background image

 

Ryc. 4. Luter jako: uczony, Junkier Jorg, Martin Luter, ksi dz,  

marzyciel, wizytator, Barabasz (współczesny drzeworyt).

 

background image

 

2. Duch kapitalizmu 

 tytule  naszego  studium  widnieje  do   pretensjonalnie  brzmi ce  poj cie  »duch  kapitalizmu«. 
Co  nale y  pod  tym  poj ciem  rozumie ?  Przy próbie  jego  zdefiniowania pojawiaj  si   od razu 

pewne, wynikaj ce z samej istoty naszego celu badawczego, trudno ci. 

Je li  w  ogóle  istnieje  jaki   przedmiot,  do  którego  zastosowanie  tego  okre lenia  miałoby  sens,  to 

mo e  to  by   jedynie  »jednostka  historyczna«,  tzn.  pewien  kompleks  powi za   w  rzeczywisto ci 
historycznej, które mo na by uj  w poj ciow  cało  z punktu widzenia ich znaczenia kulturowego. 

Takiego poj cia historycznego nie mo na jednak, jako  e jego tre  odnosi si  do indywidualnego 

zjawiska, definiowa  według schematu genus  proximum  [gatunek najbli szy omawianemu — przyp. 
red.],  differentia  specifica  (czyli  odr bnie,  w  oderwaniu  —  abgegrentz).  Trzeba  je  komponowa  
stopniowo, bior c poszczególne składniki z historycznej rzeczywisto ci. Ostateczne okre lenie poj cia 
nie  mo e  wi c  nast pi   na  pocz tku,  lecz  dopiero  na  ko cu  pracy  badawczej.  W  toku  analizy  oka e 
si ,  jak  najadekwatniej  mo na  okre la   to,  co  rozumiemy  pod  poj ciem  »duch  kapitalizmu«.  Nasze 
sposoby  interpretacji  (o  których  b dzie  jeszcze  mowa)  nie  s   oczywi cie  jedynymi  metodami  bada  
zjawisk  historycznych.  Inne  punkty  widzenia  pozwoliłyby,  jak  w  przypadku  ka dego  zjawiska 
historycznego,  odkry   inne  cechy,  nie  tylko  »istotne«.  Wynika  st d,  e  pod  poj ciem  »duch 
kapitalizmu«  niekoniecznie  mo na  lub  trzeba  rozumie   tylko  to,  co  bierzemy  jako  rzecz  istotn   dla 
naszych  bada .  Taka  sama  jest  istota  »tworzenia  poj   historycznych«,  przy  którym  d y  si   nie  do 
szufladkowania  rzeczywisto ci  w  abstrakcyjne  poj cia  gatunkowe,  lecz  wi e  si   jej  elementy 
w konkretne,  genetyczne  zwi zki,  zawsze  o  indywidualnym  zabarwieniu.  Je li  jednak  ma  doj   do 
ustalenia  przedmiotu,  który  pragniemy  zanalizowa   i  obja ni   historycznie,  to  nie  mo e  chodzi  
o poj ciow  definicj , lecz na wst pie o tymczasowe uzmysłowienie tego, co ma si  na my li mówi c 
o »duchu kapitalizmu«. Jest to niezb dne dla zrozumienia tego, co stanowi przedmiot bada .  W tym 
celu  trzymamy  si   pewnego  dokumentu  owego  »ducha«,  zawieraj cego  w  klasycznej  niemal 
przejrzysto ci to, o co nam chodzi, a jednocze nie maj cego t  zalet ,  e dokument ten wolny jest od 
wszelkich  bezpo rednich  nawi za   do  spraw  religii.  Jest  to  dokument  w  stosunku  do  tematu 
»niezaanga owany«: 

»

Pami taj,  e czas to pieni dz; ten, kto mógłby przez dzie  zarobi  dziesi  szylingów, lecz pól dnia sobie 

spaceruje lub le y w swoim pokoju, nie mo e tego sam obliczy , cho by na swoje przyjemno ci wydal tylko sze  
pensów,  gdy   prócz  tego  wydal  jeszcze,  czy  raczej  zmarnował,  pi   szylingów.  Pami taj,  e  kredyt  to  pieni dz. 
Je li kto  zostawia mi swoje pieni dze, to przekazuje mi przez to interesy, czyli tyle, ile w tym czasie mog  z tym 
pocz

. B dzie to znaczna suma, je eli człowiek ten ma dobry i du y kredyt i potrafi z niego zrobi  dobry u ytek. 

Pami taj,  e pieni dz ma natur  polegaj c  na rozmna aniu si  i tworzeniu nowego. Pieni dz robi pieni dz, 

ka dy  nowy  rodzi  nast pny  i  tak  dalej.  Pi   szylingów  daje  sze ,  w  dalszym  obrocie  siedem,  a   dojdzie  do  stu 
funtów.  Im  wi cej  jest  pieni dza,  tym  wi cej  zysku  w  obrocie,  a  zysk  ten  ro nie  coraz  szybciej.  Kto  zabija 
macior ,  niszczy  całe  przyszłe  potomstwo  do  tysi cznego  pokolenia.  Kto  zabija  pi cioszylingówk ,  morduje(!) 
wszystko  to,  co  mo na  by  z  niej  wyprodukowa :  całe  góry  funtów  szterlingów.  Pami taj,  i   zgodnie 
z przysłowiem, dobry płatnik jest panem sakiewki ka dego. Kto jest znany jako punktualnie płac cy, ten w ka dej 
chwili mo e po yczy  pieni dze, których jego przyjaciele akurat nie potrzebuje. 

Daje  to  wielkie  korzy ci.  Obok  pilno ci  i  umiaru  nic  tak  nie  przyczynia  si   do  awansu  młodego  człowieka 

w  wiecie, jak punktualno  i akuratno  w interesach. Dlatego nigdy nie przetrzymuj po yczonych pieni dzy ani 
o  godzin   dłu ej,  ni   obiecałe ,  eby  przyjaciel  si   nie  zdenerwował  i  nie  zamkn ł  raz  na  zawsze  dost pu  do 
swego portfela. Trzeba zwraca  uwag  na najmniejsze drobiazgi maj ce wpływ na kredyt. Odgłosy twojej pracy, 
które twój wierzyciel słyszy o pi tej rano czy o ósmej wieczór, zadowalaj  go na pół roku; ale je li zobaczy ci  
przy stole bilardowym lub usłyszy w gospodzie w czasie, gdy powiniene  pracowa , to ju  nast pnego dnia zapyta 
o  zwrot  pieni dzy  i  za da  ich,  zanim  zbierzesz  potrzebn   sum .  Poza  tym  taka  pracowito   oznacza,  e  pa-
mi tasz o swoich długach i pokazuje,  e jeste  uczciwym człowiekiem, a to pomna a twój kredyt. 

Strze   si   przed  uwa aniem  wszystkiego,  co  masz,  za  swoj   własno   —  i  przed  yciem  według  takiego 

mniemania. Takie złudzenia s  udziałem wielu ludzi korzystaj cych z kredytu. By si  przed tym ustrzec, prowad  
dokładny rachunek wydatków i wpływów. 

Je li  zadasz  sobie  trud  uwa ania  na  szczegóły,  b dzie  to  miało  nast puj cy  dobry  skutek;  odkryjesz,  jak 

przedziwnie  małe  wydatki  puchn   do  du ych  sum  i  zauwa ysz,  e  mo na  by  zaoszcz dzi ,  i  zorientujesz  si ,  ile 
w przyszło ci zaoszcz dzi  mo na. 

Za sze  szylingów rocznie mo esz obraca  stoma szylingami, pod warunkiem,  e jeste  człowiekiem znanym 

z m dro ci i uczciwo ci. Kto wydaje bezproduktywnie grosz, ten wyda bez potrzeby i sze  szylingów rocznie, a to 

background image

 

jest  cena  obracania  stoma  szylingami.  Ten,  kto  dziennie marnuje  swój czas  warty  jednego grosza  (mo e  to  by  
cho by  par   minut),  ten  traci  w  skali  całego  roku  sum   równ   obracania  stoma  funtami.  Ten,  kto  traci 
bezproduktywnie czas warty pi ciu szylingów, stracił te pi  szylingów, jakby je wyrzucił do morza. Kto traci pi  
szylingów,  ten  traci  nie  tylko  t   sum ,  lecz  i  wszystko,  co  mógłby  na  niej  zarobi   obracaj c  ni ,  a  to  oznacza 
w przypadku młodego człowieka sumy bardzo znaczne

«

1

Te  słowa,  skierowane  do  nas  przez  Benjamina  Franklina

2

,  s   tymi  samymi,  które  w  »obrazach 

kultury ameryka skiej«

3

 Ferdynand Kurnberger uznaje, z humorem i zło liwo ci , za wyznanie wiary 

Jankesa. 

Nikt  nie  mo e  w tpi ,  e  z  tego  tekstu  przemawia  »duch  kapitalizmu«,  ale  te   nie  b dziemy 

twierdzili,  e zawarto tu wszystko, co si  pod tym poj ciem rozumie. Pozosta my jeszcze przez chwil  
przy  tym  tek cie,  którego  yciow   m dro   Kurnberger  streszcza  w  słowach:  »Z  bydła  robi  si   łój, 
z ludzi  pieni dze«  W  tej  »filozofii  sk pstwa«  jako  rzecz  najwa niejsza  jawi  si   ideał  człowieka 
uczciwego,  godnego  kredytu.  Zwłaszcza  za   jawi  si   obowi zek  jednostki  wobec  interesu  pojmo-
wanego  jako  cel  sam  w  sobie,  obowi zek  zwi kszania  kapitału.  I  rzeczywi cie,  istot   rzeczy  jest  tu 
fakt,  e  zaleca  si   nie  tyle  zwykł   technik   ycia,  co  raczej  specyficzn   »etyk «,  której  naruszenie 
uwa ane jest nie tylko za głupot , lecz za pewien rodzaj zaniedbywania obowi zku. Propaguje si  nie 
tylko »m dro  w interesach« — tego jest wiele i w innych miejscach — lecz pewien etos. Wła nie to 
nas interesuje. 

Jakub  Fugger  odpowiada  swemu,  ju   w  stanie  spoczynku,  koledze  —  gdy  ten  namawia  go,  by 

uczynił  to  samo  —  »on  [Fugger]  my li  inaczej.  Zamierza  zarabia ,  póki  to  mo liwe«

4

.  »Duch«  tej 

wypowiedzi  ró ni  si   wyra nie  od  Franklinowskiej.  To,  co  u  Fuggera  znajduje  wyraz  w  kupieckiej 
odwadze i stanowi osobist , etycznie indyferentn  skłonno , u Franklina przyjmuje charakter etycznie 
zabarwionej maksymy. W tym sensie u ywa si  tu poj cia »duch kapitalizmu«

5

Oczywi cie  mowa  o  nowoczesnym  kapitalizmie  zachodnioeuropejsko-ameryka skim  —  co  jest 

jasne, je li uwzgl dni si  nasz sposób stawiania problemu. Bo, jak mówili my, »kapitalizm« jako taki 
istniał tak e w Chinach, Indiach, Babilonii, w staro ytno ci i w  redniowieczu. Ale brakowało mu, jak 
to jeszcze zobaczymy, wła nie tego specyficznego, swoistego etosu. 

W ka dym razie wszystkie zakazy moralne Franklina maj  kierunek utylitarny: uczciwo  popłaca, 

gdy  zapewnia kredyt; podobnie punktualno , pracowito , umiar — i dlatego s  one cnotami. St d 
z kolei  wynikałoby,  e  np.  tam,  gdzie  ten  sam  skutek  osi gałoby  si   przez  pozory  uczciwo ci, 
wystarczyłyby  takie  pozory.  Zb dny  nadmiar  tej  cnoty  musiałby  by   przez  Franklina  uwa any  za 
naganny, jako bezproduktywne marnotrawstwo. 

I rzeczywi cie, kto czyta w jego autobiografii o »nawróceniu si « na te cnoty

6

 lub  ledzi wywody 

na  temat  korzy ci,  jakie  daje  cisłe  przestrzeganie  pozorów  słuszno ci  i  celowe  przemilczanie  ch ci 
prywatnego zysku dla uzyskania powszechnego uznania

7

, ten musi z konieczno ci doj  do wniosku, 

                                                           

1

 Tłum. J. Mizi ski. Zob. te : Benjamin Franklin, Mój  ywot, Warszawa 1960 [przyp. red.]. 

2

 Passus ko cowy pochodzi z Necessary hints to those that would be rich (1736 r.); reszta z Adrise to a joung tradesman 

(1748), w. Works, wyd. Sparks, tom II, s. 87. 

3

  Der  Amerikamude,  Frankfurt  1855;  poetycka  parafraza  wra e   z  Ameryki  poety  Lenau.  Jako  dzieło  sztuki  ksi k   t  

byłoby  dzi   trudno  czyta ,  ale  warta  jest  uwagi  jako  dokument  ró nic  (dzi   ju   nieco  zatartych)  w  sposobie  my lenia 
Niemców  i  Amerykanów,  czy  te   yciu  wewn trznym,  wła ciwym  od  czasów  redniowiecznej  mistyki  mimo  wszystko 
i niemieckim  katolikom,  i  protestantom.  Pozostaj   one  w  sprzeczno ci  z  puryta sko-kapitalistyczn  

dz   czynu.  (Do  

swobodne tłumaczenie tekstu Franklina przez Kurnbergera zostało tu skorygowane zgodnie z oryginałem). 

4

 Sombart wpisał ten cytat jako motto rozdziału Der moderne Kapitalismus 

5

 Na tym, w odró nieniu od Sombarta, polega nasz sposób widzenia problemu. Praktyczne znaczenie tej ró nicy zostanie 

omówione  pó niej.  Teraz  zauwa my  tylko,  e  Sombart  wcale  nie  zapomniał  o  etycznej  stronie  kapitalisty  — 
przedsi biorcy.  Tylko,  e  u  niego  pojawia  si   ona  jako  nast pstwo  kapitalizmu,  podczas  gdy  my  musimy  uwzgl dni  
hipotez  odwrotn . 

6

  W  tłumaczeniu    brzmi    to  nast puj co:    »Przekonałem    si   ostatecznie,    e    prawda,  honor  i  uczciwo   w  stosunkach 

mi dzyludzkich s  najwa niejsze dla osi gni cia szcz cia w  yciu i od tej chwili zdecydowałem si , zapisuj c t  decyzj  
w swoim dzienniku, by ich przez całe  ycie przestrzega . Objawienie, jako takie, nie było jednak dla mnie wa ne. Raczej 
byłem  zdania,  e  pewne  czyny  nie  dlatego  s   złe,  e  objawienie  ich  zabrania  lub  dobre  dlatego,  e  je  poleca,  lecz  s  
zabronione prawdopodobnie dlatego,  e ze swej natury s  szkodliwe, a inne s  zalecane, poniewa  s  u yteczne«. 

7

  »Usun łem  si   jak  najdalej  w  cie   i  podawałem  j   [zainicjowan   przez  niego  bibliotek ]  za  przedsi wzi cie  »pewnej 

liczby  przyjaciół«,  którzy  poprosili  mnie  o  to,  bym  obszedł  ludzi,  których  uwa ali  za  zwolenników  czytelnictwa.  W  ten 

background image

 

e dla Franklina te i wszelkie inne cnoty o tyle tylko s  cnotami, o ile konkretnie przynosz  korzy  

danej osobie. Za  zwykłe pozory wystarczaj  wsz dzie tam, gdzie pozwalaj  osi ga  ten sam skutek. 
Jest to nieunikniona konsekwencja ka dego twardego utylitaryzmu. To, co Niemcy przyzwyczaili si  
odczuwa  jako »obłud « w cnotach amerykanizmu, zostało tu chyba przyłapane na gor cym uczynku. 
Tylko,  e  tak  naprawd   te  sprawy  wcale  nie  s  tak proste. Ale charakter Benjamina  Franklina,  który 
objawia  si   w  jego  autobiografii  z  rzadko  spotykan   prostolinijno ci   i  to,  e  »po yteczno «  cnoty 
wywodzi z objawienia bo ego,  wiadcz ,  e mamy do czynienia z czym  wi cej, ni  tylko ozdobnymi, 
czysto egocentrycznymi maksymami. Przede wszystkim jest to summum bonum tej etyki. Zdobywanie 
pieni dzy,  coraz  wi kszej  ilo ci  pieni dzy,  unikanie  lekkomy lnego  ich  wydawania,  całkowity  brak 
przesłanek  eudajmonistycznych  czy  hedonistycznych,  bogacenie  si   —  to  cel  sam  w  sobie  tak 
jednoznaczny,  e jawi si  on w zestawieniu ze »szcz ciem« czy »po ytkiem« pojedynczej osoby jako 
co   zupełnie  transcendentalnego  lub  irracjonalnego

8

.  Człowiek  nastawia  si   na  zarabianie  pieni dzy 

jako na cel swego  ycia, a nie tylko jako na  rodek do celu, jakim jest spełnianie materialnych potrzeb 

yciowych. Takie bezsensowne odwrócenie »naturalnego« stanu rzeczy jest dla kapitalizmu motywem 

przewodnim równie niezb dnym, jak dla człowieka niedotkni tego jego tchnieniem — czym  zupełnie 
obcym. Jednocze nie zawiera ono w sobie pewien szereg wyobra e  ł cz cych si   ci le z religijnymi. 
Je li postawimy pytanie, dlaczego to z »ludzi ma si  robi  pieni dze«, to Benjamin Franklin — cho  
przecie , gdy chodzi o wyznanie, deista — odpowiada na to cytatem z Biblii. Jest to zdanie, które jego 
ojciec,  surowy  kalwinista,  ci gle  mu  w  młodo ci  wpajał:  »Gdy  widzisz  m a,  krzepkiego  w  swym 
zawodzie, ten godzien przed królem stan «

9

Zdobywanie  pieni dzy,  je li  odbywa  si   w  sposób  legalny,  jest  w  nowoczesnym  systemie 

ekonomicznym rezultatem i wyrazem sprawno ci w zawodzie. Sprawno  ta, jak łatwo rozpozna , jest 
alf   i  omeg   moralno ci  Franklina,  co  wyra a  si   w  cytowanym  ju   fragmencie  autobiografii  i  we 
wszystkich innych jego pismach. 

I w samej rzeczy: to owa, dzi  tak dla nas zwyczajna, ale w rzeczywisto ci wcale nie tak oczywista 

idea  obowi zku  zawodowego,  poczucia  obowi zku,  które  ma  posiada   ka dy  w  swej  działalno ci 
zawodowej  —  niezale nie  od  jej  rodzaju,  zwłaszcza  od  tego,  czy  dotyczy  ona  tylko  oceny  wło onej 
pracy fizycznej, czy posiadania dóbr (»kapitał«) — to wła nie ta idea jest charakterystyczna dla »etyki 
społecznej«  kapitalistycznej  kultury  i  stanowi  jej  główny  element  konstytutywny.  Nie  znaczy  to,  e 
pojawiła  si   ona  tylko  na  gruncie  kapitalistycznym:  spróbujemy  pó niej  prze ledzi   jej  obecno  
w historii.  Tym  bardziej  nie  mo na  twierdzi ,  e  w  dzisiejszym  kapitalizmie  przyswojenie  tej 
maksymy przez jej zwolenników — czy to przedsi biorców, czy robotników nowoczesnych zakładów 
kapitalistycznych  —  jest  warunkiem  dalszego  istnienia.  Dzisiejszy  kapitalistyczny  system 
ekonomiczny  to  cały  skomplikowany  kosmos,  w  którym  jednostka  si   rodzi.  Jawi  si   on  jej  jako 
istniej ca  z  góry,  niezmienna  budowla,  w  której  trzeba  y .  Swoje  normy  narzuca  ka demu, 
zwi zanemu  z  rynkiem,  człowiekowi.  Odrzucaj c  je  zostanie  wyeliminowany  z  rynku  równie 
nieuchronnie, jak robotnik, który nie mog c lub nie chc c si  do nich dostosowa , znajdzie si  wkrótce 
na ulicy. 

Dzisiejszy kapitalizm, który osi gn ł panowanie w  yciu gospodarczym, wykształca si  tworz c na 

drodze ekonomicznego doboru takie podmioty gospodarcze — przedsi biorców i robotników — jakich 
potrzebuje.  Ju   w  tym  punkcie  mo na  dokładnie  poj   granice  poj cia  »doboru«  jako  rodka 

                                                                                                                                                                                                      
sposób  mój  interes  rozwijał  si   lepiej  i  potem  cz sto  posługiwałem  si   t   metod   w  tego  rodzaju  sprawach  —  i  mog  
rzeczywi cie  poleci   j   jako  skuteczn .  Chwilowe  niewielkie  po wi cenie  miło ci  własnej  bardziej  mi  si   potem  opłaci. 
Je li  przez  jaki   czas  nie  jest  wiadome,  kto  wła ciwie  ponosi  zasług ,  to  zawsze  kto   bardziej  pró ny  b dzie  chciał  j  
przypisa   sobie,  a  wtedy  zawi   skłoni  ludzi  do  tego,  e  wyrw   takiej  osobie  piórka,  w  które  si   stroi  i  zwróc   je 
prawowitemu wła cicielowi". 

8

  Brentano  przyj ł  t   uwag   jako  okazj ,  by  skrytykowa   pó niejsze  wywody  o  »racjonalizacji  i  zdyscyplinowaniu« 

człowieka przez jego ascetyczne skłonno ci. To według niego »racjonalizacja« w kierunku »irracjonalnego sposobu  ycia«. 
I  tak  rzeczywi cie  jest.  Co   jest  »irracjonalne«  nie  samo  z  siebie,  lecz  dopiero  z  okre lonego,  »racjonalnego«  punktu 
widzenia.  Dla  człowieka  niereligijnego  irracjonalny  b dzie  religijny  sposób  ycia,  dla  hedonisty  —  ascetyczny,  cho by 
według kryterium ostatecznej warto ci stanowiły »racjonalizacj «. Niniejsza praca, je li w ogóle co  daje, to odkrycie całej 
wszechstronno ci pozornie tylko jednoznacznego poj cia »racjonalno ci«. 

9

  Luter  tłumaczy  to  przez  »w  swym  przedsi wzi ciu«.  W  starszych  angielskich  tłumaczeniach  Biblii  wyst puje  słowo 

business. 

background image

 

wyja niaj cego  zjawiska  historyczne.  Po  to,  eby  ów  dostosowany  do  specyfiki  kapitalizmu  sposób 

ycia i pojmowania zawodu (pracy zawodowej) mógł zosta  »wybrany«, tzn. odnie  zwyci stwo nad 

innymi,  musiał  przecie   najpierw  powsta   —  i  to  nie  u  odosobnionych  jednostek,  lecz  jako  sposób 
my lenia  całych  grup  ludzi.  Trzeba  wi c  wyja ni ,  jak  doszło  do  jego  powstania.  O  wyobra eniach 
naiwnego  materializmu  historycznego,  e  tego  rodzaju  »idee«  pojawiaj   si   jako  »odzwierciedlenie« 
czy  »nadbudowa«  sytuacji  ekonomicznych,  b dziemy  mówi   szczegółowo  pó niej.  W  tym  miejscu 
wystarczy  wskaza   na  fakt,  e  przynajmniej  w  ojczy nie  Benjamina  Franklina  »duch  kapitalizmu« 
istniał  ju   przed  »rozwojem  w  kierunku  kapitalizmu«  (ju   w  roku  1632  słycha   uskar anie  si   na 
zjawiska chciwego wyrachowania w ród mieszka ców Nowej Anglii — w przeciwie stwie do innych 
obszarów  Ameryki).  e  istniej c  w  s siednich  koloniach,  pó niejszych  stanach  południowych  Unii, 
pozostał on na nieporównanie ni szym stopniu rozwoju — i to mimo faktu, i  te południowe kolonie 
stworzone  zostały  przez  wielkich  kapitalistów  w  celu  osi gania  zysków.  Kolonia  Nowej  Anglii  za  
zało ona  została  przez  kieruj cych  si   religijnymi  przesłankami  kaznodziejów  i  nauczycieli, 
w poł czeniu z drobnomieszcza stwem, rzemie lnikami i drobnymi dzier awcami. W tym przypadku 
stosunek  przyczynowy  kształtuje  si   akurat  odwrotnie,  ni   by  to  nale ało  postulowa  
z »materialistycznego«  punktu  widzenia.  Ale  młodo   takich  idei  jest  o  wiele  trudniejsza,  ni   to 
przyjmuj  teoretycy »nadbudowy«, a ich rozwój wcale nie nast puje bezbole nie. »Duch kapitalistycz-
ny«,  tak  rozumiany,  jak  przyj li my  to  dla  naszych  celów,  musiał  toczy   ci k   walk   ze  wiatem 
przeciwnych sil. 

wiatopogl d taki, jak w cytowanych wypowiedziach Benjamina Franklina, który nast pnie znalazł 

poparcie całego narodu, byłby w staro ytno ci pot piony jako wyraz brudnego sk pstwa i niegodnego 
sposobu  my lenia.  Do  dzi   jeszcze  czyni   tak  wszystkie  grupy  najsłabiej  zł czone  z  gospodark  
kapitalistyczn  i najmniej do niej dostosowane. Ale nie dlatego bynajmniej,  eby »p d do zysku« był 
w  epokach  przedkapitalistycznych  czym   nieznanym  lub  »niedorozwini tym«,  jak  to  si   cz sto 
mówiło,  ani  te   dlatego,  i   panowała  auri  sacra  fames  [przekl ta 

dza  złota].  Chciwo   pieni dza 

wtedy  i  dzi   była  poza  kapitalizmem  mieszcza skim  nie  mniejsza,  ni   w  sferze  kapitalistycznej  — 
wbrew  temu,  co  sobie  wyobra aj   współcze ni  romantycy.  W  tym  punkcie  nie  na  ró nicy  mi dzy 
»duchem«  kapitalistycznym  i  przedkapitalistycznym;  chciwo   mandarynów  chi skich,  rzymskich 
arystokratów  czy  nowo ytnych  wła cicieli  maj tków  ziemskich  jest  całkowicie  porównywalna.  Auri 
sacra  fames  
neapolita skiego  wo nicy  czy  przewo nika  łodzi ,  ale  i  rzemie lnika  w  Europie 
Południowo-wschodniej  czy  w  Azji,  objawia  si   —  co  ka dy  mo e  sprawdzi   na  sobie  —  o  wiele 
natarczywiej, a w szczególno ci jest bardziej pozbawiona skrupułów, ni  np. w podobnym przypadku 
w Anglii. 

Uniwersalne  panowanie  absolutnego  braku  skrupułów  przy  realizowaniu  prywatnych  interesów 

pieni nych było specyficzn  cech  tych krajów, których rozwój mieszcza sko-kapitalistyczny — je li 
mierzy   kategoriami  Zachodu  —  pozostał  »w  tyle«.  Jak  wie  ka dy  fabrykant,  brak  conscienziosita 
[sumienno ci] w ród robotników w tych krajach był, a w pewnej mierze jest do dzi , jedn  z głównych 
przeszkód  kapitalistycznego  rozwoju.  Kapitalizm  nie  mo e  potrzebowa   jako  robotnika  takiego 
niezdyscyplinowanego  przedstawiciela  liberum  arbitrum  [swobodnej  decyzji]  —  podobnie  jak  nie 
potrzebuje  te   pozbawionego  wszelkich  skrupułów  człowieka  interesu,  czego  uczył  ju   Franklin. 
Ró nica nie polega zatem na odmiennym stopniu rozwoju jakiego  »p du« (»instynktu«) do pieni dza. 
Auri  sacra  fames  jest  równie  stara,  jak  ludzko .  Zobaczymy  jednak,  e  ci,  którzy  si   jej  całkowicie 
jako  pop dowi  oddali  (jak  ów  holenderski  kapitan,  który  »dla  zysku  chciał  po eglowa   do  piekła, 
cho by nawet nadpaliły mu si   agle«), wcale nie byli przedstawicielami sposobu my lenia, z którego 
wykluł si  współczesny kapitalistyczny »duch« jako zjawisko masowe. 

Bezwzgl dne,  nieograniczone  adnymi  normami  wewn trznymi  osi ganie  zysku  istniało  we 

wszystkich  epokach  historycznych,  gdzie  tylko  było  to  mo liwe.  Podobnie  jak  wojna  i  piractwo,  tak 
te  i wolny, nie skr powany jakimikolwiek normami handel był przyj ty w stosunkach obcymi, nie 
za   ze  swoimi;  »moralno   na  zewn trz«  zezwalała  na  co ,  co  w ród  »braci«  było  pot piane. 
I, podobnie  jak  zewn trzne,  kapitalistyczne  osi ganie  zysków  jako  »przygoda«  istniało 
w najró niejszych  formach  —  przez  dzier aw ,  po yczki,  finansowanie  wojen,  dworów  ksi

cych, 

urz dników  —  we  wszystkich  systemach  gospodarczych  tak  te   i  wsz dzie  był  obecny  ów 

background image

 

awanturniczy sposób my lenia, który drwi sobie z wszelkiej etyki. Absolutna i  wiadoma bezwzgl d-
no  w osi ganiu zysków cz sto towarzyszyła wła nie najgł bszemu przywi zaniu do tradycji. 

Wraz  z  rozpadem  tradycji  i  upowszechnianiem  wolnego  osi gania  zysku,  tak e  w  obr bie 

zwi zków  społecznych,  [wolno   ta]  niekoniecznie  musiała  poci ga   za  sob   etycznie  oboj tn  
tolerancj   lub  te   uznawanie  tych  zjawisk  za  negatywne,  ale  niestety  nieuniknione.  Takie  było 
normalne  stanowisko  nie  tylko  wszelkich  odmian  etyki,  lecz  te   —  co  najistotniejsze  —  postawa 
praktyczna przeci tnego człowieka epoki przedkapitalistycznej. Przedkapitalistycznej w tym sensie,  e 
racjonalne,  zorganizowane  obracanie  kapitałem  i  kapitalistyczna  organizacja  pracy  nie  były  jeszcze 
dominuj ce  w  całej  orientacji  działa   ekonomicznych.  Wła nie  ta  postawa  [rozdwojenia  na  tradycj  
i awanturnicz  bezwzgl dno ] była jednym z najsilniejszych hamulców, na jakie napotykało wsz dzie 
dostosowywanie si  ludzi do warunków uporz dkowanej gospodarki mieszcza sko-kapitalistycznej. 

Przeciwnikiem,  z  którym  głównie  musiał  boryka   si   »duch  kapitalizmu

«

,  w  sensie  okre lonego, 

wyst puj cego w szatach pewnej »etyki« stylu  ycia, był ten rodzaj odczuwania i zachowywania si , 
który mo na by nazwa  tradycjonalizmem. Takie i tu trzeba zrezygnowa  z jakiejkolwiek ostatecznej 
»definicji«.  Zechcemy  raczej  zobaczy   na  kilku  przykładach,  co  mo na  tu  mie   na  my li  — 
a zaczniemy od dołu, od robotników. 

Jednym ze  rodków technicznych, przy pomocy których współczesny przedsi biorca chce osi gn  

maksimum wydajno ci, jest wynagradzanie akordowe. W rolnictwie stosuje si  je np. w czasie  niw, 
gdy  przy niepewnej pogodzie od maksymalnego przy pieszenia pracy mo e zale e  wielko  zysku. 
Poniewa   wraz  ze  wzrostem  plonów  i  intensywno ci  pracy  zainteresowanie  wła ciciela 
przyspieszeniem  niw  staje  si   coraz  wi ksze,  próbowano  zainteresowa   robotników  wzrostem 
wydajno ci  przez  zwi kszenie  stawek  akordowych.  Oznaczało  to  wysoki  zarobek  w  nadzwyczaj 
krótkim czasie. Ale pojawiły si  trudno ci: podwy szanie stawek akordowych powodowało cz sto nie 
zwi kszanie,  a  zmniejszanie  wydajno ci.  Robotnicy  zareagowali  na  zwi kszenie  akordu 
zmniejszeniem  wydajno ci  dziennej.  niwiarz,  który  np.  za  z t   morg   zbo a  otrzymywał  jedn  
mark , wykonywał dot d norm  dwie i pół morgi, zarabiaj c dwie i pół marki. Po zwi kszeniu stawki 
akordowej o 25 fenigów za morg  nie  ł dziennie np. trzech mórg,  eby zarobi  3,75 marki, lecz tylko 
dwie morgi dziennie, by zarabia  dalej swoje 2 i pół marki — i tym si  zadowalał. Dodatkowy zarobek 
interesował go w mniejszym stopniu, ani eli mniej pracy. Nie pytał, ile mo e dziennie zarobi , lecz ile 
musi  si   napracowa ,  eby  zarobi   dwie  i  pół  marki,  które  brał  dot d,  a  które  zaspokajały  jego 
tradycyjne potrzeby. To jest wła nie przykład zachowania, które nale y nazwa  »tradycjonalizmem«. 

Człowiek  »z  natury«  nie  chce  zarabia   wi cej  pieni dzy,  lecz  chce  po  prostu  y   tak,  jak 

przyzwyczaił  si   y   i  zarabia   tyle,  ile  jest  do  tego  konieczne.  Wsz dzie  tam,  gdzie  współczesny 
kapitalizm  rozpoczynał  próby  zwi kszenia  »wydajno ci«  pracy  ludzkiej  przez  wzmaganie  jej 
intensywno ci, natykał si  na twardy opór ze strony przedkapitalistycznego poj cia o pracy. Natyka si  
na   i  dzisiaj  jeszcze,  tym  bardziej  oraz  mocniej,  im  bardziej  »zacofani«  (z  punktu  widzenia 
kapitalizmu) s  robotnicy, z którymi musi si  pracowa . Gdy apel do »zmysłu zarobkowania

« 

zawiódł, 

narzucało si  zastosowanie  rodków odwrotnych: zmuszanie robotników przez obni anie zapłaty, aby 
dla  zachowania  wysoko ci  zarobków  pracowali  wi cej,  ni   dotychczas.  Istnieje  korelacja  mi dzy 
wynagradzaniem,  a  wysokim  zyskiem;  o  ile  wi cej  wypłaca  si   wynagrodze ,  o  tyle  zmniejsza  si  
zysk. T  drog  kapitalizm szedł od samego pocz tku. Ci gle na nowo i przez całe stulecia wierzono,  e 
niskie  wynagrodzenie  jest  »produktywne«,  tzn.  zwi ksza  wydajno   pracy. 

e,  jak  to  w  duchu 

dawnego kalwinizmu  mówił  ju   Pieter de  la  Cour, naród  pracuje  tylko  dlatego i tylko  tak  długo, jak 
długo jest biedny. 

Jednak  skuteczno   tego  rodka  ma  swoje  granice.  Oczywi cie,  kapitalizm  dla  swego  rozwoju 

potrzebuje  nadwy ki  ludno ci,  któr   mo e  wykorzystywa   za  nisk   zapłat .  Zbyt  du a  »armia 
rezerwowa

«

 sprzyja wprawdzie mo liwo ciom wymiany pracowników, ale hamuje rozwój jako ciowy 

— mianowicie przechodzenie do takich form zorganizowanych, które pozwalaj  lepiej wykorzystywa  
prac

10

.  Niskie  wynagrodzenie  wcale  nie  jest  to same  z  tani   prac .  Ju   patrz c  czysto  ilo ciowo 

                                                           

10

  Niskie  wynagrodzenie  i  wysoki  zysk,  niskie  wynagrodzenie  i  korzystne  szanse  rozwoju  przemysłu  nie  s   po  prostu 

jednoznacznie  zbie ne.  To  nie  mechaniczne  operacje  pieni ne  powoduj   »wychwytywanie«  w  kulturze  kapitalistycznej 
i tym  samym  umo liwiaj   rozwój  kapitalistycznej  gospodarki.  Wszystkie  wybrane  przykłady  maj   charakter  czysto 

background image

 

widzimy,  e przy biologicznie niewystarczaj cym wynagrodzeniu wydajno  pracy zawsze spada, co 
na  dłu sz   met   oznacza  wr cz  »selekcj   najgorszych

«

.  Dzisiejszy  przeci tny  l zak  skosi  przy 

pełnym  wysiłku  mniej  ni   dwie  trzecie  tej  powierzchni,  co  lepiej  wynagradzany  i  od ywiony 
Pomorzanin; Polak za , im dalej na wschód, tym jest — w porównaniu z Niemcem — mniej wydajny. 
Z  czysto  ekonomicznego  punktu  widzenia  niskie  wynagrodzenie  jako  podstawa  rozwoju  kapitalizmu 
zawodzi wsz dzie tam, gdzie chodzi o wytwarzanie towarów wymagaj cych wykwalifikowanej pracy, 
obsług  kosztownych i łatwych do uszkodzenia maszyn czy w ogóle o uwa n  prac  i inicjatyw . 

W  takich  warunkach  niskie  wynagrodzenie  nie  opłaca  si   i  daje  skutek  przeciwny  od 

zamierzonego.  Konieczne  jest  tu  bowiem  nie  tylko  rozwini te  poczucie  odpowiedzialno ci,  lecz 
w ogóle  sposób  my lenia,  w  którym  przynajmniej  podczas  wykonywania  pracy  nie  chodzi  o  to,  by 
przy  maksimum  wygody  i  minimum  wysiłku  osi gn   oczekiwany  zarobek,  lecz  by  pracowa   tak, 
jakby praca, »zawód«, były celem samym w sobie. 

Taki sposób my lenia nie jest jednak wrodzony. Nie mo na go stworzy  ani poprzez wysokie, ani 

poprzez  niskie  wynagrodzenie,  lecz  musi  by   wytworem  długotrwałego  procesu  wychowawczego. 
Dzi  kapitalizm, mocno usadowiony w siodle, stosunkowo łatwo rekrutuje robotników we wszystkich 
krajach przemysłowo rozwini tych, a w poszczególnych krajach we wszystkich gał ziach przemysłu. 
Jednak dawniej bywało to bardzo trudnym problemem

11

. Nawet dzisiaj odbywa si  nie bez wyt onej 

pomocy  werbuj cego,  który  wspierał  kapitalizm  w  czasach  jego  powstawania.  Mo na  to  znów 
wyja ni  na przykładzie. 

Zacofan ,  tradycjonalistyczn   form   pracy  reprezentuj   dzi   szczególnie  cz sto  robotnice, 

zwłaszcza  niezam ne.  Pracodawcy  niemal  powszechnie  uskar aj   si   na  absolutny  brak  zdolno ci 
i ch ci porzucenia raz wyuczonych, przestarzałych form pracy przez niemieckie dziewcz ta, na rzecz 
nowych orientacji umysłowych — czy w ogóle robienia z nich u ytku. Dyskusja na temat mo liwo ci 
l ejszego,  bardziej  opłacalnego  sposobu  pracy  napotyka  na  całkowite  niezrozumienie;  podwy szenie 
stawek akordowych odbija si  od muru przyzwyczajenia. Inaczej wygl da sprawa — co ma znaczenie 
dla naszych rozwa a  — z dziewcz tami maj cymi specyficzne wychowanie religijne, a zwłaszcza — 
pietystyczne  pochodzenie.  Słyszy  si   cz sto  i  potwierdzaj   to  obliczenia,  e  u  tej  kategorii  robotnic 
szanse  ekonomicznej  edukacji  s   najwi ksze.  Umiej tno   koncentrowania  my li,  a  takie  zasadnicza 
postawa  »czucia  si   zobowi zan   do  pracy«,  ł cz   si   cz sto  z  wielk   gospodarno ci ,  my leniem 
o wysoko ci  zarobku,  trze wym  opanowaniem  i  umiarem  —  co  bardzo  zwi ksza  wydajno . 
Gotowo  do pojmowania pracy jako celu samego w sobie, jako »zawodu-powołania« w rozumieniu 
kapitalistycznym,  jest  tu  najwa niejsza,  a  religijne  wychowanie  daje  najwi ksze  szanse  przez-
wyci enia tradycyjnych szablonów. 

Ju   sama  ta  obserwacja  pokazuje,  e  warto  postawi   pytanie  o  sposób  kształtowania  zwi zków 

pomi dzy  kapitalistyczn   zdolno ci   dostosowywania  si ,  a  momentami  religijnymi  w  okresie 
młodo ci  kapitalizmu

12

.  Bowiem  na  podstawie  wielu  jednostkowych  zjawisk  mo na  wnioskowa ,  e 

i dawniej istniały one w podobnych konfiguracjach. Wstr t i prze ladowania, z jakimi spotykali si  np. 
ze  strony  własnych  kolegów  robotnicy  metody ci  w  XVIII  wieku,  były  spowodowane  nie  tylko  ich 
religijn  odmienno ci  (o czym  wiadczy niszczenie ich narz dzi), lecz »nadgorliwo ci «, jak by my 

                                                                                                                                                                                                      
ilustracyjny. 

11

  Ugruntowanie  przemysłu  kapitalistycznego  nie  było  mo liwe  bez  wielkich  ruchów  migracyjnych  z  terenów  o  starszej 

kulturze.  Cho   słuszne  s   uwagi  Sombarta  o  ró nicach  pomi dzy  indywidualnymi  »umiej tno ciami«  i  tajemnicami 
zawodowymi  rzemie lnika,  a  wymaganiami  naukowej  techniki  współczesnej,  to  w  okresie  powstawania  kapitalizmu 
ró nica  ta  prawie  nie  istniała.  Co  wi cej:  kwalifikacje  etyczne  robotnika  kapitalistycznego  (i  w  pewnym  zakresie  tak e 
przedsi biorcy)  były  cz stokro   bardziej  cenione,  ni   wykształcone  przez  stuletni   tradycj   umiej tno ci  rzemie lnika. 
Zreszt . nawet dzisiejszy przemysł nie jest całkowicie niezale ny od powstaj cych w ci gu wieków, kształtowanych przez 
tradycj   i  wychowanie  cech  ludno ci.  Tam,  gdzie  zale no ci  takie  s   widoczne,  przypisuje  si   je  dziedzicznym  cechom 
rasowym, zamiast wła nie tradycji i wychowaniu. 

12

  Uwagi  te  nale y  wła ciwie  zrozumie .  Z  jednej  strony  mamy  skłonno   pewnego  typu  ludzi  interesu  do 

wykorzystywania na swój sposób zasady »zostawcie ludowi jego nadziej «, z drugiej do  rozpowszechnione, zwłaszcza 
w ród  duchowie stwa  lutera skiego  tendencje  do  funkcjonowania  w  roli  »czarnej  policji«  (by  uznawa   strajk  za  grzech, 
a organizacje  robotników  za  objaw  »chciwo ci«).  S   to  wszystko  rzeczy  nie  maj ce  nic  wspólnego  ze  zjawiskami, 
o których  mówimy.  W  przypadku  sytuacji  opisanych  w  tek cie  chodzi  nie  o  fakty  odosobnione,  lecz  typowe  i  ci gle  si  
powtarzaj ce. 

background image

 

to  dzi   powiedzieli.  Ale  wró my  do  tera niejszo ci,  a  konkretnie  do  przedsi biorstw,  by  prze ledzi  
znaczenie »tradycjonalizmu«. 

W swej pracy o genezie kapitalizmu

13

 Sombart wymienił dwa »motywy wiod ce«, mi dzy którymi 

poruszała  si   historia  gospodarcza: »zaspokajanie  potrzeb« i  »zarabianie«,  w  zale no ci od tego,  czy 
bardziej  miarodajna  jest  wielko   osobistych  potrzeb,  czy  te   ci enie  do  zysku  i  mo liwo ci  jego 
zdobywania. To, co nazywa »systemem gospodarczym« zaspokajania potrzeb, wydaje si  zbiega  na 
pierwszy rzut oka z tym, co opisywali my jako »tradycjonalizm ekonomiczny«. Tak te  rzeczywi cie 
jest, je li poj cie »potrzeby« uto samiamy z »tradycyjnym zapotrzebowaniem«. Je li jednak tego nie 
uczynimy,  to  du a  ilo   przedsi biorstw,  które  nale y  uznawa   za  »kapitalistyczne«,  wypadnie  — 
takie  ze  wzgl du  na  podan   w  innym  miejscu  jego  dzieła  definicj   »kapitału«  —  z  kategorii 
»zarobkowych« i stanie si  »przedsi biorstwami zaspokajaj cymi potrzeby«. 

Równie   przedsi biorstwa,  kierowane  przez  prywatnych  przedsi biorców,  traktowane  jako  forma 

przekształcania  kapitału  (pieni dza  lub  dóbr  o  warto ci  pieni dza)  celem  osi gni cia  zysku  (zakup 

rodków  produkcji  i  sprzeda   wyrobów)  —  a  wi c  bez  w tpienia  »przedsi biorstwa  kapitalistyczne« 

—  mog   nosi   charakter  »tradycjonalistyczny«.  Tak  było  w  toku  nowej  historii  gospodarki  — 
bynajmniej nie sporadycznie, lecz wr cz regularnie, mimo powtarzaj cych si  przerw spowodowanych 
coraz  pot niejszymi  naciskami  »ducha  kapitalizmu«.  »Kapitalistyczna«  forma  przedsi biorstwa 
i »duch«,  w  jakim  jest  ono  prowadzone,  s   wprawdzie  »adekwatne«,  ale  nie  ma  mi dzy  nimi 
zale no ci  »prawnej«.  I  je li  mimo  to  u ywamy  w  odniesieniu  do  tego  typu  my lenia,  które 
zawodowo,  systematycznie  i  racjonalnie  preferuje  legalny  zysk,  wyra enia  »duch  (nowoczesnego) 
kapitalizmu«  (jak  to  było  w  przypadku  Benjamina  Franklina),  to  dzieje  si   tak  z  powodów 
historycznych.  Ten  typ  my lenia  znalazł  we  współczesnym  przedsi biorstwie  kapitalistycznym  sw  
najbardziej  adekwatn   form ,  za   z  drugiej  strony  przedsi biorczo   kapitalistyczna  widzi  w  nim 
najbardziej  odpowiedni ,  duchow   sił   nap du.  Ale  oba  te  czynniki  mog   by   odr bne.  Benjamin 
Franklin  przepełniony  był  »duchem  kapitalizmu«  w  czasach,  gdy  jego  drukarnia  sw   form   w  ogóle 
nie  ró niła  si   od  jakiegokolwiek  warsztatu  rzemie lniczego.  Zobaczymy  zreszt ,  e  u  progu 
nowo ytno ci  nosicielami  tego  sposobu  my lenia  nie  byli  wył cznie  ani  te   w  przewa aj cej  mierze 
kapitalistyczni  przedsi biorcy  z  szeregów  patrycjatu.  lecz  raczej  warstwy  stanu  rzemie lniczego

14

Równie   i  w  wieku  XIX  jego  klasycznymi  reprezentantami  byli  nie  wytworni  d entelmeni 
z Liverpoolu  i  Hamburga,  ze  swymi  dziedzicznymi  fortunami  kupieckimi,  lecz  wyrastaj cy 
z niewielkich  maj tków  parweniusze  z  Manchesteru  czy  Nadrenii-Westfalii.  Podobnie  było  ju  
w wieku  XVI;  powstaj cy  wtedy  przemysł  tworzony  był  w  głównej  mierze  przez  parweniuszy. 
Prowadzenie  np.  banku,  firmy  eksportowej,  wi kszego  przedsi biorstwa  handlu  detalicznego  czy 
du ego  składu  materiałów  przemysłowych,  mo liwe  jest  nie  tylko  w  formie  przedsi biorstwa 
kapitalistycznego.  Wszystkie  one  mog   by   jednak  prowadzone  tak e  w  duchu  ci le  kapitalistycz-
nym. Interesów wielkich banków kapitałowych nie mo na wr cz prowadzi  inaczej; handel zamorski 
przez  całe  stulecia  opierał  si   na  monopolach  i  reglamentacji  o  całkowicie  tradycjonalistycznym 
charakterze.  Handel  detaliczny  —  i  to  nie  drobnych  złodziejaszków,  ebrz cych  dzi   o  wsparcie 
pa stwowe —  jest  w  toku  rewolucjonizowania si , które  przyniesie  kres tradycjonalizmu.  Jest  to  ten 
sam  przełom,  który  zniszczył  formy  starego  systemu,  a  z  którym  nowoczesna  praca  nakładcza 
spokrewniona  jest  jedynie  formalnie.  Jak  dokonuje  si  ta  rewolucja i  co  ona  oznacza,  zobaczymy  na 
konkretnym przykładzie. 

Gdzie  do połowy ubiegłego wieku  ycie wła ciciela składu, przynajmniej w niektórych bran ach

15

 

                                                           

13

 Der moderne Kapitalismus. t 1, s. 62. 

14

  Otó   wcale  nie  zakładamy  a  priori,  e  z  jednej  strony  technika  przedsi biorstwa  kapitalistycznego,  z  drugiej  za   duch 

»pracy  zawodowej«  nadaj cy  kapitalizmowi  jego  ekspansywn   energi ,  musiały  znale   sw   pierwotn   po ywk   w  tych 
samych warstwach społecznych. Podobnie jest ze społecznym uwarunkowaniem ró nych tre ci religijnych. Kalwinizm był 
historycznie  no nikiem  wychowania  w  »duchu  kapitalistycznym«.  Ale  wła nie  wielcy  bogacze,  np.  w  Niderlandach,  to 
wcale  nie  zwolennicy  surowego  kalwinizmu,  lecz  arianie.  Przekształcaj c  si   w  przedsi biorców  redniego  i  małego 
mieszcza stwa byli i tu, i gdzie indziej  »typowymi« nosicielami etyki kapitalistycznej. Ale to wła nie zgadza si  z tym, 
o czym  mówimy. Wielcy finansi ci i handlarze istnieli zawsze, za  racjonalna organizacja kapitalistyczna  mieszcza skiej 
pracy rozwin ła si  tylko na Zachodzie, w okresie od  redniowiecza do nowo ytno ci. 

15

  Pokazywany  tu  obraz  stanowi  nieco  »wyidealizowan «  kompilacj   stosunków  społecznych  w  ró nych  bran ach 

background image

 

kontynentalnego  przemysłu  tekstylnego,  było,  jak  na  nasze  dzisiejsze  poj cia,  bardzo  wygodne. 
Wygl dało  to  mniej  wi cej  nast puj co:  chłopi  przyje d ali  ze  swoimi  tkaninami  —  cz sto 
wyprodukowanymi,  jak  w  przypadku  lnu,  z  własnego  surowca  —  do  miast,  w  których  mieszkali 
wła ciciele  składów  i  po  skrupulatnym,  cz sto  urz dowym  badaniu  jako ci  otrzymywali  normalne 
ceny. Klienci hurtowników byli po rednikami w dalszym rozprowadzaniu. Albo odbierali nie według 
wzorów, tylko raczej gatunków, albo te  zamawiali ju  przedtem u hurtownika, który z kolei zamawiał 
towar  znów  u  chłopów.  Sami  obje d ali  chłopów  niezwykle  rzadko,  w  okresach  szczególnego 
zapotrzebowania; na ogół wystarczała korespondencja, a z czasem, bardzo powoli, rozsyłanie wzorów. 
Niewielka ilo  godzin w kantorze, 5-6 dziennie, czasem o wiele mniej, (w okresie kampanii wi cej), 
mierny,  ale  wystarczaj cy  na  zno ne  ycie i  ewentualne  odło enie  niewielkiego  maj tku  zarobek,  na 
ogół  poprawne  stosunki  mi dzy  konkurentami,  przy  du ej  zgodno ci  zasad  prowadzenia  interesów, 
regularne  dostawy  »towaru«,  a  wieczorem  szklaneczka  wina  i  wygodne  tempo  ycia  —  oto  styl  ich 
egzystencji. 

Była  to  pod  ka dym  wzgl dem  »kapitalistyczna«  forma  organizacji  —  je li  wzi   pod  uwag  

kupiecki  charakter  przedsi biorcy  oraz  konieczno   po rednictwa  kapitału  w  obrocie  towarem, 
wreszcie stron  obiektywn  procesu ekonomicznego i sposób ksi gowania. Była to jednak gospodarka 
»tradycjonalistyczna«, je li spojrze  na »ducha« rz dz cego takim przedsi wzi ciem i przedsi biorc . 
Tradycyjna postawa  yciowa, tradycyjna wysoko  zysku, tradycyjny wkład pracy, tradycyjny sposób 
prowadzenia  interesów  i  stosunek  do  robotników  oraz  głównego  kr gu  klientów,  pozyskiwanie 
klientów — to wszystko le ało u podstaw »etosu« tego kr gu przedsi biorców. 

W  pewnym  momencie  cala  ta  »przytulno «  została  nagle  zakłócona  —  zreszt   bez  jakiej  

zasadniczej  zmiany  formy  organizacyjnej,  jak  przej cie  do  zwartego,  zamkni tego  zakładu  pro-
dukcyjnego, zastosowanie maszyn, itp. Cz sto zdarzało si  po prostu,  e jaki  młody człowiek z jednej 
z  rodzin  zajmuj cych  si   prac   nakładcz   jechał  z  miasta  na  wie ,  wybierał  dokładnie  tkaczy  dla 
swoich  potrzeb,  coraz  bardziej  zwi kszał  ich  uzale nienie  i  kuratel   oraz  kontrol   nad  nimi,  robił 
z chłopów robotników, a jednocze nie brał w swoje r ce zbyt — przez bezpo redni kontakt z ostatnimi 
odbiorcami, czyli sklepami detalicznymi. Osobi cie starał si  o klientel , obje d ał klientów regularnie 
co  rok, a  przede  wszystkim  potrafił dopracowa  jako  wyrobów wył cznie do ich  potrzeb i  ycze , 
realizuj c  równocze nie  zasad   »niska  cena,  du y  obrót«.  Nast pnie  powtarzało  si   to,  co  zawsze 
i wsz dzie  jest  nast pstwem  takiego  procesu  »racjonalizacji«:  kto  nie  szedł  do  góry,  musiał  odpa . 
Idylla  zako czyła  si   bezwzgl dn   walk   konkurencyjn ,  powstały  znaczne  maj tki,  których  nie 
składano  na  procent,  lecz  inwestowano  w  nast pne  interesy.  Dawne  spokojne,  wygodne  yciowo 
postawy  ust powały  miejsca  twardej  trze wo ci  w ród  tych,  którzy  bezpo rednio  byli  aktywni 
i bogacili si , gdy  chcieli nie konsumowa , lecz dalej zarabia . Ci, którzy pozostali przy starym stylu, 
musieli si  ogranicza

16

Przeobra e ,  co  w  tym  przypadku  najwa niejsze,  dokonywał  z  reguły  nie  dopływ  nowego 

pieni dza.  W  niektórych  znanych  mi  przypadkach  całego  procesu  rewolucjonizuj cego  dokonywano 
z kilkoma  tysi cami  po yczonymi  od  rodziny  —  lecz  czynił  to  nowy  duch,  wła nie  »duch 
nowoczesnego  kapitalizmu«,  który  si   pojawił.  Pytania  o  siły  sprawcze  ekspansji  nowoczesnego 
kapitalizmu to w pierwszym rz dzie nie pytanie o pochodzenie potrzebnych nam zapasów pieni dza, 
lecz  głównie  o  rozwój  kapitalistycznego  ducha.  Tam,  gdzie  jest  on  ywy  i  potrafi  oddziaływa , 
znajduje zapasy pieni dza jako  rodek swojego działania, nie za  odwrotnie

17

Ale jego pojawienie si  nie było wcale pokojowe. Rzeka nieufno ci, a czasem nienawi ci, przecie 

wszystkim  jednak  moralnego  oburzenia,  wznosiła  si   ci gle  przeciwko  tym  pierwszym  nowatorom. 
Nierzadko  te   —  znam  kilka  takich  przypadków  —  tworzyły  si   całe  legendy  o  tajemniczych, 
niewyja nionych  stronach  w  poprzednim  yciu.  Niełatwo  było  zauwa y ,  e  tylko  niezwykle  twardy 
charakter mo e uchroni  takiego przedsi biorc  »w nowym stylu« przed utrat  trze wego opanowania 

                                                                                                                                                                                                      
i regionach..  Stworzony  został  dla  celów  ilustracyjnych,  st d  te   oboj tne  jest,  czy  istotnie  w  ka dym  z  konkretnych 
przykładów tak to akurat wygl dało. 

16

 Dlatego te  nie jest przypadkiem,  e pierwszy okres rozpoczynaj cego si  racjonalizmu, np. pierwsze kroki przemysłu 

niemieckiego, dokonuj  si  równolegle z całkowitym upadkiem stylu przedmiotów u ytku codziennego. 

17

 Nie oznacza to wcale,  e ruch zapasów pieni dza był ekonomicznie bez znaczenia. 

background image

 

10

i  przed  załamaniem  moralnym  i  ekonomicznym.  e,  obok  jasno ci  spojrzenia  i  energii,

 

wła nie 

przecie  całkiem okre lone i bardzo wyra ne cechy »etyczne« pozwalaj  pozyska  zaufanie klientów 
i pomagaj   przezwyci y   niezliczone  przeszkody.  Najwa niejsze  za ,  e  o  wiele  wi kszy  staje  si  
wkład  pracy  własnej  przedsi biorcy,  wysiłek  nie  daj cy  si   pogodzi   z  wygodnym  yciem.  Były  to 
akurat cechy etyczne całkiem innego rodzaju, ni  te tradycyjne. 

I  to  wła nie,  z  reguły,  nie  zuchwali  i  pozbawieni  skrupułów  spekulanci  czy  ekonomiczni 

awanturnicy,  jakich  wielu  we  wszystkich  epokach  historii  gospodarki,  ani  nie  »wielcy  finansi ci« 
doprowadzali  do  tego  zewn trznie  niepozornego,  ale  istotnego  dla  zmiany  ycia  ekonomicznego 
zwrotu.  Doprowadzali  do  tego  całkowicie  oddani  sprawie  ludzie  o  surowych  mieszcza skich 
pogl dach  i  »zasadach«,  wychowani  w  twardej  szkole  ycia,  jednocze nie  rozwa ni  i  odwa ni, 
zwłaszcza jednak trze wi i konsekwentni w działaniu. 

Niektórzy  b d   skłonni  uwa a , 

e  te  osobiste  cechy  etyczne  nie  miały  nic  wspólnego 

z jakimikolwiek  maksymami  etycznymi  czy wr cz  religijnym  my leniem.  e  adekwatn  postaw   dla 
takiego  ycia  jest  raczej  co   negatywnego:  umiej tno   wyrwania  si   z  tradycji,  a  wi c  liberalne 
»o wiecenie«.  e  nie  tylko  brak  tu regularnego powi zania sposobu  ycia z  podstawami religijnymi, 
ale  e tam, gdzie zwi zek taki istnieje, tam ma — przynajmniej w Niemczech — charakter negatywny. 
Tacy ludzie, napełnieni »duchem kapitalistycznym«, s  zazwyczaj je li nie wrodzy wobec Ko cioła, to 
przynajmniej  religijnie  indyferentni.  Wizja  pobo nej  nudy  w  raju  nie  jest  dla  ich  aktywnej  natury 
niczym  n c cym;  religia  jawi  si   im  jako  rodek  do  odci gania  ludzi  od  pracy  tu,  na  ziemi.  Gdyby 
zapyta   ich  samych  o  sens  tej  ci głej  pogoni,  nigdy  nie  zadowalaj cej  si   osi gni tym  stanem 
posiadania — co wła nie przy całkowicie ziemsko-doczesnej orientacji musi si  wyda  bezsensowne 
— to (gdyby w ogóle znali odpowied ) odpowiedzieliby czasem: »z troski o dzieci i wnuki«. Cz ciej 
—  jako 

e  taka  motywacja  nie  jest  bynajmniej  dla  nich  specyficzna,  gdy   wyst puje 

i u tradycjonalistów — powiedzieliby po prostu,  e przedsi biorstwo i ci gła praca w nim, stały si  dla 
nich  »niezb dne  dla  ycia«.  Jest  to  w  istocie  rzeczy  jedyna  prawdziwa  motywacja.  Wyra a  ona 
równocze nie, z punktu widzenia indywidualnego szcz cia, cał  irracjonalno  tego sposobu  ycia, 
w którym człowiek istnieje dla swego przedsi biorstwa, a nie odwrotnie. 

Oczywi cie, pewn  rol  odgrywa te  poczucie władzy i szacunku, jakie daje sam fakt posiadania. 

Tam,  gdzie  fantazja  całego  narodu  skierowana  jest  na  czysto  ilo ciow   wielko ,  jak  w  Stanach 
Zjednoczonych, tam ów romantyzm liczb oddziałuje z nieodpartym czarem na »poetów« interesu. Ale 
daj  si  nim opanowa  wcale nie ci najwi ksi, którzy ci gle odnosz  sukcesy. Osi gni cie celu, jakim 
jest  nabycie  niepodzielnego  maj tku  lub  szlachectwa  (gdy  synowie  próbuj   zapomnie   o  swym 
pochodzeniu  na  uniwersytetach  lub  w  korpusie  oficerskim,  jak  to  pokazuj   yciorysy  wielu 
parweniuszowskich  rodzin  kapitalistów  niemieckich)  stanowi  produkt  epigo skiej  dekadencji. 
»Idealny  typ«  przedsi biorcy  kapitalistycznego

18

,  który  w  poszczególnych  przypadkach  wyst pował 

tak e u nas, nie ma nic wspólnego z takim, mniej lub bardziej wyrafinowanym, snobizmem. 

Ten  typ  boi  si   wszelkiej  ostentacji  i  zb dnych  kosztów  podobnie,  jak 

wiadomego 

wykorzystywania  swojej  władzy  i  niewygodnego  przyjmowania  zewn trznych  odznak  szacunku 
społecznego, który wszak e posiada. Jego sposób  ycia ma cz sto cechy ascetyczne. B dziemy musieli 
zaj   si   historycznym  znaczeniem  tego  wa nego  dla  nas  zjawiska  —  takim  samym,  jakie  jest 
wyra nie  widoczne  w  cytowanym  wy ej  »kazaniu«  Franklina.  Wcale  nierzadko  znajdujemy  u  tego 
typu  ludzi  wiele  chłodnej  stronniczo ci,  o  wiele  bardziej  prostolinijnej  ni   ta  rezerwa,  jak   zaleca 
Benjamin  Franklin.  Nie  ma  on  »niczego  osobi cie«  ze  swego  bogactwa  —  prócz  irracjonalnego 
poczucia »dobrze wykonywanego zawodu«. Wła nie to jawi si  człowiekowi przedkapitalistycznemu 
tak niepoj tym i zagadkowym, tak trudnym i godnym pogardy. To,  e kto  mo e uczyni  celem pracy 
swego 

ycia  pój cie  do  grobu  z  całym  materialnym  bogactwem,  jest  dla  człowieka 

przedkapitalistycznego objawem perwersji; daje si  to wyja ni  jedynie przez auri sacra fames. 

W  naszych  czasach,  w ród  politycznych,  prywatno-prawnych  i  komunikacyjnych  instytucji,  przy 

naszych formach przedsi biorstw i strukturze naszej gospodarki, ów »duch« kapitalizmu mógłby by  
zrozumiany  tylko  jako  efekt  dostosowania  si .  Kapitalistyczny  system  gospodarczy  potrzebuje  tego 
oddania  si   »profesji«  zarabiania  pieni dzy.  Jest  to  rodzaj  zachowywania  si   wobec  dóbr 

                                                           

18

 Typ przedsi biorcy, który czynimy tu przedmiotem naszych bada , nie za  jaka  empiryczna przeci tno . 

background image

 

11

zewn trznych  tak  bardzo  adekwatny,  tak  zwi zany  z  warunkami  zwyci stwa  w  ekonomicznej  walce 
o byt, 

e  rzeczywi cie  nie  mo na  ju   dzi   mówi   o  koniecznym  zwi zku  mi dzy  tym 

»charakterystycznym« sposobem  ycia, a jakim  jednolitym » wiatopogl dem«. 

Ta  postawa  yciowa  nie  potrzebuje  ju   jakiejkolwiek  akceptacji  religijnej  i  uwa a  raczej  wpływ 

norm  ko cielnych  na  ycie  gospodarcze  (o  ile  taki  w  ogóle  jest  zauwa alny)  za  element  tak  samo 
hamuj cy,  jak  reglamentacj   ze  strony  pa stwa..  To  stan  interesów  handlowo-politycznych 
i społeczno-politycznych  okre la  » wiatopogl d«.  Kto  nie  dostosuje  swego  sposobu 

ycia  do 

warunków kapitalistycznego sukcesu, idzie na dno albo przynajmniej nie idzie do góry. 

Takie  s   zjawiska  w  czasach,  w  których  nowoczesny  kapitalizm,  osi gn wszy  zwyci stwo, 

wyemancypował  si   od  swych  dawniejszych  pomocników.  Tak,  jak  w  sojuszu  z  powstaj c   no-
woczesn   machin   pa stwow   rozsadził  stare,  redniowieczne  formy  religijnej  gospodarki,  tak  te  
mogłoby  to  wygl da   z  jego  stosunkiem  do  sił  religijnych.  Czy  i  na  ile  tak  było,  to  wła nie  chcemy 
zbada . Bowiem nie trzeba udowadnia ,  e uznanie zarabiania pieni dzy za cel sam w sobie, za sam 
»zawód«,  było  sprzeczne  z  etycznym  odczuciem  całych  epok  historycznych.  Przyj te  do  prawa 
kanonicznego,  a  uwa ane  wówczas  za  prawdziwe  (podobnie  jak  mówi ce  o  procencie  miejsce 
w Ewangelii

19

) zdanie: Deo placere vix potest [Z trudem mo e podoba  si  Bogu] oznaczało wyj cie

 

                                                           

19

 Kanoniczny zakaz pobierania procentu ma swój odpowiednik we wszystkich niemal etykach religijnych  wiata. Walka 

przeciwko usuraria pravitas [prywatnej lichwie] przenika cał  histori  Ko cioła hugonockiego i niderlandzkiego w wieku 
XVI.  »Lombardzi«,  czyli  bankierzy,  cz sto  jako  tacy  wykluczeni  byli  z  sakramentu.  Nieco  bardziej  liberalny  stosunek 
Kalwina (co nie przeszkadza,  e w pierwszej wersji przykaza  były jeszcze przepisy o lichwiarzach) został przeforsowany 
dopiero przez Salmasiusa. »Pobo ni m owie« interpretowali zakaz lichwy tak, by »produktywne« inwestowanie kapitału 
nie podpadało pod ten zakaz. Podobnie zreszt  wygl dało to na całym  wiecie. Ale znaczenie zakazu pobierania procentu 
(tu  w  szczegółach  nie  rozpatrywane,  dawniej  cz sto  przeceniane,  potem  mocno  doceniane,  za   dzi ,  w  czasach  licznych 
multimilionerów-katolików,  w  celach  apologetycznych  postawione  wr cz  na  głowie),  mimo  podstawy  z  Biblii,  zniesione 
zostało dopiero w minionym stuleciu, postanowieniem Congregatio S. Officii — i to nie wprost, lecz jedynie przez zakaz 
niepokojenia  wiernych  pytaniami  na  ten  temat,  w  przypadku  ponownego  jego  wprowadzenia.  Ko ciół  do   pó no 
przypomniał  sobie  o  zakazie  pobierania  procentu. Gdy to nast piło, zwyczajowymi formami lokowania kapitału były ju  
niejednolicie  oprocentowane  po yczki,  lecz  by   musiały  (ze  wzgl du  na  rodzaj  oprocentowania  po yczki  inwestycyjnej) 
foenusnauticum, commenda, societas maris dare ad proficuum de mari [po yczka, towarzystwa morskie, zyski z morza] 
— które poklasyfikowano wedle stopnia ryzyka, w zale no ci od zysku czy straty. Ko cielny zakaz pobierania procentów 
miał  dotyczy   wszystkich  tych  form  tylko  według  niektórych,  rygorystycznych  kanonistów.  Potem  jednak,  gdy  wkłady 
kapitału  ze  stałym  oprocentowaniem  stały  si   mo liwe  i  zwyczajne,  wyrosły  trudno ci  dla  tych  nieregularnie  opro-
centowanych  —  z  powodu  stosowania  zakazu  oprocentowania  —  prowadz ce  wr cz  do  ostrych  rodków  wobec  gildii 
kupieckich  (czarne  listy!).  Ale  sposób  traktowania  zakazu  pobierania  procentu  przez  kanonistów  był  zazwyczaj  prawno-
formalny,  w  ka dym  razie  bez  jakiejkolwiek  tendencji  »ochrony  kapitału«.  Wreszcie,  je li  w  ogóle  mo na  stwierdzi  
jakiekolwiek  stanowisko  wobec  kapitalizmu,  to  była  to  z  pewno ci   tradycjonalistyczna,  przewa nie  tylko  niejasno 
odczuwana  niech   do  rozprzestrzeniaj cej  si   szybko,  bezosobowej,  a  wi c  trudnej  do  uj cia  w  kategoriach  etycznych, 
władzy  kapitału.  Wida   to  u  Lutra,  w  jego  wypowiedzi  o  Fuggerach  i  w  ogóle  o  operacjach  pieni nych.  Z  drugiej  za  
strony istniała konieczno  dostosowania si  do stanu faktycznego. Ale to nie nale y do naszego tematu; zakaz pobierania 
procentu  i  jego  losy  maj   dla  nas  znaczenie  pewnych  symptomów,  a  i  to  w  ograniczonym  stopniu.  Etyka  ekonomiczna 
teologów — skotystów, zwłaszcza za  mendikantystów,. Bernardyna ze Sieny i Antoniana z Florencji, a wi c racjonalnie, 
ascetycznie my l cych, pi miennych mnichów — zasługuje bez w tpienia na wi cej uwagi i nie mo emy jej potraktowa  
marginesowo. Pisarze ci staraj  si  — i s  w tym staraniu poprzednikami niektórych jezuitów — usprawiedliwi  moralnie 
zysk  przedsi biorcy-kupca  jako  rekompensat   za  jego  industria,  a  wi c  jako  zysk  dozwolony.  Poj cie  industria  i  jego 
ocena wynika ostatecznie z zakonnej ascezy, ale chyba tak e, według własnych  ródeł, znanych z wypowiedzi Gianozzo, 
z ksi owskiego słownictwa przej tego przez Albertiego (O etyce zakonnej jako poprzedniczce pó niejszych ascetycznych 
sformułowa   protestantyzmu  b dziemy  mówi   bardziej  szczegółowo  pó niej).  Zal ki  podobnych  koncepcji  znajdujemy 
u cyników,  na  pohelle skich  napisach  grobowych  i,  w  zupełnie  innych  warunkach,  w  Egipcie.  Całkowicie  natomiast 
brakuje (podobnie jak u Albertiego) czego , co jest dla nas decyduj ce. Nie  ma tam charakterystycznej dla ascetycznego 
protestantyzmu koncepcji   zapewnienia   własnego zbawienia — tego certitudo salutis [mo liwo  zbawienia] w zawodzie 
—  a  wi c  psychicznych  premii  zwi zanych  z  tym  typem  religijno ci.  Z  industria,  z  konieczno ci  nieobecnych 
w katolicyzmie, gdy   rodki zbawienia były tam inne. W przypadku tych pisarzy mamy do czynienia z nauk  etyczn  — 
nie za  z indywidualnymi wskazówkami, jak doj  do zbawienia. Z dostosowaniem — nie za  z argumentacj  wychodz c  
z centralnych pozycji religijnych, jak w przypadku wewn trznej ascezy. Zreszt  nawet te próby dostosowania si  były a  
do  czasów  dzisiejszych  kwestionowane.  Mimo  to  znaczenie  tych  etycznych  koncepcji  mnichów  jako  symptomatycznych 
wcale nie jest zerowe. Ale rzeczywiste »pocz tki« etyki religijnej, dotycz cej współczesnego poj cia zawodu, powstawały 
w sektach i u rozłamowców, szczególnie u Wyclifa, cho  Brodnitz (Englische Witschaftageschichte) bardzo przecenia jego 
znaczenie pisz c, i  wpływ jego był tak silny,  e purytanizm nie mógł zrobi  niczego innego. Tym wszystkim nie mo emy 

background image

 

12

naprzeciw  doktrynie  katolickiej  włoskich,  tak  ci le  zwi zanych  z  Ko ciołem,  kr gów  finansowych. 
Pami ta   za   trzeba,  e  u ywane  przez  w.  Tomasza  okre lenie  turpitudo  [haniebne]  (którym 
pi tnowano  nawet  nieuniknione,  a  wi c  etycznie  dozwolone  osi ganie  zysku),  charakteryzowało 
antychrematystyczne pogl dy do  szerokich kr gów

20

.

 

I nawet tam, gdzie doktryna przystosowała si  jeszcze bardziej, jak u Antonina z Florencji, nigdy 

nie znikn ło bez reszty poczucie,  e w przypadku działalno ci zarobkowej jako celu samego w sobie, 
mamy do czynienia z pudendum [wstydliwo ci ], któr  istniej cy porz dek  ycia nakazuje tolerowa . 
Poszczególni etycy tamtej epoki, zwłaszcza nominali ci, godzili si  z pierwocinami kapitalistycznych 
form  ekonomicznych,  jako  po    prostu  z  rzeczywisto ci .  Próbowali  przedstawia   je  jako  dozwolone, 
etycznie bez zarzutu, gdy  handel i industria s  konieczne: zreszt  nie bez wewn trznej sprzeczno ci. 
Natomiast  panuj ca  etyka  odrzucała  turpitudo  jako  »ducha  kapitalistycznego

«

,  a  przynajmniej  nie 

potrafiła  oceni   go  pozytywnie  pod  wzgl dem  moralnym.  Taka  »moralna  ocena«,  jak  u  Franklina, 
byłaby  po  prostu  nie  do  wyobra enia.  Był  to  przede  wszystkim  pogl d  samych  zainteresowanych 
kr gów kapitalistycznych. Praca ich  ycia, o ile stali na gruncie tradycji ko cielnej, była w najlepszym 
razie  czym   moralnie  indyferentnym,  tolerowanym,  ale  te   —  cho by  z  powodu  stałego 
niebezpiecze stwa kolizji z ko cielnym zakazem lichwy — czym  dla zbawienia w tpliwym. Bardzo 
znaczne sumy, jak pokazuj   ródła, otrzymywały instytucje ko cielne po  mierci bogatych ludzi jako 
»opłat   sumienia«;  czasem  te   otrzymywali  je  dawniejsi  dłu nicy,  jako  zwrot  niesłusznie  pobranych 
usura  [procentów].  Inaczej  było  w  kr gach  patrycjatu,  ju   oderwanych  od  tradycji,  no  i  oczywi cie 
w ród heretyków. Ale równie  ludzie sceptyczni i oderwani od Ko cioła, dla zabezpieczenia si  przed 
niepewnym stanem po  mierci, jako  e zewn trzne poddawanie si  nakazom Ko cioła wystarczało do 
zbawienia,  woleli  na  wszelki  wypadek  posłu y   si   jakimi   sumami

21

.  Wła nie  tu  wida   wyra nie 

pozaetyczny,  czy  wr cz  sprzeczny  z  etyk ,  przypisywany  swojej  działalno ci  przez  samych 
zainteresowanych,  charakter.  Jak  wi c  z  tego,  zaledwie  etycznie  tolerowanego  działania,  powstał 
zawód  w  rozumieniu  Franklina?  Jak  wyja ni   fakt,  e  w  samym  centrum  rozwoju  kapitalizmu 
ówczesnego  wiata,  we  Florencji  XIV  i  XV  wieku,  na  tym  rynku  kapitałowym  wszystkich  pot g 
politycznych,  moralnie  podejrzane  lub  co  najwy ej  tolerowane  było  to,  co  w  prowincjonalno-
mieszcza skiej Pensylwanii wieku XVIII — gdzie z braku pieni dza ci gle groził powrót do wymiany 
naturalnej, gdzie nie było wi kszych zakładów produkcyjnych, a dopiero zaczynały powstawa  banki 
—  jak  to  mogło  by   uwa ane  za  tre   moralnie  chwalebnego  czy  wr cz  zalecanego  sposobu  ycia? 
Mówienie  o  »odzwierciedleniu«  stosunków  »materialnych«  w  »idealnej  nadbudowie«  byłoby  tu 
czystym  nonsensem.  Z  jakiego  kr gu  my lowego  wyszła  wi c  idea  zaliczenia  działalno ci 
ukierunkowanej tylko na zysk do tej kategorii »zawodów«, z któr  jednostka czuła si  ju  zwi zana? 
Była  to  bowiem  idea,  która  dała  punkt  zaczepienia  i  etyczn   podbudow   dla  wytworzenia  si  
przedsi biorcy »nowego stylu«. 

Za  podstawowy  element  nowoczesnej  gospodarki  uznawano  —  czynił  to  konkretnie  Sombart, 

w swych  cz sto  bardzo  udanych  wywodach  —  »racjonalizm  ekonomiczny«.  Jest  to  niew tpliwie

 

słuszne,  je li  rozumie   pod  tym  poj ciem  zwi kszenie  wydajno ci  pracy,  które  poprzez  podział 

                                                                                                                                                                                                      
(i nie powinni my) si  teraz szczegółowo zajmowa . Nie mo na bowiem jeszcze w tym miejscu powiedzie , czy i na ile 
chrze cija ska  etyka  redniowieczna  rzeczywi cie  pracowała  na  rzecz  stworzenia  warunków  zaistnienia  »ducha 
kapitalizmu«. 

20

  Słowa Ewangelii i tłumaczenie Wulgaty nihil inde sperantes [niczego si  tego nie spodziewaj c] (u A. Merxa grecki 

odpowiednik  -  neminem  desperantes  [nie  pozbawia   nikogo  nadziei])  zalecały  wi c  dawanie  po yczek  ka demu,  tak e 
ubogiemu  bratu,  bez  wspominania  w  ogóle  o  oprocentowaniu.  Zdanie  Deo  places  vix  potest  uznawane  jest  obecnie  za 
aria skie (co pod wzgl dem merytorycznym jest dla nas nieistotne). 

Zob.  Ł,  6,  34  i  35:  »A  je eli  po yczacie  tym,  od  których  si   spodziewacie  odebra ,  jak   łask   macie?  Albowiem 
i grzesznicy grzesznikom po yczaj , aby zasi  tyle odebra . Owszem, miłujcie nieprzyjacioły wasze, i czy cie im dobrze, 
i po yczajcie, nic si  st d nie spodziewaj c, a b dzie wielka zapłata wasza, i b dziecie synami Najwy szego; albowiem on 
dobrotliwy jest przeciw niewdzi cznym i złym«. (Tłum. Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne). 

21

 Jak próbowano poradzi  sobie z zakazem lichwy, poucza np. Ksi ga I. s. 65 Statuti del Arte di Calimala (t. III, s. 246): 

Mowa  tu  o  urz dowym 

daniu  pieni dzy  na  ten  cel  przez  cechy.  Wysoce  charakterystyczne  dla  pozaetycznego  statusu 

zysków  kapitałowych  s   takie  pó niejsze  wskazówki  oraz  nakaz,  by  wszystkie  procenty  i  zyski  ksi gowa   jako 
»podarunek«.  Odpowiednikiem  dzisiejszych  czarnych  list  giełdy  przeciwko  podnosz cym  oprocentowanie  było  pi tno-
wanie tych, którzy zgłaszali w s dzie ko cielnym exceptio usurariae pravitatis [ograniczenia lichwiarskie dla prywatnych]. 

background image

 

13

procesu  produkcyjnego  na  zasadach  naukowych  zlikwidowało  jego  uzale nienie  od  naturalnych 
ogranicze  osoby ludzkiej. Ten proces racjonalizacji w dziedzinie techniki i ekonomiki warunkuje bez 
w tpienia  wa n ,  cz

 »ideałów  yciowych« współczesnego społecze stwa kapitalistycznego. Praca 

w  słu bie  racjonalnego  kształtowania  zaopatrzenia  ludno ci  w  dobra  materialne  przy wiecała 
przedstawicielom »ducha kapitalistycznego« bez w tpienia zawsze, jako naczelny cel pracy ich  ycia. 
Wystarczy  przeczyta   np.  opis  d e   Franklina  w  słu bie  rozwoju  gminy  Filadelfii,  by  stało  si   to 
jasne. A ta rado , ta duma wielu ludzi,  e »daj  prac « wielu innym,  e przyczyniaj  si  do rozkwitu 
swojego  miasta  —  to  wszystko  jest  niew tpliwym  elementem  owej  »idealistycznie«  interpretowanej, 
wła ciwej współczesnemu przedsi biorcy, rado ci  ycia. Jedn  z podstawowych cech kapitalistycznej 
gospodarki  prywatnej  jest  tak e  to,  e  racjonalizuje  ona  działanie  na  bazie  dokładnej,  rachunkowej 
konkluzji.  e  jest  planowo  i  trze wo  ukierunkowana  na  sukces  gospodarczy,  w  przeciwie stwie  do 
chłopskiego  ycia  cechowego  oraz  »kapitalizmu  awanturniczego«,  opartego  na  wykorzystywaniu 
szans politycznych i na racjonalnej spekulacji. 

Wydaje  si   wi c,  e  najłatwiej  zrozumie   rozwój  »ducha  kapitalistycznego«  jako  fragment 

ogólnego  rozwoju  kapitalizmu,  wywodz c  go  od  pryncypialnego  stanowiska  wobec  ostatecznych 
problemów  yciowych.  Protestantyzm  wchodziłby  wówczas  historycznie  w  gr   tylko  o  tyle,  o  ile 
odegrał  pewn   rol   jako  »pierwszy  owoc«  racjonalistycznych  pogl dów  na  ycie.  Jednak,  gdy  tylko 
poczyni  si   tak  powa n   prób   interpretacji,  okazuje  si ,  e  uproszczenie  problemu  nic  nie  daje.  Ju  
cho by  z  tego  powodu,  e  rozwój  racjonalnego  my lenia  nie  był  wcale  zjawiskiem  przebiegaj cym 
równolegle  w  poszczególnych  dziedzinach  ycia.  Na  przykład  racjonalizacja  prawa  prywatnego 
osi gni ta  została  —  je li  uzna   za  tak   uproszczenie  poj   i  rozdzielenie  materiału  poznawczego 
w swej najwy szej formie, w prawie rzymskim — w pó niejszym okresie staro ytno ci, za  prawo to 
pozostało  najbardziej  zacofane  w  niektórych  krajach  najbardziej  pod  wzgl dem  ekonomicznym 
zracjonalizowanych. Dotyczy to zwłaszcza Anglii, gdzie renesans prawa rozbił si  swego czasu o opór 
wielkich  cechów  prawniczych,  podczas  gdy  w  katolickich  regionach  Europy  Południowej  panowało 
ono przez cały czas. Czysto doczesna, racjonalna filozofia znalazła w wieku XVII podatn  gleb  nie 
wył cznie,  a  nawet  nie  przede  wszystkim  w  krajach,  gdzie  kapitalizm  był  najbardziej  rozwini ty. 
Wolterianizm  jest  do  dzi   pr dem  rozpowszechnionym  w ród  wy szych  i,  co  najwa niejsze,  tak e 

rednich  warstw  krajów  roma sko-katolickich.  Je li  pod  poj ciem  »praktycznego  racjonalizmu« 

rozumie   ten  sposób  ycia,  w  którym  wiat  sprowadza  si   wiadomie  do  doczesnych  interesów 
poszczególnego  »ja«  i  wszystko  ocenia  si   według  niego,  to  styl  ten  do  dzi   maj   we  krwi  wła nie 
narody liberum arbitrium, jak Włosi i Francuzi. Mogli my si  ju  uprzednio przekona ,  e wcale nie 
jest to gleba, na której lubi wyrasta  taki stosunek do »zawodu« jako zadania  yciowego, jakiego po-
trzebuje  kapitalizm.  »Racjonalizowa «  mo na  z  bardzo  ró nych  punktów  widzenia  i  w  ró nych 
kierunkach,  o  czym  powinien  pami ta   ka dy,  kto  chce  analizowa   poj cie  »racjonalizmu«. 
»Racjonalizm

«

  to  poj cie  historyczne,  zawieraj ce  w  sobie  wiele  przeciwie stw.  B dziemy  musieli 

zbada ,  jakiego  ducha  wytworem  jest  ta  konkretna  forma  »racjonalnego«  my lenia  i  ycia,  z  której 
wyrosła  idea  »zawodu«  i  to  irracjonalne,  z  punktu  widzenia  eudajmonistycznych  interesów, 
po wi cenie  si   pracy  zawodowej,  które  było  i  jest  nadal  jednym  z  charakterystycznych  składników 
kapitalistycznej  kultury.  Nas  interesuje  tu  pochodzenie  elementu  irracjonalnego,  zawartego  w  tym 
i w ka dym innym poj ciu »zawodu«. 

background image

 

14