background image
background image

 

Michelle Celmer 

 

Księżniczka z wyspy 

 

Królewskie związki 03 

 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Od  dnia,  w  którym  przyszła  na  świat  w  królewskiej  rodzinie  z  Wyspy  Mor-

gana, księżniczka Sophie Renee Agustus Mead czuła się niekiedy przez swój tytuł 

mocno ograniczana. Tak właśnie było i dzisiaj. 

Król Filip siedział za biurkiem w swym biurze w pałacu. Sophie kochała brata 

do  szaleństwa,  ale  chwilami  miała  wrażenie,  że  podobieństwa  między  nim  a  ich 

nieżyjącym  już  ojcem  są  po  prostu  niepokojące.  Te  same  kruczoczarne  włosy  i 

szare oczy. Ten sam wzrost - obaj byli bardzo wysocy - i szczupła, muskularna bu-

dowa ciała. I ten sam upór. 

Sophie  z  kolei  odziedziczyła  po  ojcu  energiczność  i  wybuchowy  tempera-

ment.  Wzięła  teraz  głęboki  oddech  i  zmusiła  się,  by  się  opanować.  Już  lata.  temu 

nauczyła się bowiem, że jej napady szału sprawiają jedynie, że Filip staje się jesz-

cze bardziej uparty. 

-  Kiedy  mówiliśmy  o  moim  zaangażowaniu  się  w  ten  projekt  z  hotelem,  nie 

było  mowy  o  tym,  że  do  moich  obowiązków  będzie  należało  niańczenie  kogokol-

wiek. 

- Nikt nie zna wyspy tak jak ty, Sophie.  I jeśli jakiś architekt ma zaprojekto-

wać  coś,  co  dobrze  się  wpisze  w  jej  krajobraz,  to  chyba  musi  tu  najpierw  przyje-

chać i wszystko obejrzeć, tak? 

Myślała, miała nadzieję, że może po raz pierwszy w życiu jej rodzina odłoży 

na bok te wszystkie archaiczne rytuały i tradycje i pozwoli jej na coś więcej niż od-

grywanie  roli,  której,  szczerze  mówiąc,  czasem  już  miała  dosyć.  Na  coś  bardziej 

ambitnego  niż  organizowanie  przyjęć  czy  uczestnictwo  w  imprezach  charyta-

tywnych. Zarówno Filip, jak i ich przyrodni brat książę Ethan zapewniali ją, że je-

żeli będzie wypełniać swoje książęce obowiązki bez narzekań, to dadzą jej odpo-

wiedzialne stanowisko w sieci hotelowej, którą rodzina niedawno nabyła. Ale  wy-

szło na to, że znów poczuła się wykorzystana i skrzywdzona. 

R  S

background image

Gdyby jednak odmówiła, Filip mógłby  w ogóle zrezygnować z jej usług. Je-

mu przecież najbardziej by odpowiadało, gdyby wyszła za mąż i rodziła kolejnych 

książęcych potomków. Filipowi urodził się niedawno syn, Fryderyk. Żona Ethana, 

Lizzy,  była  w  ciąży.  Wszyscy  więc  patrząc  na  Sophie,  zdawali  się  mówić:  teraz 

twoja kolej! Ale ona nie czuła się jeszcze gotowa. Nie była nawet pewna, czy kie-

dykolwiek będzie gotowa. 

-  W  porządku.  Zrobię  to  -  powiedziała  w  końcu.  -  Chociaż  wcale  mi  się  nie 

uśmiecha spędzić dwa tygodnie z obcym człowiekiem. 

Filip rozparł się w fotelu usatysfakcjonowany tym, co usłyszał. 

- Zdziwi cię pewnie, ale to nie jest obcy człowiek. 

- Nie wydaje mi się, żebym znała jakiegoś amerykańskiego architekta. 

- To było lata temu. Nie był jeszcze wtedy architektem. Studiowaliśmy razem. 

Spędził raz u nas wakacje. 

Serce Sophie zabiło jak oszalałe. Filip nie ma chyba na myśli... 

- I jak sobie przypominam - ciągnął - rozumieliście się po prostu doskonale. 

Jeżeli  naprawdę  chodziło  mu  o  człowieka,  o  którym  pomyślała,  to  słowo 

„doskonale"  w  żaden  sposób  nie  oddawało  istoty  tej  znajomości.  Ale  o  tym  prze-

cież Filip nie mógł wiedzieć. Jedynie jej matka, która bez ich wiedzy podsłuchiwała 

rozmowy telefoniczne Sophie, wiedziała, jak bliska była to znajomość. 

Otworzyły się drzwi i do pokoju majestatycznie wszedł książę Ethan. Za nim 

wkroczył  mężczyzna,  którego  rysy,  mimo  upływu  dziesięciu  lat,  wydały  jej  się 

znajome.  W  gruncie  rzeczy  prawie  się  nie  zmienił.  Te  same  równo  przycięte,  ja-

snobrązowe włosy; te same hipnotyzujące, niebieskie oczy. Marzyła kiedyś, że bę-

dzie się w nie wpatrywać przez całe życie. 

Aleksander Rutledge, jedyny mężczyzna, którego kiedykolwiek kochała. 

Filip, zazwyczaj zachowujący się z rezerwą, podniósł się energicznie z fotela i 

z entuzjazmem powitał gościa. 

- Aleks! Witam ponownie na Wyspie Morgana.   

R  S

background image

Rutledge, posągowo przystojny, zbliżył się doń z szerokim uśmiechem. Miał 

na  sobie,  podobnie  jak  jej  bracia,  drogi  garnitur  i  wypolerowane  na  połysk  buty. 

Stał teraz tak blisko, że Sophie mogła go niemal dotknąć, ale zdawał się jej w ogóle 

nie  zauważać.  Czyżby  jej  nie  pamiętał?  Zabolało  ją  to.  Z  drugiej  strony,  jakie  to 

miało znaczenie po tylu latach. Nic przecież dla niej nie znaczył. 

Aleks uścisnął dłoń króla i potrząsnął nią zdecydowanie. 

- Filip. Tyle lat. Co u ciebie? 

- Dużo, bardzo dużo. Mam rodzinę. 

- Słyszałem. Nie mogę się doczekać, by poznać twoją żonę i syna. 

-  Z  pewnością  pamiętasz  moją  siostrę  -  Filip  skinął  ręką  w  jej  kierunku  - 

księżniczkę Sophie. 

Sophie zadrżała. To była ta chwila. Zaraz odezwą się do siebie, po raz pierw-

szy od ponad dziesięciu lat. Nie było w tym czasie dnia, żeby o nim nie myślała. 

Aleks rzucił w jej stronę nieuważne spojrzenie i skinął uprzejmie głową. 

- Wasza Wysokość. Miło cię znowu widzieć. 

To  wszystko? Tylko „miło cię znowu widzieć"? To było straszne, tak strasz-

ne, że zebrało jej się na łzy. Musiała zacisnąć wargi, by się opanować. 

- Aleks - odpowiedziała zdumiewająco pewnym głosem, zważywszy na to, że 

wewnątrz cała drżała. 

- Jak rozumiem, będziesz moją przewodniczką w trakcie mojego pobytu tutaj. 

- W jego stwierdzeniu, podobnie zresztą jak na twarzy, nie znać było cienia emocji. 

Zapomniał? Zapomniał o tamtych cudownych dwóch tygodniach? 

- Tak - potwierdziła. - Ale dowiedziałam się o tym dopiero co i nie zdążyłam 

jeszcze przygotować szczegółowego planu. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeżeli 

przełożymy oficjalne rozpoczęcie twojego pobytu na jutro rano? 

-  Oczywiście,  że  nie.  -  Nie  był  ani  niegrzeczny,  ani  niemiły.  Był  po  prostu 

obojętny. 

Ale  czego  się  spodziewała?  Czyż  kiedykolwiek  porwał  ją  w  ramiona i  zade-

R  S

background image

klarował  dozgonną  miłość?  Z  tego,  co  wiedziała,  był  szczęśliwie  żonaty  i  tak  jak 

Filip miał rodzinę. 

- Sophie - spytał Filip - czy zechciałabyś pokazać Aleksowi jego apartament? 

Tak jakby miała jakiś wybór. Kiwnęła głową. 

-  Rozgość  się,  a  po  południu  oprowadzę  cię  po  pałacu  -  zwrócił  się  Filip  do 

Aleksa.  -  Sophie,  jak  już będziesz  gotowa,  chciałbym  zobaczyć  ten program  - do-

dał. 

- Prześlę ci wieczorem faksem. 

- Nie mogłabyś przynieść go ze sobą na kolację?   

Sophie nie miała pojęcia, że będą jedli razem kolację w pałacu. Ona sama ja-

dała zazwyczaj w swojej rezydencji na terenie rodzinnej posiadłości. 

-  Czy  to  zaproszenie?  -  spytała  brata,  uśmiechając  się  słodko.  Wiedziała bo-

wiem dobrze, że Filip nie zapraszał, Filip żądał obecności. 

- Pomyślałem, że będzie miło powitać naszego gościa kolacją. 

- O zwykłej porze?   

Pokiwał głową. 

- Zatem do zobaczenia. - Sophie obróciła się do Aleksa. - Chodźmy, pokażę ci 

twój pokój. 

- Proszę przodem, Wasza Wysokość. - Wskazał na drzwi. 

Sophie nie należała do osób zbyt pewnych siebie. Odnosiło się to również do 

jej  wyobrażenia  o  własnej  atrakcyjności.  Owszem,  odziedziczyła  dobre  geny  i  w 

wieku lat trzydziestu nadal była wysoka i szczupła. Ale fakt, że Aleks szedł teraz za 

nią,  nie  dodawał  jej  odwagi.  Milczeli.  Po  chwili  dopiero  przypomniała  sobie,  że 

przez  wszystkie  lata  występowania  w  roli  ambasadorki  dobrej  woli  nauczyła  się 

umiejętności prowadzenia niezobowiązującej konwersacji. 

- Jak podróż? - zaczęła, gdy wchodzili na piętro. 

- Męcząca. Już zapomniałem, jak długo się leci z USA na Wyspę Morgana. 

Był  cały  czas  o  krok  za  nią.  Irytowało  ją  to,  gdyż  nie  widziała  jego  twarzy. 

R  S

background image

Jego  rysów.  Nie  to,  żeby  nie  pamiętała,  jak  wygląda,  wręcz  przeciwnie,  ale  prze-

szkadzało jej to. Obawiała się też, że w chwili, gdy zostaną sami, Aleks przypomni 

jej,  jak  się  ongiś  zachowała.  W  końcu  to  ona  zakończyła  ich  znajomość  bez  żad-

nych  wyjaśnień.  Ona  nie  odpowiadała  na  jego  telefony,  ba,  odsyłała  mu  też  jego 

listy, nawet ich nie otwierając. A teraz nie miała wyboru. Musiała mu towarzyszyć. 

- Wiele się nie zmieniło, odkąd byłem tu ostatni raz - zauważył Aleks. 

- Tutaj w ogóle mało co się kiedykolwiek zmienia. 

-  Widzę  -  odparł  i  coś  w  jego  głosie  sprawiło,  że  drgnęła.  -  Jesteś  nadal  tak 

piękna jak przed dziesięciu laty. 

Czekała,  aż  powie  coś  jeszcze,  coś  w  stylu  „i  nadal  taka  zimna",  ale  nic  ta-

kiego nie nastąpiło. Zamiast tego dotarło do niej, że mówił szczerze. 

- Ty też wyglądasz tak samo - przyznała. 

Mimo  to  czuła  się  niepewnie,  wręcz  niekomfortowo.  Minęli  kolejne  drzwi. 

Skinęła głową strażnikowi i poprowadziła Aleksa w stronę skrzydła dla gości. 

- Wydaje mi się, że to ten sam pokój, w którym mieszkałeś wtedy. - Prawdę 

mówiąc, wcale jej się nie wydawało; była tego pewna. W końcu spędziła tu z nim 

dwa tygodnie; wystarczająco długo, by wszystko doskonale pamiętać.   

Otworzyła drzwi i zaprosiła go do środka. 

- Jak pewnie pamiętasz, tu jest salonik, a tam sypialnia i łazienka. 

- Pamiętam - odparł głosem, w którym zabrzmiała jakaś tęsknota. 

Czyżby czuł to samo co ona? Czy i jemu przypomniało się, jak stali godzina-

mi na balkonie, patrzyli na rozpościerający się u stóp ogród i rozmawiali? To wtedy 

pierwszy raz przyciągnął ją do siebie i pocałował. A czy pamiętał, jak się pierwszy 

raz kochali? Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie sprawił, że czuła się tak kocha-

na  i  akceptowana.  Wyjątkowa.  Ale  to  było  dawno  temu  i  tyle  się  od  tego  czasu 

zmieniło. Co ważne, i ona się zmieniła. 

-  Pamiętam  -  powtórzył,  rozglądając się  po  pokoju.  -  I  wiesz,  co  jeszcze  pa-

miętam? 

R  S

background image

- Co? 

Odwrócił się i wyciągnął ku niej ręce. 

- To... 

Wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyła się zorientować. W jednej chwi-

li stała obok Aleksa, a w następnej była już w jego ramionach. W jedynym miejscu 

na świecie, gdzie czuła się pewnie. W miejscu, do którego należała. W pierwszym 

odruchu chciała go odepchnąć, ale zamiast tego całkowicie mu się poddała. Ich usta 

zetknęły się ze sobą tak naturalnie, jakby nigdy nie spędzili jednego dnia bez siebie. 

Wiedziała, że to nie w porządku i to z wielu powodów; przede wszystkim Rutledge 

był  żonaty.  Ale  całowali  się  i  chłonęła  znajomy  smak  jego  warg,  zapach  skóry  i 

włosów. Nie była w stanie zrobić niczego, by go powstrzymać. Poza tym wcale te-

go nie chciała... 

Cóż,  to  było  proste,  pomyślał  Aleks,  gdy  Sophie  utonęła  w  jego  ramionach. 

Jego  palce  błądziły  wśród  wstęg  jej  delikatnych,  czarnych  włosów,  które  opadały 

jej  lekko  na  twarz.  Była  słodka  i  podniecająca.  Sexy.  Ugryzł  ją  leciutko  w  dolną 

wargę,  zastanawiając  się,  czy  nadal  doprowadza  ją  to  do  szaleństwa.  Sophie  za-

drżała i jęknęła z rozkoszy. 

Aleks  myślał,  że  uwiedzenie  jej  będzie  dlań  ciężkim,  czasochłonnym  zada-

niem. Kiedyś obiecała mu dozgonną miłość, by potem porzucić go bez słowa  wy-

jaśnienia. 

Jak  gdyby  czytając  w  jego  myślach, Sophie spięła  się i  zesztywniała.  Oparła 

dłonie na  jego  piersi.  Nie chciał  naciskać,  więc nie próbował  jej  zatrzymać, kiedy 

się  odsunęła.  Patrzyła  nań  oczami  w  kolorze  sztormu  nadciągającego  znad  Atlan-

tyku. Miały odcień głębokiej, znamionującej nadchodzącą burzę szarości. Policzki 

się jej zaróżowiły, a na długiej, wdzięcznej szyi znać było puls. Aleksowi też brakło 

tchu.  Mimo  tego,  co  mu  uczyniła  i  jak  go  wykorzystała,  nadal  wzbudzała  w  nim 

pożądanie.  Pomyślał,  że  gdyby  to  jemu  udało  się  teraz  ją  wykorzystać,  miałby  z 

tego na pewno satysfakcję. 

R  S

background image

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała drżącym głosem. 

- Marzyłem o tym od dziesięciu lat, Sophie. 

Zrobiła krok do tyłu, dotykając jednocześnie palcami warg. 

- Mogłabym zawołać straże i kazać cię zatrzymać pod zarzutem napaści. 

Uśmiechnął  się  tylko,  wiedząc  dobrze,  że  nigdy  by  tego  nie  zrobiła.  Może  i 

była  zepsutą,  manipulującą  ludźmi  egoistką,  ale  nie  była  mściwa.  Przynajmniej 

kiedyś nie była. 

- Nikogo nie zawołasz, bo to byłoby kłamstwo. Chciałaś tego tak samo jak ja. 

Po  jej  reakcji poznał,  że  ma  rację.  Ale  wiedział  też,  że  tak  łatwo  mu nie  od-

puści. 

-  Nie  wiem,  za  kogo  mnie  masz,  ale  na  pewno  nie  wikłam  się  w  romanse  z 

żonatymi mężczyznami. 

Czyżby to z tego powodu zdawała się być taka oburzona? Tak czy owak, nie 

upoważniało  jej  to  do  kwestionowania  jego  moralności  i  prowadzenia  się.  Skrzy-

żował ręce na piersi. 

- A, widzę, że nic nie wiesz. Jestem  właśnie po najgorszym rozwodzie w  hi-

storii świata. 

- Nie miałam pojęcia. Przykro mi. 

Wydało  mu  się,  że  ta  wiadomość  ją  otrzeźwiła.  Dziwne  tylko,  że  sprawiała 

wrażenie, jakby naprawdę było jej przykro.  A on sądził, że myśli tylko o  sobie. Z 

drugiej strony, nie chciało mu się wierzyć, żeby w ciągu tych dziesięciu lat przeszła 

jakąś dramatyczną przemianę. Nie wątpił, że wcześniej czy później Sophie pokaże 

swoją prawdziwą twarz. W każdym razie musi być na to gotowy. 

-  Tak  to  jest,  jak  się  wychodzi  za  kogoś,  kogo  się  nie  kocha  -  skwitował.  - 

Miałaś więc rację. 

Sophie nie wiedziała, o czym mówi. 

- Ty nie kochałaś swojego narzeczonego i nie wyszłaś za niego. Zresztą Filip 

powiedział mi, że w ogóle nie wyszłaś za mąż. 

R  S

background image

-  To  prawda.  -  Popatrzyła  w  podłogę,  zanim  na  powrót  podniosła  wzrok.  - 

Pozwól, że cię teraz zostawię. Musisz się przecież rozpakować. 

- Znowu uciekasz, Sophie?   

Zmarszczyła brwi. 

-  Jestem  zmuszona  cię  poprosić,  żebyś  od  tej  pory  trzymał  ręce  przy  sobie. 

Inaczej zawołam ochronę. 

Oczywiście, że nie zawoła, ocenił, ale dobrze, niech jej na razie będzie. Niech 

myśli, że ma przewagę. To przecież część rozgrywki. 

- Tak jest, Wasza Wysokość. Przepraszam za niewłaściwe zachowanie. 

- Kolacja będzie w jadalni, punkt o siódmej. Pamiętasz, gdzie to jest? 

- Dam sobie radę.   

Skinęła głową. 

-  Jak  będziesz  czegoś  potrzebował,  wykaz  telefonów  służby  leży  na  stoliku. 

Kuchnia działa przez całą dobę. Masz też do dyspozycji własny barek. 

- Dziękuję. 

Może i nie będzie to takie łatwe, przeszło mu przez głowę, ale przecież zaw-

sze  lubiłem  wyzwania.  Im  trudniejsze  zadanie,  tym  większa  potem  satysfakcja. 

Ryzykował  jednak  swoje  osobiste  i  zawodowe  stosunki  z  Filipem.  Jego  rodzinna 

firma Rutledge Design nie miała w Ameryce Północnej rywali, ale potrzebował re-

komendacji Filipa, by myśleć o wejściu na rynek międzynarodowy. Jego ojciec od 

lat o tym marzył, ale nigdy mu się nie udało. A Aleks zawsze robił to, czego ocze-

kiwałby od niego ojciec. I mimo że ten nie żył już od trzech lat, syn zawsze starał 

się  go  zadowolić.  Było  to  po  części  powodem  jego  rozwodu.  Nie  do  uniknięcia, 

pomyślał, skoro ożeniłem się nie z miłości, ale by zadowolić rodzinę. 

W całym swoim życiu raz tylko spotkał kobietę, która rozumiałaby, co znaczy 

spełniać oczekiwania bliskich. To właśnie Sophie była tą kobietą. Gdy trafił kiedyś 

na  wyspę  w  trakcie  wakacji  akademickich, natychmiast  wyczuł  w  niej  bratnią du-

szę. Kiedy był z nią, naprawdę mógł się wreszcie czuć sobą. Nie zdawał sobie tylko 

R  S

background image

sprawy, że był dla niej jedynie zabawką. 

Wszystkie te myśli i uczucia wróciły, gdy ją teraz zobaczył ponownie. Mętlik 

w głowie i poniżenie. Nie będzie lepszej okazji, by się zemścić. By poczuła to, co 

on wówczas czuł. 

Uwiodę ją, rozkocham w sobie, a potem porzucę jak ona mnie, postanowił. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Sophie  wciąż  drżała,  kiedy  zeszła  ze  schodów  i  skierowała  się  do  tylnego 

wyjścia. Chciała być teraz sama. Musiała przemyśleć to, co się przed chwilą stało, i 

spróbować  zrozumieć,  dlaczego  aż  tak  nią  to  wstrząsnęło.  Ale  tuż  przy  wyjściu 

nieoczekiwanie natknęła się na Ethana. 

- Idziesz do siebie? - spytał, przytrzymując jej drzwi. 

- Tak. Muszę zrobić ten plan. - Zmusiła się do uśmiechu. 

Smagani  ciepłą  bryzą  i  popołudniowym  słońcem  ruszyli  razem  ku  czarnemu 

kabrioletowi  Ethana  marki  Porsche.  Wszyscy  pozostali  członkowie  rodu  jeździli 

robionymi  na  zamówienie  rolls-royce'ami  prowadzonymi  przez  kierowców.  Tylko 

Ethan prowadził z reguły sam. Rzadko też korzystał z usług ochroniarzy. 

- Nasz gość już się rozpakował? 

- Właśnie to robi. 

- Sprawia wrażenie miłego człowieka. 

- Mhm, rzeczywiście, jest bardzo miły. 

Trochę  nawet  za  bardzo,  dodała  już  w  myślach  Sophie.  O  wiele  za  bardzo. 

Nie ufam mu. 

Ethan spojrzał na nią podejrzliwie. Wyglądał przy tym przez chwilę zupełnie 

jak Filip. Strasznie dziwnie. 

- Coś nie tak? - zaniepokoił się. 

Jego  pytanie  zdumiało  ją  niepomiernie.  Choć  oboje  dowiedzieli  się  o  swym 

istnieniu  ledwie  rok  temu,  Ethanowi  niezwykle  łatwo,  jak  widać,  przychodziło  ją 

rozszyfrować.  To  musi  być  coś  w  genach,  pomyślała,  mimo  że  jesteśmy  tylko 

przyrodnim  rodzeństwem.  W  każdym  razie  nie  czuła  się  z  tą  świadomością  najle-

piej. 

- Wszystko w porządku - odparła, dostrzegając jednak natychmiast, że i tak jej 

nie  uwierzył.  Modliła  się  w  duszy,  by  tylko  nie  zechciał  drążyć  tematu.  Ale  on 

R  S

background image

oczywiście zechciał. 

- Ja wiem, co się z tobą dzieje, Sophie. 

No nie, skąd mógł niby wiedzieć cokolwiek o naturze jej znajomości z Alek-

sem?  Chyba  że  Aleks  sam  mu  powiedział.  Do  czego  nie  miał,  notabene,  żadnego 

prawa, bo była to sprawa wyłącznie między nim a Sophie. 

- Rozumiem, co czujesz. - Ethan położył jej rękę na ramieniu. 

- Jak to? 

-  Też  się  tak  czułem,  jak  zaczynałem  karierę  w  hotelarstwie.  Sam  chciałem 

wszystko kontrolować, trzymać rękę na pulsie. Tyle że było mi łatwiej, bo nie czu-

łem na plecach oddechu rodzinki. 

Boże, więc on miał na myśli biznes, hotele, a nie całą tę pogmatwaną historię 

z Aleksem. Poczuła ogromną ulgę. Z drugiej strony, gdyby już się miała komukol-

wiek na tym świecie z czegoś zwierzać, to prócz bratowej Hannah, byłby to właśnie 

Ethan. Jak dotąd jednak zawsze wolała radzić sobie sama. 

-  Wolałabyś  mieć  więcej  obowiązków  -  kontynuował  ni  to  twierdząco,  ni  to 

pytająco Ethan. - Coś bardziej ambitnego niż obwożenie gości po wyspie. 

-  Ale  na  razie  jest,  jak  jest.  -  Wzruszyła  ramionami.  -  Jestem  księżniczką  i 

moje książęce obowiązki mają pierwszeństwo. 

Uścisnął jej ramię ze zrozumieniem. 

-  Ja  nie  mam  co  prawda  zbyt  wielkiego  wpływu  na  Filipa,  ale  pracuję  nad 

tym. Jednak, szczerze mówiąc, wiele czasu mi na to nie zostaje. No wiesz, między 

zarządzaniem hotelem a przygotowaniami do narodzin dziecka. 

- A Lizzy ma się dobrze? To już, zdaje się, czwarty miesiąc? 

-  Ranki  są  potworne  i  czuje  się  fatalnie.  A  chciała  pracować  aż  do  ósmego 

miesiąca...  Wiesz,  jaka  jest  ruchliwa  i  wszędobylska,  a  teraz  nie  może  się  rano 

zwlec  z  łóżka.  Je  niby  dużo,  ale  wciąż  traci na  wadze  i  lekarz  mówi,  że  to  się już 

robi  niebezpieczne.  Nie  chcę  jej  więc  zostawiać  samej  i  zastanawiam  się,  czy  nie 

powinniśmy  się  na  ten  czas przenieść  do pałacu.  Dopóki  nie  poczuje  się  lepiej.  A 

R  S

background image

może nawet aż do samego porodu. 

- Myślę, że to dobry pomysł i że Filip też by się ze mną zgodził. Jemu zresztą 

bardzo zależy, żeby rodzina trzymała się razem. Chociaż jestem też nieco zdziwio-

na. Skąd u ciebie taki pomysł? Przecież się zarzekałeś, że nigdy nie zamieszkasz w 

pałacu. 

Ethan uśmiechnął się i wzruszył ramionami. 

- Jakoś mi się wydawało, że nie czułbym się tu u siebie. O Filipie też nie my-

ślałem jak o rodzinie. Zabawne jak to się człowiekowi zmienia. 

To prawda, pomyślała Sophie. Jeszcze rano wszystko wyglądało zwyczajnie, 

biznes  jak  biznes,  nic  nadzwyczajnego,  a  w  tej  chwili  zdawało  jej  się,  że  całe  jej 

życie przewróciło się w ciągu tych paru godzin do góry nogami. 

- Podrzucić cię? - zaproponował Ethan. 

- Nie, dzięki. - Był piękny dzień i Sophie zamierzała się przejść. To tylko pięć 

minut.  -  Pozdrów  ode  mnie  Lizzy.  I  jakby  czegoś  potrzebowała,  niech  od  razu  da 

znać. Od razu, dobra? 

- Tak jest. - Objął ją szybko, cmoknął w policzek, wskoczył do swojego por-

sche i już go nie było. 

Ruszyła kamienistą ścieżką w stronę swego domu. Pomyślała sobie, że tak się 

jakoś ostatnio składa, że wszyscy, których zna, zakładają rodziny.  I to ludzie, któ-

rzy jak ona sama zarzekali się, że nigdy nie zrezygnują z wolności. Ethan ma rację, 

szybko  się  to  wszystko  zmienia.  Ale  nie  dla  niej.  Mąż,  rodzina  -  nie,  nie  i  nie,  w 

żadnym razie. Całe dotychczasowe życie walczyła, by pozostać wolną i niezależną 

i nie miała najmniejszego zamiaru z tej wolności rezygnować. Dla nikogo. 

Sophie uwinęła się z ułożeniem planu pobytu dla Aleksa na długo przed kola-

cją.  Szybko  i  sprawnie  przejrzała  programy  pobytów  gości  na  wyspie  z  różnych 

poprzednich okazji, tu coś dodała, tam odjęła i poszło jak z płatka. Zadanie okazało 

się  tym  łatwiejsze,  że  i  tak  większość  popołudni  Aleks  spędzi  pewnie  z  Filipem, 

łowiąc ryby czy grając w golfa. 

R  S

background image

Drukowała  właśnie  kopie  programu  dla  siebie,  Filipa  i  sekretarki,  kiedy  do 

drzwi zapukał kamerdyner. 

- Tak, Wilsonie? 

- Przepraszam, że pani przeszkadzam, ale ma pani gościa. 

Gościa?  Nikogo  się  dzisiaj  nie  spodziewała.  Jak  zresztą  ktokolwiek  niespo-

dziewany mógłby się przedostać przez straże przy wjeździe bez jej wiedzy i zgody? 

- Któż to? 

- Niejaki pan Rutledge. 

Podobnie jak kilka godzin wcześniej w biurze Filipa i teraz w jej duszy coś aż 

jęknęło. Czemu ja tak reaguję? - zdziwiła się. I co Aleks tu robi? W jej domu! Nie 

ma żadnego prawa wpadać tu, kiedy mu się podoba! 

Rozważała przez chwilę, czy nie kazać Wilsonowi odesłać Aleksa pod pozo-

rem,  że  jest  zbyt  zajęta  i  nie  może  go  przyjąć,  ale  gdyby  tak  zrobiła,  Rutledge 

mógłby  sobie  wyobrazić Bóg  wie  co  i  uznać na przykład,  że  jego  przyjazd  aż  tak 

nią  wstrząsnął.  A  przecież  jeżeli  ma  spędzić najbliższe  dwa  tygodnie,  organizując 

jego pobyt na wyspie, nie może mu w żaden sposób pokazać, jak łatwo ją dotknąć 

czy wzruszyć. 

Będę się jednak musiała z nim zobaczyć, zdecydowała z rezygnacją. 

- Wprowadź go, proszę, do gabinetu - poleciła Wilsonowi. - Zaraz tam będę. 

Służący zniknął w głębi holu. Sophie westchnęła ciężko i podniosła się z fo-

tela. Niby nie miała powodu, by się czymkolwiek denerwować, ale gdy szła przez 

pokój,  czuła,  że  trzęsą  jej  się  łydki.  Weź  się  w  garść,  nakazała  sobie,  weź  się  w 

garść. Jeżeli będę tak reagować na jego widok za każdym razem, to nie wiem, jak 

przetrwam te dwa tygodnie. Te długie, wyczerpujące czternaście dni... 

Przystanęła  przed  lustrem  i  dostrzegła,  że  jest  blada  jak  śmierć.  Poprawiła 

włosy  i  wtarła  w  policzki  trochę  różu.  Powtórzyła  też  sobie,  po  raz  kolejny,  że 

Aleks nie jest dla niej nikim ważnym. Że ten okres w jej życiu jest zamknięty. Te-

raz łączą ich jedynie sprawy biznesowe. 

R  S

background image

Zeszła po schodach z sercem w gardle. Aleks stał przy oknie, patrząc na ide-

alnie  przystrzyżony  trawnik.  Wyglądał,  jakby  był  myślami  o  lata  świetlne  stąd. 

Uderzyło  ją,  jak  bardzo  jest  przystojny.  I  jaki  znajomy,  jaki  bliski...  Przez  chwilę 

pozwoliła sobie na niego popatrzeć i wszystko na powrót stanęło jej przed oczami. 

-  Dziękuję,  że  zgodziłaś  się  mnie  przyjąć.  -  Jego  głos  przywrócił  ją  do  rze-

czywistości. 

-  Aha.  Ale  myślałam,  że  pamiętasz, że  twój  pobyt  zaczyna  się  oficjalnie  do-

piero jutro. 

- Pamiętam, ale musiałem cię zobaczyć. Chciałem przeprosić. 

Tego się nie spodziewała. 

- Nie ma takiej potrzeby. 

- Jest, jest. Źle zrobiłem. To dlatego, że... Po prostu wszystko nagle wróciło. 

Uroiłem  sobie,  że  ty  też  to  poczułaś  i  że  tęsknisz  za  mną  tak  samo  mocno,  jak  ja 

tęskniłem, wciąż tęsknię za tobą. 

Wyglądało,  że  mówi  szczerze,  ale  coś  w  jego  słowach  ją  zaniepokoiło.  Coś 

było nie tak. Może dlatego, że mężczyźni, których znała, nigdy nie wyrażali swych 

myśli tak otwarcie i tak naturalnie? Nie mogła się pozbyć wrażenia, że Aleks mówi 

nie to, co myśli, ale to, co wydaje mu się, że ona chciałaby w tym właśnie momen-

cie usłyszeć. 

- A skoro ty najwyraźniej nie poczułaś tego co ja - ciągnął - zrozumiałem, że 

powinienem cię przeprosić i zapewnić, że to się już nie powtórzy. 

Odczuła coś na kształt rozczarowania. Oczywiście, to się nie powinno więcej 

powtórzyć.  Ale  wspomnienie  jego  ust,  jego  dłoni  na  policzkach  i  palców  gładzą-

cych jej włosy sprawiło, że znów zmiękły jej nogi. No tak, ale to przecież tylko po-

ciąg fizyczny, nic więcej; w jej sercu zaś, ba, w całym jej życiu dla nikogo takiego 

zwyczajnie nie ma miejsca. Nawet na chwilkę! 

- W porządku. Przeprosiny przyjęte. 

-  Z  reguły  nie  zachowuję  się  tak  impulsywnie.  Ani  ryzykownie.  To  żadne 

R  S

background image

usprawiedliwienie, ale to chyba ten mój rozwód coś ze mną zrobił. 

- Przykro mi, naprawdę. 

-  Jeżeli  nie  jesteś  zajęta,  pomyślałem  sobie,  że  moglibyśmy  się  przejść  i  po-

rozmawiać,  trochę  się  sobie  przypomnieć,  poznać.  W  sumie  jesteśmy  przecież  na 

swoje towarzystwo skazani. 

Sophie  zrobiła  już  właściwie,  co  miała  do  zrobienia,  a  do  kolacji  pozostało 

jeszcze dużo czasu. Więc może? Nie zaszkodzi jej chyba, jak mu odrobinę zaufa i 

pozwoli na chwilę niezobowiązującej rozmowy. Gdyby tylko nie te wątpliwości co 

do  jego  prawdziwych  intencji...  Nic to,  zdecydowała.  Spróbuję.  Ale  jak tylko  coś, 

to pokażę mu, gdzie jego miejsce. 

Aleks  zdawał  sobie  sprawę,  że  nie  pójdzie  mu  łatwo.  Ale  był  jednocześnie 

przekonany, że w końcu złamie jej opór. To tylko kwestia czasu. Zgrywała kobietę 

twardą i zdecydowaną, ale on wiedział, jak dawać sobie radę i z takimi. Można po-

wiedzieć, że posiadał nawet nie umiejętność, ale wręcz dar właściwego odczytywa-

nia, interpretowania i wykorzystywania kobiecych emocji. Tylko dlatego jego mał-

żeństwo przetrwało aż tak długo. Powinien był zostawić żonę o wiele, wiele wcze-

śniej. Z drugiej strony, sam ożenek nie należał do najmądrzejszych posunięć w jego 

życiu. Najlepiej by było, gdyby w ogóle do niego nie doszło. 

- Drinka? - spytała Sophie. 

- Poproszę o mineralną, jeśli można. 

- Z limonką? 

- Proszę. 

Spodziewał  się,  że  wezwie  kamerdynera,  ale  ona  sama  podeszła  do  barku  i 

przygotowała  napoje.  Wodę  dla  niego  i  kieliszek  białego  wina  dla  siebie.  Podała 

mu szklankę i wskazała miejsce na kanapie. 

- Siadaj, proszę. 

Sama  zajęła  miejsce na  stojącym  obok  krześle.  Miała na  sobie  zwiewną,  ba-

wełnianą sukienkę, podkreślającą smukłą sylwetkę. Kiedyś widział w niej zwykłą, 

R  S

background image

ludzką istotę, którą jej królewskie pochodzenie i tytuł zdawały się potwornie ogra-

niczać.  Dzisiaj  jednak  wyglądała,  jakby  się  czuła  w  swej  książęcej  roli  zupełnie 

naturalnie. 

Zastanawiał się, czy nadal jest tak egocentryczna i zepsuta jak niegdyś. 

-  Miłe  miejsce  -  zagaił.  -  Dziwię  się,  że  nie  mieszkasz już  w  pałacu  z  resztą 

rodziny. 

- Cenię sobie prywatność. 

- Dawno tu mieszkasz? 

- Przeniosłam się, kiedy mama umarła. 

Tak,  to  wiele  tłumaczyło.  Rodzice  nie  pozwoliliby  jej  mieszkać  samej.  Pa-

miętał, że byli bardzo surowi i rygorystyczni. Wprowadzało to nawet pewien pod-

niecający element w ich romans. Niebezpieczeństwo. Ryzyko. Gdyby tak przyłapali 

ją  przemykającą  się  co  noc  do  jego  pokoju,  zostałby  bez  wahania  wyrzucony  na 

bruk i skazany do końca życia na banicję. 

-  Jak  to  się  stało,  że  ty  i  Filip  odnowiliście  znajomość?  -  spytała,  biorąc  łyk 

wina. 

-  Utrzymywaliśmy  ze  sobą  kontakt.  Od  czasu  do  czasu.  Wiedział,  że  chcę 

wprowadzić firmę na rynek międzynarodowy. No i jak potrzebował kogoś, kto by 

mu  zaprojektował  to  centrum  odnowy,  najpierw  zadzwonił  do  mnie.  Przejrzeli  z 

Ethanem moje portfolio i spodobało im się. A jak się dowiedział o moim koszmar-

nym rozwodzie, zaproponował, żebym zrobił sobie parę tygodni wolnego i przyje-

chał. Więc jestem. 

- Masz własną firmę architektoniczną? 

- Tak. Przejąłem ją trzy lata temu, po śmierci ojca. 

- A co z matką? 

- W porządku. Mieszka teraz na północy Nowego Jorku, niedaleko siostry. 

- A ty wciąż na Manhattanie? 

-  Tak.  Po  rozwodzie  mieszkanie  przypadło  mnie,  a  byłej  żonie  majątek  na 

R  S

background image

północy. Przepraszam za gorycz w głosie, ale nadal nie doszedłem po tym wszyst-

kim do siebie. 

Sophie  pokiwała  głową  ze  zrozumieniem.  A  on  pomyślał,  że  gra  na  jej 

współczuciu  może  mu  wiele  pomóc.  Posiadłości,  na  której  kupno  nalegała  i  którą 

zatrzymała po rozwodzie jego eksżona, wcale nie żałował. I tak spędzał większość 

czasu  w  mieście,  dołączając  do  niej  jedynie  w  weekendy.  Z  czasem  zresztą  coraz 

rzadziej  i  rzadziej.  A  kiedy  odkrył,  że  go  zdradza,  poczuł  bardziej  ulgę  aniżeli 

złość. Poczuł się w końcu wolny. Ona jednak postanowiła wyciągnąć od niego, ile 

się da, i tak dom przypadł w końcowym podziale właśnie jej. 

Pociągnął łyk wody i postawił szklankę na stole. 

-  Z  twojej  reakcji  w  biurze  u  Filipa  wnoszę,  że  nie  miałaś  pojęcia  o  moim 

przyjeździe? 

- Nie, w ogóle. 

- Pamiętam, że zawsze nienawidziłaś, jak decydują o wszystkim za ciebie. 

- Dziwię się, że pamiętasz. 

- Pamiętam wiele rzeczy, księżna pani. - Nachylił się lekko w jej stronę. 

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy w drzwiach pojawił się majordomus. 

- Król do pani, księżniczko - zaanonsował. 

Aleks i Sophie powstali z miejsc, gdy do pokoju wkroczył Filip. 

- A, tutaj jesteś - uśmiechnął się do Aleksa. 

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że będziesz mnie potrzebował. 

-  Nic pilnego.  Chciałem  się  tylko  upewnić,  czy  masz  wszystko, czego  ci po-

trzeba. 

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. 

- Aleks pomyślał, że dobrze byłoby, żebyśmy się trochę poznali - zaczęła wy-

jaśniać Sophie. 

-  Prawdę  mówiąc,  to  przyszedłem  zamienić  kilka  słów  z  moją  siostrą,  więc 

gdybyś nam wybaczył, Aleksie... 

R  S

background image

- Oczywiście. I tak miałem właśnie wracać do siebie. Mam kilka telefonów do 

wykonania przed kolacją. Miło się rozmawiało, Sophie. 

- Mnie też - odwzajemniła uprzejmość i zwróciła się do kamerdynera: - Pro-

szę odprowadzić pana Rutledge'a. 

Aleks  ruszył  za  służącym  do  drzwi,  zachodząc  w  głowę,  co  też  mogło  spro-

wadzić Filipa do domu Sophie. Jeżeli miał do niej jakąś sprawę, mógł przecież za-

dzwonić. Coś jednak mówiło Aleksowi, że i tak wkrótce wszystkiego się dowie. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Telefon  komórkowy  Aleksa  zadzwonił,  kiedy  wracał  do  pałacu.  Na  wyświe-

tlaczu  pokazał  się  numer  Jonaha  Livingstona,  prawnika  Aleksa  i  jego  najlepszego 

przyjaciela.  Livingston  wiedział  o  Rutledge'u  niemal  wszystko,  co  miało  swoje  i 

dobre,  i  złe  strony.  Potrafił  na  niego  najzwyczajniej  w  świecie  nakrzyczeć,  gdy 

uznał, że ten postępuje wbrew swoim interesom, zarówno w życiu prywatnym, jak i 

zawodowym. I zazwyczaj miał rację. W dniu ślubu Aleksa błagał go wręcz, by się 

raz jeszcze, ostatni, zastanowił, czy dobrze robi. Próbował go przekonać, że ożenek 

z  kobietą,  której  nie  kocha,  to  coś  po  stokroć  gorszego  niż  pozostanie,  nawet  na 

wieki, kawalerem. I że ojciec też to w końcu zrozumie, przywróci Aleksa do pracy 

w firmie i uwzględni na powrót w testamencie

*

 

* W USA, odmiennie niż na przykład w Polsce, rodzice mogą wydziedziczać swe dzieci wedle własnej 

woli  i  to  bez  podawania  powodów.  Nie  istnieje  tam  również  znana  w  Polsce  instytucja  zachowku,  (przyp

tłum.). 

 

Aleks mógł teraz tylko żałować, że nie posłuchał wówczas rad Jonaha. 

Bał  się  odebrać  ten  telefon.  Kiedy  wyjeżdżał  na  Wyspę  Morgana,  wszystko, 

co dotyczyło jego rozwodu, zostało definitywnie ustalone; tak przynajmniej sądzili. 

Potrzebny był jedynie podpis byłej żony na porozumieniu kończącym spór. A zda-

rzyło się wcześniej, i to nieraz, że ta w ostatniej chwili wycofywała się z umowy i 

wysuwała  nowe  żądania.  To przeciąganie  liny  trwało  już  z  górą  rok.  Długi,  ciężki 

rok, który Aleks zdecydowanie wolałby poświęcić na zapominanie, że w ogóle był 

kiedykolwiek żonaty. Chciał jedynie, by się to wszystko nareszcie skończyło. Czy 

się tak stało, miał się właśnie dowiedzieć. 

-  Lepiej,  żebyś  miał dla  mnie  dobre wieści  -  rzucił bez  żadnych  wstępów  do 

słuchawki. 

- Ja też się cieszę, że się dobrze bawisz - zażartował Jonah. 

R  S

background image

- Rozmawiałeś z jej adwokatem? - naciskał Aleks. 

- Właśnie skończyliśmy.   

- I? 

- Znaczy, co powiedziała? 

- Nie przeciągaj struny, Jonah. Podpisała?   

-  Wyluzuj,  chłopie,  i  odetchnij  głęboko.  Podpisała.  Wczoraj  w  biurze  swego 

adwokata, w obecności świadków. Dzisiaj papiery poszły do sądu, a ty, bracie, je-

steś na powrót wolnym człowiekiem. 

Może  i  powinienem  poczuć  jakiś  żal  czy  smutek,  pomyślał  sobie  Aleks,  ale 

czuję jedynie ulgę, skonstatował. 

- To super! 

- Ma jeszcze jutro przyjść do mieszkania zabrać resztę swoich rzeczy. 

- Będziesz przy tym, mam nadzieję? 

- Ja i trzech moich wspólników, tak dla pewności. Nie spuścimy z niej oka ani 

na chwilę. Nie damy jej wziąć niczego, do czego nie ma tytułu prawnego. A gdyby 

tylko spróbowała, to od razu dzwonię po policję. 

Aleks był szczęśliwy, że Jonah wszystkiego dopilnuje i on nie będzie się mu-

siał z tym babrać. Najlepiej by było, gdyby nie musiał jej oglądać na oczy już nigdy 

w życiu. 

- Myślisz, że mogłoby do tego dojść? 

- To kombinatorka i kobieta chciwa, ale nie jest głupia. Myślę, że też chce to 

już mieć za sobą. 

- Powinienem był cię posłuchać te kilka lat temu, gdy mi odradzałeś to mał-

żeństwo. 

-  Ty  mnie  nigdy  nie  słuchasz,  Aleks.  No  powiedz,  czy  kiedykolwiek...  A 

zresztą, nieważne. Ważne jak tam twoja księżniczka. 

-  To  nie  jest  moja  księżniczka  -  zaprotestował.  -  A  przynajmniej  na  razie  - 

dodał, uśmiechając się do siebie. 

R  S

background image

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. 

- Zawsze wiem. 

-  Właśnie  nie  -  zaśmiał  się  Livingston.  -  I  dlatego  musisz korzystać  z  moich 

usług. 

- Ale tym razem nad wszystkim panuję. 

- Taaa... jakbym już gdzieś to słyszał. 

-  Naprawdę,  nic  się  nie  martw,  Jonah.  Tym  razem  będzie  inaczej.  Wiem,  co 

robię. W każdym calu. 

 

- Sophie, takie zachowanie jest absolutnie nie do przyjęcia - wybuchnął Filip 

w chwilę po wyjściu Aleksa. 

- Co masz na myśli? 

-  Nie  udawaj  idiotki.  Doskonale  wiesz,  co  mam  na  myśli.  Nie  możesz  prze-

bywać sama w swojej rezydencji z moim gościem! 

-  Nie  mówisz  chyba  poważnie?  -  Skąd,  u  diabła,  przyszło  mu  do  głowy,  że 

będzie jej mówił, kogo może, a kogo nie może zapraszać do siebie? Zbierało jej się 

niemal na  wymioty,  gdy  pomyślała  o  tych  wszystkich, którzy  bez  przerwy  mówią 

jej, jak ma żyć. - Nie zapominaj, że to ty mi kazałeś mu towarzyszyć i to przez całe 

dwa tygodnie. Nie mówiąc już o tym, że to, kogo zapraszam do siebie do domu, to 

nie twój cholerny interes! 

-  On  nie  jest  tu  dla  twojej  przyjemności!  Tu  chodzi  o  interesy!  Więc  jeżeli 

chcesz być traktowana serio, zachowuj się odpowiednio do wagi sprawy. 

Nie mogła nie przyznać przed sobą, że słowa Filipa dotknęły ją boleśnie. Tak, 

jej brat zawsze musiał zakładać najgorsze. 

- To, że był w moim domu, od razu znaczy dla ciebie, że z nim sypiam? Był 

tu ledwie dziesięć minut! Dziesięć minut, rozumiesz? Szybko, co? 

-  Pragnę  jedynie,  byś  dokładnie  wiedziała,  jakie  jest  moje  stanowisko  w  tej 

sprawie. 

R  S

background image

Przyszło jej do głowy, że może Filip wie o ich romansie sprzed dziesięciu la-

ty,  ale  gdyby  wiedział,  już  wówczas  dałby  jej  to  odczuć.  Nigdy  wcześniej  się  nie 

wahał, kiedy trzeba było wyrazić opinię na temat jej prowadzenia się... 

Czuła, że jest już naprawdę zmęczona tym życiem pod mikroskopem. Pomy-

ślała sobie nawet, że mogłaby się przespać z Aleksem choćby po to, by zagrać Fi-

lipowi na nosie. Tak, ale to by tylko potwierdziło, że on się nie myli w jej ocenie. 

- Muszę się przebrać do kolacji - oświadczyła, ruszając do drzwi.   

Miała oczywiście na myśli, żeby się wynosił, gdzie pieprz rośnie. Co dziwne, 

zdało jej się, że do Filipa dotarło, że odrobinę przeholował. 

- Wiesz, że wszystko, co robię, robię dla twego dobra - przypomniał jej. 

- Wiem o tym, Filipie. 

I  na  tym  właśnie  polegał  problem.  Każdy  wiedział  lepiej  od  niej,  co  jest  dla 

niej dobre. 

Dzięki  Bogu,  Aleksa  posadzono  podczas  kolacji  przy  drugim  końcu  stołu.  I 

mimo że przyszła cała rodzina - Filip z żoną, królową Hannah, Ethan i Lizzy, która 

wyglądała, oględnie mówiąc, niezdrowo, oraz ich kuzyn Charles, rodzinny prawnik 

- rozmowa przy stole dotyczyła raczej interesów niż spraw osobistych. Mówiono o 

hotelach, o nowym centrum odnowy, które zaprojektuje firma Aleksa, i o posiadło-

ści, którą zamierzali kupić. 

- To doskonały interes - przekonywał Charles. - Stary Houghton musi sprze-

dać,  nie  ma  wyboru.  Grozi  mu  ruina,  a to, co  mu  oferujemy,  to dla  niego  dar  nie-

bios. Byłby głupcem, gdyby nie skorzystał z okazji. 

- Ten budynek, który tam stoi, trzeba będzie natychmiast zburzyć - stwierdził 

Filip. 

- Rozbiórka już została zaplanowana - poinformował Ethan. 

- Ale to taki piękny, stary dom - zmartwiła się Hannah. - Nie da się go jakoś 

ocalić? 

- Chociaż niewątpliwie jest ładny - pospieszył z wyjaśnieniem Aleks - to jest 

R  S

background image

tak  stary  i  do  cna  zdewastowany,  że  taniej  będzie  go  zburzyć  i  postawić  w  jego 

miejsce nowy. 

- A co z pracownikami? Co z nimi będzie, kiedy to zamkniecie? - włączyła się 

Lizzy, po której mimo jej wysiłków widać było, że czuje się po prostu źle. Zjadła 

ledwie kilka kęsów z całej kolacji i co chwila brała Ethana za rękę, szukając w nim 

oparcia. 

-  Damy  pracę  tylu,  ilu  będzie  można  -  powiedział  Ethan.  -  Victoria,  córka 

Houghtona, pozostałaby na stanowisku menadżera. Stary na to nalega. 

- A można jej ufać? - spytał Charles, do którego obowiązków należała ochro-

na  interesów  rodziny.  -  Mimo  hojności  naszej  oferty  Houghton  nie  skrywa  nega-

tywnych uczuć wobec nas. A jeśli on chce ją nam wepchnąć, by robiła krecią robo-

tę? 

- Myśleliśmy o tym - zaczął Ethan. - Dopóki nie przekonamy się co do jej in-

tencji, będzie pracować w twoim biurze, żebyś miał na nią oko. Jak się sprawdzi i 

będzie lojalna, przeniesiemy ją do hotelu. A na razie znajdziesz dla niej coś u sie-

bie, co? 

- Załatwi się. - Charles pokiwał głową. 

Po  deserze  Lizzy,  blada  jak  śmierć,  przeprosiła  zebranych,  mówiąc,  że  musi 

iść  się  położyć.  Ethan  ją  odprowadził.  Hannah  przypatrywała  się  temu  z  ogromną 

troską. 

- Ona nie wygląda dobrze - zwróciła się do Filipa, gdy Lizzy i Ethan wyszli. - 

Ja też źle się czułam w pierwszym okresie ciąży, ale nigdy nie było ze mną tak źle. 

-  Też  mnie  to  martwi  -  przyznał  Filip.  -  Ale  według  Ethana  lekarze  sobie  z 

tym poradzą. Lizzy tak to po prostu przechodzi. Mówiłem im, że nie muszą przy-

chodzić na kolację, ale ona nalegała. Jest twarda. - Filip spojrzał z ukosa na Sophie. 

-  W  naszej  rodzinie  inaczej  się  nie  da,  jeśli  się  chce  przetrwać  -  odparowała 

kwaśno. 

Hannah  rzuciła  obydwojgu  spojrzenie  mówiące  „Zachowujcie  się  jakoś!"  po 

R  S

background image

czym również przeprosiła, tłumacząc, że idzie zobaczyć co z małym Fryderykiem. 

Kiedy wstała, podnieśli się też mężczyźni. 

- Pójdę z tobą - zaofiarował się Filip. 

- A ja lecę. Późno już, a mam dziś gorącą randkę. - Charles popatrzył na ze-

garek. 

- Są wieczory, kiedy nie masz gorącej randki? - Sophie przewróciła oczami. 

Charles tylko się uśmiechnął. 

- Sophie - zaproponował Filip - a może wzięłabyś Aleksa na spacer po ogro-

dach? 

- A jakże! - poparła go Hannah. - Tak tam pięknie o zachodzie słońca. 

Albo był to ze strony Filipa wyraz zaufania, albo też wysyłał jej jakieś chore, 

sprzeczne sygnały. Ale że i tak nie miała nic lepszego do roboty... A  wszyscy po-

zostali  byli  przecież  czymś  zajęci.  Ta  propozycja  to  coś  jak  nagroda  pocieszenia, 

doszła do wniosku. Grała jednak w tę grę już z milion razy wcześniej, więc odwró-

ciła się do Aleksa i uśmiechnęła. 

- Co powiesz na spacer po ogrodach, Aleks? 

- Będę zaszczycony, Wasza Wysokość - odparł z błyskiem w oku. 

Kiedy  wychodzili  na  zewnątrz,  Sophie  przyszło  jeszcze  do  głowy,  że  może 

Filip właśnie w ten sposób ją sprawdza. Ciekawa była, co by było, gdyby ją zoba-

czył na przykład, jak się całuje z Aleksem wśród róż i hortensji. 

Zmierzch zaczynał dopiero zapadać i słońce lśniło jeszcze jak potężna, błysz-

cząca pomarańcza na bezchmurnym, wieczornym niebie. Temperatura nieco się już 

obniżyła,  a  z  północy  ciągnęła chłodna  bryza,  która  szeleściła  liśćmi  i  wznosiła  w 

górę mdławy zapach mchów. Sophie poprowadziła Aleksa kamienną ścieżką wijącą 

się wśród będących dumą królewskiej rodziny ogrodów kwiatowych. Każdego roku 

przybywało  w  nich  coraz  to  nowych  gatunków  kwiatów  i  krzewów.  Wiele  z  nich 

było hybrydami, owocem pomysłowości lubującego się w krzyżówkach ogrodnika 

pałacowego.  Sophie  pokazywała  gościowi  co  ciekawsze  rośliny  i  podawała  ich 

R  S

background image

zwyczajowe  i  naukowe  nazwy.  Aleks  jednak  nie  wydawał  się  specjalnie  zaintere-

sowany. 

- Nudzę cię? - spytała w końcu.   

W odpowiedzi uśmiechnął się. 

-  Nie,  przepraszam.  Zamyśliłem  się.  Wciąż  zastanawiałam  się  nad  tym,  co 

zobaczyłem tego wieczoru. 

- Co masz na myśli? 

-  Mówię  ci,  to  szmat  czasu,  odkąd  ostatni  raz  brałem  udział  w  takiej  praw-

dziwej rodzinnej kolacji. 

- No widzisz. Z reguły nie rozmawiamy o interesach, tylko wtykamy nosy w 

nie swoje sprawy. W dobrym znaczeniu tego słowa. - Uśmiechnęła się. 

- Tak czy siak, było wspaniale. 

Sophie podzielała jego zdanie. Byli zżytą rodziną. Teraz już tak, chociaż kie-

dyś było inaczej. Jedyne obiady, jakie ona i Filip jadali razem z rodzicami, zdarzały 

się  w  wakacje  lub  podczas  uroczystości  dworskich.  Ich  matka  i  ojciec  wiedli  od-

rębne życie. Nie tylko, jeśli chodzi o siebie, ale i o dzieci. W ich ocenie wychowy-

wanie dzieci lepiej było całkowicie powierzyć nianiom i opiekunkom. Sophie czę-

sto wydawało się w dzieciństwie, że ona i Filip zostali pozostawieni samym sobie, 

a przeciw nim sprzysiągł się cały świat. 

- Jak mniemam, nieczęsto jadałeś razem z żoną? - spytała i w tej samej chwili 

zdała sobie sprawę, że może jej pytanie było zbyt osobiste. Było jednak za późno. 

Poza tym była naprawdę ciekawa. 

- Już od dawna nie. 

Wyglądał tak smutno, że aż zrobiło jej się go żal. 

- Macie dzieci? - ciągnęła jednak dalej. 

- Nie. To był jeden z punktów zapalnych. Ona chciała, ja nie. 

Zdziwiło ją to. Dziesięć lat temu odniosła wrażenie, że jest gotowy do założe-

nia rodziny. O sobie też tak wówczas myślała. Ale jakoś trudno jej było sobie wy-

R  S

background image

obrazić,  że  znajdzie  kiedyś  odpowiedniego  mężczyznę.  Odpowiedniego  na  męża  i 

na ojca. W końcu przestała się nawet rozglądać. Wszyscy jej ówcześni chłopcy czy 

partnerzy  byli  dla  niej,  jak  to  celnie  określił  Filip,  ledwie  tymczasową  rozrywką, 

zabawkami, rzec można. 

- Ale nie byłem wobec niej całkiem uczciwy - przyznał Aleks. - Tak napraw-

dę to chciałem mieć dzieci, tyle że nie z nią. 

To po co się z nią ożeniłeś? - pomyślała natychmiast Sophie. 

- Wiem, co sobie myślisz - kontynuował. - Jaki jest sens żenić się z kobietą, z 

którą się nie chce założyć rodziny? 

- No więc, jaki? 

- Presja mojej rodziny. Byłem młody i głupi i bardzo chciałem uwierzyć, że z 

czasem  ją  pokocham.  Zanim  sobie  uzmysłowiłem,  że  aby  kogoś  pokochać,  trzeba 

go najpierw chociażby lubić, było już za późno. 

To ich właśnie, jak sądziła Sophie, różniło. Ona wiedziała, że nigdy nie mo-

głaby  się  zakochać  w  mężczyźnie,  którego  wybraliby  w  jej  imieniu  rodzice.  Po-

dobne  historyjki  mogły  się  zdarzać  jedynie  w  bajkach.  Małżeństwo  jej  rodziców 

należało właśnie do takich zaaranżowanych wcześniej i przez cały czas oboje wal-

czyli ze sobą i borykali się z niezliczonymi problemami. Do najmniejszych z nich 

należał fakt, że na przykład ojciec wiecznie chodził po domu z niezapiętym rozpor-

kiem. A matka, mimo bogactwa i władzy, do końca swych dni pozostała samotną i 

niespełnioną  kobietą.  Gdyby  ktoś  spytał  Sophie  o  zdanie,  to  odpowiedziałaby,  że 

życie trwa zbyt krótko, by spędzać je z osobą, którą ledwie się toleruje. Lepiej już 

żyć samemu. 

- Znaczy, że nie udało ci się jej pokochać? 

-  Byłoby  to  trudne,  jeżeli  nie  niemożliwe,  zważywszy  na  to,  że  byłem  zako-

chany w kimś innym. 

To  wyznanie  omal  nie  zwaliło  Sophie  z  nóg,  gdyż  domyślała  się,  że  chodzi 

mu o nią. Spojrzała nań szybko i to, co zobaczyła w jego oczach, utwierdziło ją w 

R  S

background image

domyśle. Było to i niezręczne, i podniecające zarazem wiedzieć, że człowiek, który 

zakochał się w niej, nie potrafił już pokochać żadnej innej. Czuła też jednocześnie 

coś na kształt winy, odpowiedzialności, jakby to ona w jakiś sposób zrujnowała mu 

życie. No nie, bez przesady. Nie kazała mu przecież żenić się z kobietą, której nie 

kochał! Miał wybór, tak jak i ona. Jeżeli zrobił błąd, to była to wyłącznie jego wi-

na. Czemuż jednak ta myśl wcale nie przyniosła jej ulgi? 

- Lecz i ona - zwierzał się dalej Aleks - mnie nie kochała. Można by więc po-

wiedzieć, że rachunki zostały wyrównane. Weszła w ten układ tylko dla nazwiska. I 

pozycji. Oprócz tego żadnych większych ambicji nie miała. - Wbił ręce w kieszenie 

spodni. - A ty? Czemu nie wyszłaś za mąż? 

- Chyba nie spotkałam nigdy mężczyzny, za którego chciałabym wyjść. 

Zaśmiał się i pokręcił głową. 

- Bawi cię to? - spytała. 

- Mówiąc szczerze, to tak. Twierdziłaś, że chciałaś wyjść za mnie. A może to 

taki twój sposób na faceta? Uwieść go, sprawić, by uwierzył, że chcesz, by cię po-

ślubił, a potem  rzucić  go bez  słowa  wyjaśnienia?  -  W  jego  głosie  wyczuwało  się 

bardziej ciekawość niż złość, słychać było też jednak niemożliwe do ukrycia napię-

cie. 

- To nie było tak, Aleks. 

- To było dokładnie tak. - Zaniósł się ironicznym śmiechem. 

- A jaką to robi teraz różnicę? - dopytywała się, potrząsając głową. 

- Po prostu powiedz: obchodziło cię to cokolwiek czy się zwyczajnie znudzi-

łaś? 

- Oczywiście, że mnie obchodziło - odparła miękko. Była wówczas słaba, nie 

potrafiła bronić swego. Bronić ich miłości. Nie była z tego faktu dumna, ale też nie 

mogła  teraz  cofnąć czasu i  wracanie w  tej  chwili  do  przeszłości  niczego  by  tu nie 

rozwiązało. - Zrobiłam to, co musiałam zrobić - dodała. 

Na tym ich rozmowa powinna się zakończyć, ale Aleks nie dawał za wygraną. 

R  S

background image

- Więc sugerujesz, że twoi rodzice byli przeciw, a ty nie miałaś dość siły, by o 

nas walczyć, tak? A może było ci wszystko jedno? 

- Nie, naprawdę nie było, ale to bardzo skomplikowane. 

-  Nie  jestem  specjalnie  inteligentny,  księżniczko.  Czy  Wasza  Wysokość  ze-

chciałaby wyjaśnić coś bliżej? 

Nic dobrego z tego nie będzie, ale może rzeczywiście, po wszystkich tych la-

tach Aleks zasługiwał na to, by poznać prawdę? 

- Kiedy rodzice dowiedzieli się, że chcemy razem wyjechać i być ze sobą, by-

li oczywiście przeciw. Ale powiedziałam im, że cię kocham i że zamierzam za cie-

bie wyjść, i że nie będą mogli mi w tym przeszkodzić. 

- A oni kazali ci zerwać?   

- Nie, oni zaczęli... planować. 

- Planować co? - Aleks był kompletnie skołowany. 

- Planować nasze życie razem, Aleks. 

- To znaczy, że się zgodzili? Że chcieli pozwolić nam się pobrać? 

Przygryzła wargę i skinęła głową. 

- Nic nie rozumiem. Jeśli się zgadzali, to czemu przestałaś odbierać moje te-

lefony? Czemu nie odpisywałaś na listy? 

-  Ja  chciałam  stąd  uciec,  Aleks.  Pragnęłam  być  wolna.  Sama  decydować  o 

swoim życiu, a to się zaczęło przeradzać dokładnie w to, od czego uciekałam. Ro-

dzice kontrolowaliby każdy mój ruch. 

Zastanawiał  się  przez  moment  nad  tym,  co  usłyszał,  a  potem  odpowiedział 

bardzo spokojnym głosem. 

-  Czyli  z  tego,  co  mówisz,  wynika,  że  nie  kochałaś  mnie naprawdę,  że  mnie 

zwyczajnie  wykorzystywałaś.  Miałem  być  tylko  czymś  w  rodzaju  przepustki  na 

wyjazd, biletu, by się stąd wyrwać. Bardzo wygodne. 

- Nie, nie to miałam na myśli. Kochałam cię. 

 

R  S

background image

- Taaak, dopóki byłem dla ciebie użyteczny, to mnie kochałaś. 

Sophie widziała, że jest zły. Zły i mocno zraniony. 

- Nie, nieprawda. Rozstanie z tobą było najtrudniejszą rzeczą w całym moim 

życiu.  Ale  musiałam  tak  postąpić!  Miałeś  tyle  marzeń,  tyle  planów.  Musiałbyś  z 

nich wszystkich zrezygnować. Odchodząc od ciebie, umożliwiłam ci, byś wiódł ta-

kie życie, o jakim marzyłeś. 

- Ale to ja powinienem był wtedy podjąć decyzję w sprawie swojej przyszło-

ści, nie ty! 

-  Nie  miałeś  bladego  pojęcia,  w  co  mógłbyś  się  wpakować.  A  skutek  byłby 

taki, że znienawidziłbyś mnie do końca życia. Nie zniosłabym tego! 

- A gdybyś mogła cofnąć czas, to spróbowałabyś raz jeszcze? 

Gdyby  nie  Aleks  i  ich  znajomość,  Sophie  nigdy  nie  poznałaby,  czym  jest 

prawdziwa miłość, prawdziwa namiętność. A nie znając tego uczucia, może i nawet 

poślubiłaby  mężczyznę,  którego  wybraliby  jej  rodzice,  i  spędziłaby  z  nim  resztę 

swego samotnego w gruncie rzeczy i żałosnego żywota. Tak, tak by się pewnie sta-

ło. Innymi słowy, Aleks uratował jej życie. 

Podszedł do niej teraz i pogładził delikatnie palcami po policzku. W jego ge-

ście było tyle słodyczy i czułości, że myślała, że się zaraz rozpłacze ze wzruszenia. 

Zapragnęła go pocałować. I żeby ją objął. Ale przypomniała sobie nagle wszystkie 

pouczenia, jakich udzielił jej Filip na temat biznesu i etykiety, i odsunęła się. 

- Nie, Aleks. Proszę, nie. 

Silny  wiatr  powiał  przez  ogród  i  Sophie  poczuła,  że  jest  jej  strasznie  zimno. 

Potarła mocno ramiona, by się rozgrzać. Znienacka zrobiło się późno. Słońce zaszło 

za drzewami. Zapalono też już latarnie. 

- Ściemnia się. Wracajmy - zaproponowała. 

Aleks  ociągał  się,  wyraźnie  rozczarowany,  lecz  w  końcu,  jak  się  wydawało, 

ustąpił. Kiedy jednak ruszyła w stronę pałacu, on został w miejscu. 

- Nie idziesz? - spytała. 

R  S

background image

- Przejdę się jeszcze. Wrócę niedługo, jakoś trafię. 

- W takim razie do jutra. 

- O której zaczynamy nasz obchód? 

- Spotkajmy się w holu o dziewiątej, co ty na to? Ubrania sportowe. 

- Dobra. A zatem do zobaczenia o dziewiątej. 

Patrzył,  jak  odchodzi,  jak  znika  w  zapadającej  ciemności,  a  potem  odwrócił 

się  i  ruszył  w  przeciwną  stronę.  Tak.  Właśnie  kiedy  myślał,  że  nie  może  nie  cier-

pieć jej już bardziej, udowodniła mu, jak bardzo się myli. Nie wierzył w tę bajecz-

kę, że zerwała z nim dla jego dobra. Cokolwiek robiła, Sophie miała na myśli zaw-

sze tylko siebie i swoje własne dobro. 

Ta myśl sprawiła, że plan, który powziął przed kilku godzinami, wydał mu się 

tym bardziej interesujący. Dotąd wszystko szło idealnie, a on sam zasłużył za swój 

występ  na  Oscara.  Chociaż  nie  wszystko  w  jego  zachowaniu  było  tak  naprawdę 

udawane. To, co jej powiedział, było prawdą. 

Nie jadł kolacji z rodziną od wieków. A w dodatku i matka, i siostra miały do 

niego  pretensje,  że  nie  próbuje  się  jakoś  dogadać  z  żoną. Bóg  jeden  wie,  co  Cyn-

thia,  jego  była,  im  naopowiadała.  Pewnie  nawet  gdyby  wiedziały  o  jej  romansie, 

niczego by to nie zmieniło. Baby zawsze trzymają się razem. 

Jedno, co lubił w Sophie, to jej samodzielność, indywidualność. Ale  on miał 

porachunki  z  całym  babskim  rodem,  a  Sophie  wydawała  mu  się  w  tej  chwili  cał-

kiem łatwym i wygodnym celem. Może nawet zbyt łatwym. Jakby sama wchodziła 

mu w ręce. 

Zabawa  zacznie  się  jutro.  Nie  miał  wątpliwości,  że  księżniczka  dostanie  od 

niego w końcu to, na co sobie zasłużyła. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Aleks czekał punkt o dziewiątej w holu, tak jak się umówili. 

Sophie była wewnętrznie rozdarta. Przez całą noc zmagała się na przemian to 

z  uczuciem  rozczarowania,  to  z  wyczekiwaniem  na  to  spotkanie.  Czasem  myślała 

sobie, że może zostanie w ostatniej chwili, wczesnym rankiem, odwołana na jakieś 

ważne spotkanie biznesowe, ale nic takiego się nie stało. Dzisiejszy dzień dane jej 

więc będzie spędzić jednak z Aleksem. 

Na  dodatek  Rutledge  wydawał  jej  się  tego  ranka  wyjątkowo  atrakcyjny  i 

przystojny.  Miał  na  sobie  luźne,  szare  spodnie  i  czarną,  jedwabną koszulę  z  ręka-

wami  podwiniętymi  do  łokci.  Dwa  guziki  pod  szyją  były  niezapięte  i  odsłaniały 

nieco  klatkę  piersiową.  Czy  nadal  była  tak  delikatna  i  kształtna?  Silna?  I  gorąca? 

Gdyby tak wpiła w nią swe dłonie... 

Odepchnęła od siebie te myśli. Nie, wcale nie chce tego wiedzieć. 

- Dobrze spałeś? - spytała uprzejmie. 

- Najlepiej od miesięcy. 

Naprawdę  wyglądał  na  wypoczętego  i  radosnego.  Ona  zaś  spała  bardzo  nie-

spokojnie i z pewnością nie wyglądała nawet w połowie tak korzystnie jak on. 

- Pamiętam, że jak ostatni raz spędzałem w tym łóżku noc, to prawie oka nie 

zmrużyłem. - Mrugnął porozumiewawczo. - Tyle że wtedy miałem towarzystwo. 

Ona  też  pamiętała  tamtą  noc.  Każdy  szczegół.  Dotyk  jego  rąk.  Ich  nagie, 

splecione ciała. 

Ale nie chciała, by wiedział, jak bardzo ją to wspomnienie poruszyło. 

-  Dawne  dzieje.  Ledwie  co  pamiętam  -  skwitowała  jego  aluzję  ze  znudzoną 

miną. 

Uśmiechnął się, jak gdyby przejrzał ją na wylot. 

- Gotowy? - upewniła się. 

- Zawsze, księżniczko! 

R  S

background image

Debil. Mógłby się już przestać wygłupiać. Inaczej będzie to dla niej naprawdę 

ciężki dzień. 

Poprowadziła  go  do  tylnego  wyjścia,  gdzie  czekał  samochód.  Jej  ochroniarz 

przytrzymał drzwi, kiedy  wsiadali, a potem sam zajął miejsce z przodu, obok kie-

rowcy. 

- Co mamy na dzisiaj w planie? - spytał Aleks, kiedy ruszyli. 

-  Najpierw  Zajazd  Królewski.  W  części hotelu  wciąż  trwa  remont, ale  więk-

szość jest już gotowa. Zjemy tam lunch, potem rozejrzymy się po okolicy. A wie-

czorem kolacja w pałacu. 

- A jutro? 

-  Muzeum  historii  naturalnej  i  ośrodek  naukowy.  A  jak  nam  zostanie  trochę 

czasu, to pojedziemy na wybrzeże. 

- A czas na relaks? Będzie w ogóle jakiś? 

- Golf z Filipem w środę o siódmej rano. W czwartek zabierze cię z kolei na 

drugą stronę wyspy. Na tereny łowieckie. Postrzelacie sobie trochę. W sobotę Filip 

i Hannah biorą cię na rejs jachtem. 

- A co z wieczorami? - Coś ciepłego, a jednocześnie dzikiego błysnęło w jego 

oczach. 

Nie, proszę. Czy on nie mógłby być trochę bardziej subtelny?   

Posłała mu uprzejmy uśmieszek. 

-  Jestem  dziwnie  spokojna,  że  znajdziesz  sobie  jakieś  atrakcje  we  własnym 

zakresie. 

Nie obraził się, a jedynie zaśmiał. 

- Filip wspominał coś o jakimś wieczorze dobroczynnym. 

- Tak. W piątek. 

- Będziesz? 

- Oczywiście. 

- W takim razie zamawiam sobie u ciebie taniec.   

R  S

background image

Kiwnęła głową, że się zgadza. 

- Księżniczko, czy to jest  właśnie twoja praca? - spytał, zmieniając nagle  te-

mat. 

- O co ci chodzi? 

- No, gdybyś nie była tu teraz ze mną, to co byś robiła? 

- Coś w tym samym stylu. - Wzruszyła ramionami. - Jestem ambasadorką do-

brej woli. 

- Czyli co? Obwozisz ludzi po wyspie? 

- Między innymi. Prócz tego organizuję różne imprezy dobroczynne i biorę w 

nich udział, planuję kolacje, spotkania. 

- To z pewnością niezwykle ekscytujące.   

Dosłyszała w jego głosie nieskrywany sarkazm. A kim on jest, żeby ją sądzić? 

Jakby  umyślnie  starał  się  ją  wytrącić  z  równowagi.  I  to  wtedy,  gdy  ona  robi,  co 

może,  żeby  stosunki  między  nimi  były  naprawdę  w  porządku.  A  może  on  to  robi 

specjalnie? Może ma coś na celu? 

- Ma prawo ci się nie podobać - odparła najbardziej obojętnym głosem, na ja-

ki umiała się zdobyć. 

-  Myślałem,  że  robisz  coś  bardziej... bardziej...  ambitnego.  Dziesięć  lat  temu 

miałaś ogromne aspiracje. 

W każdej innej sytuacji bez wahania przyznałaby, że to, co robi, nie jest speł-

nieniem jej ambicji, ale teraz zdecydowała się bronić swojej pozycji. 

- To, co robię, jest i ważne, i niezbędne. I wcale nie takie miałkie, jak by ci się 

mogło wydawać. 

- Wiem o tym. Zastanawiałem się tylko, czy i ty wiesz.   

Nie wiedziała co odpowiedzieć. Była jak ogłuszona. 

-  Po  co  te  wszystkie  głupie pytania? -  spytała  ostrym  tonem  i  zaraz tego  po-

żałowała.   

Co  się  ze  mną  dzieje?  Nigdy  wcześniej  nie  dopuszczałam  do  tego,  by  męż-

R  S

background image

czyzna aż tak zalazł mi za skórę. 

Ale też nikt, czy to mężczyzna czy kobieta, nie zwracał się do niej tak otwar-

cie. W jakiś dziwny, niezrozumiały sposób wydało jej się to nagle takie... ożywcze. 

Poczuła ulgę. 

-  Odnoszę  dziwne  wrażenie,  że  w  rzeczywistości  w  ogóle  nie  zdajesz  sobie 

sprawy, jak ważną funkcję pełnisz - ciągnął Aleks. - Czy wiesz, że w naszych roz-

mowach Filip nie raz i nie dwa mówił o tobie jako o spoiwie łączącym całą waszą 

rodzinę? 

A jej się wydawało, że jest dla Filipa utrapieniem. Lecz w tym, co powiedział 

Aleks, zdumiało ją najbardziej nie to, że Filip miał o niej inne, lepsze zdanie, ale że 

w ogóle dał temu publicznie wyraz. 

- Cóż, w takim razie okazuje mi to w niezbyt ciekawy sposób. 

- Tak to już jest z braćmi. Szczególnie z tymi starszymi. Moja młodsza siostra 

zawsze  mnie  oskarżała  o  wtykanie  nosa  w  nie  swoje  sprawy.  Ale  my  to  robimy  z 

miłości, zapewniam cię. 

Uzmysłowiła  sobie,  że  się  uśmiecha,  i  momentalnie przybrała na powrót  po-

ważny wyraz twarzy. Wszystko szło nie tak. Pozwalała sobie na emocje. Pozwalała 

mu  dotykać  miejsc  w  swoim  sercu  i  duszy,  do  których  nigdy  nie  powinna  go  do-

puścić. Odwróciła się w stronę okna i zaczęła się przyglądać mijanym krajobrazom. 

Zbliżali się powoli do granic miasta. 

- Coś nie tak? - spytał. 

-  Wszystko  w  porządku  -  zapewniła  go.  -  Po  prostu  nie  chcę  o  tym  rozma-

wiać. Nie wydaje mi się to stosowne. 

- Zgoda. To o czym chcesz rozmawiać? 

O niczym. Chciała sobie po prostu siedzieć i rozmyślać. Ale na to, jako dobra 

gospodyni,  nie  mogła  sobie  pozwolić.  Ma  być  opanowana  i  uprzejma,  a  niekiedy 

wręcz  radosna.  Tego  wymagają  ich  goście.  Ma być  jak  kameleon,  zależnie  od  sy-

tuacji.  Przy  Aleksie  jednak  trudno  jej  było  zdecydować,  kim  powinna  w  danej 

R  S

background image

chwili być. 

Dzięki  Bogu,  po kilku  minutach dotarli  do  hotelu.  Między  stojącymi  wzdłuż 

brzegu  budynkami  można  już  było  dostrzec  skrawki  błękitnej  wody.  Ich  wyspa, 

położona na Morzu  Irlandzkim między  Anglią, Szkocją, Irlandią i Walią, była na-

prawdę niewielka, ale na tym polegał jej urok. Pięćset osiemdziesiąt osiem kilome-

trów kwadratowych rozkoszy i szczęścia. 

-  Już  zapomniałem,  jaka  piękna  jest  zatoka.  Po  prostu  raj  -  ocenił  z  entuzja-

zmem Aleks. 

Sophie ucieszyła się, że tematem rozmowy przestały być wreszcie jej sprawy 

osobiste. 

- Nam też się podoba - przytaknęła. 

- Trochę się pobudowało od mojej ostatniej wizyty, jak widzę. 

- Tak, ale tylko przy zatoce. Ponad czterdzieści procent powierzchni wyspy to 

park narodowy. Dbamy o przyrodę. 

- Filip mówił, że liczba turystów wzrosła w ostatnich latach dwukrotnie. 

- To prawda. 

Zmiany zaczęły się, kiedy umarł ich ojciec i władzę przejął Filip, choć z po-

czątku  nieoficjalnie,  gdyż  to  matka  była  przez  jakiś  czas  nominalną  królową. 

Ukrywała wtedy przed wszystkimi, w tym przed własnymi dziećmi, że jest poważ-

nie chora. Jako brat, Filip był trudny do zniesienia, ale jako przywódca sprawdzał 

się  doskonale.  Sophie  zdała  sobie  w tym  momencie  sprawę,  że  nigdy  mu tego  nie 

powiedziała. Ani tego, jak bardzo była z niego dumna. 

-  Nasza  gospodarka  ma  się  doskonale,  a  ceny  nieruchomości  wciąż  rosną  - 

pochwaliła się. 

- A koszty życia? 

- Wyższe na wybrzeżu, ale w głębi wyspy do zniesienia. 

- Jakieś ulgi podatkowe dla miejscowych inwestorów? 

- Oczywiście. Dlaczego pytasz? 

R  S

background image

- Z ciekawości. - Wzruszył ramionami. 

Nie  myślał  chyba,  żeby  się  tu  osiedlić?  Wspominał  niby  coś  o  tym,  że  chce 

wprowadzić swą firmę na rynek międzynarodowy, ale chyba nie zamierza otwierać 

tu biura? A jeśli tak? Czy to by znaczyło, że widywaliby się częściej? Szczerze, nie 

wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. A przecież w ogóle nie powinno to mieć dla 

niej  żadnego  znaczenia.  Tak  sobie  przynajmniej  wmawiała.  Poza  tym,  co  za  sens 

bawić się w głupie „co by było, gdyby..."? 

Wskazała mu górujący nad innymi budynkami hotel. Kiedy pochylił się bliżej 

okna, by wyjrzeć, poczuła bijące odeń ciepło i subtelny, znajomy zapach płynu po 

goleniu. Ledwie się powstrzymała, by się nie przysunąć bliżej i go nie dotknąć. Nie 

przejechać  lekko  dłonią  po  jego  policzku,  po  ustach.  Nie  zanurzyć  twarzy  w  jego 

szyi i nie chłonąć jego zapachu. Tak jak robiła to kiedyś, dziesięć lat temu. 

- Widziałem wcześniej zdjęcia, ale one w ogóle nie oddają jego wspaniałości - 

ocenił Aleks. 

- Tak, to trzeba zobaczyć samemu - przytaknęła Sophie. 

Kiedy  zajechali  pod  wejście,  uważnie  wpatrywała  się  w  jego  twarz.  Zawsze 

bacznie  obserwowała  pierwszą  reakcję  gości  oszołomionych  pięknem  budynku  i 

niezapomnianymi  widokami.  Hotel,  wybrzeże,  morze  i  złocista  plaża  tworzyły 

prawdziwie rajski zakątek i wywierały na przyjezdnych ogromne wrażenie. Nie in-

aczej stało się z Aleksem. 

-  Architektura  klasyczna,  raczej  typowa,  ale  z  perfekcyjnie  zachowaną  rów-

nowagą,  jeżeli  chodzi  o  elementy  nowoczesne.  Prawdę  mówiąc,  aż  mnie  skręca  z 

zazdrości, że nie ja to zaprojektowałem. 

- Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na już istniejący, piękny budynek tak do-

skonale  położony.  Wystrój  trzeba  było  oczywiście  zmodernizować  praktycznie  w 

całości - wyjaśniła Sophie i zwróciła się do kierowcy: - Podjedź, proszę, do wejścia 

służbowego z tyłu. - Następnie poinformowała Aleksa: - Stamtąd można się przyj-

rzeć ziemi Houghtona, gdzie mamy zbudować centrum odnowy i spa. 

R  S

background image

Wysiedli.  Aleks  nałożył  markowe  okulary  przeciwsłoneczne.  Poruszał  się  z 

gracją i pewnością siebie człowieka, który wie, że wygląda dobrze. Jego zachowa-

nia nie cechowała  jednak  typowa  dla  wielu  przystojnych  i  atrakcyjnych  mężczyzn 

arogancja. Po prostu dobrze się czuł w swojej własnej skórze. 

- No więc tu właśnie będziemy budować - objaśniała Sophie. - To był w ogóle 

jeden  z  pierwszych  hoteli  w  tym  miejscu.  Houghtonowie  byli  właścicielami  tej 

ziemi od pokoleń.  Ich przodkowie są na wyspie prawie tak długo jak rodzina kró-

lewska. 

Kiwnął głową ze zrozumieniem. Przyglądał się budynkowi Houghtona, który 

niedługo miał zostać całkowicie zburzony. 

-  Jeszcze  parę  lat  temu może  i  można było  myśleć  o  odratowaniu  tej  rudery, 

ale  w  obecnym  stanie  to  gra  niewarta  świeczki  -  oszacował  z  żalem  na  twarzy.  - 

Ani pieniędzy. 

-  Tutejsze  firmy,  będące  właścicielami  historycznych  budynków  nad  zatoką, 

od dawna mogą się ubiegać o dotacje na renowację, ale Houghtonowie nigdy o nie 

nie wystąpili. 

-  Trudno  pomagać  ludziom,  którzy  sami nie  chcą  sobie  pomóc  -  cierpko za-

uważył Aleks. - Wejdziemy do środka? 

- Pewnie. 

Korytarz  od  wejścia  prowadził  najpierw  do  głównej  kuchni.  Mimo  że  czas 

śniadania dawno minął, a do lunchu pozostało równie dużo czasu, miejsce tętniło 

życiem. Pełne też było smakowitych zapachów. 

- Niezła. Bardzo nowoczesna - ocenił Aleks. 

- Całe wyposażenie z najwyższej półki - pochwaliła się Sophie. 

- Filip wspominał, że to twoja działka. 

- Częściowo. 

- Mówił też, że jesteś niezwykle utalentowaną kucharką.   

A czy wspominał również, że wcale tego nie aprobuje? 

R  S

background image

Sophie wcale by to nie zdziwiło. 

-  To  jedna  z  moich  namiętności.  Uczyłam  się  we  Francji  -  odparła  tytułem 

wyjaśnienia. 

- Z tego, co pamiętam, to rzeczywiście jesteś bardzo namiętną osobą - powie-

dział z tym swoim lubieżnym uśmieszkiem. 

Czemu wciąż próbuje wytrącić ją z równowagi? 

-  To  musiało  być  już  chyba  po  naszym  spotkaniu?  Mam  na  myśli  tę  szkołę 

gastronomiczną? - dopytywał się Aleks. 

Kiwnęła głową, że tak. Chociaż niezbyt długo po tym. I  w dodatku zawdzię-

czała ten wyjazd poniekąd właśnie jemu, Aleksandrowi Rutledge'owi. 

- Nigdy bym nie przypuszczał, że rodzice puszczą cię gdzieś samą. 

- I tak by pewnie było, ale zawarliśmy swego rodzaju układ. 

Po tej sprawie z Aleksem Sophie wróciła do swojego książęcego życia. Gdy-

by  była  mądrzejsza,  już  wcześniej  zrozumiałaby,  że  ojciec  i  matka  nigdy  się  nie 

zgodzą,  by  wiodła  zwyczajne  życie  i  miała  swoją  własną  pracę.  A  jej  marzeniem 

było prowadzić restaurację i być szefową kuchni. 

Rozejrzała się teraz po wnętrzu, które niemal w całości sama zaprojektowała; 

po  meblach  i  urządzeniach,  które  sprowadziła.  Wspomniała  menu,  które  samo-

dzielnie wymyśliła i napisała. Może i nigdy nie będzie tu pracować, ale to była jej, 

Sophie, kuchnia; przez nią stworzona. 

Któryś z kucharzy upuścił nagle patelnię i głośny, metaliczny dźwięk poniósł 

się po całym wnętrzu. W jednej chwili przy boku Sophie pojawił się czujny ochro-

niarz.  Odprawiła  go  ruchem  dłoni,  a  potem  wycofali  się  z  kuchni.  Aleks  sprawiał 

wrażenie zaniepokojonego, ale był też pod wrażeniem. 

- Ilu ochroniarzy ci zwykle towarzyszy? 

-  Zależy  od  okazji.  Członkowie  rodziny  nie  ruszają  się  z  pałacu  bez  co  naj-

mniej  jednego.  Z  wyjątkiem Ethana; on nie korzysta  z  ochrony.  A  Maurycy  -  ski-

nęła  w  stronę  idącego  kilka  kroków  za  nimi  mężczyzny  -  to  jeden  z  naszych  naj-

R  S

background image

groźniejszych ochroniarzy. Czyż nie tak, Maurycy? 

Ten  tylko  uśmiechnął  się  nieznacznie.  Ale  nawet  wówczas  wyglądał  rzeczy-

wiście niebezpiecznie. 

- Nie przeszkadza ci, że zawsze ktoś za tobą idzie? - indagował dalej Aleks. 

-  Tak  się  już  przyzwyczaiłam,  że  nawet  tego  nie  zauważam.  A  poza  tym  to 

konieczne. 

- Zdarzały ci się jakieś niebezpieczne sytuacje?   

Sophie zdziwiła się, widząc na jego twarzy zatroskanie. 

Naprawdę się o nią martwił? Po tylu latach? 

- Mnie osobiście nie. Filipowi też. Ale ostrożności nigdy dość. Wiele lat temu 

dokonano nieudanego zamachu na ojca mego ojca. A i nasz ojciec, król Fryderyk, 

nie cieszył się miłością niektórych poddanych. Był strasznie arogancki i, przykro to 

mówić, troszczył się tylko o siebie. 

To właśnie metody i przekonania ojca sprawiły, że Sophie zwróciła się prze-

ciwko instytucji monarchii. Dopiero kiedy władzę przejął Filip, jej nastawienie za-

częło się zmieniać. Był to jednak powolny i długotrwały proces. 

Przeszli  do  głównego  skrzydła  budynku.  Zazwyczaj,  gdy  pojawiała  się  pu-

blicznie, to ona skupiała na sobie uwagę widzów. Dziś jednak większość mijanych 

osób  wbijała  wzrok  raczej  w  towarzyszącego  jej  mężczyznę.  Nie  dziwiło  jej  to. 

Aleks  był  typem,  na  którego  inni  mężczyźni  patrzyli  z  zazdrością, kobiety  zaś  -  z 

uznaniem. Sophie nie była zazdrosna, ale w innej sytuacji być może... 

Nie, żadnej innej sytuacji nie będzie, nigdy, nawet za tysiąc lat, udzieliła sobie 

natychmiast reprymendy. Pomogło jej to zejść na ziemię. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Obejrzeli jeszcze pokoje gości i kilka innych pomieszczeń, a następnie zjedli 

lunch  w  hotelowej  restauracji.  Aleks  był  wprost  oczarowany  Zajazdem  Królew-

skim. Hotel był elegancki i elitarny, a jednocześnie w pełni dostępny nie tylko dla 

bogaczy i biznesmenów, lecz i dla przeciętnego podróżnego. Jeżeli chodzi o wiel-

kość, projekt, który miał wykonać, nie był dla Aleksa niczym nadzwyczajnym. Ale 

rozgłos, jaki wiązałby się z jego realizacją, równałby się dlań odkryciu żyły złota. 

- I co sądzisz o naszym hoteliku? - spytała w drodze powrotnej Sophie. 

- Sądzę, że to genialna inwestycja. 

Uśmiechnęła  się  i  to  naprawdę  szczerze.  A  już  się  bał,  że  całkowicie  zapo-

mniała,  jak to  się  robi. Było  jasne,  że  jest  dumna  z  efektu,  jaki  udało  się  rodzinie 

królewskiej uzyskać. 

-  Nie  jestem  ekspertem  od  hotelarstwa  -  zaczął  Aleks  -  ale  jest  jedna  rzecz, 

którą wziąłbym tu pod uwagę. 

- Powiedz, proszę. - Wyprostowała się na siedzeniu wyraźnie zainteresowana. 

- I tak znasz się pewnie na tym o wiele lepiej niż ja. 

Ucieszyła go jej reakcja. Kobiety, z którymi stykał się dotąd w życiu, szcze-

gólnie  ostatnio,  wydawały  się  najmądrzejsze  na  świecie  i  znały  się  na  wszystkim. 

Miło  więc  się  było  dowiedzieć,  że  są  i  takie,  które  nie  tylko  nie  znają  się  na 

wszystkim, lecz jeszcze potrafią się do tego przyznać. 

- Kiedy zbierałem informacje o infrastrukturze hotelowej nad zatoką, zauwa-

żyłem, że nie ma tu obiektów, w których można by było  zorganizować zjazd czy 

konferencję na większą skalę. Moglibyście pomyśleć o czymś takim. 

- Myślisz, że to przyciągnęłoby więcej przedsiębiorców? 

- To jest wyraźna luka w rynku, więc sądzę, że tak. 

- Wspomnę o tym Filipowi i Ethanowi. 

W końcu powiedział coś neutralnego, coś, co nie wywołało u niej żadnej nie-

R  S

background image

chcianej  reakcji  złości  czy  podniety.  Najwyraźniej  jeżeli  w  grę  wchodził  biznes, 

zachowywał się profesjonalnie. 

- Co teraz robimy? - spytał. - Jedziemy na wybrzeże? 

- To innym razem. Dziś Filip zarezerwował czas po południu, żebyście sobie 

mogli pogadać. 

Aleks nie miał nic przeciwko spotkaniu z przyjacielem, czuł się jednak trochę 

rozczarowany. Poczynił dziś pewien postęp i udało mu się nieco nadszarpnąć pew-

ność siebie księżniczki. Nie była już tak napięta i nieufna. Przy tym tempie trafi do 

jego łóżka w ciągu kilku dni. Ale nie ma się co spieszyć, powtórzył sobie. Miał dwa 

tygodnie. To dużo czasu, by osiągnąć to, co zaplanował. 

- Dzięki za czas, jaki mi poświęciłaś. 

- To moja praca. - Wzruszyła ramionami. 

- I dobrze ją pani wykonuje, Wasza Wysokość. 

- Powinieneś bardziej zwracać uwagę na to, jak ubierasz w słowa swoje kom-

plementy. - Zmarszczyła brwi. - Są zbyt dwuznaczne. 

- Jak ci mówię, że dobrze wykonujesz swoją pracę, to jest zbyt dwuznaczne? 

W jaki sposób niby? - dopytywał się prześmiewczo. 

Widział,  że  Sophie  stara  się  ze  wszystkich  sił  opanować.  Była  bliska  wybu-

chu, ale nie chciała dać mu satysfakcji. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że o wie-

le więcej satysfakcji sprawia mu obserwowanie, jak się ze sobą zmaga. 

- No, dobrze. Może to i było nieco dwuznaczne, księżniczko. Lubię się z tobą 

podrażnić. Tak łatwo się wkurzasz. Będziesz się musiała do mnie przyzwyczaić! - 

zapowiedział jej żartobliwie. 

- Chyba nie mam wyboru - westchnęła. 

- Nie powinna pani brać życia tak poważnie, Wasza Wysokość. 

Pociemniała jej twarz. 

- Nic o mnie nie wiesz, Aleks. 

Wiedział,  że  jest  zepsuta  i  arogancka.  I  jeszcze  -  utytułowana.  Ale  chociaż 

R  S

background image

przywykła  do  tego,  by  stawiać  na  swoim,  to  tym  razem  nie  miała  pojęcia,  z  kim 

zaczyna. 

A w dodatku to łamanie jej ducha dawało mu tyle radości... 

Była  dopiero  trzecia  po  południu,  ale  kiedy  Sophie  wróciła  do  domu,  czuła 

się,  jakby  miała  za  sobą  jeden  z  najdłuższych  dni  w  życiu.  Nie  żywiła  do  Aleksa 

urazy o to, że ma do niej żal o przeszłość, ale  wysyłał jej tyle sprzecznych sygna-

łów, że czuła się jak smagana batem. 

-  Książę  Ethan  dzwonił  pod  pani  nieobecność,  Wasza  Wysokość.  Prosił,  by 

się pani z nim skontaktowała natychmiast po powrocie. Kazał przekazać, że to pilne 

- poinformował ją w holu kamerdyner. 

Westchnęła  cicho.  Jakby  mało  miała  już  dziś  problemów.  A  tu  kolejny  dra-

mat. Wiedziała jednak, że Ethan nie jest skłonny do przesady, więc jeśli mówi, że 

to pilne, to znaczy, że tak jest. 

- Dziękuję, Wilsonie. Zaraz do niego zadzwonię.   

Wykręciła numer. Ethan odebrał już po pierwszym sygnale. 

-  Czy  mógłbym  wpaść  do  ciebie  porozmawiać?  -  spytał  roztrzęsionym  gło-

sem, co zupełnie do niego nie pasowało. 

W pierwszej chwili Sophie pomyślała, że może Lizzy coś się stało. 

- Oczywiście. Wszystko w porządku?   

- Niezupełnie. Jestem w pałacu, więc będę u ciebie za kilka minut. 

Ledwie  zdążyła  poprawić  makijaż,  gdy  usłyszała,  jak  zajeżdża  przed  dom. 

Kiedy zadzwonił, nie czekała na Wilsona, lecz sama otworzyła mu drzwi. 

- Szybko się uwinąłeś. 

Pocałował  ją  na  powitanie  w  policzek.  W  ręce  trzymał  dużą  kopertę  na  do-

kumenty. 

- Napiłbym się czegoś - oświadczył. 

Ethan był jednym z najbardziej zrównoważonych mężczyzn, jakich znała, ale 

teraz  najwyraźniej  był  czymś  poruszony.  Nalała  mu  kieliszek  czystej  szkockiej. 

R  S

background image

Sama zadowoliła się białym winem. 

- Co to za niecierpiąca zwłoki sprawa?   

Ethan pociągnął długi łyk whisky. 

- Mówi ci coś nazwisko Thornsby, Richard Thornsby? 

- Jeżeli chodzi o człowieka, który był premierem Wyspy Morgana na począt-

ku rządów naszego ojca, to tak, wiem, o kogo chodzi. 

Ale o co mogło chodzić Ethanowi? Thornsby zmarł przecież wiele lat temu. 

- Jeśli się nie mylę, to on i nasz ojciec nie byli przyjaciółmi - powiedział Et-

han. 

- Delikatnie mówiąc. Byli śmiertelnymi wrogami. 

- Czy ojciec kiedykolwiek powiedział ci dlaczego? 

-  Nie  śmiałam  pytać.  Nie  wolno  nam  było  wymieniać  na  głos  imienia  Tho-

rnsby'ego w pałacu. Nawet po jego śmierci nigdy o nim nie wspominano. Myślę, że 

on i ojciec mieli po prostu diametralnie różne opinie na wiele spraw 

-  Czytałem,  że  ojciec  przyznał  się  do  obalenia  go,  co  doprowadziło  do  jego 

politycznej ruiny. 

- Król Fryderyk był bezwzględny. Nie tolerował nikogo, kto nie podzielał je-

go  poglądów.  Ale  czemu  tak  cię  nagle  zainteresowały  polityczne  sprawy  naszego 

ojca? 

- Już ci mówię. - Wziął jeszcze jeden potężny  łyk szkockiej i postawił pusty 

już kieliszek na blacie. - Thornsby i jego żona zginęli kilka lat później. 

- Tak, w wypadku. 

- Ale jedna osoba przeżyła. 

- Zgadza się. Ich dziesięcioletnia córka. Miała chyba na imię Melissa. 

-  Tak  jest.  Melissa  Andżelika  Thornsby.  Po  śmierci  rodziców  wysłano  ją  do 

krewnych do USA. 

- Być może. Jak ci mówiłam, u nas w domu nigdy o nich nie mówiono. Nig-

dy. 

R  S

background image

-  Myślę,  że  wiem  dlaczego.  I  nie  ma  to nic  wspólnego  z  różnicami  politycz-

nymi. 

- Nie za bardzo rozumiem. - Sophie nie mogła się doczekać, aż Ethan otworzy 

kopertę, którą przyniósł ze sobą. 

- Myślę, że to były raczej sprawy osobiste. 

-  Ethan,  czy  mógłbyś  wreszcie  przejść  do  rzeczy  i  powiedzieć,  co  masz  do 

powiedzenia? - pospieszyła go niecierpliwie. 

- Nie jest tajemnicą, że nasz ojciec był kobieciarzem. Być może więc jest nas 

nieco więcej... 

- Nas? 

- Królewskich potomków! Z nieprawego łoża, oczywiście, tak jak ja. Za zgo-

dą  Filipa  trochę  w  tym  pogrzebałem.  Wczoraj  przeglądałem  papiery  po  ojcu  na 

strychu i oto, co znalazłem. - Podał jej w końcu kopertę. 

Otworzyła ją i wysypała zawartość na stół. Były to głównie artykuły z czaso-

pism i wycinki z gazet. Wszystkie dotyczyły córki Thornsby'ego, Melissy. 

- Nie rozumiem. 

-  Rusz  głową,  Sophie.  Po  co  naszemu  ojcu artykuły  o  córce  jego  najbardziej 

znienawidzonego rywala? 

Ethan nie myśli chyba, że... 

- Ethan, to byłoby śmieszne. 

Wziął do ręki jeden z tekstów ze zdjęciem Melissy. 

- Popatrz tylko na nią. Te ciemne włosy, ta twarz...   

Nie mogła zaprzeczyć, że rysy Melissy wydały jej się znajome. 

- Naprawdę myślisz, że to nasza siostra? 

- Myślę, że to bardzo, bardzo możliwe. 

Jeżeli ich ojciec miał romans z żoną premiera, to tłumaczyłoby to ich niezwy-

kle wrogie stosunki. A biorąc pod uwagę złą reputację ojca, wszystko to wydawało 

się nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne. 

R  S

background image

- Więc jeśli ona należy do rodziny, to co? - spytała Sophie. 

- To możemy mieć duży problem. 

- Jeszcze jeden skandal w rodzinie królewskiej. Tylko tego nam trzeba. 

- Obawiam się, że może być jeszcze gorzej. 

- To znaczy? 

- Melissa urodziła się w tym samym roku co Filip. A dokładnie miesiąc przed 

nim. A wiesz chyba, że to pierwsze dziecko króla, bez względu na pleć, dziedziczy 

koronę? 

- Czyli, że jeśli ona jest naszą siostrą, to ona powinna być władcą, a nie Filip? 

- Na to wygląda. 

Sophie nie była w stanie wyobrazić sobie, co mogłoby to oznaczać dla Filipa, 

dla całego ich kraju. 

- Filip wie o tym? 

- Chciałem najpierw porozmawiać z tobą, zapytać cię o zdanie. 

W  pierwszym  odruchu  pomyślała,  że  najlepiej  byłoby  wszystkie  te  wycinki 

spalić. Zamieść całą sprawę pod dywan. Ale jeżeli Melissa Thornsby naprawdę jest 

ich siostrą? Gdyby tak Sophie odrzuciła niegdyś Ethana jako swego brata, nie mia-

łaby dziś jednego ze swych najbliższych i najdroższych przyjaciół. Nie można się 

wyrzekać członka rodziny. 

Ale tyle było do stracenia... 

- To co? Mówimy Filipowi? - spytał Ethan. 

-  Myślę,  że  lepiej  będzie utrzymać to  na  razie  w  tajemnicy  i nic  mu nie  mó-

wić,  dopóki  nie  zdobędziemy  jakiegoś  dowodu.  Nie  ma  co  psuć  mu  humoru,  bo 

może to wszystko nieprawda. 

- Może pogadam z Charlesem i poproszę go, żeby się wywiedział na jej temat, 

ile się da. 

- Dobry pomysł. Jest dyskretny, chyba możemy mu zaufać. Niech się też zo-

rientuje, co można zrobić, jeśli ona jednak jest dziedziczką i będzie chciała zakwe-

R  S

background image

stionować tytuł Filipa. 

-  Filip  będzie  wściekły,  jak  się  dowie,  że  działaliśmy  w  tej  sprawie  za  jego 

plecami. 

- Załatwię to, jak przyjdzie czas - oświadczyła Sophie. - Ty się zajmij tym, co 

robić, jeśli to prawda. 

-  Może  z  tego  być  niezła  afera.  Szczególnie,  jeżeli  Melissa  żywi  wobec  ro-

dziny królewskiej jakieś złe uczucia. 

- Tym się będziemy martwić, gdy się dowiemy o niej czegoś więcej. Jest na-

dzieja, że przy odrobinie szczęścia nawet jako dziedziczka nie będzie rościć preten-

sji do korony. 

Sophie bardzo  chciała  w  to  wierzyć,  ale  nic nie  jest nigdy  tak proste,  jakby-

śmy tego chcieli, czego dowiodły choćby ostatnie wydarzenia w jej życiu. 

Sophie  wymówiła  się  bólem  głowy  -  co  zresztą  po  jej  naradzie  z  Ethanem 

faktycznie  się  jej  przytrafiło  -  od  wspólnej  kolacji  z  gościem  rodziny,  czyli  Alek-

sem. Następnego dnia nie miała jednak wyjścia i musiała spędzić z nim cały dzień. 

Zwiedzali  ośrodek  naukowy  i  muzeum  historii  naturalnej.  W  innych  okoliczno-

ściach cieszyłaby się, gdyż miejsca te należały do jej ulubionych; teraz jednak mia-

ła tyle innych spraw na głowie, że przez cały czas była mocno rozkojarzona. Gdyby 

mogła,  obejrzałaby  wszystkie  ekspozycje  w  biegu.  Aleks  natomiast  wydawał  się 

bardzo  zadowolony  i  ze  spokojem  oglądał  eksponaty  z  każdej  strony.  Ślimak  ru-

szałby się szybciej! 

I  dlaczego  w  dodatku  Rutledge  trzymał  się  tak  blisko  niej?  Co  rusz  miała 

wrażenie,  że  się  o  nią  ociera,  dotyka  jej.  Nie  otwarcie,  nie.  Trochę  subtelniej.  Tu 

dotyk  dłoni,  tam  delikatne  zderzenie  ramion...  I  czemu,  jeśli  to  było  dla  niej  tak 

wstrętne,  za  każdym  razem  dostawała  gęsiej  skórki?  Czemu  drżała  w  niecierpli-

wym  oczekiwaniu?  I  jeszcze,  na  Boga,  ten  jego  zapach.  Znajoma,  fantastyczna 

mieszanka płynu po goleniu, szamponu i naturalnej woni jego ciała. Za każdym ra-

zem, gdy się zbliżał, musiała walczyć ze sobą, by nie wcisnąć twarzy w jego szyję i 

R  S

background image

nie  odurzyć  się  jego  zapachem  do  cna.  Jak  można  kogoś  nie  cierpieć,  a  jed-

nocześnie  podniecać  się  jego  bliskością  jak  jakaś  przeżywająca  burzę  hormonalną 

nastolatka? 

Zanim  dotarli  na  powrót  do  bram  posiadłości,  była  kompletnie  wyczerpana. 

Poprosiła kierowcę, by zajechał najpierw pod jej dom. Tam z kolei kusiło ją, by nie 

czekać na ochroniarza, tylko otworzyć sobie drzwi i wyskoczyć z samochodu. Byle 

szybciej. 

- To był miły dzień. Do zobaczenia w czwartek - rzuciła na pożegnanie Alek-

sowi. 

I  gdy  wydawało  jej  się,  że  jest  wreszcie  wolna,  gdy  była  już  jedną  nogą  na 

zewnątrz, dobiegł ją jego głos. 

- Nie zaprosisz mnie na drinka? 

Zamknęła  oczy  i  westchnęła.  Tylko  nie  daj  mu  się  wprawić  w  zakłopotanie, 

poleciła sobie. Najgorsze było to, że w głębi serca bardzo chciała go zaprosić i dla-

tego  właśnie  tym  bardziej  nie  mogła  sobie  na  to  pozwolić.  Odwróciła  się  w  jego 

stronę. 

- Dzisiaj to nie najlepszy pomysł.   

Zastanawiał się przez chwilę, a potem uśmiechnął. 

- W porządku, rozumiem to - powiedział. 

Każdy  nerw,  każda  cząstka  umysłu  podpowiadały  jej,  że  to  przynęta,  że  nie 

wolno jej zareagować. Ale nie potrafiła się powstrzymać. 

- Co niby rozumiesz? 

-  Widzę,  jak  reagujesz,  kiedy  jestem  w  pobliżu.  Jak  na  mnie  patrzysz,  jak 

drżysz, kiedy się dotkniemy. 

Drżysz? Może czasem, ale nie za każdym razem, o nie. Z drugiej strony, jeże-

li temu zaprzeczy, zrobi dokładnie to, czego on oczekuje. Da mu do ręki argument. 

Przywołując  się  ostatkiem  sił  do porządku,  spojrzała  nań  z  wyrazem  kompletnego 

znudzenia na twarzy. 

R  S

background image

- I co jeszcze? 

- To proste. Pragniesz mnie i nie ufasz sobie na tyle, by zostać ze mną sam na 

sam. 

Cwany  był.  Cokolwiek  teraz  zrobi,  zaprosi  go  czy  powie  mu,  żeby  spadał,  i 

tak postąpi zgodnie z jego oczekiwaniami. Zareaguje! Poza tym bez względu na to, 

czy  w  to  wierzył  czy  tylko  się  z  nią  droczył,  rzeczywiście  ją  pociągał.  Gdyby  raz 

jeszcze ją pocałował, nawet wbrew jej woli, prawdopodobnie nie potrafiłaby mu się 

dłużej opierać. 

- Więc? - natarł na nią z rozbawieniem raczej niż z niecierpliwością. 

- Sytuacja bez wyjścia, co? Gdziekolwiek się ruszę, szach. 

- Zdaje się pani posądzać mnie o jakieś niecne motywy, Wasza Wysokość. A 

nie przyszło ci do głowy, że po prostu chciałbym cię lepiej poznać? I że ty mogła-

byś  lepiej  poznać  mnie,  przy  okazji?  Nie  jest  ze  mnie  taki  straszny  facet,  mówię 

szczerze. 

Nie wiedziała co gorsze. Faceci z ukrytymi motywami nie byli w końcu tacy 

źli.  Przewidywalni, dawali  się  łatwo  rozbroić.  Kłopot  miała  zawsze  raczej  z  tymi 

szczerymi. Może dlatego, że tak rzadko występują w przyrodzie? 

- Spędziliśmy już ze sobą dwa dni - przypomniała mu. - Ile czasu ci trzeba? 

- Niedużo. Byle bez obstawy wsłuchującej się w każde nasze słowo. 

Tu  jest  pies  pogrzebany,  dotarło  do  niej.  Jej  przecież  ta  obstawa  wcale  nie 

przeszkadzała.  Wręcz  przeciwnie.  I  nie  dlatego,  że  potrzebowała  ochrony  przed 

Aleksem. To byłoby zbyt proste. 

Sophie potrzebowała ochrony przed samą sobą. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Pierwszy raz od przyjazdu na wyspę Aleks dostrzegł na twarzy Sophie wyraz 

bezbronności.  I  prawie  poczuł  się  winny  tego,  że  nią  manipuluje.  Prawie.  Ale  po-

stanowił nie poddawać się wzruszeniom. Nie dzięki nim w końcu osiągnął w życiu 

to, co osiągnął. Sophie też nie zaliczała się do osób łatwo ulegających uniesieniom. 

Doszedł tedy do wniosku, że kilka niewinnych drinków powinno by w tej sytuacji 

pomóc. Dziewczyna trochę by się rozluźniła. 

Ale  coś  mówiło  mu  jednocześnie,  że  być  może  znajduje  się  o  krok  od  prze-

kroczenia pewnej granicy. Postanowił więc zagrać inną kartą. Wziąć ją na litość, na 

współczucie. Żadna kobieta nie oparła się jeszcze mężczyźnie, który zwierza jej się 

ze swego nieszczęśliwego życia. 

- Tak się składa, że wiem na sto procent, że Filipa dziś nie ma - powiedział. - 

A ja nie za bardzo mam ochotę spędzić resztę popołudnia samotnie. 

Zastanawiała się przez dłuższą chwilę nad tym, co powiedział. Aleks był pra-

wie  pewien,  że  zatruta  strzała  sięgnęła  celu.  A  kiedy  Sophie  westchnęła  cichutko, 

wiedział już, że mu się udało. 

- Miałam zamiar pójść na spacer. Jeżeli masz ochotę się przyłączyć, to proszę. 

Ale potem naprawdę mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. 

Powinien  był  przewidzieć,  że  Sophie  wybierze  zdrowy  kompromis.  W  ten 

sposób ustępowała nieco poła, ale nie pozbawiała się kontroli nad sytuacją.   

Oj, dobra była, naprawdę niezła. Ale on był lepszy. Uśmiechnął się szeroko. 

- Umowa stoi, księżniczko. 

Słońce stało wysoko na bezchmurnym niebie. Było bardzo gorąco. Lepiej by-

łoby położyć się gdzieś w cieniu niż spacerować, ale Aleks wiedział, że nie ma za 

bardzo wyboru. 

Ochroniarz spojrzał na Aleksa, a potem na Sophie i spytał: 

- Czy będzie mnie pani jeszcze potrzebować, Wasza Wysokość? 

R  S

background image

Czyżby myślał, że Aleks może zrobić Sophie jakąś krzywdę? Porwać ją? Ru-

tledge popatrzył na nią w oczekiwaniu na decyzję. Przez chwilę obawiał się, że po-

prosi ochroniarza, by im towarzyszył. Zdecydowała się jednak go zwolnić. 

Aleks ruszył za Sophie oczarowany hipnotyzującym ruchem jej bioder. Miała 

na sobie jedną z tych zwiewnych sukienek tak cudownie dopasowujących się do jej 

figury. 

W drzwiach powitał ich Wilson. 

-  Pani.  -  Ukłonił  się,  spoglądając jednocześnie  z dezaprobatą, jak  się  wydało 

Aleksowi, na jej towarzysza. 

Personel  najwyraźniej  naprawdę  troszczył  się  o  swą  panią  i  to  nie  tylko  ze 

względów profesjonalnych, ale i zwyczajnie po ludzku, osobiście. Dlaczego, jął się 

zastanawiać Aleks, traktują z takim szacunkiem taką rozpuszczoną manipulatorkę, 

jaką Sophie niewątpliwie była?  A może  ona zachowywała się niecnie jedynie  wo-

bec swoich kochanków? 

-  Wilson,  czy  zechciałbyś  zaprowadzić pana Rutledge'a  do  saloniku i  poczę-

stować go drinkiem? Ja pójdę się przebrać. Zaraz będę z powrotem. 

Rutledge obserwował, jak wchodzi po schodach na górę. Zdawała się płynąć, 

lekka niczym powietrze. Wyglądała naprawdę seksownie i nie mógł się już docze-

kać chwili, kiedy się do niej dobierze. 

-  Panie  Rutledge.  -  Kamerdyner  z  niechęcią  w  głosie  wskazał  mu  drzwi  do 

salonu. - Czego się pan napije? - spytał, gdy weszli. 

- Mineralną z cytryną, poproszę. 

Wilson podszedł do barku, a Aleks usiadł wygodnie na sofie. 

- Długo pracujesz dla księżniczki Sophie? 

- Służę rodzinie królewskiej od ponad czterdziestu lat. 

- Długo. 

- Tak jest, proszę pana. 

- I opiekujesz się Sophie? 

R  S

background image

- Zgadza się, proszę pana. I traktuję swe obowiązki wyjątkowo poważnie. 

Aleks odniósł wrażenie, że mówi do niego nie służący, ale zatroskany ojciec 

zastanawiający  się  nad motywami  swego  ewentualnego  zięcia.  A  ponieważ  zwykł 

otwarcie stawiać czoło swym adwersarzom, spytał Wilsona wprost: 

- Nie ufasz mi, co? 

Wilson podszedł doń i podał mu szklankę z wodą. 

- Wydaje mi się, proszę pana, że paranoja jest symptomem, który pojawia się 

najczęściej, gdy mamy coś do ukrycia. 

O cholera! Nieźle mu dopiekł. Gdyby Aleks był mniej odporny, zrejterowałby 

stąd  w  mgnieniu  oka.  Ale,  choć  wielu,  z  Jonahem  na czele,  uważało  to  za  zwykłą 

bohaterszczyznę,  nigdy  nie  cofał  się  przed  wyzwaniem.  Nawet  gdy  wszystko 

wskazywało, że poniesie w starciu porażkę. 

- A co też mógłbym mieć do ukrycia? - spytał więc. 

- Trudno powiedzieć, proszę pana, ale widać, że coś jest na rzeczy. 

- A ty czujesz się w obowiązku chronić przed tym księżniczkę? 

Wilson uśmiechnął się, a w jego oczach pojawił się wyraz rozbawienia. 

-  Ależ  nie, proszę  pana. Jej  wysokość nie  potrzebuje  ochrony.  Ani  przed pa-

nem, ani przed nikim innym. Jeżeli uważa pan inaczej, może pan wyjść na tym tyl-

ko źle. 

Jeszcze zobaczymy, pomyślał Aleks. Szukał w myślach jakiejś ciętej riposty, 

lecz nim ją znalazł, w drzwiach pojawiła się Sophie. Miała na sobie strój do biega-

nia, a włosy związała w kucyk. Wciąż jednak wyglądała elegancko. 

- Wybierasz się do siłowni? - zaciekawił się Aleks. 

- Na spacer. Codziennie przez godzinę chodzę szybkim krokiem. 

- Hmm. Nastawiłem się bardziej na tradycyjną przechadzkę. 

- Przecież wcale nie musisz mi towarzyszyć. - Wzruszyła ramionami. 

Na dworze był upał. W stroju, który miał na sobie, Aleks ryzykował udar. Nie 

mówiąc o tym, że mógłby zniszczyć swoje skórzane, brazylijskie mokasyny warte 

R  S

background image

czterysta dolarów. Ale nie mógł się już wycofać. Nie śmiał też prosić, by dała mu 

czas się przebrać. Odpowiedź znał z góry. 

Sophie  odprawiła  Wilsona,  który  wychodząc,  rzucił  Aleksowi  spojrzenie  z 

gatunku „A nie mówiłem?". Potem wyjęła z lodówki dwie butelki wody. Po namy-

śle dołożyła jeszcze jedną i spytała Aleksa, czy jest gotowy. Tak, Wilson miał ra-

cję. Rutledge nie doceniał księżniczki. Ale więcej nie zamierzał już tego błędu po-

pełnić. 

Mimo upału i niewłaściwego ubioru Aleksowi udawało się dotrzymać Sophie 

kroku.  Okupił  to  litrami  potu,  który  zalewał  mu  twarz  i  plecy,  ale  szedł  dalej.  Co 

chwila sięgał jednak po wodę i wypił pierwszą butelkę nie wiedzieć kiedy. 

Sophie  odpłaciła  mu  za  jego  zachowanie.  Jak  przecież  radził  mu  Wilson,  co 

niechcący  podsłuchała,  Rutledge  nie  powinien  był  traktować  jej  lekceważąco. 

Owszem, był sprytny, musiała to przyznać, lecz i ona miała w rękawie kilka asów. 

Poprowadziła  go  polnymi  ścieżkami,  choć  zazwyczaj  w  taki  skwar  jak  dziś 

chodziła  leśnymi  dróżkami,  kryjąc  się  przed  słońcem  pod  baldachimami  z  liści. 

Ktoś tam w górze musiał się chyba jednak zlitować nad Aleksem, bo wkrótce niebo 

pokryło się ciemnymi chmurami. 

- Zdaje się, że będzie padać - zagaił. - Może powinniśmy wrócić? 

- Boisz się, że się rozpłyniesz? 

- Już się rozpływam - zauważył cierpko. - Nie chcę, by złapała nas tu burza. 

-  Teraz  jest pora  sucha.  Pada bardzo  rzadko,  jeżeli  w  ogóle.  Chmury  pewnie 

przejdą  bokiem  i  popłyną  gdzieś  dalej  -  uspokajała  go,  chociaż  w  rzeczywistości 

wiszące nad nimi kłęby były czarne, ciężkie i złowieszcze. 

- Coś mi się nie wydaje - nie dowierzał jej. 

- Nie bądź dziecinny. 

- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty być trafionym przez piorun. 

- Jeszcze raz ci mówię, że nawet jak trochę pokropi, to szybko przejdzie. Je-

steśmy  na  sto  procent  bezpieczni  -  powtórzyła,  ale  na  wszelki  wypadek  zmieniła 

R  S

background image

nieco kierunek i skręciła w stronę lasu. 

Przeszli  ledwie  kilkanaście  kroków,  kiedy  pierwsza  ciężka  kropla  deszczu 

spadła jej na policzek, a następna na ramię. 

- Widzisz! - triumfował Aleks, wyciągając dłoń, by złapać w nią trochę desz-

czu. 

-  Taki deszczyk  nic nam nie  zaszkodzi.  Wyglądasz  zresztą, jakbyś  potrzebo-

wał ochłonąć - stwierdziła ironicznie. 

Nie zdążył odpowiedzieć, gdy na niebie błysnęło i gdzieś niedaleko potężnie 

zagrzmiało. Obydwoje skulili się instynktownie. Chwilę potem zaczęło padać jak z 

cebra.  Kaskady  deszczu  sprawiły,  że  po  kilku  sekundach  byli  przemoczeni  do  su-

chej nitki. 

- Lećmy do lasu! - krzyknęła Sophie. 

Może  i  nie  było  to  najlepsze  miejsce  do  ukrycia  się  przed  burzą,  ale  w  tej 

chwili bardziej od uderzenia pioruna groziło im utonięcie. Kiedy dotarli do pierw-

szych drzew i skryli się pod nimi, wyglądali jak dwie bardzo zmokłe kury. 

- No to ochłonąłem - zauważył sarkastycznie Aleks, zaczesując włosy do tyłu. 

Woda ściekała mu po twarzy, a ubranie przylegało do ciała tak ciasno, jakby 

był  zupełnie  nagi.  Ach,  jak  wspaniałe  było  to  ciało.  Sophie  mogła  dostrzec  każdy 

mięsień, jaki rysował się na jego klatce piersiowej i ramionach, jego szczupłą talię i 

muskularne uda. Był zbudowany mocniej niż kiedyś, zmężniał; wydawał jej się też, 

o ile to w ogóle możliwe, doskonalszy. Nie czuła już zimna. Żar, który zapłonął w 

jej ciele,  nie  miał jednak  nic  wspólnego  z  pogodą.  To  mężczyzna, który  przed  nią 

stał, tak na nią działał. 

Zwalcz to, Sophie, musisz to w sobie zwalczyć. 

- Masz ten swój deszczyk, co miał przejść obok - dogryzł Aleks. 

- Mhm - odparła, wyciskając wodę z kucyka. - Sam chciałeś ze mną iść - wy-

rzuciła mu. 

- Ale i tak mam wrażenie, że zrobiłaś to celowo. 

R  S

background image

- Posądzasz mnie o umiejętność zaklinania deszczu? Jestem dobra, ale nie tak 

dobra. 

Aleks  wbił  w  nią  wzrok,  ciężki  i  przeszywający.  W  jego  oczach  była  żądza. 

Zdała sobie sprawę, jak mogło zabrzmieć to, co właśnie powiedziała. Ale było już 

za późno. I wcale nie była pewna, czy chciałaby swe słowa cofnąć. 

- Nie tak to zapamiętałem - powiedział szorstkim głosem. 

Spojrzał  na  jej  usta,  potem  na  szyję  i  jeszcze  niżej.  Sophie  wiedziała  bez 

sprawdzania, że dostrzegł jej twarde sutki przebijające się przez przemoczony sta-

nik  i  koszulkę.  Domyślała  się,  jak  jego  ciało  musiało  na  ten  widok  zareagować. 

Podniósł wzrok i zrobił krok w jej stronę. Kropla deszczu zsunęła jej się z włosów 

na policzek. Aleks starł ją palcem, a Sophie przeszedł taki dreszcz, jakby nie doty-

kał jej twarzy, ale pieścił jej... Nie wątpiła, że ta chwila musi się zakończyć poca-

łunkiem, ale nie chciała, by to do niego należał pierwszy ruch. Nie zamierzała po-

zwolić mu przejąć kontroli. Chwyciła go więc za koszulę, przyciągnęła do siebie i 

wpiła usta w jego wargi. 

Jeżeli  nawet  był  zaskoczony,  to  już  za  moment  doszedł  do  siebie.  Jęknął, 

wplótł palce w jej mokre włosy i przycisnął ją do siebie. Rozwarła usta, a kiedy ich 

języki  się  zetknęły,  miała  wrażenie,  że  za  chwilę  zemdleje.  Byli  siebie  tak  spra-

gnieni, że zachowywali się, jakby się mieli zaraz... zjeść. Sophie czuła, że jego do-

tyk przywraca ją do życia, sprawia, jakby tych dziesięciu lat w ogóle nie było. Jego 

dłonie na jej skórze. Rozdarła mu koszulę na piersiach, nie mogąc się już doczekać, 

kiedy ich ciała się zetkną. Jego skóra była ciepła i mokra. Czuła, jak serce w jego 

piersi bije jak oszalałe. 

Aleks  przyparł  ją  do  najbliższego  drzewa.  Czuła  się  spełniona.  Zdawało  jej 

się,  jakby  znów  przeżywała  swój  pierwszy  raz.  Pasja,  namiętność,  rozkosz.  Prze-

można chęć bycia razem. Nagle oderwał od niej usta. Dyszał ciężko. 

- Słuchaj - polecił. 

Czyżby  ktoś  nadchodził?  Wsłuchiwała  się  przez  chwilę,  ale  dochodziły  ją 

R  S

background image

tylko odgłosy lasu. 

- Co jest? - spytała. 

- Przestało padać.   

No i co z tego? Odsunął się od niej. 

- Powinniśmy wracać - oświadczył.   

Wracać? Teraz? Czy on zwariował? 

Przez  moment  była  zbyt  oszołomiona,  by  cokolwiek  powiedzieć.  Wyglądało 

przecież,  że  pragnął  tego  tak  samo  mocno  jak  ona.  I  dążył  do  tego  od  paru  dni! 

Więc co mu się nagle odmieniło? Dlaczego się rozmyślił? 

Wtedy dotarło do niej, co się tu naprawdę dzieje. Dla niego to jest tylko gra. 

Wszystko  to  sobie  wcześniej  zaplanował.  Powinna  się  była  domyślić.  Rutledge 

czerpał  z  tego  jakąś  chorą  satysfakcję  -  chciał  ją  rozpalić  do  szaleństwa,  a  potem 

porzucić, przekłuć jej marzenia, jak przekłuwa się balon. 

Było jej wstyd, że dała mu się tak podejść. Że się przed nim otworzyła. 

Ale Bóg jej świadkiem, że drugi raz mu się to nie uda. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

W mgnieniu oka zmieszanie Sophie ustąpiło z trudem skrywanej wściekłości. 

Aleksowi  trudno  było  za  nią  nadążyć,  kiedy  znienacka  odwróciła  się  i  ruszyła  z 

powrotem, skąd przyszli. W stronę domu. 

Już  ją  miał; poszło,  jak  sobie  zaplanował,  gdy  nagle  odkrył,  że  nie  może,  że 

nie potrafi. Nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem - to nie ona miała wyko-

nać  ten  pierwszy  ruch.  A  on  wcale  nie  miał  poczuć  tego,  co  poczuł.  Tego...  No 

właśnie  -  tego  czegoś.  Uczucia,  emocji  tak  silnej,  że  z  trudem  przyszłoby  mu  ją 

opisać.  Było  to  o  wiele  silniejsze  niż  zwykłe  pożądanie.  Czuł  się  w  pewien  spo-

sób...  spełniony.  I  nie  miał  wcale  na  myśli  jakichś  tam  sentymentalnych  ochów  i 

achów, ale coś znacznie poważniejszego. Trafiła go w chwili, kiedy się tego zupeł-

nie nie spodziewał. 

-  Zwolnisz  trochę?  -  spytał,  gdyż  rwała przed  siebie  tak  szybko, jakby  miała 

za chwilę zacząć biec. 

Nie odpowiedziała. Przegonił ją i chwycił za ramię. 

- Zwolnij, proszę. Boże, jaka ty jesteś uparta. 

- Tak, jestem uparta. Chciałeś wracać, to wracamy - syknęła przez zaciśnięte 

zęby.   

Była zła jak szatan. 

Cofnął się o krok, jakby się bojąc, że jeszcze chwila, a go uderzy. 

- Ja tylko chcę z tobą porozmawiać. 

- O czym? Wygrałeś. 

- Co wygrałem? 

- Tę szczeniacką gierkę, w którą ze mną pogrywasz.   

Miała  rację.  To  była  gra  i  powinien  czuć  satysfakcję,  pławić  się  w  glorii 

chwały. Zamiast tego czuł się jak chłystek. Wyszło na to, że to jemu powinno być 

teraz  głupio.  Musiał  coś  z  tym  zrobić.  Otrząsnąć  się.  Zrzucić  z  siebie  to  poczucie 

R  S

background image

winy. 

- Lepiej ci teraz, jak się zemściłeś? Masz satysfakcję? 

-  Sophie,  zastanów  się,  co  mówisz  -  zaczął  miękko.  -  Pocałowałem  cię  i  od 

razu  zagroziłaś  mi  oskarżeniem  o  molestowanie.  Potem  ty  całujesz  mnie  i  masz 

pretensje, gdy próbuję się opanować? I jeszcze zarzucasz mi, że uprawiam gierki? 

- W porządku, masz rację - zgodziła się, choć widać było, że robi to tylko po 

to, by zamknąć mu usta. - Uznajmy sprawę za niebyłą. 

Zbierał się, by coś powiedzieć, ale powstrzymała go ruchem dłoni. 

- Wracam do domu. Nie idź za mną - poleciła mu. 

W pierwszym momencie zamierzał to zlekceważyć, iść za nią i trochę ją jesz-

cze podrażnić, ale instynkt nakazał mu się wycofać. Ruszył więc do pałacu. 

Sophie wbiegła do biura Filipa tak szybko, że sekretarka nie zdążyła jej nawet 

spytać, o co chodzi. Król siedział za biurkiem, mimo że przecież Aleks twierdził, że 

gdzieś wyjechał. Jeszcze jedno kłamstwo z jego strony. Nawet ją to już nie zdziwi-

ło. 

Filip spojrzał na jej potargane, ociekające wodą włosy i przemoczone ubranie. 

- Co ci się, u diabła, stało? 

Pomachała mu przed oczami programem wizyty Aleksa na wyspie i rzuciła go 

na biurko. 

- Znajdź kogoś innego do tej roboty. Ja mam dosyć. 

- Mam wrażenie, że już to przedyskutowaliśmy. - Na twarzy Filipa pojawił się 

wyraz rozbawienia. Król wpatrywał się w Sophie przez dłuższą chwilę. - Masz ro-

bić to, co zaplanowaliśmy - dodał poważnie. 

- Nie będę - sprzeciwiła się, z trudem zachowując nad sobą kontrolę. 

- Jesteś pewna? 

- Chyba wyraźnie mówię. 

- W porządku. W takim razie od tej chwili odsuwam cię od naszych operacji 

biznesowych. Zostają ci tylko obowiązki reprezentacyjne. 

R  S

background image

- Żartujesz sobie? - Oczy Sophie zrobiły się okrągłe ze zdumienia. 

- A wyglądam, jakbym żartował?   

Sophie przestępowała z nogi na nogę. 

- Widzisz, w jakim jestem stanie. Dlaczego się nade mną znęcasz? 

- Próbuję ci uzmysłowić, że kiedy chodzi o nasze interesy, nie możesz sobie 

wybierać  i  pokazywać  palcem,  co  lubisz,  a  czego  nie  lubisz,  wedle  własnego  wi-

dzimisię. Bo jak tak będziesz robić, to znaczy, że nie można na tobie polegać. 

- Tu nie chodzi o żadne moje widzimisię. 

-  A  o  co?  Podaj  mi  jeden powód,  dla  którego  miałbym  się  zgodzić  na  twoje 

żądanie. 

Tego akurat nie mogła mu powiedzieć. 

- Po prostu czuję się przy nim nieswojo. - To było jedyne, co przyszło jej na-

prędce do głowy. 

Filip uniósł brew. 

- Czy on zachowuje się wobec ciebie niewłaściwie?   

Aleks  pocałował  ją  pierwszego  dnia  swego  pobytu  na  wyspie,  ale  żeby  było 

uczciwie, to dziś w lesie ona pierwsza zaczęła. Byli więc kwita, jeśli chodzi o nie-

właściwe zachowanie. 

- Niezupełnie. 

Filip wyprostował się na krześle. 

-  Jeżeli  zachował  się  niewłaściwie,  to  przyjaciel  czy  nieprzyjaciel,  będę  mu-

siał  go  zwolnić  i  odesłać  z  powrotem  do  Stanów.  Pierwszym  możliwym  samolo-

tem. Powiedz tylko słowo. 

Może i była na Aleksa wściekła, ale nie chciała tego wykorzystywać i wpły-

wać na stosunki między nim a Filipem. Ani osobiste, ani zawodowe. 

- Nie, nie zachował się niewłaściwie. Ja po prostu... Ja go zwyczajnie nie lu-

bię. 

- Sophie, czy ty myślisz, że ja lubię każdego, z kim muszę pracować? To biz-

R  S

background image

nes, zrozum to wreszcie. 

Sophie doskonale rozumiała, że to biznes. Niejeden raz opiekowała się gość-

mi rodziny w trakcie ich pobytu na wyspie i stykała się z najróżniejszymi typami - 

od  uprzejmych  i  przyjacielskich  po  dziwnych  bądź  chamowatych.  I  nigdy  nie  na-

rzekała.  Przynajmniej nie  tak jak teraz.  I  zawsze  wypełniała  swoje  obowiązki, tak 

jak tego od niej oczekiwano. Dlatego liczyła, że ten jeden raz Filip mógłby ją zro-

zumieć i ustąpić. No tak, ale wtedy nie byłby Filipem... 

- Dobrze - powiedziała w końcu, przygładzając niezdarnie włosy. 

Wiedziała,  że  wygląda  okropnie.  Powinna  była  przynajmniej  się  przebrać  i 

uczesać,  zanim  tu  przyszła.  Z  drugiej  strony,  gdyby  miała  na  tyle  rozsądku,  to  i 

pewnie w ogóle by tu nie przyszła i nie wykłócała się z bratem. 

- Powinnaś pomyśleć nad zmianą wizerunku - doradził, patrząc na nią i śmie-

jąc się. 

Ostatnio często się śmiał. Uśmiechał. Nim w jego życiu pojawiła się Hannah, 

był o wiele smutniejszy. Sophie cieszyła się, że się to zmieniło. Żałowała tylko, że 

sama zbyt mało zrobiła, by nie wydawać się sobie taka żałosna. 

- Co? Nie podobam ci się? 

- Złapał cię deszcz na spacerze? 

- Skąd wiesz? 

- Właśnie wracałem ze spotkania, znaczy, zanim tu wtargnęłaś, i wpadłem na 

Aleksa, który wyglądał mniej więcej tak samo jak ty. 

Więc jednak był na spotkaniu. Czyli Aleks nie skłamał. 

Ciekawe, czy Filip zauważył, że przy jego koszuli jakoś dziwnie brakuje gu-

zików? 

- Pewnie i on nie zdążył przed deszczem. 

- Domyśliłem się, że coś o tym wiesz, bo Aleks powiedział, że byliście razem 

na spacerze. 

Co  jeszcze  Aleks  mógł  powiedzieć  Filipowi?  Sophie  nie  wiedziała  co  robić. 

R  S

background image

Zamiast  szukać  jakiejś  wiarygodnej  wymówki,  zdecydowała  się  w  końcu  nie  mó-

wić nic. Filip też nie kontynuował tematu. 

- A więc zgoda? - Filip wrócił do sprawy. 

- Zgoda. 

- I nie pojawisz się tu jutro czy pojutrze z tym samym żądaniem? 

- Słowa ode mnie nie usłyszysz. 

Jutro miała wolne. Cały dzień, by dojść do siebie. 

- To dobrze. 

- Idę się przebrać. Do zobaczenia później. 

Była już w drzwiach, kiedy Filip coś sobie przypomniał. 

- Całkiem wyleciało mi z głowy. Musiałem odwołać jutro poranny golf. Pilne 

sprawy  biznesowe.  Zagramy  dopiero  po  południu.  Zajmij  się  do  tego  czasu  Alek-

sem, dobrze? 

No i już po jej wolnym dniu. 

- Czy to nie problem? - upewniał się brat. 

- Nie, żaden - zaprzeczyła, choć wewnątrz aż się gotowała. 

-  To  bardzo dobrze.  Aleks  już  wie.  Powiedział,  żebyście  się  spotkali  jutro  w 

holu o zwykłej porze. 

- Mhm. Mam mało czasu, ale chyba zdążę coś wymyślić. 

- To miał być dzień relaksu, więc pozwoliłem sobie zaproponować mu, żeby-

ście popływali trochę jachtem. Bardzo się do tego zapalił. 

Boże,  tyle  godzin!  Tyle  godzin  razem  i  to  w  ograniczonej  przestrzeni.  W 

Sophie narastała złość. 

- A jak wrócicie, to zabieramy Aleksa na kolację do klubu i chciałem cię po-

prosić, żebyś się zaopiekowała Fryderykiem. Tak gdzieś do jedenastej, może trochę 

dłużej. Mogłabyś? 

- Oczywiście. - Sophie uwielbiała bratanka. 

- Hannah zadzwoni i da ci znać, jak będziemy wychodzić. 

R  S

background image

- Coś jeszcze? 

- Nie, to chyba wszystko. 

- Wiesz, Filipie, jestem z ciebie dumna. 

- Przepraszam? 

- Powiedziałam, że jestem z ciebie dumna.   

Filipowi zwęziły się oczy. 

- Czegoś ode mnie chcesz? - zaniepokoił się. 

- Niczego. 

Popatrzył  sceptycznie,  nie  mogąc  się  zdecydować, czy  uwierzyć  siostrze  czy 

nie. 

- Mówię poważenie - powtórzyła Sophie. - Po prostu chciałam, żebyś to wie-

dział. 

- Cóż... tego... znaczy... bardzo ci dziękuję. Aha, wiesz, że to wszystko, co ci 

mówię i co robię, to z troski? 

- Wiem. 

-  Baw  się  dobrze  jutro.  -  Włączył  komputer  i  zaczął  klikać,  dając  jej  w  ten 

mało subtelny sposób znać, że jest wolna. 

Ale kiedy zamykała drzwi i na chwilę się odwróciła, dostrzegła na jego twa-

rzy  szeroki,  mocno  dwuznaczny,  jak  przyszło  jej  do  głowy,  uśmiech.  I  nie  mogła 

się oprzeć wrażeniu, że Filip wie o wiele więcej, niż daje po sobie poznać. 

W drodze do swej rezydencji głowiła się co zrobić z resztą pobytu Aleksa. Jak 

to zaplanować, rozegrać? Po tym, co się wydarzyło, nie będzie już przecież tak, jak 

było. Zbzikowałaby przed końcem tygodnia. Musi być jakiś sposób, żeby to ułożyć, 

ogarnąć, wypracować jakiś kompromis. Oczywiście, w ramach tego kompromisu to 

ona musi zachować kontrolę nad sytuacją. 

Mimo że wiedziała, że Aleks potrafi się przyczepić jak rzep do psiego ogona, 

zdziwiła się niepomiernie, gdy po powrocie dostrzegła go siedzącego na jej weran-

dzie. Nie miała sił na dalsze utarczki, ale nie mogła tego tak zostawić. Nie, to nie 

R  S

background image

byłoby  żadne  rozwiązanie.  Zamiast  więc  minąć  go  szybko  bez  słowa  i  zniknąć  w 

domu, usiadła obok. 

Rutledge zdążył się już przebrać w suche rzeczy -  w tym  w nową koszulę, z 

guzikami - i siedział przygarbiony z  rękami założonymi za kolana. Wyglądał spo-

kojnie, może trochę na zmęczonego.  I był przy tym taki przystojny, taki fizycznie 

doskonały z każdej strony, że aż zakłuło ją głęboko w sercu. Przez kilka minut sie-

dzieli w ciszy. W końcu Aleks się odezwał. 

-  Czuję  się,  jakbym  ci  był  winny  przeprosiny,  ale  nie  wiem  do  końca,  za  co 

powinienem cię przeprosić. 

To  była  chyba  najbardziej  uczciwa  rzecz,  jaką  powiedział,  odkąd  ten  cały 

koszmar  się  zaczął.  Niekonkretna,  ale  uczciwa.  Spędzili  razem  wszystkiego  dwa 

dni, lecz mimo to wydawało jej się, że go zna. Z drugiej strony, uważała, że tak na-

prawdę niczego o nim nie wie. Bez sensu. Kompletnie bez sensu. 

- Jeżeli cię to w jakiś sposób pocieszy, to czuję się tak samo. 

- Więc to powinno jakoś wyrównać nasze rachunki, co? Żebyśmy byli kwita? 

- Uśmiechnął się. 

- Gdyby to tak działało, życie byłoby o wiele łatwiejsze. 

- Święte słowa. 

Westchnęła i jak dziewczynka objęła rękami kolana, opierając na nich brodę. 

- To nie moja wina, wiesz przecież. 

- Co nie jest twoją winą? - spytał. 

- No, ta historia z twoim małżeństwem. Że się tak ułożyło, wiesz, że nie wy-

szło. 

- Czy ja ci coś mówiłem? 

- Może nie wprost, ale jasne, że to mnie za to winisz. Albo masz pretensje w 

ogóle do kobiet, a że ja jestem pod ręką, to pada na mnie. 

- Cóż, faktycznie przeszło mi to przez głowę. - Zmarszczył brwi. 

 

R  S

background image

To  też  było  uczciwe  z  jego  strony.  Może  rzeczywiście  tu  był  pies  pogrzeba-

ny?  Może  zamiast  udawać,  że  nie  ma  problemu,  ignorować  go,  lepiej  byłoby  za-

mknąć ten  niedokończony  rozdział  w  historii  ich  znajomości?  Wyłożyć  wszystkie 

karty  na  stół  i  wszystko  dopowiedzieć,  załatwić  to  raz  a  dobrze?  Ale  łatwiej  po-

wiedzieć  niż  zrobić.  Sophie  nie  potrafiłaby  otworzyć  przed  kimś  duszy  ot  tak,  na 

zawołanie. Od małego uczono ją, by skrywała swoje uczucia. By nigdy nie okazy-

wała słabości. A teraz, teraz czuła się tak bezbronna jak jeszcze nigdy w życiu. 

Wiedziała jednak, że musi spróbować. Wzięła głęboki oddech. 

- Kochałam cię, Aleks, i chciałam za ciebie wyjść. Ale uwierz mi, że napraw-

dę zrobiłam to dla twego dobra, znaczy... no że z tobą wtedy zerwałam. To było... 

to było dla mnie za duże, przerosło mnie. Żadne z nas nie było na to przygotowane. 

Wiesz, ile by nas czekało poświęceń? Mówię ci, że skończyłoby się tym, że byśmy 

się znienawidzili. 

- Tego się akurat nigdy nie dowiemy. - Wzruszył ramionami. 

Ale Sophie wiedziała, była pewna, że tak właśnie by się to skończyło. 

- Przepraszam, że cię zraniłam. Ale raz jeszcze mówię, i to szczerze, że czu-

łam, że nie mamy wyboru, że nie ma dla nas wyjścia. 

- Zrobiłaś, co uważałaś za stosowne. Nie mogę cię za to winić. Ale ty też mu-

sisz  zrozumieć,  że  ja  wolałbym,  żebyś  mi  wtedy  dała  wybór.  Żebym  sam  mógł 

podjąć decyzję w swojej sprawie. 

Mógł  ją  o  wszystko  obwinić,  gdyby  tylko  chciał,  pomyślała.  Ale  miała  na-

dzieję, że nie będzie. Że oboje będą potrafili pogodzić się z bolesną przeszłością. I 

zostać przyjaciółmi. 

-  A  jeśli  chodzi  o  moje  małżeństwo  -  kontynuował  -  to  tylko  moja  wina. 

Owszem, rodzina wywierała na mnie presję, ale przecież nikt nie przystawiał mi do 

głowy pistoletu. Prawda jest taka, że poszedłem na łatwiznę. A przynajmniej wtedy 

tak mi się wydawało. 

W  pewien  sposób  jej  wina  polegała  na  tym  samym.  Zerwanie  znajomości  z 

R  S

background image

Aleksem było o niebo łatwiejsze niż trwanie w tym związku i walka o jego utrzy-

manie.  Może  i  by  przeżyli  ze  sobą  kilka  pięknych  lat,  zanim  by  się  to  rozpadło. 

Wtedy jednak Sophie wierzyła, że robiąc to, co zrobiła, daje każdemu z nich szansę 

na szukanie i znalezienie szczęścia z kimś innym. Skąd mogła wiedzieć, że ani ona, 

ani Aleks nie będą potrafili z tej szansy skorzystać? 

- Źle to rozegrałam. Powinnam była do ciebie zadzwonić albo napisać. Wyja-

śnić ci wszystko - przyznała. - Ale tak się bałam. 

- Czego? 

- Że jak usłyszę twój głos, to zmienię zdanie. Albo że ty mnie od tego odwie-

dziesz. 

- Stało się, co się stało. 

- Myślisz, że moglibyśmy kiedykolwiek o tym zapomnieć? 

- Myślę, że są szanse - odparł z uśmiechem w kąciku ust. 

- Ale jest pewien problem - dodała Sophie.   

- Jaki? 

- Wiesz jaki. To ciągłe napięcie seksualne między nami... 

- Ja nie mam z tym żadnego problemu. 

- Aleks, proszę cię. To się stało uciążliwe. 

- Może trochę - zgodził się z ociąganiem. 

-  Ja  w  każdym  razie  jestem  już  tym  zmęczona.  A  wolałabym,  żebyśmy  się 

dobrze czuli w swoim towarzystwie. 

W  tej  chwili  przyszedł  jej  do  głowy  pomysł.  I  to  naprawdę niesamowity  po-

mysł. Aleks od razu to zauważył. 

- Wygląda, jakby cię nagle oświeciło - ocenił. 

- Zgadza się. Sama nie wiem dlaczego dopiero teraz. 

- Mam dziwne przeczucie, że mi się to nie spodoba. 

- Wręcz przeciwnie. Myślę, że w pełni się ze mną zgodzisz, że... 

- ...że? - spytał podejrzliwie. 

R  S

background image

- ...że powinnam pójść z tobą do łóżka. 

 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

- Możesz powtórzyć? - Aleks nie posiadał się ze zdumienia. 

-  Pomyśl  tylko:  po  tych  wszystkich  latach  oboje  jesteśmy  ciekawi,  jak by  to 

było... 

- Ja jestem ciekawy?   

Spojrzała nań z niedowierzaniem. 

- W porządku - przyznał po chwili. - Jestem. 

- Więc może powinniśmy spróbować. 

- I myślisz, że jak będziemy się kochać... 

-  ...uprawiać  seks,  Aleks,  a  nie  kochać  się  -  poprawiła  go.  Miłość  nie  ma  tu 

nic do rzeczy. Chodzi o seks. 

-  Tak.  Przepraszam  zatem.  Więc  myślisz,  że  jak  pójdziemy  do  łóżka,  to  at-

mosfera między nami się rozluźni? 

- Zgadza się. - Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej wydawało jej 

się to logiczne. 

- A jeśli nie? - powątpiewał. 

- A dlaczego niby? Przecież to, co nas łączy, to... 

- ...chemia? 

- Zwyczajna fizyczna ciekawość. 

- Więc jeślibyśmy to zrobili dziś w lesie, to ta rozmowa nie miałaby w ogóle 

miejsca? Nie wiem, naprawdę nie wiem. - Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem. 

- Co to znaczy, że nie wiesz? 

Przecież to było proste. Który normalny facet przepuściłby taką okazję? - za-

stanawiała się. 

- To mi się wydaje zbyt łatwe. - Wzruszył ramionami. 

R  S

background image

- Ale nie jest. To naprawdę doskonały pomysł. 

- Teraz tak mówisz. A ja myślę, że coś tu jest nie tak. 

- Co na przykład? 

- Na przykład możesz się we mnie zakochać.   

Przygryzła wargę, żeby się nie roześmiać. 

- Bez obrazy, ale nie sądzę, żebyś się musiał o to martwić. To się nie zdarzy. 

Nigdy. 

- Taaa... Nie wiem, czy poczuć ulgę czy czuć się obrażonym. 

Sophie  spojrzała  na  Aleksa  z  poirytowaniem.  On  chyba  naprawdę  zgłupiał. 

Może się z nią przespać bez żadnych zobowiązań i nic? Inny facet skakałby na jego 

miejscu z radości. 

- No dobra, a jeśli jeden raz nie wystarczy? - spytał. - Jeśli pójdziemy do łóż-

ka i dalej będziemy czuli to napięcie? Co wtedy? Zrobimy to jeszcze jeden raz? 

Sophie  nie  zastanawiała  się  nad  tym  i  nie  dostrzegała  w  tym  problemu.  Po-

stanowiła podejść do tego z humorem. 

- Powiedzmy, że jestem na taką możliwość otwarta. 

- Aha. 

- Więc? - Sophie chciała wreszcie załatwić tę sprawę. - Wchodzisz w to? 

- Wyobrażam sobie różne możliwe scenariusze i mówiąc szczerze, nie wiem. 

Wydaje mi się, że chyba tak - odparł po zastanowieniu. 

- Więc? - nalegała. 

- A co mi tam. Niech ci będzie - zdecydował. 

- Wspaniale. - Uderzyło ją, jak wielki ciężar spadł jej właśnie z serca. To rze-

czywiście  był  dobry  pomysł.  Dobry  plan.  -  Nie  muszę  ci  chyba  przypominać,  że 

musimy być bardzo dyskretni? 

- Oczywiście. 

- Szczególnie, jeśli chodzi o Filipa. 

- To prawda. To co, księżniczko, kiedy? - spytał, zacierając ręce i podnosząc 

R  S

background image

znacząco brwi. 

Spojrzała na zegarek. 

- Dzisiaj mam jakąś kolację dobroczynną, na której muszę być. Wrócę bardzo 

późno. Pewnie grubo po północy. 

- Może więc jutro? 

- Jutro będziemy na jachcie i będzie tam pełno służby, więc nie. Potem idziesz 

z Filipem na kolację. Ja mam się zajmować Fryderykiem. Do jedenastej. 

- A w czwartek? - Aleks zaczynał być poirytowany. 

-  W  czwartek  jedziecie  na  polowanie.  Wrócicie  pewnie  dopiero  w  piątek  po 

południu... 

- ...a w piątek wieczorem znowu jest jakaś impreza charytatywna, która też się 

pewnie późno skończy. 

- Na pewno nie przed północą - potwierdziła Sophie. 

- To może w piątek po południu, jak wrócimy z tego polowania? 

- Popołudnia odpadają. Za dużo służby się kręci. Poza tym muszę się przygo-

tować do kolacji, a to trochę trwa. 

- Wygląda na to, że zapowiada się ciężki tydzień, Wasza Wysokość. 

Aleks miał rację. Pomysł był fantastyczny, gorzej z wykonaniem, a właściwie 

z czasem. 

-  Zaczekaj  -  przypomniał  sobie.  -  Mówiłaś,  że  masz  doglądać  Fryderyka  do 

jedenastej, tak? 

- Zgadza się.   

Uśmiechnął się. 

- Jedenasta to jeszcze nie tak późno. I nie byłbym dżentelmenem, gdybym się 

nie zaoferował, że odprowadzę cię później do domu. 

- Też mi się tak wydaje. 

- A zatem jutro o jedenastej? - upewnił się. 

- O jedenastej. 

R  S

background image

Tak, to załatwia sprawę. Będą to mieli za sobą i może reszta pobytu Aleksa na 

wyspie  upłynie  im  w  znacznie  przyjemniejszej  atmosferze.  Co  więcej,  zostaną 

przyjaciółmi. Prawdę mówiąc, im dłużej o tym myślała, tym bardziej była przeko-

nana, że to jest dokładnie to, czego im obydwojgu było trzeba. Świeżo rozwiedzio-

ny i spragniony kobiety facet na pewno marzy o takiej sytuacji. A i ona od dawna, 

od zbyt dawna, nie była z mężczyzną. A wbrew temu, co sądzą mężczyźni, kobiety 

też  mają  swoje  potrzeby.  Tak,  oboje  tylko  na  tym  skorzystają.  No  dobrze,  dość 

szukania usprawiedliwień, powiedziała sobie. Pomysł jest świetny i już. 

-  Wyruszamy  na  jacht  o  dziewiątej  -  przypomniała  mu.  -  Spotykamy  się  w 

holu, jak zwykle. 

- Będę gotów. 

- Słońce jest o tej porze bardzo silne. Koniecznie weź krem z filtrem. 

- Aha. 

- No to do zobaczenia rano. 

Odwróciła się w stronę drzwi, ale Aleks złapał ją jeszcze za rękę. 

- Hej, księżniczko. 

I  chociaż  powinna  się  była  tego  spodziewać,  znów  wziął  ją  z  zaskoczenia. 

Przyciągnął jej twarz i pocałował. Słodko, delikatnie i nieco nieśmiało. Właściwie 

to ledwie musnął językiem jej usta. Trwało to tylko dwie, może trzy sekundy. 

- Po co to było? - spytała miękko.   

Wargi jej drżały, a nogi ugięły się lekko. 

Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. 

- Niech to będzie taka malutka zapowiedź tego, czego się możesz spodziewać 

jutrzejszej nocy. 

Odwrócił się i ruszył ścieżką w stronę pałacu. Jeżeli to rzeczywiście była za-

powiedź jutrzejszej nocy, to Sophie już się nie mogła doczekać jej nadejścia. 

Może  sobie  myśleć,  że  jest  górą.  Tak, tym  razem  uzyskała  przewagę.  Ale  to 

nadal gra. Jego gra. 

R  S

background image

Przez  chwilę  obserwował,  jak  wchodzi  do  domu.  W  progu  uśmiechnęła  się 

jeszcze  znacząco,  a  potem  weszła  i  zamknęła  za  sobą  drzwi.  Wtedy  i  on  ruszył 

przed  siebie. Ciemne chmury  już  odpłynęły  i  popołudniowe  słońce  dawało  się  we 

znaki. Szczęśliwie znad morza wiała chłodna bryza. Doskonałe warunki do space-

ru. Musiał się przejść, przemyśleć sobie wszystko jeszcze raz. 

Była dobra, musiał jej to przyznać. Wydawała się wiarygodna - przez moment 

naprawdę uwierzył w jej wzruszające przeprosiny. Pomyślał nawet, że się zmieniła. 

Ale  to  był  tylko  sposób,  w  jaki  niektóre  kobiety,  a  szczególnie  takie  jak  Sophie, 

zachowują się w podobnych sytuacjach. Nie robią niczego, jeżeli nie mają ku temu 

ważnych powodów. Planują każde słowo i każdy ruch. 

Dlatego, kiedy zaproponowała, żeby się ze sobą przespali, był przekonany, że 

coś  się  za  tym  kryje.  Że  go  najpierw  podpuści,  a potem,  w  ostatniej  chwili,  nagle 

zmieni zdanie. Ale coś w jej oczach powiedziało mu, że nie, że to nie o to chodzi. 

Ona naprawdę go pragnęła. I jej inicjatywa, jej propozycja, były podyktowane chę-

cią  przekonania  samej  siebie,  że  to  ona kontroluje  sytuację.  Aleks  pomyślał,  że  w 

chwili, kiedy Sophie odkryje, że to tylko złudzenie, będzie już za późno. 

Sophie przymknęła oczy pod bardzo, bardzo czarnymi okularami przeciwsło-

necznymi.  Przysypiała  i  budziła  się na  zmianę,  kołysana delikatnym  szumem  Mo-

rza Irlandzkiego. Słońce lekko muskało jej skórę. Miejscami dochodził ją szum sil-

nika  jakiejś  łodzi,  krzyk  mew  i  uderzenia  fal  o  kadłub.  Chociaż  czuła  się  wczoraj 

wieczorem  wyczerpana,  nie  mogła  zasnąć.  Leżała  i  przez  cały  czas  rozmyślała  o 

nocy, którą miała spędzić z Aleksem. Niecierpliwiła się jak dziecko, które nie może 

się doczekać, aż przyjdzie ten moment, kiedy można już otworzyć leżący pod cho-

inką prezent. Dla niej takim prezentem miał być właśnie Aleks. 

Jak im ze sobą będzie? Jak będzie smakował? Czy będzie tak ekscytująco jak 

wtedy, przed dziesięciu laty? A może wtedy to była tylko magia młodości? Posmak 

ryzyka? Niebezpieczeństwa? 

Nieważne. Sophie uzmysłowiła sobie, że pójście z Aleksem do łóżka było nie 

R  S

background image

do uniknięcia. Jej plan zakładał, że dzięki temu gładko uporają się z problemem, a 

jej  się  uda  zachować  nad  wszystkim  pełną  kontrolę.  A  tego  właśnie  najbardziej 

pragnęła. 

Aleksa  nie  było  nigdzie  w  polu  widzenia.  Kiedy  tylko  wsiedli  na  pokład, 

zniknął  gdzieś  z  kapitanem.  Zdaje  się,  że  poszli  oglądać  maszynownię.  Ona  zaś 

przebrała się w kostium i rozłożyła w słońcu na leżaku. Biorąc pod uwagę, jak in-

tensywnie  grzało,  musiały  upłynąć  co  najmniej  dwie  godziny.  Lecz  Sophie  czuła 

się tak rozluźniona, że nie chciało jej się nawet otworzyć oczu, a co dopiero mówić 

o wstaniu z leżaka i szukaniu schowanego gdzieś w torbie zegarka. 

Słońce  zaszło  na  chwilę  za  chmury  i  Sophie  poczuła  chłodniejszy  powiew 

wiatru. Zaraz potem zaczęło kropić i na jej ciało spadło kilkanaście kropli lodowato 

zimnego deszczu. A potem jeszcze kolejne. W prognozie pogody nie było ani słowa 

o  deszczu,  a  w  dodatku  Sophie  wydało  się,  jakby  deszcz  padał  akurat  na  nią.  Po 

chwili otworzyła oczy i ku swemu zdumieniu skonstatowała, że  wisi nad nią jakiś 

wielki cień. Bardzo wysoki cień, z bardzo szerokimi ramionami. 

Aleks stał nad nią, maczał palce w szklance herbaty lodowej i pryskał płynem 

na ciało Sophie. 

- Obudź się. 

- Zostaw mnie - jęknęła i zamknęła na powrót oczy.   

Kolejne krople. 

- Nie bądź dziecinny - wymamrotała. 

- Nudzę się. 

- I co mam z tym zrobić? 

- Jesteś moją przewodniczką. 

- I dostarczyłam cię na jacht. Czego jeszcze oczekujesz? 

Znów oblał ją herbatą. 

- Przestań! 

Aleks trzymał teraz nad jej głową całą szklankę, gotowy  wylać ją za jednym 

R  S

background image

razem. Na twarzy wykwitł mu szelmowski uśmieszek. Rano też się tak uśmiechał. 

- Czy odrobina spokoju, o którą proszę, to tak dużo? - spytała poirytowana. 

- Nie było cię prawie trzy godziny. 

Trzy  godziny?  Aż  tyle  czasu  minęło?  Musiała  być  bardziej  zmęczona,  niż 

myślała. 

- Widok miałem co prawda wspaniały... - zauważył.   

Sophie odniosła wrażenie, że Aleks nie ma na myśli jedynie tego co za burtą. 

Wiedziała  też,  że  on  naprawdę  może  wylać  na  nią  tę  całą  herbatę.  Poddała  się. 

Aleks przesunął się i odsłonił słońce. Kiedy go ostatnio widziała, miał na sobie ko-

szulkę  polo  i  płócienne  spodnie.  Teraz  natomiast  był  ubrany  jedynie  we  wściekle 

kolorowe kąpielówki w stylu hawajskim. I nic więcej. Sophie poczuła, że jej krew 

robi  się  gorąca.  Nie  mogła  oderwać oczu  od  stojącego  przed nią  mężczyzny.  Jego 

klatka piersiowa prezentowała się o wiele lepiej, niż to zapamiętała. Silna, delikat-

na, ładnie owłosiona. Brzuch umięśniony jak marzenie. Zastanawiała się, ile godzin 

dziennie Aleks musi spędzać na siłowni. A może taka już jego uroda? 

Uspokój  się,  weź  się  w  garść,  Sophie.  Jest  bez  koszuli  i  co  z  tego?  Wielka 

rzecz.  To  tylko  męska klatka piersiowa.  Po  co  od  razu tracić  głowę?  Widziała  już 

kilka  takich  w  życiu.  Tę  zresztą  też.  I  w  tym  momencie  zdała  sobie  sprawę,  że 

zwyczajnie  się  na niego  gapi.  Podniosła  wzrok  z  jego  małych,  różowych  sutków  i 

spojrzała w górę. Natychmiast dostrzegła, że Aleks przez cały czas obserwował, jak 

mu się przygląda. 

- Wyglądasz, jakbyś bujała w obłokach - zauważył ironicznie. - Masz ochotę 

na kąpiel w morzu? To cię rozbudzi. I ochłodzi... 

- Nieszczególnie. 

Sophie zwróciła uwagę, że ramiona Aleksa mocno się zaróżowiły. 

- Użyłeś kremu? - spytała z troską. 

- Nie. 

- Jak długo chodzisz tak bez koszuli? 

R  S

background image

- Kilka godzin. A co? 

Jeżeli zdążył się spalić, nie będzie mógł później... 

-  Mówiłam  ci  przecież  wczoraj,  żebyś  wziął  ze  sobą  krem  z  nitrem.  Niech 

zgadnę: w ogóle go nie zabrałeś? 

- Zapomniałem. 

Westchnęła i podniosła się zrezygnowana. Miała jakiś krem w torbie, ale zda-

je się, że raczej słaby. 

- Musi być coś pod pokładem, w sypialni. Poczekaj tu. Pójdę, sprawdzę - po-

leciła mu. 

Poprawiła  górę  kostiumu  i  ruszyła  ku  schodom.  Czuła  na  sobie  jego  wzrok. 

Bikini, które miała na sobie, nie zaliczało się do skąpych, ale pokazywało wystar-

czająco wiele, by nie mógł oderwać od niej oczu. Niech potraktuje to jak - jak on to 

wczoraj  nazwał?  -  malutką  zapowiedź  tego,  co  czeka  go  dziś  w  nocy.  Nie  miała 

wątpliwości, że gdyby Filip był z nimi na pokładzie, uznałby jej strój za mocno nie-

właściwy  i  zasugerowałby,  by  się  przebrała  w  kostium  jednoczęściowy.  Ale  na 

szczęście  go  nie  było.  Poza  tym  może  chyba  dla  odmiany  się  trochę  zbuntować, 

prawda? 

Znalazła  szybko krem, którego  szukała.  Silniejszy,  przeciw  oparzeniom. Od-

wróciła się i zamarła. Drzwi do sypialni były zamknięte. A wewnątrz znajdował się 

Aleks. 

- Fajna sypialnia - rzucił, ale nie patrzył na pokój, lecz na jej ciało. 

- Co ty tu robisz? - spytała głośnym szeptem.   

Przecież w każdej chwili ktoś ich mógł nakryć. 

- Chciałem ci pomóc szukać. - Ruszył powoli w jej stronę. 

- Już znalazłam - odparła szybko. W tej samej chwili dostrzegła, że drzwi nie 

były  zamknięte  na  klamkę,  ale  na  zamek.  -  Ustaliliśmy  przecież,  że  musimy  za-

chować dyskrecję. Tak to sobie wyobrażasz? 

-  A  co  myślałaś?  Ten  twój  kostium,  Jezu!  -  Ślizgał  się  po  niej  wzrokiem  od 

R  S

background image

stóp do głów, pożerał ją wręcz. I niebezpiecznie się do niej zbliżał. - Spójrz mi pro-

sto w oczy i powiedz, że nie włożyłaś go umyślnie, żeby mnie nęcić. 

Sophie tak właśnie to sobie wymyśliła. Nie spodziewała się jedynie, że osią-

gnie aż taki efekt. I to tak szybko. 

- Wiesz, że nie możemy być tu teraz razem. 

- Ale już jesteśmy - odparł i znów zbliżył się o krok.   

Zagrodził jej drogę i gdyby chciała się dostać do drzwi i wymknąć, musiałaby 

chyba przeskoczyć przez łóżko. Nie była jednak aż tak wysportowana. 

- Miała być jedenasta wieczór - przypomniała mu. 

-  O  jedenastej  będzie  danie  główne.  A  to...  A  to  potraktuj  jako  przekąskę.  - 

Uśmiechnął się kącikiem ust. 

To mogłaby być przepyszna przekąska, ale Sophie wiedziała, że nie może mu 

na to pozwolić. Nie tutaj, gdzie - czego było pewna - załoga szpiegowała ją na po-

lecenie  Filipa. Skąpe bikini to jedno, a schadzka z klientem pod pokładem to dru-

gie. 

- Doceniam twoją inicjatywę, ale to będzie musiało poczekać. 

Aleks  wciąż  rozbierał  ją  wzrokiem.  Oczy  zrobiły  mu  się  szerokie  i  widać  w 

nich  było  napięcie  jak  u  czającego  się  do  skoku  zwierzęcia.  Nagle  błyskawicznie 

ruszył  ku  niej i  przyciągnął do  siebie  za  biodra.  Pod  Sophie ugięły  się  nogi.  Wie-

działa, że opór nie ma żadnego sensu. A i ona sama nie chciała już dłużej walczyć z 

pożądaniem.   

Boże, jak dobrze się w tej chwili czuła. 

- Nadal chcesz, żebym wyszedł? - spytał chytrze. 

- Masz pięć minut. 

- To zajmie trochę więcej niż pięć minut. 

Ich  ciała  się  zetknęły  i  Sophie  poczuła,  jak  jej  sutki  zmieniają  się  w  twarde, 

strzeliste  pąki.  Aleks  przyciskał  ją  do  swej  potężnej  klatki  piersiowej  i  leciutko 

gryzł w ucho. Krem, który trzymała w ręku, wysunął się i spadł na dywan. 

R  S

background image

-  Wiesz  -  wyznał,  a  jego  oddech  pieścił  jej  szyję  -  jesteś  jeszcze  piękniejsza 

niż dziesięć lat temu. 

- Dziwnym zbiegiem okoliczności ty też - szepnęła miękko. 

Wtuliła się weń i poddała rozkoszy, którą wzmagał jego dotyk na jej skórze. 

Od dawien dawna nikt jej tak nie dotykał. Tak czule. Każda sekunda była niczym 

wieczność. Nie mogła się doczekać chwili, kiedy Aleks wsunie dłonie pod jej biki-

ni. Już sama myśl o tym sprawiała, że miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Za-

kręciło jej się w głowie. 

Zaraz,  zaraz.  Czy  tak  właśnie  wyobrażała  sobie  zachowanie  kontroli  nad sy-

tuacją? W tej chwili wyglądało na to, że to jednak Aleks jest osobą, która pociąga 

za sznurki. A co gorsza, wcale jej to nie przeszkadzało. Ba, w ogóle jej to nie ob-

chodziło. W rzeczywistości sytuacja bardzo jej się podobała, mimo że wszystko, co 

się działo, stało w jaskrawej sprzeczności z tym, w co wierzyła lub czego ją uczo-

no. 

Serce Aleksa biło jak oszalałe. 

- Wciąż chcesz, żebym przestał? - droczył się z nią. 

- Chcę, żebyś mnie pocałował. 

- To mogę dla ciebie zrobić - uśmiechnął się szeroko. 

Nachylił  się  ku  niej  i  wtedy  poczuła  nagle  zapach  morskiej  soli  i  delikatną 

nutę kokosa. Chwilę - kokosa!? Zaczęła go obwąchiwać. Tak, pachniał kokosem, a 

dokładnie - kokosowym kremem przeciwsłonecznym. 

- Jednak natarłeś się kremem? 

- Może. 

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? 

-  A  który  rozsądny  facet  nie  skorzystałby  z  okazji,  żeby  taka  piękna kobieta 

nacierała go kremem?  A  że znaleźliśmy się akurat tutaj, to już zwykły przypadek. 

Szczęśliwy przypadek. 

- Drań jesteś. 

R  S

background image

Zaśmiał się, a Sophie pomyślała, że nie dość że drań, to jeszcze seksowny. W 

tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Oboje aż podskoczyli. 

- Podajemy lunch, Wasza Wysokość - obwieścił głos zza drzwi. 

Dobrze, że nie przyłapali ich na gorącym uczynku. Chociaż musieli się domy-

ślić, że Aleks jest tu z nią, w jej sypialni. 

- Zaraz idę - odkrzyknęła. 

- I nici z naszej przekąski - westchnął Aleks rozczarowany. 

- Mówiłam ci, że to zły pomysł. 

- Może i mówiłaś. Ale na pewno się przy swoim zdaniu nie upierałaś. 

Miał  rację.  W  dodatku  całe  jej  zachowanie  można  było  obiektywnie  zinter-

pretować jako zachętę. 

- Wychodzimy pojedynczo - zarządziła, poprawiając majteczki i sprawdzając 

w lustrze, jak wygląda. Policzki miała mocno zaróżowione, ale to się da jakoś wy-

tłumaczyć  trzygodzinnym  opalaniem.  -  Ja  idę  pierwsza.  Ty  chwilę  poczekaj.  I 

ochłoń - dokończyła, patrząc znacząco na jego napięte kąpielówki. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Po  lunchu  Aleks  nie  miał  szans,  by  się  zbliżyć  do  Sophie.  Wszędzie  wokół 

kręciła się służba. Około trzeciej wrócili na przystań, skąd odwieziono ich do pała-

cu. Ledwie zdążył się przebrać i już musiał gnać na golfa z Filipem. Lubił grać w 

golfa,  lecz  dzisiaj  czuł  się  dziwnie  rozkojarzony.  I  chociaż  nie  grali  razem  od  lat, 

Filip od razu to zauważył. 

-  Coś  ci  dzisiaj  nie  szło  -  stwierdził,  gdy  wrócili  do  budynku  klubowego.  - 

Kiedyś grałeś lepiej. 

- Nadal gram nieźle, ale spaliłem się trochę na słońcu na jachcie. 

Nie kłamał. Naprawdę był nieco obolały i to mimo tego, że zaraz po  wypły-

nięciu  natarł  się  kremem.  Sophie  tego  nie  widziała,  bo  natychmiast  zapadła  w 

drzemkę.  Poza  tym  przypuszczał,  że  wcale  nie  oburzyła  się  jego  niewinnym  pod-

stępem tak bardzo, jak to okazała. W tej sypialni pragnęła go tak samo silnie jak on 

jej.  No  właśnie.  Całe  to  przekomarzanie  się  było  bardzo  miłe,  ale  Aleks  nie  mógł 

się już doczekać dania głównego. O niczym innym nie myślał. To dlatego grał dzi-

siaj tak żałośnie. Ale tego akurat nie mógł Filipowi powiedzieć. 

- Chcesz, żeby nasz lekarz się temu przyjrzał? - spytał król. 

- Nie, dziękuję. Do jutra wydobrzeję. 

Przeszli  do  baru,  gdzie  mieli  się  spotkać  z  Hannah.  Zamówienie  przyjęła  od 

nich  atrakcyjna,  młoda  kelnerka,  ale  Filip  zdawał  się  w  ogóle  nie  dostrzegać  jej 

urody.  Był  uprzejmy,  ale  zachowywał  dystans.  Zupełnie  inaczej,  niż  gdy  byli  na 

studiach. Wówczas każda ładna kobieta była dlań wyzwaniem. Wyglądało na to, że 

obecnie interesuje go wyłącznie własna żona. Aleks jął się zastanawiać, jak to jest - 

kochać  kogoś  tak  mocno,  żeby  nawet  nie  spojrzeć  na  nikogo  innego.  Tak,  miłość 

Filipa i Hannah była czymś naprawdę wyjątkowym. 

- Dobrze się bawiłeś na jachcie? - spytał Filip. 

- Bardzo. 

R  S

background image

Wyjątkowo dobrze się bawiłem, pomyślał. 

- Wspominałeś kiedyś, że też masz jacht. 

-  Miałem.  Po  rozwodzie  przypadł  żonie.  Fajnie było  dziś  przypomnieć  sobie 

dawne, dobre czasy na wodzie. 

- A jak się dogadujesz z Sophie? 

- W porządku. Sophie jest... - Aleks szukał słów, by ją opisać. Przyszło mu do 

głowy, że jest seksowna, inteligentna i uparta jak diabeł, ale Filipowi chyba nie o to 

chodziło. - Wspaniała gospodyni - wykrztusił w końcu. 

Jeżeli nawet Filip dostrzegł jego zakłopotanie, to nie dał tego po sobie poznać. 

- Sophie wie więcej o wyspie i jej urokach niż ktokolwiek inny. 

- Ja też się dużo w tych dniach dowiedziałem. 

- Wierzę - przytaknął Filip, a Aleks odniósł wrażenie, że jego przyjaciel wie o 

wiele więcej, niż to okazuje. 

Przyszła  wreszcie  Hannah  i  obaj  się  podnieśli,  by  ją  przywitać,  a  następnie 

przeszli  do  prywatnej,  królewskiej  części  restauracyjnej  klubu.  Skończyli  właśnie 

składać zamówienie, kiedy zadzwonił telefon Filipa. Król wyjął aparat, na co Han-

nah rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie. Filip spojrzał na wyświetlacz. 

-  Wiem,  że  mamy  zasadę  nieodbierania  telefonów  przy  obiedzie,  ale  to  na-

prawdę ważne - wyjaśnił i przeprosił ich. 

-  Tak  wygląda  małżeństwo  z  królem  -  westchnęła  Hannah,  kiedy  odszedł.  - 

Ale  przynajmniej  będziemy  sobie  mogli  przez  chwilę  swobodnie  pogawędzić  - 

zwróciła się do Aleksa. - Jak ci się u nas podoba? - Położyła mu rękę na ramieniu. 

- Jest fantastycznie. Właśnie tego potrzebowałem. 

- Filip mówił, że było ci ostatnio ciężko. - Poklepała go ze współczuciem. 

Była taka słodka, taka miła. I było w niej coś krzepiąco... prostego, zwyczaj-

nego.  Elegancka i  wytworna,  ale niezapominająca  o  codziennych  ludzkich proble-

mach. Na ulicy nikt by nie poznał, że ma do czynienia z królewską małżonką. Nie 

od razu też odgadłby, że ta kilka lat młodsza od męża kobieta jest już i żoną, i mat-

R  S

background image

ką. Oczywiście, tu na wyspie każdy wiedział, że to królowa Hannah. A na świecie 

znana była jako szczerze zatroskana i niestrudzona filantropka. 

- Rozwody nigdy nie są zabawne. Ale cieszę się, że mam to już za sobą. 

- Gdybyś czegokolwiek potrzebował, po prostu powiedz - przypomniała mu i 

ścisnęła współczująco za rękę. - A z Sophie? Znaczy, zdążyliście się już sobie przy-

pomnieć? 

Mógłby przysiąc, że usłyszał w jej głosie delikatną aluzję. 

- Tak. Jest prawie taka, jaką ją zapamiętałem sprzed lat. 

Hannah wzięła łyk wody ze szklanki. 

- Czy ona wie, jakie uczucia wobec niej żywisz? 

A  jemu  się  wydawało,  że  potrafi  skrywać  swe  emocje...  Albo  wszystko  było 

po nim widać, albo jej wysokość miała zdolność jasnowidzenia. 

- Czemu sądzisz, że w ogóle żywię dla Sophie jakieś uczucia? 

- Nasza pierwsza wspólna kolacja. Coś było na rzeczy. Jakaś aura - wyjaśniła. 

Nie wiedział, o czym ona mówi. Pamiętał jedynie, że pozwalał sobie wówczas 

na szyderstwa. Może Hannah brała pogardę za zauroczenie? 

A może i on popełniał ten sam błąd? 

- Sophie może sprawiać wrażenie twardej, ale niech cię to nie zmyli. Ona też 

ma swoje słabe punkty. Wydaje mi się zresztą, że ty już o tym wiesz. Prawdę mó-

wiąc, sądzę, że masz tego świadomość już od dłuższego czasu. 

Hannah najwyraźniej podejrzewała, że coś ich łączy. Ciekawe, czy wiedziała 

też, jak bliskie są to więzy? 

- Ja i Sophie... - zaczął. - To dosyć skomplikowana historia. 

-  Bliskie  znajomości  często  są  dosyć  skomplikowane,  Aleks.  Czasem  nawet 

bardzo, jak się ma do czynienia z kimś z rodziny królewskiej. 

Aleks  zastanawiał  się,  czy  Filip  też  żywi  wobec  nich  podobne  podejrzenia  i 

czy on i Hannah już o tym rozmawiali. A jeśli tak, to dlaczego Filip nigdy się nawet 

na ten temat nie zająknął? 

R  S

background image

-  Filip  o  niczym  nie  wie.  -  Hannah  zdawała  się  czytać  w  jego  myślach.  -  A 

przynajmniej nic mi o tym nie mówił. 

Zważywszy  na  naturę  związku,  jaki  go  łączył  z  Sophie,  Aleks  wolałby,  aby 

Filip  o  niczym  się  nie  dowiedział.  Bo  chociaż  to,  co  miało  się  między  nimi  stać, 

było jej pomysłem, króla z pewnością i tak by to nie przekonało. 

-  Cóż,  niedawno  się  rozwiodłeś  i  teraz,  no  wiesz...  Ta  znajomość  z  Sophie 

pewnie długo nie potrwa, pewnie nic z tego nie będzie? 

-  Raczej  nie.  -  W  ten  oto  uprzejmy  i  dyplomatyczny  sposób  Aleks  przyznał, 

że łączy ich swojego rodzaju romans. Nie zamierzał kłamać. Zaprzeczać. 

Z drugiej strony, to nie on to wymyślił. Owszem, chciał ją uwieść, ale miało 

do tego dojść wbrew jej woli, a nie za jej pozwoleniem. Tak czy inaczej, miał teraz 

dostać to, czego chciał. Mogła sobie myśleć, że się w nim nie zakocha, ale w głębi 

duszy nie wiedziała, w co się pakuje. Ale i on... Trudno mu było się do tego przy-

znać, ale jego plan zemsty coraz bardziej przeradzał się w... Aleks sam nie wiedział 

w co; docierało do niego jedynie, że czuje się obecnie w całej tej sytuacji jakoś in-

aczej. Że coś się zmieniło. 

- Głupia sprawa - sposępniała Hannah. - Bo mam przeczucie, że wy dwoje do 

siebie pasujecie. 

Był  czas,  kiedy  by  się  z  nią  zgodził.  Ale  tym  razem  nie  planował  zostać  na 

wyspie na tyle długo, by móc się o tym przekonać. 

- Jak rozumiem, wolałbyś, żebym nie wspominała o naszej rozmowie  Filipo-

wi? 

- Nigdy nie ośmieliłbym się prosić cię, byś zataiła cokolwiek przed mężem. 

- Ale nie miałbyś nic przeciwko temu - dopowiedziała. - Nie mówię Filipowi 

o  wszystkim.  Prócz  tego  Sophie  jest  jedną  z  moich  najbliższych  przyjaciółek  i 

gdybyś ją zranił, gniew Filipa byłby niczym w porównaniu z tym, co ja bym ci zro-

biła. 

- Będę pamiętał, że mnie ostrzegałaś. 

R  S

background image

- To dobrze - uśmiechnęła się.   

Po chwili pojawił się Filip. 

- Dobre nowiny -  wykrzyknął od samych drzwi. - Spotkanie służbowe, które 

miałem mieć jutro rano, na szczęście zostało odwołane. 

Aleks nie za bardzo rozumiał, dlaczego jest to dobra wiadomość. 

-  To  znaczy,  że  możemy  zacząć  naszą  wycieczkę  wcześniej  -  wyjaśnił  król, 

widząc jego pytający wzrok. 

- Świetnie - odparł Aleks, chociaż oznaczało to, że jego noc z Sophie będzie 

krótsza. 

- W zasadzie to tak sobie myślę - dodał Filip - że nie ma co czekać do jutra. 

Możemy wyruszyć dziś wieczorem. 

 

Sophie lubiła się opiekować bratankiem, lecz tego wieczoru była nie wiedzieć 

czemu podenerwowana. Położyła Fryderyka do łóżka o ósmej, a potem już tylko co 

chwila podchodziła do okna sprawdzić, czy nie nadjeżdża samochód Filipa i Han-

nah.  Do  wpół  do  dziesiątej,  kiedy  to  w  końcu  -  a  i  tak  przecież  półtorej  godziny 

przed  czasem  -  wrócili,  zdążyła  wydeptać  w  puszystym  dywanie  doskonale  wi-

doczną  ścieżkę.  Teraz  zmusiła  się,  by  usiąść  na  sofie  i  udawać,  że  czyta  książkę, 

którą  z  sobą  przyniosła.  Siedziała  jak  na  szpilkach.  Wydawało  jej  się,  że  od  mo-

mentu,  gdy  usłyszała  trzaśnięcie  drzwiczek,  do  chwili,  gdy  pojawili  się  na  górze, 

minęła kolejna długa godzina. 

- Jak tam mój maleńki aniołek? - spytała Hannah. 

- Śpi. 

Sophie  podniosła  się  w  oczekiwaniu,  spodziewając  się,  że  zaraz  za  nimi  w 

progu pojawi się Aleks. Jednak Filip zamknął za sobą drzwi. Jak Aleks zamierzał ją 

odprowadzić, jeżeli w ogóle nie przyszedł? 

- Jak się zachowywał? - spytał o synka Filip. 

- Bez zarzutu. Jak zwykle. 

R  S

background image

- To dobrze. Bałam się, że może być niegrzeczny, bo zaczęły mu się wyrzy-

nać ząbki - tłumaczyła Hannah. 

- A jak kolacja? - spytała Sophie, pragnąc się dowiedzieć co z Aleksem. 

- Było miło - odparł Filip. - Idę się pakować - dodał.   

Pakować? 

- Wybierasz się gdzieś? 

- Filip i Aleks jadą na polowanie już dziś zamiast czekać do jutra - odpowie-

działa za niego Hannah, siadając ciężko na sofę. 

Wyjeżdżają dzisiaj? 

Nie,  nie  i  jeszcze  raz  nie!  Nie  mogą  dzisiaj  wyjechać.  Przecież  ona  i  Aleks 

zaplanowali... Mieli dziś iść do łóżka. Cholera jasna! 

- Jest już przecież trochę późno - zauważyła ze zdziwieniem. 

Hannah wzruszyła tylko ramionami. 

- Wiesz, jacy są mężczyźni i jak kochają te swoje zabawki. Strzelby, strzela-

nie. 

- Nie martwi cię, że Filip zostawia cię samą z Fryderykiem? 

- Nie. I tak idę zaraz spać. Jestem wykończona.   

Sophie natomiast wiedziała, że musi natychmiast porozmawiać z Aleksem. 

- Dobra. Jeżeli już mnie nie potrzebujesz, to lecę. 

- Mhm - odparła sennie Hannah. - Dzięki za wszystko. 

 

Sophie  wyszła,  ale  zamiast  się  skierować  do  swej  rezydencji,  ruszyła  prosto 

do skrzydła dla gości i zastukała do drzwi Aleksa. Otworzył z wyrazem skruchy na 

twarzy. 

- Wiem, że jesteś zła. 

Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. 

- Wyjeżdżasz dzisiaj? 

- To nie moja wina. 

R  S

background image

- Aleks! 

-  Co  miałem  zrobić?  Powiedział,  żebyśmy  wyruszyli  wcześniej. Co  mu  mia-

łem powiedzieć? Jaki powód podać, że nie mogę? 

- Trzeba było coś wymyślić.   

Aleks spojrzał na zegarek. 

-  Muszę  się  pakować.  Wyjeżdżamy  za  piętnaście  minut.  A  tak  przy  okazji, 

Hannah wie. 

- Co wie? 

- O nas. 

- Co? Co jej powiedziałeś? 

- Nic. - Rzucił torbę podróżną na łóżko i zaczął upychać w niej rzeczy. - Do-

myśliła się już podczas pierwszej kolacji. 

Niedobrze. 

- Powiedziała ci to przy Filipie? 

-  Nie,  nie  było  go  przy  tym.  -  Potrząsnął  głową.  -  Rozmawiał  przez  telefon. 

Powiedziała, że mu nic nie powie. I  zagroziła, że mi zrobi krzywdę, jeśli ja ciebie 

skrzywdzę. 

- Hannah? 

- Tak. To dziwne. A wygląda na taką słodką i delikatną. 

- Wie, jak wiele nas łączy? 

-  Jeżeli  tak, to  sama do  tego  doszła.  W  każdym  razie  o  szczegółach nie  roz-

mawialiśmy. Chociaż oboje się zgodziliśmy, że to raczej przelotna znajomość. 

- I na pewno nie powie nic Filipowi? 

- Tak. 

Dobre i to. 

Sophie przyglądała  się,  jak  Aleks  zapina torbę.  To  było  niesprawiedliwe.  Ta 

noc miała należeć do nich. 

- Muszę iść. - Kolejny raz spojrzał na zegarek. 

R  S

background image

Nie podobało jej się to, ale co zrobić? Błagać go, by został? Domagać się, by 

znalazł  jakąś  wymówkę,  która  pozwoliłaby  odłożyć  jego  wyjazd  do  rana?  Nie 

chciała mu dać satysfakcji, nie chciała, by się dowiedział, jak bardzo jej zależy, jak 

ważny się dla niej stał. Nie chciała mu też robić nadziei. Bo jeśli ktoś tu miał się w 

kimś  zakochać,  to  prędzej  byłby  to  właśnie  on,  jak  święcie  wierzyła.  Tak  się  już 

przecież kiedyś stało. 

- Cóż, baw się dobrze na polowaniu. 

- Spróbuję przekonać Filipa, żebyśmy wrócili już w czwartek - powiedział. 

- Jak ci się uda, a ja będę miała wtedy  wolne, to może spędzimy razem  wie-

czór. 

- Jeśli będziesz miała wolne? - uśmiechnął się. Potem objął ją w pasie, przy-

ciągnął do siebie i gorąco ucałował. Sophie znalazła się w siódmym niebie. - Przy-

pominaj sobie tę chwilę, kiedy mnie nie będzie, i nie mów mi, że nie będziesz miała 

czasu - polecił jej. 

Otworzyła  usta,  by  coś  odpowiedzieć,  ale  zanim  udało  jej  się  znaleźć  jakąś 

celną ripostę, Aleksa nie było już w pokoju. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Aleks bawił się na polowaniu świetnie. To była jego i Filipa pierwsza od cza-

sów  studenckich  prawdziwa  okazja,  żeby  szczerze  pogadać.  Uświadomił  sobie 

dzięki temu,  jak  bardzo  mu brakowało  przez  wszystkie  minione  lata  tej przyjaźni. 

Najlepszym przyjacielem Aleksa, bratem prawie, był oczywiście Jonah, ale odmia-

na w osobie Filipa była niezwykle miła. Rutledge poczuł, że tego mu było trzeba - 

porozmawiać od serca z kimś, kto nie znał go tak dobrze jak jego prawnik. Z kimś, 

kto  nie  oceniał  go  równie  szybko  i był  w  stanie  spojrzeć  na jego  życie  i doświad-

czenia bez uprzedzenia. 

Ale w czwartek wieczorem zadzwoniła Hannah z informacją, że Fryderyk ma 

gorączkę, i chociaż lekarz stwierdził, że to nic poważnego, to Filip nalegał, by wró-

cili z polowania wcześniej. 

-  Naprawdę  nie  masz  nic  przeciwko  temu?  -  upewniał  się  Filip,  kiedy  pako-

wali bagaże do samochodu. 

- Oczywiście, że nie. Rodzina jest najważniejsza - odparł Aleks. 

- Lekarz powiedział, że ta gorączka to pewnie w związku z wyrzynaniem się 

ząbków i że tak musi być, ale będę się czuł spokojniejszy, gdy będę na miejscu. 

Gdybym  miał  dzieci, pewnie  też  bym  tak  reagował,  pomyślał  Aleks.  A  gdy-

bym miał dzieci ze swoją byłą, to pewnie stałyby się przy rozwodzie kartą przetar-

gową,  skonstatował.  Ona  nie  zawahałaby  się  użyć  dzieci  w  walce  z  nim.  Nic  jej 

przecież  nie  powstrzymało  przed  naginaniem  prawdy  i  oszukaniem  całej  jego  ro-

dziny. I co gorsza, oni najwyraźniej jej wierzyli. Latami zastawiała tę sieć, a kiedy 

on się wreszcie zorientował w jej planach, było już za późno. Udało jej się oszukać 

dosłownie wszystkich. 

Aleks  uświadomił  sobie  w  tym  momencie,  że  tak,  że  rzeczywiście  przeniósł 

jakąś  część  swego  żalu  i  pretensji  do  byłej  żony  na  Sophie.  Bo  przecież,  jeżeli 

chciał się z nią przespać jedynie dla zemsty, to dlaczego tak mu jej dziś brakowało? 

R  S

background image

I czy tęskniłby tak bardzo za widokiem jej twarzy, by się już nie móc doczekać po-

wrotu  do  pałacu?  Droga  dłużyła  mu  się  niemiłosiernie.  Spojrzał  na  zegarek  i 

utwierdził się, że w rzeczywistości jest dopiero za piętnaście jedenasta. 

Zastanawiał się, czy Sophie będzie jeszcze na nogach czy też położyła się już 

do  łóżka.  Kiedy  weszli  do  pałacu, powitała  ich  Hannah, tuląca  w  ramionach  śpią-

cego Fryderyka. 

- Dopiero co usnął - szepnęła Filipowi, kiedy pochylił się, by pocałować ją w 

policzek. 

Król  dotknął  czoła  synka,  sprawdzając,  czy  jest  gorące.  Aleksowi  przypo-

mniało się, jak jego siostra robiła to samo ze swoją córeczką i synkiem. Tak, Filip 

był całkowicie oddany swej rodzinie. I po raz pierwszy w życiu Aleks pomyślał so-

bie,  że  może  przez  to,  że  nigdy  nie  chciał  mieć  dzieci,  coś  go  ominęło.  Z  drugiej 

strony, przecież wciąż jeszcze mógł zostać ojcem i mieć dzieci z inną kobietą. 

- Ciepłe - stwierdził Filip, gładząc Fryderyka po czole. 

- Próbowałam go już parę razy położyć, ale się nie dawał. Już mnie ręce bolą 

od noszenia go przez cały dzień - wyżaliła się Hannah. 

- Daj, ja spróbuję. 

Widok Filipa z dzieckiem na rękach rozczulił Aleksa. 

- Przepraszam, że przeze mnie musieliście wrócić wcześniej - zwróciła się do 

niego Hannah, gdy Filip poszedł z synkiem na górę. - Dałabym sobie radę sama, ale 

Filip nie chciał się zgodzić. On przejmuje się dzieckiem bardziej niż inni ojcowie; 

pewnie dlatego, że w jego własnym życiu rodzice byli praktycznie nieobecni. Jego i 

Sophie wychowywały opiekunki. To musiało zostawić ślad w ich duszach... 

-  Skoro  jesteśmy  przy  Sophie  -  zaczął  Aleks,  spoglądając  na  zegarek.  -  My-

ślisz, że nie jest za późno na telefon? 

Nie powiedział, po co chciałby do niej zadzwonić, i miał nadzieję, że Hannah 

nie zapyta. 

- Nie ma jej w domu. Pomagała mi przy Fryderyku, ale jak usłyszała, że wra-

R  S

background image

cacie, gdzieś wyszła. Mówiła coś, że ma randkę czy jakoś tak. 

Randkę? Wiedziała, że wraca i zamiast na niego poczekać, znalazła sobie inne 

towarzystwo? Nie, żeby go to obchodziło, ale... A jeżeli niby go nie obchodziło, to 

czemu się poczuł, jakby dostał w twarz? 

- Uznałam, że lepiej, żebyś wiedział. To znaczy, nie chciałabym cię ranić, ale 

skoro wasza znajomość to nic poważnego, to pomyślałam sobie... - Hannah wzru-

szyła ramionami. 

- Wszystko w porządku - zapewnił ją Aleks, bo sam chciał, żeby tak było. Nie 

mógł  przecież  wymagać  wierności  od  kobiety,  z  którą  z  technicznego  punktu  wi-

dzenia  nie  był  bliżej  związany.  -  Chciałem  tylko  spytać  o  tę  jutrzejszą  imprezę 

charytatywną. 

- Masz jej numer? Pewnie ma przy sobie telefon komórkowy. 

- To może poczekać. Spytam ją jutro. 

- Przepraszam cię, ale chyba powinnam już iść na górę i pomóc Filipowi. 

- Ja też idę do siebie. 

Weszli  po  schodach  na  piętro  i  rozeszli  się,  każde  w  swoją  stronę.  Zaraz  po 

wejściu  do  swego  apartamentu  w  skrzydle  dla  gości  Aleks  nalał  sobie  drinka.  Po-

tem  podszedł  do  okna  i  spojrzał  na  drugą  stronę  dziedzińca,  gdzie  znajdowała  się 

rezydencja Sophie. Na górze paliło się kilka świateł. Wyglądało, jakby była w do-

mu.  Może  nie  miała  randki?  Może  umyślnie  powiedziała  tak  Hannah,  żeby  od-

wrócić uwagę od siebie i Aleksa? 

Jeśli  tak  właśnie  było,  to  powinienem  przynajmniej  dać  jej  znać,  że  już  je-

stem,  pomyślał.  Podszedł  do  telefonu  i  wykręcił  numer.  Słuchawkę  podniósł  Wil-

son  i  uprzejmie  poinformował  Aleksa,  że  księżniczki  nie  ma  w  domu.  Aleks  po-

dziękował i rozłączył się. Żałował teraz, że w ogóle zadzwonił. Irytowało go też, że 

zastanawia się nad tym, gdzie i z kim wyszła. Nie zamierzał się tym jednak zadrę-

czać. Wziął drinka i przeszedł do sypialni. 

Kiedy  zapalił  światło,  poczuł  się  jak uderzony  obuchem.  Na  zasłanym  łóżku 

R  S

background image

leżała zwinięta w kłębek Sophie i smacznie sobie spała. Aleks nie miał pojęcia, co 

tutaj  robi,  skoro  miała  być  na  randce,  ale  był  szczęśliwy,  że  ją  widzi.  Nie  spo-

dziewał się po sobie takiej reakcji. Nie spodziewał się, że jej widok może mu spra-

wić tyle radości, tyle szczęścia. 

Już  samym  przyjściem  dała  mu na  swój  sposób  znać,  jak  bardzo  chce  z  nim 

być. I wiedział, że z tego powodu już nigdy nie spojrzy na nią tak jak do tej pory. 

Na siebie też nie. Odstawił kieliszek, zdjął buty i położył się na boku tak, żeby ją 

widzieć. Nie poruszyła się. Była taka bezbronna. Spokojna. Przez kilka minut wpa-

trywał się w jej twarz, starając się zapamiętać każdy detal i zastanawiając się, co, u 

diabła, właściwie robi i w co się pakuje. 

Nachylił się i musnął ustami jej policzek i czoło. Sophie zmarszczyła nos i coś 

wymamrotała. Wtedy pocałował ją leciusieńko. 

- Obudź się, śpiąca królewno - szepnął.   

Otworzyła oczy i przez sekundę dochodziła do siebie. 

- Wróciłeś - stwierdziła po chwili z uśmiechem. 

- Nieudana randka? 

Z początku nie rozumiała, a potem się roześmiała. 

- Tak tylko powiedziałam, żeby zmylić Hannah. A potem się tu przekradłam, 

by na ciebie poczekać. - Ziewnęła i przeciągnęła się. - Chyba jestem zmęczona. 

Ale  wyglądała  seksownie  i  elegancko.  Trudno  było  się  jej  oprzeć.  Dotknął 

kosmyka  włosów  spadającego  jej  na  twarz.  Sprawiło  mu  to  przyjemność.  Sophie 

przesunęła się o centymetr w jego stronę. 

- Jak stoimy z czasem? - spytał, obejmując jej szyję. 

- Masz na myśli, kiedy muszę stąd wyjść? - Ona też go objęła, a potem przy-

sunęła się jeszcze bliżej, splatając swe nogi z jego nogami. 

Aleks czuł na swym ciele jej ciepło. 

- Tak. 

-  Filip  i  Hannah  nie  mają  pojęcia,  gdzie  jestem,  a  Wilsonowi  powiedziałam, 

R  S

background image

że nocuję dziś w pałacu. 

To  była  odpowiedź,  jaką  chciał  usłyszeć.  Wiedział,  że  by  zrealizować 

wszystko, co sobie zamarzył, nawet cała noc to nie będzie wystarczająco długo. 

- A pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy przyszłam do twojego pokoju? - Wtuli-

ła się w jego szyję. - Tylko się wtedy całowaliśmy i dotykaliśmy, i gadaliśmy do 

wschodu słońca, i dopiero wtedy się kochaliśmy. 

- Pamiętam. - Wsunął jej rękę pod bluzkę. 

- Chciałabym to przeżyć jeszcze raz. - Gładziła palcami jego włosy. 

- Tylko że teraz nie mamy się kochać, ale uprawiać seks - przypomniał jej. 

- Zgadza się. Więc i gadanie możemy sobie darować. 

- Pozostaje zatem całowanie i dotykanie. - Musnął ustami jej usta. 

- No i seks - powtórzyła. - Chociaż nie jestem pewna, czy chce mi się czekać 

aż do świtu. 

Aleks  pieścił  już  w  tym  momencie  jej  piersi.  W  oczach  Sophie  pojawiło  się 

pożądanie. 

- Po namyśle doszłam do wniosku, że nie ma co wracać do tamtej nocy. Po-

winniśmy sobie zapracować na nowe wspomnienia - zarządziła.   

Przyciągnęła  jego  głowę  i  mocno  go  pocałowała.  Mocno  i  długo.  I  od  razu 

zabrała się za rozpinanie jego koszuli. 

Jeżeli  mamy  to  zrobić  tylko  raz  i  mamy  przed  sobą  całą  noc,  to  po  jakiego 

diabła  się  spieszyć,  pomyślał  Aleks.  Chwycił  ją  za  nadgarstki  i  próbował  po-

wstrzymać, ale szybko się uwolniła. 

- Sophie, zwolnij, proszę. 

- Nie ma mowy. Chcę cię widzieć nagiego. 

Kiedy znów złapał ją za rękę, ugryzła go. Naprawdę go ugryzła. O nie, musi 

za  to  ponieść  karę.  Złapał  ją  z  całej  siły  -  a  zabierała  się  już  do  rozpinania  mu 

spodni - i kładąc się na niej, przycisnął całym swym ciężarem do łóżka. Rzucała się 

i wiła pod nim, ale nie popuszczał. Wiedział, że jeśli nie pokaże jej, kto tu rządzi, 

R  S

background image

będą walczyć ze sobą przez całą noc. 

Pocałował ją delikatnie i powoli. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Jej opór 

słabł  z  każdą  chwilą.  Zdjął  jej  koszulę  i  różowy,  koronkowy  staniczek  i  jął  lekko 

gryźć  jej  sutki.  Jęknęła.  Lizał  i  gryzł  miękko  jej  skórę,  aż  poczuł,  jak  jej  ciałem 

wstrząsają dreszcze rozkoszy. Następnie zdjął jej majteczki. I znów całował ją i li-

zał. W końcu usiadł bez ruchu i patrzył na jej ciało przez dłuższą chwilę. Napawał 

się jej widokiem. Nie spieszył się, ale dla Sophie wszystko działo się najwyraźniej 

zbyt wolno. 

- Dotykaj mnie, proszę - zażądała, więc znów zaczął gładzić jej skórę. Potem 

zniżył  twarz  i  pieścił ustami  jej  łono.  -  Jeszcze  -  szepnęła,  a  jej  wzrok  mówił  mu, 

jak bardzo jest jej dobrze. Objęła go nogami i przyciągnęła ku sobie. Drżała. Serce 

łomotało jej w piersiach. W końcu wyprężyła się, a przez jej ciało przeszedł spazm 

spełnienia. - Och, Aleks. 

- To jeszcze nic, Wasza Wysokość - zapowiedział, szczerze z siebie zadowo-

lony. - Dopiero się rozkręcam. 

- Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze - wyznała po kilku minutach Sophie. - 

Leżała teraz nasycona i rozluźniona. W końcu zdała sobie sprawę, że zachowuje się 

samolubnie. - Czas, byś i ty się rozebrał. 

Aleks zdjął spodnie i bieliznę. Spojrzała nań z aprobatą. Podobał jej się jesz-

cze bardziej niż przed laty. 

- Połóż się - poleciła. - Teraz ja się chcę na ciebie napatrzeć. 

Leżał  więc  nagi,  a  ona  oglądała  go,  jak  się  ogląda dzieło  sztuki. Był  piękny. 

Przepiękny. I dzisiaj, przynajmniej dzisiaj, należał do niej. Tylko do niej. Zaczynała 

stopniowo  żałować,  że  wszystko  skończy  się  na  tej  jednej  nocy,  ale  wiedziała,  że 

tak musi być. Że tak będzie lepiej. 

Kiedy  się  już  napatrzyła,  położyła  na  nim  swe  dłonie  i  prowadziła  je  drogą, 

którą  przed  chwilą  przebyły  jej  oczy.  Dotykała  jego  ramion,  piersi,  brzucha.  Jego 

męskości. Był gorący i gorąco też reagował na jej pieszczoty. Przymknął oczy i ję-

R  S

background image

czał w uniesieniu. Potem chwycił jej twarz w dłonie i ucałował. 

- Chciałbym już w tobie być - wyszeptał jej do ucha.   

Nie chciała, by wiedział, co naprawdę czuje. A właśnie uzmysłowiła sobie, że 

to, co się między nimi teraz dzieje, to coś więcej niż tylko seks. Że zaczyna tracić 

nad  sobą  kontrolę.  Wbiła  paznokcie  w  jego  plecy.  Był  teraz  jej  władcą  i  nic  nie 

mogła na to poradzić. Straciła poczucie czasu. Wszystko, co czuła i słyszała, każdy 

smak i każdy dotyk stopiły się w jej głowie w jedno. Miała wrażenie, że wznosi się, 

coraz wyżej i wyżej, a kiedy już się jej wydawało, że to szczyt, coś unosiło ją jesz-

cze i jeszcze dalej. I wtedy usłyszała swoje imię. 

- Sophie, spójrz na mnie - powiedział Aleks. 

Jej oczy napotkały jego  wzrok. To stało się właśnie wtedy i oboje poczuli to 

w jednej i tej samej chwili. Leżeli potem obok siebie, oddychając głęboko. 

- Nie wiem jak ty, ale ja nie czuję już tamtego napięcia - wyznał. 

- Więc zadziałało. 

- Tak mi się wydaje. 

Tyle że teraz pomysł, by zrobić to tylko jeden jedyny raz, nie wydawał jej się 

już taki dobry. Na samą myśl, by go dotykać, by się z nim kochać raz jeszcze, serce 

biło jej szybciej. Może zamiast jednego razu powinni ograniczyć to doświadczenie 

do  jednej nocy?  I  tak  przecież  już  tu  byli  i nie  mieli nic innego  do  roboty...  Prze-

kręciła się na boku i zaczęła się bawić włoskami na jego piersi. 

- Aleks, mam problem.   

- Hmm? 

- Jednak znów czuję to napięcie.   

Uśmiechnął się nieznacznie kącikiem ust. 

- Cóż, księżniczko. Trzeba będzie coś z tym zrobić... 

O piątej rano, mając za sobą ledwie godzinę snu, Sophie wymknęła się z jego 

apartamentu i zeszła na palcach na dół. Była o krok od drzwi, kiedy nagle z kuchni 

wyszła Hannah z Fryderykiem na rękach i nakryła ją na gorącym uczynku. 

R  S

background image

- Ależ z ciebie ranny ptaszek - przywitała ją ironicznie. 

- Z ciebie też - odpowiedziała Sophie. - Widzę, że synek czuje się lepiej. 

- Tak, gorączka spadła. Wiesz co, ty to masz szczęście. 

- Szczęście? 

- Normalnie rano karmi go Filip...   

- Aha. 

-  Jeśli nie chcesz,  żeby  się  o  was dowiedział,  nie  powinnaś  spędzać  tu nocy. 

Lubię cię, Sophie, i wiem, że jesteś twarda, ale martwię się o ciebie. Martwię się, 

że się sparzysz i będziesz cierpieć. 

Było bardzo wcześnie, a Sophie była niewyspana i nie w nastroju, by słuchać 

wykładu.  Z  drugiej  strony,  sama  żywiła  podobne  obawy.  Coś  się  ostatniej  nocy 

stało.  Coś  wyjątkowego.  To,  co  miało  być  tylko  seksem,  przerodziło  się  w  coś 

więcej, w coś, jak by tu powiedzieć, ważnego. Przynajmniej dla niej. A Aleks? Czy 

rzeczywiście chciała to wiedzieć? Nie ma mowy. Poza tym jedna fantastyczna noc 

wystarczy. Tak się umówili i niech tak zostanie. 

- Nie ma się co martwić - odpowiedziała Hannah. Potem pocałowała ją i Fry-

deryka w policzek. - Do zobaczenia wieczorem, na balu. 

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - zawołała za nią Hannah. 

Sophie  też  miała  taką  nadzieję.  Nie  mogła  przecież  zrobić  tej  jednej  jedynej 

rzeczy, której solennie sobie przyrzekła nie robić. Nie mogła się zakochać w Alek-

sie. 

Aleks  obserwował  ją  z  drugiego  końca  sali  balowej  Zajazdu  Królewskiego. 

Miała  na  sobie  obcisłą,  błyszczącą,  długą  do  ziemi  suknię  na  cieniutkich  jak nitki 

ramiączkach.  Wysoko  upięte  włosy  odsłaniały  smukłą,  kształtną  szyję  i  szczupłe, 

opalone  ramiona.  Poruszając  się  z  gracją, krążyła  między  gośćmi,  jakby  płynęła  z 

rytmem  granej  przez  orkiestrę  melodii.  Była  elegancka  i  dostojna.  I  oczywiście 

seksowna. Jak zwykle. 

Najwyraźniej  ta  noc  i  jej  wyszła  na  dobre.  Bo  Aleks  nie  pamiętał  już,  kiedy 

R  S

background image

ostatni  raz  spał  tak  zdrowo.  Dotąd  zawsze  budził  się  pełen  czarnych  myśli  i  ze 

strachem, który ciążył mu w piersiach jak kamień. A dziś obudził się spokojny jak 

nigdy. 

Powinien  więc  odczuwać  satysfakcję.  I  triumf.  Przyjechał  na  wyspę  z  myślą 

uwiedzenia  Sophie  i  udało  mu  się  to  zrobić.  Mało  tego,  sama  do  niego  przyszła. 

Jedyne,  co  mu  pozostało,  to  ją  teraz  zostawić.  Wyjechać.  Zobaczył  wczoraj  w  jej 

oczach, że wciąż go kocha. 

Lecz  w  jego  planie pojawiły  się  nagle  komplikacje.  Teraz,  gdy  poznał  ją już 

bliżej, odkrył, że nie jest taka, jak się spodziewał. I cały jego świetny plan runął w 

gruzy, okazał się miałki i szczeniacki. 

Dotarli do  Zajazdu  samochodem,  z  Filipem i  Hannah.  Sophie  w  najmniejszy 

sposób nie dała po sobie poznać, że spędzili minioną noc razem w łóżku. Była pro-

fesjonalnie uprzejma. Jak koleżanka z pracy. Albo partnerka w interesach. 

Siedział teraz przy barze i szukał jej wzroku. Za każdym razem, gdy ich oczy 

się spotykały, dostrzegał w nich głód. Mieli swój sekret i Aleks wiedział dokładnie, 

o  czym  Sophie  myśli.  Nie  mógł  się  jednak  oprzeć  wrażeniu,  że  celowo  trzyma  go 

na  dystans.  Odwrócił  się  do  siedzącej  obok  atrakcyjnej  brunetki  w  kuszącej  czer-

wonej sukience z dekoltem odsłaniającym pełne piersi. 

- Aleksander Rutledge - przedstawił się i wyciągnął rękę. 

- Madeline Grenaugh. - Uścisnęła jego dłoń delikatnie i... dwuznacznie, jakby 

niechcący drapiąc go paznokciami, które wyglądały jak krwistoczerwone szpony. - 

Amerykanin - bardziej stwierdziła, niż spytała. 

- Trafiony. 

- Ze Wschodniego Wybrzeża? 

- Z Nowego Jorku. Niezła jesteś. 

-  Jeszcze  jak.  Nawet  sobie  pan  nie  wyobraża,  panie  Rutledge.  -  Rzuciła  mu 

uśmiech, który mówił  wszystko. Równie dobrze mogła mu od razu wręczyć klucz 

od pokoju. - Co cię sprowadza do naszego pięknego kraju? 

R  S

background image

- Jestem gościem rodziny królewskiej. Studiowałem z królem Filipem. 

- No to coś nas łączy. Moja rodzina przyjaźni się z rodziną królewską od lat. 

- Aleks! Tu jesteś! - Sophie znalazła się znienacka przy nich. Jej suknia lśniła 

w  świetle  z  żyrandoli  i podkreślała  wszystkie  jej  ponętne kształty.  -  Oj, chyba  się 

nie  sprawdzam  w  roli  gospodyni.  Przepraszam.  -  Potem  spojrzała  na  Madeline.  - 

Cześć,  Madeline.  Nie  wiedziałam,  że  i  ty  tu  jesteś  -  przywitała  się  z  uprzejmym 

uśmiechem. 

Aleks  domyślał  się,  że  to  właśnie  Madeline  była  powodem,  dla  którego 

Sophie przeszła przez całą salę i objawiła się nagle przy barze. 

- Cześć, Sophie. - Madeline skinęła jej głową. 

Nie  zwróciła  się  do  niej  per  księżniczko.  Aleks  podejrzewał,  że  zrobiła  tak 

umyślnie. Między kobietami wyczuwało się z trudem skrywane napięcie. 

- Widzę, że poznałaś już naszego gościa. - Sophie położyła dłoń na ramieniu 

Aleksa.   

To  było  jak  zaznaczanie  swego  terytorium.  Jakby  zdawała  się  mówić  „Zjeż-

dżaj.  On  jest  mój".  Było  to  cokolwiek  zabawne,  zważywszy  na  to,  że  wcześniej 

wielokrotnie dawała mu do zrozumienia, że jest wręcz przeciwnie. Że Aleks w ża-

den sposób nie jest jej. 

- Tak - potwierdziła Madeline, dotykając ręki Aleksa, którą opierał się o bar, i 

rzucając mu wiele obiecujący uśmiech. - Akurat odkryliśmy, że mamy z sobą dużo 

wspólnego. I właśnie miał mnie poprosić do tańca. 

On miał ją poprosić do tańca? I pozwolić, by wpiła weń swe szpony? Nigdy w 

życiu. Seksowna, nieseksowna, ostatnią rzeczą, której by teraz pragnął, była kolej-

na manipulatorka. Nawet jeśli miało chodzić tylko o zwykły taniec. 

-  Wybacz,  Madeline  -  odsunął  rękę  -  ale  obiecałem  pierwszy  taniec  księż-

niczce Sophie. - Podniósł się ze stołka. - Ale miło było cię poznać. 

Gdyby  wzrok  mógł  zabijać...  W  oczach  Madeline  nie  było  już  namiętności, 

tylko arktyczny chłód. 

R  S

background image

- Dobrze się bawiłaś, co? - spytał Aleks Sophie, gdy szli na parkiet. 

- Co masz na myśli? - odpowiedziała pytaniem, robiąc minę niewiniątka. 

- Dobra, dobra. Wyglądałyście, jakbyście sobie miały zaraz wydrapać oczy. 

- No, może trochę tak - uśmiechnęła się. 

- Nie lubisz jej? 

-  To  modliszka.  I  od  dziecka  marzy  jej  się  królewska  korona.  Żebyś  ty  wie-

dział, co się działo, jak zagięła parol na Filipa. A jak jej nie wyszło, to wepchała się 

do towarzystwa przez łóżko i liczne kombinacje. Rozsądni faceci omijają ją szero-

kim łukiem. Jak zobaczyła ciebie, od razu wyczuła świeżą krew. 

Lawirując  między  innymi  parami,  dotarli  na  środek  parkietu.  Przyciągnął  ją 

do siebie i wziął w ramiona. Myślał, że będzie się choć trochę opierać, ale nie, nic z 

tych rzeczy. Z ochotą wtuliła się w jego ramiona. Wpasowała się idealnie, jakby w 

jego objęciach czuła się na właściwym miejscu. Oczywiście - tymczasowo. 

- I nie jesteś ani trochę zazdrosna? 

- Chyba śnisz. - Wbiła w niego ciężki wzrok. 

- Jesteś, jesteś. 

- Chciałbyś. 

- Nieważne, co ja bym chciał. Ważne, co wiem i widzę. Jesteś zazdrosna. 

- Twoja arogancja nie przestaje mnie zadziwiać. 

Przesunął dłoń z jej talii na plecy i zaczął ją lekko muskać opuszkami palców. 

Zadrżała. Wtedy delikatnie przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie. 

- Przestań - syknęła, ale jej oczy mówiły coś zupełnie innego. 

- Przyznaj się, księżniczko. Przyznaj, że mnie pragniesz - szepnął jej do ucha. 

- Już cię raz miałam i wystarczy - odparowała. 

- Tak, ale oboje wiedzieliśmy już wcześniej, że jedna noc to za mało. - Ugryzł 

ją leciutko w ucho. - Po co walczyć z pożądaniem? - spytał retorycznie. 

-  Pewnie.  Masz  absolutną  rację.  Może  jest  tu  gdzieś  jakiś  pusty  magazynek. 

Albo weźmiemy sobie klucz z recepcji i skoczymy na górę... 

R  S

background image

Nie  wiedział,  czy  żartuje  czy  mówi  poważnie.  Zwłaszcza  że  każda  z  opcji 

wydawała  mu  się  w  tej  chwili  całkiem  prawdopodobna.  Boże,  jak  on  jej  pragnął. 

Dotykać jej. Zerwać z niej tę suknię i wycałować każdy centymetr jej ciała. 

- Jedna noc, księżniczko. Zobaczysz, że nie będziesz żałować. 

- Trudno mi to sobie jakoś wyobrazić. 

- Pomyśl tylko. Przypomnij sobie - kusił. - Ja już nie mogę wytrzymać. Czuję 

to, naprawdę to czuję - wyznał po chwili. 

W oczach Sophie pojawiły się wiele mówiące iskierki. 

- Naprawdę? - Zatrzepotała rzęsami. 

- Przysięgam. 

- Mam nadzieję, że wiesz, co to oznacza - zaczęła z groźną miną. - Że czeka 

cię diabelnie długa noc - dokończyła, szepcząc mu zmysłowo do ucha. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

W  tańcu  ocierała  się  o  niego  tak  namiętnie,  że  miał  wrażenie,  że  za  chwilę 

zwariuje. A i potem, podczas kolacji, też nie dawała mu ani chwili spokoju. Szuka-

ła pod stołem stopą jego nogi albo wręcz kładła mu rękę na udzie, a to wszystko w 

obecności  całej  rodziny.  W  każdej  chwili  ktoś  mógł  to  zobaczyć.  Zanim  podano 

drugie danie, Aleks był już praktycznie ugotowany. 

Po  kolacji  Sophie  przeprosiła  towarzystwo  i  udała  się  do  toalety.  Aleks  na-

tychmiast skierował się w stronę baru, gdzie zaordynował sobie podwójnego drinka 

z lodem. Z dużą ilością lodu. Musiał ochłonąć, a lód wydał mu się po temu najlep-

szy. 

Była  dopiero  ósma.  Z  tego,  co  mówiła  Sophie,  zejdzie  im  się  tu co najmniej 

do północy. No i był jeszcze problem, jak się potem przekraść do jej rezydencji tak, 

by  nikt  tego  nie  zauważył.  A  może  to  ona  znów  przyjdzie  do  niego?  Pochłonął 

swoją podwójną szkocką jednym haustem. 

- Mogę prosić? - powiedział nagle kobiecy głos obok.   

Odwrócił się i zobaczył Sophie. Uśmiechała się w sposób iście diabelski. 

- Żebyś znów mnie mogła torturować? 

- To ty zacząłeś - odcięła się. 

To prawda. I miał teraz to, na co sobie zasłużył. Ale mówiąc szczerze - podo-

bało mu się. 

- Trzymaj lepiej ręce przy sobie, panno Musimy-Być-Dyskretni. 

- Obiecuję. 

Podała  mu  dłoń  i  ruszyli  na  parkiet.  Aleks  nie  zdążył  się  jednak  przekonać, 

czy  Sophie  potrafi  dotrzymać  obietnicy,  gdyż  ledwie  orkiestra  zaczęła  grać, pośli-

zgnęła się i byłaby upadła, gdyby jej w porę nie podtrzymał. Wyraz bólu wykrzywił 

jej twarz. 

- Chyba zwichnęłam kostkę. I zgubiłam but. Widzisz go gdzieś? 

R  S

background image

Leżał nieopodal. Aleks schylił się, by go podnieść, i od razu odkrył przyczynę 

niefortunnego wypadku. Złamany obcas ledwie się trzymał reszty buta. Wokół nich 

stanęło kilka par, które przerwały taniec i wyrażały głośno  współczucie z powodu 

ich pecha. Sophie poczuła się nieco zażenowana. Nie z powodu złamanego obcasa, 

oczywiście, ani zwichniętej kostki. Takie przypadki zdarzają się w końcu każdemu. 

Denerwowało ją, że straciła kontrolę nad sytuacją i że znajduje się teraz, jak mogło 

się wydawać, na cudzej łasce. 

- Zobacz, czy możesz postawić krok. Tylko powoli - polecił jej Aleks. 

Niepewnie postawiła stopę i w tej samej chwili w jej oczach pojawiły się łzy. 

Ból był nie do zniesienia. 

- Nie wiem, jak dojdę do stolika. 

Aleks  i  tak  nie  zamierzał  na  to  pozwolić  i  bez  namysłu  wziął  ją  na  ręce. 

Sophie stłumiła okrzyk zaskoczenia. A potem zarzuciła mu ręce na szyję.  Niósł ją 

przez  salę,  a  tłum  przed  nimi  rozstępował  się  niczym  Morze  Czerwone.  Hannah  i 

Filip aż wstali od stołu, kiedy ich zobaczyli. 

- Boże, co się stało? - wykrzyknęła Hannah. 

- Nic, nic. Złamał mi się obcas - wyjaśniła uspokajająco Sophie. 

- Może wezwać lekarza? - dopytywał się Filip. 

- Nie, to tylko zwichnięcie. 

Hannah  nachyliła  się  i  zaczęła  oglądać  kostkę  Sophie.  Gdy  jej  dotknęła, 

Sophie znów jęknęła z bólu. 

-  Puchnie  -  przekazała  Hannah  Filipowi.  -  Trzeba  to  obłożyć  lodem.  I  chyba 

naprawdę lepiej będzie, jak obejrzy ją lekarz. 

- Odwiozę cię do domu - zaoferował Sophie król. 

- Przecież to twoja impreza, nie możesz tak po prostu wyjść. Wezwij mi tylko 

samochód i już dalej dam sobie radę. 

Lepszej okazji nie można sobie wyobrazić, pomyślał Aleks. 

- Ty zostań - powiedział Filipowi. - Ja się wszystkim zajmę. 

R  S

background image

- Na pewno? 

Na pewno, na pewno. Sophie będzie wymagać pielęgnacji, a on przecież do-

skonale się w tej roli sprawdzał. I naprawdę nie myślał w tym momencie o niczym 

innym.  Nie  spodziewał  się  więc,  że  wkrótce  czeka  go  w  związku  z  tym  zimny 

prysznic. 

- Może poprosimy o wózek? - zaproponowała Hannah. 

- Nie trzeba. Zaniosę ją - zadeklarował się Aleks. 

- Jesteś pewien, że dasz sobie radę? - spytała Sophie z kpiną w głosie. 

- Zdziwisz się. 

Hannah zamieniła kilka słów z ochroną. 

-  Podstawią  samochód  pod  tylne  wejście  -  poinformowała  zaraz  potem  ze-

branych. - Żeby nie robić sceny - wyjaśniła. - Bo jeszcze napiszą jutro w gazecie, 

że to skomplikowane złamanie kostki albo że księżniczka ma poważnie strzaskaną 

nogę. 

Aleks  wziął  Sophie  na  ręce  i  przeniósł  ją  przez  kuchnię  do  wyjścia,  gdzie 

czekał na nich samochód. I tłum fotografów, którzy, niestety, jakoś się zwiedzieli. 

W świetle fleszy Aleks usadził księżniczkę na tylnym siedzeniu. 

-  Niech  coś  weźmie  na  to  spuchnięcie  -  poleciła  Hannah.  -  I  pamiętajcie,  że 

noga ma być cały czas w górze. 

-  Dzięki,  Aleks.  Zobaczymy  się  jutro.  Pamiętasz,  że  wypływamy  jachtem?  - 

przypomniał mu jeszcze na odchodnym Filip. 

Gdy  już  znaleźli  się  w  samochodzie,  Sophie  poleciła  kierowcy,  by  jechał  do 

pałacu. 

- Nie chcesz jechać do siebie? - spytał zdziwiony Aleks. 

- Lepiej, jak pójdziemy do ciebie. 

Wyjęła  spinki  z  włosów,  które  opadły  jedwabną  kaskadą  na  jej  ramiona. 

Aleks patrzył oczarowany. 

- Myślałem, że chcesz iść prosto do łóżka - wydusił z siebie. 

R  S

background image

- Bo chcę - obdarzyła go seksownym uśmiechem. 

- Do swojego łóżka. Odpocząć. 

- Nie jestem zmęczona. 

- A twoja kostka? 

- Co moja kostka? 

- Nie boli cię? 

W odpowiedzi Sophie pokręciła kilkakrotnie stopą, a następnie kopnęła moc-

no obcasem w podłogę. 

- Chyba już mi przeszło - stwierdziła.   

Jak to „przeszło"? Chwileczkę! 

- Wasza Wysokość przez cały czas udawała? 

- A jak niby miałam nas stamtąd wydostać? 

- Jak to zrobiłaś? Poszłaś do toalety i tam odłamałaś obcas? 

Tylko się uśmiechnęła. 

- To było wyjątkowo cwane zagranie, nawet jak na ciebie - ocenił, zakładając 

ręce. 

-  Robiłam  już  gorsze  rzeczy,  wierz  mi.  A  na  balu  nic  ci  nie  mówiłam,  bo 

chciałam, żeby to wypadło przekonująco. - Położyła mu rękę na udzie. - Pragniesz 

mnie? 

- Bardzo. - Złapał ją za szyję, przyciągnął do siebie i pocałował. - Ale kara cię 

nie ominie. Niech no tylko zostaniemy sami. 

Aleks dotrzymał słowa. Leżała teraz bezwładna i bezbronna, z głową na jego 

piersi. I  wiedziała, że  wszystkie swoje postanowienia z cyklu „jeszcze tylko jedna 

noc i koniec" można włożyć między bajki. Pragnęła spędzić z nim sto i jedną noc, a 

jak się da, to i tysiąc. Ale jak się nie ma, co się lubi... Będzie się musiała pogodzić z 

tym, że zostało im niewiele czasu. 

- Mogę cię o coś spytać? 

- Zależy o co. 

R  S

background image

- Jaka była twoja żona? 

- A, o to. A tak było miło... 

- Przestań, proszę. Nie była chyba taka zła? 

- Była - szukał słów - była... ambitna. 

- Pracowała? 

-  Co  to,  to  nie.  Zajmowała  się  raczej  wydawaniem  moich  pieniędzy.  Kiedy 

mówię „ambitna", mam na myśli: jeśli chodzi o towarzystwo. Obracanie się wśród 

właściwych  ludzi.  Lubiła  błyszczeć.  Do  tego  odpowiedni  samochód  i  dom  w  od-

powiedniej okolicy. A romansowała ze swoim instruktorem. 

- Nie wiedziałam, przykro mi. 

- Mnie nie. To był dla mnie moment otrzeźwienia. Dowiedziałem się, że żona 

mnie zdradza i w ogóle mnie to nie obeszło. 

- W ogóle? 

-  Wiem,  że  to  brzmi  dziwnie.  Sam  myślałem,  że  wpadnę  w  szał  czy  coś  ta-

kiego. A tu nic. Jedyne, co poczułem, to ulga. Jakbym wreszcie dostał do ręki po-

wód, wymówkę, by odejść. 

- Potrzebna ci była wymówka? Po co? 

- Jak już to sam zrozumiem, to ci powiem. 

Sophie uzmysłowiła sobie, jak to dobrze, że ona za nikogo nie wyszła.   

Brrr,  to  by  dopiero  był  dramat.  Jak  w  przypadku  jej  rodziców.  I  dziadków 

pewnie też. A jeszcze wydawało jej się, że takie rzeczy zdarzają się tylko w świecie 

królów i królowych. W każdym razie Aleks zasługiwał na coś lepszego. 

- Musiałeś się czuć strasznie samotny w małżeństwie z kobietą, której nie ko-

chałeś? 

- Wiedliśmy w  zasadzie osobne życie. A  w ostatnich miesiącach praktycznie 

jej nie widywałem. I prawie nie rozmawialiśmy ze sobą. 

- A ty ją zdradzałeś? - Spojrzała mu w oczy, opierając głowę na łokciu. 

Aleks wydawał się zdziwiony pytaniem. 

R  S

background image

-  Nie  będę  kłamał  i  opowiadał,  że  mnie  nie  kusiło,  ale  adwokat poradził mi, 

żeby  do  rozwodu  nie  robić nic,  co mogłaby  potem  wykorzystać  przeciwko  mnie. 

Więc byłem jej wierny. 

Sophie  pomyślała,  że  nie  wie,  czyby  w  podobnej  sytuacji  wytrzymała.  Ale 

przede wszystkim nigdy nie wyszłaby za mężczyznę, którego by nie kochała. 

- Wiesz co? - Dotknęła palcem jego warg. - Zawsze mnie podniecał twój ak-

cent. 

- A ty jesteś taka piękna. 

- Dobrze mi tak z tobą. 

- Mnie też. A wiesz, że jak będą budować to centrum odnowy, to będę tu by-

wał raczej często? 

- No tak. - Wtuliła się w jego pierś. 

- I będziemy mogli spędzać więcej czasu razem. 

Aż jej serce zabiło. Pragnęła tego bardziej, niż można by sobie wyobrazić. Z 

nim  czuła  się  nie  tylko  dobrze;  z  nim  czuła  się  wreszcie  normalnie.  Był  jedynym 

mężczyzną, jakiego znała, który potrafił do niej dotrzeć. Który ją zniewalał, ale jej 

nie  przytłaczał.  I  w  tym  właśnie  momencie  Sophie  uzmysłowiła  sobie,  że  wbrew 

temu, co sobie przysięgała, zakochała się w nim. Zrozumiała, że go kocha. Co też 

ja najlepszego zrobiłam, spytała samą siebie w myślach. 

-  Ale,  oczywiście,  tak  na  luzie  -  dokończył  Aleks.  -  W  końcu  nikt  z  nas  nie 

zamierza się angażować. 

Poczuła straszne rozczarowanie, ale  z drugiej strony, czego się spodziewała? 

Pokiwała głową. 

- Tak, ja jestem zbyt niezależna, by się z kimkolwiek wiązać. 

Sobie też próbowała to wmówić. Nie mogła przecież dać się złapać facetowi, 

który sam nie chciał się dać złapać. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

Aleks  wyszedł  spod  prysznica  i  wycierając  się  ręcznikiem,  przeszedł  do  sy-

pialni zobaczyć która godzina. Za dziesięć minut miał się spotkać na dole z Sophie. 

Umówili  się  na  spacer  po  ogrodach  i  wiedział,  że  jeśli  się  nie  pospieszy,  to  nie-

chybnie się spóźni. 

Za dwa dni będzie już w drodze powrotnej do Ameryki. Czekało go tam nowe 

życie; wolność, o której marzył od chwili, gdy wypowiedział słowa przysięgi mał-

żeńskiej. Powinien był wtedy powiedzieć: „Nie, nie chcę", a nie: „Tak, chcę". Ale 

dlaczego teraz, gdy był już wolny, coś ściskało go w sercu, kiedy myślał o wyjeź-

dzie z Wyspy Morgana? 

Bardziej niż powrót do Nowego Jorku pociągała go chyba myśl o pozostaniu 

na wyspie i otwarciu biura gdzieś nad zatoką. Pracy by mu przecież nie zabrakło. A 

i  jego  ojciec  zawsze  marzył  o  wprowadzeniu  firmy  na  rynek  międzynarodowy. 

Oczywiście, Aleks zrobiłby to tylko dla siebie, nie dla ojca, niemniej jednak... 

Wyjazd  za  dwa  dni  oznaczał  dlań  jeszcze  jedno.  Nadchodził  czas,  by  osta-

tecznie zakończyć romans z Sophie. Z tego, co widział, jego szatański plan zakoń-

czył  się  sukcesem.  Księżniczka  była  w  nim  zakochana.  Teraz  tylko  musiał  ją  po-

rzucić i złamać jej serce. Wszystko wydawało się proste jak drut, ale jakoś nie uda-

ło mu się do tej pory tego załatwić. Żaden moment nie był w jego ocenie wystar-

czająco dobry. W rzeczy samej, Aleks nie miał nawet bladego pojęcia jak to zrobić 

ani  co  powiedzieć.  Miał  jedynie  przechodzącą  w  pewność  nadzieję,  że  właściwa 

okazja sama się w końcu przytrafi. 

Zadzwonił  telefon.  Aleks  podniósł  go  z  łóżka  i  spojrzał  na  wyświetlacz.  To 

był  Jonah.  Aleksowi  wydało  się  nagle,  jakby  od  czasu,  kiedy  ostatni  raz  ze  sobą 

rozmawiali, minęło kilka miesięcy, a nie kilka dni. 

-  Przepraszam,  że  się  nie  odzywałem  -  zaczął  Jonah  -  ale  to  był  szalony  ty-

dzień. W każdym razie jest już po wszystkim. 

R  S

background image

Zabawne, ale Aleks kompletnie o tym zapomniał. Jeszcze tydzień temu aż się 

wzdrygał, gdy myślał o rozwodzie i byłej żonie, a dziś wszystko to zdawało się da-

lekie i nieważne. Poczuł się, jakby jego dawne życie odeszło na dobre i w ogóle go 

już nie obchodziło. 

-  Próbowała  wywinąć  na  koniec  jakiś  numer?  -  spytał  Jonaha,  nakładając 

spodnie. 

- Nic, na co nie bylibyśmy przygotowani. 

- To znaczy co? 

-  Nie  pozwoliliśmy  jej  zabrać  ani  jednej  rzeczy,  która  nie  była  jej.  Ale  co 

najważniejsze, już nigdy nie będziesz musiał z nią rozmawiać. 

Moja rodzina się nie ucieszy, pomyślał Aleks. Wciąż mieli nadzieję, że zmie-

ni zdanie i pogodzi się z żoną, mimo że tysiąc razy powtarzał im, że nie ma o tym 

mowy.  Dotychczas  wszystko,  co  robił,  robił,  by  zaspokoić  potrzeby  i  ambicje  in-

nych. Od teraz będzie robił to, co sam będzie chciał. Z błogosławieństwem rodziny 

czy bez. 

- Słyszałem, że nieźle się tam bawisz - mruknął Jonah. 

- Co masz na myśli? 

- Zostałeś celebrytą. 

- Celebrytą? Nie za bardzo rozumiem. 

- Naprawdę nic nie wiesz? - zaśmiał się przyjaciel. 

- O czym niby? 

- Twoje zdjęcia, jak niesiesz ranną księżniczkę, są we wszystkich mediach. 

-  Poważnie?  -  Aleks  był  ostatnio  tak  zajęty,  że  nie  miał  czasu  obejrzeć  wia-

domości czy przejrzeć gazety. 

- Wszyscy się zastanawiają, czy wejdziesz teraz do rodziny królewskiej. 

Marne  szanse.  Ale  taki  chociaż  z  tych  plotek  pożytek,  że  jego  zdrada  zaboli 

Sophie o wiele bardziej. Co powinno sprawić mi dodatkową satysfakcję, pomyślał 

sobie. 

R  S

background image

- Nie pytam, jak tam twoje plany, bo widzę, że je ci z ręki - ciągnął Jonah. 

- Tak jak miało być - odparł Aleks, czując jednak w duszy jakąś pustkę. 

- No to musisz być z siebie bardzo zadowolony.   

Powinien być, tak. W końcu tego chciał. 

Nagle usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Odwrócił się i dostrzegł w progu Sophie. 

Wyglądało, że stoi tak już jakiś czas. Doskonale. Szukał okazji i okazja się właśnie 

znalazła. 

- Jonah, oddzwonię później - przeprosił i rozłączył się. 

Sophie patrzyła nań bez słowa, z wyrazem twarzy, który niczego mu nie mó-

wił. Odczuwał ogromną satysfakcję. Był szczęśliwy, że mógł jej odpłacić pięknym 

za  nadobne.  Wiedział,  że  powinien  coś  powiedzieć  -  to  był  przecież  jego  wielki 

dzień - ale nic nie przychodziło mu do głowy.   

Sophie natomiast wcale nie brakowało słów. 

- Nawet nie próbuj zaprzeczać - ostrzegła go.   

Trudno  było  powiedzieć,  czy  jest  zdenerwowana  albo  zraniona.  Jedynie  ton 

jej głosu był jakiś dziwnie chłodny. 

- Nie zamierzałem... 

Dlaczego nie potrafię powiedzieć jej tego prosto w twarz? - zastanawiał się. 

-  Myślę,  że  to  wszystko  wyjaśnia.  -  Wyciągnęła  przed  siebie  gazetę,  którą 

trzymała  w  ręce,  czego  wcześniej  nie  zauważył.  Na  pierwszej  stronie  widniała 

czarno-biała  fotografia  Aleksa  niosącego  ją  na  rękach.  Ogromny,  wydrukowany 

wyjątkowo  tłustym  drukiem  tytuł  nad  zdjęciem  głosił:  „Księżniczka  ukradła  mi 

męża!". - Nic mi nie mówiłeś, że ty i twoja żona zamierzacie się ponownie zejść. 

Cholera  jasna!  Wszystko  wskazywało  na  to,  że  jego  była  zamierzała  namie-

szać  mu  na  do  widzenia  w  życiu.  Nie  wiedziała  tylko,  że  rozpowiadając  te  swoje 

kłamstwa, w rzeczywistości mu pomagała. Zakładając oczywiście, że on dokończy 

to, co sobie zaplanował. Co się ze mną, u diabła, dzieje? 

- Więc nie zaprzeczasz? - naciskała. 

R  S

background image

- Jeśli tak piszą w tym szmatławcu, to pewnie prawda. - Wzruszył ramionami. 

Sophie  wypuściła  gazetę  z  rąk.  Jej  kartki  rozsypały  się  w  locie  i  opadły  na 

dywan.  Jeżeli  nawet  była  wściekła,  to  nie  zamierzała  tego  okazywać.  Nie  zamie-

rzała dać mu satysfakcji. 

- Byłeś dla mnie zabawką. Miłą rozrywką. Tak jak dziesięć lat temu. Z tym, 

że wtedy służyło to jeszcze pewnemu celowi - oświadczyła beznamiętnie. 

Już to wcześniej słyszał. 

- Byłem twoim biletem do wolności? - chciał się upewnić. 

- Moją przepustką do szkoły kucharskiej. Prosty układ: ja cię zostawię, rodzi-

ce pozwolą mi wyjechać. 

Nie powinno go to było zaboleć, ale zabolało. Może dlatego, że w głębi duszy 

chciał jej wierzyć, kiedy mu mówiła, że go kocha. I że zerwała z nim wtedy dla je-

go dobra. Z drugiej strony, przez cały czas zmuszał się, by myśleć o niej jako o ze-

psutej do cna egoistce. I teraz, kiedy udowadniała mu, że taka właśnie jest, odkrył, 

że  czuje  się  z  tym  zwyczajnie  źle.  To  nie  była  Sophie,  jaką  znał.  Ta  arogancka, 

utytułowana osóbka chyba się po prostu broni, doszedł do wniosku. 

- O co chodzi, Aleks? Wyglądasz, jakbyś miał jakiś problem. - W jej lodowa-

tym głosie słychać było pogardę. - Co, nie takiej reakcji się spodziewałeś? Mówi-

łam ci przecież, że chodzi tylko o seks. Trudno się zemścić na kimś, kto się tym 

wcale  nie  przejmuje,  co?  -  Spojrzała  nań  z  litością  w  oczach.  -  Aleks,  proszę  cię. 

Nie myślałeś chyba, że się w tobie znów zakocham? A może ty się zakochałeś i te-

raz...? 

Aleks nie uznawał ciosów poniżej pasa, ale słowa, które miały za chwilę paść, 

wymknęły mu się z ust nieświadomie. Były jak silne, piekielnie silne uderzenie  w 

najbardziej wrażliwe miejsce. W serce. 

-  Wspominałaś  kiedyś,  że  wasi  rodzice  byli  wobec  was  tak  oziębli,  że  uwie-

rzyłaś, że ciebie nie da się kochać. 

- I co z tego? 

R  S

background image

- Cóż, księżniczko, to prawda. 

Krew odpłynęła jej z twarzy. Stała tak jeszcze przez kilka sekund, patrząc na 

niego, po czym bez słowa odwróciła się i wyszła. Aleks wiedział, że wygrał. 

Jego problem leżał jednak w tym, że nie rozumiał już, o co właściwie walczył. 

Zbiegła  ze  schodów,  nie  wiedząc,  co  robi.  Łzy  zalewały  jej  twarz.  Gdyby 

Aleks wyrwał jej na żywca serce, nie bolałoby tak bardzo jak to, co jej przed chwilą 

powiedział. Odsłoniła się, zaufała mu, a on to wykorzystał. Boże, jaka głupia była, 

wierząc, że on też może coś do niej czuć. Tych jedenaście dni było takich pięknych. 

Czuła  się  spełniona.  A  to  była  tylko  gra...  Udawanie.  Ale  nie.  Prędzej  umrze,  niż 

pozwoli mu zobaczyć, jak bardzo ją zranił. 

Kiedy już była na dole, usłyszała, że ktoś za nią idzie. Obróciła się i zobaczy-

ła Filipa. 

- Brawo. - Klasnął kilka razy. - Brawo. Fantastyczny występ, naprawdę. 

Najwyraźniej  podsłuchiwał.  Miała  wcześniej  nadzieję,  że  uda  jej  się  ukryć 

przed bratem ten romans, ale w obecnej sytuacji nie było sensu zaprzeczać. 

- Pilnuj lepiej swojego interesu - odburknęła. 

- Ty jesteś moim interesem, Sophie. 

To  prawda.  Filip  był  głową  rodziny,  więc  jej  sprawy  zawsze  będą  i  jego 

sprawami. Może czas, bym to wreszcie przyjęła do wiadomości, pomyślała sobie. 

- Zły jesteś? 

- Chyba powinienem. Kręcisz się wte i wewte po pałacu po nocach. I jeszcze 

ta szopka ze zwichniętą kostką... 

Filip wiedział! A jej się wydawało, że wszystkich nabrała. Tak, stanowczo go 

nie doceniała. 

- A  z drugiej strony, czemu miałbym być zły, skoro sam się w końcu napra-

cowałem jak wół, żebyście się znów zeszli? 

Żebyśmy się znów zeszli? Zastygła z otwartymi ustami. 

- Wiedziałeś o nas? 

R  S

background image

- Musiałbym być ślepy, żeby nie zauważyć. Jak go pierwszy raz do nas zapro-

siłem,  jeszcze  na  studiach,  to  nie  mogliście  oderwać  od  siebie  wzroku.  Te  uśmie-

chy, to przemykanie się do pokojów... 

- Myślałam, że nikt nie wie. 

- A jak wrócił do Ameryki, to byłaś niepocieszona. I szczerze, Sophie, ale się 

zmieniłaś. Jakby coś w tobie umarło. Byłaś taka zrezygnowana. 

Miał  rację.  Poddała  się  wtedy.  Coś  w  niej  pękło.  I  do  tej  pory  nigdy  już  nie 

była tak naprawdę zadowolona z życia, cokolwiek by się działo. Cały czas czegoś 

poszukiwała.  Wynajdywała  sobie  nowe  obowiązki,  szukała  nowych  wyzwań,  lecz 

bez efektu. Bo chyba tym, za czym, a raczej za kim wciąż tęskniła, był  Aleks. Je-

dyny  mężczyzna,  jakiego  kiedykolwiek  kochała.  Jakiego  była  w  stanie  pokochać. 

Nawet jeśli miałaby to być miłość nieodwzajemniona. 

- A te twoje wszystkie gadki, że to biznes, że powinnam się zachowywać ite-

de, itepe, to co? 

-  Najlepszym  sposobem,  by  cię  zmusić,  żebyś  o  coś  zawalczyła,  to  powie-

dzieć ci, że to coś jest poza twoim zasięgiem, nieprawdaż? 

Znowu miał rację. To, że Filip czegoś nie aprobował, czyniło to tym bardziej 

atrakcyjnym. Gdyby otwarcie swatał ją z Aleksem, pewnie by się opierała, choćby 

dla zasady. 

- Więc cały czas mnie podpuszczałeś?   

Uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. 

- A Hannah? Ona też? - dopytywała się Sophie. 

- Oczywiście. 

Pięknie. Pięknie ją załatwili. A jej się wydawało, że ma wszystko pod kontro-

lą.  Złudzenie.  To  oni  pociągali  za  sznurki.  Powinna  być  wściekła,  ale  czuła  się 

najzwyczajniej w świecie zmęczona. 

- Nie mogę uwierzyć, że wszystko wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś. 

- Wiesz, jaka jesteś uparta, więc...   

R  S

background image

- I co dalej? 

- Dalej to pomogę ci nie zrobić drugiego arcygłupiego błędu w życiu. - Wziął 

ją za ręce i uścisnął. - Ja sam nie tak dawno prawie pozwoliłem odejść miłości mo-

jego życia i pamiętam, że to ty mi otworzyłaś oczy. Powiedziałaś wtedy, zdaje się: 

„Jesteś  idiotą,  Filipie".  Więc  przysługa  za  przysługę.  -  Objął  ją  i  powiedział  sta-

nowczym  głosem:  -  Zachowujesz  się  jak  idiotka.  I  jeśli  czegoś  z  tym  nie  zrobisz, 

stracisz go ponownie. Lepiej powiedz mu, co naprawdę czujesz. 

-  Jakie  to  ma  znaczenie?  -  zaprotestowała.  -  Sam  słyszałeś.  Wykorzystywał 

mnie. 

- Wierzysz w to? Poważnie? 

Sophie sama już nie wiedziała, w co ma wierzyć. Może i z początku ją wyko-

rzystywał, ale coś się zmieniło. On się zmienił. Tak jej się przynajmniej wydawało. 

No dobrze, ale jeśli tak, to czemu jej nic nie powiedział? Czemu się nie przyznał, że 

się pomylił? Bo tak nie myślał, ot co. Zresztą, co to za różnica? Nigdy nie byłby z 

nią szczęśliwy. I ten jej królewski styl życia... Szybko by się nią znudził, tak jak in-

ni ludzie. Dotarłoby do niego, że ma trudny charakter, i by się wycofał. 

- Kochasz go, Sophie? 

- Czy to ważne? 

- Dla niego pewnie ważne. 

Chciałaby  w  to  wierzyć.  Że  jest  jeszcze  szansa.  Ale  gdyby  miało  to  kolejny 

raz urazić jej dumę? O nie, tego chyba nie potrafiłaby już znieść. 

- Czasami trzeba zaryzykować, żeby dostać to, czego się pragnie. Sama mnie 

tego nauczyłaś. 

No tak, ale jeżeli ona właściwie nie wiedziała, czego chce? 

Zrobiła coś, czego nie robiła od wieków. Zarzuciła bratu ręce na szyję i z ca-

łych sił go objęła. 

- Dziękuję ci. 

-  Kocham  cię,  Sophie.  Wiem,  że  mówię  ci  to  zbyt  rzadko  i  nie  zawsze  to 

R  S

background image

okazuję. Ale cię kocham. 

- Ja też cię kocham.   

Milczeli przez chwilę. 

- Nie zamierzasz z nim rozmawiać, co? - spytał w końcu król. 

-  Nie  wiem,  naprawdę  nie  wiem.  -  Jedyne,  co  wiedziała  na  pewno,  to  to,  że 

czuje  się  szczęśliwa,  gdy  jest  przy  niej  Aleks.  I  nieszczęśliwa,  gdy  go  nie  ma.  - 

Zrób coś dla mnie, proszę. Nie mów mu nic o tym. Ani w ogóle, że wiesz. I niech 

to nie wpłynie na waszą przyjaźń. Proszę. I na wasze interesy też. Obiecaj mi to. 

Filip wahał się przez chwilę, nim skinął potakująco głową. 

- Obiecuję. 

- Dziękuję. 

Odwróciła się i już odchodziła, kiedy za nią zawołał. 

-  Jesteś  uparta  jak  osioł,  Sophie.  Mam  nadzieję,  że  może  chociaż  Aleksowi 

nie zabraknie rozumu, by coś z tym fantem zrobić. 

Prawdę mówiąc, ona też miała taką nadzieję. Ale rozumiała jednocześnie, że 

nie ma za bardzo na co liczyć. 

 

R  S

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

 

Tej  nocy  prawie  nie  spała.  A  następny  dzień  spędziła  w  domu,  pragnąc  wy-

kluczyć jakąkolwiek szansę przypadkowego nawet spotkania z Aleksem. Cały czas 

marzyła  jednak,  że  on  pojawi  się  nagle  w  jej  drzwiach  gotów,  by  wyznać  jej  swą 

dozgonną miłość. Modliła się o to i bała jednocześnie. Bo jak i poprzednim razem, 

musiałaby mu powiedzieć „nie". 

W niedzielny wieczór, już po zmierzchu, zobaczyła przez okno, jak pod pałac 

zajeżdża samochód, a walizki Aleksa wędrują kolejno do bagażnika. Nie miała już 

cienia  wątpliwości,  że  to koniec.  Naprawdę  koniec.  Bolało  ją  w  duszy  nie  do  wy-

trzymania,  ale  czuła  też  pewną  ulgę.  Tak  będzie  łatwiej.  Przynajmniej  tak  sobie 

ciągle powtarzała. 

- Widzę, że wyjeżdża - dobiegł ją z tyłu głos Wilsona. 

- Chyba tak. - Odwróciła się od okna.   

Nie zniosłaby widoku Aleksa wsiadającego do samochodu i odjeżdżającego w 

siną dal. Zwłaszcza że działo się tak z jej winy. 

- Czy Wasza Wysokość jest pewna, że to najlepsze wyjście? 

O  nie,  Wilson  też?  Westchnęła  ciężko  i  potarła  obolałe  skronie.  Czy  każdy 

musi się wtrącać w jej sprawy? 

- Przecież nawet go nie lubisz, Wilsonie. 

- Być może oceniłem go zbyt pochopnie. Poza tym nie ma żadnego znaczenia, 

co ja sądzę, jeżeli pani czuje się przy nim szczęśliwa. 

Ale jak długo? Ile czasu potrzebowałby, by znów złamać jej serce? 

-  Idę  wziąć  prysznic  i  zaraz  się  kładę.  Będę  spała  przez  miesiąc.  I  będę 

wdzięczna, jeśli nikt nie będzie mi w tym czasie przeszkadzał. 

- Przez miesiąc? - Wilson podniósł brew. 

- W każdym razie przez co najmniej dwanaście godzin. 

- Jak pani uważa, Wasza Wysokość. - Majordomus wycofał się z pokoju. 

R  S

background image

Sophie wyczuła w jego głosie dezaprobatę. 

Zamknęła się w łazience, weszła pod prysznic i odkręciła gorącą wodę. Naj-

gorętszą,  pod  jaką  mogła  wytrzymać.  A  potem  zimną.  Miało  ją  to  rozluźnić,  zre-

laksować.  Lecz  kiedy  wycierała  się  już  ręcznikiem,  dotarło  do  niej,  że  to  na  nic. 

Czuła  się  nadal  żałośnie.  Strasznie  jej  czegoś  brakowało,  jakby  ktoś  wyrwał  jej 

serce. Pamiętała, że tak samo czuła się za pierwszym razem, kiedy Aleks wyjeżdżał 

z wyspy. 

Owinęła  się  ręcznikiem  i  ruszyła  do  sypialni.  W  pokoju  było  ciemno,  więc 

zapaliła  lampkę  przy  łóżku.  I  aż  podskoczyła,  kiedy  zobaczyła  ciemną  sylwetkę 

przy oknie po drugiej stronie sypialni. W chwili, w której uzmysłowiła sobie, że to 

Aleks, poczuła, jak serce wędruje jej do gardła. Spojrzał na nią wzrokiem bez wy-

razu. 

-  Już  myślałem,  że  nigdy  stamtąd  nie  wyjdziesz.  Coś  mi  się  wydaje,  że  wy 

królowe i królowie w ogóle nie słyszeliście o potrzebie oszczędzania wody. 

Przycisnęła ręcznik do piersi. Sytuacja była do tego stopnia dziwna, że ocie-

rała się o surrealizm. 

-  Ale  chyba  nie przyszedłeś  tu  rozmawiać  o  ochronie  środowiska?  I  ciekawi 

mnie, jak ci się udało ominąć Wilsona? 

- Przystawiłem mu pistolet do głowy i związałem go. A potem zamknąłem w 

spiżarni. 

Spojrzała nań z niedowierzaniem. 

- Żartuję przecież. Sam mnie wpuścił - wyjaśnił. 

Pomyślała,  że  chyba  będzie  musiała rozmówić  się  z  Wilsonem na temat wy-

pełniania przezeń jej poleceń i niewtykania nosa w nie swoje sprawy. Ale na razie 

spojrzała na zegar stojący na szafce przy łóżku. 

- Spóźnisz się na samolot. 

- Nie spóźnię się. Nigdzie nie jadę. 

Nie zamierzał jej chyba powiedzieć, że zostaje na wyspie dla niej?   

R  S

background image

Spojrzała nań najchłodniej, jak potrafiła, chociaż wewnątrz cała aż dygotała. 

- Nie pytasz dlaczego? 

Bała się spytać. Poza tym to i tak przecież nie miało większego znaczenia. 

- Nie ułatwiasz mi zadania, wiesz? - westchnął. 

- Czego ode mnie chcesz, Aleks? - spytała, robiąc wszystko, by zabrzmiało to 

spokojnie. 

- Przyszedłem cię przeprosić.   

- Za? 

-  Za  to,  że  powiedziałem,  że  nie  da  się  ciebie  kochać.  To  nieprawda.  Spytaj 

mnie teraz, skąd to wiem, proszę. 

Milczała. 

- Spytaj, proszę - ponaglił ją. 

- Skąd wiesz? 

- Bo cię kocham. - Podszedł bliżej. 

Musiała się powstrzymywać, żeby nie rzucić mu się w ramiona. 

-  I  tym  razem  nie  pozwolę  ci  odejść,  Sophie.  Dziesięć  lat  temu też  powinie-

nem był o ciebie walczyć, ale duma mi na to nie pozwoliła. Nie zamierzam powtó-

rzyć tego błędu. - Wyciągnął ku niej dłoń i dotknął jej twarzy. 

To wystarczyło. Jej serce biło jak szalone, jakby się chciało wydostać z klatki. 

Ugięły się pod nią nogi. Kiedy  wziął ją w ramiona, wtopiła twarz w jego koszulę. 

Oddychała  ciężko.  I  trzymała  się  go  kurczowo,  jakby  nigdy  nie  zamierzała  go  już 

puścić. 

- Wykorzystałeś mnie - przypomniała mu jednak. 

- A ty mnie - odciął się. - Ale teraz to chyba nieważne, co? 

Chyba nie. 

-  Aleks,  zraniłam  cię  i  nigdy  ci  nie  powiedziałam,  jak  mi  przykro.  Przepra-

szam cię, bardzo cię przepraszam. - Spojrzała mu głęboko w oczy. 

- Przeprosiny przyjęte. - Uśmiechnął się. 

R  S

background image

Położyła mu głowę na piersi i wsłuchiwała się w bicie jego serca. 

- A jeśli nam nie wyjdzie? 

-  A  jak  się  niby  tego  dowiemy,  jeśli  nie  spróbujemy?  -  Pogładził  ją  po  mo-

krych włosach. 

- Jestem uparta i niepoprawna. Każdego potrafię doprowadzić do szału. 

- To prawda. Ale to właśnie najbardziej w tobie kocham. - Nachylił się i czule 

ją pocałował. - Kocham cię taką, jaka jesteś. 

Całe życie czekała na takie słowa. I wierzyła, że on naprawdę tak myśli. 

- Kocham cię, Aleks. Nigdy nie kochałam nikogo innego, tylko ciebie. 

- Wiem o tym.   

Zaśmiała się. 

- A mówiłeś, że to ja jestem egocentryczna. 

-  Przynajmniej  nie  będziesz  mogła  mówić,  że  nic  nas  nie  łączy.  -  Wzruszył 

ramionami. 

-  Wiesz,  że  nasze  narzeczeństwo  może  być  z  technicznego  punktu  widzenia 

koszmarem? Dzieli nas przecież ocean. 

- Więc będę się musiał tu przeprowadzić. 

- Nie śmiałabym żądać od ciebie takiego poświęcenia. 

- Nie musisz. To żadne poświęcenie z mojej strony. Myślałem o tym, odkąd tu 

przyjechałem. A poza tym nie interesuje mnie narzeczeństwo. 

- Nie? - Zmarszczyła brwi. 

- Nie. Od dziesięciu lat wiem, że jesteś mi pisana. Możemy więc odpuścić so-

bie narzeczeństwo i od razu zamieszkać razem. 

- Gdzie? 

- Tutaj, w pałacu. Albo gdzie tylko chcesz. 

-  Rodzinie  by  się  to  nie  spodobało.  Uznaliby  to  za  niewłaściwe  zachowanie. 

Niezgodne z etykietą. 

Aleks westchnął głęboko. 

R  S

background image

- Cóż, w takim razie musisz chyba za mnie wyjść.   

Sophie była tak zaskoczona, że zamarła z otwartymi szeroko ustami. 

- Ale ty się przecież dopiero co rozwiodłeś. 

- Nie byłem nigdy tak naprawdę jej mężem. Nie w sercu - wyznał. - No, chy-

ba że nie chcesz za mnie wyjść? 

Wbrew temu, co powtarzała przez ostatnie lata, że nie zamierza się z nikim na 

poważnie wiązać, że nie zamierza poświęcać swojej wolności dla nikogo, wiedzia-

ła,  że  chce  być  z  Aleksem  już  na  zawsze.  W  ogóle  nie  wyobrażała  sobie  już,  że 

mogłaby spędzić resztę życia inaczej. Osobno. 

- Czemu mi się nie oświadczysz i sam się nie dowiesz? - Uśmiechnęła się. 

Aleks opadł na dywan, przyklęknął i wziął ją za rękę. 

- Sophie Renee Agustus Mead, czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją 

żoną? 

- Tak - odpowiedziała, a szczęście wypełniało jej serce. - Zostanę twoją żoną. 

Aleks uśmiechnął się rozanielony. 

- To świetnie. Bo już najwyższy czas. 

 

                           

 

R  S


Document Outline