background image

Tytuł oryginału: 

Merry Christmas 
Pierwsze wydanie: 
Harlequin Presents 1997 

Redaktor serii: 
Krystyna Barchańska 
Korekta: 
Janina Szrajer 

Ewa Popławska 

© 1997 by Emma Darcy 
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin 

Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1999 

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji 
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. 
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu 
z Harlequin Enterprises II B.V. 
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek 

podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych 

- jest całkowicie przypadkowe. 

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin 
i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone. 
Skład i łamanie: Studio Q 

Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona 

ISBN 83-7149-487-4 
Indeks 360325 
ROMANCE - 454 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

- Wujku Nick, pytałeś, co bym chciała dostać na 

Gwiazdkę. Pamiętasz? - odezwała się zaczepnym tonem 
Kimberly. 

Nick nie lubił, kiedy jego dwunastoletnia siostrzenica 

przybierała taką wojowniczą postawę. Jak wiele dziewcząt 
w jej wieku, naprawdę umiała być przykra i nieznośna. 
Odkąd Rachel przyszła do nich na niedzielny obiad, Kim­
berly demonstracyjnie zamknęła się w swoim pokoju i sie­
działa tam z ponurą miną, nie wystawiając nosa na ze­
wnątrz. Teraz nagle pojawiła się w salonie. Widać było, 
że za wszelką cenę pragnie zakłócić spokój wujka i jego 
gościa. 

- No i co? - mruknął niezobowiązująco zza płachty 

gazety, by ukryć uczucie złości, jakie go ogarnęło. 

Dziennik, który czytała Rachel, opadł z szelestem na 

podłogę. Nick był pewien, że jego przyjaciółka obdarzyła 
w tym momencie dziewczynkę pogodnym, zachęcającym 
uśmiechem. Na próżno się stara, pomyślał. I tak nie prze­
kona małej do siebie. 

- Chcę dostać moją prawdziwą mamę - oznajmiła 

Kimberly. 

background image

6 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Dosłownie go zamurowało. Serce zaczęło mu bić 

w piersi jak oszalałe, w głowie poczuł kompletną pustkę. 

Na szczęście zasłonięty był płachtą gazety, dzięki czemu 
siostrzenica nie mogła zobaczyć w tym momencie wyrazu 

jego twarzy. Szybko jednak otrząsnął się z zaskoczenia 

i zaczął rozważać, dlaczego dziewczynka wpadła na taki 
pomysł. Czy była to tylko zabawa w podchody, fanta­
zje typowe dla nastolatek, czy też naprawdę coś wiedzia­
ła? Opuścił gazetę i popatrzył na nią z udawanym zdzi­

wieniem. 

- O czym ty mówisz? - spytał niedbałym tonem. 

Kimberly najwyraźniej przejrzała jego grę. Nick zrozu­

miał to, widząc groźne błyski w jej oczach. 

- Doskonale wiesz, o czym mówię, wujku. Po śmierci 

mamy i taty adwokat musiał cię o wszystkim poinformo­
wać. W przeciwnym wypadku nie mógłbyś zostać moim 
prawnym opiekunem. 

Nick na wszelki wypadek postanowił zachować jeszcze 

ostrożność. 

- O czym niby miałby mnie informować adwokat? 

- zapytał. 

- O tym, że jestem adoptowanym dzieckiem - cisnęła 

mu prosto w twarz siostrzenica. 

Wyraźnie się zmieszał. Kimberly nie miała prawa o ni­

czym wiedzieć. Jego siostra aż do przesady dbała o to, by 
całą sprawę trzymać w najgłębszej tajemnicy. Po koszmar­
nym wypadku, który zdarzył się rok temu, Nick postano­
wił nie wyjawiać sekretu, dopóki Kimberly nie ukończy 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

osiemnastu lat. Uznał, że dość już przeżyła, tracąc w dra­
matycznych okolicznościach oboje rodziców. Dodatkowe 
obciążenia mogłyby jeszcze bardziej osłabić jej i tak moc­
no naruszone poczucie bezpieczeństwa. 

- Gdzieś na świecie żyje moja prawdziwa mama - po­

wiedziała Kimberly. Z urazą popatrzyła na Rachel. - To 
z nią chciałabym spędzić Boże Narodzenie - zwróciła się 
ostrym tonem do Nicka. 

Zrozumiał, że czeka go naprawdę poważna rozmowa, 

więc odłożył gazetę i spojrzał w oczy swojej siostrzenicy. 

- Od jak dawna o tym wiesz? - zapytał spokojnie. 
- Od wieków - burknęła dziewczynka. 
- Kto ci przekazał tę informację? - Nick zadał na­

stępne pytanie. 

Z pewnością zrobił to Colin, pomyślał. Szwagier był 

łagodnym człowiekiem, niemal całkowicie zdominowa­

nym przez swoją żonę, jednakże zachował wrodzoną god­
ność i prawość, dzięki czemu kierował się w życiu zasa­
dami, które uważał za słuszne. 

- Nikt nie musiał mi mówić - odparła wyniośle Kim­

berly. - Sama wszystko odkryłam. 

Czyżbym za wcześnie skapitulował? - pomyślał Nick. 

Jakim cudem Kimberly zdołałaby bez niczyjej pomocy 
wpaść na trop swego pochodzenia? 

Gdyby ktoś szukał do adopcji dziecka, które byłoby 

podobne do członków swojej przybranej rodziny, nie 
mógłby trafić lepiej. Kimberly śmiało można by uznać za 

jedną z rodu Hamiltonów. Była wysoka i długonoga, jak 

background image

8 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Nick i jego siostra, Denise, miała takie same gęste, czarne 
włosy i nawet charakterystyczne zakola u ich nasady, któ­
re Hamiltonowie dziedziczyli z pokolenia na pokolenie. 
Zielone oczy, zamiast ciemnobrązowych, mogły stanowić 
wypadkową koloru tęczówek matki i ojca, gdyż Colin 
miał oczy orzechowe. Gdyby siostra oznajmiła Nickowi, 
że Kimberly jest jej rodzoną córką, nawet nie przyszłoby 
mu na myśl, by to kwestionować. 

Dlaczego więc zrobiła to Kimberly? 

- Mogłabyś mi wyjaśnić, co cię skłoniło do podobnego 

wniosku? - poprosił spokojnie. 

- Fotografie - odparła z przekonaniem, że oto przed­

stawia niezbity dowód na potwierdzenie swoich konkluzji. 

Nie miał pojęcia, o czym siostrzenica mówi. 
Kimberly podbiegła do stolika, gdzie stała patera 

z owocami, którymi Nick poczęstował Rachel, porwała 
z niej wisienkę, włożyła ją do ust i zaczęła żuć ostentacyj­
nie. Przycisnęła ramiona do ledwo rozwiniętych dziew­
częcych piersi i z wojowniczym błyskiem w oczach cze­
kała na reakcję dorosłych. 

Burza wisiała w powietrzu. 
Nick zerknął na Rachel. Młoda kobieta taktownie uda­

wała brak zainteresowania niesnaskami w jego rodzinie. 
Patrzyła w balkonowe okno, z którego roztaczał się rozle­
gły widok na zatokę w Sydney. Jednakże była mimowol­
nym świadkiem całej sceny. Nick poczuł nagle, że mimo 
intymnych stosunków, jakie łączą go z tą kobietą, wolałby 
teraz pozostać z siostrzenicą sam na sam. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- To ściśle prywatna, rodzinna sprawa... - zaczął. 
- Jasne. - Rachel szybko poderwała się z krzesła i ze 

zrozumieniem uśmiechnęła się do Nicka. - Zostawiam 
was samych. 

Docenił jej takt. Wspaniała z niej kobieta, pomyślał. 

Zdolna, inteligentna, mająca doskonałe kontakty z ludźmi. 

Jedynie Kimberly nieustannie wprawia ją w zakłopotanie. 
Łączą nas nawet zainteresowania zawodowe. 

Rachel Pearce była bowiem doradcą inwestycyjnym, zaś 

Nick bankowcem. Oboje mieli po trzydzieści kilka lat. Mo­
gliby stanowić znakomitą parę, jednakże... w ich związku 
brakowało jakichś nieuchwytnych, magicznych więzi. 

Kiedy Rachel wstała z krzesła, promienie słoneczne roz­

świetliły jej kasztanowe włosy, dzięki czemu prosta, krótka 
fryzura przypominała imponujący, miedziany hełm. 

Jaka ona w dodatku szykowna i pełna seksu, pomyślał 

Nick. Naprawdę nie wiem, czego więcej mógłbym ocze­
kiwać od kobiety? Mimo to nie powinienem jej wtajemni­
czać w takie rodzinne sekrety, jak adopcja Kimberly. Je­
szcze na to za wcześnie. 

Nick również podniósł się z krzesła, gotów przejąć kon­

trolę nad sytuacją. 

- Dziękuję ci, że nas odwiedziłaś, Rachel - powiedział. 
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję... 

- Zerknęła na Kimberly, która właśnie częstowała się na­
stępną wisienką, zdecydowanie ignorując gościa swojego 
wuja. Rachel spojrzała smutnym wzrokiem na Nicka, bez­
radnie wzruszyła ramionami i skierowała się do wyjścia. 

background image

10 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Nawet jeśli moja prawdziwa mama mnie nie zechce, 

i tak nie pozwolę, żebyś mnie posłała do tej twojej szkoły 
z internatem! - krzyknęła Kimberly. - Nie myśl sobie, że 
tak łatwo się mnie pozbędziesz. 

Rachel zamarła w progu drzwi salonu. 
Nick nareszcie zrozumiał, dlaczego Kimberly jest dziś 

taka agresywna. Poprzedniego wieczoru rzeczywiście roz­
mawiał z Rachel na temat wyboru szkoły dla siostrzenicy 
i Kimberly, mimo iż od dawna powinna być w łóżku, mu­
siała ich podsłuchiwać. 

- Nikt nie zamierza się ciebie pozbywać. Chodzi nam 

wyłącznie o twoje dobro - wyjaśnił rzeczowo. 

- O wasze dobro - podkreśliła dziewczynka. - Nie je­

stem głupia, wujku. 

- Masz rację. Dlatego pragnę cię posłać do najlepszej 

szkoły. 

- Większość dziewcząt uznałaby to za przywilej - do­

dała z naciskiem Rachel. - Ja czułam się wyróżniona, bę­
dąc uczennicą PLC. 

- Trele-morele - odparowała Kimberly. - Powiesz 

wszystko, bylebym tylko z wami nie mieszkała. Myślisz, 
że nie wyczuwam, kiedy ktoś mnie nie chce? 

- Dość tego - rzucił ostrzegawczo Nick. 
Wiedział, że Rachel bardzo się starała dogadać z jego 

siostrzenicą, ale jakoś nie umiały znaleźć wspólnej płasz­
czyzny porozumienia. 

- Dlaczego mam mieszkać w internacie, wujku? - na­

ciskała Kimberly. - Jeśli naprawdę zależy ci tylko na mo-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

11 

im wykształceniu, mogłabym chodzić do tej szkoły i po 
lekcjach wracać do domu. Przecież PLC znajduje się 
w Sydney. 

- Zbyt wiele czasu spędzasz sama - odparł. - Przyda­

łoby ci się towarzystwo rówieśniczek. 

- To twój pomysł czy panny Pearce? - spytała zjadliwie. 
- Zamierzałem porozmawiać o tym z tobą po świę­

tach. Nie powinnaś podsłuchiwać. 

- Gdyby mama Denise chciała posłać mnie do drogiej, 

prywatnej szkoły, zrobiłaby to już dawno temu - powie­
działa drżącym głosem dziewczynka. W jej oczach zalśni­
ły łzy. - Mama i tata mnie kochali. Dla ciebie jestem kulą 
u nogi, wujku. 

Żal w głosie Kimberly nie był udawany. Nicka ogarnął 

smutek. Ani on, ani nikt inny nie był w stanie zastąpić 
dziecku rodziców. Sam także cierpiał po śmierci Denise 
i szwagra. Miał tylko jedną siostrę, która w dodatku wy­
chowała go w zastępstwie zmarłej matki. Colin zaś od 
początku małżeństwa we wszystkim wspierał brata żony. 
Po ich odejściu Nick z ogromnym wysiłkiem próbował 
włączyć do swojego życia nastoletnią dziewczynkę, lecz 
nie żałował, że podjął się tego zadania i wziął na siebie 
odpowiedzialność. 

- Mylisz się, Kimberly - zapewnił ją. - Jesteś mi po­

trzebna jak nikt inny na świecie. 

- Nie wierzę - zachlipała dziewczynka. - Niespodzie­

wanie zwaliłam ci się na kark i teraz próbujesz przerzucić 
mnie gdzie indziej. 

background image

12 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Nieprawda. 

Kimberly wierzchem dłoni otarła z oczu łzy, rozmazu­

jąc je po całej twarzy. 

- Jeśli moja prawdziwa mama zechce być ze mną, raz 

na zawsze pozbędziesz się kłopotu. Ty i twoja przyjaciółka 
nie będziecie musieli zajmować się dłużej cudzym dziec­
kiem. - Popatrzyła złowrogo na Rachel. - Tak samo nie 
chcę ciebie, jak ty mnie, panno Pearce. 

Rachel westchnęła ciężko. Czuła się bezsilna wobec 

wrogiej postawy siostrzenicy Nicka. 

- Idź już - poradził jej spokojnie. 
- Przykro mi, Nick. 
- Nie martw się, to nie twoja wina. 
- Jasne, bo to ja jestem winna! - Ton głosu Kimberly 

niebezpiecznie balansował na granicy histerii. - Zepsułam 
wam randkę. To ja powinnam sobie stąd pójść! 

Pędem ruszyła ku drzwiom. Nick odwrócił się, by za­

trzymać biegnącą dziewczynkę, lecz jego ramię zawisło 
w powietrzu, gdyż mała była szybsza. Minęła stojącą 
w progu salonu Rachel i z impetem dopadła drzwi wej­
ściowych. Przystanęła tylko na chwilę, by krzyknąć: 

- Jeśli cokolwiek ci na mnie zależy, wujku Nick, przy­

prowadzisz mi na Gwiazdkę moją prawdziwą mamę. Mo­
że nam wszystkim wyjdzie to na dobre! 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Dziś także nie przyszedł ten długo oczekiwany list od 

Denise Graham, w którym miały być najnowsze informa­
cje o Kimberly i fotografie dokumentujące kolejny rok jej 
życia. 

Meredith Palmer ogarnął niepokój. Jeszcze próbowała 

z nim walczyć. Weszła do mieszkania i zamykając drzwi, 
odcięła się w ten sposób od reszty świata. Ponownie prze­
rzuciła pocztę wyjętą przed chwilą ze skrzynki. Świątecz­
ne kartki, wyciągi bankowe, reklamowe broszurki. Kiedy 
zawartość wszystkich kopert leżała już na stoliku, Mere­
dith zrozumiała, że niestety, nie pomyliła się. Nie było 
żadnej przesyłki od Denise Graham. 

List i zdjęcia przychodziły zwykle w ostatnim tygodniu 

listopada. Powtarzało się to niezmiennie przez ostatnie 

jedenaście lat. Tymczasem był już czternasty grudnia 

i dręczące Meredith nieokreślone uczucie, że zaszło coś 
złego, szybko zmieniało się w pewność. Denise Graham, 

przynajmniej taka, jaką Meredith poznała dzięki listom, 
wydawała jej się osobą niezwykle skrupulatną i sumienną. 
O ile więc przesyłka od niej nie zaginęła w powodzi świą-

background image

14 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

tecznej korespondencji, w domu Grahamów naprawdę 
zdarzyło się jakieś nieszczęście. 

Czyżby jakaś poważna choroba? A może wypadek? 
Poczuła bolesny ucisk w gardle. Dobry Boże, spraw, 

żeby tylko nic złego nie spotkało Kimberly, modliła się 
gorąco. Czeka ją przecież wspaniałe życie. Meredith 
szczerze w to wierzyła. Jedynie ta nadzieja łagodziła żal 
matki, która niegdyś zgodziła się oddać w obce ręce swoje 
dziecko. 

Należy odrzucić najczarniejszy scenariusz. Być może 

odszedł adwokat, który zajmował się prawną stroną 
adopcji, a potem został łącznikiem między Meredith a no­
wą rodziną jej córeczki. Zawsze, kiedy zmieniała adres, 
co zdarzyło się przynajmniej z sześć razy, zanim oszczę­
dziła dość pieniędzy, by kupić obecne mieszkanie, zawia­
damiała o tym prawnika, a on potwierdzał otrzymaną in­

formację. Jeśli teraz jego miejsce zajął ktoś mniej skrupu­
latny, być może zaniedbał dopełnienia obowiązków. 

Meredith podeszła do biurka, stojącego w rogu salonu, 

i wyjęła notatnik z telefonami. Dziś było już za późno, by 
kontaktować się z kancelarią adwokacką, postanowiła jed­
nak, że zrobi to jutro z samego rana i od razu poczuła się 

lepiej. 

Konstruktywne działanie zawsze jest lepsze niż próżny 

niepokój, jednakże Meredith nie umiała całkiem pozbyć 
się obaw. Włączyła telewizor, by wysłuchać wieczornych 
wiadomości, lecz nie dotarło do niej ani jedno słowo. Ze 

zdziwieniem popatrzyła na trzymany w ręku pusty kieli-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 15 

szek. W ogóle nie pamiętała, kiedy wypiła nalane doń 
wino. Pomyślała, że warto przygotować sobie jakiś posi­

łek. Podeszła do lodówki, otworzyła drzwiczki i przez 
chwilę bezmyślnie gapiła się na jej zawartość. W końcu 
zrozumiała, że podjęcie decyzji, jakie produkty wyjąć, by 
ugotować coś na kolację, przekracza jej możliwości. 
Zamknęła więc lodówkę i zrezygnowała z gotowania. 
Musiał jej wystarczyć ser, pikle i krakersy. 

Wiedziała, skąd bierze się jej niepokój. Formalnie nie 

miała żadnych praw, by upominać się o informacje doty­
czące córeczki. Jeśli Denise Graham postanowiła prze­
rwać korespondencję, Meredith musiała przyjąć to z po­
korą. Cała umowa między obiema kobietami opierała się 
na zaufaniu. Wynikała ze współczucia, jakim przybrana 
matka darzyła tę rodzoną, która musiała oddać swoje 
dziecko. Jeśli adwokat z jakichś powodów polecił Denise, 
by zerwała wszelkie kontakty z naturalną matką Kimberly, 

Meredith nic nie mogła zrobić. 

Poczucie bezradności i beznadziei pozbawiło ją apety­

tu. Siedziała odrętwiała, pogrążona w ponurych rozmyśla­
niach. Nie od razu zareagowała na dźwięk dzwonka. Zerk­
nęła na zegarek. Było kilka minut po ósmej. Nie oczeki­
wała dziś żadnego gościa i nie miała ochoty, by ktokol­
wiek składał jej wizytę. Pomyślała jednak, że to któryś 
z sąsiadów potrzebuje pomocy, więc w końcu postanowiła 
otworzyć drzwi. 

Jako osoba samotna nauczyła się zachowywać środki 

ostrożności. Założyła w drzwiach solidny łańcuch, by nikt 

background image

16 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

niepożądany nie mógł wtargnąć do domu. Zerknęła więc 
przez niewielką szparę i - jakby w szczelinie materii cza­
su - zobaczyła mężczyznę, którego już nigdy w życiu nie 
spodziewała się ujrzeć. 

Ich oczy się spotkały. Tylko ten jeden mężczyzna umiał 

wzbudzić w Meredith tyle uczuć naraz: podniecenie, na­

dzieję, oczekiwanie... 

Podobnie było trzynaście lat temu. Kiedy teraz wpatry­

wała się w niego, wydawało jej się, że czas nagle zaczął 
się cofać. Aż do bólu ściskała klamkę, by nie stracić do 
końca poczucia rzeczywistości. 

- Przepraszam, czy mam przyjemność z panną Mere­

dith Palmer? - Znajomy głos poruszył uśpione od dawna 
struny w duszy Meredith, przywołał wspomnienia cudow­
nej bliskości, przynależności do kochanej osoby. 

Mężczyzna nie rozpoznał jej. Nie miała co do tego 

wątpliwości. Gdyby było inaczej, nie zwróciłby się do niej 
tak oficjalnie. Kiedyś nazywał ją Merry. Swoją Szczęśliwą 
Gwiazdką. To zdrobnienie kojarzyło się jej z najwspanial­
szymi świętami Bożego Narodzenia*, jakie kiedykolwiek 
przeżyła. 

- Tak - potwierdziła. 
Dotąd cierpiała na myśl o tym, co zdarzyło się trzyna­

ście lat temu. Jaki szok przeżyła, kiedy siostra Nicka przy­
sięgła, że brat po wypadku całkiem zapomniał o swojej 
szesnastoletniej kochance. Meredith nie miała żadnych 

Merry Christmas (ang.) - Wesołych Świąt Bożego Narodzenia (przyp. tłum.). 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

17 

szans sprawdzić, czy Denise mówi prawdę, czy kłamie, 
ponieważ ukochany natychmiast po opuszczeniu szpitala 
wyjechał na dwuletnie stypendium do Stanów Zjednoczo­
nych. Nawet nie wiedział, że zostanie ojcem. 

- Nazywam się Nick Hamilton - powiedział i raptem 

zamilkł, jakby chciał pozbierać myśli i zastanowić się, po 
co naprawdę tu przyszedł. 

Meredith poczuła bolesny ucisk w żołądku. Wizyta Ni­

cka musiała mieć związek z Kimberly. Czyżby odkrył, że 

jest jego córką? A może małej przydarzyło się coś złego 

i Nick miał ją o tym powiadomić? 

- Jestem bratem Denise Graham - dodał. 
- Bratem Denise - powtórzyła. - Zatem przyszedł pan 

w sprawie Kimberly. Przesyłka... - z trudem przełknęła 
ślinę - powinna była dotrzeć dwa tygodnie temu. 

- Wiem o tym - odparł ze współczuciem. - Czy mogę 

wejść? Tyle spraw musimy wyjaśnić. 

Pokiwała głową. Od trzynastu lat marzyła o tym, by ten 

mężczyzna się pojawił. Teraz marzenie się ziściło. No i co 
z tego? 

- Co się dzieje z Kimberly? - spytała, otwierając sze-

rzej drzwi, by wpuścić Nicka do środka. 

- Wszystko jest w porządku - zapewnił szybko. -

Przykro mi, że pani się martwiła, panno Palmer-

Meredith zamrugała powiekami, by powstrzymać na-

pływające do oczu łzy. Nikt z jej bliskich nie wiedział, że 

jest matką, jako że z nikim nie umiała dzielić tej bolesnej 

tajemnicy. Któż zresztą potrafiłby zrozumieć tęsknotę mat-

background image

18 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

ki za dzieckiem, którego nigdy nawet nie tuliła w ramio­
nach? Przed laty zmuszono ją przecież, żeby dla dobra 
maleństwa natychmiast po urodzeniu oddała je do adopcji. 

- Dziękuję za dobrą wiadomość - wykrztusiła i ge­

stem ręki wskazała Nickowi drogę do salonu. 

Nie chciała, by zauważył, jak bardzo ją poruszyła jego 

bliskość, zrozumienie i współczucie, które jej okazał. 
Z przesadną starannością zamykała wejściowe drzwi. 
Solidny zamek chronił ją przed złodziejami i włamywa­
czami, ale nie zdołał uchronić przed zmorami przeszło­
ści... A przeszłość ta w osobie Nicka właśnie wkroczyła 
w progi jej domu. Meredith nie miała pojęcia, co będzie 
dalej. 

- Ładne mieszkanie - zauważył uprzejmie Nick. 

Meredith zaśmiała się histerycznie. Banalny komple­

ment wypowiedziany przez dawnego kochanka przywołał 

ją do rzeczywistości. Odetchnęła głęboko, by opanować 

emocje i zaczęła odgrywać rolę układnej pani domu. 

- Dziękuję - odparła. 
Popatrzyła na swojego gościa. Stał w niewielkim holu 

prowadzącym do saloniku, zwrócony do niej profilem, 
i przez króciutką chwilę zobaczyła znowu dwudzie­
stodwuletniego Nicka Hamiltona. Ona miała wtedy szes­
naście lat i oboje świata poza sobą nie widzieli. 

Od tamtej pory upłynęło dużo czasu. Nick nadal był 

porażająco przystojny, lecz w jego czarnych włosach lśni­
ły gdzieniegdzie srebrne nitki. Rysy jego twarzy wyostrzy­
ły się, stały się bardziej dojrzałe. Ubrany był w kosztowny, 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 19 

elegancki garnitur. Strój świadczył o tym, że dobrze mu 
się wiodło. Prawdopodobnie był już żonaty i miał dzieci. 

Meredith nieraz myślała o tym, że ukochany ułożył 

sobie życie, dlaczego więc teraz serce ją zabolało? Może 
dlatego, że Nick był tak blisko i tak samo jak niegdyś 
magnetyzował ją spojrzeniem ciemnych oczu. Owych pa­
miętnych letnich wakacji gotowa była pójść za nim na 
koniec świata. 

Ciekawe, jakie teraz zrobiła na nim wrażenie? Nie była 

już taka młoda; nagle poczuła się w dodatku mało atra­

kcyjna i zaniedbana. Po całym dniu pracy jej cera nie 
wyglądała zbyt świeżo, tusz do rzęs rozmazał się, pozo­
stawiając pod oczami ciemne smugi. Fryzurę także miała 

w nieładzie; nie czesane od rana gęste włosy, które niegdyś 

kojarzyły się Nickowi z plastrem miodu, przypominały 
teraz raczej rozwichrzoną strzechę. Buty zsunęła z nóg tuż 
po powrocie do domu, stała więc teraz w samych poń­
czochach. 

Na szczęście strój ratował jej honor. W jedwabnej bluz­

ce w geometryczne wzory, które powtarzały się na dole 
spódnicy, wyglądała naprawdę elegancko. W niczym nie 
przypominała nastolatki w skąpym plażowym kostiumie. 
Dla niej także czas nie stanął w miejscu. 

- Przepraszam, że tak się w panią wpatruję - odezwał 

się Nick. - Ale pani i Kimberly jesteście do siebie uderza­

jąco podobne. Obie macie oczy o takim samym niespoty­

kanym odcieniu zieleni. Aż trudno uwierzyć... 

- Sądziłam, że ona jest bardziej podobna... 

background image

20 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Do ciebie, chciała powiedzieć, ale na szczęście w porę 

ugryzła się w język. Przecież Nick nie miał pojęcia, że jest 
ojcem Kimberly. A gdyby się o tym dowiedział? Czy 
zmieniłoby to jego życie? 

- Gdybym kiedykolwiek panią spotkał, z pewnością 

bym to pamiętał - oświadczył niespodziewanie. Jeszcze 
raz uważnym spojrzeniem obrzucił całą jej postać. - Tak, 
to na pewno chodzi o te oczy - szepnął bardziej do siebie 
niż do Meredith. 

Pragnęła krzyknąć, że przecież się spotkali, że byli 

bardzo blisko, ale oczywiście nie odważyła się tego zrobić. 

- Przepraszam za moje zachowanie. Czuję się trochę 

skrępowany, bo nigdy dotąd nie znalazłem się w podobnej 
sytuacji - wyznał Nick z czarującym uśmiechem. - Za­

zwyczaj nie brakuje mi ogłady. 

- Proszę się rozgościć - powiedziała Meredith, kieru­

jąc się w stronę kuchni. - Podać panu coś do picia? Może 

kieliszek wina? Chyba że woli pan kawę albo herbatę... 

Była spięta i starała się to zamaskować konwencjonal­

nym zachowaniem. 

Nick zawahał się przez chwilę, jakby grając na zwłokę. 
- A czy pani napije się ze mną wina? - spytał. 
- Chętnie. - Meredith bardzo pragnęła przedłużyć ich 

spotkanie, jakkolwiek bolesne i bezowocne by ono było. 

Przyniosła z lodówki otwartą butelkę białego wina, za­

dowolona, że może się czymś zająć. Obecność Nicka kom­
pletnie wytrąciła ją z równowagi. Po co on tu przyszedł? 
Czego od niej chce? 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 21 

Nick krążył po salonie, to przystając przed biblioteczką 

i uważnie lustrując jej zawartość, to podziwiając roślinne 
kompozycje dzieła Meredith czy też wspaniały widok na 
ocean, jaki roztaczał się z panoramicznych okien jej apar­

tamentu. 

Ciekawe, czy mu się u mnie podoba, pomyślała. 
Jak to przypadek rządzi życiem człowieka. Gdyby tak 

wcześnie nie zaszła w ciążę i nie musiała porzucić szkoły, 
by zniknąć ludziom z oczu, pewnie nigdy nie zajęłaby się 
kwiaciarstwem. Tymczasem trafiła do domu siostry swojej 
macochy. Siostra mieszkała w Sydney, gdzie prowadziła 
kwiaciarnię. Meredith pomagała jej w pracy i wtedy właś­
nie odkryła w sobie talent, który później zaowocował cał­

kiem dochodowym biznesem. 

- Czy pani dzieli z kimś ten apartament? - zapytał. 
- Nie. Cały należy do mnie - odparła z dumą. 
Eleganckie, samodzielne mieszkanie dobitnie świad­

czyło o tym, że jest w pełni niezależną kobietą sukcesu. 

Wiele czasu, pracy i serca włożyła w jego urządzenie, 

starannie dobierając każdy element wyposażenia. Pragnęła 
stworzyć wnętrze przytulne, jasne i kolorowe, co w pełni 

jej się udało. Dobrze się czuła w swoim mieszkaniu i to 

było najważniejsze. Właściwie nieistotne, co Nick sądzi 
o nim. Zniknął z jej życia trzynaście lat temu, zatem uwa­
żała, że nie miał prawa czegokolwiek krytykować. 

- Proszę, to pańskie wino. - Meredith przesunęła kie­

liszek po blacie łączącym kuchnię z salonem. 

- Dziękuję - powiedział Nick. - Czy pani wyszła za 

background image

22 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

mąż? - zapytał, sięgając po kieliszek. Jeszcze raz uważnie 
rozejrzał się dokoła, jakby oceniał wartość wnętrza, w któ­
rym przebywał. 

- Nie - odparła krótko. - To mieszkanie i wszystko, co 

mam, zawdzięczam własnej ciężkiej pracy i odrobinie szczę­
ścia. A pan? Czy osiągnął pan coś wyłącznie dzięki kobiecie? 

W pewnym sensie na pewno tak, pomyślała. Siostra 

rozpostarła nad nim parasol ochronny, nie uświadamiając 
mu nawet faktu, że ponosi odpowiedzialność za młodą 
kobietę i dziecko. Dzięki temu, nie troszcząc się o nic, 
mógł swobodnie zająć się swoją karierą. Denise Graham 
posunęła się nawet do tego, że sama zaopiekowała się jego 
córeczką. 

- Przepraszam, nie to miałem na myśli - tłumaczył się 

zmieszany Nick. 

- Dlaczego zatem pan mnie sprawdza? - spytała bez 

ogródek. - Czego pragnie pan się dowiedzieć? 

Nick skrzywił się nieznacznie. 

- Oboje musimy poradzić sobie z niezwykle delikatną 

sytuacją. Chciałbym ustalić, co sądzi pani o spotkaniu 
z Kimberly. Czy nie wpłynęłoby ono niekorzystnie na ży­
cie, jakie teraz pani prowadzi. 

Meredith poczuła nagły zawrót głowy. Czy aby się nie 

przesłyszała? Nick naprawdę proponuje jej spotkanie z có­
reczką? Do tej pory żywiła nieśmiałą nadzieję, że może 
kiedyś, w przyszłości, gdy Kimberly będzie pełnoletnia 
i samodzielna, zdoła ją zobaczyć. Ale teraz, gdy mała 
miała zaledwie dwanaście lat? 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

23 

- Czy pańska siostra na to pozwoli? - spytała z obawą. 

- Moja siostra i szwagier prawie rok temu, tuż przed 

Bożym Narodzeniem, zginęli w wypadku samochodo­
wym - wyjaśnił spokojnie Nick. - Od tamtej pory ja opie­

kuję się Kimberly. 

Meredith zamarła. Denise i Colin Grahamowie nie ży­

ją. Od niemal dwunastu miesięcy. Tyle razy w tym czasie 

myślała o nich, wyobrażała sobie, jak żyją szczęśliwie 
jako rodzina, dzieląc tę radość z dzieckiem, jej córeczką. 

Cieszą się tym, co dla niej, Meredith, jest niedostępne. 
A tymczasem ich nie było już wśród żywych. Kimberly 

przez cały rok pozbawiona była matki, pozbawiona swo­

ich przybranych rodziców... 

- Zostałem uznany prawnym opiekunem siostrzenicy 

- kontynuował Nick. - O pani nic nie wiedziałem. Nie 

miałem pojęcia, że moja siostra regularnie kontaktuje się 

z rodzoną matką adoptowanego dziecka. 

Przymknęła oczy. Trudno jej było znieść myśl, że Nick 

nie zdaje sobie sprawy, z kim ma do czynienia. Niewiele 
brakowało, by nigdy nie dowiedział się o jej istnieniu... 

- Dopiero dziś otrzymałem pani adres od prawnika. 

Początkowo nie chciał mi go dać. Przekonywał mnie, że 

śmierć Denise automatycznie przerwała jakiekolwiek re­

lacje między panią a moją rodziną. Radził, bym nie pró­
bował ich utrzymywać. 

O Boże! - jęknęła w duchu Meredith. A więc chodziło 

o strach. Bali się, bym nie wtargnęła w ich życie... 

- Dlaczego więc jednak skontaktował się pan ze mną? 

background image

24 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- spytała słabym głosem. Gorycz przepełniała jej serce. 
Nawet po śmierci przybranych rodziców nie miała żad­
nych praw do swojego dziecka. 

- Zrobiłem to na prośbę Kimberly. Chciałaby... 
Uniosła nieco powieki, by popatrzeć na twarz Nicka. 

Malował się na niej niechętny grymas. Był przeciwny 
temu spotkaniu. Przyszedł na nie wbrew radom prawnika, 
wbrew własnym przekonaniom. 

- Chciałaby... mieć obok siebie swoją prawdziwą mat­

kę... na Boże Narodzenie. 

Na Boże Narodzenie. Tylko na Boże Narodzenie. Tak 

jak jej ojciec... Meredith poczuła przeszywający ból 

w piersiach. Ścisnęła dłońmi kuchenny blat, ale nie star­
czyło jej siły, by utrzymać się na nogach. Zemdlała. 

Nick podniósł nieprzytomną Meredith z podłogi i od­

ruchowo przytulił ją do piersi. Mięśnie mu stężały. Nie 
z powodu wysiłku. Meredith mimo wysokiego wzrostu 
nie była ciężka; miała delikatną, kruchą budowę ciała 

i ważyła niewiele. Tylko to dziwne wrażenie, że tutaj, 
w jego ramionach, zawsze było jej miejsce... 

Przecież to bez sensu. Nigdy przedtem nie spotkał 

tej kobiety, więc skąd się wzięło uczucie, że właśnie 
ona była postacią z jego snów, która teraz objawiła mu się 

jako istota z krwi i kości. Może stąd, że miała takie same 

oczy jak Kimberly? Dlatego wydała mu się kimś zna­

jomym? 

Czynił sobie wyrzuty, że mówiąc prosto z mostu, w ja-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

25 

kiej sprawie przyszedł, zachował się zbyt obcesowo, nie 
licząc się z uczuciami i wrażliwością tej kobiety. Meredith 
wystarczająco zdenerwował brak wiadomości od Denise; 

nagła wizyta jej brata jeszcze bardziej ją poruszyła, mimo 
iż Nick zapewniał, że z Kimberly wszystko jest w porząd­

ku. Na efekt nie trzeba było długo czekać. 

Nie stój jak baran, skarcił sam siebie. Rusz się i zacznij 

działać. Trzeba ocucić zemdloną. 

Sofa w salonie okazała się zbyt krótka, żeby można 

było na niej wygodnie ułożyć Meredith. Powinien zanieść 

ją do sypialni. Obok jednego z regałów dostrzegł lekko 

uchylone drzwi, więc skierował się w ich stronę. 

Poruszyła się, kiedy ostrożnie kładł ją na łóżku. Z jej 

gardła wydobył się przeciągły jęk. Brzmiało w nim tyle 
cierpienia, że serce krajało mu się z żalu. Ujął dłoń Mere­
dith, lekko ściskając bezwładne palce, jakby chciał jej 

w ten sposób przekazać swoje ciepło i siłę, dać sygnał, że 
nie jest sama. 

Pomyślał, że powinien podać jej szklankę wody. Roze­

jrzał się dokoła, szukając drzwi do łazienki, i aż go zamu­

rowało. Na wszystkich ścianach sypialni wisiały fotografie 

przedstawiające Kimberly. Od najwcześniejszego dzieciń­
stwa niemal po dzień dzisiejszy. 

Większość z tych zdjęć oglądał już przedtem, i to wiele 

razy, jednakże dopiero w takiej ilości robiły niesamowite 
wrażenie. 

Przypomniał sobie błagalny głosik Kimberly i jej wy­

powiedziane przez łzy słowa: „Jeśli moja prawdziwa ma-

background image

26 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

ma zechce być ze mną..." Zdjęcia na ścianach świadczyły 
o tym, że słowo „zechce" nawet w części nie wyrażało 
bolesnego pragnienia obcowania z własnym dzieckiem, 

jakie żywiła Meredith. 

Nick zaczął rozmyślać o prawach moralnych i legal­

nych. Uważał Kimberly za członka swojej rodziny, ale 
w o ile większym stopniu była ona nim dla kobiety, która 
wydała ją na ten świat? A jeśli dla dziewczynki chęć spot­
kania się z matką jest tylko chwilowym kaprysem? 

Hector Burnside, wieloletni doradca prawny Denise, 

radził mu, by pozostawił wszystko tak, jak jest. 

- Nie wiesz, w co się pakujesz - ostrzegł. - Grunt mo­

że okazać się grząski. 

Z pewnością kierował się doświadczeniem. W ciągu 

wielu lat praktyki zawodowej zdążył poznać różne strony 
ludzkiej natury. Nick stanął przed poważnym dylematem. 

Obiecał Kimberly, że przekaże jej odpowiedź od rodzonej 
matki. Nie wiedział, czy dotrzymując obietnicy, spełni 
marzenia, czy też przywoła koszmary. Było już jednak za 

późno, by się wycofać z obranej drogi. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

To nie był tylko sen. Nick naprawdę trzymał ją za rękę. 
Fala ciepłych uczuć, która zalała Meredith, zmyła 

strach przed nieznanym i uspokoiła myśli, kotłujące się 
w jej głowie. Początkowo bardzo się zmieszała, kiedy 
stwierdziła, że leży w łóżku, a Nick siedzi tuż obok niej, 
szybko jednak przypomniała sobie, co się wcześniej 
zdarzyło. 

- Chyba zemdlałam - powiedziała ze zdziwieniem. 
Głos Meredith wyrwał Nicka z zadumy. Gwałtownie 

uniósł głowę i popatrzył na nią. 

- Tak. Nadal jest pani bardzo blada. Przynieść pani 

szklankę wody? 

Meredith spróbowała unieść się nieco i podeprzeć na 

łokciu. Cały pokój zawirował jej przed oczami. Bezradnie 
opadła z powrotem na poduszkę. 

- Bardzo proszę - odparła słabym głosem. - Może po­

czuję się nieco lepiej. - Zacisnęła powieki, walcząc z na­
pływającymi mdłościami. - Przepraszam - wyszeptała. 

- To wszystko moja wina. - Nick podniósł się z łóżka. 

- Zaraz wracam. 

Szok i zbyt dużo wina na pusty żołądek, doszła do 

background image

28 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

wniosku Meredith. Pożałowała, że tak niewłaściwie się 
odżywia. Nie chciała, by Nick uznał ją za osobę chorowitą, 
niezdolną sprostać trudnym sytuacjom. Gotów jeszcze raz 
przemyśleć, czy może, choćby na krótko, spotkać się 
z Kimberly. 

Tęsknota za córką przepełniała jej serce tak bardzo, że 

gotowa była na każde cierpienie, byle tylko móc ją zoba­
czyć, posłuchać jej głosu, poznać myśli i uczucia... 

Co będzie, jeśli wywarła na Nicku niekorzystne wraże­

nie? Jeśli zmieni zdanie i odwoła swoją propozycję? Wte­
dy straci jedyną szansę, by spotkać się z Kimberly. Zde­
cydowana zapobiec temu za wszelką cenę, spuściła nogi 
z łóżka i stanęła, próbując odzyskać równowagę. Zanim 
Nick wrócił do sypialni ze szklanką wody, była już w sta­
nie ją wypić. 

Odstawiła pustą szklankę na nocny stolik i chciała po­

dziękować Nickowi za troskę, kiedy zorientowała się, że 
nie patrzy na nią, lecz z grymasem na twarzy przygląda 
się fotografiom, zapełniającym całą ścianę nad łóżkiem. 

Meredith zdawała sobie sprawę, jak ta ekspozycja musi 

przytłaczać kogoś, kto nie obcował z nią na co dzień. Nie 
oczekiwała, by ktokolwiek rozumiał jej matczyną potrzebę 
podpatrywania, choćby w tak ograniczonym zakresie, ży­
cia utraconego dziecka. Wiedziona instynktem nikomu jej 
nie prezentowała. 

- Nie zapraszałam pana do tego pokoju - powiedziała, 

uprzedzając potencjalne zarzuty Nicka. - To prywatne 
miejsce. Nikt nie ma tu wstępu! - zawołała. - Pan obcuje 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 29 

z Kimberly na co dzień. Ja zaś tylko dzięki tym fotogra­
fiom mogę obserwować rozwój mojej córki. 

Dopiero w tej chwili, słuchając rozpaczliwych wyjaś­

nień Meredith, Nick zrozumiał, co ta kobieta musiała prze­
żywać od dnia narodzin Kimberly, pojął ogrom jej rozpa­

czy i tęsknoty za utraconym dzieckiem. 

- Zdecydowałam się oddać ją do adopcji, bo myślałam, 

że tak będzie dla niej najlepiej. To nie znaczy, że mniej ją 
przez to kochałam - oświadczyła z pasją Meredith. 

- Przykro mi - burknął zmieszany Nick. - Nie wie­

działem... nie sądziłem... - Wykonał ręką jakiś nieokre­
ślony gest. - Przepraszam, że nie byłem lepiej... przygo­
towany do naszego spotkania. 

Skąd ojciec jej dziecka, który pojawił się nagle i zapro­

ponował jej spotkanie, o jakim nawet nie śmiała marzyć, 
mógł wiedzieć, ile to dla niej znaczyło? Cierpiała tylko, 
patrząc na niego, czując jego bliskość, która przywoływała 
wspomnienie podwójnej straty. 

- Nie chciałem wdzierać się w pani prywatność - po­

wiedział. - Przeniosłem panią do sypialni, by mogła pani 

dojść do siebie. Jeśli woli pani zostać teraz sama... 

Zrobił krok do tyłu, jakby chciał wyjść z pokoju. 
Meredith ogarnęła panika. Czyżby Nick pragnął sko­

rzystać z okazji i uciec, gdyż zaistniała sytuacja go prze­
rosła? Straciłaby jedyną szansę spotkania córki. Za nic nie 
wolno jej do tego dopuścić. 

- Błagam, niech pan nie wychodzi. Obiecuję, że już 

nie zemdleję - dodała drżącym głosem. 

background image

30 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Nick patrzył na nią przenikliwie, niemal przewiercał ją 

spojrzeniem na wylot. Deprymowało to Meredith, pozba-j 

wiało resztek pewności siebie. Zostań, błagała go w du-j 
chu. Musimy się jakoś porozumieć. 

- Poczekam na panią w salonie - odparł Nick. 
Wyraźnie jak najszybciej chciał opuścić pomieszcze-

nie, które go przytłaczało. 

Odetchnęła z ulgą, słysząc te słowa. Jej policzki zaró­

żowiły się nieco, nadając twarzy świeży, zdrowy wygląd. 

- Idę z panem. - Wstała szybko, bojąc się stracić 

Nicka z oczu choćby na chwilę. - Zjem kolację i od razu 
poczuję się lepiej. 

Wstając z łóżka, zachwiała się nieco. Nick natychmiast 

był tuż obok niej, gotów służyć pomocnym ramieniem. 

- Proszę się na mnie oprzeć - polecił. - Podprowadzę 

panią do sofy. Potem przyniosę pani coś do jedzenia. Musi 
mi tylko pani powiedzieć, co mam wyjąć z lodówki. 

- Sama to zrobię - zaprotestowała słabo. 
- Nie ma mowy. - Nick zdecydowanie przejął kontrolę 

nad sytuacją. 

Początkowo Meredith chciała okazać swoją niezależ­

ność. Teraz uznała, że właściwie nie jest to ważne. Jeśli 
Nick się nią zajmie, ona zyska trochę czasu, by w pełni 
dojść do siebie i zrobić na nim wrażenie osoby odpowie­
dzialnej, zdolnej sprostać spotkaniu z Kimberly. Tylko to 
się liczy. 

Wsparła się zatem na ramieniu Nicka i poczuła, jak 

w tym momencie stwardniały mu mięśnie. Niewątpliwie 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

31 

zareagował tak na jej dotyk, tylko dlaczego? Z niechęci 
do jakiegokolwiek fizycznego kontaktu z nią czy też z po­
żądania? Niegdyś pragnął jej aż do bólu. 

O czym ty myślisz, kiedy jest tyle ważniejszych spraw, 

skarciła samą siebie. 

Mimo to, kiedy szli razem do salonu, przez cały czas 

była boleśnie świadoma bliskości Nicka i nic nie mogła 
na to poradzić. Wdychała zapach jego wody po goleniu, 
tej samej, której używał przed laty. Przypominała sobie, 

jak wówczas ów mężczyzna doprowadzał ją do utraty 

zmysłów, wyostrzając je jednocześnie, tak że każda woń 
stawała się bardziej intensywna, kolor jaśniejszy, dźwięk 
mocniejszy, dotyk bardziej... 

Odetchnęła z ulgą, kiedy Nick posadził ją w końcu na 

sofie, a sam szybko udał się do kuchni, jakby i on miał 
dosyć ich bliskości, tyle że z całkiem innych powodów 
niż ona. 

- Wystarczy mi kanapka - zawołała, widząc, jak Nick 

studiuje zawartość jej lodówki. - Chleb leży na dolnej 
półce. 

Nick wyjął bochenek chleba, masło, paczkę sera pokro­

jonego w plasterki i pomidory, potem włączył opiekacz. 

Widać było, że swobodnie porusza się po kuchni. Cieka­
we, jak sobie radzi na co dzień, pomyślała Meredith. Czy 

jest żonaty? 

Śmiało mogła zadać mu to pytanie, ale nie zrobiła tego. 

Z niechęcią pomyślała o jakiejś kobiecie u jego boku. 
Przypomniała sobie, jak nieszczęśliwa była, próbując do-

background image

32 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

gadać się ze swoją macochą. Ciekawe, czy Kimberly cierpi 
tak samo jak ona niegdyś. Straciła rodziców, którzy ją 
wychowywali, a teraz musi przebywać z obcą kobietą, 

która zbytnio o nią nie dba, toleruje jej obecność jedynie 
ze względu na Nicka. 

Meredith z własnego doświadczenia wiedziała, jak czu­

je się dziecko niechciane przez macochę. Właśnie ta sytu­

acja mogła skłonić Kimberly do poszukiwania biologicz­

nej matki. 

W jaki sposób jednak w ogóle dowiedziała się o jej 

istnieniu? To niepodobne do Denise Graham, by wyjawiła 

prawdę dziecku, które wychowywała jako własną córkę. 
Nick Hamilton może mieć do powiedzenia na ten temat 
więcej, niż jest skłonny przyznać. 

- Od jak dawna Kimberly wie, że jest adoptowanym 

dzieckiem? - spytała. Przeczucie podpowiadało jej, że 
dziewczynka zdobyła tę wiedzę już po śmierci przybra­
nych rodziców. 

- Odkryła prawdę tydzień przed wypadkiem, w któ­

rym zginęli Denise i Colin - odparł Nick. - Widocznie 
Denise przeglądała fotografie i zastanawiała się wraz 
z mężem, które z nich pani wysłać. Kimberly podsłuchała 
ich rozmowę i ze strzępków informacji ułożyła sobie cały 
obrazek. - Nick zasępił się. - Od dziecka miała brzydki 
zwyczaj podsłuchiwania rozmów dorosłych. Była jedyna­
czką, brakowało jej towarzystwa rodzeństwa, i może dla­

tego... 

- Czy powiedziała przybranym rodzicom o swoim od-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 33 

kryciu? - przerwała Nickowi Meredith. Z niepokojem po­
myślała, że Kimberly mogła przecież poczuć się winna 
temu, co się później stało. 

Nick pokręcił głową. 
- Chciała najpierw sama wszystko przemyśleć. Zasta­

nowić się, jak wykorzystać tę wiedzę. 

Odetchnęła z ulgą. Przynajmniej Kimberly nie będzie 

żyła obciążona świadomością, że w jakikolwiek sposób 
przyczyniła się do śmierci przybranych rodziców. 

- Potem cały jej dotychczasowy świat legł w gruzach 

- kontynuował Nick. - Zaszło tyle zmian, że dziewczynka 

instynktownie trzymała się tego, co było jej znane, zamiast 
tropić jakieś fantasmagorie. 

- To znaczy, że pan z nią o tym nie rozmawiał? 
- Uznałem, że lepiej tego nie robić. Utrata jednych 

rodziców była dla Kimberly wystarczająco bolesnym 
przeżyciem. Nie chciałem powiększać jej bólu. - Nick 
skrzywił się nieznacznie. - Jak się okazało, mała sama 

borykała się ze swoim odkryciem. Zaledwie kilka dni temu 
powiedziała mi o wszystkim. 

Meredith obserwowała z salonu, jak jedyny mężczy­

zna, którego kochała, szykuje dla niej kanapki, i zastana­
wiała się, co poczuł, kiedy Kimberly wystąpiła z nieocze­
kiwaną prośbą, by odnalazł jej prawdziwą matkę. Z pew­
nością nie był na to przygotowany. Jednakże Nick Hamil­
ton nie unikał drażliwych spraw. Umiał stawiać im czoło 
i postępować tak, jak uważał za słuszne. Kiedy Meredith 
dowiedziała się, że jest w ciąży, nie wątpiła, że Nick za-

background image

34 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

chowa się jak mężczyzna. Ślepo wierzyła w jego odwagę 
i poczucie odpowiedzialności. 

- Naprawdę ci się roi, że ten zamożny chłopak po 

college'u zostanie z tobą? - kpiła jej macocha. - Natych- j 
miast dał drapaka, kiedy mu uświadomiłam, ile masz lat. 
Tacy jak on nie wikłają się w afery z wiejskimi szesnasto- j 
latkami, które były dla nich jedynie wakacyjną przygodą. 

Jednakże Meredith ani wtedy, ani teraz nawet przez 

chwilę nie myślała, że Nick „dał drapaka". 

To prawda, przeżył szok, kiedy się dowiedział, ile ona 

ma naprawdę lat. Meredith pozwalała mu wierzyć, że jest 
o wiele starsza. Wyglądała dość poważnie. Tak desperacko 

pragnęła ofiarować Nickowi wszystko, czego pragnął, że 
powtarzała sobie, iż w miłości wiek nie ma znaczenia. 

Nick był innego zdania. Przedstawił Meredith swoje 

racje. Miała jeszcze dwa lata do matury, a potem, gdyby 
zamierzała kontynuować edukację, czekały ją studia. Nic 
nie powinno jej krępować podczas dokonywania życio­
wych wyborów. Miłość, która ich łączy, musi jeszcze po­
czekać. 

Dał jej swój adres, żeby mogli wysyłać sobie bożonaro­

dzeniowe życzenia, jeśli oboje będą chcieli podtrzymać 
znajomość. To wszystko. Żadnych zobowiązań do czasu, 
póki Meredith nie skończy dwudziestu jeden lat... 

- Dlaczego mamy czekać tak długo? - zaprotestowała. 

- Przecież już za dwa lata będę pełnoletnia. 

- To za wcześnie - odparł ze smutkiem Nick. - Całe 

życie stoi przed tobą otworem. Jeszcze nie wiesz, co chcia-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 35 

łabyś z nim zrobić. Czułbym się podle, gdybym ci prze­

szkodził w realizacji twoich planów. Ja również nie mogę 
dłużej tu pozostać. Im bardziej się zaangażujemy, tym 
trudniej będzie nam się rozstać. 

Wyjechał nazajutrz po tym, jak jej macocha nakryła ich 

w intymnej sytuacji. Urządziła wtedy karczemną awantu­
rę, oskarżając Nicka o wykorzystywanie nieletniej. Nick 
przeżył szok, ale mimo to nie pozwolił, by nieżyczliwa 
kobieta zbrukała to, co dla nich było pięknym i wzniosłym 
przeżyciem. Opuszczając Meredith, zrobił jej nadzieję na 

wspólną przyszłość, jeśli ich miłość przetrwa próbę czasu. 
Zostawił także swój adres. Trudno zatem uznać, że „dał 
drapaka". 

Meredith zdawała sobie sprawę, że wiadomość o tym, 

iż zostanie ojcem, będzie dla niego kolejnym szokiem. 
Zawsze przecież używał zabezpieczenia. Nie miała poję­
cia, jak to się stało, że zaszła w ciążę, jednak była pewna, 
że Nick jej nie zawiedzie. Był taki troskliwy, odpowie­
dzialny i honorowy. Nie mieściło jej się w głowie, że 

mógłby ją zostawić na lodzie. 

Nawet teraz, po tylu latach, czuła ból, wracając myśla­

mi do Gwiazdki, która nadeszła po narodzinach jej dzie­
cka. Niecierpliwie oczekiwała kartki od Nicka. Spodzie­
wała się, że poda jej swój adres w Ameryce, a wtedy ona 
poinformuje go o tym, co się zdarzyło. Wyobrażała sobie, 

jak Nick wsiada w samolot, wraca do domu, odbiera 

dziecko od swojej siostry. Potem oboje biorą ślub i... 

Życzenia od Nicka nigdy nie nadeszły. Meredith otrzy-

background image

36 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

mała jedynie od Denise pierwszą obiecaną przesyłkę ze 
zdjęciami Kimberly. 

Powoli zaczęła więc godzić się z faktem, że Denise j 

Graham powiedziała jej prawdę: Nick nie pamiętał nic 
z tego, co zdarzyło się podczas pamiętnych wakacji 

w okresie Bożego Narodzenia. Być może rzeczywiście 
stracił pamięć lub też świadomie wykreślił dawną kochan­
kę ze swojego życia. Jakkolwiek było, nie mogła już zmie­
nić decyzji w sprawie oddania dziecka. Klamka zapadła. 

Rok później Meredith uległa jednak pokusie, by poje­

chać pod podany jej niegdyś przez Nicka adres. Minęły 

właśnie dwa lata od jego wyjazdu do Ameryki, miała więc 
nadzieję, że zdążył już wrócić. Postanowiła stanąć z nim 
twarzą w twarz i nareszcie się dowiedzieć, czy nadal ją 
kocha, czy też o niej zapomniał. Tymczasem zastała drzwi 
zamknięte na kłódkę. Grahamowie wyprowadzili się i nikt 
z sąsiadów nie wiedział, dokąd. Urwał się ostatni ślad, jaki 
mógł zaprowadzić Meredith do ojca jej dziecka. 

Powtarzała sobie, że życie musi toczyć się dalej. Żyła 

więc, pracowała, a w wolnych chwilach oddawała się ma­
rzeniom, których nie zdołała pogrzebać. Wyobrażała sobie 
powrót Nicka i szczęśliwe zakończenie ich historii. 

No i wrócił. Stał przed nią jak całkiem obcy człowiek. 

Naprawdę nie pamiętał, że niegdyś się znali, że tyle ich 
łączyło. Pojawił się w jej domu na prośbę dziecka, które 
uważał za swoją siostrzenicę. 

Kiedy Nick z tacą pełną kanapek podszedł do sofy, na 

której siedziała Meredith, jej serce zaczęło bić tak szybko, 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

37 

iakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Nick pochylił 
się, by postawić tacę na stoliku do kawy. Długie rzęsy, 
które Kimberly po nim odziedziczyła, rzucały cień na 
smagłe policzki. Meredith niemal czuła na wargach dotyk 

pełnych, zmysłowych ust, przypomniała sobie gorące, peł­
ne pasji pocałunki... Broniła się przed pożądaniem, które 
nagle ogarnęło ją z niepohamowaną siłą. 

- Czy pan jest żonaty? - spytała. Jeśli okaże się, że 

Nick jest zajęty, może przestanie o nim myśleć, przestanie 
go pragnąć i skupi się wyłącznie na omówieniu szczegó­

łów spotkania z Kimberly. 

- Nie - odparł krótko, siadając w fotelu po drugiej 

stronie stołu. 

Chwilowe uczucie ulgi, jakie ogarnęło Meredith na 

dźwięk tego krótkiego słowa, szybko minęło. Przecież 
w dzisiejszych czasach nie wszyscy biorą ślub. 

- A może mieszka pan na stałe z jakąś kobietą? 
- Nie - odparł znowu, przyglądając się jej uważnie. Me­

redith miała nadzieję, że nie zauważył, jaką radość sprawiło 

jej to oświadczenie. - Zatrudniłem panią, która opiekuje się 

Kimberly po południu, kiedy mała wraca ze szkoły. Zajmuje 
się nią także wieczorami, jeśli ja muszę dokądś wyjść. Teraz 
też są razem. Nieźle dogadują się ze sobą. 

Nick wyraźnie chciał zapewnić Meredith, że jest do­

brym opiekunem swojej osieroconej siostrzenicy. Uśmie­
chnęła się, prawidłowo odczytując jego intencje. 

- Cieszę się - odparła. Sama nie wiedziała, co napra­

wdę w tej chwili czuje. 

background image

38 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Nick wpatrywał się w nią tak intensywnie, że uśmiech 

powoli znikał z jej twarzy. 

- Proszę jeść - zakomenderował szorstkim tonem. 

Meredith szybko chwyciła kanapkę, zadowolona, że ma 

czym zająć ręce. Ser i pomidory nigdy dotąd tak bardzo 

jej nie smakowały. 

Życie nagle otwarło przed nią nowe możliwości, więc 

postanowiła z nich skorzystać. 

Nick Hamilton znów był blisko niej, jako prawny opie­

kun ich córki. W dodatku nie związany z inną kobietą. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Nick wpatrywał się w rozjaśnioną uśmiechem twarz 

Meredith i ponownie nie mógł oprzeć się wrażeniu, że 
skądś zna tę kobietę. Był pewien, że nigdy dotąd się nie 
spotkali. Nie wierzył w te różne bzdury o znajomości 
w poprzednim wcieleniu, mimo to nie umiał w racjonalny 
sposób wytłumaczyć uczuć, które nim teraz miotały. Na­
wet niewinny dotyk jej dłoni wywoływał w nim dreszcze. 
Dlaczego tak się działo? Fizycznie Meredith nie była prze­
cież bardziej atrakcyjna niż Rachel. Zbyt szczupła, nie 
miała ani tych ponętnych krągłości, co jego przyjaciółka, 
ani jej urody. Mimo to działała na niego porażająco i nic 
nie mógł na to poradzić. 

Poczuł się zmęczony wizytą; zapragnął, żeby jak naj­

szybciej się skończyła. Właściwie nie musiał jej przedłu­
żać, skoro okazało się, że nic nie stoi na przeszkodzie 
spotkania córki z matką. Jednakże Bóg tylko wiedział, 
czym to wszystko się skończy. 

Nick natomiast wiedział jedno: Kimberly za nic nie 

ustąpi. Tak długo będzie nalegać na spotkanie, aż w końcu 
do niego dojdzie. Właściwie czułby się nie w porządku, 

background image

40 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

gdyby je uniemożliwił, choć bał się, że sprawy wymkną 
mu się spod kontroli. 

- Czy najbliższa sobota odpowiada pani? - spytał. -

Moglibyśmy spotkać się w trójkę w porze lunchu. 

Twarz Meredith jeszcze bardziej się rozjaśniła. Jej blask 

skojarzył się Nickowi z bożonarodzeniową choinką. 

- Każdy dzień i każda pora mi odpowiada - odparła 

żarliwie. 

Nick zmarszczył brwi. Odpowiedź Meredith wydała 

mu się cokolwiek nie przemyślana. 

- Czyżby pani nigdzie nie pracowała? 
- Prowadzę własny interes i dzięki temu mogę dowol­

nie rozporządzać swoim czasem - powiedziała szybk 
i nie bez pewnej dumy w głosie. 

- Czym się pani zajmuje? - Kimberly z pewnością bę 

dzie chciała to wiedzieć, Nick także poczuł ciekawość. 

- Mam firmę o nazwie „Czar zieleni". Współpracuj 

z hotelami i restauracjami, którym aranżuję zieleń w ic 
wnętrzach. 

Niezły interes. Nick popatrzył uważniej na niewielką 

kwiatową kompozycję umieszczoną na stoliku do kaw 
Już wcześniej wpadła mu w oko. Niby nic wielkiego: trzy 
piękne kwiaty różnej długości skomponowane z kilko 
rodzajami liściastych gałązek. Elegancja i prostota. 

- To pani dzieło? - upewnił się. 
- Tak. Podoba się panu? 
- Nawet bardzo. Czy ukończyła pani jakieś studia 

tystyczne? 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 41 

Meredith wyraźnie ucieszyła reakcja Nicka. 

- Nie. Wszystkie umiejętności nabyłam w czasie lat 

praktyki. 

- Cóż, jak widać, praktyka jest najlepszym nauczycie­

lem - stwierdził. - Ma pani wrodzony talent artystyczny. 

- Lubię tę pracę. - W zielonych oczach Meredith za­

lśniły wesołe iskierki. - Obcowanie z roślinami dostarcza 
człowiekowi tyle radości. Potrafią ożywić każde, najbar­
dziej nawet ponure wnętrze. 

Ty także, pomyślał. Zastanawiał się, czy w życiu Me­

redith jest jakiś mężczyzna. Nie była zamężna i nie mie­
szkała z nikim na stałe, ale to jeszcze wcale nie znaczyło, 
że jest osobą samotną. Mogła mieć z kimś podobny układ 

jak on z Rachel. Nagle, nie wiedzieć czemu, ta myśl go 

zirytowała. Zupełnie irracjonalnie zapragnął, żeby oboje 
byli całkiem wolni. Muszę jak najszybciej stąd wyjść, 
uznał. Meredith zjadła już kanapki, jej cera przyjemnie się 
zaróżowiła. Wszelkie objawy omdlenia minęły. Mógł 
z czystym sumieniem opuścić jej mieszkanie. 

- Czy zna pani tę restaurację w pobliżu gmachu opery? 
- Tak. 

Nick postanowił, że usiądą na odkrytym tarasie pod 

parasolem. Podejrzewał, że matka i córka mogą być spięte 
podczas pierwszego spotkania. Uznał, że piękny widok na 
zatokę i kolorowe tłumy spacerowiczów pozwolą rozluź­
nić nieco atmosferę. 

- Zatem jesteśmy umówieni. Zarezerwuję stolik na 

dwunastą. - Nick wstał, łagodząc uśmiechem swoje dość 

background image

42 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

nagłe wyjście. - Wątpię, żeby Kimberly mogła czekać 
dłużej. Teraz też nie mogę nadużywać jej cierpliwości. 
Wiem, że nie położy się spać, dopóki nie wrócę i nie zdam 

jej szczegółowych relacji na pani temat. 

- Oczywiście. - Meredith również podniosła się z so­

fy, by odprowadzić gościa do drzwi. - Mam nadzieję... 
- Zamilkła na chwilę, w jej oczach pojawił się wyraz tak 
ogromnej tęsknoty, że Nick poczuł ostre ukłucie w sercu. 
- Proszę powiedzieć Kimberly, że z niecierpliwością 
oczekuję naszego spotkania. Jestem panu ogromnie wdzię­
czna, panie Hamilton. 

Nawet okruchy z pańskiego stołu są lepsze niż nic, 

pomyślał Nick. 

W drodze do domu nie mógł się pozbyć tej ponurej 

myśli. Nigdy przedtem nie zastanawiał się, jak czuje się 
matka, zmuszona oddać swoje dziecko do adopcji. Przez 
cały czas miał przed oczami ściany sypialni Meredith 

wytapetowane zdjęciami Kimberly. Niewątpliwie ciężko 
przeżyła oddanie obcym ludziom swojej córeczki. Co ją 

skłoniło do podjęcia tak dramatycznej decyzji? Czy pod­

jęła ją sama, czy też stała się ofiarą czyichś nacisków? 

Może purytanska rodzina, która pozamałżeńską ciążę nie­
letniej uznała za niewyobrażalną hańbę, odmówiła dziew­
czynie wszelkiej pomocy przy wychowywaniu maleństwa. 

Meredith musiała być bardzo młoda, kiedy zaszła 

w ciążę. Trudno ocenić wiek kobiety, ale zdaniem Nicka 
teraz nie miała więcej niż dwadzieścia parę lat. Zapewne 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

43 

wtedy, jako przerażona piętnasto- czy szesnastolatka, być 
może cierpiąca na poporodową depresję, pozbawiona ja­
kiegokolwiek oparcia ze strony bliskich, nie zdołała 
udźwignąć ciężaru odpowiedzialności związanej z wy­
chowaniem dziecka. Jak łatwo było zauważyć, do dziś 
serdecznie tego żałowała. „Oddałam Kimberly, bo sądzi­
łam, że tak będzie dla niej najlepiej" - przypomniał sobie 
Nick jej pełną beznadziejnego smutku wypowiedź. 

Powinien był spytać, czy między nią a jego siostrą ist­

niały jakieś relacje, które sprawiły, że to właśnie Denise 
została przybraną matką Kimberly. Następnym razem ko­
niecznie musi o to zapytać. 

Zanim Kimberly powiedziała mu o fotografiach, zakła­

dał, że adopcja została przeprowadzona zwykłym trybem. 
Siostra i szwagier często mu wspominali, że złożyli w sto­
sownym urzędzie podanie o adopcję i byli na liście ocze­
kujących. Kiedy był w Stanach, otrzymał od nich list z in­
formacją o dziecku. Uznał, że ich starania pomyślnie się 
zakończyły. Żadnych innych szczegółów z tym związa­
nych nigdy nie poznał. 

Dlaczego trzymali całą sprawę w sekrecie? Dlaczego 

zobowiązali się wysyłać rodzonej matce zdjęcia jej dzie­
cka? Czyżby Denise dręczyło jakieś poczucie winy? 

On sam, widząc na twarzy Meredith Palmer ogromną 

tęsknotę za córeczką, czuł się winien, że dziewczynka 
pozostaje pod jego opieką. Jednakże przez całe życie uwa­
żał ją za członka swojej rodziny, zawsze darzył jak najcie­
plejszymi uczuciami i wzdragał się na samą myśl o tym, 

background image

44 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

że mógłby ją komukolwiek oddać, nawet jej rodzonej 
matce. Prawdopodobnie będą musieli ustalić, ile czasu 
każde z nich będzie spędzać z Kimberly w przyszłości. 

Wszystko zależało od tego, jak przebiegnie spotkanie 

matki i córki. W tej chwili nie umiał przewidzieć, jak 
dziewczynka na nie zareaguje. Nie wiedział, czego tak na­
prawdę w skrytości ducha się spodziewa i czego pragnie. 

Kimberly zasypała go pytaniami, kiedy tylko przekro­

czył próg domu. 

- Jak wygląda moja mama? Czy jest ładna? Czy chce 

mnie zobaczyć? Czy umówiłeś nas na spotkanie? 

- Na trzy ostatnie pytania odpowiedź brzmi: tak! A te­

raz pozwól mi chwilę odsapnąć - poprosił. 

Dziewczynka drżała z podniecenia, machała rękami jak 

małe dziecko, koński ogon powiewał jej na wszystkie 
strony. W zielonych oczach, tak bardzo podobnych do 

oczu Meredith Palmer, malował się upór i determinacja. 

- Wujku Nick, nie bądź potworem! Umieram z nie­

cierpliwości. Natychmiast muszę się wszystkiego do­

wiedzieć. 

- Pozwól, że najpierw zapłacę pani Armstrong za opie­

kę nad tobą - poprosił Nick. - Czy ktoś do mnie dzwonił, 
Frań? - zwrócił się do kobiety, która już spakowała swoją 
robótkę ręczną i czekała gotowa do wyjścia 

- Tylko panna Rachel Pearce. Prosiła, żeby był pan 

uprzejmy jeszcze dziś wieczorem do niej zatelefonować. 

- Dziękuję, Fran. - Nick dołączył napiwek do umó­

wionej zapłaty. - Życzę pani dobrej nocy. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

45 

- Dobranoc. A ty, Kimberly, kładź się zaraz do łóżka. 

Musisz się porządnie wyspać. 

- Dobrze, pani Armstrong. Natychmiast się położę, 

kiedy wyduszę z wujka wszystkie informacje. 

To było bardzo adekwatne określenie. Kimberly zaczę­

ła męczyć Nicka, gdy tylko drzwi zamknęły się za jej 
opiekunką. Nick poczuł, że musi się czegoś napić. Ciężkim 
krokiem podszedł do barku i nalał wina do kieliszka. 
Wzmacniający trunek był mu niezwykle potrzebny, by 
zdołał sprostać serii szczegółowych pytań, jakimi zasypała 
go dziewczynka. Kiedy już zaspokoiła pierwszą cieka­

wość, zaczęła rozważać, w co powinna się ubrać w sobotę, 
by wywrzeć jak najlepsze wrażenie na kobiecie, która dała 

jej życie. 

- Rozumiem twoje podniecenie, Kimberly - powie­

dział łagodnie Nick - ale musisz pamiętać, że sobotnie 
spotkanie ma służyć jedynie twojemu poznaniu się z mat­
ką. Nie przekształć go przypadkiem w rozgrywkę, w któ­
rej wykorzystasz pannę Palmer przeciwko mnie... 

- Skądże znowu, wujku! - zaprotestowała szczerze 

Kimberly. 

- .. .lub przeciwko Rachel - dokończył Nick. - Panna 

Palmer jest osobą bardzo wrażliwą. Nadal mocno przeży­
wa fakt, że musiała oddać swoje jedyne dziecko do adopcji 

- ciągnął. - Nie wplątuj jej przypadkiem w spory na temat 
twojej szkoły. 

- Sądzisz, że ją obchodzi, co ja o tym myślę? 

-  T a t i tr> harrt^n Ohrhnrlyi ia ws7vstkn CO wiąże Sie 

background image

46 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

z tobą. Poczułaby się nieszczęśliwa i bezradna, nie mając ] 
na ten temat nic do powiedzenia. Straciła prawo do decy-
dowania o twoim losie, kiedy przystała na adopcję. 

- To nie w porządku! - wybuchnęła Kimberly. - Ona 

jest przecież moją prawdziwą matką! 

- Chcesz ją poznać, czy wykorzystywać? - drążył 

Nick. 

- Oczywiście, że tylko poznać... - odparła bez prze­

konania Kimberly. 

- Mam nadzieję, że nie zachowasz się jak egoistka 

- ciągnął bezlitośnie Nick. - Dla Meredith Palmer spot­
kanie z tobą jest spełnieniem największego marzenia jej 
życia. 

- Skąd wiesz? 
- Na wszystkich ścianach jej sypialni wiszą twoje fo­

tografie. Meredith Palmer patrzy na nie codziennie, kiedy 
się budzi i kiedy zasypia. Na ich podstawie stworzyła so­
bie wyobrażenie o tobie. Chciałbym, żeby mogła być 
z ciebie dumna. Powinnaś jej to umożliwić już choćby ze 
względu na pamięć o twojej przybranej matce, która ko­
chała cię i troszczyła się o ciebie jak o rodzoną córkę. 
Chciałbym, żeby Meredith Palmer przekonała się, iż De-
nise Graham dobrze wychowała jej dziecko. 

Kimberly nachmurzyła się. 

- Mama nie miałaby nic przeciwko mojemu spotkaniu 

z Meredith, prawda, wujku? Skoro wysyłała jej zdjęcia, 
na pewno chciała, żeby ona wiedziała, jak dorastam. 

- Masz rację. Byłoby jej jednak przyjemnie, gdyby 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 47 

panna Palmer uznała cię za dobrze wychowaną dziew­
czynkę - powtórzył. - Mama przywiązywała dużą wagę 
do twojego wychowania. 

W oczach Kimberly zalśniły łzy. 
- Obiecuję, że będę grzeczna. Mama Denise nie będzie 

się za mnie wstydzić tam w niebie - wyszeptała. 

Nick uściskał serdecznie dziewczynkę, a potem poca­

łował ją w czubek głowy. Bardzo kochał Kimberly; była 

jedynym pozostałym mu członkiem rodziny. Należała do 

niego. Wiedział jednak, że odtąd, ilekroć na nią spojrzy, 
przypomni sobie Meredith Palmer, żyjącą miłością do 
dziecka, z którego zrezygnowała. Poczuł się uwikłany 

w sytuację bez wyjścia. 

- Twoja prawdziwa matka na pewno stwierdzi, że je­

steś wspaniała - powiedział. - Będziesz najpiękniejszym 

prezentem, jaki kiedykolwiek otrzymała na Gwiazdkę. 

- Chciałabym, żeby mnie polubiła - westchnęła Kim­

berly. 

- Nie martw się. Na pewno cię polubi. - Nick pocało­

wał ją w czoło. - A teraz marsz do łóżka. Życzę ci miłych 
snów. 

- Dobranoc, wujku. Dziękuję za wszystko. - Cmoknę­

ła Nicka w policzek i wybiegła z salonu. Zatrzymała się 

na chwilę w holu prowadzącym do sypialni. - Ja także 
marzyłam o poznaniu mojej prawdziwej matki! - krzyk­
nęła. - Odkąd się dowiedziałam, że jestem adoptowanym 
dzieckiem, o niczym innym nie myślałam. 

Kimberly pobiegła do sypialni, nie czekając na reakcję 

background image

48 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Nicka. Chodziło jej tylko o to, by powierzyć mu swój 
sekret. 

Nick został sam, rozmyślając o minionym dniu. Po raz 

kolejny zadawał sobie pytanie, dlaczego Meredith zrobiła 
na nim tak silne wrażenie, dlaczego wydawało mu się, że 

już kiedyś ją spotkał. Niewykluczone, że widział ją na 
jakiejś fotografii. Jeśli Denise ją znała, mogła pojawić się 

na którymś z licznych zdjęć w zbiorze siostry. Dlaczego 

jednak właśnie tę kobietę zapamiętał spośród dziesiątków 

innych? Czemu właśnie ona przypominała mu postać z je­
go snów, które od lat go nawiedzały, łudząc nadzieją... 

Dotąd, mimo licznych prób, nie zdołał odnaleźć swojej 

przysłowiowej drugiej połówki jabłka. Może więc nowo 
poznana kobieta stała się symbolem jego nie ziszczonych 
pragnień? A także wyrazem nadziei, że nie wszystko stra­
cone, bo żyje gdzieś istota tylko i wyłącznie dla niego 
przeznaczona, jego bratnia dusza, i jeśli nie ustanie w po­
szukiwaniach, kiedyś ją w końcu odnajdzie. 

Zacisnął zęby. Koniec fantazjowania. Kiedy ponownie 

spotka Meredith Palmer w sobotę, na pewno jego wraże­
nia nie będą już takie silne. 

Wstał z kanapy i poszedł do kuchni, by zatelefonować 

do Rachel. Co prawda dochodziła już jedenasta, ale jego 
przyjaciółka rzadko kładła się spać przed północą. Prosiła, 
by do niej zadzwonił. Miał nadzieję, że rozmowa z Rachel 

pomoże mu odzyskać zachwianą równowagę ducha. 

Kiedy usłyszał w słuchawce raźny głos przyjaciółki, 

bezwiednie porównał go z melodyjnym głosem Meredith. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

49 

- Tu Nick - powiedział krótko. 
- Miło cię słyszeć - ucieszyła się Rachel. - Dostałam 

zaproszenie na bożonarodzeniowy koktajl na jachcie Har-
veya Sinclaira. Ma się odbyć w sobotni wieczór. Czy ze­
chcesz mi towarzyszyć? 

Harvey Sinclair był znaczącą postacią światowej finan-

sjery. Rachel z pewnością chętnie pójdzie na przyjęcie, na 
którym można nawiązać wiele pożytecznych kontaktów. 

W innej sytuacji Nick odruchowo odpowiedziałby „tak", 
ale tym razem się zawahał, szukając sposobu na to, by 
grzecznie wykręcić się od towarzyskiej powinności. Po­
stanowił być szczery. 

- Chyba nie będę mógł - odparł. - Akurat na sobotę 

zaplanowałem spotkanie Kimberly z jej matką. Nie mam 
pojęcia, jak sprawy dalej się potoczą. 

- W porządku, Nick. Chcesz trzymać rękę na pulsie. 

To zrozumiałe. Nie martw się. Znajdę kogoś, kto ze mną 
pójdzie. 

Nick zawsze podziwiał sposób, w jaki Rachel szybko 

umiała ocenić sytuację. Dzięki temu nie mieli kłopotów 
z porozumiewaniem się ze sobą. 

- Mam nadzieję, że to spotkanie pomoże Kimberly 

- dodała. 

- Dziękuję za wyrozumiałość. Przepraszam, że mała 

tak niegrzecznie cię potraktowała. Chciałbym... 

- Ależ nic się nie stało. Kimberly jest jeszcze dziec­

kiem, a tyle ostatnio przeżyła. Ufam, że da mi spokój, 
kiedy pozbędzie się niektórych problemów. 

background image

50 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Zatem baw się dobrze, Rachel. Do zobaczenia. 
Rachel naprawdę była wspaniałym kompanem. Życzli­

wym, wyrozumiałym, łatwym we współżyciu. W ich 
związku brakowało jedynie pasji. 

Uosobieniem pasji była natomiast Meredith Palmer. 
Ta myśl sprawiła, że Nicka ogarnął niepokój. A także 

nie dająca się okiełznać pokusa. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

Meredith powoli przechadzała się szeroką promenadą 

wzdłuż nabrzeża. Do umówionego spotkania z Kimberly 
i Nickiem Hamiltonem miała jeszcze sporo czasu, gdyż 
wyszła z domu o wiele wcześniej, niż trzeba. Gdyby zo­
stała tam choćby chwilę dłużej, niechybnie po raz kolejny 
zmieniłaby ubranie. Od rana nie mogła się zdecydować, 

jaki strój włożyć, by zrobić jak najlepsze wrażenie na 

swojej córce. 

Przerzuciła całą szafę, przymierzyła wiele zestawów, 

aż w końcu wybrała dopasowany żakiet z krótkimi ręka­
wami uszyty z pikowanej bawełny w żółty kwiatowy 
wzorek na białym tle i wąską spódniczkę z tego samego 
materiału, kończącą się tuż nad kolanami. Do tego włożyła 

jasnożółte pantofle na wysokich obcasach i dobraną kolo­

rystycznie torebkę. Wyglądała naprawdę elegancko. 

Zależało jej na aprobacie Kimberly, ale sama przed 

sobą przyznała, że chodziło o coś jeszcze. Pragnęła po­
dobać się Nickowi. Kiedy po raz drugi na nią spojrzy... 

Nie miała pojęcia, jakim człowiekiem stał się w ciągu 

tych lat, kiedy się nie widzieli, jakie zmiany zaszły w jego 
charakterze, ale wspomnienia słodkich chwil ich mło-

background image

52 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

dzieńczej miłości sprawiały, że serce biło jej szybko 
w nadziei i oczekiwaniu. Niektóre marzenia mimo upły­
wu czasu nie tracą mocy. 

Był jasny, pogodny dzień. W połyskujących wodach 

zatoki odbijało się błękitne, bezchmurne niebo, dach bu­
dynku opery lśnił z daleka, oświetlany promieniami słoń­
ca, błyszczały tysiące białych bąbelków w kilwaterach, 

jakie ciągnęły za sobą płynące jachty i promy. W takim 

dniu każdy człowiek czuje, że życie jest piękne. 

Promenada pełna była uśmiechniętych turystów i uli­

cznych sprzedawców. Krzykliwe, kolorowe dekoracje 
przypominały, że zbliża się Boże Narodzenie. Święty Mi­
kołaj przechadzał się dostojnie, pozdrawiając dzieci, a wę­
drowni muzykanci śpiewali ulubione przez wszystkich ko­
lędy. Szczęście i radość unosiły się w powietrzu. Meredith 
przestała się martwić faktem, że Kimberly chciała ją mieć 
przy sobie jedynie w święta. Od czegoś trzeba zacząć. 

Nick Hamilton nie pamiętał, że dziś właśnie wypadała 

rocznica ich pierwszego spotkania. Gdyby tylko mógł 
spojrzeć na nią takimi samymi oczami jak trzynaście lat 
temu, łącząca ich magiczna więź znowu by ożyła. 

Do dwunastej brakowało jeszcze dziesięciu minut, kie­

dy Meredith wypatrzyła wśród tłumów Nicka. Stał odwró­
cony do niej bokiem, łokcie oparł o balustradę. Patrzył na 
pobliski przystanek taksówek wodnych, które kursowały 
dla potrzeb widzów opery. 

Meredith natychmiast się zatrzymała, by uspokoić od­

dech i mocno bijące serce. Spojrzała na towarzyszącą Ni-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

53 

ckowi dziewczynkę. Mimo iż widziała tylko jej plecy, nie 
miała wątpliwości, że to Kimberly... Jej córeczka... 
Dziecko, które stało się już panienką. 

Była wysoka i szczupła, jak większość szybko rosną­

cych dzieci. Miała na sobie cytrynowozielone legginsy 
i pasujący do nich podkoszulek. Na białym tle wydruko­
wane były pomarańcze i cytryny. Ciemny koński ogon 
ściągnęła elastyczną opaską w cytrynowym kolorze. Ca­
łości stroju dopełniały adidasy w tym samym odcieniu 
i białe skarpetki. 

Kimberly najwyraźniej lubiła jasne kolory. Meredith 

ucieszyła się z dokonanego wyboru. Jej kostium powinien 
spodobać się córce. 

Nick Hamilton odwrócił głowę. Ich oczy się spotkały. 

Meredith znowu poczuła przyspieszone bicie serca. Czy 

tym razem ją rozpoznał? Czy otwarły się zatrzaśnięte klap­
ki w jego pamięci? Przez chwilę wpatrywał się w nią tak, 

jakby była zjawą, fatamorganą, w której istnienie nie może 

uwierzyć. 

Szybko jednak otrząsnął się z transu i dotknął ramie­

nia Kimberly. Powiedział do niej coś, czego z tej odległo­
ści Meredith nie usłyszała. Dziewczynka natychmiast od­
wróciła wzrok od tafli wody. Na jej żywej twarzy malo­
wało się podniecenie, oczy lśniły niecierpliwym oczeki­
waniem. 

Meredith ruszyła w jej stronę. Przyspieszyła kroku, że­

by jak najprędzej zmniejszyć dzielący je dystans. Pragnęła 

zawołać „tu jestem!", pochwycić swoje dziecko w ramio-

background image

54 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

na, uściskać je z miłością, której przez tyle lat nie mogła 

wyrazić, poczuć, że w końcu naprawdę są razem. 

Nick uniósł rękę, wskazując Kimberly kierunek, i chy­

ba coś jeszcze do niej powiedział. W tym momencie wzrok 
dziewczynki spoczął na postaci Meredith. Zamarła w bez­
ruchu, szeroko otworzyła oczy. Nick wykonał gest, jakby 
chciał ostrzec Meredith, by zwolniła kroku. 

Zapiekły ją łzy pod powiekami. Nie powinna okazywać 

nadmiaru emocji. Dla swojej córki jest przecież zupełnie 
obcą osobą. Na jej zaufanie i miłość dopiero musi za­
pracować. 

Uśmiechnij się, powiedziała sama do siebie. Na razie 

musi ci to wystarczyć. 

- To właśnie jest twoja matka... Meredith Palmer -

usłyszała cichy głos Nicka. 

Kimberly nadal trwała w bezruchu, z napięciem pa­

trząc na zbliżającą się do niej kobietę. 

- Tak się cieszę, że mogłam cię spotkać - powiedziała 

drżącym głosem Meredith. -To dla mnie ogromne szczęście. 

- Pani jest taka piękna - dobiegł ją nabożny szept 

dziewczynki. 

- Ty też - odparła spontanicznie Meredith. 

Kimberly naprawdę była ładna. Połączenie zielonych 

oczu matki z ciemnymi włosami ojca dało olśniewający 
efekt. Dziewczynka odziedziczyła najlepsze cechy po 
swoich rodzicach. 

- Powinnaś się przywitać - przypomniał łagodnym to­

nem Nick. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 55 

Kimberly zaczerwieniła się i natychmiast wyciągnęła 

rękę do Meredith. 

- Dzień dobry. Przepraszam, że tak głupio na początku 

się zachowałam. Wujek Nick uprzedził mnie, że pani jest 
bardzo ładna, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Pani 
mogłaby być modelką! Słowo! 

Wargi Meredith zadrżały niebezpiecznie ze wzruszenia. 

Szczery zachwyt Kimberly sprawił jej niekłamaną przyje­
mność. Opanowała się i uścisnęła miękką, jeszcze niemal 
dziecięcą dłoń córki. Dotyk ciepłej, aksamitnej skóry był 
najmilszym wrażeniem, jakiego od lat doznała. 

- Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała. Zastana­

wiałam się, gdzie jesteś, co porabiasz - powiedziała mięk­
kim, pełnym uczucia głosem. - Pocieszała mnie tylko 
świadomość, że masz naprawdę dobrych rodziców, Kim­
berly. Przykro mi, że ich straciłaś. - Mocniej ścisnęła dłoń 
córki. - Żałuję, że w tych trudnych chwilach nie było 
mnie przy tobie - dodała. 

- Nie szkodzi - usłyszała cichą, nieśmiałą odpowiedź. 

- Miałam wujka Nicka. On jest w porządku. 

- Co za komplement! - zawołał Nick. - Ostatnio na­

zywałaś mnie potworem. Daj mi na piśmie, że zmieniłaś 
zdanie. Będzie pani świadkiem, panno Palmer? 

Żart Nicka rozluźnił napiętą atmosferę. Meredith 

uśmiechnęła się, szczęśliwa, że tych dwoje tak dobrze 
potrafi się porozumieć. Widać było, że oboje szczerze się 
kochają. Kimberly nie działa się krzywda, skoro Nick się 
nią opiekował. 

background image

56 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Może byśmy tak coś zjedli? - zaproponował w tym 

momencie. - Nie wiem, jak panią, panno Palmer, ale mnie 
poranne emocje tak wyczerpały, że po prostu umieram 
z głodu. 

Meredith podziwiała Nicka za naturalny, niewymuszo­

ny sposób zachowania. Zdecydowanie ułatwiało to ich 
kontakt. 

- Doskonały pomysł - poparła go i niby od niechcenia 

wyciągnęła rękę do Kimberly, uśmiechem dodając jej od­
wagi. 

Dziewczynka wsunęła rączkę w jej dłoń. 

- Wujek Nick powiedział, że w tej restauracji jest 

fantastyczne jedzenie. Mam nadzieję, że będzie pani sma­
kowało. 

- Na pewno. 
Jakżeby inaczej? W tak pięknie położonej restauracji 

i w najlepszym towarzystwie, jakie mogła sobie wyma­
rzyć? Z ogromnym trudem ukrywała przepełniające jej 
serce uczucia. Jedynie lęk, by nie przytłoczyć nimi dzie­
cka, zdołał ją powstrzymać przed nadmierną ekspresją. 
Lekko tylko ściskała dłoń córki, kiedy szli razem, rozma­
wiając o swoich upodobaniach kulinarnych. 

Ogródek przy restauracji oddzielał od chodnika długi 

rząd rosnących w donicach krzewów. Kelner spytał Nicka 
o nazwisko, po czym poprowadził ich do stolika usytuo­
wanego tuż nad samą wodą. Ogromny parasol dostarczał 
dobroczynnego cienia, chroniąc biesiadników przed ośle­
piającym słonecznym światłem. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

57 

Roztaczał się przed nimi doskonały widok na Fort De-

nison, niewielką wysepkę pośrodku zatoki, na której nie­
gdyś wysadzano najgroźniejszych przestępców. Skazań­
com wydzielano niewielkie, skrupulatnie dozowane racje 
żywności. Ja też czułam się jak skazaniec, pomyślała Me­
redith, wspominając długie miesiące wyczekiwania na 

przesyłkę zawierającą zdjęcia Kimberly. Ich liczba nigdy 
nie była w stanie zaspokoić jej głodu wiadomości o córce. 

Ukradkiem przypatrywała się teraz dziewczynce, sycąc 

wzrok bogactwem szczegółów, których żadna fotografia 

nie mogła przekazać. 

Kelner postawił na stole dzbanek z wodą schłodzoną 

kostkami lodu i podał karty dań. Wszyscy troje zajęli się 
wyborem potraw. Meredith zauważyła, że Kimberly co 
chwila dyskretnie na nią zerka. Miała nadzieję, że zyskała 
aprobatę w oczach córki. 

Meredith było wszystko jedno, co zamówi. Wiedziała, 

że i tak nie poczuje smaku żadnej z potraw. Kiedy kelner 
ponownie zjawił się przy ich stoliku, Kimberly poprosiła 
o panierowany filet z ryby oraz frytki. Meredith zdecydo­
wała się na to samo. Nick wybrał jakieś danie z kurczaka 
i porcję sałaty dla całej trójki. Spytał Meredith, czy wypije 
z nim na spółkę butelkę wina, lecz odmówiła. Nie chciała, 
by alkohol choćby minimalnie zaćmił jej zmysły. W tej 
sytuacji i dorośli, i dziecko zadowolili się sokiem. 

- Wujek Nick powiedział, że mieszka pani w Balmo-

ral. Czy lubi pani plażę? - spytała Kimberly. 

- Bardzo. Wychowałam się w Coff's Harbour, na pół-

background image

58 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

nocnym wybrzeżu. - Zerknęła przelotnie na mężczyznę, 
który właśnie tam ją poznał. Widać było, że nazwa nad 
morskiego miasteczka z niczym mu się nie kojarzy. - Pla-

ża była moim terenem zabaw - dodała, zwracając się ku 
Kimberly. - Po przyjeździe do Sydney zawsze wybiera-
łam mieszkania w pobliżu morza. 

- Dlatego, że przypomina pani dom? 

Meredith pokręciła głową. Macocha nigdy nie stworzy-

ła jej prawdziwego domu. 

- Nie. Po prostu lubię spacerować brzegiem morza, 

oddychać świeżym morskim powietrzem, uprawiać sur-
fing. A ty lubisz pływać? 

- Mhm - mruknęła Kimberly. - Ostatnio jestem 

w tym niezła - dodała jakby od niechcenia, ale widać 
było, że oczy płoną jej dumą. 

- W tym roku została mistrzynią szkoły w swojej gru- J 

pie wiekowej - wyjaśnił Nick. - Czuje się w wodzie jak 
ryba. 

Kimberly zaśmiała się, zadowolona. 

- Wujek Nick obiecał nauczyć mnie surfingu podczas 

letnich wakacji. 

- To wspaniale - odparła z entuzjazmem Meredith. 
Serce lekko zakłuło ją na wspomnienie, jak trzyna-

ście lat temu zdobywała pod kierunkiem Nicka tę samą 
umiejętność. Uwielbiała wspinać się po falach nie tyl­
ko dlatego, że dostarczało jej to wspaniałych emocji. Czu­
ła się szczęśliwa, bo Nick był blisko. Razem dzielili ra­
dość. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 59 

Boże, jak wiele straciła. Lata, które mogli spędzić 

wspólnie, bezpowrotnie minęły. Cieszyła się, że Kimberly 
ma tak znakomite stosunki ze swoim ojcem, ale kiedy na 
nich patrzyła, jej ból stawał się większy. Wspomnienia 
o tym, co przeżyli przez ostatnie dwanaście lat, nie nale­
żały do niej. 

- Panno Palmer... - zaczęła z wahaniem Kimberly. 

Panno Palmer... Zabolała ją ta forma. Ciągle była dla 

rodzonej córki obcą osobą. 

- Słucham, kochanie? - Meredith uśmiechem pokryła 

dręczące ją myśli. 

- Przed chwilą miała pani taką smutną twarz. Czy to 

ja coś złego powiedziałam? 

- Skądże. Po prostu... żałuję, że nie mogłam cię do­

pingować, kiedy zdobywałaś mistrzostwo. 

- Mama zawsze przychodziła na wszystkie moje za­

wody. 

- Jestem pewna, że była bardzo dumna z ciebie - po­

wiedziała Meredith ciepłym tonem, choć serce ją zabolało. 

Kimberly nazwała Denise „mamą"... Jednakże Denise 
Graham już nie żyła i to nie ona będzie patrzeć, jak dziew­
czynka uczy się windsurfingu. Należy przerwać grzebanie 

w przeszłości i skupić się na tym, co przyniesie przy­

szłość. 

Kimberly zaczęła niespokojnie kręcić się na krześle. 

- To takie dziwne. Wiem że ty... że pani - poprawiła 

się szybko - jest moją prawdziwą mamą, ale mama... 
wyglądała jak każda mama, a pani jest taka młoda i... 

background image

60 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Nie wiesz, jak się do mnie zwracać? - pomogła jej 

Meredith. 

- Wujek Nick podpowiadał, że może po imieniu, 

jeśli pani się zgodzi. „Panno Palmer" brzmi tak oficjalni 

- Mów do mnie Merry - zaproponowała odruchowi 

zanim zdążyła się zastanowić. 

- Merry... To zdrobnienie od Meredith, prawda? 

spytała Kimberly. - Czy tak nazywają cię przyjaciele? 

Meredith zawahała się, zerkając na Nicka. Patrzył na 

nią badawczo. Imię „Merry" też z niczym mu się nie ko-

jarzyło. Chyba dlatego spontanicznie wyznała córce: 

- Tylko jedna osoba na całym świecie tak mnie n; 

wała. 

- Twoja matka? - padło natychmiastowe pytanie. 
- Nie. 
- Zatem kto? - drążyła Kimberly. Ciekawość w niej; 

narastała. 

Meredith poczuła dziką, niemal prymitywną satysfa-

keję z faktu, że Nick słucha jej, nie wiedząc, że o nimi 
mowa. 

- Twój ojciec, Kimberly. Twój rodzony ojciec. Wy­

znał, że kiedy mnie zobaczył, poczuł się tak, jakby świa-
tełka ze wszystkich choinek na świecie zapłonęły nagle 
w jego duszy. Spytał, jak mam na imię, a kiedy się dowie­
dział... 

Niespodziewanie zachłysnęła się; wspomnienia stały 

się tak żywe. 

- To co wtedy? - Kimberly z napięciem wpatrywała 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

61 

się w Meredith. Pragnęła jak najwięcej dowiedzieć się 
o swoim ojcu. 

Meredith nie miała już odwrotu. Świadoma, że Nick 

jest tuż obok i słucha każdego jej słowa, dokończyła: 

- „Meredith? - powtórzył. To do ciebie nie pasuje. 

Będę cię nazywał Merry". Roześmiałam się wtedy i spy­
tałam, dlaczego. 

- A co on na to? - dopytywała się niecierpliwie Kim­

berly. 

- Poznaliśmy się w okresie Bożego Narodzenia. Twój 

przyszły ojciec patrzył na mnie takim roziskrzonym wzro­
kiem... Nigdy nie zapomnę, co mi wtedy odpowiedział. 

Zamilkła na chwilę, walcząc ze łzami, które zbierały 

jej się pod powiekami. Kimberly tkwiła w bezruchu, chci­

wie chłonąc każde jej słowo. 

Nick również milczał. 
Meredith zapatrzyła się na stary fort. Odległa, zapo­

mniana historia, pomyślała. Tylko ja pamiętam tamte sło­
wa sprzed lat. Nadal słyszała głos Nicka, który je wtedy 
wypowiadał. 

„Będę nazywał cię Merry, bo jesteś moją Szczęśliwą 

Gwiazdką". 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

„Jakby światełka ze wszystkich choinek na świecie za-

płonęły nagle w jego duszy". 

Piękna wizja, uznał Nick. Jak urzeczony wpatrywał się 

w kobietę, która ją wyczarowała. Wiele dałby za to, aby 
poznać myśli tej tajemniczej istoty, która od pierwszej 
chwili ich spotkania stanowiła dla niego nie lada zagadkę. 

Nawet nie próbował nazwać uczuć, jakie ogarnęły gol 

kiedy dostrzegł ją w tłumie. Ona też go zauważyła. Stanęła 
wtedy nieruchomo, wpatrzona tylko w niego, a jakaś mag-
netyczna siła ciągnęła ich ku sobie. 

Meredith była atrakcyjną kobietą, ale Nick zdawał so-

bie sprawę, że nie to jest dla niego najważniejsze. Spotkali 
się tak niedawno, a on nie mógł pozbyć się uczucia, że zaś 

ją od lat, że jest mu niezwykle bliska. Tylko dlaczego? 

Czyżby naprawdę właśnie o niej śnił, a teraz sen stał siej 

jawą? 

Niezbyt pochlebnie myślał o ojcu Kimberly. Kimkol-

wiek był tamten złotousty facet, zachował się jak ostatni 
łobuz. Pięknymi słówkami oczarował swoją Gwiazdkę, 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 63 

a kiedy już ją posiadł, zostawił ciężarną na pastwę losu, 
nie poczuwając się wobec niej do żadnych zobowiązań. 

Tęsknota, która pojawiała się w oczach Meredith, ile­

kroć wspominała dawnego kochanka, świadczyła o tym, 
że jej uczucie do niego było naprawdę silne i niezniszczal­
ne jak skała. Tymczasem drań porzucił ją wraz z dziec­
kiem. Musiał to być dla niej ogromny cios. 

Sama była wtedy niemal dzieckiem; niewinną, naiwną, 

utną, z pewnością po raz pierwszy zakochaną panienką. 
Najdziwniejsze wydawało się to, że nie żywiła urazy do 
kochanka, który nie umiał stanąć na wysokości zadania. 
Związane z nim wspomnienia pielęgnowała jak delikatną 
roślinę. 

- Jakie to romantyczne - westchnęła Kimberly. Za­

chwyciła ją ta piękna historia. - Dziękuję, Merry, że wszy­
stko mi opowiedziałaś. 

- Były to najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia 

w moim życiu. A nasze dzisiejsze spotkanie jest dla mnie 
najwspanialszym wydarzeniem od tamtej pory... 

- Na pewno przeżyłaś niejedną cudowną chwilę - po­

wiedziała niepewnym tonem Kimberly. Nawet nie umiała 
sobie wyobrazić, jak mogłyby wyglądać takie puste lata. 
Dwanaście nijakich Gwiazdek. Dla niej był to zawsze 
radosny, szczęśliwy okres. - Czy nie miałaś żadnej bliskiej 
rodziny? - spytała z troską. 

Meredith ze smutkiem pokręciła głową. 

- Moja matka zmarła, kiedy skończyłam osiem lat. 

Cztery lata później ojciec powtórnie się ożenił. Jako czter-

background image

64 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

nastolatka straciłam i jego. Ogromna fala zmyła go ze 
skały, na której siedział, łowiąc ryby. Utonął, a ja zostałam 
sama z macochą. - Na twarzy Meredith pojawił się gry­
mas niechęci. 

- Nie lubiłaś jej? - drążyła Kimberly. 
- Trudno nam się razem współżyło. 

Kimberly wymownie spojrzała na Nicka. Bezbłędnie 

odczytał jej intencje. Dziewczynka nie życzyła sobie po­
siadania macochy. Jeśli myślał o poślubieniu Rachel, po­
winien to jeszcze dokładnie rozważyć. 

Jednakże Nickowi nie Rachel była w głowie. Zapo­

mniał o niej tak szybko, jakby stanowiła mało znaczący 
epizod w jego życiu. Wszystkie jego myśli krążyły wokół 
kobiety, która siedziała teraz naprzeciwko niego. 

- Założę się, że macocha pragnęła się ciebie pozbyć 

- ciągnęła Kimberly. 

- Masz rację - przyznała Meredith. - Stale dawała mi 

odczuć, że jestem dla niej kulą u nogi. Kiedy w wieku 
szesnastu lat zaszłam w ciążę, zrobiła wszystko, żeby 
mnie upokorzyć. Obrzuciła mnie najgorszymi wyzwiska­
mi, chociaż na żadne z nich nie zasłużyłam. - Twarz Me­
redith złagodniała. - Kochałam twojego ojca, Kimberly. 
Był jedynym mężczyzną w moim życiu. 

Nick poczuł niczym nie uzasadnioną zazdrość, słysząc 

te słowa. Facet, który zostawił Meredith na pastwę losu, 
nie zasługiwał na tyle czułości i uczucia z jej strony. 

- Dlaczego więc cię opuścił? - dociekała Kimberly. 

- Właśnie wtedy, kiedy spodziewałaś się jego dziecka. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 65 

- Czasem sprawy wymykają nam się spod kontroli. 

Nie zawsze mamy wpływ na bieg wydarzeń, Kimberly 

- odparła Meredith. 

- Na przykład kiedy? - spytał Nick o wiele bardziej 

szorstkim tonem, niż zamierzał. W końcu przeszłość Me­
redith Palmer to nie jego sprawa. Kimberły miała prawo 

zadawać pytania swojej matce, natomiast on nie powinien 
się wtrącać. 

Meredith obrzuciła go głębokim spojrzeniem swoich 

zielonych oczu. 

- On miał dwadzieścia jeden lat - odparła spokojnie. 

- Kiedy się dowiedział, że ja mam zaledwie szesnaście, 
uznał, iż powinniśmy poczekać, aż dorosnę. Rozstaliśmy 
się więc, zawierając umowę, że co roku będziemy się 
kontaktować na Boże Narodzenie. 

- Dlaczego nie powiadomiłaś go od razu, że nosisz 

w sobie jego dziecko? - dociekała Kimberly. - Przecież 
to było ważniejsze niż jakieś tam umowy. 

- Próbowałam to zrobić, ale on wyjechał za granicę 

i nie wiedziałam, gdzie go szukać. 

- Potem nadeszły przecież kolejne święta Bożego Naro­

dzenia. Czy on napisał do ciebie? - nie ustępowała Kimberly. 

Meredith pokręciła głową. 

- Nie wiem. Nawet jeśli to zrobił, jego list nigdy do 

mnie nie dotarł. 

- Dlaczego potem nie wrócił do ciebie? 
- Czas płynie, ludzie się zmieniają. Może poznał inną 

kobietę i zapomniał o mnie? 

background image

66 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- To niemożliwe! - zawołała szczerze Kimberly. - Je-

steś taka piękna! Nie rozumiem, jak mógł o tobie zapo-
mnieć. 

Nick dojrzał ból w oczach Meredith i poczuł się winien, 

że dopuścił do tej rozmowy. Uznał, że powinien się wtrącić. 

- Twój ojciec mógł nie wrócić z tysiąca innych powo-

dów, Kimberly - powiedział. - Ponieważ nikt z nas ich i 
nie zna, proponuję, byśmy zmienili temat. Panna Palmer 

z pewnością wolałaby porozmawiać o czymś weselszymi 

- Ach tak! - Kimberly poczuła się zakłopotana. - Wu-

jek Nick powiedział, że zajmujesz się kwiatami. Jakie 

lubisz najbardziej? - Dziewczynka odetchnęła z ulgą, za 
dowolona, że udało jej się wybrnąć z niezręcznej sytuacji. 

Na ten temat Meredith mogła rozmawiać swobodnie i 

z zapałem. Zaczęła opowiadać o swoim zawodzie, a Kim-

berly patrzyła na nią jak urzeczona. 

Szkoda, że do mnie nie odnosi się z taki zapałem, po-

myślał z zazdrością Nick. A właściwie, dlaczego tak mil 
na tym zależy? - zdenerwował się w następnej chwili. Tak 
silne pożądanie kobiety, którą ledwo co poznał, było w je-
go życiu całkiem nowym doświadczeniem. Samokontrola 

była wrodzona jego naturze. W obecności Meredith zmie-
niał się nie do poznania. 

Czemu ta kobieta tak bardzo opanowała moje myśli? 1 

- zastanowił się. Dlaczego nawiedza mnie w snach? Była 
piękna, to prawda, ale to nie jej uroda tak go fascynowała 
Nick, podobnie jak Kimberly, zupełnie nie rozumiał, jak 
ktoś mógłby zapomnieć Meredith Palmer. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

67 

Ucieszył się, kiedy kelner przyniósł zamówione dania. 

Meredith ledwo coś skubnęła na talerzu, za to Nick zmusił 
się, by zjeść nie tylko całą swoją porcję, lecz także lwią 
część sałatki. Przynajmniej innych chciał oszukać, że do 
całej sprawy podchodzi spokojnie i beztrosko. 

Kimberly od czasu do czasu w trakcie rozmowy doma­

gała się, by Nick wyjaśnił jej coś dokładniej, za to Mere­
dith Palmer ani razu nie spróbowała pociągnąć go za ję­
zyk. Czuł, że )&) ostrożność wynika z obawy, by z jakichś 
powodów nie zakończył zbyt szybko spotkania i nie zabrał 
Kimberly do domu. A może on działał na nią równie moc­
no, jak ona na niego, i dlatego próbowała ukryć swoje 
emocje, by w przyszłości nie stały się przeszkodą w jej 
spotkaniach z córką? 

- Wujku Nick, czy Meny mogłaby nas jutro odwie­

dzić? Chciałabym jej pokazać nasze mieszkanie i wszy­
stkie moje skarby. - Żarliwa prośba Kimberly przerwała 
Nickowi rozważania. 

- Czy miałaby pani na to ochotę? - spytał Meredith. 
Pragnął, żeby znowu popatrzyła na niego takim wzro­

kiem, jak na początku ich spotkania. W ciągu minionej 
godziny rzucała mu jedynie krótkie, uprzejme spojrzenia, 
tymczasem on pragnął się upewnić, czy naprawdę ich za­
uroczenie jest wzajemne. 

- Tak - odparła krótko. - O ile nie sprawi to panu 

kłopotu, panie Hamilton - dodała natychmiast. 

W jej oczach dojrzał błagalną nadzieję na coś więcej 

niż okazjonalną wizytę. Poczuł gwałtowny ucisk w sercu. 

background image

68 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Nie. Serdecznie panią zapraszam. 
To była prawda. Pragnął mieć tę kobietę nie tylko 

w swoich snach, lecz także w realnym życiu. Musiał się 
przekonać, co naprawdę ich łączy. 

- Dziękuję panu - odparła z promiennym uśmiechem] 

Meredith. 

- Proszę mówić do mnie Nick - powiedział spontani-

cznie. - Czy ja mógłbym nazywać cię Meredith? 

Na chwilę jakiś cień zasnuł jej oczy, jakby naszło ją 

mroczne wspomnienie z przeszłości. Szybko jednak jej 
twarz znowu się rozjaśniła. 

- Tak, będzie mi bardzo miło - odparła. 

Kimberly zaczęła omawiać szczegóły jutrzejszego 

spotkania, ale Nicka w ogóle to nie interesowało. Ważna 
było jedno: coś szczególnego zaczęło się rodzić między 
nim a Meredith. Pragnął to wykorzystać. Jutro zrobię na-
stępny krok, postanowił. 

Nieważne, co zdarzyło się w przeszłości. Teraz, kiedy 

kobieta z jego snów przybrała realne kształty, miał przyj 
szłość w swoich rękach. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Meredith kilka razy odetchnęła głęboko, daremnie pró­

bując opanować nerwowe podniecenie. Pragnęła trochę się 
uspokoić, zanim naciśnie dzwonek do drzwi apartamentu, 
w którym mieszkał Nick Hamilton. Znakomita lokalizacja 
świadczyła o zamożności i wysokiej pozycji społecznej 

jego właściciela. Meredith nie mogłaby sobie pozwolić na 

mieszkanie w tej ekskluzywnej dzielnicy. Za chwilę miała 
przekroczyć próg drzwi, za którymi był świat bogactwa, 
świat ludzi sukcesu. Trudno się dziwić, że zżerały ją nerwy. 

Nick zawsze należał do grona elity, jednakże Meredith 

nie zdawała sobie z tego sprawy. Zrozumiała to dopiero 
wtedy, kiedy szukając go przed laty, zjawiła się pod poda­
nym przez niego adresem. Denise i Colin Grahamowie 
mieszkali wówczas we wspaniałym domu w Pittwater. 
Rzucająca się w oczy zamożność tych ludzi była jednym 
z powodów, dla których zdecydowała się powierzyć im 
swoje dziecko. Pragnęła, aby jej córeczka miała to wszy­
stko, czego ona nie mogła jej zapewnić, aby, podobnie jak 

jej ojciec, mogła czerpać korzyści wynikające z przyna­

leżności do klasy uprzywilejowanej. 

Bogactwo i przywileje nie zastąpią jednak matczynej 

background image

70 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

miłości, a właśnie miłość była teraz potrzebna Kimberly 
najbardziej. Meredith z całego serca pragnęła obdarzyć 
nią swoje dziecko, jeśli tylko Nick Hamilton na to pozwo-i 
li. Dzisiejsze zaproszenie świadczyło o tym, że zamierzał 
im pomóc w nawiązaniu zerwanych więzi. 

Czy sam także postanowił zaistnieć w jej życiu ? Chyba! 

nie powinna robić sobie zbyt dużych nadziei. Nick co 
prawda przestał być oficjalny, ale jednak nazywał ją Me­
redith, a nie Merry. To ogromna różnica. Nie pamiętał, ca 
ich niegdyś łączyło i nie było sensu mu tego uświadamiać. 

Jeśli nawet cokolwiek miało się między nimi wydarzyć, 
wszystko musieli zacząć od początku. 

Jeszcze raz głęboko nabrała tchu i nacisnęła przycisk 

dzwonka. Kimberly zapewne od dawna kręciła się w pobliżu 
drzwi, gdyż już po pierwszym sygnale pojawiła się w progu 
szerokim gestem zapraszając Meredith do środka. 

- Wspaniale wyglądasz! - zawołała z radosnym 

uśmiechem, chwytając ją za rękę. - Jesteś bardzo ładnie 
ubrana. 

Meredith miała na sobie obcisłe jasnozielone spodnie 

i luźny biały podkoszulek. Specjalnie wybrała ulubione 
kolory swojej córki. 

- Ty też - pochwaliła Kimberly ubraną w pomarań­

czowe szorty i obcisłą bluzeczkę. 

- Takie tam... stare ciuchy. - Dziewczynka lekcewa­

żącym machnięciem ręki zbyła komplement i zamykają 

wejściowe drzwi, pociągnęła gościa do środka. - Chodź, 

Merry. Oni są na tarasie. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

71 

Jacy oni? Do Meredith, zajętej oglądaniem ultranowo­

czesnego i kosztownego wyposażenia przedpokoju, do­
piero po chwili dotarły słowa Kimberly. Stanęła w miejscu 

jak wryta. 

- To znaczy kto? - spytała z niepokojem. Nick nie 

uprzedził, że oprócz niej będą jeszcze inni goście. Nie była 
na to przygotowana. 

Kimberly wzruszyła ramionami. 
- Wujek Nick i jego znajoma. Niespodziewanie przy­

szła do nas około pół godziny temu. Nazywa się Rachel 
Pearce. Chcę, żeby ciebie poznała. 

Ołowiany ciężar legł Meredith na sercu. Nick był jed­

nak związany z inną kobietą. I to dość blisko, skoro czuła 
się w jego domu na tyle swobodnie, by wpadać bez uprze­
dzenia o dowolnej porze. 

- Zajmie nam to tylko kilka minut - przekonywała 

Kimberly. - Potem pokażę ci mój pokój. 

Meredith musiała szybko wyrwać się z odrętwienia, 

i skupić uwagę na córce. Kimberly nie zdawała sobie spra­
wy, że osoba Rachel Pearce ma dlajej matki jakiekolwiek 
znaczenie. Chciała tylko, żeby obie panie się poznały. 
Meredith tak bardzo pragnęła odwiedzać swoją córkę... 
Gotowa była zapłacić za to każdą cenę. Postanowiła zatem 
znieść również spotkanie z przyjaciółką Nicka. 

- Lubisz ją, Kimberly? - spytała. 
- Raczej jest w porządku - padła mało entuzjastycz­

na odpowiedź. - Czasem zachowuje się protekcjonal­
nie, ale na ogół bywa sympatyczna. Nie bój się, Mer-

background image

72 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

ry. Rachel będzie dla ciebie miła. Ze względu na wujka 
Nicka. 

Bystre dziecko, pomyślała Meredith. 

- Chodźmy zatem ich przywitać - powiedziała z wy­

muszonym uśmiechem. 

- Świetnie! - ucieszyła się Kimberly. - Rachel pac 

z zazdrości na twój widok. 

Ciekawe, czy mała jest po prostu ze mnie dumna, 

też knuje jakąś małą intrygę, pomyślała Meredith. 
mogła długo się nad tym zastanawiać, gdyż Kimberly 
zdecydowanym ruchem pociągnęła ją w stronę przeszklo-
nych drzwi prowadzących na taras. 

Wyrastające z ogromnych glinianych mis czerwone 

i fioletowe bugenwille pięły się po balustradzie. Na wyło 
żonej niebiesko-zieloną terakotą podłodze stał eleganci 
komplet jadalny, dwa nieduże stoliki i trzy leżaki. 

Nick Hamilton i jego rudowłosa towarzyszka siedzieli 

przy stole, pogrążeni w rozmowie. Na dźwięk otwiera-
nych drzwi obrócili głowy i oboje wstali. 

Nick miał na sobie eleganckie stalowoniebieskie szor­

ty i luźną jasnoczerwoną koszulę, która znakomicie pod­
kreślała szerokość jego ramion i muskularną klatkę pier­
siową. 

Rachel Pearce zaś wyglądała tak, jakby przed chwilą 

zeszła z okładki Vogue'a. Od stóp do głów ubrana była 
w markowe stroje. Meredith poczuła się przy niej jak ko­
pciuszek. 

Obcisła bluzeczka, włożona do świetnie uszytych spod-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 73 

n

i z białego lnu, eksponowała doskonałe kształty przyja­

ciółki Nicka. Pasujący do całości ubioru żakiet wisiał nie­
dbale przerzucony przez oparcie krzesła. Na dłoniach Ra­
chel pobrzękiwały srebrne bransoletki, w uszy wpięła 
ogromne srebrne kółka, które tworzyły wyrafinowany 
kontrast z jej miedzianymi włosami. 

Oto kobieta pod każdym względem odpowiednia dla 

Nicka Hamiltona, pomyślała Meredith. 

- To jest moja prawdziwa matka - oznajmiła triumfal­

nym tonem Kimberly. Podtekst tych słów, skierowanych 
do Rachel, był aż nadto oczywisty. 

- Kimberly, to nie jest właściwy sposób prezentacji 

- skarcił dziewczynkę Nick. 

- Nic się nie stało. Mała jest po prostu bardzo podnie­

cona - odparła pobłażliwie Rachel, poufałym gestem ści­
skając Nicka za ramię. Z zainteresowaniem popatrzyła na 
Meredith. Uśmiechnęła się do niej serdecznie. 

- Bardzo mi miło. Jestem Rachel Pearce - powiedziała 

ciepłym głosem, wyciągając rękę do Meredith. 

Meredith ujęła podaną dłoń. 
- Meredith Palmer. Cała przyjemność po mojej stronie, 

panno Pearce - odezwała się uprzejmie tonem, jakiego 
używała w stosunku do potencjalnych klientów. 

- Mówmy sobie po imieniu - zaproponowała Rachel. 

- Zgadzasz się? 

- Oczywiście. Dzień dobry, Nick - dodała lekkim to­

nem. 

Zauważyła, że badawczo przygląda się jej nogom. Na 

background image

74 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

dźwięk swego imienia przeniósł spojrzenie na twarz Me-
redith i z napięciem spojrzał jej w oczy. Dlaczego tak na j 
mnie patrzy? - pomyślała. Sprawdza, czy trzymam stronę 
Kimberly przeciwko kobiecie, której on pragnie? Oceniaj 
czy będę jego sojusznikiem, czy wrogiem? 

- Rzeczywiście dobry - powiedział Nick. - Kolejny 

piękny dzień. Przyłączysz się do nas, Meredith, czy też... 

- Merry chce zobaczyć mój pokój - odpowiedziała za 

nią Kimberly. - Wyjęłam wszystkie albumy z fotografia-
mi i sportowe trofea, i... 

- Widzę, że decyzja już zapadła - przerwał wyliczankę 1 

Nick. 

- Tak. Jeśli mi wybaczycie... - Meredith uśmiechnęła 

się do Rachel i do Nicka. 

- Oczywiście. Pewnie chcesz jak najszybciej nadrobić 1 

zaległości - powiedziała ze zrozumieniem Rachel. W jej 
zachowaniu brak było choćby śladu zazdrości o zaintere-
sowanie, jakim Kimberly obdarza swoją matkę. 

- Zaprosiliśmy Meredith na podwieczorek - przypo-j 

mniał Kimberly Nick. - W ferworze prezentacji nie zapo-
mnij, że zamierzamy także coś zjeść. 

- Przygotowałam miskę wiśni i wielką torbę chipsów -

odparła Kimberly. - Zawołaj nas, kiedy upieczesz mięso. 

- Obiecuję! - przyrzekł Nick. Puścił oko do Meredith 

i uśmiechnął się do niej tak ciepło, że mocniej zabiło jej 
serce. - Nie będziesz skazana tylko na wiśnie i chipsy. 

Meredith odpowiedziała mu wymuszonym uśmieche 

skinęła głową Rachel i poszła za córką. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 75 

- No i co o niej myślisz? - dopytywała się konfiden­

cjonalnym szeptem Kimberly, kiedy obie znalazły się już 
w wyłożonym puszystym dywanem przedpokoju. 

- Zbyt mało ją znam - odparła ostrożnie Meredith. 

- Jest ładna, elegancka i ma nienaganne maniery. Moje 
pierwsze wrażenie jest pozytywne. 

Kimberly prychnęła, wykrzywiając buzię. 

- Nie chcę, żeby wujek Nick z nią się ożenił. Wtedy 

przestanie mieć dla mnie czas. 

- Sądzę, że nie masz racji. Nick bardzo się o ciebie 

troszczy. 

- Ona przyniosła formularze zapisów do PLC. Sama 

kiedyś chodziła do tej szkoły. Przekonuje wujka Nicka, że 
dla mojego dobra powinien mnie umieścić w internacie. 

- PLC cieszy się znakomitą opinią - odparła Meredith, 

świadoma, że ta ekskluzywna prywatna szkoła jest rów­
nież bardzo droga. Pozwolić sobie na nią mogli tylko 
nieliczni. Chciałaby, żeby jej dziecko tam uczęszczało, 

jednakże nie za wszelką cenę. Szczęście Kimberly wyda­

wało jej się najważniejsze. 

- Nie chcę przebywać w internacie - oznajmiła 

wojowniczym tonem dziewczynka. - Rachel pragnie po­
zbyć się mnie z domu, żeby mieć wujka Nicka tylko dla 
siebie. 

Trudno powiedzieć, czy to prawda, czy tylko wymysł 

zbuntowanej nastolatki. Uczciwość nakazywała Meredith 
powstrzymać się z osądem. Uznała, że wybierze drogę 
pośrednią. 

background image

76 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- O ile wiem, uczniowie szkół z internatem mogą] 

weekendy spędzać w domu - zauważyła. 

Kimberly popatrzyła na nią żałośnie. 
- No i co z tego? W sobotę wieczorem Rachel i wujek 

Nick zwykle dokądś wychodzą. Mną opiekuje się wtedy 
pani Armstrong. Zatem co za różnica, czy zostanę w szkol 

le z innymi dziewczętami, czy w domu. 

- Pozostaje jeszcze niedziela - przypomniała z uśmie-

chem Meredith. 

- Ona zagląda do nas i w niedziele. Przy niej wujej 

jest całkiem inny niż wtedy, gdy jesteśmy sami - skrzy-

wiła się Kimberly. 

Dziewczynka milczała ponuro przez całą drogę do swoi 

jego pokoju. Meredith nie bardzo wiedziała, co z tym 

fantem zrobić. Nie tak wyobrażała sobie rano przebieg 

dzisiejszego spotkania. Któż mógł przewidzieć, że będzie 
musiała poradzić sobie z konfliktem, który narastał mię­

dzy Kimberly a jej ewentualną przyszłą macochą i Ni-
ckiem. A może Nick oczekiwał, że właśnie ona znajdzie 
jakieś rozwiązanie tej sprawy? 

Dotarły do pokoju na końcu korytarza. Kimberly poło­

żyła już dłoń na klamce, kiedy nagle zamarła w bezruchu. 

Obrzuciła Meredith zagadkowym spojrzeniem. 

- Wiesz, co byłoby najlepsze? - spytała nagle. 
- Nie. Słucham cię uważnie. 

Kimberly przez chwilę jeszcze się wahała. 
- Wujek Nick chce cię zaprosić na święta do Pearl 

Beach. To takie miasteczko na środkowym wybrzeżu, 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

77 

około dwóch godzin od Sydney. Pojedziesz z nami, Me-
redith? 

Spędzić Boże Narodzenie z córką? Czy mogłaby sobie 

wyobrazić większe szczęście? 

- Tak. Z największą ochotą. 
- Będziesz mieszkać w tym samym domu, co my -

poinformowała z zadowoleniem Kimberly. - Na pewno ci 

się spodoba, bo stoi na plaży. 

- Już jestem zachwycona. 
- I nie będzie tam panny Pearce. 

Meredith przezornie nie skomentowała ostatniego zda­

nia. Co ona knuje, pomyślała z niepokojem, widząc po­

dejrzane błyski w oczach córki. Odetchnęła z ulgą, kiedy 
Kimberly uśmiechnęła się figlarnie i dodała konspiracyj­

nym szeptem: 

- Byłoby najlepiej, gdyby wujek Nick poślubił ciebie 

zamiast Rachel. Moja w tym głowa, żeby tak się stało. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

Zapadał zmierzch. Wędrowali razem brzegiem morza 

Mężczyzna, kobieta i dziecko. Meredith zapragnęła, żeby 
ta sielanka trwała wiecznie. Miała prawo do marzeń, do 
póki ani Nick, ani Kimberly nie znali ich treści. 

To była ich pierwsza noc w Pearl Beach; pierwsz 

z dziewięciu wspólnych nocy, jakie zamierzali spędzi 
w tym pięknym otoczeniu. Tylko we trójkę. Jutro wypa-
dała Wigilia. Na dzisiejszy wieczór nie mieli żadnych 
planów. Chcieli tylko napawać się radością, że wszystki 
codzienne sprawy zostawili w Sydney. Zaczynał się cu­
downy, magiczny okres świąt Bożego Narodzenia. 

Meredith nie wątpiła, że dla niej będą to radosne, wy-

jątkowe dni. Po raz pierwszy miała obok siebie swój 

rodzinę. Dziecko i jego ojca. 

Postanowiła na razie nie myśleć o tym, co się stanie 

kiedy skończą się świąteczne ferie. Wolała cieszyć się każ-
dą darowaną chwilą, obecnością dwojga najdroższych dla 
niej ludzi na świecie. 

Chociaż Nick przywiózł z Sydney dość zapasów, które 

ulokowali w kuchni wakacyjnego domu, mimo to kupili 
w miasteczku hamburgery i frytki na wynos, jak wiele 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

79 

innych rodzin, które nie mają ochoty zawracać sobie 
głowy gotowaniem po długim, męczącym dniu. Kim-

berly wymyśliła, że wrócą do domu plażą. Meredith po­
dejrzewała, że ten pomysł był częścią chytrego planu jej 
córki. Postanowiła wyswatać matkę ze swoim wujkiem, 
zatem chciała im stworzyć jak najwięcej romantycznych 
sytuacji. 

Dziewczynka biegła teraz przed dorosłymi, uskakując 

zręcznie przed nadchodzącymi falami. Cieszyła się, że 
matka i wujek idą tuż za nią, podziwiają jej wyczyny; są 
blisko, troszczą się o nią jak rodzice... Co prawda nie 
miała pojęcia, że Nick jest jej ojcem, ale przecież był 
prawnym opiekunem, a to mniej więcej to samo. Meredith 
zastanawiała się, co on w tym momencie myśli, co czuje... 

Szedł obok niej, tak jak przed laty, piasek chrzęścił im 

pod stopami. Fale biły o brzeg, morska bryza rozwiewała 
włosy, nozdrza chłonęły świeży zapach słonej wody. Nick 
był tak blisko; mogła go dotknąć, czuła ciepło bijące od 

jego ciała. Pamięć wywołała obrazy, które rozpaliły Me­

redith gwałtownym pożądaniem. Jaka szkoda, że musi je 
ukrywać. 

O dziwo, nie czuła już bólu na myśl o Rachel Pearce, 

bólu, który dręczył ją przez cały ostatni tydzień. Może 
sprawił to dystans, a może magia tej nocy, ale Rachel 
wydawała się teraz Meredith kimś zupełnie nierealnym. 
Prawdziwi byli tylko Nick, Kimberly i ona. Ich wspólny 
spacer, słuchanie tych samych odgłosów, zmysły wy­
ostrzone na odbiór tych samych doznań. 

background image

80 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Popatrrzcie, ile gwiazd jest na niebie! Po prostu mi­

liony! - zawołała z przejęciem Kimberly. 

- Normalne zjawisko poza miastem. Brak smogu, spa­

lin, więc i widoczność jest dobra. To wszystko - skomen­
tował Nick., 

- Jakie to mało romantyczne, wujku! - zaprotesto­

wała. 

- Ale prawdziwe. 
K i m b e r l y fuknęła niezadowolona. Jej zabiegi nie przy­

niosły dotą.ąd żadnych rezultatów. Dla Meredith były moc­

no krępujące, a Nick udawał, że nie widzi starań małej 
swatki. 

-  P r a w i e jesteśmy w domu - oznajmiła Kimberly. 
-  P r a w i e - przyznał sarkastycznie Nick. 
Drewniany, otoczony werandą dom zbudowano na wy­

sokich fundamentach, dzięki czemu przesuwające się pia­
ski wydm nie dosięgały ścian. Strome schody prowadziły 

na  w e r a n d ę , z której roztaczał się piękny widok wprost na 
morze. W czasach, kiedy dom powstawał, nie obowiązy­
wały  j e s z c z e przepisy budowlane, nakazujące pozostawia­

nie neutralnego pasa gruntu wzdłuż brzegu. 

- Chyba od razu pójdę do łóżka - oświadczyła Kim­

berly. - Jestem bardzo zmęczona, a jutro chcę rano wstać. 

- Doskonały pomysł - poparł ją Nick. 
- Ale to ciebie to nie dotyczy - dodała natychmiast. - Za 

wcześnie na spanie. 

- Czy ja nie mam prawa być zmęczony? - przekom 

rzał się  N i c k . 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA gl 

- Zawsze mi powtarzałeś, że przed snem musisz się 

trochę zrelaksować - przypomniała mu surowym tonem. 
, powinieneś wypić na dobranoc małego drinka. 

- Mhm - mruknął niezobowiązująco Nick. 
- Najlepiej Irish coffee - podpowiedziała dziewczyn­

ka. - Tak świetnie ją przyrządzasz. Usiadłbyś sobie z fili­
żanką na werandzie, popatrzył na gwiazdy, posłuchał szu­
mu morza. To znakomity relaks. 

- Znakomity. - Nick zamyślił się. 
- Merry mogłaby odpoczywać razem z tobą. Tak cięż­

ko ostatnio pracowała, miała tyle zamówień na świąteczne 
dekoracje... Irish coffee będzie ci smakować, Merry - za­

pewniła matkę. 

- Czy zechcesz dotrzymać mi towarzystwa, Meredith? 

- spytał, śmiejąc się, Nick. - Wypijemy coś na dobranoc, 
policzymy gwiazdy, a szum morza ukołysze nas do snu. 

Propozycja wydawała się całkiem niewinna. Właściwie 

dlaczego nie miałabym przedłużyć sobie tego cudownego 

wieczoru? - pomyślała Meredith. 

- Z przyjemnością - odparła z uśmiechem. 
- Zatem wszystko ustalone! - oznajmiła z satysfakcją 

Kimberly i popędziła do domu, jakby nagle przybyło jej 
energii. Jakoś nie widać było po niej ani krzty zmęczenia. 

Nick westchnął głęboko. W końcu doczekał się małego 

sam na sam z Meredith Palmer. Dotąd żadna kobieta nie 
trzymała go tak na dystans, jak ona. Żadna też nie intry­
gowała go w takim stopniu i nie wpędzała w głęboką fru-

background image

82 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

strację. Może teraz zdoła czegoś więcej się o niej dowie­
dzieć. 

Kimberly, mała intrygantka, nie grzeszyła nadmiarem 

subtelności, byle tylko doprowadzić do sytuacji, która dla 
niej samej byłaby najbardziej korzystna. Nick obawiał się,; 
że nachalne zabiegi dziewczynki przyniosą odwrotny sku-
tek. Meredith jeszcze bardziej się od niego oddali, zamiast 
zbliżyć. Zauważył, jak bardzo się spięła, kiedy Kimberly 
pobiegła przed siebie, zostawiając ich samych. 

- Przykro mi, że mała postawiła cię w tak niezręcznej 

sytuacji - powiedziała, patrząc z obawą na Nicka. - Za­
pewniam, że nie zachęcałam jej do takich... takich akcji. 

- Wiem o tym aż za dobrze, Meredith - odparł sucho 

Nick. 

- Nie chciałabym sprawiać ci kłopotów - dodała. 
Nick usłyszał niepokój w jej głosie. Zabolało go to. 
- Nie sprawiasz mi żadnych kłopotów - zapewnił 

szczerze. - Przestań się niepotrzebnie martwić. 

Chyba jej nie przekonał. Przez całą drogę do domu szli 

obok siebie w ciężkim milczeniu. Nick zastanawiał się, co 

jeszcze mógłby powiedzieć, by ją uspokoić. Tak bardzo 

pragnął, by otworzyła się przed nim. 

- Łatwo ci mówić - odezwała się nagle. W jej głosie 

nie brzmiała ani jedna nuta oskarżenia, jedynie głębokie, 

długo skrywane cierpienie. - W każdej chwili możesz za­

brać Kimberly, znowu trzymać ją ode mnie z daleka, jeśli 
nowa sytuacja zacznie zbytnio ci doskwierać. 

Zatrzymał się, przerażony. Dlaczego takie straszne my-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 83 

śli chodzą jej po głowie? Odruchowo wyciągnął rękę i po­
łożył ją na ramieniu Meredith. 

Nie miała wyjścia, także musiała się zatrzymać. 
_ Czy naprawdę sądzisz, że jestem takim bezdusznym 

draniem? Aż tak nisko mnie oceniasz? - zapytał z żalem. 
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zbyt mocno ściska ją 
za ramię. 

Meredith przez długą chwilę stała zupełnie nieruchomo, 

bojąc się poruszyć czy nawet głębiej odetchnąć. Nick po­
spiesznie zwolnił uścisk i delikatnym ruchem odwrócił ją 
ku sobie. 

- Meredith... - powiedział miękko. - Przecież ja... 
Wpatrywała się w niego nie widzącym wzrokiem. 
- Skąd mogę wiedzieć, jakim człowiekiem jesteś teraz? 

- spytała. 

Nickowi dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Co ona 

miała na myśli, mówiąc „teraz"? Przecież nie znaliśmy się 
w poprzednim wcieleniu! Dość tych głupot, natychmiast 
skarcił sam siebie. Lepiej się zastanów, w jaki sposób do­
trzeć do Meredith. 

- Jestem tym samym człowiekiem, który odwiedził cię 

dziesięć dni temu, aby doprowadzić do twojego spotkania 
z córką - oświadczył porywczo. 

- Zrobiłeś to dla niej czy dla siebie? - odparowała 

Meredith, patrząc Nickowi prosto w oczy. - Bo przecież 
nie dla mnie. Jestem dla ciebie kimś obcym. Nawet nie 
wiem, czym to wszystko się skończy. 

- Nie chodziło o mnie, Meredith. - Nick rozumiał, co 

background image

84 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

musi czuć kobieta, pozbawiona legalnego prawa do swo-

jego dziecka, niepewna, czy znowu nie straci z nim kon-

taktu. Naprawdę serdecznie jej współczuł. - Przyszedłem 
do ciebie na prośbę dziecka, które pragnęło poznać swój 
rodzoną matkę. Nie wiedziałem, czym się skończy nasz 

spotkanie i nadal nie wiem, jak się dalej sprawy potoczą 
Wy obie o tym zdecydujecie. 

Meredith nie przekonały jego słowa. 

- Doskonale wiesz, że nie mam tu nic do powiedzenia. 

Wszystko zależy od twojej wielkoduszności - odparła, 

Ujął w dłonie jej twarz. Zmusił Meredith, by spojrzała 

mu w oczy i przekonała się o szczerości jego intencji. 

- Skoro tak sądzisz, to uwierz przynajmniej w moją 

wielkoduszność - poprosił. 

- Dlaczego mam w nią wierzyć? - wyszeptała. 
- Bo mi zależy. 
- Na mnie? - upewniła się, z niedowierzaniem i udrę-

ką patrząc na Nicka. 

Nick chciał już powiedzieć, że nigdy dotąd żadna inna 

kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ona, ale 
zdążył ugryźć się w język. Wiedział, że nie tego Meredith 
oczekiwała. W tym momencie potrzebne jej było poczucie 
bezpieczeństwa. Delikatnie przesunął palcem po jej poli 
czku i uśmiechnął się ciepło. 

- Naprawdę nie potrafisz uwierzyć, że głęboko ci 

współczuję? Wiem, co straciłaś. Chciałbym wynagrodzić 
ci te lata, które musiałaś spędzić z dala od swojej córki. 

Meredith opuściła powieki, kilka razy nerwowo prze-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 85 

łknęła ślinę. Nick widział, jak walczy sama ze sobą, by 
przyjąć za dobrą monetę wszystko, co powiedział. Odru­
chowo wsunął jej za ucho pasmo włosów rozwiewanych 
przez wiatr. Chyba nawet tego nie zauważyła. 

- To bardzo miło z twojej strony, że mnie tutaj zapro­

siłeś - wyrecytowała w końcu uprzejmą formułkę, jakiej 
można by oczekiwać od wdzięcznego i dobrze wychowa­
nego gościa. - Postaram się nie być dla ciebie ciężarem. 

Poczuł gwałtowny ucisk w sercu. Jak bardzo ta kobieta 

czuła się tu wyobcowana! 

- Meredith, po prostu bądź sobą - poprosił żarliwie. 

- Ciesz się tym Bożym Narodzeniem - dodał w jak naj­
lepszych intencjach. 

Zagryzła wargę, w jej oczach zalśniły łzy. 

- Tylko Bożym Narodzeniem? - spytała ochryple. 
Nick nie zrozumiał jej pytania. Zmarszczył czoło, pró­

bując podążyć za tokiem jej myśli. 

- Mam nadzieję, że potem też będziesz cieszyć się 

życiem - odparł. Naprawdę tego pragnął. Martwiło go, że 
niechcący stał się przyczyną jej łez. 

- To niemożliwe. Powiedziałeś przecież, że Kimber-

ly... że chciała mieć matkę na święta. 

- O Boże! A ty pomyślałaś sobie... - Jak mogłem być 

tak niewrażliwy, przeraził się Nick. - Meredith, od tego 
wszystko się zaczęło, ale teraz jestem pewien, że już ni­
gdy się nie rozstaniecie. Przecież widać, jak dobrze wam 
razem! 

Długo powstrzymywane łzy popłynęły strumieniem po 

background image

86 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

jej policzkach. Nickowi serce krajało się z żalu. Wziąj 

Meredith w ramiona i mocno przytulił ją do siebie. Pra-
gnał ukoić jej ból, przekonać, że lata przeraźliwej samo-
tności ma już za sobą. Cichy płacz przeszedł w gwałtowny 
szloch. Ciało Meredith drżało konwulsyjnie. 

- Nie żałuj sobie łez - szeptał Nick, gładząc ją po 

włosach. - Płacz dobrze ci zrobi. Zbyt długo tłumiłaś pra-
wdziwe uczucia. 

Hamulce puściły. Szlochała coraz mocniej, coraz bar-

dziej przejmująco, aż nagle wszystkie siły ją opuściły. 
Gdyby Nick nie trzymał jej mocno, pewnie by upadła. 

Nick cierpiał wraz z nią. Pragnął zapewnić Meredith, 

że w końcu dotarła do domu i o nic nie musi się martwić. 
On zdejmie z niej wszystkie troski, otoczy ją opieką. Już 
nigdy nie pozna, co to ból i samotność. 

Po raz pierwszy w życiu tak bardzo pragnął zatroszczy 

się o kobietę. Bo właśnie ona, Meredith, była tą, na którą 
czekał. Już nie miał wątpliwości, że to o niej śnił w ciągu 

minionych lat. Nareszcie spotkał ją na jawie. 

Merry... Tak właśnie o niej myślał, ale jeszcze nie 

umiał nazwać jej tym imieniem. Zbyt mocno kojarzyło mu 
się z mężczyzną, którego niegdyś kochała. Żałował... Nie 
nie żałował niczego, co zdarzyło się w przeszłości. Gdyby 
nie było Kimberly, on i Meredith pewnie nigdy by się nie 
poznali. 

O Boże! Całkiem zapomniał o Kimberly! 
W domu paliły się światła. Jeśli dziewczynka była 

świadkiem całej sceny, z pewnością wyciągnęła mylne 

żalu. Wziął 

siebie. Pra-

zliwej sarno-
v

 gwałtowny 

adząc ją po 

tłumiłaś pra-

j, coraz baw 

ją opuściłyj 

>y upadła. 
ić Meredithj 

się martwić. 

i opieką. Juz 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

87 

wnioski. Na pewno jest więcej niż szczęśliwa, że ich spro­
wokowała. Nick postanowił jutro z nią porozmawiać 

i wszystko wyjaśnić. 

Teraz musiał się zająć wyłącznie Meredith. Przestała 

już płakać. Może była wyczerpana, lub zabrakło jej łez. 
A jeśli po prostu w jego ramionach poczuła się lepiej? 

Nick pomyślał nagle, że chciałby z nią się kochać. Tak 

doskonale do siebie pasowali. Wyobraził sobie, jak błądzi 
dłońmi po jej ciele i zadrżał z pożądania. Wiedział, że 
natychmiast musi je opanować. Meredith była wystarcza­

jąco roztrzęsiona. Nie zamierzał jej płoszyć nazbyt śmia­

łym zachowaniem. 

- Kimberly! - krzyknęła nagle. Odepchnęła Nicka od 

siebie i popatrzyła w oświetlone okna domu. Na jej twarzy 
malowało się przerażenie. Jak mogła zapomnieć o obecno­
ści córki! 

- Nie przejmuj się - uspokoił ją Nick. - Kimberly na 

pewno poszła już do łóżka. 

Zakłopotana Meredith zamrugała powiekami. 

- Przykro mi... 
- Niepotrzebnie. To mnie jest przykro, że doszło do 

nieporozumienia. Nie zaprosiliśmy cię tu na próbę, źle to 
zrozumiałaś. Zapewniam, że moje intencje były inne. 

- Całkiem się w tym pogubiłam. - Meredith westchnę­

ła głęboko i odsunęła się od Nicka. 

Nie chciał tracić fizycznego kontaktu z nią. Uwolnił ją 

z objęć, ale za to po przyjacielsku wziął za rękę i z uśmie­
chem poprowadził w stronę domu. Posłusznie dreptała 

background image

88 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

obok niego, pozwalając, by trzymał jej dłoń w swojej! 
Nick był zadowolony z tego małego zwycięstwa. 

- Kiedy już zasiądziemy na werandzie, a ja przyniosę! 

Irish coffee, porozmawiamy o tym, jak chcesz ułożyć swo-

je stosunki z Kimberly. 

Meredith podziękowała nieśmiałym uśmiechem. 
- Rok temu, po śmierci Denise i Colina, ja i Kimberly 

spędziliśmy bardzo smutne święta - ciągnął Nick. - Teraz, 
dzięki temu, że jesteś z nami... - że znowu mamy rodzinę, 

pomyślał - będą radosne jak dawniej, Merry. 

Meredith zachwiała się gwałtownie i wstrzymała od-

dech. Z nadzieją popatrzyła na Nicka, a on w tym momen-
cie poczuł się tak, jakby w jego duszy zapłonęły światełk 
ze wszystkich choinek świata. Dopiero po chwili uświado-
mił sobie, że po raz pierwszy to on, a nie jej dawny ko 
chanek, nazwał ją Merry. Zrozumiał, że gotów jest wal-

czyć z cieniem o prawo do jej serca. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

Nick puścił rękę Meredith, by jako pierwsza mogła 

wejść na werandę. Serce biło jej jak szalone, krew pulso­
wała w skroniach. Mocno zacisnęła dłoń na poręczy. Nad­
ludzkim wysiłkiem zmusiła drżące nogi do wspinaczki po 
schodkach. 

Kiedy Nick nazwał ją „Merry", pomyślała, że czas się 

cofnął. Nie pamiętał, co zdarzyło się trzynaście lat temu, 
a mimo to patrzył na nią z takim samym uczuciem jak 

wtedy. Czyżby historia zaczynała się powtarzać? 

W tym momencie przypomniała sobie o Rachel Pearce. 

Wydawało się prawie nierealne, żeby Nick mógł mieć 

jakąkolwiek inną kobietę niż ona, Meredith Palmer, jed­

nakże Rachel istniała. Prawdopodobnie ona i Nick od 
dawna byli kochankami. 

Przez chwilę Meredith poczuła się jak balonik, z które­

go uszło powietrze. Szybko jednak otrząsnęła się z tego 
stanu. Może nawet Nick interesował się Rachel, ale teraz 
wyraźnie był zauroczony jej osobą. A jeśli to tylko wy­
twory mojej chorej wyobraźni? - pomyślała z niepoko­

jem. Kiedy po latach znowu znalazła się w ramionach 

Nicka, poczuła, że sercem i duszą należy tylko i wyłącznie 

background image

90 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

do tego jednego, jedynego mężczyzny. Być może dlatego 
wydawało jej się, że on pragnie jej równie mocno, jak ona 

jego-

Meredith stanęła na werandzie i chciała wejść do domu, 

- Proponuję, żebyś została na zewnątrz i poczekała,aż 

zrobię kawę - powiedział Nick. - Odpocznij trochę. 
Z przyjemnością cię obsłużę. 

Był bardzo uprzejmy; dawał jej szansę, by doszła do 

siebie po niedawnej chwili słabości. 

- Dziękuję, Nick - odparła z uśmiechem. 
- To nie potrwa długo - obiecał. 
Nic a nic się nie zmienił, pomyślała. Zawsze był i po-

został subtelnym człowiekiem, dbającym o uczucia in-
nych. Pewne cechy charakteru są stałe. Gdyby nie utrata 
pamięci o tym, co niegdyś ich łączyło, byłby tym samym 
Nickiem, co wtedy. A jeśli to tylko moje pobożne życze-
nia? - pomyślała. 

Rachel Pearce pozostała w Sydney, co wcale nie zna-

czyło, że Nick o niej zapomniał. Z relacji Kimberly 
wynikało, że był mocno zaangażowany w związek 
z tą kobietą. W przeciwnym razie nie omawiałby z nią 
tak ważnych spraw, jak przyszła edukacja jego siostrze-
nicy. Gotów był nawet wybrać dla niej tę samą szkołę, 
którą ukończyła Rachel. Co z tego, że nie byli dotąd for-
malnie związani? Mogli zakładać, że pobiorą się w przy-
szłości. 

Na razie jednak nie są małżeństwem, pomyślała z sa-

tysfakcją Meredith. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 91 

Czy to źle, że nachodziły ją podobne myśli? Że pragnę-

t mężczyzny, który należał do innej kobiety? Liczy się 

prawo pierwszeństwa. Najpierw należał do niej. 

Teraz też nie była mu obojętna. Nie chodziło tylko 

o słowa. Kiedy trzymał ją, szlochającą, w swoich ramio­
nach, czuła, że naprawdę bardzo mu na niej zależy. 

Co by się stało, gdyby mu wyznała, że Kimberly jest 

także jego córką? 

Poczułby się winny. 
No i co z tego? Niech się czuje. Przecież zostawił ją 

samą z dzieckiem. Nie było go przy niej wtedy, kiedy 
najbardziej go potrzebowała. 

Ale nie ze swojej winy. Meredith chciała być spra­

wiedliwa. 

Gdyby teraz z nią się związał, powinien to zrobić 

z własnej woli. Z miłości do niej, a nie z poczucia obo­

wiązku. W przeciwnym wypadku ich związek nie miałby 
żadnych szans. Musiała zatem uzbroić się w cierpliwość 
i czekać. To wszystko, co mogła zrobić. Przymknęła oczy 
i zasłuchała się w szum morskich fal. 

- Dwie kawy podano - oznajmił Nick, wchodząc z ta­

cą na werandę. 

W tym momencie spokój Meredith prysł jak bańka 

mydlana. Bliskość tego mężczyzny powodowała pragnie­
nia, z którymi bezskutecznie próbowała walczyć. 

- To dopiero jest życie - powiedział, stawiając na stole 

tacę z dwoma kubkami gorącego napoju. Odsunął krzesło 

i usiadł naprzeciwko Meredith. - Z dala od hałaśliwych 

background image

92 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

tłumów, z dala od pracy. Tylko słońce, piasek i woda. Nie 
wyobrażam sobie lepszych wakacji. 

Pod tym względem także się nie zmienił, pomyślała 

Meredith. 

- Czy praca bankowca jest bardzo stresująca? - spyta-

ła. Była wdzięczna Nickowi, że rozpoczął niezobowiązu-

jącą konwersację. 

- Czasami tak. Trzeba uważnie śledzić rynek waluto-

wy. Jednakże mnie to nie przeraża. Jestem dobrze przygo-
towany do zawodu - odparł z pewnością siebie człowieka 
sukcesu. 

- Zatem warto było skończyć Harvard. 
- Skąd wiesz, że tam studiowałem? - spytał ze zdzi-

wieniem. 

Serce Meredith zaczęło bić w piersi jak oszalałe. Co 

mu odpowiedzieć? 

Że Kimberly coś o tym wspomniała? Zbyt ryzykowne. 

Nick z łatwością mógłby to sprawdzić. Nie mogła też 
skłamać, że przeczytała o tym w jakiejś gazecie, gdyż nie 
miała pojęcia, czy gdziekolwiek pisano coś o Nicku. Co 
zatem pozostawało... poza wyznaniem prawdy? 

- Dowiedziałam się od twojej siostry - odparła, unika­

jąc jego przenikliwego spojrzenia. 

- Dlaczego Denise opowiadała ci o mnie? 

Boże, znowu kłopotliwe pytanie. Jedno kłamstwo po­

ciąga za sobą następne. 

- Chciałam jak najwięcej dowiedzieć się o rodzinie, 

której członkiem miało zostać moje dziecko - wybrnęła. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 93 

- Już wcześniej zamierzałem cię zapytać o twoje rela­

cje z Denise - przypomniał sobie Nick. - Zdążyłem się 

zorientować, że adopcja Kimberly nie przebiegła zwy­
kłym trybem. O ile wiem, z reguły nie ma kontaktów mię­
dzy rodziną naturalną a rodziną przybraną dziecka. 

Meredith musiała coś odpowiedzieć. Zaspokoić cieka­

wość Nicka, nie zdradzając jednocześnie, że jest ojcem 
dziewczynki. Postanowiła przedstawić mu jedynie nagie 
fakty. 

- Macocha wstydziła się przed sąsiadami mojej ciąży, 

więc zostałam wysłana do jej siostry mieszkającej w Syd­
ney. Lekarz robiący mi badania opiekował się również 
twoją siostrą. Zostałam umieszczona w szpitalu, który 
w porozumieniu z rządową agencją zajmował się sprawa­
mi adopcji. Denise znała pewną osobę, która pomogła jej 
załatwić zaadoptowanie właśnie mojego dziecka. 

- Czyżby wiązała się z tym jakaś łapówka? 
- Nie wiem. Pytałeś o moje powiązania z Denise, więc 

ci wyjaśniam, skąd się wzięła nasza znajomość. 

- Mów dalej - poprosił Nick. Nie podobało mu się to, 

co usłyszał. 

- Początkowo nie chciałam oddać dziecka... 
- Czyżby moja siostra i owa wspomniana przez ciebie 

osoba wymusiły na tobie tę decyzję? - przerwał Nick. 
Relacja Meredith wyraźnie go wzburzyła. 

Meredith powoli sączyła mocno doprawioną alkoholem 

kawę. Pragnęła rozgrzać się od środka. Nick był zszoko­
wany i zły. Uznała, że nie ma sensu podsycać w nim ne-

background image

94 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

gatywnych emocji. Przeszłości i tak nie można już zmie­
nić. Poza tym Denise i Colin Grahamowie naprawdę byli 
dobrymi rodzicami dla Kimberly. 

- Przedstawili mi swój punkt widzenia - wyjaśniła 

Nickowi. - Wysłuchałam ich, a potem długo się nad tym 
zastanawiałam. Nie oddałabym dziecka komuś, o kim ni­
czego bym nie wiedziała. Wierzyłam, że twoja siostra 
ofiaruje mojej córeczce wszystko, co najlepsze. Obiecała 
przesyłać mi zdjęcia, żebym dzięki nim mogła choć trochę 
poznać życie Kimberly. To wszystko. Podpisałam doku­
menty adopcji, przekonana, że moje dziecko otrzyma 
lepsze warunki niż te, które ja mogłabym mu zapewnić. 

- Zmuszono cię do podjęcia takiej decyzji - mruknął 

Nick. Poczucie przyzwoitości mówiło mu, że sprawę za­
łatwiono nie fair. 

- Dokonałam wyboru - odparła spokojnie. 
- Pod presją. Wiem, jak władczą osobą umiała być 

moja siostra. 

- Zrobiła dla Kimberly wszystko, czego oczekiwałam. 

Przez kilka minut rozważał ostatnie słowa Meredith. 
- Wierzę ci - odezwał się w końcu. - Denise rzeczy­

wiście miała mocno rozwinięty instynkt macierzyński. Na­

si rodzice zmarli, kiedy byłem dzieckiem, i ona zajmowała 
się mną bardziej jak matka niż jak siostra. 

Wiem o tym, pomyślała, ale tym razem nie zdradziła 

się ze swoją wiedzą. 

- Denise i Colin byli dobrymi ludźmi. - W głosie Ni-

cka brzmiał nie udawany smutek. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 95 

Z zadumą popatrzył na Meredith. Nieposłuszne serce 

znowu zaczęło szybciej bić jej w piersi. 

- Jednakże moja siostra, która sama tak bardzo pragnę­

ła mieć dziecko, nie powinna była wykorzystywać twojej 
słabości - dodał. 

Meredith wypiła łyk kawy, by pograć na zwłokę. Nie 

słysząc jej komentarza, Nick zapatrzył się w morze. 
Wszystko ma swoje miejsce i czas, pomyślała. Nie warto 
rozpamiętywać tego, co dawno minęło. 

- Wcześniej proponowałeś rozmowę o moich przy­

szłych spotkaniach z Kimberly - przypomniała delikatnie. 

- Masz rację - odparł. Sięgnął po kubek z kawą, zado­

wolony ze zmiany tematu. - Powiedz mi zatem, czego 
oczekujesz. 

Odetchnęła z ulgą. Nick był wspaniałym mężczyzną. 

Kochała go i niczego tak bardzo nie pragnęła, jak szczę­
śliwego rozwiązania ich spraw. 

- To zależy od twoich planów - powiedziała. - Kim­

berly wspomniała mi, że zamierzasz ją posłać do PLC. 

- Rozumiem. - Twarz Nicka wykrzywił grymas nie­

chęci. - Pewnie wierciła ci dziurę w brzuchu, żebyś po­
parła jej stanowisko. Ona sądzi, że świadomie skazuję ją 
na wygnanie do szkoły z internatem. 

- Niezupełnie tak było. - Meredith zyskała sposob­

ność, by wyjaśnić dręczące ją wątpliwości. - Zastanawiała 
się raczej nad tym, jakie miejsce zajmie w twoim życiu, 

kiedy już poślubisz Rachel Pearce. 

- Skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł? - Nick 

background image

96 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

zmarszczył brwi. - Nigdy ani słowem nie wspominałem 
o małżeństwie z Rachel. 

Serce Meredith waliło jak oszalałe. Nick nie był zaan­

gażowany w związek z inną kobietą! Znowu przełknęła 
łyk kawy, w nadziei, że to pomoże jej odzyskać spokój. 

- W ostatnią niedzielę wpadła do nas, by podrzucić 

formularze, które trzeba wypełnić, starając się o przyjęcie 
do szkoły i przy okazji wyznała mi, że ubiegłego wieczoru 
spotkała ponownie wielką miłość swojego życia. 

Ta informacja przedstawiała niedzielną scenę w cał­

kiem odmiennym świetle. Być może Nick był zbyt dumny, 
by przyznać, że Rachel wystawiła go do wiatru, ale jeśli 
naprawdę cierpiał, znakomicie ukrywał swoje uczucia. 

- Musiałeś przeżyć szok - powiedziała, bacznie obser­

wując reakcję Nicka. 

- Nie. Tylko trochę się zdziwiłem. Cieszy mnie jej 

szczęście. Właśnie w niedzielę wybierała się na randkę 
z ukochanym. 

Dlatego wyglądała jak modelka z żurnala, domyśliła się 

Meredith. Najważniejsze, że Nick był wolny i nie miał 
wobec Rachel żadnych zobowiązań. Czy jego serce rów-
nież było wolne? 

- Jak mocno byłeś z nią związany? 
- Chcesz wiedzieć, czy poczułem się zraniony? - do­

myślił się Nick. 

- No cóż... Nie mogłeś oczekiwać takiego obrotu 

sprawy. 

- Byliśmy przyjaciółmi. - Nick uśmiechnął się. Na je-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 97 

go twarzy nie widać było nawet cienia smutku czy żalu. 

Nic się między nami nie zmieniło. Gdyby Rachel cze­

gokolwiek potrzebowała, zawsze może na mnie liczyć. 

Tego samego spodziewam się po niej. 

- To miłe - mruknęła Meredith. 
_ Rachel w ogóle jest bardzo miła. Niestety, nie umiała 

dogadać się z Kimberly. Najwyraźniej nie ma daru obco­
wania z dziećmi. 

W ubiegłym roku nikomu nie byłoby łatwo zdobyć 

sympatii Kimberly, pomyślała Meredith. Dziewczynka 
mocno przeżyła utratę przybranych rodziców. Z pewno­
ścią dała Rachel silny odpór. 

- Poza tym, jak sądzę, Kimberly myślała potem tylko 

o tobie - zauważył Nick. - Kiedy się dowiedziała, że jest 
adoptowanym dzieckiem, pragnęła jedynie poznać rodzo­
ną matkę. No i dopięła swego. 

Fala miłego ciepła rozlała się Meredith koło serca. Gdy­

by jeszcze Nick chciał z nią być... Jej życie stałoby się 
wreszcie pełne. 

- Kimberly czuje się szczęśliwa, kiedy jest z tobą - po­

wiedział Nick. 

- Wiem. Chociaż niewątpliwie w przyszłości nieraz 

się poróżnimy. 

- Małe burze czasem są potrzebne. Oczyszczają atmo­

sferę. Ważne, żeby je przetrwać. Co sądzisz o posłaniu 
Kimberly do PLC? - zmienił temat. 

Przez wiele godzin jak prawdziwi rodzice rozmawiali 

o przyszłości swojego dziecka. Zastanawiali się, co było-

background image

98 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

by dla niego najlepsze, zgodni w tym, że ich plany powin-

ny zyskać aprobatę Kimberly. Doszli do wniosku, że naj­
ważniejsze jest dla niej poczucie bezpieczeństwa, świado­
mość, że zawsze będą stali u jej boku. 

Meredith w roli matki czuła się wspaniale. Nareszcie 

mogła współdecydować o losach córki, ponosić za nią 
odpowiedzialność. Czas minął tak szybko, że zdziwiła się, 
kiedy Nick zauważył, iż dochodzi już północ. Rano Kim­

berly niewątpliwie wcześnie postawi ich na nogi, gdyż 
sama obudzi się podniecona i pełna energii. 

Razem weszli do domu. Meredith zdawała sobie spra­

wę, że nie tylko Kimberly będzie podniecona. Ona już 
teraz czuła się tak podekscytowana i naładowana energią, 
że wydawało jej się mało prawdopodobne, aby zdołała 
choć na chwilę zmrużyć oko. 

Przystanęła obok drzwi przydzielonego jej pokoju. 
- Dziękuję za twoją wspaniałomyślność. Dobrej nocy, 

Nick. 

- Miłych snów - rzucił w odpowiedzi. 

Dziś na pewno będą miłe, pomyślała Meredith. Z bó­

lem rozstawała się teraz z ukochanym, ale mieli przecież 
spać pod jednym dachem, połączeni serdeczną komitywą, 

jutro zaś wydawało się pełne obietnic i dobrej nadziei. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

Nick nie mógł zasnąć. Leżał w łóżku, w pogrążonej 

w ciemnościach sypialni, i rozmyślał o Meredith Palmer. 
Uosabiała wszystko, czego kiedykolwiek oczekiwał od ko­
biety. Nadała jego życiu sens, wniosła weń coś specjalnego, 

trudnego do nazwania. Zastanawiał się tylko, w jakim sto­
pniu na jego stosunek do niej miały wpływ sny, w których 
ta niezwykła istota pojawiała się w ciągu minionych lat. 

Działała na niego tak silnie jak żadna inna kobieta do 

tej pory. Dzisiejszego wieczoru ledwo pohamował pokusę, 

by przekroczyć dozwolone granice i zbliżyć się do niej 
najbardziej, jak to tylko możliwe. Aby zachować kontrolę 

nad pożądaniem, posłużył się wymówką o pobudce, którą 
zrobi im rano Kimberly. Poszli więc spać, każde do swo­

jego pokoju, co nie zmieniało faktu, że pragnął Meredith 

aż do bólu. Chciał trzymać ją w ramionach, smakować 
słodycz jej ust, delektować się gładkością skóry. Gdyby 
byli sami, nie wahałby się ujawnić pragnień, które go 
dręczyły, ale ze względu na Kimberly wolał uniknąć zbyt 
pospiesznych ruchów. 

Rozsądek podpowiadał, że należy uzbroić się w cierp­

liwość i czekać. Meredith nie zamierzała odejść. Nick mu-

background image

100 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

siał zyskać pewność, że cokolwiek zrobi, okaże się to 
dobre dla nich wszystkich. 

Uznał, że stał się cud. Śnił o kobiecie, która nagle 

zmaterializowała się w jego życiu. Czy jednak naprawdę 
senna zjawa była tylko tworem jego wyobraźni? Kiedy 
w czasie dzisiejszej rozmowy Meredith wspomniała 
o Harvardzie, przyszło mu do głowy, że mogli się spotkać 
właśnie na uczelni. Co prawda nie rozumiał, jak mógł ją 
zapomnieć, ale to przynajmniej wyjaśniałoby, dlaczego 
pojawiła się potem w jego snach. 

Zastanawiało go jeszcze jedno zdanie, które Meredith 

wcześniej wypowiedziała. „Skąd mogę wiedzieć, jakim 
człowiekiem jesteś teraz". Prawdopodobnie nawiązywała 
do tego, co opowiadała jej o nim Denise, chociaż z drugiej 
strony... 

Instynkt podpowiadał mu, że jest coś, co powinien wie-

dzieć o Meredith Palmer, i gdyby tylko głęboko pogrzebał 
w pamięci, wydobyłby to na światło dzienne. Jednakże,, 
mimo iż bardzo się starał, jego wysiłki, jak dotąd, spełzły 
na niczym. 

Nagle wydało mu się, że ktoś otwiera drzwi. Wyrwany 

z rozmyślań, nadstawił uszu. Czyżby się przesłyszał? Nie 
Odgłos znowu się pojawił. Nick czekał teraz, aż zaskrzypi 
drewniana podłoga w korytarzu. W starych domach trud-
no poruszać się bezszelestnie. Stało się tak, jak się spo-
dziewał: podłoga zaskrzypiała. Ciekawe, czy wstała Kim-
berly, czy Meredith? 

Pewnie któraś z nich musiała skorzystać z toalety 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

101 

Włazience jednak panowała cisza. Nie słychać było szu-

mupuszczanej wody. Po kuchni także nikt się nie poru­

szał. Nick leżał nieruchomo, czekając, co dalej nastąpi. 

Nic się nie wydarzyło. Zaczął się denerwować. Ciekawość 

zamieniła się w niepokój. Wstał z łóżka, żeby sprawdzić, 
co się dzieje. 

W szparze pod drzwiami żadnej z sypialni nie dostrzegł 

smugi światła. W salonie również było ciemno. Idąc głów­
nym korytarzem, rozdzielającym dom na dwie części, za­
uważył lekko uchylone drzwi wejściowe. Sączyła się przez 
nie do wnętrza srebrzysta poświata księżyca. 

Czyżby nocny maruder wyszedł na zewnątrz? Nick 

ruszył przed siebie, zapominając, że ma na sobie jedynie 
krótkie spodenki, w których zaczął sypiać, odkąd zamie­
szkała z nim Kimberly. Bezzwłocznie musiał się przeko­
nać, kto o tej porze jest na nogach. 

Na werandzie nie było nikogo. Nick wytężył słuch. Nic 

jednak nie zakłócało spokojnego szumu morza. Zbliżył się 

do balustrady, by rozejrzeć się po plaży. Tuż przy brzegu, 

w miejscu, gdzie załamują się fale, dostrzegł jakąś samo­
tną postać. Uświadomił sobie, że skądś zna ten obraz. 

Właśnie taką scenę widywał często w swoich snach: 

granatowe niebo usiane gwiazdami, plaża, nad brzegiem 
morza stoi kobieta. Jest odwrócona tyłem, więc nie widzi 

jej twarzy, jedynie włosy falujące w lekkich podmuchach 

nocnej bryzy. 

Kobieta czeka. Tęskni za kimś, kto mógłby ukoić jej 

długą samotność. 

background image

102 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

W tym momencie Nick zrozumiał, że kobieta czeka 

właśnie na niego. Nie wiedział, skąd się wzięło to niezłom-
ne przekonanie, ale było na tyle silne, by kazać mu ruszyć 
w stronę nawołującej go syreny. 

Śnił, ale tym razem sen spełniał się na jawie. Wyraźnie 

czuł zapach słonej morskiej wody, łagodny wiatr muskał 

jego twarz, piasek chrzęścił pod stopami. Ogarnęło go 

podniecenie. 

Kobieta musiała usłyszeć, że on nadchodzi, a może tylko 

wyczuła jego obecność. Powoli, jakby z niedowierzaniem, 

zaczęła obracać się w jego stronę. Pasma rozwiewanych wia­
trem włosów zasłaniały jej twarz, wokół bioder zamotaną 
miała jakąś miękką tkaninę. Sterczące piersi dodawały tej 
syrfidzie zmysłowej, uwodzicielskiej kobiecości. 

Nick stanął w miejscu. Czekał, by dojrzeć twarz wy­

śnionej kobiety. Pragnął zobaczyć jej szeroko otwarte 
oczy, w których najpierw objawiłoby się zdziwienie, a po­
tem radość; znak, że go poznaje, serdecznie wita, przyzy­
wa do siebie... 

I zdarzyło się to, co wielekroć powtarzało się w jego 

snach. Kobieta drżała wpierw na widok nocnego intruza, 
a potem jej twarz rozjaśniło uczucie szczęścia. To nie zja­

wa stała przed nią, lecz mężczyzna z krwi i kości. Zielone 
oczy patrzyły na niego z oczekiwaniem i nadzieją. 

W tym momencie sen zawsze się urywał. Nick nigdy 

nie przekroczył niewidzialnej bariery dzielącej go od jego 
marzenia. Wymarzona kobieta znikała, nim zdołał jej do­
sięgnąć. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

103 

Lepki pot zrosił mu czoło. Mięśnie stężały, serce za­

częło walić jak po szybkim biegu. Zacisnął dłonie w pię­
ści. Ogarnęła go determinacja. Jeśli to nie jest sen, nic go 
nie powstrzyma tej nocy. 

Zdecydowanym krokiem ruszył naprzód. 
Zjawa nie rozpłynęła się we mgle. 
Kobieta stała nad brzegiem morza i czekała. 
Nick wyciągnął ręce i dotknął jej ramienia. Poczuł jak­

że realne ciepło ciała. Odetchnął pełną piersią. To napra­
wdę nie był sen. 

- Kim jesteś? - wychrypiał obcym nawet dla jego 

własnych uszu głosem. 

Kobieta chyba nie zrozumiała pytania. A może wydało 

jej się niewłaściwe? Błądziła wzrokiem po twarzy Nicka, 
jakby szukała w niej zapamiętanych szczegółów i rozpo­

znawała je na nowo. 

- Kim jesteś? - powtórzył z bolesną determinacją. 
Nie wiesz? - pytały jej oczy. 
- Jestem Merry - wyszeptała. 

Meredith dostrzegła zmieszanie w oczach Nicka i serce 

zaczęło jej krwawić z bólu. On nadal niczego nie pamiętał. 
Kiedy podszedł do niej, dostrzegła na jego twarzy wyraz 
takiej determinacji i pasji, że przez chwilę pomyślała, iż 
pamięć minionych wydarzeń mu wróciła. Jednak teraz nie 
było to ważne. Liczyły się tylko uczucia, które pokonały 
barierę czasu. 

Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość... Jakie znacze­

nie mogły mieć te pojęcia w obliczu pragnienia, które 

background image

104 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

w obojgu wzbierało z nieodpartą siłą. Dla Meredith ich 
ponowne spotkanie miało magiczny urok. To nic, że imię 
którym niegdyś Nick ją nazywał, z niczym mu się teraz 
nie kojarzyło. 

- Nie mogłam zasnąć - szepnęła, patrząc na niego 

z miłością. - Myślałam o tobie. 

- Na pewno o mnie? Czy też... - Wyraźnie zmagał się 

z wątpliwościami, które Meredith niechcący zasiała w je­
go umyśle. 

- O tobie, Nick. Tylko o tobie - zapewniła go, kładąc 

ręce na jego nagich ramionach. Od tak dawna marzyła 
o tym, żeby go dotknąć. 

Płomień pożądania, jaki zapłonął w oczach Nicka za 

sprawą jej dotyku, był dla Meredith najcenniejszą nagrodą 
za lata oczekiwania i tęsknoty. Nick ujął w dłonie jej 
twarz, pochylił się i zbliżył usta do jej warg. Meredith 
stanęła na palcach, by przyspieszyć moment, o którym od 
tak dawna marzyła. 

Teraz marzenia się spełniły. Nick długo smakował sło­

dycz jej ust, wkładając w pocałunek tyle pasji, ile może 
narosnąć tylko podczas bolesnego, długiego oczekiwania. 

Meredith wsunęła palce we włosy ukochanego, zacis­

nęła je mocno, jakby już nigdy nie chciała go od siebie 
puścić. Nawet nie wiedziała, że potrafi być tak zaborcza. 

Nick tulił ją do siebie, przyciągał coraz bliżej i bliżej... 

Mięśnie miał napięte do granic wytrzymałości. Pragnął 
dać jej wszystko, co mógł ofiarować, i wiedział, że Mere­
dith podziela to pragnienie. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 105 

- Muszę cię mieć teraz, natychmiast - wyszeptał żar­

liwie. - Chcesz tego? 

- Tak - padła krótka, cicha odpowiedź. 
- Ale nie tutaj, nie na piasku... 
- Gdziekolwiek zechcesz. 
- Chodźmy na werandę. Tam będzie nam wygodnie. 
- Dobrze - zgodziła się od razu. 
Wypuścił Meredith z objęć, chwycił ją za rękę i oboje 

w radosnym podnieceniu pobiegli w stronę domu. Rozpie­
rała ich energia, unosiło ekstatyczne poczucie wolności, 
świadomość, iż nic nie stanie na drodze do spełnienia. 
Będą mieli czas, by cieszyć się sobą nawzajem, smakować 
każdą chwilę tej magicznej nocy. Mogliby teraz sięgnąć 
gwiazd. Ich dusze szybowały wysoko, a morskie fale biły 
o brzeg zgodnie z rytmem dwóch mocno bijących ludz­
kich serc. 

Kiedy doszli do podnóża schodów, Nick przytrzymał 

ją za rękę, by mogła opłukać stopy z piasku pod kranem, 

który niegdyś kazał tam zamontować. Meredith wsunęła 
nogę pod strumień wody, a wtedy Nick zaczął głaskać jej 
łydki, pieścić stopy i palce. Pochyliła się, by odwzajemnić 
pieszczotę, jednakże on szybko zakręcił kran, po czym ujął 

ją za ramiona i z napięciem popatrzył jej w oczy. 

- Sprawiasz, że czuję... - Zamilkł, nie kończąc 

zdania. 

- Co? - zapytała, by go ośmielić. 
- Chciałbym, żeby to było... Pozwól, bym kochał się 

z tobą, Meredith. 

background image

106 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Objęła go za szyję, przytulając głowę do jego piersi. 

- Myślałam, że już nigdy się nie zjawisz, ale jednak 

przyszedłeś. - Westchnęła głęboko, przepełniona uczu-
ciem nieopisanego szczęścia. - Właśnie za tobą tęskniłam 
Nick. 

Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. 
- Jestem. Nastał kres czekania, Meredith - oświadczył 

głosem pełnym triumfu, jak wojownik po wygraniu trud­
nej batalii. Z miną zwycięzcy niosącego zdobyczne trofe­
um wziął Meredith na ręce i zaniósł do zabudowanej czę-
ści werandy, gdzie przygotowane były dodatkowe miejsca 
do spania. 

W pomieszczeniu było duszno. Nick położył Meredith 

na łóżku nakrytym bawełnianą kapą, po czym otworzył 
okna, by wpuścić do wnętrza świeże powietrze. 

Meredith uśmiechnęła się, widząc jego starania, ale 

śmiech zamarł jej na ustach, kiedy Nick ściągnął spodenki 
i wyprostował się. Stał przed nią całkiem nagi. Taki pięk­
ny, tak nieprawdopodobnie męski. Ogarnęło ją gwałtowne 
podniecenie. 

Szybko pozbyła się jedwabnej nocnej koszulki i majte­

czek. Teraz już nic nie dzieliło ich ciał. W tym momencie 
Nick wyciągnął do niej ręce, a ona padła mu w ramiona, 
gotowa dawać i przyjmować to, na co czekała w ciągu tylu 
długich, pustych lat. 

Została stworzona do miłości. Nie dane jej było zaznać 

rozkoszy macierzyństwa, czuć dziecięcych warg ssących 
nabrzmiałą pierś, ale wiedziała, że teraz ojciec tego dzie-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 107 

cka wynagrodzi jej wszystko, co straciła. Kochał ją, a ona 

skniła za jego miłością, pełną pasji, wolną od wszelkich 

zahamowań. 

- Nick -jęknęła cicho i to wystarczyło, by rzucił ją na 

łóżko, gotów ofiarować wszystko, o co go błagała. 

Szczęśliwa, zaspokojona, długo potem tuliła go do siebie, 

delikatnie masując zmęczone mięśnie. Ciągle drżała z roz­
koszy, jaką przeżyła, kiedy połączyły się ich ciała. Owocem 
takiego zbliżenia przed laty było ich dziecko. Czy podobny 
cud może się powtórzyć? Czy Nick chciałby tego? 

Naszła ją refleksja, że być może zbyt wiele oczekuje 

po jednej nocy miłości, lecz szybko pozbyła się tej myśli. 
To, co się zdarzyło, było czymś więcej niż tylko aktem 
erotycznym. Teraz Meredith nie miała już wątpliwości, że 
uczucia Nicka są równie silne, jak jej własne. Miłość nie 
umarła. 

Merry. Nick wielokrotnie powtarzał w myślach to imię. 

Było w nim coś równie magicznego, jak w ich spotkaniu. 

- Meredith - powiedział na głos, próbując zagłuszyć 

natrętne echo. - Nasze przeżycie okazało się piękniejsze 
niż wszystkie marzenia - wyszeptał, unosząc się, by mus­
nąć ustami jej wargi. Dziękował za to, co mu ofiarowała. 
Był pewien, że żaden inny mężczyzna nie został tak hojnie 
przez nią obdarowany jak on. Przetoczył się na plecy 
i przyciągnął Meredith do siebie. Położył jej głowę na 
swojej piersi. Ich nogi nadal były splecione w intymnym 
uścisku. 

background image

108 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Pasowali do siebie doskonale. Jak ona mogła kochać 

innego mężczyznę? - przemknęło mu przez myśl. On ni-
gdy dotąd żadnej kobiety nie darzył takim uczuciem. 

- To prawdziwy cud - wyszeptała Meredith. - Magia 

Gwiazdki. Bożego Narodzenia. 

Gwiazdka. Szczęśliwa Gwiazdka... 
Merry... 
Nick przypomniał sobie, jaki smutek pojawił się na 

twarzy Meredith, kiedy opowiadała Kimberly o historii 
tego imienia. 

A co jemu powiedziała dzisiejszej nocy? 
„Właśnie za tobą tęskniłam". 
Dziwne. Poznali się przecież niewiele ponad tydzień 

temu. Wcześniej jednak padały z jej ust słowa świadczące 
o tym, że tęsknota i oczekiwanie trwały o wiele dłużej niż 
tydzień. 

„Myślałam, że już nigdy się nie zjawisz". Dziwne sło­

wa. Co mogły znaczyć, skoro tak krótko się znali? 

A co znaczyło to, że w ciągu tylu lat nawiedzała go 

w snach? 

Nick pogładził długie jedwabiste włosy, które tyle razy 

mu się śniły, lecz nigdy nie mógł ich dotknąć. Ujął w palce 
kilka pasemek i zaczął się nimi bawić. Włosy były tak 
samo prawdziwe, jak prawdziwa była kobieta, która na 
wpół drzemała u jego boku. Ułożyła się wygodniej i wes­
tchnęła z zadowolenia. Błogi spokój po pełnych pasji 
chwilach, pomyślał. 

Delikatnie gładził Meredith po plecach. Zachwycała 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA  1 0 9 

jedwabista gładkość jej skóry. Była piękna fizycznie 

i duchowo. Wyobrażał sobie, że tak wyglądałaby kobieta 
z jego snów, gdyby kiedykolwiek przybrała materialne 
kształty. 

Próbował sobie przypomnieć, kiedy zaczął o niej śnić. 

Na pewno nie w szkole ani w college'u. Potem następo­
wała biała plama w pamięci, spowodowana urazem cza­
szki. Nabawił się go podczas uprawiania surfingu, tuż 
przed wyjazdem na Uniwersytet Harvarda. 

Rekonwalescencja zajęła mu trochę czasu. Na szczęście 

przypomniał sobie wszystko, czego się nauczył. Dzięki 
temu mógł kontynuować studia. Wtedy pojawiły się te sny. 
Początkowo sądził, że w ten sposób odreagowuje frustra­
cję. Potem szukał odmiennych interpretacji majaków sen­
nych, ale jedno nie ulegało wątpliwości: zaczęły się po 

wypadku, kiedy całkowicie stracił pamięć, a potem mo­
zolnie, z kawałków układanki, próbował ją posklejać. 

Po krzyżu przebiegł mu niemiły dreszcz. 
Biała plama w pamięci obejmowała także okres Boże­

go Narodzenia sprzed trzynastu lat. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

Meredith obudziło delikatne pukanie do drzwi. Zerwa" 

się gwałtownie i zaczęła rozglądać w poszukiwaniu Ni-

cka. Nigdzie go nie było. Po chwili dotarło do niej, że ni-
znajduje się już na werandzie, lecz w swojej sypialni. 
W dodatku sama. 

- Nie śpisz już, Merry? - usłyszała z korytarza pytanie 

Kimberly. 

O Boże, jestem zupełnie naga, pomyślała spanikowana 

Meredith. Jeśli Kimberly wpadnie do głowy, żeby tu 

wejść... Po chwili dostrzegła leżącą w nogach łóżka noc-
ną koszulę i majteczki. Szybko włożyła koszulę przez gło-
wę, a majteczki wepchnęła pod poduszkę. 

- O co chodzi, Kimberly? - odezwała się w końcu. 
- Wujek Nick powiedział, że jeśli chcemy kupić jakąś 

porządną choinkę, to musimy się już zbierać, bo inaczej 
wszystkie ładniejsze drzewka zostaną sprzedane. 

Zatem Nick wstał i był na nogach! Która to godzina? 

Meredith zerknęła na zegarek. Dochodziła dziewiąta. 
Późno! Odrzuciła kołdrę, szybko wstała z łóżka i pobiegła 
do garderoby. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

U l 

_ Przykro mi, że zaspałam, Kimberly. Zaraz będę go­

towa- Czy łazienka jest wolna? 

- Tak. Ja i wujek już się kąpaliśmy. 
No tak, Kimberly prawdopodobnie zerwała się o szó­

stej, a może jeszcze wcześniej. Gdyby nakryła ich na we­
randzie... Dzięki Bogu Nick pomyślał o tym, co może 
zdarzyć się o poranku. Pewnie śpiącą jak kamień przeniósł 

ją do sypialni. 

Teraz musiała się pospieszyć. Włożyła szlafrok, chwy­

ciła czystą bieliznę, żółte szorty i bluzeczkę, w które za­
mierzała dziś się ubrać. Zarumieniona, z mocno bijącym 
sercem, podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym 
szarpnięciem i omal nie wpadła na Kimberly, która nadal 

szwendała się pod jej sypialnią. 

- Naprawdę mi przykro, że zaspałam, kochanie - po­

wtórzyła. - Powinnaś mnie wcześniej obudzić. 

- Nie ma sprawy - uspokoiła ją córka. Jej twarz pro­

mieniała zadowoleniem. - Wujek Nick powiedział, że roz­
mawialiście do późna w nocy. - W oczach Kimberly lśniły 
iskierki zadowolenia. Cieszyła się, że jej mistrzowska ma­
nipulacja zaczyna przynosić owoce. - Dobrze się bawiłaś, 

Merry? 

Rumieniec na policzkach Meredith znacznie się pogłębił. 
- Tak, nieźle. Muszę się pospieszyć. - Z tymi słowami 

ruszyła do łazienki, świadoma, że na jej ciele nadal wido­
czne są ślady po miłosnej nocy z Nickiem. 

- Wujek Nick powiedział, że nigdy dotąd nie czuł się 

tak wspaniale - oznajmiła z triumfem Kimberly. 

background image

112 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Meredith zatrzymała się z ręką na klamce. Serce wy. 

pełniła jej radość. Uśmiechnęła się do swojej córki... do 
ich córki. 

- To dobrze - odparła. 
- I dodał jeszcze, że nie zamierza ożenić się z Rachel 

Pearce - ciągnęła Kimberly. - Kamień spadł mi z serca. 

- Cieszę się, że przynajmniej o to nie musisz się już 

martwić - powiedziała do córki. 

Kimberly popatrzyła krytycznym wzrokiem na rozczo­

chrane włosy matki. 

- Zajmij się teraz sobą - poradziła życzliwie. - Nie 

musisz się tak bardzo spieszyć. Poczekamy na ciebie. 

Weszła w końcu do łazienki. Słowa Kimberly dodały jej 

skrzydeł. Nick podobno powiedział, że jeszcze nigdy nie czuł 
się tak wspaniale. Ona również. Było jej nawet lepiej niż 
kiedyś, bo teraz już nic nie stało na przeszkodzie miłości: ani 

jej zbyt młody wiek, ani niechętna ich związkowi rodzina. 

Zaś ich córka gorąco pragnęła, żeby byli razem. 

Stojąc w kabinie prysznicowej i namydlając ciało, 

wspominała magiczne chwile minionej nocy, rozpamię­
tywała uczucia, jakie wzbudzał w niej Nick. Czasami 
w ciągu tych trzynastu lat zastanawiała się, czy przypad­
kiem nie upiększa wspomnień związanych z tym mężczy­
zną. Tymczasem rzeczywistość okazała się wspanialsza, 
niż mogła sobie wyobrazić. 

Po kąpieli zakręciła kurek kranu i opuściła kabinę. 

Podeszła do umywalki, sięgnęła po kosmetyczkę. Kryty­
cznym spojrzeniem obrzuciła swoje odbicie w lustrze. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA  1 1 3 

Kimberly miała rację: powinna natychmiast zrobić po­

rządek z włosami. Sól morska i wiatr zmieniły jej fryzurę 

w ptasie gniazdo. Umyła więc i włosy, a potem za pomocą 
okrągłej szczotki i suszarki próbowała jako tako doprowa-
dzić je do ładu. Na zakończenie zabiegów toaletowych 
umalowała wargi, pociągnęła tuszem rzęsy i uznała, że 
może już pokazać się córce i Nickowi. 

Pobiegła do sypialni, by zabrać stamtąd aparat fotogra­

ficzny. Wspólne kupowanie ich pierwszej choinki było tak 

ważnym wydarzeniem, że należało uwiecznić je na kliszy. 
Meredith chciała utrwalić wszystko, co wiązało się z tym 
Bożym Narodzeniem. 

Idąc korytarzem, usłyszała głosy Nicka i Kimberly. Jej 

najbliżsi wesoło przekomarzali się w kuchni. Uśmiechnęła 
się do siebie. W życiu zdarzają się małe burze, jak powiedział 
Nick, ale nie są one w stanie zachwiać podstawami dobrej 
rodziny. Meredith przypomniała sobie, że powinna raz jesz­
cze porozmawiać z Kimberly o przyszłej szkole, skoro spra­

wa jej wyboru nie wiązała się już z osobą Rachel Pearce. 

Kiedy weszła do kuchni, rozmowa ucichła, a dwie pary 

oczu natychmiast zwróciły się w jej stronę. 

- Ślicznie ci w żółtym kolorze - zachwyciła się Kim­

berly. - Prawda, wujku Nick? 

- Wygląda piękniej niż słońce - przyznał z uśmiechem. 

Meredith zauważyła jednak, że jest trochę spięty. Wy­

czuła również, że chciałby jej zadać kilka pytań, lecz nie 
może zrobić tego w obecności Kimberly. 

- Dziękuję wam obojgu za komplementy - powiedzia-

background image

1 1 4 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

ła. - Zaś tobie również za to, że zatroszczyłeś się o mnie 
- dodała, patrząc tylko na Nicka. 

- Nie ma za co. Naprawdę byłaś wykończona. Mam 

nadzieję, że dobrze spałaś. 

- Zbyt dobrze. Żałuję, że nie obudziłam się wcześniej 

Razem z tobą, Nick, dodały jej oczy. 

- Przed nami jeszcze wiele dni - odparł. - Na płytce 

grzeje się kawa. Masz ochotę się napić? 

- Zachowaliśmy dla ciebie także kilka bułeczek - do 

dała Kimberly. 

- Starczy czasu, żebym coś zjadła? - upewniła się Me-

redith. - Nie chcę, żeby przez moje opóźnienie zabrakło 
dla nas ładnych drzewek. 

- Twoje zdrowie jest ważniejsze niż kupno choinki 

- oświadczył stanowczym tonem Nick, z góry ucinając 
wszelką dyskusję. 

Meredith usiadła przy kuchennym stole, szczęśliwa, że 

nareszcie ktoś się o nią troszczy. Dotąd sama musiała dbać 
o siebie. Jak dobrze być członkiem kochającej rodziny. 

- Wujek i ja postaramy się, żeby te święta były dl 

ciebie naprawdę wyjątkowe - oświadczyła Kimberly, po­
dając Meredith bułeczki, podczas gdy Nick nalewał jej 
kawę. - Powinnaś zapomnieć o wszystkich poprzednich 
kiedy byłaś sama. 

Łzy wzruszenia napłynęły Meredith do oczu. Szybko 

zamrugała powiekami i uśmiechnęła się do córki. 

- Już teraz są wyjątkowe - wyszeptała. Zaczęła jeść 

bułeczkę, powoli popijając ją kawą. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA  1 1 5 

podczas śniadania z przyjemnością obserwowała po­

grążonych w rozmowie Nicka i Kimberly. Pod wieloma 

względami byli do siebie tak bardzo podobni. Zaczęła się 
zastanawiać, czy jej decyzja o niewracaniu do przeszłości 
naprawdę była słuszna. Chyba jednak powinna poinfor­
mować Nicka, że to on jest ojcem Kimberly. Miał pełne 
prawo o tym wiedzieć. 

Zdawała sobie sprawę, iż nie będzie to łatwa rozmowa. 

Zwłaszcza że ostatniego wieczoru gładko prześliznęła się 

po faktach dotyczących adopcji dziewczynki. Wtedy kie­
rowały nią szlachetne pobudki. Nie chciała obciążać Nicka 
wiedzą, której poznanie mogło sprawić mu ból. W końcu 
ogromną rolę w całej sprawie odegrała jego zmarła siostra. 
Odpowiedzialność za brata, do której nieustannie się po­
czuwała, chęć pozbawienia go wszelkich kłopotów, nigdy 
nie pozwoliły jej wyznać mu prawdy o tym, co łączy go 

z Kimberly. 

Teraz jednak okoliczności się zmieniły. Rachel Pearce 

znikła ze sceny. Nick darzył ją, Meredith, takim samym 
uczuciem jak przed laty. W tej sytuacji nie będzie musiał 
czuć się winny czy do czegokolwiek zobowiązany, kiedy 

pozna fakty. Przecież nie ponosił odpowiedzialności za to, 
co się niegdyś stało. Z pewnością to zrozumie. 

Potem wspólnie powiedzą o wszystkim Kimberly. 

Dziewczynka przeżyje niniejszy szok, jeśli usłyszy prawdę 
z ust obojga rodziców. Spokojnie udzielą jej wyjaśnień, 
więcej uwagi poświęcając ich wspólnej przyszłości niż 
temu, co minęło. Uznała, że porozmawia z Nickiem dzi-

background image

116 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

siejszej nocy. Najpierw jednak będą się kochać. Uśmiech-
nęła się do siebie. Nic złego się nie stanie, skoro ich 
uczucie jest tak silne. 

- Najadłaś się już, Merry? - spytała Kimberly. 
- Jestem gotowa do wyjścia! - zawołała ochoczo, zry­

wając się od stołu i chwytając leżący na blacie aparat, 

- Wspaniale! No, to idziemy. - Kimberly wzięła matkę 

za rękę i pociągnęła ją ku drzwiom. - W tym roku może­
my kupić większą choinkę, wujku Nick, bo będziemy ją 
nieść we troje. 

Meredith uśmiechnęła się do Nicka i ze zdziwieniem 

spostrzegła jakiś chmurny grymas na jego twarzy. Kiedy 
się zorientował, że ona na niego patrzy, natychmiast także 
się uśmiechnął, ale pierwsze wrażenie głęboko zapadło jej 
w pamięci. Nick wyglądał tak, jakby coś go dręczyło. 
W czasie drogi do miasteczka zastanawiała się, o co mu 
chodzi. 

Ciężarówka z choinkami stała dokładnie naprzeciwko 

domu towarowego. Drzewka różnej wielkości oparte były 
o bok samochodu. Przedsiębiorczy sprzedawca różnymi 
sposobami zachęcał klientów do kupna. 

Kimberly i Nick powoli przeszli wzdłuż rzędu choinek, 

oceniając ich wady i zalety. Od czasu do czasu zatrzymy-
wali się i stawiali prosto upatrzone drzewko, by dokładnie 

je obejrzeć. Meredith trzymała się z boku, co chwila pstry-

kając kolejne zdjęcie, dopóki Kimberly gorąco przeciwka 
temu nie zaprotestowała. 

- Jesteś taka sama jak każda mama, Merry. Wszystko 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

117 

musisz uwiecznić na fotografii. Tracisz przez to najlepszą 
zabawę. 

Reakcja córki wydała się jej całkiem naturalna. Scho­

wała aparat do futerału i ochoczo przyłączyła się do Kim­
berly i Nicka. On jednakże ostro zaprotestował przeciwko 
zachowaniu siostrzenicy. 

- Zrób tyle zdjęć, ile tylko chcesz, Meredith - powie­

dział. - Przecież wiesz o fotografiach, które Denise wy­
syłała do twojej matki - zwrócił się do Kimberly. 

Dziewczynka pokiwała głową, zdziwiona nagłą zmianą 

nastroju wujka. 

- Moja siostra robiła to każdego roku. Dzięki aktual­

nym zdjęciom twoja mama poznawała na bieżąco życie 
swojego dziecka. Było to wszystko, co miała. 

Meredith ze zdumieniem słuchała patetycznych słów 

Nicka. Nie zdawała sobie sprawy, że tak mocno poruszyła 
go umowa, którą ona zawarła z jego siostrą. 

- Meredith wytapetowała tymi zdjęciami ściany swojej 

sypialni - ciągnął. - Najlepsze z nich powiększyła, żeby 
dokładniej móc cię widzieć. 

- Nick... - zaczęła Meredith. Jej zdaniem nie powinien 

opowiadać tego wszystkiego Kimberly. Dlaczego ich córka 
miałaby się czuć winna czemuś, co działo się poza nią? 

- Powinna wiedzieć, ile to dla ciebie znaczyło - wy­

jaśnił. 

- Sama dokonałam wyboru - przypomniała mu. 
- Jako szesnastolatka? - spytał z powątpiewaniem. 
- Nie wracajmy do przeszłości - poprosiła. - Co było, 

background image

118 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

minęło. - Meredith popatrzyła na córkę i uśmiechnęła się 
do niej. - Masz rację, Kimberly - powiedziała. - Bycie 
razem jest lepsze niż zdjęcia. 

To były święte słowa. Meredith niepotrzebne już były 

żadne fotografie. Nareszcie mogła przeżywać wszelkie 
blaski i cienie realnego życia. Podeszła do córki i uściska-
ła ją serdecznie. 

- Które drzewko najbardziej ci się podoba? - spytała, 
Kimberly popatrzyła na nią z uczuciem, wyraźnie wi­

docznym w jej dużych zielonych oczach. 

- Ja też o tobie myślałam, Merry. Przez cały rok, odkąd 

tylko dowiedziałam się o twoim istnieniu. Żałowałam, że 
nie mam twojej fotografii. Bardzo byłam ciekawa, jak 
wyglądasz. 

- Rozumiem cię. Brak wiedzy bardzo przytłacza, pra­

wda? - dodała ze współczuciem. 

Kimberly pokiwała głową. 

- Nie złość się na wujka, że o wszystkim mi opowie­

dział - poprosiła. - Cieszę się, że to zrobił, Merry. Dzięki 
temu wiem, że zawsze ci na mnie zależało. 

- Nie złoszczę się na niego. Zrobił to z myślą o mnie. 

Dziękuję, Nick. - Wyciągnęła do niego rękę. 

Nick westchnął. 
- Kochająca matka zasługuje na więcej... Mam po-

mysł! Daj mi aparat, to uwiecznię moment, kiedy obie 
wybieracie choinkę. 

Meredith roześmiała się i wręczyła Nickowi aparat 

fotograficzny. Przykro jej było, że tak bardzo wszystko 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

119 

przeżywa. Zmartwi się jeszcze bardziej, kiedy wieczorem 

dowie się całej prawdy. Było Boże Narodzenie, którego 
podniosłej atmosfery nie chciała niczym zakłócić. Może 

lepiej będzie, jeśli o wszystkim poinformuje go później, 
kiedy ich stosunki bardziej się zacieśnią. 

Nie była jednak pewna słuszności takiej decyzji. Trud­

no przecież być z kimś blisko i jednocześnie ukrywać 
przed nim tak ważną tajemnicę. Biła się z myślami, co 
powinna zrobić. 

Wybrała wraz z Kimberly wysoką choinkę o gęstych, 

symetrycznie rozmieszczonych gałązkach. Nick zrobił im 

zdjęcie na tle tego drzewka, a potem zapłacili za nie i we 
trójkę ponieśli do domu. 

Jak członkowie prawdziwej rodziny, pomyślała Meredith. 

Cudownie mieć obok siebie najbliższych. Zwłaszcza w okre­
sie Bożego Narodzenia każdy powinien zaznać tego szczę­
ścia. W ciągu minionych lat zdążyła poznać, co to samo­

tność, brak ludzi kochających i kochanych. Nick i Kimberly 
rok temu także przeżyli utratę bliskich im osób. Czy poznanie 

prawdy, świadomość, że stanowią pełną rodzinę, pozwoli im 

szybciej zapomnieć o tamtej tragedii? A może rzuci to cień 

na drogie ich sercom wspomnienia? 

„Brak wiedzy bardzo przytłacza", przypomniała sobie 

słowa, które wypowiedziała do Kimberly. To przeważyło 

jej decyzję. 

Dzisiej szej nocy wyzna Nickowi całą prawdę. Potem obo­

je zastanowią się, jak opowiedzieć o wszystkim Kimberly. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

Niewiedza zabijała Nicka. Przez cały czas myślał tylko 

o tym, co mogło się wydarzyć trzynaście lat temu. Wysilał 
pamięć, ale na próżno. Meredith nie wiedziała, co go 
dręczy, a on bał się zadać jej to najważniejsze pytanie: czy 

jest ojcem Kimberly. Jeśli się mylił, uznałaby go za sza-

leńca, który próbuje utożsamiać się z jej dawnym kochan­
kiem. Nie chciał tego, ale... musiał poznać prawdę. 

Chodził tam i z powrotem po pokoju, z niecierpliwo­

ścią oczekując nadejścia godziny, kiedy mógłby zadzwo­
nić do starych przyjaciół. Jeśli ktokolwiek znał szczegóły 
bożonarodzeniowej eskapady sprzed trzynastu lat, to tylko 
Jerry i Dave. Obaj od początku do końca towarzyszyli mu 
podczas tamtych długich wakacji. 

Popatrzył na stojącą w rogu pokoju ogromną choinkę 

Co za paradoks! Kolejne Boże Narodzenie. Wieczorem 

wszyscy troje będą wieszać ozdoby na drzewku... 

Szczęśliwa Gwiazdka... 

- Wspaniała choinka, prawda, Merry? 

Nick odwrócił się szybko. W progu stała Kimberly 

wraz z Meredith, ubraną w biały obcisły jednoczęściowy 
kostium kąpielowy. Jej widok jak zwykle zaparł mu dech 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

121 

w piersiach. Była pięknie opalona na miodowozłocisty 
kolor, jej gładka skóra lśniła jak jedwab, aż się prosiła, by 
jej dotknąć. A te piękne długie nogi... Nick przypomniał 
sobie, jak nocą oplatały go w intymnym uścisku i poczuł 
gwałtowny przypływ pożądania. 

- Nie przebrałeś się w kąpielówki - skarciła go Kim-

berly. 

- Wcześniej włożyłem je pod szorty - odparł z roz­

targnieniem. 

- No, to chodź z nami na plażę - ponagliła go dziew­

czynka. 

- Później do was dołączę. Przypomniałem sobie właś­

nie, że pilnie muszę do kogoś zatelefonować. 

- Interesy w Wigilię! Co za pomysł - jęknęła Kim-

berly. 

- To nie zajmie mi dużo czasu - obiecał Nick. 
- Ale my chcemy, żebyś zniósł nam deskę. 
Nick pokręcił głową. 
- Jest za słaby wiatr do windsurfingu. Poczekajmy do 

lunchu. Może wtedy mocniej powieje. 

Kimberly westchnęła z rozczarowaniem. Meredith ła­

godnie ścisnęła jej rękę. 

- Nie kłóć się z Nickiem. Chodźmy na plażę. Marzę 

o kąpieli. 

- No, to goń mnie! Kto będzie ostatni w wodzie, ten 

przegrywa! 

Kimberly pobiegła naprzód, a Meredith, śmiejąc się 

głośno, ruszyła za nią w pościg. 

background image

122 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Nick kierowany nieuświadomionym impulsem poszedł 

na werandę. Stał przy balustradzie i obserwował dwie po-
stacie biegnące po piasku. Meredith... Kobieta z jego sen-
nych marzeń, teraz realna i namacalna, w tak naturalny 
sposób zaczęła stanowić część jego życia... Kimberly.. 
Kiedy biegnie, jej ciemne włosy związane w koński ogon 
powiewają na wietrze. Ileż w niej podobieństwa do człon-
ków jego rodziny... Czyżby naprawdę była jego córką? 
Nick mocno zacisnął dłonie na poręczy. Musi się tego 
dowiedzieć. 

Wrócił do domu i skierował kroki prosto do kuchni, 

gdyż tam właśnie wisiał na ścianie telefon. Nick wczes­
nym rankiem dzwonił już do Jerry'ego i Dave'a, ale nikt 
nie odpowiadał. Zaczynały się święta; obaj mogli dokądś 
wyjechać. 

Trzej przyjaciele nie utrzymywali ze sobą regularnych 

kontaktów. Praca Jerry'ego zawiodła go do Melbourne, 
a Dave ożenił się z Angielką i osiadł na stałe w Londynie. 
Wymieniali okolicznościowe kartki i z rzadka umawiali 
się na drinka czy kolację, jeśli akurat spotkali się w tym 
samym mieście. Jednakże pamięć dawnej przyjaźni była 
tak silna, że Nick nie miał wątpliwości, iż może liczyć na 
ich pomoc, jeśli tylko będą w stanie jej udzielić. Najważ-
niejsze, żeby zastać któregoś z nich w domu. 

Najpierw wykręcił numer Jerry'ego. Nikt się nie 

zgłosił. 

Sfrustrowany Nick obliczył w pamięci, która godzina 

jest teraz w Londynie. Wyszło mu, że około drugiej w no-

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

123 

cy. Trudno. Potrzeba odkrycia prawdy przeważyła wszel-

kie rozterki. Wykręcił międzynarodowy numer kierunko­
wy, Potem wybrał kolejne cyfry i w napięciu czekał na 
odzew. Odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał łoskot niezdarnie 
podnoszonej słuchawki. 

- Dave? - upewnił się gorączkowo. 
- Tak. A kto mówi? - wymruczał zaspanym głosem 

przyjaciel Nicka. 

- To ja, Nick Hamilton. Przepraszam, że... 
- Do diabła, bracie, czy wiesz, która tu jest godzina? 
- Wiem, ale wcześniej nie mogłem się dodzwonić. 
- No tak, idą święta... Linie są zajęte... Więc o co 

chodzi? 

- To dla mnie bardzo ważne, Dave. Potrzebna mi twoja 

pomoc. 

- W porządku. Wal śmiało. 
Nick odetchnął głęboko, by dodać sobie odwagi. 
- Pamiętasz naszą wyprawę tuż po skończeniu colle­

ge'u kiedy to wylądowałem w szpitalu z urazem czaszki? 

- No jasne, że pamiętam. Szaleliśmy na desce, aż miło, 

dopóki nie oberwałeś po głowie. 

- Jakie miejscowości odwiedziliśmy? - spytał z napię­

ciem Nick. 

- I żeby się tego dowiedzieć, budzisz mnie w środku 

nocy? - obruszył się Dave. 

- Chodzi o coś więcej. Chcę, żebyś mi przypomniał, 

co się wtedy zdarzyło. Mam całkowitą dziurę w pamięci. 
Pomóż mi ją załatać. 

background image

124 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- No dobrze. Niech chwilę pomyślę... Najpierw za-

trzymaliśmy się w Boomerang niedaleko Forster. Wspa-
niałe miejsce do windsurfingu. Pewnego dnia towarzyszy. 
ło nam stado delfinów... 

- Co dalej? - naciskał Nick. 
- Chyba Flynn's w Port Macuuarie. 
- A potem? 
- South West Rocks, na wschód od Kempsey. 
- Następnie? 
- Sawtell. Niedaleko Coff's Harbour. 
Rodzinne strony Meredith! Nick z trudem przełknął 

ślinę. 

- Czy gdzieś tam nie związałem się przypadkiem z ja­

kąś dziewczyną? - spytał. 

- A, takie buty! Panienka wróciła i nie daje ci spokoju? 

- zarechotał lubieżnie Dave. 

Nick przymknął oczy. Żebyś wiedział, że nie daje mi 

spokoju, pomyślał. 

- To znaczy, że był ktoś? - domagał się jasnej i kon­

kretnej odpowiedzi. 

- No jasne! Wpadłeś po uszy, chłopie! Za nic nie chcia­

łeś opuścić swojej damy. Powiedziałeś, że możemy jechać 

dalej, jeśli mamy ochotę. Ty znalazłeś coś o niebo lepsze­

go niż surfing i końmi by cię stamtąd nie wyciągnął. 

- Dlaczego więc nie zostałem? 
- Stara tamtej dziewczyny powiedziała ci, że mała li­

czy zaledwie szesnaście lat. Faktycznie była ciut za młoda 
na to, coście tam razem wyprawiali. W końcu odzyskałeś 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

125 

rozum i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ale nie byłeś już sobą. 

Twój upadek w Tweed Heads był kompletnie bez sensu, 
bracie- Tak wypuścić wiatr z żagla! Po aferze w Coffs 
miałeś głowę zajętą czymś innym niż deska. 

Wszystko się zgadzało. Nickowi brakowało ostatniej 

informacji. 

- Jak ona miała na imię, Dave? 
- Do licha, myślisz, że pamiętam? 
- Spróbuj sobie przypomnieć - nalegał. Serce mocno 

waliło mu w piersi. 

- Nawet nie jestem pewien, czy w ogóle je poznałem 

- zastanawiał się głośno Dave. - Nazywałeś ją tak jakoś... 
- Roześmiał się głośno. - To na pewno nie było jej pra­
wdziwe imię. 

- A pamiętasz je? 
- Jasne! - Dave znowu się roześmiał. - Pasowało do 

tamtej pory roku. Mówiłeś o niej Merry. Moja Szczęśliwa 
Gwiazdka. 

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

Nick zapisał liczbę zdobytych punktów, potem zebrał 

i potasował karty. Na jego twarzy malowało się zmęcze­
nie. Przez cały wieczór wydawał się być nieobecny my-
ślami; przytomniał jedynie wtedy, kiedy Kimberly zada­

wała mu jakieś pytanie, na które musiał odpowiedzieć. 
Meredith miała nadzieję, że Nick znajdzie w sobie dość 
siły, by jeszcze trochę z nią posiedzieć, gdy ich córka 
pójdzie już do łóżka. 

Dzień spędzili bardzo aktywnie: pływali, uprawiali 

windsurfing, dekorowali choinkę. Ubiegłej nocy Nick 
przespał niewiele godzin, a wstał o świcie wraz z Kimber­
ly. Meredith zastanawiała się, co zrobi, jeśli Nick zapro­
ponuje, żeby dziś wcześnie poszli spać? 

- Tym razem to już naprawdę ostatnia rozgrywka, 

Kimberly - oświadczył stanowczo, rozkładając karty na 
stole. 

- Gra za bardzo mnie wciągnęła, żebym chciała iść do 

łóżka, wujku Nick - zaprotestowała dziewczynka. 

Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na 

drugą stronę. W tym momencie prowadził Nick. Meredith 

w przedbiegach zrezygnowała z wygranej. Rozmyślanie 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

127 

o tym, jak wyznać Nickowi prawdę o ich związku, tak ją 

zaabsorbowało, że nie mogła skoncentrować się na grze 

w remika. 

- Już i tak ci się udało. Prosiłaś, abyśmy pozwolili ci 

zostać z nami dopóty, dopóki w telewizji nadają „Kolędy 
przy blasku świec". 

- Program dopiero przed chwilą się skończył. 
- Umowa to umowa, moja panno. 
- Wobec tego muszę wygrać - oznajmiła z nadąsaną 

miną Kimberly, układając w dłoni karty. 

Ku swojej radości i skrytej uldze rzeczywiście wygrała. 

Być może dzięki dyskretnej pomocy Nicka. Tak czy owak 
nie było już żadnych przeszkód w udaniu się na spoczy­
nek. Kimberly odtańczyła wokół stolika taniec zwycięzcy, 

uściskała i wycałowała Nicka oraz Meredith, tęsknym 
wzrokiem obrzuciła stos prezentów pod choinką i pobieg­
ła do swojej sypialni. 

Po wyjściu dziewczynki w pokoju zapanowało przykre 

napięcie. Meredith odczuwała je każdym nerwem swojego 
ciała. Ogarnęły ją wątpliwości. Czyżby Nick poniewczasie 
żałował, że tak na oślep rzucił się w jej ramiona? Popa­

trzyła na niego badawczo, ale niczego nie mogła odczytać 
z wyrazu jego twarzy. Pochylony nad stolikiem porządko­
wał karty. Starannie włożył je do kasetki, po czym wstał, 

by odnieść ją do szuflady. 

Meredith także wstała z krzesła. Drżącymi rękami ze­

brała brudne szklanki i zaniosła je do zlewu. Przez cały 
czas zastanawiała się, co jest nie w porządku. Po raz pier-

background image

128 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

wszy tego dnia byli sami. Od rana niecierpliwie czekała 
na ten moment. Na przemian ogarniały ją strach i podnie­
cenie. Teraz oczekiwana chwila nadeszła, ale Nick wcale 
się nie cieszył z towarzystwa ukochanej. 

Opłukała szklanki, postawiła je na suszarce, żeby ob-

ciekły, po czym z sercem przepełnionym lękiem wróciła 
do salonu. Jednak mimo obaw nie zmieniła wcześniejsze­
go postanowienia. Powie Nickowi prawdę. Lepiej o czymś 
wiedzieć, niż żyć w niewiedzy. 

Kiedy weszła do pokoju, Nick stał wpatrzony w świą­

tecznie przystrojoną choinkę. Odwrócił się na odgłos jej 
kroków. 

- Możemy przejść na werandę? - zapytał. - Nie 

chciałbym, żeby Kimberly podsłuchała naszą rozmowę. 

Meredith pokiwała głową i ruszyła za Nickiem, boleś­

nie świadoma jego bliskości. Popatrzyła na niego uważnie, 
a on wskazał jej jeden z wiklinowych foteli, na których 
siedzieli i rozmawiali ubiegłej nocy. Najwyraźniej coś in-
nego niż kochanie się było mu w głowie. Jeśli odczuwał 
pożądanie, starannie tłumił swoje uczucia. 

Przyszło jej na myśl, że niepokoi go teraz beztroską 

z jaką zachowywali się wczoraj w nocy. Być może chciał 
się dowiedzieć, czy ona w jakiś sposób się zabezpieczyła. 
Ogarnięci miłosną gorączką oboje nie pomyśleli o konse-
kwencjach. Powinna teraz żałować swojej niefrasobliwo-
ści, ale z niewiadomych powodów nie miało to dla niej 
żadnego znaczenia. 

Nick poczekał, aż Meredith usiądzie w fotelu, po czym, 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 129 

zaciskając pięści, podszedł do barierki. Przez kilka minut 
wpatrywał się w morze, zanim zdecydował się spojrzeć jej 
głęboko w oczy. 

- To ja trzynaście lat temu nazwałem cię Merry - po­

wiedział spokojnie. - O mnie myślałaś, kiedy wyjaśniałaś 
całą sprawę Kimberly. 

Zszokowana Meredith nie mogła wykrztusić słowa. 

Nick o wszystkim już wiedział. Niczego nie musiała mu 
wyjawiać. 

- Zdawałaś sobie sprawę, że niczego nie pamiętałem? 

- spytał. 

W jego głosie słyszała bolesne nuty. Serce ścisnęło 

jej się z żalu. W głowie miała mętlik. Zastanawiała się, 
jak i kiedy Nick odkrył, że poznali się już przed laty. 
Uznała, że to nieważne. Przecież sama nade wszystko 
pragnęła, by poznał prawdę. Jednakże nawet przez chwilę 
nie przypuszczała, że on pierwszy otworzy wrota prze­

szłości. 

- Tak - odparła, odpowiadając na zadane jej pytanie. 

- Twoja siostra opowiedziała mi o wypadku. Kiedy ty­
dzień temu mnie odwiedziłeś, zrozumiałam, że Denise 
mówiła prawdę. Rzeczywiście straciłeś pamięć. 

- Nadal niczego nie pamiętam - stwierdził. 
- Zatem... Wybacz, nic już nie rozumiem. 
- Dziś zadzwoniłem do Dave'a. Dave'a Ketteridge'a 

- uściślił. - Towarzyszył mi tamtego lata. 

Dave był jednym z dwóch przyjaciół Nicka. Meredith 

pamiętała ich obu. Drugi nazywał się Jerry Thompson. 

background image

130 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Wszyscy trzej od iat się przyjaźnili i prawdopodobnie 
utrzymywali ze sobą stały kontakt. A zatem przez cafe 
popołudnie, kiedy razem pływali na desce, a potem wie­
czorem, grając z nimi w karty, wiedział już, że jest ojcem 
Kimberly. Doskonale ukrywał tę wiedzę, czekając na mo-
ment, kiedy będą mogli spokojnie porozmawiać. 

- Dlaczego mnie nie zawiadomiłaś? - spytał z napię-

ciem w głosie. - Nawet nie dałaś mi szansy, żebym... 
żebym... - Długo tłumione uczucia wybuchły z niepoha­
mowaną siłą. - Meredith, do licha! Nosiłaś w łonie moje 
dziecko. Należało mi o tym powiedzieć! 

Nie miała innego wyjścia. Musiała go zranić. Dla ich 

wspólnego dobra musiała wyjawić mu całą prawdę. 

- Zrobiłam, co tylko mogłam, żeby cię odszukać, Nick. 
- Spotkałaś się z moją siostrą. - W głosie Nicka 

brzmiało oskarżenie. 

- Tak. Zostawiłeś mi jej adres, gdybym po roku chciała 

do ciebie napisać. Kiedy odkryłam, że jestem w ciąży, 
moja macocha... - Po co zaczęła o tym mówić? Przecież 
to nie należało do sprawy. Westchnęła głęboko i ciągnęła 
opowieść, starając się, by głos jej nie drżał. - Wsiadłam 

w autobus jadący z CofFs Harbour do Sydney... 

- Macocha wyrzuciła cię z domu? 
- Niezupełnie. Jej siostra powiedziała, że da mi schro­

nienie, jeśli zgodzę się dla niej pracować. Była właściciela 
ką kwiaciarni. Miałam przyjechać do niej do Sydney, ale 
najpierw wstąpiłam pod adres, który mi podałeś. 

- I nie zastałaś mnie. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

131 

_ Tak. Twoja siostra poinformowała mnie, że otrzyma­

łeś stypendium na Uniwersytecie Harvarda i wrócisz do­
piero za dwa lata. 

- Mogłaś poprosić Denise, żeby dała ci mój adres 

w Stanach. 

Meredith popatrzyła mu prosto w oczy. 

- Właśnie to zrobiłam. Popełniłam jednak błąd, mó­

wiąc jej, że jestem w ciąży. 

- Co to znaczy „błąd"? - spytał Nick. 
Milczała przez chwilę. Nie wiedziała, jak mu to naj-

oględniej powiedzieć. Westchnęła ciężko i przedstawiła 
sprawę tak samo, jak Denise zrobiła to przed laty. 

- Twoja siostra nie chciała, żebyś zniszczył swoją do­

brze zapowiadającą się karierę i wrócił do domu z powodu 

jakiejś tam dziewczyny, o której zdążyłeś już zapomnieć. 
Dziewczyny, która zamierzała obarczyć cię odpowiedzial­
nością za dziecko. A przecież ty nie mogłeś jej na siebie 
przyjąć. Denise uznała, że taka smarkula jak ja nie jest dla 

ciebie odpowiednią żoną. Jej zdaniem byłabym tylko ka­
mieniem u twojej szyi. 

- Naprawdę moja siostra to wszystko powiedziała? -

Nick nie mógł otrząsnąć się z szoku. 

- Z jej punktu widzenia to były słowa rozsądku - od­

parła beznamiętnym tonem. 

- I co się potem zdarzyło? 
- Nie uwierzyłam jej. Pomyślałam... że to ona mnie 

nie chce. - Meredith z bólem w oczach popatrzyła na Ni­
cka. - Bo nie dopuszczałam do siebie myśli, że twoje 

background image

132 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

uczucia do mnie się zmieniły. Uznałam, że twoja siostra 
skłamała, twierdząc, iż o mnie zapomniałeś. 

Nick westchnął głęboko. Ogromny ciężar legł mu na 

sercu. 

- A jednak to była prawda... ale nie całkiem. Śniłaś mi 

się. W ciągu tych lat wielokrotnie nawiedzałaś mnie w snach. 
Kiedy zatem ujrzałem cię w drzwiach twojego mieszkania... 
Niepewność doprowadzała mnie do szaleństwa. 

- Dlatego postanowiłeś zadzwonić do Dave'a. 
- Były jeszcze inne powody. Pewne słowa, które bez­

wiednie padły z twoich ust, moje uczucia do ciebie... 

- Próbowałam odnaleźć Dave'a - powiedziała cicho 

Meredith. - A także Jerry'ego. Tylko oni mogli doprowa­
dzić mnie do ciebie. 

Nick zesztywniał. 
- Jerry wiedział, gdzie mnie szukać. Znał mój adres, 

gdyż pisałem do niego. 

- W książce telefonicznej Sydney nazwisko „Thom­

pson" zajmuje pięć bitych stron - wyjaśniła Meredith; 
- Dlatego najpierw próbowałam znaleźć Ketteridge'a. 

- No tak, tamtego roku Dave spakował plecak i poże-

glował w nieznane. 

- Jego ojciec pożalił mi się, że rodzina dostaje od niego 

sporadycznie kartki z różnych stron świata. Ostatnia przy-
szła z Turcji. Dave pisał w niej, że wybiera się do Indii. 
Jego rodzice wiedzieli, że przebywasz w Stanach, jednak 
nie znali twojego adresu. Podyktowali mi numer telefonu 
Jerry'ego. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 133 

- Czyżby on ci nie pomógł? - nie mógł uwierzyć Nick. 
- Słuchawkę podniosła jego matka. Poinformowała 

mnie krótko, że syn wyprowadził się z domu, a ona dość 

ma telefonów od zawiedzionych panienek, które z uporem 

wydzwaniają do niego. Oświadczyła, że gdyby Jerry miał 
ochotę ze mną się skontaktować, sam by to zrobił. Ledwo 
udało mi się zapytać o ciebie, lecz ona odparła, że w two­
im przypadku obowiązuje ta sama zasada. 

Nick odszedł od barierki i nerwowymi krokami zaczął 

tam i z powrotem chodzić po werandzie. 

- Mogłaś spróbować wysłać list pod adresem uniwer­

sytetu - oznajmił, przystając na chwilę. 

- Tak sądzisz? - Popatrzyła na niego z wyzwaniem 

w oczach. - Wszystkie drzwi zamykano mi przed nosem. 
Twoja siostra zapewniła, że całkiem o mnie zapomniałeś. 
Pani Thompson okazała mi wzgardę. Minęły miesiące, 
odkąd mnie opuściłeś. Dałeś drapaka, jak określiła to moja 
macocha. 

- Nieprawda - bronił się Nick. - Wyjechałem wyłącz­

nie dla twojego dobra. 

- Szkoda, że sam mi o tym nie powiedziałeś! Ale cie­

bie przecież tu nie było. 

- Do diabła! - wybuchnął Nick. - Jednak miałem pra­

wo o wszystkim wiedzieć. 

- Powinieneś zatem mieć pretensję do swojej siostry. 

- Nuty cierpienia słyszalne w jej głosie raniły serce Nicka. 
- Ona znała cię najlepiej. Sama podjęła za ciebie decyzję. 

Nick przymknął oczy, potarł czoło, potrząsając głową. 

background image

134 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Tak mi przykro. Myślałem... W ciągu tylu lat, tylu 

lat... Należało mi o wszystkim powiedzieć. 

- I tylko mnie winisz o to, że nikt nie wyznał ci 

prawdy? 

- Nieprawda! - Nick otworzył oczy. Malowała się 

w nich bezmierna udręka. Zacisnął dłoń w pięść i uderzał 
nią miarowo w drugą rękę. - Próbuję coś zrozumieć, po­
układać sobie w głowie. 

- Zrozumieć - powtórzyła z ironią Meredith. Odeszła 

od Nicka i stanęła przy barierce, wpatrując się w morze, 
które przez tyle lat było niemym świadkiem jej cierpienia. 
Nawet za milion lat nie zdołasz zrozumieć, jak ja się wtedy 
czułam. I potem, przez następne lata. 

Westchnął ciężko. 
- Zdaję sobie sprawę, że w dużym stopniu Denise po­

nosi winę za to, co się stało. Nie potępiam ciebie, Merry. 
Po prostu chciałbym... 

- Myślisz, że ja nie? - przerwała mu nieswoim głosem. 

Nick znowu rozdrapywał stare rany. Czuła, jak w gard­

le rośnie jej ogromna kula. Z trudem przełknęła ślinę 
i uniosła wysoko głowę, żeby popatrzeć na gwiazdy świe­
cące hen, na niebie. 

- Oddałam dziecko Denise dlatego, że była członkiem 

twojej rodziny i przynajmniej wiedziałam, że poznasz na­
szą córeczkę i okażesz jej miłość za nas dwoje. Ciągle 

jednak wierzyłam... Jak zbawienia oczekiwałam kartki od 

ciebie na Boże Narodzenie. Obiecałeś, że napiszesz, o ile 
twoje uczucia do mnie się nie zmienią. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

135 

Meredith zamilkła. Serce biło jej mocno. 
- Nie wierzyłam, że o mnie zapomniałeś - ciągnęła. 

- Nie miałam jednak pewności, czy wciąż mnie pragniesz, 
jeśli tak, skreślisz do mnie choć kilka słów, powtarzałam 
sobie. Wtedy będę mogła odpisać, powiem ci o naszym 
dziecku. Ty zaś wrócisz do mnie i wszystko będzie cudow­
nie. Do końca życia będziemy razem. 

- Ale ja nie napisałem. - Nick nie umiał ukryć bólu 

przebijającego w jego głosie. 

- Tak. Wtedy zrozumiałam, że klamka zapadła. Odda­

łam swoje dziecko i nic już tego nie mogło zmienić. 

Nick milczał. 

- Tak bardzo mnie to dręczyło, że po upływie dwóch 

lat, kiedy zbliżał się termin twojego powrotu z Harvardu, 

ponownie udałam się do domu Denise, gotowa na wszy­
stko, byle tylko ciebie zobaczyć. Tylko po to, żeby się 
przekonać... Żeby stwierdzić, czy straciłeś pamięć, czy też 
po prostu mnie nie chcesz. 

- I zastałaś tam obcych ludzi - dokończył Nick. - Po 

zaadoptowaniu dziecka Denise i mój szwagier kupili no­

wy dom i natychmiast wyprowadzili się ze starego. 

Meredith skrzywiła się. 
- No cóż, przynajmniej dotrzymała słowa i co roku 

przesyłała mi fotografie. 

- Co w końcu doprowadziło mnie do ciebie - odparł 

Nick. 

W oczach Meredith pojawiły się łzy. 
- Ciągle wierzyłam, że do mnie wrócisz. Kiedy otwo-

background image

136 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

rzyłam drzwi i zobaczyłam, że to ty stoisz w progu, przez 
chwilę pomyślałam... Pomyślałam, że moje marzenie się 
spełniło. 

- O Boże! - Nick z rozpaczą potrząsnął głową. - i co 

mam ci powiedzieć? 

Że mnie kochasz i już nigdy mnie nie opuścisz, porny. 

ślała Meredith. Tak bardzo chciała usłyszeć te słowa 

znaleźć się w ramionach Nicka i poczuć, że naprawdę od. 
nalazła swój dom. 

Trzask otwieranych drzwi wejściowych wyrwał oboje 

z bolesnego odrętwienia. Nick odwrócił się, żeby spraw­
dzić, co się dzieje. Meredith przyglądała się bezradnie, jak 
Kimberly, smutna mała postać, wchodzi na werandę i 

z niepokojem patrzy to na nią, to na Nicka. Czuła, że jest 
niepożądanym gościem, mimo to zdobyła się na odwagę, 
żeby ujawnić swoją obecność i stanąć z nimi twarzą 
w twarz. 

- Dlaczego nie jesteś w łóżku, Kimberly? - warknął 

Nick. 

- Nie mogłam zasnąć - wyjaśniła drżącym głosikiem 

dziewczynka. - Wstałam, żeby jeszcze raz zerknąć na pre­

zenty. 

- Raczej, żeby nas szpiegować - uściślił Nick. - Kim­

berly ma brzydki zwyczaj podsłuchiwania. 

- Naprawdę podsłuchiwałaś? - Meredith widziała, i 

ich córka także cierpi, podobnie jak oni. 

Kimberly w milczeniu pokręciła głową. 
- Wcale nie zamierzałam tego robić - odezwał 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 137 

walcząc ze łzami. - Okno było otwarte, a wy rozmawia­

liście ... mówiliście, że... 

_ Nie twoja sprawa! - huknął Nick, sam zbyt przybity, 

by zdawać sobie sprawę, że nie ma racji. 

To, o czym rozmawiali, dotyczyło również Kimberly. 

pziewczynka miała prawo o wszystkim wiedzieć. 

_ Czy jesteś moim prawdziwym ojcem, wujku Nick? 

- zapytała z dziecięcą bezpośredniością. 

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 

Kimberly nawet nie zdawała sobie sprawy, że łzy spły-

wają jej po policzkach. Błagalnym wzrokiem w milczeniu 
wpatrywała się w Nicka. Rozpaczliwie pragnęła, by przy. 
wrócił ład w jej małym świecie, który właśnie zachwiał się 
w posadach. Bezwiednie mięła w palcach rąbek nocnej ko­
szulki, jakby ten cienki materiał mógł stanowić dla niej choć­
by niewielką podporę. Z rozczochranymi włosami, okalają­
cymi jej zmartwioną twarzyczkę, wyglądała jak zagubiona 
sierotka. Meredith pragnęła utulić ją w ramionach, podaro­
wać jej spokój i utracone poczucie bezpieczeństwa. Jednakże 
stała nieruchomo, gdyż nie do niej, lecz do Nicka dziewczyn­
ka zwracała się z niemym zapytaniem. 

Sama nie czuła się zbyt pewnie. Ona i Nick tak napra­

wdę nie rozwiązali dręczących ich problemów, nie wie­
działa zatem, jaka przyszłość ich czeka. Nie mogła zapew­
nić Kimberly, iż od tej pory wszyscy troje będą już razem, 
szczęśliwi jako pełna rodzina. Wszystko zależało od Ni­
cka. Tylko on mógł odpowiedzieć ich córce na pytanie, 
które widniało w jej błagalnym wzroku. 

Jednakże ten dorosły mężczyzna był równie zagubią 

jak jego dziecko. Z przerażeniem myślał o tym, co zdoł 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

139 

podsłuchać Kimberly. Właśnie dowiedziała się, jaką rolę 

odegrali w jej życiu przybrani rodzice: odebrali ją rodzo­

nej matce, zataili przed Nickiem fakt jego ojcostwa, 
a przed nią prawdę o naturalnych rodzicach. Zrobili wszy­
stko, co w ludzkiej mocy, by jej matka i ojciec nie mogli 

się ponownie spotkać i związać ze sobą. 

Okrutna, przerażająca prawda sprawiła, że świat, który 

Nick i Kimberly znali, runął jak domek z kart. Jego ele­
mentów nie można już było poskładać od nowa. Jakkol­
wiek by się starali, nigdy nie byłby taki sam. Co w tej 

sytuacji Nick powinien powiedzieć albo zrobić? Żadne 
z nich nie było przygotowane na to, co się stało. Wszystko 
działo się zbyt szybko. Jednakże tym bardziej należało 
mądrze postąpić. 

Meredith z napięciem oczekiwała na rozwój sytuacji. 

Wydawało jej się, że wieki minęły, zanim Nick wykonał 
pierwszy ruch. Powoli zbliżył się do Kimberly, przykucnął 
przed nią, tak że ich twarze znalazły się na tym samym 
poziomie, i delikatnie zaczął gładzić dłonie dziewczynki. 

- To prawda, maleńka - odparł. - Jestem twoim rodzo­

nym ojcem. 

Kimberly zagryzła wargę. Milczała, zbyt poruszona, by 

wyrzec choćby słowo. 

- Jednak aż do dziś nic o tym nie wiedziałem, kochanie 

- ciągnął Nick. - Ale teraz... 

- Jak mogłeś zapomnieć o Merry? - Dramatyczne py­

tanie wyrwało się nagle prosto z głębi udręczonego dzie­
cięcego serduszka. 

background image

140 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Meredith poczuła łzy pod powiekami. Moje dziecko 

walczy o mnie, pomyślała z czułością. Jak szybko powsta-
ły rodzinne więzy! A może zawsze istniały, czekając na 
moment, kiedy będą mogły się zacieśnić? 

Nick westchnął głęboko i delikatnie starł łzy z twarzy 

córki. 

- Nie zapomniałem o niej świadomie, Kimberly. po 

rozstaniu z Merry doznałem urazu czaszki. To spowodo­
wało, że wydarzenia tuż sprzed wypadku całkiem zatarły 
się w mojej pamięci. Fakt, że spotkałem i pokochałem 
twoją matkę, że byliśmy razem tak blisko, jak mogą być 
zakochani w sobie kobieta i mężczyzna. Jednak mimo lu­

ki w pamięci postać Merry nawiedzała mnie w snach. 
Oczywiście nie wiedziałem, kim ona jest i czy istnieje 
naprawdę. We śnie zawsze umykała mi, zanim zdołałem 
się do niej zbliżyć, ale czułem, że gdyby kiedykolwiek mi 
się to udało, owa istota podarowałaby mi szczęście, o ja­
kim nawet nie mógłbym marzyć. Tak też się stało. Obda­
rzyła mnie córeczką. Tylko że przez wiele lat nie wiedzia­
łem o tym, że jestem ojcem, a moje dziecko przebywa tak 
blisko mnie. Zawsze jednak czułem, że łączy mnie z tobą 

jakaś magiczna więź, Kimberly. 

Teraz już obie, Kimberly i jej matka, jawnie szlochały. 

Na szczęście nikt w tej chwili nie patrzył na Meredith. 

Kimberly nerwowo przełykała ślinę. 
- A gdybyś... gdybyś wiedział? Czy wróciłbyś, żeby 

poślubić mamę? 

- Tak - odparł bez wahania Nick. - Chciałbym być dla 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

141 

cebie prawdziwym ojcem. A gdybym tylko zobaczył 

Merry,, od nowa bym się w niej zakochał. 

Serce Meredith zabiło niespokojnie. Czy Nick mówił 

szczerze, czy też starał się jedynie ukoić Kimberly? 

- Dlaczego mama trzymała Merry z dala od ciebie? 

- zapytała z wyrzutem Kimberly. - To było podłe, wujku 
Nick! Po prostu podłe! 

Dziewczynka znowu zaczęła rozpaczliwie szlochać. 
Nick natychmiast chwycił ją w ramiona i mocno przytulił 

do piersi. Kimberly zarzuciła mu ręce na szyję, łkając nie­
ustannie. Opłakiwała utratę wiary w ludzi, których przez lata 
uważała za swoich rodziców. Kochała ich i była pewna, że 
darzą ją takim samym uczuciem. 

Nick podprowadził Kimberly do najbliżej stojącego fo­

tela, usiadł w nim, posadził córkę na swoich kolanach 
i zaczął gładzić ją po plecach. 

Meredith niewiele mogła zrobić. Bezradnie stała z bo­

ku i przypatrywała się całej scenie, gotowa służyć pomo­
cą, gdyby któreś z jej bliskich o to poprosiło. Walczyła 
z napływającymi do oczu łzami, gdyż wiedziała, że ich 
widok jeszcze bardziej zasmuciłby Kimberly. 

W końcu dziewczynka trochę się uspokoiła. Przestała szlo­

chać, jedynie od czasu do czasu męczyła ją czkawka. Wyczer­

pana płaczem, siedziała na kolanach Nicka wtulona w jego ra­
miona. Była spragniona pieszczot jak mały kociak. 

- Kimberly, twoja mama postąpiła niewłaściwie zarówno 

w stosunku do mnie, jak i do Merry - powiedział łagodnym 
tonem Nick. - Jednak i ona, i tata bardzo cię kochali. Nie 

background image

142 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

wiedzieli, co naprawdę łączyło mnie z Merry. Działał; 
z przekonaniem, że czynią to dla twojego dobra. Zrobili 
wszystko, co mogli, by zapewnić ci szczęśliwe życie. 

Nick spojrzał na Meredith, szukając w jej oczach zro­

zumienia. Zareagowała natychmiast na jego niemą prośbę. 
Przykucnęła obok swojej córki i zaczęła głaskać ją po 
nóżkach, które z zimna pokryły się gęsią skórką. 

- Kochanie, na wszystkich fotografiach, które twoja 

mama mi przysyłała, zawsze widziałam radosne, szczęśli­

we, roześmiane dziecko - zapewniła dziewczynkę. - Mo­
głam wpatrywać się w te zdjęcia godzinami. Tak jak po­
wiedział ci Nick, wszystkie wiszą na ścianach mojej sy­
pialni. Nie przekreślaj minionych lat. Zachowaj o nich jak 
najlepsze wspomnienia. Nie wyrosłabyś na tak wspaniałą 
pannę, gdyby mama i tata nie stworzyli ci dobrego, peł­
nego miłości domu. 

- Przecież ty także byś mnie kochała - odezwała się 

pełnym smutku głosikiem Kimberly. 

- To prawda. Kocham cię. Jesteś moim najdroższym 

skarbem. Zawsze byłaś i będziesz. Nic tego nie zmieni 

- oświadczyła Meredith. 

- Ale mama mnie tobie odebrała. Powiedziałaś... 
- Nieprawda. Źle mnie zrozumiałaś - przerwała szyb­

ko Meredith. - Sama oddałam cię Denise, ponieważ mogła 
zaopiekować się tobą lepiej, niż ja zdołałabym wtedy to 
zrobić. I ona, i twój tata znakomicie wywiązali się z ro-
dzicielskich zadań. Nie wiem, czy ja i Nick, gdyby do-
mnie wrócił, umielibyśmy być lepszymi rodzicami. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

143 

Kimberly przez chwilę rozważała ostatnie słowa Meredith. 
- Ale przynajmniej miałabym prawdziwych rodziców 

- powiedziała w końcu. 

- Za to masz ich teraz. - Meredith odgarnęła wilgotny 

kosmyk włosów z bladej twarzyczki swojej córki i uśmie­
chnęła się do niej ciepło. - Czyż nie jesteś szczęśliwa, 
wiedząc, że są przy tobie i cię kochają? 

Twarz Kimberly rozjaśniła się, lecz po chwili wykrzy­

wił ją ponury grymas. 

- Ty i wujek Nick byliście źli na siebie - powiedziała. 
- Nieprawda. - Meredith nadal się uśmiechała. - Nick 

był smutny, gdyż niczego nie pamiętał, a mnie martwiło, 
że muszę wszystko mu wyjaśniać. Ale szczęśliwie mamy 
to już za sobą, prawda, Nick? 

- Tak jest. Zdołaliśmy uporządkować nasze sprawy 

- zapewnił Kimberly. 

Dziewczynka usadowiła się wygodniej, by popatrzeć 

mu prosto w oczy. 

- Czy znowu zakochałeś się w Merry? - spytała z roz­

brajającą bezpośredniością. 

Meredith wstrzymała oddech. Nick patrzył na nią, a 

w jego ciemnych oczach kłębiło się tyle emocji, których 
nie umiała rozszyfrować. Błagał ją o przebaczenie? Prosił, 
by go zrozumiała? 

- Nigdy nie przestałem jej kochać - odparł. - Nawet 

wtedy, gdy widywałem ją tylko w snach. 

Wielkie nieba! Czyżby to była prawda? - pomyślała 

Meredith. 

background image

144 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Czy teraz ją poślubisz? - upewniła się Kimberly. 

Oto dziecięca logika! Nick wpadł w pułapkę, którą sam 

na siebie zastawił, próbując ukoić rozpacz swojej córki. 

Jednakże on wcale nie wyglądał jak człowiek, który 

znajduje się pod presją. Ani na chwilę nie spuszczał wzro­
ku z Meredith. 

- Jeśli tylko mnie zechce - odparł. 

Kimberly zwróciła się ku matce. 

- Wyjdziesz za niego, Merry? 
Meredith wstała z fotela. Poczuła, że drżą jej kolana. 

Dwie pary oczu wpatrywały się w nią z napięciem, czeka­

jąc na odpowiedź. Bardzo chciała odpowiedzieć twierdzą­

co, ale wciąż nie była pewna, czy Nick pragnie ją poślubić 
z własnej i nieprzymuszonej woli, czy też gotów jest zro­

bić to wyłącznie dla dobra swojej córki. A właściwie jakie 
to ma znaczenie? Jeśli działa w dobrej wierze, ona nie 
powinna się wahać. 

- Tak - odparła zdecydowanie. 

Kimberly zeskoczyła z kolan ojca, podbiegła do matki 

i uściskała ją mocno. 

- Właśnie o tym marzyłam, Merry! - zawołała urado­

wana. - Chciałam, żeby wujek Nick cię poślubił, bo wtedy 

już zawsze moglibyśmy być razem. 

Teraz Nick wstał z fotela. Wyglądał jak człowiek, który 

właśnie zrzucił z pleców ogromny ciężar. Jeśli nawet drę 
czyły go obawy, czy podoła odpowiedzialności, jaką na 
siebie przyjął, w żaden sposób nie dał tego po sobie po-
znać. Wprost przeciwnie. Wydawało się, że otrzymał od 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 145 

życia dokładnie to, czego od dawna pragnął. Meredith 
miała nadzieję, że się nie myli. 

Popatrzył na nią z wdzięcznością, po czym delikatnie 

ścisnął ramię córki. 

- Może byś przestała nazywać mnie wujkiem? - spy­

tał. - Mów do mnie Nick, tak jak Merry. 

- Dobrze, Nick. 
Nick poklepał ją po policzku, uśmiechając się pobłażliwie. 
- A teraz wracaj do łóżka, dziecinko. Jutro Boże Na­

rodzenie. 

- Rozumiem. Ty i Merry macie swoje sprawy. Pewnie 

będziecie się całować. - Kimberly też umiała okazać po­
błażliwą łaskawość. 

- Tego możesz być pewna. 
Dziewczynka zachichotała. 
Meredith była zachwycona, że jej dziecko tak szybko 

przyszło do siebie po dramatycznym przeżyciu. Pewność, 

że rodzice zostaną z nią na zawsze, pozwoliła jej odzyskać 
radość i beztroskę. 

- Dobranoc, wuj... to znaczy Nick. Dobranoc, Merry. 
- Życzymy ci miłych snów - odparli jednocześnie. 
Kimberly żwawym krokiem podeszła do wejściowych 

drzwi i tam zatrzymała się na chwilę. 

- Wesołych świąt! - zawołała, uśmiechając się do Ni­

cka i Merry. - Szczęśliwej Gwiazdki i... wspaniałego No­
wego Roku! 

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 

Kiedy Kimberly znikła w głębi holu, Nick objął Mere-

dith w talii i obrócił ją twarzą ku sobie. Czuła, że serce 
bije jej niespokojnie, pełne na przemian lęku i pod­
niecenia. 

- Dziękuję ci - powiedział Nick, patrząc na nią ciepło 

oczami koloru czekolady. - Za to, że jesteś, że urodziłaś 
moje dziecko, ale przede wszystkim dziękuję ci, że na 
mnie czekałaś. 

- Och, Nick! - Uczucie ulgi przeniknęło Meredith od 

stóp do głów. - Przykro mi, że wtedy straciłam nadzieję, 
przestałam cię szukać. Ja... 

- Cicho, maleńka. - Nick położył palec na jej ustach. 

- To ja nie miałem racji. Ty nie musisz z niczego się 
tłumaczyć. - Delikatnie pogładził ją po karku. - Dopiero 

teraz zrozumiałem, choć pewnie i tak nie do końca, jak 
bardzo przeżyłaś to wszystko. Żałuję, że nawet przez chwi­
lę czyniłem ci jakiekolwiek wyrzuty. 

Serce Meredith zaczęło bić normalnym rytmem. Zdo­

była się nawet na lekki uśmiech. 

- No cóż, przynajmniej już nie jestem dla ciebie zbyt 

młoda. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 147 

-

 Chyba nigdy nie byłaś. Uczucie nie kieruje się rozsąd­

kiem. Zdaniem Dave'a nigdy nie doszłoby do wypadku, 

gdybym nie miał głowy zaprzątniętej czym innym niż sur-

fing. Pewnie myślałem o tym, by do ciebie powrócić. Chyba 
właśnie motyw powrotu przewijał się w moich snach. 

Już po raz kolejny wspominał o tym śnie. 
- Co dokładnie ci się śniło? - spytała zaciekawiona. 
- Sceneria była podobna jak wczorajszej nocy. Ty sta­

łaś na plaży, wpatrzona w morze. Czekałaś na mnie. Nigdy 
nie powiedziałaś ani słowa, mimo to wiedziałem, że mnie 

przywołujesz. Szedłem do ciebie, a kiedy już byłem do­

statecznie blisko, odwracałaś się, jakbyś słyszała moje kro­

ki, a na twojej twarzy pojawiał się zapraszający uśmiech. 
- Nick westchnął. - Wtedy moje nogi stawały się ciężkie 

jak z ołowiu, nie mogłem ruszyć z miejsca. Stałem więc 

i bezradnie patrzyłem, jak rozpływasz się we mgle. 

- Jakie to dziwne - szepnęła Meredith. - Czasami, 

zwłaszcza po spacerze plażą, nie mogłam zasnąć. Leżałam 

w ciemnościach i myślałam o tobie. Przypominałam so­
bie, jak zwykłam stawać przy brzegu i podziwiać twoje 
wyczyny na desce. Chyba w głębi serca wtedy ciebie przy­

woływałam. 

Spojrzeli sobie w oczy, porażeni siłą uczucia, które 

zdolne jest pokonać czas i przestrzeń. 

Nick westchnął ciężko. 
- Żałuję, że nie mogłem odpowiedzieć na wołanie. Ale 

dzięki Kimberly, która tak bardzo chciała odnaleźć i spot­

kać swoją matkę... 

background image

148 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Ona jest wspaniała, prawda? - weszła mu w słowo 

Meredith. 

Nick uśmiechnął się szeroko. 

- Podobna do swojej matki. 
- I do ojca. Ma twoje włosy... 
- A za to twoje oczy. 

Meredith ogarnęło uczucie niewysłowionego szczęścia. 

- Czyż to nie cudowne, że możemy być teraz jej ro­

dzicami? Och, przepraszam! - zawołała, przypomniawszy 
sobie o śmierci Denise i Colina. - Niezręcznie się wyra­
ziłam. Nie pomyśl, broń Boże, iż cieszy mnie to, co stało 
się z twoją siostrą i szwagrem. Po prostu... 

- Wiem. - Nick przytulił ją mocniej, ogrzewając cie­

płem swojego ciała. - Zachowałaś się bardzo ładnie, mó­
wiąc Kimberly dobre słowa o jej przybranych rodzicach. 
Zważywszy na to, jak egoistycznie postąpiła Denise... 1 

- To nie był tylko egoizm - szybko zaprotestowała. 

Czuła się teraz tak szczęśliwa, że nic, cokolwiek kiedyś 
się wydarzyło, nie miało już dla niej znaczenia. - Twoja 
siostra myślała o tobie, pragnęła, żebyś osiągnął sukces. 

Potrząsnął głową. 
- Myślała o sobie, nie o mnie. O tym, czego ona dla 

mnie chciała. Moje pragnienia się nie liczyły. 

- A jednak odniosłeś zawodowy sukces - przypomnia­

ła mu. Nie chciała, by Nick żywił niedobre uczucia w sto­

sunku do kobiety, która tak wiele zrobiła dla niego i dla 
Kimberly. - Powinieneś się z tego cieszyć. Widać prze­
cież, że lubisz swoją pracę. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 149 

_ Twój „Czar zieleni" również znakomicie prosperu­

je Zatem i ty możesz mówić o sukcesie. Czy jednak 

osiągnięcia zawodowe mogą nam wynagrodzić to, co utra­

ciliśmy? 

Meredith objęła ramionami Nicka i popatrzyła mu głę­

boko w oczy. 

- Tamte czasy już minęły. Nie warto płakać nad roz­

lanym mlekiem. Należy patrzeć w przyszłość. Tyle mamy 
do zrobienia. 

Twarz Nicka nagle się rozpogodziła. Uśmiechnął się 

przewrotnie, w czym bardzo przypominał Kimberly. 

- Ty musisz przygotować kwiaty na wesele. 
- A będziemy je wyprawiać? 

- Oczywiście - oświadczył z zapałem Nick. Po chwili 

roześmiał się głośno. - Kimberly nigdy by nam nie daro­
wała, gdybyśmy ją pozbawili przyjemności uczestniczenia 
w takim wydarzeniu. 

- Naprawdę chcesz mnie poślubić? - upewniła się. 
- Masz jakieś wątpliwości? - spytał Nick. 
Teraz już nie miała żadnych. Życie zatoczyło koło 

i wszystko wróciło nareszcie na swoje miejsce. Pewna siły 
miłości, której nic już nie stanie na przeszkodzie, lubiła 
trochę poprzekomarzać się z Nickiem. 

- No cóż, Kimberly w mniejszym lub większym sto­

pniu wpłynęła na twoją decyzję - odparła z łobuzerskim 
błyskiem w oku. 

- Jedynie ją przyspieszyła, kochanie. Bo jesteś moim 

największym kochaniem. Wierzysz w to, prawda, Merry? 

background image

150 

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

Uśmiechnęła się ciepło i powoli pokiwała głową. 

- Nazywasz mnie Meny... 
- Pragnąłem to robić już wcześniej. To imię tak bardzo 

do ciebie pasuje. Sądziłem jednak, że to on je wymy-
ślił. Nie chciałem, byś kojarzyła mnie z kochankiem, któ-
ry cię porzucił. - Nick skrzywił się. - Co za ironia losu 

- Przykro mi, że nie pamiętasz tamtych dni, ale zapew-

niam cię, że nic się nie zmieniło. Kocham cię tak samo jak 
wtedy. Nigdy nie przestałam - dodała. 

- Moja najdroższa Merry... 

Nick pochylił głowę i powoli przesunął ustami po jej 

wargach, smakując ich słodycz. Chciał wszystkimi zmy­
słami czuć bliskość ukochanej kobiety, cieszyć się magią 
chwil, które odtąd mieli przeżywać razem. 

Pocałunek tylko rozpalił ich pożądanie. Zapragnęli do­

świadczyć takiej bliskości, jakiej zaznali ubiegłej nocy. 
Tym razem miała być jeszcze wspanialsza, gdyż wiedzieli 

już, że lata rozłąki i tęsknoty minęły. Znowu byli razem. 

Radość rozpierała ich serca. Natychmiast musieli ją wy­
razić. 

- Śpij ze mną - mruknął Nick. - Chcę być z tobą przez 

całą noc. 

Wspaniały pomysł... ale przecież nie byli w domu 

sami. 

- Nie wiem, czy to rozsądne - zawahała się Meredith. 

- Jeśli Kimberly zastanie nas rankiem w łóżku... 

- Tym bardziej się ucieszy - zapewnił Nick. - I tak 

uważa, że pobieramy się o wiele za późno. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

151 

Meredith westchnęła. 
- Znasz ją lepiej niż ja. 
-Szybko się uczysz. Poza tym masz nade mną tę prze­

wagę, że jesteś kobietą. 

- Doskonale sobie radzisz z naszą córką, Nick. - Me-

redim roześmiała się i mocniej przytuliła do ukochanego. 
- Uwielbiam na was patrzeć, kiedy jesteście razem. 

Nick lekko pocałował ją w skroń. 
- Ona jest cząstką ciebie. Zawsze była dla mnie kimś 

absolutnie wyjątkowym. 

Myślała o tym przez cały czas, kiedy się kochali. Nick 

był wyjątkowym mężczyzną. Razem poczęli wyjątkowe 
dziecko. Łączące ich uczucie także było wyjątkowe. 
A najbardziej wyjątkowe miały się stać dla niej te cudow­
ne święta Bożego Narodzenia. 

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY 

- Mam dla was jeszcze jeden prezent - oznajmiła Kimber-

ly. Z góry cieszyła się niespodzianką, jaką sprawi rodzicom. 

Nick zastanawiał się, co jego córka może chować w za­

nadrzu. Wszystkie paczki leżące pod choinką zostały już 
rozpakowane. Po podłodze walały się sterty podartych 
papierów. 

- Tam już nic nie ma. - Merry wskazała miejsce pod 

drzewkiem. 

Kimberly roześmiała się radośnie. 

- Zastanawiałam się nad tym ubiegłej nocy. Nigdy nie 

zgadniecie, co wymyśliłam. 

- Możemy zagrać w dwadzieścia pytań? - spytał Nick 
Chyba nigdy dotąd nie był tak szczęśliwy jak teraz. Na­

reszcie miał obok siebie całą rodzinę. Wszyscy troje rozłożyli 
się wygodnie na dywanie i chłonęli tę cudowną, niepowta­
rzalną atmosferę pierwszego dnia Bożego Narodzenia. 

- Zwierzę, roślina czy kamień? - zadał pierwsze pytanie. 
- To jest pomysł, a nie rzecz - oznajmiła Kimberly. 

Była bardzo zadowolona z siebie. 

- Wobec tego poddaję się! - Nick zabawnie przewrót 

oczami. 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 153 

- Ja również - dodała Meredith. - To stanowczo zbyt 

trudne dla mnie. 

_ Wiedziałam, że nigdy nie zgadniecie! - zawołała 

triumfem Kimberly. - Zdecydowałam się na szkołę z in-

ternatem. Będę tam przebywać od poniedziałku do piątku, 
żebyście mieli więcej czasu dla siebie, Merry. Podaruję 
wam prawdziwy, długi miodowy miesiąc. Będziecie sami, 
tylko ty i Nick. 

- Och! - Jedynie na taki okrzyk umiała się zdobyć 

Meredith. Zaczerwieniła się gwałtownie, ciągle skrępowa­
na faktem, że Kimberly nakryła ich dziś rankiem w jed­
nym łóżku. - Znakomity pomysł, córeczko, ale czy napra­

wdę tego chcesz? 

- Teraz, kiedy już wiem, że oboje będziecie ze mną 

w weekendy, nie mam nic przeciwko temu, żeby w ciągu 
tygodnia przebywać w internacie. Towarzystwo tylu 
dziewczynek w moim wieku może być nawet zabawne. 

- Jesteś pewna? - Nicka wzruszyła troska córki, lecz 

jednocześnie poczuł niechęć na myśl o rozłące. Wciąż 

nie mógł nacieszyć się faktem, iż rodzina jest w komp­
lecie. 

- Absolutnie! - odparła zdecydowanie. - Merry po­

może mi kupić odpowiednie ubrania do szkoły. A w czasie 

weekendów będę miała wam tyle ciekawych rzeczy do 
opowiadania. - Nagle dziewczynka zmarszczyła brwi. -
Jest tylko jedna sprawa... 

- Zawsze możesz zmienić zdanie - natychmiast po­

wiedział Nick. 

background image

154 SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

- Chodzi mi o panią Armstrong. Zawsze była dla mnie 

taka miła. Nie chciałabym, żeby straciła pracę. 

Nick był dumny z córki. Troska o nianię udowodniła 

że potrafi zachować się wielkodusznie. Jednak nie umiała 
zdobyć się na to uczucie wobec Rachel. Co prawda nie 
było obaw, że starsza pani mogłaby zająć miejsce, które 
Kimberly w głębi duszy przeznaczyła dla Merry. 

- Nie martw się o panią Armstrong. Coś wymyślimy 

żeby nie została na lodzie - obiecał Nick. 

Kimberly odetchnęła z ulgą. 

- To świetnie. Ona wciąż czeka na wnuczka. Jej córka 

zaczęła starać się o dziecko, ale jak dotąd bez powodzenia. 

Na dźwięk słowa „dziecko" Nick popatrzył na Merry. 

Przypomniał sobie ich poranną rozmowę. Wstrząsnęło nim, 
że ani razu nie użył zabezpieczenia, kiedy się kochali. Nigdy 
nie pozwalał sobie na taką beztroskę wobec innych kobiet, 
ale Merry była kimś szczególnym. Przy niej kompletnie tracił 
głowę, nie myślał o konsekwencjach. Ona zresztą też, bo 
w pewnej chwili zapytała go, czy miałby coś przeciwko 
drugiemu dziecku. Przecież o niczym innym nie marzył! 

Z oczu Merry odczytał, że myśli o tym samym. Gwiazd­

kowe dziecko, tak jak Kimberly. I gdyby przyszło na świat, 
tym razem mógłby być przy jego narodzinach. Ujął dłoń 
Merry i ścisnął ją lekko na znak, że jest przy niej. Na zawsze. 

- Mam pomysł! - zawołała Kimberly. - Przecież wy 

moglibyście mieć małe dziecko! Pani Armstrong byłaby 
zachwycona! 

Nieoczekiwane oświadczenie córki zaskoczyło ich. 1 

background image

SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA 

155 

Co byś powiedziała na to, gdybyśmy naprawdę się 

o nie postarali? - spytał Nick. 

-Mówisz serio? - zapiszczała z podniecenia Kimberly. 
- Jak najbardziej. - Nick uśmiechnął się do córki. 
Kimberly zaklaskała w dłonie. 

_ Zawsze chciałam mieć siostrę albo brata - powie­

działa. Oczy rozbłysły jej radością na myśl o rodzeństwie. 

Gdybyście od razu wzięli się do roboty, za rok obcho­

dzilibyśmy święta w powiększonym składzie. 

Czyż może być coś lepszego niż rodzina, zwłaszcza 

w Boże Narodzenie? - pomyślał Nick. 

- Musisz obiecać, że zabierzesz mnie do sklepu, kiedy 

będziesz robić zakupy dla dziecka - Kimberly zwróciła 
się do matki. - Wszystkie prawdziwe mamy tak robią. 

Prawdziwa mama... Dziewczynka była szczęśliwa, że 

i ona ją ma. 

Merry się nie myliła. To prawdziwy cud, że zeszli się 

razem, że sprawy przybrały tak doskonały obrót. 

Nick sycił oczy szczególnym pięknem tej wyjątkowej 

kobiety, którą kochał i zamierzał kochać na wieki. Ona 
sprawiła, że w jego sercu zapłonęły światełka ze wszy­
stkich choinek na świecie. 

Jego Szczęśliwa Gwiazdka. Szczęśliwa Gwiazdka ich 

wszystkich. 


Document Outline