background image

 

 

background image

UCZEŃ JEDI #8 DZIEŃ ROZPOZNANIA              

Jude Watson 

Tłumaczenie: Neurofinix  

 

ROZDZIAŁ 1 

 

Elegancki  gwiezdny  liniowiec  był  upchany  pasażerami.  Każda  kabina  była  zajęta. 

Korytarze  i  miejsca  siedzące  były  pełne  kolorów  i  dźwięków  istot  z  rozmaitych  światów, 

rozmawiających,  jedzących,  kłócących  się,  śmiejących  i  grających  w  gry  w  nadziei  zabicia 

czasu. 

 

Obi-Wan siedział i wszystko oberwował. Jako Jedi był wysyłany na misje do różnych 

światów,  czasami  zaznawał  trochę  zbytku,  ale  teraz  podróżował  luksusowym  liniowcem. 

Pragnął  zobaczyć  wszystkie  atrakcje  jakie  oferował  statek  –  salę  gier,  apartament  z 

interaktywnymi  hologramami,  jadalnie  z  szerokim  wachlarzem  potraw  i  smakołyków.  Nie 

było powodu, dla którego nie mógł był tego zrobić. Jego towarzysz i były mistrz Jedi, Qui-

Gon  Jinn,  powiedział,  aby  czuł  się  swobodnie  i  zwiedzał.  Ale  Obi-Wan  nie  chciał  opuścić 

jego boku. 

 

Obok niego, Qui-Gon wydawał się nie zauważać luksusu wokół. Jedi wybrał miejsce 

w kącie w obszernej loży. Jego krzesło zwrócone było na zewnątrz w kierunku tłumu. Była to 

pozycja,  którą  Jedi  często  wybierał,  gdyż  pozwalała  obserwować  ukradkiem  otoczenie.  Ale 

Qui-Gon  rzucił  tylko  kilka  razy  okiem  na  tłum  szukając  potencjonalnego  zagrożenia  albo 

czegoś  podejrzanego  a  potem  zaczał  przeglądać  notes  komputerowy,  który  trzymał  w  dłoni. 

Poświęcił  trochę  czasu  na  przestudiowanie  informacji  na  temat  misji,  która  ich  czekała,  a 

które Jedi Tahl zdobyła jeszcze w świątyni na Coruscant. 

 

Ich  misja  była  nieoficjalna.  Wbrew  zaleceniom  Rady  Jedi,  udali  się  na  rodzinną 

planetę Xanatosa, który próbował zniszczyć Świątynię Jedi. 

 

Qui-Gon nadal rozmyślał o ucieczce Xanatosa, Obi-Wan był tego pewien. Gniew nie 

jest dobry dla Jedi, ale Obi-Wan wyczuwał frustrację Qui-Gona. Zmierzył się z Xanatosem w 

walce  i  był  zmuszony  puścić  go  wolno,  aby  uratować  świątynię.  Obi-Wan  wiedział,  że  ta 

chwila  ciągle  nawiedza  Qui-Gona.  Był  tak  bliski  powstrzymania  Xanatosa.  Sprawiło  to,  że 

stał się jeszcze bardziej zdeterminowany, aby doprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości. 

Qui-Gon był pewien, że Xanatos będąc na wolności stanowi wielkie zagrożenie dla galaktyki. 

background image

 

Obi-Wan wiedział , że traktuje tę misją bardzo osobiście. Xanatos był kiedyś uczniem 

Qui-Gona, tak jak Obi-Wan. I obaj go zdradziliśmy, pomyślał Obi-Wan. 

  

Jego  przestępstwo  nie  było  jednak  tak  wielkie  jak  Xanatosa.  Xanatos  padł  ofiarą 

ciemnej  strony  Mocy.  Zaczął  dążyć  do  władzy  i  bogactwa.  Każda  jego  decyzja  pchała  go 

bliżej w objęcia zła. 

 

Obi-Wan  zdradził  Qui-Gona  porzucając  go.  Postanowił  opuścić  szeregi  zakonu  aby 

przywrócić  pokój  na  pewnej  planecie.  Potem  żałował  swojej  decyzji.  Rada  zgodziła  się,  że 

może powrócić do zakonu, ale na razie na próbę. Obi-Wan mógł wszystko odzyskać, ale nie 

mógł  odzyskać  zaufania  Qui-Gona.  Coś  między  nimi  umarło.  Teraz  tylko  wspólnie 

podróżowali.  Podczas  misji,  Obi-Wan  miał  nadzieję  pokazać  Qui-Gonowi,  że  może 

odbudować więź, która zaczęła się tworzyć na nowo. 

 

Rada  nie  zabroniła  mu  towarzyszyć  Qui-Gonowi  –  pozwolili  mu  lecieć.  Mimo  to 

jednak  jego  decyzja  nie  ucieszyła  ich.  Mieli  mu  za  złe  jego  nagłą  postanowienie  odejścia  z 

zakonu. Ostatnia decyzja nie zmieniła ich opinii. 

 

Obi-Wan musiał przyznać, że czuł ulgę będąc tymczasowo poza obserwacją Rady jak 

też i poza świątynią. W ostatniej walce, jeden z uczniów zginął na jego oczach. Obi-Wan nie 

był  temu  winien.  Czemu  śmierć  ciągle  go  prześladuje.  Kiedy  opuścił  progi  świątyni,  ciężar 

spadł mu z serca. 

 

Qui-Gon  rozważał  wiele  sposobów  dostania  się  na  planetę  niezauważonym,  ale  w 

końcu postanowił, że naprostszy sposób jest najlepszy. Przybędą w tłumie, jako turyści. 

 

Telos  była  bogatą  planetą  ze  wspaniałą  przyrodą.  Była  częstym  celem  turystów  oraz 

biznesmenów z innych planet. Statki były zawsze zatłoczone. 

 

Duża  liczba  podróżujących  pozwalała  łatwo  ukryć  się  Jedi.  Mieli  na  sobie  nie 

rzucające się w oczy brązowe szaty a pod nimi tuniki gdzie ukryli miecze świetlne. Chociaż 

Qui-Gon  był  potężnie  zbudowanym  mężczyzną  o  szlachetnych  rysach,  umiał  też  ukrywać 

swoją  obecność  i  ginąć  w  tłumie.  Obi-Wan  poszedł  za  jego  przykładem.  Nie  przypominali 

Jedi i nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Obi-Wan rozsiadł się na wygodnym obiciu 

i obserwował grupę Durosów przechodzących obok i  rozmawiających we wspólnym. 

- To moja trzecia wycieczka – powiedział jeden z nich. -Pokochasz Katharsis. 

- Nie dopuszczą obcych do finałowej rundy – powiedział inny. -Tam są najlepsze wygrane. 

Obi-Wan zastanawiał się czym jest Katharsis. Jakiś rodzaj gry? Przegapił odpowiedź tamtego, 

a Qui-Gon wreszcie spojrzał znad swojego notesu komputerowego. 

- Myślę, że słabym ogniwem jest UniFy – powiedział 

- Od tamtąd zaczniemy 

background image

Obi-Wan  skinął  głową.  UniFy  był  Telosiańską  firmą,  która  jak  Mistrz  Jedi  Tahl 

podejrzewała  była  przykrywką  dla  OffWorld,  olbrzymiej  korporacji  górniczej  działającej  w 

całej  galaktyce.  Xanatos  stał  na  czele  kompanii.  Nikt  nie  wiedział  gdzie  znajduje  się  jej 

kwatera główna.  

 

Brwi  Qui-Gona  powędrowały  ku  sobie,  kiedy  je  zmarszczył  patrząc  na  Obi-Wana. 

Obi-Wan nie miał pojęcia o czym myśli. Czy obawiał się nadchodzącej misji, czy żałował, że 

zabrał Obi-Wana ze sobą? 

 

Stracili  więź,  która  była  niegdyś  między  nimi.  W  ich  wzajemnych  relacjach  od 

początku  były  niespokojne  i  niepewne  okresy.  Mimo  to  było  wiele  momentów  kiedy  Obi-

Wan wiedział o co poprosi go Qui-Gon zanim ten się odezwał. A Qui-Gon nieraz wiedział co 

czuje Obi-Wan nie wypowiedziawszy ani słowa. 

 

Teraz Obi-Wan czuł pustkę. 

Jeszcze  będzie  w  stanie  nawiązać  więź  z  Qui-Gonem,  powiedział  sobie.  To  tylko  kwestia 

czasu.  Jeszcze  w  świątyni,  w  ostatnich  słowach  pożegnania  jego  przyjaciółka  Bant  zalecała 

cierpliwość. 

 

Obi-Wan i Qui-Gon nie mieli czasu żeby coś naprawić. Nie mieli czasu na kłótnie albo 

na ponowne decyzje. Zamęt związany z wyjazdem zbytnio ich zaabsorbował. Mieli tylko czas 

aby się spakować i szybko pożegnać. 

 

Gwiedzny liniowiec zbliżał się coraz bardziej do wież Thani, stolicy Telos. Wleciał na 

lądowisko  i  zadokował  z  niewielkimi  wstrząsami.  System  informacji  publicznej 

poinformował że procedury związane z opuszczeniem statku są w toku. 

 

Wstali  i  zabrali  swoje  bagaże,  a  potem  dołączyli  do  strumienia  pasażerów 

zmierzających w stronę wyjścia. 

 

Qui-Gon pochylił się nad Obi-Wanem i powiedział łagodnie. 

-  Bez  wątpienia  trudno  będzie  go  znaleźć  –  powiedział  –  Wie,  że  go  ścigam.  Będziemy 

musieli go wypłoszyć. 

System  informacyjny  zawiadomił  ich  uprzejmym  głosem,  że  nastąpi  drobne  opóźnienie  w 

odprawie  pasażerów.  Kontrola  będzie  przeprowadzona  przez  służby  bezpieczeństwa  Telos. 

Poddany jej będzie każdy z pasażerów, zanim opuści statek. 

 

Pasażerowi  zaczęli  zrzędzić.  Czemu  zaostrzyli  nagle  procedury  bezpieczeństwa?  To 

zajmie trochę czasu. Niepokoili się czy dotrą na czas do celu. 

-Słyszałem, że będą szukać jakiś zbiegłych przestępców – powiedział ktoś obok Obi-Wana  - 

Wszyscy mamy pecha. 

background image

 

Wśród  tłumu,  Obi-Wanowi  mignął  oficer  bezpieczeństwa,  który  spędzał  ludzi  do 

kolejek. Qui-Gon zmarszczył brwi. 

- Chciałem wemknąć się niezauważony – powiedział – Jeśli odkryją, że jesteśmy Jedi, mogą 

dać znać Xanatosowi. Tahl powiedziała, że przekupił tu wielu urzędników. 

Łagodnym ruchem głowy, Qui-Gon dał znak Obi-Wanowi, że czas znaleźć własne wyjście.  

 

 

ROZDZIAŁ 2 

 

- Dokąd idziemy? – zapytał Obi-Wan kiedy przedzierali się przez napierający tłum. 

-  Kiedy  duży  liniowiec  dokuje,  kuchnie  dostają  nowe  dostawy  żywności  –  powiedział  Qui-

Gon – Kiedy chcesz opuścić jakieś miejsce niezauważonym wybieraj najbardziej uczęszczane 

punkty. 

Obi-Wan podążył za Qui-Gonem kilka poziomów niżej do pomieszczeń dla personelu. 

Qui-Gon  zawsze  badał  każdy  duży  transport  zaraz  po  wejściu  na  pokład.  Wiedział  gdzie  są 

pomieszczenia techniczne i dla obsługi jak również wyjścia ze statku. 

-Pamiętaj, Obi-Wanie – powiedział – jeśli ruszasz na niebezpieczną misję, niebezpieczeństwo 

może się pojawić zanim będziesz na nie gotowy. Bądź czujny. 

 

Kiedy  mijali  kuchnie  zapach  pieczonego  mięsa  i  wypiekanego  chleba  wypełnił 

nozdrza Obi-Wana. Zaburczało mu w brzuchu. Czemu nawet w trakcie pośpiesznej ucieczki, 

ciągle  czuł  się  głodny?  Ucieszył  się,  kiedy  zapach  się  ulotnił  jak  tylko  wślizgnęli  się  do 

magazynów. 

 

Qui-Gon  mijał  regały  i  kosze  pełne  jedzenia  aż  dotarł  do  drzwi  prowadzących  do 

hangaru przeładunkowego. Wyjrzał przez okno, aby upewnić się, że nie ma za nim nikogo z 

ochrony  zanim  otworzył  drzwi.  Otworzyły  się  z  sykiem  i  weszli  do  hangaru 

przeładunkowego. 

 

Pracownicy byli zajęci rozładowywaniem zaopatrzenia na małe grawisanie. Olbrzymi 

holownik stał obok włazu prowadzącego do statku. 

 

Weź  jeden  kontener  –  polecił  Qui-Gon,  nachylając  się,  aby  dźwignąć  skrzynie  z 

suszonymi owocami. 

 

Obi-Wan podniósł kosz z ziarnami soli. Z dużym wysiłkiem dźwignął ciężar. Czemu 

nie mógł wziąć czegoś lekkiego tak jak Qui-Gon? 

 

Pośpiesznie  Qui-Gon  kroczył  w  kierunku  holownika.  Wydawało  się,  że  nikt  nie 

zauważył,  że  nieśli  pakunki  na  zewnątrz  statku  a  nie  do  środka.  Jedną  z  wielu  lekcji  Qui-

background image

Gona,  było  to,  że  kiedy  wyglądasz  na  zajętego  w  nieznanym  otoczeniu,  jesteś  często 

ignorowany. 

 

Udało  im  się  dotrzeć  do  holownika  bez  zwracania  niczyjej  uwagi.  Obi-Wan  z  ulgą 

położył  ciężki  kosz  obok  stosu  kartonów  i  pudeł.  Widzieli  z  tego  miejsca  zatłoczony  port. 

Pasażerowie,  którzy  wyszli,  krązyli  bez  celu  próbując  zdobyć  jakiś  środek  transportu.  Qui-

Gon i Obi-Wan ruszyli w ich kierunku. 

-Wy tam! Stać! – szorstki głos dochodził zza ich pleców. 

-  Nie  odwracaj  się  –  powiedział  Qui-Gon  Obi-Wanowi  łagodnym  tonem  –  Zachowuj  się 

jakbyś nie wiedział do kogo mówią. 

- Zatrzymać się! – za nimi dał się słyszeć odgłos biegnącej osoby. 

 

Obi-Wan  przez  ułamek  sekundy  widział  niezdecydowanie  na  twarzy  Qui-Gona.  Nie 

zrobili nic złego. Nie było powodu uciekać. Ale musieli by się tłumaczyć, czego Qui-Gon nie 

chciał. 

 

Qui-Gon szybko podjął decyzję. 

-Uciekaj – powiedział krótko. 

 

Obi-Wan oczekiwał  komendy. Wystrzelił do przodu razem z Qui-Gonem. Dwóch Jedi 

poruszało  się  łagodnie  jak  bryza,  ginąc  i  wypadając  z  tłumu,  nie  potrąciwszy  nikogo  nawet 

łokciem lub ramieniem. Tylko pęd powietrza rozwiewał ubrania i włosy kiedy biegli. Dopadli 

wejścia  do  terminalu  i  dołączyli  do  strumienia  spacerujących  na  ulicach.  Qui-Goan  od  razu 

zwolnił  kroku,  aby  wtopić  się  w  tłum.  Obi-Wan  poszedł  jego  śladem,  próbując  uspokoić 

oddech. Podziwiał zdolność Qui-Gona do przestawienia się z szybkiego biegu na wolny krok 

bez  zatrzymywania  się.  Dla  każdego  obserwatora  Qui-Gon  wyglądał  jak  normalny 

przechodzień. Ulice  były jeszcze bardziej zatłoczone niż terminal. 

-  Bez  wątpienia  się  poddadzą  –  powiedział  Qui-Gon  do  Obi-Wana,  kiwając  głową  i 

uśmiechając się jakby omawiał dzisiejszą  pogodę.  

- Śledzenie dwójki zabłąkanych podróżnych pośród ulic miasta to nużące zajęcie. 

Kiedy  rytm  serca  i  napięte  nerwy  wróciły  do  normy,  Obi-Wan  był  w  stanie  zacząć 

obserwować otoczenie. Ulice Thani były gwarne i zatłoczone. Szeroki bulwar był wypełniony 

śmigaczami.  Budynki  wysokości  setek  metrów  piętrzyły  się  po  drugiej  stronie.  Ich  fasady 

mieniły  się  srebrem  i  złotem  w  jasnym  świetle  słonecznym.  Pomiędzy  wysokimi, 

imponującymi  budynkami  tłoczyły  się  mniejsze  budowle.  Migające  neony  reklamowały 

niskoprocentowe pożyczki i kredyty. Od budynków wiły się kolejki ludzi rozpychających się 

aby  wejść  do  środka.  Obi-Wan  minął  wielki  bilbord  który  głosił,  że  od  niewyobrażalnego 

bogactwa dzieli tylko jeden zakład w Katharsis. 

background image

- Katharsis  - powtórzył – słyszałem tę nazwę na liniowcu. 

- Nigdy o tym nie słyszałem. Thani zmieniło się odkąd byłem tu ostatnim razem – zadumał 

się  Qui-Gon  –  Oczywiście  było  to  prawie  dziesięć  lat  temu.  Wydaje  się  większe,  bardziej 

hałaśliwe. I zmieniło się jeszcze coś... 

Obi-Wan  zauważył  nagle  ruch  za  sobą.  Rzucił  okiem  na  lśniącą  fasadę  sąsiedniego 

budynku. Ubrani w granatowe mundury policjanci posuwali się szybko do przodu, zwracając 

przy tym na siebie uwagę na zatłoczonej ulicy. Obi-Wan nie miał wątpliwości, że zmierzają w 

ich stronę. 

- Qui-Gon – zaczął, ale on ich już zobaczył. 

- Są bardziej uparci niż myślałem – powiedział, zaczynając iść – Idź w lewo. 

Obi-Wan skręcił w lewo w stonę wąskiej uliczki. Poruszali się teraz szybciej, biegnąc 

alejką i używając Mocy, aby przeskoczyć nad stertą porzuconych skrzynek, i skręcając ostro 

w  inną  uliczkę.  Za  nimi  gonił  ich  świszczący  dźwięk  blasterowego  ognia.  Usłyszeli  odgłos 

eksplozji skrzynek zasypujących ścianę. 

- Oni nie żartują – powiedział Qui-Gon – Lepiej się pośpieszmy. 

Służby bezpieczeństwa były poza zasięgiem wzroku, ale mogły być za rogiem w ciągu kilku 

sekund. Qui-Gon sięgnął do wyrzutni linki holowniczej na swoim pasie. Włączył urządzenie i 

wystrzelił  wzmocniony  sznur  w  górę  zaczepiając  o  krawędź  dachu  nad  głową.  Obi-Wan 

zrobił to samo. Pozwolili, aby urządzenie wyniosło ich na dach. Szybko wciągnęli linki. 

Qui-Gon  obserwował  jak  policjanci  pobiegli  dalej  uliczką.  Pobiegli  dalej,  skręcili  za  róg  i 

zniknęli. 

- Co za ulga – powiedział Obi-Wan   

Ale Qui-Gon się się nie poruszył. Kilka sekund później, policjanci wrócili. Jeden z nich wyjął 

parę lornetek i zaczął przeszukiwać dachy. 

- Obawiam się, że się nie poddali – zauważył łagodnie Qui-Gon. 

Dwóch  Jedi  cofnęło  się  pośpiesznie  na  czworakach,  dopóki  byli  poza  zasięgiem.  Potem 

zeskoczyli z przeciwnej strony dachu na ulicę. Pobiegli krótkim odcinkiem drogi i rozpłynęli 

się w tłumie ulicznym raz jeszcze. 

- Tym sposobem nigdy ich nie zgubimy – powiedział Qui-Gon 

Obi-Wan wyciągnął szyję i popatrzył ponad rozległym tłumem. 

- Wszyscy zmierzają w stronę tamtej kopuły – rzekł do Qui-Gona – Może tam ich zgubimy 

Wmieszali  się  w  tłum,  manewrując  między  nimi,  aby  szybciej  dostać  się  do  środka.  Na 

wysokości stu metrów widniał ogromny napis – KATHARSIS. 

- Myślę, że dowiemy się co to takiego – powiedział z zaciekawieniem Obi-Wan.  

background image

 

Było kilka wejść i Qui-Gon dołączył do najbardziej zatłoczonej kolejki. Strumień istot 

przepychał się przez wejście, które było wystarczająco duże dla myśliwca.   

-  Potrzebujesz  kredytów?  Zatrzymaj  się  tu  !  Napisy  lśniły  na  wszystkich  stoiskach  przy 

wejściu.  Dalej  Obi-Wan  zauważył  stragany  z  jedzeniem.  Kuszące  zapachy  płynęły  w  jego 

kierunku.  Jeszcze  raz  zaburczało  mu  w  brzuchu.  Niemal  jęknął.  Będąc  z  Qui-Gonem  nigdy 

nie  wiedział  kiedy  nadejdzie  pora  następnego  posiłku.  Wydawało  się  ,  że  jego  były  mistrz 

funkconuje na diecie złożonej ze świeżego powietrza i determinacji. 

- To musi być jakaś impreza hazardowa-  rzekł Qui-Gon - Ciekawe 

- I popularne – dodał Obi-Wan popychany przez napierający tłum. 

Kiedy weszli do wnętrza kopuły, zdali sobie sprawę, że znaleźli się wysoko ponad centralną 

powierzchnią,  którą  był  olbrzymi  ring  z  mniejszym  pośrodku.  Wielkie  ekrany  wisiały  na 

rozmaitych  wysokościach  i  odległościach  wokół  kopuły,  tak  aby  były  widoczne  z  dużej 

odległości.  Obrazy  z  cudami  natury  mieniły  się  w  ich  kierunku,  podczas  gdy  dudniąca 

muzyka leciała z ukrytych głośników. 

 

Pływające  boxy  otaczały  centralne  skrzydła.  Powierzchnię  otaczały  miejsca  stałe,  a 

najwyższe rzędy ginęły w rozległej przestrzeni kopuły. 

 

Skierowali  się  na  górę,  szukając  dwóch  pustych  miejsc  blisko  wyjścia.  Qui-Gon 

omiótł  przenikliwym  spojrzeniem  tłum  poniżej  w  poszukiwaniu  policjantów  którzy  ich 

szukali.  Wreszcie  znalazł  kilka  wolnych  miejsc  na  końcu.  Usiedli,  a  Obi-Wan  skierował 

uwagę  na  ogromne  ekrany  pokazujące  liczne  imona  i  numery,  których  nie  potrafił 

rozszyfrować. Był tam także ekran z wbudowaną w oparcie klawiaturą. 

 

Podczas  gdy  Qui-Gon  śledził  wzrokiem  tłum,  Obi-Wan  pochylił  się  do  wysokiego 

Telosianina siedzącego obok. 

- Jestem tu pierwszy raz – powiedział – Możesz mi wyjaśnić o co w tym chodzi ? 

- Ekrany wyświetlają obecne szanse w grze – odpowiedział jego sąsiad, wskazując – Możesz 

ze  swego  miejsca  obstawić  na  poszczególne  zdarzenie.  Jest  dwudziestu  uczestników 

rywalizujących w rozmaitych konkursach. 

- W zeszłym tygodniu Rolo został ranny – powiedział smętnie jego towarzysz – Postawiłem 

na niego dwadzieścia tysięcy kredytów. 

Ubranie Telosianina było zniszczone. Nie wyglądał na bogatego. Obi-Wan był w szoku. Jak 

mógł sobie pozwolić, aby tyle postawić? 

- Dzisiaj postawiłem pieniądze na Tamora – ciągnął drugi Telosianin. 

background image

-  Możesz  obstawiać  większe  zakłady  w  późniejszych  godzinach  –  wyjaśnił  pierwszy 

Telosianin  –  Potem  przy  ostatnich  zawodach  większość  się  wycofuje  i  do  gry  wchodzą  tzw 

obstawiacze. 

- Obstawiacze ? – podchwycił Obi-Wan. 

Skinął  głową.  –  Każdy  mieszkaniec  bierze  udział  w  loterii  raz  w  tygodniu.  Wybranych  jest 

trzech. Są jedynymi, którzy mogą obstwiać przy ostatnim konkursie. Pula jest ogromna. 

- Jeśli wygrasz jesteś ustawiony na całe życie – powiedział jego towarzysz z iskrą w oku. 

- W zeszłym tygodniu nie wygrał nikt, więc pula jest większa niż kiedykolwiek. 

-  Loteria  jest  darmowa  –  wyjaśnił  pierwszy  Telosianin  –  Każdy  rodzony  Telosianin  jest 

dopuszczany automatycznie przez rząd. To wspaniałe wydarzenie na Telos. 

- Naprawdę – zastanowił się Obi-Wan rozglądając się po tłumie. Teraz rozumiał dziką energię 

którą czuł pulsującą wśród tłumu i łączącą go. To była chciwość. 

- Wygląda, że jest tu całe miasto – zauważył Obi-Wan. 

Obaj Telosianie pokiwali głowami. – Miasto pustoszeje w dniu Katharsis. A inni przybyli tu z 

całej planety. 

- Istnieją oczywiście inne kopuły w innych częściach Telos – rzekł drugi Telosianin – Ale ta 

jest największa – powiedział z dumą. 

- Zaczyna się ! Muszę obstawić swój zakład. – pierwszy Telosianin odwrócił się w kierunku 

centralnej części kopuły. Jego gorliwe oczy szukały uczestników konkursu. 

 

Tłum zaczął wrzeszczeć, kiedy zajmowali oni miejsca na ringu. Ustawili się w szeregu 

i ukłonili tłumowi. 

 

Obi-Wan  poczuł  jak  Qui-Gon  napina  mięsnie.  Oczy  rycerza  Jedi  były  skierowane 

kilka poziomów w dół. Obi-Wan podążył ich śladem. Ci sami policjanci chodzili w górę i w 

dół nieustannie się rozglądając. 

- Ochrona Telos musiała zostać powiadomiona – zauważył Qui-Gon  wstając –  Z pewnością 

wykonują swoje obowiązki skrupulatnie. 

 

Obi-Wan  podążył  za  Qui-Gonem,torując  sobie  drogę  pomiędzy  uczestnikami  loterii. 

Kiedy dotarli do przejścia przyśpieszyli kroku, wspinając się miarowo do kolejnych sektorów. 

Za nimi ochroniarze także wchodzili na górę omiatając wzrokiem tłum. 

-  Musimy  zejśc  do  wyjścia  –  powiedział  Obi-Wanowi  Qui-Gon  starając  się  przekrzyczeć 

tłum. 

 

Obi-Wan  poszukiwał  wzrokiem  oświetlonych  niebieskim  światłem  znaków  wyjścia. 

Zobaczył jeden na wprost i wskazał go Qui-Gonowi. Ale kiedy tam doszli, zorientowali się że 

zostało zablokowane. Jeśli otworzą drzwi włączy się alarm. 

background image

 

Qui-Gon  odwrócił  się  w  stronę  z  której  przyszli,  ale  policjanci  przeszukiwali  już 

sąsiednie rzędy. W każdej chwili mogli ich zauważyć. 

- Nie wiem czy ścigają nas, czy poszukują tych zbiegłych przestępców – powiedział Qui-Gon 

marszcząc brwi – Myślę, że zaraz się dowiemy. Użyję Mocy, aby znaleźć drogę. 

 

W  tym  momencie,  jeden  z  policjantów  popatrzył  nad  tłumem  i  ich  zauważył. 

Szturchnął swojego kolegę i ruszyli w kierunku Jedi, idąc szybko i po cichu, żeby nie zwracać 

niczyjej uwagi. 

 

Nagle,  dobiegł  ich  przyjazny  głos  za  nimi  –  Wy  dwaj,  potrzebujecie  miejsc  ?  Mam 

dużo miejsca w swoim boksie. 

 

Spojrzeli  na  niego.  Młodzieniec  siedział  w  jednym  z  luksusowych  pływających 

boksów. Nadal był zakotwiczony. Jego ciemne oczy promieniały przyjaznym blaskiem a jego 

piaskowe włosy były zmierzwione jakby ciągle je poprawiał. 

- Zechcecie się przyłączyć ? -zapytał 

- Dziękuje. Będziemy zaszczyceni – odpowiedział Qui-Gon – wchodząc na lożę. Nie śpiesząc 

się, dał znak Obi-Wanowi żeby zrobił to samo. 

Obi-Wan  zajął  miejsce  obok  Qui-Gona.  Ich  nowy  towarzysz  pociągnął  za  dźwignię,  a  loża 

nagle odłączyła się od podłogi i pomknęła na środek kopuły. 

- Jeszcze raz dziękuje – rzekł Qui-Gon uprzejmie  

- Ciężko nam było znaleźć wolne miejsce 

- Jasne – ich wybawca rzucił im przebiegłe spojrzenie – Zwłaszcza, kiedy ścigała was policja. 

Jeśli myślicie, że jesteście ze mną bezpieczni, to jesteście w błędzie. 

 

ROZDZIAŁ 3 

 

 

Zanim zdążyli coś odpowiedzieć, młodzieniec wybuchł śmiechem,– Żart! – krzyknął  

–  Jeśli  byście  spytali,  policja  nie  ma  tu  za  wiele  do  roboty.  Nie  mamy  tu  na  Telos  dużo 

przestępstw, więc ścigają cię jeśli rozkopiesz norę muja. Nawet niewinne osoby takie jak ja 

ciągle są zatrzymywane. Pytam was, czy ja wyglądam jak przestępca? 

 

Wzruszył ramionami i wskazał na siebie uśmiechając się. 

-Nie  –  powiedział  Obi-Wan  grzecznie,  nawet  jeśli  jego  małe  doświadczenie  podpowiadało 

mu, że zło może przybierać różne formy. 

 

Ich  towarzysz  znowu  się  roześmiał  i  odwrócił  się  do  Qui-Gona    -Twój  kolega  jest 

dobrym kłamcą. Przydatna umiejętność. 

background image

-  Nie  kłamał  –  odpowiedział  Qui-Gon  –  Nie  wyglądasz  na  złego  człowieka,  to  prawda.  Ale 

nie  wyglądasz  również  na  dobrego.  Nasza  znajomość  jest  za  krótka,  żeby  wygłaszać  takie 

sądy. 

 

Ich  wybawca  przeniósł  wzrok  z  Qui-Gona  do  Obi-Wana  a  na  jego  twarzy  wypłynął 

uśmiech zadowolenia. 

- Wow, czy ja rozbiłem bank. Dwaj mądrale. Wiecie jak robić zakłady? 

- Nie – powiedział Qui-Gon z uśmiechem - Jesteśmy na to za mądrzy. 

 

Tym  razem  ich  wybawca  ryknął  śmiechem  –  Żart!  Czy  ja  wiem  jak  dobierać 

znajomych, pytam was ? Przy okazji, mam na imię Denetrus. Możecie mi mówić Den. 

-  Miło  cię  poznać  –  odpowiedział  Qui-Gon  –  Ja  jestem  Qui-Gon  Jinn  a  to  jest  Obi-Wan 

Kenobi. 

- Turyści ? 

- Jesteśmy tu w interesach – odparł Qui-Gon. 

- Dużo interesu tu na Telos – rzekł Den – jestem pracownikiem technicznym, więc wyrzucono 

mnie z najlepszego – Błysnął w ich stronę radosnym uśmiechem. 

- Pracowałeś kiedyś dla UniFy ? – spytał Qui-Gon. 

- Jasne, a kto nie pracował ? Są największym pracodawcą na Telos. Zatrudniają pracowików 

kontraktowych cały czas. To dlatego tu jesteście ? 

- Nie – powiedział Qui-Gon ostrożnie – Mamy tam tylko spotkanie. 

Den  pokiwał  głową.  –Są  potężną  kompanią  –  Wskazał  ręką  olbrzymie  ekrany  wokół  nich, 

wyświetlające obrazy planetarnych parków i cudów natury na Telos. 

-  UniFy  przywracają  do  życia  naszą  przyrodę.  Większość  zysków  z  Katharsis  jest 

przeznaczona  na  utrzymanie  i  zachowanie  tych  ziem.  Rząd  ustanowił  loterię,  kiedy  ludzie 

zaczęli protestować przeciwko wysokim podatkom. Teraz prawie ich nie płacimy. Chroni nas 

przed nimi Katharsis. Nie wspominając już o tym, że może nas uczynić bajecznie bogatymi. 

- Ale tylko jeśli wygrasz – zauważył Qui-Gon. 

-  Ależ  każdy  z  nas  planuje  wygrać  –  powiedział  Den,  podnosząc  ironicznie  brew  –  Weźcie 

mnie. Jestem pewien, że to mój szczęśliwy dzień. 

 

Odwrócili się w stronę mniejszego centralnego pierścienia, gdzie z podłogi wynurzała 

się platforma, tworząc coś na kształt podium. Wysoki mężczyzna o białych włosach wstąpił 

na podwyższenie, unosząc ręce w kierunku tłumu. 

 

Obi-Wana  przeszedł  dreszcz  i  wymienił  on  szybkie  spojrzenia  z  Qui-Gonem.  Vox 

Chun  był  ojcem  ucznia,  który  walczył  z  Obi-Wanem  i  zginął  spadając  z  dużej  wysokości. 

Bruck Chan był uczniem który dostał się pod wpływ Xanatosa. Obi-Wan zmierzył się z nim, 

background image

próbując  uratować  swoją  przyjaciółkę  Bant.  Bruck  stracił  równowagę  i  spadł.  Obi-Wan 

próbował  go złapać, ale było za późno. Upadając Bruck skręcił kark. Obi-Wan zamknął oczy 

przypominając  sobie  w  jakim  był  wtedy  szoku.  Kiedy  je  otworzył  Qui-Gon  popatrzył  na 

niego ze współczuciem. 

- Żadne zawody nie rozpoczną się bez zarozumiałych przechwałek i przynudzania o własnych 

osiągnięciach – kontynuował Den – To dobry czas aby uciąć sobie drzemkę. 

-  Obi-Wan  szybko  skupił  uwagę  na  chwili  obecnej.  Nie  miał  zamiaru  zapominać  o 

przeszłości, ale nie chciał też pozwolić, aby go rozpraszała. 

- Witajcie, Telosinanie i przyjaciele z całej galaktyki – krzyknął Vox Chun. Odpowiedział mu 

ryk publiczności. Poczekał chwilę, uśmiechając się, a potem uniósł dłoń. – Dzięki każdemu z 

was, cuda natury naszego kochanego Telos zastaną zachowane! 

Wywołało to kolejny ryk, tym razem bardziej ogłuszający niż ostatni.  Z głośników popłynęła 

muzyka, na ekranie wyświetlił się obraz erupcji gejzerów  wzdłuż mieniących się błekitnych 

wybrzeży a na nim napis: katharsis chroni nasze święte miejsca. 

- Jeśli dzisiaj nie będzie zwycięzcy, następna wygrana w loterii Katharsis będzie największa 

w  historii.  –  kontynuował  Chun.  Przeczekał  wiwaty  i  podniósł  rękę.  Na  część  tego 

wydarzenia,  pierwszy  obywatel  Telos  wręczy  nagrodę.  Nasz  wspaniały  przyjaciel,  nasz 

ukochany  dobrodziej,  najbardziej  zaufany  człowiek  na  Telos  –  Xanatos!  Qui-Gon  był 

zaskoczony kiedy kopuła wybuchła głośnymi wiwatami. Den obserwował wszytsko z ustami 

wykrzywionymi w ironicznym uśmiechu, który wydawał się mieć zawsze na twarzy. Światła 

latały  nad  kopułą,  by  na  końcu  skupić  się  na  centralnej  loży.  Wysoki  mężczyzna  wstał  i 

pomachał do tłumu. 

To był Xanatos. 

 

Qui-Gon  obserwował  z  niedowierzaniem,  kiedy  tłum  zaczął  tupać  i  skandować 

„XANATOS, XANATOS”. Pomyślał, że był przygotowany na  każdą niespodziankę. Ale nie 

na to. Było oczywiste, że mieszkańcy Telos go kochają. 

Ale  dlaczego?  –zastanawiał  się  Qui-Gon.  Xanatos  był  zdrajcą.  Nie  mniej  niż  dziesięć  lat 

temu, spiskował ze swoim ojcem, aby zagarnąć bogactwa planety. Planował wciągnąć Telos 

w  niepotrzebną,  niszczycielską  wojnę  z  sąsiednią  planetą.  Ludzie  ci  musieli  być 

manipulowani albo oszukiwani, gdyż nie mogliby zignorować tego, że próbował ich wciągnąć 

w wojnę ? 

 

Poczuł, że Obi-Wan poruszył się niespokojnie. Chłopak był w takim samym szoku co 

on. Podziwiał jak Obi-Wan zachował niewzruszony głos i lekko zaciekawiony wyraz twarzy, 

odwracając się do Dena. 

background image

- Kim jest ten Xanatos? –spytał 

- Naszym największym dobrodziejem – powiedział Den naśladując Chuna, a potem wzruszył 

ramionami – Dużo zrobił dla Telos. 

- Chyba słyszeliśmy o jego ojcu, Crionie – zauważył Qui-Gon ostrożnie. – Czy nie był kiedyś 

gubernatorem Telos ? 

-  Den  skinął  głową.  –  Był  zamieszany  w  skandal.  Jego  przeciwnicy  twierdzili,  że  próbował 

rozpętać wojnę z sąsiednią planetą, żeby się wzbogacić. Ale Xanatos przeprowadził śledztwo 

i dowiódł, że to nieprawda. Większość Telosian uważa ich za bohaterów. 

Den odwrócił się w stronę centralnego kręgu, kiedy Vox Chun wszedł na unoszącą się lożę i 

zaczął  się  pierwszy  pojedynek.  Uczestnicy  ustawili  się  w  okręgu  wewnętrznym  kopuły. 

Wszyscy dosiadali swoopów. 

- Pierwsza gra nosi nazwę Przeszkoda – wyjaśnił Den – Hologramy przeszkód ustawione są 

na  trasie  przejazdu  swoopów  określonym  wzorem.  Celem  gry  jest  omijanie  ich  oraz  innych 

zawodników. Wymaga to nadzwyczajnych umiejętności. Chcecie na kogoś postawić ? 

Qui-Gon  pokręcił  głową  –  Myślę,  że  dzisiaj  jedynia  będziemy  obserwować,  Den.  –Tak  jak 

mówiłem wcześniej – mruknął Den, obstawiając – Jesteście bystrzy. 

 

 

Qui-Gon  był  zaskoczony  zaciekłością  zawodników.  Tłum  wydawał  się  najbardziej 

zadowolony, kiedy uczestnicy byli w poważnym niebezpieczeństwie. Kiedy dwa swoopy się 

zderzyły, ciemna energia zawirowała w olbrzymim gmachu. Kiedy któryś z zawodników był 

wynoszony na noszach, tłum krzyczał w zachwycie. Było to poruszające widowisko. 

 

Telos  był  pokojowym  światem  znanym  ze  swego  innowacyjnego  przemysłu 

technologicznego oraz zainteresowania kulturą i sztuką. Qui-Gon zastanawiał się co się z nim 

stało. Czy Katharsis zmienił tych ludzi albo czy lata dobrej koniunktury przytępiły ich zmysły 

i uczyniły ich żądnych krwi i adrenaliny? 

 

Den wydawał się być nieporuszony całym zamieszaniem wokół niego. Trzymał mały 

notes  komputerowy  i  wpisywał  numery,  nieustannie  oceniając  szanse  wygranej.  Qui-Gon 

zauważył, że jest rozsądnym graczem, dotychczas obstawiał bardzo małe zakłady. 

 

W  końcu  ogłoszono  przerwę.  Trzecia  runda  zawodów  był  to  pojedynek  na 

wibroostrza,  przy  czym  zawodnicy  byli  przywiązani  do  siebie  za  ręce.  Wibrostrza  nie 

zadawały ran ale przenosiły małe ładunki elektryczne. Pojedynek odbywał się na zasadzie – 

wszystkie  chwyty  dozwolone.  Trzech  zawodników  się  wycofało.  Jeden  został  poważnie 

ranny.  Pozostała  grupa  wyglądała  na  wyczerpaną  i  pozbawioną  energii.  Po  przerwie  będą 

musieli poddać się następnym rundom. 

background image

- Głodni? – możemy się udać do stoisk z jedzeniem – powiedział Den, ustawiając mechanizm 

platformy tak by wróciła z powrotem. 

- Dziękujemy, ale myślę, że udamy się w dalszą drogę. –odpowiedział uprzejmie Qui-Gon.                               

- Musimy wrócić do naszych spraw. Możesz skierować nas do UniFy? 

-  Nie  możecie  jej  przegapić  –  po  prostu  kierujcie  się  w  dół  głównym  bulwarem.  Będzie  po 

lewej. Powodzenia – powiedział Den. 

 

Skłonili  się  i  dołączyli  do  morza  istot  zmierzających  do  stoisk  z  jedzeniem 

znajdujących się na środkowej kondygnacji kopuły. Nigdzie nie było widać policji. Qui-Gon 

miał  nadzieję,  że  wreszcie  się  poddali.  Kiedy  tłum  narastał  w  drodze  na  stoiska  kuszące 

jedzeniem,  Qui-Gon  wraz  z  Obi-Wanem  ruszyli  w  kierunku  oświetlonego  na  niebiesko 

wyjścia. 

 

Kiedy minęli rozległe łuki podporowe które podtrzymywały kopułę, Qui-Gon poczuł 

nagle  obecność  ciemnej  strony  mocy.  Zaalarmowany,  zatrzymał  się  i  skrył  w  cieniu  grubej 

durastalowej podpory. Obi-Wan także to poczuł i ukrył się razem z nim.  

 

Qui-Gon  uważnie  przyjrzał  się  otoczniu.  Wiedział  czego  szuka.  Ciemny  kształt 

wyszedł  z  zaciemnionego  przejścia.  Xanatos  kroczył  przez  pustą  przestrzeń.  Niebieska 

podszewka jego peleryny wirował wokół niego a jego włosy opadały mu na ramiona. Nagle 

zatrzymał się.  

 

Jako były Jedi, Xanatos był również wrażliwy na Moc. Zatrzymał się tak gwałtownie, 

że Qui-Gon nie miał wątpliwości, że wyczuł obecność obu Jedi. Ale czy wiedział dokładnie, 

że Qui-Gon jest tak blisko? Xanatos stał w ostrym świetle padającym znad głowy. Blizna na 

jego policzku, która uformowała się w pękniętą obręcz stała się bielsza niż jego blada, prawie 

przezroczysta  skóra.  Zaczął  obserwować  tłum  kilka  metrów  wokół  siebie,  podążający  do 

stoisk z jedzeniem. Jego wzrok poruszał się powoli, zatrzymując się na każdej istocie. Potem 

się  zatrzymał  i  odwrócił.  Jego  oczy  przeczesywały  pustą  przestrzeń,  łukowate  podpory, 

korytarze biegnące we wszystkich kierunkach. 

 

Qui-Gon  się  nie  poruszył.  Nawet  nie  oddychał.  Obi-Wan  starał  się  także  stać 

nieruchomo obok. Nawet mrugnięciem powieki nie zdradzili, że kryją się w ciemnościach. 

 

Xanatos  ich  nie  widział.  Ale  na  jego  twarzy  wypłynął  powolny  uśmiech.  Qui-Gon 

wiedział co oznacza ten uśmiech. Xanatos wiedział, że tu są. Bitwa się rozpoczęła. 

 

 

 

 

background image

ROZDZIAŁ 4 

 

Chichocząc, Xanatos obrócił się i ruszył w kierunku centrum kopuły. 

- Wie, że tu jesteśmy – powiedział cicho Obi-Wan. 

- Tak – zgodził się Qui-Gon. – Znajdźmy UniFy. Musimy działać szybko. 

 

Opuścili  kopułę  i  pośpieszyli  w  dół  głównym  bulwarem.  Ulice  były  dziwnie 

opuszczone.  Qui-Gon  wyobrażał  sobie,  że  większość  ludności  była  pod  kopułą.  Czy  oni 

przestają pracować w dniu Katharsis? 

 

Razem  z  Obi-Wanem  minęli  duży  imponujący  budynek  z  kolumnami  w  niebieskie 

wzory z przodu. Srebrna tablica głosiła, że to budynek Instytutu Zdrowia imienia Xanatosa. 

- Z pewnością zaznaczył tu swoją obecność. – mruknął Qui-Gon 

-  Popatrz  na  bibliotekę  po  drugiej  stronie  –  powiedział  Obi-Wan,  wskazując  –  Ją  też 

ufundował. 

-  Problemem  nie  będzie  oczywiście  odnalezienie  go  –  rzekł  Qui-Gon  –  Pokazanie  kim  jest 

naprawdę  to  dopiero  będzie  wyzwanie.  Ludzie  go  kochają.  Z  całą  pewnością.  Jest  lepiej 

chroniony na widoku, niż gdyby się ukrywał. 

Obi-Wan  zlustrował  wzrokiem  znak,  który  głosił,  że  Xanatos  dostarczył  środków  na 

przywrócenie dużego parku miejskiego. – Musiał mieć jakiś powód ku temu wszystkiemu – 

zauważył. 

- Zawsze ma jakiś powód – zgodził się Qui-Gon – Naturalnie, chce mieć wpływ na Telos. Ale 

to zbyt ogólne jak na niego. Powinniśmy się dowiedzieć co dokładnie ma w planach. 

- Hej geniusze. 

 

Odwrócili  się  i  zobaczyli  zmierzającego  ku  nim  Dena.  –  Pomyślałem,  że  będziecie 

potrzebowali  pomocy  w  znalezieniu  UniFy.  –  powiedział.  –  Przypomniałem  sobie,  że 

budynek nie jest oznaczony. 

- A co z loterią? – spytał Obi-Wan – Czy dzisiaj nie jest twój szczęśliwy dzień? 

- Wszystkie moje dni są szczęsliwe mały – rzekł Den podchodząc krok bliżej. 

- Ale nie często mam okazję zrobić dobry uczynek. 

- Właśnie podziwialiśmy wszystkie budynki, które Xanatos wybudował w Thani – zauważył 

Qui-Gon – Jest prawdziwym dobroczyńcą. 

Den machnął rękę. – W ciągu kilku ostatnich lat wspierał parki, biblioteki, centra medyczne, 

instytuty  zdrowia  –  dorobił  się  fortuny  na  kopalniach  w  całej  galaktyce,  ale  nie  gromadzi 

pieniędzy.  Rozdaje  je  na  lewo  i  prawo.  To  więcej  niż  każdy  ze  zwycięzców  loterii  zrobi  w 

swoim życiu, powiedzmy sobie szczerze. 

background image

 

Minęli  jeden  z  bladoniebieskich  kiosków.  Qui-Gon  rzucił  okiem  na  tablicę 

informacyjną z przodu. Ku swojemu zdumieniu zobaczył na niej swoją własną twarz. 

- Czy to główny park w Thani ? –zapytał Dena, pokazując ręką drugą stronę ulicy, gdzie pod 

drzewami biegła mała alejka. 

 

Den  odwrócił  się,  tak  jak  miał  nadzieję  Qui-Gon.  –  Nie,  to  jeden  z  mniejszych. 

Największy jest po wschodniej stronie miasta. 

 

Zmiana tematu dała Qui-Gonowi czas aby przyjrzeć się ogłoszeniu na ścianie. Kiedy 

twarz Qui-Gona znikła z ekranu, pojawiła się na nim twarz Obi-Wana. Ścigani. Galaktyczni 

przestępcy. Nagroda. Przeczytał wyświetlone słowa. Więc to dlatego policja się nie poddała ! 

Mogło być tylko jedno wyjaśnienie – Xanatos. On to wszystko zaaranżował. Teraz Qui-Gon 

zrozumiał dlaczego ten się uśmiechał. Wiedział, że jest tylko kwestią czasu, kiedy Qui-Gon i 

Obi-Wan zostaną schwytani. 

 

Nawet gdy szedł i rozmawiał z Denem, umysł Qui-Gona rozważał rozmaite warianty. 

Poruszanie się po ulicach nie było bezpieczne. Na szczęście większość ludzi znajdowała się w 

kopule Katharsis, inaczej mogliby być rozpoznani. Musieli znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, 

a potem zorganizować jakieś przebranie. 

 

Qui-Gon  naciągnął  kaptur.  Powinien  nieco  ukryć  jego  twarz.  –  Robi  się  trochę 

chłodno – zauważył. 

- Jesteśmy prawie na miejscu – odpowiedział Den. 

 

Poprowadził  ich  kilka  bloków  dalej.  Wysoka  szara  wieża  była  otoczona  przez 

pierścień brązowego metalu. 

- No cóż, jesteśmy na miejscu. Jesteście umówieni ? – zapytał Den. – Nie wpuszczą was bez 

identyfikatora. Budynek jest ściśle chroniony. 

 

Qui-Gon spojrzał na lśniącą fasadę budynku. Nie było żadnych okien i wyglądało na 

to że jest tylko jedno wejście. Jak tylko tam wejdą, będą musieli wyjść tą samą drogą. 

- Nasze spotkanie jest jutro – powiedział – Chcieliśmy tylko zobaczyć gdzie to jest. 

-  Macie  gdzie  przenocować  ?  –spytał  Den  –  Mieszkam  w  miejscu,  gdzie  możecie  wynająć 

pokój. To niedaleko stąd. 

 

Qui-Gon  zaczął  się  wahać.  Nie  uszło  jego  uwadze,  że  Den  zauważył,  iż  potrzebują 

pomocy. Nie wyczuwał zagrożenia z jego strony, ale nadal był nieufny. 

 

Ale  niepokój,  który  nie  miał  nic  wspólnego  z  Denem,  zaczął  go  męczyć  od  środka. 

Obi-Wan  był  teraz  ściganym  przestępcą.  Nie  byli  na  Telos  nawet  godziny,  a  już  sytuacja 

wymknęła się spod kontroli.  Qui-Gon był pewien będąc jeszcze na Coruscant, że jeśli sprawy 

potoczą  się  nie  po  jego  myśli,  będzie  w  stanie  wysłać  Obi-Wana  z  powrotem  do  Świątyni. 

background image

 

Teraz chłopiec był uwięziony na planecie. Nie będzie w stanie prześlizgnąć się przez 

ochronę i odlecieć.  

 

Sprowadził na chłopca niebezpieczeństwo. Zrobił to świadomie. Dotknęło go poczucie 

winy.  Musi  teraz  chronić  Obi-Wana.  Nie  może  pozwolić,  aby  jego  żądza  doprowadzenia 

Xanatosa przed oblicze sprawiedliwości kłóciła się z bezpieczeństwem chłopca. 

-  No  cóż,  chodźcie  chociaż  i  obejrzyjcie  –  nalegał  Den  przyjaznym  tonem.  To  tylko  kilka 

bloków stąd. 

 

Qui-Gon  pokiwał  głową.  Widział,  że  Obi-Wan  wygląda  na  zmęczonego,  i  nagle 

uświadomił sobie, że chłopiec nic nie jadł od śniadania. Obi-Wan potrzebował odpoczynku i 

jedzenia.  Przynajmniej  to  mógł  mu  zapewnić.  Zaufał  swojemu  instynktowi.  Den  może  i  był 

hazardzistą, ale nie wyglądał na złego człowieka. 

 

Den  zszedł  z  głównej  ulicy  i  poprowadził  alejką,  która  wiła  się  za  wysokimi 

budynkami.  Budowle  stały  się  bardziej  skromne  jak  tylko  wkroczyli  do  części  mieszkalnej. 

Den  poprowadził  ich  do  odrapanego  budynku  pomalowanego  w  rozmaite  odcienie  zieleni, 

niebieskiego i czerwieni. 

- Właścicielka płaci mi, żebym malował budynek, ale nie może się zdecydować na jaki kolor  

-wyjaśnił szczerząc zęby. 

 

Otworzył  drzwi  i  wprowadził  ich  do  małego  przedpokoju.  –  Riva  ?  –  zawołał  w 

kierunku tylnej części domu. – Przyprowadziłem gości. Gości z pieniędzmi. – Pochylił się w 

ich  kierunku  –  To  sprowadzi  ją  tu  natychmiast.  I  jak  na  sygnał,  Qui-Gon  usłyszał  łagodny 

dźwięk pędzących stóp. Den uśmiechnął się szeroko – Widzicie co miałem na myśli? 

- Ten dźwięk dochodził z zewnątrz – Qui-Gon podszedł do okna i odchylił kawałek zasłony, 

żeby zobaczyć co się dzieje na ulicy. 

 

Policja  biegła  cicho  od  strony  ulicy.  Oficer  dał  znak  pozostałym,  aby  otoczyli 

budynek.  Ręka  Qui-Gona  spoczęła  na  rękojeści  miecza  świetlnego.  Jego  przeczucia  się  nie 

sprawdziły. Den ich zdradził. Zaprowadził ich prosto w pułapkę. 

 

ROZDZIAŁ 5 

 

 

Jak tylko Obi-Wan zobaczył Qui-Gona sięgającego po miecz świetlny, włączył także 

swój.  Obie  bronie  lśniły  bladoniebieskim  i  bladozielonym  kolorem  w  ciemnym  świetle 

pokoju. 

 

Den potknął się do tyłu. – Jedi ! Wow! To znaczy, wiedziałem że jesteście dziwni, ale 

nie wiedziałem, że jesteście Jedi. 

background image

- Zdradziłeś nas dla nagrody – rzekł Qui-Gon 

- Kto, ja ? – spytał Den, trzymająć rękę nad sercem –Żart, prawda ? 

- Zabijcie mnie teraz, ponieważ jestem śmiertelnie ranny, nie zdradziłbym kolegów po fachu. 

Pewnie, że widziałem ten alarm. Ale to nie ja was wydałem. 

- Kolegów po czym ! – spytał Obi-Wan 

 

Den  wyjrzał  zza  zasłony.  -  Ci  policjanci  mogą  szukać  mnie.  Myślałem,  że  to  mnie 

szukają w kopule Katharsis. Nie żebym był przestępcą, Jestem bardziej, zaradny życiowo. 

- I dlaczego mielibyśmy ci uwierzyć ? – spytał Obi-Wan 

-  Więc  pomyślmy.  Dlatego,  że  wy  też  jesteście  kryminalistami  ?  –  Den  odsunął  się  od 

zasłony. – Możecie zgasić swoje miecze. Wyprowadzę was stąd. 

 

Obi-Wan  i  Qui-Gon  wymienili  spojrzenia.  Qui-Gon  wzruszył  ramionami.  Co  innego 

mogli  zrobić  ?  Lepiej  zaufać  Denowi  trochę  dłużej  niż  radzić  sobie  z  dwudziestoma 

policjantami. 

 

Den poprowadził ich korytarzem do kuchni. Podszedł do panelu w ścianie i nacisnął.              

- Zaraz za wami – powiedział do Obi-Wana. 

 

Do nozdrzy Obi-Wana doszedł paskudny zapach. – Zsyp na śmieci ? 

- Masz lepszy pomysł ? – spytał Den – Dobrze, jeśli nalegasz, ja pójdę pierwszy.  

 

Zszedł do zsypu i ześlizgnął się na dół. Jechał na szczątkach zgniłych warzyw i innego 

jedzenia. Jego ręka dotknęła czegoś oślizgłego, a potem wylądował na dużym koszu pełnym 

śmieci. Chwilę później, Qui-Gon wylądował obok niego. 

- To dopiero była uczta – rzekł Qui-Gon, zdejmując zgniły liść z jego tuniki. 

- Dzięki. 

- Cała przyjemność po mojej stronie. Tędy – ponaglił Den. 

 

Wygrzebali  się  z  kosza  na  śmieci  podążyli  za  Denem  przez  korytarz,  który  był 

zastawiony półkami wypełnionymi puszkami z jedzeniem. 

- Pięćdziesiąt lat temu Telos dotknęła klęska głodu – wyjaśnił Den – Moja właścicielka miała 

wtedy tylko dziesięć lat, ale nigdy tego nie zapomniała. Jest bardziej szalona niż ja. 

 

W  końcu  ciemny  korytarz  zakończył  się  skośnymi  drzwiami.  –  Zaprowadzą  nas  do 

ogrodu – wyjaśnił Den szeptem. – Na pierwszy rzut oka tego nie widać ale należy do domu, 

więc stawiam dziesięć do jednego, że go nie otoczyli. 

- Dziesięć do jednego ? –spytał Qui-Gon 

-  Dobre  szanse  !  –  zapewnił  go  Den.  –  Widzę,  że  dalej  mi  nie  ufasz  ?  Zabij  mnie  teraz. 

Śmiało.  Uwolnij  mnie  od  tego  nieszczęścia.  Przeszyj  mnie  swoją  świetlistą  rurką,  jeśli  się 

mylę. Nie?  

background image

Więc chodź. 

 

Qui-Gon  rzucił  zaskoczone  spojrzenie  na  Obi-Wana,  na  co  ten  odpowiedział 

zmarszczeniem brwi. Nie wiedział dlaczego Qui-Gon zawsze pokładał nadzieję w łajdakach, 

których spotykali. A gdy chodziło o Obi-Wana, Qui-Gon był surowy i nieugięty. 

 

Den z łatwością otworzył skośne drzwi, które miał nad głową. Wspięli się jedno piętro 

i wymknęli na zewnątrz. Otoczył ich rząd wysokich zielonoliściastej roślinności. 

 

Den  pokazał  głową,  w  którą  stronę  powinni  iść.  Słyszeli  policję  walącą  do  drzwi 

hotelu,  kiedy  przedzierali  się  przez  szeleszczące  rośliny,  starając  się  nie  poruszać  liści 

bardziej niż wiatr. 

 

Kiedy dotarli do końca ogrodu, Den się zawahał. 

- Co teraz robimy? – spytał Obi-Wan 

Nagle strzał z balstera rozdarł rząd roślin po prawej stronie. 

- Cóż, niech pomyślę. Uciekamy? – zasugerował Den 

 

Zaczęli  biec  zygazkiem,  przez  pozostały  obszar.  Qui-Gon  rzucił  do  tyłu  okiem  i 

zobaczył ścigającego i policjanta. 

- Mamy lekką przewagę – krzyknął Den – Możemy ich prześcignąć. Przynajmniej nie mają 

śmigaczy. 

 

W tej właśnie chwili, trzy śmigacze wystartowały za nimi. 

- Ups – dyszał Den. 

- Włącz swój miecz – zawołał Qui-Gon do Obi-Wana. 

 

Nie  zwolnili  kroku,  dotrzymując  go  Denowi.  Moc  mówiła  im  kiedy  się  odwrócić  i 

odbić strzały. 

  

Den biegł zigzakiem przez labirynt alejek. Śmigacze zaczęły ich doganiać.  

– Trzymajcie się, już prawie jesteśmy – krzyknął. 

 

Dobiegli  do  pola  z  systemem  nawadniającym  wystającym  z  trawy.  Den  rzucił  się  na 

ziemię i wczołgał do środka. Qui-Gon i Obi-Wan pośpieszyli szybko za nim. Silniki śmigaczy 

ryczały  groźnie  nad  ich  głowami.  Ogień  z  blasterów  zasypywał  rurę  ale  nie  przedziurawił 

metalu. 

- Rury schodzą pod ziemię i prowadzą do pobliskiej piwnicy – powiedział Den – Nigdy nas 

tam nie znajdą 

- Mówiłeś to już wcześniej – burknął Obi-Wan 

- Mówiłem dziesięć do jednego – poprawił go Den  -Tym razem daje wam większe szanse. 

 

Szli na czworakach przez brudną wodę z pływającymi kawałkami odchodów. 

- Den co nawadniają te rury? 

background image

Pytanie zadał Qui-Gon. Zapach był gorszy niż w zsypie na śmieci. 

- Nie pytaj – powiedział Den radośnie 

 

W końcu zobaczyli nikły  promień światła. Wypłynęli na podłogę piwnicy, ich tuniki 

były  brudne  od  śmieci  i  czymś  o  czym  Obi-Wan  nie  chciał  myśleć.  Den  poprowadził  ich 

schodami  i  bocznymi  drzwiami  na  zewnątrz  na  ulicę.  Spojrzał  w  obie  strony  i  na  górę.  – 

Widzicie? Ocaleni. 

- Czy tu już będziesz bezpieczny ? – spytał Qui-Gon 

-  Żart,  prawda  ?  Nie  możecie  mnie  teraz  zostawić  !  –  zaprotestował  Den  –  Jeszcze  nie 

skończyłem ratować waszych karków. Chodźcie, to ja wam sprawiłem kłopoty. Dajcie sobie 

jeszcze raz pomóc. Znam bezpiecznie miejsce, w którym moglibyście zostać jakiś czas. 

- Tak bezpieczne jak to ostatnie ? – spytał Obi-Wan 

-  To  miejsce  jest  inne  –  zapewnił  ich  Den  –  To  kryjówka  mojego  przyjaciela.  Słuchajcie, 

policja będzie wszędzie. Musicie przeczekać, chociaż kilka godzin. 

- I dlaczego mielibyśmy Ci zaufać ? – spytał Qui-Gon. 

- Ponieważ nie macie wyboru ? – powiedział Den 

- Zawsze jest jakiś wybór – rzekł Qui-Gon. – Ale pójdziemy z tobą. 

 

ROZDZIAŁ 6 

 

 

Obi-Wan nie mógł w to  umierzyć. Den był oczywistym przestępcą. Czemu Qui-Gon 

powierza  mu  ich  życie  ?  Kiedy  Den  wysunął  się  do  przodu,  postawił  to  samo  pytanie  Qui-

Gonowi. Jedi westchnął tylko. 

-  Pomyśl  tylko  Obi-Wan.  Też  jesteśmy  przestępcami,  przynajmniej  w  oczach  policji.  Kto 

może ukryć nas lepiej niż ci, którzy już się ukrywają ? 

 

Qui-Gon  położył  dłoń  na  ramieniu  Obi-Wana.  –  Nie  martw  się.  Jego  wnętrze  jest 

czyste. 

-  Zabij  mnie  teraz,  bo  tego  nie  czuję  –  zaczął  zrzędzić  Obi-Wan.  Ale  spodobał  mu  się 

pocieszający gest Qui-Gona. Było tak jakby Qui-Gon i on znowu byli mistrzem i uczniem. 

 

Den poprowadził ich do innej części miasta, zdala od szerokich ulic centrum miasta. 

Tutaj  panowała  gęsta  zabudowa,  tak  jakby  budynki  zbliżyły  się  do  siebie  w  poszukiwaniu 

ciepła i ochrony. 

 

Den  poprowadził  ich  do  środkowego  budynku.  I  zamiast  do  niego  wejść  poszedł  do 

bocznej  alejki.  Ułamana  rura  wisiała  od  strony  budynku,  dyndając  swobodnie.  Den 

podciągnął się i ją objął. 

background image

- To łatwiejsze niż na to wygląda. Uśmiechnął się szeroko na widok rozpaczy na twarzy Obi-

Wana.  –  Hej  dzieciaku.  Byłeś  w  zsypie  na  śmieci  i  czołgałeś  się  przez  rurę  nawadniającą. 

Myślę, że i teraz sobie poradzisz. 

 

Obi-Wan  spojrzał  z  irytacją  na  Qui-Gona  i  chwycił  rurę.  Od  strony  ulicy  wyglądała, 

jakby miała zlecieć na nic nie podejrzewającego przechodnia, ale potem zdał sobie sprawę że 

była  zamocowana  pewnie  do  ściany.  Po  bokach  znajdowały  się  metalowe  śruby, 

niezauważalne z dołu, ale wystarczająco duże, aby stanowiły uchwyty dla rąk i nóg. Den miał 

rację, wspinanie się było łatwiejsze niż wyglądało na pierwszy rzut oka. 

 

Obi-Wan  podciągnął  się  i  wspiął  po  płaskim  dachu.  W  rogu  stał  zbiornik  na  wodę, 

wokół którego biegły zardzewiałe schody do platformy na górze. 

-  Nic  nie  mów  –  powiedział  Obi-Wan  –  Będziemy  później  wskakiwać  do  tego  zbiornika  z 

wodą. 

-  Żart  !  –  rzekł  Den,  chichocząc.  Podszedł  do  zbiornika  i  wystukał  rytmiczną  serię. 

Odpowiedziało mu krótkie puknięcie. 

- Jest w środku – powiedział – Chodźmy. 

 

Obi-Wan podążył za Denem po spiralnych schodach na szczyt zbiornika. Kiedy dotarł 

do platformy zauważył, że w dachu jest wyrwa. Był pomalowany tak aby z góry wyglądał jak 

ciemna woda. Nikt obserwujący z góry, nie będzie w stanie powiedzieć, że zbiornik ten różni 

się czymś od innych, których pełno było na okolicznych dachach. 

 

Den otworzył zapadnie i zniknął w środku. Obi-Wan wślizgnął się za nim. Ku swojej 

uldze, zorientował się, że jest na schdach prowadzących do przytulnego apartamentu. Ściany 

były  okrągłe  i  zrobione  z  durastali.  Na  podłodze  znajdował  się  gruby  dywanik  i  były  też 

miejsca  do  siedzenia.  W  centrum  pomieszczenia  stał  długi  stół,  ze  stertą  sprzętu 

elektronicznego. 

 

Młoda, szczupła kobieta wstała od stołu. Miała kasztanowe włosy, zawinięte w kilka 

warkoczy wokół głowy. Jej oczy były koloru ciemnego miodu. W tej chwili przyglądały się 

podejrzliwie Qui-Gonowi i Obi-Wanowi. 

- Kogo przyprowadziłeś mi tym razem, Den ? - zapytała 

- Przyjaciół – odpowiedział Den 

- Zawsze przyprowadzasz przyjaciół – powiedziała nieufnie. Jej  oczy zatrzymały się na ich 

poplamionych tunikach. – I jak ładnie są ubrani. 

- Mieliśmy małe problemy w dotarciu tutaj. Ale oni będą w stanie nam pomóc – odwrócił się 

do Qui-Gona i Obi-Wana. 

background image

-  To  jest  Andra.  Jest  przywódcą  partii  SIŁA  –  w  skrócie  Chrońcie  nasze  dzikie  zagrożone 

surowce. Andra, to jest Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi, dwóch Jedi, których ściga policja. 

Jej oczy zwężyły się w szparki – Ścigani ? Za co ? 

 

Den wziął kawałek owoca z miski i rzucił w kierunku Obi-Wana. – Masz dzieciaku, 

wyglądasz na głodnego. Co za różnica za co są ścigani, Andra ? Potrzebujemy ich. Chcą się 

czegoś dowiedzieć o UniFy. 

 

Podejrzliwość  Andry  zmieniła  się  w  zainteresowanie.  Spojrzała  na  nich  z 

zaciekawieniem.  

- Może wyjaśnisz czym się zajmujesz – zasugerował Qui-Gon – Czym jest partia SIŁA ? 

-  Jesteśmy  partią  polityczną  będącą  w  opozycji  do  rządzących.  –  odpowiedziała  –  Niestety 

teraz jesteśmy nielegalni. Rząd wyjął nas spod prawa. Byliśmy pierwsi, którzy się sprzeciwili, 

kiedy rząd oddał pod ochronę nasze święte miejsca UniFy. Pytaliśmy, dlaczego nasza ziemia 

przegrała  nad  prywatnym  interesem,  czemu  zostaliśmy  zmuszeni,  aby  zaufać  słowu 

korporacji, że ochroni i zadba o naszą ziemię. Większość nie chciała słuchać. Cieszyli się, że 

zniesiono  podatki.  Ale  niektórzy  posłuchali  i  przyłączyli  się  do  nas.  Skłądamy  się  z  byłych 

urzędników  rządowych,  naukowców,  pracowników  środowiskowych,  zwykłych  obywateli, 

którzy  nas  wysłuchali  kiedy  jeszcze  mieliśmy  coś  do  powiedzenia.  Teraz  zeszliśmy  do 

podziemia i spotykamy się gdzie możemy. 

- Macie dowody, że UniFy źle opiekuje się waszymi świętymi miejscami ? – spytał Qui-Gon 

Zawahała się. – Mieliśmy dowody, że coś się dzieje wokół Świętych Basenów. Trzech ludzi 

udało  się  do  parku  planetarnego,  żeby  zrobić  zdjęcia  i  zebrać  dowody.  Zginęli  w  wypadku 

ścigaczy w drodze powrotnej do Thani. Mówili mi, że mają niepodważalne dowody czegoś, 

ale nie powiedzieli co to było. Myślę, że ich śmierć to nie był wypadek. Dowody, które mieli 

przy sobie zostały zniszczone. Organizujemy teraz kolejną wyprawę.  

Odepchnęła niespokojnie włosy, które wydostały się z warkocza. 

-  To  trudne.  Ochrona  w  parkach  planetarnych  jest  bardzo  ścisła.  Mówią,  że  muszą  trzymać 

ludzi zdala, dopóki trwa rekultywacja gleby. Myślimy, że wykorzystują ją, aby w przyszłości 

zagospodarować. 

- Czemu ludzie w Telos nie zadają na ten temat więcej pytań ? – zapytał Qui-Gon. 

- Ten świat jest znany z dbałości o środowisko. Nawet z ekonomicznego punktu widzenia, nie 

ma większego sensu niszczenie go. Turystyka jest tu silną gałęzią gospodarki.   

 

Andra sposępniała. – Katharsis. Ludzie mają obsesję na temat obstawiania, z nadzieją 

wygrania  w  loterii.  I  nie  przemują  się  turystami  –  większość  przylatuje  tu  bardziej  dla 

Katharsis niż dla światowych parków. Chciwość ogarnęła ludzi niczym gorączka. 

background image

 

Posłała  Qui-Gonowi  chłodne  pytające  spojrzenie.  –  Więc  dlaczego  myślicie,  że 

możecie nam pomóc ? 

- Ja tak nie myślę – powiedział Qui–Gon prosto z mostu – To był pomysł Dena. 

- Wydawaliście się bardzo zainteresowani UniFy – rzekł Den – To tylko przypuszczenie, ale 

sądze, że nie jesteście na jutro umówieni. 

 

Qui-Gon nic nie powiedział. Obi-Wan podziwiał jego rezerwę. Był w stanie zachować 

spokój i wolę słuchania bez zdradzania swoich uczuć. 

- Więc jesteś działaczem na rzecz ochrony środowiska jak Andra ? – spytał Obi-Wan Den. 

 

Zanim zdołał odpowiedzieć Andra się roześmiała – Masz na myśli, że poświęca się dla 

czegoś większego niż on sam ? Nie Den. Nasz układ jest ściśle finansowy. 

- Hej, zaczekaj chwilę – rzekł Den wzburzony. – Mam tyle samo ideałów co każdy facet. 

- Tylko jeśli ten facet okaże się przemytnikiem albo złodziejem – odparowała Andra. 

 

Odwróciła  się  do  Obi-Wana  i  Qui-Gona.  –  Kiedy  zeszliśmy  do  podziemia, 

potrzebowaliśmy  sprzętu  technicznego.  Musiałam  szperać  na  czarnym  rynku  za  częściami 

komputerowymi  i  komunikatorami.  Tak  poznałam  Dena.  Szmuglował  części,  których 

potrzebowaliśmy.  Zdołaliśmy  z  podziemia  wypuścić  ulotki  informujące  ludzi,  co  naszym 

zdaniem się dzieje. Ale lojalność Dena jest utrzymywana kredytami, które dostaje. 

- Przepraszam, że potrzebuje pieniędze do życia, wasza prawość. – rzekł Den do Andry. 

-  Nie  wszyscy  żyją  ideałami,  zwłaszcza  gdy  nie  mają  czym  opłacić  czynsz.  Gdyby  nie  ja, 

mówiłabyś do tych ścian zamiast do ludzi na zewnątrz. 

- Jak możesz przypisywać nasz sukces tylko sobie – powiedziała chłodno Andra. 

-  Widzicie  co  dostajecie  w  zamian,  kiedy  próbujecie  pomóc  ?  -    zrzędził  Den  do  Jedi.  – 

Obelgi. Nic dziwnego, że jestem złodziejem. 

 

Andra zignorowała  go i  odwróciła się znów do  Qui-Gona i Obi-Wana. – Możecie tu 

zostać jeśli chcecie. Każdy wróg UniFy jest naszym przyjacielem. 

- Nie mówiłem, że jestem wrogiem UniFy – rzekł QiGon z uśmiechem. 

 

Przyglądała  mu  się  badawczo  przez  moment.  –  Ale  jesteście  nimi  ?  Może  Den  ma 

rację. Może możemy sobie pomóc nawzajem. Ale musicie mi powiedzieć czemu tu jesteście. 

Nie wspominając już o tym czemu ściga was policja. 

-  Nie  jestem  pewien  co  nam  zarzucają,  ale  jestem  pewien,  że  to  coś  poważnego.  –  przyznał 

Qui-Gon. – Cokolwiek by to nie było, to nieprawda. Mamy potężnego wroga na Telos. Sądzę, 

że wykorzystuje UniFy jako przykrywkę dla swojej własnej firmy. 

- Którą jest?  -spytała Andra 

- Offworld. 

background image

 

Andra  wzięła  głębszy  oddech.  –  Offworld...  jest  największym  koncernem  górniczym 

w całej galaktyce. Na jej policzkach pojawiły się wypieki. – Ale to oznacza, że UniFy może 

chcieć zagospodarować  nasze ziemie pod kopalnie  górnicze ! Jeśli udowodnimy, że te dwie 

kompanie są powiązane, będziemy mieć dowody planów UniFy ! 

-  Andra  wynajęła  mnie,  żebym  się  włamał  do  archiwów  UniFy  –  powiedział  im  Den  – 

Pracowałem  tam  kilka  miesięcy  temu  i  zapomniałem  zwrócić  mój  identyfikator.  Musiałem 

szybko opuścić tamto miejsce. 

- Zapomniałeś ? – spytał Qui-Gon 

 

Den  wyszczerzył  zęby.  –  I  omyłkowo  zabrałem  kilka  innych  identyfikatorów  kiedy 

odchodziłem. Więc mogę nas tam wprowadzić. Szanse są całkowicie po naszej stronie. 

 

Qui-Gon  się  zawahał.  Odwrócił  się  do  Andry.  –  Nie  wygląda  na  to,  żebyś  mu  ufała. 

Czemu my mielibyśmy to zrobić? 

- Ponieważ nie zawiodę was ! – krzyknął Den 

- Nie tobie zadałem pytanie – odezwał się surowo Qui-Gon 

 

Andra  westchnęła.  –  Co  tam  chcesz  znaleźć,  Den  ?  Czemu  podejmujesz  ryzyko 

ponownego włamania ? 

- Bo nie skończyłem roboty, za którą mi zapłaciłaś – powiedział jej Den – Czuję się z tym źle. 

Też mam swoją moralność, wiesz. 

- Jesteś złodziejem ! – zawołała Andra z rozdrażnieniem. 

- Właśnie – krzyknął Den 

- Więc pozwól mi kraść ! 

- Czemu nie dodaje mi to otuchy ? – zastanawiał się na głos Obi-Wan 

- Andra westchnęła – Wiem co masz na myśli. 

 

ROZDZIAŁ 7 

 

 

Oprócz  identyfikatorów,  Den  zdołał  także  ukraść  szare  uniformy,  które  nosili 

pracownicy  UniFy  najniższego  szczebla.  Zdumiewająco  łatwo  było  dołączyć  do  strumienia 

pracowników  wchodzących  do  budynku  o  świcie  następnego  dnia.  Ochroniarze 

przeskanowali ich karty i po prostu ich wpuścili. 

 

Jasne,  jesteśmy  w  środku,  pomyślał  Obi-Wan.  Ale  czy  będzie  również  tak  łatwo 

wyjść? Z jakiegoś powodu, Qui-Gon zdecydował się zaufać Denowi. A Rada Jedi twierdzi, że 

to on jest impulsywny. 

background image

 

Den  złapał  tubowindę  na  niższy  poziom.  –  Główne  akta  są  w  strefie  zastrzeżonej  – 

wyjaśnił – Będziemy musieli zejść schodami dla obsługi. Przy drzwiach znajduje się strażnik. 

Możecie mu pomachać przed nosem swoimi mieczami ? Możemy go gdzieś zamknąć, dopóki 

nie skończymy. 

- Zostaw to mnie – rzekł Qui-Gon 

 

Wślizgnęli  się  na  klatkę  schodową  i  znaleźli  się  w  długim  białym  korytarzu 

oświetlonym kojącymi światłami. Strażnik siedział na końcu naprzeciwko konsoli. 

- Przepustki – powiedział krótko. 

 

Qui-Gon wręczył mu swój identyfikator. Skupił się na umyśle Telosianina. 

- Mogą być. Wchodźcie. 

- Mogą być. – rzekł strażnik – wchodźcie. Drzwi otworzyły się z sykiem i weszli do środka. 

- Co to było ? – spytał zaciekawiony Den 

- Sztuczka Jedi – odpowiedział Qui-Gon. – Moc ma silny wpływ na słabe umysły. 

-  Jestem  pod  wrażeniem  –  rzekł  Den,  kręcąc  z  podziwem  głową.  –  Wyobrażasz  sobie,  co 

mógłbyś z tym zrobić, gdybyś miał w sobie odrobinę ze złodzieja ? Hej, myślisz, że świątynia 

Jedi przyjęłaby gości takiego jak ja? 

- Nie – rzekł krótko Qui-Gon, wchodząc przez drzwi z napisem tajne akta. 

 

Pomieszczenie było wypełnione komputerami i holografami. Den podszedł szybko do 

głównego terminala. 

 

Włamię  się  do  systemu,  a  wy  dwaj  możecie  szukać  na  innych  monitorach  – 

powiedział, machając palcami nad klawiszemi. 

- Zmienili hasło, ale napisałem program, który...i już ! Nazwijcie mnie geniuszem a nie będę 

się z wami sprzeczał. 

 

Qui-Gon  siadł  przy  drugim  terminalu  i  skierował  Obi-Wana  do  sąsiedniego.  Będzie 

szybciej, jeśli każdy z nich będzie szukał niezależnie. 

 

Na  ekranie  wyświetliły  się  nazwy  plików  i  numery.  Wiele  było  oznaczonych  nazwą 

święte baseny.  

-  Jest  tu  przynajmniej  trzysta  plików  –  powiedział  po  chwili  Qui-Gon.  –  Podzielmy  je.  Den 

weź pierwszą setkę, Obi-Wan następną, ja przejrzę ostatnią. Przeglądajcie tak szybko jak się 

da. Szukajcie jakiejkolwiek wzmianki o OffWorld, kopalniach albo mapowaniu. Popatrzył na 

Dena. – I niczego nie próbuj. 

 

Den mrugnął niewinnie – Na przykłąd czego? 

- Nie chcę zgadywać – rzekł sucho Qui-Gon – Po prostu zrób co ci kazałem. 

background image

 

Obi-Wan otworzył pierwszy plik i szybko przeskanował. Był to zapis korespondencji 

pomiędzy  menadżerem  Świętych  Basenów  i  jego  przełożonym  w  UniFy.    Jak  tylko  mógł 

dostrzec,    plik  odnosił  się  do  paliwa  i  jedzenia,  które  było  potrzebne  pravownikom.  Nic. 

Otworzył  następny  plik.  I  jeszcze  następny...  Obi-Wan  brnął  przez  każdy  plik.  Nigdy  nie 

wyobrażał sobie, że praca w dużej korporacji może być taka nudna. Informacje były w kółko 

powtarzane i dwa razy sprawdzane. Nie zobaczył nic podejrzanego. 

-  Szkoda,  że  nie  ma  tutaj  Tahl  –  mruknął  Qui-Gon  –  Byłaby  w  stanie  rozgryźć  operacje 

finansowe. One wszystko komplikują. 

 

Nagle  Qui-Gon  przestał  mówić.  Obi-Wan  zauważył  ,  że  jego  monitor  zastygł  w 

bezruchu. Kiedy spojrzał z powrotem na swój, okazało się, że z jego monitorem stało się to 

samo. 

- Den, co się dzieje ? - spytał 

-  Nie  wiem  –  powiedział  z  obawą  Den.  Próbował  wyłączyć  swój  monitor,  ale  przycisk  nie 

działał.   

- Jest szansa, że to tylko krótkotrwałe zakłócenia.  

 

Wyskoczył ze swojego krzesła i ruszył w kierunku drzwi. – Zaczekajcie chwilę. 

- Dokąd idziesz ? – zapytał Qui-Gon 

- Idę trochę powęszyć, zobaczyć co się dzieje. Możecie na mnie polegać. 

 

Den wyślizgnął się przez drzwi. Qui-Gon powoli wstał. 

- Musimy się stąd wydostać, natychmiast - powiedział 

 

Obi-Wan popatrzył na niego, zaskoczony. – Ale nie możemy zostawić Dena. 

Qui-Gon spojrzał ponuro – On już nas zostawił. 

 

Obi-Wan usłyszał stukot kroków. Drzwi otworzyły się z sykiem. 

- Nie wyciągaj miecza – polecił szybko Qui-Gon, tuż zanim weszła ochrona. 

 

Obi-Wan  wiedział  dlaczego.  Qui-Gon  miał  nadzieję  uniknąć  odkrycia,  że  są 

poszukiwanymi  przestępcami.  Jeśli  będą  mieli  szczęście,  zostaną  zatrzymani,  pod  zarzutem 

wejścia na teren zabroniony. 

 

Ale  i ta przelotna nadzieja została pogrzebana, kiedy krzepki szef ochrony wkroczył 

do pomieszczenia. 

-  Jesteście  ścigani  pod  zarzutem  pogwałcenia  Telosiańskiego  prawa  jako  galaktyczni 

przestępcy – powiedział im. – Jesteście aresztowani. 

 

 

 

background image

ROZDZIAŁ 8 

 

 

Obi-Wan  i  Qui-Gon  zostali  szybko  przetransporowani  do  Centrali  Policyjnej,  gdzie 

zostali rozpoznani jako galaktyczni przestępcy i wtrąceni do więzienia. Qui-Gon poprosił, aby 

skontaktowali się ze Świątynią, ale prośba została zignorowana. 

-  Telosiański  wymiar  sprawiedliwości  jest  zazwyczaj  sprawiedliwy  –  powiedział  do  Obi-

Wana, kiedy stał w wilgotnej podziemnej celi. –Powinni nam dać okazję do oczyszczenia się 

z zarzutów. 

-  Nie  wiemy  nawet  jakie  są  zarzuty  –  rzekł  Obi-Wan  –  Myślisz,  że  odkryją,  że  zostaliśmy 

wrobieni. 

-  Zawsze  jest  taka  szansa  –  powiedział  Qui-Gon  –  Nie  mogą  nas  długo  trzymać,  jeśli  nie 

udowodnią, że zrobiliśmy coś złego. Przynajmniej nie znaleźli naszych mieczy świetlnych. 

 

Używając  Mocy,  Qui-Gon  zdołał  zapobiec  temu,  aby  strażnicy  dokładnie  ich 

przeszukali. 

- Czemu po prostu nie wytniemy sobie przejścia przez te drzwi ? – spytał Obi-Wan, opierając 

ręce o zbrojoną durastal. 

-  Ponieważ  będzie  na  nas  czekało  pięćdziesięciu  strażników,  zanim  byśmy  gdzieś  doszli  – 

odrzekł Qui-Gon. – Poczekajmy na właściwy moment. Znajdziemy sposobność do ucieczki. 

-  Nie  mogę  uwierzyć,  że  Den  zostawił  nas  na  lodzie,  tak  po  prostu.  –  powiedział  Obi-Wan 

zdegustowany – Musiał wiedzieć, że kiedy monitory się zawiesiły włączył się alarm. 

- Tak, myślę, że wiedział – zgodził się Qui-Gon spokojnie – Ale lepiej jest skupić się na tym 

co zrobimy teraz. 

- A co możemy zrobić ? – spytał Obi-Wan – Jesteśmy zamknięci. 

- Możemy pomyśleć o następnym kroku – rzekł Qui-Gon – Obwinianie Dena to strata czasu. 

Czego się dowiedzieliśmy kiedy byliśmy w UniFy ? 

-  Nie  dowiedziałem  się  niczego,  z  wyjątkiem  tego,  że  ludzie,  którzy  pracują  dla  kompanii 

wysyłają zbyt wiele notatek – powiedział zniechęcony Obi-Wan. 

-  Było  ich  wiele,  to  prawda  –  zgodził  się  Qui-Gon  –  I  większość  z  nich  nie  miała  żadnego 

znaczenia. Większość z nich potwierdzała tylko rozmowę przez komunikator. Zauważyłeś to? 

Myślę,  że  tyle  plików  miało  zniechęcić  potencjalnych  badaczy  do  poszukiwań.  Ciężko  jest 

doszukać się prawdy, kiedy jest zakopana w morzu danych. Czy to ci czegoś nie przypomina? 

Obi-Wan  pomyślał  przez  chwilę.  –  OffWorld  –  powiedział  w  końcu  –  Kompania  ukrywa 

prawdziwe intencje i nawet siedzibę główną za innymi firmami. Wykorzystuje zamęt, aby się 

ukryć. 

background image

-  Właśnie  –  powiedział  Qui-Gon  –  W  UniFy  dowiedziałem  się  jeszcze  czegoś.  Kiedy 

monitory  przestały  działać,  zobaczyłem  co  robi  Den.  Nie  szukał  plików  OffWorld  albo 

Świętych Basenów. Szukał Katharsis. 

- Ale czemu ? –spytał Obi-Wan 

-  Nie  znam  odpowiedzi,  ale  też  mnie  to  zastanawia.  –  rzekł  Qui-Gon  –  UniFy  zarządza 

funduszami z loterii, więc myślę, że powinni mieć też pliki dotyczące Katharsis. Ale dlaczego 

tak to interesowało Dena ? Pomyśl, jaki ma character. 

Obi-Wan przypomniał sobie słowa Andry. – Musiał myśleć, że przyniesie mu to jakiś zysk. 

-  Dokładnie  –  zgodził  się  Qui-Gon  –  Myślę,  że  to  jest  powód,  dla  którego  zgodził  się  nam 

pomóc. Więc kiedy stąd wyjdziemy, będziemy musieli przyjąć inne kryteria poszukiwań. 

- Kiedy wyjdziemy ? – spytał Obi-Wan, patrząc na zbrojone durastalowe drzwi. 

- Wyjdziemy – rzekł Qui-Gon tym samym spokojnym tonem. 

 

Obi-Wan  też  chciał  mieć  tą  pewność.  Miał  wrażenie,  że  są  teraz  tam,  gdzie  Xanatos 

chciał, aby byli i nie będzie on taki głupi, żeby ich wypuścić. 

 

 

Spędzili  w  celi  zimną  noc.  Obi-Wan  obudził  się  przed  świtem.  Leżał  na  swoim 

materacu z otwartymi oczami. W celi nie było żadnych okien, więc nie był w stanie rozróżnić 

ścian  od  podłogi.  Był  otoczony  przez  czerń,  zupełnie  jakby  był  zawieszony  w  próżni.  Być 

może ta dezorientacja była formą kary. 

 

Jedyną  oznaką  nadchodzącego  poranka  były  płonące  światła.  Na  śniadanie  dano  im 

jakiś  czerstwy  chleb  i  słabą  herbatę.  Dzień  mijał  powoli.  Qui-Gon  regularnie  prosił  o 

rozmowę z kimś z władz. Prośba została odrzucona. Qui-Gon i Obi-Wan zrobili klka ćwiczeń, 

aby  być  w  gotowości.  Potem  zaczęli  medytować.  W  niewoli,  Jedi  koncentrowali  umysł, 

oczyszczali  ducha  i  utrzymywali  ciało  w  formie.  Qui-Gon  siedział  na  twardej  kamiennej 

podłodze medytując. Nagle westchnął i podniósł głowę. 

- Przepraszam, Obi-Wan 

 

Obi-Wan był zaskoczony. – Przepraszasz? – spytał 

-  Powinieneś  być  teraz  w  świątyni.  Nie  powinienem  był  pozwolić  ci  mi  towarzyszyć.  Źle 

osądziłem sytuację. 

- To ja podjąłem decyzję – rzekł Obi-Wan – Nie żałuję, że tu jestem. 

 

Uśmiech  Qui-Gon  był  tak  niewyraźny  jak  światło.  –  Mimo  to  jesteś  wyziębiony  i 

głodny. 

- Jestem tam gdzie powinienem być – odpowiedział Obi-Wan – Przy twoim boku. 

- Qui-Gon wstał. – Byłem dla ciebie surowy po tym co się stało na Melida/Daan 

background image

- Nie bardziej niż na to zasłużyłem – Obi-Wan był zaskoczony widząc emocje na twarzy Qui-

Gona. To był pierwszy raz kiedy jego były mistrz podkreślał rozdźwięk między nimi bardziej 

ze smutkiem niż gniewem. Wydawało się, że walczy o każde słowo. 

-  Nie  Obi-Wan,  to  było  więcej,  niż  zasługiwałeś.  –  poprawił  go  Qui-Gon  –  Dochodzę  do 

wniosku,  że  powodem  mojej  reakcji  były  moje  własne  porażki  a  nie  twoje.  –  Nie  miałem 

szansy ci tego powiedzieć. Ja – Qui-Gon przerwał nagle – On tu jest - mruknął. 

 

Nagle Obi-Wan też to poczuł. Zakłócenie Mocy  było jak szept trującego  gazu, który 

przenikał pod szczeliną w drzwiach i wypełniał pomieszczenie. Wstał i odwrócił się w stronę 

drzwi. Durastalowe drzwi niespodziewanie otworzyły się z sykiem. Xanatos stał w przejściu. 

Jego czarna peleryna leżała z boku a on stał w lekkim rozkroku i z rękami na biodrach. 

- Dobrze się bawicie? – spytał, mrugając do nich i uśmiechając się. 

 

Qui-Gon stanął naprzeciw niego, nic nie mówiąc. 

-  Ah  tak,  cisza  –  Powiedział  Xanatos  z  westchnieniem  –  A  ja  miałem  nadzieję,  że  utniemy 

sobie pogawędkę. Nie ma wiele czasu. Wasz los jest przesądzony. 

- Ale nie mieliśmy procesu – rzekł cicho Qui-Gon 

-  Ależ  będziecie  go  mieli  –  odpowiedział  Xanatos  –  Uznano  jednak,  że  jesteście  zbyt 

niebezpieczni, aby wziąć w nim udział. 

- Mamy prawo uczestniczyć we własnym procesie ! To niesprawiedliwe ! – zawołał Obi-Wan 

 

Xanatos  pokręcił  głową.  –  Ah,  pamiętam,  kiedy  byłem  młody.  Kiedy  jeszcze 

myślałem, że życie potraktuje mnie uczciwie. Zanim spotkałem Qui-Gona Jinna. 

-  Życie  nie  potraktowało  cię  ani  sprawiedliwie  ani  nieuczciwie  –  powiedział  Qui-Gon.  Tak 

już jest. Zależy od każdego z nas, czy będziemy uczciwi czy nie. 

-  Nie  jest  nigdy  za  późno  na  trochę  wielkiej  mądrości  Jedi  –  rzekł  z  pogardą  Xanatos  –  I 

zawsze jest tak samo – nic tylko zagadki. Więc, rozgryż to Jedi – jako, że nie pojawiłeś się na 

swoim  procesie,  ja  zjawiłem  się  u  ciebie.  Byłem  głównym  świadkiem  przeciwko  tobie. 

Miałem dowody twoich przestępstw, nagrania z wielu światów z zarzutami przeciwko tobie, 

opowieści o czasach, kiedy unikałeś wymiaru sprawiedliwości w całej galaktyce. I nareszcie 

sprawiedliwość dopadła cię na Telos. Pomogło również to że w sali sądowej był rozgniewany 

ojciec, oszalały z powodu śmierci swojego syna, którego zabił twój wspólnik. 

 

Xanatos westchnął ciężko. – Biedny Bruck. Zawsze myślałem, że trzeba go pchnąć do 

sukcesu. Skąd mogłem wiedzieć, że zrobi to za mnie Obi-Wan Kenobi.  

 

Xanatos podniósł rękę i uderzył nią w dłoń z ostrym trzaskiem. Było to niesamowicie 

blisko pęknięcia w czaszcze Brucka, która uderzyła o skały pod wodospadem. Obi-Wan starał 

się nie skrzywić. Nie dał Xanatosowi tej satysfakcji. Ale wewnątrz poczuł szok. Bezradność i 

background image

poczucie  winy  owiało  go  gdy  przypomniał  sobie  pobawiony  życia,  niewidzący  wzrok,  jego 

ramię machające w ostatniej desperackiej próbie ratunku. 

 

Sąd  może  i  wysłucha  twoich  kłamstw  –  powiedział  szybko  Qui-Gon,  wyczuwając 

rozpacz Obi-Wana i próbę odepchnięcia Xanatosa. – Ale kiedy dowie się o tym Świątynia. 

 

Xanatos  się  roześmiał.  –  Do  czasu  kiedy  świątynia  dowie  się  o  waszym  losie, 

będziecie już martwi. To jest wasza kara, Jedi. Zostaliście skazani na śmierć. 

 

Nagle  Xanatos  pochylił  się  do  przodu.  Jego  niebieskie  oczy  płonęły  niczym 

najgorętszy ogień. Jego blada skóra wyglądała jakby naciągnęła się na kości, a jego twarz jak 

czaszka z ognistymi oczami. 

- A ja tam będę, żeby zobaczyć jak umieracie – syknął w twarz Qui-Gonowi. 

 

ROZDZIAŁ 9 

 

 

Nie mieli szansy powiedzieć nic więcej, albo wezwać pomoc. Xanatos upewnił się, że 

otoczył  ich  cały  oddział  strażników.  Poprowadzono  ich  przez  więzienne  korytarze  na 

dziedziniec. 

 

Słońce  było  jeszcze  nisko.  Dwie  sąsiadujące  wieże  więzienne  rzucały  na  dziedzińcu 

dwa  długie  złowrogie  cienie.  Wypełnił  go  tłum  wylewający  się  z  ulic.  Kiedy  zobaczyli 

więźniów zaczęli gwizdać i szydzić. 

- Kochają egzekucje – mruknął jeden strażnik do drugiego.  

 

Qui-Gon  wyczuł  złowrogą  energię  emanującą  od  tłumu.  Na  Telos  nigdy  nie  było 

publicznych egzekucji. Takie pokazy zachowały się na bardziej prymitywnych światach. Co 

się  stało  z  miłującym  pokój  Telos  ?  Udało  się  go  zmienić  jednemu  człowiekowi, 

przebiegłemu i potężnemu - Xanatosowi. 

 

Qui-Gon  upewnił  się,  że  jego  miecz  świetlny  znajduje  się  na  miejscu.  Jednak  nie 

wiedział kiedy będzie miał okazję go użyć. 

 

Szafot  powoli  rósł  na  repulsorach,  dopóki  nie  uniósł  się  nad  tłum.  Dwóch  krzepkich 

strażników  stało  obok  dwóch  zapadni.  Zapadnia  biegła  od  płyt  do  krawędzi  platformy.  O 

płyty  stały  oparte  wibrosiekiery.  W  jednej  chwili  Qui-Gon  zrozumiał  jak  miała  wyglądać 

egzekucja.  On  i  Obi-Wan  będą  zmuszeni  położyć  głowy  na  płytach.  Odetną  im  głowy 

wibrosiekierami,  zapadnie  opadną,  a  ich  głowy  potoczą  się  w  dół  i  wpadną  w  ręce  tłumu. 

Było to makabryczne, ale szybkie. 

 

Qui-Gon zobaczył jak Obi-Wan przełyka ślinę. Po raz pierwszy na serio się martwił. 

Sądził, że w każdym momencie będzie możliwość ucieczki. Ale jak mogli się przebić przez 

background image

ten  tłum  ?  Nawet  jeśli  weszliby  w  układ  ze  strażnikami  i  Xanatosem,  tłum  powstanie 

przeciwko nim. 

 

Zostali  umieszczeni  w  klatce  energetycznej  zawieszonej  wysoko  nad  masą  ludzi. 

Rozszalały  tłum  domagał  się  ich  śmierci,  bolesnej  i  powolnej.  Xanatos  stał  na  szczycie 

schodów, obserwując jak klatka unosi się w jego gorliwych oczach. 

 

Obowiązkiem  każdego  Jedi  było  zaakceptowanie  śmierci,  kiedy  nadejdzie.  Jednak 

Qui-Gon nie mógł być spokojny. To nie jego czas. I nie czas Obi-Wana. Widział jak Obi-Wan 

walczy z ogarniającym go strachem. 

- Zabić ich ! Zabić morderców –wrzeszczał tłum 

 

Gniew zagościł również w sercu Qui-Gona. Xanatos to zrobił. To on podburzył tłum. 

On  napełnił  ich  umysły  nienawiścią  i  kłamstwami.  Jeśli  Qui-Gon  umrze,  Xanatos  wygra. 

Doprowadzi Telos do jeszcze większego zepsucia. Zniszczy go. 

 

Qui-Gon nie mógł do tego dopuścić.  Nie może walczyć z gniewem. Musi walczyć  o 

sprawiedliwość. 

-  Nie  możemy  się  poddać  –  powiedział  szybko  Qui-Gon  do  Obi-Wana  ponad  wrzaskami 

tłumu. – Będą musieli otworzyć klatkę, żeby  wpuścić katów. Wtedy  ruszymy  do walki. Nie 

wszystko stracone. Zachowaj spokój i bądź w pogotowiu. 

 

Obi-Wan  skinął  głową.  Qui-Gon  zauważył  spokojną  stanowczość  w  jego  oczach. 

Mieli marne szanse uniknięcia swojego losu, ale Obi-Wan zaakceptował go. Obi-Wan nigdy 

nie dało się zastraszyć, nawet kiedy szanse były przeciwko niemu. 

 

Energetyczna klatka powoli opadała w kieunku  szafotu. Policja na swoopach unosiła 

się blisko skrzyń, gdzie więźniowie mogliby uciec. 

 

Qui-Gon  ledwie  słyszał  krzyki  tłumu.  Cała  jego  uwaga  była  teraz  skupiona  na 

strażnikach i szafocie. Był pewien, że razem z Obi-Wanem mogliby zająć się strażnikami. Ale 

co potem ? Potem będą musieli skoczyć na ziemię, nawet jeśli będą do nich strzelać z góry i z 

dołu. Być może zaskoczenie zwiększy prawdopodobieństwo ucieczki. Być może tłum nie był 

tak żądny krwi jak się wydawało. Ale Qui-Gonowi nie podobały się takie szanse. Nawet Den 

by na nich nie postawił, pomyślał Qui-Gon smutno. 

 

Strażnicy  stojący  na  szefocie  wyszli  do  przodu.  Qui-Gon  czekał  aż  opadną 

energetyczne kraty. Jak tylko to się stanie, skoczą do przodu. 

 

Kątem oka, zauważył nienaturalny ruch jednego ze swoopów. Spojrzał w tamtą stronę 

nie  odwracając  głowy.  Jeździec  był  zakapturzony.  Qui-Gon  zerknął  tylko  ułamek  sekundy, 

ale od razu rozpoznał, kim była postać. Był zaskoczony na całej linii, Andra. 

- Za tobą, Obi-Wan – powiedział po cichu – Bądź przygotowany. 

background image

 

Energetyczne  kraty  opadły.  Strażnicy  ruszyli  w  ich  kierunku.  Qui-Gon  i  Obi-Wan 

zapalili miecze jednocześnie i skoczyli w ich kierunku. 

 

Do Andry dołączył kolejny swoop. Dwa pojazdy zanurkowały z wyjącymi silnikami w 

ich kierunku. 

-  Skacz  !  –zawołał  do  Obi-Wana.  Zeskoczył  z  szafotu  w  momencie  kiedy  w  ich  stronę 

nurkował  swoop  aby  ich  zabrać.  Drugi  zrobił  to  samo  z  Obi-Wanem.  Qui-Gon  zobaczył 

przebłysk determinacji w oczach Dena. 

 

Qui-Gon wylądował zwinnie. Złapał kierowcę za ramiona i pochylił się kiedy swoop 

zanurkował,  obracając  się,  wznosząc  i    obracając  znowu  aby  uniknąć  ścigających  ich 

strażników. 

 

Qui-Gon  nadal  miał  w  ręku  swój  miecz  świetlny.  Odbijał  strzały  z  blasterów  kiedy 

pojazd  umykał  strażnikom.  Zobaczył,  że  Obi-Wan  robi  to  samo.  Trudno  było  zachować 

równowagę na ruchliwym swoopie, ale dawał sobie radę. 

 

Pędząc odważnie, swoopy kierowały się prosto na więzienne wieże. Qui-Gon widział 

jak  wieże  rosną  w  oczach,  tak  że  mógł  już  zobaczyć  rysy  i  dziury  na  powierzchni.  I  w 

ostatnim momencie., Andra gwałtownie skręciła. Byli tak blisko, że Qui-Gon zdołał dotknąć 

ręką ściany.  Dwa ze ścigających ich swoopów rozbiło się o wieże. Andra i Den przemknęli 

obok. 

 

Qui-Gon  rzucił  okiem  do  tyłu.  Ostatnią  rzeczą  jaką  zobaczył  był  Xanatos,  stojący 

prosto i nieruchomo, obserwujący jak uciekają. Nawet z tej odległości czuł płonącą od niego 

nienawiść. Jeszcze się spotkają. Xanatos tego dopilnuje. 

 

ROZDZIAŁ 10 

 

 

Kiedy Andra była pewna, że zostawili pościg daleko za sobą, zdjęła kaptur. 

- Dzięki, że nie spadłeś – zawołała do Qui-Gona 

- Dzięki, za ratunek – odpowiedział Qui-Gon – Już zaczynałem się martwić. 

 

Uśmiechnęła się szeroko i wcisnęła gaz. W ciągu kilku następnych minut wylądowali 

w  alejce  blisko  domu.  Den  i  Andra  ukryli  swoopy  za  stertą  porzuconych  zardzewiałych 

platform. 

- Wow ! –krzyknął Den zdejmując kaptur -  Czy my właśnie przechytrzyliśmy szanse czy jak? 

Następnym razem, kiedy będę uciekał policji, chce mieć Jedi za plecami ! 

 

Obi-Wan  nie  odpowiedział  na  przyjacielski  uśmiech  Dena.  –  Nie  musiałbyś  nas 

ratować, gdybyś nas w porę ostrzegł w siedzibie UniFy – powiedział 

background image

-  Miałem  to  zrobić  –  zaprotestował  Den  –  Ale  nie  miałem  szansy.  Ale  i  tak  się  w  końcu 

zjawiłem. 

- Tylko dlatego, że nalegałam – rzekła Andra – To ja zaproponowałam ratunek. 

- Zabij mnie teraz jeśli ja też nie zamierzałem tego zrobić ! Po prostu nie dałaś mi szansy – 

protestował Den. 

- Sugeruje, abyśmy kontynuowali w środku – powiedział Qui-Gon, lustrując niebo wzrokiem. 

Z własnego doświadczenia wiem, że ochrona na Telos nie poddaje się łatwo. 

 

Wspięli się po rynnie i weszli do przytulnego domu Andry. Andra zaczęła podgrzewać 

coś  do  picia  i  wystawiać  talerze  z  chlebem  i  owocami.  Głodny  Obi-Wan  szybko  sięgnął  po 

jedzenie. 

- Nie wiem co teraz robić – powiedziała zmartwiona Andra – Nie możemy się znowu włamać 

do UniFy. Jestem pewna, że zacieśnili ochronę. Nigdy nie będziemy w stanie zdobyć dowodu 

na powiązania między UniFy a OffWorld. 

- Jeśli byśmy mieli tylko więcej czasu – rzekł Den 

 

Qui-Gon posłał mu surowe spojrzenie – Ale ty  wcale nie szukałeś pilnie powiązań z 

OffWorld.? 

 

Den zaczął się wiercić w fotelu – Oczywiście, że szukałem. Było za dużo plików. Sam 

to powiedziałeś. 

-  Spojrzałem  na  twój  ekran  –  rzekł  Qui-Gon  –  Nie  szukałeś  plików  dotyczących  Świętych 

Basenów. Szukałeś Katharsis. 

- Katharsis ? – Andra odwróciła się – Dlaczego ? 

- Nie patrzcie tak na mnie wszyscy – zaprotestował Den – Jestem uczciwym człowiekiem ! 

-  Qui-Gon  uniósł  brew.  Obi-Wan  wyglądał  na  zdegustowanego.  Andra  wydała  z  siebie 

rozpaczliwe tchnienie. 

- No dobrze, może nie jestem stuprocentowo uczciwy – przyznał Den – Ale jestem lojalny ! 

Szukałem  Katharsis.  Kiedy  tam  pracowałem  ,przypadkiem  znalazłem,  bo  włamałem  się  do 

pewnych plików, że UniFy kontroluje Katharsis. 

 

Andra  obróciła  garnek  w  ręku  –  Twierdzisz,  że  to  nie  rząd  ją  kontroluje.  Den  skinął 

głową.  

–  Chcą,  żebyście  tak  myśleli.  Jeśli  każdy  dowie  się,  że  to  korporacja  kontroluje  Katharsis, 

będą wiedzieli, że... 

-  UniFy  decyduje  jak  są  wydawane  zyski  z  Katharsis  –  powiedziała  szybko  Andra  –  Co 

oznacza, że całkowicie kontrolują nasze ziemie. 

background image

 

Den  znowu  pokiwał  głową.  –  To  UniFy  wyszła  z  pomysłem  Katharsis.  Przekupili 

kilku  kluczowych  polityków  w  rządzie,  żeby  go  przeprowadzić.  Zasadniczo  rzecz  biorąc, 

UniFy ma rząd w kieszeni. 

 

Andra  zatopiła  się  w  krześle,  oszołomiona.  –Myślisz,  że  UniFy  celowo  wymyśliło 

Katharsis tylko po to, aby odwrócić uwagę od swoich intencji ? Zamierzają oddać wszystkie 

nasze parki światowe na cele przemysłowe. A my za to zapłacimy ! 

- To trochę diaboliczne – rzekł Den – Prawie musisz ich podziwiać. Jakiś geniusz zła musiał 

to wymyślić. 

 

Qui-Gon  i  Obi-Wan  wymienili  spojrzenia.  –  Xanatos  –  powiedział  cicho.  Ten  plan 

zalatuje czysztą elegancją i złem a to cały Xanatos. 

Ale  Qui-Gon  nie  skończył  jeszcze  z  Denem.  –  Czemu  szukałeś  Katharsis  drugi  raz  ?  – 

zapytał. – Jeśli już to wiedziałeś to nie było już wiele do odkrywania. 

- Wszyscy odwrócili się w stronę Dena. Z jego oczu biła spokojna niewinność. To znaczyło 

tylko tyle, że niewątpiwie skłamie, zgadywał Qui-Gon. 

- Miałem nadzieję pomóc Andrze i partii SIŁA – zaczął. Andra mu przerwała. –Przestań mnie 

nabierać Den. Nie teraz. To jest zbyt ważne. 

 

Popatrzył na nią przez dłuższą chwilę. Qui-Gon zobaczył wrażliwość w jego oczach. 

Zależało mu na niej, uświadomił sobie. 

-  Dobrze  –  powiedział  –  Miałem  nadzieję  pomóc  tobie.  Ale  szukałem  także  sposobu  na 

oszukanie loterii. 

- Zawsze chronisz tylko na siebie, prawda ? – powiedziała gorzko Andra 

- Nie – rzekł cicho Den. – Chronię także ciebie. Tylko tego nie dostrzegasz. 

- Więc znalazłeś jakiś sposób ? – spytał Qui-Gon 

- Niezupełnie – zaczął kręcić Den 

- Znalazłeś cokolwiek ? – zapytał Obi-Wan niecierpliwie 

- Tak, znalazłem coś – przyznał Den – Loteria już jest ustawiana. 

 

ROZDZIAŁ 11 

 

- To się dzieje trochę za szybko – powiedziała słabo Andra – Naleję herbaty. 

 

Siedli  przy  stole  z  gorącymi  kubkami  herbaty  w  dłoniach.  Ogrom  planu  oszołomił 

Andrę.  Spodziewała  się  konspiracji  i  korupcji,  ale  nie  na  aż  taką  skalę.  Było  oczywiste,  że 

natknęli  się  na  plan  przejęcia  bogactw  naturalnych  całej  planety.  Pytanie  tylko  jak  złożyć 

kawałki układanki, i co mogą z nią zrobić. 

background image

 

Qui-Gon upił łyk herbaty. – Sugeruje dwuczęściowy plan –powiedział – Na początku 

Den zinfiltruje system loterii. 

-  Hej,  zaczekaj    -  powiedział  –  Co  znaczy,  że  zinfiltruje  system  loterii  ?  Czemu  sądzisz,  że 

będę to potrafił? 

-  Mam  przeczucie,  że  ty  już  wiesz  jak  –  rzekł  zimno  Qui-Gon  –  Dlaczego  inaczej  miałbyś 

ryzykować dostanie się do UniFy ? Dlaczego strażnicy zostali zawiadomieni ? Byłeś w stanie 

włamać się do systemu. 

Den upił trochę z kubka, a potem zakaszlał. Nikt nie ruszył, żeby mu pomóc. 

-  Dobrze,  już  dobrze  –  zaharczał  –  Myślę,  że  mogę  go  obejść,  to  znaczy  myślę,  że  mogę 

obejść część, która jest już ustawiona. 

- I wiesz jak upewnić się, że to ty wygrasz – rzekł Qui-Gon. 

 

Den  skinął  głową  niechętnie.  –  Mogę  ustawić  to  tak,  że  wygram  loterię.  Jednym  ze 

zwycięzców jest zawsze ktoś wybrany przez UniFy z wyprzedzeniem. Kiedy rozpoczynają się 

zawody,  niektórzy  uczestnicy  dostają  wadliwy  sprzęt  –  nic  co  mogliby  zauważyć,  ale  coś 

nieznacznie  zmiejsza  ich  szanse  na  wygraną.  Jeden  z  zawodników  został  wybrany  przed 

zawodami  i  przekupiony.  On  lub  ona  zgadzają  się  oddawać  pod  stołem  połowę  pieniędzy 

kompanii. Mogę po prostu podstawić moje imię na miejsce następnego wygranego. 

 

Andra  pokręciła  głową.  –  Wiedziałam,  że  masz  ukryty  motyw  w  pomaganiu  mi. 

Zamierzałeś zabrać pieniądze i uciec. 

- Żart, prawda ? – powiedział Den – Ponieważ, nie mogę uwierzyć, że naprawdę tak myślisz. 

Po wygraniu pieniędzy, podzieliłbym się nimi. Częścią z nich. 

-  Nie  chcę  żadnych  pieniędzy  zarobionych  na  niszczeniu  naszych  świętych  miejsc  – 

powiedziała surowo Andra – I ty też nie powinieneś ! 

- Nie moja wina, że są wyzyskiwane – zaprotestował Den – A pieniądze to pieniądze. 

- To twój problem – rzekła Andra – Naprawdę w to wierzysz. 

-  Czy  ktoś  chce  usłyszeć  drugą  część  mojego  planu  ?  –  przerwał  łagodnie  Qui-Gon.  –  Po 

drugie, powinniśmy odwiedzić Święte Baseny, zgodnie z pierwotnym planem Andry. Musimy 

na nowo zgromadzić wszystkie dowody. 

- To nie będzie łatwe – powiedziała Andra – Ochrona jest bardzo szczelna. 

- Użyj po prostu jednej ze swych sztuczek ze zmienianiem umysłu – zasugerował Den 

-  Obawiam  się,  że  będziemy  potrzebować  o  wiele  więcej  –  rzekł  Qui-Gon.  –  Andra,  czy 

możesz  wezwać  swoich  stronników  ?  Myślę,  że  najlepszym  planem  będzie  infiltracja  kilku 

punktów, żebyśmy nie musieli polegać tylko na jednym zespole. 

 

Andra popatrzyła na swój kubek. Przetarła stół ręką. 

background image

- Andra ? – szturchnął ją Qui-Gon. 

Spojrzała  na  niego  –  Nie  mogę  tego  zrobić  –  powiedziała  –  Nie  byłam  z  wami  całkowicie 

szczera. Nie mam żadnych stronników. To ja jestem partią SIŁA. 

- Nie ma żadnej partii ? – spytał Obi-Wan z niedowierzaniem 

 

Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nieznacznie. – Tylko ja. Popierało mnie kilka 

osób,  ale  wszyscy  się  rozeszli,  kiedy  członkowie  zespołu  dochodzeniowego  zostali  zabici. 

Nikt więcej nie chciał mnie już słuchać. Wszyscy myśleli, że jestem szalona, bo widzę ponurą 

przyszłość, z którą nikt nie chce się zmierzyć. 

 

Nagle  Den  wybuchł  śmiechem.  –  Więc  kapitan  prawość  cały  czas  kłamała  – 

zachichotał. – To najlepsza wiadomość tego tysiąclecia ! 

-  Przestań,  Den  –  warknęła  Andra  –  Musiałam  udawać,  że  mam  poparcie.  Potrzebowałam 

twojej pomocy. 

-  Prawda  –  rzekł  Den  kiwając  głową  –  Tobie  wolno  kogoś  oszukiwać,  bo  ratujesz  planetę. 

Rozumiem. Dopóki masz szlachetny motyw, możesz robić co ci się podoba. 

-  To  nie  tak  –  odpowiedziała  Andra  ze  złością  –  Gdyby  zależało  ci  na  czymkolwiek,  poza 

sobą, zrozumiałbyś. 

-  Rozumiem,  że  zrobiłabyś  wszystko,  żeby  dostać  to  czego  chcesz  –  powiedział  Den  – 

Jesteśmy do siebie bardziej podobni niż chcesz przyznać, Andra. 

- Andra wpatrzyłą się w niego – Wolałabym być porównywana do dinko. 

-  Jasne,  czemu  nie  ?  –  rzekł  natychmiast  Den  –  Dinko  to  stworzenie  z  kłami  i  paskudnym 

usposobieniem. Problem w tym jaka jest różnica ? Niech zobaczę twoje zęby. 

- Nie pozwalaj sobie, Den – ostrzegła Andra 

-  Dobrze,  dosyć  tego  –  uciął  Qui-Gon  –  Mamy  problem.  Kto  się  włamie  do  Świętych 

Basenów. 

- Ja – powiedziała Andra, patrząc wściekle na Dena. 

- Ja pójdę z tobą – rzekł Obi-Wan 

 

Qui-Gon pokręcił głową – Nie 

- Ale to ma sens – argumentował Obi-Wan – Chłopak podróżujący z kobietą nie ściągnie tyle 

uwagi. Wyglądalibyśmy jak brat i siostra na wycieczce. Jeśli nas złapią, Andra i ja powiemy, 

że zabłądziliśmy. 

-  A  ty  powinieneś  zostać  tu  i  mieć  oko  na  Dena  –  powiedziała  Andra  do  Qui-Gona.  Jeśli 

oszuka loterię, może wziąć  pieniądze i odlecieć z planety. 

- Dzięki za poparcie – rzekł Den sarkastycznie 

- Dałeś mi ostatnio jakiś powód, żeby ci zaufać ?– zapytała chłodno Andra 

background image

- Dinko – wyparował Den 

- Złodziej - odpowiedziała 

 

Qui-Gon przez moment ignorował ich sprzeczki. Czuł się zrozpaczony i zmartwiony. 

Nie  chciał,  żeby  Obi-Wan  jechał  bez  niego.  Xanatos  był  na  wolności,  na  własnej  planecie  i 

był  rozwścieczony  ich  ucieczką.  Ale  tok  myślenia  chłopca  był  rozsądny.  Musieli  podjąć 

ryzyko, jeśli chcieli obalić Xanatosa. Ale czy ryzyko nie było większe niż chciał podjąć ? 

 

Zobaczył, że Obi-Wan go obserwuje. Chłopiec zastanawiał się, dlaczego nie pozwala 

mu iść. Dla Obi-Wana, była to kwestia zaufania. Qui-Gon musiał pozwolić mu iść. 

-  W  porządku  –  powiedział.  –  Obi-Wan  i  Andra  zbiorą  dowody.  Den  i  ja  zostaniemy  tutaj. 

Teraz przygotujmy wszystko. 

 

ROZDZIAŁ 12 

 

 

Obi-Wan i Qui-Gon stali obok swoopów, które miały zawieźć Obi-Wana i Andrę do 

Świętych Basenów. Andra stała w pobliżu razem z Denem, sprawdzając zestaw ratunkowy. 

 

Obi-Wan spał tylko kilka godzin, ale czuł się rześko i był czujny. Rozrzucone gwiazdy 

migotały  na  nocnym  niebie.  Do  świtu  była  jeszcze  godzina.  Andra  uważała,  że  najlepsze 

szanse,  aby  włamać  się  do  Świętych  Basenów  mają  wczesnym  rankiem,  zbiorą  dowody  i 

odlecą.  Będą  musieli  być  z  powrotem  w  Thani  przed  południem,  przed  końcem  ostatniej 

rundy Katharsis. 

 

Jeśli coś będzie wskazywało na kłopoty, po prostu uciekajcie – poinstruował ich cicho 

Qui-Gon.  –  Jeśli  stwierdzicie,  że  nie  będziecie  mogli  ominąć  ochrony,  nie  próbujcie  nawet 

wchodzić. Najpierw trochę poobserwujcie. 

-  Studiowałem  trochę  mapy  –  powiedział  Obi-Wan  –  Andra  zna  sposób,  aby  wejść 

niezauważonym. Używała go, kiedy była dziewczynką. Myśli, że nadal jest bezpieczny. 

-  Studiowanie  map  to  nie  to  samo  co  znajomość  terenu  –  rzekł  Qui-Gon  –  Nie  ufaj  im 

całkowicie. Upewnij się, że wyjdziesz tym samym sposobem co weszłeś. 

-  Znam  się  na  rzeczy  –  powiedział  Obi-Wan.  Czuł  frustrację  i  był  zawiedziony.  Qui-Gon 

traktował go jak czteroletniego uczniaka ze Świątyni. Wiedział, że jeśli Qui-Gon przyjmie go 

z  powrotem  pod  swoje  skrzydła  będzie  musiał  budować  więź  od  nowa,  ale  czy  Obi-Wan 

musiał stać się znowu dzieckiem ? 

-  Qui-Gon  skinął  głową.  –  Nie  wątpie.  Niepokoję  się  i  tyle.  Ufam  ci  Obi-Wanie.  Słowa  te 

przepłynęły przez Obi-Wana napełniając go ciepłem i otuchą. 

- Nie zawiodę - powiedział 

background image

- Po prostu uważaj na siebie – odpowiedział Qui-Gon 

 

Andra naciągnęła kaptur na głowę idąc w ich stronę. 

- Jesteś gotów Obi-Wanie ? 

 

Przerzucił nogę nad swoopem. Qui-Gon udzielił mu wcześniej szybkiej lekcji. Nie był 

przyzwyczajony do tak zwrotnego transportu. Niewielki ruch do dołu mógł spowodować, że 

pojazd zanurkuje. Obi-Wan szybko się uczył, ale zajęło też trochę czasu zanim Qui-Gon był 

zadowolony z jego postępów. 

 

Andra wcisnęła gaz i wystartowała. Obi-Wan ruszył za nią. 

- Nie ryzykujcie zbytnio ! – zawołał za nimi Den 

- Zdaje się, że się martwi – zawołał Obi-Wan do Andry 

Zacisnęła zęby. – Po prostu stara się udawać dobrego człowieka. To dopiero odmiana. 

 

Nocne  niebo  stało  się  szarawe,  kiedy  podróżowali  przez  peryferie  miasta.  Budynki 

rosły  w  oddali.  Zaczęto  uprawiać  ziemię.  Kiedy  słońce  już  wzeszło,  nie  było  już  prawie 

żadnych mieszkań, jedynie gdzieniegdzie wioski usiane między głębokimi dolinami. 

 

Obi-Wan  zachwycał  się  pięknem  krajobrazu.  Pola  lawendy  i  niebieskie  kwiaty 

kołysały  się  w  łagodny  rytm  wiatru.  Co  kilka  kilometrów  natykali  się  na  kolejne  błękitne 

jezioro mieniące się wśród fałd złocistych gór. 

- Pięknie tu – zawołał do Andry gdy lecieli 

-  Urodziłam  się  tu  –  powiedziała  –  Niektórzy  proponują,  żeby  większą  część  tych  terenów 

przerobić na park światowy. Ale teraz zastanawiam się po co ? Czy to też zagospodarują ? 

 

Uwaga  przypomniała  Obi-Wanowi  dlaczego  tu  jest.  Pochylił  się  nad  kierownicą, 

zdecydowany pokrzyżować Xanatosowi plany, cokolwiek ten szykował dla Telos. 

 

Teren  zaczął  robić  się  górzysty,  wzgórza  były  coraz  wyższe  i  bardziej  strome. 

Formacje skalne wznosiły się nad nimi, kiedy podążali drogą wyciętą w skalistych górach. Na 

graniach zaczął się pojawiać śnieg. Chociaż Obi-Wanowi było wcześniej ciepło, cieszył się, 

że poszedł za radą Andry i założył kombinezon termiczny. 

- Jesteśmy prawie na miejscu – zawołała Andra. 

 

Obi-Wan  podążył  za  Andrą,  kiedy  zjechała  z  drogi  na  leśną  polanę  z  tak  wysokimi 

drzewami,  że  przesłaniały  niebo.  Andra  manewrowała  zwinnie  między  pniami.  Obi-Wan 

musiał się skoncentrować, aby dotrzymać jej kroku. W końcu zjechała na bok i zaczekała aż 

zatrzyma się obok niej. 

 

-  Myślę,  że  powinniśmy  zostawić  tu  swoopy  –  powiedziała.  –  Polana  przelega  do 

parku.  Znam  drogę  przez  Lustrzaną  Pieczarę.  Kiedy  przez  nią  przejdziemy,  będziemy  w 

Parku Świętych Basenów. 

background image

 

Przykryli  swoopy  gałęziami.  Ich  kroki  wydawały  miękki  odgłos  na  dywanie  liści, 

kiedy  szli  przez  polanę.  Dotarli  do  urwistej  kamiennej  ściany,  a  Andra  zeszła  po  niej  przez 

małe  wybrzuszenie  do  wartkiego  strumienia.  Skakała  ze  skały  na  skałę  w  strumieniu,  Obi-

Wan szedł za nią. Strumień nagle się zatrzymał przy stromej ścianie z szarego kamienia. 

-  Myślę,  że  dasz  radę  –  powiedziała  Andra,  zerkając  na  niego.  –  Ale  możliwe,  że  będziesz 

musiał się trochę nagimnastykować. 

 

Obi-Wan  zobaczył,  że  w  ścianie  znajduję  się  nieznaczna  szczelina,  prawie 

niewidoczna  gołym  okiem.  Biegła  z  góry  od  strumienia  aż  do  samego  dołu.  Na  początku 

Andra spuściła swój zestaw ratunkowy a potem sama się ześlizgnęła. Andra była szczupła i z 

łatwością się ześlizgiwała, ale Obi-Wan miał z tym trochę więcej kłopotu. Starał się stać jak 

najbardziej  szczupły  i  prawie  spadł.  Wyciągnął  ręce  żeby  zachować  równowagę  i  wyczuł 

gładką, wypolerowaną powierzchnię. 

 

Andra  włączyła  pręt  jarzeniowy.  Obi-Wan  zobaczył,  że  znajduje  się  w  pieczarze, 

której ściany zakrzywiają się w łuk nad jego głową. Kamień był czarny jak smoła i tak gładki, 

że  widział  w  nim  własne  odbicie.  Tutaj  strumień  sączył  się  srebrzyście  wijąc  się  po  czarnej 

powierzchni.  Światło  prętu  jarzeniowego  odbijało  się  na  ścianach,  potęgując  jego  jasność. 

Obi-Wan czuł jak kręci mu się w głowie, jakby stał pod niezliczonymi gwiazdami. 

- Niesamowite -powiedział 

-  Tak  –  rzekła  cicho  Andra  –  Jest  piękna,  prawda  ?  Nazywamy  ten  kamień  malab.  Jest 

wysoko  ceniony  w  galaktyce  ze  względu  na  swoją  rzadkość.  Chodź,  musimy  iśc  tędy  do 

wyjścia. Idź ostrożnie, jest ślisko. 

 

Poprowadziła  go  przez  kilka  zakrętów  aż  doszli  do  głównej  jaskini.  Przy  wejściu, 

pieczara się rozszerzała i z zewnątrz wpadało trochę światła oświetlając ściany. Andra cicho 

jęknęła. Podniosła jarzeniowy pręt, aby przyjrzeć się ścianom. Kamień został wyszczerbiony, 

pozostawiając głębokie bruzdy na gładkiej powierzchni. Próbki leżały na podłodze w kupkach 

obok urządzeń skanujących. Kawałki kamienia otaczały wydłubaną dziurę w wypolerowanej 

podłodze. 

- Zamierzają przerobić ją na kopalnię – szepnęła do Obi-Wana z płonącymi oczami. – To jest 

święte miejsce dla każdego Telosianina. Popatrz co oni zrobili ! 

 

Trzęsącymi  rękami  wyciągnęła  holograficzny  rekorder  z  plecaka.  Skierowała 

soczewki w stronę sterty kamienia, skupiając potem obraz na urządzeniach skanujących i na 

wydłubanych  dziurach.  Obi-Wan  wyjął  urządzenie  nagrywające  ze  swojego  plecaka  i  zrobił 

to  samo.  Teraz  będą  mieli  kopie,  tak  na  wszelki  wypadek.  Mógł  ukryć  urządzenie  pod 

ubraniem. 

background image

- Chodź – naglił Obi-Wan 

 

Ostrożnie  wyszli  z  pieczary.  Poranne  słońce  było  gorące,  ogrzewało  chłodne  skały  i 

podświetlało złocisty piasek, który otaczał głębokie baseny gorącej ciemnej wody. Przed nimi 

pojawiło się czarne wzgórze. Błyszczało w świetle promieni słonecznych. 

-  To  wzgórze  jest  zbudowane  z  malabu  –  rzekła  z  niedowierzaniem  Andra  –  Muszą  je 

eksploatować z poziomu jaskiń. 

 

Obi-Wan  popatrzył  na  ciężki  sprzęt  i  grawisanie  otaczające  baseny.  Spędził  trochę 

czasu na górniczej planecie Bandomeer i był obeznany ze sprzętem górniczym. 

- To są górnicze krety – powiedział pokazując – Mogą wkopać się na setki kilometrów w głąb 

ziemi. Jeśli są krety, musi istnieć miejsce gdzie rozładowują surowce. Te pojazdy to KNP. 

- KNP ? zapytała Andra 

-  Kroczące  neutronowe  pochodnie  –  wyjaśnił  Obi-Wan.  –Mają  działa  miotające  ogniste 

pociski  które  są  w  stanie  przebić  ścianę.  To  w  ten  sposób  są  tworzone  chodniki  górnicze. 

Powiedziałbym, że mamy tu wydobycie na olbrzymią skalę. 

 

Wyczuł, że Andra za nim sztywnieje. – Baseny... – powiedziała. Kiedyś woda była w 

nich krystalicznie czysta. 

 

Obi-Wan  podszedł  bliżej,  żeby  przyjrzeć  się  basenowi.  Kiedy  się  pochylał  pasek  z 

jego  zestawu  ratunkowego  wpadł  do  wody.  Para  uniosła  się  z  sykiem  i  wyciągnął  szybko 

torbę. Pasek jednak rozpuścił się. 

 

Popatrzył na Andrę – Co się stało ? 

- Nie wiem – powiedziała – Basen musi być zanieczyszczony. Przyjrzyjmy się innym.   

 

Zebrali kilka długich patyków i poszli zobaczyć resztę basenów. Kiedy zaptopili kij w 

ciemnej wodzie od razu zostały pozbawione kory. Kiedy trzymali dłużej kij się rozpuszczał. 

-  Podziemne  źródło,  które  zasila  baseny  musi  być  zanieczyszczone  jakimiś  chemikaliami.  – 

rzekła  Andra.  Jej  głos  był  niski.  –  Mój  tata  zabiarał  mnie  tu  kiedy  byłam  jeszcze 

dziewczynką.  Znaliśmy  każdy cal tego parku i kąpaliśmy się w  gorących basenach. Po jego 

śmierci było to ostatnie miejsce gdzie znajdywałam pocieszenie. 

 

Kiedy  podniosła  wzrok,  jej  oczy  w  kolorze  miodu  lśniły  od  powstrzymywanych  łez. 

Obi-Wan nie wiedział jak ją pocieszyć. Co zrobiłby Qui-Gon ? 

 

Przypomniał  sobie  wypadek  w  Świątyni.  Rycerz  Jedi  Tahl  niedawno  straciła  wzrok. 

Czuła się bezradna i zła. Pamiętał jak Qui-Gon stopniowo łagodził jej ból, a potem dał jej coś 

na czym mogła się skupić. 

- Przykro mi Andro – rzekł do niej – Jeśli ich zdemaskujemy, powstrzymamy ich. 

- Jeszcze nie jest za późno.   

background image

Skinęła głową, przygryzając wargę, aby nie płakać. – Zróbmy to. 

 

Jej twarz wyrażała determinację, kiedy skierowała holograficzny rekorder w kierunku 

basenów. Obi-Wan użył swojego urządzenia nagrywającego, aby ogarnąć nim teren i nagrać 

sprzęt. Starał się uchwycić logo albo nazwę na rozmaitych elementach aby wskazać, że należą 

do OffWorld, ale nic nie znalazł. 

 

Obi-Wan  zmarzczył  brwi  ze  zmartwieniem.  –  Możemy  z  tym  wrócić  i  pokazać 

mieszkańcom Thani, ale musimy mieć dowód, że to robota Xanatosa. Rząd może twierdzić, 

że nic nie wie na ten temat. Mogą obwinić UniFy a UniFy po prostu zamknie działalność. Ci, 

którzy są temu faktycznie winni uciekną. 

- Nie możemy na to pozwolić – powiedziała Andra 

 

W  tym  właśnie  momencie  usłyszali  jakiś  hałas.  Ktoś  zmierzał  w  ich  kierunku.  Obi-

Wan dał znak Andrze, i oboje szybko skryli się za grawisaniami. 

 

Droidy  strażnicze  wtoczyły  się  na  teren  wokół  basenów.  W  dłoniach  miały 

wbudowane blastery. Ich głowy obracały się nieustannie, świecąc sensorami podczerwieni. 

- Czysto – zameldował jeden z nich przez komunikator. – Zaczynam, powtarzam zaczynam. 

 

Nagle powietrze przeszył głośny hałas. Ziemia zadrżała. 

- Co to jest ? –zapytała Andra zasłaniając uszy dłońmi. 

- Zobaczmy – rzekł Obi-Wan. Droidy zniknęły za krawędzią hałdy z maladu. 

 

Stojąc  w  cieniu  wzgórza,  Obi-Wan  i  Andra  ruszyli  za  nimi.  Droidy  nie  były  już  w 

trybie patrolowym, więc ich głowy się nie obracały. Kiedy ich śledzili, hałas narastał. 

 

Gdy  okrążyli  stos  malabu,  oczom  ich  ukazał  się  jeszcze  jeden  zdewastowany 

krajobraz.  Przed  nimi  wyrósł  kopiec  z  piasku.  W  ziemi  była  wykopana  olbrzymia  dziura. 

Źródłem hałasu był wciągany do gigantycznych maszyn złocisty piasek. Pracownicy ubrani w 

uniformy  doglądali  całej  operacji.  Droidy  kierowały  się  w  kierunku  pierścienia  kopuł  w 

oddali. 

- Widać na piasku ślady minerału – wrzasnęła Andra próbując przekrzyczeć odgłos maszyn – 

Muszą go teraz wydobywać. 

-  Pracownicy  byli  zajęci  obsługą  maszyn  i  nawet  się  nie  odwrócili.  Andra  włączyła  swój 

holograficzny rekorder a Obi-Wan swój. 

 

Następna grupa droidów strażników opuściła kopułę i zaczęła obchód. 

- Pośpiesz się – naglił Obi-Wan. – Mogą znowu być w trybie patrolowym.  

 

Opuścił swoje urządzenie i wsunął do tuniki. 

- Muszę się upewnić, że obraz jest wyraźny – mruknęła Andra 

background image

 

Obi-Wan  zobaczył  włączające  się  sensory  podczerwieni.  –  Przestań  nagrywać  !  – 

szepnął. – Mogą cię zauważyć. 

-  Jeszcze  tylko  sekunda...  –  Andra  wyłączyła  rekorder  w  chwili  kiedy  sensory  droidów 

zaczęły migać. 

- Nie ruszaj się – mruknął Obi-Wan przez zęby. 

 

Głowy droidów powoli obracały się, podczas gdy sensory omiatały każdy kwadrant. 

-  Nie  wygląda  to  dobrze  -    mamrotał  Obi-Wan  –  Coś  ich  zaalarmowało.  Lepiej  się  stąd 

zabierajmy. 

- Ale nie mamy jeszcze wystarczająco dowodów – zaprotestowała Andra 

-  To  co  mamy  musi  wystarczyć  –  rzekł  nagląco  Obi-Wan  –  Gorzej  będzie  jak  damy  się 

złapać. Obiecałem Qui-Gonowi, że nie będziemy ryzykować. 

 

Pociągnął protestującą Andrę do tyłu. Droidy powoli się obróciły i skierowały prosto 

w ich kierunku. Obi-Wan i Andra przyśpieszyli kroku. 

- Szybciej - powiedział 

 

W  jednej  chwili  znikli  za  wzgórzem  i  znaleźli  się  poza  zasięgiem  wzroku  droidów. 

Zaczęli biec w kierunku wejścia do jaskini. 

- Intruzi ! Intruzi ! 

 

Strzały  nagle  trafiły  w  ziemię  obok  nich.  Obi-Wan  dobył  miecza  i  obrócił  się,  żeby 

odbić następny strzał. Prawie byli u wejścia. 

Brzęk  brzęk  brzęk  !  –  Ogień  z  blasterów  trafiał  w  ściany  pieczary.  Kawałki  kamienia 

odleciały, rozcinając policzek Andry. 

- Do środka ! – krzyknął Obi-Wan 

 

Andra schyliła się wbiegając do jaskini. Odbijając ostatni strzał Obi-Wan podążył za 

nią. Nie mogli się poruszać tak szybko w jaskini. Podłoże było zbyt śliskie. Kiedy ogarnęła 

ich ciemność, Obi-Wan się zatrzymał. 

- Nic nie słyszę - powiedział 

- Może wezwali posiłki – zasugerowała Andra – Chodź, wyjście jest niedaleko. 

 

Obi-Wan słyszał nikły pomruk strumyku, kiedy ostrożnie szedł za Andrą. Przepychała 

się przez labirynt zakrętów, a potem zatrzymała przed stromą ścianą. Obi-Wan zobaczył jak 

przyciska się do ściany a potem wciska w szczelinę. 

 

Weszli na strumień i przeskakiwali z kamienia na kamień. Musieli się śpieszyć. Inne 

patrole bez wątpienia wszczęły alarm. 

background image

 

Obi-Wan  pędził  za  Andrą  kiedy  mknęła  między  wysokimi  drzewami  w  kierunku 

polany. Zatrzymała się na chwilę przy kamiennej ścianie, a potem wyłoniłą w miejscy gdzie 

zostawili swoje swoopy.  Odrzucili gałęzie, które służyły za kamuflaż. Swoopy zniknęły. 

 

Popatrzyli  na  siebie  oszołomieni.  Ktoś  nadepnął  na  gałąź  za  nimi  i  Obi-Wan  się 

odwrócił. Droidy patrolowe otoczyły ich w półokręgu z wyciągniętymi blasterami.  

 

ROZDZIAŁ 13 

 

 

Obi-Wan wiedział, że jest w niebezpieczeństwie jeszcze zanim się odwrócił. Umyślnie 

odwrócił się tak, aby nie być w centrum, a ręką sięgnął po miecz z szybkością niezauważalną 

dla oka. Drugą ręką odepchnął Andrę na bok. 

 

Strzały  trafiły  między  nich  zostawiając  podziurawioną  ścianę.  Andra  miała  szybki 

refleks.  Upadła  i  zaczęła  obracał  się  tyle  razy  aż  schowała  się  za  zwalonym  pniem.  Droidy 

miały  nad  Obi-Wanem  znaczną  przewagę  liczebną.  Lekcje  Qui-Gona  pojawiły  się  w  jego 

umyśle w dokładnej kolejności. 

Nie przestawaj się ruszać. 

Zmieniaj kierunki – zaskocz ich. 

Pracuj obiema rękami. 

Podchodź ich z góry i z dołu. 

Używaj podłoża. 

 

Podłoże  było  nierówne.  Droidy  miały  problem  z  poruszaniem  się.  Obi-Wan  użył 

rozrzuconych kłód i miękkiego mechu aby  nabrać wysokości i skoczyć.  Rzucił się do tyłu i 

zniszczył jednego droida uderzeniem w głowę. Niesiony pędem swojego skoku, zanurkował i 

pozbawił nóg następnego. 

Dwóch z głowy. 

 

Kiedy  Obi-Wan  rozpołowił  trzeciego  droida,  Andra  podniosła  się  z  wibrostrzem  w 

dłoni. Zręcznie unikała ognia i wpiła droidowi ostrze w plecy. 

Trzy rozwalone. 

 

Czwarty droid obrócił się, aby zaatakować Andrę. Obi-Wan zablokował mieczem jego 

strzał a potem posłał kopniaka w kierunku droida nadchodzącego z prawej. Andra skoczyła i 

ucięła droidowi ramię. Straciwszy równowagę zachwiał się i Obi-Wan gładko przeciął go na 

pół. Droid upadł na ziemię.  

background image

 

Obi-Wan chwycił zwisającą znad głowy winorośl i wykorzystując ją rozbujał się, żeby 

powalić  droida,który  mierzył  do  Andry.  Ogień  z  blastera  wystrzelił  ułamek  sekundy,  zanim 

zamachnął się przecinając droida na pół. Andra wydała pełen bólu okrzyk i upadła na ziemię. 

 

Obi-Wan  wirował  w  walecznym  tańcu  jeszcze  szybciej,  odcinając  głowę  jednemu 

droidowi  i  odwracając  się  aby  przewrócić  następnego.  Zagłębił  miecz  świetlny  w  panelu 

kontrolnym droida. 

 

Potem ruszył w kierunku Andry. Pochylił się nad nią, sprawdzając czy żyje. Jej ręka 

powędrowała w górę, odtrącając słabo jego rękę.  

- Nie martw się. Żyje. Na ziemię rzucił mnie podmuch wiatru.  

 

Obi-Wan wstał, chwiejąc się na nogach. – Jesteś pewna ? 

-  Strzał  trafił  w  mój  plecak,  tak  sądze.  Ostrożnie,  Andra  zdjęła  torbę  z  pleców.  Dziury  po 

blasterze  wystrzępiły  materiał.  Sięgnęła  do  środka  i  wyjęła  rekorder.  Był  podziurawiony 

ogniem z blastera, a część wyglądała na stopioną. 

- O nie ! – wysapała. Włączyła odtwarzanie, ale rekorder zabuczał i się wyłączył. 

- Nie martw się – rzekł Obi-Wan, klepiąc się po udzie. – Mam kopię zapasową.  

 

Jego  umysł  przeszedł  już  do  następnego  punktu,  którego  uczył  go  Qui-Gon.  Nie 

rozważaj niefortunnych wypadków, dopóki nie będą one dla ciebie lekcjami. 

- Teraz mamy inny kłopot – powiedział – Znasz jakieś miejsce niedaleko, gdzie moglibyśmy 

znaleźć szybki transport? 

 

Andra  zbladła.  –  Nie.  Będziemy  musieli  się  wspinać  godzinami.  Nie  mamy  czasu. 

Katharsis ma się zacząć za godzinę. Nigdy nie damy rady ! 

- Skontaktujmy się z Qui-Gonem i zobaczmy czy Den będzie w stanie ustawić wynik loterii. – 

zasugerował Obi-Wan. Włączył komunikator. Qui-Gon natychmiast odpowiedział. 

- Cieszę się, że cię słyszę, Obi-Wan – powiedział z ulgą w głosie. – Zdobyliście dowody ? 

- Nie tyle, ile mieliśmy nadzieję – rzekł Obi-Wan – Park zdecydowanie jest zagospodarowany 

pod kopalnie, ale nie mamy dowodu, że jest za to odpowiedzialny OffWorld. 

 

Z  komunikatora  dobiegło  westchnienie  Qui-Gona  –  To  będzie  musiało  wystarczyć. 

Nie chce narażać ciebie i Andrę na jeszcze większe niebezpieczeństwo. 

- Czy Den ustawił loterię ? 

- Tak – odpowiedział Qui-Gon – Będzie jednym z trzech mieszkańców dopuszczonych do gry 

finałowej.  Włamał  się  do  systemu  i  wie  kto  będzie  zwycięzcą.  Główną  nagrodę  ufundował 

Xanatos. 

 

Po tym nastąpiła krótka przerwa. Obi-Wan poczuł rozczarowanie. Jeśliby tylko mogli 

powiązać  to  co  nagrali  z  OffWorld.  Mogliby  zdemaskować    go  w  oczach  mieszkańców, 

background image

których oszukał. Qui –Gon wyrwał go z rozmyślań. – Obi-Wan, zrobiłeś co w twojej mocy. 

Czas wracać. Przynajmnie parki światowe na Telos ocaleją. Wracajcie. 

 

Obi-Wan  się  zawahał.  Jeśli  powie  Qui-Gonowi,  że  nie  mają  transportu,  Qui-Gon  nie 

będzie  mógł  nic  zrobić.  Nie  będzie  miał  czasu  aby  do  nich  dotrzeć  i  wrócić  na  czas  na 

Katharsis.  Mówienie  mu  co  się  wydarzyło,  sprawi  tylko,  że  będzie  się  niepotrzebnie 

niepokoił. 

- Niedługo będziemy – odpowiedział zamiast tego – Musimy jeszcze coś załatwić. 

- W porządku – odrzekł Qui-Gon – Widzimy się w kopule. I uważajcie na siebie. 

 

Andra się skrzywiła, Obi-Wan się rozłączył. 

- Co o tym myślisz ? – zapytała  - Jak się dostaniemy do Thani ? 

-  Mamy jedno wyjście – rzekł ponuro Obi-Wan – Mamy prawdopodobnie tylko kilka minut 

zanim będą szukali droidów. Musimy wkraść się tam z powrotem i ukraść jakiś transport. 

 

Andra  wyglądała  na  zdenerwowaną,  ale  skinęła  głową  –  To  nasza  jedyna  szansz. 

Chodźmy.  Wrócili  szlakiem  prowadzącym  do  jaskini.  Czekali  w  środku  w  cieniu  wyjścia 

dopóki  nie  przeszedł  patrol.  Jak  tylko  zniknęli  za  rogiem,  wślizgnęli  się  na  teren  parku  i 

omijali gorące baseny. Kucnęli za kretem blisko sterty malabu. 

- Co teraz ? – spytała Andra 

- Mam pomysł – powiedział jej Obi-Wan – Kiedy  przekopywałem się przez dane w UniFy, 

wiele  z  nich  dotyczyło  kopuły  technicznej  D.  Budowali  tam  lądowisko.  Ale  ja  żadnego  nie 

widzę,  a  Ty?  Musi  być  ukryte  wewnątrz,  żeby  nie  było  widoczne  z  powietrza.  Biorąc  pod 

uwagę  rozmiar  tej  operacji,  powiedziałbym,  że  planują  sprowadzić  barki  do  transportu 

minerałów. 

 

Andra  skinęła  głową.  –Zgadza  się.  A  to  oznacza  OffWorld  –  rzekł  Obi-Wan.  Będą 

mieli  flotę  przewoźników.  I  będą  potrzebowali  wiele  innych  statków  dla  mniejszych  robót. 

Jeśli dostaniemy się do hangaru technicznego D, znajdziemy dowody, że OffWorld macza w 

tym palce i uciekniemy. 

-  Więc  musimy  znaleźć  ten  hangar,  dostać  się  do  środka,  nagrać  dowód,  ukraść  transport,  i 

zdążyć do Thani zanim rozpocznie się Katharsis. – powiedziała Andra 

- Jakby to powiedział Den, zabij mnie teraz – uśmiechnął się szeroko Obi-Wan – Damy radę. 

 

Trzymając  się  cienia  góry  malabu  i  unikając  droidów  patrolowyh,  Obi-Wan  i  Andra 

dostali się do miejsca gdzie dostrzegli wcześniej hangary. 

 

Obi-Wan  wziął  makrolornetkę  i  zaczął  nią  omiatać  teren,  aż  znalazł  hangar  D. 

Przyjrzał  się  wejściu.  Pracownicy  nieustannie  wchodzili  i  wychodzili,  niektórzy  pilotujący 

grawisanie a niektórzy niosący duratalowe kosze. 

background image

- Kiedy chcesz pozostać niezauważonym, wybieraj najbardziej uczęszczany punkt. 

- Tam znajdziemy transoprt- powiedział do Andry  

- Ale tam się roi od praconików. I wszedł teraz patrol – mruknęła Andra – Droidy są wszędzie 

- Szukają intruzów – rzekł Obi-Wan – Nie pracowników. 

 

Obi-Wan  wskazał  na  wejście  dla  personelu  w  pobliskim  hangarze.  Zdjął  płaszcz  i 

poinstruował Andrę – Zaczekaj tutaj. 

 

Przyczaił  się  za  rogiem  góry  malabu.  Tylko  kilka  metrów  dzieliło  go  od  hangaru. 

Musiał  spróbować.  Szybko,  zaczął  iść  w  jego  kierunku.  Dotarł  do  drzwi  i  wślizgnął  się  do 

środka. Na ławce siedzieli ubrani pracownicy naprzeciwko rzędu szafek. Popatrzyli na niego 

zaskoczeni. 

 

Obi-Wan  skinął  głową  na  powitanie.  –  Przyszedłem  po  mój  uniform.  Jest  nowy. 

Spóźniłem się na zmianę – dodał, starając się uniknąć pytań. Pracownicy popatrzyli na niego 

podejrzliwie. 

- Zmiana nie kończy się za dziesięć minut. A ty wyglądasz strasznie młodo. 

 

Obi-Wan zebrał pokłady Mocy. Wbił wzrok w pracownika. 

- Ale nie będziesz miał nic przeciwko temu abym wziął parę kombinezonów – powiedział. 

- Czemu nie ? –rzekł tępo pracownik 

 

Obi-Wan  wziął  dwa  kombinezony  ze  sterty  wskazanej  przez  pracownika.  Mniejszy 

powinien pasować na Andrę. 

- Do zobaczenia - rzekł 

- Do zobaczenia – powtórzył pracownik 

 

Obi-Wan  szybko  przywdział  strój  przed  wyjściem.  Drugi  przewiesił  przez  ramię  i 

wrócił do stojącej w cieniu Andry. Wręczył jej strój a ona szybko się ubrała. 

 

Zmierzali w stronę hangaru technicznego D. Jak tylko byli bliżej, Obi-Wan zobaczył, 

że  jest  trzy  razy  większy  od  innych  hangarów,  rozciągając  się  na  setki  metrów.  Razem  z 

Andrą  skierowali  się  w  stronę  dużych  podwójnych  drzwi  i  weszli  do  środka.  Celowo  szli 

boczną aleją, zastawioną koszami z zaopatrzeniem. 

- Tutaj, weź ten – powiedział do Andry, wskazując durastalowy kosz. 

- I co teraz ? - mruknęła 

- Wygląda na zatłoczony – Obi-Wan rozejrzał się po terenie. Koło drzwi było zaparkowanych 

kilka  skoczków.  Hangar  był  wystarczająco  duży  aby  pomieścić  dużych  rozmiarów  barkę. 

OffWorld  musiało  być  zaangażowane  w  tę  operację.  Obi-Wan  przyjrzał  się  pojemnikom  z 

zaopatrzeniem.  Najwyraźniej  składowali  tutaj  urządzenia  wybuchowe.  Widział  skrzynię  z 

detonatorami termicznymi. 

background image

-  Zaczekaj  chwilę  –  Obi-Wan  pochylił  się  aby  przeczytać  napis  na  skrzyni.  W  duratali  była 

wygrawerowana pęknięta obręcz. 

- OffWorld – powiedział – Mamy ich ! 

 

Andra  rozglądała  się  w  poszukiwaniu  kłopotów,  kiedy  Obi-Wan  nagrywał  skrzynie. 

Usłyszeli hałas nad głową i dach zaczął się chować. Przez moment niebo rozświetliło słońce, 

a  potem  zostało  zasłonięte  olbrzymią  barką.  Masywny  statek  wleciał  powoli  na  lądowisko. 

Moment później otworzyła się rampa i ze statku wyszli pracownicy pośpiesznie rozładowując 

górnicze krety. 

- Myślę, że mamy wystarczająco dużo dowodów – mruknął Obi-Wan do Andry 

- Czemu ? -spytała 

 

Wskazał  na  bok  statku.  Był  tam  wypalony  laserem  napis  OffWorld.  Obi-Wan 

sfilmował  litery  a  potem  nagrał  robotników  rozładowujących  krety  górnicze.  Rampa  się 

schowała. Barka cały czas miała włączone silniki. Aktywowała repulsory i znowu uniosła się 

w górę. 

- Ty tam ! Możesz nam pomóc ? 

 

Dwóch  robotników  pracowicie  ładowało  dostawę  na  grawisanie.  Jeden  z  nich 

pomochał ręką w stronę Obi-Wana i Andry. 

- Czas ruszyć w stronę skoczków – mruknął Obi-Wan 

 

Obi-Wan pokazał rękę jakby nie usłyszał nic przez ryk silników barki. Potem razem z 

Andrą ruszyli w innym kierunku. 

- Nie śpiesz się – powiedział do Andry, która przyśpieszyła kroku, ukazując niepokój. Szli w 

stronę skoczków. Jak tylko doszli włączył się alarm. 

- Intruzi – rozległ się głos – Intruzi. 

- Dobra, teraz możesz się śpieszyć – rzekł Obi-Wan 

 

Wskoczył  do  środka  a  za  nim  Andra.  Siadł  za  urządzeniami  kontrolnymi  kiedy  dach 

zaczynał  się  zamykać.  Obi-Wan  odpalił  silniki.  Pojazd  uniósł  się  w  powietrze.  Strop  zaczął 

się chować a szczelina malała. Obi-Wan dał pełną moc silników. 

- Zdążymy ! –krzyknęła Andra 

 

Obi-Wan  szarpnął  kierownicę,  aby  przelecieć  bokiem..  Celował  w  małą  szczelinę  i 

wyleciał po drugiej stronie z zapasem dwóch centymetrów. 

- Jesteśmy na zewnątrz ? – spytała Andra z zamkniętymi oczami. Pot spływał jej po czole a 

ręcę przykleiły się do siedzenia. 

- Jesteśmy – odpowiedział Obi-Wan ocierając rękawem  pot z czoła. – Następny przystanek, 

Thani. 

background image

ROZDZIAŁ 14 

 

 

Qui-Gon  chodził  niespokojnie  blisko  centralnego  pierścienia  kopuły.  Pamiętał,  aby 

naciągnąć  kaptur,  żeby  ukryć  twarz.  Właśnie  trwała  przerwa  po  pierwszej  grze  i  większość 

tłumu  skierowała  się  do  stoisk  z  żywnością,  ale  nie  mógł  ryzykować,  że  ktoś  go  rozpozna. 

Jego podobizna została rozwieszona w całym Thani. 

 

Obi-Wan  i  Andra  powinni  już  wrócić.  Co,  jeśli  coś  stało  się  Obi-Wanowi  ?  To  już 

drugi  raz,  kiedy  chłopak  był  w  niebezpieczeńswie.  Znowu,  Qui-Gon  dopuścił,  aby  się  tak 

stało. 

- Uspokój się, Qui-Gonie – powiedział Den – Sprawiasz, że robię się nerwowy  

 

Ale Qui-Gon zauważył, że twarz Dena jest napięta z nerwów, i nieustannie obserwuje 

boczne przejście. 

- Też się martwisz, o Andrę – rzekł Qui-Gon 

- Kto, ja ? powiedział Den odwracając się – Nie martwie się o innych ludzi. Tylko o siebie. 

Jestem człowiekiem, który ma postawić oszczędności życiowe. 

 

Jak  tylko  Den  ustawił  rezultat  loterii,  aby  to  on  wygrał,  musiał  również  zgromadzić 

zasoby,  żeby  obstawić  wiarygodny  zakład.  Den  wziął  jedną  z  wielu  dostępnych  na  Telos 

pożyczek. Jeśli przegra, będzie na nim ciążył okropny dług. 

- Jesteś pewien, że dobrze zinterpretowałeś grę – zapytał Qui-Gon - Jesteś pewien, że wiesz 

kto wygra ? 

-  Niech  połamię  sobie  nogi  jeśli  nie  mam  racji  –  rzekł  Den  –  To  będzie  Kama  Elias. 

Spokojnie. 

-  Pamiętaj,  kiedy  wygrasz,  będę  tu  czekał  –  powiadomił  go  Qui-Gon.-  Nie  bierz  nawet  pod 

uwagę zabrania całej nagrody. Te pieniądze idą z powrotem do skarbu Telos. 

- Jasne, że tak – powiedział Den – Zabij mnie teraz jeśli sądzisz, że oszukałbym przyjaciół. 

- Nie prowokuj nie – rzekł sucho Qui-Gon. 

 

Podium w centralnym pierścieniu zaczęło się unosić, sygnalizując początek następnej 

rundy. Qui-Gon i Den zajęli miejsca. Qui-Gon wypatrywał Obi-Wana. Po tym jak zwycięzcy 

loterii  obstawią  końcowe  zawody,  Xanatos  zaprezentuje  nagrodę.  Na  ekranie  wyświetlą  się 

sceny  tego  co  sponsoruje  Katharsis.  Zamiast  obrazów  nieskazitelnego  piękna,  tłum  ujrzy 

sceny dewastacji. Ale tylko wtedy, gdy Obi-Wan wróci na czas. 

 

Druga runda się  rozpoczęła. Obdarci zawodnicy  rozpoczęli rundę zwaną  Shock Ball. 

Brutalnych  zawodników  zachęcały  ryki  tłumu.  Niepokój  Qui-Gona  się  zwiększył.  Gdzie  się 

podziewał Obi-Wan ? 

background image

 

Pamiętał  okoliczności  ich  odjazdu  ze  Świątyni.  Stali  razem  na  lądowisku,  gotowi 

wsiąść  na  prom  do  kosmoportu.  Pożegnali  się  już  z  przyjaciółmi,  z  Tahl,  Bant  i  Garenem. 

Pożegnali się z nie pochwalającym całego pomysłu Yodą. 

- Jeszcze nie jest za późno, Obi-Wan – rzekł Qui-Gon – Nie będzie wstydem jeśli zostaniesz. 

To nie wpłynie na nasze późniejsze stosunki. Obiecuje ci to. Lepiej dla ciebie gdybyś został. 

 

Pamiętał  chłodne  zdecydowanie  w  oczach  Obi-Wana.  –  Nie  mówię,  że  mnie 

potrzebujesz, Qui-Gonie. Wiem, że sam też dałbyś radę. Ale pomogę ci. 

 

Teraz  Qui-Gon  upomniał  się  w  duchu.  Pomyślał,  że  nie  mógł  zapobiec  przyjazdowi 

Obi-Wana. Przypomniał sobie zdecydowanie w oczach Obi-Wan i zrozumiał, że nawet gdyby 

nalegał, Obi-Wan nie wróciłby do Świątyni i nie został.  

 

Ale  czy  była  to  prawda  ?  Czy  jego  cicha  wdzięczność  była  w  tym  momencie 

najważniejsza ? Znowu, targały nim emocje. Czy powinien być stanowczy i nalegać, aby Obi-

Wan został ? Czy był samolubny ? 

 

Qui-Gon  o  mało  nie  jęknął.  Obi-Wan  nie  był  znowu  oficjalnie  jego  Padawanem,  a 

jednak ciągle był na dobrej drodze aby  go zawieść. Niechętnie obarczał  odpowiedzialnością 

swojego Padawana. Ale potem się z tym pogodził. Wkrótce będzie czerpał przyjemność z tej 

odpowiedzialności.  A  teraz  był  zupełnie  zdezorientowany.  Był  zagubiony,  chciał  postąpić 

właściwie,  ale  nie  wiedział  w  jaki  sposób.  Był  aż  nadto  świadom  własnych  uczuć  i  tego  co 

mógł zrobić źle. 

 

Mimo to Obi-Wan był pewny. Chłopak nadal mógł  go wiele nauczyć o  pewności. O 

zaufaniu. Jeśli by się tylko pojawił. 

 

Uwagę Qui-Gona zwróciła znajoma postać szybko poruszająca się wśród tłumu. Obi-

Wan  !  Andra  śpieszyła  u  jego  boku,  robiąc  duże  kroki,  aby  za  nim  nadążyć.  Po  minie  Obi-

Wana wnioskował, że misja zakończyła się sukcesem. 

 

Obi-Wan  i  Andra  wślizgnęli  się  obok  protestujących  gapiów,  aby  dotrzeć  do  Dena  i 

Qui-Gona. Obi-Wan wręczył rekorder Qui-Gonowi. 

- Mamy wszystko ! - powiedział 

 

Qui-Gon  natychmiast  wstał  i  odszedł.  Odkrył  już  miejsce,  z  którego  technicy 

transmitowali obraz do tłumu podczas przerw. 

 

Technik siedział przy konsoli, jedząc tłusty kawałek mięsa. Wokół niego znajdowały 

się  niewielkie  ekrany,  które  pokazywały  co  oglądają  obecnie  tłumy.  Jedna  kamera  była 

skierowana  na  każdego  zawodnika,  jedna  obejmowała  pełen  widok,  kilka  pokazywała 

częściowy  widok,  a  reszta  wodziła  po  twarzach  w  tłumie.  Podczas  przerwy,  wszystkie  będą 

zastąpione obrazami parku światowego. 

background image

Technik spojrzał do góry – Kim jesteś ? 

Qui-Gon  położył  rekorder  na  konsoli  –  Te  obrazy  mają  być  nadane  po  przemówieniu 

Xanatosa. Rozkaz gubernatora. 

 

Technik oblizał krople sosu z kciuka. – Nic o tym nie słyszałem.  

Qui-Gon  skierował  spojrzenie  na  człowieka,  który  kontynuował  jedzenie  –  Powinieneś 

pokazać te obrazy po przemowie. 

- Pokaże je po przemowie – powiedział technik z pełnymi ustami. 

 

Qui-Gon przypatrzył się jego tłustym palcom. – Ale najpierw umyjesz ręce. 

- Najpierw umyję ręce – powiedział technik, jakby nagle o tym pomyslał. 

 

Qui-Gon  odczekał  aż  technik  się  oddali  i  dokładnie  wytarł  palce.  A  potem  zaczął 

obserwować jak ładują się nowe obrazy. Kiedy był już pewien, że plan się powiódł, odszedł. 

Ostatnia gra się zakończyła. Zostało tylko czterech zawodników. 

 

Gubernator  ogłosił  nazwiska  zwycięzców.  Z  tłumu  wybuchła  mieszanka  jęków  i 

radości. Kiedy ogłosił imię Dena, Den zerwał się na równe nogi dziko wrzeszcząc. 

 

Obrócił się w ich stronę ze świecącymi oczami. 

- Gotowi ? 

Wzrok Andry był miarowy. – Nie zawiedź nas, Den. 

 

Den pochylił się do niej –Musisz czasami komuś zaufać, wasza prawość – powiedział 

miękko. 

- Wiem – powiedziała Andra – Ale dlaczego to musisz być ty ? 

 

Potem się uśmiechnęła, uśmiechem pełnym zaufania. Prawie dotknęła jego policzka. 

Powolny przyjemny uśmiech rozprzestrzenił się po ciele Dena. Nadal szczerząc zęby, zszedł z 

loży, aby dołączyć inyych wygranych. Andra zacisnęła ręce. 

- Też mu ufam – rzekł do niej Qui-Gon 

Obi-Wan rzucił mu spojrzenie, które mówiło – Skąd możesz być pewien ? 

 

Qui-Gon  chciał  mu  powiedzieć,  że  czasami  łatwiej  jest  odczytywać  intencje 

nieznajomych  niż  bliskich.  Kiedy  serce  nie  jest  zaangażowane,  jego  instynkt  mówi  mu  kto 

może go zawieść a kto nie. Miał nadzieję, że po tej misji, on i Obi-Wan będą mieli czas na 

rozmowę. 

 

Obi-Wan pochylił się w jego stronę. – Jesteś tego pewien ? 

Qui-Gon  skinął  głową.  –  Tak,  jestem.  Ale  trzymam  też  swoopy  w  pogotowiu,  na  wypadek 

gdyby nawiał. Przez tyle lat, nauczyłem się ubezpieczać swój instynkt. 

background image

 

Uczestnicy  loterii  stali  przy  małych  konsolach.  Postawili  olbrzymie  sumy  na 

ostateczny  wynik.  Den  zrobił  pokaz  niezdecydowania  zanim  obstawił  zakład.  Andra 

westchnęła. 

- Nie może oprzeć się szansie zaistnienia – powiedziała, machając nerwowo rękami. 

  

Rozpoczęła się finałowa runda. Była krótka powtórka wszystkich konkursowych gier. 

Zawodnicy  byli  spoceni,  pokryci  brudem  i  krwią.  Każdy  z  uczestników  loterii  siadł  na 

podium, obserwując akcję, wiedząc, że ich oszczędności życiowe zależą od tego wyniku. W 

tym czasie tłum nie przestawał ryczeć. 

 

Gra  zwana  shock  ball  kończyła  mecz.    Kama  Elias  nagle  wysunął  się  przed 

przeciwnika,  który  skręcił  zbyt  gwałtownie  i  stracił  równowagę  przewracając  się.  Kama 

zaliczył punkt. Dźwięczyk zadzwonił. Gra dobiegła końca. 

 

Den  wyskoczył  z  podium  i  wykonał  szalony  taniec  na  środku  areny.  Tłumowi  się  to 

spodobało, krzyczeli jego imię. Ekran wyświetlał den den den !!!! 

 

A potem platforma powoli uniosła się znad centralnego pierścienia i  Xanatos stanął, 

zdecydowana postać w czerni. Uniósł ręce w stronę tłumu a tłum zaczął skandować jego imię. 

Tysiące  stóp  uderzało  w  podłogę  dopóki  kopuła  się  nie  zatrzęsła.    XAN-A-TOS!  XAN-A-

TOS! XAN-A-TOS!   

 

Uniósł  dłoń  by  ich  uciszyć.  Powoli  wiwaty  ustały.  Potem  jego  hipnotyczny  głos 

rozległ się w kopule. 

- Katharsis nas ocali ! 

- TAK ! – odpowiedział tłum 

- Katharsis czyni nas bogatymi ! 

 - TAK ! 

- Katharsis chroni nasze święte miejsca ! 

- TAK ! 

 

Qui-Gon  popatrzył  na  ekrany.  Zrób  to  teraz,  ponaglił  technika.  Obrazy  rozszalałego 

tłumu  zniknęły.  Jego  miejsce  zajęły  obrazy  Świętych  Basenów.  Ale  zamiast  krystalicznie 

czystej wody, pojawił się pieniący ciemny basen. Para leciała znad powierzchni. 

 

Na  początku,  tłum  tego  nie  zauważył.  Potem  rozbłysł  następny  obraz,  i  następny. 

Wzgórza  kawałków  malabu.  Krety  górnicze.  Siatka  skanująca  leżąca  obok  rozbitego 

kamienia.  Gigantyczne  maszyny  ssące  złocisty  piasek.  Grawisanie  zaparkowane  na  tle 

nieskazitelnego krajobrazu. 

 

Zaczęły się pomruki. Xanatos ich nie zauważył, Jego oczy były zwrócone na tlum, nie 

na olbrzymie ekrany. 

background image

-  Dzięki  Katharsis,  nasze  ukochane  Telos  zapewniło  ochronę  na  pokolenia  –  powiedział.  – 

Lud przemówił. Ocalił swoje dziedzictowo. 

 

Ekran  wypełniło  teraz  logo  OffWorld.  Było  wypalone  na  skrzyni  z  detonatorami 

termicznymi.  Pomruki  niespokojnego  tłumu  zamieniły  się  w  szum  rozmów,  który  wypełnił 

kopułę niczym pomieszczenie pełne sfiksowanego sprzętu technicznego. 

 

Na  następnym  zdjęciu  było  widać  kreta  rozładowywanego  z  barki.  Ekran  wypełnił 

napis offworld. Szum zamienił się w ryk niedowierzania i złości. Xanatos popatrzył wreszcie 

na  ekran.  Qui-Gon  go  obserwował.  Ktoś  inny  okazałby  zaskoczenie  i  złość.  Xanatos  stał 

niewzruszony. 

 

Kopułę  wypełniły  krzyki.  Wielu  wstało.  Krzyki  zaczęły  się  nasilać.  Ludzie  zaczęli 

stawać na krzesłach i pokazywać pięściami.  Zaczęło się rytmiczne tupanie, żądanie bardziej 

przekonujące niż wykrzykiwane pytania. 

 

Xanatos uniósł ręce, prosząc o ciszę. Zajęło mu kilka chwil aby uciszyć tłum. 

- Czemu wierzycie w to co widzicie ? – spytał cicho, rozkazującym tonem – Wierzcie w to co 

ja mówię. Ktoś próbuje was podburzyć. Ktoś próbuje was oszukać 

Samotny głos podniósł się z tłumu. – Czy to ty ? 

Tłum pochwycił pytanie – CZY TO TY ? CZY TO TY ? 

- Żądamy odpowiedzi ! – krzyknął ktoś inny 

- Odpowiadam na wasze wątpliwości – wybuchł  Xanatos – Mówię wam, że to oszustwo ! I 

zapraszam każdego z was, żeby ze mną wybrał się do Świętych Basenów i przekonał się na 

własne oczy. Ufam rządowi. Ufam korporacji UniFy. Gubernatorze, czy  udostępnisz Święte 

Baseny dla publiczności, aby się sami przekonali ? 

W pierwszym rzędzie wstał srebrnowłosy mężczyzna – Ja pójdę. 

Xanatos rozłożył ręce. – Widzicie ? Nie ma w tym żadnego krętactwa. Jest tylko otwartość. 

Będziemy  górą,  jeśli  nie  damy  się  oszukać.  Tłum  się  uciszył.  Zaufanie  zwyciężyło  nad 

gniewem. 

-  Teraz  pozwócie  mi  doprowadzić  tych,  którzy  skłamali  do  sprawiedliwości.  –  krzyknął 

Xanatos, a tłum ryknął z apobatą. 

 

Xanatos  zszedł  na  chwilę  z  patformy.  Qui-Gon  zobaczył  jak  rozmawia  szybko  z 

jednym  z  policjantów  okrążającym  arenę.  Zobaczył,  że  jeden  z  nich  rozmawia  przez 

komunikator. 

 

Qui-Gona  ogarnął  strach.  –  Nałóż  kapur  Obi-Wan  –  rzekł  szybko.  Moment  później 

twarze Qui-Gona i Obi-Wan wyświetliły się na ekranie. 

background image

- Widzieliście tych mężczyzn ? – huknął Xanatos. Wskazał na ekran – Oni są wrogami Telos ! 

Skazani  na  śmierć,  uciekli  a  teraz  dalej  szerzą  swoje  zło  !  Są  tutaj,  na  tej  arenie.  To  oni 

zamienili  taśmy  z  nagraniami.  Popatrzcie  na  swoich  sąsiadów.  Widzicie  ich  ?  To  oni  was 

oszukali ! 

 

Andra  wzięła  głęboki  oddech.  Pochylił  się  do  przodu  aby  zasłonić  Obi-Wana  i  Qui-

Gona  udając,  że  przeszukuje  tłum  wokół  niej.  Ale  nie  miało  to  sensu.  Jeden  z  Telosian  z 

przodu odwrócił się i przyjrzał się im. Zaskoczenie, że ich rozpoznał odjęło mu mowę. Potem 

stanął i zaczął krzyczeć. 

- Tutaj ! Tutaj są! 

 

Nie mieli szansy się ruszyć, i nigdzie uciec. Policja rozlała się z podium a Obi-Wan i 

Qui-Gon byli w potrasku. 

 

ROZDZIAŁ 15 

 

 

Policja  zaciągnęła  Obi-Wan  i  Qui-Gona  na  podium  Otoczyli  ich  z  wymierzonymi 

blasterami. Dwóch trzymało Qui-Gona, dwóch innych Obi-Wana. 

- Hej ! – krzyknął Den ze sceny. – Dość tego. Wygrałem! Gdzie moja nagroda ? 

 

Tłum  podniósł  krzyk.  To  jest  to  na  co  czekali  –  żeby  zobaczyć  jak  zwycięzca 

przyjmuje  fortunę  w  kredytach  i  kryształach  vertexu.  Nawet  policja  chciała  to  zobaczyć. 

Chociaż ich blastery skierowane były na Jedi, ich oczy skierowane były na scenę. 

 

Xanatos pośpiesznie wystąpił naprzód z przezroczystą skrzynką w dłoniach. Kryształy 

świeciły  wewnątrz  na  na  górze  były  kredyty.  Obi-Wan  zauważył,  że  Xanatos  był  wyraźnie 

niespokojny z powodu zakończenia ceremonii.  

 

Xanatos  wręczył  skrzynkę  Denowi.  Wszyscy  zwrócili  się  w  jego  stronę.  Tradycją 

było, aby zwycięzca powiedział kilka słów. 

 

Den wstał, patrząc na skrzynkę. Nie odezwał się. Obi-Wan rzucił okiem na Qui-Gona. 

To  była  chwila  próby.  Sytuacja  się  zmieniła.  Trzymali  ich  na  muszce.  Den  zdawał  sobie  z 

tego sprawę. Andra nie mogła go powstrzymać w pojedynkę. Jeśli Den nie będzie postępował 

zgodnie z planem, zatrzyma wygraną. Ilość pieniędzy w tej skrzynce skusiłaby prawie każdą 

istotę, a zwłaszcza złodzieja. 

 

Zamiast  zwrócić  się  do  tłumu,  Den  zwrócił  się  w  stronę  wysokiego,  srebrnowłosego 

mężczyzny w pierwszym rzędzie. – Gubernatorze ? 

Gubernator Telos wstał. 

background image

-  Czy  przeczyta  pan  fragment  flimsiplastu,  który  dałem  panu  zanim  miał  miejsce  finałowy 

konkurs ? 

 

Gubernator sięgnął do kieszeni swojej tuniki. Wstał i zaczął czytać przez mikrofon  

–  Zwycięzcą  będzie  Kama  Elias  z  przewagą  dwudziestu  punktów.  Deleta  doświadczy 

problemów ze sterowaniem. Kama wyprzedzi go aby wygrać.  

 

Tłum  przyglądał  mu  się  zdziwiony.  Kama  wygrał  o  dwadzieścia  punktów.  Ale  skąd 

zwycięzca wiedział, że Deleta będzie miał problem ze sterowaniem ? 

-  Mieszkańcy  Telos,  napisałem  to  zanim  rozpoczęła  się  gra  –  ogłosił  Den  –  Włamałem  się 

komputera  Katharsis.  Każda  loteria  była  ustawiona  !  Sprzęt  zawodników  był  nieznacznie 

przerobiony  na  cele  gry,  żeby  wcześniej  wybrana  osoba  mogła  wygrać.  Nawet  zwycięzca 

loterii został wybierany z wyprzedzeniem. Zwycięzca musiał wyrazić zgodę, aby podzielić się 

fortuną z UniFy. Wszystko to jest celowo pomyślane, aby wyciągnąć od was pieniądze. 

 

Den sięgnął do skrzynki i wyjął pełne garście kredytów i kryształów vertex. Rzucił je 

w kierunku tłumu. Kredyty i kryształy  poleciały na dół, a ludzie rzucili się aby je pozbierać. 

Wokół nich ekrany wyświetlały obrazy zdewastowanych Świętych Basenów. 

-  Okłamali  nas  !  –  krzyknął  –  Popatrzcie  na  ekrany  !  To  sponsorują  wasze  pieniądze  ! 

Rozejrzyjcie się – popatrzcie na siebie. Macie długi ? Czy myślicie tylko o pieniądzach ? To 

dobrze  bo  oni  właśnie  tego  chcą.  A  kiedy  my  planujemy  i  marzymy,  nasz  świat  jest 

niszczony.  Popatrzcie  na  logo  na  skrzynkach  z  ładunkami  wybuchowymi,  logo  na  statku. 

UniFy  to  OffWorld  !  Kiedy  my  robiliśmy  zakłady,  nasza  planeta  została  zaprzedana 

największej  korporacji  górniczej  w  galaktyce.  A  kto  rządzi  OffWorld  ?  Wszechmocny 

Xanatos ! 

 

Przez chwilę, całkowita  cisza  tłumu zdawała się wyssać całe powietrze  z kopuły. A 

potem cisza przerodziłą się w groźne ryki, potężne jak ocean. Policja  trzymająca Obi-Wana 

była  tak  samo  poruszona  jak  tłum.  Tłum  wstał  jak  jeden  mąż,  skacząc  i  krzycząc  imię 

Xantosa. Ekran nadal wyświetlał obrazy zniszczonego parku. 

- Aresztować go ! – krzyczeli – Aresztować Xanatosa ! 

 

Xanatos  jeszcze  raz  wystąpił  naprzód.  Przeczekał  krzyki  i  drwiny.  Powoli,  ludzie  w 

tłumie  zaczęli  uciszać  pozostałych.  Wszyscy  spodziewli  się,  że  Xanatos  jeszcze  raz  ich 

uspokoi. Że powie im, że to co mówi Den to kłamstwo. 

 

Xanatos  przyglądał  się  tłumowi  przez  długą  chwilę,  czekając  aż  ucichnie  ostatni 

pomruk,  aż  wszyscy  w  kopule  ucichną.  Potem  uśmiechnął  się  i  pokręcił  głową  niczym 

nauczyciel upominający klasę pełną uczniów. – Wy żałośni głupcy. 

background image

 

Poruszając  się  zdumiewająco  szybko,  z  płaszczem  na  plecach,  wskoczył  na  swoopa 

zwycięzcy.  Uniósł  się  w  powietrze,  wyciskając  ze  swoopa  maksymalną  prędkość. 

Manewrując aby ominąć grawiboksy, skierował pojazd do wyjścia z kopuły. 

- Nie tym razem Xanatosie – rzekł twardo Qui-Gon 

 

Łatwo  było  się  wyrwać  rozproszonym  strażnikom.  Obi-Wan  uderzył  łokciem  i 

kolanem, uwalniając się. Rozłoszczeni policjanci bali się strzelać w tłumie. 

 

Qui-Gon  ukrył  ich  swoopy  za  stosem  gałęzi.  Wskoczyli  na  nie  i  wystartowali  w 

kierunku, w którym uciekł Xanatos. 

 

ROZDZIAŁ 16 

 

 

Kiedy  znaleźli  się  na  zewnątrz,  bulwar  wydawał  się  kompletnie  pusty.  Qui-Gon  na 

moment zamknął oczy i skupił się, Kiedy otworzył je znowu, pochwycił okiem ruch po jego 

prawej stronie. Być może był to tylko cień. Ale Moc mówiła mu, że to Xanatos. 

 

Qui-Gon wcisnął gaz do dechy jak tylko się dało. Słyszał, że Obi-Wan jest tuż za nim. 

Chłopak  nadążał.  Wiedział  to.  Determinacja  naprężyła  każdy  jego  mięsień.  Tym  razem  nie 

zgubi  Xanatosa.  Bez  wątpienia  zmierzał  w  jakieś  bezpieczne  miejsce,  albo  w  kierunku 

transportu, który zabierze go z planety. Xanatos zawsze miał plan awaryjny. Ale teraz wzięli 

go przez zaskoczenie. Może bez drobnych szczegółów. Xanatos nie był na to przygotowany, 

Ku zaskoczeniu Qui-Gona, Xanatos wylatywał z miasta na otwartą przestrzeń. 

- Myślę, że kieruje się do Świętych Basenów – krzyknął Obi-Wan – To tędy lecieliśmy. 

- Musimy się trzymać tuż za nim – odpowiedział Qui-Gon – Wie, że za nim lecimy. Jeśli nie 

możemy go złapać, miejmy go na oku. 

 

Silniki  swoopów  wytrzymywały  tylko  taką  prędkość.  Xanatos  miał  szybszy  pojazd, 

podobnie jak te używane w konkursach miał zmodyfikowany silnik. Jedi z trudem mieli go na 

oku, i były zakręty gdzie mogli go zgubić kompletnie. 

 

Podczas  jazdy  Obi-Wan  był  całkowicie  skupiony.  Oparł  się  o  kierownicę,  z  oczami 

wbitymi  punkt  na  horyzoncie,  którym  był  Xanatos.  Twarz  Qui-Gona  przybrała  wyraz 

ponurego zdecydowania.  

 

W  końcu  dotarli  na  drogę  prowadzącą  do  parku.  Pojechali  nią  w  kierunku  wejścia. 

Brama była zrobiona z elektroprętów. Na górze znajdowały się sensory, które miały porazić 

każdego, kto będzie próbował przeleciec nad bramą. 

 

Na  drodze  leżał  porzucony  swoop.  Nigdzie  nie  było  widać  Xanatosa.  Qui-Gon 

zatrzymał swojego swoopa. Przyjrzał się zostawionemu swoopowi. Brakowało mu paliwa. 

background image

- Musi być w parku – powiedział, patrząc na bramę. 

- Znam inne wejście – zapewnił go Obi-Wan. 

 

Obi-Wan  poprowadził  go  boczną  drogą  obok  drzew.  Zostawił  swojego  swoopa  i 

pobiegł przez strumień w kierunku szczeliny w ścianie groty. Wcisnął się do środka. Qui-Gon 

z trudem poszedł jego śladem. Był dużym człowiekiem a to była mała szczelina. Jednak jakoś 

się  wcisnął.  Szybko  dotarli  do  wyjścia  z  jaskini  i  wypadli  na  otwartą  przestrzeń.  Xanatos 

szedł przez park, zmierzając do Hangaru Technicznego D. 

- Jest tam lądowisko – powiedział Obi-Wan Qui-Gonowi – Bez wątpienia czeka tam na niego 

transport, który go zabierze z planety. 

 

Qui-Gon zaczął biec. Xanatos nie może dotrzeć  do hangaru. Poruszał się cicho, jego 

stopy  nie  wydawały  najmniejszego  szmeru  odbijając  się  od  miękkiego  podłoża.  Ale  zanim 

dobiegł do Xanatosa, jego przeciwnik nagle wskoczył na grawisaniei odjechał. 

 

Qui-Gon chwycił porzucone grawisanie i podążył za nim, wiedząc, że Obi-Wan będzie 

za kilka chwil za nim. Skręcił z stertą sprzętu i zdołał odciąć Xanatosa od hangaru. Warcząc 

gniwnie,  Xantos  skręcił  ostro  na  prawo  i  przemknął  obok  niego.  Qui-Gon  siedział  mu  na 

ogonie. 

 

W  oddali  widać  było  spustoszony  krajobraz.  Zachodzące  słońce  oświetlało  go 

krwistoczerwonymi promieniami. Gotujące baseny czarnego kwasu bulgotały i wydalały parę 

w powietrze. Cały teren pełen był zastygłej lawy i kleił się od smoły. Powietrze wydawało się 

gęste i żółte od chemikaliów. Od czasu do czasu ze szczelin w skałach wybuchały smugi pary. 

 

Xanatos wyskoczył z grawisań. Wylądował pewnie z mieczem świetlnym w dłoniach, 

w  pozycji  do  ataku.  Pozbywając  się  ochroniarza,  Qui-Gon  skręcił  saniami  zbyt  gwałtownie. 

Pojazd prawie wywrócił się na drugą stronę, więc wyskoczył. 

 

Skok  był  nieudany,  ale  go  ocalił.  Poczuł  przy  uchu  buczenie  miecza  świetlnego 

Xanatosa,  kiedy  rozrywał  skałę  obok.  Qui-Gon  wylądował  tracąc  równowagę  i  na  jednym 

kolanie,  ale  jego  miecz  był  włączony  i  gotowy  odeprzeć  następny  cios.  Świetliste  ostrza 

spotkały się, bucząc i wysyłając ładunki elektryczne w powietrze. 

- Nie zabijesz mnie, Qui-Gonie – rzekł Xanatos, zbliżając twarz. Jego niebieskie oczy płonęły 

nienawiścią. 

- Nie jestem tu aby  cię  zabić – powiedział Qui-Gon – Jestem tu aby doprowadzić cię przed 

oblicze sprawiedliwości. Zrobił salto do tyłu w odwrotnym kierunku, mając nadzieję wytrącić 

miecz z ręki przeciwnika. Cios przyszedł z góry, ale Xanatos skutecznie go odparował. 

-  Powiedz  mi  prawdę  choć  raz,  Qui-Gonie  –  uśmiechnął  się  szyderczo  –  Spędzasz  tak  dużo 

czasu  karmiąc  się  mądrością  Jedi,  że  straciłeś  kontakt  ze  swoją  szczerością,  jeśli 

background image

kiedykolwiek ją miałeś. Nie będziesz zadowolony, dopóki nie będę martwy. Patrz idzie twoja 

młoda kukiełka. 

 

Qui-Gon zobaczył niebieski blask miecza świetlnego Obi-Wana, kiedy chłopak ruszył 

ku  nim.  Wyczuł,  że  Obi-Wan  pójdze  na  prawo.  Jeśli  wezmą  Xanatosa  z  dwóch  stron,  być 

może go rozbroją. 

 

Przemieścili  się  w  ułamku  sekundy  nawet  na  siebie  nie  patrząc.  Qui-Gon  wiedział 

kiedy  i  jak  zada  cios  Obi-Wan,  ruchem  ku  dołowi  w  kierunku  rękojeści  miecza.  Qui-Gon 

upadł na kolano aby uderzyć z góry. Trudno będzie Xanatosowi sparować oba ciosy. 

 

Ale Xanatos przewidział ich ruch. Obrócił się zdala od uderzenia Obi-Wan i skoczył w 

tył,  używając  Mocy  aby  zwiększyć  zasięg  skoku.  Qui-Gon  zadał  cios  górą,  ale  minął  się  z 

ostrzem miecza Xanatosa. Obok  niego wybuchło coś ze szczeliny, z której kolumną do góry  

zaczęła ulatniać się para. Musiał odskoczyć na bok aby uniknąć poparzenia. 

 

Kolumna  pary  oddzieliła  Jedi  od  Xanatosa,  który  tylko  się  uśmiechnął.  –  Znowu  to 

samo – rzekł Xanatos. – Szlachetni Jedi udający, że przybyli w imię sprawiedliwości, kiedy 

naprawdę  przybyli  dla  krwi.  Pamiętasz,  Obi-Wan  ?  Ścigałeś  trzynastoletniego  chłopca  a 

potem  okazało  się  ża  nie  żyje.  Pamiętasz  to  spojrzenie  w  oczach  Brucka  kiedy  go  zabiłeś  ? 

Próbujesz przekonać siebie, że jest ci przykro, że twój rywal nie żyje ?  Bądź świadom swoich 

uczuć. Przyznaj, że się cieszysz ! Przyznaj, że pragniesz zemsty. 

 

Qui-Gon zobaczył rozpacz na twarzy Obi-Wan. Ręka, w której trzymał miecz zaczęła 

drżeć. 

- Nie słuchaj go – powiedział cicho – Nie słuchaj, Obi-Wan 

 

Para  została  wessana  z  powrotem  do  szczeliny.  W  tym  samym  momencie  Xanatos 

skoczył do przodu. Nadal się trzęsąc, Obi-Wan prawie zapomniał o obronie. Ledwo parował 

ciosy  Xanatosa.  Xanatos  obrócił  się,  jedną  nogą  wymierzając  kopniaka,  posyłając  Obi-Wan 

do tyłu. 

 

A potem Xanatos skoczył za upadającym chłopcem. 

 

ROZDZIAŁ 17 

 

-Nie – krzyknął Qui-Gon. Sięgnął do skał i roślinności, która go otaczała, do strumienia, który 

łączył go ze wszystkimi rzecami, który łączył go z Obi-Wanem. 

 

Zderzył  się  z  Xanatosem  w  powietrzu.  Ich  ciała  złączyły  się  niczym  góry  twardej 

skały.  Zarówno  Xanatos  jak  i  Qui–Gon  byli  potężnymi  ludźmi.  Uderzenie  było  olbrzymie. 

background image

Qui-Gon  czuł  szok  nawet  w  kościach.  Przez  chwilę,  Xanatos  złapał  ramię  Qui-Gona 

zmuszając ich aby zostali w takiej pozycji. 

- Ty mi to zrobiłeś – powiedział, z płonącymi nocą oczami. 

-  Wylądowali  kilka  cali  od  siebie,  z  właczonymi  mieczami.  Lawa  była  śliska  i  Qui-Gon 

musiał omijać strumienienie pary. Zobaczył, że Obi-Wan się podnosi. 

- Więc uczeń uczy się od nauczyciela – ciągnął dalej Xanatos – Wyrzeknij się swoich uczuć, 

kiedy mówisz o honorze Jedi. Zapomnij o morderstwie. 

- Ty jesteś odpowiedzialny za śmierć Brucka – powiedział mu Qui-Gon kiedy walczyli – Nie 

Obi-Wan.  Sprowadziłeś  chłopaka  na  złą  drogę,  ujawniając  mu  pokusy  ciemnej  strony. 

Poszedł ślepo za tobą. 

 

Obi-Wan utykał lekko, kiedy szedł w ich stronę. Skręcił kostkę. Jego twarz wciąż była 

naga i młoda, jednak poparzona tym czym cisnął w niego Xanatos. 

 

Qui-Gon  myślał,  że  Obi-Wan  pogodził  się  z  tym  co  się  stało.  Żałował  i  opłakiwał 

śmierć  Brucka.  Mimo  że  Bruck  postąpił  źle,  była  jeszcze  nadzieja  kiedy  żył.  Obi-Wan  nie 

powinien się za to winić. 

 

Mimo to gdzieś w środku to robił. Jedno życie się zakończyło. Była to strata, którą nie 

łatwo  zaakceptować.  Qui-Gon  wiedział  to  dobrze.  A  Xanatos  widział  to  wahanie  w  oczach 

Obi-Wana, i używał go aby sobie z niego drwić. Widział słabość tam gdzie Qui-Gon widział 

siłę. Taka już była natura zła. 

 

Odwagi  Obi-Wan.  Trzymaj  się  swoich  przekonań.  To  co  wiesz  jest  prawdą.  Nie 

pozwol mu się dosięgnąć. 

- Widzę, że moje słowa cię dotknęły,Obi-Wan – rzekł  Xanatos jedwabistym, insynuującym 

tonem, którego używał żeby manipulować wszystkimi wokół niego. – Czy to dlatego, że mam 

rację ? 

- Nie Xanatosie – powiedział Obi-Wan – Czuję smutek po tej stracie. I dziękuje wszystkim, 

którzy nauczyli mnie tego smutku. Nie jestem przez to słabszy. Tylko silniejszy. 

 

Nagle  miecz  Obi-Wan  zawirował.  Qui-Gon  był  zdumiony  jak  szybko  i  z  gracją 

porusza  się  chłopiec,  odbijając  się  od  kopca  lawy  aby  zaatakować  Xanatosa.  Xanatos 

zachwiał się pod gradem ciosów. Nagle wybuchła chmura pary, i zatoczył się na jedną stronę, 

tracąc równowagę i lądując na ręce. 

- Silniejszy od ciebie – dodał zaciekle Obi-Wan, skacząc w ślad za nim.  

 

Qui-Gon  podążył  za  nimi,  podziwiając  skupienie  Obi-Wana.  Teraz  dwóch  walczyło 

jak  jeden,  Xanatos  zaczął  słabnąć  i  wykorzystali  to  aby  zapędzić  go  do  tyłu,  w  kierunku 

background image

ciemnego  basenu.  Jeśli  by  wykorzystali  tą  sytuację,  byli  by  w  stanie  go  rozbroić  albo 

pokonać, Byłby to jego wybór. 

 

Dwa swoopy pojawiły się nagle za basenem. Andra i Den ich znaleźli. Wylądowali i 

pośpieszyli im na pomoc, z blasterami w ręku. 

- Zapłacisz za to Xanatosie – wykrzyknęła Andra – Zabierzemy cię z powrotem do Thani na 

proces. 

 

Xanatos  stał  na  krawędzi  basenu.  Nie  miał  żadnych  szans.  Był  otoczony,  i  nie  miał 

dokąd  uciec.  Jego  spojrzenie  wędrowało  od  Dean  na  Andrę,  na  Obi-wana,  aby  w  końcu 

zatrzymać  się  na  Qui-Gonie.  Głębiny  jego  nienawiści,  zmieniły  jego  spojrzenie  w  czerń 

niczym basen za nim. 

-  Nigdy  nie  będziesz  miał  satysfakcji  z  zabicia  mnie  –  Qui-Gonie  Jinn  –  rzekł  miękko.  –  I 

nigdy nie poddasz mnie pod żaden sąd. To nienawiść cię tu sprowadziła, tylko nie chcesz tego 

przyznać.  Zniszczyłeś  mnie  bo  nie  mogłeś  mnie  ocalić.  Jestem  twoją  największą  porażką. 

Musisz z tym żyć. I z tym też. 

- Nie! – krzyknął Qui-Gon rzucająć się do przodu. 

 

Ale  było  za  późno.  Z  okrutnym  uśmiechem,  który  wykrzywił  jego  usta,  Xanatos  dał 

krok do tyłu i wskoczył do gotującego się basenu. Andra krzyknąła kiedy znikał. 

- Nie przeżyje – szepnęła – Kwas rozpuści ciało. 

 

Obi-Wan  się  wzdrygnął.  Widział  do  czego  zdolny  jest  basen.  Xanatos  był  czystym 

złem.  Ale  był  też  żywą  istotą  i  spotkał  go  okropny  los.  Qui-Gon  stał  jak  sparaliżowany, 

wpatrując się w mętny, cuchnący basen. 

 

Powoli, coś poruszyło się w wodzie wypływając na wierzch. Była to czarna peleryna. 

Na ich oczach się rozpuściła. Xanatos był w końcu martwy. 

 

ROZDZIAŁ 18 

 

 

 

Den rozłożył ręce nad głową i uśmiechnął się. – Kto by pomyślał, że złodziej i dinko 

będą bohaterami Telos ? 

 

Andra cisnęła w niego poduszką. –Ciesze się, że cała uwaga nie skupiła się na tobie. 

Obi-Wan i Gui-Gon uśmiechnęli się do siebie, przyzwyczajeni do ich sprzeczek. Wiedzieli, że 

rodzi się między nimi głębokie uczucie. 

 

Ich powrót na Telos przyniósł wszytsko to, czego chciała od dłuższego czasu Andra. 

UniFy  zostało  zdemaskowane  jako  przykrywka  dla  OffWorld.  Ich  zdradzieckie  dziełania 

wyszły  na  światło  dzienne.  Rząd  przeprosił  ludzi,  a  potem  wezwał  do  specjalnego 

background image

głosowania.  Rozpoczęły  się  dochodzenia  w  sprawie  korupcji  wysoko  postawionych 

urzędników. Gubernator, który przymykał na wszystko oko, zrzekł się swej funkji. Skarbnik, 

Vox Chun znalazł się w więzieniu. 

 

A  Katharsis  przestało  istnieć.  Mieszkańcy  Telos  byli  przerażeni,  że  dali  się  tak 

omamić  chciwości.  Przyznali,  że  górę  wzięło  masowe  delirium.  Dziesiątki  obywateli 

kontatowało  się  z  Andrą,  mając  nadzieję  dołączyć  do  partii  SIŁA.  Na  Telos  narodził  się 

patriotyzm,  zbudowany  na  oddaniu  i  zaufaniu  do  ziemi,  którą  miłowali  i  prawie  na  zawsze 

stracili. 

- Więc jakiego gubernatora powinienem mianować – spytał Den  -Ludzie mnie kochają. 

- To dlatego, że nie znają cię tak jak my – rzekła Andra uśmiechając się szeroko – Nie jesteś 

politykiem Den. 

- Hej, sama przyznałaś, że jestem dobrym kłamcą – zaprotestował Den, udając urażonego. 

- Już nikt nie będzie więcej kłamał w imieniu rządu na Telos – rzekła poważnie Andra. 

- Przyjmuję zakład, ale nie podobają mi się szanse – dodał cynicznie Den. 

 

Qui-Gon wstał. – Życze wam obojgu powodzenia. I dziękujemy wam, że oczyściliście 

nas z zarzutów, 

-  Możecie  iśc,  ale  czy  naprawdę  musicie  ?  –  spytała  Andra  –  Bylibyśmy  zachwyceni, 

jeślibyście zostali choć na kilka dni. Żebyśmy mogli wam pokazać piękno Telos. Minie trochę 

czasu zanim oczyszczą Święte Baseny, ale są też inne miejsca. 

- Może innym razem. Musimy wracać do Świątyni. 

 

Obi-Wan również wstał i podziękował Andrze i Denowi. Przykro było mu się żegnać. 

Podziwiał poświęcenie Adry. Był podejrzliwy w stosunku do Dena, ale jemu też podziekował. 

Wiedział,  że  różnymi  drogami,  mogą  pracować  aby  Telos  na  powrót  była  ruchliwym, 

pokojowym i kwitnącym światem jak niegdyś. 

- Wiem, że zostawiamy  Telos w dobrych  rękach – powiedział im Obi-Wan. Uśmiechnął się 

do Dena. – Myślę, że szanse są całkowicie po waszej stronie. 

 

 

Obi-Wan szedł z Qui-Gon przez bulwar w kierunku gwiezdnego liniowca, który miał 

ich zabrać na Coruscant. 

- Czy Xanatos był twoją największą porażką ? – spytał niepewnie – Czy jego śmierć będzie 

cię nawiedzać, tak jak miał nadzieję ? 

- Czy śmierć Brucka cię nawiedza ? – zapytał łagodnie Qui - Gon 

- Nie – rzekł powoli Obi-Wan – Ale noszę ją tutaj. Dotknął swojej piersi.  

background image

-  Myślę,  żę  tak  samo  jest  ze  mną  –  powiedział  Qui-Gon  –  Jego  śmierć  nie  będzie  mnie 

nawiedzać, nie w sposób  jaki miał nadzieję Xanatos. Xanatos wybrał śmierć. Leżało w jego 

naturze, aby wybrać ścieżkę ciemności. Ale zajmie mi trochę czasu, aby się z tym uporać. Nie 

mogę pozbyć się uczucie, że gdybym był lepszym nauczycielem, nie przeszedłby na Ciemną 

Stronę. Yoda powiedział mi kiedyś, że nie mogę zmusić Padawana do sukcesu albo porażki. 

Mogę mu tylko wskazać właściwą drogę. 

A  mnie  ?  –  chciał  spytać  Obi-Wan.  Jak  mnie  postrzegasz,  Qui-Gonie  –  jako  sukces  czy 

porażkę ? 

 

Qui-Gon nie odzywał się przez kilka minut. Wydawał się pośięcać uwagę pięknu dnia, 

tak jakby potrzebował tego aby ukoić smutek. 

- Dopiero zaczynasz swoją podróż, Obi-Wan – powiedział w końcu – Nie rozważaj siebie w 

kategoriach  sukcesu  czy  porażki.  Jeśli  postępujesz  własciwie,  te  słowa  tracą  znaczenie. 

Istnieje tylko dobro, które czynisz. 

- Ciężko jest nie myśleć o porażce, biorąc pod uwagę, że to okres próbny  - rzekł Obi-Wan 

-  To  nie  ma  nic  wspólnego  z  porażką  –  powiedział  łagodnie  Qui-Gon.  Nie  wolno  ci  tak 

myśleć.  Ciężko  jest  kroczyć  ścieżką  Jedi.  Rada  wie  o  tym.  Jeśli  ktoś  błądzi,  zwłaszcza  w 

młodym  wieku,  rozumieją  to.  Ale  mimo  to  musisz  być  świadomy  zobowiązania  jakie  na 

siebie  nakładasz.  Będziesz  musiał  się z  nimi  spotkać,  spędzić  trochę  czasu  w  świątyni  ,  dać 

dowód  swego  oddania.  Myślę,  że  będzie  to  dobre  dla  nas  obu.  Jest  czas  na  misje,  I  jest  też 

czas namedytację i naukę. 

- Też będziesz w Świątyni ? –spytał Obi-Wan 

 

Qui-Gon  skinął  głową  –  Dla  mnie  to  też  będzie  czas  refleksji.  I  pomogę  ci  z  Radą. 

Muszą zrozumieć dlaczego postanowiłeś odejść. Ja zrozumiałem. 

- Naprawdę ? 

-    Przyznaję,  że  przyszło  to  powoli  –  rzekł  Qui-Gon  –  Ale  tak,  zrozumiałem.  Przerwał  na 

chwilę. Wiem że jesteś  w okresie próby i nie możesz być oficjalnie moim Padawanem. Ale 

nim jesteś, Obi-Wan. Nie potrzebuję, żeby powiedziała mi to Rada. 

 

Obi-Wan wziął głęboki oddech. – Więc przyjmiesz mnie z powrotem ? 

- Przyjmiemy się nawzajem – powiedział Qui-Gon 

 

Obi-Wan  miał  taką  nadzieję.  Starał  się  hamować  swoją  niecierpliwość.  A  teraz  nie 

wiedział co powiedzieć. Był zbyt poruszony, żeby wypowiedzieć jakieś słowa. 

 

Od  początku  starałem  się  odbudować  naszą  więź  –  rzekł  Qui-Gon  -  Ale  ty  wiedziałeś  coś 

czego  ja  nie  wiedziałem.  Wiedziałeś,  że  pewne  rzeczy  mają  się  stać.  Teraz  ja  też  to  wiem. 

background image

Będziesz  wspaniałym  rycerzem  Jedi.  Będę  dumny,  kontynuując  podróż,  która  razem 

rozpoczęliśmy.  

 

Obi-Wan  podniósł  głowę.  Teraz  on  także  dostrzegł  piekno  dnia.  Niebo  było 

oślepiająco czyste. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, przyszłość byłą przejrzysta jak nigdy. 

-  Nie  mówię,  że  to  będzie  łatwa  droga  –  dodał  Qui-Gon  –  Mamy  różne  charaktery.  Bez 

wątpienia dojdzie do następnego starcia. Jeszcze raz rzucisz mi wyzwanie. 

- Będę się starał tego nie zrobić – powiedział mu szczerze Obi-Wan. 

-  Nie  rozumiesz  mój  Padawanie  –  Qui-Gon  obdarzył  go  rzadkim  uśmiechem,  uśmiechem, 

który  rozświetlił  jego  niebieskie  oczy  i  sprawił,  że  zalśniły  ciepłem.  –  Nie  mogę  się  tego 

doczekać. 

 

background image

 


Document Outline