy, że jest ci poniekąd wszystko jedno…

#59:

 Wracasz do Aśki, Stefana i Władka, by wspólnie poszukać kryjówki.

#60:

 Postanawiasz samotnie walczyć o przetrwanie.

background image

59

Nie tylko ty jesteś zmęczony, zmarznięty i zszokowany. Cała wasza czwórka

ma dość. Ale instynkt nakazuje wam się nie poddawać.

– Musimy zaszyć się gdzieś pod ziemią – stwierdza Waldek, głaszcząc Aśkę

uspokajającym gestem. Dziewczyna, drżąc, wtula się w jego ramię. Od czasu do
czasu jeszcze pochlipuje, co wkurza cię na maksa.

–  Jak  znów  będzie  trzęsienie,  to  nas  zmiażdży  –  rzucasz,  spluwając  z

niechęcią.

– Żnam miejszcze, gdzieś nie – bełkocze Stefan.
– Co tam pierdolisz?
– Wiemsz… takie miejsce jeszt… nasze… bejszpieczne…
No  tak.  Lumpy  znają  różne  kryjówki.  Może  i  ta  jego  będzie  bezpieczna?

Szczególnie jeśli chodzi o trzęsienia ziemi…

#60:

 Nie zamierzasz ufać lumpowi i postanawiasz samotnie walczyć o przetrwanie.

#61:

 Udajesz się z wszystkimi do kryjówki, o której mówi Stefan.

background image

60

Zawsze  byłeś  samotnikiem  i  spędzenie  dnia  czy  dwóch  na  graniu  niemalże

bez  kontaktów  z  innymi  ludźmi  nie  stanowiło  dla  ciebie  problemu.  Ale  co
innego  wygodna  kanapa  i  żarcie  z  lodówki,  a  co  innego  samotna  walka  o
przetrwanie w ruinach, w zimnie, we wrogim otoczeniu. Bardzo szybko straciłeś
rachubę  upływającego  czasu.  Dzień  coraz  mniej  różnił  się  od  nocy.  Światłu
słońca coraz trudniej było przebić się przez gęstniejące chmury. Nocą było chyba
po prostu zimniej… a zimno było przejmujące.

Na  szczęście  udało  ci  się  znaleźć  kryjówkę  w  zniszczonym  sklepiku.

Przetrwała  tu  kanapa,  nieco  jedzenia  w  puszkach,  woda,  jakieś  ubrania  na
zmianę  i  koce.  Na  dwór  wychodziłeś  bardzo  rzadko,  w  zasadzie  tylko  po  to,  by
zaczerpnąć  odrobiny  świeższego  powietrza.  Strach  przed  ognikami  paraliżował,
zniechęcał  do  eksploracji.  Wiedziałeś,  że  to  nie  gra,  że  tu  nie  możesz  zapisać
stanu rozgrywki i – jak coś się nie uda – cofnąć akcję.

Po  pewnym  czasie  jedzenie  zaczęło  się  kończyć.  Powoli  stawałeś  przed

widmem  wyruszenia  na  poszukiwania.  Tylko  czego?  Czy  lepiej  zbadać  tylko
najbliższą  okolicę  i  wrócić  do  kryjówki?  A  może  poszukać  innych  ocalałych?
Albo  po  prostu  –  ruszyć  przed  siebie,  opuścić  miasto  i  szukać  szczęścia  gdzie
indziej?

#75:

 Ruszasz badać tylko najbliższą okolicę – za bardzo się boisz.

#76:

 Postanawiasz poszukać innych ocalałych.

#77:

  Uciekasz  z  tego  przeklętego  miasta  –  może  gdzie  indziej  katastrofa  nie  miała  aż

takiego rozmachu?

background image

61

Faktycznie  –  lump  znał  niezłą  kryjówkę.  Spodziewałeś  się  jakichś  kanałów

czy innego skłota. Tymczasem Stefan zaprowadził was w mało ci znaną okolicę
ogródków  działkowych.  Dziwnym  trafem  te  zielone  tereny  ocalały  przed
zniszczeniami.  Czy  dlatego,  że  mało  było  tu  ludzi,  na  które  ogniki  zdawały  się
polować?  Ciekawiło  cię  też,  dlaczego  nie  spadł  tu  ten  dziwaczny  kryształowy
pył, od którego wszystko się zaczęło?

Tak czy inaczej, teren uniknął pożarów, a trzęsienie ziemi zniszczyło ledwie

kilka  altanek  i  narobiło  nieco  szkód  w  ogrodach.  Lump  zaprowadził  was  do
największego domku, i to całkiem nieźle wyposażonego. Siedzicie już wiele dni
i  nocy,  które  zlewają  się  w  jedność.  Słońce  przestało  przebijać  się  przez  ciężkie
chmury,  których  coraz  więcej  gromadziło  się  na  niebie.  Z  dnia  na  dzień,  z
godziny  na  godzinę,  robiło  się  coraz  chłodniej  i  głodniej.  Zabraliście  z
sąsiednich  altanek  wszystko,  co  nadawało  się  do  jedzenia  i  ogrzewania,  ale  nie
było  tego  dużo.  Boicie  się  rozpalać  ogień,  by  nie  ściągnąć  uwagi  ogników  czy
czegoś  jeszcze  gorszego.  Co  kryją  ciemności…?  Na  razie  widzieliście  wszak
hordy  bezpańskich  psów,  które  jadły  ciała  zwierząt,  resztki  jedzenia,  a  nawet
ludzi. Na szczęście jeszcze się was bały, ale kto wie, co stanie się za jakiś czas?

Czas… patrzysz na trójkę towarzyszy niedoli i zastanawiasz się, co stanie się

z  wami  za  jakiś  czas.  Z  wesołkowatym  Stefanem  –  lumpem  o  niezwykłych
umiejętnościach przetrwania. Z Władkiem – silnym, twardym i prostolinijnym.
Z Aśką – histeryczną, mało odporną psychicznie acz romantyczną…

–  Czóż,  tczasz  ruszysz  po  żarło  –  głos  Stefana  wyrywa  cię  z  zamyślenia.

Faktycznie,  zaczyna  brakować  wam  jedzenia.  Musicie  coś  przedsięwziąć.  Czas
(znów  ten  czas!)  poszukać  zapasów  wśród  ruin.  Tam  też  coś  zapewne  ocalało…
W  ogóle  warto  rozejrzeć  się  po  okolicy,  bo  przecież  nie  mogliście  ocaleć  tylko
wy!  Tylko  co  z  ognikami?  Wszak  widzieliście  je  czasem,  jak  skaczą  wysoko,
daleko…

#78:

 „Władek, choć się rozejrzeć” – rzucasz.

#79:

 „Pójdę zobaczyć, co i jak” – decydujesz.

#80:

 „To kto idzie?” – pytasz.

background image

62

Oddalasz  się  od  grupki,  nie  patrząc  za  siebie.  Słyszysz  pomruk

niezadowolonych głosów, ale masz to w dupie. Sam sobie lepiej dasz radę.

Opuszczasz  park  i  ruszasz  w  kierunku  najbliższego  sklepu.  A  przynajmniej

miejsca, gdzie ów sklep się znajdował. Masz nadzieję, że uda ci się tam znaleźć
coś, co pomoże przeżyć. Nie wiesz, z jakiego powodu, ale odruchowo starasz się
skradać. Obawiasz się nie tylko ludzi, ale też czegoś jeszcze… czegoś, czego nie
potrafisz nazwać, a co wisi niczym te ciemne, ciężkie chmury nad głową.

Wreszcie  docierasz  do  marketu.  Niski  budynek  ocalał  prawie  w  całości.  Ba,

kręci  się  wokół  niego  nawet  grupka  ludzi.  Szósty  zmysł  podpowiada  ci,  że
chyba lepiej się nie wychylać…

#64:

 Obserwujesz, co się dzieje.

#65:

 Witasz się z nieznajomymi.

background image

63

– Pojebani jesteście wszyscy! – warczysz na zaskoczoną twoim zachowaniem

gromadkę. – Do chuja niepodobne! Wokół same popierdolone rzeczy się dzieją,
a wy skaczecie sobie do oczu!

Gromadka  pomrukuje  coś  niezrozumiałego.  Władek  staje  obok  ciebie,

wymownie  podnosząc  strażacki  toporek.  Tłum  uspokaja  się…  ale  tylko  na
chwilę.  Albowiem  najpierw  jedna  osoba,  a  później  następne  krzyczą,  jęczą  i
szlochają,  pokazując  coś  za  waszymi  plecami.  Odwracacie  się  i  widzicie
nadciągające w waszym kierunku ogniki. Pędzą tyralierą, przecinając powietrze z
dużą  szybkością.  Nie  tańczą,  nie  pląsają  jak  poprzednio,  tylko  prą  do  celu.  A
tym celem jesteście wy.

Niektórzy  rzucają  się  do  ucieczki.  Inni  padają  na  ziemię.  Większość  stoi  w

bezruchu, skamieniała…

#73:

 Też rzucasz się do ucieczki.

#74:

 Władek wydaje się rozsądnym – postanawiasz trzymać się z nim.

background image

64

Wokół  sklepu  kręci  się  kilkanaście  osób.  Wynoszą  ze  środka  różne  dobra,

układając  je  w  zgrabne  stosy.  Oddzielnie  jedzenie,  środki  czystości  czy  baterie.
Z  tych  stert  wszystko  trafia  na  wózki,  którymi  nieznajomi  zapewne  zamierzają
wszystko  gdzieś  wywieźć.  Obcy  pracują  metodycznie,  wymieniając  pomruki  i
żarty  –  jesteś  jednak  za  daleko,  by  wyłowić  poszczególne  słowa.  Spokojnie
obserwujesz,  czając  się  niczym  Ezio  z  „Assassin’s  Creeda”,  choć  zabójcą  nie
jesteś.

Uważnie  obserwując  otoczenie,  dostrzegasz  wystawione  na  czatach  czujki.

Uderza cię też spokój mężczyzn szabrujących sklep. Wyglądają na zgraną grupę,
jakby znali się wcześniej…

#60:

 Wycofujesz się po cichu i postanawiasz samotnie szukać sposobu na przetrwanie.

#66:

 Wracasz do strażaka i jego grupki, aby opowiedzieć im, co widziałeś.

background image

65

Bez  namysłu  wychodzisz  z  kryjówki.  Przez  chwilę  przyglądasz  się,  jak

nieznajomi  plądrują  sklep,  wyciągając  dosłownie  wszystko  –  od  papieru
toaletowego począwszy, a na pieluchach skończywszy.

– Hej! – zwracasz ich uwagę na swoją osobę.
Mężczyźni  dopiero  teraz  cię  zauważyli.  Odwracają  się  w  twoim  kierunku.

Jeden z nich sięga po łom, inny wyciąga z kieszeni pistolet.

– Panowie, ja tylko…
Nie  czekają,  co  masz  do  powiedzenia.  Nie  marnują  też  naboi.  Po  prostu

nagle ktoś uderza cię w głowę. Zapadają ciemności…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

66

Nie  wiesz,  ile  minęło  czasu  od  chwili,  gdy  opuściłeś  nieporadną  grupkę

ocalałych. Zapewne najmniej 30 minut. A oni wciąż są w tym samym miejscu.
Niektórzy  tylko  usiedli.  Większość  jednak  sprawia  wrażenie  zupełnie
zdezorientowanych,  przeciwnie  do  obserwowanych  kilka  chwil  wcześniej
mężczyzn.

–  Ja  jebię  –  klniesz  pod  nosem,  ruszając  ku  strażakowi,  chcąc  mu

powiedzieć,  co  o  tym  wszystkim  myślisz.  Podchodzisz  do  niego  i  do
uwieszonej  na  jego  ramieniu  dziewczyny.  Otwierasz  usta,  by  wyrzucić  z  siebie
wiązankę,  ale  przerywa  ci  dziwny  rumor.  Wszystko  drży.  Słyszysz  hurgot
walących się budynków. Ziemia zaczyna tańczyć…

– Trzęsienie! – krzyczy ktoś.

#67:

 „Uciekajcie!” – wyjesz, chwytając dziewczynę za rękę.

#68:

 Oni przynoszą ci pecha! Pędzisz byle dalej od tej grupki...

background image

67

Ruszasz  przed  siebie,  nie  puszczając  ręki.  Dziewczyna  potyka  się,

niezgrabnie  dotrzymując  ci  kroku.  W  chaosie,  który  się  rozpętał,  przytomność
umysłu  zachowuje  strażak.  Toruje  wam  drogę  ku  bezpieczeństwu.  Raz  po  raz
przewracając  się,  wędrujesz  jego  śladem,  nie  puszczając  dłoni  dziewczyny.
Waszym tropem podąża niezdarny lump, pozostając coraz bardziej z tyłu.

Ziemia  wciąż  się  trzęsie,  ale  coraz  słabiej.  Strażak  zatrzymuje  się  i  bacznie

rozgląda.

–  Tu!  Czekajmy!  –  próbuje  przekrzyczeć  hurgot  walących  się  budynków.

Faktycznie,  wygląda  na  to,  że  znalazł  chyba  najbezpieczniejsze  miejsce  w
okolicy.  Z  dala  od  budynków,  na  środku  ulicy,  gdzie  zagrozić  mogą  wam
nieliczne  wraki.  –  Asiu,  jesteśmy  bezpieczni  –  mówi  strażak  i  przytula
dziewczynę.

– Mam tego dość, Władek… dość – szlocha w odpowiedzi.
Lump trzyma  się nieco  z  boku, rozcierając  nogę.  A  ziemia wciąż  się  trzęsie.

Nagle  tuż  obok  was  wystrzeliwuje  w  powietrze  fontanna  wody  z  przebitej  rury.
W  mgnieniu  oka  jesteście  przemoczeni.  Ale  na  szczęście  ziemia  pod  waszymi
nogami przestaje drżeć…

#58:

 „Wróćmy zobaczyć, co z resztą?” – rzucasz, odzyskawszy oddech.

#59:

 „Musimy znaleźć jakąś kryjówkę” – dochodzisz do wniosku.

background image

68

„Spierdalaj!  Spierdalaj!”,  krzyczysz  do  siebie  w  myślach,  rozpychając  się

pomiędzy  nieporadnymi  ludźmi.  Pędzisz,  byle  dalej  od  nich,  rozglądając  się  za
jakimś  bezpiecznym  miejscem.  Utrudnia  Ci  to  drżąca  ziemia.  Nie  dajesz  rady
utrzymać  równowagi.  Raz  po  raz  potykasz  się  i  przewracasz.  Niezdarnie
gramolisz  się  z  powrotem  na  nogi  i  pędzisz  dalej,  tracąc  orientację  i  rozsądek.
Padasz  kolejny  raz  i  tym  razem  nie  masz  już  siły  wstać.  Leżysz,  a  wszystko
wokół  się  trzęsie.  Uszkodzone  budynki,  niczym  ranne  zwierzęta,  padają  pod
kolejnym  ciosem  zadanym  im  przez  kataklizm.  Któryś  wstrząs  z  kolei  rzuca
twoim  ciałem  o  pobliski  wrak.  Szalona  kakofonia  przerażających  dźwięków
ogłusza  cię.  Rozglądasz  się,  oszołomiony,  próbując  znaleźć  jakąś  kryjówkę.
Schronienie  przed  nieuchronnym  końcem.  A  ten  faktycznie  nadchodzi.  Nie
czujesz bólu. Ani uderzenia. Po prostu umierasz przywalony betonową płytą…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

69

Stajecie  możliwie  blisko  siebie,  opierając  się  plecami.  Wpatrujecie  się  w

cztery  strony  świata,  na  tańczące  przed  oczami  iskry.  Splatacie  dłonie  w
ostatnim geście solidarności.

Ogniki  tańczą,  jakby  zadowolone  z  polowania.  Jakby  wiedząc,  że  zwierzyna

się poddała. I że już się im nie wymknie.

–  Kurwy  jebane,  chuje!  –  szepczesz,  wpatrując  się  w  najbliższe  ogniki  i

plujesz w ich kierunku. Uskakują z gracją.

Wtem  czujesz  drżenie  asfaltu  pod  stopami.  Ziemia  trzęsie  się,  wibruje  –

czyżby w odpowiedzi na pląsy ogników? Nie, to niemożliwe!

Trzęsienie  ziemi  wzmaga  się.  Padacie  na  ziemię,  rozrzuceni  niczym

bilardowe  kule.  Wokół  was  asfalt  pęka.  Budynki  w  pobliżu,  zrujnowane  i
wypalone,  sypią  się  do  cna,  przemieniając  się  w  ogromne  sterty  gruzu  z
nielicznymi  ocalałymi  ścianami.  A  ogniki  spokojnie  czekają  w  powietrzu,  aż
skończy się kolejny kataklizm pochłaniający ludzkie istnienia.

Kątem  oka  dostrzegasz,  jak  kolejny  wstrząs  wpycha  Władka  w  szczelinę.

Strażak  chwyta  się  krawędzi  w  ostatniej  chwili.  Widzisz  już  tylko  kurczowo
zaciśnięte dłonie. Aśka rzuca się mu na pomoc, ale tak nieporadnie, że wpada na
lumpa.  Impet  wpycha  śmierdzącego  nieszczęśnika  w  szczelinę,  a  dziewczyna
chwieje się na krawędzi. Nie dasz rady pomóc obojgu!

#71:

 Pomagasz Władkowi – dziewczyna ma szansę uratować się sama.

#72:

 Pomagasz Aśce, bo ci się podoba.

background image

70

Bez  chwili  zastanowienia  ruszasz  przed  siebie  –  byle  dalej,  byle  szybciej.

Nie  wiesz,  skąd  w  Tobie  tyle  energii  i  siły.  Przeskakujesz  pomiędzy  wrakami.
Potykasz  się  i  przewracasz,  ale  szybko  zbierasz  i  pędzisz  dalej.  Wreszcie,  gdy
brakuje  ci  tchu,  gdy  adrenalina  przestaje  napędzać  zmarnowane  ciało,
przystajesz.  Pochylasz  się,  opierając  rękami  o  kolana,  wciągasz  głęboko
powietrze w płuca i pełen obaw rozglądasz się za ognikami.

Nie ma! Czujesz radość i zadowolenie, ale też odrobinę żalu…
–  Kurwa,  lepiej  oni  niż  ja  –  mruczysz  pod  nosem,  próbując  się  uspokoić,

przekonać, że to była dobra decyzja. Starasz się opanować drżenie rąk i nóg…

Tyle  że  to  nie  Ty  drżysz  –  a  raczej  nie  tylko  Ty.  Cała  ziemia  drży.

Wszystko  się  trzęsie.  Wypalone  budynki  trzeszczą  i  zmieniają  się  w  jeszcze
większe  ruiny.  Asfalt  pęka.  Bruk  rwie  się,  ustępując  miejsca  szczelinom.  Z
niektórych dziur bluzgają płomienie. Z innych strzela woda.

Kulisz  się  i  rozglądasz  za  jakąś  bezpieczną  kryjówką.  Ale  takiej  nie  ma  w

zasięgu  wzroku.  Wiesz,  że  nie  masz  szans  na  ratunek.  Ale  mimo  to,  gdy
pochłonęła  cię  jedna  ze  szczelin,  odczuwasz  raczej  zdziwienie  niż  smutek  czy
strach…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

71

Nieporadnie  doskakujesz  do  strażaka.  Chwytasz  go  za  rękę.  Ale  jest  ciężki!

Kurwa, facet waży w tym ubraniu chyba tonę! Sapiesz z wysiłku i krzyczysz do
dziewczyny,  by  Ci  pomogła.  Ta  patrzy  jednak  gdzieś  ponad  Twoją  głową,
zahipnotyzowana.  Odruchowo  odwracasz  wzrok  i  widzisz  zbliżającego  się
ognika. Jesteś uwieziony!

Nagle  ze  szczeliny  wystrzeliwuje  fontanna  wody.  Zaskoczona  dziewczyna

traci  równowagę  i  z  krzykiem  wpada  w  otchłań.  Ty  i  Władek  w  sekundę
jesteście  przemoczeni.  Śliska  dłoń  strażaka  wyślizguje  się  ci  z  ręki.  Z
przerażeniem zdajesz sobie sprawę, że nie dasz rady go uratować.

Padasz  na  plecy,  czekając  na  atak  ognika,  ale  ten  nie  nadchodzi.  Iskry

znikły,  jakby  przestraszone  fontanną  wody.  Ta  zaś  chwilę  później  znika  tak
nagle,  jak  się  zrodziła.  Ale  ty  zostajesz  sam  i  sam  musisz  walczyć  o
przetrwanie…

Przejdź do paragrafu 

#60

.

background image

72

Dziewczyna  to  dziewczyna  i  wypada  jej  pomóc  –  jak  to  w  różnych  grach

bywa,  damę  w  tarapatach  ratować  należy.  Rzucasz  się  więc  Aśce  z  pomocą,
chwytając  ją  w  objęcia.  Przyciskasz  jej  krągłe,  spocone,  brudne  ciało  do  siebie.
Kolejny  wstrząs  rzuca  was  na  ziemię.  Spomiędzy  huku  padających  budynków  i
trzasku  pękającego  asfaltu,  spomiędzy  chrzęstu  miażdżonych  aut  i  szczęku
sypiącego  się  gruzu  dociera  do  Ciebie  przerażający  krzyk  Władka.  Będziesz  go
słyszał do końca życia… będzie Twoim wyrzutem sumienia…

–  Jebać  to!  –  klniesz,  by  zabić  w  sobie  żal.  Gramolisz  się  na  kolana  i

próbujesz  pomóc  Aśce.  Ta  jednak  leży  skulona,  jakby  skamieniała,  wpatrując
się  gdzieś  w  przestrzeń.  Podążasz  za  jej  spojrzeniem  i  dostrzegasz  tańczące
ogniki. Zbliżają się do was. Kołyszą się. Wirują. Kręcą.

Odruchowo  odsuwasz  się  od  nich,  godząc  z  najgorszym.  Na  Twoich  oczach

zaczynają pląsać wokół Aśki. Dziewczyna nie odrywa od nich wzroku. A Ty od
niej. I od nich… Trzęsienie ziemi jest gdzieś daleko. Czyżby ustało?

Ogniki wirują, pulsują, to jaśnieją, to ciemnieją. Nagle jeden z nich wpływa

wprost do otwartych ust dziewczyny. Ta wzdycha, jakby z radością. Rozumiesz,
że taki czeka Cię koniec. Ale chyba nie jesteś na niego gotów!

–  Jebaniutkie!  Jebaniutkie!  –  szepczesz,  odsuwając  się  powoli,  na

czworakach.  Drogę  ucieczki  blokuje  ci  jednak  głęboka  szczelina  w  asfalcie.  Nie
przeskoczysz  jej.  Widzisz  nadlatujące  ogniki.  Przywodzą  Ci  na  myśl  jakąś
eskadrę  bojowych  pojazdów  przygotowujących  się  do  przeprowadzenia  nalotu
bombowego.

Ziemią  wstrząsają  kolejne  drgania.  Słyszysz  syk  wody  wystrzeliwującej

gdzieś  zza  twoich  pleców.  Na  jej  widok  iskry  uciekają  niczym  wampiry  przed
promieniami słońca.

Zmęczony,  przemoczony,  zmarnowany  padasz  na  plecy,  czekając  na  koniec.

Ale  ten  nie  nadchodzi.  Ogniki  znikają.  Fontanna  zimnej  wody  milknie.  A  ty
zostajesz sam i musisz dalej walczyć o przetrwanie…

Przejdź do paragrafu 

#60

.

background image

73

Nie  masz  wątpliwości  –  ucieczka  to  jedyny  ratunek.  Ale  nie  zamierzasz

pędzić  jak  te  owce  na  rzeź,  a  za  takich  uważasz  szalejącą  gromadkę  swych
tymczasowych  towarzyszy.  Pamiętasz,  co  cię  poprzednio  uratowało  i  bez
namysłu  wskakujesz  do  pobliskiego  stawu.  Woda  jest  zimna  i  brudna,  ale
oferuje  bezpieczną  kryjówkę  –  przynajmniej  na  ten  moment.  Nurkujesz  i
odpływasz  jak  najdalej.  Gdy  brakuje  Ci  powietrza,  szybko  go  nabierasz,  nie
rozglądając  się  przesadnie,  by  nie  zwrócić  na  siebie  uwagi.  Wreszcie  docierasz
na  drugą  stronę  stawu  i  odwracasz  się  powoli,  pełen  obaw.  Na  szczęście  żaden
ognik za tobą nie leci. Widzisz jeszcze kilka po drugiej stronie, jak pełgają nad
skulonymi ludźmi.

–  Kurwa!  Jego!  Mać!  –  wzdychasz  ciężko.  Jakby  w  reakcji  na  twoje  słowa

wszystko  zaczyna  się  trząść.  Drży  ziemia.  Budynki  się  chwieją.  Słyszysz  syk
uciekającej  wody.  Staw  w  mgnieniu  oka  przemienia  się  w  bagnistą  nieckę.
Odczołgujesz  się  od  krawędzi  i  kryjesz  w  krzakach.  Chowasz  głowę  pod
plecakiem  i  czekasz  na  koniec  trzęsienia  ziemi.  Słyszysz  hurgot  walących  się
budynków.  Chaotyczne  dźwięki  kolejnego  kataklizmu  przyprawiają  Cię  o
rozpacz.

Na  szczęście  trzęsienie  ziemi  kończy  się  równie  szybko,  jak  się  zaczęło.

Mokry, zziębnięty i samotny musisz walczyć o przetrwanie…

Przejdź do paragrafu 

#60

.

background image

74

– Hej! – wrzeszczysz do strażaka. – Do wody! Te piździelce boją się wody!
Mężczyzna chwyta dziewczynę pod pachy i ciągnie ją w kierunku stawu. Ich

śladem  podąża  lump,  który  najwyraźniej  doszedł  do  wniosku,  że  to  dobry
pomysł.  Wpadacie  do  stawu.  Zimna,  brudna  woda  bierze  Was  w  swe  objęcia,
oferując schronienie przed ognikami. Niezgrabnie płyniecie, chowając głowy pod
wodą  i  co  jakiś  czas  nabierając  powietrza.  Wreszcie  docieracie  na  drugi  brzeg.
Odwracacie  się  i  patrzycie,  jak  ogniki  pełgają  daleko  po  przeciwnej  stronie,
ścigając bezradnych uciekinierów.

Nagle  ziemia  zaczyna  drżeć.  Pobliskie  budynki  chwieją  się.  Woda  ze  stawu

umyka jakąś szczeliną. Pęka asfalt. Atakuje was kakofonia dźwięków.

–  Ja  jebię!  –  wyjesz  z  wściekłości.  Czy  ominie  was  choćby  jedno

nieszczęście?!

Staw  przemienia  się  w  bagnistą  nieckę.  Odczołgujecie  się,  byle  dalej  do

niego  i  od  plugawych  iskier.  Chowacie  w  krzakach,  zasłaniając  głowy  rękami  i
licząc na cudowne ocalenie. Na szczęście jesteście na tyle daleko od zabudowań,
że nie grozi Wam śmierć pod gruzami.

Na szczęście trzęsienie ziemi kończy się równie szybko, jak zaczęło. Mokrzy

i zziębnięci musicie dalej walczyć o przetrwanie… choć macie dość…

– Musimy zaszyć się gdzieś pod ziemią – stwierdza Waldek, głaszcząc Aśkę

uspokajającym gestem. Dziewczyna, drżąc, wtula się w jego ramię. Od czasu do
czasu jeszcze pochlipuje, co wkurza Cię na maksa.

–  Jak  znów  będzie  trzęsienie,  to  nas  zmiażdży  –  rzucasz,  spluwając  z

niechęcią.

– Żnam miejszcze, gdzieś nie – bełkocze Stefan.
– Co tam pierdolisz?
– Wiemsz… takie miejsce jeszt… nasze… bejszpieczne…
No  tak.  Lumpy  znają  różne  kryjówki.  Może  i  ta  jego  będzie  bezpieczna?

Szczególnie jeśli chodzi o trzęsienia ziemi…

#60:

 Nie zamierasz ufać lumpowi i postanawiasz samotnie walczyć o przetrwanie.

#61:

 Udajesz się z wszystkimi do kryjówki proponowanej przez Stefana.

background image

75

Wypełzasz  ostrożnie  ze  swojej  kryjówki.  Próbujesz  sobie  przypomnieć,  czy

w okolicy przed katastrofą było jakieś miejsce, gdzie mógłbyś uzupełnić zapasy.
Duży  sklep.  Kamienica…  cokolwiek…  Tyle  tylko,  że  albo  pamięć  Ci
szwankuje,  albo  po  prostu  miasto  zmieniło  się  nie  do  poznania.  Nie  masz
wyjścia, musisz czegoś poszukać.

Najpierw  rozglądasz  się  uważnie  w  półmroku,  próbując  rozpoznać  okolicę.

Znaleźć jakiś charakterystyczny punkt. W końcu poddajesz się. Nie masz szans.
Dochodzisz do wniosku, że trudno będzie Ci chyba wrócić do kryjówki.

#76:

  Wracasz  do  kryjówki,  by  się  spakować  i  ruszyć  na  poszukiwania…  czegokolwiek  lub

kogokolwiek…

#81:

 Ruszasz dalej, bo i tak jest Ci wszystko jedno.

background image

76

Zarzucasz plecak z wszystkim, co może ci się przydać. Nie jest tego wiele –

butelka  wody,  puszka  psiego  żarcia,  paczka  czipsów,  scyzoryk  i  latarka  z
ostatnimi  bateriami.  Dorzucasz  jeszcze  najcieplejszy  koc  i  ruszasz  przez
rumowisko.

Próbujesz  skojarzyć,  czy  przed  katastrofą  było  w  okolicy  jakieś  miejsce,  w

którym ludzie mogli się schronić. Po kilku chwilach dochodzisz do wniosku, że
to nie ma sensu. Miasto odmieniło się nie do poznania…

#77:

 Uciekasz z tego przeklętego miasta – może gdzie indziej katastrofa nie miała aż tak

fatalnych skutków?

#81:

 Ruszasz dalej, bo i tak jest Ci wszystko jedno.

background image

77

Maszerujesz  wśród  ruin.  Czas  mija  na  monotonnym  przebijaniu  się  przez

kolejne  zawalone  ulice.  Na  przeciskaniu  się  przez  gruzowiska.  Na  skakaniu  po
wypalonych  autach.  Na  krótkich  odpoczynkach  i  na  próbie  uzupełniania
zapasów.  Od  wielu  dni  trudno  było  odróżnić  noc  od  dnia,  a  teraz  jest  jakby
jeszcze  gorzej.  Ciężkie  chmury,  które  spowiły  niebo,  przepuszczają  coraz  mniej
światła. W kilka chwil zrobiło się chyba jeszcze ciemniej. Uznajesz, że nadeszła
noc.  Zapadły  takie  ciemności,  że  nie  sposób  dalej  iść.  No,  chyba  że  zapalisz
latarkę – tylko kogo przyciągnie jej światło?

#93:

 Czekasz do „świtu”.

#94:

 Zapalasz latarkę.

background image

78

Strażak  niechętnie  zostawia  Aśkę  i  rusza  wraz  z  Tobą.  Ponieważ  dzień  w

zasadzie niczym nie różni się od nocy, włączacie latarkę. Gdy tylko opuszczacie
altankę,  od  razu  czujecie  przejmujący  chłód.  Dobrze,  że  od  dawna  ubieracie  się
„na cebulkę”, zakładając na siebie wszystko, co się da.

Opuszczacie  teren  ogródków  działkowych.  Idziecie  coraz  dalej,  widząc,  że

pobliskie ruiny ktoś z was przeczesał już kilkukrotnie. Oddalając się od waszego
schronienia,  staracie  się  dobrze  zapamiętać  trasę,  co  jakiś  czas  –  zgodnie  z
podpowiedzią Stefana – zostawiając charakterystyczne znaki: a to stertę kamieni,
a  to  wbity  w  ziemię  pręt.  Regularnie  odpoczywacie,  gasząc  latarkę,  by  nie
marnować  baterii,  które  są  na  wagę  złota.  Właśnie  kończycie  jeden  z  takich
postoi. Zapalasz latarkę i szukasz dalszej drogi. Nagle z ciemności dobiega Was
głos.

– Hej! Wy tam! Stójcie!

#97:

 „O co chodzi! Pokaż się!” – rzucasz w ciemności.

#98:

 „W nogi!” – wrzeszczysz i uciekasz.

background image

79

Zakładasz  na  siebie  dodatkową  warstwę  ubrań,  bierzesz  latarkę  oraz  plecak  z

jedzeniem  i  wodą  –  tak  wyposażony  ruszasz  w  ciemności.  Już  od  dłuższego
czasu  dzień  niemal  niczym  nie  różni  się  od  nocy.  Wszystko  za  sprawą  gęstych
chmur,  które  zawisły  na  niebie.  Kolejny  raz  zachodzisz  w  głowę,  co  mogło  się
stać. Czy to wojna atomowa? Katastrofa kosmicznych rozmiarów? Wybuchy na
Słońcu?  Upadek  meteorytu,  jak  ten,  który  zakończył  erę  dinozaurów?  A  może
po  prostu  jakiś  zagubiony  statek  rosyjskich  astronautów  zgubił  drogę  i
przywalił gdzieś w okolicy?

No właśnie! Może ten kataklizm jest tylko lokalny? Może kilka kilometrów

za miastem już jest inaczej?

#81:

 Masz ze sobą wszystko, co przydatne – może warto dać sobie spokój z tą trójką i uciec

z miasta?

#100:

 Wracasz do altanki, by przedstawić swój pomysł pozostałym.

background image

80

Nikt  nie  kwapi  się,  by  zareagować.  Aśka  w  zasadzie  od  początku  nie  była

nazbyt  pomocna.  Twoim  zdaniem  stanowi  niepotrzebne  obciążenie,  ale  Władek
uważa inaczej. Żeby chociaż próbowała gotować, sprzątać czy jakoś inaczej wam
pomagać…  Nie  musi  chodzić  po  żarcie,  ale  jeśli  uważa,  że  Władek  załatwi  za
nią wszystko…

No  właśnie,  Władek  wydaje  Ci  się  jedyną  rozsądną  osobą  w  tym

towarzystwie.  Stefan  i  owszem,  ma  niezłe  pomysły,  zaprowadził  Was  w  to
miejsce, zna okolicę i pomaga, jak może. Ale jest stary i schorowany… same z
nim  kłopoty…  Choć  z  drugiej  strony,  pomaga  zabić  Wam  czas,  snując
niesamowite  opowieści.  Umie  też  upichcić  coś  z  niczego.  Rozpalenie  ognia  to
dla niego żaden problem.

„Ciekawe  co  oni  myślą  o  mnie?”,  zachodzisz  w  głowę.  Tyle  że  to  nie

rozwiązuje problemu znalezienia jedzenia…

#78:

 „Władek, choć się rozejrzeć” – rzucasz w końcu.

#79:

 „Pójdę zobaczyć, co i jak” – decydujesz.

background image

81

Czniasz  to  wszystko.  Masz  dosyć  życia  w  strachu.  O  jutro.  O  dziś.  O

jedzenie. O picie…

A  zresztą  –  co  to  za  życie?  Może  lepiej  było  umrzeć  wcześniej?  Takie

wegetowanie wydaje Ci się gorsze niż szybka, bezbolesna śmierć…

Ruszasz  więc  bez  wahania  przed  siebie,  z  dumnie  podniesioną  głową,

rzucając  oczami  to  tu,  to  tam.  Maszerujesz,  myszkując  od  czasu  do  czasu  w
obiecujących  miejscach.  Tyle  tylko,  że  natrafiasz  albo  na  wypalone  ruiny,  albo
na  niebezpieczne  gruzowiska,  albo  na  lokale  opróżnione  z  wszystkiego,  co
przydatne… A zatem jacyś ludzie musieli tu być! Wzbiera w Tobie nadzieja.

Pełen emocji idziesz szybciej, mniej uważnie, robiąc więcej hałasu. Szukasz

śladów  ludzkiej  bytności.  I  dostrzegasz  ich  coraz  więcej.  A  przynajmniej  tak  ci
się  wydaje.  Wędrujesz  jeszcze  prędzej,  aż  wreszcie,  zmęczony,  przystajesz.
Zaczynasz  żałować,  że  nie  masz  więcej  zapasów.  Choćby  więcej  wody…
przełykasz ślinę, choć wiesz, że pragnienia tak nie ugasisz.

Rozglądasz  się,  kolejny  raz  próbując  przebić  półmrok.  Zobaczyć  coś  więcej.

JEST! COŚ! Jakieś światło. Ciemności przecinają promienie latarek. Po jakimś
czasie dochodzą do ciebie odgłosy rozmów. Wyłapujesz pojedyncze słowa.

– … nie ma…
– … ostatnie…
– … czysto…

#82:

 Czekasz, aż grupka do Ciebie podejdzie.

#83:

 Chowasz się – nigdy nie wiadomo, kto to jest.

background image

82

Uradowany  ze  spotkania,  czekasz  na  nadejście  obcych.  Światła  latarek  są

coraz  bliżej,  głosy  stają  się  wyraźniejsze.  Szybko  rozumiesz,  że  ocaleli
przeszukują  ruiny,  ale  nie  jesteś  w  stanie  stwierdzić,  w  jakim  celu.  Wreszcie  są
na tyle blisko, by się przywitać.

–  Khje!  –  charczysz.  Odzwyczajone  od  mówienia,  suche  gardło  odmawia

posłuszeństwa. Kaszlesz, podczas gdy obcy podbiegają, a światło ich latarek Cię
oślepia.  Wszyscy  trzymają  się  kilka  kroków  od  Ciebie.  Tylko  jeden  podchodzi
bliżej. Świeci Ci prosto w twarz. Mrużysz oczy.

– Ani drgnij! – rozlega się męski, łagodny, acz nieznoszący sprzeciwu głos.

Mężczyzna  przygląda  ci  się  kilka  chwil,  po  czym  wyciąga  coś  zza  pazuchy.
Czujesz  krople  wody  na  twarzy  i  rękach.  Mężczyzna  donośnym  głosem  dodaje:
In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen! Jest czysty! – kończy.

Słyszysz,  jak  wszyscy  z  ulgą  oddychają.  Latarki  przestają  świecić  Ci  prosto

w oczy. Udziela ci się błogi spokój emanujący z grupy. Ktoś podaje ci butelkę z
wodą. Inny klepie przyjaźnie po plecach.

– Jestem ojciec Kazimierz. Jak się zwiesz?

#84:

 „Antek” – odpowiadasz grzecznie.

#85:

 „A co ci do tego?!”.

background image

83

Nie czujesz wielkich obaw, ale nigdy nic nie wiadomo – ci ludzie zachowują

się  nieco  dziwnie.  Chowasz  się  więc  pośród  ruin  i  obserwujesz.  Świecąca
latarkami  grupka  zbliża  się  powoli,  majestatycznie.  Kilkanaście  osób  w
zniszczonych  ubraniach  przeczesuje  gruzy,  co  pewien  czas  chlapiąc  to  tu  to  tam
wodą i wypowiadając jakieś słowa – zbyt cicho, byś je zrozumiał. Przewodzi im
wysoki  mężczyzna  w  długim,  ciemnym  płaszczu.  To  w  jego  kierunku  płyną
głosy.

– Tutaj czysto!
– Tu też!
– Chyba widzę… nie…
Co  pewien  czas  ktoś  z  grupki  natrafia  na  jakieś  dobra,  które  przywódca

postanawia zabrać – lądują one wówczas w plecakach.

#92:

 Postanawiasz się ujawnić.

#93:

 Czekasz w kryjówce – kimkolwiek są ci ludzie, nie chcesz mieć z nimi nic do czynienia.

background image

84

– Witaj, Antoni. Widzę, że udało ci się umknąć przed Złem.
– Złem? – pytasz, nie do końca rozumiejąc…
– Nasz Pan Bóg, dobry ojciec, wystawił nas na kolejną próbę…
Patrzysz  ze  zdziwieniem  to  na  stojącego  przed  tobą  mężczyznę,  to  na  jego

towarzyszy. Trudno Ci zrozumieć…

–  Zapewne  trudno  ci  zrozumieć  –  ciągnie  mężczyzna  –  co  tak  naprawdę  się

stało.  A  przecież  znaki  na  Niebie  i  Ziemi  od  dawana  wskazywały  na  nadejście
zła.  Nasza  planeta  była  piękna  i  zielona.  Była  darem  Boga,  z  którego  nie
potrafiliśmy  skorzystać.  Zamykaliśmy  się  w  swoich  małych  światach.
Oddalaliśmy  się  od  siebie  i  od  człowieczeństwa.  Bóg  widział  to  i  wpierw  nam
na  to  pozwalał.  Dał  wszak  człowiekowi  wolną  wolę!  Być  może  uważał,  że
rozgrzeszymy  się  sami?  Najwyraźniej  jednak  znudziło  mu  się  czekanie…  A
może Lucyfer wyrwał się z Otchłani?

#86:

 „Lucyfer? Z Otchłani? Co ty, kurwa, pierdolisz, ojczulku?” – rzucasz.

#87:

 „A ogniki?” – pytasz.

background image

85

–  Bo  lubię  wiedzieć,  z  kim  mam  do  czynienia.  Wiem,  synu,  że  to

niezwykły czas, ale grzeczność i miłe zachowanie dalej uważam za cenne.

– Niezwykły, kurwa, czas! – śmiejesz się, charcząco. – Ja jebię! Z nieba leci

pył. Ludzie giną. Ziemia się trzęsie, a ty mi pierdolisz o grzeczności!

Mężczyzna wpatruje się w ciebie ze spokojem w oczach.
–  Wszyscy  doświadczyliśmy  rzeczy  strasznych  –  mówi  cierpliwie.  Bije  z

niego  jakieś  niezwykłe  poczucie  spokoju.  –  Ostre  słowa  nic  tu  nie  pomogą.
Każdy z nas stracił kogoś bliskiego…

Wypowiedzi  towarzyszy  pomruk  aprobaty  ze  strony  jego  kompanów.  Obcy

najwyraźniej  bardzo  mu  ufają.  Uważają  za  autorytet.  Faktycznie,  mężczyznę
otacza niezwykła charyzma i pewność siebie.

–  Widziałem…  –  Chciałbyś  opowiedzieć  o  tym,  co  widziałeś,  ale  głos

więźnie  Ci  w  gardle,  tym  razem  z  emocji.  Mężczyzna  kładzie  ci  rękę  na
ramieniu i patrzy głęboko w oczy.

– Jak zatem masz na imię?
– Antek – odpowiadasz.

Przejdź do paragrafu 

#84

.

background image

86

– Nie używaj takiego języka w mojej obecności! – krzyczy w odpowiedzi, a

wtóruje  mu  pomruk  niezadowolonych  towarzyszy.  –  Moja  trzódka  i  ja
zniszczyliśmy wiele plugawych nasion Lucyfera, które boją się święconej wody.
Widzieliśmy  piekielny  ogień  palący  ciała  niewiernych.  Widzieliśmy  ludzi,
których  spotkała  zasłużona  kara.  I  tych,  którzy  wciąż  na  nią  czekają.  Ale  czasu
jest coraz mniej. Czuję, że nadchodzi kolejna fala zła.

#87:

 „A ogniki? Widzieliście ogniki?” – pytasz nieprzekonany.

#88:

 „Co on kurwa, pierdoli?”, myślisz sobie i odchodzisz.

#89:

 Nie wiesz, czy ojczulek ma rację, ale wygląda na rozsądnego przywódcę, więc na tę

chwilę warto będzie się go trzymać.

background image

87

– Ogniki? – patrzy, jakby nie rozumiejąc, co masz na myśli. – To świetlne

nasiona  Lucyfera.  Nie  na  darmo  Upadłego  Anioła,  pierwszego  szatana,
wszetecznego  diabła,  zwie  się  Niosącym  Światło,  jutrzenką!  –  Głos  ojca
Kazimierza  staje  się  twardy  niczym  stal.  –  Wpierw  na  Ziemię  spadł
lucyferiański  deszcz.  Plugawy  pył  jego  ciała…  a  może  były  to  łzy  Boga,
płaczącego  nad  losem  ludzi?  Albo  krew  przeklętych  demonów?  Czym  by  ów
deszcze  nie  był,  zrodził  się  z  niego  na  nowo  ten,  który  u  zarania  dziejów,  w
chwili  stworzenia,  uniósł  się  pychą  i  rzucił  wyzwanie  Bogu.  Ten,  którego  Bóg
strącił  z  piedestału,  zesłał  z  niebios  w  otchłań,  w  pustkę.  Myślę,  że  zapłakany
Stwórca,  zasmuconym  losem  ludzi,  uwolnił  plugawca  z  niebytu.  Tak  oto
świetliki  stały  się  dłońmi  tego,  który  nienawidzi  człowieka.  Narzędziem  jego
zemsty. Przejawem jego jadu…

#88:

 „Co on, kurwa, pierdoli?” – myślisz sobie i odchodzisz.

#89:

 Nie wiesz, czy ojczulek ma rację, ale wygląda na rozsądnego przywódcę na tę chwilę –

warto się go trzymać.

background image

88

Jesteś sam. Tak jak wolisz. Tak jak musisz. Znów nie wiesz, czy jest dzień,

czy  noc.  Jest  ci  zimno.  Czujesz  głód  i  pragnienie.  Masz  coraz  mniej  sił.  Na
szczęście  nie  musisz  uciekać  przed  ognikami.  Gdzieś  się  rozmyły,  znikły  –
może zabrakło dla nich pożywienia? Tak jak brakuje go dla ciebie?

Coraz  trudniej  jest  ci  walczyć  ze  zdziczałymi  psami,  które  rzucają  się  na

padlinę,  polują  na  szczury  i  koty,  które  z  kolei  żywią  się  ptakami.  Ale  to  psy
zaczynają polować też na ciebie.

Od  dawna  nie  spotkałeś  najmniejszego  śladu  po  ludziach.  Czyżbyś  był

ostatnim  w  tych  ruinach?  Samotnym  ocalałym?  Jeśli  tak,  to  już  wkrótce  czeka
cię  koniec.  Żałujesz  szans  na  ratunek,  których  nie  wykorzystałeś.  Żałujesz
starego  świata.  Żałujesz  zabitych.  I  żałujesz  też  żywych,  którzy  muszą  dalej
borykać się z przetrwaniem. Ty się poddałeś…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

89

Dołączasz  do  kilkunastoosobowej  grupy,  której  przewodzi  ojciec  Kazimierz.

Dobrze  się  tobą  opiekują.  Dali  ci  jeść  i  pić.  Ubrali  w  coś  ciepłego.  Wasza
grupka  dołączyła  do  większej,  w  kościele,  który  jakimś  cudem  przetrwał
kataklizm.  W  sumie  było  was  kilkadziesiąt  osób.  Anonimowych,  ale
pomocnych i przyjaznych. Szybko przyzwyczaiłeś się do częstych modlitwy, do
nieco  zakonnych  reguł.  Do  wypraw  po  jedzenie.  Do  walki  z  „nasieniem
Lucyfera” przy użyciu wody święconej i do gromadzenia dóbr wszelakich.

Dowiedziałeś  się  też  o  innych  ocalałych,  którzy  nie  byli  tak  przyjaźni.  Ani

religijni.  Ponoć  bez  wahania  zabijali  każdego,  kto  był  zbyt  słaby,  by  im  się  do
czegoś  przydać.  Nie  cofali  się  również  przed  kradzieżą  i  szabrowaniem.  Ale  ojca
Kazimierza ponoć się bali. I trzymali się z dala od jego kościoła.

Dni  mijają  monotonnie.  Nabierasz  sił  i  chęci  do  życia.  Odnajdujesz  jakiś

niezwykły  spokój  w  rytualnych  zwyczajach  grupki,  w  przyjaznej  wspólnocie,
gdzie wszystko należy do każdego. Jak u hipisów…

Ojciec  Kazimierz  coraz  częściej  popada  w  religijną  zadumę.  Wiesz,  że  to

dlatego,  że  oraz  trudniej  utrzymać  przy  życiu  i  w  dobrym  zdrowiu  tak  dużą
liczbę  ludzi  w  ruinach  miasta.  Nie  dziwisz  się  tedy,  że  któregoś  razu,  przy
nocnym posiłku, ojciec Kazimierz ogłasza:

–  To  nasza  ostatnia  wieczerza  w  tym  kościele.  Jutro  ruszamy  w  góry.

Pójdziemy daleko, możliwie daleko stąd. Tu nie damy rady przetrwać. Musimy
znów  nauczyć  się  żyć  z  darów  przyrody.  Musimy  polować.  Szyć  ubrania.
Hodować zwierzęta i uprawiać ziemię. Tylko w ten sposób zdołamy przetrwać…

#88:

  Grupa  ojca  Kazimierza  nie  odpowiada  ci,  a  innych  ocalałych  się  boisz  –  wolisz

próbować przetrwać na własną rękę.

#90:

 Wolisz zostać w mieście i dołączyć do innych ocalałych.

#91:

 Udajesz się z ojcem Kazimierzem i resztą w góry.

background image

90

Ukradkiem,  niepostrzeżenie,  odłączasz  się  od  grupy.  Nie  jest  to  trudne.

Wszyscy  raczej  pilnują  się  i  nie  chcą  się  zgubić.  A  może  tylko  tak  Ci  się
wydaje? Wszak w ciemnościach rozświetlanych latarkami i naftowymi lampami
w zasadzie każdy mógł zniknąć – nie tylko Ty.

Włóczysz  się  po  ruinach,  poszukując  śladu  bytności  innych  ludzi.

Dostrzegasz  pozostałości  po  ogniskach.  Twoje  wprawione  w  poszukiwaniach
oko  dostrzega  też  porzucone  kryjówki.  Niemniej  dłuższy  czas  nie  natrafiasz  na
trop  jakiejś  większej  grupy  –  a  tej  właśnie  poszukujesz.  Zmęczenie  w  końcu
daje znać o sobie…

Przejdź do paragrafu 

#93

.

background image

91

Maszerujecie dłużej, niż byś chciał. Obozujecie, odpoczywacie, maszerujecie

dalej.  Znużenie  doskwiera  nie  tylko  tobie.  Wcześniej  wszyscy  byli  dość
małomówni.  Nikt  nie  poruszał  ani  tematu  kataklizmu,  który  spadł  na  wasze
miasto.  Nikt  nie  zastanawiał  się,  czy  takie  samo  nieszczęście  spotkało  cały  kraj
lub  planetę.  Mało  kto  podważał  też  słowa  ojca  Kazimierza  czy  jego
lucyferiańskie  wizje,  ale  teraz  coraz  więcej  osób  narzeka.  Na  razie  cicho,  pod
nosem, w dwu-, czasem trzyosobowych grupkach.

#104:

 Dołączasz do jednej z takich grupek.

#105:

 Ignorujesz niezadowolenie i niezadowolonych – chcesz dotrzeć wreszcie do celu.

background image

92

Serce  skacze  Ci  z  radości  do  gardła  na  widok  tej  niezwykłej  grupki.

Wychodzisz z kryjówki i próbujesz coś powiedzieć, ale nie dajesz rady wydobyć
z  siebie  głosu.  Suche  gardło  odmawia  posłuszeństwa.  Kaszlesz  tylko  na
powitanie.  Dopiero  wtedy  obcy  Cię  zauważają.  Podbiegają,  oświetlając  cię  i
oślepiając promieniami latarek. Trzymają się kilka kroków od ciebie – wszyscy
poza jednym, który podchodzi bliżej i świeci Ci prosto w twarz. Mrużysz oczy.

– Ani drgnij! – rozlega się męski, łagodny, acz nieznoszący sprzeciwu głos.

Mężczyzna  przygląda  ci  się  kilka  chwil,  po  czym  wyciąga  coś  zza  pazuchy.
Czujesz  krople  wody  na  twarzy  i  rękach.  Mężczyzna  donośnym  głosem  dodaje:
– In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen! Jest czysty! – kończy.

Słyszysz,  jak  wszyscy  z  ulgą  oddychają.  Latarki  przestają  świecić  ci  prosto

w oczy. Udziela ci się błogi spokój emanujący z grupy.

– Jestem ojciec Kazimierz. Jak się zwiesz?

#84:

 „Antek” – odpowiadasz grzecznie.

#85:

 „A co ci do tego?”.

background image

93

Zasnąłeś…?  Wokół  panuje  cisza,  przerywana  tylko  odległymi  odgłosami

wydawanymi  przez  zwierzęta.  Odrobina  dziennego  światła  przesącza  się  przez
chmury,  rozświetlając  ciemności.  Twoim  oczom  znów  ukazują  się  ruiny,  gruz,
wypalone  oczodoły  okien,  zawalone  budynki  i  zwęglone,  rozpęknięte,
„kamienne” ciała.

Nagle  słyszysz  śmiech,  nieco  rubaszny.  Po  chwili  dołącza  do  niego  inny

głos – cichszy, bardziej płaczliwy, ale też śmiech. Któż to może być?

#88:

 Wolisz się nie mieszać w sprawy tak głośnej grupy.

#95:

 Ruszasz na przeszpiegi.

background image

94

Ciemności  przecina  samotny  promień  twojej  latarki.  Drżącą  ręką  kierujesz

snop to tu, to tam. Sam nie wiesz, co Cię tak niepokoi. Ogników od dawna już
nie  widziałeś.  Owady,  które  przyciąga  światło,  nie  zrobią  ci  przecież  krzywdy?
A  może  zwrócą  one  uwagę  czegoś  niebezpieczniejszego?  Oczami  wyobraźni
widzisz  zombie  i  inne  potwory  rodem  z  filmów  klasy  C,  które  uwielbiałeś
oglądać z kumplami w innych czasach i w innym życiu.

Nic  nie  zapowiada  ataku,  którego  ofiarą  padasz.  Po  prostu  nagle  coś  ląduje

Ci  na  plecach.  Czujesz  ostre  pazury  rozrywające  twoje  ciało.  Potężne  kły
zaciskają się na twojej szyi. A potem nadchodzi ciemność…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

95

Ostrożnie,  starając  się  nie  poruszyć  nawet  drobnego  kamyczka,  ruszasz  w

kierunku  głosów.  Teraz  słyszysz  ich  coraz  więcej.  Kilka  osób.  Śmieją  się.
Pokrzykują. 

Gadają. 

Zachowują 

się 

dość 

głośno, 

jakby 

gardząc

niebezpieczeństwem.  W  końcu  docierasz  do  miejsca,  z  którego  możesz  coś
dostrzec.

Przy  ognisku  zebrało  się  około  chyba  z  dziesięć  osób.  Piją  piwo  z  puszek.

Pieką jakieś mięso. Mówią głośno, ale tak niewyraźnie, że trudno ci zrozumieć.
Część  stoi,  inni  siedzą.  Po  chwili,  gdzieś  na  boku,  dostrzegasz  kolejne,  leżące
postacie.  Wszyscy  sprawiają  wrażenie,  jakby  dobrze  się  bawili.  Gdyby  nie
otaczające  ich  świadectwa  kataklizmu,  uznałbyś,  że  to  studencka  imprezka  w
środku lata…

#88:

 Odchodzisz w swoją stronę.

#96:

 Idziesz się przywitać, bo przecież nie masz nic do stracenia.

background image

96

– Cześć! – mówisz, jakby nigdy nic.
Obcy  natychmiast  się  spinają.  Stają  w  półokręgu.  Każdy  trzyma  w  ręku

jakąś broń – łom, pałkę, coś na kształt maczety.

– Coś za jeden?
– Antek. Spokojnie. Ja… ocalałem tak jak wy…
– Sprawdźcie go!
Dwóch  obcych  podchodzi  do  ciebie.  Jeden  wysypuje  wszystko,  co  masz  w

plecaku, a drugi Cię obmacuje. Podchodzisz do tego ze stoickim spokojem. Jest
ci już naprawdę wszystko jedno… do tego stopnia, że nawet nie orientujesz się,
gdy dostajesz czymś twardym w głowę i tracisz przytomność.

Przejdź do paragrafu 

#103

.

background image

97

– O nic nie chodzi – mówi ktoś inny, również skryty w ciemnościach.
– Chcemy tylko wiedzieć, coście za jedni – rzuca ktoś trzeci.
– Ja jestem Władek, a to Antek – mówi strażak.
– Zamknij się! – syczysz, ale Władek nie reaguje.
– Szukamy jedzenia i pomocy – ciągnie.
– Ilu was jest?
– Dwóch – mówisz.
– Czworo – odpowiada Władek.
– Coś niedobadani jesteście…
W  ciemności  rozlega  się  ponury  śmiech.  Po  chwili  dołącza  do  niego  drugi,

trzeci i następne. Otaczają was.

– No dobra, prowadźcie do waszej kryjówki. Zobaczymy, co tam macie.
– Sami się prowadźcie, pojebańcy – rzucasz wyzywająco.
Obcy  nic  sobie  nie  robią  z  twojej  postawy.  Najwyraźniej  wiedzą,  że  w

waszym krótkim łańcuchu znaleźli już słabe ogniwo. I to nie ty nim jesteś.

–  Nic  im  nie  mów,  kretynie!  –  warczysz,  odwracając  się  do  Władka.  Ten

jednak  tylko  wzrusza  ramionami.  Ogarnia  cię  wściekłość.  Uderzasz  go
nieporadnie  w  klatkę  piersiową,  bijąc  jak  jakaś  dziewczyna  ze  slapstickowej
komedii.  Nie  trwa  to  zresztą  długo.  Nagle  dostajesz  czymś  w  głowę  i  zapadają
ciemności.

Przejdź do paragrafu 

#103

.

background image

98

Gasisz  latarkę  i  pędzisz  przed  siebie.  Słyszysz  za  sobą  gniewne  okrzyki.

Potykasz  się.  Padasz.  Obijasz.  Sypie  się  gruz  i  kamienie.  Jakimś  cudem  nie
robisz  sobie  krzywdy.  Ale  tracisz  orientację.  Nie  wiesz,  dokąd  pędzisz.  Nie
wiesz,  gdzie  jest  Władek.  Nie  wiesz  też,  dlaczego  uciekasz.  Stajesz,  by
zaczerpnąć tchu i pomyśleć.

#88:

 Masz dość wszystkiego i wszystkich – chcesz być sam i sam walczyć o swoje.

#99:

 Próbujesz wrócić do Władka i nieznajomego.

background image

99

Żałujesz,  że  większość  życia  spędziłeś  na  kanapie,  siepiąc  w  gierki,  w

których nic nie było ani o kłopotach w poszukiwaniu drogi w ciemnościach, ani
o orientacji w terenie. Nie wiesz, ile czasu poświęciłeś na poszukiwanie miejsca
spotkania. Nie wiesz też, ile razy zatoczyłeś koło.

– Te jebane ruiny wyglądają tak samo!
Teraz  i  tak  nie  masz  wyjścia.  Musisz  dalej  przeć  przed  siebie.  Znaleźć

kryjówkę. Albo jakichś ludzi.

Przejdź do paragrafu 

#81

.

background image

100

Nie  odszedłeś  szczególnie  daleko,  ale  powrót  zajmuje  Ci  więcej  czasu,  niż

byś chciał. Gdy docierasz do ogródków działkowych, szósty zmysł podpowiada
Ci,  że  coś  jest  nie  tak.  Faktycznie,  z  waszego  zakątka  dochodzą  cię  jakieś
niepokojące odgłosy. Stłumione okrzyki. Płacz. Jęki…

#88:

 Uciekasz – chcesz być z dla od wszystkich kłopotów.

#101:

 Przyspieszasz kroku, by zorientować się, co się stało.

background image

101

Ruszasz  szybciej,  a  ostatni  kawałek  wręcz  biegniesz,  słysząc  przerażające

krzyki dobiegające z altany i zapominając o własnym bezpieczeństwie. Wpadasz
do  waszego  –  wydawałoby  się  bezpiecznego  schronienia  –  w  sam  środek
przepychanki.  Stefan  próbuje  oderwać  jakiegoś  mięśniaka  dobierającego  się  do
Aśki,  dwóch  innych  obcych  stoi  obok  z  łomami  w  rękach  i  się  podejrzanie
śmieje. A Władek? Władek stoi obok nich i też się śmieje!

#77:

 Uciekasz – byle dalej od tego miasta, od tych ludzi, od tego wszystkiego!

#102:

 Rzucasz się na pomoc Aśce i Stefanowi.

background image

102

Bez namysłu chwytasz za krzesło i uderzasz mięśniaka przez łeb. Zaskoczeni

przeciwnicy patrzą się niczym oniemieli, a ty zadajesz drugi cios zdezelowanym
już  meblem.  Mięśniak  z  jękiem  stacza  się  z  płaczącej  Aśki.  Nie  masz  jednak
czasu, by cieszyć się triumfem. Dwaj obcy z łomami ruszają w twoim kierunku.

– No, chodźcie, ćwoki! – zachęcasz ich, machając nogą krzesła niczym jakąś

maczugą. Są więksi, silniejsi, zaprawieni w boju. Ale cóż z tego…

Pierwszy z przeciwników uderza bez wahania, łamiąc nogę krzesła, którą się

zasłaniasz.  Łom  ląduje  na  twoim  ramieniu.  Wyjesz  z  bólu  i  padasz  na  kolana.
Kątem  oka  widzisz,  jak  drugi  z  przeciwników  miażdży  głowę  Stefanowi.
Sekundę  później  czujesz  uderzenie.  Ktoś  celnym  kopnięciem  wyłączył  cię  z
akcji…

Przejdź do paragrafu 

#103

.

background image

103

– Po co go tu przytargaliście?
– Stawiał się…
– Trzeba go było zostawić!
– Może się przyda?
– Niby do czego?
– Ej, chyba się budzi!
Pac!

Przejdź do paragrafu 

#108

.

background image

104

Ciekawość  to  pierwszy  stopień  do  piekła  –  podobno…  Ty  jednak  jesteś

naprawdę ciekawy, o czym debatują grupki niezadowolone z marszu, do którego
namówił Was ojciec Kazimierz. Najpierw próbujesz podsłuchać, o czym mówią,
ale  docierają  do  ciebie  strzępki  rozmów,  z  których  możesz  wywnioskować  coś,
co  wydaje  ci  się  oczywiste.  W  bzdurzenia  duchownego  większość  nie  wierzy.
Lucyfer.  Pan  Bóg.  Próba.  Kara.  Nigdy  nie  byłeś  wierzący,  ale  ostatnie
wydarzenia skłoniły Cię do zmiany przekonań. I najwyraźniej nie tylko Ciebie.

W  mieście  wszystkich  trzymała  w  ryzach  charyzma  ojca  Kazimierza.  Czuli

się  też  bezpiecznie  –  bo  otoczenie  było  choć  trochę  znajome.  Niektórzy  liczyli
też  na  nadejście  jakiejś  pomocy.  Choć  dla  Ciebie  było  oczywiste,  że  za  dużo
czasu  minęło  od  kataklizmu,  by  tak  się  stało.  Gdyby  ktoś  miał  Wam  pomóc,
już  by  to  zrobił.  Kataklizm  najwyraźniej  nie  spotkał  tylko  twego  rodzinnego
miasta. Musiał spaść przynajmniej na cały kraj. Jeśli nie na Europę czy świat.

Nie  wszyscy  to  najwyraźniej  rozumieją,  bo  coraz  więcej  osób  zaczynało  się

buntować.  Niektórzy  wspominają  też  o  innych  przyczynach  kataklizmu.  Są
również  tacy,  którzy  wygrażają  Bogu  ojca  Kazimierza.  Jedna  z  dziewczyn  w
Twoim  wieku,  zwykle  cicha  i  spokojna,  widząc  kolejną  wyczerpaną  osobę,
którą  musieliście  zostawić  za  sobą  na  pastwę  losu,  rzuciła  się  na  duchownego  z
histerycznym  krzykiem.  Biła  go  po  piersi,  wyzywając  i  oskarżając.  W  końcu
wyrwała zza pazuchy jakąś pogiętą kartkę i rzuciła mu ją w twarz wrzeszcząc:

– Tak wygląda twój szatan!
Ojciec  Kazimierz  objął  dziewczynę  uspokajająco.  Jedna  ze  starszych  kobiet

ruszyła  mu  z  pomocą.  Wszyscy  się  uspokoili,  jakby  to  wydarzenie  stało  się
jakimś wentylem bezpieczeństwa.

#105:

 Chcesz już dojść do celu...

#106:

 Ty mimo wszystko masz tego dosyć. Wracasz do miasta.

#107:

 Korzystając z okazji, przyglądasz się kartce.

background image

105

Nie  umiesz  stwierdzić,  jak  długo  trwała  Wasza  wędrówka.  Trudno  Ci  też

powiedzieć, ilu z tych, którzy wyruszyli, dotarło do celu. Wielu pozostawiliście
w  prowizorycznych  obozowiskach,  nie  mieli  bowiem  sił  iść  dalej.  Część
zapewne ruszyła szukać szczęścia na własną rękę. Czy znaleźli ocalenie?

Wasza  grupka  zmalała,  ale  też  stała  się  twarda  i  zgrana.  A  kiedy  ojciec

Kazimierz wskazał na szczyt łagodnego wzgórza i powiedział, że tam zbudujecie
wasz  mały,  nowy  eden,  od  razu  zabraliście  się  do  pracy.  Kiedy  stanął  pierwszy
kamienny  dom,  nadeszli  nowi  uciekinierzy.  Wspólnie  zbudowaliście  kolejne
schronienie.  Spędziliście  kozy  i  owce.  Kiedy  zaczęliście  stawiać  mur,  mający
ochronić  was  i  trzodę  przed  zdziczałymi  zwierzętami,  przybyły  kolejne  grupki.
Niektórymi  ocalałymi  przewodzili  duchowni.  Czasem  docierały  całe  rodziny.
Zdarzali  się  też  szczęśliwcy,  którzy  uruchomili  samochody  i  większość  drogi
pokonali, jadąc.

Wasza enklawa rozrastała się. Pomimo padającego śniegu. Pomimo gęstych

chmur. Pomimo zimna. Na przekór wszystkim przeciwnościom…

Jeśli  chcesz  się  dowiedzieć,  jaki  los  spotkał  budowniczych  nowego  raju  i  tych,  którzy

zdecydowali się zostać w zrujnowanych miastach, jak wyglądał świat po kataklizmie, a także jaka
była prawdziwa jego przyczyna, sięgnij po książkę „Dopóki nie zgasną gwiazdy”.

background image

106

Mogłeś  się  tego  spodziewać.  Trudno  jest  przetrwać  samotnie  w  tych

warunkach.  Myślałeś,  że  szybciej  wrócisz  do  miasta.  Albo  że  znajdziesz  jakąś
wieś  czy  cokolwiek,  co  pozwoli  uzupełnić  zapasy  i  przetrwać.  Na  dodatek  masz
wrażenie, że kręcisz się w kółko – wszystko przez te ciemności i gęste chmury!

Po  godzinach  mozolnej  wędrówki  poddajesz  się.  Kładziesz  się  na  ziemi,

wyciągasz  ostatniego  podpłomyka  i  czekasz  na  koniec,  mając  nadzieję,  że
nadejdzie szybko…

#1:

 Niestety nie udało Ci się przetrwać Upadku. Jeśli chcesz podjąć wyzwanie jeszcze raz,

przejdź do pierwszego paragrafu

background image

107

Starając  się  nie  zwrócić  na  siebie  niczyjej  uwagi,  podnosisz  kartkę.  To

wyrwana strona z jakiegoś czasopisma.

#105:

  Czy  to  ma  jakieś  znacznie  –  kometa,  III  wojna  światowa,  szatan  czy  katastrofa

atomowa... Grunt to przetrwać.

#106:

 Komety, szatan – jaka różnica? Masz tego dość i wracasz do miasta.

background image

108

– Wstawaj! – ktoś tobą potrząsa. – Obudź się, wreszcie. Śpiąca królewna!
Z  trudem  otwierasz  oczy.  Boli  cię  głowa,  ramię,  całe  ciało  jakby  trzeszczy.

Drżysz  –  chyba  z  nerwów  i  niepokoju.  Powoli  otwierasz  oczy,  bojąc  się,  co
ujrzysz… albo kogo…

pomieszczeniu 

panują 

półmrok 

rozświetlony 

słabymi,

ciemnopomarańczowymi  promieniami  kilku  żarówek.  Pośród  cieni  dostrzegasz
trzy postaci, które zgromadziły się wokół ciebie. Nie wyglądają groźnie, ale nie
zachowują się też nazbyt przyjaźnie.

–  Jestem  Greg  –  mówi  basowym  głosem  jedna  z  nich.  –  Dowodzę  tą  bandą

amatorów – dodaje, śmiejąc się półgębkiem.

– Antek – odpowiadasz z trudem.
– Powiedz mi, Antoś, czy ty mi się do czegoś przydasz?
Przez  chwilę  próbujesz  zrozumieć,  o  co  mu  chodzi.  Obolały  mózg  pracuje

zbyt wolno, byś był w stanie zrozumieć wszystkie implikacje jego pytania.

–  Ja…  –  rozglądasz  się  po  pomieszczeniu,  próbując  zyskać  na  czasie.  Twój

wzrok  przyzwyczaił  się  do  ciemności  i  z  cieni  wyłaniają  się  kolejne  szczegóły.
Duże  pomieszczenie  rozświetlone  kilkoma  żarzącymi  się  świetlówkami.
Posłania.  Kilka  kręcących  się  osób.  I  gdzieś  dalej  dwóch  kłócących  się  ludzi
przy  jakimś  urządzeniu.  Radiostacja!  Stara  radiostacja,  której  najwyraźniej  nie
potrafią uruchomić. A ty pewnie dałbyś radę...

#109:

 „Ja… dałbym radę uruchomić tę radiostację” – mówisz.

#110:

 „Ja… cię… pierdolę!”

background image

109

–  To  bierz  się  do  roboty!  –  rzuca  tubalnym  głosem  Greg,  wyraźnie

zadowolony.  –  Te  moje  zuchy  nie  dają  sobie  rady.  Dajcie  mu  coś  jeść  i  pić.  A
ty się może umyj jeszcze. I opatrz sobie te rany.

Greg odchodzi. Ktoś wciska Ci do ręki otwartą puszkę z mielonką, widelec i

blaszany kubek z wodą. Rzucasz się na pożywienie, nagle odczuwając straszliwy
głód.  Pałaszujesz  szybko,  czując  na  sobie  czujne  spojrzenia.  Gdy  tylko
skończyłeś, jeden z pilnujących cię stwierdza chłodno:

– No, dalej. Nie marnuj naszego czasu.
Mężczyzna popycha cię w kierunku radiostacji.

#111:

 Dokładasz wszystkich sił, by naprawić radiostację.

#112:

 Bumelujesz, by zyskać na czasie.

background image

110

– Sam się o to prosiłeś – mówi z politowaniem. – Wyrzućcie go.
Dwie  osoby  biorą  cię  pod  ramiona  i  ciągnął  przez  pomieszczenie,  a  potem

jakimiś  korytarzami.  Nie  dajesz  rady  skupić  wzroku  na  żadnych  szczegółach.
Boli cię głowa, oczy, ciało…

Wreszcie  czujesz  delikatny  wiatr  i  zapach  świeżego  powietrza.  Obcy

bezceremonialnie  spychają  cię  z  jakiejś  górki.  Koziołkujesz,  lecisz,  uderzasz
głową o kamień… Chyba tracisz przytomność…

Przejdź do paragrafu 

#88

.

background image

111

Czas  przestał  istnieć.  Nie  wiesz,  ile  godzin,  dni  czy  nocy  spędziłeś  przy  tej

starej,  zdezelowanej  radiostacji.  Przerywasz  pracę  tylko  na  sen,  pracę  i  jedzenie.
Z  rzadka  się  myjesz.  Co  jakiś  czas  u  Twojego  boku  pojawia  się  Greg.
Wymienia  kilka  zdań  z  pilnującą  Cię  osobą,  patrzącą  Ci  na  ręce.  Wreszcie
pudełko  przestaje  niezrozumiale  szczekać.  W  szale  godnym  zapalonego  gracza
manipulujesz  pokrętłami,  dostrajając  częstotliwości,  poszukując  jakiegoś
sygnału. Nagle z radia płynie kobiecy głos…

Przejdź do paragrafu 

#114

.

background image

112

Podchodzisz  do  zużytego  sprzętu  i  przyglądasz  mu  się  ze  wszystkich  stron.

Przyświecasz sobie latarką, która leżała na stole obok radiostacji. Dałbyś radę to
pudło uruchomić. Pytanie, czy warto?

Powoli,  z  namaszczeniem,  zaczynasz  manipulować  pokrętłami  i  kabelkami.

Sięgasz po jakieś narzędzia. Coś odkręcasz, coś dokręcasz.

– Ty, spryciarzu! Nie kombinuj mi tu!

#111:

 Postanawiasz naprawić radiostację.

#113:

 Dalej udajesz.

background image

113

Kombinujesz.  Udajesz.  Manipulujesz.  Trwa  to  jakiś  czas.  W  przerwach

udało  ci  się  nawet  umyć.  Jesz  też  dość  regularnie.  Trudno  Ci  się  zorientować,
co  robi  reszta.  Zawsze  ktoś  Cię  pilnuje  i  patrzy  na  ręce.  Niemniej  mają  prąd,
jedzenie  i  wodę  do  mycia.  Nie  potrafisz  ustalić,  ilu  ich  jest.  Tak  czy  inaczej,
dalej grasz w sztuce pod tytułem „Oszukam was”…

Niestety,  nie  jesteś  w  tym  aż  tak  dobry,  jak  Ci  się  wydawało.  W  którymś

momencie  podchodzi  do  ciebie  Greg  z  jednym  z  pilnujących.  Przez  chwilę
przyglądają  się  Twojej  pracy.  Samozwańczy  dowódca  kręci  z  politowaniem
głową. Nawet nie wiesz, skąd nadchodzi cios…

Przejdź do paragrafu 

#110

.

background image

114

–  Świat,  jaki  znaliśmy,  odszedł  w  zapomnienie.  Spłonął  w  ogniu.  Runął  w

trzęsieniach ziemi. Niebo skryły chmury. Rozpoczęła się atomowa zima. Ale to
nie  był  atak  nuklearny.  Powtarzam,  to  nie  był  atak  nuklearny.  Nie  znamy
przyczyny  kataklizmu,  ale  go  przetrwamy.  Pamiętajcie,  by  nie  opuszczać
kryjówek. Pomoc nadchodzi! To nagranie Dowództwa Generalnego… a raczej…
–  Szumy  utrudniają  zrozumienie  kilku  następnych  słów.  –  Pamiętajcie,  słońce
nie  będzie  zawsze  skryte  za  chmurami.  Dopóki  powyżej  świecić  będą  gwiazdy,
dopóty jest nadzieja. Nadzieja, że ludzkość przetrwa…

Nagranie  powtarza  się.  Manipulujesz  jeszcze  pokrętłami,  poszukując

kolejnych sygnałów, ale nic nie znajdujesz.

–  Postanowione  zatem  –  mówi  Greg  po  chwili  ciszy  przerywanej  szumami

radia. – Trzeba czekać i trwać…

Jeśli chcesz się dowiedzieć, jaki los spotkał tych, którzy pozostali w miastach, oraz tych, którzy

je opuścili, jak wyglądał świat po kataklizmie, a także jaka była prawdziwa jego przyczyna, sięgnij
po książkę „Dopóki nie zgasną gwiazdy”.

background image

Dopóki świecą gwiazdy

Copy right © Tom asz Kreczm ar 2015

Copy right © for the Polish edition by  Wy dawnictwo SQN 2015

 

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Ry sunek na okładce – Rafał Szłapa

 

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna j ej  część nie m oże by ć przedrukowy wana ani w j akikolwiek inny  sposób

reprodukowana czy  powielana m echanicznie, fotoopty cznie, zapisy wana elektronicznie lub

m agnety cznie, ani odczy ty wana w środkach publicznego przekazu bez pisem nej  zgody

wy dawcy .

Wy danie I, Kraków 2015

 

ISBN EPUB: 978-83-7924-474-4
ISBN MOBI: 978-83-7924-473-7

background image

Spis treści

Okładka
Wstęp
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Strona 17
Strona 18
Strona 19
Strona 20
Strona 21
Strona 22
Strona 23
Strona 24
Strona 25
Strona 26
Strona 27
Strona 28
Strona 29
Strona 30
Strona 31
Strona 32
Strona 33
Strona 34

background image

Strona 35
Strona 36
Strona 37
Strona 38
Strona 39
Strona 40
Strona 41
Strona 42
Strona 43
Strona 44
Strona 45
Strona 46
Strona 47
Strona 48
Strona 49
Strona 50
Strona 51
Strona 52
Strona 53
Strona 54
Strona 55
Strona 56
Strona 57
Strona 58
Strona 59
Strona 60
Strona 61
Strona 62
Strona 63
Strona 64
Strona 65
Strona 66
Strona 67
Strona 68
Strona 69
Strona 70
Strona 71
Strona 72
Strona 73

background image

Strona 74
Strona 75
Strona 76
Strona 77
Strona 78
Strona 79
Strona 80
Strona 81
Strona 82
Strona 83
Strona 84
Strona 85
Strona 86
Strona 87
Strona 88
Strona 89
Strona 90
Strona 91
Strona 92
Strona 93
Strona 94
Strona 95
Strona 96
Strona 97
Strona 98
Strona 99
Strona 100
Strona 101
Strona 102
Strona 103
Strona 104
Strona 105
Strona 106
Strona 107
Strona 108
Strona 109
Strona 110
Strona 111
Strona 112

background image

Strona 113
Strona 114
Strona redakcyjna


Document Outline