background image

Cathy Williams 

Narzeczona Greka 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Z rozległej werandy sypialni Theo Toyas miał 

widok na podjazd prowadzący do wspaniałej wil­

li swojego dziadka. Było wpół do siódmej wieczo­

rem, a morderczy upał powoli ustępował miejsca 

chłodniejszemu powiewowi wieczoru. Jednak na­

dal było za gorąco, żeby włożyć coś cieplejszego 

od pary drelichowych spodni i koszuli z krótkimi 

rękawami. 

W jednej ręce Theo trzymał szklankę whisky 

z lodem. Cieszył się, że mógł tak sobie siedzieć na 

wyłożonym poduszkami wiklinowym krześle i po­

dziwiać wspaniały krajobraz. Po jego prawej stronie 

znajdował się niewiarygodnie długi basen wychodzą­

cy na słynny zatopiony wulkan wyspy Santorini. 

Z każdej strony basen otaczały dopieszczone ogrody, 

które zawijały się przy podjeździe, tworząc złudze­

nie, jak gdyby opadały w dół krateru. 

Zapomniał, jak spokojne i senne było to miejsce. 

Nic dziwnego, skoro tak rzadko bywał w willi. Nie 

miał czasu. Prowadził życie między Londynem, Ate­

nami a Nowym Jorkiem, kontrolując imperium, które 

zbudował jego pradziadek, a które później przeszło 

background image

10 CATHY WILLIAMS 

w jego ręce. Znalezienie wolnej chwili niemal grani­

czyło z cudem. 

Niemniej jednak osiemdziesiąte urodziny nie zda­

rzały się każdego dnia, a jego dziadek postanowił je 

świętować właśnie w willi na wyspie, gdzie poznał 

swoją żonę. Większość członków rodziny, którzy 

mieszkali w Grecji kontynentalnej, najprawdopodob­

niej przyleci prywatnymi samolotami wyczarterowa-

nymi specjalnie dla nich. Inni, zamieszkujący odległą 

Kanadę, pewnie zostaną w willi na cały tydzień albo 

udadzą się z wizytą do innych członków rodziny 

zamieszkujących greckie ziemie. Natomiast Theo 

planował zabawić na wyspie tylko trzy dni. Tyle 

czasu wystarczy, żeby okazać szacunek dziadkowi 

i oddać mu cześć. 

Na podjeździe zatrzymała się taksówka. Theo 

zmrużył oczy i zobaczył swojego brata Michaela 

wysiadającego z taksówki. Tuż za nim z samochodu 

wyłoniła się jego towarzyszka. A więc nadszedł ten 

dzień, pomyślał. W końcu pozna tajemniczą kobietę, 

która tak niespodziewanie wkroczyła na scenę. Dzię­

ki niej wszyscy odetchnęli z ulgą, a zwłaszcza jego 

matka i dziadek. 

Choć Theo nikogo nie miał, ostentacyjnie czerpał 

przyjemność z towarzystwa kobiet. A do tego był 

pragmatykiem i w pełni rozumiał zalety poślubienia 

odpowiedniej dziewczyny z odpowiednimi koneks­

jami. Oświadczył kiedyś, że ożeni się przed czter­

dziestką. A do tego czasu nikomu nie wolno było 

wtrącać się do jego prywatnego życia. 

background image

NARZECZONA GREKA 

11 

Natomiast z Michaelem sprawy miały się nieco 

inaczej. Był o pięć lat młodszy i jako dziecko bardzo 

często chorował. Podczas gdy trzynastoletniego 

Theo wysłano do angielskiej szkoły z internatem, 

gdzie nauczył się przede wszystkim niezależności, 

Michael został w domu. Lina Toyas nie mogła znieść 

myśli, że jej delikatny, wrażliwy synek mógłby dora­

stać z dala od domu. Zawsze się o niego martwiła. 

A kiedy przez lata nie przedstawił jej ani jednej miłej 

dziewczyny, przysporzył jej kolejnych zmartwień. 

Dobrze wiedziała, że był nieśmiały, a nieśmiali męż­

czyźni często zostawali samotnymi kawalerami. Taki 

scenariusz byłby dla niej gorszy niż śmierć. 

Nagle pojawienie się dziewczyny sprawiło, że do 

oczu Liny Toyas napłynęły łzy radości. Tymczasem 

Theo zachował powściągliwość. W historii, którą 

Michael opowiedział mu przez telefon, nic nie trzy­

mało się kupy. A on jako biznesmen dobrze wiedział, 

że jeśli coś nie trzyma się kupy, to prawdopodobnie 

nikomu nie wyjdzie na dobre. 

Jak to możliwe, że jego brat nigdy wcześniej 

nawet słowem nie wspomniał o Abigail Clinton? 

Gdyby od dłuższego czasu tworzyli parę, z pewnoś­

cią wspomniałby o niej matce podczas jednej z licz­

nych rozmów telefonicznych. A tymczasem imię tej 

dziewczyny wypłynęło dopiero dwa tygodnie temu, 

kiedy Michael zaskoczył wszystkich, ogłaszając, że 

zaręczył się z Angielką i przedstawi ją podczas 

obchodów urodzin dziadka na Santorini. 

Theo taktownie powstrzymał się od ujawnienia 

background image

12 CATHY WILLIAMS 

matce choćby jednego ze swoich podejrzeń. Zamiast 

tego zamierzał konstruktywnie wykorzystać krótki 

pobyt w willi, obserwować, zadawać pytania i usta­

lić, czy dziewczyna marzy wyłącznie o pieniądzach 

jego brata, co podejrzewał. Chociaż Michael miesz­

kał w Brighton i prowadził dwie restauracje oraz klub 

nocny, miał swój udział w majątku rodziny Toyas. 

Posiadał znaczne udziały w firmie i fundusz powier­

niczy opiewający na kwotę, która była spełnieniem 

marzeń większości ludzi. Prowadził dość skromne 

życie i na pierwszy rzut oka mógł nie sprawiać 

wrażenia odnoszącego sukcesy biznesmena. Ale 

Theo dobrze wiedział, że mały biznes Michaela był 

jedynie wierzchołkiem góry lodowej, mimo że jego 

brat starał się odgrodzić od fortuny, którą odziedzi­

czył wraz z nazwiskiem. Wystarczyło tylko trochę 

poszperać, żeby poznać prawdę. Theo był pewny, że 

tak właśnie się stało. 

Ale był również pewny, że zrobi wszystko co 

w jego mocy, żeby nikt nie oskubał jego brata. 

Chociaż nie martwił się o Michaela tak bardzo jak ich 

matka, zawsze otaczał go troską. Michael ufał lu­

dziom, co zdaniem Theo było jego dużą wadą. Zaufa­

nie oznaczało bezbronność. A tylko głupcy byli bez­

bronni. 

Theo pochylił się do przodu, wbijając czarne oczy 

w postać z długimi blond włosami, opadającymi na 

plecy niczym jedwabna kurtyna. Wciąż się nimi 

bawiła, unosiła je jedną ręką, robiąc kucyk i pusz­

czając je swobodnie. Przez cały czas rozglądała się 

background image

NARZECZONA GREKA 13 

dookoła z rozchylonymi ustami, napawając się prze­

pychem tego miejsca. 

Wycenia Michaela, pomyślał Theo cynicznie. 

A mimo to musiał przyznać niechętnie, że jego 

brat miał gust. Nie widział dokładnie twarzy dziew­

czyny, ale z całą pewnością mógł stwierdzić, że była 

bardzo zgrabna, miała szczupłe nogi i bardzo smukłe 

ręce. Jej chłopięca sylwetka z trudem wypełniała 

krótką sukienkę na ramiączkach. W przeciwieństwie 

do niego Michael nigdy nie interesował się zmys­

łowymi dziewczynami o bujnych kształtach, w które 

obrodziła Grecja. 

Theo przyglądał się, jak wyjmowano walizki z ta­

ksówki, a jego myśli kierowały się tymczasem bez­

względnie logiczną ścieżką. Kiedy narzeczeni znik­

nęli mu z pola widzenia, wstał z fotela i wszedł 

wolnym krokiem do swojej sypialni, wypijając resztę 

whisky jednym haustem. Odstawił pustą szklankę na 

kredens. 

Jego pokój niczym nie różnił się od pozostałych 

pomieszczeń w ogromnej willi. Był umeblowany bar­

dzo prosto, ale luksusowo. Na bejcowanej drewnianej 

podłodze leżał duży dywan w jasne wzory, a ściany 

w kolorze jasnej terakoty tworzyły efektowne tło dla 

kremowych zasłon spływających od sufitu do podłogi. 

Pod jedną ze ścian stała imponująca syryjska skrzynia 

ozdobiona masą perłową, a nad nią wisiał ciemny 

przyciągający wzrok obraz słynnego wulkanu. Więk­

szość mebli była wykonana z ciemnego drewna, co 

nadawało pokojowi dekadencki, przepyszny wygląd. 

background image

14 CATHY WILLIAMS 

Theo ledwie dostrzegał te rzeczy. Całkiem po­

chłonęło go obmyślanie planu, który pozwoliłby mu 

zbliżyć się do dziewczyny, nie wzbudzając podejrzeń 

brata ani nie ściągając na siebie gniewu matki. Przy 

czym to drugie było o wiele większym wyzwaniem. 

Ale kto powiedział, że Theo Toyas nie lubi wyzwań? 

Uśmiechnął się do siebie. 

Godzinę później jego myśli nadal krążyły wokół 

pomysłu zdemaskowania naciągaczki. Udał się do 

jednego z salonów, w którym, jak przypuszczał, 

podano drinki dla gości. Jak na razie nie było ich zbyt 

wielu. Większość miała przybyć następnego dnia, co 

oznaczało, że pierwszą noc w willi miała spędzić 

jedynie najbliższa rodzina: jego dziadek, matka, 

a także wujowie i ciotki z latoroślami w różnym 

wieku. No i Michael z narzeczoną. 

Drinki podawano w salonie wychodzącym na 

ogrody na tyłach domu. Trochę wcześniej spędził 

tutaj kilka godzin w towarzystwie matki, dyskutując 

na temat praktyczności oświetlenia tego terenu. Cho­

ciaż wcześniej się z nią nie zgadzał, teraz, kiedy 

wszedł do salonu, musiał przyznać, że latarnie dały 

zadziwiający efekt. Ogrody zdawały się tętnić włas­

nym życiem, jak gdyby kłębiły się w nich ogromne 

robaczki świętojańskie. Kilku gości wyszło z drin-

kami na zewnątrz, żeby podziwiać romantyczną sce-

nerię. 

- Przyznaję, że wygląda wspaniale - powiedział 

Theo, chwytając drinka i podchodząc niespiesznie do 

matki, która w milczeniu podziwiała swoje dzieło. 

background image

NARZECZONA GREKA 15 

Lina odwróciła się do swojego pierworodnego 

i uśmiechnęła do niego. 

George'owi też się podoba. Najpierw, kiedy 

trwały prace, awanturował się i marudził, a teraz 

tylko spójrz na niego, jak puszy się i pręży, dumny 

niczym paw. Bez zmrużenia oka przyjmuje wszyst­

kie komplementy. Żałuję, że twojego ojca nie ma już 

wśród nas. Na pewno cieszyłby się tą chwilą. 

Theo objął matkę ramieniem i skinął głową. 

- Ostatni raz zorganizowaliśmy takie rodzinne 

spotkanie z okazji... ślubu Eleny i Stefana przed 

pięciu laty. 

- Dołączą do nas jutro. Razem z dwójką dzieci. 

- Lina posłała mu surowe spojrzenie. Musiał przy­

znać, że była jedyną osobą na ziemi, która mogła 

bezkarnie patrzeć na niego w ten sposób. - To mógł­

byś być ty - rzuciła prosto z mostu. - Nie jesteś już 

taki młody. Dynastia potrzebuje dziedziców, Theo. 

- I będzie ich miała - próbował ją udobruchać 

- w swoim czasie. 

- Przyjedzie Alexis Papaeliou - zaryzykowała Li­

na. - Byłaby dla ciebie dobrą partią, Theo. Jej dziadek 

wychowywał się razem z George'em. Nadał utrzymu­

ją kontakt, choć nie jest to już tak łatwe jak kiedyś. 

- Papaeliou... faktycznie brzmi znajomo. Alexis, 

ładne imię i muszę przyznać, że trzy miesiące celiba­

tu zaczynają mi doskwierać. - Wyszczerzył zęby, 

kiedy jego matka spłonęła rumieńcem w odpowiedzi 

na tę zbyt osobistą uwagę. 

Nie oponował, kiedy upomniała go, że przekroczył 

background image

16 

CATHY WILLIAMS 

granicę przyzwoitości. Jednak w jej głosie dało się 

wyczuć przekorną pobłażliwość. 

- Oczywiście - odparł, spoglądając na ogrody 

i grupki gawędzących gości. - Teraz nie muszę się 

chyba śpieszyć? Skoro Michael postanowił zadbać 

o przedłużenie gatunku... 

- Proszę cię, Theo... 

- Ja tylko podsumowuję fakty, najdroższa mamo. 

- Tonem, który chyba mi się nie podoba. Po­

znałam tę młodą kobietę i wydaje się bardzo miła, 

choć najwyraźniej oszołomiło ją otoczenie. 

Mogę się założyć, pomyślał Theo. Oszołomienie 

potrwa do momentu, kiedy uda jej się zliczyć miliony 

ukazujące się na horyzoncie. Otworzył usta, żeby 

podzielić się z matką tymi przemyśleniami, ale na­

tychmiast zrezygnował. Często oskarżała go o cy­

nizm, a w ten sposób dałby jej doskonały pretekst do 

poparcia swojej teorii, chociaż sam wolał utrzymy­

wać, że jest po prostu ostrożny. 

- Gdzie oni są? - zapytał od niechcenia. 

- Zaraz zejdą na dół - odpowiedziała Lina. 

- Theo, zachowuj się. 

- Ależ mamo, ja zawsze się zachowuję. - Spoj­

rzał na nią i uśmiechnął się, kiedy potrząsnęła głową 

i westchnęła. 

- Michael kocha tę kobietę. To widać. Nie zepsuj 

wszystkiego... 

- Będę miał to na uwadze - rzucił Theo niezobo­

wiązująco i chcąc uniknąć składania fałszywych 

obietnic, pociągnął za sobą matkę w kierunku gości. 

background image

NARZECZONA GREKA 17 

Ale ani na chwilę nie przestał obserwować wszyst­

kich ośmiu par drzwi balkonowych, które zostawiono 

otwarte na oścież dla gości, którzy wchodzili do 

środka, żeby usiąść, po czym wychodzili na ze­

wnątrz, skuszeni pogodą i uwodzicielskim blaskiem 

latarni. Kiedy weszli, był w trakcie rozmowy. Jak 

tylko dostrzegła rozciągające się przed nią ogrody, 

chwyciła Michaela za ramię, a on złapał ją za rękę 

w uspokajającym geście. Theo widział, jak spojrzała 

na Michaela i powiedziała mu coś, a on uśmiechnął 

się do niej, jak gdyby chciał ją zapewnić, że nie 

powinna czuć się onieśmielona. 

Czarująca farsa, pomyślał. Czy odegrała tę scenkę 

na cześć mojego brata czy zgromadzonych tutaj osób, 

którzy z zainteresowaniem spoglądali w ich stronę? 

Jej strój był z całą pewnością dobrany tak, żeby 

roztaczać aurę niewinności. Miała na sobie skromną 

jasną sukienkę z zaokrąglonym dekoltem i długim 

rzędem guzików. Choć jej góra była opięta, dół 

spływał luźno do kolan. A do tego była jasnoróżowa, 

a róż przywodził na myśl dzieci. Stała tak niepewna 

i zdenerwowana. Jasne, prawie białe włosy zebrała 

w warkocz, eksponując smukłą szyję. Przez to spra­

wiała wrażenie bezbronnej. Śliczny obrazek, choć 

jego zdaniem daleki od rzeczywistości. Zacisnął zęby 

i ruszył w ich stronę, zmieniając wyraz twarzy. 

Serdecznie uściskał brata, zanim odwrócił się do niej. 

- Moja narzeczona - przedstawił ją Michael, 

szczerząc zęby w uśmiechu - Abby. Choć domyślam 

się, że pewnie już o niej słyszałeś. Wiadomości w tej 

background image

18 CATHY WILLIAMS 

rodzinie rozchodzą się z prędkością ponaddźwięko-

wą - dodał, zwracając się do Abby. 

Abby uśmiechnęła się, próbując zignorować męż­

czyznę stojącego obok Michaela. Dużo o nim słysza­

ła. Michael podziwiał go i na tej podstawie stworzyła 

sobie obraz człowieka tak wspaniałego jak on sam. 

Łagodnego, troskliwego, lubiącego żartować, który 

natychmiast rozbudził w niej ciepłe uczucia. Rzeczy­

wistość pokazała, że nie mogła się bardziej mylić. 

W tym mężczyźnie nie było nic łagodnego, choć 

gawędził z nimi dość swobodnie. Nawet południową 

urodę, którą odznaczał się również Michael, udało 

mu się zamienić w coś mrocznego. Jego czarne włosy 

były dłuższe niż u brata i zawijały się na karku. Oczy 

przypominały krzemień. Nawet rysy były ostrzejsze. 

To wszystko podziałało na nią onieśmielająco. Spra­

wiło, że przeszył ją zimny dreszcz strachu, mimo że 

nie miała pojęcia, czego mogłaby się obawiać z jego 

strony. 

Właśnie coś do niej mówił, pytał o pogodę w Brigh­

ton, zadawał całkiem niewinne pytania, ale kiedy 

Abby spojrzała na niego, odniosła wrażenie, że skry­

wał coś mrocznego pod tą pozornie obojętną maską. 

Odkryła również, że nie mogła oderwać oczu od jego 

twarzy, która miała w sobie coś fascynującego i jed­

nocześnie przerażającego. 

Przysunęła się do Michaela i wiedziała, że Theo 

dostrzegł ten ruch, pomimo że jego twarz zachowała 

beznamiętnie uprzejmy wyraz. Przechylił głowę na 

bok, jak gdyby ciekawiło go, co miała do powiedze-

background image

NARZECZONA GREKA 19 

nia. Z tego mężczyzny emanowały siła i niebez­

pieczeństwo. Wymamrotała coś bez sensu o zimie na 

wybrzeżu, a potem rzuciła kolejną monotonną uwagę 

o wspaniałej pogodzie w tych stronach i o tym, jak to 

cudownie móc stać tutaj dziś wieczorem. W połowie 

tej pełnej udręki wypowiedzi Michael oddalił się, 

żeby poszukać matki i przynieść drinki. Zostawił ją 

całkiem samą, przez co ogarnęła ją nagła i niezrozu­

miała panika. 

- Chyba nie jest ci za ciepło - powiedział Theo 

przeciągle. On też się przesunął, odgradzając ją od 

gości stojących tuż za nim. Dobrze wiedział, że za 

chwilę podejdzie do nich jego matka. Dlatego nie 

miał zamiaru tracić czasu. - Drżysz. 

- Ja... po prostu jestem trochę zdenerwowana. 

- Abby spojrzała w inną stronę. - Ci wszyscy ludzie... 

- Możesz śmiało wmieszać się w naszą rodzinę. 

Zapewniam cię, że to zupełnie normalni ludzie. - Na­

wet się nie uśmiechnął, tylko przyglądał się tak, jak 

gdyby chciał poznać jej myśli. - Chociaż domyślam 

się, że z Michaelem poradziłaś sobie trochę inaczej, 

niż zamierzasz... z resztą z nas. 

- Co masz na myśli, mówiąc, że sobie poradzi­

łam? - zapytała Abby ostro. 

- Chcesz poznać resztę klanu? 

Theo położył dłoń na jej ramieniu i poprowadził 

w kierunku zgromadzonych gości. Wyczuł, że w pier­

wszej chwili chciała odsunąć się od niego. Kobieta, 

która do szaleństwa kochałaby jego brata i nie miała 

nic do ukrycia, nie mogłaby się tak zachowywać. 

background image

20 CATHY WILLIAMS 

Pewnie pokierował nią w stronę swojej matki, obser­

wując jej reakcję. Nie odrywał od niej oczu przez cały 

wieczór. Jego brat zajmował się nią z taką troskliwoś­

cią, na jaką tylko było go stać. Przy innych gościach 

wydawała się zrelaksowana. Ale w końcu nikt inny 

nie zadawał jej niewygodnych pytań. 

Kolację podano w jadalni, którą wybudowano 

z myślą o przyjęciach. Przy stole mogło pomieścić się 

co najmniej dwadzieścia osób. Theo dopilnował, 

żeby usiąść naprzeciwko niej. Chciał, żeby czuła jego 

obecność, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Tak 

jak to było w zwyczaju przy takich rodzinnych spot­

kaniach, podawano kolejne drinki, a rozmowy stawa­

ły się coraz głośniejsze. Jego dziadek był w swoim 

żywiole. „Osiemdziesiątka - wykrzyknął gdzieś mię­

dzy daniem głównym a kawą - to tylko kolejna 

dwucyfrowa liczba". 

Do momentu, kiedy na stole pojawiły się likiery, 

niektórzy z gości udali się na spoczynek, podobnie 

jak jego matka. Pozostali szukali wymówek, żeby 

wznosić toasty za wszystko i wszystkich. Kiedy na­

stało milczenie, Theo postukał łyżką w stół i pocze­

kał, aż wszystkie głowy odwrócą się w jego stronę. 

Zauważył, że Abby była bardziej powściągliwa, 

niż się spodziewał. Czy zastanawiała się, co chciał 

powiedzieć? W jej oczach dostrzegł czujność. A mia­

ła naprawdę piękne oczy, duże i brązowe, doskonałe 

do uwodzenia mężczyzn, a przynajmniej tych, którzy 

nie mieli wielkiego doświadczenia w kontaktach 

z płcią piękną. Uniósł kieliszek w jej stronę. 

background image

NARZECZONA GREKA 21 

- Za piękną Abigail Clinton, narzeczoną mojego 

brata! - Pozostali biesiadnicy zaczęli wiwatować, 

a wtedy on dodał łagodnie: - Bez względu na to, jak 

błyskawiczne mogą wydawać się te zaręczyny... 

Abby spojrzała mu prosto w oczy i zadrżała. 

W przytłumionym półmroku świec jego twarz wy­

glądała niemal diabelsko. Mimo wszystko uniosła 

kieliszek, podnosząc wyzywająco głowę. 

- Po co marnować czas, kiedy dwoje ludzi wie, 

czego chce? - odcięła się brawurowo. 

W burzy głosów ich rozmowa przypominała elekt­

ryzujący szept. Stłumiła w sobie narastające uczucie 

niepewności i posłała mu szeroki bezbarwny uśmiech. 

Miała nadzieję, że wprawi go w zakłopotanie. Ale on 

tymczasem uniósł kieliszek i w milczeniu opróżnił 

jego zawartość, patrząc na nią tak długo, aż straciła 

panowanie nad sobą i odwróciła od niego wzrok. 

W panice zaczęła szukać wsparcia u Michaela, 

który nieświadomy żadnych podtekstów opowiadał 

jednemu z wujów o ostatniej nocnej eskapadzie. 

Musiała bardzo głośno zakasłać, żeby przyciągnąć 

jego uwagę. Kiedy w końcu osiągnęła cel, poczuła 

ulgę. Michael natychmiast wstał od stołu na niepew­

nych nogach i powiedział głośne dobranoc. Wyciąg­

nął rękę w jej stronę, a ona niemal rzuciła się na 

niego, starając się ze wszystkich sił, żeby w momen­

cie opuszczania jadalni nie napotkać ciemnego nie­

pokojącego spojrzenia Theo. Odetchnęła z ulgą do­

piero wtedy, kiedy weszli do sypialni i zamknęli za 

sobą drzwi. 

background image

22 CATHY WILLIAMS 

- No i co myślisz o mojej rodzinie? - zagadnął ją 

Michael. 

- Jest bardzo... żywiołowa. - Uśmiechnęła się do 

niego i podeszła do toaletki. Zaczęła rozplatać war­

kocz, oddzielając od siebie długie kosmyki włosów. 

- Twoja mama jest cudowna i taka miła. Nie wiem, 

czego się spodziewałam. Matki potrafią być dość 

zaborcze w stosunku do synów. - Ich spojrzenia 

spotkały się w lustrze. Michael uśmiechnął się do niej 

szeroko. 

- Dzięki Bogu nie jestem pierworodnym. Naj­

większym oczekiwaniom musi sprostać Theo. Co nie 

znaczy, że sobie nie radzi. 

- Ty też świetnie sobie radzisz, Michaelu. 

- Z trudem. - Uśmiech znikał z jego twarzy, ale 

już po chwili odprężył się i podszedł do niej. Zaczął 

masować jej ramiona, dzięki czemu poczuła, jak 

uchodzi z niej napięcie. - Sama widzisz, dlaczego tak 

bardzo zależało mi, żebyś ze mną przyjechała. Twoja 

obecność bardzo mi pomaga. Abby, jesteś jedyną 

osobą, której mogę zaufać, i nawet nie potrafię wyra­

zić, ile to dla mnie znaczy... 

- Nie mów tak. - Odwróciła się, żeby na niego 

spojrzeć, i pociągnęła go ku sobie, tak że klęknął 

przed nią. - Ja też ci ufam. Pasujemy do siebie. To ma 

swoje dobre i złe strony. Mam tylko nadzieję... 

- O co chodzi? 

- Twój brat najwyraźniej za mną nie przepada 

- wyznała szczerze. - Niczego nie zauważyłeś? Od­

niosłam wrażenie, że cały czas uważnie mi się przy-

background image

NARZECZONA GREKA 23 

glądał. Kiedy wszyscy siedzieli przy stole, zaraz po 

tym jak wzniósł toast za nasze zaręczyny, pochylił się 

w moją stronę i powiedział coś na temat błyskawicz­

nych zaręczyn. 

- Nie przejmuj się nim. To tylko starszy brat. 

Zawsze taki był. Nie chodziliśmy do tych samych 

szkół. On wyjechał do Anglii, ale pamiętam, że kiedy 

wracał, zawsze stał pod bramą mojej szkoły, by 

upewnić się, że wszystko jest w porządku. - Cień 

sympatii przebiegł po przystojnej twarzy Michaela. 

- Wiedział, że koledzy mnie dręczyli. Nie chciałem 

denerwować mamy, ale Theo wszystkim się zajął. 

Wystarczyło, że pokazał się kilka razy. Potem mia­

łem święty spokój. On taki jest, Abby. Zawsze gotów 

bronić rodziny. 

- Tak, ale... 

- Nie masz się czym przejmować. - Pogłaskał 

ją czule po ramieniu. - Będzie miał okazję przekonać 

się, jacy jesteśmy razem szczęśliwi. To mu wystarczy. 

Abby nie była tego taka pewna. Dwie godziny 

później jej niespokojne myśli nadal krążyły wokół 

Theo. W ciemności majaczyła sylwetka Michaela 

wyciągnięta na długiej eleganckiej sofie przy oknie. 

On nigdy nie dostrzegał ciemności kryjącej się za 

światłem. Taki po prostu był. Ale ona dobrze ją 

widziała. Theo Toyas niepokoił ją, sprawiał, że włosy 

jeżyły się jej na karku. I nawet w czterech ścianach 

tego pokoju odczuwała lęk na samą myśl o nim. 

Rano wszystko jawiło się w lepszym świetle. 

background image

24 CATHY WILLIAMS 

Obudziła się wcześnie. Michael nadal spał. Uśmiech­

nęła się czule na widok jego postaci zwiniętej w kłę­

bek pod kocem. Mógł spać z nią w jednym łóżku 

i dobrze o tym wiedział, ale wybrał sofę. Była mu za 

to wdzięczna. Jedynym mężczyzną, do którego blis­

kości przywykła, był jej pięcioletni synek. Z Michae-

lem w łóżku czułaby się nieswojo. 

Już dawno zrezygnowała z luksusu drzemek. Od 

kiedy pojawił się Jamie, jej ciało przestawiło się na 

wczesne wstawanie i zasypianie przed dziesiątą. Pode­

szła na palcach do Michaela i delikatnie nim potrząs­

nęła. W końcu wyłonił się półprzytomny spod koca. 

- Muszę zadzwonić do Rebeki i porozmawiać 

z Jamiem - wyszeptała, odgarniając mu włosy z czo­

ła, które sterczały na wszystkie strony. - Gdzie 

znajdę telefon? Nie chcę wejść nikomu do sypialni. 

- Poza sypialnią... hmm... - Podniósł się do poło­

wy i zmrużył czoło. - O rany, tak dawno tutaj nie 

byłem. Możesz zadzwonić z mojej komórki. Zjedź na 

dół nad basen i zadzwoń. Mam iść z tobą? 

- Miałabym pozbawić cię dobroczynnego dla 

urody snu? - Abby uśmiechnęła się. - Nawet nie 

śmiem o tym myśleć. 

Szybko umyła twarz, uczesała włosy, włożyła 

kuse dżinsy oraz koszulkę i wyszła z pokoju z telefo­

nem Michaela w ręku. Pierwszy raz zostawiła syna na 

tak długo i tęskniła za nim bardziej, niż mogła się 

tego spodziewać. Wiedziała, że nie powinna się mart­

wić. W końcu w ciągu dnia był w szkole, a potem 

zajmowała się nim Rebeka, którą uwielbiał. 

background image

NARZECZONA GREKA 25 

Zaczęła wybierać numer, jeszcze zanim dotarła na 

brzeg basenu. Na szczęście znajdował się w pewnym 

oddaleniu od głównego budynku i zewsząd otaczał 

go gąszcz listowia. Kiedy spojrzała przed siebie, 

omal nie zasłabła na widok tego pięknego miejsca. 

Podziwiać będę później, pomyślała, odwracając 

się plecami do basenu i malowniczego krajobrazu. 

Znalazła mały zaciszny zakątek. Usiadła na krześle 

i jak tylko usłyszała jego głos, uśmiech pojawił się na 

jej twarzy. Podciągnęła nogi i oparła się wygodnie. 

Długie włosy opadły na oparcie krzesła. Zamknęła 

oczy i wyobraziła sobie małą twarzyczkę. 

Miał sekret. Miał jej o niczym nie mówić, ale po 

kilku sekundach radośnie oświadczył, że Rebeka 

włożyła mu czekoladowy batonik do pudelka na 

drugie śniadanie. Ale dostał też owoce, o czym 

zapewnił bezzwłocznie. Nie przestawał mówić, a Ab-

by, wtrącając się od czasu do czasu, była szczęśliwa, 

że może słuchać tej dziecięcej paplaniny. Oczyma 

wyobraźni widziała małego chłopca z rozczochrany­

mi włosami w kolorze toffi w za dużym mundurku, 

który przezornie kupiła o jeden rozmiar większy, jak 

wymachiwał chudymi nóżkami, siedząc na kuchen­

nym stołku. Szare skarpetki miał spuszczone, bo inni 

chłopcy też je tak nosili. 

- Zadzwonię później - obiecała łamiącym się 

głosem i natychmiast wzięła głęboki wdech, żeby się 

uspokoić. - Nie zapomnij czegoś dla mnie naryso­

wać. Przypniemy twoje dzieło na tablicy obok rysun­

ku dinozaurów. 

background image

26 

CATHY WILLIAMS 

Theo przyglądał się jej w milczeniu. Skończyła 

rozmawiać, ale nie ruszyła się z miejsca. Była rozluź­

niona, zatopiona w myślach. Zacisnął usta, kiedy tak 

się jej przyglądał. Tylko jedna rzecz na świecie 

mogła sprawić, żeby kobieta wyglądała w ten spo­

sób... mężczyzna. I tylko z jednego powodu musiała 

wymknąć się z domu o tak niedorzecznie wczesnej 

godzinie, żeby zadzwonić. Poruszając się zwinnie 

i cicho niczym pantera, chwycił ręcznik z łazienki 

i ruszył w kierunku basenu. 

Abby, zatopiona w myślach o Jamiem, nie zdawa­

ła sobie sprawy, że ktoś się zbliża. Dopiero kiedy 

usłyszała jego głos, podskoczyła, odwracając się 

z przestrachem. 

- Przepraszam - wyjąkała, podnosząc się. - Nie 

słyszałam, jak szedłeś. 

Czuła, jak po skórze zaczynają przebiegać jej 

ciarki będące wynikiem strachu. Jego uroda uderzyła 

ją z pełną mocą. Emanował z niego seksapil, którego 

brakowało Michaelowi. Jeśli to w ogóle możliwe, 

wydawał się jeszcze bardziej imponujący, kiedy po­

ranne słońce podkreślało jego muskularną sylwetkę, 

a zimne niezgłębione oczy przenikały ją jeszcze 

bardziej niż poprzedniego wieczoru. 

- Nigdy nie śpię długo - wyjaśnił Theo - nawet 

kiedy nie pracuję. I najwyraźniej ty też jesteś rannym 

ptaszkiem. Widziałem, jak rozmawiałaś przez telefon. 

- Chcesz przez to powiedzieć, że mnie szpiegu­

jesz? - zapytała Abby, zastanawiając się, jak długo 

stal za nią, zanim się ujawnił. 

background image

NARZECZONA GREKA 

27 

Czy słyszał jej rozmowę? Razem z Michaelem 

zgodzili się, że na razie nie będą wspominać o Ja-

miem. Uznali, że na wszystko przyjdzie odpowiednia 

pora. Tym bardziej teraz odnosiła wrażenie, że wy­

znanie temu mężczyźnie, że ona ma syna, byłoby 

dużym błędem. 

- Bardzo dziwna uwaga - stwierdził Theo. 

Tak jak poprzedniego wieczoru, tak i teraz spra­

wiała wrażenie młodej i bezbronnej. Na włosach 

miała pasemka, za które większość kobiet musiała 

płacić. Wątpił, żeby była jedną z nich. Młoda, bez­

bronna i w stu procentach naturalna. To bardzo 

ważne elementy, kiedy w grę wchodzi usidlenie 

mężczyzny, bo żaden nie może oprzeć się urokowi 

tego, co nietknięte. 

- Dlaczego przyszło ci na myśl, że cię szpieguję? 

Masz coś do ukrycia? 

Abby poczuła, że się rumieni. Otworzyła usta, 

żeby się roześmiać, ale nie wydobyła z siebie żad­

nego dźwięku. Ta chwila ciągnęła się w nieskoń­

czoność. Na samą myśl, że mógłby poznać prawdę, 

ogarnęła ją panika. 

- Powinnam wracać - powiedziała w końcu. 

- Dlaczego? Nikt inny nie wstanie z łóżka przez 

najbliższą godzinę. Idę popływać. Może się przyłą­

czysz? - Pierwsza zasada polowania brzmiała: nie 

spłoszyć zwierzyny. A co on zrobił? Naskoczył na nią 

i zaczął oskarżać. 

- Przyłączyć się? - zapytała zdumiona. - To 

bardzo miło z twojej strony, ale chyba zostawię cię 

background image

28 

CATHY WILLIAMS 

w spokoju. - Zrobiła kilka kroków do tyłu i uśmiech­

nęła się. Był to tak uroczy uśmiech, że prawie zwalił 

go z nóg. 

- Jestem mężczyzną, który nie przepada za spo­

kojem - mruknął przekonująco. - Czy to nie żałosne? 

- Tak, wydaje mi się, że tak - odparła jednym 

tchem, a on zmarszczył brwi. 

- Dlaczego? 

- Muszę już iść. 

- Nie możesz. To byłoby okrutne, gdybyś teraz, 

po tym jak nazwałaś mnie żałosnym, uciekła, nie 

próbując nawet rozwinąć tej myśli. 

- Chodziło mi o to, że... 

- Idź po kostium kąpielowy. Dokończymy tę roz­

mowę w basenie. Albo, jeśli wolisz, posiedzisz na 

brzegu, a ja popływam. Co ty na to? 

- Dobrze. To znaczy... nie! 

- Poza tym - dodał Theo leniwie - Michael 

chciałby, żebyśmy się lepiej poznali. Jestem o tym 

przekonany. Nie dorastaliśmy razem, ale jesteśmy ze 

sobą bardzo blisko. Miałby do mnie żal, gdyby się 

dowiedział, że wpędziłem cię w zakłopotanie. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Oczywiście, to było właśnie to. Te jego sugestie, 

że wpędzał ją w zakłopotanie, że chciała od niego 

uciec. Abigail nigdy się nie poddawała. Sama wy­

chowała Jamiego, przetrwała ciążę bez niczyjej po­

mocy i przeżyła bolesne rozstanie z ojcem swojego 

syna. Nie miała rodziców, którzy mogliby ją wspie­

rać, ani żadnych troskliwych krewnych, którzy po­

śpieszyliby z pomocą, kiedy ich potrzebowała. Dlate­

go podejrzliwy Theo Toyas insynuujący, że przed 

czymś uciekała, działał na nią niczym płachta na 

byka. 

Tak jak się spodziewała, Michael nadal był po­

grążony we śnie, kiedy cicho weszła do sypialni, żeby 

zabrać czapkę, krem do opalania i książkę. Praca 

w branży restauratorskiej wymagała od niego funk­

cjonowania do bladego świtu. Nic więc dziwnego, że 

każdą nadarzającą się okazję wykorzystywał na sen. 

Postanowiła, że nie obudzi go po raz drugi, żeby 

powiedzieć mu, dokąd się wybiera. 

Na korytarzu zorientowała się, że nikt jeszcze 

nie wstał. Chociaż jeszcze godzinę temu byłaby 

zdruzgotana na myśl o spotkaniu z despotycznym 

background image

30 CATHY WILLIAMS 

mężczyzną, o którym zaczynała mieć jak najgorsze 

zdanie, bez względu na to, co mówił Michael, zacis­

nęła zęby i energicznym krokiem ruszyła na ze­

wnątrz. 

Theo pływał w basenie. Najwyraźniej czuł się 

w wodzie jak ryba. Abby przyglądała mu się przez 

kilka minut, zafascynowana ruchem jego mięśni. 

W końcu powoli podeszła do fotela ogrodowego 

i usiadła. Starała się skupić na zapierającym dech 

widoku, ale wciąż łapała się na tym, że przygląda się 

ciału przecinającemu wodę. W końcu wsunęła czap­

kę na głowę i oparła się wygodnie, splatając palce. 

Tym razem zorientowała się, kiedy podszedł do 

niej, mimo że miała zamknięte oczy. Słyszała plusk 

wody, gdy wychodził z basenu, a potem plaskanie 

stóp, kiedy przysuwał krzesło. 

- Myślałem, że nie skorzystasz z mojego zapro­

szenia - powiedział Theo, spoglądając na nią, na jej 

jasny brzuch i małe piersi pod bawełnianą koszulką. 

- Dlaczego miałabym nie skorzystać? Poza tym 

miałeś rację. Michael chciałby, żebyśmy się zaprzy­

jaźnili albo przynajmniej postarali się odnosić do 

siebie przyjaźnie. 

Kobiety zwykle nie darzyły go antypatią, ale po­

stanowił tego nie komentować. 

- Jesteś pierwszy raz w Grecji? - zapytał. 

Nadal miała zamknięte oczy, a on nie mógł ode­

rwać od niej wzroku. W końcu odwrócił głowę w inną 

stronę. Abby otworzyła oczy i spojrzała na niego 

z ociąganiem. Miał mokre włosy, a jego ciało lśniło 

background image

NARZECZONA GREKA 31 

od wody. Szczerze mówiąc, wolałaby, żeby włożył 

koszulkę, ponieważ ten umięśniony tors tuż przed jej 

twarzą trochę ją rozpraszał. 

- Pierwszy raz na Santorini - odparła chłodno, 

spoglądając przed siebie. - Kilka lat temu byłam 

w Atenach. 

- Z rodziną? 

- Nie. 

Ponieważ najwyraźniej nie chciała dodać nic wię­

cej, oparł się na krześle i czekał w milczeniu. Prędzej 

czy później się odezwie. Ludzie byli przewidywalni. 

A skoro chciał dowiedzieć się o niej jak najwięcej, 

mógł poczekać, aż przekaże mu szczegóły, które 

ostatecznie ją pogrążą. 

- Nie mam żadnej rodziny. A przynajmniej nie 

w Anglii - wyjaśniła w końcu poirytowana. - Moi 

rodzice wyjechali do Australii siedem lat temu. Nie 

spotykamy się zbyt często. 

- A zatem pojechałaś razem z przyjaciółmi? 

- drążył Theo. - Ateny to piękne miasto, ale jestem 

zaskoczony, że właśnie tam postanowiłaś spędzić 

czas razem z przyjaciółmi. Nocne życie nie jest tam 

aż tak rozbuchane, jak na przykład na Ibizie. Czy to 

nie tam bawi się większość młodych Anglików? 

- Większość - zgodziła się, nie łapiąc się na 

przynętę. 

Ateny były jednym z tych tematów, których 

nie miała zamiaru poruszać. Nawet na samą myśl 

o spędzonym tam długim weekendzie robiło jej 

się słabo. Wtedy po raz ostatni rozkoszowała się 

background image

32 CATHY WILLIAMS 

pełnią niezmąconego szczęścia. Była zakochana albo 

przynajmniej tak jej się wydawało, a świat przed­

stawiał się w różowych barwach. 

- Rozumiem, że nie wiesz zbyt wiele o naszej 

wyspie. - Theo z trudem ukrywał zniecierpliwienie. 

- A może Michael ci coś opowiadał? Nie pamiętam, 

kiedy był tu po raz ostatni. 

- Nie mówił o niej zbyt wiele. Wspomniał tylko, 

że willa jest domkiem letniskowym waszego dziad­

ka, gdzie zamierza świętować swoje urodziny. 

- Czy willa sprostała twoim oczekiwaniom? - za­

pytał słodko. 

Abby zesztywniała. 

- Tak naprawdę nie wiedziałam, czego się spo­

dziewać. 

- Daj spokój. Każdy ma jakieś wyobrażenie 

o miejscu, do którego wybiera się na wakacje. - Po­

minął słowo „darmowe", ale miał je na końcu języka. 

- To wspaniały dom - odparła neutralnie. Od­

wróciła się w jego stronę i posłała mu przeciągłe, 

chłodne spojrzenie. - Czy to właściwa odpowiedź, 

czy może powinnam powiedzieć coś innego? Jestem 

tylko zaskoczona, że jedna osoba może mieć tak duży 

domek letniskowy. 

Może i wyglądała na dziewiętnaście lat, ale z pew­

nością jej umysł nie był umysłem dziecka. Ale w koń­

cu czego się spodziewał? Każda naciągaczka jej 

klasy musiała być przebiegła niczym lis i na tyle 

mądra, żeby wiedzieć, jak z tej przebiegłości korzys­

tać. To jasne, że nie ciągnęła Michaela za język. 

background image

NARZECZONA GREKA 33 

Chciała uniknąć podejrzeń, a gdyby zaczęła zadawać 

za dużo pytań, nawet jego łatwowierny brat zro­

zumiałby, co się święci. 

- Został zbudowany w czasach, kiedy mieszkało 

tu znacznie więcej osób. Moja babcia, ich dzieci 

i przez krótką chwilę także wnuki. I chociaż czasy się 

zmieniły, przywiązanie dziadka do wyspy pozostało 

tak samo silne. Przyjeżdża tutaj tak często, jak może, 

żeby rozkoszować się ciszą tego miejsca. Oczywiście 

na Santorini przyjeżdża teraz o wiele więcej turystów 

niż dawniej, ale on nie odwiedza sklepów, butików 

ani hoteli, które namnożyły się tu przez ostatnie 

kilkadziesiąt lat. 

- Czy nie czuje się tutaj samotny? - Abby dała się 

wciągnąć w rozmowę wbrew woli. Ale uznała, że 

temat był dość bezpieczny. 

- Moja mama dotrzymuje mu towarzystwa, kiedy 

tylko może, i zwykle zabiera ze sobą kilkoro przyja­

ciół. - Theo oparł się na krześle i spojrzał przed 

siebie. - Mój dziadek jest stary. O wiele bardziej 

stresujące byłoby dla niego spędzanie wakacji w ho­

telach, których nie zna, niż w dobrze znanym mu 

miejscu. Timos i Maria, którzy zajmują się domem, 

byli tutaj od zawsze. Mają prawie tyle lat, co on i są 

dla niego niczym starzy przyjaciele. Często, kiedy 

jest tutaj sam, jada posiłki razem z nimi. 

- A ty nigdy nie przyjeżdżasz tu na wakacje? 

- zaciekawiła się. 

- Nie miewam wakacji - poinformował bezbarw­

nym głosem. 

background image

34 CATHY WILLIAMS 

- Dlaczego nie? 

- Przepraszam? 

- Dlaczego nie miewasz wakacji? Czy należysz 

do tej grupy ludzi, którzy uważają wakacje za 

grzech? 

Theo spojrzał na nią z niedowierzaniem. Ton, 

w jakim zadała mu pytanie, graniczył z bezczelnoś­

cią. A do niego nikt nie zwracał się w ten sposób, 

żaden człowiek w pracy, a już na pewno nie kobieta, 

którą dopiero poznał. A sposób, w jaki na niego 

patrzyła, tymi dużymi brązowymi oczami, tak spo­

kojnie i trochę pogardliwie, sprawił, że ze złości 

przyśpieszył mu puls. Ta pospolita naciągaczka 

śmiała skrzyżować z nim swój miecz! 

- Zarządzam dużym imperium, panno Clinton, 

i wyjeżdżanie na wakacje na dwa tygodnie mogłoby 

nie być najlepszą drogą do sukcesu. 

- Ludzie zawsze myślą, że są niezbędni, ale to 

nieprawda. Michael często powtarza, że chociaż ma 

dwie restauracje i nocny klub, które przynoszą niezłe 

zyski, to najważniejsze jest dla niego, żeby dobrze 

prosperowały podczas jego nieobecności. To chyba 

trochę tak jak z wychowywaniem dzieci. Starasz się 

dla nich, jak możesz, one oczywiście cię potrzebują, 

ale ostatecznie, jeśli w miarę dobrze je wychowałeś, 

są na tyle pewne siebie, żeby rozwinąć skrzydła 

i znaleźć własne przeznaczenie. 

- A co ty możesz wiedzieć o dzieciach? 

Abby skarciła się w duchu. Theo Toyas był nie­

bezpieczny. Powinna mieć przez cały czas podniesio-

background image

NARZECZONA GREKA 

35 

ną gardę, zamiast dać się zaskakiwać podobnymi 

pytaniami. 

- Chodzi mi tylko o to, że wieczne tyranie wydaje 

się bezsensownym sposobem na życie. - Wzruszyła 

ramionami, co tylko wzmogło jego złość. Co więcej 

odwróciła się od niego i spojrzała na horyzont. 

Jak na razie nie zdobył na jej temat żadnych 

cennych informacji. I gdyby nie był tak zaskoczony 

jej postawą, prawdopodobnie byłby na nią jeszcze 

bardziej wściekły. Postanowił odroczyć na jakiś czas 

to przesłuchanie. 

- Oczywiście mam utalentowanych pracowni­

ków, na których mogę polegać, ale sam trzymam za 

ster mojej organizacji. Nazwij to grecką metodą 

działania. 

Miała bardzo ładną twarz, mały prosty nos po­

kryty piegami i zaskakująco ciemne brwi jak na 

blondynkę. Przyłapał się na tym, że się na nią gapi. 

Zacisnął zęby ze złością. 

- Niech ci będzie. 

- Co takiego? - zjeżył się. 

- Mogę nazywać to grecką metodą działania, jeśli 

w ten sposób poprawię ci humor. 

Theo kontrolował się z trudem. 

- Powiedz mi, od jak dawna znasz mojego brata? 

- Od kilku lat. 

- Od kilku lat. Spotykasz się z nim od kilku lat, 

a dowiadujemy się o tobie dopiero teraz? Trudno mi 

w to uwierzyć. Michael dzwoni do matki co tydzień. 

Powiedziałby jej o tobie o wiele wcześniej. 

background image

36 CATHY WILLIAMS 

- Powiedziałam, że znany się od kilku lat, i to 

prawda. Przez jakiś czas się przyjaźniliśmy. 

Abby czuła, że wkracza na grząski teren. Wiedzia­

ła, do czego zmierzał. Tak naprawdę jak tylko go 

ujrzała dostrzegła cel, do którego prowadzi go ogra­

niczony, podejrzliwy umysł. Nie mogła zachęcać go 

do dalszego drążenia. Musiała go przekonać, że 

wszystko jest, jak należy, a granie mu na nerwach nie 

było najlepszym sposobem. Odwróciła się do niego 

i posłała mu ciepły uśmiech, a przynajmniej miała 

nadzieję, że taki był. 

- Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Michael 

ma wszystkie cechy, które podziwiam u mężczyzny. 

Jest dobry, troskliwy i skromny. Pomyślałbyś, że to 

cechy, które w jego pracy mu przeszkadzają, ale 

wszyscy pracownicy po prostu go uwielbiają. 

- A jak się poznaliście? - Słyszał szczerość w jej 

głosie, ale nie mógł pozbyć się podejrzenia, że to 

wszystko było zbyt piękne, żeby okazać się prawdą. 

Ludzie nigdy nie są uczciwi, kiedy w grę wchodzą 

ogromne sumy pieniędzy. 

- Pracowałam dla niego - odparła zwyczajnie. 

- Jako kierowniczka działu księgowości. Na począt­

ku byłam tylko ja i sekretarka. Ale jak interes zaczął 

się kręcić, dołączyło do nas więcej osób. Jest nas 

teraz dziesięcioro, a i tak pracujemy na pełnych 

obrotach. Nigdy nie byłeś w Brighton, żeby spotkać 

się z Michaelem, prawda? 

- Mojemu bratu łatwiej jest przyjechać do Lon­

dynu, żeby spotkać się ze mną na lunchu. Chociaż 

background image

NARZECZONA GREKA 37 

przyznaję, że ostatnio nie spotykaliśmy się tak często, 

jak można by sobie tego życzyć. Obydwaj mamy 

napięte grafiki. 

- Jego restauracje są świetne - zachwyciła się 

Abby, zdecydowana zmienić temat. - Jedna z nich 

bardziej przypomina pub. To urocze, przytulne miej­

sce z wyśmienitą francuską kuchnią. Druga jest bar­

dziej wykwintna, ale menu jest naprawdę proste. 

Odkryliśmy, że większość ludzi nie lubi wybierać 

spośród samych udziwnionych dań. Chcą, żeby ich 

jedzenie było smaczne i proste. Dlatego serwujemy 

im między innymi fantastyczne kiełbaski, puree 

z czosnkiem i gotowaną na wolnym ogniu wołowinę. 

Restauracje cieszą się dużą popularnością. Na stolik 

trzeba czekać dwa miesiące. 

- Cóż za czarujący pean na cześć kulinarnych 

doświadczeń mojego brata - podsumował, przecią­

gając samogłoski. - Jestem pewien, że ten entuzjazm 

musiał go zainspirować, kiedy stawiał pierwsze kroki 

w biznesie. 

Abby starała się ukryć narastającą niechęć. Z każ­

dego centymetra jego ciała emanowała arogancja. 

Miała wrażenie, że wolno krążył wokół niej, próbując 

znaleźć w jej opowieściach słaby punkt potwierdza­

jący jego teorię. 

- Mam nadzieję - odparła spokojnie. - Ciężko 

przebić się w tej branży. Wsparcie ze strony innych 

z pewnością ma znaczenie. 

- I to właśnie wtedy mój brat zaczął doceniać 

twój wkład w jego życie? 

background image

38 CATHY WILLIAMS 

- Nie byłam jedyną osobą, która wierzyła w jego 

sukces. 

Ale założę się, że miałaś nad nimi przewagę, 

stosując kobiece sztuczki, pomyślał Theo. Abigail 

Clinton być może nie emanowała rzucającym się 

w oczy seksapilem dziewczyny z rozkładówki 

o kształtach klepsydry, ale było w niej coś ponętnego. 

- Powinnaś przebrać się w kostium kąpielowy 

- zasugerował, zmieniając temat. - Woda jest wspa­

niała, a najlepiej pływa się w pustym basenie. 

- Nie spakowałam żadnego. 

- Nie spakowałaś żadnego? 

Abby spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok. 

- Ja... nie czuję się pewnie w wodzie - przyznała 

niechętnie. - Chciałam zabrać kostium, żeby poopa­

lać się na plaży, ale zmieniłam zdanie. 

Pierwszy raz wrogość i lęk ustąpiły miejsca zwyk­

łemu zakłopotaniu. Poczuła nieprzyjemne mrowienie 

na skórze wywołane jego świdrującym spojrzeniem. 

- Nie ma w tym nic niezwykłego - warknęła. 

- Wielu ludzi nie potrafi pływać. - Zrobiła się jeszcze 

bardziej czerwona, a na jego twarzy pojawiło się 

rozbawienie. - Dla ciebie to całkiem naturalne... 

- Abby zamilkła, kiedy cicho się zaśmiał - ...ty 

dorastałeś w otoczeniu basenów i morza! Niektórzy 

nie mieli tyle szczęścia! 

Theo był zaintrygowany. Chciał zdobyć cenne 

informacje, które mógłby wykorzystać przeciwko 

niej i nie dopuścić do zawarcia tego groteskowego 

małżeństwa. A tymczasem zdobył ten nieprzydatny 

background image

NARZECZONA GREKA 39 

skrawek informacji, który okazał się niezwykle cie­

kawy. 

- Nigdy nie myślałem, że trzeba dorastać w oto­

czeniu basenów i morza, żeby nauczyć się pływać 

- stwierdził, przyglądając się jej czerwonej twarzy. 

- Myślałem, że szkoły w Anglii zapewniają naukę 

pływania w ramach kształcenia młodzieży. 

- Może i tak! - wyrzuciła z siebie, zanim zdążyła 

pomyśleć. 

Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, 

jakie będzie kolejne pytanie. 

- Chcesz mi powiedzieć, że nie chodziłaś do 

szkoły w Anglii? Dorastałaś w Australii? Dlatego 

twoi rodzice się tam przenieśli? 

Abby spojrzała na niego niczym zaszczute zwie­

rzę. 

- Nie dorastałam w Australii. Otrzymałam dość 

niezwykłe wychowanie - wymamrotała w końcu. 

- Jak bardzo niezwykłe?-Pochylił się do przodu, 

opierając łokcie na kolanach. Przyglądał się jej z nie­

zdrowym zainteresowaniem. 

Czy ten mężczyzna nie dostrzegał, że czuła się 

niezręcznie? Ależ oczywiście, że zdawał sobie z tego 

sprawę, pomyślała kąśliwie. Jednak to nie powstrzy­

mywało go przed zmianą tematu. Przynajmniej ta 

część jej życia nie była owiana tajemnicą. 

- Moi rodzice są... trochę niekonwencjonalni. 

Dużo podróżują. 

- Chodzi ci o to, że są Cyganami? 

- Oczywiście, że nie! Czy ja wyglądam na Cy-

background image

40 CATHY WILLIAMS 

gankę? Z takimi włosami? - Gwałtownym ruchem 

zdjęła czapkę i wysunęła kosmyk wspaniałych wło­

sów w jego stronę. 

Theo zdał sobie sprawę, że bawił go ten nieoczeki­

wany zwrot wydarzeń. Wziął do ręki kosmyk jej 

włosów i przyjrzał mu się uważnie. 

- Mogą być tlenione - skomentował, kiedy wy­

rwała kosmyk z jego ręki. 

- Nigdy nie farbowałam włosów. 

- Więc wytłumacz. 

- No dobrze. Jeśli naprawdę musisz wiedzieć, 

moi rodzice byli., byli... hipisami. -Nie miała zamia­

ru dodawać nic więcej. Czekała, aż się roześmieje 

albo ją zaatakuje. Ale zamiast tego dostrzegła zainte­

resowanie w jego oczach. - Nie chcieli posiadać 

niczego na własność ani osiedlić się na stałe w jed­

nym miejscu. Kiedy byłam starsza, mama powiedzia­

ła mi, że życie to jedna długa podróż i że nie widzi 

niczego pasjonującego w zaciąganiu kredytu hipo­

tecznego i pracy w banku. Dlatego podróżowali. 

Oczywiście chodziłam do szkoły, ale nigdy długo 

w jednym miejscu, nie na tyle długo, żeby... 

- Nauczyć się pływać? Zawrzeć przyjaźnie? 

- Mam przyjaciół! Poznałam ich wielu przez te 

lata. 

Ale wszyscy przychodzili i odchodzili, a jej rodzi­

ce nigdy nie rozumieli, że ta niekończąca się parada 

ludzi wkraczających w ich życie, żeby zniknąć za 

parę chwil, która im wydawała się ekscytująca, dla 

niej nie była taka radosna. Nigdy nie miała okazji, 

background image

NARZECZONA GREKA 41 

żeby mieć normalnego chłopaka. I to wszystko spra­

wiło, że stała się ruchomym celem dla osób, które 

mogły ją zranić. Bo kiedy rodzice wyjechali do 

Australii, a ona w końcu mogła ustatkować się, nie 

miała doświadczenia, żeby w porę rozpoznać łajdaka. 

Oliver James był czarujący i nieustępliwy, a ona mu 

wierzyła, nie dostrzegając nieścisłości, które inne 

dziewczyny wyczułyby na kilometr. Ale tego Theo 

Toyas nigdy się nie dowie. 

- To strasznie egoistyczne ze strony twoich rodzi­

ców. Dlaczego postanowili wyjechać do Australii? 

- Bo tam jest więcej przestrzeni do wędrówek. 

- Abby uśmiechnęła się z zakłopotaniem. - Chociaż 

ostatnio poinformowali mnie, że otworzyli sklep 

w Melbourne, w którym sprzedają zdrową żywność 

i ozdoby etniczne. Nawet kupili mały dom i planują 

przyjechać do Anglii w przyszłym roku na trzy­

miesięczne wakacje! 

- Chciałbym ich poznać - powiedział Theo ku 

własnemu zaskoczeniu. 

Wyobraził ją sobie jako dziewczynkę podróżu­

jącą razem z rodzicami z jednego miejsca do dru­

giego, tęskniącą za stabilizacją i życiem, jakie pro­

wadzili normalni ludzie. Nagle uświadomił sobie, 

że właśnie takie dzieciństwo mogło zachęcić ją do 

poszukiwania mężczyzny z pieniędzmi, mogącego 

zagwarantować jej bezpieczeństwo, za którym tęsk­

niła. 

- Niecodziennie spotykam nomadów-usprawie­

dliwił się, próbując okiełznać ciekawość. Jej historia 

background image

42 CATHY WILLIAMS 

nie miała nic wspólnego z rzeczywistością, z którą 

musiał się zmierzyć. Posłał jej krótki chłodny 

uśmiech i wstał. - Popływam jeszcze przed śniada­

niem. Jeśli nie znasz tutejszych zwyczajów, pozwól, 

że wyjaśnię. Śniadanie w tym domu to typowy szwe­

dzki stół. A ponieważ przygotowania do dzisiejszego 

wieczoru pochłoną energię i czas wszystkich domo­

wników, na twoim miejscu nie liczyłbym, że zo­

staniesz obsłużona. 

Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył 

wolnym krokiem w stronę basenu, zostawiając ją 

w tyle, gotującą się ze złości. Odczuwała silną poku­

sę, żeby rzucić książką w jego arogancką głowę, tym 

bardziej że miała twardą okładkę, ale emocje nie były 

w tej chwili dobrym doradcą. Zamiast tego posłała 

mu gniewne spojrzenie, wstała z fotela i ruszyła do 

willi. Na chwilę prawie zapomniała, jak bardzo go nie 

cierpiała, ale to już minęło. Michael będzie musiał 

zostać jej strażnikiem. 

Tymczasem jej strażnik nadal spał. Abby dźgnęła 

go palcem. W końcu przewrócił się na plecy i spojrzał 

na nią. 

- Nie możesz cały dzień leżeć w łóżku - poinfor­

mowała go bez zbędnego wstępu, a Michael uśmie­

chnął się do niej sennie. 

- Mówisz jak żona. 

- Michael, bądź poważny. 

- Jestem. - Uśmiechnął się szeroko. - Gdzie 

byłaś? 

- Na basenie. 

background image

NARZECZONA GREKA 43 

- Nie umiesz pływać. 

- Byłam na basenie z twoim bratem i zaczynam 

myśleć, że cały ten pomysł z zaręczynami nie był 

najlepszy. 

Na te słowa usiadł gwałtownie. Miał na sobie 

ciemnoniebieską jedwabną piżamę w beżowe tureckie 

wzory. Właściwie to te jedwabne piżamy były jego 

jedyną ekstrawagancją. Abby zastanowiła się, czy 

jego brat zakładał do snu coś podobnego, ale doszła do 

wniosku, że tamten mężczyzna pewnie w ogóle nie 

sypiał. Nie chciała o nim myśleć. Spojrzała na swojego 

partnera, który przyglądał się jej z niepokojem. 

- Ależ oczywiście, że to dobry pomysł. Chyba nie 

wystawisz mnie teraz do wiatru? 

- Nie przemyślałam tego dokładnie - wymam­

rotała Abby. - Widzę, dlaczego tego chciałeś, ale źle 

się czuję, okłamując twoją mamę. I twojego dziadka. 

Są tacy mili. 

- Nie okłamujemy ich - wyszeptał pośpiesznie. 

- Robimy to, ponieważ są tacy mili. Proszę, nie 

odwracaj się ode mnie, Abby... Proszę. 

- A do tego - dodała z trudem - twój brat coś 

podejrzewa. 

- Co takiego? 

- Uważa, że uwiodłam cię dla pieniędzy. 

Michael wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

- Mnie to nie przeszkadza. To oznacza, że ma się 

czym zająć. 

- Moim zdaniem będzie węszył, dopóki nie od­

kryje prawdy. 

background image

44 CATHY WILLIAMS 

- Będzie tutaj tylko przez trzy dni. Ile można 

odkryć w tak krótkim czasie? 

Normalny człowiek niewiele, pomyślała. Ale twój 

brat może odkryć więcej, niżbym sobie tego życzyła. 

- Chyba mogłabym go zwodzić przez ten czas 

- zgodziła się Abby. - To nie powinno być trudne. 

Mogę trzymać się z boku i czekać, aż coś się wy­

darzy. 

- W ten sposób utwierdzisz go w przekonaniu, że 

masz coś do ukrycia - stwierdził Michael, marszcząc 

czoło. - Może byłoby lepiej, gdybyś spróbowała go 

przekonać, że się myli. Rozmawiaj z nim. Niech 

odniesie wrażenie, że się uwielbiamy. Co swoją 

drogą nie odbiega od rzeczywistości. - Jego chłopię­

cy uśmiech zrobił swoje i już po chwili Abby dała 

zarazić się jego optymizmem. 

- Nie martw się. Będziemy tu tylko przez tydzień, 

a potem wrócimy do Anglii i do normalności. Po­

słuchaj, ubiorę się i pójdziemy na śniadanie. A potem 

możemy wybrać się do miasta i wtopić w tłum 

turystów. Co ty na to? - Odrzucił kołdrę, wstał 

i przytulił ją uspokajająco. 

Jedną z najcudowniejszych rzeczy w Michaelu 

była przyjaźń, którą jej zaoferował. Zgodziła się 

zostać jego żoną, ponieważ go kochała za jego do­

broć. 

- Ale musisz spędzić z nim trochę czasu - powie­

dział jej do ucha. - Wiem, że Theo potrafi być 

uciążliwy, ale jest nąjuczciwszym człowiekiem, ja-

kiego znam... 

background image

NARZECZONA GREKA 45 

- Gdyby był taki uczciwy... 

- Uczciwy, a do tego przerażająco staroświecki 

w swoich przekonaniach. Nie musisz obawiać się 

jego towarzystwa. Nie interesują cię moje pieniądze 

i szczerze nam na sobie zależy. A teraz daj mi kilka 

minut i możemy ruszać na śniadanie. W porządku? 

Pół godziny później wyszli na korytarz i odkryli, 

że domownicy w końcu się obudzili. Ze swojego 

miejsca na werandzie Theo obserwował ich, kiedy 

gawędzili z pozostałymi gośćmi. Język ciała zdradzał 

bliską zażyłość pomiędzy nimi, w którą on nie po­

trafił do końca uwierzyć. 

Abby związała włosy w bardzo ciasne warkocze. 

Drażniły go autentyczne ciepłe uczucia malujące się 

na jej twarzy. Swobodnie rozmawiała z innymi goś­

ćmi, którzy nakładali sobie na talerze ciepłe pieczy­

wo, owoce i sery. Odwróciła się, żeby powiedzieć coś 

do Michaela, który uśmiechnął się w odpowiedzi 

i pochylił, żeby odpowiedzieć jej coś na ucho. Cóż za 

słodki obrazek, pomyślał Theo, mrużąc oczy. Biedny 

głupiec. Wystarczy jedna seksowna kobieta i jeden 

naiwny facet, żeby w ciągu roku mieć rozwód i dos­

konały zarobek dla naciągaczki. 

Zmarszczył czoło. Kiedy przestał myśleć o niej 

jak o dziewczynie bez figury i zaczął dostrzegać 

w niej seksowną kobietę? To takie męskie, zadumał 

się, patrząc, jak zajmowali miejsca przy odległym 

końcu stołu tuż przy Linie i dwóch wujach. Nagle 

Abby spojrzała w jego stronę. Theo rzucił jej lodowa­

te spojrzenie i poczuł satysfakcję, kiedy zacisnęła 

background image

46 CATHY WILLIAMS 

zęby i czym prędzej odwróciła głowę. Opróżnił fili-

żankę i wszedł do środka. Przystanął przy grupie 

gawędzącej przy stole, pochylił się i oparł ręce na 

blacie. 

- A więc-zagadnął-jakie macie plany na dziś? . 

- Zwrócił się do całej grupy, ale oczu nie spuszczał 

z Abby, która całą uwagę poświęciła croissantowi. 

Wszystko wskazywało na to, że jego wujowie nie 

ruszą się z willi, ponieważ ich żony będą pomagać 

w przygotowaniach. W tym czasie oni, greckim zwy­

czajem, będą odpoczywać nad basenem, nie przemę­

czając się zbytnio. 

- I tak nie mielibyśmy ochoty na żadne wyprawy, 

prawda Nick? - dodał Dimitri głosem pełnym po­

święcenia i wybuchnął śmiechem. 

Theo spojrzał na brata pytająco. 

- Będziemy zwiedzać miasto - pośpieszyła z od-

powiedzią Abby. 

Jeszcze pięć minut temu była odprężona, a teraz 

czuła się niczym owieczka w konfrontacji z wilkiem. 

Jak tylko zauważyła go na zewnątrz z kawą, wiedzia­

ła, że będzie ją obserwował. Powinna była się uśmie­

chnąć, ale nie mogła. Te czarne zimne oczy paraliżo­

wały ją. Na szczęście teraz miała czas, żeby się 

przygotować i dlatego posłała mu promienny 

uśmiech. 

- Michael opowiedział mi trochę o Santorini 

i obiecał pokazać ciekawsze miejsca. A ty? Będziesz 

pomagał w przygotowaniach czy odpoczywał? - Ab­

by spróbowała wyobrazić sobie, jak Theo Toyas 

background image

NARZECZONA GREKA 47 

pomaga podczas przygotowań, ale nie potrafiła. Pew­

nie nie potrafiłby nawet obrać cebuli. Tak czy inaczej 

jego pomoc byłaby zbędna, bo na przyjęcie wynajęto 

firmę cateringową. 

- Wszyscy chcemy, żeby przyjęcie się udało - za­

pewniła ją Lina. - Przygotujemy ulubione potrawy 

George'a. Wszystko będzie doskonałe. Zamówiłam 

nawet kwiaty i serwetki w jego ulubionym kolorze. 

Kończy osiemdziesiąt lat i niech cię nie zwiedzie 

jego jowialność. Ma problemy z sercem i żadne z nas 

nie wie, czy to nie będą jego ostatnie urodziny. 

Abby nie była zaskoczona. Michael mówił do­

kładnie to samo, jeszcze zanim wyjechali z Anglii. 

Czytając między wierszami, zdała sobie sprawę z na­

glącej potrzeby tych zaręczyn. Widok wnuka z narze­

czoną był obietnicą stabilności. 

- Muszę popracować. - Theo przerwał jej roz­

myślania. 

- Straszna szkoda - zmartwił się Michael. Oboje 

spojrzeli na niego. - Kochanie, wiem, że obiecałem ci 

wycieczkę po Santorini, zwiedzanie wyspy i podzi­

wianie widoków, ale... 

W mgnieniu oka Abby zrozumiała, do czego 

zmierzał, i rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. 

Uśmiechnął się do niej z żalem i wzdrygnął się 

nieznacznie, kiedy kopnęła go w piszczel pod stołem. 

- Nic nie szkodzi, możemy przełożyć naszą wy­

cieczkę na inny dzień - odparła. 

Doskonale wiedziała, że realizował swój szalony 

plan. 

background image

48 CATHY WILLIAMS 

- Czy nie mógłbyś mnie zastąpić, Theo. Abby tak 

. cieszyła się na tę wycieczkę, że nie mam serca jej 

odmówić, ale dostałem wczoraj e-maila od szefa 

kuchni jednej z restauracji, w którym poinformował 

mnie o problemie z dostawą owoców morza. 

- Z pewnością Tom sobie z tym poradzi - wtrąci­

ła się Abby, potrząsając głową. 

- Nie uwierzysz, ale Toma zmogła jakaś tajem­

nicza choroba. 

- Niemożliwe. Zawsze miał końskie zdrowie. 

Michael zignorował jej niemy sprzeciw. 

- Chociaż, jeśli masz dużo pracy, Theo, to trudno. 

Może weźmiesz samochód i sama pojedziesz do 

miasta, Abby? Albo ktoś cię zawiezie, a później 

zadzwonisz, kiedy będziesz chciała wracać? Wiem, 

że samotny wypad to nie to samo, ale... - Wyglądał na 

bardzo zawiedzionego. - Może uda mi się wykroić 

godzinkę i spotkać się z tobą na lunchu... ale może 

lepiej nie będę nic obiecywał... Wiesz, jak długo 

może potrwać rozwiązywanie takich problemów... 

- Praca może zaczekać - poinformował Theo 

stanowczo. 

Było dla niego oczywiste, że ostatnią rzeczą, na 

jaką Abby Clinton miała ochotę, to pójść z nim 

gdziekolwiek, a on domyślał się dlaczego. Nie chcia­

ła ryzykować, że sama wpadnie w misternie utkaną 

przez siebie pajęczynę kłamstw. 

Abby próbowała ukryć przerażenie. Kiedy Theo 

wstał, zdała sobie sprawę, że reszta gości zdążyła już 

dawno odejść od stołu. Do tego stopnia wciągnęła ją 

background image

NARZECZONA GREKA 49 

gra prowadzona przez Theo. Poza tym miała ochotę 

udusić Michaela. 

- Będę... zachwycony, mogąc pokazać ci naszą 

małą wyspę... - Uśmiechnął się, a Abby odwróciła 

wzrok w napadzie paniki. - Może spotkamy się tutaj 

za godzinę? 

Theo najwyraźniej cieszył się perspektywą spę­

dzenia całego dnia w jej towarzystwie. Uśmiechnął 

się jeszcze szerzej. Wcześniej miał niewiele okazji, 

żeby ją poznać. Kilka kolejnych godzin powinno to 

zmienić. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

Theo czekał na nią na zewnątrz. Serce szybciej jej 

zabiło, kiedy zauważyła go na podjeździe obok jed­

nego z samochodów. Opierał się plecami o maskę 

i rozmawiał przez komórkę. 

Chęć uduszenia Michaela uleciała prawie natych­

miast, bo kiedy uśmiechnął się do niej, nie mogła 

wyładować na nim złości. A potem ubłagał ją, żeby 

była miła dla jego brata. Zapewniał, że w ten sposób 

może uśpić jego podejrzenia. Upierał się, że wystar­

czy być otwartym i szczerym, żeby jego brat dał za 

wygraną. Abby niechętnie przystała na wszystko, ale 

oświadczyła, że był jej dłużnikiem. Michael zawsze 

potrafił ją podejść, dlatego że mu ufała. Niczego 

przed nią nie ukrywał. 

Kiedy tak stała i patrzyła na szerokie ramiona Theo 

i rozluźnioną pozę, nie mogła opanować lęku. Wcześ­

niej poszła przeprosić Linę z nadzieją, że starsza 

kobieta poprosi ją o pomoc w przygotowaniach. 

Niestety ta tylko uśmiechnęła się czarująco, obiecała, 

że porozmawiają dłużej, jak tylko skończy się całe to 

zamieszanie, i wyraziła zadowolenie, że tak świetnie 

dogaduje się z Theo, który potrafi być niesforny. 

background image

NARZECZONA GREKA 51 

Miał na sobie krótkie bermudy w kolorze khaki 

i koszulę z krótkimi rękawami, która zwisała luźno na 

biodrach. Wyglądał bardzo nieprzystępnie i wyjąt­

kowo wytwornie, zwłaszcza w ciemnych okularach, 

które chroniły go przed jej wzrokiem. 

- Naprawdę nie musisz tego robić - oświadczyła 

Abby. - Masz dużo pracy, a ja zadowolę się wylegi­

waniem przy basenie albo w ogrodzie z książką. 

Theo tylko pochylił lekko głowę i zamiast od­

powiedzieć, otworzył drzwi od strony pasażera. 

- Czytanie książki w ogrodzie nie może równać 

się ze zwiedzaniem wyspy. Mam rację? - mruknął, 

jak tylko znaleźli się w samochodzie. 

Mogła wyobrazić sobie triumf, który musiał malo­

wać się teraz w jego oczach. W końcu przez kilka 

kolejnych godzin będzie mógł prowadzić swoje do­

chodzenie. 

- Nie przypuszczałam, że będę mieć okazję po­

znać wyspę - odrzekła. - Michael powiedział, że 

innym razem zwiedzimy Santorini. 

Wiedząc, że miała spędzić cały dzień w palącym 

słońcu i mając Theo za plecami, Abby przebrała się 

w krótką limonkową spódnicę, która opinała jej bio­

dra, i krótką białą marynarkę bez rękawów. Ale teraz 

czuła się zbyt obnażona, chociaż wiedziała, że Theo 

nie był zainteresowany jej nogami. 

- Co mówił ci Michael o wyspie? 

- Że jest mała i można znaleźć na niej kilka 

niezłych butików. 

- Przypomnij mi, żebym mu powiedział, by nigdy 

background image

52 CATHY WILLIAMS 

nie rozważał pracy w turystyce. No dobrze, podam ci 

kilka faktów. Na wyspie znajduje się jeden z najgwał-

towniejszych wulkanów na świecie. Niektórzy uwa­

żają, że trzy tysiące lat temu pochłonął całą cywiliza­

cję minojską. Do niedawna wyspa nie była w ogóle 

odwiedzana przez turystów. Niestety, ktoś wpadł na 

pomysł, że słynny krater plus wspaniałe czarne plaże 

to kolejny kurort morski. 

- A ty tego nie pochwalasz? - Abby poczuła, że 

wciąga się w rozmowę. 

Jeśli miała się z nim zaprzyjaźnić i uśpić jego 

podejrzenia, to mógł być dobry początek, ponieważ 

naprawdę interesowała ją historia wyspy. 

- A co takiej małej wyspie może przyjść z turys­

tów? - Rzucił jej przelotne spojrzenie, a ona kolejny 

raz pożałowała, że miał na nosie okulary. 

- Może na nich zarobić? - zaryzykowała. 

- Co nie znaczy, że miejscowym się to podoba. 

- Przerwał na chwilę, żeby zwrócić jej uwagę na 

widoki, kolor skał i cechy charakterystyczne krajob­

razu, porównując to wszystko do innych greckich 

wysp. - Oczywiście -podjął porzucony przed chwilą 

temat - wszyscy starają się przyciągnąć jak naj­

więcej turystów, ponieważ w ten sposób mogą po­

prawić swój standard życia. Ale czy nie uważasz, że 

całe to zamieszanie podważa autentyczność tego 

miejsca? 

- Gdyby ceną za dach nad głową i pełny brzuch 

było wynajęcie pokoi miłym turystom na kilka mie­

sięcy w roku, nie wahałabym się ani chwili. 

background image

NARZECZONA GREKA 53 

- Praktyczna kobieta. - Albo chciwa. - A ja 

myślałem, że wszystkie kobiety to romantyczki. 

- To, że ktoś jest praktyczny, wcale nie oznacza, 

że brakuje mu romantyzmu - stwierdziła Abby. 

Chciał zastanowić się nad znaczeniem jej słów, ale 

ostatecznie postanowił spróbować dowiedzieć się 

o niej jak najwięcej. 

- Przypuszczam, że podróżowanie po świecie 

u boku rodziców mogło sprawić, że nie masz pełnego 

wyobrażenia o rzeczywistym znaczeniu romantyzmu. 

Abby oderwała wzrok od imponującej scenerii 

i spojrzała na niego. Pamiętaj, że masz być dla niego 

miła, przyjazna i otwarta, upomniała się w duchu. 

- Być może, choć muszę przyznać, że mam dosko­

nałe wyobrażenie o wynajmowanych mieszkaniach 

i podejrzanych sąsiadach. No dobrze, skłamałam. 

Nigdy nie zatrzymywaliśmy się w podejrzanych miejs-

cach. Wilk i Rzeka woleli miasteczka od dużych miast. 

- Wilk i Rzeka? 

Abby nie miała zamiaru tego mówić. Nawet Mi­

chael nie znał tych idiotycznych imion, które nadali 

sobie jej rodzice. Wystarczyło wymówić je na głos, 

żeby zrobiło się jej głupio. Spojrzała przed siebie, 

uniosła dumnie głowę i nie dodała nic więcej. 

- Twoi rodzice nazywają się Wilk i Rzeka? 

- Theo spojrzał kątem oka na jej profil. Najwyraźniej 

była trochę bardziej skomplikowaną naciągaczką. 

Pewnie dlatego udało jej się omamić Michaela, który 

nigdy nie zakochiwał się w zwykłych dziewczynach. 

- Twierdzili, że potrzebują imion, które oddadzą 

background image

54 CATHY WILLIAMS 

ich osobowość. Oczywiście ja nazywałam ich mamą 

i tatą. 

- Założę się, że to uwielbiali. 

- Akceptowali fakt, że... nie jestem taka jak oni. 

Nieważne, nie ma w tym nic ciekawego. Opowiedz 

mi coś więcej o wyspie. Powiedziałeś, że jest wul­

kaniczna. Czy to znaczy, że jest groźna? 

Wzrok Theo powędrował ku jej szczupłym udom 

wystającym spod krótkiej spódnicy, która podjechała 

do góry. 

- Ty też miałaś drugie imię? A może powinienem 

powiedzieć: imię wolności? 

- Strumyk - odparła krótko: - Obiecali mi, że 

nigdy nie będą się tak do mnie zwracali w towarzyst­

wie. Mówiłeś o niebezpieczeństwach związanych 

z wulkanem. 

- Chyba czułbym się trochę nieswojo z twoją 

rodziną. 

Abby przypomniała sobie, jak czekała przed szko­

łą na swoich rodziców i jak bardzo było jej wstyd, 

kiedy podjechali i zawołali ją, używając tego okro­

pnego przezwiska. Jej krótki pobyt w tej szkole nie 

był jednym z najszczęśliwszych momentów w życiu. 

Ku jej zaskoczeniu kusiło ją, żeby podzielić się 

tym wspomnieniem z mężczyzną siedzącym obok. 

Na szczęście w porę przywołała się do porządku 

i zamiast tego rzuciła jakąś niezobowiązującą uwagę 

na temat wyspy. Poczuła ulgę, kiedy w końcu podjął 

temat i zaczął opowiadać o Santorini. Poinformował 

ją, że mniej więcej trzy tysiące i sześćset lat temu 

background image

NARZECZONA GREKA 

55 

potężna erupcja wywołała tsunami, które dotarło aż 

do Turcji. W konsekwencji powstały nowe kratery. 

- Ale teraz są uśpione - dodał. - Chociaż znajdują 

się pod stałym nadzorem. 

- To pocieszające. Ale przecież uśpione wulkany 

mają to do siebie, że w każdej chwili mogą się 

obudzić. Prawda? 

- Mam nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy. 

A teraz zabieram cię na przejażdżkę. 

- Jakiego rodzaju przejażdżkę? - zapytała niepe­

wnie, ale on tylko uśmiechnął się do niej. 

- To będzie szaleńcza jazda. Potem pójdziemy na 

zakupy. 

Szaleńcza jazda okazała się zapierającą dech 

w piersiach przejażdżką kolejką linową ze stolicy do 

starego portu. Abby przylgnęła do Theo, kiedy wago­

nik oderwał się od krawędzi wulkanu i poszybował 

w dół wzdłuż zastygłej lawy oraz formacji skalnych. 

Kilka razy nie mogła odważyć się, żeby spojrzeć 

w dół, więc tylko wtulała twarz w jego ramię, ignoru­

jąc jego śmiech. Kiedy zjechali na dół, cała się trzęsła. 

- Ty sadysto - rzuciła oskarżycielsko, wycho­

dząc z wagonika na drżących nogach. 

- Ty tchórzu - odparł atak. Jego nogi nawet nie 

zadrżały. 

- Mogłeś mnie ostrzec - mruknęła. - I nie ma 

w tym nic zabawnego. 

- Nie. I tak, mogłem cię ostrzec. - Zaskoczyło go, 

że ktoś tak bezpośredni jak ona, ktoś kto liczył na 

pieniądze jego brata, mógł się tak zachowywać. 

background image

56 

CATHY WILLIAMS 

Po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że może 

się pomylił. Zdarzyłoby mu się to pierwszy raz, co nie 

znaczy, że nie było niemożliwe. 

- Obiecałem ci zakupy - przypomniał jej, spo­

dziewając się odmowy. 

- Nie przepadam za zakupami. - Tak naprawdę 

chciała kupić kilka rzeczy dla Jamiego, ale nie mogła 

tego zrobić w obecności Theo. 

- W takim razie ty sobie pooglądasz, a ja zrobię 

zakupy. 

Mimo że wciąż było jej trochę niedobrze po diabel­

skiej przejażdżce, miała ochotę mu dogryźć. Poza 

tym z jakiej racji to on miał mieć monopol na 

zadawanie pytań? Podczas gdy wyciągał z niej skra­

wki informacji na temat jej przeszłości, ona nadal nie 

wiedziała o nim nic ponad to, co wcześniej wyjawił 

jej Michael. Że odnosił sukcesy, był uczciwy, opie­

kuńczy i pożerał niewieście serca. Cała reszta pozo­

stawała tajemnicą. 

- Nie wiedziałam, że potentaci lubią zakupy- za­

kpiła z niego. - Czy to nie jest kobiece zajęcie? 

- Próbujesz mi wmówić, że jestem kobiecy? 

Zabrzmiał tak zjadliwie, że postanowiła nie posu­

wać się dalej. 

- Nie ma nic złego w tym, że mężczyzna potrafi 

być wrażliwy. Albo lubi zakupy tak jak w twoim 

wypadku. - Nie miała pojęcia, dokąd zmierzali. Bez 

reszty pochłonęła ją ta rozmowa i fakt, że po raz 

pierwszy kontrolowała sytuację. - Chyba niektórzy 

mężczyźni muszą mieć świadomość, że to, co noszą, 

background image

NARZECZONA GREKA 57 

jest najlepsze. Dzięki temu mogą wywierać wrażenie 

na płci pięknej. 

- Być może niektórzy mężczyźni muszą - zgo­

dził się - Rozumiem, że nie jesteś jedną z tych 
kobiet, na których robi wrażenie krój marynarki? 

- Nie. 

- Więc zakochałabyś się w moim bracie, gdybyś 

zobaczyła go w wytartych dżinsach i swetrze z łatami 
na łokciach? 

Czy by się w nim zakochała? 

-Kochałabym twojego brata niezależnie od stroju 

-przyznała Abby,unikając składni użytej przez Theo. 

-Poza tym on przez większość czasu chodzi w spra­

nych dżinsach, mimo że nie ma dziur w pulowerach. 

- Możepowinienem wybrać się do Brighton i prze­

konać się o tym na własne oczy. -Zaczął zastanawiać 

się na głos, a Abby poczuła narastające napięcie. 

- Michael przeważnie jest bardzo zajęty - odpar-
ła niejasno 

Jechali taksówką, kierując się prawdopodobnie do 

tych wspaniałych sklepów, w których będzie mógł 

szastać pieniędzmi. Nawet to, co miał na sobie tylko 

potwierdzało, że na ubrania wydawał majątek. 

Theo dostrzegł pokrętność jej wypowiedzi i nad­

stawił uszu. 

- Z pewnością znajdzie trochę czasu dla jedynego 

brata, zwłaszcza teraz, kiedy jest zaręczony. Im więcej 

o tym myślę, tym mocniej utwierdzam się w przekona­

niu

,

 że  musz ę złożyć  wa m  wizytę

 i

 zabra

ć

 wa s gdzieś

gdzi e  będziemy  mogl

i

 uczci

ć

 tak  ważne  wydarzenie..

background image

58 CATHY WILLIAMS 

- Myślałam, że większość czasu spędzasz w Ate­

nach - odparła cicho. 

- Dawniej tak było, ale firma się rozrosła i teraz 

większość czasu spędzam w Londynie. Mam apar­

tament w Knightsbridge. 

- Moglibyśmy cię odwiedzić - zaproponowała. 

Nawet nie chciała myśleć o przyjeździe Theo Toyasa 

do Brighton. - To o wiele lepszy pomysł. Wiem, że 

Michael bardzo lubi Londyn, a ja mogłabym trochę 

pozwiedzać. Jak do tej pory nie miałam zbyt wielu 

okazji. 

- To może przyjedziesz sama? 

- Co takiego? 

- Odwiedzisz mnie w Londynie. Z pewnością mój 

brat nie wymaga, żebyś spędzała z nim każdą chwilę. 

- Oczywiście, że nie. Jakoś tak wyszło. Wiesz, 

jak to jest. Wciąż powtarzasz, że coś zrobisz, ale 

zanim się obejrzysz, upływa kolejny rok i okazuje się, 

że nie zrobiłeś nic z tych rzeczy... 

- ...które chciałeś zrobić? 

- A co ty chciałbyś zrobić? Musi być coś takiego. 

Sama praca nie może cię w pełni uszczęśliwiać. 

- Ale moje życie nie ogranicza się do pracy 

- odparł. - Lubię różne gry. 

- Naprawdę? - zapytała uprzejmie. - A w co grasz? 

Theo roześmiał się lekko i uniósł brwi z roz­

bawieniem. 

- W to, co wymaga zaangażowania ze strony 

przeciwnej płci. 

Kiedy zapadła cisza, Abby poczuła, że się czer-

background image

NARZECZONA GREKA 59 

wieni. Czuła na sobie jego wzrok. Wiedziała, że 

bawiło go jej zakłopotanie. 

- Oczywiście uprawiam również inne dyscypli­

ny. - Przerwał ciszę dopiero wtedy, kiedy cale jej 

ciało płonęło na myśl o tym, czego nawet nie chciała 

sobie wyobrażać. - Bardziej konwencjonalne - kon­

tynuował. - Pływam i staram się chodzić na siłownię 

przynajmniej raz w tygodniu, co nie zawsze jest 

łatwe. Jest kilka miejsc na świecie, w których by­

wam. Jestem nomadą jak twoi rodzice. Ale dość 

o mnie. Czas na zakupy. 

Abby zorientowała się, że wrócili do stolicy. A za­

tem zwiedzanie dobiegło końca. Oczywiście zoba­

czyła kilka ciekawych miejsc, ale myśli miała zbyt 

skupione na swoim towarzyszu. Nawet nie wyjęła 

aparatu z torebki. 

- Mówiąc o stolicach - zaczął Theo, idąc pew­

nym krokiem - być może ta nie jest najpiękniejsza na 

świecie, ale ma kilka sklepów niezłych projektantów. 

- Zwykle nie kupuję w takich miejscach. Wolała­

bym wstąpić do sklepów z rękodziełem. Mogłabym 

kupić kilka pamiątek do domu. 

- Powiedziałaś, że nie zabrałaś ze sobą kostiumu... 

- To prawda. 

- I dlatego musimy temu zaradzić... 

Zbyt późno zdała sobie sprawę, że Theo kierował 

się prosto do małego sklepu z drogimi kostiumami. 

Abby zatrzymała się i odwróciła, żeby na niego 

spojrzeć. 

- Nie potrzebuję kostiumu kąpielowego. 

background image

60 

CATHY WILLIAMS 

- Moim zdaniem potrzebujesz. Wybieramy się 

nad morze, a siedzenie na plaży w ubraniu jest bardzo 

niepraktyczne. 

- Nie idę na plażę! 

- Dlaczego nie? Powiedziałem bratu, że pokażę 

ci kilka widoków i plaż, które powinien poznać każdy 

turysta. 

- Michaelowi by się to nie spodobało. 

- Dlaczego nie? 

- Bo... - Zdała sobie sprawę, że blokowali we­

jście, a jakaś zirytowana para zaczęła przeciskać się 

między nimi. 

- Sądzi, że mógłbym przystawiać się do jego 

kobiety? 

- Nie! To bardzo niegrzeczne z twojej strony! 

Theo odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Kiedy 

przestał się śmiać, potrząsnął głową i spojrzał na nią 

znad okularów przeciwsłonecznych. 

- To trochę śmieszne. 

- A co dokładnie masz na myśli? 

Zamiast odpowiedzieć, przesunął ją na bok, przy­

ciskając do ściany, a następnie pochylił się nad nią 

tak, że poczuła jego zapach, a jej oczy mogły patrzeć 

tylko na niego. Dusiła się w jego obecności. 

- Może zaprzestaniemy tych gierek? - Jego głos 

był dziwnie pozbawiony złości i przez to jeszcze 

bardziej mroził krew w żyłach. Przysunął się jeszcze 

bliżej i zablokował drogę ucieczki, opierając rękę 

o ścianę. - Obydwoje wiemy, czym tak naprawdę są 

te zaręczyny. Obserwowałem ciebie i mojego brata, 

background image

NARZECZONA GREKA 61 

czekając na coś, co przekona mnie, że jestem w błę­

dzie. Ale nie zrobiłaś ani nie powiedziałaś nic, co 

przekonałoby mnie, że nie jesteś z moim bratem dla 

pieniędzy. 

- Mylisz się - wykrztusiła. - Jak możesz mówić 

takie rzeczy? 

- Pamiętaj, że ja nie jestem naiwnym głupcem. 

- A Michael jest? 

- Michael to... Michael. Kiedy większość czter­

nastoletnich chłopców odkrywało zalety testostero­

nu, mój brat obmyślał nowe metody marynowania 

wołowiny. Żyje we własnym małym świecie i bez­

granicznie ufa ludziom. Przywiązuje niewielką wagę 

do pieniędzy i wierzy, że reszta świata robi dokładnie 

to samo. Ale ja wiem lepiej. 

- Nic nie rozumiesz. 

- Czego nie rozumiem? - Jego lodowaty głos 

przytłaczał ją z fizyczną niemal siłą. 

Jedyne, co mogła zrobić, to patrzeć mu w oczy, 

zachowując resztki opanowania. Jednak nie potrafiła 

zapanować nad głosem. Kiedy nie odpowiedziała, 

potrząsnął głową z rezygnacją. 

- Chodźmy po ten kostium. To jeszcze nie ko­

niec. Ale to nie jest najlepsze miejsce na rozmowę. 

- Spodziewasz się, że pójdę z tobą na plażę? Po 

tym, jak oskarżyłeś mnie o... 

- Dokończymy tę rozmowę na osobności albo na 

tyłach willi. Wybieraj. 

- Nie zależy mi na pieniądzach twojego brata! 

- zaprotestowała po raz ostatni. 

background image

62 CATHY WILLIAMS 

Theo nic nie powiedział, tylko odwrócił się na 

pięcie i wszedł do sklepu z kostiumami. 

Czekał na nią na środku sklepu ze skrzyżowanymi 

rękoma. Jedna z ekspedientek mizdrzyła się do niego, 

a druga siedziała za kasą i posyłała mu zalotne 

spojrzenia. Theo albo nie zdawał sobie sprawy z trze­

potu ich rzęs, albo do tego stopnia przywykł do takiego 

zachowania kobiet w jego obecności, że już nawet nie 

reagował. Kiedy weszła, skinął głową i spojrzał na 

ekspedientkę, dając jej znak, żeby zabrała się do pracy. 

- Nie chcę kostiumu. 

Pół godziny później wyszli ze sklepu z czarnym 

bikini, które Abby niechętnie włożyła pod ubranie. 

Podróż na plażę upływała w milczeniu, które Theo 

przerywał czasem, żeby poinformować ją, że w baga­

żniku są ręczniki i kosz piknikowy, który przygoto­

wała dla nich służba. Musiała przyznać, że nie próż­

nował. Najpierw zamydlił jej oczy kilkoma widoka­

mi i miłą rozmową, a potem, kiedy poczuła się 

bezpiecznie, przystąpił do ataku. Nie planował miłej 

wycieczki, wprost przeciwnie. 

Serce Abby waliło jak młotem. W końcu dojechali 

nad jedną z najpopularniejszych plaż, o czym nie 

omieszkał poinformować ją Theo. 

- Na przyległych wyspach znajdują się o wiele 

lepsze plaże - wyjaśnił, wysiadając z samochodu. 

Przeciągnął się. - Ale to daleko stąd. 

Wziął koszyk i ruszył na plażę. Udało mu się 

znaleźć ustronny zakątek. Abby szła tuż za nim, 

podziwiając z ponurą miną słynny czarny piasek, 

background image

NARZECZONA GREKA 63 

który w rzeczywistości wcale nie był taki czarny, 

i spokojną taflę wody, która prawdopodobnie była 

lodowata. 

- Nie musisz robić takiej przygnębionej miny 

- poradził jej, jak tylko rozłożył ręczniki wielkości 

podwójnego prześcieradła. 

Zdjął koszulę, odsłaniając płaski, umięśniony 

brzuch. 

- Nie jestem przygnębiona - odcięła się. - Jestem 

zła, że przyprowadziłeś mnie tutaj w roli zakładni­

czki i że jedyne, co mogę zrobić, to wysłuchać twoich 

niedorzecznych podejrzeń. Jestem zła, bo traktujesz 

Michaela jak idiotę, którego trzeba nadzorować na­

wet wtedy, kiedy w grę wchodzi miłość! Masz zamiar 

nieustannie mnie maltretować, bo myślisz, że się 

załamię? Jesteś arogancki i wyniosły, i szczerze 

mówiąc, nie zasługujesz na takiego brata jak Micha­

el, który uważa cię za siódmy cud świata! 

Theo zacisnął usta. Czuł, jak ogarnia go wściek­

łość, kiedy przyglądał się jej rozpalonej twarzy, mi­

nie, która świadczyła, że jest przekonana o własnej 

nieomylności, rękom skrzyżowanym wyzywająco 

i napiętemu ciału. Pyskata mała naciągaczka, pomyś­

lał. To prostolinijne zachowanie musiało zwieść jego 

brata, a i on sam musiał przyznać, że było w niej coś, 

co sprawiało, że wydawała się bezbronna. Nawet tym 

potrafiła go zaciekawić! Ale maska chyba powoli 

zaczęła opadać. Czy na pewno? Zignorował jej wy­

buch i wyciągnął się wygodnie, opierając głowę na 

jednym z dodatkowych ręczników, które kupił. 

background image

64 CATHY WILLIAMS 

- Słucham. - Abby nie dawała za wygraną. - Nie 

masz zamiaru zacząć? 

- Usiądź i przestań histeryzować. 

- Histeryzować! 

- Typowe kobiece zachowanie. - Pochylił gło­

wę i zmrużył oczy przed słońcem, żeby na nią spoj­

rzeć. Był pewien, że gdyby pod ręką znajdowało się 

wiadro lodowatej wody, z ochotą by je na niego 

wylała. 

- Usiądź! 

- Może ci się wydawać, że jesteś pępkiem świata, 

wielmożny panie Theo Toyas, ale nie będziesz mi 

mówił, co mam robić! 

- To prawda, ale mogę zwrócić ci uwagę, że 

stanie w takim upale w końcu cię zmęczy, a nie masz 

dokąd pójść. Ja mam kluczyki do samochodu, a poza 

tym ty i tak nie masz pojęcia, jak wrócić do willi. 

Ucieczka na drugi koniec plaży też niczego nie da, no 

może poza poparzeniem słonecznym. To prawdopo­

dobnie jedyne wolne, zacienione miejsce w promie­

niu wielu kilometrów. - Odwrócił od niej głowę 

i czekał. Ucieszył się, kiedy w końcu usiadła na 

ręczniku i nie przestawała spoglądać na niego z góry. 

- Przejdź do sedna - warknęła Abby - ale nie 

spodziewaj się, że będę współpracować. 

- Na kiedy wyznaczyliście datę ślubu? 

- Słucham? 

- Czy macie już datę ślubu? 

- Nie. 

- Nie? Zaskakujesz mnie. Po co się zaręczać, jeśli 

background image

NARZECZONA GREKA 

65 

nie ma się w perspektywie możliwie jak najszyb­

szego dotarcia do celu? 

- Czyżby twoja teoria miała jakieś niedociąg­

nięcia? - wypaliła Abby z szyderczym uśmiesz­

kiem. - Pewnie myślałeś, że kupiłam już sobie 

kalkulator, żeby móc policzyć miliony, które będę 

miała do dyspozycji. Przykro mi, że muszę cię 

rozczarować, ale nie ustaliliśmy jeszcze daty i nie 

rozmawialiśmy o ślubie. - Było to tak zgodne z pra­

wdą, że nie mogła zatuszować nutki samozadowole­

nia w głosie. 

- Dlaczego? - zapytał Theo, kierując pytanie 

w niebo. 

Jednak po chwili odwrócił się, żeby móc obser­

wować emocje malujące się na jej twarzy. Ku jego 

zaskoczeniu nie wyglądała na osobę, która ma coś do 

ukrycia, a przecież był wyjątkowo bystrym obser­

watorem. 

- Co masz na myśli? Nie każda kobieta marzy, 

żeby jak najszybciej zostać czyjąś żoną. 

- Nie każda, ale większość. A już z pewnością nie 

znam takiej, która oparłaby się pokusie, gdyby za 

rogiem czekała na nią góra pieniędzy. 

- Naprawdę? To dlaczego ty nigdy się nie ożeni­

łeś? Jestem zaskoczona, że żadna sprytna kobieta nie 

próbowała rzucić się na fortunę Toyasów! 

- Wiele próbowało - odparł oschle. - Chyba nie 

muszę dodawać, że żadnej się nie udało. 

- Biedny Theo - zakpiła. - Skazany na samotny 

los, bo wierzy, że jedynym powodem, dla którego 

background image

66 CATHY WILLIAMS 

kobieta może wyjść za bogatego mężczyznę, są jego 

pieniądze. 

- Nie rozmawiamy o mnie. - Usiadł, żeby móc 

spojrzeć na nią z podobnej wysokości. - I nie ma 

sensu kierować rozmowy na inny tor. Jesteśmy sami, 

więc nie musimy bawić się w kotka i myszkę. Nigdy 

nie pozwolę ci poślubić Michaela. 

Abby otworzyła usta ze zdziwienia. Ten facet nie 

przebierał w słowach. 

- Może i nie macie wyznaczonej daty ślubu, 

ale podejrzewam, że to twoja strategia. Nie chcesz 

być postrzegana jako ta, która na cokolwiek nalega. 

Michael może i jest naiwny, ale nie uważam go 

za idiotę i pewnie ty też nie. Gdybyś za wcześnie 

zaczęła mówić o ślubie, mogłabyś wzbudzić jego 

podejrzenia. 

Abby udało się zamknąć usta, ale na jej twarzy 

wciąż malowało się niedowierzanie. Wszelkie pozo­

ry uprzejmości zniknęły. Pod jedwabną rękawiczką 

kryła się pięść ze stali. W jego lodowatych czarnych 

oczach nie dostrzegła nawet cienia zażenowania. 

- Nie możesz mi mówić, za kogo mogę albo nie 

mogę wyjść za mąż - wykrztusiła w końcu. 

- Mogę, jeśli chodzi o moją rodzinę. Poza tym nie 

obchodzi mnie, za kogo wyjdziesz za mąż ani co 

będziesz robić w życiu. Musisz wiedzieć, że napot­

kałaś na opór. Chciałbym się tylko dowiedzieć, jaka 

kwota zadowoli cię w zamian za odwołanie zaręczyn. 

Na początku myślał, że potrafi do niej dotrzeć, 

nakłonić do zrzucenia maski, w jakiś sposób wy-

background image

NARZECZONA GREKA 67 

wrzeć na niej presję, żeby Michael mógł poznać jej 

prawdziwe oblicze. 

- Nie rozumiem, co masz na myśli. ~ Potrząsnęła 

głową z niedowierzaniem, chociaż powoli docierało 

już do niej, co chciał jej zaproponować. 

Theo westchnął. 

- Obserwowałem ciebie i Michaela. Muszę przy­

znać, że nie dostrzegłem żadnej namiętności, ale bez 

wątpienia łączy was jakiś rodzaj przyjaźni. Jestem 

uczciwym człowiekiem... 

- Ty? Uczciwy? - Z jej ust wyrwał się histerycz­

ny śmiech, który po chwili zamarł jej w gardle. 

- I właśnie dlatego - kontynuował Theo, jak 

gdyby wcale mu nie przerwała -jestem gotów sowi­

cie cię wynagrodzić w zamian za zerwanie zaręczyn. 

Nie obchodzi mnie, jak to załatwisz, ale jestem 

pewien, że coś wymyślisz. Muszę przyznać, że jesteś 

bardzo kreatywną kobietą. Takie rozwiązanie zado­

woli wszystkich zainteresowanych. Ja będę mógł 

spać spokojnie, wiedząc, że oszczędzam mojemu 

bratu złudzeń. W zamian daję ci możliwość utrzyma­

nia przyjaźni z Michaelem do momentu, aż znikniesz 

z jego życia, a przy tym zyskasz coś dla siebie. 

Jakkolwiek na to patrzeć, moja propozycja nie mog­

łaby być hojniej sza. 

Krew napłynęła Abby do twarzy w przypływie 

furii. Czuła, jak napina się każdy nerw jej ciała, kiedy 

uderzyła go w twarz. Z całej siły. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Michael kupił jej suknię, w której miała wystąpić 

na przyjęciu. Nalegał na ten zakup. Chciał, żeby 

pięknie wyglądała. Dlatego po wysłuchaniu jej sprze­

ciwu i zapewnień, że znajdzie coś w jednym z domów 

towarowych, oświadczył, że to nie wystarczy. Dodał, 

że otoczona przepychem nie będzie czuła się dobrze 

w zwykłej kreacji z taniego sklepu. 

Stała teraz przed dużym lustrem w bordowej su­

kni, która wyglądała tak samo olśniewająco jak wte­

dy, kiedy przymierzała ją w Harrodsie. A nawet 

lepiej, bo teraz miała makijaż, buty na wysokim 

obcasie i małą elegancką torebkę, którą ściskała 

w rękach. 

Zerknęła na gołe plecy. Pomimo że przód był 

zabudowany i miał małe fałdy, które maskowały jej 

niewielki biust, tył był wycięty prawie do pasa. 

Dziwnie było nosić długą suknię w taki upał, ale na 

szczęście miękki materiał spływający po nogach był 

chłodny w dotyku. 

Zwlekała z wyjściem z sypialni do ostatniej chwi­

li. Właśnie wybiła siódma trzydzieści, a przyjęcie 

oficjalnie rozpoczęło się pół godziny temu. Wcześ-

background image

NARZECZONA GREKA 69 

niej zadzwoniła do Anglii i rozmawiała z Jamiem, ale 

nawet jego głos nie pozwolił jej pozbyć się napięcia. 

Bezskutecznie próbowała zapomnieć o wycieczce, 

którą zafundował jej Theo. Nawet wymierzenie mu 

policzka nie przyniosło niczego poza chwilowym 

uczuciem satysfakcji. 

- Chyba powinnam już wyjść - powiedziała do 

swojego odbicia w lustrze. - I nie będę się przed 

nikim chować. 

W końcu znalazła się wśród gości. Niektórych 

poznała wcześniej po powrocie z fatalnej wycieczki, 

ale większości twarzy nie kojarzyła. Przybyli póź­

nym popołudniem w swoich łodziach i helikopterach, 

kiedy ona udała się już do pokoju, żeby odpocząć. 

Przez otwarte drzwi na patio widziała mnóstwo 

osób przechadzających się po ogrodzie. Przez kilka 

sekund zmagała się z pokusą, żeby uciec, ale ostatecz­

nie zapanowała nad nerwami i ruszyła w stronę 

pierwszej osoby, którą znała. Chciała znaleźć Michae­

la przy pierwszej nadarzającej się okazji i zlokalizo­

wać Theo, żeby móc trzymać się od niego jak najdalej. 

Abby spodziewała się, że wszyscy będą traktowali 

ją jak obcą, więc przygotowała się na noc uprzejmych 

uśmiechów i krążenie wśród gości. Jednak w ciągu 

kilku minut odkryła, jak bardzo się myliła. Została 

przyjęta z entuzjazmem i zainteresowaniem. Kobiety 

zachwycały się jej suknią, a mężczyźni w średnim 

wieku robili niestosowne uwagi i śmiali się ze swoje­

go poczucia humoru. Większość doskonale mówiła 

po angielsku, choć z akcentem. 

background image

70 CATHY WILLIAMS 

Michaela nie było nigdzie w zasięgu wzorku. 

Właśnie zastanawiała się, dlaczego jej nie szukał, 

kiedy ktoś mruknął jej do ucha: 

- Mój brat najwyraźniej nie wie, jak zajmować 

się swoją kobietą. 

Abby zesztywniała, zaczerpnęła powietrza i po­

woli odwróciła się, żeby spojrzeć na Theo. Wyglądał 

absolutnie oszałamiająco. Miał eleganckie czarne 

spodnie i świeżo wyprasowaną białą koszulę. Ręka­

wy podwinął do łokci, lekceważąc zgromadzonych, 

którzy wciąż jeszcze pozostawali w marynarkach 

i krawatach. Theo miał pod szyją muszkę, którą 

rozwiązał, żeby móc odpiąć kilka guzików. Skąd on 

się wziął? Musiał czaić się w pobliżu, gotowy do 

ataku, ponieważ jak do tej pory nie zauważyła go ani 

razu. 

- Nie trzeba się mną zajmować. A tak przy oka­

zji... może wiesz, gdzie jest Michael? 

- Może nie trzeba się tobą zajmować - poprawił 

się Theo - ale pomyślałem, że jako twój narzeczony 

nie powinien odstępować cię na krok. Zwłaszcza 

kiedy masz na sobie taki strój. 

- O co ci chodzi? - Abby dopiła pierwszy kieli­

szek szampana, który jednak nie pomógł się jej 

odprężyć. 

- Odsłania prawie całe plecy - powiedział prze­

ciągle. Na dźwięk jego głosu przeszył ją dreszcz. 

- Człowiek zaczyna się zastanawiać, co jest z przodu. 

- Uniósł kieliszek do ust i wypił trochę szampana, ale 

nie odrywał od niej wzroku. 

background image

NARZECZONA GREKA 71 

- Przepraszam cię, ale muszę znaleźć Michaela. 

- Po co? Świetnie radzisz sobie bez niego. Cho­

ciaż to dziwne. 

- Nie widzę w tym nic dziwnego - zirytowała się. 

- Niedawno się zaręczyłaś. Czy nie powinnaś 

pławić się w rozkoszach narzeczenstwa? Patrzeć 

Michaelowi głęboko w oczy i czerpać radość z każdej 

wspólnie spędzonej chwili? 

- Nie wiedziałam, że jesteś taki romantyczny 

- odparła, ignorując pytanie, ponieważ to, co powie­

dział miało sens. 

W normalnych okolicznościach Michael byłby 

u jej boku i przedstawiałby ją rodzinie. 

- Ja nie spuściłbym swojej kobiety z oczu. 

- W Anglii mamy inne zwyczaje. Zaborczość 

umarła w średniowieczu. 

- Co tłumaczy, dlaczego Angielki są takie nieko-

biece. Zbyt dużo niezależności nie prowadzi do ni­

czego dobrego. 

- Oczywiście. Wszystkie sufrażystki, które wal­

czyły o prawa kobiet, chciałyby usłyszeć właśnie coś 

takiego. Zawisłbyś na najbliższym drzewie. Dla two­

jej informacji: niezależność jest zaletą. Z tego, co 

wiem, tylko mężczyźni, którym brakuje pewności 

siebie, potrzebują kobiet, które postawiłyby ich na 

piedestale i spełniały wszystkie ich zachcianki. - Ży­

cie nauczyło ją, by żadnego mężczyzny nie traktować 

w ten sposób. Mogłaby dawać wykłady na ten temat. 

- Nie zrozum mnie źle. Nie mam nic przeciwko 

prawom kobiet. Właściwie nie toleruję pracodawców, 

background image

72 

CATHY WILLIAMS 

którzy wykorzystują argument płci, żeby za tę samą 

pracę płacić kobietom mniej niż mężczyznom. Nie 

uważam też, że muszą kłaniać się w pas za każdym 

razem, kiedy dostrzegą swojego mężczyznę. Jednak 

jesteś tutaj całkiem sama i znasz niewiele osób. 

Spodziewałem się, że twój narzeczony stanie na 

wysokości zadania i będzie przy twoim boku. 

Miał tyle racji, że Abby przez chwilę nie wiedzia­

ła, co powiedzieć. 

- Ludzie muszą czasem dać sobie trochę swobo­

dy. - Abby wzruszyła ramionami. Szampan zdążył 

uderzyć jej do głowy. - Dzięki temu mogą zrobić 

krok w tył i spojrzeć na partnera z pewnej perspek­

tywy. 

Theo delikatnie obrócił kieliszek w palcach, nie 

odrywając wzorku od jej twarzy. 

- I twoim zdaniem tak jest dobrze? 

- Oczywiście, że tak. To oznacza, że na koniec 

nie wyjdziesz na głupca, bo nie zaufasz komuś, kto na 

to nie zasługuje. - Stłumiła emocje i uśmiechnęła się 

przelotnie. 

- Kim on był? 

- Nie wiem, o czym mówisz. 

- Oczywiście, że wiesz - odparł Theo łagodnie. 

- Więc? - Nie dawał za wygraną. - Kim on był? Bo 

oczywiście nie możesz mówić o Michaelu. A jeśli nie 

o nim, to o kim? 

- To ktoś z przeszłości. Okazał się zupełnie inny, 

niż myślałam. - Abby uśmiechnęła się delikatnie. 

Ogarnęła go nieposkromiona chęć zabicia tego, 

background image

NARZECZONA GREKA 73 

kto tak bardzo ją rozczarował. Przywołał się do 

porządku. Ale nadal chciał wiedzieć... 

Nagle podszedł do nich Michael i otoczył ją ra­

mieniem. 

- Czyż nie jest królową balu? - zwrócił się do 

brata. - A tak przy okazji, mama chce, żebyś poznał 

swoją przyszłą żonę. Alexis Papaeliou. - Uśmiechnął 

się szelmowsko i uniósł kieliszek w geście toastu. 

- Możesz się chować, ale nie uciekniesz. 

Theo próbował się uśmiechnąć, ale w rzeczywis­

tości pragnął, żeby Michael poszedł do diabla, a oni 

mogli dokończyć rozmowę. Nie patrzył już na nią, ale 

każdy centymetr jego ciała wyczuwał jej obecność. 

To było... szaleństwo. 

- Alexis Papaeliou... tak, chyba coś o niej słysza­

łem... 

- Jest w twoim typie, Theo. Burza ciemnych 

loków i kształty oraz sukienka, które pozostawiają 

bardzo małe pole dla wyobraźni. Jestem zaskoczony, 

że mama nie pobiegła cię szukać, żeby móc was sobie 

przedstawić. 

Oczywiście, że taki musiał być jego idealny typ 

kobiety, pomyślała Abby złośliwie. Taki, który wszy­

stkiego ma dużo poza mózgiem. Zaczerwieniła się na 

myśl, że była tak uszczypliwa dla kogoś, kogo nie 

poznała. Jej jedynym wytłumaczeniem był fakt, że 

ten mężczyzna był w stosunku do niej taki bez­

względny i tak bardzo jej dokuczył, że nie mogła 

opanować chęci, żeby mu się odpłacić. 

- Nie mam żadnego typu - zirytował się Theo. 

background image

74 

CATHY WILLIAMS 

- Ależ masz! - Michael był w swoim żywiole. 

Kiedy się odprężał, szedł na całość. - Pamiętasz 

dziewczynę, którą przyprowadziłeś do domu, kiedy 

miałeś siedemnaście lat? - Spojrzał na Abby i ścisnął 

ją, po czym odezwał się do niej szeptem, ale na 

tyle głośno, żeby brat mógł usłyszeć. - Nazywała 

się Raquel i była czarnowłosą pięknością. Theo przy­

prowadził ją do domu, żeby ją przedstawić i był 

zaskoczony, kiedy wszyscy sprzeciwili się tej zna­

jomości, bo Raquel miała ponad trzydzieści lat! 

Powiedziała mu, że ma dziewiętnaście! Dopiero wte­

dy, kiedy przyznała się, że ma dziecko, prawda 

wyszła na jaw! 

- Wyglądała młodo jak na swój wiek - wyjaśnił 

Theo. 

- A potem była Nora. Piękna Nora. Brunetka 

o ponętnych kształtach. Problem polegał na tym, że 

miała mózg wielkości orzeszka! 

- Ale pozostałe atuty miała o wiele większe od 

orzeszka. - Theo uśmiechnął się znacząco. 

- Może powinieneś poznać Alexis - zasugerowa­

ła Abby, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. 

Theo zawahał się. W normalnych okolicznościach 

cieszyłby się na spotkanie z dziewczyną, ale kiedy 

spoglądał na tę blondynkę o twarzy anioła, nie miał 

ochoty jej zostawiać. Niech to szlag. Czyżby zapom­

niał, że ten anioł był narzeczoną jego brata? Miesz­

kali w jednym pokoju, spali w jednym łóżku. Chyba 

tracił rozum... jeśli myślał, że narzeczona jego brata... 

mogłaby... 

background image

NARZECZONA GREKA 75 

Alexis Papaeliou była idealną kandydatką na żo­

nę, pełna życia, olśniewająca, bardzo bezpośrednia, 

płomienna, inteligentna. A przy tym czuła szacunek 

wobec innych. Pracowała w firmie ojca i nigdy 

nie miała ambicji, żeby robić cokolwiek innego. 

Godne najwyższego uznania, pomyślał Theo, szu­

kając wzrokiem Abby. Najwyraźniej Michael znów 

ją zostawił, ale ona świetnie sobie bez niego radziła, 

rozmawiając z grupą młodszych mężczyzn. Nie dość, 

że musiał pilnować brata, to jeszcze będzie musiał 

dać mu kilka wskazówek, jak postępować z tą ko­

bietą. 

Kiedy zaproszono gości na kolację, Alexis opo­

wiadała Theo o swoich zainteresowaniach. Lubiła 

jeździć konno i myślała o zapisaniu się na kurs sztuki, 

żeby móc malować, kiedy zrezygnuje z pracy, by 

zająć się domem i dziećmi. Theo uznał, że rozmowa 

zmierza w niebezpiecznym kierunku. Cieszył się, że 

jego matki nie było w pobliżu, bo wówczas wykorzy­

stałaby nadarzającą się okazję do granic możliwości. 

Nie kłamał, kiedy obiecał jej, że ożeni się przed 

czterdziestką. Uważał, że to dobry wiek na zawarcie 

małżeństwa i założenie rodziny. Z milą Greczynką, 

taką jak ta, której imię widniało na tabliczce obok 

jego talerza. 

Nie mógł nie zauważyć, że Abby siedziała tuż 

obok Michaela przy tym samym stole. Była za dale­

ko, żeby mógł usłyszeć, co mówiła. Ale wyglądała na 

osobę, która wspaniale się bawi. Ciekawe, ile wypi­

ła? Najwyraźniej wciągnęła się w rozmowę ze starym 

background image

76 CATHY WILLIAMS 

papą Silvio, który siedział obok niej. Był znany 

z tego, że od ponad dwudziestu lat, kiedy to zmarła 

mu żona, na jego twarzy nie pojawił się nawet cień 

uśmiechu. A teraz się śmiał. 

Prawie nie słuchał Alexis, która zadawała mu 

pytania, próbując włączyć go do rozmowy. W końcu 

oderwał oczy od Abby i zajął się czarowaniem swojej 

towarzyszki. Okazało się, że nie wymagało to więk­

szego wysiłku, pomimo że nie ujawnił jej wiele na 

swój temat. 

Abby nie zachowywała się tak powściągliwie. 

Pochylała się ku Silvio, prowadząc ożywioną roz­

mowę z ciotkami. Theo zastanawiał się, czy w ogóle 

będzie w stanie coś przełknąć w przerwach między 

zabawianiem gości. 

Kelnerzy właśnie podawali kolejne potrawy. Kil­

ka stołów ustawiono na dworze, żeby pomieścić 

około osiemdziesięciu gości i jedzenie, które zda­

niem Theo było bardzo smaczne. Ciężko było stwier­

dzić, czy zgromadzony tłum doceniał wysoką jakość 

potraw w takim samym stopniu jak wysoką jakość 

win. W miarę jak upływały kolejne godziny, hałas 

zwiększał się proporcjonalnie do ilości wypijanego 

alkoholu. Tymczasem Theo wypił tylko tyle, żeby nie 

sprawiać wrażenia nietowarzyskiego. Zabawnie było 

patrzeć na innych, jak tracili głowę, ale on sam nie 

miał zamiaru dotrzymywać im kroku. 

Tuż przed północą panowała wspaniała atmosfera. 

Właśnie wtedy jego dziadek posrukał łyżką o kieli­

szek i wygłosił krótką, lecz zabawną mowę na temat 

background image

NARZECZONA GREKA 77 

przekroczenia osiemdziesiątego roku życia. Oddał 

cześć swojej wspaniałej żonie, którą dawno pożeg­

nał, i podziękował wszystkim zebranym za przybycie 

na wyspę, aby razem z nim świętować jego urodziny. 

Zerwała się burza oklasków. Niektórzy zaczęli 

wygłaszać przemówienia, które również przyjmowa­

no entuzjastycznie. Kiedy hałas umilkł, Michael, 

ulubieniec dziadka, dał z siebie wszystko, żeby wy­

głosić w miarę trzeźwe przemówienie, co prawie mu 

się udało, jeśli nie liczyć czkawki, która dopadła go 

na koniec. Także to wystąpienie przyjęto entuzjas­

tycznie. 

- Po tym wszystkim - zaczął Theo, wstaj ąc i uno­

sząc kieliszek, żeby wygłosić toast na cześć człowie­

ka, który w ten czy inny sposób wpłynął na życie 

każdego z zebranych - te kilka słów, którymi po­

stanowiłem się z wami podzielić, może was roz­

czarować... 

Chociaż Abby wypiła tego wieczoru więcej niż 

kiedykolwiek wcześniej, dostrzegła, jak duże wraże­

nie wywarło krótkie przemówienie Theo. Było w nim 

kilka zabawnych momentów, ale ogólnie była to 

bardzo płomienna i poruszająca mowa. Kiedy ze­

rknęła przez stół w kierunku Liny, zobaczyła, że ta 

ociera serwetką kąciki oczu. 

Wszyscy, którzy mogli jeszcze stać, wstali z kie­

liszkami w dłoniach. Abby poszła w ich ślady. Wy­

mieniła krótkie spojrzenie z Theo i poczuła coś 

dziwnego. Skąd to się wzięło? - zastanawiała się 

oszołomiona. Przez cały wieczór nawet na niego 

background image

78 CATHY WILLIAMS 

nie spojrzała, pomimo że zdawała sobie sprawę z je­

go obecności przy stole. A teraz ten świdrujący wzrok 

osłabił jej samokontrolę. W jednej chwili przypo­

mniała sobie jego opalone, muskularne ciało lśniące 

w promieniach słońca. 

Abby uznała, że wszystkiemu winne były szam­

pan i wino. Jej kieliszek ani przez chwilę nie pozo­

stawał pusty. Podczas toastów niektórzy goście za­

częli oddalać się od stołu. Niektórzy podchodzili do 

staruszka, żeby go uściskać. Inni udali się do ogrodu. 

Z głośników popłynął głos Nata King Cole'a. Abby 

przysunęła się do Michaela i wyszeptała mu do ucha, 

że może powinni się powoli zbierać. 

- Noc jest jeszcze młoda. - Uśmiechnął się do 

niej i przytulił. - Kochanie, byłaś olśniewająca. Wy­

glądasz wspaniale i oczarowałaś wszystkich gości. 

- Zaczynasz bełkotać - zirytowała się Abby. 

Kątem oka dostrzegła Theo odchodzącego od sto­

łu pod ramię z brunetką. Odwróciła się do nich 

plecami. 

- Podobało ci się moje przemówienie? 

- Było cudowne. 

- Zatańczmy, a potem, jeśli nadal będziesz zmę­

czona, możesz udać się do pokoju. Ja zamierzam 

bawić się do białego rana. 

To brzmiało rozsądnie. Dołączyli do pozostałych 

gości bawiących się na parkiecie w ogrodzie. Pary 

przytulały się do siebie i tańczyły bardzo wolno 

w takt muzyki. Niektórzy się o siebie opierali. Wy­

starczyłby jeden nieuważny ruch, żeby upadli. Abby 

background image

NARZECZONA GREKA 79 

dostrzegła Theo tańczącego z brunetką. Przyciskał ją 

mocno do siebie. Serce Abby zadrżało, co zirytowało 

ją prawie tak mocno jak fakt, że nie mogła się 

opanować, by nie szukać go wzrokiem. Ciekawe, czy 

razem opuszczą przyjęcie? Na samą myśl o tym 

zrobiło się jej gorąco. 

Dała się porwać Michaelowi do tańca i oparła głowę 

na jego ramieniu. Był wspaniałym tancerzem. Abby 

poddała się nastrojowi chwili. Zamknęła oczy i prawie 

nie zauważała, kiedy jeden wolny kawałek przechodził 

w drugi. Michael jednym uchem przysłuchiwał się 

komentarzom na temat przyjęcia i od czasu do czasu 

dzielił się z nią ploteczkami. Abby tylko się uśmiecha­

ła, bo Michael plotkował w najmilszy znany jej sposób. 

W połowie piosenki, kiedy jej myśli krążyły dale­

ko stąd, głos Theo przywrócił ją do rzeczywistości. 

Dopiero po chwili zrozumiała, że chciał poprosić ją 

do tańca. Zanim zdążyła zaprotestować, Michael 

odsunął się na bok, a jego miejsce zajął mężczyzna 

o mocniejszym i zdecydowanie bardziej niebezpiecz­

nym uścisku. Abby poczuła, jak jej ciało sztywnieje. 

Próbowała zachować kilka centymetrów odstępu, ale 

leniwe takty melodii wcale jej tego nie ułatwiały. 

- Odpręż się - mruknął jej Theo do ucha. - Twoje 

ciało musi poddać się muzyce zamiast z nią walczyć. 

- Czy nie powinieneś tańczyć ze swoją przyszłą 

żoną? - odcięła się Abby, a on zachichotał tak, że po 

plecach przeszły jej ciarki. 

Przez zamglony umysł jedna myśl docierała do 

niej bardzo wyraźnie. Ten mężczyzna był bardzo 

background image

80 CATHY WILLIAMS 

seksowny. Jej ciało zaczęło reagować na jego blis­

kość. 

- Nie wiem, czy nazwałbym tak Alexis - powie­

dział przeciągłym, niskim głosem. - Chociaż muszę 

przyznać, że ma wszystko, co trzeba... 

Abby spróbowała odsunąć się, by zobaczyć, czy 

z niej żartował, ale on tylko przyciągnął ją bliżej. 

Możliwe, że czuł przyśpieszone bicie jej serca. 

- My, Grecy, jesteśmy tradycjonalistami. Kobie­

ty takie jak Alexis uważamy za ideał. Odpowiednie 

pochodzenie, odpowiednie koneksje rodzinne i od­

powiednie ambicje. Zależy jej tylko na tym, żeby 

mieć dzieci i zadowalać swojego męża... 

- Co za modelowa rola dla współczesnej kobiety 

- podsumowała Abby. 

Nie wspomniał nic na temat urody, ale być może 

brał piękną buzię za pewnik, jedną z tych rzeczy, 

które każda idealna kobieta mieć musi. 

- Uważasz, że jesteś od niej lepsza? - wyszeptał 

miękko. 

Abby była zbyt senna, żeby się sprzeczać. Noc 

była ciepła, muzyka łagodnie uwodziła, a w jej ży­

łach buzował szampan. 

- Nie - odparła - nie jestem. Jestem tylko zwykłą 

naciągaczką. Na kilka minut zapomniałam, że uwa­

żasz mnie za nikczemną kobietę bez skrupułów, 

której jedynym celem jest zniszczenie czyjegoś życia 

z chęci uszczknięcia jego konta bankowego. 

Theo poczuł przyjemny przypływ adrenaliny. 

- Jak ty to robisz? - mruknął. 

background image

NARZECZONA GREKA 81 

- Co takiego? 

- Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, jak 

wysiadałaś z taksówki... 

- Kiedy zacząłeś mnie śledzić. 

- Raczej podziwiać widoki. Bardzo zyskały na 

twoim przyjeździe. Wyglądasz jak dziecko... ale od­

kryłem, że masz cięty języczek. Być może mój brat 

odkrył w sobie talent do wymachiwania nożem w ku­

chni, ale jestem pewien, że ty mogłabyś poszatkować 

go samymi tylko słowami. Nie pokazałaś mu jeszcze 

tego oblicza? Bo nie jestem pewien, czy Michael jest 

wystarczająco odporny, żeby je poznać. 

- To niesprawiedliwe! - zaprotestowała. - Ro­

bisz ze mnie sekutnicę, którą nie jestem! A poza tym 

jestem zmęczona. Chyba pójdę spać. 

- Jeśli spojrzysz za siebie, przekonasz się, że 

Michael nie wygląda na człowieka, który chciałby iść 

spać. 

- Wcale tego nie oczekuję. On zostaje do końca. 

Tylko mi nie mów... że greckim obyczajem... - Wes­

tchnęła. - Michael odpoczywa i ma do tego prawo. 

W Anglii wciąż tylko pracuje, dlatego nie będę 

żałować mu dobrej zabawy, kiedy ma ku temu 

okazję. 

- Jesteś taka wyrozumiała... Ciekawe, jak byś 

zareagowała, gdyby skorzystał z wolności, jaką mu 

dajesz, i znalazł sobie nową kobietę? 

Abby nie mogła się opanować. Zachichotała. Theo 

wypuścił ją z uścisku, odsunął na bok i przyjrzał się 

jej uważnie, marszcząc czoło. 

background image

82 

CATHY WILLIAMS 

- Uważasz, że to zabawne? 

- Przepraszam. Nie chciałam się śmiać. To wszy­

stko przez alkohol. Nie przywykłam do takich ilości 

szampana. Uderzyło mi do głowy, a do tego doszło 

jeszcze zmęczenie... 

Cudowna, czerwona suknia, która na początku 

wieczoru dodawała jej pewności siebie, teraz zaczęła 

się do niej kleić. Podczas jednego z toastów ktoś ją 

potrącił i wylała na siebie szampana, a do tego 

podeptała brzeg podczas tańca. 

Tymczasem Theo nie przestawał się jej przyglą­

dać. Zdezorientowała go, a on tego nie lubił. Nie 

wiedział, jak sobie z tym poradzić. 

- Uważasz, że Michael nie uciekłby w ramiona 

innej kobiety? Jesteś aż tak pewna swoich wdzię­

ków? 

Abby natychmiast wytrzeźwiała. 

- Nie, nie jestem... chodziło mi o to... jestem 

zmęczona i... 

- Odprowadzę cię do pokoju. 

- Nie! - Odsunęła się od niego. 

- Ktoś powinien cię odprowadzić... - Theo spoj­

rzał szybko na brata, który opowiadał dowcip wyma­

gający machania rękoma i histerycznego śmiechu. 

Zgromadzonym wokół niego gościom najwyraźniej 

się podobał. - Okrucieństwem byłoby mu przeszka­

dzać w środku urzekającej anegdoty. 

Abby odwróciła się i nie mogła opanować śmie­

chu. Kiedy ponownie spojrzała na Theo, ten uśmiech 

nadal iskrzył w kącikach jej ust. 

background image

NARZECZONA GREKA 83 

- Szczerze mówiąc, straszny z niego dzieciak. 

Założę się, że opowiada jeden ze swoich kawałów 

i nie może przypomnieć sobie puenty. To przytrafia 

mu się za każdym razem, kiedy za dużo wypije. 

Wyraz jej twarzy... i znów ta dezorientacja. Miał 

opuścić wyspę następnego dnia, a chciał porozma­

wiać z nią jeszcze przez chwilę. Ta potrzeba była tak 

silna, że nie potrafił się jej oprzeć. Pierwszy raz 

w życiu poczuł coś takiego... kompletny brak samo­

kontroli. I nie miał pojęcia dlaczego. 

- Odprowadzę cię do pokoju - powtórzył sta­

nowczo. 

Zacisnął pięści i wsunął je do kieszeni. Wiedział, 

że gdzieś z głębi sali przygląda mu się Alexis i za­

stanawia, dlaczego zostawił ją bez słowa. Na szczęś­

cie jego matka i dziadek udali się już na spoczynek. 

Inaczej miałby kłopot z wytłumaczeniem, dlaczego 

odprowadzał do sypialni narzeczoną swojego brata 

i czemu czuł się w obowiązku, żeby to zrobić. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

- Wyglądasz na zmęczoną. - Zauważył, że przez 

cały czas starała się zachować bezpieczną odległość 

między nimi. 

- Bo jestem zmęczona. To był długi dzień. 

Theo odczekał kilka sekund. 

- Masz na myśli naszą wycieczkę krajoznawczą? 

Abby nie chciało się odpowiadać na tę zaczepkę. 

Czuła się wykończona. 

- Mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego mam 

wobec ciebie pewne obawy, Abby. 

- Naprawdę nie chcę znów o tym rozmawiać. 

Jestem zmęczona. 

Theo najeżył się na lekceważący ton jej głosu. 

Jego pobyt na wyspie dobiegał końca, a jak do tej 

pory nie udało mu się w żaden sposób przysłużyć do 

ochrony milionów brata. To prawda, że ta kobieta 

nie spełniła jego oczekiwań, ale nie udało mu się 

znaleźć żadnego punktu zaczepienia, który mógłby 

wykorzystać, by ostrzec swoją matkę i brata. 

- Czy Michael nie będzie zawiedziony, kiedy 

po powrocie do pokoju zastanie swoją kobietę 

śpiącą? 

background image

NARZECZONA GREKA 85 

- Nie sądzę. - Abby poczuła ulgę na widok drzwi 

do swojego pokoju. 

- Jeszcze cię o to nie pytałem - rzucił Theo 

całkiem zwyczajnie. - Czy ty i mój brat mieszkacie 

razem? - To tłumaczyłoby, dlaczego każdej wolnej 

chwili nie spędzali razem i dlaczego nie skusiła się na 

lukratywną propozycję, którą złożył jej w zamian za 

zerwanie zaręczyn. 

Bo Michael, nawet jeśli nie dbał o pieniądze, na 

pewno urządził sobie przytulne gniazdko. I lubił 

otaczać się pięknymi przedmiotami. Właściwie Theo 

miał wyrzuty sumienia, że nigdy nie odwiedził brata. 

Zawsze nakłaniał go do przyjazdu do Londynu. Dla­

tego teraz mógł tylko wyobrażać sobie luksusy, 

w które Abby opływała pod jego dachem. 

- Nie, nie mieszkamy razem. Dziękuję, że od­

prowadziłeś mnie do pokoju, chociaż sama świetnie 

dałabym sobie radę. - Odwróciła się plecami do 

drzwi i posłała mu promienny uśmiech. 

- Nie mieszkacie razem? Przyznaję, że jestem 

zaskoczony. - Zanim Abby zdążyła zaprotestować, 

Theo wyciągnął rękę i popchnął drzwi. 

- Nie wiedziałem, że w dzisiejszych czasach na­

rzeczeni mieszkają oddzielnie. 

Tuż za jego plecami stojąca na skrzyni lampa 

oświetlała sofę, na której wcześniej drzemał Michael 

i której nikt jak dotąd nie posprzątał. Od przyjazdu 

obydwoje dbali o pozory. Przed sprzątaniem pokoju 

uprzątnęli sofę, tak na wszelki wypadek. W końcu 

służba miała w zwyczaju węszyć i plotkować. 

background image

86 CATHY WILLIAMS 

Abby nie rozumiała, dlaczego nie dostali dwóch 

oddzielnych pokoi, ale Michael tłumaczył, że jego 

dziadek byłby zaskoczony taką decyzją, nie mówiąc 

już o mamie i Theo. W Anglii zrealizowanie tego 

planu wydawało się bardzo proste, ale teraz na widok 

sofy pełnej zmiętych poduszek serce Abby zadrżało 

niespokojnie. Splotła na plecach drżące ręce, które 

mogłyby ją zdradzić. 

- Przywykłam do samodzielności - wymamrota­

ła, odrywając wzrok od nieszczęsnej sofy. - Lubię 

być otoczona swoimi rzeczami... a poza tym Michael 

i tak pracuje w takich godzinach, że nie moglibyśmy 

spędzać wspólnych wieczorów przed telewizorem 

albo w kuchni... 

- Ale wspólne mieszkanie ma wiele zalet. Nie 

musielibyście opłacać dwóch mieszkań... 

- Chyba masz rację. No cóż... - Ziewnęła i zrobiła 

mały krok do tyłu, dając mu do zrozumienia, że 

powinien zrobić to samo. Ale on ani drgnął. 

- Dokąd się wybierasz? 

- Słucham? 

- Wycofujesz się, Abby. - Zrobił krok do przodu, 

zapalił światło nad ich głowami i jednocześnie 

wszedł do środka. 

Abby niechętnie weszła do pokoju i podążyła za 

jego spojrzeniem. Oczywiście patrzył na sofę. Dwa 

jaśki, poduszki zrzucone na ziemię i prześcieradło 

niedbale wciśnięte w jeden koniec. Nie trzeba było 

niczego komentować. 

- No proszę.... - Theo ruszył do przodu, podniósł 

background image

NARZECZONA GREKA 

87 

poduszki i położył je na sofie, po czym odwrócił się 

do niej z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. 

- Czyżby sprzeczka zakochanych? 

- Czy mówiłam ci już, że jestem zmęczona? 

- Kilka razy. 

- Gdybyś miał chociaż cień przyzwoitości, zro­

zumiałbyś aluzję i wyszedł. Ale oboje wiemy, że ty 

i przyzwoitość nie macie ze sobą nic wspólnego. 

- Robi się coraz ciekawiej... - Na jego ustach 

pojawił się przebiegły uśmiech, który przyprawił ją 

o dreszcze. Abby wyprostowała się i posłała mu 

najbardziej lodowate spojrzenie, na jakie było ją stać. 

- Może mi wytłumaczysz? 

- Nie ma czego. Michael chciał się zdrzemnąć, 

a sofa świetnie się do tego nadaje. 

- Nawet jeśli kilka metrów dalej stoi królewskie 

łoże? Chcesz mi wmówić, że mój brat jest maso­

chistą? 

- Nie muszę ci niczego tłumaczyć! 

Theo podszedł do niej, przyciskając ją do ściany, 

po czym oparł rękę, blokując jej drogę ucieczki. 

- Nie sypiasz z moim bratem. Mam rację? 

- Co za niedorzeczność! - Ale dobrze wiedziała, 

że na jego miejscu wyciągnęłaby podobne wnioski. 

- Muszę przyznać, że nie bardzo rozumiem dla­

czego... 

- Wynoś się! - zażądała. - Inaczej... 

- Będziesz krzyczeć? Znów mnie uderzysz? Za­

czniesz tupać nogami? Mój brat cię nie pociąga? 

Nie wiedział czemu, ale ta informacja bardzo 

background image

88 CATHY WILLIAMS 

poprawiła mu humor. Dostrzegał niepokój w jej 

oczach i odczuwał satysfakcję na myśl, że w końcu 

zapędził ją w kozi róg. Co prawda nie tak to sobie 

wyobrażał, ale efekt był zadowalający. Zyskał pew­

ność, że nie sypiała z Michaelem. 

- Słucham - ponaglił ją. 

- Nie zamierzam odpowiedzieć na żadne z two­

ich pytań. A jeśli Michael dowie się, że próbowałeś 

mnie zastraszyć... 

- Dlaczego miałbym cię zastraszać? Ja tylko oka­

zuję ci zdrowe zainteresowanie. Dlaczego dzielisz 

z Michaelem sypialnię, jeśli nawet nie sypiacie ra­

zem? Może... - Jego czarne oczy błyszczały. - Może 

wolisz kusić go swoim ciałem... patrz, ale nie doty­

kaj... 

- To obrzydliwe! 

- Tak myślisz? - Przez chwilę Theo był roz-

kojarzony. Abby domyślała się, jakie obrazy przywo­

ływał w myślach. - A może - dodał w zadumie, 

rozkoszując się swoją grą - nie przeszkadza ci, że 

mój brat cię nie pociąga. 

- Nie obchodzi mnie, co myślisz, Theo. 

- Nie wydaje mi się. 

- Niby dlaczego? Bo wszyscy ludzie, których 

spotkałeś w życiu, są zainteresowani tym, co masz do 

powiedzenia? 

- Bo czy to ci się podoba, czy nie, jestem bratem 

Michaela. Twierdzisz, że nie interesują cię jego pie­

niądze. Jeśli tak jest, to dlaczego tworzysz z nim parę, 

jeśli nawet cię nie pociąga? 

background image

NARZECZONA GREKA 89 

- Nigdy nie powiedziałam, że Michael mnie nie 

pociąga. Uważam, że jest bardzo atrakcyjny. 

- Ale nie na tyle, żeby dostać się do twojego 

łóżka. Wierzę, że dwoje dorosłych ludzi może wspól­

nie zadecydować o zachowaniu czystości przedmał­

żeńskiej. Ale to już chyba przesada. A co się stanie, 

jeśli mój brat przestanie zgrywać dżentelmena? Czy 

wtedy zażądasz obrączki? Czy właśnie w tym kierun­

ku zmierza twoje poczucie przyzwoitości? Czy taka 

jest twoja strategia? Machać marchewką przed no­

sem Michaela, żeby zaprowadzić go tam, gdzie 

chcesz? Bardzo sprytnie. Polowanie zawsze wydaje 

się o wiele bardziej ekscytujące od momentu dopad-

nięcia zwierzyny... 

Abby uniosła rękę. Kierowały nią złość i panika. 

Jednak tym razem nie uderzyła go, bo w porę złapał ją 

za nadgarstek. 

- No tak. Raz już to zrobiłaś i moim zdaniem 

o jeden raz za dużo. - Przyciągnął ją do siebie 

i poczuł, że atmosfera zmieniła się w mgnieniu oka. 

Jej oddech przyśpieszył, a źrenice się rozszerzyły. 

Przestało mieć znaczenie, że jeszcze przed chwilą ją 

atakował. Jej ciało odpowiadało na jego bliskość. Był 

tego pewien. Poczuł suchość w ustach i to pragnienie, 

żeby ją dotknąć. Podejrzliwość i ciekawość zamieni­

ły się w pożądanie. 

- Chciałabym cię uderzyć! - warknęła. Jego cie­

mne oczy wpatrywały się w nią, wypalając dziurę 

w jej tarczy, a jego usta... Spojrzała na nie i czym 

prędzej odwróciła głowę. 

background image

90 CATHY WILLIAMS 

- Co jeszcze chciałabyś mi zrobić, Abby? - za­

mruczał miękko. 

- Nie wiem, co masz na myśli - wyjąkała. - Źle 

mnie zrozumiałeś. 

- Dobrze wiesz, co mam na myśli. 

Wypuścił z uścisku jej nadgarstek, ale nie od­

sunął się. Zamiast tego uwięził ją, chociaż wcale jej 

nie dotykał. Oparł obie ręce o ścianę i pochylił się 

nad nią. Abby zrobiło się duszno, ale podobało się 

jej to uczucie. Było tak intensywne i tak niewiary­

godnie prawdziwe. Dotarło do niej, że przez wiele 

lat nie była blisko z żadnym mężczyzną. Oczywiście 

spotykała się ze znajomymi, ale nikomu nigdy nie 

pozwoliła za bardzo się do siebie zbliżyć. To cieka­

we, że właśnie temu mężczyźnie udało się otworzyć 

na oścież drzwi, które dawno temu zamknęła na 

klucz. 

Pocałował ją, a jego ręce dotknęły jej twarzy. Całe 

jej ciało wygięło się w łuk, gotowe przyjmować jego 

pocałunki. Po kilku minutach była zgubiona. Wszyst­

kie pragnienia i żądze, które dawno temu w niej 

wyschły, powróciły do życia ze zdwojoną siłą. Od­

powiadała na każdy jego pocałunek. 

Nagle przypomniała sobie lekcję, którą dostała 

wiele lat temu, a wraz z nią twarz Michaela. Ode­

pchnęła go, próbując się wyswobodzić. Dyszała jak 

ktoś, komu brakuje tlenu. 

Theo natychmiast się cofnął. Jej cudowne blond 

włosy okalały jej twarz. Z trudem powstrzymał się, 

żeby nie odgarnąć ich do tyłu. Był na siebie wściekły, 

background image

NARZECZONA GREKA 

91 

bo nie chciał, żeby to się skończyło. Ale kiedy 

przywołał w myślach twarz Michaela, ogarnęła go 

złość. Postanowił wyładować ją na niej. 

- Jak śmiesz?! - oburzyła się. 

- Nie uważasz, że trochę za późno, żeby się 

oburzać? - warknął na nią. - Nigdy nie robiłaś tego 

z Michaelem, prawda? A może uznałaś, że ja jestem 

lepszym celem? 

- Jesteś podły! 

- Najwyraźniej moja podłość nie przeszkadza ci 

rozkoszować się moim dotykiem. 

Odsunął się od niej. Udało mu się zdobyć dowód 

świadczący, że narzeczona brata nie jest tak niewin­

na, za jaką stara się uchodzić. Mógł zakończyć całą tę 

farsę jeszcze przed wyjazdem do Aten i dobrze o tym 

wiedział. 

- Ja... 

- Co takiego? Zamieniam się w słuch. 

- Powinieneś już iść. 

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? 

- Michael może wrócić w każdej chwili. 

- Nie udawaj, że zależy ci na moim bracie! Właś­

nie udowodniłaś, ile dla ciebie znaczy! 

Przez kilka pełnych napięcia sekund żadne z nich 

nie wypowiedziało słowa. Powietrze było ciężkie od 

żalów, oskarżeń i resztek pożądania, którego Theo 

nie mógł się pozbyć. Spojrzała w inną stronę, a jego 

wzrok przykuła bladość jej skóry i drżące ręce, które 

splotła w bezbronnym geście. 

Spokoju nie dawała myśl, że gdyby w innych 

background image

92 CATHY WILLIAMS 

okolicznościach ujrzał ją taką, nic nie powstrzymało­

by go przed zerwaniem z niej sukienki i poznaniem 

każdego centymetra jej nagiego ciała. Zdławił po­

czucie winy, ale pożądanie nadal przypominało mu, 

czego naprawdę pragnął. 

- Nie powiem Michaelowi, jaka jesteś naprawdę. 

Daję ci wolną rękę. Masz zerwać te zaręczyny. Wy­

myśl, co tylko chcesz. 

- Jesteś wspaniałomyślny. Ale może ja nie chcę 

tego zrobić? A poza tym skąd wiesz, co zrobiłby 

Michael, nawet gdybyś powiedział mu o... tym poca­

łunku? 

Theo nie spodziewał się usłyszeć czegoś podob­

nego. 

- Być może mojego brata omotały twoje piękne 

słówka i powłóczyste spojrzenia, ale ani moja matka, 

ani dziadek nie pozwolą na ten ślub, a jak wiesz, 

Michael bardzo liczy się z ich zdaniem. 

Abby spłonęła rumieńcem. 

- W porządku. 

- I nawet nie próbuj mnie wykiwać. 

- Niby jak? 

- Zawsze możesz spróbować przemilczeć pewne 

sprawy albo, co gorsza, przyśpieszyć ślub. Ale nic 

z tego nie będzie. Będę w Atenach jeszcze przez kilka 

kolejnych tygodni, ale jak tylko załatwię wszystkie 

sprawy, skontaktuję się z Michaelem, żeby się upew­

nić, że wywiązałaś się z naszej umowy. - Podszedł do 

drzwi i otworzył je, po czym odwrócił się, żeby na nią 

spojrzeć. - Pewnie teraz żałujesz, że nie przyjęłaś 

background image

NARZECZONA GREKA 93 

mojej pierwszej oferty. Miałabyś chociaż pełne kie­

szenie. 

Abby pobladła, ale zachowała milczenie. Jaki sens 

miałaby dalsza dyskusja? Dopiero po jego wyjściu 

zdała sobie sprawę, jak bardzo była spięta. Zamknęła 

za nim drzwi. Z trudem dotarła do łazienki i zmyła 

makijaż. Wszystkie czynności wykonywała automa­

tycznie. Przeklinała w duchu Michaela za to, że nie 

wrócił z nią do pokoju. 

Miała zamęt w głowie. Jedna chaotyczna myśl 

goniła drugą. A najbardziej grzeszne z nich krążyły 

wokół Theo. Wszystkie pragnienia powróciły ze 

zdwojoną siłą, niszcząc misternie zbudowaną zaporę. 

Tak bardzo go pożądała, że miała wrażenie, jak 

gdyby całe jej ciało trawił ogień, zamieniając w zgli­

szcza zdrowy rozsądek. 

Kiedy obudziła się rano, było po dziewiątej. Mi­

chael nadal spał, a Abby nie miała serca go budzić. 

W końcu zdecydowała, że o wszystkim opowie mu 

dopiero po powrocie do Anglii. A do tego czasu 

będzie mógł nadal cieszyć się wakacjami. 

W willi panował harmider. Wielu gości zbierało 

się do wyjazdu, w holu było mnóstwo rozlicznego 

bagażu. Lina lawirowała między nimi, kontrolując 

sytuację i upewniając się, że każdemu zorganizowa­

no środek transportu. Abby wmieszała się w tłum. 

Uśmiechała się, wygłaszała pełne zachwytu uwagi na 

temat przyjęcia, całowała w policzki i zapewniała 

wszystkich, że nie może doczekać się kolejnego 

background image

94 CATHY WILLIAMS 

spotkania. I taka była prawda. Wszyscy ci przyjaciele 

i członkowie rodziny tworzyli bardzo interesującą 

grupę. Cudownie byłoby choćby na chwilę zostać 

członkiem tak cudownej, dużej rodziny. Rozmarzyła 

się. Mając za rodziców nomadów, którzy nigdzie nie 

zagrzali długo miejsca, tym bardziej doceniała zalety 

rodzinnego życia. Wujowie, ciotki, kuzyni, siostrze­

nice, siostrzeńcy, bratanice i bratankowie - wszyscy 

znali się doskonale. Do tego wielu z nich znało 

przyjaciół ich przyjaciół. 

Na szczęście jeden z członków tej rodziny, które­

go nie chciała oglądać, był nieobecny. Prawdopodob­

nie odsypiał zeszłą noc albo pracował. Skoro udało 

mu się wyrwać brata ze szpon naciągaczki, mógł 

spokojnie powrócić do świata biznesu i związanych 

z nim codziennych obowiązków. 

Po śniadaniu Abby udała się do ogrodu. Ogród był 

na tyle duży, że mógł posłużyć jej za schronienie. 

Zewsząd otaczały ją drzewa, rozmaite rośliny i krze­

wy. Gałęzie splatały się ze sobą, tworząc miejsce, 

w którym chciało się usiąść i odpocząć. Abby znalaz­

ła najdalszy od domu zakątek, gdzie zamierzała po­

czytać książkę, ale umysł odmawiał jej posłuszeńst­

wa, przez co nie potrafiła zrozumieć słów wydruko-

wanych na kolejnych stronach, które miała przed 

oczami. 

Od lat żaden mężczyzna nie dotykał jej ani nie 

całował. Przerażało ją to wszystko, co się wydarzyło. 

A jeszcze bardziej myśl, że uczestniczył w tym Theo 

Toyas. Abby potarła oczy, obiecując sobie, że się nie 

background image

NARZECZONA GREKA 95 

rozpłacze. Wyciągnęła się wygodnie na drewnianym 

leżaku i zamknęła oczy. Jej twarz owiewała ciepła 

bryza. Gdzieś w oddali goście opuszczali willę, pano­

wał rumor, ale nie słyszała wyraźnie słów, ukryta 

w gąszczu. 

Zeszłej nocy nie zaznała wiele snu i dlatego teraz 

zaczęła ogarniać ją senność. Jej powieki stawały się 

coraz cięższe, a myśli zaczęły odpływać, choć na 

chwilę pozostawiając ją wolną od trosk. 

Ze snu wyrwał ją dziwny dźwięk. Słońce skryło 

się za chmurami i zewsząd otaczał ją cień. Theo 

spoglądał na nią z góry. Krew zaczęła szybciej krążyć 

jej w żyłach, a policzki nabrały koloru. Wyglądał 

bardzo seksownie w kremowych spodniach i sza-

ro-niebieskiej bawełnianej koszulce. Miał wilgotne 

włosy zaczesane do tyłu. Jej ciało natychmiast zarea­

gowało na jego obecność. Nie była w stanie kont­

rolować tej instynktownej reakcji. W jasnym świetle 

dnia przerażało ją to tym bardziej. 

- Czego chcesz? - zapytała rzeczowo, siadając. 

- Jak mnie tutaj znalazłeś? 

- Pomyślałem, że ukryjesz się w najbardziej od­

ległym miejscu ze strachu przed spotkaniem ze mną. 

Abby nie miała zamiaru niczego owijać w ba­

wełnę. 

- Dziwisz się? 

Theo doceniał jej szczerość. Posłał jej leniwy 

uśmiech, który wywołał w niej niepokojąco przyjem­

ny dreszcz. 

- Raczej nie - przyznał. 

background image

96 

CATHY WILLIAMS 

- Po co mnie szukałeś? Dopiąłeś swego. 

- Czyżby? Powiedziałaś Michaelowi? Odwołałaś 

zaręczyny? 

- Nie. 

- Dlaczego? 

- Bo Michael śpi! Ciężko rozmawiać z kimś 

pogrążonym we śnie! 

Tym razem uśmiech Theo był szczery. Musiał 

przyznać, że ta dziewczyna miała wolę walki i była 

naprawdę dowcipna. 

- Biedny Michael. Niczego nawet nie podejrze­

wa. Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? 

- Po powrocie do Anglii. 

Przysłoniła oczy przed słońcem, żeby móc na 

niego spojrzeć. Miała nad nim niewielką przewagę, 

ponieważ nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy. Nie­

stety nie trwało to długo. Theo przykucnął, a jego 

twarz znalazła się tuż obok jej twarzy. 

- Bardzo dobrze - skomentował aksamitnym gło­

sem - i nie zapominaj, że cię sprawdzę. 

- Już wyjeżdżasz? - zapytała Abby uprzejmie. 

- Bo nie chciałabym cię zatrzymywać. 

- Czyżby? - mruknął. - Tak, już wyjeżdżam. 

Świat biznesu nigdy nie śpi. 

- Jedziesz sam? - Chciała mu dopiec, dając do 

zrozumienia, że towarzystwo Alexis w drodze do 

Aten może nie najlepiej świadczyć o jego moralno­

ści, ale zanim zdążyła dodać cokolwiek, posłał jej 

jeden z tych leniwych uśmiechów, które działały na 

nią elektryzująco. 

background image

NARZECZONA GREKA 

97 

- Tak, jadę sam. Czemu pytasz? Pijesz do tego, że 

mogłaby mi towarzyszyć rozkoszna Alexis? - Po­

trząsnął głową z żalem. - Niestety, chce zbyt wiele 

rzeczy, których nie mogę jej dać. Deklarację miłości, 

pierścionek z dużym diamentem i dźwięk kościel­

nych dzwonów. 

- Rozumiem, że wolisz puszczać się na prawo 

i lewo - skwitowała Abby z pogardą. 

- Nazywaj to, jak chcesz - odparł z błyskiem 

w oku. - W moim mniemaniu dokonuję uczciwych 

transakcji z przedstawicielkami przeciwnej płci. Nie 

składam obietnic, których nie mam zamiaru spełnić. 

Wiedział, że jeszcze chwila i spóźni się na spot­

kanie, które miał umówione na popołudnie. Prywatny 

samolot będzie czekał na niego tak długo, jak zechce, 

ale kilku wysoko postawionych, wpływowych finan­

sistów, którzy mieli się z nim spotkać, kierowali się 

zasadą, że czas to pieniądz, a stracony czas niemal 

równał się grzechowi głównemu. 

- Skąd to zainteresowanie? - zapytał. - Jesteś 

zazdrosna? 

- Zazdrosna? - oburzyła się. - Jesteś najbardziej 

aroganckim i egoistycznym człowiekiem, jakiego 

znam! 

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. 

Jej delikatnie rozchylone usta przyzywały go za­

praszająco, a on nie mógł się im oprzeć. Tym razem 

nie miał poczucia winy. W końcu to ona wyko­

rzystywała jego brata. Nie zwlekając ani chwili 

dłużej, pocałował ją. I znów poczuł tę mieszankę 

background image

98 

CATHY WILLIAMS 

konsternacji, złości i pożądania. Pragnęła go, chociaż 

nienawidziła tego uczucia. Sama myśl o tym sprawia­

ła, że w jego żyłach krążyło coraz więcej adrenaliny. 

W końcu uległa mu i zarzuciła ręce na szyję. Poczuł 

dotyk jej małych kształtnych piersi. Jak to możliwe, 

że jego brat z taką łatwością trzymał ręce przy sobie? 

Uznał, że spotkanie może poczekać. W końcu 

dzierżył tyle władzy, że nawet ci wielcy finansiści 

musieli na niego poczekać. Zerwał z niej koszulkę 

i poczuł przypływ pożądania. Kiedy zaczął całować 

jej piersi, Abby wiła się w ekstazie. Nigdy wcześniej 

nie czuła czegoś podobnego. Wsunęła palce w jego 

włosy i pociągnęła go w dół. Dopiero, kiedy jego ręka 

powędrowała niżej, jej rozgorączkowany umysł za­

czął wysyłać sygnały ostrzegawcze. Czym prędzej 

jedną ręką chwyciła koszulkę, a drugą odepchnęła go 

od siebie. 

- Nie! - Wyprostowała się i spojrzała na niego 

przerażona. Pośpiesznie wciągnęła koszulkę. 

Dotarło do niego, do jakiego stopnia stracił nad 

sobą kontrolę. Nie mógł zrozumieć, co też do diabła 

przyszło mu do głowy. Podniósł się czym prędzej. 

- Chciałem ci tylko przypomnieć - powiedział 

głosem, który nie zdradzał żadnych emocji - czemu 

musisz zerwać zaręczyny. 

 skan i przerobienie anula43

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

- Rozmawiałeś ze swoim bratem? 

Abby spojrzała na Michaela. Tylko w niedzielę 

mógł odpocząć od pracy. Tylko wtedy mogli się 

spotkać i zrobić coś wspólnie, Dzisiejszy dzień spę­

dzili w Pavilion Gardens. Pogoda dopisała i mogli 

zrobić piknik. Michael jak zawsze przygotował 

wspaniałe jedzenie, którego starczyło nie tylko dla 

ich trojga, ale także dla sześciorga znajomych. Oczy­

wiście Abby nieustannie musiała poświęcać uwagę 

Jamiemu. Na szczęście pozostali przyszli jej z po­

mocą. 

Naturalnie Jamiego cieszyło takie zainteresowa­

nie. Wchodził w wiek, kiedy zaczynał zadawać coraz 

więcej pytań i zastanawiać się, dlaczego nie ma ojca. 

Wiedziała, jak było mu ciężko. Z zamyślenia wyrwał 

ją głos Michaela, który odpowiedział, że owszem 

miał tę przyjemność. 

Od powrotu minęły już trzy tygodnie i zaczynała 

mieć nadzieję, że Theo zapomniał o swoich groź­

bach. W natłoku codziennych spraw wydarzenia, 

które miały miejsce na Santorini, zeszły na dalszy 

plan. 

background image

1 0 0 CATHY WILLIAMS 

- Co mu powiedziałeś? Chyba nie zamierza nas 

odwiedzić? - Usłyszała panikę w swoim głosie. - On 

nie może tutaj przyjechać, Michael. Nie chcę go 

widzieć. 

- Spotkanie z nim cię przeraża. - Michael oparł 

się na łokciu i posłał jej promienny uśmiech. - Ale się 

narobiło! 

- To nie jest śmieszne! 

- Ależ jest, kiedy popatrzy się na to wszystko 

z boku. Zaczęło się od realizacji naszych genialnych 

planów, a skończyło na tym, że zakochałaś się w mo­

im bracie. Kto mógł to przewidzieć? Hm - zawiesił 

glos na kilka sekund- oczywiście ja. On tak działa na 

kobiety od dnia narodzin. Zawsze był z niego czaruś. 

Ale ostrzegam cię. Prawdziwy z niego łamacz nie­

wieścich serc. 

- Powiedz mi coś, czego nie wiem - obruszyła 

się. 

Wstała, całkiem nieskrępowana w swoim okro­

pnym domowym stroju składającym się z luźnych 

spodni od piżamy, które opadały poniżej pasa i ko­

szulki bez rękawów, która pamiętała lepsze dni. 

Właśnie minęła ósma wieczorem. Jamie spał na 

górze, wyczerpany po dniu pełnym wrażeń, a ona nie 

miała zamiaru nigdzie wychodzić. O dziewiątej trzy­

dzieści w telewizji mieli puszczać film, który oboje 

z Michaelem chcieli obejrzeć. Pewnie skończy się na 

tym, że Michael spędzi noc na sofie. Zawsze tak 

robił, kiedy nie chciało mu się wracać do swojego 

penthouse'u z widokiem na wybrzeże. 

background image

NARZECZONA GREKA 

101 

- A poza tym wcale się w nim nie zakochałam. 

Jest arogancki i nie do wytrzymania. 

- Jednak płeć piękna nie potrafi mu się oprzeć. 

- Popełniłam błąd. Ile razy coś podobnego przy­

trafiło się tobie? 

- Zbyt wiele, żeby je wymieniać, moja słodka, ale 

ja nie jestem tobą. 

Abby postanowiła zmienić temat rozmowy. Mi­

chael za dobrze ją znał. 

- Co mu powiedziałeś? 

- Niewiele. Zadzwonił wczoraj wieczorem, kiedy 

próbowałem rozwiązać problem z krewetkami, więc 

sama rozumiesz, że nie mogłem pozwolić sobie na 

dłuższą rozmowę. 

- Pytał, czy nadal jesteśmy zaręczeni? 

- Zakładam, że czeka, aż sam go o tym poinfor­

muję. 

Abby potrzebowała kilku minut, żeby się zasta­

nowić. 

- I co zamierzasz mu powiedzieć? 

- Nie mam pojęcia. - Położył się na sofie i spoj­

rzał w sufit. 

Abby przyglądała się gorączkowo jego spokojnej 

twarzy. 

- Nie lubię kłamać - odpowiedział w końcu. 

- Ale wiem, że mama zacznie się zamartwiać na 

wieść, że znów nie jestem z nikim zaręczony. Za­

cznie wyobrażać sobie, że cierpię z powodu utraconej 

miłości, sam w swoim apartamencie, za towarzystwo 

mając jedynie butelki wódki i telewizor. A mój 

background image

1 0 2 CATHY WILLIAMS 

dziadek nie czuje się najlepiej. Wszyscy mamy na­

dzieję, że to tylko chwilowy skutek emocji wywoła­

nych przyjęciem urodzinowym... - Na jego twarzy 

pojawiło się zatroskanie. Kiedy spojrzał na Abby, 

zrobiło jej się go żal. - Theo bardzo się o niego 

martwi, a on nigdy nie martwi się bez powodu. 

Powiedziałem mu, że spotkam się z nim w Londynie. 

Może uda mi się przemilczeć sprawy związane z za­

ręczynami i załatwić je później. 

Przemilczeć? Załatwić później? Te wyrażenia nie 

widniały w słowniku Theo Toyasa. Na szczęście 

Michael wyjawił jej w końcu, że pojedzie do Lon­

dynu spotkać się z bratem. A zatem ona nie miała się 

czego obawiać. 

- Rozumiem, że nie umówiliście się na konkretny 

dzień? 

Michael potrząsnął głową. 

- Kiedy mój brat załatwia interesy, ustalenie 

z nim czegokolwiek graniczy z cudem. Chyba że 

chodzi o jakąś kobietę, z którą aktualnie się spotyka. 

Przypuszczam, że w takiej sytuacji przeznacza trochę 

czasu na... chociaż nie dałbym sobie uciąć za to 

głowy. - W głosie Michaela dało się słyszeć podziw. 

Abby powstrzymała się od komentarzy. 

- Czarujący człowiek. 

- Na tyle czarujący, że... 

- Nawet nie próbuj dokończyć. - Chwyciła po­

duszkę, która leżała obok niej na ziemi, i rzuciła 

w niego. 

W rzeczywistości nawet Michael, który tak dobrze 

background image

NARZECZONA GREKA 

103 

ją znał, nie miał pojęcia, jak bardzo pociągał ją Theo. 

Znał ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie pocało­

wałaby żadnego mężczyzny pod wpływem chwili, 

ale na pewno spodziewał się, że prędko o wszystkim 

zapomni. Abby dobrze wiedziała, że nigdy się nie 

przyzna, jak często wspominała tamte pocałunki. 

- Poinformuj mnie, jak będziesz do niego jechał 

- poprosiła, odpędzając niechciane myśli. 

- No to na mnie już czas. 

Wstał z sofy i, wzdychając od czasu do czasu, 

wytłumaczył, że musi iść do klubu, żeby skontrolo­

wać sytuację. Abby protestowała, ale na próżno. 

Michael wyjaśnił jej, że tego wieczoru wystąpić miała 

nowa grupa jazzowa z Edynburga. Chciał mieć na 

nich oko i przekonać się, czy są na tyle dobrzy, żeby 

podpisać z nimi umowę. Musiał pilnować, żeby jego 

klienci byli zadowoleni, ponieważ w Brighton było 

wiele klubów, do których mogli się udać. Abby po­

nownie podjęła próbę odwiedzenia go od tego zamia­

ru, ale w głębi duszy była zadowolona, że będzie 

mogła położyć się do łóżka. To był długi dzień. 

Odprowadziła go do drzwi. Właśnie gasiła światło 

w kuchni, kiedy zadzwonił dzwonek. Abby wybiegła 

do przedpokoju. Dzwonek był bardzo głośny i w każ­

dej chwili mógł obudzić Jamiego. Gdyby tak się 

stało, na kilka godzin mogłaby zapomnieć o spaniu. 

Otworzyła drzwi i zobaczyła go. Stał przed nią, 

wysoki, seksowny i tak nieoczekiwany, że przez 

kilka sekund tylko mrugała oczami z niedowierza­

niem. W końcu przypomniała sobie, że ma język. 

background image

104 CATHY WILLIAMS 

- Co ty tutaj robisz? 

- Przejeżdżałem - wyjaśnił Theo. - Pomyślałem, 

że wpadnę. - Ze spokojem na twarzy spojrzał w głąb 

domu, a potem znowu na nią. 

Tymczasem Abby z trudem łapała powietrze. 

- Nie powinno cię tutaj być - wyszeptała oszoło­

miona. - Przecież nie wiesz, gdzie mieszkam. 

- Dowiedziałem się, gdzie mieszkasz, jak tylko 

poznałem adres twojego miejsca pracy. Nie trzeba 

być Sherlockiem Holmesem, żeby podzwonić w parę 

miejsc i popytać. 

- Żaden z pracowników nigdy nie podałby ci 

mojego adresu! 

- Dlaczego nie? Zapomniałaś, że jestem bratem 

Michaela. Zakładam, że nie zechcesz zaprosić mnie 

do środka, ale będziesz musiała to zrobić, bo nie 

zamierzam prowadzić rozmowy na dworze, bez 

względu na to, jak ładną mamy pogodę. 

- Wiem, że masz spotkać się z Michaelem 

w przyszłym tygodniu. Dlaczego więc przyjechałeś 

do mnie? 

- Moim zdaniem znasz odpowiedź. Jeśli zaraz nie 

ruszysz się z miejsca, sam cię przesunę. 

Abby spojrzała na niego z przerażeniem. Już udało 

mu się postawić stopę w przedsionku. Nawet jeśli 

spróbuje zamknąć drzwi, będzie musiała się z nim 

przepychać i niechybnie przegra. Nie była żadnym 

przeciwnikiem dla Theo Toyasa. Odsunęła się na bok 

i patrzyła, jak wchodził do środka, rozglądając się 

z zainteresowaniem. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 0 5 

Cały dom tworzyły dwie sypialnie. Kupiła go 

sześć lat temu, zaciągając największy kredyt, jaki 

bank mógł jej przyznać. Domznajdował się niedaleko 

szkoły podstawowej i różnych obiektów niezbędnych 

w codziennych życiu. A do tego miała mały ogródek. 

Przedpokój utrzymany był w tonacjach bieli, kre­

mu i toffi. Jedynie w sypialniach pozwoliła sobie na 

nieco żywsze kolory. Pokój Jamiego pomalowała na 

turkusowo, a meble w tymże pokoju na bladożółto. 

Natomiast w jej własnym pokoju panował kolor 

kremowy. Tylko tkaniny były w odcieniach szkarłatu 

i czerwieni. Kiedy zaciągała zasłony, czuła się jak 

egzotyczna księżniczka w buduarze. 

- Skontaktować się z Michaelem? - zapytała Ab-

by, przyglądając się, jak naruszał jej prywatność. 

- Wiem, gdzie można go znaleźć. Jestem pewna, że 

z ochotą przyjdzie się z tobą spotkać. 

Theo nie śpieszył się z odpowiedzią. Rozglądał się 

dookoła jeszcze przez kilka sekund i dopiero potem 

spojrzał na nią. Mógł poczekać jeszcze kilka dni, 

spotkać się z bratem i dowiedzieć, czy dostosowała 

się do jego instrukcji. Szczerze mówiąc, był przeko­

nany, że tak właśnie zrobiła. W końcu dał jej do 

wyboru wycofać się z nieskalaną reputacją albo 

odejść w niesławie. Jednak przyjechał do niej osobiś­

cie, ponieważ w minionych tygodniach myślał o niej 

więcej, niż odważyłby się do tego przyznać. A teraz 

patrzył na nią, a ona wpatrywała się w niego tymi 

brązowymi oczami kontrastującymi z niezwykle jas­

nymi włosami. 

background image

106 

CATHY WILLIAMS 

- Nie przyjechałbym tutaj, gdybym chciał poroz­

mawiać z bratem. Z czego jasno wynika, że przyje­

chałem do ciebie. - Nagle poczuł do siebie odrazę 

i złość, że przyjechał na spotkanie z kobietą, która 

najwyraźniej nie chciała go w swoim domu. - Za­

kładam, że nadal masz kontakt z moim bratem? - Na 

końcu małego korytarza dostrzegł kuchnię i ruszył 

w tamtym kierunku. - Znasz dokładne miejsce jego 

pobytu. Przyznam, że nie to chciałem usłyszeć. 

Zatrzymał się w drzwiach kuchni. Była bardzo ma­

ła i ładnie urządzona. Tworzyły ją szare nakrapiane 

blaty, sosnowe meble, które wyglądały na tanie, lecz 

funkcjonalne, bardzo mały podłużny stół, który mógł 

pomieścić cztery osoby, mała lodówka z zamrażarką 

i mała kuchenka. Ale Theo nie był zaskoczony wiel­

kością pomieszczenia, lecz rysunkami powieszonymi 

na lodówce i na małej tablicy na ścianie obok stołu. 

Odsunął się na bok, a Abby prześliznęła się obok 

niego. Wzięła głęboki wdech, kiedy podążyła za jego 

wzrokiem. Jamie przestał był sekretem. 

- Ciekawe prace - skomentował Theo, przyglą­

dając się rysunkom na lodówce. Na kilku z nich 

dostrzegł koślawe litery. 

Abby nie miała pojęcia, dlaczego ogarnęło ją takie 

zdenerwowanie. Zwilżyła usta językiem i spróbowa­

ła się odprężyć. 

- Też tak uważam. 

- Twoje? - Chwycił rysunek przedstawiający 

scenę morską, przyjrzał się mu z przesadnym zainte­

resowaniem i wyciągnął w jej stronę. 

background image

NARZECZONA GREKA 107 

- Mojego syna. 

- Masz syna. To chyba nie jest... 

- Nie, to nie jest syn Michaela. 

Ciekawość nie dawała mu spokoju. Ostrożnie od­

wiesił rysunek na lodówkę, po czym odwrócił się 

w jej stronę. 

- Mogę usiąść? 

- Jest późno. 

- Zerwałaś zaręczyny? Sądząc po pierścionku na 

twoim palcu, domyślam się, że nie. - Nie tylko nie 

zaczęła się tłumaczyć, ale nawet nie zadała sobie 

trudu, żeby go przeprosić. Z jego ciemnych oczu 

powiało chłodem. - Może sądzisz, że prowadzę z to­

bą jakąś grę, ale zapewniam cię, że tak nie jest. 

- Nie pozwolę ci napadać na mnie w moim włas­

nym domu - oświadczyła, krzyżując ręce na piersi. 

Czuła się tak onieśmielona obecnością tego męż­

czyzny, który siedział na krześle w jej kuchni, jak 

gdyby co najmniej miał w rękach pręt i zamierzał go 

użyć. Wystarczyło, że po prostu tam był, przypomi­

nając jej, jak cudownie się czuła, kiedy ją całował, 

brał ją w ramiona, dotykał jej piersi... Abby zamknęła 

na chwilę oczy, po czym spojrzała na niego. 

- Jamie łatwo się budzi. Nie chcę się teraz z tobą 

kłócić. Ściany w tym domu są cienkie niczym papier. 

- No tak, Jamie. Tak właśnie myślałem. 

- Jak to: tak myślałeś? 

- Widziałem ręczne pismo na niektórych rysun­

kach. Uczy się pisać swoje imię. Ile ma lat? 

- Pięć. 

background image

1 0 8 CATHY WILLIAMS 

- Jak wygląda? . ' 

- A czemu cię to interesuje? 

- Po prostu jestem ciekaw. Dlaczego nie wspo­

mniałaś o nim wcześniej? Przy mojej matce? Przy 

naszych krewnych? Miałaś wiele okazji. - Skupił 

uwagę na jej zaróżowionej twarzy. 

- Uznałam, że to nie jest odpowiedni moment. 

- A kiedy twoim zdaniem miałby nadejść ten 

odpowiedni moment? W restauracji podczas rozmo­

wy z moją matką na temat dzieci? Takie pytanie 

mogłaby zadać każda teściowa narzeczonej swojego 

syna. 

- To nie jest śmieszne! - Złość sprawiła, że 

podniosła głos o kilka decybeli. 

Włosy wciąż opadały jej na twarz, dlatego bez 

namysłu zerwała z nadgarstka opaskę, którą zawsze 

miała pod ręką i związała włosy w koński ogon. 

- A może uznałaś, że chociaż Michaelowi spodo­

bała się rola tatusia, reszta rodziny nie przyjęłaby 

entuzjastycznie wiadomości o twoim małym chłop­

cu? O to chodzi? Wolałaś rozegrać wszystko etapa­

mi, zamiast ryzykować, że wszyscy zobaczą to, co 

oczywiste. 

- A ty zamierzasz powiedzieć mi to, co oczywis­

te. Mam rację? - Zacisnęła drobne dłonie w pięści 

i pochyliła się do przodu. Każdy nerw jej ciała był 

napięty do granic możliwości. 

- To ma sens - wypalił Theo. Uderzył pięściami 

w stół z taką wściekłością, że Abby podskoczyła. 

- Intrygowałaś mnie! Nie wyglądałaś na naciągaczkę

background image

NARZECZONA GREKA 

109 

opętaną myślą zdobycia fortuny, ale wtedy nie zna­

lem jeszcze wszystkich faktów. Ile zarabiasz? 

- To nie twoja sprawa! 

- Zakładam, że wystarczająco dużo, żeby się 

utrzymać. Być może starcza ci jeszcze na małe przy­

jemności. Ale masz dziecko. Czy na nie również ci 

wystarcza? Sam nie mam dzieci, ale dobrze wiem, że 

zajmowanie się takim towarem kosztuje. Czy właśnie 

dlatego postanowiłaś poszukać dodatkowego źródła 

finansowania? Michael był łatwym celem, bo nie 

należy do mężczyzn, których zraziłoby cudze dziec­

ko. Opowiedziałaś mu jakąś łzawą historię? Sprawi­

łaś, że zrobiło mu się ciebie żal? 

- Dzieci to nie towar! 

- Gdzie jest ojciec chłopca? Nie wystarczają ci 

alimenty od niego? 

- Przestań! - krzyknęła. - Jak śmiesz wchodzić do 

mojego domu i wrzeszczeć na mnie? Obraziłeś mnie, 

kiedy byliśmy w Grecji na twoim terenie, ale na moim 

terenie nie waż się postępować dalej w ten sposób! 

Patrzyła na niego z twarzą pobladłą ze złości. 

Dopiero po chwili ciszy zorientowała się, że Theo 

spogląda w kierunku drzwi. Powoli odwróciła się 

i zobaczyła swojego syna. Na jego twarzy malowały 

się niedowierzanie i strach. Abby nigdy wcześniej nie 

podniosła przy nim głosu. Właściwie nie mogła sobie 

przypomnieć, czy przez ostatnie lata kiedykolwiek 

krzyknęła. Dopiero dzisiaj, kiedy emocje minionych 

lat przybrały na sile, przerwały tamę, znajdując 

ujście. Kiedy patrzyła na Jamiego, cała się trzęsła. 

background image

1 1 0 CATHY WILLIAMS 

- Cześć, brzdącu. Czemu nie śpisz o tej porze? 

Powinieneś być już w łóżku. Jutro musisz iść do 

szkoły. 

- Usłyszałem krzyki. - Spojrzał niespokojnie na 

Theo. - Kto to jest? 

- Nikt. 

- Nazywam się Theo. Jestem bratem Michaela. 

Abby objęła Jamiego w opiekuńczym geście i spoj­

rzała na Theo ponad głową syna/Próbowała delikat­

nie przytulić go do siebie, ale jego najwyraźniej 

zainteresowała rozmowa z nieznajomym, ponieważ 

usiadł na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i zwró­

cił się do niego. 

- Wyglądasz tak samo jak wujek Michael. Praw­

da, mamusiu? 

- Dostrzegam jedną albo dwie różnice - powie­

działa Abby przez zaciśnięte zęby. 

Theo zacisnął usta. 

- Naprawdę? - zapytał niewinnym głosem. - Lu­

dzie twierdzą, że jesteśmy bardzo podobni. Poza 

niewielką różnicą we wzroście. 

- Ludzie twierdzą, że żmije przypominają węże 

ogrodowe. Poza niewielką różnicą w zawartości jadu. 

Theo robił wszystko co w jego mocy, żeby się 

roześmiać. 

- Przyjmuję to za komplement - powiedział po­

ważnie, na co spojrzenie anioła zaczęło ciskać tym 

większe gromy. Chyba tylko obecność syna hamowa­

ła Abby przed wybuchem. 

. Jamie poweselał na wzmiankę o wężach i zaczął 

background image

NARZECZONA GREKA  1 1 1 

opowiadać o niezliczonej ilości węży, które widział 

na wycieczce w zoo, co w niezrozumiały sposób było 

powiązane z historią o magicznym dywanie, którą 

ostatnio czytał nauczyciel w szkole. Theo nie miał 

pojęcia, dokąd prowadziła ta opowieść, ale oczaro­

wały go zarówno dziecięcy entuzjazm, jak i uderzają­

ce podobieństwo chłopca do matki. 

Ciekawe, kim był jego ojciec. Gdzie teraz był? 

Czy nadal się z nią spotykał? Natychmiast odsunął od 

siebie te myśli. Tymczasem Abby zrobiła Jamiemu 

wykład na temat późnej pory i tego, że powinien być 

w łóżku. Potem zaczęły się negocjacje. Chłopiec 

domagał się czekolady, Abby proponowała mleko. 

W końcu stanęło na soku pomarańczowym. 

Theo wstał i cofnął się w kierunku stołu. W mil­

czeniu przyglądał się, jak matka uniosła synka jedną 

ręką, po czym drugą ręką wyjęła z szafki karton soku. 

Najwyraźniej oboje zapomnieli o jego obecności. 

Czy Michael dał się w to wciągnąć? Czy nie 

potrafił się oprzeć temu czarującemu obrazkowi, 

który tworzyli matka i syn? Biorąc pod uwagę fakt, że 

matka miała twarz anioła i ciało, obok którego on sam 

nie potrafił przejść obojętnie? Coś na tym obrazku nie 

miało sensu, ale nie potrafił zrozumieć co. 

Kiedy na nią czekał, przygotował dwa kubki kawy. 

- Jeszcze tu jesteś - rzuciła, stając w drzwiach ze 

splecionymi rękoma. 

- Chyba nie myślałaś, że sobie pójdę? - odparł 

Theo słodko. - Zrobiłem ci kawę. Z mlekiem i bez 

cukru. Czy taką właśnie lubisz? 

background image

112 

CATHY WILLIAMS 

Abby nie odpowiedziała. Zamiast tego usiadła na 

krześle naprzeciwko niego i westchnęła. 

- Nie mogę dłużej z tobą walczyć - wyznała, 

opierając brodę na rękach. 

- Ja też nie chcę z tobą walczyć, bez względu na 

to, co sobie myślisz. 

- Wiem. - Abby uśmiechnęła się do niego niepe­

wnie. - Po prostu chcesz, żebym zniknęła z życia 

twojego brata, zanim zdążę położyć łapę na jego 

milionach. 

Theo zarumienił się. Chociaż powtarzała tylko 

jego słowa, poczuł się jak łajdak. Wyglądała na 

wyczerpaną, dlatego postanowił, że nie przypuści 

kolejnego ataku, a zamiast tego postara się poprowa­

dzić niezobowiązującą rozmowę, która być może coś 

mu wyjaśni. 

- Masz uroczego synka. 

- A nie chciałeś powiedzieć raczej: uroczy to­

war? 

- Przepraszam za to. Źle się wyraziłem. 

- Czyżby? Nieważne. To i tak nie ma znaczenia. 

Wypiła łyk kawy, która była zaskakująco dobra. 

Czuła na sobie jego świdrujący wzrok. Wstała z kawą 

w jednej ręce. 

- Idę do salonu. Mam zamiar wypić kawę, a po­

tem się z tobą pożegnać. - Nie dała mu szansy na 

odpowiedź. 

Czym prędzej wstała i ruszyła do małego pokoju 

tuż obok. Zaciągnęła zasłony i usiadła na sofie. 

Z niepokojem przyglądała się Theo, który zajmował 

background image

NARZECZONA GREKA 

113 

właśnie krzesło przy drzwiach wymoszczone dużą 

ilością poduszek. Był tylko kilka centymetrów wyż­

szy od brata, ale wydawał się dominować w jej 

małym domku w taki sposób, w jaki nigdy nie robił 

tego Michael. 

- To nie jest mężczyzna dla ciebie - mruknął. 

- Może i tak - odparła Abby zgryźliwie. Tak 

naprawdę żaden mężczyzna nie był dla niej. Dawno 

temu zamknęła przed nimi serce. Jedynie Theo poru­

szył w niej czułą strunę. Ale to na pewno dlatego, że 

od tak dawna nie czuła dotyku mężczyzny. - Może 

żaden mężczyzna nie jest dla mnie. Byłam głupia, 

myśląc, że... - Niech to szlag! Do oczu zaczęły 

napływać jej łzy. 

Chociaż prawie nic nie widziała, zorientowała się, 

kiedy Theo usiadł obok niej na sofie i podał jej 

chusteczkę do nosa. Abby przyjęła ją z wdzięcznoś­

cią i wytarła oczy. Nie odważyła się na niego spoj­

rzeć. Bała się, że pomyśli sobie, że gra, usiłując 

wzbudzić w nim współczucie. On zawsze spodziewał 

się po niej tylko tego, co najgorsze. 

- Nie przepraszaj - mruknął Theo. Kiedy otarł 

kciukiem łzę spływającą po jej policzku, zadrżała. 

- Powinieneś już iść - wyszeptała, spoglądając 

w dół. - Usłyszałeś to, co chciałeś. Masz moje słowo, 

że zerwę zaręczyny. 

- Co on ci zrobił? 

- Michael? Nic mi nie zrobił... - Nagle zrozumia­

ła, kogo miał na myśli. 

- Czy on wie, że ma syna? 

background image

1 1 4 CATHY WILLIAMS 

- Powinieneś już iść. 

- Zapomnij o nim. Życie przeszłością nie wróży 

niczego dobrego. Przeszłość może być okrutnym 

władcą. 

- Skąd ty możesz to wiedzieć? Urodziłeś się 

otoczony przywilejami! Nie próbuj zaprzeczać... Od 

najmłodszych lat wiedziałeś, że wystarczy pstryknąć 

palcami, żeby dostać wszystko, czego zapragnąłeś. 

Biedny Theo. Co za tragedia! 

- Niejeden powiedziałby, że nie miałaś łatwego 

życia - przyznał Theo cicho, pozwalając sobie na 

luksus zwierzenia się drugiej osobie. Co się z nim 

działo? Obnażanie duszy nigdy nie znajdowało się na 

liście jego priorytetów. Właściwie to nigdy tego nie 

robił, uważając takie zachowanie za zarazę szerzącą 

się na Zachodzie. - Michael zawsze mógł robić to, na 

co miał ochotę. Miał wybór. Ale ja jako dziedzic 

imperium nigdy nie poznałem smaku wolności. Co nie 

oznacza, że przez całe życie mam się nad sobą użalać. 

- Ale ja się nad sobą nie użalam - mruknęła pod 

nosem Abby. - Przeszłość wiele mnie nauczyła. 

-

 Co on ci zrobił? - zaciekawił się Theo. - Nadal 

się z nim spotykasz? Chyba zabiera czasem syna? 

- On... nigdy nie widział swojego syna - wybeł­

kotała Abby. Patrzyła, jak na twarzy Theo pojawia się 

niedowierzanie. - Kiedy żonaty mężczyzna nagle 

dowiaduje się, że jego kochanka jest w ciąży, nie 

skacze z radości. 

- Spotykałaś się z żonatym mężczyzną? - Dlacze­

go poczuł tak wielki zawód? 

background image

NARZECZONA GREKA 

115 

- Tylko mi nie mów, że jesteś zaskoczony - ironi­

zowała Abby, odczytując jego myśli. Podkuliła nogi 

i oparła głowę na kolanach. - Nie wiedziałam, że 

miał żonę. Miałam dziewiętnaście lat, a on był fantas­

tycznym, seksownym mężczyzną o dziesięć lat star­

szym ode mnie. Przez osiemnaście miesięcy wszyst­

ko układało się wspaniale. Aż popełniłam błąd i za­

szłam w ciążę. 

- A wtedy twój rycerz w lśniącej zbroi ujawnił 

swoje wady - dokończył za nią Theo. 

- Powiedział mi, że ma żonę i że nasz związek to 

była dla niego tylko zabawa. Ze mną spotykał się 

w ciągu tygodnia w Londynie, a w weekendy zawsze 

wracał do Home Counties do żony i dwuletniej 

córeczki. Co więcej, powiedział mi, że nie byłam 

jedyna! Był na tyle uprzejmy, by dodać, że tylko ze 

mną wytrzymał tak długo. No to teraz wiesz już 

wszystko. - Zerwała się na równe nogi. - Idź już. 

Zanim mi powiesz, że sobie na to zasłużyłam. 

Theo wstał czym prędzej, ale ona już wybiegła 

z pokoju, kierując się do drzwi wyjściowych. Nagle 

usłyszał jej krzyk i stłumiony jęk. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Abby poczuła się tak, jak gdyby ktoś walnął ją 

w kostkę młotkiem. Jak to się mogło stać? W jednej 

chwili biegła do drzwi tak szybko, jak gdyby goniła ją 

sfora psów z piekła rodem, a zaraz potem leżała na 

ziemi. Zapomniała o niskim stopniu, o tym samym, 

przed którym zawsze ostrzegała Jamiego. Oczywiś­

cie Theo musiał słyszeć jej krzyk. Nie podniosła 

głowy, kiedy usłyszała jego kroki. 

- Co się stało? - Kucnął, a Abby posłała mu 

wściekłe spojrzenie.. 

- A jak myślisz? - warknęła. - Potknęłam się. Ale 

nic mi nie jest. - Spróbowała wstać, ale natychmiast 

ponownie osunęła się na ziemię. 

- Nie wygłupiaj się. - Nie czekając na jej przy­

zwolenie, Theo podniósł ją i zaniósł do salonu, gdzie 

delikatnie posadził ją na krześle. - Zobaczmy. 

Abby nie musiała patrzeć, żeby wiedzieć, że kost­

ka zaczęła puchnąć. Wbiła wzrok w ścianę i starała 

się ze wszystkich sił opanować płacz. Kiedy w końcu 

spojrzała w dół, poczuła delikatny dotyk jego palców. 

W pierwszej chwili chciała wyrwać nogę z jego rąk, 

ale w tym stanie jakikolwiek ruch był niemożliwy. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 1 7 

- Nie jest dobrze - zawyrokował. 

Miło było choć raz mieć go u swoich stóp. Nie­

stety ból nie pozwalał jej w pełni rozkoszować się 

niespodziewanie przejętą kontrolą. Zaciskała pięści, 

wbijając paznokcie w miękką skórę dłoni. 

- Dziękuję za diagnozę - syknęła przez zaciśnięte 

zęby. - Możesz mi nie wierzyć, ale sama doszłam do 

takiego wniosku. 

- Dam ci leki przeciwbólowe, a potem pojedzie­

my na ostry dyżur. 

- Zapomniałeś, że na górze śpi pięcioletni mały 

człowiek? 

- Czy ktoś mógłby z nim zostać? Może któryś 

z sąsiadów? A może ten, kto opiekował się twoim 

synem, kiedy ty odgrywałaś w Grecji rolę narzeczo­

nej mojego brata? 

Abby zignorowała jego szyderczą uwagę. 

- Nie znam żadnego z sąsiadów. A przynajmniej 

nie na tyle, żeby prosić ich, aby posiedzieli przy 

Jamiem przez całą noc. Z kolei Rebecca mieszka 

w centrum Brighton. Wcześniej się nim opiekowała, 

ale teraz ciężko jej będzie do nas dotrzeć. - Skrzywiła 

się. - Naprawdę potrzebuję środków przeciwbólo­

wych. Stoją na blacie kuchennym. 

Theo wstał, marszcząc czoło. Kilka minut później, 

kiedy wrócił z tabletkami i szklanką wody, miał już 

gotowe rozwiązanie. 

- Musimy obudzić twojego syna i zabrać go ze 

sobą. 

- Moja kostka może zaczekać. 

background image

1 1 8 CATHY WILLIAMS 

Czuła się tak, jak gdyby ktoś raz po raz wbijał jej 

sztylet w nogę. Miała nadzieję, że tabletki choć 

trochę złagodzą ból i uda jej się przetrwać do rana. 

Zaczęła tłumaczyć mu, że ostry dyżur musi zaczekać, 

ale on tylko potrząsnął głową. 

- Ktoś musi obejrzeć twoją kostkę teraz. Jeśli 

nie możesz iść do lekarza, lekarz musi przyjść do 

ciebie. 

- Marne szanse, że jakikolwiek lekarz jest pod 

telefonem w niedzielny wieczór. Środki przeciwbó­

lowe pomogą mi przetrwać noc... 

- Środki przeciwbólowe są przeznaczone na ból 

głowy, a nie na złamaną w kostce nogę. 

- Nie jest złamana! - jęknęła Abby. 

Nie mogła pozwolić sobie na złamanie nogi. Mu­

siała zaprowadzać do szkoły żywego pięciolatka, 

karmić go, kąpać i bawić się z nim. Do oczu na­

płynęły jej łzy frustracji. Nie miała żadnych krew­

nych ani przyjaciół, którzy pomogliby jej poradzić 

sobie z nawarstwiającymi się problemami. Nagle 

zrobiło jej się siebie żal. 

- Jaki jest numer twojego chirurga? 

Abby podała żądany numer z pamięci, chociaż 

nigdy wcześniej nie musiała z niego korzystać. Miała 

na głowie za dużo obowiązków, żeby pozwolić sobie 

na złamanie czegokolwiek. 

Kiedy Theo zadzwonił ze swojej komórki, okaza­

ło się, że oddział chirurgiczny był zamknięty. Na 

szczęście dostał numer, pod który można było dzwo­

nić w nagłych wypadkach. Lekarz, który odebrał, nie 

background image

NARZECZONA GREKA 

119 

miał możliwości odmówić złożenia wizyty domowej. 

Theo zwyczajnie mu na to nie pozwolił. W końcu 

poinformował ją, że doktor Hawford jest już w dro­

dze. 

- Tabletki działają? - zapytał, zamykając klapkę 

telefonu. 

Przysunął sobie taboret i usiadł obok niej. 

- Dziękuję za to, że wezwałeś lekarza. Ale jestem 

pewna, że chcesz wrócić do własnych spraw. Jest 

późno, a Londyn nie znajduje się za rogiem. 

- To prawda. - Theo spojrzał na zegarek. - Jest 

już po dziesiątej. Nie ma sensu wracać do Londynu. 

Zostanę tutaj. 

- Tutaj? Nie możesz tutaj zostać! Zapomniałeś 

o Jamiem? A poza tym mam za mały dom. Tu są tylko 

dwie sypialnie, obie zajęte. Poza tym jeśli zaraz 

wyjedziesz i mocniej wciśniesz gaz, wkrótce bę­

dziesz w Londynie. 

- Radzisz mi, żebym przekroczył dozwoloną pręd­

kość, żeby cię zadowolić? 

- Nie zostaniesz tutaj na noc! - Zrobiło się jej 

słabo. 

- Nie zamierzałem zostawać na noc w twoim 

domu - wyjaśnił. - Przenocuję u brata. 

- Nie możesz - wyrzuciła z siebie, zanim zdążyła 

pomyśleć. - To znaczy, najpierw musisz do niego 

zadzwonić. Michael pracuje w dziwnych godzinach. 

Może się okazać, że nie ma go w domu i będziesz 

musiał czekać na niego pod drzwiami. 

- W niedzielę? - zdumiał się. Zmrużył oczy 

background image

1 2 0 CATHY WILLIAMS 

i przyjrzał się uważnie jej rozpalonej twarzy. -Masz 

rację. Nie chcę wystawać pod drzwiami. Zadzwonię 

do niego teraz. Poza tym i tak pewnie chciałby 

wiedzieć o twoim małym wypadku. 

Zanim Abby zdążyła skomentować jego pomysł, 

wybrał numer i przyłożył telefon do ucha. Słyszała 

tylko połowę rozmowy, ale resztę mogła sobie dopo­

wiedzieć. Wyobraziła sobie Michaela w klubie z tele­

fonem przy uchu, jak przeciska się do biura, żeby 

uciec od muzyki i głośnych rozmów. 

Theo w kilku słowach wytłumaczył, że przyjechał 

do Abby, bo spodziewał się zastać tam Michaela. 

Abby mogłaby sprostować tę informację, ale ostate­

cznie dała sobie spokój. Następnie Theo opowiedział 

o jej upadku i spuchniętej kostce. 

- Czy twój apartament pomieści więcej niż jedną 

osobą? - Theo zmarszczył czoło, chociaż Abby dob­

rze wiedziała, że Michael musiał ucieszyć się z wizy­

ty brata. Słyszała jego podekscytowany głos nawet ze 

swojego miejsca. Ale może zawahał się przed udzie­

leniem odpowiedzi. - A tak przy okazji... przykro mi, 

że zaręczyny odwołane. 

- Jak śmiesz? - wściekła się Abby, jak tylko 

wsunął telefon do kieszeni. 

- Dopilnowałem, żebyś dotrzymała danego sło­

wa. W końcu miałaś kilka tygodni, żeby się tym 

zająć. Zabawne. Michael nie zareagował tak, jak się 

spodziewałem... - Spojrzał uważnie na jej rozpaloną 

twarz. 

- Co masz na myśli? - zaniepokoiła się. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 2 1 

- Przez kilka sekund nic nie mówił, a potem 

natychmiast wyraził żal. Nie był zaskoczony ani nie 

chciał przyjechać tutaj, żeby omówić sprawę. Moim 

zdaniem tak zareagowałby każdy normalny czło­

wiek. 

- Nie miałeś prawa tego powiedzieć. 

- Nie zostawiłaś mi wyboru. Domyślasz się mo­

że, dlaczego mój brat zareagował na tę wiadomość 

z takim spokojem? - Coś mu nie pasowało. Właś­

ciwie to nic mu nie pasowało. Czuł się tak, jak gdyby 

układał puzzle, w których brakowało kilku części. 

- W minionych tygodniach... wspomniałam kilka 

razy, że może te zaręczyny nie były najlepszym 

pomysłem... 

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? 

- Bo to nie twoja sprawa! 

Odwróciła głowę, modląc się, żeby lekarz zjawił 

się jak najszybciej. Najwyraźniej jej modlitwy zo­

stały wysłuchane, bo już po chwili usłyszała samo­

chód parkujący pod domem. Zaraz potem rozległ się 

dźwięk dzwonka. 

Była pewna, że Theo chciał doprowadzić tę roz­

mowę do końca, ale na szczęście nie miał teraz ku 

temu okazji. Abby poczuła ulgę. 

- No dobrze. - Doktor Hawford był dobrodusz­

nym mężczyzną około pięćdziesiątki, dobrym dla 

swoim pacjentów i skutecznym. - Zobaczmy, panno 

Clinton. - Chwycił jej nogę i poruszał nią delikatnie, 

prosząc przy tym, żeby mówiła, kiedy i jak bardzo ją 

boli. 

background image

1 2 2 CATHY WILLIAMS 

W głębi pokoju Theo czyhał niczym drapieżnik na 

swoją ofiarę, a przynajmniej tak odbierała go Abby. 

- Skręcenie drugiego stopnia - poinformował le­

karz, wstając. Usiadł na sofie. - Zerwałaś kilka 

więzadeł i stąd ta opuchlizna oraz ból. Dobra wiado­

mość jest taka, że nie musisz iść do szpitala. Niestety 

przez kilka dni, a może nawet przez cały tydzień, nie 

wolno ci chodzić. 

- Nie mogę sobie na to pozwolić. 

- Poinformowałaś o tym swoją kostkę? - Spojrzał 

na Theo. - Proszę przynieść lód albo coś zimnego 

z zamrażarki. Paczka mrożonego groszku świetnie 

się nada. Najważniejsze, żeby pozbyć się opuchlizny. 

- Moja droga... - zwrócił się do Abby, kiedy Theo 

wyszedł z pokoju - wiem, że masz małego synka, ale 

przez kilka dni nie będziesz mogła się nim zajmować. 

Jeśli nadwyrężysz tę nogę, mogą pojawić się kom­

plikacje. 

- Ale... 

- Przepiszę ci leki przeciwzapalne, które pomogą 

uśmierzyć ból i opuchliznę. - Wyjął bloczek z recep­

tami i zaczął je wypełniać. - Niech twój narzeczony 

wykupi leki z samego rana. 

- To nie jest mój narzeczony - wyjaśniła Abby 

przez zaciśnięte zęby w chwili, gdy Theo wrócił 

z torebką mrożonych warzyw i ręcznikiem. 

- Powinnaś usztywnić nogę bandażem elastycz­

nym - kontynuował lekarz, spoglądając na Theo znad 

oprawek okularów. - W każdej dobrej aptece do­

staniesz wszystko, czego ci trzeba. Tylko - spojrzał 

background image

NARZECZONA GREKA 

123 

na Abby, wstając - nie używaj go zbyt często. Już od 

jutra powinnaś zacząć pomału wykonywać ćwicze­

nia. 

- Chyba powinienem odwołać spotkanie z Mi-

chaelem - powiedział Theo, jak tylko lekarz zniknął 

za drzwiami. 

Abby spojrzała na niego w milczeniu. 

- Poradzę sobie - odparła w końcu. 

Theo dobrze wiedział, że kłamała. Jednak zamiast 

się z nią sprzeczać, podszedł do niej i wziął ją na ręce. 

- Zamknę drzwi i pogaszę światła, jak tylko poło­

żę cię do łóżka. 

- Nie musisz tego robić! Sama świetnie sobie 

poradzę! 

- Do tego potrzebne są dwie zdrowe nogi. 

- Posłuchaj, możesz zanieść mnie do łóżka, ale 

potem sama sobie ze wszystkim poradzę. Rano za­

dzwonię do mamy Petera i poproszę, żeby zabrała 

Jamiego do szkoły. Jestem pewna, że Rebecca pod­

rzuci nam jutro wieczorem coś do jedzenia. To dla 

niej wyprawa, ale na pewno mi nie odmówi. - Po­

czuła przez ubranie jego napięte mięśnie i nerwowo 

przygryzła wargę. - Chodzi mi o to... 

- Która sypialnia jest twoja? 

- Po prawej. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? 

- Oczywiście - zapewnił. Udało mu się otworzyć 

drzwi i zapalić światło, nie upuszczając jej przy 

tym. - Zwyczajnie cię ignoruję, bo wiem tak samo 

dobrze jak ty, że wygadujesz bzdury. - Położył 

ją na dużym łóżku nakrytym kołdrą wypchaną 

background image

124 

CATHY WILLIAMS 

pierzem. - Słyszałaś, co powiedział lekarz. Żadnego 

chodzenia. A teraz powiedz mi, jak zamierzasz wysłać 

syna do szkoły, nie wychodząc z łóżka. Jeśli nie 

opanowałaś żadnych magicznych sztuczek, nie dasz 

rady tego zrobić. - Wsunął ręce do kieszeni. - A zatem 

nie mam wyboru. Muszę dotrzymać ci towarzystwa. 

Zwłaszcza teraz, kiedy ty i Michael nie jesteście już 

parą. To znaczy... -Znów wyjął telefon. Abby powoli 

zaczynała mieć dość tego urządzenia. - Chyba nie ma 

sensu prosić byłego narzeczonego, żeby przyjechał 

zająć się kobietą, która złamała mu serce. Nie uwa­

żasz? - Tym razem jego rozmowa z bratem nie trwała 

długo. - No tak. Nie zaproponował, że przybędzie ci 

na ratunek. Jesteś rozczarowana? 

- Oczywiście, że Michael nie przyjedzie tutaj, 

żeby mnie niańczyć - mruknęła Abby z kwaśną miną. 

- Pracuje o dziwnych godzinach. 

- Moim zdaniem zdrowie kobiety, którą kocha, 

mogłoby być dla niego ważniejsze od doglądania 

kuchni w restauracji. Siekanie cebuli i lepienie ciasta 

nie może być aż tak ważne jak złożenie ci wizyty, 

kiedy jesteś w potrzebie. 

- To twoja wina. Nie miałeś prawa informować 

go, że zerwałam zaręczyny. Sama bym mu o tym 

powiedziała. 

Theo nie odpowiedział, tylko podszedł do komody 

i otworzył jedną z szuflad. Abby spojrzała na niego 

przerażona. 

- Musisz się przebrać - wyjaśnił, nie patrząc na 

nią. - A ja zamierzam ci pomóc. 

background image

NARZECZONA GREKA 

125 

- Pomóc mi się przebrać? - Poruszyła się gwał­

townie, a skręcona kostka natychmiast przypomniała 

jej o swoim stanie. 

- Proszę. Czy w tym śpisz? - Wysunął w jej 

stronę za dużą koszulkę zwisającą luźno na jego 

palcu. - Nic innego nie wygląda mi na piżamę, chyba 

że sypiasz nago. - Uśmiechnął się tak, że miała 

ochotę czymś w niego rzucić. 

- Sama ją włożę! 

- Muszę pomóc ci zdjąć ten strój do joggingu. 

- Nie jestem inwalidką. 

- Słyszałaś, co powiedział lekarz. Może więc 

zaczniesz zachowywać się jak grzeczna dziewczynka 

i pomożesz mi? 

Zrobił krok w jej stronę, a ona westchnęła z rezyg­

nacją. Chcąc nie chcąc, była zdana na łaskę tego 

mężczyzny. Pomyślała o Michaelu i zrobiło jej się go 

żal. Nie wiedziała, co teraz przeżywał. Zadzwoni do 

niego przy pierwszej okazji i wyjaśni, co tak napraw­

dę się wydarzyło. 

Zacisnęła zęby i zamknęła oczy, kiedy Theo po­

woli zdejmował z niej spodnie. Potem ułożył ją pod 

kołdrą i położył obok niej koszulkę. 

- Wyświadczyłem wam przysługę - powiedział 

łagodnie; Abby spojrzała na niego sceptycznie. 

- Nie wątpię, że przy tych wszystkich wydatkach, 

które masz, myśl o takich pieniądzach musiała być 

kusząca. Ale zastawów się, czy byłabyś naprawdę 

szczęśliwa z mężczyzną, do którego nic nie czu­

jesz? 

background image

1 2 6 CATHY WILLIAMS 

- Tak się składa, że żywię do Michaela wiele 

ciepłych uczuć. 

Nie to Theo chciał usłyszeć. Zacisnął zęby i usiadł 

na łóżku obok niej. 

- Ktoś cię kiedyś skrzywdził. Może czujesz coś 

do Michaela, ale być może nie są to odpowiednie 

uczucia. - Spojrzał na nią w zamyśle. - Może pomyli­

łem się co do ciebie. Nie jesteś typową naciągaczką. 

- Powinnam skakać z radości? Teraz, kiedy wzią­

łeś sprawy w swoje ręce i powiedziałeś Michaelowi, 

że nie chcę już ... - słowa „wyjść za niego za mąż" 

nie chciały jej przejść przez usta-być jego narzeczo­

ną? I pozwoliłeś mu myśleć, że zanim omówiłam 

nasze prywatne sprawy z nim, podzieliłam się nimi 

z tobą? 

- Przyznaję, że nie wyszło najlepiej. 

- Tylko tyle masz do powiedzenia? Jesteś najohy-

dniejszym... 

- Wiem. Już mi o tym mówiłaś. Ale wywołuję 

w tobie emocje, których nie odczuwałaś przy moim 

bracie. Przyznaj, że mam rację. Nie wiem, czy posu­

nęłabyś się o krok dalej i doprowadziła do tego ślubu, 

ale musiałem zareagować i oboje wiemy, że wy­

świadczyłem ci przysługę. 

- Jak możesz tutaj siedzieć i tak spokojnie się 

usprawiedliwiać? 

- Wszystko w imię prawdy - mruknął Theo. 

- Jestem na tyle uczciwy, że przyznaję się do błędu. 

Oczywiście chciałaś wyjść za Michaela z niewłaś­

ciwych pobudek, ale nie były one tak godne potępie-

background image

NARZECZONA GREKA 

127 

nia, jak mi się wcześniej wydawało. Samotnie wy­

chowujesz syna. Przy Michaelu czułaś się bezpiecz­

na. Ale nie było między wami chemii. Zniszczylibyś­

cie sobie życie tym małżeństwem. 

Abby spoglądała na tę ciemną, diabelnie seksow­

ną twarz z niechętną fascynacją. Miał tyle racji i tak 

bardzo się mylił. 

- Nie potrzebuję chemii. Raz już miałam okazję 

jej zakosztować i nie wyszłam na tym najlepiej. 

- Bo związałaś się z niewłaściwym mężczyzną 

- skwitował. 

Kiedy tak na nią patrzył, przypomniał sobie jej 

dotyk, jej smak. Sceny, które rozgrywały się w jego 

głowie przez ostatnie tygodnie, odżyły w jaskraw-

szych barwach. Musiał czym prędzej wyjść z tego 

pokoju. Podniósł się i odwrócił pośpiesznie, skrywa­

jąc narastające pożądanie. 

- Będę potrzebował pościeli - poinformował ją 

nagle. - Mogę spać na dole na sofie. Jeśli zostawimy 

otwarte drzwi, usłyszę, kiedy mnie zawołasz. 

- Nie ma takiej potrzeby. 

- Ależ jest. - Jego glos był ostry. - To moja wina, 

że upadłaś, i mam obowiązek dopilnować, żebyś nie 

zrobiła sobie jeszcze większej krzywdy. 

- Niby dlaczego to twoja wina? - Zaczęła wyob­

rażać sobie, jak skrada się po schodach w środku nocy 

i zagląda do jej pokoju. 

- Gdybyś przede mną nie uciekała, nie potknęła­

byś się o stopień. Gdyby pojawiły się komplikacje, do 

końca życia miałbym cię na sumieniu. 

background image

128 

CATHY WILLIAMS 

Poczuła się lepiej, kiedy zrozumiała, że kierował 

nim wyłącznie egoizm. Westchnęła z ulgą. 

- A bardzo byśmy tego nie chcieli - rzuciła 

chłodnym głosem pełnym sarkazmu. - Pościel i po­

duszki znajdziesz w szafie. 

- A gdzie Jamie chodzi do szkoły? 

- Mogę poprosić jedną z mam jego kolegów, 

żeby go zabrała. 

- Zawiozę go. 

Wystarczyło spojrzeć na jego twarz, żeby zro­

zumieć, że sprzeciw nic nie da. 

- Dziękuję - powiedziała po prostu. - Wiem, że 

zostajesz tutaj na noc, bo czujesz się w obowiązku, 

ale i tak jestem ci wdzięczna. 

- Nie musisz silić się na grzeczność. - Wykrzywił 

usta w uśmiechu. - Nie wiesz, że kobieta, która 

potrzebuje opieki, to marzenie każdego mężczyzny? 

- Mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętał, 

kiedy o drugiej nad ranem zawołam cię, żebyś przy­

niósł mi środki przeciwbólowe. 

Zaczynała dostrzegać w nim innego człowieka. 

Tak samo było z Olivierem, który koniec końców 

okazał się niewyobrażalnym egoistą. Ale Theo... 

Odpędziła od siebie tę myśl. Zaczekała, aż wyjdzie 

z pokoju, czym prędzej chwyciła za telefon i wybrała 

numer Michaela. Po tonie jego głosu zorientowała 

się, że był w całkiem niezłej formie. 

- Jego zdaniem bardzo dzielnie znosisz nasze 

rozstanie - poinformowała go Abby, przerywając 

spekulacje na temat pobytu Theo w jej domu. - Po-

background image

NARZECZONA GREKA  1 2 9 

wiedziałam mu, że zastanawialiśmy się, czy ten ślub 

to dla nas najlepsze rozwiązanie. 

- Pozostaje mi tylko mieć złamane serce. 

- Michael... masz jeszcze szansę, żeby wyznać 

prawdę. 

- Wolę być porzuconym facetem ze złamanym 

sercem. - Roześmiał się i czym prędzej zmienił 

temat. Zaczął zadawać jej pytania o wydarzenia 

minionych godzin, a potem szczegółowo opisał jej 

zespól jazzowy. 

- Wpadnę za parę dni i przywiozę wam coś do 

jedzenia - dodał na koniec. 

- Nie wiem, czy to w czymkolwiek pomoże, bo ja 

nawet nie mogę zejść na dół. 

- Wpadnę tak czy inaczej. Czy poprosiłaś ko­

goś o pomoc? Rebecca będzie mogła do ciebie 

wpaść? 

Abby nie miała zamiaru angażować nikogo do 

pomocy. Wbrew temu, co mówił lekarz, uznała, że 

może poruszać się po domu na jednej nodze. Poza 

tym tak długo jak Jamie miał telewizję i swoje gry, 

nie będzie się nudził. Wiedział również, że gdyby 

tylko wspomniała słowem, że nie może się ruszać, 

Michael natychmiast przysłałby jej kogoś do pomo­

cy. Dlatego czym prędzej zapewniła go, że wszystko 

miała pod kontrolą i że jego brat miał zamiar wyje­

chać następnego dnia z samego rana. 

Jednak następnego dnia rano Theo Toyas nie 

wyglądał, jak gdyby wybierał się do Londynu. Abby 

background image

1 3 0 CATHY WILLIAMS 

zerknęła sennie na zegarek i aż podskoczyła. Było 

wpół do jedenastej! 

- Umarłaś dla świata. - Podszedł do niej, trzy­

mając w jednej ręce dwie białe tabletki, a w drugiej 

szklankę wody. - Nie budziłem cię. Nawet nakłoni­

łem Jamiego, żeby zachowywał się cichutko jak 

myszka. Chyba spodobała mu się ta zabawa. 

- Trzeba było mnie obudzić! - Abby odrzuciła 

kołdrę, ale jak tylko spróbowała ruszyć nogą, krzyk­

nęła z bólu. 

- Oczywiście, powinienem był skoro świt ściąg­

nąć cię do kuchni. - Podał jej tabletki, które natych­

miast połknęła. 

- A teraz pomogę ci się umyć. Potem zniosę cię 

na dół na śniadanie. Chyba że wolisz mieć podane do 

łóżka? 

Kiedy tak siedział obok niej na łóżku, wyglądał 

niezwykle seksownie w bawełnianej koszuli w paski 

i letnich spodniach. Abby była przerażona, tym bar­

dziej że ten mężczyzna najwyraźniej zbyt poważnie 

potraktował swoje zadanie. 

- Przykro mi, że zepsułam ci wieczór, ale nie 

mam zamiaru zepsuć ci tego dnia. Nie musisz wracać 

do Londynu? Nie masz żadnego spotkania? Michael 

ciągle powtarza, że nigdy nie masz wolnej chwili. 

- Szczerze mówiąc, mam mnóstwo pracy. Ale na 

szczęście zabrałem ze sobą laptopa i mogę popraco­

wać tutaj. Musiałem odwołać kilka spotkań, ale nadal 

mam nad wszystkim kontrolę. Poza tym mam cały 

sztab ludzi, którzy wiedzą, co robić podczas mojej 

background image

NARZECZONA GREKA  1 3 1 

nieobecności. W końcu tyle im płacę, że czasem 

mogliby się wykazać. 

- Ale... 

- Przygotuję ci kąpiel. 

Poczuła się tak, jak gdyby ziemia zaczęła usuwać 

się jej spod stóp. Kiedy wrócił, wiedziała, że nie ma 

wyboru. Musiała przystać na jego propozycję. 

- Ale zostaniesz tylko do końca dnia - powiedzia­

ła, kiedy niósł ją do łazienki. 

- Jak sobie życzysz - mruknął Theo przymilnie. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

W tej kobiecie było tyle sprzeczności. Nawet 

teraz, kiedy siedział przed komputerem, nie potrafił 

przestać o tym myśleć. Jak na kobietę, która zamie­

rzała wyjść za mąż, żeby zapewnić stabilizację finan­

sową swojemu dziecku, była wyjątkowo pruderyjna. 

Nie pozwoliła mu zostać w łazience, a kiedy próbo­

wał zanieść ją na dół, sprzeciwiła się. Upierała się, że 

wystarczy, jak się na nim oprze. 

Wiedział, że wieczorem miał ją odwiedzić Micha­

el, przez co cała ta sytuacja wydawała mu się jeszcze 

bardziej dziwaczna. Co prawda nigdy nie omotała go 

żadna kobieta, ale nawet gdyby tak się stało, to 

ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mu na myśl, byłoby 

składanie jej wizyt po tym, jak go rzuciła. Najwyraź­

niej tajemnicom nie było końca. 

W końcu chwycił komputer i ruszył do salonu. 

Abby siedziała na sofie i czytała. Skręconą nogę 

trzymała na poduszce. Włosy zaplotła w warkocze 

i wyglądała tak krucho jak tego dnia, kiedy pierwszy 

raz ją zobaczył. Spojrzała na niego znad książki. 

- Słucham? - zapytała, unosząc brwi. - Chcesz 

coś ode mnie? 

background image

NARZECZONA GREKA  1 3 3 

- Pomyślałem, że się nudzisz. Może podać ci 

pilota od telewizora? - Postawił laptopa na stole przy 

sofie i podszedł do okna. Na zewnątrz dostrzegł mały 

ogródek pełen plastikowych zabawek. 

- Mógłbyś już przestać węszyć, Theo. Jestem tym 

zmęczona. 

Theo spojrzał na nią. 

- Ja cię męczę? 

- Wiem, że czujesz się zobowiązany, żeby się 

mną zajmować, ale w każdej chwili możesz wrócić 

do swoich obowiązków. Poradzę sobie sama. Opuch­

lizna już zeszła i mogę normalnie funkcjonować. 

- Zostanę, dopóki całkiem nie wyleczysz nogi. 

Abby otworzyła usta ze zdziwienia. 

- Myślałam, że wyjeżdżasz dziś wieczorem. 

- Chcesz się mnie pozbyć przed wizytą Mi­

chaela? 

- Niby dlaczego? 

- Może boisz się, że mógłbym mu zadać kilka 

niewygodnych pytań. - Wiedział, że sam prosił się 

o kłótnię i doskonale znał powód. Był zazdrosny 

o swojego brata! Chociaż nie byli już zaręczeni, 

istniało między nimi jakieś ciepłe uczucie, a on 

nie potrafił tego zrozumieć. - Ale to i tak nie ma 

znaczenia. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Nie 

nudzisz się? 

- Oczywiście, że się nie nudzę. Czytam. - Abby 

wyciągnęła książkę w jego stronę, tak żeby mógł 

przeczytać tytuł. - Zazwyczaj nie mam na to czasu. 

Ten kryminał czytam od pół roku, a jestem dopiero 

background image

1 3 4 CATHY WILLIAMS 

w połowie. A poza tym lada chwila wróci Jamie. Nie 

sprawiał ci kłopotów? 

- Był bardzo grzeczny. Chyba cieszyła go moja 

obecność. 

- Cieszy go obecność każdego mężczyzny - wy­

jaśniła mu Abby czym prędzej. - Wchodzi w ten 

wiek, kiedy chłopców zaczynają interesować samo­

chody i piłka nożna. Jego przyjaciele mają ojców, 

z którymi mogą o tym porozmawiać. Dlatego szuka 

męskiego towarzystwa. 

- Michael nigdy nie interesował się samochoda­

mi ani piłką nożną - zauważył Theo. - Czyli w tej 

sprawie nie okazałby się pomocny. 

- Masz rację. Michael faktycznie nie interesuje 

się piłką nożną. Ale ma bardzo ładne porsche, w któ­

rym Jamie przesiaduje przy każdej nadarzającej się 

okazji. 

- Chyba nie masz za dużo czasu dla siebie. Życie 

bez dziecka jest o wiele łatwiejsze. Nigdy nie pomyś­

lałaś, żeby... 

- Pozbyć się go? Nigdy! Chciałam tego dziecka 

od chwili, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. 

A czy ty pozbyłbyś się swojego dziecka? 

- Co to za pytanie? 

- Czy poprosiłbyś swoją dziewczynę, partnerkę 

albo żonę, żeby usunęła ciążę, bo ci nie pasuje? 

- Oczywiście, że nie. A poza tym nigdy nie 

dopuściłbym do takiej sytuacji. Od tego mamy anty­

koncepcję. 

Abby poczuła, że ich rozmowa zaczęła zmierzać 

background image

NARZECZONA GREKA 

135 

w niewłaściwym kierunku i czym prędzej zmieniła 

temat. 

- Widzę, że przywiozłeś ze sobą komputer. 

- Ale jak na razie nie zrobiłem z niego wielkiego 

użytku. Musiałem zajmować się tobą. - W jego 

czarnych oczach dostrzegła szelmowski błysk. 

- O nic cię nie prosiłam! 

- Niby tak, ale mając na uwadze fakt, że nie 

dotarłem dzisiaj do biura i jutro też prawdopodobnie 

do niego nie dotrę, wydaje mi się, że będę potrzebo­

wał pomocy. 

- Mam dla ciebie pracować? 

- Tylko podczas mojego pobytu. Wiem, że to 

może wydać ci się dziwne, ale do pisania na kompute­

rze używam tylko dwóch palców. Gdybym pracował 

sam, zajęłoby mi to wieki. A z twoją pomocą byłoby 

o wiele łatwiej. - Przesunął komputer bliżej niej. 

- Możesz oprzeć go sobie na udach. A jak tylko się 

zmęczysz albo będzie ci niewygodnie, daj mi znać. 

Abby zacisnęła zęby, kiedy delikatnie dotknął jej 

ud, stawiając na nich mały komputer. 

- Wiesz, jak się nim posługiwać? 

- Oczywiście! Ale nie jestem pewna, czy od­

powiadam twoim oczekiwaniom. 

- Nie znasz moich oczekiwań - zauważył Theo. 

Stanął za nią i pochylił się, żeby ustawić coś na 

klawiaturze. - Tak jest dobrze? 

Jej włosy pachniały miętą i eukaliptusem. Kiedy 

wdychał ich zapach, nawet nie zorientował się, że coś 

do niego mówiła. W końcu przywołał się do porządku 

background image

1 3 6 CATHY WILLIAMS 

i otworzył ikonę, o którą pytała. Spojrzał na jej palce. 

Były takie długie i smukłe. Wyobraził sobie, jak 

wbijają się w jego skórę. 

- Będziesz za nim tęsknić? - zapytał, na co Abby 

spojrzała na niego zaskoczona. 

- Za kim? 

- Za moim bratem. 

- Ale my nie przestaniemy się spotykać. - Abby 

zakaszlała i spróbowała przekonać samą siebie, że 

ten postawny mężczyzna za jej plecami nie sprawia, 

że każdy nerw w jej ciele napina się do granic 

możliwości. Nie mogła zrozumieć, dlaczego stał tak 

blisko niej, pochylał się nad nią, wdychał jej zapach. 

Kiedy był tak blisko, nie mogła myśleć. Nawet mó­

wienie przychodziło jej z trudem. - Jesteśmy przyja­

ciółmi - wybełkotała wreszcie. - A o przyjaciołach 

się tak po prostu nie zapomina. 

Theo odsunął się, ale zamiast odejść, przykucnął 

obok niej. 

- Myślałem, że zerwanie zaręczyn może popsuć 

coś między wami. 

- Może zabierzemy się do pracy? Nie wiem, jak 

długo dam radę siedzieć nieruchomo. Właściwie to 

już trochę zesztywniała mi noga. 

- Może skoczę po mrożonkę. - Zanim zdążyła 

zaprotestować, udał się do kuchni. Po chwili wrócił 

z torbą wypełnioną lodem, którą przyłożył delikatnie 

do jej nogi. - Powinno pomóc. Za pięć minut to 

zabiorę - pocieszył ją, kiedy dostrzegł, że drży. 

- Malujesz paznokcie. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 3 7 

- Wiele kobiet to robi. 

- Czy kiedykolwiek mężczyzna malował ci paz­

nokcie? 

- Nie! - obruszyła się. 

- Dlaczego tak cię to przeraża? To mogłoby być 

całkiem przyjemne. 

- Już mi lepiej, dziękuję. Możesz zabrać lód. 

- Odpręż się - powiedział do niej, jak tylko 

odłożył lód. - Jesteś strasznie spięta. 

- A czego się spodziewałeś? 

Kiedy jego palce zaczęły masować jej stopę, za­

częła się relaksować. Jego dotyk sprawiał jej przyje­

mność. Oparła się na poduszce i przymknęła oczy. 

Wyobraziła go sobie, jak maluje paznokcie greckiej 

bogini. Na pewno robiłby to niespiesznie, korzystając 

z każdej chwili, napawając się... Na tę myśl natych­

miast otworzyła oczy. 

- Jak miło - westchnęła. 

- Miło? Nigdy nie lubiłem tego słowa. 

- Jestem gotowa do pracy - ucięła Abby, dając 

mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalszą 

rozmowę. 

- Wiesz, jak działa ten program. 

Kiedy skinęła głową, udzielił jej kilku wskazó­

wek, po czym odsunął się na bezpieczną odległość. 

Abby nigdy wcześniej nie była taka szczęśliwa, że 

może wbić wzrok w ekran komputera. 

Przez pewien czas dyktował jej tekst, a ona pisała 

w skupieniu. Jednak około wpół do drugiej przerwał 

i powiedział, że musi coś zjeść. 

background image

1 3 8 CATHY WILLIAMS 

- Zabieram cię do pubu - obwieścił, uciszając ją 

gestem ręki. - Podjadę jak najbliżej wejścia, a potem 

wesprzesz się na moim ramieniu. 

- To nie jest najlepszy pomysł. 

- Czemu nie? Przynajmniej nie będziesz musiała 

znosić więcej mojej kuchni. 

- Ale... - Im dłużej czasu spędzała w jego to­

warzystwie, tym większy ogarniał ją strach. Nie 

chciała poznać jego dobrych stron. Już sama jego 

obecność działała na nią wystarczająco elektryzu­

jąco. - Musisz wracać do Londynu. Nie możesz 

się mną zajmować. Zapomniałeś już, że jestem tylko 

zwykłą naciągaczką? 

- Przecież już przyznałem się do błędu. - Przez 

kilka sekund Theo przyglądał się jej w milczeniu. 

- Boisz się przebywać w moim towarzystwie? - za­

pytał łagodnie, na co Abby energicznie pokręciła 

głową. - Więc o co chodzi? 

Dwadzieścia pięć minut później siedzieli w bar­

dzo szykownej francuskiej restauracji. Znalazł ją 

dzięki swojemu podręcznemu komputerowi, który 

najwyraźniej często się przydawał, kiedy na dłużej 

musiał zostać w Londynie. To był doskonały temat 

do rozmowy. Abby zaczęła interesować się jego 

życiem. Theo często udzielał jej zabawnych odpo­

wiedzi. Nagle zaczęła w nim dostrzegać prawdziwe­

go człowieka, który też miał uczucia. 

- Chyba powinniśmy odebrać Jamiego ze szkoły 

- zwrócił się do niej po zapłaceniu rachunku. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 3 9 

Abby zdała sobie sprawę, że ostatnie godziny 

minęły niepostrzeżenie. 

- A co z twoją pracą? - zapytała. - Kiedy Jamie 

wróci do domu, nic z tego nie będzie. 

- W takim razie będziemy musieli popracować 

później. - Wstał i pomógł jej podnieść się z krzesła. 

- Może nawet jutro. 

Oczywiście Abby nie podobało się, że miała spę­

dzić z nim jeszcze jeden dzień. Jednak nie miała 

czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo jak tylko 

Jamie wsiadł do samochodu, natychmiast zaczął 

dziecięcą paplaninę. Opowiadał o tym, co robił 

w szkole i o nowych rysunkach. A przy tym przez 

cały czas zadawał śmieszne pytania, które wywoły­

wały uśmiech na twarzy Abby. 

- Skąd on bierze tyle energii? - dziwił się Theo. 

Po powrocie do domu Abby z zachwytem obser­

wowała, jak świetnie Theo radził sobie z jej synkiem. 

W przeciwieństwie do Michaela, który zwykle ukła­

dał z nim klocki lego albo puzzle, kopał z malcem 

piłkę w ogrodzie, nie zważając na jej uwagi dotyczą­

ce okien sąsiadów. 

Około siódmej Jamie był tak zmęczony, że oczy 

same mu się zamykały. Właśnie mu czytała, kiedy 

zasnął. Wtedy Theo zaniósł go na górę. 

- Dobrze się bawiłeś? - zapytała, kiedy wrócił po 

pięciu minutach i osunął się na krzesło. 

- Odwołałem wizytę Michaela - poinformował ją, 

unikając odpowiedzi na jej pytanie. - Wyjaśniłem mu, 

że nie jesteś jeszcze na siłach, żeby przyjmować gości. 

background image

1 4 0 CATHY WILLIAMS 

- Co mu powiedziałeś? 

- Słyszałaś - zirytował się. - Spotkam się z bra­

tem przed wyjazdem do Londynu. A skoro wy dwoje 

tak bardzo się przyjaźnicie, chociaż zupełnie tego nie 

rozumiem, możecie spotkać się w każdej chwili. 

Tylko nie dziś. 

- Mogłeś zapytać mnie o zdanie. 

- Powiedz, co chcesz na kolację. Tylko proszę, 

niech to nie będzie nic bardziej skomplikowanego od 

makaronu. W tej rodzinie to Michael odziedziczył 

cały talent kulinarny. 

- Nie możesz odwoływać moich spotkań bez 

mojej wiedzy! 

- Już to zrobiłem. - Spojrzał na nią spokojnie. 

- Muszę zadzwonić do Michaela i wytłumaczyć 

mu, że to nie był mój pomysł. 

- Niczego mu nie musisz tłumaczyć. - Theo 

stracił nad sobą kontrolę. Miał wrażenie, że wokół 

niego działo się coś bardzo dziwnego, czego nie 

potrafił ogarnąć jego umysł. - Dlaczego tak bardzo 

zależy ci na tym, co pomyśli sobie mój brat? Czy on 

coś na ciebie ma? Boisz się go? - Przyjrzał się jej 

uważnie. 

Abby nie mogła opanować zdziwienia. 

- Jak mogłabym się bać twojego brata? To najlep­

szy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałam! 

- W takim razie zrozumie, że musisz odpoczy­

wać. Poza tym, gdyby tutaj był, mógłby wyczuć 

panujące między nami napięcie. I jak by się z tym 

czuł? 

background image

NARZECZONA GREKA  1 4 1 

- Jakie napięcie? 

- Dobrze wiesz, o czym mówię. 

Theo stał nad nią, spoglądając z góry z satysfakcją. 

Delikatnie pogłaskał palcem jej ramię. Prawie słyszał 

jej westchnienie. 

- Tak jak wtedy w Grecji... - zamruczał, opadając 

na kolana. 

Musnął ustami jej obojczyk. Abby zadrżała. 

- Nie - wyszeptała. 

- Ależ tak. Pragniesz mnie tak, jak nigdy nie 

pragnęłaś mojego brata. Już raz tego dowiodłem, 

a teraz chcę więcej. 

- Nie możesz... 

- Bo ty tego nie chcesz? Bo mnie nie pragniesz? 

Chcesz mi powiedzieć, że twoje ciało nie reaguje na 

mój dotyk? Że wszystko to sobie wymyśliłem? - Po­

całował ją w szyję. - Powiedz, że tego nie chcesz, 

a dam ci spokój. Na zawsze odejdę z twojego życia. 

- Nie sypiam, z kim popadnie. 

- Ale chciałaś wyjść za mąż za mężczyznę, który 

cię nie pociąga. 

Abby odsunęła się od niego. 

- Nie chodzi tylko o seks. 

- Zaniosę cię na górę i będę się z tobą kochał. 

Obiecuję, że będę bardzo delikatny. 

Abby rozpływała się w rozkoszy. Z każdym kolej­

nym stopniem, który pokonywał, jej ciało coraz sil­

niej reagowało na jego bliskość. Pragnęła go tak 

bardzo, jak żadnego innego mężczyzny. Nawet Oli­

vier nie rozpalał w niej takiego ognia. 

background image

1 4 2 CATHY WILLIAMS 

Otworzył ramieniem drzwi do jej sypialni i poło­

żył ją na łóżku. Chciała rozkazać swojemu ciału, 

żeby przestało go pożądać, ale nie słuchało. Theo 

zapalił małą lampkę na komodzie. Jego ciało doma­

gało się spełnienia, ale w końcu udało mu się odejść 

od łóżka. Pragnął jej bardziej, niż chciał się do tego 

przyznać. 

- Miałaś czas, żeby zaprotestować. Teraz nie ma 

już odwrotu - powiedział. 

Pożerał ją wzrokiem. Powoli zaczął rozpinać ko­

szulę, nie odrywając od niej oczu. Zdjął ją i rzucił na 

ziemię. Kiedy jego palce zacisnęły się na pasku, 

zawahał się. 

- Nie przestawaj - wyszeptała. 

Wiedziała, że w ten sposób daje mu swoje przy­

zwolenie, ale nie dbała o to. Obiecał, że będzie 

delikatny, ale ku swojemu zaskoczeniu pragnęła cze­

goś całkiem innego. Pragnęła żaru i namiętności. 

Kiedy w końcu rozebrał się do naga, nie mogła go nie 

podziwiać. Miał szerokie ramiona i umięśniony tors, 

a jego męskość też nie pozostawiała niczego do 

życzenia. Zrozumiała, że pragnął jej tak samo jak ona 

jego. Miała wrażenie, że wystarczy jeden dotyk, żeby 

eksplodowała. 

Theo podszedł do niej. Pomógł jej zdjąć koszulkę. 

Kiedy sięgnęła do tyłu, żeby rozpiąć stanik, po­

wstrzymał ją. 

- Powoli - wyszeptał. 

Tak bardzo trzęsły mu się ręce, jak gdyby to był 

jego pierwszy raz. Zdumiewające! W mgnieniu oka 

background image

NARZECZONA GREKA  1 4 3 

wspaniały kochanek zamienił się w żółtodzioba! Tak 

często myślał o jej piersiach, że kiedy w końcu 

ściągnął jej stanik, poczuł potężny przypływ pożąda­

nia. Powoli zsunął elastyczną spódnicę. Jej ciało było 

takie kruche i smukłe. Nie mógł uwierzyć, że wcześ­

niej podniecały go kobiety o bujnych kształtach. 

Smakował każdy centymetr jej ciała, szyję, piersi, 

brzuch. Z jej ust wyrwał się cichy jęk, a jej palce 

znalazły się w jego włosach. Wiedział, że była go­

towa... 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

Abby przyglądała się leniwie, jak Theo się ubierał. 

Uwielbiała to i nienawidziła. Kochała, bo po prostu 

samo patrzenie na niego sprawiało jej przyjemność, 

a nienawidziła, bo ta chwila oznaczała koniec week­

endu i rozstanie z nim. 

Do tej pory nie mogła uwierzyć, jak to się wszy­

stko potoczyło. Została kochanką mężczyzny, który 

jej nie kochał. Lubił spędzać z nią czas i nie raz ją 

o tym zapewniał. Nie potrafił zapomnieć, że jesz­

cze tak całkiem niedawno wykorzystała jego brata, 

dlatego nie miał wyrzutów sumienia, że wykorzys­

tuje ją. 

Przeważnie przyjeżdżał do niej w piątek, czasem 

w sobotę, i zawsze wyjeżdżał w niedzielę wieczorem, 

zaraz po ułożeniu Jamiego do snu. Chodziło mu tylko 

o seks. Czasem odnosiła wrażenie, że wcale go to nie 

cieszyło. 

Tymczasem z każdym kolejnym weekendem ona 

kochała go coraz bardziej, chociaż wiedziała, że 

straciła rozum. Co prawda nie był żonaty, tak jak 

Olivier, ale zagrażał jej w równym stopniu. A może 

nawet bardziej. 

background image

NARZECZONA GREKA 

145 

- Prawie słyszę twoje myśli - mruknął, odwraca­

jąc się do niej. - Nad czym się zastanawiasz? 

- Nad niczym ważnym. Jutro kolejny dzień pra­

cy. Nienawidzę poniedziałków. 

- Zawsze możesz zrezygnować. - Theo spojrzał 

na nią, zapinając koszulę. 

- Jasne. Świetny pomysł. Mogę odejść z pracy 

i poczekać, aż pieniądze zaczną spadać mi z nieba. 

- Roześmiała się, ale ku jej zaskoczeniu on jej nie 

zawtórował. - Chyba żartujesz? 

Czuła jego wzrok na swoim nagim ciele. Lubił 

patrzeć na nią, kiedy się ubierał. Co więcej Abby 

odkryła, że też to lubi. 

- Jestem bogaty. - Wzruszył ramionami, ale z je­

go oczu nie zniknęła czujność. - Stać mnie na to, żeby 

cię utrzymywać. 

Abby poczuła się tak, jak gdyby uderzył ją 

w twarz. 

- Chcesz powiedzieć, że stać cię na to, żeby mnie 

kupić? 

- Nie muszę cię kupować, Abby, bo już jesteś 

moja. 

- Naprawdę, Theo. - Przykryła się poszewką. 

- Czasem mnie zdumiewasz. - Palące łzy napłynęły 

jej do oczu. 

- Po prostu stwierdzam fakty. - Usiadł obok niej. 

- Pod koniec tygodnia zawsze jesteś wykończona. Co 

jest złego w tym, że mężczyzna chce zaradzić zmę­

czeniu swojej kochanki? Moim zdaniem nic. 

- Co pokazuje, jak bardzo się od siebie różnimy. 

background image

1 4 6 CATHY WILLIAMS 

Lubię swoją niezależność i lubię sama na siebie 

zarabiać. 

- Całkiem niedawno chciałaś uzależnić się od 

mojego brata - zwrócił jej uwagę Theo. 

Ałe już po chwili zrozumiał, że niepotrzebnie 

wplątał Michaela do tej dyskusji. Wiedział, że nadal 

się z nim spotykała. Czasami zabierał ją i Jamiego na 

obiad albo zapraszał ich do jednej ze swoich re­

stauracji, gdzie mogli się zobaczyć i porozmawiać. 

W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są do­

zwolone, pomyślał Theo. 

Abby nic nie odpowiedziała. Nadal ukrywała sek­

ret Michaela i wiedziała, że ich spotkania działały 

Theo na nerwy. Oczywiście nie był zazdrosny. Po 

prostu nie chciał z nikim dzielić się obiektem swoje­

go pożądania. 

- Słucham? - przyciskał ją Theo, ignorując we­

wnętrzny głos, który podpowiadał, żeby dał sobie 

spokój. - W końcu moja sytuacja finansowa jest 

o wiele lepsza. W czym zatem tkwi problem? - Czuł 

narastającą złość. - Poza tym uważam, że Jamie 

powinien chodzić do szkoły prywatnej. Jest za mądry 

na zwykłą szkołę. 

Ta wzmianka o jej synu wytrąciła Abby z równo­

wagi. Theo rzadko o nim mówił, ale poza tym wspa­

niale zajmował się Jamiem. Miał do niego odpowied­

nie podejście. Często spędzali wspólnie czas i robili 

rzeczy, które rozjaśniały twarz malca. Bała się, że 

pewnego dnia będzie musiała mu wyjaśnić, dlaczego 

Theo zniknął z ich życia. 

background image

NARZECZONA GREKA 

147 

- Edukacja mojego syna to nie twoja sprawa. 

- Wyrażam tylko swoje zdanie. 

- Możemy porozmawiać o tym innym razem? 

- Za dwa miesiące? Już to przerabialiśmy. Rozu­

miem, że potrzebujesz kolejnych dwóch. 

- Co takiego? 

- Nieważne. I tak muszę już iść. 

Czasem ich rozstania przeciągały się, ponieważ 

wystarczył jeden dotyk, żeby wpadli sobie w objęcia. 

Ale tym razem Abby prawie nie poczuła dotyku jego 

rąk na swojej brodzie ani jego ust na swoich ustach. 

- Zdumiewające. Wciąż nie mam cię dość - mru­

knął. 

- Powinieneś już iść. 

- To nie potrwa długo. 

Odrzucił poszewkę i rozsunął jej nogi. Już po 

chwili wiła się z rozkoszy. Wbiła paznokcie w po­

ściel i nie mogła opanować jęków wydobywających 

się z gardła. Po chwili doświadczyła eksplozji roz­

koszy. Spojrzała na niego sennie, a wtedy on pocało­

wał ją w kącik ust. 

- Słodkich snów - powiedział. - Możesz śnić 

tylko o mnie. 

Jak gdybym mogła śnić o kimś innym, pomyślała 

smutno. Kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi, 

myślała, że zaraz zaśnie. Ale sen nie nadchodził. Coś 

nie dawało jej spokoju. Jej organizm wysyłał jej 

sygnały, które ze wszystkich sił starała się zignoro­

wać. Ale z drugiej strony przecież brała tabletki, więc 

nie mogła zajść w ciążę. 

background image

1 4 8 CATHY WILLIAMS 

Żeby rozwiać wątpliwości, kupiła test ciążowy 

i zdenerwowana czekała na wynik. A jednak table­

tki zawiodły. W panice próbowała znaleźć wyjście 

z tej jakże skomplikowanej sytuacji. Nie mogła 

powiedzieć Theo. Ten mężczyzna nie chciał się 

z nią wiązać. Na pewno tylko wścieknie się na 

wieść o dziecku. A może zechce jej je odebrać 

i wychować w tradycyjny, grecki sposób? Łzy na­

płynęły jej do oczu. W końcu, kiedy jej umysł nie 

radził już sobie z rozgrywającym się na jawie kosz­

marem, zasnęła. 

W piątek nadal przypominała kłębek nerwów. 

Theo zadzwonił, żeby powiedzieć, o której należy się 

go spodziewać. Jak zwykle zapewnił ją, jak bardzo 

tęsknił za nią, jej seksownym ciałem i chwilami 

spędzonymi z nią w łóżku. Abby próbowała zapano­

wać nad emocjami w głosie, kiedy w milczeniu 

zastanawiała się, jak zareaguje na wieść, że to sek­

sowne ciało niedługo trochę się zmieni. 

Miał być o dziesiątej, ale ostatecznie pojawił się 

po jedenastej. 

- Szampan na przeprosiny - powiedział z uśmie­

chem, odwracając ją twarzą do siebie. 

Kiedy tak nie niego patrzyła, cała jej determinacja 

uleciała z dymem. Chciała się od niego odsunąć, ale 

nie potrafiła. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo 

straciła dla niego głowę. Znała na pamięć każdy 

szczegół jego twarzy, leniwy seksowny uśmiech, 

a nawet zapach. 

background image

NARZECZONA GREKA 

149 

- Co się stało? - zapytał ostro, wsuwając palce 

w jej włosy. 

- Nic. 

- Nic? I właśnie dlatego nagle zrobiłaś się zmę­

czona? 

- Ludzie bywają zmęczeni, Theo. Nie każdy ma 

tyle energii co ty. - Spuściła wzrok, żeby zachować 

resztki kontroli. - Dziękuję za szampana, ale nie 

mam ochoty. Zasnęłabym po pierwszym kieliszku. 

- Dobrze wiesz, że mogę rozwiązać ten problem. 

- Odstawił butelkę na kredens, zdjął marynarkę i, 

zanim zdążyła zaprotestować, wziął ją na ręce i za­

niósł do salonu. - Poszedłbym prosto na górę, ale 

musimy porozmawiać. 

- Masz rację, Theo. Musimy porozmawiać. 

Posadził ją na sofie i zaczął masować jej stopy, tak 

jak tamtego dnia, kiedy leżała ze skręconą nogą. 

- Przemyślałaś moją ofertę? - zapytał pewnym 

głosem. 

Z pewnością był przekonany, że nie odrzuci jego 

propozycji. 

Abby podkurczyła nogi, uciekając od jego zmys­

łowych palców. 

- Przemyślałam i... - zastanawiała się, jak wyra­

zić swoje myśli - ...i nie rozumiem, dlaczego miałbyś 

mnie utrzymywać. W końcu gardzisz kobietami, któ­

re są na utrzymaniu mężczyzn. 

- Przekręcasz moje słowa - zirytował się. - Po­

wiedziałem, że gardzę kobietami, które zastawiają 

sidła na mężczyzn, żeby zdobyć źródło utrzymania. 

background image

150 

CATHY WILLIAMS 

- Ale żadne z nas nie wie, jak długo to potrwa. 

Musisz wiedzieć, że... 

- Nie przerywaj. 

- Spotykamy się od blisko dwóch miesięcy - za­

częła łamiącym się głosem. - Chciałabym wiedzieć, 

dokąd zmierza nasz związek. Co będzie za rok? 

Theo spojrzał na nią uważnie. 

- A więc o to chodzi. Martwisz się, że mógłbym 

cię zostawić. 

- Przecież sam stwierdziłeś, że kobiety cię nudzą. 

- Ale ty mnie nie nudzisz. 

- Jeszcze nie. 

Patrzyli na siebie w milczeniu. Theo wyglądał jak 

ktoś, kto właśnie wypił gorzkie lekarstwo. W innej 

sytuacji Abby uznałaby jego minę za zabawną. Ale 

nie dzisiaj. 

- Co mam ci powiedzieć, Abby? 

- Dokąd zmierzamy. 

- Skąd mam to wiedzieć? Nie mam kryształowej 

kuli! 

- Wystarczy przyjrzeć się faktom. Nie jestem 

kobietą, z którą chciałbyś się związać na dłużej. 

Wcześniej przyjęłam oświadczyny twojego brata. 

Mam dziecko z innym mężczyzną. Nie należę do 

dynastii, tak jak ta dziewczyna, którą przedstawiono 

ci na Santorini. 

- Masz rację. Nigdy w życiu nie pomyślałbym 

o tobie jak o odpowiedniej kandydatce na żonę. 

Chyba nie spodziewałaś się, że mogłoby być inaczej. 

- Jego głos był lodowaty. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 5 1 

Abby nie skomentowała jego słów. Odwróciła 

głowę, a do oczu napłynęły jej łzy. Zaczęła obgryzać 

paznokcie. 

- A poza tym, skąd mam mieć pewność, że nie 

związałaś się ze mną, bo moja sytuacja finansowa jest 

dużo lepsza od Michaela? 

- To okrutne i niesprawiedliwe! 

- Ale logiczne. 

- W twoim życiu nie ma miejsca na nic więcej 

poza logiką? Nawet w kwestii związków musisz 

kierować się logiką? 

- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Dlacze­

go mielibyśmy psuć to, co jest między nami, skoro 

obojgu nam jest dobrze. - Westchnął ciężko. 

- Chyba powinieneś wyjść. 

- Oszalałaś! 

Zerwał się na równe nogi i zaczął krążyć po pokoju. 

Uderzył pięścią w ścianę, czym natychmiast zwrócił 

jej uwagę. Chciał dotknąć jej włosów, które tak często 

czesał. Pragnienie, by poczuć jej delikatną skórę, 

doprowadzało do szału. Stanął za nią i pochylił się. 

- Po co zastanawiać się nad przyszłością, skoro 

właśnie niszczysz teraźniejszość? 

Abby pomyślała o kiełkującym w niej życiu. 

Chciała wyznać mu, że ma bardzo dobry powód, żeby 

zastanawiać się nad przyszłością. Jednak w końcu 

uznała, że zachowa tę wiadomość dla siebie. Bez 

trudu mogła wyobrazić sobie jego reakcję. 

- Przecież ty nawet mnie nie lubisz, Theo - ode­

zwała się wreszcie. 

background image

152 

CATHY WILLIAMS 

- Na litość boską! Chyba nie sądzisz, że mógł­

bym sypiać z kobietą, której nie lubię? 

Abby wzruszyła ramionami. 

- Nie wiem. A czy to byłoby o wiele gorsze od 

sypiania z kobietą, której nie ufasz? 

Jego milczenie sprawiło, że musiała na niego 

spojrzeć. Stał oparty o ścianę z rękoma w kiesze­

niach. Zrozumiała, że jej nie ufał. Tak długo, jak 

niczego od niego nie oczekiwała, wszystko było 

w porządku. Nawet chciał ją utrzymywać. Ale, kiedy 

sprawy zaczynały się komplikować, nie był już taki 

wyrywny. 

- Jak mogłaś pomyśleć, że ci ufam? 

- Bo... 

- Bo dobrze nam ze sobą w łóżku? 

To jej wystarczyło. 

- Wyjdź. 

- Jeśli wyjdę, to już nie wrócę - poinformował ją 

ponuro. - W każdej chwili mogę znaleźć sobie inną 

kobietę. 

Abby zacisnęła zęby. Nie mogła na niego patrzeć. 

Wiedziała, że nie było sensu kontynuować tej roz­

mowy. Nigdy nie przekona go, żeby jej zaufał, a gdy­

by nawet się jej udało, to i tak nie miałoby znaczenia. 

Nie kochał jej i nigdy nie pokocha. Dopiero kiedy 

otworzył drzwi, odważyła się na niego spojrzeć. 

- Co powiesz Jamiemu? - zapytał oschle. 

- Tylko mi nie mów, że cię to obchodzi. - Zauwa­

żyła, że jego spojrzenie pociemniało. - Powiem mu, 

że musiałeś wrócić do Grecji i że prawdopodobnie 

background image

NARZECZONA GREKA  1 5 3 

już nigdy się nie spotkacie. Zrozumie. Dzieci potrafią 

się dostosować. Za dwa tygodnie nawet nie będzie 

o tobie pamiętał. 

- Jasne. 

Niech to szlag! Nawet na niego nie spojrzała! 

I dobrze. Tak będzie dla niego najlepiej. Zapewniała 

mu miłą rozrywkę. Prędzej czy później musiałby ją 

zostawić. Ale mimo wszystko, dlaczego nawet na 

niego nie spojrzała? Nie mógł pogodzić się, że po­

zbawiono go prawa do ostatniego słowa. W końcu 

odwrócił się, zabrał po drodze marynarkę i wyszedł. 

Abby opadła na sofę niczym szmaciana lalka. 

Wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć, że wszystko 

skończyło się tak szybko i spokojnie. Usłyszała 

dźwięk silnika jego samochodu i pisk opon, kiedy 

odjeżdżał, żeby na zawsze zniknąć z jej życia. 

I wtedy łzy spłynęły jej po twarzy. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

- Znów się zamartwiasz, Abby. Musisz przestać. 

Jamie to wyczuwa i też spuszcza nos na kwintę. 

Abby spojrzała na mamę i przywołała na usta 

wymuszony uśmiech. Od kiedy ta kobieta była taka 

energiczna? Od kiedy miała krótko przystrzyżone 

włosy i ubierała się na sportowo? Ostatnie cztery 

tygodnie aż obfitowały w nowości. A to wszystko 

dlatego, że dzień po tym, jak Theo zniknął z jej życia, 

chwyciła za telefon. Spodziewała się wyrazów 

współczucia i zapewnienia, że może przyjechać do 

Australii, jak tylko zaczną zarabiać. 

Zamiast tego otrzymała od mamy kilka niepo-

zbawionych sensu wskazówek i zapewnienie, że 

przyleci do niej do Anglii, żeby podtrzymać córkę na 

duchu. To było trzy i pół tygodnia temu. Od tego 

czasu sprzedała swój domek w Brighton, udała się 

w towarzystwie matki do Komwalii i otrzymała od 

niej mnóstwo ciepłych słów, których nawet by się po 

niej nie spodziewała. 

Właśnie oglądały piątą posiadłość z kolei. 

- I co o tym myślisz? - zapytała Mary Clinton, po 

czym zrobiła kilka notatek w swoim notesie. 

background image

NARZECZONA GREKA  1 5 5 

- Sama nie wiem, mamo. A jeśli się nie uda? Od 

tak dawna mieszkacie z tatą w Melbourne. A Korn-

walia to zupełnie co innego. 

- Od razu się zorientowałam. - Zamknęła notes 

i spojrzała na mizerną twarz córki. - Ale to właściwy 

moment na przeprowadzkę. Mieliśmy przeprowadzić 

się na początku przyszłego roku. Chcieliśmy zrobić 

ci niespodziankę na Gwiazdkę. Ale im wcześniej, 

tym lepiej. Tym bardziej że przeprowadzka w środku 

zimy mogłaby nie być taka przyjemna. W ten sposób 

będziemy mogli razem spędzić święta Bożego Naro­

dzenia. Wszyscy razem w nowym miejscu, w nowym 

domu. - Przyklepała krótkie blond włosy. 

Abby musiała przyznać, że wyglądała fantasty­

cznie. Jej twarz tryskała zdrowiem, a do tego udało 

się jej zachować szczupłą sylwetkę. Jedyna dostrze­

galna różnica dotyczyła ubioru. Z rozmów, których 

przeprowadziły bardzo wiele w ostatnim czasie, wy­

nikało, że czas zmienił jej rodziców. Ich sklep ze 

zdrową żywnością szybko zamienił się w restaurację 

pierwszej klasy, a ozdoby etniczne cieszyły się taką 

popularnością, że musieli otworzyć duży sklep. I tak 

zostali przedsiębiorcami. Ojciec prowadził księgo­

wość i wykorzystywał swoje umiejętności handlowe, 

a mama do perfekcji opanowała rolę przebiegłego 

kupca. W Kornwalii chcieli otworzyć filię, gdy tym­

czasem ich przyjaciel miał zająć się interesami w Me­

lbourne. Mieli zamiar otworzyć mały hotel dla tu­

rystów, którzy chcą spędzić trochę czasu w niezwy­

kłych miejscach i mieć zagwarantowane wyżywienie 

background image

1 5 6 CATHY WILLIAMS 

składające się jedynie ze zdrowej żywności. Zdaniem 

mamy rynek w Konwalii był otwarty na tego typu 

przedsięwzięcia. 

Wspólnie zdecydowały, że Abby przeniesie się do 

rodziców i będzie pomagała im prowadzić interesy. 

Jedynym tematem tabu pozostawał Theo, chociaż 

Abby wiedziała, że jej mama z chęcią posłuchałaby 

o tym, co zaszło. Niestety ból był zbyt duży, żeby 

móc się z nim zmierzyć. Może za jakiś czas dojrzeje 

do takiej rozmowy. 

Przetrwała trudne chwile dzięki Jamiemu. Był 

promyczkiem światła. Z radością powitał nowo po­

znaną babcię i spokojnie przyjął wiadomość o prze­

prowadzce do Kornwalii. Poza tym nadal utrzymy­

wała kontakty z Michaelem. Często do siebie dzwo­

nili, chociaż możliwość spotkania była nikła. 

Abby wyrwała się z zamyślenia. Jej mama właśnie 

rozważała zakup posiadłości, zastanawiała się, co, 

gdzie postawić i ile pokoi będą mogli urządzić. 

Natychmiast zdecydowała, że sypialnie Abby i Ja-

miego będą miały widok na morze, co przypomniało 

Abby, że obiecała synowi spacer plażą. 

- Nie musisz iść, kochanie - powiedziała Mary, 

dostrzegając strapione spojrzenie córki. - Ja za nim 

pójdę. 

Abby uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Ze 

swojego miejsca przy kuchennym stole widziała, jak 

Jamie złapał za rękę swoją babcię. Kiedy wyszli, 

wyjrzała za nimi przez okno. Przez kilka minut 

siedziała w milczeniu. W końcu wstała i przeszła się 

background image

NARZECZONA GREKA  1 5 7 

po domu. Cieszyła się, że sprzedała dom, z którym 

wiązało się tyle wspomnień, i wyjechała z Brighton. 

Chociaż dziecko, które dojrzewało w niej już drugi 

miesiąc, nie pozwalało zapomnieć o Theo. 

Kiedy schodziła po schodach, usłyszała podjeż­

dżający samochód. Pomyślała, że to pośrednik sprze­

daży nieruchomości i natychmiast pożałowała, że nie 

było z nią mamy. Mary Clinton doskonale radziła 

sobie z takimi ludźmi. Ciche stukanie do drzwi 

stawało się coraz bardziej natarczywe, podczas gdy 

ona szukała dla siebie najlepszej kryjówki. W końcu 

otworzyła drzwi i zamarła. 

Słońce oświetlało ciemną sylwetkę mężczyzny. 

Abby przysłoniła oczy jedną ręką, kiedy nagle za­

częło kręcić się jej w głowie. Z trudem łapała oddech. 

Osunęła się na nogach i zemdlała. 

Kiedy oprzytomniała, leżała na sofie w salonie. 

Przez kilka minut miała wrażenie, że przyśnił się 

jej potworny koszmar. Ale kiedy otworzyła oczy, 

zobaczyła go klęczącego tuż obok. Szybko zamknęła 

oczy, żeby po chwili znów je otworzyć. Była pewna, 

że zjawa zaraz zniknie. Ale nic takiego się nie 

wydarzyło. 

- Jeśli zaczekasz kilka minut, przyniosę ci wody 

- odezwała się zjawa. 

- Co ty tutaj robisz? - zapytała Abby słabym 

głosem. Oparła się na łokciach i z niedowierzaniem 

wpatrywała w niespodziewanego gościa. 

- Byłem u ciebie w domu. Możesz sobie wyobrazić 

background image

1 5 8 CATHY WILLIAMS 

moje zaskoczenie na wiadomość, że został sprzedany. 

I to w ciągu dwóch tygodni! 

- Po co? - Spojrzała na niego tak, jak gdyby 

chciała upewnić się, że nie patrzy na ducha. - Po co 

tutaj przyjechałeś? Jak mnie znalazłeś? - Z każdym 

kolejnym słowem panika narastała w jej głosie. 

- Na które pytanie mam odpowiedzieć najpierw? 

Może zacznę od najprostszego. Pojechałem spotkać 

się z bratem. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? 

- O czym? 

- Dlaczego pozwoliłaś, żebym myślał o tobie... 

- Odwrócił od niej wzrok i usiadł, splatając ręce. Na 

jego twarzy malowała się bezradność. - Te ostatnie 

cztery tygodnie przypominały piekło. 

- Słucham? - wyszeptała. 

- Nie spodziewałem się, że będziesz tutaj całkiem 

sama. Myślałem, że zastanę cię w towarzystwie two­

jej mamy i Jamiego. Miałem nadzieję, że będę miał 

trochę czasu, żeby przygotować się do tej rozmowy. 

Michael powiedział mi, że rozważasz możliwość 

przeprowadzki do Kornwalii. Znalazłem kartkę, któ­

rą mu wysłałaś, i zacząłem wydzwaniać do pośred­

ników sprzedaży nieruchomości. W końcu natrafiłem 

na tego, który pokazał ci to miejsce. - Roześmiał się 

cierpko. - Nawet nie przypuszczałem, że mam zada­

tki na detektywa, a tu proszę... taka niespodzianka. 

- Nadal nic z tego nie rozumiem. 

- To zupełnie jak ja. - Po raz pierwszy spojrzał jej 

prosto w oczy i uśmiechnął się speszony. - Przez 

ostatnie cztery tygodnie czekałem, aż moje życie 

background image

NARZECZONA GREKA  1 5 9 

powróci do normalności. Bezskutecznie. Wciąż myś­

lałem tylko o tobie. 

Abby otworzyła usta ze zdziwienia i z trudem 

mogła złapać oddech. Jeśli to sen, pomyślała, to nie 

chcę się obudzić. 

- Michael wydzwaniał do mnie nieustannie, ale ja 

nie odbierałem. Sama myśl o nim i o tym, że już nigdy 

więcej cię nie zobaczę, wywoływała we mnie złość. 

I zazdrość. 

Jej serce śpiewało z radości. Wiedziała, że to 

wyznanie kosztowało go wiele wysiłku i kochała go 

za to. 

- W końcu uznałem, że muszę się z nim spotkać. 

O wszystkim mi powiedział. Chciałbym, żebyś wie­

działa... 

- Co ci powiedział? 

- Wyznał, że jest gejem i że te wasze zaręczyny 

miały ochronić go przed kłopotliwymi pytaniami 

rodziny, a ciebie przed naprzykrzającymi się męż­

czyznami. 

- Biedny Michael. - Smutek chwycił ją za serce. 

- Musiało być mu bardzo ciężko. Tak bardzo się bał, 

że rozczaruje ciebie i waszą matkę. - Otarła mokre 

oczy wierzchem dłoni. - Nie mogłam wyjawić ci 

prawdy, Theo. 

- I pozwoliłaś mi wierzyć... 

- Nie miałam wyboru. 

- I za to cię kocham. 

Tak długo czekała, żeby usłyszeć te słowa! Jednak 

myśl o dziecku, które nosiła, sprowadziła ją na 

background image

1 6 0 CATHY WILLIAMS 

ziemię. Wstała, odwróciła się od niego i powoli 

podeszła do okna. 

Theo patrzył na nią i czul, jak ogarnia go strach. 

To nie tak miało być. Nie tak to zaplanował, kiedy 

niczym lunatyk przemierzał drogę do Kornwalii, 

przekraczając wszelkie ograniczenia prędkości. Ko­

chał ją i musiał jej o tym powiedzieć. Ale nie przypu­

szczał, że kiedy otworzy przed nią serce, ona odwróci 

się od niego. 

- Theo... 

- Nic nie mów - przerwał jej gwałtownie. - Po­

wiedziałem za dużo. - Wstał i wsunął ręce do kie­

szeni. 

- Theo, kocham cię. Zakochałam się w tobie od 

pierwszej chwili, ale jest coś, o czym powinnam ci 

powiedzieć. Szczerze mówiąc, domyślam się, że... 

będziesz na mnie wściekły, ale wydawało mi się, że 

nie mam wyjścia... 

- Kochasz mnie i tylko to się liczy. - Podszedł do 

niej, gotów walczyć o tę wspaniałą, wrażliwą, lecz 

zadziorną kobietę, która znalazła klucz do jego serca. 

- Jeśli spotykasz się z innym mężczyzną, to po prostu 

go zostaw. Abby, ja nie mogę bez ciebie żyć. - Stał 

kilka centymetrów od niej i wyraźnie widział, że się 

trzęsła. Czym prędzej otoczył ją ramieniem, ale ona 

go odepchnęła. 

- Tak bardzo się boję - wyszeptała. - Kiedy 

rozmawialiśmy po raz ostatni, byłam przekonana, że 

bez miłości i zaufania tylko znienawidziłbyś mnie, 

gdybym ci powiedziała... . 

background image

NARZECZONA GREKA  1 6 1 

- Co takiego? 

Zamknęła oczy. 

- Spodziewam się twojego dziecka. 

Czekała na wybuch złości. Ale nic takiego się nie 

wydarzyło. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na 

niego. 

- Jesteś w ciąży? 

- Nie jesteś wściekły? 

- Jestem wściekły, bo zmarnowałem tyle tygodni. 

Pozwoliłem ci odejść... Rozumiem, dlaczego bałaś 

się wyznać mi prawdę po tym, jak na ciebie na-

wrzeszczałem. O Boże... - Załamał mu się głos. 

Abby wpadła w jego objęcia i zatopiła się w sil­

nych ramionach, wzdychając ze szczęścia. Theo 

przytulił ją mocno. 

- Wiesz, że teraz musisz wyjść za mnie za mąż? 

- Może chcesz z tym zaczekać... 

- Nie ma mowy. Chociaż mam dosyć dużą rodzi­

nę... - Spojrzał na nią. - Nigdy więcej nie chcę cię 

stracić. Chcę się z tobą ożenić. Nalegam. - Oparł 

palec na jej brodzie i pocałował ją delikatnie w usta. 

- W takim razie moja odpowiedź brzmi... tak. 

Tak, tak, tak! 

Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go. Kiedy 

położył dłoń na jej brzuchu, całe jej ciało wypełniły 

miłość i szczęście. 

Trochę później Theo oczarował jej matkę i ułożył 

Jamiego do snu. Potem wybrali się we dwójkę na 

spacer nad morze. Abby opowiedziała mu o swoich 

background image

1 6 2 CATHY WILLIAMS 

rodzicach i nieoczekiwanych zmianach, jakie zaszły 

w ich życiu. Rozmawiali o Michaelu i uznali, że 

powinien być uczciwy wobec siebie i ludzi, których 

kochał. 

Abby czuła się tak, jak gdyby spacerowała w chmu­

rach. Kiedy zastanawiał się na głos, czy jako przyszli 

rodzice mogą poszaleć na tylnym siedzeniu samo­

chodu, nie mogła opanować śmiechu. A kiedy się 

kochali, czuła się bezpiecznie ze świadomością, że 

połączyło ich prawdziwe uczucie. 

- Nie mogę się doczekać, kiedy twój brzuch za­

cznie się zaokrąglać - zamruczał, głaszcząc ją. - Bra­

kowało mi twojego dotyku i rozmów z tobą. Ale teraz 

jesteś moja i nigdy nie wypuszczę cię z rąk. 

Abby westchnęła. Ten wspaniały mężczyzna nale­

żał do niej.