background image

 

background image

 

SHERRYL WOODS 

 

Nietypowe zaręczyny 

background image

ROZDZIAŁ 1 

Richard  Carlton  siedział  przy  stoliku  w  swojej  ulubionej 

restauracji,  serwującej  owoce  morza,  i  przez  telefon  komórkowy 

załatwiał sprawy służbowe. Zniecierpliwiony, spojrzał na stojący pod 

ścianą  duży,  zabytkowy  zegar.  Odbył  jeszcze  dwie  rozmowy  i 

marszcząc brwi, zerknął z kolei na zapięty na przegubie ręki zegarek 

marki Rolex. 

Przyszedł na to spotkanie wyłącznie ze względu na ciotkę Destiny 

i również ze względu na nią postanowił poczekać jeszcze pięć minut. 

Ciotka znalazła dla niego jakąś cudowną specjalistkę od marketingu i 

publicznego  wizerunku,  a  on  obiecał,  że  da  dziewczynie  szansę, 

zatrudniając ją w rodzinnym koncernie, którym zarządzał.  

Dziewczyna  nie  miała,  co  prawda,  doświadczenia  w  pracy  dla 

wielkich  korporacji  o  międzynarodowym  zasięgu,  ale  Richard 

zdecydował, że pozwoli jej się wykazać. 

Zamierzał  rozpocząć  karierę  polityczną,  dlatego  też  potrzebował 

konsultanta, który wykreowałby jego wizerunek na użytek wyborców 

i pomógł wystartować z kampanią. Myślał o kimś bardziej dojrzałym, 

uległ  jednak,  bo  kiedy  ciotka  Destiny  coś  postanowiła,  potrafiła  być 

nadzwyczaj przekonująca. 

-  Proszę,  zjedz  z  nią  lunch.  Dobrze  wiem,  jak  trudno  cię 

zadowolić,  ale  daj  jej  tylko  szansę,  a  już  ona  ci  udowodni,  że  jest 

najlepsza - zapewniała ciotka z błyskiem w oku. 

-  Pochlebiasz  mi.  -  Na  twarzy  Richarda  pojawił  się  wymuszony 

uśmiech. 

background image

- Ależ skąd, skarbie! - Ciotka poklepała go po policzku, jak gdyby 

znowu miał dwanaście lat i właśnie coś przeskrobał. 

Destiny  Carlton  była  utrapieniem  życia  Richarda.  Wątpił,  aby  w 

całym wszechświecie mogła istnieć druga taka ciotka. 

Kiedy miał niespełna dwanaście lat, mały samolot, którym lecieli 

jego rodzice, roztrzaskał się w górach w czasie mgły. Rodzice zginęli, 

a  dwadzieścia  cztery  godziny  później  w  życie  Richarda  energicznie 

wkroczyła ciotka. 

Była  starszą  siostrą  jego  ojca  i  aż  do  owego  tragicznego 

wydarzenia  prowadziła  barwne,  pełne  przygód  życie.  Bawiła  się  w 

stolicach  całej  Europy  i  przyjaźniła  z  książętami.  Grała  w  kasynach 

Monaco i jeździła na nartach w Alpach szwajcarskich. 

Po pewnym czasie osiadła we Francji. Kupiła duży wiejski dom w 

Prowansji  i  poważnie  zajęła  się  malowaniem.  Jej  obrazy  stawały  się 

coraz  lepsze,  tak  że  z  czasem  zaczęła  je  nawet  sprzedawać  w 

malutkiej galerii w centrum Paryża.  

Destiny  była  ekscentryczna  i  pełna  fantazji.  W  jej  towarzystwie 

nie  mogło  być  mowy  o  smutku  czy  nudzie.  Ani  Richard,  ani  jego 

młodsi bracia nigdy wcześniej nie spotkali nikogo takiego.  

A  była  wtedy  kimś,  kogo  właśnie  potrzebowali  mali,  przerażeni 

chłopcy.  Gdyby  na  jej  miejscu  znalazła  się  samolubna  kobieta, 

zabrałaby  po  prostu  chłopców  do  Francji  i  żyła  jak  wcześniej,  nie 

przejmując się losem małych bratanków. Natomiast Destiny wzięła na 

siebie  obowiązki  matki  z  takim  samym  zapałem,  z  jakim  wcześniej 

oddawała się malarstwu.  

background image

Jej artystyczna dusza i temperament wtargnęły w uporządkowane 

życie  chłopców.  W  domu  zapanował  chaos,  wydarzenia  goniły  jedne 

za  drugim,  ale  ani  przez  chwilę  nie  mieli  wątpliwości,  że  ciotka  ich 

kocha.  Oni  zaś  po  prostu  ją  uwielbiali,  nawet  wtedy,  kiedy 

doprowadzała ich do szaleństwa.  

Tak jak ostatnio, gdy wbiła sobie do głowy, że nadeszła pora, aby 

się  ustatkowali.  Ku  rozpaczy  Destiny,  zarówno  Richard,  jak  i  jego 

bracia,  Mack  i  Ben,  wykazywali  niezwykłą  odporność  na  jej 

nalegania. 

Mimo  wpływu,  jaki  wywarły  na  niego  lata  spędzone  z  ciotką, 

Richard  pozostał  wierny  zasadom  ojca  i  podchodził  do  życia  z 

powagą, a nawet z pewną melancholią. „Pracuj, a dojdziesz do celu". 

„Nie pozostawaj obojętny na sprawy społeczne". 

„Osiągnij  coś,  stań  się  kimś".  Te  słowa  ojciec  powtarzał  mu 

nieomal  od  urodzenia,  wpajając  poczucie  obowiązku,  tak  że  Richard 

już w wieku dwunastu lat czuł na barkach ciężar odpowiedzialności za 

zakłady przemysłowe od pokoleń pozostające w rękach rodziny.  

Chociaż po śmierci ojca firmą kierował ktoś spoza Carltonów, nie 

było wątpliwości, że z czasem właśnie Richard przejmie zarządzanie. 

Jego  bracia  również  mogliby  tam  pracować,  gdyby  tylko  wykazali 

chęć.  Ani  wcześniej  jednak,  ani  teraz  żaden  z  nich  nie  był  tym 

zainteresowany. 

Będąc  dziećmi,  Mack  i  Ben  po  szkole  oddawali  się  tylko 

zabawom.  Jedynie  Richard  wziął  sobie  do  serca  obowiązki,  jakie 

background image

rodzina  miała  wobec  koncernu,  i  codziennie  po  lekcjach  maszerował 

do starego ceglanego budynku, w którym mieściły się biura zarządu. 

Ciotka  próbowała  zachęcać  go  do  czytania  książek,  ale  chłopca 

pociągały  jedynie  stare,  wytarte  od  wielokrotnego  wertowania  księgi 

finansowe  koncernu.  Były  dla  niego  o  wiele  ciekawsze  niż  powieści. 

Przeglądając  starannie  wypisane  kolumny  cyfr,  zapoznawał  się  z 

historią finansów rodzinnych zakładów.  

Chłodna  logika  i  nienaganny  porządek  zapisów  księgowych 

uspokajały  go  w  sposób,  którego  nigdy  nie  udało  mu  się  opisać  ani 

wytłumaczyć.  Nawet  teraz  znacznie  lepiej  rozumiał  reguły  rządzące 

światem biznesu niż motywy postępowania ludzi. 

W  wieku  dwudziestu  trzech  lat  Richard  uzyskał  dyplom  z 

zarządzania 

jednej 

najbardziej 

prestiżowych 

uczelni 

ekonomicznych  kraju  i  zasiadł  w  fotelu  prezesa  zarządu  koncernu 

Carltonów.  Nie  zaskoczyło  to  ani  pracowników,  ani  partnerów 

zagranicznych. Wielu z nich i tak było przekonanych, że to Richard od 

śmierci ojca nieoficjalnie kierował koncernem, bo nawet jako dziecko 

demonstrował  niezwykłe  wprost  przekonanie  o  słuszności  swoich 

decyzji. 

W  ciągu  dziewięciu  lat  prezesury  Richard  doprowadził  koncern 

do rozkwitu. Tak właśnie, jakby sobie życzył ojciec. Firma rozrastała 

się i krok po kroku rozszerzała swoje wpływy. 

Richard dokonywał finezyjnych fuzji, jeśli jednak zmuszała go do 

tego  konieczność,  nie  cofał  się  też  przed  brutalnym  przejmowaniem 

background image

kolejnych zakładów. Był młodym, odnoszącym sukcesy biznesmenem 

i jednym z najbardziej pożądanych kandydatów na męża w mieście. 

Niestety,  z  kobietami  nie  radził  sobie  tak  dobrze  jak  w  pracy. 

Wszystkie, z którymi się spotykał, po pewnym czasie orientowały się, 

że są dla Richarda o wiele mniej interesujące niż zawsze pilne sprawy 

koncernu. Żadna nie chciała się z tym pogodzić i po kolei szybko go 

opuszczały. Kiedy ostatnia, odchodząc, nazwała go zimnym draniem, 

nawet  nie  zaprotestował,  bo  w  głębi  duszy  uważał,  że  niewiele  się 

pomyliła. 

Doszedł  też  do  wniosku,  że  dosyć  ma  rozczarowań,  i  postanowił 

poświęcić się wyłącznie biznesowi. Na tym polu czuł się pewnie, znał 

reguły,  według  których  toczyła  się  gra.  Niepowodzenia  w  życiu 

uczuciowym sprawiły, że odsunął się w końcu od kobiet.  

Zaczął  też  rozważać  karierę  polityczną  i  start  w  wyborach  do 

władz  miasta.  Oczywiście  fotel  burmistrza  Alexandrii miał  być  tylko 

trampoliną  do  dalszej  kariery.  Richard  widział  siebie  w  przyszłości 

jako  gubernatora,  a nawet  senatora. Tego  zresztą  oczekiwał  po  nim  i 

jego  braciach  ojciec,  który  pragnął,  by  stali  się  ludźmi  znaczącymi  i 

wpływowymi zarówno w biznesie, jak i w życiu politycznym kraju.  

Aby  jednak  Richard  mógł  wystartować  z  kampanią  wyborczą, 

potrzebował  kogoś,  kto  zajmie  się  wykreowaniem  jego  wizerunku  i 

sprawi, że pojawi się w mediach jako poważny kandydat. To właśnie 

miałoby należeć do obowiązków nowego konsultanta. 

Według Richarda była to właściwa chwila na zaistnienie w życiu 

politycznym. Tak też uważał kiedyś jego ojciec, który często mówił o 

background image

swych  planach  wobec  synów.  Głęboko  wierzył,  że  przyszłość  trzeba 

planować,  i  opracowywał  przeróżne  długo-  i  krótkoterminowe 

strategie działania. Richard przejął po nim ten sposób postępowania, z 

tym że jego plany sięgały znacznie dalej. Lubił też znać prognozy dla 

koncernu na dziesięć, dwadzieścia czy nawet trzydzieści lat naprzód. 

Zniecierpliwionym gestem przywołał kelnera. Był zły, że marnuje 

czas,  czekając  na kobietę,  która  spóźniała  się  już  dwadzieścia  minut. 

Dla  kogoś  takiego  jak  on,  kto  ma  plan  dnia  precyzyjnie  rozpisany  i 

napięty  do  granic  możliwości,  tego  typu  zachowanie  było  nie  do 

przyjęcia. 

- Czym mogę służyć, panie Carlton? - Szef sali natychmiast zjawił 

się przy stoliku. 

-  Bądź  tak  dobry,  Donaldzie,  i  dopisz  tę  kawę  do  mojego 

rachunku. Osoba, z którą byłem umówiony, nie przyszła, a nie mogę 

już dłużej czekać. 

-  Kawa  była  na  koszt  firmy,  proszę  pana.  Czy  kucharz  ma 

zapakować sałatkę na wynos? 

- Nie trzeba, dziękuję. 

- Przynieść panu płaszcz? 

- Przyszedłem bez płaszcza. 

-  W  takim  razie  proszę  przynajmniej  pozwolić,  żebym  wezwał 

taksówkę.  Pada  coraz  większy  śnieg  i  na  ulicach  zrobiło  się  ślisko. 

Może dlatego pana gość się spóźnia. 

background image

Richard  myślał  już  tylko  o  tym,  żeby  wrócić  do  pracy,  i  nie 

interesowało go, co przeszkodziło dziewczynie przyjść punktualnie na 

spotkanie. 

-  Jeżeli  pogoda  rzeczywiście  jest  tak  zła,  to  szybciej  dojdę  na 

piechotę, ale dziękuję ci. A gdyby panna Hart jednak się pojawiła, to 

powiedz jej, proszę, że... - Richard urwał. 

Nie  chciał  zdenerwować  Destiny,  a  wiedząc,  że  jest  ulubioną 

klientką  Donalda,  był  pewien,  że  kelner  powtórzy  każde  jego  słowo. 

Obiecał dać dziewczynie szansę i uznał, że wywiązał się z obietnicy. 

Obawiał się jednak, że ciotka może to odebrać inaczej. 

- Powiedz jej po prostu, że nie mogłem dłużej czekać - zakończył. 

- Oczywiście, proszę pana, powtórzę. 

Richard  otworzył  drzwi  i  dał  krok  na  zaśnieżony  chodnik,  a 

wchodząca  w  tej  chwili  do  restauracji  kobieta  wpadła  na  niego  z 

impetem.  Utrzymał  się  na  nogach  tylko  dlatego,  że  mocno  uchwycił 

się  drzwi.  Kobieta  poderwała  głowę  i  zobaczył  ogromne,  brązowe 

oczy  ocienione  długimi  rzęsami.  Nieznajoma  straciła  równowagę, 

poślizgnęła się i byłaby upadła, gdyby jej nie złapał. 

Pomógł jej stanąć prosto i trzymając ją w ramionach, poczuł nagle 

przez grubą kurtkę, że jest krucha i delikatna. Zaskoczony stwierdził, 

że nieznajoma budzi w nim instynkt opiekuńczy, jakiego nie odczuwał 

w  stosunku  do  nikogo  poza  swoimi  młodszymi  braćmi  i  ciotką. 

Kobiety,  z  którymi  stykał  się  w  życiu,  były  na  ogół  silne  i  same 

dawały sobie radę, nie wzbudzając w nim nigdy podobnych uczuć. 

background image

Kobieta  zamknęła  oczy,  jakby  nie  chciała  uwierzyć  w  to,  co 

widzi, a kiedy je otworzyła, miała bardzo nieszczęśliwą minę. 

-  Proszę  powiedzieć,  że  nie  jest  pan  Richardem  Carltonem  - 

wyrzekła  błagalnie.  -  Niestety,  jest  pan  Richardem  Carltonem  - 

dodała,  nim  zdążył  odpowiedzieć.  -  Wygląda  pan  tak  jak  na  zdjęciu, 

które pokazała mi pana ciotka. Nic mi się dzisiaj nie udaje. Utknęłam 

w  korku,  a  na  dodatek  zaczął  padać  śnieg  -  próbowała  się 

usprawiedliwiać.  -  Przypuszczam,  że  nie  ma  pan  ochoty  wrócić  do 

środka,  byśmy  jeszcze  raz  mogli  zacząć  to  spotkanie?  -  zapytała, 

patrząc na niego z nadzieją w oczach. 

- Melanie Hart, jak sądzę. - Richard stłumił westchnienie. 

- Mogłabym udawać, że jestem kimś innym i zapomnielibyśmy o 

całym  tym  niefortunnym  wydarzeniu.  Później  zadzwoniłabym  do 

pańskiego  biura  z  przeprosinami,  umówilibyśmy  się  jeszcze  raz  i 

dopiero  zaczęlibyśmy  znajomość  we  właściwy  sposób  -  powiedziała, 

spoglądając na niego niepewnie. 

- Naprawdę zastanawiała się pani, czy mnie nie okłamać? 

- Byłaby to strata czasu, prawda? I tak zresztą już się wydało, kim 

jestem - stwierdziła z żalem. - Wiedziałam, że spotkanie na lunchu to 

nie  jest  dobry  pomysł.  Zdecydowanie  lepsze  wrażenie  robię  w  sali 

konferencyjnej, mając do dyspozycji rzutnik i wykresy. Tłumaczyłam 

to Destiny, ale uparła się przy lunchu. Mówi, że kiedy jest pan głodny, 

szybko się pan irytuje. 

-  Miło,  że  podzieliła  się  z  panią  swym  spostrzeżeniem  -  odparł 

Richard,  przyrzekając  sobie  w  duchu,  że  odbędzie  z  ciotką  kolejną 

background image

nieprzynoszącą  rezultatów  rozmowę  na  temat  jej  okropnego  nawyku 

omawiania  z  postronnymi  osobami  zwyczajów  bratanka  i  jego 

słabostek.  Jeżeli  miał  zamiar  wystartować  w  wyborach,  to  jej  długi 

język  mógł  go  pozbawić  szansy  na  wygraną,  zanim  jeszcze  zdąży 

rozpocząć kampanię. 

-  Przypuszczam,  że  nie  zjadł  pan  lunchu?  -  zapytała  z  nadzieją 

Melanie. 

- Nie. 

-  Z  pewnością  dlatego  jest  pan  zirytowany.  Może  więc  lepiej 

zejdę panu z oczu, a potem spróbuję zrozumieć, jak mogłam zawalić 

najważniejsze w życiu spotkanie w sprawie pracy. 

-  Gdyby  chciała  pani  usłyszeć  opinię  na  ten  temat,  to  proszę  do 

mnie zadzwonić - odrzekł. 

Zamierzał ją ominąć i po prostu odejść, ale dziewczyna wyglądała 

na  tak  szczerze  zmartwioną,  że  jakoś  nie  mógł  jej  zostawić.  Destiny 

zaś  twierdziła,  że  Melanie  jest  naprawdę  dobra  w  tym,  co  robi,  a  on 

wiedział,  że  ciotka  rzadko  się  w  tych  sprawach  myli.  Znała  się  na 

ludziach i potrafiła ich właściwie ocenić, oczywiście pod warunkiem, 

że zdołała się zdobyć na obiektywizm. Richard obawiał się jednak, że 

w tym wypadku serce ciotki wzięło górę nad jej chłodnym osądem, a 

mimo to... 

Zirytowany,  ujął  dziewczynę  pod  ramię  i  wszedł  z  powrotem  do 

restauracji. 

- Daję pani pół godziny - rzucił krótko. 

background image

Szef  sali  uśmiechnął  się  szeroko  i  poprowadził  ich  do  tego 

samego stolika, przy którym przed chwilą siedział Richard.  

Zmieniono  już  obrus  i  nakrycia,  a  ponadto  postawiono  zapaloną 

świecę.  Richard  uznał,  że  Donald,  spodziewając  się  jego  powrotu, 

próbował  stworzyć  miły  nastrój  i  choć  trochę  poprawić  mu  humor. 

Nie było cienia wątpliwości, że jest w zmowie z ciotką i że zadzwonił 

do niej natychmiast po jego wyjściu. 

Przyniósł dzbanek świeżo zaparzonej kawy, a Richard spojrzał na 

zegarek. 

-  Zostało  pani  dwadzieścia  cztery  minuty.  Proszę  je  dobrze 

wykorzystać. 

Dziewczyna  energicznym  ruchem  sięgnęła  po  teczkę  z 

dokumentami,  przewracając  przy  tym  szklankę  z  wodą,  która 

chlusnęła wprost na uda rozmówcy. Richard zerwał się na równe nogi, 

czując,  jak  lodowata  ciecz  przesiąka  przez  tkaninę  spodni.  Ciekawe, 

co jeszcze się dzisiaj wydarzy? - pomyślał z rezygnacją. 

-  O  Boże,  najmocniej  pana  przepraszam.  -  Melanie  chwyciła 

serwetkę, jak gdyby miała zamiar zabrać się do osuszania zmoczonej 

garderoby. 

Postanowił nie protestować, ciekaw, jak się zachowa, kiedy sobie 

zda sprawę z tego, gdzie go dotyka. Ale Melanie najwidoczniej już to 

sobie uświadomiła i po prostu podała mu serwetkę. 

-  Jeszcze  raz  przepraszam  -  powtórzyła,  kiedy  Richard  wycierał 

spodnie. - Przysięgam, że na ogół nie jestem taką niezdarą. Naprawdę 

nie - zapewniła, widząc jego powątpiewające spojrzenie. 

background image

- Wierzę pani - mruknął bez przekonania. 

Melanie wyprostowała się i popatrzyła mu prosto w oczy. 

-  Zrozumiem,  jeśli  pan  zaraz  wyjdzie.  Zrozumiem  również,  jeśli 

zabroni  mi  pan  zbliżać  się  do  swoich  drzwi.  Jednak  postępując  tak, 

popełni pan poważny błąd - ostrzegła. 

Niewątpliwie  ma  dziewczyna  tupet, pomyślał  i  przestał  wycierać 

spodnie, bo i tak nie przynosiło to żadnych rezultatów. 

- Dlaczego tak pani uważa? - zapytał. 

-  Wiem,  jak  przyciągnąć  uwagę  ludzi  i  dlatego  to  właśnie  mnie 

pan potrzebuje. 

-  Zgadzam  się  z  pierwszą  częścią  tego  twierdzenia.  Nasze 

spotkanie  mogę  uznać  za  niezapomniane,  choć  katastrofalne  w 

skutkach. Oczekiwałem jednak czegoś bardziej twórczego. 

- Umiem poprowadzić kampanię - nie dawała za wygraną. - Znam 

właściwych ludzi, jestem inteligentna i pracuję w niekonwencjonalny 

sposób.  Dobrze  wiem,  jak  wykreować  swoich  klientów,  aby 

przekonać  do  nich  media.  Opracowałam  wstępny  projekt  pańskiej 

kampanii. 

Sięgnęła  znów  po  teczkę  z  dokumentami,  a  Richard  przezornie 

chwycił  stojącą  na  stole  drugą  szklankę  z  wodą  i  odstawił  ją  poza 

zasięg rąk dziewczyny. Po chwili cały stolik zasłany był papierami, a 

ona ciągle usiłowała znaleźć te właściwe. 

-  Doceniam  pani  chęci,  panno  Hart,  ale  obawiam  się,  że  nic  nie 

wyjdzie z naszej współpracy - oznajmił, kiedy wreszcie znalazła swój 

background image

projekt.  -  Szukam  kogoś  bardziej  dojrzałego  -  próbował  złagodzić 

nieco wymowę poprzednich słów. 

I  mniej  roztargnionego,  dodał  w  myśli.  Nie  chcę  też  mieć  obok 

siebie  atrakcyjnej  dziewczyny,  której  obecność  wciąż  będzie  mi 

uświadamiała,  że  od  miesięcy  obywam  się  bez  seksu.  Zatrudnianie 

pracownika,  który  wzbudza  w  szefie  takie  uczucia,  to  w  dzisiejszych 

czasach prowokowanie losu i narażanie się na proces o molestowanie. 

Nie wiedział, dlaczego ta dziewczyna tak na niego działa.  

Najpierw  niemal  go  znokautowała,  potem  rozzłościła,  w  końcu 

doszedł  do  wniosku,  że  mu  się  podoba.  A  wszystko  to  w  ciągu 

niespełna  dwudziestu  pięciu  minut.  Spojrzał  na  zegarek  i  z  ulgą 

stwierdził, że czas, który jej obiecał, się kończy. 

-  Czas  dobiega  końca.  Miło  mi  było  panią  poznać  i  życzę 

wszystkiego dobrego. 

Melanie  popatrzyła  na  Richarda  smutnymi  sarnimi  oczami.  Jego 

puls gwałtownie przyspieszył. 

- Nie chce mnie pan - stwierdziła. 

On zaś nie mógł oderwać oczu od jej miękkich, pełnych i bardzo 

ponętnych ust. Najwyższa pora wygospodarować czas na randki. 

-  Nie  ująłbym  tego  w  ten  sposób  -  powiedział.  -  Uważam  po 

prostu,  że  nie  pasujemy  do  siebie.  Jeżeli  jest  pani  rzeczywiście  tak 

utalentowana,  jak  utrzymuje  moja  ciotka,  to  zanim  się  pani  obejrzy, 

już będzie pani pracowała dla innej dużej korporacji. 

-  Źle  mnie  pan  zrozumiał,  panie  Carlton.  Mam  własną  firmę, 

klientów  i nie narzekam na brak  pracy.  Chciałam  się  zająć  kampanią 

background image

korporacji  Carltonów  ponieważ  jestem  zdania,  że  potrafię  coś,  czego 

nie potrafią wasi pracownicy. 

- A konkretnie? 

-  Chciałam  wykreować  nowy,  o  wiele  bardziej  współczesny 

wizerunek zarówno pańskich zakładów, jak i pana samego. Zaczynam 

się jednak zastanawiać, czy sposób, w jaki jesteście postrzegani w tej 

chwili,  nie  odpowiada  prawdzie.  -  Wstała,  odwróciła  się  i  z 

podniesioną głową ruszyła do drzwi. 

Kiedy  szła,  szczupłe  biodra  lekko  się  kołysały.  Richard  jak 

zahipnotyzowany  wpatrywał  się  w  jej  pośladki.  Dawno  nie  widział 

kobiety chodzącej w równie podniecający sposób. 

Co  się  z  nim  dzieje?  Ta  piekielna  kobieta  najpierw  omal  go  nie 

przewróciła,  potem  wylała  na  niego  lodowatą  wodę,  obraziła  go  i 

odeszła.  A  on  wciąż  nie  może  oderwać  od  niej  oczu.  Doskonale 

jednak  rozumiał,  w  czym  rzecz.  Otóż  ona  zamierzała  dla  niego 

pracować, a on z jakichś niezrozumiałych, szalonych powodów chciał 

ją zaciągnąć do łóżka. 

 

-  I  właśnie  wtedy  polałam  go  wodą.  -  Melanie  kończyła 

relacjonować  Destiny  swoje  spotkanie  z  Richardem.  -  Będę  miała 

szczęście,  jeśli  nie  dostanie  zapalenia  płuc  i  nie  oskarży  mnie  o 

spowodowanie choroby.  

W jutrzejszej poczcie znajdę pewnie uprzejmy list, w którym twój 

bratanek oznajmi, że nie może mnie zatrudnić. Jestem przekonana, że 

wzbudziłam w nim żywą niechęć, a list pozbawi mnie reszty złudzeń. 

background image

Najprawdopodobniej  wyśle  go  przez  kuriera  jeszcze  dziś  wieczorem, 

przerażony, że rano mogę się pojawić w biurze i podpalić budynek. 

Kobiety  siedziały  w  saloniku  domu,  który  był  kiedyś  siedzibą 

rodziny Carltonów, a obecnie mieszkała w nim tylko Destiny. 

-  Kochanie,  naprawdę  nie  mogło  ci  pójść  lepiej.  -  Destiny  była 

bardzo  zadowolona.  -  Richard  zbyt poważnie  traktuje  własną  osobę i 

jest okropnie nadęty. Ty zaś jesteś jak świeża bryza. On tego właśnie 

potrzebuje. 

-  Nie  wydaje  mi  się,  żeby  dostrzegł  zabawną  stronę  całej  tej 

sytuacji - odparła Melanie. 

Żałowała, że tak się stało, bo Richard się jej spodobał. Co prawda, 

odnosił  się  do  niej  z  rezerwą,  był  nieco  sztywny,  ale  mogła  go 

przekonać do częstszego uśmiechania się. Wtedy bez względu na swój 

program 

wyborczy 

zdobyłby 

głosy 

wszystkich 

mieszkanek 

Alexandrii. Melanie  była  przekonana,  że  może  wiele  zrobić  zarówno 

dla koncernu, jak i dla jego prezesa.  

Stanowiłoby  to  dla  niej  nie  lada  wyzwanie,  coś,  na  co  od dawna 

czekała. Ale wszystko przepadło. Jej firma w rzeczywistości wcale nie 

prosperowała  tak  świetnie,  jak  przedstawiła  to  Richardowi  i  dopiero 

taki klient zapewniłby jej przyszłość na rynku. 

- Porozmawiam z nim i na pewno uda mi się załagodzić sytuację - 

obiecała Destiny. 

-  Zostaw  to,  proszę.  Dość  już  dla  mnie  zrobiłaś  -  odrzekła 

Melanie.  -  Richard  zgodził  się  spotkać  ze  mną  na  twoją  prośbę,  a  ja 

background image

nie  umiałam  wykorzystać  szansy.  Zawaliłam  sprawę,  więc  teraz 

powinnam samodzielnie znaleźć sposób, żeby to naprawić. 

- Jestem pewna, że ci się uda. Doskonale sobie radzisz w trudnych 

chwilach.  Wiem  o  tym  od  momentu,  kiedy  tylko  się  spotkałyśmy.  - 

Destiny uśmiechnęła się. 

- Nie wiem, czy pamiętasz, ale to było wtedy, kiedy wgniotłam ci 

tylny błotnik - przypomniała Melanie. 

- Pamiętam doskonale. W ciągu kilku minut przekonałaś mnie, że 

i  tak  już  najwyższa  pora  na  kupno  nowego  samochodu.  Zawiozłaś 

mnie  do  salonu  i  zanim  minęła  godzina,  siedziałam  za  kierownicą 

wystrzałowego  czerwonego  kabrioletu.  A  przecież  nie  jestem  osobą 

łatwo ulegającą wpływom - orzekła Destiny. 

-  Kogo  chcesz  oszukać?  -  Melanie  roześmiała  się.  -  Od  dawna 

zamierzałaś  kupić  nowy  samochód,  a  stłuczka  była  tylko  pretekstem, 

żeby to w końcu zrobić. Właściciel salonu, do którego cię zawiozłam, 

jest moim klientem. Wiedziałam więc, że zaoferuje ci dobrą cenę. 

- Nie rozumiesz? Przecież w marketingu chodzi właśnie o to, żeby 

skłonić  ludzi  do  kupienia  czegoś,  co  do  tej  pory  wydawało  się  im 

niepotrzebne  -  powiedziała  Destiny.  -  A  ty  musisz  po  prostu 

przekonać  mojego  bratanka,  że  nie  może  bez  ciebie  żyć,  a  raczej,  że 

koncern nie może bez ciebie funkcjonować. 

W  głowie  Melanie  zadźwięczał  sygnał  alarmowy  i  przyjrzała  się 

uważnie starszej pani. 

- Nie próbujesz mnie chyba swatać? - zapytała nieufnie. 

background image

- Ja? Miałabym cię swatać z Richardem? Mój bratanek nie słucha 

mnie w sprawach sercowych. Po co więc traciłabym czas? 

Choć  brzmiało  to  przekonująco,  Melanie  nie  całkiem  uwierzyła. 

Destiny  Carlton  była  fascynującą  kobietą,  mądrą,  dobrą.  Melanie 

znała  ją  jednak  na  tyle  dobrze,  by  wiedzieć,  że  jeśli  sytuacja  tego 

wymaga, potrafi uciec się do podstępu. 

Wiedziała  również,  że  uwielbia  swoich  bratanków.  Odkąd  się 

tylko poznały, rozwodziła się nad ich zaletami i wyznała jej, że byłaby 

szczęśliwa, gdyby się w końcu ustatkowali. Kto wie, do czego gotowa 

była się posunąć, żeby ich pożenić? 

- Wiesz, że nie szukam męża - przypomniała Melanie. 

-  Ale  ciekawej  pracy  wciąż  szukasz. A  może  coś  się  zmieniło?  - 

zapytała Destiny. 

- Nic się nie zmieniło. 

- W takim razie połączmy siły i wymyślmy jakiś dorzeczny plan - 

zaproponowała  pogodnie  starsza  pani.  -  Nikt  nie  zna  słabostek 

Richarda lepiej niż ja. 

-  To  on  ma  w  ogóle  jakieś  słabostki?  -  zapytała  Melanie  z 

niedowierzaniem. 

Richard  wydał  się  jej  pewny  siebie,  zdecydowany,  nieco 

arogancki  i  pozbawiony  wszelkich  słabostek.  Jej  praca  zaś  polegała 

właśnie na tym, by wytropić słabe punkty klienta, a potem starannie je 

ukryć  lub  skorygować,  tak  by  media  nie  mogły  ich  wykorzystać 

przeciwko  niemu.  Ale  choć  była  specjalistką,  u  Richarda  nie 

dostrzegła niczego, co wyglądało na słaby punkt. 

background image

-  Richard  jest  mężczyzną.  A  każdego  mężczyznę  można  zdobyć. 

Należy  tylko  zastosować  odpowiednią  taktykę.  Opowiadałam  ci  o 

księciu? - zapytała Destiny. 

- O tym, który jeździł za tobą po całej Europie? 

- To była miłość mojego życia - nieoczekiwanie wyznała Destiny. 

-  Ale  lepiej  zostawmy  przeszłość  w  spokoju  i  wróćmy  do  Richarda. 

Mam  mały  domek  nad  rzeką,  jakieś  sto  trzydzieści  kilometrów  od 

miasta.  Myślę,  że  zdołam  nakłonić  Richarda,  aby  spędził  tam 

weekend. 

Melanie  nie  spodobał  się  ten  plan.  Raz  już  zaufała  wyczuciu 

przyjaciółki i miało to opłakane skutki. 

-  Richard  tam  pojedzie  i  co  dalej?  -  Badawczo  popatrzyła  na 

Destiny. 

-  Kiedy  on  już  tam  będzie,  niespodziewanie  pojawisz  się  ty, 

przywożąc  jego  ulubione  smakołyki  i  oczywiście  swój  projekt. 

Pomogę ci ułożyć menu, któremu nie zdoła się oprzeć. 

Melanie uznała, że plan jest do niczego. Już pomysł z prezentacją 

podczas  lunchu  okazał  się  kiepski,  ale  zaskoczenie  potencjalnego 

pracodawcy podczas weekendu w ustronnym miejscu było kompletnie 

niedorzeczne i groziło katastrofą. 

-  Jeżeli  on  tam  pojedzie  odpocząć,  to  przecież  będzie  wściekły, 

kiedy mnie zobaczy! - Melanie próbowała ostudzić zapał Destiny. 

- Richard nie jeździ tam odpoczywać, tylko pracować. Uważa, że 

cisza  pozwala  mu  się  lepiej  skoncentrować,  a  przez  to  może  zrobić 

więcej niż w domu. 

background image

-  Tym  bardziej  moja  obecność  będzie  niepożądana  - 

zaprotestowała Melanie. 

-  Nie,  jeżeli  ułożymy  odpowiednie  menu.  Wiesz,  że  droga  do 

serca  mężczyzny  prowadzi  przez  żołądek.  Mam  kilka  butelek  jego 

ulubionego wina. Zawieziesz je również. 

- Ten pomysł wydaje mi się ryzykowny. Szczerze mówiąc, bardzo 

ryzykowny.  Myślę,  że  Richard  nie  ma  najmniejszej  nawet  ochoty  na 

spotkanie ze mną. 

Destiny była głucha na te argumenty. 

-  Każda  rzecz,  którą  warto  mieć,  wymaga  odrobiny  ryzyka  - 

stwierdziła  pogodnie.  -  A  zresztą  co  on  może  zrobić?  Zatrzasnąć  ci 

drzwi przed nosem? Na to jest zbyt dobrze wychowany. 

Melanie uznała, że ostatecznie perspektywa spotkania nie jest taka 

przerażająca.  Trzeba  by  wprawdzie  znowu  stawić  czoło  Richardowi, 

ale  była  to  kolejna  szansa  na  upragniony  kontrakt.  Pozyskanie  zaś 

takiego  klienta  byłoby  ogromnym  osiągnięciem  dla  firmy,  a  jeszcze 

większym  poprowadzenie  kampanii  wyborczej  Richarda,  szczególnie 

gdyby udało się ją wygrać.  

Po tak spektakularnym sukcesie pozycja Melanie na rynku byłaby 

bardzo  mocna,  tak  że  w  mieście,  w  którym  roiło  się  od  ludzi 

zajmujących  się  polityką,  wkrótce  mogłaby  dyktować  warunki. 

Zdecydowała się podjąć wyzwanie. 

- Zgoda. Przejdźmy więc do menu. - Uśmiechnęła się niepewnie. 

background image

ROZDZIAŁ 2 

W  piątek  o  drugiej  po  południu  szofer  w  liberii  przywiózł  trzy 

kosze  wypełnione  jedzeniem  i  wypchaną  kopertę  zaadresowaną 

ozdobnym pismem Destiny.  

Melanie  zrozumiała,  że  nie  uda  się  jej  wykręcić  i  rzeczywiście 

pojedzie  do  Richarda  Carltona  z  nieoczekiwaną  wizytą.  Nie  tylko 

naruszy jego prywatność, ale jeszcze będzie go próbowała przekonać, 

że jej fachowa pomoc jest mu absolutnie niezbędna. 

Melanie  mieszkała  w  niedużym  domu,  w  którym  mieściło  się 

również  biuro  firmy.  Kiedy  szofer  ukłonił  się  i  odjechał,  Becky,  jej 

najlepsza przyjaciółka i zarazem asystentka, zajrzała z ciekawością do 

pozostawionych w holu koszy. 

-  No,  no,  Mel,  ktoś  chyba  próbuje  cię  uwieść  -  stwierdziła 

zaintrygowana. 

-  Nic  z  tych  rzeczy  -  odparła  Melanie  -  a  raczej  ten  ktoś  ma 

nadzieję, że to ja uwiodę Richarda Carltona. 

- Myślałam, że spotkanie z nim zakończyło się fiaskiem. - Becky 

patrzyła na nią z niedowierzaniem. 

-  Owszem,  ale  zdaniem  jego  ciotki  w  atmosferze  ustronnego 

domku nad rzeką za pomocą dobrego jedzenia i wina mogę wszystko 

naprawić. 

Becky, na pozór romantyczka, w rzeczywistości osoba o świetnej 

intuicji  w  sprawach  biznesu,  nie  ukrywała,  że  nie  podoba  się  jej 

pomysł Destiny. 

- A jak miałabyś go nakłonić do tej wycieczki? 

background image

- Destiny wzięła to na siebie - poinformowała Melanie. 

Otworzyła  kopertę,  przeczytała  krótki  liścik,  a  potem,  rzuciwszy 

okiem na dwie strony szczegółowych instrukcji, westchnęła. 

- Co to jest? - Becky podejrzliwie zerkała na papiery. 

- Wskazówki - stwierdziła ironicznie Melanie. - Destiny pamiętała 

i  o  tym,  żeby  dołączyć  przepisy  kulinarne.  Musi  wiedzieć,  że 

przypalam nawet wodę. 

-  Skoro  już  zgodziłaś  się  na  ten  idiotyczny  plan,  to  przepisy 

bardzo  ci  się  przydadzą.  A  w  ogóle  to  przypomnij  mi,  dlaczego  tak 

bardzo jej zależy, żebyś dostała ten kontrakt? 

-  Chciałabym  móc  powiedzieć,  że  to  ze  względu  na  długą  listę 

moich  sukcesów  zawodowych.  Ale,  niestety,  prawda  jest  taka,  że 

Destiny  wbiła  sobie  do  głowy,  że  jestem  świeżą  bryzą  potrzebną  jej 

bratankowi,  który  zbyt  poważnie  traktuje  siebie  i  życie  -  wyjaśniła, 

myśląc, że takie jest w każdym razie oficjalne uzasadnienie. 

- Innymi słowy, są jakieś ukryte powody - podsumowała Becky. - 

Może naprawdę chodzi o uwiedzenie - dodała. 

- Nie mów tak, a nawet nie myśl! - poprosiła Melanie, zmartwiona 

tym potwierdzeniem własnych podejrzeń. - To nic osobistego. Chodzi 

wyłącznie o biznes. 

- Jasne, wyłącznie biznes - mruknęła drwiąco Becky. 

-  Przynajmniej  mnie.  Jeśli  zdobędę  tę  pracę,  nie  będę  się  więcej 

martwić o to, czy zdołam ci zapłacić pensję. 

- W takim razie jedź i bierz się do gotowania. A jeśli po zjedzeniu 

tego  placka  z  wiśniami  on  nie  da  ci  pracy,  to  znaczy,  że  jest 

background image

pozbawiony  ludzkich  cech.  -  Becky  zatrzasnęła  pokrywę  kosza,  z 

którego  wydobywał  się  smakowity  zapach.  -  Miałam  kiedyś  świecę, 

która  podobnie  pachniała.  Ile  razy  ją  zapaliłam,  czułam  się  głodna,  i 

jadłam. Zanim się wypaliła, przybyło mi pięć kilo. 

Melanie zachichotała, bo Becky stałe ubolewała, że jest za gruba. 

W  rzeczywistości  jednak  jej  seksowne  krągłości  podobały  się 

mężczyznom  i  Becky  nigdy  nie  narzekała  na  brak  męskiego 

towarzystwa. 

-  Ja  tu  sobie  jakoś  poradzę,  a  ty  miej  litość  i  zabierz  stąd  to 

jedzenie - poprosiła Becky. 

Melanie z ociąganiem sięgnęła po projekt, który przygotowała dla 

koncernu Carltona. Było już za późno, aby się wycofać z tej eskapady. 

Zgodziła się, a więc nie pozostawało jej nic innego, jak tylko ruszyć w 

drogę i mieć to jak najszybciej za sobą. 

-  Pomóż  mi  zapakować  te  kosze  do  samochodu.  Destiny  trochę 

przesadziła, tego, co tam jest, starczy nie tylko na jedną kolację, ale i 

na cały weekend - powiedziała. 

-  Może  spodziewa  się  wyjątkowo  długiej  kolacji  -  zasugerowała 

Becky, z trudem dźwigając dwa kosze do samochodu przyjaciółki. 

-  Albo  śnieżycy  -  odparła  ponuro  Melanie  i  pomyślała,  znając 

swoje  szczęście,  że  śnieżyca  uwięzi  ją  w  towarzystwie  mężczyzny, 

który wyraźnie oznajmił, że nigdy więcej nie chce jej widzieć. - Znasz 

prognozę pogody? 

-  Po  co  ci  prognoza?  Spójrz  tylko  na  niebo.  -  Becky  wskazała 

nadciągające z zachodu ołowiane chmury, zwiastujące śnieg. 

background image

-  Obiecaj,  że  jeśli  nie  wrócę  do  poniedziałku,  pojedziesz  tam  i 

mnie odkopiesz, choćbyś nawet musiała zdobyć pług śnieżny. 

-  Może  lepiej  zaczekam,  aż  powtórzysz  to  w  poniedziałek.  - 

Becky uśmiechnęła się figlarnie. -  Kto  wie, może  wcale nie będziesz 

chciała pomocy. 

-  Obiecaj  albo  przysięgam,  że  cię  zwolnię!  -  zagroziła  żartem 

Melanie. - Zrobię to, nawet jeżeli zdobędę tę pracę i będziemy mogły 

się tarzać w forsie. 

Dobrze, 

dobrze. 

Becky 

uspokajała 

przyjaciółkę, 

powstrzymując uśmiech. - Jeśli nie wrócisz do poniedziałku, przyjadę 

i  cię  uratuję  -  zapewniła.  -  A  już  na  pewno  poinformuję  gliniarzy, 

gdzie mają zacząć szukać twojego ciała. 

- Nie żartuj. Nigdy nic nie wiadomo. 

- Widzę,  że naprawdę się przejmujesz - stwierdziła już poważnie 

Becky. 

- Nie boję się, że Richard mnie zabije, ale że może mnie wyrzucić 

za drzwi. A wtedy umrę ze wstydu. 

- Nie umiera się ze wstydu, a w każdym razie nie ludzie z naszej 

branży.  Pamiętaj,  że  nikt  nie  umie  tak  manipulować  innymi  jak  my. 

Jesteśmy w tym mistrzami. 

-  Będę  to  sobie  powtarzać,  siedząc  w  zaspie  i  odmrażając  tyłek. 

Na pewno od razu zrobi mi się cieplej! - odparła Melanie. 

- Miej pod ręką komórkę, to w razie czego zadzwonisz po karetkę. 

Słyszałam, że lekarze w tamtej okolicy mają dużą wprawę w leczeniu 

odmrożeń. 

background image

Do  tych  słów  ograniczyło  się  współczucie  i  wsparcie  ze  strony 

Becky,  asystentki  i  najbliższej  przyjaciółki.  Melanie  westchnęła  i 

przekręciła kluczyk w stacyjce. Samochód ślizgał się po oblodzonym 

podjeździe,  a  kiedy  koła  dotknęły  odśnieżonej  nawierzchni  jezdni, 

Melanie  nie  spojrzała  nawet  w  stronę  domu.  Była  pewna,  że 

przyjaciółka zaśmiewa się, stojąc przed drzwiami. 

Richard nie mógł zrozumieć, dlaczego dał się namówić ciotce na 

weekend  w  domku  nad  rzeką.  Czekał  teraz  od  kilku  godzin,  ale 

Destiny  ani  się  nie  zjawiła,  ani  nie  zadzwoniła.  Był  wprawdzie 

pewien,  że  kobieta,  która  objechała  kulę  ziemską,  da  sobie  radę  w 

każdej sytuacji, ale zaczynał się niepokoić, gdyż od śmierci rodziców 

obsesyjnie bał się o wszystkich bliskich, którzy mu pozostali.  

Nie mógł wprost patrzeć, jak młodszy brat Mack gra zawodowo w 

piłkę,  lękając  się,  że  jakiś  agresywny  obrońca  przetrąci  mu  kark.  A 

kiedy  kontuzja  kolana  zmusiła  Macka  do  zakończenia  kariery 

sportowej,  Richard  odetchnął  z  ulgą  i  znalazł  bratu  -  obecnie 

współwłaścicielowi  drużyny  -  pracę  w  biurze  zajmującym  się  jej 

sprawami. 

Usłyszawszy  wreszcie  kroki  na  werandzie,  szeroko  otworzył 

drzwi. 

- Najwyższa pora - mruknął, maskując szorstkością ulgę. 

Dopiero  kiedy  przyjrzał  się  uważnie  opatulonej  kobiecie, 

zobaczył, kim jest przybyła. 

- Melanie Hart?! 

- Niespodzianka! - zawołała wesoło dziewczyna.  

background image

Richard poczuł niepokój. 

- Co Destiny tym razem wymyśliła? - rzekł pod nosem, pewny, że 

to ciotce zawdzięcza tę wizytę. 

Ta  przeklęta  dziewczyna  jest  najwidoczniej  bardziej  stanowcza, 

niż przypuszczał, i chyba zupełnie nie przejmuje się niechęcią, której 

przecież  wcale  nie  ukrywał.  Przecisnęła  się  obok  niego  z  szerokim 

uśmiechem i stojąc w przedpokoju, zerkała ciekawie do salonu. 

-  Twoja  ciotka  martwi  się,  że  umierasz  z  głodu  -  oświadczyła, 

odpowiadając tym samym na jego pytanie. - Mam ci przekazać, że coś 

jej wypadło i przeprasza, ale musiała zmienić plany. 

- Akurat! - mruknął, a poczuwszy ładny zapach, zapytał, co jest w 

koszu. 

-  Zaraz  wszystko  wypakuję.  W  samochodzie  są  jeszcze  dwa 

kosze. Jeżeli je przyniesiesz, to ja zajmę się tym, co mamy tutaj. 

-  Nie  musisz  rozpakowywać,  zostaw,  jak  jest,  i  możesz  od  razu 

wracać do Alexandrii. - Richard wciąż miał nadzieję, że uda mu się jej 

pozbyć. 

-  Z  pustym  żołądkiem?  Nie  licz  na  to.  Nie  wyjadę,  dopóki  nie 

spróbuję  tego  placka  z  wiśniami.  W  jednym  z  koszy  widziałam 

sałatkę,  kartofle  do  upieczenia  i  steki.  Przywiozłam  też  masło  i 

śmietanę,  co  według  mnie  jest  już  pewną  przesadą.  Znajdziesz  tu 

także  kilka  butelek  doskonałego  francuskiego  wina.  Powiedziano,  że 

to twoje ulubione, ale ja uważam, że zwykły kalifornijski cabernet jest 

równie dobry, a znacznie tańszy. 

background image

Ciotka jest przebiegła jak lis, uznał w duchu Richard. Wiedział, że 

Destiny  martwi  się poziomem  jego  cholesterolu,  a mimo to  przysłała 

przez  Melanie  wszystko,  co  najbardziej  lubił.  Pokonany,  podniósł 

kosz i zamknął drzwi. 

- Wejdź dalej, proszę. 

-  ...powiedział  pająk  do  muchy  -  dokończyła  Melanie 

złowieszczym tonem i ruszyła wprost do kuchni. 

Widząc,  jak  pewnie  porusza  się  w  obcym  wnętrzu,  uznał,  że 

Destiny musiała zapoznać ją z rozkładem pomieszczeń. Ciekawe, czy 

zaopatrzyła  ją  również  w  klucze,  na  wypadek  gdyby  nie  chciał  jej 

wpuścić? 

- Myślę, że w naszym wypadku jest akurat na odwrót i to raczej ja 

będę ofiarą - ocenił Richard. 

- Przynieś kosze - poleciła w odpowiedzi Melanie. 

- Już idę - mruknął i z ulgą opuścił kuchnię, którą ta niepokojąca 

kobieta zdawała się przejmować we władanie. 

Miał  nadzieję,  że  lodowate  powietrze  orzeźwi  go,  a  wówczas 

wymyśli  coś,  żeby  się  jej  pozbyć.  Niestety,  nie  mógł  jej  zawlec  do 

samochodu i nakazać odjechać, a było to jedyne, co przychodziło mu 

do  głowy.  Wydawało  się,  że  jego  los  jest  przesądzony.  W  dodatku 

zaczął padać śnieg. 

-  Świetnie,  po  prostu  wspaniale!  -  warknął,  obiecując  sobie,  że 

kiedy spotka Destiny, skręci jej kark. 

Postawił  kosze  na  kuchennym  stole,  a  potem  sięgnął  po  książkę 

telefoniczną  i  zaczął  nerwowo  przerzucać  kartki.  Niedaleko  był 

background image

nieduży  zajazd  i  Richard  wiedział,  że  gdyby  dziewczyna  od  razu 

wyjechała, dotarłaby tam w kilka minut. 

- Do kogo dzwonisz? - zapytała, rozpakowując kosze. 

- Pada śnieg, a więc wygląda na to, że nie zdołasz dzisiaj wrócić 

do miasta. 

- Pada śnieg - powtórzyła jak echo, a radosny wyraz twarzy, który 

za wszelką cenę starała się utrzymać, przybladł. 

- I to gęsty - dodał ponuro Richard. 

-  Myślisz,  że  Destiny  sprawuje  władzę  również  nad  pogodą?  - 

zapytała, opadając na krzesło. 

Richard roześmiał się. 

-  Sam  się  nad  tym  zastanawiałem  -  wyznał.  -  Doszedłem  jednak 

do  wniosku,  że  choć  dużo  może,  to  na  pogodę  nie  ma  wpływu.  Nie 

martw się - zmienił temat. - Wszystko będzie dobrze. Znam zajazd w 

pobliżu i jestem pewien, że ci się tam spodoba. - Popatrzył na nią tak, 

jak gdyby próbował dodać jej wzrokiem odwagi. 

Ze  słuchawką  przy  uchu  czekał,  aż  ktoś  odbierze.  W  końcu 

włączył  się  automat  i  Richard  usłyszał  informację,  że  zajazd  jest 

zamknięty,  a  zostanie  otwarty  dopiero  po  Nowym  Roku.  Poczuł,  że 

sam  los  mu  się  sprzeciwia,  bo  w  okolicy  nie  było  innego  miejsca,  w 

którym mógłby umieścić dziewczynę na noc. 

-  No  i  co?  -  zapytała,  patrząc,  jak  Richard  niepewnie  odkłada 

słuchawkę. 

- Zamknięte do stycznia. 

background image

- Jadę! -  Zerwała się  z krzesła i sięgnęła po płaszcz. - Na pewno 

zdążę dojechać do miasta, nim zasypie drogi. 

-  Nie  pozwolę  ci  wyjechać  w  taką  pogodę.  Martwiłbym  się,  że 

wylądujesz w rowie. Dom jest duży, przenocujesz tutaj - zdecydował, 

wiedząc, że nie ma innego wyjścia. 

- Nie chcę ci sprawiać kłopotu. Pojadę. A jeżeli naprawdę nie da 

się jechać, to zatrzymam się gdzieś po drodze. 

- Nie zgadzam się - zaprotestował, unikając jej wzroku.  

Nie  chciał,  by  dostrzegła,  jak  bardzo  wytrąciła  go  z  równowagi 

perspektywa  spędzenia  w  jej  towarzystwie  godziny,  a  co  dopiero 

całego dnia, czy nawet weekendu. 

- Przykro mi, że tak wyszło. -  W głosie Melanie zabrzmiał żal. - 

Wiedziałam, że to kiepski pomysł, ale znasz swoją ciotkę. Wiesz, jak 

potrafi upierać się przy czymś, co wbije sobie do głowy.  Zjem coś, a 

potem  zniknę  w  pokoju,  który  mi  wskażesz.  Będę  tak  cicho,  że  nie 

odczujesz mojej obecności. 

-  Zachowując  się  w  ten  sposób,  nie  osiągniesz  tego,  po  co 

przyjechałaś. 

- Miałam ci przywieźć jedzenie - bąknęła Melanie. 

-  I  wcale  nie  zamierzałaś  przekonać  mnie,  żebym  cię  zatrudnił? 

Daj spokój, oboje znamy Destiny i wiemy, że gdyby chodziło tylko o 

jedzenie, wysiałaby szofera. 

- Masz rację - przyznała, nie sprawiając wrażenia zmartwionej. 

-  W  takim  razie  zaczynaj  -  powiedział,  otwierając  wino,  żeby 

mogło pooddychać. 

background image

- Nie powiem ani słowa, dopóki nie zjemy, bo wolałabym, żebyś 

był  w  dobrym  humorze.  Uprzedzam  jednak,  że  jeśli  kolacja  ma  być 

jadalna, musisz ją sam przygotować. 

- Co takiego? Nie umiesz gotować? 

- Może ujmijmy to w ten sposób, że specjalizuję się w kanapkach 

z galaretką i z masłem orzechowym, a także świetnie podgrzewam w 

mikrofalówce płatki owsiane. 

-  Przesuń  się.  -  Richard  odsunął  ją  lekkim  ruchem  biodra  i 

natychmiast tego pożałował. - Nie plącz mi się pod nogami - burknął. 

-  Mogę  nakryć  do  stołu  i  nalać  wina  -  zaproponowała  z  ulgą, 

wcale nieurażona. 

- Nakrycia i kieliszki są tam. - Wskazał dłonią. 

Kiedy  Melanie  sięgnęła  do  szafki,  jej  sweter  uniósł  się  nieco, 

odsłaniając wąski pasek kremowego ciała. Wpatrzony w szczupłą talię 

dziewczyny,  Richard  miał  ochotę  sprawdzić,  czy  jej  skóra  jest  tak 

aksamitna, jak wygląda. Zazwyczaj nie podniecał się łatwo.  

Jak więc tego dokonała? Było to tym bardziej zagadkowe, że nie 

próbowała  go  kokietować.  Miał  ochotę  obciągnąć  jej  sweter,  ale  nie 

chciał,  żeby  się  domyśliła,  jak  bardzo  jej  zapragnął.  Od  razu  by 

wyczuła,  że  zdobyła  nad  nim  władzę,  a  kto  wie,  jak  mogłaby  to 

wykorzystać. 

-  Od  dawna  macie  ten  dom?  -  zapytała,  ustawiając  nakrycia  na 

stole. 

-  Ciotka  kupiła  go,  kiedy  byłem  dzieckiem  -  poinformował, 

zadowolony, że opuściła ręce i sweter wrócił na miejsce. - Tęskniła za 

background image

otwartą  przestrzenią  i  za  wodą.  Któregoś  dnia  wsiedliśmy  do 

samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Wtedy właśnie znalazła ten dom 

i od razu chciała go mieć. 

-  Wcale  się  nie  dziwię.  Jakiż  stąd  wspaniały  widok  na  Potomac! 

Latem  musi  być  cudownie  siedzieć  przed  domem  -  powiedziała 

rozmarzonym głosem. 

-  Kiedy  tu  przyjeżdżam,  zawsze  przywożę  ze  sobą  pracę  i nawet 

nie  wychodzę  z  domu.  Lubię  to  miejsce,  bo  jest  ciche,  spokojne  i 

wiem, że nikt nie będzie mi przeszkadzać. 

- Słyszałam, że jesteś pracoholikiem - odrzekła Melanie. 

- Cóż, media czasem mówią prawdę. 

- Nie słyszałeś,  że ktoś, kto poświęca cały swój czas pracy, staje 

się nudziarzem? 

- Nie przejmuję się tym. - Wzruszył ramionami. 

- A chciałbyś być tak postrzegany jako kandydat na burmistrza? - 

zapytała. 

Nigdy  się  nad  tym  nie  zastanawiał,  choć  chyba  powinien. 

Zdecydował  się  kandydować,  bo  tego  oczekiwał  od  niego  ojciec, 

planujący przyszłość swych synów, gdy byli jeszcze w pieluchach. 

-  Chcę,  aby  ludzie  wiedzieli  po  prostu,  że  jestem  uczciwy  - 

powiedział  po  krótkim  zastanowieniu.  -  Chcę,  by  wierzyli,  że 

interesuję  się  ich  problemami  i  że  będę  walczył  o  to,  aby  ich  życie 

stało się lepsze. 

- Bardzo dobrze. Czy chodziłeś do państwowej szkoły? 

- Nie. 

background image

-  Czy  brakowało  ci  kiedyś  pieniędzy  albo  nie  mogłeś  znaleźć 

pracy? 

- Nie. 

- A czy wyrzucono cię na przykład z mieszkania, bo kolor twojej 

skóry był niewłaściwy? 

- Nie - odparł, rumieniąc się. 

- Masz dobre ubezpieczenie zdrowotne? 

- Oczywiście, tak samo jak i moi pracownicy. 

-  Zdarzyło  ci  się,  że  kiedy  zachorowałeś,  nie  było  cię  stać  na 

wizytę u lekarza? 

- Nie - odrzekł szczerze, orientując się, do czego ona zmierza. 

- Dlaczego więc ludzie mieliby uwierzyć, że naprawdę rozumiesz 

ich problemy? 

-  Nie  zmienię  przeszłości,  nie  zmienię  tego,  że  moje  życie  było 

pozbawione kłopotów finansowych, ale mogę się zatroszczyć o ludzi, 

którzy  je  mają.  Mam  doświadczenie  w  biznesie  i  jestem  pewien,  że 

przynajmniej  częściowo  może  się  ono  okazać  przydatne  również  w 

takich  sprawach  -  odparł,  ledwo  kryjąc  irytację.  -  Nie  rozumiem  cię. 

Jeśli  uważasz,  że  jestem  nieodpowiednim  kandydatem,  to  dlaczego 

chcesz dla mnie pracować? 

-  Bo  chcę  ci  pokazać,  jak  być  dobrym  kandydatem,  może  nawet 

najlepszym. - Melanie uśmiechnęła się. 

- Jesteś bardzo pewna siebie. 

-  Nie  bardziej  niż  ty.  Każde  z  nas  wierzy  w  siebie  i  dzięki  temu 

możemy stworzyć świetny zespół. 

background image

-  Nie  obawiasz  się,  że  dwie  silne  osobowości,  ścierające  się  na 

każdym kroku, mogą wywołać katastrofę? - Richard nie wydawał się 

przekonany. 

-  Może,  ale  jeśli  będziemy  pamiętać,  że  mamy  wspólny  cel, 

powinno nam to pomóc. 

-  Jak  wysmażony  ma  być  twój  stek?  -  zapytał,  bo  grill  był  już 

rozgrzany. 

- Poproszę dobrze wysmażony. 

- Powinienem odgadnąć. 

- A ty na pewno lubisz surowy - mruknęła pod nosem. 

-  Krwisty  -  poprawił.  -  Pewnie  uważasz,  że  aby  zadowolić 

wyborców, którzy są wegetarianami, powinienem zaprzestać jedzenia 

mięsa? 

-  Nie  bądź  śmieszny.  W  Waszyngtonie  i  w  okolicy  są  pewnie 

miliony  restauracji,  w  których  podaje  się  steki,  a  ty  przecież  właśnie 

tutaj będziesz kandydował. 

- Ale przyjemnie pomyśleć, że coś mogłoby mnie łączyć również 

z tymi, którzy wolą homary. 

-  Jestem  po  prosto  stworzona  do  tej  pracy.  -  Melanie  roześmiała 

się. 

- Jeszcze jej nie dostałaś - zauważył. 

- Ale dostanę - powiedziała z przekonaniem. 

Patrząc na nią, Richard czuł podniecenie i strach. Jeszcze nigdy w 

życiu żadna kobieta nie wydawała mu się takim zagrożeniem. 

background image

Niech diabli porwą Destiny. Dobrze  wiedziała, co robi, stawiając 

tę  dziewczynę  na  jego  drodze.  I  nie  miało  to  nic  wspólnego  ani  z 

koncernem,  ani  z  jego  planami  zajęcia  się  polityką.  Melanie  miała 

odegrać  główną  rolę  w  kolejnej  podstępnej  próbie  schwytania 

Richarda w pułapkę małżeństwa. 

Nie  da  się  złapać  i  będzie  trzymać  ręce  przy  sobie.  To  nic 

trudnego, w każdym razie dopóki nie widzi jej oczu. Bo właśnie przez 

te  ogromne,  brązowe  oczy,  patrzące  bezradnie,  gotów  był  jej  dać 

wszystko,  czego  by  tylko  zapragnęła,  jak  też  wziąć  od  niej  to 

wszystko, czego sam pragnął. 

 

ROZDZIAŁ 3 

Po  drugim  kieliszku  wina  Richard  trochę  się  rozchmurzył,  ale 

Melanie  czuła,  że  wcale  się  do  niej  nie  przekonał.  Traktował  ją 

grzecznie,  lecz  chłodno  i  oficjalnie,  nie  stwarzając  żadnej  okazji,  by 

mogła zacząć rozmowę na temat projektu kampanii. 

Nadszedł więc czas, by sięgnąć po drastyczniejsze środki.  

Ponieważ  Destiny  zapewniała  ją,  że  droga  do  serca  Richarda 

prowadzi przez żołądek, Melanie dodała do posiłku coś od siebie. 

-  Kupiłam  po  drodze  lody.  Pomyślałam,  że  będą  pasowały  do 

placka - powiedziała. 

Richard uśmiechnął i to był jego pierwszy spontaniczny uśmiech. 

Zarys  mocnej  szczęki  złagodniał,  a  w  kącikach  niebieskich, 

rozbłysłych  nagle  oczu  zarysowały  się  drobne  zmarszczki.  Pamiętała 

background image

ten  uśmiech  z  poprzedniego  spotkania  i  tak  samo  jak  wtedy  nie 

potrafiła się mu oprzeć. 

-  Destiny  na  pewno  cię  ostrzegała,  żebyś  tego  nie  robiła. 

Przypuszczam  zresztą,  że  zadzwoniła  do  mojego  kardiologa  i 

postawiła go w stan gotowości. 

-  Na  wszelki  wypadek  dała  mi  nawet  jego  nazwisko  i  numer 

telefonu  -  zażartowała  Melanie.  -  A  także  przepisy  kulinarne  i  plan 

dojazdu.  Nie  lubi  pozostawiać  niczego  przypadkowi  -  dodała  już 

całkiem poważnie. 

-  Wiem,  że  byłaby  do  tego  zdolna,  ale  chyba  nie  podała  ci 

telefonu  do  mojego  lekarza?  -  Richard  rzeczywiście  nie  był  pewny, 

czy żartowała, czy mówiła poważnie. 

- No dobrze, nie dała. - Melanie roześmiała się. - Ale martwi się, 

bo  uważa,  że  twoja  dieta  w  połączeniu  z  tendencją  do  pracoholizmu 

młodo  wpędzi  cię  do  grobu.  Powiedz,  czy  ty  kiedykolwiek 

odpoczywasz? 

- Oczywiście, przecież tu jestem, prawda? 

- A ten komputer? Kupujesz przez Internet prezenty pod choinkę? 

Bo jeśli nie, to tego przyjazdu nie da się uznać za odpoczynek. 

- Prezenty? - Spojrzał na nią zaskoczony. 

- Do świąt zostały niecałe dwa tygodnie.  

Richard sięgnął po swój notes elektroniczny. 

-  Zapisujesz  sobie,  by  przypomnieć  sekretarce,  żeby  kupiła  za 

ciebie prezenty? 

background image

- Winifred lepiej się do tego nadaje, a poza tym ma więcej czasu. - 

Wydawał się zakłopotany. 

-  Mówisz  jej,  ile  może  wydać?  Co  ma  kupić?  A  może  to  ona 

mówi,  co  kupiła,  żebyś  nie  był  potem  zaskoczony  tak  samo  jak  ci, 

których obdarujesz? Zawsze byłam ciekawa, jak to się dzieje. 

- Winifred kupuje i pakuje, a ja przyklejam kartki z imionami, bo 

według  niej prezenty  muszą  być  podpisane  moją  ręką.  Zdarza  się,  że 

czasem  kupi  coś  zaskakującego.  Szczególnie  dla  moich  braci.  -  W 

jego oczach błysnęło rozbawienie. - W zeszłym roku dla Macka. 

- Tego byłego piłkarza - przypomniała sobie Melanie. 

-  Tak,  byłego  piłkarza  i  najlepszą  partię  w  mieście.  -  Richard 

uśmiechnął się. - Moja sekretarka kupiła mu dużą, zgrabną dmuchaną 

lalkę.  Jestem  jednak  pewny,  że  ciotka  miała  z  tym  coś  wspólnego. 

Może  próbowała  go  przekonać,  że  nie  musi  się  umawiać  z  każdą 

kobietą  w  mieście  i  lepiej  niech  zostanie  wierny  takiej,  która  nie 

będzie od niego niczego chciała. 

- Nie obraź się, ale twoja rodzina ma dziwne poczucie humoru. 

- Nawet nie wiesz, jak bardzo - przyznał. 

- Czy lalka pomogła? 

- Mack zachowuje się jak przedtem, więc chyba nie. 

-  Rozumiem.  A  więc  moja  praca  będzie  polegała  na  pilnowaniu, 

by  wasze  małe  rodzinne  dziwactwa  pozostały  sekretem.  -  Melanie 

zebrała  się  na  odwagę,  by  wreszcie  poruszyć  temat,  który  ją  tu 

sprowadził. - Oczywiście, jeżeli ją dostanę - dodała. 

background image

-  Wydawało  mi  się,  że  ustaliliśmy  to  już  w  czasie  naszego 

poprzedniego spotkania - powiedział Richard. 

-  Nie  podoba  mi  się  twoja  decyzja  i  jestem  tu  po  to,  żeby  ją 

zmienić. 

-  No  nie!  A  ja  myślałem,  że  może  przyjechałaś  mnie  uwieść.  - 

Rozczarowanie w jego głosie zabrzmiało niemal szczerze. 

Spojrzała  na  niego  bez  uśmiechu.  Natychmiast  musi  przerwać  tę 

rozmowę. Od razu się domyśliła, że plan Destiny zakładał uwiedzenie 

jej  bratanka,  i  wcale  jej  się  to  nie  podobało.  Ale  teraz,  w  ustach 

Richarda,  zabrzmiało  to  jeszcze  gorzej.  Nie  kryła,  że  trochę  ją 

intrygował, wiedziała jednak, że taki romans to kiepski pomysł. 

- Nigdy w życiu - oświadczyła z głębokim przekonaniem. 

- Dlaczego? - Richard wydawał się zaskoczony jej stanowczością. 

-  Poszłam  do  łóżka  ze  swoim  ostatnim  szefem  i  to  był  błąd. 

Wtedy  jednak  wydawało  mi  się,  że  łączy  nas  uczucie.  Romans  się 

skończył,  a  ja  straciłam  pracę.  Dlatego  teraz  pracuję  dla  siebie. 

Dostałam  nauczkę  i drugi  raz  nie popełnię  tego  samego  błędu.  Ani  z 

szefem, ani z klientem. 

-  Słusznie  -  przyznał  -  ale  ja  nie  jestem  twoim  szefem  ani 

klientem. 

- Bardziej zależy mi na tej pracy niż na tobie - oznajmiła, dumna, 

że  zdołała  opanować  drżenie  głosu.  Wiedziała  jednak,  że  musi  się 

bardzo pilnować. 

- Przynajmniej przyznałaś, że ci się podobam. - Richard roześmiał 

się. 

background image

-  To  nieważne.  -  Melanie  przeklinała  swoją  nieuwagę.  -  Nie 

działasz na mnie aż tak, żebym nie mogła nad sobą panować. 

- Dosyć niekonwencjonalny sposób na zdobycie serca mężczyzny 

- stwierdził. 

-  Jesteś  atrakcyjny  i  bogaty.  Marzenie  wielu  kobiet.  -  Melanie 

postanowiła trochę połechtać jego próżność. 

- Całkiem nieźle z tego wybrnęłaś. 

-  W  sytuacjach  stresowych  działam  sprawnie.  To  mi  się  przyda, 

gdy  zdecydujesz  się  kandydować  i  będę  cię  musiała  chronić  przed 

mediami. 

- Myślałem, że chodzi o to, żeby raczej je przyciągać. 

-  Oczywiście  -  odparła,  zirytowana  jego  nieznośnym  zwyczajem 

czepiania  się  każdego  jej  słowa.  -  Zawsze  jednak  znajdą  się  jakieś 

mroczne tajemnice, o których nie będziesz chciał mówić. 

- Nie mam żadnych mrocznych tajemnic! - Richard spoważniał. 

- Nie ma kobiety, której złamałeś serce, a która nagle, gdy będzie 

mogła ci zaszkodzić, poczuje potrzebę opowiedzenia o tym? 

- Nie ma - odparł zirytowany. 

- A może mężczyzna? - zapytała, przyglądając mu się spod rzęs. 

-  Chyba  że  księgowy,  którego  wyrzuciłem  za  kradzież  -  odparł 

Richard. 

- W takim razie powinieneś być wymarzonym klientem. 

- Wątpię - powiedział, gdy ich spojrzenia się spotkały. 

-  Mam  świetny  plan.  -  Sięgnęła  po  opracowanie,  nad  którym 

ślęczała wiele dni. 

background image

- Tak samo jak ja. - Nie spuszczał z niej wzroku. 

-  Odnoszę  wrażenie,  że  nie  mówimy  o  tym  samym.  -  Poczuła 

szybsze uderzenia serca. 

- Jeszcze nie - przyznał zupełnie poważnie, a jego oczy rozbłysły. 

Nie potrafiła się tym zmartwić, chociaż walczyła przecież o to, na 

czym jej naprawdę zależało: o doskonały kontrakt. Chciała go jednak 

zdobyć inaczej, niż idąc z Richardem do łóżka. 

-  Pomogę  ci  posprzątać,  a  potem  pójdę  do  siebie  -  powiedziała 

swobodnie,  jak  gdyby  wszystko  inne  nie  miało  znaczenia.  -  Dobrze, 

że zawsze mam ze sobą coś do czytania. 

- Nie będziemy negocjować? - zapytał. 

- Nie - odrzekła spokojnie. 

-  W porządku. Co do sprzątania, to nie zawracaj sobie głowy. Ja 

się tym zajmę. Możesz przenocować w pokoju gościnnym na górze. 

Zabolała  ją  łatwość,  z  jaką  Richard  zrezygnował  z  jej 

towarzystwa. 

-  Nie  ma  mowy.  Ty  gotowałeś,  ja  sprzątam.  -  Popatrzyła  mu 

wyzywająco w oczy. 

- Proszę bardzo, rób, jak chcesz - odparł, wzruszając ramionami. 

Usiadł przy  komputerze  i  już  po  chwili  wydawał  się  pochłonięty 

zupełnie dla Melanie niezrozumiałymi kolumnami liczb. 

Nie  lubił  przegrywać,  co  do  tego  nie  było  wątpliwości.  Jej 

odmowa wyraźnie mu się nie spodobała, choć tak naprawdę wcale nie 

miał  ochoty  na  romantyczny  weekend.  Ale  w  sytuacji,  gdy  okazja 

sama  się  pchała  do  rąk,  bardzo  chętnie  by  z  niej  skorzystał.  Kiedy 

background image

jednak Melanie odmówiła, bez oporu się z tym pogodził, co znaczyło, 

że od początku tylko się bawił, wiedząc, jaka będzie jej odpowiedź. 

Melanie miała ochotę wrzucić naczynia do zmywarki, robiąc przy 

tym jak najwięcej hałasu, opanowała się jednak i poukładała wszystko 

tak cicho, jak tylko było to możliwe. 

Nadal  tliła  się  w  niej  odrobina  nadziei,  że  w  świetle  poranka 

Richard dostrzeże niewłaściwość swojego zachowania, a przejrzawszy 

projekt, doceni jego wnikliwość i korzyści, jakie mógł przynieść. 

-  Dobranoc  -  powiedziała,  kierując  się  w  stronę  schodów 

wiodących na piętro. 

Bąknął  coś  w  odpowiedzi,  sprawiając  wrażenie  całkowicie 

oddanego pracy. Wiedziała jednak, że udawał, bo idąc na górę, czuła 

na sobie jego wzrok. 

Pokój  gościnny  urządzono  w  staroświeckim  stylu,  a  na  ścianach 

położono  urocze,  kolorowe  tapety,  imitujące  drukowane  tkaniny 

indyjskie.  Usiadła  na  dużym  łóżku  z  żelaznym  zagłówkiem  i 

zastanawiała się, dlaczego sprawy potoczyły się w taki sposób.  

Richard  nie  był  pierwszym  mężczyzną,  który  zrobił  jej  tego 

rodzaju propozycję, zdarzało się jej to dosyć często. Kiedy odmówiła, 

nie  naciskał,  zakładając,  że  jej  „nie",  znaczy  po  prostu  „nie"  i  nawet 

zażartował na temat stanowczości tej odmowy. 

Może  właśnie  tym  ją  zdenerwował?  Może  chciała,  żeby  wziął  ją 

w  ramiona  i  całował  tak  długo,  aż  jej  opór  osłabnie,  a potem  zaniósł 

na górę do tego niezwykle romantycznego łóżka? 

background image

Zawsze była ze sobą szczera i teraz również musiała przyznać, że 

jakąś  cząstką  świadomości  tego  właśnie  oczekiwała.  Na  szczęście, 

zdrowy  rozsądek  Richarda  zwyciężył.  Mężczyzna  zachował  się  jak 

dżentelmen, ona nie złamała swoich zasad, dzięki czemu rano będzie 

mogła śmiało spojrzeć mu w oczy. 

Melanie  zaczęła  okładać  pięściami  poduszkę,  rozmyślając 

żałośnie,  że  jedynie  te  ocalone  zasady  będą  jej  pociechą  w  długą, 

zimną noc. 

 

Richard  mało  spał  tej  nocy,  a  następnego  dnia  obudził  się  już  o 

świcie.  Towarzyszyło  mu  wrażenie,  że  wieczorem  postąpił 

niewłaściwie  i  że  powinien  przeprosić  Melanie.  Nie  miał  jednak 

pojęcia,  skąd  to  wrażenie.  Otwarcie  wyznał,  że  ma  ochotę  spędzić  z 

nią noc, a ona odmówiła. Nic się nie stało i nikt nie powinien się czuć 

urażony. 

Mimo to Melanie pomaszerowała na górę sztywnym krokiem, jak 

gdyby  ją  obraził.  Niech  to  diabli  porwą,  nigdy  nie  zrozumie  kobiet. 

Wydawało  mu  się,  że  chciała  tę  noc  spędzić  sama,  więc  postąpił 

zgodnie  z  jej  życzeniem.  Wiedział,  że  zależy  jej  tylko  na  kontrakcie. 

Nie  chciał  jej  jednak  zatrudnić,  bo  bał  się,  że  w  ciągu  kilku  dni,  a 

może nawet godzin doprowadziłaby go do szaleństwa. 

Pił  pierwszą  filiżankę  kawy,  gdy  na  schodach  rozległy  się 

niespieszne  kroki.  Zacisnął  dłoń  na  filiżance  i  ponurym  wzrokiem 

wpatrywał się w drzwi. Spodziewał się chłodnej i obrażonej królewny, 

background image

a  zobaczył  dziewczynę  z  pogodnym  uśmiechem  na  twarzy  i  z 

błyszczącymi oczyma. 

-  Dzień  dobry  -  powitała  go  radośnie.  -  Widziałeś,  jaki  piękny 

śnieg? Jeszcze nigdy nie byłam na plaży po takiej śnieżycy. Wygląda 

zupełnie jak zimowa kraina czarów, prawda? 

- Chyba tak - odparł ostrożnie Richard. 

- Nawet nie wyjrzałeś przez okno? 

-  Oczywiście,  że  wyjrzałem  -  powiedział,  ale  przemilczał,  że 

widok zasypanych dróg zaniepokoił go tylko i rozzłościł. 

-  Miałeś  nadzieję,  że  uda  ci  się  mnie  pozbyć  z  samego  rana,  a 

kiedy zobaczyłeś zasypane drogi, wpadłeś w panikę. - Roześmiała się, 

jakby czytała w jego myślach. 

- Jestem pewien, że wolałabyś być teraz gdzie indziej i zajmować 

się czymś innym - próbował się bronić Richard. 

- Prawdę mówiąc, nie - odparła wesoło. 

Richard przyjrzał się jej uważniej i dopiero wtedy dostrzegł w jej 

spojrzeniu ostrożność. A więc tylko udawała beztroskę. Robiła to tak 

dobrze, że niemal dał się nabrać. 

- Masz ochotę na śniadanie? - zapytał. 

- Wystarczą płatki. 

-  Chciałem  zrobić  francuskie  grzanki  z  syropem  klonowym. 

Destiny zawsze je dla nas przygotowywała, kiedy przyjeżdżaliśmy na 

wakacje. 

- Naprawdę umiesz zrobić francuskie tosty? - Radość w jej oczach 

tym razem wydawała się prawdziwa. 

background image

Słysząc zachwyt w głosie Melanie, Richard uśmiechnął się. 

- To wcale nie jest trudne - powiedział, wyjmując z lodówki jajka, 

masło i mleko. 

-  W  takim  razie  ja  nakryję  do  śniadania.  -  Melanie  podeszła  do 

zmywarki, chcąc wyjąć umyte naczynia. 

- Już wyjęte - stwierdził Richard. 

-  Widzę,  że  wcześnie  wstałeś.  Nie  mogłeś  spać?  -  zapytała, 

patrząc tak, jakby się domyślała, co mogło mu odebrać sen. 

- Zawsze byłem rannym ptaszkiem. 

- A ja nie. Lubię spać długo i uważam, że wstawanie o świcie jest 

sprzeczne z naturą. 

-  Nie  mówiłabyś  tak,  gdybyś  zobaczyła,  jaki  piękny  jest  wschód 

słońca  nad  rzeką  -  sprzeciwił  się.  -  Weź  miskę,  kilka  talerzy  i  chodź 

tutaj - dodał po chwili. 

- Po co? - zaniepokoiła się Melanie. 

-  Nauczę  cię,  jak  to  się  robi.  Będzie  to  jakaś  korzyść  z  tego 

weekendu. 

-  To  nie  jest  najlepszy  pomysł.  -  Cofnęła  się,  jakby  proponował 

coś  niebezpiecznego.  -  Masz  pewnie  tylko  jedno  pudełko  jajek,  a  ja 

bez trudu potrafię zmarnować dużo więcej. 

-  Chodź  tu,  bo  pomyślę,  że  boisz  się  do  mnie  zbliżyć.  -  Richard 

nie dawał za wygraną. - Albo że kusi cię moja wczorajsza propozycja 

- dodał, patrząc jej w oczy. 

- To nie był dobry pomysł - przypomniała. 

- Zrozumiałem. 

background image

- Nie znaczy to jednak, że się ciebie boję - oświadczyła. 

-  Jeśli  tak...  -  Richard  powstrzymał  uśmiech  i  wyciągnął  w  jej 

kierunku  rękę,  w  której  trzymał  jajko.  -  Wbij  je  do  miski,  tylko 

uważaj, żeby nie wpadły okruchy skorupki. 

Melanie uderzyła jajkiem o miskę z taką siłą, że rozlało się jej w 

palcach  i  spłynęło  do  miski  razem  ze  zgniecioną  skorupką.  Richard 

spokojnie wylał zawartość miski do zlewu. 

- Spróbuj jeszcze raz. - Podał jej drugie jajko. 

- Nie byłoby prościej, gdybyś sam to zrobił? 

- Byłoby, ale wtedy niczego się nie nauczysz. 

- Nie musisz mnie uczyć gotowania. 

-  Chyba  muszę,  jeśli  chcę,  żebyś  kiedyś  przygotowała  mi  coś  do 

zjedzenia. 

-  Nasze  stosunki  mają  być  czysto  służbowe  i  nigdy  do  niczego 

innego  między  nami  nie  dojdzie.  Myślałam,  że  już  to  ustaliliśmy.  - 

Ręka Melanie znieruchomiała nad miską. 

- Bardzo rozsądne założenie - zgodził się z nią, nie wiedząc, po co 

ciągnie tę rozmowę. Zawsze postępował racjonalnie i starannie unikał 

popełniania  błędów.  Szczególnie  gdy  błąd  stał  na  wprost  niego,  i 

patrząc  mu  w  oczy,  dawał  jasno  do  zrozumienia,  że  nie  da  się  go 

popełnić. 

- Jedyne możliwe! - Melanie twardo obstawała przy swoim. 

- Wcale nie. - Przykrył jej rękę swoją dłonią, przesunął nad miskę 

i  delikatnie  rozbił  jajko,  które  wpadło  do  miski  bez  najmniejszego 

kawałeczka skorupki. 

background image

- A teraz zrób to samo bez mojej pomocy - polecił.  

Melanie rozbiła drugie jajko, potem trzecie, nie mogąc uwierzyć, 

że potrafi to zrobić. 

- A niech to... - Popatrzyła na Richarda. - I co dalej? 

-  Teraz  trzeba  dodać  trochę  mleka,  odrobinę  wanilii  i  ubijać,  aż 

będzie lekkie i pieniste. 

Sukces dodał Melanie pewności siebie. Już śmiało wlała mleko do 

miski  i  dodała  wanilii.  Mleka  było  za  dużo,  a  wanilii  za  mało,  ale 

Richard powstrzymał się od komentarza i podał jej ubijaczkę. 

- To służy do ubijania jajek - wyjaśnił, widząc, że Melanie patrzy 

na trzymany w ręce przyrząd, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. 

- Dlaczego nie można użyć miksera? 

-  Tak  będzie  łatwiej  i  szybciej  -  poinformował  i  wyjmując 

ubijaczkę z jej dłoni, pokazał, jak się jej używa. 

Przyglądając się w skupieniu, jak Richard ubija jajka z mlekiem, 

zmarszczyła  czoło.  On  zaś,  patrząc  na  nią,  zastanawiał  się,  czy  do 

wszystkiego  podchodzi  z  podobnym  zaangażowaniem,  ale  szybko 

przywołał się do porządku. 

- Teraz ty. - Podał jej przyrząd. 

Melanie  z  zapałem  zabrała  się  do  pracy.  Trochę  płynu 

wychlapała,  ale  to,  co  zostało,  wystarczało  na  przygotowanie  kilku 

grzanek. 

Kryjąc  rozbawienie,  Richard  położył  kawałek  masła  na  patelni  i 

podał Melanie kilka kromek chleba. 

background image

- Zamocz chleb w jajku i połóż na patelni, gdy masło się stopi. Ja 

przyniosę syrop. 

Odwrócił  się  tylko  na  chwilę,  ale  to  wystarczyło,  by  Melanie 

zdążyła  sparzyć  rękę  gorącym  tłuszczem.  Usłyszał,  jak  zaklęła.  Gdy 

się odwrócił, miała łzy w oczach. 

- Pokaż - polecił. 

-  Nic  mi  nie  jest,  to  tylko  małe  oparzenie.  Mówiłam  ci,  że  w 

kuchni jestem zupełnie beznadziejna. 

-  Nie  jesteś  beznadziejna,  tylko  brak  ci  wprawy.  Usiądź,  a  ja 

przyniosę jakąś maść. 

- Grzanka się zmarnuje - zaprotestowała Melanie. 

- Zrobimy następne. Pozwól mi to zobaczyć. - Przyniósł apteczkę 

i usiadł obok. 

Melanie  wyciągnęła  rękę,  na  której  zdążył  się  już  zrobić  bąbel 

wielkości  dziesięciocentówki.  Delikatnie  ujął  dłoń  i  posmarował 

oparzone  miejsce  maścią.  Starał  się  przy  tym  nie  zauważać,  jak 

miękka  w  dotyku  jest  jej  skóra  i  jak  idealnie  zdają  się  do  siebie 

pasować ich dłonie.  

Powinien  był  już  ją  puścić,  ale  jakoś  nie  miał  na  to  ochoty.  W 

końcu Melanie podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. 

-  Przepraszam  za  wczorajszy  wieczór.  Nie  miałem  zamiaru 

wprawiać  cię  w  zakłopotanie.  Nie  wiem,  dlaczego  to  wszystko 

powiedziałem. Pewnie chciałem cię wyprowadzić z równowagi.  

- To jakaś gra? - W jej oczach błysnęła złość. - Wcale nie chciałeś 

się ze mną przespać? Wiedziałam. Co z ciebie za mężczyzna? 

background image

Richard zaklął w duchu, bo nie spodziewał się takiej reakcji. 

-  Poczekaj.  To  nie  tak.  Och,  do  diabła!  Kiedy  jestem  przy  tobie, 

wszystko, co mówię, wychodzi na opak. 

- Ja mam ten sam problem - niechętnie przyznała Melanie. 

- Pociągasz mnie, ale szanuję twoją decyzję, by nie wdawać się w 

romanse  z  szefami  czy  też  z  potencjalnymi  klientami.  Poza  tym  nie 

znamy  się  na tyle,  żebym  cię  od  razu  ciągnął do  łóżka.  Nie powinno 

się tego robić pod wpływem impulsu. 

- Masz rację - zgodziła się. 

Odważył  się  spojrzeć  jej  w  oczy.  Zamiast  złości  nieoczekiwanie 

dostrzegł w nich pożądanie. Melanie uniosła zdrową rękę i delikatnie 

dotknęła jego policzka. 

- Działanie pod wpływem impulsu jest ryzykowne - zauważyła  z 

wahaniem. 

- Melanie... - zaczął zduszonym głosem. 

- Tak, Richardzie? 

- Miałaś rację, to nadal nie jest dobry pomysł. 

- Wiem - przyznała, nie przestając gładzić jego policzka. 

-  Chcę  cię  pocałować  -  szepnął,  czekając  na  jej  reakcję.  Nie 

odsunęła  się  jednak  ani  nie  sprzeciwiła,  a  wtedy  przestał  się 

powstrzymywać. - Do diabła! - Przyciągnął ją do siebie. 

Smakowała  miętową  pastą  do  zębów  i  kawą.  Normalnie  nie 

uznałby  tej  mieszanki  za  uwodzicielską,  ale  w  tej  chwili  wydała  mu 

się wprost niebiańska i nie mógł się nią nasycić. Wargi Melanie były 

background image

miękkie i ciekawe jego ust, a język wprost szalony. Działo się tak, jak 

to sobie wymarzył podczas długiej, samotnej nocy. 

Zmysły  Richarda  wymknęły  się  spod  kontroli,  lecz  umysł 

pozostał  czujny.  Richard  wciąż  się  zastanawiał,  co,  do  diabła, 

zamierza  właściwie  zrobić.  Melanie  była  najbardziej  seksowną 

kobietą,  jaką  spotkał  w  ostatnich  miesiącach,  ale  uwiedzenie  jej  nie 

wydawało  się  najlepszym  pomysłem.  Mógł  sobie  wyobrazić,  co 

powiedziałaby Destiny, gdyby tak potraktował jej przyjaciółkę. Może 

miała  co  do  nich  jakieś  plany,  ale  nie  przypuszczał,  by  chciała,  aby 

uwiódł tę dziewczynę. 

W końcu posłuchał głosu rozsądku i niechętnie wypuścił Malenie 

z objęć. Usiadł na krześle i  zacisnął dłonie, jakby nie ufał, że  zechcą 

pozostać nieruchome. 

- Przepraszam - mruknął. 

- Ja też cię całowałam - przypomniała, postanawiając grać fair. 

Uśmiechnął  się,  bo  oboje  wiedzieli,  że  nie  bardzo  na  to 

zasługiwał. 

- Trudno zaprzeczyć - odrzekł, bo chciał, by w jej oczach znowu 

zapłonęło pożądanie. 

- Nie masz się z czego cieszyć - burknęła. 

-  Wcale  się  nie  cieszę  -  stwierdził  z  powagą,  unosząc  ręce  w 

obronnym geście. 

- Dobrze wiesz, że nic się nie zmieniło. Nadal nie zamierzam się z 

tobą przespać i nadal zależy mi na pracy u ciebie. - Patrzyła na niego 

bez śladu uśmiechu. 

background image

Wierzył, że w powiedziała prawdę, ale chciał, żeby było inaczej, i 

nie  wiedział,  jak  sobie  z  tym  poradzić.  Co  gorsza,  nie  rozumiał, 

dlaczego  tak  jest,  a  to  oznaczało,  że  będąc  obok  niej,  musi  się  bez 

przerwy  pilnować.  W  przeciwnym  bowiem  razie  znajdzie  się  w 

poważnych  tarapatach,  zanim  się  obejrzy.  Kłopot  polegał  jednak  na 

tym, że chciał na nią patrzeć. 

 

ROZDZIAŁ 4 

Nieoczekiwany pocałunek poruszył Melanie tak głęboko, że zaraz 

po  śniadaniu  wolała  się  schronić  w  salonie.  Wciąż  drżąc  z  emocji, 

wzięła  zeszyt  i  długopis  i  usadowiła  się  przed  kominkiem,  mając 

zamiar  popracować.  Nie  narzekała  na  brak  ciekawych  zleceń  i  nie 

potrzebowała  Richarda,  który  nie  chciał  nawet  wysłuchać  tego,  co 

miała mu do zaoferowania. 

Próbowała  się  skoncentrować,  ale  jej  myśli  z  uporem  krążyły 

wokół  pocałunku.  Nie  mogła  się  powstrzymać  od  rozpamiętywania, 

jak cudowne są jego usta i jak bez najmniejszego wysiłku doprowadził 

ją do stanu podniecenia.  

Nagle  zerknęła  na  zeszyt  i  zobaczyła,  że  zupełnie  jak  zakochana 

nastolatka  pokryła  całą  stronę  małymi  serduszkami.  Nie  jest  dobrze, 

pomyślała  zirytowana  i  gwałtownym  ruchem  przewróciła  kartkę. 

Mocno szarpnięty papier przedarł się, a Melanie zaklęła. 

- Kłopoty z koncentracją? 

Zaskoczona  drgnęła,  a  słysząc  drwinę  w  głosie  Richarda, 

zmarszczyła brwi. 

background image

- Nic podobnego - rzuciła krótko.  

Richard roześmiał się. 

-  Nie  będę  sprawdzał,  ale  ja  też  nie  mogę  się  skupić  na  pracy, 

więc może  wybierzemy się na spacer? Przy okazji moglibyśmy zjeść 

lunch w miasteczku. 

- Przecież dopiero jedliśmy śniadanie - zaprotestowała Melanie. 

-  To  było  cztery  godziny  temu.  -  Richard  popukał  palcem  w 

zegarek. - Musiałaś odpłynąć daleko stąd. O czym tak śniłaś na jawie? 

- Przyglądał się jej, rozbawiony, jak gdyby znał odpowiedź. - A może 

dopieszczałaś  swój  projekt,  na  wypadek  gdybym  jednak  zmiękł  i 

zechciał go obejrzeć? - Błyskawicznym ruchem wyjął z jej rąk zeszyt i 

zanim  zdążyła  zareagować,  przewrócił  kartkę.  Zobaczył  serduszka  i 

uśmiechnął się. 

Melanie  zastanawiała  się  w  milczeniu,  czy  rzeczywiście  można 

umrzeć ze wstydu. Jeżeli tak, to właśnie nadeszła odpowiednia chwila, 

aby ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła. 

-  W  zeszłym  tygodniu  poznałam  seksownego  dziennikarza  z 

telewizji  i  szczerze  mówiąc,  rozmyślałam  o  nim  -  skłamała  gładko, 

dziękując  opatrzności,  że  powstrzymała  jej  rękę  przed  ozdobieniem 

serduszek inicjałami. Na szczęście, Richard mógł jedynie zgadywać, o 

czym marzyła przez cztery godziny przed kominkiem. 

-  Kogóż  to  poznałaś?  -  zapytał  zaciekawiony,  jakby  wziął  za 

dobrą monetę jej słowa. 

- Co to ma za znaczenie? 

background image

-  Jestem  po  prostu  ciekaw,  jacy  mężczyźni  ci  się  podobają  - 

oświadczył. 

Nie uwierzyła, przekonana, że próbuje przyłapać ją na kłamstwie. 

Wymieniła więc nazwisko popularnego dziennikarza. Był to potworny 

nudziarz, ale miała nadzieję, że Richard o tym nie wie. 

Niestety,  widząc zdziwioną minę Richarda, zrozumiała, że jej się 

nie udało. 

-  Naprawdę?  -  zapytał.  -  Podobno  jest  przystojny,  ale  niezbyt 

lotny.  -  W  głosie  Richarda  słychać  było  ironię,  zwłaszcza  gdy 

wymawiał słowo „przystojny". 

-  A  nie  pomyślałeś,  że  być  może  wcale  nie  interesują  mnie  jego 

zdolności  konwersacyjne?  -  zapytała,  zdecydowana  obstawać  przy 

swoim. 

-  Musisz  się  lepiej  postarać,  skarbie.  -  Richard  roześmiał  się.  -  I 

pamiętaj, że jeśli kłamiesz, kłamstwo musi być prawdopodobne. 

-  Dlaczego  mnie  nie  dziwi,  że  się  na  tym  znasz?  -  mruknęła 

Melanie, ale Richard puścił to mimo uszu. 

-  Chodź,  dziecko.  Wstawaj.  Spacer  oczyści  twój  umysł  i 

przestaniesz myśleć o tym jurnym byczku. 

Melanie  westchnęła.  Miał  rację,  mówiąc,  że  świeże  powietrze 

dobrze  jej  zrobi.  Może  wreszcie  przestanie  zachowywać  się  jak 

idiotka.  W  przeciwnym  razie  nie  ma  wielkich  szans,  żeby  zaczął 

poważnie traktować jej ofertę. 

Richard  nie  mógł  sobie  przypomnieć,  kiedy  ostatnio  spacerował 

po śniegu dla samej przyjemności. Oczywiście,  w tej chwili chodziło 

background image

również o to, żeby wyjść z domu i uciec od pragnień, które budziła w 

nim  ta  nieznośna  dziewczyna.  Próbowała  mu  wcisnąć  historyjkę  o 

nudnym  przystojniaku,  a  to  oznaczało,  że  ona  również  zdaje  sobie 

sprawę,  jak  mocno  między  nimi  iskrzy,  i  czuje,  że  sprawy  mogą  się 

wymknąć spod kontroli. 

Powietrze  było  rześkie,  śnieg  przestał  padać,  od  rzeki  zdawał  się 

nadciągać  mróz.  Niebo  przybrało  wspaniały  błękitny  kolor,  a  zaspy 

jarzyły  się  oślepiającym  blaskiem.  Richard  ucieszył  się,  że  założył 

okulary  przeciwsłoneczne,  choć  ciemne  szkła  nie  przeszkadzały  mu 

wpatrywać się w lśniące oczy Melanie. 

Jego  drwiny  sprawiły,  że  Melanie  pilnowała  każdego  swojego 

słowa. Najwyraźniej jednak uroda ośnieżonego krajobrazu zachwyciła 

ją  tak,  że  o  wszystkim  zapomniała  i  co  chwila  przystawała,  aby 

podziwiać widok, doskonale nadający się na kartę świąteczną. 

- Popatrz! - szepnęła, chwytając go za rękaw.  

Richard  dostrzegł  wspaniale  upierzonego  ptaszka,  którego 

purpurowe  piórka  pięknie  kontrastowały  z  bielą  śniegu  i  zielenią 

ostrokrzewu. Mniej barwna samiczka była niemal niewidoczna wśród 

zielonych  liści  i  czerwonych  jagód.  Zachwyt  Melanie  sprawił,  że 

ptaszki wydawały się niezwykłe, choć w rzeczywistości występowały 

tutaj dosyć często. Jej entuzjazm jednak był zaraźliwy. 

- Szkoda, że nie mam ze sobą aparatu - powiedziała. 

- Możemy kupić taki jednorazowy - zaproponował.  

Melanie  popatrzyła  na  niego  jak  na  kogoś  natchnionego  przez 

Boga. 

background image

- Teraz? - zapytała z takim zachwytem, że Richard się roześmiał. 

-  Niewiele  trzeba,  by  cię  zadowolić  -  zakpił.  -  Wystarczy  tani 

aparat i już jesteś skłonna na wszystko się zgodzić. 

- Postanowiłam, że dzisiaj niech się dzieje, co chce. 

-  Naprawdę?  -  zapytał,  zastanawiając  się,  czy  udałoby  mu  się 

wykorzystać ten jej nastrój. 

- Nie to miałam na myśli. 

- Tylko sprawdzam. 

-  Przecież  tak  naprawdę  wcale  nie  chcesz  mnie  uwieść  - 

stwierdziła  z  zaskakującą  pewnością.  -  Po  co  więc  mówisz  takie 

rzeczy? 

- Dlaczego uważasz, że nie chcę cię uwieść? - zapytał, bo ta myśl 

stawała się coraz bardziej kusząca. 

- Sam się do tego przyznałeś - przypomniała. - Myślę, że gdybym 

się zgodziła, to pewnie byś nie uciekał, ale tak naprawdę flirtujesz ze 

mną jedynie po to, żeby mnie irytować. 

Zastanawiał  się  nad jej  słowami  i  coraz  poważniej  rozważał,  czy 

jej nie uwieść. Co prawda, nie była w jego typie, ale pociągała go jej 

ożywcza szczerość, otwartość i entuzjazm. 

Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zetknął się z kimś 

takim jak ona, a tym bardziej, żeby mu się to podobało. 

Może  Destiny  miała  rację  przynajmniej  co  do  tego?  Może 

nadszedł  moment,  w  którym  Richard  gotów  był  dokonać  zmian  w 

swoim  życiu  i  dać  się  ponieść  budzącym  zawrót  głowy  uczuciom? 

background image

Było  to  lepsze  niż  zwyczajna  monotonna  egzystencja,  która,  jak  sam 

siebie przekonywał, w pełni go zadowalała. 

Spojrzał  na  Melanie  i  dostrzegł  na  jej  twarzy  oczekiwanie. 

Wyraźnie  chciała  się  przekonać,  jak  Richard  zareaguje  na  jej 

wyzwanie. 

- Może rzeczywiście chcę cię zirytować, a może tylko próbuję cię 

przygotować  na  swój  pierwszy,  zbijający  z  nóg  ruch,  któremu  nie 

zdołasz się oprzeć? 

- Wątpię - uśmiechnęła się. 

- Dlaczego? - zapytał, nieco zaskoczony jej pewnością. 

- Takie gierki do ciebie nie pasują. Zbyt poważnie podchodzisz do 

życia, by tracić w ten sposób czas. 

- Kolejna teoria mojej ciotki? - zapytał, przyglądając się jej spod 

zmrużonych powiek. 

-  Tym  razem  obserwacje  własne  -  zapewniła.  -  Umiem  ocenić 

człowieka,  co  więcej,  umiem  sprawić,  by  inni  zobaczyli  to,  co  ja 

widzę.  Właśnie  dlatego  kreowanie  publicznego  wizerunku  jest  dla 

mnie wymarzonym zajęciem. 

Słowa te zaciekawiły go bardziej, niż mógłby przypuszczać. 

-  A  jak  byś  przedstawiła  mnie?  Mam  nadzieję,  że  nie  jako 

nadętego faceta? 

-  Nie.  Położyłabym  nacisk  na  powagę,  z  jaką  traktujesz  swoje 

obowiązki,  jak  ciężko  pracujesz  i  że  równie  ciężko  jesteś  gotowy 

pracować dla dobra swoich wyborców. To dobra rekomendacja. 

background image

-  Wydawało  mi  się,  że  skoro  nie  cierpiałem  nędzy,  nie  będę 

pełnowartościowym kandydatem - przypomniał Richard. 

-  Może  zdołałeś  mnie  przekonać,  że  jest  inaczej  ?  -  Wzruszyła 

ramionami. 

-  A  może  tak  bardzo  zależy  ci  na  tej  pracy,  że  jesteś  gotowa 

powiedzieć  wszystko,  byle  tylko  ją  zdobyć?  -  zauważył  z  nutką 

cynizmu. 

-  Jeśli  rzeczywiście  tak  sądzisz,  to  znaczy,  że  mnie  nie  znasz  - 

powiedziała, szczerze urażona. - Nigdy nie pracuję dla kogoś, do kogo 

nie mam przekonania. 

- Nie znasz mnie na tyle, by we mnie wierzyć. 

- Myślę, że znam. Kiedy twoja ciotka zasugerowała, żebyśmy się 

spotkali,  najpierw  rozmawiałam  z  wieloma  osobami  i  przeczytałam 

wszystko,  co  o  tobie  napisano.  Chciałam  mieć  pewność,  że  Destiny 

jest obiektywna, opowiadając, do czego jesteś zdolny i chwaląc twoją 

prawość.  Teraz  wiem,  że  miała  rację.  Jesteś  dobrym  człowiekiem, 

Richardzie,  co  do  tego  wszyscy  są  zgodni.  -  Popatrzyła  na  niego  w 

zamyśleniu.  -  Ale  czy  masz  to  coś,  co  pozwoli  ci  wygrać  wybory,  to 

zupełnie inna sprawa. 

Poczuł  się  urażony  sugestią,  że  być  może  nie  nadaje  się  na 

polityka i że jego starania zakończą się fiaskiem. 

- Czego twoim zdaniem mi brakuje? - zapytał. 

- Otwartego umysłu - odparła bez chwili wahania.  

Richard  już  chciał  się  sprzeciwić,  lecz  nagle  dostrzegł  pułapkę, 

którą na niego zastawiła. 

background image

-  Dlatego,  że  byłem  zdecydowany  nie  zatrudnić cię,  zanim  się  w 

ogóle spotkaliśmy? 

- To jeden z powodów, a poza tym dlatego, że teraz, kiedy się już 

spotkaliśmy, nie umiesz oddzielić moich kwalifikacji zawodowych od 

faktu, że gram ci na nerwach i jestem kobietą. 

- Wcale mi nie grasz na nerwach - zaprzeczył, choć zdawał sobie 

sprawę, że nie wypadło to przekonująco. 

-  To  pierwsze  prawdziwe  kłamstwo,  jakie  usłyszałam  z  twoich 

ust. - Popatrzyła na niego z rozbawieniem. 

- Pierwsze,  o którym  wiesz - stwierdził, nie zaprzeczając jednak, 

że kłamał. 

Denerwowała  go,  to  oczywiste.  Miał  jednak  nadzieję,  że  uda  mu 

się to ukryć. Zawsze uważał, że umie zaskakiwać ludzi i trzymać ich 

na dystans. Uważał to za powód do dumy i czuł się z tym bezpiecznie. 

Melanie  jednak  była  nazbyt  przenikliwa,  nie  podobało  mu  się,  że 

zdaje się rozumieć, co dzieje się w jego głowie. 

- Nieprawda, przedtem nie kłamałeś! - upierała się przy swoim. 

- No dobrze, przyznaję, masz rację - westchnął. - Powiedzmy, że 

jestem uzależniony od mówienia prawdy, a ty grasz mi na nerwach. I 

co z tego? 

- Nareszcie - odparła wesoło. 

- Co? - Richard wydawał się zakłopotany. 

-  Jesteś  już  tylko  krok  od  tego,  by  przyznać,  że  byłeś  uparty  jak 

osioł, a po powrocie do domu przeczytasz mój projekt. 

background image

-  I  wywnioskowałaś  to  wszystko  z  tego,  że  przyznałem  się  do 

kłamstwa? - zapytał z niedowierzaniem. 

- Widzisz, jaka jestem zdolna? - Uśmiechnęła się.  

Mimo woli się roześmiał. 

- Może lepiej pasowałoby tu słowo „przebiegła". Prawdę mówiąc, 

przypominasz mi pod tym względem Destiny. 

- Przyjmuję to jako komplement. 

- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy powinnaś. 

Kiedy usiedli przy stoliku kawiarenki, Melanie była pewna siebie 

i czuła, że panuje nad sytuacją. W końcu zrobiła jakieś postępy. Może 

ostatecznie  przyjazd  tutaj  nie  był  całkiem  głupim  pomysłem?  Jeżeli 

poszło jej tak dobrze, zanim Richard zjadł lunch, to co może osiągnąć, 

kiedy  placuszki  z  krabów,  sałatka  i  domowa  szarlotka  z  lodami 

poprawią mu humor? 

-  Próbujesz  mnie  urobić  za  pomocą  jedzenia?  -  zapytał,  kiedy 

zamawiała  obfity  posiłek.  -  Myślisz,  że  kiedy  to  zjem,  stanę  się 

bardziej otwarty na nowe pomysły? 

-  Nie  zaprzeczam,  że  coś  takiego  przyszło  mi  do  głowy  - 

przyznała.  -  Nie  musisz  jednak  zamawiać  tego  co  ja.  A  przy  okazji 

oświadczam, że ja płacę. To służbowy lunch, podczas którego staram 

się zdobyć klienta. 

-  Jeżeli  mam  ci  dotrzymać  kroku,  muszę  zamówić  to  samo.  - 

Richard  konspiracyjnie  mrugnął  do  kelnerki.  -  Poproszę  to  samo  i 

najmocniejszą kawę, jaką podajecie. 

- Podajemy wyłącznie bardzo mocną kawę - odrzekła kelnerka. 

background image

-  Szkoda,  że  nie  będziesz  startował  w  tym  okręgu.  Ona  z 

pewnością głosowałaby na ciebie - stwierdziła Melanie, kiedy zostali 

sami. 

- Pierwsze wrażenie nie powinno odgrywać roli w wyborach. Ani 

charyzma. 

-  Nie  powinna,  jednak  odgrywa,  przynajmniej  po  części.  Nawet 

nudziarz może wygrać, jeżeli ma dobry program. Tyle że trudniej mu 

to  osiągnąć.  Ty  masz  jedno  i  drugie.  Dlaczego  więc  z  tego  nie 

skorzystać, zamiast udawać, że liczy się tylko program? 

-  Inaczej  mówiąc,  nie  uniknę  całowania  dzieci  i  ściskania  setek 

rąk - stwierdził. 

-  Niewielu  wybrano  takich,  którzy  tego  nie  robili.  Ludzie  chcą 

wiedzieć,  że  kandydat,  na  którego  głosują,  jest  porządnym 

człowiekiem.  Chcą  mu  spojrzeć  w  oczy  i  ocenić,  czy  jest  szczery. 

Chcą się przekonać, czy jego uścisk dłoni jest silny. 

Zabawne,  że  o  tym  wspomniała.  Richard  zamyślił  się  na  chwilę. 

Przypomniał sobie, że kontrahenci, widząc jego twardy i zimny wzrok 

podczas  negocjacji,  zarzucali  mu,  że  jest  nieludzki.  O  to  samo 

oskarżały  go  kobiety,  które,  wiążąc  się  z  nim,  wyraźnie  oczekiwały 

czegoś więcej, niż był w stanie im dać. W końcu pogodził się z myślą, 

że  wraz ze śmiercią rodziców przestał umieć kochać. I że już zawsze 

tak będzie. 

Teraz, kiedy obserwował Melanie, gdy widział jej radość życia, i 

czuł,  jak  jej  ciepło  ogrzewa  mu  serce,  miał  wrażenie,  że  gdyby  tylko 

wyciągnął rękę, miłość by wróciła. 

background image

Nagle  otrząsnął  się  z  tych  myśli.  Co  też  mu  się  roi?  Przecież 

Melanie  nie  przyjechała,  by  go  uleczyć,  ale  by  zdobyć  pracę.  Tak 

samo jak wiele innych osób, po prostu czegoś od niego chciała. Musi 

wciąż o tym pamiętać, chociaż już parokrotnie udało mu odwrócić jej 

uwagę od misji, z którą przybyła. 

Musnęła palcami jego dłoń. 

- Gdzie byłeś? - zapytała cicho, patrząc na niego z ciekawością. 

- Już wróciłem - odparł ponuro. 

Widział,  że  Melanie  ma  na  końcu  języka  kolejne  pytanie,  ale 

zanim zdołała je zadać, pojawiła się kelnerka z lunchem. 

Jeszcze  nigdy  w  życiu  widok  jedzenia  nie  sprawił  Richardowi 

takiej  ulgi.  Pospiesznie  wbił  zęby  w  placuszki  z  krabów,  ale  nie 

umknęło jego uwagi, że upłynęła długa chwila, zanim Melanie poszła 

w  jego  ślady.  Najwidoczniej  ciągle  jeszcze  zastanawiała  się,  czemu 

nagle sposępniał.  

W końcu zaczęła jeść i od razu skupiła na tym całą uwagę. 

- Doskonałe te kraby, nie uważasz? - zapytała. 

-  Przepyszne,  choć  to  nie  sezon  i  muszą  być  mrożone.  -  Richard 

kiwnął  głową.  -  Lepsze  niż  w  najdroższych  restauracjach  rybnych 

Waszyngtonu. 

-  Ciekawe,  co  to  za  przyprawy  -  odrzekła  Melanie.  -  Doskonale 

ożywiają smak. 

- Czy to ma znaczenie przy twojej zdeklarowanej nieumiejętności 

gotowania? 

background image

-  To  takie  dobre,  że  mogłabym  się  nauczyć.  Nie  jestem  przecież 

całkiem beznadziejna. 

- Po co zadawać sobie trud, jeżeli można po prostu przyjść tutaj? - 

zapytał. 

- Nie bywam tu często. Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie byłam w 

tej części stanu. 

- Teraz, kiedy już poznałaś tutejsze przysmaki, mogę się założyć, 

że wrócisz. Kto wie, może nawet ja cię zaproszę? 

-  Czekając  na  twoje  zaproszenie,  pewnie  umarłabym  z  głodu. 

Może  mogliby  mi  przysyłać  takie  placuszki?  Myślę,  że  gdyby  były 

odpowiednio  przygotowane,  to  nawet  ja  umiałbym  je  usmażyć.  - 

Melanie  rozmarzyła  się.  -  Jak  by  to  było  miło,  gdybym  nie  musiała 

wychodzić  z  domu,  żeby  coś  zjeść,  w  dodatku  coś  jadalnego.  Nie 

znoszę  gotowych  mrożonych  dań  do  odgrzewania  w  mikrofalówce  i 

jadam je tylko w ostateczności. 

Doskonale  ją  rozumiał,  bo  sam  często  jadał  przy  biurku  albo  w 

restauracji.  Jedynym  wyjątkiem  były  wizyty  u  ciotki.  Jeżeli  tylko 

miała  czas,  Destiny  świetnie  gotowała,  dlatego  też  Richard  stał  się 

bardzo  wybredny.  Dotyczyło  to  zresztą  nie  tylko  potraw,  ale  także 

atmosfery intelektualnych dyskusji, prowadzonych podczas posiłków. 

Niestety,  od  jakiegoś  czasu  coraz  rzadziej  spotykał  się  z  braćmi przy 

stole ciotki i nagle poczuł, że musi to zmienić. 

Dziwne,  ale  lepiej  pamiętał  śmiech  i  radość,  towarzyszące 

posiłkom,  niż  same  potrawy.  Oczywiście,  były  doskonałe,  ale 

background image

najbardziej  tęsknił  za  tym,  by  znowu  usiąść  przy  stole  z  braćmi  i  z 

ciotką.  

Aż  do  tej  chwili  nie  zdawał  sobie  sprawy,  jak  samotne  stało  się 

jego  życie.  Nie  chodziło  o  to,  że  nie  widywał  bliskich,  bo  z  Destiny 

spotykał  się  niemal  codziennie,  a  z  braćmi  również  często.  Było 

jednak inaczej niż w czasach, kiedy mieszkali pod jednym dachem. 

Westchnął i spojrzał na Melanie. 

- Opowiedz mi o swojej rodzinie - poprosił. 

-  O  rodzinie?  -  Zupełnie  jakby  prosił,  by  zdradziła  mu  swe 

najgłębsze sekrety. 

- Jaka jest twoja rodzina? Duża? Mała? Gdzie mieszka? 

-  Mam  dwie  starsze  siostry,  obie  zamężne  i  obie  całkowicie 

pozbawione ambicji zawodowych, obrzydliwie zadowolone ze swoich 

mężów  i  dzieci.  Zostały  w  Ohio  i  mieszkają  kilka  mil  od  naszych 

rodziców.  Nie  rozumieją  mojego  sposobu  życia  i  ciągle  mi 

wypominają, że jestem sama. 

- Byłyście sobie bliskie? 

-  Tak  bliskie,  jak  bliskie  mogą  być  sobie  trzy  dziewczyny,  które 

chcą włożyć na tańce tę samą sukienkę - odparła Melanie. 

- Zazdrościsz im mężów i dzieci? 

-  Czasami  -  przyznała  i  zamyśliła  się.  -  Kocham  swoją  pracę  i 

jestem  ambitna,  ale  to  nie  znaczy,  że  nie  chciałabym  z  kimś  dzielić 

życia - dodała po chwili. 

Jej  słowa  tak  pasowały  do  tego,  o  czym  Richard  przed  chwilą 

rozmyślał, że znowu westchnął. 

background image

- Wiem, co masz na myśli - przyznał z rzadką u niego otwartością. 

- Naprawdę? - Popatrzyła zdziwiona. 

-  Jasne.  Jaką  radość  daje  podbijanie  świata,  jeśli  nie  ma  komu  o 

tym opowiedzieć i jeśli nikogo to nie obchodzi? 

- No właśnie. Ale to wcale nie znaczy, że osiągnięcia nie dają nam 

satysfakcji  albo  że  jesteśmy  niewdzięczni.  Po  prostu  wiemy,  że 

moglibyśmy  zyskać  więcej.  Dobrze  mieć  taką  świadomość,  nie 

uważasz? 

- Tak mówią. 

- Jeżeli wiesz, że czegoś ci brakuje, to dlaczego nie ożeniłeś się z 

jedną z tych kobiet, z którymi się spotykałeś? - zapytała. 

-  Bo  nie  mogłem  sobie  wyobrazić,  żebym  którąś  z  nich  mógł 

przyprowadzić tutaj na placuszki z krabów i domową szarlotkę. 

- Naprawdę? - Twarz Melanie złagodniała. 

- Naprawdę, ale niech ci się od tego nie przewróci w głowie. 

- Ależ skąd! - zapewniła szybko. 

-  A  poza  tym  to  wcale  nie  znaczy,  że  zamierzam  cię  zatrudnić  - 

dodał. 

- Wiem - przyznała, ale miała przy tym zadowoloną minę. 

-  Pod  wieloma  względami  przypominasz  mi  ciotkę.  -  Richard 

próbował  zorientować  się  w  swoich  uczuciach  i  jednocześnie 

wytłumaczyć Melanie, co czuje. - Tak samo jak ona jesteś szczera aż 

do bólu, nieprzewidywalna i... 

- ...i otwarta na nowe pomysły? - podsunęła Melanie. 

- Nie przeciągaj struny. 

background image

- Ludzie otwarci na nowe pomysły nie są... 

- Wiem, nie są sztywniakami. Już to zrozumiałem. - Przerwał jej, 

zanim zdążyła to powiedzieć. 

- Naprawdę zrozumiałeś? - Przyglądała mu się uważnie. 

- Naprawdę - zapewnił. 

-  W  takim  razie  może  powinniśmy  już  wracać  do  domu?  - 

zapytała. 

- Żebym mógł przeczytać twój projekt? 

-  To  też.  Ale  pomyślałam  o  tym,  że  pozwolę  ci  się  znowu 

pocałować. 

-  Dlaczego  miałabyś  to  zrobić?  -  Spojrzał  na  nią,  speszony  taką 

bezpośredniością. 

- Mam otwarty umysł. 

-  Czy  to  znaczy,  że  kwestia  uwodzenia  wraca  na  wokandę?  - 

zapytał, chcąc zyskać pewność, że dobrze zrozumiał jej słowa i że nie 

zrobi  z  siebie  głupca.  Kiedy  chodziło  o  Melanie,  nie  był  pewny,  czy 

może sobie zaufać, bo od dawna żadnej kobiety nie pragnął tak mocno 

jak jej. 

- Nigdy nic nie wiadomo. - Wzruszyła ramionami. 

-  Uważam,  że  w  tej  kwestii  powinnaś  wyrazić  się  jaśniej  - 

oznajmił, wstając od stolika. 

-  Gdyby  wszystko  było  z  góry  jasno  ustalone,  życie  nie  miałoby 

uroku. 

-  Może  i  tak,  ale  wtedy  przynajmniej  można  by  zapobiegać 

katastrofom. 

background image

-  W  takim  razie  słuchaj  -  powiedziała  z  bardzo  poważną  miną.  - 

Nie  pragnę  tego  do  szaleństwa,  ale  właśnie  teraz,  w  tej  chwili,  chcę, 

żebyś  mnie  znowu  pocałował.  Nadal  uważam,  że  nie  powinniśmy 

posunąć  się  dalej,  bo  wszystko  mogłoby  się  skomplikować, 

szczególnie gdybym zaczęła dla ciebie pracować. 

- Rozumiem - odparł. 

- Jednak mogę się okazać otwarta na perswazję - dodała Melanie z 

uśmiechem. 

Puls Richarda przyspieszył. 

- Może nie dzisiaj - dodała Melanie znacząco. - I może nie jutro. 

Ale kto wie, jakie niespodzianki kryje przyszłość? 

Chociaż oznajmiła w ten sposób, że nie tylko dzisiejszej nocy, ale 

także w najbliższej przyszłości Richard nie powinien na nic liczyć, on 

nie mógł się powstrzymać od radosnego pogwizdywania. 

-  Wydajesz  się  zanadto  zadowolony  jak  na  mężczyznę,  któremu 

właśnie powiedziano, że żadnego seksu nie będzie - zauważyła. 

- Uważasz, że to właśnie powiedziałaś? - Roześmiał się. 

- Oczywiście. 

- Usłyszałem tylko, że dzisiaj nie ma mowy o seksie. Jeżeli jednak 

chodzi o jutro, to jak mówiła pewna piękna kobieta z Południa, jutro 

też będzie dzień. - Skłonił się i ucałował jej dłoń. - Jestem cierpliwy. 

Skoro jednak dużo na mój temat czytałaś, to na pewno o tym wiesz. 

- Najwidoczniej musiałam przeoczyć tę informację. 

-  Może  okazać  się  ważna,  więc  staraj  się  ją  zapamiętać  - 

powiedział i rzucił w nią śniegową kulą, żeby oboje nieco ochłonęli. 

background image

Zaskoczona,  wpatrywała  się  w  niego  szeroko  otwartymi  oczami, 

zanim  w  jej  oczach  pojawił  się  ogień,  który  Richard  tak  bardzo 

pragnął zobaczyć. 

- Już nie żyjesz! - Schyliła się, by ulepić śnieżkę. 

-  Wątpię,  żebyś  się  odważyła  -  odparł,  nie  próbując  nawet 

uciekać. 

- Nie wierzysz, że w ciebie rzucę? 

- Ależ wierzę. Tylko myślę, że nie trafisz. 

Melanie wzięła zamach i choć Richard uskoczył, kula otarła się o 

jego policzek. 

- Kiepski rzut, kochanie. - Ruszył w jej stronę, chociaż próbowała 

go zatrzymać, rozpaczliwie rzucając śnieżkami. 

Jej rzuty były celne, a mimo to Richard podszedł i przewrócił ją w 

zaspę.  Wypluwała  śnieg,  z  oburzeniem  patrząc  na  stojącego  nad  nią 

Richarda,  i  nagle  się  roześmiała.  Po  chwili  Richard  też  parsknął 

śmiechem,  a  wtedy  Melanie  szarpnęła  go  za  kostkę  u  nogi  i 

przewróciła w zaspę. 

Richard pocałował  Melanie,  z  nadzieją,  że  w  pocałunku  znajdzie 

trochę ciepła. Nie zawiódł się, poczuł płomień, więc uznał, że Melanie 

nie chowa do niego urazy.  

Pomyślał,  że  jeśli  dziewczyna  naprawdę  ma  zamiar  trzymać  się 

swoich postanowień, to czeka go wyjątkowo długa noc. 

 

background image

ROZDZIAŁ 5 

Widząc  w  oczach  Richarda  blask  pożądania,  Melanie  pomyślała, 

że  choć  na  dworze  jest  bardzo  zimno,  to  nie  należy  igrać  z  ogniem. 

Nie  spodziewała  się,  by  ktoś,  o  kim  mówiono,  że  jest  pozbawiony 

serca, mógł odczuwać tak silne emocje. 

Kiedy  po  raz  pierwszy  zgodziła  się  z  nim  spotkać,  sądziła,  że 

Richard  będzie  ją  traktował  z  dystansem.  Widziała  go  na  zdjęciach  i 

wiedziała,  że  jest  w  jej  typie.  Destiny  zaś  poruszyła  jej  czułe  serce, 

opowiadając o tragedii, jaką bratanek przeżył w dzieciństwie.  

Miała jednak nadzieję, że będzie w jego towarzystwie bezpieczna, 

zwłaszcza  że  nie  pociągali  jej  ani  aroganccy,  ani  zimni, niezdolni  do 

głębokich  uczuć  mężczyźni.  Pierwsze  spotkanie  uspokoiło  ją, 

przekonała  się  bowiem,  że  obie  odstręczające  ją  od  mężczyzn  cechy 

występują u Richarda w pełnym rozkwicie. Teraz jednak...  

Westchnęła.  Nie  wolno  jej  myśleć  o  tym,  co  dostrzegła  w  jego 

spojrzeniu.  Co  się  z  nią  dzieje?  Czy  zamarzł  jej  mózg?  Czy  dlatego 

najpierw drwiła z seksu, a potem tarzała się z Richardem w śniegu? Z 

całą pewnością nie zamierzała do tego dopuścić. 

Nie  mogła  pozwolić,  by  popełnili  błąd,  którego  oboje  będą 

musieli  potem  żałować.  Wstała,  otrzepała  się  ze  śniegu  i  popatrzyła 

spokojnie  na  Richarda,  jak  gdyby  ani  w  restauracji,  ani  teraz  w 

zachowaniu obydwojga nie było niczego szczególnego. 

-  Coś  podobnego  -  powiedziała.  -  Nie  przypuszczałabym,  że 

umiesz się tak odprężyć i bawić jak dziecko. 

background image

-  Jak  widzisz,  mimo  że  zebrałaś  na mój  temat  wszelkie  dostępne 

informacje, i tak potrafię cię zaskoczyć - stwierdził, wstając ze śniegu. 

Stawał się na powrót zasadniczy, Melanie jednak już wiedziała, że 

to tylko maska, za którą się chronił, i natychmiast poczuła, że miękną 

jej kolana. 

- Richardzie, powiedz, co tu się właściwie stało? Co to było? 

Wzruszył ramionami. 

-  Myślę,  że  obydwoje  zapomnieliśmy,  dlaczego  się  tutaj 

znaleźliśmy. 

- Inaczej mówiąc, przez chwilę, zamiast potencjalnymi partnerami 

w interesach, byliśmy kobietą i mężczyzną, którzy podobają się sobie 

nawzajem - stwierdziła. - Przepraszam. 

- A za co? To ja przepraszam za swoje zachowanie. 

- Zachęciłam się do tego. 

- Przestań być taka rozsądna. Ten weekend musi się źle skończyć. 

Nie widzę innej możliwości. 

Melanie  poczuła  się  nieswojo.  Richard  przez  chwilę  przestał 

myśleć  o  obowiązkach  i  odkrył  w  sobie  dziecko.  Zapomniał  się  i 

odsłonił  przed  nią  swoje  drugie  ja.  Ona  jednak  była  zbyt  spięta  i 

wszystko  zepsuła.  Oczywiście,  mogła  go  jeszcze  raz  przeprosić,  ale 

była  przekonana,  że  tylko  go  tym  rozzłości.  Wydawało  się,  że  łatwo 

wpada w złość.  

Była  to  chyba  odpowiednia  chwila,  żeby  wyjechać,  ale  lokalne 

drogi jeszcze nie zostały odśnieżone. 

background image

-  Zgoda?  -  Wyciągnęła  rękę,  za  wszelką  cenę  chcąc  z  powrotem 

sprowadzić sprawy na bezpieczniejszy grunt. 

- Nie wiedziałem, że jesteśmy na wojennej ścieżce - zakpił. 

- Nie jesteśmy, ale byliśmy na najlepszej drodze do tego, żeby na 

nią wkroczyć. I to moja wina, bo wysyłałam sprzeczne sygnały. 

-  Może  w  takim  razie  rozsądniej  będzie  się  nie  godzić.  -  Twarz 

Richarda  przybrała  złowrogi  wyraz.  -  Wygląda  na  to,  że  tylko 

pokłóceni jesteśmy w stanie zachowywać się właściwie. 

Tak  było  istotnie,  choć  Melanie  nie  rozumiała  dlaczego. 

Pomijając  fakt,  że  miała  dla  niego  pracować,  co  niosło  za  sobą 

konsekwencje,  przecież  nie  mógł  się  jej  podobać.  Reagował  zbyt 

emocjonalnie, a zarazem był zbyt sztywny.  

Zdawała sobie sprawę, że to, co do niego czuje, to czysty pociąg 

fizyczny,  bo  Richard  niewątpliwie  był  atrakcyjnym  mężczyzną. 

Dlatego  właśnie  niemal  rzuciła  mu  się  na  szyję,  zapominając 

natychmiast  o  własnych  zasadach,  zabraniających  łączyć  pracę  z 

życiem osobistym. 

Wiedziała,  że  ten  pociąg  jest  wzajemny,  i  wyobrażała  sobie,  że 

Richard  czuje  się  w  tej  sytuacji  tak  samo  zdezorientowany.  Nie 

przypominała  przecież  w  niczym  bogatych,  wyrafinowanych  i 

eleganckich  kobiet,  z  którymi  go  na  ogół  widywano.  Oglądała  jego 

zdjęcia w rubrykach towarzyskich na tyle często, by wiedzieć, że lubi 

kobiety efektowne i reprezentacyjne. 

Wzięła  to  wszystko  pod  uwagę  i  uznała,  że  oboje  muszą  się 

pogodzić  z  faktem,  że  ich  związek  byłby  szaleństwem.  Jeżeli  obojgu 

background image

uda  się  to  sobie  wytłumaczyć,  być  może  najbliższe  godziny  nie  będą 

złe. Kto wie, może rano będą się nawet śmiać z dzisiejszych rozterek i 

rozstaną  się  bez  wzajemnych  pretensji?  Ona  wycofa  się  z  tej  całej 

sprawy  i  nie  będzie  więcej  marzyć  o  pracy  dla  Carltona.  Każde  inne 

postępowanie byłoby przecież szaleństwem. 

Rozmyślała  nad  tym,  gdy  Richard  podał  jej  klucz  i  poprosił,  by 

sama wróciła do domu. 

- A ty dokąd się wybierasz? - zapytała. 

- Na spacer. Przy okazji kupię ci ten aparat. 

Już  miała  zaproponować,  że  z  nim  pójdzie,  ale  nie  zdążyła,  bo 

odwrócił  się  i  odszedł.  Najwyraźniej  miał  dosyć  jej  towarzystwa. 

Przed chwilą byłaby z tego bardzo zadowolona, ale teraz już nie. 

Richard  oddalał  się, kuląc  ramiona na  wietrze.  Kiedy  patrzyła  za 

nim,  wydał  się  jej  bardzo  samotny.  Nie  mogła  zrozumieć,  jak  to  w 

ogóle możliwe, żeby tak zamożny, błyskotliwy i seksowny mężczyzna 

był sam. 

W  materiałach  na  jego  temat,  które  zgromadziła,  mogła  znaleźć 

odpowiedź  na  prawie  każde  dotyczące  go  pytanie,  ale  nie  na  to. 

Przyznała  szczerze,  że  szukanie  odpowiedzi  może  się  okazać  jej 

zgubą, ale bardzo ją to zaintrygowało, za bardzo nawet, bo w jej sercu 

znalazło się miejsce dla Richarda. 

 

Richard  zdawał  sobie  sprawę,  że  jest  śmieszny,  zachowując  się 

chimerycznie  dlatego,  że  Melanie  zmieniła  o  nim  zdanie.  Nie 

pierwszy  raz  spotkało  go  coś  takiego,  ale  nigdy  jeszcze  się  tym  nie 

background image

przejął. Przez całe lata obserwował, jak sprawnie i szybko jego ciotka 

pozbywa  się  doskonałych  kandydatów  do  swojej  ręki,  aż  w  końcu 

uznał  takie  zachowanie  za  zwyczajne,  choć  doszedł  również  do 

wniosku, że kobiety są nieprzewidywalne. 

Kiedy  jednak  chodziło  o  Melanie,  nieoczekiwanie  poczuł  się 

dotknięty  zmianą  jej  postawy.  A  to  oznaczało,  że  zdołała  do  niego 

dotrzeć. Jak to się mogło stać? 

Przez  całą  drogę  do  sklepiku  usiłował  znaleźć  odpowiedź  na  to 

pytanie.  Dotarłszy  na  miejsce,  poprosił  o  jednorazowy  aparat 

fotograficzny, a pod wpływem impulsu kupił też prażoną kukurydzę i 

film,  który  dopiero  co  ukazał  się  na  wideo.  Uznał,  że  jeśli  mają 

spędzić razem kolejną noc, to film jest dobrym pomysłem, bo nie będą 

musieli rozmawiać. 

W  drodze  do  domu  próbował  dostrzec  piękno  zasypanego 

śniegiem  krajobrazu,  który  wcześniej  tak  go  zachwycił,  ale  teraz, 

kiedy obok nie było Melanie, miał wrażenie, że tamta zięba, odlatując, 

zabrała ze sobą wszystkie kolory otoczenia. 

Jęknął.  Nie  chciał,  żeby  to  właśnie  Melanie  Hart  dodawała 

kolorów jego istnieniu. Pragnął odzyskać spokój, jaki panował w jego 

życiu,  nim  spotkał  tę  denerwującą  kobietę,  kiedy  to  perspektywa 

spędzenia  kilku  godzin  przed  ekranem  komputera  lub  nad  stertą 

dokumentów wydawała mu się główną atrakcją weekendu. 

Niestety,  jeśli  będzie  wciąż  na  nią  patrzył,  to  się  nie  uda.  A 

wiedział, że tak będzie. Wyglądała na osobę, która zamiast przejść do 

background image

porządku nad tym, że omal nie popełnili okropnego błędu, zechce na 

ten temat dyskutować i wszystko zrozumieć. 

Widział  to  w  jej  oczach,  kiedy  zostawił  ją  kilka  przecznic  od 

domu.  Miał tylko  nadzieję,  że  może  tymczasem  minęła  jej  ochota na 

taką rozmowę. 

Kiedy  zmarznięty  dotarł  wreszcie  do  domu  i  zobaczył  płonący 

ogień, ucieszył się, że Melanie pomyślała o rozpaleniu w kominku. Z 

obawą czekał, aż się pojawi, gotowa do rozmowy i analizowania tego, 

co  między  nimi  zaszło,  albo  jeszcze  gorzej,  do  ponownego 

przepraszania go.  

Nie  nadchodziła  jednak.  Czyżby  zdecydowała  się  wyjechać, 

chociaż drogi wciąż były prawie nieprzejezdne? Zastanawiając się nad 

tym,  uprzytomnił  sobie,  że  nie  zwrócił  uwagi,  czy  jej  samochód  stoi 

na podjeździe. 

Przestraszył  się,  że  przez  jego  nieopanowanie  mogła  narazić  się 

na niebezpieczeństwo. Pobiegł na górę i zaczął się dobijać do pokoju 

gościnnego,  a  kiedy  omal  już  nie  wyrwał  szarpnięciem  drzwi  z 

zawiasów, usłyszał zaspany głos. 

- Co się dzieje? 

Leżała  w  łóżku,  z  podciągniętą  pod  brodę  kołdrą,  z  włosami  w 

nieładzie. Odetchnął z ulgą. 

-  Czy  coś  się  stało?  -  zapytała  tym  samym,  rozespanym  i  nieco 

schrypniętym głosem, patrząc na niego oszołomiona. 

Kołdra zsunęła się, ukazując nagie ramię i ponętny zarys piersi, a 

Richard znów poczuł przyspieszone tętno. 

background image

-  Nic.  Naprawdę  nic,  przepraszam  -  wykrztusił  i  zaczął  się 

wycofywać z pokoju. 

- Richard? 

Czy  ona  zawsze  musi  wszystko  wiedzieć?  Nawet  przez  sen? 

Teraz  będzie  musiał  tłumaczyć  się,  wymyślając  coś  w  miarę 

wiarygodnego,  a  jednocześnie  nie  zdradzając,  jak  bardzo  się 

zaniepokoił  na  myśl,  że  Melanie  ryzykuje  życie  w  zaspach  na 

oblodzonych drogach. 

-  Wiesz...  frontowe  drzwi  były  otwarte  -  improwizował.  - 

Pomyślałem, że ktoś się włamał. Nie wiedziałem, czy z tobą wszystko 

w porządku. 

-  Otwarte?  -  powtórzyła,  patrząc  na  niego  spod  na  wpół 

przymkniętych powiek. 

-  No...  lekko  uchylone  -  poprawił  się,  bo  nie  chciał,  żeby 

dziewczyna zamartwiała się z powodu swego niedopatrzenia. 

-  Na  pewno  je  zamknęłam.  Co  prawda,  nie  na  zamek,  bo  nie 

wiedziałam,  czy  masz  drugi  klucz.  Bałam  się,  że  jeśli  zasnę,  nie 

usłyszę pukania. Jestem przekonana, że zamknęłam je na klamkę. 

-  Nic  się  nie  stało.  Najważniejsze,  że  u  ciebie  wszystko  w 

porządku. Przepraszam, że cię obudziłem. Śpij. 

Melanie  przeciągnęła  się,  a  kołdra  zsunęła  się  niżej.  Wydawało 

się  jednak,  że  ona  zupełnie  nie  zdaje  sobie  sprawy,  jak  seksownie 

wygląda. 

- Skoro już nie śpię, to równie dobrze mogę wstać.  

background image

Chyba naprawdę zamierzała się podnieść, choć zdaniem Richarda 

była  naga.  Wyobraziwszy  sobie  ten  widok,  rzucił  się  do  drzwi,  w 

obawie, że byłoby to nie do zniesienia. 

Siedział  w  kuchni,  czekając,  aż  zaparzy  się  kolejny  dzbanek 

bardzo mocnej kawy, gdy Melanie ze świeżo umytą twarzą i uczesana 

pojawiła  się  na  schodach.  Wolał  ją  z  potarganymi  włosami,  ale 

najwidoczniej próbowała wyglądać oficjalnie. 

Mógłby  jej  powiedzieć,  że  nawet  zakładając  najskromniejszy 

służbowy kostium, nie ukryje swojej kobiecości. Należała bowiem do 

kobiet, których widok działa na wyobraźnię, w każdym razie na jego 

wyobraźnię. 

- Kawy? - zapytał. 

- Nie, dziękuję. Za dużo kofeiny nie pozwoli mi zasnąć. 

Richard wątpił, by tej nocy  w ogóle  udało mu się zmrużyć oczy, 

więc odrobina kofeiny nie miała żadnego znaczenia. 

- Kupiłem film na wideo, możemy go później obejrzeć. - Wskazał 

ręką na stół. 

-  Wiesz,  że  to  komedia  romantyczna?  -  Uśmiechnęła  się,  biorąc 

kasetę do ręki. 

-  Słyszałem,  że  dobra  -  bronił  się.  -  Myślałem,  że  kobiety  lubią 

takie niemądre filmy. 

-  Masz  rację.  Lubią.  Ale  jestem  zaskoczona,  że  wziąłeś  pod 

uwagę mój gust. 

- Ciotka wpoiła mi zasady gościnności. 

- Nawet jeśli narzucono ci tę rolę? - zapytała sceptycznie. 

background image

-  Nawet.  Może  zresztą  wtedy  jest  to  jeszcze  ważniejsze. 

Przysyłając  cię  tutaj,  ciotka  wiedziała,  że  jej  nauki  opanowałem  do 

perfekcji. W przeciwnym razie nie zaryzykowałaby. Oboje wiemy, że 

to  ona  ponosi  winę  za  tę  krępującą  sytuację  i  nie  chcę  już  słuchać 

żadnych kolejnych przeprosin. 

- Ona tylko próbuje nam pomóc. Nie możesz jej winić za to, że się 

o ciebie troszczy, a przy okazji stara oddać przysługę mnie. 

-  Mogę,  jeżeli  wtrąca  się  w  moje  sprawy  -  stwierdził  ponuro.  - 

Gdyby  chodziło  jej  wyłącznie  o  kontrakt,  to  zjawiłabyś  się  w  moim 

biurze  w  poniedziałek  rano.  Ty  jednak  przyjechałaś  tutaj  z  moimi 

ulubionymi daniami i winem. 

- Może zostawmy ten temat, bo widać, że mamy różne zdania na 

temat  motywacji  Destiny.  Zostań  tutaj,  ja  pójdę  do  salonu  i  oboje 

spróbujmy popracować. 

-  Każdy  ma  się  zaszyć  w  swoim  kącie?  -  zapytał,  powściągając 

uśmiech. 

- Właśnie. 

- Może to nie najgorszy pomysł - stwierdził, patrząc jej prosto w 

oczy. 

Odniósł wrażenie, że widzi w nich cień tęsknoty, uznał jednak, że 

lepiej nie sprawdzać, czy ma rację. 

-  W  takim  razie  do  zobaczenia  później  -  powiedziała  po  chwili 

wahania. 

- Do zobaczenia - odparł. - Melanie! - zawołał, gdy zniknęła mu z 

oczu. - Jest coś, co miałabyś ochotę zjeść na kolację? 

background image

- To znaczy, że mamy jakiś wybór? - zapytała zdumiona. 

- Oczywiście. Dlaczego myślałaś, że nie? 

- Z tego, co mówiła Destiny, wywnioskowałam... 

- Myślałaś, że ratujesz mnie od śmierci głodowej - domyślił się. - 

Mówiłem ci, o co jej chodziło. 

-  Do  diabła,  twoja  ciotka  jest  naprawdę  dobra  -  przyznała 

Melanie, a w jej głosie więcej było podziwu niż irytacji. 

-  Zgadzasz  się  chyba  ze  mną,  że  oboje  powinniśmy  o  tym 

pamiętać. 

- Z pewnością będę pamiętać. A jeśli chodzi o kolację, to możesz 

mi zrobić niespodziankę. 

Tak jakby to było możliwe, uznał sceptycznie, ale kiwnął głową. 

Czyta  przecież  w  jego  myślach.  No,  może  nie  tych  dotyczących 

kuchni... 

Melanie  wzięła  telefon  komórkowy  i  nie  zważając  na  mróz, 

wyszła przed dom, żeby zadzwonić do Destiny. Sygnał był słaby, ale 

po chwili usłyszała jej radosny głos. 

-  To  był  podstęp  -  zaczęła  oskarżycielsko,  ale  bez  nadmiernej 

urazy. 

- Jak się masz, Melanie? Utknęłaś u Richarda? - W głosie Destiny 

brzmiała nadzieja. 

- Wiedziałaś, że to się tak skończy - burknęła Melanie. 

-  Nie  wiedziałam,  choć  miałam  taką  nadzieję  -  poprawiła  ją 

przyjaciółka.  -  Czy  wszystko  dobrze  idzie?  Już  się  zgodził  dać  ci  tę 

pracę? 

background image

- Nie. 

-  Och.  -  Destiny  była  rozczarowana.  -  Może  powinnam  z  nim 

porozmawiać. Gdzie on jest? 

- Siedzi w kuchni i pracuje, a ja nie pozwolę ci z nim rozmawiać - 

oznajmiła Melanie. - Moim zdaniem wystarczy już tego wtrącania się 

jak na jeden weekend. 

- Coś poszło nie tak? Chyba się nie pokłóciliście? - niepokoiła się 

Destiny. 

-  Nie  tak,  jak  myślisz.  Po  prostu  wymieniliśmy  poglądy,  w 

rezultacie  czego  twoje  plany  wydają  mi  się  jeszcze  bardziej 

podejrzane  niż  wtedy,  kiedy  namawiałaś  mnie  na  przyjazd  tutaj. 

Prawdę mówiąc, jestem przekonana, że nie były całkiem szlachetne. 

- Ładnie tak mówić, kiedy starałam ci się pomóc! - Destiny była 

oburzona. 

- Nie nabierzesz mnie. - Melanie nie dała się zwieść. - Wierzę, że 

chcesz,  abym  dostała  ten kontrakt.  Ale  przyznaj,  że  spodziewałaś  się 

po tym weekendzie czegoś więcej. 

-  Nie  mam  pojęcia,  co  sugerujesz  -  odparła  beztrosko  Destiny.  - 

Och,  mam  rozmowę  na  drugiej  linii,  a  czekam  na  ważny  telefon  od 

Macka, brata Richarda. Baw się dobrze i ucałuj go ode mnie. I niech 

żadne  z  was  nie  śmie  się  stamtąd  ruszać,  dopóki  drogi  nie  zostaną 

odśnieżone. Nie chcę się zamartwiać, że wylądujecie w zaspie. 

Zanim  Melanie  zdążyła  odpowiedzieć,  Destiny  rozłączyła  się. 

„Ucałuj  go  ode  mnie".  Właśnie  o  to  jej  chodzi.  Ponownie  wystukała 

background image

numer  Destiny,  ale  tym  razem  nie  udało  się  jej  uzyskać  połączenia. 

Westchnęła i wróciła do domu. 

- Co robiłaś na dworze taka nieubrana? - zapytał Richard. 

- Dzwoniłam do twojej ciotki. 

- I? - Richard uśmiechnął się. 

-  Twierdzi,  że  chciała  jedynie,  abyśmy  się  dogadali  w  sprawie 

mojej pracy. 

- A czego się spodziewałaś? Że się do wszystkiego przyzna? 

- Oczekiwałam, że będzie ze mną szczera. 

-  Na  pewno  była.  Prawdę  mówiąc,  jestem  pewien,  że  gdybyś 

przeanalizowała po kolei jej słowa,  wszystko okazałoby się zgodne z 

prawdą. 

Melanie  przebiegła  w  myśli  rozmowę  i  uznała,  że  Richard  ma 

rację.  Ta  nieznośna  kobieta  rzeczywiście  ani  razu  nie  skłamała,  do 

niczego się nie przyznając. 

- Jeżeli ktoś powinien się zająć polityką, to właśnie ona - uznała. 

-  Niech  Bóg  ma  nas  w  opiece,  jeżeli  kiedyś  się  na  to  zdecyduje. 

Ona  nie  trawi  głupców,  a  na  arenie  politycznej  aż  się  od  nich  roi. 

Zawsze  nazywa  rzeczy  po  imieniu  i  nie  ma  zwyczaju  ukrywania 

swoich  poglądów.  Dlatego  też  po  kilku  tygodniach  żadna  partia 

polityczna nie będzie jej chciała mieć w swoich szeregach. 

-  Pomyśl  tylko,  jaką  miłą  odmianą  byłoby  słuchanie  Destiny  - 

powiedziała Melanie. 

background image

-  Określiłbym  to  nieco  inaczej.  W  końcu  słuchałem  jej  niemal 

przez całe swoje życie i wiem, że kiedy coś sobie wbije do głowy, nic 

jej od tego nie odwiedzie. 

- Uważasz, że teraz właśnie nas wzięła na celownik? 

- Jestem gotów się o to założyć. 

-  Tym  gorzej  dla  niej  -  stwierdziła  z  przekonaniem  Melanie  -  bo 

tym  razem  nie  wygra.  Co  do  tego  oboje  jesteśmy  zgodni.  -  Uniosła 

głowę.  

We  wpatrzonych  w  nią  oczach  Richarda  znowu  dostrzegła 

pożądanie. 

- Naprawdę? - zapytał miękko. 

-  Jak  najbardziej  -  zapewniła,  starając  się,  by  zabrzmiało  to 

przekonująco. 

- W takim razie będzie musiała pogodzić się z niepowodzeniem - 

odparł z nutką żalu z głosie. 

- Ależ jestem głodna! Pewnie przez ten spacer. - Melanie zmieniła 

temat, starając się stłumić żal. 

-  W  takim  razie  biorę  się  do  kolacji.  -  Richard  w  końcu  oderwał 

od  niej  wzrok.  -  Masz  ochotę  na  kieliszek  wina?  Została  jeszcze 

butelka cabernet. 

Zgodziła  się  chętnie,  mając  nadzieję,  że  kieliszek  wina  ukoi  jej 

nerwy, nie osłabiając i tak już nadwątlonych postanowień. 

- Myślisz, że do rana oczyszczą drogi? - zapytała. 

- Główne na pewno, tak że nawet twój malutki samochodzik zdoła 

dotrzeć do autostrady. 

background image

Odniosła  wrażenie,  że  on  również  nie  może  się  doczekać,  by 

wreszcie skończył się ten weekend. Zabolałoby ją to, gdyby jej na nim 

zależało.  Ale  w  obecnej  sytuacji  był  to  tylko  lekki  prztyczek 

wymierzony w jej próżność. Tak w każdym razie sobie powiedziała. 

-  Posiedź  ze  mną,  kiedy  będę  gotował  -  poprosił,  podając  jej 

kieliszek wina. 

-  To  chyba  nie  jest  dobry  pomysł  -  odparła,  czując  przelotną 

pieszczotę jego palców. 

- Dlaczego? 

- Dobrze  wiesz, że  zaczynamy tracić głowę, gdy przebywamy  za 

długo obok siebie 

- Uważasz, że to źle? 

- Richardzie! 

-  Pomyślałem  tylko,  że  przyjemnie  byłoby  mieć  towarzystwo.  - 

Wzruszył  ramionami  i  uśmiechnął  się.  -  Dałbym  ci  nóż  i  mogłabyś 

pokroić jarzyny, a gdybym nagle zaczął się źle zachowywać, miałabyś 

się czym obronić - zażartował. 

Melanie roześmiała się i usiadła przy kuchennym stole. 

- Dziękuję ci - powiedział, jakby jej decyzja sprawiła mu ulgę. 

- Zostanę, ale poproszę o duży nóż. 

-  W  ten  sposób  przerazisz  każdego  mężczyznę.  -  Roześmiał  się, 

podając  jej  groźnie  wyglądający,  rzeźniczy  nóż,  a  potem  następny, 

mniejszy, odpowiedniejszy do krojenia jarzyn. 

background image

Przez przygotowania do kolacji przebrnęli spokojnie, ale czuła się 

tak,  jakby  straciła  coś  ważnego.  Właśnie  dlatego  zaraz  po  kolacji 

odstawiła kieliszek i wstała od stołu. 

- A teraz już dobranoc - rzekła. 

- Nie chcesz obejrzeć filmu? - zapytał. 

-  Widziałam  go  już  -  skłamała,  czując,  że  nie  wolno  jej 

zaryzykować utraty czujności. 

- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Mogłem wypożyczyć coś 

innego. 

- Bohaterowi udaje się w końcu znaleźć sobie dziewczynę. Może 

więc powinieneś obejrzeć ten film. - Z tymi słowami wyszła z pokoju, 

czując na plecach wzrok Richarda. 

Dała  mu  do  zrozumienia,  że  jeśli  naprawdę  chce  sobie  kogoś 

znaleźć, potrzebne mu będą wskazówki. Była pewna, że zrozumiał jej 

intencje,  nie  wiedziała  tylko,  dlaczego  tak  bardzo  jej  zależy  na  tym, 

żeby  to  zrozumiał.  Martwiło  ją  to  bardziej  niż  przebieg  tego 

weekendu. 

 

ROZDZIAŁ 6 

Richard  obejrzał  film  i  zrozumiał,  co  Melanie  przekazała  mu  w 

zawoalowany sposób. Zabolała go jej sugestia, że nie potrafi utrzymać 

przy sobie żadnej kobiety, bo nie wie, czego one pragną. 

Przecież gdyby chciał się z kimś związać, zrobiłby to. Osiągał w 

życiu  każdy  cel,  który  sobie  wyznaczył.  Ani  przez  chwilę  nie  wątpił 

background image

więc,  że  gdyby  zapragnął  mieć  żonę,  bez  trudu  by  ją  znalazł.  Uznał 

jednak, że woli być sam, i koniec dyskusji. 

Miał  ochotę  pójść  na  górę  i  powiedzieć  Melanie  to  wszystko. 

Jednak się powstrzymał. Dyskusja z nią, i to w dodatku w jej sypialni, 

mogła się zakończyć wyłącznie kłopotami. 

Obejrzał  film,  a  patrząc  na  męki  bohatera,  który  próbował 

wszystkiego,  by  zdobyć  serce  ukochanej,  doszedł  do  wniosku,  że  te 

usiłowania  wcale  go  nie  bawią.  Jeżeli  Melanie  czy  inne  kobiety 

oczekują  od  mężczyzny  takiego  postępowania,  to  u  niego  właśnie 

straciły wszelkie szanse. 

Poszedł do łóżka w marnym nastroju, który nie opuścił go wcale z 

nastaniem  ranka.  Ciągle  czuł  się  nieswojo,  podczas  gdy  Melanie 

zbiegła na dół świeża jak wiosna. Najwidoczniej nie leżała bezsennie 

całymi  godzinami,  roztrząsając  każdy  aspekt  łączącego  ich  związku, 

czy raczej braku tego związku. 

-  Radosna  jak  skowronek  -  burknął  na  jej  widok,  ale  nie 

zabrzmiało to jak komplement. 

- Tak też się czuję - wyznała, ignorując jego cierpki ton. - Czy to 

bekon tak pachnie? 

- Tak, a oprócz tego zrobiłem ciasto na gofry. Jeśli chcesz, mogę 

ci upiec - zaproponował. 

-  Chyba  jestem  w  niebie.  -  Westchnęła,  nalewając  sobie  kawy.  - 

Dobrze spałeś? 

- Jak dziecko - odparł. 

Nie uwierzyła, ale nie skomentowała tego kłamstwa. 

background image

-  Zauważyłam,  że  pług  oczyścił  jezdnię przed  domem.  Ponieważ 

jestem  pewna,  że  z  radością  pozbędziesz  się  wreszcie  mojego 

towarzystwa, wyjadę zaraz po śniadaniu. 

Powinien  się  ucieszyć,  a  tymczasem  myślał,  jak  opóźnić  jej 

wyjazd,  guzdrząc  się  ze  śniadaniem.  Zły  sam  na  siebie,  wrzucił 

kawałek  masła  do  formy  na  gofry.  Z  piekarnika  wyjął  półmisek  z 

usmażonym,  ciepłym  bekonem  i  z  rozmachem  postawił  go  na  stole. 

Melanie  posłała  mu  pytające  spojrzenie,  ale  nie  odezwała  się  ani 

słowem. 

- Chcesz soku? Mam pomarańczowy i żurawinowy. 

-  Poproszę  pomarańczowy.  -  Patrzyła  na  niego  badawczo.  -  Czy 

coś  się  stało?  -  zapytała,  widocznie  nie  mogąc  dłużej  udawać,  że  nie 

dostrzega jego dziwnego zachowania. 

-  Skądże?  Absolutnie  nic  -  odparł  ostrym  tonem,  który  wyraźnie 

przeczył jego słowom. 

Melanie zamilkła urażona, a chociaż o to mu właśnie chodziło, nie 

rozumiał, dlaczego czuje się tak, jakby kopnął szczeniaczka. 

- Przepraszam - bąknął. - Wstałem dziś lewą nogą. 

- To dowodzi, że jesteś człowiekiem. - Wzruszyła ramionami. 

-  Przestań!  Przestań  mnie  ciągle  usprawiedliwiać!  -  krzyknął, 

zirytowany nagle na nią, na siebie, na cały świat. 

-  Powiedz  wreszcie,  o  co  chodzi?  Czy  coś  przegapiłam?  Masz 

mnie tak dość, że wolałbyś, abym wyjechała przed śniadaniem? 

background image

-  Nie  chodzi  o  ciebie,  tylko  o  mnie.  Szczerze  mówiąc,  sam  nie 

wiem,  czego  chcę.  Możesz  zwalić  mój  podły  nastrój  na  stres,  na 

niewyspanie, na co chcesz. 

- Przecież mówiłeś, że spałeś jak dziecko. 

Głupio  skłamał,  a  ona  oczywiście  uważnie  słuchała  i  od  razu  to 

zauważyła. Mógł się tego spodziewać. 

-  Kłamałem  -  przyznał,  zły,  że  go  przyłapała.  -  Kiedy  pojawiłaś 

się  taka  radosna,  z  błyszczącymi  wesoło  oczami,  nie  chciałem,  byś 

pomyślała,  że  ja  nie  mogłem  spać.  -  Nie  odrywał  wzroku  od 

gofrownicy. 

-  Czy  chodzi  o  jakiś  rodzaj  współzawodnictwa?  -  zapytała 

szczerze zdumiona. 

-  Całe  moje  życie  to  zawody,  ciężka  rywalizacja  -  powiedział 

cicho, stawiając przed nią talerz ze złocistym gofrem. 

- Z kim? Z braćmi? 

-  Z  sobą  samym  -  odparł.  -  Wiem,  czego  oczekiwał  po  mnie 

ojciec.  Wytyczam  więc  sobie  cele,  w  większości  takie,  jakie  on 

postawiłby przede mną, i zmagam się sam ze sobą, by je osiągnąć. Jak 

na razie doskonale mi się to udaje. - Popatrzył na nią kpiąco. 

- Jesteś dzięki temu szczęśliwy? - zapytała cicho. 

- Oczywiście - odparł szybko, być może za szybko. 

Melanie  nie  spuszczała  z  niego  spojrzenia  i  w  milczeniu  czekała 

na dalsze słowa. 

- Przeważnie - poprawił się. 

background image

Uważał  się  bowiem  za  człowieka  zadowolonego,  dopóki  nie 

obejrzał  tego  nieszczęsnego  filmu  i  nie  zaczął  się  zastanawiać, 

dlaczego wciąż jest samotny. 

- I co ci dają te zwycięstwa nad sobą? 

- Szacunek - odpowiedział natychmiast. 

- Szacunek do samego siebie? - próbowała sprecyzować Melanie. 

- Nie. Po prostu szacunek. 

- Chodzi o szacunek twojego ojca? - zapytała z niedowierzaniem. 

- Mam rację, prawda? Ciągle próbujesz zasłużyć na jego szacunek. 

Richard zdał sobie sprawę, jak śmiesznie to brzmi. Przecież ojciec 

nie żył od dwudziestu lat! 

-  Niemożliwe  -  odparł  poruszony,  bo  nagle  zrozumiał,  że  od 

dawna  starał  się  sprawiać  przyjemność  człowiekowi,  który  nie  mógł 

odczuwać  ani  satysfakcji,  ani  rozczarowania  z  jego  osiągnięć.  Przez 

całą  noc  zastanawiał  się  nad  własnym  życiem,  opierając  się  na 

morałach płynących z filmu i na opiniach kobiety, która wcale go nie 

znała. 

- Masz rację, niemożliwe - przyznała Melanie. - Czy nie uważasz, 

że szacunek do samego siebie jest ważniejszy? 

- Dosyć już - przerwał szorstko. - Jak ci smakują gofry? 

Próbowała  wytrzymać  jego  spojrzenie,  ale  w  końcu  spuściła 

wzrok i popatrzyła na talerz. 

-  Doskonałe.  Jeśli  kiedyś  znudzi  ci  się  zarządzanie  koncernem, 

będziesz mógł otworzyć restaurację. 

- Mam restauracje - przypomniał. 

background image

-  Wątpię,  byś  widział  kuchnię  w  którejś  z  nich  -  zaśmiała  się 

Melanie. 

-  Zatrudniamy  doskonałych  kucharzy  i  menedżerów.  Nie  jestem 

im do niczego potrzebny, mnie z kolei interesują jedynie wyniki. 

- Chcesz powiedzieć, że dodawanie tych wszystkich liczb sprawia 

ci przyjemność? 

- Jak najbardziej. W tym jestem najlepszy. A w liczbach kryje się 

logika. 

- Chcesz, aby w twoim życiu wszystko było logiczne, prawda? 

- Zabrzmiało to tak, jakbym popełniał zbrodnię - zauważył. 

-  Logika  to  nie  zbrodnia,  tylko  że  takie  życie  jest  chyba  mało 

zabawne - stwierdziła beztrosko. 

Ile  razy  słuchał  tego  samego  od  Destiny?  Ale  wtedy  nie 

przejmował się tym nawet w połowie tak jak w tej chwili. 

- Nie narzekam. Dobrze się bawię - upierał się. 

- Naprawdę? Kiedy? 

- Przez cały czas. 

- Masz na myśli te bale charytatywne, w których bierzesz udział? 

- Jasne. - Kiwnął głową. 

- To dlaczego na wszystkich zdjęciach z takich imprez wyglądasz 

jak nieszczęśnik? 

-  Jak  nieszczęśnik?  -  powtórzył  zdumiony.  -  Przecież  zawsze  się 

uśmiecham. 

- To prawda, ale tylko ustami, a przecież  wiesz, że prawda kryje 

się w spojrzeniu. 

background image

Odruchowo  popatrzył  jej  w  oczy  i  zobaczył  w  nich  ciepło  i 

współczucie,  a  nawet  jakby  cień  tęsknoty.  Melanie  ma  rację.  Prawda 

kryje się w spojrzeniu. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, co mówią jej 

oczy. Patrząc w nie, Richard przeraził się, bo odczytał w nich uczucia 

niemal identyczne z tymi, które sam tak bardzo starał się ukryć. 

 

- Jak minął weekend? - zapytała niewinnie Destiny, pojawiając się 

w biurze Richarda w poniedziałek rano. 

Mimo że ciotka rzadko do niego zaglądała, dzisiaj spodziewał się 

jej  odwiedzin  i  był  przygotowany  stawić  jej  czoło.  Tak  w  każdym 

razie przypuszczał. 

- Dom ciągle stoi, jeśli o to pytasz. Ja również jestem cały. 

- A Melanie? 

-  Nie  udusiłem  jej.  Przyznaj,  o  co  ci  chodzi?  -  spytał  ostrym 

tonem. - Wiem, co powiedziałaś Melanie, ale nie wierzę w niewinność 

twoich intencji. Żądam prawdy. 

-  Próbuję  ci  znaleźć  dobrego  specjalistę  od  marketingu  i 

publicznego wizerunku, bo jest ci potrzebny - oświadczyła Destiny. - 

Rzuciłeś chociaż okiem na projekt, który dla ciebie przygotowała? 

Szczerze  mówiąc,  przestudiował  go  nawet  dość  dokładnie,  kiedy 

nie  mógł  spać,  a  chciał  przestać  rozmyślać  o  filmie  i  o  obecności 

Melanie  w  pokoju  gościnnym.  Była  irytującą  gadułą,  ale  coraz 

bardziej mu się podobała.  

Wiedział,  jak  mógłby  ją  choć  na  chwilę  uciszyć.  Ale  ponieważ 

uciekła  samotnie  do  łóżka,  nie  mógł  wprowadzić  swojego  planu  w 

background image

życie. Dokończył więc wino i obejrzał tę śmieszną komedię, w której 

wszystko  szczęśliwie  się  zakończyło.  Prawdziwe  życie  tak  nie 

wygląda. 

Zdał sobie sprawę,  że  Destiny patrzy na niego z rozbawieniem, i 

spróbował skupić się na rozmowie. 

- Przyznaję, że dziewczyna ma ciekawe pomysły. 

- Więc ją zatrudnij. 

-  Ale  to  słodka  idiotka  -  powiedział,  nawiązując  do  pierwszego 

wrażenia, jakie na nim wywarła. -  W ciągu tygodnia doprowadziłaby 

mnie do szaleństwa - bronił się, wiedząc, że już to zrobiła. 

Potrzebowała  zaledwie  dwóch  dni,  żeby  wybić  mu  z  głowy 

kierowanie  się  w  życiu  logiką.  Sprawiła,  że  zapragnął  tego,  o  czym 

wcześniej nawet nie myślał, i zdołała zbudzić w nim uczucia, których 

starannie unikał. 

- I co w tym złego? - zapytała Destiny z łobuzerskim błyskiem w 

oku. 

Ciotka  chyba  wiedziała,  jak  bardzo  dziewczyna  grała  mu  na 

nerwach,  a  co  gorsza,  była  z  tego  zadowolona.  Może  jest  po  prostu 

jasnowidząca? Nieważne. Wiedział, że jeśli ona uzna, że jej podstępny 

plan zaczął działać, to nie popuści, dopóki nie prowadzi go do końca. 

Nie zdążył jednak wymienić wad, jakie niewątpliwie cechowałby jego 

związek z Melanie, czy to służbowy, czy prywatny. 

-  Potrzebujesz  kogoś,  kto  doprowadzałby  cię  do  szału.  Wszyscy 

inni tylko ci się kłaniają, spełniając każdą twoją zachciankę. 

- Mam już kogoś takiego - zauważył. - Ciebie. 

background image

- To prawda, ale ja jestem twoją ciotką, więc znosisz mnie nawet 

wtedy, kiedy cię denerwuję. 

-  Teraz,  kiedy  postawiłaś  na  mojej  drodze  tę  dziewczynę,  moja 

wyrozumiałość w stosunku do ciebie będzie znacznie ograniczona. 

- Jeśli nie zatrudnisz Melanie, pożałujesz - orzekła Destiny. 

Pomyślał,  że  bardziej  będzie  żałował,  jeśli  się  z  nią  nie  prześpi, 

ale zachował to dla siebie. Szczególnie że Destiny pewnie właśnie na 

to liczyła, kiedy ją do niego wysyłała. 

Uznał,  że  musi  ostrzec  swoich  braci,  Macka  i  Bena  o  zapale,  z 

jakim Destiny zajęła się swataniem. Kiedy nie powiedzie się jej z nim, 

przyjdzie kolej na nich. Powinien ich o tym uprzedzić, choć z drugiej 

strony dużo zabawniej byłoby przyglądać się, jak ciotka zaatakuje ich 

z zaskoczenia, tak jak jego. 

- Może zajęłabyś się Mackiem albo Benem? - zasugerował. 

- A dlaczego sądzisz, że tego nie zrobiłam? - zapytała wesoło. 

Zaskoczony  zamilkł,  a  zanim  odzyskał  głos,  ciotki  już  nie  było. 

Został  sam,  zły,  że  ani  trochę  nie  ostudził  jej  zapału  do  zajmowania 

się jego osobą. 

 

Melanie  z  przygnębieniem  wpatrywała  się  w  projekt,  który 

przygotowała dla Richarda i który mógł otworzyć przed nią niezwykłe 

perspektywy,  ale  szanse,  że  Richard  zmieni  zdanie  i  zaproponuje  jej 

pracę,  były  równe  zeru.  Równie  dobrze  mogła  więc  wpuścić  ten 

projekt w niszczarkę. 

Zastanawiała  się,  czy  od  razu  tego  nie  zrobić,  gdy  do  pokoju 

weszła Becky z kawą i rogalikami z pobliskiej kawiarni. 

background image

- Dam ci to, jeśli opowiesz mi o wszystkim, co zaszło między tobą 

a Richardem Carltonem w czasie weekendu - oznajmiła, stając z dala 

od biurka. 

- Nic ci nie powiem. - Melanie wzięła z jej rąk kubek z kawą. 

-  Jesteś  zdenerwowana.  Nie da  się  tej  wyprawy  uznać  za  sukces, 

co? 

- To zależy, co twoim zdaniem można określić mianem sukcesu. - 

Melanie wypiła łyk upragnionej kawy. - W każdym razie nie wyrzucił 

mnie za drzwi. 

- Interesujące - orzekła Becky. - Czy to znaczy, że zasypało was i 

spędziliście razem cały weekend? 

- Tak. 

-  I  mając  tyle  czasu,  nie  zdołałaś  go  przekonać,  żeby  cię 

zatrudnił? 

-  Nie  udało  mi  się  nakłonić  Richarda  nawet  do  przeczytania 

projektu  -  wyznała  ponuro  Melanie.  -  Właśnie  miałam  go  wpuścić 

przez niszczarkę i spisać tę całą historię na straty. 

-  Skąd  ten  pesymizm?  Przecież  ty  nigdy  się  nie  poddajesz.  - 

Becky była zdumiona. 

- Tym razem jednak nie mam żadnych szans na wygraną - odparła 

Melanie. 

- Uwiódł cię? 

- Nie. - Melanie zmarszczyła brwi. 

- A próbował przynajmniej? 

background image

Melanie zastanowiła się. Najpierw Richard złożył jej propozycję, 

a  ona  zrobiła  unik.  Potem  on  odpowiedział  unikiem  na  jej  aluzje, 

następnie zaś ona wszystko popsuła. 

- To było trochę pogmatwane - powiedziała w końcu. 

- A więc próbował - stwierdziła Becky. - A ty co na to? 

- Oczywiście powiedziałam „nie". 

- I co wtedy zrobił? 

- Dlaczego uważasz, że w ogóle nastąpił jakiś dalszy ciąg? 

- To był długi weekend. - Becky posłała jej znaczące spojrzenie. 

- Potem ja się na niego rzuciłam. 

- Interesujące. 

- Raczej głupie, niemal natychmiast naprawiłam zresztą ten błąd. 

- Niemal? 

-  Zdążyłam  się  opanować.  Nie  spałam  z  nim.  Prawdę  mówiąc, 

tylko raz go pocałowałam. To nic wielkiego. 

-  Jasne.  Całuje  cię  najseksowniejszy  i  najbogatszy  facet  w 

Alexandrii, a może nawet w całej okolicy Waszyngtonu, a ty mówisz, 

że to nic wielkiego.. 

-  No  dobrze  -  westchnęła  Melanie.  -  Ten  pocałunek  był 

niezwykłym przeżyciem, ale na tym się skończyło. I nie powtórzy się. 

Wczoraj  rano  Richard  nie  mógł  się  doczekać,  kiedy  wreszcie  się 

wyniosę. 

-  Pewnie  dlatego,  że  cię  pragnął  -  stwierdziła  Becky.  -  Sama 

wiesz,  jak  zachowują  się  mężczyźni.  Kiedy  czują,  że  tracą  nad  sobą 

kontrolę, szaleją i robią najdziwniejsze rzeczy. 

background image

W  głosie  Becky  było  coś,  co  podpowiedziało  Melanie,  że 

przyjaciółka  nie  ma  już  na  myśli  jej  weekendu  spędzonego  z 

przyszłym klientem. 

- Coś się stało między tobą i Jasonem? - zapytała. 

Jason  był  miłością  życia  Becky,  a  w  każdym  razie  zdołała  samą 

siebie  przekonać,  że  tak  właśnie  jest.  Był  czwartym  chłopakiem,  z 

którym  spotykała  się  w  tym  roku,  ale  nawet  Melanie  była  niemal 

pewna, że tym razem to ten właściwy. 

- Rozstaliśmy się, a mówiąc ściślej, on mnie zostawił. 

To było coś nowego. Na ogół to Becky musiała się ukrywać przed 

wielbicielami,  którzy  zdążyli  się  jej  znudzić.  Melanie  spróbowała 

wykrzesać  z  siebie  współczucie,  ale  przychodziło  jej  to  za  każdym 

razem  trudniej.  Tym  razem  jednak było  inaczej,  bo  polubiła  Jasona  i 

myślała, że Becky nareszcie trafiła na właściwego człowieka. 

- Tak mi przykro, kochanie. Byłaś pewna, że to ten jeden jedyny. 

- Nadal jestem pewna! - krzyknęła Becky. - Tyle że Jason jest po 

prostu uparty, głupi i boi się. 

- Trudno przekonać kogoś upartego, głupiego i przestraszonego - 

zauważyła  Melanie.  -  Powinnaś  wiedzieć,  bo  nieraz  już  próbowałaś. 

Ale jeśli pragniesz właśnie Jasona, to musisz o niego walczyć. 

-  Pewnie  masz  rację.  -  Becky  spojrzała  na  przyjaciółkę  z 

wyzwaniem w oczach. - Dobrze, zrobię to, jeśli i ty się nie poddasz - 

oznajmiła. 

- To znaczy? - zapytała ostrożnie Melanie. 

background image

- To znaczy, że będę walczyć o Jasona, jeśli ty będziesz walczyć o 

Richarda. 

-  Wcale  nie  chodzi  o  Richarda  i  o  mnie.  To  kwestia  zdobycia 

klienta. 

-  Och,  skarbie.  Może  to  się  i  tak  zaczęło,  ale  teraz  przybrało 

całkiem inny obrót. - Becky popatrzyła na nią współczująco. - Widzę 

to  w  twoich  oczach  i  słyszę  w  głosie.  Im  szybciej  się  ockniesz  i 

pogodzisz z tym, co się stało, tym dla ciebie lepiej. 

- Chodzi wyłącznie o kontrakt - powtórzyła z uporem Melanie. 

-  W  porządku.  Każdy  powód,  który  sprawi,  że  do  niego 

zadzwonisz, jest dobry. 

- Nie zadzwonię. Teraz kolej na jego ruch. 

-  Wyjeżdżając,  uniemożliwiłaś  mu  jakiekolwiek  działanie.  - 

Becky  ciężko  westchnęła.  -  Nieważne  zresztą.  Dobrze  znam  ten  ton. 

Nie  powiem  już  ani  słowa,  obiecaj  mi  tylko,  że  nie  wrzucisz  tego 

opracowania do niszczarki. 

-  Zgoda.  Nie  zniszczę  projektu,  jeżeli  ty  nie  zadzwonisz  do 

Jasona. 

- Ale... 

- Nie ma żadnego ale! - Melanie była nieugięta. - Niech choć raz 

on o ciebie zabiega. Wiesz, że w końcu się odezwie. 

-  Wiem  -  przyznała  Becky,  odzyskując  humor.  -  Zanim  jednak 

pozwolę mu wrócić, będzie musiał nieźle się starać. Zobaczysz, zrobię 

z niego ideał faceta. 

background image

-  Piękny  cel.  -  Melanie  popatrzyła  z  uznaniem  na  przyjaciółkę.  - 

Wątpię, by Richard w ogóle wiedział, co to znaczy zabiegać o kogoś. 

- Może również jego da się czegoś nauczyć - podsunęła Becky. 

Melanie zamyśliła się. Destiny miała sporo szczęścia, że udało się 

jej  nauczyć  Richarda  dobrych  manier.  Ale  też  zaczynała,  kiedy  był 

jeszcze  mały,  a  teraz  mogło  być  za  późno  na  zmianę  jego  głęboko 

zakorzenionych nawyków. Szkoda, bo  w czasie ostatniego  weekendu 

dostrzegła  w  nim  ogromne  możliwości,  choć  żadna  z  nich  nie  miała 

nic wspólnego z jego udziałem w wyborach. 

Ciągle jeszcze nad tym rozmyślała, gdy zadzwonił telefon. Becky 

podniosła słuchawkę, a jej początkowo zdziwioną minę zaraz zastąpił 

grymas  przerażenia.  Melanie  obserwowała  ją,  czując,  jak  wali  jej 

serce. W końcu Becky podała jej słuchawkę. 

- Przygotuj się. To dziennikarz. Pyta o ciebie i o Richarda. 

- Chodzi o kontrakt? - zapytała z nadzieją w głosie Melanie. 

- Pyta o wasz weekend i wydaje się, że zna sporo szczegółów.  

Niech  to  diabli!  To,  co  się  właśnie  stało,  było  koszmarem,  jaki 

może  się  przyśnić  komuś  pracującemu  w  jej  zawodzie,  nawet  jeżeli 

nie  jest  osobiście  zamieszany  w  całą  sprawę.  Skoro  jednak  było  za 

późno  na  uniknięcie  rozmowy,  musi  się  jakoś  dowiedzieć,  co  ten 

dziennikarz wie albo co mu się wydaje, że wie. 

- Melanie Hart przy telefonie - powiedziała energicznie. 

- Dzień dobry, panno Hart. Mówi Pete Forsythe. Spotkaliśmy się 

zeszłym 

miesiącu 

na 

uroczystości 

stowarzyszeniu 

kardiologicznym. 

background image

-  Oczywiście,  pamiętam  pana,  panie  Forsythe.  Czym  mogę 

służyć? 

-  Dziś  rano  uzyskałem  z  absolutnie  wiarygodnego  źródła 

informacje  na  temat  pani  i  Richarda  Carltona,  prezesa  i  dyrektora 

generalnego koncernu Carltona. Chciałbym je potwierdzić. 

-  Doprawdy?  Nie  przychodzi  mi  do  głowy  nikt,  kto  mógłby 

skojarzyć  nasze  nazwiska.  Ledwo  znam  pana  Carltona  i  nic  mnie  z 

nim nie łączy. 

- Ale zna go pani - nalegał dziennikarz. 

- Spotkaliśmy się kiedyś. 

-  Krążą  plotki,  że  jesteście  państwo  parą.  A  ostatni  weekend 

podobno spędziliście razem, w jego domu poza miastem. 

Melanie  spróbowała  się  roześmiać,  ale  nawet  ona  stwierdziła,  że 

jej się nie udało. 

- Niech pan nie będzie śmieszny, panie Forsythe. Mówiłam już, że 

ledwo znam tego człowieka. Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc. - 

Odłożyła  słuchawkę,  zanim  tamtemu  udało  się  ją  sprowokować,  by 

powiedziała  coś,  czego  by  później  pożałowała,  a  co  mogłoby 

doprowadzić Richarda do wściekłości. 

- Myślisz, że on ma zamiar wydrukować te rewelacje? - zapytała 

Becky. 

- Z pewnością. 

- Zamierzasz ostrzec Richarda? 

Pomyślała  o  tym,  ale  doszła  do  wniosku,  że  to  niepotrzebne.  W 

rozmowie  z  dziennikarzem  niczego  nie  zdradziła,  a  obawiała  się,  że 

background image

rozzłoszczony  Richard  zadzwoni  do  Forsythe'a  i  protestując 

przeciwko naruszaniu swojej prywatności, doleje oliwy do ognia.  

Lepiej,  by  dziennikarz  doszedł  do  wniosku,  że  plotki  nie  są 

prawdziwe,  a  wtedy,  jeśli  ma  w  sobie  choć  odrobinę  zawodowej 

uczciwości, zastanowi się, zanim cokolwiek na ten temat opublikuje. 

-  Nie.  Niczego  nie  potwierdziłam,  więc  może  Forsythe  da  sobie 

spokój. 

-  Nie  byłabym  taką  optymistką.  -  Becky  pokręciła  głową.  -  To 

smakowity  kąsek.  Carlton  jest  wpływowym  człowiekiem,  w  dodatku 

zamierza  startować  w  wyborach  do  władz  miasta.  Ja  z  pewnością 

chciałabym się dowiedzieć z prasy, czy zaszył się w jakimś ustronnym 

miejscu  z  jedną  z  najbardziej  liczących  się  na  rynku  specjalistek  od 

marketingu i publicznego wizerunku. W tym mieście takie informacje 

to gorący temat. 

To, co na razie Forsythe wie, może przedstawić albo jako randkę, 

albo  jako  spotkanie  w  sprawie  strategii  kampanii  wyborczej.  Jeżeli 

zdecyduje  się  na  to  drugie,  potwierdzi,  że  Carlton  ma  zamiar 

kandydować.  Niezależnie  od  tego,  na  co  się  w  końcu  zdecyduje,  to 

wiadomość na pierwszą stronę. 

Becky miała rację. Melanie mogła się tylko modlić, by uczciwość 

zawodowa  Pete  Forsythe'a  nie  pozwoliła  mu  opublikować  materiału, 

dopóki  go  nie  zweryfikuje.  Od  niej  nie  dowiedział  się  niczego,  a 

wątpiła,  by  zaryzykował  rozmowę  z  Richardem,  człowiekiem 

wpływowym  i  majętnym,  którego  koncern  wydawał  mnóstwo 

pieniędzy na reklamę.  

background image

Czy  Forsythe  był  gotów  ryzykować,  że  narazi  się  takiej 

osobistości  tylko  po  to,  by  w  jutrzejszym  wydaniu  zamieścić  swój 

pikantny artykulik? Może będzie jednak milczał? 

Akurat. A ona zostanie królową. 

 

ROZDZIAŁ 7 

„Dlaczego mężczyzna uchodzący za  jedną z najlepszych partii w 

całej  Alexandrii  spędził  ostatni  weekend  w  tajemniczym  ustroniu  ze 

specjalistką  od  marketingu?"  -  pytał  kilka  dni  później  na  łamach 

jednej  z  waszyngtońskich  gazet  zawsze  dobrze  poinformowany  Pete 

Forsythe.  „Czyżby  okazały  się  prawdą  krążące  od  jakiegoś  czasu 

pogłoski,  że  pan  Richard  Carlton,  dyrektor  generalny  koncernu 

Carltona, zdecydował się kandydować w wyborach?  

A  może  to  spotkanie  miało  charakter  czysto  prywatny?  Ani  pan 

Carlton,  ani  kobieta,  z  którą  się  spotkał,  nie  komentują  tego  faktu. 

Nam  jednak  udało  się  dowiedzieć,  że  podczas  ostatniego  weekendu 

Richard  Carlton  został  uwięziony  przez  śnieżycę  w  swoim  domu  za 

miastem  w  towarzystwie  panny  Melanie  Hart,  specjalistki  od 

marketingu i kreowania publicznego wizerunku". 

-  Winifred,  daj  mi  tu  natychmiast  Melanie  Hart!  -  krzyknął 

Richard do telefonu i ze złością cisnął gazetę do kosza, gdzie było jej 

miejsce. 

Melanie musiała być w recepcji, bo zanim minęło dziesięć minut, 

zjawiła  się  w  biurze.  Wyglądała  świetnie.  Tak  jakby  chciała,  żeby 

uwaga  Richarda  skupiła  się  na  niej,  a  nie  na  sytuacji,  do  jakiej 

background image

doprowadził  jej  długi  język.  Jeżeli  nadal  stara  się  go  przekonać,  aby 

dał jej pracę, to zabiera się do tego zdecydowanie niewłaściwie. 

-  Czułam,  że  zechcesz  się  ze  mną  zobaczyć  i  właśnie  dlatego 

przyjechałam. - Patrzyła na niego zmartwiona. - Widziałam tę gazetę. 

Bardzo jesteś zły? 

-  W  skali  od  jednego  do  dziesięciu  byłoby  to  jakieś  dwanaście 

tysięcy.  Powinnaś  wiedzieć,  że  nie  życzę  sobie,  aby  plany  kampanii 

albo  szczegóły  z  mojego  życia  osobistego  stawały  się  tematem 

artykułów  w  jakiejś  plotkarskiej  gazecie.  -  Richard  najwyraźniej  ją 

obarczał winą za artykuł i nawet nie starał się tego ukryć. 

-  Wiem,  oczywiście  -  odparła  lodowatym  tonem.  -  Nie  mam 

pojęcia,  co  chcesz  powiedzieć,  ale  wiem,  że  takie  plotki  mogą  ci 

zaszkodzić. Jeżeli ludzie  zaczną cię postrzegać jako człowieka, który 

ukrywa  się  z  kobietą,  bez  względu  na  powody,  z  jakich  to  robi,  to 

możesz stracić wielu potencjalnych wyborców. 

Jej słowa zaskoczyły Richarda. Jak w ogóle mogła przypuszczać, 

że uda się jej wykręcić z całego tego zamieszania, a w dodatku zrobić 

z siebie ofiarę? 

- Skoro jesteś tego zdania, to dlaczego ten facet ma te informacje? 

- zapytał, ciekaw, jak Melanie będzie się tłumaczyć.  

Przecież  o  ostatnim  weekendzie  wiedzieli  tylko  oni,  a  on  z  całą 

pewnością nie rozmawiał z Forsythe'em. 

-  Nie  mam  z  tym  nic  wspólnego  -  oświadczyła  oburzona.  -  Dla 

mnie to także nie jest najlepsza reklama. 

background image

Richard  spojrzał  na  Melanie  i  nagle  pewność,  że  to  ona  jest 

wszystkiemu  winna,  rozwiała  się.  Jej  zaprzeczenia  brzmiały 

prawdziwie. Zmagał się ze sobą, zastanawiając się, czy może jej ufać. 

Argumenty, których użyła, miały sens, a on tak bardzo chciał wierzyć, 

że go nie zdradziła. 

- Przysięgasz, że to nie ty poinformowałaś Forsythe'a? - zapytał w 

końcu. 

Rzuciła  mu  kolejne  miażdżące  spojrzenie,  a  on  poczuł  się  jak 

nędzny robak. 

- Przysięgam. 

Zrozumiał,  że  powinien  ją  przeprosić,  ale  nie  umiał  się  zmusić. 

Najpierw więc spróbuje się jeszcze czegoś dowiedzieć. 

- Rozmawiałaś z Forsythe'em? 

- Tak, ale... - Jej pewność siebie nie była już tak niezachwiana. 

-  Dlaczego  w  ogóle  z  nim  rozmawiałaś?  -  przerwał  jej,  nie 

czekając na dalsze wyjaśnienia. - Do mnie też dzwonił, ale sekretarka 

go  nie  połączyła.  Jesteś  fachowcem,  powinnaś  więc  wiedzieć,  że 

rozmowa z kimś, kto prowadzi rubrykę zajmującą się plotkami, nigdy 

nie przynosi nic dobrego. 

-  Jestem  fachowcem  i  zdaję  sobie  sprawę,  że  jeżeli  się  wie,  co  i 

kiedy  należy  mówić,  to  reporter  może  się  czasem  okazać 

sprzymierzeńcem  -  odparła.  -  Poza  tym  Becky  od  razu  podała  mi 

słuchawkę i nie mogłam się już wykręcić od rozmowy.  

Gdy  zorientowałam  się,  o  czym  on  chce  rozmawiać, 

postanowiłam się dowiedzieć, co właściwie mu powiedziano. A kiedy 

background image

zaczął  pytać,  co  robiliśmy  razem  w  domu  nad  rzeką,  zbyłam  go  i 

odłożyłam słuchawkę. 

- To znaczy, że niczego nie potwierdziłaś? - Odetchnął z ulgą. 

- Nie jestem aż tak głupia. - Popatrzyła na niego ze złością. 

-  W  takim  razie,  kto  jest  aż  tak  wiarygodny,  że  Forsythe 

zdecydował  się  wydrukować  tę  historię  bez  sprawdzenia  jej  u  nas? 

Ktoś z twojego otoczenia? 

- Wykluczone. Becky nigdy by tego nie zrobiła. 

- Nawet gdyby uznała, że odda ci w ten sposób przysługę? 

- Nawet. 

- Kto jeszcze wiedział, że tam byłaś? - zapytał.  

I nagle oboje wszystko pojęli. 

- To Destiny! - Richard powiedział to pierwszy.  

Chociaż Melanie pomyślała to samo, zaszokowało ją, że Richard 

oskarża ciotkę. 

- Niemożliwe, nie mogłaby tak postąpić - wyjąkała. 

-  Ależ  mogłaby.  Szczególnie  jeżeli  ukazanie  się  tej  historii  w 

gazecie może pomóc jej w osiągnięciu zamierzonego celu. 

- A znasz ten cel? Bo, szczerze mówiąc, ja się trochę pogubiłam. 

-  Nic  podobnego,  przecież  już  z  nią  o  tym  rozmawiałaś  - 

stwierdził ponuro, pewny, że Destiny jest gotowa na wszystko, aby go 

wyswatać z Melanie. 

-  Chodzi  o  moją  pracę  u  ciebie?  -  Melanie  ciągle  jeszcze  nie 

chciała uwierzyć w najgorsze. 

background image

-  Przecież  jej  nie  chodzi  o  twoją  pracę,  tylko  o  to,  żebyśmy  byli 

razem jako para. 

- Jesteś pewien? - Melanie zbladła i opadła na krzesło. 

-  W  zupełności,  ale  znam  ją  i  wiem,  że  nie  przyzna  się  do  tego. 

Kiedy  naciskała,  bym  się  z  tobą  spotkał,  bardzo  starannie  ukrywała 

swoje  prawdziwe  zamiary.  Sądząc  jednak  z  artykułu,  w  rozmowie  z 

Forsythe'em  nie  była  już  tak  ostrożna,  co  oznacza,  że  z 

wyrachowaniem opowiedziała mu o naszym weekendzie. 

-  To  jakieś  szaleństwo!  Ona  nie  może  nami  tak  po  prostu 

manipulować  i  oczekiwać,  że  będziemy  tańczyć,  jak  nam  zagra. 

Jesteśmy  rozsądnymi,  dorosłymi  ludźmi,  w  pełni  zdolnymi  do 

podejmowania własnych decyzji. I właśnie doszliśmy do wniosku, że 

nie pasujemy do siebie, prawda? - Melanie popatrzyła mu w oczy. 

- Tak uważaliśmy, rozstając się - przyznał. 

- W takim razie wystarczy ją o tym powiadomić. 

- Już to zrobiłem.. 

- I co? 

Richard wyciągnął gazetę z kosza i pomachał nią przed Melanie. 

-  To  właśnie  jej  odpowiedź.  Jak  widzisz,  nie  ma  zamiaru  się 

poddać. 

- Przecież to twoja ciotka. Zrób coś. 

Richard  popatrzył  na  nią  żałośnie.  Nie  umiał  przeciwstawić  się 

Destiny, kiedy wbiła sobie coś do głowy. Rozsądniej było się poddać, 

niż  zostać  zmiecionym  przez  tajfun.  Może  Melanie  lepiej  da  sobie 

radę z ciotką? 

background image

- Masz jakieś propozycje? - zapytał. 

-  Żadnych  -  odparła  po  chwili  zastanowienia,  z  wyrazem  twarzy 

równie żałosnym jak on. - Ale ty? Przecież znasz ją lepiej niż ja. Na 

pewno uda ci się coś wymyślić, żeby zostawiła nas w spokoju. 

Jedyne  rozwiązanie,  jakie  mu  przychodziło  do  głowy,  to  udusić 

Destiny.  W  końcu  jednak  wpadł  na  pomysł,  że  wraz  z  Melanie 

odegrają  przedstawienie.  Może  i  powinien  się  poczuć  winny,  ale 

wcale tak nie było. 

-  Nie  mamy  innego  wyjścia,  więc  dajmy  jej  to,  czego  chce  - 

zaproponował,  dokładając  wszelkich  starań,  żeby  w  jego  głosie 

zabrzmiała rezygnacja. 

- Słucham? - Melanie nie zrozumiała. 

- Myślałem, że jesteś bystrzejsza. - Uśmiechnął się. 

-  W  tym  wypadku  nie  nadążam  za  twoimi  myślami  -  wyznała.  - 

To  wszystko  przypomina  mi  chwyt  reklamowy  z  góry  skazany  na 

niepowodzenie. 

- Uda się. Zaufaj mi. - W jego głosie zabrzmiała teraz pewność. 

-  Czy  dobrze  się  domyślam?  -  zapytała,  jakby  chodziło  o  coś 

niezwykle  skomplikowanego.  -  Proponujesz,  byśmy  udawali  parę,  a 

wtedy Destiny da nam spokój? 

Oczy  jej  zalśniły,  a  widząc  to,  Richard  uznał,  że  pomysł  nie  jest 

wcale  zły.  Mimo  że  nowa  strategia postępowania była  zdecydowanie 

ryzykowna,  Richard,  który  przez  cały  weekend  walczył  ze  sobą, 

odczuł  głębokie  zadowolenie.  Prawdę  mówiąc,  nie  miał  zamiaru 

zastanawiać się nad ryzykiem. 

background image

- Dobrze się domyślasz - odparł, starając się, by nie wyczuła jego 

zadowolenia. 

Melanie nie wyglądała na zachwyconą, ale też plan nie wzbudził 

w niej odrazy. Zadowolony Richard uznał, że to dobry znak. 

- Czeka nas niełatwe zadanie, prawda? - zapytała. 

- Niełatwe - potwierdził, pamiętając o przenikliwości ciotki. 

W tym jednakże wypadku ta cecha Destiny mogła się obrócić na 

jego  korzyść,  dając  mu  czas  na  przekonanie  się,  czy  te  dziwne 

uczucia, które pojawiają się wraz z obecnością Melanie, naprawdę coś 

znaczą. Nigdy dotąd nie przeżywał czegoś takiego. 

-  Musimy  ustalić  granicę,  do  której  mamy  zamiar  posunąć  się  w 

tej grze - oznajmiła Melanie, siedząc na brzeżku krzesła. 

-  Może  będziemy  musieli  dostosowywać  się  do  wymogów 

sytuacji. 

-  Nic  z  tego  -  odparła  tonem  nieznoszącym  sprzeciwu.  -  A  nie 

mógłbyś mnie po prostu zatrudnić, zgodnie z jej prośbą? Może to by 

ją zadowoliło? 

-  Nie  mam  już  żadnych  wątpliwości,  że  cała  ta  historia  z  pracą 

była tylko zasłoną dymną. Bóg jeden wie dlaczego, ale tylko nasz ślub 

ją uszczęśliwi. 

- Nie wyjdę za ciebie - oznajmiła Melanie. 

-  Co  ty  powiesz?  -  zażartował,  bo  choć  nie  był  przygotowany, 

żeby  posunąć  grę  aż  tak  daleko,  to  perspektywa  spędzenia  kilku 

tygodni  blisko  Melanie  była  niewątpliwie  kusząca.  A  Destiny 

background image

dostałaby to, czego chciała. - Ślub nie wchodzi w rachubę. Myślę, że 

właśnie to może być granicą. 

- To samo dotyczy seksu - dodała stanowczo. - Chcę, żeby to było 

jasne.  

-  Tu  mogą  okazać  się  konieczne  negocjacje  -  zaprotestował, 

spoglądając  na  całą  tę  sytuację  o  wiele  pogodniej  niż  rano.  Kto  wie, 

może uda się uniknąć katastrofy i ułożyć  wszystko tak, żeby nikt nie 

był  przegrany.  -  W  takim  razie,  panno  Hart,  dostała  pani  tę  pracę  - 

oświadczył. 

- Jako nowy specjalista? - Melanie spojrzała z niedowierzaniem. 

-  Jako  moja  przyszła  narzeczona.  Co  prawda,  to  zajęcie  bez 

wynagrodzenia, ale przewiduję liczne inne korzyści. 

- Mam przekonać Destiny, że jestem twoją narzeczoną? - zapytała 

Melanie ze zdumieniem w głosie. 

- Przyszłą narzeczoną - uściślił. - Na początek. 

-  Nie  uważasz,  że  to  szybkie  tempo?  Destiny  nie  uwierzy,  że 

jesteśmy zaręczeni, czy choćby niemal zaręczeni. Przecież dopiero się 

poznaliśmy, a w dodatku ona wie, że nie wypadło to najlepiej. 

-  Ale  ostatni  weekend...  -  Richard  westchnął  z  zachwytem  w 

głosie. 

-  Możesz  się  wypchać!  -  wykrzyknęła.  -  Destiny  jest  zbyt 

inteligenta,  żeby  się  nabrać  na  takie  błyskawiczne  zaręczyny.  Nawet 

jeśli w jej oczach jestem tak głupia, by zakochać się w tobie w jednej 

chwili, musi wiedzieć, że ty nie należysz do mężczyzn zakochujących 

background image

się  od  pierwszego  wejrzenia.  Poza  tym  na  pewno  zdążyłeś  jej 

powiedzieć, że nie jestem w twoim typie. 

-  To  nieważne,  bo  Destiny  jest  romantyczką  -  powiedział  i  ze 

zdziwieniem stwierdził, że nigdy dotąd tak nie myślał o ciotce. Teraz 

jednak ujrzał ją w nowym świetle. - Ona chce, żebyśmy się związali. 

Wystarczy,  że  kilka  razy  zobaczy  nas  razem.  Pozwólmy,  żeby  od 

czasu do czasu przyłapała nas na całowaniu się, a za tydzień czy dwa 

oświadczymy, że jesteśmy zaręczeni. Zaufaj mi, to wystarczy. 

-  To  czyste  szaleństwo  -  powtórzyła  Melanie.  -  Na  pewno  jest 

jakiś inny sposób. 

-  Pozwól,  że  coś  ci  wyjaśnię.  Nie  chodzi  tylko  o  ciotkę.  Po 

artykule  Forsythe'a  cały  świat  musi  być  przekonany,  że  jesteśmy  w 

sobie  do  szaleństwa  zakochani  i  nie  możemy  bez  siebie  żyć.  - 

Popatrzył  na  nią  kpiąco.  -  I  oczywiście  żadne  z  nas  nawet  nie 

przypuszczało, że coś takiego może nas spotkać. 

- Oczywiście - powtórzyła z sarkazmem. 

Richard  wziął  długopis  i  zanotował,  by  na  nowo  zacząć 

organizowanie  rodzinnych  obiadów.  Nagle  podniósł  wzrok.  Melanie 

wyglądała tak, jakby za chwilę miała wybuchnąć gniewem. 

- Myślałem, że wszystko już ustaliliśmy?  

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. 

- To źle myślałeś. Nie podoba mi się ten pomysł. 

-  Ja  również  nie  jestem  zachwycony,  ale  nie  widzę  innego 

rozwiązania.  Musimy  zrobić  wszystko,  żeby  ludzie  uwierzyli  w 

łączące  nas  uczucie.  Sama  wiesz,  że  wyborcy  wiele  wybaczą 

background image

przyszłemu  kandydatowi.  Nie  wybaczą  mu  jednak  pokątnych 

romansów. 

- To prawda - przyznała Melanie. 

- Masz lepszy plan wybrnięcia z tego wszystkiego? 

Zaprzeczyła  z  westchnieniem,  a  w  jej  oczach  malowała  się 

desperacja. 

-  Pozwolę  ci  zaplanować  wspaniałą  scenę  zerwania  zaręczyn  - 

dodał na pocieszenie, bo nagle zrobiło mu się jej żal. 

Był  pewien,  że  wizja  upokorzenia  go  przemówi  do  niej  i  łatwiej 

będzie  się  jej  pogodzić  z  tym,  że  na  razie  musi  grać  według  reguł, 

które  on  ustala.  Szczerze  mówiąc,  dawno  tak  dobrze  się  nie  bawił,  a 

cokolwiek by powiedzieć, zawdzięczał to Destiny. 

Tak  jak  przypuszczał,  możliwość  odegrania  się  zaintrygowała 

Melanie. 

- W porządku, ale zrobimy to publicznie - zażądała. 

- To oczywiste, bez publiczności nie byłoby  zabawy - stwierdził. 

Był gotów dać się upokorzyć, jeśli miałoby mu to pomóc zaciągnąć ją 

przedtem do łóżka. 

Taki bowiem był w tej chwili jego cel. Krótkoterminowy i jedyny. 

Nie wolno mu o tym zapomnieć. Przy okazji będzie mógł odegrać się 

na Destiny i zdobyć sympatię wyborców, co było już czystą korzyścią. 

W  jego  przypadku  zakończenie  typu  „żyli  długo  i  szczęśliwie"  nie 

wchodziło  w  rachubę.  Nie  wierzył,  żeby  takie  zakończenie  w  ogóle 

było  możliwe,  a  prawdę  mówiąc,  nie  był  pewien,  czy  w  ogóle 

chciałby czegoś takiego. 

background image

- Jak długo musimy udawać, zanim będę cię mogła rzucić? 

Pytanie zasługiwało na przemyślenie, toteż Richard potraktował je 

poważnie. Melanie miała prawo wiedzieć, ile czasu to zajmie. 

-  Tyle,  ile  będzie  trzeba,  żeby  wszyscy  uwierzyli,  a  Destiny  dała 

nam spokój. 

- Miesiąc? - zapytała z nadzieją. 

- Za krótko. Ciotka nie uwierzy. 

- Dwa miesiące? 

-  Co  powiesz  na  sześć,  a  potem  zobaczymy,  co  nam  się  udało 

osiągnąć? W twoim życiu nie ma chyba nikogo, kto mógłby mieć coś 

przeciwko temu? - zapytał, spoglądając jej w oczy. 

- Z przykrością przyznaję, że nie, choć chętnie bym ci się kazała 

wypchać sianem. Wiesz zresztą o tym doskonale, prawda? 

- Rozsądek mówi, że gdybyś miała chłopaka, na którym naprawdę 

by ci zależało, nie pojechałabyś za mną do domu nad rzeką. 

-  Pojechałam  wyłącznie  ze  względu  na  pracę.  -  Oczy  Melanie 

zwęziły się w szparki. - A gdyby nawet był ktoś w moim życiu, to nie 

miałby prawa sprzeciwiać się moim służbowym wyjazdom. 

- Ale ten ktoś nie pozwoliłby spędzić ci ze mną całego weekendu, 

prawda?  Nawet  z  powodu  śnieżycy.  Przyjechałby  już  w  sobotę  o 

świcie, żeby cię... 

- Nie stało się nic, za co musiałabym przepraszać albo tłumaczyć 

się - odparła. 

-  Czyżby?  -  zapytał,  patrząc na nią niewinnym  wzrokiem.  -  A  ja 

myślałem, że właśnie wtedy zakochaliśmy się w sobie. 

background image

-  Nawet  nie  wiesz,  jak  bardzo  mnie  złości  to  wszystko!  - 

zawołała. 

-  Wspominałaś  już  o  tym  -  przypomniał.  -  Odnoszę  jednak 

wrażenie, że akceptujesz mój plan, prawda, a może się mylę? 

Minęła długa chwila i już zaczął się obawiać, że Melanie chce się 

wycofać,  w  końcu  jednak  się  zgodziła.  Mimo  że  uczyniła  to 

niechętnie, jej przyzwolenie na grę wywołało najdziwniejsze uczucie, 

jakiego  w  życiu  doświadczył,  coś  jakby  ogromną  ulgę,  a  może 

euforię.  Nie  umiał  określić,  co  to  jest,  bo  choć  ostatnio  często 

odkrywał w sobie coraz to nowe uczucia, tego jeszcze nie znał. 

 

Melanie czuła, że kręci się jej w głowie. Dopiero co  zgodziła się 

udawać przyszłą narzeczoną Richarda, wiedząc, że jej rola nie będzie 

się  ograniczała  do  okazjonalnych  spotkań,  bo  muszą  przekonać  choć 

jedną  osobę,  a  oboje  wiedzieli,  że  w  przypadku  Destiny  będzie  to 

bardzo trudne. 

Po  co  w  ogóle  próbować?  -  zastanawiała  się,  wracając  do  biura. 

Dlaczego  się  na  to  zgodziła?  Czyżby  powodem  był  ten  nieszczęsny 

artykuł i jej zupełnie nieuzasadnione poczucie winny? Może Richard i 

wierzył, że to jedyny sposób, by Destiny zostawiła ich w spokoju, ale 

ona nie była przekonana. Dlaczego w takim razie wyraziła zgodę? 

Prawdziwym  powodem  było  to,  że  jakąś  cząstką  świadomości 

pragnęła, żeby rzeczywiście była narzeczoną Richarda. I nawet kiedy 

sama przed sobą stanowczo temu zaprzeczała, w głębi serca wiedziała, 

że  tak  właśnie  jest.  Gdy  usłyszała  dzwonek  telefonu  komórkowego, 

background image

ucieszyła  się,  że  choć  na  chwilę  będzie  się  mogła  oderwać  od 

rozmyślań na ten temat. 

- Słucham. 

-  Czas  na  akt pierwszy  -  oświadczył  Richard.  -  Destiny  zaprasza 

nas dzisiaj na kolację. 

-  Przecież  rozstaliśmy  się  dziesięć  minut  temu.  Żadne  plotki  nie 

mogły jeszcze do niej dotrzeć. 

-  Zastosowałem  strategiczny  atak  wyprzedzający  i  sam  do  niej 

zadzwoniłem - wyznał bez cienia skruchy. 

- Oszalałeś?! Nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do tej myśli 

i mogę wszystko zepsuć. 

- Zdaj się na mnie. Przyjadę po ciebie o siódmej. Tylko załóż coś 

olśniewającego,  bo  Destiny  lubi  eleganckie  stroje  do  kolacji  - 

poradził, i zanim zdążyła zaprotestować, rozłączył się. 

Co  on  sobie  myśli?!  Chce  ją  od  razu  rzucić  na  głęboką  wodę? 

Jeżeli jednak ma wypaść przekonująco, potrzebuje pomocy. 

Zadzwoniła do Becky. 

- Spotkaj się ze mną za dziesięć minut w Chez Deux.  I  wyjmij z 

sejfu  naszą  kartę  kredytową,  tę,  na  której  mamy  największy  kredyt. 

Wytłumaczę ci wszystko na miejscu. 

Melanie  uwielbiała  zakupy,  ale  dzisiaj  nie  potrafiła  się  nimi 

cieszyć.  Nie  była  rozrzutna,  oszczędzała  szczególnie  teraz,  kiedy 

rozkręcała  własną  firmę.  Nie  zmieniało  to  jednak  faktu,  że  kochała 

ciuchy.  W  Chez  Deux  sprzedawano  z  drugiej  ręki  ubrania  znanych 

projektantów.  

background image

Melanie  lubiła tu  zaglądać,  bo  mogła  kupić  coś  eleganckiego,  na 

co normalnie nie byłoby jej stać. Na ogół nie szukała tu jednak sukni 

wieczorowych,  tylko  kostiumów  z  masowych  kolekcji.  Mimo  to  i 

dzisiejsza  wizyta  mogłaby  być  przyjemnością,  gdyby  tylko  Melanie 

zdołała zapomnieć, z jakiego powodu tu przyszła. 

Weszła  do  małego,  eleganckiego  sklepiku,  który  przyjmował  w 

komis  ubrania  od  najlepiej  ubranych  kobiet  w  Waszyngtonie,  i 

przywitała się z właścicielką. 

-  Miło  panią  znowu  widzieć,  panno  Hart  -  pozdrowiła  ją  Jasmin 

Trudeau. - Mamy śliczne nowe kostiumy w pani rozmiarze. 

- Dzisiaj szukam czegoś bardziej fantazyjnego, co nadawałoby się 

na oficjalną kolację. 

-  A  więc  jednak  te  plotki  są  prawdziwe,  n  'estce  pas?  -  Oczy 

kobiety zabłysły. - Widziałam artykuł w porannej gazecie. 

Melanie  już  miała  zaprotestować,  ale  uświadomiła  sobie,  że  ma 

właśnie  do  czynienia  z  jednym  z  najpoważniejszych  źródeł  plotek 

dotyczących  życia  towarzyskiego  w  mieście.  Gdyby  więc  teraz 

zaprzeczyła,  do  wieczora  wiedziałoby  już  o  tym  całe  miasto,  a 

przecież miała udawać szalenie zakochaną. 

- Pan Carlton zaprosił mnie na kolację - potwierdziła, nie dodając 

nic więcej. 

- W takim razie musi pani wyglądać olśniewająco. Myślę, że mam 

coś  odpowiedniego.  Klientka  przyniosła  tę  suknię  dopiero  wczoraj. 

Zaraz  ją  pani  pokażę.  Jeszcze  nawet  nie  zdążyłam  jej  przynieść  z 

zaplecza - powiedziała, znikając za drzwiami. 

background image

Właśnie wtedy weszła Becky, zaintrygowana nagłym wezwaniem. 

- Co się dzieje? - zapytała. 

- Kupuję sukienkę. 

- Tyle zdołałam się domyślić. Jaką sukienkę i po co? 

- Elegancką i drogą. Jest mi potrzebna jako wsparcie. 

- Co takiego? - Becky patrzyła z osłupieniem na przyjaciółkę. 

-  Pozwól  mi  to  załatwić  -  poprosiła  Melanie.  -  Zaraz  potem 

pójdziemy  na  lunch  i  wszystko  ci  opowiem,  a  ty  orzekniesz,  czy 

całkiem straciłam rozum. 

Becky  chciała  natychmiast  dowiedzieć  się  czegoś  więcej,  ale 

wróciła  Jasmin  z  atłasową  brązową  sukienką  z  głębokim  dekoltem, 

zamilkła więc, kryjąc rozczarowanie. 

-  Ta  suknia  jest  jakby  uszyta  specjalnie  dla  pani  -  powiedziała 

Jasmin. - Proszę nie patrzeć na cenę. Uważam, że będzie w niej pani 

wyglądała  wspaniale,  a  jeśli  mam  rację,  to  cena  schodzi  na  dalszy 

plan. 

Melanie  nie  mogła  się  doczekać,  by  założyć  tę  kreację  i  poczuć 

dotyk kosztownej tkaniny. Wzięła ją ostrożnie z rąk Jasmin i znikła w 

przymierzami.  Błyskawicznie  zdjęła  ubranie  i  włożyła  suknię. 

Zasunęła suwak i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć w lustro.  

Widząc swe odbicie, cicho westchnęła. Czuła się jak Kopciuszek 

wystrojony na bal. W tej sukni nie była sobą. A może właśnie była, i 

to bardziej niż kiedykolwiek dotąd? 

- Pokaż się - poleciła Becky. - Obie umieramy tu z ciekawości. 

background image

Melanie  wyszła  z  przymierzami,  a  na  jej  widok  oczy  obu  kobiet 

zrobiły się okrągłe. 

- Wyglądasz naprawdę fantastycznie - stwierdziła Becky. 

- Pan Carlton nie będzie się w stanie oprzeć - dodała Jasmin. 

Melanie nie  mogła  dopuścić,  żeby  Becky  zaczęła  się  dopytywać, 

o co chodzi. 

- Wezmę ją - zdecydowała się od razu, przyznając w duchu rację 

Jasmin. 

Przestała  ją  bowiem  obchodzić  cena  sukienki.  Cena  nie  ma 

znaczenia.  Każda  kwota  musiała  się  wydawać  niewygórowana,  gdy 

kupowało się za nią pewność znakomitego wyglądu. 

A  poza  tym  po  kolacji  można  oddać  sukienkę  do  pralni  i  z 

powrotem  wstawić  do  sklepu,  by  w  ten  sposób  odzyskać  choć  część 

pieniędzy. Coś jednak mówiło Melanie, że tego nie zrobi. 

Znalazła  pasującą  do  sukienki,  skandalicznie  drogą  torebkę 

wieczorową,  zdobioną  dżetami  i  nie  przejmując  się  ceną,  zapłaciła 

kartą. Gdyby jej księgowy udał, że nic nie widzi, może udałoby się to 

podciągnąć pod wydatki służbowe? 

Niosła  zakupy  do  samochodu,  a  Becky  szła  za  nią  i  zadawała 

pytania,  które  Melanie  zbywała  milczeniem.  Odezwała  się  dopiero, 

kiedy pakunki znalazły się w samochodzie, a one usiadły przy stoliku 

w restauracji. 

-  Musisz  mi  obiecać,  że  nie  piśniesz  ani  słowa  o  tym,  co  ci 

powiem.  -  Melanie  popatrzyła  przyjaciółce  w  oczy.  -  Ani  słowa, 

rozumiesz?  Nikomu,  ani  własnej  matce,  ani  prawnikowi,  ani  księdzu 

background image

czy komukolwiek innemu, choćby nawet musiał dochować tajemnicy 

zawodowej. 

Becky przeżegnała się. 

-  Mój  Boże,  Melanie,  coś  ty  zrobiła?  Nie  zabiłaś  chyba  tego 

dziennikarza? 

- Nie, chociaż teraz myślę, że może to byłoby rozsądniejsze. 

- Widziałaś się z Richardem? 

- Tak. 

- Był wściekły? 

-  Tak  jak  przypuszczałam,  jadąc  tam  rano,  żeby  zapobiec 

wybuchowi jego złości. 

- Wiesz już, kto wszystko wygadał? 

- Richard uważa, że Destiny. 

- Jego własna ciotka? - Becky nie mogła uwierzyć. 

- To jeszcze nic. Richard jest przekonany, że Destiny wbiła sobie 

do  głowy,  że  on  i  ja  powinniśmy  zostać  parą.  I  ciotka  nie  spocznie, 

dopóki  nie  osiągnie  swojego  celu.  Dlatego  zdecydował,  że  będziemy 

udawać parę, aby ją zadowolić. 

Becky  zamrugała,  a  na  jej  twarzy  zaczęło  się  malować 

zrozumienie. 

- To tłumaczy tę sukienkę - powiedziała. 

- Dzisiaj wieczorem idziemy na kolację do Destiny. 

- Naprawdę chcesz się w to bawić? - Becky nie wierzyła własnym 

uszom. - Chcesz okłamywać kobietę, która okazuje ci przyjaźń? 

background image

- Jak widać, nie bezinteresownie. A to ukazuje ją w nieco innym 

świetle. 

Becky westchnęła. 

- Uważasz, że zwariowałam? - zapytała Melanie. 

- Chyba tak. 

- Myślisz, że jest jakaś szansa, że to się uda? 

-  Moim  zdaniem  nie  -  odparła  Becky  zaskakująco  wesołym 

głosem. 

- Dlaczego nagłe zaczęło cię to bawić? 

-  Bo  widzę,  że  oboje  najwyraźniej  cierpicie  na  zaburzenia 

psychiczne. Z tego, co powiedziałaś, zrozumiałam, że Richard robi to, 

aby  się  odegrać  na  swojej  ciotce,  tak?  -  zapytała  Becky.  -  A  ty 

zgodziłaś się wziąć w tym udział z powodu jakiegoś niezrozumiałego 

poczucia winy. 

Melanie przytaknęła. 

- No widzisz! - zawołała tryumfalnie Becky. 

- Nie rozumiem. - Melanie zmarszczyła brwi. 

-  Moim  zdaniem  postanowiliście  udawać  parę,  bo  w 

rzeczywistości  oboje  chcielibyście  nią  być.  Richard  chciałby  być  z 

tobą, ty z nim, ale żadne z was nie ma zamiaru się do tego przyznać - 

powiedziała Becky. Na zakończenie wywodu skłoniła głowę. - Bardzo 

proszę - dodała. 

-  Wcale  nie  powiedziałam  „dziękuję".  -  Melanie  spojrzała 

nieprzyjaźnie. 

background image

-  A  powinnaś,  bo  to  najszczersze  słowa,  jakie  padły  przy  tym 

stoliku, odkąd tu usiadłyśmy. 

Melanie  chciała  zaprzeczyć,  ale  uznała,  że  jak  na  jeden  dzień 

dosyć ma już kłamstw, półprawd i podstępów. Westchnęła. 

- Cała ta mistyfikacja skończy się klapą, prawda? 

-  Według  mnie  tak  -  Becky  popatrzyła  na  nią  współczująco  -  ale 

jeszcze możesz z tego wybrnąć. 

- Jak? 

- Spraw, żeby to, co chcecie udawać, stało się prawdą. 

- To niemożliwe. 

Becky wzniosła oczy do nieba. 

- No dobrze - przyznała Melanie. - Richard nie chce. A ja jestem 

prawie  pewna,  że  podzielam  jego  zdanie.  W  zasadzie  wcale  się  nie 

znamy, ale łatwo poznać, że on sam nie wie, co naprawdę czuje. Poza 

tym  nadal  jest  naszym  potencjalnym  klientem,  a  w  dodatku  to 

nudziarz. Jak widzisz, wszystko przemawia przeciwko niemu. 

- Jesteś beznadziejna. - Becky uśmiechnęła się. - Ja przynajmniej 

wiem, co czuję. A przy okazji chciałam ci powiedzieć, że Jason już się 

przede mną czołga. To wspaniałe uczucie. 

-  Świetnie.  Ale  jak  ja  mam  to  wszystko  wyprostować?  - 

Popatrzyła z przygnębieniem na przyjaciółkę. 

-  Najwidoczniej  nie  jesteś  jeszcze  na  tyle  mądra  i  dojrzała,  żeby 

umieć  się  pogodzić  z  tym,  co  naprawdę  czujesz.  W  tej  sytuacji  nie 

pozostaje nic innego, jak tylko dać się ponieść biegowi wydarzeń. 

- Wiesz, że kiepsko mi to wychodzi. 

background image

- Wiem. Dlatego będę miała świetną zabawę, przyglądając się, jak 

sobie radzisz. 

 

ROZDZIAŁ 8 

Richard  nie  miał  zwyczaju  wycofywać  się  z  podjętych  decyzji. 

Uważał, że wątpliwości oznaczają brak pewności siebie. A był dumny 

z  tego,  że  dobrze  wie,  czego  chce.  Tak  w  każdym  razie  było  do 

dzisiaj. 

Teraz  jednak,  gdy  emocje,  związane  z  idiotyczną  plotką,  którą 

podano w porannej gazecie, opadły,  doszedł do  wniosku, że za dzień 

czy dwa cała ta sprawa umarłaby śmiercią naturalną, nie wyrządzając 

nikomu  krzywdy.  Powinien  był  pozwolić,  żeby  tak  się  stało.  A  on 

wymyślił  plan,  który  na  długie  tygodnie,  a  może  nawet  miesiące 

postawi na głowie całe jego życie. 

Dał  się  ponieść  chwili.  Chciał  odpłacić  Destiny  za  mieszanie  się 

w  jego  sprawy,  ale  chciał  też  spędzać  więcej  czasu  z  Melanie,  nie 

zatrudniając jej przy tym w swojej firmie. Czuł, że to, co zrobił, było 

obraźliwe  i  nie  fair.  Melanie  jednak  zgodziła  się,  choć  oczekiwał 

raczej,  że  go  wydrwi.  Co  też  mogło  ją  do  skłonić  do  ustępliwości? 

Czyżby, podobnie jak jego, ogarnęło ją chwilowe szaleństwo? 

Nie  dość,  że  popełnił  błąd,  to  jeszcze  brnął  dalej,  wciągając  tę 

miłą dziewczynę w pajęczynę intryg ciotki. Ciągnął to wszystko, choć 

wiedział, że powinien trzymać te dwie kobiety jak najdalej od siebie. 

Na samą myśl o nieszczęsnej kolacji rozbolała go głowa. Potrzebował 

pomocy, zadzwonił więc do Macka. 

background image

-  No,  no,  czyżby  to  nasz  Romeo?  -  zadrwił  brat,  słysząc  głos 

Richarda. 

- Idź do diabła! - burknął Richard. 

Mack  roześmiał  się.  On  się  przyzwyczaił  do  oglądania  własnego 

nazwiska  łączonego  przez  prasę  z  coraz  to  inną  partnerką,  ale 

Richardowi zdarzyło się to pierwszy raz. 

- Nacieszyłeś się już? - zapytał ponuro Richard. - Jeśli tak, to chcę 

cię poprosić o przysługę. 

-  Co  tylko  zechcesz.  Wiesz,  że  możesz  na  mnie  liczyć.  -  Mack 

natychmiast  spoważniał.  -  Chcesz,  żebym  poszedł  do  tego  pismaka  i 

zbudził  w  jego  sercu  słuszny  strach  przed  gniewem  bożym?  Prawdę 

mówiąc,  od  dawna  czekam  na  uzasadniony  powód,  żeby  to  zrobić. 

Tak  się  jednak  nieszczęśliwie  składa,  że  to,  co  wypisuje  o  mnie,  na 

ogół  bywa  prawdą.  Ten  facet  to  nieustające  zagrożenie  dla 

prywatności wszystkich kawalerów. 

- Szkoda twojego wysiłku. Nie jest tego wart. 

-  Kiedy  grałem  w  reprezentacji,  mówiono  wprawdzie,  że  jestem 

brutalny,  ale  tym  razem  nie  miałem  zamiaru  stosować  siły.  -  Mack 

najwyraźniej  poczuł  się  dotknięty  opinią,  jaką  miał  o  nim  Richard.  - 

Znam jeszcze inne sposoby wzbudzania lęku. 

Mimo że Richard był w kiepskim humorze, roześmiał się. 

- Zdaję sobie z tego sprawę. Szczerze mówiąc, liczyłem na twoją 

pomoc  podczas  dzisiejszej  kolacji  u  Destiny.  Mógłbyś  ją  trochę 

postraszyć. 

background image

- Nic z tego. Ciotka jest wyraźnie w  nastroju do swatania. Kiedy 

ją to nachodzi, wolę nie pokazywać się w jej polu widzenia. 

-  Dziś  wieczorem  przyprowadzę  Melanie  Hart.  Destiny  będzie 

zbyt zajęta, żeby myśleć o tobie. 

- Ryzykujesz, bracie. - Mack gwizdnął. - A może między tobą i tą 

kobietą naprawdę coś jest? 

-  Nic  między  nami  nie  ma  -  zapewnił  Richard  -  ale  chcę,  by 

Destiny myślała, że jest. 

- Po co? - zapytał Mack. 

- Mam nadzieję, że kiedy uzna, iż wszystko idzie po jej myśli, da 

mi  spokój  -  wyjaśnił  Richard.  -  Jeśli  komukolwiek  piśniesz  choć 

słowo,  to  dopilnuję,  by  Destiny  zaczęła  cię  swatać  z  najbardziej 

chciwą  i  nieznośną  jędzą  w  okolicy.  A  możesz  mi  wierzyć,  że  kilka 

takich  znam,  i  dam  ciotce  listę  pań,  z  których  każda  stanowi 

gwarancję ponurego i nieszczęśliwego pożycia. 

- Jak widzę, sam całkiem nieźle umiesz straszyć ludzi - stwierdził 

Mack. 

- Dziękuję. Będziesz na kolacji? 

-  Jak  mógłbym  odmówić,  kiedy  tak  uprzejmie  zapraszasz  na 

rodzinne spotkanie? - odparł z sarkazmem Mack. - Zadzwonisz też do 

Bena? 

- Nie. Myślę, że na razie wystarczysz ty. 

-  Szkoda,  pomyśl,  jak  dobrze  bawiłby  się  nasz  mały  braciszek. 

Nigdy  jeszcze  nie  widział  cię  w  tak  beznadziejnym  położeniu.  Już 

myśleliśmy, że jesteś niepokonany i niczego się nie boisz. 

background image

-  Bardzo  zabawne  -  odrzekł  Richard.  -  Dobrze  wiesz,  jak  bardzo 

Ben  nie  lubi  się  ruszać  ze  swojej  farmy  w  Middleburgu.  A  kolacja u 

ciotki oznacza, że przez cały wieczór nie mógłby się nad sobą użalać. 

Poza tym jest za uczciwy na to, by wciągać go w spisek. 

-  A  ja  nie  jestem  uczciwy?  -  W  głosie  Macka  zabrzmiała  nuta 

oburzenia. 

- Ani trochę. I najwyraźniej dobrze ci to służy. Dzięki wybiegom i 

podstępom  potrafisz  zdobyć  dla  swojej  drużyny  nieosiągalnych  na 

pozór  i  najzdolniejszych  zawodników.  A  więc  zobaczymy  się  o 

siódmej trzydzieści, tak? 

-  Będę,  bez  względu  na  to,  ile  razy  obraziłeś  mnie  w  ciągu  tej 

rozmowy,  i  mam  nadzieję,  że  zdołam  zachować  powagę  -  obiecał 

Mack. 

- Przypomnij sobie, co cię czeka, jeżeli ci się to nie uda - zagroził 

ponurym tonem Richard i odłożył słuchawkę. 

Kochał Macka. Wiedział, że brat byłby gotów bić się za niego i za 

Bena.  Ale  jak  mógł  oczekiwać  po  nim  talentów  aktorskich? 

Wyglądało na to, że właśnie popełnił drugi okropny błąd. Nie ma co, 

ma dzisiaj dobry dzień. 

Przyjechał po Melanie i przywitał się z nią w miarę przyjacielsko, 

a następnie z uznaniem obejrzał ją od stóp do głów. Kiedy wsiedli do 

samochodu  oczekiwała  gradu  wskazówek  i  poleceń,  ale  ku  jej 

zaskoczeniu, Richard prowadził, milcząc. 

background image

-  Nie  wydaje  ci  się,  że  powinieneś  mi  powiedzieć,  jak  mam 

postępować?  -  zapytała,  bo  jego  milczenie  zaczynało  jej  działać  na 

nerwy. 

- Naprawdę myślisz, że opracowałem konkretny plan? 

-  Miałam  taką  nadzieję.  Cieszysz  się  opinią  człowieka 

zorganizowanego, niepozostawiającego nic przypadkowi. 

-  To  prawda,  ale  dzisiaj  robię  rzeczy  dla  mnie  samego 

zaskakujące. - Roześmiał się z przymusem. 

-  A  więc  nie  mamy  żadnego  planu  -  stwierdziła,  czując  ze 

zdenerwowania mdłości.  

Mogła  improwizować,  stojąc  przed  tłumem  dziennikarzy,  ale  do 

występu przed Destiny powinna być przygotowana, zamiast liczyć na 

szczęście. Richard z pewnością to rozumiał.  

- Nie uważasz, że powinniśmy się na chwilę zatrzymać i omówić 

nasze postępowanie? - zapytała. 

- Widzę, że się denerwujesz - stwierdził, przyglądając się jej przez 

chwilę. 

- A czego się spodziewałeś? Zaraz stanę twarzą w twarz z kobietą, 

którą  lubię  i  szanuję,  i  będę  udawać,  że  obdarzam  uczuciem  jej 

ukochanego bratanka. Ileż ona będzie miała do mnie pytań! 

- Nie jestem jej ukochanym bratankiem. Nigdy żadnego z nas nie 

faworyzowała  i  zawsze  jasno  to  mówiła  -  uśmiechnął  się.  -  Mimo  to 

obaj z Mackiem wiemy, że jej ulubieńcem jest Ben. Ma duszę artysty i 

talent, tak jak Destiny, a może nawet jej naturę donkiszota. Mack żyje 

background image

sportem,  czego  ciotka  zupełnie  nie  rozumie,  a  ja  jestem  według  niej 

sztywniakiem i nudziarzem. 

-  Nieważne.  -  W  głosie  Melanie  nie  było  śladu  współczucia.  - 

Chodzi  o  to,  że  mamy  kłamać,  a  nawet  nie  ustaliliśmy,  co  jej 

powiemy. 

- Będzie też Mack, a jego obecność podziała jak bufor. On potrafi 

zagadać  Destiny,  więc  może  nawet  nie  będziemy  musieli  bardzo  się 

wysilać. 

- Och, nie! A więc mam też grać przed twoim bratem? 

- Wtajemniczyłem go we wszystko. 

-  I  twoim  zdaniem  tak  jest  lepiej?  Przecież  oczekujesz  tym 

samym, że on też będzie kłamał. 

- Oczekuję, że choć trochę odwróci od nas uwagę Destiny. Jest w 

tym dobry, zobaczysz. Prawdę mówiąc, zawsze fascynowało mnie, jak 

on to robi. 

-  Dlaczego  zgodził  się  nam  pomóc?  -  zapytała,  a  kiedy  Richard 

nie  odpowiadał,  wyciągnęła  własny  wniosek:  -  Przekupiłeś  go?  A 

może mu czymś zagroziłeś? 

- Załatwiliśmy to między sobą, jak przystało na braci - oświadczył 

Richard,  jak  gdyby  to  coś  zmieniało.  -  Obiecałem,  że  jeżeli  nam  nie 

pomoże, to dopilnuję, by ciotka zaczęła mu szukać żony. 

- I tyle? - zapytała, czując, że to nie wszystko. 

-  Wspomniałem,  że  mogę  wpłynąć  na  jej  wybór  i  że  kandydatka 

może się okazać niezupełnie w jego typie. 

- Nienawidzisz brata? 

background image

- Kocham go - odparł Richard, patrząc na Melanie tak, jak gdyby 

postradała zmysły. 

-  Przecież  tobie  samemu  nie  odpowiada  ta  sytuacja,  więc  nie 

rozumiem, jak mogłeś mu powiedzieć coś takiego. 

- Nieszczęścia chodzą parami - odparł gładko.  

Melanie  ukryła  twarz  w  dłoniach  i  zaczęła  się  modlić,  aby  ten 

wieczór jak najszybciej się skończył.  

Patrząc na nią, Richard pomyślał, że czeka ich męczący wieczór. 

Podjechał  pod  dom,  w  którym  kiedyś  mieszkał  z  rodzicami,  i 

zaparkował w garażu mieszczącym trzy samochody. 

Był  to  duży,  elegancki  budynek  powstały  z  połączenia  dwóch 

sąsiadujących ze sobą domów. Wystarczająco przestronny, by można 

w  nim  było  podejmować  gości  i  pomieścić  liczną  rodzinę,  jaką 

spodziewali się stworzyć rodzice. 

Od czasu gdy on, a później obaj bracia wyprowadzili się, Destiny 

mieszkała  tu  sama.  Richard  po  raz  pierwszy  w  życiu  pomyślał,  że 

może się czuć samotna i dlatego chce uchronić swych wychowanków 

przed  podobnym  losem.  Szkoda,  że  to  on  nie  zdołał  jej  wyswatać. 

Może gdyby wyszła za mąż, skończyłyby się te szaleństwa. 

Na  samą  myśl  o  odwróceniu  ról  i  próbie  wydania  ciotki  za  mąż 

Richard uśmiechnął się. Wiedział, że nie byłaby zachwycona. 

Jej życie osobiste było tematem, który bracia bali się poruszać, a i 

ona  nigdy  o  tym  nie  mówiła.  Pomyślał,  że  osoba,  która  nie  zdradza 

tajemnic ze swojego życia osobistego, mogłaby okazać więcej taktu i 

nie wtykać nosa w cudze sprawy. 

background image

Wysiadł z samochodu i patrząc na rzucający się w oczy, czerwony 

kabriolet, 

najnowszy 

nabytek 

Destiny, 

pokręcił 

głową. 

Niewykluczone,  że  ciotka  przechodzi  kryzys  wieku  średniego.  Z 

drugiej  jednak  strony  nowy  samochód  o  wiele  lepiej  pasował  do  jej 

charakteru  niż  duże,  rodzinne  wozy,  którymi  jeździła,  gdy  oni  trzej 

byli mali. 

-  Twoja  ciotka  pokochała  ten  samochód  -  oznajmiła  Melanie.  - 

Towarzyszyłam jej przy tym zakupie. 

- Naprawdę? - Popatrzył na nią zaskoczony. - A więc to ty jesteś 

dziewczyną, która rozbiła jej samochód? To tak się poznałyście? 

- Myślałam, że wiesz o tym. - Melanie wydawała się zakłopotana. 

-  Ładnych  rzeczy  się  dowiaduję.  Byłem  przekonany,  że  ciotka 

poznała cię w jakimś komitecie. Myślałem, że widziała cię przy pracy 

i  dlatego  tak  cię  poleca.  -  Richard  przycisnął  palce  do  pulsujących 

bólem skroni. - Wszystko idealnie do siebie pasuje - dodał. 

- Tak myślisz? - Melanie zmarszczyła brwi. 

-  Oczywiście!  Destiny  po  prostu  zwariowała.  Zamiast  próbować 

przekonać  ją  o  naszej  miłości,  powinienem  się  raczej  postarać 

namówić ją na wizytę u psychiatry. 

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ją obrażasz? A właściwie to i ją, 

i mnie. - W głosie Melanie było słychać gniew. 

Richard czuł, że za chwilę jego plany na wieczór legną w gruzach, 

zmusił się więc do uśmiechu. 

- Przepraszam, strasznie boli mnie głowa. 

background image

- Wcale się nie dziwię. Biorąc pod uwagę rozmiary twojego ego, 

już dawno powinno ci rozsadzić czaszkę. 

- Całkiem nieźle. - Uśmiechnął się. - Lepiej ci? 

- Jeszcze nie. Chodź i miejmy to w końcu za sobą. 

- Mack już jest - stwierdził na widok innego samochodu. 

Przez  niedomknięte  drzwi  słychać  było  zresztą  narzekania 

Destiny na bratanka, który nie włożył płaszcza. 

-  Daj  spokój  - bronił  się  Mack.  -  Zaparkowałem  niecałe  dziesięć 

metrów  od  wejścia,  a  wcale  nie  jest  zimno.  No  a  poza  tym  jestem 

wysportowany i zahartowany. 

-  Tak  ci  się  tylko  wydaje  -  odparła  Destiny  i  dała  mu  lekkiego 

klapsa. - Naprawdę myślałam, że lepiej was wychowałam. 

-  Świetnie  nas  wychowałaś.  -  Mack  pocałował  ciotkę.  -  Tobie 

zawdzięczam  to,  kim  dzisiaj  jestem,  i  nikt  tego  nie  kwestionuje.  - 

Uśmiechnął  się do  Richarda ponad  głową  ciotki.  -  Zobacz,  przyszedł 

mój starszy brat ze swoją nową dziewczyną. 

Destiny  uśmiechnęła  się,  podbiegła  do  Melanie  i  objęła  ją  z 

prawdziwą radością.  

- Kochanie, tak się cieszę, że przyszłaś. Nie miej za złe Mackowi. 

Tyle  razy  dostał  w  głowę  na  boisku,  że  zapomniał,  co  to  dobre 

maniery. 

-  Nieprawda  -  zaprotestował  Mack.  -  Dzięki  temu,  że  bardzo 

szybko  biegam,  dostawałem  rzadziej  niż  jakikolwiek  inny 

rozgrywający w narodowej lidze piłkarskiej. 

background image

- Biegałeś. Kiedyś - poprawił go Richard. - Niestety, wystarczyło 

jedno  uderzenie,  które  załatwiło  ci  kolano  i  zniszczyło  karierę. 

Melanie,  oto  Mack  Carlton,  niegdyś  bożyszcze  fanów  piłki,  który 

wciąż wraca do chwil, gdy święcił triumfy na boisku. Zwłaszcza jeśli 

może mu to pomóc w poderwaniu kolejnej dziewczyny. 

-  Nieładnie  tak  mówić  o  bracie.  -  Destiny  zmarszczyła  brwi  i 

powiedziała  do  Melanie:  -  Nie  zwracaj  na  nich  uwagi.  To 

barbarzyńcy. Wyrzekłabym się ich, gdyby nie było na to za późno. 

-  W  każdej  chwili  możesz  jeszcze  zmienić  testament  i  zostawić 

wszystko  swoim  kotom.  -  Mack  uśmiechnął  się.  -  Samotne  stare 

panny tak robią. 

- Nie jestem ani stara, ani samotna i nie mam kotów. 

-  To  kup  sobie  kilka,  bo  kiedy  nas  wszystkich  od  siebie 

odstraszysz, będziesz potrzebowała towarzystwa - doradził Mack. 

- Widzisz, co ja muszę znosić? - Destiny zwróciła się do Melanie. 

- Potraktuj to jako ostrzeżenie.  A jeśli nadal będziesz się umawiała z 

moim bratankiem, przekonasz się, że trudno nas wszystkich pokochać. 

Richard  zastanawiał  się,  czy  nie  dałoby  się  jakoś  wykorzystać 

argumentu, który  właśnie  podsunęła  mu  ciotka,  gdy  nagle  wtrącił  się 

Mack. 

-  Destiny  wie,  co  mówi.  Posłuchaj  jej  i  wycofaj  się,  dopóki 

możesz. 

Melanie pytająco popatrzyła na Richarda. Najwidoczniej czekała, 

by dał jej znak, czy to właściwy moment na zmianę planów. 

background image

- Może zamiast uciekać, napij się czegoś. - Richard puścił do niej 

oko. - Dzięki temu łatwiej przetrwasz wieczór. 

Mack  zajął  Destiny  rozmową  i  uwolnił  Melanie  i  Richarda  choć 

na  chwilę  od  ciotki.  Kiedy  jednak  przeszli  do  jadalni,  Destiny 

posadziła Melanie obok siebie, a Richarda na drugim końcu długiego 

stołu.  Zrozumiał,  że  zbliża  się  moment,  w  którym  ciotka  rzuci  się  na 

swą ofiarę. Nie mógł jednak zrobić nic, aby pomóc Melanie. Pozostała 

mu  tylko  nadzieja,  że  ona  potrafi  dokonywać  błyskawicznych, 

dyplomatycznych uników i udzielać wymijających odpowiedzi. 

-  Melanie,  mówiłam  ci  już,  jak  bardzo  się  cieszę,  że  Richard  cię 

do nas zaprosił - zagadnęła Destiny, kiedy jedli zupę. 

- Dziękuję. - Melanie zdobyła się na słaby uśmiech. 

-  Ty  i  Richard  jesteście  do  siebie  bardzo  podobni  -  ciągnęła 

Destiny głosem sprzedawcy używanych samochodów. 

- Tak uważasz? - zapytała z powątpiewaniem Melanie. 

- Oczywiście. Ale pewnie powinnam to ująć inaczej i powiedzieć, 

że  wasze  zdolności  i  zainteresowania  znakomicie  się  uzupełniają. 

Masz  dokładnie  to,  czego  Richard  potrzebuje,  aby  wypełnić  swoje 

przeznaczenie. 

Richard zakrztusił się. Nie przypuszczał, że ciotka posunie się tak 

daleko.  Tymczasem  wszystko  zaczynało  wskazywać  na  to,  że  chce 

ona  przypieczętować  los  jego  i  Melanie  jeszcze  tego  wieczoru.  Nie 

zdziwiłby się więc, gdyby nagle wyciągnęła zaręczynowy pierścionek. 

background image

- Jestem pewien, że Melanie docenia komplement, ale myślę, że ją 

peszysz  -  spróbował  interweniować.  -  Może  Mack  powie  nam  coś  o 

szansach poszczególnych drużyn w nadchodzących rozgrywkach? 

-  Przy  posiłku  nie  będziemy  rozmawiać  o  piłce  -  ucięła  Destiny, 

zanim Mack zdążył otworzyć usta. 

-  Powiedziałaś  to  tak,  jak  gdybym  miał  mówić  o  krwawych 

jatkach. - Mack wzniósł oczy do nieba. 

Richard  rozparł  się  na  krześle,  zadowolony,  że  udało  mu  się 

osiągnąć cel. Z doświadczenia wiedział, że jego brat godzinami może 

dyskutować  z  ciotką  o  tym,  czy  piłka  jest  prawdziwym  sportem,  czy 

tylko wymówką facetów, którzy bez sensu lubią się okładać pięściami 

na boisku. Bardziej zażarte dyskusje mógł wywołać jedynie boks. 

Tym razem jednak Destiny nie podjęła wyzwania. 

- Dzisiaj nie dam się wciągnąć w tę dyskusję - powiedziała. - Nie 

myśl,  że  nie  wiem,  o  co  ci  chodzi.  -  Popatrzyła  wymownie  na 

Richarda. 

-  Mnie?  -  zapytał  Richard  tonem  niewiniątka.  -  A  co  ja  takiego 

zrobiłem? 

-  Wiem,  że  nie  chcesz,  bym  ją  wypytywała  o  sprawy  osobiste,  i 

próbujesz mi w tym przeszkodzić. Zdajesz się jednak zapominać, że to 

ja ją poznałam pierwsza. 

- Ani na chwilę o tym nie zapominam - odparł ponuro Richard. 

- Opowiadała ci o swoich siostrach? 

- Tak. 

- A wiesz, że ukończyła studia z wyróżnieniem? 

background image

- Nie wiedziałem, ale może podczas drugiego dania zechcesz nam 

opowiedzieć cały jej życiorys? 

Destiny  posłała  mu  spojrzenie,  które  jeszcze  kilka  lat  temu 

mogłoby  go  przerazić.  Teraz  jednak  wiedział,  że  nie  oznacza 

prawdziwego  gniewu.  Ciotka  próbowała  go  tylko  przestraszyć. 

Zwykłe zagranie taktyczne, stosowane przy różnych okazjach. 

- Tylko pytałem. - Richard uśmiechnął się. 

-  Próbuję  ci  po  prostu  uzmysłowić,  jak  bardzo  Melanie  jest 

utalentowana.  Mack,  powiedz  swojemu  bratu,  że  próbując  mi  się 

przeciwstawiać,  zachowuje  się  jak  chłopczyk,  który  na  złość  babci 

postanawia odmrozić sobie uszy. 

- Myślę, że Richard cię słyszy. - Mack powstrzymał uśmiech. 

-  Czy  jeżeli  ją  zatrudnię  już  od  teraz,  będziesz  zadowolona?  - 

zapytał Richard. 

-  O  to  mi  chodziło  -  odparła  Destiny,  wyglądająca  jak  wcielenie 

niewinności. 

- Jesteś przyjęta - oznajmił Richard, zwracając się do Melanie. 

- Naprawdę? - Melanie wpatrywała się w niego zaskoczona. 

-  Naprawdę  -  potwierdził,  patrząc  na  ciotkę.  -  Zadowolona?  - 

zapytał. 

-  Uważam,  że  podjąłeś  mądrą  decyzję.  Od  tej  pory  będziecie  ze 

sobą  blisko  współpracować.  Melanie,  kochanie,  może  chciałabyś  się 

do mnie wprowadzić? 

- Słucham? - Tym razem Melanie o mało nie zakrztusiła się wodą. 

background image

-  Pomyślałam,  że  może  tak  będzie  ci  wygodniej  -  odparła 

swobodnie Destiny. 

- Mam własny dom. 

-  Ponad  trzy  kilometry  stąd  -  dodał  Richard,  rozbawiony 

bezceremonialnością 

ciotki, 

usiłującej 

przejąć 

kontrolę 

nad 

protegowaną. - Wygodniej mogłoby jej być tylko u mnie - dodał. 

Destiny rozpromieniła się. 

- Może dopóki wybory... 

-  Wykluczone.  -  Melanie  nie  dopuściła  Richarda  do  głosu.  -  Nie 

potrzebuję  aż  tak  bliskiego  kontaktu  z  klientami.  Czasem  pewien 

dystans jest najlepszy dla wszystkich zainteresowanych. 

- Trudno w to uwierzyć. - Destiny nie wydawała się przekonana. - 

Masz  przecież  zaprezentować  Richarda,  więc  im  więcej  będziesz  o 

nim wiedziała, tym lepiej dla was obojga. 

- Coś mi mówi, że i tak dowiem się o nim wielu rzeczy - odparła 

Melanie, przywołując na twarz nieszczery uśmiech. 

- No cóż. Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej. - Destiny nawet nie 

próbowała ukryć rozczarowania. - Ostatecznie to ty jesteś ekspertem. 

Ja, oczywiście, pomogę ci we  wszystkim, w czym tylko będę mogła. 

Mack? 

Mack skinął głową, z trudem zachowując powagę. 

- Jestem do dyspozycji zawsze, kiedy tylko Melanie będzie czegoś 

potrzebować. 

Richardowi nie podobał się błysk w oczach brata, rzucił mu więc 

ostrzegawcze spojrzenie. 

background image

-  Myślę,  że  najlepiej  będzie,  jeśli  Melanie  i  ja  sami  opracujemy 

nową  strategię.  Bez  wtrącania  się  osób  postronnych,  podkreślam! 

Wiecie, jak to jest, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. 

-  Ty  decydujesz,  bracie  -  odparł  Mack.  -  Jeśli  chcesz  pracować 

tylko  z  Melanie,  Destiny  i  ja  z  pewnością  uszanujemy  twoją  wolę. 

Prawda, ciociu? 

- Jestem przekonana, że gdybym od czasu do czasu mogła zgłosić 

pewne  sugestie,  to  Richard  i  Melanie  chętnie  ich  wysłuchają.  - 

Destiny nie dawała za wygraną. 

-  Przecież  i  tak  nie  będziemy  mieli  innego  wyjścia  -  mruknął 

Richard. 

-  Oczywiście,  że  chętnie  cię  wysłuchamy  -  zapewniła Melanie,  a 

w jej głosie po raz pierwszy tego wieczoru zabrzmiała wesoła nuta. - 

Myślę, że stanowimy idealny zespół i wszystko znakomicie się ułoży. 

-  Sama  bym  tego  lepiej  nie  ujęła.  -  Destiny  uśmiechnęła  się 

szeroko. 

Mack ukrył śmiech, udając kaszel, i zajął się jedzeniem. Richard 

patrzył  na  siedzących  przy  stole  ludzi,  którzy  najwyraźniej 

postanowili doprowadzić go do obłędu, i westchnął. Wieczór nawet w 

przybliżeniu nie przebiegał tak, jak to sobie zaplanował. 

-  Wydaje  mi  się,  że  było  całkiem  nieźle  -  orzekła  Melanie,  choć 

siedzący  za  kierownicą Richard  był  w  ponurym  nastroju.  -  Wszystko 

poszło nie tak, jak zaplanowałeś, prawda? No, wyrzuć to z siebie. 

-  Idąc  tam,  czułem  się  panem  sytuacji,  a  wyszedłem  pokonany. 

Moje położenie jest teraz beznadziejne. 

background image

- Pociesz się tym, że nie jesteśmy zaręczeni. - Melanie starała się 

znaleźć dobre strony sytuacji. - I nie musieliśmy nawet udawać. 

-  Na  razie  -  mruknął  Richard.  -  Jeśli  uważasz,  że  ciotka 

zrezygnuje, to jesteś naiwna. 

-  Może  i  nie,  ale  zyskaliśmy  trochę  czasu.  Kiedy  Destiny 

zaangażuje się w twoją kampanię... 

-  Nie  życzę  sobie,  żeby  wtrącała  się  do  mojej  kampanii!  - 

wykrzyknął. 

- Dlaczego? Ona ma głowę na karku i zna wielu ludzi. 

- Jest podstępna, a ja nie lubię ludzi, których ona zna. 

- Myślałam, że znacie te same osoby. - Spojrzała na Richarda. 

-  Zgadza  się  i  dlatego  nie  chcę  się  kontaktować  z  żadną  z  nich  - 

odparł  stanowczo.  -  Przecież  podkreślałaś,  że  muszę  poszerzyć  swój 

elektorat, prawda? 

- Masz rację, ale na skuteczną kampanię potrzebne są pieniądze. 

- Mam pieniądze. 

-  Zamierzasz  sam  finansować  kampanię?  -  zapytała  z 

niedowierzaniem. 

-  Mam  pieniądze  -  powtórzył.  -  A  w  ten  sposób  nie  będę  miał 

żadnych zobowiązań. To cię powinno uszczęśliwić. 

-  Jestem  szczęśliwa.  Ale  czy  jesteś  pewien,  że  to  rozsądne? 

Nadeszła  pora,  żebyś  zaczął  zdobywać  poparcie,  którego  będziesz 

potrzebował później. 

- Do czego? 

background image

-  Obojętne,  czy  w  wyborach  na  gubernatora,  czy  do  Senatu. 

Chodzi o twoje aspiracje polityczne, a dopiero zaczynasz karierę. Nie 

możesz  finansować  wszystkich  kolejnych  kampanii  z  własnej 

kieszeni. 

-  Nie  wiadomo,  może  tak  znienawidzę  całą  tę  politykę,  że  nigdy 

więcej nie będę już kandydował. Poczekajmy, zobaczymy, co będzie - 

powiedział.  -  A  na  razie  nie  wezmę  pieniędzy  od  ludzi,  którzy  będą 

chcieli w zamian otrzymać w przyszłości przywileje. 

Melanie  była  zdumiona.  Rozumiała  jednak,  że  kiedy  Richard 

oficjalnie  zgłosi  swoją  kandydaturę,  jego  nietypowe  podejście  do 

spraw  finansowania  kampanii  pozwoli  jej  przedstawić  go  jako 

człowieka niezwykłego. Wiedziała, że to przemówi do wyborców. 

- Wracając do Destiny, muszę cię ostrzec, żebyś na nią uważała. 

- Daj spokój. Ona tylko stara się być pomocna. 

-  Z  pewnością,  tyle  że  ona  ma  własne  zdanie  na  temat  tego,  na 

czym  polega  pomoc.  Tyle  razy  byłem  świadkiem,  jak  odmawia 

przewodniczenia  różnym  komitetom,  a  mimo  to,  zgadnij,  kto 

podejmował wszystkie ważne decyzje? 

- Ona - domyśliła się Melanie, bez trudu wyobrażając sobie, jak to 

wyglądało. 

- W mojej kampanii byłoby tak samo. 

-  Pozwól  jej  zgłaszać  pomysły,  przecież  nie  musimy  ich  potem 

wykorzystywać. Wystarczy, że wysłuchamy - poprosiła Melanie. 

-  Są  różne  formy  przymusu.  Powiedzieć  ci,  jaka  będzie  jej 

pierwsza sugestia? 

background image

- Słucham. 

- Zapyta, czy nie uważasz, że byłbym lepiej postrzegany, gdybym 

miał żonę. 

-  Wcale  nie  musisz  być  żonaty,  żeby  wygrać  wybory.  Choć 

niewątpliwie  rodzina  jest  dodatkowym  atutem  przy  kreowaniu 

kandydata. 

-  No  widzisz!  -  Richard  popatrzył  na  nią  tryumfalnie.  -  W  ten 

sposób właśnie dałaś jej do ręki argument, jakiego potrzebowała. 

- Naprawdę? - Popatrzyła na niego zdziwiona. 

- Nie widzisz tego? Teraz jestem dobrym kandydatem, ale jeśli się 

ożenię,  będę  jeszcze  lepszym.  A  zgadnij,  z  kim  powinienem  się 

ożenić?  Jesteś  na  miejscu,  znasz  się  na  rzeczach,  które  mogą  się 

okazać  przydatne.  A  poza  tym  widać,  że  świetnie  się  rozumiemy, 

prawda? - drwił. 

Nie  spodobało  jej  się  to,  co  mówił,  ale  trudno  było  mu  nie 

przyznać  racji.  Z  łatwością  mogła  sobie  wyobrazić  tok  rozumowania 

Destiny. Doskonały nastrój Melanie od razu się ulotnił. 

-  A  zatem,  czy  nam  się  to  podoba,  czy  nie,  i  tak  się  skończy  na 

zaręczynach, prawda? 

- To tylko kwestia czasu - przyznał ponuro Richard. 

Powstrzymując  westchnienie,  Melanie  odchyliła  się  na  skórzane 

oparcie  fotela.  Właśnie  dostała  najwspanialszą  pracę,  o  jakiej  mogła 

marzyć. Ale łączyło się to z tyloma zobowiązaniami i warunkami, że 

w rezultacie będzie miała związane ręce. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

Richard  czytał  raport  prezesa  europejskiego  przedstawicielstwa 

koncernu.  Nie  mógł  się  jednak  skupić,  bo  wciąż  miał  przed  oczami 

obraz  Melanie,  co  uniemożliwiało  mu  zrozumienie  czegokolwiek. 

Zatrudnił  ją  dopiero  poprzedniego  wieczoru,  a  już  doprowadzała  go 

do szaleństwa. 

Nie zrzucał jednak całej winy na nią. W końcu to przecież on sam 

pozwolił tak sobą manipulować, że dziewczyna stała się częścią jego 

codzienności. Spodziewał się, że już o świcie pokaże się w biurze, ale 

jeszcze nie przyszła. Przez chwilę miał nadzieję, że może opatrzność 

nad  nim  czuwa  i  Melanie  zrezygnuje  z  pracy.  Może  miała  więcej 

rozumu niż on? 

-  Wyglądasz  na  trochę  zmęczonego  -  zauważył  Mack,  wchodząc 

do biura. 

-  Co  cię  sprowadza?  -  Richard  był  zaskoczony,  bo  siódma  rano 

była  dla  Macka  niezwyczajną  porą.  -  Myślałem,  że  wolisz  tu  nie 

zaglądać, w obawie, że przywiążę cię do biurka i zmuszę do pracy w 

rodzinnej firmie. 

-  Dawno  uzgodniliśmy,  że  nie  byłby  to  dobry  pomysł.  Wiesz,  że 

nie  znam  się  na  niczym  poza  piłką,  i  nic  innego  mnie  nie  obchodzi. 

Kiedy  w  dzieciństwie  graliśmy  w  Monopol,  zawsze  okazywałem  się 

beznadziejny. Na pewno pamiętasz. 

-  Szczerze  mówiąc,  nie.  -  Richard  uśmiechnął  się  ironicznie.  - 

Nigdy  nie  byłeś  w  stanie  usiedzieć  na  miejscu  na  tyle  długo,  żeby 

zagrać w jakąkolwiek grę planszową. 

background image

-  Grywaliśmy,  kiedy  padało,  bo  ciotka  nie  pozwalała  mi  wtedy 

wychodzić  na  dwór.  Zawsze  z  tobą  przegrywałem,  co  nie  wróżyło 

dobrze  mojej  przyszłości  w  zakładach.  Może  nie  jestem  genialnym 

biznesmenem,  ale  nawet  ja  umiem  przewidzieć,  jak  by  się  to 

skończyło. 

-  Postanowiłeś  trzymać  się  z  daleka  od  firmy,  bo  w  dzieciństwie 

wygrywałem z tobą w Monopol? - spytał Richard ze zdumieniem. 

-  Zostawiłem  ci  firmę,  bo  była  dla  ciebie  bardzo  ważna,  a  dla 

mnie  nie.  Tak  samo  było  zresztą  z  naszym  ojcem  i  z  Destiny. 

Koncernem  musi  zarządzać  ktoś,  kto  poświęci  się  temu  bez  reszty. 

Tak jak ty. Ani ja, ani Ben nie nadajemy się do tego. Proste. 

- Jeśli więc nie przyszedłeś domagać się funkcji prezesa, to co cię 

sprowadza? 

-  Przyszedłem  porozmawiać  o  wczorajszym  wieczorze.  -  Mack 

uśmiechnął  się  szeroko.  -  Jak  tam  twój  nowy  doradca?  Mogę  się 

założyć,  że  umawiając  się  z  ciotką  na  kolację,  nie  spodziewałeś  się 

takiego obrotu sprawy. 

-  Jest  siódma  rano,  za  wcześnie  na  takie  rozmowy  -  odrzekł 

Richard,  nie  chcąc  przyznać,  jak  zręcznie  został  zmuszony  do 

zatrudnienia dziewczyny. - Spotkam się później z Melanie i ustalimy 

podstawowe zasady współpracy. Jakoś damy sobie radę. 

- Ciekawe, czy nastąpi to przed kolejną randką na niby, czy też po 

niej? - rozważał Mack. - A może to już koniec wielkiej mistyfikacji? 

-  Destiny  przysłała  cię,  żebyś  mi  prawił  kazania?  -  Richard 

przyjrzał się bratu spod oka. 

background image

- Nikt mnie nie przysyłał,  wierz mi. A przyszedłem, bo od kiedy 

przestaliśmy  z kolegami oglądać w czasie lunchu operę mydlaną, nie 

bawiłem  się  tak  dobrze.  Twoja  historia  jest  zresztą  znacznie  lepsza. 

Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. 

- Uważaj. Stąpasz po cienkim lodzie - ostrzegł Richard, ale Mack 

zdawał się nie zwracać uwagi na coraz gorszy humor brata. 

- Na wypadek, gdyby cię to interesowało, chciałem ci powiedzieć, 

że spodobała mi się ta twoja dziewczyna. 

-  To  zrozumiałe  -  Richard  wcale  nie  był  zaskoczony.  -  Melanie 

jest  atrakcyjną  i  inteligentną  kobietą.  Ma  też  wspaniałe  poczucie 

humoru.  Gdyby  nie  to,  nigdy  by  się  nie  zgodziła  na  udział  w  tym 

całym szaleństwie. 

- Poza tym jest miła dla starszych pań - dodał Mack z powagą. 

Richard roześmiał się. 

-  Chciałbym  być  przy  tym,  gdy  będziesz  mówił  Destiny,  że  jest 

starszą panią. 

- Nie  wyraziłem się ściśle - skrzywił się Mack. - Destiny nie ma 

wieku. 

- To prawda - przyznał Richard z nutką żalu w głosie. - Gdyby nie 

to,  mógłbym  nie  zwracać  na  nią  uwagi,  zrzucając  wszystko  na 

demencję. 

-  Obaj  jesteśmy  zgodni  co  do  tego,  że  nasza  ciotka  ma  szalone 

pomysły.  -  Mack  spoważniał.  -  Ale  może  jednak  powinieneś  jej 

posłuchać? Mogła przecież obmyślić dla ciebie coś znacznie gorszego 

background image

niż znajomość z Melanie, niezależnie od tego, jaką rolę ta dziewczyna 

odegra ostatecznie w twoim życiu. 

-  Zapomniałeś,  że  ona  już  jest  częścią  mojego  życia?  -  zapytał 

Richard,  powstrzymując  westchnienie.  -  Kazałem  przygotować  dla 

niej biuro na tym samym piętrze co mój gabinet. W ten sposób będzie 

miała  swoje  wymarzone  miejsce  do  pracy,  ale  jeżeli  dopisze  mi 

szczęście, to nigdy go nawet nie użyje. 

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. 

-  Daj  spokój,  Mack.  Dość  mam  kłopotów  z  Destiny,  knującą  za 

moimi plecami. 

- Posłuchaj mnie - poprosił Mack poważnie. - Jestem przekonany, 

że  podejmując  gierki  mające  uspokoić  Destiny  i  nie  dając  Melanie 

szansy,  popełniasz  błąd.  Umów  się  z  nią  na  prawdziwą  randkę. 

Spróbuj ją poznać bliżej. Raz w życiu zrzuć tę swoją zbroję i przestań 

być sztywniakiem. Zrób to, bracie. 

- Uważasz, że jestem sztywniakiem? 

-  Zawsze  byłeś.  Kiedy  zginęli  rodzice,  miałeś  dwanaście  lat,  a 

mimo  to  przyjąłeś  pozę  człowieka  dojrzałego  i  odpowiedzialnego. 

Musiałeś  więc  stać  się  nudziarzem.  Dziękuję  Bogu,  że  ja  i  Ben 

mieliśmy ciebie, bo gdyby cię nie było, my także moglibyśmy stracić 

dzieciństwo i dojrzeć przedwcześnie. To byłoby okropne. 

-  Nie  mówmy  już  o  tym  -  mruknął  Richard,  zmęczony  tą 

rozmową. 

Słowa  Macka  były  boleśnie  prawdziwe.  Nawet  gdy  Destiny 

przejęła  opiekę  nad  całą  trójką  bratanków,  Richard  uznał,  że  jest 

background image

współodpowiedzialny  za  los  braci,  za  ich  przyszłość.  Wziął  więc  ten 

ciężar  na  swoje  barki.  Tak  więc  z  beztroskiego  dwunastoletniego 

dziecka niemal w jednej chwili zmienił się w dorosłego. 

-  Jasne  -  odparł  Mack  sztucznie  swobodnym  tonem.  -  Jeśli 

naprawdę nie jesteś zainteresowany Melanie, to może ja się koło niej 

zakręcę? 

Richard  znowu  poczuł  ból  głowy.  Ciekawe,  czy  to  zapowiedź 

zawału, którego pewnie dostanie, zanim cała ta historia się skończy. 

- Trzymaj się od niej z daleka! - ostrzegł. - Bez względu na to, czy 

jestem nią zainteresowany, czy nie, ty trzymaj się od niej z daleka. 

-  Tak  właśnie  myślałem  -  powiedział  Mack,  bardzo  z  siebie 

zadowolony. 

-  Co  to  ma  znaczyć?  -  Richard  zmierzył  go  spojrzeniem  pełnym 

złości. 

-  Z  nas  dwóch  ty  jesteś  tym  bystrzejszym,  więc  pomyśl  nad tym 

trochę  -  odparł  Mack  i  pogwizdując,  opuścił  gabinet,  zostawiając 

Richardowi  rozwiązanie  tej  zagadki.  Nie  była  ona  trudna,  ale  Mack 

wolał nie być przy tym, kiedy Richard ją rozwiąże. 

Idąc do gabinetu Richarda, Melanie spotkała w korytarzu Macka, 

który na jej widok zagadkowo się uśmiechnął. 

- Dzień dobry - powiedziała ostrożnie. - Widziałeś już Richarda? 

- Tak, jest u siebie, ale może daj mu parę minut, nim wejdziesz. 

- Czy ktoś jest u niego? 

-  Tylko  demony  dręczące  jego  duszę  -  odparł  Mack  z 

zadowoleniem w głosie. 

background image

-  Co  się  tam  stało?  A  może  nie  powinnam pytać?  -  Spojrzała  na 

Macka,  zastanawiając  się,  czy  dokuczanie  Richardowi  sprawia  mu 

taką samą przyjemność jak granie na nerwach ciotce. 

- Ode mnie niczego się nie dowiesz, Melanie. Braterska lojalność 

i tak dalej, przecież rozumiesz? Ale postaraj się uwierzyć, że Richard 

jest dobrym chłopakiem - dodał już całkiem poważnie. 

- Wiem o tym. 

-  Nie  zapominaj  więc.  Nie  zważaj  na  kombinacje  Destiny  ani  na 

to, jak szalone rzeczy będą się tu działy. - Mack pospiesznie wyrzucał 

z siebie słowa. - Richard gra twardziela, ale tak naprawdę potrzebuje 

kogoś, kto zdoła się przebić do niego przez tę grubą skorupę, w której 

się schował. 

-  Bez  względu  na  to,  co  Richard  ci  powiedział,  jestem  tu  po  to, 

żeby  zorganizować  jego  kampanię  wyborczą.  I  tylko  po  to, 

rozumiesz? 

- Wiem, Richard mówił mi o waszej wielkiej mistyfikacji. - Mack 

uśmiechnął  się.  -  Takie  gry  mają  jednak  to  do  siebie,  że  kiedy 

naprawdę się w nie zaangażujemy, to granica między prawdą a fikcją 

zaczyna się zacierać. 

-  Ja  zawsze  potrafię  odróżnić  prawdę  od  fikcji  -  oświadczyła  z 

przekonaniem Melanie. 

- W takim razie masz szczęście. - Mack przyjrzał się jej z powagą. 

- A może nie? 

background image

Zanim  jednak  zdążyła  zapytać,  co  ma  na  myśli,  odszedł, 

pogwizdując  beztrosko,  równie  irytująco  zagadkowy  jak  pozostali 

Carltonowie. 

Melanie westchnęła i zastukała do drzwi Richarda. 

- Twoja sekretarka jeszcze nie przyszła. Mogę  wejść? - zapytała, 

wsuwając głowę. 

-  Nie  ma  jej,  bo  o  tej  porze  nikt  mnie  na  ogół  nie  nachodzi  - 

odparł kwaśno. 

-  Spotkałam  Macka  -  ciągnęła,  postanawiając,  że  nie  da  się 

zniechęcić jego kiepskim humorem. - Posprzeczaliście się? 

-  Nigdy  się  nie  sprzeczamy,  bo  też  i  nigdy  nie  przebywamy  ze 

sobą  na  tyle  długo,  byśmy  zdążyli  to  zrobić.  On  tylko  wpada,  robi 

zamieszanie i znika. 

- Wydawał się w doskonałym humorze - zauważyła. 

-  Oczywiście,  że  był  w  doskonałym  humorze,  bo  właśnie 

przeprowadził  jedną  ze  swoich  najlepszych  akcji,  polegających  na 

błyskawicznym ataku z zaskoczenia. 

- Miał do ciebie jakąś sprawę? 

-  Przyszłaś  o  świcie,  żeby  rozmawiać  o  moim  bracie?  -  Spojrzał 

spod przymkniętych powiek. 

- Zamierzam rozpocząć pracę nad twoją nową strategią wyborczą. 

A  całą  resztę  w  cywilizowanym  świecie  określa  się  jako  rozmowę, 

pogawędkę czy pogaduszki. 

-  Nie  mam  czasu  na  pogaduszki.  -  Richard  wskazał  papiery 

piętrzące  się na  biurku.  -  Jeden  z  głównych  działów  koncernu  osiąga 

background image

niespodziewanie  niskie  wyniki.  Muszę  wyjaśnić,  dlaczego  tak  się 

dzieje. 

Próbowała  wywnioskować,  czy  mówi  prawdę,  czy  tylko  próbuje 

się wykręcać, ale z jego spojrzenia niczego nie dało się wyczytać. 

-  W  takim  razie  nie  będę  ci  przeszkadzać  -  odparła.  -  Powiedz 

tylko,  kiedy  będziemy  mogli  porozmawiać.  Chcę  ustalić  plan 

kampanii, budżet  i  tym  podobne.  Jeśli  jest  już  zatrudniony  menedżer 

do tej kampanii, to muszę się z nim spotkać. On czy też ona zajmie się 

strategią, co w dużym stopniu cię odciąży. 

Richard zamknął oczy i masował obolałe skronie. 

-  Boli  cię  głowa?  -  zapytała  Melanie  współczująco.  -  Nic 

dziwnego, jeśli zważyć, iloma sprawami musisz się zajmować. Może 

chcesz się napić herbaty? Jeżeli jest tu gdzieś blisko kuchnia, chętnie 

ci zaparzę. 

- Do diabła! Nie zatrudniłem cię do parzenia herbaty! - krzyknął. 

Melanie utkwiła w nim spojrzenie, a on westchnął. 

- Przepraszam, nie powinienem podnosić głosu. 

-  To  prawda  -  przyznała.  Nie  chciała  dyskutować  nad  jego 

zachowaniem.  Dała  tylko  do  zrozumienia,  że  nie  będzie  tolerować 

takich postępków i koniec. - To w końcu chcesz tej herbaty czy nie? 

- Jeśli naprawdę będziesz taka miła, chętnie wypiję filiżankę. 

Przy  sali  konferencyjnej  jest  kuchenka,  powinnaś  tam  znaleźć 

wszystko, co potrzebne. 

- Z cukrem, cytryną? 

- Bez dodatków poproszę. 

background image

Sala  konferencyjna  była  urządzona  elegancko  i  ze  smakiem. 

Ciekawe,  czy  to  dzieło  Destiny?  -  pomyślała  Melanie,  wchodząc  do 

maleńkiej kuchni wyposażonej w dwupalnikową kuchenkę i pasującą 

do  niej  lodówkę,  również  w  stalowej  obudowie.  W  kredensiku  stała 

porcelanowa zastawa i kryształowe kieliszki, a w szufladach ułożono 

srebrne sztućce. 

Było  tu  wszystko,  czego  potrzeba,  żeby  podejmować  bogatych 

członków zarządu. 

Melanie  postawiła  czajnik  na  kuchence  i  zaczęła  szukać herbaty. 

Kiedy  woda  się  zagotowała,  napełniła  czajniczek  i  postawiła  go  na 

tacy  obok  filiżanki  i  talerzyka  z  torebeczką  herbaty.  Wróciła  do 

gabinetu Richarda i bez słowa zalała torebkę wrzątkiem. 

-  Wyznacz  termin  spotkania  i  poproś  sekretarkę,  żeby  do  mnie 

zadzwoniła.  Będę  czekała  na  wiadomość  -  powiedziała,  zamierzając 

opuścić gabinet. 

Kiedy przechodziła obok Richarda, chwycił ją za rękę. 

- Jeszcze raz przepraszam, Melanie. Głowa mi pęka i mam kiepski 

nastrój, ale to jeszcze nie powód, żeby tak na ciebie naskakiwać. 

-  Dopóki  to  rozumiesz,  ciągle  jeszcze  jest  dla  ciebie  nadzieja  - 

uśmiechnęła się. 

-  Nie  jestem  jeszcze  za  stary,  żeby  się  czegoś  nauczyć.  A  skoro 

już  jesteś,  to  może  jednak  zostaniesz  i  od  razu  pomówimy  o  twojej 

koncepcji. Pierwsze spotkanie mam dopiero o ósmej trzydzieści. 

- A ta sterta papierów? - zapytała. 

background image

- Może poczekać, a nawet powinna, bo żeby się tym zająć, muszę 

spojrzeć świeżym okiem na te dokumenty, a więc teraz i tak nic z tego 

nie będzie. 

- W takim razie tu jest lista spraw, które musimy ustalić. Ile czasu 

mam  przeznaczyć  na  opracowanie  nowego  planu?  Czy  będziesz 

potrzebował wstępnego projektu dla pracowników, czy wolisz, żebym 

została i sama zajęła się koordynacją? Na początku mówiliśmy także o 

doradztwie  w sprawach firmy. Ustalmy, co jest  ważniejsze  - koncern 

czy wybory? Nie musisz odpowiadać w tej chwili, ale powinieneś się 

nad  tym  zastanowić.  Nie  chcę  niepotrzebnie  podwyższać  kosztów, 

dopóki wszystkiego nie ustalimy. 

- Doceniam to - powiedział, patrząc na nią trochę zaskoczony. 

- O co chodzi? 

- Nie spodziewałem się, że będziesz taka... - Richard urwał. 

-  Zorganizowana?  -  podsunęła.  -  Gdyby  od  samego  początku 

wszystko  poszło  dobrze,  właśnie  takie  byłoby  twoje  pierwsze 

wrażenie  na  mój  temat.  Naprawdę  jestem  dobra  w  tym,  co  robię.  Co 

do tego Destiny ma rację. 

-  Zaczynam  to  dostrzegać  -  rzekł,  podając  jej  kilka  teczek.  -  To 

dokumenty osób ubiegających się o stanowisko menedżera kampanii. 

Przejrzyj  je  i  powiedz,  co  o  nich  sądzisz.  Mogę  się  z  tobą  spotkać  o 

trzeciej  -  dodał,  przeglądając  swój  plan  dnia.  -  Będę  miał  piętnaście 

minut,  więc  się  nie  spóźnij.  Kazałem  przygotować  dla  ciebie  biuro. 

Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, powiedz mojej sekretarce, a ona 

background image

się tym zajmie. Resztę omówimy już razem z menedżerem kampanii, 

kiedy go zatrudnimy. 

-  Zgoda.  W  takim  razie  do  zobaczenia  o  trzeciej  -  powiedziała 

Melanie, kierując się do drzwi. 

-  Masz  jakieś  plany  na  wieczór?  -  zapytał,  kiedy  już  naciskała 

klamkę. 

-  Myślę,  że...  -  zaczęła,  ale  przerwał  jej,  zanim  zdążyła 

zaprotestować. 

-  Chodzi  o  sprawy  służbowe.  O  ósmej  muszę  się  pokazać  na 

przyjęciu  organizowanym  przez  komitet  dobroczynny,  którego 

współprzewodniczącą  jest  Destiny.  Ciotka  będzie  szczęśliwa,  widząc 

nas  znowu  razem,  a  poza  tym  zjawi  się  tam  wiele  osób,  które 

powinnaś poznać. 

- To znaczy, że dalej gramy? - zapytała.  

Nie  była  pewna,  co  właściwie  myśleć  o  tym  udawaniu.  Sądząc 

jednak  po  tym,  jak  szybko  zabiło  jej  serce,  podobało  się  jej  to 

bardziej, niż powinno. 

- Jak najbardziej. Uzgodniliśmy przecież, że będziemy ciągnąć to 

przedstawienie,  dopóki  Destiny  nie  zostawi  nas  w  spokoju  - 

przypomniał. 

- A czy pomyślałeś o tym, co może się stać, jeżeli ona odkryje, że 

to tylko gra? - zapytała. 

-  Nie  możemy  dopuścić  do  tego,  żeby  się  dowiedziała  -  odparł 

Richard.  -  Dlatego  musimy  się  pilnować.  Dziś  wieczorem  ciotka 

oczekuje, że przyjdziemy razem. 

background image

Melanie doszła do wniosku, że jeśli sytuacja będzie się rozwijała 

w  tym  tempie,  to  konieczność  kupowania  strojów  wieczorowych 

błyskawicznie  doprowadzi  ją  do  bankructwa.  Nawet  tych  z  drugiej 

ręki. 

- O której mam być gotowa? - zapytała z rezygnacją. 

- Przyjadę po ciebie o wpół do ósmej. 

-  Kiedy  następnym  razem  będziesz  potrzebował  mojego 

towarzystwa  z  okazji  oficjalnych  spotkań,  daj  mi  znać  z  większym 

wyprzedzeniem.  Nie  mam,  tak  jak  Kopciuszek,  wróżki  za  matkę 

chrzestną i potrzebuję czasu, żeby się przygotować do wyjścia. 

- Obiecuję. Ale nie mów o tej dobrej wróżce w obecności Destiny, 

bo  przypuszczam,  że  byłaby  szczęśliwa,  mogąc  odgrywać  jej  rolę. 

Przez  całe  życie  ubierała  trzech  chłopców,  a  to  nie  pozwoliło  jej 

rozwinąć  skrzydeł  wyobraźni.  Bo  co  można  zrobić  ze  smokingiem? 

Nawet jeśli zaprojektuje go znany projektant, wciąż wygląda tylko jak 

smoking. Biedna Destiny... 

- Wyobrażam sobie, że dla osoby o takiej fantazji jak ona musiało 

to  być  frustrujące.  Ale  teraz  już  lepiej  wezmę  się  do  pracy  - 

powiedziała i zabębniła palcami o trzymane w ręku teczki. 

- Do zobaczenia o trzeciej. - Richard skinął głową.  

Melanie wróciła do swojej firmy. Zamknęła drzwi biura i się o nie 

oparła. Rozmawiając z Richardem, miała ochotę pochylić się nad nim, 

siedzącym  za  ogromnym  biurkiem,  i  całować  go,  aż  w  końcu  się 

rozchmurzy. Byłoby to jednak bardzo nierozsądne. 

background image

Richard  oczekiwał,  że  spędzą  razem  kolejny  wieczór,  podczas 

którego  ona  będzie  udawać  kogoś  bliższego  mu  niż  niezależna 

konsultantka,  a  później  wróci  do  domu  i  wcale  za  nim  nie  tęskniąc, 

spokojnie  zaśnie.  Jeżeli  tak  ma  to  wyglądać,  musi  porozmawiać  z 

Richardem o ryzyku, jakie niesie gra, którą podjęli. Uważała, że cała 

ta historia nie może się dobrze zakończyć. 

Przeglądała  teczki  kandydatów  na  stanowisko  menedżera 

kampanii, typując najlepszych i uzasadniając krótko swoją opinię. Nie 

wiedziała, jak dalece Richard będzie polegał na jej zdaniu. Liczyła się 

też z tym, że chciał w ten sposób tylko sprawdzić, na ile ich opinie są 

zbieżne.  Bez  względu  na  wszystko  postanowiła  przygotować 

przemyślaną i inteligentną notatkę na temat każdego z kandydatów. 

Pracowała  w  skupieniu,  nie  przerywając  nawet  na  lunch, 

zdecydowana  jak  najlepiej  wywiązać  się  z  zadania.  Zamierzała 

udowodnić,  że  zatrudniając  ją,  Richard  nie  popełnił  błędu,  jeżeli 

nawet  powodem,  dla  którego  to  zrobił,  nie  były  jej  kwalifikacje 

zawodowe. 

- Mogę wejść? - zapytała Becky, zaglądając do biura. 

-  Powiedz  mi  jeszcze  raz,  dlaczego  przeglądasz  te  teczki,  bo 

chyba źle cię zrozumiałam. 

- Richard prosił, żebym wstępnie oceniła kandydatów. 

- I dlatego natychmiast rzucasz wszystkie inne sprawy? 

-  Niczego  nie  rzucam  -  broniła  się  Melanie.  -  Przesunęłam  tylko 

kilka  spotkań.  To  nic  takiego.  Często  przecież  zdarzają  się  podobne 

sytuacje. 

background image

- Coś mi mówi, że od tej pory będą się zdarzały jeszcze częściej. 

-  Jeśli  nawet,  to  przecież  Richard  będzie  nam  dobrze  płacił, 

prawda? 

- A ty będziesz tańczyła, jak on ci zagra - stwierdziła Becky. - Nie 

podoba  mi  się  to.  Tak  samo  jak  nie  spodoba  się  tym  wszystkim 

ludziom, którzy płacą nam regularnie od wielu miesięcy czy nawet lat. 

Może to nie są grube ryby, ale to nasi klienci. 

- Nie mam zamiaru zaniedbywać klientów - oświadczyła Melanie, 

a  ujrzawszy  jej  sceptyczną  minę,  spytała:  -  O  co  chodzi,  Becky? 

Myślałam, że rozumiesz, jak ważne jest dla nas to zlecenie. 

- Nie podoba mi się, że dla tego faceta stajesz na głowie. Jesteś na 

to za dobra. 

-  Nie  robię  tego  dla  żadnego  faceta,  tylko  dla  naszego  klienta  - 

przypomniała Melanie. 

- Czy to znaczy, że koniec z tym przedstawieniem dla jego ciotki? 

- Nie całkiem - przyznała Melanie. 

- Naprawdę nie widzisz, jaka to ryzykowna gra? Jesteś pewna, że 

nie zaangażowałaś się osobiście i że Richard cię nie pociąga? 

-  Może  istotnie  traktuję  tę  sprawę  trochę  osobiście.  -  Melanie 

zdecydowała,  że  nie  będzie  kłamać.  -  Chciałabym  wywrzeć  na  nim 

piorunujące  wrażenie.  Pilnuję  jednak,  żeby  sprawy  nie  wymknęły  mi 

się z rąk. 

-  Kochanie,  minął dopiero  jeden dzień.  A  jeśli  chcesz  znać  moją 

skromną opinię, to ty już dawno niczego nie kontrolujesz. 

background image

-  Odwołałam  kilka  spotkań  i  posiedziałam  trochę  nad  tymi 

teczkami,  a  ty  od  razu  nazywasz  to  brakiem  kontroli?  Daj  spokój, 

Becky.  To  nasz  nowy  klient  i  to,  co  robię,  jest  całkowicie 

uzasadnione. 

- Jeśli tak twierdzisz. - Becky nie była przekonana. 

-  Tak  właśnie  twierdzę  i...  -  zaczęła  Melanie,  ale  przerwał  jej 

dzwonek telefonu. 

-  Mówi  Winifred,  sekretarka  pana  Carltona.  Pan  Carlton  prosił, 

żebym  odwołała  spotkanie  o  trzeciej  i  przekazała,  że  wieczór 

pozostaje bez zmian i przyjedzie po panią o wpół do ósmej. 

-  Rozumiem,  dziękuję  -  powiedziała  Melanie,  unikając  wzroku 

przyjaciółki. 

- Odwołał spotkanie? - domyśliła się Becky.  

Melanie wiedziała, że Becky uważa ją za idiotkę, a co gorsza, ona 

sama w tej chwili tak się właśnie czuła. 

- Wyznaczył nowy termin? - zapytała Becky. 

- Nie. Może poda go wieczorem. 

- Wieczorem? - W głosie Becky brzmiało niedowierzanie. 

-  Nie  mówiłam  ci,  że  z  nim  wychodzę?  Oczywiście  spotkanie 

służbowe. 

-  On  będzie  ściskał  dłonie  grubym  rybom  na  przyjęciu,  a  ty 

będziesz mu w tym czasie referować rezultaty swojej pracy. - Becky z 

politowaniem pokiwała głową. 

background image

-  Możemy  porozmawiać  w  samochodzie,  jadąc  na  spotkanie  - 

broniła  się  Melanie,  czując,  że  jej  pewność  siebie  znika.  -  Albo  w 

drodze powrotnej. 

-  Jak  daleko  masz  zamiar  się  posunąć,  żeby  utrzymać  ten  głupi 

kontrakt? 

-  Co  chcesz  przez  to  powiedzieć?  -  Melanie  była  zaszokowana 

słowami Becky. 

- To, co robisz, to chodzenie po linie. A biorąc pod uwagę błysk, 

jaki  pojawia  się  w  twoich  oczach,  kiedy  tylko  rozmowa  schodzi  na 

Richarda, obawiam się, żebyś z tej liny nie spadła, i to na głowę. 

- Jak możesz? To okropne! - Melanie poczuła się dotknięta uwagą 

przyjaciółki. 

- Okropne jest to, że tak pomyślałam? - dociekała Becky. - Jesteś 

moją najlepszą przyjaciółką i bardzo cię lubię. Jestem przerażona, bo 

widzę,  jak  niewiele  brakuje,  żebyś  zrobiła  coś,  czego  będziesz 

żałować. 

- Martwisz się o mnie czy o firmę? - zapytała cynicznie Melanie. 

- Oczywiście, że o ciebie - natychmiast odpowiedziała Becky. 

-  Ale  jeśli  ludzie  zaczną  uważać,  że  sypiasz  z  jednym  ze  swoich 

głównych  klientów,  to  twoja  reputacja  jako  fachowca  również  może 

ucierpieć. 

- Nie sypiam z Richardem. 

- Jeszcze nie. - Becky nie miała zamiaru ustąpić. 

- Od razu mu zapowiedziałam, że nie pójdę z nim do łóżka. 

background image

-  Wiesz,  jak  specyficzna  jest  nasza  praca  -  odrzekła  Becky.  - 

Poświęcamy  mnóstwo  czasu  na  wykreowanie  wizerunku  klientów. 

Najlepiej  nam  to  wychodzi,  jeżeli  ten  wizerunek  jest  jak  najbardziej 

zbliżony  do  prawdy.  Oszustwa  nam  się  niezbyt  udają,  bo  obie 

jesteśmy na to za uczciwe. 

-  Innymi  słowy,  jeśli  ludzie  zaczną  podejrzewać,  że  sypiam  z 

Richardem,  nie  będzie  miało  żadnego  znaczenia,  że  to  nieprawda?  - 

uściśliła Melanie, czując się już do końca pokonana. 

- Bingo! - zawołała Becky. 

- Jak mogłam się dać w to wciągnąć? - zapytała żałośnie Melanie, 

choć dobrze wiedziała, że sprawiła to przebiegłość Destiny i nalegania 

Richarda. 

-  To  proste.  Chciałaś  oddać  przysługę  przyjaciółce.  Skąd  mogłaś 

przypuszczać, że od pierwszego wejrzenia oszalejesz z pożądania? 

- Nie jestem w nim zakochana - oświadczyła stanowczo Melanie. 

- Powiedziałam po-żą-da-nia - przypomniała Becky z uśmiechem. 

-  Ciekawe,  że  usłyszałaś  coś  innego.  No,  skończyłam  na dzisiaj  i  idę 

do domu. 

- Nie ma jeszcze trzeciej - zaprotestowała Melanie. 

- Wiem, ale potrzebujesz czasu, żeby się przygotować na wieczór. 

-  Może  powinnam  po  prostu  naciągnąć  na  siebie  worek?  - 

powiedziała Melanie. 

-  Wątpię,  żeby  to  pomogło.  Wydaje  się,  że  Richardowi  to  nie 

przeszkodzi, bo całkiem stracił dla ciebie głowę. 

background image

-  Do  diabła,  Becky!  To  tylko  gra!  -  krzyknęła  Melanie,  ale 

odpowiedział  jej  cichy  śmiech  przyjaciółki  i  odgłos  zamykanych 

drzwi. 

Ze  złością  popatrzyła  na  stos  teczek,  przy  których  spędziła  tyle 

godzin. A może polecić Richardowi na menedżera jakiegoś idiotę? W 

pełni na to zasłużył. Postanowiła jednak zmusić go raczej, aby zaczął 

ją  traktować  poważnie.  A  jeśli  chodzi  o  Becky,  to  w  jednym  ma 

niewątpliwie  rację.  Musi  się  pilnować,  tak  żeby  po  zakończeniu  tej 

farsy z Richardem nie okazało się, że jej opinia zawodowa ucierpiała. 

 

ROZDZIAŁ 10 

Wystarczyło,  że  Richard  zobaczył  wyraz  twarzy  Melanie,  by 

zrozumiał,  jak  poważnym  błędem  było  odwołanie  popołudniowego 

spotkania. Dziewczyna zachowywała się uprzejmie, ale tak chłodno i 

obojętnie jak zupełnie obca osoba. 

Zrozumiał, że jeśli natychmiast temu nie zaradzi, czeka go ciężki 

wieczór.  Na  szczęście  spodziewał  się  podobnej  reakcji  i  miał  w 

zanadrzu kilka niespodzianek, które mogłyby pomóc w rozładowaniu 

sytuacji. Na początek wyjął zza pleców okazały bukiet. 

- Może ci się spodobają - powiedział z nadzieją, pilnie wypatrując 

oznak poprawy nastroju Melanie. 

-  Są  piękne!  -  Melanie  ukryła  twarz  w  pachnącej  wiązance  lilii  i 

róż. - Wstawię je do wody - powiedziała i wyszła z pokoju, nawet nie 

spojrzawszy na Richarda. 

Nie jest najgorzej, mogła mu je przecież rzucić w twarz. 

background image

Rozejrzał  się  po  saloniku.  Był  umeblowany  antykami  i  zupełnie 

współczesnymi  sprzętami,  przy  czym  widać  było,  że  osoba,  która  je 

wybrała,  ma  znakomite  wyczucie  kolorów.  Chociaż  Richard  nie 

zdecydowałaby  się  na  urządzenie  własnego  domu  w  takim  stylu,  z 

zaskoczeniem  stwierdził,  że  wnętrze  sprawia  bardzo  miłe  wrażenie. 

Gdyby ten wieczór nie był taki ważny dla Destiny, najchętniej wcale 

by się stąd nie ruszał. 

Melanie  wróciła  z  kwiatami  w  dużym,  kryształowym  wazonie  i 

postawiła je na szklanym blacie stolika do kawy. Znowu wtuliła w nie 

na chwilę twarz. 

-  Powinniśmy  już  iść  -  oznajmiła  wreszcie  oficjalnym  tonem,  co 

go zirytowało. 

-  Dobrze,  ale  najpierw  musimy  się  pozbyć  tego  tonu  -  mruknął  i 

pocałował ją. 

Przez  krótką  chwilę  próbowała  się  opierać,  ale  kiedy  Richard 

wypuścił  ją  wreszcie  z  uścisku,  patrzyła  na  niego  już  nieco 

cieplejszym wzrokiem. 

- To było nie fair - powiedziała jednak oskarżycielsko. 

-  To  była  ostatnia  deska  ratunku.  Nie  umiałem  wymyślić  nic 

innego. 

-  Skoro  musiałeś  odwołać  spotkanie,  mogłeś  przynajmniej 

powiedzieć,  że  ci  przykro.  Całe  przedpołudnie  przygotowywałam  się 

do niego, a teraz zastanawiam się, czy ciebie w ogóle interesuje moja 

opinia. Jeżeli nie będziesz mnie traktował poważnie, nasza współpraca 

nie ma sensu. Odejdę. 

background image

Właśnie tego się spodziewał. 

- Ależ traktuję cię poważnie - zapewnił. - Gdyby tak nie było, nie 

prosiłbym, żebyś się tym zajęła. Jeżeli jednak mamy razem pracować, 

musisz zrozumieć, że mój rozkład dnia jest płynny.  

Ciągle  coś  się  dzieje  i  muszę  reagować,  gdy  pojawiają  się 

nieoczekiwane  możliwości,  albo  gdy  coś  się  wali.  Dziś  miałem  dwie 

godziny na złożenie oferty kupna firmy, którą od lat próbuję zdobyć. 

Termin mijał o piątej i niemal do tej pory rozmawiałem z prawnikami. 

porządku. 

Wydawało 

się, 

że 

Melanie 

jest 

usatysfakcjonowana tym tłumaczeniem. - Przesadziłam, ale bardzo mi 

zależało,  żeby  wywrzeć  na  tobie  wrażenie.  To  była  pierwsza  okazja. 

Poza  tym  zezłościła  mnie  twoja  pewność,  że  rzucę  wszystko  inne  i 

zajmę się tylko tym, o co mnie prosiłeś. W dodatku nie zadałeś sobie 

trudu, żeby polecić sekretarce ustalenie nowego terminu. 

- To dlatego, że i tak mieliśmy się spotkać. Liczyłem na to, że te 

kwiaty złagodzą twój gniew. 

- Przyznaję, to miły gest, wolałabym jednak kilka szczerych słów. 

Ale  ty  pewnie  nie  jesteś  przyzwyczajony  do  przepraszania?  - 

Popatrzyła mu w oczy. 

-  Kiedy  trzeba,  umiem  przeprosić  -  rzekł  zakłopotany  trafnością 

jej spostrzeżenia. 

Miała  rację,  nie  był  przyzwyczajony,  by  krytykowano  jego 

zachowanie.  Jak  to  ujęła  Destiny?  Zbyt  wielu  ludzi  gotowych  było 

spełniać  wszystkie  jego  zachcianki?  Pomyślał  nagle,  że  branie  pod 

background image

uwagę uczuć innych to coś zupełnie nowego i zapewne poniżającego. 

Na to w każdym razie wskazywał dzisiejszy wieczór. 

- A często ci się to zdarza? - zapytała kwaśno. - Raz do roku czy 

rzadziej? 

-  Rzadziej  -  przyznał,  wzruszając  ramionami.  -  Przepraszam,  że 

odwołałem  spotkanie,  ale  prawdę  mówiąc,  w  ogóle  nie  powinienem 

się z tobą dzisiaj umawiać. Miałem napięty plan. Umówiłem się z tobą 

tylko  dlatego,  że  wiedziałem,  jak  bardzo  zależy  ci,  by  zacząć. 

Chciałem też dać ci znać, że mam zamiar słuchać twoich rad. 

- Naprawdę? - Melanie rozpogodziła się wreszcie. 

-  Tylko  niech  ci  się  nie  przewróci  w  głowie.  Powiedziałem,  że 

będę  słuchał  twoich  rad,  ale  nie  wspomniałem,  że  będę  postępował 

zgodnie z nimi. 

-  Od  czegoś  trzeba  zacząć.  -  Uśmiechnęła  się.  -  Myślałam,  że 

odwołałeś spotkanie, bo i tak nie ma znaczenia, co powiem. 

- Naprawdę chcę wysłuchać twojej opinii. Opowiesz mi wszystko 

podczas jazdy. Masz dziesięć minut. 

-  Będę  się  streszczać.  Jest  zresztą  tylko  kilka  osób  godnych 

zainteresowania.  Cóż  za  elegancja  -  powiedziała  na  widok,  stojącej 

przed wejściem limuzyny. 

- Przekonałem się, że to bardzo wygodne, jeśli chce się w drodze 

popracować albo poświęcić całą uwagę osobie towarzyszącej - dodał, 

patrząc jej w oczy. 

-  Jak  mam  się  skoncentrować na pracy,  kiedy  mówisz  takie  miłe 

rzeczy? 

background image

-  A  może  odłożymy  sprawy  służbowe  na  później  i  wrócimy  do 

całowania?  -  zapytał,  przekonany,  że  całowanie  Melanie  nigdy  w 

życiu mu się nie znudzi. 

-  Raczej  nie.  -  Melanie  odsunęła  się.  -  Nie  zatrudniłeś  mnie 

przecież ze względu na mój talent do całowania. 

-  Jesteś  pewna?  -  Roześmiał  się.  -  Mamy  przecież  dwie  umowy, 

pamiętasz? 

- Ani przez moment o tym nie zapomniałam, a w nocy pewno nie 

da mi to zasnąć. - Popatrzyła na niego zmieszana. 

- Pomyślałem to samo. - Spojrzał z nadzieją. - A skoro oboje nie 

będziemy mogli zasnąć, to może spędźmy tę noc razem? 

- Nic z tego - odparła. Lodowaty głos i chłodne spojrzenie miały 

ostudzić jego zapały. 

Gotów był uwierzyć, że Melanie naprawdę nie ma ochoty na jego 

towarzystwo,  ale  zdradził  ją  krótki,  ledwie  dostrzegalny  błysk  w 

oczach.  Richard  miał  nadzieję,  że  namiętność,  którą  próbowała 

stłumić,  dojdzie  do  głosu.  Pragnął  dotrwać  do  tej  chwili,  nie  tracąc 

panowania  nad  sobą.  Na  razie  jakoś  sobie  radził,  ale  każda  chwila 

spędzona w pobliżu Melanie czyniła go coraz mniej odpornym. 

Pierwszą  osobą,  na  którą  natknęli  się  po  wejściu  do  Sali 

recepcyjnej  w  hotelu,  okazał  się  Mack.  Melanie  odniosła  nawet 

wrażenie,  że  specjalnie  na  nich  czekał.  Chwycił  Richarda  za  ramię  i 

wyciągnął obydwoje na zatłoczony korytarz. 

background image

- Przygotujcie się - ostrzegł ich ponuro. - Tam jest Pete Forsythe. 

Zachowuje  się  jak  lis  w  kurniku.  Tylko  na  was  spojrzy  i  już  będzie 

miał gotowy jutrzejszy nagłówek. 

- Cudownie - jęknęła Melanie, ale natychmiast się rozpromieniła. 

- Możemy wykorzystać jego obecność. 

- W jaki sposób? - Obaj mężczyźni popatrzyli na nią zaskoczeni. 

-  Forsythe  goni  za  smakowitym  kąskiem,  więc  dajmy  mu  coś. 

Powiedzmy, że  zdecydowałeś się kandydować w  wyborach do władz 

miasta i zatrudniłeś mnie jako doradcę. 

-  Nie  jestem  gotowy,  żeby  to  ogłosić  -  zaprotestował  Richard.  - 

Chciałem to zrobić dopiero w połowie stycznia. 

-  Niczego  nie  będziesz  musiał  ogłaszać  -  wyjaśniła  spokojnie 

Melanie. - Przyznasz tylko, o czym i tak wszyscy wiedzą, że myślisz o 

kandydowaniu.  W  ten  sposób  potwierdzisz  zawodowy  charakter 

naszej znajomości i zakończysz spekulacje na temat romansu. Prawda 

okaże  się  tak  nieciekawa,  że  być  może  Forsythe  nawet  tego  nie 

opublikuje. 

-  Bardzo  chytrze  -  przyznał  Mack.  -  Posłuchaj  jej,  Richardzie. 

Znam  tego  gościa.  Żywi  się  skandalami  i  historyjkami  o  podtekście 

seksualnym.  To,  o  czym  mówiła  Melanie,  nie  zainteresuje  jego 

czytelników. 

-  No  dobrze,  chodźmy  -  zgodził  się  w  końcu  Richard.  - 

Sprzedamy mu naszą nudną historię. Mam tylko nadzieję, że Destiny 

nie opowiedziała mu już czegoś innego. 

background image

-  Na  przykład  czego?  -  zapytała  Melanie,  choć  nie  była  pewna, 

czy naprawdę chce to wiedzieć. 

- Tego, że wkrótce planujemy zaręczyny - wyjaśnił Richard. 

-  Przecież  widziała  nas  razem  tylko  raz.  -  Melanie  uważała 

przypuszczenie Richarda za idiotyczne. 

-  Niestety,  Richard  może  mieć  rację  -  poparł  brata  Mack.  - 

Destiny  ma  bardzo  żywą  wyobraźnię.  Jeśli  uznaje,  że  sytuacja  tego 

wymaga,  bez  oporów  ubarwia  rzeczywistość,  a  już  na  pewno  nie 

przepuści okazji, by nadać waszemu romansowi nieco rozpędu. 

-  Forsythe  nas  nie  widział,  jeszcze  możemy  się  wycofać  - 

zaproponował Richard. 

-  Wykluczone.  To  najgorsze,  co  moglibyśmy  zrobić  – 

zaprotestowała  Melanie.  -  Gdyby  ten  facet  się  o  tym  dowiedział, 

dopiero zacząłby węszyć! Pewnie od razu by sprawdził, czy jesteśmy 

na liście gości i czy nie wymknęliśmy się na górę. 

- Naszych nazwisk nie ma na liście - rzekł Richard. - Chyba że... 

-  Nawet  o  tym  nie  myśl  -  przerwała  mu  Melanie,  podczas  gdy 

Mack  starał  się  stłumić  śmiech.  -  To  zresztą  nie  ma  znaczenia. 

Forsythe i tak uzna, że przekupiłeś obsługę, a jutro rano przeczytamy, 

jak to wymknęliśmy się, żeby wreszcie być sami.  

Musimy  tam  wejść  jak  ludzie  o  czystym  sumieniu,  niczego 

nieukrywający, co akurat jest prawdą. W tej sali zebrało się mnóstwo 

osób.  Może  uda  się  nam  przywitać  i  porozmawiać,  z  kim  trzeba,  a 

potem pokręcić się trochę, żeby nas zauważono i wyjść, nie zbliżając 

się nawet do Forsythe'a. Niech usłyszy od innych, że byliśmy razem. 

background image

- Melanie ma rację. Pójdę przodem i spróbuję go przyblokować - 

obiecał Mack, nie kryjąc, że niecierpliwie czeka na rozwój wydarzeń. 

-  Myślałem,  że  raczej  chowa  się  za  tymi  rosłymi  napastnikami  - 

mruknął Richard. 

- Bardzo śmieszne - skomentował Mack. - Cokolwiek masz na ten 

temat do powiedzenia, i tak ja mam większe doświadczenie. 

- W unikaniu Pete'a Forsythe'a czy w blokowaniu? 

- W obu tych sprawach - odparł stanowczo Mack. 

- A przy okazji, z kim przyszedłeś? - zapytał Richard. 

- Z nikim. Nie daję pożywki wyobraźni Destiny. Poza tym dzisiaj 

jest  twój  dzień  -  przypomniał  Mack.  -  Zwłaszcza  gdybyś  się 

zdecydował ogłosić zaręczyny. 

- Poczekaj, kiedyś ciotka zajmie się i tobą. A wtedy pożałujesz, bo 

zrobię wszystko, żeby jej pomóc. - Richard spojrzał ponuro na brata. 

-  Nie  jestem  pewna,  czy  rozsądne  jest  zrażanie  do  siebie  kogoś, 

kto chce się rzucić pomiędzy nas i Forsythe'a - zauważyła Melanie. 

-  Dobrze,  braciszku.  Rób,  co  do  ciebie  należy  i  pomóż  nam 

dotrzeć do Destiny - poddał się Richard. 

Doświadczenie z boiska wyraźnie okazywało się przydatne, gdyż 

Mack nadzwyczaj sprawnie poruszał się w zatłoczonej sali. Po chwili 

wszyscy  troje  znaleźli  się  przy  stole  prezydialnym,  za  którym 

królowała Destiny w towarzystwie kilku dżentelmenów.  

Zaskoczona  Melanie  ujrzała  wśród  nich  wysokiej  rangi  doradcę 

prezydenta  i  dwóch  senatorów.  Poczuła  się  nagle  jak  Alicja,  która 

wypadając  z  króliczej  nory,  trafiła  na  herbatkę  u  Szalonego 

background image

Kapelusznika.  Z  całą  pewnością  nie  było  to  towarzystwo,  w  którym 

obracała się na co dzień. 

Destiny  powitała  przybyłych  serdecznym  uśmiechem,  a  potem 

dokonała  prezentacji,  z  której  można  by  wywnioskować,  że  Melanie 

jest  właścicielką  jednej  z  najlepszych  agencji  w  swojej  branży,  z 

siedzibą  przy  Madison  Avenue  w  Nowym  Jorku.  Mężczyźni 

odruchowo  spojrzeli  na  nią  z  szacunkiem,  którego  na  ogół  nie 

wzbudzała samym swym nazwiskiem. 

Zwykle,  chcąc  pracować  dla  ludzi  tak  wysoko  postawionych, 

musiała  udowadniać,  że  świetnie  się  do  tego  nadaje.  A  na  razie  nie 

udało się jej o tym przekonać nawet Richarda. 

- Richardzie, ty stary lisie! - powitał go senator Furhman. - Widzę, 

że tobie należy zostawiać wybór doradców. Znalazłeś piękną i zdolną 

kobietę,  podczas  gdy  my  wszyscy  musimy  współpracować  z  łysymi 

starcami. Pogratulować, mój drogi! 

Melanie była ciekawa odpowiedzi Richarda, bo dużo z niej mogła 

wywnioskować.  I  to  nie  tylko  na  temat  jego  taktu  i  dyplomacji,  ale 

również, co myśli o jej kwalifikacjach zawodowych, choć nie miał w 

zasadzie okazji do wyrobienia sobie zdania w tej kwestii. 

- Proponuję, żeby i pan ją zatrudnił. - Richard spojrzał senatorowi 

w oczy i uśmiechnął się. - Ale dopiero wtedy, kiedy wygram wybory i 

obejmę urząd. 

-  A  więc  zdecydowałeś  się  wystartować  w  wyborach  do  władz 

miasta? - zapytał doradca prezydenta. 

background image

- Zdecydowałem się to rozważyć - sprostował Richard, zgodnie z 

tym, co ustalił z Melanie. 

Przysłuchując  się  rozmowie,  Melanie  doszła  do  wniosku,  że 

Richard  będzie  z  pewnością  pojętnym  uczniem,  co  bardzo  ułatwi  jej 

pracę. 

-  Dlaczego  nie  startujesz  do  Kongresu?  -  chciał  wiedzieć  senator 

Furhman.  -  Człowiek  twojego  kalibru  tylko  traci  czas  na  zaczynanie 

wszystkiego od najniższego szczebla. 

-  Żadne  działanie  na  rzecz  społeczeństwa,  bez  względu  na  to, na 

jakim  poziomie,  nie  jest  stratą  czasu  -  oznajmił  Richard 

zdecydowanie. 

-  Oczywiście,  oczywiście,  masz  rację  -  szybko  przytaknęli 

wszyscy trzej mężczyźni. 

Melanie uśmiechnęła się, zadowolona ze sposobu, w jaki Richard 

poradził  sobie  z  politykami,  nie  urażając  ich.  Wiedziała,  że  będzie 

doskonałym kandydatem i że nikomu nie pozwoli wyprowadzić się z 

równowagi. 

-  Panowie  wybaczą,  ale  mamy  z  Melanie  wiele  spraw  do 

omówienia. - Richard nachylił się i pocałował Destiny. - Przykro mi, 

ale nie możemy dłużej zostać. 

Melanie  i  Mack  zupełnie  się  tego  nie  spodziewali,  ale  Richard 

posłał im porozumiewawcze spojrzenie. 

- Jesteś gotowa, skarbie? - zapytał. 

background image

Zaskoczył ją tą ostentacyjną czułością. Nie wiedziała, czy było to 

przeznaczone  dla  uszu  Destiny  czy  dla  towarzyszących  jej 

dżentelmenów. A może dla samego Pete'a Forsythe'a? 

- Kochanie. Jesteś gotowa? - ponaglił Richard. 

-  Oczywiście.  -  Wciąż  oszołomiona,  kiwnęła  głową.  -  Po  co  to 

zrobiłeś? - zapytała, gdy czekali już na ulicy na limuzynę. 

- Masz na myśli pośpiech, z jakim wyszliśmy? 

-  To  też,  ale  pytam  przede  wszystkim  o  twoje  aluzje  do  sposobu 

spędzenia  tego  wieczoru.  Myślałam,  że  zdecydowaliśmy  się  unikać 

wszystkiego,  co  mogłoby  świadczyć  o  tym,  że  łączy  nas  coś  więcej 

niż sprawy służbowe. 

- Chodziło mi o Destiny, a na to przecież się zgodziłaś. 

-  Ale  słyszeli  cię  również  inni.  Już na pewno  szukają  Forsythe'a, 

żeby mu o wszystkim donieść. 

-  Dosyć  mam  już  przejmowania  się  Forsythe'em  -  oświadczył 

Richard ze zniecierpliwieniem. 

-  Nie  możesz  sobie  na  to  pozwolić!  -  żachnęła  się  Melanie.  - 

Musisz  wykorzystywać  media  dla  własnych  celów,  a  nie  dostarczać 

im materiału do plotek. Myślałam, że zgodziłeś się słuchać moich rad. 

-  Owszem,  i  właśnie  dlatego  wyszliśmy.  Chcę  cię  wysłuchać  i 

przemyśleć twoje propozycje. Umieram z głodu, może kupimy coś do 

jedzenia i pojedziemy do ciebie? 

Melanie zmarszczyła brwi. 

- Mam nadzieję, że nie chodzą ci po głowie żadne głupie myśli? - 

zapytała. 

background image

-  Szczerze  mówiąc,  chodzą.  -  Richard  roześmiał  się.  -  Zadowolę 

się  jednak  przejrzeniem  teczek,  które  ci  rano  dałem.  Czy  mam  inne 

wyjście? 

-  Naprawdę  wiesz,  jak  zabawić  dziewczynę.  -  Melanie  pokiwała 

głową. 

-  Zanim  się  jeszcze  bardziej  naburmuszysz,  poczekaj,  aż 

zobaczysz,  co  chcę  zamówić.  Zapewniam,  że  będzie  to  dużo 

smaczniejsze  niż  ten  gumowy  kurczak  na  przyjęciu.  Boże,  co  za 

obrzydlistwo! 

- Jeśli tak mówisz... - Ciągle nie była pewna jego intencji. 

Wsiadła  do  limuzyny,  a  Richard,  zanim  zajął  miejsce  obok  niej, 

porozmawiał przez chwilę z kierowcą. 

-  Pojedziemy  do  ciebie,  a  kierowca  przywiezie  nam  kolację  - 

oznajmił. 

Nareszcie  znaleźli  się  poza  zasięgiem  czujnych  oczu  Destiny  i 

Forsythe'a.  Mogli  też  wreszcie  porozmawiać  o  pracy.  Zamiast  się 

jednak cieszyć z tego, Melanie martwiła się, co będzie, kiedy zmysły 

obydwojga znów dadzą o sobie znać, a w pobliżu nie będzie nikogo, 

kto mógłby ich przywołać do porządku. 

-  Lepiej,  żebyś  się  przebrała,  zanim  zasiądziemy  do  kolacji  - 

powiedział Richard, kiedy znaleźli się w salonie. 

Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale on tylko się uśmiechnął. 

- Nie powiedziałem przecież, żebyś włożyła peniuar. Jeśli jednak 

chcesz  to  zrobić,  nie  będę  się  sprzeciwiał.  Mam  słabość  do  kobiet  w 

koronkach i atłasach. 

background image

-  Nie  rozmarzaj  się  -  przywołała  go  do  porządku.  -  Myślałam 

raczej o dresie. 

-  Wybierz  jakiś  znoszony,  bo  to,  co  zamówiłem,  nie  pasuje  do 

eleganckich  strojów.  Ale  jeżeli  lubisz  ryzyko...  -  Znowu  się 

uśmiechnął, widząc jej zaskoczenie. 

-  Co  takiego  mogłeś  zamówić?  -  zapytała,  bo  jego  wesołość 

wydawała się jej podejrzana. 

- To niespodzianka, ale myślę, że będziesz zadowolona. 

- Za mało wiesz o moich gustach, żeby tak twierdzić. 

-  Ty  masz  swoje  źródła  informacji,  ja  swoje.  Idź  się  przebrać, 

chyba  że  wolisz  zaryzykować.  Przygotuję  coś  do  picia.  Masz 

czerwone wino? 

Kupiła  kilka  butelek  jego  ulubionego  wina,  mając  nadzieję,  że 

nadarzy się okazja tak jak ta, lecz teraz wcale nie była z tego dumna. 

- W kuchni jest stojak na wino. Nie mam takiego  wyboru jak ty, 

ale jestem pewna, że coś znajdziesz. 

Richard poszedł do kuchni, a ona pobiegła do sypialni. Duma nie 

pozwoliła jej założyć dresu, ubrała się więc w obcisłe dżinsy i sweter. 

Kiedy  schodziła  na  dół,  usłyszała  otwieranie  drzwi.  Kierowca 

właśnie  wchodził  do  środka  z  dwiema  dużymi  torbami.  Z 

niedowierzaniem popatrzyła na dobrze sobie znane logo na torbach. 

-  Zamówiłeś  barbecue  z  Ohio?  -  upewniła  się,  kiedy  Richard 

odebrał torby od kierowcy. 

-  Doszedłem  do  wniosku,  że  jestem  ci  coś  winien  za  odwołanie 

spotkania, a twoja asystentka powiedziała, że to uwielbiasz. Chciałem, 

background image

żebyś się uśmiechnęła, ale ty jesteś od tego jak najdalsza - stwierdził, 

przyglądając się jej badawczo. 

-  Chwileczkę.  -  Musiała  to  przemyśleć,  bo  zamówienie  kolacji  z 

Ohio,  tak  jakby  to  była  budka  za  rogiem,  zrobiło  na  niej  wrażenie.  - 

Kiedy rozmawiałeś z Becky? 

- Wiedziałem, że będziesz rozczarowana, gdy odwołam spotkanie. 

Chciałem ci to jakoś wynagrodzić, więc zasięgnąłem języka u Becky, 

bo zależało mi na tym, by sprawić ci radość. A kiedy upewniłem się, 

że zdążą dostarczyć zamówienie, Winifred zadzwoniła do ciebie. 

Nic dziwnego, że Becky tak się zmartwiła, pomyślała. Wiedziała, 

jaką  ekstrawagancką  niespodziankę  planuje  Richard,  i  zdawała  sobie 

sprawę, jakie uczucia wzbudzi w Melanie mężczyzna, który zdobędzie 

się na coś tak zaskakującego. 

-  Nadal  nie  widzę  uśmiechu  -  stwierdził  Richard,  patrząc  na  nią 

spod zmrużonych powiek. - Ale lubisz to barbecue, zgadza się? 

-  To  jedna  z  tych  rzeczy,  których  najbardziej  mi  brakuje,  odkąd 

wyjechałam z domu. 

- Tak właśnie utrzymuje Becky. 

-  Zadałeś  sobie  tyle  trudu.  -  Wciąż  była  pod  wrażeniem  tego,  co 

zrobił. - Taka przesyłka lotnicza musi kosztować majątek. 

-  A  od  czego  są  firmowe  odrzutowce?  -  zażartował.  -  Ale 

następnym razem to my polecimy do Ohio. Zjemy twój przysmak na 

miejscu, a poza tym będziesz mogła spotkać się z rodziną. 

Melanie  była  oszołomiona.  Aż  do  tej  chwili  nie  uświadamiała 

sobie, co to znaczy być kimś takim jak Richard Carlton, kimś, kto dla 

background image

kaprysu  może  się  dopuszczać  takich  ekstrawagancji.  Już  wcześniej 

niepokoiło ją to, co do niego czuła, ale teraz była wprost przerażona.  

Łatwo  było  dać  się  uwieść  takim  gestom.  A  przecież 

zaangażowanie  się  w  związek  z  człowiekiem  pokroju  Richarda 

Carltona było niebezpieczne.  

Sięgnęła po kieliszek wina i wypiła duży łyk. 

- Masz mi za złe, że to zrobiłem? Myślałem, że się ucieszysz. 

- Cieszę się. - Popatrzyła mu w oczy i nareszcie się uśmiechnęła. - 

Prawdę  mówiąc, nikt jeszcze  nie  zrobił dla  mnie czegoś  tak miłego  i 

szalonego. To bardzo uwodzicielskie - dodała, zanim zastanowiła się, 

jak to zabrzmi. 

- Naprawdę? - Richard wydawał się zaintrygowany. - Jak bardzo? 

-  Nawet  o  tym  nie  myśl!  -  Zmarszczyła  brwi.  -  Chciałam  tylko 

powiedzieć, że nie wiem, jak się zachować. 

- Najlepiej zacznij jeść - zaproponował. 

-  Doskonale  rozumiesz,  o  co  mi  chodzi.  Nie  wiem,  jak  się 

zachować, kiedy robisz takie rzeczy. To za wiele dla mnie. 

- To tylko kolacja na wynos. 

- Z Ohio! Z mojej ulubionej restauracji, w której świętowaliśmy z 

przyjaciółmi najważniejsze wydarzenia. 

-  Czy  byłabyś  bardziej  zadowolona,  gdybym  zamówił  jedzenie  u 

Chińczyka za rogiem? 

- Nie, ale byłoby to zwyczajne i zrozumiałe. 

-  Chciałaś  powiedzieć,  że  nie  budziłoby  w  tobie  niepokoju, 

prawda? - Delikatnie ucałował jej dłoń. - Byłoby zwyczajne i przez to 

background image

łatwe  do  przyjęcia.  Dlaczego  koniecznie  chcesz  się  czuć  w  moim 

towarzystwie zwyczajnie? - zapytał. 

- Bo to, co robimy, to tylko gra. Tak się umówiliśmy. 

- A barbecue z Ohio coś zmienia ? 

-  Wszystko  -  oznajmiła,  obawiając  się,  że  zabrzmiało  to 

niewdzięcznie. 

- Mam więc to wyrzucić? - zapytał, biorąc torby ze stołu. 

- Nie waż się! - Wyrwała mu torby z rąk. - Nie wiem wprawdzie, 

dlaczego  zamówiłeś  kolację  w  Ohio,  ale  z  pewnością  mam  na  nią 

ochotę. 

- Przynieść serwetki? - zapytał z uśmiechem. 

- Przynieś, tylko dużo. Tego się nie da zjeść bez pobrudzenia się. 

Otworzyła  torby.  W  środku  były  żeberka,  sałatka  colesław, 

sałatka  ziemniaczana  i  pieczywo  kukurydziane,  a  wszystko  w  ilości 

wystarczającej do nakarmienia co najmniej kilku osób. 

- Spodziewasz się towarzystwa? - zapytała z niedowierzaniem. 

- Pomyślałem, że jeśli będzie ci smakowało, to na pewno chętnie 

zostawisz  sobie  trochę  na  później.  A  poza  tym  obiecałem  Becky,  że 

jeśli dochowa tajemnicy, to też na tym skorzysta. 

- Jeśli zdołała cię na to naciągnąć, może to  właśnie ona powinna 

negocjować nasz kontrakt? - zauważyła Melanie. 

- Moim zdaniem sama radzisz sobie całkiem dobrze. 

-  Dziękuję.  A  teraz  zdejmij  krawat,  podwiń  rękawy  i  zrób  sobie 

śliniak z serwetki. 

Richard uśmiechnął się.  

background image

Zrobił,  co  kazała,  i  od  razu  zaczął  wyglądać  zwyczajniej. 

Wydawał się odprężony... i bardziej pociągający. O Boże, daj mi siłę, 

poprosiła Melanie w duchu. 

-  Dziękuję  za  jedzenie  -  powiedziała.  -  To  taka  mała  modlitwa 

przed posiłkiem - wyjaśniła, widząc jego pytający wzrok. 

W  oczach  Richarda  błysnęły  wesołe  iskierki,  a  ona  zaczęła 

podejrzewać, że domyślał się, iż modli się także o zupełnie co innego. 

- Melanie? 

-  Tak?  -  zapytała,  delektując  się  doskonale  przyprawioną 

wieprzowiną i pilnując, by pomrukiwać z zadowolenia. 

- Spójrz na mnie - polecił. 

Zrobiła to i zadrżała, widząc, jak na nią patrzy. 

- O co chodzi? - zapytała. 

- Ostrzegam cię, bo chcę być w porządku. Musisz wiedzieć, że na 

ogół zachowuję się zupełnie inaczej i starannie unikam kłopotów. Ale 

przy tobie pragnę czegoś innego. 

Melanie z namysłem kiwnęła głową. 

- Myślę, że to rozumiem - szepnęła. 

 

ROZDZIAŁ 11 

Kiedy Richard następnego dnia pojawił się  w biurze, Destiny już 

tam  była.  Nie  zdziwił  się,  bo  wiedział,  że  ciekawość  nie  pozwoli  jej 

czekać, aż on zechce się z nią skontaktować. 

Nieczęsto  przecież  wymykał  się  z  ważnych  spotkań,  porzucając 

towarzystwo  czołowych  polityków  i  przedstawicieli  biznesu  po  to, 

background image

żeby być z kobietą. Był przekonany, że takim zachowaniem zrobił na 

ciotce wrażenie i przekonał ją, jak poważnie traktuje Melanie. 

Cała  ta  sprawa  zaczęła  się  jako  gra.  Chodziło  o  przekonanie 

Destiny,  że  osiągnęła  swój  cel.  Z  czasem  jednak  przestało  to  mieć 

znaczenie,  a  ostatniej  nocy  Richard  zrozumiał,  że  sprawy  wzięły 

poważny  obrót.  Zaplanowana  podwójna  gra,  mająca  przekonać 

Destiny,  że  romans  jest  prawdziwy,  a  zarazem  upewnić  Melanie,  że 

tak nie jest, okazała się nazbyt skomplikowana.  

A  przecież  to  w  obawie  przed  komplikacjami  właśnie  Richard 

przez  całe  swe  dotychczasowe  życie  unikał  wszelkich  podstępów 

zarówno w interesach, jak i w sprawach osobistych. 

-  Dobrze  się  bawiliście  wczoraj  wieczorem?  -  zapytała  bez 

wstępów  Destiny,  a  błysk  w  jej  oczach  zdradzał,  że  oczekuje 

pikantnych szczegółów. 

- Bardzo dobrze - odparł obojętnie. 

- Robiliście coś szczególnego? 

-  Słyszałaś  już  o  kolacji,  prawda?  -  Richard  rzucił  jej  szybkie 

spojrzenie. 

-  O  tym,  że  wysłałeś  do  Ohio  samolot  po jej  ulubione  barbecue? 

Tak, słyszałam i muszę cię pochwalić. To było naprawdę miłe. Sama 

nie doradziłabym ci niczego lepszego, gdybyś mnie poprosił o pomoc. 

-  Czy  wszyscy  moi  pracownicy  figurują  również  na  twojej  liście 

płac? 

-  Jeżeli  pytasz,  czy  dla  mnie  szpiegują,  to  odpowiadam,  że  nie. 

Staram  się  jednak  być  dobrze  poinformowana  w  sprawach 

background image

dotyczących moich bratanków. A ludzie potrafią być bardzo pomocni, 

gdy jest się dla nich miłym. 

Richard  słyszał  ukrytą  w  tych  słowach  krytykę,  ale  nie  był  w 

nastroju do dyskusji z ciotką. 

- Zajmij się sobą i przestań wtrącać się w moje życie. Będę ci za 

to bardzo wdzięczny. 

-  Może  kiedyś  tak  zrobię.  Jednak  muszę  być  pewna,  że  ty  i  twoi 

bracia jesteście szczęśliwi. 

- Będziemy o wiele szczęśliwsi, kiedy przestaniesz wtykać nos w 

nasze sprawy. 

- Czyżby? -  zapytała z powątpiewaniem Destiny. - Gdyby nie ja, 

nie  spotkałbyś  Melanie.  Odpowiedz,  mój  drogi,  tylko  szczerze.  Czy 

byłeś szczęśliwszy, zanim się pojawiła w twoim życiu? 

-  Miałem  spokój  -  powiedział,  ale  zdawał  sobie  sprawę,  że  tak 

naprawdę był bardzo samotny. Melanie pojawiła się w jego życiu tak 

niedawno, a już nie potrafił sobie wyobrazić bez niej życia. 

-  Nie  o  to  chodzi,  chociaż,  prawdę  mówiąc,  uważam,  że  miałeś 

zbyt wiele spokoju. 

-  Mnie  to  odpowiadało  -  skłamał,  choć  wiedział,  że  ciotki  nie 

przekona. 

-  W  twoim  życiu  pojawiła  się  Melanie  i  liczę  na  to,  że  tego  nie 

zepsujesz. 

- Wątpię, żebyś mi na to pozwoliła. 

background image

-  Zrobię  wszystko,  by  do  tego  nie  dopuścić  -  przyznała.  - 

Przypominam ci, że nadchodzą święta. Czy Melanie przyjdzie do nas 

na świąteczną kolację? 

-  Masz  na  myśli  tradycyjne  świąteczne  szaleństwa  Carltonów?  - 

W głosie Richarda słychać było napięcie. 

Destiny zmarszczyła brwi, słysząc jego ton. 

-  Kocham  święta.  Podaj  mnie  za  to  do  sądu,  jeśli  chcesz,  choć 

przecież i ty je lubisz. 

- Przypuszczam, że jeśli jej nie zaproszę, ty to  zrobisz - burknął, 

udając, że idzie na ustępstwo, chociaż i tak planował zaprosić Melanie 

i na Wigilię, i na świąteczne śniadanie. 

-  Mam  nadzieję,  że  jednak  zrobisz  to  ty.  Pamiętaj,  że  do  kolacji 

siadamy o ósmej, a następnego dnia śniadanie jest o jedenastej. Wtedy 

też otworzymy prezenty. Nie zapomnij kupić czegoś atrakcyjnego dla 

Melanie. Zrób to sam, nie wysyłaj Winifred. 

-  Co  roku  od  dwudziestu  lat  jest  tak  samo,  powinienem  więc 

zapamiętać - mruknął. 

- Tradycja to ważna rzecz. Kiedyś to docenisz. 

Richard zamyślił się i uznał, że ciotka ma prawdopodobnie rację. 

Wyobraził  sobie  lata  życia  z  Melanie  i  zwyczaje,  jakie  mogliby 

stworzyć  dla  swojej  rodziny.  Szybko  jednak  odsunął  od  siebie  te 

myśli,  stwierdziwszy,  że  musi  bardziej  uważać,  by  sprawy  nie 

wymknęły  mu  się  spod  kontroli.  Przyszło  mu  jednak  do  głowy,  że 

może  wczorajszego  wieczoru  Melanie  próbowała  mu  powiedzieć,  że 

to się już stało. Obawiał się, że miała rację. 

background image

W chwili gdy Melanie wróciła ze spotkania z klientem, zadzwonił 

telefon. 

-  To  Richard,  odbierzesz  tutaj  czy  u  siebie?  -  zapytała  Becky.  - 

Nie  mogę  się  doczekać,  żeby  usłyszeć,  jak  wypadła  wczorajsza 

kolacja.  Pytałam  Richarda,  ale  nie  chciał  powiedzieć,  czy  mu  się  z 

tobą udało. 

- Proszę, powiedz, że go o to nie zapytałaś! - zawołała Melanie. 

- Nie tak dosłownie - uśmiechnęła się Becky. 

-  Odbiorę  u  siebie.  -  Odetchnęła  z  ulgą,  unikając  badawczego 

spojrzenia  przyjaciółki,  która  znała  ją  zbyt  dobrze,  żeby  dać  się 

oszukać. 

- Dzień dobry - zaczęła energicznym głosem. W przeciwieństwie 

do  wczorajszego  wieczoru,  dzisiaj  postanowiła  traktować  Richarda 

chłodno i oficjalnie. - Przepraszam, że musiałeś czekać, ale dopiero w 

tej chwili wróciłam ze spotkania. 

-  Czy  Becky  stoi  obok  ciebie  i  słucha?  -  zapytał  Richard.  - 

Odniosłem wrażenie, że bardzo ją interesuje, jak się udała wczorajsza 

kolacja. 

- Skoro wtajemniczyłeś ją w swoje plany, nie rozumiem, dlaczego 

teraz się dziwisz. 

-  Więcej  już  nie  popełnię  tego  błędu.  Nie  odpowiedziałaś  mi 

jednak, czy ona tam stoi. 

-  Jestem  w  swoim  gabinecie  i  nawet  zamknęłam  drzwi.  Wątpię, 

żeby  mogła  mnie  słyszeć,  nawet  jeśli  przyłoży  do  nich  ucho  - 

background image

powiedziała  głośniej,  a  wtedy  od  strony  sekretariatu  dało  się  słyszeć 

oburzone prychnięcie. - W czym mogę ci pomóc? 

- Musimy porozmawiać o świętach. To już w przyszłym tygodniu. 

- Winifred wpisała ci to do kalendarza? 

- Rano odwiedziła mnie Destiny. 

- To wszystko tłumaczy. Destiny skrzykuje rodzinę. 

- Oczekuje, że przyłączysz się do nas. Obiecałem, że cię zaproszę. 

Zupełnie ją zaskoczył. Święta to taki szczególny czas. Spędzanie 

ich  z  jego  rodziną  wydało  się  jej  zbyt  intymne.  Nie  była  pewna,  czy 

uda się jej przez to przebrnąć. 

- Nie uważasz, że to przesada? - zapytała. 

-  Ciotka  musi  uwierzyć,  że  naprawdę  jesteśmy  razem,  a  ty  nie 

jedziesz przecież do domu, prawda? 

- Nie, ale... 

-  W  takim  razie  nic  nie  stoi  na  przeszkodzie,  żebyś  nas 

odwiedziła.  Muszę  przyznać,  że  Destiny  potrafi  urządzić  święta  jak 

nikt. Zobaczysz. Będzie miła atmosfera i doskonałe jedzenie. 

-  Nie  obawiam  się  kiepskiego  jedzenia  ani  też  tego,  że  będzie 

nudno. 

- A więc o co chodzi? 

- O to, że znowu będziemy kłamać. I to w święta - dodała, jakby 

kłamstwo w dni świąteczne było cięższym przewinieniem. 

- Wierz albo nie, ale ja też nie mam zwyczaju kłamać. To jednak 

wyjątkowa sytuacja. 

background image

- Wcale nie jakoś szczególnie wyjątkowa. A ja za każdym razem 

czuję się coraz bardziej nie w porządku. 

-  Może  powinniśmy  trochę  przyspieszyć  -  oznajmił  po  długim 

milczeniu. 

Melanie nie dała się zwieść jego spokojnemu tonowi. 

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała. 

- Zastanowię się nad tym, a ty obiecaj, że przyjdziesz. 

- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? 

-  Nie  widzę  innego  wyjścia  -  odparł  zaskakująco  pogodnym 

głosem.  -  Gdybyś  nie  przyszła,  byłoby  to  dziwne  i  równoznaczne  z 

przyznaniem, że nie traktujemy naszej znajomości poważnie. 

-  Widzę,  że  zaczyna  ci  się  to  wszystko  podobać.  -  W  Melanie 

obudziły się podejrzenia. 

- Postępuję tak, bo muszę. Zaufaj mi - poprosił, ale nie zabrzmiało 

to szczerze. 

- Nie wiem, czy zasługujesz na zaufanie. 

- Musisz jednak przyznać, że nie pomyliłem się co do Destiny. Jej 

zachowanie jest przewidywalne. I nie martw się. Nie będzie źle. Znasz 

przecież  Destiny  i  Macka.  Nie  poznałaś  jeszcze  tylko  Bena,  ale  on 

pewno będzie cię podziwiał w milczeniu. 

- Czyżby w rodzie Carltonów trafił się milczek?  

Richard  przez  długą  chwilę  nie  powiedział  ani  słowa.  Melanie 

zaczęła się nawet obawiać, że się obraził. 

-  Ben  był  taki  sam  jak  my  wszyscy  -  odezwał  się  w  końcu 

Richard. - Ostatnie lata były dla niego ciężkie. Nie miał ochoty mówić 

background image

o  tym,  co  się  stało,  więc  my  też  milczeliśmy.  Ale  żebyś  się  nie 

wystraszyła, dodam, że Ben jest najprzystojniejszy z nas trzech. 

- Małomówny, bogaty i przystojny. Można się od razu zakochać - 

zażartowała. 

- Pamiętaj, że jesteś nieprzytomnie zakochana we mnie. 

- No tak. Czasami już się gubię w tym wszystkim. 

- Bardzo zabawne - stwierdził bez śladu wesołości w głosie. - Ale 

myślę,  że  w  święta  przyspieszymy  tak,  że  już  nie  uda  ci  się  o  tym 

zapomnieć - dodał ze śmiertelną powagą. 

-  Co  to  ma  znaczyć?  -  zaniepokoiła  się  Melanie.  -  Nie  waż  się 

zrobić czegoś głupiego. - Poczuła, że serce bije jej szybciej. 

-  A  cóż  może  wymyślić  taki  nudny  sztywniak  jak  ja?  -  zapytał  i 

odłożył słuchawkę, zanim Melanie zdążyła powiedzieć, że ani kiedy ją 

całował,  ani  kiedy  zrobił  jej  tę  wspaniałą  niespodziankę,  nie 

zachowywał się jak sztywniak. 

Richard przyjechał po Melanie, aby zabrać ją na Wigilię.  

Wyglądała 

naprawdę 

prześlicznie, 

ubrana 

prosty, 

szmaragdowozielony  aksamitny  kostium,  który  wypatrzyła  w  Chez 

Deux.  Była  jednak  tak  smutna,  jakby  czekała  ją  nie  kolacja,  ale 

gilotyna.  Patrząc  na  jej  przygnębienie,  żałował,  że  stał  się  tego 

powodem. 

- Wyglądasz na przerażoną, a to przecież tylko zwykła kolacja. O 

co chodzi? 

- Ile będzie dań? - zapytała, patrząc na niego podejrzliwie. 

- Nie wiem. Nigdy ich nie liczyłem. A ma to jakieś znaczenie? 

background image

-  Zwykła  kolacja,  jak  to  określiłeś,  na  ogół  składa  się  z 

ziemniaków,  mięsa  i jarzyn.  Ewentualnie  może  być  jeszcze  ciasto  na 

deser - wyjaśniła. - Czy Destiny poda dziś coś takiego? 

- Wątpię, ale rozumiem, o co ci chodzi. 

-  Naprawdę?  Coś  mi  mówi,  że  podczas  dzisiejszej  kolacji  ktoś 

będzie patrzył na nas wyczekująco... 

- Niewykluczone - odparł Richard. 

- I nie boisz się? 

- Dlaczego miałbym się bać? Przecież to moja rodzina. 

- Destiny także się nie boisz? 

- Czasem udaje się jej mnie przestraszyć, ale powoli zaczynam się 

przekonywać  do  jej  planu  -  odparł,  wprowadzając  samochód  do 

garażu ciotki. 

Popatrzyła na niego ze zdumieniem, pewna, że źle usłyszała. 

-  Co  powiedziałeś?  -  zapytała,  ale  Richard  udał,  że  nie  słyszy. 

Wysiadł  z  samochodu  i  otworzył  jej  drzwi,  lecz  Melanie  nawet  nie 

drgnęła.  -  Zadałam  ci  pytanie.  -  Wciąż  przyglądała  mu  się  spod 

zmarszczonych brwi. 

- Nie pozwólmy, żeby na nas czekali, porozmawiamy później. 

-  Może  lepiej,  żeby  poczekali  -  zauważyła,  wysiadając  jednak  z 

samochodu. 

Wszyscy  już  na  nich  czekali.  Z  okazji  świąt  nawet  Ben  założył 

smoking, choć się nie rozchmurzył. Richard martwił się, że brat wciąż 

pogrążony jest w czarnych myślach, Destiny jednak przekonywała go, 

że z Benem już jest lepiej. 

background image

- Dużo o tobie słyszałem - powiedział Ben podczas powitania. 

-  Doprawdy?  -  Melanie  spojrzała  pytająco  na  Richarda,  a  potem 

znów na Bena. 

-  Nie  od  niego.  Od  ciotki  -  wyjaśnił  Ben.  -  Wprost  nie  może  się 

ciebie  nachwalić.  Mack  jest  zbyt  zajęty  swoimi  kobietami,  by  choć 

wspomnieć,  że  Richard  się  z  kimś  spotyka.  A  sam  Richard  dzwoni 

tylko po to, żeby się upewnić, czy nie umarłem z głodu. 

- Słyszałam, że jesteś bardzo utalentowany - zwróciła się do niego 

Melanie. - Z przyjemnością obejrzałabym kiedyś twoje prace. 

-  Wpadnij  na  farmę.  Destiny  na  pewno  chętnie  cię  przywiezie  - 

zaprosił Ben. 

- Jeżeli ktoś ją przywiezie, to tym kimś będę ja - burknął Richard, 

zaniepokojony tym, że Ben najwyraźniej od razu polubił Melanie.  

Przyglądając  się  bratu,  próbował  dociec,  czy  mu  się  spodobała, 

czy  Ben  się  po  prostu  zmienił.  Nie  mógł  jednak  tego  stwierdzić. 

Zaskoczony,  że  obaj  jego  bracia  zaakceptowali  Melanie  tak  od  razu, 

ucieszył  się,  że  zadbał  o  to,  aby  nie  było  wątpliwości,  do  kogo  ona 

należy.  

-  Myślałem,  że  nie  pozwalasz,  aby  obcy  kręcili  się  po  twojej 

pracowni?  -  Richard  popatrzył  niedowierzająco  na  uśmiechniętego 

Bena. 

- Przecież Melanie nie jest obca, prawda? Z tego, co zrozumiałem, 

właściwie  należy  już  do  rodziny.  -  Głos  Bena  brzmiał  energicznie  i 

figlarnie zarazem, niemal tak jak dawniej. 

background image

A  więc Ben już wie o nim i o Melanie i chyba się z tego cieszy. 

To dobry znak. 

-  Nie  wierz  we  wszystko,  co  usłyszysz.  Niektórzy  są  zbyt  pewni 

siebie.  -  Melanie  wzięła  Bena  pod  rękę.  -  Mam  ochotę  na  kieliszek 

wina. Nalejesz mi? Twój brat nie pomyślał o tym. 

- Z przyjemnością - odparł Ben i oboje z Melanie skierowali się w 

stronę barku. 

Richard i Mack patrzyli na nich z rozbawieniem. 

- Przestańcie się gapić - upomniała ich Destiny. - Kto jak kto, ale 

ty,  Richard,  powinieneś  wiedzieć,  jaką  niezwykłą  kobietą  jest 

Melanie. 

-  Nie  miałem  pojęcia,  że  umie  czynić  cuda  -  odparł  Richard, nie 

odrywając wzroku od Melanie rozmawiającej z jego bratem.  

Przyglądając się, jak roztacza przed nim swój czar, upewnił się, że 

to,  co  zaplanował  na  następny  dzień,  jest  jak  najbardziej  słuszne. 

Najwyższa  pora  podnieść  stawkę.  Tyle  że  nie  był  już  pewien,  czy  ta 

gra nadal ma coś wspólnego z Destiny... 

Melanie  czuła  się  jak  najpodlejszy  oszust.  Z  każdym  dniem  była 

coraz  bardziej  niezadowolona,  że  zgodziła  się  na  ten  idiotyczny 

pomysł.  Ostatniego  wieczoru  kusiło  ją,  by  wyznać  prawdę,  ale  nie 

mogła  znaleźć  właściwych  słów.  Polubiła  Richarda  i  jego  rodzinę  i 

chyba  wcale  nie  chciała,  żeby  gra,  którą  prowadzili,  dobiegła  końca. 

Dobrze jednak wiedziała, że będzie miała złamane serce. 

background image

Miała wrażenie, że Richard o tym wie i podstępnie wykorzystuje 

jej  słabość,  by  nie  pozwolić  się  jej  wycofać.  Nie  krzywdził  jej  tym, 

dbał tylko o swoje sprawy.  

Ale  biorąc  pod  uwagę  aluzje,  które  ostatnio  wygłaszał,  nie  była 

pewna,  czy  wie,  o  co  tak  naprawdę  mu  chodzi.  Poprzedniego 

wieczoru,  kiedy  ją  całował,  doświadczyła  uczucia  niezwykłej 

bliskości  i  liczyła  na  wzajemność.  Jeśli  się  pomyliła,  to  znaczy,  że 

wpadła w kłopoty większe, niż przypuszczała. 

- Nie powinnam iść. Nic dobrego z tego nie wyniknie - powtarzała 

sobie,  szykując  się  na  świąteczne  śniadanie  u  Destiny.  -  Ale  i  tak 

pójdę - dodała. W jej głosie nie było wyzwania, raczej rezygnacja. 

Kiedy  była  już  gotowa  do  wyjścia,  zadzwoniła  do  rodziców  i 

składając  im  świąteczne  życzenia, poczuła,  że  bardzo  za  nimi  tęskni. 

Matka  zaczęła  wypytywać  o  plany  na  dzisiejszy  dzień  i  Melanie 

poczuła się niezręcznie. 

- Jestem umówiona z przyjaciółmi - odparła obojętnym tonem. 

- Z kimś, kogo znamy? - dopytywała się matka.  

Melanie zaprzeczyła i usłyszała, jak ojciec upomina matkę, by nie 

była wścibska. 

- Jak mam się czegoś dowiedzieć, jeżeli nie pozwalasz mi pytać? 

Wiesz,  że  ona  sama  nigdy  nic  nie  powie  -  skarżyła  się  ze  śmiechem 

matka. - Zupełnie jak ty. 

-  W  takim  razie  powinnaś  wiedzieć,  że  wypytywanie  nic  nie  da. 

Czy kiedykolwiek wyciągnęłaś coś ode mnie w ten sposób? 

background image

- Prawdę mówiąc, nie - przyznała matka. - No dobrze, są święta, 

nie będę cię męczyć. 

Melanie roześmiała się, słysząc tak dobrze znane przekomarzanie 

się rodziców. 

- Bądź grzeczny, tato, bo mama nie da ci ciasta - ostrzegła ojca. 

- Nie martw się. Twoja matka wie, że prezent, który dla niej mam, 

jest dobrze schowany. Sama nigdy nie znajdzie, a ja go nie przyniosę, 

dopóki nie dostanę ciasta. 

- Jesteście zabawni. Jak wam się to udaje? - zapytała Melanie. 

- Jak to możliwe, że przez tyle lat małżeństwa ciągle jest wam ze 

sobą dobrze? 

- Kochamy się - odparła matka. 

-  To  prawda,  kochamy  się.  A  twoja  matka  zawsze  się  śmieje  z 

moich  żartów.  Śmiech  jest  chyba  najważniejszy,  oczywiście  oprócz 

miłości. 

-  I  zaufanie.  Nie  zapominaj  o  wzajemnym  zaufaniu  -  dodała 

matka. - Czy w twoim życiu pojawił się ktoś szczególny? - zapytała. 

- A ta znowu swoje! - zagrzmiał ojciec. - Pożegnaj się już, Adele. 

-  Zawsze  warto  spróbować  -  burknęła  matka.  -  Wesołych  Świąt, 

kochanie. 

-  Wesołych  Świąt  -  odpowiedziała  Melanie,  a  odkładając 

słuchawkę, poczuła wzbierające pod powiekami łzy. A więc doszło do 

tego, że okłamuje własnych rodziców. A w każdym razie nie mówi im 

wszystkiego. 

background image

Zadzwonił  dzwonek  u  drzwi  i  poszła  otworzyć,  wciąż  jeszcze  ze 

łzami  w  oczach.  Richard  od  razu  dostrzegł  jej  smutek,  więc  nic  nie 

mówiąc, wziął ją w ramiona. Przytuliła się i dopiero wtedy naprawdę 

się rozpłakała. 

- Przepraszam - szepnęła, kiedy w końcu się uspokoiła. 

-  Stęskniłaś  się  za  domem?  -  zapytał,  zaskakując  ją  swoją 

domyślnością. 

Nie była to cała prawda, ale Melanie kiwnęła głową. 

- Właśnie rozmawiałam z rodzicami - wyznała.  

Richard wpatrywał się w jej zapłakaną twarz. 

-  Samolot  jest  do  twojej  dyspozycji,  za  godzinę  możesz  być  w 

Ohio - oznajmił, wycierając łzy z jej policzka. 

-  Naprawdę  zrobiłbyś  to  dla  mnie?  -  Popatrzyła  na  niego 

zaskoczona. 

- Tak, jeżeli dzięki temu znowu będziesz się uśmiechać. 

- Nic mi nie jest, ale dziękuję za propozycję. Nawet nie wiesz, jak 

wiele to dla mnie znaczy. 

Teraz,  kiedy  wiedziała,  że  jeśli  naprawdę  zechce,  może  szybko 

znaleźć się w domu, poczuła się znacznie lepiej. Mając taką pewność, 

łatwiej czekać. 

- Jeszcze chwilę - poprosiła. - Poprawię makijaż, wezmę prezenty 

i  jestem  gotowa.  Nie  mogę  się  doczekać,  żeby  zobaczyć,  co  kupiłeś 

swojej rodzinie pod choinkę. Ale ty  pewnie wolałbyś nie widzieć ich 

min, kiedy rozpakują prezenty. 

background image

- Musisz wiedzieć, że byłem na zakupach - zawołał, gdy Melanie 

znikła w łazience. 

- I udało ci się coś kupić? 

-  Zobaczysz.  Myślę,  że  będziesz  pod  wrażeniem.  Nawet  sam 

zapakowałem. 

Melanie poprawiła makijaż i wyszła z łazienki. 

-  Mówiłem  już,  że  ślicznie  wyglądasz?  -  zapytał,  pomagając  jej 

włożyć płaszcz. 

-  Nie.  Ale  może  dlatego,  że  kiedy  przyszedłeś,  właśnie 

wypłakiwałam oczy. 

-  Nawet  wtedy  wyglądałaś  pięknie  -  zapewnił,  a  ona  nagle 

poczuła się radosna i beztroska. Poklepała go po policzku. 

- Mam nadzieję, że Mikołaj przyniesie ci coś ładnego. Choćby za 

to, co przed chwilą powiedziałeś. 

Richard  popatrzył  jej  w  oczy  i  nie  odwrócił  spojrzenia,  dopóki 

policzki Melanie nie zaczęły się różowić. 

-  Mam  przeczucie,  że  to  będą  najmilsze  święta  w  moim  życiu  - 

powiedział cicho, a Melanie pomyślała to samo. 

Późne  świąteczne  śniadanie  było  kolejnym  mistrzowskim 

popisem kulinarnym Destiny. 

-  Gotowanie  dla  rodziny  to  dla  mnie  największa  przyjemność  - 

oświadczyła. -  A moja kucharka jest z tego  zadowolona, bo nie musi 

pracować w święta. 

-  Wszystko  jest  naprawdę  doskonałe.  Jestem  pełna  podziwu  - 

zachwycała się szczerze Melanie. 

background image

- Och, to nic takiego - krygowała się Destiny, ale było  widać, że 

pochwały  sprawiły  jej  przyjemność.  Najwidoczniej  bratankowie  nie 

rozpieszczali jej komplementami, traktując talent kulinarny ciotki jako 

coś oczywistego. 

-  Możemy  już  skończyć  te  rozmowy  o  jedzeniu  i  przejść  do 

najważniejszego? - zapytał Mack, niecierpliwy jak mały chłopczyk. 

-  Co  takiego  spodziewasz  się  znaleźć  pod  choinką?  -  zapytała 

Destiny  z  pobłażliwym  uśmiechem.  -  Kiedy  kupowałam  prezenty, 

panny na wydaniu właśnie się skończyły. 

-  A  co  byś  powiedziała  na  kluczyki  do  nowego  jaguara?  -  W 

głosie Macka dała się słyszeć nadzieja. 

-  Możesz  pomarzyć,  braciszku.  Będziesz  miał  szczęście,  jeśli  w 

tym  roku  dostaniesz  chociaż  rózgę.  Wszyscy  wiemy,  jaki  byłeś 

niegrzeczny - powiedział Richard. 

- Zyskałem za to wdzięczność wielu kobiet - odciął się Mack. 

-  Udało  mi  się  znaleźć  coś  lepszego  od  rózgi  -  powiedziała 

Destiny.  Zwracając  się  do  Melanie,  dodała:  -  Te  stare  konie  w 

świąteczny  ranek  stają  się  znowu  małymi  łobuziakami.  Nie  wiem, 

gdzie popełniłam błąd, ale nie udało mi się dobrze ich wychować. 

- Nie popełniłaś żadnego błędu - zapewnił ją Richard. - Nauczyłaś 

nas radości dawania... i otrzymywania - dodał po chwili. 

Melanie  ujrzała  stos  prezentów  ułożonych  pod  choinką  i 

zrozumiała,  że  Richard  nie  żartował.  Dołożyła  swoje  drobiazgi  i  z 

rozbawieniem  obserwowała  trzech  dorosłych  mężczyzn,  którzy  jak 

niesforni  chłopcy  rzucili  się  na  prezenty,  sprawdzając  podpisy  na 

background image

pakunkach. Zaskoczona, patrzyła, z jaką niecierpliwością Carltonowie 

rozrywają eleganckie opakowania. 

- No, Melanie, zaczynaj - ponaglił ją Richard, kiedy zauważył, że 

nie  otworzyła  jeszcze  żadnej  paczki.  -  Może  zacznij  od  tego  - 

zaproponował,  wyławiając  spośród  leżących  prezentów  małe 

pudełeczko. 

Paczuszkę  najwyraźniej  pakowała  niewprawna  ręka  i  Melanie 

domyśliła  się,  że  to  prezent  od  Richarda.  W  rozmiarze  pudełeczka 

było coś, co sprawiło, że nagle się zdenerwowała.  

Potrząsnęła nim, a potem powoli odwinęła papier, czując na sobie 

wyczekujące  spojrzenia  obecnych.  Kiedy  zobaczyła  pudełeczko  od 

jubilera, serce gwałtownie przyspieszyło rytm. 

-  Chyba  tego  nie  zrobiłeś...  -  szepnęła,  patrząc  niepewnie  na 

Richarda. 

- Proszę cię, otwórz - poprosił. 

Otworzyła pudełeczko i wpatrzyła się w pierścionek z ogromnym 

brylantem.  Spodziewała  się,  że  Richard  zechce  ją  zaskoczyć,  ale  nie 

oczekiwała  pierścionka.  W  popłochu  zerknęła  na  otaczające  ją 

szczęśliwe  twarze.  Wszyscy  zamarli  w  oczekiwaniu,  a  ona 

zrozumiała, że nie może zrobić tego, co powinna. 

Zanim  zdążyła  się  zastanowić,  upuściła  pierścionek,  poderwała 

się  i  wybiegła  z  pokoju.  Stała  na  dworze  i  spazmatycznie  chwytała 

zimne powietrze, próbując się uspokoić. 

Richard wyszedł za nią, wyraźnie zmartwiony. 

- Wszystko w porządku? - zapytał. 

background image

-  Nie,  nie  w  porządku  -  odparła  drżącym  głosem.  -  Co  ty  sobie 

wyobrażasz? 

-  Uznałem,  że  to  doskonała  okazja,  by  upewnić  Destiny  co  do 

naszych zamiarów. 

- Powinieneś mnie uprzedzić. 

-  Teraz  to  wiem  -  odrzekł,  przyglądając  się  jej  badawczo.  - 

Naprawdę  nie  domyślałaś  się,  że  dam  ci  pierścionek?  Mimo  moich 

aluzji? 

Melanie przecząco pokręciła głową. 

- Myślisz, że jakoś zdołasz włożyć go na palec, wrócić do środka i 

udawać,  że  jesteś  bardzo  szczęśliwa?  -  zapytał,  wyciągając  do  niej 

rękę z pierścionkiem. 

-  Nawet  jeżeli  miałabym  się  zgodzić  na  te  fikcyjne  zaręczyny,  a 

ciągle  jeszcze  nie  wiem,  czy  to  zrobię,  to  i  tak  nie  mogę  go  nosić. 

Mogłabym go zgubić albo by mi ukradli. 

-  Nie  przejmuj  się,  jest  ubezpieczony.  A  bez  pierścionka 

zaręczyny nie będą przekonujące. - Richard wzruszył ramionami. 

-  Nigdy  bym  nie  powiedziała,  że  podoba  ci  się  taka  okazała 

biżuteria. - Melanie patrzyła skonsternowana na ogromny brylant. 

- Mnie się nie podoba, ale Destiny. 

- Tak myślisz? Ona robi wrażenie kobiety z klasą. 

- Masz rację, ale taki pierścionek musi zwrócić jej uwagę. 

- Nie jestem pewna, ile zdołam jeszcze  wytrzymać - powiedziała 

szczerze, patrząc na Richarda. 

background image

-  Wiem.  Ale  pomyśl,  z  jaką  satysfakcją  rzucisz  mi  go  potem  w 

twarz. Podbijesz mi pewnie oko albo rozkrwawisz nos. 

Ta wizja najwyraźniej rozbawiła Melanie. 

- Zgoda. Będę go nosić. - Kiwnęła głową, pozwalając, by Richard 

wsunął jej na palec brylantowe okropieństwo. - Dobrze, że to tylko na 

niby - orzekła, przyglądając się pierścionkowi. 

- No tak - zgodził się, ale w jego oczach widać było żal.  

Ten  żal  sprawił,  że  Melanie  dostrzegła  w  Richardzie  coś,  czego 

nigdy  by  nie  oczekiwała,  i  zrozumiała,  że  Richard  jest  bezbronny. 

Przypomniały się jej słowa Macka o skorupie, którą brat się otoczył i 

o  tym,  jak  bardzo  potrzebuje  kogoś,  kto  zdoła  się  przez  tę  skorupę 

przebić.  

I  wtedy  uświadomiła  sobie,  że  bezbronność  Richarda,  jego 

samotność i rozpaczliwa tęsknota za kimś, kto go zrozumie, są dla niej 

znacznie bardziej niebezpieczne niż wszystko,  co do  tej pory  między 

nimi zaszło. 

 

ROZDZIAŁ 12 

Widząc, że Destiny i Melanie usiadły w zacisznym kącie, Richard 

doszedł  do  wniosku,  że  ciotka  uwierzyła  w  mistyfikację  i  nagle 

stwierdził, że ma wyrzuty sumienia. Destiny już wcześniej próbowała 

wtrącać się w jego życie osobiste, ale nigdy dotąd nie posunął się tak 

daleko, by jej odpłacić pięknym za nadobne.  

Na  ogół  jej  ingerencje  uważał  za  naturalną  i  nieszkodliwą  w 

gruncie  rzeczy  słabostkę  osoby,  która  bardzo  się  troszczy  o  los 

background image

najbliższych.  Nie  rozumiał,  dlaczego  tym  razem  postąpił  odmiennie, 

czuł jednak, że ma to coś wspólnego z uczuciami, które budziła w nim 

Melanie. 

-  Czyżby  wyrzuty  sumienia?  -  zapytał  Mack,  patrząc  z 

rozbawieniem. 

- Nie chcę o tym rozmawiać - uciął Richard. 

-  Jak  sobie  życzysz.  -  Mack  wzruszył  ramionami.  -  Choć  pewno 

mógłbym  ci  pomóc  w  zrozumieniu  tych  wszystkich  uczuć,  które  się 

kłębią w twoim sercu. 

- Od kiedy to jesteś taki wrażliwy? 

-  Możesz  sobie  drwić,  ale  w  tych  sprawach  mam  więcej 

doświadczenia  niż  ty.  Ciotka  nieraz  zastawiała  na  mnie  sidła  i 

jedynym ratunkiem była samoobrona. 

- Doskonale cię rozumiem, tylko nie wiem, czy to coś zmienia. 

- Naprawdę wierzysz, że ciotka dała się nabrać? - zapytał Mack. 

- Oczywiście. Tylko spójrz. Tryumfuje, zadowolona, że tak łatwo 

jej poszło - powiedział Richard, zaskoczony pytaniem Macka. 

-  Nic  nie  rozumiesz.  Nasza  kochana  ciotunia  nadal  jest  panią 

sytuacji.  Świetnie  wie,  do  czego  zmierzasz,  i  robi  wszystko,  żebyś 

zabrnął  tam,  skąd  nie  będziesz  już  miał  odwrotu.  Już  ona  tego 

dopilnuje  i  twoje  fikcyjne  zaręczyny  szybko  przerodzą  się  w 

prawdziwe.  Destiny  jest  w  tej  dziedzinie  profesjonalistką,  a  ty 

amatorem, i to początkującym. 

background image

-  Żartujesz  chyba  -  zaniepokoił  się  Richard,  wiedząc,  że  Destiny 

jest na tyle przebiegła, by nawet podstępem zmusić go do małżeństwa 

z Melanie. 

- Masz jakiś plan awaryjny na wypadek, gdybyś przestał panować 

nad sytuacją? - zapytał Mack. 

Richard  skinął  głową,  przyglądając  się  zatopionym  w  rozmowie 

kobietom.  O  czym,  do  diabła,  tak  długo  rozprawiają?  Muszą  być  w 

zmowie,  coś  knują  przeciwko  niemu.  Kto  wie,  może  Melanie  od 

początku działa w porozumieniu z Destiny? 

Wszystko  zaczynało  mu  się  mieszać.  Mack  ma  rację.  Musiał 

opracować plan ucieczki. Co za szczęście, że w porę o tym pomyślał. 

-  Oczywiście,  że  mam  -  odparł.  -  Wiesz,  że  zanim  się  do  czegoś 

wezmę, zawsze, na wszelki wypadek, opracowuję strategię odwrotu. 

- Nie mówimy o interesach - zauważył Mack. 

- Jeśli chcesz wiedzieć, to Melanie i ja mamy umowę, a to już w 

pewnej  mierze  jest  interesem  -  odparł  Richard,  czując  jednak,  że 

zachowuje się śmiesznie. 

- Sporządziliście umowę na piśmie? - dociekał brat. 

- Skądże. 

- Jak rozumiem, liczysz się z tym, że nagle zmieni zdanie? Może 

na  przykład  dojść  do  wniosku,  że  spodobało  się  jej  narzeczeństwo  i 

chce wyjść za ciebie. A może masz prawników, którzy tylko czekają, 

by unieważnić tę waszą ustną umowę? 

- Oczywiście - odpowiedział Richard, ale po chwili się wycofał. - 

To  znaczy  nie.  Nie  mam  prawników.  Och,  Mack,  od  tego  twojego 

background image

gadania rozbolała mnie głowa. To była jasna i prosta umowa. Melanie 

i ja mieliśmy przekonać Destiny, że jesteśmy parą. 

- To czysta iluzja - orzekł Mack. 

-  W  ostateczności  zerwiemy  zaręczyny.  Przez  jakiś  czas  będę 

udawał nieszczęśliwego, aż w końcu Destiny znajdzie kolejną ofiarę i 

znów będzie mnie próbowała ożenić. A może dojdzie do wniosku, że 

ty jesteś lepszym kandydatem do małżeństwa? 

- Nawet tak nie mów. - Mack wzdrygnął się. 

- Dlaczego? - Richardowi spodobał się ten pomysł. - Myślę, że tak 

właśnie będzie. Destiny się wścieknie, że wszystko zepsułem. Dojdzie 

do  wniosku,  że  jestem  beznadziejny  i  zacznie uszczęśliwiać  ciebie, a 

później  Bena  Biorąc  pod  uwagę  jego  obecny  stosunek  do  kobiet, 

myślę, że zanim ciotka znów zechce zastawiać na mnie sidła, będę już 

w podeszłym wieku. 

-  Żyjesz  złudzeniami,  bracie  -  powiedział  Mack.  -  Nawet  Ben 

widzi  lepiej  knowania  Destiny,  choć  on  też  większości  z  nich  nie 

dostrzega. Kiedy wychodził, ciągle jeszcze się zaśmiewał. 

- To on już wyszedł? Kiedy? 

- Jakiś kwadrans temu. Wymknął się przy pierwszej okazji, kiedy 

Destiny była czymś zajęta. 

- Dlaczego nie próbowałeś go zatrzymać? 

-  A  próbowałeś  kiedyś  powstrzymać  Bena  przed  czymś,  co 

postanowił  zrobić?  Nasz  mały  braciszek  jest  najbardziej uparty  z  nas 

trzech. Nie martw się jednak o niego. W końcu przyszedł tu, a kiedy 

rozmawiał z Melanie, na chwilę się nawet się rozchmurzył. 

background image

- Nie podoba mi się, że wciąż tkwi na tej swojej odludnej farmie. 

- On potrzebuje czasu - westchnął Mack. - Ta historia z Graciellą 

o mało go nie zniszczyła. 

- To nie była jego wina. - Richard zmarszczył brwi. 

- Ale on wini siebie. 

-  Tłumaczyliśmy  mu,  że  musi  pogodzić  się  z  faktami.  Jestem 

pewny, że Destiny również mu to powtarzała aż do znudzenia. Może 

powinienem z nim jeszcze raz porozmawiać? 

-  Nie!  -  Mack  sprzeciwił  się  z  zaskakującą  gwałtownością.  - 

Destiny ma rację. Ben potrzebuje czasu i nie wolno go popędzać. Ty 

masz  grabą  skórę,  ja  się  niczym  nie  przejmuję,  ale  on  jest  inny. 

Pewnego  dnia  obudzi  się  i  dojdzie  do  wniosku,  że  przeszłość  już  się 

nie  liczy.  Ale  musi  nadjeść  odpowiedni  czas.  Ponaglając  go,  tylko 

wszystko  popsujemy  i  następnym  razem,  kiedy  pojedziemy  go 

odwiedzić, w ogóle nas nie wpuści. 

Richard  wiedział,  że  Mack  ma  słuszność.  Żal  mu  było  Bena,  bo 

Graciella Lofton nie była warta jego cierpienia. Żadna kobieta nie jest 

tego  warta,  pomyślał,  a  wtedy  jego  wzrok  padł  na  roześmianą 

Melanie. Ciężko westchnął. Może ona jedna jest. 

Melanie  była  dużo  mądrzejsza,  niż  początkowo  przypuszczał, 

miała  też  poczucie  humoru  i  była  niesłychanie  seksowna.  Nieczęsto 

zdarzało  mu  się  spotykać  taką  podziwu  godną  kombinację.  Dlaczego 

w  takim  razie  usiłuje  za  wszelką  cenę  nie  wpuścić  jej  do  swojego 

życia? Czy tylko po to, by udowodnić Destiny, że to on ma rację? 

background image

Melanie  pozwoliła  sobie  na  kilkugodzinne  marzenia.  Nie  mogła 

oderwać  wzroku  od  ostentacyjnie  wielkiego  brylantu.  Zdumiewające, 

ale gdzieś w głębi serca była rozczarowana, że ten pierścionek dostała 

tylko  na  pewien  czas.  Nie  chodziło  jednak  o  to,  że  chciała  mieć  na 

zawsze ten właśnie brylant. 

Tak  naprawdę  nie  chciała  nawet  być  narzeczoną  Richarda.  Po 

prostu  przyjemnie  było  mieć  poczucie  trwałej  więzi  z  mężczyzną. 

Wiedzieć,  że  w  trudnych  chwilach  on  będzie  przy  niej.  Zasypiać  i 

budzić  się  w  jego  ramionach,  kochać  się  z  nim.  Przypomniała  sobie 

romans z szefem i łączące ich uczucia, równie złudne i nieprawdziwe 

jak obecne zaręczyny, i ciężko westchnęła. 

-  Dobrze  się  czujesz?  -  zapytał  Richard,  kiedy  odwoził  ją  do 

domu. 

-  Jestem  zmęczona  tym  ciągłym  pilnowaniem,  żeby  się  nie 

pogubić w kłamstwach - odparła. 

- Wiem, o czym mówisz. - Richard skinął głową. 

-  Skąd  możesz  wiedzieć?  Przez  cały  wieczór  siedziałeś  z 

Mackiem, który został wprowadzony w sytuację. Ja jednak musiałam 

rozmawiać z Destiny i odpowiadać na tysiące pytań na temat naszych 

planów. 

- Co powiedziałaś? 

-  Że  kompletnie  mnie  zaskoczyłeś  i  na  razie  nie  mamy  żadnych 

planów. 

- Brzmi to rozsądnie i nie widzę w tym nic trudnego. 

background image

-  Chyba  żartujesz?!  -  Melanie  spiorunowała  go  wzrokiem.  - 

Słyszałeś  kiedyś,  że  natura nie  znosi  próżni?  Tak  samo  twoja  ciotka. 

Zrobiła  już  tyle  przeróżnych  list,  że  musiała  je  wszystkie  spisać  na 

oddzielnej liście. 

- Jakich list? 

- Widzę,  że znasz jej  zapał do sporządzania spisów. Uważam się 

za  dobrą  organizatorkę,  ale  muszę  przyznać,  że  obserwując  Destiny, 

byłam pełna podziwu. 

- Jakie listy zrobiła? - Richard się zaniepokoił. 

-  Listę  gości,  listę  dostawców,  kwiaciarzy,  fotografów,  salonów 

zajmujących  się  organizacją  ślubów,  sklepów  prowadzących  spisy 

prezentów. Jestem zresztą pewna, że  istnieje też  lista najlepszych dat 

na  ślub,  którą  od  razu  rano  należy  sprawdzić  w  twoim  kościele. 

Innych już nie pamiętam, bo straciłam rachubę.  

Richardzie,  słyszysz,  co  ja  mówię?  Twoja  ciotka  chce 

zarezerwować  w  kościele  termin  na  nasz  ślub.  Nie  uważasz,  że 

rezerwowanie  terminu  na  ślub,  który  ma  się  nigdy  nie  odbyć,  to  w 

pewnym sensie grzech? 

-  Nie  sądzę  -  odparł  Richard.  -  Na  pewno  moglibyśmy  się  bez 

tego  obyć.  Nie  znasz  naszego  księdza,  ale  ja  wiem,  że  nie  będzie 

rozbawiony. 

-  Aha,  zapomniałam  powiedzieć,  że  Destiny  napisała  już  twoje 

oświadczenie o zaręczynach. Obiecała przedstawić ci je do akceptacji, 

ale  nie  liczyłabym  na  to,  bo  wydaje  się,  że  chce  to  jak  najszybciej 

zobaczyć w druku. 

background image

- Może Mack ma rację - mruknął Richard z coraz bardziej ponurą 

miną. 

Melanie  zapytała,  w  czym  Mack  ma  rację.  A  kiedy  Richard 

powtórzył  swoją  rozmowę  z  bratem,  ona  także  uznała,  że  to  bardzo 

prawdopodobne.  Jedyną  nadzieją  było  jak  najszybsze  zerwanie 

zaręczyn. 

-  Kiedy  możemy  zerwać?  -  zapytała,  a  w  jej  oczach  błysnęła 

nadzieja. 

Richard  nie  odpowiedział.  Zjechał  na  pobocze  i  zatrzymał 

samochód. 

- Słyszałeś, o co cię pytałam? 

- Słyszałem. Daj mi chwilę. Muszę się zastanowić.  

Melanie  nie  była  w  nastroju  do  czekania.  Chciała  znaleźć 

rozwiązanie problemu natychmiast. 

- Cały ten plan obraca się przeciwko nam, prawda? - zapytała. 

- Niewykluczone. 

- Więc, do diabła, zrób z tym coś! 

- Masz jakieś propozycje? - Popatrzył na nią zagadkowo. 

-  Możemy  jej  powiedzieć  prawdę  -  rzuciła  niecierpliwie.  -  Co 

powiesz na ten oryginalny pomysł? 

- W tej chwili nie wiem, co jest prawdą - wyznał smutno. 

-  To  ja  ci  powiem.  -  Melanie  podniosła  głos.  -  Nie  jesteśmy 

zaręczeni! 

- Nosisz mój pierścionek - przypomniał jej spokojnie. 

- Nie jest prawdziwy. 

background image

- Ależ zapewniam cię, że jest. 

-  Chciałam  powiedzieć,  że  to  o  niczym  nie  świadczy.  Całe  te 

zaręczyny były fikcją, oszustwem, głupią grą. 

-  Pewnie  tak  było,  kiedy  to  wszystko  się  zaczęło  -  przyznał,  a  w 

jego głosie dało się słyszeć coś, co kazało jej zamilknąć. 

Richard  spojrzał  na  Melanie,  a  ona  w  jego  oczach  dostrzegła 

strapienie.  Zanim  zorientowała  się,  co  on  chce  zrobić,  pochylił  się  i 

delikatnie,  z  czułością  dotknął  ustami  jej  warg.  Ten  lekki  dotyk 

rozpalił w obojgu namiętność. 

Obojętni  na  cały  świat,  siedzieli  w  samochodzie  stojącym  na 

poboczu,  zatopieni  w  pocałunku,  który  wstrząsnął  Melanie  do  głębi. 

Pragnęła  już  na  zawsze  pozostać  w  ramionach  Richarda,  czując  jego 

usta i pozwalając, by słodkie napięcie rosło w niej do chwili, kiedy już 

nic nie będzie ważne, tylko szalone pożądanie, które budził w niej ten 

mężczyzna. 

Nie  spodziewała  się  takiego  obrotu  sprawy.  Wciąż  powtarzała 

sobie, że ani na moment nie wolno jej przestać się pilnować. Była to 

bardzo  dobra  zasada,  tyle  że  całkiem  bezużyteczna  w  sytuacji,  kiedy 

już wiedziała, że jest zakochana. 

Już po mnie! - uznała w duchu, ale nawet wtedy nie była w stanie 

przerwać pocałunku. Po chwili Richard oderwał się od jej ust. Sądząc 

z  wyrazu  jego  twarzy,  on  także  był  wstrząśnięty.  Zirytowała  się 

jednak, widząc błąkający się po jego wargach uśmieszek. 

- O co chodzi? 

- Ten pocałunek był prawdziwy. 

background image

-  Nic  podobnego  -  zaprzeczyła,  starając  się  zachować  resztki 

przytomności. - Umówiliśmy się. 

-  Wszystko  się  zmieniło.  -  Wzruszył  ramionami,  a  wyglądał  na 

rozbawionego. 

-  Nieprawda.  Nie  pozwolę  na  żadne  zmiany.  Nie  mogę  na  nie 

pozwolić - upierała się. 

- Dlaczego? - zapytał, zaskoczony jej protestem. 

- Do diabła, jesteś moim pracodawcą. Mówiłam ci już, że więcej 

nie powtórzę tego samego błędu. 

-  Mówiłaś.  -  Richard  kiwnął  głową,  a  jego  twarz  przybrała 

nieodgadniony wyraz. 

Tak łatwo pogodził się z odmową. Melanie powinna poczuć ulgę, 

ale tak nie było. 

-  Odwieź  mnie  do  domu  -  poprosiła,  a  kiedy  ruszył,  próbowała 

zacząć  rozmowę  na  tematy  służbowe.  -  Czy  w  tym  tygodniu  damy 

radę przesłuchać kandydatów na menedżera twojej kampanii? 

- Poproszę Winifred, żeby to odłożyła. 

- Dlaczego? 

- Powiedzmy, że powtórnie rozważam swoje priorytety. 

- Co to znaczy? - Popatrzyła na niego w osłupieniu. 

- Dam ci znać, jak tylko sam będę wiedział. 

 

Kiedy  Destiny  zadzwoniła  kilka  dni  po  świętach,  Melanie  wciąż 

jeszcze rozmyślała nad słowami Richarda. 

- Richard wspomniał, że dał ci dzisiaj wolne - oznajmiła radośnie 

Destiny. 

background image

-  To  prawda,  ale  on  nie  jest  moim  jedynym  klientem  - 

przypomniała jej Melanie. 

-  Daj  spokój,  nikt  nie  pracuje  w  okresie  świątecznym.  -  Destiny 

nie dawała za wygraną. 

Trudno było temu zaprzeczyć. Telefon w biurze Melanie milczał. 

Becky  miała  wolne  i  jak  co  roku  szalała  na  świątecznych 

wyprzedażach. 

-  Chcę  wykorzystać  tę  chwilę  spokoju  i  nadrobić  zaległości.  - 

Melanie  próbowała  się  wykręcić  od  spotkania  z  Destiny.  Czuła  się 

marnie w roli oszustki i nie chciała już więcej kłamać. 

- Cokolwiek teraz robisz, to może poczekać - oznajmiła Destiny, 

tonem, który oznaczał, że żaden sprzeciw nie będzie uwzględniony. 

- A o co chodzi? - zapytała podejrzliwie Melanie, wciąż mając w 

pamięci listy sporządzone przez przyjaciółkę. 

-  O  taką  małą,  wstępną  wyprawę  zwiadowczą  -  wyjaśniła 

zachęcająco Destiny. - Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić. 

- Chyba nie chcesz iść na zakupy? - Melanie była przerażona. 

-  Zaczniemy  od  lunchu.  Napijemy  się  szampana,  to  powinno  cię 

wprowadzić  w  odpowiedni  nastrój  -  odparła  Destiny  ani  trochę  nie 

zniechęcona  brakiem  entuzjazmu  rozmówczyni.  -  Przyjadę  po  ciebie 

za godzinę, tylko włóż wygodne buty - dodała i rozłączyła się. 

Całe to wyjście od początku się jej nie podobało, mimo to bardzo 

szybko  dała  się  ponieść  entuzjazmowi  Destiny.  Próbowała  nie 

zapominać, że to właśnie uległość wobec niej wpędziła ją w kłopoty z 

Richardem, ale to nie dało żadnych efektów. 

background image

Radosny nastrój Destiny okazał się bardzo zaraźliwy. 

Zanim Melanie  się  obejrzała,  już  została  wciągnięta  w  atmosferę 

zakupów i beztrosko mierzyła suknie ślubne w najdroższych salonach, 

mówiąc sobie, że nie wyrządza tym nikomu krzywdy. Dopóki żadnej 

nie  kupię,  nic  się  nie  stanie,  pomyślała,  ale  po  chwili  przestała 

panować nad sytuacją.  

Destiny,  dążącej  do  wytkniętego  celu,  trudno  się  było 

przeciwstawić.  Okazała  się  niezmordowana  w  kupowaniu  i  znała 

właścicieli  wszystkich  eleganckich  butików  i  najmodniejszych 

sklepów w okolicy. 

Melanie  próbowała  ją  trochę  hamować,  ale  Destiny  ledwo 

zwracała na to uwagę, biegając od sklepu do sklepu. Melanie popadła 

w  rozterkę,  bo  obiecała  sobie,  że  nie  użyje  karty  kredytowej.  Nie 

musiała  jednak  ze  sobą  walczyć,  bo  Destiny  płaciła  za  wszystko  ze 

swobodą kobiety, dla której pieniądze są tylko siłą nabywczą. 

Kupowała  bez  opamiętania  i  Melanie  straciła  rachubę,  ile  razy 

usiłowała ją powstrzymać. Paczek ciągle przybywało i jedyną nadzieją 

było  to,  że  określona  pojemność  bagażnika  zdoła  ostudzić  zapał 

Destiny. 

-  Chyba  koniec  na  dzisiaj.  W  bagażniku  nie  ma  już  miejsca  - 

oznajmiła wreszcie zadowolona Melanie. 

- Nonsens. Resztę każemy dostarczyć do domu - odparła Destiny i 

pomaszerowała do kolejnego sklepu. 

- Żartujesz? Nie mam już siły! - sprzeciwiła się wreszcie Melanie. 

background image

-  Naprawdę?  -  Destiny  była  zaskoczona.  -  Ja  się  dopiero 

rozkręcam, ale jeżeli jesteś zmęczona, to możemy na dziś poprzestać 

na  tym.  Nie  pamiętam  już,  kiedy  ostatnio  tak  wspaniale  spędziłam 

czas.  -  Rozpływała  się  w  uśmiechach.  -  O  której  zaczynamy  jutro? 

Odpowiada ci dziesiąta? 

Melanie wymieniła całą listę powodów, dla których nie mogła się 

umówić na następny dzień. 

- W takim razie przyjadę po ciebie pojutrze o dziewiątej. - Destiny 

poszła  na  kompromis.  -  Zaczniemy  od  kwiaciarni  i  dostawców,  a 

potem pojedziemy na zakupy. 

Melanie poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. 

-  To  nie  w  porządku,  żebyś  się  tym  wszystkim  zajmowała.  Nie 

mogę na to pozwolić. 

- Ależ to dla mnie prawdziwa przyjemność! 

Tak samo jak dla mnie, pomyślała Melanie, a widząc szczerość w 

oczach  Destiny,  poczuła  jeszcze  silniejsze  wyrzuty  sumienia. 

Przerażona,  że  gorączka  przygotowań  może  wzrosnąć,  poczekała,  aż 

Destiny  odjedzie,  po  czym  udała  się  do  biura  Richarda.  Była  pewna, 

że  go  zastanie,  a  chcąc  mu  uzmysłowić  powagę  sytuacji,  wzięła  ze 

sobą kilka pakunków, zaledwie znikomą część prezentów od Destiny. 

-  Nie  przypuszczałem,  że  dziś  cię  zobaczę  -  powiedział,  gdy 

wpadła jak bomba do gabinetu. 

-  Dzisiaj  jest  dzień  niespodzianek.  Ja  też  nie  przypuszczałam,  że 

przyjdę.  Zobacz,  co  ona  zrobiła!  -  zawołała,  rzucając  na  jego  biurko 

torby z zakupami. 

background image

- Moja ciotka? - upewnił się, tak jakby w jego rodzinie był jeszcze 

ktoś równie szalony na punkcie zakupów. 

- A któżby inny? - rzuciła ostro Melanie. - Twoja ciotka wybrała 

już porcelanę i srebra, kupiła mi welon z ręcznie robionej francuskiej 

koronki.  Zaczęła  też  kompletować  moją  wyprawę  ślubną.  Znasz  ją, 

więc wiesz, że nie przyjmuje do wiadomości odmowy.  

Powiedziała,  że  jako  twoja  narzeczona  muszę  żyć  na 

odpowiednim  poziomie  i  nie  pozwoliła  mi  za  nic  zapłacić.  Nie 

byłabym  zresztą  w  stanie  kupić  srebrnych  nakryć  nawet  dla  jednej 

osoby,  nie  mówiąc  już  o  dwunastu,  które  zamówiła.  To  czyste 

szaleństwo,  musimy  ją  powstrzymać.  A  przy  tym  ona  jest  naprawdę 

szczęśliwa, podczas gdy ja czuję się okropnie. 

Słuchając  Melanie,  Richard  sięgnął  do  jednej  z  toreb,  a  kiedy 

wyciągnął  połyskliwy  jedwabny  szlafroczek,  w  jego  oczach pojawiły 

się figlarne błyski. 

- Co widzę - powiedział, próbując ją ułagodzić. 

Jego  ton  zirytował  Melanie.  Oczekiwała  ponadto,  że  zachowanie 

ciotki i jego zdenerwuje. 

-  Słyszałeś,  co  powiedziałam?  To  się  musi  skończyć!  Twoja 

ciotka wydaje majątek na przygotowania do ślubu, którego nie będzie. 

Nie umiemy nad nią zapanować, tak samo jak nie umiemy zapanować 

nad całym tym zamieszaniem. 

-  Słyszę.  Ale  przecież  to  nie  powód,  żeby  ten  szlafroczek  się 

zmarnował,  prawda?  -  zapytał,  podnosząc  w  palcach  lekki  ciuszek.  - 

Nie uważasz, że szkoda byłoby do tego dopuścić? 

background image

-  Zwariowałeś?  -  zapytała,  z  trudem  chwytając  powietrze. 

Niemożliwe, żeby on... 

- Chodź ze mną, proszę - powiedział. 

- Myślę, że nie... 

-  Tu  cię  mam.  -  Uśmiechnął  się.  -  Nie  myśl.  Ja  myślałem  przez 

cały dzień. Wystarczy na nas oboje. Po prostu powiedz „tak", a wtedy 

wyjedziemy na kilka dni do domu nad rzeką. 

-  Żeby  się  zastanowić,  co  dalej?  -  zapytała,  próbując  udawać,  że 

błysk  w  jego  oczach  nie  znaczy  tego,  czego  się  domyślała.  A  raczej, 

czego chciała się domyślać. 

- To jeden z powodów. - Richard uśmiechnął się szerzej. 

- A te pozostałe? - Melanie spojrzała podejrzliwie. 

-  Chcę  zobaczyć,  jak  w  tym  wyglądasz  -  powiedział  cicho.  -  A 

potem to z ciebie zdjąć. 

Melanie milczała, czując, jak wali jej serce. 

- No i co? - zapytał. 

Wyobraziła  sobie,  jak  mu  odmawia.  Słyszała  głośne,  wyraźne  i 

zdecydowane „nie". 

- Tak - szepnęła jednak. 

 

ROZDZIAŁ 13 

Przez  cały  dzień  Richard  zastanawiał  się,  jak  powinien  się 

zachować.  Nim  jednak  zdołał  coś  wymyślić,  do  gabinetu  wpadła  jak 

bomba Melanie i przez blisko pół godziny skarżyła się na konieczność 

życia w kłamstwie, do czego ją nakłonił. 

background image

Przyglądał  się  rumieńcowi  gniewu  na  jej  policzkach,  słuchał,  z 

jakim  oburzeniem  mówi  o  tym,  i  postanowił,  że  nie  pozwoli  jej 

odejść, jak to początkowo planował. 

Szczerze  mówiąc,  zamierzał  zrobić wszystko,  żeby  ją  zatrzymać. 

Zdawał  sobie  sprawę,  że  po  tych  licznych  kłamstwach  trudno  mu 

będzie  odzyskać  jej  zaufanie,  ale  przecież  pokonywał  już  w  życiu 

większe przeszkody. 

Nadal miał żal do ciotki za wtrącanie się w jego prywatne sprawy, 

ale  musiał  przyznać,  że  miała  rację,  bo  Melanie  rzeczywiście  była 

osobą,  której  potrzebował.  Nikt  na  świecie  nie  znał  go  lepiej  niż 

Destiny.  Dlatego  też  potrafiła  znaleźć  kobietę,  której  żywiołowość  i 

temperament  równoważyły  jego  sztywność  i  sprawiały,  że  przy  niej 

zaczynał żyć naprawdę. 

Kobietę,  której  namiętna  zmysłowość  była  go  w  stanie 

doprowadzić do szaleństwa, jeżeli tylko odważy się zaryzykować. 

Słuchając  teraz  Melanie,  zrozumiał,  że  jeśli  chodzi  o  niego,  to 

wszystkie  umowy  stały  się  nieaktualne.  Pamiętał  jednak,  że  ona 

czekała  na  chwilę,  kiedy  będzie  mogła  zerwać  fikcyjne  zaręczyny.  I 

wtedy  wpadł  na  pomysł,  dzięki  któremu  przy  odrobinie  szczęścia 

może zdoła ją przekonać, żeby z nim została. 

Nie  był  przyzwyczajony  do  tego,  żeby  mu  odmawiano. Mimo  to 

podjął  ryzyko  i  zaprosił  Melanie  do  domu  nad  rzeką.  Dając  do 

zrozumienia, że chce się z nią kochać, zaryzykował jeszcze więcej, ale 

nie  chciał  już  niczego  udawać.  Jeżeli  chcieli  być  razem,  to  i  bez 

żadnych kolejnych krętactw mieli do pokonania wiele przeciwności. 

background image

Przyglądając  się  płonącym  policzkom  i  błyszczącym  oczom 

Melanie, wiedział, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby została z 

nim  na  zawsze.  Nigdy  wcześniej  nie  dopuścił,  by  kobieta  zajęła  w 

jego  życiu  tak  ważne  miejsce.  A  teraz  czuł  się  wprost  oszołomiony 

siłą swoich uczuć. 

- Na pewno chcesz ze mną wyjechać? - zapytał.  

Kiwnęła głową. 

- Wiesz, czego oczekuję? 

-  Nie  pozostawiłeś  co  do  tego  żadnych  wątpliwości.  - 

Uśmiechnęła  się,  wskazując  błękitny  jedwabny  szlafroczek  w  jego 

ręku. 

-  Bez  względu  na  to,  jak  się  nam  ułoży,  nie  będzie  to  miało 

wpływu na twoją pracę przy kampanii. - Richard chciał, żeby Melanie 

dobrze  to  zrozumiała.  -  Jeżeli  chcesz,  mogę  ci  to  zagwarantować  na 

piśmie. 

-  Nie  ma  takiej  potrzeby,  bo  właśnie  składam  wymówienie  - 

odparła. 

- Co takiego? - Richard był pewny, że się przesłyszał. 

-  Odchodzę.  Nie  potrzebuję  cię  jako  klienta  -  powtórzyła  coraz 

bardziej pewna siebie. 

Tego  się  nie  spodziewał.  Sądził,  że  jeżeli  nawet  popsują  się  ich 

stosunki  prywatne,  to  w  ostateczności  właśnie  praca  będzie  trzymać 

przy nim Melanie. To było coś w rodzaju asekuracji. 

-  Nie  chcę,  żebyś  się  zwalniała  -  oświadczył  i  zaskoczony 

stwierdził,  że  naprawdę  tak  myśli.  -  Jesteś  za  dobra,  żebym  pozwolił 

background image

ci odejść. Przejrzałem twoje notatki na temat kandydatów i widzę, że 

są znacznie bardziej wnikliwe niż moje spostrzeżenia. 

- W takim razie przyślę ci za to rachunek - oznajmiła z błyskiem 

satysfakcji w oczach. - Nie zmienia to jednak faktu, że się zwalniam. 

- Dlaczego?  

- Ta praca tylko wszystko utrudnia. Nie wiem, dokąd doprowadzi 

nas wyjazd nad rzekę, ale jestem pewna, że nie chcę się martwić o to, 

czy  kiedy  skończy  się  to,  co  nas  łączy,  nadal  będę  miała  pracę.  Tak 

naprawdę  zresztą  przebywanie  wtedy  blisko  ciebie  byłoby  zbyt 

bolesne. 

Melanie  powiedziała  kiedy,  a  nie  jeżeli.  A  więc  była  pewna,  że 

ten  związek  się  skończy.  Zastanawiał  się,  co  powinien  zrobić,  by  ją 

przekonać, że może być inaczej. 

Na  razie  jednak  musiał  zatrzymać  ją  w  pracy.  Zależało  mu  na 

tym,  by  łączyło  ich  jak  najwięcej  wspólnych  spraw.  Zaskoczony 

stwierdził, że przyzwyczaił się już do jej obecności. Nie chciał stracić 

kolejnej ważnej dla siebie osoby. Z pewnością nie zniósłby tego. 

-  Destiny  twierdziła,  że  praca  przy  kampanii  ma  być  dla  ciebie 

przepustką  do  świata  wielkich  kontraktów.  Czyżby  się  myliła?  - 

Richard chwytał się każdej możliwości zatrzymania Melanie. 

-  Miała  rację.  Poczekam  jednak na  szansę,  z  którą nie  będzie  się 

wiązało tak wiele zagrożeń. 

Jej  ton  świadczył,  że  podjęła  decyzję  nieodwołalną.  Musiał  się  z 

tym pogodzić, choć nawet nie próbował ukryć, jak niechętnie. 

- Jesteś tego pewna? - Nie dawał za wygraną. 

background image

- Niczego nie byłam tak pewna od chwili, kiedy się spotkaliśmy. 

Od początku naszej znajomości czułam się zdezorientowana. 

- Ja również - wyznał. 

-  W  takim  razie  może  to  ty  powinieneś  się  zastanowić,  czy 

naprawdę chcesz ze mną wyjechać. Lubisz jasne i proste sytuacje, a ta 

eskapada może się wiązać z poważnymi komplikacjami. 

Uśmiechnął się na myśl, że istotnie tak sprawa wyglądała jeszcze 

całkiem  niedawno.  Nie  znosił  kłopotliwych  sytuacji  w  życiu 

osobistym,  ale  tego  wyjazdu  nie  mógł  się  doczekać.  Po  raz  pierwszy 

w  życiu  był  pewien,  że  razem  z  Melanie  mają  szansę  na  trwałe 

uczucie, a nie tylko na udany seks. 

- Nie muszę się zastanawiać. Nie wiem, jak do tego doszło, ale nie 

mogę przestać o tobie myśleć - wyznał. 

-  I  liczysz  na  to,  że  wspólny  weekend  pozwoli  ci  się  od  tego 

uwolnić?  O  to  chodzi?  Jeżeli  tak,  lepiej  od  razu  odwołajmy  wyjazd  i 

zapomnijmy  o  całej  sprawie.  Zwrócę  zakupy  do  sklepów,  a  potem 

porozmawiam z Destiny i wezmę na siebie całą winę. 

Świadomość,  że  tak  łatwo  gotowa  była  z  niego  zrezygnować, 

mocno go zabolała. 

-  Poczekaj,  inaczej  to  zaplanowałem.  -  Popatrzył  jej  w  oczy.  - 

Wyjedziemy  i  na  kilka  dni  uwolnimy  się  od  tych  wszystkich 

nonsensów. Będziemy się kochać, kochać i jeszcze raz kochać, aż do 

utraty sił. Już wiesz, jaki mam plan. Jedziesz? 

Milczała tak długo, aż zaczął się obawiać, że zmieniła zdanie. 

- Jadę - oświadczyła wreszcie z przekonaniem. 

background image

Serce zabiło mu mocno i ogarnęło go podniecenie. Był jednak na 

tyle rozsądny, by ukryć przed Melanie swoje emocje. 

- Przyjadę po ciebie za godzinę - oznajmił. 

- Dzisiaj?  

- Nie lubię niczego odkładać. Uporałem się z pracą, mogę jechać. 

A ty nie? 

- W zasadzie tak, ale na pojutrze umówiłam się z Destiny. 

-  Ja  się  tym  zajmę.  Powiem,  że  chcemy  złapać  trochę  świeżego 

powietrza,  zanim  porwie  nas  wir  ślubnego  szaleństwa.  Na  pewno 

będzie zachwycona. 

-  Przekonaj  ją,  żeby  do  naszego  powrotu  nie  podejmowała 

żadnych  związanych  z  nami  decyzji,  bo  chcielibyśmy  mieć  coś  do 

powiedzenia w sprawie własnego ślubu. Może dzięki temu po naszym 

powrocie nie wszystko będzie jeszcze zapięte na ostatni guzik. 

-  Masz  rację,  zadzwonię  do  niej,  a  ty  jedź  do  domu  i  pakuj  się. 

Masz godzinę na przygotowania. 

Popatrzyła  na  niego  przeciągle,  unosząc  końcami  palców 

jedwabny szlafroczek. 

- Jeżeli mam nosić tylko to, pakowanie nie zajmie mi wiele czasu 

- stwierdziła i kołysząc biodrami, przeszła do wyjścia. 

Ta  ostatnia  uwaga  tak  podziałała  na  jego  wyobraźnię,  że  musiał 

poczekać, aż nieco ochłonie, zanim przystąpi do rozmowy z ciotką. 

 

Melanie wróciła do siebie. Becky czekała na nią, wpatrując się w 

ekran komputera. 

background image

- Co tu robisz? - zapytała zaniepokojona. 

-  Chciałam  porozmawiać,  ale  cię  nie  było  -  odrzekła  Becky  z 

wyrzutem. - Mówiłaś, że będziesz pracować. Gdzie się podziewałaś? 

- To długa historia. - Melanie popatrzyła z troską na przyjaciółkę, 

od  razu  zapominając  o swoich  sprawach.  -  Co  się  stało?  Nie  mieli  w 

sklepie twojego rozmiaru? - zażartowała. 

- Jason mnie zdradzał, więc z nim zerwałam. 

-  Jesteś  pewna?  Skąd  wiesz?  -  Melanie  była  oburzona,  a  jej 

pozytywne nastawienie do płci przeciwnej znikło bez śladu. 

- Widziałam go w sklepie. Z kobietą, która pożerała go wzrokiem. 

-  Becky  była  nieszczęśliwa.  -  I  to  po  tym,  kiedy  zaklinał  się,  że 

prędzej  da  się  posiekać  na  kawałki,  niż  pójdzie  na  wyprzedaże. 

Wiedział,  w  których  sklepach  będę  robić  zakupy,  i  poszedł  do  nich 

specjalnie, żebym go mogła zobaczyć, bo nie miał odwagi powiedzieć 

mi w oczy o zerwaniu. 

- Co za tchórz! Ale może lepiej, że znasz prawdę? 

- Nie - odpowiedziała natychmiast Becky. - No dobrze, tak. Ale z 

kim  przywitam  Nowy  Rok?  A  może  coś  razem  zaaranżujemy?  -  Z 

nadzieją w oczach popatrzyła na przyjaciółkę. - Ciągle jeszcze nie jest 

za późno, żeby zorganizować przyjęcie. 

Melanie rozważała możliwość powrotu na Nowy Rok, ale uznała, 

że oboje z Richardem mają własne problemy do rozwiązania. 

- Nie mogę. Wyjeżdżam z Richardem. 

-  Żartujesz?!  Kiedy?  I  dokąd?  -  Becky  była  tak  zaskoczona,  że 

zapomniała o swoim zmartwieniu. 

background image

- Do domu nad rzeką. Za jakieś dwadzieścia minut. 

- No to jedź i nie martw się o mnie. 

- Dasz sobie radę? - Melanie czuła się nie w porządku. 

-  To  nie  będzie  mój  pierwszy  samotny  sylwester.  -  Uśmiechnęła 

się dzielnie Becky. 

-  Obiecaj,  że  zadzwonisz  do  kogoś,  pójdziesz  do  restauracji  albo 

do kina. Nie siedź sama w domu i nie płacz po tym draniu. 

-  Nie  obawiaj  się.  Ostatnia  łza  po  Jasonie  została  już  wylana.  - 

Becky rozpromieniła się nagle. - Idę do domu, biorę nożyczki i zajmę 

się jego kosztownymi, markowymi koszulami. 

- Zasłużył na to, a może nawet na coś gorszego. 

- Przypuszczam, że tego się właśnie po mnie spodziewa. - Dobry 

humor Becky ulotnił się. - Pewnie między innymi dlatego kupował na 

wyprzedaży koszule. 

-  Nieważne.  Mała  zemsta  poprawi  ci  humor.  Przypomnij  sobie 

tylko, jak bardzo Jason kocha swoje ciuchy. Zawsze wydawało mi się 

trochę dziwne, że wydaje na ubrania więcej niż my. 

Becky  włożyła  do  torebki  duże,  ostre  nożyczki  i  ruszyła  do 

wyjścia. 

-  Baw  się  dobrze  -  zawołała  za  nią  Melanie  w  chwili,  gdy  w 

drzwiach pojawił się Richard. 

-  Nie  jesteś  jeszcze  gotowa  -  stwierdził,  nie  widząc  żadnej 

walizki. 

- Przepraszam cię, ale miałyśmy tu przed chwilą mały kryzys. 

background image

-  Domyśliłem  się,  dostrzegłem  bowiem  w  spojrzeniu  twojej 

koleżanki maniakalne błyski. 

- Wkroczyła na wojenną ścieżkę. 

- Chodzi o chłopaka? 

- O byłego chłopaka. 

- Czy jego życiu grozi niebezpieczeństwo? 

- Pewnie nie, ale jego ciuchom jak najbardziej. 

- Przypomnij mi, żebym nigdy się nie ważył cię rozzłościć. 

-  Nieustannie  doprowadzasz  mnie  do  pasji,  ale  na  razie  twoje 

ubrania są bezpieczne. - Poklepała go po policzku. 

- Fatalnie, miałem nadzieję, że zechcesz je ze mnie zedrzeć. 

- Ciekawy pomysł, przemyślę go po drodze. 

-  Tylko  myśl  po  cichu,  bo  nie  chciałbym  zatrzymywać  się  w 

jednym z tych obskurnych moteli przy drodze - ostrzegł ją. 

-  Nie  licz  na  to.  Mam  zamiar  wystawić  twoją  cierpliwość  na 

poważną próbę i dobrze się przy tym bawić. 

Kiedy  wreszcie  dotarli  do  domu  nad  rzeką,  wytrzymałość 

Richarda była na wyczerpaniu. Sam był zdziwiony, że zdołał się do tej 

pory jakoś opanować. 

- Chcesz, żebym rozpalił ogień? - zapytał, kiedy przyniósł walizki 

i torby z wykwintnym jedzeniem.  

Po  raz  pierwszy,  odkąd  pamiętał,  nie  zabrał  ze  sobą  laptopa. 

Przywiózł natomiast imponujących rozmiarów pudełko prezerwatyw. 

-  Z  ogniem  byłoby  bardziej  romantycznie,  ale  to  zajmie  dużo 

czasu. Może później? 

background image

- Chcesz coś zjeść? - zapytał stłumionym głosem.  

Melanie przysunęła się bliżej, zsuwając z siebie płaszcz wprost na 

podłogę. 

- Później. 

- Może wina? 

- I bez tego kręci mi się w głowie - powiedziała, wciąż patrząc mu 

w  oczy.  -  Te  oficjalne,  eleganckie  ciuchy  całkiem  tu  nie  pasują.  - 

Sięgnęła do kołnierzyka jego koszuli. 

- Na pewno chcesz zacząć tu i teraz? 

- Na pewno. 

- Nie włączyłem jeszcze ogrzewania. 

- Nie będzie nam potrzebne - oświadczyła z przekonaniem. 

-  Wygląda  na  to,  że  wiesz  dokładnie,  czego  chcesz  -  zauważył 

Richard. 

- Przynajmniej w tej chwili - przyznała. 

Te  słowa  przypomniały  mu,  że  stąpa  po cienkim  lodzie.  Żadne  z 

nich nie  nawet  nie  wspomniało,  że  mogliby  zostać  razem  na  zawsze. 

W jej pojęciu ten wyjazd był zapewne eksperymentem, a Richard nie 

zrobił nic, by pomyślała, że on chce czego innego. 

-  A  więc  zróbmy  to  tak,  żeby  było  co  wspominać.  -  Objął  ją  i 

pocałował. 

Tym  razem  nie  hamowali  namiętności.  Znali  się  już  na  tyle,  by 

wiedzieć,  że  pocałunek  ich  rozpali.  Richard  wziął  Melanie  na  ręce  i 

ruszył w stronę schodów. 

- Dokąd mnie zabierasz? - zapytała. 

background image

-  Do  łóżka  -  odrzekł.  -  Mogę  sobie  darować  ogień  na  kominku, 

kolację i wino, ale nie zamierzam kochać się z tobą na środku salonu. 

Nie za pierwszym razem. 

- Za twardo? - zapytała z uśmiechem. 

-  Nie,  ale  chcę  traktować  cię  tak,  jak  na  to  zasługujesz  -  odparł, 

słysząc w jej głosie wyzwanie. 

-  Czasami  potrafisz  być  słodki.  -  Patrzyła  na  niego  z 

rozmarzeniem.  

-  Czasami  mnie  inspirujesz  -  przyznał  i  przeskakując  po  dwa 

stopnie, ruszył po schodach. 

W sypialni panowało przejmujące zimno i natychmiast pożałował, 

że nie włączył ogrzewania. 

- Myślę, że powinienem zejść i włączyć piec.  

Melanie wsunęła mu dłonie pod koszulę i pieszczotliwym ruchem 

przesunęła  je  w  dół,  aż  dotarła  do  odsłoniętego  ciała  nieco  poniżej 

pasa. 

- Ciągle ci zimno? - zapytała. 

-  Prawdę  mówiąc...  -  Urwał,  a  jego  głos  przeszedł  w  jęk,  gdy 

dłonie Melanie zsunęły się jeszcze odrobinę niżej. - Teraz mi gorąco. 

- Mówiłam ci, że obejdziemy się bez ogrzewania - przypomniała. 

Nagle spoważniał i spojrzał jej w oczy. 

- Nie masz nawet pojęcia, ile razy myślałem o tej chwili. 

-  Za  dużo  myślisz  -  odparła,  błądząc  rękami  po  jego  ciele  w 

sposób, który doprowadzał go do szaleństwa. 

background image

- Innymi słowy, wolisz działanie. - Usiłował prowadzić rozmowę, 

by zachować resztki opanowania. 

- W tej chwili z całą pewnością. 

-  Uczono  mnie,  że  w  takich  sytuacjach  należy  ulegać  życzeniom 

kobiet. 

- Kto cię uczył? Destiny? 

- Mack. A w tej dziedzinie szczyci się samymi sukcesami. 

- A czego uczyła cię Destiny? Mówiła o pszczółkach i motylkach? 

-  Powtarzała,  że  seks  jest  zawsze  dużo  lepszy,  kiedy  bierze  się  z 

miłości - powiedział cicho. 

Patrzył  Melanie  w  oczy  i  widział  w  nich  uczucia,  których  nie 

umiał  rozpoznać.  Nauczył  się  już  wprawdzie  odczytywać  z  jej  oczu 

różne  emocje,  ale  tym  razem  dostrzegł  coś  nowego,  czułego,  coś,  co 

dawało  nadzieję.  Nie  był  zupełnie  pewny,  co  to  jest,  ale  biorąc  pod 

uwagę  własne  uczucia,  z  czystym  sumieniem  mógłby  powiedzieć,  że 

po  raz  pierwszy  w  życiu  miał  sprawdzić  teorię  Destiny  na  temat 

miłości i seksu. 

Ta  gra  zaczyna  się  stawać  poważna,  pomyślała  Melanie, 

przerażona  obrotem  sprawy.  Zgodziła  się  przyjechać,  bo  do  reszty 

straciła  rozum  i  nie  umiała  się  dłużej  opierać  własnym  pragnieniom. 

Była gotowa przyjąć wszystko, co mógł przynieść ten wspólny pobyt. 

Chciała  mieć  co  wspominać  w  samotne  noce,  kiedy  Richard  nie 

będzie już częścią jej życia. 

Była pewna, że prędzej czy później ten dzień nadejdzie. 

background image

Czuła, że w tej chwili go pociąga, ale wiedziała i to, że pożądanie 

przemija. Kiedy wszystko się skończy, Richard będzie pamiętał tylko 

tyle, że go drażniła i że wspólnie zainscenizowali zerwanie zaręczyn. 

Tak  się  umówili,  a  on  był  znany  z  poważnego  traktowania  swych 

zobowiązań.  Była  to  jedna  z  tych  jego  cech,  które  najbardziej 

podziwiała.  Dała  temu  zresztą  wyraz  we  wstępnym  oświadczeniu, 

które przygotowała dla prasy. 

Jeszcze  przed  chwilą  była  pewna,  że  może  liczyć  na  zerwanie 

zaręczyn.  Ale  kiedy  spojrzała  w  oczy  Richarda,  dostrzegła  w  nich 

uczucia,  które  nią  wstrząsnęły.  Do  tej  pory  nie  miała  wiele  do 

stracenia. Szczerze mówiąc, uważała, że traci jedynie ważny kontrakt, 

i dlatego sama z niego zrezygnowała. 

Chciała,  by  to,  co  zaistniało  między  nią  i  Richardem,  stało  się 

bardziej jednoznaczne. A jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to ostatnie 

tygodnie umocniły ją w przekonaniu, że jest dobra i nie będzie miała 

kłopotów  ze  zdobyciem  nowych  klientów.  Od  kiedy  powiedziała 

Richardowi, że rezygnuje z pracy u niego, czuła wyraźną ulgę. 

Teraz,  kiedy  nie  łączyły  ich  już  stosunki  służbowe,  liczyło  się 

tylko  to,  co  do  siebie  czuli.  Płomienna  namiętność  i  wzrastający 

szacunek, a także sympatia, jaką darzyła zarówno Destiny, jak i braci 

Richarda,  zaskoczyły  Melanie.  Była  w  Richardzie  zakochana,  ale  po 

ostatnim  swym  związku,  który  okazał  się  bolesną  pomyłką,  nie 

wierzyła już, że umie właściwie ocenić czyjeś uczucia. 

Przykre  doświadczenia  nauczyły  ją  udawać,  że  to,  co  się  dzieje, 

nie  ma  znaczenia,  i  nie  pokazywać  prawdziwych  uczuć.  Nie  chciała 

background image

dopuścić  do  kolejnej  klęski.  Oczywiście  gdyby  Richard  odwołał 

fikcyjne  zaręczyny  i  zaproponował,  by  zaręczyli  się  naprawdę, 

wszystko wyglądałoby inaczej. 

Dopóki jednak tego nie zrobił, musiała się zachowywać tak, jakby 

obydwoje  zgodnie  uznali,  że  ich  wzajemne  pożądanie  jest  zbyt  silne, 

by dłużej je ignorować. 

- Skąd ta poważna mina? - zapytał cicho. 

-  Zamyśliłam  się.  -  Melanie  z  trudem  przywołała  na  twarz 

szelmowski uśmiech. - Na czym to stanęliśmy? 

- Kiedy się zamyśliłaś, byłaś mniej więcej tu. - Richard ucałował 

jej dłoń i położył ją na swoim brzuchu. 

-  Tak,  rzeczywiście  -  odparła,  poddając  się  rozkoszy,  jaką 

sprawiał  każdy  dotyk,  szczęśliwa,  że  Richard  wydaje  się  pozwalać, 

aby to ona dyktowała reguły gry.  

Przesunęła  dłoń  niżej  i  dotarła  do  jego  męskości.  W  tym 

momencie  Richard  przewrócił  Melanie  na  plecy  i  zaczął  rozbierać, 

rozpinając wprawnie wszystkie guziki i zatrzaski. Po chwili była naga, 

a  stanowczość,  z  jaką  Richard  przejął  inicjatywę,  zaparła  jej  dech  w 

piersiach i sprawiła, że niecierpliwie czekała na dalszy ciąg. 

-  Przekonajmy  się,  czy  dobrze  zrozumiałem,  co  planujesz  na  ten 

wieczór  -  powiedział,  pieszcząc  ją  i  całując  coraz  to  inne  części  jej 

ciała. 

Ogrzewanie  nie  było  im  potrzebne.  Melanie  wiła  się  pod  jego 

dotykiem, czując trawiący ją żar, który tylko on mógł ugasić. Było to 

background image

przeżycie tak pełne pasji i namiętności, że chciała się w nim zatracić. 

Zapragnęła go wreszcie poczuć w sobie. 

- Jak długo masz zamiar mnie dręczyć? - jęknęła. 

-  Jeszcze  trochę  -  odparł,  potwierdzając  te  słowa  pieszczotami, 

które  doprowadzały  ją  do  szaleństwa.  -  Nie  hamuj  tego  Melanie,  nie 

powstrzymuj się. 

-  Nie  chcę  kończyć  sama.  -  Upierała  się  przy  swoim  nawet  w 

takiej chwili. 

- Proszę... - szepnął, nie odrywając wzroku od jej twarzy i czyniąc 

wszystko, by złamać jej opór. 

To  właśnie  ten  błagalny  szept  doprowadził  ją  do  rozkoszy. 

Spełnienie  przyszło  nagle,  wstrząsając  jej  ciałem.  Tak  wspaniałe 

doznanie  powinno  przynieść  zaspokojenie,  ale  pozostawiło  po  sobie 

tylko pragnienie dalszych rozkoszy. 

Richard przyglądał się jej, bardzo z siebie zadowolony. Za bardzo 

zadowolony,  pomyślała,  dochodząc  do  wniosku,  że  w  tej  sytuacji 

trzeba sięgnąć po drastyczne środki. 

- Nie myśl, że wszystko zależy od ciebie. - Powstrzymała uśmiech 

i  zastosowała  chwyt,  którego  nauczyła  się  kiedyś  na  kursie 

samoobrony.  W  jednej  chwili  to  ona  znalazła  się  na  górze  i 

rozbawiona patrzyła na zdumioną minę Richarda. 

- Do diabła, gdzieś ty się tego nauczyła? - zapytał zaskoczony. 

-  To  bez  znaczenia.  Chciałam  tylko,  żebyś  wiedział,  że  mogę  to 

zrobić.  -  Bezskutecznie  starała  się  powściągnąć  pełen  satysfakcji 

background image

uśmiech. Nigdy by nie przypuszczała, że kurs samoobrony przyda się 

jej w takiej sytuacji. - A teraz powiedz, co chcesz, żebym zrobiła? 

- Pocałuj mnie - poprosił, ujmując jej twarz w dłonie. 

- Tylko tyle? 

-  Może  jeszcze  to.  -  Uniósł  jej  biodra  i  wszedł  w  nią  jednym 

pchnięciem,  wypełniając  ją,  tak  jak  sobie  wymarzyła.  Znów  był 

panem sytuacji. Trzymał ją mocno za biodra, nie pozwalając wykonać 

najmniejszego ruchu. Miała wrażenie, że to  walka, ale jeśli  wszystko 

toczyć się będzie jak dotychczas, obydwoje wyjdą z niej wygrani. 

W  końcu  zaczął  się  poruszać.  Z  początku  delikatnie  i  ostrożnie, 

potem  coraz  pewniej,  a  kiedy  się  wycofał,  Melanie  z  trudem 

powstrzymała błaganie o więcej. 

Po  chwili  wszedł  w  nią  ponownie,  a  wtedy  świat  wokół  przestał 

istnieć.  Zatraceni  w  pełnych  namiętności  zmaganiach,  płynęli  na 

falach rozkoszy aż do samego szczytu, gdzie czekało spełnienie. 

Wstrząśnięta  i  zmęczona,  Melanie  leżała  bez  sił,  przepełniona 

tyloma  uczuciami,  że  aż  bała  się  spojrzeć  na  Richarda.  Kochała  go 

najbardziej na świecie, nie chciała jednak, żeby wyczytał to z jej oczu. 

Nie była pewna, czy którekolwiek z nich umiałoby dalej żyć, wiedząc 

o tym. 

 

ROZDZIAŁ 14 

Dochodziła północ, gdy Richard wymknął się z łóżka i zszedł na 

dół,  żeby  włączyć  ogrzewanie.  W  sypialni  było  tak  zimno,  że  nawet 

ciepło ciała przytulonej do niego Melanie nie mogło go ogrzać. 

background image

Wieczór był rewelacyjny. Jeszcze żadna kobieta nie oddała mu się 

tak  całkowicie,  bezinteresownie  i  z  takim  entuzjazmem.  Był  już 

pewien, że Melanie nie interesuje się nim ze względu na pieniądze ani 

władzę.  Mogła  mieć  przecież  jedno  i  drugie,  i  obydwie  te  rzeczy 

odrzuciła bez  namysłu.  Wierzył,  że  go  kocha,  a  nie  jego  pozycję  czy 

majątek.  To  z  pewnością  na  nią  czekał  przez  całe  życie,  choć  do  tej 

pory nie zdawał sobie z tego sprawy. 

Dlaczego  nie  powiedział,  że  ją  kocha?  Co  go  powstrzymywało? 

Czy  to,  że  i  ona  nie  mówiła  o  swoich  uczuciach,  budząc  w  nim  lęk 

przed odrzuceniem? Czy naprawdę był takim tchórzem? 

Za kilka miesięcy zamierzał wystartować w wyborach, ale gdyby 

je przegrał, nie mrugnąłby nawet okiem. Przerażała go za to myśl, że 

miałby otworzyć serce przed Melanie po to tylko, by się dowiedzieć, 

że ona ma zamiar i tak go zostawić, zgodnie z wcześniejszą umową.  

Dobrze  wiedział,  jak  niszcząca  jest  utrata  bliskiej  osoby  i  jakim 

koszmarem  była  dla  niego  i  braci  śmierć  rodziców.  Gdyby  teraz 

Melanie zdecydowała się odejść, byłoby to równie okropne. Wiedział, 

że po takiej stracie mężczyzna nigdy całkiem się nie otrząśnie. 

Najlepszym dowodem było to, jak bardzo się bał. 

Zapalił  małą  lampę,  zaparzył  dzbanek  kawy  i  usiadł  przy 

kuchennym  stole,  żeby  spokojnie  pomyśleć.  Przypomniał  sobie 

długie,  serdeczne  rozmowy  z  Destiny  w  czasach,  kiedy  był  jeszcze 

chłopcem.  Wielokrotnie  powtarzała,  że  nie  wolno  mu  dopuścić  do 

tego, by śmierć rodziców wywołała strach przed miłością. 

background image

-  Zamykając  serce  dla  innych,  osiągasz  skutek  odwrotny  od 

zamierzonego. W rezultacie czujesz się samotny, jakbyś stracił kogoś, 

kogo kochałeś - ostrzegała. 

Rozumiał,  co  miała  na  myśli,  ale  w  to  nie  wierzył.  Uważał,  że 

najboleśniejsza  jest  pustka,  która  zostaje,  kiedy  ktoś  na  zawsze 

odchodzi. 

-  Wierzysz,  że  cię  kocham,  prawda?  -  Destiny  nie  dawała  za 

wygraną. 

Richard  potwierdził  skinieniem  głowy.  Po  śmierci  rodziców 

ciotka  wróciła  z  Francji,  obiecując,  że  będzie  się  nimi  opiekować,  i 

dotrzymała słowa. Była jedną z niewielu osób, które kochał i którym 

ufał.  A  mimo  to  jakaś  cząstka  jego  serca  pozostawała  dla  niej 

zamknięta. Z premedytacją otaczał się stopniowo murem, który bronił 

go przed dostępem uczuć. 

-  Boisz  się,  że  mogę  odejść?  Albo  umrzeć?  -  zapytała  wtedy 

ciotka. 

Na  samą  myśl  o  tym  przerażenie  ścisnęło  go  za  gardło  i  znowu 

mógł tylko skinąć głową. 

- Kochanie, nigdy was nie zostawię. Mogę, naturalnie, umrzeć, ale 

to przecież czeka każdego z nas i nie oznacza, że nie powinniśmy się 

nawzajem kochać. Przeciwnie, powinniśmy się cieszyć każdą chwilą, 

którą  jest nam dane  spędzić  razem.  Życie  jest  po to, aby  żyć.  Trzeba 

umieć  wykorzystać  moment,  zaryzykować  i  pokochać  kogoś  całym 

sercem. Gdybym cię tego nie nauczyła, to bym ciebie zawiodła. 

background image

Destiny przekonywała ich o tym cierpliwie, ale wszyscy trzej byli 

oporni,  tyle  że  każdy  na  swój  sposób.  Mack  wypełniał  życie  nic 

nieznaczącymi, przelotnymi romansami. Ben wprawdzie się zakochał, 

ale głupio, bo jego wybranka odeszła, a po jej stracie strach powrócił. 

Richard  był  przekonany,  że  nie  jest  zdolny  do  prawdziwych 

uczuć.  Nigdy  nie  zdobył  się  na  ryzyko  i  aż  do  chwili  pojawienia  się 

Melanie  był  pewien,  że  pancerz,  w  jakim  zamknął  serce,  jest 

niezniszczalny. 

Pijąc  kolejną  filiżankę  kawy,  tonął  w  tych  ponurych 

rozmyślaniach,  gdy  nagle  usłyszał  kroki  na  schodach  i  jego  serce 

zaczęło bić mocniej.  

Melanie  weszła  do  kuchni,  mając  na  sobie  jego  koszulę  i 

rozkosznie potargane włosy. 

- Tęskniłam za tobą - powiedziała rozespana, siadając z ufnością 

na jego kolanach.  

Odruchowo objął ją, a czując dotyk nagich ud i pośladków, stracił 

nadzieję na odzyskanie równowagi. 

-  Chciałem  rozpalić  ogień  w  kominku  -  szepnął,  wciągając  w 

nozdrza delikatny zapach jej perfum. 

- No, trzeba było raczej rozpalić mnie - powiedziała cicho. 

-  Dlaczego  sam  na  to  nie  wpadłem?  -  Uśmiechnął  się.  -  Może 

jeszcze  nie  jest  za  późno?  -  Pieszczotliwie  musnął  jej  pierś, 

obserwując twardniejącą brodawkę. 

background image

-  Niech  się  zastanowię.  Może  uda  nam  się  to  jakoś  nadrobić  - 

droczyła  się.  -  Ale  najpierw  musisz  mnie  porządnie  nakarmić. 

Umieram z głodu. 

- Widzę, że nie narzekasz na brak apetytu - stwierdził rozbawiony. 

-  Chciałem  się  tylko  upewnić,  czy  naprawdę  chcesz  zacząć  od 

jedzenia - powiedział z błyskiem w oku, błądząc dłońmi po jej ciele. 

- Teraz potrzebuję przede wszystkim pożywienia. 

- Na co masz ochotę? Na kolację, obiad, a może na kanapkę? 

- Nie każ mi myśleć. Jeszcze całkiem się nie obudziłam. Zrób mi 

niespodziankę. 

- Niech będzie. Pozwolisz mi wstać czy mam szykować jedzenie, 

trzymając cię na kolanach? 

Melanie przeciągnęła się i przesiadła na krzesło, a potem ułożyła 

skrzyżowane ramiona na stole, oparła na nich głowę i od razu zasnęła. 

Richard  długą  chwilę  wpatrywał  się  w  jej  odsłonięty  kark. 

Zastanawiał  się,  jaki  smak  może  mieć  w  tym  miejscu  jej  skóra,  bo 

było  to  jedno  z  niewielu  miejsc,  których  dotąd  nie  spróbował.  Oparł 

się jednak pokusie. 

Przez  ten  czas,  kiedy  krzątał  się  po  kuchni,  Melanie  nawet  nie 

drgnęła. Gdy jednak postawił przed nią talerz gorącej, pikantnej zupy, 

delikatnie  poruszyła  nozdrzami,  a  czując  smakowitą  woń,  otworzyła 

oczy. 

- Ojej, ale cudnie pachnie - szepnęła. - Powiedz, że to domowa. 

- Domowa - potwierdził z uśmiechem. - Ale nie ja ją ugotowałem, 

tylko Destiny. Kiedy ona gotuje, zawsze zostawia coś w zamrażarce. 

background image

-  Pachnie  po  prostu  bosko,  i  tak  też  smakuje  -  zachwyciła  się 

Melanie  i  już  obudzona  spojrzała  na  kanapkę.  -  Ooo,  bagietka  z 

kurczakiem i z awokado? Bardzo wykwintne. 

- Sam ją zrobiłem - pochwalił się, ucieszony jej zachwytem. - A ty 

naprawdę niczego nie potrafisz ugotować? 

- Doskonale odgrzewam gotowe dania. 

- No to rzeczywiście możesz być z siebie dumna. - Roześmiał się, 

zapominając na chwilę o pieszczotach. 

-  Na  szczęście,  nie  przywiozłeś  mnie  tutaj  ze  względu  na  moje 

talenty  kulinarne.  W  przeciwnym  razie  czekałoby  cię  ogromne 

rozczarowanie. 

- Nigdy nie będę tobą rozczarowany - stwierdził. Chyba że ze mną 

zerwiesz, dodał w myślach. A wtedy chyba pęknie mi serce. 

-  Jesteś  pewien?  Przez  chwilę  wyglądałeś  tak,  jakbyś  coś  chciał 

przemilczeć. 

Czuł,  że  to  odpowiedni  moment,  by  otworzyć  serce  i  wyznać 

wszystko.  Chciał  to  zrobić  i  wiedział,  że  powinien.  Otworzył  nawet 

usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.  

Wieloletni  lęk  okazał  się  silniejszy.  Stał  więc,  milcząc  i  patrzył, 

jak  gaśnie  w  jej  oczach  blask  i  znika  radość  z  twarzy.  Zrozumiał,  że 

właśnie stracił szansę, by zdobyć to, czego pragnął najbardziej. 

Melanie  czuła,  że  podczas  nocnego  posiłku  zdarzyło  się  coś 

ważnego. Domyślała się, że Richard zmagał się ze sobą i że przegrał. 

Nie miała jednak pojęcia, z czym walczył. A w sprawach dotyczących 

background image

uczuć  nie  dowierzała  już  własnemu  instynktowi.  Modliła  się,  by 

wystarczyło, że jest otwarta i gotowa narazić się na porażkę.  

Nie  chciała  zostać  zmuszona  do  wyrażenia  swoich  uczuć,  bo 

mogły zostać odrzucone. Lepiej niż ktokolwiek inny znała moc słów. 

Wiedziała,  że  mogą  leczyć  lub  ranić,  ale  tych  już  wypowiedzianych 

nie da się cofnąć. 

Nie  pozwoliła,  by  milczenie  Richarda  ją  zniechęciło.  Mogła 

zrobić  choć  tyle,  bo  przecież  przyjechała  tu  z  nadzieją,  że  sprawy 

między nimi się ułożą. Zrobili już duży krok do przodu i bardzo się do 

siebie  zbliżyli.  Postanowiła  się  więc  nie  poddawać, bo  ciągle  jeszcze 

istniała szansa, że osiągną więcej. Jeżeli tylko oboje będą chcieć. 

Następnego  ranka  odniosła  wrażenie,  że  Richard  doszedł  do 

podobnych wniosków. Czekał na nią na dole uśmiechnięty, a na stole 

stało wykwintne śniadanie. 

-  Jeżeli  mi  obiecasz,  że  codziennie  dostanę  takie  śniadanie,  to 

może się zastanowię i naprawdę wyjdę za ciebie - zażartowała. 

-  Umowa  stoi  -  odparł  tym  samym  lekkim  tonem.  -  Ale  zanim 

nam stuknie czterdziestka, oboje będziemy większość czasu spędzać u 

lekarzy, walcząc z nadciśnieniem i nadmiarem cholesterolu. 

Melanie  wzięła  do  ust  następny  kęs  omleta  z  kozim  serem  i 

szczypiorkiem i stwierdziła: 

- Kto wie, może warto. 

Richard  obrzucił  ją  taksującym  spojrzeniem  i  najwyraźniej 

spodobało mu się to, co zobaczył. 

background image

-  Masz  pomysł,  jak  pozbyć  się  tych  kalorii?  -  zapytał  z  nutą 

nadziei w głosie. 

-  Na  pewno  nie  tak,  jak  myślisz  -  odparła  stanowczo,  czując,  że 

musi nabrać dystansu do nocnych przeżyć. 

- Szkoda. 

-  Obiecuję,  że  później  to  nadrobimy.  -  Uśmiechnęła  się.  -  Teraz 

chcę  trochę  pozwiedzać  okolicę.  Kiedy  tu  byłam  poprzednio, 

przejrzałam  foldery  leżące  w  salonie  i  stąd  wiem,  że  jest  tu  kilka 

interesujących miejsc do obejrzenia. 

-  Istotnie,  wytwórnia  wina  może  być  interesująca,  ale  co  do 

reszty,  to  nie  jestem  pewien.  Ale  może  jestem  uprzedzony.  Destiny 

corocznie zabierała nas na zwiedzanie historycznych miejsc. 

- Nie lubiłeś tego? 

-  Być  może  nie  wyraziłem  się  jasno.  Zwiedzaliśmy  je  co  roku, 

rozumiesz? 

-  W  takim  razie  nie  będziemy  potrzebować  przewodnika.  - 

Uśmiechnęła się Melanie. 

- Nic nie pamiętam. 

- Wezmę więc książkę i sprawdzę, ile zapomniałeś. Ruszajmy.  

Richard mruknął coś, niezadowolony, ale  wstał od stołu i włożył 

naczynia do zmywarki. 

- No, nie dąsaj się. - Poklepała go po policzku. - Kiedy wrócimy, 

będziesz mógł mnie sprawdzić. 

- Z historii? 

- Raczej ze sposobu reagowania na polecenia. 

background image

- A więc wkładaj buty, kochanie! - Rozpromienił się. - Zobaczysz, 

jak błyskawicznie odpracujemy to całe zwiedzanie. 

Melanie  była  w  tak  radosnym  nastroju,  że  Richard  zupełnie  się 

rozchmurzył, zapominając o nocnych obawach i o rozczarowaniu. 

Z tak niezwykłą uwagą chłonęła jego wykłady z historii, że zaczął 

grzebać  w  pamięci,  by  przypomnieć  sobie  jakieś  ciekawostki,  które 

przecież  musiał  słyszeć,  gdy  zwiedzał  te  miejsca  jako  chłopiec. 

Podobało mu się, że Melanie słucha go z takim zainteresowaniem, jak 

gdyby przekazywał plotki o sąsiadach. 

-  Jestem  jankeską  z  Ohio,  więc  rodzinny  dom  generała 

konfederatów  Roberta  E.  Lee  nie  powinien  mnie  tak  interesować  - 

powiedziała,  gdy  wychodzili  z  Stratford  Hall.  -  Ale  to  miejsce  jest 

naprawdę  piękne  i  fascynujące.  Żałuję,  że  nie  żyłam  w  tamtych 

czasach. Wyobrażasz sobie, że Lee i Washington mogliby być twoimi 

sąsiadami? Pomyśl tylko, jakie rozmowy musiały się tam toczyć przy 

obiedzie. 

-  Przypuszczam,  że  podobne  do  tych,  jakie  można  usłyszeć,  gdy 

Destiny  gości  na  kolacji  połowę  najbardziej  wpływowych  ludzi  w 

Waszyngtonie. Dopilnuję, żeby cię zaproszono przy następnej okazji. 

W  czasie  takich  spotkań  Destiny  ma  zwyczaj  rzucać  jakąś 

kontrowersyjną uwagę i patrzeć, co z tego wyniknie. 

-  Mogę  sobie  wyobrazić,  że  świetnie  się  przy  tym  bawi. 

Opowiadała  mi  bardzo  dużo  o  spotkaniach  intelektualistów,  jakie 

organizowała w swojej pracowni, kiedy mieszkała we Francji. 

background image

-  Naprawdę?  -  zdziwił  się.  -  Z  nami  nigdy  o  Francji  nie 

rozmawiała. 

-  Może  nie  chciała,  żebyście  pomyśleli,  że  tęskni  za  tamtym 

życiem. 

-  Nie  pojmuję,  dlaczego  ukrywała  przed  nami,  jakie  życie 

prowadziła,  zanim  wróciła  do  Stanów,  żeby  się  nami  zająć  -  rzekł  i 

westchnął, bo nagle to pojął. - Na pewno nie chciała, żeby wyglądało 

na to, że  żałuje powrotu i tego, co musiała dla nas poświęcić. Ty też 

tak uważasz? 

- Tak przypuszczam - odparła Melanie. - Sam zresztą powinieneś 

ją o to zapytać. 

-  Masz  rację  -  przyznał.  -  Ciekawe,  czy  z  Benem  rozmawiała  o 

tamtych  latach?  Mieszkając  we  Francji,  również  zajmowała  się 

malarstwem.  Oboje  kochają  sztukę,  i  to  ich  łączy.  Przez  całe  lata 

czuwała  nad  rozwojem  talentu  Bena,  a  ja  się  nieraz  zastanawiałem, 

czy nie ma ochoty, by znów wziąć pędzel do ręki. 

Richard  poczuł  się  nagle  dziwnie.  Dotąd  nie  przyszło  mu  do 

głowy, że w życiu Destiny mogą istnieć obszary, do których go nigdy 

nie  dopuściła.  Choć  prawdopodobnie  miał  tam  wstęp  jeden  z  jego 

braci. No i, jak widać, Melanie, choć była dla ciotki obcą osobą. 

- Nie dlatego milczała, że żałowała swej decyzji. Pewnie uważała, 

że  nie  jesteście  gotowi,  by  usłyszeć  o  tym,  jak  żyła  we  Francji  - 

powiedziała Melanie, jakby wyczuwała jego myśli. 

- Wiem - rzucił niecierpliwie. 

background image

- Na pewno? - zapytała cicho Melanie. - Na podstawie tego, co mi 

opowiedziała,  uważam,  że  był  to  najbardziej  altruistyczny  czyn,  o 

jakim  słyszałam.  Destiny  była  we  Francji  szczęśliwa.  Prowadziła 

bardzo  interesujące  życie  w  miejscu,  które  kochała.  Jej  obrazy 

sprzedawano  w  Paryżu  i  na  całym  Lazurowym  Wybrzeżu.  W 

środowisku była znana, a nawet sławna. Miała wielu przyjaciół.  

I  wtedy  właśnie  ty  i  twoi  bracia  zostaliście  sami.  Rzuciła  więc 

wszystko  bez  wahania  i  wróciła  do  Stanów,  bo  rodzina  była  dla  niej 

najważniejsza.  Szczerze  mówiąc,  rodzina  to  jedyne,  co  naprawdę  się 

liczy. 

To  prawda,  pomyślał  Richard.  Zawsze  wiedział,  że  powrót 

Destiny  był  dla  niej  poświęceniem,  ale  aż  do  tej  chwili  nie  zdawał 

sobie sprawy z tego, jak wielkim. Nawet będąc już dorosłym, uważał, 

że  obecność  ciotki  w  ich  życiu jest  czymś  oczywistym.  Zaskakujące, 

że dopiero pod wpływem słów Melanie dostrzegł inną, nieznaną dotąd 

Destiny.  Pierwszy  raz  ujrzał  w  niej  nie  tylko  ciotkę,  ale  i  wyjątkową 

kobietę. 

- Jesteś cudowna! - Pocałował Melanie w policzek, wdzięczny za 

to,  że  pozwoliła  mu  ujrzeć  w  zupełnie  innym  świetle  poświęcenie 

Destiny. 

- Dziękuję. A co ja takiego zrobiłam? 

-  Otworzyłaś  mi  oczy  -  powiedział.  I  serce,  dodał  po  chwili  w 

myśli. 

background image

Krótka  ucieczka  od  świata  była  jak  błogi  sen.  Do  pełnego 

szczęścia Melanie brakowało tylko tego, by Richard powiedział, że ją 

kocha. Niestety, nie zrobił tego. 

Oglądali  filmy  i  tańczyli  przy  starych  przebojach  nadawanych  w 

radio.  Kochali  się  w  blasku  ognia  płonącego  na  kominku  i  było 

wspaniale.  Melanie  coraz  lepiej  rozumiała  Richarda,  lecz  do  jego 

serca nie miała dostępu i zamartwiała się, że tak już pozostanie. 

Zegar wybił północ, oznajmiając, że zaczął się nowy rok. Melanie 

leżała w objęciach Richarda, wyczerpana, ale bardzo zadowolona. 

- Zanim jutro wrócimy do domu, musimy o czymś porozmawiać. - 

Zajrzał jej w oczy. - Mamy już nowy rok, a to najlepsza pora na nowe 

życie  -  rzekł  tonem,  który  wzbudził  w  Melanie  lęk.  -  Pamiętasz, 

obiecałem ci publiczne zerwanie zaręczyn? 

- To o tym myślisz? - zapytała smutno. 

A  więc  podczas  gdy  ona  marzyła  o  zakończeniu  w  rodzaju  „żyli 

długo  i  szczęśliwie",  on  zastanawiał  się  tylko,  jak  położyć  kres 

kłamstwom. Chciał zacząć nowy rok bez niej i bez kłopotów, które się 

z nią wiązały. 

-  A  ty  nie?  Od  początku  mówiłaś,  że  im  wcześniej  to  zrobimy, 

tym  lepiej.  Uważam,  że  masz  rację.  Szczególnie  po  tej  historii  z 

zakupami  i  z  całym  tym  planowaniem  ślubu.  Nie  możemy  pozwolić, 

żeby to się dalej ciągnęło. 

-  W  takim  razie  skończmy  wreszcie  tę  farsę  -  powiedziała 

dzielnie,  pilnując,  by  się  przypadkiem  nie  rozpłakać.  -  Wiesz  już 

może, jak to zrobić? 

background image

Richard  patrzył  jej  w  oczy,  usiłując  wyczytać  w  nich,  co 

naprawdę  o  tym  myśli.  Melanie  udało  się  jednak  nie  okazać 

cierpienia. Zrobiła ogromny wysiłek, aby jej wzrok pozostał obojętny. 

-  Sądzę,  że  to  ty  powinnaś  zdecydować  -  odparł  z  duszą  na 

ramieniu. 

Kiwnęła tylko głową, bojąc się, że głos może ją zawieść. 

-  Pomyśl  o  tym  -  nalegał.  -  I  daj  mi  znać,  jak  tylko  coś 

postanowisz. Zgodzę się na wszystko, co zechcesz. 

- Kiedy masz zamiar to zrobić? - zapytała spokojnie i pewnie. 

- Im wcześniej, tym lepiej. 

-  Zgadzam  się  z  tobą  -  powiedziała,  myśląc,  że  kiedy  już  będzie 

po wszystkim, nadejdzie pora na wzięcie się w garść. 

Nagle poczuła przejmujące zimno i otuliła się puszystym szalem. 

- Idę się położyć - powiedziała zdławionym głosem.  

Richard nie objął jej ani nawet nie zatrzymał. Dopiero kiedy była 

na szczycie schodów, zawołał:  

- Szczęśliwego Nowego Roku, Melanie. 

-  Szczęśliwego  Nowego  Roku  -  odpowiedziała  automatycznie, 

choć  wiedziała,  że  dla  niej  zaczął  się  gorzej  niż  wszystkie  minione 

lata. 

Kiedy  zamknęła  za  sobą  drzwi  sypialni,  poczuła,  że  z  rozkoszą 

walnęłaby  czymś  o  ścianę.  Nie  miało  to  jednak  sensu,  chyba  że 

mogłaby  trafić  w  Richarda.  Może  to  by  mu  wbiło  trochę  rozumu  do 

głowy? Dlaczego nie dostrzegał tego, co ona widziała wyraźnie? 

background image

Miała  pewność,  że  razem  mogliby  być  szczęśliwi.  Z  jej  pomocą 

Richard osiągnąłby  w  życiu wszystko, co tylko by  zechciał. Była dla 

niego  idealną  partnerką,  bo  świetnie  się  do  tego  nadawała.  Przy  niej 

już nigdy nie byłby nudziarzem. Już ona by o to zadbała. 

Straciła  jednak  nadzieję  na  wspólną  przyszłość  w  chwili,  gdy 

zaczął mówić o zerwaniu zaręczyn. Mimo że w ciągu ostatnich kilku 

dni bardzo się do siebie zbliżyli, to najwyraźniej podchodzili do tego 

w odmienny sposób. Dla Richarda wyjazd był tylko przygodą. Czymś, 

do  czego  i  tak  musiało  dojść,  bo  nie  mogli  już  dłużej  ignorować 

rosnącego napięcia. Ale, jak widać, to było wszystko. 

Melanie  dobrze  wiedziała,  że  nikogo  nie  można  zmusić  do 

kochania, tak samo jak nie można zmusić do wyznania miłości kogoś, 

kto sam przed sobą bał się przyznać, co czuje. Pod tym względem ona 

okazała się równie tchórzliwa jak Richard.  

Teraz  za  to  musi  chronić  swoje  złamane  serce  i  głupią  dumę. 

Dlatego  też  po  powrocie  do  Alexandrii  wyda  przyjęcie,  podczas 

którego  rzuci  mu  w  twarz  ten  okropny  pierścionek.  Dopilnuje,  aby 

scena  była  tak  pamiętna,  że  będzie  go  prześladować  do  końca  życia. 

Nie chciał uczucia, które ich połączyło, trudno, ale nie pozwoli mu o 

sobie zapomnieć. 

Zadba o to jak należy. Na swoje nieszczęście, ona pewnie też nie 

zdoła go zapomnieć. 

background image

ROZDZIAŁ 15 

Kiedy  wrócili  do  miasta,  przyjęcie  zaręczynowe  było  już  w 

zasadzie  zorganizowane.  Zaproszenia  właśnie  drukowano  i  było  za 

późno,  by  wszystko  odwołać.  Melanie  czuła  się  nieszczęśliwa, 

wiedząc,  że  wielka  scena  zerwania  zepsuje  całą  imprezę,  ale  Destiny 

nie dała jej przecież szansy na inne zakończenie. 

Melanie  i  Ryszard  zgodnie  uznali,  że  z  fikcją  należy  uporać  się 

jak najszybciej, a przyjęcie będzie znakomitą okazją, by zrobić to przy 

licznych świadkach. Melanie zaprosiła nawet Pete'a Forsythe'a, chcąc, 

żeby  ujrzał  koniec  romansu,  do  którego  doprowadził  swoim 

artykułem. 

-  Na  pewno  nie  chcesz  zaprosić  rodziców?  -  zapytała  znów 

Destiny,  kiedy  po  raz  ostatni  przeglądały  listę  zaproszonych  gości.  - 

Richard z przyjemnością wyśle po nich firmowy samolot. 

Nigdy  w  życiu,  pomyślała  Melanie.  Wystarczy,  że  przeczytają  o 

tym w gazecie. 

Zależało  jej  jednak  na  obecności  Becky.  Wiedziała,  że  kiedy 

bomba wybuchnie, będzie potrzebowała życzliwego wsparcia. 

- Moi rodzice nie lubią latać samolotem - odpowiedziała zgodnie 

z prawdą. - A żeby dojechać samochodem, tata musiałby zwolnić się z 

pracy  w  środku  tygodnia,  co  nie  jest  możliwe.  Poza  tym  myślę,  że 

rodzice będą chcieli urządzić drugie przyjęcie, w Ohio. 

Kiedy  wrócę  do  domu  z  podkulonym  ogonem,  pomyślała 

przygnębiona. 

background image

- Kochanie, co cię dręczy? - Destiny patrzyła na nią z niepokojem. 

- Przyszła panna młoda powinna być szczęśliwa. A ty od czasu waszej 

wyprawy ciągle jesteś smutna. 

-  Nie  smutna,  tylko  trochę  zmęczona  -  zapewniła  Melanie.  -  Po 

powrocie  zastałam  na  biurku  sterty  papierów  i  musiałam  nad  nimi 

siedzieć po nocach. 

Wydawało się, że tłumaczenie przekonało Destiny. 

-  Kiedy  już  zostaniecie  małżeństwem,  będziesz  mogła  rzucić 

pracę - zaczęła ostrożnie. - Wiem, że to może nie jest punkt widzenia 

nowoczesnej kobiety, ale nie będziesz już musiała zarabiać. 

-  Ale ja lubię swoją pracę - oświadczyła Melanie, myśląc, że już 

wkrótce praca stanie się dla niej najważniejsza w życiu. 

-  Wiem,  że  jesteś  świetną  specjalistką,  ale  życie  czasami  zmusza 

nas do dokonania wyboru. Kiedyś może się okazać, że rodzina stanie 

się dla ciebie najważniejsza. 

- Tak jak dla ciebie? 

- No właśnie - przyznała Destiny z obojętnym wyrazem twarzy. - 

Tak jak dla mnie. 

- Żałowałaś kiedyś swojej decyzji? 

Destiny wydawała się zaskoczona tym przypuszczeniem. 

-  Jak  mogłabym  żałować?  Richard,  Mack  i  Ben  są  dla  mnie  jak 

synowie,  potrzebują  mnie!  -  zawołała.  -  Inna  decyzja  była  nie  do 

pomyślenia! 

W  głosie Destiny słychać było absolutną pewność, choć Melanie 

miała wrażenie, że wyczuwa też nutę smutku czy tęsknoty. Wiedziała 

background image

jednak,  że  przyjaciółka  nigdy  się  do  tego  nie  przyzna.  Nawet  jeżeli 

czegoś żałowała, było jasne, że tajemnicę tę raczej zabierze do grobu, 

niż obarczy nią bratanków. 

-  Jak  zyskuje  się  pewność,  że  wybór  jest  słuszny?  -  zapytała 

Melanie. Ukrywała smutek znacznie gorzej, niż robiła to Destiny. 

-  Zapytaj  serca.  -  Starsza  pani  uśmiechnęła  się.  -  Ono  cię  nie 

okłamie  w  żadnej  ważnej  sprawie.  Tyle  że  czasem  trzeba  się  bardzo 

dokładnie wsłuchać, by usłyszeć odpowiedź - dodała cierpko. 

Melanie  pomyślała,  że  jej  serce  stale  udziela  fałszywych 

odpowiedzi,  ale  zanim  zdążyła  rozważyć  to  dokładniej,  zjawił  się 

Richard. 

Z  niepewną  miną  cmoknął  ciotkę  w  policzek,  potem  nachylił  się 

nad Melanie i równie przyjacielsko pocałował ją w usta. Wiedziała, że 

pocałunek jest tylko grą, a mimo to odczuła dreszcz podniecenia. 

- Co robicie? - zapytał Richard. 

-  Ostatnie  przygotowania  do  przyjęcia  -  wyjaśniła  Destiny.  - 

Zaproszenia zostaną wysłane po południu. 

-  Ile  tysięcy  ludzi  cioteczka  kazała  ci  zaprosić?  -  zwrócił  się  do 

Melanie. 

- Zaprotestowałam, gdy doszła do trzystu pięćdziesięciu osób. 

- Okrągła liczba - stwierdził cierpko Richard. - Oczywiście ktoś z 

prasy? 

- Pete Forsythe i jego fotograf. 

-  Nie  mogę  pojąć,  dlaczego  go  zapraszasz.  -  Destiny  pokręciła 

głową. 

background image

-  Czyżby?  A  ja  sądziłem,  że  lubisz  pana  Forsythe'a.  -  Richard 

popatrzył na ciotkę z rozbawieniem. 

Destiny  wydawała  się  tak  zbulwersowana  tymi  słowami,  że 

Melanie poczuła głęboki podziw dla jej umiejętności aktorskich. 

-  Dlaczego  tak  ci  się  wydawało?  -  zapytała  Destiny  chłodno, 

udając oburzenie. 

-  Przecież  to  właśnie  jemu  opowiedziałaś  o  weekendzie,  który 

kilka  tygodni  temu  spędziłem  z  Melanie  w  domu  nad  rzeką  - 

przypomniał. - Dlaczego więc nie dać mu okazji, żeby był świadkiem 

zaręczyn, do których się przyczynił? 

-  Och,  to  przecież  nieważne.  -  Destiny  beztrosko  zakończyła 

temat. 

-  Masz  rację  -  przyznał  Richard.  -  Wybaczysz,  jeśli  porwę  ją  na 

chwilę? Musimy ustalić kilka spraw. 

- Oczywiście - zgodziła się grzecznie ciotka. 

- Czy to dotyczy twojej kampanii? - zapytała Melanie, niechętnie 

idąc do jego biura. 

- Zapomniałaś, że już u mnie nie pracujesz? 

- Zawsze możesz mnie zapytać o radę - zauważyła, bolejąc, że już 

niedługo nawet to nie będzie ich łączyć. 

-  Wieczorem  mam  służbową  kolację.  Czy  chciałabyś  mi 

towarzyszyć? 

-  Nie  wydaje  ci  się,  że  w  obecnej  sytuacji  nie  jest  to  dobry 

pomysł? 

background image

- Pewnie tak, ale ludzie, z którymi jestem umówiony, poczują się 

obrażeni, jeśli nie przyjdziesz. 

To  okropne!  Jak  może  iść  z  nim  na  kolację  i  udawać  przed 

obcymi ludźmi, że jest szczęśliwa, kiedy w tym samym czasie będzie 

planowała wielką scenę zerwania? 

- A może pokłócimy się wieczorem i zerwiemy zaręczyny jeszcze 

przed kolacją? - zaproponowała z nadzieją w głosie. - Wtedy będziesz 

mógł iść sam i nie trzeba będzie odgrywać żadnej sceny na przyjęciu. 

-  Myślałem,  że  ci  na  tym  zależy.  -  Popatrzył  na  nią  z 

zainteresowaniem.  -  Ta  scena  była  przecież  jednym  z  twoich 

warunków. 

- Szczerze mówiąc, przestało mi zależeć - odparła, bo nie chciała 

upokarzać  Richarda.  Nie  chciała  również  robić  wstydu  sobie  ani 

burzyć  nadziei  Destiny.  Wolałaby  mieć  już  to  wszystko  za  sobą.  - 

Rozstańmy  się  cicho  i  spokojnie  teraz  -  poprosiła,  próbując  zsunąć 

pierścionek z palca. 

Niestety,  pierścionek  ani  drgnął,  a  ponura  mina  Richarda 

wskazywała, że nie godzi się na tę prośbę. 

- Sama wybrałaś czas i miejsce. Nie możesz się teraz wycofać. 

- Dlaczego? 

- Bo nie - upierał się. 

Mogłaby pomyśleć, że próbuje w ten sposób zyskać na czasie, ale 

przecież wiedziała, że to nieprawda. 

background image

Richard  wyjął  z  szafy  smoking.  Nie  opuszczała  go  myśl,  że 

popełnił  błąd,  nie  pozwalając  Melanie  zakończyć  tej  farsy  po  cichu. 

Dlaczego uparł się, żeby czekać jeszcze tydzień? 

Wspólna kolacja w towarzystwie zaprzyjaźnionych biznesmenów 

bynajmniej  nie  poprawiła  sytuacji.  Melanie,  nieobecna  duchem, 

milczała, przez co pozostali goście czuli się niezręcznie. 

Wieczór  był  katastrofą,  a  wspólne  przedsięwzięcia,  o  których 

rozmawiano  przy  kolacji,  prawdopodobnie  nie  dojdą  do  skutku.  Ale 

Richard  jakoś  nie  umiał  się  tym  przejąć.  Martwiło  go  tylko  to,  że 

może stracić jedyną kobietę, którą pokochał. 

-  Skąd  ta  ponura  mina?  -  zapytał  Mack,  patrząc,  jak  brat  nalewa 

sobie  dużego  drinka.  -  Przecież  dzisiaj  będziemy  świętować  twoje 

zaręczyny. 

- Daj spokój, obaj wiemy, że to nieprawda - odparł Richard. 

- Myślałem, że... - Mack urwał, najwyraźniej zaskoczony reakcją 

brata. 

- Co myślałeś? Że naprawdę mamy zamiar się pobrać? 

-  Szczerze  mówiąc,  tak.  Wszystko  na  to  wskazywało. 

Wyjechaliście przecież razem do domu nad rzeką. 

- Cóż, sprawy często mają się inaczej, niż to wygląda. Właśnie w 

czasie  tego  wyjazdu  Melanie  powiedziała  mi,  że  chce,  aby  wszystko 

przebiegło zgodnie z naszą wcześniejszą umową. 

-  A  co  zrobiłeś,  by  zmieniła  zdanie?  -  Mack  popatrzył  na  brata 

ciężkim wzrokiem. 

- Cóż mogłem zrobić? Przecież była zdecydowana. 

background image

- Powiedziałeś, że ją kochasz? 

Richard  zmarszczył  brwi,  a  Mack  zrozumiał,  że  brat  nie  zdobył 

się na wyznanie. 

- Co się z tobą dzieje? - spytał. - A zresztą nieważne, i tak wiem. 

Uwierz  mi,  że  jeśli  chodzi  o  romanse,  tak  samo  jak  ty  nie  znoszę 

fajerwerków. Ale to Melanie. Jest w tobie do szaleństwa zakochana i 

widać, że ty ją kochasz. Nie pozwól, by odeszła. 

Richard  nie  był  jednak  gotów  wyznać,  co  czuje  do  Melanie. 

Nawet bratu, któremu bez namysłu powierzyłby swoje życie. 

-  Zapominasz,  że  cała  ta  historia  z  zaręczynami  miała  na  celu 

wyłącznie zadowolenie Destiny - przypomniał. 

-  Naprawdę  myślisz,  że  wciąż  oszukujesz  ciotkę?  -  Mack 

wybuchnął  śmiechem.  -  Żyjesz  złudzeniami,  Richardzie.  Może  na 

początku to naprawdę była jakaś szczeniacka gra, ale...  

Mack  urwał,  widząc  pogłębiające  się  na  czole  Richarda 

zmarszczki.  

-  Nie  przestraszysz  mnie  tą  groźną  miną.  Przyznaj,  że  gra  się 

skończyła, i napraw wszystko, zanim będzie za późno. Nie upieraj się, 

gdy chodzi o coś tak ważnego. Może ona też chciałaby zmienić fikcję 

w  rzeczywistość,  ale  pamiętając  ostatni  punkt  waszej  absurdalnej 

umowy, bała się do tego przyznać. 

Richard  wpatrywał  się  w  Macka,  zastanawiając  się,  czy  to 

możliwe,  by  miał  on  rację.  Czy  możliwe,  że  swoim  postępowaniem 

skłonił  Melanie  do  milczenia?  Czy  naprawdę  oboje  gotowi  byli 

dotrzymać umowy tylko dlatego, że bali się wyznać swe uczucia? 

background image

- Od kiedy to stałeś się znawcą uczuć? - zadrwił jednak z brata. 

-  Nie  jestem  głupi,  Richardzie,  ale  ty  nie  rozumiesz,  do  czego 

zmierzasz.. 

Richard uznał, że nie ma sensu dalej brnąć w ten absurd. 

- Co mam zrobić? - zapytał. 

-  Wymyśl  coś  przekonującego  i  nie  przyjmuj  odmowy.  Pozwól, 

niech  Melanie  odegra  swoją  scenę,  a  potem  ty  odegraj  swoją.  Na 

pewno ci się uda. 

Richard  pomyślał,  że  skoro  Mack  wierzy  w  jego  siłę 

przekonywania,  to  może  warto  spróbować.  Chodzi  przecież  o  jedyną 

kobietę, którą w życiu pokochał. 

- Chyba mam pomysł. - Uśmiechnął się i podniósł słuchawkę, by 

zadzwonić do swojego jubilera. 

- Nawet jeśli ci się nie uda, to przynajmniej będziesz wiedział, że 

zrobiłeś wszystko, co było możliwe. A to lepsze niż poddanie się bez 

walki. 

Racja,  pomyślał  Richard,  od  razu  nabierając  wigoru.  Dobrze 

wiedział,  jak  ważna  jest  w  negocjacjach  inicjatywa.  Dlaczego 

wcześniej  nie  pomyślał  o  tym,  by  posłużyć  się  dobrze  znaną  sobie 

taktyką,  sprawdzającą  się  w  biznesie?  Przecież  w  grę  wchodzi 

najważniejszy kontrakt w życiu! 

 

Melanie  ukryła  się  w  toalecie  i  wycierała  przed  lustrem  łzy. 

Uciekła z przyjęcia, bo ani chwili dłużej nie mogła już znieść ciągłego 

uśmiechania  się  do  gości.  Bolały  ją  od  tego  szczęki.  Przyjęcie  było 

background image

ogromnym  sukcesem,  ale  zaraz  je  zepsuje,  odgrywając  swą  wielką 

scenę. 

- Czy coś się stało, kochanie? - Destiny przyłapała ją na ocieraniu 

łez,  ale  w  jej  głosie  nie  było  współczucia.  Nie  wydawała  się  też 

zmartwiona, raczej zadowolona z siebie. 

Melanie spojrzała badawczo i zrozumiała, że Destiny nie dała się 

nabrać na ich grę. 

- Cały czas wiedziałaś, że udajemy, prawda? 

-  Oczywiście  -  przyznała  Destiny  radośnie,  jakby  nie  wydała 

majątku  na  zaręczyny,  które  się  nie  odbędą.  -  Wiem  też,  że  kochasz 

Richarda,  i jestem  absolutnie  pewna,  że  on  kocha ciebie.  -  Poklepała 

ją pocieszająco po ręce. 

Melanie  nie  pytała,  skąd  ta  pewność,  potrzebowała  rady,  i  to 

szybko. 

- Myślisz, że mogę to wszystko jakoś naprawić? 

-  To  nie  twoja  rola.  Pozwól,  by  Richard  się  tym  zajął  -  odparła 

Destiny.  -  Do  pewnych  rzeczy  mężczyzna  musi  dojść  sam.  W 

przeciwnym razie równowaga sił zostanie zachwiana. 

- Myślisz, że on coś zrobi? - zapytała żałośnie Melanie. 

-  Jeżeli  jest  choć  w  połowie  taki,  za  jakiego  go  uważam,  to  za 

miesiąc  staniecie  przed  ołtarzem  -  zapewniła  Destiny.  -  A  musisz 

wiedzieć, moja droga, że nikt nie zna mojego bratanka lepiej niż ja. 

- To znaczy, że mam z nim zerwać, tak jak zaplanowaliśmy? 

background image

- Spodziewa się tego, więc nie możesz go zawieść. Gdyby jednak 

w skrytości ducha liczył na to, że w ostatniej chwili zmienisz zdanie, 

to będzie to dla niego zimny prysznic. 

Godzinę  później  Melanie  zaczerpnęła  tchu,  po  czym  chlusnęła 

Richardowi  w  twarz  szampanem  z  kieliszka.  Co  prawda,  nie  tak 

planowała  początek  wielkiej  sceny,  ale  spodobało  się  jej  to.  Czasami 

Richard był  tak  bardzo  sztywny,  że  po  prostu  nie  mogła  tego  znieść. 

Może ten prysznic z zdoła go ożywić? 

- A to co? - zapytał, najwyraźniej szczerze zaskoczony. 

- Miałam nadzieję, że szampan pomoże ci przejrzeć na oczy. 

- Naprawdę? 

-  Naprawdę.  Jak  na  człowieka  inteligentnego,  czasami 

zachowujesz się okropnie głupio - oświadczyła. 

Nie tak radziła jej Destiny, ale Melanie już zbyt długo pozwalała, 

by  to  inni  kierowali  jej  losem.  Zapomniała,  że  osobą,  która  jest 

najbardziej  zainteresowana  tym,  jak  ułoży  się  jej  przyszłość  z 

Richardem, jest ona sama. Chyba że Richardowi także na tym zależy. 

- Czy to oznacza, że ze mną zrywasz? - zapytał Richard, wyraźnie 

rozbawiony, mimo że otaczało ich morze zdumionych twarzy. 

- Tak - odparła pewnym siebie głosem. 

- W takim razie proszę o zwrot pierścionka. 

Melanie  wyciągnęła  dłoń  i  z  niechęcią  spojrzała  na  ogromny 

brylant,  który  od  początku  jej  się  nie  podobał,  mimo  że  rzucał 

przepiękne  błyski,  mieniąc  się  kolorami  tęczy.  Miał  pewnie  co 

background image

najmniej  sześć  karatów.  Był  idealnie  przejrzysty  i  bez  najmniejszej 

skazy. Musiał kosztować fortunę. 

- Chyba jednak go zatrzymam - stwierdziła. - Mogę go zastawić, a 

za pieniądze, które dostanę, rozszerzę działalność swojej firmy. 

Usłyszała  stłumiony  śmiech  braci  Richarda.  Spodziewała  się,  że 

on sam okaże złość, ale tylko wzruszył ramionami. 

- Rób, jak chcesz - odrzekł spokojnie. - Ale może teraz zechcesz 

go jednak zdjąć? 

- Dlaczego? 

-  Mam  tu  inny  pierścionek  i  myślę,  że  może  ci  się  bardziej 

spodobać  -  powiedział,  wyjmując  z  kieszeni  małe  aksamitne 

pudełeczko. 

- Czy to znaczy, że naprawdę prosisz mnie o rękę? - Melanie była 

kompletnie  zaskoczona,  a  za  jej  plecami  rozległo  się  pełne  ulgi, 

szczęśliwe westchnienie. 

Obejrzawszy się, zobaczyła uśmiechniętą Destiny. 

- Od początku byłaś o tym przekonana - szepnęła do niej Melanie. 

-  Ależ  skąd,  nie  miałam  pojęcia!  -  W  oczach  Destiny  czaił  się 

śmiech. 

-  A  powinnaś się domyślić.  -  Richard uśmiechnął  się  do ciotki.  - 

Bo to przecież ty wszystko zaczęłaś. 

-  Nie  mogę  całej  zasługi  przypisywać  sobie  -  odparła  z 

zaskakującą skromnością. 

Pokora ciotki nie zrobiła jednak wrażenia na Richardzie. 

background image

-  Powinnaś  wiedzieć,  że  ona  zawsze  osiąga  to,  czego  chce  - 

ostrzegł Melanie. 

Destiny  uśmiechnęła  się  z  zadowoleniem,  a  potem  odwróciła  się 

w kierunku Macka i Bena. 

- Nie zapominajcie o tym, chłopcy - zażartowała, gdy tymczasem 

przerażeni bracia wtapiali się w tłum. 

-  Po  czyjej  będziesz  stronie,  kiedy  Destiny  uzna,  że  nadeszła  ich 

pora? - zapytała Melanie. 

-  Oczywiście  po  jej  stronie.  -  Richard  ani  chwili  nie  zastanawiał 

się nad odpowiedzią. - Dzięki niej uwierzyłem  w siłę miłości.  Ale ty 

nadal mi nie odpowiedziałaś. - Zajrzał Melanie głęboko w oczy. 

-  Może  powinnam  potrzymać  cię  w  niepewności  -  uśmiechnęła 

się. 

Słysząc  jednak  za  plecami  szept  Destiny  o  równowadze  sił, 

podjęła decyzję. Domyślała się, jak wiele musiało kosztować Richarda 

wystawienie  się  na  pośmiewisko  w  obecności  tylu  osób.  Zrobił  tak 

wiele, że zasłużył przynajmniej na to, by go nie dręczyć. 

- Zgadzam się - powiedziała, patrząc mu w oczy.  

Goście  wyglądali  na  skonsternowanych.  Zaproszono  ich  na 

uroczystość  zaręczyn  Richarda  i  Melanie.  Najpierw  jednak  byli 

świadkami  zerwania,  a  potem  Richard  ponownie  poprosił  Melanie  o 

rękę.  Kiedy  jednak  Destiny  chwyciła  dziewczynę  w  objęcia  i 

uszczęśliwiona  składała  jej  gratulacje,  zebrani  zaczęli  głośno 

wiwatować. 

background image

-  Nie  mogłabym  sobie  wymarzyć  lepszej  żony  dla  Richarda  - 

powiedziała Destiny. 

- Udawałaś zaskoczoną, ale  obie  wiemy,  że to ty mnie  wybrałaś, 

choć jeszcze nie wiem dlaczego - odrzekła Melanie. 

- To takie proste! - Destiny odwróciła się w stronę Richarda, który 

nigdy  dotąd  nie  wydawał  się  tak  radosny  i  swobodny.  A  kiedy 

zauważył,  że  Melanie  na  niego  patrzy,  w  jego  oczach  zalśnił  ciepły 

blask. - Widzisz to co ja? - zapytała jego ciotka. 

-  Widzę,  że  jest  szczęśliwy  -  odparła  Melanie,  wiedząc,  że 

przepełniają go dokładnie takie same uczucia jak te, które wezbrały w 

jej sercu. 

- Dzięki tobie - stwierdziła Destiny. 

-  Może  w  takim  razie  powinnyśmy  podzielić  się  zasługami?  - 

Melanie chwyciła Destiny w objęcia. 

- Za dzisiejszy  wieczór owszem.  Ale z czasem będą tylko twoim 

udziałem. I już dzisiaj chcę ci za to z góry podziękować. 

- Richard kocha mnie dlatego, że nauczyłaś go kochać. 

- Chyba masz rację - powiedziała Destiny i rozejrzała się po sali. - 

A  gdzie,  u  diaska,  podział  się  Mack?  -  zapytała,  ruszając  od  razu  na 

poszukiwania. 

-  Nie  uważasz,  że  powinieneś  znaleźć  Macka  i  ostrzec  go?  - 

zapytała Melanie, gdy Richard pojawił się obok niej. 

-  Mack  sam  umie  o  siebie  zadbać.  A  szczerze  mówiąc,  z 

przyjemnością  popatrzę,  jak  dla  odmiany  on  będzie  się  zwijał.  Mam 

teraz jednak ważniejsze rzeczy na głowie. 

background image

- Jakie na przykład?  

Pocałował ją w usta. 

-  Zgadzam  się,  że  to  zdecydowanie  ważniejsze  -  wyszeptała  z 

ustami na jego wargach. 

-  Wspominałem  już,  że  cię kocham? -  zapytał,  kiedy  skończył  ją 

całować. 

-  Jeśli  się  nad  tym  zastanowić,  to  właściwie  nie.  Ale  domyślam 

się, że gdyby tak nie było, nie poprosiłbyś mnie o rękę. 

- Wiedziałem, że czytasz w moich myślach. - Uśmiechnął się. 

-  Przez  chwilę  byłam  pewna,  że  wszystko  poszło  źle,  ale  od  tej 

pory znów zacznę ufać swojemu instynktowi. 

- A co w tej chwili mówi ci twój instynkt? - zapytał. 

Popatrzyła na niego z namysłem, a potem fuknęła: 

-  Powinieneś  się  wstydzić!  -  Ale  z  jej  twarzy  nie  schodził 

uśmiech. 

-  Czy  to  znaczy,  że  nie  masz  ochoty  wymknąć  się  i  wynająć 

pokoju na górze? 

-  Nie  powiedziałam,  że  nie  mam  ochoty,  i  widzę,  że  będziesz 

musiał popracować nad czytaniem w moich myślach. 

- Z przyjemnością będę to ćwiczył do końca życia. I zawsze będę 

cię kochał - zapewnił. 

Melanie  zaś  poczuła,  że  jest  najszczęśliwszą  kobietą  na  świecie. 

Wiedziała,  że  jeśli  tak  powiedział,  to  tak  będzie,  bo  na  jego  słowie 

można  było  polegać.  Richard  Carlton  dotrzymywał  obietnic,  i  to  nie 

tylko  w  sprawach  zawodowych.  Z  radością  przekonała  się  o  tym,  że 

background image

był  równie  stały  i  solidny  w  życiu  osobistym.  I  co  najważniejsze, 

kochał ją i nie obawiał się o tym mówić.