background image

Rozdział 21 

Biuro Sholto było pełne bogatych, wypolerowanych mebli, zabarwionych na tak ciemny 

brąz,  jak  tylko  się  dało  nie  niszcząc  drewna.  Ściany  były  pokryte  drewnianymi  panelami.  Za 
głównym  biurkiem  były  draperie.  Wyblakły,  ale  nadal  widać  było  scenę  nieba  kotłującego  się 
chmurami,  które  wypełnione  były  mackami  i  widokami  zarezerwowanymi  dla  horrorów.  Na 
ziemi były widoczne postacie malutkich ludzi uciekających w przerażeniu. Jedna postać, kobieta 
z  długimi,  żółtymi  włosami,  spoglądała  na  chmury,  podczas  kiedy  wszyscy  inni  uciekali 
i zasłaniali  oczy.  Jako  dziecko  wpatrywałam  się  w  draperie,  podczas  kiedy  mój  ojciec  i  Sholto 
zajmowali się interesami. Wiedziałam, że draperie były prawie tak stare, jak tkanina z Bayeux

1

, a 

blond kobietą była Glenna Szalona. Wykonała serię gobelinów o tym, co widziała, kiedy dzika 
sfora  przeszła  przez  jej  okolicę.  Gobeliny  stawały  się  coraz  bardziej  dziwaczne,  kiedy  traciła 
zmysły. 

Wpatrywałam się w to, co wpędziło Glennę w szaleństwo i nie wzdrygnęłam się. Czy to 

był  szok?  Czy  błogosławieństwo  Boga  i  Bogini?  Czy  w  końcu  dotarło  do  mnie  wszystko,  co 
utraciłam? 

Doyle  stał  obok  mnie,  jego  ramiona  obejmowały  mnie  w  pasie,  przyciągając  do  jego 

ciała.  Rzeczywistość  i  ciężar  jego  ciała  były  jak  lina  ratunkowa.  Uciekałam  z  faerie  z  dobrych 
powodów,  właściwych  powodów,  ale  mogłam  przyznać  w  swojej  głowie,  że  jednym  z  tych 
powodów był ten mężczyzna. Może śmierć Babuni miała wpływ na moją decyzję, ale myślę, że 
to dla Doyle’a i dzieci wewnątrz mnie zadecydowałam przehandlować tron. 

Męski  głos  dobiegający  z  drugiej  stronie  telefonu  sprawił,  że  podskoczyłam.  Czekałam 

na połączenie przez długi czas. Wydaje mi się, że nie wierzyli, że byłam tym, kim twierdziłam, 
że byłam. 

Doyle uścisnął mnie trochę mocniej i mój puls uspokoił się. 

- Tu major Walters. To naprawdę pani, Księżniczko? 

- To ja. 

-  Powiedziano  mi,  że  potrzebuje  pani  eskorty  policyjnej,  żeby  opuścić  faerie  –  pęd 

z pnącza róż tworzących moją koronę przesunął się w dół, żeby dotknąć słuchawki telefonu. 

- Tak. 

- Wie pani, że ściany w pani pokoju szpitalnym stopiły się. Świadkowie twierdzą, że pani 

i  Król  Sholto  wylecieliście  z  pokoju  na  latających  koniach,  ale  w  jakiś  sposób oddziały  policji 
obserwujące  na  zewnątrz  pani  pokój  nie  widziały  nic  z  tego,  aż  do  chwili,  kiedy  była  pani 

                                            

1

 http://pl.wikipedia.org/wiki/Tkanina_z_Bayeux 

 

background image

wystarczająco  daleko,  potem  dziura  w  ścianie  po  prostu  pojawiła  się  –  nie  brzmiał  na 
szczęśliwego. 

-  Majorze  Walters,  przykro  mi,  że  zmartwiłam  pana  oddziały  i  wszystkich  innych,  ale 

sama miałam piekielną noc, rozumie pan? – W moim głosie słychać było cień paniki. Wzięłam 
kilka głębokich wdechów. Nie mogłam się załamać. Królowe tego nie robią. 

Doyle  pocałował  czubek  mojej  głowy,  opierając  policzek  pomiędzy  różami  i  jemiołą 

tworzącą koronę. 

Pnącze róży owinęło się dookoła słuchawki i pociągnęło. 

- Jest pani ranna? 

- Nie fizycznie. 

- Co się stało, Księżniczko? –Jego głos był teraz delikatniejszy. 

-  Muszę  wydostać  się  z  faerie,  majorze  Walters.  Muszę  wydostać  się  spod  waszej 

jurysdykcji. W St. Louis jestem zbyt blisko moich krewnych – pnącze pociągnęło mocniej, jakby 
próbowało  wyrwać  słuchawkę  z  mojej  ręki.  Faerie  koronowało  mnie  na  królową  tego  kopca. 
Nie chciało utracić mnie na rzecz świata ludzi. 

- Przestań – wyszeptałam. 

- Co to było, Księżniczko? 

- Nic, przepraszam. 

- Czego pani od nas oczekuje? 

Doyle  dotknął  pnącza  i  zaczął  odwijać  go  z  telefonu.  Próbował  zrobić  to  za  pomocą 

obu rąk, ale położyłam jedną jego rękę z powrotem na swoim pasie, więc był zmuszony robić 
to jedną ręką. 

Wytłumaczyłam,  że  ludzie  mojego  wujka  są  na  zewnątrz  mojego  schronienia  i  grożą 

sluaghom wojną, jeżeli mnie nie wydadzą. 

- Mój wujek jest absolutnym władcą na Dworze Seelie. Przekonał ich w jakiś sposób, że 

bliźnięta,  które  noszę  są  jego,  a  jest  ich  królem.  Twierdzi,  że  sluaghowie  mnie  porwali  i  chce 
mnie  z  powrotem  –  nie  próbowałam  ukryć  paniki  w  głosie.  –  Chcą  zaprowadzić  mnie 
z powrotem do mojego wujka. Rozumie pan to? 

Doyle w końcu odwinął pnącze. Poczułam, jak cofa się do reszty żyjącej korony. 

- Słyszałem, o co  jest obwiniany,  jest mi bardziej przykro, niż  jestem  w stanie wyrazić, 

Księżniczko Meredith. 

- O co jest obwiniany, Walters? To miło, że nie przyznaje pan, że mi wierzy. 

background image

Doyle przytulił mnie mocniej. 

Major Walters zaczął protestować. 

Przerwałam mu. 

-  W  porządku,  Walters.  Po  prostu  proszę  mnie  odeskortować  w  powrotem  do 

rzeczywistości. Doprowadzić nas do samolotu, żebyśmy wrócili do L.A. 

Pnącze prześlizgnęło się z powrotem do telefonu. 

- Lekarz powinien panią zbadać, zanim wsiądzie pani do samolotu. 

-  Przestań!  -  Położyłam  rękę  nas  słuchawką  i  syknęłam.  Pnącze  zatrzymało  się  w  pół 

ruchu, jak dziecko złapane z ręką wyciągniętą w stronę ciasteczek. 

-  Księżniczko,  przyjadę  i  wydostanę  panią,  ale  pod  warunkiem,  że  pozwoli  pani,  żeby 

lekarz zbadał panią, zanim wsiądzie pani do samolotu. 

-  Stopiliśmy  ściany  w  pokoju,  w  którym  byłam.  Naprawdę  pan  uważa,  że  szpital  chce 

mnie z powrotem? 

- To szpital i chcą pani bezpieczeństwa. Wszyscy chcemy pani bezpieczeństwa. 

- Ma pan na myśli, że nie chce pan, żebym zginęła na pana zmianie. 

Doyle  westchnął  i  pocałował  mnie  w  policzek.  Nie  byłam  pewna,  czy  ostrzegał  mnie, 

żebym nie była zbyt ostra dla ludzi, czy po prostu mnie pocieszał. 

-  Księżniczko,  to  nie  to  miałem  na  myśli  –  powiedział,  ale  brzmiał  jakby  właśnie  tak 

było. 

- Dobrze, przepraszam. Proszę przyjechać i wydostać mnie stąd. 

- Zajmie mi jakiś czas zorganizowanie wszystkiego, ale przyjadę tam. 

- Dlaczego zajmie to panu jakiś czas? – zapytałam. 

-  Po  tym,  co  zdarzyło  się  ostatnim  razem,  Księżniczko,  dostaliśmy  pozwolenie,  lub 

rozkazy,  w  zależności  jak  chce  pani  na  to  spojrzeć,  żeby  zabrać  ze  sobą  Gwardię  Narodową. 
Tylko na wypadek, gdyby niebo zawrzało znów i pojawiły się potwory. Wiem, że pani człowiek, 
Abeloec  uzdrowił  wszystkich,  którzy  oszaleli,  ale  wielu  z  nich  przypomniało  sobie,  co  się 
zdarzyło, a to coś więcej niż zwykła policyjna praca. 

- Oddziały policji nie poradzą sobie? – zapytałam. 

- Gwardia Narodowa ma teraz w swoich szeregach wiedźmy i czarowników. Policja nie. 

-  Och  –  powiedziałam.  –  Zapomniałam  o  tym.  To  okropne,  co  stało  się  w  Persji  -  to 

była jedna z wiadomości dnia, w przerażająco żywych kolorach. 

background image

- Nie nazywamy już tego kraju Persją, Księżniczko Meredith i to od dosyć dawna. 

-  Ale  istoty,  które  zaatakowały  waszych  żołnierzy,  były  perskimi  potworami.  Nie  mają 

nic wspólnego z islamem, jedynie z pierwotnymi wierzeniami regionu. 

- Być może, ale Gwardia Narodowa sprowadzi ludzi znających się na magii, a po tym, co 

się stało, wydaje mi się, że mogę zgodzić się, że ich potrzebujemy. 

Co powinnam powiedzieć? Pnącze owinęło się dookoła telefonu i znów pociągnęło, tym 

razem uderzyłam je delikatnie palcami. Odsunęło się, jakbym uraziła jego uczucia. Doceniałam 
to,  że  zostałam  ukoronowana  przez  samo  faerie.  Doceniałam  honor,  ale  korona  nie  była 
w stanie  ochronić  mnie  przed  moimi  krewnymi.  Kiedyś  myślałam,  że  może  to  zrobić,  ale 
zorientowałam się, że to było naiwne. 

- Muszę podzwonić. Jak długo może pani pozostać wewnątrz kopca sluaghów? 

- Już przez jakiś czas jesteśmy w środku.  A nie wiem, jak długo Seelie będą czekać nie 

naciskając. 

- Czy oni rzeczywiście wierzą, że pani wujek jest ojcem pani dzieci? 

- Moja matka jest z nimi i zgadza się z tym. Nie mogę winić ich za to, że jej wierzą. Jest 

moją matką. Dlaczego miałaby kłamać? 

Sholto odepchnął się od ściany, gdzie on i Mistral czekali. Wydaje mi się, że dawali mi 

czas,  na  przebywanie  tylko  z  Doylem.  Ale  teraz  Sholto  podszedł  i  chwycił  moją  wolną  rękę, 
zakładając na niej delikatny pocałunek. Nie byłam pewna, co zrobiłam, żeby zasłużyć na takie 
pocieszenie. 

- Dlaczego miałaby kłamać? – zapytał Walters. 

-  Ponieważ  największym  celem  jej  życia  jest  stać  się  częścią  wewnętrznego  kręgu  na 

Dworze  Seelie,  a  jeżeli  sprawi,  że  będę  królową  Taranisa,  wtedy  stanie  się  matką  królowej 
Dworu Seelie. To by jej niezwykle pasowało. 

- Przehandlowałaby pani wolność za mały awans społeczny? 

- Przehandlowałaby moje życie za mały awans społeczny. 

Doyle  stał  za  mną  i  przytulał  mnie.  Sholto  klęknął  u  moich  stóp  i  owinął  ramiona 

dookoła moich nóg, patrząc na mnie. Kwiaty w jego koronie były jak mgiełka lawendy, różowe 
i  białe.  Wyglądał  okropnie  Seelie,  kiedy  klęczał  tam  i  patrzył  w  górę  tymi  oczami  w  trzech 
odcieniach złota. 

- Nie, Księżniczko, ona jest pani matką. 

-  Pozwoliła,  żeby  mój  wujek  pobił  mnie  prawie  na  śmierć,  kiedy  byłam  dzieckiem. 

Patrzyła, jak to robi. Moja babcia była jedyną, które interweniowała i ocaliła mi życie. 

background image

Dotknęłam twarzy Sholto i wiedziałam w tej chwili, że jest tu następny mężczyzna, który 

mógłby zaryzykować dla mnie wszystko. Udowodnił to już wtedy, kiedy przybył wydostać mnie 
z Dworu Seelie, ale wyraz jego oczu w tej chwili powiedział mi więcej. 

- Są plotki, że pani babcia została ranna. Moi ludzie widzieli, że pani ludzie zabierają ją 

na koniach ze szpitala. 

- Nie jest ranna. Nie żyje. – Mój głos był dziwnie płaski, kiedy to mówiłam. 

W  oczy  Sholto  widać  było  ból,  ponieważ  to  on  zadał  ten  fatalny  cios.  To  jego  ręka 

zabiła Babunię, chociaż nie miał wyboru. 

- Co? – Zapytał major Walters. 

-  Nie  mam  czasu  na  tłumaczenia,  majorze  Walters.  Potrzebuję  pomocy.  Potrzebuję 

ludzkiej eskorty, żeby wydostać się stąd. 

- Dlaczego pani strażnicy Unseelie nie wydostaną pani? 

- Nie jestem pewna,  jak  zachowają się Seelie,  jeżeli właśnie teraz zobaczą wojowników 

Unseelie. Ale nie mogą zaatakować ludzi, zwłaszcza ludzkich żołnierzy. To przerwałoby pokój, 
a  oni  nie  będą  ryzykować,  że  zostaną  wykopani  z  Ameryki  za  prowadzenie  wojny  na  waszej 
ziemi. 

-  Próbują  oddać  panią  mężczyźnie,  którego  oskarżyła  pani  o  gwałt.  To nie  jest  bardzo 

racjonalne. Naprawdę pani uważa, że bez walki  pozwolą żołnierzom przyjechać i zabrać panią? 

- Jeżeli nie, ich tyłki zostaną wykopane z Ameryki. 

- Czy pani posyła po nas, żebyśmy pomogli pani pozbyć się wrogów, Księżniczko? 

- Nie, zamierzam zrobić jedyną rzecz, która może, tylko może pomóc uniknąć kolejnego 

rozlewu krwi i przemocy. Widziałam już dosyć jak na jedną noc. Jestem po części człowiekiem i 
zamierzam  trzymać  się  tej  części,  majorze  Walters.  Twierdzą,  że  jestem  zbyt  śmiertelna,  żeby 
być  sidhe,  no  cóż, będę  śmiertelna.  Ponieważ  teraz  jest  zbyt  niebezpiecznie  być  sidhe.  Proszę 
wydostać mnie stąd, majorze Walters. Jestem w ciąży z bliźniętami, mam przy sobie niektórych 
z  ojców  moich  dzieci.  Proszę  wydostać  nas  stąd,  zanim  stanie  się  coś  złego.  Proszę,  majorze 
Walters, proszę mi pomóc. 

Pnącze  odwinęło  się  z  telefonu.  Doyle  przytulał  mnie  do  swojego  ciała.  Sholto  nadal 

obejmował mnie ramionami, wsuwając swoje ramię pomiędzy  ciało Doyle’a, a moje, ale w tej 
chwili to było w porządku, nie konkurowali. Sholto przytulił policzek do moich nóg, ukrywając 
oczy. 

- Przykro mi, Meredith, z powodu twojej babci. Proszę wybacz mi. 

- Ukaraliśmy osobę, która zabiła Babcię. Wiesz, my wszyscy wiemy, że to nie twoja ręka 

to zrobiła. 

background image

Spojrzał na mnie, jego przystojna twarz była pełna cierpienia. 

- Ale to moja ręka zadała cios. 

- Gdybyś ty tego nie zrobił, zrobiłbym to ja – powiedział Doyle - to byłaby moja ręka. 

Mistral odezwał się od drzwi. 

- Wszystko to stało się, kiedy byłem torturowany? 

- Jest wiele do opowiedzenia – powiedział Doyle - ale musi poczekać na później. 

Mistral podszedł do nas, ale nie pozostało zbyt wiele mnie do dotknięcia. Podałam mu 

rękę, po chwili wahania chwycił ją. 

- Podążę za tobą na wygnanie, Księżniczko. 

- Ja nie mogę pozostawić moich ludzi – odezwał się Sholto, nadal klęcząc. 

-  Będziesz  w  niebezpieczeństwie,  jeżeli  pozostaniesz  w  faerie  –  powiedziałam.  – 

Dowiedli już, że troje z nas jest celem dla zamachowców. 

-  Musisz  pojechać  z  nami,  Sholto,  lub  nigdy  więcej  bezpiecznie  nie  opuścisz  kopca 

sluaghów – powiedział Doyle. 

Sholto uścisnął moje nogi, pocierając policzkiem o uda. 

- Nie mogę pozbawić moich ludzi zarówno króla jak i królowej. 

- Martwy król nic nie jest dla nich wart – powiedział Mistral. 

- Jak długo potrwa to wygnanie? – zapytał Sholto. 

- Przynajmniej do chwili narodzin dzieci – powiedziałam. 

-  Mogę  podróżować  z  Los  Angeles  do  kopca  sluaghów,  niech  będzie  błogosławiona 

nasza  magia,  że  wewnątrz  kopca  jest  plaża.  Więc  mogę  odwiedzać  moich  ludzi  nie  robiąc  z 
siebie celu dla sidhe. 

- Powiedziałeś sidhe, a nie Seelie – zauważyłam. – Dlaczego? 

- Onilwyn nie był Seelie, ale pomógł twojej kuzynce i jej sprzymierzeńcom Seelie, żeby 

zabić  Mistrala.  Mamy  wrogów  po  obu  stronach,  Meredith.  Czy  to  nie  dlatego  opuszczamy 
faerie? 

Pomyślałam o tym, co powiedział, a potem mogłam tylko skinąć głową. 

-  Tak,  Sholto,  to  właśnie  dlatego  musimy  opuścić  faerie.  Mamy  tu  więcej  wrogów,  niż 

sama Bogini była w stanie przewidzieć. 

background image

-  Więc  udajemy  się  na  wygnanie  –  powiedział  Doyle  za  moimi  plecami,  jego  głos 

przeszedł przez moje ciało jak pomruk, łagodząc moje nerwy. 

- Jedziemy na wygnanie – powiedział Mistral. 

- Wygnanie – dodał Sholto. 

Zgodziliśmy  się.  Teraz  musimy  odnaleźć  Rhysa  i  Galena,  i  powiedzieć  im,  że 

wyjeżdżamy.