background image

FRID INGULSTAD 

NOC ZIMOWA 

Saga Wiatr nadziei 

część 2 

background image

Kristiania, styczeń 1905 roku 

Elise  otworzyła  usta,  Ŝeby  coś  powiedzieć,  ale  słowa  utknęły  jej  w  gardle.  Chciała 

rzucić się ku Johanowi, objąć go, zatrzymać, nie pozwolić konstablom, by go zabrali. Jednak 

nie  poruszyła  się,  stała  jak  sparaliŜowana,  obezwładniona  strachem.  Na  co  zdałyby  się 

protesty?  Konstable  reprezentowali  prawo  i  liczyło  się  tylko  prawo.  Na  pewno  nie  pytali, 

dlaczego  Johan  z  taką  siłą  wyrzucił  jej  ojca  z  domu,  nie  obchodziło  ich,  Ŝe  jej  matka  leŜy 

cięŜko chora na suchoty, Ŝe ojciec był kompletnie pijany i nie zdawał sobie sprawy, co robi. 

Nikt  nigdy  równieŜ  nie  pytał,  jak  doszło  do  tego,  Ŝe  jej  ojciec  zaczął  pić  albo  dlaczego  tylu 

innych mieszkańców  czynszówek wzdłuŜ rzeki Aker podzieliło jego los. A teraz Johan miał 

trafić do aresztu. NiezaleŜnie od tego, czy jej ojciec zawinił, czy nie. 

Odgłos  cięŜkich  kroków  na  schodach  stawał  się  coraz  słabszy,  drzwi  wejściowe 

otworzyły się i zatrzasnęły z powrotem, by pozostawić pustą i przeraŜającą ciszę. 

Dopiero  wtedy  Elise  zauwaŜyła  matkę  Johana.  Stała  w  drzwiach  jakby  wykuta  w 

kamieniu,  trupio  blada  i  chuda.  DrŜąc,  wpatrywała  się  przed  siebie  przeraŜonym,  pustym 

spojrzeniem, równie odrętwiała jak Elise. 

Widok śmiertelnie przestraszonej, podstarzałej kobiety sprawił, Ŝe Elise otrząsnęła się 

z  apatii.  Poruszając  się  sztywno  z  powodu  doznanego  szoku,  który  nadal  obezwładniał  jej 

ciało, podeszła do pani Thoresen. Zęby dzwoniły jej w ustach, gdy próbowała coś powiedzieć. 

- Cz - czy wiesz... Mam na myśli... 

Matka  Johana  potrząsnęła  głową,  nie  patrząc,  na  dziewczynę,  tylko  ciągle  wpatrując 

się przed siebie. 

Elise usiłowała się opanować. 

-  Na  pewno  wróci.  Kiedy  się  zorientują,  Ŝe  się  pomylili.  Pani  Thoresen  nadal  się  nie 

odzywała, nie przesunęła wzroku. 

- Chciał mi tylko pomóc, nie zamierzał zrobić memu ojcu nic złego. 

Dopiero  teraz  coś  się  poruszyło  w  wodnistoniebieskim  spojrzeniu.  Sąsiadka  zwróciła 

wzrok na Elise, jakby nie rozumiejąc. 

Elise uświadomiła sobie, Ŝe kobieta nie wie, co się stało tej nocy, kiedy zginął ojciec, i 

uznała, Ŝe powinna to wyjaśnić. 

background image

-  Johan  wpadł  we  wściekłość,  kiedy  mój  ojciec  przyprowadził  do  domu  kolesia  i 

prostytutki. Wiedział, Ŝe mama leŜy obok w pokoju i wszystko słyszy. Pech chciał, Ŝe wszedł 

do kuchni w chwili, kiedy ojciec właśnie ruszył na mnie. 

Pani Thoresen zasłoniła ręką usta, jak gdyby juŜ domyśliła się całej reszty. 

Elise spojrzała na nią nieszczęśliwa. 

- To moja wina - szepnęła ochryple. - Johan chciał mi tylko pomóc. 

Matka  Johana  wpatrywała  się  w  dziewczynę,  a  w  jej  matowym  spojrzeniu  widniał 

nagi strach. 

- I co? 

- Wywiązała się bójka i Johan wyrzucił mego ojca za drzwi. 

- Ale... Jego ciało znaleziono przecieŜ w rzece? Elise skinęła głową. 

- Nie wiem,  co się stało. MoŜe Johan uderzył tak mocno, Ŝe...  - zamilkła  i bezradnie 

rozłoŜyła  ręce.  Nie  miała  pojęcia,  jak  to  się  mogło  stać.  -  Pewnie  Evert  się  wygadał. 

Twierdził, Ŝe ich widział. 

- Evert? Chłopak od Hermansena? 

- Tak. Ciągle się włóczy po ulicy, chociaŜ Hermansen nie szczędzi pasa. 

Pani Thoresen nie odezwała się, stała tylko w milczeniu, jak gdyby jeszcze nie mogła 

uwierzyć, Ŝe Johan naprawdę został aresztowany. 

Przeczuwałam,  Ŝe  coś  się  stanie,  pomyślała  Elise.  Bałam  się  juŜ  od  chwili,  kiedy 

pojawiły się te ulicznice i chciały rozmawiać z Johanem. 

- Co ja powiem Annie? - Aslaug spojrzała bezradnie na Elise. 

- Anna zrozumie, dlaczego Johan uderzył mego ojca. 

-  Ale  jak  sobie  poradzimy  bez  tego  chłopaka?  -  oczy  pani  Thoresen  nagle  wypełniły 

się łzami. - To Johan płacił za jej lekarstwa! 

-  Nie  płacz!  Kiedy  konstable  się  zorientują,  Ŝe  Evert  nieźle  nałgał,  Johan  na  pewno 

będzie  mógł  wrócić  do  domu.  Evert  opowiada  niestworzone  rzeczy,  nie  sądziłam,  Ŝe 

policjanci uwierzą takiemu chłopaczynie jak on. To prawda, Johan zareagował ostro, jednak 

do rzeki jest spory kawałek. To nie mogła być jego wina. Ojciec musiał się pośliznąć albo z 

innej przyczyny wpaść do wody. 

Wyglądało na to, Ŝe matka Johana uspokoiła się. 

- Skoczę tylko na górę i powiem mamie, Ŝe wróciłam z pracy, i zaraz do was przyjdę. 

Odwróciła się i pośpieszyła ku schodom. 

background image

Nogi się pod nią trzęsły. Johan został aresztowany jako winny śmierci jej ojca. Tylko 

jak  policja  się  o  tym  dowiedziała?  Czy  moŜe  zaufać  zeznaniom  dziecka  i  uznać  je  jako 

wiarygodnego świadka? 

A  moŜe  Evert  nie  był  jedynym,  który  widział  całe  zajście?  MoŜe  te  dwie  prostytutki 

równieŜ zameldowały o Johanie. Jeśli lak, to nie ma juŜ nadziei. Johan zostanie osadzony w 

więzieniu  Akershus,  a  ona  juŜ  nigdy  więcej  go  nie  zobaczy.  Myśl  o  tym  usadowiła  się  w 

gardle i dławiła niczym bolesny spazm, rozlewała się po ciele jak ból. Elise oparła się o zimną 

ś

cianę i poczuła, jak jej oczy wypełniają się łzami. 

Kiedy wreszcie zdołała się opanować i ruszyła dalej na drugie piętro, usłyszała Pedera 

i Kristiana, którzy hałasowali tak, Ŝe słychać ich było na całej klatce schodowej. Kłócili się, 

mówili  podniesionymi  głosami.  Kiedy  indziej  wpadłaby  do  kuchni  i  zrobiła  awanturę, 

poniewaŜ ciągle nie mogli się nauczyć, Ŝe muszą mieć wzgląd na chorą matkę. Teraz jednak 

wlokła się cięŜko pod górę. 

Johan  powiedział,  Ŝe  mogliby  zaproponować  pieniądze  Lorangowi,  by  ten  przyznał 

się,  Ŝe  jest  ojcem  dziecka  Hildy.  Zaofiarował  się  nawet,  Ŝe  weźmie  dodatkową  pracę  po 

godzinach i będzie nosił skrzynie w tkalni płótna Ŝaglowego, Ŝeby zdobyć na to trochę grosza. 

A teraz, kiedy trafił do więzienia, trzeba będzie znaleźć inne rozwiązanie. 

Doczłapała się do drzwi. 

Zanim  otworzyła,  zatrzymała  się  i  głęboko  wciągnęła  powietrze.  Musi  się  wziąć  w 

garść,  być  silna.  Nie  wolno  jej  martwić  się  na  zapas!  Jeszcze  nie  wiadomo,  jak  naprawdę 

było.  MoŜe  się  zdarzyć,  Ŝe  to  wszystko  to  jedno  wielkie  nieporozumienie,  a  Johan  będzie 

mógł wrócić do domu jeszcze dziś wieczorem. I nawet jeśli Evert wypaplał o tym, co widział, 

to jeszcze nie znaczy, Ŝe to przez Johana ojciec wpadł do rzeki. Johan nie okłamał jej, była o 

tym  przekonana.  Wyrzucił  ojca  za  drzwi,  ale  nie  poszedł  za  nim.  NiezaleŜnie  od  tego,  jak 

mocno go popchnął, staruszek umarł nie od jego uderzenia. 

Peder i Kristian natychmiast przestali się kłócić, gdy zobaczyli siostrę w drzwiach. 

- To wina Pedera! - Kristian popatrzył na nią przestraszony. Pewnie od razu zauwaŜył 

coś w jej twarzy i pomyślał, Ŝe to gniew. 

Peder przeciągnął dłonią po policzkach, ocierając łzy. 

-  Nieprawda  -  rzucił  z  płaczem.  -  To  ty  powiedziałeś,  z  kim  Hilda...  -  urwał  nagle, 

posyłając siostrze przeraŜone spojrzenie. - A ja mówiłem, Ŝe to kłamstwo, Elise! 

Elise  nie  odpowiedziała.  Zmęczona  podeszła  do  drzwi  pokoiku.  Kiedy  je  uchyliła, 

zobaczyła,  Ŝe  Hilda  siedzi  na  brzegu  łóŜka  mamy.  Cicho  rozmawiały.  Na  moment  Elise 

wstrzymała  oddech.  Hilda  chyba  się  nie  przyznała?  Nie,  mama  nie  zachowywałaby  się  tak 

background image

spokojnie.  Prawdopodobnie  mama  dała  jej  do  zrozumienia,  Ŝe  domyśla  się,  w  jakim  stanie 

jest Hilda. PołoŜyła dłoń na dłoni córki. 

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Z pomocą Elise i Johana na pewno damy sobie 

radę. 

Elise cicho zamknęła za sobą drzwi i podeszła do kuchni, Ŝeby rozpalić. 

Chłopcy  nie  odzywali  się  słowem,  nawet  się  nie  poruszyli.  Milczenie  siostry  pewnie 

ich zaniepokoiło. 

-  Co  się  stało,  Elise?  -  spytał  Peder.  W  jego  głosie  dał  się  słyszeć  tłumiony  płacz  i 

strach. - Jesteś na nas zła? 

Elise potrząsnęła głową. 

- Nie, jestem tylko zmęczona. Chłopiec podszedł do niej. 

-  Przyniosę  wodę  i  drewno  -  zaproponował  ochoczo.  -  Mogę  teŜ  umyć  schody,  jeśli 

chcesz! 

Elise odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Ten chłopak jest za dobry dla tego świata, 

pomyślała, a myśl ta niemal ją przeraziła. 

-  Dziękuję,  Peder,  ale  nie  musimy  dzisiaj  myć  schodów.  Zrób  lekcje,  a  ja  ugotuję 

polewkę. Na dworze jeszcze się ochłodziło i musimy zjeść coś rozgrzewającego. 

Peder uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, Ŝe siostra się rozpogodziła. 

-  Miałem  dziś  całkiem  sine  nogi,  kiedy  wróciłem  do  domu,  i  przemoczone  skarpety, 

bo śnieg wpadał mi do butów przez dziurawe podeszwy. 

Elise zmarszczyła czoło zmartwiona. 

- Zapytam moŜe w Armii, czy ty teŜ mógłbyś dostać nowe buty zimowe. 

Spojrzał na Elise z nadzieją. 

- Myślisz, Ŝe się uda? 

- W kaŜdym razie spróbuję. 

- Jesteś najlepszą siostrą w całym Sagene, Elise! 

Drzwi do pokoiku otworzyły się i stanęła w nich Hilda. Podeszła bliŜej. 

- Kto jest u Johana, Elise? Słyszałam jakieś obce głosy. 

Elise poruszyła mocno garnkiem, nie odwracając się. Wzruszyła ramionami. 

- Skąd mam wiedzieć? 

- Nigdy nie przychodzą do niego inni męŜczyźni. 

- MoŜe lekarz przyszedł do Anny? 

-  Nie,  było  ich  kilku.  Głośno  rozmawiali.  Peder  z  oŜywieniem  włączył  się  do 

rozmowy. 

background image

- MoŜe wrócił ojciec Johana? 

-  Phi!  -  rzucił  Kristian  pogardliwie.  -  Ojciec  Johana  zszedł  na  ląd  w  Hamburgu  i 

zabawia się z dziewczynami w okolicy, która nazywa się Reperbahn. 

Elise gwałtownie odwróciła głowę. 

- Kto opowiada takie bzdury? 

Kristian  otworzył  usta,  Ŝeby  odpowiedzieć,  ale  ugryzł  się  w  język.  Wzruszył 

ramionami. 

- Wszyscy tak mówią. 

- Domyślam się, Ŝe to pewnie Evert - wtrąciła się Hilda. - Kiedy przestaniesz słuchać 

tego kłamczucha? 

Kristian ściągnął usta obraŜony. 

- Evert nie kłamie. 

Elise  znowu  odwróciła  się  do  pieca.  Wpadła  na  pewien  pomysł.  JeŜeli  opróŜni 

blaszane pudełko z dziesięcioorówkami i zaproponuje to wszystko Evertowi, to moŜe chłopak 

wyzna  jej,  co  widział. JeŜeli  się  okaŜe,  Ŝe  ktoś złoŜył  fałszywe  doniesienie,  to  sama  pójdzie 

do magistratu i powie prawdę. 

Ta  myśl  podniosła  ją  na  duchu.  Oczywiście,  powinna  dokładnie  opowiedzieć  na 

policji o całym zajściu.  Mogła poświadczyć  wszystko, co miało miejsce  od momentu, kiedy 

razem  z  Johanem  zobaczyli  jej  ojca  i  dziewczęta  na  dole  w  „Perle”,  aŜ  do  chwili,  kiedy  w 

ś

rodku nocy usłyszała w kuchni awanturę i wybiegła, Ŝeby poprosić o ciszę. Nie musi niczego 

ukrywać,  lecz  otwarcie  powie,  Ŝe  byli  pijani  i  zachowywali  się  głośno,  Ŝe  ojciec  wpadł  we 

wściekłość,  kiedy  zaŜądała,  Ŝeby  wyszli.  Potem  mogłaby  dodać,  Ŝe  ojciec  rzucił  się  do  niej 

raz  i  drugi,  przeklinał  i  groził  jej,  mimo  Ŝe  matka  leŜała  chora  w  pokoju  obok  i  mogła 

wszystko słyszeć. Wtedy oficerowie śledczy na pewno zrozumieją, Ŝe Johan musiał stanąć w 

jej obronie. W końcu mogłaby dodać, Ŝe Johan przyszedł do niej zaraz potem, więc nie mógł 

pójść za ojcem na dół nad rzekę. 

Kiedy  doszła  do  takiego  wniosku,  odczuła  ogromną  ulgę.  Konstable  naturalnie 

wysłuchają  jej.  JeŜeli  Evert  zdąŜył  coś  powiedzieć,  to  nic  pewnego,  Ŝe  mu  uwierzyli.  Poza 

tym co takiego mógł zeznać? Prostytutki nie odwaŜą się mówić; dobrze wiedziały, Ŝe muszą 

się  trzymać  jak  najdalej  od  posterunku,  Ŝeby  nie  trafić  za  kratki.  NajwaŜniejsze,  co  policja 

miała do zrobienia, to łapanie pijaków i włóczęgów i zamykanie ich pod kluczem. Wszyscy o 

tym wiedzieli. 

Im  więcej  o  tym  myślała,  tym  bardziej  była  przekonana,  Ŝe  właśnie  tak  powinna 

postąpić.  śołądek  jej  się  ścisnął  na  samą  myśl,  Ŝe  miałaby  sama  pójść  do  magistratu  i 

background image

rozmawiać  z  ubranymi  na  czarno  konstablami,  ale  musiała  to  zrobić.  Przede  wszystkim  ze 

względu na Johana. Nikt inny poza nią nie mógł mu pomóc. 

Ale najpierw naleŜało pogadać z Evertem. Nie miała odwagi iść do niego do domu tak 

późno wieczorem. Hermansen nie był miły. Tym bardziej, kiedy się napił. Jedyna okazja, by 

spokojnie porozmawiać z Evertem w cztery oczy, nadarzała się w czasie przerwy obiadowej. 

Evert  był  chłopcem  na  posyłki  i  ostatnio  widziała  go,  gdy  ciągnął  wózek  z  towarem  dla 

Magdy, która ma sklep na rogu. 

Elise zaniosła garnek na stół i nalała polewki do talerzy. Chłopcy sprzątnęli juŜ ksiąŜki 

i przetarli blat. Rozumieli, Ŝe coś się stało, i robili, co mogli, Ŝeby udobruchać siostrę. Nawet 

Kristian zachowywał się wyjątkowo potulnie. 

- Czy coś się stało? 

Pytanie  padło  z  ust  Hildy,  która  z  niepokojem  w  oczach  spojrzała  na  siostrę. 

Przypuszczalnie  sądziła,  Ŝe  milczenie  Elise  ma  coś  wspólnego  z  ich  kłótnią  w  drodze  do 

domu, kiedy Hilda wybuchnęła, Ŝe juŜ więcej jej nic nie powie. Elise potrząsnęła głową. 

- Jestem po prostu zmęczona. 

-  UwaŜam,  Ŝe  powinnaś  zejść  do  Johana  i  dowiedzieć  się,  czy  przypadkiem  nie 

spotkało  go  coś  złego.  Te  głosy  wydawały  się  tak...  -  machnęła  ręką,  nie  znalazła  słowa,  by 

wyjaśnić, co miała na myśli. 

- Wydawały się tak... ? - powtórzył Kristian i spojrzał na nią wyczekująco. 

- Wydawały się, jak gdyby naleŜały do jakichś waŜnych osobistości. 

-  Takich  jak  Ropucha  i  majster?  -  spytał  Peder  niewinnie.  Elise  zauwaŜyła,  Ŝe  Hilda 

zaczerwieniła się na twarzy jak burak, i pośpieszyła jej z pomocą. 

- Pójdę do Johana zaraz po obiedzie. Nie siorb tak okropnie, Kristian! Słychać cię na 

samym dole u pani Evertsen z parteru! 

Kazała  Hildzie  pozmywać,  a  chłopcom  skończyć  odrabiać  lekcje,  zanim  wyszła  z 

domu. 

Kiedy  zapukała  do  drzwi  mieszkania  Johana,  nie  otrzymała  odpowiedzi.  OstroŜnie 

weszła do środka. W kuchni było pusto. 

Niepewnie podeszła na palcach do drzwi pokoiku i ponownie zapukała. 

- Proszę! - Głos brzmiał cicho i Ŝałośnie. 

Pani Thoresen siedziała na brzegu łóŜka Anny i trzymała ją za rękę. Anna miała twarz 

czerwoną  i  zapuchniętą  od  płaczu.  Dlaczego  matka  juŜ  jej  o  wszystkim  opowiedziała? 

MoŜliwe przecieŜ, Ŝe Johan wróci do domu jeszcze dziś wieczorem. 

background image

- Elise? - Anna dźwignęła głowę z poduszki, a pani Thoresen pomogła jej unieść się 

trochę  wyŜej.  -  Czy  to  prawda,  Ŝe  Johan  tak  mocno  uderzył  twojego  tatę,  Ŝe  go  zabił?  - 

spytała zdławionym głosem. 

- Nie, tego nie powiedziałam! - Elise spojrzała na nią przeraŜona. - Mówiłam tylko, Ŝe 

Johan rzucił się na niego i Ŝe ktoś mógł o tym donieść. Evert twierdzi, Ŝe widział, co się stało. 

- Ale od naszego domu do rzeki jest jeszcze daleko? 

- Właśnie. Dlatego uwaŜam, Ŝe Johan wróci do nas, kiedy na policji zrozumieją, Ŝe się 

pomylili. 

Anna wytarła nos i spojrzała na Elise z iskierką nadziei w ślicznych oczach. 

- Tak myślisz? Elise skinęła głową. 

-  Porozmawiam  jutro  z  Evertem.  JeŜeli  Johan  do  tego  czasu  nie  wróci,  pójdę  do 

magistratu  i  opowiem,  jak  było.  Johan  przyszedł  do  mnie  do  kuchni  zaraz,  jak  tylko  mój 

ojciec z kolegą zniknęli. Nawet gdyby chciał, nie zdąŜyłby zejść do mostu i wrócić. 

Anna odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do niej. Potem zwróciła twarz ku matce. 

- Widzisz, mamo! Nie martw się na zapas. Kiedy Elise porozmawia z konstablami, to 

jestem pewna, Ŝe zrozumieją, Ŝe Johan nie moŜe być winny. 

Matka  Anny  nie  wyglądała  na  równie  przekonaną,  ale  zdawało  się,  jak  gdyby  trochę 

się uspokoiła. Wstała. 

- Usiądź, Elise! Poczytaj trochę Annie, by mogła pomyśleć o czymś innym. 

Odwróciła się i poczłapała do kuchni, przygarbiona bardziej niŜ zwykle. 

Anna uśmiechnęła się. 

- Mama tak się wszystkim przejmuje. Jest najlepsza na świecie, ale chciałabym, Ŝeby 

od  czasu  do  czasu  mogła  się  uśmiechnąć  i  roześmiać.  Jest  tyle  rzeczy,  z  których  się  moŜna 

cieszyć,  prawda? JuŜ teraz  jest  jaśniej  na  dworze,  a  skoro  dotrwaliśmy  do  lutego,  to  zawsze 

myślę,  Ŝe  muszę  wytrzymać.  Czas  tak  szybko  mija  i  jest  tyle  rzeczy,  którymi  chcę  się 

nacieszyć,  zanim  dni  znowu  się  zmienią.  Czy  potrafisz  sobie  wyobrazić  coś  równie 

przyjemnego jak odgłos spadających z dachu na chodnik kropel wody z topniejącego śniegu? 

Albo pierwszych kół dwukółki, stukoczących o bruk, gdy sanie trzeba schować do następnej 

zimy? Kiedy nastaje wiosna i mama otwiera okno, leŜę sobie tu i nasłuchuję jaskółek, które 

ś

piewają: „Wyjrzyj! Wyjrzyj!” 

Elise  tylko  pokręciła  głową  ze  zdumienia.  Anna,  która  leŜy  sparaliŜowana,  przykuta 

do  łóŜka,  i  nie  moŜe zobaczyć  nic  z  tej  wiosny  poza  skrawkiem  nieba  wysoko  nad  dachami 

domów, mimo wszystko potrafi się cieszyć! 

Nagle dziewczyna zmarszczyła czoło i spojrzała na Elise zmartwiona. 

background image

- Nie mówisz chyba tego wszystkiego tylko po to, Ŝeby mnie pocieszyć, co? 

- Nie, naprawdę zamierzam porozmawiać jutro z Evertem i dowiedzieć się, czy komuś 

coś  powtórzył.  Potem  pójdę  na  posterunek.  JeŜeli  się  pośpieszę,  zdąŜę  to  załatwić  w  czasie 

przerwy obiadowej. Ten jeden raz mama jakoś sobie beze mnie poradzi. 

-  UwaŜaj  tylko,  Ŝebyś  nie  spóźniła  się  do  fabryki.  Pamiętas2  chyba,  jak  Ropucha 

postąpił z Oline? 

Elise przytaknęła i mocno zacisnęła zęby. 

- Nigdy mu tego nie wybaczę! Anna potrząsnęła głową. 

-  Czy  potrafisz  zrozumieć,  co  sprawia,  Ŝe  człowiek  staje  się  tak  surowy  dla  innych? 

On, który zarabia wystarczająco duŜo, by wszyscy w jego rodzinie kładli się spać najedzeni! 

Codziennie! 

- Poczytać ci? 

- Nie, dziękuję. Nie sądzę, bym mogła się skupić. To, co się przydarzyło Johanowi, to 

dla mnie szok. - Popatrzyła Elise w oczy. - Podejrzewałaś, Ŝe moŜe nas spotkać coś takiego, 

Elise? 

-  Nie.  To  znaczy  zaniepokoiłam  się,  kiedy  Peder  powiedział,  Ŝe  dziewczyny  z  ulicy 

pytały o Johana następnego dnia, i nie podobało mi się, Ŝe Evert był w pobliŜu i widział ich 

tego  wieczoru,  ale  tak  naprawdę  nie  wierzyłam,  Ŝe  Johan  mógłby  mieć  coś  wspólnego  ze 

ś

miercią mojego ojca. 

- Wcale się nie dziwię, Ŝe się zdenerwował, kiedy usłyszał na górze podniesione głosy 

- stwierdziła Anna z wyrozumiałością i spojrzała na Elise. 

Elise pokręciła głową. 

-  Tak,  bał  się,  Ŝe  moŜe  dojść  do  rękoczynów,  juŜ  wcześniej  widział  u  mnie  siniaki. 

Ojciec rzucił się do mnie z rękami w chwili, kiedy Johan właśnie otworzył drzwi. 

Anna skrzywiła się. 

-  Dobrze  go  rozumiem.  Zrobiłabym  to  samo,  gdybym.  ..  -  wzruszyła  z  rezygnacją 

ramionami. 

- To dlatego muszę zejść na posterunek i porozmawiać z konstablami. Oni nie wiedzą, 

co tu się działo. JeŜeli Evert zeznał tylko, Ŝe widział, jak Johan wyrzuca ojca za drzwi, to nic 

dziwnego, Ŝe sądzą, Ŝe zrzucił go równieŜ z mostu. 

- Ale naprawdę myślisz, Ŝe Evert coś powiedział? Nie jest wiele starszy niŜ Peder! 

Elise pokiwała głową w zamyśleniu. 

- Tak, masz rację. Ale Evert nigdy nie był taki jak inni. Zresztą nie jest wcale pewne, 

Ŝ

e to on doniósł na policję. 

background image

- Myślisz, Ŝe mogły to zrobić dziewczęta z ulicy? 

-  Zastanawiałam  się  teŜ  nad  tym,  ale  chyba  nie.  Ich  proceder  jest  nielegalny,  więc 

zgłaszając  się  na  posterunek,  ryzykowałyby,  Ŝe  same  zostaną  aresztowane,  jeśli  się  wyda, 

czym się zajmują. Poza tym nie mam pojęcia, dlaczego miałyby zeznawać przeciw Johanowi. 

PrzecieŜ go nie znają. 

-  Ale  przecieŜ  i  je  wyrzucił!  Mogą  być  wściekłe,  poniewaŜ  straciły...  -  zamilkła  i 

spojrzała ze smutkiem na Elise, wyraźnie przestraszona, Ŝe powiedziała za duŜo. 

-  PoniewaŜ  straciły  klientów,  chciałaś  powiedzieć?  Całkiem  moŜliwe.  Albo  teŜ 

sądziły, Ŝe mogą liczyć na jakieś korzyści, jeŜeli zgłoszą na policji, co widziały. To właściwie 

nie ma Ŝadnego znaczenia. Jutro pójdę na posterunek i złoŜę wyjaśnienia, a wtedy konstable 

inaczej spojrzą na całą sprawę, jestem tego pewna. 

Anna uśmiechnęła się do niej. 

- Co byśmy zrobili bez ciebie, Elise? Szkoda mi Johana, Ŝe będzie musiał spędzić noc 

w areszcie, ale mój brat jest silny i wytrzyma to. 

Elise przytaknęła. 

-  Tak,  Johan  jest  silny  i  moŜe  wiele  znieść.  Chyba  muszę  wracać  do  siebie  na  górę, 

Anno.  Nie  zaglądałam  jeszcze  do  mamy.  Była  u  niej  Hilda,  kiedy  przyszłam  z  pracy,  i  nie 

chciałam im przeszkadzać. 

-  Oczywiście  powinnaś  iść  do  mamy.  Pozdrów  ją  ode  mnie.  PrzekaŜ  jej,  Ŝe  o  niej 

myślę i modlę się, Ŝeby wyzdrowiała. 

Elise  spojrzała  na  Annę  zdumiona.  Ona,  która  nie  mogła  mieć  nadziei,  Ŝe  sama 

kiedykolwiek wstanie z łóŜka. 

- Sądzę, Ŝe nie powinnaś jej mówić o aresztowaniu - dodała szybko. - Jutro Johan na 

pewno będzie znowu w domu, nie ma powodu jej niepokoić. 

-  Nie  zamierzałam  o  niczym  mówić.  Czy  była  u  ciebie  samarytanka,  Anno? 

Opowiedziałam jej o tobie i przestraszyła się, Ŝe do tej pory o tobie nie wiedziała. 

Anna rozpromieniła się. 

- Rozmawiała z mamą i obiecała, Ŝe zajrzy do mnie, kiedy przyjdzie do twojej mamy. 

Moja mama jest taka skromna - dodała z uśmiechem. - Boi się, Ŝe sprawi komuś kłopot. 

- To nie jest powód, Ŝeby cię pozbawiać pomocy. Pomyśl o tych długich kolejkach po 

Ŝ

ywność przy jadłodajni! Nie jesteś jedyną osobą, która potrzebuje pomocnej dłoni. 

JuŜ  na  schodach  w  drodze  na  górę  Elise  opuściła  odwaga.  To  brzmiało  tak  pięknie, 

kiedy opowiadała Annie, co zamierza zrobić, jednak w głębi duszy zdawała sobie sprawę, Ŝe 

background image

rzeczywistość jest o wiele trudniejsza. Nie było nawet pewne, czy policjanci wpuszczą ją do 

ś

rodka... 

background image

Mroźna  mgła  leŜała  gęsto  nad  rzeką,  kiedy  Elise  śpieszyła  z  fabryki  do  domu 

następnego  przedpołudnia.  Szum  wodospadu  wydawał  się  głośniejszy  niŜ  zwykle  -  to  na 

pewno  dlatego,  Ŝe  tylko  ona  jedna  przechodziła  przez  most  o  tej  porze  dnia.  Wszyscy  inni 

zostali na miejscu, Ŝeby zjeść zupę w fabryce. 

Musiała  skłamać  mamie  i  znaleźć  jakąś  wymówkę,  Ŝe  nie  przyjdzie  do  domu  przed 

wieczorem. Nie miała odwagi pójść do magistratu, zanim nie dowie się, co powiedział Evert. 

Johan nie wrócił do domu wczoraj wieczorem. Ani teŜ dzisiaj rano. Elise nie wierzyła juŜ, Ŝe 

to nieporozumienie. 

Całą noc sypało i robotnicy drogowi odgarniali śnieg z ulicy Sandakerveien, ale przy 

moście  droga  nie  była  jeszcze  odśnieŜona.  Buty  Elise  nasiąknęły  wodą,  kiedy  rano  szła  do 

przędzalni,  i  pończochy  nadal  były  mokre.  Teraz  czuła,  Ŝe  znowu  zrobiła  się  w  nich  dziura, 

mimo Ŝe wczoraj wieczorem zacerowała ją. Nitka była zbyt cienka, pomyślała, a pończochy 

przetarte,  ale  jak  zdobyć  pieniądze  na  nowe,  skoro  jest  winna  Johanowi  koronę  i 

siedemdziesiąt pięć øre, a do tego zamierzała zaproponować Evertowi wszystkie drobniaki z 

pudełka? 

Znowu poczuła ból w palcach u nóg! Zastanowiła się, czy innym teŜ równie często jak 

jej drętwieją stopy od mrozu. Jej buty dojrzały juŜ do wyrzucenia do kosza na śmieci, ale nie 

mogła poprosić Armii o jeszcze jedną parę, skoro zamierzała spytać o buty dla Pedera. 

Poczuła nagły podmuch wiatru, który przeniknął przez spódnicę, kubrak, kurtkę i szal, 

wcisnął się pod ubranie i przeszył ciało na wskroś, przyprawiając o dreszcze. Elise pomyślała, 

Ŝ

e  nigdy  jeszcze  nie  marzła  tak  bardzo  jak  tej  zimy.  Ciekawe,  czy  w  więziennej  celi  jest 

cieplej? Na pewno nie. Skąd mieliby czerpać ciepło? 

Wprawdzie  Johan  nie  marzł  tak  bardzo  jak  ona,  ale  na  pewno  było  mu  zimno. 

Przyśpieszyła kroku. 

Usłyszała,  jak  zadźwięczał  dzwonek  u  drzwi  do  sklepu  Magdy.  Wyszła  stamtąd 

zgarbiona  postać  podobna  do  pani  Evertsen.  Nie  chciała  z  nią  dziś  rozmawiać!  Sąsiadka 

będzie rozprawiać i dopytywać się, być moŜe widziała nawet, jak Johan i konstable wsiadali 

do czarnego wozu z napisem złoŜonym wielkimi literami: POLICJA. Zaraz by cała kamienica 

i wkrótce cała ulica usłyszała o wstydzie. 

background image

Pochyliła się i udawała, Ŝe zawiązuje buty. Kiedy zerknęła do góry, zobaczyła, Ŝe pani 

Evertsen  skuliła  się  na  przenikliwym  wietrze  i  poszła  w  stronę  Andersengården.  Szybko 

wpadła do sklepu. 

Jedynym  klientem  była  mała  dziewczynka,  która  zapomniała,  co  chce  kupić,  i  stała 

przy  ladzie,  jąkając  się  i  dukając.  Elise  czuła  ogarniające  ją  zniecierpliwienie  i  mrówki  ją 

przeszły  po  ciele.  Nie  chciała  pytać  o  Everta,  zanim  nie  zostaną  z  Magdą  same.  Przeniosła 

wzrok  na  Magdę  z  brzydką  brodawką  na  nosie  i  wystającą  z  jej  czubka  wiązką  szarych 

włosów, popatrzyła na jej luźny fartuch z wielką kieszenią i kubrak z rękawami przetartymi 

na łokciach. Potem zerknęła na wszystkie torby i kawałki sera, leŜące na ladzie, a w końcu na 

plakaty  wiszące  na  tylnych  drzwiach  z  napisami:  „Mydło  Sunlight”,  „Kompania  Naftowa, 

Christiania”, „Mydło toaletowe Szafir”. 

Magda  niespiesznie  wyjęła  z  kieszeni  fartucha  ogryzek  ołówka  i  napisała  wielkimi 

literami,  jednocześnie  głośno  czytając  pudełko  zapałek,  kawałek  białego  sera,  dwa  deko 

koniny. 

Gzy  ona  nigdy  nie  skończy?  Elise  przestępowała  z  nogi  na  nogę.  Musi  wrócić  do 

fabryki przed końcem przerwy obiadowej. W końcu nie wytrzymała: 

- Przepraszam, Magdo, wiesz moŜe, gdzie jest Evert? 

Magda podniosła wzrok  poirytowana, poniewaŜ  Elise przerwała jej w samym środku 

sylabizowania „koniny”. 

- Poszedł z towarem na Maridalsveien. 

- Nie wiesz przypadkiem, gdzie... to znaczy do kogo... 

- Do Jensena, do tego małego niebieskiego drewnianego domku, wciśniętego między 

pozostałe. 

Elise  podziękowała  i  pośpiesznie  wyszła.  Zapomniała  zapytać,  czy  Evert  wyszedł 

dawno temu, ale nie chciała, by Magda zaczęła się zbytnio dziwić. 

Przeszła  przez  most  i  obok  fabryk,  kiedy  zauwaŜyła  chłopca,  który  sapiąc,  ciągnął 

dwukółkę.  Wózek  zakopywał  się  w  śniegu  co  drugi  krok  chłopca.  Czapka  zsunęła  się 

biedakowi na czoło; nie miał teŜ nic na rękach, były równie czerwone jak nos i policzki. Elise 

juŜ  z  daleka  usłyszała,  jak  chłopak  przeklina  za  kaŜdym  razem,  gdy  koła  nie  chciały  się 

toczyć. Wózek był pusty i zastanowiła się, jak nieborak poradził sobie, kiedy wiózł towar w 

tamtą stronę. 

- Evert? 

background image

Podniósł  wzrok,  jego  oczy  były  pełne  goryczy.  Elise  spodziewała  się,  Ŝe  chłopak 

szybko ucieknie spojrzeniem, gdy tylko zorientuje się, kto go zagadnął, dręczony poczuciem 

winy, Ŝe wszystko wygadał. Jednak on śmiało patrzył na nią. 

- Muszę z tobą pomówić, Evercie. 

- Nie mam czasu. - Chciał ruszyć dalej. 

Chwyciła  go  mocno  za  ramię,  wyjęła  z  kieszeni  blaszane  pudełko  z  drobniakami  i 

przeszła do rzeczy. 

-  Dostaniesz  wszystkie  pieniądze,  które  są  w  środku,  jeŜeli  mi  powiesz,  o  czym 

wypaplałeś na policji. 

Po raz pierwszy, odkąd sięgała pamięcią, popatrzył jej prosto w oczy. 

- Na policji? A co ja mam z nimi wspólnego? 

- Opowiedziałeś, co widziałeś koło naszego domu tej nocy, kiedy umarł mój ojciec. 

- Nie rozmawiałem z nikim na policji i nie miałem nawet takiego zamiaru! 

Elise otworzyła pudełko po „Hill's Badminton Smoking Mixture” i pokazała Evertowi 

błyszczące monety. 

- Dostaniesz to wszystko, jeŜeli wyznasz mi prawdę. 

Siłą  woli  próbowała  odsunąć  myśl  o  tym,  na  co  zamierzała  wydać  te  pieniądze.  Od 

zeszłego  lata  cieszyła  się  ze  swej  małej  tajemnicy,  zwłaszcza  wtedy,  gdy  udało  jej  się 

zaoszczędzić dziesięć øre i przemycić je do pudełka. 

Chłopiec  wpatrywał  się  szeroko  otwartymi  oczami  w  błyszczące  drobniaki.  Potem 

odwrócił wzrok. 

- Nic nie powiedziałem, przecieŜ mówię! 

-  Ale  kiedy  wtedy  byłam  u  ciebie,  twierdziłeś, Ŝe  widziałeś  mojego  ojca,  jak  wypadł 

zza  drzwi  i  upadł,  uderzając  głową  o  chodnik.  Potem  dźwignął  się  na  nogi  i,  zataczając  się, 

ruszył na dół nad rzekę, tak mówiłeś. 

Evert skinął, nie patrząc na Elise. 

- Kiedy miałam odejść, zawołałeś za mną, zanim pojawił się Hermansen: „Ale to nie 

dlatego się utopił”, krzyknąłeś. 

Evert kopnął nogą grudkę śniegu. 

- Utopił się, poniewaŜ sobie wypił. 

- To miałeś na myśli? 

- MoŜe. 

Elise chwyciła chłopca za ramię i potrząsnęła nim. 

background image

-  Masz  powiedzieć  prawdę,  bo  inaczej  pójdę  prosto  do  magistratu  i  powiem,  Ŝe 

kłamiesz! 

Posłał jej szybkie i przestraszone spojrzenie. 

-  Nie  kłamię.  On  był  pijany.  Poza  tym  był  z  tymi  kobietami,  które  włóczą  się  po 

Vaterlandzie i przekazują męŜczyznom choroby. 

Elise nie spuszczała z Everta wzroku. 

- Powiedziałeś to na policji? 

- Nie gadałem z policją, juŜ mówiłem! 

Jeszcze  raz  spojrzał  jej  prosto  w  oczy  i  Elise  mu  uwierzyła.  Puściła  go,  wyjęła  z 

blaszanego pudełka trzydzieści øre i podała chłopcu. 

- Wierzę ci. 

Błyskawicznie  chwycił  monety  i  wcisnął  do  kieszeni  spodni,  zanim  zdąŜyła  się 

rozmyślić.  Wyglądał  na  zagniewanego.  Został  oskarŜony  o  kłamstwo,  kiedy  wreszcie  raz 

powiedział prawdę; to prawdziwa obraza. 

Elise  westchnęła  cięŜko,  chwyciła  wózek  razem  z  Evertem  i  pomogła  mu  ciągnąć. 

Pozostało mi zatem tylko jedno, pomyślała i wzdrygnęła się. Muszę dziś wieczorem znaleźć 

te ulicznice! Tylko one mogą potwierdzić, Ŝe mówię prawdę. Ale czy zechcą zeznawać? 

Było okrutnie zimno, a do Vaterlandu daleko. Elise ledwie doszła do publicznej łaźni 

w  Sagene,  a  juŜ  zmarzła  tak  bardzo,  Ŝe  szczękała  zębami.  Musiał  chwycić  silniejszy  mróz, 

poniewaŜ  gdy  szła,  skrzypiało  pod  podeszwami  butów.  Jej  oddech  zamieniał  się  w  obłoczki 

pary,  a  nad  rzeką  kładły  się  niczym  mgła  kłęby  mroźnego  dymu.  Elise  czuła  ból  w 

koniuszkach uszu i szczypanie w nosie. Próbowała osłaniać szalem twarz, ale wtedy jeszcze 

bardziej  marzły  jej  plecy,  poniewaŜ  szal  nie  był  wystarczająco  długi.  Palce  stóp  bolały  tak 

bardzo, Ŝe z trudem mogła iść. 

Johan  nie  wrócił  do  domu  równieŜ  dziś  przed  południem.  Anna  i  pani  Thoresen 

pokładały  teraz jedyną nadzieję w Elise, Ŝe pójdzie do magistratu i spróbuje porozmawiać z 

konstablami.  Wcześniej  jednak  musi  spróbować  przekonać  do  złoŜenia  zeznań  prostytutki, 

bez tego policja moŜe jej nie uwierzyć. Tylko jak kogoś takiego, kto sam jest ścigany przez 

prawo, nakłonić do wystąpienia w roli świadka? 

W domu nikt jeszcze nie wiedział o aresztowaniu Johana. Elise chciała oszczędzić im 

zmartwień  tak  długo,  jak  się  da,  przede  wszystkim  ze  względu  na  matkę.  Nadal  istniała  na-

dzieja,  Ŝe  Johan  wróci,  zanim  się  wyda,  gdzie  był,  zwłaszcza  jeśli  nikt  w  kamienicy  nie 

zauwaŜył,  jak  go  zabierano.  To  niemal  niewiarygodne,  Ŝe  nikt  nie  zwrócił  uwagi  na  czarny 

wóz policyjny zaprzęŜony w dwójkę koni. Jednak latarnia przed Andersengården jeszcze nie 

background image

działała,  więc  ta  część  ulicy  wieczorem  leŜała  pogrąŜona  w  całkowitej  ciemności.  Poza  tym 

Johana zabrano tuŜ po tym, jak robotnicy wrócili z pracy i mieli dość zachodu, Ŝeby nakarmić 

i ogrzać wątłe ciała. Pani Evert - sen, co prawda, prawie nie odchodziła od okna, ale jakoś do 

tej  pory  jej  nie  zagadnęła,  a  poza  tym  gdyby  sąsiadka  coś  widziała,  dawno  by  juŜ  do  nich 

wpadła, Ŝeby wypytać, co i jak. 

Na ulicach było cicho i pusto. Ludzie nie mieli wystarczająco ciepłego ubrania, Ŝeby 

wychodzić na dwór w taki mróz, nie mieli teŜ siły. Teraz po zamknięciu sklepów nie było tu 

czego szukać. 

Wreszcie  Elise  dotarła  na  Lakkegata;  tutaj  panował  juŜ  większy  ruch.  Przed 

większością  drzwi  stały  lub  spacerowały  młode  dziewczęta,  o  beznamiętnym  spojrzeniu, 

ubrane  w  zniszczone  rzeczy,  narzucone  jedne  na  drugie.  Za  kaŜdym  razem,  kiedy  jakiś 

męŜczyzna  przechodził  obok,  prostowały  się,  przywoływały  uśmiech,  zadzierały  spódnice  i 

kręciły biodrami. Ludzie tutaj byli inni niŜ ci, do których przywykła, poruszali się inaczej, a 

kiedy  podeszła  bliŜej  i  mogła  im  się  przyjrzeć  w  świetle  ulicznej  latarni,  zauwaŜyła 

zmęczenie i upokorzenie wypisane w kaŜdej bruździe twarzy. Większość z nich nie była teŜ 

trzeźwa. 

Niski, zarośnięty męŜczyzna w brudnej cyklistówce i z obdartym workiem na plecach 

zatrzymał  się  przed  jedną  z  dziewcząt.  Mruknął  coś,  skinęła  głową,  a  następnie  zniknęli  za 

drzwiami. Jak moŜna iść do łóŜka z takim zawszonym obcym męŜczyzną, pomyślała Elise i 

wzdrygnęła się. Na pewno od niego śmierdziało, chyba całe lata się nie mył. 

Z  jednej  z  knajp  tuŜ  przed  nią  dochodził  brzęk  butelek,  głośne  rozmowy  i  rubaszny 

ś

miech.  Czy  powinna  zebrać  się  na  odwagę  i  zajrzeć  do  środka,  Ŝeby  zobaczyć,  czy 

przypadkiem nie ma tam jednej z dziewcząt, których szuka? 

Wciągnęła  głęboko  powietrze,  podniosła  głowę  i  stłumiła  strach.  Nagle  z  ciemności 

wyłonił się jakiś typ i chwycił ją za ramię. Czuć było od niego wódką. 

- Halo, maleńka. Pójdziesz ze mną i napijesz się ponczu? Ja stawiam. 

Elise wyrwała mu się. 

- Nie zamierzam tu wchodzić, tylko kogoś szukam. 

-  Ach  tak.  Jesteś  dziewicą  z  Armii?  Mówisz  jak  te  damy  z  drugiej  strony,  ale  nie 

wyglądasz tak jak one. 

Elise otworzyła drzwi i szybko weszła do środka. 

Dym  z  papierosów  wypełniał  całe  pomieszczenie  niczym  szary,  wełnisty  koc;  Elise 

uderzył  odór  potu,  piwa  i  brudnych  ubrań.  Kilku  męŜczyzn,  siedzących  najbliŜej,  odwróciło 

się, a jeden z nich zawołał: 

background image

- BoŜe uchowaj, to córka Mathiasa! 

Elise  podskoczyła  ze  strachu,  nie  spodziewała  się,  Ŝe  ktoś  moŜe  wiedzieć,  kim  jest. 

Czerwona ze wstydu zamierzała czym prędzej wycofać się do wyjścia, ale zaraz przyszedł jej 

do głowy inny pomysł. MoŜe ten męŜczyzna wie, z kim był jej ojciec tej nocy, kiedy zginął. Z 

wahaniem podeszła do stolika męŜczyzny. 

- Znałeś mojego ojca? - spytała cienkim głosem. MęŜczyzna uśmiechnął się. 

- Czy znałem twojego ojca? Pewnie, Ŝe tak. A ty jesteś chyba tego samego pokroju co 

on,  skoro  się  tu  znalazłaś.  Chodź  tu,  słodziutka,  i  usiądź  mi  na  kolanach!  MoŜe  chcesz 

pociągnąć łyka z mojej flaszki? Twojemu ojcu ciągle chciało się pić. 

Elise nie zwracała uwagi na jego gadanie. 

-  Szukam  tych  dwóch  dziewczyn,  które  były  razem  z  nim  ostatniego  wieczoru.  To 

bardzo waŜne. JeŜeli je znajdę, mogę uratować Ŝycie człowieka. 

Wokół stołu zapanowała cisza, wszyscy spojrzeli na Elise zaciekawieni. 

- Jak to? 

-  Johan,  mój  narzeczony,  został  aresztowany  pod  zarzutem  spowodowania  śmierci 

mojego ojca. Tę dwie dziewczyny wiedzą, Ŝe on jest niewinny. 

MęŜczyzna  siedział  w  milczeniu  i  wpatrywał  się  w  nią  szeroko  otwartymi  oczyma. 

Jego wzrok pociemniał. Być moŜe jej nie wierzył. Być moŜe sądził, Ŝe zamierza wydać obie 

dziewczyny. 

-  Zlituj  się!  -  zaklinała  go  wzrokiem.  -  Jego  siostra  jest  sparaliŜowana,  a  matka 

pozostaje na jego utrzymaniu. JeŜeli Johan zostanie uznany za winnego, nigdy juŜ nie wróci 

do domu. I cała rodzina zginie. 

MęŜczyzna nadal patrzył na nią, nic nie mówiąc. Nikt z siedzących wokół stołu się nie 

odezwał.  Oczy  wszystkich  skierowane  były  na  nią,  patrzyli  spode  łba,  podejrzliwie,  z 

pogardą.  Nie  była  jedną  z  nich.  Język,  którego  matka  z  mozołem  uczyła  ją,  Johana  i 

rodzeństwo  w  nadziei,  Ŝe  zagwarantuje  im  lepsze  Ŝycie,  stanowił  teraz  barierę,  która 

oddzielała ją od pozostałych. Stwarzał dystans. Rodził w nich podejrzliwość. 

- Proszę cię - dodała błagalnie. - Nie zrobię tym dziewczętom krzywdy i obiecuję, Ŝe 

nie zgłoszę o nich na policję. Jedyne,  czego pragnę, to potwierdzenia, Ŝe  Johan nie miał nic 

wspólnego ze śmiercią mojego ojca. 

- A jeŜeli nawet ci to powiedzą, to co to da? - MęŜczyzna spojrzał na nią tym samym 

czarnym, podejrzliwym wzrokiem. 

Nie mógł być tak pijany jak inni, pomyślała Elise. Myślał przytomnie. - Wierzysz, Ŝe 

policji wystarczy, Ŝe ty wiesz, kto to zrobił? Elise wiedziała, Ŝe ten człowiek ma rację. 

background image

- Myślałam, Ŝe policja moŜe obieca dziewczynom, Ŝe unikną kary za... za to, czym się 

zajmują, jeŜeli... jeŜeli złoŜą zeznania - jąkała się; sama słyszała, jak nieprawdopodobne jest 

to, co mówi. Opuściła ją odwaga. 

MęŜczyzna nie odezwał się, tylko uparcie się w nią wpatrywał. Nagle uśmiechnął się. 

- Zapomnij o tym, słodziutka! Nic tu nie pomoŜesz! JeŜeli złapie kogoś z naszych, to 

juŜ nie puszczą. Chodź lepiej i napij się łyka, wygląda na to, Ŝe tego ci trzeba. Na dworze jest 

zimno, a ty drŜysz. 

Złapał ją i chciał ją pociągnąć na swe kolana, ale Elise była szybsza i zdołała mu się 

wyrwać. Przestraszona rzuciła się do drzwi i wypadła na dwór. 

Trzęsła  się  z  zimna  i  ze  strachu,  kiedy  znowu  znalazła  się  na  ulicy.  Zadanie  okazało 

się  trudniejsze,  niŜ  sądziła.  W  okolicy  krąŜyło  wielu  pijaków  i  samotna  dziewczyna  była 

łatwą  zdobyczą  Wszyscy  o  tym  wiedzieli.  Mimo  to  popędziła  dalej,  nie  mogła  się  poddać, 

nawet jeŜeli sprawa wydawała się beznadziejna. Widział przed oczami twarz Anny, najpierw 

zrozpaczoną  i  opuchniętą  od  płaczu,  by  za  chwilę  odzyskać  nadzieję.  Nie  wolno  jej  się 

poddać. 

Nagle  usłyszała  za  sobą  szybkie  kroki.  PrzeraŜona  obejrzała  się  przez  ramię  i 

dostrzegła  męŜczyznę,  który  wyraźnie  ją  gonił  Zaczęła  biec,  a  on  ruszył  za  nią.  Płacząc  ze 

strachu,  próbowała  przyśpieszyć,  ale  stopy,  pozbawione  czucia  z  zimna,  odmawiały  jej 

posłuszeństwa. W następnym okamgnieniu poczuła, jak silna ręka chwyta ją mocno za ramię. 

- Czekaj! Nic ci nie zrobię. Wiem, kogo szukasz. 

Elise  gwałtownie  się  zatrzymała  i  odwróciła  w  jego  stronę.  Zobaczyła,  Ŝe  to  jeden  z 

męŜczyzn,  którzy  siedzieli  przy  stole  razem  z  tym,  który  znał  jej  ojca.  Zerknęła  na  niego 

podejrzliwie,  nie  wiedziała,  czy  powinna  zaryzykować  i  mu  uwierzyć,  czy  teŜ  moŜe  ten 

człowiek coś knuje. 

- Chodź! - powiedział i ruszył wzdłuŜ ulicy, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić, 

czy idzie za nim. 

Elise  wahała  się  tylko  przez  moment,  nie  miała  wyboru,  nie  mogła  zaprzepaścić  tej 

szansy. 

MęŜczyzna zniknął w ciemnej bramie i Elise podąŜyła za nim z bijącym sercem. Być 

moŜe  to  najgłupsza  rzecz,  jaką  w  Ŝyciu  zrobiła,  ale  musiała  zaryzykować.  Ze  względu  na 

Johana i Annę. 

W  bramie  stali  jacyś  ludzie  i  pili,  Elise  szybko  przeszła  obok,  nie  patrząc  na  nich,  i 

poszła  za  męŜczyzną  na  pierwsze  piętro.  Nieznajomy  zapukał  do  drzwi  i  wszedł  do  środka, 

nie czekając na odpowiedź. Weszli do mrocznego pokoiku, w którym unosił się ostry zapach 

background image

uryny.  Elise  musiała  przyzwyczaić  oczy  do  ciemności,  zanim  zdołała  rozróŜnić,  co  się  w 

ś

rodku  znajdowało.  Wtedy  zauwaŜyła  dziewczynę  na  wąskim  rozkładanym  łóŜku  w  rogu. 

LeŜała  skulona,  niczym  śmiertelnie  przeraŜone  dziecko,  które  próbuje  się  ukryć,  włosy 

zwisały  jej  w  brudnych  strąkach  wzdłuŜ  jednego  z  policzków,  ubranie  miała  podarte,  a  w 

czarnych pończochach widniały duŜe dziury. 

- Othilie? 

MęŜczyzna przemówił do niej zadziwiająco ostroŜnie, jak gdyby była chora. 

Dziewczyna od razu otworzyła oczy. Kiedy zauwaŜyła Elise, w jej twarzy pojawiła się 

pewna surowość i niechęć. Elise wydawało się, Ŝe ją rozpoznaje, ale nie była pewna. Wtedy, 

kiedy przez moment dostrzegła ją w kuchni, nie zwróciła uwagi na twarz, poniewaŜ była zbyt 

wzburzona, widząc ją półnagą na kolanach ojca, który dotykał jej piersi. Teraz Elise uderzyło 

to,  Ŝe  wyglądała  bardzo  staro  i  blado,  oczy  miała  jakby  zapadnięte  głęboko  w  oczodołach, 

wzrok czujny, jak gdyby w kaŜdej chwili gotowa była się na nią rzucić. 

- Othilie - powtórzył męŜczyzna, tym razem nieco głośniej, jak gdyby nie był pewien, 

czy dziewczyna nie śpi i czy go słyszy. - Ktoś chce z tobą pogadać. 

- Czego ode mnie chce? - jej głos brzmiał ostro i wrogo. 

- To córka tego, co się utopił. 

Przez  mgnienie  oka  Elise  wydawało  się,  Ŝe  wzrok  dziewczyny  nabrał  Ŝycia,  ale  nie 

była pewna. 

-  Zastanawiałam  się  tylko,  czy  mogłabyś  mi  opowiedzieć,  co  się  stało  wtedy 

wieczorem  -  wyjaśniła  pośpiesznie,  zanim  tamta  zdecydowała  się  wyrzucić  ją  za  drzwi. 

Wyglądało, jakby miała zamiar to zrobić. 

- Sama wiesz. 

-  Tak,  wiem,  Ŝe  doszło  do  bójki  i  Ŝe  mój  ojciec  został  wyrzucony  z  domu,  ale  nie 

pojmuję, jakim cudem wylądował w rzece. 

- To ja idę - rzekł męŜczyzna i odwrócił się, by wyjść. 

Elise  nie  wiedziała,  czy  ją  to  ucieszyło,  czy  raczej  zmartwiło.  Z  jakiegoś  powodu 

zaczęła go darzyć zaufaniem. Dotrzymał słowa i pokazał jej właściwą drogę. 

Jak tylko znalazł się za drzwiami, Elise wyjęła z kieszeni fartucha blaszane pudełko z 

dziesięcioorówkami.  Zostało  tylko  pięć  monet.  W  jednej  chwili  uświadomiła  sobie,  Ŝe 

pięćdziesiąt øre to nic dla dziewczyny, która na pewno swoim ciałem zarabia znacznie więcej. 

Z  drugiej  strony  prostytutka  wygląda  na  wychudzoną,  zaniedbaną  i  biedną,  w  domu  taka 

kwota  wystarcza  na  mleko,  chleb,  masło  i  kawę  przez  cały  tydzień.  Wysypała  drobniaki  na 

dłoń i wysunęła ją. 

background image

- Dostaniesz je, jeŜeli mi opowiesz, co się stało. 

- A czemu pytasz? - w nieprzyjaznym wzroku nagle błysnęło zainteresowanie. 

- Johan, mój narzeczony, został aresztowany, jest podejrzany o spowodowanie śmierci 

mojego ojca. 

Dziewczyna zaciekawiła się. 

- To on mu przyłoŜył? Elise skinęła głową. 

-  Chłopak  z  ładnym  dołkiem  w  brodzie  i  szerokim  torsem?  Elise  poczuła,  Ŝe  się 

czerwieni. 

- Tak. 

- Mówisz, Ŝe siedzi w areszcie? 

- Tak, zabrali go wczoraj przed południem i jeszcze nie wrócił. JeŜeli nikt nie będzie 

mógł  udowodnić,  Ŝe  Johan  nie  zrobił  nic  poza  tym,  Ŝe  wyrzucił  ojca  za  drzwi,  mój  chłopak 

moŜe zostać oskarŜony o morderstwo. 

Kiedy na głos wypowiedziała te słowa, przeszedł ją dreszcz, zagryzła wargę, walcząc 

z płaczem. 

- Dlaczego miałabym mu pomóc? Nic mu nie jestem winna. To raczej on jest mi coś 

winien - uśmiechnęła się, ukazując dwa zepsute kikuty zębów. 

-  Zdaję  sobie  sprawę,  Ŝe  wygonił  wtedy  was  wszystkich  z  domu,  ale  zrobił  to  ze 

względu na moją matkę. Jest chora na suchoty, leŜy w pokoiku i wszystko słyszy. 

Dziwne, lecz ostatnie słowa zrobiły na dziewczynie wraŜenie. Wstała. 

-  Zachowaj  pieniądze.  Ja  i  tak  nie  mogę  ci  pomóc.  Razem  z  moimi  koleŜankami 

poszłyśmy stamtąd, kiedy obaj zaczęli się bić, a więc nie widziałyśmy, co się stało. 

Elise spojrzała na nią bezsilna. 

- Jesteś pewna? I nic nie słyszałaś? 

-  Nie,  biegłyśmy,  jakby  gonił  nas  upiór.  Następnego  dnia  Ŝałowałyśmy  i  wróciłyśmy 

w to miejsce, Ŝeby popatrzeć jeszcze na tego przystojniaka z dołkiem w brodzie, ale nie udało 

nam się go zaczepić - uśmiechnęła się znowu. 

Elise odwróciła się i cięŜko podeszła do drzwi. 

- UwaŜaj na ulicy! - zawołała za nią dziewczyna. - To nie miejsce dla takich jak ty. 

Przy  bramie  stała  grupka  męŜczyzn  i  kobiet,  zmarzniętych  i  podpitych.  Szybka 

wymiana zdań raniła jej uszy; język ulicy, wulgarny, szorstki i cięty. 

Jakiś  męŜczyzna  wyszedł  z  lombardu  na  pierwszym  piętrze  sąsiedniego  domu  i 

przemknął za róg budynku, pewien pijak gwizdnął za nią, inny próbował złapać ją za ramię, 

background image

ale zdołała się wyszarpnąć. Przed drzwiami domów stały grupki dziewcząt drŜących z zimna, 

od czasu do czasu któraś znikała w środku z męŜczyzną, który przechodził obok. 

Elise nie uszła daleko, gdy nagle usłyszała, Ŝe ktoś za nią biegnie. Kroki wydawały się 

lekkie, musiały naleŜeć do młodej dziewczyny. Elise odwróciła głowę. Ku swemu zdumieniu 

ujrzała Othilie, która starała się ją dogonić. Czy  mimo wszystko chciała jej coś powiedzieć? 

Elise zatrzymała się. 

- Przepraszam... - rzuciła, łapiąc oddech. - Ale potrzebuję tych pieniędzy na jedzenie. 

Nie jadłam od dwóch dni. 

Elise zawahała się. Co prawda zaproponowała dziewczynie drobniaki, ale ta nie miała 

nic  do  powiedzenia.  Z  drugiej  strony  wyznała  wszystko  zgodnie  z  prawdą,  a  obietnica  jest 

obietnicą.  Elise  niechętnie  sięgnęła  do  kieszeni  fartucha  i  wyjęła  blaszane  pudełko.  NajwaŜ-

niejsze teraz to pomóc Johanowi, cała reszta się nie liczy. 

Zerknęła przez ramię, Ŝeby się upewnić, czy nikt nie widzi, co robią. Pokazanie w tej 

dzielnicy,  Ŝe  ma  się  przy  sobie  pieniądze,  mogłoby  się  źle  skończyć.  Z  cięŜkim  sercem 

jeszcze raz opróŜniła pudełko i szybkim ruchem podała monety Othilie. 

Prostytutka błyskawicznie schowała je do kieszeni. 

-  Ty  nie  wiesz,  jak  to  jest  -  rzekła,  jak  gdyby  usprawiedliwiając  się.  Ku  zdziwieniu 

Elise ruszyła razem z nią wzdłuŜ ulicy. - Najpierw zaczęła mi puchnąć jedna noga, mówię ci, 

jaki  to  ból!  Po  kilku  dniach  zauwaŜyłam  nagle  czerwone  plamy  na  szyi  i  ramionach. 

WyobraŜasz  sobie  chyba,  jak  się  przeraziłam!  Zaczęły  drŜeć  mi  kolana,  kiedy  wyczułam  i 

zauwaŜyłam jedną małą krostę, potem drugą. W głowie czułam ogień, a myśli galopowały jak 

szalone. Czułam coś, co nazywają „pełnią bólu”. 

Elise spojrzała na dziewczynę przestraszona, przypomniała sobie, co mówiła jej Anna. 

-  Czy  kiedykolwiek  czułaś  strach,  przenikający  do  samego  środka  serca?  Biegnie 

niczym przeraźliwy ból do ramion i w dół pleców, pali i rwie. Bałam się tak potwornie, Ŝe nie 

byłam w stanie myśleć! 

- Nie poszłaś do lekarza? Othilie potrząsnęła głową. 

-  Minęły  dopiero  trzy  dni,  odkąd  to  zauwaŜyłam.  Nie  miałam  odwagi  pójść.  Co  ja 

zrobię, jeŜeli się zaraziłam? Gdzie ja się podzieję? 

- Pewnie będziesz musiała iść do szpitala. 

Othilie  odwróciła  się  do  niej.  Elise  nie  mogła  dostrzec  jej  twarzy,  ale  czuła,  Ŝe 

dziewczyna się zdenerwowała. 

- Do szpitala? Oszalałaś? Zaraz dowiedzieliby się, czym się zajmuję! 

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. 

background image

- No to... - rzekła nagle Othilie i zatrzymała się. - Teraz minęłaś juŜ najgorsze. Śpiesz 

się do domu, a w przyszłości trzymaj się z dala od Lakkegata. 

Elise  domyśliła  się,  Ŝe  dziewczynie  chodziło  nie  tylko  o  tych  kilka  øre,  kiedy  ją 

dogoniła, ale po prostu chciała ją przeprowadzić przez dzielnicę cieszącą się złą sławą. 

-  Dziękuję  -  powiedziała  i  ogarnęło  ją  dziwne  uczucie.  Wprawdzie  Othilie  przyjęła 

wszystkie pieniądze, które jej zostały, ale teŜ okazała jej prawdziwe serce. 

Wracając  do  domu,  myślała  o  tej  nieszczęsnej  prostytutce,  o  jej  strachu,  lęku  przed 

potworną chorobą i wstydzie z powodu zajęcia, którym się trudniła. 

Dopiero  kiedy  Elise  dotarła  do  tkalni  płótna  Ŝaglowego,  uświadomiła  sobie,  Ŝe 

całkiem  zapomniała  o  własnej  nędzy,  o  odmroŜonych  palcach  u  stóp,  zgrabiałych  z  zimna 

rękach  i  o  głodzie,  który  skręcał  jej  wnętrzności.  Mimo  wszystko  istnieli  jeszcze  ludzie, 

którym wiodło się o wiele gorzej. 

Jutro w czasie przerwy obiadowej pójdę do magistratu, rzekła do samej siebie. 

JeŜeli Johan nie wrócił, kiedy mnie nie było... 

Ta  myśl  dodała  jej  nowych  sił.  Elise  przyśpieszyła,  a  kiedy  wreszcie  dotarła  do 

Andersengården,  czuła  się  podekscytowana  i  była  w  dobrym  nastroju.  Wbiegła  na  górę  po 

schodach  i  zdyszana  zatrzymała  się  przed  drzwiami  do  mieszkania  Johana.  Nagle  wyraźnie 

usłyszała męski głos. Uszczęśliwiona zapukała i otworzyła. 

Rozczarowanie  było  jak  cios  w  klatkę  piersiową.  Na  stołku  Johana  siedział  obcy 

człowiek. 

background image

-  Przepraszam,  nie  wiedziałam...  Sądziłam...  -  spoglądała  zmieszana  to  na  panią 

Thoresen, to na nieznajomego, i znowu na panią Thoresen. 

- Chodź, przywitaj się z moim bratem, Elise. Właśnie opowiadałam mu, co się stało. 

MęŜczyzna  podniósł  się  z  trudem,  był  jeszcze  bardziej  zgarbiony  niŜ  jego  siostra  i 

wyglądało na to, Ŝe podniesienie się sprawiło mu ból. 

-  A  więc  to  jest  dziewczyna  Johana  -  rzekł  męŜczyzna  wesoło  z  błyskiem  w  oku.  - 

Zawsze mówiłem, Ŝe Johan wie, czego chce, i przewaŜnie to dostaje. 

Elise podała mu rękę i dygnęła; odniosła niejasne wraŜenie, Ŝe juŜ przedtem spotkała 

tego człowieka, ale nie była pewna. 

- Lars przypłynął dziś z Antwerpii, zszedł na ląd i teraz wraca do domu do Toten. 

Elise skinęła głową. Nie wiedziała, co powiedzieć. Wyglądało na to, Ŝe pani Thoresen 

zapomniała na chwilę o synu, pewnie długo czekała na odwiedziny brata. 

- O, wychodziłaś? - mówiła dalej pani Thoresen zdziwiona, kiedy dostrzegła, Ŝe Elise 

jest czerwona na twarzy i przemarznięta. 

-  Byłam  na  Lakkegata.  -  Elise  poczuła,  Ŝe  się  rumieni,  i  szybko  dodała:  -  Chciałam 

porozmawiać z dwiema kobietami, które przyszły do nas tego wieczoru, kiedy umarł ojciec. 

- Znalazłaś je? 

-  Jedną.  Ale  ona  nic  nie  wiedziała.  Obie  zaraz  sobie  poszły,  kiedy  zaczęła  się 

awantura. 

-  Mój  brat  jest  pewien,  Ŝe  Johan  zostanie  wypuszczony.  Mówi,  Ŝe  chłopak  nie  moŜe 

być winien, rzeka jest zbyt daleko od naszego domu. Rozmawiałaś z Evertem? 

-  Tak,  w  czasie  przerwy  obiadowej.  On  teŜ  nic  nie  wie.  Nie  ma  więc  nikogo,  kto 

mógłby poświadczyć, Ŝe widział, co się stało, ale teŜ nikt nie moŜe udowodnić, Ŝe Johan jest 

niewinny. 

-  Policja  teŜ  powinna  przecieŜ  trochę  ruszyć  głową!  Poza  tym  mówiłaś  przecieŜ,  Ŝe 

Johan zaraz potem wrócił do kuchni. 

Elise przytaknęła. 

- Dlatego jak najszybciej muszę się wybrać do magistratu. 

-  Dzielna  dziewczyna!  -  odezwał  się  z  uznaniem  wujek  Johana.  -  Tak,  idź  na 

posterunek  i  porozmawiaj  z  konstablami,  powiedz  im,  Ŝe  powinni  umieć  dodać  dwa  do 

background image

dwóch, jeŜeli chcą chronić ludzi w tym mieście. To przecieŜ jasne, Ŝe Johan tego nie zrobił, 

on, który nie skrzywdziłby nawet muchy! 

Elise  musiała  się  uśmiechnąć.  Wuj  miał  rację,  Johan  nie  lubił  zabijać  ani  ós,  ani 

karaluchów, zawsze ona musiała to robić. 

- Muszę iść na górę do mamy - rzekła i odwróciła się. - Pozdrówcie ode mnie Annę. 

Czuła się trochę lepiej na duchu, kiedy wchodziła na drugie piętro. Wujek Johana był 

przekonany, Ŝe policjanci wypuszczą Johana do domu, a był przecieŜ starszym człowiekiem, 

który niejedno przeŜył i widział. 

Kiedy weszła do kuchni, zauwaŜyła ku swemu zdumieniu, Ŝe Hilda siedzi z Pederem i 

Kristianem przy stole i Ŝe wszyscy troje dawno nie byli w tak dobrym nastroju. Hilda śmiała 

się z czegoś, co powiedział Peder, i nawet Kristian się uśmiechał. 

W tej samej chwili Elise spostrzegła, Ŝe Hilda ma na szyi miękki, wełniany, fioletowy 

szal. Wyglądał na całkiem nowy. 

-  Skąd  go  masz?  -  wskazała  na  szal  zdumiona.  Hilda  zaczerwieniła  się,  a  jej  oczy 

rozbłysły. 

- Zgadnij! 

Elise  ogarnęło  dziwne  uczucie.  Nie  miała  wątpliwości,  kto  ofiarował  siostrze  taki 

prezent;  właściwie  powinna  się  rozczulić.  Jednocześnie  uzmysłowiła  sobie,  Ŝe  Hilda  jest 

naprawdę szczęśliwa, a jej twarz zdradzała, Ŝe nie tylko z powodu szala. 

Peder i Kristian nie spuszczali z siostry wzroku. 

- Dlaczego nie chcesz powiedzieć, Hildo? - pytał Peder zniecierpliwiony. 

- To tajemnica. 

-  Ja  wiem,  kto.  -  Kristian  spojrzał  na  Hildę  z  wyŜszością.  -  Ten  sam,  do  którego 

biegasz przez most, Ŝeby się z nim spotykać. 

Hilda zbladła. 

- Co ty o tym wiesz? 

-  Myślisz,  Ŝe  nie  wiem,  co  się  tu  dzieje  w  Sagene?  Hilda  nie  odpowiedziała,  tylko 

odwróciła się do Elise. 

- Byłaś u Johana? 

Elise skinęła głową, podeszła do pieca i dotknęła czajnika z kawą. Był gorący. Nalała 

filiŜankę, wsypała łyŜeczkę cukru i, nie śpiesząc się, upiła kilka łyków. JeŜeli w domu nic do 

tej pory nie wiedzieli o aresztowaniu, nie zamierzała im mówić. Jeszcze nie. 

- Jak się czuje mama? 

background image

- Boi się o ciebie! - Kristian posłał jej chmurne spojrzenie. - Powiedziała, Ŝe nie było 

cię w domu w czasie przerwy, i denerwowała się, Ŝe zniknęłaś gdzieś dziś wieczorem. 

-  Była  u  nas  samarytanka  -  wtrącił  szybko  Peder.  -  Przesyła  pozdrowienia  od  tego 

człowieka, który śpiewał dla ojca. 

Ku  swemu  niezadowoleniu  Elise  poczuła,  Ŝe  się  czerwieni.  Peder  spojrzał  na  nią 

proszącym wzrokiem. 

- Pytałaś moŜe o nowe buty dla mnie na zimę, Elise? Potrząsnęła głową. 

- Nie byłam w Świątyni od poniedziałku po śmierci ojca. 

- Pójdziesz tam? Proszę! Dziś mój duŜy paluch zrobił się całkiem niebieski! 

Elise spojrzała na brata, było jej Ŝal chłopca. 

- Pójdę, Peder. MoŜe mogłabym się tam wybrać jutro wieczorem, jeśli obiecacie zająć 

się  mamą.  -  Upiła  dwa  łyki  gorącej  kawy  w  nadziei,  Ŝe  się  rozgrzeje,  ale  to  nie  pomogło. 

Miała  uczucie,  Ŝe  juŜ  nigdy  nie  pozbędzie  się  chłodu,  który  opanował  jej  ciało.  -  Zajrzę  do 

niej - dodała i ruszyła do drzwi pokoiku. 

Ucieszyła się, widząc, Ŝe mama siedzi na łóŜku, podparta poduszkami, i czyta Biblię. 

- Jesteś nareszcie! - matka odetchnęła z ulgą. - Tak się bałam, Ŝe mogło ci się stać coś 

złego. 

- Przepraszam, mamo. Wujek Johana przyjechał w odwiedziny. Zasiedziałam się. 

- Przyjechał brat pani Thoresen? Ten marynarz? Elise przytaknęła. 

- Tak, zszedł na ląd i wybiera się dalej do Toten. 

-  To  miło,  Ŝe  odwiedził  ich  ktoś  z  bliskiej  rodziny.  Wiem,  Ŝe  pani  Thoresen  była  w 

dzieciństwie  bardzo  związana  ze  swoim  bratem. Początkowo  było  ich  sześcioro  rodzeństwa, 

ale czworo zmarło. Z niewielkiego dzierŜawionego poletka nie dało się wyŜywić całej rodziny 

i,  choć  bardzo  kochali  swój  dom  i  to  miejsce,  musieli  wyjechać  w  poszukiwaniu  pracy.  Na 

pewno  zauwaŜyłaś,  Ŝe  matkę  Johana  zawsze  na  wiosnę  ogarnia  tęsknota  za  domem.  -  Elise 

skinęła głową, zadowolona, Ŝe zmieniły temat i nie musi się tłumaczyć, dlaczego jej tak długo 

nie było. - KaŜdego lata mówi, Ŝe w przyszłym roku przeprowadzi się z powrotem do domu. - 

Matka uśmiechnęła się i jakby posmutniała. - Mówi tak, odkąd ją znam. Pewnie niełatwo jest 

komuś takiemu jak ona, kto nie potrafi się przystosować. 

- Niewielu robotnikom tu nad rzeką się to udało. 

- To prawda. śycie tu jest niezgodne z naturą. Zwłaszcza dla kogoś, kto wyrósł, mając 

zieloną trawę pod stopami. 

background image

Elise  przyglądała  się  uwaŜnie  bladej  twarzy  matki.  ZauwaŜyła  ciemne  sińce  pod 

oczami,  skóra  na  wysokich  kościach  policzkowych  była  napięta.  ChociaŜ  mama  nie 

wyglądała dobrze, nadal moŜna było zauwaŜyć, Ŝe kiedyś była piękną kobietą. 

- A ty? Czy nie tęsknisz za zieloną trawą pod stopami? Matka uśmiechnęła się. 

-  Kiedyś,  gdy  byłam  młoda,  nie  tęskniłam.  Wiesz,  byłam  z  ojcem  taka  szczęśliwa. 

Zamieszkałabym  wszędzie,  byleby  być  razem  z  nim.  Ale  w  ostatnich  latach...  -  łagodny 

wzrok przesłonił cień. 

Elise pragnęła, by matka pomyślała o czymś innym. 

-  Myślę,  Ŝe  chociaŜ  nie  starczało  wam  na  chleb,  gdy  byłaś  dzieckiem,  to  jednak 

byliście szczęśliwą rodziną. 

Matka przytaknęła. 

- Tak, potrafisz sobie wyobrazić, jak się to moim rodzicom udawało? Miałam ośmioro 

rodzeństwa  i  Ŝyliśmy  tylko  z  pensji  ojca,  który  pracował  jako  odlewacz,  ale  nie  pamiętam, 

byśmy  kiedykolwiek  byli  głodni.  W  dodatku  często  było  u  nas  wesoło.  Twój  wujek  Lauritz 

grał  na  gitarze,  a  my  śpiewaliśmy.  W  naszym  domu  wiecznie  się  coś  działo  i  często 

wypełniały go muzyka i śpiew. 

-  Przynajmniej  nie  musieliście  mieszkać  w  kamienicy  czynszowej.  Z  twojego  opisu 

wynika, Ŝe mieszkaliście podobnie jak w dzielnicy majstra w dole przy moście, wśród drzew i 

kwiatów, z przydomowym ogródkiem warzywnym. 

Matka skinęła, uśmiechając się. 

-  Tak,  mieliśmy  szczęście.  Gdyby  jeszcze  udało  mi  się  nakłonić  Mathiasa  do 

osiedlenia się w Ulefoss... - westchnęła cięŜko. 

Elise pogładziła ją po ręku. 

-  W  Ŝyłach  ojca  płynęła  cygańska  krew,  mamo.  Nigdzie  nie  zadomowiłby  się  na 

dobre. 

- Być moŜe. Ale Ŝycie w mieście zniszczyło go. 

- Tak jak niszczy wielu innych.  Anna opowiedziała mi o dziewczętach z  Vaterlandu. 

One teŜ przyjeŜdŜają ze wsi w nadziei na lepsze Ŝycie, ale po jakimś czasie przekonują się, Ŝe 

to, co kusiło, okazało się oszustwem. 

Matka zadrŜała. 

-  Dziękuję  Bogu,  Ŝe  nie  zostałyście  wciągnięte  w  nic  takiego.  Elise  pomyślała  o 

Hildzie i odwróciła wzrok. 

- Kiedyś poznałam jedną taką... - matka zapatrzyła się przed siebie zamyślona. - Nigdy 

jej  nie  zapomnę.  To  było  jeszcze  zanim  wyszłam  za  mąŜ  i  gdy  wynajmowałam  pokoik  w 

background image

Smalgangen.  Obok  mieszkała  młoda  dziewczyna.  Nazywała  się  Lena.  Wyszła  na  ulicę  i 

spędziła  w  sumie  dwanaście  lat  w  Mangelsgråden,  wiesz,  tam  gdzie  takie  kobiety  trafiają, 

Ŝ

eby  odbyć  karę.  Pewnego  dnia,  kiedy  nie  mogła  juŜ  wytrzymać  i  postanowiła  utopić  się  w 

rzece  Aker,  przechodziła  obok  Kutorvet,  gdzie  właśnie  zgromadzili  się  wyznawcy  Kościoła 

nonkonformistycznego.  Zatrzymała  się,  słysząc  śpiew,  podeszła  bliŜej,  Ŝeby  posłuchać,  i 

postanowiła dać sobie ostatnią szansę. Podczas następnego zgromadzenia wystąpiła na środek 

i  opowiedziała  o  swoim  grzesznym  Ŝyciu,  prosząc  zebranych,  by  się  za  nią  modlili.  Została 

zbawiona. 

Matka odchyliła się do tyłu wyczerpana długim opowiadaniem. 

Elise czekała w napięciu. 

- Utrzymujesz z nią kontakt? Matka potrząsnęła głową. 

- Tylko słyszałam o jej losie. 

- Udało jej się wytrzymać? Nie wróciła na ulicę? Matka posmutniała. 

-  CóŜ,  przez  długi  czas  jej  się  udawało.  Znalazła  posadę  u  pewnej  chorej  i  biednej 

kobiety  z  gromadką  dzieci.  MąŜ  pił  i  niewiele  zostawało  na  Ŝycie,  ale  Lena  postarała  się  o 

tanie  odpady  krawieckie,  gdzieś  przy  Frydenlund,  i  szyła  ubranka  dla  dzieci.  -  Zamilkła, 

musiała  zebrać  siły,  Ŝeby  móc  mówić  dalej.  -  Lena  udowodniła,  Ŝe  jest  zdolną  i  dobrą 

dziewczyną,  a  dzieci  ubóstwiały  ją.  Ale  któregoś  dnia  spotkała  męŜczyznę,  którego  kiedyś 

kochała,  i  nie  mogła  się  oprzeć  pokusie.  -  Matka  spojrzała  na  Elise,  jak  gdyby  chciała  się 

upewnić,  czy  córka  rozumie,  co  miała  na  myśli.  -  Potem  wyrzucała  sobie  swój  grzech  i 

uznała,  Ŝe  nie  moŜe  chodzić  do  kościoła  ani  modlić  się  razem  z  dziećmi.  Wyjechała  z  tym 

męŜczyzną  i  ani  ja,  ani  ta  biedna  rodzina,  u  której  mieszkała,  więcej  jej  nie  widziałyśmy. 

Wiele  lat  później  dowiedziałam  się,  Ŝe  Lena  nie  Ŝyje.  Zmarła  na  tę  straszliwą  chorobę,  na 

którą zapadają dziewczyny z ulicy. 

Elise pomyślała o Othilie. Co innego o tym słyszeć, a co innego spotkać którąś z tych 

nieszczęsnych. Nigdy nie zapomni wzroku Othilie. 

- Tak się cieszę, Ŝe masz Johana, Elise. KaŜdego dnia dziękuję za to Bogu. 

Elise ścisnęło w dołku. Pomodliła się w duchu, Ŝeby Johan jak najszybciej wrócił do 

domu i Ŝeby matka nie dowiedziała się o tym, Ŝe trafił do aresztu. 

- śeby tylko Hildzie tak samo się poszczęściło. - Matka westchnęła. - Wiesz coś o tym 

Lorangu? Czy to porządny chłopak? 

Elise poruszyła się niespokojnie, nie znosiła oszukiwać matki. 

- Anna opowiadała, Ŝe zeszłego roku w lecie ciągle ją odwiedzał, ale jej matce to się 

nie podobało. Twierdziła, Ŝe Anna powinna pogodzić się ze swym losem i nie zawracać sobie 

background image

głowy marzeniami o tym, by Ŝyć jak inne dziewczęta. Anna wyraŜała się o nim jak najlepiej - 

dodała, pragnąc znaleźć się gdzieś daleko stąd. Czuła, Ŝe okłamuje matkę. 

- Biedna Anna. Jednak cieszę się, Ŝe ma o nim dobre zdanie. Nie szkodzi, Ŝe jest tylko 

chłopcem na posyłki. Jest jeszcze taki młody, na pewno z czasem znajdzie sobie lepiej płatną 

pracę. 

Elise wstała, Ŝeby wyjść. 

- Chciałabyś pewnie zjeść coś na kolację? 

- Tak, jedną małą kanapkę. 

Kiedy  Elise  wyszła  do  kuchni,  Pedera  i  Kristiana  nie  było.  Zeszli  na  podwórze,  bo 

mieli się zaraz połoŜyć spać. 

- Hilda... - zawahała się. - Tak trudno jest mi okłamywać matkę. 

Hilda spojrzała na siostrę z dawnym uporem w oczach. 

- To ty kazałaś mi nic nie mówić. 

-  Wiem,  ale  teraz  nie  mam  juŜ  pewności.  Wypytywała  mnie  o  Loranga.  Nie  znoszę, 

gdy muszę ją okłamywać. 

Hilda nie odpowiedziała. Elise zauwaŜyła, Ŝe dręczą ją wyrzuty sumienia. 

- Czy nie moŜesz powiedzieć mi czegoś więcej? Co on zamierza zrobić, kiedy dziecko 

się urodzi? 

- JuŜ mówiłam. Twierdzi, Ŝe się nim zajmie! - w głosie Hildy dały się słyszeć upór i 

niechęć, najwyraźniej nie chciała o tym rozmawiać. 

Elise nie poddawała się. 

- Co przez to rozumie? Będzie was utrzymywał? Hilda wzruszyła ramionami. 

- Chcesz mieć to czarno na białym? A zresztą co cię to obchodzi? 

Elise zdołała nad sobą zapanować, mimo Ŝe czuła, jak wzbiera w niej złość. 

-  Wiesz,  Ŝe  się  o  ciebie  martwię.  Teraz,  kiedy  ojciec  nie  Ŝyje,  a  mama  jest  chora,  ja 

muszę  dbać  o  naszą  rodzinę.  Nikt  nie  wie,  jaki  będziesz  miała  poród,  czy  będziesz  mogła 

wrócić do pracy, czy zostaniesz w łóŜku na jakiś czas. W takim wypadku zostanie nam tylko 

moja pensja. Majster jest wdowcem i nie ma dzieci. Wątpię, czy przyzna się reszcie rodziny, 

Ŝ

e zostanie ojcem; w jego wieku, w dodatku z szesnastoletnią pomocnicą! 

-  Oczywiście,  Ŝe  nikomu  o  tym  nie  powie!  Przynajmniej  na  razie.  Da  mi  pieniądze  i 

zadba, Ŝeby niczego nam nie brakowało, to wszystko. Nikt inny nie musi o tym wiedzieć. 

- Gdzie on mieszka? 

- Na wzgórzu Aker. Elise otworzyła oczy ze zdumienia. 

background image

-  Na  wzgórzu  Aker?  -  W  wyobraźni  ujrzała  dom,  gdzie  oficer  Armii  Zbawienia, 

Emanuel Ringstad, wynajmował mieszkanie na poddaszu. 

-  Tak,  a  co  w  tym  złego?  Domy  na  samej  górze  ludzie  nazywają  wielkopańskimi, 

Ŝ

ebyś wiedziała! 

Elise wpatrywała się w siostrę z niedowierzaniem. 

- Byłaś u niego? 

-  Nie,  jeszcze  nie,  ale  obiecał,  Ŝe  mnie  zaprosi.  Mówi,  Ŝe  na  razie  będzie  lepiej, 

Ŝ

ebyśmy spotykali się na terenie fabryki. 

Elise  nie  odezwała  się,  nadal  nie  bardzo  mogła  uwierzyć,  by  majster  naprawdę 

przejmował  się  Hildą.  Był  po  prostu  jak  wielu  innych  męŜczyzn:  szukał  przygody.  Z 

pewnością nie było mu łatwo znaleźć sobie młodej panny z własnych kręgów, bo był tłusty i 

obleśny, a więc zakręcił się wokół szesnastoletniej dziewczyny. To wstyd! 

Elise  zrozumiała,  Ŝe  nie  dojdzie  do  porozumienia  z  Hildą,  nie  była  teŜ  pewna,  czy 

powinna  wyjawić  prawdę  matce.  W  ostatnich  dniach  stan  jej  zdrowia  zadziwiająco  się 

poprawił,  wracały  jej  siły,  więcej  mówiła,  wreszcie  coś  jadła  i  była  bardziej  przytomna.  To 

niemal  nie  do  wiary,  zwłaszcza  Ŝe  przed  śmiercią  ojca  czuła  się  juŜ  bardzo  źle  i  nawet  pani 

Evertsen mówiła, Ŝe mama jest naznaczona przez śmierć. JeŜeli jeszcze trochę poczekają i nie 

będą jej martwić, być moŜe na tyle dojdzie do siebie, Ŝe prawda jej nie załamie. 

-  Jutro  musisz  wrócić  do  domu  w  czasie  przerwy  obiadowej,  Hildo.  Muszę  coś 

załatwić w mieście. 

- Co takiego? 

- Muszę porozmawiać z kimś, kto być moŜe wie, co się stało tej nocy, kiedy ojciec się 

utopił. 

Przygotowała sobie to drobne kłamstwo, gdyŜ spodziewała się, Ŝe siostra pewnie o to 

spyta. 

- Jaki to ma sens? 

- śadnego, poza tym, Ŝe nie zaznam spokoju, zanim się nie dowiem, co się właściwie 

wydarzyło. 

- Czy ma to coś wspólnego z Johanem? 

Elise  znieruchomiała.  Hilda  była  bystra,  na  pewno  czegoś  się  domyślała.  Elise  nie 

potrafiła spojrzeć jej w oczy. 

- Dlaczego pytasz? 

-  Spotkałam  panią  Evertsen,  kiedy  wracałam  do  domu.  Pytała,  co  Johan  porabia  w 

ciągu dnia, bo dawno go nie widziała. 

background image

Elise  podjęła  decyzję.  Usiadła  na  taborecie  na  wprost  Hildy  i  pochwyciła  jej 

spojrzenie. 

- Obiecasz, Ŝe nikomu nic nie powiesz? 

Hilda skinęła głową, a jej twarz zdradzała zaniepokojenie. 

- Czy coś się stało? 

- Tak. Stało się coś strasznego. Ale musisz przysiąc, Ŝe nikomu nie piśniesz ani słowa. 

- Przysięgam. 

- Johan został aresztowany pod zarzutem spowodowania śmierci naszego ojca. 

Hilda jęknęła. 

- Skąd oni mogą... On przecieŜ nie... Elise szybko potrząsnęła głową. 

- Johan jest niewinny. Przyszedł tu na górę zaraz po tym, jak wyrzucił ojca za drzwi, 

jednak  ktoś  musiał  donieść  o  tej  awanturze.  Początkowo  myślałam,  Ŝe  to  Evert,  ale  on 

zaprzecza. Ja teŜ nie sądzę, Ŝeby się odwaŜył zejść do magistratu i zameldować o wszystkim, 

on, który wyszedł z domu bez pozwolenia tej nocy, kiedy to się stało. Poza tym nie sądzę, by 

policja  chciała  słuchać  dziecka.  Pomyślałam  więc,  Ŝe  to  moŜe  owe  dwie  prostytutki,  które 

weszły z ojcem na górę, i dlatego dziś wieczorem poszłam na Lakkegata. 

Hilda otworzyła oczy ze zdumienia. 

-  Poszłaś  tam  zupełnie  sama?  Wieczorem?  -  wyglądało  na  to,  Ŝe  nie  tylko  się 

przeraziła, ale równieŜ trochę jej Elise zaimponowała. Na jej ustach igrał nieznaczny uśmiech. 

-  Tak,  udało  mi  się  nawet  odnaleźć  jedną  z  nich,  ale  ona  nie  mogła  mi  pomóc.  Obie 

czmychnęły stamtąd, gdy tylko zaczęła się bójka. 

Hilda patrzyła na siostrę wielkimi oczami. 

- Jaka ona była? Mam na myśli. 

Elise  rozumiała,  o  co  siostra  chciała  spytać,  i  poczuła  obrzydzenie  na  myśl  o  tej 

dziewczynie i o ojcu. 

- śal mi jej. Jest powaŜnie chora. Zaraziła się tą chorobą, na którą zapadają takie jak 

ona. 

Przez twarz Hildy przemknął strach. 

- Jak to? 

Elise zauwaŜyła, Ŝe siostra z trudem wykrztusiła te słowa. 

- Nazywają to „chorobą pełną bólu”. ZaraŜają się nią od męŜczyzn i w końcu lądują w 

szpitalu. 

Hilda przesłoniła usta ręką, z jej oczu biło przeraŜenie. 

Elise zrobiło się Ŝal siostry. 

background image

-  Nie  mają  gorączki  i  dreszczy  tak  jak  ty,  ale  dostają  boleści,  a  na  całym  ciele 

wyskakuje im coś, co przypomina krosty. 

Elise zauwaŜyła, Ŝe Hilda trochę się odpręŜyła, ale jeszcze nie całkiem się uspokoiła. 

- Czy wracają do zdrowia? 

-  Niektóre.  Nie  wszystkie.  Najgorszy  jest  wstyd.  W  szpitalu  wszyscy  wiedzą,  w  jaki 

sposób się zaraziły. 

- Elise, ja się boję! Elise pokiwała głową. 

- Rozumiem cię. Gdybym wiedziała, co chcesz zrobić, ostrzegłabym cię. 

Hilda zaczerwieniła się. 

-  Sama  dokładnie  nie  zdawałam  sobie  z  tego  sprawy.  Nikt  mi  nie  powiedział,  jak  to 

jest. Nie miałam pojęcia, co on robi. - Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. 

-  Musiałaś  słyszeć  o  innych.  Dziewczyny  spotykają  się  i  szepczą  o  czymś  w  czasie 

przerwy obiadowej; musiałaś chyba zastanawiać się, dlaczego niektóre z nich nagle zaczynają 

się zaokrąglać. 

Hilda nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok. 

Elise pomyślała, Ŝe na dziś starczy wraŜeń. 

- Obiecujesz, Ŝe przyjdziesz jutro do mamy w czasie przerwy na obiad? 

Hilda skinęła głową i podniosła wzrok. 

- Po co idziesz do miasta? 

- Wybieram się do magistratu, Ŝeby powiedzieć, Ŝe Johan jest niewinny. 

Hilda otworzyła usta ze zdumienia. 

- OdwaŜysz się? 

- Nie mam wyboru. 

Elise  wstała  od  stołu.  Zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  jej  głos  zabrzmiał  spokojnie  i 

stanowczo,  choć  w  głębi  duszy  nie  czuła  się  pewnie.  Naprawdę  drŜała  na  samą  myśl  o 

jutrzejszej wyprawie. 

background image

Elise obudziła się z nieprzyjemnym uczuciem, Ŝe musi przebrnąć przez coś trudnego. 

Za chwilę przypomniała sobie, co ją czeka, i poczuła ssanie w Ŝołądku ze zdenerwowania. 

Do  późna  w  nocy  nie  zmruŜyła  oka,  nie  tylko  dlatego,  Ŝe  się  bała,  ale  w  równym 

stopniu dlatego, Ŝe nie udało jej się rozgrzać. Stopy nadal miała niczym dwie bryły lodu i na 

całym  ciele  trzęsła  się  z  zimna,  a  oprócz  tego  była  głodna.  Długo  nie  mogła  zasnąć.  Teraz 

miała uczucie, Ŝe spała zaledwie kilka minut. 

Jeszcze nie zaczął się ranek, Elise zawsze czuła, Ŝe jest piąta. Za oknem panowały jak 

zwykle nieprzeniknione ciemności. Peder mruknął coś przez sen i jęknął, często miał straszne 

sny.  Hilda  miała  zapchany  nos  i  trochę  pochrapywała.  Kristian  leŜał  cicho,  od  łóŜka  mamy 

dochodził odgłos cięŜkiego, miarowego oddechu. Elise nie wiedziała, czy to środek nocy, czy 

moŜe wkrótce zacznie się dzień, nie miała moŜliwości tego sprawdzić. 

W tej samej chwili usłyszała dźwięk dzwonków z ulicy. Kto to moŜe być o tej porze? 

CzyŜby to ten czarny wóz policyjny? A jeśli przywieźli Johana? 

Szybko odegnała tę myśl. Gdyby go wypuścili, to w kaŜdym razie nie podwieźliby go 

do  domu.  Pewnie  to  karetka  do  chorego.  Ktoś  wybiegł  w  nocy  na  mróz,  Ŝeby  sprowadzić 

pomoc dla kogoś na łoŜu śmierci. Elise zadrŜała. Jeszcze jedna osoba chora na suchoty. Jakieś 

dziecko,  które  nie  przeŜyło  odry.  Albo  ktoś  zachorował  na  ospę...  W  jednej  chwili 

oprzytomniała.  Samarytanka  mówiła  mamie,  Ŝe  teraz  panuje  epidemia  ospy  i  wiele  osób  się 

zaszczepiło.  Jak  mogła  o  tym  zapomnieć?  Pedera  i  Kristiana  naleŜałoby  jak  najszybciej 

zaszczepić.  Zresztą  obie  z  Hildą  teŜ  powinny  o  tym  pomyśleć.  Tylko  ile  to  kosztuje?  Czy 

zdoła zaoszczędzić tyle pieniędzy? 

W  myślach  ujrzała  przed  sobą  Pedera,  trawionego  gorączką,  z  trudem  łapiącego 

powietrze,  z  okropnymi  ranami  na  całym  ciele,  ranami,  które  zmieniają  się  w  wielkie 

pęcherze wypełnione cieczą, jak słyszała. Chorzy majaczyli w gorączce, a ci, którzy przeŜyli, 

mieli brzydkie blizny po odpadnięciu strupów. Elise tak się przeraziła na myśl o tym, Ŝe nie 

mogła juŜ uleŜeć w łóŜku. Wstała i wymknęła się do kuchni. Zapaliła parafinową lampę. 

DrŜąc  z  zimna,  rozpaliła  w  piecu,  cicho  odsunęła  na  bok  fajerki,  starając  się  nikogo 

nie obudzić, i nastawiła czajnik z kawą. Zmartwiło ją, Ŝe w skrzyni na drewno zostało ledwie 

kilka  szczap.  Peder  i  Kristian  obiecali  uzupełnić  zapas  poprzedniego  wieczoru,  gdy  będą 

schodzić  na  dół,  ona  zaś  była  tak  zajęta  rozmową  z  Hildą,  Ŝe  nie  zwróciła  uwagi,  czy  to 

zrobili.  Szybko  umyła  się  w  zimnej  wodzie  i  włoŜyła  ubranie.  Czarne  wełniane  pończochy 

background image

były tak przetarte, Ŝe wkrótce nie będzie ich juŜ jak cerować; spódnica, kubrak i fartuch miały 

ponaszywane łaty. Elise była zmuszona prosić o pomoc w Armii Zabawienia, nie zwaŜając na 

to,  jaki  to  wstyd.  Matka  zawsze  mawiała,  Ŝe  wielu  ludziom  wiedzie  się  jeszcze  gorzej,  a 

Ŝ

ołnierze  i  oficerowie  mają  i  tak  ręce  pełne  roboty,  pomagając  tym,  którzy  naprawdę  tej 

pomocy  potrzebują.  Jednak  z  powodu  surowej  zimy  i  związanych  z  nią  wydatków  na  opał 

pensja  szybciej  topniała,  niŜ  nadąŜali  zarobić.  Poza  tym  jedzenie  zdroŜało,  Peder  i  Kristian 

rośli i potrzebowali ciągle nowych butów i dłuŜszych spodni, a mama musiała mieć lekarstwa. 

Biedna Othilie z Lakkegata z pewnością zarabiała więcej, ale wydawała pieniądze na 

wódkę, a potem nie miała na jedzenie. śal teŜ było Oline, która najpierw owdowiała, a potem 

straciła pracę i została z czworgiem małych dzieci do wyŜywienia. Właśnie takim osobom jak 

Oline Ŝołnierze Armii Zbawienia musieli pomagać w pierwszej kolejności. 

Ale  nie  tylko  Armia  pomagała  ludziom.  Jadłodajnia  oddawała  za  darmo  resztki 

jedzenia,  a  misje  rozdawały  tanią  zupę  wszystkim,  którzy  ustawili  się  w  kolejce.  Problem 

tylko w tym, Ŝe zupę wydawano przed południem, a o tej porze ona i Hilda były w przędzalni, 

a Peder i Kristian w szkole. Jak zatem mieli z tego skorzystać? 

Postawiła blaszany kubek na stole, wyjęła noŜe, masło, biały ser i syrop i ukroiła kilka 

cienkich  skibek  z  piętki  chleba,  która  została.  KaŜe  Hildzie  ugotować  polewkę  na  obiad,  to 

nie będą musieli wydawać pieniędzy na rybę. 

ś

eby tylko szybko mróz ustąpił. ZuŜywali za duŜo drewna, a trzeba zadbać o to, Ŝeby 

zostało wystarczająco duŜo na luty, najzimniejszy i najgorszy miesiąc ze wszystkich! 

Pomyśleć  tylko,  Ŝe  Anna  potrafiła  się  cieszyć  nadejściem  wiosny,  chociaŜ  do  tego 

czasu zostały jeszcze trzy - cztery miesiące! Pokręciła głową ze zdumienia. Anna i Peder mają 

z sobą coś wspólnego, pomyślała. Jakąś wewnętrzną radość. 

MoŜe  mogłaby  poprosić  Hildę,  by  poŜyczyła  jej  swój  nowy  szal  na  rozmowę  w 

magistracie.  Skoro  konstable  zobaczą,  Ŝe  nie  pochodzi  z  najgorszej  biedoty,  moŜe  jej 

wysłuchają. Przytaknęła samej sobie. 

Podeszła  do  okna  i  spojrzała  w  ciemność.  Kilka  gwiazd  świeciło  wysoko  w  górze 

ponad  dachami  domów.  W  dole  na  podwórzu  dostrzegła  ciemną  postać  z  latarką  w  ręku, 

pewnie  w  drodze  do  wychodka.  Wygląda  na  to,  Ŝe  to  pani  Evertsen.  Biedna,  znowu  ma 

kłopoty z Ŝołądkiem! Starsza kobieta skręciła i tupnęła nogami, widocznie zobaczyła szczura, 

który przebiegał obok. 

Elise odsunęła się od okna, podeszła do pieca i usiadła na stołku jak najbliŜej ciepła. 

Dziś  wieczorem  wybierze  się  do  Świątyni  i  poprosi  o  nowe  buty  na  zimę  dla  Pedera.  Nie 

szkodzi,  Ŝe  nie  będzie  jej  ani  przed  południem,  ani  wieczorem;  matka  zrozumie,  gdy  dowie 

background image

się, po co poszła. Hilda będzie musiała pogodzić się z tym, Ŝe ten jeden raz zostanie w domu. 

Poza  tym  Elise  podejrzewała,  Ŝe  siostra  ma  powaŜny  problem  do  rozwaŜenia  -  historia 

dziewcząt z ulicy i ich choroby „pełnej bólu” najwidoczniej porządnie nią wstrząsnęła. 

Otworzyły się drzwi i przez szparę do kuchni zajrzał Peder. 

- JuŜ wstałaś, Elise? Skinęła głową. 

- Nie obudź innych, jest dopiero za dziesięć piąta. 

Peder przemknął się do kuchni i bezszelestnie zamknął za sobą drzwi. 

- Dlaczego juŜ wstałaś? 

- Obudziłam się z zimna. Spojrzał na siostrę ze współczuciem. 

- MoŜe i ty mogłabyś dostać nowe buty zimowe z Armii. Skinęła głową i uśmiechnęła 

się. 

- Dziś wieczorem wybieram się do Świątyni. Ale ty i Kristian musicie pomóc Hildzie i 

zająć się mamą. 

Przytaknął z zapałem. 

- Pewnie. Gdzie jest Johan, Elise? Spojrzała badawczo na chłopca. 

- Dlaczego pytasz? 

- Pani Evertsen powiedziała, Ŝe nie było go w domu. 

Elise nalała bratu odrobinę kawy do kubka i wsypała duŜą łyŜkę cukru. 

-  Pani  Evertsen  mówi  tyle  dziwnych  rzeczy.  Rzadko  jest  na  nogach,  kiedy  Johan 

wychodzi rano do pracy, a kiedy on wraca, ona najczęściej juŜ śpi. 

Peder zaczął się ubierać. 

Elise spojrzała na niego zmartwiona. 

- Co się stało, Ŝe i ty obudziłeś się tak wcześnie? Czy teŜ zmarzłeś? 

- Tylko trochę. 

Teraz zwróciła uwagę, Ŝe malec szczęka zębami. Jego kołdra jest stara i zniszczona, a 

do tego juŜ dla niego za krótka. Mimo to rzadko się skarŜył. 

- MoŜe zostało im jeszcze trochę ubrań ze świątecznych garnków. 

Popatrzył na nią zdziwiony. 

- Co to takiego „świąteczne garnki”? 

-  śołnierze  z  Armii  kilka  lat  temu  wpadli  na  pomysł,  Ŝe  przed  świętami  BoŜego 

Narodzenia  będą  w  dole  miasta  wywieszać  puste  garnki,  Ŝeby  ludzie,  którzy  mają  trochę 

więcej pieniędzy lub jakieś ubrania na zbyciu, mogli je oddać tym, którzy nic nie mają. 

- Dlaczego wkładają to do garnków? Muszą to najpierw ugotować? 

Elise uśmiechnęła się. 

background image

- Nie, po prostu musieli gdzieś to wszystko zebrać. 

- MoŜe ubrania były pełne pluskiew i trzeba było jakoś pozbyć się tego robactwa? 

Elise nie mogła się nie uśmiechnąć. 

- Nie sądzę. Ci, którzy są tak bogaci, Ŝe mają za duŜo ubrań, zwykle nie narzekają na 

pluskwy. 

Peder nadal przyglądał się siostrze zdumiony. 

-  Naprawdę  są  tacy,  którzy  mają  tyle  ubrań,  Ŝe  chcą  je  oddawać?  Dlaczego  tyle 

kupują? 

Elise wzruszyła ramionami. 

- MoŜe dostają je w prezencie? Albo wyrastają, tak jak ty i Kristian. 

- W takim razie musisz zapytać, czy i Evert nie mógłby dostać jakichś rzeczy, Elise! - 

Peder popatrzył na nią prosząco. - Hermansen jest taki skąpy. Pieniądze, które dostaje z kasy 

zapomogowej, przepija. 

Elise skinęła głową,  wiedziała o tym. Evert nie  miał nawet butów na zimę, a jedynie 

chodaki  -  kilka  szmat  zszytych  razem  w  coś  w  rodzaju  klapek  z  podeszwami  z  Ŝaglowego 

płótna. 

Pogładziła brata po niesfornej czuprynie. 

- Dobry z ciebie chłopiec, Pederze. Myślisz o Evercie, choć sam masz tak niewiele. 

-  Ech!  -  zakłopotany  zbagatelizował  jej  słowa.  -  To  ty  jesteś  dobra.  Jesteś  najlepszą 

siostrą w całym Sagene. 

Elise roześmiała się. 

-  DuŜo  łatwiej  jest  wstać  rano  i  przywitać  trudny  dzień,  kiedy  moŜna  zabrać  takie 

słowa na drogę! - Podeszła do drzwi pokoiku. - No, muszę obudzić Hildę i Kristiana. 

Kiedy  Elise  w  pośpiechu  schodziła  po  schodach  w  drodze  do  fabryki,  zatrzymała  się 

na  pierwszym  piętrze;  postanowiła  zajrzeć  do  pani  Thoresen  i  zapytać,  czy  wiadomo  coś 

nowego. 

W drzwiach wpadła na matkę Johana. 

- To ty, Elise? Dowiedziałaś się moŜe czegoś? Elise potrząsnęła głową. 

- Pani teŜ nie? 

- Nie, ale Johan na pewno wróci. Nie mieli chyba czasu jeszcze go przesłuchać. Wejdź 

i poŜegnaj się z Larsem. WyjeŜdŜa za parę godzin. 

Wujek  Johana  siedział  przy  kuchennym  stole  i  czytał  gazetę.  Kiedy  usłyszał  Elise, 

podniósł wzrok. 

- Idziesz na Mollergata? 

background image

- Nie, mogę tam pójść dopiero w czasie przerwy obiadowej. 

- Moja siostra jest taka zdenerwowana. Mam nadzieję, Ŝe Johan niedługo wróci. 

- Ja teŜ. 

Zerknął na nią i uśmiechnął się. 

- Słyszę, Ŝe latem szykuje się wesele? 

Elise poczuła, Ŝe się czerwieni, i spuściła wzrok. 

-  Byłoby  świetnie,  gdybyście  się  pobrali.  Aslaug  potrzebuje  kogoś  do  pomocy  przy 

Annie. 

Elise przytaknęła. 

-  Moja  mama  równieŜ  jest  chora.  Ma  suchoty.  Ale  będę  mogła  do  niej  co  rano 

zaglądać  przed  wyjściem  do  przędzalni,  niezaleŜnie  od  tego  wpadam  do  domu  w  czasie 

przerwy obiadowej. 

- Dzielna dziewczyna! Słyszałem, Ŝe masz teŜ młodsze rodzeństwo, prawda? 

- Moi bracia nie są juŜ tacy mali. Peder ma osiem lat, a Kristian dziewięć. 

- Ach tak! To juŜ sami sobie dadzą radę. My musieliśmy. 

- Tutaj w mieście jest gorzej. Sporo młodych ludzi włóczy się po ulicach, by w końcu 

trafić do aresztu. Nietrudno jest wplątać się w coś głupiego. 

Lars roześmiał się. 

-  Woziłem  drewno,  gdy  miałem  dziewięć  lat,  i  piliśmy  wódkę,  Ŝeby  się  rozgrzać. 

Wielu się uzaleŜniło od butelki. Naprawdę. 

Elise spojrzała na niego przestraszona. 

- Wyje syrena fabryczna, muszę lecieć. 

- Leć, leć. Porozmawiam trochę z Anną. Wstał z taboretu i podszedł do drzwi pokoiku. 

- Pozdrów ode mnie Johana i przekaŜ mu, Ŝe przyjadę na wesele. 

Elise  poczuła,  Ŝe  zrobiło  jej  się  ciepło  z  radości.  -  Dobrze.  Przyjemnej  podróŜy  do 

domu! Po tych słowach puściła się biegiem do pracy. 

Spotkała Valborg przy moście i najchętniej przebiegłaby obok. 

Ta wścibska dziewczyna wszędzie wtykała swój nos. 

- Nie musisz tak pędzić, Elise. Ropucha jeszcze nie przyszedł. 

- Skąd wiesz? 

- Widziałam go w dole ulicy. 

Elise  niechętnie  zwolniła  kroku,  starając  się  zachować  równowagę  na  oblodzonej 

wyboistej drodze. Zniszczone podeszwy butów całkiem się wyślizgały i Elise kilka razy omal 

nie upadła. 

background image

Pod mostem płynęła leniwie rzeka, ciemna i mętna, cuchnąca ściekami, które zbierały 

się po długiej drodze w dół aŜ z Maridalsvannet. WzdłuŜ brzegów zamarzła, a woda wiła się 

wokół lodowych sopli. Elise pomyślała o ojcu i zadrŜała. Zastanowiła się, czy wytrzeźwiał od 

lodowatej  wody.  Czy  czuł,  jak  zamyka  się  wokół  jego  ciała?  Czy  łapał  ustami  powietrze, 

kiedy na powrót wysunął głowę z tęŜejącej brei? 

Odegnała przeraŜające myśli. 

-  Jakoś  ostatnio  nie  widziałam  Johana.  Czy  coś  mu  się  stało?  Elise  unikała  wzroku 

Valborg. 

- A co się miało stać? PrzecieŜ zwykle teŜ nie widujesz go codziennie. 

- Ludzie gadają to i owo. 

- A co takiego? 

- Ktoś widział tu niedawno wóz policyjny. 

- Co to ma wspólnego z Johanem? - Elise wbiła wzrok w ziemię. 

- No nie wiem. Myślałam, Ŝe moŜe ty byś mogła na to odpowiedzieć. 

Ona  coś  wie,  pomyślała  Elise.  Nie  mówiłaby  nic,  gdyby  nie  miała  powaŜnych 

podejrzeń. 

- Nie rozumiem, o czym mówisz. Nie znam nikogo, kogo zabrałby wóz policyjny. 

- Naprawdę? W takim razie to tylko plotki. 

Doszły do cięŜkich drzwi do fabryki i pośpiesznie wśliznęły się do środka, gdzie było 

ciepło. Kiedy zdjęły i odwiesiły szale i weszły na halę, Elise zauwaŜyła, Ŝe jedna z dziewcząt 

znacząco spojrzała na Valborg, a ta potrząsnęła głową. 

Te  znaki  nie  musiały  wcale  dotyczyć  Johana,  stwierdziła,  ale  mimo  to  odniosła 

nieprzyjemne uczucie, Ŝe właśnie o niego chodzi. Oby tylko Johan wrócił do domu, zanim te 

plotkary rozpuszczą pogłoski na całe Sagene, pomyślała. ChociaŜ Johan jest niewinny, wstyd 

będzie się za nim ciągnął i trudno będzie chłopakowi odzyskać dobre imię. 

Elise  wydawało  się,  Ŝe  godziny  do  przerwy  obiadowej  ciągną  się  wyjątkowo  długo. 

MoŜe  dlatego,  Ŝe  za  mało  spała  dziś  w  nocy,  a  moŜe  zbytnio  denerwowała  się  wizytą  w 

magistracie. 

Ropucha  wrzeszczał  i  darł  się,  pomocnice  biegały  od  jednej  maszyny  do  drugiej  z 

nowymi  nawojami,  osie  kół  skrzypiały,  maszyny  pracowały  z  hałasem.  Prządki  wołały  i 

upominały się: 

- Nowy nawój! Pośpiesz się trochę! 

Był  to  krzyk  i  hałas  jak  nie  z  tego  świata,  a  nad  tym  wszystkim  wisiał  pył  niczym 

szarobiała  zasłona  dymna,  wciskał  się  do  nosa  i  do  gardła,  sprawiając,  Ŝe  cięŜko  było 

background image

oddychać.  Nie  było  wcale  lepiej,  kiedy  zatrzymywano  maszyny  do  przesmarowania,  zapach 

smaru był tak duszący, Ŝe robiło się niedobrze. 

Kiedy  w  korytarzu  rozległ  się  szczęk  naczyń,  a  robotnice  zajęte  były  wyciąganiem 

swoich łyŜek do zupy, Elise przemknęła się szybko do Hildy. Rozejrzała się dookoła, Ŝeby się 

upewnić, Ŝe nikt jej nie usłyszy, i szepnęła: 

- Hildo, czy mogę poŜyczyć twój nowy szal? 

Hilda juŜ zamierzała zaprotestować, ale wreszcie zrozumiała. 

- Wiesz, gdzie leŜy. Nie mogłabyś poczekać, to poszłabym z tobą? 

- JeŜeli się pośpieszysz. Mam mało czasu. Hilda przyśpieszyła kroku. 

-  Valborg  dziwnie  się  zachowuje.  -  Hilda  starała  się  utrzymać  równowagę  na 

oblodzonych  wybojach  na  moście.  Nikogo  innego  nie  było  widać.  -  Wydaje  mi  się,  Ŝe  coś 

podejrzewa. 

- Wiem. Dzisiaj spytała mnie, gdzie się podziewa Johan w ciągu dnia. Powiedziała, Ŝe 

„ktoś” szepnął to i owo, Ŝe „kłoś” widział wóz policyjny. Udałam, Ŝe nie rozumiem, o czyni 

mówi. 

- Valborg to plotkara. 

Elise odwróciła się do niej zdumiona. 

- Sądziłam, Ŝe jesteście dobrymi przyjaciółkami. 

-  JuŜ  nie.  Nie  chcę  mieć  z  nią  więcej  nic  wspólnego.  Kiedy  się  domyśli,  w  jakim 

jestem  stanie,  rozpowie  o  tym  kaŜdemu,  kto  będzie  chciał  jej  słuchać,  a  tych  pewnie  nie 

zabraknie. 

- Musisz się z tym liczyć. 

- Nie spocznie, póki nie dowie się, kto jest ojcem. Elise zatrzymała się gwałtownie. 

- Nie wolno ci jej tego powiedzieć, Hildo! Hilda uciekła spojrzeniem. 

MoŜe juŜ się przyznała, pomyślała Elise ze zgrozą. 

-  Nie  rozumiesz,  Ŝe  majster  będzie  na  ciebie  wściekły?  Nie  wyobraŜaj  sobie,  Ŝe 

zamierzał się przyznać do ojcostwa! Będzie się zapierał w Ŝywe oczy, a ty zostaniesz sama ze 

wstydem. 

-  Jak  uwaŜasz,  co  powinnam  zrobić?  -  głos  Hildy  zdradzał  jednocześnie  upór  i 

bezradność. 

- MoŜe udałoby ci się nakłonić Loranga, Ŝeby powiedział, Ŝe to jego dziecko? 

- Loranga? - Hilda zaczerwieniła się ze złości. - Odjęło ci rozum? On, który myśli, Ŝe 

to dlatego nie chciałam z nim być, bo bałam się... - machnęła ręką. 

- Bo bałaś się, Ŝe posuniecie się za daleko, lak? Hilda spuściła wzrok i skinęła głową. 

background image

Elise przyjrzała się jej badawczo. 

- MoŜe zgodzi się, jeŜeli damy mu parę koron? Hilda posłała jej oburzone spojrzenie. 

- Kilka koron? Chyba zwariowałaś! Poza tym skąd miałybyśmy wziąć te pieniądze? 

-  Johan  zaofiarował  się,  Ŝe  weźmie  dodatkową  pracę  w  tkalni  płótna  Ŝaglowego. 

Będzie nosił skrzynie wieczorami. 

- Rozmawiałaś z Johanem o Lorangu? - Hilda spojrzała na Elise z niedowierzaniem. 

- Byłam zmuszona. Potrzebujemy jego pomocy. 

- To nie w porządku wobec Loranga. 

- Nie musi się zgodzić, jeŜeli nie chce. 

Hilda  nie  odpowiedziała.  Elise  domyśliła  się,  Ŝe  ta  rozmowa  dała  jej  do  myślenia. 

DłuŜszą  chwilę  szły  dalej,  nie  odzywając  się.  Obie  zmarzły  i  marzyły  o  tym,  Ŝeby  wreszcie 

znaleźć się w domu. 

Hilda szczękała zębami, nieprzyjemny śnieg przenikał przez robiony na drutach szal i 

kubrak. 

-  MoŜe  się  uda  -  rzekła wreszcie.  -  Ale  pewnie  Lorang  będzie  wściekły.  Boję  się,  Ŝe 

rozpowie o tym wszystkim, których zna. 

Elise  przytaknęła.  Wtedy  wszyscy  znajomi  dowiedzą  się,  Ŝe  obciąŜając  Loranga, 

starały się uniknąć wstydu. 

- Musimy to jeszcze przemyśleć - odparła, trzęsąc się z zimna, zadowolona, Ŝe ma to 

za sobą. 

Elise nie weszła razem z Hildą do środka. Postanowiły, Ŝe będą udawać przed mamą, 

Ŝ

e  ten  jeden  raz  Elise  została  w  przędzalni,  a  Hilda  w  tym  czasie  ugotuje  obiad  i  pomoŜe 

mamie. 

Hilda zajrzała do kuchni i przyniosła piękny wełniany szal, Elise czekała tymczasem 

na korytarzu. Szal był zbyt ładny, Ŝeby zakładać go na drogę do fabryki i z powrotem, poza 

tym  ktoś  mógłby  wpaść  na  pomysł,  by  spytać,  skąd  Hilda  go  ma.  Nawet  ona  to  rozumiała, 

stwierdziła Elise. Niedługo potem była w drodze do miasta. 

Szła  szybko,  pochyliwszy  głowę  przed  ostrym  wiatrem,  z  rękoma  wciśniętymi  pod 

ramiona  w  nadziei,  Ŝe  nie  będą  sine,  gdy  dojdzie  na  miejsce,  i  pod  piękny  wełniany  szal 

owinięty wokół szyi, który dodawał otuchy i był łagodną, dobrą pociechą. Był tak miękki, Ŝe 

Elise niemal nie czuła, Ŝe ma go na sobie, czuła tylko ciepło. 

W jej stronę zbliŜała się taksówka konna, z nozdrzy zwierzęcia wydobywały się kłęby 

powietrza;  koński  grzbiet  przykrywała  derka,  chroniąca  przed  mrozem.  Stangret  siedział 

zsiniały z zimna na koźle, z oszronioną brodą, niebieskim nosem i skórzaną czapką nasuniętą 

background image

głęboko na czoło. Elise zauwaŜyła, Ŝe człowiek nawet nie rzucił na nią okiem, mimo Ŝe miała 

na szyi taki piękny szal. 

Dopiero  kiedy  zbliŜyła  się  do  Youngstorget,  na  ulicach  zrobiło  się  nieco  ludniej. 

Przybywali  tu  chłopi  z  daleka  ze  swoimi  towarami;  słyszała,  Ŝe  w  knajpach  połoŜonych 

wokół rynku dobijano targu. Teraz zobaczyła długie sanie do przewozu ładunku stojące jedne 

obok drugich. Zostało jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia dni targowych w lutym, ale mimo 

zimna juŜ panowały tu ruch i oŜywienie. Handel przeniesiono ze Stortorvet zaledwie kilka lat 

temu, a latem, jak się dowiedziała, pojawiało się wielu szarlatanów. 

Wzrok Elise prześliznął się ku posterunkowi policji i Ŝołądek jej się ścisnął. 

Myśl o Johanie dodała jej sił. Wiedziała, Ŝe duŜy trzypiętrowy budynek, połoŜony za 

gmachem głównym, to areszt. W jednej z cel, za którymś z okratowanych okien, siedział jej 

narzeczony.  Samotny  i  pełen  obaw,  Ŝe  mu  nie  uwierzą,  jak  sądziła,  zrozpaczony  z  powodu 

matki i Anny. Jedynym „przewinieniem”, którego się dopuścił, było to, Ŝe uratował Elise od 

pobicia,  a  matkę  od  bezsilnego  strachu.  Elise  zaczerpnęła  głęboko  powietrza,  wyprostowała 

plecy i skierowała się do wejścia. 

W  środku  roiło  się  od  funkcjonariuszy  w  czarnych  mundurach  z  błyszczącymi 

guzikami,  w  hełmach  ze  szpicą  i  lśniących  i  wypucowanych  oficerkach.  Większość  z  nich 

nosiła wąsy, Elise nie wiedziała, dlaczego konstable je zapuszczają. Niektórzy rzucali ku niej 

spojrzenia, inni przechodzili, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Z sercem w gardle, czując 

suchość w ustach, podeszła przestraszona do lady. 

-  Przepraszam,  czy  mogłabym  z  kimś  porozmawiać?  Funkcjonariusz  był  młody  i 

całkiem przystojny; zaciekawiony podniósł wzrok znad papierów, którymi się zajmował. 

- W jakiej sprawie? 

- W sprawie Johana Thoresena. 

-  A  kim  to  jest  ów  Johan  Thoresen?  uśmiechnął  się  wesoło.  Elise  poczuła,  Ŝe  się 

rumieni. 

- Mój narzeczony. 

- Ach tak? Jaka szkoda. To znaczy szkoda, Ŝe pani jest zajęta. 

Elise przygryzła wargę i spuściła wzrok. 

- Czy szuka pani któregoś z konstabli? Elise pokręciła głową zawstydzona. 

- Nie, mój narzeczony został aresztowany. 

- Tak? - MęŜczyzna nagle zmienił wyraz twarzy, pojawiła się w nim jakaś niechęć. - 

Za co został aresztowany? PróŜniactwo? 

Elise ponownie pokręciła głową. Oblewał ją zimny pot. 

background image

- On jest... Jest podejrzany o spowodowanie śmierci mojego ojca. 

Twarz policjanta ściągnęła się. Spojrzał na Elise podejrzliwie. 

- Czy moŜe pani tu poczekać, panno... 

- Elise Løylien. 

Zniknął i za chwilę przyszedł z drugim konstablem. 

-  Czy  moŜe  pani  pójść  z  nami,  panno  Løylien?  -  spytał  ten  pierwszy.  Brzmiało  to 

raczej jak rozkaz niŜ pytanie. 

Zaprowadzono ją do niewielkiego pomieszczenia. Elise poczuła, Ŝe coraz bardziej się 

denerwuje. Po co ją tu przywiedli? Czego od niej chcą? 

Konstable wskazali na twarde krzesło; usiadła na samym brzegu. 

-  No  i?  -  rzucił  jeden  z  nich  szorstkim  głosem.  Jak  gdyby  to  ona  zrobiła  coś  złego, 

pomyślała i jeszcze bardziej się zdenerwowała. 

- Przyszłam, Ŝeby powiedzieć, Ŝe Johan jest niewinny - zaczęła. Głos jej drŜał, trzęsły 

się ręce i kolana. 

Funkcjonariusze patrzyli na nią, ich twarze nie zdradzały Ŝadnych uczuć. 

- Mój ojciec i jego kolega byli pijani - wyjaśniła i opowiedziała, co się stało tamtego 

feralnego wieczoru. 

-  Skąd  pani  pochodzi?  -  przerwał  jej  nagle  jeden  z  konstabli.  Popatrzyła  na  niego 

zaskoczona. 

- Mieszkam w czynszówce Andersengården na Sandakerveien. 

- A przedtem? 

- Nigdy nie mieszkałam gdzie indziej. 

- Skąd to się bierze, Ŝe mówi pani innym językiem niŜ pozostali robotnicy? 

Elise poczuła, Ŝe się spłoniła. 

- Moja mama tak mówi. 

- Proszę opowiadać dalej! - mruknął konstabl. - Co się stało z pani ojcem? 

Przygryzła wargę i spuściła wzrok. Dlaczego o to pyta? PrzecieŜ z tego powodu Johan 

został aresztowany. 

- Został znaleziony następnego ranka. W rzece Aker. MęŜczyzna skinął głową. 

-  A  więc  to  pani  ojciec.  Pamiętam  tę  historię.  I  pani  sądzi,  Ŝe  Johan  Thoresen  został 

aresztowany za spowodowanie śmierci pani ojca? 

Elise skinęła głową, nie podnosząc wzroku. 

- W takim razie muszę panią uspokoić, Ŝe sprawa przedstawia się nieco inaczej. 

Elise zerknęła na niego zdumiona. 

background image

-  Pani  narzeczony  jest  podejrzany  o  coś  zupełnie  innego.  Elise  otworzyła  szeroko 

oczy, nie rozumiejąc. 

- Na Karl Johan miało miejsce włamanie do sklepu jubilerskiego. Johan Thoresen jest 

podejrzany o udział w kradzieŜy złotej biŜuterii. 

Elise wpatrywała się w konstabla z otwartymi ustami. śartował? Nie wyglądało na to. 

Pokręciła wolno głową. 

- To... to na pewno jakieś nieporozumienie - wykrztusiła wreszcie. 

Funkcjonariusz przybrał surowy wyraz twarzy. 

- Niestety nie, panno Løylien. To nie jest nieporozumienie. Znaleźliśmy nawet u niego 

w domu jedną ze złotych broszek. 

background image

Elise  wypadła  z  posterunku  policji,  nie  wiedziała  nawet,  w  jaki  sposób  wyszła  z 

pokoju  i  trafiła  do  drzwi.  To  nie  mogło  być  prawdą!  Johan  nie  jest  złodziejem!  On,  który 

nigdy nie zrobił nic złego, nigdy o nikim nie powiedział złego słowa, nigdy nie włóczył się po 

ulicach  z  chuliganami.  On,  który  chciał  wziąć  dodatkową  pracę  w  tkalni  płótna  Ŝaglowego, 

Ŝ

eby pomóc Hildzie, który nie potrafił zabić osy, on - zawsze miły i uczynny, który otwierał 

drzwi  starszym  kobietom  i  robił  to,  odkąd  był  małym  cztero  -  ,  pięcioletnim  chłopcem!  Jak 

mógłby  obrabować  sklep  na  Karl  Johan,  skoro  przez  cały  dzień  pracował  w  tkalni  i  rzadko 

opuszczał okolicę fabryki nad rzeką Aker? Johan nie miał ani odpowiednich narzędzi, ani się 

na  tym  nie  znał.  Wręcz  przeciwnie;  od  dziecka  uczęszczał  na  spotkania  modlitewne  Armii 

Zbawienia i gardził nieuczciwością. Nie, to nie moŜe być prawdą! 

Elise ledwie zwróciła uwagę na dwóch konstabli prowadzących między sobą jakiegoś 

pijaka, nie przeszkadzał jej mróz, który szczypał w twarz, ani lodowaty wiatr, przeszywający 

do szpiku kości. Co powinna teraz zrobić? I co będzie z Johanem? 

To na pewno jakieś nieporozumienie, konstable musieli go pomylić z kimś innym. 

W tej samej chwili niczym nagły impuls ostatnie słowa konstabla przeszyły jej ciało: 

„Znaleźliśmy nawet u niego w domu jedną ze złotych broszek”... 

Broszka...  Błyszcząca  broszka,  którą  znalazła  na  chodniku  tuŜ  przed  czynszówką 

Andersengården...  Szybko  łapała  ustami  powietrze.  CzyŜby  Johan  jednak  jej  nie  oddał? 

CzyŜby nie starczyło mu odwagi? 

Z  jej  pamięci  wyłoniło  się  wspomnienie  tego  dnia,  kiedy  zauwaŜyła  trzech 

robotników,  którzy  szli  przed  nią  w  stronę  Beierbrua.  Przypomniała  sobie,  Ŝe  wymienili 

nazwisko Lorta - Andersa i wytęŜyła słuch. Loirt - Anders był najgorszym draniem w okolicy, 

a  Johan  znał  go  z  czasów,  kiedy  razem  wypływali  w  morze.  Potem  wyłowiła  kilka 

pojedynczych słów: „riksza” i „stać na czujce”. 

Później  o  tym  nie  myślała,  poniewaŜ  zaraz  pojawili  się  inni  robotnicy  i  rozmowa 

między tymi trzema ucichła. TuŜ po tym zawołała ją Valborg i spytała, gdzie Johan wychodzi 

o tak wczesnej porze, ale wtedy przyszło jej na myśl coś innego. „UwaŜam, Ŝe powinnaś go 

lepiej  pilnować,  Elise”,  powiedziała  ta  plotkara.  „Gdybym  ja  miała  takie  szczęście  jak  ty  i 

gdyby dostał mi się taki chłopak jak Johan, nawet na sekundę nie spuściłabym go z oka”. Na 

te słowa aŜ się w niej gotowało ze złości! 

background image

Czy  powinna  była  wtedy  czegoś  się  domyślić?  CzyŜby  Johan  utrzymywał  coś  przed 

nią w tajemnicy? Coś zbyt niebezpiecznego, do czego nie miał odwagi się jej przyznać? 

Ujrzała  przed  oczyma  jego  dobrą,  silną,  uczciwą  twarz,  miłe  spojrzenie,  wesoły 

uśmiech.  Nie  była  to  twarz  złodzieja,  niegodziwca,  który  przywłaszczał  sobie  cudzą 

własność! Nie, musiało istnieć inne wytłumaczenie. 

CzyŜby Lort - Anders poprosił go o pomoc? Wybłagał, by przechował dla niego przez 

jakiś  czas  trochę  skradzionych  przedmiotów,  odegrał  skruszonego  i  nieszczęśliwego  i 

wzbudził w Johanie litość? Być moŜe Johan wbrew swej woli przyjął te rzeczy i obiecał ukryć 

je u siebie na kilka dni, i wtedy po drodze do domu zgubił tę jedną broszkę? 

Przypomniała  sobie,  Ŝe  kiedyś  Johan  opowiedział  jej  o  pewnym  chłopcu  z  Brogaten, 

którego  znał.  Chłopiec  miał  na  imię  Sigurd  i  był  inny  niŜ  wszyscy.  NaleŜał  do  ruchu 

robotniczego, ale nie miał w sobie nic z owej zaciekłej nienawiści do kapitalistów i kapitału, i 

innych ludzi lepiej sytuowanych. Sigurd zwykł nazywać tę nienawiść największym wrogiem 

społeczeństwa i uwaŜał, Ŝe dotyczy przede wszystkim młodych nałogowych pijaków, którzy 

całą  odpowiedzialność  za  swe  nieudane  Ŝycie  zrzucają  na  społeczeństwo.  Twierdził,  Ŝe 

równieŜ pośród bogaczy są tacy, którzy cięŜko pracują na swoje dobra, Ŝe równieŜ oni mają 

swoje  zmartwienia  i  kłopoty  oraz  Ŝe  praca  umysłowa  teŜ  jest  wyczerpująca.  NaduŜywanie 

alkoholu to wstyd dla społeczeństwa, mówił, Ŝe wódka niszczy ludzi, ale biedacy i robotnicy 

teŜ  muszą  wziąć  na  siebie  część  winy.  Gdyby  zatrzymali  pieniądze  i  nie  wydawali  kaŜdego 

grosza na piwo i wódkę, warzelnie i zakłady spirytusowe wkrótce by uschły. 

Pewnego  razu  Sigurd  przyszedł  do  Johana  i  poprosił  o  pomoc.  Dał  się  namówić  na 

kradzieŜ  płaszcza,  który,  co  prawda,  był  juŜ  dobrze  zuŜyty,  ale  gruby  i  ciepły.  Sigurd 

tłumaczył,  Ŝe  owego  płaszcza  potrzebuje  dla  matki,  która  potwornie  marznie,  stojąc 

godzinami  na  rynku  i  sprzedając  towar.  KradzieŜy  nikt  nie  zauwaŜył,  ale  Sigurda  dręczyły 

wyrzuty  sumienia.  Wtedy  Johan  przekonywał,  Ŝe  niektóre  grzechy  nie  dla  wszystkich  są 

równie cięŜkie i Ŝe Bóg patrzy przez palce na występki popełnione ze współczucia. 

Czy to moŜliwe, Ŝeby Johan postąpił tak samo? 

Słowa  i  zdarzenia  powracały  do  niej,  niektóre  dawały  odpowiedź,  inne  rodziły  nowe 

pytania. Przypomniała sobie, jak Anna mówiła, Ŝe Johan kupił jej drogie lekarstwa. Zdarzało 

się  to  kilka  razy,  a  Anna  za  kaŜdym  razem  promieniała  radością.  „Nie  ma  powodu,  by  mi 

współczuć,  poniewaŜ  mam  najlepszego  brata  na  świecie”,  mawiała  zwykle.  Sama  zaś  była 

osobą  niezwykle  wdzięczną  i  cierpliwą,  mimo  Ŝe  wiodła  tak  smutne  Ŝycie.  Johan  na  pewno 

cierpiał razem z nią przez wszystkie te lata, odkąd została sparaliŜowana. Patrzył, jak więdnie, 

leŜy blada i milcząca, nie moŜe pobiec latem na polanę, skakać na skakance, zanurzyć stóp w 

background image

ciepłej wodzie rzecznego zakola w ciepły letni dzień. On, który tak bardzo współczuł innym, 

musiał potwornie martwić się z powodu losu swej siostry. 

Czy byłby w stanie dopuścić się kradzieŜy, Ŝeby ratować Ŝycie Anny? 

„Jestem pewien, Ŝe Bóg patrzy przez palce na grzechy popełnione ze współczucia”... 

- Panie Jezu - jęknęła w duchu. 

Głowa  ją  bolała,  nogi  wydawały  się  cięŜkie  jak  ołów.  Co  powie  matce  Johana?  I  co 

będzie z Anną? 

Nie da rady pójść dzisiaj do Świątyni, trudno, Peder będzie rozczarowany. Ale nie jest 

w  stanie  wybrać  się  tam,  by  słuchać  śpiewów  i  muzyki,  oficerów  Armii  Zbawienia, 

mówiących  o  grzechu  i  karze,  o  dobrych  i  złych  uczynkach.  Nie  wiedziała  teŜ,  jak  zdoła 

spędzić  ten  wieczór  w  domu,  nie  zdradzając  się  przed  Pederem  i  Kristianem  ze  swym 

zwątpieniem, nie wyznając im prawdy o nieszczęściu, o którym się dowiedziała. Prędzej czy 

później  będzie  zmuszona  im  powiedzieć,  ale  jeszcze  nie  teraz.  Musi  najpierw  się  pozbierać. 

Poukładać myśli. 

Jaka  kara  groziła  za  powaŜną  kradzieŜ?  Przymusowe  roboty.  Miesiące  o  chlebie  i 

wodzie. W niewielkiej, lodowatej celi,  gdzie małe okienko z Ŝelaznymi kratami pod sufitem 

jest jedynym kontaktem ze światem na zewnątrz, letnim niebem i śpiewem ptaków na wiosnę. 

Być  moŜe  wcale  nie  widać  przez  nie  nieba,  a  tylko  wielki,  szary  murowany  budynek, 

zasłaniający i słońce, i niebo. Johan, który kochał przyrodę, który miał oczy szeroko otwarte, 

kiedy latem wybierali się na polanę, i uczył ją rozpoznawać ślady zwierząt, zwracał uwagę na 

ich sierść na korze drzew, o które się drapały. Johan, który zatrzymywał się i nasłuchiwał, i 

wyjaśniał, Ŝe to kos i zięba tak pięknie śpiewają, on, który pochylał się nad poroŜem łosia czy 

zajęczymi „ziarenkami kawy” i opowiadał jej o Ŝyciu zwierząt. 

Jak zdoła wytrzymać zamknięty w szarej i zimnej więziennej celi, wiedząc, Ŝe słońce 

będzie się wspinać na niebie coraz wyŜej i wyŜej i Ŝe na zewnątrz jest tak pięknie? A potem 

zobaczy,  Ŝe  słońce  opuszcza  się  coraz  niŜej  nad  ziemię  i  Ŝe  zbliŜa  się  jesień,  a  on  nie  mógł 

przeŜyć tego, co jest jedyną pociechą robotników - letnich wieczorów i  niedziel spędzonych 

na polanie. 

Nie, nikt by tego nie zniósł, a co dopiero taki chłopak jak Johan. On, który obiecał, Ŝe 

będzie  latem  wynosił  jej  mamę  na  ławeczkę  przy  moście,  Ŝeby  mogła  poczuć  na  twarzy 

promienie  słońca  i  odzyskać  nadzieję,  Ŝe  wyzdrowieje.  On,  który  zabierał  zwykle  Annę  nad 

brzeg rzeki, pozwalał jej siedzieć na trawie, zrywać polne kwiaty i słuchać szumu wody. Nie 

zniósłby myśli, Ŝe siostra całe lato spędzi w ciasnym pokoiku, blada i słaba, być moŜe nawet 

pozbawiona drogich lekarstw, Ŝe czeka ją wczesna śmierć. 

background image

- Panie Jezu! - bolesne  myśli wycisnęły łzy z oczu. - Czy wtedy nie myślałeś o tym, 

Johanie?!  Musiałeś  przecieŜ  zdawać  sobie  sprawę,  Ŝe  mogą  cię  złapać!  Jak  mogłeś  tak 

ryzykować? 

Poczuła, jak wzbiera w niej złość i burzy się, szukając ujścia. - Jak mogłeś?! - rzuciła 

wściekle  w  mroźną  mgłę  i  tupnęła  nogą.  -  śe  teŜ  zrobiłeś  coś  tak  głupiego!  Ty,  człowiek  z 

głową  na  karku,  jak  mogłeś  zachować  się  jak  szaleniec?  Teraz  Anna  i  twoja  matka  będą 

cierpiały z twojego powodu! 

I ja teŜ, dodała z płaczem. Nie będzie latem ślubu ani niedziel na polanie, w zacisznym 

i ciepłym zagłębieniu, gdzie mogli się całować niemal do utraty tchu. Teraz Johan nie będzie 

juŜ mógł pomóc Hildzie, zapłacić Lorangowi, by przyznał się do ojcostwa, albo wspomóc ją, 

jeśli nie starczy jej pensji. Ją, która juŜ jest mu winna za pół czynszu. 

A teraz Valborg i inne wścibskie baby dostaną wreszcie coś na poŜarcie. JuŜ sobie je 

wyobraŜała,  jak  wybałuszają  oczy,  szepczą  i  gestykulują  po  kątach,  wytykają  Hildę  i  ją 

palcami,  depczą  jej  po  piętach  na  moście  i  rzucają  kąśliwe  komentarze  na  temat  jej 

doskonałego  narzeczonego.  O  tak,  teraz  będą  miały  o  czym  gadać.  W  ciągu  kilku  dni  cała 

fabryczna  dzielnica  usłyszy,  Ŝe  Johan  Thoresen  z  Andersengården  został  zamknięty  za 

kradzieŜ  i  siedzi  w  areszcie,  czekając  na  wyrok.  W  sklepie  u  Magdy  na  rogu  ludzie  będą 

pochylali ku sobie głowy, a kiedy ona, Elise, będzie się pojawiać, nagle zamilkną i będą się 

na nią gapić z ciekawością bijącą z oczu. Na chwilę zapomną o mrozie i szczypiących nosach, 

zajmą  się  czymś  innym,  a  wszyscy  w  fabryce  będą  się  mieli  komu  przyglądać.  Peder  i 

Kristian  w  szkole  usłyszą,  Ŝe  ich  siostra  zaręczyła  się  ze  złodziejem,  a  Peder,  którego  łatwo 

urazić,  będzie  wracał  do  domu  przygarbiony,  tłumiąc  płacz,  nieszczęśliwy.  Kristian 

przybierze surowszy wyraz ust, zaciśnie wargi, a jego spojrzenie będzie jeszcze ciemniejsze. 

Biedna  mama,  pomyślała  Elise  w  tej  samej  chwili.  Najpierw  usłyszy,  Ŝe  narzeczony 

jej  córki  jest  oszustem,  a  potem  dowie  się,  Ŝe  jej  druga  córka  będzie  miała  dziecko  z 

majstrem!  To  będzie  dla  niej  cios,  bo  przecieŜ  starała  się  wychować  ich  na  wierzących, 

porządnych ludzi, którzy jasno wiedzą, co jest dobre, a co złe. 

ZbliŜyła  się  do  Sandakerveien  i  zwolniła  kroku.  W  obie  strony  szła  szybko,  w 

magistracie  nie  zatrzymała  się  długo,  na  pewno  nie  minęła  jeszcze  godzina.  Musi  jeszcze 

wstąpić  do  domu,  Ŝeby  zostawić  szal  Hildy,  lecz  jednocześnie  bała  się,  Ŝe  się  spóźni  do 

fabryki. 

W  chwili,  kiedy  wyszła  zza  rogu,  zobaczyła  Hildę,  która  w  pośpiechu  wychodziła  z 

bramy. Zawołała ją. Hilda zatrzymała się i obejrzała za siebie, wyglądała na zniecierpliwioną 

background image

i  najwidoczniej  chciała  juŜ  iść.  Być  moŜe  było  juŜ  później,  niŜ  Elise  sądziła.  Podbiegła  do 

siostry. 

- Muszę jeszcze wejść na górę i zostawić twój szal. 

- Nie zdąŜysz. Daj mi go. 

Elise szybko zdjęła szal i podała go Hildzie, myśląc jednocześnie o tym, Ŝe Valborg i 

jej podobne od razu to zauwaŜą. 

-  I  jak  poszło?  -  Hilda  patrzyła  na  nią  w  napięciu,  gdy  obie  szybko  ruszyły  w  stronę 

Beierbrua. 

Elise zagryzła wargę i przełknęła cięŜko ślinę. 

- Źle. 

Hilda  patrzyła  na  nią  szeroko  otwartymi  oczami,  w  których  wyraźnie  malowało  się 

przeraŜenie. 

- Źle? Nie uwierzyli ci? Elise walczyła z płaczem. 

-  Johan  nie  dlatego  został  aresztowany.  -  Rozejrzała  się  wokół  w  obawie,  Ŝe  ktoś 

mógłby ją usłyszeć, ale nikogo nie było widać. 

- Nie dlatego? - Hilda otworzyła usta ze zdumienia. 

Elise spojrzała na siostrę. Czuła rozdzierającą rozpacz. Potrząsnęła głową. 

- Johan brał udział w przestępstwie. Opowiem ci o tym później. 

Zaczęła biec w panicznym strachu, Ŝe się spóźni. Skoro Hilda się śpieszyła, to znaczy, 

Ŝ

e naprawdę mają mało czasu. 

W  drzwiach  fabryki  natknęły  się  na  Ropuchę.  Wyciągnął  z  kieszonki  zegarek  i 

spoglądał to na Hildę, to na Elise. Elise spodziewała się, Ŝe wybuchnie gniewem i obrzuci je 

potokiem wyzwisk, jak to zrobił w przypadku Oline, ale ku jej wielkiemu zdumieniu nic nie 

powiedział. Popędziły do hali, a Elise zastanawiała się, czy majster ma z tym coś wspólnego. 

Poprosił  wszystkich  pracowników,  Ŝeby  ją  i  Hildę  otoczyli  troską  po  śmierci  ojca,  a 

zwłaszcza Hildę. 

Elise trudno było skupić się na pracy, jak gdyby nic się nie stało, poniewaŜ cały czas 

nie  mogła  otrząsnąć  się  z  szoku  i  zwątpienia.  Cała  sytuacja  wydawała  się  nierzeczywista, 

Elise  nie  mogła  uwierzyć,  Ŝe  Johan  został  naprawdę  uwięziony  za  kradzieŜ.  Był  ostatnim 

człowiekiem, którego mogłaby posądzić o coś takiego, myślała raczej, Ŝe wolałby rzucić się 

do rzeki niŜ zrobić coś wbrew prawu. 

Kiedy wreszcie skończył się dzień pracy, czuła się tak zmęczona, Ŝe miała największą 

ochotę  po  prostu  usiąść.  Teraz  bolała  ją  nie  tylko  głowa,  czuła,  jakby  całe  ciało  miała 

skatowane, nie wiedziała, jak zdoła dowlec się do domu. 

background image

Hilda  poszła  razem  z  Valborg  i  kilkoma  innymi  dziewczętami.  Elise  była  z  tego 

zadowolona.  Nie  była  w  stanie  rozmawiać  teraz  z  kimkolwiek.  Nie  potrafiła  udawać,  Ŝe 

wszystko  jest  w  porządku.  Czuła  się  cięŜka  jak  ołów,  stara  na  ciele  i  duszy,  kiedy  wreszcie 

przeszła przez most i przebrnęła przez ulicę. 

Na rogu wpadła prosto na Pedera. 

-  Elise?  -  zawołał  wesoło  i  puścił  się  biegiem  jej  na  spotkanie.  -  Pójdziesz  zaraz  po 

jedzeniu? 

- Czy pójdę? - myśli zatrzymały się, głowę wypełniła pustka. 

- Tak, do Świątyni! Obiecałaś! 

W głosie brata brzmiała nuta wyrzutu, Peder najwyraźniej nie potrafił zrozumieć, jak 

mogła zapomnieć o czymś tak waŜnym. 

-  Przepraszam,  Peder.  Zrozum,  jestem  potwornie  zmęczona,  ledwie  dowlokłam  się  z 

fabryki. 

Zatrzymał  się  i  spojrzał  na  nią.  Elise  nie  mogła  w  ciemności  odczytać  wyrazu  jego 

twarzy, ale domyślała się, jak bardzo czuje się rozczarowany. 

- Ale chyba pójdziesz? 

Odniosła wraŜenie, Ŝe jego  głos mieścił w sobie  cały smutek, który Peder dźwigał  w 

swym krótkim Ŝyciu, smutek z powodu ojca, który stopniowo się od nich oddalał, aŜ wreszcie 

na dobre zniknął, i smutek z powodu matki, która miała coraz mniej sił, by się nim zajmować. 

Elise nie mogła jeszcze bardziej go rozczarować. - Oczywiście, Ŝe pójdę, Peder. 

background image

6 

Wyznanie  matce  Johana,  Ŝe  jej  syn  siedzi  w  areszcie  za  powaŜną  kradzieŜ,  było 

najtrudniejszą próbą ogniową, przez jaką Elise kiedykolwiek musiała przejść. Pani Thoresen 

osunęła  się  niczym  liść,  który  zwiądł  na  jej  oczach.  Nawet  nie  usiłowała  protestować  czy 

krzyczeć,  Ŝe  nie  wierzy.  Nie,  wyglądało  na  to,  jak  gdyby  właśnie  czekała  na  jeszcze  jeden 

mocny cios od Ŝycia i przyjęła go bez narzekań. Elise próbowała ją pocieszyć, ale nie znalazła 

słów.  Nic  nawet  nie  wskórała,  starając  się  przekonywać,  Ŝe  być  moŜe  Johan  zrobił  to  ze 

względu na Annę. 

Teraz jedyna nadzieja w tym, Ŝe samarytanki lub inni ludzie z Armii Zbawienia będą 

umieli z nią porozmawiać. MoŜe z pomocą swej wiary uda im się znaleźć coś, czego mogłaby 

się uchwycić. Promyk nadziei. 

Elise  nie  powiedziała  o  tym  swojej  matce.  Na  razie.  Pederowi  i  Kristianowi  teŜ,  ale 

będzie musiała to zrobić zaraz, gdy wróci do domu albo jutro rano. Trzeba im wyznać prawdę 

w moŜliwie delikatny sposób, zanim plotka dotrze do kolegów z klasy. 

Będzie się starała podkreślić, Ŝe Johan mógł się tego dopuścić przez współczucie dla 

siostry. Zdecydowała się nawet powiedzieć, Ŝe wierzy, Ŝe Bóg go rozumie, mimo Ŝe władze 

nie mogą akceptować łamania prawa. Johan nie okradł nikogo biednego, lecz kogoś, kto miał 

wszystkiego w bród. 

W tej samej chwili przypomniała sobie, co Sigurd mówił Johanowi: nawet ci, którym 

na pozór się powodzi, mają swoje trudności, z którymi muszą się zmagać. Być moŜe jubiler 

teŜ  się  zaharowywał,  by  związać  koniec  z  końcem,  moŜe  obawiał  się  bankructwa.  W  takim 

razie  jej  argumenty  się  nie  liczą.  Pokręciła  głową  przygnębiona,  przechodząc  po  raz  trzeci 

tego  dnia  przez  most  Beierbrua.  Jak  miała  powiedzieć  chłopcom  prawdę,  Ŝeby  nie  stracili 

szacunku  dla  Johana?  Ale  teŜ  Ŝeby  nie  stał  się  dla  nich  bohaterem,  którego  chcieliby 

naśladować,  Ŝeby  któregoś  dnia  nie  wyszli  na  ulicę  i  nie  zrobili  tego  samego,  gdy 

wystarczająco podrosną? 

MoŜe członkowie Armii Zbawienia mogliby jej pomóc. 

Oby tylko nie było tam  Emanuela Ringstada. Johan nie lubił; go, choć nie rozumiała 

dlaczego. Był bardzo miły, postarał się, by samarytanka przychodziła do mamy, i śpiewał na 

pogrzebie ojca. 

background image

Nie  powinna  była  mu  mówić  o  broszce.  Johanowi  nie  podobało  się,  Ŝe  zwierzyła  się 

komuś  innemu,  zwłaszcza  Ŝe  poszła  do  kogoś  obcego.  Naturalnie  bał  się,  Ŝe  zostanie 

zdemaskowany. Teraz to rozumiała. 

Pomyśleć tylko, co by było, gdyby oficer Armii spytał ją, co się dalej stało z broszką i 

czy  Elise  wie,  do  kogo  naleŜała?  Nie  mogła  zdradzić,  Ŝe  to  Johan  ją  ukradł!  Nie  mogłaby 

ś

ciągnąć takiego wstydu ani na siebie, ani na Johana. 

Na ulicach nie było duŜo ludzi tego wieczoru. Mróz utrzymywał się, jak gdyby uczepił 

się  mocno,  by  juŜ  nigdy  nie  puścić.  Nawet  nieliczne  konie,  które  ich  minęły,  wydawały  się 

przemarznięte.  Śnieg  chrzęścił  pod  podeszwami,  a  oddech  wystawał  z  ust.  Kiedy  dotrze  na 

miejsce,  będzie  miała  tak  zgrabiałe  ręce,  Ŝe  nie  zdoła  nikomu  uścisnąć  dłoni  na  powitanie. 

Dozorca musiał owinąć starymi szmatami rury w piwnicy, Ŝeby woda w nich nie zamarzła, a 

niedługo  lód  pokryje  grubą  warstwą  zakole  rzeki  pod  mostem.  Wtedy  nikt  nie  ulegnie 

pokusie,  by  tam  skoczyć...  W  kaŜdym  razie  w  tym  miejscu,  moŜe  do  wodospadu  trochę 

niŜej,.. 

Dlaczego  Bóg  skazał  ludzi,  by  Ŝyli  w  tak  zimnym  świecie?  Co  sobie  myślał,  gdy 

patrzył,  jak  śpieszą  ulicami,  trzęsąc  się  z  zimna,  sini  na  twarzach,  i  czując,  jak  wnętrzności 

skręca im  głód, a plecy i całe ciało łamie ból po dwunastu godzinach pracy  w fabryce? Czy 

nie ma takiego miejsca w Piśmie Świętym, w którym napisano by, Ŝe Ŝałuje tego, co zrobił? 

CięŜko  było  iść  w  górę  stromego  wzgórza  Aker.  Nogi  odmawiały  posłuszeństwa, 

błagały, by ich nie męczyć. Mróz szczypał w policzki i nos, kłuł niczym igły gołą skórę. Jak 

strasznie  zimno  musiało  być  w  celi  Johana!  Woda  i  chleb...  Jak  długo  taki  silny  i  rosły 

męŜczyzna  jak  Johan  wytrzyma  na  takiej  skromnej  racji?  Przedtem  teŜ  jedli  niewiele, 

właściwie  zawsze  byli  głodni.  O  czym  teraz  myśli?  Czy  płacze?  Trudno  jej  było  wyobrazić 

sobie  Johana,  któremu  łzy  kapią  z  oczu,  a  ciałem  wstrząsa  szloch.  Tylko  raz  zauwaŜyła,  Ŝe 

wzrok mu się zaszklił, ale to były łzy ze wzruszenia. 

Nie  mogła  sobie  przypomnieć,  by  płakał,  nawet  kiedy  był  młodszy.  Nie  dlatego,  by 

był twardy, o surowym spojrzeniu, jak Kristian, ale dlatego, Ŝe był silny, potrafił wiele znieść 

i tłumił w sobie cierpienie. 

Nie,  Johan  by  się  nie  poddał.  Zagryzłby  zęby,  Ŝałując  tego,  co  zrobił,  obiecał,  Ŝe  juŜ 

nigdy nie da się skusić, i przyjął wyrok i karę jak człowiek honoru. MoŜe nawet złagodzą mu 

karę za dobre sprawowanie. 

Wiele mówiło się o mistrzu złodziei - Olem Pedersenie Høilandzie, kiedy chodziła do 

szkoły.  Nawet  Henrik  Wergeland  napisał  o  nim  wiersz.  Nie  pamiętała  całości,  tylko  kilka 

zwrotek: „Ole działa w gangu Leśnym, Ŝeby słuchać Ptaków Pieśni”. Jedna z wieŜ więzienia 

background image

Akershus nazywała się „Pieśnią Ptaków”, wyjaśniła nauczycielka, i właśnie tam Ole Pedersen 

Høiland  siedział  zakuty  w  kajdany.  Piosenka  śmieszyła  ich,  byli  za  mali,  Ŝeby  współczuć 

biedakowi.  Elise  zwróciła  uwagę,  Ŝe  Ole  Pedersen  Høiland  był  lepiej  traktowany  niŜ  inni 

więźniowie,  poniewaŜ  się  pięknie  wyraŜał  i  zachowywał  uprzejmie.  Dla  niej  było  to  po-

twierdzeniem, Ŝe mama miała rację, upominając ich ciągle, Ŝeby nie naśladowali wulgarnego 

języka innych dzieci i grzecznie się zachowywali. 

Na  jak  długo  skaŜą  Johana?  Na  pół  roku?  Cały  rok?  Dwa  lata?  Płacz  dławił  ją  w 

gardle.  Mieli  się  pobrać  tego  lata...  Teraz  została  sama  z  nieszczęściem  i  wstydem  Hildy, 

odpowiedzialnością  za  Pedera  i  Kristiana,  z  chorobą  mamy.  Wygląda  na  to,  Ŝe  ona  równieŜ 

będzie musiała zająć się Anną i matką Johana; reakcja pani Thoresen przeraziła ją. 

Wreszcie dotarła na wzgórze. Jej wzrok ześliznął się na cmentarz Naszego Zbawiciela. 

KsięŜyc  nieco  rozpraszał  ciemności  i  sprawiał,  Ŝe  ogromne  kasztanowce  wyglądały  niczym 

olbrzymie,  czarne  strachy  na  tle  ciemnego  nieba.  W  dole  leŜeli  zmarli.  Wszyscy,  którzy 

wigilijnej nocy zasiądą w kościele Naszego Zbawiciela, Ŝeby doświadczyć wielkiego cudu. 

Dlaczego byli tam, a nie w niebie? Czy dlatego, Ŝe nie zostali doń wpuszczeni, a teraz 

mieli nadzieję na nową szansę? 

To  tylko  bajka,  mówił  Emanuel  Ringstad.  Skąd  on  moŜe  wiedzieć?  Nikt  nie  wie,  co 

stanie  się  po  śmierci,  jedna  wersja  moŜe  być  równie  prawdziwa  jak  inna.  Dopiero  kiedy 

człowiek przekroczy ten próg, otrzyma odpowiedź. 

Usłyszała  za  sobą  kroki.  Szybkie,  lekkie  kroki;  to  nie  pijak.  Albo  to  ktoś,  komu  się 

ś

pieszy,  albo  kto  ma  złe  zamiary.  Uświadomiła  sobie,  Ŝe  jest  sama,  w  pobliŜu  nie  widziała 

Ŝ

ywej duszy. 

- Elise Løvlien? 

W chwili, kiedy usłyszała ten głos, poznała, kto to. Odwróciła się, zakłopotana. 

Nie mogła dojrzeć wyraźnie jego twarzy, ale czuła, Ŝe się uśmiecha. 

- Idziesz do Świątyni? 

- Tak. 

-  To  dobrze.  W  takim  razie  moŜemy  pójść  razem.  Cieszyła  się  i  nie  cieszyła 

jednocześnie. Odnosiła wraŜenie, jak gdyby w pewnym sensie zdradzała Johana. Ale przecieŜ 

tylko ją odprowadzi i Johan na pewno by się cieszył, Ŝe nie musi iść sama i obawiać się, czy 

nie natknie się na nikogo o złych zamiarach. 

- Co u ciebie słychać? - Wydawał się zmartwiony. 

-  Dziękuję,  dobrze.  Mama  cię  serdecznie  pozdrawia  i  dziękuje,  Ŝe  zaśpiewałeś  na 

pogrzebie. To jej ulubiony psalm - odparła. 

background image

-  Miło  mi  to  słyszeć.  Zwykle  śpiewam  właśnie  ten.  Lubię  zarówno  słowa,  jak  i 

melodię. 

Mówiła prawdę Johanowi: ten człowiek nie przyszedł na uroczystość z jej powodu, ale 

dlatego, Ŝe zwykle śpiewa na pogrzebach biednych ludzi. 

Szedł szybkim krokiem, Elise z trudem za nim nadąŜała. Być moŜe on równieŜ marzł. 

Byłoby  mu.  cieplej  w  czapce  ze  skóry  z  klapkami  na  uszy,  takiej,  jaką  noszą  stangreci  i 

rozwoŜący  drewno,  niŜ  tej,  której  uŜywają  do  munduru  Armii,  pomyślała.  Na  pewno  bolały 

go uszy. 

- Słyszałem, Ŝe kapitan Maren Srøby była u twojej matki. 

- Tak, bardzo dziękuję. Odwiedziła nas dwa razy. Przyniosła chleb dla nas wszystkich 

i poŜywne posiłki dla mamy. Mama po jej wizycie lepiej teraz wygląda. 

- Bardzo się cieszę. 

Elise zawahała się trochę, zastanowiła się, czy powinna się odwaŜyć prosić juŜ teraz. 

Później moŜe nie być okazji. Nie miała pewności, czy będzie wracał do domu w tym samym 

czasie co ona. 

- Czy duŜo osób zwraca się o trzewiki i buty na zimę? - zaczęła ostroŜnie. 

-  Tak,  wielu  w  tym  mieście  cierpi  biedę.  -  W  jego  głosie  w  jednej  chwili  dało  się 

poznać zmęczenie. 

- Czy rozdaliście juŜ wszystko, co zebraliście do garnków boŜonarodzeniowych? 

Zdało jej się, Ŝe dosłyszała, Ŝe się uśmiecha, kiedy odpowiedział. 

- Myślę, Ŝe jeszcze trochę rzeczy zostało. A kogo masz na myśli? 

- Mojego młodszego brata. Ma osiem lat. 

- Dowiem się, czy mamy coś, co pasowałoby na ośmiolatka. Doznała podłego uczucia, 

Ŝ

e jest zbyt zachłanna. Hilda dostała buty na zimę, mama otrzymała pomoc z opieki, a do tego 

dodano im jeszcze cały bochenek chleba. Na pewno sobie pomyślał, Ŝe jest bezczelna. 

- Brat mnie tak pięknie prosił. Zrobiły mu się dziury w podeszwach butów i teraz tak 

bardzo marznie, Ŝe duŜy palec u stopy ma zupełnie niebieski. 

- Biedactwo. Domyślam się, Ŝe bardzo kochasz swego brata. 

- To dobry chłopiec. Czasami myślę, Ŝe jest za dobry jak na ten świat, i wtedy się boję. 

- Dlaczego się boisz? 

- Boję się, Ŝe Bóg mi go zabierze, Ŝe uzna, Ŝe Peder nie pasuje do nas pozostałych. 

-  Są  ludzie  dobrzy  i  są  teŜ  źli.  Poza  tym  uwaŜam,  Ŝe  w  większości  z  nas  jest  coś 

dobrego, wszystko zaleŜy tylko od tego, jak się obeszło z nami Ŝycie. To, co dla jednego jest 

background image

grzechem,  nie  musi  wcale  oznaczać  czegoś  równie  grzesznego  dla  kogoś  innego,  jeŜeli 

rozumiesz, co mam na myśli. 

W napięciu zwróciła ku niemu twarz. 

- Nie, nie rozumiem. 

- ZałóŜmy, Ŝe wyrosłaś w domu, w którym nie cierpieliście biedy, a twoi rodzice byli 

dobrymi, Ŝyczliwymi ludźmi. JeŜeli coś byś ukradła tylko dlatego, Ŝe miałaś na to ochotę, a 

nie  dlatego,  Ŝe  było  ci  to  potrzebne,  to  popełniłabyś  wielki  grzech.  Gdybyś  natomiast 

pochodziła z ubogiej  rodziny i ukradła kawałek chleba, poniewaŜ twój Ŝołądek się skręcał z 

głodu, nie potraktowałbym obu kradzieŜy jako równie grzeszne. 

Skinęła głową, przypomniała sobie, Ŝe Sigurd, przyjaciel Johana, mówił podobnie. 

- Ale dla policji nie ma róŜnicy między jedną a drugą. 

- Tak, oni muszą stać na straŜy prawa. 

-  Ale  jeśli  jakiś  biedny  człowiek  ukradł  coś,  Ŝeby  kupić  drogie  i  niezbędne  dla  Ŝycia 

lekarstwa dla swojej siostry, nazwałbyś to cięŜkim grzechem? 

-  Myślę,  Ŝe  Bóg  spojrzałby  na  to  przez  palce,  o  ile  kradzieŜ  nie  wyrządziła  komuś 

krzywdy.  To  trudne  pytanie  -  dodał  po  namyśle.  -  KradzieŜ  jest  przestępstwem  i  chociaŜ 

człowiek,  którego  okradziono,  posiada  więcej,  niŜ  potrzebuje,  to  moŜe  bardzo  cięŜko  pra-

cował  i  walczył,  Ŝeby  osiągnąć  dobrobyt.  Niektórzy  wydają  wszystko,  co  mają,  gdy 

tymczasem  inni  postępują  bardzo  ostroŜnie  i  dokładnie  analizują  wydatki.  Dobrych  i  złych 

ludzi moŜna spotkać zarówno wśród biednych, jak i bogatych. Nie, nie wiem, jak powinienem 

odpowiedzieć  na  twoje  pytanie.  Jedyne,  co  mogę  przyznać,  to  Ŝe  jestem  zadowolony  z 

nowego  prawa  karnego,  które  zostało  u  nas  wprowadzone  trzy  lata  temu.  Mówi  się,  Ŝe  jest 

najbardziej  humanitarne  w  całej  Europie.  W  większym  stopniu  uwzględnia  sytuację 

przestępcy, stosuje tak zwane okoliczności łagodzące. 

Elise słuchała z zainteresowaniem. 

-  Czy  to  oznacza,  Ŝe  ci,  którzy  zostali  osądzeni  teraz,  dostaną  łagodniejszą  karę  niŜ 

ujęci trzy lata temu? 

- Tak, powinni. 

Elise znowu się zawahała, w końcu zdobyła się na odwagę. 

- Jaką karę moŜna dostać za kradzieŜ? 

- To zaleŜy, co ukradziono, czy to był napad, czy ktoś został ranny i tak dalej. 

Pytanie paliło ją w język, ale nie miała śmiałości go zadać. Opowiedziała kiedyś temu 

człowiekowi  o  złotej  broszce,  którą  znalazła,  więc  mógłby  z  łatwością  odgadnąć,  dlaczego 

pyta. 

background image

Pośliznęła się na jakiejś nierówności i upadłaby, lecz on szybko złapał ją za ramię. 

- Dziękuję - wymamrotała, czując zmieszanie. Roześmiał się. 

- Po co ma się kawalerów, jak nie po to, by pomagali damom w potrzebie? 

Nie pozostało jej nic innego, jak równieŜ się roześmiać. 

-  Nie  moŜemy  tak  chodzić  i  rozmawiać  o  samych  ponurych  sprawach,  takich  jak 

grzech i kara. 

Elise nie odpowiedziała, nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Odwrócił się ku niej, w 

jednej chwili spowaŜniał. 

-  Czy  coś  szczególnego  ci  leŜy  na  sercu,  skoro  się  dopytujesz?  Powzięła  szybką 

decyzję. 

- Tak. Mój narzeczony został aresztowany pod zarzutem kradzieŜy. 

Zapanowała cisza. 

Elise odwróciła się w stronę kapitana. 

- Chyba nikomu o tym nie powiesz? 

-  Oczywiście,  Ŝe  nie.  Dlaczego  miałbym  powiedzieć?  Przeszli  kilka  kroków  w 

milczeniu. 

- Z tego, co mówiłaś, wynika, Ŝe twój narzeczony to dobry człowiek. To on ci pomógł, 

gdy twój ojciec zachował się zbyt brutalnie. 

Zastanawiające, Ŝe o tym pamięta, pomyślała Elise zdumiona. 

-  Widziałem  go  na  cmentarzu  podczas  pogrzebu  -  mówił  dalej.  -  Wygląda  na 

sympatycznego chłopaka. 

Elise poczuła, Ŝe się czerwieni. 

- I taki jest. 

- Powiedziałaś, Ŝe jest podejrzany. Czy jesteś pewna, Ŝe on to zrobił? 

- Tak, policja znalazła u niego w domu złotą broszkę. 

- Tę samą, którą znalazłaś na chodniku? 

- Tak, tak sądzę. 

- A więc pewnie po prostu zwlekał z oddaniem jej? 

Te  słowa  były  jak  cios  pod  Ŝebra.  Czy  to  moŜliwe,  by  osądziła  Johana  za  wcześnie? 

Robiło jej się na przemian zimno i gorąco. W tej samej chwili przypomniała sobie, co mówili 

policjanci.  Na  ulicy  Karl  Johan  miało  miejsce  włamanie  do  sklepu  jubilera.  Musiał  istnieć 

jakiś  powód,  dla  którego  aresztowali  Johana  w  związku  z  tą  kradzieŜą,  w  przeciwnym 

wypadku  nie  robiliby  w  jego  domu  przeszukania  i  nie  znaleźli  broszki.  Poza  tym,  jeśli  się 

zastanowić, ostatnio Johan wydawał podejrzanie duŜo pieniędzy. Kupił jej nawet czekoladę. 

background image

- Kilka szczegółów wskazuje na to, Ŝe jest winny, ale pewna nie jestem - bąknęła. 

- Niech wątpliwości przemawiają na jego korzyść, Elise. 

Po  raz  pierwszy  zwrócił  się  do  niej  tylko  po  imieniu.  To  wywołało  w  niej  dziwne 

uczucie. Nie wiedziała, czy jej się to spodobało, czynie. 

-  Poczekaj  i  zobacz,  jak  się  sprawa  potoczy.  Musi  odbyć  się  rozprawa  i  musi  zapaść 

wyrok.  Być  moŜe  pojawią  się  jakieś  nowe  szczegóły,  moŜe  ktoś  będzie  chciał  zeznawać  na 

jego korzyść. Albo złapią prawdziwego złodzieja, który przyzna się do winy. Wiele się moŜe 

zdarzyć i dopóki twój narzeczony nie został osądzony, istnieje nadzieja, Ŝe jest niewinny. 

Czuła się zagubiona.  Być moŜe Emanuel Ringstad miał rację. MoŜe policja sądzi, Ŝe 

Johan brał udział we włamaniu, bo ktoś obciąŜył go w zeznaniach, a podczas przeszukania w 

jego domu znaleziono broszkę. Dlaczego nie przyznała się na posterunku, Ŝe to ona znalazła 

broszkę  na  chodniku?  Bez  zastrzeŜeń  przyjęła  wersję  policjantów,  mimo  Ŝe  wiedziała,  Ŝe 

Johan jest uczciwy. 

Dotarli do Pilestredet i zbliŜyli się do numeru dwudziestego drugiego. Światło latarni 

ulicznej  oświecało  szyld,  na  którym  widniał  napis  wielkimi  literami:  ŚWIĄTYNIA.  Kiedy 

otworzyli drzwi, usłyszeli grę na pianinie. 

Elise usiadła w jednym z ostatnich rzędów, tak jak ostatnio. 

Wielu ludzi juŜ przyszło, sporo jeszcze dochodziło. Wyglądało na to, Ŝe i dziś będzie 

tłoczno.  Rozejrzała  się  dokoła.  Niektóre  twarze  rozpoznawała,  ale  większość  z  nich  była  jej 

obca. Przybyło sporo robotnic, takich jak ona, ale i wolne ptaki ulicy nadciągnęły do ciepła. 

Łączyło ich to, Ŝe wszyscy naleŜeli do najbiedniejszych i najnędzniejszych w mieście oraz Ŝe 

wszyscy  pokładali  zaufanie  w  Armii  Zbawienia,  ostatniej  nadziei  na  tym  mrocznym  i  ponu-

rym świecie. 

Salwacjoniści  zaczęli  śpiewać  i  grać.  Dźwięki  trąby,  której  akompaniowały  gitara  i 

pianino,  popłynęły  ku  sali.  Elise  czuła,  jak  przygnębienie  stopniowo  ustępuje  i  jak  ciepło 

powoli dociera do zesztywniałego od mrozu ciała. Podobał jej się rytm, podobała muzyka, z 

przyjemnością  słuchała  pięknych  głosów.  Śpiewali  męŜczyźni  i  kobiety.  Emanuel  Ringstad 

był wśród nich. Wydawało jej się, Ŝe potrafi odróŜnić jego głos od innych, głęboki i dźwięcz-

ny,  chłonęła  występ  wszystkimi  zmysłami,  ciesząc  się,  Ŝe  moŜe  na  chwilę  odłoŜyć  na  bok 

wszystko, co bolesne i trudne. 

Móc śpiewać w takim chórze, pomyślała nagle. To musi być piękne. 

Potem jakiś męŜczyzna wygłosił mowę. Mówił ładnie i interesująco i Elise starała się 

słuchać  uwaŜnie,  mimo  Ŝe  była  bardzo  zmęczona.  MęŜczyzna  zaczął  od  zreferowania 

artykułu  z  pewnego  powaŜnego  czasopisma  politycznego,  w  którym  kilku  czołowym 

background image

osobistościom  Armii  Zbawienia,  między  innymi  generałowi,  zadano  pytanie:  „Co  jest  Pana 

zdaniem  największym  zagroŜeniem,  pod  względem  społecznym  i  politycznym,  dla 

nadchodzącego stulecia?” Generał odpowiedział: „Największe zagroŜenie widzę w głoszeniu 

religii  bez  Ducha  Świętego,  chrześcijaństwa  bez  Chrystusa,  odpuszczenia  bez  wyraŜenia 

skruchy, zbawienia bez nawrócenia i polityki bez Boga”. 

Elise  poczuła,  Ŝe  jej  powieki  zaczynają  robić  się  cięŜkie.  Mrugała  i  mrugała, 

prostowała  plecy  i  poprawiała  się  na  siedzeniu,  Ŝeby  wyrwać  się  z  obezwładniającego 

zmęczenia, które ją ogarnęło. Musiało być skutkiem doświadczeń z ostatnich dni. Przedtem, 

kiedy tu siedziała, równieŜ bywała zmęczona po długim dniu pracy w fabryce, ale teraz było 

inaczej. Ciepło pomieszczenia teŜ robiło swoje, poza tym dziś w nocy źle spała. Broniła się ze 

wszystkich  sił,  ale  nic  nie  pomagało.  Głos  przemawiającego  odpływał  coraz  dalej  i  dalej, 

słuchacze  zlali  się  w  jedną  szarą  masę,  Elise  nie  była  w  stanie  rozróŜnić  jednej  głowy  od 

drugiej.  Odnosiła  wraŜenie,  jakby  miała  w  ciele  cięŜki  odwaŜnik,  który  ciągnął  ją  w  dół, 

czuła, jak gdyby zapadała się w podłogę. Gdzieś z oddali dobiegał jej głos mówiącego, a ona 

zagłębiała się coraz bardziej i bardziej w miękki mrok. 

Obudziła się, gdy ktoś nią potrząsnął, i otworzyła oczy oszołomiona. Spojrzała prosto 

w twarz męŜczyzny. Pochylał się nad nią Emanuel Ringstad i przyglądał się jej zmartwiony. 

- Nie śpisz, Elise? - rozległ się głęboki głos. 

Rozejrzała  się  dokoła  nieprzytomnie.  Rzędy  ławek  opustoszały.  Przespała  mowę, 

ś

piew i modlitwę! Co za wstyd! Co musieli sobie pomyśleć o niej, która najpierw wyjęczała 

parę butów zimowych dla Hildy, a dziś poprosiła o drugą. 

-  Nie  rozumiem...  -  zerkała  na  niego,  to  znowu  na  puste  ławki  i  dalej  na  Ŝołnierzy, 

sprzątających wokół podium. - Chciałam wysłuchać całej mowy, ale nie udało mi się. To było 

tak jak... - nie znalazła słowa i machnęła bezradnie ręką. 

- Masz prawo spać. Wiele osób zasypia po długim dniu pracy; Nie jesteś wcale jedyną. 

Nadal się nad nią pochylał. 

Pokręciła głową, otworzyła usta, Ŝeby powiedzieć, Ŝe tylko poczuła w oczach piasek, 

ale słowa utknęły jej w gardle. Tak nie wypada, nie moŜna spać na spotkaniu w Świątyni, tu 

gdzie  śpiewa  się  na  całe  gardło  i  mówi  wprost  do  słuchaczy,  uŜywając  dobitnych  i 

podnoszących na duchu słów. 

- Nic się nie stało - dodał. 

Poczuła  się  jak  dziecko,  które  było  niegrzeczne.  Zakłopotana  chciała  wstać,  ale  on 

uprzedził ją - połoŜył jej rękę na ramieniu, Ŝeby ją powstrzymać. 

background image

-  Nie,  posiedź  trochę.  Mamy  czas.  Kilka  osób  zostało  jeszcze  i  modli  się  w  ławkach 

pokutnych,  dopiero  dziesiąta.  Policja  nie  pozwala  nam  przedłuŜać  spotkań,  ale  póki  co  nikt 

nas nie wygania. 

- Bardzo mi przykro - wyznała. Nie zdołała spojrzeć w te uczciwe oczy. - Naprawdę 

chciałam  uwaŜnie  słuchać,  nawet  pomyślałam  sobie,  Ŝe  byłoby  świetnie  śpiewać  w  chórze, 

ale  nagle  moją  głowę  jakby  wypełniły  kłęby  mgły.  Starałam  się  ich  pozbyć,  lecz  mi  się  nie 

udało. - Roześmiała się krótko, mając nadzieję, Ŝe ją zrozumiał. 

Wreszcie  ośmieliła  się  podnieść  wzrok  i  zobaczyła,  Ŝe  męŜczyzna  się  uśmiecha.  To 

był dobry i ciepły uśmiech, kapitan miał białe i równe zęby. 

-  Myślę,  Ŝe  byłaś  przemęczona.  Masz  duŜo  pracy.  Elise  spuściła  wzrok  i  zagryzła 

wargę. 

-  Wszyscy  inni  są  tak  samo  zmęczeni.  DuŜo  ludzi  leŜy  chorych  na  suchoty,  matki 

muszą  zostawiać  w  domu  chore  dzieci  i  iść  do  pracy.  -  Pomyślała  o  Oline  i  popatrzyła 

kapitanowi  w  twarz.  -  Oline  straciła  pracę,  choć  ma  czwórkę  dzieci;  wszystkie  są  chore  na 

odrę. Jej mąŜ nie Ŝyje. 

- Dlaczego straciła pracę? 

-  Bo  się  spóźniła  do  fabryki.  Dwa  razy  w  ciągu  tygodnia.  Nie  mogła  odejść  od 

najmłodszego, który majaczył w gorączce. Dosłownie lał się jej przez ręce. 

Emanuel Ringstad patrzył na Elise w milczeniu, jego twarz nabrała surowego wyrazu. 

Elise ponownie spróbowała wstać. 

- Muszę wracać do domu, do mamy. Tym razem nie usiłował jej powstrzymać. 

- Odprowadzę cię do domu, właśnie miałem juŜ iść. 

Uśmiechnęła  się  do  niego  ostroŜnie.  Przyjemniej  i  bezpieczniej  jest  z  kimś  wracać. 

Dręczyło  ją,  Ŝe  zasnęła  w  środku  mowy  i  dalej  spała,  gdy  lokal  stopniowo  pustoszał.  Wiele 

osób  musiało  ją  widzieć,  moŜe  pomyśleli  sobie,  Ŝe  jest  pijana.  Zrobiło  jej  się  gorąco  ze 

wstydu.  Pewnie  byli  tam  równieŜ  robotnicy  z  przędzalni.  W  takim  razie  plotka  szybko  się 

rozniesie! 

- Nie mogę ryzykować, Ŝe zaśniesz po drodze - dodał pogodnym głosem. 

Chciała zaprotestować, nie czuła się juŜ tak bardzo zmęczona. 

- Macie dosyć opału? Wyszli na ulicę. 

-  Myślę,  Ŝe  węgla  starczy  nam  na  jakiś  czas,  ale  w  ostatnich  dniach  drewna  nam 

bardzo ubyło. W pokoiku grzeję tylko wtedy, gdy to naprawdę konieczne, ale w kuchni muszę 

palić codziennie, Ŝeby gotować. Poza tym nie mogę patrzeć, jak oni tak strasznie marzną. 

- Oni? - w jego głosie brzmiała wesołość. - A ty? 

background image

- Nie pamiętam, bym kiedykolwiek marzła tak strasznie jak tej zimy. Czy w tym roku 

mróz był silniejszy niŜ zwykle? 

- Nie wiem, ale teŜ wydaje mi się, Ŝe jest wyjątkowo zimno. Jednak w moim pokoju 

na poddaszu jest  ciepło i przytulnie, poza tym przyzwyczaiłem się do  chłodu. DuŜo chodzę, 

noszę  drewno  i  Ŝywność  dla  ludzi,  którzy  są  w  najgorszym  połoŜeniu,  zwłaszcza  dla  osób 

starszych.  Powinniśmy  mieć  dla  nich  jakiś  dom,  gdzie  mieliby  opiekę  i  odpowiednie 

wyŜywienie. Niektórzy nie są nawet w stanie wyjść do sklepu w czasie zimy i są zaleŜni od 

Ŝ

yczliwych  sąsiadów,  którzy  kupują  im  najpotrzebniejsze  rzeczy.  Teraz  umierają  z  głodu. 

Albo zamarzają na śmierć - dodał. - JeŜeli nie ma nikogo, kto by im pomógł. 

-  Dlaczego  więc  ludzie  są  wobec  was  tacy  sceptyczni,  skoro  widzą,  Ŝe  Armia 

Zbawienia robi tyle dobrego? 

-  Z  powodu  niewiedzy.  Przybyliśmy  do  waszego  kraju  nie  tak  dawno  temu  i  wielu 

reaguje  niechęcią  na  to,  Ŝe  nazywamy  się  „armią”  i  jesteśmy  „Ŝołnierzami”  i  „oficerami”. 

UwaŜają, Ŝe ma to coś wspólnego z wojną; właściwie tak jest, prowadzimy wojnę przeciwko 

złu  na  świecie.  RóŜnica  jest  taka,  Ŝe  nasza  broń  jest  bezpieczna.  Zamiast  karabinów  i  armat 

uŜywamy słowa. Oprócz tego pieśni i muzyki, radości i dobrej nowiny. Musisz bardzo kochać 

swojego narzeczonego - zagadnął nagle. - Jesteś taka młoda i juŜ zaręczona? 

Nie mogła się nie roześmiać. 

- Ja, młoda? Znam wiele dziewcząt w fabryce w moim wieku, które mają juŜ dziecko, 

a nawet dwoje. 

- Ale chyba nie one o tym decydowały. Mam na myśli... - nagle zaciął się. - Popadły w 

nieszczęście, jak się o tym mówi. 

-  To  ich  jedyna  radość.  -  W  jednej  chwili  poŜałowała,  Ŝe  w  porę  nie  ugryzła  się  w 

język.  Jak  mogła  powiedzieć  coś  takiego  jednemu  z  nich?  On  z  pewnością  traktuje  miłość 

między kobietą a męŜczyzną jako cięŜki grzech, jako coś, z czym trzeba walczyć i na co nie 

wolno sobie pozwalać przed ślubem. - W kaŜdym razie tak mówią - dodała pośpiesznie. 

Miała  uczucie,  Ŝe  męŜczyzna  uśmiecha  się  w  ciemności.  Zatem  chyba  nie  jest  zły, 

pomyślała z ulgą. 

-  To  prawda.  To  ich  jedyna  radość.  Dlatego  ciągle  powtarzam,  Ŝe  nie  wolno  nam 

osądzać, nam, którym pisany lepszy los. Ale moŜna walczyć, jeŜeli ludzie tylko zrozumieją, 

Ŝ

e istnieje inna, o wiele większa radość. Właśnie to próbujemy przekazać. 

Elise stanęło nagle przed oczami jej spotkanie z Johanem na polanie zeszłego lata. Nie 

wierzyła,  by  istniała  większa  radość  niŜ  ta,  którą  przeŜyli  na  mchu  w  cieniu  drzewa  pod 

otwartym  niebem  nad  głową,  przy  śpiewie  ptaków  w  koronie  drzewa  nad  nimi,  i  poza 

background image

rozkoszą  rozpalającą  całe  ciało.  Kiedy  pobiorą  się  tego  lata...  Nagle  przystanęła  i  zagryzła 

wargę. 

- Nie zgadzasz się ze mną? - odwrócił się do niej. 

Na  szczęście  dla  Elise  do  następnej  latarni  było  jeszcze  daleko,  więc  nie  mógł  nic 

odczytać z wyrazu twarzy dziewczyny. 

-  Zgadzam  się  -  bąknęła;  nie  miała  odwagi  powiedzieć  więcej,  z  pewnością  by  nie 

zrozumiał. Wątpiła, by kiedykolwiek był zakochany, on, który działał w Armii od dziesięciu 

lat, a nie mógł mieć więcej niŜ dwadzieścia siedem. 

- Wiedziałem. 

Jego słowa zabrzmiały tak, jak gdyby odczuł ulgę, pomyślała zdziwiona. 

Nie odpowiedziała, nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Mimo Ŝe matka wbiła im w 

głowę,  jakie  niebezpieczeństwa  na  nie  czyhają,  nie  zdołała  ustrzec  Hildy.  Gdyby  równieŜ 

widziała ją samą i Johana na polanie, byłaby wstrząśnięta i rozczarowana. Gdyby widziała ich 

razem w kuchni, wtedy gdy ona, Elise, usiadła Johanowi na kolanach i pozwoliła mu wsunąć 

rękę  pod  kubrak,  podniosłaby  ostrzegawczo  palec  wskazujący  i  przytoczyła  wszystkie 

najgorsze przykłady, przychodzące jej do głowy, jaki los spotkał tych, którzy ulegli pokusie. 

Razem  z  Johanem  igrali  z  ogniem,  który  w  nich  płonął.  I  nadal  prowadziliby  tę  grę,  gdyby 

Johan nie został aresztowany. 

- Lubisz śpiewać, Elise? 

- Tak, mama twierdzi, Ŝe odziedziczyłam słuch po ojcu. Mówi, Ŝe gdybym przyszła na 

ś

wiat po drugiej stronie rzeki, mogłabym rozwijać ten talent. 

Sama  usłyszała,  jak  idiotycznie  zabrzmiało  to,  co  powiedziała,  i  w  tej  samej  chwili 

poŜałowała  swych  słów.  Dlaczego  nigdy  się  nie  zastanowi,  zanim  otworzy  usta?  ChociaŜ 

kapitan  był  tylko  zwykłym  młodym  człowiekiem,  prawie  tak  biednym  jak  ona,  poczuła  się 

niepewnie z powodu jego munduru. Dzięki niemu męŜczyzna wydawał się taki dojrzały, taki 

inny. Wprawdzie poświęcał swe Ŝycie, Ŝeby pomagać innym, ale i ona nie robiła nic innego, 

mimo Ŝe nie była w stanie pomagać nikomu więcej niŜ swej najbliŜszej rodzinie. 

-  Chciałabyś  zacząć  śpiewać  w  naszym  chórze?  To  znaczy,  czy  chciałabyś  zostać 

Ŝ

ołnierzem Armii? - nagle znowu wydał się taki chłopięcy, niemal zaczął się jąkać. 

Potrząsnęła głową. 

-  Chętnie,  ale  nie  mam  czasu.  Nawet  dziś  wieczorem  trudno  mi  było  wyrwać  się  z 

domu. 

background image

- Wielka szkoda. - Wydawał się naprawdę rozczarowany. - Łatwiej byłoby ci choć na 

chwilę zająć myśli czymś innym. Czy twoja siostra nie moŜe czasem zostać w domu i zająć 

się mamą? Czy zawsze ty musisz się poświęcać? 

-  Nie  poświęcam  się!  -  poczuła  się  niemal  uraŜona.  -  Gdybyś  znał  moją  mamę,  nie 

mówiłbyś  w  ten  sposób.  Ona  nigdy  o  nic  nie  prosi,  niczego  nie  Ŝąda,  nigdy  nie  jest 

niezadowolona.  Okazuje  tylko  wdzięczność.  Takiej  matce  nietrudno  jest  pomagać.  Często 

myślę, Ŝe to dla mnie dar. To ona daje, nie ja. 

- Ładnie to powiedziałaś. Czy mogę wykorzystać te słowa w mojej pracy? 

- Powiedziałam tylko to, co myślę. 

- Rozumiem. To dlatego to takie piękne. 

-  Poza  tym  mamy  jeszcze  jeden  kłopot.  Ale  tego  nie  mogę  ci  powiedzieć  -  dodała 

szybko. - Dotyczy Hildy. 

Nie odpowiedział. Prawdopodobnie próbował zgadnąć, co to takiego. 

-  Rozmawiałem  dziś  wieczorem  z  jedną  z  samarytanek  -  odezwał  się  po  chwili, 

zmieniając temat. - Obiecała, Ŝe postara się znaleźć jakieś buty zimowe dla ośmiolatka. JeŜeli 

będą  o  kilka  numerów  za  duŜe,  to  trudno.  I  moŜe  jakieś  ubrania.  Chłopak  na  pewno  szybko 

rośnie. 

-  Dziękuję  bardzo.  Nie  śmiałam  o  to  prosić,  chociaŜ  niedługo  z  jego  spodni  zostaną 

same strzępy. Ale tylu ludzi marznie i chodzi w zniszczonych ubraniach. Nie tylko my. 

-  Spełniam  tylko  swój  obowiązek.  Mogę  przynieść  to  jutro  wieczorem  -  dodał 

ochoczo. - I tak wybieram się na Maridalsveien, Ŝeby dostarczyć komuś Ŝywność, więc nic się 

nie stanie, jeśli pójdę dalej przez most. 

-  Dziękuję,  ale...  ale  nie  trzeba.  -  Chciała  powiedzieć,  Ŝe  byłoby  lepiej,  gdyby  buty  i 

rzeczy przyniosła samarytanka, poniewaŜ Johanowi nie spodobałoby się, Ŝe oficer przychodzi 

osobiście, ale w porę się opamiętała. AŜ tak zazdrosny Johan nie był, by nie ścierpieć, Ŝe pan 

Ringstad przyszedł z butami dla Pedera! 

Jednocześnie  zdumiało  ją,  Ŝe  kapitan  roznosi  biednym  Ŝywność,  poniewaŜ zwykle  to 

kobiety odwiedzały potrzebujących w ich domach. 

-  Zaraz  będziemy  na  miejscu.  W  miłym  towarzystwie  czas  szybciej  mija.  -  Przyjrzał 

się Elise badawczo w świetle latarni przy Ullevaalsveien. 

- Tak. 

- Chyba nie boisz się juŜ cmentarzy? - poznała po jego głosie, Ŝe się uśmiecha. 

- Nie tak bardzo, ale nie jestem pewna, czy masz rację co do zmarłych. Nikt nie moŜe 

wiedzieć, co się z nami dzieje po śmierci. 

background image

-  A  jednak.  JeŜeli  przeczytasz  Nowy  Testament,  będziesz  wiedziała.  Najpierw 

zapadamy w długi sen, a potem, w dniu sądu ostatecznego, przebudzimy się. 

-  Ale  co  z  tymi,  którzy  w  to  nie  wierzą?  Czy  to  niemoŜliwe,  by  byli  na  cmentarzu 

Naszego Zbawiciela w wigilię BoŜego Narodzenia? 

- Nie. To tylko bajka - rzekł stanowczo. 

Mimo  wszystko  Elise  nie  była  przekonana.  Asbjørnsen  i  Moe,  którzy  zebrali  stare 

baśnie, musieli gdzieś o tym słyszeć. Inaczej po co by o tym pisali? 

- Chcesz, Ŝebym odprowadził cię do samego domu? Chciałaby powiedzieć „tak”, ale 

nie  miała  śmiałości.  Mogła  być  pewna,  Ŝe  wtedy  natknęliby  się  na  Valborg  lub  jej 

przyjaciółkę. 

- Nie, dziękuję, to juŜ niedaleko. 

Zatrzymał się w miejscu, gdzie przystanął równieŜ poprzednim razem. 

- A więc zobaczę cię pewnie jutro? Skinęła. 

- O ile nie będę na dole u pani Thoresen. 

- Kto to jest? 

- Matka Johana. 

- Ach, to ta, która ma niepełnosprawną córkę. Spojrzała na niego zaskoczona. 

- Wiedziałeś o tym? 

- Kapitan Maren Sørby mi o tym powiedziała. 

To dziwne, Ŝe tak go interesują ludzie, których nie zna, pomyślała. Nagle przyszło jej 

coś do głowy. 

- Znasz moŜe majstra w przędzalni Nedre Vøien? Mieszka pewnie gdzieś na wzgórzu 

Aker. 

- Pan Paulsen mieszka w domu obok mojego. 

- Znasz go? 

- Tylko ze słyszenia. Człowiek, u którego wynajmuję pokój, jest jego krewnym. 

- Czy on... czy jest wdowcem? 

- Tak, stracił Ŝonę dwa lata temu, to był dla niego prawdziwy cios. Odnoszę wraŜenie, 

Ŝ

e jest bardzo samotny. Widzę, jak człapie do fabryki rano i wieczorem, a raz nawet wrócił do 

domu dopiero o świcie. Praca jest widocznie jedyną treścią jego Ŝycia. 

- Wydaje mi się, Ŝe słyszałam, Ŝe jest bezdzietny? 

- Tak, dokładnie tak jak jego bratanek. Bezdzietność jest chyba u nich rodzinna. Wiele 

razy się zastanawiałem, jak dziwne jest Ŝycie. Robotnikom rodzi się jedno dziecko za drugim 

background image

i z trudem udaje im się je wykarmić, a majster i jego bratanek mogliby zapewnić utrzymanie 

całej masie, a nie mają ani jednego. 

Elise śpieszyła się. 

- Muszę biec do domu do mamy. Dziękuję za towarzystwo. 

- To ja dziękuję. Mam nadzieję, Ŝe zobaczymy się jutro. 

Nie odpowiedziała, tylko odwróciła się i ruszyła w stronę kamienicy. 

To na pewno dlatego majster był dla Hildy taki łaskawy. Być moŜe był nieszczęśliwy, 

Ŝ

e  nie  ma  dzieci,  i  kiedy  usłyszał,  Ŝe  jego  przygoda  z  Hildą  ma  swoje  konsekwencje, 

postanowił  pomóc  dziewczynie.  „Zajmę  się  tym”,  powiedział.  MoŜe  zamierza  płacić  co 

miesiąc okrągłą sumkę! MoŜe wyłoŜy tyle, Ŝe Hilda nie będzie musiała chodzić do fabryki i 

będzie mogła sama zająć się dzieckiem, zamiast zostawiać je co rano w Ŝłobku? 

Emanuel  Ringstad  nie  ukrywał,  Ŝe  majster  jest  dobrze  sytuowany,  a  skoro  nie  ma 

własnych  dzieci,  nie  musi  wydawać  pieniędzy  na  nikogo  innego  poza  sobą  samym.  W  tej 

sytuacji  nieszczęście  Hildy  moŜe  być  ratunkiem  dla  całej  rodziny.  Wtedy  być  moŜe  i  ona 

sama  będzie  mogła  sprawić  sobie  nowe  buty  na  zimę  i  ciepłe  ubranie.  Taki  człowiek  jak 

majster  na  pewno  nie  wie,  jak  mało  pieniędzy  wydają  na  Ŝycie,  i  na  pewno  będzie  Hildzie 

dawał więcej, niŜ zarobiłaby w fabryce jako pomocnica. 

Powinna  przestać  czynić  Hildzie  wyrzuty.  Być  moŜe  powinny  nawet  powiedzieć  o 

tym  mamie.  Postarać  się  ją  przekonać,  Ŝe  ciąŜa  Hildy  to  nie  wstyd  ani  wielka  tragedia,  ale 

wręcz przeciwnie, moŜe okazać się ich ratunkiem. 

W którym miesiącu jest Hilda? Usiłowała się skupić i przypomnieć sobie, kiedy Hilda 

ostatnio  uŜywała  podpasek.  Pewnie  jakieś  kilka  miesięcy  przed  BoŜym  Narodzeniem.  MoŜe 

trzy miesiące temu? W takim razie zostało jeszcze sześć. W lipcu. W samym środku lata, gdy 

powietrze będzie ciepłe i dziecko będzie miało większe szanse, Ŝeby przeŜyć. 

Plotki  na  pewno  po  jakimś  czasie  ucichną,  zamiast  tego  dziewczęta  zaczną  Hildzie 

zazdrościć.  MoŜe  nie  trzeba  będzie  prosić  Loranga,  by  wziął  na  siebie  ojcostwo.  W  jednej 

chwili przyszłość wydała się nieco jaśniejsza, mróz juŜ tak zajadle nie szczypał, a Elise udało 

się nawet odsunąć nieco na bok rozpacz z powodu nieszczęścia Johana. 

W  myślach  ujrzała  majstra  tego  dnia,  kiedy  stanął  w  fabrycznej  hali  i  poprosił 

wszystkich,  by  łagodniej  obchodzili  się  z  Elise  i  Hildą,  poniewaŜ  straciły  ojca.  Wcześniej 

zawsze uwaŜała go za człowieka, który myślał tylko o władzy i starał się zagarniać ku sobie 

jak najwięcej, ale wtedy sprawiał wraŜenie niemal ludzkiego. MoŜe był lepszy, niŜ myślała? 

Powinna  raczej  posłuchać  przyjaciela  Johana,  który  twierdził,  Ŝe  wiele  spośród  osób  dobrze 

sytuowanych to ludzie dobrzy i pracowici. Podobnie twierdził Emanuel Ringstad nie dalej jak 

background image

dziś wieczorem, Ŝe i wśród biednych, i bogatych moŜna spotkać zarówno dobrych, jak i złych 

oraz Ŝe w większości z nas tkwi coś dobrego. 

Ta myśl sprawiła jej ulgę. Gdyby mogła zupełnie inaczej spojrzeć na katastrofę Hildy i 

potraktować  ją  jako  szczęście  w  nieszczęściu,  wszystko  stałoby  się  o  wiele  łatwiejsze.  Nie 

musiałaby juŜ się obawiać, Ŝe Hilda straci pracę i Ŝe cała rodzina będzie musiała Ŝyć z jednej 

pensji. 

MoŜe  i  połoŜenie  Johana  nie  było  tak  beznadziejne.  Emanuel  Ringstad  twierdził,  Ŝe 

policja  mogła  go  podejrzewać,  poniewaŜ  znalazła  u  niego  w  domu  tę  nieszczęsną  broszkę. 

Johan  na  pewno  nie  miał  okazji  zgłosić  znalezionej  zguby,  gdzie  trzeba,  a  Ŝeby  uspokoić 

Elise,  udawał,  Ŝe  to  zrobił.  Jemu  teŜ  nie  jest  łatwo  wyrwać  się  z  domu,  poniewaŜ  musi 

zajmować się Anną i matką. 

Dlaczego  nie  powiedziała  o  tym  na  policji?  Urzędnicy  byli  tacy  pewni  siebie,  tacy 

zarozumiali. Poza tym zwykłej robotnicy niełatwo jest się odezwać. Odniosła teŜ wraŜenie, Ŝe 

broszka  nie  jest  jedynym  dowodem,  jaki  posiadają,  choć  moŜe  się  mylić.  Mimo  wszystko 

moŜliwe,  Ŝe  aresztowali  Johana  jedynie  z  powodu  znalezionej  broszki,  a  wtedy  tylko  ona, 

Elise, moŜe go oczyścić z zarzutów! 

Musi  udać  się  jeszcze  raz  do  magistratu,  chociaŜ  na  samą  myśl  aŜ  ją  skręcało  z 

niechęci.  Musi  powiedzieć,  Ŝe  wsunęła  broszkę  do  kieszeni  i  trzymała  ją  przez  cały  dzień, 

zamiast  oddać  nadzorcy  lub  dyrektorowi,  oraz  Ŝe  przekazała  ją  Johanowi  z  obawy,  Ŝe  ktoś 

mógłby  ją  posądzić  o  kradzieŜ.  Czy  jej  uwierzą?  A  moŜe  posądzą  ją  o  współudział  we 

włamaniu  i  równieŜ  osadzą  w  areszcie?  Wtedy  bracia,  mama  i  Hilda  zostaną  bez  niczyjej 

pomocy. Panie Jezu, co za nieszczęście! 

Ale jeśli nie pójdzie na policję, Johan moŜe zostać skazany na cięŜkie roboty, mimo Ŝe 

jest niewinny. Poza tym nie będzie mógł zrozumieć, dlaczego nie powiedziała policji prawdy. 

Straci dla niej szacunek, tak się rozczaruje, Ŝe nie będzie się chciał z nią oŜenić. 

Ale jeŜeli oboje zostaną skazani, odbije się to równieŜ na matce Johana i Annie. Miała 

pewność, Ŝe narzeczony liczy na nią i jej pomoc, skoro sam nie moŜe się zająć najbliŜszymi. 

Jak by na tę sprawę nie spojrzeć, wydawała się równie beznadziejna. 

Elise zbliŜała się do mostu, szum wodospadu w wieczornej ciszy wydawał się jeszcze 

głośniejszy. Naturalnie musi pójść na posterunek. Nie widziała innego rozwiązania. 

Kiedy  zbliŜyła  się  do  kamienicy,  dostrzegła  ciemny  zarys  postaci,  stojącej  na 

chodniku  tuŜ  przy  wejściu.  Pani  Evertsen  jeszcze  nie  połoŜyła  się  spać,  słabe  światło 

przedarło  się  z  okna  jej  pokoiku  i  sprawiło,  Ŝe  postać  wyłoniła  się  z  ciemności.  To  był 

męŜczyzna, wyglądało na to, Ŝe na kogoś czeka. Elise z wahaniem podeszła bliŜej. 

background image

Nie  wiedziała,  kto  to,  zanim  nie  podeszła  całkiem  blisko.  Coś  w  jego  pochylonej 

sylwetce kazało jej przez krótką chwilę sądzić, Ŝe to Lort - Anders, ale zaraz zauwaŜyła, Ŝe to 

jeden  z  tych  dwóch,  którzy  szli  wtedy  razem  z  nim  koło  mostu,  wolno,  bez  pośpiechu,  tacy 

męscy i pewni siebie, spluwając i przeklinając co drugie słowo. 

Stał spokojnie, zagrodził jej drogę. 

Chciała go szybko ominąć, nie znała go i nie podobała jej się banda, do której naleŜał. 

- Jest coś, o czym musimy pogadać. 

- No to mów. 

- Lort - Anders siedzi w ciupie. 

Elise otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. 

- Za co? 

- KradzieŜ. Tę samą, na której był z nami Johan. Elise znieruchomiała. 

- Nie rozumiem, o czym mówisz. 

- Wiesz chyba, Ŝe Johana zamknęli w areszcie? 

- To nieporozumienie. Znalazłam złotą broszkę na chodniku i poprosiłam Johana, Ŝeby 

ją zwrócił na policję w moim imieniu, ale on zwlekał i teraz jest podejrzany o jej kradzieŜ. 

Roześmiał  się.  Nawet  w  półmroku  Elise  zauwaŜyła,  Ŝe  brakowało  mu  kilku  zębów. 

Jego śmiech był ohydny. 

- Mówisz, Ŝe tak było? A ja myślałem, Ŝe broszka była raŜeni z innymi łupami, które 

Johan dostał za to, Ŝe stał na czujce. 

Elise wpatrywała się w niego oniemiała. Czuła, jakby serce przestało jej bić. 

-  Nie  ma  się  co  przejmować.  Nie  poszedł  z  nami,  stał  tylko  na  rogu,  a  potem  zabrał 

rikszą wszystko, co tamci zrabowali. Gdyby policja nie znalazła tej broszki, nikt by teraz nie 

siedział. 

Elise nadal się nie odzywała, czuła, Ŝe zamarzła na kość. 

-  Kapujesz?  Przez  tę  broszkę  przepadł  cały  łup.  Lort  -  Anders  przemycił  dla  mnie 

gryps.  Musisz  coś  zrobić,  pisze,  bo ty  ją  znalazłaś.  Kiedy  policja  się  dowie,  Ŝe Johan  dostał 

broszkę od ciebie, wypuści ich. 

Wreszcie Elise odzyskała mowę. Była oburzona i ze złością popatrzyła na chłopaka. 

- UwaŜasz, Ŝe pomogę złodziejom wydostać się z więzienia? 

- Nazywasz Johana złodziejem? Odwrócił się, Ŝeby odejść. 

background image

-  Zrobisz,  jak  chcesz.  Nie  będę  cię  zmuszał,  ale  jeśli  nie  posłuchasz,  tym  gorzej  dla 

ciebie. 

Z tymi słowy odwrócił się i poszedł. 

Elise  stała  jak zamurowana,  nie  była  w  stanie  się  poruszyć  ani  jasno  myśleć.  A  więc 

jednak  Johan  był  winny!  Musiał  powiedzieć  Lortowi  -  Andersowi  i  pozostałym,  Ŝe  znalazła 

broszkę,  a  teraz  Lort  -  Anders  wymyślił  sposób,  Ŝeby  uniknąć  kary!  JeŜeli  zeznałaby  pod 

przysięgą, Ŝe znalazła broszkę i oddała ją Johanowi, policja nie miałaby Ŝadnych dowodów. 

Ale  dlaczego  Lort  -  Anders  miałby  wyjść  na  wolność  tylko  dlatego,  Ŝe  chciała,  by 

wypuścili Johana? Pokręciła głową zakłopotana. 

CięŜkim krokiem ruszyła w górę po schodach. 

Kiedy  dotarła  do  domu,  w  kuchni  było  ciemno,  wszyscy  poszli  spać.  ChociaŜ  była 

przemarznięta  i  głodna,  nie  miała  siły  rozpalić  w  piecu.  Nie  dała  nawet  rady  zapalić  lampy 

parafinowej.  OcięŜała,  zmęczona  rozebrała  się,  wśliznęła  do  sypialni,  po  omacku  dotarła  do 

materaca,  wciągnęła  przez  głowę  koszulę  nocną  i  zaszyła  pod  cienką  pierzyną.  Była  tak 

skostniała z zimna, Ŝe szczękała zębami, w nogach nie miała czucia. 

JeŜeli pójdzie do magistratu i opowie o znalezionej broszce, to czy obaj - Johan i Lort 

- Anders - zostaną zwolnieni? Mimo Ŝe są winni? JeŜeli nie pójdzie, Johan zostanie zesłany 

na  roboty,  moŜe  na  wiele  lat,  do  pracy  wyciskającej  krwawy  pot  od  czwartej  rano  do 

dziewiątej  wieczorem,  jak  chyba  słyszała.  Johan  opowiadał  kiedyś,  Ŝe  widział  więźniów 

Państwowego Więzienia Akershus, niewolników, jak ich nazywano, jak szli ulicą z kajdanami 

na nogach. 

Wysyłano  ich  do  takich  prac,  których  nikt  nie  chciał  wykonywać,  między  innymi  do 

opróŜniania  wychodków  w  Vika.  Johan,  który  był  tak  porządny  i  schludny,  będzie  moŜe 

zmuszony dzielić celę z mordercą? To go załamie! 

Nie mogła zasnąć. W stopach czuła rwący ból, głowa jej pękała. Ciało drŜało z zimna, 

trudno  było  spokojnie  uleŜeć.  Elise  długo  wierciła  się  w  łóŜku,  wreszcie  nie  wytrzymała, 

wstała  i  cicho  wymknęła  się  do  kuchni.  Zapaliła  lampę,  odezwały  się  wyrzuty  sumienia,  bo 

nie stać ich było na marnowanie parafiny, usiadła na stołku, kuląc nogi pod koszulą nocną, i 

dobrze otuliła się szalem. Usiłowała uporządkować myśli. 

Co  by  jej  poradził  Emanuel  Ringstad?  „Coś,  co  jest  grzechem  dla  jednego,  nie  musi 

być grzechem dla kogoś innego”... 

Ale  Johan  nie  musiał  brać  udziału  we  włamaniu.  Miał  pracę  i  chociaŜ  zarabiał  za 

mało,  Ŝeby  kupić  wszystkie  lekarstwa  potrzebne  Annie,  nie  naleŜał  do  najgorzej 

sytuowanych.  Mimo  Ŝe  robotnicy  cierpieli  głód,  nosili  zniszczone  ubrania  i  byli  zmęczeni, 

background image

nikt by ich nie usprawiedliwiał, gdyby dopuścili się łamania prawa. W przeciwnym razie nad 

rzeką Aker pojawiłoby się wielu przestępców. 

Nie, tej decyzji sama nie będzie w stanie podjąć. 

Czy powinna zapytać mamę? Teraz i tak będzie musiała jej powiedzieć, co się stało z 

Johanem. Nie moŜe z tym czekać. 

Nie,  potrząsnęła  głową.  Tak  dobrze  wiedziała,  co  by  powiedziała  matka.  „Bez 

względu  na  to,  jak  wam  się  ułoŜy,  nigdy  nie  wolno  wam  ulec  pokusie  popełnienia 

przestępstwa. Po to doświadczamy trudności, Ŝebyśmy wyciągali z nich naukę i czerpali siłę”. 

A  moŜe  panią  Thoresen?  Sprawa  dotyczy  jej  syna  i  chociaŜ  kobieta  jest  równie 

przyzwoita i uczciwa jak matka Elise, być moŜe spojrzy na to nieco inaczej? 

Ponownie  potrząsnęła  głową.  Matka  Johana  juŜ  się  załamała,  będzie  tylko  siedzieć  i 

płakać. 

- Spytam Emanuela Ringstada - szepnęła do siebie. On jako jedyny powiedział, Ŝe to, 

co dla jednego jest cięŜkim grzechem, nie musi wcale nim być dla kogoś innego. 

Była  spięta,  kiedy  następnego  dnia  wracała  w  czasie  przerwy  obiadowej  do  domu. 

Powiedział, Ŝe przyjdzie dziś wieczorem, ale miała uczucie, Ŝe moŜe mógłby zajrzeć jeszcze 

przed południem. 

ZauwaŜyła  go  od  razu,  kiedy  wyszła  zza  rogu.  Stał  przed  wejściem,  dokładnie  tam, 

gdzie  poprzedniego  wieczoru  czekał  na  nią  przyjaciel  Lorta  -  Andersa.  Pod  pachą  trzymał 

pakunek.  To  na  pewno  buty  na  zimę  dla  Pedera,  powiedziała  do  siebie  w  duchu  i  po  raz 

pierwszy  poczuła  przypływ  radości,  odkąd  doszła  do  wniosku,  Ŝe  nieszczęście  Hildy  wcale 

nie musi oznaczać kłopotów. W kaŜdym razie nie tak wielkich, jak się obawiała. 

Uśmiechnął się na jej widok. W tej samej chwili Elise spostrzegła, Ŝe wyszło słońce, 

niebo jest niebieskie i mróz juŜ tak bardzo nie dokucza. To na pewno jakiś znak. 

-  Pomyślałem,  Ŝe  wrócisz  do  domu  w  czasie  przerwy  obiadowej  -  zawołał,  kiedy  się 

zbliŜyła. Wyjął pakunek. - Znalazłem parę butów, które moim zdaniem mogą pasować. Jedna 

z  samarytanek  uznała,  Ŝe  powinny  być  wystarczająco  duŜe  dla  ośmiolatka.  DołoŜyłem  teŜ 

trochę  ubrań.  Spodnie  będą  na  pewno  za  duŜe,  ale  moŜe  da  się  je  trochę  podwinąć.  Kapitan 

Maren Sørby niestety nie mogła dziś przyjść, więc wziąłem przy okazji trochę innych rzeczy. 

- MoŜe Ŝywność dla mamy? 

Skinął głową; przestąpił z nogi na nogę, wydał się nagle zakłopotany. 

-  Jest  coś,  o  czym  chciałbym  z  tobą  porozmawiać.  Czy  mogę  wejść  na  górę? 

Obiecałem Maren Sørby, Ŝe sprawdzę, czy macie dosyć drewna. 

background image

Nie musi wcale wchodzić do mieszkania, by się dowiedzieć, pomyślała Elise, ale nie 

odezwała się. Przy okazji będzie go mogła spytać o radę. 

Nie zamienili ani słowa po drodze na górę. 

Muszę  wyjaśnić  mamie,  dlaczego  dobiega  jej  z  kuchni  męski  głos,  napomniała  samą 

siebie i pomyślała, Ŝe zaraz potem musi jej powiedzieć o Johanie. 

Zaprowadziła  Emanuela  do  kuchni  i  doznała  takiego  samego  uczucia  wstydu  jak 

wtedy,  kiedy  wpuściła  tu  Maren  Sørby;  krępowała  się  z  powodu  zniszczonych  zasłonek, 

zapuszczonych ścian, skromnego wyposaŜenia. Nawet u matki Johana było ładniej niŜ u nich, 

mimo Ŝe wszystkim zajmowała się sama jedna. 

- Wejdę tylko na chwilę do mamy i uprzedzę, Ŝe jesteśmy - rzuciła pośpiesznie. 

Skinął głową i odłoŜył na stół to, co przyniósł. Elise zniknęła w pokoiku. 

Mama  wyszczotkowała  włosy,  upięła  je  do  góry,  włoŜyła  okulary  taty  i  czytała  starą 

gazetę. Widok był tak niespodziewany, Ŝe Elise otworzyła oczy ze zdumienia. Mama opuściła 

gazetę i posłała córce pytające spojrzenie. 

- Czy ktoś tu jest? 

- Tak, pewien człowiek z Armii Zbawienia. Kapitan Maren Sørby nie mogła niestety 

przyjść, ale on przyniósł Ŝywność dla ciebie oraz buty zimowe i ubranie dla Pedera. 

Matka spojrzała, nie rozumiejąc. 

-  Poprosiłam  go  o  rozmowę.  Coś  się  stało...  Coś,  o  czym  chciałabym  ci  powiedzieć, 

kiedy pójdzie. 

- Chyba nic złego? Elise nie odpowiedziała. 

- Wrócę, jak tylko będę mogła. 

- To ten sam, który śpiewał na pogrzebie ojca? - matka popatrzyła na nią w napięciu. 

Elise skinęła. Nie rozumiała, jakim cudem mama się domyśliła, mógł to przecieŜ być 

kaŜdy. 

- Pozdrów go ode mnie i powiedz, Ŝe sprawił mi wielką radość. 

-  JuŜ  to  zrobiłam.  Spotkałam  go  wczoraj  w  Świątyni.  Mieszka  na  wzgórzu  i 

odprowadził mnie do domu - pośpieszyła z wyjaśnieniem. 

- Dobrze, Ŝe ci towarzyszył, Elise. Nie lubię, kiedy wracasz sama po ciemku. 

- Siadaj, proszę - rzekła, kiedy wróciła. MęŜczyzna nadal stał na środku kuchni. 

Usiadł na jednym z taboretów i zwinął czapkę w dłoniach. 

- Myślałem o tym, o czym rozmawialiśmy. O tobie i śpiewaniu... 

-  Ale  powiedziałam,  Ŝe  nie  mam  czasu.  Muszę  pracować,  Ŝeby  utrzymać  rodzinę.  A 

wieczorami jestem zbyt zmęczona. Poza tym muszę się zająć chłopcami i mamą. 

background image

-  Ale  twoja  siostra  ma  juŜ  szesnaście  lat  i  teŜ  pracuje.  Elise  przytaknęła  i  odwróciła 

się. 

- Napijesz się kawy? - Pochyliła się nad kuchnią. Poderwał się ze stołka. 

- Pozwól, Ŝe pomogę ci rozpalić. 

Zgodziła się, a sama wyjęła torebkę z kaszą, Ŝeby ugotować obiad. 

- Czy to całe drewno, które ci zostało? 

- Tak, zamierzam dokupić więcej po wypłacie. Nie odpowiedział. 

- Ja teŜ chciałabym cię o coś spytać - mówiła dalej, ustawiając się tak, by nie musiała 

patrzeć mu w oczy. 

- Mów. 

-  Wczoraj  wieczorem,  kiedy  wróciłam  do  domu,  czekał  na  mnie  przed  wejściem 

pewien męŜczyzna. 

Poprawił się na siedzeniu i spojrzał na nią. 

-  Prawdziwy  zbir.  Jeden  z  najgorszych  łobuzów.  Emanuel  nie  odezwał  się,  czekał  w 

skupieniu. 

Elise głęboko zaczerpnęła powietrza. I tak musi przystąpić do rzeczy. 

- Powiedział, Ŝe Johan jest winny oraz Ŝe mogę uratować jego i jeszcze jednego, jeŜeli 

pójdę na policję i powiem, Ŝe to ja znalazłam broszkę i mu ją dałam. 

Kapitan  nadal  nic  nie  mówił.  Elise  nalała  wody  do  garnka,  wsypała  kaszę,  dodała 

mleko  i  odrobinę  soli.  Chwilę  po  zagotowaniu  musiała  przełoŜyć  całość  do  wysokiego 

garnka, Ŝeby kasza była gotowa, kiedy chłopcy wrócą ze szkoły. 

-  Próbujesz  mi  powiedzieć,  Ŝe  ten  zbir  starał  się  ciebie  namówić,  Ŝebyś  złoŜyła 

zeznanie, mimo Ŝe wiesz, Ŝe twój narzeczony jest winny, tak? - odezwał się wreszcie. 

- MoŜe nie musiałabym świadczyć na ich korzyść, ale tylko powiedzieć prawdę, Ŝe to 

ja znalazłam broszkę na chodniku i dałam ją Johanowi, by on z kolei zwrócił ją na policję w 

moim imieniu, tylko on po prostu nie zdąŜył tego jeszcze zrobić. 

- Nie wygląda na to, by ten człowiek naleŜał do najbystrzejszych. 

Elise odwróciła się gwałtownie w jego stronę. 

- Jak to? 

-  MoŜemy  się  domyślać,  Ŝe  policja  ma  więcej  dowodów  niŜ  tylko  broszkę.  Musi 

istnieć  przecieŜ  jakiś  powód,  dla  którego  przymknęli  równieŜ  tego  drugiego.  Dlaczego 

mieliby wypuścić obu, gdy się przyznasz, Ŝe to ty znalazłaś broszkę na chodniku? 

-  Nie  wiem.  -  Pokręciła  głową  w  zakłopotaniu,  czuła  się  głupia.  -  Myślałam  o  tym 

samym, wyglądało jednak na to, Ŝe ten człowiek wie coś, o czym nie chciał mi powiedzieć. 

background image

- A jeśli ma rację? Czy pomogłabyś złodziejowi wyjść z więzienia? 

Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. 

- Mówiłeś, Ŝe to, co dla jednego jest grzechem, nie musi być  grzechem w przypadku 

kogoś innego. 

-  To  prawda,  i  wiesz,  co  miałem  na  myśli.  Co  wiesz  o  tym  drugim  męŜczyźnie, 

którego aresztowano z Johanem? Czy naleŜy do tych, którzy zasługują na to, by ich bronić? 

Elise  ujrzała  przed  oczami  Lorta  -  Andersa,  czarnego  jak  kominiarz,  wiecznie 

skradającego  się,  szczwanego  jak  lis.  Siedział  w  kryminale  w  Trondheim,  był  więziony  w 

Państwowym  Więzieniu  Akershus,  a  potem  mieszkał  w  hotelu  Ingebrigtsen  na  Vognmands 

Gade, miejscu znanym z działalności prostytutek. Słyszała nawet, Ŝe część zarobku dziewcząt 

zgarniał  do  swojej  kieszeni.  Zdecydowanie  nie  naleŜał  do  tych,  którzy  budzą  sympatię  lub 

współczucie. 

Potrząsnęła głową. 

-  Czy  mimo  wszystko  chciałabyś  go  uwolnić,  Ŝeby  twój  narzeczony  mógł  wyjść  z 

aresztu? 

Odniosła  wraŜenie,  jakby  w  jego  głosie  zabrzmiała  nuta  wyrzutu.  Nie  była  w  stanie 

odpowiedzieć ani spojrzeć mu w oczy. 

-  Twój  narzeczony  jest  dorosłym  męŜczyzną,  Elise.  Wydaje  mi  się,  Ŝe  jest  dobrym 

człowiekiem. Wie, Ŝe zrobił coś złego i Ŝe musi za to odpowiedzieć. Być moŜe czuje teraz coś 

w  rodzaju  ulgi,  Ŝe  został  ujęty.  Na  pewno  nie  przychodziło  mu  łatwo  okłamywać  ciebie  i 

rodzinę. 

Elise nie odezwała się. 

- Rozumiem, Ŝe to dla ciebie wielka pokusa, i wierzę, Ŝe twój narzeczony postępował, 

kierując  się  współczuciem  dla  siostry,  i  z  tego  powodu  naleŜałoby  mu  oszczędzić  kary.  Ale 

myślę teŜ, Ŝe w głębi duszy z całego serca Ŝałuje i Ŝe jego największym pragnieniem jest móc 

się  zrehabilitować.  Zapłacić  za  tę  kradzieŜ  cięŜką  pracą.  Naturalnie  moŜesz  pójść  do 

magistratu i powiedzieć, Ŝe to ty znalazłaś broszkę, ale nie sądzę, by to wam pomogło. Wiesz 

przecieŜ, Ŝe to była kradzieŜ z włamaniem. 

- Tak, ale nie mam pewności, czy Johan brał w tym udział. W ten czy inny sposób ci 

dranie mogli się dowiedzieć, Ŝe to ja znalazłam broszkę. Wiedzą teŜ, Ŝe policja natknęła się 

na  nią  w  mieszkaniu  Johana,  a  teraz  szukają  sposobu,  Ŝeby  wyciągnąć  z  więzienia  Lorta  - 

Andersa. 

-  JeŜeli  napiszesz  list  do  narzeczonego,  spróbuję  przekonać  jednego  znajomego 

konstabla, Ŝeby go przekazał Johanowi. Wystarczy, Ŝe poprosisz o kilka słów wyjaśnienia. 

background image

Spojrzała na niego z wdzięcznością. 

- Naprawdę mógłbyś? Dziękuję bardzo. 

Stał nieruchomo i przyglądał się jej. Potem pośpiesznie umknął spojrzeniem. 

- A o czym ty chciałeś ze mną porozmawiać? Uśmiechnął się. 

-  JuŜ  to  zrobiłem.  Próbowałem  namówić  cię  do  wstąpienia  do  Armii  Zbawienia  i  do 

chóru. Ale ty mówiłaś coś jeszcze o kłopocie swojej siostry. 

Zagryzła wargę, nie mogła spojrzeć mu w oczy. 

- Będzie miała dziecko. Gwizdnął przeciągle. 

- Wkrótce i tak wszyscy się dowiedzą, więc mogę ci chyba powiedzieć. 

- Czy on jest skłonny się z nią oŜenić? Ojciec dziecka? Elise pokręciła głową. 

- Nie, ale zamierza pomagać jej finansowo. 

- Będzie musiała podać nazwisko ojca. Elise popatrzyła na niego przestraszona. 

- Naprawdę? Przytaknął. 

- Ale on oczywiście moŜe się wyprzeć ojcostwa. Nikt nie moŜe mu tego  udowodnić, 

chyba Ŝe ktoś ich widział. To znaczy... - zaczerwienił się. 

- Byłam zrozpaczona, kiedy to zauwaŜyłam. Pomyślałam, Ŝe teraz Hilda straci pracę i 

Ŝ

e będziemy musieli Ŝyć tylko z mojej pensji. Dziecko teŜ. 

- Czy ona moŜe polegać na tym męŜczyźnie? 

- Tak przynajmniej sama sądzi. 

Nie odpowiedział, westchnął tylko i miał zamiar wyjść. 

- Pytałam, czy napiłbyś się kawy. 

- Ale ty nie zamierzasz chyba teraz pić kawy, skoro gotujesz obiad? 

- Kasza jest na później. Nie zawsze jemy o tej porze, w kaŜdym razie nie teraz, kiedy 

Hilda woli zjeść zupę w fabryce. 

Usiadł znowu, a Elise wyjęła dwie filiŜanki i cukier. 

- JeŜeli masz trochę czasu i moŜesz poczekać, to od razu napiszę list. 

- Dobrze, myślę, Ŝe powinnaś. 

Pobiegła do pokoiku i wyjęła nieduŜy notesik i końcówkę ołówka. 

-  Zaraz  wrócę,  mamo,  ale  najpierw  muszę  coś  napisać.  Ten  człowiek  ma  mi  coś 

załatwić. 

Matka  nie  od  razu  odpowiedziała,  ale  kiedy  Elise  zerknęła  na  nią  w  przelocie, 

dostrzegła, Ŝe wodzi za nią wzrokiem. 

- Nie śpiesz się - rzekła, kiedy Elise wychodziła. W tej samej chwili Elise wpadła na 

pewien pomysł. 

background image

- Czy mogę na chwilę poŜyczyć tę gazetę? Matka podała jej magazyn. 

- To stary numer „Sygnału”. Pani Evertsen go przyniosła. Nie musimy  go oddawać - 

wyjaśniła. 

Elise skinęła głową i pośpiesznie wyszła z gazetą. Nie chciała, Ŝeby Emanuel siedział i 

przyglądał się jej, jak pisze. 

- Mama zaproponowała, Ŝe tymczasem moŜesz poczytać. 

- Dziękuję - odparł i uśmiechnął się. 

Starannym, drobnym pismem napisała: „Drogi Johanie. Zrobię wszystko, co w mojej 

mocy, Ŝeby pomóc Twojej mamie i Annie. Cokolwiek uczyniłeś, wierzę, Ŝe nie zrobiłeś tego 

dla siebie. Bądź tak miły i odpowiedz mi: Czy jesteś niewinny? Kocham Cię i będę na Ciebie 

czekała, bez względu na to, jak długo Cię nie będzie. Twoja Elise”. 

Równo złoŜyła kartkę. 

- Niestety nie mam koperty. 

- Nie szkodzi. Kupię ją na dole u Magdy na rogu. 

-  Przyniosę  blasz...  -  urwała  w  pół  słowa.  W  blaszanym  pudełku  nie  było  juŜ  ani 

grosza. 

-  Całe  opakowanie  razem  z  papierem  kosztuje  tylko  pięć  øre.  Sam  teŜ  trochę 

potrzebuję. 

Powiedział,  jak  gdyby  pięć  0re  nic  dla  niego  nie  znaczyło.  Za  pięć  øre  moŜna  kupić 

całą pomarańczę. Albo tabliczkę czekolady... 

Nagle  przypomniała  sobie  czekoladę,  którą  przyniósł  jej  Johan.  Wkładał  jej  do  ust 

kawałek po kawałku, śmiali się i Ŝartowali. To nie do wiary, Ŝe mógłby... 

Emanuel wypił kawę i wstał. 

- Muszę chyba juŜ iść. 

-  Serdecznie  dziękuję  za  pomoc.  Tak  strasznie  się  denerwowałam,  Ŝe  znowu  będę 

musiała wybrać się do magistratu. 

- Rozumiem to. Czy zobaczę cię w Świątyni w przyszły poniedziałek? 

- Spróbuję przyjść. 

background image

Jednak  zaraz  jak  Emanuel  wyszedł,  zwątpiła,  czy  przyjdzie.  Johanowi  nie 

spodobałoby  się,  Ŝe  tyle  ją  łączy  z  kapitanem  Ringstadem.  Ostatnio  był  zazdrosny  i  pewnie 

znowu  by  był.  Zresztą  poza  słuchaniem  pieśni  i  muzyki  nie  miała  tam  czego  szukać.  Nie 

naleŜała  do  tych,  których  nazywano  „zbawionymi”,  ani  do  tych,  którzy  klękali  w  ławce 

pokutnej  i  modlili  się.  Nie  była  gorliwszą  chrześcijanką  niŜ  inni,  odmawiała  pacierz 

wieczorny  i  składała  kurczowo  ręce,  kiedy  się  bała,  jednak  czuła  się  obco  pośród  ludzi  o 

promieniejących twarzach, wymachujących chusteczkami, klaszczących w ręce i wołających 

„alleluja”.  Nikt  nie  moŜe  od  niej  oczekiwać,  Ŝe  zacznie  chodzić  na  spotkania  tylko  dlatego, 

Ŝ

eby okazać wdzięczność Emanuelowi Ringstadowi za to, co dla nich zrobił. 

Denerwowała się, kiedy weszła do mamy. 

- JuŜ poszedł. 

Mama skinęła głową i popatrzyła na nią zaciekawiona. 

- Długo razem rozmawialiście. Elise przytaknęła z powagą. 

-  Zdarzyło  się  coś,  co  sprawi  ci  przykrość,  ale  nie  mogę  dłuŜej  utrzymywać  tego  w 

tajemnicy przed tobą. Johan został aresztowany pod zarzutem kradzieŜy. 

Matka patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami, ale nawet nie drgnęła. Elise podeszła 

do niej i usiadła na brzegu łóŜka. 

-  Myślę,  Ŝe  był  zrozpaczony,  bo  nie  miał  pieniędzy  na  lekarstwa  dla  Anny.  Któryś  z 

jego  dawnych  przyjaciół  zaproponował  mu,  Ŝeby  stanął  na  czatach,  w  zamian  za  co  miał 

dostać  część  zrabowanego  łupu.  Emanuel  Ringstad  podpowiedział  mi,  bym  napisała  list  do 

Johana  i  poprosiła  o  szczerą  odpowiedź.  Istnieje  jeszcze  nikła  nadzieja,  Ŝe  to  wszystko  to 

tylko nieporozumienie. 

Krótko opowiedziała matce o broszce i o tym, co się potem wydarzyło. 

Matka  siedziała  w  milczeniu,  słuchając  wyznania  Elise,  nie  poruszyła  się,  nie 

odezwała się ani słowem. Kiedy wreszcie córka skończyła, rzekła cicho: 

- Musisz złoŜyć los Johana w ręce Boga, Elise. Tylko krew Chrystusa moŜe oczyścić 

go z grzechu i zbawić go. Nasze własne uczynki do niczego nas nie prowadzą, tylko krew z 

Golgoty moŜe nam pomóc w godzinie próby. 

Matka ostatnio duŜo czytała z Biblii. To było widać. 

- MoŜe on jest niewinny, mamo. Potrząsnęła głową. 

- Modliłam się o niego. 

background image

- Co chcesz przez to powiedzieć? Wiedziałaś o czymś? 

- Miałam zły sen. Poza tym leŜę tu i zmagam się z tyloma najróŜniejszymi myślami. 

Zastanawiam  się  nad  tą  czekoladą,  o  której  nam  opowiadał,  nad  ciastkami,  które  przyniósł 

Annie, i nad drogimi lekarstwami. A o tym, czego ty mi nie powiedziałaś, dowiedziałam się 

od pani Evertsen. To ona mi powiedziała, Ŝe Johan poŜyczył ci pieniądze na połowę czynszu; 

słyszała, jak rozmawialiście na schodach. 

- To plotkara! - Elise popatrzyła na matkę oburzona. 

- Zgadza się. Ale to prawda, czyŜ nie? Wiem, ile kosztują lekarstwa dla Anny, Elise. 

Nie  stać  by  go  było,  Ŝeby  je  kupić  ze  swojej  pensji.  Bardzo  tylko  Ŝałuję,  Ŝe  nie 

zaproponowałam ci tych koron, które trzymam w blaszanym pudełku. Wtedy nie musiałabyś 

od niego poŜyczać. 

- To by mu zbytnio nie pomogło. 

- MoŜe choć tyle, by oprzeć się pokusie i by zdąŜył się zastanowić? A jak zareagował 

kapitan Emanuel Ringstad? Był wstrząśnięty? 

- Nie, on tak jak ty uwaŜa, Ŝe Bóg jest właściwym sędzią i Ŝe On nie jest tak surowy 

jak policja. Twierdzi, Ŝe coś, co dla jednego jest grzechem, nie musi być grzechem dla kogoś 

innego. 

Matka nie odpowiedziała. Elise nie była pewna, czy się z tym zgadza. 

- Jest jeszcze coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać... Elise popatrzyła na matkę 

badawczo. Musiała przedstawić sprawę od dobrej strony, inaczej byłoby  tego zbyt wiele dla 

kogoś, kto jest powaŜnie chory. 

- To z Hildą... nie musi oznaczać tak wielkiego nieszczęścia, jak sądziłyśmy. 

Teraz matka spojrzała na nią zdumiona. 

- To nie Lorang jest ojcem dziecka. Hilda nie przyznała się, kto nim jest, i początkowo 

byłam  pewna,  Ŝe  to  ten  chłopak  -  dodała  pośpiesznie.  -  To...  -  Zagryzła  palec,  nie  bardzo 

wiedziała, jak to powiedzieć. - To pewien bezdzietny wdowiec, dość zamoŜny. 

Matka otworzyła szeroko oczy. 

- Który chciał mieć dziecko z Hildą? Elise przytaknęła. 

- W takim razie nie będzie musiała pracować w fabryce, póki dziecko będzie małe? 

- Nie, nie sądzę. 

- Ale jak... mam na myśli... co... Ona ma dopiero szesnaście lat! 

Elise ponownie skinęła głową. 

-  Wygląda  na  to,  Ŝe  Hilda  go  kocha,  a  i  on  musi  być  w  niej  zakochany,  poniewaŜ 

ciągle dostaje od niego prezenty. Widziałaś jej piękny szal? 

background image

Matka opadła na poduszki i jęknęła z ulgą. 

- A więc Bóg wysłuchał moich modlitw, w kaŜdym razie jeśli chodzi o Hildę! PrzekaŜ 

jej,  Ŝeby  przyszła  do  mnie,  jak  tylko  wróci  dziś  wieczorem  do  domu.  Musi  mi  wszystko 

opowiedzieć. 

Elise  wstała  z  brzegu  łóŜka  i  cicho  wyszła  do  kuchni.  Serce  krwawiło  jej  z  powodu 

okłamywania matki, ale nie chciała jej dziś przysparzać więcej zmartwień. Majster na pewno 

nie będzie chciał oŜenić się z Hildą, choć matka uznała ślub jako rzecz oczywistą. Zresztą nie 

wiadomo nawet, czy rzeczywiście on jest ojcem... 

Kiedy Elise chwilę potem szła z powrotem do przędzalni, spotkała najstarsze z dzieci 

Oline,  dziewczynkę  siedmio  -  ,  ośmioletnią,  w  drodze  ze  sklepu  do  domu  z  koszem  pełnym 

jedzenia na ramieniu. 

- Halo! - zawołała i uśmiechnęła się przyjaźnie. 

DuŜo  myślała  o  Oline,  odkąd  dziewczyna  straciła  pracę,  zastanawiała  się,  jak  im  się 

wiedzie. 

- Nie poszłaś dziś do szkoły? 

- JuŜ skończyłam lekcje. Puścili nas wcześniej, bo pani źle się czuła. 

Elise  zrównała  się  z  dzieckiem.  Ku  swemu  zdumieniu  spostrzegła  dwa  jabłka  i  dwie 

pomarańcze na samym wierzchu w koszyku. Jakim cudem Oline stać na to wszystko? 

- A co słychać u twojej mamy? 

- Dobrze. - Dziewczynka popatrzyła na Elise duŜymi, ufnymi oczami. - Dostała pracę. 

- Dostała pracę? - Elise spojrzała na małą w osłupieniu. To nieźle w czasach takich jak 

te. - W Vøien czy Hjula? 

Córka Oline potrząsnęła głową. 

- Pracuje wieczorami. W dole miasta. Ja pilnuję maluchów, kiedy jej nie ma - dodała 

tonem dorosłej. 

Elise  zadrŜała.  Zobaczyła  w  wyobraźni  Oline  bladą,  chudą,  o  schorowanym  ciele 

„pełnym cierpienia”. 

- Czy juŜ jesteście zdrowi? - wykrztusiła z trudem. 

-  Niezupełnie.  Wysypka  juŜ  zeszła,  ale  Olę  i  Petrine  bolą  uszy.  Zasłony  muszą  być 

zasłonięte, bo razi ich światło. Ola nadal ma gorączkę. 

- Ola jest najmłodszy, prawda? Dziewczynka skinęła głową. 

- Cały czas ma gorączkę. 

- Dobrze, Ŝe kupiłaś dla nich jabłka i pomarańcze. Muszą się teraz dobrze odŜywiać. 

Mała uśmiechnęła się. 

background image

- Mama zarabia teraz lepiej niŜ w fabryce. Elise skinęła głową. 

- Jest zimno. Biegnij do domu. Pozdrów ode mnie mamę. 

Sama pośpieszyła dalej w stronę mostu, podczas gdy jej myśli krąŜyły wokół Oline i 

jej tragedii. Najstarsza jej córka jest młodsza od Pedera, a juŜ musi opiekować się młodszym 

rodzeństwem, które w dodatku choruje na odrę. Słyszała, Ŝe dzieci, które przeŜyją odrę, a to 

prawdziwy cud, Ŝe te przeŜyły, takie słabe i chude, często mają powikłania. Zapalenie płuc i 

zapalenie ucha nie są niczym niezwykłym. Poza tym nie tylko dzieci zapadają na tę chorobę. 

Co z nimi będzie, jeśli równieŜ Oline się zarazi? 

Pokręciła głową i poczuła, jak gdyby cały świat był „pełen cierpienia”. 

Ku swemu zakłopotaniu wpadła prosto na majstra, kiedy właśnie miała pognać przez 

drzwi wejściowe do fabryki. 

- Ach, to ty, panno Løvlien? - przywitał ją Ŝyczliwym głosem. 

Elise dygnęła. 

- Nie jesz zupy w fabryce? 

- Nie, muszę wracać do mamy. LeŜy chora na gruźlicę. Zatrzymał się nagle i posłał jej 

przeraŜone spojrzenie. 

- Nie miałem o tym pojęcia! 

Pewnie  powiedziałam  coś  nie  tak!,  pomyślała  Elise.  Hilda  nie  miała  odwagi  do  tego 

się przyznać, a teraz on będzie się bał, Ŝe się zarazi! 

- Ale mama chyba nie leŜy w domu? Odwiedzasz ją w sanatorium w Grefsen? 

-  Nie,  nie  chciała,  Ŝeby  przyszedł  lekarz.  Jedna  z  sióstr  z  opieki  powiedziała,  Ŝe  to 

suchoty, poza tym twierdzi, Ŝe sanatorium jest przepełnione. 

- To najgorsze, co kiedykolwiek słyszałem! A czy wiecie, Ŝe suchoty są zaraźliwe? 

Elise skinęła głową zawstydzona. 

- Ale znam teŜ takie przypadki, gdzie tylko jedna osoba w rodzinie zachorowała. Poza 

tym gotujemy wszystkie naczynia, z których mama korzysta, tak jak nam powiedziano. 

- MoŜliwe, ale i tak moŜecie się zarazić. Zdajecie sobie sprawę, Ŝe chora musi leŜeć w 

oddzielnym pokoju, który naleŜy dobrze wietrzyć? 

- Mamy tylko ten jeden pokój, panie majstrze. 

- I śpicie tam wszyscy? - przyglądał jej się z prawdziwym przeraŜeniem w oczach. 

Przytaknęła  i  spuściła  wzrok.  Czuła  się  jednocześnie  zawstydzona  i  wzburzona. 

Powinien  wiedzieć  lepiej  niŜ  kto  inny,  ile  zarabiają,  ile  płacą  za  czynsz  i  ile  kosztuje  opał. 

Widział  chyba,  jak  wyglądają  mieszkania  robotnicze,  wie,  Ŝe  czasem  w  jednym  pokoju  z 

kuchnią  mieszka  dziesięć,  a  nawet  piętnaście  osób!  MoŜe  ma  gosposię,  która  wszystko  za 

background image

niego  załatwia,  i  sam  nie  musi  myśleć  o  wydatkach!  Poczuła,  Ŝe  aŜ  się w  niej  zagotowało  z 

rozŜalenia. 

-  Tak  nie  moŜna  -  bąknął  i  ruszył  dalej  schodami  w  dół.  -  Spać  w  jednym  pokoju  z 

chorym na suchoty... 

O czym Hilda z nim rozmawia, kiedy są sami? - pomyślała Elise, wchodząc do środka. 

Nie wiedział, Ŝe mama jest chora, i nie miał pojęcia, w jakich warunkach mieszkają. 

Teraz  zaczął  się  martwić  o  Hildę.  Wystraszył  się,  Ŝe  sam  się  zarazi,  jeŜeli  i  ona 

zachoruje. MoŜe tak się przeraził, Ŝe od tej pory będzie się chciał trzymać od niej z dala. 

Zmarszczyła  czoło,  nagle  zaniepokojona.  Czy  to  by  oznaczało,  Ŝe  nie  dotrzyma 

obietnicy i nie będzie jej pomagał, kiedy urodzi się dziecko? MoŜe równieŜ wcale nie będzie 

chciał słyszeć o dziecku? A jak Hilda to przyjmie? Czy to moŜliwe, Ŝe dziewczyna naprawdę 

zakochała się w tym podstarzałym, tłustym majstrze z grubymi wargami? 

Myśli nadal tłukły jej się w głowie podczas pracy, krąŜyły od nieszczęścia Johana do 

Lorta - Andersa, od Hildy i majstra do Oline z czwórką dzieci i jej nowego zajęcia. 

Kiedy wreszcie skończył się dzień pracy, Elise postanowiła, Ŝe wróci razem z Hildą i 

opowie jej o rozmowie z mamą. Jednak nigdzie nie mogła siostry znaleźć. 

Znowu zaczął padać śnieg, ale mróz nieco zelŜał. DuŜe, mokre płaty śniegu wirowały 

w powietrzu. 

Elise  nie  zwracała  uwagi,  z  kim  wychodzi.  Razem  tworzyły  szaroczarną  masę 

ruchomych  postaci,  idących  w  pośpiechu  pośród  sypiącego  śniegu.  TuŜ  za  wyjściem  Elise 

usłyszała przed sobą w ciemności głosy. NaleŜały  do Valborg, Hildy i przyjaciółki Valborg, 

tej, która dokuczała jej z powodu oficera Armii Zbawienia. Głos Valborg był ostry i przebijał 

się przez śnieŜną zasłonę. 

- Nie kłam! Nie mogłabyś kupić takiego szala za swoją pensję! JeŜeli nie powiesz, to 

znaczy, Ŝe coś kręcisz. Chyba nie zaczęłaś się przechadzać na Lakkegata, Hildo? 

-  O  BoŜe!  Jakaś  ty  ciekawska,  Valborg.  Zazdrościsz  mi,  co?  Valborg  roześmiała  się 

tym dobrze znanym, chrapliwym śmiechem. 

- A więc nie masz odwagi powiedzieć? Ile dostajesz za pół godziny, co? 

- Ty pleciuchu! Maglaro! - głos Hildy drŜał ze złości. - Czy nie moŜna juŜ od nikogo 

dostać prezentu, Ŝebyś ty się o tym nie dowiedziała?! 

- Prezent, powiedziałaś? Nie znam nikogo, kto rozdawałby prezenty, nie licząc na nic 

w zamian! Chyba Ŝe jakiś stary dziadyga, z grubym brzuchem, z popsutymi kikutami zębów i 

cuchnącym  oddechem!  -  roześmiała  się  głośno  ze  swego  dowcipu.  -  Czym  on  się  zajmuje? 

OpróŜnianiem kibli? 

background image

- Wcale nie! Gdybyś się dowiedziała, zamurowałoby cię. Nie miałabyś nawet odwagi 

się odezwać. 

O  rany,  teraz  się  zdradzi!  -  pomyślała  Elise  przeraŜona.  Przyśpieszyła,  Ŝeby 

powstrzymać  Hildę,  ale  w  tej  samej  chwili  pośliznęła  się  na  nierówności  i  wyciągnęła  jak 

długa.  Upadając,  czuła,  jakby  coś  naderwała  w  biodrze.  Usiłowała  się  pozbierać,  lecz  ból 

niczym ogień przebiegł całą nogę, tak Ŝe nie była w stanie się ruszyć. 

Kilka postaci, które widziały, co się stało, podbiegło, wyciągnęło ręce, Ŝeby pomóc. 

- To ty, Elise? - spytał ktoś. 

- , Jak się czujesz? - spytał ktoś inny zmartwionym głosem. - Chyba nic nie złamałaś? 

Na  tę  myśl  Elise  przebiegł  strach.  Złamanie?  A  więc  przez  wiele  tygodni  nie  będzie 

mogła chodzić? 

A  co  będzie  z  mamą  i  chłopcami,  z  Hildą  i  dzieckiem?  Teraz,  kiedy  na  dodatek 

majster być moŜe przestał się interesować Hildą! 

Jeszcze raz spróbowała się podnieść, ale ból był nie do wytrzymania. 

- Idźcie, potrzebuję trochę czasu. 

- Ale nie moŜesz tu zostać sama na śniegu i mrozie! 

- Zaraz dojdę do siebie. Najgorszy jest pierwszy moment. Zawahali się. 

Hildy  i  Valborg  nie  było  widać,  nie  mogły  widzieć,  co  się  stało.  Były  zbyt  zajęte 

rozmową, pomyślała ze złością. 

- Ale nie moŜemy cię tak zostawić. MoŜe musisz iść na ostry dyŜur do lekarza. 

Ostatnie  słowa  sprawiły,  Ŝe  Elise  odruchowo  zebrała  siły.  Zagryzła  mocno  zęby, 

odwróciła się na bok i z pomocą zebranych osób zdołała wstać. 

- Widzicie, nic nie złamałam. MoŜecie iść. 

Nadal wahali się, ale wszystkim było zimno i na kaŜdego czekał ktoś w domu. 

- Jesteś pewna? 

- Inaczej nie mówiłabym tego. Muszę tylko trochę odczekać, zaraz będzie lepiej. 

- Co za podlec z tego majstra! - rzucił ktoś zajadle. - Gdyby posypał tu popiołem, nic 

by  się  nie  stało!  Skąpiradła!  śałują  na  to  pieniędzy  i  niech  się  dzieje,  co  chce!  Jeśli 

połamiemy  ręce  i  nogi,  zostaniemy  bez  pracy  i  pieniędzy,  a  oni  bez  trudu  zatrudnią  kogoś 

nowego! 

- Nie, oni nie muszą chodzić przez most! Ale my moŜemy się ślizgać! 

- Niech ich licho porwie! 

background image

W  pośpiechu  poszli  dalej,  a  Elise,  kuśtykając,  powoli  posuwała  się  do  przodu, 

zagryzając zęby z bólu. Dobry BoŜe, oby to nie było złamanie! Pójdę do Świątyni w przyszły 

poniedziałek i będę się modlić z całych sił, obyś tylko nie pozwolił, bym coś złamała. 

Wreszcie znalazła się w dole przy moście. Wszyscy juŜ dawno zniknęli. Uczepiła się 

poręczy, usiłując przenieść cięŜar na nogę, w której nie czuła bólu. Dlaczego była tak głupia i 

nie  rozejrzała  się  dokładnie?  I  to  tylko  dlatego,  Ŝe  chciała  Hildzie  zamknąć  usta.  Tak  łatwo 

było wyprowadzić Hildę z równowagi, Ŝe to tylko kwestia czasu i w końcu się zdradzi. Mogła 

schować  ten  głupi  szal  pod  swoim  starym.  Dlaczego  w  ogóle  go  włoŜyła?  Po  to,  Ŝeby  się 

pokazać i Ŝeby wszyscy zobaczyli? 

O  BoŜe,  jak  to  boli!  Jak  uda  jej  się  wejść  po  tych  wszystkich  schodach  na  drugie 

piętro?  A  jak  zejdzie,  kiedy  będzie  musiała  coś  kupić  albo  pójść  po  wodę  do  pompy?  Ani 

Kristian, ani Peder nie lubili chodzić sami po ciemku, a Hildzie nie wolno dźwigać. 

Powoli kuśtykała dalej. 

Nagle usłyszała za sobą, Ŝe ktoś biegnie. 

- Elise? Złamałaś nogę? Zatrzymała się i odwróciła. To Evert. 

- Pośliznęłam się i upadłam zaraz przy wyjściu z fabryki. 

- Pomóc ci? 

Stał  tak,  przypominając  nieduŜy,  szary,  poszarpany  cień  pośród  padającego  śniegu,  i 

nagle wydał się całkiem inny niŜ ten pyskaty Evert, którego znała. Niewielką znajdzie pomoc 

w  tym  drobnym,  chudym  i  słabowitym  chłopcu,  mimo  to  coś  jej  mówiło,  Ŝe  powinna  ją 

przyjąć. 

- Tak, zjawiłeś się niczym zbawienie. Tak strasznie mnie boli. 

PołoŜyła  mu  rękę  na  ramieniu  i  ostroŜnie  się  na  nim  wsparła.  Powoli  zbliŜali  się  do 

kamienicy Andersengården. 

- Elise? 

- Tak, Evert? 

- Te pieniądze, które dostałem od ciebie... 

- Tak, co z nimi? 

- Chciałaś, Ŝebym się przyznał, co powiedziałem na policji, ale ja nie byłem na policji. 

- Nie, wiem o rym. 

- Ale w takim razie... 

- Chciałeś powiedzieć, Ŝe w takim razie nie zasłuŜyłeś na te drobniaki? 

Jeszcze niŜej pochylił głowę. 

- Tak, coś w tym stylu. 

background image

Uśmiechnęła się, mimo Ŝe noga rwała niemiłosiernie. 

-  Dobry  z  ciebie  chłopak,  Evercie.  Nie  przejmuj  się  tymi  pieniędzmi.  Uczciwie  mi 

powiedziałeś, co się wydarzyło, i właśnie to chciałam wiedzieć. 

- Słyszałem, Ŝe Johan jest... 

Elise westchnęła. A więc plotki juŜ krąŜą. 

-  Nie  jestem  pewna,  czy  to,  co  słyszałeś,  to  prawda.  Póki  co  Johan  jest  tylko 

podejrzanym. Całkiem moŜliwe, Ŝe to tylko nieporozumienie. 

Podniósł  głowę  i  spojrzał  na  nią.  Elise  nie  zdołała  odczytać  niczego  z  wyrazu  jego 

twarzy, ale poczuła, Ŝe odetchnął z ulgą. 

- TeŜ tak myślę! Johan nie jest z tych, którzy mogliby zrobić coś złego. 

-  To  prawda.  JeŜeli  ktoś  będzie  ci  o  tym  mówił,  moŜesz  powtórzyć,  co  ci 

powiedziałam: Ŝe to prawdopodobnie nieporozumienie. Myślę, Ŝe za parę dni Johan wróci do 

domu. 

Dotarli do Andersengården i Elise zdjęła rękę z ramienia chłopca. 

- Dziękuję za pomoc, Evercie. Jesteś równie miły jak Peder. 

- Mogę ci pomóc wejść  po schodach!  - jego  głos brzmiał jasno i ochoczo, niemal go 

nie poznawała. 

JuŜ miała powiedzieć, Ŝe moŜe przytrzymać się poręczy, ale zmieniła zdanie. 

- Dobrze, jeśli masz czas. 

- Nie mam dziś juŜ nic do roboty, sklep juŜ dawno zamknęli. Odprowadził ją na samą 

górę. Pomyślała, Ŝe chciałaby mu coś dać. 

- Miałbyś ochotę wejść do kuchni i napić się słabej kawy z cukrem? - spytała. 

- Tak, dziękuję. 

Poznała po jego głosie, Ŝe się ucieszył. Chyba nieczęsto go zapraszano do domu. 

Peder i Kristian najwyraźniej skończyli juŜ odrabiać lekcje, stół był sprzątnięty, a oni 

wycinali zdjęcia z gazety, którą pani Evertsen dała mamie. Elise nie miała sumienia upomnieć 

ich,  Ŝe  papier  jest  zbyt  cenny,  bo  przydałby  się  jako  wkładki  do  butów  i  do  rozpalania  w 

piecu. Tak rzadko chłopcy robili coś innego poza lekcjami i pomaganiem w domu. 

- PoŜyczcie Evertowi na chwilę noŜyczek, Ŝeby i on mógł trochę powycinać. Upadłam 

w drodze do domu, ale na szczęście spotkałam Everta i pomógł mi dojść aŜ tutaj. 

Kristian  spojrzał  chmurnie  spode  łba,  a  Peder  się  uśmiechnął.  To  on trzymał  właśnie 

noŜyczki i podał je gościowi. 

Evert  posłał  Kristianowi  smutne  spojrzenie,  a  potem  usiadł  z  wahaniem  ha  skraju 

taboretu.  Wziął  noŜyczki  i  zerknął  na  gazetę,  nieco  zaskoczony,  Ŝe  nie  jest  to  zwykła 

background image

„czarna”, lecz magazyn pod tytułem „Sygnał”. „Ilustrowane czasopismo informacyjne”, głosił 

napis na okładce. Peder zaczął wycinać duŜe zdjęcie, przedstawiające uroczą dziewczynkę w 

jasnej  koronkowej  sukience,  siedzącą  na  dywanie  razem  z  małym  szczeniakiem  i  kotkiem. 

Wszyscy  troje  ze  zdumieniem  przyglądali  się  Ŝabce,  która  najwyraźniej  nagle  wyskoczyła 

wprost przed ich oczy. 

Evert nie odezwał się, tylko przyglądał się pięknemu obrazkowi. 

-  MoŜesz  go  zabrać  -  zaproponował  nieoczekiwanie  Peder.  -  Przyczepisz  sobie  w 

domu na ścianie w kuchni i będziesz mógł codziennie na niego patrzeć. 

Kristian posłał mu niechętne spojrzenie. 

- Dlaczego miałby to dostać? 

- Bo pomógł Elise. 

- UwaŜam, Ŝe to dobry  pomysł, Peder.  - Elise z trudem usiadła na stołku przy piecu, 

krzywiąc się z bólu. Zwróciła się do Everta. - MoŜe mógłbyś mu poczytać? - spytała. - On nie 

jest taki wprawny w sylabizowaniu, ale słyszałam, Ŝe tobie nieźle idzie. 

Evert  popatrzył  niespokojnie  na  Kristiana,  przypuszczalnie  czuł  się  niepewnie  w 

cudzej kuchni, zwłaszcza przy Kristianie, który był od niego o rok starszy. 

-  Chcesz?  -  rzucił  Peder  z  oŜywieniem.  -  Przeczytaj  kawały!  Zaczął  wertować 

czasopismo i znalazł stronę z dowcipami. 

Evert przeczytał na głos, nie zacinając się ani nie jąkając, prawie jak dorosły: 

-  OskarŜony:  „Dałbym  pięć  lat  mojego  Ŝycia,  Ŝeby  wyjść  z  tej  paki”.  Sędzia: 

„Wystarczą trzy”. 

Wszyscy chłopcy wybuchnęli śmiechem. Elise cieszyła się, Ŝe moŜe odwrócić się do 

pieca, udając, Ŝe dokłada drewna. Dowcip przypomniał jej o Johanie. 

Evert czytał dalej, poczuł się swobodniej po pierwszym sukcesie. 

-  „Ile  czasu  zajmie  zakończenie  tej  sprawy?”,  spytał  klient,  podejrzany  o  włamanie. 

„O”,  odpowiedział  adwokat.  „Zajmie  mi  to  około  czternastu  dni,  ale  obawiam  się,  Ŝe  panu 

około czterech lat”. 

Chłopcy znowu ryknęli śmiechem, gdy tymczasem Elise odniosła wraŜenie, jak gdyby 

serce jej zamarło. Cztery lata, pomyślała przeraŜona. 

Evert czytał dalej relację z podróŜy pewnego marynarza. Artykuł nosił tytuł Niedaleko 

Barcelony i opowiadał o podróŜy morskiej przez Atlantyk i o katastrofie okrętowej w pobliŜu 

przylądka. Peder i Kristian siedzieli jak trusie, słuchając opowieści, która pochłonęła ich bez 

reszty,  czuli  niemal,  jakby  sami  znaleźli  się  na  pokładzie.  Sztorm  przybierał  na  sile,  statek 

zaczął  nabierać  wody,  zrobiło  się  niewesoło,  szyper  kazał  wszystkim  się  modlić.  „Jeden  za 

background image

drugim  czepialiśmy  się  omasztowania”,  czytał  Evert  z  przejęciem,  „i  tak  wisieliśmy 

uczepieni,  szesnastu  męŜczyzn,  marznąc  i  głodując,  gdy  tymczasem  szkuner  kołysał  się  i 

rzucał  bezwolnie  pośród  czarnej  nocy,  nabierając  coraz  więcej  wody.  Wisieliśmy  tak 

dwadzieścia  godzin.  Najgorzej  było  w  nocy,  kiedy  niczego  nie  było  widać.  Wydawało  nam 

się, Ŝe w ciemności zamajaczył ląd, i struchleliśmy ze strachu. To oznaczałoby śmierć dla nas 

wszystkich”. 

- I jak się skończyło? - Peder nie mógł doczekać się dalszego ciągu. 

Evert  czytał  dalej  płynnie  i  wyraźnie:  „Zostaliśmy  uratowani,  pewien  Portugalczyk 

zabrał  nas  na  pokład,  ale  szkoda  nam  było  takiego  dobrego  szkunera;  gdyby  pogoda  trochę 

wcześniej się poprawiła i Ŝaglowiec nie nabrał tyle wody, nigdy byśmy go nie opuścili”. 

Podniósł wzrok znad gazety. 

- Zostanę marynarzem, gdy dorosnę - stwierdził z przekonaniem i spojrzał na Pedera. - 

MoŜesz wybrać się razem ze mną, jeŜeli chcesz. 

Peder odwrócił twarz ku Elise. 

-  Jak  myślisz,  co  by  mama  na  to  powiedziała,  Elise?  Będziemy  się  tym  martwić  w 

swoim czasie, pomyślała Elise; usiłowała się uśmiechnąć, lecz czuła, Ŝe tylko się skrzywiła, 

bo ból wcale nie przechodził. 

- Ojciec przecieŜ pływał, więc pewnie mama ci nie zabroni. Peder rozpromienił się. 

- Wyobraź sobie, wisieć na maszcie przez dwadzieścia godzin! - Kristian włoŜył w te 

słowa całą swą pogardę. 

Elise zerknęła na brata zrezygnowana. Wiedziała, Ŝe Kristian teŜ chciał zaciągnąć się 

na statek, gdy dorośnie, ale zawsze musiał zepsuć Pederowi całą radość. 

-  Poczytaj  jeszcze,  Evercie!  -  poprosił  Peder  z  oŜywieniem.  Evert  zaczął  czytać  o 

trzęsieniu ziemi na Kaukazie. Długo słychać było tylko głos chłopca. 

- Ile kosztuje zamówienie takiej gazety? - Peder zwrócił się pięknie do Elise. 

Z  wysiłkiem  podniosła  się  ze  stołka,  musiała  próbować  chodzić.  Jutro  musi  pójść  do 

przędzalni, nie zwaŜając na ból. Czując rwanie w całej nodze, dokuśtykała do stołu i pochyliła 

się nad gazetą. Szybko znalazła informację. 

- Jedną koronę za kwartał. Musisz poczekać, aŜ podrośniesz i sam będziesz zarabiać, 

Pederze. 

Kiedy dostrzegła na jego twarzy rozczarowanie, dodała czym prędzej: 

- Piszą, Ŝe moŜna kupić pojedynczy numer za dziesięć øre. W kiosku z gazetami lub 

na dworcu. Gazeta wychodzi w kaŜdą sobotę. - Wyprostowała się i dodała z westchnieniem. - 

Za dziesięć øre mogłabym kupić szpulkę nici i igły albo torebkę płatków owsianych. 

background image

Peder nie odezwał się więcej. Dobrze zrozumiał, co chciała przez to powiedzieć. 

W  tej  samej  chwili  o  szyby  uderzył  potęŜny  podmuch  wiatru.  Wszyscy  czworo 

podnieśli wzrok. 

-  Czy  domyślacie  się,  gdzie  się  podziała  Hilda?  -  Elise  mruknęła  raczej  do  siebie  i 

wyjrzała przez okno. 

Zanosi się na porządną zadymkę. Dziwne, pomyślała Elise, w styczniu nigdy burze nie 

szaleją. W kaŜdym razie nie tutaj w mieście. 

Dlaczego  Hilda  nie  wróciła  prosto  do  domu,  skoro  pokłóciła  się  z  Valborg?  CzyŜby 

była  aŜ  tak  niemądra,  Ŝe  nadal  się  kłóci  z  koleŜankami,  zamiast  odpoczywać  w  cieple? 

Zwłaszcza Ŝe w dodatku jest w ciąŜy! Jeszcze sobie coś odmrozi, o to wcale nietrudno w taki 

mróz. Zwróciła się do Everta. 

-  Myślę,  Ŝe  powinieneś  juŜ  iść  do  domu,  Evercie.  Na  dworze  strasznie  zaczęło  wiać. 

Weź ze sobą zdjęcie i odwiedź nas raczej jeszcze raz innego dnia. 

Evert  posłusznie  wstał,  włoŜył  kaszkiet  i  podszedł  do  drzwi.  Wyglądał  dość 

markotnie, przypuszczalnie wolałby zostać niŜ wracać do domu do złego Hermansena. 

-  Cieszę  się,  Ŝe  cię  spotkałam  dziś  wieczorem,  Evercie  -  dodała.  -  Gdyby  nie  ty,  nie 

wiem, jak dotarłabym do domu. 

Jego twarz rozpogodziła się. 

-  Przyjdź  jutro,  to  zostawię  dla  ciebie  trochę  polewki.  Uśmiechnął  się  przelotnie  i 

blado,  zanim  zniknął  za  drzwiami.  Elise,  utykając,  podeszła  do  okna,  mając  nadzieję,  Ŝe 

mignie  jej  jeszcze  na  ulicy.  Gwałtowne  podmuchy  smagały  naroŜnik  domu,  a  w  świetle 

latarki jakiegoś samotnego wędrowca Elise zobaczyła, jak wiatr podrywa śnieg i kręcąc nim, 

usypuje w zaspy. Pojawił się tak nagle. Kiedy wracała z pracy, padał śnieg, ale w powietrzu 

panowała cisza. Teraz przestało sypać, ale zerwał się niezwykle silny wiatr, przypominający 

jesienny huragan w październiku. Podczas porządnego uderzenia dźwięczały szyby w oknach, 

czasem słychać było, jak spadają dachówki i uderzają z trzaskiem o lód na ulicy. śe teŜ Hilda 

nie przyszła jeszcze do domu! 

Zdawało jej się, Ŝe za oknem zamajaczyła ciemna postać, która zniknęła w głębi ulicy, 

i  Elise  miała  nadzieję,  Ŝe  Evert  cało  wróci  do  swojego  mieszkania.  Potem  pokuśtykała  do 

drzwi pokoiku. Peder i Kristian wrócili do wycinania zdjęć. Cieszyła się, Ŝe będzie mogła dać 

Pederowi ubranie i nowe buty na zimę, ale nie chciała tego  robić przy Evercie.  Biedak miał 

tylko chodaki. Ale teraz musi najpierw zajrzeć do matki. Nie chciała, Ŝeby mama zauwaŜyła, 

Ŝ

e coś jej dolega, ale czuła, Ŝe uda jej się ukryć ból. 

background image

Wyglądało  na  to,  Ŝe  śpi,  ale  jak  tylko  usłyszała  Elise  w  drzwiach,  otworzyła  oczy  i 

uniosła się na łóŜku. 

- O, jesteś wreszcie! 

- Upadłam na lodzie i trochę się potłukłam, ale juŜ mi duŜo lepiej. 

Matka popatrzyła na nią zmartwiona. 

- Chyba sobie nic nie złamałaś? Elise potrząsnęła głową. 

-  Spotkałam  Everta,  a  on  był  tak  miły,  Ŝe  odprowadził  mnie  aŜ  tutaj.  W  zamian 

zaprosiłam go do środka i pozwoliłam, by razem z Pederem i Kristianem powycinał zdjęcia z 

„Sygnału”. Musiałabyś zobaczyć, jak się ucieszył. 

- Biedak. Nikt się nim nie zajmuje. 

-  Prawda.  To  przykre,  Ŝe  nie  moŜe  dalej  się  uczyć,  jest  taki  zdolny.  Czyta  lepiej  niŜ 

niejeden  dorosły.  Powiedziałam,  Ŝe  moŜe  do  nas  przyjść  jutro,  i  obiecałam,  Ŝe  zostawię  dla 

niego trochę polewki. Ale moŜe nie powinnam tego robić? 

Matka wolno pokręciła głową. 

- Jeśli nie będzie nas na to stać, to znaczy, Ŝe upadliśmy juŜ bardzo nisko. Gdzie jest 

Hilda? 

- Widziałam, jak szła z Valborg i kilkoma innymi, kłócąc się po drodze. 

- Na dworze tak strasznie wieje. Mam nadzieję, Ŝe jest ostroŜna. 

- Pewnie zaraz wróci. Nie dałam jeszcze Pederowi nowych butów, nie chciałam tego 

robić przy Evercie. 

Mama spojrzała na Elise. 

- Nie sądzisz, Ŝe kapitan Ringstad mógłby postarać się o jeszcze jedną parę dla niego? 

- spytała niepewnym głosem. 

- Wydaje mi się, Ŝe to zbytnia śmiałość prosić go o tak wiele. Wielu dzieje się gorzej 

niŜ nam. 

-  Evert  nie  jest  jednym  z  nas.  Poza  tym  w  Armii  Zbawienia  na  pewno  chcieliby 

wiedzieć, kto naprawdę potrzebuje pomocnej dłoni. Evert jest jednym z tych. 

Elise przytaknęła. 

-  Zapytam  o  to  następnym  razem,  gdy  wybiorę  się  do  Świątyni.  Kiedy  wróciła  do 

kuchni, od razu się zorientowała, Ŝe Peder i Kristian pokłócili się. Jak zwykle Peder siedział 

skulony i nieszczęśliwy, Kristian natomiast wyszedł zwycięsko. 

Na pewno poszło o zdjęcia z gazety, których cały plik leŜał na stole przed Kristianem. 

- Mam dla ciebie niespodziankę, Peder. Uniósł ku siostrze zapłakaną twarz. 

- Niespodziankę? 

background image

- Podejdź do skrzyni na drewno i zajrzyj do tej brązowej papierowej torby, która stoi 

obok! 

Nie  dał  się  dwa  razy  prosić.  Po  chwili  stał  z  parą  wypucowanych  do  połysku 

zimowych  butów  w  ręku  oraz  ze  spodniami  i  koszulą  przewieszonymi  przez  ramię.  Elise 

zauwaŜyła  od  razu,  Ŝe  buty  są  bardziej  zniszczone  od  tych,  które  dostała  Hilda,  pewnie  nie 

minie duŜo czasu, zanim i w nich zrobią się dziury,  a koszula niestety o  numer za mała, ale 

oczy Pedera promieniały radością. 

- Dostałaś to wszystko od Ŝołnierza Armii? Elise skinęła z uśmiechem. 

- On nie jest Ŝołnierzem, Peder, tylko oficerem. 

- Na pewno jest bardzo miły! 

Peder  usiadł  na  podłodze  i  z  zapałem  zaczął  wkładać  buty;  o  kłótni  z  Kristianem 

najwidoczniej zapomniał. Elise przyglądała mu się w napięciu. 

- Mam nadzieję, Ŝe pasują. 

- Pasują jak ulał! - twarz chłopca promieniała. - To najpiękniejsze buty zimowe, jakie 

miałem! 

Elise uśmiechnęła się. 

W  tej  samej  chwili  Kristian  poderwał  się  od  stołu.  Zanim  Elise  zdąŜyła  mrugnąć, 

dopadł do pieca, otworzył drzwiczki i cisnął do ognia wszystkie zdjęcia wycięte z gazety. 

- Co ty robisz? - Elise przyglądała mu się z otwartymi ustami. 

Nie  odpowiedział,  z  chmurnym  spojrzeniem  pomaszerował  do  drzwi  i  zniknął  na 

korytarzu. 

Peder spojrzał na siostrę z poczuciem winy w oczach. 

- To dlatego, Ŝe ja dostałem buty, a nie on. 

- Ale tobie były bardziej potrzebne. 

Peder nie odpowiedział. Radość z powodu nowych butów zniknęła. 

Elise  usiadła  na  stołku,  jęcząc  z  bólu.  Nie  była  w  stanie  pobiec  za  Kristianem  i 

powiedzieć mu, co myśli o jego zachowaniu. Nigdy swemu bratu nie darował, pomyślała ze 

złością. 

background image

Peder  i  Kristian  leŜeli  w  łóŜkach,  mama  była  juŜ  po  kolacji  i  wieczornej  toalecie.  W 

piecu  ogień  zgasł,  ale  Elise  mimo  to  siedziała  przy  kuchennym  stole  i  czekała.  Za  oknem 

szalała  burza  i  kontynuowała  swoje  zniszczenia,  od  czasu  do  czasu  z  taką  siłą  napierała  na 

kuchenne okno, jakby zamierzała je wybić. 

Elise  bolało  biodro  i  tęskniła  za  łóŜkiem.  Wywołujący  dreszcze  wewnętrzny  chłód 

ustępował  miejsca  zlewającym  potom,  by  znowu  zaatakować  kolejną  falą  dreszczy.  Elise 

doświadczyła  tego  juŜ  kiedyś,  zwykle  miała  takie  objawy,  kiedy  się  mocno  uderzyła. 

Przypominały gorączkę, ale nie była chora. 

Wreszcie usłyszała kroki na schodach. 

Hilda wróciła; była sina z zimna, szczękała zębami, na jej bladej twarzy malowało się 

poczucie winy. 

- Czekałaś na mnie? 

- Co ty sobie myślisz? Mama się o ciebie bała. Słyszała burzę. A ja nie połoŜyłabym 

się spać, zanim cała i zdrowa nie wróciłabyś do domu. 

Hilda nie odpowiedziała. 

-  Co  ci  się  stało?  -  spytała  za  to.  -  Wyglądasz  tak  dziwnie.  W  chybotliwym  świetle 

parafinowej lampy  Hilda równieŜ nie  wyglądała  zbyt dobrze, ale Elise nie powiedziała jej 0 

tym. 

- Pośliznęłam się na lodzie i upadłam. 

- Chyba nic sobie nie złamałaś? Elise potrząsnęła głową. 

- Nie sądzę, ale strasznie mnie boli biodro. 

- Gdzie to się stało? 

-  Zaraz  za  wyjściem  z  fabryki.  Szłaś  tuŜ  przede  mną  razem  z  Valborg  i  jej 

przyjaciółką.  Słyszałam,  Ŝe  się  kłóciłyście.  Valborg  chciała  wiedzieć,  od  kogo  dostałaś  szal. 

Bałam się, Ŝe stracisz panowanie nad sobą i powiesz prawdę, więc chciałam cię powstrzymać. 

W tej samej chwili pośliznęłam się i upadłam. 

Hilda  nie  odezwała  się.  Wyglądała  na  zawstydzoną  i  Elise  pomyślała,  Ŝe  pewnie  juŜ 

się  zdradziła.  W  następnym  momencie  odrzuciła  tę  myśl.  Hilda  nie  byłaby  taka  głupia.  Być 

moŜe  czuła  pokusę,  by  zaimponować  innym  dziewczętom,  ale  w  głębi  duszy  musiała  chyba 

rozumieć, Ŝe wyznanie prawdy by ją zniszczyło. 

background image

-  Nie  obchodzi  mnie,  czy  to  się  rozejdzie,  Hildo.  MoŜe  się  teŜ  zdarzyć,  Ŝe  Peder  i 

Kristian  najedzą  się  wstydu,  ale  najbardziej  ty  na  tym  ucierpisz.  Ludzie  będą  gadać,  Ŝe 

przymilasz się do majstra dla róŜnych korzyści, być moŜe oskarŜą cię, Ŝe jesteś tego samego 

pokroju co dziewczyny z Vaterlandu. 

Hilda zbladła. 

- To nieprawda! Nie przyjmuję zapłaty! 

- Wiem o tym, mówię tylko, o co inni cię mogą oskarŜyć. Dopóki majster nie zechce 

otwarcie  się  przyznać  do  ojcostwa,  powinnaś  trzymać  język  za  zębami.  Pomyśl,  co  będzie, 

jeŜeli  będzie  chciał  od  wszystkiego  się  odciąć?  Nie  moŜesz  udowodnić,  Ŝe  on  jest  ojcem 

dziecka, i nie myślisz chyba, Ŝe reszta uwierzy raczej tobie niŜ majstrowi? Poza tym przeraził 

się, kiedy usłyszał, Ŝe mama jest chora na suchoty. Myślę, Ŝe się boi, Ŝe się zarazi. 

Hilda wytrzeszczyła oczy. 

- Skąd wiesz? 

Elise wiedziała, Ŝe jest zmuszona zachować się surowo. 

- Spotkałam go w drzwiach do fabryki, a on spytał. Nie uwaŜasz chyba, Ŝe powinnam 

kłamać.  Nie  miał  pojęcia  o  naszym  Ŝyciu,  nie  wiedział  nawet,  Ŝe  mieszkamy  w  jednym 

pokoju z kuchnią. 

Twarz Hildy zmieniła kolor i dziewczyna umknęła wzrokiem. 

- Zwykle nie rozmawiamy o takich rzeczach. 

- Nie, domyślam się. 

W  tej  samej  chwili  potęŜny  podmuch  wiatru  uderzył  w  szybę  i  obie  przestraszone 

odwróciły się w stronę okna. 

- O mało co nie wypadła szyba - szepnęła Hilda ze strachem. 

Elise wsparła się o krawędź stołu i z trudem wstała. 

- Musimy się kłaść, by noc nie okazała się za krótka. 

Tej  nocy  prawie  nie  spała.  Czuła  rwanie  i  pulsowanie  w  nodze  i  za  kaŜdym  razem, 

kiedy  niemal  udawało  jej  się  zapaść  w  sen,  przeszywał  ją  potworny  ból.  Kiedy  wreszcie 

usnęła, obudziła się, próbując przewrócić się na drugi bok. Biodro zabolało jeszcze bardziej. 

Na zewnątrz nadal szalała burza, co nie pomagało zasnąć. 

Elise  zaczęła  myśleć  o  Johanie.  JeŜeli  jest  winien,  ale  nie  ma  odwagi  się  do  tego 

przyznać, nie odpowie szczerze na jej list. Jeśli natomiast jest niewinny, pewnie się zdziwi, Ŝe 

nie poszła na policję i nie powiedziała o tym, Ŝe znalazła broszkę. Im więcej o tym myślała, 

tym  trudniej  było  jej  zrozumieć,  dlaczego  od  razu  tego  nie  zgłosiła.  Od  razu  gdy  policjant 

background image

wspomniał  o  broszce,  powinna  powiedzieć,  Ŝe  to  ona  ją  znalazła  i  dała  Johanowi.  Dlaczego 

tego nie zrobiła? 

Znała odpowiedź. Lęk, Ŝe Johan być moŜe był podejrzany o spowodowanie śmierci jej 

ojca, niemal ją sparaliŜował. Wstyd, Ŝe oto stoi przed ubranymi na czarno konstablami, którzy 

mają  całą  władzę  w  swoich  rękach,  sprawiał,  Ŝe  czuła  się  mała  i  bezradna.  A  kiedy  nagle 

wyjaśnili nieporozumienie, nie była w stanie jasno myśleć. 

Nie  powinna  posyłać  listu  przez  kapitana  Ringstada,  lecz  sama  powinna  pójść  na 

policję. Kolega Lorta - Andersa mógł kłamać. Ci dwaj byli tego samego pokroju. W ten czy 

inny  sposób  musieli  się  dowiedzieć,  Ŝe  to  ona  znalazła  broszkę,  i  teraz  próbowali  to  wyko-

rzystać. 

OstroŜnie odwróciła się  na drugi bok, nie mogła  dłuŜej leŜeć w tej samej  pozycji. W 

głowie  miała  mętlik,  nie  była  w  stanie  logicznie  myśleć.  Nie  miała  pojęcia,  jak  zdoła  z 

obolałą  nogą  dojść  na  Møllergata.  A  tym  bardziej,  gdy  w  czasie  przerwy  będzie  musiała 

pokonać drogę w tę i z powrotem w ciągu godziny. 

Czuła  się  jak  zbita  i  śmiertelnie  zmęczona,  kiedy  następnego  ranka  musiała  wstać. 

Hilda  pomogła  jej,  miała  chyba  wyrzuty  sumienia.  Peder  i  Kristian  równieŜ  okazali  się 

bardziej pomocni niŜ zazwyczaj. Hilda zaofiarowała się nawet, Ŝe pójdzie do domu w czasie 

przerwy obiadowej, więc Elise mogła zostać w fabryce. 

Jednak siostra nie chciała się przyznać, gdzie była poprzedniego wieczoru. Za kaŜdym 

razem, gdy Elise próbowała wydobyć z niej prawdę, zamykała się i zmieniała temat. 

Jakoś  wytrzymała  przy  maszynie,  mimo  Ŝe  i  noga,  i  plecy  potwornie  bolały.  Elise 

zagryzła zęby i postanowiła, Ŝe się nie podda. KaŜdego coś boli tu czy tam, ale to nie powód, 

Ŝ

eby się kłaść do łóŜka. 

Była  bliska  omdlenia,  kiedy  wreszcie  usłyszała  na  korytarzu  brzęk  baniek  z 

jedzeniem.  Jadłodajnia  juŜ  nie  dostarczała  zupy,  lecz  kucharki  z  okolicznych  kamienic. 

Przygotowywały  zupę  w  swoich  domach,  a  potem  chłopcy  w  bańkach  przynosili  ją  do 

fabryki.  Dostawali  po  dziesięć  øre  na  tydzień  za  bańkę,  jak  słyszała.  To  by  było  do  dwóch 

koron za tydzień! Gdyby Peder i Kristian mogli dostać taką pracę w czasie lata! Ale dopóki 

chodzą do szkoły, nie ma co o tym myśleć. 

Wkrótce do fabryki dotarły wielkie nowiny. Burza poprzedniego wieczoru okazała się 

najgorszą  od  stuleci,  w  wielu  domach  powypadały  szyby,  a  najgorsze  szkody  wyrządziła  w 

zamku,  gdzie  zerwała  dach.  Gazety  pisały,  Ŝe  bogowie  pogody  przepowiadają  inną,  duŜo 

waŜniejszą  burzę,  tę,  która  wybuchnie  w  Stortingu,  gdy  trzeba  będzie  zdecydować  o  losach 

kraju. 

background image

Prządki  i  pomocnice  miały  o  czym  rozprawiać  i  chlipiąc  gorącą  zupę,  głośno 

dyskutowały.  MęŜowie  i  ojcowie  wielu  z  nich  aktywnie  brali  udział  w  ruchu  robotniczym, 

więc niektóre wiedziały nieco o tym, co się działo. Większość dowiedziała się, Ŝe być moŜe 

dojdzie  do  rozwiązania  unii  ze  Szwecją,  ale  nie  miały  pojęcia,  co  byłoby  alternatywą.  Nie 

wiedziały  teŜ,  Ŝe  w  kraju  brakuje  przywódcy,  który  zebrałby  rozmaite  partie  i  podjął  waŜną 

decyzję w tym decydującym okresie. 

Elise  słuchała  tylko  jednym  uchem,  ból  nie  pozwalał  jej  myśleć  o  niczym  innym. 

Rozmowa uświadomiła jej, ile czasu minęło, odkąd nie widziała się z Agnes. Poza Johanem 

to zawsze Agnes opowiadała jej, co się dzieje w kraju i na świecie. Nie spotkały się od dnia, 

kiedy  wybrały  się  razem  do  „Perły”.  Usłyszała,  Ŝe  któraś  z  kobiet  wymieniła  nazwisko 

Christiana  Michelsena,  i  przypomniała  sobie,  Ŝe  ojciec  Agnes  nie  był  nim  szczególnie 

zachwycony.  Pamiętała,  Ŝe  mówił,  Ŝe  Michelsen  chciał  powstrzymać  falę  socjalizmu; 

twierdził, Ŝe socjaliści gardzą prawem własności i lekcewaŜą niepodwaŜalność prawa. 

Postanowiła, Ŝe zapyta kapitana Ringstada, kiedy spotka go następnym razem. On na 

pewno i na tym się zna. 

Gdy  kobiety  omówiły  juŜ  prognozy  bóstw  pogody,  zwiastujące  nowe  czasy, 

przerzuciły się na zwykłe tematy rozmów: Co jest lepsze, a co gorsze - pracować w fabryce 

czy  jako  pomoc  domowa? W „Socjaldemokracie”  jedna  z  dziewcząt  pisała,  Ŝe  „nikt  nie  jest 

tak uciemięŜony jak słuŜące”. Pani domu ma nieograniczoną władzę nad dziewczyną, która u 

niej  słuŜy,  dziewczyna  musi  być  zawsze  gotowa  wykonywać  zadania,  które  dostanie,  bez 

względu na zmęczenie. Nie ma teŜ wolnej niedzieli. 

- Na szczęście mamy fabrykę - wtrąciła jedna z nich. - SłuŜące dostają tylko ciasny i 

zimny  kąt  w  głębi  kuchni  i  muszą  wchodzić  kuchennymi  drzwiami.  Nie  robią  nic  innego, 

tylko  harują  dla  bogaczy,  a  wieczorem  są  tak  wykończone,  Ŝe  nie  mają  nawet  siły  nigdzie 

wyjść. 

Wśród robotnic rozległ się zgodny pomruk, wszystkie poparły te słowa. 

Po przerwie obiadowej Elise miała uczucie, Ŝe z nogą jest coraz gorzej. A jeśli jednak 

coś złamała! Na samą myśl zrobiło jej się zimno ze strachu. 

Hilda spóźniła się do fabryki, wróciwszy z domu od mamy, ale Ropucha nie odezwał 

się  słowem.  Zamiast  tego  uśmiechnął  się.  ChociaŜ  Elise  ulŜyło,  Ŝe  Hilda  uniknęła 

reprymendy, nie mogła przestać myśleć o Oline. Widząc, Ŝe Hildzie się udało, nie znajdowała 

innego wytłumaczenia niŜ to, Ŝe majster rozmawiał z Ropuchą. 

Ból  wzmagał  się.  Nagle  zauwaŜyła,  Ŝe  pomieszczenie  zaczyna  się  kołysać. 

Przestraszona, Ŝe ręce lub spódnica dostaną się w tryby maszyny, jeŜeli upadnie, w pośpiechu 

background image

zatrzymała  mechanizm.  W  tej  samej  chwili  zobaczyła  nadzorcę,  który  zjawił  się  niczym 

burza. 

- Co to znaczy? - jego głos przeniknął poprzez huk maszyn. 

-  Ja...  czuję  się  tak  dziwnie.  Wydaje  mi  się,  Ŝe  zemdleję.  -  Oparła  się  o  maszynę  i 

poczuła, Ŝe nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Krzyknęła, ból był nie do wytrzymania. Potem 

zrobiło się ciemno. 

Nadzorca  w  pośpiechu  wybiegł  z  hali,  Ŝeby  sprowadzić  pomoc,  i  wrócił  ze  stróŜem. 

Razem  pomogli  Elise  podnieść  się  z  podłogi  i  wyprowadzili  na  korytarz.  Elise  widziała  ich 

sylwetki jakby zanurzone w szarej mgle. 

W tej samej chwili pojawił się majster. 

- Co się tu dzieje? 

- To jedna z prządek, panie majstrze. Zemdlała. 

Elise  domyśliła  się,  Ŝe  majster  ją  rozpoznał.  Dostrzegła  przeraŜenie  na  jego  twarzy  i 

zrozumiała jego strach. Podejrzewał zapewne, Ŝe zaraziła się suchotami! 

-  Nie  jestem  chora,  panie  majstrze  -  pośpieszyła  z  wyjaśnieniem.  -  Upadłam  wczoraj 

wieczorem  na  oblodzonej  drodze  i  ból  w  nodze  stał  się  w  końcu  nie  do  wytrzymania,  aŜ 

pociemniało mi w oczach. 

Poznała po jego wzroku, Ŝe poczuł ulgę. Zaraz zwrócił się do nadzorcy. 

- Rozejrzyj się, kto mógłby pomóc jej dostać się do domu, i wezwij lekarza. Od razu 

mógłby teŜ zbadać jej matkę. - Po tych słowach odwrócił się i wyszedł. 

StróŜ  przyprowadził  konia  z  saniami  i  wkrótce  znaleźli  się  na  moście  w  drodze  do 

domu. Elise miała nadzieję, Ŝe nikt tego nie widział z duŜych okien hali fabrycznej, poniewaŜ 

robotnice odgadłyby, Ŝe coś jest nie tak, jak powinno, bo nikt nie był szczególnie traktowany, 

gdy  zachorował  w  pracy.  Zwykle  kaŜdy  musiał  wracać  do  domu  o  własnych  siłach  i 

bezwzględnie potrącano mu dniówkę. 

Kiedy  zatrzymali  się  przed  Andersengården,  stangret  pomógł  jej  wysiąść  z  sań  i 

podprowadził do drzwi. 

- Jak się panienka czuje? Czy odprowadzić panienkę na górę? 

Elise potrząsnęła głową. 

- Nie, dziękuję, poradzę sobie. 

W  drzwiach  wpadła  prosto  na  panią  Evertsen.  Sąsiadka  złoŜyła  ręce  przestraszona  i 

wyciągnęła szyję, Ŝeby przyjrzeć się stangretowi i pojazdowi. 

- Ach, to ty przyjechałaś, Elise? Chyba nie jesteś chora? 

background image

- Nie, wczoraj wieczorem upadłam na ulicy i dziś tak mnie bolało, Ŝe zemdlałam przy 

maszynie. Majster był tak miły, Ŝe pozwolił mnie podwieźć do domu. 

Pani Evertsen wytrzeszczyła oczy, jak gdyby Elise była istotą z innego świata. 

- Majster z fabryki? Elise skinęła głową. 

- Przysłał cię do domu i kazał stangretowi odwieźć saniami i w ogóle? 

Pani Evertsen wyglądała, jakby nie wierzyła własnym oczom i uszom. 

Elise znowu przytaknęła. 

-  Czuł  się  chyba  za  to  odpowiedzialny.  Nie  posypał  drogi,  a  ja  upadłam  tuŜ  za 

schodami z fabryki. Tam jest tak ślisko, Ŝe to cud, Ŝe jeszcze nikt sobie nic nie złamał. 

Wydawało się, Ŝe odpowiedź Elise nie zadowoliła pani Evertsen. 

- Ale... ale jak to...? 

- Opowiem pani wszystko później, pani Evertsen, ale tak mnie boli, Ŝe muszę juŜ iść. 

Utykając,  przeszła  obok  sąsiadki  i  z  trudem  zaczęła  się  wspinać  na  górę,  stopień  po 

stopniu. 

Kiedy  wreszcie  znalazła  się  na  drugim  piętrze  przed  drzwiami  do  mieszkania, 

usłyszała  dochodzące  ze  środka  głosy,  męski  i  kobiecy.  Ogarnęła  ją  taka  radość,  Ŝe  niemal 

zaparło jej dech. To na pewno Johan, nikt inny nie mógłby tu wejść, gdy mama była sama w 

domu. Z rozmachem otworzyła drzwi. Pośrodku kuchni stała siostra z opieki, Maren Sørby, i 

kapitan Ringstad. 

Odwrócili  się  w  jej  stronę,  uśmiechnęli,  najwyraźniej  zaskoczeni.  Emanuel  Ringstad 

trzymał  w  ręku  worek  z  drewnem  na  opał,  a  Maren  Sørby  wypakowywała  masło  i  ser  z 

brązowej papierowej torby. 

- Czy coś się stało, Elise? - musiał albo zauwaŜyć, Ŝe kuleje, albo Ŝe jest bledsza niŜ 

zwykle. 

Elise czuła się zakłopotana, poniewaŜ zwrócił się do niej tylko po imieniu w obecności 

Maren Sørby. 

- Upadłam na lodzie. Majster odesłał mnie do domu. Emanuel Ringstad puścił worek i 

pośpieszył, Ŝeby jej pomóc. 

- Chyba niczego sobie nie złamałaś? 

Znowu to samo, wszyscy pytają, czy sobie czegoś nie złamała. Potrząsnęła głową. 

-  Chyba  nie  mogłabym  wtedy  chodzić.  Wczoraj  wieczorem  na  własnych  nogach 

wróciłam z przędzalni i zdołałam tam dojść dziś rano. Stałam przy maszynie aŜ do tej pory, a 

gdy straciłam przytomność, kazano mi jechać do domu. 

Pomógł jej usiąść na jednym z taboretów. 

background image

- Kapitan Maren Sørby uwaŜa, Ŝe twoja mama czuje się lepiej. 

Elise uśmiechnęła się z trudem. 

-  Ja  teŜ  tak  uwaŜam.  Bardzo  pani  dziękuję,  Maren  Sørby.  Siostra  z  opieki  machnęła 

ręką. 

-  Nie  ma  większego  daru  niŜ  zobaczyć  rezultaty  tego,  co  się  robi.  Umyłam  ją, 

nakarmiłam,  a  teraz  muszę  zejść  na  pierwsze  piętro  do  tej  nieszczęśliwej  dziewczyny.  To 

potworne, Ŝe musi tak leŜeć przez cały dzień zdana na innych. 

- Proszę się nie przestraszyć, jeŜeli będzie załamana. Aresztowano jej brata, który jej 

do tej pory pomagał. 

Maren Sørby skinęła powaŜnie głową. 

- Słyszałam. Zostawiam ser i masło w spiŜarni, panno  L0vlien. Proszę przypilnować, 

Ŝ

eby pani mama codziennie dostawała masło. 

- Dziękuję. Dopilnuję tego. 

- Zostanę i przeniosę drewno do skrzyni, i pomogę jej rozpalić w piecu - rzucił nagle 

Emanuel  Ringstad.  -  Widzę,  Ŝe  jest  mało  wody.  Mogę  zejść  do  pompy  i  przynieść  parę 

wiader. 

-  Pan  Bóg  wiedział,  co  robi,  Ŝe  przysłał  tu  pana  dziś  ze  mną,  kapitanie  Ringstad  - 

odparła Maren Sørby łagodnie. 

PoŜegnała się i wyszła na korytarz. 

- Czy oboje macie rangę kapitana? 

Usiadł na drugim stołku i skinął z uśmiechem. 

-  Po  dwóch  latach  nauki  w  szkole  oficerskiej  zostaje  się  najpierw  podporucznikiem, 

następnie kapitanem, a w końcu majorem. Jako oficerowie jesteśmy zatrudnieni na część etatu 

i  dostajemy  skromne  gaŜe.  Przyniosłem  dziś  coś  dla  ciebie,  Elise.  I  głównie  po  to 

przyszedłem.  Wieczorem  muszę  załatwić  coś  innego,  więc  zamierzałem  tylko  zostawić  ci 

kartkę na stole w kuchni. 

Elise poczuła, jak serce jej szybciej zabiło. Gorąco podeszło do policzków, patrzyła na 

kapitana w napięciu. 

- Byłem w magistracie. Na szczęście mój przyjaciel miał dzisiaj dyŜur. Przekazał twój 

list twojemu narzeczonemu i dostał od niego tę karteczkę. To zaledwie parę słów skreślonych 

w  pośpiechu.  Właściwie  aresztanci  nie  mogą  otrzymywać  lub  wysyłać  listów  do  chwili 

zapadnięcia wyroku. 

Wsunął  rękę  do  kieszeni,  wyciągnął  złoŜony,  pognieciony  skrawek  papieru  i  podał 

Elise. 

background image

RozłoŜyła  karteczkę  drŜącymi  rękoma.  Widniało  tam  tylko  jedno  zdanie,  ale  od  razu 

poznała pismo Johana: „Na litość Boską, Elise, powiedz im, Ŝe to ty znalazłaś broszkę!” Nie 

było nic więcej. Wpatrywała się w tych kilka słów. Nie napisał nawet „Kochana Elise” albo 

„Twój  Johan”.  Na  pewno  nie  miał  odwagi  dodać  czegoś  od  siebie,  a  przyjaciel  kapitana 

Ringstada denerwował się i niecierpliwił, poniewaŜ przemycił list wbrew zakazowi. 

Podała kapitanowi kartkę, Ŝeby mógł przeczytać. 

Gdy skończył, podniósł wzrok. 

- Jak to rozumiesz? 

- Jak ty to rozumiesz? - odpowiedziała pytaniem. Wzruszył ramionami. 

-  Widać  wyraźnie,  Ŝe  miał  mało  czasu,  bał  się,  Ŝe  ktoś  zauwaŜy.  Mój  przyjaciel 

równieŜ mógł być zdenerwowany. 

UwaŜa,  Ŝe  Johan  jest  winny,  pomyślała.  Prosiła  o  jedno  jedyne  słowo  wyjaśnienia,  a 

tego słowa w liście nie znalazła. Westchnęła. 

- A więc muszę jeszcze raz tam pójść. 

- Jak to zrobisz, skoro ledwie chodzisz? 

- Mam duŜo czasu. Teraz, gdy nadzorca dał mi wolne do końca dnia, skorzystam z tej 

moŜliwości. 

Potrząsnął głową. 

-  Nie  moŜesz  iść  taki  kawał  drogi  z  chorą  nogą.  -  Wstał.  -  Zajrzę  do  rozwozicieli 

drewna i spytam, czy któryś z nich by cię nie zabrał. 

Posłała  mu  zdumione  spojrzenie.  Nigdy  nie  spotkała  kogoś  równie  chętnego  do 

pomocy jak on. 

Kiedy  zniknął  za  drzwiami,  chwyciła  się  mocno  krawędzi  stołu.  Wstała  i  zaciskając 

zęby z bólu, pokuśtykała pomalutku do mamy. 

- Wydawało mi się, Ŝe słyszę twój głos, Elise. Nie stało się chyba nic złego? 

- Nic poza wczorajszym upadkiem. Poczułam się źle i majster wysłał mnie saniami do 

domu. 

Matka zmarszczyła czoło. 

- Majster? Jak to? 

- Właśnie zjawił się na korytarzu i zobaczył, jak cierpię. 

-  Czy  zawsze  się  tym  przejmują?  Nigdy  nie  słyszałam,  Ŝeby  kiedykolwiek  pomogli 

którejś z robotnic dostać się do domu. W kaŜdym razie nigdy saniami. 

Elise  nie  wiedziała,  co  powiedzieć.  Sama  się  nad  tym  zastanawiała  i  doszła  do 

wniosku, Ŝe to pewnie z powodu Hildy. 

background image

- Hilda opowiedziała mi o Oline - mówiła dalej matka. - Straciła pracę, poniewaŜ dwa 

razy się spóźniła. A nadzorca wiedział, Ŝe jej najmłodsze dziecko jest bliskie śmierci. 

- Nie umarło. 

- Ale mogło umrzeć. Siostra z opieki opowiadała mi, Ŝe na odrę umiera sporo dzieci, 

zwłaszcza tu w Sagene. Co tu się dzieje, Elise? - matka spojrzała na nią tym samym surowym 

wzrokiem, który Elise pamiętała z dawnych czasów, kiedy jako dziecko była niegrzeczna. 

Poruszyła się niespokojnie. 

- Co masz na myśli? 

-  Nie  okłamuj  mnie!  Widzę  po  tobie,  Ŝe  coś  ukrywasz.  Czy  ma  to  coś  wspólnego  z 

Hildą? 

Elise spuściła wzrok. 

- Mówiłaś, Ŝe ten człowiek jest zamoŜny. Czy to któryś z pracowników biura? 

Elise potrząsnęła głową. 

- Czy wiesz, kto to? 

- Tak, ale uwaŜam, Ŝe Hilda sama powinna ci o tym powiedzieć. Będzie mi miała za 

złe, Ŝe ją zdradziłam. 

- Nie nazwałabym tego zdradą. To powaŜna sprawa i dotyczy nas wszystkich. 

Elise wiła się jak piskorz. 

- To majster. 

Zobaczyła,  jak  na  twarzy  matki  odmalowało  się  przeraŜenie.  Ktoś  inny  byłby  być 

moŜe  dumny,  szczęśliwy,  Ŝe  córka  zrobiła  dobrą  partię,  ale  mama  nie  była  naiwna  i 

rozumiała, Ŝe w grę nie wchodzą uczciwe oświadczyny. 

- Jak ona mogła! - jęknęła. 

- Myślę, Ŝe ona go kocha, mamo. Pani Løylien machnęła ręką. 

-  Kocha  go?  -  prychnęła.  -  Szesnastoletnia  dziewczyna  zakochana  w  podstarzałym 

wdowcu? Co to za miłość? 

Elise nie odpowiedziała. 

W  tej  samej  chwili  usłyszały,  Ŝe  ktoś  mocno  zapukał  do  drzwi  kuchni.  Ringstad  nie 

mógł  chyba  w  tak  krótkim  czasie  znaleźć  jakiegoś  wolnego  woźnicy,  pomyślała  Elise 

zdumiona i pokuśtykała do kuchni. 

Na zewnątrz stał lekarz, w skórzanej czapce i w płaszczu podszytym futrem. 

- Otrzymałem zawiadomienie od majstra z przędzalni Nedre Vøien, Ŝeby tu przyjść. 

background image

Elise wpuściła  go do środka, czując się jednocześnie całkiem oszołomiona. Najpierw 

koń  i  sanie,  a  teraz  lekarz!  Dziewczyny  w  przędzalni  dostaną  ataku  serca,  jeŜeli  się  o  tym 

dowiedzą. 

-  Czy  to  pani  upadła  i  się  uderzyła?  -  OdłoŜył  torbę  lekarską  na  stół  kuchenny  i 

spojrzał  na  nią  znad  okularów.  -  Słyszałem,  Ŝe  upadła  pani  na  lód?  Proszę  mi  opowiedzieć, 

jak to było. 

Elise opowiedziała. 

PołoŜył jej ręce na biodra i przycisnął. 

- Czy to boli? Potrząsnęła głową. 

- A zatem nie złamała pani kości udowej, na szczęście. Sądzę, Ŝe nastąpiło naderwanie 

mięśnia, a to moŜe być dość bolesne, jednak przejdzie za jakieś trzy - cztery tygodnie. Nic nie 

stoi na przeszkodzie, Ŝeby mimo to chodziła pani do pracy. Przepiszę pani receptę na proszki 

przeciwbólowe. No a teraz pani matka. Podejrzewa pani, Ŝe zapadła na suchoty? 

- Tak uwaŜa siostra z opieki. 

- Hm. . 

Doktor podszedł do drzwi do pokoiku, a Elise z trudem poczłapała za nim. 

Dostrzegła, Ŝe na widok lekarza przez twarz mamy przebiegł strach. 

Medyk  skinął  głową  na  powitanie,  połoŜył  swą  torbę  na  łóŜku,  otworzył  ją  i  zwrócił 

się do Elise. 

- Czy ktoś jeszcze w rodzinie cierpi na suchoty? 

- Nie. 

Wyjął  z  torby  jakiś  błyszczący  przedmiot,  poprosił  Elise,  by  rozpięła  koszulę  nocną 

matki, i osłuchał chorą. W pomieszczeniu zapadła przeraźliwa cisza. 

- Czy kaszle krwią? - zwrócił się znowu do Elise, jak gdyby matka była niepoczytalna. 

- Nie, myślę, Ŝe nie. 

- Tylko od czasu do czasu - rozległ się spokojny głos matki. 

-  Hm.  Jest  osłabiona,  ma  gorączkę  i  traci  na  wadze,  jak  przypuszczam.  -  W  dalszym 

ciągu kierował swe pytania do Elise, jak gdyby matka albo źle słyszała, albo nie rozumiała. 

- Niewiele jem. Nie mam apetytu - odpowiedziała matka równie spokojnie. 

Bez słowa odłoŜył narzędzia do torby. 

- Proszę dobrze wietrzyć pomieszczenie i często odkurzać. Prątki gruźlicy znajdują się 

w wyschniętej wydzielinie i w kurzu i w ten sposób mogą przetrwać przez dłuŜszy czas. 

Odwrócił się, Ŝeby wyjść. 

background image

-  Czy  to  gruźlica,  doktorze?  -  w  głosie  mamy  brzmiał  strach,  lecz  mimo  to  była 

opanowana. 

-  Tak,  to  z  pewnością  gruźlica!  -  ruszył  pośpiesznie  do  drzwi,  jak  gdyby  chciał  jak 

najszybciej  opuścić  pokój.  -  Niestety  sanatoria  dla  gruźlików  są  przepełnione,  więc  musicie 

robić,  co  w  waszej  mocy.  NaleŜą  się  dwie  korony  -  rzekł,  kiedy  Elise  wyszła  za  nim  do 

kuchni. 

Dziewczyna  dostała  wypłatę  poprzedniego  dnia;  z  cięŜkim  sercem  podała  lekarzowi 

pieniądze. Miały starczyć na obiady przez cały tydzień. 

Zaraz gdy wyszedł, Elise wróciła do pokoiku. 

Matka pośpiesznie otarła łzy. 

- Wiedziałaś, mamo. Pani Løylien skinęła głową. 

-  Tak,  wiedziałam.  -  Próbowała  się  uśmiechnąć.  -  Teraz  nie  muszę  juŜ  udawać.  Ile 

zaŜądał? 

- Dwie korony. 

Matka wskazała na komodę. 

-  Chyba  nic  się  nie  stanie,  jeŜeli  weźmiemy  trochę  z  pieniędzy  odłoŜonych  na  twoją 

suknię ślubną. Pewnie i tak ślubu tego lata nie będzie. 

Elise  odnalazła  blaszane  pudełko  matki,  czując  pieczenie  w  gardle.  Nie, 

prawdopodobnie do Ŝadnego ślubu w tym roku nie dojdzie... 

-  Kapitan  Ringstad  miał  spróbować  poprosić  jednego  z  rozwozicieli  drewna,  Ŝeby 

zabrał mnie na Møllergata. Muszę zeznać na policji, Ŝe to ja znalazłam broszkę. 

Matka spojrzała na córkę bez słowa. 

-  Istnieje  jeszcze  moŜliwość,  Ŝe Johan  jest  niewinny.  Sama  usłyszała,  Ŝe  w  jej  głosie 

dała się słyszeć nuta przekory. Mama nadal się nie odzywała. 

- Bez względu na to, co się wydarzyło, prawdą jest to, Ŝe ja znalazłam broszkę. Zatem 

w swoich zeznaniach poświadczę tylko prawdę. 

- Dobrze, idź, Elise. Ale nie sądzę, Ŝe to coś pomoŜe - rzekła zmęczonym głosem. 

Elise domyśliła się, Ŝe matka wiedziała, co mówi. 

Rozczarowana, Ŝe matka nie darzyła Johana większym zaufaniem, wróciła do kuchni. 

Wtedy usłyszała na korytarzu kroki. Rozległo się pukanie i do środka wsunął głowę kapitan 

Ringstad. 

- Jest juŜ! - jego twarz jaśniała z przejęcia. - Zejdę na dół i przyniosę jeszcze wiadro 

wody, a ty tymczasem się przygotuj. 

background image

- Pojadę z tobą - powiedział, kiedy poŜegnała się z mamą, otuliła szalem robionym na 

drutach i razem ruszyli ku schodom. 

- Masz czas? 

- Wykonuję tylko swoją słuŜbę - uśmiechnął się do niej. 

W jego spojrzeniu kryło się coś, co Elise zaniepokoiło. Szybko odwróciła wzrok. 

background image

10 

To  ten  sam  rozwoziciel  drewna,  który  niedawno  dał  jej  jeden  worek  za  darmo.  Nie 

zdradził  się  Ŝadnym  gestem,  Ŝe  ją  poznaje,  siedział  na  koźle  i  tępo  patrzył  przed  siebie. 

Emanuel  Ringstad  pomógł  jej  wsiąść,  starała  się  tak  usadowić  między  workami  z  drewnem, 

Ŝ

eby ból jej za bardzo nie dokuczał. 

Płozy sań zgrzytały na potłuczonych dachówkach, gdy posuwali się wzdłuŜ ulicy. 

- Słyszałam, Ŝe dziś w nocy zerwało dach Zamku. Kapitan uśmiechnął się do niej. 

- Tak, przeszła porządna burza. To całkiem nietypowe dla tej pory roku, zwłaszcza tu 

w mieście. 

- W gazecie pisano, Ŝe zapowiada się na inną i znacznie waŜniejszą burzę. 

- Masz na myśli rozwiązanie unii? 

- Tak. Sądzisz, Ŝe do tego dojdzie? 

- Tak. Nie ma powodu, byśmy nadal pozostawali w unii ze Szwecją. Musimy wybrać 

własnego króla i się uniezaleŜnić. 

- Niektórzy twierdzą, Ŝe moŜe dojść do wojny. Kapitan przytaknął i zmarszczył czoło. 

- Wielu ludzi się tego obawia. Słyszałem, Ŝe o niczym innym nie rozmawiają w pracy 

i w kawiarniach. Z jednej strony pragną, by Norwegia uzyskała niepodległość, a jednocześnie 

boją  się,  co  będzie,  gdy  tak  się  stanie.  My,  Norwegowie,  zmieniliśmy  się,  zrodził  się  nowy 

duch narodowy. Jesteśmy  bardziej świadomi tego, Ŝe naleŜymy do Norwegii, a nie do Danii 

czy Szwecji, Ŝe naleŜymy do kraju, który zrodził Fridtjofa Nansena i jego ludzi, Ŝe jesteśmy 

krajem,  który  ma  swój  honor.  Mówi  się,  Ŝe  statek  polarny  „Fram”  jest  obrazem  narodu 

norweskiego.  Taką  ekspedycję  morską  mógł  przeprowadzić  tylko  jeden  naród  na  świecie, 

Norwedzy! 

Elise uśmiechnęła się. 

- Wiedziałam, Ŝe znasz się na wielu rzeczach. Odpowiedział uśmiechem. 

- Był u nas lekarz, kiedy wyszedłeś. Potwierdził, Ŝe mama ma suchoty. 

- A co z twoją nogą? 

-  Nie  sądzi,  by  to  było  złamanie,  lecz  raczej  naderwanie  mięśnia,  jak  to  nazwał.  Ból 

potrwa trzy - cztery tygodnie. 

- Czeka cię kilka trudnych dni w fabryce. - Posłał jej spojrzenie pełne współczucia. - 

A jak właściwie dostałaś się dziś do domu? 

Spuściła wzrok. 

background image

- Odesłano mnie saniami. 

Czuła zdumienie kapitana, mimo Ŝe na niego nie patrzyła. 

- Kto to załatwił? 

- Nadzorca i majster. 

-  Ha!  NajwyŜszy  czas,  Ŝeby  okazali  nieco  człowieczeństwa!  Czy  to  nie  nadzorca 

wyrzucił z pracy wdowę z czwórką małych dzieci tylko dlatego, Ŝe dwa razy się spóźniła? 

Przytaknęła. 

- I mimo wszystko ci pomógł? Musiałaś zrobić na nim wraŜenie. Elise poczuła, Ŝe się 

czerwieni, miała nadzieję, Ŝe nie zada więcej pytań. 

- Czy trudno było sprowadzić lekarza? Słyszałem, Ŝe dwoi się i troi, bo albo odra, albo 

suchoty. Mówią teŜ, Ŝe szykuje się epidemia ospy. 

- Przysłały go do nas władze fabryki. Chyba z obawy, Ŝe złamałam nogę. Gdyby droga 

była posypana popiołem, nie upadłabym. 

- Czy zwykle posypują, gdy jest ślisko? 

- Nie. 

- Nie sądzę, by dręczyły ich wyrzuty sumienia. MoŜe nadzorca się w tobie zakochał? 

Musiała się roześmiać. 

- Gdybyś widział, jaki był wściekły, kiedy zrobiło mi się słabo, tobyś tak nie mówił. 

Nie  odpowiedział,  tylko  przyglądał  się  jej  w  zamyśleniu.  Teraz  zastanawia  się, 

dlaczego mimo wszystko tyle dla mnie zrobili, pomyślała. Poczuła się nieswojo. 

DłuŜszą chwilę nie odzywali się do siebie. 

- JeŜeli się obawiasz, Ŝe będzie ci niezręcznie samej iść na policję, mogę wybrać się z 

tobą.  Gotów  jestem  potwierdzić  twoje  zeznania.  Powiedziałaś  mi  o  broszce  na  długo  przed 

aresztowaniem twojego narzeczonego. 

-  Dziękuję.  -  Myśl  o  tym  dodała  jej  odwagi.  -  JeŜeli  mi  nie  uwierzą,  to  z  pewnością 

zaufają członkowi Armii Zbawienia. Zwłaszcza kapitanowi. 

Roześmiał się. 

-  Nie  sądzę,  by  potrafili  odróŜnić  Ŝołnierza  od  kapitana.  Ponownie  między  obojgiem 

zapadło milczenie. 

- Chciałbym móc pomóc twojej mamie dostać się do sanatorium w Grefsen, jednak to 

prywatna instytucja i pobyt zbyt duŜo kosztuje. Poza tym jest pewnie przepełnione. 

Elise  nie  odezwała  się.  Nie  była  w  stanie  o  tym  myśleć  właśnie  teraz,  kiedy 

denerwowała się czekającym ją spotkaniem z policjantami. 

background image

Wreszcie dojechali. Kapitan pomógł Elise wysiąść z sań, podziękował woźnicy i wziął 

ją za ramię, Ŝeby mogła się wesprzeć, wchodząc po schodach. 

Teraz  Johan  powinien  nas  zobaczyć,  pomyślała.  Mam  nadzieję,  Ŝe  okna  cel  nie 

wychodzą na tę stronę! 

Emanuel  Ringstad  spytał  o  swojego  kolegę  i  po  krótkiej  chwili  zjawił  się  młody 

konstabl. Był o głowę wyŜszy niŜ przeciętny męŜczyzna, miał czarne włosy, mocne, ciemne 

brwi, okulary i ciemne wąsy. Gdyby spotkała go wieczorem na ulicy, przestraszyłaby się. 

- To jest Elise Løylien, o której ci opowiadałem. Chciałaby złoŜyć zeznanie na temat 

złotej broszki. 

Najwyraźniej znajomy kapitana wiedział wszystko o sprawie, poniewaŜ odwrócił się i 

zniknął. Zaraz potem wrócił wraz ze starszym policjantem, który wydawał się niezadowolony 

i zniecierpliwiony. 

Poprosili  Elise  i  Emanuela  Ringstada  gestem  dłoni  i  wszyscy  czworo  weszli  do 

niewielkiego pomieszczenia na prawo. 

-  Słucham?  -  Starszy  policjant  usiadł  na  krześle  za  biurkiem  i  niecierpliwie  bębnił 

ołówkiem w blat. 

- Opowiedz mu wszystko, Elise. - Emanuel Ringstad uśmiechnął się do niej, Ŝeby jej 

dodać odwagi. 

Odchrząknęła i zaczęła opowiadać. Początkowo jej głos brzmiał cicho i niepewnie, ale 

po  jakimś  czasie  zdołała  mówić  głośniej.  Opowiedziała  o  broszce,  którą  znalazła  w  drodze 

powrotnej do przędzalni, gdzie wracała z domu po przerwie obiadowej, o swoim strachu, Ŝe 

zostanie  posądzona  o  kradzieŜ,  oraz  Ŝe  nie  wiedziała,  co  robić.  Dopiero  wieczorem 

powiedziała o tym swojemu narzeczonemu, Johanowi Thoresenowi, a on obiecał jej pomóc. 

Nie  wiedziała,  czy  Johan  odda  zgubę  na  policję,  czy  dyrektorowi  fabryki.  Sama  sądziła,  Ŝe 

broszka naleŜy do córki dyrektora. 

Zamilkła. 

- No i? - policjant spojrzał na Elise surowo. 

-  To  wszystko.  Myślałam,  Ŝe  Johan  oddal  broszkę,  ale  jemu  tak  trudno  się  wyrwać. 

Pracuje  przez  cały  dzień  w  tkalni  płótna  Ŝaglowego,  często  po  czternaście  godzin,  a 

wieczorem musi pomagać swojej matce i siostrze, która jest sparaliŜowana. 

- Nie spytała go pani, czy oddał zgubę? 

- Pytałam i... on... Wywnioskowałam, Ŝe to zrobił - dukała nerwowo - ale moŜliwe, Ŝe 

go źle zrozumiałam. 

background image

- A jak ta broszka wyglądała, panno Løvlien? - Dał znak drugiemu policjantowi, który 

natychmiast  wyjął  kartkę  papieru  i  ołówek.  -  Jak  pani  myśli,  czy  udałoby  się  pani  ją 

narysować? 

Elise od razu zaczęła rysować. To nie było trudne, poniewaŜ niewiele widziała takich 

broszek  w  swoim  Ŝyciu,  poza  tym  broszka  miała  kształt,  który  łatwo  zapamiętać.  Podała 

funkcjonariuszowi kartkę. 

- Te małe kamyki połyskiwały - wyjaśniła i pokazała. - Wydaje mi się, Ŝe broszka była 

ze złota, ale nie jestem pewna, poniewaŜ nigdy przedtem nie trzymałam w ręku złotej broszki. 

Odniosła wraŜenie, Ŝe policjant stłumił uśmiech, ale moŜe tylko jej się wydawało. 

-  A  więc  oddała  pani  broszkę  swojemu  narzeczonemu,  Johanowi  Thoresenowi,  który 

obiecał, Ŝe zwróci ją na policję, a potem więcej juŜ pani o niej nie słyszała, tak? 

Elise przytaknęła. Policjant wstał. 

- Dziękuję, moŜe pani odejść. Spojrzała na niego zdezorientowana. 

- Ale... co... To znaczy... czy on będzie mógł wrócić do domu? 

- Nie ja o tym decyduję, panno L0vlien. Sprawa zostanie rozpatrzona za trzy tygodnie. 

Elise  miała  na  końcu  języka  tysiące  pytań,  ale  nie  miała  odwagi  się  odezwać.  Kiedy 

dygnęła, odezwał się ból w nodze. 

Przed  wejściem  na  posterunek  stał  rozwoziciel  drewna  i  czekał.  Emanuel  Ringstad 

zamienił kilka słów ze swoim znajomym, po czym pomógł Elise wsiąść do sań. 

- No i juŜ po wszystkim. Czy było tak źle, jak się obawiałaś? 

- Nie, ale niczego się nie dowiedziałam. - Spojrzała na kapitana rozczarowana. 

-  Tego  nie  mogłaś  się  spodziewać,  taka  sprawa  musi  zawsze  trafić  do  sądu.  JeŜeli 

będziesz potrzebna w roli świadka, dostaniesz wezwanie. 

Elise  skinęła  głową,  znowu  ogarnęła  ją  bezsilność.  JeŜeli  policja  znalazła  broszkę  u 

Johana,  nie  będzie  mu  łatwo  udowodnić,  Ŝe  zamierzał  ją  oddać,  równie  dobrze  mogą 

pomyśleć, Ŝe chciał ją zatrzymać, zastawić w lombardzie albo sprzedać. 

- Wszystko się ułoŜy, Elise. - Spojrzał na nią ciepłym wzrokiem. - Zrobiłaś wszystko, 

Ŝ

eby Johanowi pomóc, teraz powinnaś pozostawić tę sprawę w rękach Boga. 

Kiwnęła  głową,  nie  była  w  stanie  więcej  o  tym  mówić,  nie  chciała,  Ŝeby  kapitan 

zobaczył, jak bardzo jest nieszczęśliwa. Nie zdołała teŜ znaleźć innego tematu do rozmowy. 

Długo jechali w milczeniu. 

Noga nadal potwornie bolała i za kaŜdym razem, kiedy sanie zatrzeszczały na jakiejś 

dziurze  w  nawierzchni  lub  najechały  jedną  płozą  na  bryłę  lodu,  Elise  z  trudem  udawało  się 

powstrzymać jęk z bólu. Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie dotarli; do domu. 

background image

- Nie wiem, jak mam dziękować za pomoc  - zaczęła, ale Emanuel Ringstad machnął 

tylko  ręką.  Chwycił  ją  mocno  za  ramię  i  pomógł  jej  wysiąść.  Oboje  podziękowali  woźnicy, 

skinął tylko głową w odpowiedzi, pociągnął konia za lejce i wkrótce znowu na ulicy rozległy 

się dzwonki u sań. 

W drzwiach stała pani Evertsen. 

-  Bałam  się,  Ŝe  odwieźli  cię  do  szpitala,  Elise!  -  przyglądała  się  z  zaciekawieniem 

Emanuelowi. - Aslaug powiedziała, Ŝe pojechałaś gdzieś znowu saniami. 

Elise nie miała siły opowiadać, gdzie była. 

- U mamy był lekarz - rzekła natomiast w nadziei, Ŝe uda jej się skierować myśli pani 

Evertsen na co innego. - To jednak suchoty. 

- Tak, cały czas tak mówiłam. Widziałam, Ŝe była tu samarytanka z opieki. Pan teŜ - 

dodała, utkwiwszy wzrok w Emanuelu. 

-  Tak,  byłem  tu  razem  z  siostrą  -  przyznał,  sprawiając  wraŜenie  zakłopotanego. 

Odwrócił się do Elise. - Odprowadzę panią, panno Løylien. I tak muszę odebrać pusty worek 

na drewno. Proszę mnie chwycić pod ramię, tak będzie łatwiej iść. 

Mając nadzieję, Ŝe uda się uniknąć więcej plotek, udawała bardziej obolałą, niŜ była, 

lecz  załoŜyłaby  się,  Ŝe  pierwsze,  co  zrobi  pani  Evertsen,  to  odczeka  bezpieczną  chwilę,  a 

potem wpadnie do pani Thoresen i wszystko jej dokładnie opowie. 

Kiedy weszli do kuchni, Elise odwróciła się do kapitana. 

-  Chętnie  zaprosiłabym  cię  na  filiŜankę  kawy,  ale  pani  Evertsen  to  największa  w 

ś

wiecie plotkara. MoŜesz być pewien, Ŝe mierzy ci czas, jak długo się tu zatrzymałeś. 

Roześmiał się cichym i pogodnym śmiechem. 

-  Domyśliłem  się.  Dlatego  zwróciłem  się  do  ciebie  „panno  Løvlien”.  Myślę,  Ŝe 

ostatnio macie dosyć wraŜeń, o ile ja dodatkowo wszystkiego nie pogorszę. 

- Tak, plotek nam wystarczy - westchnęła cięŜko. - A będzie jeszcze gorzej. 

Spojrzał na nią pytająco. 

- Kiedy ludzie dowiedzą się o Johanie - pośpieszyła z wyjaśnieniem. 

Kiwnął głową i podszedł do drzwi. 

- Zajrzę któregoś dnia, Ŝeby dowiedzieć się, co u was słychać. 

Mama leŜała cicho i słuchała, nie przerywając, kiedy Elise opowiadała, jak jej poszło 

na posterunku policji. Kiedy córka skończyła, rzekła zmęczonym głosem: 

- Spójrz prawdzie w oczy, Elise. Johan uległ pokusie i musi ponieść za to karę. Nikt 

nie wie lepiej niŜ ty i ja, Ŝe jest porządnym człowiekiem i oddałby wiele lat Ŝycia, Ŝeby móc 

cofnąć czas. Nie wątpię teŜ, dlaczego to zrobił. Musisz być teraz silna i przyjąć przeciwności 

background image

z  podniesioną  głową.  Nie  masz  się  czego  wstydzić,  ty  nie  zrobiłaś  nic  złego.  Ludzie  będą 

gadać i gapić się na ciebie, ale za jakiś czas zajmą się czymś innym. Na szczęście. - Zrobiła 

przerwę, Ŝeby zebrać siły, i mówiła dalej. - Cieszyłaś się na swój ślub w lecie,  a teraz miną 

jakieś  trzy  -  cztery  lata,  zanim  coś  z  tego  będzie.  Ale  jesteś  młoda  i  moŜesz  poczekać.  - 

Zawahała  się  i  zamyśliła.  -  MoŜe  jest  w  tym  jakiś  zamysł.  Peder  i  Kristian  potrzebują  cię, 

Hilda i ja równieŜ. NajwaŜniejsze jest teraz dziecko Hildy, będziesz miała aŜ nadto roboty. 

Elise odwróciła się od matki, walcząc z płaczem. Matka, która kiedyś teŜ była młoda i 

zakochana,  powinna  rozumieć,  jakie  to  rozczarowanie.  Jak  bardzo  jest  zrozpaczona  i  jak 

bardzo brakuje jej Johana. 

- Pójdę ugotować polewkę. Obiecałam Evertowi... - zagryzła wargę, nie była w stanie 

dokończyć. 

Ale kiedy wróciła do kuchni, opadła na najbliŜszy stołek, oparła ręce i głowę na stole i 

wybuchnęła płaczem. 

background image

11 

Elise  z  trudem  wlokła  się  do  domu,  krok  po  kroku.  To  był  cięŜki  i  długi  dzień  w 

fabryce,  mróz  utrzymywał  się,  podobnie  jak  jej  zwątpienie.  Miała  największą  ochotę  się 

poddać. Myśl o tym, Ŝe Johan być moŜe zostanie wysłany na cięŜkie roboty, sprawiała jej ból. 

Dodatkowo przygnębiała choroba mamy. Nie zdarzyło się, by ktoś wyleczył się z suchot bez 

fachowej opieki w szpitalu, nie, istniała tylko jedna droga. Jak gdyby jeszcze tego było mało, 

podejrzewała,  Ŝe  Valborg  i  reszta  musiały  się  czegoś  domyślać  w  związku  z  Johanem  i 

odmiennym  stanem  Hildy.  Ich  ciekawskie  spojrzenia  odbierała  jak  zwiastuny  sądu 

ostatecznego,  starała  się  bronić  przed  nimi,  odwracając  wzrok  w  inną  stronę,  ale  prześla-

dowały ją wszędzie, gdzie poszła czy przystanęła. 

Evert nie przyszedł wczoraj wieczorem. Kristian widział go, jak stał w bramie i płakał, 

chłopak dostał lanie od Hermansena i bał się wracać do domu. Biedak powiedział, Ŝe nie miał 

teŜ  odwagi  pójść  z  powrotem  do  nich,  bo  wtedy  dostałby  jeszcze  większe  lanie.  Nawet 

Kristian, który zwykle był dość nieczuły, wydawał się poruszony. 

Co  takiego  było  w  ludziach,  pomyślała  Elise  z  rezygnacją,  Ŝe  sprawiali  tyle  bólu 

samym sobie i innym? 

Hilda została w fabryce. Nie zgodziła się pójść do mamy w czasie przerwy obiadowej. 

Powiedziała, Ŝe ma coś waŜniejszego do zrobienia. Jak gdyby mogło istnieć coś waŜniejszego 

od zajmowania się chorą matką! 

Posuwała  się  wolno.  Niełatwo  było  przyśpieszyć  z  takim  bólem  w  nodze.  Wszyscy 

inni  z  fabryki  rozpierzchli  się,  pognali  przed  siebie  we  wszystkich  kierunkach,  niczym 

niewyraźne, ciemne cienie. 

Wreszcie  dotarła  do  rogu.  Za  zakrętem  wytrzeszczyła  oczy  ze  zdumienia.  Przed 

wejściem do Andersengården było jasno, stał koń i sanie. Co to, u licha, moŜe znaczyć? Elise 

spróbowała  przyśpieszyć,  ale  nie  dała  rady,  ból  był  zbyt  silny.  W  tej  samej  chwili  sanie 

ruszyły. 

Czy  moŜe  to  mieć  coś  wspólnego  z  Emanuelem  Ringstadem?  Czy  znowu  tu 

przyszedł? Ta jego uczynność stała się niemal przykra. Oczywiście Elise doceniała tę pomoc, 

ale byłoby jej łatwiej ją przyjąć, gdyby za kaŜdym razem nie przychodził ten sam męŜczyzna. 

O, na pewno pani Evertsen stoi juŜ w drzwiach i na nią czeka. Wiedziała, kiedy Elise 

wraca  z  pracy,  i  najwyraźniej  miała  w  tym  największą  przyjemność,  gdy  mogła  przekazać 

najnowsze plotki lub wyśledzić coś i przekazać dalej. 

background image

Oczywiście, jest! Z latarką w ręku, trzęsąc się z zimna, ale mimo to zbyt pochłonięta 

wydarzeniem, by zwracać uwagę na mróz! 

- No, jesteś, Elise! Nareszcie! Tak się denerwowałam, Ŝebyś zdąŜyła w porę! 

Elise  wpatrywała  się  w  nią  szeroko  otwartymi  oczami,  gdy  nagle  odczuła  dziwny 

niepokój. 

- Czy stało się coś złego? 

- Przyjechali tu i zabrali twoją matkę. 

- Zabrali matkę? 

PrzeraŜenie  niczym  potęŜny  bolesny  cios  przebiegło  jej  ciało.  W  myślach  ujrzała 

kostnicę  na  Storgata  40,  gdzie  trafił  ojciec,  stół  z  martwym  ciałem,  przykrytym  białym 

prześcieradłem. 

-  Nie  wiedziałaś  o  tym?  -  pani  Evertsen  przyglądała  jej  się,  mruŜąc  nieduŜe, 

ciekawskie oczka. - Przyjechali z sanatorium w Grefsen! Nie widziałaś tego wozu? 

- Widziałam konia i sanie. 

- No właśnie. To ludzie ze szpitala. Znieśli ją na sam dół po schodach. Peder stoi na 

górze i beczy, a Kristian wybałuszył oczy i się nie odzywa. 

Elise poczuła się jak w raju. 

- A więc doktorowi udało się jednak załatwić dla niej miejsce! 

Musiała się co do niego pomylić, pomyślała. Wydawał się taki zimny i nieczuły, lecz 

widocznie  był  mimo  wszystko  dobrym  człowiekiem.  Z  uczuciem  ulgi,  Ŝe  matka  wreszcie 

otrzymała  pomoc,  pomieszanym  ze  smutkiem,  Ŝe  nie  zdąŜyła  się  z  nią  poŜegnać,  zaczęła 

wchodzić do góry po schodach, starając się iść najszybciej jak mogła. 

JuŜ na korytarzu słyszała płacz Pedera. 

-  AleŜ  Peder!  -  objęła  go  ramionami.  -  Powinieneś  się  cieszyć,  Ŝe  mama  wreszcie 

będzie  miała  dobrą  opiekę.  Teraz  dostanie  lekarstwa,  ciepłe  łóŜko  i  jedzenie,  jakiego 

potrzebują chorzy na suchoty. 

Skinął głową zapłakany, przywarł do niej mocno, jak gdyby się bał, Ŝe i ją mu zabiorą. 

-  W  niedzielę  moŜemy  pojechać  mamę  odwiedzić  -  mówiła  dalej,  gładząc  troskliwie 

jego niesforną czuprynę. - Na wiosnę wytaczają łóŜka na tarasy, Ŝeby chorzy mogli korzystać 

ze  słońca.  Teraz  mama  moŜe  wyzdrowieć,  Pederze!  MoŜe  latem  wróci  do  domu  zdrowa  i 

prawie tak silna jak kiedyś. Wtedy moŜe pójdzie z tobą nad zaporę Brekkedammen i będziesz 

mógł  się  kąpać,  a  ona  usiądzie  na  trawie  i  popatrzy!  Gdyby  nie  pojechała  do  sanatorium, 

pewnie  nigdy  by  nie  wyzdrowiała.  Mieliśmy  szczęście,  Ŝe  dostaliśmy  pomoc,  nie  wszyscy 

mogą na to liczyć. 

background image

Wreszcie Peder uspokoił się, wyswobodził się z objęć i otarł oczy wierzchem ręki. 

- Jesteś pewna, Elise? 

- Tak, jestem całkiem pewna, Ŝe mama wydobrzeje w sanatorium. Poczekaj tylko do 

niedzieli, to wtedy sama ci to powie! 

Nagle Elise zauwaŜyła, Ŝe Kristian stoi pośrodku kuchni i przygląda im się chmurnym 

wzrokiem.  Poznała  po  nim,  Ŝe  nie  dał  się  przekonać.  W  jednej  chwili  odwrócił  twarz, 

wielkimi  krokami  przemierzył  kuchnię  i  otworzył  drzwi  gwałtownym  i  zdecydowanym 

ruchem. 

- Kristian, poczekaj! Muszę z tobą porozmawiać! 

Ale  jej  nie  słuchał  i  zanim  zdołała  dokuśtykać  na  korytarz,  usłyszała,  jak  zbiega  po 

schodach. 

- Biedak, on teŜ cięŜko zniósł rozstanie. 

Poczuła wyrzuty sumienia. Zawsze tylko Pederowi okazuje współczucie i pociesza go, 

poniewaŜ  młodszy  z  braci  nie  wstydzi  się  przyznać,  gdy  jest  nieszczęśliwy,  jednak  nie 

wiadomo, czy Kristianowi jest łatwiej; on po prostu jest bardziej skryty. 

Peder wyjął ksiąŜki i zaczął odrabiać lekcje. Mozolnie sylabizował: „K - r - ó - 1 j - e - 

s - t d - o - b - r - y. P - a - n - i j - e - s - t m - i - ł - a. O - w - c - a m - ó - w - i b - e - e”. Elise 

ś

cisnęło w dołku, gdy zobaczyła, z jakim trudem mu to przychodzi. W zeszłym roku Kristian, 

kiedy  był  w  jego  wieku,  czytał  juŜ  płynnie.  Czytał  nawet  całe  ksiąŜki.  Teraz  poŜyczał  od 

kolegów wymięte broszury z duńskich boŜonarodzeniowych czasopism i całkiem swobodnie 

rozumiał  duński.  Zresztą  oba  języki  -  duński  i  norweski  -  zbytnio  się  od  siebie  nie  róŜniły. 

Ostatnio czytał jedną pod tytułem WraŜenia z wyprawy w góry. 

Kiedy  Elise  zajrzała  do  pokoiku,  jej  wzrok  prześliznął  się  na  puste  łóŜko.  Jeszcze 

mogła  zobaczyć  wgłębienie  na  poduszce,  zniszczona  koszula  nocna  leŜała  starannie  złoŜona 

obok  na  krześle.  Ciekawe,  co  sobie  mama  pomyślała,  kiedy  obcy  nagle  stanęli  w  drzwiach. 

Czy  się  ucieszyła?  MoŜe  wcale  nie  chciała  jechać  do  sanatorium?  MoŜe  juŜ  się  poddała  i 

pragnęła spędzić w domu ostatni okres Ŝycia? Elise odegnała nieprzyjemne myśli. 

- Na noc połoŜę się w mamy łóŜku - rzekła na głos, kiedy wróciła do kuchni. - Wtedy 

mój  materac  nie  będzie  nikomu  przeszkadzał.  Mogę  na  razie  wsunąć  go  pod  łóŜko  mamy  - 

dodała, widząc strach, który pojawił się w oczach Pedera. 

W tej samej chwili na zewnątrz rozległy się kroki i do domu wpadła zdyszana Hilda. 

- Czy to prawda, Ŝe mamę zawieziono do szpitala? Elise skinęła głową. 

- Czy to pani Evertsen ci o tym powiedziała? 

- Nie, matka Johana. Pani Evertsen była u niej z wizytą i ją powiadomiła. 

background image

Szybko się uwinęła, pomyślała Elise wzburzona. 

-  Jak  zareagowała?  Cieszyła  się  czy  bała?  -  Hilda  zatrzymała  się  niepewnie  w  pół 

kroku. 

- Przyszłam za późno, zobaczyłam tylko, jak odjeŜdŜają. 

- Płakała. - Peder spojrzał na siostry oczami spuchniętymi od płaczu. 

Zarówno Elise, jak i Hilda popatrzyły na niego zaniepokojone. 

Hilda odwróciła się do Elise. 

- Czy to ludzie z Armii Zbawienia ją zabrali? 

-  Albo  oni,  albo  lekarz.  I  on,  i  siostra  z  opieki  mówili,  Ŝe  leczenie  jest  drogie  i  Ŝe 

sanatorium jest przepełnione. Jednak któremuś z nich udało się załatwić miejsce. 

Hilda zerknęła na siostrę z wahaniem. 

- Jak myślisz, Elise? Dlaczego mama płakała? 

- My teŜ byśmy płakały, chociaŜ wiedziałybyśmy, Ŝe to dla naszego dobra. Na pewno 

się denerwowała i myślała o nas, dzieciach, Ŝe zostajemy same. 

Hilda chwyciła się nagle za brzuch. Elise spojrzała na nią zaniepokojona. 

- Co się dzieje? Boli cię? 

Hilda rzuciła wzrokiem na Pedera i potrząsnęła głową. 

Musimy chłopcom jak najszybciej o tym powiedzieć, pomyślała Elise. Niedługo i tak 

będzie widać, więc lepiej, Ŝeby się dowiedzieli od nas niŜ od innych. 

- PomoŜesz mi sprzątnąć w pokoju? 

Hilda skinęła, zdjęła buty i powiesiła szal na wieszaku. 

- Tu jest tak zimno. MoŜe najpierw rozpalilibyśmy w piecu. W skrzyni jest mnóstwo 

drewna. Czy to Kristian przyniósł je na górę? 

- Nie, dostaliśmy opał z Armii Zbawienia. Hilda posłała Elise zdumione spojrzenie. 

- Dziwne, jak się o nas ostatnio troszczą! 

Elise poczuła, Ŝe się czerwieni, czym prędzej się pochyliła i włoŜyła szczapę drewna 

do pieca. 

-  Myślę,  Ŝe  wcześniej  po  prostu  o  nas  nie  wiedzieli.  ZauwaŜyli,  Ŝe  potrzebujemy 

pomocy, dopiero po tym, jak poprosiłam siostrę z opieki, Ŝeby zajrzała do mamy. 

- To z powodu twoich butów, Hildo! - wtrącił się Peder. - Potem zobaczyli, Ŝe ja teŜ 

mam dziury w podeszwach. 

- Nie jesteśmy jedynymi, którym się podarły buty! 

-  Czy  nie  moŜesz  się  po  prostu  cieszyć,  Ŝe  nam  pomogli?  -  Elise  stanęła  przy  piecu, 

nie odwracając się. 

background image

-  Mogę,  jednak  wydaje  mi  się  po  prostu,  Ŝe  to  dziwne.  Teraz  udało  im  się  nawet 

znaleźć dla mamy miejsce w szpitalu. 

-  MoŜe  to  dlatego,  Ŝe  ojciec  się  utopił?  -  odezwał  się  Peder  jasnym  i  oŜywionym 

głosem.  -  Nieczęsto  się  zdarza,  Ŝeby  czyjś  ojciec  pośliznął  się  i  spadł  z  mostu  prosto  do 

lodowatej wody, Hildo! 

Elise podeszła do drzwi pokoiku. 

- Idę zmienić pościel w mamy łóŜku. 

Po niedługim czasie zjawiła się Hilda, Ŝeby jej pomóc. 

- Teraz póki co będziesz się mogła przenieść na mamy łóŜko, Ŝeby się nie męczyć na 

słomianym materacu - zauwaŜyła. 

-  Myślałam  o  tym  samym  -  przyznała  Elise.  -  MoŜemy  wsunąć  materac  pod  łóŜko.  - 

ZniŜyła głos. - A jak ty się czujesz, Hildo? Dlaczego chwyciłaś się za brzuch? Boli cię? 

- Nie, tylko poczułam coś dziwnego. Jak gdyby coś się poruszyło. 

Elise  spojrzała  na  siostrę  przeraŜona.  Sama  nie  bardzo  się  na  tym  znała,  ale  słuchała 

opowieści  Oline,  kiedy  spodziewała  się  czwartego  dziecka  i  rozmawiała  z  jakąś  prządką,  Ŝe 

poczuła w sobie Ŝycie. To było jakoś pod koniec czwartego miesiąca ciąŜy. 

- Jak myślisz, w którym miesiącu jesteś? 

Hilda  pokręciła  głową,  najwyraźniej  nie  lubiła  o  tym  mówić.  Pewnie  dlatego,  Ŝe 

musiałaby się przyznać, jak długo ciągnie się jej związek z majstrem. 

- Nie jestem pewna, wcześniej teŜ spóźniał mi się okres. 

- A jak ci się wydaje? - Elise popatrzyła na nią niecierpliwie. 

- To chyba początek piątego miesiąca. Elise potrząsnęła głową zrezygnowana. 

- W takim razie musiałaś wiedzieć duŜo wcześniej, zanim mi powiedziałaś. 

Hilda spuściła wzrok. 

- Nie wiedziałam. Tylko strasznie się bałam. 

- Wkrótce będziemy musiały wyznać prawdę chłopcom. Gorzej, jeśli się dowiedzą od 

innych. 

- Kristian nie daruje mi, gdy się dowie, kto jest ojcem. 

- Pomyśli, Ŝe to Lorang. 

- Wtedy całe Sagene będzie trąbić o mnie i Lorangu. 

-  Istnieje  takie  niebezpieczeństwo,  ale  musisz  się  liczyć  z  plotkami,  skoro  się  tak 

urządziłaś. 

- Nie musisz się tak mądrzyć. Wiem, Ŝe chodziłaś z Johanem w lecie na polanę i wcale 

nie byłaś taka cnotliwa! Równie dobrze tobie się to mogło przydarzyć! 

background image

- Nie mogło! Johan i ja... 

Urwała nagle. Do pokoiku zajrzał Peder. 

- Elise, przyszła matka Johana. Elise w pośpiechu ruszyła do kuchni. 

Pani Thoresen nadal stała w drzwiach, nie miała śmiałości wejść do środka. 

-  To  okropne,  Elise!  Pomyśleć  tylko,  Ŝe  twoja  mama  musi  teraz  leŜeć  w  szpitalu  z 

tymi wszystkimi obcymi! 

-  Ale  za  to  ma  dobrą  opiekę.  Dostaje  lekarstwa,  fachową  pomoc  i  odpowiednie 

wyŜywienie. 

Pani Thoresen pokręciła głową. 

- Lepiej, gdyby mogła umrzeć w domu. 

Elise  zerknęła  czym  prędzej  na  Pedera.  Chłopak  usiadł  znowu  nad  ksiąŜką,  ale  nie 

przebrnął jeszcze przez pierwszy akapit. 

-  Nie  wszyscy  chorzy  na  suchoty  umierają  -  odparła  szybko.  -  Właśnie  ci,  którym 

udało się dostać do szpitala, mogą mieć nadzieję, Ŝe wyzdrowieją. 

Pani Thoresen westchnęła cięŜko. 

- JuŜ ja wiem swoje na ten temat. 

Anna miała rację, pomyślała Elise, w tym domu nie ma zbyt wiele optymizmu. 

-  Jak  się  czuje  Anna?  -  spytała,  Ŝeby  porozmawiać  o  czymś  innym.  Peder  dobrze 

nastawił juŜ uszu. 

Pani Thoresen potrząsnęła głową. 

- Anna jest inna niŜ wszyscy. Nadal wierzy, Ŝe Johan wróci. - Jej wzrok powędrował 

ku pełnej po brzegi skrzyni na drewno. - Gdzie kupiłaś takie piękne drewno, Elise? 

- Dostała je od Ŝołnierza! - Peder nie mógł się powstrzymać i spojrzał z dumą na panią 

Thoresen.  -  A  Hilda  i  ja  dostaliśmy  nowe  buty  na  zimę.  Proszę  zobaczyć!  -  dodał  i  pokazał 

wyglansowane do połysku buty. - Dostałem teŜ spodnie i koszulę! 

Pani  Thoresen  stała  bez  słowa  i  przyglądała  się  to  butom,  to  skrzyni  na  drewno,  to 

znowu butom. 

-  A  teraz  postarał  się,  Ŝeby  mama  pojechała  do  szpitala!  -  wymieniał  w  pośpiechu 

Peder, najwyraźniej dumny, Ŝe Elise poznała takiego człowieka. 

-  Na  razie  nie  wiemy  tego  na  pewno,  Pederze  -  zaoponowała  Elise.  -  Równie  dobrze 

lekarz mógł załatwić jej miejsce. 

- Był u was lekarz? - pani Thoresen posłała Elise zdumione spojrzenie. - Słyszałam w 

sklepie, Ŝe ma tyle roboty, Ŝe ludzie po kilka dni czekają w kolejce na wizytę. 

Elise czuła się zmęczona, Ŝe musi się usprawiedliwiać i tyle tłumaczyć. 

background image

- Nie wszyscy jednak chorują na suchoty - mruknęła. - Napije się pani odrobinę kawy, 

pani Thoresen? 

- Nie, dziękuję, muszę wracać do Anny. 

- A jak się pani czuje? Wydaje mi się, Ŝe dziś wygląda pani trochę lepiej. 

Elise  obawiała  się,  Ŝe  matka  Johana  nie  poradzi  sobie  z  szokiem,  który  przeŜyła  w 

związku  z  udziałem Johana  we  włamaniu,  ale  ku  swej  radości  zauwaŜyła,  Ŝe  kobieta  doszła 

do siebie. Ludzie znad rzeki są twardzi. Tutaj nikt się nie skarŜy, nawet gdy chodzi o Ŝycie. 

-  Anna  mówi,  Ŝe  powinniśmy  cieszyć  się  kaŜdym  dniem.  Ona  nawet  nie  wierzy,  Ŝe 

Johan  dostanie  wyrok.  -  Odwróciła  się  i  podeszła  do  drzwi.  Nagle  zatrzymała  się  i 

odchrząknęła. - Jak myślisz, Elise, czy ten Ŝołnierz mógłby się postarać o kilka szczap drewna 

i dla nas? 

Elise nie miała serca jej odmówić. 

- Z pewnością. Na razie weź trochę od nas. Nie trzeba nam tyle - rzekła pośpiesznie i 

zaczęła układać na ręku kawałki drewna. - Peder, mógłbyś zanieść je na dół pani Thoresen? 

Peder natychmiast usłuchał, ale kiedy wrócił na górę, spojrzał na siostrę z wyrzutem. 

- Dlaczego powiedziałaś, Ŝe nam tyle nie trzeba? 

- Bo jest mi ich Ŝal. 

- Nam teŜ jest trudno. Elise nie odpowiedziała. 

- Odrabiaj lekcje - rzuciła zamiast tego. Usiadł niechętnie i zabrał się do rachunków. 

- Po co mam odrabiać te głupie lekcje? I tak nic nie umiem. 

Elise  usiadła  na  drugim  stołku  i  zerknęła  na  zadanie,  które  zaczął  robić.  Była  zbyt 

zmęczona,  by  mu  je  wytłumaczyć,  wymazała  tylko  gumką  złą  odpowiedź  i  wpisała  zamiast 

niej prawidłową. 

- Co ona miała na myśli, mówiąc, Ŝe Johan wróci, Elise? Starała się nie patrzeć bratu 

w oczy. 

- Johan został aresztowany pod zarzutem, Ŝe zrobił coś, co jest zabronione. 

- Czy policja tak uwaŜa? Przytaknęła. 

- śe teŜ policjanci mogą być tacy głupi! PrzecieŜ Johan nie mógł zrobić nic złego! 

Elise popatrzyła powaŜnie na brata. 

- Ja teŜ w to nie wierzę. A jeŜeli nawet zrobił coś takiego, to na pewno dlatego, Ŝeby 

zdobyć lekarstwa dla Anny. 

- Powiem to Evertowi, gdyby zaczął paplać. 

- Nie sądzę, Ŝeby Evert coś powiedział, Pederze. Myślę, Ŝe prędzej przyjdzie do nas na 

polewkę i wspólne wycinanie zdjęć. 

background image

Peder spojrzał na siostrę zdumiony, ale zaraz zgodnie skinął głową. 

- Tak, myślę, Ŝe inni chłopcy teŜ nie będą mi dokuczać. Z powodu Johana. Wydaje mi 

się, Ŝe z powodu tego Ŝołnierza chyba teŜ nie. On jest taki miły. 

-  On  nie  jest  Ŝołnierzem,  tylko  kapitanem.  -  Elise  zmarszczyła  czoło  i  przyjrzała  się 

bratu. - A mówią? Obgadują go? 

Kiwnął głową z powagą. 

- Tak, gadają, Ŝe ma fioła na punkcie dziewczyny, mimo Ŝe chodzi w mundurze. 

Elise podniosła się ze stołka. 

-  śe  teŜ  słuchasz  takich  płotek!  Ludzie  z  Armii  mają  co  innego  na  głowie  niŜ 

uganianie się za dziewczętami. 

- Oni mówią, Ŝe nie chodzi o dziewczyny w ogóle. Tylko konkretnie o ciebie. 

Elise, zła na siebie, poczuła, Ŝe się zaczerwieniła. 

- Czy nie wiedzą, Ŝe zaręczyłam się z Johanem? 

-  Wiedzą,  ale  uwaŜają,  Ŝe  ten  Ŝołnierz  próbuje  mu  cię  odbić.  -  Roześmiał  się.  -  Nie 

tylko policjanci mają nierówno pod sufitem! 

background image

12 

Elise  czesała  niesforną  czuprynę  Pedera  i  krytycznie  spoglądała  to  na  jednego,  to  na 

drugiego  z  braci.  Oba;  mieli  na  sobie  odświętne  ubrania,  ale  obaj  teŜ  wyrośli  tej  zimy  i 

zarówno spodnie, jak i kurtki były na chłopców zbyt kuse. Peder mógłby donaszać ubrania po 

Kristianie, ale wtedy starszy nie miałby w czym chodzić. Rzeczy z Armii Zbawienia okazały 

się  równie  zniszczone  jak  spodnie  noszone  przez  Pedera  na  co  dzień,  ale  i  tak  dobrze,  Ŝe 

dostał coś na zmianę. Elise westchnęła cięŜko. 

- Musimy dla chłopców uszyć coś nowego. To wstyd, Ŝeby tak wyglądali. 

Hilda udawała, jak gdyby nie dosłyszała. 

- Jak daleko jest do sanatorium? 

- Bardzo daleko. 

Hilda jeszcze raz wyszczotkowała włosy i krytycznie spojrzała na siebie w niewielkim 

lustrze. Uśmiechnęła się do siebie, aŜ ukazały się jej dołeczki. 

-  Patrzcie,  co  za  strojnisia!  -  prychnął  Kristian  oburzony.  Hilda  puściła  jego  uwagę 

mimo  uszu  i  zaczęła  śpiewać  piosenkę,  której  kiedyś  nauczyła  się  od  mamy:  „W  białej  sali 

szpitala, gdzie rzędy łóŜek czystych, leŜy suchotnica blada o włosach złocistych”. 

- Co to znaczy „suchotnica”? 

Peder wcale się nie przejmuje, Ŝe ma za krótkie spodnie, pomyślała Elise, zupełnie go 

nie obchodzi, co ma na sobie. Strzepnęła włos z jego marynarki. 

- To znaczy gruźliczka. Niektórzy mówią na tę chorobę tuberkuloza. 

- A inni „biała dŜuma” - wtrąciła Hilda. 

Miała pogodny głos i była w dobrym humorze. Elise nie mogła pojąć, z czego siostra 

jest  taka  zadowolona.  Wprawdzie  to  niedziela  i  nie  trzeba  iść  do  fabryki,  ale  odwiedziny  u 

mamy  w  szpitalu,  gdzie  leŜy  w  obcym  łóŜku  wśród  tylu  innych  chorych,  nie  są  chyba 

powodem do radości. 

- Evert mówi, Ŝe rolnicy w Grefsen, kiedy przechodzą obok szpitala, zasłaniają usta i 

nosy, Ŝeby się nie zarazić. 

-  My  nie  musimy  się  tego  obawiać,  bo  tak  długo  mieszkaliśmy  z  mamą  w  jednym 

pokoju,  od  samego  początku,  kiedy  zachorowała  -  odparła  Elise  spokojnie.  -  Dobrze,  no  to 

chodźmy. 

Pogoda  się  zmieniła,  zrobiło  się  cieplej,  niemal  wiosennie.  Słońce  świeciło  z 

niebieskiego  nieba,  śpiewały  sikorki.  Z  dachów  kapała  woda  z  topniejącego  śniegu,  a  w 

background image

koleinach  prześwitywała  ziemia.  To  nie  do  wiary,  Ŝe  zaledwie  kilka  dni  temu  szalała  burza 

ś

nieŜna. 

- Pogoda jest teraz taka dziwna w ciągu dnia - dziwiła się Hilda. - Jednego dnia panuje 

tęgi mróz, a następnego mamy juŜ prawdziwą wiosnę. 

Elise przytaknęła. 

- Pamiętasz, Ŝe rozmawialiśmy o tym w fabryce? Nawet gazety pisały, Ŝe pogoda jest 

całkiem nienormalna. 

- Jak chcesz dojść do samego Grefsen, Elise? PrzecieŜ boli cię noga. 

Peder spojrzał na nią zmartwiony. 

- Codziennie chodzę do fabryki i z powrotem, więc chyba dam radę dojść do Grefsen. 

-  Tak,  ale  to  o  wiele  dalej.  MoŜe  porozmawiasz  z  Ŝołnierzem,  a  on  spyta  jednego  z 

rozwozicieli drewna? MoŜe podwiózłby nas wszystkich? 

-  Przestań!  Armia  Zbawienia  juŜ  dość  nam  pomogła.  Poza  tym  ten  człowiek  nie  jest 

zwykłym Ŝołnierzem, lecz oficerem, mówiłam ci juŜ. 

- Matka Johana teŜ uwaŜa, Ŝe Armia juŜ dość nam pomogła. - Kristian kopnął grudkę 

lodu i splunął daleko. - Zatrzymała mnie na schodach i spytała dlaczego. Powiedziała, Ŝe my 

mamy dwie pensje, a ona tylko jedną. Przynajmniej teraz, kiedy Johan siedzi w areszcie. 

Elise nie odezwała się. Sama to zauwaŜyła. Ciekawość i zazdrość. 

Było jej przykro, zwłaszcza Ŝe to matka Johana. Nigdy przedtem nie obgadywały się 

wzajemnie  za  plecami,  przez  wszystkie  te  lata  Ŝyły  w  przyjaźni.  Matka  i  pani  Thoresen 

wpadały  do  siebie  na  kawę,  kiedy  z  rzadka  znalazły  wolną  chwilę.  Jedna  myła  schody  za 

drugą,  gdy  któraś  źle  się  czuła,  pilnowały  nawzajem  dzieci,  gdy  jednej  coś  wypadło.  Nie 

sądziła, Ŝe pani Thoresen poŜałuje im butów, które dostali Hilda i Peder. Albo worka drewna i 

odłoŜonych ubrań. 

Z  Anną  było  inaczej.  Wyglądała  na  zadowoloną  jak  zwykle,  kiedy  Elise  zajrzała  do 

niej  poprzedniego  wieczoru.  Teraz  wypatrywała  tylko  dnia  rozprawy,  przekonana,  Ŝe  Johan 

wróci do| domu. MoŜe Bóg wystawił ich na tę próbę, mówiła, Ŝeby mogły bardziej docenić to, 

co mają. 

Elise  nie  była  tego  taka  pewna.  Nie  wierzyła  teŜ,  Ŝe  Johan  po  rozprawie  wróci  do 

domu. Gdyby był niewinny, napisałby to jedno słowo na kartce, jedyne, o co prosiła: Czy jest 

niewinny. Domyśliła się, Ŝe kapitan Ringstad równieŜ w tę niewinność nie wierzył. 

Teraz  mogłaby  spacerować  z  Johanem  w  promieniach  słońca  i  cieszyć  się  wiosną, 

która  wkrótce  rozkwitnie!  Wygłupiać  się  i  śmiać,  rozmawiać  o  weselu  latem.  Przytulać  się 

background image

ukradkiem,  gdy  nikt  nie  widzi,  chować  się  w  ciemnej  bramie,  Ŝeby  wykraść  kilka 

pocałunków. Tak bardzo tęskniła za Johanem, Ŝe cierpiała i ciałem, i duszą. 

A jeśli będzie musiała czekać ze trzy lata... ? Albo cztery. Zdawało się jej, Ŝe to cała 

wieczność.  Jak  zdoła  wytrzymać?  Bez  moŜliwości  ujrzenia  go  choćby  przez  mgnienie! 

MoŜliwe, Ŝe nie będzie mógł odbierać ani pisać listów! Nawet po ogłoszeniu wyroku. 

Peder odwrócił się w jej stronę. 

-  Słońce  świeci,  Elise!  -  Uśmiechnęła  się  do  niego,  otrząsnęła  z  przykrych  myśli.  - 

Słońce pomaga chorym na suchoty. 

Skinęła  głową.  Peder  miał  rację.  JeŜeli  ktoś  nie  potrafi  się  cieszyć  z  krótkich 

radosnych chwil, moŜe się od razu połoŜyć i poddać. 

- Widziałeś ostatnio Everta? 

- Ja go widziałem - rzucił opryskliwie Kristian. - Dostał lanie, bo Hermansen myślał, 

Ŝ

e Evert ukradł zdjęcie, które mu dałaś. 

Posłała mu przeraŜone spojrzenie. 

- To dlatego dostał lanie? Kristian przytaknął. 

- W takim razie porozmawiam z Hermansenem - rzekła stanowczo. 

Ludzie  wylegli  na  ulice,  rozkoszując  się  nieoczekiwaną  odwilŜą.  A  jeśli  juŜ  tak  się 

utrzyma,  pomyślała,  i  będzie  ciepło  do  samej  wiosny,  wtedy  nie  będą  musieli  zuŜywać  tyle 

drewna! Wiedziała jednak, Ŝe to tylko jej poboŜne Ŝyczenie, zostało jeszcze tyle lutego. 

- Jak tam nowe buty, Peder? 

Spojrzał na nią z promiennym uśmiechem. 

- Mam całkiem suche nogi! Trochę mnie cisną w duŜy palec, nie to nic nie szkodzi. 

- A ty, Kristianie? Zaczynasz wyrastać ze swoich? 

- Tak, u mnie to samo. 

Otworzyło  się  jakieś  okno  i  w  powietrzu  uniósł  się  zapach  pieczonego  mięsa. 

Dosięgną!  nozdrzy  i  sprawił,  Ŝe  aŜ  ślinka  pociekła  do  ust.  DuŜo  czasu  minęło,  odkąd  jedli 

porządny  obiad,  teraz  składał  się  przewaŜnie  z  polewki.  Elise  dręczyła  świadomość,  Ŝe  jest 

winna  Johanowi  koronę  i  siedemdziesiąt  pięć  øre.  Teraz,  kiedy  nic  miała  moŜliwości  oddać 

pieniędzy jemu, musi je zwrócić pani Thoresen, ale jak uda jej się tyle uzbierać? 

- Czujesz ten zapach? - Peder długimi haustami wciągał powietrze, chłonąc smakowity 

zapach. - Kiszki mi marsza grają. 

W ciemnej bramie dostrzegli grupkę chwiejących się męŜczyzn, a nieco dalej, idąc w 

górę ulicy, minęli dwóch rosłych pilników. Nawet w niedzielę, pomyślała Elise, i posłała im 

wrogie  spojrzenie.  W  domu  Ŝona  z  czerwonymi,  popękanymi  rękami  i  gromadką  dzieci, 

background image

dreptających za nią, zastanawia się pewnie, jak tu zdobyć kawałek chleba, a on włóczy się tu i 

przepija całą pensję. 

Otworzyło się inne okno i jakaś rozeźlona kobieta zawołała, wymachując pięścią. 

- Tego juŜ za wiele! Jest niedziela! JeŜeli zaraz nie przestaniecie, zawołam policję! 

Jej  słowa  podziałały  magicznie,  męŜczyźni  wyprostowali  plecy  i  zniknęli  kaŜdy  w 

swojej bramie. 

Kristian podniósł wzrok i spojrzał w to okno. 

- Niech diabli porwą tę babę! Dopiero zaczynało być ciekawie. 

- Tss, Kristian! 

ZbliŜali się do Grefsen. Małe i duŜe drewniane domy z małymi ogródkami ustępowały 

miejsca  budynkom  z  mieszkaniami  robotników.  W  oddali  brzęczały  dzwonki.  Policja  konna 

wyłoniła się z jakiejś bocznej ulicy, dzieciaki obrzucały się śnieŜkami i piszczały z uciechy. 

W górze znajdował się wielki szpital. Elise nigdy tu nie była, ale o nim słyszała. Teraz 

zobaczyła,  Ŝe  gmach  jest  duŜo  większy,  niŜ  sądziła.  Wokół  szpitala  rozciągała  się  otwarta 

przestrzeń, prawie jak park. 

Elise  czuła,  Ŝe  ból  w  nodze  spotęgował  się,  nie  miała  pojęcia,  jak  zdoła  wrócić  do 

domu. 

Z  wahaniem  zbliŜyli  się  do  wejścia.  Jakiś  męŜczyzna  z  wielkim  brzuchem,  w 

cylindrze  przeszedł  przez  drzwi  i  obrzucił  ich  krótkim  spojrzeniem.  Elise  wydawało  się,  Ŝe 

uniósł jedną brew, ale nie była pewna. Przyjrzała się badawczo swojemu rodzeństwu. Jeśli nie 

brać pod uwagę nowego szala Hildy, to nie było Ŝadnej wątpliwości, skąd przybyli, aŜ biło od 

nich  wszystkich  biedą.  Chłopcy  w  połatanych  i  przykrótkich  spodniach,  chudzi  i  wątli,  o 

bladych,  pociągłych  twarzach.  Ona  sama  i  Hilda  w  swych  wiekowych  szarych  szalach, 

robionych  na  drutach,  łatanych  spódnicach  i  wytartych  kubrakach,  z  rękami  szorstkimi  i 

popękanymi od mrozu i prania w lodowatej wodzie. Nie, nikt nie musi się nawet zastanawiać, 

skąd przyszli. 

Elise zebrała się na odwagę, weszła po schodach, zapukała i cicho weszła do środka. 

Hilda  i  chłopcy  w  milczeniu  podąŜyli  za  nią.  Widok  jegomościa  w  cylindrze,  piękne 

kamienne schody i dębowe drzwi sprawiły, Ŝe poczuli zdenerwowanie. 

Elise podeszła do lady. Pielęgniarka w długim białym fartuchu podniosła wzrok znad 

papierów,  którymi  się  zajmowała.  Popatrzyła  na  Elise,  zdumiona  zmierzyła  ją  wzrokiem  i 

posłała jej pytające spojrzenie. 

- Czy jest coś, w czym mogłabym wam pomóc? 

- Chcieliśmy odwiedzić naszą matkę. 

background image

- Pracuje tu? 

- Nie, jest pacjentką. 

-  To  chyba  jakieś  nieporozumienie.  To  prywatne  sanatorium.  Elise  poczuła,  Ŝe  się 

czerwieni. 

- Ale słyszałam... Powiedziano mi... 

- Kto? 

-  Mama  była  sama  w  domu.  Nie  wiedziałam  o  niczym,  zanim  nie  wróciłam  z 

przędzalni. Pani Evertsen powiedziała mi, Ŝe ją zabrali. 

- Czy wspomniała o sanatorium w Grefsen? 

Elise  przytaknęła,  czując  jednocześnie  rosnący  niepokój.  Coś  musiało  pielęgniarkę 

zastanowić. 

- Jak się nazywa pani matka? 

- Jensine Løvlien. Poszperała w jakichś papierach. 

- Tak, zgadza się! - Wydawała się zaskoczona. - Została przyjęta w czwartek. 

Elise odetchnęła, nie miała niemal odwagi oddychać w obawie, Ŝe mamy tu nie ma. 

- Czy moŜemy ją odwiedzić? 

-  Właściwie  to  zabronione.  To  bardzo  zakaźna  choroba.  -  Pielęgniarka  mierzyła 

wzrokiem  kaŜdego  z  nich  po  kolei  i  Elise  zastanowiła  się,  czy  to  dlatego,  Ŝe  wyglądają,  jak 

wyglądają. Jednocześnie zastanawiała się nad słowami tej kobiety w fartuchu, a mianowicie, 

Ŝ

e to prywatne sanatorium. Mama nie miała czym za nie zapłacić, jakŜe więc lekarz mógł ją 

tu przysłać? 

- Nie musimy zostać długo, bylebyśmy tylko mogli się z nią przywitać. 

- Przyszliśmy aŜ z Beierbrua - wtrącił się Peder, patrząc błagalnym wzrokiem. - Tato 

utopił się kilka tygodni temu. 

Pielęgniarka  naleŜała  widocznie  do  ludzi  o  miękkim  sercu,  zawahała  się  chwilę,  po 

czym wstała. 

- Poczekajcie tu trochę, dowiem się, czy moŜemy ją przewieźć do salonu. 

Minęła dłuŜsza chwila. Nie mieli odwagi się do siebie odezwać, stali wyprostowani, z 

nieruchomym spojrzeniem i sercem w gardle. Wreszcie wróciła. 

- Chodźcie za mną. 

Bez  słowa  podąŜyli  za  nią  długim  korytarzem.  Na  końcu  znajdowały  się  wąskie 

schody,  prowadzące  na  pierwsze  piętro.  Elise  zastanowiła  się,  dlaczego  musieli  wybrać  tę 

drogę, a nie szerokie schody z izby przyjęć. 

Pielęgniarka zatrzymała się. 

background image

-  Przywieziemy  ją  tutaj  i  będziecie  mogli  porozmawiać  z  mamą  przez  chwilę  tu  w 

korytarzu. Ale nie moŜecie zostać długo. Właściwie robię to wbrew regulaminowi. 

Kiedy zniknęła, Pederowi wyrwało się: 

- Czy przywiozą ją na taczce? 

Elise nie mogła się nie uśmiechnąć, mimo Ŝe była bardzo zdenerwowana. 

- Nie, myślę, Ŝe na łóŜku na kółkach. 

Widziała chyba kiedyś zdjęcie w gazecie, na którym pacjenci chorzy na suchoty leŜeli 

na  swoich  łóŜkach  jeden  obok  drugiego  na  tarasie  i  wygrzewali  się  w  promieniach  słońca. 

Wszystkie łóŜka miały kółka. 

Peder zachichotał. 

- Chciałbym mieć łóŜko na kółkach! Mógłbym się wtedy bawić, Ŝe jestem woźnicą, a 

ty mógłbyś być koniem pociągowym, Kristian! 

Kristian  nie  był  nawet  w  stanie  odpowiedzieć.  Oboje  z  Hildą  stali  sztywno  niczym 

ołowiane  Ŝołnierzyki,  najwyraźniej  czuli  się  obco  na  tym  długim  białym  korytarzu  z 

błyszczącą  podłogą.  Zresztą  nie  wyglądało  na  to,  by  którekolwiek  z  nich  czuło  się  tu  jak  u 

siebie, pomyślała Elise. I nawet gdyby zrzucili z siebie połatane, zniszczone ubrania i włoŜyli 

nowe, wyróŜnialiby się spośród innych, tacy wychudzeni i bladzi, z pochylonymi głowami i 

zgarbionymi plecami. 

Wreszcie  otworzyły  się  jakieś  drzwi  i  wysunęło  się  zza  nich  białe  łóŜko.  Ubrany  na 

biało gruby męŜczyzna pchał łóŜko wzdłuŜ korytarza. 

Elise  wstrzymała  oddech.  ZauwaŜyła,  Ŝe  w  łóŜku  ktoś  leŜy,  ale  jakby  ginął  pod 

pościelą, skurczył się i niemal zniknął. 

ś

adne z nich się nie odzywało, tylko wpatrywali się w łóŜko, które zbliŜało się coraz 

bardziej. 

MęŜczyzna  zatrzymał  się  w  pewnej  odległości  od  nich,  posłał  im  pobłaŜliwe 

spojrzenie i odwrócił się, Ŝeby odejść. Elise bezszelestnie podeszła do łóŜka. 

- Mamo? 

Wyglądało  na  to,  Ŝe  mama  dopiero  teraz  ich  zauwaŜyła,  być  moŜe  nawet  jej  nie 

powiedziano, Ŝe przyszli w odwiedziny. 

Rozejrzała się szybko dookoła, po czym podniosła głowę i powiedziała: 

- Elise, musicie mnie stąd zabrać! To prywatne sanatorium! Kosztuje fortunę! 

- Tak, ale. 

Matka chwyciła Elise za rękę; dziewczyna odniosła wraŜenie, jakby coś wilgotnego i 

twardego zamknęło się na jej dłoni. 

background image

-  To  jakieś  nieporozumienie!  Popadnę  w  takie  długi,  Ŝe  trafię  do  aresztu,  gdy  stąd 

wyjdę! - łzy stanęły jej w oczach. Nawet się nie przywitała, tak była zdenerwowana. 

- Ale lekarz musiał przecieŜ wiedzieć, Ŝe nas na to nie stać. 

- A więc załatwił to pewnie twój przyjaciel z Armii. Pomyśl sobie, jaki wstyd!  Za te 

pieniądze mogliby zdobyć jedzenie dla setek potrzebujących! Proszę cię,  pomóŜ mi! Musisz 

mu  wytłumaczyć,  Ŝe  nie  mogę  tu  leŜeć,  skoro  odbywa  się  to  kosztem  wielu  innych! 

Usiłowałam  wytłumaczyć  to  pielęgniarkom,  ale  one  tylko  uśmiechają  się  i  mówią,  Ŝe 

powinnam  się  cieszyć,  Ŝe  ktoś  mi  pomógł.  Te  kobiety,  które  tu  leŜą,  to  wykwintne  damy  z 

błyszczącymi  pierścionkami  na  palcach,  które  rozmawiają  o  spotkaniach  towarzyskich, 

teatrze,  restauracjach  i  o  kinematografie  na  Stortingsgaten.  Boję  się  niemal  otworzyć  usta, 

Ŝ

eby się nie zorientowały, kim jestem, udaję po prostu, Ŝe śpię. 

Hilda,  Kristian  i  Peder  stali  nieporuszeni  i  wpatrywali  się  w  matkę  bez  słowa,  jak 

gdyby nie do końca byli pewni, Ŝe to naprawdę ona. Nagle oczy Pedera wypełniły się łzami. 

-  Tylu  innych  mogłoby  dostać  zupę  w  barze  mlecznym.  -  Jego  głos  brzmiał  cienko  i 

Ŝ

ałośnie. 

Elise odwróciła się do niego, nie rozumiejąc. 

- Co masz na myśli, Pederze? Spojrzał na siostrę z rozpaczą w oczach. 

- Ci, którzy są głodni! Mogliby dostać zupę w barze. 

- Za to, Ŝe mama moŜe tu być, tak? Skinął energicznie głową. 

-  Chodź  tutaj,  Peder!  -  mama  przywołała  go  gestem  i  wzięła  go  za  rękę.  -  Kiedy 

przyjdzie wiosna, to w domu teŜ mogę wyzdrowieć. Ale rozumiesz, ten szpital jest tylko dla 

bogatych, którzy mają tyle pieniędzy, Ŝe mogą za siebie zapłacić. 

- Ale Elise mówiła, Ŝe tutaj w sanatorium poczujesz się duŜo lepiej - szlochał. -  I Ŝe 

będziesz mogła pójść ze mną latem nad zaporę. 

Elise zauwaŜyła, Ŝe matka walczy z płaczem. Było jej Ŝal obojga. 

- JuŜ wiem - rzekła nagle. - Kiedy  wrócimy  do domu, pójdę do kapitana  Ringstada i 

spytam, jak udało im się to załatwić. Być moŜe mają jakąś szczególną umowę z sanatorium? 

Być moŜe osoby, które je prowadzą, są tak miłe, Ŝe rezerwują kilka miejsc dla takich jak my. 

Twarz Pedera rozjaśniła się, otarł łzy wolną ręką. 

Mama nie wyglądała na przekonaną, ale się nie odezwała. Starała się natomiast gestem 

dłoni przywołać do siebie Kristiana, ale on potrząsnął głową i nie ruszył się z miejsca. 

-  A  jak  ty  się  czujesz,  Hildo?  -  spytała,  kiedy  zrozumiała,  Ŝe  chłopiec  nie  da  się 

przekonać. 

background image

- Dobrze - Hilda uśmiechnęła się. Wyciągnęła dumnie rękę. - Zobacz, co dostałam! - 

Wokół nadgarstka błyszczała wąska, pozłacana bransoletka. 

Elise  zerknęła  najpierw  zdumiona  na  bransoletkę,  a  potem  posłała  mamie  zatroskane 

spojrzenie.  ZauwaŜyła,  jak  jej  twarz  ściągnęła  się,  lecz  mama  nic  nie  powiedziała,  skinęła 

tylko głową, jak gdyby nie miała siły tego skomentować. 

W  głębi  korytarza  rozległy  się  kroki.  Elise  obejrzała  się  i  zobaczyła  potęŜnego 

męŜczyznę w bieli zmierzającego nerwowo w ich stronę. 

- Chyba musimy iść - rzekła cicho. 

- JuŜ? - mama wyglądała na zrozpaczoną. 

-  Nie  bój  się,  mamo.  Pójdę  do  kapitana  Ringstada  jeszcze  dziś  wieczorem.  Musi 

istnieć jakieś naturalne wytłumaczenie, dlaczego cię tu przywieziono. 

Wyglądało na to, Ŝe matka się uspokoiła. Uśmiechnęła się z wysiłkiem i popatrzyła na 

wszystkie dzieci po kolei. 

- Bądźcie dzielne i pomagajcie Elise, dzieci! Myślę, Ŝe niedługo będę z wami w domu. 

- Zwróciła twarz ku Pederowi. - A w lecie pójdziemy nad zaporę Brekkedammen. Słyszałam 

o wielu chorych na suchoty, którzy wyzdrowieli. 

Elise  uśmiechnęła  się,  ale  wiedziała  swoje.  JeŜeli  się  okaŜe,  Ŝe  mama  trafiła  do  tego 

sanatorium przez pomyłkę, to wkrótce wróci do domu. A czy w tej sytuacji wyzdrowieje, to 

inna sprawa. 

Stali  w  milczeniu,  odprowadzając  łóŜko  wzrokiem,  gdy  odwoŜono  je  z  powrotem,  a 

potem odwrócili się i bez słowa zeszli z powrotem po wąskich schodach. 

Kiedy wyszli na zimowe słońce, Peder zwrócił się do Elise. 

- Teraz chłopaki wyjdą na ulicę i będą jeszcze więcej gadać! Elise nie odpowiedziała, 

rozumiała, co miał na myśli. 

- Dlaczego? - odezwał się Kristian po raz pierwszy od chwili, kiedy dotarli na miejsce. 

- Będą się wyśmiewać, Ŝe Ŝołnierz Armii Zbawienia ma fioła na punkcie Elise. 

- Nie opowiadaj takich bzdur! - Elise posłała mu surowe spojrzenie. 

- Peder ma rację - wtrąciła się nieoczekiwanie Hilda. - Nikt nie moŜe się dowiedzieć, 

Ŝ

e  poszłaś  do  niego  do  domu,  Elise!  JeŜeli  Valborg  o  tym  usłyszy,  nie  odwaŜę  się  nikomu 

pokazać na oczy! 

Elise posłała jej wściekłe spojrzenie. 

- I ty to mówisz? 

background image

13 

Kiedy  Elise  tego  samego  wieczoru  kuśtykała  przez  most  Beierbrua  w  drodze  na 

wzgórze  Aker,  wróciły  do  niej  słowa  Hildy  i  Pedera.  Rozglądała  się  nerwowo  na  wszystkie 

strony.  Na  myśl  o  tym,  Ŝe  mogłyby  zacząć  krąŜyć  plotki  o  niej  i  kapitanie  Ringstadzie, 

poczuła  się  okropnie.  Po  pierwsze  była  zaręczona  z  Johanem,  a  po  drugie  nigdy  nie 

zakochałaby  się  w  Ŝadnym  z  męŜczyzn  z  Armii.  Podziwiała  ich  za  ich  zaangaŜowanie  w 

pomoc biednym i potrzebującym, ale wydawali jej się tacy inni. Zachowywali się teŜ inaczej. 

Poza  tym  wołanie  „amen”  i  „alleluja”  to  nie  dla  niej.  Ani  teŜ  ludzie,  którzy  wiecznie  się 

uśmiechają, są tylko uprzejmi i ofiarni. To niemal irytujące. Sprawia, Ŝe inny czuje się gorszy. 

Nie, z Johanem to co innego. To prawdziwy męŜczyzna, z twardymi od pracy rękami, silnymi 

muskularni  pod  rękawami  koszuli  i  szeroką  klatką  piersiową.  Jest  tak  silny,  Ŝe  latem  znosił 

Annę po schodach i niósł całą drogę na trawiastą plaŜę nad rzeką, a potem jeszcze całą drogę 

z powrotem i nawet się nie zasapał. 

Gdyby ta noga tak bardzo nie bolała! W powrotnej drodze z sanatorium udało im się 

kawałek podjechać saniami, ale większość tej trasy musiała iść pieszo, utykając i opadając z 

sił.  Kiedy  znalazła  się  w  domu,  była  tak  zmęczona  bólem,  Ŝe  od  razu  się  połoŜyła.  Hilda  i 

chłopcy stanęli na wysokości zadania, rozpalili w piecu i zrobili owsiankę na obiad. 

Nie miała pewności, czy kapitan jest w domu. MoŜe był na spotkaniu w Świątyni albo 

ś

piewał na Stortorvet? W niedzielę wieczorem na pewno coś się działo. 

Co  będzie,  jeśli  się  okaŜe,  Ŝe  umieszczenie  mamy  w  tym  szpitalu  to  pomyłka?  Czy 

właściciele sanatorium zaŜądają pieniędzy, chociaŜ się domyśla, Ŝe mama ich nie ma? Czy to 

moŜliwe, by w tej sytuacji mama została ukarana? Wzdrygnęła się i spróbowała przyśpieszyć 

kroku. 

CięŜko  było  iść  stromą  drogą  pod  górę.  Na  ulicach  panowała  niedzielna  cisza  i  było 

jakoś  dziwnie.  Jak  gdyby  całe  miasto  się  wyprowadziło,  pomyślała.  Ktoś  mógłby  sądzić,  Ŝe 

ludzie  lepiej  sytuowani  wybierają  się  o  tej  porze  na  niedzielne  przyjęcia  lub  do  teatru,  ale 

widocznie jest zbyt późno. Pewnie juŜ są na miejscu. 

Wreszcie  Elise  weszła  na  samą  górę,  ostatni  fragment  okazał  się  nieco  łatwiejszy  do 

pokonania. 

Spojrzała na dom. Serce zabiło jej szybciej. To wstyd pytać o męŜczyznę o tak późnej 

porze! MoŜe otworzy ktoś inny i zastanowi się, czego ona moŜe chcieć. 

background image

Zerknęła na niewielkie okienko na poddaszu. W środku paliło się światło, a zatem był 

w  domu.  Wciągnęła  głęboko  powietrze  i,  pokonując  wewnętrzny  opór,  otworzyła  Ŝelazną 

furtkę i podeszła do schodów. Drzwi były zamknięte, ale miały mosięŜną kołatkę. Nie trwało 

długo, a wewnątrz rozległy się drobne, lekkie kroki, po czym w drzwiach ukazała się pomoc 

domowa w białym fartuszku i białej chustce na głowie. 

- Chciałabym porozmawiać z kapitanem Emanuelem Ringstadem. 

Dziewczyna zmierzyła ją zdumionym wzrokiem i mruknęła: 

- Chwileczkę. Zaraz potem zniknęła. 

Zajęło  to  trochę  czasu,  ale  wreszcie  Elise  usłyszała  kroki  na  schodach.  Niedługo 

potem stanął przed nią. 

Elise czuła, Ŝe dostaje rumieńców, które wędrują w górę od szyi ku policzkom. Prawie 

go  nie  poznała.  Kapitan  nie  miał  na  sobie  munduru,  ale  jasną  koszulę  z  usztywnionym 

kołnierzykiem i kamizelkę. W kieszonce kamizelki miał nawet złoty zegarek. 

- Elise Løvlien? - spojrzał na nią zaskoczony. 

- Przepraszam, Ŝe przychodzę o tak późnej porze, ale muszę spytać o coś waŜnego. 

- Proszę, wejdź! 

- Dziękuję, ale to nie jest konieczne. 

-  Oczywiście,  Ŝe  powinnaś  wejść.  Pod  wieczór  znowu  się  ochłodziło  i  widzę,  Ŝe 

zmarzłaś. Poza tym masz chorą nogę i musisz wygodnie usiąść. - Uśmiechnął się. 

AŜ szkoda, Ŝe taki przystojny młody męŜczyzna poświęcił się powołaniu, pomyślała. 

Powinien chodzić w sobotę na tańce i bawić się. 

Odwrócił  się,  by  wskazać  jej  drogę,  a  ona  z  wahaniem  podąŜyła  za  nim.  Powinna 

jednak  spróbować  porozmawiać  na  schodach  przed  wejściem,  pomyślała,  bo  wolałaby  nie 

wchodzić z nim do środka. 

Weszli do długiego korytarza, z którego szerokie schody prowadziły na górę. Stopnie 

skrzypiały. 

Z pierwszego piętra szerokie schody prowadziły dalej w górę na poddasze. Weszli do 

przytulnego  pokoiku  ze  skośnym  dachem.  Drewno  skwierczało  w  piecu  kaflowym,  było 

ciepło  i  przyjemnie.  Na  podłodze  leŜał  gruby  dywan,  a  meble  były  z  mahoniu.  Sofa  i  dwa 

głębokie  fotele  pokryte  zielonym  pluszem,  okrągły  stolik  i  biblioteczka  z  przeszklonymi 

drzwiami  stały  pod  jedną  ścianą.  Elise  nie  widziała  łóŜka,  ale  zauwaŜyła  drzwi,  które  być 

moŜe prowadziły do sypialnej alkowy. 

Elise  rozglądała  się  dookoła  ze  zdumieniem.  Nie  spodziewała  się,  Ŝe  kapitan  tak 

wspaniale  mieszka.  Pensja,  którą  otrzymywał  jako  oficer  w  Armii  Zbawienia,  nie  była 

background image

wysoka,  jak  sam  mówił,  słyszała  to  teŜ  od  innych.  Jakim  cudem  stać  go  zatem  na 

wynajmowanie takiego mieszkania? Z pewnością nie było tanie. 

-  Usiądź,  proszę.  JeŜeli  niewygodnie  ci  będzie  w  fotelu  z  tą  chorą  nogą,  moŜesz 

spocząć przy stole. 

Zrobiła, jak powiedział. Nawet krzesło z pokoju jadalnego wyściełane było zielonym 

pluszem. Poczuła się mała i speszona. 

- Napijesz się kawy? 

Rozejrzała się wokół oszołomiona. W pobliŜu nie było pieca kuchennego. 

Uśmiechnął się. 

- Zejdę na dół i przyniosę kawę i filiŜanki z kuchni. 

-  Dziękuję,  ale  nie  trzeba.  Muszę  zaraz  wracać  do  domu.  Kapitan  podszedł  do 

ciemnobrązowej  szafy  naroŜnej  z  zaokrąglonymi  drzwiczkami.  Na  górze  stało  kilka  białych 

figurek gipsowych. 

-  W  takim  razie  poczęstuję  cię  czymś  innym  -  rzekł  swobodnie  i  wyjął  dwa  nieduŜe 

kieliszki i karafkę. - To nalewka agrestowa mojej mamy, jest z niej bardzo dumna. 

Nalał trunek do jednego  kieliszka i podał Elise, gdy tymczasem dla siebie wziął sok. 

Następnie usiadł obok. - Masz jakieś nowe wieści? 

Potrząsnęła  głową.  Czuła  się  nieswojo,  siedząc  na  pięknym  krześle  obok  kapitana, 

ubranego jak męŜczyzna wyŜszego stanu niŜ ona, w zdartych łachmanach. Byłoby jej łatwiej 

z nim rozmawiać, gdyby miał na sobie mundur. 

- Przychodzę z powodu mojej matki. 

Przyglądał się jej w skupieniu i czekał, aŜ będzie mówić dalej. 

- Ona nie jest w stanie tego przyjąć. Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc. 

- Przyjąć? Czego? 

- Miejsca w sanatorium. Nie wiedziała, Ŝe to prywatny szpital; przypadkiem usłyszała, 

ile kosztuje. Teraz leŜy i płacze, twierdząc, Ŝe te pieniądze mogłyby zostać przeznaczone na 

pomoc setkom potrzebujących. 

Spojrzał na nią zdumiony. 

- Została przyjęta? 

Napotkała jego spojrzenie i sama się zdziwiła. 

- Nie wiedziałeś? 

- Nie, nie rozmawialiśmy ze sobą od środy. 

- Czy zatem Maren Sørby się o to postarała? 

- O co? 

background image

- śe mama dostała miejsce w sanatorium w Grefsen. Teraz był wyraźnie oszołomiony. 

-  Nie  mamy  takich  moŜliwości.  Pieniądze,  które  udaje  nam  się  zebrać,  ledwie 

wystarczają na Ŝywność i odzieŜ dla najuboŜszych. 

- Ale... ale nie rozumiem... Jak... 

- Nie wiesz, kto ją zabrał? Elise potrząsnęła głową. 

-  Był  u  nas  lekarz,  ale  on  stwierdził,  Ŝe  szpital  jest  prywatny,  a  poza  tym  nie  ma 

miejsc. Myślałam więc... - poczuła wypieki na twarzy. 

-  MoŜe  jednak  lekarzowi  udało  się  w  ten  czy  inny  sposób  to  załatwić  albo  macie 

tajemniczego pomocnika. Jesteś pewna, Ŝe to nie nadzorca w fabryce? 

Elise energicznie pokręciła głową. 

- Nie pytałbyś o to, gdybyś go widział. 

Zaczęła  intensywnie  myśleć.  Została  tylko  jedna  moŜliwość:  majster!  Ale  czy  on 

wyłoŜyłby tyle pieniędzy na leczenie mamy tylko dlatego, Ŝe Hilda popadła w nieszczęście? 

MęŜczyźni  tacy  jak  on,  którym  zdarzyło  się  zrobić  dziecko  ubogiej  dziewczynie,  zwykle 

wszystkiego  się  wypierali  albo  ofiarowali  niewielką  kwotę,  Ŝeby  ulŜyć  nieco  swemu 

sumieniu. Nigdy nie słyszała, Ŝeby ktoś tyle płacił. 

- Przyszłaś, Ŝeby mnie prosić, Ŝebym pomógł ci znaleźć tego dobroczyńcę? 

Elise poczuła, Ŝe zaczerwieniła się jeszcze bardziej. 

-  Ja...  myślałam...  Mama  obawiała  się,  Ŝe  to...  Chciałam  powiedzieć.  ..  Ŝe  to  wielkie 

nieporozumienie. 

-  Bała  się,  Ŝe  to  my  załatwiliśmy  jej  to  drogie  leczenie  i  Ŝe  odbyło  się  to  kosztem 

innych osób - pomógł jej. 

Elise skinęła głową. Czuła taki wstyd, Ŝe najchętniej zapadłaby się pod ziemię. 

- Chciałbym, Ŝebyśmy mieli tyle pieniędzy i mogli to załatwić! Wtedy wysłałbym do 

sanatoriów  wszystkich  pacjentów  chorych  na  suchoty,  którzy  leŜą  bezradni  w  ciemnych, 

ciasnych  mieszkaniach  robotniczych.  Mówi  się  o  przejęciu  sanatorium  w  Grefsen  przez 

gminę,  ale  to  jeszcze  potrwa  kilka  lat,  niestety.  -  Uśmiechnął  się  do  niej.  -  Widzę,  Ŝe  jesteś 

podobna  do  swojej  matki.  Kto  inny  po  prostu  przyjąłby  kaŜdą  pomoc,  nie  martwiąc  się  o 

pozostałych. 

Elise dała do zrozumienia, Ŝe chciałaby juŜ iść. Nie miała tu nic więcej do roboty. 

- Chyba nie musisz juŜ wracać? Twoja mama jest w sanatorium, więc nie musisz się 

do niej śpieszyć. 

- Nie, ale... 

background image

Znowu się uśmiechnął. Elise nagle poczuła się taka szczęśliwa. Mama leŜy w szpitalu, 

ma dobre wyŜywienie i fachową opiekę, a jej samej po raz pierwszy, odkąd pamięta, zrobiło 

się  ciepło.  Nawet  palce  u  nóg  jej  się  rozgrzały.  Pokój  kapitana  wydał  się  jej  najpiękniejszy 

spośród wszystkich, które kiedykolwiek w Ŝyciu widziała, a słodki trunek agrestowy pomógł 

jej się odpręŜyć i prawie rozweselił. Kiedy tu przyszła, czuła się niepewnie, poniewaŜ kapitan 

nie miał na sobie munduru, ale teraz nawet bardziej jej się podobał w codziennym ubraniu. 

- Nie, ale... - przekomarzał się z nią. - Masz osiemnaście lat, zgadza się? Jesteś młoda, 

przed tobą całe Ŝycie, ale jesteś bardziej związana i masz więcej obowiązków niŜ matki z gro-

madką dzieci. Teraz, kiedy twoja mama jest w dobrych rękach, moŜesz choć raz pomyśleć o 

sobie.  Czy  zdarza  się  czasem,  Ŝe  robisz  coś,  na  co  sama  masz  ochotę?  Wiem,  Ŝe  zarabiacie 

niewiele i nie stać was na rozrywki, za które trzeba płacić, ale jest tyle przyjemnych rzeczy, 

które  moŜna  robić  bez  wydawania  pieniędzy.  MoŜna  zwiedzać  zamek,  gdzie  gra  muzyka 

między  drugą  a  trzecią.  Obejrzeć  twierdzę  i  zamek  Akershus,  stare  zbiory  uniwersyteckie, 

wybrać  się  do  Galerii  Narodowej,  Muzeum  Rzeźby,  do  zoo...  -  gestykulował  energicznie.  - 

Tyle jest moŜliwości! Widziałaś moŜe niedźwiedzie w Ogrodzie Świętego Jana? 

Elise potrząsnęła głową, wstydziła się, Ŝe tak niewiele jeszcze widziała. 

- Co robisz zwykle w niedzielę? - rzucił zaciekawiony. Elise musiała się zastanowić. 

Cały  ostatni  rok  zajmowała  się  mamą,  często  wykorzystywała  dni  wolne  na  łatanie  i 

naprawianie  ubrań  chłopców,  Hildy  i  swojego  własnego.  Czasami  szła  na  krótki  spacer  z 

Johanem,  ale  zwykle  tylko  wzdłuŜ  rzeki  Aker.  Poza  tym  wymykali  się,  Ŝeby  pobyć  trochę 

sam na sam, do jego lub jej kuchni, ciemnego zakamarka na schodach lub do jakiejś bramy. 

-  Przepraszam  -  rzekł  nagle,  jakby  potrafił  czytać  w  jej  myślach.  -  Zapomniałem,  Ŝe 

jesteś zaręczona. Pewnie wszystkie wolne chwile spędzasz z narzeczonym. 

Ponownie poczuła, Ŝe oblała się rumieńcem. 

- Nieczęsto mamy moŜliwość, ale... 

-  Wy,  którzy  mieszkacie  w  tym  samym  domu?  Na  pewno  znajdujecie  wiele  okazji, 

Ŝ

eby się zobaczyć. 

-  Johan  ma  siostrę,  która  jest  sparaliŜowana,  a  ja  chorą  matkę.  W  niedziele  muszę 

szyć, robić na drutach i łatać dziury w ubraniach. A wieczorem jestem zbyt zmęczona, poza 

tym nie mamy tyle światła. 

- Przepraszam. Mimo Ŝe od kilku lat przebywam wśród robotników, zbyt mało jeszcze 

wiem o ich codziennym Ŝyciu. 

Rozejrzała się po pokoju. 

- Wychowałeś się w innych warunkach, prawda? 

background image

Skinął głową. Wydał się nagle zakłopotany, jak gdyby nie chciał o tym mówić. 

-  Pewnie  sprawa  twojego  narzeczonego  wkrótce  trafi  do  sądu  -  rzekł,  zmieniając 

temat. - Jest jeszcze nadzieja, Ŝe go wypuszczą. 

Elise przytaknęła. 

-  Moja  mama  uwaŜa,  Ŝe  nie,  ale  ja  chwytam  się  tej  nadziei.  -  Spuściła  wzrok.  - 

Mieliśmy się pobrać tego lata. 

Nie odpowiedział. 

Czuła, Ŝe jej się przygląda, poczuła się nieswojo. 

- Znamy się od dziecka, był moim towarzyszem zabaw. 

-  I nagle zauwaŜyliście,  Ŝe to coś więcej niŜ przyjaźń? Skinęła głową, nie podnosząc 

wzroku. 

- Jesteście szczęściarzami. Nie kaŜdemu udaje się znaleźć kogoś takiego, kogo moŜna 

by  obdarzyć  tak  silnym  uczuciem,  by  pragnąć  się  z  nim  związać  na  resztę  Ŝycia  -  dodał 

szybko. 

Elise ośmieliła się spojrzeć mu w oczy. 

- Wy pobieracie się tylko z osobami naleŜącymi do Armii, prawda? 

Uśmiechnął się. 

- JeŜeli w ogóle zawieramy małŜeństwa. Ale to prawda, co mówisz. KaŜdy, kto chce 

wyjść  za  mąŜ  lub  się  oŜenić,  wybiera  sobie  małŜonka  spośród  osób  naleŜących  do  Armii. 

Pierwszymi, którzy zawarli ślub, byli Catherine i William Booth. 

Na schodach rozległy się kroki i po chwili dało się słyszeć pukanie. 

Kapitan wstał, podszedł do drzwi i otworzył. 

Elise dostrzegła młodą kobietę, ubraną w obcisłą, jasną i długą suknię z koronkowym 

stanem i wysoką stójką. Mówiła cicho i szybko. 

- Przykro mi, Karoline, ale jestem zajęty. Pozdrów ode mnie swoich rodziców i gorąco 

podziękuj. 

Kobieta najwyraźniej nie zamierzała się poddać i dalej mówiła coś zniŜonym głosem, 

lecz Elise nie zdołała wyłowić ani słowa. 

- Rozumiem, Karoline, ale mam gościa. To ktoś, komu muszę pomóc. MoŜe zejdę na 

chwilę, kiedy juŜ pójdzie. 

Kobieta odwróciła się, Ŝeby odejść, a Emanuel zamknął drzwi. Elise wstała. 

- I tak miałam juŜ iść. 

-  Nie,  bądź  tak  miła  i  posiedź  jeszcze  trochę.  Właśnie  wybawiłaś  mnie  z  opresji  - 

uśmiechnął się wesoło. 

background image

Elise spojrzała na niego pytająco. 

- To córka gospodarzy. Mieszkają na pierwszym piętrze, a wynajmują parter. Wydaje 

mi się, Ŝe mi współczują, Ŝe jestem samotny, i ciągle zapraszają mnie na kolację. 

- Najwyraźniej była rozczarowana, Ŝe masz gościa. Roześmiał się. 

-  I  bardzo  zaciekawiona.  ZauwaŜyłaś  moŜe,  Ŝe  cały  czas  zerkała  do  środka,  Ŝeby 

zobaczyć, kto przyszedł. 

- Mam nadzieję, Ŝe mnie nie widziała. Posłał jej zdumione spojrzenie. 

- Dlaczego? 

- Taki wstyd... To znaczy... - zagryzła wargę i poczuła, Ŝe się czerwieni. 

- śe przyszła do mnie kobieta w odwiedziny, chciałaś powiedzieć? 

-  Nie,  miałam  na  myśli...  Spodziewała  się,  Ŝe  zobaczy...  -  Elise  wzruszyła  bezradnie 

ramionami. 

Kapitan podszedł do niej i wziął ją za ręce. 

- Chodzi ci o to, Ŝe powinienem się wstydzić, Ŝe przyszła do mnie z wizytą robotnica z 

fabryki? 

Elise nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Czuła się nieswojo, Ŝe trzyma ją za ręce, 

choć jednocześnie było jej miło, Ŝe zareagował tak, jak zareagował. 

- Dla mnie wszyscy ludzie są równi, Elise - mówił teraz powaŜnym głosem. - Dlatego 

wybrałem  działalność  w  Armii.  Moi  rodzice  początkowo  bardzo  się  temu  przeciwstawiali, 

wydaje mi się, Ŝe mieli uczucie, Ŝe mnie tracą. MoŜe nawet byłoby lepiej, gdybym zginął w 

jakimś wypadku. Nie zrozum mnie źle, to dobrzy ludzie, ale jak większość osób w tym kraju 

niewiele  wiedzieli  o  Armii  Zbawienia.  Proboszcz  parafii,  w  której  mieszkamy,  jest  zago-

rzałym  przeciwnikiem  „heretyków”,  jak  nas  nazywa.  Kiedy  pewien  mieszkaniec  naszej 

miejscowości wynajął lokal członkom Armii, proboszcz poszedł do niego i wygarnął mu, co 

myśli  o  jego  postępowaniu,  i  dodał,  Ŝe  pieniądze,  które  dostał  za  wynajem,  staną  się  jego 

przekleństwem  -  mówił  z  wielkim  przejęciem,  cały  czas  trzymając  Elise  za  ręce.  - 

Rozumiesz?  -  spytał.  -  Cały  sprzeciw  tylko  spotęgował  moje  zainteresowanie  Armią  i  jej 

pracą. Napisałem list. do oficerów, wyznając, Ŝe nie wolno mi chodzić na spotkania, ale mam 

nadzieję,  Ŝe  z  BoŜą  pomocą  moi  rodzice  wreszcie  się  zgodzą.  śołnierze  Armii  Zbawienia 

modlili  się  za  mnie,  aŜ  pewnego  dnia  matka  i  ojciec  zrozumieli,  Ŝe  nie  mają  wyboru.  Nie 

posunąłbym  się  aŜ  tak  daleko,  by  stwierdzić,  Ŝe  się  cieszą  z  mojej  decyzji,  na  to  egoizm  w 

człowieku  jest  zbyt  silnie  zakorzeniony.  Mieli  nadzieję,  Ŝe  przejmę  gospodarstwo  i  dam  im 

potomków. Nie mam rodzeństwa. 

W końcu puścił jej ręce. 

background image

-  JeŜeli  ktoś  krytykuje  mnie,  Ŝe  pomagam  robotnikom  i  innym  potrzebującym,  nie 

moŜe  być  moim  przyjacielem.  Karolinę  to  rozpieszczona,  młoda  dziewczyna,  która  nie 

poznała  jeszcze  ciemnych  stron  Ŝycia.  Nudzi  się  razem  ze  swoimi  rodzicami  i  dwiema 

ciotkami,  starymi  pannami,  które  mieszkają  na  parterze,  i  traktuje  mnie  jak  swego  rodzaju 

wybawiciela. Nie jestem nim. 

Na pewno podkochuje się w nim, pomyślała Elise, obserwując jednocześnie oŜywioną 

twarz kapitana. W ciepłym świetle lampy wydawał się jeszcze bardziej przystojny, niŜ kiedy 

go ujrzała po raz pierwszy. 

- Wydaje mi się, Ŝe muszę juŜ iść. Peder i Kristian czekają na mnie. 

- Czy twoja siostra jest w domu? Elise umknęła wzrokiem. 

- Nie wiem. Ostatnio ma własne kłopoty. Czasami znika, nie mówiąc mi, dokąd idzie. 

Pokiwał głową ze zrozumieniem. 

- Nie jest to chyba dla niej takie proste, choć stara się po sobie tego nie pokazać. 

-  Teraz  kiedy  ojciec  nie  Ŝyje,  a  mama  jest  chora,  ja  muszę  się  starać  dbać  o  naszą 

rodzinę. 

- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise. 

Stał  nieruchomo  tuŜ  przed  nią,  Ŝyczliwy  i  dający  poczucie  bezpieczeństwa.  Dobrze 

zyskać takiego przyjaciela. 

- Jesteś odpowiedzialna - mówił dalej cichym głosem. - Cieszę się, Ŝe cię poznałem. 

Potrząsnęła głową w zakłopotaniu. 

- Nie jestem nikim wyjątkowym. Uśmiechnął się. 

- Nieprawda. Jesteś inna. Twój narzeczony nie wie nawet, jakim jest szczęściarzem. 

Zmieszana wbiła wzrok w podłogę. 

- Myślę, Ŝe muszę juŜ iść. 

- Odprowadzę cię. 

- Nie! - spojrzała na niego przestraszona. - Nie powinieneś... To znaczy... To nie jest 

konieczne. 

-  MoŜe  i  nie  jest  konieczne,  ale  i  tak  cię  odprowadzę.  Nie  pozwolę,  by  młoda, 

bezradna kobieta wracała po ciemku do domu. - Jego głos brzmiał teraz wesoło i zaczepnie. 

-  Nie  sądzę...  -  zaczęła,  nie  bardzo  wiedząc,  jak  wyrazić  to,  czego  się  obawia.  Nie 

chciała równieŜ go zranić. Chciał przecieŜ tylko oddać jej przysługę. 

Zaczął juŜ wkładać płaszcz. 

- Dlaczego tak się bronisz? 

- Nie bronię się - zmieszała się. - Tylko boję się, Ŝe... chodzi; o to... 

background image

Roześmiał się. 

-  Mów  prawdę!  Czego  się  boisz?  Mnie?  A  moŜe  wstydzisz  się,  iść  z  męŜczyzną  w 

mundurze? 

Poczuła, Ŝe zrobiło się jej gorąco. 

-  Nie,  nie  w  tym  rzecz,  ale  za  pierwszym  razem,  kiedy  odprowadzałeś  mnie  ze 

Ś

wiątyni, jedna z dziewcząt z fabryki widziała nas. Dokuczała mi i... 

- Boisz się, Ŝe dotrze to do uszu twego narzeczonego? Potrząsnęła energicznie głową. 

- Nie, Johan ma do mnie zaufanie. Po prostu nie lubię plotek. 

- Nikt tego nie lubi. Ale teraz, o tak późnej porze, istnieją niewielkie szanse, Ŝe ktoś 

nas zobaczy. Poza tym załoŜę czapkę od munduru i płaszcz, więc chyba nikt nie posądzi cię o 

lekkomyślność. My z Armii nie jesteśmy tacy. - Roześmiał się. 

Poddała  się.  Właściwie  dobrze,  Ŝe  ją  odprowadzi,  nie  lubiła  sama  po  ciemku 

przechodzić obok cmentarza. 

Kiedy  zeszli  do  pierwszego  piętra,  drzwi  na  korytarz  otworzyły  się  i  pojawiła  się  w 

nich ubrana na jasno młoda dziewczyna. 

- Przyjdziesz, Emanuelu? 

- Za chwilę, Karolinę. Odprowadzę tylko pannę Løvlien do domu. Mieszka niedaleko 

stąd. 

Młoda  dziewczyna  przyjrzała  się  Elise  z  ciekawością.  Elise  zdąŜyła  zauwaŜyć,  Ŝe 

zanim zniknęła za drzwiami, zmierzyła ją wzrokiem. 

Kiedy wyszli na dwór, zwróciła się do kapitana. 

- Wydaje mi się, Ŝe nie podobało jej się, Ŝe masz zamiar odprowadzić mnie do domu. 

Roześmiał się. 

- O nie, na pewno. Była o ciebie zazdrosna. 

- O mnie? Znowu się roześmiał. 

- Czy nigdy nie przeglądałaś się w lustrze? Zapłonęły jej policzki. 

- NaleŜę do zupełnie innej klasy niŜ ona. 

- To nie ma znaczenia, ale ciekaw jestem, co widzisz w lustrze. 

- Bladą, chudą i pospolitą twarz. 

- O pięknych oczach i z dołeczkami w policzkach. Kiedy się uśmiechasz, to jakby Bóg 

posypywał twoją twarz słonecznym pyłem. 

Elise cieszyła się, Ŝe jest ciemno. Jak on moŜe mówić coś takiego? 

- Czy wprawiam cię w zakłopotanie? 

- Tak, trochę. 

background image

- Nie chciałem być natrętny, po prostu tak myślę. Szli przez chwilę w milczeniu. 

-  Czy  wiesz,  Ŝe  w  niektórych  kręgach  blada  i  szczupła  twarz  uwaŜana  jest  za 

romantyczną i „piękną”? 

Spojrzała na niego zaskoczona. W świetle latarni ulicznej zobaczyła, Ŝe się uśmiecha. 

-  Przez  pewien  czas  nawet  suchoty  otaczała  swego  rodzaju  aura  romantyczności. 

Trzech wielkich poetów brytyjskich - a między nimi lord Byron i John Keats - zmarło na białą 

dŜumę. W jednym z wierszy Keatsa moŜemy  dostrzec ślad romantycznej  śmierci. Musiałem 

się  tego  wiersza  nauczyć  na  pamięć,  bo  nauczyciel  nam  kazał.  Pamiętam  go  jeszcze,  chcesz 

posłuchać? 

Nie  mogła  się  powstrzymać  od  uśmiechu.  Emanuel  był  o  wiele  bardziej  otwarty  niŜ 

chłopcy, których znała. 

- Tak, chętnie. 

Ś

miertelnie bladzi w śnie wołali 

Władcy, KsiąŜęta i Rycerze: 

„StrzeŜ się La Belle Dame Sans Merci 

W jasyr cię bierze!” 

W mroku ich wygłodniałe usta 

Przestrogą przeraźliwą ziały: 

Ocknąłem się - juŜ sam na zboczu 

Tej zimnej skały. 

Oto dlaczego się tu błąkam 

I, blady, zwiedzam błędne szlaki, 

Choć wokół jezior zŜółkły trawy I milczę ptaki

-  Kiedy  młode,  rumiane  dziewczęta  usłyszały  ten  wiersz,  starały  się,  by  ich  twarze 

wyglądały chudo i niczym wyniszczone gorączką - dodał, kiedy skończył. - PróŜność jest jak 

krzywe zwierciadło! 

- To brzmi jak jakaś groteska! One chyba nie rozumiały, co to znaczy być dotkniętym 

suchotami. 

- Opowiedziałem ci o tym tylko po to, Ŝebyś się nie wstydziła, Ŝe jesteś chuda i blada. 

- Nie wstydzę się tego, kiedy jestem wśród swoich. 

- A przy mnie? 

                                                 

 Tłum. Stanisław Barańczak. 

background image

-  Przy  tobie  teŜ  nie,  ale  nie  podobało  mi  się,  Ŝe  córka  twoich  gospodarzy  mnie 

widziała. 

- To jej tylko dobrze zrobi. MoŜe da jej do myślenia. Minęli szczyt wzgórza i właśnie 

zaczęli schodzić w dół stromymi uliczkami. 

Nagle  Elise  zauwaŜyła  jakieś  cienie,  poruszające  się  nieco  niŜej  u  podnóŜa 

wzniesienia. 

- Ktoś tam jest. 

Sama usłyszała niepokój w swoim głosie. 

- Widzę. To chyba tylko jacyś mali chłopcy, którzy wyszli się pobawić. 

- Tak późno? 

- Wiele dzieci pozostaje przez cały dzień bez opieki. 

- Wydaje mi się, Ŝe wyglądają raczej jak dorośli. 

- Miejmy nadzieję, Ŝe to nikt z tych, którzy mogliby rozpuszczać o nas plotki. 

Elise usłyszała, Ŝe kapitan się uśmiecha. 

- Nie to miałam na myśli. 

- W takim razie co? 

- „Bandę z Sagene”. 

- Nie jest chyba zbyt niebezpieczna. 

- Nie, „Ferajna z Vaterlandu” jest groźniejsza, ale nie zbliŜa się aŜ tutaj. 

- Słyszałem o walkach ulicznych, ale zwykle toczą się tylko między samymi grupami, 

gdy na przykład „Banda z Sagene” wchodzi w drogę „Chłopakom z Rodelokk”. Poza tym to 

w większości smarkacze. 

- Czy kiedykolwiek natknąłeś się na któregoś z nich? 

- Brałem udział w łagodzeniu temperamentów. Wydaje mi się, Ŝe nie jesteśmy wśród 

tych chłopaków zbyt popularni, ale staramy się dotrzeć do nich z naszym przesłaniem. Chyba 

opowiadałem  ci,  co  się  zdarzyło  na  Grønland.  Kilku  zabijaków,  męŜczyzn,  którzy  urządzali 

mieszkańcom prawdziwe piekło, zobaczyło, czym się zajmujemy, i nawróciło się. I nadal się 

to się zdarza. 

W  tej  samej  chwili  Elise  zauwaŜyła  ciemny  zarys  sylwetki,  która  wyłoniła  się  zza 

węgła.  Zaraz  potem  zauwaŜyła  jeszcze  dwie.  Chuligani  zatrzymali  się,  stanęli  jeden  obok 

drugiego i patrzyli w ich stronę. 

background image

14 

- MoŜe powinniśmy wybrać inną drogę? - zaproponowała nagle zdenerwowana. 

Słyszała juŜ, czym groziło spotkanie z „Bandą z Sagene” albo „Ferajną z Vaterlandu”. 

To nic przyjemnego. 

- Nie interesują ich tacy jak my. Wiedzą, Ŝe nie mamy pieniędzy. 

- Jednak słyszałam, Ŝe zaczepiają ludzi dla zabawy. 

-  Nie  wierzę.  Szukają  pieniędzy  na  wódkę.  Rozmawiałem  z  nimi  juŜ  kiedyś,  jeŜeli 

narobią hałasu, znowu spróbuję im przemówić do rozumu. 

Elise  trochę  się  uspokoiła.  Wiedziała,  Ŝe  ludzie  z  Armii  Zbawienia  odznaczali  się 

niewiarygodną zdolnością studzenia zapędów awanturników i zabijaków; nie zdziwiłaby się, 

gdyby Emanuel Ringstad równieŜ posiadał ów dar. 

Niedaleko świeciła jedyna latarnia uliczna. 

-  Nie  wiadomo,  czy  w  ogóle  nas  zauwaŜyli  -  rzekła  Elise  cicho.  -  Światło  pada  na 

nich, lecz tutaj nie sięga. 

- Nie bój się, Elise. Nie zrobią nam nic złego. 

W tej samej chwili zauwaŜyła, Ŝe doszło jeszcze trzech. 

- Jest ich tylu! - zniŜyła głos do szeptu. Słowa Emanuela nie zdołały oddalić strachu. 

- Tylko stoją i rozmawiają. Nie mają nic innego do roboty, jak sterczeć na rogach ulic. 

Wielu z nich nie ma nawet domów, do których mogliby wrócić. 

Usłyszeli ryk śmiechu, podniesione głosy. 

-  Jesteś  pewien,  Ŝe  nie  powinniśmy  jednak  pójść  inną  drogą?  Odwrócił  się  do  niej  i 

krótko uścisnął jej rękę. 

-  Gdybym  nie  miał  munduru,  mógłbym  cię  wziąć  pod  rękę,  Ŝebyśmy  wyglądali  jak 

para. 

Elise  wątpiła,  by  to  pomogło.  UwaŜała,  Ŝe  kapitan  jest  naiwny.  Musiał  przecieŜ 

wiedzieć  równie  dobrze  jak  ona,  co  to  za  ludzie.  Skoro  tyle  lat  obracał  się  wśród  pijaków  i 

bezrobotnych,  musiał  zdawać  sobie  sprawę,  Ŝe  spotkanie  z  ulicznym  gangiem  moŜe  się  źle 

skończyć. Myślenie, Ŝe jest inaczej, to głupota. 

Nagle zauwaŜyła, Ŝe jeden z nich zaczyna powoli iść w ich stronę. Pozostali jeden po 

drugim ruszyli za nim. 

- Idą tu - ledwie zdołała wydobyć głos. 

background image

- Spokojnie, Elise. Bóg jest z nami. Nie słyszałaś, co mówi Biblia? „Nie lękaj się, bo 

ja jestem z tobą”. 

Elise  zapragnęła,  by  jej  wiara  była  równie  niezachwiana  jak  jego.  Jednak  tyle  razy 

modliła się i nie została wysłuchana, dlaczego Bóg miałby jej pomóc właśnie teraz? 

Mroczne  postacie  zbliŜały  się,  Elise  nie  wątpiła  juŜ,  Ŝe  mają  złe  zamiary.  Sposób,  w 

jaki  szli,  jak  się  razem  trzymali,  ta  pochylona  postawa,  spuszczone  głowy,  wszystko 

przypominało jej coś, co juŜ wcześniej widziała i słyszała. 

- Porozmawiam z nimi. - Głos Emanuela Ringstada nie był juŜ taki pewny i spokojny. 

-  Nie  pokazuj  po  sobie,  Ŝe  się  boisz.  Idź  dalej,  jak  gdyby  nigdy  nic.  Są  jak  spuszczone  psy, 

kiedy wyczują strach, atakują. 

Elise  poczuła,  jak  serce  jej  wali  w  piersi.  Słowa  kapitana  nic  nie  pomogły. 

Wystarczyło,  Ŝe  spojrzała  na  zbliŜające  się  sylwetki,  by  wiedzieć,  Ŝe  nie  czeka  ich  nic 

dobrego. Nie potrafiła stłumić strachu, miała sucho w ustach, drŜała na całym ciele, odezwał 

się ból w nodze. Nagle zachwiała się. 

Emanuel Ringstad w jednej chwili złapał ją za ramię. 

- Źle się czujesz? 

Nie miała odwagi przyznać, jak bardzo się boi. 

- Nie, tylko bardzo mnie boli noga. 

- Oprzyj się o mnie, będzie ci łatwiej. 

- Nie, lepiej nie. Proszę cię, puść mnie. 

- Nie mogę pozwolić, Ŝebyś upadła i znowu się potłukła. 

- JuŜ mi przeszło, po prostu nagle zakręciło mi się w głowie. 

- MoŜe to przez nalewkę agrestową mojej mamy - zauwaŜył wesoło i jeszcze mocniej 

złapał ją za ramię. 

Nie pojmowała, jak moŜe być tak spokojny, powinien przecieŜ li rozumieć, Ŝe to nie 

Ŝ

arty. 

Dzielił  ich  juŜ  tylko  rzut  kamieniem.  MęŜczyźni  wyszli  z  kręgu  światła  latarni,  stali 

się tylko cieniami. Groźnymi cieniami, pomyślała Elise i zadrŜała. 

- Halo, chłopaki! - głos Emanuela Ringstada brzmiał przyjaźnie i szczerze. 

ś

aden nie odpowiedział. 

- MoŜe któryś z was by mi pomógł. Ta młoda dziewczyna upadła i uderzyła się dość 

powaŜnie,  a  ja  zobowiązałem  się  odprowadzić  ją  bezpiecznie  do  domu.  Mieszka  zaraz  po 

drugiej stronie rzeki. 

Nadal Ŝaden z męŜczyzn się nie Odzywał. Powoli podeszli bliŜej. 

background image

-  Uderzyła  się  w  prawą  nogę,  więc  jeŜeli  któryś  z  was  mógłby  wziąć  ją  pod  drugie 

ramię, byłoby nam łatwiej. 

Ani słowa w odpowiedzi. Elise nie wierzyła, by to, co mówił, odniosło jakiś skutek. 

MęŜczyźni podeszli całkiem blisko, zatrzymali się i zagrodzili im drogę. 

- No tak, facet od Jezusa znalazł sobie panienkę? 

Przemówił  ten,  który  szedł  na  samym  przedzie,  prawdziwy  przywódca.  Elise  nie 

dojrzała jego twarzy, lecz czuła jego odór - mieszaninę wódki, potu i brudu. 

-  Proszę,  pomóŜcie  jej. Ona  juŜ  dosyć  przeszła.  Jej  matka  jest  chora  na  suchoty,  a  w 

domu czeka na nią młodsze rodzeństwo. 

- A pomodliłeś się do Jezusa, Ŝołnierzu? ZłóŜ swoje rączki, to się zjawi i jej pomoŜe, 

czyŜ nie? 

- Proszę was nie ze względu na siebie, tylko ze względu na nią. Pozwólcie jej odejść w 

spokoju, potem moŜecie zrobić ze mną, co chcecie. 

Pierwszy z nich roześmiał się chrapliwym, wulgarnym śmiechem. Z jego ust powiało 

odorem  alkoholu.  Postąpił  jeszcze  krok  naprzód  i  stanął  twarzą  w  twarz  z  Emanuelem 

Ringstadem. 

Nagle chwycił za poły płaszcza kapitana i trzymał go w Ŝelaznym uścisku. 

- To ty wtedy wsadziłeś Ivara na wózek, czy nie? 

- Nie wiem, o czym mówisz. 

-  Oj!  Tak  kiepsko  z  twoją  pamięcią,  Ŝołnierzu?  Czy  przypadkiem  to  nie  ty  byłeś  na 

Granland? Tego dnia, gdy przymknięto Eilerta? 

Kapitan Ringstad odwrócił się do Elise. 

- Proszę iść do domu, panno L0vlien. Zajmę się tym. 

- Powiedziałeś Løvlien? 

Ktoś  inny  z  gangu  podszedł  nagle  do  Elise.  Nie  mogła  zobaczyć,  jak  wygląda,  ale 

dostrzegła  coś  znajomego  w  pochylonej  sylwetce.  W  tej  samej  chwili  uświadomiła  sobie, 

gdzie poprzednio słyszała jego głos: to przyjaciel Lorta - Andersa! 

- Czy to Elise? Dziewczyna Johana? Elise zebrała się na odwagę. 

-  Wiem,  kim  jesteś,  przyjacielem  Lorta  -  Andersa.  Zrobiłam,  jak  mówiłeś  -  dodała 

szybko. - Poszłam na policję i powiedziałam, Ŝe to ja znalazłam broszkę. 

-  Ach  tak,  a  więc  posłuchałaś!  -  Zrobił  krok  naprzód  i  mocno  złapał  ją  za  rękę.  - 

UwaŜaj tylko, poŜałujesz, jeśli łŜesz! 

- To prawda. JeŜeli mi nie wierzysz, spytaj kapitana Ringstada. Postarał się nawet o to, 

Ŝ

eby rozwoziciel drewna zawiózł mnie na Møllergata. 

background image

-  GwiŜdŜę  na  to!  Całe  nieszczęście  przez  tę  broszkę!  Nie  mogłaś  jej  po  prostu 

schować,  ty  durna  babo?!  Gdyby  policja  nie  znalazła  tego  u  Johana,  nie  siedzieliby  teraz  w 

pace! 

Kapitan Ringstad odwrócił się do niego. 

- Puść ją! 

- Posłuchajcie go! Jak się boi, co? Co to za jeden, Elise? Znalazłaś sobie kochasia, gdy 

Johan siedzi? Do diabła! - splunął daleko. - Muszę mu o tym donieść! 

Wykręcił jej rękę na plecy, aŜ jęknęła z bólu. 

-  Puszczaj  ją,  mówię!  -  rzucił  kapitan  Ringstad  władczym  głosem,  ale  odpowiedział 

mu ryk śmiechu. 

-  Słyszeliście  go!  To  twój  ukochany,  Elise?  Taki  facet  od  Jezusa?  Daj  swojej 

dziewczynie całuska, kolego! No dalej, pokaŜ nam coś na rozgrzewkę w taki zimny dzień jak 

dziś! 

Popchnęli Elise bliŜej Emanuela i zmusili go, by ją objął. 

- No juŜ! 

Cała szóstka ustawiła się wokół nich. Ulica była pusta i cicha. 

- Zaczynaj, kolego! Całuj ją! 

Emanuel Ringstad stał sztywno i nieruchomo. JuŜ dawno powinien był zrozumieć, Ŝe 

nic nie wskóra, ani prośbą, ani groźbą. 

- Co, nie słyszysz? Całuj ją, mówię! 

Zanim  Elise  zdąŜyła  westchnąć,  zobaczyła  jego  twarz  tuŜ  przy  swojej  i  poczuła,  jak 

jego usta zamykają się wokół jej ust. 

- Brawo! To dopiero całus! Nie przerywaj! - Pst! Ktoś idzie! 

Wszyscy  odwrócili  się  w  stronę,  skąd  dobiegał  dźwięk.  W  oddali  usłyszeli  męskie 

głosy, które rozlegały się coraz bliŜej. 

- Idźcie! - rozkazał przywódca gangu i popchnął kapitana i Elise. 

Zrobili,  jak  kazał.  Czując,  jak  tamci  depczą  im  po  piętach,  przecięli  Maridalsveien. 

Elise  pomyślała,  Ŝe  zaraz  powinni  natknąć  się  na  jakichś  ludzi,  którzy  im  pomogą,  ale 

równieŜ Maridalsveien była pusta i odludna. 

ZbliŜali się do fabryk. Zaraz będą przy moście, pomyślała Elise i nagle się przeraziła. 

Nie byli chyba takimi potworami? 

Niespodziewanie  Emanuel  złapał  ją  za  rękę  i  zaczął  biec.  Puściła  się  pędem,  ale 

słyszała, Ŝe tamci ich  gonią, ktoś przeklinał, ktoś inny się śmiał. Noga potwornie bolała, ale 

background image

strach dodawał Elise sił. Jeśli tylko uda im się przedostać przez most, to banda nie pobiegnie 

za nimi. Nie zaryzykuje spotkania z innym gangiem po drugiej stronie rzeki. Z wrogiem. 

Dobiegli  do  stajni,  naleŜących  do  przędzalni,  skąd  rozległo  się  rŜenie  konia.  Za  sobą 

słyszeli  prześladowców,  kilku  niebezpiecznie  blisko,  gdy  tymczasem  inni,  jak  się  zdawało, 

zostali w tyle. Elise pomyślała, Ŝe tak pijani, na jakich wyglądali, nie wytrzymają tempa. Poza 

tym  na  pewno  nie  utrzymają  równowagi,  gdy  dotrą  do  oblodzonego  fragmentu  drogi 

prowadzącego w dół do mostu. 

Nagle  poczuła,  Ŝe  ktoś  łapie  ją  od  tyłu.  Krzyknęła,  usiłowała  się  wyrwać,  ale 

męŜczyzna był zbyt silny. W następnej chwili straciła równowagę i upadłą, a napastnik runął 

na  nią.  Uderzyła  głową  o  ziemię;  jak  we  mgle  dostrzegła,  Ŝe  Emanuel  natychmiast  się 

zatrzymał  i  próbował  ją  wyswobodzić,  ale  został  obezwładniony  przez  innych.  Tracąc 

ś

wiadomość, zobaczyła jeszcze, jak szare cienie  ciągną Emanuela w stronę drzwi do stajni i 

wpychają  go  do  środka.  Nie  stawiał  oporu,  musieli  mu  Coś  zrobić,  pomyślała  i  w  tej  samej 

chwili odpłynęła w ciemność. 

background image

15 

Kiedy  Elise  oprzytomniała,  wokół  panowały  nieprzeniknione  ciemności.  Czuła  ból 

głowy,  rwanie  w  nodze.  Początkowo  nie  pamiętała,  co  się  stało,  lecz  zaraz  uświadomiła  to 

sobie przeraŜająco jasno. 

- Emanuel? 

Dopiero gdy usłyszała własny głos, zdała sobie sprawę, Ŝe nazwała go po imieniu. 

- Tak? 

Chwała Bogu, Ŝyje, ale jego głos wydał się jakiś rozbity. 

- Jak się czujesz? - spytała. 

- Nie najgorzej. Myślę, Ŝe dochodzę do siebie, ale na chwilę straciłem przytomność. A 

co z tobą? 

- To samo. Myślisz, Ŝe sobie poszli? 

- W kaŜdym razie jest cicho. 

- Bałam się, Ŝe wrzucą nas do rzeki. 

- Ja teŜ. Nie wiedziałem, Ŝe mogą być tacy groźni. 

Nie odpowiedziała. Przypomniała sobie, co o nim pomyślała.  śe jest naiwny. Starała 

się zobaczyć coś w ciemności, ale było czarno jak w studni. 

- Zastanawiam się, gdzie jesteśmy - zagadnęła. 

- Nie mam pojęcia. 

- Wydawało mi się, Ŝe wrzucili cię do stajni. 

- Tu nie ma koni. Nic nie słyszę. 

Spróbowała  nasłuchiwać.  Stwierdziła,  Ŝe  jest  tak,  jak  mówił.  Z  trudem  usiłowała 

wstać. Sądząc po odgłosach, wywnioskowała, Ŝe kapitan robi to samo. Wyciągnęła rękę, Ŝeby 

go odnaleźć. 

- Jesteś. Złapał ją za rękę. 

- O, jesteś tutaj. Chwała Bogu, Ŝe nic powaŜnego ci się nie stało! 

-  Trzymaj  się  mnie,  to  spróbujemy  jakoś  się  wydostać.  W  końcu  powinno  nam  się 

udać odnaleźć drzwi. 

Zrobili zaledwie parę kroków, gdy się na nie natknęli. Rzeczywistość okazała się dla 

Elise wstrząsem. 

- Zamknięte! Musieli zasunąć skobel na zewnątrz! Jęknął głośno. 

- Ci przeklęci. ... - urwał nagle. 

background image

Elise ujrzała w wyobraźni, co się teraz stanie. Byli zamknięci, wkrótce zapadnie noc i 

nikt ich do rana nie znajdzie. W domu Peder, Kristian i Hilda czekają na nią, zdenerwowani, 

Ŝ

e  tak  się  spóźnia.  Być  moŜe  Hildy  teŜ  nie  ma,  a  Peder  leŜy  i  płacze  przeraŜony.  Nikt  nie 

pójdzie  na  policję  wcześniej  niŜ  jutro  rano,  a  pewnie  rano  teŜ  jeszcze  nie.  Hilda  będzie  się 

bała  opuścić  pracę,  a  chłopcy  byli  za  mali,  Ŝeby  to  załatwić.  MoŜe  zejdą  na  dół  do  pani 

Thoresen  albo  do  pani  Evertsen  i  powiedzą,  Ŝe  Elise  nie  wróciła  na  noc,  i  wkrótce  cała 

kamienica i cała ulica będzie gadać, Ŝe Elise nocowała u kapitana Ringstada. 

Przebiegł ją dreszcz. 

- Przepraszam, Elise - głos kapitana był pełen Ŝalu. 

- To nie twoja wina. 

- Mogłem cię posłuchać. Powinniśmy zawrócić, póki jeszcze mieliśmy szansę. 

- Nie wyrosłeś pośród takich łobuzów. A ja tak. Westchnął cięŜko w ciemności. 

- Póki co powinniśmy jakoś się tu rozejrzeć. Zamknęli nas i nie wiadomo, czy w ogóle 

wrócą nas wypuścić. To znaczy, Ŝe nikt nas nie znajdzie przed otwarciem fabryki jutro rano. 

- TeŜ o tym myślałam. 

- MoŜe uda się nam po omacku znaleźć coś, Ŝeby się okryć; Zimno ci? 

- Nie tak bardzo. 

Puścił jej rękę, usłyszała, Ŝe szurając nogami o ziemię, posuwa się w ciemności. Nagle 

rozległ się hałas, widocznie na coś wpadł. 

- To tylko pusta beczka. 

- MoŜe to jakiś magazyn? 

-  Nie  sądzę,  zamykano  by  go  na  klucz.  Myślę,  Ŝe  to  graciarnia  do  przechowywania 

rupieci. 

Znowu niechcący trącił coś nogą. 

- Pusta skrzynka. Chyba miałem rację. 

Słyszała, Ŝe przesuwa rękami po ścianie w nadziei, Ŝe coś znajdzie, ale nie wyglądało 

na to, Ŝe mu się poszczęściło. 

-  Co  powie  twój  gospodarz,  jeśli  nie  wrócisz?  Powiedziałeś  jego  córce,  Ŝe  idziesz 

tylko mnie odprowadzić. 

- Myśli pewnie, Ŝe przenocowałem u ciebie. 

- Nie mówisz powaŜnie. 

- Nie, rzeczywiście. Nie mam pojęcia, co teraz myśli. MoŜe dzwoni na policję? 

Otworzyła oczy ze zdumienia. 

- Ma telefon? 

background image

- Tak. 

Zamilkł.  Zdawało  się  jej,  Ŝe  to  jedno  słowo  odgrodziło  ich  niczym  mur.  Klasa,  do 

której naleŜał: posiadacze telefonu! 

- MoŜe dziewczyna będzie na mnie zła, Ŝe nie przychodzę, i nie powie nic rodzicom. 

A co z twoją rodziną? Będą się pewnie o ciebie bali. 

- Peder na pewno odchodzi od zmysłów, jeŜeli Hilda nie połoŜyła go wcześniej spać i 

nie  zasnął.  Mam  tylko  nadzieję,  Ŝe  siostra  jest  w  domu!  -  Ostatnie  słowa  zabrzmiały  jak 

westchnienie. 

-  Powinniśmy  się  cieszyć,  Ŝe  skończyło  się  na  paru  otarciach,  bólu  głowy  i  strachu, 

Elise. Mogło być gorzej. 

Pomyślała o wodospadzie i zadrŜała. 

- Tak, mogło być duŜo gorzej. 

-  Sądzę,  Ŝe  powinniśmy  się  nastawić  na  to,  Ŝe  będziemy  musieli  spędzić  noc  w  tych 

ciemnościach.  Musimy  się  zaszyć  w  jakimś  odległym  kącie,  z  dala  od  przeciągu  od  drzwi. 

Dasz radę dobrnąć tam jakoś po omacku? 

- Tak. 

Elise  przesunęła  dłonią  wzdłuŜ  ściany  i  ostroŜnie  postawiła  stopę  przed  sobą.  Nie 

zrobiła  więcej  niŜ  parę  kroków,  a  potknęła  się  o  pustą  beczkę.  W  tej  samej  chwili  poczuła 

rękę Emanuela. 

- Chodź, pomogę ci. 

Trzymał ją mocno i pomógł jej dotrzeć do odległego kąta. 

- Chyba tu będzie bezpiecznie. Sprawdziłem, czy nie leŜy tu nic ostrego. 

Usiedli na podłodze i oparli się plecami o ścianę. 

- To będzie zimna noc - odezwał się zmartwiony. 

-  Cieszę  się,  Ŝe  zdąŜyłam  się  rozgrzać  u  ciebie.  Pomyślałam,  Ŝe  to  pierwszy  raz  od 

dawna, kiedy wreszcie było mi naprawdę ciepło. 

- Biedactwo. Teraz znowu pewnie przemarzniesz, taka jesteś chuda. Chodź, usiądź tu 

blisko  przy  mnie,  to  cię  obejmę  ramieniem.  We  dwoje  będzie  łatwiej  utrzymać  ciepło, 

moŜemy czerpać je od siebie nawzajem. 

Pozwoliła  mu  na  to,  czując  jednocześnie,  Ŝe  robi  coś  złego.  Co  by  Johan  na  to 

powiedział? 

Na pewno przede wszystkim pomyślałby o twoim Ŝyciu, odpowiedziała samej sobie. 

- MoŜemy opowiadać sobie ciekawe historie, to czas szybciej upłynie. 

background image

- W takim razie ty musisz coś opowiedzieć, bo w tej chwili nie przychodzi mi nic do 

głowy.  A  nie,  przypominam  sobie  dwa  dowcipy,  które  znalazłam  ostatnio  w  „Sygnale”.  - 

Opowiedziała kawały, które niedawno Evert czytał na głos Pederowi. 

Roześmiał się. 

- Kupujecie „Sygnał”? 

-  Nie,  nie  stać  nas  na  to.  Dostaliśmy  stary  numer  od  pani  Evertsen  z  parteru.  Peder  i 

Kristian wycinali zdjęcia, a ja nie miałam serca im odmówić. 

- Dlaczego miałabyś im zabraniać? 

- Papier jest mi potrzebny do rozpalania w piecu. Kapitan nie odpowiedział. 

- Peder ma kłopoty z czytaniem, ale Evert czytał mu na głos. 

- Kto to jest Evert? 

- Jego kolega. Nie ma  rodziców i został umieszczony u starego zrzędy,  Hermansena. 

ś

ona  tego  ponuraka  nie  Ŝyje,  a  on  przepija  wszystkie  pieniądze  z  gminy,  które  dostaje  na 

Everta. Nie przepadałam za Evertem, bo rozpuszcza plotki, ale niedawno zauwaŜyłam, Ŝe w 

gruncie rzeczy to dobry chłopak. Odprowadził mnie do domu i pomógł wejść na samą górę, 

kiedy upadłam. Zaprosiłam go wtedy do nas. 

- Mówisz, Ŝe czytał na głos Pederowi? To znaczy, Ŝe dobrze się uczy? 

-  Tak,  dobrze  sobie  radził,  ale  teraz  nie  wolno  mu  chodzić  do  szkoły,  poniewaŜ 

Hermansen twierdzi, Ŝe chłopak musi pracować. Został gońcem u Magdy na rogu. 

- W dzisiejszych czasach wszystkie dzieci muszą chodzić do szkoły! 

-  Łatwo  powiedzieć,  ale  Hermansen  Evertowi  zabrania.  W  szkole  nawet  nie 

zareagowano, bo nikogo nie obchodzi taka biedota. 

- Przypomnij mi o tym, Elise| Nie pozwolę temu człowiekowi zmarnować chłopaka! 

Chłód powoli wŜerał się pod ubranie. Elise drŜała. Przygarnął ją bliŜej. 

- Ty drŜysz. 

- Nic na to nie poradzę. Zawsze szybko marznę. 

- To dlatego, Ŝe masz za mało ciała. 

Puścił ją na moment, nie wiedziała, co zamierza zrobić. 

- Proszę - rzekł po chwili. - MoŜemy razem przykryć się płaszczem. 

Otulił  jej  ramiona  ciepłym  płaszczem.  Nie  protestowała.  Było  jej  tak  zimno,  Ŝe 

szczękała zębami. 

- Powiedziałeś, Ŝe opowiesz mi jakąś historię. 

- Nie znam Ŝadnych dowcipów, ale mogę ci opowiedzieć o tym, co się dzieje w kraju i 

na świecie. O większości wydarzeń pewnie juŜ wcześniej słyszałaś. 

background image

- Na pewno nie. - Zmarzła tak bardzo, Ŝe prawie nie mogła mówić. 

- A o Olem Skredderze z Sagene? 

- Nie. 

-  Ludzie  z  wyŜszych  sfer  nie  mogą  zawierać  małŜeństw  z  osobami  poniŜej  swego 

stanu,  poniewaŜ  wtedy  grozi  im  wydziedziczenie.  Córka  pewnego  kapitana  zakochała  się  w 

Cyganie, którego nazywano Ole Skredder, i wyjechała razem z nim. Jej rodzice wpadli w taką 

wściekłość, Ŝe nie chcieli mieć z nią więcej nic wspólnego. Jednak Ŝeby nie być całkiem bez 

serca,  pozwolili  jej  zabrać  pianino.  Ole  Skredder  postawił  niewielki  dom  w  Sagene  i  oboje 

mieli duŜo dzieci. Byli strasznie biedni i Ŝyli w nędzy, ale z pianinem nie potrafili się rozstać. 

Gdy  tylko  dzieci  wystarczająco  podrosły,  zaczęły  chodzić  do  miasta  na  Ŝebry.  Całą  drogę  z 

Sagene  starsze  niosły  młodsze  na  barana.  Po  latach  zaginął  słuch  o  Olem  Skredderze  i  jego 

dzieciach,  ale  z  zapuszczonych  okien  jego  chaty  nadal  płyną  dźwięki  gry  na  pianinie.  Ze 

wszystkich  stron  zjeŜdŜają  się  ludzie,  podchodzą  cicho  jak  najbliŜej,  przystają  i  słuchają. 

Opowiadają, Ŝe równie pięknych tonów nie słyszeli nigdy w Ŝyciu. 

- Czy to prawda? 

-  Pewnie,  przecieŜ  nie  zmyślam.  Wiele  razy  myślałem  o  córce  kapitana  i  jej  Ŝyciu. 

Pomyśl, ile musiała dla niej znaczyć muzyka. 

- Opowiedz coś jeszcze! Przytulił ją mocniej. 

- Tak strasznie się trzęsiesz, co mogę zrobić, Ŝeby ci pomóc? 

- Opowiedz mi coś, Ŝebym zapomniała, Ŝe jest tak zimno. 

- Czy zeszłaś na dół na przystań, kiedy Fridtjof Nansen i Hjalmar Johansen wrócili ze 

swej niebezpiecznej ekspedycji na biegun? 

Roześmiała się. 

- Miałam wtedy dziesięć lat! 

- Prawda, zapomniałem. Ja miałem dziewiętnaście i wybrałem się z moimi rodzicami. 

Stanęliśmy  na  nabrzeŜu  w  Piperviken  i  ujrzeliśmy  armadę  statków  towarzyszących 

„Framowi”. Ludzie jak w ekstazie wiwatowali na cześć bohaterów, którzy rozsławili miasto i 

cały  kraj.  Pamiętam  pochód  dzieci,  moi  rodzice  zostali  zaproszeni  na  uroczysty  obiad  i 

przedstawienie  w  Christiania  Theater.  Sam  wziąłem  udział  w  marszu  studenckim  z 

pochodniami  i  w  pochodzie  do  twierdzy,  a  takŜe  słuchałem  mowy  Bjørnstjerne  Bjømsona. 

Byliśmy  jakby  upojeni,  rozpierała  nas  duma.  Wtedy  naprawdę  zademonstrowaliśmy  nasz 

patriotyzm. 

Elise nie odzywała się. Emanuel mógł studiować. Zdał maturę. Jego rodzice zaliczali 

się do tych mieszkańców miasta, których zapraszano na uroczyste obiady. NaleŜał do innego 

background image

ś

wiata. Nigdy nie zazdrościła zamoŜnym właśnie dlatego, Ŝe Ŝyli zupełnie innym Ŝyciem niŜ 

ona i nie dało się tego nawet porównać. Nigdy teŜ nie znała wcześniej nikogo z nich, nigdy 

nie rozmawiała z nimi twarzą w twarz tak jak teraz. Rozmowa z kapitanem przybliŜała ją do 

tej drugiej strony, ale Elise nie była pewna, czy jej się to podoba. Jakimś dziwnym sposobem 

zuboŜała ją. 

- Zamilkłaś tak nagle, czy powiedziałem coś złego? 

- Nie, pomyślałam tylko, Ŝe ty i ja naleŜymy do dwóch róŜnych światów. 

- Czy to ci przeszkadza? 

-  Jeśli  pytasz,  czy  ci  zazdroszczę,  to  nie.  Zwróciłam  tylko  uwagę  na  róŜnicę.  Tak 

musiała się czuć córka kapitana, kiedy rodzice odwrócili się od niej, bo pokochała Cygana. 

-  W  ich  przypadku  było  trochę  inaczej.  Oni  mieli  się  pobrać.  W  jednej  chwili  Elise 

uświadomiła  sobie,  co  powiedziała  i  jak  łatwo  mogła  być  opatrznie  zrozumiana.  Zrobiło  jej 

się gorąco ze wstydu. 

-  Tak,  wiem,  ale...  ale  chciałam  powiedzieć...  Roześmiał  się  i  mocniej  ścisnął  jej 

ramię. 

- Tylko Ŝartowałem. Coś musimy wymyślić, Ŝeby ta noc zbytnio się nam nie dłuŜyła. 

Nie  jestem  bogaczem,  a  ty  nie  jesteś  Cyganką,  Elise,  i  nie  zamierzamy  się  pobrać.  Po 

pierwsze  juŜ  jesteś  zaręczona  z  kimś  innym,  a  po  drugie  jestem  oficerem  korpusu  i 

poświęciłem swoje Ŝycie powołaniu. 

- Czy nigdy nie wątpiłeś? 

-  Nie.  Nigdy  przedtem...  -  Zamilkł  nagle.  -  Nigdy  nie  zakochiwałem  się  łatwo.  Nie 

dopuszczam  do  siebie  uczuć,  tak  samo,  jak  nie  pozwalam  sobie  na  rozmyślanie  o  tym,  co 

mógłbym mieć: Ŝonę i dzieci, kogoś, z kim mógłbym dzielić stół i łóŜko, zwierzać się, dzielić 

radości i smutki. Kiedy człowiek się na coś decyduje, musi przy tym trwać, a nie zastanawiać 

się, Ŝe mogłoby być inaczej. 

- Ale to przecieŜ naturalne. To znaczy myślę, Ŝe jesteśmy stworzeni, by Ŝyć razem, jak 

mąŜ i Ŝona, i mieć dzieci. 

-  To  prawda,  ale  ludzi,  którzy  wybierają  rodzinę,  jest  całkiem  sporo,  natomiast  za 

mało tych, którzy decydują się Ŝyć dla innych. 

Elise nie wiedziała, co powiedzieć, i dłuŜszy czas siedzieli w milczeniu. 

-  Opowiedz  mi  trochę  o  sobie  -  poprosił  po  chwili.  -  Jakie  miałaś  dzieciństwo?  Czy 

było ci tak cięŜko jak teraz? 

Potrząsnęła głową. 

background image

-  Nie,  wiodło  nam  się  całkiem  dobrze,  poza  tym,  Ŝe  mama  tęskniła  do  domu  w 

Ulefoss.  Nigdy  nie  zdołała  się  przyzwyczaić  do  tych  szarych  murowanych  kamienic  z 

podwórkami pełnymi kubłów na śmieci, wychodków, bałaganu i róŜnych gratów. Tęskniła za 

ś

wieŜym powietrzem, drzewami i zieloną trawą pod stopami. 

- Rozumiem. A twój ojciec? 

- Tato miał w Ŝyłach cygańską krew. - Roześmiała się krótko. - A więc kiedy mówiłeś, 

Ŝ

e nie jestem Cyganką, nie do końca miałeś rację. 

Emanuel równieŜ się roześmiał. 

- Nie wyglądasz jak Cyganka ani się tak nie zachowujesz. Poczuła lekkie ukłucie Ŝalu. 

Ojciec był porządnym człowiekiem, zanim nie zniszczyła go wódka. 

-  Ojciec  był  marynarzem.  Był  przystojny  i  towarzyski,  jak  opowiadała  mama,  chyba 

najwspanialszy  z  męŜczyzn  w  Sagene.  Miał  dobry  słuch,  świetnie  grał  i  śpiewał.  Mama 

bardzo się w nim zakochała i mówiła, Ŝe przez pierwsze lata było im bardzo dobrze. Ale nie 

chciała, Ŝeby pływał, i namówiła go, Ŝeby znalazł pracę w tkalni płótna Ŝaglowego, kiedy się 

pobiorą. Myślę, Ŝe to stało się jego nieszczęściem. 

- Dlaczego? 

-  Nie  znosił  jednostajnego  Ŝycia,  tkwienia  w  fabryce  codziennie  po  dwanaście  - 

czternaście  godzin.  Gdyby  mógł  dalej  pływać,  pewnie  awansowałby,  moŜe  zostałby  cieślą  i 

więcej zarabiał. Być moŜe nie zacząłby pić. 

- MoŜe nie, ale wśród marynarzy teŜ jest duŜo pijaków. Czy twoja mama pracowała w 

fabryce? 

-  Tak,  aŜ  do  chwili,  kiedy  czuła  się  tak  źle,  Ŝe  juŜ  nie  dawała.  rady.  Wtedy  Hilda 

zaczęła  pracować  jako  pomocnica  do  podawania  nawojów.  Ojciec  stracił  pracę  z  powodu 

picia,  a  potem  przepijał  wszystko,  co  udało  się  mamie  zaoszczędzić  albo  co  ukradł  lub 

wyŜebrał ode mnie i Hildy. Dopiero w ostatnich tygodniach nasze pensje są bezpieczne. 

-  A  więc  powinno  wam  być  teraz  trochę  lŜej.  To  znaczy...  Przepraszam,  Elise,  nie 

chciałem cię zranić, wiem, Ŝe martwisz się z powodu jego śmierci, ale... 

- Nie musisz przepraszać, wiem, co miałeś na myśli. JeŜeli Hilda nie straci pracy... 

Urwała nagle i zagryzła wargę. 

- Dlaczego miałaby stracić pracę? 

-  Nigdy  nic  nie  wiadomo.  Chciałam  powiedzieć,  Ŝe  w  jej  stanie  róŜnie  się  moŜe 

zdarzyć. Większość dziewcząt musi odejść, gdy tylko nadzorca zauwaŜy, Ŝe spodziewają się 

dziecka. 

background image

-  Nie  martw  się  na  zapas.  Słyszałem  o  wielu  niezamęŜnych  matkach  pracujących  w 

fabrykach odzieŜowych. JeŜeli poza tym będzie się zachowywać, jak naleŜy, to nie sądzę, by 

nadzorca  jej  wymówił.  -  Zamilkł,  po  czym  spytał  cicho:  -  Myślisz,  Ŝe  trudno  jest  ze  mną  o 

tym mówić? 

Elise  nie  miała  pojęcia,  co  odpowiedzieć.  Tak  bardzo  chciałaby  móc  podzielić  się  z 

kimś  swoim  zmartwieniem,  lecz  jednocześnie  czuła,  Ŝe  gdyby  powiedziała  coś  więcej, 

zdradziłaby siostrę. 

-  Potraktuj  mnie  jak  duchownego  albo  lekarza,  którego  obowiązuje  tajemnica.  Jeśli 

ludzie  opowiadają  mi  o  swoich  trudnościach,  nie  powtarzam  tego  nikomu,  skoro  sobie  nie 

Ŝ

yczą. 

Elise nadal się nie odzywała. 

W ciemności rozległo się głębokie westchnienie. 

- Szesnaście lat... - w jego głosie brzmiał smutek. - Czy twoja mama wie? 

- Tak, domyśliła się z czasem. Hilda jest w piątym miesiącu. 

- A chłopak? Co on na to? Czy zamierza przyznać się do ojcostwa? 

- To nie chłopak, tylko podstarzały wdowiec. 

Emanuel nie odpowiedział. Elise poznała, Ŝe był wstrząśnięty. 

- Zgwałcił ją? - spytał z zaciętością w głosie. 

- Nie. 

- Nie? - odwrócił się do niej w ciemności. - Zrobiła to dobrowolnie? - najwyraźniej nie 

dowierzał. 

Elise zawstydziła się. Ojciec pijak, siostra latawica. Zaraz zacznie się zastanawiać, czy 

i z nią moŜe jest coś nie w porządku. 

- Tak. Mówi, Ŝe go kocha. Odetchnął z ulgą. 

- W takim razie to Ŝaden problem. 

- Ten męŜczyzna nie chce się z nią oŜenić. 

- Nie chce? Co z niego za gad? 

- Obiecał, Ŝe jej pomoŜe. 

- I ona w to wierzy? Droga Elise, nie jest chyba taka głupia? 

-  Nie  wiem,  co  o  tym  myśleć.  Hilda  nadal  z  nim  się  spotyka,  wraca  do  domu  z 

prezentami i aŜ promienieje szczęściem. MoŜna by pomyśleć, Ŝe i on naprawdę ją kocha. 

- Dlaczego więc nie chce się z nią oŜenić? 

- PoniewaŜ ona jest jak ten Cygan, a on jak kapitańska córka, o których opowiadałeś. 

Nie wszyscy mają odwagę odwrócić się od rodziny. 

background image

- Podstarzały wdowiec? A z kim on miałby się liczyć? 

-  Nie  wiem,  ale  mą  pewnie  rodzeństwo,  przyjaciół,  krewnych.  ..  MoŜe  obawia  się 

kolegów... MoŜe odbiłoby się to na jego pozycji w pracy. 

- Czy ma wysokie stanowisko? - spytał zdziwiony. 

- Tak. 

- Jest kimś znanym? 

- Dla całkiem wielu osób. 

-  Zatem  naturalnie  moŜesz  mieć  rację,  Ŝe  to  dla  niego  zbyt  duŜe  obciąŜenie.  Miejmy 

tylko nadzieję, Ŝe twoja siostra ma uzasadnione powody, Ŝeby mu ufać, i Ŝe będzie płacił na 

nią i na dziecko. 

Znowu na długo zapadła cisza, oboje zatopili się we własnych myślach. 

- Ale coś cię niepokoi? - odezwał się wreszcie. 

-  Tak,  boję  się.  Mam  okropne  przeczucie,  Ŝe  coś  się  nie  zgadza,  tylko  nie  rozumiem 

co.  JeŜeli  byłaby  to  dla  niego  tylko  przygoda,  juŜ  dawno  by  się  odwrócił,  ale  on  nadal  się 

Hildą zajmuje. 

- Czy ten człowiek ma dzieci z poprzedniego małŜeństwa? 

- Nie. 

- W takim razie moŜna by pomyśleć, Ŝe po prostu pragnie potomka, mimo Ŝe nie chce 

się związać z jego matką. 

- Ale jaką on moŜe mieć radość z tego dziecka? 

-  MęŜczyźni  często  nie  zajmują  się  dziećmi,  dopóki  są  małe.  MoŜe  zamierza  wziąć 

twoją siostrę i dziecko do siebie, gdy minie parę lat? 

Elise  nie  odezwała  się.  Myśl  brzmiała  obiecująco,  ale  jakoś  trudno  jej  było  w  to 

uwierzyć. 

- MoŜe to on zapłacił za sanatorium twojej matki? - zawołał oficer wesoło, jak gdyby 

wpadł na świetny pomysł. 

-  Sama  się  nad  tym  zastanawiałam,  jednak  nigdy  nie  słyszałam,  by  męŜczyzna  jego 

pokroju wydawał tyle pieniędzy na ubogą dziewczynę, której zrobił dziecko. 

- Ja teŜ nie. MoŜe masz jakichś krewnych, którzy mogliby opłacić mamie leczenie? 

-  Mama  ma  rodzinę  w  Ulefoss,  ale  to  robotnicy,  jak  my.  Nikt  z  nich  nie  ma  więcej 

pieniędzy, niŜ sam potrzebuje. Ledwie im starcza. 

- A twój ojciec? 

-  Jego  rodzice  dawno  nie  Ŝyją.  Brat  ojca  wyemigrował  do  Ameryki,  ale  od  tamtego 

czasu słuch o nim zaginął, wszyscy uwaŜają, Ŝe pewnie nie Ŝyje. 

background image

-  Nawet  gdyby  Ŝył,  nie  wiedziałby  w  kaŜdym  razie  o  chorobie  twojej  mamy,  a  tym 

bardziej o sanatorium w Grefsen. 

- Nie, nie rozumiem, kto za nią zapłacił. 

- W sanatorium powinni wiedzieć. 

-  Matka  pytała  pielęgniarki,  ale  one  tylko  się  uśmiechały  i  mówiły,  Ŝe  powinna  się 

cieszyć, Ŝe otrzymała pomoc. 

- A więc to jakiś anonimowy dobroczyńca. MoŜe jednak się nie mylę, Elise, Ŝe masz 

jakiegoś cichego wielbiciela. 

-  Tak  bogatego,  Ŝe  byłby  w  stanie  pokryć  koszty  pobytu  w  prywatnym  sanatorium? 

Nigdy nie spotkałam nikogo takiego poza dyrektorem i majstrem. 

Zachichotał.. 

- A dyrektor? Czy on mógłby być twoim wielbicielem? 

- Nie, oszalałeś?! Dyrektor Andreas Frostad jest ojcem rozpieszczonej panny Frostad, 

która przychodzi kołyszącym się krokiem do fabryki i stroi miny do nadzorcy i kancelistów. 

Jeśli  myślisz,  Ŝe  ten  gruby,  wiecznie  niezadowolony  pan  Frostad,  który  codziennie  przed 

południem  wpada  zdenerwowany  do  przędzalni  i  mlaska  wąskimi  ustami,  mógłby  się 

zakochać w ubogiej robotnicy, to musisz zmienić zdanie! Nie interesuje go nic więcej niŜ jego 

samochód i zarabianie jak najwięcej pieniędzy. 

- Hm. To zagadka. Gdybym był tobą, poszedłbym do sanatorium i poprosił o rozmowę 

z  dyrektorem.  Będzie  musiał  ci  odpowiedzieć,  Ŝebyście  nie  musieli  się  martwić  zwrotem 

kosztów. 

Milczała, juŜ się denerwowała. 

-  Nie  myśl  teraz  o  tym,  Elise.  Spróbuj  się  trochę  przespać.  Jutro  rano  musisz  iść  do 

pracy. 

- Nie zasnę, kiedy mi tak zimno. 

- Usiądź między moimi nogami i oprzyj się o mnie, a ja cię pomasuję. 

Elise uczyniła, jak poradził, poniewaŜ się bała, Ŝe inaczej zamarznie na śmierć. Oparła 

głowę  na  ciepłej  kamizelce  i  wtuliła  się  mocno  w  jego  ciało,  czuła,  Ŝe  jego  ciepło  jest  jej 

jedyną szansą na przeŜycie. 

Otulił  płaszczem  Elise  i  siebie,  dobrze  naciągnął,  objął  ją  ramionami.  Niczym  w 

gorączce zaświtało jej, Ŝe jest jej wybawcą, jedyną ostoją. 

Musiała wreszcie zapaść w sen, poniewaŜ obudziła się, niejasno zdając sobie sprawę, 

gdzie  jest,  i  zaraz  znowu  zasnęła.  Następnym  razem,  kiedy  otworzyła  oczy,  zauwaŜyła,  Ŝe 

background image

oboje ześliznęli się niŜej na podłogę, prawdopodobnie i on się zdrzemnął. Nie miała odwagi 

się do niego odezwać, najlepszym wyjściem dla nich obojga byłoby przespać tę okropną noc. 

- Nie śpisz? - głos Emanuela był jakby nieobecny i bełkotliwy. 

- Myślę, Ŝe trochę spałam. 

- To dobrze. Spij dalej. 

- Myślisz, Ŝe wrócą, Ŝeby nas wypuścić? 

-  Nie,  niestety  nie  wierzę  w  to.  Zrobili  sobie  Ŝart  i  na  pewno  bawią  się  naszym 

kosztem. 

- Gdybym była sama, mogłabym zamarznąć na śmierć. 

- Boję się nawet pomyśleć, co by mogli zrobić, gdybyś była sama. 

- Chcesz powiedzieć, Ŝe... 

- Właśnie. Ciągle się to zdarza. Młode dziewczęta nie mogą sobie potem ułoŜyć Ŝycia, 

jeŜeli napastnikowi - lub napastnikom - uda się umknąć. Tylko nieliczne mają odwagę iść na 

policję, bo i tak nikt im nie wierzy. 

Elise przeszedł dreszcz. 

- Cieszę się, Ŝe odprowadziłeś mnie do domu. 

- Gdybyś wracała sama, poszłabyś inną drogą, Ŝeby ich nie spotkać. 

- Nie jestem pewna, czy w porę bym ich zauwaŜyła. 

- To prawda, w kaŜdym razie ja się cieszę, Ŝe ci towarzyszyłem. Mimo Ŝe nie chciałaś. 

- Rozumiesz chyba, dlaczego. 

-  I  tak,  i  nie.  To  niebezpieczne  dla  młodej  dziewczyny  wracać  samotnie  po  zmroku 

przez taką okolicę jak ta. Bardziej się bałaś plotek niŜ napaści. 

- Plotki mogą wyrządzić więcej szkody, niŜ myślisz. 

-  Wiem.  Powiedziałem  to  trochę  dla  Ŝartu.  Ponownie  między  obojgiem  zapadło 

milczenie. 

- Powiedz, Ŝe choć odrobinę się cieszysz, Ŝe cię odprowadziłem. 

- Ogromnie się cieszę, Ŝe poszedłeś ze mną. Ale jutro spalę się ze wstydu, Ŝe spałam w 

twoim płaszczu. 

- Nie leŜysz w moim płaszczu, tylko między moimi nogami. 

- To uratowało mi Ŝycie. 

-  To  dobrze,  bo  zaraz  zmiaŜdŜysz  mi  Ŝebra.  W  kaŜdym  razie  chociaŜ  jedno  z  nas 

przeŜyje. 

PrzeraŜona usiłowała się unieść, lecz on przyciągnął ją na powrót. 

background image

-  Rozumiesz  chyba,  Ŝe  Ŝartowałem.  Później  będę  wspominać  tę  noc,  jako  tę,  kiedy 

panna  Elise  Løylien  leŜała  na  mnie  przez  cały  czas,  wciśnięta  między  moje  nogi  i  otulona 

ciasno  razem  ze  mną  moim  płaszczem.  Gdyby  moja  matka  nas  zobaczyła,  uniosłaby 

ostrzegawczo palec wskazujący i wygłosiła mowę o grzechu i wstydzie. Gdyby zaś zobaczył 

nas mój ojciec, powiedziałby: BoŜe, jest bardziej męŜczyzną, niŜ sądziłem! Nie mogła się nie 

roześmiać. 

-  Gdyby  zobaczyły  mnie  teraz  dziewczyny  z  fabryki,  wytrzeszczyłyby  oczy  z 

niedowierzaniem i rozpuściły plotkę, która lotem błyskawicy obiegłaby fabryczną halę. 

- Czy nikt by nie uwierzył, Ŝe Elise schroniła się w ramionach męŜczyzny? 

- Nie. 

- W ramionach kogoś innego niŜ Johan? 

- Właśnie. 

Znowu zrobiło się cicho. 

Po chwili rozległo się ostroŜne: - Czy leŜałaś z nim w ten sposób? 

Nie odpowiedziała. 

- Przepraszam. 

- Nie szkodzi. 

Długą chwilę Ŝadne z nich się nie odezwało. 

- Nie robiłam tego, co zrobiła Hilda, jeśli to miałeś na myśli. 

-  To  było  prostackie  z  mojej  strony  o  to  pytać,  ale  cieszy  mnie  twoja  odpowiedź. 

Zresztą tak podejrzewałem. 

- Nie moŜesz mnie idealizować. Roześmiał się cicho. 

- A co to szkodzi? 

- Nie jestem tak niewinna, jak sądzisz. 

- Nie musisz mówić dalej, nie chcę tego słuchać. 

-  Czy  dlatego,  Ŝe  nigdy  nie  byłeś  zakochany  i  nie  lubisz,  by  ci  przypominano,  co 

tracisz? 

- Nie, poniewaŜ jestem zazdrosny. Zapadła niema cisza. 

Elise  chciała  wstać.  Nie  mogła  leŜeć  z  nim  w  ten  sposób,  skoro  darzy  ją  takim 

uczuciem.  Jednocześnie  zrobiło  jej  się  potwornie  zimno  i  sama  myśl  o  tym,  Ŝeby  odkryć 

płaszcz i odsunąć się od ciepłego ciała Emanuela, wydawała się niemoŜliwością. 

- Rozumiesz chyba, Ŝe tylko Ŝartowałem. 

- Naprawdę? 

- A ty myślałaś, Ŝe nie? Zapiekły ją policzki. 

background image

- Nie. Mówisz tyle dziwnych rzeczy. 

Roześmiał się, Elise odwróciła się na bok, a on jeszcze szczelniej otulił ją płaszczem. 

- Zamierzałaś sobie pójść ode mnie? 

- Tak. 

- Wystraszyłaś się mnie? 

- Nie. Ty nie jesteś taki. 

- W takim razie dlaczego? 

- PoniewaŜ... Zrobiło się jakby trochę... 

- Trochę kłopotliwie albo nieprzyjemnie? 

-  Ani  jedno,  ani  drugie.  -  Przycisnęła  twarz  do  jego  piersi.  -  Czuję,  jak  bije  twoje 

serce. 

- Czy bije szybciej niŜ zwykle? 

- Nie wiem, jak szybko zwykle bije. 

- Nie tak szybko. Znowu zamilkli. 

- Spróbuj się jeszcze trochę przespać, Elise. 

- Nie uda mi się. 

- Ja teŜ nie zasnę. 

- Chcesz, Ŝebym połoŜyła się obok ciebie? 

-  Nie,  chcę,  Ŝebyś  tak  została.  Potem  będę  wspominał  tę  noc  jako  najlepszą  w  moim 

Ŝ

yciu. 

- I najbardziej bolesną. 

-  To  zaleŜy,  jak  na  to  spojrzeć.  To  będzie  nasza  mała  tajemnica.  Moja  pierwsza  i 

ostatnia  noc  z  kobietą  w  ramionach.  Twoja  pierwsza  i  ostatnia  noc  w  ramionach  innego 

męŜczyzny niŜ narzeczony. 

Elise nie odpowiedziała. Johan wydał się nagle taki odległy. 

-  Z  czasem  na  pewno  zmienisz  zdanie  -  rzekła.  -  Któregoś  dnia  spotkasz  młodą 

dziewczynę,  w  której  się  zakochasz  bez  pamięci,  i  jeśli  ona  jeszcze  nie  jest  jednym  z 

Ŝ

ołnierzy, to ją nakłonisz do wstąpienia do Armii i się pobierzecie. 

- Jeszcze nie spotkałem takiej salwacjonistki, z którą bym chciał się oŜenić. 

- Mówię o takiej, którą dopiero namówiłbyś do wstąpienia do Armii. 

- Nie ma takich kobiet. śadna nie wstępuje do Armii z powodu męŜczyzny. Robią to z 

przekonania. 

-  Wątpię.  Gdybym  ja  się  w  którymś  zakochała,  chodziłabym  na  wszystkie  wasze 

spotkania i starała stać się taka jak on. 

background image

- Jaka szkoda, Ŝe jesteś zaręczona, inaczej mogłabyś chodzić ze mną. 

- Nie wiadomo, czybym się w tobie zakochała. 

- Przykro mi to słyszeć. 

- Znowu Ŝartujesz. 

- A ty nie? 

Nie odpowiedziała. Usłyszała, Ŝe serce mu szybciej zabiło. 

- Dlaczego nic nie mówisz? 

- Bo słucham twojego serca. 

- I czujesz, Ŝe szybciej bije. Myślę, Ŝe powinniśmy porozmawiać o czymś innym. To 

takie  przykre  usłyszeć,  Ŝe  nie  wyobraŜasz  sobie,  Ŝe  kiedykolwiek  mogłabyś  się  we  mnie 

zakochać. 

Nie mogła się nie roześmiać. 

- Czy zawsze jesteś taki dowcipny, kiedy nie jesteś na słuŜbie? 

- Nie staram się być dowcipny. Właściwie jestem powaŜny. 

- Poznaję po twoim głosie, Ŝe nie jesteś powaŜny. 

- Czy to jedyne, co poznajesz po moim głosie? 

- Nie. 

- A co jeszcze? - Nie powiem. 

- Powiedz! Bo wycisnę z ciebie całe powietrze! Przycisnął ją tak mocno do siebie, Ŝe 

jęknęła. 

- Słyszę w nim męŜczyznę - wyznała cicho. - Tego, którego skrywasz pod mundurem i 

dobrymi uczynkami. 

Zapanowała cisza. 

- Nie wiedziałem, Ŝe tam jest - szepnął. - AŜ do dziś. 

- Dręczy cię to? 

- Trochę. 

- To moja wina. Mogę połoŜyć się obok ciebie. 

- Wtedy zamarzniesz na śmierć. 

Nie  od  razu  odpowiedziała.  Długo  leŜeli  w  milczeniu.  Czuła  napięcie  między  nimi, 

było  jej  przykro  z  jego  powodu,  ale  nie  potrafiła  się  przesunąć.  W  następnym  okamgnieniu 

przyszło  jej  do  głowy,  Ŝe  moŜe  mimo  wszystko  nie  jest  to  dla  niego  takie  nieszczęście. 

ChociaŜ jest członkiem Armii, byłoby lepiej dla niego, gdyby się oŜenił. 

-  Nie  wiadomo,  czy  to  twoja  ostatnia  noc  z  kobietą  w  ramionach  -  zebrała  się  na 

odwagę. 

background image

- Tak. - Jego głos był zdławiony. - TeŜ tak myślę. 

- Nie musisz mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. 

- Porozmawiajmy o czymś innym, Elise. 

- Opowiedz mi o wszystkim, o czym wiesz. 

- Nic mi nie przychodzi do głowy. 

- Opowiedz mi o Ŝyciu w dole miasta, o tych ludziach, którzy spacerują latem po Karl 

Johan, o damach, które chodzą z parasolkami i w wielkich jasnych kapeluszach z woalkami i 

kwiatami. 

- Ci ludzie mnie nie interesują. 

- To opowiedz mi o innych. 

-  Słyszałaś  o  bohemie  z  Grand  Cafe?  O  stoliku  artystów,  przy  którym  spotykają  się 

Christian  Krohg  z  grupą  artystów  malarzy  i  pisarzy  i  popijając  whisky  z  wodą  sodową, 

dyskutują o „wolnej miłości”? 

- Nie. Co to jest „wolna miłość”? 

- Wyzwolenie się z wszelkich więzów i zasad, równieŜ zerwanie z rodziną. Przywódca 

cyganerii  nazywa  się  Hans  Jasger.  Christian  Krohg  natomiast  stanął  po  stronie  dziewcząt 

wykorzystanych  przez  męŜczyzn  i  napisał  ksiąŜkę  pod  tytułem  Albertine.  Opowiada  ona  o 

ubogiej  dziewczynie,  która  kończy  jako  prostytutka.  Jednak  za  najgorsze  uznał  to,  Ŝe 

człowiek,  który  uwiódł  i  doprowadził  bohaterkę  do  nieszczęścia,  był  policjantem.  Mimo  Ŝe 

ksiąŜka przedstawiała prawdę, wzbudziła ogromne oburzenie, a nakład skonfiskowano. Krohg 

został skazany na grzywnę. 

- Mimo Ŝe napisał prawdę? 

- Tak.. 

- Dlaczego naleŜący do cyganerii domagali się tego, co nazwałeś „wolną miłością”? 

- śeby mogli Ŝyć tak, jak mieli ochotę, bez celu i sensu. 

- To znaczy? 

- śeby mogli dzielić łoŜe z kobietą, nie mając z nią ślubu. 

Elise  nic  nie  powiedziała.  Pomyślała  o  Hildzie  i  wszystkich  innych  dziewczętach  z 

fabryki, które znała i które dopuściły się tego samego. Ten Krohg zapłacił grzywnę za pisanie 

o tym. Czy Hilda równieŜ mogłaby zostać ukarana? 

Emanuel najwyraźniej źle zrozumiał jej milczenie. 

-  Niektórzy  męŜczyźni  tacy  są.  Zmieniają  kobiety,  jak  im  się  podoba,  i  robią,  na  co 

mają ochotę. 

- Ty byś tak nie mógł. 

background image

- Nie potrafię sobie wyobrazić, bym mógł to robić z inną niŜ ta, którą kocham. 

- A takiej jeszcze nie spotkałeś. Nie odpowiedział. 

- Spotkałeś? Mówiłeś przed chwilą, Ŝe nie zakochujesz się łatwo i nie dopuszczasz do 

siebie uczuć. 

- Porozmawiajmy o czymś innym, Elise. 

Zamilkła. MoŜe jednak jakąś miał, tylko nie chciał o niej mówić? 

-  Nie  musisz  się  jej  przyznawać,  Ŝe  leŜałam  dziś  w  nocy  przy  tobie,  otulona  twoim 

płaszczem - zaczęła ostroŜnie. 

Roześmiał się cicho. 

-  Jesteś  słodka,  Elise  -  wyznał  i  mocniej  ją  do  siebie  przytulił.  Poczuła,  Ŝe  jest  jej 

niewygodnie, i odwróciła się na brzuch. 

- Co robisz? - spytał niemal przeraŜony. 

- Jest mi niewygodnie. Czy ci to przeszkadza? 

-  Nie,  wcale.  Cieszę  się  tylko,  Ŝe  nikt  nas  nie  widzi.  To  mogłoby  zostać  źle 

zrozumiane. 

Zapiekły ją policzki. Zawstydzona starała się podnieść, ale znowu ją powstrzymał. 

-  W  sytuacji  zagroŜenia  wszystko  jest  dozwolone,  nawet  leŜeć  na  męŜczyźnie. 

Jesteśmy przecieŜ ubrani. 

- Teraz ty mówisz o tym, czego nie powinniśmy robić. 

-  Tak,  nie  wiem,  skąd  to  się  bierze,  ale  moje  myśli  ciągle  podąŜają  w  niewłaściwą 

stronę. 

- Opowiedz mi o artystach z Grand Café. 

- Nic nie pamiętam. W głowie mam pustkę. 

- W takim razie opowiedz o mamie i tacie! 

- Ich teŜ nie pamiętam. Nie mogła się nie roześmiać. 

- Zapomniałeś własnych rodziców? 

- Na pewno sobie przypomnę, kiedy wstaniesz. 

- Czy to ja zaburzam ci pamięć? 

- Nie tylko pamięć. 

- Znowu Ŝartujesz. 

- Jestem zmuszony. śeby wytrzymać. 

- Zimno ci? 

- Wcale nie. Jestem rozpalony do czerwoności. Roześmiała się. 

- Postaraj się być choć trochę powaŜny. Nigdy nie wiem, kiedy Ŝartujesz. 

background image

-  Myślę,  Ŝe  powinniśmy  przestać  rozmawiać.  Ta  rozmowa  z  tego  czy  innego 

tajemniczego powodu krąŜy ciągle wokół tego, do czego nie powinna się zbliŜać. 

- Spróbujmy się trochę przespać, udało nam się tylko zdrzemnąć na moment. 

- Tak, jutro czeka cię w przędzalni cięŜki dzień. 

- Nie mam siły nawet o tym myśleć. 

- O czym w takim razie chciałabyś myśleć? O mnie? Zachichotała. 

-  Tak,  o  tobie,  który  zostałeś  zmuszony  spędzić  noc  z  młodą  dziewczyną,  chociaŜ 

obiecałeś sobie, Ŝe nigdy tego nie zrobisz. 

- Nie zrobiliśmy nic złego, staramy się tylko przeŜyć. 

- Jutro będziemy się z tego śmiać. Albo wstydzić. 

- Będziesz się wstydziła? - wydawał się jakby zraniony. 

- Nie wiem. W kaŜdym razie nie odwaŜę się powiedzieć o tym Johanowi. 

- Nie, wtedy na pewno miałbym go na karku, nawet gdyby zrozumiał, Ŝe sytuacja była 

przymusowa.  Musisz  mu  przynajmniej  wytłumaczyć,  Ŝe  wiele  byś  dała,  Ŝeby  ta  noc  się  nie 

zdarzyła. 

- A ty byś chciał? 

- Dać wiele, Ŝeby ta noc się nie zdarzyła? O to chciałaś spytać? 

- Tak. 

- Nie. Zapadła cisza. 

- A ty? 

Elise nie odpowiedziała. 

- Nie musisz nic mówić. Przyjmę twoje milczenie jako odpowiedź odmowną. A jeŜeli 

jest inaczej, wolałbym, Ŝebyś zatrzymała to dla siebie. 

-  Lubię cię -  wyznała tak cicho, Ŝe ledwie ją było słychać. - UwaŜam, Ŝe Ŝaden inny 

męŜczyzna nie zachowałby się w podobnej sytuacji tak grzecznie i z taką wraŜliwością jak ty. 

- Jak miło tego słuchać. Mów dalej. 

- Twoje serce mocniej zabiło. 

- W takim razie musimy zmienić temat. 

- Dlaczego? 

- Za mądra jesteś na stawianie takich pytań. 

- No to porozmawiajmy o czymś innym. Całowałeś się juŜ kiedyś? 

- Tak. 

Ku swemu zdumieniu poczuła w sercu lekkie ukłucie. 

background image

-  Po  pierwsze  pocałowałem  ciebie.  Po  drugie  całowałem  się  z  córką  sąsiadów. 

Mieliśmy po piętnaście lat, kiedy odkryliśmy siebie nawzajem. Prawie dwa lata grała między 

nami słodka muzyka. 

- Dlaczego nic z tego nie wyszło? 

- Spotkała innego, a ja wstąpiłem do Armii. 

- Z powodu miłosnego rozczarowania? 

- RównieŜ. Ale nie tylko dlatego. 

- A więc jednak byłeś zakochany. 

- Tak, moŜliwe, Ŝe się pomyliłem. - W jego głosie znowu kryła się pewna wesołość. - 

Muszę moŜe spróbować lepiej poznać samego siebie. 

Roześmiała się cicho. 

- Mówisz tyle zabawnych rzeczy. - Elise poczuła ogarniające ją zmęczenie. Udało jej 

się  trochę  rozgrzać,  czerpiąc  ciepło  od  Emanuela,  juŜ  się  nie  trzęsła.  -  Myślę,  Ŝe  uda  mi  się 

jednak trochę przespać - wymamrotała na jego piersi. 

- Śpij, Elise. Potrzebujesz snu. 

Usłyszała  jego  głos,  dobiegający  jakby  z  daleka,  a  sama  odpłynęła  w  miękką  i 

przyjemną nicość. 

Obudziła  się  od  szarpnięcia.  Zamrugała,  poraziło  ją  jakieś  światło.  Zanim  zdołała 

sobie przypomnieć, gdzie jest, i uświadomić, co ją obudziło, usłyszała czyjś głos. 

- W imię Jezusa! LeŜą tu i parzą się po kątach? - zawołał z niedowierzaniem. 

Wtedy ku swemu przeraŜeniu zauwaŜyła, Ŝe światło i głos dochodzą z innych drzwi, 

bocznych, które być moŜe przez całą noc nie były zamknięte na klucz! 

Czując  palenie  ze  wstydu  i  strachu,  usiłowała  wstać,  ale  powstrzymywał  ją  płaszcz  i 

ramiona Emanuela. 

W  tej  samej  chwili  i  on  się  obudził  i  otworzył  oczy,  zobaczył  ostre  światło. 

Natychmiast ją puścił i oboje podnieśli się oszołomieni. 

Elise  przestraszona  popatrzyła  w  stronę,  skąd  dochodziło  światło,  i  ujrzała  potęŜną 

postać wypełniającą otwór drzwi. Rozpoznała go. To stróŜ nocny, ten sam, który próbował z 

nią flirtować, chociaŜ wiedział, Ŝe jest zaręczona z Johanem. 

Teraz  i  on  ją  rozpoznał.  Jęknął.  Podniósł  latarkę  i  puścił  strumień  światła  na 

Emanuela, który gorączkowo zapinał płaszcz. Potem znowu poświecił na nią. 

- Elise? - w jego głosie brzmiało niedowierzanie. - Co ty, do diabła, wyprawiasz?