background image

JENNIFER ASHLEY

SHIFTER UNBOUND 0.5

„SHIFTER MADE”

Tłumaczenie: Alicjasylwia

Korekta: Nat_us

background image

ROZDZIAŁ 1

Baile Icin, niedaleko Dingle, Ciarrai, 1400

"Kowalu."

Niall bez patrzenia znad kowadła wiedział, że kobieta, która skierowała się do niego

była Fae - Sidhe, jak nazywali je mieszkańcy. Mógł poczuć jej zapach, jasną, lepko-słodką

woń, którą ludzie uważali za nie do odparcia.

Trzymał głowę pochyloną nad swym zadaniem. Reperowanie kuchennej dźwigni dla

kobiety ze wsi było znacznie ważniejsze niż rozmawianie z Fae. Poza tym nie nazywał się

Kowal, a jeśli nie mogła nazywać Nialla jego prawdziwego imieniem nie widział potrzeby, by

odpowiedzieć.

"Zmienny, rozkazuję ci" powiedziała.

Niall kontynuował kucie. Wiatr przelewał się przez otwarte drzwi, niosąc zapach morza,

ryby i czyste powietrze, które wciąż nie mogło zamaskować smrodu Fae.

"Zmienny."

"Ta kuźnia jest wypełniona żelazem, dziewczyno" przerwał jej Niall. "A Zmienni nie

słuchają już Fae. Nie słyszałaś tej wieści sto pięćdziesiąt lat temu?"

"Mam zaklęcie, które zatrzyma moją awersję żelaza. Przez pewien czas. Wystarczająco

długo, by poradzić sobie z tobą."

Miała głos jak najczystsza woda i Niall w końcu spojrzał w górę, ciekawość wygrała

ponad   niechęcią.   Wysoka   kobieta   w   zwiewnym   jedwabiu   stała   na   jego   progu,   jej   ciało

otaczała aureola słońca. Jasne włosy opadały do kolan w wielu cienkich warkoczykach, miała

ciemne oczy i smukłe, spiczaste uszy, pospolite dla jej rodzaju. Była piękna w eteryczny

sposób. Ale przecież wszystkie Fae były pięknymi, złośliwymi sukinsynami.

Wiatr kotłujący się znad klifów minął drzwi, a kobieta zadrżała.

Niall uniósł brwi; nigdy nie zauważył Fae robiącej coś tak normalnego, jak drżenie.

Pchnął   koniec   dźwigni   do   ognia,   posyłając   iskry   w   ciemność.   "Zejdź   z   tej   aury,

dziewczyno. Przemarzniesz w tych marnych ubraniach."

"Nazywam się Alanna i jestem ledwie dziewczyną."

Musiała być  młoda  skoro zareagowała na protekcjonalność Nialla, albo co najmniej

naiwna. Fae żyły tak długo i nigdy nie zmieniały się znacznie kiedy były w pełni rozwinięte,

że   trudno   powiedzieć,   w   jakim   wieku   byli.   Mogła   mieć   dwadzieścia   pięć   lub   czterysta

pięćdziesiąt lat.

background image

Alanna wkroczyła do kuźni, rzucając nerwowe spojrzenia na żelazo - kowadło, jego

narzędzia, kawałek dźwigni, którą reperował. "Zostałam wysłana by dać ci zlecenie."

"Zostałaś  wysłana,   prawda?   Biedna   dziewczyno.   Musiałaś   obrazić   kogoś   wysoko

postawionego, by zostać poddaną niewdzięcznemu zadaniu wejścia do śmiertelnego świata,

żeby porozmawiać ze Zmiennym."

Jej policzki zabarwiły się, ale głos pozostał wyniosły. "Przybyłam, by poprosić cię o

wykucie miecza. Wierzę, że byłeś kiedyś wytwórcą mieczy o pewnej reputacji."

"W dawnych czasach. Teraz jestem skromnym kowalem, tworzącym praktyczne rzeczy

dla tutejszych mieszkańców i tych na Wielkiej Wyspie."

"Niemniej jednak, jestem pewna, że zachowałeś swoje umiejętności. Miecz ma mieć

ostrze długości trzech stóp, wykonane ze srebra. Rękojeść ma być z brązu."

Niall wyciągnął dźwignię z ognia, ustawił ją na kowadle i szybko kuł świecący koniec

nadając mu kształt. "Nie" odparł.

"Co?"

Wymówił  każde słowo. "Nie, nie zrobię  takiej  cholernej, durnej broni dla Fae. Dla

nikogo."

Alanna obserwowała go z otwartą buzią, ekspresja bardzo nie-Fae. Fae były zimnymi

istotami, ledwie zmuszającymi się do uprzejmego mówienia do czegokolwiek nie-Fae. Fae

niegdyś hodowały Zmiennych do polowań i walki dla nich i traktowały ich jako zwierzęta,

krok poniżej ludzi.

Ta kobieta wyglądała na zmartwioną, zmieszaną, nawet zakłopotaną. "Zrobisz to."

"Nie."

"Musisz."

Czy teraz to była panika? Niall wcisnął żelazną dźwignię z powrotem do ognia i wstał.

Kobieta Fae cofnęła się, a Niall zwalczył szeroki uśmiech. Niall był duży, nawet jak na

Zmiennego.  Jego ramiona  były  silne  od życia  z pracy kowala,  a on zawsze  był  wysoki.

Alanna sięgałaby mu do podbródka gdyby stał obok niej; jej smukłe dłonie zagubiłyby się w

jego dużych. Mógł złamać ją jak patyk, gdyby tak postanowił, a ze strachu w jej czarnych

oczach, myślała, że postanowił.

"Posłuchaj mnie, dziewczyno. Wróć z powrotem tam skąd przyszłaś i powiedz im, że

Zmienni nie przyjmują już rozkazów. Nie jesteśmy już waszymi niewolnikami, albo waszymi

myśliwymi czy domowymi zwierzątkami. Skończyliśmy."

Odwrócił się by pompować miechy, pot ściekał mu po obnażonych plecach. "Poza tym,

srebro nie utworzy porządnego miecza. Metal jest zbyt miękki."

background image

"W   metal   zostały   wplecione   zaklęcia,   by   uczynić   go   tak   samo   mocnym   jak   stal.

Pracowałbyś nad tym tak samo jak nad każdym innym mieczem."

"Pracowałbym, tak? Fae nie lubią mieczy w żadnym przypadku - waszą preferowaną

bronią jest łuk. Nie wspominając o miedzianym nożu do wydłubywania serc innych istot,

zwykle wtedy gdy to serce nadal bije."

"To są tylko kapłani i tylko wtedy, gdy trzeba złożyć ofiarę."

"Ofiarę, tak to nazywasz? Dla ciebie wydaje się to niedużym poświęceniem, ale ciężkim

dla tego, kto traci swoje serce."

"To   naprawdę   nie   twoja   sprawa.   Musisz   zrobić   dla   mnie   miecz.   To,   do   czego   go

użyjemy ciebie nie dotyczy."

"Mylisz się co do tego." Niall ponownie uniósł dźwignię szybko przekuwając ją w jej

ostateczny kształt i zatopił to w chłodzącej beczce. Woda i metal spotkały się z sykiem i para

zagotowała się w powietrzu. "Wszystko, co robię ma w sobie małą część mnie. Nie mówiąc o

tym, że w ofiarnej broni będziesz to wbijać w bezbronne zwierzęta, lub ludzi, lub Zmiennych,

którzy nigdy nie zrobili ci nic złego."

Jej czoło się zachmurzyło. "Kawałek siebie? Krwi lub kawałek skóry...?"

"Nie dosłownie, prostacka kobieto. Nie chrzczę tego krwią, jak jakiś kapłan Fae. Mam

na myśli, że wkładam trochę swej duszy we wszystko, co wykonuję. Bogowie wiedzą, że nie

chciałbym, by Fae dotykało czegoś, co pochodzi z bliska mojej duszy."

Jej twarz zapłonęła, a spojrzenie było teraz... zawstydzone? "Zmienny, muszę zabrać ten

miecz ze sobą o świcie."

Ostatnie  światło   przepływało   teraz   przez   drzwi,  wiosenne  powietrze  obracało  się  w

jeszcze bardziej oziębłe. "A gdzie znalazłbym czas, by wykonać coś takiego przed rankiem?

Tworzenie mieczy jest długim rzemiosłem, a ja mam synów do doglądania. Nie zrobię tego,

dziewczyno.   Idź   do   domu   i   powiedz   im,   że   nie   mogłaś   zastraszyć   wielkiego,   podłego

Zmiennego."

"Niech cię." Alanna zacisnęła  pięści, oczy jej błyszczały.  "Wszyscy Zmienni  są tak

cholernie uparci? Myślałam, że mogę to zrobić bez zadania ci bólu."

Niall obejrzał ją od góry do dołu. Fae mogła wytworzyć potężną magię, bez wątpienia,

ale niewiele w świecie ludzi. Zrezygnowali z tej mocy, by wycofać się do bezpieczeństwa

własnego królestwa, podczas gdy Zmienni nauczyli się dostosowywać i pozostali w świecie

ludzi. Fae wciąż mieli tu magię - drobne czary, urok i zmyłki, nie, że nie używali tego, by

zwabić ludzkie istoty w ich śmierci.

background image

"Potrafisz mnie  zranić, dziewczyno?  W tej kuźni pełnej żelaza?  Straciłem  partnerkę

dziesięć lat temu. To boli bardziej niż kiedykolwiek mogłoby cokolwiek na świecie. Wątpię

czy potrafisz dorównać do tego bólu, bez znaczenia ile czarów możesz na mnie rzucić."

"Nie?" zapytała dźwięcznym głosem Alanna. "A co, jeśli stracisz swoje młode?"

Niall był po drugiej stronie pomieszczenia i miał ją przyszpiloną do ściany, zanim echo

jej słów zamarło, pasek żelaza, który właśnie chłodził się w wodzie dociskał się do całej jej

bladej szyi.

background image

ROZDZIAŁ 2

Zmienny był silniejszy, niż sobie wyobrażała, a żelazo na skórze Alanny płonęło.

Czar,  który jej   brat  niechętnie  pozwolił,   by jego główny  mag   nad nią   zaintonował,

trzymał najgorsze z dala, ale pręt czuło się jak rozżarzony do białości.

Zapachy potu, ognia, dymu i metalu wylewały się od Zmiennego zwanego Niall. Otarł

swoje   czarne   włosy   splecione   w   ciasny   warkocz,   styl   podkreślający   jego   wydatne   kości

policzkowe i spiczasty nos, odrobina pochodzenia Fae, która nigdy nie zniknęła u Zmiennych.

Jego ciężka szczęka ozdobiona była ciemnymi  włoskami, mokrymi  od potu z jego pracy.

Włoski i pot sprawiały, że wydawał się tak surowy, tak zwierzęcio-podobny. Mężczyźni Fae

byli bez brody, ich papierowa skóra była gładka i nigdy nie widziała któregoś robiącego coś

tak nietaktownego jak pocenie się.

Studiowanie   pokrytej   zarostem   brody   Zmiennego   powstrzymywało   Alannę   od

konieczności patrzenia mu w oczy. Te oczy były ciemnozielone kiedy weszła do kuźni; teraz

były prawie białe, źrenice przecięte jak u kota. Był kotem, drapieżnym kotem wyhodowanym

z kilku gatunków starożytnych dzikich kotów, a teraz w każdej sekundzie mógł ją rozerwać

na strzępy.

A potem jego dwaj synowie by umarli.

Płonąca wściekłość Nialla trzymała ją tak mocno jak pręt. "Dotknij moich młodych,

suko, a dowiesz się czym naprawdę jest ból."

"Jeśli zrobisz tak, jak mówię, w ogóle nie zostaną zranieni."

"Nie zbliżaj się do nich."

"Za późno. Już zostali zabrani. Wykonaj miecz, a dostaniesz ich z powrotem."

Zmienny ryknął. Jego twarz wydłużyła się, a zwierzęce wargi cofnęły się znad kłów.

Nie zmienił się całkowicie, ale u ręki, która trzymała pręt, wyrosły pazury długości palców.

W tej chwili Alanna nienawidziła wszystkich zmiennych i wszystkich Fae, zwłaszcza

swego brata Kierana, który powiedział jej, że pokonanie Zmiennego byłoby proste.  Zrobią

wszystko, żeby chronić swoje młode. Porwiemy je, a on zaskamle u twoich stóp.

Niall O'Connell, mistrz miecza dawnego Królestwa Ciarrai, nie skomlał, ani nie był

nigdzie w pobliżu jej stóp. Jego wściekłość mogła zburzyć kuźnię i wykruszyć klif do morza.

"Wykonaj miecz." Teraz to Alanna była tą błagającą. "Stwórz miecz, a maluchy zostaną

uwolnione."

Twarz Nialla powróciła do tej ludzkiej, ale jego oczy pozostały białe. "Gdzie oni są?"

"Zostaną uwolnieni po ukończeniu miecza."

background image

Niall popchnął ją na ścianę. "Cholera, kobieto, gdzie oni są?"

"W krainie Fae."

Źrenice Zmiennego powróciły do ludzkiej postaci, jego kolor oczu ściemniał do jadeitu,

gdy wypełnił je smutek. Ramiona Nialla opadły, ale żelazo nie odsunęło się z gardła Alanny.

"Więc odeszli" wyszeptał.

"Nie" powiedziała szybko Alanna. "Jeśli dasz mi miecz, zostaną uwolnieni. Zapewnił

mnie, że nie stanie im się krzywda."

"Kto to zrobił? Kto jest tym draniem Fae, który zabrał moje dzieci?"

"Mój brat. Kieran."

"Kieran..."

"Książę Kieran Donegal."

"W   historii   Zmiennych   dawno   temu   był   Kieran   Donegal.   Okrutny   łajdak,   którego

ostatecznie upolowała i zabiła sfora Lupinów. Jedyna przyzwoita rzecz, jaką cholerne psy

kiedykolwiek zrobiły."

"Mój brat jest jego wnukiem."

"Co czyni cię jego wnuczką." Niall obserwował ją bacznie. "Nie wydajesz się aż tak

zadowolona,   by   biegać   z   tym   zadaniem   dla   twego   królewskiego   brata.   Dlaczego   wysłał

ciebie?"

"Nie twoja sprawa." Wrogowie postrzegą twoje współczucie jako słabość i użyją go

przeciwko tobie, powiedział jej Kieran. Kieran z pewnością wykorzystywał każdą przewagę

nad wrogami -  jak również nad swymi przyjaciółmi.

"Wrócisz do tego, czyż nie, dziewczyno? Jaką mam pewność, że nie zabijesz moich

chłopców, bez względu na to, czy zrobię dla ciebie miecz, czy nie?"

Alanna przesunęła się odrobinę, próbując złagodzić ból pręta na gardle. "Masz moją

obietnicę."

"A co to jest dla mnie warte?"

"Moje zobowiązanie, że jeśli dzieci zostaną poszkodowane, możesz odebrać mi życie.

Nie   zostałam   wysłana   tylko   jako   posłaniec,   Zmienny.   Zostałam   wysłana,   by   być   twoim

zakładnikiem."

****

Nawet   w   jego   bólu,   żalu   i   wstrząsającym   wnętrzności   strachu,   Niall   nie   mógł

zaprzeczyć,  że kobieta Fae miała odwagę. Mógł ją zabić w tej chwili i wiedziała o tym.

Spokojnym głosem ofiarowała swoje życie w zamian za jego synów, mimo że oczywiście

wiedziała,  że  Zmienny,  którego  młodym   grożono  był  bardziej  niebezpieczny  niż  wybuch

background image

wulkanu. I nawet mimo  tego, że powiedziała,  iż została poddana zaklęciu  ochrony przed

żelazem, Niall wiedział, że zimny pręt ją ranił.

Powoli uniósł go z jej gardła. Alanna potarła szyję, choć pręt nie pozostawił żadnych

śladów.

Niall powstrzymał się od posiadania jakiejkolwiek sympatii. Ona i jej brat zabrali jego

chłopców, Marcusa i Piersa, którzy mieli dziesięć i dwanaście lat, według ludzkich obliczeń.

Spojrzał   za   nią   na   ciemniejącą   noc,   mgły   gromadzące   się   na   ścieżce   urwiska,   ku

sylwetce Wielkiej Wyspy na tle krwistoczerwonego nieba. "Mój najmłodszy, Marcus, lubi

łowić ryby" powiedział. "Na ludzki sposób z wędką i haczykiem. Będzie mógł łowić tam

gdzie jest?"

Alanna pokręciła głową. "Zabawa i ryby w rzekach są tylko dla Kierana."

"Moja partnerka zmarła przy jego porodzie, nieszczęsna ukochana. Była piękną kobietą,

Caitlin, taka wysoka i silna." Niall obejrzał Alannę od góry do dołu. "Nic takiego jak ty."

"Nie, nie sądzę."

Zmienne   kobiety   miały   tendencję   do   bycia   tak   wysokimi   jak   mężczyźni.   Były

biegaczkami, dzikie w łóżku i dużo się śmiały. Caitlin śmiała się cały czas.

"Wreszcie Piers. Lubi tworzyć rzeczy. Będzie kowalem jak ja. Lubi przyglądać się jak

żelazo  staje się rozżarzone do czerwoności i wygina  się w jakikolwiek kształt, który mu

odpowiada. Chciałby obserwować jak robię ten miecz."

Alanna nie powiedziała nic, tylko na niego spoglądała.

Niall wiedział, dlaczego mówił te rzeczy. Pozwolił sobie zacząć się martwić.

Głęboko w swoim sercu nie wierzył, że Książę Kieran zgodzi się uwolnić jego synów.

Fae nie grają fair. Niall mógł mieć pozwolenie na odebranie życia Alannie w zemście za

śmierć swoich synów, ale byłaby to próżna zemsta. Nie pozostałby mu nikt. Żadna partnerka,

żadne młode, nikt nie pozostał w jego stadzie.

Niall   mieszkał   tu   na   skraju   tej   ludzkiej   wioski,   Baile   Icin,   ponieważ   pozostali

członkowie jego stada i rodu wymarli. Zmienni wżenili się w inne klany, ale nie było już tak

wielu kobiet jak mężczyzn, a inne klany były nieliczne. Ród Zmiennych malał.

"Zatem wykonasz ten miecz?" zapytała Alanna, przerywając jego myśli. Nie brzmiała

tak ochoczo. 

"Nie mam zbyt wielkiego cholernego wyboru, prawda?"

Jej oczy złagodniały. "Przykro mi."

Współczucie, od Fae? Czy świat dzisiaj oszalał?

background image

"Będzie ci, dziewczyno. Jeśli moje młode zostaną w jakikolwiek sposób skrzywdzone,

będziesz pierwszą, której będzie bardzo, bardzo przykro. Twój brat, wreszcie, jemu będzie

nawet jeszcze bardziej przykro. Więc pokaż mi to cholerne srebro i pospieszmy się."

background image

ROZDZIAŁ 3

Kucie miecza było całkowicie odmienną rzeczą od zwykle praktykowanych wyrobów

kowalskich,   jakie   Niall   produkował   dla   ludzi   we   wsi.   Niall   nigdy   nie   zapytał   Alanny,

dlaczego został wybrany do tego zadania, bo już wiedział.

Dawno,   dawno   temu,   Niall   O'Connell   był   mistrzem   miecza,   zanim   Ciarrai   zostało

uczynione   Hrabstwem   przez   cholernych   Anglików.   Stworzył   piękną   broń   używaną   w

śmiertelnym  celu  w ostatniej  wojnie  Fae-Zmienni.  Zmienni  wygrali  tę wojnę,  choć Niall

wiedział, że wiele z ich zwycięstwa było ze względu na szczęście  -  Fae  już traciły władzę w

świecie śmiertelników, a Zmienni uczynili tylko ich odwrót do Krain Fae nieuniknionym.

To, że Zmienni z różnych klanów i gatunków pracowali razem nie było częste, ale w

tym momencie Wilczy, Kotowaci i Niedźwiedzie walczyli ramię w ramię. Fae nie uznały

porażki i zniknęły w swoim królestwie poza mgłami.

No cóż, uznanie porażki było zbyt silną frazą. Fae odeszły zabijając, paląc i grabiąc za

sobą. Fae nie obchodziło, czy ich ofiarami były dzieci, ciężarne matki, czy ludzie, którym po

prostu zdarzyło się być w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.

Niall   nadal   miał   swoje   mieczo-twórcze   narzędzia   bezpiecznie   przechowywane   w

skrzyni na tyłach kuźni. Nie dotknął ich od lat. Potrząsnął głową do siebie, gdy odłożył swoje

szczypce  i młot,  kamień  szlifierski i dłuto. Ten miecz  nie byłby dobrą, mocną  stalą,  ale

miękkim srebrem, co było głupie, nawet jeśli twierdziła, że zostało zaklęte by działać jak stal.

Mógłby wykonać coś takiego, ale to byłoby dobre tylko jako błyskotka.

Krótko rozważył wmieszanie kawałka żelaza w rękojeść, by osłabiać jakąkolwiek Fae,

która   go   dotknie,   ale   wiedział,   że   taka   sztuczka   uczyniłaby   śmierć   jego   synów   jeszcze

pewniejszą.   Nie   dlatego,   że   wierzył,   iż   książę   Fae   pozwoliłby   też   przeżyć   Niallowi,

cokolwiek się stanie. Ale Niall zająłby się suką Fae, kiedy by po niego przyszli.  Książę

Kieran oglądałby jak jego siostra umiera, zanim zabiłby Nialla.

Niall zerknął na Alannę, gdy uderzał w sztabę metalu, który mu przyniosła. Znalazła

stołek   i   usiadła   na   nim   blisko   ognia.   Wyglądała   na   zmarzniętą,   głupia   kobieta,

prawdopodobnie nie przywykła do surowej strefy irlandzkiego zachodniego wybrzeża. Krainy

Fae, jak słyszał, przez cały czas były zamglone i łagodne, dlatego właśnie nosiła cienkie,

jedwabne   szaty   i   pozwalała   spływać   swym   warkoczom.   Kobiety   Fae   nie   musiały   zwijać

swych włosów przed wiatrem.

Po kilku szybkich zerknięciach na nią, zdał sobie sprawę, że Alanna nie patrzyła ślepo

na kuźnię, czy też oglądała go wybijającego ostrze. Studiowała go.

background image

Jej wzrok błądził po jego nagich plecach i mięśniach ramion, jakby nigdy wcześniej nie

widziała na wpół ubranego mężczyzny. Pewnie nie. Fae były zimnymi ludźmi, nie lubiły być

dotykane, preferując szaty,  klejnoty i inne pretensjonalne rzeczy na gołej skórze. Rzadko

robiły   cokolwiek   tak   nieokrzesanego   jak   uprawianie   seksu,   cielesne   uwodzenie   było   im

niemal równie przykre jak żelazo. Z drugiej strony, Zmienni kochali się rozmnażać i kochali

dzieci, dzieci będące wszystkim, co cenniejsze, bo tak niewiele przeżywało.

"Zatem jesteś dziewicą, dziewczyno?" zapytał ją Niall.

Alanna podskoczyła. "Co?"

"Dziewicą. Jeśli to, że pytam nie rani twoich dziewiczych uszu. Jesteś?"

"Nie."

Ciekawe. Kobiety Fae nie legły z mężczyznami, chyba że absolutnie musiały. "Masz

zatem kochanka? Męża?"

"Nie." Słowo było teraz bardziej złe. "To nie twoja sprawa."

"Lubisz to mówić, dziewczyno. Masz chłopaka?"

"Dziecko? Nie." Ponownie, chłód gniewu.

"Przykro mi, kochanie."

"Czemu?"

"To musiało cię zaboleć."

Kiedy   Zmienna   kobieta   była   bezdzietna,   było   to   dla   niej   nieprawdopodobnym

smutkiem.   Tak   niebezpiecznym,   jak   było   rozmnażanie   dla   Zmiennych,   kobiety   były

szczęśliwe ryzykując sprowadzenie na świat młodych. "Wyobrażam sobie, że to odmienne dla

kobiety Fae." Fae były tak długowieczne, że nie rodziły za wiele dzieci. Kobiety Fae, które

lubiły dzieci często raczej kradły je od ludzi niż miały własne, wychowując je na swoich

ubóstwianych małych niewolników.

"To mnie boli" powiedziała.

Niall widział ten ból w jej oczach. Wyglądała tak nie na miejscu, siedząc w jego kuźni,

jej   dziwne,   eleganckie   szaty   już   zabrudziły   się   od   kurzu   i   sadzy.   Nigdy   nie   myślał,   że

poczułby współczucie dla Fae, ale smutek na jej twarzy był prawdziwy.

"Czy twój kochanek nie chce dziecka?" zapytał łagodnie Niall.

"Mój   kochanek,   jak   go   nazywasz,   umarł."   Szczęka   Alanny   znieruchomiała,

usztywniona. "Staraliśmy się o dziecko, ale nie wiem, czy to w ogóle było możliwe."

"Fae się rozmnażają. Widziałem te wasze małe." Nawet bardziej okrutne niż dorośli,

niestety.

"Mój kochanek był człowiekiem."

background image

Zaskoczenie   unieruchomiło   ręce   Nialla.   "Ludzkim   mężczyzną?   Niech   zgadnę.

Niewolnikiem?" Nie mógł powstrzymać niesmaku w głosie.

"Został schwytany, tak." Napotkała wyzywająco jego spojrzenie. "Ale nie przeze mnie."

"Och,   zatem   to   czyni   wszystko   w   porządku.   Czyim   był   niewolnikiem?   Twego

królewskiego brata?"

"Tak. To było dawno temu."

Jednego   z   niewolników   jej   brata,   uczyniono   jej   kochankiem.   Typowa   historia

okrucieństwa Fae, za wyjątkiem smutku w jej oczach. Nie wyobrażał sobie tego.

Pochylił się ponownie nad swoim zadaniem. "Jak dawno temu?" zapytał.

"Sto lat."

"I kochałaś tego mężczyznę? Czy udawałaś?"

Jej milczenie było tak krzemienno-twarde, że Niall ponownie uniósł głowę. Piorunowała

go wzrokiem. "Kochałeś swoją partnerkę?" spytała ostrym głosem.

"Nie będę przepraszać za moje pytanie, kochanie. Ty jesteś tą zmuszającą mnie  do

pomocy draniowi, który ukradł moje dzieci. Odpowiem na twoje - tak, kochałem ją bardziej

niż własne życie."

"Moja odpowiedź jest taka sama."

Napotkała jego spojrzenie bez mrugnięcia okiem. Ból w jej ciemnych oczach nie był

fałszywy   jak   również   nie   była   taką   samotność,   a   do   tego   Alanna   nie   wyglądała   na

zawstydzoną.

Niall powrócił do uderzania. Po chwili zapytał "Co się stało z tym ludzkim samcem, tak

godnym miłości kobiety Fae?"

"Mój brat go zabił."

Niall się zatrzymał. "Właśnie ten brat, który cię tu przysłał? Dlaczego?"

"Ponieważ Dubhan odważył się mnie dotknąć."

"Ten człowiek był waszym niewolnikiem, kochanie. On nie miał wyboru."

Twarz   Alanny   znowu   się   oziębiła.   "Postrzegasz   wszystko   wzrokiem   Zmiennego.

Dubhan był niewolnikiem mojego brata, więc oczywiście uważasz, że zmusiłam go by mnie

obsługiwał. Mówiłam ci, że go kochałam. Uwolniłam go, uciekłam z nim do świata ludzi i

staliśmy się kochankami. Dopóki mój brat nas nie znalazł."

"Wymknęłaś   się   z   królestw   Fae,   by   stać   się   kochanką   człowieka?"   Zdumienie   i

szacunek Nialla dla niej wzrosły. "Jesteś niesamowitą i dzielną dziewczyną."

background image

"Byłam głupia, jak się okazało. Powinnam go odesłać i nie próbować z nim zostać.

Kieran   za   jakiś   czas   zapomniałby   o   jednym   niewolniku,   ale   nigdy   nie   wybaczył   mi,   że

dotknęła mnie pomniejsza istota."

"To dlatego cię tu przysłał, byś się stała zakładnikiem Zmiennego."

"Jestem   w   niełasce   i   więźniem   mojego   brata.   Jestem   zmuszona   wykonywać   jego

polecenia."

"Nie obawia się, że gdy jesteś w świecie ludzi wyrwiesz się i mu uciekniesz?"

Alanna   wzruszyła   ramionami.   "Nie   mam   dokąd   pójść   i   w   przeciwieństwie   do

Zmiennych, nie mogę uchodzić za człowieka. Zaklęcie, które pozwala mi oprzeć się żelazu

odejdzie." Zadrżała. "I tutaj jest tak zimno."

Niall   wstał,  wydobył   wełniany płaszcz,   który  rzucił  na  bok,  gdy zaczął  pracować  i

udrapował go na jej ramionach. Spojrzała ze zdziwieniem, wyszarpując rękę, gdy jego otarła

się o jej.

Pomyślałby   o   niej,   że   jest   przesadnie   szczupła   kiedy   początkowo   weszła,   ale   teraz

widział, że była to sztuczka z luźno opływającej odzieży. Jej pierś była krągła i pełna, jej pas

zwężał się powyżej silnych bioder. Jej twarz była delikatna, trochę zbyt ostra jak na gust

Nialla, ale jej ciemne oczy przyciągały go. Jej warkocze przedstawiały jej spiczaste uszy, ale

uszy   z   bliska   nie   wyglądały   tak   dziwnie   i   nienaturalnie.   Była   ciałem,   a   nie   zimnym

marmurem, jej skóra się zaczerwieniła, gdy ogrzała się od ognia i płaszcza.

"Mogłaś uchodzić za człowieka" powiedział Niall, powracając do kuźni.

"Raczej nie. Spójrz na mnie."

"Właśnie   to   robiłem."   Niall   ujął   szczypcami   rozgrzaną   sztabę   i   obstukał   szybko

stygnący metal.

"Jeśli rozpuściłabyś włosy, by ukryć swoje uszy i ubrała się w ludzkie ubrania zamiast

ozdobnych fatałaszków, nikt nie spojrzałby dwa razy." Rozważał podrzucając sztabę. "Nie,

spojrzeliby dwa razy, bo jesteś piękną kobietą, ale gdybyś tego nie wykrzyczała, nie wierzę,

by zdali sobie sprawę, że byłaś Fae. Większość ludzi nie wierzy już w Fae, w każdym razie.

Symulują - unikają kamiennych kręgów w nocy i wystawiają mleko, by uspokoić duszki, ale

w głębi duszy, wierzą tylko w ciężką pracę, zmęczenie i Boga. Błogosławić ich."

"Troszczysz   się   o   nich"   powiedziała   Alanna   brzmiąc   na   zaskoczoną.   "Ale   jesteś

Zmiennym."

"Jeśli   żyłaś   wcześniej   w   świecie   ludzi,   może   zauważyłaś,   że   Zmienni   nie   są   tak

powszechni. Możemy być  silniejsi i bardziej przebiegli niż ludzie, możemy być  w stanie

zmienić się w dzikie bestie, gdy chcemy, ale potrzebujemy ludzi, by przetrwać."

background image

"Czy ludzie w tej wsi wiedzą, że jesteś Zmiennym?"

Niall wzruszył ramionami. "Wiedzą, że jestem inny, ale jak mówiłem, nie bardzo już

wierzą w innych. Ale wiedzą, że jestem dobrym kowalem, a to uspokaja wsie wokoło teraz,

gdy tu mieszkam."

"Jesteś dla nich dobry."

"To przetrwanie, kochanie. Każdy z nas ma jakieś inne potrzeby. To jedyny sposób, by

Zmienni przeżyli."

"Fae zdecydowały się wycofać."  Alanna powiedziała  to niemal  do siebie, jakby nie

spodziewała się odpowiedzi. "Szukaliśmy mgieł Faerie."

"Acha, robiliście to."

Zamilkła, ale Alanna była trudna do zignorowania, kiedy kontynuował pracę i nie tylko

ze   względu   na   wyraźną   woń   Fae,   które   nie   wydawała   mu   się   teraz   tak   straszna.   Może

przyzwyczaił się do tego.

Niall   wyczuł   jej   obecność,   jak   jasne   światło   -   jej   piękno,   jej   smutek,   jej   odwagę,

przychodzącej tutaj, kiedy wiedziała, że może stracić życie. Książęta Fae mogli być podłymi

draniami, a fakt, że przeciwstawiła się temu Kieranowi co do ludzkiego niewolnika dużo o

niej mówił.

Kiedy Niall miał metal wystarczająco cienki, ogrzał go ponownie, przygotowując do

nadania kształtu. Kiedy ustawił ostrze na kowadle i ujął swój młot, poczuł jej oddech na

ramieniu.

"Czekaj."

"Metal jest gorący, dziewczyno. On nie zaczeka."

"Muszę nałożyć trochę zaklęć."

Jego oczy zwęziły się. "Co to za miecz? Na ceremonie, wiem, nie do walki, ale jakiego

dokładnie rodzaju ceremonie?"

"Nie upewniłam się."

Uchwyt  Nialla  zacisnął  się na jego młocie.  "Nie  kłam,  dziewczyno.  Jeśli  nakładasz

zaklęcia, wiesz, co robią."

"Nie mogę ci powiedzieć. Proszę, jeśli się dowiesz, to twoi synowie umrą."

"Myślę, że umrą tak czy inaczej i sądzę, że ty też to wiesz. Powiedz mi tylko tyle - czy

ten miecz zamierza ranić Zmiennych?"

Alanna milczała, ale wyraz jej oczu mówił wiele. Odczytał tam winę, ból, żal, gniew.

background image

Niall zrzucił z brzękiem sztabę z kowadła. Usiadł na podłodze, jego młot opadł do jego

boku. "Prosisz mnie bym ocalił moich synów poprzez wykucie broni przeciwko Zmiennym?

Jakim potworem jesteś?"

Alanna opadła na kolana obok niego, jej jedwabie szeptały na jego skórze. "Niallu z

Baile Icin, proszę cię, proszę byś mi zaufał. Wykonaj miecz. Wszystko będzie dobrze."

Niall warknął. "Twój bękarci brat zarżnie moich chłopców w chwili, gdy dostanie ten

kawałek metalu w swe dłonie. Wie, że zabiję cię w odwecie, a potem zabije mnie i będzie się

z tego śmiać. W ten sposób wszystko się rozegra."

Alanna potrząsnęła głową, jej warkocze dotykały jego nagich ramion. "Nie, jeśli mi

zaufasz. Nie mogę powiedzieć wszystkiego, ale musisz wykonać miecz, na sposób w jaki mi

polecono." Położyła dłoń na jego ramieniu - Fae, która nie lubiła dotyku. "Proszę, Niallu."

"A dlaczego miałbym ci zaufać? Bo kiedyś pokładałaś się z człowiekiem? Powinienem

zatem uwierzyć, że masz litość dla całego świata?"

"Ze względu na przysięgę jaką kiedyś złożyłam. Nigdy nie pozwolę by twoim dzieciom

stała się krzywda. Obiecuję."

Fae   miały   sposób   czarowania,   zauroczenia.   Niall   to   wiedział,   doświadczył   tego   na

własnej skórze. Ale błagające spojrzenie Alanny było jakoś odmienne od Fae które kiedyś

zaklinały Zmiennych, by byli ich niewolnikami. Fae zauroczały przez bycie zbyt olśniewająco

pięknymi,  zbyt  pożądanymi,  pobudzały osobę do szaleństwa zanim poznała,  co się stało.

Alanna   nie   sprawiła,   że   Niall   czuł   szaleństwo   lub   zaślepienie.   Był   zły   i   zdegustowany,

zmęczony i smutny.

Gdy Zmienni stracili swoich bliskich, wycofywali się z reszty stada albo pakowali, by

być   samymi   ze   swoim   bólem.   Instynkt   przetrwania,   jak   przypuszczał,   ponieważ   w   tym

rozdzierającym wnętrzności smutku, nie mieli ochoty do walki i polowania, a nawet jedzenia.

Żbik czy wilk czy niedźwiedź może osłabić grupę odmawiając walki, więc Zmienny oddalał

się, aż najgorsze minęło. Albo umierał.

Ręka   Alanny   na   ramieniu   Nialla   była   chłodna,   przebijając   jego   instynkt   szukania

pociechy.   Jej   palce   były   kojące   na   jego   piekącej   skórze,   a   jej   zapach   nie   wydawał   się

przesłodzony, ale świeży jak mięta.

"Proszę" powtórzyła.

Niall wstał i pociągnął ją ze sobą. "Prosisz mnie o wiele, dziewczyno."

"Wiem."

background image

Oczy Alanny nie były czarne, jak myślał, ale ciemnobrązowe z czarnymi plamkami, jej

szerokie źrenice sprawiały, że wydawały się ciemniejsze. Jej włosy były jak drobne nitki z

białego złota, metalu tak delikatnego, że zwykły dotyk mógł go złamać.

Niall odsunął się od niej, przynosząc na wpół uformowane ostrze i kładąc je z powrotem

do ognia.

"I stawiasz swoje życie na mnie, ufającego ci?"

"Tak" powtórzyła. "A ty?"

Niall ponownie wzruszył ramionami, jego wnętrzności się zasupłały. "Wygląda na to, że

bądź co bądź muszę, czyż nie dziewczyno?"

Posłała mu uśmiech czystej ulgi. "Dziękuję, Niallu."

Niall odwrócił się z powrotem do pracy życząc sobie, by jej cholerny uśmiech aż tak go

nie ogrzewał.

background image

ROZDZIAŁ 4

Alanna pozwoliła swej dłoni unieść się nad rozżarzonym ostrzem Nialla leżącym na

kowadle, ciepło metalu dotykało jej skóry. Wymruczała zaklęcie, obserwując zwinięte runy

Fae zostawiające ślady w metalu i znikające.

Niall   jej   nie   ufał,   a   ona   nie   mogła   go   do   tego   zmusić,   ale   ulżyło   jej,   że   pozwolił

przynajmniej rzucić czary. Alanna nie mogła go prosić o więcej, nie bez obaw, że Kieran

dowiedziałby się, co robi.

Niall uderzył w miecz po tym jak znaki runiczne przygasły, jak poleciła, a następnie

umieścił go z powrotem w ogniu.

Powtarzali wzór znowu i znowu - Niall kuł ostrze, Alanna intonowała swoje zaklęcia.

Pracowali ręka w rękę, ocierając się ramionami, oboje pocąc się od ognia, oboje ciężko

dysząc z wysiłku. Osadzanie zaklęcia, szczególnie zaklęć tak potężnych i daleko idących jak

te,   pochłaniało   wytrzymałość.   Alanna   szybko   odłożyła   płaszcz   i   podwinęła   swe   długie

rękawy.

Zapach pocącego się Zmiennego  nie wydawał się teraz tak zły.  Niall miał, no cóż,

czystą woń, która pochodziła z ciężkiej pracy i troszczenia się. Chronił mieszkańców tej wsi

w ten sam sposób, w jaki chronił swoje dzieci, fakt, którego Alanna nie opowiedziałaby

Kieranowi. Jeśli jej brat pomyślałby, że wieśniacy są ważni dla Nialla, znalazłby jakiś sposób,

by to przeciwko niemu wykorzystać.

Kiedy  Niall   powiedział,   że   miecz   potrzebował   odpoczynku,   wepchnął   go   w  beczkę

popiołu, otarł pot z twarzy i wyprowadził ją z kuźni. Błotnista ścieżka na zewnątrz trzymała

się blisko klifów nad morzem, sklepu Nialla będącego na samym końcu głównej ulicy - jeśli

błotnistą ścieżkę między domami można by nazwać główną ulicą. Zachodni ocean uderzał

daleko pod nimi, księżyc oświetlał czarny ogrom pobliskiej wyspy.

Początkowo   Alanna   obawiała   się,   że   Niall   przyprowadził   ją   do   klifów   w   jakimś

nikczemnym celu - być może zrzucając ją i pozbywając się niepokojącej Fae - ale on po

prostu stał spoglądając na ciemny ocean, wdychając orzeźwiające powietrze.

"Wiesz, że nigdy nie skończymy na czas" powiedział. "Ostrza muszą być ogrzewane i

odpoczywać kilka razy, by uczynić metal silnym, a potem muszę jeszcze oszlifować ostrze i

wykonać rękojeść."

"Ukończysz."

"Brzmisz pewnie."

"Zaklęcia, których używam zahartują ostrze szybciej niż ręczny proces" powiedziała.

background image

"Kiedy wrócimy, będziesz gotowy do szlifowania."

"Nie jestem gotowy, by już wrócić, dziewczyno."

Musiał   zamarzać   tutaj   bez   koszuli,   lodowaty   wiatr   od   morza   smagał   jego   krótkim

warkoczem. Jego oczy były zielone nawet w lekkim świetle księżyca, mocno zielone, nie

biało-zielone Zmiennego.

Alanna nie drgnęła, gdy ujął jej szyję swoją dużą, szorstką ręką. Dotyk innych zawsze ją

mdlił, dopóki nie poznała Dubhana. Zastanawiała się, jakąż to dziwną kobietą Fae była, że

zakochała się w ludzkim mężczyźnie, a teraz nie przeszkadzało jej, że Zmienny pociągnął ją

w swój uścisk.

Twarz Nialla była pokryta smugami brudu i sadzy, ale do tej chwili jej nie mogła być

znacznie lepsza. Jego twarde ciało ucięło wiatr, a ona wtopiła się w niego, gdy zagarnął ją do

siebie i pocałował.

Jego pocałunek był odważniejszy nawet niż Dubhana, jędrne usta otworzyły jej, jego

włoski płonęły na jej wargach. Smakował surowo, tą dziką krainą Eire, ukąszeniami piwa i

samym sobą.

Niall powoli się odsunął, a Alanna zadrżała, niechętna by pozwolić odejść jego ciepłu.

Wiatr przebijał się przez nią, ale ona ledwie to zauważała.

"To może być nasza ostatnia noc, twoja i moja" powiedział. "Ostatnia noc w naszym

życiu."

"Tak."

Niall całował jej wargi, policzki, szyję. "Może to urok Fae, którym mnie oblewasz, ale

nagle chcę cię ze mną w moim łożu na tę ostatnią noc."

Skinęła głową, bez tchu. "Tak."

"Zgadzasz się, że jest to nasza ostatnia noc? Czy mówisz, że będziesz dzielić moje

łoże?"

"Oba."

Ujął jej twarz w dłonie. "Bądź pewna, Alanno."

"Jestem. Bardzo pewna."

Niall wziął ją za rękę. Ta noc porywała zimnem, ale Alannie było nagle bardzo ciepło ze

swą ręką połkniętą przez jego. Jej serce biło szybciej. Wiedziała, że idąc z nim była głupia,

ale już jej to nie obchodziło. Jeśli to nie zadziała, ona, Niall i jego dzieci umrą. Pozwolili

pocieszać się nawzajem tej jednej ostatniej nocy.

background image

Niall poprowadził ją za kuźnię, do schludnego domku z ogrodem z przodu. Widziała

ślady jego rodziny - małe buciki, rozrzucone narzędzia, na wpół-ostrugane kawałki drewna -

zwierzęta, które chłopcy rzeźbili, kiedy zostali pochwyceni przez mężczyzn Kierana.

Niall nie patrzył na rzeźby, prowadząc Alannę do środka i na poddasze, gdzie schludne

sienniki   zostały   rozłożone   na   noc.   Niall   rozbierał   się   bez   słowa,   odsłaniając   masywnie

umięśnione   ciało,   męską   urodę   wyrzeźbioną   przez   naturę   i   starożytne   Fae.   Zmienni   byli

hodowani by mieć większą siłę, szybkość i wytrzymałość i byli również stworzeni, by być

pięknymi.

Położył ręce na swych biodrach, pozbawiony wstydu, że jego chcenie było wyraźnie

widoczne. "Nie zamierzasz się rozebrać?"

Alanna rozwiązała skomplikowane tasiemki trzymające suknię na jej ciele i pozwoliła

by opadła w jednym kawałku. Podobał jej się doceniający sposób, w jaki Niall spojrzał na jej

nagość, zamiast obrzydzenia lub obojętności, jakiej oczekiwałaby od Zmiennego. Jego wzrok

zatrzymał się na jej piersiach, oczy pociemniały i złagodniały.

Alanna podeszła  do niego. Przeczesał  dłońmi  jej  warkocze i odchylił  jej głowę, by

głęboko ją pocałować.  Jego twardość przycisnęła  się do jej  brzucha, jego długie i grube

podniecenie. Zawsze słyszała, że Zmienni byli bardziej obdarzeni niż ludzie, a nawet Fae i

zdecydowała, że ta plotka była prawdziwa.

Olbrzymia,   spracowana   ręka   Nialla   przykryła   jej   pierś,   kciuk   pocierał   koniuszek.

Pocałował ją w szyję, przyszczypując ją nieco zanim ponownie pocałował jej usta.

Alanna kochała  Dubhana i zawsze będzie.  Fakt, że kochanie go spowodowało jego

śmierć, prześladował ją przez stulecie. Ale ten Zmienny nigdy nie poszedłby łatwo do ludzi

jej brata, nigdy nie poddałby się bez walki. Niall mógł otwarcie ją zabić, kiedy ogłosiła, że

Kieran porwał jego młode, ale dał jej dar swego zaufania - no cóż, może nie swego pełnego

zaufania, ale przynajmniej jego nadzieję.

Niall podniósł ją i postawił delikatnie na sienniku. Opadł z nią na ziemię, rozciągając na

niej swe ciepłe ciało.

"Jesteś taką odrobiną" wymruczał. Zamknął dłoń wokół jej nadgarstka. "Widzisz? Taka

krucha."

"Jestem silniejsza niż myślisz."

"Wiem, dziewczyno. Masz siłę Fae, ale nigdy nie widziałem tego zapakowanego w takie

piękno."

Czy próbował stopić jej serce? Duży, silny Zmienny z samotnością i smutkiem w swych

oczach? Nagle chciała go zatrzymać i uleczyć wszystkie jego rany.

background image

W tej chwili Niall miał coś innego w swym umyśle oprócz leczenia. Rozchylił jej uda

kojącą dłonią i wsunął się w jej wnętrze.

Oczy Alanny rozszerzyły się, gdy ją wypełnił, tak duży, ale tak dobrze odczuwany. Co

za dziw, że ogromna, barbarzyńska bestia Zmiennego może być tak delikatna.

Pozostał delikatny,  gdy rozpoczął rytm  kochania, jego głowa pochyliła się, warkocz

zsunął się przez ramię. Alanna otoczyła jego biodra, nakłaniając go rękami i ustami by nie był

z nią zbyt ostrożny. Niall jęknął gdy przyśpieszył swoje pchnięcia, całując ją, gdy napotykała

jego uderzenie za uderzeniem.

Szaleństwo Alanny zaczęło się na kilka sekund przed jego. Wspólnie osiągnęli szczyt,

oboje   krzyczący,   oboje   trzymający   się   mocno,   całujący   i   dyszący,   gorącymi   splątanymi

oddechami. Potem odprężyli się razem, Niall całował jej twarz, szyję, wargi.

"Widzisz?" szepnęła Alanna. "Mam się doskonale."

"Tak, miłości. Tak jak i ja. Jak można czuć się w tobie."

"Masz na myśli, że jeszcze cię nie wyczerpałam?"

Niall uśmiechnął się szeroko i polizał jej górną wargę. "Zdecydowanie nie, kochanie.

Zdecydowanie nie."

Zaczął ponownie, tym razem bardziej żwawo. Mimo wiedzy, że Niall miał rację, że to

może być ich jedyna noc razem i pomimo jej zmartwienia wyborami, jakich dokonała, Alanna

pociągnęła go w siebie i pozwoliła się sobie zatopić w jego kochaniu.

****

Alanna obudziła się godzinę później, by zobaczyć wychodzącego z łóżka Nialla. Leżała

w ciepłym gnieździe, które uwili, ciesząc się widokiem jego pośladków, gdy pochylił  się

sięgając po tunikę. Ich spojrzenia spotkały się, gdy Niall wyprostował się nasuwając ją.

Jego oczy zmieniły się w dzikiego kota w jego wnętrzu, zanim powróciły do ciemnej

zieleni. "Jesteś taka piękna, dziewczyno." Pochylił się, żeby ją pocałować, jego wargi były

ciepłe.

Delektowała się tym pocałunkiem. "Gdzie idziesz?"

"Miecz nie zostanie zakończony sam z siebie, miłości. Nie będzie to bardzo dobra broń,

wykonana tak pochopnie."

"Moje czary go spoją." Chodziło o kunszt Zmiennego i dołączoną magię Fae.

Niall zszedł na niższe piętro, usłyszała jak grzebał w palenisku i stukot naczyń.

Wciągnęła szaty i poszła za nim na dół, by znaleźć go rozstawiającego piwo, chleb i

twardy kawałek sera.

background image

"Zrobię   to"   powiedziała,   gdy   zaczął   kroić   chleb.   "Idź   do   kuźni,   a   ja   przyniosę

śniadanie."   Niall   uniósł   brwi,   a   ona   uśmiechnęła   się.   "Kiedyś   przygotowałam   śniadanie

Dubhanowi. Był zaskoczony, że potrafię to zrobić."

Niall wzruszył ramionami, odłożył nóż i pocałował ją w policzek. Odwróciła głowę, by

napotkać   jego   całus,   zdecydowana   cieszyć   się   tym   bardzo   krótkim   czasem,   jaki   mieli

wspólnie. Jej ręka zacisnęła się na rękojeści noża i sapnęła.

"A   niech   to"   powiedziała.   Alanna   spojrzała   na   swe   palce,   pobrużdżone   lekkimi

oparzeniami. "Zaklęcie zeszło." Zassała koniuszki swych palców.

Niall podniósł nóż i szybko ukroił kromki chleba i sera. "Co robiłaś, gdy przedtem żyłaś

w świecie ludzi?"

Wyjęła palce z ust. "Dubhan znalazł dla mnie noże z miedzi i brązu."

"Musisz wrócić do Faerie."

"Kiedy miecz będzie gotowy."

Otaksowali   się   nawzajem   ponownie,   jak   wrogowie,   którzy   nauczyli   się   szanować

nawzajem swoje umiejętności.

Niall odgarnął włosy z jej twarzy i pocałował ją w czoło.

"Zjedz śniadanie, miłości i dokończmy miecz. Cokolwiek nadejdzie, zrobimy najlepszy

cholerny miecz, jaki był kiedykolwiek."

Alanna nie sięgnęła po talerz. "Skończmy teraz. Nie potrzebuję pożywienia na ten sam

sposób co Zmienni i ludzie."

"Zjedz to cholerne jedzenie, kobieto. Jesteś tutaj słaba, a z całym tym żelazem, będziesz

coraz słabsza."

"Tak,   mój   drogi."   Alanna   usiadła,   przechylając   na   niego   skromne   spojrzenie.

"Cokolwiek powiesz, mój drogi."

Jego   oczy   zwęziły   się.   "Twój   brat   nie   wie,   jakiej   zadziornej   wiedźmie   udziela

schronienia, prawda?"

Posłała mu uśmiech. "W ten sposób jest najlepiej, nie sądzisz?"

"Lisica." Niall pochylił się i pocałował ją. "I pomyśleć, że kiedy weszłaś do mojej kuźni,

sądziłem, że jesteś zimna i krucha."

"Ty mnie ogrzałeś, Niallu."

"Acha, owinąłem ten płaszcz wokół ciebie."

"Nie o to mi chodziło."

Niall dał jej kolejny uwodzicielski pocałunek. "Wiem."

background image

Złapał chleb i ser, wziął łyk  piwa i pospiesznie wyszedł z domku, wysyłając chłód

powietrza omiatający pomieszczenie. Alanna ponownie zadrżała, ale bez wstrętu, jaki miała

ostatniej   nocy.   W   tym   ludzkim   miejscu   zwanym   Baile   Icin   było   zimno,   ale   z   Niallem

utrzymującym ją ciepłą, pomyślała, że mogła to przetrwać.

background image

ROZDZIAŁ 5

Cokolwiek magia Alanny uczyniła, to z pewnością przyspieszyło proces kucia. Alanna

skandowała   więcej   zaklęć,  a  Niall  patrzył,  jak  runy pojawiają  się   i  znikają,  gdy tworzył

uchwyt, wykonując rękojeść i osadzając ostrze. Alanna zamknęła oczy na ostatni czar, pot

odznaczał się na jej czole, gdy jej melodyjny głos wymawiał słowa.

Ostatni układ ognistych  run wyblakł,  by być  zastąpionym  przez  cienkie linie,  które

wpisały   się   w   cały   miecz   i   rękojeść.   Linie   te   nie   zniknęły,   ale   połączyły   się   w   ciągłe,

zespolone wzory, przeplatające się z runami, jakby wiązały miecz i rękojeść razem. Choć

Alanna przestała mówić, Niall myślał, że wciąż słyszał jej głos, ciche szepty pochodzące z

samego miecza.

Niall podniósł ostrze, odkrywając idealne wyważenie, ostry brzeg. Jeśli nie wiedziałby

lepiej, przysiągłby, że trzymał miecz z najlepszej, najsilniejszej damasceńskiej stali. Wykonał

kilka wymachów, zdumiony nad czym pracował.

Nie, nad czym oni pracowali.

"Wykonaliśmy dobry miecz, ty i ja" powiedział. "Teraz, masz coś przeciw powiedzeniu

mi do czego to jest?"

Alanna otoczyła swą pierś. "Do celów ceremonialnych. Dla mojego brata."

"Acha, domyśliłem się tego. Jakie ceremonie będzie odprawiać?"

"Nie chcę ci tego powiedzieć."

Niall uniósł miecz do momentu dopóki końcówka nie znalazła się o cal od jej gardła.

Alanna nie drgnęła, nie ruszyła się, choć zobaczył jak wciągnęła oddech. "Lepiej mi powiedz,

kochanie."

"Jeśli   to   zrobię,   spróbujesz   zabić   Kierana,   a   on   zniszczy   ciebie   i   twoich   synów.

Prawdopodobnie bardzo powoli, tak, że będziesz błagać o ich śmierć. I swoją. Proszę, nie każ

mi tego oglądać."

Udręka w jej oczach była prawdziwa, ale Niall pokręcił głową. "Ukochana, zabije mnie

tak czy inaczej. Wolę odejść próbując zabrać go ze sobą."

"Niallu."   Alanna   podjęła   jeden   krok   bliżej,   pozwalając   czubkowi   miecza   naciąć   jej

skórę. Kropla krwi Fae, tak ciemnoczerwona, że prawie czarna, spłynęła z nacięcia i stoczyła

się po jej gardle.

Niall szybko wycofał miecz i kciukiem starł krew z jej skóry.

"Zobowiązałam   się   być   twoim   zakładnikiem"   powiedziała   Alanna.   "Obiecałam,   że

uwolnię   twoich  synów.   Dotrzymam   tej   obietnicy.  Ale   żeby  to  zrobić,  muszę   jeszcze  raz

background image

poprosić, byś mi zaufał. Pozwól mi zabrać miecz do mojego brata, pozwól mi skończyć moją

część umowy. Twoi synowie wrócą dziś do ciebie do domu. Proszę."

"Jesteś głupia, kobieto, wiesz o tym? Planujesz zabrać to ostrze i wbić je w swojego

brata? Powiedz mi, że nie zamierzasz spróbować czegoś tak głupiego."

Alanna pokręciła głową. "To kuszące, ale nie. Mógłby się spodziewać, że zrobiłabym

coś takiego. Wyobrażam sobie jego łuczników zabijających mnie w chwili, gdy uniosłabym

miecz."

"Dobrze." Niall opuścił broń i przyciągnął ją do bliżej. "Nie przekonywałbym cię do

marnowania się dla zemsty. To nie jest tego warte."

"Byłeś gotowy mnie zabić, gdy początkowo tutaj przybyłam."

"To był instynkt. Ty jesteś Fae, ja jestem Zmiennym."

"A teraz?"

Niall pogładził jej włosy, uwielbiając ich satynowe odczucie. Nawet potargana od snu i

okopcona, Alanna była piękna. "Teraz myślę, że sprawiłaś, iż poczułem coś, czego nie czułem

od bardzo długiego czasu. Czy Zmienny może pokochać Fae?"

"Nie wiem. Ta Fae kiedyś pokochała człowieka. Może być dla niej możliwe kochanie

Zmiennego."

Ujął jej policzek. "Więc co mamy z tym zrobić?"

"Pozwól   mi   skończyć   zadanie.   Potem,   jeśli   wciąż   będę   żywa,   wrócę   do   ciebie   i

dowiemy się, co się między nami dzieje."

Wtedy Niall to zobaczył, jej pewność, że nie przeżyje, cokolwiek jej brat miał na myśli.

Wiedziała, że może musieć poświęcić swoje życie, by ocalić jego dzieci i była gotowa to

zrobić.

Niall przyciągnął ją do siebie. Przysiągł sobie, wtedy i tam, chronić ją. Nakłonił się by

jej zaufać, cokolwiek planuje, ponieważ Alanna wiedziała, jak uwolnić jego młode, a on nie.

Ale nie pozwoli jej zapłacić swoim życiem. Niall chroniłby ją jak Zmienny chroniłby swoją

partnerkę.

Jeśli to przeżyją, Niall poszuka innego przywódcę klanu i poprosi, żeby przywódca

pobłogosławił jemu i Alannie pod słońcem i księżycem w pełni, w oczach Boga i Bogini.

Przywódca własnego klanu Nialla od dawna nie żył, co oznaczało, że w rzeczywistości to

Niall   był   przywódcą   klanu   -   bardzo   małego   klanu   siebie   i   swoich   synów,   pomyślał   z

uśmiechem. Ale nie mógł sam sobie odprawić ceremonii łączenia w parę.

Jedna rzecz na raz.

background image

"Nie pozwolę ci jeszcze odejść, Alanno, miłości" powiedział cicho Niall. Pocałował ją

w usta. "Nie spocznę jeszcze."

Alanna pociągnęła go do głębszego pocałunku. Niall zabrał miecz ze sobą, prowadząc ją

do domku i kochał się z nią ponownie w świetle wschodzącego słońca.

****

Kiedy Niall później obudził się w łóżku Alanna zniknęła. Całkowicie zniknęła - nie

udało mu się w ogóle wyczuć jej zapachu w domku. Jej jedwabne szaty już nie wisiały na

kołku obok tuniki, a miecz, który położył obok łóżka zniknął.

Niall wstał, nagi, i przemienił się w swą postać Fae-kota.

Kilka tysięcy lat wcześniej, Fae wzięli najlepsze z każdego dzikiego kota, jaki istniał i

wyhodowali Fae-kota, większego i silniejszego niż jakakolwiek naturalna bestia. Fae-koty

miały   siłę   lwa,   okrucieństwo   tygrysa,   szybkość   geparda,   podstęp   pantery.   Każdy   klan

Zmiennych skłaniał się bardziej w stronę jednego gatunku dzikiego kota niż innego, a rodzina

Nialla zawsze miała w sobie dużo lwa.

Jako ten lwo-podobny Fae-kot, Niall zeskoczył z poddasza i wyszedł na zewnątrz w

gęstą mgłę, która napływała od morza.

Alanny nie było w kuźni. Podjął jej zapach na ścieżce, która doprowadzała do łagodnie

opadającej   nad   miejscowością   góry,   w   stronę   kręgu   stojących   kamieni,   których   nawet

najbardziej niewierzący z wieśniaków woleli unikać.

Gdy   Niall   do   nich   dotarł,   mgły   kłębiły   się   między   kamieniami   pachnąc   całkowicie

niewłaściwie. Zamiast soli i rybnego zapachu unoszącego się przez gęstą mgłę nad wsią, te

opary wydzielały gryzący zapach, pokrywający się z ostrym zapachem mięty.

Wejście do Faerie. Niall przyglądał się temu ze złym przeczuciem, zanim zdał sobie

sprawę, że zapach Alanny szybko zanikał. Jego synowie tam byli, a teraz Alanna.

Bez   głębszego   zastanowienia,   Niall   skoczył   w   mgły   między   dwoma   kamieniami   i

usłyszał jak coś zamknęło się za nim z kliknięciem.

background image

ROZDZIAŁ 6

Alanna   odnalazła   swego   brata   polującego,   co   nie   było   niczym   niezwykłym.   Kieran

spędzał większość swego czasu polując, a raczej zmuszając swych ludzi, by naganiali mu

zwierzęta, żeby mógł je zastrzelić.

Kieran był w każdym calu księciem Fae, gdy stał na nasiąkniętej mgłą polanie, ubrany

w białą koźlęcą tunikę, miękkie buty i płaszcz obszyty futrem. Jego jasnoblond włosy były

podtrzymywane przez diamentowy diadem. Otaczało go dwóch wojowników, jeden niosący

jego łuk; drugi jego kołczan ze strzałami.

Gdy Alanna się zbliżyła, Kieran wziął łuk i ustawił strzałę, celował do lasu naprzeciwko

niej. Kilka sekund później wilk zaatakował  z mgły,  smużąc po ciężkim runie po Alanny

stronie   polany.   Wilk   był   większy   niż   większość,   a   jego   niebiesko-białe   oczy   dzierżyły

inteligencję.

Wilk zobaczył Alannę i skręcił w ostatniej chwili. Strzała Kierana, która opuściła łuk,

odbiła się od głazu, gdzie sekundy wcześniej był wilk.

Kieran wepchnął swój łuk z powrotem w swego przybocznego i warknął. "Cholera,

Alanno. Tropiłem tego wilka całą noc."

Bardziej prawdopodobne, że jego tropiciele znaleźli mu wilka, podczas gdy Kieran pił

wino i spał w swoim luksusowym łóżku. "To nie był naturalny wilk" powiedziała Alanna. "To

był Fae-wilk. Zmienny."

"To krwawe zwierzę. A wszelkie Zmienne w moim królestwie są uczciwą grą."

To   była   prawda.   Żaden   Zmienny   nie   zapuściłby   się   tutaj   celowo,   co   oznaczało,   że

Psowaty został schwytany lub jakoś zwabiony. Nie wiedziała wystarczająco o Zmiennych, by

powiedzieć czy Psowaty był mężczyzną czy kobietą, i zastanawiała się, czy Kieran ukradł też

jej   młode.   Miała   nadzieję,   że   znalazł   swoją   drogę   powrotną   do   stojących   kamieni   i   na

zewnątrz.

Głodny wzrok Kierana udał się do miecza, Psowaty został zapomniany. Strzelił na nią

palcami.

Alanna podeszła do niego, przekazując miecz i składając mu niewielki ukłon.

"Śliczny." Kieran podniósł ostrze, testując jego wyważenie. "To jest doskonałe."

"Do czego jest?" zapytała Alanna.

"Proste, droga siostro. By pokonać Zmiennych."

Niall   oskarżył   Alannę   o  wiedzę   po   co   były   czary   Kierana   i   ona   wiedziała,   ale   nie

zrozumiała dokładnie, co Kieran myślał z nimi zrobić.

background image

"Pokonać ich?" zapytała. "To nie jest dobra broń do zabijania, Zmienny tak powiedział.

Nie wystarczająco wytrzymała, nawet z zaklęciami."

Kieran utrzymał swój wzrok na wytrawionym ostrzu. "Wiesz, że zostałem nazwany po

naszym dziadku, który został zabity przez hordę Zmiennych Psowatych, prawda? Demony w

zwierzęcych skórach. Jestem spuścizną tego starożytnego króla nazywanego Kieran. Z tym

mieczem go pomszczę."

Alanna poczuła zimno. "Jak możesz to zrobić? Zmienni, którzy go zabili umarli dawno

temu. Zmienni są krótko żywotni, wiesz o tym; wytrzymują tylko trzy albo najwyżej cztery

wieki.   Zbyt   skomplikowanym   byłoby   znalezienie   ich   potomków.   Zmienni   teraz   są

rozproszeni po całym świecie ludzi."

Kieran spojrzał na nią z politowaniem. "Nazbyt upraszczasz, moja siostro. Nie muszę

znajdować ich potomków, mam samych Zmiennych. Mam ich kości."

Machnął ręką i mgły uniosły się po drugiej stronie polany. Niskie kopce, kilkanaście z

nich, położone obok siebie, porośnięte zielenią.

Oczy Alanny rozszerzyły się. "Skąd te pochodzą?"

"Moi lojalni ludzie wytropili groby Psowatych którzy zabili naszego dziadka. Musiałem

przywieźć ich szczątki tutaj i pochować. Zbierałem je przez długi czas."

Alanna patrzyła na niego w szoku. "Czemu?"

"Dla   tego   dnia."   Kieran   podniósł   znów   miecz.   "Nie   zrozumiałaś   czarów   jakie   ci

podałem? Jesteś dobrym magiem, moja droga, jedynym, który nie bał się iść do ludzkiego

świata i znaleźć Zmiennego tworzącego miecze. Z pewnością to pojmiesz."

Alanna przełknęła. "Chciałeś stworzyć łapacza dusz."

"Ach, więc nie straciłaś każdego kawałka swojej inteligencji po tym wszystkim. Nie, nie

mogę zabić Zmiennych, którzy  zamordowali naszego dziadka. Ale, jeśli mogę pochwycić ich

dusze i sprawić, by wykonywały moje rozkazy, będą nieszczęśliwi na wieczność."

Alanna badała kopce, które wyglądały na wrażliwe i smutne. "Ale Zmienni nie żyli już

tak długo. Ich dusze już odeszły - czyż nie?"

"Nie tych Zmiennych. Jak go zabijali, nasz dziadek przeklął ich dusze by trzymały się

ich   martwych   kości.   Nie   będzie   dla   nich   szczęśliwego   Summerlandu,   gdzie   będą   ścigać

króliczki."

Alanna ukryła odrazę. Nawet Fae miały dusze, które rozpuszczały się, gdy dotarły do

końca ich długiego życia. Fae wtedy dryfowały, zadowolone, wolne od więzów ciała, które

również   się   rozkładało.   Związanie   duszy   z   zimnym,   ciemnym   grobem   wydawało   się   jej

szczytem barbarzyństwa.

background image

"Czyż nie są już nieszczęśliwi?" zapytała.

"Być może, być może nie. Ale jeśli mam ich dusze, wtedy wykonają moje rozkazy i

staną się świadomi swojego cierpienia. Upewnię się co do tego."

Alanna wzruszyła ramionami, udając, że ją to nie obchodzi, nawet jeśli w głębi siebie

zadrżała.

Musiała sprawić, by Kieran uwierzył, że stoi u jego boku, przynajmniej wystarczająco

długo dla jej celów. Później mógł ją zabić, ale jej zadanie zostałoby ukończone.

"No cóż, cokolwiek zamierzasz zrobić z duszami psów, wytwórca miecza dotrzymał

swojej części umowy" powiedziała. "Zabiorę jego synów z powrotem do świata ludzi."

"Nie pertraktuję ze Zmiennymi." Kieran pstryknął palcami. "Ty. Przynieś pojmanych

Zmiennego."

Dwóch posługaczy zniknęło i wrócili trzymając wijące się młode, owinięte w sieci, w

swoich dziko-kocich formach. Obaj słudzy przeklinali, gdy upuszczali zawiniątka na podłoże.

"Nie   chcą   przemienić   się   w   ludzką   postać,   Wasza   Wysokość"   powiedział   jeden   ze

sługusów, oddychając ciężko.

Alanna uklękła obok młodego owiniętego w sieć, trzymając się z dala od ich młócących

pazurów. "Wasz ojciec przesyła swoją miłość" szepnęła. "Kazał powiedzieć, że jest z was

dumny."

Małe koty zmierzyły ją podejrzliwie i w dalszym ciągu warczały.

"Przetestujmy na nich ostrze, dobrze?" powiedział Kieran.

Alanna wstała. "Mówiłeś, że to nie było ostrze do zabijania."

"Nie, ale prawdopodobnie zada jakieś obrażenia - są mali i wyobrażam sobie, że ich

dusze będą... urocze."

Alanna sięgnęła,  by powstrzymać  Kierana i w tym  samym  czasie  ogromny Fae-kot

przedarł się przez polanę i skoczył na nich oboje.

Niall ...

Podążył za nią. Alanna obserwowała w panice, jak wojownicy i słudzy go zaatakowali.

Niall   ciężko   walczył,   ale   było   dziesięciu   Fae   na   jednego   Zmiennego   i   szybko   go

zmiażdżyli.   Wojownicy   związali   go   w   sieci,   ale   Niall   oszalał,   walcząc   i   szarpiąc   liny

pazurami, tocząc pianę i krew ze swych ust.

Kieran pobiegł do Nialla z wściekłością na twarzy. "Przetestuję ostrze w zamian tego na

jego twórcy."

Alanna zamarła ze strachu, ale Niall szalał i walczył tak ciężko poprzez sieć, że Kieran

nie mógł się do niego zbliżyć. Wojownicy poradzili swojemu księciu zaniechać prób.

background image

"Powiedz mu, żeby na powrót się przemienił"  krzyknął do Alanny Kieran. "Albo z

powrotem się przemieni, albo zabiję jego młode."

Alanna splotła ramiona, wciąż starając się udawać, że go wspiera. "Dlaczego miałby

mnie wysłuchać? Jestem Fae. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Przez cały czas był tak

obrzydliwy jak tylko obrzydliwy mógł być. Zmienni budzą we mnie wstręt."

Niall ryknął, dźwięk zagrzmiał przez polanę. Jego dzieci walczyły i wyły, zachęcone

przez gniew ojca.

"Zamiast tego zastrzelę drania" warknął Kieran. "Dobry trening w strzelaniu do celu."

Alanna dotknęła ramienia brata, starając się zachować jej ton zimnym. "Dlaczego nie

pokazać Zmiennemu kowalowi, do czego został stworzony miecz?"

Kieran zatrzymał się, a dziki uśmiech pomarszczył jego twarz. "Siostro, jeszcze będzie z

ciebie dobra Fae. Uważaj, Zmienny. Pokażę ci, jak mogę sięgnąć do przeszłości i zranić cię w

teraźniejszości."

Książę strząsnął swój płaszcz, gdy podszedł do najbliższego kopca. Podniósł lśniący

srebrny miecz nad głowę i wbił go, kierując w dół, prosto przez kopiec.

Światło rozbłysło na długości miecza, a z grobu wytrysnął piach. Wir dymu wybuchł z

otworu w grobie i złączył się w mglisty kształt Fae-wilka.

Kieran roześmiał się. Podszedł do następnego kopca i kolejnego uwalniając esencje Fae-

wilków, które następnie przybierały formy unosząc się niematerialnie nad miejscami, gdzie

pochowano ich kości.

Kieran   wymachiwał   mieczem.   "Oto   dusze   tych,   którzy   zabili   mojego   dziadka."

Odwrócił się do nich i otworzył ramiona. "Będziecie moimi poddanymi i zrobicie co rozkażę.

Zabijecie Zmiennego Kota i jego młode."

Postacie   zawirowały   wokół   niego,   mgła   ciągnęła   się   za   nimi   jak   szmaty.   Alanna

wstrzymała oddech z palcami na ustach.

To nie było to, czego zdarzenia się spodziewała. Zamieniła zaklęcia gdy nakładała je na

miecz, zmieniając przeznaczenie magii Kierana na jej własną. Była wystarczająco dobrym

magiem, by to zrobić, by go oszukać i wiedziała o tym. Zmieniła zaklęcia tak, że wbicie

miecza uwolniłoby dusze, a nie je zniewoliło. Wilki powinny były rozproszone, ich dusze

wolne na całą wieczność.

Zamiast tego zwiewni Psowaci zwlekali, jak wilki gromadzące się wokół ofiary.

Ofiara...

"Kieran!" krzyknęła Alanna. "Rzuć miecz. Uciekaj!"

background image

Kieran ją zignorował. Zamiótł ostrzem miecza poprzez upiorne stworzenia. "Usłuchajcie

upiory. Teraz jesteście moi."

Wilki okrążyły go, ich oczy świeciły przez mgłę na żółto. Jako jeden, zaatakowały.

Kieran krzyknął, gdy sfora zmiotła go z dziką radością, a potem zaczął wrzeszczeć.

background image

ROZDZIAŁ 7

Niall   przemienił   się   w   ludzką   postać,   patrząc   ze   zdumieniem,   jak   upiorne   wilki

rozszarpują Kierana. Były z mgły i dymu - nie powinny być w stanie go dotknąć - a jednak

wilki   go   rozrywały.   Dziewiczo   biały   płaszcz   Kierana   przemienił   się   w   szkarłat.   Jego

wojownicy i słudzy zamiast ruszyć  w pośpiechu by chronić swego pana, odwrócili się w

popłochu i rozpierzchli.

Miecz wyleciał z ręki Kierana, jakby sam z siebie wprawiony w ruch i wylądował u stóp

Nialla.

Kieran ponownie krzyknął.

Wilki rozrywały ciało księcia na strzępy, warcząc dziko, gdy używały zębów i pazurów,

by zabić.

Alanna otuliła swą pierś ramionami, z szeroko otwartymi oczami, gdy jej brat powoli

umierał. Jego krzyki przemieniły się w błagania o litość, ale wilków to nie obchodziło.

Jeden z nich w końcu rozerwał mu gardło. Psowaci cofnęli się z pyskami pokrytymi

krwią, triumfem w oczach. U wilczych stóp, zakrwawione ciało Kierana zapadło się w sobie i

rozdrobniło w pył.

Wilki rozeszły się kołem wokół szczątków księcia, a potem uniosły głowy i zawyły. To

był słaby szept wycia, upiorny i pusty, ale zawierał ton triumfu.

Wilki przemieniły się w kilkunastu mężczyzn o szerokich ramionach i powiewających

włosach, z jasnoniebieskimi oczami wspólnymi dla Psowatych. Posłali Niallowi i Alannie

pełne uznania zbiorowe spojrzenie, przemienili się z powrotem w wilki i zniknęli. Smugi

dymu zawirowały wysoko w niebo i wyblakły.

Alanna   podbiegła   do   upadłego   miecza,   chwyciła   go   i   rzuciła   się   do   Nialla   i   jego

młodych. Miecz szybko poszatkował sieć wiążącą Nialla, a następnie Alanna przeniosła się,

by przeciąć liny wiążące Piersa i Marcusa.

Oba młode dzikie kocięta przemieniły się w chłopców i pobiegły do Nialla, zarzucając

wokół niego ramiona. Łzy zwilżyły twarz Nialla, gdy klęczał i je zagarniał.

Spojrzał nad ich głowami na Alannę, która stała za nimi, zaciskała miecz w dłoni, a jej

ciemne oczy były dzikie.

"Alanno" powiedział Niall, próbując powstrzymać drżenie swego głosu. "Co się stało?

Co zrobiłaś?"

Alanna   uniosła   podbródek.   "Kieran   mi   rozkazał   stworzyć   łapacz-dusz,   ale   zaklęłam

miecz, by uwalniał dusze. Zamiast związać dusze tych Zmiennych, wbicie go w ich szczątki

background image

je uwolniło." Wzięła drżący oddech, wyglądając blado i niezdrowo. "Przynajmniej, to jest to

wszystko, co chciałam zrobić. Nie zdawałam sobie sprawy, że Zmienni zdecydują się zemścić

w ten sposób na Kieranie. Nie wiedziałam, że mogli."

Ale tak przerażająca, jak była śmierć Kierana, Niall nie mógł być niezadowolony, że

okrutny Fae, który porwał jego dzieci i byłby je zamordował, odszedł. "Gdyby go nie zabiły,

to książę zabiłby nas wszystkich."

Alanna   pokiwała   głową.   "Mnie   z   pewnością.   Miałam   nadzieję,   że   podczas   gdy

zaatakowałby mnie, ty i twoje młode byście uciekli."

Niall zerwał się na równe nogi. "To był twój plan? Moja ucieczka, podczas gdy ty byś

umierała? To nie to, co Zmienni robią dla swoich partnerek, dziewczyno."

"To   skończone,   Niallu.   Musisz   teraz   odejść.   Jeśli   znajdą   cię   tutaj,   obarczą   cię

odpowiedzialnością. Kuzyn  Kierana, jego spadkobierca, nie był  wielbicielem Kierana, ale

mógłby uspokoić swoich zwolenników poprzez zrobienie z ciebie przykładu."

Niall   przytulił   swoich   chłopców.   Byli   przestraszeni,   ale   bez   szwanku,   wytrzymali

chłopcy. "A o czym to świadczy, że nie przyjdą po mnie i moich młodych do świata ludzi?"

"Ponieważ większość Fae również nie była wielbicielami Kierana" powiedziała Alanna

"wątpię, by którykolwiek z nich chciał ryzykować wejście w ludzki świat, by pomścić jego

imię."

"Ale ty również nie możesz tu zostać, dziewczyno. Ciebie też będą winić."

Alanna posłała mu długie spojrzenie. "Być może, jeśli wymienisz swoje stalowe noże na

te z brązu, mogę lepiej serwować ci śniadanie?"

Serce   Nialla   waliło   szybko   i   mocno.   Sięgnął   po   nią,   przyciągnął   ją   do   kręgu   swej

rodziny. "Uratowałaś moich chłopców i mnie. Zostaniesz ze mną jak tylko cholernie długo

chcesz."

Otoczył   go   jej   zapach,   świeży   i   pełen   wdzięku   i   piękna.   Niall   dziwił   się,   że

kiedykolwiek mógł go nie lubić. Jej zapach otaczał jego serce tak, jak ciepło nowej więzi,

która zaczęła się wykuwać.

Alanna wyciągnęła do niego miecz. "To należy do ciebie."

Niall zamknął dłoń na rękojeści. Miecz czuło się dobrze w jego dłoni, jak zrobiony

specjalnie po to, by on go trzymał. A może tak było. "Wyzwalacz dusz?"

"Zaklęłam go tak, że kiedy dusza Zmiennego jest w niebezpieczeństwie bycia związaną

ze swoim ciałem lub cudzą wolą, ten miecz ją wyzwoli. Dusze Psowatych, które zostały

przeklęte, by pokutowały w swych grobach nareszcie odeszły do Summerlandu."

background image

Niall badał linie i runy, który biegły i w dół ostrza i rękojeść. "Dlaczego to zrobiłaś?

Dlaczego pomagasz Zmiennym? Jesteś Fae."

"Ponieważ wiele z Fae, to ludzie szlachetni. Niektórzy, jak Kieran lub nasz dziadek, lub

ci, którzy początkowo tworzyli i niewolili Zmiennych, byli okrutni - nawet my uważamy ich

za okrutnych. Fae mają długie życie, a teraz żyjemy w oddaleniu od ludzkiego świata, co każe

nam inaczej widzieć sprawy. Zemsta Kierana była tym dzieckiem wyrywającym skrzydełka

muchy, która go zirytowała. Nie mogłam pozwolić, by mu się powiodło."

Chłopcy też patrzyli  na miecz,  z jasnymi  spojrzeniami chłopaków zafascynowanych

przez ładną broń. Niall widział nadchodzące długie dni wyjaśniania im, dlaczego nie mogli go

dotknąć.

"Dlaczego   mi   nie   powiedziałaś,   dziewczyno?"   zapytał.   "Kiedy   razem   stworzyliśmy

miecz, dlaczego nie powiedziałaś mi, co robiłaś?"

"Bo gdy weszłam do twojej kuźni, to nie ukrywałeś, że nienawidziłeś Fae. Dlaczego

miałbyś mi pomóc? Jesteś Zmiennym. I szczerze mówiąc, po prostu nie sądziłam, że byś mi

uwierzył."

"I miałabyś rację, miłości. Nie uwierzyłbym." Serce Nialla ścisnęło się, gdy myślał o

niebezpieczeństwie, w które weszła zabierając miecz do krainy Fae i wiedząc, że jej brat

dowiedziałby się, co zrobiła. "Ale dziś rano powinnaś mi powiedzieć, co zamierzałaś."

"Chciałam zwrócić ci dzieci z powrotem zanim się obudzisz. Nigdy nie pomyślałam, że

byłbyś na tyle głupi, by podążyć za mną do Faerie."

"Jestem głupi?" Niall przechylił jej twarz do swojej i wycisnął krótki pocałunek na jej

wargach. "Kim był ten, który przyszedł tu sam, zamierzając się poświęcić? Ale spierać się o

to, kto jest najgłupszy możemy później. Idźmy, zanim powrócą do nas strażnicy twego brata."

Poszli, przez mgłę i stojące kamienie, z powrotem do zmrażającego wiatru od dzikiego

morza, światło tańczyło na falach i zieleni Wielkiej Wyspy po drugiej stronie cieśniny. Wiatr

miotał włosami Alanny, które powiewały jak złoto.

Wrócili   do   domku,   gdzie   Piers   i   Marcus   łapczywie   zjedli   i   uraczyli   ich   swoimi

przygodami z entuzjazmem już nie przestraszonych chłopców. Niall zawiesił miecz w dół na

ścianie, ostrze łagodnie lśniło.

"Zachowaj  je dobrym"  powiedziała  Alanna z jego kuchennego stołu. "I władaj  nim

dobrze."

"Jest  tak   wielu  Zmiennych"   powiedział  Niall.  "Nie  mogę  być  wszędzie   na  świecie,

czekając, by zobaczyć, czy Zmienny jest w niebezpieczeństwie utraty swej duszy."

background image

"Więc stworzymy więcej. Wykujemy wystarczająco mieczy, by każdy klan Zmiennych

miał jeden, a wtedy twoje zadanie zostanie wykonane. Nie bez powodu jesteś najlepszym

żyjącym twórcą mieczy."

"Cieszę się, że we mnie wierzysz, kochanie."

Alanna   wstała   od   stołu,   wkroczyła   w   jego   ramiona   i   pocałowała   jego   usta.   Piers   i

Marcus parsknęli, dzieci śmiejące się z ich starszych.

"Oczywiście, że w ciebie wierzę" powiedziała. "Ale czy ty wierzysz we mnie?" Jej głos

obniżył się do szeptu. "Znalazłeś odpowiedź na zadane ostatniej nocy pytanie? Czy Zmienny

może pokochać Fae?"

Niall ujął jej twarz i spojrzał w jej piękne, ciemne oczy. "Jeśli ta Fae to ty, myślę, że

mogę. Czy możesz pokochać Zmiennego, który jest pokryty sadzą i pachnie żelazem?"

"Mogę cię kochać, Niallu O'Connell."

"Oczywiście,   nie   będzie   mnie   w   domu   za   wiele,   dziewczyno,   jeśli   oczekujesz,   że

wykuję miecz dla każdego istniejącego klanu Zmiennych."

Alanna   posłała   mu   uśmiech,   który   pokazał   mu   jej   siłę,   jak   również   współczucie.

"Zrobimy   to   razem.   Każdym   elementem,   każdym   uderzeniem   młotka,   wykujemy   je

wspólnie."

"Brzmi jak rozkosz, ot co. Lub mnóstwo cholernej roboty."

"Ale warte tego?"

"Acha, kochanie." Niall zatopił się w jej cieple, wziął jej usta w długim pocałunku,

ignorując radosny śmiech swych synów. Śmiech oznaczał miłość, a on to przyjmował. "To

będzie tego warte."

KONIEC