background image

EDWARD STACHURA

  

 
 

Dwa hotele (fragment)  

Letnia noc była w stogach. Pod gwiazdami. Oglądałem je długo. Najdłużej. Mógłbym nie 
oglądać. Wystarczyło przewrócić się na brzuch. Wystarczał jeden ruch ciała, by przewróciło 
się niebo, półkula świata. W takich chwilach jednak nie pragnąłem kataklizmów. Mogłem 
patrzeć na gwiazdy bez końca. Były morzem. Mogłem na morze, w morze, bez końca. 
Ulatywałem do niego wysoko. Najwyżej. Nic nie było prócz tego ulatywania. Ulatywałem i to 
było jakby omdlewanie w górę, coraz wyżej. Jaka to była lekkość, o gwiazdy! Pióro, które 
skrzydło lub ogon ptaka zgubiło i teraz ma wszystkie wybiegi. Niedziela po niedzieli 
zapomniana i teraz sama się świętuje. Jakie to było świętowanie, o gwiazdy! Najwyższe. 
Ulatywałem też najwyżej i jeszcze... Kiedy błysk spadającej gwiazdy, gdzieś nad lewą nogą, 
błysk jak klinga, bo to była szpada przecinająca niebo nie tylko, przecinająca wybieg, 
niedzielę i zapomnienie jak cios między oczy, po którym się nie odchodzi, lecz przychodzi do 
siebie. I spadałem. Nisko, coraz niżej, w stóg. Musiałem bardzo nisko upaść, bo zamykałem 
oczy i wtedy spadałem dalej, jeszcze najniżej...  
   
   

Pieśń III  
   

Lato dłużej by żyło  
w falujących żaglach  
złotych słoneczników  
Mgła by nie dusiła czy śnieg  
Smutek nawet  
zdjąłby palce z czarnych klawiszy  
i zamilkł...  
Ej zaszumi kiedyś zaszumi  
świtu różowa muzyka  
Noc się spłoszy z czarnych dziupli  
Stare wierzby wschód podpali  

A teraz  
                 czuwajmy  
Cyt  
Jeszcze zegar nie usnął  

Pieśń V  

W krzywe sosny na pagórkach  
bije wiatr  
Smutno krzywym sosnom  
Taki wieczór choć rano  
idą chmury nisko drogą  
choć rano...  
dzie jesteś ty słoneczko  

background image

Nie widzę ja ciebie  
ni pod strzechą  
ni na niebie  
ani wody wielkiej nie widzę  
tylko noc  
choć rano...  
Krzywe sosny na pagórkach rozdarł wiatr  
W krzywych sosnach płacze ktoś  
   
   

Pieśń VI  

Wymazał deszcz  
jasne oczy gwiazd  
Cichy spokój stawu zmącił  
O jak smutno...  
Mokry chłód w okno puka  
Mokre nuty na szybie  
jak sekundy jesieni spływają  
O jak smutno...  
Porwał deszcz dziecka sen  
Śliczne bajki porwał deszcz  
O jak smutno...  
Szły symfonie mokrych nut  
nie zasnęło dziecko już  
O jak smutno...  
   
   

Debiut Edwarda Stachury, "Helikon", 3 XII 1956. Pierwsza publikacja w wydaniu 
książkowym: Taki wieczór choć rano, wybór Jerzy Koperski, Janusz Żernicki, ANAGRAM, 
Warszawa 1993, s. 14-16. Inna wersja Pieśni V znalazła się w Listach i wierszach Edwarda 
Stachury do Mieczysława Czychowskiego
, "Poezja" 1982 nr 9, s. 51.  
   
   
   
   

Pieśń IV  

                   Panu Bogu - poświęcam  
   

W krzywe sosny na pagórkach  
bije wiatr  
Smutno krzywym sosnom  
Taki wieczór choć rano  
nikt nie śpiewa choć rano  
idą chmury nisko drogą  

background image

choć rano...  
Gdzie jesteś ty słoneczko  
Nie widzę ja ciebie  
ni pod strzechą  
ni na niebie  
ani wody wielkiej nie widzę  
tylko noc  
choć rano...  
Krzywe sosny na pagórkach rozdarł wiatr  
W krzywych sosnach płacze ktoś  
   
   

Inne utwory z Listów i wierszy Edwarda Stachury do Mieczysława Czychowskiego, ,,Poezja'' 
1982 nr 9:  
   
   

*  *  *  

Zapomniałem zapiąć rozporka  
i poszedłem do teatru  
A w teatrze jak w teatrze  
ludzie wiszą na czarnych muszkach  
stąpają po porcelanie  
i gapią się na mnie  
jak na Szekspira  
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  
Cóż różne są drogi do sławy  
   

8.VIII. 1956  

"Poezja" 1982 nr 9 s. 48  
   
   

Zabawy dziecięce  

Jedni oczami umarłych rodziców  
grają w Kulki  
Drudzy cytrynowym żebrakom  
wykradają buty  
Inni z oderwanych skrzydeł motylich  
układają śmiech  
Ci znowu w różowe paluszki biorą sen  
i farbują go na czarno.  
A Bóg stoi obok.  

background image

"Poezja" 1982 nr 9 s. 66  
   
   

*  *  *  

Włóczęga jestem  
co późną nocą  
gwiazdy wykrada  
i rozdaje ubogim  
włóczęga jestem  
bez czapki  
z długimi włosami  
w których noc się bawi z gwiazdami  
stary drelich mam na plecach  
i spodnie wytarte na tyłku  
Dobre duchy - w mych kieszeniach  
no i księżyc  
                  największa złotówka  
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych  
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich  
Bo to przecież xiężyc mi strącił  
xiężycową złotówkę -  
                                    z wysokiej topoli  
Ja żem tylko  
                    kieszeń nadstawił.  
   
   

"Poezja" 1982 nr 9, s. 55-56  
   
   
   

Grabarze wypowiedzieli wojnę nieśmiertelności duszy  

Bóg chciał że umarł organista kościelny  

Dusza jest na pewno na języku  
rzekł jeden  
- co ty  
w uszach -  
- nie  
w oczach -  
- skąd  
w nosie -  
- przepraszam rzekł piąty  
dusza jest w złotych zębach  
I wyjęli grabarze duszę  

background image

- Teraz chodźmy się napić eliksiru życia  

(Autor grabarzy nie wini)  
   
   

"Poezja" 1982 nr 9, s. 65  
   
   
   
   

*  *  *  

Jednakowo piękna jest noc, jak śmiech obłąkanego w tej nocy. ``A piękno jest początkiem 
przerażenia''. Ja jestem owym szalonym, dla którego nieważny jest klucz, którym można 
otworzyć drzwi, a to, że ten klucz mogę wrzucić do studni, a drzwi rozbić głową, dla którego 
nieważna jest kieszeń, do której mogę wsadzić 100 zł, a dziura w kieszeni, którą może 
wylecieć ostatnia nadzieja - zaproszenie na bal samobójców. Wierzę w siebie tak jak nie 
wierzę w ``Świętych obcowanie'' i ``Grzechów odpuszczenie''. Bo ja żadnym kreto i szczurom 
nigdy nie przebaczę. Jeśli jest Bóg, jeśli Bóg mnie stworzył, jestem jego częścią - częścią 
boga i też będę sądził ludzi jak oni będą mnie sądzić. Los kazał mi zostać włóczęgą, matką 
włóczęgi jest poezja. przyjaźń jest dla mnie zbyt szlachetnym uczuciem, bym po Twoim 
milczeniu, mógł jeszcze Cię o coś prosić. Zbliża się już balet biały połnocnych czarownic, a 
ja nadal chodzę w trampkach. Ej przyjaciele moi, przyjaciele. Puszkin miał rację. nie ma 
sprawiedliwości. ``Piękno jest absolutną sprawiedliwością''.  
   
   

"Poezja" 1982 nr 9 s. 66  
   
   
   
   

Credo (recitativo)  
Fragment scenariusza przedstawienia Naprzód, niebiescy, którego część stanowił poemat 
Missa pagana. Finalnie text ten w poemacie się nie znalazł.
  
   
   

Oto credo  
Czyli wierzę  
Ty, co wierzysz  
W co ty wierzysz?  
Ech, jaskółki chyże  
Długo, długoby wyliczać  
Długo, długoby wyliczać  
Tak, jak stąd do Australii  
Albo nawet jeszcze dalej  

background image

Tam, gdzie zielona wyspa Tasmania  
Tam, gdzie zielona wyspa Tasmania  
I z powrotem biegiem tutaj  
tu gdzie rozlana Wisły polana  
W co zatem wierzysz  
Ty, który wierzysz?  
Oto wyznaję  
Ty zaś daj wiarę  
Wierzę w miłość  
Od spojrzenia pierwszego  
Ze sporzeniem drugim  
Jak stal ze stalą  
Z błyskiem skrzyżowanego  
Więc w miłość wierzę  
Wierzę w przyjaciół spod żebra  

W Rafała, Stefana, Wicka, Wacka  
Janusza, Michała, Zbyszka, Jacka  
Przychylimy sobie nieba  
Przychylimy sobie nieba  
Bo tak trzeba  
Więc w przyjaźń wierzę  
W co zatem wierzysz  
Ty, który wierzysz?  
Oto wyznaję  
Ty zaś daj wiarę  
Wierzę że trzeba  
Nie dać się bestii  
Nie dać się bestii  
I nie dać się śmierci  
Nie dać się śmierci  
(I choć można przy tym zginąć  
to nie jest smierć  
Bo śmierć to jest  
Tu w życiu z tym życiem się rozminąć)  
W co zatem wierzysz  
Ty, który wierzysz?  
Oto wyznaję  
Ty zaś daj wiarę  
Wierzę że kiedy  
Tu nam zaśnie  
Niepomiernie zasłużenie  
Łaski pełna Gwiazda Dzienna  
Powędruje człowiek dobry, człowiek chrobry  
Do innej gwiazdy słynnej  
I tak bez końca  
Od Słońca do Słońca  
   
   

background image

"Radar" 1983 nr 43, s. 3  
   
   

Dokąd idziesz? Do słońca!  
   
   

W nocy noc i w ludziach czarna noc  
Blask nie widzi gdzie ma zadać cios  

Jestem tutaj  
Wołam cię  
Jestem tutaj  
Przeszyj mnie  
Promieniu świetlisty złocisty  

Nie strasz mnie jak gdybyś nie miał wzejść  
Wiem żeś tuż pod horyzontem jest  

W lustrze nieba  
widać cię  
W ziemi drżeniu  
Słychać cię  
Promieniu świetlisty złocisty  

Nocy proszę nie przeciągaj już  
Skoro świt do Słońca pora pójść  

Z błyskiem w oku  
będę szedł  
Wprost na ciebie  
będę biegł  
Promieniu świetlisty złocisty  
   
   
   

Nowy dekalog, czyli dziesięć wskazań i dziesięć przeciwwskazań dla ciebie, sieroto 
nieboża, Zygmusiu K.
  
   
   

Człowiek człowiekowi wilkiem!  
Człowiek człowiekowi strykiem!  
Lecz ty się nie daj zgnębić!  
Lecz ty się nie daj spętlić!  

Człowiek człowiekowi szpadą!  
Człowiek człowiekowi zdradą!  

background image

Lecz ty się nie daj zgładzić!  
Lecz ty się nie daj zdradzić!  

Człowiek człowiekowi pumą!  
Człowiek człowiekowi dżumą!  
Lecz ty się nie daj pumie!  
Lecz ty się nie daj dżumie!  

Człowiek człowiekowi łomem!  
Człowiek człowiekowi gromem!  
Lecz ty się nie daj zgłuszyć!  
Lecz ty się nie daj skruszyć!  

Człowiek człowiekowi wilkiem!  
Lecz ty się nie daj, synek!  
Człowiek człowiekowi bliźnim!  
Z bliźnim się możesz zabliźnić!  
   
   

"Kamena" 1972 nr 15. Przedruk w "Kamenie" 1986 nr 24.  
   
   
   
   

 

WYBRANE WIERSZE 
 

Życie to nie teatr 
Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz; 
Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada; 
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra 
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach. 
          To jest gra! 
 
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam; 
Życie to nie tylko kolorowa maskarada; 
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest; 
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć! 
Ty i ja - teatry to są dwa! 
          Ty i ja! 
 
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy. 
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi. 
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle. 
          Bo ty grasz! 
 
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam. 
Cały jestem zbudowany z ran. 

background image

Lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty! 
 
 
 
 
--------------------------------------------------- 
 
 
 
 
Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz; 
Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera; 
Flirt i alkohole, może tańce będą też, 
Drzwi otwarte zamkną potem się. 
          No i cześć! 
 
Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera; 
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram; 
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb; 
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz. 
Ty i ja - teatry to są dwa. 
          Ty i ja! 
 
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy. 
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi. 
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech. 
          Bo ty grasz! 
 
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam. 
Cały jestem zbudowany z ran. 
Lecz gdy śmieje się, to wkrąg się śmieje świat! 
 
Jest już za późno, nie jest za późno 
Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć, 
Tęskność zawrotna przybliża nas. 
Zbiegną się wreszcie tory sieroce naszych dwu planet, 
Cudnie spokrewnią się ciała nam. 
 
Jeszcze zdążymy tanio wynająć małą mansardę 
Z oknem na rzekę lub też na park, 
Z łożem szerokim, piecem wysokim, ściennym zegarem; 
Schodzić będziemy codziennie w świat. 
 
Jeszcze zdążymy naszą miłością siebie zachwycić, 
Siebie zachwycić i wszystko w krąg. 
Wojna to będzie straszna bo Bóg nas będzie chciał zniszczyć, 
Lecz nam się uda zachwycić go. 
 
Jest już za późno! 
Nie jest za późno! 

background image

Jest już za późno! 
Nie jest za późno  
 
 
Zobaczysz
 
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie: 
Zobaczysz! 
Zobaczysz noc w środku dnia, 
Czarne niebo zamiast gwiazd; 
Zobaczysz wszystko to samo, 
Co ja.  
A ziemia, zobaczysz, 
Ziemia to nie będzie ziemia: 
Nie będzie cię nosić.  
A ogień, zobaczysz, 
Ogień to nie będzie ogień: 
Nie będziesz w nim brodzić.  
A woda, zobaczysz, 
Woda to nie będzie woda: 
Nie będzie cię chłodzić.  
A wiatr, zobaczysz, 
Wiatr to nie będzie wiatr: 
Nie będzie cię koić.  
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie: 
Zobaczysz! 
Zobaczysz obcą własną twarz, 
Jakie wielkie oczy ma strach; 
Zobaczysz wszystko to samo, 
Co ja.  
A ziemia, zobaczysz, 
Ziemia to nie będzie ziemia: 
Nie będzie cię nosić.  
A ogień, zobaczysz, 
Ogień to nie będzie ogień: 
Nie będziesz w nim brodzić.  
A woda, zobaczysz, 
Woda to nie będzie woda: 
Nie będzie cię chłodzić.  
A wiatr, zobaczysz, 
Wiatr to nie będzie wiatr: 
Nie będzie cię koić  
I wszystkie żywioły, 
Wszystkie będą ci złorzeczyć: 
Lepiej byś przepadł bez wieści! 
 
Nie brookliński most 
Rozdzierający 
Jak tygrysa pazur 
Antylopy plecy 
Jest smutek człowieczy.  

background image

Nie brookliński most 
Ale przemienić 
W jasny, nowy dzień 
Najsmutniejszą noc - 
To jest dopiero coś!  
Przerażający 
Jak ozdoba świata 
Co w malignie bredzi 
Jest obłęd człowieczy.  
Nie brookliński most 
Lecz na drugą stronę 
Głową przebić się 
Przez obłędu los - 
To jest dopiero coś! 
 
----------------------------------------- 
----------------------------------------- 
-----------------------------------------  
Będziemy smucić się starannie! 
Będziemy szaleć nienagannie! 
Będziemy naprzód niesłychanie! 
Ku polanie!  
 
 
Z nim będziesz szczęśliwsza 
Zrozum to, co powiem 
Spróbuj to zrozumieć dobrze 
Jak życzenia najlepsze, te urodzinowe 
Albo noworoczne, jeszcze lepsze może 
O północy gdy składane 
Drżącym głosem, niekłamane  
Z nim będziesz szczęśliwsza 
Dużo szczęśliwsza będziesz z nim. 
Ja, cóż - 
Włóczęga, niespokojny duch, 
Ze mną można tylko 
Pójść na wrzosowisko 
I zapomnieć wszystko 
Jaka epoka, jaki wiek, 
Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień 
I jaka godzina 
Kończy się, 
A jaka zaczyna.  
Nie myśl, że nie kocham, 
Lub że tylko trochę kocham 
Jak cię kocham, nie powiem, no bo nie wypowiem - 
Tak ogromnie bardzo, jeszcze więcej może 
I dlatego właśnie żegnaj, 
Zrozum dobrze, żegnaj, żegnaj  
Z nim będziesz szczęśliwsza 

background image

Dużo szczęśliwsza będziesz z nim. 
Ja, cóż - 
Włóczęga, niespokojny duch, 
Ze mną można tylko 
Pójść na wrzosowisko 
I zapomnieć wszystko 
Jaka epoka, jaki wiek, 
Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień 
I jaka godzina 
Kończy się, 
A jaka zaczyna.  
Ze mną można tylko 
W dali znikać cicho 
 
Musisz mi pomóc 
Kocham za siebie, kocham za ciebie, 
Kocham jeden za dwoje. 
Słońce po niebie, księżyc po niebie, 
Gwiazdy po niebie, chmury po niebie - 
Wszystko spoczywa na mojej głowie!  
Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, 
Swoją miłością musisz mi pomóc; 
Musisz pokochać mnie więcej, 
Bliżej wyciągnąć kochane ręce 
Musisz!  
Sam nie podołam, sam nie dam rady 
Unieść tyle miłości. 
Księżyc i gwiazdy, chmury i słońce, 
Lody wciąż łamać, ciągle i ciągle, 
Sił mi brakuje, o pomoc proszę!  
Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, 
Swoją miłością musisz mi pomóc; 
Musisz pokochać mnie więcej, 
Bliżej wyciągnąć kochane ręce 
Musisz!  
Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, 
Swoją miłością musisz mi pomóc; 
Musisz pokochać mnie więcej, 
Żebym się nie mógł w głęboką wodę 
Rzucić!  

 
 

background image

Metamorfoza 

Gora 
chmury pekaly czarne 
coraz czarniejsze 
jakby koni frygijskich grozne tabuny 
az grom 
przeszyl obraz nie dokonczony jeszcze 
a model spadal 
glowa w dol 
w plotno 
i wrosl 
w cieple jeszcze kontury 
naglego olsnienia 

To byl juz ranek 
a ty sie smialas do mnie z portretu 

Metamorphosis 

A mountain 
clouds were bursting black 
ever more black 
like terrible herds of Phrigian horses 
until thunder 
pierced the still unfinished painting 
and the model was falling 
head down 
into the canvas 
and grew into 
the still warm contours 
of sudden dazzlement 

It was morning already 
and you were laughing to me from the 
portrait 

  

 

  

[Odnalazly sie marzenia...] 

Odnalazly sie marzenia 
ktore wlozylem kiedys 
do dziurawej kieszeni 
gdy noc 
wielka wrona 
leciala do rzeki przejrzystej-dobrej 
Tamtej nocy 
nietoperze pozarly wszystkie gwiazdy 
biale motyle 
zostaly tylko czarne motyle 
Prawda byla wtedy jak ksiezyc 
toczacy sie po gladkim zwierciadle 
przez cztery tygodnie 
Odnalazly sie marzenia 
gruby kij debowy 

[Dreams were found...] 

Dreams were found 
dreams I once put 
into my pocket with a hole 
when the night 
the big crow 
flew to the river transparent-good 
That night 
bats devoured all the stars 
white butterflies 
only black butterflies were left 
Truth was then like the moon 
rolling on the smooth mirror 
for four weeks 
Dreams were found 
a thick oak stick 

  
  
  

background image

Zabawy dzieciece 

Jedni oczami umarlych rodzicow 
graja w kulki 
Drudzy cytrynowym katatryniarzom 
wykradaja buty 
Inni z oderwanych skrzydel motylich 
ukladaja usmiech 
Ci znowu w rozowe paluszki biora sen 
i farbuja go na czarno 
A bog stoi obok 

Children's Games 

Some play marbles with their 
dead parents' eyes 
Others steal the shoes of the lemon 
hurdy-gurdy men 
Others yet form a smile with plucked-off 
butterfly wings 
Or pick a dream with their pink little fingers
and dye it black 
And god is standing nearby 

  

 

  

[Co noc…] 

Co noc 
kiedy schodza do knajp kolednicy 
na wodke sledzia i dziwki 
w dalekich miastach Orionu 
Arlekin paznokcie gryzie do krwi 
i szczury przyzywa 
na piszczalkach swoich nog 

To znak ze nie dosyc fioletu 
zapachu mydla 
chleba i laskotania nozdrzy 

A tam 
kolednicy 
wchodza w kufle zlotego piwa 
i zebami w uda zarlocznie 

[Each night…] 

Each night 
when carolers descend to bars 
for vodka herring and sluts 
in the far cities of Orion 
Harlequin bites his fingernails to blood 
and calls the rats 
on the fifes of his legs 

It’s a sign that there’s not enough purple 
or smell of soap 
or bread and tickle of nostrils 

And there 
the carolers 
enter glasses of golden beer 
and with their teeth the thighs voraciously 

  

 

  

background image

[W kontemplacji aluminium...] 

W kontemplacji aluminium 
miesci sie rowniez skandynawski ogrod 
Hesperyd 
i dachy powolne lsniacym salamandrom 
ktore deszcz namaszcza 
wonna przyneta na nozdrza 
a mozliwe ze na stopy lunatykow 

Wspomnialem ogrody 
bo moga nie wierzyc sceptycy 
w pozne powracanie okazalosci jesiennej 
i dzbany pelne ociekajaca smukloscia 
na karki wysoko pokornych kobiet 
a mozliwe ze na stopy lunatykow 

[In contemplating aluminum…] 

In contemplating aluminum 
there is also the Scandinavian garden of 
Hesperides 
and slow roofs like glossy salamanders 
which the rain anoints 
with sweet lure for nostrils 
and maybe for the feet of the lunatics 

I mentioned the gardens 
for skeptics may not believe 
in late return of autumn bounty 
and full jars dripping slenderness 
on the necks of haughty humble women 
and maybe on the feet of the lunatics 

  

 

  

Skandynawia 

Dlonie Normanow umuzycznia Sibelius 
Na drugiej harfie 
mleko swych wlosow 
rozpuszcza sniezyca 

Lodowe platki chryzantem 
na ozorach psow usypiaja w ogrody 
Tu nie ma Gangesu 
lecz sa renifery 
o rogach wzorzystych jak fiordy 
albo kaprys Joanny 

Joanna harfa ostatnia 
Joanno zaplacz nade mna 

Scandinavia 

The hands of the Normans are music by 
Sibelius 
On the second harp 
the blizzard spreads 
the milk of her hair 

Ice petals of chrysanthemums 
on dogs’ tongues fall asleep into gardens 
Here there is no Ganges 
but there are reindeer 
with antlers patterned like fjords 
or Joanna’s caprice 

Joanna the last harp 
Joanna, cry for me 

  

 

  

background image

Wlosy 

Rzeka przeplywa 
miedzy oczami ryb 
jak tecza 
albo niezagojone ciecie po nozu 

Plywaja po niej 
wielkie serca baobabow 
kola wozow 
a takze ciezkie kandelabry 
rogow utopionych jeleni 

Moje lzy 
jak okruchy chinskiej porcelany 
tona wirujac powoli 

Hair 

The river flows 
between eyes of fish 
like a rainbow 
or a knife cut unhealed 

Floating on it 
are great hearts of baobabs 
cart wheels 
and also heavy candelabra 
of the horns of drowned deer 

My tears 
like small flakes of china 
sink swirling slowly 

 
 

Proba wniebowstapienia 

Przyjdz do mnie jawnogrzesznico 
bede cie rozdzieral powoli 
na wszelkie nadzieje kolorow i zespolenie 

moze zakwitniesz nad ranem 
piekna dusza slonecznika 

Attempt at Ascension 

Come to me harlot 
I will slowly tear you apart 
into all hopes of colors and into fusion 

perhaps you will bloom at dawn 
with the beautiful soul of a sunflower 

  

 

  

background image

[Niebo to jednak studnia...] 

Niebo to jednak studnia 
a wiec tyle cembrowin 
ile smutku i gwiazd 

Lecz najsmutniej jest wtedy 
kiedy skalpel ksiezyca 
otwiera oblok 
jak brzuch delfina 

[The sky is a well after all… ] 

The sky is a well after all 
and so as much well-casing 
as sadness and stars 

But the saddest is when 
the scalpel of the moon 
opens a cloud 
like a dolphin's belly 

  

 

  

Jesien 

Zanurzac zanurzac sie 
w ogrody rudej jesieni 
i liscie zrywac kolejno 
jakby godziny istnienia 

Chodzic od drzewa do drzewa 
od bolu i znowu do bolu 
cichutko krokiem cierpienia 
by wiatru nie zbudzic ze snu 

I liscie zrywac bez zalu 
z usmiechem cieplym i smutnym 
a maly listek ostatni 
zostawic komus i umrzec 

Autumn 

To submerge submerge oneself 
into the gardens of red autumn 
and to pick off leaves one by one 
as if the hours of being 

To walk from tree to tree 
from pain and back to pain 
softly in step of suffering 
to keep the wind asleep 

And to pick off leaves without sorrow 
with a smile both warm and sad 
and the last little leaf 
to leave for someone and die 

  

 

  

background image

Zachod slonca w Prowansji 

Moj ojciec zabijal krolika 
sprawiedliwie i tuz za uszami 
a jakze powolniej umieraly 
wysmukle swieczniki drzew tujowych 
i zbocza lagodne 
jak oczy mongolskich naloznic 
Ulatywaly z dymem 
tulipany snutych zachwytow 
dopoki ksiezyc... 
o, ksiezyc 
jak podrzucona wysoko lapka krolika 

Sunset in Provance 

My father used to kill the rabbit 
with justice and right behind the ears 
and how much slower died 
the slender candlesticks of thujas 
and gentle slopes 
like eyes of Mongolian concubines 
The tulips of spinned enchantment 
flew away with the smoke 
until the moon… 
oh, the moon 
like a rabbit’s paw tossed up into the air 

  

 

  

Pejzaz 

Usypia horyzont w kaciku twych ust 
i powracaja chmury i slonce 
lagodniejsze polwyspy prosic 
o miekkie nory twoich oczu 
na legowisko 

W dalekich krajach 
biale dlonie mnichow 
zarzynaja mlode daniele 
i na kamiennych posadzkach swoich domow 
rozkladaja skory miekkie 
dla jednej stopy twojej 

Rano kiedy szyje pondosisz leniwie 
rece zlodziei podsuwaja ci 
grzebienie z kosci sloniowej 
i najpiekniejsze konie 
przybiegaja pod okno 

 
  

Landscape 

Horizon's asleep in the corner of your mouth 
and the clouds and the sun return 
to ask the more gentle peninsulas 
for the soft burrows of your eyes 
as a lair 

In faraway lands 
white hands of monks 
slaughter young fallow deer 
and on the tile floors of their homes 
they spread soft skins 
for your one and only foot 

In the morning when you softly raise your 
neck 
the hands of thieves offer you 
ivory combs 
and the most beautiful horses 
run up to the window 

 

 


Document Outline