background image

Rozdział 3 

Udaliśmy  się  do  innego  pokoju.  Był  on  mniejszy  niż  salka  konferencyjna,  ale  równocześnie 

bardziej przytulny. Na jednej ścianie wisiało wielkie lustro, szkło miało małą niedoskonałość, w jednym 
jego  rogu  było  kilka  bąbli.  W  niektórych  miejscach  widniały  też  ciemniejsze  plamki.  Rama  miała 
złocone brzegi i widać było po niej upływ lat. Należało do prababki pana Biggsa. Byliśmy już wcześniej 
tutaj, w prywatnym gabinecie pana Biggsa, żeby odbyć kilka poufnych rozmów telefonicznych. 

Galen, Rhys i Abeloec czekali na swoją  kolej, na przesłuchanie w sali konferencyjnej. Nie byli 

w stanie  zrobić  nic  więcej,  poza  zaprzeczeniem  zarzutom.  Abe  stał  ze  swoimi  idealnie  paskowanymi 
włosami:  czarnymi,  szarymi,  białymi,  jak  u  jakiegoś  pomysłowego  Gotha.  Ale  jego  włosy  nie  były 
farbowane,  tylko  naturalne.  Jego  blada  skóra  i  szare  oczy  pasowały  do  wyglądu.  Wyglądał  dziwnie 
w swoim  grafitowoszarym  garniturze.  Żaden  krawiec  nie  był  w  stanie  sprawić,  żeby  to  ubranie 
wyglądało na wybrane przez niego samego. Był imprezowiczem przez wieki, a jego strój zazwyczaj to 
odzwierciedlał.  Abe  nie  miał  alibi,  ponieważ  w  czasie,  kiedy  został  oskarżony  o  atak,  zabawiał  się 
piciem i narkotykami. Był czysty i trzeźwy zaledwie od około dwóch dni. Sidhe tak naprawdę nie mogą 
uzależnić  się  od  niczego,  nie  mogą  tak  naprawdę  upić  się,  czy  oszołomić  narkotykami  do 
nieprzytomności. To ujemna strona naszego pochodzenia. 

Istoty  magiczne  nie  mogą  się  uzależnić,  ale  nie  mogą  też  pić  i  narkotyzować  się,  ukrywając  to 

przed innymi. Mogą pić, ale tylko do pewnego punktu. 

Galen wyglądał spokojnie, z chłopięcą elegancją, w swoim brązowym garniturze. Nie pozwolili 

mu  nosić  zieleni,  bo  wydobywała  zielone  odcienie z  jego  białej  skóry.  Wydawali  się  nie  rozumieć,  że 
brąz sprawiał, że zielony odcień jego skóry wydawał się ciemniejszy, bardziej dostrzegalny. Jego zielone 
loki były krótko obcięte, tylko cienki warkoczyk przypominał, że kiedyś jego włosy opadały wspaniałą 
falą  aż  do  kostek.  Miał  najlepsze  alibi  z  nich  wszystkich,  ponieważ  w  chwili,  kiedy  domniemany  atak 
miał miejsce, kochał się ze mną. 

Czasem mogłabym opisać Rhysa jako chłopięco przystojnego, ale nie dzisiaj. Dziś wydawał się 

dorosły w każdym calu, całe jego 5 stóp 6 cali.

1

 Był jedynym strażnikiem wśród tych, którzy byli dzisiaj 

ze  mną,  który  miał  mniej  niż  6  stóp  wzrostu.  Rhys  był  nadal  przystojny,  ale  utracił  coś  ze  swojej 
chłopięcości,  lub  może  zyskał  coś  innego.  Czy  ktoś,  kto  ma  ponad  tysiąc  lat,  kto  kiedyś  był  bogiem 
Cromm Cruach, mógłby po prostu dorosnąć? Gdyby był człowiekiem, tak właśnie powiedziałabym, że 
doświadczenia ostatnich dni pozwoliły mu w końcu dorosnąć. Ale arogancją wydawało się myślenie, że 
moje małe przygody mogły wywrzeć taki efekt na kimś, kto kiedyś był uwielbiany jako bóg. 

Jego  białe  włosy  opadały  lokami  na  ramiona,  a  potem  w  dół  jego  szerokich  pleców.  Był 

najniższy  z  moich  strażników  sidhe,  ale  wiedziałam,  że  ciało  pod  garniturem  było  najbardziej 
umięśnione. Brał ćwiczenia bardzo poważnie. Miał opaskę przykrywającą większość blizn, które zostały 
mu zadane wieki temu.  Jego jedyne oko było urocze, trzy okręgi błękitu, jak ustawione rzędem kawałki 
nieba w różnych dniach roku. Jego usta były miękkie i pełne, lekko wydęte, jakby jego wargi błagały, by 
je całować. Nie wiem, co takiego się stało, co spowodowało ten nowy, poważny wygląd, ale widziałam 
w nim nową głębię, jakby było w nim coś więcej, niż jeszcze kilka dni temu. 

                                                

1

 ok. 168 cm 

background image

Był jedynym z tej trójki, który przebywał poza kopcami faerie, kiedy przypuszczalny atak miał 

miejsce. W rzeczywistości został zaatakowany przez wojowników Seelie i oskarżony o zbrodnię. Wyszli 
na zimowy śnieg, polując na moich mężczyzn stalą i hartowanym żelazem, jedyną rzeczą, która może 
naprawdę  zranić  wojowników  sidhe.  Najczęściej,  nawet  w  trakcie  pojedynków  pomiędzy  dworami, 
walczymy  bronią,  która  nie może  spowodować  prawdziwych  obrażeń,  sprowadzić  na  nas  prawdziwej 
śmierci. To przypominało trochę te filmy akcji, gdzie ludzie walczą, ale potem wracają po więcej. Stal 
i hartowane żelazo było bronią do zabijania. Już to samo było naruszeniem pokoju pomiędzy dwoma 
dworami. 

Prawnicy spierali się. 

- Lady Caitrin utrzymuje, że atak miał miejsce w dniu, w którym moi klienci przebywali w Los 

Angeles – stwierdził Biggs. – Moi klienci nie mogli zrobić czegokolwiek w Illinois, kiedy byli cały dzień 
w Kalifornii. W wątpliwy dzień jeden z oskarżonych pracował w Agencji Detektywistycznej Greya i był 
widziany przez światków cały dzień. 

To  pewnie  był  Rhys.  Uwielbiał  pracę  detektywa.  Uwielbiał  pracować  jako  tajniak,  a  był 

wystarczająco  dobry  w  magii  osobistej,  że  mógł  wykonywać  ją  lepiej  niż  ludzki  detektyw.  Praca 
w przebraniu, jako przynęta, tylko po części wydawała się atrakcyjna. Musisz mieć poczucie słuszności 
działania w stosunku do osoby, którą starasz się złapać. W minionych latach pracowałam jako przynęta. 
Teraz nikt nie pozwoliłby mi narażać się na takie niebezpieczeństwa. 

W jaki więc sposób atak na Lady Caitrin mógł mieć miejsce, zanim przybyliśmy do faerie? Czas 

znów zaczął biec różnie w krainie faerie. Zmiana zaczęła się w kopcu Unseelie, to ja byłam jej centrum. 

- Czas płynie dziwnie w całej krainie faerie – wtrącił się Doyle - po raz pierwszy od wieków, ale 

zamiana  ta  była  najbardziej  znacząca  w  twojej  obecności,  Meredith.  Teraz,  kiedy  wyjechałaś,  nadal 
płynie dziwnie, chociaż obecnie nie ma dostrzegalnych różnic pomiędzy dworami.

  

To  było  równocześnie  interesujące  i  niepokojące,  że  czas,  nie  tyle  cofnął  się  dla  mnie,  ile 

rozciągnął się. Był styczeń dla nas i na dworach, ale data nadal nie była taka sama. Minął spokojnie bal 
bożonarodzeniowy, na którym mojemu wujkowi Taranisowi tak bardzo zależało, żebym była obecna. 
Zdecydowaliśmy,  że  uczestnictwo  w  nim  będzie  dla  mnie  zbyt  niebezpieczne.  Oskarżenia  przeciwko 
moim strażnikom potwierdzały, że Taranis miał jakiś cel, ale jaki? Taranis miał plan, ale cokolwiek to 
nie było, było to niebezpieczne dla każdego poza nim samym. 

- Król Taranis tłumaczył nam, że czas płynie inaczej w krainie faerie, niż w rzeczywistym świecie 

– powiedział Shelby. 

Wiedziałam,  że  Taranis  nie  powiedział  „w  rzeczywistym  świecie”  ponieważ  dla  niego  Dwór 

Seelie był rzeczywistym światem. 

-  Mogę  zadać  pytanie  pana  klientowi?  –  Zapytał  Veducci.  Pozostawał  poza  całą  grupą. 

W rzeczywistości odezwał się po raz pierwszy, od kiedy zmieniliśmy pokój. To mnie denerwowało. 

- Proszę pytać – powiedział Biggs - ale to my zadecydujemy, czy na nie odpowiedzą. 

Veducci  skinął  głową  i  odszedł  od  ściany,  o  którą  się  opierał.  Uśmiechnął  się  do  nas.  Tylko 

twardość w jego oczach pozwoliła mi się domyśleć, że ten uśmiech był nieszczery. 

-  Sierżancie  Rhys,  czy  był  pan  na  terenie  ziem  faerie  w  ten  dzień,  w  którym  Lady  Caitrin 

oskarżyła pana o zaatakowanie jej? 

background image

- O rzekome zaatakowanie jej – powiedział Biggs. 

Veducci skinął głową. 

- Czy był pan na terenie ziem faerie, kiedy ten rzekomy atak na Lady Caitrin miał miejsce? 

Dobrze powiedziane. Powiedziane tak, że trudno było tańczyć dookoła prawdy, bez skłamania 

wprost. 

Rhys uśmiechnął się do niego, przez chwilę mignęła mi ta jego mniej poważna część, ta, którą 

w moim życiu pokazywał mi najczęściej. 

- Byłem na ziemiach faerie, kiedy domniemany atak miał miejsce. 

Veducci  zadał  to  samo  pytanie  Galenowi.  Galen  wyglądał  mniej  pewnie  niż  Rhys,  ale 

odpowiedział. 

- Tak, byłem. 

- Tak – odpowiedział po prostu Abe. 

Farmer poszeptał do Biggsa, po czym zadał następne pytanie. 

- Sierżancie Rhys, czy był pan tutaj, w Los Angeles w dzień domniemanego ataku? 

Pytanie dowodziło, że nasi prawnicy nie rozumieli sposobu, w jaki czas płynie w faerie. 

-Nie, nie byłem. 

- Ale był pan tutaj cały dzień, mamy na to świadków – stwierdził Biggs. 

Rhys uśmiechnął się do niego. 

-  Ale  dzień  w  Los  Angeles  nie  był  tym  samym  dniem,  w  którym  Lady  Caitrin  oskarżyła  nas 

o domniemany atak. 

- To ta sama data – upierał się Biggs. 

- Tak – odrzekł Rhys cierpliwie - ale ta sama data nie oznacza, że to był ten sam dzień. 

Teraz  tylko  Veducci  uśmiechał  się.  Wszyscy  pozostali  wyglądali,  jakby  bardzo  intensywnie 

myśleli, lub zastanawiali się, czy czasem Rhys nie oszalał. 

- Może pan to wyjaśnić? – Zapytał Veducci nadal wyglądając na zadowolonego. 

-  To  nie  tak,  jak  w  opowieściach  science-fiction,  gdzie  możemy  podróżować  w  czasie  do 

minionego  dnia  –  powiedział  Rhys.  –  Nie możemy  być naprawdę  w  dwóch miejscach  w  tym  samym 
czasie.  Dla  nas,  panie  Veducci,  to  był  naprawdę  nowy  dzień.  To  nie  było  tak,  że  nasze  sobowtóry 
przeżywały  w  faerie  ten  dzień.  Ten  dzień  w  faerie  minął.  Tutaj  w  Los  Angeles  był  nowy  dzień. 
Zdarzyło się tak, że te dwa dni miały tę samą datę, więc na zewnątrz faerie wydawało się, że powtórzył 
się ten sam dzień. 

- Czy więc był pan w faerie w tym dniu, kiedy została zaatakowana? – Zapytał Veducci. 

background image

Rhys uśmiechnął się do niego prawie rozbawiony. 

- Tak, byłem tam w dniu, kiedy została rzekomo zaatakowana. 

- To będzie koszmar dla ławy przysięgłych – stwierdziła Nelson. 

- Poczekaj, aż będziemy wymagać, by w ławie przysięgłych znaleźli się im podobni – powiedział 

Farmer prawie szczęśliwy. 

Nelson zbladła pod swoim gustownym makijażem. 

- Im podobni w ławie przysięgłych? – Powtórzyła miękko. 

-  Czy  ława  przysięgłych  złożona  z  ludzi  naprawdę  zrozumie,  co  oznacza  bycie  w  dwóch 

miejscach o tej samej dacie? – Zapytał Farmer. 

Prawnicy popatrzyli po sobie. Tylko Veducci wydawał się nie podzielać zażenowania. Myślę, że 

już  to  wszystko  przemyślał.  Teoretycznie  jego praca  sprawiała,  że dysponował mniejszymi  wpływami 
niż Shelby i Cortez, ale mógł pomóc im nas skrzywdzić. Za wszystkich naszych przeciwników Veducci 
był tym, którego chciałabym pozyskać najbardziej. 

- Tutaj i teraz staramy się uniknąć postępowania przed ława przysięgłych – odezwał się Biggs. 

- Jeżeli zaatakowali tę kobietę – wtrącił się Shelby - wtedy muszą przynajmniej zostać zamknięci 

w faerie. 

- Musimy dowieść ich winę, zanim zaczniemy rozważać karę – powiedział Farmer. 

-  Co  z  powrotem  doprowadziło  nas  do  stwierdzenia,  że  nikt  z  nas  tak  naprawdę  nie  chce  iść 

z tym do sądu – cichy głos Veducciego opadł w pokoju jak kamień rzucony w stado ptaków. Pozostali 
prawnicy wydawali się przestraszeni, jak te ptaki podlatujące w zakłopotaniu. 

- Proszę nie oddalać naszej sprawy, zanim jej nie zaczęliśmy - powiedział Cortez nieszczęśliwym 

głosem. 

-  To  nie  jest  sprawa,  Cortez,  to potencjalna  katastrofa,  której  staramy  się  uniknąć  –  stwierdził 

Veducci. 

- Dla kogo katastrofa, dla nich? – Odezwał się Cortez wskazując na nas. 

- Dla wszystkich w faerie, potencjalnie – odrzekł Veducci. – Czy czytaliście historię o ostatniej 

wielkiej wojnie pomiędzy ludźmi i istotami magicznymi, która miała miejsce w Europie? 

- Ostatnio nie – odpowiedział Cortez. 

Veducci rozejrzał się po pozostałych prawnikach. 

- Czy ja jestem jedynym, który to przeczytał? 

Grover podniósł rękę. 

- Ja przeczytałem. 

Veducci uśmiechnął się do niego, jakby był jego najbardziej ulubioną osobą na świecie. 

background image

- Powiedz więc tym inteligentnym ludziom, od czego zaczęła się ostatnia wielka wojna. 

- Zaczęła się od sprzeczki pomiędzy Dworami Seelie i Unseelie. 

-  Dokładnie  –  dodał  Veducci.  –  A  potem  rozprzestrzeniła  się  na  Wyspy  Brytyjskie  i  część 

kontynentu Europejskiego. 

- Czy pan mówi, że jeżeli nie załagodzimy tego sporu, to dwory rozpoczną wojnę? – Zapytała 

Nelson. 

-  Są  tylko  dwie  rzeczy,  które  Thomas  Jefferson  i  jego  gabinet  określili  jako  niewybaczalne 

przestępstwa  dla  istot  magicznych  na  amerykańskiej  ziemi  –  powiedział  Veducci.  -  Nigdy  nie  będą 
pozwalać,  by  byli  czczeni  jako  bóstwa  i nigdy  nie będą  prowadzić  wojny pomiędzy  dwoma  dworami. 
Jeżeli cokolwiek z tego zdarzy się, zostaną wygnani z ostatniego kraju na ziemi, który pozwolił im na 
pobyt. 

- Wiemy o tym – powiedział Shelby. 

- Ale czy zastanawialiście się, dlaczego Jefferson umieścił te dwie zasady, zwłaszcza tę o wojnie? 

- Ponieważ byłoby to szkodliwe dla naszego kraju – odrzekł Shelby. 

Veducci potrząsnął głową. 

- Na kontynencie europejskim nadal jest krater prawie tak szeroki, jak najszersza część Wielkiego 

Kanionu.  Ta  dziura  pozostała  po ostatniej  wielkiej  bitwie  w  tej  wojnie.  Pomyślcie,  co by było,  gdyby 
coś takiego stało się w centrum kraju, pośrodku regionu najbardziej rozwiniętego gospodarczo? 

Spojrzeli  po  sobie.  Nie  pomyśleli  o  tym.  Dla  Shelbiego  i  Corteza  to  była  bardzo  dochodowa 

sprawa. Szansa, by istoty magiczne zostały wciągnięte w zasięg działania prawa. Każdy z nich patrzył na 
tę sprawę krótkowzrocznie. Poza Veduccim i może Groverem. 

- Co więc pan proponuje? – Zapytał Shelby. – Po prostu pozwolić im odejść? 

- Nie, jeśli są winni. Ale chcę, żeby każdy w tym pokoju zrozumiał, jaka jest stawka, tylko to – 

odpowiedział Veducci. 

- To brzmi tak, jakby pan był po stronie księżniczki – odrzekł Cortez. 

-  Księżniczka  nie  podarowała  zegarka  z  ukrytym  urokiem  ambasadorowi  Stanów 

Zjednoczonych, żeby ją faworyzował. 

- Skąd wiemy, że księżniczka tego nie zrobiła, by nas oszukać? - Zapytał Shelby. Brzmiało tak, 

jakby nawet w to wierzył. 

Veducci odwrócił się do mnie. 

-  Księżniczko  Meredith,  czy  dała  pani  Ambasadorowi  Stevensovi  jakikolwiek  przedmiot 

magiczny lub doczesny, który mógłby wpłynąć na jego opinię o pani i dworze, któremu pani sprzyja? 

Uśmiechnęłam się. 

-Nie, nie dałam. 

background image

- Oni naprawdę nie mogą kłamać, jeżeli zapyta się wprost – stwierdził Veducci. 

- A więc dlaczego lady Caitrin oskarża tych mężczyzn podając ich imiona i rysopis? Wydaje się 

autentycznie wstrząśnięta. 

- Tu jest problem – odrzekł Veducci. – Musiałaby kłamać na zadane jej pytanie. Zadawałem jej 

pytania  wprost  i  była  niezachwiana  –  spojrzał  na  nas,  na  mnie.  –  Rozumie  pani,  co  to  oznacza, 
Księżniczko? 

Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. 

-  Wydaje  mi  się,  że  tak.  Oznacza  to,  że  Lady  Caitrin  może  stracić  wszystko.  Jeżeli  zostanie 

przyłapana  na  jawnym  kłamstwie,  zostanie  wygnana  z  faerie.  Dla  arystokratki  Seelie  wygnanie  jest 
gorsze od śmierci. 

- Nie tylko dla arystokraty – wtrącił Rhys. 

Inni strażnicy potwierdzili. 

- Ma rację – powiedział Doyle. – Nawet pomniejsza istota magiczna zrobiłaby wiele, by uniknąć 

wygnania. 

- Jakim więc sposobem może kłamać? – Zapytał nas Veducci. 

Odezwał się Galen, cichym, trochę niepewnym głosem. 

- Czy to mogłaby być iluzja? Czy ktoś mógłby użyć magii, by ją oszukać? 

- Chodzi panu o to, że ktoś sprawił, że myślała, że została zaatakowana, podczas gdy nie była? – 

Zapytała Nelson. 

- Nie wydaje mi się, żeby możliwe było oszukanie kogoś, kto jest sidhe – powiedział Veducci. 

Spojrzał na nas. 

- A co jeśli to nie była całkowita iluzja? – Zapytał Rhys. 

- Co masz na myśli? – Zapytałam. 

- Tworzysz drzewo z małej sadzonki rosnącej w ziemi. Tworzysz zamek z ruin innego – odrzekł. 

- Byłoby łatwiejsze stworzyć coś takiego z czegoś istniejącego fizycznie – dodał Doyle. 

- Co mogłoby być taką podstawą przy ataku? – Zapytał Galen. 

Doyle  spojrzał  na  niego.  Spojrzenie  było  wymowne,  ale  Galen  go  nie  zrozumiał.  Ja  pierwsza 

zrozumiałam. 

- Chodzi ci o te historie o naszych ludziach pojawiających się jako martwi wojownicy wchodzący 

przez okna sypialni, czy coś w tym rodzaju? 

- Tak – odrzekł Doyle. – Iluzja użyta jako przebranie. 

- Tylko kilkoro w faerie ma teraz na tyle mocy, żeby zrobić coś podobnego – stwierdził Mróz. 

background image

- W faerie jest tylko jeden, który mógłby zrobić coś takiego – powiedział Galen. Jego oczy stały 

się nagle bardzo poważne. 

- Chodzi ci o… - zaczął mówić Mróz, ale przestał. Wszyscy o tym pomyśleliśmy. 

- Co za sukinsyn – powiedział Abe. 

Veducci odezwał się, jakby czytał w naszych myślach, to sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się, 

czy bez jego środków ochronnych przed faerie odczytałabym go jako medium lub coś więcej. 

- Król Światła i Iluzji, jak dobra jest jego moc iluzji? 

- Kurwa – powiedział Shelby  – Nie może pan tego tak po prostu powiedzieć. Nie może pan dać 

im uzasadnionej wątpliwości. 

Veducci uśmiechnął się do nas. 

-  Księżniczka  i  jej  ludzie  mieli  uzasadnioną  wątpliwość,  kiedy  weszli  do  tego  pokoju,  ale  nie 

oskarżyli króla na głos przed nami. Trzymali to w sekrecie nawet przed swoimi prawnikami. 

Miałam  okropny  pomysł.  Ruszyłam  w  stronę  Veeducciego,  tylko  ręka  Doyle’a  na  moim 

ramieniu  powstrzymała  mnie  od  dotknięcia  mężczyzny.  Miał  rację,  możliwe,  że postrzegaliby  to  jako 
magiczną ingerencję. 

- Panie Veducci, czy zamierza pan oskarżyć mojego wujka o spisek w czasie dzisiejszej rozmowy 

przed lustrem? 

- Pomyślałem, że zostawię to pani prawnikom. 

Moja skóra nagle stała się zimna. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Veducci wyglądał na 

niepewnego, prawie sięgnął do mnie. 

- Księżniczko, dobrze się czujesz? 

-  Boję  się  o  pana,  o  was  wszystkich  i  o  nas  –  powiedziałam.  –  Nie  rozumiecie  Taranisa.  Jest 

absolutnym władcą na Dworze Seelie od ponad tysiąca lat. To sprawiło, że jego arogancja jest większa 
niż  możecie  to  sobie  wyobrazić.  Udaje  wesołego,  przystojnego  króla  wobec

 

was,  ludzi,  ale  pokazuje 

zupełnie  inną  twarz  nam,  na  Dworze  Unseelie.  Jeżeli  oskarżycie  go  o  to  bez  ogródek,  nie  wiem,  co 
może zrobić. 

- Może nas zranić? – Zapytała Nelson. 

-  Nie,  ale  może  użyć  przeciwko  wam  magii  –  odpowiedziałam.  –  Jest  Królem  Światła  i  Iluzji. 

Stałam przed nim, w trakcie rozmowy przez lustro, a on prawie mnie zauroczył. Prawie czułam  jego 
moc,  a  jestem  księżniczką  Dworu  Unseelie.  Wy  jesteście  ludźmi.  Jeżeli  będzie  chciał  was  zauroczyć, 
zrobi to. 

- To będzie wbrew prawu – odrzekł Shelby. 

- On jest królem, który w swoich rękach dzierży władzę nad życiem i śmiercią – powiedziałam. – 

Nie myśli jak nowoczesny człowiek, bez względu na to, jak bardzo udaje go przed prasą. 

Zakręciło mi się w głowie i ktoś posadził mnie na krześle. 

background image

Doyle klęknął obok mnie. 

- Źle się czujesz, Meredith? – Wyszeptał. 

- Czy dobrze się pani czuje, Księżniczko Meredith? – Zapytała Nelson. 

-  Jestem  zmęczona  i  przerażona  –  powiedziałam.  –  Nie  macie  pojęcia,  jakie  były  dla  mnie 

ostatnie dni, a ja nie śmiem wam powiedzieć. 

- Czy ma to coś wspólnego z tą sprawą? – Zapytał Cortez. 

Spojrzałam na niego. 

- Chodzi panu o powód, dlaczego

 

jestem zmęczona i przerażona? 

- Tak. 

- Nie, to nie ma nic wspólnego z tymi fałszywymi oskarżeniami – sięgnęłam po rękę Doyle’a. – 

Wytłumacz im, że muszą obchodzić się ostrożnie z Taranisem. 

Doyle wziął moją rękę w swoją. 

- Zrobię, co tylko będę w stanie, moja księżniczko. 

Uśmiechnęłam się do niego. 

- Wiem, że tak będzie. 

Mróz podszedł do mojej drugiej strony i dotknął mojego policzka. 

- Jesteś blada. Nawet jak na jednego z nas, ze skórą jak blask księżyca, jesteś blada. 

Abeloec podszedł bliżej mnie. 

- Słyszałem, że księżniczka jest wystarczająco człowiekiem, by złapać przeziębienie. Myślałem, 

że to tylko złośliwe plotki. 

- Wy nie możecie przeziębić się? – Zapytała Nelson. 

- Nie mogą – odrzekłam, przyciskając policzek do dłoni Mroza, nadal trzymając rękę Doyle’a. – 

Ale  ja  mogę.  Nie  przeziębiam  się  często,  ale  mogę  –  dodałam  w  głowie  „pierwsza  śmiertelna 
księżniczka faerie”. To był jeden z powodów wszystkich zamachów na moje życie na Dworze Unseelie. 
Wierzyli, że jeżeli usiądę na tronie, zarażę wszystkich nieśmiertelnych chorobą śmiertelności. Sprowadzę 
śmierć  na  ich  wszystkich.  Jak  mam  zaprzeczać  takim  plotkom,  skoro  nawet  nie  mogą  złapać 
przeziębienia? I teraz miałam rozmawiać z najwspanialszym i najjaśniejszym z nich wszystkich, Królem 
Taranisem, Panem Światła i Iluzji. Bogini pomóż mi, jeżeli zorientuje się, że zasłabłam z powodu jakiejś 
drobnej ludzkiej choroby. To tylko potwierdzi jego przeświadczenie jak słaba jestem, jak ludzka. 

- Już niemalże czas, żeby król skontaktował się z nami – powiedział Veducci spoglądając na swój 

zegarek. 

- Jeżeli nasz czas płynie podobnie jak jego – odrzekł Cortez. 

Veducci skinął głową. 

background image

- To prawda, ale czy mogę zasugerować, żeby każdy wziął jakiś hartowany metal i miał go przy 

sobie? 

- Hartowany metal? – Nelson wypowiedziała to jak pytanie. 

-  Mam  na  myśli  jakieś  artykuły  biurowe,  które  pomogą  nam  zachować  jasność  wizji  w  czasie 

rozmowy z Królem Taranisem. 

- Artykuły biurowe – odrzekł Cortez. – Ma pan na myśli spinacze do papieru? 

- Może – powiedział Veducci. Odwrócił się do mnie. – Jak pani myśli Księżniczko, czy spinacze 

mogą pomóc? 

- To zależy, z czego są zrobione, ale ich garść powinna pomóc. 

- Możemy je dla was przetestować – stwierdził Rhys. 

- Jak? – zapytał Veducci. 

- Jeżeli będziemy mieć kłopot z ich dotknięciem, mogą wam pomóc. 

- Myślałem, że tylko pomniejsze istoty magiczne nie mogą dotykać metalu – wtrącił się Cortez. 

- Niektóre z nich dotkniecie metalu prawie parzy, ale nawet sidhe nie cieszy większość wykutych 

przez ludzi metalowych przedmiotów. – Powiedział Rhys nadal uśmiechając się. 

- Oparzenia tylko od dotknięcia metalu – powtórzyła Nelson. 

-  Nie  mamy  czasu  na  dyskusje  o  istotach  magicznych,  jeżeli  zamierzamy  zaopatrzyć  się  w  te 

artykuły biurowe – przerwał Veducci. 

Farmer  uderzył  w  interkom  i  odezwał  się  do  jednej  z  wielu  sekretarek  i  asystentek,  które 

widzieliśmy w biurze. Poprosił o metalowe spinacze i zszywki. 

- Noże, scyzoryki – podpowiedziałam. 

Shelby, Grover i wszyscy męscy asystenci mieli scyzoryki. 

- Byliście dosyć zauroczeni przy księżniczce – powiedział Veducci.  – Dodałbym jeszcze garść 

czegoś, tylko na wszelki wypadek. 

Patrzyłam,  jak  Veducci  wysypuje  z  ręki  spinacze.  Pouczał,  ale  nikt  tego  nie  kwestionował. 

Przypuszczałam,  że  będzie  naszym  wrogiem,  ale  nam  pomagał.  Czy  mówił  prawdę?  Był  tutaj  dla 
sprawiedliwości, czy to było kłamstwo? Od kiedy zorientowałam się, czego pragnie Taranis, nie ufałam 
nikomu. 

Veducci  podszedł  i  stanął  z  przodu,  obok  miejsca,  w  którym  siedziałam.  Skinął  na  Doyle’a 

i Mroza, którzy nadal byli przytuleni do mnie, każdy z jednej strony. 

- Czy mogę zaproponować księżniczce jakiś dodatkowy metal? 

- Ma przy sobie metal, jak my wszyscy. 

background image

- Widzę pistolety i miecze – Veducci zamrugał oczami patrząc na mnie. – Czy wy mówicie, że 

księżniczka jest uzbrojona? 

Właściwie  byłam.  Miałam  na  udzie  nóż  w  futerale,  który  nosiłam  już  wcześniej.  Miałam  na 

plecach  mały  pistolet,  w  jednej  z  tych  kabur,  które  były  zaprojektowane,  żeby  je  tam  nosić.  Nie 
spodziewaliśmy  się,  że  użyję  broni  w  strzelaninie,  ale  to był  sposób,  żeby  mieć przy  sobie  metal,  stal 
i ołów, w sposób niewidoczny dla Taranisa. Gdyby widział mnie, mającą przy sobie metal, uznałby to 
za obrazę. Strażnicy mogli go mieć, ponieważ byli strażnikami, powinni być uzbrojeni. 

- Księżniczka ma przy sobie to, czego potrzebuje, żeby się obronić – powiedział Doyle. 

Veducci skłonił lekko szyję. 

- W takim razie odłożę spinacze z powrotem do pudełka. 

Zabrzmiał dźwięk trąbki, słodki i czysty, jakby spadał na nas gdzieś z wielkiej wysokości deszcz 

muzyki. To był dźwięk oznaczający, że Król Taranis chce skontaktować się przez lustro. Był uprzejmy 
i czekał, aż ktoś z naszej strony dotknie lustra. Trąbki zadźwięczały znów, kiedy wszyscy wpatrywaliśmy 
się w puste lustro. 

Doyle  i  Mróz  pomogli  mi  wstać.  Rhys  podszedł  do  mnie,  jakby  wcześniej  się  umówili.  Doyle 

przesunął się do przodu, pozwalając Rhysowi podejść do mnie. Rhys uścisnął mnie jedną ręką. 

- Przepraszam, że przesunąłem stąd twojego faworyta – wyszeptał. 

Odwróciłam się i spojrzałam na niego, ponieważ zazdrość powinna być ludzkim uczuciem. Rhys 

pozwolił zobaczyć mi na swojej twarzy to, że wiedział, że moje serce wybrało, nawet jeśli moje ciało 
tego  nie  zrobiło.  Pozwolił  mi  zorientować  się,  że  wie,  co  czuję  do  Doyle’a  i  że  to  go  rani.  Jedno 
spojrzenie pełne tak wielu emocji. 

Doyle dotknął lustra. 

- Uśmiechnij się do króla – wyszeptał Rhys. 

Pozwoliłam,  żeby  uśmiech  wyćwiczony  przez  lata  wślizgnął  się  na  moją  twarz.  Uśmiech  był 

przyjemny, ale nie za szczęśliwy. To był uśmiech dworski, uśmiech, za którym się ukrywałam, z którym 
moje myśli nie miały nic wspólnego.