background image

Frid Ingulstad

KUPIEC

Saga część 18.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, październik 1907 roku

Elise stała chwilę jak sparaliżowana. Zaraz jednak wzięła się w garść i 

pobiegła po sąsiada. Myślała tylko o jednym. Czy Emanuel nie żyje? Czy 
może był tylko nieprzytomny?

Czuła, że poraża ją strach. Mimo że przecież napisała Johanowi, że chce 

odejść od Emanuela... Jeśli się okaże, że jest poważnie chory, nie będzie 
mogła tego zrobić. Ależ się wszystko pogmatwało.

Na szczęście nie wysłała listu, leżał gdzieś między jej notatkami. Dzięki 

Bogu! Myśli wirowały jej w głowie.

Było ciemno i ślisko, potknęła się, kiedy skręcała, i musiała się chwycić 

muru.   Może   Emanuel   poślizgnął   się   na   mokrych,   pokrytych   szronem 
liściach, upadł i się potłukł? Wcale nie musi być chory. Trzymała się tej 
myśli.

Wyszli przez bramę. W powietrzu unosiła się gęsta mgła i niewiele było 

widać, mimo że paliły się latarnie.

Sąsiad  zatrzymał się kawałek dalej. Wtedy  zobaczyła ciemną  postać, 

leżącą nieruchomo tuż obok niskiego płotu. Schyliła się i położyła mu rękę 
na czole.

- Emanuel? - zapytała i zaszlochała. Czoło było zimne; nic dziwnego, na 

dworze panował chłód. Spojrzała na sąsiada: - Trzeba posłać po lekarza.

Mężczyzna przytaknął.
-  Pójdę  do  mojego   znajomego   na Arendalsgaten,   który  ma   telefon,   i 

zadzwonię do szpitala w Ulleväl.

- Bardzo dziękuję.
Mężczyzna   zniknął   we   mgle,   a   Elise   została   sama   z   leżącym 

nieruchomo Emanuelem. Przyłożyła ucho do jego twarzy. Usłyszała, że 
oddycha, zrozumiała, że stracił przytomność. Upadając, pewnie uderzył o 
coś głową, albo wydarzyło się coś jeszcze innego. Zdjęła chustę, którą 
zarzuciła, wychodząc, i podłożyła mu delikatnie pod głowę.

Kiedy wrócił sąsiad, miała wrażenie, że minęło już pół nocy. Przemarzła 

do szpiku kości.

- Przyjadą najszybciej, jak będą mogli - powiedział.
- Bardzo dziękuję.
- Żyje?
- Oddycha, ale chyba jest nieprzytomny.
- Muszę wracać. Żona na pewno się zastanawia, co się ze mną stało.
Elise pokiwała głową, chociaż wolałaby, żeby został.

background image

Po   dłuższej   chwili  usłyszała   w  końcu   w   oddali   zbliżający   się   wóz   i 

konia. Wkrótce zobaczyła, jak zaprzęg skręca i zatrzymuje się obok nich. 
Z wozu wysiadło dwóch mężczyzn w ciemnych, wełnianych paltach.

Nie   zadawali   żadnych   pytań,   nic   nie   mówili.   Sąsiad   zapewne   im 

wszystko wyjaśnił, nie musiała nic tłumaczyć. Stała, drżąc z zimna i ze 
strachu, i patrzyła, jak podnoszą Emanuela i kładą go na noszach.

Może myśleli, że jest pijany?
- Ostatnio źle się czuł - rzuciła Elise, jakby nagle uznała, że musi coś 

powiedzieć, zanim odjadą. - Zdarzyło się, że niemal upadł, miał zawroty i 
bóle głowy. Prosiłam, żeby poszedł do lekarza, ale twierdził, że nic mu nie 
jest.

Jeden z mężczyzn podał jej chustę.
- Jedzie pani z nami? - spytał. Obejrzała się za siebie.
- W domu mam szóstkę dzieci, które śpią.
Mimo   że   panowały   ciemności,   odniosła   wrażenie,   że   mężczyzna 

spojrzał na nią zdziwiony, nic jednak nie powiedział. Wsiadając, zawołał: - 
Proszę przyjść jutro! - Szybko zamknął drzwi czarnej karetki ze znakiem 
Czerwonego Krzyża. Koń ruszył, kierując się w stronę Maridalsveien, po 
czym skręcił w Arendalsgaten.

Kiedy wchodziła do domu, szczękały jej zęby. Zamknęła za sobą drzwi, 

stała w kuchni. W głowie miała zamęt. A jeśli Emanuel umrze?! Czuła się 
niemal winna. Chciała od niego odejść, napisała list miłosny do Johana, 
planowała   zabrać   ze   sobą   Jen-sine   i   Hugo,   o   ile   Johan   się   zgodzi. 
Rozmawiała   z   Hildą   i   ze   Schwenckem  i  uznała,   że   ich   słowa   dają   jej 
pretekst do rzucenia go. Nie była pewna, czy Schwencke ma rację, mógł 
źle   zrozumieć   Emanuela.   Dla   Hildy   natomiast   sprawa   była   prosta. 
Widziała całą sprawę z punktu widzenia Elise i nie przejmowała się uczu-
ciami Emanuela.

Powoli weszła do pokoju, odszukała list i zaczęła go czytać, a łzy leciały 

jej po policzkach. Chciała go podrzeć, ale jakiś głos w niej protestował: „A 
jeśli on wcale nie jest chory, tylko się poślizgnął i uderzył się w głowę? Za 
kilka dni wróci do zdrowia i wszystko będzie jak dawniej". Wahała się, po 
chwili schowała kartkę między swoje zapiski. Nie wiadomo, czy drugi raz 
będzie w stanie napisać podobny list. Pisząc go, czuła dużą ulgę, miała 
wtedy   świeżo   w   pamięci   i   list   Johana,   i   słowa   Schwenckego.   Chciała 
jeszcze przez jakiś czas zachować w pamięci to uczucie.

Czy  jednak  nie   powinna   była  pojechać  do  szpitala?  A jeśli  Emanuel 

umrze, nie mając przy sobie nikogo bliskiego? Jak mogła pozwolić, żeby 
pojechał sam?  Mogła przecież poprosić panią Jonsen o przypilnowanie 

background image

dzieci.

Ale pani Jonsen już dawno poszła  spać, nie  wypadało  jej budzić tej 

starszej pani. Poza tym i tak zbyt często korzystali z jej pomocy.

Mogła obudzić Kristiana. Był na tyle dorosły, że mógł przez jedną noc 

zająć się młodszymi dziećmi. Wszystko działo się tak szybko, nie zdążyła 
nawet o tym pomyśleć.

Zanim obudziłaby Kristiana, wytłumaczyła mu, co się stało, i udzieliła 

wskazówek co do jutrzejszego poranka, minęłoby sporo czasu, a liczyła się 
każda minuta. Ważne było, żeby Emanuel jak najszybciej trafił do szpitala.

Narastał w niej niepokój. Emanuel mógł odzyskać przytomność i pytać 

o   nią,   będzie   się   czuł   przerażony   i   samotny,   szczególnie   jeśli   to   coś 
poważnego. Może okaże się, że uraz głowy jest tak poważny, że już nigdy 
nie będzie taki jak dawniej? Wzdrygnęła się, zaczęła chodzić w tę i z 
powrotem, nerwowo wykręcając ręce. W końcu nie wytrzymała, wzięła 
świeczkę i poszła obudzić Kristiana.

Usiadł zaspany, tarł oczy i patrzył na nią zdziwiony.
- Co się stało?
Położyła palec na ustach, dając mu znak, żeby nie obudził pozostałych.
-   Emanuel   miał   wypadek   i   został   zabrany   do   szpitala.   Przypilnujesz 

dzieci, a ja pójdę do Ullevàl?

- Obudziły się? - spytał szeptem.
- Na szczęście śpią, ale nie wiem, czy zdążę z powrotem, zanim będą 

musiały   iść   do   szkoły.   Może   pani   Jonsen   będzie   mogła   zostać   z   nimi 
chwilę rano. Jeśli nie, będziesz niestety musiał zostać w domu.

- Mam wagarować? - spytał, patrząc na mą przestraszony.
- To nie są wagary, zdarzył się wypadek.
- Nauczyciele nie będą zadowoleni.
- Nic na to nie poradzę. Mogę jedynie zajść później do szkoły i wszystko 

wytłumaczyć.

- Jak sobie poradzę z ubraniem ich wszystkich?
-   Ubierzesz   ich   po   kolei   albo   poprosisz   Pedera   i   Everta   o   pomoc. 

Wieczorem sobie radzą, to i rano też jakoś im się uda.

- Łatwiej jest je rozebrać niż ubrać, poza tym nie wiem, jak przygotować 

mleko dla Jensine.

Elise westchnęła niecierpliwie.
-  Podgrzejesz  mleko   i  trochę   wody   i  nalejesz  do   butelki,   to   nie   jest 

wielka sztuka. Poza tym Jensine jest już na tyle duża, że może pić z kubka.

Wyszła pośpiesznie, zanim Kristian zdążył zaprotestować.
Otuliła się szczelniej szalem, włożyła gazety do butów, żeby nie zmarzły 

background image

jej nogi, zgasiła świeczki i szybko wyszła.

Mgła nieco ustąpiła, unosiła się niczym chmury nad domami i ulicami, 

ale Elise czuła, że zrobiło się zimniej. Może dlatego, że sama drżała? Kilka 
razy poślizgnęła się na mokrych liściach, byłaby upadła, ale szybko udało 
jej   się   złapać   równowagę.   Gdzieś   niedaleko   muczała   krowa,   w   oddali 
szczekał pies. Poza tym panowała cisza.

W domach było ciemno, ludzie spali. Za kilka godzin zacznie się nowy 

dzień pracy i robotnicy oraz prządki zaczną napływać do zakładów Myren, 
do   papierni   Glada,   do   tkalni   Hjula   i   do   Graaha.   Inni   skierują   się   do 
walcowni   Bjolsen   czy   do   fabryki   drożdży.   Jeśli   ktoś   szukał   pracy   w 
fabryce, miał w czym wybierać.

Emanuel pewnie nie stawi się jutro w kantorze. Może nawet już nigdy. 

Zaczęły   jej   szczękać   zęby.   Jeśli   umrze,   a   ona   nie   zdąży   Z   nim 
porozmawiać, nigdy nie wybaczy sobie, że napisała list do Johana, zanim 
zdążyła wyjaśnić sprawę z Emanuelem.

Po   drugiej   stronie   ulicy   hałasował   jakiś   pijak.   Kiedy   ją   zobaczył, 

zatrzymał się i zaczął obrzucać wyzwiskami. Udała, że go nie słyszy, i 
szybko ruszyła dalej.

Wcześniej wydawało się jej, że szpital w UIleval nie leży bardzo daleko, 

teraz   droga   zdawała   się   ciągnąć   w   nieskończoność.   Była   zmęczona   po 
długim dniu pracy, wstała rano o piątej, żeby zdążyć wygotować pieluchy 
przed wyjściem do kantoru, po pracy z trudem przyprowadziła dzieci do 
domu.   Kiepska   pogoda   źle   wpływała   na   Hugo   i   na   Sebastiana,   obaj 
marudzili.   Kiedy   w   końcu   położyła   dzieci   do   łóżek,   poszła   do 
Schwenckego. Po powrocie była niespokojna i nie mogła sobie znaleźć 
miejsca.   List   Johana   i   słowa   Hildy   i   Schwenckego   obudziły   w   niej 
sprzeczne uczucia, więc kiedy w końcu zdecydowała się napisać list, była 
wykończona. Na dodatek Emanuela wciąż nie było i zaczęła się martwić, 
co się z nim mogło stać.

Odwróciła się i spojrzała za siebie. Nie lubiła chodzić w nocy po ulicy. 

Było niewiele latarni, a wiedziała, że o tej porze wielu pijaków ściąga do 
domu.   Domki   leżały   rozproszone,   w   świetle   dziennym   było   tu   bardzo 
miło, ale o tej porze dnia domy wyglądały ponuro i niegościnnie. Drzewa 
w ogródkach były ciemne, a liście, które jeszcze nie wszystkie opadły, 
skrywały dużą część nieba.

Od   czasu   do   czasu   jakaś   pojedyncza   gwiazda   z   rzadka   zamigotała 

między koronami.

W dali dał się słyszeć turkot jadącego wozu, a w stajni gdzieś w pobliżu 

zarżał koń, poza tym miała wrażenie, że jest jedyną żyjącą istotą w całym 

background image

mieście. Jeśli nagle pojawiłby się mężczyzna i miał niecne zamiary, nikt 
nie   usłyszałby   jej   krzyków;   gdyby   upadła,   znaleziono   by   ją   pewnie 
dopiero rano. Znów spojrzała za siebie i przyśpieszyła kroku.

Nareszcie dostrzegła budynek szpitala. Wzdrygnęła się na myśl o swoim 

ostatnim szpitalnym pobycie. Wcześniej nie potrafiła sobie wyobrazić, jak 
to jest leżeć bezradnie, nie mogąc się ruszyć czy dać znać innym, że się 
słyszy i wie, co się dookoła dzieje. Teraz już to wiedziała i współczuła 
wszystkim, którzy byli w takiej sytuacji. A jeśli Emanuel też teraz znalazł 
się w podobnej?

Zwolniła. Czuła niepokój. Czego się dowie, kiedy wejdzie do środka?
Szpitale mają w sobie coś przerażającego, coś, co powodowało, że czuła 

współczucie,   ale   i   niechęć.   W   tych   budynkach   leżało   kilkaset   ludzi, 
marzących o tym, żeby stąd wyjść, pozbyć się bólu i strachu, żeby znów 
móc normalnie żyć. Wiedziała, że dwadzieścia lat temu otwarto tu oddział 
zakaźny i zaczęto przyjmować pierwszych pacjentów. Może wciąż leżeli 
tu chorzy na tyfus, ospę, dyfteryt czy cholerę? Wzdrygnęła się. Dopiero w 
ostatnich latach rozbudowano szpital tak, żeby mógł przyjmować także in-
nych chorych.

Jej   myśli   powędrowały   do  Anny.   Porażenie   dziecięce...   Przeszedł   ją 

dreszcz. Każdej jesieni pojawiał się ten sam strach: na kogo padnie tym 
razem? Można było się zarazić, siedząc na wilgotnej ziemi albo jedząc 
jabłka, które spadły na ziemię - tak słyszała. Szczególnie gniazdo nasienne 
było   niebezpieczne,   dlatego   nigdy   go   nie   jadła.   Kiedyś   wyczytała   w 
„Svaerta",   że   trzy   lata   temu   tylko   w  Trondhjem  i   okolicy   odnotowano 
ponad tysiąc przypadków. Pomodliła się cicho, żeby choroba oszczędziła 
chłopców i maleństwa.

Było wiele rzeczy, których się bała, ale po co o tym myśleć. Zwykle 

zresztą nie zaprzątała sobie tym głowy, teraz jednak, kiedy zbliżała się do 
szpitala, odżył w niej lęk przed różnymi okropnymi chorobami. Czytała 
gdzieś,   że   choroby   takie   jak   tyfus   czy   dur   brzuszny   brały   się   z 
zanieczyszczonego   powietrza   i   brudnej   wody.   Tego   się   bała.   Rzeka 
cuchnęła,   a   wzdłuż   brzegów   aż   się   roiło   od   szczurów.   Jeśli   gdzieś   w 
Kristianii miałoby dojść do wybuchu epidemii, to na pewno tutaj. Czytała 
też,   że   ludzie   zarażeni   chorobą   cierpieli   na   gwałtowne   dreszcze,   bóle 
głowy i gorączkę, następnie dołączał się ból brzucha i ból kręgosłupa, a 
potem   gwałtownie   wzrastała   temperatura.   Chorzy   zaczynali   majaczyć, 
wielu umierało.

Może Emanuel zapadł na jakąś chorobę zakaźną? Czy dzieci mogły się 

zarazić? Jeśli tak, to pewnie już dawno by zachorowały.

background image

Dorośli   też   chorowali   na   porażenie   dziecięce,   chociaż   dotykało   ono 

głównie dzieci, stąd zresztą nazwa choroby. Pamiętała, jak bardzo matka 
się jej obawiała. Mówiła, że ci, którzy umarli, mieli więcej szczęścia od 
tych, którzy przeżyli. Ci bowiem do końca życia pozostawali przykuci do 
łóżka.

Znów stanęła jej przed oczami Anna: rozpromieniona i szczęśliwa żona 

Torkilda.   Jeśli   chodzi   o   nią,   to   matka   nie   miała   racji,   ale  Anna   była 
wyjątkiem. Cudem, jak określił to lekarz.

Wciąż jednak pamiętała lata, które Anna spędziła przykuta do łóżka. 

Pamiętała, ile razy siadywała przy niej i czytała jej na głos. Szczególnie 
jeden dzień utkwił jej w pamięci. Była wiosna i okno było otwarte. Na 
zewnątrz ćwierkały ptaszki, słońce przygrzewało, sprawiając, że lód na 
dachu   szybko   topniał.   Anna   leżała,   wyglądając   tęsknie   rozmarzonym 
wzrokiem przez okno. Łamiącym się głosem pytała, czy na ulicy nie ma 
już śniegu i czy nad rzeką pojawiły się już pierwsze wiosenne kwiatki. 
Wtedy Elise zrozumiała, co to znaczy nie móc wychodzić na dwór. Nie 
móc uczestniczyć w życiu.

Próbowała   sobie   przypomnieć,   co   słyszała   o   dyfterycie   i   cholerze,   o 

trądzie i ospie, jednak nie była w stanie. Ale przecież nawet odra była 
niebezpieczna. W Sagene umierała połowa dzieci, które zapadały  na tę 
chorobę. Kiedy Hugo chodził do żłobka, bała się, że się zarazi. Teraz, 
kiedy opiekowała się nim Hilda, czuła się spokojniejsza.

W szpitalu było pusto i spokojnie. Chorzy zapewne spali, światła były 

zgaszone, tylko dyżurne pielęgniarki czuwały. Krewni zwykle nie zjawiali 
się o tak niezwykłej porze, ale chyba zrozumieją, że jest przerażona i chce 
się dowiedzieć, co dolega Emanuelowi.

Był jej drogi, ale bardziej jak brat czy przyjaciel. Gdyby mogła spać 

sama w łóżku i uniknąć wszelkich zbliżeń, mogliby mieszkać ze sobą jak 
brat z siostrą. Wtedy cieszyłaby się za każdym razem, kiedy zwracał jej 
swoją   część   wydatków   na   czynsz   i   opał,   i   nie   przejmowałaby   się,   że 
wydawał tak duże sumy na drogie papierosy i nowe ubrania, a jej marzły 
stopy. Wtedy  nie  byłaby   to  jej  sprawa.  Emanuel  wiele  razy  okazał  się 
ciekawym   partnerem   do   rozmowy,   dużo   wiedział   i   w   wielu   sprawach 
potrafił jej doradzić. Czuła się bezpiecznie, kiedy w domu był mężczyzna, 
poza tym lepiej od niej potrafił naprawić lampę naftową czy pozbyć się z 
domu   myszy   i  szczurów.  Lubiła   też  słuchać,   jak   czytał  jej  wieczorem, 
kiedy siedziała nad cerowaniem.

Tak, będzie jej go brakować. Poczuła, że ma ściśnięte gardło. „Dobry 

Boże, nie pozwól mu umrzeć!"

background image

Drzwi były uchylone. Weszła cicho i rozejrzała się. Czyżby nikogo tu 

nie było? Na szczęście w tej właśnie chwili weszła pielęgniarka.

Posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Mogę ci jakoś pomóc? - spytała, mówiąc do niej na „ty", pewnie z 

powodu jej ubrania.

- Przyszłam się dowiedzieć o stan mojego męża. Pielęgniarka uniosła 

brew. Patrzyła na nią, jakby miała do

czynienia z kimś niespełna rozumu.
- Przychodzisz o tej porze? - spytała znów.
-   Godzinę   temu   przywiozła   go   tu   karetka.   Nie   mogłam   wyjść,   nie 

zostawiwszy dzieciom wiadomości.

Pielęgniarka zlustrowała ją. Myślała zapewne to samo co pielęgniarze z 

karetki: „Czy te dziewczyny nie robią nic innego, tylko płodzą dzieci?"

- Właśnie zaczęłam dyżur, ale zaraz sprawdzę - powiedziała siostra i 

zaczęła przeglądać dużą książkę, która leżała przed nią. - Jak się nazywa 
twój mąż?

- Emanuel Ringstad. Jest urzędnikiem w zakładach Myren. Pielęgniarka 

posłała jej szybkie spojrzenie, zanim znów zagłębiła się w książce.

- Hammergaten? Elise przytaknęła.
- Zaprowadzę panią - nagle zaczęła mówić do niej „pani". Odwróciła się 

i ruszyła w kierunku drzwi, przez które przed chwilą weszła.

Elise   podążyła   za   nią   na   drżących   nogach.   Dokąd   ją   prowadzi?   Do 

szpitalnej sali czy do kostnicy?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Jednak była to szpitalna sala. Elise odetchnęła z ulgą.
Uderzył ją zapach nafty. W rogu paliła się mała elektryczna lampka, 

poza tym sala tonęła w półmroku. Z jednego z łóżek dochodziło ciche 
stękanie. Na krześle obok lampy siedziała nocna siostra, potężna kobieta w 
średnim wieku. Wstała i obie pielęgniarki zaczęły coś sobie szeptać. Ta, 
która ją tu przyprowadziła, kiwnęła głową i zniknęła, druga dała jej znać, 
żeby szła za nią.

Między   łóżkami   stały   parawany.   Doszły   do   łóżka   najbliżej   okna, 

pielęgniarka się zatrzymała i odwróciła do niej twarzą.

- Nie śpi, ale proszę nie rozmawiać zbyt głośno. Na sali leżą poważnie 

chorzy.

Elise pokiwała głową, ciesząc się, że Emanuel doszedł już do siebie.
Pielęgniarka   odsunęła   parawan,   pozwoliła   jej   podejść   bliżej,   a   sama 

wróciła na swoje miejsce.

Elise podeszła do niego. Nie widziała wyraźnie jego twarzy, ale czuła, 

że Emanuel nie śpi.

- Jak się czujesz? - spytała.
- Dziękuję, dobrze - odpowiedział dziwnie bezbarwnym głosem.

background image

- Nie mogłam przyjść wcześniej, musiałam obudzić Kristiana i zostawić 

mu wiadomość.

- Rozumiem.
- Poślizgnąłeś się?
- Chyba tak. Nie pamiętam.
- Upadając, musiałeś się uderzyć w głowę. Kiedy cię zobaczyłam, byłeś 

nieprzytomny.

- Jak mnie znalazłaś?
-   Sąsiad,   ten   z   przeciwka,   przyszedł   i   zapukał   do   mnie.   Szedł   i 

spostrzegł, że leżysz nieruchomo koło płotu. Był tak miły, że poszedł na 
Arendalsgaten do swojego znajomego, który ma telefon, i zadzwonił do 
szpitala.

Emanuel nie odpowiedział. Elise wzięła jego dłoń.
- Jestem pewna, że zemdlałeś, bo uderzyłeś się w głowę. Może masz 

nawet wstrząs mózgu. Jutro na pewno wrócisz do domu.

Emanuel skinął głową.
- Chłopcy mówili, że narzekałeś na ból głowy i wyszedłeś zaczerpnąć 

świeżego powietrza.

Emanuel znów skinął głową.
- Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Kiedy nie wracałeś, zaczęłam się 

naprawdę martwić.

- Odniosłaś czasopisma?
Elise poczuła się niemile dotknięta.
- Tak. Pomyślałam, że może poszedłeś po mnie do Anny i Torkilda.
-   Nie   widziałem   cię.   Którędy   poszłaś?   Uznała,   że   nie   może   dłużej 

kłamać.

- Nie byłam u Anny i Torkilda, Emanuelu. Poszłam do Schwenckego.
Elise zauważyła, że Emanuel się zdziwił. Cofnął swoją dłoń.
- Po co? - spytał.
- Chciałam, żeby przekonał cię do pójścia do lekarza. Pomyślałam, że 

prędzej posłuchasz jego niż mnie.

Zaległa cisza.
Kiedy Emanuel w końcu się odezwał, miał spięty głos.
- Co zrobiłaś z czasopismami?
- Schwencke wybierał się do pastorowej z jakimiś rzeczami i obiecał je 

zabrać.

- Miałaś szczęście. A gdyby nie, to co byś zrobiła? Elise czuła, że się 

czerwieni.

- To przyniosłabym je z powrotem i powiedziała, że Anny i Torkilda nie 

background image

było w domu.

Elise milczała chwilę.
- Przykro mi, że cię okłamałam, ale zrozum, że zrobiłam to dla ciebie.
Emanuel nie odpowiadał. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli.
- Co powiedział Schwencke? - spytał w końcu Emanuel cicho. Elise 

miała wrażenie, że bał się zadać to pytanie.

- Uważa, że nie jesteś chory, tylko źle się z tym wszystkim czujesz.
- Więc on rozumie mnie lepiej niż ty.
- Ja też zaczynam to rozumieć. Schwencke mówił, że zbyt dużo nas 

dzieli. Zaproponował, żebyśmy najęli kogoś do pomocy w domu, żebyś 
nie musiał mi pomagać.

Elise spodziewała się, że Emanuel zaprotestuje i powie, że ich na to nie 

stać, ale on przytaknął.

- Też o tym myślałem.
-   Nie   mamy   służbówki,   a   pokoje   są   zbyt   małe,   żeby   dzieci   mogły 

wszystkie spać razem - powiedziała podniecona, zapominając, że powinna 
szeptać.

- Więc musimy znaleźć jakieś inne mieszkanie. Elise spojrzała na niego 

z niedowierzaniem.

- Myślisz, że będzie nas na to stać?
-   Zarabiasz   na   swoich   książkach.   Poza   tym   będzie   nam   lżej,   kiedy 

zostanę sklepikarzem.

Elise była zdziwiona. Do tej pory traktowała to jak mrzonkę.
- Postanowiłeś spróbować? - spytała.
- Tak. Podjąłem decyzję dzisiaj podczas spaceru.
W   tym   momencie   ktoś   odsunął   zasłonę   i   pokazała   się   nocna 

pielęgniarka. Elise nie słyszała, kiedy podeszła.

-   Nie   może   pani   tu   dłużej   zostać,   pani   Ringstad.   Pacjent   potrzebuje 

spokoju.

Elise przytaknęła, zawstydzona. Schyliła się i pocałowała Emanuela w 

policzek.

- Jutro na pewno wrócisz do domu.
-   Też   tak   myślę.   Pozdrów   chłopców   i   uważaj   na   drodze.   Elise   nie 

wiedziała, czy ma na myśli śliską nawierzchnię, czy pusty, ciemny odcinek 
drogi,   ale  skinęła  głową  i  tak  cicho,   jak  tylko  potrafiła,   wyszła  z  sali. 
Ucieszyła się, kiedy wreszcie znalazła się na zewnątrz i poczuła świeże 
powietrze.

Droga powrotna okazała się łatwiejsza. Nie było powodu do niepokoju. 

Emanuelowi nic nie groziło, przestała mieć wyrzuty sumienia z powodu 

background image

listu.   Emanuel   wkrótce   wróci   do   domu   i   będą   mogli   spokojnie 
porozmawiać o swoich małżeńskich kłopotach, które - miała nadzieję - 
dadzą się rozwiązać.

Minęła już najbardziej pusty odcinek drogi i zbliżała się do Uelandsgate, 

kiedy   zobaczyła   przed   sobą   chłopaka   i   dziewczynę;   stali   obok   siebie, 
oparci o płot. Na odgłos jej kroków zniknęli w dużej dziurze w płocie. Za 
ogrodzeniem   stała   rozwalająca   się   szopa.   Dziewczyna   potknęła   się   i 
upadła, chłopak głośno zaklął. - Patrz, gdzie idziesz, Valborg! - Zaraz dała 
się słyszeć gniewna odpowiedź dziewczyny: - Przecież nie poślizgnęłam 
się specjalnie, durniu! - Po chwili dziewczyna zaczęła się śmiać, wciąż 
leżała na ziemi. Elise rozpoznała głos. To była Valborg z przędzalni.

- Do diabła, jesteś tam?! - krzyknął chłopak i rzucił się na nią. Chyba 

zapomnieli, że ktoś szedł drogą, bo kiedy Elise mijała ich w półmroku, 
usłyszała, jak chłopak mówi: - Eajna jesteś, to rozumiem.

Po   chwili   doszło   do   niej   głośne,   pełne   pożądania   westchnięcie   i 

zadowolone   pomrukiwanie  Yalborg.   Elise   czuła,   jak   ze   wstydu   palą   ją 
policzki. Jak oni mogli tak się zachowywać? Przecież widzieli, że idzie. I 
to w tej mokrej, lodowato zimnej trawie!

Zdarzenie to obudziło w niej dziwne uczucia. Najpierw przerażenie i 

wstyd za Valborg, potem tęsknotę za tym wszystkim, czego jej brakowało. 
Nagle   poczuła   się   staro.   Czekał   na   nią   dom   pełen   dzieci.   Od   kiedy 
skończyła dziesięć, może dwanaście lat, cały czas się kimś zajmowała. Na 
początku   dlatego,   że   matka   pracowała   w   fabryce,   potem   z   powodu 
choroby   matki.   Nigdy   nie   doświadczyła,   co   to   znaczy   być   młodą, 
beztroską i wolną, zawsze ktoś na nią czekał, zawsze musiała się o kogoś 
troszczyć.

To   z   pewnością   miłe   być   młodym   i   wolnym,   zakochanym,   pełnym 

szalejących uczuć, mieć odwagę robić to, na co przyjdzie ochota.

To, że Valborg do tej pory nie przytrafiło się nieszczęście, znaczyło, że 

nie może mieć dzieci. Właściwie to dziwne, że nie złapała jakiejś choroby, 
mając na uwadze to, jak się prowadziła przez ostatnich kilka lat. To nie 
byli „porządni chłopcy", z którymi tarzała się w trawie czy w przydrożnej 
szopie, większość z nich włóczyła się po Lakkegata i po Vaterlandzie i 
miała   niezliczoną   ilość   dziewczyn,   zanim  Valborg   wzięła   ich   w   swoje 
ramiona.

Może   powinna   o   tym   napisać:   o   tym,   jak   to   jest   być   młodym,   ale 

obciążonym obowiązkami. Ona sama wyszła za mąż i urodziła dzieci, ale 
dużo   dziewcząt   nie   mogło   założyć   rodziny,   ponieważ   musiały   się 
opiekować starymi rodzicami albo młodszym rodzeństwem. Miała o czym 

background image

pisać, gdyby tylko jeszcze miała czas...

Emanuel zgadzał się ze Schwenckem, że powinni mieć pomoc. Jak w 

ogóle   mógł   o   tym  myśleć?   Domek   na   Hammergaten   był   mniejszy   niż 
domek majstra. Jedyne, co zyskali na przeprowadzce, to mały ogródek, no 
i uwolnili się od smrodu rzeki. Emanuel był zadowolony, że oddalił się od 
rzeki,   a   domek   był   nowszy   i   łatwiejszy   do   utrzymania,   jednak   Elise   i 
chłopcom brakowało rzeki i mostu.

Schwencke nie wiedział chyba, co mówi. Kto chciałby przyjść na służbę 

do   tak   małego   domku?   Wszyscy   wchodziliby   sobie   w   paradę.   Jak 
dziewczyna miałaby zrobić coś w kuchni, skoro wokół wciąż kręciły się 
dzieci? I gdzie by się podziała wieczorem? W sypialni było za zimno, nie 
było też możliwości, żeby ją ogrzać. Poza tym ani Emanuel, ani ona nie 
czuliby   się   dobrze   z   kimś   obcym   tak   blisko.   Stryszek   był   bardzo 
akustyczny, było słychać wszystko, co się tam działo.

„To znajdziemy jakieś inne mieszkanie..." Pomysł był dobry, ale w tej 

chwili   całkowicie   nierealny.   Jak   mogli   myśleć   o   wynajęciu   droższego 
domu,   skoro   nie   mieli   pieniędzy   na   porządne   buty   dla   wszystkich 
członków   rodziny?   Czy   Emanuel   nie   widział,   że   chłopcy   chodzą   w 
rzeczach   wielokrotnie   łatanych   i   tak   przetartych,   że   niekiedy   aż 
przezroczystych?

Poza tym nie byliby w stanie wykarmić jeszcze jednej osoby. Chyba że 

Emanuel zacznie bardziej oszczędzać. Dziwne, że sam tego nie rozumiał.

Wilgoć   z   mokrych   liści   przeszła   przez   zelówkę.   Miała   mokre 

pończochy,   czuła   też,   że   zrobiła   się   jej   dziura   na   pięcie.   Palce   miała 
lodowate,   prawie  nie  miała   w nich   czucia.  A  nie  był  to  jeszcze  nawet 
początek zimy.

Kiedy   w   końcu   dotarła   do   Hammergaten,   osłabła   ze   zmęczenia,   jej 

ciałem targały dreszcze.

W myśli kołatało jej pytanie, czy dzieci śpią, na szczęście ze stryszku 

nie dochodziły żadne dźwięki.

Nie było sensu się kłaść, nie zaśnie z takimi zimnymi nogami. Rozpaliła 

w piecyku i nastawiła garnek z wodą. Czekając, aż woda się zagrzeje, 
wzięła list i ponownie zaczęła go czytać. Jeśli Emanuel wyzdrowieje i w 
szpitalu nie znajdą u niego żadnej choroby, to może jednak go wyśle. Jak 
tylko   Emanuel   wróci   do   domu,   będą   musieli   szczerze   ze   sobą 
porozmawiać. Emanuel wyjawił, że nie czuje się tu dobrze. Jeśli żałował, 
że do niej wrócił, Elise przyzna, że nadal kocha Johana i pragnie dzielić z 
nim życie. Dopiero wtedy będzie mogła wysłać list.

Wlała gorącą wodę do blaszanej miski, zdjęła mokre pończochy, usiadła 

background image

na kuchennym taborecie i zanurzyła nogi w wodzie. Wrastał jej paznokieć, 
bolał ją, ale już po chwili poczuła, jak ciepło rozchodzi się po całym jej 
ciele.

Może jednak uda się jej przespać kilka godzin.

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego ranka obudziły ją dźwięki dochodzące z kuchni. Kristian 

pewnie nie wiedział, że wróciła, mógł nie zauważyć jej chusty i mokrych 
butów. Musiała szybko zejść i dać mu znać. Drżąc z zimna, wstała z łóżka. 
Poruszała się po omacku w ciemności, na bosaka zeszła pośpiesznie na 
dół.

Nigdy nie zapomni widoku, który wtedy się jej ukazał.
Lampa naftowa świeciła zapalona, a przy piecyku stał Kristian i gotował 

kaszę. W piecu trzaskał ogień, w pomieszczeniu już zaczynało być ciepło. 
Na podłodze siedział Hugo z Sebastianem, bawiąc się spokojnie, a przy 
stole   zasiadł   Peder,   trzymając   Jensine   na   kolanach,   podczas   gdy   Evert 
karmił ją łyżeczką.

Elise uderzyła w dłonie.
- Ależ mam wspaniałych chłopców! Nie ma lepszych. Odwrócili się w 

jej stronę, słysząc, że idzie. W ich oczach widać było dumę i oczekiwanie,

Peder uśmiechał się od ucha do ucha.
- Zrobiliśmy ci niespodziankę?
- I to jaką! Właśnie zeszłam, żeby powiedzieć Kristianowi, że wróciłam, 

a tu widzę, że cała gromadka jest już w kuchni! Maluchy ładnie się bawią, 
a na stole stoi jedzenie. Jesteście aniołami!

- Co z Emanuelem? - spytał Kristian, przyglądając się jej.
- Odzyskał przytomność i chyba już się lepiej czuje. Powinien dzisiaj 

wrócić do domu.

Żadne z nich nic nie powiedziało. Odniosła wrażenie, że są zawiedzeni. 

Może mieli nadzieję, że spędzą z nią kilka dni sami? Kiedy Emanuela nie 
było w domu, mniej było kłótni i sprzeczek, więcej radosnego hałasu i 
śmiechu. Może powinna być surowsza, cały ciężar wychowania dzieci nie 
powinien spadać na Emanuela.

Nalała   wody   do   miski   i   umyła   twarz,   szyję   i   ręce.   Nie   chciała   się 

rozbierać, kiedy chłopcy patrzyli. Dzisiaj musiało jej to wystarczyć.

- Co jest Emanuelowi? - spytał w końcu Evert. Elise sięgnęła po ręcznik, 

background image

wytarła się.

- Nie wiem - odpowiedziała. - Albo się potknął, upadł na śliskiej drodze 

i uderzył w głowę, albo upadł, bo jest chory. On sam uważa, że nic mu nie 
jest, Schwencke też tak sądzi.

- Jeśli to potrwa,  będziemy  co rano  musieli zajmować się  dziećmi - 

powiedział Peder, patrząc na Everta.

Na twarzy Everta pojawił się strach.
- Może będziemy musieli wrócić do Andersengàrden?
- I co z tego? W Andersengàrden nie było źle. Pamiętasz, jak było fajnie, 

kiedy wszyscy wychodzili na podwórze, graliśmy w guziki. Wycinaliśmy 
żołnierzyki z papieru i bawiliśmy się w wojnę!

- Kiedyś turlaliśmy obręcz, zdjętą z beczki po śledziach Abrahamsena, 

wypadła na ulicę i trafiła panią Evertsen w tyłek! - roześmiał się Evert.

Kristian mieszał w garnku i patrzył na Elise.
- Myślisz, że może się tak zdarzyć? Jeśli Emanuel upadł nie dlatego, że 

było ślisko? - spytał.

-  Nie   sądzę,  Kristian.  Wieczorem  sprawiał  wrażenie   zdrowego.   Elise 

ruszyła w kierunku drzwi, musiała pójść na stryszek po ubranie.

Kristian odwrócił się do chłopców.
- Bzdura, Emanuel nie jest chory, to wszystko dlatego, że ma słabe nogi.
- Słabe nogi? - spytał Evert. W jego głosie słychać było zdziwienie. - 

Dawniej nie miał słabych nóg.

- Osłabł tak, bo kocha się z Elise.
Elise usłyszała głos Pedera, kiedy wbiegała po schodach. „Musiał nas 

usłyszeć albo zobaczyć", pomyślała. Co za wstyd! Hilda przestraszyła się, 
kiedy usłyszała, co się stało.

-   Może   tak   właśnie   ma   być,   Elise.   Jeśli   Emanuel   nagle   umrze,   nie 

będziesz musiała starać się o rozwód.

Elise była wstrząśnięta.
- Jak możesz tak mówić? Gdyby pastor to usłyszał - dodała oskarżająco.
- To źle, że jestem szczera? Na pewno też o tym pomyślałaś.
- Wcale nie. Bardzo się o niego martwię i cieszę się, że nie wysłałam 

listu do Johana.

- Napisałaś do Johana list?
- Tak, ale nie wyślę go.
- Dawałaś mu nadzieję?
- W pewnym sensie... tak.
- A kiedy zobaczyłaś Emanuela, to zaczęło dręczyć cię sumienie, więc 

postanowiłaś porwać list na kawałki.

background image

- Wszystko zależy od tego, co Emanuel powie, kiedy wróci do domu. 

Postanowiłam poważnie z nim porozmawiać.

Hilda patrzyła na nią dużymi oczami.
- Nie do wiary, nareszcie zaczynasz rozsądnie mówić.
- Jeśli będzie mu przykro, nic nie zrobię. Hilda nie słuchała jej.
- Co się stało?
-   Odwiedziłam  Schwenckego,   chciałam  go   przekonać,   żeby   namówił 

Emanuela do pójścia do lekarza. Schwencke powiedział, że Emanuel źle 
się z tym wszystkim czuje. Pewnie żałuje, że do mnie wrócił.

Hilda aż zagwizdała.
-   Dobrze!   Więc   jest   nadzieja   dla   ciebie   i   Johana.   To   trzeba   uczcić! 

Usmażymy dzisiaj naleśniki na obiad.

Elise nie była zachwycona.
-   Nie   rozmawiajmy   o   tym   do   czasu   powrotu   Emanuela   do   domu. 

Schwencke może się mylić. Nie co do tego, że Emanuel źle się tu czuje, bo 
ja   to   też   zauważyłam,   tylko   może   zechce   rozwiązać   problem   w   inny 
sposób.

- Jak?
- Wspominał coś, że moglibyśmy wziąć kogoś do pomocy do domu.
Hilda prychnęła.
- Służącą? A gdzie ją zmieścicie?
- Emanuel uważa, że moglibyśmy się przenieść.
- Dostał spadek czy może ma jakiś ukryty skarb?
-   Niedługo   dostanę   honorarium   z   Danii,   a   wiosną   może   też   z 

wydawnictwa Grandahl & Son.

- Nie wierzę, żebyś aż tyle zarobiła. Pisarka nie zarabia chyba więcej niż 

urzędnik. I tak niesamowite, że dostałaś aż pięćdziesiąt koron zaliczki - to 
prawie dwie miesięczne pensje robotnicy w fabryce albo urzędniczki. Nie 
wierzę, żebyś mogła dostać dużo więcej tego honorarium, jak to nazywasz. 
W   „Svaerta"   czytałam,   że   ponad   dwadzieścia   tysięcy   mężczyzn   w 
Kristianii  zarabia  mniej  niż  osiemset koron  rocznie.  Jesteś  kobietą,  nie 
wierzę, żebyś mogła zarobić więcej. Napisanie książki to w końcu żadna 
porządna praca.

- Mogę napisać jeszcze jedną.
- Kiedy znajdziesz na to czas? A jeśli Emanuel zostanie w szpitalu kilka 

dni?  Poradzisz sobie z chłopcami i trójką maluchów, i jeszcze pracą u 
Graaha?

- Jeśli będę musiała, to sobie poradzę. Hilda pokręciła głową.
-   Jesteś   uparta   jak   osioł.   Czasem   nawet   się   zastanawiam,   czy   ty 

background image

przypadkiem nie lubisz, kiedy jest ci źle.

Elise westchnęła.
- A ja czasem się zastanawiam, czy ty wiesz, co to znaczy sumienie - 

powiedziała i od razu tego pożałowała. - Wiem, że mnie kochasz i chcesz, 
żeby było mi dobrze. Tyle że ja nie jestem taka jak ty, Hildo.

Ku swojemu zdziwieniu odkryła, że w kantorze nie było jeszcze ani 

panny Johannessen, ani pana Samsona. Drzwi do biura pana Paulsena były 
uchylone,   słyszała   dochodzący   stamtąd   głos.  A  jeśli   majster   przyszedł 
przed nimi? To się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Może skorzysta z okazji i 
powie mu, co się przydarzyło Emanuelowi, i spyta, czy może wyjść trochę 
wcześniej,   tak   żeby   zdążyła   rozpalić   w   piecu,   zanim   Emanuel   wróci. 
Powiesiła szal i czapkę na wieszaku i cicho podeszła do drzwi.

Nagle się zatrzymała. Zza drzwi dochodził nie głos pana Paulsena, ale 

Samsona. Brzmiał inaczej niż zwykle, był niski i miękki, jakby rozmawiał 
z kobietą, która bardzo mu się podoba. Czyżby miał schadzkę w pokoju 
majstra?   Serce   zabiło   jej   mocniej.  A  jeśli   przyjdzie   pan   Paulsen   i   go 
zaskoczy?

Odwróciła się i pośpiesznie podeszła do swojego biurka. W tym samym 

momencie usłyszała, jak z pokoju wychodzi Samson.

- Dzień dobry, pani Ringstad.
Wydawał się zaskoczony, najwyraźniej nie słyszał, jak weszła.
- Dzień dobry, panie Samson.
- Panna Johannessen jest chora, a pan Paulsen się spóźni. Skorzystałem 

z telefonu, żeby zadzwonić do przyjaciela i coś mu przekazać.

„Do przyjaciela..." A więc nie do przyjaciółki. Czuła, że się rumieni. 

Żaden mężczyzna nie rozmawiał tak z przyjacielem. Żaden! Więc jednak 
wtedy w mieście się nie myliła.

Samson musiał zauważyć, że się zaczerwieniła, bo zaraz jego twarz też 

zrobiła się czerwona. Pośpiesznie podszedł do swojego pulpitu i zaczął 
wyjmować rzeczy potrzebne mu do pracy.

Zapanowała cisza. „Zrozumiał, że ja wiem", pomyślała i poczuła, że 

drżą jej ręce. Powinna coś powiedzieć?

Mimo   że   oboje   byli   bardzo   zajęci,   w   pokoju   panowała   dziwna 

atmosfera. Chciałaby móc z nim o tym porozmawiać, wytłumaczyć, że nie 
zmierza rozsiewać plotek, że nie powie o tym ani majstrowi, ani pannie 
Johannessen. Może się czuć bezpiecznie. Nie zrobi mu nic złego.

Pan   Paulsen   przyszedł   dopiero   późnym   przedpołudniem,   skinął   im 

głową i pośpiesznie wszedł do swojego gabinetu. Wyglądało na to, że nie 
jest w najlepszym nastroju. Postanowiła zaczekać, później spyta, czy może 

background image

wyjść trochę wcześniej.

Odetchnęła z ulgą, kiedy nadeszła przerwa na obiad. Kiedy opuszczała 

kantor, nadszedł Samson i zaczął szybko wkładać palto i kapelusz.

-   Idzie   pani   zapewne   do   swojej   siostry,   pani   Ringstad,   a   ja   idę   do 

browaru   Ringnes  porozmawiać   z  przyjacielem.   Proszę   wziąć   mnie   pod 
rękę na moście, jest bardzo ślisko.

Była zaskoczona, ale nie okazała tego.
-   To   prawda,   zauważyłam   to,   kiedy   szłam   tam   rano   z   wózkiem. 

Myślałam o tych wszystkich uczniach, którzy co rano biegną przez ten 
most w drodze do szkoły. Mogą się poślizgnąć i wpaść do wody. Na samą 
myśl  już   drżę.  Wiem,   że  matki  boją   się   tego   za  każdym  razem,   kiedy 
posyłają dzieci do szkoły.

Czuła, że mówi za dużo i za szybko. Od rana nie zamienili ze sobą 

słowa, oboje pilnie pracowali. Elise nawet starała się nie patrzeć w jego 
stronę.

Wyszli jeszcze przed prządkami i pomocnicami. Niewiele osób szło do 

domu w przerwie obiadowej, większość kupowała zupę w fabryce, ale na 
moście i tak było tłoczno.

Samson podał jej rękę, a ona ją przyjęła. Czuła się skrępowana. Jeśli 

ktoś znajomy ich teraz zobaczy, zaczną się plotki, ale nie chciała ranić go 
odmową.

-   Chciałam   spytać   pana   Paulsena,   czy   mogę   dzisiaj   wyjść   trochę 

wcześniej   -   zaczęła,   żeby   w   ogóle   coś   powiedzieć.   -   Mój   mąż   trafił 
wczoraj wieczorem do szpitala, paskudnie się przewrócił na ulicy.

Samson spojrzał na nią przestraszony.
- Chyba nie jest poważnie ranny? Pokręciła głową.
- Nie sądzę. Mam nadzieję, że dzisiaj wróci do domu.
- Też mam taką nadzieję. Nie jest łatwo radzić sobie z taką gromadką 

dzieci.

- Chłopcy chętnie pomagają, ale i tak mam sporo rzeczy do zrobienia, 

zanim się wieczorem położę spać.

- Rozumiem, że starcza pani czasu jedynie na najpilniejsze sprawy.
- Tak. Kiedy dzieci są już w łóżkach, muszę trochę ogarnąć dom. Nawet 

nie mam czasu przeczytać gazety, czasem mąż czyta mi na głos, kiedy 
siedzę i ceruję skarpety.

- Nie pojmuję, kiedy znajduje pani czas na pisanie.
- Piszę tylko, kiedy... - urwała i zamilkła, czując, że robi się jej gorąco. 

Nogi   miała   jak   z   waty.   Wydała   się,   chciała   to   jakoś   ukryć,   ale   nie 
wiedziała, co powiedzieć.

background image

- Proszę się nie wstydzić, pani Ringstad. Sam też minąłem się z prawdą, 

mówiąc, że idę do znajomego w browarze. Tak naprawdę to chciałem z 
panią porozmawiać. - Zawahał się, ale w końcu zdobył się na odwagę. - 
Możemy chyba uznać, że jesteśmy kwita. Pani odkryła moją tajemnicę, a 
ja pani.

Znów poczuła, że się rumieni.
- Jak... To znaczy...
- Nie ma znaczenia, jak do tego doszedłem. Najważniejsze, że wiem. 

Obiecuję,   że   nikomu   o   tym   nie   powiem.   Dopiero   kiedy   pani   sama   to 
ujawni.

„Może szedł za mną, kiedy szłam do wydawnictwa", pomyślała i na 

samą myśl oblał ją pot. Dotarli do domku majstra.

- Możemy sobie obiecać, że dochowamy tajemnicy? Pani zapewne nie 

chce, żeby wyszło na jaw, kto kryje się za pseudonimem, a ja... - urwał, nie 
mówiąc nic więcej. Stał na wzgórzu, zdenerwowany i niemile skrępowany.

Pokiwała głową, nie było sensu protestować.
- Obiecuję, że nikomu nic nie powiem. - I szybko dodała: - I tak bym 

tego nie zrobiła.

- Też tak myślę. Jest pani mądrym i dobrym człowiekiem. Oboje wiemy, 

czym to może się skończyć. Gdyby moja tajemnica wyszła na jaw, byłbym 
skończony. Gdyby pani tajemnica wyszła na jaw, musiałaby pani się liczyć 
z nieprzyjemnościami. Oboje ryzykowalibyśmy utratę pracy.

Elise widziała, że trzęsą mu się ręce. Dla niego było to groźniejsze.
Znów przytaknęła. Czuła się skrępowana, sytuacja okazała się dla niej 

trudna, ale cieszyła się, że mogą pozostać przyjaciółmi i dalej sobie ufać.

Tyle chciała mu powiedzieć, pokazać, że jej go żal, dać do zrozumienia, 

że go nie osądza, nie potępia, ale to było zbyt trudne. Brakowało jej słów.

- Siostra na mnie czeka, muszę iść. Posłał jej zawstydzony uśmiech.
- Nie wracajmy więcej do tej historii. Proszę pozdrowić siostrę.
Uchylił kapelusza i ruszył w kierunku browaru. Hilda stała w oknie i 

widziała, jak idą przez most.

- To był Samson? Elise przytaknęła.
-   Wyglądaliście   jak   stare   małżeństwo.   Elise   nie   mogła   powstrzymać 

uśmiechu.

- Chyba nie aż takie stare.
- Gdybyście byli młodym małżeństwem, to byście inaczej szli. Miałam 

wrażenie, że nie jesteś zachwycona, że idziesz z nim pod rękę. Często tak 
jest ze starymi małżeństwami, zauważyłam to.

- Podał mi rękę, bo na moście jest ślisko.

background image

- A ty pewnie myślałaś o tym, co widziałaś przy Kirkeristen?
- Prawdę mówiąc, nie pamiętałam o tym. Jest miły. Lubię go. A co tutaj? 

Taka cisza. Cała trójka śpi?

Hilda przytaknęła.
- Śpią jak aniołki w dużym łóżku. Elise się uśmiechnęła.
- Jesteś aniołem.
Powiodła wzrokiem w stronę piecyka.
- Ładnie pachnie. Co gotujesz?
- Ziemniaki ze słoniną. Chłopcy już byli i zjedli. Zwolnili ich wcześniej, 

bo nauczyciel zachorował. Ale zadano im więcej do domu.

- Zrobiłaś obiad dla nas wszystkich?
-   Zaszłam   wczoraj   do   rzeźnika   i   dostałam   odpadki   w   sumie   za 

pięćdziesiąt   ore.   Przed   południem   zajrzała   tu   kobieta,   sprzedawała 
kaszankę własnej roboty. Będzie na jutro.

Elise roześmiała się radośnie.
- No przecież mówię, że jesteś aniołem. Wiesz, czy chłopcy wrócili do 

domu?

-   Evert   i   Kristian   od   razu   poszli   do   pracy,   ale   wcześniej   skończą. 

Zaproponowałam, żeby Peder odrobił lekcje tutaj, powiedział jednak, że 
pójdzie odwiedzić Jenny. Albo się w niej zakochał, albo liczy  na jakiś 
smakołyk od pani Tollefsen.

- To spryciarz! Idzie w gości, żeby wymigać się od lekcji!
- To się zdarzyło tylko raz. Jenny na pewno też będzie miło, brakuje jej 

towarzystwa rówieśników.

- Anne Sofie odwiedza ją od czasu do czasu. Spotkałam Jenny wczoraj 

wieczorem, idąc do Schwenckego.

- Nie sądzę, żeby mama chętnie posyłała Anne Sofie do babci, więc 

chyba nie bywa tam często.

Elise   nie   odpowiedziała,   nie   miała   ochoty   rozmawiać   o   matce. 

Odwiesiła szal i zaczęła stawiać talerze i kubki na stole, podczas gdy Hilda 
kroiła ugotowane ziemniaki i kładła je na patelni.

- Pewnie chciałabyś wiedzieć, co z Emanuelem?
- Tak. Nie sądzę, że będą trzymać go w szpitalu. Jestem tylko ciekawa, 

czy dojdą, skąd u niego te zawroty głowy. Chociaż jak go znam, to nie 
powie im o tym.

- Nie rozumiem, dlaczego tak się boi tych badań?
-   Chcesz   powiedzieć,   że   udaje   chorobę,   żeby   mnie   przy   sobie 

zatrzymać? Nie wierzę, żeby był aż tak dobrym aktorem. Mówiłam ci już, 
że Schwencke sądzi, że to wszystko z tego, że źle się tu czuje.

background image

- Dowiedz się, co z nim jest.
Elise spojrzała na nią zdziwiona. Rano reakcja Hildy była zupełnie inna.
Jadły w milczeniu.
Elise rozkoszowała się smacznym posiłkiem.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam smażone ziemniaki ze słoniną.
- Pewnie jecie tylko kaszę na wodzie, skoro tak mało zarabiacie.
Elise spojrzała na siostrę.
- Drwisz sobie?
- Trochę. Biorąc pod uwagę, ile razem zarabiacie, ty i Emanuel, to, co 

zarobiłaś na swojej książce, i to, co do domu przynoszą Kristian i Evert, to 
powinniście jeść słoninę co drugi dzień.

Elise nic nie odpowiedziała. Nie mogła odmówić Hildzie racji, ale nie 

miała ochoty mówić, że to wydatki Emanuela sprawiały, że ciągle im na 
wszystko   brakowało   pieniędzy.   Poza   tym   to   nie   była   prawda.   Hilda 
przesadzała.   Kristian   i   Evert   nie   zarabiali   wiele,   a   czynsz   za   połowę 
domku na Hammargaten był większy niż za domek majstra. Jednak nie 
narzekała, wiedziała, że wielu ludziom było znacznie gorzej niż im. Jedli 
mięso   najwyżej   raz   w   tygodniu,   czyli   w   niedzielę.   Boczek   kosztował 
koronę i osiemnaście 0re za kilogram, a skoro jej pensja musiała starczyć 
na   jedzenie   dla   ośmiu   osób,   bo   wciąż   jeszcze   nie   śmiała   liczyć   na 
pieniądze za książkę, musieli przez większość dni tygodnia jeść kaszę. 
Codziennie po szkole Hilda dawała chłopcom jeść, zwykłe jednak był to 
chleb z melasą albo z serem.

-  Chyba  się   nie  obraziłaś?   -  spytała  Hilda,  a  jej  głos  brzmiał,  jakby 

żałowała tego, co powiedziała.

Elise pokręciła głową.
- Nigdy nie próbowałaś się wczuć w moją sytuację. W ostatnich latach w 

Andersengarden to ja odpowiadałam za całą rodzinę/ Tak samo było, kiedy 
ja i Emanuel się pobraliśmy, to ja utrzymywałam matkę i chłopców. Ty 
miałaś mnie, a potem poszłaś pracować do Paulsena i nie musiałaś już się 
troszczyć   o   jedzenie.   Potem   spotkałaś   Reidara,   a   teraz   znów   jesteś   z 
Paulsenem.

-   Mówisz,   jakbyś   ty   była   sama.   Przecież   masz   męża.   Chyba   nie 

pozwalasz   mu,   żeby   całą   swoją   pensję   wydawał   na   siebie,   a   ciebie 
zostawiał z wszystkimi wydatkami?

- Oczywiście, że nie. Płaci za węgiel, za naftę i za drewno, poza tym 

daje też pani Jonsen kilka koron miesięcznie za opiekę nad Jensine.

Nie   była   to   prawda,   ale   Hilda   nie   musiała   tego   wiedzieć.   Hilda 

westchnęła.

background image

-   Wciąż   tylko   narzekamy.     Nie   możemy   porozmawiać   o   czymś 

przyjemniejszym?   Olaf   pytał,   czy   w   którąś   sobotę   nie   poszłabym 
wieczorem potańczyć do „Perły". Uważasz, że powinnam?

Elise spojrzała na nią przerażona.
- Chcesz iść do „Perły" potańczyć z Olafem? Nie dość, że jesteś żoną 

Reidara, a przyjmujesz wizyty Paulsena, jakby był twoim zalotnikiem?

Hilda się roześmiała.
- Nie bądź taka surowa! Nie do twarzy ci z tym. Co się stało z moją 

siostrą,   która   stała   przyparta   do   ściany   w   piwnicznym   korytarzu   w 
Andersengàrden?  Która chodziła na tańce do „Perły" i zabawiała się na 
wzgórzach   ze   swoim   ukochanym?   Ukrywała   się   z   nim   w   ciemnych 
zakamarkach,   a   potem   wracała   do   domu   z   czerwonymi   policzkami   i 
błyszczącymi oczami?

Elise uśmiechnęła się.
- To było chyba w innym życiu. Tak dawno, że już o tym zapomniałam.
- Dawno? Trzy lata to nie tak dawno.
- Więc chyba szybko się zestarzałam. Hilda parsknęła.
- Pamiętam, jak zaledwie kilka tygodni temu na tej kanapie leżała para, 

tak namiętnie się pieszcząca, że aż guziki od koszuli poodpadały. Wiem, 
czego ci brakuje, Elise. Dałaś się uwikłać w sieć obowiązków, czujesz się 
odpowiedzialna,   masz   wyrzuty   sumienia,   dręczy   cię   poczucie   winy. 
Zapominasz, że ty też masz prawo do szczęścia.

- Do szczęścia? Ilu ludziom dane jest poznać, co to jest szczęście?
-   Większości.   Raz   czy   dwa.   Może   tylko   przez   krótki   okres,   zanim 

dzieciaki wypełnią kuchnię i dom, zanim zacznie brakować najedzenie i 
ubranie. Sądzę jednak, że większość z tych, którzy mieszkają tu wzdłuż 
rzeki, przeżywali swoje chwile szczęścia pod pierzyną. Większość kobiet 
choć przez chwilę czuła się jak księżniczka.

- Ja też. Może akurat nie „pod pierzyną", jak to określiłaś, ale byłam 

szczęśliwa z Johanem, zanim to wszystko się wydarzyło. Dostałam swoją 
porcję  szczęścia.   Sama   mówisz,   że  większość   przeżywa   to   tylko  przez 
krótki moment, zanim zacznie się codzienność. A co z tobą?

- Ja mam inne oczekiwania co do szczęścia.
- Dla ciebie szczęście to mieć pieniądze? Hilda przytaknęła.
- Tak. Taka już jestem. Jeśli mogę wejść do sklepu i kupić sobie pudełko 

kremu, puder czy wodę kolońską, nie bojąc się, że z tego powodu będę 
głodować, wtedy czuję się szczęśliwa. Nie mówiąc już o tym, kiedy mogę 
kupić sobie nową bluzkę czy nowy kapelusz. Wtedy uważam, że warto jest 
żyć.

background image

Elise się uśmiechnęła.
- I teraz chcesz, żeby twoja siostra była szczęśliwa u boku mężczyzny?
- Tak. Nawet jeśli moja siostra jest inna niż ja, to uważam, że sobie na to 

zasłużyła. Poza tym jestem romantyczką i lubię, kiedy historie miłosne 
dobrze się kończą.

Elise się roześmiała, otarła łzę w kąciku oka. Po chwili spoważniała i 

powiedziała: - Kto wie? Może twoje życzenie się spełni? - Elise wstała od 
stołu.   -   Kiedy   wrócę   wieczorem   do   domu,   porozmawiam   poważnie   z 
Emanuelem.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kiedy   wróciła   do   domu,   w   oknach   było   ciemno.   Peder   jeszcze   nie 

wrócił, a przecież miał dużo lekcji do odrobienia. Emanuel też chyba nie 
wyszedł   ze   szpitala,   tak   późno   wieczorem   go   już   chyba   nie   wypiszą? 
Pewnie postanowili zatrzymać go jeszcze jeden dzień, żeby upewnić się, 
że naprawdę nic mu się nie stało. Wstrząs mózgu to nie żarty.

Wyjęła   Hugo   i   Sebastiana   z   wózka,   otworzyła   drzwi   i   pozwoliła 

chłopcom iść samym po schodach i wejść do kuchni, podczas gdy ona 
zajęła   się   zapalaniem   lampy   i   rozpalaniem   w   piecu.   Wzdrygnęła   się, 
klasnęła w dłonie. Ależ tu było niewiarygodnie zimno.

W  tej   samej   chwili   usłyszała   na   zewnątrz   głosy   i   zaraz   w   drzwiach 

stanął Kristian, trzymając na ręku Jensine. Za nim stał Evert.

- Późno przyszłaś! - odezwał się Kristian oskarżycielskim głosem.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie później niż zwykle.
- To my dzisiaj wcześniej skończyliśmy, Kristian - odezwał się Evert.
- Widzieliście Pedera?
- Miał iść do Jenny.
- Nie siedzi tam chyba całe popołudnie.
- Jasne, że tak. A jeśli jeszcze pani Tollefsen usmażyła naleśniki. .. - w 

background image

głosie Everta słychać było zazdrość.

-   Mam   nadzieję,   że   niedługo   wróci.   Zdaje   się,   że   ma   dużo   zadane, 

prawda, Evert?

Evert przytaknął.
- I z rachunków, i z religii. Mamy też napisać wypracowanie o jesieni. 

Zaczęliśmy je pisać w szkole. Wiesz, co Peder napisał?

Evert   roześmiał   się.   „Pac,   pac,   mówią   jabłka   do   Olsena,   spadając   z 

jabłoni". Pan przeczytał to na głos i wszyscy się śmieli. Elise uśmiechnęła 
się, ale zaraz znów spoważniała.

- Nieładnie z jego strony, że przeczytał to na głos, żeby klasa się śmiała. 

Peder bardzo się przejął?

- Nie wiem, ale zrobił dziwną minę. Elise się zaniepokoiła.
- Nie mam pojęcia, gdzie on się podziewa. Musiał się gdzieś schować. 

Myślisz, że pani Tollefsen pozwoliłaby zostać mu tak długo?

Evert pokręcił głową.
- Nie lubi, kiedy po domu kręci się za dużo dzieci. Tak mówi Jenny.
Kristian posadził Jensine na podłodze i zaczął zdejmować jej czapkę i 

rękawice. Teraz podniósł wzrok.

- Mam iść go poszukać?
- Mógłbyś? Niepokoję się. Pewnie z powodu tego, co się wczoraj stało. 

Jeśli Pederowi też by się coś przytrafiło... – urwała i zamilkła.

-   Nie   przesadzaj,   Elise.   Nic   mu   się   nie   stało,   po   prostu   gdzieś   się 

schował.

- Miejmy nadzieję - odpowiedziała Elise i wzięła garnek, żeby ugotować 

kaszę. - Zdejmiesz mokre rzeczy z Sebastiana, Evert?

- Znów się zsikał? Myślałem, że nauczył się już siadać na nocnik.
- Nauczył się, ale czasem jeszcze zdarza mu się wypadek. Nie rozbieraj 

już bardziej Jensine, tu jest zimno. Evert mi pomoże, a ty biegnij do pani 
Tollefsen.

Kristian włożył czapkę, otworzył drzwi i zniknął.
- Jest ciemno. Uważaj na konie na drodze! - zawołała za nim Elise.
- Ale cuchnie! - odezwał się Evert, zatykając nos.
- Zajmę się nim, a ty mieszaj kaszę. Tylko jeszcze nastawię wodę.
Dawno już przewinęła Sebastiana, posadziła go razem z Hugo w kącie, 

żeby się bawili, i zaczęła nakrywać do stołu, kiedy usłyszała na zewnątrz 
szybkie kroki.

Do kuchni wpadł zdyszany Kristian.
- U pani Tollefsen nie ma Pedera. W ogóle go tam nie było. Po drodze 

też go nie spotkałem.

background image

Elise czuła, jakby ktoś położył jej na plecach zimną rękę.
- Nie było go tam? - spytała, patrząc niego z przestrachem. - To gdzie on 

może być?

Evert siedział na podłodze, zaczął już odrabiać lekcje.
- Może jest u Anne Sofie?
- Poszedłby aż do Kjelsas? Nie sądzę - powiedziała Elise, kręcąc głową.
- Jeśli uznałby, że dostanie tam coś dobrego do jedzenia, to może.
- Boże drogi! - westchnęła Elise bezradnie. - Jak trafi do domu w tych 

ciemnościach?

Chłopcy spojrzeli po sobie, po czym Kristian niechętnie zaproponował:
- Możemy iść go poszukać, ja i Evert. Elise znów westchnęła.
-   Najpierw   zjedzcie   trochę   gorącej   kaszy.   Zaraz   zrobi   się   tu   cieplej. 

Kiedy przestaniemy marznąć, wszystko wyda się nam prostsze.

Evert i Kristian wzięli każdy jednego malucha i zaczęli karmić dzieci, a 

Elise   zajęła   się   małą   Jensine.   Dopiero   kiedy   nakarmili   najmłodszych, 
mogli sami zasiąść do gorącego posiłku.

Spoglądała zamyślona to na jednego, to na drugiego.
- Trudno mi uwierzyć, że Peder wyruszył sam w taką daleką drogę. 

Może poszedł do jakiegoś kolegi z klasy?

Evert spojrzał na nią.
- Niby do kogo? - spytał. - Nikt z tych, którzy się z nami bawią, nie ma 

w domu aż tyle miejsca.

- Może poszedł grać w piłkę?
- Po ciemku? - spytał Kristian, patrząc na nią bezradnie.
- Może poszedł razem z Pingelenem i innymi chłopakami do miasta? - 

zastanawiał się Evert.

Elise odwróciła się w jego stronę.
- Do miasta? Po co oni tam chodzą?
- Popatrzeć na dziewczyny na Lakkegata. Na te, które stoją w drzwiach i 

pokazują nogi.

Elise czuła, że robi się czerwona.
- Tacy mali chłopcy nie chodzą na Lakkegata oglądać ulicznice!
-   Mali   chłopcy?   -  spytał  Evert,   patrząc   na   nią   zdziwiony.   -  Ja   mam 

jedenaście lat, Peder też.

-   Jedenastoletni   chłopcy   nie   powinni   przyglądać   się   ladacznicom   - 

powiedziała Elise zła. Evert miał rację, nie byli już małymi chłopcami, a 
Kristian był przecież o rok starszy. Coraz częściej mieli własne zdanie, za 
rok czy dwa będzie jeszcze trudniej ich kontrolować. Dobrze, że Emanuel 
dawał radę przywołać ich do porządku.

background image

- Słyszę go!
Evert odwrócił się nagle w kierunku drzwi. Elise nasłuchiwała. Teraz 

ona też słyszała, ktoś biegł do domu. Po chwili wszedł Peder, tupiąc.

- Czekałaś na mnie? - spytał z poczuciem winy w głosie, wiedząc chyba, 

co go zaraz czeka.

- Żebyś wiedział! - powiedziała, patrząc na niego srogim wzrokiem. - 

Kristian był u pani Tollefsen, żeby sprawdzić, czy cię tam nie ma. Nie 
dlatego nie poszedłeś do pracy  po szkole, Peder! Hilda mówiła mi, że 
dostaliście wcześniej wolne, bo nauczyciel się rozchorował. Byłam pewna, 
że siedzisz w domu i odrabiasz lekcje.

-   Przepraszam   -   powiedział   Peder.   Zdjął   czapkę   i   schylił   głowę. 

Wstydził się. - Nie byłem u Jenny. Byłem u Emanuela.

-   U   Emanuela?   -   powtórzyła   Elise,   patrząc   na   niego.   Nie   bardzo 

rozumiała. - Gdzie byłeś?

- W szpitalu.
- Ty byłeś w szpitalu? Jesteś dzieckiem, nie wpuścili cię. Peder pokiwał 

poważnie głową.

- Tak. Pomyślałem, że ktoś powinien go odwiedzić, potem pomyślałem, 

że pewnie wrócisz, kiedy już będzie ciemno, no i pomyślałem, że chyba 
będzie mu przykro.

Elise zaniemówiła. Była przekonana, że Peder całe popołudnie spędził 

na   zabawie,   a   on   poszedł   sam   do   szpitala   w   Ulleval,   żeby   odwiedzić 
Emanuela!

- Ale... wpuścili cię tam?
-   Pozwolili   mi   wejść   do   poczekalni.   Emanuel   wyszedł   do   mnie, 

wspierając się na lasce. Powiedziałem, że przykro mi, że mówiłem, że w 
Andersengarden jest dobrze.

Elise próbowała ukryć swoje przerażenie.
- Co on na to? - spytała.
- Chyba w ogóle mnie nie zrozumiał. Był zmieszany, spytał tylko, czy 

wiesz, gdzie ja jestem.

- Wraca niedługo do domu? Wie już, co mu jest?
- Podejrzewają, że to taka choroba. Tak powiedział. Przeszył ją strach. 

Więc jednak miała rację: Emanuel był chory. Boże... Zakryła usta ręką.

Kristian chyba zrozumiał, że się przestraszyła.
- Idź do niego - powiedział. - Zajmiemy się dziećmi. Elise wzięła się w 

garść.

- Położę Jensine spać, a wy potem położycie Hugo i Sebastiana. Na 

pewno macie czas? Zdążycie odrobić lekcje?

background image

Cała trójka przytaknęła poważnie.
Jak tylko uporała się z Jensine, weszła do pokoju, wzięła list do Johana i 

podarła go na kawałki. Potem poszła do kuchni i włożyła kawałki papieru 
do pieca, z oczu leciały jej łzy. Stała odwrócona plecami do chłopców, nie 
chciała, żeby widzieli jej twarz i pomyśleli, że płacze z powodu Emanuela. 
Musiała   podtrzymywać   ich   na   duchu   i   czekać,   co   przyniesie   następny 
dzień.

Miała wrażenie, że rozstaje się z Johanem, ale nie mogła sobie pozwolić, 

żeby   teraz   myśleć   o   sobie.   Szybko   wytarła   oczy   rąbkiem   fartucha   i 
odwróciła się do chłopców.

Napotkała spojrzenie Kristiana. Przyglądał się jej poważnie. Domyślała 

się, że się martwi i jest przestraszony, ale na jego twarzy malowało się 
zdecydowanie. Bardzo ostatnio wydoroślał.

- Poradzimy sobie, Elise. Idź - powiedział.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Zobaczyła   Emanuela   siedzącego   na   ławce   w   korytarzu   tego   samego 

dwupiętrowego   budynku,   gdzie   leżał   poprzedniego   dnia.   Wiedziała,   że 
szpital   składa   się   z   wielu   budynków,   i   była   zadowolona,   że   budynek 
zakaźny był nieco oddalony od innych. Wiedziała, że na końcu każdego 
usytuowana jest duża sala szpitalna, a po obu stronach długiego korytarza 
znajduje   się   szereg   mniejszych   salek.   Większość   budynków   była 
dwupiętrowa, z wyjątkiem budynku głównego, który miał trzy piętra.

Emanuel siedział z zamkniętymi oczami, oparty o ścianę. Był ubrany w 

bluzę i spodnie w biało-niebieskie pasy, z naszytymi literami SKK: Szpital 
Komunalny   w   Kristianii.   Jego   rodzice   pewnie   spaliliby   się   ze   wstydu, 
gdyby wiedzieli, że jest tu jako darmowy pacjent, opłacany przez gminę, 
tak jak wszyscy z tych okolic.

Podeszła   spokojnie   i   usiadła   obok   niego   na   ławce.   Otworzył   oczy, 

patrzył na nią. Nie był ani zdziwiony, ani zadowolony, raczej sprawiał 
wrażenie obojętnego.

Coś ścisnęło ją za gardło.
- Jak się czujesz? - spytała.
- Dziękuję, dobrze.
- Peder mówił, że podobno jesteś chory. To prawda? Emanuel zbył to 

machnięciem ręki.

- Nic jeszcze nie wiadomo. To tylko domysły. Na wszelki wypadek chcą 

mnie zatrzymać jeszcze kilka dni.

- Powiedzieli ci, co to za choroba? Emanuel pokręcił głową.
- Lekarz nie ma pewności, wydaje mu się, że objawy przypominają mu 

pewną chorobę, z którą już kiedyś miał do czynienia. Podobno chorują na 
nią głównie młodzi ludzie, tak mówił, ale nie wiadomo dlaczego. Pogarsza 
się wzrok w jednym oku i pojawiają się bóle głowy. Lekarz twierdzi, że 
wzrok   z   czasem   może   się   poprawić.   Niekiedy   występują   też   zawroty 
głowy.

- Miałeś już coś takiego wcześniej? To znaczy kiedyś, dawniej?
Emanuel przytaknął, aczkolwiek miała wrażenie, że niechętnie.
- Przytrafiło mi się coś takiego, kiedy byłem w Armii Zbawienia. Potem 

background image

doszło   drętwienie   nóg   i   rąk,   jakby   takie   lekkie   kłucie,   zawroty   głowy 
pojawiły się dopiero wiosną. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby nogi 
ugięły się pode mną, natomiast pamiętam, że raz już straciłem wzrok na 
jakiś czas.

- Nigdy o tym nie wspominałeś.
-   Dlaczego   miałbym   ci   o   tym   opowiadać?   Miałaś   dosyć   własnych 

problemów.

Zapadło milczenie.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że Peder przyszedł cię odwiedzić? - 

spytała.

Emanuel pokręcił głową. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, ale 

zaraz zniknął.

- Nie rozumiałem połowy z tego, co opowiadał. Mówił coś o poczuciu 

winy, o wyrzutach sumienia, ale przecież nie zrobił nic złego. Uznałem, że 
ty go tu wysłałaś.

-   Nie,   przyszedł   sam   z   siebie.   Zwolnili   ich   wcześniej   ze   szkoły,   bo 

nauczyciel   zachorował.   Myślałam,   że   wrócił   prosto   do   domu,   żeby 
odrabiać lekcje. Powiedział Evertowi, że idzie do Jenny. Kristian widział, 
że się denerwuję, i zaproponował, że pójdzie po niego. Rzeczywiście się 
niepokoiłam.

Emanuel sprawiał wrażenie zdziwionego.
- Więc on sam na to wpadł? Żeby tu przyjść? Elise przytaknęła.
- Bardzo cię lubi. Znów zapadła cisza.
-   Mówili   ci   coś...   Chodzi   mi   o   to,   że...   Mówiłeś,   że   podobno   mieli 

kiedyś do czynienia z podobnymi objawami. Jeśli to ta sama choroba, to 
na czym ona polega?

- O ile dobrze rozumiem, jest to choroba chroniczna.
Elise słyszała, że próbuje brzmieć niefrasobliwie, ale że przychodzi mu 

to z trudem. Pewnie się boi, zresztą kto by się nie bał?

- Chorobę, o której wspominał lekarz, można łatwo pomylić z innymi. 

Nie jest pewne, że moja przypadłość należy do tych najcięższych.

- Miejmy nadzieję, że nie. Po raz kolejny zapadła cisza.
- Jak się dzisiaj czujesz? Kręci ci się w głowie? Emanuel zaprzeczył.
- Może lekarze się mylą? Sam mówiłeś, że to jeszcze nic pewnego.
- Miejmy nadzieję, Elise.
Wiedziała, że oboje myśleli o różnych rzeczach. Objawy zgadzały się z 

tymi, o których wspominał i lekarz w domu, i teraz ten, w szpitalu.

Elise chciała wziąć jego dłoń, ale Emanuel ją cofnął.
- Nie ma powodu, żebyś mi współczuła. Pewnie za kilka dni pozwolą mi 

background image

wrócić do domu i wszystko będzie jak dawniej. Jeśli to ta choroba, o której 
mówi lekarz, to minie dużo czasu, zanim się rozwinie. Tak przynajmniej 
na ogół jest.

Elise wzdrygnęła się. „Na ogół..." A w innych przypadkach?
- Jak było dzisiaj w kantorze? Elise jakby nie słyszała pytania.
- Musimy powiedzieć o tym twoim rodzicom.
- Nie ma takiej potrzeby. Jeszcze nie.
- Zadzwoniłam z kantoru do zakładów Myren i powiedziałam, co się 

stało. Dałam do zrozumienia, że chodzi o wstrząs mózgu.

- Dobrze. Nie chcę, żeby ktoś zaczął coś podejrzewać.
Na końcu języka miała inne pytanie, ale nie odważyła się wypowiedzieć 

go głośno. Co będzie z Sebastianem? Jeśli Emanuel utraci zdolność do 
pracy, a może wręcz będzie wymagał pomocy, Elise nie da rady zająć się 
trójką małych dzieci. Trudno byłoby jej też go oddać. Chłopcy zdążyli go 
polubić, ona zresztą też. Najbardziej tęskniłby za nim Hugo, chłopcy spali 
w jednym łóżku i razem się bawili.

Odsunęła   od   siebie   taką   myśl.   Być   może   Emanuel   będzie   zdrowy 

jeszcze przez wiele lat. Poza tym lekarze wcale nie mieli pewności.

- Wiesz, jak ta choroba się rozwija? Jeśli w ogóle ją masz.
- Prowadzi do paraliżu. Ale jak ci już mówiłem, są też inne choroby o 

podobnych   objawach.   Jeszcze   nie   wiadomo,   co   mi   jest   -  odpowiedział 
Emanuel.

- Pewnie, skoro lekarz nie wie, to my tym bardziej. Lekarze zwykle 

szukają po omacku. Najlepiej idzie im leczenie zwykłych chorób, takich 
jak suchoty czy odra.

- Na suchoty niewiele można pomóc. Najlepszym lekarstwem jest dobre 

jedzenie, odpoczynek i dużo słońca. Kto może sobie na to pozwolić? Dla 
dzieci chorych na odrę też nie ma lekarstwa. Wiedza medyczna wciąż nie 
jest najlepsza, chociaż podobno cały czas prowadzi się badania - tłumaczył 
Emanuel.

- Choroby  zawsze nękały  ludzi. Pamiętam, jak w szkole na lekcjach 

historii   uczono   nas,   że   choroby,   porody   i   wojny   pochłaniały   najwięcej 
ofiar w średniowieczu.

- I pewnie nadal tak jest, może z wyjątkiem wojen. Co prawda dwa lata 

temu   obawialiśmy   się   Szwedów,   ale   od   dziewiętnastego   wieku   nie 
mieliśmy w Norwegii wojny.

- U Hildy wszystko w porządku?
Elise domyśliła się, że Emanuel nie chce rozmawiać o swojej chorobie, i 

postanowiła nie zadawać mu więcej pytań.

background image

- Tak, Hilda ma się dobrze. O Reidarze nic nie wiem, chyba nawet do 

siebie nie piszą, ale majster regularnie ją odwiedza. Głównie w niedziele, 
kiedy   fabryki   są   zamknięte   i   nikt   ciekawski   nie   śledzi   go   z   okien   - 
powiedziała Elise, uśmiechając się.

Emanuel nie odwzajemnił uśmiechu.
- Niedobrze, że przyjmuje odwiedziny mężczyzn, skoro wciąż jeszcze 

jest mężatką. To szkodzi jej opinii.

- Majster ma prawo odwiedzać Isaca. A Hilda nigdy nie przejmowała się 

tym, co ludzie mówią.

- A powinna. Dostać się na języki to nic przyjemnego. Szkodzi nie tylko 

sobie,   ale   i   swojemu   synowi,   nie   mówiąc   już   o   majstrze.   Jeśli   ludzie 
dowiedzą się, że ją odwiedza, może dojść do skandalu. Majster ryzykuje, 
że zostanie wykluczony z towarzystwa. Wtedy może nie chcieć mieć z nią 
nic do czynienia. Hilda przeżyje zawód.

Elise   przytaknęła.   Wcześniej   się   nad   tym   nie   zastanawiała,   Hilda 

zdawała   się   tym   nie   przejmować,   a   ona   -   widząc   beztroskę   siostry   - 
cieszyła się, że Hilda jest zadowolona.

- W zwykły dzień rzadko ktoś przechodzi przez most, więc kto miałby 

go zauważyć?

- Ludzie, idąc do kościoła, nie idą Maridalsveien?
-   Ci,   którzy   mieszkają   po   wschodniej   stronie   rzeki,   chodzą   zwykle 

Sandakerveien i przechodzą przez drugi most, przez Bentsebrua.

-   Mówisz   „zwykle".   Może   się   zdarzyć,   że   ktoś   jednak   pójdzie 

Maridalsveien.

- Niewielu robotników chodzi do kościoła, wybierają Armię Zbawienia.
- Nie kłóćmy się. Powiedziałem to w trosce o Hildę, nie po to, żeby 

kogoś umoralniać. Szkoda byłoby, gdyby Paulsen się zraził i przestał do 
niej przychodzić. Mówiłaś, że ona go lubi.

Elise   milczała.   Gdyby   wspomniała   o   tym   Hildzie,   ta   pewnie   nie 

chciałaby  jej w ogóle słuchać. Hilda zawsze postępowała po swojemu, 
niezależnie od gadania ludzi. Poza tym to majster podtrzymywał ją na 
duchu i dawał jej radość, miałaby ją tego pozbawić?

- Z Jensine wszystko w porządku? - spytał Emanuel, a w jego głosie 

słychać było tęsknotę.

-   Tak,   niedługo   pewnie   zacznie   raczkować.   Na   razie   czołga   się   na 

brzuszku, ale podłoga jest zimna, więc sadzam ją w wózku. Kiedy wracam 
do domu, nadrabiamy brak ruchu.

Emanuel się uśmiechnął.
- Wiosną będzie biegała po ogródku - powiedział i dodał: - Nie masz 

background image

żadnych wiadomości z Danii?

- Nie, ale mieli się odezwać pod koniec października.
- Ciekaw jestem, ile ci zapłacą. Szczególnie teraz... - urwał, ale Elise 

łatwo   zrozumiała,   co   chciał   powiedzieć.   „Teraz,   kiedy   być   może   będę 
musiał  rzucić  pracę   w kantorze".  -  Piszesz  coś  w ciągu   dnia?  - spytał 
Emanuel.

Elise pokręciła głową.
- Nie mam czasu.
- Mówiłem jednej z pielęgniarek, że piszesz opowiadania, ale że nie 

zawsze chcą ci je przyjąć. Radziła, żeby spróbować w „Svaerta". „Urd" 
jest   pismem   skierowanym   do   mieszczaństwa,   a   „Illustrert   Familieblad" 
interesuje się głównie tematyką religijną. Mówiła też, żebyś wysłała coś 
do „Allers". Powiedziałem, że przyjęli ci opowiadanie w „Verdens Gang". 
To podobno niezwykłe, na ogół tego nie robią.

- Mam nadzieję, że nie opowiedziałeś, o czym to opowiadanie było.
-   Oczywiście,   że   nie.   Tak   samo   jak   ty   nie   chcę,   żeby   ludzie   się 

dowiedzieli, kto kryje się pod pseudonimem.

Na korytarzu otworzyły się jakieś drzwi, Elise wstała.
- Pewnie nie podoba im się, że odwiedzam cię tak późno wieczorem.
- Usiadłem tu, bo miałem nadzieję, że przyjdziesz. Elise uśmiechnęła się 

do niego.

- Za parę dni wrócisz do domu. Wtedy zapomnimy o tym, co się wczoraj 

stało.   Jeśli   w   przyszłości   znów   się   coś   wydarzy,   wtedy   będziemy   się 
martwić. Może Schwencke miał rację, że te ataki spowodowane są tym, że 
męczy   cię   cała   ta   sytuacja.   W   takim   wypadku   będziemy   musieli   się 
zastanowić, jak to zmienić. Schwencke uważa, że powinnam dać ci więcej 
swobody i zwolnić cię od pomocy w domu, bo to cię krępuje.

Emanuel pokręcił głową.
-   Nie   zostawię   cię   samej   ze   wszystkimi   obowiązkami.   Musimy   się 

zastanowić,   co   zrobić,   żebyśmy   mogli   wziąć   dziewczynę   do   pomocy. 
Może znajdziemy kogoś na dzień, kto nie musi mieć własnego pokoju. 
Kiedy   wrócę   do   domu,   porozmawiam   ze   Schwenckem   o   możliwości 
zostania  kupcem.   Myślałem  o  tym dzisiaj.  Musi  bardzo  dużo  zarabiać, 
skoro stać go na takie życie. O wiele więcej, niż ja zarabiam.

Nagle   Elise   odzyskała   swoją   radość   życia.   Jeśli   wezmą   kogoś   do 

pomocy   w   ciągu   dnia,   będę   mogła   pisać   wieczorami!   Pochyliła   się   i 
pocałowała go w policzek.

- Wracaj do zdrowia. Zobaczymy się jutro, albo tutaj, albo w domu.
Emanuel uśmiechnął się.

background image

- Dziękuję, że przyszłaś. Pozdrów Pedera i powiedz mu, że było mi 

bardzo przyjemnie, że mnie odwiedził.

Ruszając w drogę powrotną, czuła się lżej na duszy Wszystko jakoś się 

ułoży, tak czy inaczej.

Potem jej myśli powędrowały do Johana. Musi napisać do niego nowy 

list i wytłumaczyć mu całą sytuację. Będzie to trudne i bolesne, ale nie 
miała wyboru.

Aż trudno było jej uwierzyć, że zaledwie wczoraj wieczorem pisała do 

niego, że chce odejść od Emanuela i przekazać Hildzie opiekę nad braćmi.

Życie nie było proste. W każdym razie nie dla ludzi takich jak ona.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy   następnego   dnia   wieczorem   wracała   z   kantoru   do   domu, 

zobaczyła - ku swojemu zdziwieniu - że w oknach się świeci. Chłopcom 
nie wolno było palić świeczek ani rozpalać w piecu w pokoju teraz, kiedy 
Emanuela nie było w domu. Kiedy odrabiali lekcje, w kuchni paliło się w 
piecyku. Nie stać ich było na ogrzewanie pokoi. Zanim nie dowie się, co 
jest z Emanuelem, musi być ostrożna.

Chłopcy narzekali na zimno. W domku majstra było o wiele cieplej i 

background image

przyjemniej,   twierdzili,   nie   rozumiejąc,   dlaczego   musieli   aż   tak 
oszczędzać,   skoro   Elise   dostała   zaliczkę   i   z   Danii,   i   od   norweskiego 
wydawnictwa.

W przerwie obiadowej poszła na Mollergata do magazynu odzieży dla 

biednych dzieci. Kupiła buty, pończochy, swetry, spodnie i kurtki dla całej 
trójki i nawet jeśli nie zapłaciła wiele, to nadszarpnęła domowy budżet. 
Poza tym było jej wstyd. Tak naprawdę uważała, że nie powinna korzystać 
z czegoś, co było adresowane do najbardziej potrzebujących, wiedziała 
jednak, że jeśli pójdzie do normalnego sklepu, nie starczy jej na wszystko 
pieniędzy. Hugo też potrzebował pończoch i kurtki, ze wszystkiego wyrósł 
i wciąż było mu zimno. Nie miała czasu robić na drutach czy szyć, mimo 
że dopisało jej szczęście i miała w domu maszynę do szycia.

Pewnie ktoś przyszedł, jaki mógł być inny powód tego, że w pokoju się 

paliło?   Może   pan   Wang-Olafsen?   Mówił   kiedyś,   że   chciałby   ich 
odwiedzić. A może przyjechali państwo Ring-stad? Przestraszą się, kiedy 
dowiedzą się o Emanuelu.

Ale oni nie przyszliby wieczorem. Zwykle wyjeżdżali rano i nocowali w 

jakimś pensjonacie. Ale mogli też zatrzymać się u Carlsenów i spędzić 
dzień na odwiedzeniu znajomych.

Pośpiesznie weszła przez furtkę, postawiła wózek za rogiem i szybko 

weszła do domu.

Evert i Peder stali przy piecyku. Pachniało kawą.
- Co to ma znaczyć...? Evert szybko się odwrócił.
- Kristian powiedział, że mamy  zagotować kawę. Zwykle tak robisz, 

kiedy przychodzą goście.

- Kto przyszedł?
-   Nie   wiemy.   Podobno   nazywają   się   Stange   czy   jakoś   tak.   Kristian 

wpuścił ich do pokoju. Jensine siedzi na kolanach pani, ale chyba narobiła 
w majtki.

Peder odwrócił się i dodał:
- Nie ta pani, tylko Jensine.
Elise była zbyt przestraszona, żeby roześmiać się z jego uwagi-
- To państwo Stangerud? Obaj chłopcy przytaknęli.
Nie była to Signe, bo ją chłopcy znali. Więc musieli to być jej rodzice.
W tej właśnie chwili Hugo i Sebastian zaczęli wyć. Nic dziwnego, na 

zewnątrz było ciemno i zimno. Elise szybko wyszła i zabrała ich z wózka. 
Pozwoliła im wejść po schodach.

Kiedy już ich wpuściła i zamknęła za sobą drzwi, do kuchni wszedł 

Kristian.

background image

- Są tu rodzice Signe.
- Właśnie się dowiedziałam. Świetnie sobie ze wszystkim poradziłeś: 

zapaliłeś świeczki w pokoju, a Pederowi i Evertowi kazałeś zrobić kawę.

-  To   rodzice   Signe?   -   spytał   Peder   przestraszony.   -   Chyba   nie   będą 

chcieli zabrać nam Sebastiana?

Kristian wzruszył ramionami.
- Nie wiem, po co tu przyszli.
Elise doskonale rozumiała niepokój Pedera. To stało się zbyt szybko. 

Nie miała czasu, żeby przygotować na to chłopców ani siebie. I co powie 
Emanuel? W końcu był ojcem Sebastiana.

Chyba nie dlatego przyszli. Signe zabroniła im brać synka, a oni nie 

odważyliby   się   jej   przeciwstawić,   tak   mówiono.   Może   przyszli   go   po 
prostu   odwiedzić?   W   końcu   byli   jego   dziadkami   i   nie   mieli   żadnych 
innych wnuków. Nic dziwnego, że chcieli się z nim spotkać.

- Wyjmiesz te ładne filiżanki, Kristian? - poprosiła Elise.
- Już to zrobiłem - odpowiedział.
- Jesteś skarbem. Chyba nie mamy nic do kawy.
- Pobiegnę do pani Jonsen i spytam, może ona coś ma! - zawołał Evert 

nadzwyczaj podniecony.

Czyżby   chciał,   żeby   rodzice   Signe   zabrali   ze   sobą   Sebastiana?   Nie 

wierzyła w to. Wszyscy polubili chłopca, mimo że był synem Signe.

- Dobrze, Evert - powiedziała. - Jest jeszcze trochę mleka w wiadrze?
- Trochę, ale chyba skwaśniało. Ma dziwny smak.
-   Spytaj   pani   Jonsen,   czy   ma   też   trochę   mleka.   Powiedz,   że   mamy 

ważnych gości.

Evert podbiegł do drzwi. Kawa się gotowała, Peder odciągnął na bok 

dzbanek i poprawił fajerki, a Kristian wrócił do pokoju zabawiać gości. 
Elise szybko rozbierała Hugo i Sebastiana, umyła im ręce i uczesała włosy. 
Rodzice   Signe   na   pewno   zareagują   na   to,   jak   Sebastian   był   ubrany. 
Rzeczy, które miał na sobie, były za duże, kupiła je używane. Nie mogła 
przypuszczać, że akurat dzisiaj będą mieli gości. Hugo jak zwykle był 
poczochrany, jego złotorude loki sterczały na wszystkie strony, Sebastian 
miał proste, gęste, jasne włosy i często bywał spocony.

Elise nie miała czasu pomyśleć, jak sama wygląda, ale i tak nie mogłaby 

wiele zrobić. Kiedy zaopatrzyła we wszystko całą siódemkę, nie miała już 
siły na nic. Może kiedyś to się zmieni. Johanowi podobała się taka, jak 
była, inni jej nie obchodzili.

Wspomnienie Johana było bolesne. Tego wieczora też nie będzie miała 

okazji   do   niego   napisać,   a   on   pewnie   liczył,   że   będzie   się   starała 

background image

odpowiedzieć mu jak najszybciej.

Ze ściśniętym gardłem wzięła dzieci za ręce i ruszyła w stronę drzwi do 

pokoju.

Państwo   Stangerud   wstali   z   kanapy,   kiedy   usłyszeli,   że   idą.   Pani 

Stangerud odstawiła Jensine na podłogę, pewnie z powodu zapachu. Przez 
chwilę   przyglądała   się   badawczo  obu   chłopcom.   Zobaczyła   Sebastiana, 
wyciągnęła do niego ręce i pośpiesznie ruszyła w jego stronę. Uklękła i - 
ciągle   z   wyciągniętymi   rękami   -   zawołała:   -   Sebastianku   maleńki, 
skarbeńku babci, chodź, maleńki! Jak dobrze znów cię widzieć.

Natychmiast   oczy   zaszły   jej   łzami.   Dolna   warga   Sebastiana   zaczęła 

drżeć, schował się za spódnicą Elise i zaczął płakać. A kiedy Sebastian 
płakał, to Hugo też.

- To stało się tak nagle - próbowała wytłumaczyć go Elise, podając rękę 

pani Stangerud. - Dzieci szybko zapominają, a trochę czasu minęło, kiedy 
ostatni raz was widział.

- Tylko kilka tygodni - powiedziała pani Stangerud. Wytarła nos i wstała 

z kolan. - Był dla mnie jak syn, kiedy Signe była chora.

Pan Stangerud odchrząknął.
- Daj mu trochę czasu, Josefine. Przed chwilą przyszedł, na pewno jest 

zmęczony, zmarznięty i głodny.

Pani Stangerud znów wytarła nos i podeszła do krzesła.
- Nie sądziłam, że tak szybko mnie zapomni - powiedziała płaczliwym 

głosem. W jej oczach widać było smutek.

Elise zawołała Pedera, który natychmiast się zjawił.
- Przywitaj się z państwem, a potem przynieś dzieciom jakieś zabawki, 

żeby mogły się spokojnie zająć zabawą.

Peder   zrobił   to,   o   co   go   prosiła.   Zanim   wyszedł,   ukłonił   się   nisko 

państwu Stangerud.

Elise odwróciła się do gości.
- Może filiżankę kawy? Jest gotowa.
Pan Stangerud podziękował z uśmiechem.
-  Tak,   chętnie   się   napiję   -  powiedział   i  się   wzdrygnął.   -  Zrobiło   się 

zimno,   chociaż   to   dopiero   październik.   Czytałem   w   gazecie,   że   jakiś 
wróżbita przepowiada trzaskające mrozy tej zimy.

- Przepraszam, że nie paliło się w piecu, ale chłopcy dopiero wrócili z 

pracy, a ja byłam w szpitalu.

- Chłopcy mówili nam, że Emanuel się przewrócił i ma wstrząs mózgu. 

To przykre.

- To prawda, ale myślę, że już niedługo wróci.

background image

Nagle uznała, że powinna starać się przekonać ich, że wszystko jest w 

porządku. A jeśli zechcą umieścić Sebastiana u obcych ludzi?

-   Jak   idzie   Emanuelowi   w   zakładach   Myren?   Słyszeliśmy,   że   dostał 

dobrą pracę w kantorze.

- Miał szczęście. W dzisiejszych czasach ludzie stoją w kolejce, jeśli 

zwalnia się jakieś miejsce.

- To zdolny  człowiek, mimo  że ma  pewne braki - powiedział ojciec 

Signe złośliwie.

Elise domyśliła się, że miał na myśli ucieczkę Emanuela z Ringstad i 

zerwanie z Signe, ale nic nie mówiła.

-   Pewnie   nie   było   wam  łatwo,   kiedy   Signe   się   tu   zjawiła   ze   swoim 

synkiem - mówił ojciec dalej, teraz już łagodniejszym głosem. Elise miała 
wrażenie, że cała ta sytuacja jest dla niego krępująca. Być może wstydził 
się za córkę.

-   Muszę   przyznać,   że   zarówno   Emanuel,   jak   i   ja   nieco   się 

przestraszyliśmy.

- Przecież jest ojcem chłopca! - zawołała pani Stangerud.
- Oczywiście, tylko że Emanuel zrozumiał, że Signe nie chce mieć nic 

do czynienia z małym. Trudno nam było zrozumieć, że matka dobrowolnie 
może się zrzec dziecka.

- Nic dziwnego, że nie chciała widzieć Emanuela po tym, co jej zrobił! - 

odezwała się pani Stangerud, cała w wypiekach.

Pan Stangerud odchrząknął.
- Spokojnie, Josefine. Nie zapominaj, że pani Ringstad była wtedy jego 

żoną. To Signe i Emanuel zachowali się nieodpowiednio. Wykazała pani 
wielką wspaniałomyślność, pani Ringstad, przyjmując go z powrotem.

-   Nie   miałam   wyboru.   Z   mojej   pensji   nie   utrzymałabym   dzieci, 

musielibyśmy prosić gminę o zasiłek. Poza' tym w tych stronach rozwód 
nie jest czymś, czym należy się chwalić.

Pani Stangerud posłała jej zdenerwowane spojrzenie.
-   Biedny   Sebastian.   Mieszkać   w   takim   miejscu!   Elise   starała   się 

opanować. Ledwie się jej to udawało.

- Nie cierpiał biedy, poza tym to nie nasza wina, że się tu znalazł. Przed 

południem   moja   siostra   opiekuje   się   nim   i   Hugo   u   siebie,   w   domku 
majstra. Sama ma dwuipółrocznego synka i cała trójka bardzo ładnie się 
razem bawi. Tutaj Sebastian bawi się z Hugo, a Peder, Evert i Kristian 
chętnie   się   nim  opiekują.   Mam   wrażenie,   że   jest   mu   tu   dobrze.   Signe 
narzekała, że źle sypia w nocy, a tutaj przesypia całą noc. To pogodne i 
grzeczne dziecko.

background image

Pan Stangerud posłał jej baczne spojrzenie.
- Co pani mówi! To dziwne.
- Nie uważam, żeby to było dziwne. W bogatszych rodzinach często 

zostawia się dzieci same w pokoju, gdzie czują się samotne. Tutaj mały śpi 
w łóżku razem z Hugo, czuje się bezpiecznie, wiedząc, że obok ktoś jest. 
To go uspokaja.

- Śpią w jednym łóżku? - spytała pani Stangerud wstrząśnięta. - Może 

się czymś zarazić, wszędzie tyle bakterii! Nic dziwnego, że tak dużo dzieci 
w tej okolicy umiera na odrę, skoro sypiają razem.

- W „tej okolicy" ludzie nie mają wyboru - powtórzyła Elise, kładąc 

nacisk na niektóre słowa. - Bywa, że w dwóch pokojach z kuchnią mieszka 
nawet czternaście osób, więc oczywiście dzieci nie mają własnego pokoju 
czy nawet łóżka. Byłam kiedyś w mieszkaniu, gdzie w jednym pokoju 
spało czternaścioro dzieci - wyrzuciła z siebie Elise. Nie planowała tego, 
ale   miała   wrażenie,   że   matka   Signe   niewiele   wie   o   życiu,   a   Elise   nie 
potrafiła milczeć.

Pani Stangerud patrzyła na nią wstrząśnięta.
- To niemożliwe! Żaden pokój nie pomieści czternaście łóżek.
- Nie spali w łóżkach, tylko na materacach na podłodze, jedno obok 

drugiego. Niemowlęta często układa się w szufladzie.

- Po co płodzić tyle dzieci, skoro nie można zapewnić im ani miejsca, 

ani jedzenia?

Elise czuła, że miarka się przebrała.
- A jak tego uniknąć?
Pani Stangerud zrobiła się purpurowa i zamilkła. Otworzyły się drzwi i 

do pokoju wpadł Evert, zdyszany i czerwony na twarzy, trzymając w ręku 
pudełko z ciastkami.

-   Pani  Jonsen   prosiła   przekazać,   że   musi  dostać   ciastka   z   powrotem 

rano, zanim pójdzie do Domu Misyjnego.

-   Dobrze   się   spisałeś,   dziękuję   ci   za   pomoc.   Przywitaj   się   ładnie   z 

państwem Stangerud.

Evert zdjął z głowy zniszczoną czapkę i podszedł do pani Stangerud. 

Wyciągnął brudną rękę i ukłonił się nisko.

- Nazywam się Evert Lovlien.
Elise aż się zrobiło gorąco z radości. Pierwszy raz słyszała, jak Evert 

przedstawia się ich nazwiskiem. Pani Stangerud szybko cofnęła rękę.

-   Nie   wiedziałam,   że   ma   pani   trzech   braci.   Peder   nie   mógł   się 

powstrzymać.

- My przyjmujemy każde dziecko, które się pojawi. Najpierw był Evert, 

background image

potem Sebastian. Ciekawe, kto będzie następny - roześmiał się Peder.

Pani Stangerud nie było do śmiechu, miała ściągniętą twarz.
-   Sebastian   nie   zostanie   tu   długo.   Przyjechaliśmy,   żeby   go   ze   sobą 

zabrać.

Uśmiech zastygł na ustach Pedera.
- Zabrać go do domu? Ale jak to... Przecież on ma być u nas!
W oczach Pedera pojawiły się łzy. Kiedy na nią spojrzał, Elise poczuła, 

że ma ściśnięte gardło.

- Elise, powiedz im, że Sebastian tu zostanie. Lubimy go i nie chcemy, 

żeby wyjeżdżał. Pomyśl o Hugo! Nie będzie miał się z kim bawić i będzie 
musiał spać sam, żal mi go.

Łzy leciały mu po policzku, próbował wycierać je piąstka, ale wciąż 

leciały nowe.

- Dlaczego nie może tu zostać? Teraz, kiedy Elise dostała tyle pieniędzy 

za swoje książki i... - urwał nagle, posyłając Elise przerażone spojrzenie. - 
Przepraszam, Elise, nie chciałem się wygadać!

- Napisała pani książkę, pani Ringstad? - spytał pan Stangerud wyraźnie 

zainteresowany. - To książka kucharska?

- Tak, z przepisami na proste dania dla ubogich rodzin. Peder rozdziawił 

buzię. Elise kłamie? Nie mógł uwierzyć.

Nie   sądził,   żeby   Elise   mogła   skłamać,   na   dodatek   komuś   obcemu. 

Kristian uratował sytuację.

- Tak, nie wiesz, Peder? Elise pisze tam o śledziach, o ziemniakach, o 

kaszy, kapuście i chlebie.

Elise posłała mu wdzięczne spojrzenie. Właściwie nie było to kłamstwo, 

mimo że nie był to główny temat książki. Peder nadal patrzył na niego 
podejrzliwie.

- Jak pani znajduje na to czas? Ma pani tu tyle pracy. Pan Stangerud był 

najwyraźniej pod wrażeniem.

- Słyszałem, że dostała pani pracę w kantorze w przędzalni Graaha?
Elise   przytaknęła   z   uśmiechem   i   otworzyła   pudełko   z   ciastkami. 

Zastanawiała się, jak uda się jej uzupełnić ciastka do jutra rana?

Sebastian i Hugo przestali płakać i z zapałem bawili się w kącie pokoju. 

Peder był tak przerażony tym, że Elise skłamała, że na chwilę zapomniał o 
swoim smutku. Co zrobi Elise, jeśli będą nalegać, jeśli uprą się zabrać go 
ze sobą? Emanuel mógłby się nie zgodzić, gdyby był w domu, a Signe 
wścieknie się, kiedy się o tym dowie. Z drugiej strony to Emanuel bardziej 
przeżywał porzucenie Sebastiana niż Signe. Skoro nigdy potem nawet się 
nie pokazała, to co mogła teraz mieć do gadania?

background image

Najgorzej było z chłopcami, no i z nią samą. Myśl, że mogliby zabrać ze 

sobą Sebastiana, była bolesna. Wystarczyła jej reakcja Pedera.

- Ma pani wykształcenie handlowe, pani Ringstad?
- Nie, ja... to znaczy...
Elise nie zdążyła powiedzieć więcej, bo Peder jej przerwał.
- Była najlepsza w szkole, poza tym majster przyjął ją, bo ma dziecko z 

Hildą.

Elise   czuła,   że   się   czerwieni,   i   posłała   Pederowi   ostrzegawcze 

spojrzenie.

- Zapomniałeś, że dzieci mają milczeć, kiedy dorośli rozmawiają?
Pan Stangerud zapewne nie zrozumiał, co Peder mówił - i na szczęście.
- Więc skończyła pani tylko szkołę powszechną? Elise przytaknęła.
-   Kiedy   zaczynałam,   nauczono   mnie   pisać   na   maszynie.   Poza   tym 

zawsze miałam ładne pismo. W każdym razie chwalono mnie.

Pierwsze   było   nieszkodliwym   kłamstwem.   Nikt   nie   uczył   jej 

maszynopisania. Pannie Johannessen pewnie polecono nauczyć ją pisać na 
maszynie, ale pozostawiła ją samą sobie. Teraz już Elise radziła sobie nie 
najgorzej, tak przynajmniej sama uważała.

Wyszła do kuchni po kawę i żeby nie musieć odpowiadać na więcej 

pytań. Potem przewinie Jensine. Mogła poprosić o to któregoś z chłopców, 
ale wykorzystała pretekst, żeby wyjść z pokoju.

Naprawdę chcieli zabrać Sebastiana, i to tak nagle? Na dworze było 

ciemno, poza tym o tej porze na pewno nie było już żadnego pociągu do 
Kongsvinger. Najpierw powinna porozmawiać o tym z Emanuelem. Nie 
wiedziała, czy Emanuel zabroni im zabrać chłopca ani czy w ogóle mógł 
to zrobić. Jeśli Emanuel będzie musiał odejść z kantoru z powodu choroby, 
to może się okazać, że będą potrzebowali pomocy. Nie będzie jej łatwo z 
trojgiem małych dzieci. Emanuel i Elise spędzili wiele godzin, próbując 
znaleźć   jakieś   rozwiązanie,   a   tu   nagle   pomoc   spadła   im   jak   z   nieba, 
chociaż wcale o nią nie prosili.

Jednak opierała się, nie chciała patrzeć na rozpacz Sebastiana, któremu 

od samego dnia narodzin nie było łatwo. Zresztą jak mogło być inaczej, 
skoro jego matka była wiedźmą, na którą jego ojciec nie mógł patrzeć. A 
Peder był wrażliwym dzieckiem i bardzo się przywiązał do Sebastiana. 
Evert też. Nawet Kristian, mimo że nie okazywał tego tak wyraźnie jak 
inni.

Zaniosła dzbanek z kawą do pokoju i nalała kawę do filiżanek
- Czy to Signe prosiła, żeby zabrać od nas chłopca? - spytała, starając się 

mówić spokojnie. Z niepokojem wyczekiwała odpowiedzi.

background image

Peder   i   Evert   siedzieli   razem   na   jednym   krześle   i   chyba   starali   się 

nawzajem pocieszać.

Pan Stangerud odchrząknął.
-   Nocujemy   w   pensjonacie   na   Ullevalsveien,   jutro   wracamy   do 

Kongsyinger. Planowaliśmy zabrać go ze sobą z czy bez błogosławieństwa 
naszej córki.

-   Zrozumiałam,   że   Signe   chciała,   żeby   dziecko   było   z   ojcem   - 

powiedziała Elsie.

-   Signe   tu   nie   ma.   Pojechała   na   północ   ze   swoim   narzeczonym. 

Myślałem, że to będzie dla pani ulga, pani Ringstad, a mam wrażenie, że 
jest pani przeciwna wydaniu nam dziecka. A chyba i bez niego ma pani 
dość zajęć.

Peder zszedł z krzesła.
- Ja mogę się nim opiekować, mogę sadzać go na nocnik i przewijać, 

jeśli zabrudzi spodnie.

Pan Stangerud uśmiechnął się, dostrzegając jego zapał.
- Widzę, że jesteście bardzo dzielni, ale Sebastian jest naszym wnukiem 

i chcemy, żeby mieszkał z nami - powiedział, po czym zwrócił się do 
Elise:   -   Boleję   nad   zachowaniem   mojej   córki   i   przyznaję,   że   byłem 
przerażony, kiedy dowiedziałem się, co się stało. Jestem pewien, że i dla 
pani, i dla Emanuela będzie to ulga, chociaż rozumiem też, że zdążyliście 
polubić chłopca i będziecie za nim tęsknić.

- Uważam, że Emanuel powinien o tym zdecydować. Jak zauważyła 

pani Stangerud, jest w końcu ojcem chłopca.

- Jutro musimy wracać do domu. Nie wiedzieliśmy, że Emanuel jest w 

szpitalu.

- Jutro podczas przerwy obiadowej pójdę do szpitala i porozmawiam z 

nim.

- To za późno - odezwała się zdecydowanym głosem pani Stangerud.
- Moglibyśmy pojechać ostatnim pociągiem - dodał po chwili namysłu 

pan   Stangerud.   Dopił   kawę   i   wstał,   nie   ruszając   ciasteczek.   -  Tak   się 
umówmy. Pani siostra mieszka tuż obok przędzalni, prawda? W małym 
czerwonym domku obok mostu Beierbrua?

Elise przytaknęła, zmieszana. Myślała, że zostaną do wieczora.
- Przyjdziemy tam podczas przerwy obiadowej. Mam nadzieję, że zdąży 

pani porozmawiać z mężem i przekaże nam jego odpowiedź.

Mężczyzna sprawiał wrażenie zdecydowanego, był pewny, że Emanuel 

się zgodzi.

Pani   Stangerud   wydawała   się   natomiast   równie   zmieszana   jak   Elise. 

background image

Kiedy   Elise   odprowadzała   ich   do   drzwi   -   tym   razem   wyjściowych   - 
usłyszała, jak Stangerud cicho tłumaczy żonie: - Nie mam ochoty nabawić 
się przeziębienia. Ty też nie powinnaś siedzieć w takim zimnie.

Elise zamknęła za nimi drzwi i pośpiesznie wróciła do pokoju, zanim 

chłopcy  zdążyli opróżnić pudełko  z ciastkami.  Peder właśnie sięgał po 
jedno. Na jej widok cofnął rękę z poczuciem winy.

Przysunęła do siebie pudełko i zamknęła.
- Dobrze wiecie, że w dzień powszedni nie jadamy ciastek - powiedziała 

ostro,   chyba  bardziej   surowo,  niż   zamierzała.   -  Jak   zdołam  rano   upiec 
ciastka, żeby oddać pani Jonsen, skoro o ósmej muszę być w kantorze?

Chłopcy spuścili głowy, smutni.
- Przepraszam - powiedział Peder bliski płaczu. - Chcieliśmy się trochę 

pocieszyć, jeśli zabiorą nam Sebastiana... - powiedział, płacząc. Nie był w 
stanie powstrzymać łez.

Elise uległa, sama też była bliska płaczu. Energicznym ruchem zdjęła 

pokrywkę i podsunęła im pudełko:

- Możecie wziąć każdy po jednym.
Jak tylko chłopcy wzięli po ciasteczku, podeszła do drzwi.
- Przewiniecie Jensine? Pójdę i porozmawiam z panią Jonsen.
Pani Jonsen właśnie gasiła lampę, szykując się do snu.
- Elise? Jezu, dlaczego tak późno przychodzisz?
Elise chciała powiedzieć, że jest dopiero ósma. Właściwie to wybierała 

się do Ulleval odwiedzić Emanuela, ale zmieniła plany, kiedy zobaczyła 
Stangerudów. Skoro jednak goście szybko wyszli, to może jeszcze zdąży 
go odwiedzić, zamiast iść tam jutro podczas przerwy obiadowej.

- Dziękuję za poratowanie nas ciasteczkami. Wzięliśmy pięć.
Pani Jonsen otworzyła pudełko i zajrzała do środka.
- Musiałaś się pomylić, Elise, nie widzę, żeby czegoś brakowało.
Elise uśmiechnęła się z wdzięcznością i pośpieszyła do domu.
Pani Jonsen była dobrym człowiekiem.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Ku   swojemu   zdziwieniu   Elise   znalazła   Emanuela   w   znakomitym 

nastroju.   Wkrótce   poznała   tego   przyczynę.   Schwencke   w   jakiś   sposób 
dowiedział się, że Emanuel jest w szpitalu, i jeszcze tego samego dnia go 
odwiedził. Miał niedawno dostawę nowego towaru i potrzebował kogoś, 
kto   pomógłby   mu   go   sprzedać,   zaproponował   więc   Emanuelowi,   żeby 
wspólnie z nim zajął się handlem.

- W jednym ze sklepów na Kongensgate pewien sklepikarz wystawił 

towar na ulicę, żeby w ten sposób zachęcić klientów do kupna - opowiadał 
Schwencke podniecony. - To zupełnie nowy sposób handlu. Ludzie dzisiaj 
lubią   pokazywać,   co   mają,   mieszczaństwo   zapełnia   swoje   pokoje 
wszelkiego   rodzaju   drobiazgami.   Nawet   na   biurkach   dam   stoją 
porcelanowe figurki i zdjęcia w pięknych ramkach, a ściany są zawieszone 
obrazami. Szczególnie nowobogaccy uwielbiają pokazywać, ile mają, żeby 
inni widzieli, że im się powiodło. Zapełniają swoje mieszkania niezliczoną 
ilością przedmiotów, które mają stwarzać przyjemny nastrój.

Elise słuchała, nie odzywając się. Nie pojmowała, jak Emanuel mógł o 

tym myśleć, skoro nie wiedział, czy w ogóle będzie zdolny do pracy, ale 
nie chciała odbierać mu radości. Nie miała też serca powiedzieć mu od 
razu o Sebastianie. Chciała znaleźć bardziej dogodny moment, a teraz w 
ogóle nie mogła dojść do głosu.

-  Poza  tym zapanowała  moda   na  dawanie   sobie  prezentów  -  ciągnął 

Emanuel   pełen   zapału.   -   W   mieszczańskich   rodzinach   daje   się   sobie 
prezenty   i   na   Boże   Narodzenie,   i   na   urodziny,   daje   się   też   prezenty 
pożegnalne,   nie   masz   pojęcia,   jak   dużo   jest   takich   różnych   pięknych 
rzeczy.

- Na przykład jakich? Emanuel wzruszył ramionami.
-   Są   wazoniki,   świeczniki,   dzbanuszki,   wyplatane   koszyki   na   chleb, 

koszyki na różne ściereczki, niewielkie miedziane tacki, na które zmiata 
się okruszki ze stołu, puzderka, półpokrowce...

- Co takiego? - spytała Elise, nie rozumiejąc, o czym Emanuel mówi.
-   Kawałki   materiału,   mające   chronić   wezgłowie   kanapy   od   plam   - 

wytłumaczył jej niecierpliwie i opowiadał dalej: - Poza tym popularne są 
też małe poduszki, które można podłożyć pod głowę w czasie podróży, 
przybory do pisania, kałamarze srebrne albo platerowe. Wyobraźnia nie 
zna granic - powiedział, rozkładając ręce. - Trzeba nadążać za czasem i 
kupować to, co jest modne, wtedy można szybko się wzbogacić.

background image

- Emanuelu, mieliśmy dzisiaj... - zaczęła Elise, ale nie dokończyła, bo 

Emanuel, zachwycony, ciągnął dalej:

- Nie mówiąc już o różnych materiałach, i nie myślę tu o tych grubych, 

które produkowane są w Hjula. „Szkolny mundurek z Hjula zniesie deszcz 
i   słońce"   -   zacytował,   śmiejąc   się.   -   Myślę   raczej   o   zagranicznych 
materiałach, sprowadzanych z całego świata, materiałach, z których można 
uszyć   suknię   balową   dla   córki,   kiedy   ta   będzie   debiutowała   w 
towarzystwie w nadziei, że znajdzie odpowiedniego męża.

- Emanuelu, mieliśmy dzisiaj gości. Dlatego przyszłam tak późno.
W końcu ją usłyszał.
- Gości? Kogo? - spytał czujnie, może obawiając się, że mogło chodzić 

o Signe.

- Rodziców Signe.
- Czego chcieli? - spytał Emanuel z pochmurną miną.
- Zabrać ze sobą Sebastiana. Jutro.
- Signe nie chciała, żeby go wychowywali, i rozumiem ją.
Rozpuszczą go. Zrobi się niegrzeczny i nie do wytrzymania, jeśli z nimi 

zamieszka.

- Więc mam się nie zgodzić?
Emanuel zmarszczył czoło i głęboko westchnął.
- Nie mam czasu się nim zajmować, tym bardziej jeśli teraz zajmę się 

kupiectwem. Całymi dniami będę zajęty. Jeśli chodzi o ciebie, to obawiam 
się, że i tak masz dosyć pracy. Rozmawialiśmy o tym, Elise. Nawet się 
zastanawialiśmy,   czy   nie   odwieźć   go   do   Kongsvinger.  A  teraz   pomoc 
spadła nam jak z nieba. Chyba nie możemy odmówić.

- Peder płacze. Chłopcy go polubili, ja zresztą też. To grzeczne i dobre 

dziecko,   nikomu   nie   wadzi,   chociaż   przyznaję,   że   też   się   martwię, 
szczególnie teraz, kiedy ty... - powiedziała Elsie i urwała.

-   Szczególnie   teraz,   kiedy   znalazłem   się   w   szpitalu,   tak?  Ale   jutro 

wracam   do   domu.   Lekarz   nie   wie,   co   mi   dolega.   Albo   mam   jakąś 
chroniczną chorobę, albo nie. Nie zamierzam tracić życia na rozmyślanie o 
tym.

Zaczerpnął powietrza i uniósł głowę.
- Odkładam na bok wszystkie zmartwienia, będę teraz myślał tylko o 

mojej   nowej   pracy   -   powiedział,   uśmiechając   się.   -   Czekają   nas   teraz 
lepsze czasy, Elise. Paul Georg powiedział mi to samo, co tobie: nie sądzi, 
żebym był chory, po prostu źle znoszę tę sytuację. Drwił sobie z domysłów 
lekarzy.

Dobrze było widzieć go takiego wesołego i pełnego optymizmu, ale czy 

background image

jednak   nie   przesadzał?   Naprawdę   zamierzał   zrezygnować   z   pracy   w 
zakładach Myren, i to teraz, kiedy sytuacja była taka niepewna?

Musiał dostrzec wątpliwość w jej oczach, bo szybko dodał:
- Nie musisz tu przy mnie siedzieć, Elise. Wracaj do domu i zajmij się 

dziećmi.   Jeśli   chodzi   o   Sebastiana,   to   chyba   nie   mamy   wyboru. 
Stangerudowie   są   jego   dziadkami,   mogą   zapewnić   mu   znacznie   lepsze 
warunki niż my w tej chwili. U nich we dworze będzie miał swój pokój, 
dobre i pożywne posiłki, wszystko, czego mu potrzeba. Peder przestanie 
się smucić, przecież zna go zaledwie od kilku tygodni. Nie zapominaj też, 
jak byliśmy zrozpaczeni, kiedy Sebastian się u nas zjawił.

-   Peder   wtedy   nie   rozpaczał.   On   jeden   się   cieszył.   Pamiętasz,   jak 

powiedział, że Sebastian jest miły?

- Naprawdę na serio uważasz, że mamy go zatrzymać, dlatego że Peder 

uważa, że jest miły? Musimy  być rozsądni. I bez niego masz za dużo 
obowiązków, a ja w najbliższym czasie będę bardzo zajęty, mówiłem ci 
przecież. Skoro zaś Signe zostawia swoje dziecko innym, to nie ma tu nic 
do powiedzenia. Stangerudowie mają czas i stać ich, żeby się nim zająć. 
Byłoby nierozsądne, gdybyśmy nie przyjęli ich propozycji.

Emanuel odwrócił się i zerknął na korytarz.
- Właściwie to o tej porze nie wolno przyjmować odwiedzin, więc lepiej 

już idź - powiedział. Schylił się i pocałował ją w policzek.

Jakby   role   się   odwróciły,   pomyślała   Elise.   Teraz   to   on   ją   pocieszał. 

Miała wręcz wrażenie, że wcale nie chce, żeby tu była.

Wybaczyła mu. Miała przykre uczucie, że został oszukany. Schwencke 

przekonał go, że jest zdrowy i ma przed sobą świetlaną przyszłość.

I   co   z   tego?   -  zadawała   sobie   pytanie,   wracając   w   ciemnościach   do 

domu. Trochę optymizmu nie zaszkodzi. Czasem miała wrażenie, że dzięki 
temu ludzie rzeczywiście lepiej się czują.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Hildzie wyraźnie ulżyło, kiedy następnego dnia rano Elise przekazała jej 

wiadomość o Sebastianie.

- To dobrze, Elise! Byłoby ci trudno. Tym bardziej że Emanuel nie czuje 

się najlepiej.

background image

Elise przyglądała się chłopcom, którzy bawili się w najlepsze. Sebastian 

miał czerwone policzki. Szli piechotą do domku majstra, a powietrze było 
zimne. Mówił bez przerwy, śmiał się zadowolony. Co prawda wyglądał 
nieco   komicznie   w   za   długich,   grubych   pończochach   i   zbyt   szerokich 
spodniach, ale był radosny, a to najważniejsze.

- Będziemy za nim tęsknić, a co gorsza on będzie tęsknił za nami.
-   Nie   myślę,   żeby   aż   tak   się   do   ciebie   przywiązał.   Poza   tym  dzieci 

szybko zapominają.

- Nie myślę o sobie, tylko o chłopcach.
- Przynajmniej będzie miał własne łóżko.
- Właśnie to mnie martwi.
- Isac też nie śpi z innym dzieckiem.
- Ale śpi z tobą.
- Chyba powinnaś już iść, inaczej się spóźnisz.
Elise odwróciła się pośpiesznie, zostawiając dzieci z ciężkim sercem. 

Podczas przerwy obiadowej mieli przyjść państwo Stangerud...

Panna Johannessen była już z powrotem na swoim miejscu,  bardziej 

ponura niż zwykle. Ledwo Elise zdążyła zdjąć szal, usłyszała jej ostry 
głos:

- Pani Ringstad, proszę mi powiedzieć, czy mąż pani siostry nie jest 

nauczycielem w szkole w Sagene?

- Jest. To znaczy... Wyjechał do Kopenhagi studiować medycynę.
Na litość boską, czemu panna Johannessen pytała ją o Reidara? Czyżby 

go znała?

- Więc pani siostra mieszka sama w dawnym domku majstra?
-   Mieszka   tam   z   synkiem.   Poza   tym   wynajmuje   stryszek   jakiemuś 

muzykowi.

-   Moja   przyjaciółka   jest   przekonana,   że   widziała   kiedyś,   jak   jakiś 

mężczyzna w którąś niedzielę zapukał do niej i został wpuszczony. Był w 
cylindrze i miał laskę ze srebrną rączką. To jakiś wasz krewny? - spytała z 
wyraźną ironią w głosie. Dobrze wiedziała, że nie mieli krewnych wśród 
wyższych sfer.

Elise się przestraszyła. Pamiętała, co mówił Emanuel. Jeśli ktoś odkryje, 

że   majster  odwiedza   Hildę,  mógł  mieć   nieprzyjemności  i  w  końcu  nie 
będzie chciał mieć z nią w ogóle do czynienia.

- Siostra wspominała, że kiedyś odwiedził ją pan Wang-Olafsen. Chodzi 

w cylindrze i z laską ze srebrną rączką.

Panna Johannessen zmrużyła oczy.
- Kto to jest Wang-Olafsen?

background image

Elise wiedziała, że najlepiej zachować milczenie. Panna Johannessen nie 

powinna była się wtrącać, ale Elise zależało na oddaleniu jakichkolwiek 
podejrzeń.

- Bardzo sympatyczny i uprzejmy mężczyzna, którego mój najmłodszy 

brat   spotkał   tego   dnia,   kiedy   oddziały   straży   granicznej   wracały   z 
Kongsvinger. Jego syn służył razem z moim mężem.

Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła ulgę na twarzy panny Johannessen. 

Dziwne. Myślała, że „potwór" będzie się cieszył, jeśli będzie można coś 
skrytykować.

- Może pani zacząć wynosić dokumenty z sejfu. Pan Paulsen chce, żeby 

przed   wyjściem   zawsze   zabezpieczyć   wszystko   przed   ogniem.   Także 
formularze pokwitowań.

Elise spojrzała na biurko Samsona, który jeszcze nie przyszedł. Księgi 

były grube i ciężkie. Zwykle wynosił je Samson, żeby oszczędzić trudu 
kobietom. Teraz musiała poradzić sobie sama.

Nie   miała   pojęcia,   że   w   kantorze   mogło   być  tyle   papierów.   Okładki 

ksiąg miały wytarte skórzane rogi i wzbudzały szacunek. No ale przecież 
przędzalnia miała już sześćdziesiąt lat, tyle samo co tkalnia Hjula.

- Sejf jest ognioodporny? - spytała Elise. Nie mogła się powstrzymać.
Panna Johannessen przytaknęła.
-  Tak,   mur   ma   grubość   jednego   metra.   Sejf   został   wymurowany   po 

kradzieży dwadzieścia lat temu. Chronią go podwójne żelazne drzwi.

Elise   dźwigała   księgi,   które   były   cięższe,   niż   się   spodziewała.   Po 

siedzącej   pracy   przy   maszynach   w   przędzalni   jak   tylko   dźwigała   coś 
cięższego, zaraz zaczynały boleć ją plecy. Teraz też czuła ból w dolnym 
odcinku   kręgosłupa.   Położyła   księgi   na   miejsce   i   usiadła   przy   swoim 
pulpicie.

- Zanim pani zacznie, zeszłaby pani do sklepiku Magdy na rogu i kupiła 

mi dwa ciastka po pięć ore? Nie zdążyłam dzisiaj zjeść śniadania.

-   Myślałam,   że   Magda   otwiera   sklep   dopiero   o   dziewiątej.   Panna 

Johannessen uśmiechnęła się słodko:

- Proszę powiedzieć, że to dla mnie.
Elise  podeszła  do wieszaka  i  sięgnęła  po swoją  grubą  chustę.  Panna 

Johannessen zwykle wykorzystywała sytuacje, kiedy nie było jeszcze pana 
Paulsena.   Elise   musiała   się   z   tym   pogodzić,   wiedząc,   że   potem   nie 
pozostanie jej nic innego jak nadrobić zaległości.

Drzwi do sklepiku Magdy były zamknięte. Zapukała, ale nikt się nie 

odezwał.   Panna   Johannessen   będzie   zła,   jeśli   wróci   z   pustymi   rękami. 
Znów   zapukała,   tym   razem   usłyszała   wewnątrz   ciche   kroki.   Po   chwili 

background image

żaluzja w drzwiach została zwinięta i w szybie pokazała się spuchnięta 
twarz Magdy. Włosy miała splecione w jeden długi warkocz na plecach, 
była w długiej, jasnej koszuli nocnej, na plecy miała narzuconą chustę.

-   Przysłała   mnie   panna   Johannessen   z   kantoru   -   powiedziała   Elise. 

Mówiła głośno, żeby Magda usłyszała ją przez zamknięte drzwi.

Do   jej   uszu   dotarł   dźwięk   przekręcanego   klucza   w   zamku   i   głowa 

Magdy pokazała się w drzwiach.

- Coś się jej stało? - spytała.
- Nie, tylko nie zdążyła zjeść śniadania i posłała mnie, żebym kupiła jej 

dwa ciastka po pięć ore.

- Jezu! Nie mogła sama przyjść?
-   Skoro   ma   się   niewolników,   to   po   co   chodzić   samemu?   Magda 

otworzyła drzwi i wpuściła Elise.

- Nie pozwól, żeby cię tak traktowała, Elise! Nie jesteś gorsza od niej - 

powiedziała i kołysząc się na boki, podeszła do jednej z dużych szuflad 
pod   ladą.  Włożyła   dwa   ciastka   do   papierowej   torby.   -  Powiedz   jej,   że 
szkoła w Sagene jest równie stara jak Borgerskolen. Nie ma co zadzierać 
nosa.

Elise przytaknęła.
- Nie dała mi pieniędzy.
-   Dopiszę   jej   do   rachunku.   Zwykle   płaci   dopiero,   kiedy   dostanie 

wypłatę. Wszyscy tak robią, i ci z fabryki, i ci z kantoru.

Elise wróciła, ale nawet nie usłyszała „dziękuję", kiedy dawała torebkę 

pannie Johannessen.

- Może pani zacząć kleić koperty. Potem pod moim okiem policzy pani 

listy zamiejscowe i pobierze odpowiednią ilość znaczków od księgowego 
w jego biurze. Listów lokalnych, jak pani wie, nie wysyłamy pocztą, to 
byłoby   za   drogo.   Ponieważ   nie   ma   dzisiaj   pana   Samsona,   będzie   pani 
musiała   je   roznieść.   Powinno   to   zostać   zrobione   wczoraj,   ale   jak   pani 
pamięta, musiała pani wcześniej wyjść - powiedziała panna Johannessen, 
patrząc na nią z pretensją, jakby to była wina Elise, że listy nie zostały 
wczoraj skończone. Podyktowano je Elise dopiero pod koniec dnia.

Spojrzała na nie. Adresy były różne. Czeka ją dużo chodzenia. Kilka 

listów   trzeba   było   dostarczyć   do   śródmieścia,   na   Radhusgaten,   na 
Kirkegaten i na Tollbodgaten. I do „Pałacu", zauważyła. Nigdy tam jeszcze 
nie była. Kiedyś był to zamek, teraz mieściły się tam różne biura kolei, a 
także gminy. Była ciekawa, jak tam wygląda.

Na zewnątrz zrobiło się jeszcze zimniej, chyba rzeczywiście zima w tym 

roku   będzie   ostra.   Przeszedł   ją   dreszcz,   owinęła   się   mocniej   chustą   i 

background image

przyśpieszyła kroku.

Za   kilka   godzin   Stangerudowie   przyjdą   po   Sebastiana.   Czy   powinna 

starać się przekonać Emanuela, żeby go zatrzymali? Skoro inne kobiety 
były w stanie pracować w fabryce i opiekować się gromadką dzieci, to i 
ona da radę.

„Ale ich mężowie nie byli tacy jak Emanuel, no i one nie miały jeszcze 

dodatkowej  pracy",  próbowała   sobie   tłumaczyć   Elise.  Towarzyszyło   jej 
poczucie krzywdy. Chociaż przecież nie musiała pisać książek, a Emanuel 
powinien przywyknąć do swojego nowego życia. Jako były oficer Armii 
Zbawienia dobrze wiedział, w jakich warunkach żyli ludzie wzdłuż rzeki i 
że jednak im wiodło się lepiej.

Kiedy w końcu dotarła do miasta, miała palce sztywne z zimna, bolały ją 

stopy. Dostarczyła listy na Kongens gate i na Dronningens gate i ruszyła w 
kierunku „Pałacu". Zapukała i poczuła dziwne łaskotanie w żołądku, kiedy 
ją wpuszczono. Pomyśleć, że kiedyś mieszkał tu król! Czy budynek nie 
był zbyt elegancki, żeby mieścić zwykłe biura? Rozglądała się dookoła, 
niemal z nabożeństwem patrzyła na sufit z prześlicznymi stiukowymi ro-
zetkami i piękne podwójne drzwi z błyszczącymi miedzianymi klamkami.

Siedząca za małym biurkiem urzędniczka w bluzce wyciętej pod szyją i 

z owalną broszką ze złota przypiętą do bluzki miała włosy ściągnięte w 
węzeł. Wzięła od niej list. Elise czuła, jak lustruje ją wzrokiem i jak na jej 
twarzy pojawia się zdziwienie. Palił ją wstyd. Musi sprawić sobie inne 
ubranie, jeśli dalej będzie miała roznosić listy klientom.

Odwróciła   się,   chcąc   szybko   wyjść.   Wtedy   otworzyły   się   drzwi   i 

pokazało   się   w   nich   dwóch   mężczyzn   w   ciemnych   garniturach.   Ku 
swojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyła, że jednym z nich był Wang-
Olafsen.

On był co najmniej tak samo zdziwiony spotkaniem.
- Pani Ringstad? Cóż za przypadek! - powiedział i podszedł do niej. 

Przywitał   się   z   nią   szarmancko.   -   Niedawno   rozmawiałem   z   synem, 
wspominaliśmy pani męża. Syn mówił, że dawno go nie widział. A tu 
nagle staje pani przede mną. O wilku mowa, jak to się mówi.

Elise   roześmiała   się.   Zauważyła,   że   urzędniczka   patrzy   zdziwiona   i 

śledzi z ciekawością ich rozmowę. Jak to dobrze, że istnieją ludzie tacy jak 
pan Wang-Olafsen, którzy nie dzielą ludzi na biednych i bogatych.

- Jak to się stało, że pani tu trafiła, skoro pracuje pani w przędzalni 

Nedre Voien?

- Posłano mnie do miasta z listami. Mężczyzna się roześmiał.
-   Jako   gońca?   Nie   szkoda   pani   na   to?   Będę   musiał   poważnie 

background image

porozmawiać z panem Paulsenem.

Elise spojrzała na niego zdziwiona. Nie wiedziała, że ci dwaj się znają.
-   Jeśli   pani   już   wychodzi,   to   możemy   iść   razem   -   zaproponował, 

otwierając przed nią drzwi.

- Co u pana wnuka? To już chyba duży chłopiec?
- Dziękuję, dobrze. I z matką, i z dzieckiem wszystko w porządku. Cała 

rodzina niedawno się przeprowadziła do ładnego domku na Frognerveien.

Ruszyli w kierunku Radhusgaten.
- U państwa wszystko dobrze? - spytał z troską w głosie. Elise zawahała 

się. Miała powiedzieć mu, co się stało? Może

dobrze, gdyby Carl Wilhelm odwiedził Emanuela, on sam na pewno nie 

zrobił nic, żeby podtrzymać znajomość.

- Mój mąż jest w szpitalu. Lekarze nie wiedzą, co mu dolega. Pan Wang-

Olafsen zatrzymał się gwałtownie.

- Mam nadzieję, że to nic poważnego?
- Nie wiemy - powiedziała Elise, kręcąc głową.
- Nie wiadomo, co mu jest? Elise znów pokręciła głową.
- Ma zawroty głowy, czasem zdarza się, że nogi się pod nim uginają. 

Lekarz w szpitalu mówi, że jest wiele chorób, które mają podobne objawy. 
Pewnie nie dowiemy się niczego więcej, dopóki choroba się nie rozwinie.

Pan Wang-Olafsen szedł dalej, wyglądał na zmartwionego.
- Nie wiedziałem. Nie ma pani nic przeciwko temu, że powiem o tym 

Carlowi Wilhelmowi?

- Nie, przeciwnie. Proszę mu powiedzieć, że jeśli chce, to może nas 

odwiedzić. Przypuszczam, że Emanuel wróci do domu dzisiaj albo jutro.

Ze sklepu z winami na Radhusgaten 6 wyszedł mężczyzna. Elise miała 

wrażenie, że skądś go zna, ale dopiero kiedy się do siebie zbliżyli, dotarło 
do niej, że to jeden z redaktorów z wydawnictwa Grondahl & Son, pan 
Benedict Guldberg. Odwróciła wzrok w nadziei, że jej nie zauważy. Kiedy 
szła do wydawnictwa, pożyczyła od Hildy sukienkę i kapelusz, i zupełnie 
inaczej wyglądała. Nagle usłyszała głos:

- Czyż to nie pani Ringstad? Mężczyzna wyglądał na zdziwionego.
Nie miała wyjścia. Pocieszała się, że szła w towarzystwie pana Wang-

Olafsena. Spojrzała i uśmiechnęła się:

- Pan Guldberg? Co za niespodzianka.
Mężczyzna uchylił kapelusza. Patrzył to na pana Wang-Olafsena, to na 

nią, na jej ubranie. Modliła się w duchu, żeby nie wspomniał nic o książce, 
nie chciała, żeby pan Wang-Olafsen to usłyszał.

- Coś pani ostatnio pisze? Jestem ciekaw pani następnej rzeczy.

background image

- Przykro mi, ale nie miałam czasu.
-   Musi   pani   znaleźć   trochę   wolnego.   Nie   wolno   zmarnować   takiego 

daru.

Elise się uśmiechnęła.
- Zobaczymy, panie Guldberg. Przykro mi, ale muszę już iść, załatwiam 

służbowe sprawy.

Mężczyzna znów uchylił kapelusza. Czuła, że patrzy za nimi.
-   Mam   wrażenie,   że   znam   tego   człowieka,   tylko   nie   mogę   sobie 

przypomnieć skąd - powiedział pan Wang-Olafsen zafrasowany.

Nie chciała kłamać, miała jedynie nadzieję, że niezbyt się orientuje w 

wydawnictwach w mieście.

- To pan Benedict Guldberg.
- Racja, tak, teraz sobie przypominam. Jest redaktorem w wydawnictwie 

Grondahl & Son, prawda?

- Tak.
- Co miał na myśli, pytając, czy coś pani ostatnio napisała? Czy coś mi 

umknęło?   Nie   powie   mi   pani?   -   spytał,   a   w   jego   głosie   brzmiała 
życzliwość - i ciekawość.

Elise pokręciła głową.
- Mówiłam mu, że chciałabym zacząć pisać, ale nie wiem, czy znajdę na 

to czas.

- Coś już pani wydała? Poczuła zimny pot.
-   Nie...  To   znaczy   tak,   jakieś  krótkie   opowiadania,   takie   historyjki   - 

powiedziała,   machając   lekceważąco   ręką,   jakby   chciała   dać   do 
zrozumienia, że nie ma o czym mówić.

Mężczyzna zerkał na nią:
- Jeśli redaktor wydawnictwa Grondahl & Son zachęca panią do pisania, 

to musiał czytać coś, co pani napisała, inaczej by tak nie mówił.

Elise znów pokręciła głową, czuła się złapana w pułapkę.
- Czytał chyba jakieś moje opowiadania - powiedziała.
- Jestem pewien, że mogłaby pani napisać dobrą powieść. Tyle pani wie 

o życiu.

Elise nie odpowiadała.
- Mogłaby pani napisać coś o Pederze, o tych zabawnych rzeczach, które 

mówi i robi. To byłaby bardzo miła książka, którą dorośli mogliby czytać 
dzieciom. Opis życia zwykłych ludzi, ich skromnych warunków, mógłby 
mieć   efekt   wychowawczy.   Jest   wiele   rozpuszczonych   dzieci,   którym 
przydałoby   się   dowiedzieć,   jak   wygląda   życie   w   rodzinie   robotniczej. 
Elise zawahała się.

background image

-   Pożyczyłam   kilka   numerów   „Husmoderen"   od   pastorowej.   Akcja 

wszystkich   opowiadań   dla   dzieci   rozgrywa   się   w   wyższych   sferach. 
Podpowiada się dzieciom, czym się mają zająć w wolnym czasie, w co się 
mają   ubrać   na   urodzinowe   przyjęcie   i   dokąd   pojechać   na   wakacje. 
Opowiadań nie czytają robotnicy, tylko ludzie, których stać na służbę i 
którzy mają czas, żeby czytać. Nie sądzę, żeby interesował ich los tych, 
którzy marzną i niedojadają.

- Nie sądzi pani, że pani środowisko też ma coś do zaoferowania? Coś, 

czego my nie mamy? Na przykład zdolność cieszenia się z drobiazgów? 
Współczucie dla tych, którym jest jeszcze gorzej. Lojalność i poczucie 
wspólnoty.   Odnoszę   wrażenie,   że   macie   bliższe   stosunki   z   sąsiadami, 
dzielicie się tym, co macie, pomagacie sobie, dzielicie radości i troski. Nie 
mam racji?

Elise przytaknęła zamyślona. To była prawda. Powinna więcej pisać o 

drobnych radościach, a mniej o wielkich tragediach, ale nie było jeszcze za 
późno. Mogła to zrobić w swojej następnej książce.

Dotarli do ministerstwa. Pan Wang-Olafsen zatrzymał się przed niskim 

żółtym budynkiem i wskazał na jego ścianę.

- Wiedziała pani, że ta kula armatnia została wystrzelona z twierdzy w 

1716 roku w kierunku samego Karola XII?

Elise uśmiechnęła się i pokręciła głową, cieszyła się, że zmienił temat.
- Nie, tego nie wiedziałam - odrzekła.
- To pewnie też pani nie wie, że Szkoła Wojenna, która leży po drugiej 

stronie ulicy, ma na murze wyryte inicjały Fryderyka V. Brama i żeliwna 
poręcz to przykłady najlepszego rzemiosła, jakie znam.

Elise   z   zainteresowaniem   przyglądała   się   budynkowi,   na   który 

wskazywał.

- Niewiele wiem o mieście. Rzadko przychodziliśmy tu, kiedy byłam 

dzieckiem.

Szli dalej.
- Widzi pani kawiarnię na rogu Kirkegaten i Radhusgaten? To Gruner-

garden.   Wieść   niesie,   że   Tordenskjold   lubił   siadywać   na   zewnątrz   i 
przyglądać się pięknym pannom, które przechodziły obok, podczas gdy on 
opróżniał kolejną szklaneczkę.

Opowiadał   z   takim   zapałem,   że   chyba   zapomniał   o   redaktorze   z 

wydawnictwa.

-   To   najstarszy   dom   w   mieście,   szpital   garnizonowy   z   1626   roku. 

Naprzeciwko   leży   nasz   pierwszy   ratusz,   niedaleko   kościoła 
Johanneskirken.

background image

Elise słuchała z zainteresowaniem.
- Tyle pan wie.
Mężczyzna odwrócił do niej twarz.
- To ważne, żeby znać swoje miasto, być dumnym z jego pięknych, 

starych   budowli.   Kiedy   na   przykład   mam   coś   do   załatwienia   na 
Kirkegaten,   zawsze   korzystam   z   okazji,   żeby   przejść   przez   piękne 
podwórze Cappelen. A kiedy mam jakąś sprawę na Radhusgaten, zawsze 
znajdę okazję, żeby przejść przez podwórze i móc podziwiać piękny bruk 
na placu przy kamienicy Borregaarda i całą jej fasadę. Jedyne, czego nie 
lubię, to więzienie Hansa Nielsena Haugego po drugiej stronie ulicy. Ma 
pani czas wstąpić do kawiarni na filiżankę kawy, pani Ringstad?

- Przykro mi, ale muszę wracać do kantoru. Osoba, która zwykle roznosi 

pocztę, nie przyszła dzisiaj, obawiam się, że jest chora, więc spadną na 
mnie   dodatkowe   obowiązki.   Mam   bardzo   surową   kierowniczkę,   która 
pilnuje mnie jak jastrząb. Zawsze kiedy wchodzę do kantoru, patrzy na 
duży zegar na ścianie, żeby sprawdzić, czy jestem punktualnie.

Wang-Olafsen roześmiał się.
- Uff, straszna kobieta.
- Jest starą panną
- Tym  gorzej.  Może  musztrując  innych,  stara  się  zrobić  wrażenie  na 

swoim szefie? Wobec wszystkich się tak zachowuje?

- Nie, mnie traktuje najgorzej. Podejrzewam, że nie podoba się jej, że 

zostałam zatrudniona, chociaż skończyłam tylko szkołę powszechną.

- To może być wytłumaczenie. Mężczyzna uśmiechnął się pogodnie.
- Może wszystkie kobiety traktuje jak swoje konkurentki? To znaczy, 

jeśli interesuje się szefem.

Elise wzdrygnęła się. To w ogóle nie przyszło jej na myśl. Czyżby panna 

Johannessen interesowała się panem Paulsenem? Może skrycie marzyła, 
że pewnego dnia zwróci na nią uwagę?

Nagle   przypomniała   sobie   dziwne  pytania,   które   zadawała  jej   dzisiaj 

rano, i wyraz ulgi na twarzy, kiedy Elise powiedziała jej, że to pewnie pan 
Wang-Olafsen był z wizytą w domku majstra.

Wielkie   nieba!   Jeśli   tak   rzeczywiście   było,   to   sytuacja   stanowiła 

zagrożenie i dla Hildy, i dla Paulsena, który przecież w dalszym ciągu tam 
bywał. Z panną Johannessen nie było żartów. Jeśli odkryje, co się dzieje w 
małym domku po drugiej stronie mostu, może stać się tak zazdrosna, że 
zrobi wszystko, żeby tylko przysporzyć kłopotów.

Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
- Widzę, że dałem pani do myślenia. W takim razie nic dziwnego, że się 

background image

pani boi, pani Ringstad. Jest pani bardzo atrakcyjną i pełną uroku kobietą.

Elise   czuła,   że   palą   ją   policzki.   Spuściła   wzrok,   nie   wiedziała,   co 

powiedzieć.

-   Muszę   wracać   do   swoich   obowiązków,   a   pani   do   swoich.   Mam 

nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy. Powiem Carlowi Wilhelmowi o 
pani   mężu   i   ze   względu   na   panią,   na   dzieci   i   na   niego   samego   mam 
nadzieję, że to nic poważnego.

- Ja też mam taką nadzieję. Do widzenia i dziękuję za towarzystwo. 

Proszę pozdrowić Carla Wilhelma i Olgę Katrine.

Zaczęła iść, kiedy nagle się odwróciła.
-   Panie   Wang-Olafsen?   Zapomniałam   powiedzieć,   że   ciągle   jeszcze 

mamy ten dziecięcy wózek. Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że jeszcze go 
nie zwróciliśmy.

Mężczyzna uśmiechnął się.
-  Proszę   się   nie   martwić,   nikomu   nie   był  potrzebny.  Gdyby   pani  go 

wtedy   nie   wzięła,   pewnie   wylądowałby   w   jakimś   domu   dziecka   albo 
zostałby podarowany Armii Zbawienia. Proszę go zatrzymać i nie mieć 
wyrzutów sumienia. Jest pani.

Uchylił kapelusza i ruszył dalej chodnikiem.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Panna Johannessen była jak furia, kiedy Elise wróciła.
- Na litość boską, co pani robiła w mieście tyle czasu? Panu Samsonowi 

zajmuje   to   połowę   tego   czasu   co   pani!   Nie   jest   tu   pani   po   to,   żeby 
spacerować sobie po Karl Johan gate czy oglądać wystawy sklepowe. Nie 
zdziwiłabym się, gdyby nawet wstąpiła pani na filiżankę kawy do którejś 
kawiarni! Zarabia tu pani pięć koron więcej, niż kiedy była pani robotnicą 
w fabryce, pani Ringstad. Myśli pani, że wolno pani tak marnotrawić czas? 
Aż boję się pomyśleć, ile kosztowała pani przędzalnię, od kiedy pani tu 
pracuje! Nie potrafiła pani pisać na maszynie, nie miała pani pojęcia o 
pracy biurowej. Nie pojmuję, dlaczego pan Paulsen panią zatrudnił. Na 
pani pulpicie leży stos papierów, musi się pani z nimi uporać do czwartej. 
Będzie pani musiała poświęcić swoją przerwę obiadową. Na pewno coś 
pani zjadła w mieście, wytrzyma pani bez obiadu!

Panna Johannessen zamknęła księgę rachunkową i położyła ją z hukiem 

na pulpicie.

Elise   pośpiesznie   poszła   na   swoje   miejsce.   Jęknęła   cicho   na   widok 

wielkiego   stosu   papierów.   To   była   złośliwość!   Panna   Johannessen 
naprawdę spodziewała się, że poradzi sobie ze wszystkim do czwartej? A 
co   będzie   z   Sebastianem?   Stangerudowie   mieli   przyjść   po   niego   w 
przerwie   obiadowej.   Nie   może   pozwolić,   żeby   wyjechali,   zanim   nie 
pożegna się z malcem, nie okaże mu, jak bardzo go lubi, i wytłumaczy, że 
jest jej bardzo przykro, że wyjeżdża.

Miała   ściśnięte   gardło,   ale   wiedziała,   że   nie   ma   sensu   protestować. 

Paulsen szanował pannę Johannessen, bo dobrze pracowała i była tu tak 
długo,   że   wiedziała,   co   należy   robić.   Był   od   niej   zależny,   nie   chciał 
ryzykować, że ją straci. Co prawda mówił Elise, żeby przyszła do niego, 
jeśli   będzie   miała   jakiś   problem,   ale   wiedziała,   że   powiedział   to   z 
uprzejmości.   W   kantorze   słowa   panny   Johannessen   były   prawem,   do 
którego wszyscy musieli się stosować.

Pracowała tak szybko, jak mogła, ale zegar na ścianie pokazywał już 

background image

drugą, a jej wciąż zostało jeszcze dużo do zrobienia. Panna Johannessen 
wstała, wzięła z wieszaka palto i kapelusz, rzuciła słodko „do widzenia" i 
zniknęła.

Przez   chwilę   Elise   miała   ochotę   zrobić   coś,   czego   wiedziała,   że   nie 

powinna:   przebiec   przez   most,   kiedy   będzie   miała   pewność,   że   panna 
Johannessen   jej   nie   zobaczy,   i   powiedzieć   Hildzie,   co   się   zdarzyło. 
Przytuliłaby   Sebastiana   i   powiedziała,   że   go   kocha,   poprosiłaby   Hildę, 
żeby   pomogła   mu,   kiedy   zjawią   się   państwo   Stangerud.   Może   da   się 
przekupić jakimś smakołykiem. Widziała, że Hilda ma w szafce i migdały, 
i   rodzynki,   raz   widziała   tam   nawet   małą   tabliczkę   czekolady.   Na   sam 
widok poleciała jej wtedy ślinka.

Jednak Elise się nie odważyła. Panna Johannessen mogła chcieć złapać 

ją   na   gorącym   uczynku,   szczególnie   jeśli   podejrzewała,   że   w   domku 
majstra coś się dzieje. Nie mogła ryzykować wymówienia, szczególnie 
teraz, kiedy sytuacja Emanuela była taka niepewna. Sebastian i tak nie 
zrozumie, dlaczego musi jechać z dziadkami. Może jej obecność tylko by 
pogorszyła sprawę? Nie będzie potrafił zrozumieć, że tuli go do siebie i 
mówi, że go kocha, a za chwilę wysyła go z ludźmi, którzy są dla niego 
obcy. Nie wiedziała, kiedy ostatnio widział dziadków. Małe dzieci mają 
krótką pamięć.

Czuła zawód, ale chociaż było to bolesne, musiała się z tym pogodzić.
Po   krótkiej   chwili   wróciła   panna   Johannessen.   Elise   miała   rację: 

wiedźma nie poszła czegoś zjeść, tylko spacerowała po terenie fabryki, 
cały czas obserwując drzwi!

- U Magdy był tłok, nie chciało mi się stać w kolejce - powiedziała, 

wieszając kapelusz i palto na wieszaku.

Próbowała dać jej do zrozumienia, że wyszła na zakupy! Czarownica! 

Złośliwa jędza! Elise była taka zła, że aż prychnęła.

- Jak sobie pani radzi, pani Ringstad? Widać już koniec?
- Niestety nie, panno Johannessen. Kiedy człowiek jest głodny, wolniej 

pracuje. Nie miałam nic w ustach od siódmej rano, gdybym mogła pobiec 
do siostry i zjeść chociaż kanapkę, na pewno praca szłaby mi szybciej.

Twarz panny Johannessen zrobiła się purpurowa.
-   Jak   pani   śmie,   pani   Ringstad?   Nie   ma   pani   za   grosz   wstydu? 

Zmarnowała   pani   co   najmniej   godzinę   naszego   cennego   czasu,   a   teraz 
chce pani się zwolnić, bo jest pani głodna?  Ostrzegam panią. Jeśli nie 
będzie pani się starała, zwolnimy panią. Młode panny stoją w kolejce do 
takiej pracy. Panny wykształcone. Z obyciem.

Odwróciła się do niej plecami i ruszyła w kierunku gabinetu Paulsena. 

background image

Zapukała i zniknęła za drzwiami.

Elise zrobiło się jednocześnie i zimno, i gorąco. Poszła na skargę? Powie 

Paulsenowi,   że   zmarudziła   czas   w   mieście,   załatwiając   swoje   sprawy? 
Znów czuła, że ma ściśnięte gardło. Co się stanie, jeśli i ona, i Emanuel 
stracą pracę? Z zaliczki na książkę nie wyżyją. Z honorarium też nie, aż 
tak dużo chyba nie dostanie.

Pieniądze   z   Danii   powinny   wkrótce   nadejść.   Ile   to   mogło   być?   Czy 

mogła mieć nadzieję, że będzie to dwieście, może trzysta koron? Wspólnie 
z Emanuelem zarabiali sześćdziesiąt pięć koron miesięcznie. Jeśli dostanie 
sto   dziewięćdziesiąt   pięć   koron,   będzie   to   odpowiadało   ich 
trzymiesięcznym zarobkom. Te trzy miesiące będzie mogła wykorzystać 
na szukanie nowej pracy.

Nadzieja   zniknęła   równie   szybko,   jak   się   pojawiła.   To   dzięki   panu 

Paulsenowi dostała tę pracę w kantorze, nikt inny nie chciał jej zatrudnić. 
Niewielkie   doświadczenie,   które   tu   zdobyła,   nie   mogło   się   równać 
ukończonemu   liceum,   maturze   i   szkole   handlowej.   Poza   tym   panna 
Johannessen na pewno postara się, żeby nie dostała żadnych referencji. A 
jeśli coś napisze, to pewnie tylko tyle, że marnotrawi czas i nic nie potrafi. 
Gdyby musiała stąd odejść, byłaby to katastrofa.

Skończyła za pięć czwarta. W brzuchu burczało jej z głodu, robiło jej się 

niedobrze, kręciło się w głowie, ale była dumna i szczęśliwa, że sobie 
poradziła. To był spory wyczyn, nie wierzyła, że da radę. Widziała, że 
panna Johannessen też się tego nie spodziewała.

Pan Paulsen się nie pokazał. Jeśli miał jej coś ważnego do powiedzenia, 

to   na   razie   chyba   z   tego   zrezygnował.   Może   udobruchał   pannę 
Johannessen,   mówiąc,   że   sam   zajmie   się   sprawą.   Elise   nie   odniosła 
wrażenia, żeby Paulsen był z niej niezadowolony, wręcz przeciwnie.

Nareszcie   dzień   pracy   się   skończył.   Panna   Johannessen   zniknęła   za 

drzwiami, jak zwykle jako pierwsza. Elise była taka głodna, że wstając, 
zachwiała się. Ostatnio w ogóle niewiele jadła. Ciągle się coś działo, od 
chwili kiedy wstawała rano, do chwili kiedy wieczorem padała na łóżko. 
Niepokój o Emanuela też się do tego dokładał. Nawet kiedy miała okazję 
coś zjeść, to nie miała apetytu.

Dotąd jeszcze nie odpowiedziała na list Johana. Pewnie uznał, że jej 

milczenie oznacza, że nie czuje się na siłach zerwać z Emanuelem. Może i 
dobrze. Przecież to właśnie chciała mu napisać.

Czuła, że z trudem przełyka ślinę. Przetarła oczy. Zastanawiała się, jak 

da   radę   pchać   wózek   z   dwójką   dzieci   aż   do   Hammergaten,   i   nagle 
przypomniała   sobie,   że   dzisiaj   w   wózku   będzie   tylko   jedno   dziecko. 

background image

Zabolało ją to. Opadła z powrotem na krzesło, położyła się na stoliku i 
rozpłakała.

Wzdrygnęła   się,   kiedy   poczuła   czyjąś   rękę   na   swoim   ramieniu. 

Spojrzała   przestraszona.   Sąd/ila,   że   jest   sama,   a   teraz   zobaczyła   obok 
siebie majstra.

- Droga pani Ringstad, proszę nie tracić nadziei. Pani siostra mówiła mi 

o pani mężu, ale to przecież nie musi być nic poważnego.

Elise wytarła oczy rąbkiem rękawa i pokręciła głową. Było jej wstyd, że 

widzi ją w takim stanie.

- Wiedza lekarska cały czas robi postępy - ciągnął majster łagodnym 

głosem. - Za parę lat będzie się zapewne leczyło i zapalenie płuc, i inne 
infekcje.   Niedawno   czytałem   artykuł   niejakiego   doktora   Ouerena, 
zatytułowany   Ból   zębów   -   suchoty,   gdzie   pisze,   że   niewłaściwe 
odżywianie   powoduje  gnicie   zębów.  Jeśli ludzie   jedzą  tylko  ziemniaki, 
kaszę, ryby i piją zepsute mleko, to odbija się to nie tylko na zębach, ale na 
całym ich organizmie. Potem pojawiają się kłopoty z trawieniem, a także 
suchoty.

Elise wstała, nie miała siły go słuchać. Wiedziała, że nie mówi tego ze 

złej woli, ale nie było sensu rozmawiać o tym z kimś, kto tak niewiele 
wiedział o warunkach życia zwykłych ludzi i ich możliwościach.

- Muszę odebrać synka. Paulsen spojrzał na nią zatroskany.
- Tym drugim też się jeszcze opiekujecie? - spytał. Elise miała wrażenie, 

że „ten drugi" powiedział jakby z odrazą.

- Nie, dzisiaj przyjeżdżają po niego jego dziadkowie. Paulsen odetchnął 

z ulgą.

- Tak będzie najlepiej, i dla pani, i dla Hildy.
Elise czuła, że znów ma łzy w oczach. Nie rozumiała, czemu ciągle 

chciało się jej płakać.

- Będę za nim tęsknić - powiedziała i załkała.
- Będzie pani za nim tęsknić? - spytał majster z niedowierzaniem. - Za 

bękartem pani męża?

Elise pokręciła gwałtownie głową. Patrzyła na niego, a w oczach miała 

łzy.

- To grzeczny, miły chłopiec. Peder, Evert, Kristian, nawet mały Hugo i 

ja także bardzo go polubiliśmy. A być może już go nigdy nie zobaczymy - 
powiedziała, a łzy leciały jej po policzkach. Łkając, podeszła do wieszaka, 
wzięła chustę i wybiegła.

Było jej wszystko jedno. -Niech sobie myśli, że jest niespełna rozumu. 

Nie miała siły stać tam i prowadzić durnej rozmowy o zepsutych zębach i 

background image

złym odżywianiu.

„Bękart pani męża..." Co za obłudnik! Zrobił dziecko Hildzie i udawał, 

że   to   dziecko   jego   bratanka.   Nawet   nie   jedno,   tylko   dwoje!  A  teraz   z 
odrazą w głosie mówił o małym Sebastianie, chociaż wiedział, że Isac też 
nie   był  dzieckiem   z   prawego   łoża.   Jak   można   było   mieć   szacunek   do 
takiego człowieka! Że też musiała dla niego pracować.

Ekscytowała   się   coraz   bardziej,   biegnąc   w   kierunku   mostu.   Powinna 

była powiedzieć mu kilka słów prawdy, rzucić mu w twarz, co myśli o 
takiej obłudzie, pokazać mu, jakim był hipokrytą!

Na drodze było tłoczno, robotnice z fabryki wracały do domu po drugiej 

stronie   rzeki   i   Elise   musiała   się   przepychać.   Powie   Hildzie,   z   jakim 
durniem   się   zadała.   „Nie   było   porównania   z   Reidarem!"   -   prychnęła 
zniesmaczona. Nie rozumiała, jak Hilda mogła wytrzymać z tym starym, 
przemądrzałym, mieszczańskim snobem!

Zatrzymała się tak nagle, że idąca za nią kobieta wpadła jej na plecy. U 

Hildy ktoś był! Widziała cienie, poruszające się w oknie.

Któż to mógł być?
- Uważaj, jak idziesz! - krzyknęła ze złością w głosie kobieta z tyłu. 

Elise w ciemnościach nie widziała jej twarzy, ale rozumiała, że mogła być 
zła. Ną moście panował ścisk, było ślisko, nie tylko dzieci bały się tędy 
chodzić.

Elise   wymamrotała   „przepraszam"   i   ruszyła   dalej.   Pełna   napięcia 

otworzyła furtkę, pośpieszyła do domu, zapukała i otworzyła drzwi.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W kuchni było pusto, ale z pokoju dochodziły głosy. Zajrzała do środka 

i   ku   swojemu   zdziwieniu   zobaczyła,   że   na   kanapie   siedzą   państwo 

background image

Stangerud. Na środku pokoju na podłodze siedział Sebastian i się bawił.

Elise   poczuła,   jak   ogarnia   ją   fala   ulgi.   Więc   jednak   będzie   mogła 

pożegnać się z Sebastianem!

Stół   nakryto   haftowanym  obrusem,   to   na   pewno   prezent   od   majstra. 

Filiżanki do kawy też zapewne pochodziły od niego, Hildy nie byłoby na 
nie stać. Na środku stołu stała patera z ciastkami. W pokoju unosił się 
wspaniały zapach świeżo zaparzonej kawy.

Hilda roześmiała się.
- Wyglądasz, jakbyś spadła z księżyca. Stangerudowie się spóźnili, a 

kiedy   nie   przyszłaś   podczas   przerwy   obiadowej,   pomyślałam,   że 
zatrzymam ich jeszcze trochę. Wiem, że chcesz się pożegnać z małym.

Elise skinęła głową i przywitała się uprzejmie z rodzicami Signe.
-   Musiałam   zostać   w   pracy   w   czasie   przerwy.   Strasznie   się 

denerwowałam, myślałam, że nie zdążę się z nim pożegnać.

Pani Stangerud uśmiechnęła się.
- Postanowiliśmy zostać do jutra. Elise spojrzała na Sebastiana.
- On już wie? - spytała.
- Tak, wytłumaczyłam mu, że będzie mieszkał w hotelu i dostanie dużo 

dobrych rzeczy do jedzenia. Kupiliśmy mu też zabawki, żeby miał zajęcie.

Sebastian   podniósł   głowę   znad   zabawek,   ich   spojrzenia   się   spotkały. 

Chłopiec   się   nie   uśmiechał,   nic   nie   mówił.   „On   rozumie",   pomyślała. 
Rozumie, że wyjeżdża, smutno mu, ale nie protestuje. Może życie już go 
nauczyło, że protesty na niewiele się zdają.

Elise uklękła i pogładziła chłopca po włosach.
- Będziesz dzisiaj spał w ślicznym pokoju, wiesz? Dostałeś prezent od 

babci i dziadka?

- Ja też chcę prezent! - zawołał Hugo.
- I ja - dołączył podniecony Isac. - Gdzie jest prezent?
-   Dostaniecie   coś   innym   razem,   dzisiaj   prezent   dostał   Sebastian   - 

powiedziała   Elise,   zastanawiając   się,   co   mogłaby   dać   chłopcom. 
Pomyślała,   że   pewnie   wystarczy   zapakować   jakiś   przysmak   z   kuchni. 
Najważniejsze to odpakowywanie prezentu, sam podarunek nie zawsze był 
najważniejszy.

Znów pogładziła Sebastiana po główce.
- Jesteś dobrym chłopcem. Bardzo cię polubiliśmy i będziemy za tobą 

tęsknić. Mam nadzieję, że czasem nas odwiedzicie - dodała, patrząc na 
Stangerudów. - To znaczy, jeśli akurat będziecie w Kristianii.

Oboje przytaknęli uroczyście.
Elise wstała i usiadła przy stole. Hilda przyniosła dzbanek i nalała jej 

background image

kawy.

- Nie jadłaś nic od rana? Elise pokręciła głową.
- Panna Johannessen zabroniła mi wyjść.
-   Powiem   to...   -   zaczęła   Hilda   i   zaraz   zamilkła,   przestraszona.   -  To 

niewolnictwo - powiedziała. - Nie mogłaś kupić talerza zupy w fabryce? - 
spytała.

Elise znów pokręciła głową.
- Musiałam dokończyć pracę. Nie miałam czasu wyjść. Hilda podała jej 

paterę, a Elise łapczywie sięgnęła po ciastko.

Pani Stangerud nachyliła się nad stołem.
- Bardzo przepraszam za moje wczorajsze zachowanie, pani
Ringstad - oznajmiła i lekko się zarumieniła. - Chyba powiedziałam coś, 

czego   nie   powinnam   była   mówić,   nie   rozumiem,   co   mi   się   stało. 
Zachowanie   mojej   córki   doprowadza   mnie   do   rozpaczy.   Kiedy 
zobaczyłam,   jak   mój   wnuk   ładnie   się   bawi   z   pani   dziećmi,   jakim   jest 
otoczony ciepłem, z rozpaczy zareagowałam złością.

-   Ciepło   to   tu   akurat   nie   było   -   wtrącił   żartobliwie   jej   mąż.   Pani 

Stangerud posłała mu bezradne spojrzenie.

- Chyba wiesz, że nie takie ciepło miałam na myśli - powiedziała i znów 

zwróciła się do Klise. - Jako matka życzyłabym sobie mieć taką córkę. 
Pewnie zazdrość sprawiła, że się tak zachowałam.

Zazdrość... czyżby pani Stangerud im zazdrościła? Miała przecież wielki 

dwór, prawie równie duży jak Ringstad.

Wróciły  do niej słowa pana Wang-Olafsena: „Pomyślała pani, że ma 

pani   coś,   czego   my   nie   mamy?   Zdolność   cieszenia   się   z   drobiazgów, 
współczucie   dla   ludzi,   którym  jest   jeszcze   gorzej,   lojalność   i   poczucie 
wspólnoty". Czy właśnie to miała na myśli pani Stangerud?

Kobieta musiała zauważyć zdziwienie, malujące się na twarzy Elise.
- Ma pani tak wiele, pani Ringstad. Męża, który panią kocha, trzech 

dużych, mądrych chłopców i małego Hugo, a do tego jeszcze śliczną małą 
córeczkę. Mam nadzieję, że zdaje sobie pani sprawę z tego, jakie ma pani 
szczęście.

- No, no - zaprotestował jej mąż. - Nie zapominaj, że pani Ringstad żyje 

w biedzie. Kiedy nie ma się wsparcia zamożnej rodziny i trzeba utrzymać 
się   jedynie   z   urzędniczych   pensji,   to   nie   wiem,   jak   w   ogóle   można 
przeżyć.

- Z tego, co wiem, stosunki Emanuela z jego rodzicami nie są najlepsze. 

Co zresztą mnie nie dziwi po tym, jak się wobec nich zachował.

Elise   juz   miała   otworzyć   usta,   żeby   zaprotestować;   w   końcu   jego 

background image

rodzice też nie byli w porządku, ale dala sobie spokój. Relacje między 
rodzicami Signe i rodzicami Emanuela już wcześniej nie były najlepsze i 
nie chciała pogarszać ich jeszcze bardziej.

Pani Stangerud odwróciła się do Elise.
- Rozmawialiśmy o tym wczoraj, mąż i ja. To ładnie z pani strony, że 

zajęła się pani Sebastianem. Przecież ma pani tyle zajęć. Na pewno też nie 
było pani łatwo, wiedząc, że...

Pani Stangerud umilkła. Elise uśmiechnęła się.
-   Nie   wolno   włączać   dzieci   do   kłótni   dorosłych.   Sebastian   jest 

grzecznym, miłym chłopcem, nie ponosi winy za to, co się stało.

- Jest pani bardzo wspaniałomyślna. Mam wrażenie, że Sebastian już 

zdążył panią polubić, i wcale się nie dziwię. Mam nadzieję, że u nas też się 
zadomowi.

- Dzieci żyją teraźniejszością, szybko zapominają. Coś na pewno straci, 

ale też coś zyska. Mam nadzieję, że Signe pozwoli państwu go zatrzymać. 
Takie ciągłe przenosiny nie są dobre dla dziecka.

Na twarzy pani Stangerud pojawiło się zmartwienie.
- Też mamy taką nadzieję - powiedziała i spojrzała na trójkę bawiących 

się   spokojnie   na   podłodze   dzieci.   Odwróciła   się   do   męża:   -   Chyba 
powinniśmy ruszać, zanim Sebastian za bardzo się zmęczy - powiedziała.

Wszyscy   wstali,   a   kiedy   pani   Stangerud   zabrała   się   do   ubierania 

Sebastiana,   Elise   zaczęła   ubierać   Hugo,   nie   chcąc,   żeby   Sebastian   się 
rozpłakał.

Była ciekawa, jak Sebastian zareaguje, kiedy nie zostanie posadzony na 

wózku.

-  Proszę  mi  powiedzieć  -  zaczął  pan  Stangerud   zaniepokojony  - czy 

znajdę tu gdzieś w pobliżu dorożkę?

- Tak, przy Sagveien mieszka dorożkarz. Pobiegnę i spytam, czy może 

podjechać.

- Dziękuję, jest pani bardzo uprzejma. Zaopiekujemy się pani synkiem.
Kiedy   wróciła   -   siedząc   na   koźle   obok   dorożkarza   -   obaj   chłopcy 

siedzieli na wózku i szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami przyglądali 
się koniowi.

-   Gdy   pani   poszła,   pozwoliłam   Sebastianowi   usiąść   obok   Hugo   - 

tłumaczyła się pani Stangerud.

- Był smutny? - spytała Elise.
- Tak, rozpłakał się, kiedy pani zniknęła.
Elise poczuła, że ma ściśnięte gardło. Nie pierwszy raz dzisiaj. Smutna, 

pomogła   pani   Stangerud   wnieść   płaczącego   Sebastiana   do   dorożki. 

background image

Pomachała mu na pożegnanie.

Hugo śledził wzrokiem znikające światła dorożki.
- Dokąd jedzie Bastian?
- Sebastian jedzie do babci i dziadka.
- Bastian będzie się bawił jutro z Hugo?
- Nie, jutro nie. Innym razem.
- Innym razem - powtórzył Hugo zadowolony.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Skręcając   w   Hammergaten,   zobaczyła,   że   w   oknie   pokoju   się   pali. 

Pewnie Emanuel wrócił! Ciekawe, jak się czuje?

Peder wybiegł jej na spotkanie, musiał zobaczyć ją z okna pokoju w 

świetle gazowej latarni.

- Elise?
Buzia dziecka była rozpromieniona.
- Emanuel wrócił! Nie jest chory! W ogóle się nie przewraca, ani razu 

się nie przewrócił!

- To dobrze, Peder - powiedziała Elise, uśmiechając się. Pomogła Hugo 

zejść z wózka.

W   tym   samym   momencie   zauważyła,   że   Peder   zamilkł.   Kiedy   się 

odwróciła, zobaczyła, że cala radość zniknęła z jego twarzy.

background image

-   Wiedziałeś,   że   państwo   Stangerud   przyjdą   dzisiaj   po   Sebastiana   - 

powiedziała Elise, próbując się przed nim tłumaczyć.

- Tak, ale myślałem... - zaczął Peder i urwał. Zaniósł się płaczem.
- Duzi chłopcy nie płaczą z takiego powodu. Masz Hugo i Jensine, nie 

użalaj się nad sobą.

- Nie dlatego płaczę - odezwał się Peder schrypniętym głosem. - Płaczę, 

bo żal mi Sebastiana. On nie ma Hugo ani Jensine. Nawet mnie już nie 
ma!

-   Ale   ma   swoich   dziadków,   duży   dom,   własny   pokój   i   mnóstwo 

zabawek. Poza tym będzie codziennie mógł jeść bułeczki.

Peder przestał płakać.
- Powiedziałaś: bułeczki?
Elise wniosła Hugo do kuchni i zamknęła za sobą drzwi.
- Państwo Stangerud obiecali odwiedzić nas, kiedy będą w Kristianii. 

Musisz teraz być grzeczny Peder. Wiem, że jest ci przykro, mnie też chce 
się płakać, ale musimy myśleć o Emanuelu, który z trudem wytrzymuje 
dziecięce krzyki, i o państwu Stangerud, którzy nie mają innych wnuków. 
Nawet córka, ta wiedźma, ich opuściła! - powiedziała Elise wzburzona 
zachowaniem   Signe.   -   Nie   będziecie   musieli   wieczorem   kłaść   trojga 
maluchów, a rano nie będziecie musieli pomagać mi przy ich ubieraniu. 
Przybędzie mi czasu, będzie nas stać na więcej, skoro ubyło jednej osoby 
do nakarmienia i opieki. Posiłki będą spokojniejsze.

Peder stał spokojnie i patrzył na nią dorosłym wzrokiem.
- Chyba żartujesz, Elise. Dobrze wiesz, że Sebastian śpi jak kamień, je 

mało jak myszka i chodzi w ubraniach, które dostaje po mnie i po Hugo i z 
pomocy na Mollergata. Oszukujesz mnie, bo nie chcesz, żebym płakał, ale 
głównie oszukujesz siebie.

Elise stała i słuchała. Po chwili schyliła się, objęła go i przyciągnęła do 

siebie.

- Masz rację, Peder. Mówię takie głupie rzeczy, bo nie chcę, żebyś się 

smucił. Tak naprawdę to jest mi tak samo smutno jak tobie.

Poczuła mokry policzek przy swojej twarzy i przytuliła go mocniej.
-   Musimy   sobie   pomagać   -   wyszeptała   mu   do   ucha.   -   Bardzo   cię 

kocham, Peder.

W   pokoju   rozległy   się   kroki.   Szybko   puściła   chłopca   i   wyszła 

Emanuelowi na spotkanie.

- Witaj w domu! - powiedziała. Podeszła i go uściskała. - Peder jest 

nieszczęśliwy, bo Sebastian wyjechał.

Emanuel posłał chłopcu zdziwione spojrzenie.

background image

-   Myślałem,   że   się   ucieszysz,   bo   będziesz   miał   mniej   pracy.   Peder 

pokręcił głową, wycierając dłońmi oczy.

Elise pogładziła go po rozczochranej czuprynie.
- Żal mu Sebastiana.
- Żal ci go? Nie ma powodu, żeby było ci go żal. Będzie sobie żył jak 

książę.

- Jak książę? - powtórzył Peder zdziwiony i nieco przestraszony. - Jak 

Olav? On tez nie ma się z kim bawić. Widziałem jego zdjęcie w gazecie. 
Siedział na wielkim krześle w wielkim pokoju, zupełnie sam. Według mnie 
wyglądał smutno.

Elise znów przypomniała sobie słowa pana Wang-Olafsena. Czy właśnie 

to miał na myśli? Że ważne jest mieć wokół siebie bliskich?

Emanuel pokręcił głową.
- Tak nie można mówić, Peder. O naszym następcy trony należy mówić 

z szacunkiem. Poza tym on nie jest sam, tylko ze swoją mamą, królową 
Maud.

-   Tak   czy   inaczej   wyglądał   smutno.   Nawet   jeśli   miał   na   sobie 

marynarskie ubranko i błyszczące buciki.

Elise   zdjęła   z   Hugo   wierzchnie   ubranie   i   posadziła   go   w   kąciku   z 

zabawkami.

- Jensine już jest? - spytała.
- Tak, Kristian i Fvert ją przyprowadzili. Wszyscy troje są w pokoju. 

Wróciłem przed południem i od razu rozpaliłem w piecu. Byio bardzo 
zimno, bałem się, że złapię przeziębienie.

- Jak się czujesz? - spytała Elise, patrząc na niego.
- Dobrze. Był tu już Paul Georg. Jutro złożę wypowiedzenie z pracy.
Elise spojrzała na niego z przestrachem.
- Nie powinieneś zaczekać i zobaczyć, jak będzie?
- Jak co będzie? - spytał Emanuel, posyłając jej wyzywające spojrzenie.
- Co będzie... ze sklepem.
- Może być tylko dobrze, skoro będę pracował razem z Paulem. Już. 

znalazł mi lokal. Mogę wynająć część małego domku na Maridalsveien, 
naprzeciwko   Voienveien.   Właściciel   jest   murarzem,   mieszka   w   domu 
obok. Na strychu i w suterenie mieszkają robotnicy, poza tym w piwnicy 
działa   warsztat   stolarski,   dlatego   czynsz   jest   niski.   Dostanę   małe 
pomieszczenie, z drzwiami wychodzącymi na ulicę. Dom znajduje się w 
doskonałym punkcie. Pomyśl o robotnikach, którzy będą przechodzić obok 
mojego sklepu w drodze do fabryki. Jeśli wystawię ładny towar w oknie 
sklepowym, ludzie wejdą, żeby kupić to czy owo.

background image

- Chcesz powiedzieć, że dostaniesz główne pomieszczenie z drzwiami i 

oknem na ulicę?

Emanuel przytaknął, dumny z siebie.
Nie   miała   serca   pozbawiać   go   radości,   ale   w   głębi   duszy   czuła 

narastające wątpliwości. Nie wierzyła, żeby czynsz naprawdę był ' taki 
niski, że „nie warto nawet wspominać", poza tym skąd weźmie pieniądze, 
żeby kupić te wszystkie ładne rzeczy, które będzie sprzedawał? A poza 
tym  robotników   mieszkających   nad   rzeką  Aker   nie   stać   na   kupowanie 
rzeczy zbędnych, służących do dekoracji. To powinien wiedzieć.

- To miło ze strony Schwenckego.
To   było   wszystko,   na   co   się   zdobyła.   Odwróciła   się   do   piecyka   i 

postawiła garnek na piecu.

Kiedy dzieci znalazły się już w łóżkach i w domu zapanował spokój, 

usiadła jak zwykle z koszykiem do cerowania na kolanach. Emanuel czytał 
gazetę.

- Poczytasz mi na głos? Nie starcza mi czasu na czytanie gazety. Od razu 

zaczął czytać.

- „Należy teraz sprzątnąć w kurnikach, najlepiej je wybielić. Dni robią 

się coraz krótsze i kury coraz więcej czasu spędzają wewnątrz. Ważne, 
żeby jak najwięcej światła wpadało przez duże, czyste okna".

Elise się uśmiechnęła.
- Nie trzymamy kur. Nie znalazłeś nic ciekawszego niż ten artykuł?
Emanuel roześmiał się i poszukał innego.
- Umarła żona Jonasa Lie. Mogę przeczytać ci nekrolog. „W chwili, 

kiedy słońce uległo jesiennemu zmrokowi nad pięknym Elisefryd, gdzie 
zebrała   się   cala   rodzina,   oddała   ostatnie   tchnienie   -   łagodnym 
westchnieniem błogosławiła zebranych wokół niej najbliższych".

- To smutne, nie możesz przeczytać czegoś pogodniejszego?
- Piszą, że jej życie to historia życia „dobrej żony". Poznali się, kiedy 

ona miała dziewiętnaście lat, i „ta młodzieńcza miłość towarzyszyła im 
codziennie   przez   resztę   życia".   Musieli   być   dobrym   małżeństwem   - 
powiedział   Emanuel   zamyślony.   -   Wyobrażasz   sobie,   być   zakochanym 
przez tyle lat! Posłuchaj, co piszą dalej. „Ta pracowita ręka nie będzie już 
przelewać jego myśli na papier, spocznie, czekając na niego gdzie indziej" 
- przeczytał Emanuel i spojrzał na nią. - Ładnie powiedziane. Przepisywała 
jego książki, a teraz czeka na niego w niebie.

- Czy zdarza ci się wątpić, że jakieś niebo naprawdę istnieje? - spytała 

Elise, zerkając na niego znad koszyka.

- Był taki moment, że w to wątpiłem. Kiedy odbywałem służbę w straży 

background image

granicznej i kiedy spotkałem Signe. W tym okresie przestałem zmawiać 
pacierz. Wtedy wszystko się zagmatwało, byłem nawet skłonny uwierzyć, 
że nie ma żadnego Boga. Teraz znów zacząłem się modlić. Szczególnie po 
tym,   jak   zaczęły   się   te   zawroty   głowy.   Przestraszyłem  się,   że   mogłem 
zapaść na poważną chorobę.

Nie pierwszy raz przyznawał, że zawroty go przestraszyły.
- Może znów powinieneś wstąpić do Armii? Nie musisz być oficerem.
Emanuel pokręcił głową.
- Jeśli zostanę kupcem, to nie będę miał czasu.
- Poczytaj mi jeszcze, proszę.
- „Prawo głosu nakłada obowiązek - zaczął. - Wszystkie kobiety, które 

spełniają podane niżej warunki: skończyły dwadzieścia pięć lat, same lub 
poprzez   męża   zapłaciły   podatek,   mogę   się   stawić   przy   urnach   w   dniu 
wyborów".

Elise była oburzona.
- A co z tymi, których nie stać na płacenie podatku? My nie mamy nic 

do powiedzenia w tym kraju? Czy tylko kobiety, które nic nie robią, ale 
których mężowie osiągają wysokie dochody, mają prawo decydować?

Emanuel uśmiechnął się.
- „Mensch, ärgere dich nicht!" - jak mawiał mój ojciec. Tutaj jest coś 

napisane o pielęgnacji obuwia dziecięcego: „Rada dla oszczędnych matek. 
Przejrzyjcie   zimowe   buty   dzieci   i  w   ogóle   obuwie   zimowe,   żeby   było 
gotowe do włożenia. Zelówki wytrzymają co najmniej dwa razy dłużej, 
jeśli przetrze się je olejem malarskim (lnianym), zanim zacznie się ich 
używać".

Dalej przeglądał gazetę.
- Jest też artykuł o diecie bazującej na kwaśnym mleku i zarazkach ospy 

w naszym organizmie, napisany przez doktora Ospa.

- Nazywa się Osp i pisze o ospie? - roześmiała się Elise.
- Na to wygląda. Czytałem go, zanim przyszłaś. Twierdzi, że tajemnica 

długiego życia tkwi w kwaśnym mleku. Jest takie specjalne bułgarskie czy 
tureckie, które nazywa się yougurth.

-   Kwaśnego   mleka   nam   nie   brakuje,   mam   wrażenie,   że   prawie 

natychmiast kwaśnieje.

Emanuel odłożył gazetę.
- To był długi dzień, w szpitalu wcześnie się wstaje. Chyba pójdę się 

położyć.

-   Już?   -   zdziwiła   się   Elise.   -   Zdążyłam   zacerować   zaledwie   dwie 

pończochy.

background image

- To,  że  ja  się  położę,   nie  znaczy,  że  ty  też   musisz.   Elise   odstawiła 

koszyk z cerowaniem.

-   Mogę   zrobić   to   jutro.   Ja   też   dzisiaj   wcześnie   wstałam.   Poza   tym 

miałam straszny dzień w kantorze. Samsona nie było i panna Johannessen 
zrobiła   ze   mnie   gońca.   Musiałam   zanieść   pocztę   do   „Pałacu",   na 
Kirkegaten   i  na   Radhusgaten.   Spotkałam  pana Wang-Olafsena.   Był  jak 
zawsze bardzo uprzejmy i nawet zaprosił mnie na kawę, ale musiałam 
odmówić.

Emanuel spojrzał na nią uważnie.
- Powiedziałaś mu o mnie?
- Bardzo oględnie. Pytał o ciebie, nie chciałam kłamać.
- Nie musiałaś chyba mówić, że jestem w szpitalu.
- Pomyślałam, że będzie ci miło, jeśli Carl Wilhelm cię odwiedzi.
Emanuel pokręcił głową.
-   Nie   mam   ochoty   się   z   nim   spotykać.   Elise   spojrzała   na   niego 

zdziwiona.

- Dlaczego? Przecież się przyjaźniliście. Emanuel wzruszył ramionami.
- Idziesz? - spytał.
Zgasiła   lampę   naftową   i   poszła   za   nim,   próbując   zwalczyć   swoją 

niechęć. Pewnie będzie chciał ją wziąć.

Chłopcy zapomnieli przynieść drewno i wodę, musiała to zrobić przed 

pójściem do łóżka. Kiedy w końcu przyszła, Emanuel położył się już na 
łóżku. Nie leżał z rękami nad głową, przypatrując się jej niecierpliwie z 
pożądaniem, tylko zakrył się kołdrą po sam czubek nosa. W pokoju było 
lodowato zimno, pewnie marzł.

-   Zanim   trafiłem   do   szpitala,   też   było   tu   tak   zimno?   Czy   może   w 

ostatnich dniach tak się ochłodziło?

- Przepowiadają bardzo mroźną zimę.
- Zostawmy uchylone drzwi na korytarz, może wpadnie trochę ciepła. 

Mam nadzieję, że na Maridalsveien 104 będzie cieplej - dodał, drżąc z 
zimna.

- Nie możesz cieplej się ubrać? Poza tym można na pierzynę położyć 

jeszcze wełniany koc.

- Cieplej się ubrać? To znaczy jak? Mam na sobie nocną koszulę.
- Możesz włożyć wełniane skarpety, ja tak robię. Emanuel się roześmiał.
- Może chcesz, żebym jeszcze włożył szlafmycę? Jak mój dziadek.
- Już cię w niej widzę - odpowiedziała Elise, śmiejąc się. Drżąc z zimna, 

naciągnęła na siebie nocną koszulę i weszła do niego do łóżka.

Emanuel przyciągnął ją do siebie.

background image

- Dobrze mieć cię znów przy sobie, nawet jeśli nie mogę liczyć na żadne 

romantyczne uniesienia.

- Nie rozumiem?
-   Nie   jestem   w   stanie   nic   z   siebie   wykrzesać,   ale   dobrze   jest   znów 

trzymać cię w ramionach.

Poczuła ulgę i jednocześnie wstyd. To pewnie wina choroby, współczuła 

mu. „Ale nie jestem jedyną kobietą w okolicy, która czuje ulgę, kiedy jej 
mąż nie może", tłumaczyła się sama przed sobą. Szóstka dzieci wystarczy, 
a jeśli Emanuel rzeczywiście jest chory, nie będą w stanie co roku zająć się 
kolejnym dzieckiem.

Przypomniała sobie, co opowiadała jej Hilda, i wzdrygnęła się. Jedna z 

pomocnic z przędzalni Graaha poszła do mężczyzny na Sandakerveien i 
„pozbyła   się   kłopotu".   Mężczyzna   prowadził   jakiegoś   rodzaju   „gabinet 
lekarski"   na   strychu   i   żył  ze   spędzania   płodów   szydełkiem  czy   innym 
narzędziem, które wkładał kobiecie do środka. Znów się wzdrygnęła.

- Drżysz, zimno ci? - spytał Emanuel.
- Nie, tylko przypomniała mi się taka okropna historia, którą niedawno 

opowiedziała mi Hilda.

Elise powtórzyła mu, co usłyszała.
- Dlaczego teraz sobie o tym przypomniałaś? Poczułaś ulgę, że wciąż 

jeszcze nie najlepiej się czuję?

-  Widzę,   co   się   dzieje   w   rodzinach,   w   których   co   roku   pojawia   się 

dziecko.

- I tylko dlatego poczułaś ulgę?
- A jaki miałby być inny powód? Emanuel wsunął rękę pod jej koszulę.
- Pozwól mi się dotknąć.
Zaczął pieścić jej piersi, ale zbyt gwałtownie - poczuła ból. Jego ręka 

powędrowała   w   dół,   gładził   jej   brzuch,   włożył   rękę   między   jej   nogi. 
Poruszał palcami, szybko i mocno, jakby chciał ją zachęcić, ale rezultat 
był wręcz odwrotny.

- Ty chyba też nie jesteś w formie - powiedział, ciężko dysząc.
- Pewnie jestem zbyt zmęczona. Cofnął rękę.
-   Kiedy   wyzdrowieję,   a   ty   dostaniesz   kogoś   do   pomocy   w   domu, 

wszystko się zmieni.

Elise przytaknęła, ale w głębi duszy nie wierzyła, że jego marzenie się 

spełni.

- Dobranoc, Emanuelu. Dobrze, że znów jesteś w domu.
„Jutro muszę napisać do Johana", pomyślała. „Napiszę do niego, kiedy 

przyjdę do Hildy w trakcie przerwy obiadowej".

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kochany Johanie!
Bardzo dziękuję za Twój list. Powinnam była Ci od razu odpowiedzieć i 

uspokoić, że nic się nie stało. Na pewno żadne nieszczęście, jak się tego 
obawiałeś.   Odpisałam   Ci   natychmiast   tego   samego   dnia,   ale   musiałam 
spalić list. Spróbuję Ci wytłumaczyć dlaczego.

Przede wszystkim chcę Cię zapewnić, że kocham Cię tak jak dawniej. 

Uczucie,   które   z   biegiem   lat   się   umocniło,   istniało   już,   kiedy   byliśmy 
dziećmi, kiedy się zaręczyliśmy, i jest tak silne, że nigdy nie wygaśnie. 
Jestem   przekonana,   że   byliśmy   sobie   przeznaczeni,   nie   rozumiem, 
dlaczego los nas rozdzielił. Oboje wiemy, że tak się stało, ale nie wiemy 
dlaczego.

Kiedy   dostałam   Twój   list,   odbyłam   długą   rozmowę   z   Hildą.   Potem 

rozmawiałam z przyjacielem Emanuela. Oboje byli zgodni: uważali, że 
moje małżeństwo z Emanuelem to błąd, który unieszczęśliwił nas oboje. 
Postanowiłam   porozmawiać   poważnie   z   Emanuelem   i   zaproponować, 
żebyśmy   rozeszli   się   w   przyjaźni.   Czy   dostalibyśmy   rozwód,   tego   nie 
wiem, ale uważam, że nie powinniśmy dalej razem żyć.

Tego   wieczoru   coś   się   jednak   zdarzyło.   Emanuel   zemdlał   na   ulicy 

niedaleko   naszego   domu   i   trafił   do   szpitala.   Do   dzisiaj   nie   wiem,   czy 
upadł, bo było ślisko, czy dlatego, że źle się poczuł. Od kilku miesięcy 
miewał   zawroty   głowy.   Ostatnio   zdarzało   się   też,   że   czasem   nogi 
odmawiały  mu posłuszeństwa. Nie chcę opisywać w szczegółach stanu 
jego zdrowia, ale pewnie rozumiesz, że cała ta sytuacja nie pozwoliła mi 
postąpić tak, jak to sobie zaplanowałam.

Wczoraj wrócił ze szpitala. Wydaje się zdrowy, ale nie jestem pewna, 

czy naprawdę nic mu nie jest. Lekarz w szpitalu ostrzegł go, że może 
cierpieć   na   jakaś   chroniczna   chorobę   (która   może   prowadzić   do 
stopniowego paraliżu), ale pewności nie ma. Emanuel w to nie wierzy, czy 
raczej nie chce spojrzeć prawdzie w oczy. Postanowił wypowiedzieć swoją 

background image

pracę w zakładach Myren i zająć się kupiectwem.

Chyba nie muszę Ci więcej tłumaczyć. Nie marnuj sobie życia, licząc na 

mnie. Tłumaczę sobie, że miałam szczęście, bo doświadczyłam miłości: 
wielkiej, prawdziwej, gwałtownej jak burza, która nie pozostawia żadnej 
wątpliwości, w której nie ma miejsca na nikogo drugiego.

Wciąż jeszcze jesteś młody, masz przed sobą przyszłość. Przed Tobą 

morze możliwości, które większości nie są dane. Zrób z nich użytek'.

Myślę o Tobie, śnię o Tobie i życzę Ci wszystkiego najlepszego.
Twoja Elise
PS.   Moja   książka   została   przyjęta   przez   norweskie   wydawnictwo 

Grondahl   &   Son.   Redaktor   namawia   mnie,   żebym   dalej   pisała.   Po-
myślałam, że napiszę powieść o kobiecie, która znalazła się w sytuacji 
podobnej   do   mojej,   ale   wczoraj   spotkałam   pana   Wang-Olafsena, 
„dżentelmena", jak nazwał go Peder. Podsunął mi pomysł, który sprawił, 
że całą noc dzisiaj nie spałam. Zaproponował, żebym napisała książkę o 
Pederze. Może w ten sposób dzieci z lepszych rodzin zrozumieją, jak mają 
dobrze, a dorośli, że nie zawsze rzeczy materialne są najważniejsze.

Elise odłożyła ołówek i podniosła głowę.
- Jak myślisz, jak Johan to przyjmie?
-   Piszesz   mu,   że   nie   możesz   odejść   od   Emanuela?   -   spytała   Hilda, 

przyglądając się jej. - A czego się spodziewasz?

- Przypuszczam, że zrozumie. Johan jest rozsądny, potrafi wczuć się w 

sytuację innych.

- Masz o nim wysokie mniemanie. Coś ci powiem, Elise. Każdy myśli 

przede wszystkim o sobie. Nie ma człowieka, który by postawił innych 
przed sobą, a jeśli ktoś twierdzi coś innego, to jest hipokrytą.

Elise kiwała głową, zamyślona.
- Możliwe, ale jestem pewna, że mnie zrozumie, chociaż pewnie będzie 

mu przykro.

- No to znasz odpowiedź. Będzie mu przykro.
- Mnie też jest przykro.
Pisząc list, kilka razy powstrzymywała płacz, teraz znów miała ochotę 

się po prostu rozpłakać. Hilda kiwała głową.

- Nigdy cię nie zrozumiem, Elise.
Następnego   dnia,   podczas   przerwy   na   obiad,   poszła   do   miasta   i 

odwiedziła redakcję. Na szczęście pan Guldberg był na miejscu. Uniósł 
brwi i posłał jej zdziwione spojrzenie. W tym momencie przypomniała 
sobie,   że   zapomniała   poprosić   Hildę,   żeby   pożyczyła   jej   sukienkę   i 
kapelusz. Guldberg co prawda widział ją już w tym ubraniu, kiedy spotkał 

background image

ją w towarzystwie Wang-Olafsena, ale teraz - gdy po raz drugi zobaczy ją 
w jej starej sukni i szalu - będzie miał potwierdzenie tego, co zapewne od 
początku podejrzewał.

„Nie   mam   siły   odgrywać   przed   nim   wielkiej   damy",   pomyślała   i 

wysunęła brodę do przodu. „Równie dobrze może to wyjść na jaw teraz".

Guldberg   był   na   tyle   uprzejmy,   że   udawał,   iż   nie   zauważył,   że 

próbowała udawać kogoś, kim naprawdę nie była.

- Mam pewien pomysł na książkę i chciałabym usłyszeć, co pan o tym 

sądzi, zanim siądę do pisania.

Wyglądał na zawiedzionego.
-   Nie   chce   pani   pisać   o   mężczyźnie,   który   popełnia   mezalians,   i   o 

kłopotach, jakie spotykają młodą parę, ponieważ małżonkowie pochodzą z 
tak różnych środowisk?

- O tym też kiedyś napiszę. Nawet już zaczęłam. Mam już nawet tytuł: 

Thomasine, ale pomyślałam, że najpierw napiszę inną książkę.

Guldberg oparł łokcie o blat biurka, złożył dłonie i wsparł o nie brodę, 

przypatrując się jej z pewnym sceptycyzmem.

- Proszę mówić!
-   Pomyślałam,   że   napiszę   książkę   dla   dzieci.   O   przygodach   małego 

chłopca   z   biednej   robotniczej   rodziny.   Jest   to   dziecko   pełne   ciepła   i 
dobroci, ma dobre serce, każdemu chce pomóc, ale los nie jest dla niego 
łaskawy. Dzieci z bogatych rodzin na pewno będą chętnie o nim czytały, 
dorośli zaś z pewnością będą mieli łzy w oczach. Dzieci lubią współczuć 
innym,   czy   to   jakiemuś  zwierzęciu,   czy   komuś,   kto   cierpi.   Może   przy 
okazji też się czegoś nauczą: zrozumienia, tolerancji. Może nauczą się nie 
osądzać.

Pan   Guldberg   opuścił   ręce.   Zauważyła,   że   zmienił   się   wyraz   jego 

twarzy.

-   Będzie   pani   potrafiła   wczuć   się   w   sytuację   takiego   dziecka?   Nie 

mówiąc o sposobie jego myślenia i języku?

- Nie byłam z panem do końca szczera. Pozwoliłam panu wierzyć w to, 

że pochodzę z „dobrej" rodziny, prawda jest jednak taka, że dorastałam w 
dwupokojowym robotniczym mieszkaniu, matka miała suchoty, a ojciec 
pił. Byłam prządką w przędzalni Nedre Voien, nazywanej też przędzalnią 
Graaha. Moja siostra była tam pomocnicą, a moi bracia pracują jeden jako 
pomocnik   woźnicy,   drugi   zaś   pomaga   woźnemu   w   szkole   w   Sagene. 
Bałam się, że jeśli powiem prawdę, to moja książka nie zostanie przyjęta, 
dlatego pożyczyłam suknię i kapelusz od siostry.

Guldberg zdawał się porażony.

background image

- Ale przecież pani... Pani nie mówi tak jak oni.
- Moja matka nauczyła mnie i siostrę wyrażać się  tak jak ludzie po 

drugiej stronie rzeki, mając nadzieję, że zapewni nam to lepszą przyszłość. 
Dzieci się z nas wyśmiewały, często cierpiałam z tego powodu. Mówiono, 
że zadzieramy nosa, że mamy się za lepszych od nich.

- Czy to znaczy, że w Podciętych skrzydłach opisuje pani rzeczy, które 

pani sama przeżyła?

-  W  pewnym  stopniu.   Piszę   o   ludziach,   których   znam.  To   ja  stałam 

wtedy   na   moście   i   przekonywałam   młodą   matkę,   żeby   nie   skakała   do 
rzeki. Miał pan rację, kiedy pan mówił, że można odnieść wrażenie, że na 
własne oczy widziałam nędzny pokój kobiety, która poszła na ulicę, żeby 
zarobić   na   utrzymanie   swoich   dzieci.   Guldberg   kręcił   głową,   wyraźnie 
wstrząśnięty.

- Nie miałem pojęcia, pani Ringstad. Myślę, że dostałem nauczkę. Nie 

należy sądzić po pozorach, to prawda. Chciałbym móc obwieścić całemu 
światu, kim jest Elias Aas, ale rozumiem, czemu pani tego nie chce.

- Zaszkodziłabym swojej rodzinie i sobie. Mój mąż pochodzi z dużego 

dworu. Kiedy się poznaliśmy, służył jako oficer w Armii Zbawienia, na 
pewno nie byłby zachwycony.

-   Domyślam   się.   Będę   milczał   jak   grób,   jak   to   się   mówi.   Zamilkł, 

zatopiony w swoich myślach. Nagle jego twarz się

rozpromieniła, podniecony uderzył pięścią w stół.
- Genialny pomysł, pani Ringstad! Niech pani napisze o dziecku z pani 

środowiska, opisze jego dzień, opowie o zimnie i głodzie, niech czytelnicy 
to poczują. Niech to będzie wzruszająca historia,, która chwyta za gardło, 
jak baśń Dziewczynka z zapałkami, która nigdy się ludziom nie znudzi. 
Hans   Christian  Andersen   też   pochodził   z   biednej   rodziny,   jego   matka 
prała, żeby utrzymać rodzinę, i piła. Tylko proszę, niech bohater nie mówi 
gwarą i proszę nie pisać o dziwkach, rozpuście i pijakach, bo nie uda mi 
się sprzedać nawet jednego egzemplarza.

-   Bohater   nie   będzie   wiarygodny,   jeśli   będzie   „ładnie"   mówił   - 

zaprotestowała Elise.

- No dobrze, niech mówi tak, jak mówią dzieci w tamtych stronach, ale 

proszę   pamiętać   o   moich   pozostałych   zastrzeżeniach   -   powiedział 
Guldberg   i   wstał.   -   To   dzisiaj   najlepsza   wiadomość.   Zaraz   pójdę   po 
zaliczkę dla pani.

Elise patrzyła na niego przerażona.
- Ale... ja przecież jeszcze nic nie napisałam.
- Wierzę w panią, pani Ringstad. Wiem, że potrafi pani pisać. Proszę 

background image

nająć kogoś do pomocy w domu i jeszcze dzisiaj wieczorem usiąść do 
pisania!

Guldberg wyszedł, Elise została sama. Była przestraszona i niepewna. A 

jeśli nie będzie miała czasu, żeby pisać? Nie mogła wziąć pieniędzy za 
coś, czego nie zrobiła.

Wkrótce Guldberg wrócił, trzymając w ręku kopertę.
- Na książkach dla dzieci nie zarabiamy tak dobrze jak na powieściach 

dla dorosłych, ale dam pani dwadzieścia koron zaliczki.

- Wolałabym zaczekać i zobaczyć, jak mi będzie szło pisanie.
Mężczyzna uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Nasi wielcy pisarze często dostają pieniądze, zanim cokolwiek napiszą. 

Pani jeszcze do nich nie należy, ale nie zdziwiłbym się, jeśli pewnego 
pięknego dnia tak się stanie. Proszę przyjąć tę zaliczkę, pani Ringstad. Nie 
musi   pani   mi   jej   zwracać,   nawet   jeśli   z   książki   nic   nie   wyjdzie   - 
powiedział,   niemal   wciskając   jej   kopertę   do   ręki.   -   Dziękuję,   że 
powiedziała mi pani prawdę. Dało mi to do myślenia.

Pan   Guldberg   ukłonił   się,   co   znaczyło,   że   rozmowa   dobiegła   końca. 

Elise pośpiesznie wyszła z pokoju.

Miała wrażenie, że koperta ją pali. Guldberg zrobił to, bo jej współczuł, 

była tego pewna. Czuła, że palą ją policzki. Co za wstyd! Współczuł jej, 
bo powiedziała mu o matce chorej na suchoty i ojcu, który był pijakiem. 
Nie powiedziała mu jednak, że ojciec nie żyje, a matka wyszła ponownie 
za   mąż   za   mężczyznę   z   dobrej   rodziny,   że   Hilda   pozostawała   na 
utrzymaniu   mężczyzny   o   wysokiej   pozycji   społecznej,   a   ona   sama 
mieszkała   w   domu   z   ogrodem.   Nędznym   w   porównaniu   z   willami   na 
wzgórzu Aker czy na Josefine gate, ale w domu nie było szczurów, a na 
korytarzu smrodu wychodka. Poza tym wcale nie byli biedni, mimo że nie 
starczało im na wszystkie potrzeby.

Najgorsze jednak, że nie powiedziała mu najważniejszego, mianowicie 

że   jej   zamiarem  nie   było   pisać   o   biedzie,   tylko   o   znaczeniu   miłości   i 
uczucia, o tym, że drobiazgi potrafią cieszyć tak samo jak rzeczy drogie i 
cenne.   O   tym,   że   ludzie,   którzy   mieszkają   w   ciężkich   warunkach,   nie 
muszą być nieszczęśliwi, i o poczuciu wspólnoty tych, którzy mieszkają 
wzdłuż rzeki - ludzi, którzy sobie pomagają i troszczą się o siebie, czego 
wszyscy mogą im pozazdrościć.

Elise westchnęła. Może przesadzała. Prawda była taka, że życie było tu 

ciężkie i że tak naprawdę nie ma czego zazdrościć, no chyba że poczucia 
wspólnoty.

W tym momencie zobaczyła przed sobą twarz Pedera, który stał przed 

background image

nią   z   szeroko   otwartymi  oczami  i  mówił  jej:  „Przede   wszystkim  sama 
siebie oszukujesz..."

Nie zazdrościł nawet następcy tronu, który przecież mieszkał w pięknym 

zamku i nosił „marynarskie ubranko i błyszczące buciki", było mu  żal 
Sebastiana, bo musiał ich opuścić, chociaż wiedział, że Sebastian będzie 
teraz jadał bułeczki na śniadanie.

Więc może jednak miała rację...?

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Kiedy wróciła do domu z kantoru, Emanuel stał przy piecyku i gotował 

ziemniaki, a Jensine siedziała na podłodze, na dywaniku ze szmatek, i 
bawiła się swoimi zabawkami. Elise spojrzała na niego zdziwiona.

- Wcześniej skończyłeś? - spytała. Emanuel odwrócił się do niej i się 

background image

uśmiechnął.

- Zrobiłem to, o czym ci mówiłem. Złożyłem wymówienie. Elise też 

próbowała się uśmiechnąć, ale nie dała rady.

- Jak zareagowali?
- Uznali,  że chyba  oszalałem.  Podobno dzisiaj niezwykle trudno  jest 

zdobyć pracę w kantorze. Nie wspomniałem nic o moich planach.

Elise   nie   odpowiedziała,   próbowała   ukryć   zmartwienie.   Podniosła 

Jensine z podłogi.

-  Tak   mało   czasu   spędzam   z   małą.   Rano   odwożę   ją   prosto   do   pani 

Jonsen, a kiedy wracam, ona już idzie spać.

- Jest do ciebie list. Nareszcie! Elise aż podskoczyła.
- Do mnie? - spytała.
- Nie od Johana, tylko od wydawnictwa w Danii - powiedział Emanuel 

ostrzejszym tonem i znów odwrócił się w stronę piecyka.

Elise udała, że nie usłyszała pierwszych słów.
- Myślisz, że to honorarium? - spytała.
- Jestem tego pewien. Mieli ci je wysłać pod koniec października, a już 

jest początek listopada.

Rozdarła   kopertę.   Wszystko   się   zgadzało,   to   była   informacja   o   jej 

honorarium.

-   Piszą,   że   wypłaci   mi   je   bank,   Christiania   Bank   i   Kreditkasse   na 

Stortorvet.

Emanuel odwrócił się do niej i niecierpliwie spytał:
- Ile to jest?
- Sto czterdzieści siedem koron.
- Nie więcej?
- Nie więcej? Tyle zarabiam przez cztery miesiące w kantorze!
- Ale napisanie książki zajmuje ci więcej niż cztery miesiące.
- Czy ktoś twierdził, że pisarze dobrze zarabiają? Może z wyjątkiem 

tych najlepszych. Poza tym dostałam dzisiaj dwadzieścia koron zaliczki na 
poczet następnej książki, którą mam napisać dla wydawnictwa Grondahl & 
Son.

Emanuel uniósł brwi.
- Zaliczkę na poczet następnej książki? Myślałem, że dopiero zaczęłaś ją 

pisać.

-   Jeszcze   nawet   nie   zaczęłam.   Poszłam   do   nich   podczas   przerwy 

obiadowej i zaproponowałam, że napiszę książkę dla dzieci. Guldberg tak 
się tym zachwycił, że dał mi zaliczkę, mimo  że nie napisałam jeszcze 
nawet jednego zdania.

background image

Emanuel zamrugał.
-   Dostałaś   pieniądze,   mimo   że   nic   jeszcze   nie   napisałaś?   Elise 

przytaknęła. Czuła, jak rozpiera ją duma.

- Próbowałam protestować, ale powiedział, że nie będzie żądał zwrotu, 

nawet jeśli książka okaże się nieudana.

-   Boże   drogi,   rzeczywiście   musi   w   ciebie   wierzyć!   O   czym   chcesz 

pisać?

- O Pederze!
Emanuel zmarszczył czoło, spochmurniał.
- Chyba nie zamierzasz pisać o nas?
- Nie, książka będzie o Pederze - powiedziała Elise i się roześmiała. - 

Nie rób takiej przerażonej miny. Dam ci do przeczytania każde zdanie, 
jeśli coś ci się nie będzie podobało, to skreślę. To będzie książka o małym, 
bystrym chłopcu, który mówi różne śmieszne rzeczy, któremu może nie 
najlepiej   idzie   nauka   w   szkole,   ale   który   swoje   wie.   Chcę   pokazać 
bogatym, że nie zawsze trzeba użalać się nad tymi, którzy mają mniej. Że 
czasem może być wręcz odwrotnie. Ci, którzy nie mają różnych dóbr, mają 
być może coś innego: gromadkę zdrowych dzieci czy po prostu zdolność 
cieszenia się z drobiazgów.

- Bogaci też to potrafią.
- Oczywiście, ale jest im trudniej. Trzeba być silnym, żeby udźwignąć 

własne bogactwo, jak to się mówi.

Emanuel żachnął się i znów stanął przy piecyku.
- Kto natchnął cię tym pomysłem?
-   Wang-Olafsen.   Peder   spodobał   mu   się,   już   kiedy   spotkał   go   za 

pierwszym   razem.   Gdy   szliśmy   Radhusgaten,   spotkałam   redaktora   z 
wydawnictwa.   Próbowałam   go   wyminąć,   ale   zauważył   mnie.   Pytał,   co 
ostatnio piszę, i Wang-Olafsen się zaciekawił.

Emanuel nagle się odwrócił.
-   Na   litość   boską,   Elise!   Musisz   być   bardziej   ostrożna!   Jeśli  Wang-

Olafsen zacznie podejrzewać, że to ty kryjesz się za tym pseudonimem, to 
koniec tajemnicy.

Elise przytaknęła z poczuciem winy.
- Próbowałam się wykręcić, oznajmiłam, że przyjęto mi kilka drobnych 

opowiadań i że redaktor co prawda zachęca mnie do pisania, ale że nie 
mam czasu.

-   Na   pewno   zacznie   coś   podejrzewać.   Wie,   z   jakiego   środowiska 

pochodzisz. To nie jest powszechne, że robotnica pisze opowiadania. Jeśli 
się zastanowi, z łatwością się domyśli.

background image

-   Co   miałam   zrobić?   Nie   wiedziałam,   że   nagle   stanie   przede   mną 

Guldberg.

- Nie musiałaś iść  razem z Wang-Olafsenem, mogłaś powiedzieć, że 

jesteś tam służbowo i nie masz czasu.

Elise przytaknęła, zasmucona.
-   Powiedziałam   mu   to,   ale   nie   mogłam   zakazać   mu,   żeby   mi 

towarzyszył.

Nagle się rozpromieniła.
-   Może   pójdę   do   niego   i   poproszę,   żeby   nikomu   o   tym  nie   mówił? 

Powiem mu, jakie to może mieć dla mnie skutki, jeśli sprawa wyjdzie na 
jaw. Mogę nawet stracić pracę.

Emanuel znów zmarszczył czoło zamyślony.
- Może. To chyba rozsądny człowiek. Straciłem serce do jego syna, ale o 

ojcu nie mogę nic złego powiedzieć.

Na zewnątrz dał się słyszeć tupot stóp i podniecone chłopięce głosy. Po 

chwili drzwi się otworzyły z hukiem i do kuchni wpadli chłopcy.

- Emanuel? Jesteś w domu?
Twarz   Pedera   się   rozpromieniła.   Podrzucił   czapkę   pod   sam   sufit   i 

wykonał taniec zwycięzcy.

- Hura! Hura! Hura! Emanuel chwycił się za głowę.
- Spokojnie. Musicie tak strasznie hałasować? Umyjcie ręce i usiądźcie. 

Na obiad są tłuczone ziemniaki. Chcę, żebyśmy zjedli w spokoju.

Hałas natychmiast ustał, wszyscy usiedli do stołu.
Evert pomógł Hugo wejść na krzesło, a Elise wzięła Jensine na kolana i 

zaczęła   ją  karmić.  Hugo  radził  już  sobie   sam,   mimo   że  kilka  razy  źle 
włożył łyżkę do buzi i jedzenie spadło mu na śliniak.

- Mmm.
Peder jak zwykle nie był w stanie się opanować.
- Nie szkodzi, że Sebastian jada bułeczki, ja wolę tłuczone ziemniaki. 

Jak ty sobie z tym radzisz, Emanuelu, przecież jesteś mężczyzną?

Emanuel się uśmiechnął.
- Mężczyzna też potrafi gotować, tylko musi się skupić. Kiedy chłopcy 

zaczęli odrabiać lekcje, Elise i Emanuel zabrali najmłodsze dzieci ze sobą 
do   pokoju.   Niedługo   powinny   pójść   spać,   ale   Elise   zwlekała,   mając 
nadzieję, że może rano pośpią trochę dłużej. Przez ostatnie kilka dni Hugo 
budził się o piątej, o godzinę za wcześnie.

Elise posadziła Jensine na podłodze i namówiła Hugo, żeby się z nią 

bawił.  W  pokoju   było   przyjemnie   i  ciepło,   Emanuel   napalił   tu   jeszcze 
przed południem. Teraz jak zwykle usiadł z gazetą, a Elise przy maszynie 

background image

do szycia. Musiała pozszywać podarte koszule i spodnie.

- Kiedy zamierzasz pisać tę książkę? - spytał Emanuel. Starał się, żeby 

jego głos brzmiał jak zwykle, ale Elise słyszała, że był spięty. Na pewno 
zrobiło to na nim wrażenie.

- Mam nadzieję, że kiedy dzieci pójdą spać, będę miała kilka godzin 

spokoju.

- Więc koniec z głośnym czytaniem?
Nie zamierzała dociekać, czy był zawiedziony, czy przeciwnie - ulżyło 

mu.

- Nie na zawsze, mam nadzieję - powiedziała. - Poza tym pewnie nie 

każdego wieczora będę w nastroju, żeby pisać. Jeśli będę zbyt zmęczona, 
nie dam rady.

- Zwykle jesteś - powiedział Emanuel. Spojrzał na nią i się uśmiechnął, 

jakby chcąc załagodzić sytuację.

Elise westchnęła.
- Pewnie tak. Chyba odłożę te dwadzieścia koron, nie wydam ich teraz. 

Zobaczymy, jak mi będzie szło.

- Przecież powiedział ci, że nie będzie żądał ich zwrotu.
-   Mam   jeszcze   własną   godność.   Nie   przyjmuję   jałmużny.   Emanuel 

spojrzał na nią zdziwiony.

- Tak to odebrałaś? - spytał.
- Tak się czułam, kiedy wychodziłam z wydawnictwa. Pomyślałam, że 

dał mi je, bo mi współczuł. To było przykre.

- Nie sądzę, żeby tak było, Elise. Wydawnictwo to też przedsiębiorstwo, 

nie rozdaje pieniędzy za nic. Najwyraźniej w ciebie wierzy i powinnaś być 
z tego dumna. Pomogę ci, ile będę mógł, żebyś miała czas pisać, ale nie 
obiecuję, że będę mógł to robić także wtedy, kiedy już otworzę sklep.

Spojrzał na stos ubrań, które trzeba było naprawić.
- Musisz teraz to robić? Nie możesz zacząć pisać?
- Dopóki dzieci nie śpią, i tak nie dam rady. Muszę mieć spokój. Poza 

tym   nie   mogę   pozwolić,   żeby   chłopcy   szli   do   szkoły   z   dziurami   na 
kolanach.

- Mówiłaś, że byłaś na Mollergata i kupiłaś im ubrania.
- To prawda, ale były w gorszym stanie, niż sądziłam.
- Może lepiej kupować nowe rzeczy?
Elise nie odpowiedziała. Emanuel nie miał pojęcia, jakie mieli wydatki. 

Zajmowanie się finansami należało do obowiązków żony, nie chciała go 
dręczyć takimi sprawami. Ostatnio i tak miał dosyć zmartwień na głowie.

Kiedy wszystkie dzieci były już w łóżkach, uprzątnęła szycie i wyjęła 

background image

kartkę papieru i ołówek. Dłuższą chwilę siedziała i wpatrywała się w pustą 
kartkę. Jak miała zacząć? Wtedy przypomniała sobie, co kiedyś doradził 
jej   Torkild:   Zacznij   od   czegokolwiek.   Najważniejsze   to   zacząć   pisać, 
potem możesz to zmienić.

Dużymi, porządnymi literami napisała tytuł: PEDER.
Po czym zaczęła:
Peder przyszedł na świat w pewien jasny wiosenny dzień, gdy potok 

szumiał w najlepsze, a potężny prąd rzeki Aker kierował masy wody do 
Kristianjjorden. Jego siostry stały obie z uszami przyklejonymi do drzwi 
pokoju, słuchając jęków matki i głębokiego głosu akuszerki, Lagerty, aż 
wreszcie rozległ się krzyk noworodka i pozwolono im wejść i spojrzeć na 
małą sinoczerwoną pomarszczoną osóbkę. - Wygląda zupełnie inaczej niż 
my! Coś z nim nie tak? - wykrzyknęła jedna z sióstr.

Ale z Pederem było wszystko w porządku. Miał tylko wyjątkowo duże 

serce, poza tym lubił zwierzęta, mówił, zanim zdążył pomyśleć, no i z 
trudem uczył się czytać.

Za to zawsze było mu do śmiechu, do płaczu zresztą też, bo współczuł 

wszystkim, którym działa się jakaś krzywda.

Pewnego   dnia   znalazł   szczeniaka,   ślicznego,   jasnożółtego,   małego 

szczeniaczka   z   miękkim   futerkiem   i   łagodnymi   oczkami.   Zapewne   się 
zgubił. Peder nazwał go Puszek i pozwolił mu spać w nocy  w swoim 
łóżku. Była zima, na dworze trzymał mróz, nie można było go wypuścić. 
Peder błagał, żeby pozwolono mu go zatrzymać, jeśli nie znajdzie się jego 
pan, ale rodziny nie było stać na trzymanie psa. Peder płakał rzewnymi 
łzami, jakby miało mu pęknąć serce.

-   Będę   się   dzielił   z   nim   moim   jedzeniem,   więc   nie   będzie   nas   nic 

kosztował - łkał. - Obiecuję robić wszystko, o co mnie poprosicie! Nie 
będę jadł nawet pół kromki chleba więcej. Bardzo was proszę! .

Prosił i płakał, ale wszystko na nic. Jego ojciec nie żył, a matka od 

dłuższego   czasu   chorowała   na   suchoty,   nie   mogła   pracować,   dom 
utrzymywały jego siostry.

Peder   wziął   szczeniaczka   na   ręce,   wtulił   buzię   w   jego   futerko   i 

powiedział: „Nie smuć się, Puszku. Dorośli nic nie rozumieją. Wydaje się 
im,   że   jedzenie   jest   ważniejsze,   niż   żeby   mieć   kogoś,   kogo   można 
kochać".

Policja nie znalazła właściciela, szczeniaka trzeba było uśpić. Peder był 

chory   ze   smutku,   wybiegł   na   mróz   i   gdzieś   zniknął.  W  końcu   siostra 
znalazła go u sąsiadki, miłej starszej pani.

- Peder - powiedziała z wyrzutem - nie pomyślałeś, że będziemy się 

background image

niepokoić?

- To chyba jedna pani Evertsen mój smutek zna - odpowiedział Peder. - 

Bo miała też kociaka, co to w rzece utonął ze dwadzieścia roków temu, a 
ona po nim do dziś chlipie.

Elise spojrzała niepewnie znad papieru. Może to zbyt smutne?
Emanuel przyglądał się jej.
- Mam wrażenie, że dobrze ci się pisze.
- Tylko nie wiem, czy będę mogła to wykorzystać. To chyba nazbyt 

smutna   historia.   Torkild   powiedział   mi   kiedyś,   że   najtrudniejszy   jest 
zawsze początek. Że trzeba po prostu zacząć, a później zawsze można to 
zmienić. Chyba będę musiała tak zrobić.

- Przeczytaj mi i pozwól samemu ocenić, może będę mógł ci pomóc?
Elise zaczęła czytać na głos. Robiła to niepewnie, z wahaniem. Może 

Emanuel uzna, że nie jest to dobrze napisane? Wtedy straci wiarę w siebie.

Kiedy skończyła, nie miała odwagi na niego spojrzeć.
Jakiś czas Emanuel milczał. W końcu się odezwał:
- Sama historia jest ciekawa, ale on nie może tak mówić. Ludzie, którzy 

stąd nie pochodzą, nie zrozumieją takiego języka.

- Jeśli to zmienię, to nie będzie to historia Pedera.
- Oczywiście, że będzie. A nawet będzie lepsza.
Elise nie odpowiedziała. Guldberg był tego samego zdania co Emanuel, 

ale   Elise   obstawała   przy   swoim.   Pomyślała,   że   spyta   jeszcze   o   zdanie 
Torkilda.

Odłożyła zeszyt i ołówek i sięgnęła po koszyk z cerowaniem.
- Nie będziesz więcej pisać?
- Nie, muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Może powinnam dalej 

pisać Thomasine, tę powieść, o której ci opowiadałam.

- Może tak. Też uważam, że sama historia nie jest szczególnie ciekawa. 

To chyba oczywiste, że nie mogliśmy zatrzymać młodego wilczura, który 
dużo je, a czytając twoje opowiadanie, można odnieść wrażenie, że Peder 
miał wokół siebie strasznie bezdusznych ludzi.

- Poczytasz mi na głos coś ze „Svaerta" albo z „Husmoderen"?
- Chętnie. O czym chcesz posłuchać? - spytał Emanuel, przerzucając 

kartki. - O Gondolach w Wenecji czy o Podróży Kanałem Sueskim na 
Cejlon'?

- Wszystko mi jedno. Czytaj, co chcesz.
Nie była w nastroju. Nagle jej dobry humor gdzieś zniknął.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kiedy następnego dnia wieczorem skręciła w Hammergaten, zobaczyła 

Kristiana idącego z Jensine na ręku.

- Emanuela nie ma w domu? - spytała Elise zaniepokojona.
-   Jest   na   Maridalsveien.   W  nowym   sklepie.  A  więc   już   zaczął.   Tak 

szybko.

- Przyszedł do ciebie list. Z Ameryki. Poczuła przypływ radości.
- Od wujka Kristiana? Przeczytałeś go? Chłopiec przytaknął.
- Tak, źle zrobiłem? Na kopercie napisane było: Rodzina Ringstad.
- Oczywiście. Sama nie mogę się doczekać!
- W kopercie były jakieś zagraniczne pieniądze. Chyba jeden dolar, nie 

wiem, ile to jest w norweskich koronach.

-  To   miło   ze   strony   wujka!   Mama   pewnie   się   ucieszy.   Peder   zaczął 

rysunek,   który   miał   podarować   wujkowi,   ale   jeszcze   go   nie   skończył. 
Znalazłam go w swoich papierach. To chyba miała być willa „Almsdorf", 
ale bardziej przypomina zamek czarownicy - roześmiała się Elise. - Nie 
powtarzaj mu tego. Musimy go namówić, żeby skończył. Wujek Kristian 
na pewno się ucieszy. Emanuel dawno wyszedł?

- Kiedy wróciłem do domu, już go nie zastałem. W pokoju i w kuchni 

było zimno, więc pewnie dawno.

Elise zmarszczyła czoło.

background image

- Miejmy nadzieję, że mu się uda - powiedziała.
- Jak to?
-  Że  nie   będzie   żałował,   że   rzucił  pracę   w  zakładach   Myren.   Nigdy 

dotąd   nie   prowadził   sklepu,   nie   wiadomo,   czy   się   do   tego   nadaje. 
Schwencke to inny typ człowieka, jest bardziej otwarty, łatwiej nawiązuje 
kontakt z ludźmi.

Jak tylko weszła, zobaczyła list leżący na stole. Odstawiła Hugo i od 

razu zaczęła go czytać.

San Francisco, October 3, ¡907
Kochana siostrzenico i wszyscy pozostali!
Dużo czasu minęło sińce I wrote. To było chyba w styczniu. Chciałem 

napisać   wcześniej,   ale   miałem   too   much   to   do.   Teraz   jestem   w   San 
Francisco i mam much time, dzisiaj byliśmy w parku, było bardzo ładnie, 
ale jedna rzecz mi się nie podoba, to że wszyscy mężczyźni palą. Byłem 
też   na   wycieczce   automobilem,   kuzyn   Sean   ma   znajomego,   który   ma 
automobil,   odwiedziliśmy   ich,   ale   ona   bardzo   źle   gotuje,   jedzenie   jest 
prawie surowe. Ona ma 24 lata, a on 40, więc rozumiecie chyba, że wyszła 
za niego dla pieniędzy. Dzisiaj w parku widzieliśmy starą kobietę, która 
siedziała na ławce i cerowała majtki, i ja i Sean bardzo żeśmy się uśmiali. 
Zauważyłem, że tutejsi ludzie nie są tacy czyści i nie sprzątają ulic tak jak 
w Seattle. Słońce świeci cały dzień, więc chodzę w samej koszuli, w ogóle 
nie   wkładam   swetra.   Są   tutaj   ogromne   budynki   i   szerokie   ulice   i   jest 
wspaniale. Bardzo bym chciał, żebyście mogli tu wszyscy przyjechać i nas 
odwiedzić. Posyłam wam dolara i mam nadzieję, że kiedy dzieci dorosną, 
to do nas przyjedziecie. Powiedz Jensine, że będziemy się cieszyć, jeśli 
she writes a letter. Mamy nadzieję od niej usłyszeć.

Twój wujek Kristian
Elise podniosła głowę.
- Nie jest już w Spokane, w stanie Waszyngton. Ciekawe, gdzie leży San 

Francisco?

- To duże miasto na wybrzeżu. Elise się uśmiechnęła.
- Nie wątpiłam, że będziesz wiedział. Wiesz, gdzie leżą wszystkie duże 

miasta   na   świecie.   Nie   rozumiem   wszystkiego,   co   wujek   pisze,   ale 
najważniejsze chyba pojęłam. Pisze źle po norwesku, ale nawet nie wiem, 
czy   chodził   do   szkoły,   kiedy   mieszkał   w   Ulefoss.   Gdy   znalazł   się   w 
Ameryce, pewnie już nie miał czasu na naukę, tylko musiał zarabiać na 
życie. Znów spojrzała na list.

- Dziwne, że się przeprowadzili.
- Nie wiemy, czy się przeprowadzili, może są tam tylko na wakacjach.

background image

- Na wakacjach? Myślisz, że są aż tak bogaci? Elise znów wróciła do 

listu.

- Wyobrażasz sobie, że jest tam tak ciepło, że w październiku chodzi w 

samej koszuli? Pisze, że cały dzień świeci słońce. To musi być przyjemne. 
Powiemy mamie, żeby do niego napisała. Szkoda, że jeszcze się do niego 
nie   odezwała,   przecież   bardzo   się   ucieszyła,   kiedy   się   dowiedziała,   że 
wujek żyje.

Kristian   zajął   się   rozpalaniem   w   piecu,   postawił   garnek   z   wodą   na 

ogniu. Czuć było, że Jensine wymaga pilnego przewinięcia, okazywała 
zresztą wyraźne niezadowolenie. Elise szybko rozebrała Hugo i zostawiła 
go   samego,   zaczęła   rozbierać   Jensine.   Emanuel  mógł   wrócić   w  każdej 
chwili, a bardzo nie lubił zapachu brudnych pieluch.

Jensine i Hugo leżeli już w łóżkach, chłopcy siedzieli nad lekcjami, a 

Emanuela   wciąż   nie   było.  Wyglądało   na   to,   że   będzie   praco-,   wał   do 
późna,   więc   Elise   nie   rozpaliła   w   pokoju,   uchyliła   jedynie   drzwi   do 
kuchni, żeby wpadło trochę ciepła.

Wzięła ołówek i zeszyt i próbowała pisać, ale ciągle wracały do niej 

słowa Emanuela. „Sama historia nie jest szczególnie ciekawa". Jak mogła 
być tak głupia, żeby mu ją przeczytać? Przez niego straciła teraz ochotę na 
pisanie.

Powinna była dać inny tytuł, nie Peder, tylko od razu znaleźć jakieś inne 

imię. Oczywiście to tylko roboczy tytuł, ale na pewno i z tego powodu 
Emanuel   poczuł   się   bardziej   dotknięty.   Obawiał   się,   że   zostanie 
przedstawiony w niekorzystnym świetle, dlatego nie podobało mu się, że 
wykorzystała historię o szczeniaku. Z pewnością nie zapomniał, że Peder 
winił głównie jego o to, że Puszek został uśpiony.

Niewykluczone   jednak,   że   nie   tylko   o   to   mu   chodziło,   może 

rzeczywiście opowiadanie nie było dobre?

Elise zdecydowała się zaczekać, aż wróci Emanuel, i pójść do Anny i 

Torkilda.   Przeczyta   im,   co   napisała.   Jeśli   będą   tego   samego   zdania   co 
Emanuel,   będzie   musiała   albo   zacząć   od   początku,   albo   w   ogóle 
zrezygnować. Wtedy odda pieniądze, nie zatrzyma ich, jeśli nie napisze 
książki.

Ledwie to postanowiła, usłyszała, że drzwi do kuchni się otworzyły, i 

wszedł Emanuel.

- A niech to, co za pogoda!
Spojrzała   na   okno   i   zobaczyła   krople   deszczu,   bijące   o   szybę. 

Przynajmniej nie było już ślisko.

Emanuel wszedł od razu do niej do pokoju, odwiesił tylko kapelusz i 

background image

palto i postawił kalosze przy drzwiach.

Elise   szybko   uprzątnęła   przybory   do   pisania   i   sięgnęła   po   koszyk   z 

cerowaniem.

- Siedzisz i cerujesz, skoro masz teraz spokój i mogłabyś pisać? - spytał 

łagodnie.

- Pomyślałam, że pójdę do Anny i Torkilda. Chcę, żeby przeczytali ten 

fragment,   zanim   zacznę   dalej   pisać.   Jeśli   powiedzą   mi   to   samo   co   ty, 
zacznę od początku.

Emanuel pokiwał głową.
- Bardzo rozsądnie. Mam wrażenie, że usłyszysz od nich to samo co ode 

mnie.

- Byłeś na Maridalsveien?
Emanuel   przytaknął,   był   wyraźnie   zadowolony,   jego   policzki   znów 

nabrały koloru.

- Zacząłem rozpakowywać rzeczy, które kupiłem od Paula Georga.
Elise już chciała spytać, skąd wziął na nie pieniądze, ale dała spokój. 

Zakłady Myren pozwoliły mu odejść z dnia na dzień, może wypłacono mu 
pensję za cały miesiąc?

Odsunęła   koszyk,   wzięła   zeszyt   z   opowiadaniem   i   ruszyła   w   stronę 

drzwi.

-   Nie   zostanę   długo.   Przypilnuj,   żeby   chłopcy   nie   położyli   się   zbyt 

późno. Rano są zmęczeni.

- Pamiętasz, że miałaś odwiedzić Wang-Olafsena? Felise spojrzała na 

niego zdziwiona.

- Mam iść do niego dzisiaj?
- Nie lepiej mieć to już za sobą?
- Nie jest za późno na takie odwiedziny? Już wpół do ósmej.
- Najpierw idź do niego, a potem do Anny i Torkilda. Oni nie kładą się 

tak wcześnie, możesz przyjść do nich o każdej porze.

- To długa droga. Wang-Olafsen mieszka na Pilestredet, chyba nawet na 

samym jej końcu, a jest już ciemno.

- Zrozumiałem, że trudno ci zwolnić się w czasie przerwy obiadowej. 

Panna   Johannessen   ma   ci  to   później  za   złe.   Poza  tym  przestało   chyba 
padać - dodał Emanuel, wyglądając przez okno.

Elise zrozumiała, że bardzo zależy mu na tym, żeby Wang-Olafsen nie 

zdradził jej tajemnicy, czy raczej tego, czego się domyślał.

Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl. To Wang-Olafsen poddał jej 

pomysł napisania książki dla dzieci. Może to jemu powinna przeczytać 
początek swojego opowiadania? Należał do „wyższych sfer", na pewno 

background image

będzie potrafił jej coś doradzić.

- Dobrze, może to nawet nie taki głupi pomysł, tylko zajmie mi to trochę 

czasu.

-   Nie   musisz   się   śpieszyć,   ale   nie   zdziw   się,   jeśli   będę   spał,   kiedy 

wrócisz.

Z   zadowoleniem   zauważyła,   że   Kristian   pomaga   Pederowi   w 

rachunkach. Evert jak zwykle radził sobie sam.

-   Wychodzę   na   chwilę   do   Anny   i   Torkilda   -   powiedziała,   nie 

wspominając   o   wyprawie   na   Pilestredet.   Nie   chciała   niepokoić   Pedera. 
Zawsze się bał, że może jej się coś stać. Po co go niepotrzebnie martwić.

Była zmęczona, westchnęła i wyszła w jesienną szarugę.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Było ciemniej, niż sądziła. Kiedy wracała do domu z kantoru, na ulicach 

roiło się od ludzi, poza tym całą drogę zwykle rozmawiała z Hugo, więc 
nie   czuła   się   samotna.   Teraz   na   ulicy   nie   było   nikogo,   a   latarnie 
rozstawiono w dużych odstępach.

Z   oddali   doszedł   ją   dźwięk   dzwonków.   Minęły   trzy   tygodnie   od 

pierwszej zimowej nocy, czternastego października, od kiedy to wszystkie 
konie powinny mieć dzwonki przy uprzęży. Uważała, że to miły zwyczaj, 
zawsze się cieszyła, kiedy je znów słyszała. Teraz też pocieszała się, że nie 
była sama na dworze.

Zaglądała w okna, które mijała. Wiele domów miało okna, które sięgały 

niemal do samej ulicy. Kiedy zapalano lampy, widać było wszystko, co 
znajdowało   się   wewnątrz.   Matka   zawsze   im   mówiła,   że   to   nieładnie   i 
niegrzecznie   zaglądać   ludziom   do   okien,   ale   Elise   często   to   robiła. 
Szczególnie jeśli szła sama w ciemności. Wtedy dobrze było wiedzieć, że 
tam po drugiej stronie są ludzie.

Szła szybkim krokiem, żeby nie zmarznąć i jak najszybciej wrócić do 

domu. Cieszyła się, że deszcz przestał padać, ale na chodniku były kałuże, 
na zboczu leżały też stosy mokrych liści. Zaraz przemiękną jej buty, czuła, 
jak   wełniane   pończochy   chłoną   wilgoć.   Miała   wrażenie,   że   z   każdym 
krokiem dziura na pięcie robi się coraz większa.

Kiedy dotarła do kościoła w Sagene, minął ją wóz. Dwóch mężczyzn 

zaczęło za nią gwizdać i wołać. Przyśpieszyła kroku i zobaczyła, że ma 
przed sobą kolejną ulicę. Ueiandsgate była równie wyludniona i ponura. 
Ucieszy się, kiedy w końcu dotrze na miejsce. Nie miała pewności, czy 
pan  Wang-Olafsen   w   ogóle   będzie   w   domu,   ale   musiała   zaryzykować. 
Pewnie   się   przestraszy,   kiedy   usłyszy   pukanie.   Elise   pomyślała,   że   nie 
będzie wchodzić do środka, powie mu w drzwiach, z jaką sprawą przyszła. 
Jeśli okaże się, że jej wizyta jest mu nie na rękę, nie pokaże mu zeszytu.

Dotarła   do Waldemar Thranes  gate.  Zastanawiała   się,   czy   iść  nią   do 

Ullevalsveien, ale zdecydowała się iść Akersbakken, drogą, którą dobrze 
znała.

Trudno podchodziło się jej pod strome zbocze wzgórza. Czuła, że otarła 

background image

sobie piętę. Starła sobie skórę, więc pewnie dziura znów się powiększyła.

Przed wejściem do domu Paulsena juniora stały dwa piękne powozy, 

woźnica   pomagał   wysiąść   pasażerom.   Zobaczyła   kobiety   w   jasnych 
sukniach, dużych kapeluszach i pelerynach lamowanych skórą. Panowie 
byli   w   cylindrach.   Wszyscy   się   śmiali   i   głośno   ze   sobą   rozmawiali, 
panował   wesoły   nastrój.   Wszystkie   okna   były   rozświetlone,   w   domu 
najwyraźniej trwało przyjęcie. Dziwne, pani Paulsen umarła tak niedawno. 
Jej mąż szybko się pocieszył, mimo że sprawiali wrażenie bardzo w sobie 
zakochanych.

Koło cmentarza przy kościele Zbawiciela było ponuro i ciemno. Znów 

przypomniała   jej   się   baśń   Starodawna  Wigilia,   w   której   to   w   kościele 
Zbawiciela pojawiali się umarli. Zmusiła się, żeby myśleć o czymś innym 
i nie patrzeć na ciemny cmentarz.

W końcu dotarła do Ullevalsveien, ale wciąż jeszcze miała kawał drogi 

przed   sobą.   Pamiętała   czasy,   kiedy   chodziła   tędy   do   Świątyni,   i 
przypomniała   sobie   wieczór,   kiedy   pierwszy   raz   spotkała   Emanuela. 
Wydał się jej taki odważny, taki przystojny i atrakcyjny, miły i pomocny. 
Czy dzisiaj stosunki między nimi byłyby lepsze, gdyby nie Johan i Signe?

Nareszcie   dotarła   na   miejsce.   Numer   trzydziesty,   mniej   więcej 

wiedziała, gdzie to jest. Niegdyś mieszkał tu malarz Edvard Munch, na 
pierwszym piętrze. W „Svaerta" widziała kiedyś zdjęcie jego z rodziną, 
niedługo   potem   umarła   jego   matka.   Tuż   obok   był   wielki   dwór, 
Bakkehuset,   otoczony   dużym,   pięknym   ogrodem,   ale   w   ciemnościach 
niewiele dawało się dostrzec. Oświetlenie ulicy nie było tu dużo lepsze niż 
na Maridalsveien czy na Arendalsgaten.

Przed numerem trzydziestym zatrzymał się powóz, z którego wysiadła 

grupka   dzieci.   Miały   na   sobie   jasne   ubranka,   śmiały   się   i  rozmawiały, 
biegnąc   do   drzwi.   Sprawiały   wrażenie   wesołych   i   beztroskich.   Znów 
pomyślała o słowach Wang-Olafsena. Te dzieci zdawały się nie cierpieć na 
brak miłości i troski, ciepła czy poczucia bezpieczeństwa.

Zaczekała,   aż   zniknęły   za   drzwiami,   po   chwili   weszła   do   domu. 

Budynek   liczył   trzy   piętra.   Nie   wiedziała,   na   którym   mieszka   Wang-
Olafsen, miała nadzieję, że na klatce będzie na tyle jasno, żeby mogła 
odczytać tabliczkę z nazwiskiem.

Tak, była tabliczka: „Laurentius Wang-Olafsen, adwokat".
Adwokat? Tego nie wiedziała. Pewnie dlatego odwiedzał tyle różnych 

urzędów w mieście.

Serce jej biło. Czy odważy się zapukać? Nie mogła jednak wrócić do 

domu i powiedzieć, że nie odważyła się zapukać do drzwi, skoro przeszła 

background image

taki kawał drogi.

A   jeśli   miał   gości?   Widziała,   że   u   Paulsena   juniora   odbywało   się 

przyjęcie,   a   przed   chwilą   grupa   dzieci   też   najwyraźniej   skądś  wracała. 
Może ludzie, których na to stać, właśnie teraz, kiedy było ciemno, częściej 
się spotykali, żeby te ponure dni szybciej im mijały? A jeśli któryś z gości 
zobaczy ją w drzwiach i zacznie się zastanawiać, co pan Wang-Olafsen 
może mieć z nią wspólnego? Ludzie zaczną się interesować, zaczną go 
wypytywać, aż w końcu pewnie powie, że jest pisarką, żeby dłużej go już 
nie męczyli. Może się stać tak, jak Emanuel się obawiał.

Nie,   wymyśliła   sobie   to   wszystko,   żeby   uniknąć   czegoś,   czego   się 

obawiała,   pomyślała   zła   na   samą   siebie.   Wyprostowała   się   i   uderzyła 
mosiężną kołatką.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

background image

Chwilę   trwało,   zanim   usłyszała   kroki   w   mieszkaniu.   Wstrzymała 

oddech.

Mężczyzna zmrużył oczy. Na klatce panował półmrok, a w mieszkaniu 

było jasno. Odniosła wrażenie, że w pierwszej chwili jej nie poznał jej, 
nagle jednak jego twarz się rozpromieniła.

- Pani Ringstad? Co za miła niespodzianka!
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam do pana prośbę. Mężczyzna 

otworzył szeroko drzwi.

- Proszę, niech pani wejdzie - powiedział.
- Nie muszę wchodzić do środka, możemy porozmawiać w progu.
- Chyba aż tak się pani nie śpieszy? Na klatce jest zimno, nie chce pani 

wejść?

Elise weszła za nim do przedpokoju. Był to długi korytarz, na ścianie 

wisiało lustro w złoconych ramach, pod nim stał wąski stolik ze złoconymi 
nogami i z marmurowym blatem. Na podłodze leżał dywan tak gruby, że 
miała wrażenie, że się w niego zapada, ściany pokrywała jedwabna tapeta 
w   kolorze   głębokiej   czerwieni.   Elise   pomyślała,   że   jeszcze   nigdy   nie 
widziała tak ładnego przedpokoju.

- Zdejmie pani chustę? W pokoju jest ciepło, o tej porze roku trzeba już 

palić w piecach.

Elise zdjęła chustę, jak prosił, i zrobiło się jej wstyd, że jest tak biednie 

ubrana.

- Piła pani już kawę, pani Ringstad? Gosposia właśnie podała mi świeżo 

zaparzoną, jest bardzo smaczna. Poza tym kucharka zaczęła już szykować 
świąteczne   wypieki,   możemy   spróbować,   jak   smakują.   Jeśli   ładnie   ją 
poproszę, na pewno nam coś da - powiedział, uśmiechając się dobrotliwie.

- Dziękuję - odparła Elise. - Nie chciałam panu przeszkadzać bardziej, 

niż to konieczne.

- Szła pani całą drogę z Hammergaten? Elise przytaknęła.
- I wracać też pani będzie na piechotę?
Zakłopotana   przygryzła   wargę.   W   tym   momencie   spostrzegła   swoje 

przemoczone buty i pomyślała, że przecież nie może w nich wejść. Zdjąć 
ich jednak też nie mogła, bo zobaczyłby, że ma dziurę na pięcie. Czuła, że 
się rumieni ze wstydu.

W jakiś przedziwny sposób zrozumiał chyba jej problem.
- Na pewno przemoczyła pani nogi. Znajdę pani jakieś domowe pantofle 

po mojej żonie.

Zniknął, ale zaraz wrócił, niosąc parę puszystych, miękkich kapci.

background image

- Proszę je włożyć, żeby pani się nie przeziębiła, a ja tymczasem pójdę 

porozmawiać z gosposią.

Kiedy wrócił, Elise zdążyła już zdjąć swoje mokre, za małe na nią buty i 

włożyć   kapcie.   Pęcherz   na   pięcie   pękł,   na   szczęście   miała   chusteczkę, 
którą przyłożyła na ranę, żeby nie zabrudzić pantofla krwią. I tak było jej 
nieprzyjemnie z powodu mokrych pończoch.

Mężczyzna otworzył przed nią drzwi. Weszła do ciepłego, przyjemnego 

pokoju,   gdzie   na   podłodze   leżał   dywan   równie   gruby   jak   ten   w 
przedpokoju, w kominku palił się ogień. Była tam też ładna biblioteczka z 
drzwiami ze szkłem, kanapa i fotele obite zielonym aksamitem tak jak u 
Carlsenów, wszędzie stały paprotki i przeróżne ozdóbki. Wskazał jej jeden 
z   foteli   przy   kominku,   sam   usiadł   w   drugim.   Między   nimi   stał   mały 
okrągły   stolik   z   miedzianym   blatem,   na   stole   zaś   patera   z   ciastkami, 
których nazwy ledwo znała.

Czy mogła się nimi raczyć, podczas gdy chłopcy w domu jedli stary 

chleb z serem?

- Pomyśleć, że mnie pani odwiedziła, pani Ringstad. Nie śmiałem nawet 

mieć   takiej   nadziei.   Proszę   pić   kawę,   póki   gorąca,   i   częstować   się 
wypiekami. Biedna Nelly za bardzo mi dogadza, nie rozumie, że apetyt 
starzejącego się człowieka ma swoje granice.

Elise się roześmiała.
- Nie wygląda pan na starzejącego się człowieka.
- Miło, że pani tak mówi, ale skończyłem już pięćdziesiątkę. Czy pani 

mąż wyszedł już ze szpitala?

- Tak, i chyba znacznie lepiej się czuje, mimo że lekarze nie potrafili 

powiedzieć, co mu dolega.

- Miejmy więc nadzieję, że to nic poważnego. Tyle różnych rzeczy ma 

wpływ na nasze zdrowie, czasem jedynie przejściowo. Właśnie czytałem 
w   gazecie   artykuł   o   znanym   duńskim   lekarzu   Hindenhede.   Uważa,   że 
mleko i jajka to bardzo cenne produkty spożywcze, podczas gdy mięso 
powinno   być   luksusem   w   naszej   diecie.   Twierdzi,   że   najbardziej 
potrzebujemy owoców, cukru i warzyw, szczególnie korzennych. Żywność 
w   Norwegii   jest   jednak   droższa   niż   w   Danii   i   nie   wszystkich   stać   na 
produkty,   które   wymienia.   Według   niego   najważniejsze   jest   mleko. 
Szczególnie dzieci powinny pić dużo mleka. Pisze też, że coraz więcej 
ludzi choruje dlatego, że je za dużo, a nie z powodu niedożywienia.

Elise pomyślała, że dawno już nie jedli ani owoców, ani warzyw, ale 

chłopcy dostawali melasę, która była chyba tak samo pożywna jak cukier. 
Mleko pili codziennie, ale zdarzało się, że już skwaśniałe. Nie mogła go 

background image

jednak   wylać,   mimo   że   nie   nadawało   się   do   picia;   to   byłoby 
marnotrawstwo.

- Proszę mnie źle nie zrozumieć, pani Ringstad - dodał pośpiesznie jej 

gospodarz. - Nie twierdzę, że pani mąż zachorował z powodu tego, co je, 
chcę   tylko  powiedzieć,   że   wiele  różnych  rzeczy   może   mieć   znaczenie. 
Może źle się czuje w pracy? A może trudno mu się przyzwyczaić do życia 
w mieście?

Elise przytaknęła.
- Też o tym myślałam. W kantorze nie czuł się dobrze, ale złożył już 

wypowiedzenie, teraz będzie prowadził sklep.

Mężczyzna sprawiał wrażenie niemal przerażonego.
- Będzie kupcem? Skąd przyszło mu to do głowy? Poradzi sobie? Nie 

wystarczy otworzyć sklep, to wymaga dużo zachodu.

-   Nie   wiem,   czy   ma   zdolności   w   tej   dziedzinie,   ale   może   liczyć   na 

pomoc   swojego   przyjaciela,   zarówno   w   kwestii   lokalu,   jak   i   doboru 
produktów.

Wang-Olafsen wyglądał na przerażonego.
- Lokalu?
- Tak, wynajął parter w jednym z tych małych drewnianych domków 

przy   Maridalsveien,   nieco   poniżej   dworu  Voienvolden.   Na   strychu   i   w 
piwnicy mieszkają lokatorzy.

- Na pewno będzie musiał płacić czynsz, skoro lokal ma okno i drzwi 

wychodzące na ulicę.

Tego Elise nie wiedziała, chociaż sama już wcześniej też się nad tym 

zastanawiała, jednak jak tylko zaczynała zadawać pytania, Emanuel się 
irytował.

- Myślę, że pomógł mu jego przyjaciel, także w sprawach finansów. 

Dobrze mu się wiedzie, zna się na handlu i radzi sobie.

Na czole Wang-Olafsena pojawiła się głęboka bruzda. Elise żałowała, że 

mu o tym powiedziała. Nie miała pewności, czy Emanuel będzie z tego 
zadowolony.

- O tym chciała pani ze mną porozmawiać, pani Ring-stad?  - spytał 

mężczyzna zaniepokojony.

Elise pokręciła głową i uśmiechnęła się.
-   Nie,   o   czymś   zupełnie   innym,   o   czymś,   co   dotyczy   mnie   samej. 

Zauważyłam,   że   zdziwił   się   pan,   kiedy   się   okazało,   że   znam   pana 
Guldberga   z   wydawnictwa   Grondahl   &   Son.   Pomyślałam,   że   pewnie 
zaczął się pan zastanawiać...

Mężczyzna uśmiechnął się i pokiwał głową.

background image

- Chce mi pani coś wyznać? Przyznaję, pani Ringstad, że bardzo mnie to 

zaciekawiło. Do tego stopnia, że zadzwoniłem do pana Guldberga, który 
potwierdził moje domysły. Gratuluję! Zaimponowała mi pani.

Elise czuła, że robi się czerwona.
-   Przyszłam,   bo   chcę   pana   prosić,   żeby   pan   nikomu   o   tym   nie 

wspominał.   Nie   bez   powodu   zdecydowałam   się   na   pisanie   pod 
pseudonimem.

- Prędzej czy później prawda zawsze wychodzi na jaw, ale jeśli chce 

pani   przez   jakiś   czas   zachować   wszystko   w   tajemnicy,   to   oczywiście 
obiecuję, że nie będę tego rozgłaszał.

- Nie sądzę, żeby pan do końca rozumiał moją sytuację. Książka, która 

została przyjęta do druku w Danii i w Norwegii, opowiada o robotnikach 
mieszkających nad rzeką Aker, o pewnej wdowie, która traci pracę, bo 
zdarzyło się jej spóźnić do pracy, i która z rozpaczy wychodzi na ulicę, 
żeby móc utrzymać swoje dzieci, o dziewczynie, która odbiera sobie życie, 
chcąc uniknąć podobnego losu, o pomocnicy, która jest wykorzystywana 
przez   majstra,   i   tak   dalej.   Wiem,   że   książka   wywoła   poruszenie   i 
oburzenie.   Właściciele   fabryk,   dyrektorzy   i   majstrowie   poczują   się 
urażeni, a ludzie mieszkający na drugim krańcu miasta będą oburzeni, że 
takie   rzeczy   w   ogóle   ukazują   się   w   druku.   Będą   się   bać,   że   książka 
wpadnie w ręce ich synów i córek, którzy z niej dowiedzą się o panującym 
nierządzie i upadku moralności. Niewiele osób rozumie, że te potworności 
to negatywna strona rozwoju przemysłu - tego samego, który sprawia, że 
rośnie dobrobyt i coraz więcej ludzi może sobie pozwolić na coraz więcej 
różnych towarów. Uważają, że to robotnicy są nie w porządku. Ludzie z 
osad i drobnych gospodarstw w Romerike, Hadeland i gmin w okolicy 
Kristianii ściągali do stolicy w poszukiwaniu płatnej pracy. Nie wiedzieli 
nic o braku mieszkań, nie zdawali sobie sprawy z tego, że trudno będzie 
się   im   utrzymać   za   siedem   koron   tygodniowo,   skoro   połowę   muszą 
przeznaczyć na czynsz za małe, nędzne mieszkanie. Marzli, byli głodni, a 
może i tęsknili za swoją wsią, i zaczęli pić. Gorzałka jest tańsza od chleba. 
Pan, który tyle wie, zapewne zdaje sobie z tego sprawę.

Rozmowa   ją   rozgrzała,   zauważyła,   że   mężczyzna   słucha   jej   z 

zainteresowaniem. Zachęcona mówiła dalej.

-   Piszę   o   moim   życiu,   o   ludziach,   których   znam,   o   środowisku,   w 

którym   dorastałam.   Każda   historia   jest   prawdziwa,   niczego   nie 
wymyśliłam. Nie tylko właściciele fabryk, ich rodziny i przyjaciele nie 
będą zadowoleni, kiedy moja książka się ukaże, ale i sami robotnicy. Moja 
rodzina, moi sąsiedzi, dziewczyny, z którymi pracowałam w przędzalni, 

background image

wszyscy oni też będą niezadowoleni. Opisałam ich, poczują się obnażeni. 
Wang-Olafsen przytaknął.

-   Przyznaję,   że   nie   myślałem   o   tym   w   ten   sposób.   Byłem   pod 

wrażeniem,   że   pani,   ze   swoim  wykształceniem,   napisała   książkę,   która 
została   przyjęta.   To   niemal   sensacja.   Cieszyłem   się,   że   będzie   to 
dodatkowy   dochód   dla   pani   i   pani   rodziny,   który   na   pewno   się   wam 
przyda, no i byłem dumny, że znam tak sympatyczną i zdolną pisarkę. 
Pisarkę, która na pewno stanie się znana, jak zapewnia Guldberg.

Elise czuła, że się rumieni.
-   Boję   się,   że   się   myli.   Pamięta   pan,   jak   zaproponował   pan,   żebym 

napisała książkę o Pederze?

- Chętnie bym ją przeczytał - roześmiał się mężczyzna.
-   Podchwyciłam   pomysł   i   już   napisałam   kilka   stron,   ale   kiedy 

przeczytałam je mężowi, uznał, że to nic szczególnego.

Wang-Olafsen zmarszczył brwi i spojrzał na nią zdziwiony.
- Wydawnictwo nie przyjęłoby pani książki, gdyby nie potrafiła pani 

pisać.

Elise spuściła głowę, chwilę się wahała, ale w końcu zdobyła się na 

odwagę.

-   Zastanawiam   się,   czy   nie   zechciałby   pan   przeczytać   tego,   co 

napisałam?

- Mnie pani o to prosi? - spytał zaskoczony. - Czuję się zaszczycony, ale 

nie wiem, czy się nadaję na doradcę w sprawie książek dla dzieci. Lubię 
dzieci, bawi mnie to, co mówią - szczególnie pani młodszy brat - ale nie 
potrafię powiedzieć, jak taka książka powinna wyglądać.

- Właściwie to myślałam o książce, którą rodzice mogliby czytać na głos 

swoim dzieciom. O książce dla całej rodziny, zarówno dla dzieci, jak i dla 
dorosłych.

- Ma pani ze sobą ten fragment?
Elise przytaknęła i wyjęła z kieszeni kartki papieru. Były nieco mokre 

na brzegach i trochę zmięte. Znów poczuła wstyd.

- To tylko początek - powiedziała zażenowana, podając mu
Czuła się skrępowana, kiedy siedział i czytał. A jeśli uzna, że to niewiele 

warte,   tylko   nie   będzie   miał   serca,   żeby   jej   to   powiedzieć?   Elise   była 
przekonana, że to wyczuje i że będzie jej wstyd.

W końcu podniósł głowę. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że Wang-

Olafsen ma łzy w oczach.

- Bardzo pięknie, pani Ringstad! - powiedział schrypniętym głosem. - Ta 

książka da ludziom dużo do myślenia. Jest smutna, ale życie to radość i 

background image

smutek, które się ze sobą przeplatają. Nie potrafilibyśmy  naprawdę się 
cieszyć,   gdybyśmy   wcześniej   nie   doświadczyli   przykrości,   nie 
wiedzielibyśmy, co to smutek, jeśli wcześniej nie poznalibyśmy miłości. 
Dlatego   że   istnieją   szare,   smutne   miesiące,   takie   jak   listopad,   potem 
doceniamy   słońce   i   lato.   Gdyby   ciągle   utrzymywała   się   ładna   i   ciepła 
pogoda, byłoby to czymś oczywistym i nie cieszyłoby nas tak.

Elise przytakiwała, czekając z niecierpliwością, co ma do powiedzenia o 

samej książce. Oddał jej zapisane kartki.

- Pamiętam, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz. Staliśmy na Kirkeristen 

i czekaliśmy, aż na głównej ulicy pojawi się Korpus Strzelców. Pamięta 
pani, co mi wtedy powiedział Peder, mimo że mnie w ogóle nie znał?

Elise uśmiechnęła się zażenowana.
- Najbardziej pamiętam, jak było mi wstyd. Mężczyzna roześmiał się.
- Nie miała pani się czego wstydzić. Ja się ubawiłem jak rzadko. Jest 

bardzo naturalny i bezpośredni, nie zważa, do kogo mówi, bo wszystkim 
mówi prawdę. Nie owija niczego w bawełnę, jest szczery, nie ma w nim 
obłudy,   której   tak   dużo   dookoła   nas.   Pamiętam,   jak   spojrzał   na   mnie 
przestraszony, kiedy w moich oczach pojawiły się łzy radości. „Płaczesz?", 
spytał zdziwiony, gotów mi współczuć. Kiedy powiedziałem mu, że to jest 
mój jedyny  syn i że cztery  miesiące wcześniej umarła moja żona, stał 
przez chwilę cicho, patrząc na mnie dużymi, przerażonymi oczami. „To 
musisz być biedny!", powiedział nagle. „Mama mówi, że nie pieniądze są 
najważniejsze, tylko to, czy mamy kogoś, kto nas kocha". Nie pamiętam, 
czy   to   były   dokładnie   te   słowa,   mówi  przecież   tym  swoim  zabawnym 
językiem, mieszaniną różnych dialektów.

- Właśnie o to chciałam pana spytać. Zastanawiam się, czy pozwolić mu 

tak mówić w książce, czy też to zmienić?

- Ależ proszę niczego nie zmieniać! Jego sposób mówienia jest częścią 

Pedera! Sam w sobie jest bardzo zabawny.

- Mój mąż uważa, że wielu ludzi tego nie zrozumie.
- Chyba się myli. Jeśli to ma być książka o Pederze, to trzeba pozwolić 

mu mówić po swojemu.

- Też tak uważam - powiedziała Elise z ulgą. Wang-Olafsen odchylił 

głowę do tyłu. Patrzył w powietrze, uśmiechając się sam do siebie.

-   Pamiętam,   jak   nam   tłumaczył   waszą   sytuację   rodzinną.   Ojciec   był 

marynarzem, nim podjął pracę w tkalni płótna żaglowego i zaczął pić. 
Matka miała suchoty, a kiedy wróciła do domu z sanatorium, zapomniała, 
jak   wyglądało   jej   mieszkanie.   Było   to   bardzo   wzruszające,   proste   i 
szczere, bez goryczy. Nie sądzę, żeby wiele dzieci potrafiło w ten sposób 

background image

opowiadać.

Elise uśmiechała się, zawstydzona, ale i dumna.
- Proszę napisać, że zaprosił mnie do was do domu! Mimo że było was 

tam   ośmioro,   łącznie   z   jakąś   kobietą,   która   -   jeśli   dobrze   pamiętam   - 
nazywała się Kiełbaska. Mieliście tylko sześć stołków, a przy stole nie 
starczyło dla wszystkich miejsca. Dzieci usiadły na skrzyni z drewnem, 
żebym   miał   taboret   dla   siebie!   Nigdy   nie   spotkałem   się   z   większą 
gościnnością!

Elise musiała się roześmiać.
- Teraz też to sobie przypominam. Współczuł panu, bo nie miał pan 

dużej rodziny, i pocieszał, że syn może przywiózł ze sobą jakąś „chłopską 
córkę".

- I że zanim się obejrzę, to w domu będzie nowe dziecko i już nie będę 

taki   biedny.   Kiedy   ludzie   się   pobierają,   to   potem   wszystko   dzieje   się 
szybko,   mówił   i   podawał   swoją   siostrę   za   przykład   -   opowiadał 
mężczyzna, śmiejąc się tak, że trząsł mu się brzuch.

Elise zaczerwieniła się, ale też nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Proszę to opisać, pani Ringstad! Jeśli ktoś się zgorszy z tego powodu, 

to dowód, że z nim jest coś nie w porządku.

Nagle   chyba   sobie   o   czymś   przypomniał,   bo   wyciągnął   z   kieszeni 

kamizelki zegarek i spojrzał na niego.

- Boże drogi! Nie miałem pojęcia, że już tak późno! Czas w miłym 

towarzystwie szybko mija, pani Ringstad. Byłem umówiony i zupełnie o 
tym zapomniałem - powiedział, uśmiechając się do niej.

Elise wstała przestraszona.
- Nie, nie, proszę się uspokoić. Planowałem wyjść o tej porze, żałuję 

tylko,   że   musimy   skończyć   naszą   ciekawą   pogawędkę.   Zamówiłem 
dorożkę, jadę w tym samym kierunku. Mogę panią podwieźć?

- Ależ nie musi pan...
- Jadę dokładnie w tę stronę - powiedział, otwierając szeroko drzwi. - 

Proszę zacząć się ubierać, ja zaraz przyjdę.

Elise była wzruszona, ale i zażenowana. Nie wierzyła, że Wang-Olafsen 

jest umówiony z kimś w Sagene, wymyślił to po to, żeby odwieźć ją do 
domu.   Pozwolił   jej   też   pierwszej   wyjść   do   przedpokoju,   żeby   mogła 
włożyć chustę i buty. Zapewne rozumiał, że będzie się krępowała ubierać 
przy nim.

Jej buty zmieniły się nie do rozpoznania. Były prawie suche, ktoś musiał 

powiesić je nad ogniem, zostały też wyczyszczone. Pewnie zrobiła to jego 
gosposia. Było jej wstyd, że zobaczyła, jakie są zdarte i zniszczone! Poza 

background image

tym   zrobiły   się   jeszcze   bardziej   ciasne,   no   i   bolała   ją   obtarta   pięta. 
Wzdrygnęła się na myśl o tym, że miałaby teraz wracać na piechotę z 
bolącą nogą. Schodząc po schodach, starała się nie kuleć. Annę i Torkilda 
odwiedzi   innym   razem.   Poza   tym   skoro   pan   Wang-Olafsen   był   tak 
zachwycony opowiadaniem, mniej już zależało jej na opinii Torkilda. To 
cud, że nie musi wracać do domu na piechotę.

Mężczyzna, jak zwykle szarmancki, pomógł jej wejść.
- Mówiłem Carlowi Wilhelmowi i Oldze Katrine, że panią spotkałem. 

Syn próbował się skontaktować z pani mężem, ale nie udało mu się. Mam 
nadzieję, że wrócą do swojej przyjaźni, odnosiłem wrażenie, że dobrze się 
rozumieli.

- Też tak myślę. Emanuel był bardzo zajęty od czasu przeprowadzki na 

Hammergaten - mówiła Elise, świadoma, że nie jest to cała prawda. Nie 
mogła   mu   jednak   powiedzieć,   że   Emanuel   nie   życzy   sobie   mieć   nic 
wspólnego z jego synem.

- Kiedy zacznie prowadzić sklep, nie będzie lepiej. Podejrzewam, że 

zajmie mu to cały jego czas.

- Też się tego obawiam, ale nie mam serca pozbawiać go złudzeń. Może 

nowa   praca   przywróci   mu   radość   życia   -   powiedziała   i   zaraz   tego 
pożałowała, dodała więc pośpiesznie: - Przez ostatnie pół roku nie był w 
najlepszej formie. Nie chodzi tylko o zawroty głowy, w ogóle źle się czuł 
w kantorze, bolała go głowa od zatęchłego powietrza i jeśli ktoś zapalał 
fajkę. Kiedy wracał do domu, był zmęczony i nie w humorze.

Wang-Olafsen nic  nie odpowiedział i przez  dłuższą chwilę  jechali w 

milczeniu.

Dziwnie się czuła, siedząc w dorożce i oglądając domy z tej wysokości. 

Przez mały otwór w budzie niewiele dawało się dostrzec, szczególnie w 
ciemności,   ale   kiedy   mijali   mały   domek,   położony   tuż   przy   chodniku, 
zabawnie było zerknąć w rozświetlone okna. Znów zaczęło padać. Lekka 
mżawka zmniejszała widoczność, sprawiała, że gazowe latarnie zdawały 
się świecić słabiej niż zwykle. Drzewa były ciemne, jak to zimą, bez liści 
zdawały się gołe. Gdzieś na chodniku zataczał się jakiś biedak, poza tym 
nie było nikogo widać.

Wang-Olafsen wzdrygnął się.
-   Chodzenie   samemu   po   ulicy   w   taki   wieczór   jak   ten   musi   być 

nieprzyjemne. Nie bała się pani?

- Przywykłam do chodzenia po ciemku, ale rzeczywiście dziwnie się 

czułam na ulicy w porze, kiedy większość ludzi jest już w domu.

- Uważam, że nie powinna pani tego robić. Kiedy zapada zmrok, dzieją 

background image

się różne dziwne rzeczy, nigdy nie wiadomo, co może człowieka spotkać. 
Gazety ciągle piszą o napadach. Szczególnie w dzielnicy, w której pani 
mieszka.

- W Sagene chyba nie jest aż tak źle, poza tym rzadko jestem w mieście 

po zmroku, mam na myśli Vaterland czy Lakkegata.

- A czegóż by pani miała tam szukać? - powiedział i westchnął ciężko. - 

Przykro patrzeć, jak ta część Kristianii podupada. W Fjerdingen mieszkały 
kiedyś   najznamienitsze   rodziny.   Dwór   księcia   Christiana   Augusta 
otoczony   był   stawami   rybnymi,   nie   brakowało   tam   jezior,   mostów, 
pawilonów i fontann. Park ciągnął się aż do mostu Griinderbroen! Teraz 
dwór   zamieniono   na   szpital   dla   umysłowo   chorych   i   zakład   pracy 
przymusowej   dla   pijaków   i   włóczęgów   oraz   miejsce   spotkań   ulicznic, 
które przychodzą tam na badania.

-  Byłam  tam  raz   z   praniem.   Miałam  wyprać   i  nakrochmalić   koszule 

dyrektora, ale bałam się chodzić tam sama. Natomiast i moja siostra, i ja, 
kiedy   byłyśmy   małe,   wyobrażałyśmy   sobie,   że   jesteśmy   córkami 
właściciela dworu Mangelsgärden. Czytałyśmy wszystko, co nam wpadło 
w ręce, o tym ogromnym, pięknym domu, o tym, jak kiedyś wyglądał, o 
wielkich   salach   z   pozłacanymi   lustrami   na   ścianach,   o   kryształowych 
żyrandolach, O pięknych tkaninach na ścianach.

Wang-Olafsen roześmiał się.
- Gdyby nie zbudowano pałacu, co sprawiło, że ludzie bogaci się stąd 

wyprowadzili, to Vaterland i Fjerdingen pewnie nie byłyby w tak fatalnym 
stanie, w jakim są dzisiaj – powiedział I znów spoważniał. - To smutne, że 
jest   taka   przepaść   między   bogatymi   a   biednymi.  Właściwie   rozumiem, 
dlaczego   tak   wiele   osób   głosuje   na   Partię   Robotniczą.   I   dlaczego 
Bjornstjerne   Bjornson   kilka   lat   temu   tak   się   zaangażował   w   strajk 
pracowników fabryki zapałek. Strajk co prawda nie skończył się zwycię-
stwem   robotników,   właściciele   nie   zmienili   istotnie   warunków   pracy. 
Powstał   jednak   jeden   związek   zawodowy   dla   wszystkich   robotników 
fabryki zapałek i teraz sytuacja się tam trochę polepszyła.

Mężczyzna zamilkł, a po chwili spytał:
- Wiedziała pani, pani Ringstad, że małe dziewczynki pracowały tam od 

szóstej rano do wpół do ósmej wieczorem za pensję, z której nie można 
było wyżyć? Jeśli spóźniły się kwadrans do pracy, musiały czekać przed 
bramą   do  dwunastej  i traciły   pół  dniówki,  potrącano  im  to  z  wypłaty! 
Warunki   zdrowotne   były   fatalne.   Praca   wśród   chemicznych   oparów 
fosforu i siarki szkodziła ich zdrowiu, dochodziło do zatrucia fosforem, 
który   wypłukiwał   wapń   i   uszkadzał   kości   i   zęby.   Niektóre   dziewczęta 

background image

miały też zdeformowane twarze.

Elise przytaknęła, też o tym słyszała.
-   Niestety   nie   obędzie   się   chyba   bez   strajków,   chociaż   nie   jestem 

zwolennikiem   tej   formy   protestu   -   mówił   dalej   Wang-Olafsen.   -   W 
norweskim   społeczeństwie   dzieje   się   coś   niedobrego.   Większa   część 
kapitału   akcyjnego   norweskich   przedsiębiorstw   znalazła   się   w   obcych 
rękach. To obcy kapitał jest teraz właścicielem większości kopalń i prawie 
połowy   przemysłu   drzewnego.   Ilość   obcego   kapitału   w   norweskiej 
gospodarce jest zatrważająca. - Nagle mężczyzna się roześmiał. - Przepra-
szam, pani Ringstad, zapominam, z kim rozmawiam. Na pewno to pani nie 
interesuje, jest pani przecież kobietą.

-   Owszem,   interesuje   mnie,   chociaż   uważam,   że   przede   wszystkim 

należy   pomagać   tym,   którzy   mają   najgorzej:   samotnym   matkom, 
bezrobotnym,  kobietom  wychodzącym na  ulicę  i  chorym.  Potrzebne  są 
lepsze warunki pracy i lepsza kontrola nad fabrykami. Są też ludzie, którzy 
starają   się   pomóc   chorym,   ale   żeby   przeprowadzić   zmiany,   potrzeba 
silnych   mężczyzn,   najlepiej   z   wyższych   sfer,   którzy   mają   władzę   i 
wpływy.

- Całkowicie się z panią zgadzam. Szkoda, że Meyer, właściciel Fremad, 

wdał się w spekulacje, które kilka lat temu doprowadziły do jego upadku. 
Był  uprzywilejowany,   ale   poświęcał   czas   na   obronę   tych   najsłabszych. 
Zyskał sławę, broniąc Hansa Jsegera w związku z nieobyczajną książką o 
bohemie z Kristianii.

Elise wzdrygnęła się. Zaczęła się zastanawiać, jaką nałożono na niego 

karę   i   jak   bardzo   książka   była   „nieobyczajną".   Może   ona   też   zostanie 
ukarana, kiedy ukażą się jej opowiadania?

- To on opowiadał się za tym, żeby dzieci urodzone poza małżeństwem 

miały prawo nosić nazwisko ojca i dziedziczyć po nim na równi z dziećmi 
urodzonymi   w   małżeństwie.   Osobiście   uważam   jednak,   że   tu   należy 
postawić   granicę.   Co   się   stanie,   jeśli   zdemoralizowane   kobiety   zaczną 
uwodzić synów bogaczy, żeby mieć z nimi dzieci i w ten sposób zyskać 
prawo do spadku?

Elise   pomyślała   o  Signe.  Trudno   było   jej  sobie   wyobrazić,   że   Signe 

zwabiła Emanuela po to, żeby wyłudzić część majątku Ringstadów, ale 
gdyby   doszło   do   tego,   że   dzieci   urodzone   poza   małżeństwem  miałyby 
prawo dziedziczyć po ojcu, to Sebastian zyskałby takie same przywileje 
jak Hugo i Jensine. Myśl ta zaskoczyła ją, wydała się jej obca, ale przecież 
Sebastian nie miał wpływu na to, jak został poczęty. Może rzeczywiście 
miał   takie   samo   prawo   do   dworu   jak   Jensine.   Na   pewno   większe   niż 

background image

Hugo...

- Proszę opowiedzieć mi coś więcej o książce, pani Ringstad. Mam na 

myśli tę już przyjętą do druku. Mówiła pani, że pisze o ludziach, których 
zna. Czy chodzi głównie o robotnice z fabryki?

- Nie tylko. Piszę o dziewczętach, które dobrze znam, i o tych, które 

poznałam   tylko   przelotnie.   W   jednym   z   opowiadań   piszę   o   małej 
dziewczynce,   którą   poznałam   zupełnie   przypadkowo.   Jej   dzieciństwo 
przypomina mi moje. Ojciec pił, a matka chorowała i leżała w łóżku. Była 
ich   czternastka   rodzeństwa,   ale   kiedy   ją   spotkałam,   większość   już   się 
wyprowadziła z domu. Najstarsza z sióstr pracowała od świtu do nocy, 
żeby   utrzymać   matkę   i   rodzeństwo,   ale   pieniędzy   i   tak   nie   starczało. 
Kiedyś poszłam z nią do domu i przeraziłam się tym, co tam zobaczyłam, 
mimo że widziałam dużo biedy i nędzy. Matka leżała w łóżku w półmroku, 
żeby oszczędzić świeczek, lampy naftowej nie mieli. Panował przenikliwy 
ziąb. Żywili się maczankami, czyli suchym chlebem maczanym w kawie z 
cukrem. Matka poważnie chorowała, ale brakowało jej lekarstw. Dzieci 
często opuszczały szkołę, niewiele się uczyły. Szkoła nie interesowała się 
nimi. Meble mieli zrobione ze skrzynek po margarynie, ojciec często bił 
żonę i dzieci. Kiedy się upijał, stawał się gwałtowny. Kiedyś wylał przez 
okno gulasz, który miał być na urodziny jednego z nich i na który cieszyli 
się od kilku dni. Zrobiło mi się ich bardzo żal. Wtedy też zrozumiałam, że 
wielu rodzinom wiodło się gorzej niż nam. To błędne koło. Bieda i nędza 
sprawia,   że  mężczyźni  zaczynają  pić.   Piją,  żeby  zapomnieć,  i  stają  się 
jeszcze biedniejsi. Mam wrażenie, że ludzie bogaci nie potrafią zrozumieć, 
dlaczego ci mieszkający wzdłuż rzeki piją. Wang-Olafsen słuchał uważnie.

- Co się stało z tą dziewczynką? Wciąż jest jej tak ciężko? - spytał.
-   Na   szczęście   nie.   Pewna   samotna   starsza   pani,   którą   znałam, 

zaopiekowała   się   nią.   Mała   mieszka   teraz   w   ładnym   mieszkaniu,   ma 
własny  pokój, ładne ubrania i codziennie może się najeść do syta. jest 
wesoła i zadowolona.

-   Do   jej   życia   zawitał   promyk   słońca.   Jest   pani   aniołem,   który   to 

sprawił.

Elise pokręciła głową.
- To przypadek je ze sobą zetknął - powiedziała.
- Wie pani, kiedy książka się ukaże? Elise pokręciła głową.
- Nie, nikt mi tego nie powiedział.
-   Kupię   ją   i   obiecuję,   że   nikomu   nie   zdradzę,   kto   ją   napisał.   Mam 

nadzieję,   że   uda   mi   się   przekonać   moi   przyjaciół   do   przeczytania   jej. 
Dobrze im to zrobi.

background image

Elise poczuła przypływ gorąca z radości.
-   Zaraz   będziemy   na   miejscu.   Proszę   pozdrowić   ode   mnie   męża   i 

chłopców i dziękuję, że pani do mnie przyszła.

- To ja panu dziękuję - odpowiedziała Elise.
- Jeszcze to - odezwał się i podał jej pudełko, które cały czas stało obok 

niego. - Proszę wziąć te ciasteczka dla dzieci. Utyłbym, gdybym miał jeść 
te świąteczne wypieki codziennie aż do świąt - powiedział i się roześmiał.

Elise podziękowała zaskoczona. Woźnica pomógł jej stanąć na stopniu 

dorożki.

Kiedy dorożka ruszyła, Elise stała i śledziła ją wzrokiem. Dorożka nie 

pojechała dalej, jak podobno miała, tylko skręciła w Maridalsveien. Nie 
myliła się: Wang-Olafsen mówił, że jedzie w tym samym kierunku, żeby 
móc ją odwieźć.

„Anioły istnieją", pomyślała. „Także wśród mężczyzn".

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Następnego dnia, kiedy wracała do domu na Hammergaten, zobaczyła, 

że   okno   pokoju   jest   rozświetlone.   Odetchnęła   z   ulgą.   Emanuel   wrócił 
wcześniej i rozpalił w pokoju, to dobrze.

Znów chwycił mróz, Elise marzła, bolało ją gardło. Pewnie dlatego, że 

wczoraj przemoczyła nogi, poza tym Hugo też był przeziębiony, płakał w 
nocy i chciał spać z nią w łóżku.

Dopiero   kiedy   weszła   do   kuchni,   spostrzegła,   że   ktoś   u   nich   był. 

Pachniało cygarem, a na stole stało pudełko z ciastkami, które dostała od 
pana Wang-Olafsena. Pokrywka leżała obok, a pudełko było w połowie 
puste! Emanuel poczęstował kogoś obcego ciasteczkami, które dostała dla 
chłopców? Zła wpadła do pokoju, nie myśląc, kto mógł u nich być. Pewnie 
Schwencke i jego rozpieszczona narzeczona. Skoro miała tyle pieniędzy, 
że stać ją było pojechać do Fredriksstad, żeby pójść do cyrku, gdzie bilet 
kosztuje dwie korony, to stać ją też kupić sobie ciasteczka.

Elise nagle zatrzymała się w progu. Wokół stołu siedzieli Emanuel i jego 

rodzice!

Szybko wzięła się w garść, podeszła do nich i się przywitała. Spojrzała 

na talerz z ciastkami, był prawie pusty.

-   Przestraszyliśmy   się,   kiedy   Stangerudowie   powiedzieli   nam,   że 

Emanuel jest chory - powiedziała zmartwionym głosem pani Ringstad.

Więc mieli kontakt z rodzicami Signe, pomyślała zdziwiona. Wydawało 

jej się, że są zagorzałymi wrogami.

- Ale nie wygląda na szczególnie chorego - dodał pan Ringstad i się 

uśmiechnął. - No i został przedsiębiorcą, otworzył sklep na Maridalsveien, 
całkiem nieźle.

Jensine siedziała na dywaniku ze skrawków i gryzła ciastko. Dookoła 

niej na dywaniku leżało pełno okruszków. Sprawiała wrażenie spokojnej i 
zadowolonej, więc trudno, pomyślała Elise.

-   Chodź,   usiądź,   napij   się   gorącej   kawy. Wyglądasz   na   zmarzniętą   - 

powiedział uprzejmie Emanuel.

background image

Hugo został w kuchni, teraz zaczął płakać.
- Muszę zdjąć z małego mokre ubranie. Cały przemókł, bo bawił się z 

Isakiem na trawie.

Pośpiesznie wyszła do kuchni, zdjęła z chłopca ubranie i posadziła go na 

nocniku. Dalej płakał, palce u nóg miał lodowate, ale czoło ciepłe. Może 
dostał gorączki.

- Nie płacz, Hugo. Dostaniesz am-am.
Wzięła ciasteczko z pudełka i dała mu. Jeśli inni dostali, to jemu też się 

należało, poza tym nie mogła teraz zająć się kolacją, skoro mieli gości.

Na   szczęście   się   uspokoił,   nieczęsto   dostawał   takie   dobre   rzeczy   do 

jedzenia. Ubrała go w suche ubranie i zaprowadziła do pokoju. Jak tylko 
zobaczył Jensine, zaraz do niej podbiegł.

- Nie przywitasz się z nami, Hugo? - spytała pani Ringstad, próbując go 

do siebie zwabić.

-   Nie   ma   czasu,   widzisz   chyba,   mamo   -   powiedział   Emanuel,   który 

wyraźnie był w dobrym nastroju. - Kiedy zobaczy Jensine, nie patrzy już 
na nikogo.

- Tak się przyjaźnią? Dobrze, że Jensine ma starszego brata, z którym 

może   się   bawić.  Tobie   tego   brakowało.   Biedaku,   nie   miałeś  się   z   kim 
bawić, chyba że z dziećmi ogrodnika.

Pan Ringstad wziął ciasteczko i wyciągnął rękę w stronę Hugo.
- Halo, maleńki, przyjdziesz się przywitać z dużym Hugo? - spytał i 

zaczął coś pomrukiwać, a kiedy Hugo do niego podszedł, uśmiechnął się 
do chłopczyka.

- Duży Hugo - powiedział malec, łapczywie chwytając ciastko.
-   Mam   wrażenie,   że   on   mnie   pamięta   -   powiedział   pan   Ringstad 

zadowolony.

Pani Ringstad wzięła jeszcze jedno ciasteczko.
- Przyszedł, bo zwabiłeś go ciastkiem, oszuście.
Elise   śledziła   wzrokiem   wędrówkę   ciastka   z   talerzyka   do   jej   ust.  W 

spiżarni   w   Ringstad   stało   na   pewno   wiele   takich   pudełek   z   ciastkami, 
szczególnie teraz przed świętami. Rodzice Emanuela nie rozumieli, jak 
rzadko oni mieli okazję jeść takie smakołyki.

- Co słychać w Ringstad? Czy skończyliście już ubój? - spytała Elise.
- Osiemnastego października zwykle bijemy woły, na świętego Łukasza, 

wodnika, jak mówimy, bo zawsze wtedy pada.

- Brałeś w tym udział, kiedy byłeś mały? - spytała Elise Emanuela, który 

pokręcił głową.

- Nie, tego dnia wszystkie dzieci wysyłano na wieś szukać „fartucha" - 

background image

odpowiedział Emanuel, uśmiechając się.

- Jakiego fartucha? - spytała Elise, nic nie rozumiejąc.
- Dorośli to wymyślili, żeby się nas pozbyć. Chodziliśmy od chałupy do 

chałupy i pytaliśmy gospodarzy, ale wszyscy odsyłali nas dalej, to był taki 
rytuał. Kiedy w końcu wracaliśmy do domu, było już po uboju.

Do   pokoju   wpadł   Peder,   sam.   Miał   wypchane   kieszenie   spodni   i 

wyglądał, jakby zaraz miał pęknąć z dumy.

- Zgadnijcie, co mam w kieszeni!
- Ależ Peder, nie widzisz, kto tu jest?
Peder   spojrzał   na   Ringstadów   zawstydzony,   ukłonił   się   nisko   i 

wyciągnął brudną piąstkę. Ringstad spytał, śmiejąc się:

- No to co masz w tych kieszeniach, Peder?
Peder tylko czekał na to pytanie. Wywrócił obie kieszenie, z których 

wypadł kawałek kiełbasy, brudne jabłko, piętka chleba i kawałek żółtego 
sera,   to   znaczy   przynajmniej   kiedyś   był   żółty.   Na   koniec   z   kieszeni 
wypadły jeszcze dwa małe kawałki słoniny.

- Skąd ty to wszystko masz? - spytała Elise, przyglądając się mu coraz 

bardziej podejrzliwie.

- Dostałem to! - wykrzyknął. Najwyraźniej domyślił się, co Elise chciała 

powiedzieć, bo zareagował złością. - Słowo honoru! Pomogłem starszej 
pani wejść po schodach, a ona akurat była w sklepie, no i dała mi to 
wszystko. Powiedziała, że nie potrzebuje tego, że chciała to wyrzucić, ale 
kiełbasa jest w porządku, próbowałem - mówił dalej Peder, głos mu się 
łamał, o w oczach miał łzy. - Myślisz, że to ukradłem? Nigdy nikomu nic 
nie ukradłem, chyba że śniadanie Olafowi, które on i tak wyrzuciłby do 
kosza.

Elise zrobiło się przykro.
- Przepraszam, Peder, o nic cię nie podejrzewałam, tylko nie bardzo 

rozumiałam, gdzie znalazłeś te wszystkie rzeczy.

-   Pomóż   Elise   wyrzucić   je   do   śmietnika   -   odezwała   się   nagle   pani 

Ringstad.

Peder odwrócił się i popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Wyrzucić do śmietnika? Przecież to jest jedzenie!
- Nie będziesz chyba jadł takich brudnych rzeczy, mógłbyś zachorować.
Peder spojrzał na Elise pytającym wzrokiem.
-   Można   zachorować,   jeśli   zje   się   słoninę?   Elise   pokręciła   głową   i 

uśmiechnęła się.

- Nie, jeśli zjesz trochę, to nie. Weź jedzenie do kuchni i zjedz, jeśli 

masz   ochotę.   Potem   dam   ci   na   deser   ciastko.   Dostałam   pudełko 

background image

świątecznych wypieków od „dżentelmena" wczoraj wieczorem, chciałam 
wam zrobić niespodziankę.

- Bardzo smaczne ciasteczka - powiedziała pani Ringstad z uznaniem. - 

Nawet lepsze niż nasze - dodała i wzięła jeszcze jedno.

Zarówno Elise, jak i Peder powiedli za nim wzrokiem. Elise wiedziała, 

że chłopiec myśli to samo co ona.

Ringstadowie mieli nocować u Carlsenów, zamówili dorożkę na ósmą. 

Elise   musiała   położyć   najmłodsze   dzieci   spać.   Peder   musiał   usiąść   do 
lekcji. Ledwie to zrobił, weszli Evert i Kristian. Zdążyli się przywitać z 
gośćmi i państwo Ringstad zaczęli się ubierać.

Elise   spojrzała   na   nich   zdziwiona,   poszła   po   Jensine,   żeby   mogli 

powiedzieć jej „dobranoc".

- Już się państwo ubieracie? - spytała. Pani Ringstad uśmiechnęła się.
- Starzy ludzie potrzebują trochę więcej czasu. Peder porzucił zeszyty i 

stanął za Elise.

- Wcale nie jest pani stara, tak uważam, pani Ringstad. Pani Ringstad się 

uśmiechnęła, wyraźnie mile zaskoczona.

- Tak uważasz? Miło mi to słyszeć, Peder.
- Nie jesteś stara, tylko trochę dziwna - dodał, tłumacząc
Pan Ringstad roześmiał się, czochrając mu włosy:
- No to macie coś wspólnego, Peder!

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Kiedy   tydzień   później   Elise   pośpiesznie   szła   przez   most   podczas 

przerwy   na   obiad,   zobaczyła,   jak   w   drzwiach   kuchennych   znika   jakiś 

background image

mężczyzna   i   kobieta.   Zwolniła   tempo.   Jeśli   Hilda   ma   gości,   to   może 
powinna wrócić do kantoru.

A  może   to   po   prostu   ludzie   z   misji?   Często   odwiedzali   mieszkania 

robotników, żeby znaleźć tych najbardziej potrzebujących. Mógł to też być 
inspektor epidemiologiczny, który sprawdzał, czy ktoś z domowników ma 
suchoty.   W   końcu   mógł   to   też   być   ktoś,   kogo   znała   i   z   kim   się   z 
przyjemnością zobaczy.

Wahając się, szła dalej. W razie czego znajdzie jakiś pretekst, uda, że ma 

do przekazania Hildzie wiadomość, i zaraz wyjdzie.

Z wewnątrz dochodziły głosy dzieci i śmiech. Jeśli byli to ludzie z misji 

albo   inspektor,   to   Hilda   posłałaby   dzieci   do   pokoiku,   żeby   nie 
przeszkadzały. Elise weszła po dwóch schodkach i zajrzała przez okno. 
Wtedy, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, spostrzegła Sebastiana. Stal 
razem z Hugo i Isakiem i skakał z radości. Przez otwarte drzwi do pokoju 
widziała zarys postaci, pewnie byli to państwo Stangerud.

Radosna otworzyła drzwi i weszła.
- Sebastian! - zawołała. Uklękła i wyciągnęła do niego ręce. Jak tylko ją 

zobaczył,   ruszył   do   niej   biegiem,   tak   że   uderzył   głową   o   jej   brodę. 
Przestraszony spojrzał do góry, złapał się za głowę, ale po chwili już się 
śmiał i tulił do Elise, a ona podniosła go i trzymając na ręku, powiedziała:

-   Jak   dobrze   cię   znów   widzieć,   Sebastianie.   Tak   się   cieszę.   Pani 

Stangerud stanęła w drzwiach.

-   Dzień   dobry,   pani   Ringstad.   Posłuchaliśmy   pani,   uznaliśmy,   że 

Sebastian   powinien   się   spotkać   z   dziećmi.   Wiedzieliśmy,   że   zwykle 
odwiedza pani siostrę o tej porze dnia, więc przyjechaliśmy prosto tutaj.

-   Jestem   pani   bardzo   wdzięczna,   pani   Stangerud.   Tęskniliśmy   za 

Sebastianem. Kiedy wróciłam do domu bez niego, Peder miał mi to bardzo 
za złe, zaczął pouczać mnie, co jest w życiu najważniejsze. Nie rozumiał, 
jakie to ważne dla dziadków móc się cieszyć wnukiem, myślał tylko o nas.

Pani Stangerud uśmiechnęła się.
- Wieczorem chcemy zajrzeć na Hammergaten, tak żeby Sebastian mógł 

zobaczyć się z chłopcami i małą Jensine. O ile to pani pasuje?

Kobieta zawahała się. Elise wiedziała, czego się lęka. Pewnie wolałaby 

uniknąć spotkania z Emanuelem po tym, co się wydarzyło.

- Emanuel prowadzi teraz sklep, wraca do domu późno. Chłopcy i ja 

jesteśmy w domu mniej więcej w tym samym czasie.

Elise zauważyła wyraz ulgi na twarzy pani Stangerud.
- Nie zostaniemy długo. Sebastian musi iść spać. Zatrzymaliśmy się w 

tym samym pensjonacie co poprzednio.

background image

Elise weszła do kuchni, podeszła do rogu, gdzie - zawinięta w brunatny 

papier i zawiązana sznurkiem - stała duża paczka.

- Mam do pani prośbę, pani Ringstad. Zrobiliśmy niedawno generalne 

porządki, odłożyłam trochę ubrań, które nie są już nam potrzebne. Pani 
zna miejscowych ludzi, na pewno pani wie, czy ktoś potrzebuje ciepłych 
ubrań na zimę. Zwykle wkładam wszystko do świątecznych koszy Armii 
Zbawienia, ale przed świętami pewnie już nie będziemy  w Kristianii - 
powiedziała   pani  Stangerud   i  odwracając  się   do  Elise,   dodała:  -  Mogę 
panią o to prosić? Może coś z tego będzie można przerobić na ubranka dla 
dzieci?

- Wszystko przejrzę, na pewno nie będzie trudno znaleźć chętnych - 

odpowiedziała Elise, czując, jak ogarnia ją fala ciepła.

- Tak  też   myślałam.   Zawieziemy   to   pani  do   domu,   będziemy   jechać 

dorożką.

Hilda zaczęła pośpiesznie nastawiać kawę, Elise pomogła jej nakryć stół 

w pokoju. Nie zdąży dzisiaj zjeść obiadu, ale znała Hildę i wiedziała, że na 
pewno ją czymś poczęstuje.

Ku jej zdziwieniu Hilda wniosła duży półmisek pełen placków z mąki 

ryżowej, tłumacząc, że wczoraj, w niedzielę, miała gości. Elise domyślała 
się kogo.

- Kiedy rano zaczął padać śnieg, poczułam się w świątecznym nastroju - 

opowiadała Hilda. - Postanowiłam zrobić świąteczną leguminę ryżową - 
dodała.

Elise nie bardzo chciało się w to wierzyć, ale nic nie powiedziała. Może 

legumina należała do ulubionych dań majstra? Hilda pewnie upiekła placki 
przed przyjściem Elise i chciała schować kilka dla chłopców, kiedy wrócą 
ze szkoły. Teraz niewiele im zostanie.

Państwo   Stangerud   byli   w   dobrym   nastroju,   opowiadali   o   różnych 

zabawnych rzeczach, które Sebastian powiedział czy zrobił. Wydawało się, 
że jest im dobrze razem Elise miała nadzieję, że Signe nie będzie chciała 
go im odebrać, chłopcu lepiej było u dziadków.

Widziała też, jak ładnie chłopcy się bawili w trójkę. Aż dziwne, że takie 

małe dzieci tak się lubiły, dzieci w tym wieku często wolały się bawić 
same.

Kiedy   wróciła   do   kantoru,   nastrój   jej   dopisywał.   Cieszyła   się,   że 

Sebastian   dobrze   się   czuł.   Była   zadowolona,   syta,   a   wieczorem   mieli 
przyjść Stangerudowie z Sebastianem i wielką paczką ubrań! Nie miała 
wątpliwości, że odzież przeznaczono dla dzieci i dla niej. Pani Stangerud 
wspomniała o potrzebujących i Armii Zbawienia, żeby Elise nie czuła się 

background image

skrępowana, przyjmując ją od niej.

Kiedy odwieszała chustę, wszedł majster.
- Zdążyła pani dzisiaj zjeść obiad, pani Ringstad? Najwyraźniej on też 

był w dobrym humorze.

- Tak, jadłam placki ryżowe.
- Widziałem, że zostało jeszcze dużo leguminy - roześmiał się majster.
W tym momencie zauważył pannę Johannessen, która stała przy pulpicie 

i patrzyła w ich stronę.

Elise   przestraszyła   się   bezmyślności   -   własnej,   ale   także   majstra. 

Oczywiście   nie   powinna   mówić   nic   o   plackach,   „potwór"   mógł   ich 
usłyszeć! Pośpiesznie podeszła do swojego miejsca, nie chcąc przedłużać 
rozmowy. Wiedźma była groźna, mogła zdradzić Hildę.

Ledwie majster zniknął, podeszła do niej panna Johannessen.
- O co chodziło z tą leguminą?
Ku swojemu niezadowoleniu Elise poczuła, że się czerwieni. A powinna 

raczej   być   zła,   bo   panna   Johannessen   mogła   sobie   darować   tę 
dociekliwość.

-   Majster   pewnie   chciał   powiedzieć,   że   moja   siostra   zrobiła   dużo 

leguminy ryżowej, tak że zostało jej jeszcze na placki.

Panna Johannessen patrzyła na nią przenikliwym wzrokiem.
- Majster zna pani siostrę?
- Tego... nie wiem. Pewnie wie, kim jest, pracowała jako pomocnica w 

fabryce.

Panna Johannessen roześmiała się metalicznym, sztucznym śmiechem.
- Jeśli majster miałby znać wszystkie pomocnice pracujące w fabryce, 

na nic już nie starczyłoby mu czasu.

Elise chwyciła się ostatniej deski ratunku.
- Bardzo nam współczuł, kiedy nasz. ojciec zginął, a mama zapadła na 

suchoty. To dzięki niemu znalazło się dla niej miejsce w sanatorium.

Panna Johannessen uniosła brwi.
-   Coś   podobnego!   Jeśli   rzeczywiście   pomaga   wszystkim   pijakom   i 

suchotnikom,   to   lepiej   rozumiem,   dlaczego   ciągle   jest   taki   zajęty.   Nie 
wiedziałam, że zajmuje się dobroczynnością. Rozumiem, że wtedy to pani 
zwróciła się do niego o pomoc?

Elise  czuła,   że  serce  podchodzi jej  do  gardła   ze  zdenerwowania,   ale 

zmusiła się do zachowania spokoju.

- Możliwe, panno Johannessen. Prawdę mówiąc, już tego nie pamiętam. 

Przypominam  sobie   tylko,   jaka   byłam  wtedy   zrozpaczona,   bo   mama   z 
każdym dniem czuła się gorzej - odparła Elise. Usiadła na krześle i wyjęła 

background image

papiery, nad którymi miała pracować.

Panna Johannessen pomaszerowała na swoje miejsce zła, z podniesioną 

głową. Nie zadowoli się takim wytłumaczeniem.

Kiedy  Elise wróciła  z Hugo do domu,  domyślała się,  że dziadkowie 

Sebastiana pewnie już przyszli. Dobrze, że chłopcy byli w domu, w pokoju 
paliło się światło!

Peder podbiegł do niej podniecony.
- Wiesz, co?! - wołał radośnie. - Był u nas Sebastian! Nie zapomniał 

nas! Śmiał się, kiedy wszedł, i od razu pobiegł do pokoju, jakby wciąż tam 
mieszkał. Potem bawił się z Jensine.

- Już ich nie ma? Peder pokręcił głową.
- Musieli iść. Sebastian musiał iść spać, tak mówili. Zobaczył pudełko z 

ciastkami i zjadł dwa.

Elise spojrzała na niego przestraszona:
- Pozwoliliście mu jeść świąteczne ciasteczka?
- Tylko dwa, odstąpiliśmy mu swoje - powiedział Peder z poczuciem 

winy.

Elise nic nie odpowiedziała, obiecała im przecież, że dostaną wieczorem 

po ciastku.

- I wiesz, co jeszcze?  Przynieśli ogromną paczkę z ubraniami,  które 

mamy dać biednym. Pomyślałem, że może... - powiedział i zamilkł.

Elise  próbowała  przekonać   ich,  że  nie  są   biedni,   że  jest  wiele  osób, 

którym wiedzie się gorzej od nich, tak im zwykle tłumaczyła. Doskonale 
jednak rozumiała, co Peder miał na myśli.

- Najpierw zobaczymy, co tam jest.
Wszyscy zebrali się wokół kuchennego stołu, kiedy uroczyście zaczęła 

rozwiązywać   sznurek   i   ostrożnie   rozpakowywać   paczkę.   Hugo   stał   na 
jednym z taboretów, trzymając się Everta, a Kristian trzymał Jensine na 
ręku.

- Nie grzeb się tak, Elise! - ponaglił Peder zniecierpliwiony. Kristian 

spojrzał na niego:

- Spokojnie, Peder! Śpieszysz się na pociąg?
- Na pociąg? O co ci chodzi? - spytał Evert zdziwiony.
- Głupi jesteś? Tak się mówi, kiedy ktoś się śpieszy. Evert patrzył na 

Pedera.

- Nie  przejmuj  się,  Peder, Kristian  też  nie  może  się  doczekać, tylko 

udaje, że nie.

W końcu Elise zdjęła papier. Zrobiła duże oczy. Sukienka! W pięknym 

niebieskim kolorze, z mięciutkiej wełenki! Przyłożyła ją do siebie, chyba 

background image

powinna pasować, wyglądała na prawie nieużywaną! Jak pani Stangerud 
mogła „nie chcieć" takich rzeczy?

- I kurtka dla mnie! - zwołał Peder, wyciągając kurtkę z błyszczącymi 

guzikami. Nie miała łat na łokciach, wyglądała jak nowa.

- Są spodnie dla mnie! - wołał podniecony Kristian. Posadził Jensine na 

podłodze i przyłożył do siebie spodnie. - Są w sam raz! Skąd wiedzieli, 
jakie spodnie noszę?

Peder odwrócił się do niego:
-   To   nie   są   ubrania   dla   nas,   tylko   dla   biednych.   Kristian   spojrzał 

przestraszony na Elise.

- To prawda, Elise? Nie są dla nas?
- Są. Pani Stangerud powiedziała, że mogę zrobić z nimi, co chcę. Nie 

wiedziała,   że   potrzebujemy   nowych   ubrań,   więc   pomyślała,   że   może 
znamy kogoś, komu się przydadzą.

- Przydałby mi się taki gruby sweter! - odezwał się stanowczo Evert. - W 

tym starym mnie przewiewa, zimno mi w klatkę piersiową.

-   Są   też   skarpety   i   rękawice   dla   wszystkich   -   powiedziała   Elise 

zachwycona.   -   I   pończochy   dla   mnie.   Dobrze   się   składa,   bo   moje   są 
przetarte.

Kristian patrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Czemu spakowali wszystkie swoje ubrania i oddali je nam?
- Robili generalne porządki i wyrzucali niepotrzebne rzeczy.
- Wyrzucali? Jak to?
- Pani Stangerud mówiła, że zwykle wkłada ubrania do świątecznych 

koszy Armii Zbawienia, ale nie będzie miała już czasu, żeby przyjechać do 
Kristianii przed świętami.

- Ale dlaczego oddają swoje ubrania?
-   Bo   mają   więcej,   niż   potrzebują.   Chłopcy   patrzyli   na   nią   wielkimi 

oczami.

- Są aż tak bogaci?
Na zewnątrz rozległy się kroki, Emanuel szarpnął drzwi.
- Do licha, co za pogoda!
Ostatnio zawsze tak mówił, wchodząc. Nagle stanął:
- Co tu się dzieje?
Peder pokazał mu swoją nową kurtkę.
- Dostaliśmy ubrania od babci i dziadka Sebastiana! Patrz, co dostałem! 

Kurtkę z błyszczącymi guzikami i bez łat na łokciach!

Emanuel spojrzał na Elise i zmarszczył czoło.
- Stangerudowie tu byli? - spytał, a jego głos brzmiał złowrogo.

background image

Ełise przytaknęła, odwracając się do niego. Pewnie nie podobało mu się, 

że przyjęli używane ubrania od rodziców Signe. Miała nadzieję, że wróci 
nieco później.

- Byli tu z Sebastianem, chcieli, żeby zobaczył się z dziećmi. Ubrania 

właściwie   nie   są   dla   nas,   tylko   dla  Armii   Zbawienia.   Pani   Stangerud 
prosiła, żebym się tym zajęła. Powiedziała, że mogę zrobić z nimi, co 
zechcę.

- A ty po prostu rozdzieliłaś wszystko między siebie i dzieci? Widzę, że 

wzięłaś sukienkę Signe, którą miała na sobie na Boże Narodzenie.

Elise poczuła się zawiedziona, ale postanowiła się bronić.
- Nawet nie wiesz, jak trudno jest mi związać koniec z końcem.
-   Dostałaś  z   Danii   sto   czterdzieści  siedem  koron   za   swoją   książkę   i 

dwadzieścia koron zaliczki za książkę dla dzieci, a nie stać cię, żeby kupić 
ubrania dla siebie i dzieci?

Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymała się. Nie 

chciała mówić, co myśli. Jeśli okaże się, że Emanuel ma jakąś przewlekłą 
chorobę   i   nie   będzie   mógł   pracować,   musi   mieć   coś   w   rezerwie.   On 
najwyraźniej w ogóle o tym nie myślał, a Elise nie chciała pozbawiać go 
radości związanej z nowym zajęciem.

Zdziwiona zauważyła, że znów zniknął. Czyżby tak się zdenerwował 

ubraniami?

Wbiegła   do   pokoju   i   wyjrzała   przez   okno,   żeby   zobaczyć,   dokąd 

poszedł. Przed bramą stał wóz z koniem, woźnica zdejmował właśnie dużą 
paczkę. W migoczącym świetle latarni zobaczyła, jak Emanuel wyjmuje 
portfel i płaci mu, następnie chwyta pakunek i zaczyna dźwigać go do 
domu.

Pośpiesznie   wróciła   do   kuchni,   ciekawa,   co   przyniesie,   nie   chciała 

jednak, żeby się domyślił, że go podglądała.

Kristian bacznie się jej przyglądał.
- Dlaczego Emanuel wyszedł?
- Poszedł po coś.
Kristian patrzył na nią, nie rozumiejąc.
- Wrócił na Maridalsveien, tak?
Elise nie chciała nic mówić. Jeśli Emanuel miał dla nich niespodziankę, 

nie chciała pozbawiać go przyjemności.

- Nie wiem, dokąd poszedł. Może poszukać Puszka.
- Puszek leży na skrzyni i mruczy.
- To dziwne - powiedziała Elise i nagle się zaniepokoiła. - Pójdę go 

poszukać - rzuciła szybko, nie chcąc, żeby chłopcy wybiegli na dwór.

background image

Na dworze była szarówka, padało, ale z kuchennego okna padało słabe 

światło. Nie mogła go dostrzec, dziwiła się, że tyle czasu zajęło mu dojście 
z bramy do domu. Co prawda paczka wyglądała na ciężką, może musiał 
przystanąć i odpocząć po drodze. Odwróciła się i weszła z powrotem.

Chłopcy śledzili ją wzrokiem, z pewnością zauważyli jej niepokój.
- Czemu nie przychodzi?
-   Nie   wiem.   Widziałam,   że   przed   naszą   bramą   stoi   wóz.   Miałam 

wrażenie, że Emanuel coś niesie, może rzeczy do sklepu.

Zawiózłby   je   do   sklepu,   pomyślała.   Paczka   miała   pewnie   być 

niespodzianką.

W  końcu   usłyszała   kroki.   Elise   pośpieszyła   otworzyć   drzwi.  Wszedł 

Emanuel, ale bez paczki. Był mokry, miał brudne ręce i ubranie i sprawiał 
wrażenie zmieszanego.

- Przewróciłem się.
Elise spojrzała na niego przestraszona.
- Potknąłeś się po ciemku?
- Nie, nogi się pode mną ugięły. Dźwigałem paczkę, pewnie dlatego - 

dodał szybko.

- Pada deszcz. Mam ją przynieść?
- Jest ciężka, niech chłopcy ci pomogą.
Chłopcy wybiegli podnieceni, Hugo i Jensine zostali w domu. Tuż za 

rogiem widać było coś dużego i ciemnego, leżącego na żwirze. Peder i 
Elise chwycili jeden koniec paczki, Kristian i Evert - drugi.

- Nie jest taka ciężka! - powiedział Kristian zdziwiony. - Sam dałbym 

radę ją nieść.

Elise musiała przyznać mu rację, paczka była lżejsza, niż wyglądała.
Poczuła   przypływ   przygnębienia.   Emanuel   nie   upad!   pod   ciężarem 

paczki,   lecz   dlatego,   że   coś   mu   dolega.   Ostrożnie   wnieśli   paczkę   do 
środka. Kiedy weszli do kuchni, Hugo i Jensine płakali, Emanuela nie było 
nigdzie widać. Elise pośpiesznie wkroczyła do pokoju.

Emanuel leżał na kanapie, przykryty kocem robionym na szydełku przez 

jego matkę. Podeszła do niego i spytała spokojnie:

- Źle się czujesz?
- Raczej dziwnie. Czuję jakieś kłucie w rękach i w nogach. Do pokoju 

wpadł Peder.

- Co jest w tej paczce? To dla nas?
- To stojak na fajki. Kupiłem go bardzo korzystnie od Paula Georga.
Ostatnie zdanie skierowane było najwyraźniej do niej.
- Możemy odpakować?

background image

- Tak, ale ostrożnie.
Nigdy by im na to nie pozwolił, gdyby nie był chory, pomyślała Elise i 

wyszła do kuchni przypilnować, żeby nie zrobili czegoś nie tak jak trzeba. 
Znalazła nożyczki i pozwoliła Pederowi przeciąć sznur. Potem wszyscy 
razem   zdjęli   ostrożnie   papier.   Elise   rozumiała   podniecenie   chłopców. 
Drugi raz tego samego dnia odpakowywali paczkę, a nieczęsto zdarzało 
się im dostawać prezenty. Nawet Hugo i Jensine przestali płakać i szeroko 
otwartymi oczami przyglądali się temu, co się działo.

Znów   poczuła   się   przygnębiona.   Nawet   jeśli   Emanuel   kupił   stojak 

korzystnie   od   Paula   Georga,   to   nie   był   im   potrzebny.   Te,   które   Elise 
widziała w oknach sklepowych, kosztowały więcej, niż wynosiły dwu-, a 
może nawet trzymiesięczne zarobki Emanuela. A on uważał, że powinna 
ze swoich zarobków kupować ubrania dla siebie i dla dzieci! Kto miał 
opłacać czynsz, kupować naftę, opał i żywność?

Kiedy zobaczyli, co jest w środku, cała trójka oniemiała. Stojak na fajki, 

który   można   było   przymocować   do   ściany,   był   zrobiony   z   pięknego, 
wypolerowanego   ciemnobrązowego   drewna,   miał   bogato   rzeźbione 
krawędzie,   zarówno   górną,   dolną,   jak   i   te   po   bokach.   Z   każdej  strony 
wyrzeźbiona była głowa mężczyzny widziana z profilu, a na haczykach 
wisiały fajki, jedna obok drugiej. Była nawet długa fajka z przykrywką, 
może wręcz ze srebra! Wszystko to musiało kosztować majątek!

Nawet Peder milczał, dopiero po chwili wróciła mu mowa.
- Sprzeda je tym bogaczom po drugiej stronie? - spytał. Peder nadal 

dzielił ludzi na tych mieszkających na wschodnim i na zachodnim brzegu 
rzeki, mimo że Hammergaten leżała po tej „właściwej" stronie.

- Nie, to jest jego. Kupił stojak od Schwenckego, bardzo tanio.
Peder posłał Elise zdziwione spojrzenie.
- Jak to? - spytał.
- Bo Schwencke dużo zarabia w swoim sklepie i chciał być miły dla 

Emanuela.

Twarz Pedera rozpromieniła się.
- Może Emanuel też stanie się taki bogaty jak on? Teraz, ma własny 

sklep?

Elise uśmiechnęła się, nie zdradzając swoich myśli.
- Kto wie? - powiedziała.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Była już połowa grudnia, kiedy obudzili się rano, a na dworze szalała 

śnieżyca.

Kristian wyjrzał przez okno.
- Już siódmy raz w tym roku pada śnieg, lecz teraz poleży do końca 

zimy!

Peder i  Evert  skakali i tańczyli,  żeby   się  rozgrzać,  ale  i  z radości z 

powodu padającego śniegu.

Elise wyjęła chleb i bańkę z mlekiem z szafki.
- Na pewno jeszcze przyjdzie odwilż.
- Skąd wiesz? - spytał, odwracając się do niej.
- Bo kiedy ludzie zaczynają piec na święta, wtedy zwykle na dworze 

robi się cieplej.

- Wszyscy pieką na święta?
- Ci, którzy mają służbę albo pracują cały dzień, nie pieką. Poza tym to 

kosztuje, zwykłych ludzi, takich jak my, nie stać na to, żeby kupić mąkę, 
jaja i cukier.

Peder   przestał   skakać   i   tańczyć,   podszedł   do   okna   i   zaczął   utykać 

kawałki wełny w szczelinie między oknem a parapetem tak, jak Elise go 
prosiła. Zimno ciągnęło także od podłogi, wdzierało się przez szpary w 
drzwiach i oknach, powodując uciążliwy ból pleców i karku. Na szybie 
mróz   zostawił   swoje   rysunki,   niczym   świąteczne   dekoracje,   ale   i 
przypominał o temperaturze na zewnątrz.

background image

Kristian westchnął.
- Będę się cieszył, kiedy święta już miną. Pomagać teraz woźnicy to 

ciężka praca. Robi mi się gorąco, pocę się od noszenia paczek. Pomagam 
ludziom wciągać choinki na wóz, a nogi mi marzną, stopy mam zimne jak 
lód.

-  Wchodzisz   do   nich   do   domu?   Możesz   zobaczyć,   jak   mieszkają?   - 

spytał Evert, patrząc na niego.

Kristian przytaknął.
- Niektórzy mieszkają w domach, które wyglądają jak pałace. Mają dużo 

pokoi, wiszą w nich wielkie żyrandole i lustra w złotych ramach, są tam 
pięknie   wypolerowane   komody,   miękkie   kanapy   z   poduszkami   i 
błyszczące białe piece, które sięgają do sufitu. Mężczyźni chodzą na co 
dzień   w   białych   koszulach,   mają   okulary   w   złotych   oprawkach,   a   w 
kieszeniach złote zegarki. Chyba zarabiają więcej niż król - powiedział, a 
Peder i Evert stali cicho i mieli szeroko otwarte oczy.

Elise pomyślała, że kupi w tym roku małe drzewko, pod którym dla 

każdego znajdzie się drobny prezent. Emanuel miał rację, zbyt ostrożnie 
wydaje   pieniądze,   które   zarobiła   na   książkach.   Sam   wydawał   dużo, 
kupował towary do sklepu, a teraz wydał też sporo na stojak do fajek, 
nigdy jednak nie dokładał się do jedzenia czy czynszu. Od czasu wizyty 
państwa Stangerud nie miał jednak żadnych nowych nawrotów słabości i 
Elise przestała się w końcu bać, że znów zachoruje i nie  będzie mógł 
pracować.

- Peder, idź sprawdź, czy Emanuel się obudził! Mówił, że chce dzisiaj 

wcześnie wstać, bo spodziewa się dostawy towaru.

Peder natychmiast posłuchał.
Zaraz jednak znów zbiegł po schodach.
- Emanuel jeszcze nie wstaje, tak mówi. Chyba źle się czuje. Spojrzała 

na niego zdziwiona. Szybko posmarowała kromkę

chleba dla Hugo i zaczęła gotować kaszę dla Jensine.
- Zjadaj szybko, zaraz musisz wychodzić do szkoły! Dasz radę zawieźć 

Jensine do pani Jonsen, Kristian? Skoro Emanuel jeszcze śpi?

Kristian przytaknął. Pewnie uważał, że mógł to zrobić Emanuel, skoro 

miał tyle czasu.

Kiedy cała czwórka w końcu wyszła z domu, Elise ubrała
Hugo  i  sama   przygotowała   się   do  wyjścia.  Nie   zaglądała   jeszcze  do 

Emanuela.   Pójdzie   na   górę   i   spyta,   czy   ma   dołożyć   do   pieca,   zanim 
wyjdzie.

- Zaczekaj tu, Hugo, a ja pobiegnę na górę do tatusia. Zaraz wrócę.

background image

Był   tak   grubo   ubrany,   że   na   pewno   nie   dałby   rady   wdrapać   się   po 

schodach, a ona nie miała czasu wnosić go na górę. Emanuel leżał niemal 
cały schowany pod pierzyną.

- Emanuelu? Naprawdę źle się czujesz? Usłyszała jakby chrząknięcie.
- Kristian zaprowadzi Jensine do pani Jonsen. Dołożyć drew do pieca 

przed wyjściem?

- Poproszę.
- Spodziewałeś się dzisiaj dostawy towaru do sklepu?
- Zaraz wstanę, jeszcze tylko chwilę.
- Muszę biec, Hugo stoi i czeka na mnie w kuchni, już wpół do ósmej.
Elise pośpieszyła na dół, dołożyła drew do ognia, zła, że Emanuel leży i 

ociąga się ze wstaniem, tym bardziej że wiedział, że oczekuje dostawy. 
Wyniosła Hugo, żeby posadzić go w wózku.

Śniegu   było   więcej,   niż   się   spodziewała,   nie   da   rady   pchać   wózka. 

Denerwując się, że się spóźni, poszła po sanki, które chłopcy dostali od 
Asbjorna, i posadziła na nich Hugo.

- Musisz się dobrze trzymać, żeby nie spaść - uprzedziła malca.
Droga była nieodśnieżona i Hugo po chwili był już cały w śniegu, zaczął 

płakać.   Pocieszała   się,   że   na   Maridalsveien   na   pewno   będzie   lepiej, 
półtorej   godziny   temu   przechodzili   tamtędy   robotnicy,   śpieszący   do 
fabryki.

W tak krótkim czasie nie mogło napadać aż tyle śniegu.
Po chwili droga rzeczywiście zrobiła się lepsza, ale Hugo płakał cały 

czas. Najwyraźniej bał się, że spadnie, a kiedy pochylał się do przodu, 
żeby lepiej chwycić się sanek, śnieg sypał mu się na twarz. Na pewno też 
doskwierało mu zimno.

Brzeg jej sukni zesztywniał od śniegu i mrozu. Kiedy wreszcie dotarła 

do domku majstra, była spocona i zmęczona. Hilda powitała ją na progu:

- Późno dzisiaj przychodzisz! Jest już pięć po ósmej.
- Boże, panna Johannessen nie daruje mi tego!
Wzrok Hildy padł na sanki i siedzącego na nich zapłakanego i mokrego 

od śniegu Hugo.

- Chyba zrozumie, że w taką pogodę jest ci trudno. Elise wzięła Hugo i 

zaniosła go do pokoju.

- Panna Johannessen w ogóle nic nie rozumie. Nie chce rozumieć. A tak 

przy okazji to muszę ci powiedzieć, żebyś była ostrożna. Mam wrażenie, 
że ona interesuje się majstrem. Kiedyś zaczęła mnie o ciebie wypytywać. 
Jakaś jej koleżanka widziała, jak którejś niedzieli wchodził tu mężczyzna. 
Kiedy powiedziałam jej, że to pewnie był pan Wang-Olafsen, wyraźnie jej 

background image

ulżyło.

Hilda roześmiała się.
-   Że   też   tej   starej   wiedźmie   wydaje   się,   że   miałaby   jakąś   szansę   u 

Paulsena!

- Nie śmiej się. Jeśli odkryje prawdę, skrupi się to na tobie.
-   Przepraszam.   Postaram   się   zachować   większą   ostrożność.   Biegnij, 

Elise. Zajmę się Hugo.

Panna Johannessen stała w drzwiach, kiedy Elise weszła.
-   Szkoda,   że   nie   obowiązują   tu   takie   same   zasady,  jakie   obowiązują 

robotników!  -  powiedziała   lodowatym  głosem,   patrząc   na  nią   zimno.   - 
Wtedy zamknęłabym drzwi i otworzyła dopiero podczas przerwy na obiad, 
a pani potrącono by pół dniówki z wypłaty.

- Przykro mi, panno Johannessen. Śnieg był nieodgarnięty, nie dałam 

rady przejechać wózkiem, musiałam wrócić po sanki. Hugo wrzeszczał 
całą drogę.

-   Nie   zauważyła   pani,   że   pada   śnieg?   -   spytała   panna   Johannessen 

drwiąco. - Należy obliczać czas, biorąc pod uwagę warunki pogodowe, 
pani Ringstad.

Elise przytaknęła.
- Przykro mi, ale mąż zachorował, zwykle to on odprowadza najmłodszą 

do naszej sąsiadki.

To nie była prawda, ale Elise musiała się jakoś ratować.
- Więc może nie należało rodzić tyle dzieci, pani Ringstad? Odnoszę 

wrażenie, że bierze pani na siebie więcej, niż jest w stanie udźwignąć.

Elise czuła, że robi się czerwona, czuła też, jak ze złości wali jej serce.
- Mam tylko dwoje własnych dzieci, panno Johannessen. Dwaj chłopcy 

to moi bracia, trzeciego przygarnęliśmy, bo nie miał nikogo. Gdyby więcej 
ludzi tak robiło, może byłoby mniej nieszczęścia w tej okolicy.

Panna Johannessen uniosła brwi.
-   Nieszczęścia,   w   tej   okolicy?   O   czym   pani   mówi?   -   powiedziała   i 

zaśmiała się szyderczo. - Chyba nie dała się pani nabrać na to, co opisano 
w tej książce, która niedawno wyszła? Autor judzi, to jakiś socjalista! - 
wyrzuciła z siebie to słowo jak jakieś najgorsze przekleństwo. - Podobno 
wczoraj się ukazała. Całe miasto o niej mówi. Autor opisuje niestworzone 
rzeczy,   które   nie   mają   nic   wspólnego   z   rzeczywistością,   chce,   żeby 
czytelnicy współczuli pijakom, ulicznicom i leniom, którym nie chce się 
pracować!   Najgorsze,   że   niektórzy   są   tak   naiwni,   że   skłonni   są   w   to 
uwierzyć   i   mogą   sobie   wyrobić   błędne   wyobrażenie   o   warunkach 
panujących w fabrykach. Mogą wręcz zacząć winić fabryki i majstrów za 

background image

nędzę w Fjerdingen i w Vaterlandzie, jakbyśmy my ponosili winę za to, jak 
tam ludzie żyją. Są sami sobie winni, skoro wydają wszystko na gorzałę 
albo sprzedają się za marne grosze! Cóż - zakończyła swoją przemowę - 
tym razem puszczę to pani płazem. Nadrobi pani spóźnienie po godzinach, 
ale   jeśli   to   się   powtórzy,   będę   musiała   poprosić   pana   Paulsena,   żeby 
poszukał   kogoś   innego   na   pani   miejsce.   Nie   możemy   robić   sobie 
zaległości, bo komuś nie chce się rano wstać - oznajmiła dobitnie panna 
Johannessen i pomaszerowała na swoje miejsce.

Elise pośpiesznie podeszła do pulpitu, czując, jak mocno bije jej serce. 

Wyszła jej książka! Może leżała już i czekała na nią w domu!

Boże, jak przeżyje ten dzień! A jeszcze musiała zostać po godzinach!
Powinna się zmartwić gromami pani Johannessen i jej pogróżkami, ale 

była w stanie myśleć tylko o książce.

„Całe   miasto   o   niej   mówi",   powiedziała   panna   Johannessen.   Może 

książkę wyłożono w oknach księgarni, a niektóre gazety zamieściły już 
recenzje? Gdyby mogła teraz pójść do księgarni, weszłaby i udając, że 
interesują ją inne książki, patrzyłaby, kto ją kupuje. Jeśli w ogóle ktoś ją 
kupował.

Wyobrażała sobie, jak obcy ludzie biorą do ręki jej książkę, zabierają ją 

ze   sobą   do   domu   i   czytają,   co   ona   napisała!   To   doprawdy   niezwykłe 
uczucie. Jak sen.

Po chwili jednak przypomniała sobie słowa panny Johannessen. Była 

zła, wstrząśnięta, oburzona. Powiedziała, że autor judzi. Że to socjalista, 
jakby   to   był   jakiś   trujący   gad.   Gdyby   wiedziała,   że   to   Elise   napisała 
książkę, pewnie by ją opluła.

Czuła   dziwny   niepokój,   pełzający   po   krzyżu.   Panna   Johannessen   na 

pewno nie była jedyną osobą, która tak reagowała. Ludzie się wściekną, 
oskarżą ją, że oczerniła właścicieli fabryk, nie zastanowiwszy się, jakie 
znaczenie fabryki miały dla gospodarki kraju i postępu, który dokonał się 
w   ostatnich   dziesięcioleciach.   Mogli   źle   zrozumieć   jej   opowiadania, 
uznać, że próbuje usprawiedliwiać dziwki i pijaków oraz ludzi, którym nie 
chciało się zarabiać na życie. Nie wiedzieli, że opisana przez nią rzeczy-
wistość dotyczy wielu tysięcy osób, którzy opuszczając swoje rodzinne 
strony,   nie   mieli   pojęcia,   jak   ich   nowe   życie   będzie   wyglądało.   Nie 
usprawiedliwiła ulicznic, próbowała tylko pokazać, że nie miały innego 
wyjścia. Nie usprawiedliwiła też pijaków, próbowała jedynie tłumaczyć, 
dlaczego   nie   radzili   sobie   z   życiem   i   szukali   zapomnienia   w   tanim 
bimbrze.

Zamiast próbować to zrozumieć, ludzie woleli uznać, że to wymyślone 

background image

historie.

Nagle   poczuła,   że   ktoś   się   jej   przygląda.   Kiedy   podniosła   wzrok, 

zobaczyła   współczujące   spojrzenie   Samsona.   Mrugnął   do   niej.   Szybko 
znów spuściła głowę, bojąc się, że panna Johannessen ich zauważy. Ale 
poczuła   się   lepiej.   Nie   wszyscy   byli   jak   „Potwór",   nie   wszyscy   też 
zareagują na książkę tak jak ona.

Gdy w końcu zrobiła się druga, zebrała się na odwagę i podeszła do 

panny Johannessen.

-   Przepraszam,   mogłabym   odpracować   spóźnienie   w   czasie   przerwy 

obiadowej, zamiast zostawać po godzinach?

Wyglądało na to, że Potwór zaprotestuje, ale nagle zmieniła zdanie.
-   Oczywiście,   pani   Ringstad,   ale   musi   pani   pracować   całą   przerwę. 

Może   pani  zacząć  wkładać  te  listy   do  kopert  i  adresować  je,  najpierw 
jednak musi pani zajść do Magdy na róg i kupić mi trzy ciastka po siedem 
ore. Niech zapisze to na mój rachunek.

Elise pośpiesznie zarzuciła na siebie chustę i wyszła w śnieżycę.
Przed   sklepem  Magdy   wiła   się   kolejka.   Sklepik   był  mały,  w   środku 

miejsca   starczało   dla   czterech,   pięciu   osób,   pozostali   musieli   stać   na 
schodach   albo   na   ulicy.   Dzisiaj   kolejka   zakręcała   aż   na   Sagveien.   Dla 
większości   robotnic   była   to   najlepsza   pora   na   zrobienie   zakupów.   Po 
skończonej   pracy   zwykle   śpieszyły   się   odebrać   najmłodsze   dzieci   ze 
żłobka, a potem biegły do domów, niepokojąc się, czy nic złego się tam 
nie wydarzyło.

Elise marzła, zresztą nie ona jedna. Spojrzała na stojących w kolejce 

ludzi: wszyscy trzęśli się z zimna, otulając się szczelnie chustami, kobiety 
były blade, zmęczone, chude i przemarznięte.

Nagle usłyszała, jak jedna ze stojących przed nią kobiet mówi:
- Magda powiedziała, że ją kupi i będzie nam pożyczać za pięć ore.
Druga kobieta odwróciła się do niej.
- Tak powiedziała? Stać ją na to? Na pewno kosztuje kilka koron.
-   Jeśli   wypożyczą   ją   wszystkie,   które   tu   pracują,   zarobi   jeszcze 

czterdzieści koron. Więcej, niż dostajesz za miesiąc pracy w fabryce.

Pierwsza z nich roześmiała się.
- Jeśli pożyczy ją osiemset osób, to znaczy, że wszyscy ją przeczytają.
- Nie wszyscy potrafią czytać. Poza tym nie wszyscy mają ochotę ją 

czytać.

- Dlaczego? To jest o takich ludziach jak my.
-   Właśnie.   Myślicie,   że   to   zabawne   o   tym   czytać?   To   dla   nas   nic 

nowego.

background image

- Mama mówiła, że tam jest o Mathilde. Czytała o tym w „Svaerta". 

Skąd ten pisarz wiedział, gdzie ona stała na tym moście? I skąd wiedział, 
że Oline dostała pracę w mieście?

- Mój wuj twierdzi, że nie napisał tego żaden pisarz, tylko jakiś lekarz 

albo policjant.

- Jezu. To już nigdy nie pójdę do żadnego doktora. Jeśli on donosi.
Drzwi sklepiku się otworzyły, wyszły dwie osoby. Kolejka posunęła się 

do przodu.

Elise skuliła się, chciała się schować, bała się, że ktoś zada jej jakieś 

pytanie   albo   powie   coś,   co   ją   zdekonspiruje.   Najchętniej   pobiegłaby   z 
powrotem   do   kantoru,   ale   nie   mogła   wrócić   bez   ciastek   dla   panny 
Johannessen. Poza tym paliła ją ciekawość, co kobiety mówią o książce.

- Ja chcę ją przeczytać. Jest tam też historia pomocnicy, która zaszła w 

ciążę z jednym z dyrektorów i urodziła dzieciaka. Ciekawa jestem, o kogo 
chodzi.

- Na pewno nie znajdziesz tam jej imienia. Mathilde i Oline też nie są 

wymienione z imienia.

-  Ale   można   się   domyślić.   Tyle   jest   tam   szczegółów,   że   nie   będzie 

trudno. Przeczytam ją, żeby przekonać się, czy mój wuj ma rację. Jeśli 
czegoś się dowiem, powiem wam.

- Co to da, że się czegoś domyślisz, i tak nie będziesz wiedziała na 

pewno. Do diabła, ale zimno! Zaraz chyba nos mi odpadnie! Nie mogą się 
pośpieszyć?

Elise zesztywniała z zimna, kiedy wreszcie nadeszła jej kolej. Kobiety 

nie rozmawiały więcej o książce, ale była pewna, że mówiły o Podciętych 
skrzydłach. Nie mogła się doczekać, kiedy wróci wieczorem do domu i 
sprawdzi, czy już ją dostała.

Panna Johannessen szykowała się do udzielenia jej kolejnej reprymendy, 

ale opamiętała się, kiedy zobaczyła jej zmarzniętą twarz i przemoczone 
ubranie.

-   Widzę,   że   była   dzisiaj   kolejka   -   wymamrotała,   chociaż   dobrze 

wiedziała, że do sklepiku Magdy zawsze ustawia się kolejka.

Kiedy dobrą chwilę później panna Johannessen zniknęła w gabinecie 

majstra, Samson wykorzystał to i podszedł do niej.

- Proszę nie brać tego do siebie, pani Ringstad. Mam na myśli to, co 

mówiła o książce. To wynika z niewiedzy.

Elise przytaknęła poważnie.
- To właśnie jest przerażające. Ludzie nie mają pojęcia, jak nam się żyje, 

i nie chcą tego wiedzieć.

background image

Uśmiechnął się do niej pocieszająco.
- Proszę się nie poddawać. Z czasem to zrozumieją, ale to musi potrwać. 

Może potrzebna będzie rewolucja?

Elise spojrzała na niego przerażona.
- Rewolucja? To przecież to samo co wojna!
-  Aż   tak   źle   nie   musi   być.   Wystarczy   zastrajkować   raz,   może   dwa. 

Ludzie, którzy coś mają, nie chcą się dzielić tym z innymi.

- Ja znam takich, którzy chcą. Kiedy przychodzą do mnie goście, a nie 

mam   ich   czym   poczęstować,   pani   Jonsen   daje   mi   ciasteczka,   ostatnio 
nawet   nie   chciała,   żebym   jej   oddawała.   Pewna   pani,   którą   znam, 
przyniosła   całą   paczkę   ubrań,   prawie   nieużywanych.   Nie   sądzę,   żeby 
chciała je wyrzucić, oddała je, bo pragnęła nam pomóc.

- Może miała wobec pani dług wdzięczności?
Elise zamyśliła się. Samson miał rację. Pani Stangerud postąpiła tak, bo 

chciała podziękować jej za te tygodnie, kiedy opiekowała się Sebastianem.

-   Proszę   nie   przejmować   się   zachowaniem   panny   Johannessen.   Ona 

sama najbardziej na tym cierpi. Jak można cały czas się złościć. Musi jej 
być źle.

Elise przytaknęła. Jak to dobrze, że znalazł się ktoś, kto ją rozumiał!
- Chyba wiem, skąd się bierze jej wybuchowość - powiedział Samson, 

nachylając się do niej. - Odkryłem, że jest zakochana w panu Paulsenie.

- Jak pan do tego doszedł? - spytała Elise, czując, że robi się czerwona 

na twarzy.

-   Proszę   zauważyć,   jak   wygląda,   kiedy   wychodzi   z   jego   gabinetu! 

Czasem sprawia wrażenie przygnębionej, innym razem płoną jej policzki, 
a oczy błyszczą. Pewnie marzy się jej, że któregoś dnia zostanie panią 
Paulsen. Współczuję mu - dodał, śmiejąc się.

Elise nie zdołała się uśmiechnąć, myślała o Hildzie.
- Przypuszcza pan, że on jest nią zainteresowany? Samson znów się 

zaśmiał.

- Potworem? Aż tak złego gustu chyba nie ma. Od wielu lat jest sam, 

więc z pewnością był z niejedną kobietą. Poza tym na pewno nie ożeni się 
z   kobietą,   która   jest   biedna.   Chyba   pani   wie,   że   ludzie   bogaci   rzadko 
poślubiają kogoś z innej warstwy.

Drzwi   od   gabinetu   majstra   nagle   się   otworzyły   i   wyszła   panna 

Johannessen. Miała czerwone policzki, ale oczy jej nie błyszczały. Elise 
odniosła wrażenie, że jest bliska płaczu. Samson wrócił pośpiesznie na 
swoje miejsce, ale było już za późno.

- Co to ma znaczyć? - padło pytanie. Jej głos był ostry jak nóż.

background image

- Chciałem tylko pokazać coś pani Ringstad - powiedział Samson, a w 

jego głosie brzmiał strach. On też pewnie bał się zwolnienia.

- Zakładam, że miało to coś wspólnego z pracą, panie Samson?
- Oczywiście, panno Johannessen.
Elise wstrzymała oddech. Z pewnością zaraz zacznie go wypytywać i co 

on wtedy powie?

Ku jej zdziwieniu panna Johannessen podeszła do swojego pulpitu, nic 

więcej nie mówiąc. Elise odniosła wręcz wrażenie, że już o wszystkim 
zapomniała.   Wymieniła   spojrzenie   z   Sam-sonem.   Coś   musiało   się 
wydarzyć, coś, co sprawiło, że „Potwór" zapomniał o wszystkim dookoła.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Kiedy Elise tego wieczora skręciła w Hammergaten, zobaczyła, że w 

domu panują ciemności. Emanuel pewnie był jeszcze w pracy, skoro rano 
zaspał. Evert i Kristian też pewnie jeszcze nie skończyli, woźnica miał 
przed świętami dużo pracy, a Evert teraz, kiedy zrobiło się zimno, musiał 
przynieść znacznie więcej węgla ze szkolnej piwnicy. Ale co z Pederem?

background image

Nie zapomniała, że niedawno zbeształa go, sądząc, że roztrwonił całe 

popołudnie, zamiast odrabiać lekcje, a okazało się, że poszedł odwiedzić 
Emanuela.   Skoro   go   nie   było,   to   niewątpliwie   miał   jakiś   powód.   Nie 
zamierzała się denerwować, zanim wszystkiego się nie dowie.

W kuchni było ciemno i lodowato zimno. Nie rozebrała Hugo, tylko od 

razu zapaliła lampę naftową i zaczęła rozpalać w piecu.

Skoro  panował  taki  ziąb,  to  trochę  potrwa,  zanim  w domu  zrobi się 

cieplej. Nie zdjęła Hugo ani czapki, ani rękawiczek. Posadziła go na stołku 
przy oknie i zabezpieczyła krzesłem, żeby nie spadł. Dała mu do zabawy 
jakieś   sprzęty   kuchenne,   żeby   miał   się   czym   zająć.   Łyżki   się   do   tego 
świetnie nadawały, można było nimi bębnić.

Odsunęła   fajerki   na   kuchni   i   nastawiła   garnek   z   wodą,   kiedy   nagle 

usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Stanęła i zaczęła nasłuchiwać. Co to mogło 
być? Czyżby w domu zalęgły się szczury?

Nic jednak nie słyszała, może to tylko myszy albo właśnie szczury pod 

podłogą? Wyjęła z szafki kaszę, powąchała mleko i nalała trochę do kubka 
dla Hugo. Po Jensine pójdzie trochę później, w domu musiało się nagrzać, 
zanim   ją   tu   przyprowadzi.   Na   szczęście   drewno   było   suche   i   dobre. 
Otworzyła drzwi do pieca i dołożyła kilka szczap. Potem pójdzie i rozpali 
w piecu w pokoju, dopiero wtedy zrobi się ciepło. Z jakiegoś powodu ten 
dom był trudniejszy do ogrzania niż domek majstra, mimo że tutaj mniej 
ciągnęło, no i nie było tak wilgotno od rzeki.

Wtedy znów usłyszała ten dźwięk Jakby jęk czy westchnienie. Czyżby 

zapomniała wypuścić Puszka rano, przed wyjściem z domu? Czyżby został 
zamknięty gdzieś w domu? Szybko ruszyła po schodach na górę. Może 
chłopcy zapomnieli i zamknęli go na stryszku?

Otworzyła drzwi i głośno go przywołała, ale ani go nie słyszała, ani nie 

widziała. Zwykle przybiegał, jak tylko zawołała.

Dla pewności zerknęła jeszcze do sypialni. I aż podskoczyła.
- Emanuel?
W odpowiedzi usłyszała jęk. Szybko podeszła do łóżka.
- Jesteś chory? - spytała.
- Nie czuję się dobrze, Elise. Chyba musisz pójść po lekarza.
- Cały dzień tu przeleżałeś?
- Nie byłem w stanie wstać.
Emanuel odsunął kołdrę i spojrzał na nią bezradnie.
- Miałaś rację. Problem nie w tym, że coś mi nie odpowiada, tylko że 

jestem chory.

Czuła   się,   jakby   coś   w   niej   się   zatrzymało.   Mimo   że   właśnie   tego 

background image

przecież się obawiała i często o tym myślała, to teraz, kiedy usłyszała te 
słowa z ust Emanuela, przeżyła wstrząs.

- Zaraz pójdę i poszukam lekarza. Zaprowadzę Hugo do pani Jonsen.
- Chłopcy jeszcze nie wrócili?
- Nie, nie mam pojęcia, co się z nimi dzieje.
- Zaczekaj, aż przyjdą. Kilka minut nie ma znaczenia, skoro i tak leżę tu 

cały dzień.

- Nic nie jadłeś?
-   Nie,   jak   miałem   coś   zjeść,   skoro   nie   mogę   stanąć   na   nogach? 

Korzystałem z nocnika, mogłabyś go opróżnić?

Elise zrobiła to,  o co ją prosił. Jak  tylko wróciła do kuchni,  szybko 

przygotowała kilka kromek chleba dla Emanuela, potem podniosła Hugo z 
taboretu i posadziła go na podłodze.

- Nie dotykaj pieca, Hugo - przestrzegła, pokazując na drzwi od pieca, 

za którymi buchały czerwone płomienie. - Au, bardzo boli.

- Hugo nie au-au - odparł malec, patrząc na okrągły otwór pieca.
Serce mocno jej biło, kiedy szła na górę, niosąc Emanuelowi jedzenie. 

Był chory, może nawet poważnie. Pozostawał bezradny, nie był w stanie 
sam sobie radzić. Co będzie, jeśli jutro też nie poczuje się lepiej? Jeśli już 
nigdy nie wstanie z łóżka? Nie mogła odejść z kantoru, bo z czego by 
wtedy żyli?

Anna leżała sama w łóżku całymi dniami, kiedy pani Thoresen i Johan 

szli do pracy. Trwało to tygodniami, miesiącami, latami. Mimo to zawsze 
była   pogodna   i   zawsze   równie   wdzięczna,   kiedy   ktoś   przychodził   ją 
odwiedzić.   Gdy   za   oknem   zaczynało   świecić   wiosenne   słońce,   w   jej 
oczach pojawiała się tęsknota, ale nigdy nie narzekała, nigdy nie słyszała 
od niej złego słowa, nie buntowała się przeciwko Bogu.

Jak Emanuel poradzi sobie z tak ciężkim losem? Nie miał niezwykłej 

cierpliwości  Anny   i   jej   pogody   ducha,   na   pewno   będzie   zły,   zrobi   się 
ponury. A ona będzie musiała poradzić sobie i z tym, mimo że przecież 
miała dosyć kłopotów.

Postawiła talerz na krześle, które przysunęła do łóżka.
- Za chwilę przyniosę ci kawę, zaraz zrobi się tu cieplej. Napalę w piecu 

w pokoju i zostawię otwarte drzwi.

Emanuel nie odpowiadał.
- Coś cię boli? - spytała, spoglądając na niego.
- Jeśli się nie ruszam, to nie.
- Pobiegnę do pani Jonsen i poproszę, żeby tu przyszła, a sama pójdę po 

lekarza.   Kristian   i   Evert   mają   dużo   pracy   teraz   przed   świętami.   Peder 

background image

pewnie pomaga Evertowi, żeby mógł wcześniej skończyć.

Emanuel w dalszym ciągu nic nie mówił, leżał tylko i patrzył na nią.
- To na pewno minie. Może to taka choroba, która przychodzi i potem 

mija? Upłynęło kilka miesięcy od czasu, kiedy pierwszy raz zakręciło ci 
się w głowie, dawno też nie miałeś kłopotów z nogami.

Emanuel wciąż się nie odzywał.
- Chcesz, żebym wysłała telegram do twojej matki i do ojca?
Powoli pokręcił głową.
- Co oni mogą zrobić? - spytał bezbarwnym głosem.
Elise pomyślała, że mogli mu pomóc, dając przynajmniej pieniądze, ale 

nic nie powiedziała. Mają swoją dumę, nie będą błagać o pomoc.

Jak tylko znów znalazła się w kuchni, wsypała ziarna kawy do młynka i 

zaczęła   je   mielić.   Skoro   chorował,   niech   chociaż   napije   się   świeżo 
zaparzonej kawy.

Kiedy kawa w końcu była gotowa i ruszyła z nią na górę, usłyszała, że 

chłopcy wchodzą do kuchni.

- Elise?
To był głos Pedera. Dobrze zgadła, przyszedł razem z Evertem.
- Muszę ci coś powiedzieć!
Elise postawiła filiżankę z kawą na krześle
- Przyszli chłopcy, nie muszę już fatygować pani Jonsen. Poproszę tylko 

Kristiana, żeby odebrał Jensine, i już idę.

Peder stał na środku kuchni i wyglądał jak bałwanek.
- Pan w szkole mnie pochwalił. Powiedział, że czytam jak pastor.
- Tylko sutanny mu brakowało - dodał Evert, dumny z Pedera.
Elise się uśmiechnęła.
- Taki jesteś zdolny?
- Tak, nawet sobie pomyślałem, że może nie jestem aż taki głupi.
- Nie jesteś, Peder. Nigdy tak nie myślałam. Masz tylko coś z oczami, 

coś, czemu okulista nie może zaradzić. Lekarze też nie wszystko potrafią.

- Nie?  - powtórzył Peder przestraszony. Elise nie zareagowała, tylko 

mówiła dalej.

- Posłuchajcie, chłopcy. Emanuel źle się czuje, muszę iść po lekarza. 

Odbierzesz Jensine, Kristian? Nakarmcie maluchy  i połóżcie je spać, a 
potem weźcie się do lekcji.

- Po co idziesz po lekarza, skoro on nic nie wie?
- Nie powiedziałam, że nic nie wie, tylko że nie wie, jak leczyć niektóre 

choroby.

Lekarz   mieszkał   w   tym   samym   budynku,   gdzie   znajdował   się   jego 

background image

gabinet. Gabinet był już dawno zamknięty, ale przywykł do tego, że ludzie 
pukali do jego drzwi o każdej porze, i nigdy nikomu nie odmawiał. Elise 
pamiętała,  że kiedyś przyszedł do nich nawet w Wigilię.  Kristian miał 
wtedy odrę i był tak chory, że bała się, że umrze.

Otworzyła   jej   gosposia   i   zaprowadziła   ją   do   pokoju.   Miły   zapach 

wypieków wypełniał całe wnętrze.

Lekarz siedział w bujanym fotelu i palił długą fajkę. Na stoliku obok 

stała   filiżanka   parującej   czekolady,   a   jego   żona   właśnie   przyniosła   z 
kuchni cały talerz kruchych ciasteczek. Elise nie zdążyła nic zjeść przed 
wyjściem   i   na   widok   wypieków   poczuła   ssanie   w   żołądku.   Miała   też 
wyrzuty sumienia, że przeszkadza lekarzowi w jego wolnym czasie.

- Czy to pani Ringstad przyszła? Wstał i odłożył fajkę.
- Chodźmy od razu, tak będzie najlepiej.
Zawołał   gosposię,   kazał   jej   iść   i   poprosić   woźnicę,   żeby   zaprzęgał 

konie.

Elise otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, co się stało, ale on już był w 

przedpokoju,   wkładając   palto   i   kapelusz.   Wkrótce   jechali   już 
Hammergaten.

-   Tego   się   właśnie   obawiałem   -   powiedział,   kiedy   Elise   w   końcu 

wytłumaczyła   mu,   co   się   stało   z   Emanuelem.   -   Niewiele   wiemy   o   tej 
chorobie, nawet nie Wiemy, co ją powoduje, ale musi się pani nastawić, że 
czeka   teraz   panią   trudny   okres,   pani   Ring-stad   -   powiedział   ze 
współczuciem w głosie.

- Czy nie jest tak, że choroba przychodzi i ustępuje?
-   Ona   tkwi   w   nim   cały   czas,   tylko   pewne   jej   objawy   na   jakiś   czas 

znikają. Aż dochodzi do paraliżu.

- Zawsze następuje paraliż? - spytała, słysząc, że łamie się jej głos.
- Ależ nie. Niektórzy chorują wiele lat i nie cierpią.
- Mam nadzieję, że tak będzie z Emanuelem.
Lekarz nie odpowiedział. Elise nie wiedziała, czy chciał ją oszczędzić, 

czy   może   po   prostu   myślał   o   czymś   innym.   Może   to,   co   dzisiaj   się 
przytrafiło   Emanuelowi,   świadczyło,   że   jednak   nie   może   liczyć   na 
szczęście.

Kiedy godzinę później lekarz od nich wychodził, był małomówny i w 

ponurym nastroju.

- Musi pani sobie jakoś radzić, pani Ringstad. Może siostry  z Armii 

Zbawienia pani pomogą, przynajmniej przez pierwszy okres.

-   Myśli   doktor,   że   Emanuel   nie   będzie   w   stanie   chodzić?   Nareszcie 

odważyła się zadać to pytanie. Stali w pokoju, chłopcy nie słyszeli, o czym 

background image

rozmawiali. Emanuel też nie. Lekarz pokręcił wolno głową.

- Niestety nie. Pani mąż jest przykuty do łóżka. Obawiam się, że na 

zawsze.

Elise poczuła, jakby ktoś położył jej zimną rękę na plecach.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Tej nocy  niewiele spała.  Kłopoty  piętrzyły  się przed  nią, otaczały  ją 

niczym   góry,   nie   miała   pojęcia,   jak   sobie   ze   wszystkim   poradzi. 
Przypomniała sobie coś, o czym kiedyś czytała w „Svaerta". Ktoś znany 
pisał,   że   państwo   powinno   udzielać   wsparcia   finansowego   rodzinom 
cierpiącym biedę z powodu choroby, braku pracy czy niezdolności do niej. 
Uważał, że także wdowy, mające na wychowaniu małe dzieci, powinny 
dostawać jakąś pomoc. Smutne było to, że chyba on jeden tak sądził, inni 
zajmowali   się   głównie   własnymi   sprawami.   Działała   przecież   gmina. 
Ludzie, którym dobrze się powodziło, nie zastanawiali się, co znaczyło dla 
innych   nieszczęście,   a   już   na   pewno   nie   nad   tym,   że   wstyd   było 
przyjmować taką pomoc.

Nie   powiedziała   Emanuelowi,   co   mówił   jej   lekarz,   w   ogóle   nie 

zamierzała o tym rozmawiać. Czy mogła odbierać mu nadzieję? Lekarz też 
mu nic nie powiedział, kazał tylko leżeć spokojnie kilka dni. Emanuel 
sądził, że potem znów stanie na nogi. Po wyjściu lekarza od razu poprawił 
się mu nastrój. Zjadł wszystko, co naszykowała Elise, i poprosił chłopców, 

background image

żeby do niego przyszli i powiedzieli mu „dobranoc".

Poczuła gulę w gardle, kiedy zobaczyła ich przestraszone twarze. Weszli 

cicho do pokoju i uroczyście stanęli wzdłuż łóżka Emanuela. Mimo że nie 
powiedziała im, jak poważnie przedstawia się sytuacja, to jednak chyba 
sami to czuli. Nie tylko z powodu wizyty lekarza. Pierwszy raz widzieli 
Emanuela leżącego w łóżku cały dzień. Bardzo się też przestraszyli, kiedy 
się dowiedzieli, że nie może wstać.

Peder od razu zaczął się przyglądać własnym nogom i zastanawiać, czy 

to   zaraźliwe.   Kiedy   nieco   później   poszła   do   nich,   żeby   razem   z   nimi 
zmówić pacierz przed snem, Peder odsunął kołdrę i znów zaczął bacznie 
się przyglądać swoim nogom.

-   Jak   wygląda   ta   choroba   Emanuela?   -   spytał,   patrząc   na   Elise 

przerażonymi   oczami.   Próbowała   pocieszyć   go,   jak   tylko   umiała,   ale 
odnosiła wrażenie, że jej nie słuchał. Wyobraźnia wzięła górę, jak często u 
niego.

Cały ranek Emanuel spędził sam. Elise musiała wcześnie wstać, napalić 

w obu piecach, tak żeby trzymały ciepło jeszcze przez parę godzin. Nalała 
kawę   do   butelki,   na   którą   naciągnęła   skarpetę,   tak   jak   robiła,   kiedy 
pracowała   w   przędzalni.   Kanapki   nakryła   pokrywką,   nie   powinny 
wyschnąć. Naszykowała mu też nocnik, ale jak sobie poradzi, skoro nie 
mógł ruszać nogami?

Powinni zawiadomić państwa Ringstad. Jeśli to jej syn byłby chory, na 

pewno chciałaby, żeby ktoś jej o tym powiedział. Zrobi im się przykro, 
jeśli   dowiedzą   się   dopiero   po   jakimś   czasie.   Nawet   jeśli   Emanuel   był 
dumny i nie chciał od nich pomocy, ponieważ wcześniej mu jej odmówili, 
to przynajmniej mogli się teraz za niego modlić. Może nawet poprosiliby 
ich miejscowego pastora, żeby pomodlił się za niego w kościele. Powie 
majstrowi, co się stało, niewykluczone, że pozwoli jej do nich zadzwonić.

Napisała już cztery rozdziały książki o Pederze, ale nie wiedziała, czy 

będzie miała czas do niej wrócić. Szkoda! Ostatnio pisanie szło jej tak 
dobrze. Nagle przypominała sobie różne słowa i zdania, które wypowiadał, 
wracały  różne zdarzenia. Rozpacz po śmierci ojca, mimo  że nigdy  nie 
dostarczał im wiele radości. Tłumaczyła mu wtedy, że tatuś jest w niebie z 
aniołkami i że jest mu tam lepiej niż tutaj. Wtedy Peder spojrzał na nią z 
niedowierzaniem, pytając, jak tata mógł być tam w górze z aniołkami, 
skoro leżał na brzegu nad rzeką, a ona tłumaczyła mu, że na brzegu nad 
rzeką leżało tylko jego ciało, jego dusza przebywała razem z aniołkami. 
Wtedy Peder się rozpłakał i rzucił jej na szyję, mówiąc: „Niech zostanie z 
nami nawet bez duszy".

background image

Uśmiechnęła się na wspomnienie tego smutnego zdarzenia.
Zdarzały się takie wieczory, że miała wrażenie, że mogłaby stworzyć 

książkę,   pisząc   bez   przerwy.   Im   więcej   pisała,   tym   więcej   sobie 
przypominała.   Niektóre   wspomnienia   były   smutne,   ale  inne   przepełniał 
humor, który Peder wyrażał na swój bardzo szczególny sposób.

Przypomniała sobie, kiedy dowiedział się, że Hilda postanowiła oddać 

Braciszka.  Był niepocieszony, nie mógł zrozumieć, jak Hilda mogła  to 
zrobić. Wieczorem miał trudności z zaśnięciem, prosił, żeby pozwoliła mu 
przyjść   do   niej   do   łóżka.   Próbowała   mu   tłumaczyć,   że   Hilda   musiała 
pracować, a matka zbyt źle się czuła, żeby móc zająć się maleństwem. 
Wtedy   powiedział   zdecydowanym   głosem:   „Myślę,   że   poradzilibyśmy 
sobie. Ty, Elise, i ja, na pewno".

Wspomnienia   bolały. Wracały   bolesne   chwile,   ale   pamiętała   przecież 

także wiele radosnych rozmów i zdarzeń, jasnych punktów w ich życiu. 
Kiedy   teraz   wracała   do   tego   wszystkiego   i   przypominała   sobie   różne 
zdarzenia, żeby móc je zapisać, miała wrażenie, że rozumie je o wiele 
lepiej niż kiedyś.

Pamiętała   szaloną   radość   Pedera,   kiedy   wprowadzili   się   do   domku 

majstra, kiedy jeszcze nie było tam nawet mebli. Poszedł z Evertem na 
stryszek   i   wszystkich   swoich   żołnierzy   z   guzików   ustawił   w   szeregu. 
Wciąż   miała   w   uszach   jego   podniecony   głos:   „Musimy   się   pośpieszyć 
zabić wszystkich Szwedziuchów, zanim wstawią tu łóżka!"

Teraz już nie bawił się w wojnę, chociaż na pewno by chciał. Jego dzień 

był szczelnie wypełniony: szkołą, lekcjami i pracą w domu. Widziała, że 
czasem,   kiedy   szedł   spać,   brał   pod   kołdrę   blaszaną   puszkę   z 
żołnierzykami. Słyszała wtedy, jak coś sobie mruczy, wydaje komendy, ale 
zdarzało się to coraz rzadziej.

Nie zapomniała, jak bardzo się ucieszył, kiedy powiedziała mu, że ona i 

Emanuel się pobierają. Zresztą i on, i Kristian. Po tym, jak wprowadzili się 
do domku majstra i Emanuel stał się panem domu, Kristian się zmienił. 
Teraz był nie do poznania. Dawniej bywał milczący, uparty, kłócił się z 
Pederem, złościł z byle powodu.

Pamiętała, jak kiedyś Emanuel zabrał ich i Everta do kina. Pamiętała 

tytuł filmu: Zemsta dziewczyny kuchennej. Był zabawny, Evert śmiał się 
tak, że aż spadł z ławki. Peder był strasznie podniecony, kiedy jej o tym 
opowiadał. Jedyne, co go martwiło, to że Emanuel wydał na nich tyle 
pieniędzy. Pięć ore na każdego! „Teraz pewnie Ringstadowi nie starczy 
pieniędzy   na   wesele",   powiedział,   patrząc   na   nią   z   przestrachem. 
Wspomnienia pomagały. I tak nie mogła spać, ale wolała myśleć o tym, co 

background image

było, niż o tym, co ją czeka. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie 
o   chorobie   Emanuela,   czuła,   jak   strach   ściska   jej   żołądek,   czuła   go   w 
piersiach. Pomyślała o Jenny i jej rodzinie, nie było tam nikogo dorosłego, 
kto mógłby zaopiekować się dziećmi. Gdyby nie Marta, byłoby im jeszcze 
gorzej. Matka pozostawała przykuta do łóżka przez długie okresy czasu, 
Jenny w ogóle nie pamiętała jej zdrowej. Może z nimi też tak będzie? 
Może czeka ją los Marty, może będzie musiała pracować od świtu do nocy, 
żeby jakoś związać koniec z końcem? Na szczęście żaden z chłopców nie 
był taki  jak Hjalmar.  Wręcz  przeciwnie,  nigdy   jej nie  odmówili,  kiedy 
prosiła o pomoc.

- Nie śpisz, Elise?
Wzdrygnęła się, myślała, że Emanuel już dawno usnął.
- Nie. Potrzebujesz pomocy?
- Nie, dziękuję. Bałem się, że nie możesz zasnąć, bo martwisz się mną.
- Leżę i myślę o książce, którą teraz piszę. Wiele rzeczy zapomniałam, 

ale wspomnienia powracają, jedno po drugim.

-   Bądź   ze   mną   szczera.   Myślisz   o   tym,   co   powiedział   lekarz. 

Wstrzymała oddech. Może jednak słyszał ich rozmowę?

- Nie wiadomo, jak długo będę tu leżał taki bezradny. Może tydzień, w 

najgorszym  razie   dwa,   trzy   tygodnie,   a   potem   stanę   na   nogi.   Jeśli   nie 
sprzedam towaru teraz przed świętami, sprzedam go później, nie stracę na 
tym. Może chłopcy będą mogli mi pomóc w czasie ferii? Na pewno będzie 
to dla nich ciekawe.

- Evert i Kristian mają pracę, a wszystko nie może spaść na Pedera. Nie 

mówiłeś mi, jak ci ostatnio szła sprzedaż?

- Biorąc pod uwagę, że to nowy sklep, to uważam, że dobrze. Ludzie 

jeszcze o nim nie wiedzą, myślą, że murarz nadal tam mieszka.

- Ale przecież masz towar w oknie.
-  Tak,   ale   ludzie   myślą,   że   to   rzeczy   murarza.   Słyszałem,   jak   jakieś 

kobiety mówiły jedna do drugiej, że dobrze mu się wiedzie, jeśli zamiast 
kubków używa teraz filiżanek.

- Powinieneś powiesić szyld nad drzwiami.
- Powiesiłem, ale ludzie jeszcze go nie odkryli.
Elise wiedziała swoje. Wielu ludzi zapewne go widziało, ale stwierdziło, 

że są to rzeczy nieprzydatne w jedno- czy dwupokojowym mieszkaniu, 
gdzie suszyło się pranie, pełno było brudnych ubrań i dzieci. Poza tym 
ludzi nie było na to stać.

Wzdragała się zadać mu  pytanie, które od dawna ją dręczyło. Nowa 

sytuacja sprawiła jednak, że uznała, że musi to zrobić.

background image

- Dużo jesteś winien Schwenckemu?
- Mówi, że mu się nie śpieszy. Nie muszę mu oddawać przed Nowym 

Rokiem.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie przywykłem do tego, że kobiety wtrącają się do finansów męża.
Miała na języku ciętą odpowiedź, ale powstrzymała się. Emanuel był 

chory, nie chciała go dodatkowo denerwować.

- Spróbuj się tym nie przejmować, Elise. Wszystko będzie dobrze. Kiedy 

ludzie odkryją, ile mam im do zaproponowania, przyjdą do sklepu.

Elise zrobiło się wstyd. Emanuel był chory, nie mógł stać na własnych 

nogach, a to on ją uspokajał.

- Jesteś bardzo dzielny. Jutro z rana napalę porządnie w piecu, może to 

wszystko z tego zimna?

- O tym samym pomyślałem. Może powinniśmy się przeprowadzić do 

jakiegoś   bardziej   nowoczesnego   mieszkania?   Podobno   jest   w   nich 
znacznie cieplej, tak słyszałem.

- Możemy sprawdzić, ile kosztuje wynajęcie.
Elise wiedziała, że to niemożliwe, ale nie chciała odbierać mu radości. 

Szczególnie teraz, kiedy źle się czuł. Poza tym nie zdawał sobie sprawy z 
tego, ile potrzebowaliby pieniędzy, żeby żyć tak jak ludzie „po drugiej 
stronie".

Zdążyła   zasnąć,   kiedy   usłyszała,   że   Jensine   płacze.   Chwiejąc   się   ze 

zmęczenia, otuliła ją starym wełnianym kocem i wyjęła z łóżka. Posadziła 
ją na podłodze, wzięła świeczkę i poszła do pokoju rozpalić w piecu, a 
następnie przeniosła małą do kuchni. Zegar z kukułką wskazywał dziesięć 
po piątej. Nie brakowało jej czasu, miała nadzieję, że zdąży porządnie 
rozpalić w piecach, zanim będzie musiała iść. To rozpusta palić w obu 
piecach w zwykły dzień, ale sytuacja była wyjątkowa. Dzisiaj nie będzie 
myślała o wydatkach na opał.

Chłopcy   mieli   rozpromienione   twarze,   czując   wszędzie   ciepło,   kiedy 

półtorej   godziny   później   weszli   do   kuchni.   Przygotowała   Emanuelowi 
jedzenie na cały dzień, zagotowała kawę i nalała do butelki, wygotowała 
pieluchy i powiesiła nad piecem, zrobiła kaszę, nakarmiła Jensine i nawet 
zdążyła jeszcze przyszyć dwa guziki do kurtki Pedera.

Peder jeszcze się do końca nie obudził, miał sklejone oczy, poruszał się 

niemal po omacku. Rozbudził się dopiero, kiedy stanął w kuchni.

- Dzisiaj jest niedziela?
- Nie, napaliłam w piecach, bo Emanuel musi jeszcze leżeć. Musi mieć 

ciepło, żeby mógł ruszać nogami.

background image

Peder spojrzał na swoje nogi.
- Ja też chyba muszę mieć ciepło. Drżą mi nogi. Kristian się roześmiał.
- To dlatego, że zabawiałeś się pod kołdrą. Słyszałem. Peder spojrzał na 

niego zły.

- Nieprawda.
- To z kim rozmawiałeś?
-   Z   tatą.   Zaproponowałem   mu,   żeby   wreszcie   poważnie   pogadał   z 

Bogiem i powiedział mu, żeby urządził wszystko bardziej demokratycznie.

Kristian roześmiał się jeszcze bardziej.
- Ty nawet nie wiesz, co to znaczy „demokratycznie".
- Właśnie, że wiem. To znaczy, że daje się trochę mniej bogatym, a 

trochę więcej nam, którzy musimy pracować.

Elise wcisnęła mu do ręki jego ubranie.
- Przestańcie się kłócić i zacznijcie ubierać. Potrzebuję więcej drewna i 

wody. Musicie też ubrać Hugo.

Nareszcie odgarnięto śnieg z drogi, łatwiej było ciągnąć sanki z Hugo. 

Kristian dorobił oparcie, tak żeby małemu było wygodniej. Elise wyłożyła 
sanki   wełnianym   kocem   i   teraz   cała   droga   zamieniła   się   w   zabawę, 
szczególnie kiedy sanki zjeżdżały z górki. Niewiele wozów jechało tak 
wcześnie rano, więc końskie łajno nie leżało na drodze, Elise nie musiała 
się też obawiać, że ktoś na nich najedzie. Robotnicy już od dawna stali 
przy maszynach w halach fabrycznych, panowały cisza i spokój.

Kiedy znalazła się w pobliżu sklepu Emanuela, podeszła, żeby zobaczyć 

szyld. Z trudem go dostrzegła, powinien być znacznie większy. Poza tym 
oświetlenie pozostawiało wiele do życzenia. Kiedy robotnicy szli rano do 
pracy,   było   ciemno,   w   skąpym   świetle   latarni   prawie   nie   dawało   się 
dostrzec,  co stało  w  sklepowym oknie.  Emanuel zwykle  zapalał lampę 
naftową, ale mimo to trudno było coś zobaczyć.

Wzdrygnęła   się,   kiedy   nagle   usłyszała   za   sobą   kroki,   szybko   się 

odwróciła. Za nią stał Ansgar Mathiesen.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Nie mógł wiedzieć, że to Elise, wydawał się równie przestraszony jak 

ona.

- Przepraszam... Chciałem tylko zobaczyć, czy macie taki czajnik, jaki 

moja mama chciałaby dostać na Gwiazdkę.

Wiedział   więc,   do   kogo   należy   sklep.   Może   dlatego   przyszedł   tutaj, 

zamiast iść do miasta. Powinien jednak też wiedzieć, że o tej porze sklep 
był jeszcze zamknięty.

- Mój mąż zachorował, a ja nic nie wiem.
- Zachorował? Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Nie, to zwykłe przeziębienie.
Elise   nie   wiedziała,   dlaczego   kłamie.   Po   co   wypytywał   o   nią   i   jej 

rodzinę?

Utkwił wzrok w Hugo.
- Jaki duży się zrobił.
Elise   nie   odpowiedziała.   Nie   podobało   jej   się,   że   interesuje   się 

dzieckiem. Nie miał do tego żadnego prawa. Nawet nie miał prawa go 
widzieć.

- Właśnie urodził się nam syn. Też jest do mnie podobny. To pewnie 

przez te moje rude włosy - dodał, śmiejąc się, nieco zażenowany.

Elise poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić. Bezczelny! Musiał jej to 

mówić? Dać do zrozumienia, że jego syn i Hugo są do siebie podobni? I 
jak to możliwe, że już mieli dziecko? Helenę Fryksten zdawała się taka 
skromna i bogobojna, czy to możliwe, że nie czekała do nocy poślubnej? 
Może ją też Ansgar wziął siłą!

Czuła, jak złość i gorycz kładą się cieniem na jej myśli.
- Muszę iść. Odwożę Hugo do mojej siostry, a nie mogę się spóźnić do 

pracy - powiedziała Elise i pociągnęła sanki.

-   Pomogę   ci   -   rzucił   szybko  Ansgar.   Też   chwycił   sznurek,   prawie 

wyciągnął go jej z ręki.

- Dziękuję, ale wolę ciągnąć sama.

background image

- Nauczyłem się trochę manier. Idę w tym samym kierunku, a kobiecie 

jest ciężko ciągnąć sanki. Poza tym damie to wręcz nie przystoi.

- Nie jestem damą. Ludziom takim jak wy może to i nie przystoi, ale 

nam to nie przeszkadza. Nie przywykliśmy ani do opiekunek do dzieci, ani 
do służących.

- Słyszę po twoim głosie, że wciąż jesteś na mnie zła. Myślałem, że już 

mi wybaczyłaś.

- Tak myślałeś - powiedziała z taką pogardą w głosie, na jaką tylko było 

ją stać.

-   Pani   Muus   opowiedziała   Helenę   co   nieco.   Helenę   jest   bardzo 

przywiązana do swojej ciotki, właśnie teraz jest w willi „Almsdorf".

Elise zrobiła się czujna. Musi powiedzieć matce, żeby uważała, co mówi 

swojej gospodyni.

- Podobno leżałaś wiele dni nieprzytomna w szpitalu po tym, co się 

wydarzyło w wieczór świętojański. Rodzice byli wstrząśnięci. W końcu 
Hugo jest ich wnukiem. Od Magdy na rogu dowiedzieli się, że twój mąż 
choruje. To nie jest tylko zwykłe przeziębienie, prawda?

- Tobie nic do tego.
-   Nie   pytam,   żeby   ci   zrobić   przykrość,   tylko   dlatego,   że   może 

potrzebujesz pomocy?

Znów chwycił za sznur od sanek, a Elise nie miała siły protestować. 

Było późno, a ona musiała być punktualna.

- Nie potrzebuję pomocy.
- Nie wierzę. Jeśli twój mąż jest poważnie chory, to zostają wam tylko 

twoje   dochody.   O   ile   wiem,   to   twoi   teściowie   cię   nie   zaakceptowali   i 
dlatego wam nie pomagają.

- To nieprawda.
Nie dał jej dojść do głosu.
- Rodzice chętnie ci pomogą. Uważam, że powinnaś przyjąć ich pomoc. 

Stać ich na to i bardzo tego chcą.

- Nie potrzebuję pomocy, mówiłam ci już.
- Duma to cenna cecha, ale nie jeśli zamienia się w głupotę. Nie wolno 

ci myśleć tylko o sobie, masz piątkę dzieci, o które musisz dbać. Rodzice 
chcą ci pomóc nie ze względu na ciebie, tylko na Hugo. I ze względu na 
pozostałe dzieci również. Twoja córeczka jest jego przyrodnią siostrą, a 
twoi bracia to jego wujkowie. Nie dasz rady ich wszystkich utrzymać tylko 
z pensji urzędniczki. Pewnie nie dostajesz więcej, niż zarabiałaś, kiedy 
pracowałaś jako prządka w fabryce.

Już chciała powiedzieć, że to całe pięć koron więcej, ale na szczęście się 

background image

powstrzymała. Gdyby nie Hilda, na pewno by tyle nie dostała.

- Słyszałaś o tej książce Podcięte skrzydła?
Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Dobrze, że było tak 

ciemno.

-   Nie   mam   czasu   czytać   książek.   Nie   mam   też   pieniędzy,   żeby   je 

kupować.

- Nie wiem, czy byłaby ona dla ciebie jakimś pocieszeniem. Wściekłem 

się, kiedy ją czytałem. Niektórzy twierdzą, że to zmyślone historie, ale 
mnie się wydaje, że to prawda. Opowiadają o życiu robotnic, o nędznych 
warunkach, w jakich one żyją, i co muszą znosić, pracując w fabryce. 
Matka kilkorga dzieci została zwolniona, bo spóźniła się drugi raz w ciągu 
tygodnia. Jej najmłodsze dziecko miało odrę, było ciężko chore i nie miała 
serca   go   zostawiać.   Dzieciak   umarł,   a   matce   zostały   tylko   pieniądze   z 
gminy. Z tej biedy poszła na ulicę.

Elise się nie odzywała, nie wiedziała, co powiedzieć. Ansgar odwrócił 

się do niej.

- Widziałaś takie rzeczy, kiedy pracowałaś w przędzalni? Chodzi mi o 

to, czy to może być prawda?

Musiała odpowiedzieć, jeśli nie chciała wzbudzać podejrzeń.
- Znałam wiele dziewcząt, które zostały zwolnione, bo się raz spóźniły.
- Więc myślisz, że te historie są prawdziwe?
- Słyszałam o tej książce. Dziewczęta z Hjula i z Graaha mówiły, że 

Magda chce ją kupić i wypożyczać za pięć ore.

-   Ciekaw   jestem,   kto   ją   napisał.   Wydawnictwo   przyznało,   że   autor 

posłużył się pseudonimem. Słyszałem, że niektórzy podejrzewają, że to 
nawet kobieta.

Elise czuła, jak serce jej przyśpiesza.
- Kobieta? - powiedziała dziwnie sztucznym głosem. - Kto?
- Może Laura Kieler?
Elise nie odezwała się. Postanowiła udawać, że nic nie wie, nie chciała, 

żeby zaczął ją wypytywać.

- Nie znam się na literaturze. Mam dość pracy w kantorze, a potem w 

domu.

- Więc przyznajesz, że masz dużo pracy?
- Tego nie powiedziałam. Poza tym tobie nic do tego. Ansgar westchnął 

ciężko.

- Nie rozumiesz, że próbuję tylko pomóc mojemu synowi? To najgorsze, 

co mógł powiedzieć. Pociągnęła za sznurek tak mocno, że niemal stracił 
równowagę.

background image

- Jeśli martwisz się o swoje dziecko, to może nie powinieneś gwałcić 

dziewcząt?

Elise była tak zła, że cała drżała.
- Jeśli myślisz, że kupisz sobie spokój sumienia, dając mi pieniądze, to 

się mylisz! Nie chcę twoich brudnych pieniędzy! Odejdź! Nie chcę na 
ciebie patrzeć!

W końcu posłuchał, odwrócił się i odszedł.
Elise schyliła się, żeby podnieść sznurek, który upadł na śnieg. Kiedy się 

wyprostowała,   zobaczyła,   że   kawałek   dalej   stała   kobieta,   która 
najwyraźniej   się   jej  przyglądała.   Jej  surowej  postaci  nie   można   było  z 
nikim pomylić. To była panna Johannessen.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

background image

Kiedy w końcu odwiozła Hugo i dotarła do kantoru, czuła się dziwnie 

obojętna.   Nie   wspomniała   Hildzie   o   spotkaniu   z   Ansgarem.   Nie 
powiedziała jej nawet o Emanuelu. Przede wszystkim dlatego, że nie miała 
czasu, ale też dlatego, że nie chciała jej martwić, dopóki jeszcze nic na 
pewno nie wiadomo.

Pani Johannessen mogła robić jej wymówki, było jej wszystko jedno. 

Nawet jeśli coś słyszała, to nie była w stanie jej niczego udowodnić. Elise 
mogła przecież zaprzeczyć i powiedzieć, że musiała coś źle usłyszeć. Poza 
tym nie sądziła, że majster byłby skłonny ją zwolnić z powodu plotek, 
przekazanych mu przez pannę Johannessen.

Jednak   ku   zdziwieniu   Elise   panna   Johannessen   nie   odezwała   się   ani 

słowem. Nawet na nią nie spojrzała. Albo była zamyślona, albo niesłyszała 
ich rozmowy.

Elise   pracowała   cały   dzień.   Podczas   przerwy   obiadowej   pobiegła   do 

Hildy, która poczęstowała ją talerzem zupy. Jak tylko zjadła, wróciła z 
powrotem. Jeśli panna Johannessen postanowiła jej zaszkodzić, to nie da 
jej pretekstu, przynajmniej jeśli chodzi o pracę.

Dzień minął, a panna Johannessen wciąż się nie odzywała. Nawet była 

nieco milsza niż zwykle. Pochwaliła ją za ładne pismo, a parę razy też się 
do niej uśmiechnęła. Elise nic z tego nie rozumiała.

Jak tylko Potwór wyszedł, Elise zaczęła sprzątać swoje rzeczy i zbierać 

się do wyjścia. Wtedy podszedł do niej Samson.

- Co zrobiłaś, żeby obłaskawić wiedźmę? Elise pokręciła głową.
- Nic. W ogóle nie rozumiem, co się jej dzisiaj stało. Samson zamyślił 

się.

- Może być tylko jedno wytłumaczenie. Udało się jej złapać majstra na 

haczyk.

Elise zaczęła się modlić w duchu, żeby to nie była prawda. Jak tylko 

weszła   do   kuchni   w   domku   majstra,   zaczęła   ubierać   Hugo.   Po   chwili 
spytała od niechcenia:

- Jak się układa między tobą a panem Paulsenem? Wciąż odwiedza cię 

w niedziele?

Hilda uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nie tylko w niedziele, także przynajmniej w jeden wieczór w tygodniu. 

Poznał też Olafa. Olaf chyba się domyśla, że coś między nami jest, ale 
sądzę,   że   mogę   mu   ufać.   Któregoś   dnia   urządziliśmy   sobie   wieczór 
zwierzeń, Olaf i ja. Wiesz, dlaczego mama i Asbjorn byli niechętni temu, 
żeby wynająć mu stryszek?

- Nie.

background image

- Jego dziadek zrobił manko. Wzbudziło to sensację w całym Kjelsas. 

Nikt   nie   chciał   mieć   nic   wspólnego   z   ich   rodziną,   a   matka   Olafa 
próbowała   popełnić   samobójstwo.   Na   szczęście   w   ostatniej   chwili   ją 
odratowano.

Elise patrzyła na nią przerażona.
- Biedak. To przecież nie jego wina.
- Nie, ale taki jest świat. Niewinni muszą cierpieć za grzechy łajdaków.
Elise przytaknęła.
- Masz rację. Może powinniśmy, tak jak Peder, prosić Boga o trochę 

demokracji.

Hilda się roześmiała.
-   Tak   powiedział?   Tyle   dziwnych   rzeczy   mówi.   Żałuję,   że   nie 

zapisywałam wszystkich jego zabawnych powiedzonek.

Elise nic nie powiedziała. Posadziła sobie Hugo na ręku i uśmiechnęła 

się.

- Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc. Jeśli w tym życiu nie zdążę ci się 

odwdzięczyć, mam nadzieję, że Ten w górze zrobi to za mnie.

Kiedy wróciła, w domu było ciemno. Czyżby Peder dzisiaj też pomagał 

Evertowi? Może tuż przed świętami mieli mniej lekcji, a Evertowi pomoc 
na pewno była potrzebna.

Dziwne,   ale   w   kuchni   nie   było   właściwie   zimno.   Zatliła   się   w   niej 

iskierka nadziei. Czyżby Emanuelowi udało się zejść ze schodów?

Zapaliła   lampę   naftową,   posadziła   Hugo   w   kąciku   z   zabawkami   i 

pośpiesznie ruszyła na górę, nie zdejmując nawet chusty.

Emanuel zapalił świeczkę, która stała na krześle, i leżał, trzymając w 

ręku gazetę.

- Cały dzień tak leżysz?
Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Myślałem, że wiesz, że nie jestem w stanie chodzić?
- Ale w kuchni jest ciepło.
- Chłopcy wpadli do domu i napalili w piecach. Evert i Kristian dostali 

wcześniej wolne, kiedy opowiedzieli, co mi się stało.

- Wrócili do pracy?
- Nie, posłałem ich na Maridalsveien 104. Niech próbują swoich sił jako 

sprzedawcy.

Elise patrzyła na niego przerażona.
- Jeden ma jedenaście, drugi dwanaście lat.
- Na wiosnę Peder i Evert skończą dwanaście, a Kristian trzynaście, 

poza tym pracują mniej niż większość okolicznych dzieci. Piszą o tym w 

background image

„Svasrta",   możesz   przeczytać.   Połowa   chłopców   w   wieku   Pedera   i 
Kristiana pracuje co najmniej siedem godzin dziennie. Ustawa z 1892 roku 
dotyczy tylko pracy w fabryce, nie wspomina nic o innej pracy. Piszą, że 
nawet wieczorem dzieci pracują długo po zmroku. Pomocnicy u fryzjera 
zostają aż do zamknięcia zakładu, często do północy. W ciągu ostatnich 
trzydziestu lat liczba pracujących dzieci w miastach potroiła się.

-   Słyszałam,   że   nauczyciele   przeciwstawiają   się   temu.   Twierdzą,   że 

dzieci są tak zmęczone, że zasypiają na lekcjach, muszą myć twarz zimną 
wodą, żeby nie spać. Ruch robotniczy też uważa, że praca dzieci nie jest 
dobra. Szkoła powszechna to część ich walki o lepsze warunki życia.

- Tak naprawdę  protestują,  bo uważają,  że praca  dzieci prowadzi do 

niższych   zarobków   dla   dorosłych.   Dzieci   i   dorośli   konkurują   ze   sobą, 
dlatego   zabroniono   dzieciom   pracować   w   fabrykach.   Gdyby   naprawdę 
chodziło o dzieci, to zakaz objąłby także inne rodzaje prac.

Elise westchnęła.
- Jak długo tam będą?
- To zależy, czy coś sprzedadzą. Jeśli dobrze im pójdzie, mogą wrócić do 

domu i iść spać.

- Nie mieli nic zadane?
-   Nie   pytałem   ich   o   to.   Są   na   tyle   dorośli,   że   powinni   być 

odpowiedzialni.

- Zrobić ci owsianki? - spytała Elise, odwracając się.
- Poproszę. Nie martw się, Elise. Chłopcy byli zachwyceni. Pomyśl, jacy 

będą zadowoleni, jeśli im się uda.

Elise przytaknęła, ale nie była w stanie dzielić jego optymizmu. Trzech 

chłopców   w   wieku   jedenastu   i   dwunastu   lat   miało   odpowiadać   za 
wszystkie towary w sklepie? Gdyby pojawili się jacyś chuligani, byliby 
bezbronni, a Emanuel musiał pożyczyć pieniądze i na towary, i na czynsz, 
sam nie posiadał nawet filiżanki.

- Jak się czujesz? - spytała Elise. Emanuel oparł głowę na poduszkach.
-   Próbuję   wmówić   sobie,   że   za   parę   dni   znów   będę   na   nogach,   ale 

niekiedy  zaczynam wątpić.  Jeśli miałbym leżeć do końca życia, to nie 
wygląda to ciekawie.

- Oczywiście nie będziesz leżeć do końca życia. Pamiętasz, co mówił 

lekarz: tydzień, może dłużej, ale był pewien, że wyzdrowiejesz.

Emanuel przytaknął i się uśmiechnął.
- Dziękuję, Elise. Potrzebuję usłyszeć coś miłego.
W tym momencie dobiegło ich pukanie do drzwi kuchennych. Spojrzeli 

na siebie. Kto to mógł być?

background image

Elise pośpiesznie wyszła z pokoiku. „Może to pani Jonsen przyszła z 

Jensine". Otworzyła drzwi drżącymi rękami.

Przyjeżdżamy w Wigilię i przywieziemy jedzenie stop Podobno znów 

jesteś chory stop Mamy nadzieję że już jest lepiej stop Ucałowania mama i 
tata.

Telegram  był  do   Emanuela,   od  Ringstadów,   nawet  nie   przyjrzała   się 

dokładnie adresatowi na kopercie. W jakiś sposób musieli się dowiedzieć, 
co się stało. Elise nie znalazła do tej pory okazji, żeby poprosić Paulsena o 
użyczenie jej telefonu. Poza tym trochę się ociągała, skoro Emanuel sobie 
tego   nie   życzył,   ale   Ringstadowie   najwyraźniej   i   tak   się   dowiedzieli. 
Odetchnęła   z   ulgą.   Kiedy   sami   zobaczą,   jak   wygląda   sytuacja,   może 
zaproponują pomoc. Przywiozą ze sobą jedzenie, dzięki Bogu!

Więc jednak będą mieli święta. A już się bała, że w tym roku nie będzie 

ich na to stać. Jeśli rodzice Emanuela zostaną w Kristianii kilka dni, to 
może Elise znajdzie trochę czasu, żeby pisać. Musi zapamiętać, co Peder 
mówił o Bogu i „demokracji".

Pobiegła znów na górę.
- Masz telegram od rodziców. Przyjeżdżają w Wigilię! - powiedziała, 

podając mu go.

Emanuel   przeczytał,   nic   nie   mówiąc.   Kiedy   na   niego   spojrzała,   jego 

twarz była bez wyrazu.

- Nie ucieszyłeś się?
- To dla nich nic przyjemnego zobaczyć, jak tu leżę.
-   Rozumiem.   Z   drugiej   jednak   strony   myślę,   że   chcieliby   o   tym 

wiedzieć.   Pomyśl,   jak  złe   były  twoje  stosunki  z  matką   rok  temu   o  tej 
porze. Chyba lepiej, żeby ci współczuła, niż miała ci za złe. Poza tym 
chłopcom   będzie   miło.   Już   prawie   zwątpiłam,   że   w   ogóle   będziemy 
obchodzić święta.

Emanuel przytaknął.
- Opróżnisz wiadro, proszę?
Denerwowała się, dopóki nie usłyszała, że chłopcy wracają do domu. 

Było już po dziewiątej, powinni dawno leżeć w łóżkach, no i na pewno nie 
odrobili lekcji. Najważniejsze jednak, że wrócili szczęśliwie do domu.

-  Wiesz   co,   Elise?   -   zawołał   Peder,   stając   w   drzwiach.   Policzki   mu 

poczerwieniały, czapkę miał naciągniętą na oczy i uszy, kurtkę zapiętą pod 
samą szyją. Mokry śnieg z ubrania i butów utworzył kałużę na podłodze, 
płatki śniegu wpadały przez drzwi do środka.

- Pośpieszcie się, zamknijcie drzwi, wypuszczacie ciepło.
-   Słyszysz,   Elise!   Zostałem   kupcem!   Sprzedaliśmy   za   dwadzieścia 

background image

koron, a ja sprzedałem najwięcej! Jakaś stara kobieta kupiła młynek do 
kawy,   mimo   że   ma   już   jeden,   tylko   dlatego   że   tak   dobrze   go 
rekamowałem.

-   Reklamowałem,   Peder   -   wtrącił   Kristian   i   dodał   podniecony:   -   To 

prawda, Elise.

-   Peder   każdego   zagada,   w   końcu   ludzie   kupują,   żeby   tylko   dał   im 

spokój.

Sięgnął   ręką   do   kieszeni   i   wyciągnął   dłoń   pełną   monet   i   zmiętych 

banknotów.

- Niektórzy przychodzili tylko popatrzeć, ale jak Peder zaczynał mówić, 

to zaczynali go słuchać i zostawali. Jakaś kobieta kupiła garnek, chociaż 
przyszła tylko po trzepaczkę. Gdyby Peder nie musiał chodzić do szkoły, 
sprzedałby wszystko.

Elise stała i spoglądała to na jednego, to na drugiego. Evertowi nie dali 

jeszcze   dojść   do   głosu,   ale   stał   i   potakiwał   wszystkiemu,   co   mówił 
Kristian, a oczy błyszczały mu tak samo jak pozostałym. Czuła radość, 
jakiej dawno nie zaznała. Nieważne, że Peder nie nadążał za dziećmi w 
klasie, nieważne, że zdarzało mu się powtarzać klasę. Jeśli to, co mówił 
Kristian,   było   prawdą,   to   miał   dar   boży,   który   zapewni   mu   lepszą 
przyszłość,   niż   gdyby   potrafił   przeczytać   bezbłędnie   całą   czytankę. 
Poczuła łzy w oczach.

Uśmiech zamarł na ustach Pedera.
- Płaczesz, Elise?
Schyliła się i objęła go.
- Płaczę, dlatego że bardzo się cieszę.
W   Wigilię   też   padał   śnieg.   Było   cicho,   spokojnie   i   pięknie.   Nie 

dolatywał nawet smród od rzeki. Na brzegu pojawił się już lód i szybko 
posuwał się w głąb rzeki.

Hilda miała w pokoju małą choinkę w doniczce, udekorowaną zieloną 

krepiną.   Drzewko   było   ozdobione   norweskimi   flagami,   papierowymi 
aniołkami i małymi dzwoneczkami. Ozdoby te przyniósł majster, leżały u 
niego w domu i nikt ich nie używał. Majster miał spędzić Wigilię z nią i 
Isakiem. Na stole w pokoju leżał haftowany świąteczny obrus, na środku 
stołu stal kwitnący kaktus.

- Jak tu u ciebie miło. U nas w domu też jest ładnie. Ponieważ chłopcy 

tak   świetnie   sobie   radzili   z   prowadzeniem   sklepu,   mogliśmy   kupić 
choinkę, chłopcy pomogli ją ubierać. Przed południem przyjeżdżają moi 
teściowie,   a   pani   Jonsen   dała   mi   pudełko   ciastek.   Zapłaciłam   jej   za 
składniki.

background image

Podeszła do drzwi, śpieszyła się do pracy.
- Mówiłam ci, że panna Johannessen tak się zmieniła. Spytała majstra, 

czy może mnie dzisiaj zwolnić o trzeciej, ponieważ mam dużo dzieci, no i 
jest Wigilia.

Hilda patrzyła na nią zdziwiona.
- Skąd u niej ta zmiana?
- Nie wiem.
Nagle zdecydowała się opowiedzieć jej całą historię.
- Kiedyś rano spotkałam Ansgara Mathiesena. Uparł się, że pomoże mi 

ciągnąć   sanki.   Nie   pamiętam   już   dlaczego,   ale   się   zezłościłam   i 
wykrzyczałam mu, że nie chcę go znać. Powiedziałam też, że powinien 
przestać   gwałcić   dziewczęta.   I  wtedy   nagle   spostrzegłam,   że   niedaleko 
stała panna Johannessen, pewnie słyszała, co mówiłam. Byłam pewna, że 
wykorzysta   to   przeciwko   mnie,   i  szykowałam  się   na  najgorsze,   ale   ku 
mojemu zdziwieniu nie powiedziała ani słowa. Od tego czasu jest znacznie 
milsza.

Hilda kręciła głową z niezrozumieniem.
-   Jest   kapryśna,   ale   ciesz   się,   póki   możesz.   Rozumiem,   że   nie 

przyjdziesz dzisiaj podczas przerwy obiadowej, tylko o trzeciej?

Kiedy już złożyła pannie Johannessen i Samsonowi życzenia wesołych 

świąt,   wyszła   i   stanęła   na   schodach   przed   drzwiami,   usłyszała   bicie 
dzwonów   w   starym  kościele   w  Aker.   Śnieg   przestał   padać,   na   jasnym 
niebie pokazały się pierwsze gwiazdy. Zaczerpnęła powietrza i cieszyła się 
chwilą.

Mimo   wszystko   święta   zapowiadały   się   przyjemnie.   Udało   im   się 

sprowadzić Emanuela na dół, ciągnąc go na materacu, a potem wspólnymi 
siłami posadzić go na kanapie. Evert dostał dzisiaj wolne, a Kristian miał 
wcześniej   skończyć.   Teraz   wszyscy   trzej   byli   w   domu   i   pomagali   w 
przygotowaniach. Prosiła, żeby rozpalili w obu piecach, przynieśli wody, 
posprzątali kuchnię i pokój oraz zapalili lampy naftowe i świeczki, kiedy 
zapadnie zmrok. W Wigilię nie będą oszczędzać ani na świeczkach, ani na 
opale.

Ringstadowie   już   pewnie   przyjechali.   Prosiła   Kristiana,   żeby 

zaproponował pani Ringstad  pomoc przy  szykowaniu  posiłku,  mógł na 
przykład obrać ziemniaki albo pokroić kapustę. Wczoraj dostali list, w 
którym pisali, że przywiozą ze sobą usmażone już żeberka, ale kiszoną 
kapustę  ugotują  dopiero,  kiedy   przyjdzie Elise. Wczoraj zjawili  się  też 
ludzie z misji, pytając, czy nie potrzebują wsparcia. Odeszli, kiedy Elise 
powiedziała,   że   w   tym   roku   poradzą   sobie   bez   ich   pomocy.   Ciasto   i 

background image

pomarańcze,   wełniane   skarpety   i   rękawice   trafią   do   tych,   którzy   są   w 
gorszej sytuacji od nich. Elise spojrzała w niebo. „Dziękuję, że mogłam 
dzisiaj wcześniej wyjść, dziękuję, że udało nam się posadzić Emanuela na 
kanapie, że wszystkie dzieci są zdrowe i że mamy choinkę".

Ruszyła szybko w kierunku domku majstra po Hugo.
Hilda   najwyraźniej   też   nie   oszczędzała   ani   opału,   ani   świeczek.   W 

domku  było ciepło,  a we wszystkich oknach, nawet tym wąskim obok 
kuchennych drzwi, paliły się świeczki. Miała wrażenie, że zobaczyła w 
oknie zarys jakiejś postaci. Może majster już tu był? Nie widziała go ani 
razu w ciągu dnia.

Kiedy skręciła za rogiem, nagle otworzyły się drzwi i wyszła Hilda w 

palcie i kapeluszu.

Elise posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Wychodzisz? - spytała.
- Muszę jeszcze zdążyć do Magdy. Zapomniałam kupić śmietankę do 

kawy.

- Zostawiasz Isaca samego? Ja muszę już iść, Ringstadowie już pewnie 

są.

- Idź, Elise. Isac nie jest sam - powiedziała Hilda i objęła ją. - I wesołych 

świąt. Mam drobne prezenty dla dzieci, leżą w papierowej torbie na stole 
w kuchni.

- Ja dla ciebie nic nie mam.
-   Nie   myśl   o   tym.   Nie   dajemy   sobie   prezentów   pod   choinkę,   to 

drobiazgi, które wpadły mi w rękę. No, muszę się pośpieszyć, bo potem 
będzie kolejka - powiedziała i ruszyła biegiem.

Więc jednak złożę majstrowi życzenia, pomyślała Elise. Zapukała do 

drzwi i szybko weszła, nie chcąc wpuścić zimnego powietrza.

Nagle się zatrzymała. Przed nią stał Johan.