background image

Rozdział 8 – Ślub 

Część II 

 

 

 

 

Widziałem ją, stała tam na tym klifie sama i bezbronna 

mogłem bezszelestnie podejść do niej  zaatakować ją i wyssać jej 
krew. Jej zapach był dla mojego podniebienia niczym rozgrzany 
wulkan. Ja stary i samotny od tylu juŜ lat miałem tylko jeden cel. 
Łaknąłem krwi kaŜdego napotkanego człowieka, lecz czasem takŜe 
okazywałem miłosierdzie. Nie byłem tyranem ani despotą jak to mnie 
nazywano, byłem po prostu sobą, wampirem, i nic nie mogłem 
poradzić na moje dziedzictwo. Nawet byłem zadowolony ze swojego 
przeznaczenia. Rządziłem w królewskiej rodzinie juŜ od dawien 
dawna, byłem władcą całego świata wampirów i kaŜdy nieposłuszny 
mi jego członek wiedział czym grozi spotkanie ze mną. A teraz stałem 
w tym lesie ja sam  i patrzyłem na tę ciemnowłosą dziewczynę, którą 
miałem zaraz pozbawić Ŝycia. Podszedłem do niej cichutko na 
odległość niewiększą niŜ parę metrów, nie ujrzała mnie ja za to 
usłyszałem, jej płacz. Płakała głaszcząc się po brzuchu i patrząc 
smutno w mętną wodę oceanu, której fale rozbijały się o skały klifu. 
W jednym momencie ujrzałem jak spogląda w niebo i rozkłada ręce na 
boki. Wiedziałem co zamierza i w tej chwili dziewczyna przechyliła 

background image

się do przodu spadając z urwiska. Nie miałem pojęcia co mnie 
podkusiło, lecz wiedziałem tylko jedno, Ŝe muszę ja uratować. 
Mimowolnie ze świstem powietrza szybko skoczyłem za nią, łapiąc ją 
w pół, poczym odbijając się od skalnej półki złapałem się wolną ręką 
wystającego korzenia klifu i podciągnąłem w górę kładąc przeraŜoną 
dziewczynę na ziemi. Kiedy wdrapałem się na szczyt zobaczyłem, Ŝe 
kobieta którą uratowałem leŜy zwinięta w kłębek i ciągle płacze. 
Dotknąłem jej delikatnie po ramieniu lecz nie reagowała. 

- Czemu to zrobiłeś? – pytała przez łzy, a ja nie znałem 

odpowiedzi. 

- Czemu chciałaś się zabić? 
- Bo mam dosyć tego bezsensownego Ŝycia, wszystko co 

kocham od razu umiera więc po co mam i ja chodzić po tym świecie? 

- Byłoby mi niezmiernie miło gdybyś się przedstawiła. – 

powiedziałem, a ona spojrzała mi się w oczy i z przeraŜeniem 
odskoczyła pod pobliskie drzewo nadal kuląc się w strachu. 

- Jesteś wampirem! – krzyknęła – nie zbliŜaj się do mnie! 
- OtóŜ jestem, lecz nie rozumiem czemu nie miałbym z Tobą 

rozmawiać skoro uratowałem Ci Ŝycie?  

- Bo to wbrew prawu natury. Nie moŜesz mi nic zrobić bo Cię 

inni zabiją. 

- Kim w takim razie Ty jesteś? – spytałem lekko zdziwiony 

lecz nadal spokojny i opanowany. 

- Powinieneś wiedzieć, Ŝe jestem tylko człowiekiem. Macie o 

wiele bardziej wyostrzone zmysły. Lepiej widzicie, słyszycie i 
czujecie. Jesteście nieśmiertelni… - tutaj jej głos się zawiesił. 

- Jak Ci na imię pani?  
- Emilli. – powiedziała dziewczyna i spojrzała się w ziemię. 
- Powiedz więc Emilli dlaczego chciałaś zakończyć Swoje 

Ŝ

ycie? 

- A czemu Ty się nie przedstawisz? – spytała wciąŜ 

wystraszona. 

background image

- Ja jestem Aro. – powiedziałem z dumą, a moje podniebienie 

juŜ mnie nie paliło tak jak na początku. Nie czułem pragnienia zabicia 
jej lecz chęć pomocy. – Czy teraz powiesz mi dlaczego chciałaś 
umrzeć? 

- PrzecieŜ Ci juŜ powiedziałam, nie mam po co Ŝyć. 
- Czy mogę ująć Twoją dłoń? – spytałem, a ona bezwładnie 

podała mi ją. Moje oczy zamknęły się i pod powiekami ujrzałem 
kilkanaście obrazów przeplatających się niczym klatki filmowe. 
Zobaczyłem jak sfora wilkołaków wraz z dziewczyna opłakuje na 
pogrzebie jakiegoś chłopaka, następnie widziałem Emilli z tymŜe 
męŜczyzną trzymających się w ramionach i czule całujących. 
Zobaczyłem takŜe jak bardzo kochała tego wilkołaka mimo iŜ w 
przypływie złości zrobił jej te straszną bliznę na twarzy. Potem obrazy 
zaczęły mętnieć i na samym końcu zrozumiałem w jak cięŜkiej była 
rozpaczy. 

- Emilli, - powiedziałem kiedy puściłem jej rękę -  rozumiem 

Ŝ

e Twoje Ŝycie jest cięŜkie ale dlaczego chciałaś zabić nie tylko Siebie 

ale takŜe te dwie małe niczemu niewinne istoty, które w Tobie 
dojrzewają? – dziewczyna spojrzała się na mnie ze smutkiem a łzy 
ciągle płynęły po jej policzkach. 

- Bo straciłam wiarę we wszystko co do tej pory było mi 

bliskie. 

Wziąłem to biedne dziewczę pod ramię i podniosłem z brudnej 

ziemi. Rozmawialiśmy długo i na wszystkie tematy. Dowiedziałem się 
o niej więcej niŜ wyczytałem to z jej ręki. Była piękną, lecz smutną 
osobą, chciałem jej pomóc bo sam dobrze wiedziałem co to znaczy 
stracić ukochaną osobę. Jeszcze teraz mam przed oczyma widok mojej 
ukochanej Sophie której bezwładne ciało opada w moje jeszcze 
ludzkie wtedy ramiona zbroczone krwią z jej serca przebitego na 
wskroś kołkiem. Było to tysiące lat temu, a mimo to pamiętam, 
wampiry jeszcze nie miały takiej siły jak obecnie dlatego moŜna było 
w zgodzie z legendami je zabić, nawet zwykły czosnek nas odstraszał. 
Po tamtym zdarzeniu postanowiłem się zemścić, poprosiłem jej brata 

background image

by mnie przemienił. Wiłem się w niewymownych mękach, kiedy 
wampirzy jad przenikał moje ciało. Zostałem nowonarodzony, z Ŝądzy 
zemsty zacząłem zabijać wszystkich napotkanych ludzi póki nie 
odnalazłem tego, który uśmiercił moją Sophie. A teraz patrzyłem na 
Emilli, tak bardzo mi ją przypominała, była tak podobna do mojej 
ukochanej z przed lat. Postanowiłem, Ŝe pomogę tej biednej 
dziewczynie wilkołaka stanąć na nogi i wymierzyć sprawiedliwość 
temu kto tak bardzo ja skrzywdził. Nie spodziewałem się tylko, Ŝe 
najgorsze ma dopiero nadejść. 

Razem z Emilli spacerowaliśmy po terenie rezerwatu i 

rozmawialiśmy. Właściwie przybyłem tu w zupełnie innym celu lecz 
rozmowa z nią sprawiała mi przyjemność. Musiałem się dowiedzieć co 
stało się z Jane, którą wysłałem by sprawdziła czy Bella Swan która 
dwa lata temu przybyła za Edwardem do Voltery została juŜ 
przemieniona. Prawo w Wolterze było świętością i musiałem je 
bezwzględnie egzekwować. Niestety z dłoni tej dziewczyny nie 
dowiedziałem się nic o Jane. Musiałem szukać dalej, czyŜby 
Cullenowie ją zabili? PrzecieŜ nie byli by tak głupi, Ŝeby zadzierać z 
najstarszą królewską rodziną. Szliśmy dalej, w pewnym momencie 
usłyszałem szelest w krzakach i zanim się obejrzałem wyskoczyło z 
nich kilka potęŜnych wilków. Natychmiast przybrałem postawę 
obronną. „ O ja głupi” – pomyślałem „ Mogłem zabrać w tę podróŜ 
Aleca, przynajmniej pomógł by mi  w walce.” Ku mojemu zdziwieniu 
zobaczyłem jak Emilli osłania mnie swoim ciałem i patrzy się prosto 
w oczy wilków. „Czemu ona to robi? Kim ja dla niej byłem, Ŝeby 
mnie broniła?” 

- Zostawcie go w spokoju – odezwała się ciemnowłosa 

dziewczyna. – On uratował mi Zycie!  

Wilcza sfora spojrzała się po sobie ze zdziwieniem i nagle po 

przytaknięciu łabami dwóch z nich przybrało ludzką postać. Jeden z 
nich wysoki Indianin z krótkimi czarnymi włosami podszedł do nas. 

- Emilli – zaczął -  co Ty wygadujesz? MoŜesz nam to 

wyjaśnić? 

background image

- Uspokój się Jacob, mówię prawdę. Aro pomógł mi kiedy, 

ześlizgnęłam się z klifu. -  „czemu ona kłamała? Ach chyba nigdy nie 
zrozumiem kobiet” 

- Ale przecieŜ jesteś wampirem? – powiedział do mnie chłopak 
- CóŜ z tego?  
- To, Ŝe nie masz prawa wchodzić na nasze ziemię, według 

paktu z rodziną Cullenów mamy prawo Cię zabić. – spojrzałem się na 
niego pytająco. 

- Zaraz ty nie jesteś jednym z nich! 
- Nie, nie jestem. Jam jest Aro Volturi. – kiedy 

wypowiedziałem te słowa oczy chłopaka rozszerzyły się jakby zaraz 
miały wyjść z orbit. 

- Czego od nas chcesz? 
- Wysłałem niedawno w te strony moją ulubienicę, aby 

sprawdziła co się stało z niejaką Isabellą Swan, pupilkiem 
wspomnianej juŜ rodziny Cullenów. Czy nie wiesz przypadkiem co 
mogło się przydarzyć? – jego oczy przybrały jeszcze czarniejszą 
barwę, widać było, Ŝe coś wie. 

- Owszem była tutaj taka mała blondyna. – powiedział 

zmieszany. 

- Czy mogę dotknąć Twojej ręki? 
- Jeszcze czego, a Ty co wróŜbita jesteś? – odparł z 

niesmakiem Indianin. 

- Po prostu chcę zobaczyć to co i Ty widziałeś mój drogi 

przyjacielu. 

- Jacob podaj mu dłoń nic Ci nie zrobi uwierz mi. To, to bardzo 

miły wampir – powiedziała nagle Emilli a ja uśmiechnąłem się by nie 
wzbudzać podejrzeń. Ukradkiem dojrzałem, Ŝe dziewczyna się 
zaczerwieniła. Młody chłopak westchnął i ze zrezygnowaniem podał 
mi dłoń, którą przykryłem swoją własną.  

Ujrzałem walkę w której uczestniczą wampiry i wilkołaki, 

ś

mierć chłopaka Emilli, którego zabiła wampirzyca z Alaski, ujrzałem 

rozpacz, pannę Swan i wilki ubolewające nad zmarłym, widziałem 

background image

tego chłopaka Jacoba który kocha się z „moim” człowiekiem i tak 
bardzo pragnie jej miłości. Wreszcie zobaczyłem Jane. Wizje niczym 
film przewijały się coraz szybciej, nie mogłem uwierzyć w to co 
oglądałem. Pod moimi zamkniętymi powiekami wrzało z gniewu, 
nieświadomie mocniej ścisnąłem rękę chłopaka. 

- Auć! – krzyknął i zabrał mi w tym momencie rękę, moje 

wizje zostały przerwane. Spojrzałem na wszystkich zebranych przy 
mnie z przeraŜeniem. śadne słowo mimo, Ŝe było ich wiele nie chciało 
przejść przez moje usta. W myślach mówiłem sobie tylko jedno słowo 
„ zdrada”. 

- Przepraszam – z letargu wyrwał mnie głos tego, którego 

wizje mnie tak przytłoczyły. – czy moŜesz w końcu powiedzieć co jest 
grane bo nie wiemy na czym stoimy? 

- Na ziemi – wyrwało mi się, czasami lubiłem sobie 

poŜartować dla rozładowania stresu, którego w moim wampirzym 
Ŝ

yciu nie miałem tak wiele jak dzisiaj. 

- Bardzo śmieszne. – powiedział jakiś obcy chłopak. 

Rozejrzałem się i ujrzałem, Ŝe pozostałe wilkołaki przybrały juŜ 
ludzką postać. 

- Więc tak – zacząłem z wielkim bólem, ciągle nie mogąc 

przeŜyć tego co miałem zaraz powiedzieć. – W  moim świecie 
złamaliście prawo, lecz zanim ma się rozegrać jakakolwiek bitwa, 
proszę was o wysłuchanie i nie lubię gdy ktokolwiek mi przerywa. – 
spojrzałem po ludziach widać było na ich twarzach strach i 
zdezorientowanie. Tylko mina Jacoba była niezmieniona, stał blisko 
mnie i patrzył się w moje oczy w taki sposób, Ŝe było mu obojętnie 
czy zginie czy nie. 

- Nie podoba mi się to, Ŝe zabiliście moją biedną Jane, lecz 

takŜe nie moŜe ujść mi na uwadze jej zdrada. – po zebranych przeszedł 
szept zdziwienia. – Wysłałem ją do Forks aby odnalazła pannę Swan i 
zdała mi potem raport czy jest nadal człowiekiem. Nikt miał jej nie 
widzieć i nie słyszeć, musiała zdać mi tylko raport, wtedy cała sprawa 
potoczyłaby się inaczej. W związku z tym co ujrzałem w Twoich 

background image

wspomnieniach – tu zwróciłem się do Jacoba – muszę przyznać, Ŝe 
wyręczyliście mnie w wymierzeniu jej kary za tę niechybną zdradę. 
Nie dość, Ŝe pokazała się ludziom to jeszcze zaatakowała was i tę 
dziewczynę. Dobrze zrobiłeś chłopcze, Ŝe ją uratowałeś. Ubolewam 
takŜe nad waszą stratą – tutaj ukłoniłem im się w hołdzie zmarłemu. – 
Tamtym wampirom nie ujdzie na sucho doprowadzenie do tej bitwy i 
pozbawienie Ŝycia waszemu samcowi alfa, obiecuję wam to 
jednocześnie pragnę prosić o pewną przysługę i nie chcę aby 
dowiedziała się o tym rodzina Cullenów…  

 
 
                                   **** 
 
Biegłam ile sił w nogach, aby jak najszybciej uciec z tego 

przeklętego lasu do swojego auta. „ Nie moŜe mnie zobaczyć jeszcze 
nie teraz” mówiłam sobie w myślach. Kiedy tylko dotarłam do mojego 
porsche, odpaliłam silnik i odjechałam z pieskiem opon. 

- Edward! – krzyczałam wysiadając z maszyny. – On tu jest! 
- Kto? Co się stało? – pytał wampir. Cała rodzina wybiegła 

przed dom zobaczyć co się stało. 

- Volturi!  
- Co? Jak to? – mówił Edward z przeraŜeniem. Gdzie go 

widziałaś? 

- W rezerwacie. Zanim zdąŜyłam podejść do domu Jacoba 

ujrzałam Ara jak trzyma jego rękę.  I wszystkie wilki teŜ tam były. Nic 
nie słyszałam tylko natychmiast uciekłam. – Cullen przytulił mnie 
mocno do swojej nagiej błyszczącej piersi. 

- Nie przejmuj się skarbie, wszystko będzie dobrze. – pocieszał 

mnie. 

- A co z Jane? 
- To jest juŜ problem wilkołaków. 
- Jak moŜesz tak mówić? PrzecieŜ Jacob uratował mi Ŝycie! – 

krzyczałam zalana łzami. 

background image

- Wiem kochanie ale to oni zabili Jane, mimo wszystko 

musimy być przygotowani na jego przybycie i to zapewne jeszcze 
dzisiaj. 

- Co mu powiemy? – pytałam 
- Prawdę. – powiedział Carlise – to będzie najlepsze 

rozwiązanie, zresztą ja się nim zajmę tylko dziwi mnie jedna rzecz. 
Dlaczego przyjechał sam? Zawsze jak się coś działo przybywał ze 
Swoją obstawą. 

- Nie wiem, ale nikogo poza nim i wilkami nie widziałam. 
- Trudno, teraz tylko musimy siedzieć w oczekiwaniu na jego 

przybycie...