background image
background image

Adam Matusiak

 

Nie 
zabijaj 
nas 
tato

Kup książkę

background image

© Copyright by 

Adam Matusiak

Projekt okładki:  Michał Kozakiewicz
ISBN 

978-83-941446-0-9 

W tekście wykorzystano fragmenty utworów:
PEARL JAM:
- Garden
- Crazy Mary
- Black
- Yellow Ledbetter
ALICE IN CHAINS:
- Would
THREE FISH:
- Hummingbird

Wydawca: self-publishing

Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2015

Kup książkę

background image

4

Z

włoki huśtają się niemrawo na długiej linie. To 
wiatr nimi porusza, choć wiatruje raczej umiar-
kowanie. A w nich, cóż, w nich samych nie ma 

już ruchu. Krew w nich wystygła. Pętla sznura niknie 
pomiędzy zwisającą bezwładnie głową, a torsem męż-
czyzny.  Bo  to  jest,  a  właściwie  był  mężczyzna.  Ma  na 
sobie eleganckie szare spodnie, skórzane półbuty, białą 
koszulę i granatową marynarkę. Nie widzimy jego twa-
rzy. Jest skierowana ku ziemi, jakby kłaniał się nam po 
udanym, rzęsiście oklaskiwanym przedstawieniu. Bra-
wo! Brawo! Fryzura mężczyzny jest starannie utrzyma-
na, połyskująca żelem, sztywna. Widać na niej krople 
wody, deszczowało nie tak dawno.
To mógłby być ktoś z tak zwaną klasą, może nawet rze-
czywiście  był,  a  może  tylko  takiego  udawał;  wygląda 
na  udawacza,  fałszerza  uczuć.  Cóż,  pewnie  z  czasem 
się tego dowiemy. Po to tu w końcu jesteśmy, żeby do-
wiedzieć się jak najwięcej o nim. Prześledzić jego życie 
wstecz; od tego straszliwego momentu, kiedy to zdecy-
dował się skoczyć z gałęzi, która teraz utrzymuje jego 
sztywne ciało, aż do pewnej chwili w jego życiu, mogą-
cej być, nie możemy mieć co do tego pewności – ale być 
może się dowiemy – początkiem końca. 

Kup książkę

background image

5

Jest z nami syn mężczyzny. On nas tu ściągnął. Uznał, 
że musi poznać prawdę. Chce ją poznać od razu. Czeka-
nie nie jest jego mocną stroną.

Kładę  rękę  na  ramieniu  syna  i  przez  chwilę  stoimy 
w milczeniu, przypatrując się temu smutnemu widoko-
wi. To jest smutny widok, obaj tak uważamy. Patrzymy 
w milczeniu i jednocześnie w ogromnym napięciu. Obaj 
jesteśmy  smutni.  Z  różnych  powodów.  On,  bo  kochał 
wisielca, ja – bo to ja sam nim jestem. 
Mój  smutek  nie  jest  czymś  rzeczywistym,  trudno  go 
zdefiniować  jako  uczucie,  bowiem  w  zasadzie  w  tej 
chwili jestem wolny od uczuć. Czym więc jest ten smu-
tek? Myślą, instynktem, resztką ze stołu zakończonego 
życia. A może to wyobraźnia? 
–  Dlaczego  to  zrobiłeś,  tato?  –  Łzawi  oczami,  kocha-
ny chłopak, choć nie chce tego pokazywać. Wstydzi się. 
Jego drobne ciało przechodzi mocny dreszcz.
– To długa historia. Trudna.
– Zbyt trudna dla mnie? – Pyta złamanym głosem
– Myślałem o sobie – odpowiadam szybko.
Za szybko. Znowu pomyślałem o sobie, jak zawsze. Mu-
szę coś dodać, wiem o tym. 
– Ale... Tak, to całkiem możliwe, ona i dla ciebie będzie 
zbyt trudna.

Kup książkę

background image

6

Kiwa głową. Chyłkiem wyciera łzę. 
Ja rozumiem, dlaczego tu się znalazłem. Nie chcę tego, 
ale rozumiem. Kazano mi, coś mi rozkazało, wytłuma-
czyć własnemu synowi, z jakiego powodu to zrobiłem. 
Rozumiem, że trzeba to wytłumaczyć, on powinien wie-
dzieć. Rozumiem to patrząc z mojego punktu widzenia 
i  w  zasadzie  zgadzam  się,  co  jest  nieco  dziwne,  jeżeli 
weźmie się pod uwagę, że za życia w zasadzie z niczym 
nie chciałem się pogodzić, ani z nikim zgodzić. 
Ale ważniejszy jest on.
Z jego punktu widzenia na pewno wszystko wygląda zu-
pełnie inaczej. Boję się go zapytać, czy ma ochotę przez 
to wszystko przebrnąć akurat teraz, kiedy jest jeszcze 
młody, wielu rzeczy może nie zrozumieć, zbyt wiele pa-
mięta. 
Jego punkt widzenia.
Kiedyś niewiele zważałem na jego punkt widzenia.
Kiedyś.
Jakże źle wspominam to – kiedyś. Ze względu na niego, 
przede wszystkim. On potrzebował mnie, potrzebował 
zainteresowania jego sprawami, potrzebował się wyga-
dać. A ja nie umiałem go wysłuchać, uciekając najczę-
ściej w głąb swego szaleństwa i potrafiąc pozostać tam 
na długi czas. Jestem trochę zły na siłę każącą mi teraz 
przez  to  wszystko  przechodzić.  Po  co  teraz?  Dlaczego 
on nie może się wszystkiego dowiedzieć z listu, jaki dla 
niego zostawiłem? Tam jest wszystko, cała, najszczer-

Kup książkę

background image

7

sza prawda. To długi list, najdłuższy jaki kiedykolwiek 
napisałem, ma ponad dwadzieścia stron. Nawet do żony 
nie pisałem tak długich listów, to znaczy kiedy jeszcze 
nie była żoną, kiedy dużo słów chciało się do niej mó-
wić i pisać. List do syna pisałem ponad trzy tygodnie, 
bez pośpiechu, dobrze ważąc słowa, długo szukając od-
powiedniego rytmu i stylu, na pewno niczego nie prze-
milczałem.  To  powinno  wystarczyć,  ale  zdecydowano 
inaczej. Tylko nie wiem kto, ani dlaczego. Wyobraźnia?
Jest też list pożegnalny do żony, dużo krótszy, lakonicz-
ny, zawiera mnóstwo skrótów i uproszczeń. Nie potra-
fiłem napisać tak szczerze, jak do syna. Ale i tak lepsze 
to, niżbym miał jej powiedzieć, powiadomić o swoich 
zamiarach. 
Nie  potrafię  za  dużo  gadać,  trudno  mi  doszukać  się 
w  zbyt  długim  gadaniu  jakiejś  podniety.  Zawsze  tak 
było. To dlatego teraz czuję się bardzo niepewnie. To 
jest uczucie podobne do tego, jakie mnie ogarnęło tuż 
przed  skokiem  z  gałęzi.  Ten  sam  stan  niepewności 
i strachu. Nigdy nie spodziewałbym się, iż będę potrafił 
odebrać sobie życie, choć często o tym myślałem, bar-
dzo często. Tak często, że właściwie stała się ta myśl za-
chętą do, o ironio, dalszego życia. Ale nie na długo, jak 
się okazało. Czas nie wyleczył ran, czas tylko przynosił 
coraz to nowe rozczarowania.
Nowe  rozczarowania,  nowe  zachęty  ku  ostatecznemu 
działaniu.
Nareszcie  się  zdecydowałem,  a  właściwie  to  nie  tak, 

Kup książkę

background image

8

chodzi o to, że nie potrafiłem odmówić własnemu we-
wnętrznemu głosowi, ten głos jest ponad wszystko, to 
wyrocznia.
Może  nigdy  nie  byłem  tchórzem,  lecz  zawsze  bałem 
się śmierci, najbardziej zaś samego momentu umiera-
nia,  tej  chwili,  kiedy  człowiek  zaczyna  być  świadomy 
nadchodzącego  końca.  Zapewne  jest  tak  ze  wszystki-
mi ludźmi, musi tak być. Pod tym względem jesteśmy 
wszyscy tacy sami. 
Tak, jest mi trudno wyobrazić sobie, jakim to sposobem 
będę synowi opowiadał o swoim życiu, o wydarzeniach 
i uczuciach, których miałem już tak dosyć, że aż posta-
nowiłem przestać być pod jego ręką właśnie teraz, kie-
dy mnie najbardziej potrzebuje. Ja będę opowiadał, ja 
– milczek.
– Poczekasz na mamę? – Mój syn patrzy mi w oczy.
– Jej tu nie będzie.
– Mylisz się – mówi z przekonaniem.
– Nie mylę.
Tak naprawdę to nie mam pojęcia czy jej tu nie będzie, 
czy może już tu jest, ale nie chce się jeszcze ujawniać. 
Może  woli  słuchać  z  boku.  Nie  wiem  też,  czy  chciał-
bym jej obecności. Jej obecność często bywała dla mnie 
ciężarem,  nie  potrafiłem  go  unieść,  sił  nie  starczało. 
A  przecież  chciałem  dobrze,  próbowałem,  wmawiając 
sobie, że następnego dnia zrobię co trzeba, zmuszę się, 
żeby z nią porozmawiać, wziąć za rękę i poprowadzić na 

Kup książkę

background image

9

spacer, pocałować. Jutro to zrobię, jutro, jutro.
Nie zrobiłem, nigdy. Nie wiem dlaczego. Nic nie wiem.
A  najbardziej  nie  wiem  tego,  dlaczego  w  ogóle  dzieje 
się to, co się dzieje, cokolwiek to jest, jakkolwiek to na-
zwać. Niewiedza to okropny przeciwnik. 
Moje ciało, wciąż wiatrowane, kiwa się powoli. A ja sto-
ję tu, z synem u boku. Wiem co muszę zrobić, dostałem 
znak przyzwolenia. Rozglądam się wokół, ale nic nie wi-
dać, wszędzie zalega mgła, tylko wisielec jest wyraźny. 
– Zacznij już, tato.

– Kiedy stałem na gałęzi, starałem się nie myśleć. Przy-
szło  mi  to  łatwo,  zawsze  potrafiłem  nie  myśleć.  Wy-
starczy  wyłączyć  ciekawość  świata.  Kiedy  nic  cię  nie 
cieszy,  ciekawość  świata  nie  istnieje.  Byłem  wyprany 
z emocji, jak kamień. Poza tym wypiłem trochę, nie za 
dużo, ot, butelkę wina. Po butelce wina zawsze wszyst-
ko wydawało się prostsze, a ja zawsze uważałem, że ży-
cie powinno być prostsze. Trudność życia powodowała 
u mnie straszne stany. Nie zawsze pomagała na nie bu-
telka wina. Nieraz trzeba było iść po jeszcze jedną. 
– Chciałeś zawrócić, nie skoczyć? 
– Ani przez chwilę.
– Nawet przez wzgląd na nas, mnie i mamę?
– W takim stanie, w jakim ja się wtedy znajdowałem, 

Kup książkę

background image

10

nie możesz myśleć o nikim innym, tylko o sobie. Nic się 
liczy. Poczekaj...
Nagle coś poczułem. Zmienia się perspektywa. Już nie 
stoję  z  synem.  Teraz  wiszę  nad  ziemią.  Widzę  syna. 
Stoi nieopodal, ja stoję obok niego. Obie postacie mają 
twarze skierowane w moją stronę. Są zbyt daleko, żeby 
można było coś w tych twarzy wyczytać. Po prostu stoją 
i patrzą.
Wiem, że wiszę na gałęzi, a moją szyję ściska sznur. Nie 
czuję  bólu.  Tamten  rozdział  jest  już  zamknięty,  stało 
się, pętla zacisnęła się na mojej szyi, popękały kręgi, już 
bolało, już umarłem. Teraz jestem tu z innego powodu. 
Mam do spełnienia nieprzyjemny obowiązek. Będę wi-
dział wstecz i tłumaczył się z powziętych decyzji. Takie 
zadanie. 
Nagle wzlatuję do góry, prędko, aż mi oddechu braku-
je. Już stoję na gałęzi, znowu  żyję, a z ziemi wzlatuje 
pet i ląduje między moimi palcami, za chwilę wokół mej 
głowy rodzi się dym, by zaraz zniknąć w moich ustach. 
Teraz znowu stoję obok syna. Pokazuje w stronę stoją-
cego na gałęzi mężczyzny, który pali papierosa.
–  Zapaliłeś  sobie  przed  skokiem,  całkiem  jak  więzień 
przed wykonaniem wyroku śmierci.
Trafił sedno, nie ma co, a przecież ma dopiero trzynaście 
lat. Ale on nie zdaje sobie sprawy, że naprawdę byłem 
więźniem. Więźniem własnych lęków, swojego własne-
go nie przekonania o sensie istnienia, sensie czynienia 

Kup książkę

background image

11

czegokolwiek, więźniem, tak, ale zarazem sędzią i ka-
tem, facetem o ponurej minie, który sam wydał na sie-
bie wyrok i sam go na sobie wykonał. Zdawałem sobie 
sprawę, że zdążyłem z tym na czas, bo inaczej mógłbym 
zrobić coś strasznego, skrzywdzić kogoś jeszcze. I wte-
dy ktoś inny wydawałby i wykonywał wyrok, a tego nie 
chciałem. Czasami myślałem, że zabiję. Tak, było aż tak 
źle. Ale do tego jeszcze wrócę, nie chcę mu teraz o tym 
mówić.
– A ty, czy już próbowałeś palić? – pytam.
– Nie będę palił.
Zawsze to powtarza, odkąd tylko zaczął co nieco z tego 
świata  rozumieć.  Może  mu  się  uda,  nie  wiem.  Jedno 
jest pewne, ja mu nie pomogę.
Patrzymy w stronę gałęzi. Stoję tam i palę. Mija dużo 
czasu.  Jeszcze  trzy  papierosy  unoszą  się  z  ziemi  i  ich 
dym znika w moim wnętrzu. Mój syn kiwa głową, chy-
ba ma ochotę jakoś to skomentować, lecz nic nie mówi. 
Czeka. Ja też czekam. Zastanawiam się, jakim to spo-
sobem  wylazłem  na  tak  wysoką  gałąź,  i  to  po  butelce 
wina. Nigdy przecież nie byłem wysportowany, nawet 
nie wspinałem się na drzewa w dzieciństwie. Jakoś nie 
było okazji. Wolałem robić inne rzeczy, być z dala od 
ludzi. A przecież nie byłem taki od zawsze. Dopiero od 
tamtego dnia. Dobrze pamiętam. I chociaż nigdy niko-
mu o tym nie mówiłem, to teraz chyba nie będę miał in-
nego wyjścia. Cholera jasna, trafiła mi się przyjemność. 
Nie  dosyć  parszywego  życia,  to  jeszcze  jakieś  głupoty 

Kup książkę

background image

12

teraz. Po jaką cholerę pisałem list, tam wszystko jest. 
Robi  się  coraz  ciemniej,  co  oznacza,  że  zrobiłem  to 
o poranku. W zasadzie nie ma się co dziwić, przez ostat-
nie lata życia wolałem poranki od wieczorów, całkiem 
odwrotnie niż za młodu. Zresztą wiele różnic mógłbym 
wskazać  pomiędzy  moimi  młodzieńczymi  zapatrywa-
niami, a tymi poprzedzającymi samobójczą śmierć. I do 
tego pewnie  jeszcze wrócę. 
Mam  nadzieję,  że  oszczędzono  mi  przypominania  so-
bie  naprawdę  wszystkiego,  że  nie  muszę  stać  przed 
moim synem piorąc wszelkie wspomnienia, starając się 
przypominać sobie każdą myśl. Po co? Wystarczy kilka 
najważniejszych  faktów,  garść  zdarzeń  mających  naj-
większy wpływ na losy mojego umysłu. Niby będę miał 
wszystko przed oczyma, niby razem będziemy oglądać 
moje życie, od teraz do samego urodzenia, to jednak nie 
bardzo chcę żeby to było za bardzo szczegółowe, żeby nie 
trzeba było dotykać na przykład tych kilku momentów 
dobrych, szczęśliwych. Wyjątki się nie liczą, ważna jest 
tylko cała reszta, to ona kształtuje, ona, nie wyjątki. Jeże-
li nie nastąpi nic nieoczekiwanego postaram się o szczę-
śliwych momentach życia nie mówić, bo nie są ważne, 
bo ich istnienie i tak nic nie pomogło w ostatecznym roz-
rachunku. Były niczym żyjące jeden dzień motyle, może 
i piękne, dodające kolorytu, ale nieważne ostatecznie.  
Może na tym to polega? Żebym pokazał tylko złe rze-
czy, najgorsze, wyrzucić ze swego wnętrza największe 
gówna, odpowiedzieć na wszelkie niewygodne pytania 

Kup książkę

background image

13

z tym związane, żeby on potrafił chociaż w połowie zro-
zumieć, z jakiego powodu jego ojciec skoczył z gałęzi, 
zawiązując sobie uprzednio linę na szyi. 
Nie wiem, nic nie wiem. Jestem tak samo zagubiony jak 
on. Przynajmniej uważam, że jest zagubiony, musi ta-
kim być, mając świadomość samobójczego zejścia swe-
go ojca.
– Patrz! – krzyczy, łapiąc moją rękę.
Nie czuję tego dotyku. Widzę go tylko kątem oka. 
Krzyk wydobył się z jego ust na widok mnie zdejmują-
cego  linę  z  szyi,  robiącego  to  niezdarnie,  może  nawet 
trzęsącymi  się  dłońmi.  Niepodobna  tego  ocenić  z  tej 
odległości. 
– Podejdźmy bliżej, tato.
Podchodzimy całkiem blisko, pod samo drzewo.
– Popatrz, ty płaczesz.
Rzeczywiście.  Ja  na  drzewie  cofam  się  bardzo  powoli 
w stronę pnia drzewa i płaczę. Zanoszę się dosłownie. 
Próbuję  sobie  przypomnieć  co  wtedy  czułem,  ale  nie 
bardzo to idzie. Zastanawiam się, ile czasu minęło od 
tamtej chwili, nie wiem tego. Nie potrafię też odgadnąć. 
Co mogłem czuć? Myślę, że żal. To dlatego te łzy. Z jed-
nej strony musiałem odczuwać podniecenie, radość, że 
nareszcie skończą się moje męki, to życie było przecież 
tylko męką. Z drugiej zaś strony, mimo wszystko, mu-
siałem także odczuwać żal, bo nie potrafiłem przezwy-

Kup książkę

background image

14

ciężyć słabości, bo zostawiałem syna, zostawiałem żonę, 
z którą, z niewyjaśnionych powodów nie potrafiłem za 
nic w świecie się dogadać, chociaż wciąż sobie powta-
rzałem – jutro, jutro... I patrzyłem na nią, ukradkiem, 
żeby nie mogła tego zauważyć, niczym szpieg albo pod-
glądacz bezwstydny, patrzyłem, zastanawiając się, dla-
czego ona i ja nie możemy znaleźć nici porozumienia, 
która przecież przez jakiś czas wisiała nad naszymi gło-
wami.  Zdezorientowany  patrzę  i  dumam,  szukam,  co 
i gdzie się popieprzyło. 
Mówię o tym synowi.
Milczy. Pewnie zastanawia się nad tym, co przed chwilą 
usłyszał, może próbuje te słowa zestawić z jakimiś swo-
imi obserwacjami. Wiadomo, że dzieci są dobrymi ob-
serwatorami, potrafią wyciągać wnioski, chociaż może 
są owe wnioski jeszcze surowe i nie do końca ukształto-
wane, co nie znaczy, iż można je lekceważyć. 
Zostawiam  go  tak  i  wnikam  w  ciało  na  drzewie.  Tym 
razem zrobiłem to z własnej woli, co dosyć mnie ucie-
szyło, bo zdałem sobie sprawę z pozostawienia mi wła-
snego  zdania  odnośnie  perspektywy  z  której  akurat 
mam ochotę prowadzić całą sprawę. Mogę wyskoczyć 
na chwilę do tamtego ciała, zobaczyć co i jak, poprzypo-
minać sobie, by wrócić z bagażem świeżych informacji. 
Zawsze potrzebowałem wszystko robić po swojemu, to-
też to odkrycie wprowadza mnie w dobry nastrój. 
Cofam  się  pod  sam  pień.  Okazuje  się,  że  nie  myliłem 
się do uczuć mną wstrząsających, co do powodu płaczu. 

Kup książkę