background image

Upalne lato 03

Sheri WhiteFeather

Śmiały romans

Specjal

background image

DYNASTIES: SUMMER IN SAYANNAH

THE DARE AFFAIR

Upalne lato

Barbara McCauley

Maureen Child

Sheri WhiteFeather

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Katrina Beaumont nie dlatego wybrała się do „Ste-

amu", żeby zobaczyć Claytona Crawforda, właściciela 
wytwornej restauracji i najmodniejszego klubu jazzo-
wego. Po prostu zdała się na przyjaciółki, które uznały, 
że wieczorny wypad do lokalu dobrze jej zrobi. Zresz-
tą, niedawno porzucona przez narzeczonego, sama do-
szła do wniosku, że łatwiej zniesie upokorzenie w to-
warzystwie bliskich sobie osób.

Zerknęła w stronę Claya. Stał odwrócony do niej 

plecami w drugim końcu sali, niedaleko sceny. Nie wi-
działa go od lat, ale natychmiast rozpoznała. Czuła je-
go obecność nawet z tej odległości.

Sięgnęła po kieliszek wina, szybko odwróciła wzrok 

od Claya i zapatrzyła się w kolorową serwetkę. Clay 
nie był jej eksnarzeczonym i to nie on zranił jej uczu-
cia. Po prostu w odległej przeszłości należał do jej ży-
cia, a wspomnienia z młodości jawiły się jej jak sceny 
z dawno niewidzianego filmu.

background image

- Znów odpłynęłaś myślami. - Jenny Kincaid, ciem-

nooka brunetka, przechyliła głowę i potrząsnęła zgrab-
ną fryzurką na pazia.

- Martwimy się o ciebie - dodała Anna-Mae Delcott, 

druga przyjaciółka, blondynka o podobnie ostrzyżo-
nych włosach.

Ponad dziesięć lat temu wszystkie trzy zade-

biutowały w życiu towarzyskim na tym samym balu 
kotylionowym. Chodziły do tego samego prywatnego 
liceum, a potem zbijały bąki w tym samym college'u, 
kontynuując edukację, choć sute fundusze powiernicze 
zwalniały je z pogoni za karierą.

Katrina westchnęła. Zajmowały stolik z szarego 

marmuru na wprost parkietu, na którym rytmicznie ko-
łysały się pary. Orkiestra grała wolno i nastrojowo, 
słodkie jazzowe melodie wypełniały klub i zniewalały 
dusze.

- Staram się dobrze bawić - powiedziała.
- Rozmyślając o Andrew? - Jenny zanurzyła palu-

szek krabowy w miseczce z pikantnym sosem cajun. 
Restauracja znajdowała się piętro wyżej, ale w klubie 
nie brakowało zakąsek.

- Wcale o nim nie myślałam. - Katrina wysączyła 

łyk wina. Imię „Andrew" podziałało na nią fatalnie. 

background image

Wspomnienie o tym facecie raniło dumę biednej boga-
tej dziewczynki, skończonej w towarzystwie młodej 
damy, porzuconej kochanki. - Myślałam o Clayu.

Anna-Mae pochyliła się do przodu.
- Właścicielu tego dekadenckiego klubu?
- Tak. - Wino spłynęło do żołądka i przyjemnie go 

rozgrzało. Lokal był równie mroczny i bogaty jak męż-
czyzna, który był jego właścicielem: ciężkie aksamitne 
kotary, mahoniowe meble, pojedyncza krwistoczerwo-
na róża na każdym stoliku. Czy tylko ona w tym klubie 
przeżywa miłosne cierpienia? Czy jest jedyną udręczo-
ną kobietą, która szuka schronienia wśród ludzik - Nie 
widziałam go od czasu, kiedy byliśmy nastolatkami. 
Tak się składa, że jego matka wykonywała dla mnie 
różne poprawki krawieckie.

- Gdzie on jest? - Jenny wachlowała usta po prze-

łknięciu pikantnej zakąski.

- Przy scenie. - Katrina pokazała ruchem głowy. 

Clay nadal stał tyłem do sali. - Rozmawia z kelnerką.

Obie dziewczyny wyciągnęły szyje, żeby lepiej wi-

dzieć. Kiedy Clay przysunął się bliżej do kelnerki, na 
chwilę mignął im jego profil, a ten poufały gest spra-
wił, że serce Katriny uderzyło mocniej.

- Jaką ma ciemną cerę - zauważyła Jenny.

background image

- Nie jest z naszej sfery - dodała Anna-Mae.
- Przynajmniej tak słyszałam. Dlaczego nigdy o nim 

nie wspomniałaś?

Katrina zbyła pytanie wzruszeniem ramion. Clay był 

jej tajemnicą. Nikomu nie opowiadała, jak niegdyś 
wodził za nią ciemnymi, gniewnymi oczami, ale tacy 
chłopcy jak Clayton Crawford nie zbliżali się do sub-
telnych panienek z dobrych domów. Takie kontakty 
były zakazane, o czym Katrina dobrze wiedziała.

- Ciekawe, jak mu się udało zdobyć taki lokal. - Jen-

ny już szykowała się do plotkowania.

- Myślicie, że ma powiązania?
Katrina zdobyła się na odwagę i jeszcze raz zerknęła 

w tamtą stronę. Clay nie był już chłopcem. Zmężniał, 
rysy wyostrzyły mu się z wiekiem.

- Powiązania z kim?
- Z mafią, rzecz jasna.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo Clay przechwycił jej 

wzrok. Trwała przez chwilę w bezruchu. Z trudem 
chwytała powietrze, licząc, że nie wszystkie emocje 
malują się na jej twarzy.

- Chyba wyczuł, że go obgadujemy.
- Co? - Oszołomiona Katrina łyknęła białego wina, 

nie do końca świadoma, kto wypowiedział te słowa. 
Jedyne, co do niej docierało, to że Clay zmierza w jej 
stronę. Czy wie, że porzucił ją narzeczony?- Czy wy-
czuł jej fatalny nastrój?

background image

Kiedy dotarł do ich stolika, powoli podniosła głowę. 

Zobaczyła czarny garnitur, wąski krawat i   ciemnobrą-
zowe włosy sczesane do tyłu. Zawsze ją fascynował 
jego wygląd, zdradzający portugalskie, szkockie i in-
diańskie korzenie.

- Katrina - powiedział cicho.
W jego głosie pobrzmiewało echo gorących letnich 

wieczorów, kiedy lekki deszczyk zasnuwał okna. Nie-
mal poczuła parną wilgoć oblepiającą skórę.

- Clay - szepnęła.
A potem przedstawiła go przyjaciółkom, a on, jak 

przystało na właściciela, uprzejmie się do nich 
uśmiechnął.

- Mam nadzieję, że dobrze się panie bawią.
Anna-Mae pokiwała głową, ale Jenny przyglądała 

mu się krytycznym okiem, jakby zastanawiała się, czy 
nie ma do czynienia z drobnym aferzystą.

- Niezły ten pański lokal - powiedziała.
- Lubię go. - Clay przez chwilę przyjrzał się jej 

uważnie, jakby czytał w jej myślach, poczym zwrócił 
się do Katriny: - Gdzie się podział twój narzeczony?

Odetchnęła z trudem. Na pewno przeczytał o jej za-

ręczynach w kronice towarzyskiej. Rodzina Andrew 
Winstona reprezentowała tak zwane stare pieniądze i 
taką pozycję społeczną, która zapewniała miejsce w 
kronice towarzyskiej miejscowej gazety.

background image

Podobnie rodzina Katriny ulepiona była z równie 

szlachetnej gliny, a Clay wiedział o tym najlepiej.

- On... my... - zająknęła się.
- Ona go opłakuje - oświadczyła Anna-Mae. Clay 

uniósł brwi.

- Nie, nie umarł - wyjaśniła Anna-Mae. - Odwołał 

ślub.

- Wiem, co pani miała na myśli. - Mężczyzna z

przeszłości Katriny nie pospieszył z wyrazami współ-
czucia, tylko wpatrywał się w jej oczy, czym przypra-
wił ją o mocne bicie serca.

Przygładziła włosy zaplecione we francuski war-

kocz. Miała nadzieję, że wygląda na spokojniejszą, niż 
jest w istocie. Tak po prostu powinno być, jako że sta-
rała się pamiętać o wpajanych jej przez matkę dobrych 
manierach.

- To stało się zaledwie przed kilkoma dniami.
- Świeża rana - zauważył Clay.
- Andrew jeszcze zmieni zdanie - wtrąciła Jenny. -

Czasami nie wiadomo, dlaczego mężczyzn ogarnia 
strach przed ślubem. - Wyprostowała się ostentacyjnie 
i przybrała trochę zbyt wyniosłą minę.

Katrina podejrzewała, że i ona wygląda podobnie. 

Zastanawiała się, czy Clay traktuje to z powagą,  czy 
też po  prostu nie  przejmuje  się kobietami pokroju 

background image

Katriny i jej przyjaciółek, lub nawet w duchu kpi sobie 
z takich paniuś. „Steam" jest najpopularniejszym loka-
lem w Savannah, a Clay obraca się w świecie, przy 
którym ich uprzywilejowana pozycja przestaje się li-
czyć. Kiedyś miał fatalną reputację, ale to tylko dlate-
go, że był biedny i urodził się w niewłaściwej dzielni-
cy. Długą drogę przebył ten chłopak, nim znalazł się na 
szczycie.

- Przyślę wam butelkę wina - powiedział. - Od fir-

my. Jako lekarstwo na twój smutek. - Spojrzał na Ka-
trinę z lekko ironicznym uśmieszkiem, który zdawał 
się nawiązywać do przeszłości.

- Dziękuję, ale to nie jest konieczne. - Nie zdobyła 

się na bardziej błyskotliwą odpowiedź.

- Ależ bardzo proszę... nalegam. - Skłonił się przed 

nią elegancko, pożegnał jej przyjaciółki i odszedł, po-
zostawiając ją jeszcze bardziej samotną.

Kilka godzin później Clay stał za barem, sączył wo-

dę sodową i obserwował klub. Dorobił się go z naj-
wyższym trudem. Ciężko pracował nad poprawieniem 
pozycji społecznej swojej rodziny. Najpierw w pocie 
czoła zdobył stypendium naukowe, które pozwoliło mu 
skończyć studia, a potem stawał na głowie, by przeko-
nać do siebie inwestorów i dowieść im, że „Steam" 
może się okazać hitem.

background image

A teraz?
Teraz był trzydziestoletnim człowiekiem sukcesu i 

właśnie próbował się otrząsnąć z wrażenia, jakie zrobi-
ła na nim Katrina Beaumont. Kiedy byli nastolatkami, 
chciał jej tylko dorównać, choćby na tyle, żeby móc się 
z nią spotykać. Jednak tacy jak on, urodzeni w złych 
dzielnicach biedacy, nie mieli prawa do kobiet z high
life'u. Za to teraz takie damy jak Katrina przybywały 
tłumnie do „Steamu", żeby zanurzyć się w rozedrganej, 
ekscytującej atmosferze pulsującego jazzem świata, 
który stworzył.

Od muzyki wibrowały ściany, ciała na parkiecie 

splatały się w seksownym tańcu, a Clay próbował 
stłumić w sobie ból, jakiego doświadczał, kiedy był 
chłopcem. Nie jest już dzieciakiem, a Katrina cierpi z 
powodu innego mężczyzny.

A więc kogo, do cholery, to obchodzi?
Gdy nastąpił kulminacyjny punkt programu i salę 

ogarnęło zbiorowe szaleństwo, do Claya zbliżył się Joe 
Morton, bramkarz, ostrzyżony na jeża blondyn o po-
ważnym usposobieniu, sprawny i kompetentny jak ma-
ło kto. W swoim czarnym garniturze wyglądał jak po-
zbawiony szyi kulturysta.

- Mamy drobny kłopot przy stoliku twojej znajomej 

damy - powiedział, celując podbródkiem w stolik, o 
którym była mowa. - Mam to załatwić, czy sam się 
tym zajmiesz?

Kłopot ? Clay powędrował wzrokiem we wskaza-

background image

nym kierunku. Rzeczywiście, Katrina i jej koleżanki 
sprzeczały się głośno i zapalczywie. Clay ociągał się 
chwilę, popatrzył na Joego spod przymrużonych po-
wiek, wreszcie podjął decyzję.

- Zajmę się tym - oznajmił.
- Tak myślałem.
Clay nie zareagował na ten komentarz, który dobit-

nie świadczył o tym, że Joe zauważył jego zaintereso-
wanie byłą narzeczoną Andrew Winstona.

Gdy podszedł bliżej, już wiedział, co to za „kłopot". 

Po prostu Katrina była pijana.

No, ładnie, pomyślał. Kolejna komplikacja. Tylko 

tego mi brakowało.

Stanął za krzesłem Katriny i położył ręce na oparciu.
- O co chodzić - zapytał, przerywając kłótnię przyja-

ciółek.

- One chcą wyjść - zanuciła Katrina na melodię 

smętnej piosenki. - A ja chcę zostać.

- Nigdy tego nie robi - oznajmiła Anna-Mae.
- Coś takiego zdarza jej się pierwszy raz - dodała 

Jenny.

Nic dziwnego, pomyślał Clay. Stylowo uczesana, 

elegancka Katrina Beaumont nie należała do kobiet, 
które tracą nad sobą kontrolę i robią coś niestosownego 

background image

w publicznym miejscu. A jednak, widząc ją teraz w 
szykownej czarnej sukience i drogim naszyjniku, nikt 
nie mógł mieć wątpliwości, że jest nieźle nawalona.

- Poza wyciągnięciem jej stąd i wrzuceniem  do sa-

mochodu nic innego nie przychodzi nam do głowy. -
Jenny spojrzała w szkliste oczy przyjaciółki. -Ale Ka-
trina zapadłaby się ze wstydu pod ziemię, gdyby do-
szło do jakiejś sceny. Obawiam się jednak, że w obec-
nej sytuacji raczej nie ma mowy o dyskretnym opusz-
czeniu lokalu.

Clay, chociaż miał wielką ochotę zakląć soczyście, 

zachował kamienny wyraz twarzy. Zaopiekowanie się 
pijanym klientem, a szczególnie tą jedną klientką, na-
leżało do jego obowiązku.

- Zajmę się nią.
- Co zrobisz ? - spytała zdesperowana Jenny.
- Zaprowadzę ją na górę i dam jej trochę czasu na 

ochłonięcie. Potem odwiozę ją do domu.

Przyjaciółki wymieniły między sobą skonsternowa-

ne spojrzenia, po chwili jednak z ulgą przyjęły jego 
propozycję. Widocznie mu ufały, a przynajmniej liczy-
ły na to, że będzie wolał uniknąć rozróby we własnym 
klubie. Nie mogły przecież wiedzieć, że „góra" ozna-
cza mieszkanie Claya na trzecim piętrze.

Katrina skrzywiła się.

background image

- Rozmawiacie tak, jakby wcale mnie tutaj nie było. 

- Zatrzepotała rzęsami jak spłoszony motyl.

- Ależ wiemy, że jesteś. - Clay pochylił się nad nią. -

Twoje przyjaciółki pozwolą ci tu zostać, ale będziesz 
musiała przystać na moje towarzystwo.

- Jenny uważa, że jesteś kryminalistą - powiedziała z 

lekkim uśmieszkiem.

- Nic podobnego - oburzyła się Jenny. - Przecież 

wszyscy wiedzą, że Clay jest porządnym facetem.

Akurat, pomyślał. W tej chwili widzi we mnie tylko 

człowieka, który uwolni ją od podpitej przyjaciółki.

- Dokąd idziemy? - zapytała Katrina, gdy Clay pro-

wadził ją korytarzem, który już nie należał do lokalu.

- Do mnie. - Wiedział, że do wytrzeźwienia potrzeba 

przede wszystkim czasu. Na pewno dobrze jej zrobi 
filiżanka kawy, w każdym razie trzeba ją czymś zająć.

- Tak tu jakoś pusto - bąknęła.
Zerknął do góry na kamery kontrolujące drzwi wej-

ściowe. Wnętrze mieszkania było strzeżone przez naj-
wyższej klasy system alarmowy.

- To tutaj? - zapytała, przekraczając próg.

background image

- Tak. - Wyłączył alarm. - To moje mieszkanie.
- Całkiem niezłe - uśmiechnęła się drżącymi war-

gami.

Rozejrzał się po swoim eleganckim apartamencie. 

Meble były nowoczesne, proste i nieskazitelne w pro-
porcjach. Pasowały do nich obrazy olejne jego ulubio-
nego malarza, Peruwiańczyka, którego jaskrawa kolo-
rystyka emanowała zmysłowością. Całość uzupełniały 
specjalnie zaprojektowane abażury, podobne do tych, 
jakie zdobiły wnętrze „Steamu", i lśniąca biało-czarna 
wykładzina na podłodze.

- Ty też jesteś niezły. Ledwie na nią spojrzał.
- Mówisz tak pod wpływem wina.
- Zawsze uważałam, że jesteś podniecający.

Barrdzo podniecający. - Osunęła się na sofę
i objęła czule poduszkę. - Wiesz, co on mi dał do
zrozumienia ?

Uff. Pora na zwierzenia. Clay usiadł przy stoliczku. 

Przez lekko rozsunięte zasłony widział zarys pogrążo-
nego w mroku krytego tarasu, a deszcz za oknami 
sprawił, że poczuł się samotny.

- Nie musisz mi tego opowiadać, Katrina.
- Kat. Możesz do mnie mówić Kat. Nikt tak nie 

mówi, ale ty możesz. - Wytworny pantofelek zsunął się 
z jej stopy i zwisał na czubku palców. - Andrew nie był 
zadowolony w naszego związku. 

background image

Podziwiał moje towarzyskie wyrobienie, ale...- dynda-
jący pantofelek spadł na podłogę - ...nie byłam dla nie-
go dość podniecająca. W łóżku - powiedziała ironicz-
nie, robiąc przy tym wielkie oczy.

Clay nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Może powinien był cię upić. Teraz ona się roze-

śmiała.

- Może. Czy ja jestem pijana, Clayton?
- Tak, szanowna pani, obawiam się, że tak.

    - Hm. - Przez chwilę dumała nad swoim stanem. -
Nawet nie wiem, czy mi się to podoba. Czuję się jed-
nocześnie smutna... i szczęśliwa.

- Zrobię ci kawy. - Z braku lepszego pomysłu prze-

szedł do kuchni. Nie wyobrażał sobie oziębłej Katriny 
w łóżku. Zawsze uważał, że ta lekko afektowana i wy-
niosła dziedziczka fortuny w nocy zatraca się bez resz-
ty i szepcze najbardziej nieprzyzwoite słówka do ucha 
kochanka.

Nalewając wody do ekspresu, zastanawiał się, czy, 

jak sugerowała Jenny, Katrina i Andrew naprawdę się 
pogodzą.

Zdjął marynarkę i poluzował krawat, po czym 

sprawdził ekspres. Płyn kapał rytmicznie i powoli jak 
deszcz za oknami.

W końcu wrócił do Katriny z filiżanką świeżo zapa-

rzonej kawy, do której dodał mleko i cukier.

background image

To do niej pasuje, pomyślał. Wygląda tak słodko i 

ma taką mleczną cerę.

- Dziękuję. - Upiła łyczek, zostawiając ślad szminki

na brzeżku filiżanki. -Widzę stąd twoje łóżko.

- I co z tego? - Zmrużył oczy.
- To, że nie masz ścian w mieszkaniu. Zewsząd wi-

dać miejsce, gdzie śpisz. Mogłabym się zabawić w 
podglądaczkę.

Clay zmierzwił włosy palcami. Ramę do łóżka z ku-

tego żelaza zamówił u włoskiego projektanta. Skom-
plikowany, oryginalny kształt i ornament pasowały do 
ówczesnego stanu emocjonalnego Claya i do sinusoid 
jego życia.

- Seksowny mężczyzna. Seksowne łóżko - mruczała 

Katrina.

- Przestań - obruszył się.
- Kiedy to prawda. - Odkryła komplet szklanych 

podstawek pod kieliszki i na jednej z nich postawiła 
filiżankę. Nawet pijana, pozostała wierna dobrym ma-
nierom, które wyniosła z domu Beaumontów.

Z lepszym lub z gorszym skutkiem, pomyślał. 

Wprawdzie jeszcze nie bełkotała, ale wino rozwiązało 
jej język.

- Czy mogę spać w twoim łóżku ? Chcę się

otulić twoim kocem.

Lekko go zatkało.
- Mam cię otrzeźwić i odwieźć do domu.

background image

- Kiedy w domu czuję się taka samotna.

Spojrzał na taras, po czym przeniósł wzrok na twarz 
Katriny. Wiedział,  że jest  zagubiona; przyszło mu do 
głowy, by dotknąć jej policzka, poczuć gładkość skóry. 
Westchnęła.

- Mogę tu zostać, Clay? Jestem pełnoletnia. Już od 

dawna.

- Wiem, ile masz lat.
- Dwadzieścia dziewięć. Po prostu jestem starą pan-

ną.

No i proszę, znowu go rozśmieszyła. Dlaczego tak 

bardzo ją lubi?

- A w czym zamierzasz spać, Katrina?
- Kat. Możesz mi coś pożyczyć. Albo wślizgnę się 

do tego twojego wielkiego łóżka nago.

- Co takiego? - Serca uderzyło mu mocniej.
- Przecież żartuję - odpowiedziała z niewinnym 

uśmieszkiem.

Dobre sobie! Może Katrina traktuje to lekko, ale on 

przez moment zapragnął jej równie silnie jak wówczas, 
kiedy byli młodzi, kiedy nie panował nad burzą hor-
monów, kiedy budził się w nocy i...

- Więc mogę tu spać? - Żałośnie skrzywiła

usta, a jemu zaschło w gardle. - Proszę...

A co mi tam, do licha! Nie miał serca odsyłać jej do 

domu, wysadzić pod rodzinną posiadłością jak jakąś 
awanturnicę. Był pewien, że Beaumontowie nigdy nie 
widzieli córki w takim stanie.

background image

- Może powinienem zadzwonić do twoich rodziców. 

Uspokoić ich, że jesteś cała i zdrowa, że nic ci nie gro-
zi.

Zbyła jego sugestię machnięciem ręki.
- Niech sobie myślą, że jestem z Andrew. Że znów 

jesteśmy razem. - Wstała i zatoczyła się na jednym 
wysokim obcasie. - Przebiorę się w łazience. Chyba 
tam są ściany?

- A także drzwi i zamek. Poczekaj, dam ci coś do 

przebrania. - Przemierzył ogromny apartament w dro-
dze do zabytkowej szafy, z której wyjął koszulę. Katri-
na podążyła za nim, gubiąc po drodze drugi pantofel. -
Masz. - Podał jej koszulę i wskazał łazienkę.

Wyszła stamtąd parę chwil później, mając na sobie 

koszulę i pończochy.

Ale widok, słowo daję, pomyślał.
- Nie mogłam tego zdjąć. - Pociągnęła za delikatny 

naszyjnik.

- Widzę. - Zapinając koszulę, pomyliła też dziurki, 

więc poły zwisały nierówno. - Odwróć się. Może mnie 
się uda.

Kiedy stanęła tyłem, pochylił się nad nią i poczuł 

zapach jej perfum. Pachniała czymś egzotycznym, co 
przywodziło na myśl rozkwitłe o świcie orchidee. Wy-
kluczone, żeby seks z nią mógł być banalny czy nudny. 
Odsunął na bok jej warkocz, żałując, że nie może przy

background image

tulić się do niej i zachęcić do niespiesznego, gorącego 
pocałunku.

Misterne zapięcie naszyjnika opierało się jego pal-

com. Marudził przy nim, wstrzymując oddech, by 
utrzymać na wodzy pożądanie.

- Udało się. - Łańcuszek spadł mu do ręki, a poły-

skujące kamienie przyczepiły się do skóry.

- Dziękuję. - Odwróciła się szybko. Chociaż jej ja-

snoniebieskie oczy zmętniały od alkoholu, a szminka 
na ustach się rozmazała, nadal wyglądała ślicznie.

Odłożył na bok naszyjnik.
- Pozwól, że poprawię twoją koszulę.
- To twoja koszula.
- Więc pozwól, że poprawię moją koszulę. — Wie-

dział, że nie powinien tego robić, ale miał to w nosie. 
Każdy pretekst był dobry, żeby jej dotknąć, zbliżyć się 
choć trochę.

- Jestem tak śpiąca...

Rozpiął trzy pierwsze guziczki.

- Położę cię do łóżka już za chwilę, ale najpierw 

muszę... - Odjęło mu mowę, kiedy zobaczył jej stanik i 
rowek między piersiami. Nie przestał, dopóki nie roz-
piął wszystkich guziczków. Czarne koronkowe majtki 
były równie seksowne i ozdobne jak zakończenie poń-
czoch.

- Czy mogę już pójść do łóżka?
- Co?- Zaraz, zaraz. - Otrząsnął się z transu

background image

i pospiesznie zaczął zapinać koszulę,  myląc dziurki 
tak samo jak ona. - No, teraz jest dobrze. Chodź. - Po-
prowadził ją do żelaznego łoża i odwinął grubą brązo-
wą narzutę. Opadła ciężko na poduszkę.

- Clay, czy wciąż jesteśmy przyjaciółmi?
- Nigdy nimi nie byliśmy.
- Ależ byliśmy. Durzyliśmy się w sobie.
Cokolwiek by to znaczyło. - Nagle przeszłość wróci-

ła do niego z taką mocą, że znów poczuł się młody i 
biedny. 

- Nigdy się nie zniżyłaś do mojego poziomu. Od-

wiedzanie slumsów nie było w twoim stylu.

Zmieszana Katrina zatrzepotała rzęsami. W głowie 

się jej kręciło, a może opłakiwała narzeczonego, który 
ją rzucił.

- Nie to miałam na myśli.
- Więc dowiedź tego. - Zbolały i wściekły nachylił 

się nad nią. - Udowodnij, co powiedziałaś.

Przez chwilę wpatrywała się w niego nieruchomo, 

wreszcie wyciągnęła rękę i przesunęła nią po jego po-
liczku, co podnieciło Claya jeszcze bardziej. Zalała go 
fala gorąca, a krew w żyłach krążyła coraz szybciej.

Ujął w dłonie jej twarz i pocałował w usta. Katrina 

zamknęła oczy, a on delektował się smakiem wina i 
kawy, czując słodkie, leniwe upojenie. Cukier i mleko.

Pogłębił pocałunek, sycąc się jej zapachem.

background image

Chciał sięgnąć po więcej, już nie opierał się wła-

snemu pragnieniu. Wargi Katriny były miękkie i po-
datne.

Zbyt miękkie, pomyślał, gdy przywarła do niego. 

Zbyt podatne.

Wycofał się. Nie powinien tego robić. Nie tutaj. Nie 

tak.

- Prześpij się, Kat.
Ręka, którą pieściła jego twarz i włosy, bezwładnie 

opadła.

- Nie podobam ci się?
Czy naprawdę poczuła się zraniona i odrzucona?

Czy jest zbyt pijana, by dotarło do niej, że właśnie 
próbuje okazać jej szacunek ?

- Oczywiście, że mi się podobasz. – Usiadł wygod-

niej na łóżku i wyciągnął ramiona, w które bezpiecznie 
mogła się wtulić.

Z westchnieniem przyjęła jego zaproszenie. Clay 

zrozumiał, jak bardzo brakuje jej kogoś, komu mogła-
by zaufać.

Facet z niewłaściwej dzielnicy, pomyślał. Po-

cieszyciel, który chucha na strzaskane kawałki jej ser-
ca. Nienawidził Andrew Winstona, ale także mu za-
zdrościł...

Przytulona do niego Katrina już po chwili spała głę-

boko. Clay delikatnie musnął wargami jej czoło. Sie-
dząc na łóżku, wsłuchiwał się w nieregularny rytm 
deszczu i zastanawiał, co przyniesie następny dzień.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Katrina zamrugała powiekami i zmrużyła oczy. Ra-

ziło ją światło sączące się przez okno tak bardzo, że aż 
skrzywiła się z bólu. Nigdy dotąd nie miała migreny, w 
każdym razie na pewno nie tak silnej.

Dopiero kiedy usiadła i rozejrzała się dookoła, 

uświadomiła sobie, gdzie jest i skąd ten ból głowy.

Najchętniej ukryłaby się pod podłogą i tam cichutko 

umarła. Nie dość, że upiła się jak ulicznica, to na doda-
tek spędziła noc w łóżku Claya jak...

Dotknęła koszuli - koszuli Claya - przypominając 

sobie jak przez mgłę, że zapinał ją na niej. A może 
rozpinał? Poruszyła nogami, zastanawiając się, dlacze-
go coś jej tam przeszkadza. Zerknęła pod koc i zoba-
czyła, że ma na sobie pończochy z czarną elastyczną 

background image

koronką. Zupełnie jak dziwka, pomyślała.
- Czego szukasz? - Głos Claya, dochodzący nie wia-

domo skąd, bardzo ją zaskoczył.

Przykryła się przerażona, zachodząc w głowę, jakim 

cudem wkradł się tutaj tak bezszmerowo. Z drugiej 
strony, czy mogła słyszeć cokolwiek przy takim dud-
nieniu w głowie?

Skoncentrowała się i spróbowała odtworzyć prze-

bieg ostatnich godzin. Czy kochała się w nocy z Clay-
em w samych pończochach? Czy zdjął z niej bieliznę, 
a potem ubrał ją w swoją koszulę, pozapinał i zapako-
wał do łóżka?

Nie, to niemożliwe! Nie była aż tak narąbana. Za-

pamiętałaby, gdyby uprawiała seks, zwłaszcza z kimś 
takim jak Clayton Crawford.

Właśnie podszedł do łóżka, a ona przyglądała mu się 

spod przymrużonych rzęs. Był odświeżony i wypoczę-
ty, ubrany w spłowiałe dżinsy i zwyczajny biały T-
shirt.

Bezpretensjonalnie elegancki. Przystojny i męski. 

Za to ona wygląda jak straszydło - potargany warkocz, 
rozmazany tusz. Zażenowana, szybko dotknęła wło-
sów. Okazało się, że opadają jej luźno na ramiona.

- Rozplotłem ci warkocz - wyjaśnił Clay.
- Kiedy?
- W nocy, kiedy zasnęłaś i kiedy przestało padać.

background image

- Dlaczego?
- Bo chciałem dotknąć twoich włosów. Poczuła, że 

robi jej się ciepło, zbyt ciepło.

Pomyślała, że mógłby sobie darować te roman-

tyczne teksty.

- Doceniam twoją gościnność. – Odruchowo popra-

wiła włosy i zdobyła się na maksymalnie uprzejmy, 
rzeczowy i bezosobowy ton głosu.

- Ale nie powinnam była tu zostać.
- To ty się uparłaś. - Uśmiechnął się lekko. - Chcia-

łaś się otulić moim kocem.

Wstrzymała oddech. Co powinna na to odpowie-

dzieć? Nie pamięta przynajmniej połowy z tego, co 
mówiła wieczorem.

- Muszę jechać do domu. - Rozejrzała się dookoła. -

Która godzina?

- Za kwadrans dwunasta.
- Co?  Prawie południe? Postanawiając wstać, Katri-

na przytrzymała się wezgłowia na wypadek, gdyby za-
kręciło jej się w głowie. Wykonane z kutego żelaza 
łóżko było prawdziwym arcydziełem sztuki zdobni-
czej, jednak w tej chwili nie bardzo mogła je podzi-
wiać, kurczowo uczepiona jednej z jego wolut.

- Posiedź   jeszcze - zaproponował   Clay. - Zrobię ci 

śniadanie, żebyś odzyskała siły.

- Broń Boże, żadnego jedzenia - jęknęła, czując, że 

żołądek podchodzi jej do gardła.

- Jedna grzanka i gorąca herbata dobrze ci zrobią. -

background image

Nie czekając na odpowiedź, pomaszerował do kuchni.

Usiadła na łóżku, przeklinając swoją niewybaczalną 

lekkomyślność. Usiłowała zrzucić winę na anonimo-
wego producenta wina, a wreszcie na Claya za to, że 
przysłał butelkę do ich stolika. A w dodatku skłonił ją 
do łzawych zwierzeń.

Wrócił z wiklinową tacą, którą postawił przed Ka-

triną.

- Masz jeść, pić i weselić się.
Co za poczucie humoru, pomyślała. Miała tak sucho 

w ustach, że chętnie sięgnęła po herbatę. Ponieważ 
zdawało się jej, że usnęła w ramionach Claya, posta-
nowiła go nie pytać, gdzie spędził noc.

Czy przypadkiem jej nie pocałował? A może to tyl-

ko mętne złudzenie? Czyżby w zamroczeniu alkoho-
lowym wyczarowała taki sen?

- Jak herbata?
- Świetna. - Ostrożnie sączyła płyn. - Czy wczoraj 

wspominałam coś o Andrews

- Że jest niezadowolony z waszego... hm... życia in-

tymnego? - Usiadł na brzegu łóżka. - Owszem, mówi-
łaś.

- Przepraszam. Nie powinnam była stawiać cię w ta-

kiej sytuacji.

- Nie ma sprawy. Mówiłaś też inne rzeczy, nieko-

niecznie o nim.

- Naprawdę? - zapytała nerwowo, nie mogąc docze-

kać się konkretów.

background image

- Naprawdę. - Głos miał ochrypły, mówił wolno i z 

południowym akcentem, przesadnie przeciągając sa-
mogłoski. - Bez przerwy powtarzałaś, jaki jestem sek-
sowny. Ja, moje mieszkanie, moje łóżko.

Bo jesteś seksowny, pomyślała Katrina. Ale nie w 

tym rzecz.

- Byłam... mało przytomna.
- Aha. A teraz jesteś niedysponowana. I masz na so-

bie moją koszulę.

Chrupała grzankę, odgryzając maleńkie kawałeczki. 

Miała nadzieję, że to uspokoi pieczenie w żołądku.

- Upiorę ją i zwrócę.
- Możesz ją sobie zatrzymać. Na pamiątkę swojego 

pierwszego kaca. - Nachylił się i pokazał palcem pi-
gułki, które położył na tacy. - Nie zapomnij ich wziąć.

- To na ból głowy?
- Tak, łaskawa pani. Kat. Omal nie upuściła lekar-

stwa.

- Kat?
- Nikt tak do ciebie nie mówi, ale mnie wolno. -

Uśmiechnął się szeroko niczym czarny charakter z we-
sternu. - Oficjalnie mi na to zezwoliłaś.

Wrzuciła do ust pigułki, popiła miętową herbatą. 

Kat to było jej wymyślone w dzieciństwie zdrobnienie, 
wyłącznie na własny użytek. Coś jakby drugie ja. Wy

background image

brała je, ponieważ brzmiało zwyczajnie, fajnie i lekko. 
Było luzackie, a więc nie do pomyślenia w rodzinie, 
gdzie najważniejsze były pozory. Beaumontowie nie 
pozwalali sobie na niewłaściwe zachowanie; nie do-
starczali tematów do plotek. Katrina wywodziła się ze 
starej arystokracji Savannah. I niezależnie od swojego 
drugiego imienia, zawsze była grzeczną, dobrze ułożo-
ną księżniczką mamy i taty.

Kiedy podniosła wzrok, Clay wpatrywał się w nią. 

Uśmiech znikł z jego twarzy, oczy spochmurniały. 
Niewiele można z nich było wyczytać.

- Gdzie moje ubranie? - zapytała.
- Powiesiłem sukienkę w szafie - Wskazał ręką za 

siebie. - Schowałem tam też twoje pantofle i torebkę.

- Dziękuję. - Wolałaby, żeby nie rozplatał jej wło-

sów. Poczuła się nieswojo na myśl o tym, że dotykał 
jej we śnie. -Widzę, że jesteś ekspertem w takich spra-
wach.

- Czemuż to? Dlatego, że jestem właścicielem klu-

bu? Czy może masz na myśli moje pijackie doświad-
czenia?

Na dobrą sprawę, niby skąd miałaby wiedzieć?- Od 

dawna nic o nim nie słyszała poza tym, co podawały 
lokalne media.

- Bo zaproponowałeś, że się mną zaopiekujesz.

background image

- Zrobiła przerwę na łyk herbaty. - Czy twoja... part-

nerka nie zrozumie źle tej sytuacji?

- Gdybym miał stałą partnerkę, nie przyprowadził-

bym cię tutaj. - Przesunął po niej wzrokiem. - Joe po-
wiedział, że jesteś panią mojego serca.

- Joe?
- Bramkarz.
- Jezu! Teraz mogła tylko się modlić o to, żeby per-

sonelowi klubu nie przyszło do głowy rozpuszczać plo-
tek o jej związku z ich szefem.

- Ciekawe, skąd mu to przyszło do głowy.
- Chyba wywnioskował to ze sposobu, w jaki na 

ciebie patrzyłem.

Chciała go zapytać, czy całowali się tej nocy, ale 

zabrakło jej odwagi.

- Nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię.
- Czego? Nie upijesz się czy nie wylądujesz w moim 

łóżku?

Kpi sobie z niej, czy chce wprawić w zakłopotanie?-

A może sarkazm to jego mechanizm obronny?

- Już powiedziałam, że jestem ci wdzięczna za go-

ścinę.

- Zawsze do usług. - Skłonił się i uśmiechnął leciut-

ko.

Poczuła nagłą słabość. Nogi i ręce zrobiły się mięk-

kie jak rozgotowana owsianka. Czy trzymanie jej w 
ramionach mieściło się w ramach gościnności? A utu-
lenie do snu?  Albo rozplatanie włosów?

background image

- Zaniemówiłaś, Kat? - Tym razem naprawdę się 

uśmiechnął. Błysnęły zęby, olśniewająco białe w ze-
stawieniu ze śniadą skórą.

- Przestań mnie tak nazywać - powiedziała sztywno, 

co Clay skwitował zmarszczeniem brwi.

- Pijana jesteś o wiele zabawniejsza.
- A ty byłeś milszy jako młody chłopak.
- Nadal jestem miły. - Przechwycił jej wzrok na dłu-

gą chwilę. - Oczywiście wtedy, kiedy mam tak dobry 
nastrój.

Do reszty zakłopotana, wreszcie skończyła grzankę i 

wypiła ostatni łyk herbaty.

- Muszę się ubrać.
- Bardzo proszę. Łazienka jest do twojej dyspozycji. 

I w ogóle czuj się jak u siebie w domu. - Odebrał od 
niej tacę.

Katrina podniosła się z łóżka, starając się zachować 

pozory swobody, co w tym osobliwym stroju nie było 
łatwe.

Otworzyła szafę i wyjęła swoje rzeczy. Zauważyła 

przy okazji, że w ubraniach Claya panuje lekki bała-
gan.

Potem wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku 

łazienki. Kiedy mijała Claya, czuła jego wzrok na so-
bie. Pamiętała, że kiedy byli nastolatkami, często się na 
nią gapił, więc dlaczego miałby teraz przestać? W koń

background image

cu spała w jego łóżku, prawda?

Kiedy zamknęła się w łazience, spojrzała w lustro i 

jęknęła. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak okropnie. 
Używając kosmetyków Claya, naprawiła szkody najle-
piej, jak mogła. Ponieważ nie znalazła gościnnej szczo-
teczki do zębów, skorzystała z papierowego kubeczka i 
płukanki do ust z dozownika nad umywalką. Na koniec 
umyła twarz mydłem i przyczesała włosy szczotką 
Claya, czyniąc sobie wyrzuty, że taka swoista intym-
ność sprawia jej przyjemność.

Kiedy ubrana w sukienkę wynurzyła się z łazienki, 

Clay siedział na sofie.

Katrina sięgnęła do torebki i wyjęła telefon komór-

kowy. Niestety, okazało się, że bateria jest rozładowa-
na.

- Mogę skorzystać z twojego telefonu? - zapytała. -

Chcę wezwać taksówkę.

- Po co?- Przecież mogę cię odwieźć do domu.
- Będzie przyzwoiciej, jeśli pojadę taksówką.
Przyzwoiciej ze względu na rodziców, pomyślała. 

Lepiej, żeby nie wiedzieli, co robiła poprzedniego wie-
czoru i gdzie spędziła noc.

Clay podniósł się z kanapy i podszedł do niej. Za-

stanawiała się przez moment, czynie zamierza jej do-
tknąć, a może nawet pocałować... choćby po to, by 
dowieść, że słowo „przyzwoiciej" nie ma tutaj zasto-
sowania. Ale on nie przekroczył granicy.

background image

- Po powrocie do domu powinnaś się jeszcze poło-

żyć. Odespać to wszystko.

- Właśnie tak zrobię. - Poprawiła zsuwającą się ko-

szulę Claya, którą przewiesiła sobie przez ramię, aby 
oddać do prania. - I dziękuję ci za pomoc, Clay - doda-
ła po chwili.

Kiwnął głową i podał jej bezprzewodowy telefon. 

Katrina zamówiła taksówkę, a kiedy przyszła pora, od-
prowadził ją do windy, zjechał z nią na dół i wsadził 
do auta, po czym odszedł bez pożegnania.

Katrina weszła do położonej na wyspie posiadłości 

rodziców - klasycystycznej rezydencji z kolumnowym 
portykiem i arkadami wokół całego budynku. Przysta-
nęła w głównym holu i rozejrzała się wokoło. Repre-
zentacyjne dębowe schody były centralnym punktem 
wspaniałego domu, należącego od pokoleń do Beau-
montów. Od dziecka nauczyła się odnosić z szacun-
kiem i pietyzmem do spuścizny przodków. Od po-
czątku było wiadomo, że będzie tu mieszkać do czasu 
zamążpójścia.

Marne widoki na samodzielność, pomyślała, wcho-

dząc po schodach. Pewnie do końca życia zostanie sta-
rą panną.

- Dzień dobry, panienko - powitała ją jedna z licz-

nych służących.

- Dzień dobry. - Katrina przystanęła w kory-

background image

tarzu, gdzie siwa kobieta robiła porządki w bieliźniar-
ce. - Rodzice w domu?

- Nie, panienko. Wyjechali jakiś czas temu.

Ciekawe  dokąd,   pomyślała,  wchodząc  do swojego 
apartamentu. Czy ojciec, którego rodzina mieszka w 
Savannah od sześciu pokoleń, towarzyszy matce, jed-
nej z najbardziej uroczych i towarzyskich pań domu, w 
wyprawie na zakupy?  Czy też, mając własne obo-
wiązki i rozległe kontakty, każde z nich udało się w 
swoją stronę?

Usiadła na brzegu łoża z baldachimem i przesunęła 

palcem po koronkowej wypustce poduszki. Co zrobią, 
gdy dowiedzą się, że ich dobrze wychowana córka, 
pijana jak bela, spędziła noc w łóżku Claytona Cra-
wforda?

Kiedy na szafce nocnej zadzwonił telefon, podniosła 

słuchawkę, postanawiając się nie przejmować. Mama i 
tata na pewno niczego się nie dowiedzą.

- No, dzięki Bogu - odezwał się znajomy głos po 

drugiej stronie prywatnej linii. - Od rana próbuję cię 
złapać.

Katrina poprawiła słuchawkę przy uchu.
- Anna-Mae?
- Tak, ja. Nie uwierzysz, co się stało. Kiedy Jenny 

ustaliła, że nie wróciłaś do domu na noc, zaczęła wy-
dzwaniać do wszystkich, sprawdzając, czy ktoś cię nie 
widział.

background image

- Och nie! - pomyślała Katrina. Tylko nie to.
No, ale kiedy się dowiedziała, że Clay ma nad klu-

bem mieszkanie, skojarzyła fakty i... - Anna-Mae za-
wiesiła głos.

- I co? - Serce podeszło jej do gardła. - Naopowiada-

ła wszystkim, że mnie uwiódł?

- Nie wszystkim - powiedziała konspiracyjnym 

szeptem Anna-Mae. - Nie powiedziała twoim rodzi-
com. Uważają, że byłaś z Andrew, a ona tego nie spro-
stowała. - Po chwili ciszy padło pytanie: - Czy Clay 
jest tak nieobliczalny i namiętny, na jakiego wygląda?

- Anno-Mae!
- Wybacz mi zbytnią ciekawość. Jenny nie zaintere-

sowała się nim, ale ja uważam, że jest po prostu roz-
koszny.

Katrina ścisnęła kurczowo poduszkę z koronkową 

wypustką.

- Nie kochałam się z nim.
- Ojej! - Ożywienie znikło z głosu Anny-Mae. - A 

wszyscy są przekonani, że z nim spałaś.

- Uduszę Jenny. - Rodzice jak nic dowiedzą się o 

wszystkim, pomyślała. To tylko kwestia czasu, kiedy 
matka, która najpewniej usłyszy o tym w Klubie Koty-
lionowym, przekaże wstrząsającą nowinę ojcu, każąc 
mu przedtem usiąść na wypadek, gdyby miał zemdleć.

- Jenny nie chciała wywołać skandalu, naprawdę. 

background image

Niepokoiła się o ciebie. Jestem pewna, że naprawi 
błąd, gdy tylko z nią porozmawiasz. Naprawi błąd?
Czy można odwołać skandali Przecież w tych kręgach 
najróżniejsze sensacje krążyły jak podawana z ręki do 
ręki bombonierka czekoladek.

- Dobrze wiesz, że to nic nie da.
- Więc będziesz musiała robić uniki, żeby wyjść z 

tego obronną ręką. Poza tym, jeśli w ogóle komuś na-
leży się porządny romans, to właśnie tobie.

Ale ja nie miałam romansu, pomyślała Katrina. Ty-

le, że ucierpiała moja reputacja. To się nazywa cierpieć 
za niewinność.

Po skończonej rozmowie przebrała się w szlafrok i 

wsunęła do łóżka. Zamierzała odespać nocne szaleń-
stwo i zapomnieć o kłopotach choćby na parę godzin.

Kiedy wkrótce ponownie zadzwonił telefon, skrzy-

wiła się, chwyciła słuchawkę i warknęła:

- Anno-Mae, jestem zbyt zmęczona, żeby...
- Nie jestem Anną-Mae.
Męski głos po prostu nią wstrząsnął.
- Andrew?
- Nie mogę uwierzyć, że posunęłaś się do czegoś ta-

kiego. Zdajesz sobie sprawę, jak to wygląda? Wiesz, 
co ludzie mówią?

- Jak on śmie ją karcić, traktować tak, jakby nadal 

byli zaręczeni!

background image

-Czyżbyś zapomniał, kto odwołał ślub?- syknęła.
Andrew mruknął coś, a Katrina wyobraziła sobie, 

jak siedzi przy zabytkowym biurku dziadka ubrany w 
jasnoszary garnitur i stonowany krawat, z rozjaśnio-
nymi od słońca pasemkami popielato brązowych wło-
sów.

- Więc nie zaprzeczasz, że to prawda? Wbrew sobie 

powiedziała:

- Nie, nie zaprzeczam. A nawet...
- Co nawet?
- Clay powiedział, że jestem... - wyprostowała się, 

szukając słów, których mógłby użyć właściciel Steam -
...jestem najlepszą laską, jaką kiedykolwiek miał.

Andrew zamilkł, napięcie rosło. Czy pulsują mu ży-

ły na szyi? Czy wyobraża ją sobie nagą, wygiętą w ero-
tycznej pozie, z nogami rozłożonymi wzdłuż ud innego 
mężczyzny?

- Byłaś pijana - powiedział w końcu złośliwie.
- Clayowi to jakoś nie przeszkadzało. - Przytuliła się 

do poduszki, wdychając poranne powietrze. - A teraz 
pozwól, że trochę pośpię, bo jestem taka zmęczona... 
Ziewnęła głośno i zanim zdążył coś odpowiedzieć, 
odłożyła słuchawkę, zostawiając Andrew z jego my-
ślami.

Potem wstała i aby poprawić sobie samopoczucie,  

podeszła do lustra o fazowanych krawędziach. Nieste

background image

ty, ujrzała w nim bladą, zmęczoną kobietę, tę samą, 
którą porzucił Andrew. Tę samą, która rozczarowała 
go w łóżku. Z tą tylko różnicą, że teraz, przedstawiając 
się jako kochanka Claytona Crawforda, rzuciła niezły 
kąsek na pożarcie temu rozplotkowanemu światkowi.

Dwa dni później Clay zapukał do drzwi Katriny. A 

przynajmniej był pewien, że to są jej drzwi. Dowie-
dział się, że za karę została zesłana do domku dla gości 
- niedużego dworku z białymi treliażami, otoczonego 
kobiercem soczyście zielonej trawy i mnóstwem kwia-
tów. Pomyślał, że ten uroczy parterowy domek mógłby 
z powodzeniem wyjść spod pędzla Thomasa Kinade'a.

Drzwi otworzyła mu Katrina. Była ubrana w beżowe 

spodnie i jedwabną bluzkę i uczesana w bardzo kobie-
cy, trochę staroświecki koczek.

- Ładne mi zesłanie - powiedział i uśmiechnął się na 

powitanie.

Zatrzepotała powiekami, nie wierząc własnym 

oczom.

- Clayton?  Skąd się tu wziąłeś?
- Zostawiłaś to u mnie. - Wcisnął jej do ręki złoty 

łańcuszek.

- Mój naszyjnik - ucieszyła się. - Ale twoja koszula 

jeszcze jest w praniu.

background image

- Powiedziałem, że nie musisz jej zwracać.
- Wiem, ale... - Wzrok jej przygasł, kiedy rzuciła 

okiem na naszyjnik. - Zapomniałam o nim.

- Ale ja nie. - Już od paru dni kombinował, jak i kie-

dy jej go zwrócić. - Nie zaprosisz mnie do środka?-
Wsunął ręce do kieszeni, przekrzywił głowę i czekał.

Cofnęła się od drzwi i wpuściła go do domku.
- Niezła chata - powiedział. Podłogi z twardego 

drewna, słoneczne wykuszowe okna, dobrane z gustem 
antyki.

- Wcale nie zostałam zesłana.
- To w czym rzecz- Dlaczego przeniosłaś się tutaj i
- Bo tak postanowiłam. - Nadal trzymała naszyjnik, 

a oszlifowane kamienie połyskiwały w jej ręku. - To 
był mój wybór.

Bo rozczarowała rodziców, pomyślał. Bo wywołała 

skandal.

- Plotka nie wyszła ode mnie - powiedział.
- Wiem. Kiedy nie wróciłam do domu, Jenny wyko-

nała parę telefonów, uruchamiając lawinę.

- Słyszałem inną wersję.
- Podeszła do serwantki, zawierającej kolekcję puz-

derek ze słynnej rosyjskiej manufaktury Fabergego. 
Wzięła jedno do ręki i wsunęła do środka naszyjnik.

- A co słyszałeś?

background image

- Że jesteś najlepszą laską, jaką kiedykolwiek

miałem - odpowiedział, nie mogąc powstrzymać 
uśmiechu.

Katrina zbladła.
- Nie mam pojęcia, skąd się wzięła ta plotka.
- Naprawdę nie masz?
- Naprawdę.
Puszczając mimo uszu jej zapewnienie, podszedł 

bliżej, żeby popatrzeć na cacka.

- Andrew zadzwonił do mnie do klubu.
- Co?!
- Chciał przedstawić swój punkt widzenia. Twój eks 

utrzymuje, że nie okazałem ci należytego szacunku. Po 
pierwsze dlatego, że cię upiłem, po drugie, że cię 
uwiodłem. A po trzecie, że zaliczyłem cię do lasek. -
Zerknął przez ramię i dostrzegł, jak nerwowo popra-
wiała idealnie leżącą bluzkę. - Myślisz, że będzie się 
chciał pojedynkować? - Odwrócił się od serwantki i z 
szelmowskim błyskiem w oku spojrzał na Katrinę. -
Podobno dżentelmeni w ten sposób wyrównują krzyw-
dy i mszczą zhańbiony honor kobiety. Czy może poje-
dynki zarezerwowane są tylko dla polityków?

- To wcale nie jest śmieszne, Clayton.
- A kto mówi, że jest? - Uśmiechnął się lekko. -

Nawet nie mam rewolweru.

Osunęła się na kanapę. Dziedziczka fortuny ukryta 

w domku dla gości.

background image

- Ten skandal rozrasta się z każdą chwilą. Co mam 

zrobić?

No właśnie, co on jej zaproponuje?
- Mogłabyś zjeść ze mną dzisiaj kolację w „Ste-

amie". Około siódmej. Co ty na to?
- Ruszył w stronę drzwi. - Wtedy omówimy szczegóły.

Poderwała się z kanapy.
- Jakie szczegóły?
- Dowiesz się podczas kolacji. - Otworzył drzwi i 

wyszedł z domku, pozostawiając za sobą osłupiałą Ka-
trinę.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Katrina weszła schodami na pierwsze piętro „Ste-

amu". Była zbyt zdenerwowana, żeby jechać windą -
nie lubiła tkwić zamknięta w ciasnym pudełku z inny-
mi ludźmi. Wiedziała, że kolacja z Clayem przysporzy 
dodatkowych plotek, a jednak przyszła tutaj, ubrana w 
opalizującą koktajlową sukienkę, gotowa na spotkanie 
z mężczyzną, o którym się mówi.

Może nie powinna była wkładać czegoś tak rzucają-

cego się w oczy, tylko zadowolić się klasyczną letnią 
garsonką.

Miała nadzieją, że Clay nie zwabił jej do swojej pu-

łapki. Zresztą i tak na odwrót było za późno; Szef sali 
już ją dostrzegł.

- Dzień dobry, panno Beaumont - powitał ją z 

uśmiechem, wyrażającym „właśnie na panią czekamy". 
- Tędy proszę.

background image

Poprowadził ją do stolika na środku sali. Cudownie, 

pomyślała, siadając na krześle, które jej wysunął. Będę 
dziś główną atrakcją lokalu.

- Pan Crawford wkrótce dołączy do pani.
- Szef skłonił się przed nią. - Wybrał już wino.
Zastygła, ale po chwili ochłonęła i zdobyła się na 

zdawkowe „dziękuję", wiedząc, że tym przypomnie-
niem jej przygody z alkoholem Clay chce ubarwić 
skandal.

Tak jakby mogła o tym zapomnieć!
Wino, znane jej aż za dobrze chardonnay, pojawiło 

się na stole, tyle że nie podał go kelner, ale Clay.

Wysoki i śniady, w ciemnogranatowym jak niebo o 

północy garniturze, stał przy stoliku i wyglądał bardzo 
zmysłowo.

- Kat - powiedział. - Kitty Kat.

Od razu ją tym rozbroił.

- Ślicznie wyglądasz. - Pocałował ją lekko w poli-

czek.

- Sama nie wiem, po co tu przyszłam.

Usiadł naprzeciwko niej. Oddzielało ich ciepłe

światło przesiane przez kolorowy abażur lampy.
- Pewnie z ciekawości. Chcesz się dowiedzieć, co 

chowam w zanadrzu. - Uśmiechnął się. - Poza tym 
chcesz wzbudzić jeszcze większą zazdrość Andrew.

To nieprawda! - oburzyła się.
- Czyżby? - Nalał wina.

background image

Katrina tylko dotknęła nóżki kieliszka. Odmówiła 

wypicia tej trucizny. Co prawda w głębi duszy miała 
wielką ochotę ukarać Andrew, udowodnić, jaka jest 
silna i niezależna, ale za nic nie przyznałaby się do te-
go Clayowi.

- Pozwoliłem sobie zamówić kolację trochę wcze-

śniej - oznajmił. - Mam nadzieję, że nie masz nic prze-
ciwko temu.

- Decyzja należy do ciebie. To ty rozgrywasz tę par-

tię.

- Nie, Kat. To twoja gra, choć również biorę w tym 

udział.

- Czyli w czymi
- W tej przygodzie. - Nachylił się w jej stronę. - Po 

kolacji pójdziemy do mnie i będziemy się kochać. -
Spróbował wina. - Na tarasie.

Odjęło jej mowę. Żadna z prywatnych szkół, do któ-

rych uczęszczała, żaden chłopak z dobrego domu, z 
którymi się umawiała, żadne z towarzyskich zdarzeń, 
do których przywykła od dziecka, nie przygotowały jej 
na tę chwilę.

- Nie mogę... Po prostu nie mogłabym zrobić czegoś 

takiego - wykrztusiła.

- Nikt prócz ciebie nie mógł przekazać Andrew, co 

podobno powiedziałem o tobie. Nikt prócz ciebie by 
nie stwierdził, że jesteś najlepszą z lasek, jakie kiedy-
kolwiek miałem. - Dotykał róż stojących na stoliku, 
powiódł ręką po wypukłościach wazonu. - Nie sądzisz, 

background image

że powinnaś postąpić zgodnie z tym, co mu opowie-
działaś?

Wyzywał ją na pojedynek, prowokował i mącił jej w 

głowie. Tu już nie chodziło o wzbudzenie zazdrości w 
Andrew czy o dostarczenie pożywki dla kolejnych plo-
tek.

Kelner postawił na stole wodę z cytryną, a zaraz po 

niej pierwsze danie.

Czy chcę mu pokazać, jaka jestem dobra? - pomy-

ślała.

Pytanie Claya zawisło w powietrzu, a Katrina popi-

jała wodę i wyraziła uznanie dla wyśmienitego dania.

Jedli w milczeniu znakomicie przyrządzoną egzo-

tyczną rybę mahi-mahi, podaną ze smażonymi kapa-
rami. Restauracja była elegancko urządzona. Ciemne 
drewno i czerwony aksamit stwarzały ciepłą atmosferę.

-Deser możemy zjeść u mnie – powiedział Clay.
- Kochając się na tarasie? - zamyśliła się Katrina.
- Brzoskwinie z rusztu z bitą śmietaną - kusił. - Mo-

żemy je sami przygotować.

- Nie jestem w tym zbyt dobra.
W kącikach jego warg pojawił się uśmieszek.
- W grillowaniu brzoskwiń ?
- W seksie - szepnęła. Dużo by dała, żeby ten męż-

czyzna choć raz potraktował ją serio.

background image

- Właściwie ja prawie nigdy...- Zawiesiła głos i jesz-

cze ciszej dokończyła: - No wiesz...

Gdy zmarszczył brwi, udając, że nie rozumie,

miała ochotę go kopnąć. ?

- Masz na myśli orgazm? - zapytał wreszcie, też 

szeptem.

Spłonęła rumieńcem.
- Clayton!
- Piękna, słodka Kat - powiedział niskim, łagodnym 

głosem. - A ja dochodzę już od samego patrzenia na 
ciebie.

To nie powinno w ogóle się zdarzyć, pomyślała, 

kiedy sala zawirowała wokół niej. Nie wolno im pro-
wadzić takich rozmów, nie tutaj, nie tak.

- Zjesz ze mną deser? - zapytał znowu.

Powinna odmówić. Powinna powiedzieć, że nie jest 
gotowa, że nie może iść z nim do łóżka, że nie da się 
zwabić i że nie ulegnie jego urokowi, ale było za póź-
no. Clay już ją pokonał.

- Tak.
- Teraz?
Przytaknęła ruchem głowy. Nagle zapragnęła czegoś 

słodkiego.

- Brzoskwinie z rusztu... tak.
- Z bitą śmietaną.
Kiedy wsiedli do windy, Katrina pomyślała, że są 

jak napalone tygrysy w klatce. Clay wyjął z kieszeni 
klucz i uruchomił wjazd na trzecie piętro, do tej części 

background image

budynku, do której tylko on miał dostęp.

Przeszli pustym korytarzem, tą samą drogą, którą 

Katrina już raz odbyła. Tylko że tym razem miała się z 
nim kochać. Miała wejść w jego życie.

Przynajmniej na dzisiejszy wieczór... albo dopóki 

nie wygaśnie namiętność. Nagle zdała sobie sprawę z 
możliwych konsekwencji tego kroku.

Otworzył drzwi i wyłączył alarm. Pięknie urządzone 

mieszkanie - z biało-czarną podłogą i z łóżkiem z ku-
tego żelaza - sprawiało wrażenie jeszcze większego niż 
poprzednio.

Chętnie by porozmawiała z Clayem o jego rodzinie, 

o jego matce i siostrach, ale nie był to odpowiedni czas 
na nadrabianie zaległości. Dziś byli dla siebie prawie 
obcy. Chłopak i dziewczyna, którzy dawno temu stra-
cili z sobą kontakt.

Weszli razem do kuchni, która, podobnie jak całe 

mieszkanie, urządzona była bardzo stylowo. Z okapu 
nad długim stołem do pracy zwisały stare mosiężne 
naczynia, a jedną ścianę zdobiło malowidło przedsta-
wiające naturalnej wielkości wojownika z nagim tor-
sem. Obok wisiała seria portrecików pięknych mło-
dych kobiet z rytualnie pomalowanymi twarzami.

- Ten artysta jest daltonistą.

background image

Przechyliła głowę, zastanawiając się, w jaki sposób 

malarz, który nie odróżnia barw, mógł stworzyć tak 
śmiałe i dobre obrazy.

Kiedy odwróciła wzrok, zobaczyła wpatrzone w sie-

bie oczy Claya.

- Podoba mi się twoja sukienka - powiedział, przy-

glądając się lśniącej srebrnej materii, ściśle opływają-
cej ciało. - Podobają mi się też twoje włosy.

Nieco speszona, przejechała palcami po sięgających 

do ramion kasztanowych puklach.

- Tym razem je rozpuściłam.
- No właśnie. - Przysunął się trochę bliżej.

Zajrzała w jego pociemniałe oczy, które, jak się jej 
wydało, odsłaniały fragment duszy, on zaś dotknął jej 
policzka. Wszystko to trwało jedną krótką chwilę.

- Czy udawałaś, gdy byłaś z Andrew, Kat?
- Udawałam?
- No, kiedy tego nie czułaś. Oszukiwałaś go?
Nie - wyrzuciła z siebie. - Choć może powinnam by-

ła udawać. - Popatrzyła na wojownika na ścianie i za-
uważyła, że ma równie ciemne oczy jak Clay. - Może 
to by coś zmieniło.

- Nie. Dobrze, że byłaś szczera.
- Kiedy nie kończyłam, nie rozmawialiśmy o tym. 

Andrew, zrywając zaręczyny, powiedział, że nie byli-
śmy zgrani w łóżku. Że czegoś brakowało. Ale nie ob.

background image

winiał mnie, w każdym razie nie wprost.

- A ty winiłaś siebie?
- Tak, chociaż moja przyjaciółka ciągle mi powta-

rzała, że nie powinnam. Że nie zrobiłam nic złego. -
Przeniosła wzrok na jedną z namalowanych kobiet, 
zastanawiając się, ile ciemnowłosych piękności Clay 
zaciągnął do łóżka. -Jednak to fakt, że rozczarowałam 
Andrew. Nie spełniłam jego oczekiwań. - Uśmiechnęła 
się smutno. - Wątpię, żeby poczuwał się do jakiej-
kolwiek winy. Mężczyznom to się raczej nie zdarza.

- Nadal go kochasz?
Chciała powiedzieć, że nie, że wcale, ale nie mogła.
Nie odkochuję się tak łatwo, choć przyznaję, że po-

czułam się zraniona. Nawet jeśli zrobił to nieumyślnie, 
wpędził mnie w poczucie niższości. Nie potrafię mu 
tego wybaczyć.

- Z nami tak nie będzie. - Znów pogłaskał ją po twa-

rzy. - To tylko zwykły romans.

- Nie chcę cię rozczarować.
- Nie rozczarujesz. - Uśmiechnął się do niej. - Pra-

gnąłem cię przez ponad połowę mojego życia, to zna-
czy od chwili, kiedy cię ujrzałem.

Najchętniej odwróciłaby wzrok. Czuła się bardzo 

zakłopotana.

- Byliśmy dziećmi, Clay.

background image

- Nastolatkami. Chłopcom w tym wieku szaleją 

hormony. Kiedy kładłem się spać, zawsze myślałem o 
tobie. Zdarzało się, że...

Podniosła rękę, nie chcąc o tym słuchać. To miały 

być czasy młodzieńczej niewinności.

- Obiecałeś mi brzoskwinie.
- A jakże. - Sięgnął po miskę z owocami. Niczym 

zgrana para stanęli przy stole, przekroili na pół dwie 
brzoskwinie i usunęli pestki. Katrina ułożyła połówki 
w rondelku, a Clay posypał je cukrem.

Włączył grill, a kiedy z cukru zrobił się karmel i 

brzoskwinie zmiękły, wyjął je z pieca. Sięgnął do lo-
dówki po szklany słój.

- Creme frache. - Na szklanych talerzykach ułożył 

brzoskwinie i przybrał je kremem z bitej słodkiej śmie-
tanki.

Gdy spróbowała, aż się rozpromieniła.
- Cudowne.
Zdjął marynarkę i krawat.
- Usiądźmy na tarasie.
Na dźwięk słowa „taras" serce Katriny zaczęło bić 

szybciej, ale posłusznie poszła za nim. Czerwcowe 
powietrze było wilgotne i ciepłe, a widok z trzeciego 
piętra na główny plac zabytkowej części miasta za-
chwycający.

Usiedli na drewnianej ławce otoczonej roślinami w 

doniczkach. Wisząca ogrodowa lampa rzucała blade 
bursztynowe światło.

background image

Clay zjadł deser i odstawił talerzyk na wąski stół. 

Katrina jeszcze kończyła swoją brzoskwinię; śmietan-
ka po prostu rozpływała się w ustach. Kiedy wreszcie 
oblizała wargi, pochylił się i musnął nosem jej szyję. 
Odwrócił twarz Katriny do siebie. Zamierzał dopiąć 
swego. Pocałunek był niespieszny, delikatny i wyjąt-
kowy. Clay spijał z jej warg smak upalnej letniej nocy.

Katrinie zakręciło się w głowie. To było miłe uczu-

cie. Clay natomiast płonął z pożądania. Przerwał poca-
łunek, zgasił światło i poprowadził ją w ciemny kąt 
tarasu. Znalazł miejsce między dwiema wysokimi ro-
ślinami i przycisnął Katrinę do ściany.

- Ktoś nas może zobaczyć z dołu - szepnęła. Co 

prawda zauważyłby tylko pocętkowane blaskiem księ-
życa cienie mężczyzny i kobiety złączonych w uścisku.

- Skąd mają wiedzieć, co robimy. To za daleko, żeby 

ktoś się zorientował, że trzymam rękę pod twoją su-
kienką.

Poderwała głowę, omal nie uderzając nią o ścianę.
- Przecież nie trzymasz...
- Już trzymam. - Błyskawicznie wsunął rękę pod 

srebrzystą sukienkę i szarpnął za gumkę majteczek.

Katrina oddychała z trudem.

background image

- Znów masz na sobie te seksowne pończochy -

ucieszył się, gładząc jej uda.

- Zawsze takie noszę.
- Będziemy się kochać w ubraniu - szepnął jej do 

ucha. - Ale najpierw musisz zdjąć majtki.

Jak może zrobić coś tak szokującego?. Tutaj, na ta-

rasie, kiedy na ulicy, trzy piętra niżej, kręcą się ludzie?

- Nie jestem taka... swobodna, Clay.
- Ależ jesteś. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. - Przy-

cisnął usta do jej szyi. - Tętno ci podskoczyło. Masz 
gorącą skórę.

Za to kolana jak z waty, pomyślała i objęła Claya za 

szyję, żeby nie upaść.

- Ty je zdejmij.
- Nie. - Delikatnie ugryzł ją w szyję. - Chcę, żebyś 

się sama rozebrała.

Cóż, trzeba skoczyć na głęboką wodę. Katrina za-

mknęła oczy, sięgnęła pod sukienkę, zsunęła majtki i 
pozwoliła im opaść na ziemię, u stóp Claya.

- Grzeczna dziewczynka. A teraz podnieś sukienkę.
Na chwilę ją zatkało.
- Zrób to, Kat. Zrób to dla mnie.
Powoli pociągnęła do góry brzeg sukni. Clay 

uśmiechnął się... a potem ukląkł przed nią.

Poczuła się kompletnie oszołomiona, kiedy wargi 

Claya dotknęły ją tam, właśnie tam.

background image

Zasłaniała ich balustrada tarasu. Nikt nie mógł zoba-

czyć, że Clay klęczy na podłodze i sprawia jej rozkosz. 
Nikt poza mną, pomyślała.

Spojrzała w dół i zobaczyła czubek jego głowy. 

Chciała go dotknąć, ale nie mogła. Cały czas ściskała 
kurczowo brzeg sukienki.

Kiedy język Claya natrafił na jej najczulszy punkt, 

Katrina pomyślała, że zaraz umrze. On tymczasem 
chłonął ją, poznawał jej smak, a rozkosznymi, ryt-
micznymi muśnięciami języka wydobywał z niej nie-
kontrolowane jęki.

Zbyt podniecona, by się czymkolwiek przejmować, 

wyżej zadarła sukienkę. Już była gotowa iść na całość.

Całował ją powoli i tak głęboko, że jej ciałem 

wstrząsały spazmy. Wciśnięta między dwie rośliny, 
ledwie mogła się utrzymać na nogach. Liście dotykały 
jej ramion, wzmagając cudowne doznania tej jakże 
wyuzdanej miłości.

Rozpalona do białości, bez reszty podporządkowała 

się woli Claya. Już po chwili zalała ją fala rozkoszy, o 
jakiej nigdy nie śniła. Zatraciła się zupełnie.

Wstał z klęczek i przywarł do niej. Kiedy poczuła 

jego wezbraną męskość, miała ochotę wchłonąć go ca-
łego.

Rozpięła mu koszulę i spodnie, i zdobyła, co chcia-

ła. Pieściła go bez opamiętania, ręką, a potem ustami...

background image

Z klubu dochodziły rytmy jazzu. A może tak biło jej 

serce?

Clay wyjął z kieszeni prezerwatywę. Znów był go-

tów.

Pomysł, by kochać się w ubraniu, jest taki wyzywa-

jący i ryzykowny, i taki rozkoszny... - pomyślała Ka-
trina.

- Skąd we mnie tyle wyuzdania? - wyszeptała.
- Po prostu jest - odpowiedział jej zdławiony szept 

Claya. - I w tobie, i we mnie.

Podczas namiętnego pocałunku wszedł w nią i wy-

pełnił sobą, a Katrinie do reszty zaparło dech w piersi.

Kochał ją jak nałogowiec, który wreszcie może za-

spokoić głód, jak erotoman spragniony ostrego seksu. 
Szarpnął za dekolt sukienki, odsłaniając przód stanika.

Między piersiami spływała cieniutka strużka potu. 

Katrina omdlewała z żaru i mocnego, pulsującego ryt-
mu.

Nie odrywał od niej oczu. Nawet w ciemności szu-

kali się wzrokiem. Sukienka dawno zwinęła się w cia-
sny wałek w talii, koszulę Claya wzdymał lekki wiate-
rek.

Powiodła palcem po jego wargach. Na moment 

światło księżyca rozjaśniło jego twarz, która za chwilę 
znów pogrążyła się w tajemniczym cieniu.

background image

Zapragnęła przekroczyć granice i sięgnąć ręką w do 

niedawna zakazane rejony ich ciał.

- Deprawujesz mnie - wykrztusiła.
- Moja Kat...
To prawda, pomyślała. Jestem jego Kat. Teraz nale-

żę do niego.

Muskała dłonią intymne miejsca Claya, potem swo-

je, doprowadzając i siebie, i jego na próg szaleństwa.

Wędrował ustami po jej szyi i piersiach, aż poczuła 

ból w nabrzmiałych od namiętności sutkach.

A kiedy wspięli się na sam szczyt, przed jej oczami 

zawirowały ogniste koła, opromieniając tęczą świat 
szaleńczego pożądania. Rozkosz Katriny wyzwoliła 
także w Clayu niekontrolowany spazm. Kiedy odrobi-
nę ochłonęli, wziął ją na ręce i zaniósł do mieszkania.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Doszedł do niepościelonego łóżka i położył Kat na 

zmiętej pościeli.

Powoli dochodziła do siebie. Czy to się naprawdę 

zdarzyło? - pomyślała wciąż oszołomiona, zrzucając z 
nóg pantofle. Clay zrobił to samo i położył się przy 
niej.

- Zobacz, co zdobyłem. - Wyjął z kieszeni jej majtki. 

- Zatrzymam je sobie.

Kpi sobie ze mnie czy co? - pomyślała. Co to za 

głupie żarty? A może gromadzi pamiątki po kochan-
kach? Poderwała się, żeby odzyskać trofeum. Roze-
śmiał się i bez sprzeciwu oddał jej własność, a ona 
przez chwilę miała nieprzepartą wręcz ochotę cisnąć 
mu majteczkami w twarz.

Uznała, że Clayton Crawford jest kompletnie zde-

prawowany. Jest także, doszła do wniosku, najcudow

background image

niejszym kochankiem, o jakim może marzyć kobieta.

Wciągnęła majtki, na co Clay uniósł ironicznie brwi.
- Myślisz, że mnie to powstrzymać
- Może na chwilę - mruknęła, sięgnęła po pilota i 

włączyła telewizor, przeskakując ze stacji na stację.

- Co będziemy oglądać?
- To. - Wybrała kanał z klasyką filmową, trafiając w 

sam środek kultowej „Casablanki".

Clay, o dziwo, nie zaprotestował. Nawet poprawił 

poduszki, moszcząc Katrinie wygodne miejsce obok 
siebie. Przysunęła się bliżej, a on wziął ją za rękę. Na-
gle poczuła się młoda i niedoświadczona. Jak nastolat-
ka, którą kiedyś była, jak dziewczyna, za którą Clay 
szalał.

W milczeniu oglądali film. Patrzyli na Humphreya 

Bogarta i Ingrid Bergman jak na dobrych starych zna-
jomych, delektując się słynnymi scenami, znanymi na 
pamięć dialogami, nabrzmiałą emocjami atmosferą.

Kiedy skończył się film, Katrina wyłączyła telewi-

zor. Odwróciła się do Claya, a on uśmiechnął się czule.

- Zostaniesz na noc? - zapytał. – Kupiłem zapasową 

szczoteczkę do zębów.

Znów powróciło to samo uczucie. Deja vu?
- Naprawdę?

background image

Przytaknął ruchem głowy.
- I nie musisz się martwić, w co tym razem

ubierzesz się do łóżka. - Przysunął się bliżej.

- Będziemy spać nago.
- Widzę, że wszystko zaplanowałeś. - Nadąsała się.
- Po prostu szukam sposobu, żeby ukraść ci majtki. -

Rozpromienił się jak dziecko. - Dawniej dość często 
zdarzało mi się fantazjować na temat twojej bielizny.

Udając zawstydzenie, pokręciła głową. Jej też zda-

rzało się fantazjować na jego temat, choć nie myślała 
wtedy o bieliźnie.

- Nie uwierzysz, ile razy chciałem wejść do pokoju,   

kiedy przychodziłaś na przymiarki -westchnął Clay. -
Ale mama by mnie zabiła.

- Twoja mama potrafiła wyczarować igłą cuda. Nie 

wiem, jak to się stało, że straciłyśmy kontakt.

- Pewnie wyrosłaś z takich rękodzieł i zaczęłaś ubie-

rać się w modnych butikach.

- I było mi strasznie niezręcznie, pomyślała, zada-

wać się z chłopakiem, który nie pasował do reszty to-
warzystwa.

- Jak się miewa twoja mama?
- Świetnie. Kupiłem jej mieszkanie w apartamen-

towcu. A właśnie, może byś zjadła z nami obiad w 
niedzielę ? - Przeturlał się bliżej niej.

Podniosła głowę i napotkała jego wzrok.

background image

- Z wami?
- Z moją mamą, siostrami i ich mężami. Spotykamy 

się w każdą niedzielę.

Zaproszenie poruszyło zapomniane struny. Katrina 

zawsze podziwiała ubogą rodzinę Claya, łączącą ich 
więź, co wydawało się niezwykłe.

- Tak, bardzo bym chciała. - Spojrzała mu w oczy. -

Nie wiedziałam, że twoje siostry wyszły za mąż.

- Mają już nawet dzieci. Jeszcze tylko ja się nie

ustatkowałem.

- Byłeś zajęty klubem. - Czyli zbijaniem majątku, 

dodała w myśli, i kokietowaniem stałych bywalców. -
Jak długo to potrwa, Clay?

- To?- Masz na myśli nas? - Wzruszył ramionami. -

Nie wiem. Parę tygodni. Miesiąc. Czy to ważne?

- Nie. - Oboje wiedzieli, że nadal należą do dwóch 

różnych środowisk. Świat nuworyszów i świat tak 
zwanych „starych pieniędzy" rzadko łączy coś więcej 
niż przelotny, gorący romans.

- W Andrew już się obudził posiadacz - zauważył 

Clay.

- Bo nakłamałam mu na twój temat. Pewnie uważa, 

że mnie wykorzystałeś, kiedy byłam pijana.

- Może i tak, ale wcześniej czy później będzie chciał 

cię odzyskać.

Wzdrygnęła się.

background image

- Nie chcę teraz o tym myśleć. - Jeszcze nie była go-

towa wybaczyć Andrew, a może nawet pogodzić się z 
nim... Nie teraz, kiedy leżała w łóżku Claya.

- Więc o czym myślisz?-
- O tobie. Uśmiechnął się lekko.
- O mnie?
- Kiedyś wypożyczałam z biblioteki książki o tych 

krajach i ich kulturze, skąd pochodzi twoja rodzina.

- Naprawdę? - Nie spodziewał się, że Katrina na-

wiąże do przeszłości. To mu pochlebiło. - A konkretnie 
co cię interesowałoś

- Wszystko. Czytałam o Szkocji i o Portugalii, a tak-

że o dzielnych Indianach z plemienia Choctaw.

Matka Claya była Portugalką w drugim pokoleniu, a 

ojciec pół Indianinem, pół Szkotem. Clay aż dotąd nie 
miał pojęcia, że to może mieć jakiekolwiek znaczenie 
dla Katriny.

- Odziedziczyłem pewną rzecz po ojcu. - Ojciec 

zmarł, gdy Clay był jeszcze chłopcem. Katrina w ogóle 
go nie znała. - To cenna rodzinna pamiątka.

- Co to takiego?
- Wyszywana paciorkami przepaska Choctawów. 

Kiedyś ci ją pokażę. - Kiedy otrząsnę się ze szczeniac-
kiego sentymentu, pomyślał. Pewnie wtedy, kiedy nasz 
romans dobiegnie końca. - Po babce ze strony matki 

background image

mam stary różaniec.

- Bardzo się cieszę, że zobaczę twoją mamę.
- Ona też będzie uradowana na twój widok. -Miał 

tylko nadzieję, że matka nie zacznie sobie zbyt wiele 
obiecywać po jego związku z Katriną. Z Kat, poprawił 
się w myślach. Lubił to zdrobnienie. Po chwili milcze-
nia uniósł palcem jej podbródek. - Nie napiłabyś się 
czegoś? Może przynieść butelkę wina?

- Strasznie zabawne. Nigdy więcej nie wezmę alko-

holu do ust.

- Nie ma sprawy. Na trzeźwo też budzi się w tobie 

lwica.

Spojrzała w stronę tarasu, a potem na Claya, który 

nie mógł powstrzymać uśmiechu. Doszedł do wniosku, 
że jego patio już nigdy nie będzie takie same.

- Kat, żeby nie było niejasności. Po raz pierwszy 

zdarzyło mi się uprawiać seks na zewnątrz.

- Cieszę się. To znaczy... byłoby mi przykro, gdybyś 

robił to stale na tarasie. - Nerwowo skubała róg koca. -
Dlaczego... akurat ze mną ?

- Nie wiem. - Może to był sposób na popisywanie 

się ich związkiem? Może chciał pokazać całemu 
Savannah, że jest wystarczająco dobrym partnerem dla 
Katriny? - Może lubię ryzyko?

- Na pewno nikt nas nie zobaczył? - Wróciła do sku-

bania koca.

background image

- Było ciemno. Ledwie widzieliśmy siebie nawza-

jem. - Ale nadal czuł rozkoszny smak jej kobiecości. -
Naprawdę jesteś najlepszą laska, jaką miałem.

- Clayton! - oburzyła się i odwróciła głowę.
- Co? - uśmiechnął się od ucha do ucha i połaskotał 

ją lekko.

Roześmiana, próbowała się wyrwać. Przeko-

marzając się i turlając na łóżku, zdejmowali z siebie 
kolejne części garderoby i rzucali je na podłogę.

Potem całowali się długo i namiętnie.
- Grzeczna Katrina - wyszeptał Clay, siadając na 

niej okrakiem. - Nieznośna Kat.

- Podstępny Clay.
- To tylko seks - zapewnił z niewinną miną, sięgnął 

do szafki nocnej po prezerwatywę.

- Wiem. - Pomogła mu włożyć gumkę. -Ale to tak 

dobrze robi.

- Co?- Przekraczanie norm? - Wiedział, że Kat od-

czuwa potrzebę buntu przeciw rygorom tak zwanego 
dobrego wychowania, pragnie choć na chwilę wyrwać 
się ze swojej sfery. Było mu wszystko jedno, czy to on 
ma służyć za narzędzie, skoro ich zabawa i tak nie mia-
ła trwać długo. Ważne, że teraz należy do niego.

Zanurzył się w niej. Uderzał mocno i wchodził coraz 

głębiej, a Katrina idealnie z nim współpracowała. Za-
mknęła oczy,  a kiedy je otworzyła, zwarli się wzro

background image

kiem - błękit z szafirem, przyciągające się jak zacza-
rowane kamienie. Clay zanurzył twarz w zgięciu szyi
Katriny i wdychał zapach jej skóry z subtelną nutką 
orchidei.

Oplotła go nogami, a jemu serce omal nie wysko-

czyło z piersi. Wyobrażał sobie tę chwilę przez ponad 
pół życia - twarzą w twarz, ochrypłe oddechy i niewia-
rygodny żar między nogami.

- Marzenie - mruknął.
- Moje czy twoje? - wyszeptała, jeszcze mocniej 

przywierając do niego.

- Obojga. - Przeturlali się przez całe łóżko, nie prze-

rywając namiętnych pieszczot.

Wreszcie Clay unieruchomił jej ramiona nad głową i 

ruszył do ostatecznego ataku. Kiedy niemal do krwi 
ugryzła się w wargę, pochylił głowę i pocałunkiem 
ukoił jej ból, jednocześnie prowadząc ją wyżej i wy-
żej... aż na sam szczyt.

A kiedy nastąpiło uwolnienie, padli bez tchu, ciasno 

spleceni i ociekający potem, nieświadomi niczego poza 
sobą.

Katrina obudziła się o świcie. Clay spał obok niej, z 

twarzą na poduszce, którą obejmował ramieniem. Pa-
trząc na jego smukłe, a zarazem doskonale umięśnione 
ciało, pomyślała, że jego ulubionym sportem musi być 
pływanie. Pamiętała, że zawsze lubił sporty wodne. 
Pogłaskała go po głowie, odsunęła z oka zabłąkany 

background image

kosmyk włosów. Machnął ręką, opędzając się od niej 
jak od uprzykrzonej muchy. Wreszcie otworzył oczy i 
dopiero wtedy zobaczył, co zrobił.

- Przepraszam. - Wyglądał na zakłopotanego. -

Przyzwyczaiłem się budzić sam.

- Nie ma sprawy. - Ona też zwykle budziła się sama, 

chyba że spędzała noc z Andrew, ale jego nawyki zna-
ła.

- Od czego zaczynasz zwykle dzień? - zapytała.
- Nie do końca obudzony Clay przeciągnął się roz-

kosznie.

- To zależy od tego, co zamierzam robić.
- Nie masz rutynowych czynności, stałych zajęci
- Prawdę mówiąc, nie.

Przeciwieństwo Andrew, pomyślała Katrina.

- Choćby świat się walił, jej były narzeczony co-

dziennie brał prysznic o szóstej rano, następnie czytał 
gazetę w jadalni, zjadał dwa sadzone jajka i grzankę z 
dietetycznego pieczywa posmarowaną cienko masłem.

- A co ty robisz? - zapytał.
- Zwykle parzę kawę.
- No to nie krępuj się. Ale musisz to zrobić na gola-

sa. Założę się, że w domu Andrew nigdy nie przygo-
towywałaś kawy bez ubrania.

- No i kto zaczął rozmowę o Andrew? - Kurczowo 

ścisnęła poduszkę. - Nawet o nim nie myślałam.

background image

- Ale z ciebie kłamczucha, Kat - skarcił ją, nie

kryjąc rozbawienia.

Roześmiał się, kiedy cisnęła w niego poduszką.
- Nie denerwuje cię to, że myślę o innym mężczyź-

nie? - Była rozczarowana niepoważnym stosunkiem 
Claya do ich przygody.

- A dlaczego miałoby denerwować? Śpisz ze mną, a 

nie z nim. To ze mną czujesz się tak... - Szelmowsko 
uniósł jedną brew - No wiesz.

Dobry Boże, jęknęła w duchu.
- Masz wybitnie przerośnięte ego.
- Walę prosto z mostu. - Rzucił się na nią, aż zapisz-

czała.

Może jednak zależy mu na mnie, myślała, kiedy ją 

całował; może jest bardziej zaborczy, niż się do tego 
przyznaje. A może nie, uznała, kiedy wreszcie ją pu-
ścił. Może jednak woli budzić się sam.

Wyszła z łóżka owinięta w prześcieradło.
- Nie robię kawy na golasa - stwierdziła dumnie.
- Posłuchaj, moja panno. - Przykrywające Claya 

prześcieradło zsunęło się nieco. - Chyba nie powiesz o 
mnie, że zachowuję się jak rozpieszczony paniczyk? A 
mam pewnie tyle samo pieniędzy co ty.

Zatkało ją  na  chwilę.  Był  taki  cholernie przystoj

background image

ny!   Podziwiała jego rosnącą erekcję. Czyżby mu było 
mało?

- Nie jesteś żadnym paniczykiem. Nawet byś nie 

wiedział, jak się zachować w cywilizowanym miejscu.

- Akurat! Od lat obserwuję ludzi twojego gatunku.
- Mojego gatunku? Mówi o spadkobiercach starych 

fortun, jakby byli spanielami na wystawie psów raso-
wych, pomyślała z oburzeniem. - No to świetnie się 
składa. Skoro tak doskonale sobie radzisz wśród ludzi 
mojego gatunku, możesz mi towarzyszyć na gali Jacht 
Klubu pod koniec miesiąca.

- Jakaś charytatywna piła?
- Wcale nie piła. I nic ci się nie stanie, jeżeli ofiaru-

jesz trochę tych swoich nuworyszowskich pieniędzy na 
szlachetne cele.

I znów ten jego szeroki, promienny uśmiech.
- Na ratowanie syren? - zapytał z ironią.
- Na budowę oceanarium. - Szczelniej otuliła się 

prześcieradłem. Nie zamierzała prowadzić rozmowy na 
golasa. Nie będzie demonstrować swoich wdzięków 
tak jak Clay. - Masz smoking? Mężczyźni z mojego 
środowiska nie wypożyczają ubrań.

Kupię smoking u Armaniego, specjalnie na tę oka-

zję. - Cały czas wodził za nią wzrokiem. - Andrew też 
tam będzie ?

background image

- Prawdopodobnie. Mieliśmy pójść razem. Nie 

zdziwiłabym się, gdyby zjawił się w towarzystwie in-
nej kobiety.

- Z jakąś inną syreną? Rany, ci dobrze urodzeni na-

prawdę potrafią się bawić! Tylko szkoda, że tacy pro-
stacy jak ja odbijają im kobiety. - Wstał z łóżka i ze-
rwał prześcieradło z Katriny.

Aż się zachwiała, tak gwałtownie zmiękły jej kola-

na.

- Jak śmiesz? - oburzyła się.
- Co jak śmiem? - Wygładził zmierzwione włosy. -

Dopiero mam zamiar coś zrobić. Co byś powiedziała, 
gdybym przyparł cię do nocnego stolika, rozchylił ci 
nogi i wszedł w ciebie? - Stał zupełnie swobodnie, jak-
by takie rozmowy były dla niego czymś normalnym. -
Bez żadnej gry wstępnej, bez prezerwatywy. Bez 
usprawiedliwiania się. - Przysunął się bliżej. - Cóż, nie 
śmiałbym o tym marzyć.

Całe ciało Katriny przebiegł miły dreszczyk.
- Dlaczego? Bo jesteś dżentelmenem?
- Bo mam ochotę na kawę. - Bez uprzedzenia pod-

niósł Kat i zarzucił sobie na ramię jak jakiś jaskinio-
wiec.

Poklepał ją po gołej pupie, a ona zapiszczała jak 

cnotliwa panienka. Zaczęła się szarpać i wyrywać, z 
zapałem włączając się w zabawę.

Zaniósł Katrinę do kuchni, a przed jej oczami

background image

przesuwała się szybko biało-czarna wykładzina. W 
końcu postawił ją na podłodze.

Spojrzeli na siebie i wybuchnęli niepohamowanym 

śmiechem. Clay najwyraźniej zapomniał, że poprzed-
niego wieczoru włączył maszynkę do kawy na poranną 
godzinę. Nadzy czy nie, najważniejsze, że czekała na 
nich świeżutka kawa.

Parę godzin później Katrina siedziała w skórzanym 

fotelu w gabinecie ojca, popijając mrożoną herbatę. W 
podobnym fotelu zasiadła jej matka, ojciec zaś zajął 
miejsce przy chippendale'owskim biurku. Siwe włosy i 
dostojna postawa sprawiały, że wyglądał za nim jak 
dygnitarz. Ręcznej roboty pudełko z cygarami jeszcze 
wzmagało to wrażenie. Jednak Katrina wiedziała swo-
je.

Inicjatywa rodzinnego spotkania na szczycie wyszła 

od matki. Delilah Beaumont, w przeciwieństwie do 
męża, nie wyglądała tak imponująco, ale to były tylko 
pozory. Pięknie starzejącej się damie z Południa, o ła-
godnym głosie i subtelnych manierach, daleko było do 
spłoszonej sarny czy omdlewającego łabędzia. Z jej 
zdaniem trzeba było się liczyć, o czym Katrina wie-
działa jak mało kto.

- Zatrudniłam detektywa do zbadania sytuacji Clay-

tona Crawforda. - Delilah sięgnęła po leżący na biurku 
raport i położyła go sobie na kolanach.

Katrina wytrzeszczyła na matkę zdumione oczy.
- To była sugestia Andrew - dodał William

background image

Beaumont.

-Andrew ? Można się było po nim tego spodziewać, 

pomyślała Katrina.

- Ale dlaczego?
-  Bo Jenny powiedziała Andrew, że Clay może 

mieć kryminalne powiązania? Że jego klub nie mógł 
powstać bez poparcia jakiegoś gangu? - wybuchła.

Właśnie o to chodziło. - W dystyngowanym głosie 

matki nie było słychać nawet cienia zażenowania.

- I co? - naciskała Katrina.
- A to, że detektyw nie znalazł dowodu przestępczej 

działalności. - Delilah otworzyła raport. -Wszystkie
inwestycje są jak najbardziej legalne. Ale - dodała po 
krótkiej przerwie, która miała służyć pokreśleniu efek-
tu następnych słów - ktoś za pośrednictwem klubu 
przemycał narkotyki. Skorumpowani gliniarze albo coś 
w tym rodzaju.

I Clay był w to wmieszany?- - zapytała Katrina.
- Nie, ale „Steam" nie jest odpowiednim lokalem dla 

młodej damy z twoją pozycją.

- „Steam"? Mamo, przecież tobie nie chodzi o klub, 

ale o Claya! Zależy ci na tym, żebym się z nim nie wi-
dywała!

Ten mężczyzna cię wykorzystuje - westchnęła Deli-

lah. - Szkodzi twojej reputacji.

- On mnie nie upił i nie wykorzystał. To wszystko 

kłamstwo.

Delilah uniosła brwi. Złotobrązowe włosy miała 

background image

upięte w elegancki kok, a w uszach tkwiły perły.

- Więc nie spałaś z nim?
- Spałam. - Katrina zerknęła na ojca, ale ten ani 

drgnął. - Lubię jego towarzystwo. - Przypomniała so-
bie sytuację z kawą. - On mnie rozśmiesza. Przy nim 
czuję się dowartościowana.

- Nie chcielibyśmy, żeby cię zranił - odezwał się 

William.

- To Andrew mnie zranił, nie Clay.
- Ty także zraniłaś Andrew - wtrąciła matka. - Ten 

skandal dotyka nas wszystkich.

Katrina dopiła herbatę. Pod tym względem rodzice 

mieli rację. Z drugiej strony chciała się spotykać z 
Clayem, chciała sama decydować o sobie.

- Poprosiłam Claytona, żeby mi towarzyszył

na gali.

Matka pobladła.
- Może tak będzie lepiej - wtrącił się delikatnie Wil-

liam. - Jeżeli Katrina i ten młody człowiek razem we-
zmą udział w tej akcji, plotki mogą ucichnąć. To w 
pewnym sensie zalegalizuje ich związek.

- Chciałeś powiedzieć: romans. – Delilah odłożyła 

background image

papiery na biurko męża. - Ale czy cokolwiek może 
usprawiedliwić fakt, że nasza córka sypia z właścicie-
lem klubu jazzowego?

William sięgnął po raport detektywa.
- Clayton Crawford to dobrze ustawiony młody 

człowiek. Sam do wszystkiego doszedł, ciężko praco-
wał na swoją pozycję. Nie ma w tym nic wstydliwego.

Słowa ojca zrobiły na Katrinie wrażenie, ale nie dała 

po sobie tego poznać. Czekała na reakcję matki.

W końcu twarz damy z Południa wypogodziła się. 

Jej oczy napotkały wzrok córki.

- Skoro tak bardzo ci zależy na spotkaniach z panem 

Crawfordem, to spróbuj zachowywać się tak, aby nie 
przynieść wstydu swojemu ojcu i mnie.

Katrina skinęła głową bez słowa, zastanawiając się, 

czy możliwe będzie spełnienie tego warunku. Przy 
Clayu pozbywała się wszelkich zahamowań. Kiedy 
była z nim, brała górę Kat, nie Katrina.

- Masz już suknię na galę? - zapytała matka.
- Jeszcze nie.
- Wybierzmy się razem na zakupy. - Głos Delilah 

był prawie serdeczny. -Wszyscy będą się

background image

wam przyglądać, więc powinnaś mieć coś olśnie-

wającego.

Katrina zgodziła się. Miała nadzieję, że Clay dzisiaj 

zadzwoni, że zaprosi ją wieczorem do „Steamu". Ze 
będą tańczyć i słuchać muzyki.

A później kochać się na sto nowych cudownych 

sposobów.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Pękający w szwach klub „Steam" organizował, jak 

w każdą sobotę, występy młodych talentów. Wysocy, 
smagli mężczyźni uwijali się na obrzeżach parkietu, a 
efektowne kobiety o fantazyjnych fryzurach rwały 
oczy.

Katrina rozejrzała się za Clayem, ale go nie znalazła. 

Niezdecydowana, co dalej, odwróciła się w kierunku 
sceny. Muzyka, której dźwięki wypełniały lokal, była 
smętna i piękna, równie piękna jak wokalistka, która 
pieszczotliwymi ruchami dotykała mikrofonu. Zapa-
trzona w nią, zachwycona jej skórą w kolorze kawy z 
mlekiem i szorstkim, łamliwym głosem, Katrina ock-
nęła się, dopiero gdy poczuła, że ktoś z tyłu ją obejmu-
je. Rozmarzona, przechyliła się do tyłu, pozwalając  się   
przytulać.  Kiedy  odwróciła  głowę, Clay pocałował ją 

background image

namiętnie i niespiesznie. Słodko i delikatnie.

Pomyślała, że taka muzyka jest stworzona do miło-

ści. Miała ochotę tu i teraz zedrzeć z Claytona Cra-
wforda ubranie i kochać się z nim choćby na podłodze.

Rozdzielili się i stanęli do siebie twarzami. Przez 

chwilę trwali w milczeniu. W przydymionym, nastro-
jowym świetle Clay wyglądał jak prawdziwy macho.

- Napijesz się czegoś? - zapytał wreszcie.
- Imbirowego piwa.
- A na zaostrzenie apetytu ?
- Coś pikantnego.
Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
- Podoba mi się to, co masz na sobie.
- To się nazywa kombinezon. - Okręciła się dookoła, 

by zaprezentować przylegający do ciała czarny, zmy-
słowy strój, który kupiła specjalnie dla niego. - Jest z 
jednego kawałka i z tyłu ma suwak.

- Zauważyłem. - Przekazał zamówienie mijającej ich 

kelnerce i poprowadził Katrinę do prywatnego stolika 
w głębi lokalu.

- Jak to jest, gdy się tak żyje co wieczór ? - spytała.
- Masz na myśli muzykę, prosperujący biznes, ele-

ganckie kobiety? - Przytrzymał dla niej krzesło. - By-
wają gorsze rzeczy.

background image

Popatrzyła na efektowne kobiety i na prześliczną 

wokalistką na środku sceny.

- Ale nie wszystkie należą do ciebie. Usiadł obok 

niej.

- Jesteś tego pewna ?
- A co; masz haremu - Wzruszyła ramionami,  by 

nie dać poznać, co naprawdę czuje.

- Szczęściarz z ciebie.
Podano piwo imbirowe dla Katriny i wodę sodową 

dla Claya. Zakąska - paluszki z piersi kurczaka z so-
sem chipotle w osobnej miseczce - wjechała po paru 
minutach.

Katrina spróbowała przyprawioną ostro potrawę. 

Pieprzny smak pasował do jej nastroju.

- Spałeś z nią, Clay? - zapytała, wskazując ruchem 

głowy wokalistkę. - Ona też należy do twojego hare-
mu?

- Gloria? - Spojrzał z zachwytem na zmysłową pio-

senkarkę. -Jej mężem jest ten gitarzysta, właśnie ma 
solówkę.

Ukryła uśmiech zadowolenia.
- A ona? - Wskazała na najładniejszą kelnerkę. Dłu-

gonoga blondynka miała zmysłowy chód i wiodący na 
pokuszenie rowek między piersiami.

- Nie  mieszam interesu  z  przyjemnością - odpo-

wiedział, zerkając na atrakcyjną pracownicę.

- No to kto jest w twoim haremie?

background image

- Ty. Tylko ty.
Poczuła, że robi jej się gorąco.
- Coś nie tak? - zainteresował się Clay.

Zaprzeczyła ruchem głowy. Ten człowiek jeszcze zrobi 
z niej nimfomankę. W ostatnich dniach żyła i oddycha-
ła wyłącznie dla niego.

Przez chwilę milczeli, słuchając muzyki i po-

gryzając kurczaka. Raz po raz migotała świeca na sto-
le.

- Zatańczymy? - zaproponował Clay.
- Chętnie. - Tylko się nie rozmyśl, pomyślała. Dała-

by wszystko za jego dotyk.

Poprowadził ją na parkiet, gdzie znaleźli dla siebie 

spokojne miejsce w rogu. Mocne, zmysłowe rytmy 
powolnej muzyki idealnie pasowały do ich nastroju. 
Katrina objęła Claya za szyję, on położył dłonie na jej 
talii. Po chwili opuścił ręce i przyciągnął jej biodra do 
siebie. Nie przejmowała się tym, że cały świat się do-
wie, jak bardzo Clay ją podnieca. Miała w nosie, że 
zachowują się niestosownie na oczach wszystkich. 
„Steam" powstał dla takich jak oni, dla ludzi, którzy 
pragną siebie nawzajem.

Kiedy orkiestra zeszła ze sceny, Katrina poprosiła 

Claya, żeby pokazał jej resztę klubu.

- Mam cię oprowadzić?
- Jeszcze nie wszystko widziałam.
- Niewiele tu jest do oglądania. Byłaś już wszędzie, 

poza drugim piętrem.

background image

- To mi je pokaż.
Poprowadził ją wąską klatką schodową prze-

znaczoną dla personelu.

- Jak widzisz, nie ma tu nic ekscytującego.
- Ale może być.
Przystanął i spojrzał na Katrinę.
- Co masz na myśli?
- Uwiedzenie - wyznała, pokonując resztę stopni.
- Chcesz mnie uwieść? Tutaj ?
- Skoro ty to zrobiłeś na tarasie... - Niecierpliwym 

ruchem dotknęła brylantowych kolczyków. Poza nimi 
miała jeszcze na szyi nieduży łańcuszek z rubinami. 
Dziś też zaplotła włosy w warkocz, tym razem mniej 
skomplikowany, żeby go można było łatwo rozpleść.

- Co tam jest? - zapytała, podchodząc do zamknię-

tych drzwi.

- Środki czystości. Tam mnie chcesz uwieść?-
- Czemu nie? - Otworzyła drzwi i wciągnęła Claya 

do środka. Śmiał się, więc uznała, że chętnie weźmie 
udział w jej grze.

- Gdzie tu się zapala światło?- Poszukała ręką kon-

taktu i nacisnęła go. Niewielki pokój był zagracony. -
Drzwi się zamykają?

- Tylko z zewnątrz. Mogą nas nakryć.
- Na tym polega zabawa. Ale może uda się je zatara-

sować. Tak na wszelki wypadek.

background image

- Da się zrobić. - Przesunął do wejścia paletę z arty-

kułami papierniczymi.

Katrina rozejrzała się za czymś do siedzenia i znala-

zła zamknięty karton. Przykryła go ręcznikiem i usia-
dła na brzeżku.

- A teraz stań przede mną.
- Po co? Co chcesz zrobić?
- A jak myślisz?
Kiedy do niego dotarło, obwiódł palcem kontur jej 

warg.

- Rozpustna Kat.
Rozpięła zamek spodni i pociągnęła je w dół.
- Rozpustny Clay - powiedziała, widząc, jaki jest już 

podniecony.

Drgnęły mięśnie jego płaskiego brzucha, kiedy Ka-

trina połaskotała je językiem. Zaczęła go pieścić i pod-
niecać ustami. Clay bawił się jej włosami, rozplatając 
warkocz, ałe kiedy sięgnęła głębiej, uniósł jej podbró-
dek i spojrzał w oczy.

- To nie w porządku - powiedział.

Ochłonęła nieco i uśmiechnęła się.

- Dlaczego ? Bo jesteś unieruchomiony i nie możesz 

mi nic dać z siebie? - Ściągnęła mu spodnie jeszcze 
niżej. - Biedny chłopczyk. – Już się nie bronił, a ona 
udowodniła, ile może mu sprawić przyjemności...

Jednak po jakimś czasie wszystko się zmieniło. Te-

raz on wodził rękami po jej ciele, wdzierał się w naj-
bardziej intymne miejsca.

background image

Porwał ją w ramiona i całował tak namiętnie, że za-

wirowało jej w głowie. Potknęli się o paletę przy 
drzwiach, pod nogami mieli pudełka proszku do pra-
nia.

Clay sięgnął po portfel i wyjął prezerwatywę. Katri-

na jęknęła. Pogodziła się już z faktem, że Clay podjął 
jej grę i obrócił ją przeciwko niej. Nie miała nic prze-
ciwko temu, że przejął inicjatywę. Liczyła się tylko ta 
chwila i to, że oboje tak desperacko pragną się nawza-
jem.

Clay opadł na karton i posadził Katrinę na sobie. 

Naga, z odchyloną głową, dała się ponieść namiętno-
ści.

Zalewały ją fale rozkoszy. Rozedrgani, wilgotni i 

ciągle nienasyceni wspólnie wspinali się na szczyt.

- Pocałuj mnie - jęknął Clay. - Chcę, żebyś mnie ca-

łowała.

Zwarli się w pocałunku, namiętnym i ostrym niczym 

wrogowie, którzy pragną się nawzajem rozszarpać.

A potem zatracili się zupełnie...

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Katrina siedziała w porsche Claya. Ta marka i mo-

del samochodu wyjątkowo pasowały do mężczyzny, 
który prowadzi tak aktywny tryb życia.

Jechali do domu jego matki. Katrina denerwowała 

się na myśl o emocjach, jakie to spotkanie z pewnością 
w niej wywoła.

- Ślicznie wyglądasz - zauważył Clay.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. Notowała w pamięci 

każdy jego komplement. Ubrała się w zwykłą letnią 
sukienkę i sandałki, by nie wyglądać pretensjonalnie.

Clay wyciągnął rękę i odsunął jej włosy z karku.
- Ciekawe, czy mama zauważy te malinki.
- To wcale nie jest zabawne. - Odtrąciła jego rękę. 

Nie życzyła sobie, żeby żartował na temat tego, co wy

background image

prawiali wczoraj wieczorem. Samo wydostanie się z 
magazynu na drugim piętrze było ryzykowne - ona 
rozczochrana, on w podartej koszuli. No i, oczywiście, 
te ślady na jej ciele, widome oznaki tego, co robili. Nic 
dziwnego, że za wszelką cenę chciała je ukryć.

-Jesteśmy na miejscu. -Po dziesięciu minutach jazdy 

Clay zaparkował przed nowoczesnym apartamentow-
cem obłożonym czerwoną licówką w otoczeniu bujnej 
zieleni.

Weszli na nasłonecznioną ścieżkę, by dojść do blo-

ku, w którym mieszkała matka Claya. Wszedł bez pu-
kania, wpuścił Katrinę do środka i od progu zameldo-
wał ich przybycie.

- O Boże! - Marie Crawford już spieszyła, by ich 

przywitać. - Katrina! Jak miło znów cię widzieć! -
Wzięła ją za rękę. - Jak zawsze śliczna. Odkąd Clay 
powiedział, że przyprowadzi cię na kolację, jestem 
bardzo rozemocjonowana, nie mogę sobie znaleźć 
miejsca.

- Dziękuję. Tak się cieszę, że tutaj jestem. -

Uśmiechnęła się do matki Claya, której widok uru-
chomił lawinę wspomnień. Poznała ją, kiedy Marie 
pracowała poza domem, usiłując sprzedawać szyte 
przez siebie ubrania w ekskluzywnych butikach.

W końcu Marie odwróciła się do syna i objęła go na 

powitanie.

- Mój kochany synek!

background image

- Moja fantastyczna mama!- Wycisnął głośny poca-

łunek na jej policzku.

Katrina patrzyła z podziwem na ich swobodne za-

chowanie.

Po chwili otoczyła ich cała rodzina. Katrina wiedzia-

ła, że Clay uważa się za głowę domu i nic dziwnego: 
opiekował się siostrami, pomagał Marie finansowo. W 
pewnym sensie dobrze się czuł w roli jedynego męż-
czyzny, z drugiej strony ciążyła mu trochę odpowie-
dzialność za dwie młodsze siostry i owdowiałą matkę.

Teraz jego siostry miały czarujących mężów i roz-

koszne dzieci. Pierwszym krokom maluchów towarzy-
szyły rozkochane spojrzenia dorosłych.

Niebawem cały klan Crawfordów przeniósł się do 

kuchni, gdzie unosiły się apetyczne zapachy domo-
wych potraw. Apartament, który Clay kupił Marie, był 
luksusowo wyposażony, miał wszystkie wygody, któ-
rych brakowało jej w młodości. On sam i jego siostry 
wychowywali się w ciasnym mieszkanku, a Clay spał 
na nadmuchiwanym materacu w pokoju, w którym je-
go matka szyła na maszynie.

Upiekłam ciasto drożdżowe - powiedziała Marie do 

Katriny. - Pamiętam, jak bardzo je lubiłaś.

Dziękuję. Wszystko tutaj tak ładnie pachnie. – Rzu

background image

ciła okiem na Claya, który podniósł jednego z malców 
i posadził go sobie na biodrze.

Rodzina Katriny nigdy nie jadała w kuchni, nie krę-

ciła się tam w trakcie przygotowywania posiłków, nie 
wtykała nosa do garnków. Jej matka ustalała lub apro-
bowała menu i na tym kończyła się jej interwencja ku-
linarna. Tutaj każdy zakasywał rękawy, włącznie z 
mężami.

Kiedy gości poproszono do stołu, Clay podał brzdą-

ca Katrinie. Jenna, matka dziecka, uśmiechnęła się tyl-
ko i wróciła do robienia sałatki.

Katrina delikatnie musnęła twarz dziecka. Chłop-

czyk potrząsnął trzymaną w pulchnej łapce zabawecz-
ką i ofiarował ją nowej cioci.

- Ojej, dziękuję - powiedziała, przyglądając się pla-

stikowej łódeczce.

Zachwycony dzieciak uśmiechnął się od ucha do 

ucha i zaczął podskakiwać radośnie na jej rękach. Miał 
na imię Danny i był najwyraźniej tak samo zalotny jak 
jego seksowny wujek.

Clay usiadł do stołu, mrugnął do Katriny i wyłowił 

oliwkę z sałatki, za co dostał klapsa od Jenny. Druga 
siostra Claya, apetycznie zaokrąglona brunetka o imie-
niu Tiana, wzniosła oczy do nieba.

Przez cały obiad na kolanach Claya siedziała có-

reczka Tiany, dwuletnia pyzata dziewczynka w różo-
wym sweterku, i wyjadała plasterki owoców z jego 

background image

talerza.

- Co o tym sądzisz? - zapytał Clay Katrinę.
Domyśliła się, że chodzi mu o jedzenie - wieprzowe 

polędwiczki, faszerowane małże i ryż przyprawiony 
kolendra.

- Wyśmienite.
- Wiesz, że mama pracuje teraz w sklepie z akceso-

riami ślubnymi? - zapytała Jenna.

- Nie miałam pojęcia.
- Sama uszyłam ślubne suknie dla obu moich córek -

pochwaliła się Marie i zerknęła na Claya. - A pewnego 
dnia doprowadzę do ołtarza mojego jedynaka.

- Kogo? Mnie? - Clay dobrodusznie uśmiechnął się 

do szwagrów. - Nie ma mowy. Nie jestem taki jak oni.

Marie, święcie przekonana, że jej syn będzie świet-

nym mężem i ojcem, zbyła jego słowa machnięciem 
ręki.

Katrina, której na moment zabrakło powietrza, 

zwróciła się do Marie. Postanowiła przyznać się do 
własnego niepowodzenia.

- Ja... ja byłam zaręczona, ale nic z tego nie wyszło.
- A teraz spotykasz się z moim synem - powiedziała 

ciepło Marie. - Może spróbujesz go okiełznać i ucywi-
lizować?

- Ujarzmić Claya? Katrina sięgnęła po szklankę z 

wodą, żeby ukryć zakłopotanie. Jak widać, nie

background image

dotarły do nich plotki. Nie wiedzą, że ich syn, brat i 
szwagier zdążył ją już zdemoralizować.

Rozmowa zeszła na inny temat, a po kolacji przenie-

śli się do salonu na deser i bezkofeinową kawę. Clay i 
Katrina starali się nie dotykać, nawet nie trzymali się 
za ręce, ale Marie i tak traktowała ich jak parę, na swój 
własny matczyny sposób.

Kiedy wieczór dobiegł końca, każdy po kolei uści-

snął Katrinę, jakby już była członkiem rodziny. Marie 
najdłużej trzymała ją w objęciach i na odchodnym 
wręczyła paczuszkę z drożdżowym ciastem własnego 
wyrobu.

Katrina nie wiadomo dlaczego posmutniała.

Clay odwiózł ją do domku gościnnego Beau-

montów, więc zaprosiła go do środka z nadzieją, że 
minie jej zły nastrój.

Włożyła ciasto do pojemnika na pieczywo i oparła 

się o kuchenny kontuar. Francuskie okna wychodziły 
na pełen kwiatów ogród, który, choć piękny i zadbany, 
pogłębiał jej samotność swoim bezruchem i spokojem. 
Jakież to było odległe od ciepłego, pełnego serdecz-
nych ludzi domu Marie.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Clay. Pokiwała gło-

wą bez przekonania.

- Świetnie.
- Oj, chyba nie. Wciąż nie możesz przeboleć An-

drew? Czy o to chodzić

background image

- Nie wiem - odpowiedziała, spoglądając na ogród. -

Chyba po prostu chciałabym mieć to, co mają twoje 
siostry. Zawsze tego pragnęłam.

Clay zamilkł i wsunął ręce do kieszeni. Włosy spa-

dały mu miękko na czoło, rysy twarzy złagodniały. Ka-
trina chętnie położyłaby mu rękę na ramieniu, ale nie 
zdobyła się na odwagę, żeby go dotknąć. Nie teraz. Nie 
tak.

- Na co miałabyś jutro ochotę? - spytał w końcu.v
- Jutro? - podchwyciła radośnie.
- Moglibyśmy na przykład wybrać się do parku. Po-

karmić ptaki i poleniuchować.

Andrew nie przyszłoby coś równie prostego do gło-

wy.

- Chętnie - powiedziała z uśmiechem.
- Więc spotkajmy się w parku koło jedenastej rano. -

Przy fontannie. - Wyjął ręce z kieszeni. - Uwielbiałem 
to miejsce, kiedy byłem dzieciakiem.

- Kiedy oboje byliśmy nastolatkami.
- Tak. - Musnął jej policzek przelotnym pocałun-

kiem, ale zaraz, się cofnął. - Do zobaczenia jutro rano.

- Do zobaczenia. - Odprowadziła go do drzwi i przy-

stanęła na progu, śledząc go wzrokiem. Nie mogła się 
już doczekać następnego dnia.

background image

Clay usiadł na ławce w parku Forsyth i czekał na 

Kat. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że przyszedł za 
wcześnie. Jakoś bardzo mi zależy na tym spotkaniu, 
pomyślał. Czy nie zanadto przywiązałem się do kobie-
ty, której serce należy do innego ?

Zapatrzył się w dobrze sobie znaną fontannę. Jak 

dawniej postać kobiety w fałdzistych szatach wieńczy-
ła dwuczłonową konstrukcję, mitologiczne bóstwa 
morskie pluły wodą, a trzy łabędzie majestatycznie 
przesuwały się po sadzawce.

Kiedy się odwrócił, ujrzał Kat. Ona także przyszła 

wcześniej.

Kiedy podchodziła, słońce połyskiwało na jej wło-

sach. Chociaż większość ławek koło fontanny była za-
jęta, natychmiast go dostrzegła. Nie odrywali od siebie 
oczu.

Uwielbiał sposób, w jaki się poruszała. Stawiała 

długie i pełne gracji kroki. Dżinsy i T-shirt jeszcze na 
nikim tak dobrze nie wyglądały.

Usiadła obok niego, a on zapragnął chwycić ją w 

ramiona, zatrzymać i nigdy więcej nie wypuścić. Za-
miast tego uśmiechnął się beztrosko.

- Kat - przywitał ją.
Założyła nogę na nogę i odwzajemniła uśmiech.
- Clay.
Podał jej chleb. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, 

background image

rzucając na ziemię nieduże kawałki i obserwując dzio-
biące je ptaki.

- Więc to tutaj przychodziłeś, kiedy byłeś chłopcem.
- Z powodu fontanny. Zawsze wprawiała mnie w 

dobry nastrój.

- To znaczy?
- Czułem się tak, jakbym zanurzał się w nierzeczy-

wistym świecie. - Popatrzył na rzeźby. - Może to z 
powodu tych morskich stworów.

- Mój tata nazywa je trytonami. - Wyprostowała się, 

żeby lepiej się przyjrzeć. - Według mitologii greckiej 
Tryton był synem Posejdona. Był półczłowiekiem i pół
rybą. Albo pół delfinem. Nie jestem do końca pewna.

Clay nie znał greckiej mitologii, ale słyszał trochę o 

co bardziej znanych bóstwach.

- Posejdon był władcą morza, prawda?
- Tak. Przemierzał morza na złotym rydwanie za-

przężonym w delfiny.

Pomyślał o swoim szklanym przycisku do papieru w 

kształcie delfina.

- A gdzie mieszkał?
- W złotym pałacu w pobliżu Atlantydy.
- Szczęściarz. - Clay zawsze uwielbiał wodę. Pły-

wanie w oceanie dawało mu poczucie wolności i mocy, 
było wręcz mistycznym doznaniem z pogranicza innej 
rzeczywistości. - Mam nadzieję, że ta charytatywna 
gala, na którą mnie zaprosiłaś, nie okaże się taka 

background image

straszna. Nie zaszkodzi ofiarować trochę pieniędzy na 
oceanarium.

Rzuciła ptakom garść pokruszonego chleba.
- Nie mogę się już doczekać. Mama kupiła mi su-

kienkę. Jest... - Zachichotała. - Nie sądzę, żeby cię to 
zainteresowało.

- Dlaczego nie? - zawtórował jej śmiechem. -  Całe 

moje dzieciństwo upłynęło wśród fatałaszków. Przy-
zwyczaiłem się.

Odgarnęła włosy, które wchodziły jej do oczu. Roz-

puściła je dzisiaj. Pewnie nadal ukrywa ślady na szyi, 
pomyślał Clay.

- Zaskoczę cię - oznajmiła.
- Przepraszam, czym?
- Moją sukienką.
Nagle cała ta charytatywna szopa zaczęła mu się ja-

wić jak bal maturalny, na którym miał być partnerem 
Kat.

- Powiesz chociaż, jakiego jest koloru? - Musi prze-

cież wiedzieć, jaki bukiecik jej przynieść.

- Biała.
Clay przechylił głowę.
- Mama uszyła ci białą sukienkę na bożonarodze-

niowy  bal  kotylionowy,   pamiętasz?

Bal debiutantek śmietanki towarzyskiej Savannah 

był jedną z wytwornych imprez, w których Clay nigdy 
nie uczestniczył.

background image

- Debiutantki zawsze ubierają się na biało, ale ta 

suknia nie będzie taka... niewinna.

- To się rozumie samo przez się - odpowiedział, nie 

kryjąc uśmiechu.

Z ostentacyjnym oburzeniem dała mu kuksańca, 

przy okazji posypując go okruszkami chleba. Otrzepał 
się, ujął w dłonie jej twarz i pocałował w usta. Przy 
fontannie, pomyślał. Przy bóstwach strzegących mórz.

Katrina słodko jęknęła, a on pogłębił pocałunek, 

czując smak miętowego cukierka, który właśnie ssała. 
Zagarnął go językiem i przeniósł do swoich ust.

Szarpnęła się na znak protestu, ale nie pozwolił jej 

się ruszyć. Lubił drażnić się z nią, robić coś, czego się 
nie spodziewała.

W końcu się rozdzielili.
- Tak nie można... - mruknęła. - W biały dzień?
Wzruszył ramionami, chociaż serce waliło mu jak 

młotem.

- To tylko pocałunek.
- Ale przez ciebie poczułam się oszołomiona. - Za-

trzepotała rzęsami.

- Zbyt oszołomiona, żeby zjeść ze mną lunch? Chęt-

nie bym coś przekąsił. Może jakiegoś burgera ?

- Może być.
- Świetnie. - Ujął Katrinę za ramię i powęd-

background image

rowali ocienionymi dróżkami. Odpowiadało im prze-
bywanie w swoim towarzystwie. Czuli się zarówno 
przyjaciółmi, jak i kochankami.

Poszli na lunch do pobliskiej restauracji. Kiedy już 

usiedli, Clay zdał sobie sprawę, że cały czas obserwuje 
Kat. Wszystko go w niej fascynowało. Sposób, w jaki 
sączyła cherry colę - połączenie likieru migdałowego i 
rumu o aromacie wanilii z odrobiną coca-coli- jak ele-
gancko jadła upieczonego na grillu burgera. Jego talerz 
był cały umazany przyprawami, które dodał do swojej 
bułki, za to na talerzu Katriny taki bałagan byłby nie 
do pomyślenia.

- Jeszcze mnie nie ucywilizowałaś do końca... i nie 

poskromiłaś - zauważył.

Podniosła na niego wzrok, a on od razu się zorien-

tował, że wytrącił ją z równowagi. Najwyraźniej nie 
była przygotowana, że Clay powróci do wypowiedzia-
nego w dobrej wierze życzenia swojej matki.

- A chcesz, żebym to zrobiła?

Pomyślał, że o niczym innym nie marzy.

- Nie - odpowiedział głośno. - Nie ma na świecie ta-

kiego mężczyzny, który chciałby zostać poskromiony. 
Chyba że przykuje się go kajdankami do łóżka.

Wytarła usta, pozostawiając ślad szminki na serwet-

ce - śliczny, różowokoralowy odcisk.

background image

- Tobie tylko jedno w głowie.
- Wciąż o tobie fantazjuję. Zaczerwieniła się i się-

gnęła po drinka, żeby ochłonąć. Ależ ona ma tempe-
rament, pomyślał z uznaniem Clay, którego uwagi nie 
umknęła jej reakcja.

- Nie powinniśmy rozmawiać w miejscu publicznym 

o takich sprawach. - Zerknęła na kelnerkę obsługującą 
sąsiedni stolik.

- Może też nie powinniśmy całować się w parku? -

Wzruszył ramionami. - To zaproś mnie do siebie. -
Wspaniale byłoby się z nią kochać w jej łóżku, w go-
ścinnym domku Beaumontów, w dziennym świetle 
rozjaśniającym jej skórę.

Nie odpowiedziała od razu. Clay czekał, zniecier-

pliwiony, ale i ciekaw, jaką podejmie decyzję. Ale 
mnie wzięło, myślał. Nie było dnia, żeby nie pragnął 
jej dotykać, wszędzie, bez końca...

- Dobrze. To chodźmy - powiedziała w końcu, za-

rumieniona aż po włosy.

Wyruszyli dwoma samochodami. Clay zatrzymał się 

przy aptece, żeby uzupełnić zapas prezerwatyw, Kat 
pojechała przodem.

Chwilę potem Clay wjechał w aleję, prowadzącą do 

posiadłości rodziców Katriny. Skręcił na podjazd, mi-
nął główną rezydencję i znalazł się na obsadzonej 
drzewami drodze wiodącej do domku dla gości. I wte

background image

dy zobaczył zaparkowanego przy luksusowym sedanie 
Kat ciemnogranatowego mercedesa.

Kat stała na ganku ocienionym pnączami i kwiatami. 

Clayowi na moment serce przestało bić, kiedy obok 
niej dostrzegł wysokiego, eleganckiego mężczyznę.

Andrew Winston. Jej były narzeczony. Clay znał go 

ze zdjęć, które widywał w kronikach towarzyskich 
miejscowych gazet.

Trzeba będzie spokojnie wypić piwo, które się na-

warzyło, pomyślał... albo dołożyć facetowi, jeśli za-
chowa się niezbyt grzecznie. Clay wyprostował ramio-
na i zamknął drzwi samochodu umyślnie głośno, by 
Kat i Andrew usłyszeli. Oboje się odwrócili, a Clay na 
chwilę zastygł z wrażenia.

Kat wyglądała tak bezbronnie, jak jeszcze nigdy. Jej 

widok sprawił mu ból. Twarz Andrew o arystokratycz-
nych rysach pozostawała niewzruszona, drgał mu tylko 
mięsień szczęki.

Clay ruszył w ich stronę, a Kat nerwowo poprawiła 

włosy. Czy próbowała ukryć ślady na szyić- Pewnie 
nie chciała, żeby jej dawny kochanek je zauważył.

- Andrew wstąpił po drodze - oznajmiła.
- Widzę. - Mężczyźni zmierzyli się wzrokiem. Clay 

chętnie chwyciłby tego napuszonego bubka za klapy i 
zrzucił ze schodków ganku, ale nie zamierzał popisy

background image

wać się swoimi proletariackimi manierami. Chyba że 
Andrew go sprowokuje.

- Po co przyszedłeś? - zapytał wreszcie.
- Chciałem porozmawiać z Katriną.
- O czym?
- O gali wodniaków, skoro koniecznie musisz wie-

dzieć.

Były narzeczony Kat odwrócił się i lekko musnął jej 

dłoń. Clay zacisnął zęby.

- Czy będziesz mi towarzyszyć na gali? zapytał An-

drew głosem słodkim jak ulepek. Wciąż mam dla nas 
bilety.

Wzięła głęboki oddech.
- Wybieram się z Clayem.
- Naprawdę ? - Jego wysokość łaskawie odwrócił 

się, przekrzywił królewską głowę i spojrzał na rywala. 
- Zazdroszczę ci.

Proszę, proszę! Co za uprzejmość! A raczej co za 

obłuda. Koleś przeliczył, ile straci, nie żeniąc się z Ka-
triną Beaumont, i znów uderza w lansady.

- Nic dziwnego, Winsten - syknął Clay.

Wargi Andrew ułożyły się w nieco sztuczny uśmiech.

- Może Katrina zarezerwuje dla mnie jeden taniec.
Taniec jako towarzyski pojedynek. To była mocna 

strona Winstona.

- Jestem pewien, że tak - odpowiedział Clay, starając 

się nie okazać, że czuje się zagrożony.

background image

- A zatem zobaczymy się wszyscy na gali.
- Andrew wygładził koszulę, poprawił mankiety. 

Wyglądał świeżo i pogodnie nawet w tym
dusznym upale. Za to Clay zaczął się pocić.
Teraz żałował, że nie dokopał temu gogusiowi.

Kat stała sztywno wyprostowana jak zombi, a kiedy 

Andrew skłonił się lekko i powiedział „do widzenia", 
Clay miał ochotę nią potrząsnąć, żeby ożyła.

Kiedy Winston odjechał, zaległo kłopotliwe milcze-

nie.

- Na mnie też czas - wykrztusił w końcu Clay. Nie 

mógłby zostać z Katriną ani chwili dłużej, nie teraz.

- Rozumiem cię. - Zaplotła ręce na piersi.
- Przepraszam za to, co się stało.
- Ależ nic się nie stało. - Musnął palcem jej poli-

czek. -Wiedziałem, że Andrew będzie chciał cię odzy-
skać

Czuję się taka zakłopotana i rozdarta - powiedziała 

łamiącym się głosem.

Wiem. - Dotknął ustami jej warg. On też był zakło-

potany, - Może powinniśmy zrobić sobie małą przerwę 
przed galą. To tylko pięć dni. Mam milion spraw do 
załatwienia w klubie.

- Więc nie zobaczę cię przed piątkiem?
- Nie. Ale na pewno będę ci towarzyszyć na gali
- Nie zapomnij o smokingu.

background image

- Nie zapomnę. - Już go sobie kupił. - Trzymaj się... 

do naszego spotkania.

- A potem mogę przestać się trzymać? - zapytała, 

sprawiając mu tym ból.

Clay uśmiechnął się tylko smutno. Zastanawiał się, 

kiedy Andrew oświadczy się ponownie. Podejrzewał, 
że niedługo. Spochmurniał, a kiedy Katrina wychyliła 
się, żeby go uścisnąć, przytrzymał ją odrobinę za dłu-
go. Cóż, tęsknił za nią już teraz.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Wieczorem, w dniu, w którym odbywała się gala, 

Clay usiłował sobie wmówić, że udział w balu charyta-
tywnym to całkiem zwykła rzecz. Nie należał do elity, 
ale miał mnóstwo pieniędzy, dość, żeby od nikogo nie 
czuć się gorszym. Nie był tak wytworny j ak Andrew 
Winston i nie miał j ego ogłady, ale umiał zachować 
się w towarzystwie. Od dziecka obserwował grupę ró-
wieśników Kat.

Więc dlaczego jest tak cholernie zdenerwowany ?

Dlaczego czuje się tak, jakby miał się kompletnie 
zbłaźnić?- Zapomnieć o manierach, które opanował?

Gdy w domku dla gości rozbrzmiał dzwonek, Katri-

na otworzyła drzwi w długiej, wąskiej sukni w odcie-
niu lodowatej bieli. Dekolt odsłaniał rowek między 
piersiami, niegłęboko, tyle tylko, żeby pobudzić wy-
obraźnię.

background image

- No, no, ale kreacja. - Clay nie krył podziwu.
- Cieszę się, że ci się podoba. - Zakręciła się wkoło, 

prezentując całość, a przy okazji ukazując gołe plecy. 
Wreszcie stanęła twarzą do niego i przez chwilę nie 
odrywali od siebie wzroku. Clay wyciągnął rękę i do-
tknął pasemka jej włosów. Gładko zaczesane z przodu, 
spadały na plecy w artystycznym nieładzie.

Uśmiechnęła się do niego.
- Ty też wyglądasz świetnie.
- Dzięki. - Jego markowy smoking z ostro zakoń-

czonymi wyłogami był szyty na miarę. -A to dla ciebie.
-Wręczył jej bukiecik orchidei. - Moje ulubione kwia-
ty. Powinny pasować do białej sukni.

- Jakie śliczne! Wiesz, że używam perfum o tym za-

pachu ?

- Wiem.
Jeszcze raz zapatrzyli się na siebie, jakby zastygli 

poza czasem. Kat sprawiała wrażenie równie zdener-
wowanej jak Clay. Ale przecież nie widzieli się prawie 
od tygodnia. Nie dotykali się, nie całowali...

- Wejdź na chwilę. Muszę wziąć torebkę.
Najchętniej zostałby tu na cały wieczór. Przytulna 

atmosfera dworku, zapach świec odpowiadały mu bar-
dziej niż oficjalna gala.

Kat przypięła bukiecik do białej torebki, gdzie or-

chidee zajęły należne im miejsce. Clay uznał, że wy

background image

gląda jak pobudzona pocałunkiem królewna z bajki.

Bo naprawdę jest królewną, pomyślał. Katrina Be-

aumont wywodzi się z arystokracji Południa. Nic 
dziwnego, że obiecała Andrew taniec.

Zajęli miejsca w porsche Claya, a on na próżno usi-

łował uwolnić się od myśli o byłym narzeczonym Kat. 
Tego wieczoru musi być tylko jego. Jego królewną, 
kochanką, która zdominowała wszystkie jego myśli.

- Czy twoi rodzice wybierają się na bal? - zapytał.
- Nie. Wyjechali z miasta na weekend, ale będą An-

na-Mae i Jenny.

Clay wyjechał na ulicę.
- Czy Jenny wciąż rozpowszechnia plotki na nasz 

tematu

- Już nie musi. Sami dostarczyliśmy wystarczająco 

dużo powodów.

Zredukował biegi przed światłami stopu.
- Nie ulega wątpliwości, że wzbudziliśmy zaintere-

sowanie Andrew.

- To więcej niż pewne.
Wjechali do centrum miasta, minęli kilka skrzyżo-

wań i zatrzymali się przed pamiętającym dawne czasy 
hotelem nad rzeką Savannah. Ściana sali balowej była 
cała przeszklona, widok na port zapierał dech. Duże 
wrażenie robiła dekoracja, zaprojektowana specjalnie 
na bal.

background image

Światła w kolorze morskiej wody i kaskady zmarsz-

czonych w drobne fale tkanin sprawiały wrażenie, jak-
by się było na dnie morza.

Aby zebrać jak najwięcej pieniędzy, przy bufetach 

sprzedawano artystycznie ułożone potrawy, głównie 
owoce morza. Po sali kręcili się kelnerzy, serwujący 
gratisowe kieliszki szampana.

Wmieszali się w tłum. Clay czuł obserwujące ich 

oczy, więc ostentacyjnie objął Kat w pasie. Jeszcze nie 
natknął się na Andrew, ale przeczuwał, że były narze-
czony zaaranżuje sobie królewskie wejście.

Kat odmówiła szampana, decydując się na napój ga-

zowany. Clay zamówił dla siebie szkocką z wodą.

W pewnym momencie przedarła się do nich Anna-

Mae. Clay odprężył się nieco, kiedy przyjaciółka Kat 
szczerze się do niego uśmiechnęła.

- Czy tu nie jest cudowniej - Pokazała na salę. -

Wszyscy wyglądamy jak syreny.

- Albo jak bóstwa morskie - dodał Clay.
- Albo trytony - szepnęła mu do ucha Kat.
- W każdym razie wy wyglądacie po prostu wspa-

niale - oznajmiła Anna-Mae, sącząc szampana. - Przy-
siądźcie się do nas. Tam jest mój chłopak. - Wskazała 
na mężczyznę o takim samym popielatoblond kolorze 
włosów jak jej. - Prawda, że odjazdowy?

background image

- Wspaniały - odrzekł Clay, mrugając poro-

zumiewawczo do Anny-Mae.

Zaprowadziła ich do swojego partnera, który okazał 

się całkiem niegłupim, zabawnym i bezpretensjonal-
nym facetem, pomimo swoich arystokratycznych ge-
nów.

Po kwadransie Clay i Kat przeszli do bufetu. Nało-

żyli sobie na talerze krokiety z łososia, solę nadziewa-
ną krabami, kanapki z kawiorem i wrócili do stolika, 
by w miłym towarzystwie delektować się morskimi 
smakołykami.

Clay zawsze sobie cenił dobrą kuchnię, a teraz z 

przyjemnością patrzył, z jakim apetytem Kat pochłania 
przekąski. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego.

Jedzenie jest takie erotyczne, prawda? - rozmarzyła 

się Anna-Mae, która zauważyła wymianę spojrzeń Ka-
triny i Claya. - My też powinniśmy sobie zafundować 
namiętny romans - zwróciła się do swojego towarzy-
sza.

- Sądziłem, że już go mamy - odpowiedział oburzo-

nym głosem młody człowiek, rozśmieszając towarzy-
stwo.

Clay poprosił Kat do tańca. Dołączyli do kołyszą-

cych się w rytmie muzyki par. Gdyby to był klub „Ste-
am", Clay nie wahałby się ani chwili i pocałował Kat. 
Tutaj jednak musiał się powstrzymać.

- Dobrze się bawisz? - zapytała Katrina.

background image

Kiwnął z aprobatą głową, lecz kiedy zerknął w stro-

nę drzwi, zobaczył, że pojawił się w nich Andrew. 
Jenny i jej partner trzymali się kilka kroków za nim.

Resztę wieczoru diabli wzięli. Już wkrótce Andrew 

upomniał się o swój taniec, a Clay mógł się im tylko 
przyglądać zza stołu, mając za całe towarzystwo Jenny, 
która trajkotała mu prosto w ucho.

Zawsze tworzyli wspaniałą parę - zaćwierkała.
Nie powiedziałbym. - Musiał jednak przyznać, że 

Katrina i Andrew naprawdę wyglądają jak stworzeni 
dla siebie. Zauważył, że są idealnie zgrani. Tańczyli z 
gracją i płynnie. Cóż, robili to od dziecka, skoro całe 
życie uczestniczyli w rozmaitych balach. Widząc, że 
Katrina i Andrew nie spuszczają z siebie wzroku, Clay 
wypił do dna swojego drinka.

Andrew pochylił się do Katriny i coś jej szeptał. 

Pewnie jakieś bardzo osobiste wyznanie. Po chwili od-
powiedziała mu, najpewniej urywanym, zdławionym 
głosem.

Clay uznał, że przyszedł czas, by pozwolić jej 

odejść, by zakończyć ich romans. Była jego fantazją, 
chłopięcym marzeniem, które się spełniło, lecz które 
nie mogło trwać.

- Andrew wie, że popełnił błąd - powiedziała

Jenny. - Nie powinien był zrywać zaręczyn.

background image

Clay nie podjął tematu. Teraz, kiedy orkiestra prze-

stała grać, Andrew pocałował Katrinę w rękę, dzięku-
jąc za taniec. Clay nigdy nie pocałował jej w rękę. Ob-
sypywał ją pocałunkami od stóp do głów, ale nigdy nie 
przyszedł mu do głowy tak romantyczny gest.

Teraz tego żałował. Żeby choć raz umiał zachować 

się tak rycersko. Choć przez jedną noc...

Andrew poszedł do baru, a Katrina wróciła do stoli-

ka. Clay wstał, żeby podać jej krzesło.

- Wyjdźmy na zewnątrz. Chciałabym zaczerpnąć 

świeżego powietrza - poprosiła.

- Oczywiście. - Przeszklone drzwi wyprowadziły ich 

na taras.

Podeszli do balustrady i popatrzyli na rzekę. Światło 

księżyca odbijało się od wody i znikało raz po raz.

Katrina bawiła się nerwowo bukiecikiem przy toreb-

ce.

- Andrew chce, żebyśmy się zaczęli znów spotykać -

wyznała.

Clay przybrał obojętną minę.
- A co ty o tym sądzisz?
- Sama nie wiem. - Podniosła oczy na Claya. - Na-

prawdę nie wiem.

- Nadal jesteś rozdarta ?
- Tak.
Wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, ale się cofnął. 

background image

Nie zniósłby żadnej rywalizacji, wiedząc, że jest na 
przegranej pozycji. Nie zamierzał też występować w 
charakterze balsamu na jej rany.

- Uważam, że powinnaś dać szansę Andrew.
- Sugerujesz, że powinnam się z nim pogodzić?

Skończyć z tobąć-

- Było nam dobrze razem, Kat. -Wsunął ręce do kie-

szeni; ot, wolny, niezależny właściciel modnego klubu. 
- Ale to był tylko seks.

- Tylko seks? - W jej głosie był ból i jakaś bezbron-

ność. - Sądziłam, że byliśmy też przyjaciółmi.

- Byliśmy... Jesteśmy. - Poczuł dziwny ucisk w pier-

si. Czy to serce?- Wyraźnie brakowało mu powietrza. -
Ale Andrew był twoim narzeczonym. Ze mną miałaś 
romans, którym chciałaś wzbudzić jego zazdrość. Ale 
zawsze chodziło ci o niego, prawda-

- Nieprawda. - Zamyśliła się, wodząc palcem po 

płatkach orchidei. - W każdym razie nie cała prawda. 
Spałam z tobą, bo mnie pociągasz. Bo przy tobie czuję 
się...

- Namiętna? - poddał jej. - Trochę rozpustna? - Ob-

serwował rzekę, czekając, aż blask księżyca znów się 
pojawi. - Oboje wiedzieliśmy, że to gra. Oboje wie-
dzieliśmy, że się skończy.

- Więc to tak ma być ? - Drżał jej głos. - Już po 

wszystkimi

Clay odwrócił się i spojrzał Kat w oczy.

background image

- Tak. Już jest po wszystkim. - Tyle że nigdy nie za-

pomni tego czasu, który spędzili razem, nie zapomni 
jej desperacji i odwagi, dzięki którym została jego ko-
chanką.

We wtorek wieczorem Katrina z trudem zaplatała 

warkocz. Sztywne palce nie poruszały się tak sprawnie 
jak zawsze. Spojrzała na matkę, która siedziała za nią 
na brzegu łóżka.

- Jesz dzisiaj kolację z Andrew? - zapytała Delilah.
- Tak. - Gdy ponownie odwróciła się do lustra, za-

uważyła, że z niewyspania ma sińce pod oczami. Nie-
ustannie myślała o Clayu, wciąż zastanawiała się, 
gdzie jest i co robi.

Jak długo zamierzasz tu mieszkać? - Dyskretnym 

ruchem ręki Delilah wskazała wnętrze domku dla go-
ści.

- Nie wiem. Czy to ważne?

Delilah wstała i stanęła za Katriną.

- Daj. Pomogę ci. - Ujęła palcami warkocz i wpraw-

nie go zaplotła. -Wróć do domu. Z nami będzie ci raź-
niej.

Katrina wzruszyła ramionami.
- Czuję się taka... pusta w środku.
- Andrew pomoże ci dojść do siebie po tym skanda-

lu.

- Kiedy ja tęsknię za Clayem, mamo. Wiem, że nie 

powinnam, ale nic na to nie poradzę.

background image

- Zobaczysz, że po spotkaniu z Andrew poczujesz 

się lepiej.

- Tak uważasz? - Spojrzała w lustro, w którym napo-

tkała wzrok matki. - Kochałaś tatusia, kiedy brałaś z 
nim ślub?

- Oczywiście. Nie wyszłabym za mężczyznę, które-

go nie kocham. - Delilah wyrównała warkocz i położy-
ła dłonie na ramionach Katriny.

- Wątpisz w swoje uczucie do Andrew?
- Clay powiedział, że powinnam dać Andrew szansę.
- No i właśnie to robisz. - Dalilah zawahała się. -

Chcę, żebyś była szczęśliwa, Katrino. Może Clay ży-
czy ci tego samego.

Kiedy przybył Andrew, Katrina była gotowa. Ubrała 

się w fioletoworóżową sukienkę, pantofle na niskich 
obcasach i sznur pereł. Idealny wizerunek przyszłej, 
miłej i solidnej spadkobierczyni fortuny. A u jej boku 
spokojny i stateczny Andrew. Nic dodać, nic ująć, po-
myślała.

Kiedy wsiedli do samochodu, Andrew, zamiast włą-

czyć silnik, odwrócił się i przyjrzał badawczo Katrinie. 
Milczenie stawało się coraz bardziej kłopotliwe. Jakby 
się od siebie odzwyczaili.

- Chcę cię odzyskać - odezwał się wreszcie.
- Chcę, żebyśmy zrozumieli nasze problemy i po-

zbyli się ich.

- Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz?

background image

- Bo wydałaś mi się inna, kiedy byłaś z nim.

I chciałbym, żebyś taka była ze mną.

Spojrzała przez okno. Nagle domek dla gości wydał 

jej się tajemniczym dworkiem, jak widziana w krzy-
wym zwierciadle dekoracja z dziecinnej bajki. Ot, 
miejsce, w którym znikają starzejące się debiutantki, 
by już nigdy stamtąd nie wyjść.

- Czy teraz też tak wyglądam?
- Nie.
- Więc może mogę być taka tylko przy nim. Chyba 

rzucił na mnie czar. - Odwróciła się od okna. -Miałeś 
rację, że ze mną zerwałeś. I miałeś rację, mówiąc, że 
między nami nie ma chemii.

Niezdecydowanym ruchem dotknął jej policzka.
- Możemy spróbować to zmienić.
- Tak uważasz? - Patrząc w oczy Andrew, ujrzała 

ich przeszłość i stojącą pod znakiem zapytania przy-
szłość. - A jeśli się nie uda? Jeśli dalej nie będę nic 
czułaś

- Czy był lepszy w łóżku ode mnie? - odezwało się 

męskie ego Andrew.

Skubnęła brzeg sukienki. Wolałaby uniknąć takich 

porównań.

- Nie chodzi oto, kto jest lepszy - powiedziała 

wreszcie. Wyprostowała się na fotelu i wzięła głęboki 
oddech. - Clay dał mi to, czego mi brakowało. Myślę,  
że gdzieś w głębi ducha zawsze go pragnęłam. Że zaw

background image

sze nosiłam go w sobie.

Andrew był wyraźnie spięty, ale zachowywał spo-

kój. Patrzył tylko na Katrinę, jakby próbował przenik-
nąć wzrokiem dzielący ich mur, zrozumieć to, co usły-
szał.

- Zakochałaś się w nim? Z wzajemnością ?

Katrina zastygła, tylko jej serce zaczęło moc niej bić. 
Miłości Nie sięgała myślami tak daleko. Nie dopusz-
czała do siebie tego słowa.

- Sama nie wiem. Chciałabym...
- Co byś chciałaś
Pragnęłabym móc być z nim. Jeszcze tylko ten jeden 

raz.

- Więc spotkajcie się i zakończ tę sprawę.

Zaskoczona sugestią i szczerością byłego na
rzeczonego, nie spuszczała z niego wzroku.

- A potem? Co mam zrobić potem ? Wrócić

do ciebie? Spróbować jeszcze raz?

Andrew nie odpowiedział. Decyzja nie należała do 

niego.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Clay krążył po mieszkaniu, nie mogąc się na niczym 

skoncentrować. Miał przeczucie, że wkrótce coś się 
stanie, coś, co jeszcze bardziej skomplikuje mu życie.

Poszedł do kuchni i skrzywił się na widok niepo-

zmywanych naczyń. Denerwowało go, że nie potrafi 
przestać myśleć o Kat, że odkąd pozwolił jej odejść, 
wciąż zaprząta jego umysł.

Kiedy zadzwoniła komórka, wyczuł, że oto nadcho-

dzi kłopot, którego się spodziewa. Ale postanowił sta-
wić temu czoło.

Otworzył komórkę i nacisnął klawisz.
- Halo.
- Clay? Tu Joe.
- Słucham. - Czekał, co ma mu do powiedzenia jego 

goryl. Za chwilę zamykano klub, ale dzisiaj wieczorem 
Clay nie pojawił się w lokalu.

background image

- Jest tu Katrina Beaumont i chce się z tobą

widzieć.

Zaklął pod nosem. Powinien ją odprawić... ale wie-

dząc, że Kat jest pod tym samym dachem, nagle za nią 
zatęsknił.

- Możesz ją wprowadzić na górę?
- Tak, sir. Już ruszamy.
Czekał na nich przy frontowych drzwiach. Zastana-

wiał się, co też wstąpiło w Katrinę, że postanowiła tu 
przyjść. Może ma ochotę jeszcze mnie trochę podrę-
czyć, pomyślał.

W końcu usłyszał kroki w korytarzu, a po chwili zo-

baczył Joego i Kat. Ze wszystkich pracowników tylko 
bramkarz miał klucz do mieszkania Claya. Mężczyźni 
porozumieli się wzrokiem. Joe skinął głową i przekazał 
opiekę nad Kat Clayowi.

Przesunęła sznur pereł, które miała na szyi. Wyglą-

dała aż do bólu poprawnie.

- Miałam zjeść w mieście kolację z Andrew - ode-

zwała się pierwsza.

- I zamiast tego przyszłaś tutaj ?
- Chciałam się z tobą zobaczyć. Andrew zgodził się 

ze mną, że powinnam. - Zerknęła Clayowi przez ramię, 
jakby czuła się skrępowana wycelowanymi w nią ka-
merami.

- Wejdziesz do środka?
- Tak. Dzięki.
- Poszła za nim, a Clay zastanawiał się, czy ma jej 

background image

zaproponować jakiś zimny napój. Wieczór był parny, 
więc na pewno jest spragniona. Drzwi na taras były 
otwarte, ale przed wilgotnym upałem nie było ucieczki.

- Napijesz się czegoś? - Wszedł do kuchni,

wrzucił trochę lodu do szklanki i zaczął nalewać
colę, kiedy Katrina weszła za nim i stanęła koło
kontuaru.

Wzięła od niego napój i piła zachłannie, zostawiając 

ślady szminki na szkle.

- Co ty tu robisz, Kat ?
- Już ci powiedziałam. Chciałam się z tobą zoba-

czyć.

- Po co?
- Bo tęskniłam za tobą.
On też za nią tęsknił. Do bólu.
- Dlaczego Andrew zgodził się, żebyś tu przyszła?
Katrina wypiła jeszcze łyk.
- Powiedziałam mu, że chcę spędzić z tobą jeszcze 

jedną noc.

- Jeszcze jedną noc?
- Tak - wyrzuciła z siebie pospiesznie. - Andrew za-

pytał - dodała po krótkiej przerwie - czy się w tobie 
zakochałam. I czy ty mnie kochasz. Ale to przecież...

- Niemożliwe - dokończył Clay.
- Właśnie... Jedna noc wystarczy.
- Oczywiście, że wystarczy. Nam obojgu. - Odru-

chowo wyciągnął do niej ręce, a kiedy położyła głowę 
na jego ramieniu, poczuł, że cała drży. Przyciągnął ją 

background image

do siebie, wdychając jej zapach. - Czasami wyczuwam 
twoje perfumy, nawet gdy cię tu nie ma.

Popatrzyła na niego uważnie.
- Ale teraz jestem.
Dotknął jej warkocza. Jaka jest piękna, pomyślał.
- Byłaś tak uczesana za pierwszym razem.
- Tak, kiedy wypiłam za dużo wina. To było przed 

wiekami.

- Następnym razem też miałaś warkocz.
- Kiedy cię uwiodłam w pokoju ze środkami czysto-

ści?

Przytaknął skinieniem głowy. Modlił się, żeby ta 

jedna noc przyniosła rozwiązanie.

- Nigdy mnie nie rozczarowałaś.
Kiedy szybko się rozebrali i znaleźli w łóżku, słowa 

okazały się zbyteczne. Odnaleźli się natychmiast, jak-
by nigdy się nie rozstawali. Pieścili się i całowali do 
utraty tchu, jakby chcieli pochłonąć się nawzajem.

- Cieszę się, że tu jesteś - wyszeptał Clay, doprowa-

dzając ją do kolejnego orgazmu.

- Ja też - jęknęła na wpół przytomna, jeszcze bar-

dziej wzmagając jego uczucia.

Wciąż nienasyceni, kochali się tego ostatniego wie-

czoru wiele razy. I chyba mogliby się tak kochać 
wiecznie.

background image

Katrina obudziła się wtulona w ramiona Claya. Po-

łożyła dłoń na jego piersi, a on poruszył się przez sen.

Zwlekała chwilę, patrząc na niego z zachwytem. 

Walczyła z pragnieniem, by tu zostać, by zatrzymać 
mężczyznę, który do niej nie należał. W końcu wysu-
nęła się z łóżka, pozbierała swoje rzeczy i jeszcze raz 
spojrzała na Claya, który w tym momencie otworzył 
oczy.

- Dokąd się wybierasz?-
- Wezmę prysznic. A potem pojadę do domu.
- Pójdę pod prysznic z tobą. - Z poważną miną 

usiadł na łóżku. Był zafrasowany, jakby jakaś myśl nie 
dawała mu spokoju.

Weszli do łazienki i zamknęli drzwi. Clay odkręcił 

kran, a kiedy stanęli w kabinie, przyciągnął Kat do sie-
bie i pocałował ją. Mocno. Desperacko.

Kat odwzajemniła pocałunek. Woda spływała na ich 

nagie ciała, pieszcząc skórę. Clay nie tracił czasu na 
grę miłosną. Przyparł Katrinę do kafelków i wyczuł, że 
ona pragnie go z równą mocą, jak on jej.

Kiedy wymówiła jego imię i wpiła mu paznokcie w 

ramiona, uniósł jej biodra i posadził na sobie.

Kochali się dziko, całowali, gryźli i jęczeli. Bez za-

bezpieczenia, bez czułych słówek. Zatracili się w stru-
mieniu gorącej i parującej wody.

background image

Clay szorstko ugniatał jej ciało, znaczył je paznok-

ciami. Kat nie pozostawała dłużna. Chwilami drapała 
go aż do krwi. Nie zwracał na to uwagi, jakby nie czuł 
bólu. Zależało mu tylko na mocnym, nieprzerwanym 
rytmie niekontrolowanego seksu. Kat poznała to po 
dzikim wyrazie jego oczu.

Czy takim go zapamięta? Czy taki obraz będzie ją 

prześladował co noc? Przeraziła się, bo zrozumiała, że 
będzie za nim tęsknić przez resztę życia.

Przygwoździł ją do ściany, jakby go wreszcie zabo-

lało. Podrapała go jak kotka, jak tygrysica niszcząca 
swojego samca.

Nie zwalniał, ponaglał ją coraz mocniejszymi 

pchnięciami. Zwarli się oczami, a woda zalewała ich 
twarze, aż osiągnęli szczyt. Jednocześnie, w tej samej, 
graniczącej z szaleństwem, chwili. Ciało Katriny prze-
niknęła potężna fala, odbierając jej resztę siły. Wstrzą-
sały nią spazmy, podczas gdy Clay z nieokiełznaną 
mocą wypełniał ją sobą. A kiedy, ciężko dysząc, uwol-
nił ją z ramion, omal nie straciła równowagi i zatoczyła 
się na niego.

- Jeżeli zajdziesz w ciążę, ożenię się z tobą - wydy-

szał.

Katrina z wrażenia aż zamrugała. Nie spodziewałam 

się po nim takiej deklaracji, pomyślała. Nie mogła wy-
dobyć słowa. Niewidzącymi oczami wpatrywała się w 
ślady, jakie jej paznokcie zostawiły na ramionach 
Claya.

background image

Kiedy wyszli z kabiny, Clay troskliwie zawinął ją w 

ręcznik.

- Słyszałaś, co powiedziałem ?
- Tak - wykrztusiła z trudem. - Mówiłeś to poważ-

nieć

Clay cofnął się o krok.
- Oczywiście, że tak.
- Dziękuję. - Dziwne, że może być tak romantycznie 

i smutno zarazem,  pomyślała.

- Doceniam twoje... - Nie mogła wymyślić

właściwego słowa, więc zawiesiła głos.

- Zamierzasz wrócić do Andrew, Kat?
- Nie, jeśli zajdę z tobą w ciążę.
- A jeśli nie?
Nie wyobrażała sobie siebie u boku Andrew. Już 

nie. Nie po miłości z Clayem.

- Nigdy do niego nie wrócę. Już go nie kocham. 

Może nigdy prawdziwie go nie kochałam. - Ponieważ 
kocham Claya, pomyślała. Ponieważ w głębi serca 
zawsze go kochałam.

- Zdaje się, że Andrew odgadł to przede mną.
Nie zareagował na jej słowa i oboje pogrążyli się w 

milczeniu. Jeżeli Andrew nie stoi już na przeszkodzie, 
to znaczy, że mają wolny wybór: mogą być razem, z 
dzieckiem czy bez. Ale ani Katrina, ani Clay nie mieli 
odwagi wypowiedzieć na głos swoich myśli.

background image

- Przepraszam, że cię tak podrapałam - powiedziała, 

wkładając majteczki i stanik. - Popatrz tylko, pokale-
czyłam cię do krwi.

- Nie ma sprawy.
Podniosła z podłogi sukienkę, żałując, że nie przy-

szła w innej - luźniejszej, mniej oficjalnej.

- Chyba już pójdę - powiedziała.

Odnalazła w kuchni torebkę.

- Gotowa? - zapytał Clay, zatrzymując się

na progu.

- Nie, pomyślała. Wcale nie jestem gotowa.
- Wyjdziesz ze mną?- zapytała.
- Muszę. Klub już jest zamknięty.
Kiedy wsiedli do windy, nie wcisnął guziczka, tylko 

spojrzał na Kat. Miała łzy w oczach.

- Nie płacz, Kat.
- Nie płaczę. - Pociągnęła nosem, a Clay przysunął 

się bliżej. Wziął ją w ramiona, a ona przywarła do nie-
go z całej siły. Przypomniała sobie, jak często dawał 
jej schronienie w swoich ramionach.

- Zostań ze mną - powiedział z ustami przy jej uchu.
Podniosła na niego oczy.
- Na jak długo?
- Na jak długo zechcesz.
- A jeśli zechcę zostać na zawsze?

Dotknął kosmyka jej włosów. Były wilgotne i potarga-
ne tak samo jak jego.

background image

- Czy to znaczy, że mnie kochasz? Pokiwała głową 

bez słowa.

- O Boże, Kat. Ja też. Ale to mnie przeraża. Kolana 

się pod nią ugięły. Clay wyglądał tak poważnie i tak... 
bezradnie. Cudowny mężczyzna, który właśnie obna-
żył swoją duszę.

- Dlaczego ?
- Z powodu Andrew. To on jest takim facetem, któ-

rego powinnaś poślubić. To jego zaakceptowałaby 
twoja rodzina.

- Moja rodzina pragnie tylko mojego szczęścia. Ko-

cham się w tobie od czasu, kiedy byliśmy smarkacza-
mi, wiesz?

- To tak jak ja, ale wówczas nie rozumiałem swoich 

uczuć.

- Byliśmy na to za młodzi.
- Starałem się zapomnieć o tobie, ale okazało się, że 

nasza przygoda to nie tylko seks. Początkowo tak my-
ślałem, ale nie miałem racji. - Zastanowił się przez 
chwilę. - Chcesz ze mną zamieszkać tutaj? Prowadzić 
ze mną klub?- Znowu zamilkł i poszukał jej wzroku. -
Może wyjdziesz za mnie? - zapytał wreszcie.

- Może? - Serce Kat biło radośnie. Nabrała dużo 

powietrza w płuca, rozkoszując się chwilą, czekając, aż 
świadomość dotrze do każdej komórki jej ciała. Clay-
ton Crawford ją kocha, chce, by została jego żoną. -W 
tej sprawie nie ma prawa być żadnego „może". - Nie 
wyobrażała sobie życia bez niego. Bez jego dotyku, 

background image

bez jego głosu, bez jego bezpiecznych ramion. - Wyjdę 
za ciebie, jasne... i to natychmiast.

- Przyszłaś tu, żeby się pożegnać na zawsze, a teraz 

mamy się pobrać. Zabawne, co? - Uśmiechnął się sze-
roko. - Chyba rozum nam odebrało.

- Zgadzam się z tobą w zupełności. - Odwzajemniła 

uśmiech.

- Zostały niecałe dwa miesiące! - zawołała Delilah 

Beaumont, kartkując swój notes. - Niecałe dwa miesią-
ce na przygotowanie wesela!

- Są niecierpliwi. - Marie wyraziła opinię na temat 

przyszłych państwa młodych. - Nie chcą czekać.

Clay zerknął na swoją mamę, a ona się uśmiechnęła. 

Obie rodziny zebrały się w salonie Beaumontów przy 
mrożonej herbacie i przekąskach.

- Potrzebny nam będzie jakiś organizator. O,

mam! - Delilah znalazła kartkę z numerem, którego 
szukała. - Urządzimy największe i najwspanialsze we-
sele, jakiego Savannah jeszcze nie widziało. Nawet 
gdybyśmy mieli harować dzień i noc!

Clay nie odezwał się słowem, rozsiadł się tylko wy-

godniej i obserwował matkę Kat, tak strasznie przejętą 
zbliżającym się ślubem. Było mu wszystko jedno, jak 
będzie wyglądała ta ceremonia, najważniejsze, że żenił 
się z kobietą, którą kocha.

Kat siedziała obok Marie ze stertą żurnali na kola-

nach. Szukały pomysłów na ślubną suknię, którą matka 

background image

Claya miała zaprojektować i uszyć.

- Wesele może odbyć się tutaj. – Delilah wskazała 

ręką na drzwi prowadzące do zadbanego ogrodu. - O
zmierzchu, z lampionami pływającymi wśród lilii 
wodnych. Prawda, że tak będzie wytworniej

I romantycznie - dopowiedziała Marie. Kat podnio-

sła oczy znad żurnala.

- Przecież nie mamy lilii wodnych, mamo.
- To je sprowadzimy. Wzniesiemy też romantyczną 

świątynkę albo kamienną pergolę. Coś o wiele bardziej 
oryginalnego niż zwykła altana. Jeśli będzie trzeba, 
przeprojektujemy cały ogród. - Delilah klasnęła w dło-
nie. - A co powiecie na greckie posągi?

- Pod warunkiem, że jeden z nich będzie przedsta-

wiał Trytona - żywo zareagowała Kat.

- Cudowny pomysł. - Delilah sięgnęła po kanapecz-

kę z ogórkiem. - To syn Posejdona, prawda?- Zrobiła 
przerwę, żeby przeżuć kanapkę. - Może powinniśmy 
też zamówić posąg Posejdona. Co o tym sądzisz, Clay-
tonie?

- Świetny pomysł. - Spojrzał na Kat i od razu serce 

zaczęło mu bić szybciej. Była śliczna jak obrazek.

background image

- Mnie się to wszystko podoba - odezwał się ojciec 

Kat, którego nikt nie pytał o zdanie.

William był spokojnym człowiekiem, dobro-

dusznym i ogólnie szanowanym. Clay ogromnie go 
polubił i miał nadzieję, że z wzajemnością.

- Zadzwonię zaraz do projektanta zieleni. - Delilah 

promieniała. Planując ślub córki, była wreszcie w swo-
im żywiole. Podobnie jak matka Claya, która nie mo-
gła się doczekać, kiedy jej syn stanie przed ołtarzem.

Clay wziął za rękę swoją narzeczoną i poprowadził 

ją do ogrodu. Wędrowali trawnikiem pośród orgii 
kwiatów, podziwiając widok na ocean. Naprawdę wy-
marzone miejsce na uroczystość weselną!

- Mama jeszcze nawet nie zaczęła myśleć o samym 

przyjęciu. Trzeba ustalić menu, zamówić tort, przygo-
tować...

- To nie ma znaczenia. - Ujął w dłonie twarz Kat i 

pocałował ją. - Najważniejsze, że jesteśmy razem.

- Kocham cię, Claytonie Crawfordzie - wyszeptała, 

obejmując go za szyję.

- A ja ciebie, Kat. - Wszystkie unoszące się w po-

wietrzu zapachy wymieszały się z sobą, tworząc cu-
downą wonną harmonię. - Jesteś dla mnie wszystkim.

Znów się pocałowali, a potem oderwali od siebie, 

żeby jeszcze raz popatrzeć na ocean, na połyskującą w 
oddali błękitnozieloną toń.

- Czy wiesz, że nie jesteśmy jedyną parą, która po-

znała się w klubie? - odezwał się po chwili Clay.

background image

- Tak?
Sophia i Nick też się tam zeszli i odtąd są razem, 

podobnie jak Kelly i Mike.

- Nie mam zielonego pojęcia, o kim mówisz.
- Sophia była moją asystentką, a Nick agentem spe-

cjalnych służb antynarkotykowych, który zachwycił 
Sophię. Teraz odnawiają parowiec i zamierzają urzą-
dzić w nim kasyno.

- Czyli że on już nie jest gliną.
- Nie. Ani ona moją asystentką. - Clay uśmiechnął 

się, nie odrywając wzroku od rozpromienionych błę-
kitnych oczu Kat i jej opalonej twarzy. - Myślę, że te-
raz ty zostaniesz moją prawą rękę.

- Z radością. - Przylgnęła do ramienia Claya. - A 

kim są Kelly i Mike?

Kelly jest kelnerką w „Steamie", Mike zaś służy w 

elitarnej jednostce sił specjalnych amerykańskiej ma-
rynarki. Nazywają go Wściekłym Psem.

- Bo jest taki szalony ?

Clay zaśmiał się.

- Nie, chociaż oszalał na punkcie Kelly. Zaproszę 

ich na wesele. A także Sophię i Nicka.

background image

- Chcę, żebyś poznała moich przyjaciół. - Odgarnął 

włosy z czoła Kat. - To będzie piękne wesele. Najlep-
szy dzień w naszym życiu.

- Każdy dzień będzie najlepszym dniem w naszym 

życiu. - Zerwała goździk i włożyła go Clayowi do kie-
szonki koszuli.

- Czuję się jak w niebie - wyszeptał, gdy znaleźli się 

w długim tunelu kwitnących róż.

- To tak jak ja. - Wzięła mężczyznę swoich marzeń 

za rękę i poprowadziła go w głąb ogrodu, do miejsca, 
które najbardziej lubiła.

Idealny kącik dla zakochanych, pomyślał Clay. Dla 

dwojga ludzi, którzy mieli spędzić wieczność w 
Savannah, z jego gorącymi popołudniami, i nastrojo-
wymi wieczorami, przyglądając się zabawom swoich 
dzieci, urodzonych w tym parnym, południowym mie-
ście, które zawsze będzie ich domem.