background image

Margaret Allison

Żądanie miłości

(A Single Demand)

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Cassie Edwards zanurzyła stopy w piasku i popijając colę, obserwowała mężczyznę za 

barem, nalewającego drinki. Przypominał jej królewicza z bajki o Kopciuszku. Wysoki, o 
królewskiej   postawie,   z   ciemnobrązowymi   włosami   i   oczami,   przy   których   widoczne 
zmarszczki świadczyły, że często się uśmiecha. Miał postawę atlety. Ubrany był w miękką 
lnianą koszulę, wyłożoną na wyblakłe dżinsy. 

Chociaż nie zamieniła z nim ani słowa, czuła, jak jakaś magnetyczna siła przyciąga ją do 

niego,   nie   pozwalając   oderwać   wzroku.   Pomyślała   nawet,   że   chciałaby   być   z   takim 
mężczyzną. Czuć jego dotyk. Całować go. Należeć do niego. 

Cassie rozejrzała się po restauracji. Była ona usytuowana bezpośrednio na plaży, z barem 

pod gołym  niebem, obramowanym  białymi  światłami.  Kelnerzy i kelnerki mieli na sobie 
oryginalne stroje hawajskie. To wszystko wydawało się Mekką romantyzmu. Wszędzie widać 
było zakochane pary, trzymające się za ręce, całujące się lub przytulone do siebie. 

Cassie   poczuła   się   bardzo   samotna.   Bahamy   to   nie   jest   miejsce   dla   złamanych   serc, 

pomyślała. 

Ale nie mogła myśleć o swoim byłym narzeczonym, czy też pozwolić sobie na niewinny 

flirt. Nie przyjechała tutaj szukać miłości. 

Przyjechała, by spotkać się z Hunterem Axonem, jednym z najbardziej bezwzględnych 

biznesmenów i niegodziwców na świecie. 

Było to dziwne zadanie dla kobiety niemającej biznesowego doświadczenia, pracującej 

jako tkaczka w starej, zabytkowej fabryce tekstylnej. 

– Czy życzysz sobie jeszcze jedną colę?
Cassie uniosła głowę i poczuła mrowienie na całej długości kręgosłupa, gdy rozpoznała w 

pytającym mężczyznę zza baru, mężczyznę, którego przed chwilą podziwiała. Gdy spojrzała 
w jego brązowe oczy,  odpłynął  od niej cały świat. Co on robi przy jej stoliku? Nie jest 
przecież kelnerem. Cassie potrząsnęła głową. 

– Nie, dziękuję. 
Mężczyzna zawahał się przez moment. A potem wskazał na jej aparat fotograficzny. 
– Dużo zrobiłaś zdjęć? Flirtował z nią. 
Niestety, Cassie nie umiała flirtować. Nigdy nie miała nawet do tego okazji. Jej rodzina, 

podobnie, jak rodzina Olivera, przeznaczyła ich sobie od momentu, gdy się urodzili, w tym 
samym szpitalu, w odstępie dwóch dni. 

Gdy   dorastała,   wszyscy   chłopcy   w   Shanville   wiedzieli,   że   jest   dziewczyną   Olivera 

Demiona, i była dla nich nietykalna. 

Cassie poczuła zdenerwowanie. Jak ludzie to robią?
– Nie – mruknęła. – To znaczy tak. 
Mężczyzna uśmiechnął się. 
– Czy byłaś na dole, na rafach? Potrząsnęła głową. 
– Robiłam zdjęcia na plaży. Lubię fotografię abstrakcyjną. Rodzaj uchwycenia istoty, a 

background image

nie rzeczywistości. Wiesz, co mam myśli? Promieniowanie, ale nie koniecznie... – Co z nią? 
Dlaczego mówi, jak zwariowany profesor?

– Jesteś poważnym fotografikiem. Roześmiała się. 
– Teraz już nie. Poszłam do szkoły, żeby studiować sztuki piękne, jak przerwałam studia. 

– Ponieważ rozchorowała się moja babcia  i musiałam wrócić do domu,  żeby jej  pomóc. 
Poszłam więc do pracy do fabryki mojego narzeczonego, a następnie on zerwał zaręczyny tuż 
przed sprzedażą fabryki, w której zatrudniony był prawie każdy mieszkaniec miasta. 

Na szczęście, wszystkie te detale zachowała przy sobie. 
– Teraz to tylko moje hobby. 
Milczał przez chwilę, patrząc na nią. Czuła, jak ją bada, prawie rozbiera oczami. Boże 

drogi, jaki on przystojny! Przełknęła ślinę i odwróciła od niego spojrzenie. 

– Powiedz mi coś więcej o sobie. 
– Dobrze – zgodziła się potulnie. Czy spodziewał się, że rzeczywiście powie mu coś 

więcej? Zaprosi go, żeby usiadł? Nie potrafiła. A może jednak potrafi?

W końcu nie była już zaręczona. Po raz któryś przypomniała sobie ten dzień. Ciągle czuła 

się winna. I to nie miało nic wspólnego z jej dawnym związkiem. 

Znowu   spojrzała   na   barmana.   Jak   mogła   być   wesoła,   kiedy   miała   przed   oczami 

zatroskane twarze swych przyjaciół?

Jak   mogła   się   zrelaksować,   kiedy   wiedziała,   że   musi   wrócić   do   Shanville   i   ich 

rozczarować?

Jak zakończy się to kłopotliwe położenie?
Jeszcze   kilka   miesięcy   temu   myślała,   że   zna   siebie   dobrze   i   widziała   przed   sobą 

przyszłość. Była zaręczona i miała wyjść za mąż. Miała pracę, którą kochała, i mieszkała w 
mieście, które lubiła. Ale w mgnieniu oka wszystko się zmieniło. 

Z perspektywy czasu nie dziwiła się, że Oliver zerwał zaręczyny. W ich związku pojawiły 

się   problemy,   odkąd   Oliver   przejął   fabrykę.   Już   kilka   lat   temu   Cassie   sama   zerwałaby 
zaręczyny, gdyby nie obawa o zdrowie babci, która podkreślała, że ich narzeczeństwo jest 
jedyną rzeczą, która rozświetla jej ostatnie dni. 

Chyba go nie kochała. Dorastali razem, chodzili razem do szkoły, a w wakacje pracowali 

w tkalni ramię przy ramieniu. Kiedy Oliver objął tkalnię, zmienił się. Jego obsesją stały się 
pieniądze.   Było   oczywiste,   że   Oliver   śni   o   czymś   wielkim,   że   nie   zadowoli   go   mała 
fabryczka. 

Po pewnym czasie stało się również jasne, że nie odpowiada mu ożenek z dziewczyną z 

małego miasta, która pracuje jako tkaczka w jego rodzinnej fabryce. Nie byłby szczęśliwy, 
żyjąc w Shanville. Był pewien, że jego przeznaczeniem jest szukanie miłości i fortuny gdzie 
indziej. 

Cassie nigdy nie spodziewała się, że Oliver tak bardzo gardzi Shanville. Nigdy również 

nie przypuszczała, że jej ukochane miasto zostanie przez niego zniszczone. 

A dokładnie tak się stało. 
Oliver tak nieudolnie zarządzał tkalnią, że doprowadził ją do finansowej ruiny. Kiedy 

Cassie była  pewna, że już gorzej być  nie może,  on zdradził Shanville  i ludzi, którzy go 

background image

kochali. Oświadczył, że chce sprzedać fabrykę Hunterowi Axonowi. 

Hunter Axon. Drań. Był znany z tego, że zbił fortunę, skupując małe, upadające firmy, po 

czym zwalniał pracowników i przenosił produkcję za granicę. 

Sprzedaż fabryki była dużym zaskoczeniem dla każdego, nawet dla Cassie. 
Jak Oliver to zaaranżował? Jak przekonał Huntera Axona do kupienia fabryki, która od 

kilku lat nie przynosiła zysków?

W końcu znalazła odpowiedź. 
Oliver natknął się na patent produkcji miękkiego i chłonnego materiału, odpowiedniego 

dla sportowców i ochroniarzy. Nie spożytkował tego patentu, by podźwignąć upadłą fabrykę, 
bo stał się zbyt zachłanny. 

Toteż Cassie nie miała wyboru. Musiała spotkać się sama z Hunterem Axonem. Była 

przekonana, że fabryka jest do uratowania, gdyby zaczęła produkować ów materiał. 

Cassie podjęła swoje oszczędności z banku i znalazła się tutaj. Ale jej misja nie była 

łatwa. Recepcjonistka Huntera odprawiła ją z kwitkiem. Zdesperowana, poszła do jego domu, 
ale i stamtąd została odprawiona. 

Dzisiaj, w wigilię swojego powrotu do domu, zmuszona była spojrzeć prawdzie w oczy. 

Nic już nie uratuje zabytkowej tkalni. Stare krosna, zamiast trafić do muzeum, pójdą na złom. 

Cassie spojrzała na rachunek. Dwadzieścia cztery dolary. Dwadzieścia dolarów więcej, 

niż powinna wydać. Spojrzała na wodę w kolorze akwamaryny i palmy poruszane ciepłą, 
lekką bryzą. 

Postanowiła posiedzieć tu jeszcze chociaż parę minut. Podniosła do ust pustą szklankę po 

coli. Była w niej jeszcze na wpół rozpuszczona kostka lodu. Oparła się wygodnie o oparcie 
krzesła i zapatrzyła w czerwoną tarczę słońca zanurzającego się w Atlantyku. 

– Czy mogę kupić pani drinka? – usłyszała tuż obok siebie chrapliwy głos. 
Cassie   aż   podskoczyła.   Niestety   nie   był   to   mężczyzna   zza   baru.   Był   to   korpulentny 

blondyn ubrany w sportowe letnie ubranie. Od noszenia okularów przeciwsłonecznych miał 
wokół oczu owalne, jasne plamy, które upodabniały go do czerwonego szopa. 

– Nie, dziękuję – odpowiedziała. Przełknęła kostkę lodu. – Właśnie wychodzę. 
– Taka piękna dziewczyna jak pani nie może być sama. 
– Słucham?
– To zbrodnia, że tak jest. Ale mam dobre wieści. Nie będzie już pani sama. – Podniósł 

do góry kciuk w kierunku jakichś mężczyzn, siedzących przy barze. 

– Przepraszam – powiedziała Cassie. – Muszę już iść. 
– Och, chodź – powiedział. – Pozwól, że kupię ci drinka. 
– Nie, dziękuję. 
Otworzyła portfel, żeby zapłacić za colę i zanim się spostrzegła, on chwycił jej paszport. 
– Panna Edwards, zamieszkała przy Hickamore 345, Shanville, stan Nowy York. 
– Proszę mi to oddać. 
– Jest pani daleko od domu, panno Edwards. 
– Proszę to zwrócić – Cassie wstała i rozejrzała się wokół. Wszystkie pary zajęte były 

sobą i nikt nie zwracał na nią uwagi. 

background image

Mężczyzna   podniósł   paszport   do   góry   i   trzymał   go   nad   głową.   Spojrzał   na   swoich 

przyjaciół przy barze. Uśmiechali się do niego zachęcająco. 

–   Oddam   za   całusa   –   powiedział.   Zanim   zdążyła   się   cofnąć,   chwycił   ją   w   talii   i 

przyciągnął do siebie. – Jeden całus. 

– Czy masz jakieś problemy? – odezwał się za nią głos. Mężczyzna opuścił rękę. Cassie 

odwróciła się i napotkała spojrzenie brązowych oczu mężczyzny zza baru. 

– Żaden problem – powiedział blondyn. – Ta dama upuściła paszport. To wszystko. – 

Cisnął go na stolik. Rzucał nerwowe spojrzenia w kierunku kumpli, którzy dalej siedzieli przy 
barze, patrząc teraz w swoje szklaneczki i udając, że nie widzą, co dzieje się z ich kolegą. 

Oczy barmana zapłonęły. Podszedł do intruza i powiedział groźnym głosem:
–   Wynoś   się   stąd   natychmiast.   Nie   chcę   robić   przedstawienia.   Jednak   –   powiedział, 

rozkładając ręce – jeśli będzie to potrzebne... 

Zanim skończył, intruz zniknął. Również jego przyjaciele z baru. 
– Czy wszystko w porządku? – spytał łagodnie. 
– Tak. 
– Jeśli chcesz do kogoś zadzwonić, to masz do dyspozycji mój telefon. 
– Zadzwonić do kogoś?
– Do kogoś, kto przyjedzie i zabierze cię do domu. 
– Nie – powiedziała. 
– Dobrze więc, zadzwonię po taksówkę. Przypomniała sobie, że nie ma pieniędzy. 
– Dziękuję. Mieszkam niedaleko. Chętnie się przespaceruję. 
– A gdzie mieszkasz?
Zawahała się. Zdała sobie sprawę, że nie może mu powiedzieć. Ani dlatego, żeby nie 

zobaczył, w jakim hotelu mieszka, ani dlatego, że go nie znała, chociaż kilka minut wcześniej 
marzyła o nim. Prawda była jednak taka, że Cassie Edwards była jeszcze dziewicą w wieku 
dwudziestu trzech lat. I była narzeczoną Olivera Demiona. 

Byłą narzeczoną, uprzytomniła sobie. 
– Jeszcze raz dziękuję. Patrzył na nią w milczeniu. 
Cassie wzięła ze stolika aparat fotograficzny. 
– Czy mogę cię prosić... – zawahała się.
– O co?
– Chciałabym zrobić ci zdjęcie. 
Patrzył na nią tak, jakby taką prośbę usłyszał pierwszy raz w życiu. 
– Zrobię bardzo szybko – powiedziała. 
–   Oczywiście.   –   Zgodził   się   i   stał   przez   chwilę   bez   ruchu.   Cassie   szybko   ustawiła 

odpowiednie parametry i pstryknęła zdjęcie. 

– Wspaniale. Dziękuję. 
– Nie ma za co. 
Zastanawiała się, czy będzie stał tutaj, dopóki nie odejdzie. Wyjęła z portfela pieniądze i 

położyła na stoliku. 

– Tak jak powiedziałam,  jestem zapalonym  fotografem – zaczęła.  – Odkąd dostałam 

background image

aparat... 

Ale mówiła do powietrza. Barman zniknął. 
Spojrzała w stronę baru, ale i tam go nie było. 
Westchnęła. Miała szansę i straciła ją. Jeszcze raz spojrzała w stronę baru i odwróciła się, 

by odejść. Nagle zatrzymała  się. Jej barman stał niedaleko od niej, oparty o pień palmy. 
Trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na wodę. 

Czy powinnam przyspieszyć  kroku i udać, że go nie zauważyłam,  czy zacząć  z nim 

rozmowę, myślała zdenerwowana. 

Ale on odwrócił się do niej i uśmiechnął, jakby na nią czekał. 
– W którym kierunku idziesz?
– Tą drogą – wskazała w lewo. 
– Ja też. Czy mogę iść z tobą? 
Roześmiała się nerwowo. 
– Oczywiście. 
– Jesteś na Bahamach w interesach czy dla przyjemności?
– W interesach – odparła. 
– Co robisz?
Zawahała   się.   Nie   chciała   mówić   o   tkalni.   Nie   dzisiejszego   wieczoru.   Nie   w   tym 

magicznym, pięknym miejscu. Dzisiaj była Kopciuszkiem na balu. 

– Nie możesz mi powiedzieć czy nie chcesz?
– Przyjechałam tu na spotkanie. 
– Spotkanie? To brzmi tajemniczo. 
– Zapewniam cię, że nie. – Uśmiechnęła się do niego. – A ty, jak zauważyłam, pracujesz 

w barze. Jak długo tu mieszkasz?

– Około dziesięciu lat. 
– Jakież to piękne miejsce!
– Chyba tak. – Zatrzymał się przy małej przystani. – Muszę sprawdzić łódź. Jeśli się nie 

spieszysz, to może pójdziesz ze mną? – poprosił. 

Raz jeszcze zawahała się. Jedna jej część chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu, a 

druga mówiła, że powinna go zostawić. 

–   Muszę   przyznać   się   do   oszustwa   –   powiedział   nieznajomy.   –   Nie   chciałem,   byś 

samotnie wracała do hotelu. Na plaży po zachodzie słońca jest niebezpiecznie. 

Cassie  spojrzała  wzdłuż  plaży i  wydało  się jej, że  słyszy  męskie  głosy,  może  nawet 

należące do jej prześladowcy i jego przyjaciół?

Rzeczywiście nie powinna wracać samotnie do hotelu, ale czy przyjęcie zaproszenia od 

nieznajomego nie będzie większym niebezpieczeństwem?

– Dobrze – powiedziała, nagle zdecydowana. 
Poszła za nim, a kiedy doszli na miejsce, stwierdziła, że nie jest to łódź, ale duży jacht. 
O  jego  rozmiarach   przekonała   się,   kiedy   przy   pomocy   nieznajomego   znalazła   się  na 

pokładzie. Wnętrze wyglądało tak elegancko, że tylko brakowało lokaja w smokingu. Była to 
taka łódź, którą sprzedawało się i kupowało wraz z załogą. 

background image

– Należysz do załogi? Zawahał się. 
– Kiedy zachodzi taka potrzeba. 
– Mam nadzieję, że to przyjemna praca. Roześmiał się po raz pierwszy, odkąd opuścił 

bar. 

– Gdzie są wszyscy?
– Teraz na jachcie mieszka tylko jeden człowiek, ale pojechał na tydzień do Ohio, żeby 

odwiedzić matkę. 

– A właściciel nie mieszka na jachcie?
– Nie – odpowiedział, uśmiechając się ponownie. 
– Mogę obejrzeć jacht?
– Oczywiście, będę twoim przewodnikiem. 
Przeszła   za   nim   przez   mahoniowe   drzwi   do   kuchni.   Jej   wnętrze   musiało   być 

zaprojektowane przez dobrego dekoratora. W drzwiach sypialni zatrzymała się. Sięgnęła do 
draperii, żeby sprawdzić materiał. 

– Jedwabny żakard – powiedziała, nie zdając sobie sprawy, że mówi głośno. 
– Co?
– Ten materiał jest tkany ręcznie. Jest bardzo drogi. 
– Skąd to wiesz? 
Zaczerwieniła się. 
– Fotografowałam taki materiał. 
– Rzeczywiście jesteś poważnym fotografikiem. 
– Teraz już nie. 
– Dlaczego nie?
–   Wcześniej   myślałam,   że   chcę   zostać   fotografikiem.   Robiłam   zdjęcia   wszystkiego   i 

wszystkim. 

– Brzmi interesująco. Skinęła głową. 
– Studiowałam sztuki piękne w college’u.
– Ale?
– Ale przeszkodziło mi życie. Zachorowała moja babcia. 
– I nigdy już nie wróciłaś?
–   Nie,   ponieważ   babcia   mnie   potrzebowała.   I   wtedy,   kiedy   ona   nie...   Wszystko   się 

zmieniło. 

– To niedobrze. 
– Wcale nie – zaprzeczyła. – Jestem szczęśliwa i zadowolona z drogi, którą idę. Może to 

nie ta droga, którą kiedyś wybrałam, ale nie żałuję niczego. A ty?

– Czy żałuję? – potrząsnął głową. – Przynajmniej nie dzisiaj – uśmiechnął się. Wyszli na 

pokład. 

– Nie ma tu basenu? – zakpiła. – Ani sali balowej?
– Obawiam się, że nie. 
– Tak myślałam – powiedziała, wzruszając ramionami. 
– Czy bardzo się spieszysz? – spytał. Potrząsnęła głową. 

background image

Wskazał jej wygodne krzesło. 
– To może usiądź, a ja przygotuję drinka. Czy napijesz się szampana?
Skinęła głową. 
Wrócił   po   chwili   z   butelką   szampana   i   dwoma   kieliszkami.   Otworzył   butelkę,   nalał 

szampana do kieliszków i podał jej jeden z nich. 

– Wszystkiego najlepszego – powiedział, unosząc swój kieliszek. 
Cassie oparła się o krzesło i wdychała słone powietrze. 
– Tak miło. Nawet nie chce mi się myśleć, że jutro wracam do domu. 
– Gdzie jest twój dom?
– W Nowym Jorku – odparła. 
– Tam mieszka twoja rodzina?
–   Moi   rodzice   umarli,   kiedy   byłam   jeszcze   mała   i   wychowywali   mnie   dziadkowie. 

Dziadek umarł dziesięć lat temu, a moja babcia... – zawahała się – kilka miesięcy temu. 

– Przykro mi – powiedział. Widziała w jego oczach czułość, aż zachciało się jej płakać. – 

To musiało być dla ciebie straszne. 

– Tak – potwierdziła. Miała ochotę opowiedzieć mu całą swą historię, ale powstrzymała 

się. 

– Jesteś zamężna?
Wypiła łyk szampana i powiedziała:
– Prawie byłam. 
– Prawie?
– Byłam zaręczona, ale nic z tego nie wyszło. 
– Więc to jest ta przyczyna. 
– O czym mówisz?
– To dlatego byłaś dzisiaj taka smutna. 
– Dzisiaj?
– Obserwowałem cię. Obserwował ją. Interesował się nią. 
– Obserwowałeś mnie?
– Wyglądałaś tak, jakbyś miała ochotę się rozpłakać. 
– Może myślałam o mojej babci, ale na pewno nie o nim. 
– Przykro mi – powiedział. 
– Dość mówienia: przykro mi. Zaczynam się czuć, jak jakiś wyjątkowy przypadek. W 

każdym razie skończyłam z nim. Myślę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. 

– Zgadzam się, ale zawsze jest trudno powiedzieć komuś bliskiemu do widzenia. 
–   To   prawda   –   westchnęła.   –   Ale   niektóre   rzeczy   można   przeżywać   łatwiej,   a   inne 

trudniej. 

– Jakie?
– Jak porzucenie cię dla innej kobiety. – Nie powinna o tym mówić. Nie potrafi trzymać  

języka za zębami. 

Ale miała sposobność porozmawiania o tym z kimś, kto nie znał ani jej, ani jego, ani ich 

stosunków. 

background image

– Opuścił cię dla innej kobiety? – spytał z niedowierzaniem. Nazywała się Willa Forchee, 

była starsza o dziesięć lat od Olivera i pracowała jako wiceprezes w Axon Enterprises. Oliver 
twierdził, że zakochał się po raz pierwszy w życiu. 

Ale   Cassie   nie   rozczulała   się   nad   sobą.   Cały   swój   gniew   wyładowywała   w   pracy, 

wykonując ją ze zdwojoną siłą. 

– Przy... – zaczął, ale Cassie położyła mu palec na ustach. 
– Proszę, nie mów więcej, że ci przykro. 
Odsunął jej palec od ust, ale go nie puścił. Zaczął go głaskać a Cassie pomyślała, że jest 

to bardziej zmysłowe niż pocałunek. Było to bardzo intymne, a oni właściwie się nie znali. 

– A co z tobą? Masz żonę czy może przyjaciółkę?
– Nie mam. Dużo pracuję. 
– Pewnie wiele kobiet spotykasz w barze. 
– Ale zazwyczaj nie umawiam się z nimi na randki. 
– Zazwyczaj?
– Są wyjątki od reguły. – Uśmiechnął się. – Jesteś głodna? Widziałem, że w barze nic nie 

jadłaś. 

Faktycznie, pomyślała. Pieniądze przeznaczone na obiad wydała na colę. 
– Trochę – przyznała. 
– Chodź do kuchni, zobaczymy, co jest do jedzenia. 
Weszła za nim do obszernej kuchni. 
– Ładna zmywarka – zauważyła. 
– Dziękuję. Pierwszy raz to usłyszałem. 
– Moja zmywarka  się zepsuła i teraz zwracam na nie szczególną uwagę. – Mogłaby 

wymienić mu całą listę urządzeń, które jej się ostatnio zepsuły. – Gdzie są ludzie, którzy 
posiadają takie wspaniałe zmywarki? Spojrzał na nią z wahaniem. 

– Stoją przed tobą. – Co?
– To moja łódź. 
Zaczęła się śmiać. A więc był również zabawny. Elegancki i zabawny. Miła kombinacja. 
– Wobec tego musisz dużo gotować w tej kuchni. 
– Nie – odparł. – Zazwyczaj robi to mój kucharz. Znowu się roześmiała. Dawno nie było 

jej tak wesoło. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatnio ona i Oliver cieszyli się 
własnym   towarzystwem.   Od   dziecka   byli   najlepszymi   przyjaciółmi.   Miasto,   w   którym 
mieszkali, uważali za piękne. W zimie chodzili na łyżwy, a w lecie pływali i łowili ryby w 
strumieniu. 

Kiedy   Oliver   skończył   college,   zmienił   się   bardzo.   Nie   satysfakcjonowały   go   już 

spokojne   obiady   domowe,   wolał   jeść   w   restauracji.   Chłopiec,   który   nosił   dżinsy   i 
podkoszulki,   zaczął   nosić   garnitury   szyte   na   miarę   i   robić   sobie   manicure.   Rozmawiał 
zazwyczaj o pieniądzach albo o tym, kto dostał pracę i za ile, kto jeździł jakim samochodem. 

Babcia broniła go. Mówiła, że mu to przejdzie. 
Teraz Cassie zdała sobie sprawę, że jednak nie to było powodem, że oddalili się od siebie. 

Po   prostu   kochała   go   jedynie   jak   siostra   brata.   Ale   była   z   nim   szczęśliwa,   chociaż   w 

background image

pierwszym momencie zakwestionowała ich młodzieńczą decyzję wzięcia ślubu. Oliver był 
jednak   nieustępliwy.   Tłumaczył,   że   są   sobie   przeznaczeni.   Teraz,   z   perspektywy   czasu, 
uważała, że wtedy desperacko pragnął przekonać sam siebie. Zaakceptowała jego plany. W 
końcu, babcia liczyła na to, a Cassie miała nadzieję, że po ślubie wszystko się jakoś ułoży. 
Kiedy Oliver zerwał zaręczyny, ulżyło jej, chociaż było to brutalne. 

– Hej – zawołał barman. – Znowu jesteś smutna? – Dotknął czule jej policzka. 
Spojrzała na niego, starając się wyczytać coś z jego oczu. Ileż to czasu minęło, odkąd 

mężczyzna dotknął jej tak czule. Nie mogę się rozpłakać, pomyślała. Nie teraz. 

– On był  głupcem – powiedział mężczyzna, przypuszczając, że ciągle żałuje swojego 

narzeczonego. – Zasługujesz na coś lepszego. 

– Wcale mnie nie znasz. 
– Jestem tu z tobą i to ma znaczenie. 
Jak mogła być smutna, kiedy królewicz stał obok niej? Miała tylko jedną noc, zanim 

kareta zamieni się w dynię. 

– A więc – powiedziała wesoło. – Co twój kucharz przygotował dzisiaj do jedzenia?
Wzruszył ramionami i otworzył lodówkę. 
– To, co przygotował, należy tylko podgrzać. 
– Jesteś pewien, że właściciele nie będą mieli nic przeciwko zjedzeniu ich obiadu?
Kiedy odwrócił się i spojrzał na nią, dodała:
– Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. 
– Gwarantuję ci. 
– Co gwarantujesz? Będziesz miał kłopoty czy nie?
– Czy mówimy o obiedzie? – spytał, zakładając za ucho kosmyk jej włosów. 
Poczuła suchość w gardle. Uśmiechnął się i zaczął przygotowywać obiad. Gotowe dania 

wyłożył na talerze i zapalił świece. Cassie zajęła miejsce z widokiem na morze i rozejrzała 
się. Wszędzie było pusto. 

– Gdzie się wszyscy podziali?
– To jest prywatna przystań – powiedział. 
Jedzenie było znakomite. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była głodna. Od 

śniadania   nic   nie   jadła.   Zajęta   jedzeniem,   nie   spostrzegła   nawet,   że   on   na   nią   patrzy   i 
uśmiecha się. Było w nim coś królewskiego, jakby rzeczywiście był księciem. 

– Przepraszam – powiedziała. 
– Za co?
– Za moje maniery. Okazało się, że byłam bardziej głodna, niż myślałam. 
– Masz doskonałe maniery. – Dolał szampana do kieliszków. 
– Skąd pochodzisz? – spytała. 
– Urodziłem się w Maryland. Ale kiedy miałem dziesięć lat, mój ojciec stracił pracę i 

przeprowadziliśmy się na małą wyspę niedaleko stąd. 

– To jak do raju. 
– Być może, ale nie była ona dla mnie rajem, kiedy dorastałem. Ciężko zarabiać na życie 

jako rybak, a szczególnie wtedy, gdy nie ma się doświadczenia. 

background image

– Byłeś jedynakiem?
– Tak. Moja mama umarła, gdy byłem mały. Zostałem z ojcem i babcią. 
– Babcią?
– Ojciec uważał, że potrzebuję kobiecej ręki, i sprowadził babcię z Francji. Nigdy nie 

nauczyła się mówić po angielsku. 

– Uśmiechnął się. – A ty też jesteś jedynaczką?
– Tak – odpowiedziała. Ale nigdy nie czuła się samotnie. Shannille było małym miastem, 

z domami w stylu wiktoriańskim i krótką Main Street. Ona sama urodziła się i mieszkała w 
domu  położonym  kilka ulic od Main Street i niedaleko od tkalni.  Jej współtowarzysze  z 
pracy, jak również sąsiedzi, byli dla niej jak rodzina. Byli to ludzie, którzy od urodzenia ją 
znali, ludzie, którzy wspierali ją w dobrym i złym, ludzie, którzy jak ona pracowali w tkalni i 
byli z niej dumni. 

– Zjadłaś już? – spytał spokojnie. 
– Tak – odpowiedziała. 
– Chodź ze mną. Teraz pora na deser – powiedział i wziął ją za rękę. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Cassie nie protestowała. Zanim zeszli z łodzi i wyszli z portu, mężczyzna zrzucił z nóg 

buty. 

– Zrób to samo. 
– Dokąd idziemy?
– Chcę ci dostarczyć prawdziwego tropikalnego przeżycia.
– Co?
– Zaufaj mi. 
Zastanawiała się, dlaczego ma zdjąć pantofle, aleje zdjęła i poszła za nim w kierunku 

plaży. 

– Co ty robisz? – spytała, gdy podszedł do palmy i potrząsnął nią. 
– Nic takiego – powiedział, podnosząc orzech kokosowy. Wyjął nóż, zrobił nim otwór w 

skorupie i podał owoc Cassie. 

– Napij się. 
Przyłożyła orzech do ust i zaczęła pić słodki, przezroczysty płyn. 
– Smakuje ci?
Skinęła głową i oddała mu orzech. 
– Jeśli masz ochotę, wypij wszystko. 
– Nie – powiedziała. – Jest smaczny, ale byłby lepszy z sokiem jabłkowym lub rumem. 
Wtedy on podniósł orzech do ust i wypił resztę płynu. 
– To był właśnie deser – stwierdził. Uśmiechnęła się. 
–   To   było   wyśmienite,   ale   dlaczego   zdjęliśmy   buty?   Ponownie   wziął   ją   za   rękę   i 

poprowadził w kierunku brzegu. 

Ciepła woda wymieszana z piaskiem przepłynęła jej między palcami. 
– Przyjemnie, prawda? – spytał, wskazując na stopy. 
Roześmiała się. Podniosła orzech do góry, starając się zasłonić tarczę księżyca. 
– Co robisz?
–   Byłoby   wspaniałe   zdjęcie.   Orzech   kokosowy,   zasłaniający   księżyc   i   światło 

promieniujące zza niego. 

– Czy chcesz, bym pobiegł po aparat?
– Nie – odpowiedziała. 
– No to chodź – powiedział. 
– Gdzie mamy iść? – spytała. 
– Absolutnie nigdzie. 
Ruszyli spleceni ramionami. Mijali podobne pary i uśmiechali się. Łatwo było uwierzyć, 

że oni też są parą, pomyślała Cassie. 

Mąż i żona, narzeczeni, kochankowie. 
– Tu jest mój hotel – stwierdziła. 
– Ale twoje buty i aparat są na łodzi. 

background image

– Słusznie – uśmiechnęła się. 
– Będziemy chyba wracać – zauważyła. 
Nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w nią z ogniem w oczach. 
– Mój Boże, jaka ty jesteś piękna. Zaczerwieniła się i z trudem przełknęła ślinę. 
– Mogę cię pocałować? – spytał miękko. 
Skinęła głową i odwróciła do niego twarz. Przycisnął swoje usta do jej warg i pozbawił ją 

oddechu. 

Automatycznie odpowiedziała na pocałunek i objęła go za szyję. Jego język wślizgnął się 

do jej ust, badając wszystkie ich zakamarki. Głęboko i zmysłowo. Ten pocałunek nie był 
podobny do żadnego z jej wcześniejszych pocałunków. 

Co ona zrobiła? Prawie go nie znała. Było to przyjemne, ale dokąd ją to zaprowadzi?
Ale nie mogła teraz o tym myśleć. Chciała zamknąć oczy i cieszyć się obecnością tego 

przystojnego mężczyzny, który trzymał ją mocno przy sobie. 

Zanim się spostrzegła, byli już z powrotem przy łodzi. Westchnęła z żalu, że to koniec ich 

spotkania. Podniosła pantofle. 

– Potrzebuję jeszcze aparat fotograficzny. 
– Dobrze – odpowiedział. Wdrapał się na pokład i podał jej rękę. 
Wiedziała, że powinna iść już do domu. Ich wspólny wieczór dobiegł końca. Ale zanim 

zdążyła coś powiedzieć, powędrował delikatnie palcem wokół jej twarzy. 

– Nie odchodź – powiedział, oddychając głęboko. Nic nie rzekła, tylko go pocałowała. 
Odpowiedział powoli i delikatnie, jakby całowali się wcześniej co najmniej milion razy. 
Poczuła, jak świat zawirował wokół niej. 
Oderwała się od niego i wzięła kilka głębokich oddechów. 
Czuła, że następny pocałunek sprawi, że nie będzie zdolna pójść już nigdzie. 
–   Mam...   wczesny...   lot   i   naprawdę   powinnam   pójść...   Nie   miała   jednak   szansy   na 

dokończenie zdania, ponieważ pocałował ją znowu, tym razem mocniej. 

Wszystkie jej zmysły oszalały. Chciała, żeby jej dotykał, trzymał przy sobie całą noc. 

Chciała czuć jego usta na swoich do końca życia. 

W końcu przestał ją całować. 
– Dokończ chociaż szampana – powiedział. 
Spojrzała na stół. Butelka szampana stała w na wpół roztopionym lodzie. 
– To byłby wstyd zostawić taki dobry szampan – powiedziała w końcu. 
Uśmiechając się poprowadził ją do stołu. Przysunął swoje krzesło bliżej do niej i napełnił 

kieliszki szampanem. Siedzieli w milczeniu, ciesząc się swoim towarzystwem. 

–   Gdyby   to   była   moja   łódź,   nigdy   bym   jej   nie   opuściła   –   powiedziała   Cassie   w 

zamyśleniu. 

– Nie?
– Nie, ponieważ nie mogę sobie wyobrazić piękniejszego miejsca. 
– Szczególnie w nocy – powiedział.  – Rzadko jestem sam na łodzi, ale kiedy to się 

zdarzy, lubię tu siedzieć i patrzeć w gwiazdy. 

– Kiedyś próbowałam sfotografować nocne niebo.

background image

– I co?
– Stwierdziłam, że niektórych rzeczy nie można uchwycić. 
Dotknął jej policzka. 
– Zostań ze mną – poprosił cicho. 
– Gdzie? – spytała. Przecież to nie była jego łódź. Czy ma pozwolenie na spanie tutaj? 

Musi wiedzieć wszystko, Panini podejmie decyzję. 

– Tutaj, na łodzi. Nikogo więcej tu nie będzie. Nic złego się nie stanie. 
Było to kuszące, ale... 
– Jestem... nie jestem gotowy powiedzieć ci dobranoc. Ona też nie była. 
– Dobrze – zgodziła się. Pocałował jej rękę. 
–   Dziękuję.   –   Wziął   ją   na   ręce   i   zaniósł   do   sypialni.   Pomyślała,   że   musi   być 

doświadczony w takich sprawach. 

W jakich sprawach? Czego się bała? Przecież zapewnił ją, że nic się nie stanie. Ale ona 

chciała, żeby coś się stało. Przełknęła ślinę. 

– Hej – powiedział miękko. – Czy wszystko w porządku?
– Oczywiście – powiedziała. To ma się stać teraz lub nigdy. 
Odgarnął włosy z jej twarzy. 
– Jeśli wolisz, wrócimy na pokład. 
Chyba nie powinna być dumna, że w wieku dwudziestu trzech lat jest jeszcze dziewicą. 

W przyszłym roku skończy dwadzieścia cztery lata. Może to rekord i powinna zostać wpisana 
do księgi Guinnessa?

– Chcę zostać z tobą. 
Znowu pocałował jej rękę. 
– Jesteś pewna, że tego chcesz?
– Tak. 
– Chcę leżeć koło ciebie przez chwilę. Chcę czuć cię obok siebie. 
Uśmiechnęła się, żeby ukryć zdenerwowanie. 
Delikatnie masował jej ramiona i całował ją. Wydawał się czekać na jej przyzwolenie, 

zanim zrobi następny krok. Kiedy westchnęła z pożądania, dopiero wtedy zaczął odkrywać jej 
ciało.  Jego  ręce  krążyły   po  niej,  a  każde   ich  dotknięcie  wzmagało  jej  odczucia.   Jednym 
ruchem zdarł z siebie ubranie i już po chwili czuła jego nagie ciało na swoim. 

Ogarnęło ją szaleństwo. Krzyknęła z rozkoszy, ale on po chwili zatrzymał się. 
– Przykro mi – powiedział. – Nie wiedziałem, że jesteś... 
– Nie przerywaj – wyszeptała – proszę. 
Zawahał się, jakby nie był  pewny,  co robić. Wtedy ona uniosła biodra i przyjęła  go 

głębiej. 

Ból otworzył jej drogę do przyjemności. Intensywnej i prymitywnej. Czuła, jak poruszał 

się w niej wolno i delikatnie. Cassie nie była przygotowana na tak intensywne przeżycia. 
Teraz obydwoje zależeli od siebie. 

Kiedy nasycili się sobą, pocałował ją w policzek i palcem obrysował jej usta. 
– Czy wszystko w porządku?

background image

– Nawet lepiej – uśmiechnęła się. 
– Jesteś dziewicą. 
– Byłam. 
Ponownie podniósł jej rękę do ust. 
– Gdybym wiedział, nigdy nie prosiłbym cię o zostanie ze mną. 
– Jestem zadowolona, że ci nie powiedziałam. 
Uśmiechnął się, ale wyglądał na człowieka z poczuciem winy. 
– Czekałaś, żeby kochać się po raz pierwszy po ślubie? 
Skinęła głową. 
– Czy myślałaś, że to wyleczy twoje złamane serce?
– Moje serce nie jest złamane. – Przynajmniej jeszcze nie teraz, pomyślała. 
Obudziła się rano na kołyszącej się łodzi. Spojrzała za siebie i zobaczyła go śpiącego, na 

wpół przykrytego. Odwróciła się zawstydzona. 

Jak mogła być zażenowana, kiedy byli ze sobą tak blisko, i to dwa razy. 
Westchnął i poruszył się przez sen. 
Zamarła. 
Musi wyjść, zanim on się obudzi. W końcu co miałaby mu powiedzieć?  Nie chciała 

słuchać obietnic, że zadzwoni i będzie z nią w kontakcie. To by wszystko zrujnowało, a tak 
będzie się jej wydawać, że miała piękny sen. 

Wyskoczyła z łóżka. Do odlotu samolotu miała mniej niż godzinę. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Cassie patrzyła na zimną kawę w filiżance. Trudno było jej uwierzyć, że poprzedniego 

dnia była  na Bahamach. Dwadzieścia cztery godziny wcześniej kochała się z mężczyzną, 
którego imienia nawet nie znała. 

A teraz siedziała w sali posiedzeń naprzeciwko swojego byłego narzeczonego. Już samo 

spotkanie było dla niej niemiłe, a nieprzyjemność pogłębiał fakt, że Oliverowi asystowała 
jego  obecna   dziewczyna,   nienagannie   ubrana  blondynka,   Willa,  która   była  popleczniczką 
Huntera Axona. 

Jeśli Oliver czuł się nieswojo w towarzystwie byłej narzeczonej i kobiety, dla której ją 

porzucił, to nie dawał tego po sobie poznać. 

– Willa powiedziała mi, co zrobiłaś. 
– O czym ty mówisz? – spytała Cassie. 
– Recepcjonistka Axona powiedziała Willi o twojej małej podróży na Bahamy. 
To dlatego chciał ją widzieć. Kiedy przyszła do tkalni dziś rano, powiedziano jej, że 

Oliver chce się z nią zobaczyć. 

– To nie był sekret – odpowiedziała. – Chciałam się spotkać z Hunterem Axonem. 
– Wiem o tym! Myślisz, że możesz robić coś po kryjomu? Wiem wszystko, co się dzieje. 

– Nie wszystko,  pomyślała,  wspominając  swoją romantyczną  noc, której  nie zapomni  do 
końca życia. 

– Jak mogłaś mi to zrobić? – spytał Oliver. – Wiesz dobrze, jak ważna jest dla mnie ta 

transakcja. 

Czy on oszalał? Czy uważa, że to była jej osobista zemsta?
– To nie miało nic wspólnego z tobą – zapewniła go. 
– Co więc?
–   Chodzi   mi   o   zachowanie   sposobu   na   życie,   zachowanie   tradycji,   która   była 

przekazywana z pokolenia na pokolenie. 

– Och, proszę cię, Cassie, mówisz, jak profesor historii. To jest biznes, który od wielu lat 

nie przynosi zysku. 

– A czyja to wina? – powiedziała, patrząc na niego zwężonymi oczami. 
– Czy wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że mogę to sprzedać? I to takiej firmie, o znanej 

renomie? – Zaczerwienił się, a każde słowo pogłębiało jej frustrację. 

Patrzyła na niego i zastanawiała się, jak mogła kiedyś myśleć o poślubieniu go. Siedział 

przed nią całkiem obcy człowiek. 

– Powinieneś być szczęśliwy, bo nie spotkałam się z Axonem. Próbowałam, ale nie chciał 

mnie widzieć. 

– Wiemy o tym – stwierdziła Willa. 
Wyciągnęła wypielęgnowaną dłoń i oparła ją na ramieniu Olivera. 
– Pozwól mi porozmawiać z Cassie sam na sam. – Uśmiechnęła się. – Prywatnie. 
Oliver spojrzał na Willę rozmarzonym wzrokiem. Może rzeczywiście ją kocha, pomyślała 

background image

Cassie. Na nią nigdy tak nie patrzył. Ale nie była zazdrosna. 

Oliver wyszedł z pokoju. 
– Słuchaj, Cass – powiedziała Willa protekcjonalnym tonem. 
– Cassie – poprawiła ją. 
– Cassie – powtórzyła Willa. – Wiem, co się z tobą dzieje. 
Cassie spojrzała na nią zaskoczona. 
– Co się ze mną dzieje?
– To rewanż. Czysty i prosty. 
– Rewanż? – Cassie poczuła się tak, jakby ta kobieta ją uderzyła. Willa była tak samo zła, 

jak Oliver. – To nie miało nic wspólnego z rewanżem. 

– To o co chodzi?
–   O   to,   że   miasto   nie   może   pozwolić   sobie   na   utratę   tkalni.   Willa   westchnęła 

dramatycznie. 

– Cass, Cassie, chcę prowadzić z tobą interesy. Rozmawiałam z Hunterem i zapewnił 

mnie, że nie każdy będzie zwolniony. Jestem w stanie zagwarantować ci pracę... ale pod 
jednym warunkiem. 

– Jakim?
– Pomożesz nam przeprowadzić tę transakcję tak łatwo, jak to tylko możliwe. 
– Jaką transakcję?
– Sprzedaż. Hunter Axon przyjeżdża tutaj, żeby ubić interes. Chcę, żebyś obiecała, że nie 

będziesz się... wtrącała. 

Cassie siedziała nieruchomo. Nie obawiała się Willi. Była na nią zła. Zdała sobie sprawę, 

dlaczego nie mogła spotkać się z Hunterem Axonem. Jego asystentka, zgodnie z poleceniem 
Willi, nie dopuściła do tego. 

– Czy uprzedziłaś swoich ludzi, że przejeżdżam i nakazałaś im, żeby nie dopuścili do 

mojego spotkania z panem Axonem?

– Pracuję dla niego. Moim zadaniem jest przygotowanie transakcji, żeby poszła gładko. 

Słuchaj, Cassie, jest mi przykro z powodu Olivera. Naprawdę jest mi przykro. Ale radzę ci 
przyjąć to, co oferuję. 

Willa oferowała jednotygodniową odprawę pieniężną za każdy rok pracy dla każdego 

pracownika   tkalni,   ale   to   nie   gwarantowało   przetrwania   fabryki.   Była   ona   największym 
zakładem   w   Shanville.   Jaki   rodzaj   pracy   mogliby   wykonywać   ludzie,   którzy   całe   życie 
spędzili przy krosnach? I gdzie mogliby znaleźć taką samą pracę?

– Mam zamiar zaryzykować. 
– Nie masz pojęcia, z kim chcesz zadrzeć. Myślisz, że zainspirujesz pana Axona swoją 

małą,  łzawą  historią?  On  dba  tylko   o  pieniądze.   –  Uśmiechnęła   się,  ale  nie   był   to  miły 
uśmiech. Był to uśmiech, który mógł spowodować więdnięcie kwiatów i zamarzanie wody. – 
Znam go od lat i wiem, że jest najlepszy w interesach, ale nie jest miły, gdy ktoś stanie mu na 
drodze. 

– Chcę z nim tylko porozmawiać. 
–   Jeśli   sprawisz   mu   kłopoty   i   zainteresujesz   tym   media,   to   zgniecie   cię   jak   robaka. 

background image

Rozumiesz mnie?

Ręka   Cassie   automatycznie   powędrowała   do   dekoltu,   gdzie   zawsze   znajdował   się 

naszyjnik ze złotym serduszkiem, który nosiła od dziecka i który zgubiła na Bahamach. Był to 
zaręczynowy prezent ojca dla jej matki. 

– Nie boję się go. 
–   Jesteś   więc   głupsza,   niż   myślałam.   Pozwól,   że   będę   szczera   –   powiedziała   Willa, 

dotykając jej lodowatą dłonią. – Jeśli będziesz się upierała przy swoim, to cofnę obiecaną 
odprawę. 

– Nie dbam o twoją nędzną odprawę. 
– Jestem tego pewna. Ale co będzie z... – wzięła z biurka teczkę i wyjęła z niej listę 

pracowników – Luanną Anderson? Wiem, że jej córka ma problemy, czyż nie? Jaka to będzie 
szkoda, gdy zostanie bez pracy i bez odprawy. 

– Straszysz, że nie zapłacisz odprawy Luannie?
– Nie tylko jej. – Willa spojrzała znowu na listę. – Może również Mabel, Larryemu. Tak 

– powiedziała, odkładając listę. 

– Nie możesz tego zrobić – krzyknęła Cassie. 
– Ja nie mogę, ale Hunter tak. 
Cassie przełknęła ślinę. 
–   W   tej   szczególnej   sytuacji   zamierzam   uchronić   Huntera   przed   kłopotami.   Jeśli 

spróbujesz spotkać się z nim, kiedy on tu przyjedzie, osobiście odwołam odprawy. Dlaczego 
nie chcesz pieniędzy? Mogłabyś pojechać do tej swojej szkoły artystycznej. 

Cassie czuła, jak płoną jej policzki. Oliver rozmawiał o niej z tą kobietą. 
– Czy zrozumiałyśmy się? – spytała Willa. 
– Zrozumiałyśmy? Tu nie chodzi o mnie, o ciebie lub Olivera. Tu chodzi o łudzi, którzy 

tracą jedyne źródło utrzymania. 

– Marnujesz tylko mój czas – powiedziała Willa. – Zaproponowałam ci interes. 
– A ja mam stać spokojnie i patrzeć, jak niszczysz miasto i doprowadzasz do finansowej 

ruiny moich przyjaciół?

– Trochę dramatyzujesz, ale w zasadzie tak. 
Cassie wstała. 
– Już skończyłaś?
–   Oczywiście.   –   Willa   wyciągnęła   do   Cassie   rękę.   –   Podziwiam   cię   jednak   i   mam 

nadzieję, że to, co łączyło cię w przeszłości z Oliverem, nie przeszkodzi nam w zostaniu 
przyjaciółkami. 

Hunter spojrzał na zegarek. Jego lot opóźniał się z powodu szalejącej burzy. Ale się nie 

spieszył. Nienawidził opuszczać Bahamy i nienawidził myśli, że jest mała szansa na to, żeby 
odnaleźć dziewczynę. 

– Nigdy jej pan nie znajdzie – powiedział detektyw, którego wynajął. – To jest tak, jak 

szukanie igły w stogu siana. Jak znaleźć kobietę, nie znając nawet jej imienia?

Ale Hunter nie chciał uwierzyć, że to beznadziejna sprawa. Sięgnął do kieszeni i wyjął z 

background image

niej jedyną pamiątkę, która pozostała mu po cudownej dziewczynie. Naszyjnik, który znalazł 
na jej poduszce. 

Zacisnął go w ręce i jeszcze raz stwierdził, że musi ją odnaleźć. Ale gdzie? Szukał jej 

wszędzie. Do diabła, dlaczego nie spytał jej o nazwisko?

Ona również nie znała jego nazwiska. 
W   barze,   który   był   jego   własnością,   znalazł   się   przypadkowo.   Poszedł   tam,   żeby 

porozmawiać ze swoim pracownikiem. 

Zaintrygowała go Cassie samotnie siedząca przy stoliku. Była cudownie piękna ze swoją 

kremowobiałą  skórą i zielonymi  oczami. Burza rudawobrązowych  włosów opadała jej na 
plecy. Figurę miała jak balerina, z długimi, smukłymi nogami. 

Ale   nie   tylko   uroda   przyciągnęła   jego   spojrzenie,   dziewczyna   siedziała   wpatrzona   w 

wodę, jakby w niej pogrążył się cały jej świat. Kiedy podszedł do stolika i próbował z nią 
rozmawiać, zdał sobie sprawę, że bierze go za barmana. 

W końcu to nie miało dla niego znaczenia. W miarę upływu czasu przekonał się, że jest 

bardzo   samotna   i   ma   złamane   serce.   Ale   nie   przyjechała   tutaj,   żeby   zrelaksować   się   w 
ramionach innego mężczyzny. Nie szukała towarzystwa. 

Była dziewicą. 
Wiedział, że nigdy nie powinien z nią spać. Dlaczego zostawiła go, nie mówiąc nawet do 

widzenia?

Czy wybrała go z powodu samotności? Desperacji?
Ku swemu zaskoczeniu obudził się z nieprzepartą chęcią zobaczenia jej znowu. Kiedy 

stwierdził, że odeszła, wypełniła go rozpacz. 

Od wielu lat żadna kobieta nie wywarła na nim takiego wrażenia. Miał wiele kobiet, ale 

nigdy nie był z nimi zbyt blisko. Kiedy był jeszcze młody i naiwny, zakochał się  w  Lizie. 
Planowali wspólną przyszłość. Ale kiedyś wrócił wcześniej do domu i zastał ją w łóżku z 
innym mężczyzną. Był to jego szef. Wyszła potem za niego, a Hunterowi powiedziała, że 
nigdy nie mogłaby poślubić biedaka. Jeszcze teraz brzmiały mu w uszach jej słowa. Wkrótce 
stał   się   bogatym   człowiekiem,   a   jak   słyszał,   Liza   nie   była   szczęśliwa   w   małżeństwie. 
Pieniądze nie dały jej szczęścia. 

Samolot w końcu wystartował, a kiedy dotknął ziemi, Hunter zobaczył, że w Shanville 

leży śnieg. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

–   Czy   ciągle   masz   zamiar   porozmawiać   z   panem   Axonem?   Cassie   spojrzała   na 

przyjaciółkę, którą znała przez całe życie. Nie mogła znieść rozczarowania Frances. Frances 
Wells miała sześćdziesiąt pięć lat i jak większość ludzi w Shanville, żyła od wypłaty do 
wypłaty. Gdyby straciła pracę w tkalni, nigdzie by już innej nie znalazła. 

Niestety, Frances nie była jedyna. Większość pracowników miała około pięćdziesiątki lub 

więcej. Cassie była młoda, mogła się wyprowadzić z miasta, ale oni nie mogli. 

– Nie mogę ryzykować waszej przyszłości. 
– Ale jest Oliver. On ciebie kocha. 
– Nie – powiedziała szybko Cassie. – Teraz myślę, że nigdy mnie nie kochał. Nawet 

gdybym na niego naciskała, to i tak na nic by się to zdało, ponieważ on nie ma już żadnego 
wpływu. Kierownictwo przekazał Axon Enterprises. 

– Nie wiem, jak Oliver mógł do tego dopuścić. 
– Myślę, że to dla niego żadna różnica. 
Frances uśmiechnęła się. 
– Przynajmniej jestem szczęśliwa, że tobie się ułożyło. 
– Co masz na myśli? – spytała Cassie, – Możesz wziąć pieniądze i wyjechać do szkoły – 

powiedziała kobieta, uśmiechając się smutno. – Nie pasowałaś do tkalni, Cassie. Nigdy nie 
pasowałaś. Powinnaś robić zdjęcia. Pracować dla National Geographic lub w jakimś innym 
miejscu, gdzie mogłabyś realizować swoje marzenia. 

– Och, Frances. Byłabym szczęśliwa, gdybyście wszyscy mogli zachować swoje miejsca 

pracy. 

– Co ty mówisz? Już jako mała dziewczynka kochałaś aparat fotograficzny. 
Cassie wzruszyła ramionami. 
– Wszystko, o czym teraz myślę, to tkalnia. 
– To i tak stałoby się wcześniej czy później. Wiara, że Oliver poradzi sobie z tkalnią, była 

głupotą. 

– Myślę, że mógłby, gdyby chciał. 
– Nonsens – powiedziała Frances. – Wiesz tak samo jak ja, że Oliver zawsze stawiał na 

swoim.   –   Objęła   Cassie   ramieniem   i   uścisnęła.   –   Przynajmniej   mogę   spać   spokojniej, 
wiedząc, że twoje sprawy idą ku lepszemu. 

– To znaczy?
– Zawsze uważałyśmy z twoją babcią, że Oliver nie jest odpowiednim mężczyzną dla 

ciebie. 

– Co? A ja myślałam, że babcia go kochała. 
– Kochała go, jak się kocha krnąbrne dziecko. Wiedziała, że przez całe życie byliście 

przyjaciółmi, ale poważnie martwiła się o twoją przyszłość. 

Czy   to   była   prawda?   Czy   było   to   kolosalne   nieporozumienie?   Obie,   ona   i   babcia, 

usiłowały wierzyć w to, że Oliver jest odpowiednim narzeczonym. 

background image

Ale jakie to miało teraz znaczenie? Babcia odeszła, a Oliver był zaręczony z kim innym. 

A ona ruszyła się z miejsca przy pomocy barmana z Bahamów. 

Minęło tyle dni, odkąd się rozstali, a Cassie nie mogła przestać o nim myśleć. Wszystko 

go jej przypominało. Tęskniła za nim. 

Powinna to zwalczyć. Przecież to była tylko jedna noc z nieznajomym. Zbliżenie bez 

zobowiązań. Pożądanie bez miłości. Nawet nie znała jego imienia. 

Więc dlaczego nie mogła o nim zapomnieć?
Gdy patrzyła na swojego eks-narzeczonego, nie czuła nic poza irytacją, ale kiedy patrzyła 

na zdjęcie barmana, które zrobiła mu na plaży, była bliska płaczu. Miała nadzieję, że jeszcze 
go zobaczy. 

Ale czy on ją pamięta?
Chyba nie. Jego doświadczenie z kobietami rzucało się w oczy. Pewnie znalazł już sobie 

inną kobietę do łóżka. Weszła za Frances do stołówki. Pracownicy stali tam, upchnięci jak 
bydło. Przed tłumem znajdowały się trzy krzesła. Oliver i Willa siedzieli po bokach pustego 
krzesła, jakby czekali na króla. Po chwili Oliver wstał i powiedział:

– Pan Axon jest spóźniony, ale dzwonił do mnie, że wkrótce tu będzie. – Nagle twarz mu 

się rozjaśniła. – O, właśnie już tu jest. 

Cassie odwróciła się. Nie kto inny, tylko jej barman, szedł w jej kierunku. 

Hunter szedł przez salę, starając się nie dopuścić do kontaktu wzrokowego z obecnymi tu 

ludźmi. Wcześniej wiele razy był w takiej sytuacji. Wiedział, jakie pytania będą mu zadane i 
że ludzie nie otrzymają takiej odpowiedzi, jakiej by chcieli. Planował zamknąć tkalnię w 
ciągu   sześciu   miesięcy.   Wszyscy   otrzymaliby   hojną   odprawę   pieniężną.   Zgodnie   z 
rozeznaniem Willi, w okolicy Shanville każdy miał szansę na znalezienie innej pracy. 

Spojrzał na Olivera, który zerwał się na nogi i zaczął bić brawo. 
Brawa? To była przesada. 
– Powstrzymaj się, proszę – powiedział Hunter. Oliver był dziecinny, jeśli myślał, że ci 

ludzie będą go witali oklaskami. Willa powiedziała mu, że już zostali poinformowani o jego 
intencjach. 

Twarz Olivera spoważniała i usiadł na krześle. 
– Czy miałeś przyjemny lot?
– Nie – odparł Hunter. 
Następnie odwrócił się w stronę tłumu. 
– Przepraszam was za czekanie. Mój lot był opóźniony z powodu złej pogody. Wiem, że 

macie do mnie wiele pytań. Obiecuję, że na każde z nich odpowiem. – Rozejrzał się po sali. 
To nie będzie łatwe, pomyślał. Większość audytorium stanowili starsi ludzie. Tego się nie 
spodziewał. Młodsi zazwyczaj z ochotą przyjmowali odprawę pieniężną, bo dostarczała im 
środków   do   rozpoczęcia   nowego,   może   lepszego   życia.   Ale   ci   będą   mieli   problemy   ze 
znalezieniem nowej pracy. – Może na początek powiem wam kilka słów o mojej firmie... 

Przerwał. Zobaczył ją. Stała na końcu sali i patrzyła na niego, jakby zobaczyła ducha. 

Była tutaj. 

background image

Uciekaj. 
Cassie odwróciła się i pobiegła w stronę drzwi. Była to instynktowna reakcja. Uciekała 

tak szybko, jakby od tego zależało jej życie. 

Spała z Hunterem Axonem. Kiedy to sobie uprzytomniła, poczuła następny przypływ 

energii. Ruszyła ku schodom, a serce waliło jej jak młotem. Straciła dziewictwo z Wrogiem 
Publicznym   Numer   Jeden.   Z   człowiekiem,   który   zamykał   tkalnię   i   wyrzucał   z   pracy   jej 
przyjaciół. 

Zaczęła zbiegać po schodach. 
– Poczekaj!
Brzmienie tego głosu zatrzymało ją w miejscu. Ale nie na długo. Zaczęła znowu biec. 
– Poczekaj – krzyknął znowu, przeskakując po dwa stopnie na raz. Chwycił ją za ramię i 

zatrzymał. – Szukałem cię wszędzie. 

Spojrzała na niego z wyraźną męką na twarzy, ale uwierzyła mu. Prawie. 
– Hunter Axon? – spytała. 
Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę. 
– Miło mi cię poznać. A ty jesteś... ?
Patrzyła w jego brązowe oczy i jej zdenerwowanie zaczęło ustępować. 
– Cassie Edwards. 
– Cassie – powiedział, patrząc z czułością w jej oczy. – Co tutaj robisz?
– Pracuję tutaj – powiedziała, opuszczając głowę. 
– Nie rozumiem. 
– Poleciałam na Bahamy, żeby się z tobą spotkać. 
– Co? – spytał, a mięśnie jego szczęk się zacisnęły.  Nie został poinformowany o jej 

wizycie. – Dlaczego?

–   Chciałam   porozmawiać   z   tobą   o   twoich   planach   co   do   tkalni.   Przez   dwa   dni 

próbowałam się z tobą spotkać. Byłam u ciebie w biurze i nawet w domu. 

– Więc, kiedy zobaczyłaś mnie w barze...?
– Nie wiedziałam, kim jesteś. Nigdy nie przypuszczałam... – przełknęła ślinę. 
– Zbieg okoliczności – powiedział i zrobił krok do tyłu, jakby oblała go zimną wodą. 
– Tak – powtórzyła spokojnie. 
Usłyszeli otwieranie drzwi i po chwili stukot wysokich obcasów na schodach. 
– Hunter? Hunter? – to był głos Willi. 
Cassie   natychmiast   przypomniała   sobie   jej   groźby.   Jeśli   zobaczy   ją,   rozmawiającą   z 

Hunterem, wycofa odprawy pieniężne. 

– Muszę już iść – powiedziała i odwróciła się, by odejść. 
–   Cassie!   –   krzyknęła   Willa,   zatrzymując   ją.   –   Poczekaj.   Hunter   westchnął,   jakby 

zniecierpliwiony jej ingerencją. 

– Co się tu dzieje? – spytała Willa. 
– Właśnie... – zaczął Hunter. 
–   Pan   Hunter   szuka   męskiej   toalety   –   powiedziała   Cassie   –   i   ja   wyjaśniłam   mu,   że 

właśnie ją minął. Jest na górze, na prawo od drzwi. 

background image

Hunter spojrzał na nią dziwnie. 
– Czy to prawda? – spytała Willa. 
– Skąd mogłem o tym wiedzieć. Nigdy tu nie byłem – powiedział wzruszając ramionami. 
Cassie pohamowała śmiech. 
–   Ulżyło   mi,   że   wszystko   z   tobą   w   porządku   –   powiedziała   Willa   z   promiennym 

uśmiechem. – Byłam zaniepokojona, kiedy opuściłeś audytorium w połowie zdania. 

– Byłem do tego zmuszony przez nagłą potrzebę... – spojrzał na Cassie – skorzystania z 

toalety. 

– Jak już powiedziałam, na górze i na lewo. Nie może pan jej przeoczyć. 
–   Dziękuję   –   odpowiedział.   –   Proszę   przeprosić   pracowników   i   wyjaśnić   sytuację   – 

zwrócił się do Willi. 

– Oczywiście – odpowiedziała Willa. Hunter pobiegł w górę po schodach. 
– Myślałam, że nie spotkałaś się z Hunterem na Bahamach. 
– Zarzucasz mi kłamstwo? – spytała Cassie. 
– Bo zdziwiło mnie to, co przed chwilą zobaczyłam. 
– Nie rozmawiałam o tkalni, jeśli tak bardzo cię to niepokoi. 
– Dlaczego miałoby mnie to niepokoić. W końcu doszłyśmy do ugody. Nie chciałabyś 

chyba zobaczyć ludzi bez pracy i pieniędzy. 

– Tak – odpowiedziała Cassie. – Masz rację. Willa wahała się przez chwilę. 
– Cassie – powiedziała w końcu. – Cieszę się, że przeprowadziłyśmy ze sobą tę rozmowę 

i chcę ci powiedzieć, że ci ufam. Oliver i ja urządzamy dzisiaj, w posiadłości Olivera, małe 
przyjęcie dla Huntera. 

W   posiadłości?   Cassie   nie   mogła   powstrzymać   uśmiechu.   Dom   Demionów   stał   na 

wzgórzu,   z   którego   rozciągał   się   widok   na   całe   Shanville,   ale   trudno   było   nazwać   go 
posiadłością. Został zbudowany przez jakąś bogatą rodzinę w połowie osiemnastego wieku. 
Składał się z dwudziestu dwóch przestronnych pokoi z dziesięcioma sprawnymi kominkami. 
Oliver sprowadził się do niego wiele lat temu, kiedy jego rodzice przenieśli się na Florydę, a 
jemu zostawili prowadzenie tkalni. 

– Może przyjdziesz?
Cassie spojrzała na nią. Co to miało znaczyć? Czy zamierzała zachęcić ją do rozmowy z 

Hunterem?

– Będzie również gubernator. 
Gubernator?   Może   on   pomoże   utrzymać   tkalnię.   Było   to   warte   sprawdzenia.   Willa 

zabroniła jej rozmawiać z Hunterem Axonem, ale nie z gubernatorem. 

– Dziękuję – powiedziała Cassie. – Przyjdę z przyjemnością. 
– No to dobrze. I wiesz Cassie, to będzie oficjalne przyjęcie, więc ubiór jest... 
– Oficjalny – dokończyła Cassie. 
– Właśnie – przytaknęła Willa z uśmiechem czyhającego kota. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Jeszcze nie jest za późno zrezygnować, pomyślała Cassie. 
Spojrzała   na   „posiadłość”   Demionów.   Granitowy   wiktoriański   budynek   nigdy   nie 

wyglądał pogodnie, ale teraz w świetle księżyca wydawał się domem, w którym straszy. 

Przez okna widziała sylwetki poruszających się ludzi. 
Kim oni byli?
Po co przyjechali do Shanville?
Żeby spotkać bezlitosnego Huntera Axona?
Zbieg okoliczności, powiedział. 
Nie powinien wyglądać i zachowywać się jak książę. 
Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do drzwi. 
– Cześć, Cassie – przywitała ją Willa. – Proszę, wejdź. Cassie weszła. Skrzywiła się, gdy 

spojrzała, w co ubrana jest Willa i nie tylko ona. Wszyscy goście ubrani byli w codzienne 
ubrania. Tylko kelnerzy nosili smokingi. I Oliver. Chociaż miał na sobie zwykłe spodnie i 
koszulę, to dla podkreślenia odświętności dnia, zawiązał na szyi krawat z Ascot. Otworzył 
szeroko oczy, kiedy ją zobaczył. Podszedł do niej ze szklaneczką martini w ręce. 

– Cassie? – spojrzał na nią skonfundowany. – Co tutaj robisz? – Jego twarz wyrażała coś 

pomiędzy ciekawością a horrorem. 

– Willa mnie zaprosiła – odparła Cassie niepewnie, – Tak – przyznała Willa. – Byłam w 

trudnej sytuacji. Cassie była tak miła, że zgodziła się mi pomóc. 

– Nie nadążam – powiedział Oliver. – Dlaczego ubrałaś się w sukienkę, którą miałaś na 

balu szkolnym?

Cassie nagle zapragnęła zniknąć stąd i przenieść się do własnego domu. 
– Jedna ze służących zachorowała. Cassie ma ją zastąpić – wyjaśniła Willa. 
Było gorzej, niż myślała. Willa nie zaprosiła jej jako gościa, tylko jako służącą. 
– Mam nadzieję, że nie zrozumiałaś mnie źle, Cassie. Wiedziałaś, że poprosiłam cię tu do 

pracy? – spytała Willa. 

– Oczywiście – szybko potwierdziła Cassie. Nie pozwoli Willi, Oliverowi, czy Hunterowi 

pokazać, że coś się stało. Chociaż była tkaczką, to w każdym calu była od nich lepsza. Zdjęła 
palto i zaczęła zawijać rękawy. 

– Jestem gotowa – powiedziała do Willi. 
– Hej – usłyszała za sobą znajomy głos. Poczuła, jak oblewa ją fala gorąca. Chociaż 

robiła wszystko, by o nim zapomnieć, to całe jej ciało pamiętało jeszcze jego dotyk. 

– Możesz rozpocząć pracę od wzięcia płaszcza od pana Axona – zwróciła się Willa do 

Cassie. – Witaj w skromnym domu Olivera – dodała, podając rękę Hunterowi. 

Cassie odwróciła się do niego. Ubrany był w elegancki garnitur, wykrochmaloną koszulę 

i jasnoniebieski, jedwabny krawat. Jego ubranie emanowało pieniędzmi, potęgą i prestiżem. 
Patrzył na nią, a jego oczy pytały: Co tutaj robisz? Willa pomogła mu zdjąć płaszcz i podała 
go Cassie. 

background image

– Czy mogę ci zaproponować coś do picia? – spytała. 
– Poproszę wodę – odpowiedział, patrząc ciągle na Cassie. 
– Dzień dobry, panie Axon. Miło znowu pana widzieć – zwróciła się do niego Cassie. 
– Mnie również – odpowiedział. 
Ale to spotkanie nie było jej miłe. Było okropne. 
– Słyszałaś, o co prosi pan Axon? Ja natomiast proszę trochę szampana – powiedziała, 

wręczając Cassie pusty kieliszek. 

O co chodzi?
Hunter patrzył za odchodzącą Cassie, a potem ze złością spojrzał na Willę. Dlaczego 

traktowała Cassie jak służącą?

Chciał pobiec za Cassie, ale powstrzymał się. Nie znał przyczyny, ale się domyślił, że 

Cassie chce utrzymać w tajemnicy przed Willą ich wcześniejsze spotkanie. 

– Co wiesz o tej kobiecie? – spytała Willa. 
– O tej kobiecie? – powtórzył, jakby nie miał pojęcia, o kim Willa mówi. 
– O tej, która przygotowuje nam drinki. O Cassie? To ta, z którą rozmawiałeś dziś rano na 

klatce schodowej. 

– Och – powiedział Hunter. – To dlatego wydała mi się znajoma. 
– Chyba pracuje przy krosnach, ale nie jestem pewna. – Willa uśmiechnęła się. 
– Przy krosnach?
– Jest pracownicą fabryki. Ostatnio nastręcza nam trochę problemów. Próbuje rozpocząć 

rebelię, jeśli nie przystaniemy na jej żądania. 

– Naprawdę?
–   Obawiam   się,   że   tak.   Poleciała   nawet   na   Bahamy,   żeby   się   z   tobą   spotkać   – 

uśmiechnęła się. – Ale ja wzięłam sprawy w swoje ręce i nie dopuściłam do tego. Jesteś za 
bardzo zajęty, żeby zajmować się takimi drobiazgami. 

Drobiazgi? Cassie nie jest drobiazgiem. 
Hunter poczuł, jak krew w nim zawrzała. Nie chciał, żeby Cassie była tak traktowana 

przez Willę ani przez nikogo innego. Ale Willa była bardzo dobrym pracownikiem. I chociaż 
jej  metody były  czasami  okrutne i  świadczyły,  że  nie  ma  serca,  to odnosiła sukcesy.  W 
większości przypadków doceniał umiejętności Willi, ale nie tym razem. 

– Za to mi płacisz – powiedziała z uśmiechem – żeby likwidować problemy. 
– Nie kłopocz się o to, Willa. W tej sprawie doskonale sam sobie poradzę. 
–   Oczywiście,   że   sobie   poradzisz.   W   każdym   razie   mamy   ważniejsze   sprawy   do 

omówienia. 

Cassie   zawiązała   mocniej   fartuszek.   Twarz   jej   płonęła   ze   wstydu,   gdy   przypomniała 

sobie, w jaki sposób Willa rozkazała jej przynieść drinki. Ta kobieta zawsze potrafiła jej 
dokuczyć. Z pewnością powiedziała Hunterowi, że pracuje w tkalni, a on jest takim samym 
snobem, jak jej były narzeczony. 

Szła przez hol, niosąc na małej srebrnej tacy zamówione drinki. Ale nie znalazła ani 

background image

Huntera,   ani   Willi.   Postawiła   więc   tacę   na   małym   antycznym   stoliku,   zdjęła   fartuszek   i 
postanowiła od razu porozmawiać z gubernatorem, zanim przeszkodzi jej w tym Willa. Miała 
zamiar przekonać go o ważności tkalni dla miejscowego społeczeństwa i prosić, by obronił 
tkalnię przed Axon Enterprises. 

– Proszę o wybaczenie, panie gubernatorze – powiedziała, podchodząc do niego. – Czy 

mogę zamienić z panem jedno słowo?

– O co chodzi? – spytał, odwracając się do niej. 
Stojąca obok niego kobieta zesztywniała. Tak jak Cassie, nie była gościem. Należała do 

jego ochrony. 

Cassie kątem oka zauważyła idących w jej kierunku Willę i Huntera. 
–   Przepraszam,   że   panu   przerywam   –   powiedziała   szybko.   –   Muszę   z   panem 

porozmawiać. Pracuję w tkani Demiona. 

Myślę,   że   powinien   pan   wiedzieć,   że   ludzie   w   Shanville   są   przerażeni,   że   Axon 

Enterprises kupuje tkalnię. Gubernator spojrzał na nią zaskoczony. 

– Więc, panno... – zawahał się. 
– Cassie Edwards. 
– Przykro mi to słyszeć, panno Edwards. – Ale w jego głosie było raczej znudzenie lub 

zmęczenie, ale nie przykrość. W każdym razie nie przeszkodziło mu to w nałożeniu na talerz 
wielkiej porcji pieczeni wołowej. 

– On zamierza zamknąć tkalnię – powiedziała. 
– Jestem pod wrażeniem. W ten sposób ochroni tkalnię przed bankructwem. 
– To nieprawda – powiedziała Cassie. – Wszystko, czego nam trzeba, to zmiany dyrekcji. 
– Obawiam się, że nie rozumiem... 
– Proszę – przerwała mu Cassie. – Czy może pan zrobić cokolwiek, żeby wstrzymać tę 

sprzedaż? Hunter Axon zrujnuje miasto. Shanville nie może stracić tkalni. 

Ale najpierw to ona straciła zainteresowanie gubernatora, który zwrócił teraz całą swą 

uwagę na zbliżającego się Huntera. 

– Hunter – przywitał go z uśmiechem. 
Hunter stanął obok Cassie, tak blisko, że prawie stykali się ramionami. 
– Ta pani martwi się o tkalnię Demiona – powiedział gubernator. 
– Czyżby? – Hunter spojrzał na Cassie. Zobaczyła w głębi jego zimnych, brązowych oczu 

płonący ogień. 

Więc nie jest zadowolony, że rozmawiałam z gubernatorem. To źle, pomyślała. 
Willa podeszła do niej i wzięła ją pod rękę. 
– Axon Enterprises ma doskonały program dla Shanville – powiedziała. – Opowiem ci o 

nim po obiedzie. – Powiedziawszy to, odeszła, by dołączyć do innej grupy gości. 

Cassie spojrzała na Huntera, przygotowując się do walki. 
– Co ty robisz? – spytał spokojnie. 
– Byłam ciekawa, czy gubernator wie o twoich planach, po kupieniu tkalni. 
– I co, jesteś... zaspokoiłaś swoją ciekawość?
– Nie – odpowiedziała. 

background image

Popatrzył na nią badawczo. Jego spojrzenie złagodniało. 
– Nie przyszłaś tutaj, żeby serwować jedzenie, prawda? – spytał, dotykając jej ramienia. 
–   Przyszłam,   żeby   porozmawiać   z   gubernatorem,   żeby   powstrzymał   cię   od   kupienia 

tkalni. 

Jego oczy znowu patrzyły na nią zimno. 
– Mam więc dla ciebie złe nowiny. Kupiłem już tkalnię. 
– Co takiego?
– Dziś po południu podpisałem papiery. Teraz jestem twoim szefem. 
– Przykro mi to słyszeć – powiedziała słabo. 
– Dlaczego? Cofnęła się o krok. 
– Jak mogę być szczęśliwa, kiedy fabryka, w której pracowały całe pokolenia, zostanie 

zamknięta. Kiedy moi przyjaciele zostaną bez pracy. 

– Teraz nie czas na dyskusję – powiedział, widząc zbliżającą się do nich grupę osób. 
Kiedy   zobaczyła   kroczącą   na   przedzie   Willę,   wiedziała,   że   to   jeszcze   nie   koniec 

konfrontacji. Wiedziała również, że nie może dopuścić do utraty odprawy przez jej przyjaciół. 
Spojrzała mu prosto w oczy. 

– Żałuję, że nie powiedziałeś mi, kim jesteś. 
– Zostawiłaś mnie, zanim miałem taką szansę – zauważył. 
– Ciekawa  jestem,  czy tam na Bahamach,  gdybyś  wiedział,  że przyjechała  do ciebie 

tkaczka z Shanville i chce z tobą rozmawiać, to zgodziłbyś się na spotkanie?

Milczał przez chwilę. 
To była wystarczająca odpowiedź. Hunter Axon nigdy nie traciłby czasu na rozmowę z 

tkaczką, pomyślała. I nigdy nie poszedłby z nią do łóżka. 

– Tak – powiedział w końcu. 
Odwróciła od niego spojrzenie. Czy to miało jakiś sens? To wszystko było beznadziejne. 

Hunter   Axon   kupił   tkalnię.   Wkrótce   zostanie   zwolniona   z   pracy.   Nie   była   związana   z 
Hunterem Axonem osobiście czy zawodowo. Interesowały go tylko pieniądze. 

– Hunter? Czy coś się stało? – spytała zaniepokojona Willa, która w tej chwili do niego 

podeszła. 

Cassie nie czekała na odpowiedź. Zanim zdążył odpowiedzieć, odeszła. 

Cassie wjechała na drogę dojazdową i spojrzała na swój dom. Miesiąc temu przepaliła się 

żarówka   na   werandzie   i   Cassie   do   tej   pory   nie   wymieniła   jej   na   nową.   Westchnęła, 
przypominając sobie, w jakim porządku utrzymywała ich dom babcia. Cassie nie miała na to 
czasu,   szczególnie   w  ostatnim   okresie.   Miała   wiele   spotkań   z  pracownikami   tkalni.   Inna 
sprawa, że nie lubiła pracy domowej. W końcu nawet babcia dała za wygraną i Cassie mogła 
cały swój wolny czas poświęcać robieniu zdjęć. Babcia wieszała je na ścianach, jak jakieś 
dzieła sztuki. Gdy Cassie dostała stypendium w college’u, babcia powiedziała, że uczyniła ją 
najszczęśliwszą kobietą na świecie. I dlatego mocno protestowała, gdy Cassie wróciła do 
domu z powodu jej choroby. 

Cassie wysiadła z samochodu i wyjęła pudełko z lodami. 

background image

Nagle kątem oka zobaczyła jakiś cień, który poruszył się pod okapem. Zatrzymała się. 

Chociaż Shanville było bezpiecznym miastem i większość ludzi nie zamykała nawet drzwi, to 
przecież zdarzały się wyjątki. 

Cofnęła się do samochodu i chwyciła za klamkę u drzwi. 
– Kto tam jest? – krzyknęła. 
Wysoka, ciemna postać zatrzymała się w świetle księżyca. 
– Musimy porozmawiać. 
Serce zabiło jej na dźwięk głosu Huntera Axona. Stanęła, jak sparaliżowana. 
Hunter podszedł do niej. 
– To już drugi raz mnie zostawiłaś. 
Stał przed nią, tak blisko, że prawie się dotykali. 
– Co tutaj robisz? – spytała, idąc w kierunku domu. 
Zatrzymał ją. 
– Nie odchodź, Cassie. Miałaś wiele trudności, żeby porozmawiać ze mną. Teraz jestem 

tutaj. Sugeruję, żebyś wykorzystała okazję. 

– Chciałabym porozmawiać z tobą, ale nie mogę. 
– Nie rozumiem. Przyjechałaś nawet na Bahamy, żeby się ze mną spotkać. 
– To było zanim... – jej głos załamał się. 
– Zanim spędziliśmy razem noc?
– Nie – powiedziała, patrząc mu w oczy. – Zanim ostrzeżono mnie, że rozmowa z tobą 

może spowodować niewypłacenie odprawy pieniężnej moim przyjaciołom. 

Zobaczyła wielkie zdziwienie w jego oczach. 
– Co? – spytał. 
–   Willa   powiedziała,   że   przy   najmniejszej   próbie   rozmowy   z   tobą   cofnie   odprawy 

pieniężne. 

– Posłuchaj, daję ci moje słowo, że ta rozmowa pozostanie między nami. Nie jestem 

przeciwko tobie ani pracownikom tkalni Demiona. 

– Dobrze – zgodziła się. 
Poszedł za nią do domu. Cassie zapaliła światło. 
– Sadzę, że wiesz, co mam zamiar powiedzieć. 
– Czy możemy gdzieś usiąść? – spytał. 
Usiąść. Dobry pomysł. Zaprowadziła go do salonu. 
– Tutaj – wskazała na fotel, zrzucając z niego stertę czasopism i robiąc mu miejsce, a 

następnie poszła do kuchni, żeby włożyć lody do zamrażarki. 

Kiedy wróciła, on oglądał serię zdjęć, przedstawiającą kwitnące kwiaty. 
– Czy to ty robiłaś te zdjęcia? – spytał. 
Skinęła głową. 
– Dawno temu. 
– I to również? – spytał, wskazując na zdjęcie słonecznika. 
– Babcia chciała mieć w tym pokoju zdjęcia kwiatów. 
– Są dobre. 

background image

– Dziękuję. 
– Naprawdę dobre. Jesteś profesjonalistką. 
– Nie jestem – powiedziała szorstko. 
– Twoja babcia nie była zadowolona, gdy przerwałaś szkołę, prawda?
Spojrzała na niego. 
– Dlaczego nie usiądziesz – wskazała na opróżniony przed chwilą fotel. 
Usiadł i rozejrzał się wokół. 
– Miły pokój. Żartował sobie z niej?
Pokój był urządzony prosto, ale przytulnie. Meble były stare, ale wygodne. 
– Babcia urządzała go czterdzieści lat temu i nie wiem, czy od tamtego czasu cokolwiek 

się zmieniło. 

– Pewnie ciężko ci mieszkać bez niej. 
– Tak – przyznała. – Ale teraz jestem zadowolona, że jej tu nie ma i nie musi patrzeć, co 

się dzieje ze społecznością naszego miasta. 

Hunter westchnął. 
– Cassie – powiedział delikatnie. – Powiedziałaś mi jasno, co myślisz o moich zamiarach 

co do tkalni, ale nic nie mówisz o tym, co wydarzyło się na Bahamach. 

– O czym ty mówisz? To był błąd. Dziwaczne zrządzenie losu. 
– Nigdy nie dopuściłbym do tego, gdybym wiedział, że będziesz u mnie pracować. Ale 

nie wiedziałem, że jesteś... 

– Głos mu zamarł. 
– Oczywiście – powiedziała zimno. – Gdybyśmy wiedzieli o sobie prawdę, nigdy by do 

tego nie doszło. 

– Nie to miałem na myśli – zaprzeczył. – Chciałem powiedzieć, że gdybym wiedział, kim 

jesteś i dlaczego przyjechałaś na Bahamy, mógłbym zachować się zupełnie inaczej. 

Milczała. Nie spodziewała się tego. 
– Wszędzie cię szukałem. 
– Dlaczego?
– Ponieważ chciałem... – zawahał się. – Musiałem cię znowu zobaczyć. 
– Ty... ty chciałeś mnie znowu zobaczyć?
– I znalazłem cię – powiedział. – W ostatnim miejscu, o jakim bym pomyślał. 
Poczuła nagle, jak cały świat znika, a oni znowu są na Bahamach i on nie jest Hunterem 

Axonem, tylko jej księciem. Ale jak wszystkie fantazje i ta musiała się skończyć. 

– Powinieneś już iść – powiedziała. 
– Miałem nadzieję, że moglibyśmy... 
– Moglibyśmy co? – przerwała mu. – Nawet gdybyś nie kupił tkalni, to zawsze będziesz 

Hunterem Axonem, a ja zawsze będę tkaczką. Ale ponieważ jesteś Hunterem... 

– Dlaczego ten fakt ma wszystko zmienić? – przerwał jej. 
– To wszystko zmienia, ponieważ z twojego powodu będę zwolniona z tkalni. 
– Ale dostaniesz odprawę i nie będziesz musiała pracować więcej jako tkaczka. Wrócisz 

do szkoły i zajmiesz się fotografią. 

background image

– Nie chcę wrócić do szkoły – powiedziała. – Dorastałam w tkalni i patrzyłam na pracę 

mojej   mamy   i   babci.   Pamiętam   dobrze,   jakie   spod   ich   zwinnych   palców   wychodziły 
arcydzieła. – Potrząsnęła głową. – Był taki czas, kiedy chciałam wyjechać stąd do szkoły. Ale 
wtedy...   –   jej   głos   się   załamał.   –   Ale   wróciłam.   –   Spojrzała   na   Huntera.   –   I   nigdy   nie 
żałowałam   tej   decyzji.   Chcę   być   częścią   historii   tego   miasta   i   podtrzymywać   rodzinną 
tradycję. Nie wstydzę się tego, co robię. Jestem z tego dumna. 

– Nie powiedziałem, że nie powinnaś być dumna ze swojej pracy. Powiedziałem, że może 

mogłabyś spojrzeć na to trochę inaczej. To daje ci szansę, żeby się przewartościować. 

– Ale ja tego nie chcę. Chcę pozostać tutaj i pracować w tkalni. 
– Ale tkalnia nie radzi sobie. Od wielu lat nie przynosi zysków. 
– Ale mogłaby, gdyby Oliver zrobił coś z patentem na produkcję nowoczesnego materiału 

dla sportowców i ochroniarzy. 

–   Rozpoczęcie   takiej   produkcji   jest   ryzykowne.   A   tkalnia   nie   ma   pieniędzy,   żeby 

ryzykować. 

Cassie odwróciła się. Miał rację. Ale nie mogła przyznać się do porażki. Musi być jakiś 

sposób na zachowanie tkalni. 

– Tkania była źle zarządzana. Oliver Demion prowadził ją bez zaangażowania. Ustalił dla 

siebie bardzo wysoką pensję i obrażał najlepszych klientów. Poza tym nigdy nie stosował 
żadnego   marketingu   czy   reklamy.   Jestem   pewna,   że   przy   dobrym   zarządzaniu   tkalnia 
zaczęłaby znowu przynosić dochody. 

Potrząsnął głową. 
– Przykro mi, Cassie. 
– A więc, jesteś zdecydowany zamknąć  tkalnię?  – Odwróciła od niego spojrzenie. – 

Proszę, idź już. 

Westchnął. Był wyraźnie zirytowany. 
– Dobrze – powiedział. – Ale zanim wyjdę... – ruszył w jej kierunku. W pierwszej chwili 

pomyślała, że chce ją pocałować ostatni raz. Zamiast tego wyjął z kieszeni jej naszyjnik. 

–   Znalazłeś   go   –   wykrzyknęła   z   ulgą.   –   To   naszyjnik   mojej   mamy.   Nigdy   go   nie 

zdejmuję.   Jakiś   czas   temu   zepsuło   się   zapięcie   i   naprawiłam   je   byle   jak.   Dziękuję   – 
powiedziała, patrząc na niego. 

Wzięła z jego rąk naszyjnik i próbowała zapiąć go na szyi. 
– Pozwól, że ci pomogę – powiedział. Zanim zdążyła zaprotestować, już był za nią. Pod 

wpływem dotyku jego rąk poczuła dreszcz, który przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa i zupełnie 
pozbawił siły. Może mają jeszcze szansę. Może powinna przemówić mu do rozsądku. 

– Nie możesz zamknąć tkalni – powiedziała, odwracając się do niego. 
– Co?
– To zabije miasto. Nie spodziewam się, byś się martwił o to, ale ludzie... Większość z 

nich pracowała prawie całe życie w tkalni. Tylko to potrafią robić. 

– Dostaną odprawę i to da im czas na znalezienie innej pracy... 
– Jeśli nawet masz rację i oni znajdą inną pracę, to co upoważnia cię do myślenia, że oni 

tego chcą?

background image

– To jest moja praca, Cassie. Gdyby Oliver nie sprzedał tkalni mnie, to sprzedałby ją 

komu innemu. 

Podszedł do niej i dotknął jej policzka. Zamarła. Nie chciała dłużej rozmawiać. Chciała, 

żeby ją pocałował. 

– A co będzie z ludźmi, którzy nie znajdą pracy? – spytała. 
– Co masz na myśli?
– Ludzie tacy, jak Ruby Myers. Pracowała w tkalni czterdzieści lat. Gdy ją zamkniesz, z 

czego będzie żyła?

– Będzie miała zabezpieczenie socjalne i sowitą odprawę. Cassie cofnęła się o krok. 
– To jest za mało. A na przykład Frances Wells nie może wyjechać z miasta, ponieważ 

ma chorego męża. Xavier Scott również nie może wyjechać, ani Miranda Peters czy Richard 
Smith. 

– Być może będziemy mogli dać im więcej pieniędzy. 
– To wielkoduszność z twojej strony,  ale nie jestem zainteresowana  w negocjowaniu 

odprawy pieniężnej. 

– Co więc sugerujesz?
– Sprzedaj nam tkalnię. 
– Czy jesteś przygotowana, żeby złożyć mi taką ofertę?
Cassie, co prawda, rozmawiała z wieloma bankami o pożyczce, gdy dowiedziała się, że 

Oliver chce sprzedać tkalnię, ale okazało się to beznadziejne. 

– Cassie  – powiedział  Hunter.  – Nie pracuję w biznesie,  który wyzbywa  się swoich 

własności. I nie mam zamiaru finansować operacji, która nie ma szans powodzenia. 

Skinęła głową. Tak, to było beznadziejne. On nie zmieni swojej decyzji. 
– Żegnam pana, panie Axon. 
– Pomyśl nad tym, Cassie. Co zrobisz ty i twoi przyjaciele, gdy sprzedam wam tkalnię, a 

po jakimś czasie będziesz zmuszona ogłosić bankructwo? Nie będzie wtedy żadnych odpraw 
pieniężnych. 

– Ale z góry nie można tego przewidzieć, prawda?
Rzucił na nią ostatnie spojrzenie i skierował się w stronę drzwi. Nagle zatrzymał się przy 

zdjęciu, które zrobiła mu na plaży, a które stało na stole. Odwrócił się i patrzył na nią przez 
chwilę, jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili ruszył do drzwi. 

– Hunter – zawołała. – Dziękuję ci za zwrot naszyjnika. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Cassie spojrzała na biały plakat. Wzięła czerwony marker i napisała: Strajk pracowników. 
– Chodź tu, Mabel – powiedziała do siwowłosej kobiety. – Idź i przyłącz się do innych. 
Dzień był zimny i mżysty, typowy dla wczesnej wiosny, ale nikt tego nie zauważał. Mieli 

ważniejsze sprawy na głowie. 

Po wyjściu Huntera Cassie zadzwoniła do wszystkich zainteresowanych. Jej informacja 

brzmiała jednakowo: Hunter „Axon nie chce słyszeć o sprzedaży tkalni. 

Potrzebna jest natychmiastowa akcja. 
Ale jaka?
Christine Humblegot, która pracowała jako sekretarka Olivera, podsłuchała, jak Willa go 

informowała,  iż  zakłady w Chinach nie mogą natychmiast rozpocząć produkcji, dopiero za 
trzy   miesiące.   Wobec   tego   uważa,   że   pracownicy   tkalni   Demiona   powinni   rozpocząć 
produkcję nowego materiału. 

Innymi słowy Hunter ich potrzebował. Przynajmniej czasowo. 
A to była okazja. Strajk mógł uczynić go bardziej skłonnym do negocjacji. 
– To takie podniecające – powiedziała Mabel. – Przeżyłam sześćdziesiąt trzy lata i nigdy 

nie robiłam czegoś podobnego. 

–   Herb   ma   pełne   ręce   roboty   –   zauważyła   Cassie,   wskazując   na   Herba   Blansfielda, 

szeryfa Shanville. 

Chociaż Cassie ostrzegła wszystkich o ryzyku tej akcji, to nikt nie brał tego pod uwagę. 

Wręcz przeciwnie. Tłumnie przyłączali się do strajkujących. 

Jeśli Hunter Axon myślał, że dadzą mu potulnie klucze do tkalni, to grubo się mylił. 

Hunter opuścił dom Cassie i nawet jej nie pocałował, choć tak bardzo tego pragnął. Myśl, 

że mógłby nie zobaczyć jej więcej, doprowadzała go do rozpaczy. Ich spotkanie było krótsze 
niż przewidywał. Zamiast paść w jego ramiona, przekonywała go, by sprzedał jej tkalnię. 

Jak   mogła   myśleć,   że   będzie   finansował   zakład,   który   jest   na   skraju   bankructwa? 

Wcześniej   czy   później   Cassie   musi   to   zrozumieć.   A   on   musi   uczynić   wszystko,   żeby 
zapomniała o tkalni. 

Ale jak? Dała mu jasno do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana, chyba że jeszcze 

raz rozważy swoje projekty co do tkalni. 

Nie widział jednak takiej możliwości. 
Musi ją przekonać, że kupienie przez niego tkalni jest dla tego zakładu najlepszą rzeczą. 

Wtedy mógłby zabrać ją na Bahamy. Znowu przypomniał sobie to wspaniałe uczucie, kiedy 
była obok niego. Jej ciepłą jedwabistą skórę... 

Kwiaty... Mógłby zacząć od kwiatów. Tuzin róż każdego dnia i... 
Wjechał właśnie na parking i od razu zwrócił uwagę na ludzi, znajdujących się przed 

tkalnią. Wysiadł z samochodu i zobaczył Willę i Olivera, którzy stali obok siebie i przyglądali 
się strajkującym. 

background image

– Nie mogę w to uwierzyć – mówił Oliver. 
– Co się tu dzieje? – spytał Hunter, podchodząc do nich. 
– Strajkują – odpowiedziała Willa. 
– Znajdź mi tego, kto to zorganizował – zwrócił się Hunter do Willi. 
– I?
– Przyprowadź go do mnie. 

Cassie piła gorącą czekoladę. Widziała z daleka Huntera, a na widok niezadowolenia na 

jego twarzy, uśmiechnęła się. Przekonywał się właśnie, że robotnicy tkalni są twardzi i dobrze 
zorganizowani. 

–   Zobacz,   kto   idzie   –   powiedziała   konspiracyjnym   tonem   Ruby,   wskazując   do   tyłu. 

Cassie odwróciła się. To Willa szła w ich kierunku, a jej spojrzenie skoncentrowane było na 
Cassie. 

Cassie wstała i wzięła kilka głębokich oddechów, jakby szykowała się do walki. 
Willa zatrzymała się przed nią. 
– Cassie – powiedziała – czy mogę porozmawiać z tobą chwilę?
Cassie skinęła głową. Przekazała swoją czekoladę Ruby i poszła za Willą do stołówki. 
– Uważam, że należą mi się wyjaśnienia i przeprosiny. 
– Niestety, nie mieliśmy innego wyboru, tylko strajk – wyjaśniła Cassie. – Próbowałam z 

tobą rozmawiać... 

– Nie chcę rozmawiać o strajku. Chcę rozmawiać o ostatniej nocy. 
Cassie przypomniała sobie nagle, że wyszła z przyjęcia natychmiast po konfrontacji z 

Hunterem. 

– Szczerze mówiąc, Cassie, noszę się z zamiarem natychmiastowego zwolnienia cię. Jak 

śmiałaś molestować gubernatora. Nie myśl o tym, że twój... związek z Hunterem na coś ci się 
przyda. 

Cassie zamurowało. Czy Hunter mówił coś Willi?
– Nie mam żadnych związków z panem Axonem – zaprzeczyła. I wcale nie kłamała. 
– Jesteś głupia – powiedziała Willa. – Jeśli nawet jest cokolwiek między wami, to na nic 

się to zda. Rozumiesz mnie?

– Nie – powiedziała Cassie. – Nie rozumiem. 
– Hunter Axon nie potrafi zaangażować się na dłużej. Może być zafascynowany tobą, ale 

to mu szybko minie, zwłaszcza gdy będziesz wścibiała nos w jego interesy. 

– Mylisz się. Chcę tylko zachować tkalnię. Żadnego innego interesu w tym nie mam. 
– Nawet jeśli będziesz musiała stracić z nim swoje dziewictwo?
– Co? – spytała zaskoczona Cassie. Skąd ona mogła o tym wiedzieć? Czy Hunter mógł 

rozmawiać z nią o tak intymnych sprawach?

–   Nie   myśl,   że   Oliver   nie   powiedział   mi,   jak   przez   długie   lata   chroniłaś   swoje 

dziewictwo. 

Oliver. Oliver powiedział jej, że była dziewicą, a nie Hunter. 
– Czy to zaoferujesz Hunterowi? – spytała Willa. – Noc z dziewicą?

background image

– Mam tego dość – powiedziała Cassie i odwróciła się, żeby odejść. Ale Willa zatrzymała 

ją słowami:

– Czy twoi przyjaciele wiedzą o twoich uczuciach do mężczyzny,  który zniszczy ich 

tkalnię?

– Już ci powiedziałam, Willa, że jesteś w błędzie. 
– Może. Ale ja nigdy się nie mylę. 
Cassie chciała coś powiedzieć, lecz zrezygnowała. 
– On nie będzie się tobą przejmował – powiedziała Willa. – Inne kobiety, podobnie jak 

ty, próbowały przyciągnąć jego uwagę. Doprowadzały go tylko do irytacji. Hunter nie lubi 
być odrywany od swojej misji. 

– Jakiej?
Willa uśmiechnęła się. 
– To oczywiste. Zarabiania pieniędzy. 

Hunter podjął decyzję. Mógł zabrać jeden tydzień odprawy za każdą godzinę strajku. 

Osoba, która pracowała osiem lat mogła stracić odprawę w jeden dzień. 

Było to drastyczne posunięcie, ale potrzebne. Nie miał cierpliwości do takiej gry. 
Willa weszła do niego bez pukania i stanęła, skrzyżowawszy ręce na piersiach. 
– Jakie są ich żądania? – spytał Hunter. 
– Znalazłam organizatora strajku – powiedziała zadowolona z siebie. – Sadzę, że powinna 

powiedzieć ci to sama. 

Cassie. 
Weszła  i  stanęła   sztywno  pod  drzwiami.  Ubrana  była  w luźną   bawełnianą  koszulę  z 

podwiniętymi rękawami i stare dżinsy. 

– Ty? – usłyszał swój głos. 
– Tak, to ona stoi za tym śmiesznym strajkiem – oznajmiła Willa. – Dzwoniła całą noc, 

organizując robotników. Oliver twierdzi, że nigdy nic takiego się nie zdarzyło. 

– Dlaczego? – spytał, nie odrywając od niej wzroku. 
– Nie pozwolimy zabrać nam tkalni. Nie bez walki – odpowiedziała. 
– To nie ja odebrałem wam tkalnię – powiedział. – Zrobili to Demionowie. 
– Ty jesteś właścicielem – powiedziała, mrużąc swoje zielone oczy, które teraz pałały. – 

Mam rację?

Gdy patrzył na tę stojącą przed nim kobietę, jego determinacja zaczynała topnieć. Jak 

mógłby jej powiedzieć, że znosi odprawę? Jak mógłby ją tak zranić?

Podziwiał jej odwagę. Ale jak mogła mieć nadzieję, że coś zyska? Na te trzy miesiące 

mógłby zatrudnić innych pracowników. Czy mógłby? Nie jest to typowa fabryka. Do tkania 
nie tylko potrzebne są krosna, ale i umiejętności. Gdzie znalazłby ludzi, którzy potrafiliby 
pracować na przestarzałych krosnach?

– To śmieszne – powiedziała Willa. – Traci pan tylko czas, panie Axon. 
Podniósł do góry rękę, żeby ją uciszyć. 
– Jakie są wasze żądania? – spytał Cassie. 

background image

– Nie lokować produkcji w Chinach. Wykonywać pracę tutaj. 
– To niemożliwe. 
– Więc sprzedaj nam tkalnię – zaproponowała Cassie. 
– Co? – spytała Willa. 
Hunter spojrzał na nią w skupieniu. 
– Czy znalazłaś bank, który zechce finansować tę transakcję?
Cassie przełknęła ślinę. 
– Znajdę. 
Willa roześmiała się. 
– Axon Enterprises nie jest bankiem. 
– To nie jest w porządku – oburzyła się Cassie. – Nie tylko, że chcesz zamknąć tkalnię, to 

jeszcze nie doceniasz naszej pracy. 

– Czy ją doceniam, czy nie, to nie ma nic do rzeczy – powiedział Hunter spokojnie. – 

Kupiłem tkalnię i jest teraz moja. 

– Najbardziej pragniesz patentu na tę nową tkaninę – Więc weź go sobie, ale oddaj nam 

tkalnię. 

Milczał przez chwilę. 
– Sprzedać wam tkalnię, a zatrzymać patent?
– Tak. Możesz ten materiał produkować w Chinach, a my zostaniemy tu, tkając piękne i 

kosztowne tkaniny. 

Westchnął.   Chciał   jej   pomóc.   Ale   wiedział,   że   nawet   przy   najlepszych   intencjach 

robotników   nie   udałoby   się   utrzymać   tkalni   na   powierzchni.   Przez   lata   trzeba   by   w   nią 
inwestować. 

– Będziecie ciągle na skraju bankructwa. 
– Podejmiemy ryzyko. 
– Cassie – powiedział Oliver, stając w drzwiach. – Co ty tu robisz?
– Rozmawiam z twoim nowym szefem – powiedziała po prostu. 
– Dlaczego mi to robisz? – Podszedł do niej i wziął ją za ramię. 
Krew Huntera zagotowała się, gdy zobaczył, że inny mężczyzna dotyka Cassie. Zabierz 

od niej ręce, chciał krzyknąć, ale zamiast tego powiedział:

– Pozwól jej mówić. 
Cassie strząsnęła z siebie rękę Olivera. 
–   Nie   zamierzamy   wycofać   się   bez   walki   –   powiedziała,   patrząc   na   Huntera.   –   Nie 

wrócimy do pracy, póki nie zgodzisz się na nasze żądania. 

Nie lubił być straszony. 
– Mogę zaangażować innych robotników – powiedział. 
– To zabierze ci dużo czasu, czasu, którego nie masz. 
W każdym innym przypadku wpadłby w furię. A frustracja, którą odczuwał ze względu 

na tę sytuację, miała swe źródło w pożądaniu Cassie. 

– Nie mamy zamiaru przerwać strajku. Zawiadomimy media, napiszemy do polityków... 
– Media? – spytała Willa. – Jakie media?

background image

– Stację Albany. 
Willa roześmiała się. 
– Uważasz, że zainteresuje ich stara tkalnia. 
– Nie poddam się, dopóki mnie nie wysłuchasz – zwróciła się do Huntera. – Może nie 

osiągnę sukcesu, ale skomplikuję ci interesy. 

Willa przystąpiła do Cassie. 
–   Jak   śmiesz   straszyć   pana   Axona.   –   Odwróciła   się   do   Huntera   i   powiedziała:   – 

Przepraszam za tę bezczelność. Sugeruję, żebyś pozwolił mi stłumić tę rebelię. 

– Willa, zostaw mnie na chwilę samego z Cassie, proszę. 
– Jeśli przyjmiesz te śmieszne żądania, to będziemy mieli kłopoty w załatwianiu innych 

spraw. 

– Chcę zostać sam z Cassie – powtórzył Hunter przez zaciśnięte zęby. 
– Sam. Oczywiście. Zrozumiałam – powiedziała, posyłając Cassie złośliwy uśmiech. – 

Chodź, Oliver. 

Kiedy Willa i Oliver wyszli z pokoju, Hunter zrobił krok w kierunku Cassie. 
– Usiądź – powiedział. 
– Nie, dziękuję. 
Podszedł do niej jeszcze bliżej. 
– Nie prosiłem cię, tylko ci kazałem. 
– Dziękuję za wyjaśnienie, ale nie jestem przestraszona. 
–   Myślę,   że   powinnaś   być.   Czy   chcesz   tego,   czy   nie,   jestem   twoim   szefem.   A   ty 

kosztujesz mnie pieniądze. 

– To wyrzuć mnie – powiedziała. 
– Gdybym myślał, że nie ma innego rozwiązania, zrobiłbym to. 
Teraz Cassie podeszła do niego, patrząc na niego pełnymi złości oczami. 
– Nie dbam o to, kim jesteś. Nie boję się ciebie. Nie masz nade mną władzy. 
To, co powiedziała było odważne i zdecydowane. Ale kiedy spojrzał w jej zielone oczy, 

nagle opuściła go cała złość. Nie miała racji. Nie był zdolny do kontrolowania jej umysłu, ale 
mógł władać jej ciałem. Zrobił to już raz i rozpaczliwie pragnął uczynić to znowu. Przytulić 
ją. Słyszeć jej westchnienie wywołane rozkoszą i czuć, jak płonie z pożądania. 

– Rozumiem – powiedział. Przełknął ślinę i zmusił się do odwrócenia od niej oczu. 
– Co więc oferujesz?
– Nie rozumiem. 
– Jesteś mediatorem – powiedział, odwracając się ponownie w jej stronę. – Chcecie kupić 

tkalnię. Powiedz swoim ludziom, żeby przygotowali ofertę. 

– Rozważysz ją?
– Tak. 
Cofnęła się o krok. Widział zdumienie w jej oczach. Nie spodziewała się, że będzie z nią 

negocjować. 

– Muszę porozmawiać o tym z moimi przyjaciółmi – powiedziała. 
– Daję ci na to dwadzieścia cztery godziny. Po tym czasie musisz przedstawić zarządowi 

background image

swoje propozycje. 

– To znaczy jutro? Twój zarząd przyjeżdża tutaj?
– Nie – odpowiedział. – My do nich polecimy. 
– Gdzie?
– Na Bahamy, Bądź jutro w południe na lotnisku – oznajmił. – Mój samolot będzie na 

ciebie czekał. 

– Czy polecimy razem?
– Nie. Ja zamierzam zaraz wracać. Nie ma żadnego powodu, żebym tu został. Chyba że... 
– Chyba że, co?
– Chyba że chcesz, bym został. 
Objął ją spojrzeniem i napawał się jej pięknością. Przełknęła ślinę i sięgnęła do górnego 

guzika bluzki, jakby upewniała się, że jest zapięty. 

– Nie – odpowiedziała po chwili. 
Podszedł do drzwi i otworzył je przed nią. – Do jutra zatem – powiedział. 
Cassie, przechodząc przez drzwi, otarła się lekko o jego ramię. Uśmiechnął się. W tym 

momencie był gotów sprzedać jej tkalnię za jeszcze jedną namiętną noc. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kiedy   Cassie   wylądowała   w   Nassau,   była   prawie   szósta.   Ktoś   z   obsługi   samolotu 

zaprowadził ją do czekającej limuzyny. Pokręciła głową ze zdumienia. Ona, Cassie Edwards, 
leciała prywatnym samolotem, a teraz będzie jechała limuzyną. 

Zastanawiała się, jak to jest, gdy się jest tak bogatym jak Hunter Axon. Wiedziała, że 

niektórzy ludzie uważają, iż najważniejsza rzeczą w życiu są pieniądze, ale ona się z tym nie 
zgadzała. Pieniądze były według niej jak narkotyk. Odurzały i obezwładniały. 

Na przykład Oliver. Najbogatszy człowiek w Shanville, a ciągle było mu mało pieniędzy. 

Wiedziała, że pewnego dnia Oliver przekona się, że za pieniądze nie można kupić szczęścia. 

Nie mogła nic na to poradzić, że porównanie Olivera z Hunterem nasuwało jej się samo. 

Hunter był poważny i ambitny. Ale czy był szczęśliwy? Nie miał żony ani dzieci. A mógł 
wybierać   między   kobietami.   Cassie   oblizała   nerwowo   wargi.   Musiała   przestać   myśleć   o 
Hunterze w tak osobistych kategoriach. Był jej pracodawcą, jej szefem, i nie powinno mieć 
dla niej znaczenia, czy jest szczęśliwy, czy nie. 

Kiedy   wsiadła   do   limuzyny,   natychmiast   wyciągnęła   notatki,   które   zrobiła   podczas 

siedmiogodzinnego spotkania pracowników tkalni Demiona. Nie stać ich było na odkupienie 
patentu, ale mogli zaproponować Hunterowi uczciwą cenę za tkalnię. Zależało to jednak od 
jego współpracy. Mogliby mu zapłacić, gdyby zgodził się działać jak bank. 

Wiedziała, że oferta nie była dla niego atrakcyjna, ale nie mieli wyboru. Żaden bank nie 

chciał udzielić im pożyczki, ponieważ jedynym zabezpieczeniem były ich własne domy, a 
gdyby tkalnia padła, automatycznie domy i ziemia stałyby się bezwartościowe. 

Czy Axon Enterprises pójdzie na to?
Cassie   miała   taką   nadzieję.   Hunter   był   twardy   i   bezwzględny   w   interesach,   ale   ona 

poznała go jako wrażliwego i opiekuńczego mężczyznę. I taka opinia o nim dominowała w jej 
umyśle. 

Z niechęcią przyznawała sama przed sobą, że jest z nim związana i że zawsze tak będzie. 

Był pierwszym mężczyzną w jej życiu, a to nigdy się nie zmieni. 

Limuzyna nagle zahamowała i Cassie spostrzegła, że nie podjechali pod biuro, tylko pod 

dom   Huntera,   wybudowany   w   stylu   hiszpańskim.   Gdy   Cassie   wysiadła   z   samochodu, 
zobaczyła otwarte drzwi frontowe, w których stała kobieta w średnim wieku, ubrana w dżinsy 
i T-shirt. 

– Proszę wejść – powiedziała. – Pan Axon jest w głębi budynku. 
Cassie podążyła za kobietą, która poprowadziła ją na patio. 
Widok,   jaki   zobaczyła,   zaparł   jej   dech   w   piersiach.   Bujna   zieleń   dochodziła   do 

piaszczystej plaży, za którą widać było zielone wody Atlantyku. Po prawej stronie kamienne 
lwy strzegły ogromnego basenu. Hunter siedział na werandzie zwrócony do niej tyłem. 

– Dzień dobry, panie Axon – powiedziała, podchodząc do niego. 
Uśmiechnął się lekko na to oficjalne powitanie. Wstał i wyciągnął do niej rękę. Nie był 

ubrany na spotkanie biznesowe. 

background image

– Gdzie są wszyscy?
– Masz na myśli zarząd? 
Skinęła głową. 
– Musimy do nich pojechać. – Patrząc wciąż na nią spytał: – Jesteś gotowa?
Skinęła głową. 
– Mam nadzieję, że tak. 
– Dobrze. – Wskazał ręką na zachodzące słońce. – Miałem nadzieję załatwić to dzisiaj, 

ale ponieważ twój przyjazd się opóźnił, przełożyłem spotkanie na jutro rano. Zrobiłem ci 
rezerwację w hotelu i mam nadzieję, że znajdziesz tam wszystko, czego potrzebujesz. 

Była   pewna,   że   hotel   wybrany   przez   niego   będzie   kosztował   fortunę.   Za   ostatnią 

bytnością sprawdziła ceny we wszystkich hotelach. Najtańszy był Hotel Barter. 

– Dziękuję – powiedziała. – Wolałabym jednak zatrzymać się w tym samym hotelu, co 

ostatnim razem. 

– Och – westchnął. – Na Hotel Barter nie było żadnych szans. 
– Skąd wiesz?
– Jest chwilowo zamknięty. 
– Ale przecież tam mieszkałam. 
– Teraz go remontują. 
– Szkoda – powiedziała rozczarowana. 
– Oczywiście, jeśli chcesz, możesz zostać tutaj. Mam kilka pokoi gościnnych. 
Potrząsnęła głową. 
– Nie, dziękuję. 
Zobaczyła wesołe iskierki w jego oczach. Czy kpił sobie z niej?
– W takim razie – spojrzał na zegarek – trzeba się zbierać. 
– Mam jechać?
Dlaczego o to spytała? Co się z nią dzieje? To zabrzmiało, jakby chciała tu zostać. 
– Przykro mi, ale mam plany obiadowe na dziś wieczór. Wiadomość ta pozbawiła ją 

oddechu. Plany obiadowe?

Z kim?
Starała się zignorować zazdrość, która ścisnęła jej serce. Czego się spodziewała? Nie 

chodziła z nim na randki, tylko się z nim przespała. Ale jeśli ma plany obiadowe, to dlaczego 
prosił, żeby spędziła noc w jego w domu?

Czy poszedłby na obiad z inną kobietą, a potem wrócił do domu, żeby się z nią przespać?
– Niestety, jest to już dawno umówione spotkanie i nie mogę go odwołać – powiedział, 

odwracając się od niej, jakby ją odprawiał. 

– Nie oczekiwałam tego od ciebie – powiedziała sucho. Odprowadził ją do samochodu. 
– Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z hotelu. Wszystko jest opłacone, więc możesz 

zamawiać, co tylko sobie życzysz. 

– Nie było takiej potrzeby – odpowiedziała. – Mam własne pieniądze. 
– Moja firma ma w tym hotelu zawsze zarezerwowany pokój dla gości. A gości nigdy nie 

obciążamy kosztami. 

background image

– Och – powiedziała. – Dziękuję więc. 
– Spotkamy się jutro rano – powiedział, zatrzaskując za nią drzwi samochodu. 

Kilka   godzin   później   Hunter   zapatrzony   w   wodę   przypomniał   sobie   minę   swojego 

księgowego,   kiedy   jedząc   z   nim   obiad,   poinformował   go   o   zamiarze   sprzedaży   tkalni 
zatrudnionym tam pracownikom. 

– Czyś oszalał? – spytał go. 
Hunter,   mimo   że   nie   widział   jeszcze   oferty,   miał   świadomość,   że   trudno   mu   będzie 

przekonać do niej swój zarząd, ze względu na duże ryzyko finansowe. 

– Ale dlaczego? – spytał go księgowy. – Dlaczego chcesz rozważać taką ofertę?
Hunter nie odpowiedział na jego pytanie. Co miał mu powiedzieć? Że jest oczarowany 

kobietą, której prawie nie zna, i dlatego chce jej sprzedać tkalnię? Jego fascynacja Cassie była 
oparta na czymś więcej, nie tylko na jej urodzie. Nie potrafił jednak tego sprecyzować. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Cassie   strzepnęła   okruchy   chleba   ze   spódniczki,   widząc   przez   okno   nadjeżdżającą 

limuzynę. Zazwyczaj nie jadała śniadań. Dzisiaj zrobiła wyjątek, obawiając się, że podczas 
przedstawiania oferty zacznie jej burczeć w brzuchu. 

Kiedy limuzyna zatrzymała się pod czerwonymi światłami, Cassie wyjrzała przez okno. 

Zbliżali   się   do   posiadłości   Huntera.   Przełknęła   ślinę   i   zapatrzyła   się   na   piękne   drzewa 
palmowe   rosnące   po   obu   stronach   ulicy.   Nagle   coś   przykuło   jej   uwagę.   Był   to   piękny, 
kolorowy ptak, jakiego jeszcze nigdy nie widziała. 

Chciała utrwalić go na zdjęciu, ale uświadomiła sobie, że nie ma przy sobie aparatu. 
Tymczasem   wjechali   przez   żelazną   bramę   na   teren   posiadłości.   Szofer   zatrzymał 

limuzynę przed wejściem i pospiesznie otworzył drzwi przed Cassie. 

Wysiadła i podziękowała. W drzwiach wejściowych pojawiła się kobieta, którą spotkała 

wczoraj. Z uśmiechem  poprowadziła  ją na drugą stronę domu.  Hunter był  na zewnątrz  i 
rozmawiał przez telefon. 

Nie   był   ubrany   tak,   jak   mogła   się   spodziewać.   Miał   na   sobie   szorty   i   luźną,   lnianą 

koszulę. 

Co on zamierza? pomyślała. 
– Czy spotkanie zostało odwołane? – spytała. 
– Nie – odparł. 
To znaczy,  że na Bahamach strój nie ma  znaczenia.  Jeśli tak, to ona znowu nie jest 

odpowiednio ubrana. 

– Ładnie wyglądasz – zauważył. 
– Dziękuję. 
– Chodźmy więc – powiedział i zaczął iść w kierunku wody. 
– Nie pojedziemy samochodem? – spytała, idąc za nim. 
– Nie – odpowiedział. – Popłyniemy łódką. – Wskazał na długą łódź, zacumowaną przy 

brzegu. 

– Łódką? Myślałam, że spotkanie odbędzie się w twoim biurze. 
– Mamy spotkanie na przybrzeżnej wyspie – powiedział, wskakując na pokład. 
Podobnie jak jacht, łódź wyglądała na całkiem nową. 
– Może masz ochotę zdjąć pantofle i pończochy. Spojrzała na niego zaskoczona. 
Jakby czytając w jej myślach, dodał szybko:
–   Pokład   nieco   przecieka   i   sądzę,   że   nie   chciałabyś   znaleźć   się   w   wodzie   przed 

prezentacją. 

Spojrzała w dół. Jak miałaby zdjąć teraz rajstopy i nie stracić przy tym nic ze swojej 

godności?

– Wszystko w porządku – stwierdziła i przytrzymując się poręczy, skoczyła na pokład. 

Od razu przekonała się, że Hunter miał rację. Ale zanim dotknęła wody, Hunter chwycił ją, 
jakby była lekka jak piórko. Trzymał ją blisko siebie i patrząc jej w oczy powiedział:

background image

– Może chciałabyś jeszcze raz rozważyć swoją decyzję. 
– Moją decyzję? – mruknęła. O jaką decyzję mu chodziło? Czy o to, że wybrała hotel, 

zamiast spać przytulona do niego?

Pochylił się nad nią i przez chwilę myślała, że chce ją pocałować. Zamiast tego spojrzał 

na jej rajstopy i powiedział:

– Możesz je zdjąć pod pokładem. 
Skinęła głową. Wolno wypuścił ją ze swych objęć. Kiedy odwrócił się, żeby włączyć 

silnik, Cassie zeszła pod pokład. Ściągnęła rajstopy i włożyła je do torby, a później zdjęła 
żakiet. Z gołymi nogami wyszła na pokład i usiadła obok niego. 

– Gotowa? Skinęła głową. 
– Trzymaj się – powiedział i ruszył ostro z miejsca. 
– Gzy nie jest to trochę niekonwencjonalne?
– Co masz na myśli?
– Urządzać spotkanie na pokładzie łodzi. 
– Nie lubię postępować konwencjonalnie – powiedział, wzruszając ramionami. 
Kierowali się prosto na Atlantyk. 
– Patrz – zawołała. – Tresura delfinów. 
Zwolnił prędkość łodzi, ale zauważyła, że nie patrzy na delfiny, tylko na nią. 
– Czy hotel był wygodny? – spytał. 
Skinęła głową i znowu odwróciła się w kierunku delfinów. 
– Wspaniałe – powiedziała z zachwytem. 
– A co z tobą? – spytała. 
– Co masz na myśli?
– Byłeś umówiony na obiad. 
– Tak – skinął głową. – Trwał do późnej nocy. 
No tak. Chciał jej przez to powiedzieć, że spał z tą kobietą, kimkolwiek ona była. 
Łódź uderzyła o fale, a strumień wody zmoczył jej bluzkę, która przylgnęła do ciała. 
–   Przepraszam   –   powiedział.   –   Fala   jest   większa,   niż   myślałem.   Z   tyłu   za   tobą   jest 

ręcznik. 

Cassie owinęła się nim. Kiedy znowu usiadła, wskazał na wyspę, do której się zbliżali. 
– Oto cel naszej podróży. 
– Ale ona wygląda, jak wymarła. 
– Bo prawie taka jest. 
– To gdzie będzie to spotkanie?
– Tam. – Wskazał na rozwalający się dom, stojący na plaży. 
– Tam? – spytała z przerażeniem w głosie. – W tej chałupie?
Hunter roześmiał się szeroko. 
– Co to znaczy, Hunter? Jakie masz zamiary? To chyba jakiś żart. Gdzie jest luksusowa 

przystań? Gdzie są pokoje konferencyjne? Przyrzekłeś mi... 

– Przyrzekłem ci możliwość spotkania się z moim zarządem. Mój zarząd składa się z 

jednej osoby, osoby, której rady zawsze przyjmuję. To jest mój ojciec. Tutaj mieszka. To ten 

background image

człowiek zdecyduje o twojej przyszłości. – Wyciągnął rękę i wskazał na zbliżającego się do 
nich mężczyznę. 

Mężczyzna ubrany był w jaskrawą koszulę hawajską i jasnoniebieskie dżinsowe spodnie. 

Jego siwe, bujne włosy przykryte były czapką. Szedł w ich stronę i uśmiechał się. 

– Uważaj na niego. Jest tak samo twardy jak ja. 
– Twój ojciec?
– Tak. 
– Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?
– Gdybyś spytała mnie, kto jest w moim zarządzie, to bym ci powiedział. 
Cassie spojrzała na torebkę i pomyślała, że głupio by wyglądała, biorąc ją na plażę. 
– Dzień dobry – powitał ją ojciec Huntera i wyciągnął do niej rękę, pomagając wyjść z 

łodzi. – Ty musisz być Cassie. Hunter mówił mi o tobie. 

– Naprawdę? – Cassie spojrzała na Huntera. 
– Tak – odpowiedział jego ojciec. – Jesteś rzeczywiście tak piękna, jak mi cię opisywał. 
Zobaczyła, że Hunter się skrzywił. 
– Trzymajmy się tematu, tato. Pamiętaj, że nie jest to towarzyska wizyta. 
Hunter opisał ją jako piękną? Sprawiło jej to przyjemność. Uśmiechnęła się do starszego 

mężczyzny. 

– Miło mi, że pana poznałam, panie Axon. 
– Phil. Mów do mnie Phil. 
– Cześć, Phil – powiedział Hunter. – Będziemy rozmawiać w domu?
– W domu? W taki piękny dzień? Rzeczywiście było tu pięknie i dzień był prześliczny. – 

Miałem nadzieję – mówił Phil – że podyskutujemy o tym na łowisku. 

– Słucham? – powiedziała Cassie. 
– Nie sądzę, żeby Cassie interesowała się połowem ryb, tato. 
– Właściwie, mogłabym to polubić – powiedziała Cassie. Ciągle nie była pewna, czy 

Hunter powiedział jej prawdę, twierdząc, że przyszłość tkalni spoczywa w rękach zarządu 
korporacji, czyli jego ojca, Phil uśmiechnął się i podał jej ramię, z czego z przyjemnością 
skorzystała. Poprowadził ją na nasyp przybrzeżny, na którego szczycie stały cztery krzesła. 

Wkrótce Cassie zaczęła opowiadać ojcu Huntera o Shanville i tkalni Demiona i o tym, że 

tkalnia jest kotwicą dla miasta. Powiedziała mu o krosnach i jak się na nich tka materiały. 
Opowiedziała mu o ludziach, którzy tam pracowali i wyjaśniła, że ich przyszłość zależna jest 
od tkalni. 

Ojciec Huntera słuchał cierpliwie. Kiedy skończyła, zadał jej prawie to samo pytanie co 

Hunter. 

– Co daje ci pewność, że ją uratujesz? Spojrzała na Huntera. 
– Nie mam pewności, ale wiem, że muszę spróbować. Wzruszył ramionami. 
– Uczciwie powiedziane. – Spojrzał na Huntera – Ile chce za to?
– On zatrzymuje   patent   – powiedziała  Cassie,  zanim   Hunter  zdążył   odpowiedzieć.   – 

Właśnie chcemy go prosić, żeby sfinansował kupno tkalni. 

Hunter uniósł brwi do góry. 

background image

– Tkalnia od pięciu lat nie przynosi dochodów. 
Phil spojrzał na syna. 
– Więc to nie jest biznesowa decyzja? 
Cassie przełknęła ślinę. 
– Wszystko zwrócimy, nawet jeśli będziemy musieli sprzedać nasze domy. 
– Może porozmawiamy o tym później – Hunter zwrócił się do ojca. 
– Nie ma o czym mówić. 
– Co? – Hunter i Cassie spytali jednocześnie. Phil spojrzał na syna. 
–  Myślę,   że   jest   to   kobieta,   która   dotrzymuje   słowa.   Jeśli   powiedziała,   że   zwróci   ci 

pieniądze, to je zwróci. 

Hunter   spojrzał   zdziwiony   na   ojca,   ale   zanim   coś   powiedział,   zadzwonił   telefon. 

Odwrócił się i zaczął rozmawiać cichym głosem. 

Cassie spojrzała na Phila i uśmiechnęła się. 
– Dziękuję – powiedziała. 
– Tak, ale pamiętaj, że Hunter ma ostatnie słowo. 
– Więc – powiedziała smętnie – nie wiem, czy mam jakąś szansę. 
– Nie zgadzam się z tym. Spojrzała na niego zaskoczona. 
– Wiem, że możesz tak myśleć. Ma opinię korporacyjnego rabusia, ale ja znam go z innej 

strony. Nie miał łatwego życia. Po śmierci jego matki przechodziliśmy trudny okres w życiu. 
A kiedy straciłem pracę, było jeszcze gorzej. Przyjechałem tutaj, żeby coś wymyślić. Moja 
matka, a babcia Huntera, była zaniepokojona, że mieszkamy tu sami. Uważała, że nie potrafię 
sam wychować dziecka. I chyba miała rację, bo ledwie radziłem sobie ze sobą. 

Nigdy nie mieliśmy dość pieniędzy – kontynuował. – Robiłem, co mogłem, ale byłem 

zależny od morza. Czasami połowy ryb były obfite, a czasami nie. Nigdy nie mieliśmy ekstra 
pieniędzy na książki czy leki, na to, co najbardziej potrzebne jest dzieciom. 

Jednego roku babcia Huntera zachorowała. Zawsze była słabego zdrowia, Wsadziliśmy ją 

na łódkę i zawieźliśmy do szpitala, ale nie mieliśmy pieniędzy i długo musieliśmy czekać, 
zanim ją zbadali. Ale wtedy było już za późno. Umarła. Hunter był przekonany, że gdybyśmy 
mieli pieniądze, wszystko mogło się inaczej potoczyć. 

– Przykro mi – powiedziała Cassie. – A jak udało mu się skończyć Yale?
– Po śmierci babci Hunter poszedł do szkoły z internatem, a po jej skończeniu uczył się 

dalej i pracował. Wszystko osiągną) o własnych siłach. 

Cassie zrozumiała, jak dumny jest z niego ojciec. 
– Muszę ci powiedzieć,  że kiedy Hunter oznajmił  mi,  że chce przywieźć  tu kobietę, 

byłem pewny, że chodzi o randkę. Nieczęsto przywozi tu kogoś. 

Cassie spojrzała na Huntera, który ciągle rozmawiał przez telefon. 
– On jest dobrym człowiekiem, ten mój Hunter – stwierdził Phil z przekonaniem. 
Dobrym  człowiekiem?  Był  potężnym  człowiekiem,  który zarobił  miliony,  ale  nie był 

znany z filantropii. 

– Uważam, że jest jedna rzecz, której najbardziej potrzebuje. To dobra kobieta. 
– Nie sądzę, żeby twój syn miał kłopoty ze znalezieniem kobiety. 

background image

– Ma kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej kobiety. Kiedyś myślał, że taką znalazł. 
– To znaczy? – spytała Cassie, czując w sercu ukłucie zazdrości. 
– Chciał ją poślubić, ale zamiast tego musiał cerować swoje serce. 
Cassie spojrzała na Huntera, który skończył rozmowę i podszedł do nich. Hunter cierpiał 

z powodu złamanego serca? Nie mogła sobie tego wyobrazić. 

– O czym tak rozmawiacie?
– Właśnie poznajemy się wzajemnie. Prawda, Cassie? – powiedział do niej, mrugając 

porozumiewawczo. 

Skinęła głową. 
– Cassie – powiedział Phil – musisz koniecznie obejrzeć wyspę. 
Spojrzała na Huntera. 
– Nie jestem pewna, czy mamy czas. 
– Hunter, Cassie przebyła długą drogę, a teraz jest pora lunchu. 
– Dobrze – zgodził się Hunter. 
Phil uśmiechnął się. 
– Powinieneś zaprowadzić ją do handlarza ryb. Na wyspie jest tylko jedna przyzwoita 

restauracja. Idźcie tam sami. Ja mam bardzo dużo pracy. 

– Dużo pracy? – spytał Hunter zdumiony. 
– Nie jestem odpowiednio ubrana na zwiedzanie wyspy – zauważyła Cassie. 
– Zostaw tu tylko buty. Oprócz nich wszystko jest w porządku. 
– Zostawić pantofle? – spytała zdumiona. 
– Tak, ponieważ na wyspie rzadko kto chodzi w butach. 
– Zajmę się twoimi pantoflami – obiecał Phil. – Nie obawiaj się o nie. 
– Nie pozwól mojemu ojcu zmuszać cię do czegokolwiek. Nie musisz tu zostawać, jeśli 

nie masz na to ochoty – szepnął Hunter, kiedy odeszli kilka kroków. 

Cassie rozejrzała się dokoła. W powietrzu unosił się zapach jaśminu. W końcu, jak często 

miała okazję do przebywania w raju?

– Chcę zostać – powiedziała. – Jeśli oczywiście ty możesz. 
– Dzisiaj mam cały dzień wolny. 
Skinęła głową i jeszcze raz zastanowiła się, dlaczego Hunter przywiózł ją tutaj. 
– Lubię twojego ojca – oznajmiła. – To miły człowiek. 
– To prawda. 
– Czy jego opinia rzeczywiście jest tak ważna?
– W nietypowych sprawach. 
Po tym stwierdzeniu jej optymizm rozpłynął się bez śladu. 
– Więc dlaczego tutaj jestem?
– Ponieważ to nie jest typowa sytuacja. 
– Więc rozważysz moją propozycję?
–   W   innym   razie   nie   przywiózłbym   cię   tutaj   –   powiedział.   –   A   to   jest   nasz   środek 

transportu po wyspie. – Wskazał na motorower, stojący obok domu. 

– Co? – zapytała zdziwiona, patrząc na rower. Było tam miejsce zaledwie dla jednej 

background image

osoby, na pewno nie dla dwóch. 

Hunter wsiadł na rower i włączył stacyjkę. 
– Siadaj. Chcesz zobaczyć wyspę? Tutaj tak ludzie podróżują. 
Cassie uniosła sukienkę i usiadła za Hunterem, dotykając gołymi nogami do jego gołych 

nóg. 

– Trzymaj się – powiedział. 
Kiedy rower ruszył, instynktownie objęła go w talii.
Jechali wąską, piaszczystą drogą. Patrzyła na kolorowe ptaki i głęboki błękit Atlantyku. 

W   końcu   zatrzymali   się   na   placu   targowym.   Płac   zapełniali   sprzedawcy   egzotycznych 
owoców i ryb. 

– Jest to wyspa, której nie odkrył jeszcze świat – powiedział Hunter i zatrzymał się przed 

małym budynkiem. 

– Jestem zdumiona, że wyspa nie stała się jedną wielką miejscowością wypoczynkową. 
– Tak nie może się stać. 
– Czy ta wyspa jest twoja? 
Roześmiał się. 
– Chodźmy coś zjeść. 
Więc posiada również wyspę. 
– Jestem zdumiona, że nie sprzedałeś jej przedsiębiorcy budowlanemu. Założę się, że 

zarobiłbyś na tym dużo pieniędzy. 

Zatrzymał się. 
– Możesz wierzyć lub nie, ale pieniądze nie są dla mnie aż tak ważne. 
– Udowodnij to. 
– Gdyby tak było, nie zaprosiłbym cię tutaj. – Jego głos brzmiał głucho, a oczy patrzyły 

zimno. 

Otworzył przed nią drzwi. Weszli do małego, ciemnego pomieszczenia z długim barem, 

za którym stał mężczyzna, doglądając ryb na grillu. 

Hunter wskazał jej stołek. 
– Zajmij miejsce – powiedział. 
 Hunter! – wykrzyknął mężczyzna zza baru. – Co za niespodzianka!
– Byłem w sąsiedztwie – wyjaśnił Hunter. 
– Rozmawiałem z twoim ojcem. Mówił mi, że jesteś ostatnio bardzo zajęty. – Mężczyzna 

spojrzał na Cassie i uśmiechnął się. – Teraz już wiem dlaczego. 

Hunter uniósł brwi do góry. 
– Obawiam się, że jesteś w błędzie – powiedział. Spojrzał na Cassie. – Ona myśli, że 

jestem aroganckim gnojem. 

–   Nigdy   nie   mówiłam...   –   zaczęła   Cassie   z   zakłopotaniem.   –   Nie   powiedziałem,   że 

mówiłaś.   –   Cassie   zobaczyła   w   oczach   Huntera   figlarne   błyski.   –   Freddy,   chciałbym   ci 
przedstawić Cassie Edwards, wspólniczkę w interesach. 

– Miło mi panią poznać, panno Edwards – powiedział Freddy z uśmiechem i serdecznie 

uścisnął   dłoń   Cassie.   –   Chciałbym   powiedzieć,   że   myli   się   pani   co   do   Huntera.   Jest   on 

background image

najuczciwszym człowiekiem, jakiego do tej pory spotkałem. 

– Obawiam się Freddy, że mnie przeceniasz. 

Po   obiedzie   Hunter   spojrzał   na   kobietę   siedzącą   naprzeciw   niego.   Cieszył   się,   że 

przedstawił ją ojcu i przyjacielowi oraz że pokazał jej wyspę, którą ciągle uważał za swój 
dom.   Freddy’ego   znał   całe   życie.   Razem   dorastali,   chodzili   do   miejscowej   szkoły,   którą 
razem ukończyli. Hunter nigdy nikomu o tym nie powiedział, ale to on kupił Freddy’emu 
restaurację, o której ten marzył. 

– A co z deserem? – spytał Freddy, kiedy skończyli jeść. 
– Ja dziękuję – Cassie potrząsnęła głową. – Wszystko było wspaniałe. 
Freddy uśmiechnął się i uniósł kciuk do góry. Hunter zobaczył, że Cassie zaczerwieniła 

się z zakłopotania. 

– Lubię ją! – powiedział Freddy. 
– Nie ekscytuj się tak. Powiedziałem, że to moja partnerka biznesowa. 
– A może twoja biznesowa partnerka chciałaby zobaczyć Szczyt Ślepego Mężczyzny?
– Nie sądzę – odpowiedział Hunter, patrząc na Cassie. – Cassie musi wrócić na ląd. 
– Co to jest Szczyt Ślepego Mężczyzny? – spytała. 
– Tak nazwaliśmy szczyt starego wulkanu, kiedy byliśmy dziećmi. 
– Brzmi interesująco. 
Czy to znaczy, że chce go zobaczyć? – zastanawiał się Hunter. 
– To trochę długa wędrówka, ponieważ na szczyt nie można wjechać rowerem. 
Cassie odłożyła serwetkę na talerz. 
– Poradzę sobie. 
– Nie możesz iść tam boso. 
– To wróćmy po moje pantofle. 
– Nie możesz tam iść na obcasach, Cassie. Mogłabyś złamać sobie nogę. 
– Pantofle? Ktoś potrzebuje pantofli? – spytał Freddy. 
– Freddy ... – zaczął Hunter. 
– Jaki rozmiar? – spytał Freddy. 
– Dziewiątka – odpowiedziała Cassie z uśmiechem. 
– Duża stopa – powiedział. – Zaraz będę z powrotem. 
Po chwili Freddy wpadł do restauracji, podbiegł do grilla, położył na nim świeże ryby, a 

następnie podbiegł do Cassie. 

– Przymierz te – poprosił. 
Była to para miękkich pantofli, z wymalowanymi na wierzchu muszlami. 
– One są zbyt piękne, żeby w nich chodzić – powiedziała Cassie i wsunęła je na nogi. – 

Są przepiękne, dziękuję. 

– Wszystko dla przyjaciółki Huntera. 
– Dziękuję, Freddy – powiedział Hunter. 
Freddy mrugnął i wręczył podobną parę obuwia Hunterowi. 
– Nie chcę, żebyś czuł się źle. 

background image

– Dziękuję, przyjacielu – powiedział Hunter z uśmiechem i odwrócił się do Cassie. 
– Kiedy tylko będziesz gotowa... 
– Już jestem gotowa. – Cassie stanęła przy nim. – Dziękuję bardzo za wspaniały lunch i 

pantofle – powiedziała do Freddy’ego. 

Hunter poprowadził Cassie w stronę drzwi, ale zanim wyszli, Freddy ponownie uniósł do 

góry kciuk i uśmiechnął się. Hunter nie był zdziwiony opinią przyjaciela o Cassie, podobnie 
jak reakcją ojca. Uzyskał tylko potwierdzenie tego, czego oczekiwał. 

Cassie nie była podobna do Lizy. 
Kiedyś zabrał Lizę na wyspę. Mimo miłych słów i przyjemnego uśmiechu widać było, że 

chce jak najszybciej uciec z wyspy do luksusowego hotelu na stałym lądzie. 

Znowu wsiedli na rower. Cassie usiadła za Hunterem, starając się nie dotykać piersiami 

do   jego   pleców   i   lekko   trzymając   go   w   pasie.   Wyjechali   na   znajomą   drogę,   a   po   kilku 
minutach na następny plac, gdzie Hunter zaparkował rower. 

– Od tego miejsca musimy iść już na piechotę. 
Minęło wiele lat, odkąd szedł tą wąską ścieżynką. Kiedyś przemierzał ją przynajmniej raz 

na dzień, ale odkąd wyjechał z wyspy, przyjeżdżał tu bardzo rzadko. 

– Wygodne buty? – spytał. 
– Doskonałe – odrzekła. 
Uśmiechnął się do siebie. Był pod wrażeniem. Większość kobiet nigdy nie zgodziłaby się 

na taką przygodę. Szczególnie gdyby były ubrane w spódniczkę i bluzkę, tak jak Cassie, ale 
ona nie przywiązywała uwagi do takich rzeczy. 

Kiedy wdrapali się na szczyt, Cassie aż westchnęła z wrażenia. 
– Jak tu pięknie – powiedziała, patrząc na niebieskozielone wody Atlantyku, upstrzone 

małymi wysepkami. 

– Masz rację. Często tu bywałem. 
– Wychowałeś się na tej wyspie?
– Tak, w tej chałupie, jak ją nazwałaś. 
Cassie zaczerwieniła się. 
– Przepraszam. Nie chciałam cię obrazić. Spojrzał na nią. Cassie nie była snobką. 
– Wiem – powiedział. 
– Twoja babcia również tam mieszkała?
– Tak. Zajmowała sypialnię, ojciec spał na kanapie, a ja na materacu na podłodze. 
– Żartujesz?
–   Nie.   Nie   mieliśmy   pieniędzy,   ale   moja   babcia   świetnie   gospodarowała.   Nie 

uwierzyłabyś ile dań potrafiła ugotować z jednej ryby. 

– Moja babcia była taka sama. Z garnka pieczeni umiała wyczarować jedzenie na tydzień. 
– A ty?
– Ja? Nie potrafię gotować i nawet nie czuję potrzeby próbowania. 
– Wolisz raczej fotografować. Skrzywiła się – Sądzę, że tak. – Milczeli chwilę. 
– Co stało się z twoją mamą? – spytała Cassie. – Chciałabym wiedzieć. 
–   Umarła   wkrótce   po   moim   urodzeniu.   Ojciec   nie   radził   sobie   sam,   wobec   tego 

background image

przyjechała z Francji babcia, żeby mu pomóc. To ona mnie wychowała. 

– Przypominam sobie teraz.
– Co?
– Powiedz coś po francusku. 
–  Tu es la femme la plus belle que j’ai jamais vue  – powiedział, co znaczyło:  jesteś 

najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem do tej pory. 

– Co to znaczy? – spytała. 
– To znaczy... – zawahał się i spojrzał w niebo. – Mam nadzieję, że nie będzie deszczu. 
Pokręciła głową, jakby nie była przekonana, że powiedział jej prawdę. 
– Masz jeszcze krewnych we Francji?
– Dalekich. Babcia chciała być tam pochowana, więc spotkałem niektórych z nich na 

pogrzebie. 

– To musiało być interesujące. 
– Raczej ogłuszające. 
– Co?
– To bardzo głośna rodzina. Roześmiała się. Spojrzała znowu na wodę. 
– Tu jest tak pięknie. Czuję się tak, jakbyśmy byli na czubku świata. 
– Bo to taki widok. Dlatego tak bardzo lubiłem tutaj przychodzić. Potrafiłem pracować 

cały dzień, ale wystarczyło, że tu przyszedłem i wydawało mi się, że mogę objąć cały świat. 

– Dlaczego mówisz mi to wszystko? – spytała delikatnie z wahaniem w głosie. 
Dlaczego to mówił? Takie osobiste rzeczy? Bo podświadomie chciał otworzyć się przed 

nią, przekonać ją, że nie jest takim sukinsynem, za jakiego go uważała. 

– Hunter? – odezwała się po chwili, czekając na jego odpowiedź. 
– Cassie, muszę powiedzieć, że sprzedanie ci tkalni jest bez sensu. 
Zobaczył, jak zesztywniała. 
– Ale zamierzam przyjąć twoją ofertę. 
– Naprawdę?
– Tak – potwierdził. 
– Więc tkalnia nie będzie zamknięta?
– Nie będzie. 
– Dlaczego?
– Dlaczego? Bo nigdy nie realizuję swoich planów pod groźbą strajku. To nie jest sposób 

na robienie interesów. 

Cassie stała, bojąc się prawie oddychać. 
– Ale ciągle masz zamiar produkować ten nowy materiał w Chinach?
Dlaczego podnosi sprawę patentu? Nie wspominała wcześniej, że chce również patent. 

Tkalnia takich rozmiarów nie poradzi sobie z masową produkcją. 

– Taka   była   umowa  –  zauważył.  Czuł,   że  zaczyna  się  bronić.  Był   zły.  Czy  ona  nie 

rozumie, że to dla niego finansowe ryzyko, którego by nie było, gdyby nie jej oferta? Jego 
firma nie była przecież bankiem. – Chcę wiedzieć, że moja inwestycja się zwróci. 

–   Oczywiście   –   powiedziała   Cassie,   nie   patrząc   na   niego.   Czy   nie   powinna   być 

background image

szczęśliwa? Przecież oddał jej tkalnię. 

– Chodź – powiedział. – Wracamy. 

Po powrocie do domu ojca Huntera, Cassie zmieniła buty i zabrała żakiet. Była grzeczna i 

miła, ale milcząca. Nie wspomniała nawet, że Hunter zgodził się na sprzedaż tkalni. Nie 
odzywała się również do Huntera podczas drogi powrotnej. 

– Chciałabym wrócić jak najszybciej do domu – powiedziała, widząc, że zbliżają się do 

lądu. 

– Dobrze – zgodził się Hunter. 
– Muszę wrócić i oznajmić wszystkim dobrą nowinę. Hunter był  rozczarowany. Miał 

nadzieję, że to spotkanie będzie miało romantyczne zakończenie, ale tak się nie stało. Cassie 
cały czas utrzymywała między nimi dystans. Co stało się z tą spontaniczną kobietą, którą 
spotkał na plaży?

– Załatwię wszystko – powiedział. 
– Dziękuję – odrzekła. – Czy wracasz ze mną?
– Nie. – Było więc oczywiste, że łączy go z nią tylko biznes. Lepiej więc, że będzie od 

niego daleko. Nie musi wracać z nią do Shanville. Prawnicy mogą wszystko załatwić bez 
niego. 

– A więc, do jutra – powiedziała. 
– Nie ma potrzeby czekać do jutra. Zawiozę cię do hotelu. Zabierzesz swoje rzeczy i za 

godzinę możesz odlecieć. 

– Poczekaj – powiedziała, zatrzymując go. 
Odwrócił się do niej. 
– Chcę... chcę ci podziękować. 
– Ale to tylko biznes, prawda?
– Nie, to nie tylko biznes. Byłeś bardzo uprzejmy. Bardziej niż uprzejmy. Zawsze będę ci 

wdzięczna. 

Jej   miękka,   jedwabna   bluzka   łopotała   na   wietrze,   a   jej   kasztanowate   kędziory   pod 

wpływem wiatru i wody wyglądały dziko i seksownie. 

–  Hunter  –  powiedziała.   Jej   szmaragdowozielone   oczy  błyszczały.   –  Myślę,   że  moje 

pierwsze wrażenie było prawidłowe. 

– To znaczy?
– Że jesteś dobrym i łagodnym mężczyzną. Uśmiechnął się ze smutkiem i zaczął iść w 

kierunku domu. 

– Nie chcę takiego zakończenia – zawołała. Zatrzymał się. 
– Chcę zostać tutaj na noc. Z tobą. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Stało się. Już było za późno, żeby cofnąć wypowiedziane słowa. 
Właściwie nawet tego nie chciała. 
Była   zdziwiona   przebiegiem   całego   dnia.   Spodziewała   się   sztywnego   spotkania,   a 

tymczasem poznała jego ojca i przyjaciół. Dowiedziała się również, że Hunter ma serce. 

Ale gdy oddał jej tkalnię, myślała już tylko o powrocie do Shanville. 
A dlaczego?
Ponieważ była przestraszona. 
Bardziej bała się Huntera – mężczyzny,  niż Huntera Axona, bezwzględnego magnata 

biznesu. 

Ale nigdy nie uciekała przed wyzwaniem i teraz też nie chciała uciec. 
Dlatego postanowiła zostać. 
Więcej niż zostać. 
Zaoferowała siebie. 
I z jego reakcji wywnioskowała, że nie był przygotowany na przyjęcie jej propozycji. 
Stał i patrzył na nią, jakby zastanawiał się, co z nią zrobić. 
Prawdopodobnie zmienił zdanie, pomyślała. Może źle odczytała sygnały, subtelne oznaki 

jego zainteresowania nią. Może nie chciał jej więcej. 

Sprawa została załatwiona, oferta zaakceptowana. Był gotowy odesłać ją do domu. 
Skinął głową, ciągle na nią patrząc. 
– Dobrze – powiedział. Odwrócił się i zaczął iść w stronę domu. 
Dobrze? Co to znaczy?
Kiedy   go   dogoniła,   zobaczyła,   że   rozmawia   przez   telefon.   Polecał   komuś   zabrać   jej 

rzeczy z hotelu. Był tak podniecony, jakby zaoferowała mu miskę zupy. 

– Jeśli nie jest ci to na rękę, mogę zostać w hotelu – powiedziała, idąc szybko, żeby 

dotrzymać mu kroku. 

Zatrzymał się tak nagle, że o mało nie wpadła na niego. 
– Nie lubię gierek – powiedział. Stali naprzeciw siebie twarzą w twarz. 
– Ani ja – odpowiedziała. 
– Dlaczego więc tak postępujesz? Jeśli chcesz tu zostać, to będziesz więcej niż mile 

widziana w moim domu, a jeśli nie, to załatwię ci powrót do Shanville. 

Dlaczego był taki zimny i obojętny? Nie chciał, żeby została?
– Jeśli mnie nie chcesz, to... – zamilkła. 
Ale on spojrzał na nią czule. 
Pogładził ręką jej policzek, a później jego palce powędrowały do podbródka. Delikatnie 

uniósł jej głowę do góry i pocałował w usta. 

– Tak bardzo chciałem cię pocałować, odkąd zobaczyłem cię w stołówce na zebraniu.. 
Wziął jej rękę i wolno podniósł do ust. 
– Niefortunnie się składa, ale mam zaraz spotkanie w interesach, ale nie powinno potrwać 

background image

długo. 

– Nie szkodzi. Chciałabym się tylko odświeżyć. 
Dotknął jej włosów. 
– Wyglądasz przepięknie – powiedział, pieszcząc ją spojrzeniem. 
– Dziękuję, ale mimo wszystko chcę wziąć prysznic. 
– Zaraz to załatwimy. – Weszli do domu i przechodzili przez szereg pokoi. Podziwiała po 

drodze obrazy wiszące na ścianach. Większość z nich studiowała w szkole. 

– Czy to jest Kandinsky? – spytała, zatrzymując się przed obrazem przedstawiającym 

kolorowe sześciany. 

Skinął głową. 
– Lubisz modernistyczne malarstwo?
– Czasami – odpowiedziała uczciwie. – Ale bałabym się na twoim miejscu. 
– Dlaczego?
– Co by się stało z takim skarbem, gdyby nadszedł huragan albo powódź?
– Tak, to jest pewna ryzyko. Mam zamiar przekazać większość obrazów do muzeum, ale 

tymczasem wybudowałem w piwnicy skarbiec, gdzie mogę ukryć obrazy podczas huraganu 
lub powodzi. 

Wziął ją za rękę i poprowadził dalej, aż zatrzymał się w eleganckim apartamencie. Stało 

w nim łóżko królewskich rozmiarów, a przez francuskie okna można było podziwiać basen i 
dalej wody Atlantyku. 

– Czuj się jak u siebie w domu. W łazience znajdziesz przybory toaletowe, szlafroki i 

ręczniki... wszystko, czego będziesz potrzebowała. – Podniósł raz jeszcze jej rękę do ust i 
ucałował. Było to rycerskie i wytworne. Czekała na więcej, ale on odwrócił się i wyszedł z 
pokoju. 

Poszła do łazienki. Była wielka, elegancka i wyglądała na nowiutką, jak wszystko w tym 

domu. Wszystko, co znajdowało się łazience, było przeznaczone dla kobiety. Nie był to pokój 
gościnny. 

Zaczęła się zastanawiać, ile kobiet „odświeżało się” w tej łazience. 
Po wyjściu z niej znalazła na stoliku butelkę szampana i kryształowy kieliszek. 
Nalała sobie trochę musującego płynu i wyszła na taras. Stały tam dwa wygodne fotele. 
Z przyjemnością napawała oczy wspaniałym widokiem, dopóki nie usłyszała pukania do 

drzwi. Kiedy je otworzyła, zobaczyła Huntera z jej walizką w ręku. 

– Jestem zdumiona, że sam się tym zająłeś. 
– Dlaczego?
– Myślałam, że ktoś... z twojej służby to załatwi. 
– Jedyną osobą, która u mnie pracuje, jest Gehta – powiedział, wchodząc do sypialni. 

Walizkę położył na łóżku. 

– Czy smakuje ci szampan? – spytał miękko. Zobaczył, jak przełyka ślinę, gdy jego oczy 

omiatały spojrzeniem jej postać. 

– Tak, dziękuję – powiedziała. 
Zrobił krok w jej kierunku i dotknął jej policzka. 

background image

Jej ciało zareagowało natychmiast na jego dotknięcie. 
Nie odrywając spojrzenia od jej oczu, rozwiązał pasek jej szlafroka. Zatrzymał się na 

chwilę, jakby czekał, że go powstrzyma, ale ona tego nie zrobiła. 

Położył więc ręce na jej ramionach i zsunął z niej szlafrok. Stała teraz przed nim naga. 
– Jesteś taka piękna – powiedział, dotykając delikatnie jej ramion. Jego oddech stał się 

nierówny   i   chrapliwy.   Jego   pocałunek   pozbawił   ją   resztek   tchu.   –   Jeśli   jeszcze   raz   cię 
pocałuję – ostrzegł ją schrypniętym głosem – nie poprzestanę na tym. 

Obserwował ją i czekał. 
– Pocałuj mnie jeszcze raz – wyszeptała. 
Pocałował ją, potem drugi raz, głębiej. Zsunął dłonie po jej plecach, zatrzymując się na 

pośladkach, przygarniając ją jeszcze bliżej. Na chwilę zanurzył twarz w jej włosach, i potem 
zaczął drażnić językiem brodawkę jej piersi. 

Nie mogła się już powstrzymać. To, co robił, paliło jej wnętrze. Drżały jej kolana. Objęła 

go, bo bała się, że za chwilę upadnie. 

Wówczas uniósł ją w górę i zaniósł na łóżko. Zaczął się rozbierać. 
– Cassie – powiedział miękko. 
Ale ona nie chciała z nim rozmawiać. Nie teraz. 
Jego miłość była namiętna, prawie desperacka. Trzymał jej ręce, kiedy wchodził w nią 

głębiej i głębiej. 

A później leżeli cicho spleceni w uścisku, patrząc z zachwytem na słońce, kryjące się w 

morzu. 

– Czy chcesz popływać?
– Nie mam kostiumu. 
– Nie potrzebujesz. Nikogo tu nie ma. 
Wstał i podał jej ręcznik. 
– Nikt nie będzie o tym wiedział. Jesteśmy sami – uspokoił ją, całując jej ramię. 
Pozwoliła  poprowadzić  się do basenu. Zrzuciła  ręcznik, ciesząc się chwilę  tropikalną 

bryzą,   owiewającą   jej   ciało.   Hunter   przepłynął   już   pół   basenu   i   dawał   jej   znaki,   żeby 
dołączyła do niego. 

Wskoczyła. Złapał ją natychmiast i oplótł ramionami. 
– Robisz to często? – spytała. 
– Nawet nie wiem, czy pływałem tu kiedykolwiek. 
– Co? A jak długo tu mieszkasz?
– Dobrych kilka lat, ale jestem pewny, że nie korzystałem z basenu. 
– Dlaczego nie?
– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Może dlatego, że zawsze pracuję. 
– Ale wiem, że masz czas na randki. Nawet kobiety w Shanville wiedzą o tym. 
– Naprawdę?
– Więc żadna z twoich kobiet nie chciała pływać?
– Z moich kobiet?
– Wiesz, co mam na myśli. 

background image

– Żadnej tu nie zapraszałem. 
Nie wiedziała, czy może mu wierzyć, ale to nie miało znaczenia. Była z nim tutaj i czuła 

się tak, jakby była tą jedyną, wybraną. 

– Dziękuję – powiedziała. 
– Za co?
– Za to, że czuję się wyjątkowo. 
– Bo jesteś wyjątkowa – powiedział, całując ją. Przez dłuższą chwilę bawili się w wodzie 

jak dzieci. A potem Hunter wyszedł z basenu i owinął się ręcznikiem. – Idę zamówić obiad. 
Zaraz wracam. 

Cassie pływała na wznak i patrzyła w gwiazdy. Czuła się tak, jakby śniła cudowny sen. 

Kiedy Hunter wrócił, miał na sobie spodenki, a na ręku trzymał szlafrok. 

– Zamówiłeś już pizzę?
– Nie. Lubisz homary?
– Wszystko lubię. 
– Jestem zadowolony, że jesteś tutaj. 
Spojrzała na niego z uśmiechem. 
– Ja również. 
Popłynęła w stronę drugiego końca basenu. Kiedy się obejrzała, stwierdziła, że Hunter 

stoi bez ruchu, patrzy na nią i uśmiecha się. 

– Co cię tak śmieszy? – spytała. 
– Nie śmieszy, tylko cieszy, że w moim basenie pływa piękna syrena. 
– Gdyby ludzie z Shanville zobaczyli mnie teraz, nigdy by nie uwierzyli. 
– Mnie też ciężko w to uwierzyć. 
Usłyszeli dzwonek do drzwi. Cassie przestraszyła się. 
– Spokojnie – powiedział Hunter. – Powiem im, żeby zostawili wszystko na werandzie. 

Kiedy Hunter zniknął w domu, Cassie wyskoczyła z basenu, włożyła szlafrok, przygładziła 
ręką   włosy,   a   następnie   usiadła   na   krześle.   Kilka   minut   później   w   drzwiach   pojawił   się 
Hunter. – Już wszystko gotowe – oznajmił. 

Weranda była najwyższą częścią posiadłości, z widokiem na Atlantyk. Cassie, zwrócona 

ku oceanowi, widziała zacumowane w porcie łodzie, połyskujące światłami. 

Hunter uniósł do góry kieliszek szampana. 
– Za ciebie – powiedział. 
Homary były na wpół otwarte, ale Cassie nie wiedziała, jak je jeść. 
Hunter musiał to zauważyć, ponieważ przygotował jej porcję i podał prosto do ust. 
– Wspaniałe – powiedziała, smakując delikatne mięso. Jedli w milczeniu, zadowoleni, że 

są razem. Było to wspaniałe uczucie spokoju i relaksu, jakby byli ze sobą już od wielu lat. 
Cassie marzyła, by ta noc trwała wiecznie. 

Czyż jej marzenia nie były śmieszne? Zaledwie go znała i nie było żadnej szansy, żeby 

taki wieczór mógł powtórzyć się kiedykolwiek. 

– Twój ojciec wspomniał mi o kobiecie z twojej przeszłości. 
– To brzmi tajemniczo – powiedział. – Jakiej kobiecie? Cassie przełknęła ślinę. 

background image

– Twój tata powiedział, że byliście zaręczeni. 
–   Nie   –   zaprzeczył.   –   Przez   pewien   czas   myślałem   o   poślubieniu   jej,   ale   nigdy   nie 

byliśmy zaręczeni. 

– Dlaczego? Odłożył widelec. 
– Nie mów mi, jeśli nie chcesz. 
– To było dawno temu. Spotkałem ją, kiedy byłem w college’u. 
Mieliśmy takie same wykształcenie i chcieliśmy tych samych rzeczy. 
– Zakochałeś się w niej. 
– Tak myślałem. 
– I co się stało? 
Westchnął. 
– Gdy stajesz się bogata i sławna, zmieniasz się. Ona nie mogła sobie z tym poradzić. 

Fakt jest taki, że poślubiła wyjątkowo bogatego człowieka, który był moim szefem. Zerwała 
ze mną i powiedziała mi szczerze, że nigdy by nie wyszła za biedaka. 

– To wszystko wyjaśnia.
– Co?
– Twoje działania i ambicje. 
–   Zawsze   miałem   napęd   do   pracy.   A   wtedy   przekonałem   się,   że   nigdy   nie   można 

prawdziwie poznać drugiego człowieka. 

– Co to znaczy? – spytała. 
– To znaczy, że związek powinien dostarczać przyjemności. 
Bardzo ją to zabolało. A więc była dla niego rozrywką. Ale co sobie myślała? Że wróci z 

Bahamów z mężem przy boku? Dlaczego uważała, że będzie ją traktować inaczej niż inne 
kobiety, z którymi spał?

– Co się stało? – spytał, patrząc na jej posmutniałą twarz. 
– Nic – odpowiedziała, wpatrując się w pusty talerz. – Dziękuję ci za szczerość. Myślę, że 

większość mężczyzn w takiej sytuacji mówi to, co kobieta chce usłyszeć. 

– Źle mnie zrozumiałaś. O wszystkim mówiłem w czasie przeszłym. Myślałem, że chcesz 

wiedzieć, dlaczego się nie ożeniłem. 

Wziął jej twarz w dłonie. 
– A co z tobą? Co stało się z twoimi planami małżeńskimi?
– Nie chcę o tym rozmawiać. 
– Dlaczego nie?
Nie chciała mówić o Oliverze. Odepchnęła jego ręce. 
– Dlatego, że wolę z tobą rozmawiać. 
– Ale jak mogę  cię  poznać, skoro nie chcesz mi  nic o sobie powiedzieć.  Dlaczego? 

Znowu cię stracę. 

– Nie – uśmiechnęła się smutno. – Cieszę się, że jesteśmy razem. 
– Ja też – powiedział, dotykając jej policzka.
– Ja też. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Cassie otworzyła  oczy.  Cały pokój zalany był  słońcem. Znajdowała się w olbrzymiej 

sypialni Huntera. Przez chwilę leżała bez ruchu, przypominając sobie ostatni wieczór. 

Po obiedzie wrócili nad basen i siedzieli tam, trzymając się za ręce. A potem Cassie 

usnęła wsparta o jego ramię. 

Obudziła się, kiedy niósł ją ostrożnie do swojej sypialni. Położył się obok niej i oplótł ją 

ramionami. Zasnęli przytuleni do siebie. 

Teraz słyszała go rozmawiającego przez telefon z drugiego pokoju. 
Stał tyłem do niej i miał na sobie tylko górę od piżamy. 
– Rozumiem, Willa – mówił – ale to nie zmieni mojej decyzji. 
Odwrócił się i zobaczył, że Cassie już nie śpi. Jego głos i wyraz twarzy natychmiast 

złagodniały. 

– Muszę już kończyć – rzucił do słuchawki i odłożył ją, nie mówiąc nawet do widzenia. 
Podszedł do niej i cmoknął ją w usta. 
– Jak spałaś?
– Cudownie – odpowiedziała. – Słyszałam, że rozmawiałeś z Willą. 
– Przykro mi. To niezbyt przyjemny sposób na budzenie. 
– Czy wynikł jakiś problem? – spytała. 
– Nie, nie ma żadnego problemu. 
Wskazał na tacę stojącą przed nią. 
– Śniadanie. Rogaliki, krem serowy i masło. 
– Królewskie śniadanie – powiedziała. 
Chwycił ją za ramiona. 
– Myślałem...
– Co?
– Dziś po południu muszę wziąć udział w imprezie dobroczynnej. 
Serce się jej zatrzymało. Chciał ją zostawić. Namiętna noc skończyła się. Teraz znowu 

miała przed sobą Huntera Axona. 

– Dobrze – powiedziała. – I tak powinnam zbierać się do odjazdu. 
– Nie o to chodzi – uśmiechnął się. – Chciałbym, żebyś poszła tam ze mną. 
Chciał, żeby została? Z nim?
– Powinnam wracać – powiedziała szybko. – Wszyscy są ciekawi nowin. 
– Zadzwoń i powiedz, że potrzebujesz więcej czasu, niż myślałaś. 
Właściwie, co może zmienić jeden dzień, przyznała – Dobrze – zgodziła się – Dziękuję – 

uśmiechnął się do niej. Pocałowała go. 

– Czy myślisz, że potrzebuję specjalnego stroju na tę okazję? Mam tylko to, w co byłam 

ubrana wczoraj. 

Spostrzegła, że patrzy na nią, jak wygłodniały lew na swoją zdobycz. 
– Bardzo podobało mi się to, co nosiłaś wczoraj – powiedział, idąc do niej. 

background image

Podciągnęła   prześcieradło,   którym   była   owinięta   i   roześmiała   się,  kiedy   chwycił   ją   i 

zaczął nieść do sypialni. 

– Co to za rodzaj akcji? – spytała, gdy byli już w sypialni. 
– Typowa. Politycy szukają bogatych ludzi, a bogaci ludzie polityków. 
– Czy korzysta na tym ktoś jeszcze oprócz polityków i bogaczy?
– Dzieci, będące w potrzebie. 
– Gdzie to będzie?
– Na torze wyścigowym – powiedział, kładąc ją na plecach. 
– Co za tor wyścigowy?
Zaczął ściągać z niej prześcieradło. 
– Tor wyścigowy dla koni. 
– Moje wczorajsze ubranie jest brudne. 
Włożył ręce pod prześcieradło i zaczął pieścić jej piersi. 
– Kupię ci nowe. 
– Nie chcę nowego. Czy jest tu jakaś pralnia, piorąca na sucho?
Pocałował ją w kark. 
– Myślę, że tak. 
– Jak to, myślisz?
– Nie mam kontaktów z pralniami. 
– Oczywiście – powiedziała z sarkazmem, odpychając go żartobliwie od siebie. 
Po chwili leżeli, obejmując się ramionami. 
– Nie mogę w to uwierzyć...
– W co?
– Że jestem z tobą. Że jesteś zupełnie inny od mojego wyobrażenia o tobie. 
– Jestem lepszy, czy gorszy? – spytał, całując ją. Nagle zadzwonił telefon. Spojrzał na 

numer. 

– To z mojego biura. 
– Odbierz. 
– Słucham – powiedział niechętnie. – Słuchał przez chwilę. – Nie – oznajmił w końcu. – 

Proszę nie zaczynać. – Odłożył telefon i odwrócił się do niej. Ale coś się zmieniło w jego 
zachowaniu. 

– Czy coś się stało?
– Nie. 
Ale czuła, że nie powiedział jej prawdy. 
– Jakiś problem z tkalnią?
– Powiedz mi – dotknął dłonią do jej policzka – jesteś pewna, że chcesz tę tkalnię?
Skinęła głową. 
– Ten zakup zwiąże cię z Nowym Jorkiem i z tkalnią na bardzo długi czas. 
Dlaczego próbował wyperswadować jej podjętą decyzję?
– Do czego zmierzasz? – spytała, owijając się ponownie prześcieradłem. 
– Mogę ci pomóc, Cassie. Mogę ci pomóc, żebyś żyła życiem, o jakim marzyłaś. Możesz 

background image

wrócić do szkoły i zająć się fotografią. 

– Ale ja nie chcę kariery fotograficznej. 
Milczał przez chwilę. 
– Chcesz powiedzieć, że będziesz szczęśliwa, pracując całe życie w fabryce... ?
– Właśnie.   – Usiadła  wyprostowana.   Poczuła  się  tak,  jakby  dostała  klapsa.  –  Jestem 

dumna z tego, co robię. I szczęśliwa. Czy to jest to, o czym śniłam będąc dzieckiem? Nie. Ale 
marzenia   się   zmieniają.   Ludzie   również.   Może   to   trudne   do   zrozumienia   dla   takiego 
człowieka jak ty, ale ja jestem zadowolona z tego, kim jestem. Nie potrzebuję pieniędzy, żeby 
być szczęśliwa. 

– Rozumiem to. Ale to, co zamierzasz zrobić, byłoby trudne nawet dla doświadczonego 

biznesmena. Nie chciałbym zobaczyć cię pokonaną. 

– Nie dopuszczę do tego – zapewniła go. 
– Widzisz... czuję, że moglibyśmy pomyśleć o wspólnej przyszłości tutaj. Chciałbym, 

żebyśmy mieli na to jakąś szansę. 

– Ja również. Ale nie każ mi wybierać między tobą a tkalnią. 
–   Dlaczego   myślisz,   że   chciałbym   tego,   Cassie?   Martwię   się   o   ciebie   bardziej...   niż 

martwiłem się do tej pory o kogokolwiek. 

Złość, jaką Cassie czuła w sobie, znikła nagle. Mówił do niej, jak... przyjaciel. Podeszła i 

objęła go w pasie. 

Kiedy się do niej odwrócił, zobaczyła w jego oczach ból. 
– Muszę to zrobić, Hunterze. Nigdy nie byłabym szczęśliwa, gdym zostawiła teraz moich 

przyjaciół. 

– Demionowie nie poradzili sobie z tkalnią. 
– Ale ja nie popełnię ich błędów. 
– Nie masz żadnego doświadczenia wprowadzeniu przedsiębiorstwa. 
– To się nauczę. Wszyscy się nauczymy. Hunter patrzył na nią smutnym wzrokiem. 
– Chcę, żebyś była szczęśliwa. 
Przytuliła się do niego. 
– Za ile powinniśmy wyjść? – spytała, patrząc na zegarek. 
– Za godzinę. 
– A co z moim ubraniem! – wykrzyknęła. 
Otworzył książkę telefoniczną i po chwili oznajmił że znalazł pralnię, w której usługa 

trwa tylko godzinę. 

– Zaraz wracam – powiedział, zabierając jej ubranie. 
Wrócił po niecałej godzinie. 
– Kochany jesteś. – Podziękowała mu całusem. 
Po chwili była gotowa. 
– Pięknie wyglądasz – powiedział z zachwytem. 
– Dziękuję. – Pocałowała go w policzek. 
Chwycił ją za rękę i wymaszerowali z domu. 
– Nigdy jeszcze nie byłam na wyścigach konnych. 

background image

–   Mam   nadzieję,   że   się   nie   rozczarujesz   –   powiedział,   otwierając   przed   nią   drzwi 

limuzyny. 

Jak mogłaby się rozczarować, będąc w jego towarzystwie? Limuzyna skierowała się w 

stronę lotniska. 

– Dlaczego jedziemy na lotnisko?
– Ponieważ dalej musimy lecieć. 
– Kiedy masz zamiar powiedzieć mi, dokąd lecimy?
– Nie mówiłem ci? Na wyścigi konne. 
– Tak. Ale nie powiedziałeś mi, gdzie się one odbywają – Na Florydzie. Obok Miami. 
Po kilkunastu minutach lotu helikopterem zobaczyła linię brzegową. 
Wstrzymała oddech, gdy helikopter lądował na dachu wąskiego budynku hotelowego. 

Hunter wziął ją za rękę i poprowadził w dół po schodach, prowadzących do hotelu. Przed 

hotelem czekała na nich limuzyna. 

– Witam, panie Axon – powiedział szofer w uniformie. Jechali może pół godziny. W 

końcu szofer zatrzymał się przed wejściem do budynku, gdzie zawierano zakłady. Słyszała 
gwar otaczającego ich tłumu. 

Kiedy spojrzała na kartę z imionami koni, od razu rzuciło jej się w oczy jedno imię. 
– Hunter – wykrzyknęła i wyciągnęła książeczkę czekową. 
– Stawiam sto dolarów na Huntera. 
– Co? Czy jest koń o tym imieniu?
– Tak – oznajmiła Cassie ze śmiechem. – To znak niebios. Ten koń zwycięży. 
– Nie bądź  śmieszna  – powiedział  Hunter  kładąc  rękę  na książeczce  czekowej. – Ja 

zapłacę. 

– Mam przeczucie – powiedziała. Ale zanim podała czek kobiecie w okienku, Hunter 

powstrzymał ją. 

– Odłóż to, ja postawię tysiąc dolarów. 
– To jest ryzyko. 
– Mam przeczucie – powtórzył za nią. 
Cassie schowała książeczkę do torebki, a Hunter podał kobiecie pieniądze i odebrał bilet, 

który oddał Cassie. 

– Czy nie jesteś głodna? Na górze jest restauracja. 
Potrząsnęła przecząco głową. 
– Nie – powiedziała. Uśmiechnął się i poprowadził ją w stronę toru. 
– Hunter! Och, mój Boże – zatrzymał ich nagle okrzyk blondynki z dużym biustem. 
Hunter odwrócił się i Cassie zauważyła, że cały zesztywniał. 
– Słyszałam, że będziesz tu dzisiaj. – Kobieta spojrzała na Cassie. – Cześć – powiedziała. 
Hunter przedstawił ją. 
– Cassie Edwards; a to jest moja przyjaciółka. 
– Val Forbes – machinalnie powiedziała kobieta. – Dzwoniłam do ciebie, do biura, ale 

powiedziano mi, że wyjechałeś z miasta. 

background image

– Tak. Trochę podróżowałem – odpowiedział Hunter. 
– Dobrze wyglądasz – zauważyła kobieta. – Naprawdę dobrze. 
Cassie spojrzała  uważnie na kobietę. Czy Hunter z nią spał? Czy może  zamierzał to 

zrobić? Poczuła się chora. 

– Idźcie naprzód. Spotkamy się na miejscu – oznajmiła. Jeśli chce porozmawiać z tą 

piękną kobietą, to pozwól mu na to. Cassie potrafiła spojrzeć na ich związek z odpowiedniej 
perspektywy. Podeszła do kiosku. 

– Poproszę lody czekoladowe. Podwójne – powiedziała z determinacją. 
– Pamiętam, że powiedziałaś, że nie jesteś głodna – usłyszała za sobą. 
Odwróciła się gwałtownie. 
– A ja pamiętam, że powiedziałeś, że ona jest twoją przyjaciółką. 
– Bo jest. 
– Hmm. Wszyscy powinniśmy mieć takich przyjaciół, jak ona. 
– Co masz na myśli?
Poczuła ból głowy. Przyłożyła dłoń do czoła, jakby sądziła, że od tego ból minie. 
– Co się dzieje? – spytał Hunter. 
– Zamroziłam mózg. 
– Zamroziłaś mózg?
– Zbyt dużo i zbyt szybko jadłam lody. – Podała mu na wpół rozpuszczoną porcję. 
– Dziękuję – powiedział z sarkazmem. – Nachyl się.
– Co?
– Ze mną też tak się działo, kiedy byłem dzieckiem. Nachyl się. Wiem, że to działa. 
Zaczął masować jej kark i po chwili ból głowy ustąpił. 
– Znacznie lepiej – przyznała. 
Uśmiechnął się. 
– Chodź – wziął ją za rękę. – Idziemy na swoje miejsca. Chciała zadać mu kilka pytań, 

dotyczących Val, ale wiedziała, że nie może. W końcu, to nie był jej interes. 

– Skąd znasz tę kobietę? – usłyszała nagłe swój głos. Hunter spojrzał na nią. 
– Czy ty nie jesteś czasami zazdrosna?
–   Zazdrosna?   Dlaczego   miałabym   być   zazdrosna?   –   spytała   tak   chłodno,   jak   tylko 

potrafiła. 

– Miło mi to słyszeć, ponieważ wygląda na to, że mamy obok niej miejsca. 
Cassie spojrzała we wskazanym kierunku. Siedziała tam Val, a obok niej jeszcze jedna 

bardzo piękna blondynka. Kobiety pogrążone były w rozmowie i nie od razu ich spostrzegły. 

Po wzajemnym przedstawieniu się, Cassie usiadła obok Val. 
Val i blondynka powróciły do rozmowy. Mimo że Cassie próbowała nie słuchać, o czym 

rozmawiają, to niestety w ciągu pięciu minut dowiedziała się, że Val zrobiła sobie pasemka za 
300 dolarów, kupiła sukienkę za 800, a pantofle za dwieście. Blondynka natomiast poskarżyła 
się, że zapłaciła sto dolarów za manicure i już wyszczerbiła sobie jeden paznokieć. 

W końcu Val odwróciła się do Cassie i spytała:
– Twoja twarz wydaje mi się znajoma. Czy nie spotkałyśmy się wcześniej?

background image

– Tak, kilka minut temu.
– Nie, nie – kobieta roześmiała się. – Wcześniej. 
Cassie potrząsnęła głową. 
– Wątpię – powiedziała. 
– Na imprezie u MS?
– Nie. 
– To może na balu u gubernatora w Waszyngtonie?
– Nie. 
–   Hmm.   Wiem,   że   przypomnę   sobie   wcześniej   czy   później...   Czekaj.   Pracujesz   w 

departamencie senatora... jak on się nazywa...?

– Pracuję w fabryce. 
Kobieta roześmiała się. 
– Trafnie powiedziane. To prawdziwy dom wariatów. 
– Nie – powiedziała Cassie. – Jestem pracownicą fabryki. 
– Co? – powiedziała Val, pochylając się do przodu, jakby nie wierzyła w to, co usłyszała. 
– Pracuję w fabryce – powtórzyła Cassie. 
Kobiety popatrzyły na siebie, a Cassie była prawie pewna, co pomyślały. 
Hunter Axon jest na randce z robotnicą fabryczną. 
Początkowo była ciekawa, co Hunter czuje po jej rewelacyjnym oświadczeniu. Czy był 

zaambarasowany?

Ale po chwili uzyskała odpowiedź na swoje pytanie, gdy Hunter objął ją ramieniem i z 

dumą uścisnął. 

– To jak się spotkaliście? – spytała blondynka. 
– Hunter kupił fabrykę, w której pracuję. 
– Tylko formalnie, kochanie. Nie wiedzieliśmy jeszcze o tym, kiedy się spotkaliśmy. 
– Jakież to interesujące – zauważyła Val. – Nigdy jeszcze nie spotkałam nikogo... kto 

pracuje w fabryce. 

– Ja także – dodała blondynka. 
Krew w żyłach Cassie zawrzała. Nie miała jednak czasu na kontynuowanie dyskusji, 

ponieważ na torze pojawiły się konie. 

– To twój koń – Hunter wskazał na długie, kasztanowate zwierzę. 
– Myślę, że ma szansę – wyszeptała. 
Koń płynął w powietrzu. Cassie zapomniała o kobietach, siedzących obok. Poderwała się 

z krzesła, widząc, jak koń biegnie po zwycięstwo. 

I rzeczywiście jej koń wygrał. 
Cassie krzyknęła triumfalnie i rzuciła się w ramiona Huntera. 
On chwycił ją i obrócił się z nią kilka razy. 
– Wygrałaś? – spytała Val. Cassie skinęła głową. 
–   Chodźmy   –   powiedział   Hunter,   stawiając   ją   na   ziemi.   Sto   tysięcy   dolarów   na 

dobroczynność. 

Była to dla niej wielka radość. Bez wahania zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go. 

background image

Hunter wziął ją za rękę i poprowadził do wyjścia. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Hunter obudził się wcześnie następnego ranka. Patrzył długo na śpiącą Cassie. Większość 

ranków   rozpoczynał   wyskakując   z   łóżka   i   spiesząc   się   do   pracy.   Ale   nie   dzisiaj.   Kiedy 
obudził   się   dzisiaj   i   poczuł   Cassie   w   swoich   ramionach,   stwierdził,   że   tak   wspaniałego 
uczucia nie doświadczył jeszcze nigdy. 

Cassie była wspaniała. Poradziła sobie z tymi zaczepnymi kobietami. To samo zrobiła z 

nim. 

„Pracuję w fabryce…”
Co było złego w tym, że pracowała w fabryce. Pracowała z ludźmi, których kochała i 

którym   ufała.   Każdego   dnia   wracała   do   domu   z   przeświadczeniem,   że   stworzyła   coś 
pięknego. 

Jak wiele ludzi może tak powiedzieć o swojej pracy?
Z pewnością nie on. Axon Enterprises było machiną osiągającą profity. Pieniądze były 

celem nadrzędnym. Etyka nie istniała. 

Sam powinien przyznać, że droga, którą wybrał, była trudna. Poza ojcem i garstką ludzi, 

których znał od dzieciństwa, nie mógł na nikogo liczyć. Przekonał się już dawno, że pieniądze 
nie dają szczęścia. 

Chciał udowodnić Cassie, że nie jest bezdusznym człowiekiem, za jakiego go uważała. 
Usiadł   na   brzegu   łóżka   i   objął   głowę   dłońmi.   Dlaczego   nagle   chciał   udowodnić,   że 

postępuje moralnie?

Cassie. 
Wyprostował się i znów spojrzał na nią. Jej piękność była delikatna, prawie eteryczna. 

Miała twarz anioła. Grube, czarne rzęsy, zaróżowione policzki i smukłe ciało w kolorze kości 
słoniowej. Obecność Cassie inspirowała go do bycia lepszym człowiekiem. 

Zastanawiał się, jak Cassie poradzi sobie z tkalnią bez patentu na nowy materiał. Tkalnia 

potrzebowała tego patentu. Bez niego w ciągu roku zbankrutuje. 

– O czym tak rozmyślasz? – spytała Cassie, przecierając oczy. Jej piękne włosy leżały 

rozrzucone na poduszce. 

– O tobie – powiedział. 
Wyciągnęła rękę i uśmiechając się, dotknęła jego policzka. 
– Która godzina? – spytała, wskazując zegarek. 
– Blisko dziewiąta. 
Usiadła natychmiast. 
– Powinnam wracać do Shanville. 
Skinął głową. 
– Polecę tam z tobą. 
– Do Shanville?
– Tak. 
– Dlaczego?

background image

– Ponieważ... – przerwał, bo nie chciał jej powiedzieć, że rozważa oddanie jej patentu, 

dopóki, nie będzie miał pewności, że tkalnia poradzi sobie z produkcją – są pewne rzeczy, o 
które muszę zadbać przed dokonaniem transferu. 

– Czy ty znowu nie wymyśliłeś czegoś nowego?
– Czegoś nowego?
Czy to możliwe, że w dalszym ciągu mu nie ufa?
– Nie. Sprzedam ci tkalnię.  Ale to ciągle  jest skomplikowane.  Nie chciałbym,  żebyś 

zbankrutowała. 

– Nie obawiaj się o to. Stawiamy nasze domy pod zastaw. Pamiętasz?
– Więc uważasz, że będę się cieszył świadomością, że będę mógł mieć własne miasto?
Zawahała się. Zobaczył na jej twarzy obawę. 
– Chciałbyś raczej pieniądze – stwierdziła. 
Myliła się. Nie chodziło mu o pieniądze. Chciał, żeby mu zaufała. 
Pocałował ją w ramię. 
– Ubierz się. Musimy wziąć się do pracy. 

Cassie stała w hali fabrycznej. Nie było teraz wspaniałego świata Huntera. Zamiast tego 

ciężkie wiktoriańskie krosna pracowały z szumem, których muzykę opisała w wierszu jej 
babcia. 

Wszyscy wokół niej byli jej przyjaciółmi, kobiety, które znała przez całe swoje życie. 
– Cassie – podeszła do niej Luanna. – Zrobiłaś dobrze. Wszyscy jesteśmy ci wdzięczni. 
– Luanna ma rację – dołączyła Ruby. – Ocaliłaś naszą tkalnię. Twoja babcia byłaby z 

ciebie dumna. 

– Ale nie mamy patentu – powiedziała Luanna. 
– Nie – przyznała Cassie. I nigdy nie będą mieli. Hunter sfinansuje pożyczkę na fabrykę, 

ale patent jest dla niego zbyt cenny. 

Luanna wzruszyła ramionami. 
– Uważam, że Oliver zrobił to, co musiał. Trudno obwiniać człowieka, że chce zarobić 

pieniądze. 

– Dlaczego nie? – powiedziała Priscilla, która całe swoje dorosłe życie przepracowała w 

tkalni. – Dlaczego nie należy go winić?

Cassie rozumiała ich gniew, ale ona sama nic nie czuła do Olivera. 
Jej myśli były zajęte wyłącznie Hunterem. Co powiedział, co zrobił, jak ją dotykał, jak ją 

całował. 

Czuła, że nie tylko posiadł jej ciało, ale również i duszę. 
I to ją niepokoiło. 
Przez całą drogę powrotną prawie nie rozmawiali ze sobą. Hunter zajęty był pracą przy 

komputerze. 

– Nie rozumiem, dlaczego on ciągle tu jest – zastanawiała się Priscilla. 
– Kto?
– Hunter Axon. 

background image

Cassie zarumieniła się. 
– Chce z niektórymi z nas porozmawiać o produkcji. 
– Ale co go to obchodzi, jeśli sprzedał nam tkalnię. 
– Bo ją finansuje – wyjaśniła Luanna. 
–   I   nie   chce,   żebyśmy   zbankrutowali   –   dodała   Cassie.   Jak   miała   wyjaśnić   swym 

przyjaciółkom, że zakochała się w człowieku, którego uważała za wroga?

Priscilla uśmiechnęła się do niej. 
– Czy boisz się, że to wszystko może skończyć się dla ciebie boleśnie?
– On jest uczciwym człowiekiem... on jest... 
– My wszystko rozumiemy, Cassie. On daje nam tkalnię. 
– Nie mogłabym być bardziej szczęśliwa – przyznała Luanna z uśmiechem. – Miałam 

nadzieję, że po Oliverze spotkasz wkrótce kogoś innego. – Wszystkie kobiety potaknęły z 
akceptacją. 

Cassie westchnęła. 
–   Nie   wiem,   czy   to,   co   jest   pomiędzy   mną   i   Hunterem,   nie   spowoduje   jakichś 

komplikacji. 

– Nie mówisz chyba tego poważnie – powiedziała Willa, siedząc naprzeciw Huntera przy 

drewnianym stole. 

Hunter właśnie skończył przedstawiać Willi swój plan. 
– Mówię poważnie. 
– Czy wiesz, ile czasu spędziłam, przygotowując tę całą transakcję?
– Zostaniesz za to wynagrodzona, Willa. Tak jak zwykle. 
– To nie była dla mnie typowa transakcja. 
– Rozumiem to. 
– Oliver liczył na to, że na Dalekim Wschodzie ruszy produkcja. 
– Oliver otrzymał już obiecane odszkodowanie. 
– Nie bądź głupi, Hunter. Możesz stracić miliony. Hunter doceniał obawy Willi, ale nie 

powiedziała mu nic, o czym by nie wiedział. Nie miał wielkiego wyboru. Nie mógł zostawić 
Cassie w Shanville z tkalnią, która zmierzała ku bankructwu. 

– Zapominasz, że będę miał procent z zarobków uzyskanych z patentu. 
– Patent jest bezwartościowy, jeżeli nie wiedzą, jak go sprzedać. 
– Więc musimy im pomóc. 
– Dlaczego sami tego nie zrobią?
– Oni stawiają więcej niż pieniądze. Ci ludzie inwestują całe swoje życie w tkalnię. 
– No i co z tego? – Willa wzruszyła ramionami. – Czy wcześniej przejmowałeś się takimi 

rzeczami?

Co miał powiedzieć? Willa miała rację. Ale ludzie z Shanville nie byli teraz dla niego 

anonimowymi robotnikami. 

– Zamiast pojechać na Daleki Wschód, wrócisz na Bahamy – powiedział do niej. 
– Hunter, proszę. I to wszystko dla robotnicy?

background image

Hunter nie mógł uwierzyć, że Willa mogła być taką snobką. 
– Ona nie jest robotnicą – powiedział. – Jest tkaczką, która ratuje swoją tkalnię. 
– To nie ma nic wspólnego z ratowaniem tkalni. To tylko rewanż. Jasny i prosty. 
– Rewanż?
Willa milczała przez moment. 
– O niczym nie wiesz?
– O czym?
– Cassie i Oliver byli zaręczeni. 
Hunter  zawahał  się. To  niemożliwe.  Cassie  i... Oliver?  Mężczyzna,  od którego kupił 

tkalnię? Mężczyzna, który krążył wokół Willi jak szczeniak?

– Z Oliverem Demionem? – usłyszał swój głos pełen zdumienia. 
– Zakochała się w nim, gdy byli jeszcze dziećmi. Ale on nigdy jej nie kochał. Zaręczył się 

z nią, ponieważ czuł się do tego zobligowany. 

Hunter milczał. Dlaczego Cassie nie powiedziała mu, że Oliver był jej narzeczonym?
– Kiedy mnie spotkał, zerwał zaręczyny. Cassie była zrozpaczona. – Willa potrząsnęła 

głową i westchnęła. – Biedny Oliver, miał poczucie winy, przynajmniej dotąd, dopóki Cassie 
nie przysięgła mu rewanżu. 

Hunter nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Czy to mogła być prawda?
– Oliver przewidywał, że Cassie skieruje się ku tobie. Ale ja w to nie wierzyłam, a z 

pewnością nie sądziłam, że sprzedasz jej tkalnię. 

Hunter już dość usłyszał. 
– Nie mam czasu na słuchanie plotek, Willa. 
Wyszedł do holu i poszedł do swojego biura. Czy pomylił się w osądzie Cassie? Czy 

grała z nim przez cały czas, żeby zrealizować to, co chciała?

Czy przeoczył jakiś sygnał? Czy był tylko pionkiem w jej grze?
Ale to nie miało znaczenia. Jest człowiekiem honorowym i powinien dać Cassie tkalnię 

razem z patentem, ale od tej chwili ich kontakty będą tylko służbowe. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Cassie patrzyła na telefon. Była blisko dziewiąta i Hunter do tej pory nie zadzwonił. W 

miarę upływu czasu, coraz bardziej stawało się oczywiste, że już nie zadzwoni. 

Co to znaczyło?  Czy tak bardzo był  zajęty?  A może rozmyślił  się co do tkalni.  Ale 

przecież powiedział, że ją sprzeda, i ona mu wierzyła. 

Słyszała, że następnego dnia wyjeżdża i ostatnią noc spędzi w hotelu. 
Podeszła do okna. Zimny i ostry wiatr dzwonił o szyby. Mimo ciepłego swetra, Cassie 

zadrżała. 

Aż   trudno   było   jej   uwierzyć,   że   poprzedniej   nocy   spała   naga   przy   otwartym   oknie 

francuskim, a jeszcze trudniej, że mężczyzna, z którym się kochała, nie dbał już o nią. 

Był to scenariusz, który również rozważała. 
Wyobrażała sobie wszystko, co najgorsze. Może doszedł do wniosku, że miedzy nimi 

istnieją zbyt duże różnice? Może już się nią zmęczył, a może nigdy o nią nie dbał? Może... to 
już koniec ich znajomości?

Jeśli wszystko się skończyło, nie powinna być zdziwiona. Od samego początku wiedziała, 

że ryzykuje. 

Odwróciła się od okna. 
Dlaczego tak dramatyzuje? Może wytłumaczenie jest bardzo proste. Może jest bardzo 

zapracowany?

Spojrzała ponownie na telefon. Sprawdziła godzinę. 

Hunter zdjął z ręki zegarek i położył go na nocnym stoliku. Zaczął rozpinać koszulę, ale 

cały czas myślał o Cassie. 

Całe popołudnie i wieczór spędził w biurze, starając się pracować, żeby nie czuć bólu w 

sercu. 

Do diabła. Jak mógł być tak naiwny. Prawdziwa miłość nie jest dla niego. 
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. 
– Proszę – burknął, nie mając ochoty na żadne towarzystwo. 
W drzwiach stanęła Cassie. 
Na jej widok wstrzymał oddech. Musiał się uspokoić. Skoncentrować. Odwrócił się od 

niej, nie przerywając odpinania guzików. 

– Co tutaj robisz?
Usłyszał, jak zamyka za sobą drzwi. 
– O co chodzi? – spytała spokojnie. 
– Co masz na myśli?
– Właśnie sposób, w jaki mnie witasz. Coś się stało, tak?
– Jestem zmęczony, Cassie. 
– Czy tylko o to chodzi?
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

background image

– O czym ty mówisz?
– O wyrachowaniu – powiedział, robiąc krok w jej kierunku. 
– Może jest tak z tobą. 
– A nie z tobą? – spytał, stając przed nią. 
– Nie – odpowiedziała. – Ja nie myślę o pieniądzach jako o najważniejszej rzeczy w 

życiu. 

Do diabła, jaka ona jest piękna, pomyślał. 
– Powiedz mi, co było motywem twojego działania?
– Co masz na myśli?
– Dlaczego tak bardzo chciałaś mieć tkalnię?
– Mówiłam ci. Tkalnia jest naszą krwią. Większość pracujących w niej ludzi, pracowało 

w niej całe swoje życie.  Nie mogą  ot, tak po prostu, odejść i rozpocząć życia  w innym 
miejscu. 

– Ale ty mogłabyś, prawda? Czy masz... jakiś osobisty powód, żeby odzyskać tkalnię?
– Oczywiście. Kocham tkalnię i lubię tkać materiał. 
– A Oliver? Jego również tak bardzo kochasz? Cassie przełknęła ślinę. 
Zobaczył, jaka zmiana w niej zaszła na dźwięk tego imienia. A więc była to prawda. 
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o nim?
– Nie miałam zamiaru trzymać tego w tajemnicy. Nie powiedziałam ci o nim, bo nie było  

to dla mnie ważne. 

– Ty i Oliver kochaliście się od dziecka?
– Tak. – Wzruszyła ramionami. – Wszyscy uważali, że powinniśmy się pobrać. Ja też tak 

uważałam. 

Poczuł, jak serce rozdziera mu się na dwoje. Nienawidził tego uczucia. 
– Zerwanie musiało być dla ciebie bolesne – powiedział sztywno. 
– Nie z tego powodu, co myślisz. Po prostu trudno było pogodzić się z myślą, że osoba, 

która była ci bliska, już nią nie jest. Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że było to dla nas 
najlepsze rozwiązanie. Nie było pasji w naszym związku. 

To chyba prawda? Cassie była dziewicą. 

Cassie nie spodziewała  się takiej reakcji Huntera. Co się stało? Dlaczego Hunter był 

niezadowolony, że nie powiedziała mu o swoim byłym narzeczonym?

– Hunter... przykro mi. Czy jest coś, co cię niepokoi? Czy może fakt, że byłam zaręczona 

z Oliverem?

– Oczywiście, że nie. – Jego oczy były ciemne i niebezpieczne. – Dlaczego miałaby mnie 

obchodzić jakaś stara, romantyczna historia?

Jeśli chciał ją zranić, to mu się to doskonale udało. 
– Moje zainteresowanie tkalnią jest czysto biznesowe – powiedział chłodno. – Nie chcę, 

by Axon Enterprises zostało wciągnięte w jakieś miejscowe spory. 

Miejscowe spory?
– Czy myślisz, że chciałam kupić tkalnię z powodu Olivera?

background image

– A nie?
Zaniemówiła zaskoczona. Dlaczego nie powiedziała mu wcześniej o Oliverze?
– Hunter – powiedziała, robiąc krok w jego kierunku, ale on odsunął się od niej. 
Wszystko więc stracone. Co może mu więcej powiedzieć? Nic. 
Odwróciła się do drzwi i wzięła za klamkę. 
– Zrobiłam błąd, przychodząc tutaj. Przepraszam, że cię niepokoiłam. 
Zanim zdążyła wyjść, chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. 
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy kupiłaś tkalnię, żeby odegrać się na Oliverze?
– Nie. – Spojrzała mu prosto w oczy. Były ciemne i pełne złości. 
Spędziła z nim kilka dni i kochała go. Ale to koniec. 
– Dlaczego przyszłaś tu dzisiaj? – spytał. 
– Przyszłam, żeby cię zobaczyć. Nie mogłam przestać myśleć, że jesteś w mieście, a nie 

jesteś ze mną. 

Nagle zdał sobie sprawę, że był po prostu o nią zazdrosny. Zazdrosny o Olivera. 
Czy to możliwe?
Jak mógł być zazdrosny o człowieka, którego ona nigdy nie pragnęła? A dowodem na to 

było jej dziewictwo. 

– Nigdy nie kochałam Olivera. Nigdy. Troszczyłam się o niego jak siostra o brata. 
– Ale chciałaś go poślubić. Westchnęła. 
– Zaręczyliśmy się, gdy byliśmy w wyższej szkole. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. 

Nigdy nie myślałam, że stanie się kłamliwy i tak łasy na pieniądze. Dawno powinnam zerwać 
z nim zaręczyny. 

Podeszła do niego. 
– Przepraszam, że nie powiedziałam ci o nim. Ale czas spędzany z tobą był specjalny, 

taki... magiczny i taki dla mnie cenny. – Zawahała się. – Nie chciałam go tracić, rozmawiając 
o Oliverze. Chcesz, żebym odeszła? Wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź. 

– Nie – potrząsnął głową. – Jego oczy błyszczały. 
Zaczął ją całować. Usta, oczy, włosy, policzki i znowu usta. Cassie sięgnęła rękami pod 

jego na wpół rozpiętą koszulę i przytuliła się do jego nagiej piersi. 

Spojrzała na niego, gdy zatrzymał jej ręce. 
– Chcę patrzeć na ciebie. 
– Co? – spytała. 
– Chcę cię widzieć. Całą. 
– Chcesz, żebym się rozebrała? – spytała i spojrzała w kierunku łazienki. – Okay, za 

chwilę będę. 

– Nie – powiedział, przyciągając ją do siebie. – Tutaj. Chcę patrzeć, jak to robisz. 
Chciał... patrzeć?
Poczuła trzepotanie serca. Jak striptiz?
Na tę myśl zaczerwieniła się. 
Dlaczego była zakłopotana?
Przecież już widział ją nagą. 

background image

Patrzył na nią intensywnie. Czy to miał być rodzaj jakiegoś testu? Cokolwiek by to było, 

mogła sobie z tym poradzić. Zaczęła się rozbierać, kiedy została tylko w staniku i skąpych 
majteczkach, jego oczy pociemniały,  a oddech stał się chrapliwy. Rozebrał ją do końca i 
zaniósł na łóżko. Kochali się, patrząc sobie w oczy. 

A potem, gdy trzymał ją mocno w ramionach, powiedziała:
– Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. 
Nic na to nie odpowiedział. Udawał, że śpi, i we śnie odwrócił się od niej. 

Kilka godzin później Cassie jeszcze nie spała. 
Dlaczego nie zareagował na to, co powiedziała? Dlaczego się od niej odwrócił? Po prosta 

jej nie kochał. 

Jak mogła myśleć, że Hunter jest zazdrosny o Olivera?
Ale kiedy chciała wyjść z łóżka, chwycił ją w żelazny uścisk. 
– Dokąd idziesz?
– Do domu. 
– Dlaczego? – spytał. 
– Bo właśnie... powinnam wrócić do domu. Nie mam ubrania na jutro. 
Spodziewała się, że zaprotestuje, ale on powiedział tylko:
– Okay – i wrócił do łóżka. 
A więc zgadzał się na to. Musi wziąć torebkę i wyjść, zanim się rozpłacze. 
– Zaczekaj – zawołał w tej samej minucie. – Odwiozę cię do domu. 
– Nie – powiedziała szybko. – Wracaj do łóżka, jest późno. 
– Przyjechałaś samochodem? – spytał, ignorując jej protest. 
–   Porozmawiamy   jutro   –   powiedziała,   biorąc   płaszcz.   Nagle   zdała   sobie   sprawę,   że 

zabrzmiało to tak, jakby spodziewała się jego telefonu. – Albo kiedy indziej – dodała. 

Otworzyła drzwi, ale on był szybszy. 
– Jesteś samochodem? – powtórzył pytanie. Poddała się. Był taki uparty. 
– To śmieszne – powiedziała. – Będziesz jechał za mną drugim samochodem?
– Nie mam samochodu. Ten, który wynająłem, został już zwrócony. Podrzucę cię do 

domu i wrócę twoim samochodem. 

A więc, nie zamierzał spędzić z nią reszty nocy. 
– Dlaczego to robisz? – spytała. 
– Nie pozwolę ci wracać samej do domu w środku nocy. 
– To jest Shamille. Tu jest bezpiecznie. Otworzył drzwi. 
– Chodźmy – powiedział. 

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Hunter zawsze lubił spędzić noc razem z kobietą, z którą się kochał. Uważał, że ten akt 

snu jest bardziej intymny niż samo zbliżenie. 

Rzadko jednak zapraszał kobietę do swojego łóżka. Wolał takie sytuacje, kiedy mógł 

pożegnać się i wyjść, gdy tylko chciał. 

Kiedy kobieta proponowała mu, by poznał jej rodzinę, szybko się wycofywał. Ale zawsze 

postępował uczciwie. Nigdy nie obiecywał trwałego związku. Aż do teraz. I co się stało? 
Prawie popełnił błąd. 

Cassie   twierdziła,   że   nic   już   nie   czuje   do   Olivera.   Przekonywała   go,   że   jej   wola 

uratowania tkalni nie miała nic wspólnego z rewanżem. 

Szli przez parking, a ich kroki odbijały się głuchym echem. 
– To mój samochód – wskazała na zielonego forda LTD. 
– Ja poprowadzę – powiedział Hunter. 
Podała mu kluczyki. Hunter przekręcił kluczyk w stacyjce i... nic. 
– Czasami trzeba przekręcić kilka razy – poinformowała go Cassie i rzeczywiście silnik 

po chwili zaskoczył. 

– Nie jestem ekspertem od samochodów, ale wydaje mi się, że silnik potrzebuje naprawy. 
– Najbliższy punkt naprawy jest o pół godziny drogi stąd. I jest bardzo drogi. 
– Ja się tym zajmę. 
– Nie – powiedziała stanowczo. 
– Dlaczego nie?
– Ponieważ mogę zrobić to sama. 
W samochodzie zapanowała niezręczna cisza. Cassie była obezwładniona przeczuciem, 

że go traci. 

Co się stało? Jak mogli być ze sobą tak blisko, a po chwili tak daleko. 
Hunter podjechał pod dom i zatrzymał się. Jeszcze raz nadeszła pora pożegnania. 
– Dziękuję – powiedziała. 

Popatrzył w jej oczybłyszczące w świetle księżyca. Otwarte i ufne... i zranione. Nie, nie 

mógł wrócić do hotelu. Bez niej. 

Wyłączył samochód i oddał jej kluczyki. 
– Nie wracasz? – spytała. 
– To zależy od ciebie. 
–   Hunter,   ja   nie   chcę,   żebyś   tylko   dlatego   został,   że   czujesz   się   w   jakiś   sposób 

zobowiązany. 

– Zobowiązany?
Czy   błędnie   odczytywał   jej   zachowanie?   Czy   może   jego   narcystyczny   umysł   nie 

zauważył, że Cassie nie chciała niczego więcej, tylko jego? Może Willa myliła się. Może 
Cassie nie chodziło o rewanż?

background image

Domyślał   się,   dlaczego   Cassie   chciała   w   środku   nocy   opuścić   jego   przytulny   pokój 

hotelowy. Po prostu uważała, że on tego pragnie. 

Słyszał oczywiście, gdy powiedziała, że chciałaby pozostać na zawsze w jego ramionach. 

Nie mógł jednak na to odpowiedzieć. Nie chciał uwierzyć, że Cassie go wykorzystała, ale nie 
mógł   też   tego   zupełnie   zignorować.   Wiedział   jednak   na   pewno,   że   nie   chce   zrobić   jej 
przykrości. 

– Je suis désolé – mruknął. 
– Co to znaczy?
Nagle zdał sobie sprawę, że powiedział do niej po francusku. 
– To znaczy, że jest mi przykro. 
Wahała się przez chwilę, ale w końcu spytała. 
– A co powiedziałeś, kiedy byliśmy na urwisku?
–  Tu es la femme la plus belle que j’ai jamais vue.  To znaczy, że jesteś najpiękniejszą 

kobietą, jaką do tej pory spotkałem. 

– Czułam, że to nie miało nic wspólnego z pogodą. – Uśmiechnęła się. – Dziękuję. – 

Zaczerwieniła   się   lekko   i   spojrzała   przez   okno.   Stawała   się   nerwowa   w  jego   obecności. 
Położyła ręce na kolanach. 

– Czy wiesz, że założycielem tkalni był Francuz? Nazywał William Demion. 
Hunter potrząsnął głową. 
– Wyemigrował z Francji w dziewiętnastym wieku. Skierował się do Shanville, ponieważ 

słyszał, że wydobywa się tu łupki. Ale gdy tu przyjechał, zobaczył ciężarówki wyładowane 
krosnami, zmierzające na wysypisko i kupił cały zestaw za dziesięć dolarów. 

Hunter odwrócił głowę. 
– Właściciel krosien był tkaczem, więc zatrudnił go i tak powstała tkalnia Demiona. 
Ale Hunter nie chciał teraz dyskutować o tkalni Demiona ani o jej dawnym właścicielu – 

Czy chciałbyś się trochę przespacerować? – spytała go nagle Cassie. 

– Spacer? W środku nocy?
– Jest coś, co chciałabym ci pokazać. 
– Oczywiście – powiedział. W końcu wyjeżdżał jutro do Francji. 
Wyciągnęła do niego rękę. 
– Chodź – powiedziała. 
Poszła w kierunku lasu. Księżyc był w pełni i oblewał swym blaskiem ścieżkę, którą go 

prowadziła. Kiedy po dłuższym marszu wyszli na otwartą przestrzeń, okazało się, że stoją na 
wzgórzu. 

– To jest mój czubek świata – powiedziała. 
Poniżej   ich   stóp   rozpościerało   się   Shanville,   oświetlone   blaskiem   księżyca.   Widział 

dokładnie fabrykę i nawet swój hotel. 

– Zaczęłam tu przychodzić po śmierci rodziców. Wydawało mi się, że tutaj jestem bliżej 

nieba. 

Przyciągnął ją do siebie. 
– Co się z nimi stało?

background image

– Był to wypadek samochodowy. Miałam wtedy pięć lat. Wychowała mnie babcia. 
– Czy twoi rodzice również pracowali w tkalni Demiona?
– Tak. Spotkali się w college’u. Po jego ukończeniu mama chciała wrócić do Shanville. 

Tkalnia była jedynym miejscem, gdzie mogli znaleźć pracę. 

Dotknął jej policzka, jakby chciał zetrzeć z niego niewidzialne łzy. 
– Jaki college skończyli?
– College Michigan. Ja też tam poszłam i studiowałam... dopóki nie zachorowała babcia. 
– Studiowałaś fotografię? – Tak. 
Nie mógł się powstrzymać, by nie spytać o Olivera. 
– Trudno musiało ci być z dala od Olivera. 
–   Nie   –   powiedziała   z   wahaniem.   Spotkała   spojrzenie   jego   oczu   i   dodała:   – 

Przypuszczam,   że   już   wtedy   wszystko   wskazywało   na   to,   że   miedzy   nami   nie   jest   w 
porządku. Właściwie trudno mi wyjaśnić, dlaczego ja i Oliver byliśmy ze sobą tak długo. Tak 
sobie myślę, że chyba dlatego, że znałam go całe życie, a i nasz związek był wszystkim znany 
– Westchnęła. – Teraz, gdy spotkałam ciebie, to nie jestem pewna, czy kiedykolwiek go 
kochałam. Może to była tylko przyjaźń. Ale w tej chwili jestem pewna jednej rzeczy. Nie 
kocham tego człowieka, jakim się stał. 

– Nie kochasz?
– Zniszczył tkalnię. A następnie sprzedał ją komuś kto... – zawahała się. 
– Planował ją zamknąć. 
– Ona jest jego krwią, podobnie jak naszą. Tu się wychowywał. 
– Nie demonizowałbym tego tak bardzo, Cassie. 
– Był nieodpowiedzialny – powiedziała bez wahania. 
Hunter zastanawiał się, czy Cassie byłaby tak samo zła na Olivera z powodu sprzedania 

tkalni, gdyby nie porzucił jej dla innej kobiety. 

Cassie wzięła go za rękę i stali tak przez chwilę, a później zaczęli iść w stronę miasta. 
Ale nie prowadziła go w stronę domu, tylko w przeciwnym kierunku. 
– Czy idziemy do tkalni? – spytał Hunter. 
Skinęła głową. 
– Chcę ci coś pokazać. 
– Czy masz klucz?
– Do tego nie jest potrzebny klucz. 
Doszli do tkalni i zatrzymali się na wprost niej. 
– Poczekaj tutaj – powiedziała Cassie. 
– Nie pozwolę, żebyś chodziła gdzieś sama po ciemku. 
– Dlaczego? Robiłam to milion razy. Poza tym, nie chcę zdradzić mojego sekretu. 
– Jakiego sekretu? – spytał. 
Roześmiała   się  i  poprowadziła  go  do starego  wejścia.  Zeszli  w dół  po  zniszczonych 

stopniach. 

– Czy ktoś wie o twoim sekretnym wejściu?
– Tylko ja. 

background image

Zapaliła światło. Była to stara, ceglana piwnica. Na jej ścianach znajdowała się galeria 

fotografii. Hunter przespacerował się wzdłuż wiszących na ścianie zdjęć. 

Cassie wskazała na jedno z nich. 
– To jest oficjalne prezydenckie krzesło, używane przez Cartera. – Za krzesłem stały dwie 

uśmiechnięte kobiety. – Kobieta, która znajduje się tuż za krzesłem, to moja mama, a po jej 
prawej stronie stoi moja babcia. To one utkały ten materiał, którym obite jest krzesło. Tysiąc 
dolarów za jard. 

Kobiety miały takie same kasztanowate włosy i zielone oczy. Wyglądały jak siostry, a nie 

jak matka i córka. 

– Widzę silne podobieństwo rodzinne. Cassie uśmiechnęła się miękko. 
–   Moja   babcia   była   bardzo   dumna   tego   dnia,   ponieważ   wtedy   została   mianowana 

mistrzem tkalniczym. 

– Czy to trudno osiągnąć?
–   Uczyła   się   zawodu   przez   dziesięć   łat,   pracując   jako   praktykantka.   Była   pierwszą 

kobietą, którą zaszczycono takim tytułem. Do tej pory honorowano tylko mężczyzn. 

Cassie wskazała następną fotografię. 
– A oto materiał, z którego uszyto suknię koronacyjną królowej Elżbiecie. 
I tak po kolei obejrzeli wszystkie fotografie, a Cassie każdą z nich mu objaśniała. 
– Robi wrażenie – powiedział. 
– A teraz zamknij oczy.
– Co?
– Zamknij. – Wzięła go za rękę i gdzieś poprowadziła. Słyszał, jak otworzyła drzwi, i 

natychmiast zorientował się, że znajdują się w sercu tkalni. – Czujesz?

Czuł słodki zapach, podobnie jak wtedy, gdy znalazł się w tkalni po raz pierwszy. 
– Co to jest?
– Zapach historii. Zapach starych maszyn i świeżego jedwabiu. 
Otworzył oczy. Podprowadziła go do starego krosna. 
– Widzisz te nitki? Jutro, pod koniec dnia, z tych nitek powstanie materiał. 
Wskazał na jedną z maszyn. 
– Ale to krosno nadaje się chyba wyłącznie do muzeum. 
– Jest to urządzenie do skręcania nitek we frędzle. Maszyna ta została wymyślona przez 

Leonarda da Vinci. A to poznajesz?

– Wzięła go za rękę i dotknęła nią do jakiegoś materiału. – Z takiego materiału masz 

zasłony w sypialni na jachcie. 

– To, że nie rozpoznałem materiału, nie znaczy, że go nie doceniam. 
– To nie jest sprawa oceny,  tylko tego, że nie zauważasz pewnych rzeczy,  ponieważ 

zajęty jesteś pomnażaniem pieniędzy.  I to dotyczy  mnóstwa ludzi. To dlatego jestem tak 
przywiązana do tego miejsca. Ono przypomina mi prostsze czasy. Czasy, kiedy życie z pracy 
własnych rąk nie było wstydem. 

– I dalej nie jest. 
– Wszystko jest identyfikowane z pieniędzmi. Nie masz pieniędzy, nic nie znaczysz. 

background image

–   W   jakimś   sensie   jest   to   prawda   –   przyznał.   –   Ale,   Cassie,   nie   możesz   zatrzymać 

postępu. I nie możesz cofnąć czasu. 

– Niestety – powiedziała ze smutkiem. 
Teraz Hunter wiedział,  że Willa  nie miała  racji. To nie rewanż kierował działaniami 

Cassie, tylko miłość do tkalni. 

Było  już koło drugiej, kiedy wrócili do domu Cassie. Mimo późnej godziny nie byli 

gotowi na zakończenie tego wieczoru. Rozpalili w kominku i usiedli obok siebie na kanapie, 
trzymając w rękach filiżanki z gorącą czekoladą. 

Cassie oparła głowę o ramię Huntera. Po raz drugi miała ochotę powiedzieć głośno, że 

chciałaby, by ta noc trwała wiecznie. 

Ale już raz przerobiła taką lekcję, więc teraz milczała. 
–   Tak   przyjemnie   –   powiedział   Hunter,   pocierając   jej   policzek.   –   Nie   chce   mi   się 

wyjeżdżać. 

– Wracasz na Bahamy? – spytała tak chłodno, jak tylko potrafiła. 
Spojrzał na nią. 
– Nie, jadę do Paryża. 
– Och – powiedziała wyraźnie rozczarowana. – Jak długo tam będziesz?
– Słuchaj, Cassie... 
Poczuła się winna. Nie powinna go o to pytać. Nie ma do tego prawa. 
Położyła palec na jego ustach. 
– Hunter, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Cieszmy się obecną chwilą, okay?
–   Cassie,   muszę   porozmawiać   z   tobą   o   tkalni.   Pewnie   zmienił   zdanie,   pomyślała   w 

popłochu. 

– Zdecydowałem dać ci patent. Siedziała długą chwilę bez ruchu. 
– Patent na ten nowy materiał? – spytała w końcu.
– Tak. 
– Ale my nie możemy pozwolić sobie... 
– Ja zatroszczę się o pieniądze.
– Ty?
Było lepiej, niż mogła się spodziewać. 
Uścisnęła go. 
– Dziękuję. 
– Ale i tak potrzebujesz dużo szczęścia, żeby sobie poradzić. 
W tym momencie Cassie zdała sobie sprawę, że teraz może myśleć tylko o nim. Że nie 

chce się z nim żegnać. Przynajmniej nie teraz. Właściwie nigdy. 

– Mam jednak pewne żądanie – powiedział po chwili. Czy to jest jakaś pułapka?
– Jakie?
– Pojedź ze mną do Paryża. 
– Do Paryża? – Od dziecka marzyła o zobaczeniu Paryża. 
– Mam do załatwienia pewną sprawę w mieście pod Paryżem, ale to nie zajmie mi dużo 

background image

czasu. 

– Nie wiem, co powiedzieć. 
– Powiedz, że się zgadzasz. To tylko tydzień. Za tydzień będziesz z powrotem. Dobrze?
Spojrzała mu w oczy. Były to oczy człowieka, który ją kochał. 
W tej chwili nie miał dla niej znaczenia brak pewności, czy ich związek przetrwa i czy 

nie wróci z Paryża ze złamanym sercem. 

– O której wylatujemy? – spytała. 

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Cassie   przebiegła   wprawnymi   palcami   po   krośnie.   Rozejrzała   się   dokoła.   Ludzie 

normalnie pracowali, a na ich twarzach widać było spokój. Od dłuższego czasu Cassie nie 
widziała ich tak szczęśliwych. 

Dlaczego więc nie skakała z radości? Miała przecież powody do zadowolenia. Tkalnia 

była  bezpieczna,  patent zwrócony.  Obudziła się w ramionach mężczyzny,  którego bardzo 
kochała. Tego wieczoru mieli lecieć do Paryża. 

– Kiedy wracasz? – spytała Luanna. 
– Za tydzień. 
– Wykorzystaj ten czas – powiedziała Ruby. 
– Zasłużyłaś na to – dodała Luanna. 
Cassie   próbowała   się   uśmiechnąć.   Czy   coś   było   z   nią   źle?   Dlaczego   czuła   się   tak 

bezbronna? Czy dlatego, że Hunter nie powiedział, że ją kocha? Dlaczego właściwie miał jej 
to powiedzieć? Znają się tak krótko. 

Nagle zdała sobie sprawę, że w tkalni zapanowała cisza. 
– Cassie? – usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciła się. Za nią stała Willa. 
– Czy mogę z tobą przez chwilę porozmawiać?
– Jest zajęta – powiedziała Luanna. 
– W porządku – przerwała jej Cassie. Uśmiechnęła się uspokajająco do przyjaciółki. 
Wyszła za Willą do pustego holu. Willa zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się twarzą do 

Cassie. 

– Zamierzam wkrótce wyjechać. Chciałam ci przed wyjazdem pogratulować. 
Cassie była pewna, że Willa szykuje jakąś następną sztuczkę. 
– Dziękuję – odparła. 
– Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie niechęci. 
– Ani trochę. 
– Doskonale – powiedziała Willa. 
Wskazała na fotografię znajdującą za Cassie. Fotografia była czarnobiała i przedstawiała 

zbliżenie nitek zebranych w koński ogon. 

– To ty zrobiłaś to zdjęcie, prawda?
Cassie odwróciła się. Zrobiła to zdjęcie, kiedy była jeszcze w szkole. 
– Tak – przyznała. 
– Rzeczywiście  jesteś bardzo dobra.  To wstyd,  że przerwałaś  naukę, nie  dając  sobie 

szansy na osiągnięcie sukcesu. 

– Jestem szczęśliwa, pracując tutaj – stwierdziła Cassie. 
– Tak tylko mówisz. Ale to wstyd, że twój talent się marnuje. Myślę o twojej nowej 

odpowiedzialności  i o reszcie. Nie będziesz miała nawet czasu na wymycie  zębów, a co 
mówić o zgłębianiu sztuki. 

– Czy jest coś, co na to wskazuje, Willa?

background image

– Masz zamiar złapać go, prawda? Cassie popatrzyła na nią z wściekłością. 
– Tego chcę ci również pogratulować. Wyjechać z Hunterem Axonem. To robi wrażenie. 

Romans z mężczyzną takim, jak on... no, no. 

– Do widzenia, Willa – powiedziała Cassie, biorąc za klamkę. 
– Wszystko, co możesz z nim osiągnąć, to przelotny romans – powiedziała Willa. 
Cassie zawahała się, ponieważ i ona miała podobne myśli. Willa podeszła do niej krok 

bliżej. 

– Wiesz, po co on jedzie do Francji?
– Ma tam interes. 
–   Kupuje   wytwórnię   win.   To   jest   małe   miasteczko   niedaleko   Paryża.   Wiele   rodzin 

pracowało tam od pokoleń. Kupujemy ją za bezcen. Oni nie chcą jej sprzedać, ale muszą. 
Mają długi. 

– Dlaczego mi to mówisz?
– Bo znam Huntera od lat. Cassie otworzyła drzwi. 
– Z tego nic nie wyjdzie. I ty wiesz o tym dobrze. Odraczasz tylko to, co jest nieuchronne. 

A mówiąc uczciwie, masz zbyt dużo pracy, żeby się rozpraszać. Wiesz, jak to jest z takim 
mężczyzną.   Od   jednej   kobiety   do   drugiej.   Ostatnia   rzecz,   której   teraz   potrzebujesz,   to 
powtórnie złamane serce. 

– Powiedziałam: do widzenia. 
– Och, zanim pójdę... Jeśli będzie ci dokuczała samotność, możesz zadzwonić do Olivera. 

Zerwałam z nim i biedaczek cierpi. 

– To źle. Wydawało mi się, że bardzo pasujecie do siebie – powiedziała i zatrzasnęła za 

sobą drzwi. 

Gdy weszła do tkalni, czuła, że wszystkie oczy skierowane są na nią. 
– Kochanie – powiedziała Luanna. – Czy dobrze się czujesz?
Nie, nie czuła się dobrze. W jednej chwili zawalił się jej cały świat. 
Hunter jechał do Francji, żeby zamknąć następną fabrykę. Jechał, by siać spustoszenie 

wśród innych istnień ludzkich. 

I dlaczego? Dla pieniędzy? Czy nie ma ich dość?
A ona myślała, że się zmieni? Że po tak krótkim czasie, jaki z nim spędziła, ocknie się 

nagle i zobaczy, że kroczy złą drogą?

– Dlaczego nie usiądziesz? – spytała Mabel. 
Ale Cassie prawie jej nie słyszała. Jak Hunter mógł to zrobić? Trudno było zrozumieć, że 

ten sam człowiek w jednym momencie był miły i czuły, a w następnym stawał się istotą bez 
serca. 

Był człowiekiem, który zagrażał jej tkalni i uwielbiał pieniądze. 
Mężczyzną, który nigdy jej nie kochał. 
I Willa miała rację, chociaż trudno było jej to przyznać. Cassie była zbyt zajęta, żeby 

pozwolić sobie na rzucenie wszystkiego i wyjazd do Paryża. 

Hunter skończył czytać kontrakt, który dotyczył szczegółów transferu tkalni Demiona jej 

background image

pracownikom. 

Był zadowolony, że pomógł społeczności miasta, że ludzie będą mu dziękować, zamiast 

go przeklinać. 

Faktycznie po raz pierwszy od wielu łat był szczęśliwy. 
Czy to możliwe?
Oczywiście   powodem   jego   dobrego   samopoczucia   nie   była   tylko   tkalnia.   Główną 

przyczyną była oczywiście Cassie. 

Od pierwszego momentu spotkania z nią zdawał sobie sprawę, że jest to coś niezwykłego. 

To   było   wprost   nieprawdopodobne,   że   kobieta   mogła   dać   mu   tak   wielką   satysfakcję 
seksualną, będąc jednocześnie tak niewinną istotą. 

Ale nie chodziło mu  tylko  o seks. Cassie  była  najbardziej  uczciwą,  oddaną i lojalną 

osobą, jaką do tej pory spotkał. 

Jego  decyzja  zabrania  jej  do  Paryża   była  spontaniczna.   Zazwyczaj  nie   lubił   zabierać 

kobiet, gdy wyjeżdżał w interesach. Rozpraszały go, kiedy chciał być skupiony. Ale Cassie 
była inna. Z Cassie chciał spędzać cały swój czas. Nie chciał być z dala od niej. Ani teraz, ani 
kiedykolwiek. 

Usłyszał pukanie do drzwi i uśmiechnął się, zobaczywszy wchodzącą Cassie. 
– Chciałem właśnie zobaczyć się z tobą – powiedział. – Rozmawiałem przed chwilą z 

agentką z biura podróży i zarezerwowałem dla nas miejsca w starej Gospodzie w Loiret. 
Winnica, którą kupuję, jest bardzo blisko. Będziesz miała parę dni na zwiedzanie, ale będę 
zawsze wracał na obiad. Potem zabiorę cię do Paryża. Chcę pokazać ci wszystko, czego tylko 
zapragniesz. 

Cassie   zagryzła   dolną   wargę,   a   jej   oczy,   zazwyczaj   jasne   i   pełne   życia,   były   teraz 

zdesperowane. 

– Co się stało? – spytał zaniepokojony. 
Spojrzała mu w oczy. 
– Nie mogę jechać do Paryża. 
– Dlaczego nie?
– Mam tutaj odpowiedzialne zajęcia, które nie mogą czekać. 
– Cassie – powiedział spokojnie. – To jeszcze dwa tygodnie, zanim wszystko będzie 

oficjalnie załatwione. A moi pracownicy od marketingu przyjadą dopiero za tydzień. Będziesz 
miała mnóstwo czasu. 

Odwróciła wzrok. 
– Powód, dla którego nie chcę jechać, nie ma nic wspólnego z tkalnią. 
– Z czym więc?
–   Dlaczego   nie   powiedziałeś   mi,   że   jedziesz   do   Paryża,   żeby   przejąć   następne 

przedsiębiorstwo?

Poczuł się winny. Ale dlaczego czuł się winny?
– Nie myślałem, że to dla ciebie ważne. 
– Kupujesz winnicę i pozbawiasz ludzi pracy. 
– To nie takie proste – powiedział. – Nie zawsze tak jest jak w Shanville, Cassie. W 

background image

pewnych  sytuacjach  robotnicy są bardzo zadowoleni, dostając odprawy pieniężne,  bo ich 
przedsiębiorstwa bankrutują, więc i tak zostaliby bez pracy. 

– Wyrzucasz ludzi z pracy. Zamykasz zakłady pracy, w których ludzie pracowali przez 

lata. Zarabiasz pieniądze na krzywdzie innych. 

Jego spojrzenie stwardniało. 
–   Czy   rzeczywiście   tak   o   mnie   myślisz?   Uważasz,   że   jestem   pewnego   rodzaju... 

potworem?

– Nie, ale... – jej głos się załamał. 
– Te przedsiębiorstwa, które przejmuję, są na drodze do upadku. Zabezpieczam to, co 

pozostało, i przekształcam w zakłady przynoszące dochód. 

– Komu? Przecież nie rodzinom, które oddały im swoje życie. 
– Cassie, nie wykorzystuj rodzaju mojej pracy, jako wykrętu, żeby nie być ze mną. Jeśli 

masz  coś do mnie  lub do tego, co robię, to najpierw porozmawiajmy,  zanim podejmiesz 
decyzję. 

– Rozmowa nic tu nie zmieni. Jesteś, kim jesteś. Jesteś, kim jesteś. 
To było bardzo osobiste. 
– Rozumiem. Już zdecydowałaś? Skinęła głową i odwróciła się, żeby odejść. 
–   Cassie...   –   zaczął   Hunter.   Ale   co   mógł   jej   powiedzieć,   skoro   miała   rację?   Nie 

zasługiwał na nią. 

Położył papiery na biurku. 
– To twój kontrakt. 
Wróciła po niego. Kiedy podawał jej kontrakt, ich ręce się dotknęły. 
Hunter chciał coś powiedzieć, cokolwiek, żeby zmienić jej decyzję. Ale nie wiedział co. 
– Jestem ci bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś – powiedziała. 
– Życzę ci szczęścia, Cassie – odrzekł. 
Kiedy spojrzała na niego, zobaczył, że jej oczy wypełnione są łzami. 
Sięgnęła do zapięcia naszyjnika i odpięła go. 
– Chcę ci go ofiarować – powiedziała. 
– Nie. Nie mogę tego przyjąć. 
– On nie jest wartościowy, ale dla mnie znaczy bardzo wiele. – Położyła naszyjnik na 

biurku. – Nigdy cię nie zapomnę – powiedziała miękko. 

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Cassie stała przy swoim krośnie, mimo że wszyscy już wyszli. 
Była sama. 
Robiło się późno i wiedziała, że powinna pójść do domu, tam gdzie dziś rano kochała się 

z Hunterem. Zamknęła oczy i jeszcze raz zadała sobie pytanie, które prześladowało ją przez 
cały dzień. Czy słusznie postąpiła? Czy może popełniła największy błąd w swoim życiu? 
Wiedziała na pewno, że już nigdy nie spotka takiego człowieka jak Hunter. Ciągle czuła na 
swym ciele jego dotyk. Przy nim czuła się wyjątkowo. 

Podeszła do okna i spojrzała na gwiazdy. Hunter był bardzo daleko od niej. Jego samolot 

leciał do Francji. Czy żałuje, że wszystko się miedzy nimi skończyło? Nigdy nie będzie tego 
wiedziała. Miała wątpliwości, czy kiedykolwiek będzie miała okazję z nim rozmawiać. 

Hunter   siedział   na   lotnisku   już   blisko   dwie   godziny.   Normalnie   poruszyłby   niebo   i 

ziemię, żeby jak najszybciej dostać się do miejsca przeznaczenia. 

Ale nie dzisiaj. Prawdę mówiąc, opóźnienie samolotu wcale go nie zdenerwowało. Nie 

chciało mu się wyjeżdżać z Shanville. 

Opuszczać Cassie. 
Minęło już kilka godzin, kiedy widział ją ostatni raz, a czuł się tak, jakby nie widział jej 

całe życie. Dręczył swój mózg, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Według Cassie, jedynym 
rozwiązaniem było rzucenie firmy i zajęcie się bardziej humanitarną pracą. 

Wyciągnął jeszcze raz jej naszyjnik. On nie jest wartościowy. .. 
Jak mogła tak powiedzieć? To był naszyjnik jej matki. Nosiła go codziennie. Wiedział, ile 

dla niej znaczył. Wiedział też, że kiedyś jej go zwróci. Ale jeszcze nie teraz. 

Nie był w porządku, że przyjął taki prezent. 
–   Rozmawiałam   właśnie   z   Jackiem   –   powiedziała   Willa,   siadając   obok   Huntera.   – 

Samolot zaraz powinien być. Nie mogę powiedzieć, żeby było mi przykro z tego powodu, że 
wyjeżdżam. Im szybciej zapomnę o Oliverze, tym lepiej. 

– Przykro mi, że wam nie wyszło. Wzruszyła ramionami. 
– Mnie nie. Stracił dla mnie cały swój urok. 
– Przy okazji stracił pracę – zauważył Hunter. 
– Trochę zwycięstwa, trochę klęski. 
– Zastanawiam się – powiedział, patrząc na nią badawczo – dlaczego nawet nie pytasz, 

gdzie jest Cassie. 

– Och, Cassie. Słusznie. Przypuszczam, że dołączy do ciebie. 
Hunter spojrzał na nią przez zwężone oczy. Zaczął podejrzewać, że Willa musiała maczać 

palce w tym, że serce Cassie nagle się odmieniło. Jej reakcja potwierdzała jego podejrzenia. 

–   Och,   mój   drogi   –   powiedziała   Willa   i   westchnęła   współczująco.   –   Macie   jakieś 

problemy?

– To ty powinnaś o tym wiedzieć – powiedział spokojnie. 
– No – wzruszyła ramionami – tak jest prawdopodobnie lepiej. Cassie należy do tego 

background image

miejsca z racji swojego pochodzenia. 

– Swojego pochodzenia? – spytał z pobladłą ze złości twarzą. 
Uśmiechnęła się na jego reakcję. 
– Wiesz, co mam na myśli. Jest wśród ludzi z tej samej klasy. 
– Rozumiem – powiedział z pogardą w głosie. Willa spojrzała na zegarek. 
– Czas już na mnie – powiedziała, poprawiając spódniczkę. – Na ciebie chyba też. 
– Co jej powiedziałaś? – Jego głos był spokojny, ale zimny i smagający. 
– Co?
– Co powiedziałaś Cassie? Willa skrzyżowała ręce na piersi. 
– Nic, czego nie mogłabym powiedzieć tobie.
– Co?
– Czy to ma znaczenie? – potrząsnęła głową. – Myślę, że to bardzo honorowo z twojej 

strony, że dałeś jej tkalnię. Ale co zrobisz, gdy przy każdej twojej transakcji będzie broniła 
biednych ludzi, których będziesz musiał wysiedlić. A ty nie jesteś przecież filantropem. 

Nie. Nie był. Ale to wcale nie znaczy, że nie mógłby być. 
Nagle przypomniał sobie twarze robotników, kiedy poinformował ich o zamknięciu ich 

zakładu pracy. Jedyna praca, którą znali, została im odebrana na zawsze. Rzadko kiedy taka 
wiadomość   przynosiła   zadowolenie,   najczęściej   widział   łzy.   Robił   wszystko,   żeby   to 
ignorować, wyrzucić z pamięci. 

Przypomniał   sobie   własnego   ojca,   kiedy   stracił   pracę.   Czy   ojciec   był   wdzięczny 

człowiekowi, który kupił zakład pracy, w którym pracował?

Jak to się mogło stać, że tak się zmienił?
– Jesteśmy, kim jesteśmy, Hunterze – położyła mu rękę na ramieniu. – Czy idziemy?
To   dotknięcie   napełniło   go   odrazą.   Nagle   zobaczył,   kim   ona   jest.   Mierną,   mściwą   i 

małostkową kobietą. Strząsnął jej rękę z ramienia. 

– Jakie są ich szanse?
– Ich?
– Cassie i reszty ludzi, próbujących poprowadzić tkalnię. 
– Ludzie od marketingu im pomogą. Ale mimo wszystko myślę, że to stracone pieniądze. 

Są głupi i zapłacą za to właściwą cenę. 

Jeszcze raz Hunter włożył rękę do kieszeni, żeby poczuć naszyjnik Cassie. 
Nagle   przyszła   mu   do   głowy   pewna   myśl.   Co   będzie,   jeśli   zapewni   im   finansowe 

poparcie, dopóki tkalnia nie zacznie przynosić dochodów?

Poczuł, jak wszystkie chmury rozpłynęły się nagle. Zamiast kupować przedsiębiorstwa 

bliskie upadku, mógłby je wspierać, żeby przynosiły zyski. 

Wstał. Wziął swoją aktówkę i skierował się w stronę wyjścia. 
– Hunter – zawołała Willa. – Gdzie ty idziesz? Kolejka już się ustawia. 
Wrócił do niej. 
– Czy myślisz, że odprawa pieniężna, którą mieli dostać pracownicy tkalni Demiona była 

uczciwa?

– Tak, oczywiście. Sama ją obliczyłam. 

background image

–   Dobrze.   Wobec   tego   i   ty   dostaniesz   dokładnie   tyle   samo.   Kiedy   wrócę   do   biura, 

wystawię ci czek. Teraz możesz wsiąść do samolotu i lecieć, dokąd tylko chcesz. 

– Wyrzucasz mnie z pracy?
– Podobnie jak ty robotników z tkalni. Ale spójrz na to pozytywnie. Masz szansę na 

ponowny start. Do widzenia, Willa. 

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Była już prawie północ, a Cassie, pomimo zmęczenia, nie była zdolna opuścić tkalni. 
– Cassie. 
Odwróciła   się.   W   drzwiach   stał   Hunter.   Cassie   patrzyła   na   niego,   niezdolna   do 

wypowiedzenia jednego słowa. 

– Czy mogę z tobą porozmawiać – poprosił. 
Wyglądał na zmęczonego. Miał na sobie garnitur, ale krawat był poluzowany a koszula 

pod szyją rozpięta. Włosy miał w nieładzie i cienie pod oczami. 

– Co ty tu robisz? – spytała. – Myślałam, że poleciałeś do Francji. 
– Nie poleciałem. 
– Co... dlaczego? Zaczął iść w jej kierunku. 
–  Dziś   po  południu   miałaś   rację.   Jestem,   jaki   jestem.   I  moja   praca   jest   taka,   że   nie 

pozwala na filantropię. 

– Przykro mi, że tak powiedziałam. 
– Nie. Nie wróciłem tu po przeprosiny. – Przerwał na chwilę. – Przynajmniej nie od 

ciebie.   Chciałem   ci   wyjaśnić,   że   moje   przedsiębiorstwo   nie   jest   takie,   jak   pierwotnie 
zakładałem. Zawsze lubiłem wyzwania. Pociągała mnie myśl, że mógłbym wejść w biznes, w 
którym trzeba walczyć. Ignorowałem fakt, że krzywdzę ludzi. Mówiłem sobie, że biznes to 
walka, a ci ludzie tak czy owak stracą pracę. 

– Prawdopodobnie tak jest. 
– Ale to nie znaczy, że to, co robię, jest dobre. Patrzyła na niego, a serce zaczęło jej bić  

jak oszalałe. 

– Co ty mówisz?
– Powiedziałem, że nadszedł czas na zmianę. 
– To znaczy?
– To znaczy, że muszę rozważyć, czy zamiast kupować upadające firmy, nie skierować 

swej energii, żeby takie firmy zachować, by dawały zyski. 

Czy ona dobrze słyszała?
– Tak jak pomogłeś tkalni Demiona?
– Właśnie tak – I po to wróciłeś, żeby mi to powiedzieć? – spytała cicho. 
– To nie wszystko. – Podszedł do niej jeszcze bliżej. – Chciałem ci jeszcze powiedzieć, 

że zakochałem się w tobie. 

On się w niej zakochał. Kocha ją. 
– Jeśli dasz mi szansę, spróbuję stać się lepszym człowiekiem. 
Cassie nie była pewna, czy nie śni. Pewnie zasnęła przy krośnie i za chwilę obudzi się w 

zimnej i ciemnej sali. 

– Daj mi możliwość udowodnienia, że jestem wart twojej miłości. 
Otworzyła oczy i patrzyła na niego bez słowa. Hunter wyjął z kieszeni naszyjnik Cassie i 

zapiął go jej naszył. – Czy dasz mi tę szansę? – wyszeptał jej do ucha. Odwróciła się do niego 

background image

i pocałowała go. 

background image

EPILOG

Było   to otwarcie  Galerii   Shanville,  bezpłatnego   centrum,  w którym   prace  wystawiali 

miejscowi   artyści.   Otwarcie   było   sukcesem,   sądząc   po   dumie   ludzi   zebranych   w   małym 
odrestaurowanym budynku w centrum miasta. 

Dzięki koneksjom jej męża wśród zebranych znalazły się nie tylko miejscowe gwiazdy. 

Był tu gubernator Nowego Jorku z wieloma politykami i osobistościami. Wszyscy włączyli 
się do popierania Shanville, które stało się Mekką artystów. 

Cassie była już trzy lata mężatką, ale zawsze, gdy patrzyła na Huntera, jej serce biło 

mocniej. 

Przez   ten   czas   Hunter   stał   się   ważną   osobą   w   Shanville   i   tkalni   Demiona   oraz 

przyzwyczaił się do życia w małym miasteczku. 

– Jestem z ciebie bardzo dumny – powiedział, przytulając do siebie żonę. 
– Dlaczego?
– Za pracę, jaką włożyłaś w otwarcie Galerii. 
– Nie ja, tylko my. Razem ciężko pracowaliśmy. 
Przez   pierwsze   kilka   miesięcy   Cassie   i   Hunter   spotykali   się   w   Galerii   po   pracy, 

remontując   własnoręcznie   poszczególne   pomieszczenia.   Hunter   nauczył   się   posługiwać 
młotkiem i całkiem sprawnie wbijał gwoździe. Niektóre przyjaciółki Cassie były rozbawione, 
widząc, jak człowiek posiadający miliony pracuje w pocie czoła. Ale Cassie była z niego 
dumna, a Hunter cieszył się, że pracuje fizycznie. Stał się doskonałym rzemieślnikiem. 

– Cassie?
Cassie odwróciła się. To była Luanna. 
– Masz gości – powiedziała, wskazując na drzwi. W drzwiach stała Willa i Oliver. 
– Co oni tu robią? – wyszeptała Ruby. Ale Cassie nie była zdziwiona. Byli przecież 

zaproszeni. 

Wkrótce po tym, jak ona i Hunter pobrali się, Hunter zachęcił ją do odnowienia przyjaźni 

z Oliverem. Uważał, że był on jej najstarszym i najbliższym przyjacielem. Cassie posłuchała 
rady męża. Wkrótce Oliver zwierzył się Cassie, że nigdy nie otrząsnął się po zerwaniu z Willą 
i Cassie poradziła mu, żeby spróbował ponownie nawiązać z nią kontakt. Nie dość, że mu się 
to udało, to pewnego dnia oznajmił Cassie, że żeni się z Willą. 

Niefortunnie   dla   Olivera,   Willi   nie   satysfakcjonowało   bycie   panią   „posiadłości” 

Demiona. Zadufana w sobie i wyniosła, była nadzwyczaj irytująca. Mimo to stała się jednak 
barwną postacią Shanville i trudno było wyobrazić sobie miasto bez niej. Jednak większość 
mieszkańców odnosiła się do niej chłodno. 

Willa   i   Oliver   ubrani   byli   bardzo   oficjalnie,   jakby   przyszli   na   bal.   Willa   wyglądała 

oszałamiająco w udrapowanej, czerwonej sukni. Oliver był w smokingu. 

Cassie spostrzegła, jak oczy Willi otworzyły się szeroko na widok innych gości ubranych 

zwyczajnie. Rzuciła Oliverowi nieprzyjemne spojrzenie i pacnęła go w żołądek. 

–   Czy   był   jakiś   powód,   żeby   mogli   pomyśleć,   że   na   przyjęciu   będą   obowiązywały 

background image

oficjalne stroje? – spytała Cassie. 

Luanna wzruszyła ramionami. 
– Może. 
Cassie wzniosła oczy do góry, a Hunter próbował powstrzymać śmiech. 
Niemniej serdecznie powitali przybyłych gości i skierowali ich do bufetu. 
– Ty naprawdę jesteś zdumiewająca. Zachowałaś się tak, że mimo wszystko czuli się 

wyśmienicie. To było bardzo łaskawe z twojej strony. 

– Jak dotąd, wszystkie moje życzenia się spełniły. 
– Również rewanż na Willi?
– Nie – powiedziała, śmiejąc się. 
– Pozwól mi zgadnąć. Zachowanie tkalni Demiona było życzeniem numer jeden... 
– Nie – powiedziała. – Ty byłeś numerem pierwszym. Tkalnia była numerem drugim. 
– A Galeria numerem trzecim?
– Chciałam Galerię, ale to nie było życzenie. 
– To może twoja nominacja na mistrzynię tkalnictwa. 
– Również nie – odpowiedziała. 
Nagle   spojrzał   na   nią   szeroko   otwartymi   oczami,   kiedy   dotknęła   się   do   brzucha. 

Uśmiechnął   się.   Teraz   pognał   życzenie   numer   trzy.   Wkrótce   będą   rodziną.   Chwycił   ją   i 
zakręcił się z nią dokoła. 

– Ale... mam jedno żądanie. 
– Wszystko, co zechcesz – powiedział. – Jak wiesz, nigdy nie byłbym zdolny oprzeć się 

tobie. 

– Żądam, byś mnie kochał. 
– Tego nigdy ci nie odmówię – powiedział, całując ją gorąco. 


Document Outline