background image
background image

1

background image

Kava Alex

background image

Spindler Erica

background image

Ellison J.T.

background image

Cienie nocy

Morderca psychopata, który wymyka się policji, bezustannie zmienia miejsca pobytu, żeruje na
zagubionych i
 samotnych.

Trzy  śledcze:  detektyw  Stacy  Killian  z  nowoorleańskiej  policji,  porucznik  Taylor  Jackson  z
Wydziału
 Zabójstw w Nashville oraz agentka FBI, Maggie O’Dell, były świadkami najgorszych
zbrodni  i  aresztowały
  najniebezpieczniejszych  przestępców.  Czy  tym  razem  morderca  je
przechytrzy?

W  samym  sercu  nowoorleańskiej  Dzielnicy  Francuskiej  znaleziono  zwłoki  zasztyletowanej
bezdomnej.

Detektyw  Stacy  Killian  z  nowoorleańskiej  policji  ściga  się  z  czasem  –  w  tej  grze  stawką  jest
życie dziecka
 zamordowanej kobiety. Stacy gotowa jest zaryzykować, aby zwyciężyć, i stawia
wszystko na jedną kartę.

Na  chodniku  znaleziono  zwłoki  demonstrantki  z  organizacji  Okupacja  Nashville.  Okazało  się,
że  to  córka
  miejscowego  notabla.  Porucznik  Taylor  Jackson  musi  rozwikłać  zagadkę  jej
śmierci i zidentyfikować zabójcę,
 aby uniemożliwić mu dokonanie następnej zbrodni.

Zwłoki  bezdomnego  mężczyzny  zostają  znalezione  w  zalanej  krwią  zaspie  śnieżnej  przed
śródmiejskim
  biurowcem  w  Omaha.  Maggie  O’Dell  uważa,  że  to  kolejna  ofiara  seryjnego
mordercy, który popełnia zbrodnie 
 na obszarze całego kraju. Funkcjonariuszka FBI wie, że ma
dobę  na  pojmanie  zabójcy.  W  przeciwnym  razie 
  przestępca  wyjedzie  do  innego  miasta,  aby
popełnić kolejne zbrodnie.

2

Wstęp

Alex Kava

W lipcu 2010 roku razem z Ericą Spindler, J.T. i Randym Ellisonami oraz z Deb Carlin wybrałam się
na kolację w nowojorskim „Remys". Nie było to pierwsze spotkanie autorek, już wcześniej stałyśmy
się sobie na tyle bliskie, by uważać się za przyjaciółki. W trakcie posiłku Deb spytała, czy Erica, J.T.
i ja byłybyśmy skłonne napisać coś razem. Rzecz jasna, natychmiast odpowiedziałyśmy twierdząco.
Jako pisarki, spędzamy mnóstwo czasu w samotności, aby zapuścić się w głąb własnych umysłów i
wczuć  w  tworzone  przez  nas  postaci.  Rzadko  współpracujemy  z  innymi,  a  jeśli  już,  to  zazwyczaj
ograniczamy nasz wkład do jednego opowiadania przeznaczonego do publikacji w zbiorze.

3

Na  szczęście,  Deb  nie  przestała  nas  nękać.  Z  własnej  woli  postanowiła  pokierować  projektem,
dopasować jego elementy i stworzyć z nich spójną całość, a także doprowadzić do ukończenia pracy

background image

w  terminie,  nieustannie  nas  mobilizując.  Podsunęłam  Erice  i  J.T.  pomysł,  żeby  nasze  bohaterki
stawiły czoło temu samemu seryjnemu mordercy, każda w swoim mieście.

Zabrałyśmy się do rozbudowywania postaci zabójcy, opracowując jego metody działania, dobierając
mu broń, a nawet charakteryzując jego ofiary Potem wystarczyło ustalić, która z nas zajmie się nim
pierwsza, która druga i trzecia. Właśnie w takim porządku zostały napisane poszczególne części.

Owocem tej współpracy jest krótka powieść Cienie nocy.

Proces tworzenia okazał się dla nas niezwykłym doświadczeniem. Mamy nadzieję, że Wam, Drodzy
Czytelnicy, lektura książki sprawi tyle samo przyjemności, co nam jej napisanie.

4

background image

Dedykacja

Dla  Deb  Carlin To  Ty  ujednoliciłaś  nasze  teksty,  co  było   trudnym  i  niewdzięcznym  zadaniem.
Dokonałaś tego jednak z
 gracją, pewnością siebie i z humorem. Jesteś niezwykła  Erica  dla  J.T.  i
Alex Bez was ta robota byłaby o niebo trudniejsza i o wiele mniej przyjemna.

5

Kto zaginął,

kto przepadł

Erica Spindler

6

background image

7

Nowy Orlean

Dzielnica Francuska

Detektyw  Stacy  Killian  z  nowoorleańskiej  policji  uważała,  że  jest  ulepiona  z  twardej  gliny
Wychodziła  cało  z  nieprawdopodobnych  opresji,  strzelano  do  niej,  porwano  ją  i  zdradzono  w
najgorszy  sposób.  Była  przekonana,  że  wie  wszystko  o  bólu  i  cierpieniu,  zarówno  własnym,  jak  i
bliźnich.

Jednak  pewnego  dnia  straciła  dziecko  i  zrozumiała,  że  już  nigdy  nie  będzie  pewna  siebie.  Nie
pomyśli, że każdemu stawi czoło.

Ani ona, ani Spencer nie planowali potomstwa. Na wieść o ciąży w pierwszym odruchu pomyślała,
że  to  nie  jest  dobry  moment.  Później  zauważyła  zmiany.  Zaczęła  inaczej  postrzegać  swoje  ciało,
inaczej też kochała się z mężem. Miała zostać matką.

To maleństwo, chłopiec albo dziewczynka, było owocem miłości jej i Spencera.

8

Dziewięć tygodni później wszystko przepadło, a ona poczuła się pusta. Była zagubiona i załamana.
Chciało  jej  się  płakać  i  wrzeszczeć,  pragnęła  wyładować  gniew.  Bała  się  jednak,  że  jeśli  pozwoli
sobie  na  ten  luksus,  nie  będzie  w  stanie  przestać.  Ból  i  poczucie  straty  wzięły  ją  w  posiadanie,
przeniknęły na wskroś.

- Ogromnie mi przykro, kochanie. Skierowała wzrok na Spencera, który siedział

na  skraju  łóżka.  Popatrzyła  uważnie  na  męską,  urodziwą  twarz  męża  i  zarazem  najlepszego
przyjaciela. Był zdruzgotany.

background image

Rodzina była dla niego najważniejsza. Członkowie licznego klanu Ma-lone ów stali za sobą murem;
zrobiliby dla siebie wszystko. Z siedmiorga rodzeństwa pięcioro podjęło służbę w policji.

Tak bardzo się cieszył, był taki dumny! Postanowiła być silna dla niego.

- Nie jest tak źle - pocieszyła męża. - Poradzimy sobie.

Lekko zmarszczył brwi.

- Jasne, że tak. - Ujął jej dłoń i splótł palce z jej palcami. -

Będziemy mieli inne dzieci.

9

Poczuła ucisk w gardle i znowu zaczęło się jej zbierać na płacz. Przecież oczekiwała właśnie tego
dziecka, już stało się jej bliskie.

- Dobrze, że nikomu nie powiedzieliśmy - zauważyła. -

Przynajmniej się nad nami nie litują.

- Rodzina powinna wiedzieć - zaoponował Spencer - żeby pomóc...

- Nie.

- Może przynajmniej twoja siostra? Jane mogłaby...

- Nie - powtórzyła Stacy. - Niech tak zostanie. Wrócę do pracy, nikt niczego nie zauważy.

10

background image

Dzielnica Francuska Godzina 5.15

Stacy pracowała w nowoorleańskim Ósmym Dystrykcie, który rozciągał się od Howard Avenue do
Pól  Elizejskich,  a  jego  najważniejszą  część  stanowiła  Dzielnica  Francuska.  Nie  brakowało  w  niej
pijaków  i  awanturników,  częste  były  przypadki  stręczycielstwa  i  prostytucji,  dochodziło  do
przestępstw narkotykowych i kradzieży. Zdarzały się też morderstwa, na ogół

wtedy, kiedy ludzie przestawali imprezować.

Nad  iglicą  katedry  Świętego  Ludwika  wstawał  świt.  Stacy  podniosła  wzrok  na  zwieńczenie
kościelnej wieży, a potem powoli rozejrzała się dookoła. Cabildo, Jackson Square, Pontabla

- idealne pocztówkowe widoczki, cel pielgrzymek turystów.

Tyle że dzisiaj cały efekt psuły karetki, radiowozy i taśma rozciągnięta wzdłuż imponującej

11

kolumnady  Cabilda.  Był  to  jeden  z  najważniejszych  budynków  w  dziejach  Stanów  Zjednoczonych.
Właśnie  tutaj  podpisano  umowę  kupna  Luizjany.  Dwukrotnie  go  odbudowywano,  a  obecnie
znajdowało się w nim muzeum.

Niezłe miejsce na morderstwo, wyjątkowo niepoprawne politycznie, pomyślała Stacy. Wyglądało na
to, że sprawca był

niedoinformowany Pociągnęła za daszek bejsbolówki i zerknęła na partnera.

- Patterson, gotowy?

- Jak zawsze - odparł, ziewając.

Podeszli do technika kryminalistycznego, wpisali się do rejestru i dali nura pod taśmą. Natychmiast
znaleźli  się  w  cieniu,  w  temperaturze  o  dwa  stopnie  niższej.  Panowała  tu  atmosfera  ani  trochę
niepasująca  do  Dzielnicy  Francuskiej  XXI  wieku,  która  właśnie  budziła  się  do  życia.  Stacy  niemal
uwierzyła, że cofnęła się w czasie, jednak widok ofiary przywrócił jej poczucie rzeczywistości.

Stacy  i  Patterson  zatrzymali  się  na  skraju  kałuży  krwi.  Ta  kobieta  nie  zjawiła  się  w  Dzielnicy
Francuskiej, żeby się zabawić. Na kartoniku, który zawiesiła na szyi, widniał napis:

„Bezdomna

12

prosi  o  wsparcie  ".  Stacy  zastanawiała  się,  ilu  ludzi  minęło  to  miejsce,  nie  zwracając  uwagi  na
kobietę. A ilu ją zauważyło i pomyślało, że tylko śpi, podobnie jak wielu bezdomnych we wszystkich
amerykańskich  miastach,  którzy  szukają  schronienia  na  progach,  w  zaułkach  i  parkach?  Ponownie
skupiła uwagę na ofierze. Poszarpane, niebieskie dżinsy, sfatygowana dżinsowa kurtka. Pod spodem

background image

koszula z długimi rękawami, a na głowie bejsbo-lówka z logo Saintsów, spod której wystawał koński
ogon,  tak  samo  jak  u  Stacy.  Wystrzępiony  plecak  leżał  w  przejściu  przy  zwłokach.  Był  zapięty,  a
zatem motyw rabunkowy odpadał. Stacy spojrzała na Pattersona.

- Ciekawe, jak uniknęła naszych patroli - powiedziała.

- Pewnie gdzieś się zabunkrowała i wyszła po zmroku -

odparł.

Nowoorleańska policja regularnie wyłapywała bezdomnych i wywoziła ich z Dzielnicy Francuskiej
do  schronisk  znajdujących  się  w  innych  rejonach  miasta.  Akcje  przeprowadzano  szczególnie
starannie w okresie ważnych imprez, takich jak sympozjum lekarskie, które właśnie się odbywało.

13

Na  bezdomną  natknął  się  jeden  z  uczestników  sympozjum,  chirurg.  Usiłował  jej  pomóc,  ale  już  nie
żyła. Teraz stał w pobliżu miejsca zbrodni, wyraźnie zaniepokojony.

Stacy ruchem ręki przywołała technika kryminalistycznego.

- Spisz zeznanie lekarza i jego dane, a potem go wypuść. -

Chciał odejść, ale go zatrzymała. -I podziękuj mu za pomoc.

- Wszystko w porządku?

Posłała  Pattersonowi  uważne  spojrzenie.  Był  porządnym  facetem  i  przyzwoitym  gliną.  Pracowali
wspólnie zaledwie kilka razy, bo partnerzy Stacy często się zmieniali. Ci, którym dopisało szczęście,
pięli się w górę po szczeblach kariery, najbardziej pechowi trafiali do piachu.

- Dlaczego pytasz?

- Wydajesz się rozkojarzona.

Z  trudem  ukryła  zakłopotanie.  Nagle  w  mimowolnym  odruchu  chciała  osłonić  brzuch  rękami,  ale
zdołała się powstrzymać.

Czyżby mój wygląd coś ludziom sugerował? - zadała sobie w duchu pytanie. A może moje myśli były
widoczne z daleka jak tandetny neon na poboczu autostrady?

14

-  Jestem  zmęczona,  i  tyle.  -  Wciągnęła  na  dłonie  lateksowe  rękawiczki.  -  Cholera!  Za  wcześnie  na
takie rozrywki.

- Nic dodać, nic ująć.

background image

Przykucnęła,  starannie  unikając  kontaktu  z  kałużą  krwi  rozlaną  wokół  zwłok.  Ciało  było  skulone,
dolna część leżała na wznak, górna była obrócona w prawo, a twarz widoczna z profilu.

Stacy skierowała na nią snop światła latarki.

- Psiakrew, młoda - rzuciła.

Patterson zajął miejsce po drugiej stronie ofiary

- Fakt - przytaknął. - Niech to! Zdziwiłbym się, gdyby miała dwadzieścia jeden lat.

Stacy przesunęła snop światła.

- Patrz na jej dłonie. Czyste. - Wiedziała, że im dłużej żyje się na ulicy, tym brudniejsze i bardziej
zniszczone są ręce. -

Niedawno trafiła na bruk.

- Może wcale nie była bezdomna?

- Kto wie? - zgodziła się Stacy. - Może tylko udawała?

- Ludzie kręcą się blisko lekarskich imprez. Dłonią w rękawiczce Stacy rozchyliła dżinsową

kurtkę denatki.

15

- Dostała nożem. Chyba wystarczył jeden cios. Precyzyjne trafienie.

Krew z rany wsiąkła w ubranie, a na niebieskiej koszuli dodatkowo odznaczyły się okrągłe plamy,
które nie wyglądały na krew.

Stacy zmarszczyła czoło.

- A to co, do cholery?

16

background image

Godzina 5.42

- Mleko z piersi - oświadczył niedługo potem lekarz sądowy Ray Hollister. - Była w trakcie laktacji.

Stacy popatrzyła na doktora i poczuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę.

- Młoda matka. Karmiąca, sądząc po ilości pokarmu - dodał

patolog.

- Młoda? Czyli kiedy urodziła? - spytała Stacy

-  To  się  okaże  po  sekcji.  Do  szóstego  tygodnia  po  porodzie  krocze  i  macica  goją  się  zgodnie  ze
schematem. Potem trudniej jest określić konkretny czas porodu.

Mijały  sekundy  Ciszę  zakłócało  jedynie  tykanie  zegarka,  szum  policyjnej  kamery  i  przytłumiona
rozmowa patologa i technika.

Stacy pokręciła głową.

- Czyli karmiła piersią? - upewniła się.

17

Lekarz przytaknął, a ona powiodła wzrokiem po twarzach obu mężczyzn.

- Skoro tak, to gdzie jest dziecko?

18

Godzina 8.55

Dzielnica  Francuska  nie  zasypiała,  podobnie  jak  policjanci  z  Ósmego  Dystryktu.  Podczas  gdy
technicy kończyli zbieranie materiałów, Stacy i Patterson przeczesywali okolicę. Po krótkiej nocnej
przerwie większość placówek handlowych uruchamiała działalność. Zbierali się pracownicy, którzy
zastępowali  zmienników  z  minionego  wieczoru.  Stacy  i  Patterson  spisali  ich  nazwiska  oraz  numery
telefonów i postanowili zajrzeć ponownie później.

Mijały minuty, a myśli Stacy nieustannie wracały do jednego pytania: Gdzie jest dziecko? - Mówcie,
co wiecie.

Major  Henry  przypominał  posturą  kloc.  Brakowało  mu  szyi,  za  to  miał  szeroką  klatkę  piersiową  i
potężne bary. W siłowni wyciskał blisko dwieście kilogramów, Stacy widziała to na własne oczy.

19

-  Ofiara  to  Jillian  Ricks  -  odparła  Stacy.  -Miała  osiemnaście  lat,  i  to  od  niedawna,  wnioskując  z

background image

legitymacji szkolnej z 2010

roku, ze szkoły Najświętszego Serca Jezusowego. Pchnięcie nożem w klatkę piersiową, płuco i serce
przebite  z  chirurgiczną  precyzją.  Znaleziona  około  trzeciej  nad  ranem  przez  uczestnika  sympozjum
lekarskiego.

- Jego zeznania są w porządku - wtrącił się Patterson. -

Odłączył się od grupy, żeby wrócić do hotelu.

- Nie znaleźliście przy niej innych dokumentów?

Patterson pokręcił głową i powiedział:

- Wrzuciłem jej nazwisko do systemu. Brak prawa jazdy, w ogóle żadnych wskazówek.

- Motyw?

- Na pewno nie rabunkowy - oświadczył Patterson. - Leżał

przy niej nietknięty plecak. Trzymała użebrane drobniaki w środku, w plastikowej torebce. Kto wie,
czy nie załatwił jej jakiś wielbiciel mocnych wrażeń. Mogła być przypadkową ofiarą. -

Zerknął na Stacy. - Albo chodzi o porwanie dziecka.

20

Stacy drgnęła niespokojnie, coraz boleśniej świadoma, że czas upływa.

- Sprawa może być związana z dzieckiem -oznajmiła. -

Niemowlęciem.

Major Henry spochmurniał, a ona pośpiesznie wyjaśniła, w czym rzecz.

- Macie inne dowody? - spytał.

- Jeszcze nie. Hollister obiecał, że weźmie ją na pierwszy ogień.

-  Co  o  tym  myślicie?  -  Major  powiódł  wzrokiem  po  twarzach  detektywów.  -  Waszym  zdaniem,
przyczyną morderstwa było dziecko?

Stacy na moment zacisnęła wargi, po czym przedstawiła swoją opinię:

- Niewykluczone, ale wątpię, żeby miała ze sobą dziecko.

Ostatnia noc była zimna i wilgotna. Z pewnością zostawiła je w bezpiecznym miejscu.

background image

- U krewnego? Przyjaciela?

-  Nie  wiemy.  Być  może,  choć  osoby  w  jej  sytuacji  zwykle  nie  mają  się  do  kogo  zwrócić.  W
przeciwnym razie nie tkwiłyby na ulicy.

-  Na  czym  opiera  pani  swoją  teorię?  Wiadomo,  że  ludzi  wzrusza  widok  małego  dziecka  i  dają
żebrakowi więcej pieniędzy 21

-  W  plecaku  nie  było  pieluch  ani  chusteczek,  ani  ubranka  na  zmianę.  Bez  tych  rzeczy  matka  nie
wyszłaby z małym dzieckiem na ulicę.

- Skąd u pani znajomość potrzeb niemowlęcia? -

zainteresował się major. - Czyżby po kryjomu urodziła pani Malone owi dziecko?

- Moja siostra Jane ma dwoje dzieci - wyjaśniła Stacy.

-  A  przyszło  pani  do  głowy,  że  denatka  mogła  przekazać  dziecko  do  adopcji  albo  je  porzucić?
Pokarm nie zanika z dnia na dzień.

Miał rację, ale instynkt podpowiadał Stacy, że Jillian Ricks nie oddała dziecka ani go nie zostawiła
samego. Powiedziała o tym majorowi.

- Skąd to przypuszczenie? - spytał.

- To przeczucie. Intuicja. - Przycisnęła drżące dłonie do ud. -

Niemowlę może przeżyć około czterdziestu ośmiu godzin bez pożywienia: im mniejsze, tym bardziej
zagrożone śmiercią. Ile mamy czasu? Trzydzieści godzin, trzydzieści pięć? -Pochyliła się. - Musimy
znaleźć to dziecko.

Henry zmarszczył brwi.

- Przypominam pani, że poszukujemy mordercy, a nie dziecka.

Nie wiemy, czy ono istnieje.

22

- Rozumiem, panie majorze, ale...

- Żadnych ale - przerwał jej. - Macie znaleźć sprawcę, czy to jasne? Proszę się na tym skupić.

- Tak jest, panie majorze.

- W porządku. - Spiorunował ich wzrokiem. -Do roboty

23

background image

Godzina 9.45

Szkoła  Najświętszego  Serca  Jezusowego  była  jedną  z  owianych  legendą  instytucji  w  Nowym
Orleanie.  Uczęszczały  do  niej  wyłącznie  dziewczęta  od  piątego  do  siedemnastego  roku  życia,
głównie wywodzące się z miejscowej elity. Lista godnych szacunku absolwentek stanowiłaby powód
do dumy nawet dla najbardziej prestiżowych szkół na Wschodnim Wybrzeżu.

Gmach  placówki  mieścił  się  przy  St.  Charles  Avenue.  Otaczało  go  kute  żelazne  ogrodzenie,  a  na
terenie  ogrodu  rosły  dostojne,  udrapowane  mchem  dęby.  Gdy  dawniej  Stacy  mijała  tę  legendarną
szkołę, zastanawiała, jak to by było zostać jej uczennicą. Aż tak wspaniale, jak mogłoby się na pozór
wydawać?

Chyba niekoniecznie, skoro Jillian Ricks skończyła jako bezdomna.

24

Dyrektorka powitała ich przy głównym wejściu i zaprowadziła do gabinetu.

- Proszę usiąść.

Wskazała im dwa krzesła przed masywnym biurkiem, które ani trochę nie kojarzyło się z wystrojem
szkoły. Zdobione spiralami i rzeźbione, już na pierwszy rzut oka wyglądało na cenny antyk.

- Dziękujemy, że siostra zechciała się z nami spotkać -

powiedział Patterson.

- Wspomnieli państwo, że są tutaj z powodu Jillian Ricks.

-  Zgadza  się  -  przytaknęła  Stacy  -  Jak  rozumiemy,  w  dwa  tysiące  dziesiątym  roku  była  uczennicą
szkoły

- Zaczęła znacznie wcześniej. Uczęszczała do Najświętszego Serca od pierwszej klasy

- Ukończyła szkołę?

- Nie. Rodzice wypisali ją w trakcie przedostatniego roku nauki, tuż przed Gwiazdką.

Stacy  domyśliła  się,  że  to  z  powodu  ciąży.  Nawet  jeśli  dyrektorka  znała  powód,  z  pewnością  nie
byłaby skłonna go potwierdzić. Mimo to Stacy postanowiła zapytać:

- Czy siostra zna przyczyny ich decyzji?

25

- Przykro mi, ale o tej sprawie muszą państwo porozmawiać z jej rodzicami - odparła dyrektorka. -
Bardzo żałowaliśmy, że Rachel nas opuściła.

background image

- Rachel?

- Jillian to drugie imię. Lubiła je bardziej niż pierwsze.

- W jaki sposób możemy skontaktować się z jej rodziną? -

spytała Stacy.

- Czy mogę wiedzieć, z jakiego powodu?

-  Prowadzimy  dochodzenie  w  związku  z  tym,  że  została  zamordowana  -  odparła  Stacy.  -  Powinna
siostra porozmawiać na ten temat z jej rodzicami.

26

background image

Godzina 10.30

Córka  nie  zgodziła  się  na  oddanie  dziecka  do  adopcji  i  wygnali  ją  z  domu.  Nadziani,  świętsi  od
papieża hipokryci. Stacy nawet nie próbowała maskować niechęci, jaką wzbudzili w niej Ricksowie.

- Zatem wyrzucili państwo córkę razem z niemowlęciem na ulicę? - zapytała.

- Uznaliśmy, że wróci za kilka dni.

- Naprawdę?

- Nie miała dokąd iść. Powiadomiliśmy rodzinę, że w żadnym wypadku nie wolno jej pomagać. To
samo dotyczyło rodzin jej koleżanek.

Stacy z trudem panowała nad narastającą wściekłością.

Zauważyła,  że  i  Patterson  jest  bliski  wybuchu.  Ci  ludzie  nawet  nie  zapytali,  czemu  zawdzięczają
wizytę policji, całkiem jakby się jej spodziewali.

- Od jak dawna jej nie ma?

27

Po raz pierwszy na ich twarzach pojawił się wyraz niepewności.

- Od półtora miesiąca - odparł Ricks.

- To trochę więcej niż kilka dni - zauważyła ironicznie Stacy. -

Próbowali ją państwo odnaleźć?

- Nie. Nie wychowaliśmy naszej córki na dziwkę. Dobrze wie, co musi zrobić, żeby wrócić do domu.

- Lada dzień się pojawi - dodała pani Ricks i popatrzyła na męża, jakby oczekując potwierdzenia.

Stacy ugryzła się w język, żeby nie skomentować jej słów.

- Kiedy urodziła? - zapytała.

- Dziecko miało tydzień, gdy opuściła dom -odparł pan Ricks.

-  Chciał  pan  powiedzieć,  kiedy  wyrzucili  ją  państwo  na  ulicę,  razem  z  noworodkiem  -  uściśliła
Stacy.

- Nasz dom, nasze zasady. - Zmierzył ją wzrokiem. - Pani nie ma dzieci, prawda? Tak się składa, że
do ich wychowania potrzebna jest twarda ręka i surowa miłość.

background image

28

- A co z ojcem dziecka? - wtrącił Patterson, zorientowawszy się, że Stacy z trudem nad sobą panuje.

- To zwykły śmieć.

- Państwa zdaniem - zauważyła Stacy.

- Zdaniem wszystkich.

- Nadal był obecny w życiu państwa córki?

- Nie. Dopilnowaliśmy tego.

- Co pan przez to rozumie?

- Z całym szacunkiem, pani detektyw, lecz nie powinna się pani wtrącać - odparł Ricks. - To sprawa
rodzinna.

- Teraz to sprawa policji.

- W jakie kłopoty tym razem dała się wciągnąć nasza córka? -

spytała pani Ricks.

-  Państwa  córka  nie  żyje.  -  Stacy  nie  była  w  stanie  ukryć  pogardy  dla  tych  ludzi.  -  Padła  ofiarą
morderstwa.

29

background image

Godzina 11.15

Dziesięć  minut  później  para  detektywów  siedziała  przypięta  pasami  w  samochodzie.  Stacy
uruchomiła silnik, lecz nie wrzuciła biegu.

- Mam nadzieję, że to ich robota - powiedziała. - Chętnie zobaczyłabym, jak ich skuwają i prowadzą
do radiowozu.

- Poważna sprawa, bez dwóch zdań - zauważył Patterson. -

Nawet powieka im nie drgnęła na wiadomość o zabójstwie córki.

- Wziął do ręki fotografię Jillian, którą Ricksowie przekazali detektywom. Jak się okazało, nie mieli
żadnego  zdjęcia  jej  dziecka.  -  Trzeba  zrobić  prawo  jazdy,  żeby  jeździć  samochodem,  ale  byle
psychopata może zostać rodzicem. Nie mam pytań. -

Spojrzał na Stacy. - Dziwnie się zachowywali, jak była mowa o chłopaku córki. Myślisz, że i jego
zabili?

30

Zanim zdążyła odpowiedzieć, odezwał się telefon komórkowy Stacy

- Killian.

- Ray Hollister z tej strony Sekcja zakończona. Interesują panią wstępne informacje?

- Jak zawsze. Jest ze mną Patterson, przełączam na tryb głośno mówiący. - Stacy umieściła telefon na
desce rozdzielczej. -

Słuchamy.

- Jeśli nie liczyć rany kłutej, czyli bezpośredniej przyczyny śmierci, dziewczyna była zdrowa. Ostrze
przebiło  ciało  pod  mostkiem,  uszkadzając  zarówno  płuco,  jak  i  serce.  Rana  jest  czysta,  bez
poszarpanych krawędzi, nóż został gładko wbity i wyciągnięty

- Rodzaj ostrza? - spytał Patterson.

- Typ sztyletu, obustronnie naostrzony, długości od dwunastu do siedemnastu centymetrów. Zabójca
zaatakował od przodu.

- Zidentyfikowaliśmy dziewczynę - wyjaśniła Stacy -

Rozmawialiśmy z jej rodzicami. Podobno urodziła siedem tygodni temu.

- To by się pokrywało z moimi ustaleniami. Wszystko opisałem w raporcie.

background image

31

- Cokolwiek wskazuje na narkotyki albo nadużywanie alkoholu? - chciał wiedzieć Patterson.

- Niczego nie zauważyłem, ale ostatecznych informacji dostarczy toksykologia.

Stacy mruknęła niecierpliwie.

- A czas zgonu? - zapytała.

- Dwudziesta trzecia w piątek. Mniej więcej. Teraz była jedenasta, zatem od morderstwa

upłynęło dwanaście godzin.

- Kiedy ostatni raz karmiła piersią? Hollister parsknął

śmiechem.

- Pani detektyw, jestem dobry w swoim fachu, lecz nie aż tak.

- W przybliżeniu?

-  Nie  wyciągnę  odpowiedzi  z  kapelusza,  nawet  jeśli  potrzebuje  jej  pani  za  wszelką  cenę.  Powiem
tylko, że piersi były wypełnione, więc od karmienia do śmierci musiało upłynąć kilka godzin, ale ile
dokładnie...

- Dziękuję, właśnie to chciałam wiedzieć. Minęło około szesnastu godzin od ostatniego

karmienia, czyli dziecko mogło wytrzymać jeszcze najwyżej trzydzieści dwie godziny.

- Przesłać pani raport?

32

- Bezwzględnie.

Patterson spojrzał na Stacy i zmarszczył brwi.

- Co to miało być? - mruknął.

- Niby co?

- Ten dźwięk, który z siebie wydałaś, gdy zapytałem o narkotyki.

- Informacja bez znaczenia dla sprawy, Ricks nie ćpała.

- Skąd ta pewność?

background image

- Zastanów się, co to ma wspólnego z naszym dochodzeniem?

- Jak to co? Przecież popełniono morderstwo, a jeśli dziewczyna była ćpunką, narkotyki mogły być
przyczyną zbrodni. Dochodzi do nich każdego pieprzonego dnia.

Miał  słuszność,  dziewczyna  mogła  zginąć  przez  narkotyki,  jednak  było  inaczej.  W  tym  przypadku
schemat się nie zgadzał.

Stacy powiedziała o tym Pattersonowi. Zapadło niezręczne milczenie.

- Nad jaką sprawą pracujesz, Stacy? - spytał po dłuższej chwili Patterson. - Mam wrażenie, że nad
inną niż ja.

33

Południe

Chłopak ofiary, niejaki Blake Cantor, był pomocnikiem szefa kuchni w restauracji należącej do sieci
„Zea's". Serwowano tam niezłe jedzenie, a za ich mięso z rusztu i kaszę kukurydzianą niejeden dałby
się pokroić. Stacy za-burczało w brzuchu tak donośnie, że Patterson zachichotał.

Młody  chłopak,  którego  rodzice  Ricks  nazwali  śmieciem,  na  pierwszy  rzut  oka  wydawał  się
przyzwoity: pracował na pełnym etacie, nie był karany. Tyle że dokumenty nie zawsze potwierdzały
stan  faktyczny.  Stacy  zdarzało  się  spotykać  degeneratów,  którzy  na  papierze  prezentowali  się  jak
święci.

Tacy właśnie byli Ricksowie.

- Co jest? - spytał niepewnie Cantor. - Szef powiedział, że państwo chcą ze mną porozmawiać.

34

- Detektyw Killian - przedstawiła się Stacy, pokazując odznakę. - Mój partner, detektyw Patterson.

- Musimy ci zadać kilka pytań w związku z Jil-lian Ricks -

dodał Patterson.

Wyraźnie wystraszony, Cantor oświadczył:

- Nie widziałem jej od miesięcy

- Denerwujesz się. Coś nie tak?

- Nie. Po prostu skończyłem z nią, i tyle.

- Skończyłeś z nią, co? No, no, twardziel z ciebie. Cantor zaczerwienił się, wyraźnie zbity z tropu.

background image

- Naprawdę lubiłem Jillian, i to bardzo, lecz nie chcę kłopotów.

- Siadaj! - poleciła Stacy

- Dlaczego? - Teraz już na dobre panikował.

- Siadaj! - powtórzyła. - Ale już! Posłusznie zajął miejsce, ale wyglądał tak, jakby miał ochotę uciec
albo zwymiotować.

- Kiedy widziałeś ją po raz ostatni?

- Piątego stycznia.

- Tak dobrze zapamiętałeś datę?

- Tak, bo właśnie wtedy z nią zerwałem.

- Zerwałeś z nią? Dlaczego? Wpatrywał się w nich z uwagą.

35

- Tak naprawdę? - zapytał niepewnie.

- Myślisz, że interesują nas kłamstwa, Cantor?

- A nie przysłali państwa jej rodzice?

- Dlaczego mieliby to zrobić?

Chłopak zerknął na Pattersona, a potem ponownie skierował

wzrok  na  Stacy,  jakby  zastanawiał  się,  czy  detektywi  są  wobec  niego  szczerzy.  Po  chwili  ciężko
westchnął i wyznał:

- Jej starzy mnie nienawidzili. Powiedzieli, że jeśli jeszcze raz się z nią spotkam, to zmienią mi życie
w piekło.

Stacy prychnęła z niedowierzaniem.

- I to wystarczyło? - zapytała. - Wtedy czmychnąłeś jak spłoszony królik?

Cantor wyraźnie poczerwieniał.

- Nasłali na mnie dwóch kolesi, a oni spuścili mi taki łomot, że ledwie się pozbierałem. Ostrzegli, że
następnym razem będzie jeszcze gorzej.

- Nie zgłosiłeś tego na policję?

background image

- Pani mówi poważnie?

Silni i bezsilni - ten rozdźwięk był przyczyną wielu problemów społecznych.

- Była w ciąży. Wiedziałeś o tym? Krew odpłynęła mu z twarzy.

36

- Co?

- W ciąży - powtórzyła Stacy - Urodziła w sierpniu.

Przez  moment  wpatrywał  się  w  nich  z  malującym  się  na  twarzy  bólem,  po  czym  ukrył  twarz  w
dłoniach i zapłakał.

Stacy  poczuła  ucisk  w  gardle.  Wiele  razy  zdarzało  się  jej  wysłuchiwać  wyjątkowo  oślizgłych
kłamstw,  tym  razem  jednak  gotowa  była  założyć  się  o  swoją  policyjną  odznakę,  że  Cantor
zareagował szczerze.

Po chwili chłopak odjął dłonie od twarzy i otarł łzy

- Jestem ojcem?

- Na to wygląda.

- Chłopiec czy dziewczynka?

Stacy dopiero teraz uświadomiła sobie, że o to nie spytali.

- Przykro mi, lecz nie wiemy Wydawał się zdezorientowany.

- Po co państwo tu przyjechali?

-  Gdzie  byłeś  wczoraj  wieczorem?  -  spytała  Stacy,  nie  odpowiadając  na  jego  pytanie.  -  Między
dwudziestą pierwszą a północą?

37

- Tu, w pracy.

- Możesz to udowodnić?

-  Pewnie.  Całą  noc  tkwiłem  w  kuchni  i  wyszedłem  dopiero  po  północy.  Potem  wypiłem  drinka  z
resztą załogi.

Stacy pomyślała, że tu nie znajdą tropów prowadzących do zabójcy. Jeszcze jedna godzina stracona.

- Dziękujemy. - Wstała, a wraz z nią Patterson. - Będziemy w kontakcie.

background image

- Zaraz! - Chłopak zerwał się z krzesła, ponownie spanikowany. - Dlaczego pani o to spytała? Gdzie
jest Jillian?

- Wczoraj wieczorem Jillian została zamordowana. Przykro mi.

38

background image

Godzina 13.05

- Niech to szlag! Popaprana sprawa. - Patterson wepchnął ręce do kieszeni. - Biedny chłopak...

Stacy milczała. Nadal miała przed oczami Blake a Cantora, który załamał się po usłyszeniu tragicznej
informacji. Rozsypał

się na ich oczach, a oni nie mogli mu pomóc. Błagał, żeby mu powiedzieli, gdzie jest jego dziecko,
jednak nie byli w stanie spełnić jego prośby.

Czuła, jak łzy nabiegają jej do oczu, i z trudem stłumiła szloch.

Dziecko Jillian Ricks gdzieś na nią czekała Musiała je odnaleźć, a czas nieubłaganie uciekał.

- Dokąd teraz? - spytał jej partner.

Wrzuciła bieg i z piskiem opon wyjechali z parkingu.

Patterson  popatrzył  na  Stacy  dziwnym  wzrokiem.  Zamrugała  z  wściekłością,  przeklinając  własną
słabość.

39

- Możesz płakać, nie ma w tym nic złego -rzekł łagodnie.

- Pieprz się, Patterson, wcale nie płaczę.

- Czyli wszystko w porządku. - Uniósł dłonie, jakby chciał

odeprzeć atak. - Mój błąd.

- Potrzebujemy planu - oznajmiła.

- Bezwzględnie.

- Nie traktuj mnie protekcjonalnie.

- W żadnym wypadku.

40

background image

Godzina 21.00

Postanowili  jeszcze  raz  zasięgnąć  języka  w  okolicy  miejsca  zbrodni.  Były  dobre  wieści:  kilku
osobom  wydawało  się,  że  rozpoznają  Jillian  Ricks.  Były  też  i  złe:  wczorajszego  wieczoru  nikt  nie
widział i nie słyszał niczego podejrzanego.

Uznali  za  zasadne  ponownie  rzucić  okiem  na  śmieci,  walające  się  na  ulicy,  tam,  gdzie  znaleziono
ofiarę. Było ich zatrzęsienie -

normalna rzecz w Dzielnicy Francuskiej. Niedopałki, opakowania po barowych potrawach, przeżuta
guma, kilka papierowych kubków, jeden kubek z „Cafe du Monde" i mnóstwo innych pozostałości.

Stacy uzupełniła plan o wycieczkę do kostnicy. Chciała dobrze przyjrzeć się zwłokom, a zwłaszcza
ranie. Liczyła na to, że martwa dziewczyna do niej przemówi, ale milczała.

Ostatecznie to Stacy

41

zaczęła prosić ją w duchu o wyjaśnienia i wsparcie i obiecywać, że jej nie zawiedzie.

- Witaj, piękna.

Podniosła  wzrok  i  ujrzała  męża.  Stał  u  wejścia  do  jej  boksu,  lekko  się  uśmiechając.  Na  widok
znajomych ciemnych włosów i oczu oraz krzywego nosa jej serce przyspieszyło rytm. Działo się tak
niezmiennie mimo wielu wspólnie przeżytych lat.

- Spencer - wymówiła imię męża cicho, drżącym głosem.

Momentalnie spojrzał na nią z troską. Zrozumiała, że usłyszał.

- Przestań - powiedziała.

- Co?

- Przestań się zamartwiać.

-  Wybacz,  słonko,  ale  wzięłaś  mnie  sobie  z  dobrodziejstwem  inwentarza.  -  Podniósł  torbę  z
jedzeniem  na  wynos  i  nią  potrząsnął.  -  Mam  coś  na  ząb.  Twój  ulubiony  po'boy  pół  na  pół,  z
dodatkami.  -  Chodziło  o  bagietkę,  w  połowie  napełnioną  smażonymi  krewetkami,  a  w  połowie  -
smażonymi ostrygami, z dodatkiem sałaty, pomidorów i majonezu.

42

Stacy nie myślała o jedzeniu, lecz nie chciała sprawiać przykrości Spencerowi.

- Szklaneczkę piwa korzennego? - zaproponowała z wymuszonym uśmiechem.

background image

- Chętnie.

Wstała i oboje przeszli do pokoju wypoczynkowego. Był

pusty, usiedli więc naprzeciwko siebie przy sfatygowanym stole.

Spencer od razu zaczął jeść kanapkę.

- Mów - zażądał z pełnymi ustami.

-  Nie  bardzo  jest  o  czym  -  odparła  z  udawaną  nonszalancją  w  głosie  Stacy.  -  Pracuję  nad  nową
sprawą.

Nie zdołała go nabrać, natychmiast zmrużył czujnie oczy.

- Obiło mi się o uszy. Masz już jakieś tropy?

- Zero. - Rozpakowała kanapkę.

Owoce morza wysypały się z obu stron bułki, więc wrzuciła do ust krewetkę, a po niej ostrygę.

- Powinnaś się przespać.

-  Jeszcze  nie.  Nie  mogę.  -  Spojrzała  na  bagietkę,  po  czym  przeniosła  wzrok  na  męża,  nawet  nie
próbując udawać, że je. -

Wieczorem wybieram

43

się do „Cafe du Monde". W pobliżu zwłok leżał pusty kubek po gorącej czekoladzie.

- A co z dzieckiem, które miała ze sobą dziewczyna? - spytał

obojętnym tonem Spencer. Zbyt obojętnym.

- Nie wzięła go, ale na pewno gdzieś jest.

- Tak? - Przeżuwał z zamyśloną miną. - Skąd ta pewność?

- Z kim rozmawiałeś? - spytała poirytowana. -Z Pattersonem?

Z majorem Henrym? To oni kazali ci przyjść do mnie?

Zmarszczył brwi.

- Jeśli w Ósemce dochodzi do morderstwa, to o tym wiem.

background image

Nikt nie musi kazać mi do ciebie przychodzić. Jesteś moją żoną. -

Spencer umilkł na moment. - Co jest grane?

-  Przepraszam.  -  Wyciągnęła  rękę  nad  blatem  i  zacisnęła  palce  na  jego  dłoni.  Odpowiedział
uściskiem. Dobrze, że nie brakowało mu siły. - Ta sprawa wyprowadza mnie z równowagi.

-  Opowiedz  więcej,  może  razem  coś  wymyślimy  Zaczęła  mówić,  przedstawiając  całą  historię  ze
swojego punktu widzenia.

Młoda ofiara, niedługo po porodzie, karmiąca matka. Stacy

44

wyliczała  powody,  dla  których  wierzyła,  że  niedługo  przed  śmiercią  Jillian  Ricks  ukryła  gdzieś
dziecko. Wspomniała również o tym, że kolejne godziny mijające od zabójstwa wydają się tykać w
jej głowie.

- A co z mordercą? Z kim rozmawiałaś?

- Z byłym chłopakiem ofiary, czyli ojcem dziecka i z jej rodzicami, ale wszyscy mają alibi. Szukamy
innych. - Upiła łyk korzennego piwa. -To będzie ktoś, kogo dotąd nie przesłuchiwaliśmy, przyjaciel,
znajomy albo obcy.

Niewykluczone,  że  morderca  zabił  dla  przyjemności,  choć  w  grę  wchodzi  także  inicjacja  nowego
członka gangu. Sprawca mógł

mieć  jakieś  osobiste  zatargi  z  bezdomnymi.  -  Urwała,  po  czym  dodała:  -  Albo  chodziło  mu  o  jej
dziecko.

Popatrzyła na kanapkę i zorientowała się, że ledwie ją skubnęła. Starannie owinęła bułkę papierem.

- To nie był cios na oślep - wyjaśniła. - Sprawca zaatakował z chirurgiczną precyzją. - Upiła piwa,
żeby zebrać myśli. - Natarł

na  nią  od  przodu,  wbił  nóż  z  lewej  strony  pod  kątem,  który  świadczy  o  tym,  że  jest  praworęczny
Musiał podejść do 45

niej pochylony i błyskawicznie ją zasztyletował. Nie stawiała oporu, działał z zaskoczenia.

- Szła w jego kierunku - zauważył Spencer.

- Tak, ale kryła się w cieniu. - Stacy uniosła butelkę, po czym ją odstawiła, nie wypiwszy ani łyka. -
Na tamtym rogu nikt nie żebrze. St. Peter i Chartres? Wykluczone. Za blisko placu, za dużo policji.

- Dokąd się kierowała?

background image

- Nad rzekę. - Do domu, do dziecka, dodała w myślach Stacy -

To wszystko, czym dysponujemy.

- Po co konkretnie wybierasz się do „Cafe du Monde"?

- Chcę sprawdzić, czy ktoś ją rozpozna. Dowiem się, czy była tam wczoraj wieczorem, a jeśli tak, to
czy miała ze sobą dziecko.

- Co potem?

- Jeśli była sama, to znaczy, że mam rację. Ukryła dziecko w bezpiecznym miejscu.

- Z kimś - zauważył.

- Nie, nikogo nie miała.

-  Na  pewno  ktoś  jej  pomagał  -  orzekł  uspokajającym  tonem  Spencer.  -  Jaka  matka  zostawiłaby
niemowlaka samego?

46

- Taka, która nikogo nie ma. Bała się.

- Ale ty masz mnie, Stacy.

- Co to niby... - Popatrzyła mężowi w oczy i nagle uświadomiła sobie, co miał na myśli. - Nie chodzi
o mnie.

- Daj spokój, kochanie. Nie sądzisz, że twój zawodowy instynkt może być teraz w rozsypce?

- Ale nie jest.

- Nie uważasz, że poronienie mogło wpłynąć na twoją ocenę sytuacji? - nie ustępował Spencer.

Ze złością wyszarpnęła rękę z jego uścisku.

- Nie uważam.

- Nie masz pojęcia, jaką matką była zamordowana dziewczyna.

- Wiem to, co wiem - ucięła Stacy

- Kochanie, tutaj nie chodzi o nasze dziecko. Zaczerwieniła się ze złości.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś - wycedziła.

- Ale tak to wygląda, słonko - odparł Spencer. - Straciliśmy dziecko i nic na to nie poradzimy, ani ty,

background image

ani ja. Nie było w tym niczyjej winy. Teraz usiłujesz uratować dziecko tej dziewczyny.

- Ta młoda kobieta była matką. Zostawiła niemowlę w jakimś bezpiecznym miejscu, żeby nie

47

brać go ze sobą - powtórzyła Stacy. - Była zimna, wilgotna noc. Potem zginęła od ciosu nożem, a jej
dziecko jest teraz samo... - Wściekłość odebrała jej mowę, oczy zaszły łzami. - A niech mnie! Mam
męża detektywa i zarazem psychologa.

- Znam cię, Stacy, lepiej niż ktokolwiek inny.

- Kiedyś też tak myślałam. Chciała wstać, ale ją powstrzymał.

- Nie płakałaś.

- Co znowu?

- Kiedy je straciliśmy.

- Prowadzisz rejestr moich nastrojów, Malone?

- Pragnęliśmy tego dziecka - ciągnął, jakby jej nie słyszał. -

Poronienie złamało mi serce. Tobie też, prawda?

- Przestań. - Stacy z trudem chwytała powietrze.

- Prawda?

- Tak - szepnęła. - Prawda. Zadowolony? Wstał, obszedł stół i wziął ją w ramiona. Przez

kilka sekund Stacy opierała się, chcąc podsycić w sobie gniew i czerpać z niego siłę, ale w końcu
przytuliła się do męża. Po chwili uniosła głowę i spojrzała na niego.

48

- Wiem, że mam rację, Spencer - powiedziała. - Musisz mi zaufać.

Pochylił się tak, aby ich czoła się zetknęły, a potem popatrzył

jej w oczy

- Wierzę w ciebie, Stacy. Jestem z tobą na sto procent.

49

background image

Godzina 22.10

„Cafe  du  Monde"  był  jednym  z  najsłynniejszych  lokali  w  Nowym  Orleanie,  znanym  ze  świetnej
kuchni, mimo że podawano tu tylko kawę z mlekiem, napoje mleczne i nowoorleański specjał, czyli
pączki z dziurką przyprószone cukrem pudrem. W „Cafe du Monde" zawsze było tłoczno, choć lokal
był otwarty przez całą dobę.

Stacy  doszła  do  wniosku,  że  Jillian  Ricks  nie  próbowałaby  zająć  stolika.  Nie,  z  pewnością  wolała
zaczekać w kolejce do zamówień na wynos. Stacy postanowiła zrobić to samo, choć mogła machnąć
odznaką  i  podejść  prosto  do  okienka.  Nie  tylko  nie  chciała  wywołać  protestów  klientów,  ale  też
pragnęła odtworzyć doświadczenia dziewczyny, zobaczyć to, co widziała ofiara.

Otaczała ją gromada ludzi, zarówno turystów, jak i miejscowych. Nie zabrakło wśród nich

50

ulicznych artystów: przy nieczynnej siedzibie Ośrodka Informacji Turystycznej stał żywy posąg, a w
amfiteatrze popisywali się tańczący raperzy

Stacy wkrótce dotarła do okienka i uniosła odznakę.

- Detektyw Killian - przedstawiła się. - Muszę zadać pani kilka pytań.

Na ekspedientce nie zrobiło to wrażenia.

- Czy pracowała pani wczoraj wieczorem? -spytała ją Stacy.

- Pracuję od osiemnastej do czwartej rano.

-  Poznaje  pani  tę  kobietę?  -  Stacy  położyła  zdjęcie  na  ladzie  i  podsunęła  je  ekspedientce,  która
popatrzyła na nie uważnie i skinęła głową.

- Tak, czasami tu przychodzi - potwierdziła.

- Wpadła wczoraj wieczorem?

- Tak mi się wydaje. Zawsze zamawia czekoladę na gorąco.

Kolejkowicze z tyłu zaczęli się niecierpliwić. Stacy wyraźnie słyszała, że kilkoro z nich protestuje z
powodu  przeciągającej  się  rozmowy,  lecz  postanowiła  nie  zwracać  na  nich  uwagi.  Spokojnie
schowała zdjęcie do kieszeni kurtki.

- Przychodzi z małym dzieckiem?

51

- Wczoraj była sama. Serce Stacy szybciej zabiło.

background image

- Ale czasami ma ze sobą niemowlę?

- Tak. - Ekspedientka zerknęła jej przez ramię. - Zamawia pani coś? Bo jeśli nie, to kierownik...

- Kiedy po raz ostatni widziała ją pani z dzieckiem? -

przerwała jej Stacy.

- Nie pamiętam. Parę dni temu, zanim pogoda się zepsuła.

- Ej że, proszę pani - odezwał się mężczyzna za plecami Stacy.

- Może się pani streszczać? Ludzie czekają!

Stacy  poczuła  przypływ  gniewu.  Odwróciła  się  gwałtownie,  z  trudem  powstrzymując  się  od
machnięcia mu odznaką przed oczami.

- Cofnąć się, do kurwy nędzy! - podniosła głos. - Policja!

Mężczyzna  wytrzeszczył  oczy  i  odruchowo  zrobił  krok  do  tyłu.  Wiedziała,  że  jeśli  nieznajomy
zawiadomi posterunek o jej zachowaniu, będzie musiała stanąć przed komisją i dostanie upomnienie
za nadużywanie władzy. Miasto nie tolerowało agresji ze strony policji. Tyle że w tej chwili

52

mało  ją  to  obchodziło.  Minęła  doba  od  popełnienia  morderstwa,  a  to  oznaczało,  że  dziecko
pozostawało bez opieki jeszcze dłużej.

Odwróciła się z powrotem do ekspedientki.

- Widziała ją pani z kimkolwiek?

- Nie, tylko z dzieckiem. Stacy zmrużyła oczy

- Niech się pani dobrze zastanowi. Może pani zauważyła, jak z kimś rozmawiała? To ważne.

Ekspedientka otworzyła usta, żeby zaprzeczyć. Stacy wyraźnie widziała, że zaczyna kręcić głową, ale
nagle przeniosła wzrok na ulicznego artystę, który udawał pomnik na skraju placu.

- Żywy posąg? - upewniła się Stacy.

- Tak. Tamten facet, blaszany człowiek. Czasami widywałam ich razem.

53

background image

Godzina 22.20

Dzielnica  Francuska  słynęła  z  ulicznych  artystów:  muzyków,  akrobatów,  mimów,  a  także  żywych
posągów,  takich  jak  blaszany  człowiek.  Każdy  taki  posąg  stał  niczym  słup  soli  bez  względu  na
pogodę - w palące upały i przenikliwe chłody, na deszczu i na wietrze. Stał, jakby kij połknął.

Stacy  podeszła  bliżej.  Mężczyzna  był  pomalowany  na  srebrno,  od  góry  do  dołu,  łącznie  z  szortami
gimnastycznymi,  uskrzydlonymi  butami  i  kapeluszem.  Na  tym  tle  białka  jego  oczu  wydawały  się
niepokojąco żółte.

Stał na srebrnym podeście, musiała więc zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.

- Chciałabym zadać panu kilka pytań.

Ani drgnął. Stacy musiała przyznać, że dobrze wczuł się w rolę.

54

- W związku z pańską znajomą, Jillian Ricks. -Nadal nic.

Uniosła odznakę. - Policja.

Poruszył oczami, jego wzrok padł na odznakę.

- Pracuję.

Jak mu się udawało mówić, skoro nie poruszał ustami? To było dziwne.

- Ja też, człowieku. Schodzisz czy mam wejść na ten podest?

- Schodzę.

Nagle dał potężnego susa, zeskakując z boku podwyższenia, i rzucił się do ucieczki.

- Niech cię diabli! - Stacy błyskawicznie pognała za nim, przeklinając się w myślach. Powinna była
to przewidzieć. -

Policja! - krzyknęła, pędząc przez tłum pochłonięty obserwowaniem rywalizacji tańczących raperów.

Jak na faceta, który całymi dniami ledwie się ruszał, blaszany człowiek był zwinny i szybki. Jednak
nie dość szybki. W

niedługim  czasie  Stacy  udało  się  skrócić  dystans  na  tyle,  żeby  powalić  uciekiniera,  gdy  skręcał  w
Esplanade Avenue. Dopadła go i przewróciła z taką siłą, że oboje wylądowali na chodniku. W

tej samej chwili usłyszała nieprzyjemny trzask, a wokoło rozprysła się krew.

background image

55

Stało się jasne, że ktoś tu będzie musiał wybrać się na urazówkę.

Co za pieprzony pech!

Stacy  wykręciła  mu  prawą  rękę  za  plecy,  zatrzasnęła  jedną  bransoletkę  kajdanek,  a  potem  to  samo
zrobiła z jego lewą ręką.

- Nie trzeba było uciekać, zasrańcu - oznajmiła. - Masz prawo zachować milczenie...

56

background image

Godzina 23.35

Stacy  wezwała  radiowóz  i  przekazała  blaszanego  człowieka  mundurowym,  żeby  odwieźli  go  do
budynku  komendy.  Teraz  siedziała  naprzeciwko  niego  przy  odrapanym  stole  w  pokoju  przesłuchań.
Patterson stał przy drzwiach.

Obrzuciła zatrzymanego uważnym spojrzeniem. Nazywał się Charlie Tinnin i był notowany, choć za
nic poważnego. Srebro na jego twarzy przemieszało się z potem oraz krwią, czyste i opatrzone było
tylko paskudne skaleczenie na brodzie oraz otarcie na prawym policzku, pozostałości po upadku na
chodnik.

Lekarz, który zajął się obrażeniami, uznał, że nie ma przeciwwskazań do przesłuchania.

- Tinnin - zaczęła Stacy, wertując jego akta -jesteś notowany.

Co za niespodzianka.

- Nic nie zrobiłem.

- Ale uciekałeś. Dlaczego?

57

- Bez urazy, lecz nie przepadam za gliniarzami. Często słyszała takie teksty.

-  Na  pewno  tylko  z  tego  powodu?  -  drążyła  Stacy.  Tinnin  zmarszczył  brwi.  -  Czy  nie  ma  to  nic
wspólnego z Jillian Ricks?

- A co ona ma do rzeczy?

- Znasz ją?

- Zamieniliśmy kilka słów.

- Zamieniliście kilka słów? I tyle?

- No, tak. - Poruszył się niepewnie. - Bo co?

- Bo ona nie żyje, Tinnin.

Krew odpłynęła mu z twarzy. Czegoś takiego nie mógłby udawać. Należało ustalić, dlaczego

zbladł jak kreda.

- Nie żyje - powtórzył. - Kiedy... - Odchrząknął. - Co się stało?

- Gdzie jest jej dziecko?

background image

- Co?

- Jej dziecko. Nie znamy miejsca jego pobytu.

- Nie wiem, o co pani chodzi.

- Ale wiesz, że miała dziecko.

Skinął  głową.  Stacy  pomyślała,  że  facet  wygląda  jak  jedna  z  tych  samochodowych  maskotek  z
wielkimi, kołyszącymi się głowami.

58

- I co z tego?

- Dziecko zaginęło, to z tego.

Patterson  odchrząknął  wymownie,  usiłując  skierować  rozmowę  na  inne  tory,  ale  Stacy  go
zignorowała.

- Tinnin, dlaczego uciekałeś? - ponowiła pytanie.

- Już mówiłem. Przysięgam, że to prawda.

- Kiedy po raz ostatni widziałeś Jillian?

- Bo ja wiem... Parę dni temu. Nie kumplowaliśmy się.

- Miała innych znajomych?

- Nie wiem... Jeśli miała, to mi o nich nie mówiła. Kiedy ona...

Kiedy to się stało?

-  Ja  tu  jestem  od  zadawania  pytań.  Gdzie  byłeś  wczoraj  wieczorem,  między  godziną  dwudziestą  a
północą?

- Pracowałem na swoim miejscu.

- Przy „Cafe du Monde"?

- No, tak.

- Ale nie widziałeś Jillian?

Powiódł nerwowym spojrzeniem od Stacy do Pattersona.

- Mówię przecież, że byłem w pracy. Może przechodziła koło mnie, trudno powiedzieć.

background image

59

- Ejże, stary. Przechodziła koło ciebie? Znajomi się witają.

- Miałem robotę. W mieście trwa sympozjum lekarskie. -

Stacy  wpatrywała  się  w  niego  w  milczeniu.  -  Niech  pani  sama  stanie  całkiem  nieruchomo,  to  pani
zobaczy, ile się wtedy zauważa.

Fakt, przyznała w duchu.

- Gdzie mieszkała?

- Bo ja wiem.

- Wiesz, wiesz. - Była tego pewna, bo w jego oczach dostrzegła oznaki paniki. - Gdzie mieszkała?

- Jak ostatnio...

- Można wam przeszkodzić? - Dyżurny funkcjonariusz wetknął głowę przez drzwi.

- Moment.

Wstała i wraz z Pattersonem wyszła na korytarz.

- Mamy następną ofiarę.

Stacy syknęła, gwałtownie wciągając powietrze.

- Gdzie?

- Przy North Rampart, blisko Armstrong Park. Ten sam sposób działania.

Stacy zamarła na chwilę, po czym cicho zapytała:

- Znowu młoda kobieta z dzieckiem?

60

- Nie, starszy mężczyzna. Też bezdomny Sukinsyn nie zabijał

po to, żeby odbierać dzieci, Bogu dzięki, pomyślała Stacy.

Odwróciła się i ruszyła z powrotem do pokoju przesłuchań.

- Killian?

W  głosie  Pattersona  pobrzmiewało  zakłopotanie,  lecz  nie  zatrzymała  się  i  nie  odwróciła.  Poszła

background image

prosto do swojego krzesła i spytała:

- Gdzie mieszkała?

- Killian, co ty robisz, do cholery? Wypuść faceta, nie jego szukamy. Musimy jechać.

-  Gdzie  mieszkała?  -  ponowiła  pytanie,  patrząc  Tinninowi  w  oczy  -  Potrzebuję  tej  informacji,  i  to
natychmiast.

- Ofiara jeszcze dyszy - wtrącił się Patterson. - Pośpiesz się, sprawca może być w pobliżu.

Zerknęła na niego.

- Jedź sam, ja muszę zająć się tym gościem.

- Odbija ci, Killian. Złożę raport Henry'emu.

- Idź, składaj. I jeszcze zabierz moją zasraną odznakę. -

Odpięła ją i cisnęła na stół. - Nie zawracaj mi głowy.

- W magazynie! - wyrzucił z siebie Tinnin. -W górę rzeki od strony Dzielnicy Francuskiej.

61

Stacy  wiedziała,  że  Patterson  milczy,  zaszokowany  jej  zachowaniem.  Ponownie  skupiła  uwagę  na
przesłuchiwanym.

- A teraz zaprowadzisz mnie tam, gdzie mieszkała Jillian -

zażądała.

62

background image

Godzina 0.10

Rzeka  Missisipi  wiła  się  wokół  Nowego  Orleanu,  obejmowała  Dzielnicę  Francuską,  zasilała
śródmieście.  Na  całej  długości,  zarówno  w  górze,  jak  i  w  dole  rzeki,  na  nabrzeżu  wznosiły  się
magazyny nowoorleańskiego portu, najruchliwszego w kraju.

- Gdzie? - warknęła Stacy, zapinając pasy

- Pani oszalała?

Uświadomiła sobie, że tak to może wyglądać z punktu widzenia Tinnina. Brak snu sprawił, że miała
przekrwione  oczy  i  nerwy  w  strzępach.  Takie  były  skutki  emocjonalnego  rozchwiania.  Zerknęła  na
niego i powiedziała:

- Może i tak, lecz nie jestem niebezpieczna dla otoczenia.

- Nie zrobi mi pani krzywdy?

- Nie zrobię ci krzywdy.

63

Nie wydawał się przekonany, ale i tak zapiął pasy.

- Jak ma na imię niemowlę? - spytała, zjeżdżając z krawężnika.

- Jillian mówiła na nie Fistaszek. Fistaszek. Stacy zacisnęła palce na kierownicy

Żyj, Fistaszku, pomyślała. Niech nic ci nie będzie.

64

background image

Godzina 0.25

Skierował  ją  do  opuszczonego  magazynu  nieopodal  French  Market,  przy  St.  Peters  i  Polach
Elizejskich. Stacy zjechała na pobocze, zaparkowała i wbiła wzrok w Tinnina.

- To tu? - spytała. - Jesteś pewny?

- Tutaj się z nią pożegnałem. Nie byłem w środku.

- W porządku. - Otworzyła skrytkę, wyjęła zapasową latarkę i wręczyła ją Tinninowi.

Spojrzał na latarkę i ponownie na Stacy.

- Muszę? - zapytał.

- Tak, musisz. Bądź mężczyzną.

- Idę o zakład, że tam śmierdzi - odparł, krzywiąc się.

Miał słuszność, w magazynie zalatywało zgnilizną, niemytymi ciałami i diabli wiedzą czym jeszcze.
Stacy omiotła snopem światła wnętrze

65

pomieszczenia. Ściany i filary wykonano ze stali, podłoga była betonowa. Nie tylko Jillian znalazła
tu schronienie.

Wszędzie  dookoła  walały  się  kartonowe  pudła  i  podarte,  stare  koce,  pod  którymi  leżeli  skuleni
ludzie. Kilku bezdomnych zbiło się w gromadkę i patrzyło na Stacy pustym wzrokiem.

Przypomniała  sobie,  że  ostatniej  zimy  ośmiu  dzikich  lokatorów  zginęło  w  pożarze,  który  ogarnął
jeden z takich magazynów.

Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie i strawił wszystko do szczętu. Machinalnie się wzdrygnęła.

- Policja! - zawołała. - Szukam niemowlęcia, dziecka Jillian Ricks. - Oświetliła twarze skurczonych
nędzarzy. - Nazywała je Fistaszkiem.

Odpowiedziało jej milczenie.

- Nie będziecie mieli kłopotów, tylko powiedzcie, gdzie znajdę dziecko. Pewnie głośno płakało.

Bezdomni  nie  ufali  nikomu,  a  już  najmniej  policji.  Nie  bez  przyczyny  znaleźli  się  na  marginesie
społeczeństwa.  Cierpieli  na  choroby  psychiczne,  byli  prześladowani,  doznali  wstrząsów
pourazowych albo zwyczajnie mieli cholernego pecha. Stacy wyciągnęła z kieszeni banknot i uniosła
go wysoko.

background image

66

- Dziesięć dolarów dla tego, kto zaprowadzi mnie do dziecka!

- zawołała.

- Dwadzieścia.

Stacy  błyskawicznie  odwróciła  się  i  spojrzała  tam,  skąd  dobiegł  ją  chrapliwy  kobiecy  głos.
Nieznajoma  miała  twarz  wręcz  obrośniętą  brudem  i  siwe  sterczące  włosy  Stacy  wyszperała  drugą
dziesiątkę.

- Zabierz mnie do dziecka, a kasa będzie twoja - oznajmiła.

Kobieta wskazała palcem kierunek, a potem wyciągnęła rękę po nagrodę, ale Stacy zacisnęła palce
na pieniądzach.

- Nie - oświadczyła. - Musisz mnie zaprowadzić.

Bezdomna  wahała  się  przez  chwilę,  ale  w  końcu  podniosła  się  z  miejsca  i  chwiejnym  krokiem
ruszyła  naprzód,  dając  znak,  aby  Stacy  poszła  za  nią.  Poprowadziła  ją  do  przeciwległego  kąta
magazynu, gdzie piętrzyła się sterta pudeł. Stacy dała jej pieniądze i skupiła uwagę na kartonach.

Zrozumiała, że ma przed sobą dom, który Jillian Ricks zbudowała dla siebie i noworodka, i poczuła
ucisk w gardle.

Podeszła jeszcze bliżej.

67

- Fistaszku! - zawołała. - Odezwij się do nas, skarbie.

Odpowiedziało  jej  niskie,  groźne  warczenie.  A  zatem  Jillian  Ricks  nie  pozostawiła  dziecka  bez
opieki.

Stacy uklękła i oświetliła latarką prowizoryczny dom. W

środku ujrzała małego, brudnego psa o białej sierści, który groźnie szczerzył kły. W swojej karierze
została już parę razy pogryziona, raz przez pitbulla. Diler narkotyków poszczuł psa i musiała położyć
zwierzę trupem, ale zrobiła to ze szczerym żalem, bo kochała zwierzęta. Modliła się w duchu, żeby
tym razem obeszło się bez rozlewu krwi.

Rozejrzała  się  po  wnętrzu,  przyświecając  sobie  latarką  i  parę  sekund  później  jej  wzrok  spoczął  na
małym  zawiniątku,  częściowo  zasłoniętym  przez  psa.  Z  tobołka  wydobył  się  słaby  pisk,  nie
głośniejszy niż miauczenie kociaka.

Serce Stacy mocniej zabiło. Odwróciła się do Tinnina.

background image

- Żyje! - krzyknęła. - Dzwoń po pogotowie. Powiedz, że policjant jest ciężko ranny

- Co? Przecież pani...

68

- To najlepszy sposób, żeby od razu przyjechali. Szybciej!

Wtedy uświadomiła sobie, że naprawdę będzie ciężko ranna, jeśli ten niepozorny piesek ją dopadnie.

- Już dobrze - przemówiła łagodnie, aby go udobruchać. -

Chcę  pomóc  Fistaszkowi.  -  Powoli  wczołgiwała  się  do  środka,  ale  i  tak  usłyszała  ostrzegawczy
warkot. - Fistaszek potrzebuje jedzenia i picia, i ty też. Wszystko będzie dobrze -powtarzała kojącym
tonem. - Obiecuję.

Pełzła  na  czworakach,  co  kilka  centymetrów  nieruchomiejąc,  aby  zwierzę  miało  czas  na  oswojenie
się z jej obecnością.

Bezustannie  do  niego  mówiła,  spokojnie  i  cicho,  a  pies  wpatrywał  się  w  nią  czujnie  i  poruszał
pyskiem. Nie obnażał

jednak zębów, co Stacy uznała za dobry znak.

Wzięła głęboki oddech.

- Dobry piesek - szepnęła. - Tak, bardzo dobra psina... Teraz zabiorę Fistaszka... Właśnie tak...

Podniosła niemowlę i przytuliła je do piersi. Żyło, a w dodatku było najpiękniejszą istotą, jaką Stacy
kiedykolwiek widziała.

69

-  Fistaszku  -  wyszeptała,  słysząc  dobiegające  z  oddali  wycie  syren.  -  Teraz  już  wszystko  będzie
dobrze. Wszystko będzie w porządku.

Długo wstrzymywane łzy popłynęły jej z oczu.

70

Tydzień później

Gdy Stacy weszła do środka, w sali odpraw zapadła kilkusekundowa cisza.

- Witaj z powrotem, Killian - odezwał się Patterson i wstał. -

Tak trzymaj!

background image

Idąc  za  jego  przykładem,  inni  obsypali  ją  entuzjastycznymi  gratulacjami.  Gdy  ich  mijała,  nie
szczędzili jej poklepywania po plecach.

Fakt, wyłamała się z szeregu, co nie uszło jej na sucho, ale przede wszystkim zaufała instynktowi i
postąpiła tak, jak nakazywało jej sumienie. Nikt tego nie rozumiał lepiej niż inni policjanci, i dlatego
zasłużyła na ich aplauz.

Jej  decyzja  okazała  się  słuszna  i  warto  było  to  uczcić.  Kilka  minut  później  opadła  na  krzesło  przy
biurku, a Patterson zajął

miejsce naprzeciwko niej.

- Wygląda na to, że pod moją nieobecność całkiem skutecznie trzymałeś przestępców w ryzach.

71

Patterson roześmiał się i pokręcił głową.

- Tygodniowe zawieszenie bez prawa do wynagrodzenia -

odparł. - Kiepska sprawa, Killian.

- Było warto. - Stacy spoważniała. - Przepraszam cię za tamten wieczór. Zapomniałam się.

- Daj spokój, dobrze zrobiłaś. Uratowałaś dziecku życie.

- Ale morderca się wymknął.

Minął  tydzień,  jednak  sprawa  nie  ruszyła  z  miejsca  ani  o  milimetr.  Sympozjum  dobiegło  końca,
uczestnicy  zwinęli  manatki  i  wyjechali,  a  Stacy  cały  czas  zastanawiała  się,  czy  zabójca  nie  umknął
wraz z lekarzami. Czy stałoby się inaczej, gdyby pojechała z Pattersonem na miejsce drugiej zbrodni
i sprawdziła wszystko na świeżo?

- Daj spokój, Killian - żachnął się Patterson, zupełnie jakby czytał w jej myślach. - Zrobiłaś to, co
uznałaś za słuszne. Tak podpowiadał ci instynkt. W sumie tak powinni działać gliniarze, prawda?

- Nadal będzie zabijał.

- Tak, zgadza się, ale może ta mała dorośnie i odkryje lekarstwo na raka.

Wpatrywała się w niego przez chwilę, a potem roześmiała.

72

- Z nami wszystko będzie w porządku, prawda?

- Niewykluczone.

background image

- Biorąc pod uwagę okoliczności, nie powinnam liczyć na więcej. Odnotowałeś wszystko w ViCAP-
ie*?

- Jasne. Jak tam najnowszy członek twojej rodziny?

- Fistaszek to niesamowity pies - oświadczyła, kręcąc głową.

Urząd  Ochrony  Dzieci  zajął  się  córką  Jillian  do  czasu  przekazania  jej  ojcu,  ale  Stacy  nie  mogła
pozwolić, żeby ta dzielna, mała psina trafiła do schroniska.

- Mogłabym przysiąc, że Spencer pokochał tego zwierzaka bardziej niż ja.

W tej samej chwili do pokoju zajrzał major Henry

- Patterson, Kilian, kod 10-21, sklep z antykami Waldhorn i Adler przy Royal Street. Do roboty!

ViCAR Violent Criminal Apprehension Program (j. ang.)

- Program Ścigania Niebezpiecznych Przestępców (przyp.

tłum.).

73

background image

Strike krew

background image

J.T. Ellison

74

Nashville, Tennessee

Zgubił się. Nadajnik GPS nie wziął pod uwagę prac remontowych ani dróg zamkniętych dla ruchu z
powodu protestów, musiał więc skręcić w kilka bocznych ulic. Jeździł w kółko, po czym skierował
się  w  prawo  i  zaparkował  przy  krawężniku,  żeby  wyciągnąć  zwykłą  mapę.  Sięgając  do  schowka,
zobaczył  nóż  i  pomyślał,  że  trzeba  było  go  schować  w  inne  miejsce.  W  tym  momencie  nagle  ją
zobaczył.

Siedziała na kolorowych kocach, rozpostartych na chodniku, oparta o mur, i niewidzącym wzrokiem
wpatrywała  się  w  przestrzeń.  Brudne  blond  włosy  nie  były  już  tłuste,  tylko  skołtunione  do  tego
stopnia,  że  utworzyły  placek  z  lewej  strony  głowy.  Przejechał  powoli,  obserwując  ją,  patrząc  na
krzywiznę czaszki pod kudłami włosów, na zarys szczęki, na zgrabne, nieduże ucho, zdumiewająco

75

czyste  i  białe  na  tle  brudnej  skóry.  Miała  jasne  oczy,  nie  widział:  niebieskie  czy  zielone.  Była  na-
ćpana albo bardzo głodna lub po prostu kompletnie zobojętniała. Doskonale.

Nikt nie będzie za nią tęsknił, a on zdoła się pozbyć tej dokuczliwej furii, z powodu której chodził
jak nakręcony.

Zamknął  skrytkę,  zatoczył  koło  i  wrócił  na  tę  samą  ulicę.  Nadal  tam  siedziała,  jakby  czekając  na
niego.

To był znak. Dar.

Od rana dzień układał się fatalnie. Podupadły sportowiec, jowialny tępak, nieznający umiaru i diabli
wiedzą, co sobie kompensujący Heath Stover, gruby dupek, z którym zaczynał

studia  medyczne,  zadzwonił,  żeby  się  spotkać.  JR  wpadł  na  niego  w  zeszłym  miesiącu  w  Nowym
Orleanie, dał się zaciągnąć do

„Pat O'Briens" i głupio wyjawił, gdzie pracuje.

Pokręcił głową, odtwarzając w myślach tamtą scenę. Stover przechwalał się na całe gardło, jaki to
odniósł sukces, jaką ma wspaniałą pracę, nowe bmw, długonogą, cycatą żonkę i propozycję objęcia
etatu w Centrum Medycznym Tulane. Nie 76

pasowało mu jedynie, że kochanka nalegała, żeby zostawił

ślubną.

background image

W  tamtym  momencie,  ośmielony  przez  alkohol,  poczucie  koleżeństwa,  przemożną  potrzebę
dopasowania się do otoczenia, akceptacji i zaprezentowania się równie atrakcyjnie jak ten popapra-
niec,  zapomniał  o  zdrowym  rozsądku.  Jego  miejsce  zajęła  arogancja  i  opowiedział  Stoverowi  o
własnej  pracy,  o  tym,  jak  wspina  się  po  szczeblach  kariery  w  Bosco  Blades,  jakim  jest
nadzwyczajnym akwizytorem. Nie jakimś

żałosnym

komiwojażerem jak ten dupek Willy Loman*, choć może trochę tak wyglądał i się zachowywał, ale to
była gra. Był dobry, więcej niż dobry, wprost doskonały. Ceniony w spółce, dostawał

preferencyjne  akcje,  korzystał  z  odrzutowca  firmy  i  domku  w  Aspen,  dostawał,  czego  dusza
zapragnie.

- Szczerze mówiąc, w przyszłym miesiącu jadę na konferencję do Nashville - powiedział Stoverowi.
- Przedstawimy nasz wynalazek: kierowany laserem skalpel. To dopiero coś.

Bohater sztuki Arthura Millera Śmierć komiwojażera

(przyp. red.).

77

- To dopiero coś - powtórzył Stover.

JR  liczył  na  to,  że  Stover  był  zbyt  pijany,  aby  zapamiętać  nazwę  firmy,  zresztą  podał  mu
nieprawdziwy  numer  telefonu  i  fałszywy  adres  mailowy  Ten  głupi  sukinsyn  zadzwonił  do  firmy  i
wyciągnął  numer  komórki  JR  od  jego  sekretarki,  po  czym  umówił  się  na  spotkanie.  Za  parę  godzin
miał  czekać  w  restauracji  kilka  ulic  stąd,  aby,  podobnie  jak  w  Nowym  Orleanie,  zabawić  się
wieczorem.

Gdyby tylko Stover wiedział, co się wydarzyło tamtego wieczoru! Gdyby wiedział o nożu, o niemym
krzyku, o tym, jak łatwo ciało przyjęło ostrze!

Potrzebował  jakiegoś  cichego  miejsca,  żeby  się  uspokoić  i  przygotować  na  wieczór  z
„przyjacielem".  Szczerze  mówiąc,  musiał  też  się  napić,  i  to  sporo.  Siedząca  na  chodniku  kobieta
również mogła sprawić, że na jego twarzy pojawi się uśmiech.

Zaparkował  kilka  ulic  dalej,  włożył  na  głowę  bejsbolówkę  i  wrócił  w  tamto  miejsce.  Pamiątkowa
tablica z marmuru i betonu upamiętniająca ofiary II wojny światowej poinformowała go, że znajduje
się na Legislative Plaza. Z prawej strony, na tle błękitnego nieba piętrzył się Kapitol,

78

siedziba stanowych władz ustawodawczych, a na schodach przed  War  Memorial Auditorium  kręcił
się tłumek protestujących z wysoko uniesionymi transparentami. Mijając ich, JR musiał

background image

zachować ostrożność, żeby nie zwrócili na niego uwagi. Znalazł

doskonałe  miejsce  w  połowie  drogi  między  przecznicami,  zasłonięte  przed  wzrokiem
przyjacielskiego tłumu na schodach i przed ludźmi na ulicy. Klony zapewniały mu dodatkową osłonę.

Stanął tam, a potem patrzył i czekał. Wiedział, że w pewnym momencie kobieta będzie musiała się
ruszyć, a wtedy podąży za nią i zaatakuje. Niech szlag trafi Heatha Stovera! Teraz miał

spotkanie z kimś o wiele bardziej interesującym.

W  Wydziale  Zabójstw  Komendy  Głównej  w  Nashville  przez  cały  dzień  panował  spokój.  Był
pierwszy poniedziałek po przestawieniu zegarów na czas zimowy i choć dopiero minęła siedemnasta,
niebo  za  oknem  w  pokoju  porucznik  Taylor  Jackson  było  atramentowe.  Światła  nad  mostem  przy
Jefferson Street jaśniały ciepłym, miodowym blaskiem. Widziała fragment rzeki płynącej na północ
do

79

Kentucky Dziś nie świecił księżyc i w czarnej wodzie wyraźnie odbijały się lampy rtęciowe.

Detektywi  rozeszli  się  do  domów,  robota  papierkowa  była  skończona,  wszystko  układało  się  jak
trzeba. Taylor została na wszelki wypadek. Wkrótce mieli się zjawić detektywi z drugiej zmiany, a
ona chciała przekazać sprawy wydziału nowemu sierżantowi, Bobowi Parksowi. Dobrze nadawał się
na to stanowisko, ludzie go szanowali, pracował z nimi od lat. Parks nie miał żadnych złudzeń co do
awansu. Zadowalało go bycie sierżantem do końca dwudziestoletniej służby, której kres przypadał za
dwa  lata,  kiedy  to  przejdzie  na  emeryturę.  Jego  syn  Brent  też  pracował  w  policji.  Taylor
podejrzewała,  ze  Parks  postanowił  przenieść  się  za  biurko,  aby  jego  syn  miał  więcej  przestrzeni.
Facet z klasą.

Nagle zadzwonił telefon. Taylor odeszła od okna. Ogarnęły ją złe przeczucia.

- Porucznik Jackson - powiedziała do słuchawki.

Dzwonił Marcus Wade, jeden z podległych jej detektywów.

- Cześć. Mamy problem.

- Jaki znowu problem?

80

- Taki, który bezpośrednio dotyczy komendanta policji.

- Myślałam, że poszedłeś do domu.

-  Owszem,  ale  po  drodze  zobaczyłem  tłum  na  Legislative  Plaza,  tam,  gdzie  koczują  uczestnicy
protestu. Wyglądało mi to na coś, do czego mogą nas wezwać. Nie pomyliłem się.

background image

Taylor usiadła na krześle i otworzyła notatnik.

- Co się dzieje?

-  Ktoś  z  organizacji  Okupacja  Nashville  nie  żyje.  Zginął  na  schodach  War  Memorial  Auditorium.
Pchnięcie nożem w klatkę piersiową, czysto i sprawnie.

Taylor jęknęła.

- Będzie jeszcze lepiej - usłyszała.

- Co?

- Ofiara to Go-Go Dunham.

- A niech to szlag!

- Właśnie. Przyjedziesz?

- Będę za dziesięć minut. Kto tam jest?

-  Tłum  protestujących.  Ktoś  skontaktował  się  z  jej  ojcem  i  podobno  już  jedzie.  Do  ciebie
zadzwoniłem najpierw. Wiem, że będziesz chciała przekazać informację szefowi.

81

- Zbytek łaski, Marcus.

- Zawsze do usług - odparł i się rozłączył.

W  innych  okolicznościach  to  kapitan  Joan  Huston,  przełożona  Taylor,  byłaby  odpowiedzialna  za
kontakt z komendantem, ale miała urlop. Właśnie urodził się jej pierwszy wnuk i postanowiła spędzić
trochę czasu z córką.

Taylor odłożyła słuchawkę i sięgnęła po skórzaną kurtkę.

Włożyła  ją  na  siebie,  poprawiła  kucyk,  chwyciła  radiotelefon  i  wyszła.  W  drodze  do  gabinetu
komendanta pokonywała po dwa stopnie schodów naraz.

Dwudziestodwuletnia  Virginia  Go-Go  Dunham  była  córką  Joego  Dunhama,  założyciela  jednej  z
największych  firm  medycznych  w  Nashville.  Ostatnio  uwagę  mediów  przyciągnęło  jego
uwzględniające  ochronę  środowiska  centrum  dializ,  które  miało  być  jednocześnie  przyjazne  dla
pacjentów  i  dla  kieszeni  właścicieli,  liczących  na  potężne  ulgi  podatkowe  od  rządu.  Trend  się
przyjął, projekty Dunhama zostały opatentowane i wykorzystane przy budowie podobnych ośrodków
na terenie kraju. Dunham był fundamentem tutejszej społeczności, regularnym bywalcem wszystkich
naj

background image

82

większych  imprez  dobroczynnych  i  darczyńcą  na  fundusz  wyborczy  burmistrza.  Do  tego  wszędzie
miał znajomości.

Jedynaczka Virginia, znana jako Go-Go, stanowiła jedyną plamę  na  nieskazitelnym  wizerunku  ojca.
Jako  trudna  nastolatka,  szybko  pogrążyła  się  w  świecie  narkotyków.  Przydomek  zdobyła  w  wieku
czternastu lat, kiedy przyłapano ją na tańcu w klubie

„Déjà vu". To było jeszcze przed wprowadzeniem prawa zabraniającego dotykania tancerek. Krągła,
jasnowłosa i piersiasta Go-Go bez skrupułów wykorzystywała sytuację.

Udawało jej się wyciągnąć trzy tysiące na noc i zdecydowaną większość zarobków przepuszczała na
narkotyki.

Po  kilku  aresztowaniach  i  odwykach  zaczęła  prowadzić  się  wręcz  modelowo.  Przestała  bywać  w
nocnych klubach i wróciła do nauki, a po studiach zatrudniła się w firmie ojca. Jak to możliwe, że
zginęła na ulicy, jeśli nadal była czysta?

W  gabinecie  komendanta  DeMikea  paliły  się  światła.  Tayler  wiedziała,  że  łatwo  nie  pójdzie,  gdyż
był on bliskim przyjacielem ojca ofiary. W każdym razie na tyle bliskim, na ile pozwalają wspólne
przedsięwzięcia polityczne. Dunham i burmistrz razem wędkowali, komendant od

83

czasu do czasu zabierał się z nimi. Taylor już miała zapukać do zamkniętych drzwi, kiedy usłyszała
głos DeMikea.

- Słyszę panią, pani porucznik! - zawołał. -Proszę wejść.

Posłusznie wykonała polecenie.

Komendant  był  policyjnym  weteranem.  Awansował  na  stanowisko  jako  wewnętrzny  kandydat
wydziału  i  cieszył  się  sympatią  w  przeciwieństwie  do  swojego  poprzednika,  skorumpowanego  do
szpiku kości. DeMike miał siwe włosy i rumianą twarz, a jego policzki trzęsłyby się i kołysały nawet
w bezwietrzną pogodę. Trochę przypominał basseta z nadwagą, był

jednak przyzwoitym gliniarzem i zawsze dobrze ją traktował.

- Przyszła pani w sprawie córki Dunhama?

- Już pan wie?

DeMike wyciągnął cygaro zaczął się nim bawić.

- Skarbie, wiem o wszystkim, co dzieje się w mieście.

background image

W odpowiedzi Taylor tylko uniosła brew.

- Przepraszam. - Odciął końcówkę cygara, po czym wetknął je do ust. Taylor wiedziała, że ten gest
go uspokaja. Tu nie wolno było palić, co nie

84

znaczyło, że komendantowi się to nie zdarzało. -Joe już wie.

Musimy jechać na miejsce zbrodni, spotka się tam z nami.

Oczekuje popisowej akcji, więc musi pani być przygotowana.

-  Jestem  przygotowana,  to  nie  problem.  Proszę  mi  powiedzieć,  kto  zadzwonił  do  pana  Dunhama?
Trochę szybko, jak na mój gust.

- Już prowadzi pani dochodzenie? Dobrze, to mi się podoba.

Podobno  telefonował  któryś  z  jego  przyjaciół.  Najwyraźniej  Go-Go  postanowiła  dołączyć  do
protestujących. - DeMike wstał, masywnym ciałem hałaśliwie odpychając krzesło pod parapet.

- Myślałam, że ostatnio była czysta.

-  Nie  wiem,  pani  porucznik.  Pojedziemy  na  miejsce  i  sprawdzimy.  Za  parę  minut  przybędę  z
odpowiednią pompą i rozmachem.

Taylor z powagą skinęła głową, usiłując ukryć uśmiech.

- Tak jest, panie komendancie.

Kiedy  pierwsza  syrena  rozdarła  nocną  ciszę,  znajdował  się  cztery  przecznice  dalej,  w  knajpie
„Rippys" na Broadwayu.

Sączył piwo o nazwie

85

Yuengling  do  długiej  kanapki  z  wieprzowiną,  wysmarowanej  słodko-pikantnym  sosem  do  grilla,
pogryzał placki kukurydziane i czekał na Stovera. Na dźwięk syreny poczuł, jak duma wręcz rozsadza
mu  klatkę  piersiową.  Poszło  wspaniale,  w  ogóle  się  go  nie  spodziewała.  Tak  jak  przewidział,  po
jakiejś godzinie powlokła się ku przenośnym toaletom, a kiedy podeszła, wyprostował się, zacisnął
dłoń  na  rękojeści  noża  i  wyszedł  z  krzaków.  Tak  świetnie  sobie  radził,  że  dla  postronnego  obser-
watora wyglądało to tak, jakby wpadł na nią przypadkowo. Kiedy mówił „przepraszam", wsunął nóż
pod jej mostek, prosto w serce.

Czysty  cios,  ostrze  gładko  weszło  i  wyszło,  bez  żadnego  przekręcania  i  piłowania.  Precyzja  i
perfekcja.

background image

Zanim upadła na chodnik, był już w połowie drogi do następnej przecznicy Naprawdę dobrze sobie z
tym radził. Fakt, praktyka czyni mistrza, a on miał praktykę.

Pozwolił  sobie  na  uśmiech.  Udało  mu  się  uratować  ten  bardzo  irytujący  dzień.  Nareszcie  miał  coś
wspaniałego, o czym mógł

myśleć  wieczorem.  Coś,  co  ukoi  zdenerwowanie  wywołane  przymusowymi  gierkami  ze  Stoverem.
Głupi sukinsyn. I kto 86

odniósł  większy  sukces  na  swoim  polu?  Przestań  się  tym  zamartwiać,  JR,  nakazał  sobie  w  duchu.
Pomyśl  o  tym,  co  właśnie  zrobiłeś,  i  o  tym,  że  siedzisz  pod  ich  nosem  i  zajadasz  smaczną,
południową  kolację.  Pomyśl  też  o  rdzawym  od  krwi  dziewczyny  ostrzu  noża,  który  tkwi  w  twojej
kieszeni.

Przypomnij  sobie,  jak  jego  czubek  wnikał  w  ciało  dziewczyny,  jak  spojrzała  na  ciebie,
uświadamiając  sobie,  że  właśnie  kończy  życie.  To  są  stosowne  myśli.  Nie  wracaj  do  złych  rzeczy
Skup się na tym, co tu i teraz.

Stover powitał go hałaśliwie.

JR  dobrze  odegrał  swoją  rolę.  Przyjął  męski  uścisk  dłoni,  wymieniał  uwagi,  jadł,  pił,  a  przez  cały
czas pokrzepiał się wspomnieniami jasno-okiej piękności, jak leżała na chodniku, a jej serce po raz
ostatni  wpompowało  krew  do  organizmu.  Po  ciągnącym  się  bez  końca  spotkaniu  Stover  wreszcie
poprosił o rachunek i głośno beknął, nie zasłaniając ust.

- Czas na baby - obwieścił.

Pomysł wydał się JR wstrętny. Kobiety nie były po to, żeby się kalać, ale ku chwale noża. Ku chwale
chwalebnej chwały.

87

Może wypił o jedno piwo za dużo.

Propozycja jednak dawała mu świetną okazję do ucieczki, więc się zgodził i poszedł za Stoverem w
noc.  Mimo  poniedziałku  ulice  nieopodal  restauracji  pełne  były  turystów  i  bawiących  się  ludzi.
Centrum  Nashville  tętniło  życiem  dniem  i  nocą  przez  cały  tydzień,  a  oni  wśliznęli  się  w  tłum,  nie
budząc niczyjego zainteresowania. Potrafił się dopasować. Teraz już wszędzie pasował.

Taylor pojawiła się na miejscu zbrodni dziesięć minut po telefonie od Marcusa. Zwłoki znaleziono w
odległości  zaledwie  jednej  ulicy  od  budynku  Komendy  Głównej  i  mogłaby  pokonać  ten  dystans
pieszo, gdyby jej się tak nie śpieszyło, jednak nie miała czasu do stracenia. Grupa protestujących z
Okupacji Nashville już od dwóch tygodni utrudniała funkcjonowanie centrum miasta. Właśnie trwały
prace  nad  ustawami  ogranicza-jącymi  wolność  zgromadzeń,  dochodziło  do  pyskówek  między
protestującymi a innymi grupami, i nawet ci mieszkańcy, którzy generalnie

88

background image

popierali Okupację Nashville, zaczynali mieć dosyć jej przedstawicieli.

Jedynymi  beneficjentami  protestu  byli  bezdomni  spędzający  czas  na  snuciu  się  po  skwerze  na
Bulwarze  Kapitolińskim  pomiędzy  śródmiejską  biblioteką  a  Legislative  Plaza.  O  dziwo,  hipisi  i
bezdomni  wyglądali  bardzo  podobnie,  więc  ci,  którzy  na  wezwanie  protestujących  przywozili  do
śródmieścia jedzenie i koce, niekoniecznie potrafili się połapać. Bezdomni nie byli głupi i w pełni
wykorzystywali sytuację. Dostawali jedzenie, ubrania oraz ciepłe koce, a w dodatku palili papierosy
z protestującymi i dzielili z nimi namioty.

Taylor  nie  uważała,  że  to  coś  złego,  chociaż  życzyłaby  sobie,  żeby  ci,  którzy  wspierali
potrzebujących, regularnie otaczali ich troskliwą opieką. Jeśli internet pomógł obalić despotę, to na
pewno usprawniłby zbiórkę ubrań i jedzenia dla bezdomnych w Nashville.

Teraz jednak nie to było ważne. Popełniono morderstwo.

Trzeba  było  zapanować  nad  sytuacją,  zanim  media  rozdmuchają  sprawę  i  stanie  się  ona  przyczyną
poważnych zawirowań politycznych.

89

Taylor, od czternastu lat pracująca w policji, była doświadczonym detektywem, nie zamierzała więc
pochopnie  wyciągać  wniosków.  Jeśli  jednak  Go-Go  znalazła  się  wśród  protestujących  i  została
pchnięta nożem, to nie dało się wykluczyć, że zamordował ją jeden z kolegów. Taka wiadomość na
pewno przetoczyłaby się przez ogólnopaństwo-we media.

Parkując,  rozejrzała  się  dookoła.  Zbyt  wiele  razy  widywała  takie  sytuacje.  Szósta  Aleja  była
zablokowana  pomiędzy  kościołem  a  Charlotte,  niebieskie  i  białe  światła  wariacko  błyskały  na
budynkach  z  betonu,  odbijając  się  od  czarnego  szkła  Centrum  Sztuk  Scenicznych  w  Tennessee.  Na
szczęście  nic  się  tam  nie  działo  dzisiaj  wieczorem  i  recepcja  budynku  była  pogrążona  w  mroku.
Taylor zorientowała się, że uwaga ludzi jest skupiona na miejscu mniej więcej w połowie ulicy, tuż
pod schodami na Legislative Plaza.

- Hej, pani porucznik!

Tim  Davis,  szef  jednostki  zabezpieczającej  miejsce  zbrodni,  pomachał  do  Taylor.  Ruszyła  w  jego
kierunku, jednocześnie przyglądając się tłumowi na Szóstej Alei. Teren został otoczony kordonem,

90

co widział Marcus w drodze do domu, ale spory tłum zebrał

się  po  obu  stronach  miejsca  zbrodni.  Żółta  taśma  blokowała  ludziom  przejście,  zerkali  jednak
wystraszonym wzrokiem, a pod Centrum Sztuk Scenicznych zgromadziła się grupka gapiów w nadziei
na to, że zobaczą coś bulwersującego.

Davis doglądał zbierania materiałów dochodzeniowych.

background image

Taylor ucieszyła się, że trafiła na jego zmianę. Był skrupulatny i wiedziała, że jeśli znajdowały się tu
jakieś dowody, Tim z pewnością dopilnuje, aby je zapakowano i opisano.

- Cześć, stary - powitała go. - Co słychać?

- Marcus mówił ci, że to Go-Go?

- Tak. Szkoda, cholera. Co z dowodami?

- Pojedyncze pchnięcie w klatkę piersiową. Zbieram wszystko dookoła, ale to miejsce jest zasypane
śmieciami protestujących.

Brudasy jedne. - Z dezaprobatą zmarszczył nos.

Tim lubił porządek i czystość, dlatego tak szybko zauważał to, co nie pasowało do otoczenia.

- Mamy tu kamery, tak?

- Tak. Kontaktowałem się z Centrum Sztuk Scenicznych, ich monitoring pomoże nam ustalić, co się
stało.

91

- To dobrze. Daj mi znać, jeżeli coś jeszcze znajdziesz. Czy to Keri pracuje przy zwłokach?

- Tak. Brak mi Sam.

- Nie tobie jednemu, przyjacielu - westchnęła.

Sam,  czyli  doktor  Samantha  Owens,  była  najlepszą  przyjaciółką  Taylor  i  do  niedawna  dyrektorką
Ośrodka Medycyny Sądowej i naczelnym patologiem stanu Tennessee.

Ostatnio  przeniosła  się  do  Waszyngtonu  i  Taylor  ogromnie  za  nią  tęskniła,  ale  naprawdę  rozumiała
przyjaciółkę. Gdyby jej przytrafiła się taka strata jak Sam, też by stąd uciekła.

- Odzywała się do ciebie? - zapytał Tim.

- Tak, kilka dni temu. Nieźle sobie radzi, znalazła mieszkanie.

- To dobrze. Pozdrów ją ode mnie, jak następnym razem będziecie gadały. Idę się przyjrzeć zebranym
dowodom. Dam znać, jeśli coś rzuci nam się w oczy

Taylor zerknęła na zegarek. Była siedemnasta piętnaście.

Komendant miał wkrótce przyjechać, należało się więc pośpieszyć i przekazać mu informacje, które
mógłby podać do mediów. Uwielbiał pokazywać się przed kamerami, a gdyby uda-

92

background image

ło się to zgrać, znalazłby się w wiadomościach o osiemnastej.

Keri McGee klęczała obok zwłok. Taylor się do niej przyłączyła.

- Cześć - mruknęła Keri.

- Cześć. Co masz dla mnie?

-  Mnóstwo  niczego.  Żadnych  uszkodzeń  ciała  poza  pchnięciem,  oczywiście.  Właściwie  to  kończę.
Zginęła niedawno, niespełna godzinę temu. Szybko ją znaleziono.

Mieszkała na ulicy?

- Dlaczego pytasz?

- Ma gazety w butach i w skarpetkach. Bezdomni robią tak, żeby się ogrzać. No i od dawna się nie
kąpała. Nie żeby to o czymkolwiek świadczyło, mnóstwo tych ludzi koczuje tu od wielu dni.

Taylor uważnie popatrzyła na Go-Go. To, że dziewczyna dawno się nie kąpała, rzucało się w oczy.
Wyglądała  tak,  jakby  ostatnio  życie  jej  nie  rozpieszczało.  Skórę  miała  brązową  od  brudu,  żadnej
biżuterii, zegarka, tylko cienką, czerwoną nitkę na prawym nadgarstku. Ze skołtunionymi włosami i w
brudnych ciuchach wyglądała koszmarnie. Nie bardzo przypominała innych protestujących,

93

którzy mimo szczerych wysiłków, by stopić się z otoczeniem, nadal tryskali zdrowiem.

- Chcę porozmawiać z tym, kto ją znalazł.

- Tam jest. - Keri wskazała młodego człowieka, który kręcił

się nieopodal. - Zaraz będę gotowa, żeby przewieźć ją do kostnicy Fox zrobi sekcję rano, razem ze
wszystkimi, których dzisiaj zbierzemy

- Może być. Dzięki.

Taylor  podeszła  do  młodego  mężczyzny,  który  natrafił  na  zwłoki.  Na  oko  nie  skończył  nawet
dwudziestki,  miał  rzadką  bródkę,  ciemne  włosy  i  ciemne  oczy.  Taylor  uznała  za  zabawne  to,  że
chłopak protestuje przeciwko kapitalizmowi, mając na grzbiecie markową kurtkę North Face za dwie
i pół setki. Po jego twarzy ściekały łzy.

- Witam, jestem porucznik Jackson z wydziału zabójstw -

przedstawiła się. - Jak się nazywasz?

- Derek Rucka.

background image

- A skąd znasz Go-Go?

- To moja dziewczyna.

- Poważnie? Chodzicie ze sobą? Nie wyglądała najlepiej jak na dziewczynę, która ma chłopaka.

- Była moją dziewczyną. - Odwrócił wzrok. -Zerwaliśmy kilka tygodni temu. Zniknęła i nie

94

widziałem jej do dzisiaj. Byłem tu z kumplami i zobaczyłem, że pali na tych schodach. Gadaliśmy

- O czym?

- O jej powrocie do domu. Skoro zna pani jej przezwisko, to pewnie też całą historię. Go-Go miała
cyklofrenię

1.  D

obrze  sobie  radziła,  pracując  dla  swojego  taty.  Tam  się  poznaliśmy,  moja  mama

chodzi do tego ośrodka na dializy. Niestety, jakiś miesiąc temu Go-Go przestała brać leki i choroba
wróciła.

- Byłeś tu, bo próbowałeś ją ratować?

- Nie. - Pokręcił ze wstydem głową. - Nie miałem pojęcia, że żyje na ulicy Zacząłbym jej wcześniej
szukać.

- Akurat  dzisiaj  przypadkiem  na  nią  wpadłeś  i  nagle  ona  nie  żyje?  Chciałbyś  mi  coś  powiedzieć,
Derek?

Chłopak, wyraźnie przestraszony, zaczerwienił się i szeroko otworzył usta.

1Cyklofrenia  -  psychoza  maniakalno-depresyjna,  zaliczana  do  grupy  endogennych  zaburzeń
psychicznych,  których  istotną  cechą  jest
  występowanie  nawracających  depresji  lub  depresji  i
manii, Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, W-wa 1995 (przyp. red.).

95

- Pogadaliśmy, wypaliliśmy zioło i tyle.

- Przyznajesz się do zażywania narkotyków razem z ofiarą?

Derek energicznie skinął głową.

- Tak, ale słowo daję, to wszystko, co zrobiliśmy

- Powinieneś pojechać ze mną na posterunek. Porozmawiamy sobie, dobrze, Derek?

Chłopak wyprostował przygarbione ramiona.

background image

- Jestem aresztowany? - zapytał.

- Jeszcze nie. Chcemy tylko zadać ci kilka pytań.

- Znam swoje prawa. Nie możecie mnie zatrzymać bez powodu.

- To nie dawaj mi powodu, młody - Taylor zmrużyła oczy. -

Nie  jestem  w  nastroju.  Możemy  to  zrobić  na  siłę  albo  na  spokojnie.  Właśnie  się  przyznałeś  do
zażywania nielegalnych substancji w miejscu publicznym. Jeżeli chcesz, żebym oskarżyła cię o branie
narkotyków, to bardzo chętnie pójdę ci na rękę.

Możesz też pojechać ze mną i utniemy sobie miłą pogawędkę.

Wybieraj.

Zrobiła krok do tyłu i zaczęła bawić się kajdankami. Rucka wsunął ręce do kieszeni i schylił gło-

96

wę, uznając swoją porażkę. Taylor podprowadziła go do samochodu i posadziła na tylnym siedzeniu.

- Poczekaj. Zaraz wracam.

Oczywiście, dostrzegła to jakaś reporterka i krzyknęła gorączkowo zza taśmy:

- Pani porucznik! Ma pani podejrzanego?

Taylor nie odpowiedziała. Nie chciała rozmawiać z dziennikarzami, zwłaszcza że komendant był w
drodze.  Wróciła  do  zwłok  i  popatrzyła,  jak  Keri  McGee  zbiera  próbki  i  wsuwa  dłonie  denatki  do
torebek foliowych.

- Masz coś? - zapytała Taylor.

- Nic nadzwyczajnego. Włosy nienależące do ofiary i różne drobiny, ale to normalna rzecz, kiedy ktoś
styka się z tłumem.

Jest tak opatulona, jakby miała na sobie sari. Zawiozę ją do kostnicy, tam ją rozbierzemy, zrobimy co
trzeba i sprawdzimy, co jest nie tak.

„Coś na pewno nie będzie pasować do reszty..."

Super.  Teraz  będę  podśpiewywała  tę  głupią  piosenkę  przez  pozostałą  część  wieczoru,  pomyślała
Taylor.

Nie miała pretensji do Keri o to, że chce jak najszybciej zabrać ciało ofiary, jeszcze przed

97

background image

wystąpieniem  komendanta  przed  kamerami.  Była  doskonałym  patologiem.  Go-Go  trafi  pod  nóż
rankiem, razem z innymi nieszczęśnikami, którzy mieli pecha znaleźć się w chłodniach prosektorium.
Tymczasem Taylor postanowiła zająć się swoją robotą.

Skierowała się do samochodu, gdy usłyszała, że Keri ją woła.

Odwróciła się i dostrzegła, że McGee wzywa ją gestem ręki.

- Co jest?

Keri wręczyła jej mały skórzany portfel.

- Oto co znalazłam pod kocami - powiedziała. - Nie wiem, dlaczego przeoczyłam ten drobiazg, gdy
obracałam zwłoki.

- Jej własność?

- Nie, chyba że nazywa się James Gustafson. Taylor otworzyła portfel. W środku było to, co

zwykle: prawo jazdy, kilka kart kredytowych i trochę gotówki.

Na  zdjęciu  widniał  blady  mężczyzna  o  niebieskich  oczach  i  brązowych  włosach,  mierzący  metr
siedemdziesiąt osiem i mający czterdzieści jeden lat. Z adresu wynikało, że mieszka w Wirginii.

- Keri, popraw mnie, jeśli się mylę. Czyżby nastąpił przełom w śledztwie i to jest portfel mordercy?
Go-Go usiłowała go podwędzić, a wtedy

98

facet wbił jej nóż, przeraził się i uciekł, zapominając o portfelu.

- Zapomniałabyś o portfelu, gdybyś chwilę wcześniej pchnęła kogoś nożem?

- Nikt nie mówi, że mordercy to geniusze.

Keri  parsknęła  śmiechem,  po  czym  nagle  zmarszczyła  brwi  i  zanurzyła  ręce  w  fałdach  brudnych
koców Go-Go.

- To dziwne.

- Co? - zapytała Taylor.

Keri wyciągnęła trzy portfele, bardzo podobne do pierwszego, i cztery komórki.

- Proszę, proszę. Całkiem zręczny kieszonkowiec z Go-Go -

zauważyła Taylor.

background image

- Założę się, że właściciele ucieszą się, kiedy zwrócimy im te rzeczy

- Jasne. Dobra robota, Keri. Powiem Parksowi juniorowi, żeby sprawdził, do kogo należą telefony i
portfele, i sprowadził tych ludzi do komendy. Przynajmniej mamy podejrzanych. Może faktycznie uda
się jeszcze dzisiaj rozwikłać sprawę zabójstwa Go-Go. Spadam.

Taylor ruszyła w kierunku taśmy, wyznaczającej granice miejsca zbrodni. W myślach snuła

99

plany  na  wieczór  i  zastanawiała  się,  co  dokładnie  powie  ojcu  Go-Go  o  jej  zbłąkanej,  a  obecnie
martwej córce. Co za cholerny pech!

- Iiicha!

Stover postanowił przejechać się na mechanicznym byku w

„Cadillac  Ranch".  Kręcił  się  jak  fryga,  pokrzykując,  pomstując  i  ogólnie  robiąc  z  siebie  idiotę.
Około  pół  godziny  wcześniej  przyczepiły  się  do  niego  dwie  tlenione  blondynki,  które  teraz
wpatrywały  się  z  podziwem  w  mężczyznę  na  ten  wieczór,  śliniąc  się  na  myśl  o  jego  hojności  i
zasobności portfela.

JR  nie  mógł  tego  dłużej  znieść.  Popatrzył  na  zegarek.  Minęła  północ.  Jak  to  możliwe?  Fakt,  sporo
wypił.  Próba  dotrzymania  tempa  Stoverowi  była  wyzwaniem  dla  człowieka,  który  zazwyczaj  nie
pozwalał  sobie  na  więcej  niż  okazjonalny  drink  w  ramach  nagrody  Dziwne,  już  drugi  raz  w  tym
miesiącu złamał

własne zasady O czym to świadczyło? Czy stał się leniwy?

Zmęczył się? A może postarzał?

Z całą pewnością, jak każdy człowiek, nie młodniał z upływem lat, ale daleko mu było do rutyny

100

i stagnacji. Stover okazał się bardzo przewidywalny. Z dala od domu, żony i kochanki, miał ochotę
poderwać pierwszą babę, jaka mu się nawinie, wypić tyle, ile pomieści jego wielkie brzuszysko, a
potem bez żadnej głębszej myśli pieprzyć się i stracić przytomność w obcym pokoju.

JR był ponad to, był czystszy, przyzwoitszy i na pewno bardziej umiarkowany. Stover zachowywał
się niczym pięciolatek, który ma napad histerii. Wszyscy dookoła byli świadomi jego obecności. JR
nie  zniósłby  takiej  uwagi  ze  strony  obcych,  wcale  by  jej  nie  chciał.  Gdyby  był  tak  niedyskretny,
dawno  temu  wylądowałby  w  więzieniu.  Nie,  roztropność  i  umiar  stanowiły  klucz  do  jego
długotrwałej działalności.

- JR! - wrzasnął Stover, całkiem jakby potrafił czytać w myślach kolegi. - Chodź no tu! Rusz swoją
chudą dupę!

background image

Blondynki  zachichotały,  a  JR  machnął  ręką,  po  czym  uświadomił  sobie,  że  Stover  jest  kompletnie
pijany  Wystosowawszy  zaproszenie,  zamknął  oczy  i  zaczął  się  ześlizgiwać  z  grzbietu  byka.  Pora
kończyć, zdecydował JR i ruszył do baru uregulować rachunek. Stover wcześniej wręczył

101

barmanowi kartę kredytową, aby mieć swobodny dostęp do drinków. JR zażądał rachunku i poprosił
barmana o obciążenie karty Stovera, uznając, że to on powinien zapłacić za alkohol.

Barman wrócił z informacją, że karta została odrzucona.

Klnąc  cicho,  JR  sięgnął  po  portfel.  Postanowił  dać  facetowi  gotówkę  i  na  tym  zakończyć  sprawę.
Okazało się jednak, że prawa tylna kieszeń spodni jest pusta. Cholera jasna! Rozejrzał

się, aby w tłumie wyłowić wzrokiem kobiety, które kręciły się przy nich od pewnego czasu, lecz nie
dostrzegł żadnej z nich. Te niewarte funta kłaków zdziry rąbnęły mu portfel i uciekły!

Ogarnęła go wściekłość, która musiała się odbić na jego twarzy, bo barman lekko się cofnął.

JR podszedł do Stovera, który po upadku z byka leżał na podłodze, i złapał go za koszulę.

- Ukradły mi portfel, ty tłusty fiucie - wysyczał.

- To do dupy. - Stover zaczął się śmiać histerycznie, co dodatkowo zezłościło JR.

Zaciągnął Stovera do baru i brutalnie popchnął na drewnianą obudowę.

- Twoja karta nie działa! - wykrzyknął. - Zapłać rachunek!

102

Stover,  o  dziwo,  natychmiast  posłuchał,  wyciągnął  portfel  i  zapłacił  za  drinki  dwiema  świeżutkimi
studolarówkami.  Cholera,  tego  grubasa  nie  obrobiły,  pomyślał  JR,  ale  zadowolony  z  uregulowania
rachunku  odszedł,  aby  odnaleźć  złodziejki.  Byłoby  fatalnie,  gdyby  ktoś  zainteresował  się  jego
tożsamością.  Na  kartach  i  na  prawie  jazdy  nie  widniało  prawdziwe  nazwisko,  tylko  pseudonim
gwarantujący mu anonimowość w trakcie podróży po kraju. Posługiwał się nim, odkąd wyleciał ze
studiów  medycznych.  Pracodawcy  niechętnie  zatrudniliby  człowieka,  który  nie  był  dostatecznie
solidny, by skończyć studia. Tak naprawdę jednak chodziło o coś innego. JR mógłby zdobyć dyplom,
gdyby  tylko  chciał,  ale  znalazł  sobie  hobby,  które  satysfakcjonowało  go  znacznie  bardziej  niż
praktyka lekarska.

Specjalnie  udawał,  że  ma  problemy  z  przyswajaniem  materiału,  aby  inni  studenci  uważali  go  za
niezdolnego i by mógł zniknąć z ich życia.

Stover był jego piętą achillesową. Wiedział, jak naprawdę nazywa się JR. Ten idiota wytropił go w
hotelu w Nowym Orleanie i zapamiętał.

background image

JR zatrzymał się przy wyjściu na ulicę. Pojął, ze to nie kobiety najbardziej mu zagrażają. Owszem,

103

wyniknął  z  nimi  problem,  lecz  nie  śmiertelnie  poważny  Już  wiedział,  co  musi  zrobić.  Istniał  tylko
jeden skuteczny sposób na wydostanie się z tego bagna.

Nagle przeszył go dreszcz podniecenia. Dwoje jednego dnia?

W jednym mieście? Znowu? Czy się odważy? Rozum zdawał się odpowiadać twierdząco, niemniej z
pewnym zastrzeżeniem. Nie wolno było użyć noża.

JR czekał na Stovera, a przez jego głowę przelatywały tysiące myśli. Istniało tyle rodzajów śmierci.
Można przecież wpaść pod samochód albo potknąć się i uderzyć głową o słup latarni...

Pomyślał  o  wcześniejszej  przejażdżce  po  mieście  i  nagle  go  olśniło.  Rzeka  płynęła  nieopodal,  a
przecinały ją trzy mosty, z których jeden był przeznaczony wyłącznie dla pieszych.

JR przyjrzał się Stoverowi. Był tak pijany, że z pewnością nie dałby rady pływać. Cóż, nie osiągnie
takiej satysfakcji, jak używając noża, ale z całą pewnością położy kres groźbie rozpoznania. - Chodź,
Heath - powiedział. - Przejdziemy się.

Stover kroczył obok niego, nie przestając gadać. Czy ten człowiek nigdy nie zamykał ust? JR po-

104

stanowił, że nie będzie mu przeszkadzał. W końcu to miały być ostatnie chwile życia Stovera.

Już  po  pięciu  minutach  dotarli  na  most  i  znaleźli  się  w  połowie  drogi  do  najwyższego  punktu.  JR
zatrzymał  się,  by  podziwiać  widok.  Stali  nad  ciemną  wodą,  światła  Nashville  połyskiwały
majestatycznie w mroku. Nadeszła pora, by się pożegnać.

Naprawdę nie chciał tego robić, lecz nie miał wyjścia.

Popchnął Stovera, a ten pijany dureń zaczął się miotać i nic nie dało się poradzić. Nóż niejako sam
znalazł  się  w  ręce  JR,  zanim  jego  właściciel  zdążył  pomyśleć.  Szybko  wepchnął  ostrze  i  je
wyciągnął. Ból na chwilę przerwał krzyki Stovera, który zamarł, jakby zaskoczony, a następnie sam,
bez żadnej pomocy, przeleciał przez krawędź mostu.

JR zrobił coś, co w przeszłości zdarzyło mu się tylko raz w chwili skrajnego zdenerwowania. Cisnął
nóż  do  wody.  Bardzo  tego  nie  chciał  -  ostrze,  które  odebrało  nie  jedno,  ale  dwa  życia,  i  to  tego
samego  dnia,  byłoby  dumą  jego  kolekcji.  Tu,  w  Nashville,  zaczął  jednak  działać  pod  wpływem
impulsu, i jak każde zwierzę, które wie, że właśnie

105

otarło się o śmierć, musiał się wycofać do kryjówki, aby tam dojść do siebie.

background image

Postanowił,  że  z  samego  rana  zadzwoni  do  organizatorów  konferencji  i  wmówi  im,  że  cierpi  na
straszliwe  zatrucie  pokarmowe.  Tymczasem  musiał  jak  najszybciej  wynieść  się  z  miasta.  Nashville
było dla niego aż nazbyt łaskawe.

Taylor  spędziła  poniedziałkowy  wieczór,  pracując  intensywnie  nad  sprawą  morderstwa  Go-Go.
Odbyła  długą,  smutną  rozmowę  z  Joem  Dunhamem  i  obiecała  mu,  że  dołoży  wszelkich  starań,  aby
doprowadzić  mordercę  jego  córki  przed  oblicze  sprawiedliwości,  i  to  jak  najszybciej.  To  nie  były
puste słowa, już miała kilka solidnych tropów. Czuła przez skórę, że wkrótce złapie zabójcę.

Przesłuchanie Dereka Rucki niczego nie wniosło do sprawy.

Okazało się jedynie, że ograniczenie lub odstawienie lekarstw nasilało problem maniakalnej depresji
Go-Go,  która  dodatkowo  była  nałogową  kleptomanką,  kradła  wszystko,  co  wpadło  jej  w  ręce.
Gromadziła  głównie  portfele  i  komórki,  ale  też  szczotki,  szminki  i  długopisy  -  innymi  słowy
cokolwiek, co można było zabrać właścicielowi. Zdaniem Rucki, była to jedynie rozrywka.

Go-Go czerpała perwersyjną przyjemność z tego, że kradzieże uchodzą jej na sucho.

Zeznania  chłopaka  okazały  się  zgodne  z  prawdą,  a  przesłuchanie  protestujących  potwierdziło,  że
kiedy Go-Go zginęła, znajdował się po drugiej stronie budynku. Taylor 106

wypuściła  go  tuż  po  północy.  Odnaleźli  również  właścicieli  komórek  i  portfeli,  poza  jednym:
Gustafsonem. Wszyscy inni mieli alibi. Siedząc samotnie przy biurku, przez kilka minut wpatrywała
się  w  zdjęcie  w  prawie  jazdy.  Z  jego  oczu  biła  arogancja,  którą  widywała  już  wcześniej.  Taylor
przeczuwała, że to podejrzany typ. Sprawdziła go w systemie. Był czysty.

Znalazła numer telefonu i zadzwoniła, ale nikt nie odebrał.

Żaden  detektyw  z  wydziału  zabójstw  nie  może  lekceważyć  intuicji,  a  Taylor  tym  razem  miała
wyjątkowo silne przeczucie.

Zadzwoniła  do  komendy  policji  w  Wirginii,  miejsca  zamieszkania  Gustafsona,  lecz  niczego  nie
uzyskała. Było późno, a lokalni funkcjonariusze pracowali nad własnymi sprawami.

Podobno jutro ktoś miał się z nią

107

skontaktować. Doskonale wiedziała, że będzie musiała zatelefonować raz  jeszcze,  więc  zapisała  to
sobie na kartce.

Sfrustrowana, postanowiła wrócić do domu, obiecując sobie w duchu, że jutro schwyta mordercę.

John  Baldwin,  jej  narzeczony  i  zarazem  specjalista  od  portretów  psychologicznych  FBI,  pracował
nad pewnym przypadkiem w Minnesocie. Taylor miała cały dom dla siebie.

Zasypianie zawsze sprawiało jej trudność, czy z Baldwinem, czy bez niego, ale przyzwyczaiła się, że

background image

leżą razem w łóżku. W

najgorszym  wypadku  przynajmniej  rozgrzewał  jej  stopy.  Bez  niego  i  bez  Sam  czuła  się  samotna.
Zamiast  jednak  użalać  się  nad  sobą,  wyciągnęła  piwo  z  lodówki  i  postanowiła  zagrać  w
komputerowy bilard. Z wprawą rozbijała jedną bilę za drugą, aż wreszcie około trzeciej nad ranem
ogarnęło  ją  zmęczenie.  Spała  niespokojnie  przez  parę  godzin,  Wstała  wcześnie,  wzięła  prysznic  i
pojechała do prosektorium na sekcję zwłok Go-Go.

Taylor musiała zadbać o to, żeby komendant otrzymał

najświeższe informacje, które będzie mógł przekazać wysoko postawionym przyjacio-

108

łom. Sprawa wydawała się niezwykła i tym bardziej Taylor brakowało Sam. Doktor Fox był dobrym
patologiem,  szybkim  i  konkretnym,  lecz  nie  miał  szóstego  zmysłu,  którym  dysponowała  Sam.  Tylko
ona wiedziała, co robić, żeby prawda o morderstwie wyszła na jaw.

Dziewczyna została pchnięta tylko raz, nóż najprawdopodobniej był sztyletem o obustronnym ostrzu,
długim  na  dwanaście  do  siedemnastu  centymetrów.  Przeszył  ciało  przy  żebrach,  pod  mostkiem  i
przebił  serce.  Badanie  toksykologiczne  ujawniło  obecność  TH

C 2 

we  krwi  ofiary,  jednak  na

pełniejszy  raport  należało  zaczekać  jeszcze  parę  tygodni.  Oficjalnym  powodem  śmierci  było
wykrwawienie. Taylor żałowała Go-Go.

Sporo narozrabiała, lecz nie zasłużyła na śmierć, w dodatku w takich okolicznościach. Miała pecha,
że morderca wziął ją na celownik.

Doktor  Fox  skończył  sekcję  stosunkowo  wcześnie.  Taylor  zastanawiała  się,  czy  wpaść  do  ,Waffle
House" na śniadanie, ale postanowiła najpierw

2 THC - tetrahydrokannabinol, substancja znajdująca się w marihuanie (przyp. tłum.).

109

wrócić do komendy. Okazało się to dobrym pomysłem.

Czekały na nią nagrania z Centrum Sztuk Scenicznych, wraz z załączoną notatką od Tima: „Sprawdź
15.47. Chyba mamy naszego faceta. Jestem w sądzie, wrócę jak najszybciej".

Taylor wrzuciła płytę do laptopa i uruchomiła odtwarzanie.

Materiał był zdumiewająco wyraźny, chociaż czarno-biały.

Nastawiła godzinę, którą wskazał Tim, i zaczęła odtwarzać płytę.

Zauważyła  to  dopiero  za  trzecim  razem.  Tim  naprawdę  ma  dobre  oko,  uznała.  W  prawym  dolnym
rogu ekranu mignęła biała plamka, którą Taylor wzięła za daszek czapki. Chwilę później mężczyzna

background image

w białej bejsbolówce pojawił się na ekranie. Podszedł

do szmacianego tobołka, w którym Taylor rozpoznała Go-Go, po czym zniknął z ekranu. Go-Go padła
na ziemię i już. To był

ułamek  sekundy,  a  ten  drań  cały  czas  stał  plecami  do  kamery  Cóż,  przynajmniej  mogli  ograniczyć
poszukiwania  do  mężczyzn,  a  to  eliminowało  mniej  więcej  połowę  osób  z  kręgu  podejrzanych.
Taylor  szybko  oszacowała  w  myślach  wzrost  mordercy,  porównując  go  z  kamiennym  murem,  który
110

prowadził do War Memorial Auditorium. Doszła do wniosku, że miał poniżej metra osiemdziesięciu,
czyli był mniej więcej wzrostu Gustafsona.

Jeszcze kilka razy odtworzyła nagranie, lecz niczego istotnego nie znalazła. Uznała, że raczej można
wykluczyć  kradzież  portfela  mordercy  przez  Go-Go.  Atak  był  błyskawiczny,  wręcz  profesjonalny,
poza tym sprawca nawet nie próbował odzyskać portfela. Wbił nóż, dziewczyna padła, a on zniknął
w okamgnieniu. Może jednak wzięła na cel niewłaściwego człowieka?

Nagle zadzwonił telefon, przerywając rozmyślania Taylor.

Zerknęła na wyświetlacz. Dzwonił sierżant.

- Jackson - powiedziała do aparatu.

-  Cześć,  tu  Parks.  Jestem  na  przystani  River  Road.  W  wodzie  znaleziono  zwłoki.  Z  dokumentów
wynika, że denat to Heath Stover z Nowego Orleanu.

- Gratulacje. Zadzwoń do Wadea, niech on się tym zajmie. Ja pracuję nad Go-Go.

- Mam tu Wade'a, ale pewnie chciałabyś coś zobaczyć. Nasz topielec dostał nożem dokładnie w to
samo miejsce, co Go-Go.

111

*

Na otyłym tułowiu Heatha Stovera znajdował się znajomy ślad, tuż pod mostkiem. Dookoła brzegów
rany  widniał  żółty,  podskórny  tłuszcz,  który  wypłynął  z  rozcięcia.  Woda  zmyła  krew.  Fox
przeprowadził  sekcję  natychmiast  po  pojawieniu  się  ciała  w  prosektorium  Ośrodka  Medycyny
Sądowej.  Taylor  stała  z  boku  z  założonymi  na  piersi  rękami  i,  stukając  stopą  o  podłogę,
obserwowała, jak Fox mierzy, mamrocze i wsadza suwmiarkę do rany, żeby ustalić jej głębokość. W
końcu wyprostował się i skinął głową.

-  To  samo  ostrze.  Obustronne,  ostre  jak  cholera.  Widzisz,  że  cios  zadano  bez  wahania,  jednym,
zdecydowanym ruchem?

Wszedł jak w masło, pod mostek i w serce. - Fox popatrzył na Taylor, a w jego brązowych oczach

background image

zobaczyła niepokój. -Ten, kto zadał cios, miał pewną rękę.

- Czy ta sama osoba zabiła Go-Go?

- Tego nie potrafię określić, ale wiedział albo wiedziała, gdzie najskuteczniej wbić nóż. To nie jest
zwykłe pchnięcie. Cios był

czysty i precyzyjny, zadany przez kogoś o niespotykanych umiejętnościach. Podobnie jak w przypadku
Go-Go.

112

- Chyba możemy uznać, że to facet - oznajmiła Taylor. -

Wygląda na to, że kamera monitoringu nagrała morderstwo.

Gdyby Go-Go się nie przewróciła, pomyślałabym, że zabójca po prostu na nią wpadł. Szybko poszło.
Pomóż mi to odtworzyć.

Parę  razy  odegrali  przebieg  zabójstwa  i  Fox  potwierdził,  że  biorąc  pod  uwagę  ranę  Go-Go,  tak
mogło ono przebiec.

- Stover dostał cios i wpadł do rzeki. Nie przebywał w niej zbyt długo i ma trochę wody w płucach,
więc  jeszcze  żył,  kiedy  znalazł  się  w  rzece.  Może  morderca  zadał  cios,  a  wtedy  Stover  wpadł  do
wody  Niewykluczone,  że  zabił  go  przy  brzegu  i  popchnął.  Prześwietlenie  wykazało,  że  ofiara  ma
parę złamanych kości, więc albo wdała się w bójkę, albo spadła...

-  ...z  jednego  z  mostów  -  dokończyła.  -  Możemy  przejrzeć  nagrania  monitoringu  z  ostatniej  nocy  i
ustalić, gdzie wpadł do wody.

- To nie jest pozbawione sensu - przyznał doktor Fox i dodał: -

Dwa zabójstwa jednego dnia. Facet ma poważny problem.

- Nie żartuj, Fox. Dzięki. Muszę porównać przypadki Stovera i Go-Go, żeby sprawdzić, co

113

mają ze sobą wspólnego. Wtedy łatwiej mi będzie wyobrazić sobie mordercę.

Słowa piosenki znów pojawiły się w jej głowie, tym razem trochę zmienione.

„Coś na pewno będzie pasowało do reszty.

Wracając  do  komendy,  Taylor  intensywnie  myślała  o  dwóch  morderstwach  dokonanych  w  ten  sam
sposób identycznym narzędziem. Ofiarami ich padło dwoje ludzi, którzy na pozór nie mieli ze sobą
nic  wspólnego.  Szybkie  dochodzenie  w  sprawie  Stovera  wykazało,  że  przyjechał  w  interesach,

background image

późnym  popołudniem  zameldował  się  w  hotelu  „Hermitage",  pytał,  gdzie  dokładnie  na  Broadwayu
znajduje  się  knajpa  „Rippys  Barbeque",  i  wyszedł  około  osiemnastej  poprzedniego  dnia.  Marcus
Wade już zaczął węszyć i Taylor liczyła na to, że znajdzie jakiś trop.

Sama  skontaktowała  się  z  Okręgową  Komendą  Policji  w  Fairfax  w  Wirginii.  Po  kilku  irytujących
próbach  w  końcu  połączono  ją  z  detektywem  Drakiem  Hagermanem.  Taylor  pokrótce  przedstawiła
przebieg wydarzeń i poprosiła o pomoc 114

w  wytropieniu  Gustafsona.  Hagerman  obiecał,  że  oddzwoni  w  ciągu  doby.  Z  zadowoleniem
zakończyła  rozmowę  i  zatelefonowała  do  Marcusa,  aby  sprawdzić,  co  udało  mu  się  wytropić.
Okazało się, że ma dla niej dobre wieści.

- Właśnie zamierzałem do ciebie dzwonić -oświadczył, odebrawszy po pierwszym sygnale. -Możesz
mi  wysłać  zdjęcie  faceta,  którego  portfel  znaleziono  przy  Go-Go?  Tego,  którego  nie  udało  nam  się
odszukać?

- Zaraz je przywiozę. A o co chodzi?

- Stover był tutaj wczoraj wieczorem z jakimś facetem. Opis cholernie pasuje do zdjęcia w prawie
jazdy. Jeśli to on...

Taylor  poczuła  przypływ  entuzjazmu  jak  zawsze,  kiedy  w  śledztwie  następował  istotny  przełom.
Niespełna dwadzieścia cztery godziny - to naprawdę robiło wrażenie. Jej ludzie znali się na swojej
robocie.

- Będę za pięć minut.

Zadzwoniła  do  DeMikea,  żeby  przekazać  mu  najnowsze  informacje  o  postępach  w  śledztwie,  po
czym pojechała do

„Rippys". W porze lunchu było pełno; goście przyszli jeść, pić i słuchać zbyt

115

głośnej  muzyki  country  Taylor  chętnie  dowiedziałaby  się,  jaki  zysk  przynosił  lokal  w  skali  roku.
Ludzie walili tutaj drzwiami i oknami.

Zastała  Marcusa  przy  barze  z  tyłu.  Wyraźnie  zadowolony,  rozmawiał  z  kelnerką.  Marcus  był
przystojny, jego urok osobisty często pomagał rozwiązać ludziom języki. Taylor popatrzyła na niego,
a on odkaszlnął i nagle zmienił się w zawodowca.

-  Pani  porucznik,  Brandy  obsługiwała  pana  Stovera  wczoraj  wieczorem  i  mówi,  że  był  tu  z  innym
panem.

Taylor przyjechała uzbrojona w wydruk, na którym znajdowało się sześć fotografii. Wyciągnęła go z
kieszeni kurtki i podsunęła kelnerce.

background image

- Czy któryś z tych mężczyzn wydaje się pani znajomy? -

zapytała.

Gustafson był w górnym rzędzie, trzeci od lewej. Brandy nie wahała się ani przez chwilę.

- To ten facet. - Wskazała Gustafsona.

- Ma pani stuprocentową pewność?

- To on. Przesadnie ugrzeczniony, za często się uśmiechał, lecz nie dał napiwków. Chcieli poszaleć i
grubas pytał, dokąd powinni się wybrać.

116

Wysłałam ich do „Tootsies" i zaproponowałam też „Cadillac Ranch".

Policjanci spojrzeli po sobie.

-  Dziękuję  pani  -  powiedziała  Taylor  i  zastrzegła:  -  Proszę  nikomu  o  tym  nie  mówić,  być  może
wezwiemy panią na rozmowę, aby uzyskać dodatkowe informacje.

- Dobrze. Jeśli to jakiś zbok, to nie chcę go tu więcej widzieć.

Muszę iść, bo szef krzywo na mnie patrzy. - Zalotnie zerknęła na Marcusa. -Zawołaj mnie, jak kiedyś
wpadniesz.

Marcus był wyraźnie zakłopotany. Taylor uśmiechnęła się do niego i powiedziała:

- Ale z ciebie czaruś.

- Wiesz, jak jest - mruknął. - To nasz facet?

- Na to wygląda. Trzymaj się tego śladu i spróbuj ustalić szczegółowy przebieg wypadków. Prawdę
mówiąc,  jestem  zdumiona.  Albo  facet  upuścił  portfel,  kiedy  mordował  Go-Go,  albo  zdołała
wyciągnąć  mu  go  z  kieszeni.  Niesamowita  przytomność  umysłu  jak  na  dziewczynę,  która  jest
nawalona i właśnie umiera.

- Była wytrawnym kieszonkowcem. Może wcześniej też go namierzyła.

117

- To ma sens. Praktycznie podała nam swojego zabójcę na tacy. Wracam na komendę, żeby poszperać
w sieci.

- Jasne. Do zobaczenia.

Tayler obserwowała, jak Marcus odchodzi, zadowolona, że ma do dyspozycji tego doświadczonego

background image

detektywa,  po  czym  wróciła  do  auta.  Zdążyła  uruchomić  silnik,  gdy  jej  iPhone  zapiszczał,
powiadamiając o nadejściu e-maila od Hagermana z okręgu Fairfax. W systemie 

DMV3 

Wirginii nie

figurował nikt o nazwisku James Gustafson, a pod adresem wpisanym do prawa jazdy znajdowała się
pusta parcela.

Morderca był duchem.

ViCAP Program Ścigania Niebezpiecznych Przestępców, był

najlepszym przyjacielem detektywa z wydziału zabójstw, jeśli wiedział on, jak z niego korzystać. Nie
wystarczyło  wpisać,  o  jaką  zbrodnię  chodzi,  i  czekać,  aż  system  znajdzie  podobne 3  DMV,
Department of Motor Vehicles (j. ang.) - Wydział Komunikacji (przyp. tłum.).

4  Dekompensacja  (j.łac.)  -  termin  medyczny,  załamanie  się  mechanizmów  wyrównawczych
organizmu (przyp. red.).

118

przypadki. Trzeba było dokładnie wiedzieć, o co prosić.

Taylor  wielokrotnie  korzystała  z  usług  programu,  potrafiła  więc  uruchomić  procedurę
poszukiwawczą  i  ustawić  się  w  kolejce  po  odpowiedź.  Liczyła  na  szybkie  rezultaty,  jednak  serwis
nie był w pełni zautomatyzowany. Część nużącej, rutynowej roboty musiał

wykonać żywy człowiek, a FBI było zasypywane pytaniami.

Taylor  wrzuciła  dane  wyjściowe,  z  wielką  starannością  opisując  podobieństwa  pomiędzy
morderstwami Go-Go i Heatha Stovera, zacisnęła kciuki i przeszła do następnego etapu dochodzenia
-

musiała dowiedzieć się, kim jest zabójca.

Odpowiedzi  nadeszły  kilka  godzin  później,  znacznie  szybciej,  niż  się  spodziewała.  Z  wahaniem
przeczytała e-mail, po czym usiadła wygodniej i zamyśliła się nad nowymi informacjami.

System odszukał kilka podobnych wypadków z całego kraju.

Gustafson czy kimkolwiek był ten skurwiel nie próżnował.

Taylor  wiedziała,  że  pora  poinformować  policję  w  innych  stanach.  Zabójca  działał  na  tak  dużym
obszarze i miał na koncie tyle ofiar, że nie mogło to być dziełem przypadku.

Wtajemniczyła

119

w  swój  plan  komendanta,  uzyskała  jego  aprobatę,  a  potem  postanowiła  poszukać  pomocy  u  źródła.

background image

Jej narzeczony był

specjalistą od portretów psychologicznych.

Baldwin odebrał po pierwszym sygnale.

- Cześć, skarbie. Jak się masz?

-  Cześć,  złotko.  Bywało  lepiej.  Na  biurku  mam  dwie  rozgrzebane  sprawy  z  wczoraj  i  właśnie
dostałam raport z ViCAP-u. Moim zdaniem, mamy do czynienia z seryjnym mordercą.

Wtajemniczyła go w szczegóły, po czym przesłała mu e-mailem cały raport. Zaczekała, aż odbierze
tekst i go przeczyta.

Parę minut później Baldwin zgodził się z opinią Taylor.

- Chyba właściwie oceniłaś sytuację - powiedział. - Mówiłaś, że jak ten typ się nazywa?

-  Prawo  jazdy  wystawiono  na  Jamesa  Gustafsona,  ale  właśnie  otrzymałam  wiadomość  z  okręgu
Fairfax,  że  w  systemie  nie  ma  nikogo  o  tym  nazwisku,  a  adres  jest  fałszywy.  Prawo  jazdy,  karty
kredytowe  i  cała  reszta  to  albo  doskonała  kradzież  tożsamości,  albo  bardzo  wysokiej  jakości
fałszerstwo.  Kim  jest  ten  facet?  Bez  wątpienia  zabija  od  lat.  Przy  ostatniej  ofierze  zmienił  typowy
120

dla siebie sposób działania. Dotąd żerował na bezdomnych.

Go-Go była zwariowana i wyglądała jak bezdomna, ale zamożny chirurg z Nowego Orleanu? Jeden
błąd  mógł  być  dziełem  przypadku,  jednak  drugi...  Kelnerka  odniosła  wrażenie,  że  są  przyjaciółmi,
którzy  wspólnie  spędzali  wieczór  na  mieście.  Może  Stover  znał  prawdziwą  tożsamość  mordercy  i
dlatego zginął.

- To wiarygodna teoria. Skoro popełnia następujące po sobie morderstwa, idę o zakład, że ma jakieś
kłopoty i cierpi na dekompensację*.

- Wzięliśmy go na celownik i zamierzam zamienić mu życie w piekło.

- Wydaje mi się, że to ktoś, kto przez całe życie był nadmiernie ostrożny. Zajmuję się bardzo trudną
sprawą  i  nie  mogę  ci  pomóc,  ale  wiem,  do  kogo  powinnaś  zadzwonić.  Pracowaliśmy  razem  przy
kilku dochodzeniach. Jest bystra, pogadaj z nią.

- Jak się nazywa?

- Maggie O'Dell. Dam ci jej numer.

121

Baldwin wyrecytował cyfry, a Taylor je zapisała.

background image

- Zadzwonię do niej od razu - oznajmiła. -Dzięki, skarbie.

Przekręć później, dobrze?

- Oczywiście. Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Taylor  odłożyła  słuchawkę,  odczekała  chwilę,  po  czym  zatelefonowała  pod  numer  podany  przez
narzeczonego.

Pomyślała, że nawet jeśli Maggie

o Dell nie zdoła jej pomóc, przynajmniej FBI dowie się, że James Robert Gustafson jest podejrzany o
zabójstwa. Włączyła się poczta głosowa

i  Taylor  zostawiła  wiadomość.  Przedstawiła  się,  wyjaśniła,  co  ją  wiąże  z  Baldwinem,  i  pokrótce
opowiedziała  o  danych  z  ViCAP-u.  Po  zakończeniu  rozmowy  usiadła  wygodniej,  opierając  obute
stopy  o  blat  biurka.  Umocniła  się  w  przekonaniu,  że  musi  wymierzyć  mordercy  sprawiedliwość  za
śmierć  Go-Go  i  Stovera.  Wiedziała,  że  nie  dopuści,  by  zabójca  uniknął  kary  W  tym  momencie  nie
mogła zrobić nic więcej.

JR powitały światła Waszyngtonu. To błyszczące, piękne miasto było jego domem. Czuł się bez-

122

pieczny,  kiedy  tylko  wjeżdżał  do  okręgu  Fairfax,  wiedząc,  że  jest  zaledwie  kilka  kilometrów  od
swojej  bazy  To  była  długa  wyprawa,  na  swój  sposób  wyczerpująca,  ale  zdecydowanie  warta
wysiłku.

Znowu  czuł  się  syty,  ekscesy  ostatniego  miesiąca  ukoiły  jego  furię.  Postanowił  się  uspokoić,
wpasować w swoje życie, pracować jak grzeczny chłopczyk, naładować baterie. Może wyjedzie na
krótkie wakacje w góry. Tam, gdzie będzie mógł

obserwować padający śnieg, słuchać śpiewu ptaków, szumu wody i czuć chłodny powiew wiatru na
skórze.

I gdzie będzie wspominać. Ciągle wspominać.

123

Noc stalowego noża

background image

Alex Kava

124

Niedziela, 4 grudnia

background image

Godzina 2.37

Śródmieście Omaha, Nebraska

Nick  Morrelli  wsunął  ręce  głęboko  w  kieszenie.  Zrobiło  się  piekielnie  zimno,  a  on  zapomniał
rękawiczek. Mroźne powietrze kąsało w twarz i utrudniało oddychanie. Śnieg skrzypiał pod butami,
mokasynami z włoskiej skóry za pięćset dziesięć dolarów od Salvatore Ferragama. To był najgłupszy
zakup, na jaki dał się namówić swojej siostrze Christine. Wyglądał w tych butach jak szef mafii albo,
co gorsza, jak polityk, a nie ekspert od ochrony.

Był na prywatnym przyjęciu, kiedy telefonicznie wezwał go Pete. Doszedł do wniosku, że bez trudu
pokona dwie przecznice z Fiat Iron do Rockwood Building. Nie wziął pod uwagę, że przez ostatnie
dziesięć godzin nieprzerwanie

125

padał  śnieg,  więc  szedł  ostrożnie  po  warstwie  drobin  lodu,  pozostawionych  na  krawężniku  przez
pługi śnieżne. Mimo soli i piachu już dwa razy omal się nie przewrócił.

Służby  miejskie  pracowały  po  godzinach,  usiłując  oczyścić  ulice  przed  niedzielnym  Świątecznym
Festiwalem  Świateł.  Była  to  wielka  uroczystość,  rozpoczynająca  okres  poprzedzający  Boże
Narodzenie. Muzyka na żywo, rozmaite kiermasze i uliczne występy miały przyciągnąć publiczność.
Zaplanowano, że aktorzy poprzebierani za postacie z książek Karola Dickensa będą spacerować po
wyłożonych  kocimi  łbami  ulicach  Old  Market.  Świątecznie  udekorowane  lodowisko  ConAgra
zaprosi do zabawy łyżwiarzy Jutrzejszego wieczoru miasto rozświetlą dziesiątki tysięcy migoczących
światełek,  które  rozwieszono  na  wszystkich  drzewach  posadzonych  wokół  kompleksu  Gene  Leahy
Mail, a także na dachach budynków w śródmieściu, również tych wysokich.

W  czasie  corocznego  festiwalu  miejscowi  i  turyści  świetnie  się  bawili,  ale  dla  ludzi  z  branży
ochroniarskiej, takich jak Nick, był to bardzo pracowity okres. Firma, w której był zatrudniony, 126

United Allied, strzegła dwunastu budynków w tej okolicy.

Pośpiesznie  przechodząc  na  drugą  stronę  Szesnastej  Ulicy,  popatrzył  na  grube,  mokre  płatki,
połyskujące  na  tle  nocnego  nieba.  W  dzieciństwie  on  i  jego  siostra  nazywali  je  magicznym
gwiazdkowym pyłem.

Pete  czekał  na  niego  przy  tylnych  drzwiach  Rockwood  Building.  Był  to  jeden  z  ulubionych  domów
Nicka, historyczny, pięciopiętrowy, z atrium pośrodku, które sięgało aż do dachu. Za każdym razem
Nick odnosił wrażenie, że wchodzi do ogrodu, gdzie królowały rozłożyste i wysokie rośliny, od góry
osłonięte przeszkloną kopułą. W budynku mieściły się biura, o późnej porze puste, i z tego powodu
Pete czuł się bardziej dozorcą niż strażnikiem.

Teraz ten starszy mężczyzna był wyraźnie przestraszony. Miał

szeroko  otwarte  oczy,  a  jego  włosy  wyglądały  na  jeszcze  bielsze  na  tle  czarnej  skóry  W  drżących

background image

dłoniach mocno ściskał pałkę.

Nick  dotąd  nie  widział  go  w  takim  stanie.  Nawet  nie  zdawał  sobie  sprawy  z  tego,  że  Pete  został
wyposażony w pałkę.

- Nie przyszedł o północy, jak zawsze - powiedział Pete do Nicka, prowadząc go korytarzem.

127

Nick  nie  był  pewien,  o  kim  mowa,  gdyż  przez  telefon  Pete  kazał  mu  tylko  natychmiast  się  zjawić.
Teraz zaprowadził go do innego wyjścia, do podwójnych drzwi od strony bocznej uliczki.

Korzystali z nich tylko pracownicy nadzoru technicznego w budynku albo sprzątaczki, żeby wyrzucić
śmieci.

- Zwykle tu wpada, mówiłeś, że tak można. -Pete zerknął

przez  ramię  na  Nicka,  lecz  nie  zwolnił  kroku.  -  Czasem  pomacha  trochę  łopatą,  jak  go  poproszę.  -
Nadal mocno ściskał pałkę. -

Zrobiłem nam dziś gorące kakao, bo na zewnątrz jest lodownia.

Kiedy się nie pokazał, zacząłem się rozglądać.

Powoli otworzył drzwi i wyjrzał na dwór, jakby się spodziewał, że ktoś na niego skoczy

Nick poklepał Petea po ramieniu i delikatnie przytrzymał, żeby go ominąć.

- Jeśli ktoś ma kłopoty, to na pewno mu pomożemy.

Po Święcie Dziękczynienia podjął decyzję, że bezdomni mogą sypiać w niektórych tylnych wejściach
do budynków. Podczas świąt nie miał serca wyrzucać bezdomnych na ulicę. Polecił przy tym

128

Peteowi i innym strażnikom, żeby dzwonili, jeśli wynikną kłopoty.

Zrobił dwa kroki na zewnątrz i w skutym lodem zaułku zobaczył stos szarej wełny i brudnego dżinsu
na  poplamionej  krwią  kopie  śniegu.  Twarz  mężczyzny  była  wykrzywiona  i  częściowo  zasłonięta
szalikiem w jaskrawozieloną i pomarańczową kratę, który Nick natychmiast rozpoznał.

- O, Boże, tylko nie Gino. Co się stało, do cholery?

Usiłował podejść bliżej, ale mokasyny na cienkiej podeszwie pośliznęły się na strugach krwi, która
już zaczynała zamarzać.

Stracił  równowagę,  a  przewracając  się,  chwycił  dłonią  róg  kontenera  na  śmieci.  Lodowaty  metal

background image

rozciął  mu  skórę,  ale  mimo  to  Nick  zacisnął  palce  na  śmietniku.  Oddychał  ciężko,  niczym  smok
wyrzucając  z  nosa  i  ust  kłęby  pary.  Nabrał  powietrza  w  płuca  i  szeroko  rozstawił  nogi,  po  czym
sięgnął  do  Gina,  nadal  trzymając  się  pojemnika.  Przycisnął  dwa  palce  do  szyi  bezdomnego.  Skóra
Gina była niemal tak zimna jak metal kontenera.

129

background image

Godzina 4.12

Hotel „Crown Plaża"

Kansas City, Missouri

Dźwięki salsy wyrwały Maggie O Dell ze snu. Gwałtownie usiadła w pościeli, przełożyła nogi przez
brzeg łóżka i w tym momencie uświadomiła sobie, że to dzwoni jej telefon.

Niechcący zmieniła sygnał w aparacie i była zbyt zmęczona, aby przywrócić poprzednie ustawienie.

- Chyba mamy przełom - oświadczył męski głos.

To  był  R.J.  Tully,  jej  partner  w  sprawach,  do  których  FBI  wysyłało  dwie  osoby  zamiast  jednej.
Ostatnio zdarzało się to coraz rzadziej.

Odgarnęła włosy z czoła i zerknęła na hotelowy budzik, żeby sprawdzić, która jest godzina.

- Oby - mruknęła. - Obudziłeś mnie.

- O kurde, przepraszam!

130

Tully był jedynym funkcjonariuszem policji, który wygadywał rzeczy typu „O kurde, w dupę jeża!".
Uśmiechnęła się, po omacku szukając włącznika światła.

- Myślałem, że ty nigdy nie sypiasz - dodał, czekając, aż Maggie oprzytomnieje.

Wiedział, że od ponad roku walczyła z bezsennością. Przed dwoma miesiącami otrzymała postrzał w
głowę.  Wprawdzie  raport  mówił  o  „draśnięciu  czaszki  wzdłuż  lewego  płata  skroniowego",  ale
przeszywający  ból,  który  dopadał  Maggie  w  regularnych  odstępach  czasu,  był  dojmujący  i  nie
ułatwiał

zasypiania. Poza tym czuła się nieźle, przynajmniej wmawiała to ludziom.

- Co to za przełom?

- Dostałem telefon z Omaha. Zasztyletowano bezdomnego mężczyznę. Chyba to robota naszego faceta.

Wstała z łóżka, przecierając oczy, i zapaliła wszystkie lampy.

Przyjechała do Kansas City, żeby popchnąć do przodu śledztwo.

Tymczasem ofiary i dowody pochodziły sprzed dwóch tygodni.

- Dlaczego uważasz, że chodzi o niego?

background image

131

- Atak  był  błyskawiczny,  brak  innych  obrażeń,  tyłko  jedna  rana.  Cios  w  klatkę  piersiową,  tuż  pod
żebrami. Wstępne oględziny wskazują na długie, obustronne ostrze.

To  by  się  zgadzało.  Od  miesiąca  ścigała  wielokrotnego  mordercę,  przemierzając  kraj.  Zaczęło  się
pod  koniec  października  od  prośby  Johna  Bald  wina,  agenta  specjalnego,  kierującego  Drugą
Jednostką  Analizy  Behawioralnej.  Chodziło  o  zbadanie  sprawy  nożownika  w  Nashville.  Maggie
ciągle  jeszcze  leczyła  rany,  jednak  nie  odmówiła,  bo  była  winna  Baldwinowi  przysługę.  Porucznik
Taylor Jackson przysłała jej wszystko, co zgromadziła, prowadząc dochodzenie: raporty techników i
medyków, protokoły z przesłuchań świadków, zapisy monitoringu i nawet prawo jazdy Okazało się,
że ten dokument to podróbka, a z rozmów ze świadkami nie wynikło nic interesującego poza tym, że
poszukiwany „za dużo się uśmiechał".

Kiedy Maggie doszła do wniosku, że dotychczas zebrany w śledztwie materiał jest niewystarczający,
zdarzyło  się  coś  dziwnego.  Raymond  Kunze,  zastępca  dyrektora,  kierujący  Zespołem  do  spraw
Analizy Behawioralnej w Quantico, 132

zlecił  jej  prowadzenie  właśnie  tej  sprawy.  Upierał  się,  żeby  Maggie  i  Tully  zajęli  się  nią  w
pierwszej kolejności. Wcześniej, prawie przez rok nie otrzymywali żadnych pilnych zleceń i Maggie
natychmiast  nabrała  podejrzeń.  Dlaczego  akurat  to  śledztwo?  Czy  chodzi  o  powiązania  polityczne?
Komu Kunze jest winien przysługę?

Była  wściekła,  kiedy  się  okazało,  że  przeczucie  jej  nie  zawiodło.  Ważny  senator  z  Tennessee  był
bliskim  przyjacielem  ojca  ofiary  z  Nashville,  młodej  kobiety.  Maggie  nie  musiała  szczególnie  się
wysilić,  by  odkryć,  że  nie  chodziło  o  jednorazowe  zabójstwo.  W  Nashville  znaleziono  mężczyznę,
dobrze sytuowanego chirurga, zamordowanego w identyczny sposób.

Natomiast  w  Nowym  Orleanie  ofiarą  zabójcy  padła  młoda  kobieta,  która  dopiero  co  urodziła
dziecko, oraz bezdomny mężczyzna.

Przeszukując  dane  Programu  Ścigania  Niebezpiecznych  Przestępców,  odkryła,  że  morderca  mógł
zabić od dziesięciu do dwunastu osób w różnych miastach. Wskazywał na to sposób działania i użyte
narzędzie. Wraz z Tullym, Maggie ochrzciła go mianem Nocnego Nożownika.

133

Teraz krążyła po hotelowym pokoju, słuchając, jak Tully wtajemnicza ją w dodatkowe szczegóły Ze
słuchawki dobiegł ją szelest papieru i pomyślała, że partner sporządził notatki na menu dań na wynos
albo na rachunku z pralni chemicznej - na ogół

korzystał z tego, co akurat miał pod ręką.

-  Już  mówię,  o  co  chodzi  -  powiedział.  -  Patolog  z  Omaha  uważa,  że  to  zdarzyło  się  dziś  rano.  Z
pomiaru  temperatury  ciała  wynika,  że  w  ciągu  ostatnich  sześciu  godzin.  Strażnik  upiera  się,  że  to
musiało być około drugiej w nocy.

background image

- O drugiej? - zdziwiła się. - To zaledwie kilka godzin temu.

Skąd ta pewność?

- Znał ofiarę. Mówi, że... Gino, tak się nazywał zamordowany, zwykle brał prosto z rampy dwanaście
dodatków  do  niedzielnego  wydania  „Omaha  World  Herald"  i  sprzedawał  je,  żeby  zarobić  parę
dolarów. Jeden egzemplarz przynosił strażnikowi i razem pili kakao.

- Odkąd to czas zgonu ustala się na podstawie niedzielnych obyczajów strażników?

- Chodzi o to, że znaleźli go między drugą trzydzieści a trzecią rano, a miał przy sobie

134

dwanaście gazet. Niedzielne wydanie nie trafia na rampę przeładunkową przed drugą pięć.

Tully  umilkł.  Czekał,  aż  Maggie  przetrawi  informacje  i  zrozumie,  na  czym  polega  przełom  w
śledztwie.

-  A  więc  mamy  świeżą  ofiarę  -  oznajmiła  i  nagle  to  do  niej  dotarło  -  i  mniej  niż  dobę,  zanim
zaatakuje po raz drugi i wyjedzie z miasta.

- Z Kansas City do Omaha jest około dwustu

dziewięćdziesięciu kilometrów. Jakieś dwadzieścia, trzydzieści minut samolotem - zauważył Tully. -
Może być opóźnienie, bo spadło sporo świeżego śniegu.

-  Wypożyczyłam  samochód,  przyjadę  -  odparła  Maggie.  Nie  znosiła  latania.  -  Zapewne  i  tak  jazda
potrwa krócej niż rezerwacja miejsca, dotarcie na lotnisko, odprawa...

- Około trzech godzin jazdy, ale w tym śniegu...

- Nie ma problemu - przerwała mu.

- Na pewno?

-  Za  bardzo  się  przejmujesz.  Wymienię  samochód  na  terenowy.  Powiadom  Omaha,  że  jestem  w
drodze.

135

Godzina 5.41

Hotel „Embassy Suites",

Old Market Omaha, Nebraska

background image

Wyjrzał przez okno hotelowego apartamentu na puste, wybrukowane kocimi łbami ulice. Wcześniej
jeździły tędy zaprzęgi konne, a na paru rogach występowali uliczni artyści. W

budynkach  z  cegły  niegdyś  mieściły  się  rzeczne  magazyny  portowe,  z  czasem  zastąpione  przez
restauracje i luksusowe sklepy

Mimo  opadów  śniegu  zeszłej  nocy  chodniki  były  pełne  przechodniów,  a  na  jezdniach  roiło  się  od
samochodów. Pojawił

się  nawet  policjant  na  koniu. A  jednak  pięć  czy  sześć  przecznic  dalej  JR  wbił  mężczyźnie  nóż  w
serce i oddalił się. Przeszedł

przez tłum i dotarł do hotelu, nie zwróciwszy na siebie uwagi choćby jednej osoby.

Kontrolował sytuację. Wszystko było w normie. Znowu mógł

żyć zgodnie z ustalonym trybem.

136

Wiedział, że natrętna furia nie będzie przymuszała go do popełniania bezmyślnych błędów.

Nowy Orlean wyprowadził go z równowagi, a w Nashville się pogubił. Zawsze starannie dobierał
ofiary,  tak  by  nikt  ich  nie  szukał.  Tyle  że  Heath  Stover  nieoczekiwanie  powrócił  do  niego  z
przeszłości  i  zmusił  do  zmiany  reguł  gry.  Podobnie  jak  bogata  suka,  która  udawała  zagubioną
duszyczkę.  W  mediach  nieustannie  wracano  do  jej  tragicznej  śmierci,  nazywano  ją  nieszczęściem,
jeszcze jednym z długiej listy bombardujących obozowiska Okupantów na terenie całego kraju.

Reporter użył właśnie tego słowa „bombardujących".

Zupełnie  jakby  protestujący  byli  żołnierzami  pozostającymi  w  okopach  pod  ostrzałem  wroga.
Pokręcił  głową.  Niedobrze  mu  się  robiło  na  widok  tłumów  protestujących  w  każdym  mieście,  do
którego przyjeżdżał. Na szczęście, nie miał z nimi do czynienia w Kansas City ani tutaj, w Omaha.
Jeszcze jeden sygnał, że znalazł

się na właściwej drodze.

Sprzedaż wzrastała, nowy laserowy skalpel Bosco okazał się hitem. Medyczne środowisko w Omaha
była niczym plastelina w jego rękach.

137

W  czwartek  i  w  piątek  podczas  zjazdu  w  Qwest  Center  znacznie  przekroczył  ustalone  minimum
sprzedaży, a mimo to dopiero zabójstwo przywróciło mu wiarę w siebie.

Rozejrzał się po apartamencie i zatarł ręce, po czym spojrzał

background image

na zegarek. Pomyślał, że weźmie prysznic, ubierze się i pójdzie na śniadanie. Miał przed sobą wolny
dzień,  wyjedzie  dopiero  jutro  rano.  Zamierzał  skorzystać  z  Świątecznego  Festiwalu  Świateł.  Old
Market zapełni się ludźmi i nie będzie musiał długo szukać celu numer dwa.

138

background image

Godzina 7.26

Komenda Główna Policji w Omaha

Nick Morrelli zgniótł papierowy kubek i cisnął go do stojącego w kącie kosza na śmieci. Miał dosyć
kawy. Był

zmęczony i chciał wrócić do domu. Potarł oczy i zaczął

spacerować  po  pomieszczeniu,  które  było  żałosną  namiastką  pokoju  wypoczynkowego  dla
policjantów.  Oprócz  składanych  krzeseł  i  metalowego  stolika  znajdowały  się  tu  także  rząd
automatów z przekąskami, ekspres do kawy i zapadnięta kanapa, ustawiona pod ścianą.

W  pewnej  chwili  do  środka  wszedł  jeden  ze  śledczych,  Tommy  Pakuła.  Miał  podwinięte  rękawy
koszuli, ogolona głowa lśniła od potu. Detektyw wręczył Nickowi czarno-biały wydruk, kopię prawa
jazdy

- Rozpoznajesz tego gościa? - zapytał. - Może widziałeś go na terenie budynków chronionych przez
waszą agencję?

139

Odbitka prawa jazdy została powiększona, co sprawiło, że zdjęcie się rozmazało. Widniejący na nim
mężczyzna wyglądał

zwyczajnie, niczym się nie wyróżniał.

- Nie, wątpię - odparł Nick.

Pakuła opadł na jedno ze składanych krzeseł i wskazał drugie, żeby Nick także usiadł. O co detektyw
mógł jeszcze spytać? -

zastanawiał się zniecierpliwiony Nick, jednak zajął miejsce.

Tommy Pakuła był jednym z bardziej doświadczonych policjantów. Miał cztery córki, a ożenił się z
licealną miłością.

Przepytywał Nicka parę lat wcześniej w innej sprawie, także morderstwa.

- Nie tak dawno byłeś szeryfem - zauważył Pakuła, wyrywając Morrellego z zamyślenia.

Rzeczywiście,  Nick  pełnił  funkcję  szeryfa  okręgowego,  ale  uznał,  że  musi  odejść,  kiedy  morderca
omal nie zabił jego siostrzeńca. Oczekiwał, że Pakuła zakończy rozmowę, jednak się pomylił.

-  Możesz  mi  powtórzyć,  dlaczego  dotykałeś  denata  przed  wezwaniem  policji?  -  zarzucił  Nickowi
detektyw.

background image

- Chciałem mu pomóc, gdyby okazało się, że jeszcze żyje.

Pakuła uniósł brew w wyrazie dezaprobaty.

- To Gino - zauważył Nick.

Patrzył, jak Pakuła odchyla się, po czym wypuszcza powietrze z płuc i pociera szczękę.

140

Wszyscy  kochali  Gina.  Nikt  nie  znał  jego  nazwiska,  ale  na  dobre  zakorzenił  się  w  śródmieściu.
Dawniej  sprzedawał  włoskie  kiełbaski  z  papryką  z  rozklekotanego  wózka,  na  rogu  Szesnastej  i
Douglas, tuż przed Brandeis Building. Potem nagle stracił pracę i trafił na ulicę. Był wysoki i chudy,
z  biegiem  lat  coraz  bardziej  przygarbiony,  o  brązowych  oczach,  błyszczących  radością  wbrew
podłemu losowi. Ochroniarze, policjanci, nawet faceci z rampy przeładunkowej przy drukarni gazet
lubili Gina i pomagali mu, jak mogli. Wczoraj nikt go nie ustrzegł przed tragiczną śmiercią.

- To facet, którzy zasztyletował Gina? - zapytał Nick, podnosząc wydruk.

Pakuła skinął głową.

- FBI też tak uważa - dodał. - Morderca pozostawił ofiary także w innych miastach. Siedzimy jak na
szpilkach, odkąd dwa tygodnie temu zaatakował w Kansas City.

141

- Mogę zatrzymać wydruk?

- Jasne. Pokaż swoim ludziom. Ile budynków w śródmieściu znajduje się pod waszą ochroną?

- Dziewięć i jeszcze trzy na Old Market. Nick złożył wydruk i wsunął do tylnej kieszeni

spodni. Postanowił, że jeśli zajdzie taka potrzeba, sam dorwie tego sukinsyna. Zadał sobie w duchu
pytanie,  czy  powiedzieć  Pakule,  że  na  każdym  rogu  Rockwood  Building  zostały  zainstalowane
kamery przemysłowe. Zanim się zdecydował, drzwi do pomieszczenia znów się otworzyły i w progu
stanął

młody policjant.

-  Przepraszam,  że  przeszkadzam.  Przyszła  tu  kobieta,  żeby  się  z  panem  zobaczyć,  detektywie.
Upierała się, abym powtórzył, że przywiozła panu pączki z Kansas City. - Policjant zarumienił się,
jakby nie był pewien, czy powinien przekazywać tę informację.

Pakuła wstał z uśmiechem.

- Niech wejdzie - powiedział.

background image

Policjant zniknął, a Pakuła spojrzał na Nicka i znów się uśmiechnął.

- Federalna - wyjaśnił. - Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, w jednej ręce trzymałem pącz-

142

ka, a w drugiej kubek z kawą. - Pokręcił głową, lecz uśmiech nie zniknął z jego twarzy

Nick  powinien  był  się  domyślić,  co  się  święci,  jednak  się  zdziwił,  kiedy  drzwi  otworzyły  się
ponownie i do środka weszła Maggie 0'Dell, trzymając w ręku białe pudełko z cukierni. Sądząc po
minie, jaką zrobiła na widok Nicka, poczuła się jak ofiara dowcipu, ale tylko przez krótką chwilę.

- Nick Morrelli - powiedziała. - Nie widziałam cię, odkąd odjechałeś z tą blondynką z Minneapolis,
specjalistką od rozbrajania bomb.

Nick się wzdrygnął. Cholera, niezła była.

143

background image

Godzina 10.57

Rok temu Maggie pracowała z Nickiem Morrel-lim.

Godzinami  oglądali  nagrania  ochrony  z  centrum  handlowego  Mail  of  America.  To  był  dzień  po
Święcie  Dziękczynienia,  piątek,  który  stał  się  krwawym  piątkiem.  Troje  studentów  z  collegeu
odpaliło plecaki wypełnione materiałami wybuchowymi.

Teraz znów zasiedli we dwójkę przed rzędem monitorów.

- Jak się mają Timmy i Christine? - zapytała.

Maggie i Nick poznali się jeszcze przed Minneapolis. Nick był

szeryfem.  Wspólnie  prowadzili  dochodzenie  w  sprawie  seryjnego  mordercy,  które  wznowili  po
latach, gdy zbrodniarz powrócił.

- W tym roku Timmy grał w futbol. U Christine wszystko w porządku.

144

W niewielkim pokoju zajęli dwa fotele, niczym piloci w kokpicie. Pakuła miał do nich dołączyć za
jakieś pół godziny

- Jak tam twój pan doktor? - spytał Nick, nie odrywając oczu od monitora. Nie udało mu się ukryć
sarkazmu w głosie.

Zamiast wyjawić, że Benjamin Platt nie jest jej mężczyzną, Maggie odparła:

- Ben miewa się dobrze.

Nie pytała, co tam u blond ekspertki od bomb. Nick prawdopodobnie nawet nie pamiętał jej imienia.
Właśnie dlatego nie brała pod uwagę poważnego związku z Nickiem Morrellim.

Nie  nadawał  się  na  partnera.  Maggie  przeżywała  zbyt  wiele  dramatów  w  życiu  zawodowym,  żeby
pozwolić  sobie  na  dodatkowe  w  osobistym.  Był  jednak  uroczy  i  przystojny.  Nadal  wyglądał
fantastycznie.  Miał  ciemne  oczy  i  włosy,  a  do  tego  jakimś  cudem  udało  mu  się  utrzymać
wysportowaną  sylwetkę  z  czasów  collegeu.  Nie  przeczyła,  że  była  między  nimi  chemia,  czuła  ją
nawet teraz, siedząc obok niego, co ją zresztą niezmiernie irytowało.

Próbowała skupić uwagę na monitorach. Brak snu odebrał jej siły. Bolały ją plecy, zdrętwiałe po

145

trzygodzinnej jeździe po śliskiej szosie małym samochodem.

Nie udało się wymienić go na miejskiego dżipa, bo inni mieli więcej zdrowego rozsądku i ubiegli ją,

background image

zanim spadł śnieg.

Musiała się skoncentrować. Przyciągnęła fotel do stołu i oparła łokcie na blacie.

- Kim jesteś w tym tygodniu? - zapytała głośno, jakby Nocny Nożownik mógł odpowiedzieć.

- Pakuła dał mi odbitkę jego prawa jazdy - powiedział Nick.

- Więcej nie mamy

- Myślisz, że zmienia wygląd?

-  Na  pewno,  ale  raczej  subtelnie  -  przytaknęła.  -  Niewątpliwie  zmienia  nazwisko.  Gdzieś  wiedzie
normalne  życie.  Myślę,  że  podróżuje  po  kraju  w  interesach,  dociera  do  różnych  miast.  Za  każdym
razem  spotyka  się  z  nową  grupą  ludzi,  którzy  go  nie  znają.  Rozesłaliśmy  zdjęcie  z  prawa  jazdy  do
wszystkich miejskich komend policji. Na razie jeszcze nic z tego nie wynikło.

- Macie jakiś trop?

-  Znamy  tylko  jego  metodę  działania.  Jest  praworęczny,  używa  sztyletu  o  obustronnym  ostrzu,  który
ma około siedemnastu centymetrów. Ata-

146

kuje błyskawicznie. Prawdopodobnie udaje przypadkowe zderzenie z inną osobą i wbija ostrze pod
mostek, bo wie, że tam nie natrafi na kość. Kąt pchnięcia daje do myślenia.

Nick  postukał  w  klawisze  i  puścił  nagranie  z  kamery,  opisane  jako  „północno-zachodni  róg
Rockwood".

- Złapała go kamera monitoringu umieszczona na Centrum Sztuk Scenicznych w Nashville. Właściwie
tylko  jego  plecy  i  głowę  ukrytą  pod  białą  bejsbolówką,  ale  to  wystarczyło,  żebyśmy  mniej  więcej
zorientowali  się,  jakiego  jest  wzrostu  w  porównaniu  z  ofiarą.  Musi  ułożyć  nóż  pod  odpowiednim
kątem... -

Odepchnęła fotel od stołu i wstała. - Będzie prościej, jak ci pokażę.

Nick zatrzymał nagranie i podniósł się z fotela. Maggie chwyciła długopis ze stołu i przytrzymała go
prawą ręką pod tym samym kątem, pod jakim nożownik musiał skierować nóż.

-  Prawdopodobnie  chowa  sztylet  w  rękawie  i  wyciąga  w  razie  potrzeby.  -  Zrobiła  krok  w  stronę
Nicka. - Zawsze wbija go tuż pod mostek.

Położyła lewą dłoń na brzuchu Nicka, by pokazać mu gdzie, i natychmiast zorientowała się, że

147

background image

popełniła błąd. Poczuła, jak zadrżał pod wpływem jej dotyku.

Spojrzeli na siebie i niespodziewanie Maggie się zaczerwieniła.

Na szczęście, od razu przywołała się do porządku. Cofnęła się o krok i poruszyła ręką z długopisem
tak, jak prawdopodobnie robił

to morderca.

-  Wbija  nóż,  kierując  ostrze  w  górę  -  powiedziała.  -  Zwykle  przeszywa  serce,  ale  czasem  i  płuca
albo jedno i drugie.

Usiadła. Czekała, aż on zajmie swoje miejsce, lecz najwyraźniej się nie śpieszył. Zerknęła na Nicka i
na  widok  malujących  się  na  jego  twarzy  emocji  pomyślała,  że  uprzytomni  mu,  iż  w  tej  sytuacji  nie
powinien sobie na nie pozwalać. Tymczasem odezwał się pierwszy:

- Gino był dobrym człowiekiem. Nie zasłużył na śmierć.

Zatem pomyliła się, emocje nie miały związku z jej obecnością. Może nawet była tym rozczarowana.

-  Zabija  dwie  ofiary  w  każdym  mieście,  zwykle  w  ciągu  doby,  po  czym  znika.  -  Odchyliła  się  w
fotelu  i  przyczesała  palcami  włosy  Popatrzyła  na  zegarek.  -  Za  niespełna  piętnaście  godzin  znowu
kogoś zabije.

148

Godzina 13.39

Obserwował  starą  kobietę  ponad  godzinę.  Szedł  za  nią,  trzymając  się  z  tyłu,  tak  żeby  go  nie
spostrzegła, chociaż zastanawiał się, czy ona w ogóle kogokolwiek zauważa.

W pewnym momencie zbliżył się na tyle, że usłyszał jej mamrotanie. Nie tylko mówiła do siebie, ale
wręcz się spierała, jakby rozmawiała z niewidzialnym przyjacielem. Musiała zostawić swój wózek
za pojemnikiem na śmieci, ukryła go tam najlepiej, jak mogła. Śnieg utrudniał przepchnięcie wózka
przez zbite bryły śniegu, pozostawione przez pługi. JR miał ochotę jej pomóc. Pragnął dotknąć frędzli
szarej dzianinowej czapki, żeby sprawdzić, czy to ozdoba z materiału, czy prawdziwe włosy.

Najwyraźniej urzędowała w pobliżu Old Market. To dziwne, bo nie spotkał bezdomnych w tej

149

wyłożonej  kocimi  łbami  okolicy,  zobaczył  ich  dopiero  kilka  przecznic  dalej.  Stara  kobieta
wędrowała  po  ulicach,  zafascynowana  rzeczami,  których  nie  dostrzegał  nikt  inny.  Raz  przystanęła
gwałtownie pośrodku chodnika i przeganiała mijają-

cych  ją  ludzi,  żeby  nie  nadepnęli  na  coś  leżącego  w  śniegu.  Nikt  się  nie  zatrzymał,  żeby  na  to
spojrzeć. Większość przechodniów ją ignorowała, pozostali obchodzili szerokim łukiem, patrząc na

background image

nią krzywo.

Właśnie wtedy JR uświadomił sobie, że to będzie ona.

Nadawała  się  wręcz  idealnie.  Pozostawała  praktycznie  niewidzialna  dla  ludzi  nawet  wtedy,  gdy
próbowała chronić to, co uważała za tak cenne. Omijali ją, patrząc przed siebie, zupełnie obojętni.

Nagle poczuł, że nie może się doczekać. Chciał zadać cios w tym momencie, w tłumie, który jej nie
dostrzegał. Tyle że nie wziął ze sobą noża, dlatego musiał się wstrzymać do wieczora.

Zaczął przebierać palcami, ogarnął go niepokój. Postanowił, że wróci do hotelowego pokoju i będzie
się cieszył oczekiwaniem.

Wiedział, gdzie znajdzie starą kobietę.

150

Ruszył  w  jej  kierunku.  Wciąż  pochylona,  dotykała  czegoś  znajdującego  się  na  chodniku.  Kiedy
podszedł,  zobaczył,  jak  owija  zniszczone  dzianinowe  rękawiczki  wokół  tego,  co  przyciągnęło  jej
uwagę i wzbudziło w niej opiekuńcze uczucia.

Tym czymś był długi sopel lodu, który spadł z markizy nad chodnikiem. Cholerny sopel lodu!

Uśmiechnął się do siebie, gdy mijał starą kobietę i na nią popatrzył. Podniosła wzrok i skrzyżowali
spojrzenia.  Nagle  zapragnął  powiedzieć  jej,  że  jeszcze  raz  spotkają  się  później,  a  jemu  będzie
przyjemnie widzieć malujące się na jej twarzy zdumienie, gdy zacznie uchodzić z niej życie.

151

background image

Godzina 16.57

Zmierzchało,  kiedy  Maggie  i  detektyw  Pakuła  wyszli  z  komendy,  żeby  przepatrzyć  ulice.  Na
lodowisku  zebrały  się  tłumy,  podobnie  w  okolicach  deptaku,  który  rozciągał  się  na  długości  kilku
przecznic.  Dzisiaj  odbywała  się  uroczystość  zapalenia  świateł.  Sezon  świąteczny  uznawano  za
rozpoczęty, gdy na drzewach, krzewach i dachach rozjarzyły się setki tysięcy lampek.

-  Wszystkich  do  tego  ściągnęliśmy.  Od  piątej  rano  rozglądamy  się  i  rozmawiamy  z  ludźmi  -
powiedział Pakuła, gdy szli po kocich łbach.

Wyglądali bardziej na małżeństwo niż na policjantów. Pakuła miał na sobie starą parkę, lecz niczym
nie  osłonił  ogolonej  głowy  Maggie  włożyła  skórzaną  kurtkę,  a  do  tego  czerwoną  czapkę  z  logo
Huskersów, którą dostała od Pakuli.

- To pomoże ci wtopić się w tłum - wyjaśnił jej.

152

Nie protestowała. Zmęczenie ustąpiło pod wpływem adrenaliny i ogarniał ją coraz większy niepokój.
Upłynęło dużo czasu. Dlaczego uważała, że znajdą tego zbrodniarza?

Wyśledzenie go przypominało szukanie igły w stogu siana.

Wraz  z  Nickiem  zmarnowała  bite  dwie  godziny  na  przeglądaniu  nagrań  z  monitoringu,  z  czego
kompletnie nic nie wynikło. W pewnym momencie zobaczyli na ekranie Gina.

Wyglądało na to, że szedł za róg, do drzwi frontowych budynku.

Tam  właśnie  niezmiennie  spotykał  się  z  Pete  em,  nocnym  strażnikiem  Rockwood  Building.  Nagle
przystanął  i  odwrócił  się,  jakby  ktoś  go  zawołał.  Niestety,  kamera  nie  rejestrowała  dźwięków.
Patrzyli,  jak  przechyla  głowę,  uśmiecha  się,  po  czym  mówi  coś  i  idzie  w  kierunku  tego,  kto  go
zatrzymał. Następnie zniknął z ekranu. Maggie nie powiedziała tego na głos, ale była niemal pewna,
że Gino zmierzał ku zabójcy.

Niezupełnie rozumiała, dlaczego Nick tak bardzo przejął się śmiercią tego człowieka. Może chodziło
o to, że zdarzyło się to przed jednym z ochranianych przez niego budynków? Chciał

przemierzać ulice razem z Maggie i z Pakułą,

153

upierał się, że ma do tego prawo, ale mu to wyperswadowali.

Pakuła poradził mu, żeby lepiej poszedł z rozciętą ręką do lekarza.

-  Powinieneś  mieć  założone  szwy  -  oznajmił,  wskazując  na  jego  owiniętą  dłoń.  Maggie  od  razu  ją
zauważyła, ale powstrzymała się od zadawania pytań. - Już mi zapaprałeś krwią miejsce zbrodni.

background image

Pakuła kupił gorącą czekoladę dla Maggie i kawę dla siebie.

Maggie poczuła, jak para przyjemnie ogrzewa jej zmarznięte policzki. Objęła papierowy kubek, żeby
rozgrzać palce okryte cienkimi rękawiczkami z dzianiny. Zastanawiała się, dlaczego za każdym razem
przyjeżdża do tej części kraju nieprzygotowana na zimno.

-  Małżeństwo?  -  zapytała  idąca  za  nimi  stara  kobieta,  usiłując  przepchnąć  sklepowy  wózek  pełen
rozmaitych śmieci.

- Nie jesteśmy małżeństwem - odparł Pakuła. - Jak się dziś miewasz? Masz gdzie spać?

Wyglądało  na  to,  że  kobieta  go  nie  słyszy,  gdyż  przez  cały  czas  mamrotała  do  siebie,  próbując
wepchnąć wózek na krawężnik, który nadal pokryty był śniegiem. Pakuła chwycił

wózek z przodu i bez trudu postawił go na chodniku.

154

- W schronisku Świętego Gabriela mają kilka wolnych łóżek -

spróbował ponownie.

- Żaden święty mi niepotrzebny - burknęła ze złością. - Lydia i ja od lat same o siebie dbamy.

Pakuła i Maggie rozejrzeli się jednocześnie, jednak niewątpliwie kobieta była sama. Ludzie omijali
ich łukiem, niektórzy schodzili nawet na jezdnię.

- Pomóc ci szukać Lydii? - spytał Pakuła. Tym razem popatrzyła mu prosto w oczy,

marszcząc  czoło  pod  brudną,  szarą  czapką.  Przeniosła  spojrzenie  na  Maggie  i  znowu  zerknęła  na
Pakułę.

-  Gliniarz?  -  wyszeptała.  Maggie  usłyszała,  jak  Pakuła  odkasłuje,  by  pokryć  zakłopotanie.  -  W
porządku - zapewniła go stara kobieta, a wyraz jej twarzy złagodniał. Wyciągnęła rękę, by dotknąć
jego  ramienia,  całkiem  jak  babcia.  -Wszyscy  słyszeliśmy  o  Ginie.  -  Pokręciła  głową.  -  Cholerna
szkoda. - Wyprostowała się i zaczęła machać rękami, jakby odpędzała natrętną muchę. -

Och, przestań, Lydio, dobrze wiesz, kto to Gino.

Pakuła popatrzył na Maggie i uniósł brwi.

155

Kobieta prawdopodobnie nie powinna zostawać na ulicy.

Niewątpliwie  potrzebowała  pomocy,  jednak  Maggie  podobała  się  jej  zadziorność  i  hart  ducha.
Dopóki  staruszka  miała  ze  sobą  wózek  sklepowy,  morderca  raczej  jej  nie  zagrażał.  Nie  odważyłby

background image

się zaatakować jej nożem - za bardzo przeszkadzałoby mu grzechotanie i pobrzękiwanie wózka, które
przyciągało uwagę przechodniów.

Pakuła wyciągnął coś, co wyglądało na wizytówkę, i podsunął

kartonik staruszce.

- Znasz Dannyego w barze na rogu? - zapytał. Prychnęła w odpowiedzi, ale wzięła wizytówkę.

- Kto by nie znał Danny ego - odparła. - Sukinsyn każdego zagada na śmierć. Biorę od niego kawę
tylko po to, żeby się zamknął.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, daj Danny emu wizytówkę i każ do mnie zadzwonić -upierał
się Pakuła.

-  A  czego  miałabym  potrzebować?  Ja  i  Lydia  mamy  tu  wszystko.  -  Kobieta  postukała  mocno  w
wózek, a jego zawartość zaczęła hałaśliwie się przesuwać.

156

Patrzyli,  jak  bezdomna  odchodzi,  popychając  po  chodniku  terkoczący  wózek.  Maggie  pokręciła
głową, kiedy Pakuła na nią spojrzał.

-  Nie  da  się  ich  zaaresztować  -  powiedziała,  myśląc  jednocześnie,  że  pewnie  łatwiej  byłoby  ich
chronić, gdyby byli za kratami.

Ruszyli w dalszy obchód.

Kiedy  mijali  Vivace,  zapach  czosnku  i  ciepłego  chleba  sprawił,  że  Maggie  zaburczało  w  brzuchu.
Próbowała  sobie  przypomnieć,  kiedy  ostatnio  jadła,  i  doszła  do  wniosku,  że  tego  ranka,  jadąc
wypożyczonym samochodem, uraczyła się pączkiem. Nic dziwnego, że brakowało jej energii. Wypiła
resztki czekolady na gorąco.

-  Jeszcze  jeden  biedny  nieborak.  -  Pakuła  wskazał  stojącego  na  rogu  ulicy  bezdomnego  w  długim,
zniszczonym płaszczu. - Co mam zrobić z tymi ludźmi?

Kiedy mężczyzna się odwrócił, Maggie i Pakuła natychmiast go rozpoznali.

- Co ty, do cholery, wyprawiasz? - zirytowała się Maggie.

Nick Morrelli skierował na nich wzrok. Z jednodniowym zarostem i w filcowym, podartym

157

kapeluszu  z  opuszczonym  rondem  wyglądał  jak  uliczny  artysta,  a  nie  bezdomny,  którego  usiłował
odgrywać.

background image

- Nie jesteś moją szefową - powiedział, a następnie wyskoczył

na jezdnię, zmuszając samochody do gwałtownego hamowania i trąbienia.

Nie odwracając się, przebiegł na drugą stronę ulicy i wtopił się w tłum.

158

background image

Godzina 18.15

Tym  razem  miał  przy  sobie  nóż,  schował  go  w  rękawie.  Stara  kobieta  znowu  chodziła  z  wózkiem,
niech ją szlag! Jak mogła wyciąć mu taki numer! Jeszcze niedawno wpadłby w gniew, lecz teraz nie
opuszczała go pewność siebie. W ostatniej godzinie wykluczył starą kobietę. Miał nowy cel.

Facet skojarzył mu się z żałosnym cieniem jego samego. Miał

długi,  czarny  płaszcz,  który  kiedyś  był  pewnie  jego  ukochanym,  przynoszącym  szczęście  strojem.
Przystojny mężczyzna w dobrej formie, przynajmniej do niedawna. Może za szybko chciał

osiągnąć sukces i po drodze się wyłożył.

Przez jakiś czas JR szedł za facetem i zorientował się, że albo jest pijany, albo naćpany. Słuchał, jak
mówi do paru osób.

Bredził gorzej niż stara kobieta. Prawdopodobnie byłby zadowolony,

159

gdyby  ktoś  skrócił  jego  cierpienie.  A  wtedy,  gdy  zatrzymała  go  tamta  para?  Najwyraźniej  go
rozpoznali  albo  tak  im  się  wydawało.  Facet  zaczął  się  kręcić,  wymamrotał  parę  przekleństw,  po
czym uciekł. Mało co na jezdni nie wpadł pod koła samochodu. To kompletny frajer. Nikt za nim nie
zatęskni.

Obserwował go uważnie. Ulice zapełniły się ludźmi. Na jednym rogu grała czteroosobowa orkiestra
czy raczej czworo nastolatków z instrumentami przedstawiało swoje wersje świątecznych piosenek.
Konne zaprzęgi też miały mnóstwo roboty. Wrócił konny patrol policyjny, ten sam, co wczoraj.

Uroczystość  zapalenia  świateł  odbyła  się  jakiś  kwadrans  wcześniej  i  gdziekolwiek  JR  spojrzał,
oślepiały go mrugające światełka.

To było cholernie piękne. Co za cudowna noc na śmierć.

Wyszedł z wnęki i zauważył, że jego cel opiera się o balustradę, tyłem do uliczki. Musiał zaatakować
go od tyłu. To nie była dla niego przeszkoda, wiedział, gdzie wbić nóż. Nie w środek, gdyż natrafiłby
na kręgosłup, należało celować trochę z boku, niżej, pod tym samym kątem, co zawsze.

160

Tkanka  na  plecach  wymagała  większego  nacisku,  ale  ostrze  było  wystarczająco  długie  i  na  pewno
dotrze do serca.

Pomyślał, że będzie mu brakowało spojrzenia faceta w chwili, gdy uświadomi sobie, że umiera. Cóż,
czasem trzeba wprowadzić drobne korekty do planu.

Ruszył w innym kierunku. Wiedział, że w ten sposób zatoczy koło i trafi na tę samą uliczkę. Wkrótce,

background image

stary. Już niedługo skrócę twoje męki.

161

background image

Godzina 18.18

Pakuła  musiał  zostawić  Maggie  samą  po  telefonie  jednego  z  podległych  mu  policjantów,  który
poinformował, że być może zlokalizował Nocnego Nożownika. Recepcjonistka w hotelu

„Embassy  Suites"  twierdziła,  że  rozpoznała  mężczyznę  ze  zdjęcia  w  prawie  jazdy  Utrzymywała,  że
wygląda kubek w kubek jak gość, który zameldował się w czwartek.

Zapamiętała go, bo skarżyła się na zapalenie kaletki maziowej

4, 

a on poradził jej, jak długo powinna

przykładać gorący kompres na obolałe miejsce, i dodał, że potem trzeba zrobić sobie okład z lodu.
Podziałało, więc doszła do wniosku, że to na pewno lekarz. Jej zdaniem, jutro rano miał wyjechać.

4Kaletki maziowe - poduszeczkowate twory położone między mięśniem a kością lub ścięgnem i
kością, Nowy Leksykon PWN, Warszawa,
 1998 (przyp. red.).

162

Policjant postanowił zaczekać na Pakułę i dopiero razem z nim wejść do pokoju mężczyzny.

Pakuła  obiecał,  że  zadzwoni  do  Maggie.  Chciała  być  z  nimi,  gdyby  mężczyzna  okazał  się
poszukiwanym  wielokrotnym  mordercą.  Jednak  wydawało  się  mało  prawdopodobne,  że  groźny
zabójca  siedzi  w  hotelowym  apartamencie,  oddalonym  o  dziesięć  ulic  od  miejsca,  w  którym  zabił
Gina.

Maggie  postanowiła  zawrócić  i  sprawdzić,  czy  uda  się  jej  odnaleźć  Nicka  i  przemówić  mu  do
rozumu.  Widziała  starszą  kobietę,  która  odstawiła  na  bok  wózek  sklepowy.  Wpatrywała  się  w
ośnieżony chodnik przy bocznej ścianie budynku. Wydawała się tym zafascynowana do tego stopnia,
że przepędzała przechodniów, którzy posłusznie omijali tamto miejsce.

W  tym  momencie  Maggie  zobaczyła  Nicka.  Siedział  na  balustradzie,  do  której  w  cieplejsze  dni
zapewne  mocowano  rowery,  i  machał  nogami.  Kiwał  głową  w  rytm  dobiegającej  z  rogu  muzyki.
Wyglądało na to, że nikt nie zwraca na niego uwagi nawet wtedy, gdy przechodnie potrącali go albo
popychali.

Bardzo dobrze odgrywał swoją rolę.

163

Wiedziała,  że  jeśli  pomacha  do  Nicka,  on  ją  zignoruje,  wobec  czego  ruszyła  ku  niemu  pod  prąd.
Przepychała  się  z  trudem,  nieśpiesznie,  co  jakiś  czas  zderzając  się  z  przechodniami.  Tak  to  robi,
pomyślała i nagle zyskała pewność, że zabójca gdzieś tu jest. Czuła to przez skórę. Dała o sobie znać
intuicja, która jeszcze nigdy jej nie zawiodła.

Rozejrzała się po zbliżających się ku niej twarzach. Szła, obejmując się rękami, jakby było jej zimno,
podczas  gdy  ten  ochronny  gest  wziął  się  ze  strachu,  że  za  chwilę  nóż  przeszyje  jej  ciało.  Tłum
nieustannie  napierał  i  w  pewnym  momencie  ludzie  zepchnęli  ją  pod  mur.  Nagle  poczuła  ból  w

background image

plecach. Okręciła się na pięcie i zdała sobie sprawę z tego, że to łokieć, nie nóż.

Doszła do wniosku, że zachowuje się jak paranoiczka. Musi wziąć się w garść.

Pomiędzy ludźmi w gęstym tłumie dostrzegła Nicka, który uśmiechał się i śpiewał, nadal siedząc na
balustradzie. Nagle ujrzała mężczyznę, wychodzącego z bocznej uliczki. Był dobrze ubrany, w białej
bejsbolówce na głowie, i szedł sam. Całkowicie skupiony na Nicku, zmierzał

164

prosto ku niemu, z prawą ręką przy boku. Dostrzegła błysk metalu.

Zaczęła przedzierać się przez tłum.

- Nick, uważaj!

Jej  krzyk  utonął  w  ulicznych  hałasach,  w  rozbrzmiewającej  wokół  muzyce,  w  odgłosach  miasta.
Maggie popychała otaczających ją ludzi, parę razy ją też popchnięto.

-  FBI!  -  zawołała,  lecz  nikt  nie  zrobił  jej  przejścia,  uznając,  że  ma  do  czynienia  z  wariatką  w
czerwonej czapce Huskersów.

Rozsunęła  zamek  błyskawiczny  kurtki  i  zaczęła  gwałtownie  szarpać  za  zapięcie  kabury,  żeby
wydobyć rewolwer. Niech to szlag!

Mężczyzna znajdował się o metr od Nicka.

Zamachała rękami i w końcu Nick ją zobaczył. Machnął ręką, uśmiechnął się, po czym zwalił twarzą
w  śnieg,  przyduszony  przez  napastnika,  który  przygniótł  go  swoim  ciałem  do  ziemi.  Zanim  Maggie
dotarła na miejsce, dostrzegła rozlewającą się na śniegu plamę czerwieni.

- O Boże, nie!

Wtedy spostrzegła starą kobietę, która wskazała na sztylet w dłoni zabójcy.

165

-  Ten  sukinsyn  zabił  Gina  -  powiedziała.  W  tym  momencie  Maggie  popatrzyła  na  szeroki  koniec
sopla, sterczącego z pleców mordercy.

166

background image

Godzina 10.00

5 grudnia, poniedziałek

Hotel „Embassy Suites"

Maggie  przespała  pięć  godzin  i  czuła  się  wypoczęta.  Włożyła  dżinsy  i  ulubiony,  za  duży  ciepły
sweter,  po  czym  zjechała  do  holu.  John  Robert  Gunderson  przez  ostatnie  cztery  dni  korzystał  z  tej
samej windy. Pakułę zobaczyła przez szklaną ścianę kabiny; siedział przy stoliku.

-  Zamówiłem  kawę  -  powiedział  Pakuła,  wstając,  gdy  podeszła  do  stolika,  na  którym  stała  puszka
pepsi light.

Była pod wrażeniem, że zapamiętał jej porannego drinka. Miał

przy sobie kilka teczek, ale zepchnął je na bok blatu. Dołożyła do sterty własną teczkę zawierającą
informacje, które Tully przefaksował jej wczoraj w nocy

167

- Gunderson to jego prawdziwe nazwisko? -chciał wiedzieć Pakuła.

- Tak.

W  hotelowym  pokoju  odkryli  małą  walizkę,  w  której  znajdowało  się  około  dwunastu  praw  jazdy  i
kart kredytowych, wydanych na rozmaite nazwiska. Wszystkie miały takie same inicjały

Maggie upiła łyk pepsi.

- Jeden z najlepszych sprzedawców Bosco Blades.

- Blades. Ostrza. - Pakuła pokręcił głową. -Niewiarygodne.

-  Wyleciał  ze  studiów  medycznych.  Podejrzewałam,  że  zabójca  był  obznajmiony  z  medycyną.  Zbyt
dobrze  wiedział,  jak  zadawać  ciosy.  Dziś  rano  rozmawiałam  z  porucznik  Taylor  Jackson.  Okazuje
się,  że  jedna  z  ofiar  Gundersona  to  jego  kolega  z  uczelni,  Heath  Stover.  Zabił  go  w  Nashville.
Prawdopodobnie  nie  chciał,  żeby  ktokolwiek  w  firmie  dowiedział  się,  że  nie  uzyskał  dyplomu.
Wiemy  też,  że  pojechał  do  Nashville  na  konferencję  medyczną,  aby  wystąpić  z  prezentacją,  ale  ją
odwołał. Detektyw Killian powiedziała, że w Nowym Orleanie trwało sympozjum lekarskie, kiedy

168

zabił dwie osoby. W Kansas City zorganizowano kongres dla chirurgów, a w Omaha...

- ...zjazd sprzedawców w Qwest Center - dokończył Pakuła. -

W związku z handlem jakimś medycznym sprzętem czy czymś tam, tak?

background image

Skinęła głową.

- Jak to możliwe, że tak długo uchodziło mu to na sucho?

Współpracownicy niczego nie podejrzewali?

- Pracował w domu. Miał sekretarkę w Bosco, z którą kontaktował się telefonicznie, eseme-sami i e
mailami. Ze swoim szefem spotykał się raz w miesiącu, sam załatwiał wszystkie sprawy związane z
podróżami, więc w drodze mógł być, kimkolwiek zechciał.

- Wyglądał jak najzwyklejszy facet - orzekł Pakuła. - Nie ma lepszego kamuflażu.

- A ta stara kobieta? Nie oskarżysz jej o nic, prawda?

- Jasne, że nie. Oddała nam przysługę. Jednak zdjąłem ją z ulicy.

- Jak ci się to udało?

- Znam faceta, który zajmuje się ochroną mniej więcej tuzina budynków w centrum. Wygląda na

169

to, że w jednym z nich udało mu się znaleźć dla niej małe mieszkanko.

Maggie  się  uśmiechnęła.  Mogła  się  spodziewać,  że  Nick  Morrelli  zajmie  się  kobietą,  która  ocaliła
mu życie.

- A co z Lydią? - zapytała.

- Okazuje się, że w tym budynku można trzymać koty.

Do  ubiegłej  nocy  nikt  nie  wiedział,  że  stara  kobieta  opiekowała  się  leciwą  kotką,  którą  trzymała
owiniętą ciepłymi szmatami w sklepowym wózku.

-  Muszę  iść.  -  Pakuła  zebrał  teczki,  a  Maggie  wstała,  żeby  odprowadzić  go  przed  powrotem  do
pokoju.  -  Na  pewno  nie  zostaniesz  jeszcze  dzień  albo  dwa?  Moja  żona  robi  najlepsze  kołacze  na
świecie.

- Może następnym razem. Uścisnął jej rękę.

- Ech, w cholerę z tym - wymamrotał, po czym mocno ją uścisnął.

W drzwiach wyjściowych hotelu spotkał się z Nickiem Morrellim. Mężczyźni przywitali się, po czym
Nick  spojrzał  na  Maggie.  Tego  ranka  był  gładko  ogolony  i  ubrany  w  wyprasowane  spodnie  oraz
jaskrawoczerwoną narciarską kurtkę.

170

background image

Maggie  stała  w  wejściu  do  hotelowej  restauracji,  gdzie  o  tej  porze  w  poniedziałkowy  ranek  było
zajętych zaledwie kilka stolików. Czekała na niego, patrzyła, jak przechodził przez hol.

Wczoraj wieczorem, kiedy myślała, że został pchnięty przez nożownika, przetoczył się przez nią istny
huragan emocji. Nick tak na nią działał.

Uprzytomniła  sobie,  że  nie  nadaje  się  na  życiowego  partnera,  gdy  podszedł,  i  nie  była  w  stanie
oderwać od niego oczu.

Zadzwonił  do  niej  dzisiaj  rano  i  spytał,  czy  mogliby  spędzić  trochę  czasu  razem  -  pójść  na  łyżwy
albo  przejechać  się  po  mieście.  Maggie  się  zgodziła.  Teraz,  gdy  poczuła  zapach  jego  wody  po
goleniu, zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie była to nazbyt pochopna decyzja.

Nick wskazał w górę.

- Ciągle wysyłasz mi sprzeczne sygnały, Maggie 0'Dell -

powiedział.

Maggie popatrzyła na jemiołę, która wisiała w progu, nad ich głowami, i zanim zdążyła odezwać się
choćby słowem, Nick ją pocałował.

Nagle przyszło jej do głowy, że być może jest nieco za zimno, żeby wychodzić z hotelu.

171

Poznajmy bliżej autorki

Znały  się  i  przyjaźniły  od  kilku  lat,  gdy  zapragnęły  podjąć  pracę  przy  wspólnym  projekcie.  Alex
zasugerowała  Erice  oraz  J.T.  napisanie  opowiadań,  w  których  ten  sam  seryjny  morderca  byłby
ścigany  przez  książkowe  bohaterki  pisarek,  a  one  chętnie  przyjęły  propozycję.  Efektem  tej
współpracy jest krótka, trzyczęściowa powieść Cienie nocy.

background image

Erica Spindler

W  samym  sercu  nowoorleańskiej  Dzielnicy  Francuskiej  znaleziono  zwłoki  zasztyletowanej
bezdomnej. Detektyw Stacy Killian z nowoorleańskiej policji ściga się z czasem - w tej grze stawką
jest życie dziecka zamordowanej kobiety Stacy

172

gotowa jest zaryzykować, aby zwyciężyć, i stawia wszystko na jedną kartę.

Erica Spindler, autorka powieści znajdujących się na liście bestsellerów „New York Timesa", cieszy
się uznaniem zarówno krytyki, jak i czytelników. Książki jej pióra pojawiły się na półkach księgarń
w  dwudziestu  pięciu  krajach  i  zostały  okrzyknięte  „emocjonującymi  arcydziełami,  pełnymi
żywiołowej akcji i frapujących zagadek kryminalnych".

Erica wychowała się w Rockford w stanie Illinois i początkowo pragnęła zostać artystką. Uzyskała
tytuł licencjata sztuk pięknych na Delta State University oraz magistra sztuk pięknych na University of
New Orleans, gdzie specjalizowała się w dziedzinie sztuk wizualnych. W czerwcu 1982 roku, kiedy
dopadło ją przeziębienie, postanowiła odpocząć od telewizji i poczytać romanse. Książki wciągnęły
ją do tego stopnia, że w niedługim czasie sięgnęła po pióro. W 1996 roku przerzuciła się z historii
miłosnych na kryminalne, pisząc powieść Zakazany owoc. Wtedy  też  okazało  się,  że  odkryła  swoje
powołanie.

Jej powieść Tylko chłód zdobyła prestiżową nagrodę Daphne du Maurier. Erica jest honorową

173

członkinią  stowarzyszenia  Romance  Writers  of  America  i  otrzymała  nagrodę  Kiss  of  Death  za
powieści Zakazany owoc Wyścig ze śmiercią. Była trzykrotną finalistką konkursu RITA®

Award. Pismo „Publishers Weekly" wyróżniło jej audiobooka Z

ukrycia nagrodą  Listen  Up  i  wkrótce  okrzyknęło  tę  powieść  jednym  z  najlepszych  audiobooków
sensacyjnych 1998 roku.

Erica  mieszka  pod  Nowym  Orleanem  w  stanie  Luizjana,  razem  z  mężem  i  dwoma  synami.  Obecnie
pracuje  nad  następnym  dreszczowcem.  Wielbicieli  twórczości  Eriki  zapraszamy  na  jej  stronę

http://www.ericaspindler.com 

albo na Facebook, pod adres Facebook/EricaSpindler.

background image

J.T. Ellison

Na  chodniku  znaleziono  zwłoki  demonstrantki  z  organizacji  Okupacja  Nashville.  Okazało  się,  że  to
córka  miejscowego  notabla.  Porucznik  Taylor  Jackson  musi  rozwikłać  zagadkę  jej  śmierci  i
zidentyfikować zabójcę, aby uniemożliwić mu dokonanie następnej zbrodni.

174

J.T.  Ellison  jest  laureatką  wielu  międzynarodowych  nagród,  autorką  siedmiu  powieści
entuzjastycznie  przyjętych  przez  krytyków  oraz  licznych  opowiadań  publikowanych  w  ponad
dwudziestu krajach.

Ellison  dorastała  w  Kolorado,  po  czym,  będąc  uczennicą  liceum,  przeprowadziła  się  do  Wirginii
Północnej.  Jest  absolwentką  Randolph-Macon  Woman's  College,  stopień  magisterski  uzyskała  na
George  Washington  University.  Dzięki  prezydenckiemu  wyróżnieniu  mogła  pracować  w  Białym
Domu  oraz  w  ministerstwie  handlu;  później  przeniosła  się  do  sektora  prywatnego.  Jako  analityk
finansowy i dyrektor marketingu pracowała dla kilku dostawców sprzętu obronnego i lotniczego.

Po  przeprowadzce  do  Nashville  Ellison  skupiła  się  na  zgłębianiu  tego,  co  ją  pasjonowało
najbardziej: medycyny sądowej i walki z przestępczością. Aby zdobyć wiedzę potrzebną do pisania
powieści sensacyjnych, współpracowała z policją w Nashville, z FBI i kilkoma innymi instytucjami
odpowiedzialnymi za pilnowanie prawa i porządku.

175

Wśród jej cieszących się ogromnym powodzeniem opowiadań znajdują się takie, jak Prodigal  Me w
zbiorze Killer Year: Stones to Die For (pod red. Lee Childa), Gray Lady, Lady Gray z tomu Surreal
South 11 
(pod red. Pinckneya i Laury Benedic-tów), Killing Carol Ann w zbiorze First  Thrills (pod
red. Lee Childa) oraz The Number of Man w  zbiorze Thriller  3 (pod red. Sandry Brown). Powieść
The  Cold  Room zdobyła  nagrodę  za  najlepszy  thriller  w  miękkiej  oprawie  2010  roku,  przyznaną
przez International Thriller Writers (ITW).

Ellison  jest  członkinią  kilku  stowarzyszeń  pisarzy,  między  innymi  International  Thriller  Writers,
Mystery  Writers  of America  i  Romance  Writers  of America.  Na  Twitterze  pod  hasłem  @Thriller-
chick  funkcjonuje  aktywna  grupa  jej  wielbicieli,  Ellison  cieszy  się  też  wielką  popularnością  na
Facebooku.  Mieszka  w  Nashville  z  mężem  i  niedouczonym  kotem,  obecnie  pracuje  nad  nową
powieścią.  Więcej  informacji  można  znaleźć  pod  adresem 

http://www.jtellison.com 

albo  na

Facebooku pod adresem Facebook/JTEllison.

176

background image

Alex Kava

Zwłoki  bezdomnego  mężczyzny  zostają  znalezione  w  zalanej  krwią  zaspie  śnieżnej  przed
śródmiejskim biurowcem w Omaha.

Maggie O'Dell uważa, że to kolejna ofiara seryjnego mordercy, który popełnia zbrodnie na obszarze
całego kraju.

Funkcjonariuszka FBI wie, że ma dobę na pojmanie zabójcy W

przeciwnym razie przestępca wyjedzie do innego miasta, aby popełnić kolejne zbrodnie.

Alex  Kava  wychowała  się  na  wsi  nieopodal  Silver  Creek  w  Nebrasce.  Tytuł  licencjata  zdobyła  w
College of Saint Mary w Omaha w stanie Nebraska, gdzie specjalizowała się w dziedzinie sztuki, a
także literatury angielskiej. Po zakończeniu nauki próbowała wielu zajęć, między innymi pracowała
w  szpitalu  przy  sprzątaniu  i  sterylizacji  narzędzi  z  oddziału  chirurgicznego,  patologicznego  i  z
kostnicy; prowadziła też pracownię graficzną, która zajmowała się tworzeniem etykiet do produktów
żywnościowych; zajmowała się również reżyserią reklam telewizyjnych i radiowych.

177

W  1996  roku  zrezygnowała  z  pracy  dyrektora  PR  i  poświęciła  się  pisaniu  powieści.  Aby  mieć  z
czego  opłacić  rachunki,  musiała  zadłużyć  hipotekę  domu,  nadwerężyła  karty  kredytowe,  a  nawet
roznosiła gazety.

Obecnie  Alex  jest  autorką  bestsellerów,  specjalizującą  się  w  powieściach  sensacyjno-
psychologicznych.  Książki  z  serii  o  Maggie  O'Dell, Dotyk  zła,  W  ułamku  sekundy,  Łowca  dusz,
Granice  szaleństwa,  Zło  konieczne,  Zabójczy  wirus,  Czarny
  piątek,  Kolekcjoner i  Śmiertelne
napięcie, 
wraz  z  powieściami Fałszywy  ruch i  Trucizna, zostały  ciepło  przyjęte  zarówno  przez
krytyków, jak i wielbicieli. Dzieła Alex znalazły się na listach bestsellerów „New York Timesa" i
„USA  Today  ",  publikowano  je  w  dwudziestu  sześciu  krajach,  a  w  Australii,  Niemczech,  Polsce,
Włoszech i Wielkiej Brytanii stały się wydarzeniami na rynku czytelniczym.

Powieść Fałszywy  ruch otrzymała  w  2006  roku  zaszczytny  tytuł  One  Book  One  Nebraska.  W  2007
roku Alex dostała nagrodę Mari Sandoz, przyznawaną przez Nebraska Library Association. Powieść
Trucizna znalazła się na liście najlepszych thrillerów 2007 roku „January Magazine".

178

Zabójczy  wirus,  Czarny  piątek i  Śmiertelne  napięcie  otrzymały  entuzjastyczne  recenzje  w
„Publishers Weekly".

Alex  jest  współautorką  dwóch  opowiadań  w  zbiorach First  Thrills (pod  red.  Lee  Childa  -
opowiadanie After Dark, napisane we współpracy z Deb Carlin) oraz Florida Heat Wave (pod red.

Michaela Listera). Książka A Breath of Hot Air,  napisana wspólnie z Patricią Bremmer, jest obecnie

background image

dostępna  w  KINDLE  i  NOOK.  Alex  mieszka  na  przemian  w  Omaha  w  stanie  Nebraska  oraz  w
Pensacola  na  Florydzie.  Należy  do  International  Thrillers  Writers  i  zachęca  wszystkich,  by  zostali
VIR-ami  (Very  Important  Reader)  na  jej  stronie: 

http://www.alexkava.com, 

by  zdobywać  nagrody.

Można też wyśledzić ją na Facebooku pod adresem Facebook/AlexKava.books.

179

background image

Table of Contents

1. D
C2
DMV3
4,


Document Outline