background image

AGATHA CHRISTIE

   

   
   

MORDERSTWO NA 

POLU GOLFOWYM

   

TŁUMACZYŁ JAN S. ZAUS

TYTUŁ ORYGINAŁU: THE MURDER ON THE LINKS

1

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY
TOWARZYSZKA PODRÓŻY
   
      Sądzę,   że   nadal   krąży   znana   anegdota   o   młodym   pisarzu,   który   chcąc   już   od 
pierwszego słowa wzbudzić zainteresowanie wielce zblazowanego wydawcy, rozpoczął 
powieść następującym zdaniem:
   — Do diabła! — powiedziała księżna.
   Dziwnym zbiegiem okoliczności moja opowieść zaczyna się w ten sam sposób. Tylko, 
że dama, która wydała ów okrzyk, bynajmniej nie była księżną.
   Na początku lipca, po załatwieniu kilku spraw w Paryżu, wracałem porannym ekspresem 
do   Londynu.   Ciągle   dzieliłem   mieszkanie   z   moim   starym   przyjacielem,   Herkulesem 
Poirotem, jeszcze do niedawna belgijskim detektywem.
    Ekspres, jadący z Calais, był osobliwie pusty i poza mną w przedziale znajdowała się 
tylko   jedna   osoba.   Hotel   opuściłem   w   pośpiechu   i   teraz   zająłem   się   sprawdzaniem 
bagaży. Z tego też powodu ledwo zwróciłem uwagę na towarzyszkę podróży, która nagle 
przypomniała   mi   o   swej   obecności.   Zerwała   się   ze   swego   miejsca,   opuściła   okno, 
wychyliła się, ale zaraz cofnęła wykrzykując z całym przekonaniem:
   — Do diabła!
      Przyznaję,   jestem   człowiekiem   staromodnym.   Według   mnie   kobieta   powinna   być 
kobieca.   Nie   mam   cierpliwości   do   tych   wszystkich   nowoczesnych   neurotycznych 
dziewcząt słuchających od rana do wieczora jazzu, palących i dymiących jak komin i 
mówiących językiem, który mógłby wywołać rumieniec na twarzy przekupki z Billingsgate! 
Podniosłem   głowę   i   zmarszczyłem   brwi.   Pod   krzykliwym,   czerwonym   kapelusikiem 
ujrzałem ładną, bezczelną twarzyczkę okoloną gęstymi, czarnymi lokami zakrywającymi 
uszy. Choć dziewczyna miała niewiele ponad siedemnaście lat, jej policzki pokrywała 
warstwa pudru, a wargi były nienaturalnie czerwone.
     Nie  speszona, śmiało zniosła moje  spojrzenie i odpowiedziała na nie  wymownym 
grymasem.
      — O,   mój   Boże,   zaszokowaliśmy   pewnego   dżentelmena!   —   zwróciła   się   do   nie 
istniejącego   audytorium.   —   Uprzejmie   przepraszam   za   mój   sposób   wyrażania   się! 
Przyznaję, to nie przystoi prawdziwej damie, ale — o, Boże, miałam poważny powód! Czy 
pan wie, że straciłam jedyną siostrę?
   — Doprawdy? — powiedziałem uprzejmie. — To godne pożałowania.

2

background image

   — On mnie potępia! — zauważyła młoda panna. — Najwyraźniej potępia… mnie i moją 
siostrę, a to ostatnie jest nie fair, bo nawet jej nie widział!
   Otworzyłem usta, ale nie dopuściła mnie do słowa.
     — Niech pan nic nie mówi! Nikt mnie nie kocha! Za karę powinnam iść do ogrodu i 
zjadać szkodniki. Buuu…! Zostałam ukarana!
   Zasłoniła się płachtą francuskiego czasopisma satyrycznego. Za chwilę zauważyłem, że 
zerka na mnie ukradkowo ponad pismem. Na przekór sobie nie mogłem się powstrzymać 
od uśmiechu i w tym momencie odrzuciła czasopismo i roześmiała się perliście.
     — Wiem, że nie jest pan takim strasznym ponurakiem, na jakiego pan wygląda — 
rzekła.
     Jej śmiech był tak zaraźliwy, że nie mogłem dłużej zachowywać powagi, mimo, że 
określenie „ponurak” nie przypadło mi do gustu.
    — Nareszcie! A więc jesteśmy już przyjaciółmi! —oświadczyła pannica. — Niech pan 
powie, że jest mu przykro z powodu mojej siostry…
   — Jestem zrozpaczony…
   — Dobry chłopiec!
     — Proszę pozwolić mi dokończyć. Chciałem dodać, że chociaż jestem zrozpaczony, 
doskonale mogę znieść jej nieobecność.
   Przy tych słowach skłoniłem trochę głowę. Ale ta młoda, i w istocie nieobliczalna, istotka 
zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.
   — Dosyć. Wolę już pańską dostojną dezaprobatę. Och, ten wyraz twarzy! Widać na niej 
wypisane słowa: „To nie jest osoba z naszego towarzystwa”. I nie myli się pan, chociaż w 
dzisiejszych czasach trudno odróżnić księżnę od kobiety z półświatka. Masz tobie, znowu 
pana zaszokowałam, prawda? Pan z pewnością niedawno wyszedł z dżungli, ale mnie to 
nie przeszkadza. Żałuję, że ludzie pańskiego pokroju, to dziś przeżytek. Nienawidzę ludzi, 
którzy są zbyt śmiali. Natychmiast się wściekam.
   Potrząsnęła energicznie głową.
   — Jak pani wygląda, gdy się wścieka? — zapytałem z uśmiechem.
     — Wtedy wstępuje we mnie diabeł. Nie zwracam uwagi na to, co mówię i co robię. 
Załatwiłam tak pewnego faceta. Naprawdę. Ale zasłużył na to.
   — No to — powiedziałem błagalnie — niech się pani na mnie nie wścieka.
      — Nie   będę.  Lubię  pana…   polubiłam   pana   od   pierwszej   chwili.   Ale  sprawiał   pan 
wrażenie takiego zdegustowanego, że pomyślałam, iż nigdy się nie zaprzyjaźnimy.

3

background image

   — A jednak zostaliśmy przyjaciółmi. Proszę mi powiedzieć coś o sobie.
   — Jestem aktorką. Nie… nie taką, jak pan myśli. Występuję na scenie od szóstego roku 
życia. Wywracam koziołki.
   — Pani wybaczy, ale… — zacząłem zaskoczony.
   — Nigdy nie widział pan dzieci robiących różne sztuczki akrobatyczne?
   — Ach tak, rozumiem!
   — Z urodzenia jestem Amerykanką, ale prawie całe życie spędziłam w Anglii. Właśnie 
opracowałyśmy nowy numer…
   — My?
   — Moja siostra i ja. Taka mieszanka, trochę śpiewu, trochę tańca, potem odklepujemy 
tekst i do tego stare sztuczki. W sumie nowy pomysł, który zawsze bierze. I daje szansę 
na niezły zarobek…
    Moja nowa znajoma pochyliła się i mówiła dalej z zapałem, używając niezrozumiałych 
dla mnie określeń. Ale mimo to zauważyłem, że coraz bardziej mnie interesuje. Wydawała 
się   ciekawą   mieszaniną   dziecka   i   kobiety.   Chociaż   życiowo   doświadczona   i   —   jak 
twierdziła — zdolna o siebie zadbać, w jej prostych poglądach na życie i determinacji, aby 
odnieść sukces, było coś interesująco naiwnego.
     Minęliśmy Amiens. Ta nazwa wywołała wspomnienia. Moja towarzyszka zdawała się 
czytać w moich myślach.
   — Myśli pan o wojnie?
   Skinąłem głową.
   — Brał pan w niej udział, jak sądzę?
     — A jakże. Zostałem ranny i po bitwie nad Sommą odesłano mnie do domu. Teraz 
jestem kimś w rodzaju prywatnego sekretarza posła do parlamentu.
   — O Boże! Ma pan głowę na karku!
    — Nie, to nic ciekawego. W istocie nie mam wiele do roboty. Najwyżej dwie godziny 
dziennie. A poza tym to nudna praca. I doprawdy nie wiem, co bym robił, gdybym nie miał 
innego, bardziej interesującego zajęcia.
   — Niech pan nie mówi, że kolekcjonuje owady!
     — Nie. Mieszkam z bardzo interesującym człowiekiem. To Belg — były detektyw. 
Obecnie mieszka w Londynie i zajmuje się niezwykłymi sprawami. To doprawdy wspaniały 
człowiek. Niejeden raz rozwiązał sprawę, z którą policja nie potrafiła sobie poradzić.
   Moja towarzyszka słuchała z szeroko otwartymi oczami.

4

background image

    — To fascynujące! Ubóstwiam zbrodnie. Oglądam wszystkie filmy kryminalne. A kiedy 
wydarzy się jakieś morderstwo, po prostu pożeram dzienniki.
   — Pamięta pani morderstwo w Styles*? — zapytałem.
   — Chwileczkę… czy to wtedy otruto starszą panią? Gdzieś w hrabstwie Essex?
   Skinąłem głową.
   — To była pierwsza wielka sprawa Poirota. Gdyby nie on, morderca uszedłby bezkarnie. 
To był cudowny popis zręczności detektywistycznej.
      Zapaliwszy   się   do   tematu,   zacząłem   opisywać   główne   etapy   śledztwa,   aż   do 
zaskakującego, triumfalnego zakończenia.
      Dziewczyna   słuchała   oczarowana.   Byliśmy   tak   zaabsorbowani,   że   nawet   nie 
zauważyliśmy, że pociąg zatrzymał się na dworcu w Calais.
     Zawołałem dwóch bagażowych i wysiedliśmy na peron. Moja towarzyszka podała mi 
rękę.
   — Do widzenia. W przyszłości będę się starała lepiej wyrażać.
   — Och, ale pozwoli pani, że zaopiekuję się nią na statku?
    — Może nie wsiądę na ten statek. Wpierw muszę poszukać siostry i upewnić się, czy 
jechała razem z nami. W każdym razie dziękuję.
   — Ale z pewnością jeszcze się spotkamy, prawda? Nie podała mi pani swojego imienia! 
— krzyknąłem, gdy odwracała się.
   Spojrzała na mnie przez ramię.
   — Kopciuszek — odparła i zaśmiała się.
     Wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, kiedy i w jakich okolicznościach znowu ją 
spotkam.

ROZDZIAŁ DRUGI
WEZWANIE NA POMOC
   
      Następnego   dnia   pięć   po  dziewiątej   wszedłem   do   naszego   wspólnego   salonu   na 
śniadanie.   Mój   przyjaciel,   Poirot,   jak   zawsze   punktualny,   właśnie   rozbijał   skorupkę 
drugiego jajka.
   Uśmiechnął się promiennie na mój widok.

5

background image

   — Dobrze spałeś? Odpocząłeś po tej okropnej podróży? To wspaniale, dziś rano jesteś 
wyjątkowo punktualny. Pardon, ale twój krawat leży niesymetrycznie. Pozwolisz, że go 
poprawię?
   Herkulesa Poirota opisałem już w innej książce. To niezwykły człowieczek! Jego wzrost 
nie   przekracza   metra   sześćdziesięciu   centymetrów;   ma   owalną   głowę,   zwykle 
przechyloną   nieco   na   bok;   oczy,   gdy   jest   podniecony,   rzucają   zielone   błyski;   wąs 
zakręcony sztywno po wojskowemu; zawsze elegancki jak dandys. A poza tym jest we 
wszystkim niesamowitym pedantem. Na widok krzywo stojącego bibelotu, śladu kurzu, 
czy   też   najmniejszej   niedbałości   w   czyimś   stroju,   cierpi   istne   tortury,   dopóki   nie 
zaprowadzi   porządku.   Porządek   i   Metoda,   to   jego   bóstwa.   Gardzi   namacalnymi 
dowodami, takimi jak ślady stóp i popiół z papierosa, twierdząc, że tego rodzaju rzeczy 
nigdy nie doprowadzą detektywa do rozwiązania zagadki. Wykładając to zwykle pukał się 
z zadowoleniem w jajowatą głowę i powtarzał z satysfakcją:
   — Małe, szare komórki — zawsze pamiętaj o małych, szarych komórkach, mon ami.
     Usiadłem na swoim miejscu i w odpowiedzi na powitanie Poirota zauważyłem od 
niechcenia, że godzinną podróż z Calais do Dover trudno nazwać okropną.
   — Nie ma nic interesującego w dzisiejszej poczcie? — zapytałem.
   Poirot potrząsnął z niezadowoleniem głową.
      — Jeszcze   nie   przejrzałem   wszystkich   listów,   ale   dotychczas   nie   przyszło   nic 
interesującego. Wielcy zbrodniarze, przemyślne zbrodnie, to wszystko nie istnieje.
   Potrząsnął głową przygnębiony, a ja roześmiałem się.
     — Nie przejmuj się, Poirot, jeszcze uśmiechnie się do ciebie szczęście. Otwórz listy. 
Każdy z nich może zawierać jakąś sprawę rysującą się na horyzoncie.
      Poirot   uśmiechnął   się,   chwycił   mały   nożyk   do   otwierania   listów   i   zaczął   rozcinać 
pierwszą z brzegu kopertę leżącą na wierzchu kilku listów znajdujących się obok jego 
talerza.
      — Rachunek.   Następny   rachunek.   Na   starość   robię   się   rozrzutny.   Ach!   Otóż   i 
wiadomość od Jappa.
    — Doprawdy? — Nadstawiłem uszu. Inspektor Scotland Yardu niejeden raz wciągnął 
nas w interesującą sprawę.
   — Tylko dziękuje mi (na swój własny sposób) za pomoc w sprawie Aberystwitha, kiedy 
skierowałem go na właściwy trop. Z przyjemnością mu pomagałem.
   Poirot nadal bez entuzjazmu przeglądał korespondencję.

6

background image

   — Prośba o wykład dla naszych miejscowych skautów.
     Hrabina Forfanock będzie zobowiązana, jeśli ją odwiedzę. Pewnie następny piesek 
salonowy! Ina koniec… Ach… W jego głosie zaszła nagła zmiana. Podniosłem wzrok. 
Poirot czytał z uwagą. Po chwili podsunął mi kartkę papieru.
   — To coś niezwykłego, mon ami. Przeczytaj.
   List, na zagranicznym papierze, napisany był pewną ręką.
   
   WILLA GENEVIÉVE,
   MERLINVJLLE–SUR–MER,
   FRANCJA
   Szanowny Panie,
    Potrzebuję usług dobrego detektywa, ponieważ z pewnych względów — które podam 
panu później — nie chcę powiadamiać policji. Słyszałem o Panu z wielu różnych źródeł i 
wszyscy twierdzą, że jest Pan nie tylko bardzo zdolny, ale również dyskretny. Nie chcę 
podawać w liście szczegółów, ale z uwagi na posiadaną tajemnicę obecnie żyję w ciągłym 
strachu. Jestem przekonany, że niebezpieczeństwo jest bliskie, i dlatego błagam, żeby nie 
tracił Pan czasu i jak najszybciej przybył do Francji. Proszę przysłać depeszę z datą 
przyjazdu, to przyślę po Pana samochód do Calais. Byłbym zobowiązany, gdyby porzucił 
Pan prowadzone obecnie dochodzenia i całkowicie poświęcił się moim sprawom. Jestem 
przygotowany zapłacić każde honorarium. Być może będę potrzebował Pańskich usług 
przez   dłuższy   czas   i   może   zaistnieć   konieczność   udania   się   do   Santiago,   gdzie 
mieszkałem przez wiele lat.
   Jeszcze raz zapewniam Pana, że sprawa jest niezwykle pilna.
Z poważaniem 
P. T. Renauld
   
   Pod podpisem skreślone były drżącą ręką prawie nieczytelne słowa:
   „Na litość boską, niech pan przyjedzie”.
   Z przyspieszonym biciem serca zwróciłem Poirotowi list.
   — Nareszcie coś niezwykłego! —powiedziałem.
   — Istotnie — odparł Poirot w zamyśleniu.
   — Oczywiście pojedziesz—dodałem.

7

background image

   Poirot skinął głową. Myślał intensywnie. W końcu ocknął się i spojrzał na zegarek. Jego 
twarz była bardzo poważna.
   — Jak wiesz, przyjacielu, nie mamy czasu do stracenia. Jednak ekspres na kontynent 
odjeżdża z  dworca  Victoria dopiero o jedenastej, więc nie  denerwuj się, mamy dość 
czasu. Możemy poświęcić dziesięć minut na dyskusję. Będziesz mi towarzyszył, n‘est–ce 
pas!
   — No…
     — Mówiłeś, ze twój pracodawca nie będzie ciebie potrzebował przez następne kilka 
tygodni.
   — Och, tak, wszystko się zgadza. Ale pan Renauld dał niedwuznacznie do zrozumienia, 
że to sprawa prywatna.
   — Dobrze, dobrze. Załatwię to z panem Renauldem. A przy okazji, chyba znam skądś 
to nazwisko?
    — Znany południowoamerykański milioner nazywa się Renauld. Nie wiem, czy to ten 
sam.
      — Niewątpliwie.   To   wyjaśnia   Santiago.   Santiago   jest   w   Chile,   a   Chile   leży   w 
Południowej   Ameryce!   No,   w   każdym   razie   zrobiliśmy   postępy!   Zwróciłeś   uwagę   na 
dopisek? Co cię w nim uderzyło?
   Zamyśliłem się.
   — Wyraźnie cały list napisał pewną ręką, ale pod koniec przestał się kontrolować i pod 
wpływem nagłego impulsu dopisał te sześć słów.
   Mój przyjaciel potrząsnął energicznie głową.
   — Mylisz się. Nie zauważyłeś, że atrament podpisu jest wyraźnie czarny, a w dopisku 
blady?
   — I co z tego? — zapytałem z ciekawością.
     — Mon Dieu, mon ami*, użyj swoich szarych komórek. Czy to nie oczywiste? Pan 
Renault napisał cały list. Nie osuszając go bibułą przeczytał uważnie. Następnie, nie 
powodowany impulsem, ale rozmyślnie, dodał ostatnie słowa i natychmiast wysuszył je 
bibułą.
   — Dlaczego?
   — Parbleu! Aby wywrzeć na mnie odpowiednie wrażenie — takie jakie wywołał na tobie.
   — Co?

8

background image

   — Mais oui… chciał być pewien, że przyjadę! Przeczytał napisany list i nie był z niego 
zadowolony. Nie był wystarczająco przekonujący!
   Przerwał, a po chwili — z świadczącym o wewnętrznym podnieceniu zielonym błyskiem 
w oczach — dodał łagodnie:
   — Tak więc, mon ami, skoro nie pod wpływem impulsu, ale na trzeźwo, z zimną krwią 
dodał to postscriptum, sprawa jest niezwykle pilna i musimy dotrzeć do niego tak szybko, 
jak to tylko możliwe.
   — Merlinville–Sur–Mer…—mruknąłem w zamyśleniu.
   — Wydaje mi się, że słyszałem już tę nazwę.
   Poirot skinął głową.
     — To spokojna, mała miejscowość — ale szykowna! Leży w połowie drogi między 
Boulogne i Calais. Jak sądzę, pan Renauld ma dom w Anglii?
   — Tak, o ile dobrze pamiętam, przy Rutland Gate. I jakąś dużą posiadłość na prowincji, 
w Hertfordshire. Prawdę mówiąc mało o nim wiem, nie lubi się udzielać towarzysko. 
Chyba ma w City biuro prowadzące jakieś interesy z Południową Ameryką i większość 
życia spędził w Chile i Argentynie.
     — Wszystkich szczegółów dowiemy się od niego samego. Chodźmy się spakować. 
Wystarczy jedna mała walizka dla każdego, a potem taksówka na dworzec Victoria.
   O jedenastej pociąg ruszył w kierunku Dover. Przed odjazdem Poirot wysłał depeszę do 
pana Renaulda, podając czas przybycia do Calais.
     Wiedziałem, że na statku lepiej nic zakłócać samotności mojego przyjaciela. Była 
wspaniała pogoda i morze gładkie jak lustro, więc nie byłem zaskoczony, gdy po przybiciu 
do Calais Poirot dołączył do mnie z uśmiechem. Ale czekało nas rozczarowanie; nie 
przysłano po nas samochodu. Wyglądało na to, że depesza Poirota utknęła gdzieś po 
drodze.
    — Musimy wynająć taksówkę — oświadczył wesoło. Po kilku minutach, jechaliśmy do 
Merlinville w okropnie rozklekotanym aucie.
   Byłem w dobrym nastroju, ale mój mały przyjaciel obserwował mnie posępnie.
   — Zachowujesz się jak niespełna rozumu, Hastings. A to wróży nieszczęście.
   — Nonsens. W każdym razie ty nie podzielasz moich uczuć.
   — Nie, ale boję się.
   — Czego?
   — Nie wiem. Mam przeczucie …je ne sais quoi!*

9

background image

   Powiedział to tak poważnie, że wbrew wszystkiemu i mnie się to udzieliło.
   — Czuję — powiedział wolno — że to będzie duża sprawa — długi, nużący i niełatwy do 
rozwiązania problem.
     Nie  zadawałem dalszych  pytań, bo  właśnie przyjechaliśmy  do małego miasteczka 
Merlinville i zwolniliśmy, żeby zapytać o drogę do willi Genevi?ve.
    — Prosto, monsieur, przez miasto. Willa Genevi?ve znajduje się osiemset metrów za 
miastem. Nie zabłądzicie. To duża willa z widokiem na morze.
      Podziękowaliśmy   informatorowi   i   pojechaliśmy   wedle   wskazówek.   Drugi   raz 
zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg. W naszym kierunku wlókł się jakiś wieśniak i 
czekaliśmy, aż się zbliży, żeby znowu zapytać o drogę. Po prawej stronie drogi stała 
niewielka willa — zbyt mała na tę, której szukaliśmy. Nagle otworzyła się furtka i wyszła z 
niej jakaś dziewczyna.
   Szofer wychylił się przez okno i zapytał mijającego nas wieśniaka o drogę.
   — Willa Genevi?ve? To kilka kroków stąd, trzeba skręcić w drogę po prawej, monsieur. 
Moglibyście ją widzieć, gdyby nie stała za zakrętem.
     Szofer podziękował i ruszyliśmy. Patrzyłem zafascynowany na stojącą dziewczynę. 
Trzymała rękę na klamce furtki i patrzyła na nas. Jestem wielbicielem piękna, a teraz 
miałem   przed   sobą   istotę,   obok   której   nie   sposób   przejść   obojętnie.   Wysoka,   o 
proporcjach młodej boginki, złote włosy błyszczały w słońcu. Mógłbym przysiąc, że nigdy 
nie   widziałem   piękniejszej   dziewczyny.   Mijając   ją,   odwróciłem   głowę   i   patrzyłem 
oczarowany.
   — Na Boga, Poirot — wykrzyknąłem — zauważyłeś tę młodą boginię?
   Poirot uniósł brwi.
   — Ça commence!* — mruknął. — Już zdążyłeś zobaczyć boginię!
   — Niech to diabli, czy to nie była bogini?
   — Możliwe, ale ja tego nie zauważyłem.
   — Nie zauważyłeś jej?
   — Mon ami, dwóch ludzi rzadko widzi to samo. Ty, na przykład, widziałeś boginię, a ja… 
— zawahał się.
   — A ty…?
   — Widziałem tylko dziewczynę o niespokojnych oczach — odparł poważnie Poirot.

10

background image

     W rym momencie zajechaliśmy przed wielką, zieloną bramę i oboje równocześnie 
wydaliśmy okrzyk zdumienia. Przed bramą stał imponującego wzrostu policjant, który na 
nasz widok podniósł rękę.
   — Zakaz wjazdu, messieurs.
     — Ale my chcemy się widzieć z panem Renauldem — wykrzyknąłem. — Jesteśmy 
umówieni na spotkanie. To przecież jego willa, prawda?
   — Tak, monsieur, ale…
   Poirot pochylił się do przodu.
   — Ale co?
   — Monsieur Renauld został dziś rano zamordowany.

ROZDZIAŁ TRZECI
W WILLI GENEVI?VE
   
   Poirot wyskoczył z samochodu, jego oczy błyszczały z podniecenia.
   — O czym pan mówi? Zamordowany? Kiedy? Jak?
   Policjant wyprostował się.
   — Nie wolno mi odpowiadać na żadne pytanie, monsieur.
   — Tak, to prawda. Rozumiem. — Poirot zastanawiał się przez chwilę. — Niewątpliwie w 
willi jest teraz komisarz policji?
   — Tak, monsiuer.
   Poirot wyjął wizytówkę i napisał kilka słów.
      — Voil?!   Czy   będzie   pan   tak   dobry   i   natychmiast   przekaże   ten   bilecik   panu 
komisarzowi?
   Mężczyzna wziął wizytówkę, odwrócił głowę i zagwizdał. Po chwili zjawił się jego kolega 
i   odebrał   wizytówkę   Poirota.   Po   kilku   minutach   pojawił   się   niski,   otyły   mężczyzna   z 
sumiastym wąsem. Szybko podszedł do bramy.
   — Drogi monsieur Poirot! — wykrzyknął. — Jakie to szczęście, że się pan tu zjawił.
   Twarz Poirota rozpromieniła się.
   — Monsieur Bex! Jestem zachwycony. — Odwrócił się do mnie. — Pozwolą panowie, 
że ich przedstawię. Oto mój angielski przyjaciel, kapitan Hastings, a to monsieur Lucien 
Bex.
   Skłoniliśmy się sobie ceremonialnie i pan Bex zwrócił się do Poirota:

11

background image

   — Mon vieux, nie widziałem pana od 1909 roku, gdy spotkaliśmy się w Ostendzie. Ma 
pan jakieś informacje?
   — Może już je pan zna. Wie pan, że zostałem tu wezwany listownie?
   — Nie. Przez kogo?
    — Przez zamordowanego. Wydaje się, że wiedział, iż ktoś nastaje na jego życie. Na 
nieszczęście wezwał mnie za późno.
   — Sacre tonnerre!* wykrzyknął Francuz. — Zatem przewidział własne morderstwo. To w 
znacznym stopniu podważa nasze teorie! Ale wejdźmy do środka.
   Otworzył bramę i ruszyliśmy w kierunku domu. Monsieur Bex kontynuował:
     — Natychmiast musi pan  to powtórzyć sędziemu  śledczemu, monsieur Hautetowi. 
Właśnie skończył badanie miejsca zbrodni i teraz przesłuchuje świadków.
   — Kiedy popełniono zbrodnię? — zapytał Poirot.
      — Ciało   znaleziono   dziś   rano   około   dziewiątej.   Według   zeznania   pani   Renauld   i 
orzeczenia lekarzy, śmierć musiała nastąpić około drugiej w nocy. Ale proszę, wejdźmy do 
środka.
   Pokonaliśmy kilka stopni wiodących do frontowych drzwi willi. W holu siedział następny 
policjant. Wstał na widok komisarza.
   — Gdzie teraz jest monsieur Hautet? — zapytał Bex.
   — W salonie, proszę pana.
     Komisarz otworzył drzwi po lewej stronie i weszliśmy do salonu. Monsieur Hautet 
siedział ze swoim sekretarzem przy dużym okrągłym stole. Spojrzał, gdy wchodziliśmy. 
Komisarz przedstawił nas i wyjaśnił naszą obecność.
     Sędzia śledczy, monsieur Hautet, był wysokim, chudym mężczyzną, o przenikliwych 
oczach i starannie przyciętej bródce, którą miał zwyczaj gładzić, gdy mówił. Przy kominku 
stał starszy, trochę przygarbiony mężczyzna, którego przedstawiono nam jako doktora 
Duranda.
   — To doprawdy niezwykłe — zauważył monsieur Hautet, gdy komisarz skończył. — Ma 
pan przy sobie ten list ?
   Poirot podał mu list i sędzia zaczął czytać.
    — Hm… Pisze o jakiejś tajemnicy. Jaka szkoda, że nie wyjaśnił tego bliżej. Jesteśmy 
bardzo wdzięczni, że pan przyjechał, panie Poirot. Mam nadzieję, że uczyni nam pan 
łaskę i weźmie udział w śledztwie. A może musi pan wracać do Londynu?

12

background image

     — Panie sędzio, zamierzam zostać. Nie przyjechałem w porę, aby zapobiec śmierci 
mego klienta, i mój honor nakazuje mi teraz wykryć mordercę.
   Sędzia skłonił się.
   — To bardzo chwalebne. Bez wątpienia madame Renauld również zechce skorzystać z 
pańskich usług. W każdej chwili spodziewamy się pana Girauda z S?reté w Paryżu i 
jestem pewien, że wzajemnie będziecie się wspomagać w śledztwie. A tymczasem mam 
nadzieję, że uczyni mi pan grzeczność i weźmie udział w przesłuchaniu; chyba nie muszę 
dodawać, że w razie potrzeby służymy pomocą.
     — Dziękuję. Obecnie, jak pan wie, poruszam się w kompletnych ciemnościach. Nie 
mam o niczym pojęcia.
   Sędzia kiwnął na komisarza, który zaczął relacjonować:
    — Dziś rano stara służąca, Françoise, zeszła na dół, aby zacząć codzienne zajęcia i 
zauważyła, że frontowe drzwi są otwarte. Obawiając się, że do domu weszli złodzieje, 
zajrzała   do   jadalni,   ale   przekonawszy   się,   że   srebra   są   w   komplecie,   przestała   się 
martwić. Doszła do wniosku, że niewątpliwie jej pan wstał wcześnie i wyszedł na spacer.
   — Przepraszam, monsieur, że przerwę, ale czy leżało to w jego zwyczaju?
     — Nie, ale stara Françoise ma wyrobione zdanie na temat Anglików — uważa, że 
wszyscy są pomyleni i często postępują w sposób niewytłumaczalny! Gdy pokojówka 
Léonie, młoda dziewczyna, poszła zbudzić swoją panią, z przerażeniem odkryła, że leży 
na łóżku związana i zakneblowana. Niemal w tej samej chwili nadeszły wiadomości, że 
znaleziono ciało pana Renaulda z sztyletem w plecach.
   — Gdzie?
   — Otóż to właśnie jest najdziwniejsze w tej sprawie, panie Poirot. Ciało leżało twarzą do 
ziemi… w otwartym grobie.
   — Co?
   — Tak. Grób był świeżo wykopany — zaledwie kilka metrów za ogrodzeniem.
   — Kiedy nastąpiła śmierć?
   Na to pytanie odpowiedział doktor Durand.
   — Zbadałem ciało o dziesiątej rano. Śmierć musiała nastąpić co najmniej siedem albo 
dziesięć godzin wcześniej.
   — Hmmm… To znaczy, że mieczy północą i trzecią nad ranem.

13

background image

     — Zgadza się, a poza tym zeznanie pani Renauld wskazuje na drugą, co dokładnie 
określa   czas   popełnienia   zbrodni.   Śmierć   musiała   nastąpić   natychmiast   i   oczywiście 
wyklucza się samobójstwo.
   Poirot skinął głową i komisarz kontynuował:
      — Przerażona   służba   szybko   uwolniła   panią   Renauld   z   więzów.   Była   niezmiernie 
osłabiona, prawie nieprzytomna z bólu, jaki spowodowały sznury. Okazało się, że do 
sypialni wdarło się dwóch zamaskowanych mężczyzn, zakneblowali ją i związali, potem 
siłą uprowadzili jej męża. Ale o tym dowiedzieliśmy się z drugiej ręki, od służby. Gdy 
nadeszły tragiczne wieści, pani Renauld wpadła w czarną rozpacz. Doktor Durand po 
przybyciu   natychmiast   podał   jej   środek   nasenny.   Teraz   niewątpliwie   śpi   spokojnie   i 
odpoczywa po napięciu wywołanym przesłuchaniem.
   — Kto mieszka w tym domu?
     — Gospodyni, stara Françoise. Od wielu lat służyła u poprzednich właścicieli willi. 
Następnie mamy dwie młode dziewczyny, siostry Denise i Léonie Oulard. Pochodzą z 
Merlinville   i   mają   bardzo   porządnych   rodziców.   Dalej,   szofer,   którego   pan   Renauld 
przywiózł z Anglii. Obecnie jest na urlopie. Wreszcie sama pani Renauld i jej syn, Jack 
Renauld. Ale i on w tej chwili jest nieobecny. Poirot skinął głową.
   — Marchaud! — zawołał Hautet. Pojawił się policjant.
   — Przyprowadź Françoise.
   Policjant zasalutował i wyszedł. Po chwili przyprowadził wystraszoną gospodynię.
   — Nazywa się pani Françoise Arrichet?
   — Tak, proszę pana.
   — Od jak dawna służy pani w willi Genevi?ve?
     — Przez jedenaście lat służyłam u pani wicehrabiny. Potem wiosną sprzedała willę i 
ugodziłam się na służbę do tego angielskiego milorda. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że…
   Sędzi a krótko jej przerwał.
   — Niewątpliwie, niewątpliwie. Niech nam pani powie, Françoise, kto zwykle zamyka na 
noc drzwi frontowe?
   — Ja, proszę pana.
   — A wczoraj wieczorem?
   — Zamknęłam je, jak zwykle.
   — Jest pani tego pewna?
   — Przysięgam na wszystkie świętości, monsieur.

14

background image

   — O której godzinie?
   — Normalnie, o wpół do jedenastej.
   — Czy inni mieszkańcy udali się już na spoczynek?
     — Madame dawno już poszła do siebie. Denise i Léonie poszły ze mną na górę. 
Monsieur został w gabinecie.
   — A zatem jeśli ktoś potem otworzył drzwi, to mógł to zrobić tylko pan Renauld?
   Françoise wzruszyła szerokimi ramionami.
    — A po co miałby to robić? Przecież ciągle kręcą się tutaj złodzieje i bandyci! Co za 
pomysł! Monsieur nie był głupcem. Przecież nie musiał wpuszczać tej damy…
   Sędzia szybko przerwał:
   — Dama? O jakiej damie pani mówi?
   — O tej, co przyszła do niego.
   — Wczoraj wieczorem odwiedziła go jakaś kobieta?
   — Ależ tak, proszę pana… Często przychodziła wieczorem.
   — Kto to był? Zna ją pani?
   Kobieta skrzywiła się chytrze.
     — A skąd niby to miałabym wiedzieć? — mruknęła. — Ja jej wczoraj wieczorem nie 
wpuszczałam.
   — Hola! — krzyknął sędzia, uderzając pięścią w stół. — Chce się pani bawić z policją w 
kotka i myszkę? Proszę natychmiast powiedzieć nazwisko tej kobiety, która wieczorami 
odwiedzała pana Renaulda.
    — Policja… policja — mruczała Françoise. — Nigdy nie myślałam, że będę miała do 
czynienia z policją… Wiem dobrze, kto to był. Pani Daubreuil.
   Komisarz wydał cichy okrzyk zaskoczenia.
   — Pani Daubreuil… z położonej w pobliżu willi Marguerite?
      — Zgadza   się,   monsiuer.   Och,   ładny   z   niej   numerek.   Kobieta   pokiwała   głową 
pogardliwie.
   — Pani Daubreuil… — mruczał komisarz. — Niemożliwe.
   — Voil? — dodała Françoise. — Oto co mnie spotyka za to, że wyznałam prawdę.
     — Ależ nie — odparł sędzia uspokajająco. — Tylko byliśmy tym zaskoczeni. A więc 
madame   Daubreuil   i   monsieur   Renauld,   oni   byli…?   —   przerwał   taktownie.   —   No? 
Niewątpliwie o to chodziło, prawda?

15

background image

      — A   skąd   mam   wiedzieć?   O   czym   pan   mówi?   Przecież   mój   pan   był   angielskim 
dżentelmenem… bardzo bogatym… a pani Daubreuil jest biedna, ale bardzo szykowna. A 
poza tym ona mieszka spokojnie z córką. Niewątpliwie to kobieta z przeszłością! I nie jest 
już młoda — chociaż ma foi! A ja, która panu o tym mówię, widziałam, jak mężczyźni 
odwracają się i gapią na nią, gdy idzie ulicą. Ostatnio wydawała więcej pieniędzy — 
wszyscy w mieście o tym wiedzą! — Françoise potrząsnęła głową z absolutną pewnością.
   Pan Hautet głaskał brodę w zamyśleniu.
   — A pani Renauld? — zapytał. — Jak ona odnosiła się do tej… przyjaźni?
   Françoise wzruszyła ramionami.
    — Zawsze była bardzo miła… bardzo uprzejma. Ktoś mógłby powiedzieć, że niczego 
sienie domyśla. Ale mimo wszystko — czy nie jest tak, że serce cierpi, prawda proszę 
pana?   Obserwowałam,   jak   z   dnia   na   dzień   pani   stawała   się   coraz   bledsza,   coraz 
szczuplejsza. Nie była już tą samą kobietą, która przybyła tu miesiąc temu. Monsieur też 
się zmienił. On też miał swoje zmartwienia. Każdy mógł zauważyć, że znajduje się na 
skraju wyczerpania nerwowego. I czy można się temu dziwić, skoro tak pokierował swoim 
romansem? Żadnej powściągliwości, żadnej dyskrecji. To zupełnie w angielskim stylu!
      Oburzony   poruszyłem   się   na   krześle,   ale   sędzia,   nie   zrażony   tymi   dygresjami, 
kontynuował pytania.
      — Więc   mówi   pani,   że   monsieur   Renauld   nie   musiał   sam   wypuszczać   madame 
Daubreuil. No, ale w końcu wyszła?
   — Tak, proszę pana. Słyszałam, jak oboje wychodzą z gabinetu i idą do drzwi. Monsieur 
Renauld pożegnał ją i zamknął drzwi.
   — Która to była godzina?
   — Chyba dwadzieścia pięć minut po dziesiątej.
   — Słyszała pani, o której pan Renauld poszedł spać?
     — Słyszałam, jak poszedł na górę mniej więcej dziesięć minut po nas. Schody tak 
trzeszczą, że słychać, jak się po nich chodzi.
   — I to wszystko? Słyszała pani coś niepokojącego w nocy?
   — Nie, nic takiego nie słyszałam.
   — Kto ze służby zszedł rano pierwszy na dół?
   — Ja. I zaraz zobaczyłam otwarte drzwi.
   — Czy wszystkie okna na parterze były zamknięte?
   — Tak, panie sędzio. Nie zauważyłam nic podejrzanego.

16

background image

   — Dobrze, może pani odejść, Françoise.
      Stara   kobieta   powlokła   się   do   drzwi.   W   progu   obejrzała   się.   —   Chcę   panu   coś 
powiedzieć. Ta madame Daubreuil, to zła kobieta! O tak, kobieta zawsze pozna się na 
drugiej kobiecie. Ona jest zła, proszę to zapamiętać — przy tych słowach potrząsnęła ze 
znawstwem głową i wyszła z pokoju. — Léonie Oulard! — krzyknął sędzia. Pojawiła się 
Léonie, tonąc we łzach, skłonna do histerii. Pan Hautet zajął się nią zręcznie. Pokojówka 
potwierdziła, że jej pani została zakneblowana i związana. Fakty te znacznie wyolbrzymiła 
i udramatyzowała. Ale, podobnie jak Françoise, w nocy nic nie słyszała.
   Denise potwierdziła zeznania siostry. I ona też zauważyła, że jej pan ostatnio bardzo się 
zmienił.
      — Z   dnia   na   dzień   stawał   się   coraz   bardziej   markotny.   Jadł   mniej.   Ciągle   był 
przygnębiony. — Denise miała co do tego własną teorię. — Niewątpliwie mafia wpadła na 
jego ślad! Dwóch zamaskowanych mężczyzn… Kto inny, jak nie mafia? To straszne!
     — Tak, tak, oczywiście — stwierdził sędzia pojednawczo. — A teraz, moja droga, 
powiedz nam, czy to ty wczoraj wieczorem wpuściłaś do domu madame Daubreuil?
   — Nie wczoraj wieczorem, tylko przedwczoraj.
     — Ale Françoise przed chwilą powiedziała, że madame Daubreuil była tu wczoraj 
wieczorem?
     — Nie. Wczoraj wieczorem do naszego pana przyszła kobieta, ale to nie była pani 
Daubreuil.
   Zaskoczony sędzia zaczął się upierać, ale dziewczyna nie ustąpiła. Znała dobrze panią 
Daubreuil z widzenia. A ta kobieta, chociaż też ciemnowłosa, była niższa i młodsza. Nic 
nie mogło zachwiać jej przekonania.
   — Widziałaś ją już przedtem?
   — Nigdy. — Ale myślę, że to była Angielka.
   — Angielka?
      — Tak,   proszę   pana.   Zapytała   o   monsieur   Renaulda   po   francusku,   ale   z   takim 
akcentem… po tym każdy by poznał. Poza tym, gdy wychodzili z gabinetu, mówili po 
angielsku.
   — Słyszałaś, co mówili? Jak sądzę zrozumiałaś?
     — Mówię dość dobrze po angielsku — odparła Denise z dumą. — Jednak ta pani 
mówiła za szybko, żebym mogła ją zrozumieć, ale gdy pan otwierał przed nią drzwi, 

17

background image

usłyszałam, jak do niej mówił… — przerwała, a następnie powtórzyła starannie i mozolnie: 
— „Ta… ta… ale teraz, na miłość boską, niech już pani idzie!”
   — Tak, tak, ale teraz, na miłość boską, niech już pani idzie! — powtórzył sędzia.
    Zwolnił Denise i po chwili zastanowienia polecił wezwać Françoise. Zaraz na wstępie 
zapytał, czy przypadkiem nie pomyliła się co do wieczoru, w którym złożyła wizytę pani 
Daubreuil. Jednak Françoise okazała niespodziewany upór. Madame Daubreuil przyszła 
wczoraj wieczorem. Bez wątpienia to była ona. Denise chciała na siebie zwrócić uwagę, 
voil? tout!* Dlatego snuła opowieść o jakiejś dziwnej kobiecie. No i z pewnością chciała 
się pochwalić znajomością angielskiego! Pewnie jej pan nigdy nie wypowiedział takiego 
zdania po angielsku, ale — nawet gdyby wypowiedział — to i tak o niczym nie świadczy, 
ponieważ pani Daubreuil doskonale mówi po angielsku i zwykle używa tego języka w 
rozmowie z państwem Renauld.
   — Widzi pan, panicz Jack, syn naszego pana, prawie zawsze tu przebywał, a on mówi 
bardzo źle po francusku.
   Sędzia nie upierał się więcej. Zmienił temat i zapytał o szofera. W odpowiedzi usłyszał, 
że wczoraj pan Renauld oświadczył, iż nie będzie potrzebował samochodu i szofer może 
wziąć urlop.
   Poirot zmarszczył w zamyśleniu brwi.
   — O co chodzi? — wyszeptałem. Potrząsnął głową niecierpliwie i zapytał:
   — Przepraszam, panie Bex, monsieur Renauld z pewnością miał prawo jazdy?
   Sędzia spojrzał na Franpoise i stara kobieta natychmiast odparła:
   — Nie, proszę pana, on nie potrafił prowadzić samochodu.
   Poirot jeszcze mocniej zmarszczył brwi.
   — Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? — zniecierpliwiłem się.
   — Nie rozumiesz? W liście napisał, że przyśle po nas samochód do Calais.
   — Może miał na myśli samochód wynajęty — podsunąłem.
    — Niewątpliwie, choć po co wynajmować samochód, skoro ma się własny? Dlaczego 
akurat wczoraj, w dzień naszego przyjazdu, nagle wysłał szofera na urlop? Czy istniał 
jakiś powód, dla którego chciał się go pozbyć przed naszym przybyciem?

ROZDZIAŁ CZWARTY
LIST OD BELLI
   

18

background image

   Françoise opuściła pokój. Sędzia w zamyśleniu bębnił palcami po stole.
   — Monsieur Bex — powiedział w końcu — mamy wyraźną sprzeczność zeznań. Której 
powinniśmy wierzyć? Françoise czy Denise?
   — Denise — odparł zdecydowanym tonem komisarz. — To ona otworzyła drzwi tej pani. 
Françoise jest stara i uparta, a w dodatku wyraźnie nie lubi pani Daubreuil. Poza tym 
posiadamy   dokument   świadczący,   że   Renauld   uwikłał   się   w   intrygę   miłosną   z   inną 
kobietą.
      — Tiens!  —   wykrzyknął   monsieur   Hautet.   —   Zapomnieliśmy   o   tym   poinformować 
monsieur Poirota. — Poszukał między papierami leżącymi na stole i wręczył jeden z nich 
mojemu   przyjacielowi.   —   Ten   list,   monsieur   Poirot,   znaleźliśmy   w   kieszeni   płaszcza 
zamordowanego
   Poirot rozłożył list. Był bardzo pognieciony. Napisała go po angielsku niewprawna ręka:
   
   Mój Najdroższy,
    Dlaczego tak długo do mnie nie piszesz? Czy kochasz mnie jeszcze? Twoje ostatnie 
listy były takie inne, zimne i obce, a teraz takie długie milczenie. Boję się. Czyżbyś już 
przestał mnie kochać? Ależ to niemożliwe — jaka ja głupia — po co wyobrażam sobie 
takie straszne rzeczy! Gdybyś naprawdę przestał mnie kochać, nie wiem, co bym zrobiła. 
Pewnie zabiłabym się! Nie mogę żyć bez Ciebie. Czasem wyobrażam sobie, że stoi 
między nami inna kobieta. Powiedz, żeby się strzegła… i ty też strzeż się! Prędzej cię 
zabiję, niż oddam innej! Przysięgam!
    Ale po co wypisuję takie bzdury. Ty mnie kochasz i ja kocham ciebie… tak, kocham, 
kocham, kocham!
Twoja i tylko twoja, ubóstwiająca cię
Bella
   
     Nie było daty ani adresu nadawcy. Poirot z poważnym wyrazem twarzy zwrócił list 
sędziemu.
   — I jakie są panów przypuszczenia…?
   Sędzia wzruszył ramionami.
   — Monsieur Renauld z pewnością miał kochankę w Anglii… o imieniu Bella! Przyjechał 
tutaj, poznał madame Daubreuil i zaczął z nią romansować. Wtedy jego stosunek do 
tamtej stał się chłodniejszy, a ona natychmiast zaczęła coś podejrzewać. Ten list zawiera 

19

background image

wyraźną pogróżkę. Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się bardzo prosta. Zazdrość! To, 
że Renauld otrzymał cios w plecy, wydaje się wskazywać, że zabiła go kobieta.
   Poirot skinął głową.
   — Sztylet w plecach, tak… ale nie grób! Kopanie grobu to ciężka i żmudna praca, której 
nie podoła kobieta. To może wykonać tylko mężczyzna.
   — Tak, tak, ma pan rację! — wykrzyknął podniecony komisarz. — Nie pomyśleliśmy o 
tym.
     — Jak powiedziałem — ciągnął sędzia — na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się 
bardzo prosta, ale zamaskowani mężczyźni i list, który otrzymał pan od Renaulda, bardzo 
ją komplikują. To zupełnie zmienia sytuację, wydaje się, że mamy dwie, nie powiązane ze 
sobą i różniące się okoliczności. Czy sądzi pan, że list, który pan otrzymał, może dotyczyć 
Belli i jej pogróżek?
   Poirot potrząsnął głową.
      — Nie.   Taki   człowiek   jak   Renauld,   który   obijał   się   po   całym   świecie   i   prowadził 
awanturnicze życie, nie będzie prosił o pomoc w obawie przed kobietą.
   Sędzia skinął głową z głębokim przekonaniem.
   — Zgadzam się z panem. Zatem rozwiązania zagadki tego listu musimy poszukać…
     — W Santiago — dokończył komisarz. — Niezwłocznie wyślę telegram do policji w 
Santiago z prośbą o informacje dotyczące zamordowanego z czasów jego pobytu w tym 
mieście. Musimy się dowiedzieć o jego romansach, jakie prowadził interesy, jakich miał 
przyjaciół   i   wrogów.   Byłoby   dziwne,   gdybyśmy   w   ten   sposób   nie   znaleźli   klucza   do 
rozwiązania zagadki morderstwa.
   Komisarz rozejrzał się, oczekując aprobaty.
     — Wspaniale! — powiedział Poirot z uznaniem. — Czy wśród papierów Renaulda 
znaleźliście inne listy Belli? —— zapytał.
    — Nie, ale oczywiście w pierwszym rzędzie przejrzeliśmy tylko dokumenty znajdujące 
się w jego gabinecie. Jednak nie znaleźliśmy nic interesującego. Wszystko wydaje się 
normalne i uczciwe. Natomiast zainteresował nas jego testament. Oto on.
   Poirot zaczął czytać.
   — Tak. Zapis tysiąca funtów dla pana Stonora… Kim jest pan Stonor?
   — To sekretarz Renaulda. Został w Anglii, ale przyjeżdżał tu kilka razy na weekendy.

20

background image

   — Cały majątek zapisuje bez zastrzeżeń swej ukochanej żonie, Eloise. Prosty, legalny 
zapis.   Podpisany   przez   dwóch   świadków,   Denise   i   Françoise.   Nie   widzę   w   nim   nic 
niezwykłego.
   Poirot zwrócił testament sędziemu.
   — Być może — wtrącił Bex — ale nie zwrócił pan uwagi na…
    — Datę? — szybko przerwał Poirot. — Ależ tak, zauważyłem. Sprzed dwóch tygodni. 
Zapewne   wtedy   otrzymał   pierwszą   pogróżkę.   Wielu   bogatych   ludzi   umiera   bez 
testamentu, ponieważ nie przychodzi im do głowy, że mogliby umrzeć. Ale niebezpiecznie 
jest przedwcześnie wyciągać wnioski. Jednak w tym wypadku wyraźnie widać uczucie i 
przywiązanie do żony, mimo różnych miłosnych intryg.
     — Tak — odparł z powątpiewaniem pan Hautet. — Lecz może to nie w porządku w 
stosunku do syna, którego całkowicie uzależnił od matki. Gdyby wyszła powtórnie za mąż 
za kogoś, kto by ją całkowicie zdominował, mogłoby się okazać, że chłopiec nigdy nie 
ujrzy grosza z pieniędzy ojca. Poirot wzruszył ramionami.
    — Człowiek, to stworzenie próżne. Monsieur Renauld bez wątpienia wyobrażał sobie, 
że wdowa po nim nigdy powtórnie nie wyjdzie za mąż. A jeśli chodzi o syna — to uważał, 
że bezpieczniej będzie pozostawić pieniądze w rękach matki. Synowie bogaczy bywają 
przysłowiowo rozrzutni.
     — Może ma pan rację. A teraz, monsieur Poirot, z pewnością zechce pan obejrzeć 
miejsce zbrodni. Przykro mi, ale ciało zostało zabrane. Jednak mamy fotografie zrobione 
pod różnymi kątami i otrzyma je pan, jak tylko zostaną wywołane.
   — Dziękuję. Jest pan bardzo uprzejmy. Komisarz wstał.
   — Panowie, proszę za mną.
   Otworzył drzwi i skłonił się ceremonialnie, puszczając przodem Poirota. Poirot, również 
bardzo uprzejmy, cofnął się i skłonił przed komisarzem.
   — Pan pierwszy.
   — Ależ pan, monsieur.
   W końcu jakoś udało im się wyjść do holu.
      — Czy   to   tu   jest   gabinet?   —   zapytał   nagle   Poirot,   wskazując   drzwi   położone 
naprzeciwko.
   — Tak. Chce pan tam wejść?
      — Komisarz,   otworzył   drzwi   i   weszli   do   środka.   Pokój,   który   Renauld   wybrał   do 
prywatnego użytku, był mały, ale umeblowany wygodnie i z dużym smakiem. Przy oknie 

21

background image

umieszczono duże biurko z wieloma szufladkami. Przed kominkiem stały dwa skórzane 
fotele, a między nimi okrągły stół pokryty książkami i czasopismami.
     Poirot stał przez chwilę, uważnie się przyglądając. Potem podszedł do foteli, lekko 
przeciągnął   dłonią   po   ich   oparciach,   podniósł   ze   stolika   czasopismo,   a   następnie 
delikatnie przesunął palcem po dębowym blacie kredensu. Na jego twarzy ukazał się 
wyraz zadowolenia.
      — Ani   śladu   kurzu?   —   zapytałem   z   uśmiechem.   Spojrzał   na   mnie   z   uznaniem, 
doceniając moją wiedzę na temat jego szczególnych upodobań.
   — Ani śladu, mon ami! I być może tym razem szkoda, że nie ma.
   Jego bystre, sokole oczy, przesuwały się z miejsca na miejsce.
    — Ach! — zauważył z ulgą — dywanik przed kominkiem leży krzywo — i pochylił się, 
aby go wyprostować. Nagle wydał okrzyk i wyprostował się. Trzymał w ręce mały kawałek 
różowego papieru.
   — We Francji, podobnie jak w Anglii — stwierdził — służba też ma zwyczaj podmiatać 
śmieci pod dywan?
   Bex wziął od niego skrawek papieru i zaczął go oglądać.
   — Poznajesz to… Hastings?
      Potrząsnąłem  głową   zaintrygowany   —  a   jednak   ten  szczególny  różowawy  odcień 
papieru był mi skądś znany. Komisarz skojarzył szybciej ode mnie.
   — To fragment czeku! — wykrzyknął.
      Skrawek   papieru   miał   około   trzech   centymetrów   kwadratowych   i   widniało   na   nim 
napisane atramentem słowo „Duveen”.
    — Bien! — rzekł Bex. — Ten czek albo miał opiewać na jakiegoś Duveena, albo był 
przez niego wystawiony.
   — Prędzej to pierwsze — stwierdził Poirot. — Ponieważ, o ile się nie mylę, napisała to 
ręka pana Renaulda.
    Wkrótce jego domysł się potwierdził; wystarczyło porównać charakter pisma z notatką 
leżącą na biurku.
    — Mój Boże — mruczał strapiony komisarz — wprost nie mogę sobie wyobrazić, jak 
mogłem to przeoczyć.
   Poirot zaśmiał się.
   — Płynie z tego nauczka — zawsze zaglądaj pod dywan! Mój przyjaciel, Hastings, może 
panu   coś  powiedzieć  na   temat   tego,  jak  bardzo  denerwuje   mnie   bałagan.  Gdy  tylko 

22

background image

ujrzałem, że ten dywanik leży krzywo, powiedziałem sobie tiens! Nie dał się odsunąć, bo 
zahaczył o nogi fotela. Może leżeć pod nim coś, co przeoczyła nasza dobra Françoise.
   — Françoise?
   — Albo Denise, czy Léonie. Ten, kto tu sprzątał. A musiał ktoś sprzątać dziś rano, nie 
znalazłem   bowiem   śladu   kurzu.   Zrekonstruujmy   więc   wydarzenia:   wczoraj,   być   może 
wieczorem, monsieur Renauld wypisał czek komuś o nazwisku Duveen. Potem podarł go i 
rzucił na podłogę. Dziś rano…
   Monsieur Bex niecierpliwie nacisnął dzwonek.
     Zjawiła się Françoise. Tak, na podłodze było pełno skrawków papieru. Co z nimi 
zrobiła? Oczywiście spaliła w kuchennym piecu! A co innego mogła zrobić?
    Bex zwolnił ją gestem rozpaczy. Po chwili jego twarz rozpromieniła się i podbiegł do 
biurka.   Po   chwili   znalazł   książeczkę   czekową   zamordowanego.   Jednak   czekało   go 
rozczarowanie. Ostatni odcinek czeku był czysty.
     — Odwagi! — wykrzyknął Poirot, klepiąc go po plecach. — Niewątpliwie madame 
Renauld będzie mogła powiedzieć nam coś na temat owej tajemniczej osoby nazwiskiem 
Duveen.
   — Racja — twarz komisarza rozjaśniła się. — Przejdźmy zatem do oględzin ciała.
   Już miał wychodzić, gdy Poirot zauważył zdawkowo:
   — To w tym pokoju monsieur Renauld przyjmował gościa wczoraj wieczorem, prawda?
   — Tak. Ale na jakiej podstawie pan tak sądzi?
     — Na podstawie tego. Znalazłem to na oparciu fotela — pokazał trzymany między 
kciukiem a palcem wskazującym długi czarny włos. Włos kobiety!
   Pan Bex zaprowadził nas za dom, do malej szopy przylegającej do willi. Wyjął z kieszeni 
klucz i otworzył drzwi.
   — Ciało leży tutaj. Usunęliśmy je z miejsca zbrodni tuż przed przybyciem panów, zaraz 
po sporządzeniu odpowiednich zdjęć.
     Weszliśmy do środka. Zamordowany leżał na ziemi, przykryty prześcieradłem. Bex 
zręcznie odsłonił nakrycie. Renauld był szczupłym mężczyzną średniego wzrostu. Miał 
około pięćdziesięciu lat, jego ciemne włosy zaczynały siwieć. Był gładko ogolony, miał 
długi, cienki nos i blisko osadzone oczy. Oliwkowa cera świadczyła o długim przebywaniu 
pod   niebem   tropików.   Rozchylone   wargi   ukazywały   zęby,   a   na   twarzy   zastygł   wyraz 
absolutnego zdumienia i grozy.
   — Już z twarzy ktoś mógłby wyczytać, że otrzymał cios w plecy — zauważył Poirot.

23

background image

    Bardzo delikatnie odwrócił ciało. Między łopatkami widniała okrągła ciemna plama. W 
środku niej znajdował się w płaszczu otwór. Poirot obejrzał go z bliska.
   — Wiecie, jakim narzędziem popełniono zbrodnię?
     — Tkwił  w  ranie.  —  Komisarz podał  detektywowi  szklany słój.  Leżał  w  nim  mały 
przedmiot, przypominający nóż do  rozcinania papieru. Miał  czarną rękojeść i wąskie, 
lśniące ostrze. Całość nie miała więcej jak dwadzieścia pięć centymetrów długości. Poirot 
sprawdził palcem ostrze.
   — Ma foi! Ostry jak brzytwa! Piękne narzędzie zbrodni!
   — Niestety, nie znaleźliśmy na nim żadnych odcisków palców — zauważył z żalem Bex. 
— Morderca zapewne nosił rękawiczki.
   — To zupełnie oczywiste — powiedział Poirot w zamyśleniu. — Nawet w Santiago znają 
się na tym. Także w Anglii wiedzą o tym różni amatorzy — a to dzięki rozreklamowaniu w 
prasie   metody   Bertillona.   Mimo   wszystko,   to   bardzo   ciekawe,   że   nie   było   odcisków 
palców. Przecież to zdumiewająco proste — zostawić odciski kogoś innego. A policja 
byłaby zachwycona. — Potrząsnął głową. — Obawiam się, że nasz morderca nie jest 
człowiekiem metodycznym — albo nie miał czasu. Ale to się okaże.
   Ostrożnie odwrócił ciało, układając je w poprzedniej pozycji.
   — Jak widzę, pod płaszczem miał na sobie tylko bieliznę — rzekł.
   — Tak. Badający go sędzia również był tym zdziwiony.
      W tym  momencie  usłyszeli  pukanie  do drzwi.  Bex otworzył.  Była  to  Françoise. Z 
niezdrową ciekawością zerknęła do środka.
   — O co chodzi? — zapytał Bex niecierpliwie.
   — Pani czuje się lepiej i może już odpowiadać na pytania sędziego.
     — Dobrze — rzucił żywo komisarz. — Proszę to powtórzyć monsieur Hautetowi i 
powiedzieć, że zaraz przyjdziemy.
   Poirot ociągał się przez chwilę, spoglądając na zwłoki. Przez moment pomyślałem, że 
zamierza do nieboszczyka przemówić, oświadczając mu, że nigdy nie spocznie, dopóki 
nie znajdzie mordercy. Ale gdy przemówił, zabrzmiało to jakoś niezręcznie i komentarz 
śmiesznie nie pasował do powagi chwili.
   — Ten jego płaszcz jest dziwnie długi — zauważył z zażenowaniem.

ROZDZIAŁ PIĄTY
OPOWIEŚĆ PANI RENAULD

24

background image

   
     Razem z Hautetem, który czekał na nas w holu, weszliśmy za Françoise na piętro. 
Poirot   szedł   po   schodach   zygzakiem,   co   bardzo   mnie   zaciekawiło.   Moje   zdziwienie 
ustąpiło, gdy szepnął do mnie, krzywiąc się:
    — Nic dziwnego, że służba słyszała, jak Renauld wchodził po schodach. To nie jedna 
deska, ale całe schody tak skrzypią, że mogłyby obudzić umarłego!
   Od szczytu schodów odchodził w bok wąski korytarz.
   — Prowadzi do pomieszczeń dla służby — wyjaśnił Bex.
   Françoise zapukała do ostatnich drzwi po prawej stronie głównego korytarza.
    Słaby głos powiedział „proszę”. Weszliśmy do dużego, słonecznego pokoju z oknami 
wychodzącymi na morze, które w odległości około pół kilometra połyskiwało błękitem.
    Obłożona poduszkami, obsłużona już przez doktora Duranda, spoczywała na kanapie 
wysoka, zwracająca na siebie uwagę kobieta. Była w średnim wieku, i chociaż jej czarne 
włosy przyprószyła siwizna, najwyraźniej promieniowała żywotnością i siłą osobowości. 
Każdy natychmiast mógł się zorientować, że stoi przed osobą, którą Francuzi nazywają 
une maîtresse femme*.
   Powitała nas dostojnym skinieniem głowy.
   — Proszę, niech panowie usiądą.
   Zajęliśmy miejsca, a sekretarz sędziego śledczego usiadł przy okrągłym stole.
      — Mam   nadzieję,   madame   —   zaczął   monsieur   Hautet   —   że   nie   zmęczy   panią 
zrelacjonowanie nam wypadków, jakie ostatnio się wydarzyły?
    — Nie zmęczy, proszę pana. Wiem, jak cenny jest czas, jeśli ci podli mordercy mają 
zostać ujęci i skazani.
   — Doskonale. Chyba mniej się pani zmęczy, jeśli będę zadawał pytania, na które pani 
będzie odpowiadała. O której udała się pani wczoraj na spoczynek?
   — O wpół do dziesiątej. Byłam zmęczona.
   — A pani mąż?
   — Zdaje się, że godzinę później.
   — Czy zdradzał jakiś niepokój… był czymś poruszony?
   — Nie, nie bardziej niż zwykle.
   — Co się potem wydarzyło?

25

background image

    — Zasnęliśmy. Obudziłam się, czując, że ktoś przyciska mi dłoń do ust. Próbowałam 
krzyknąć,   ale   nie   mogłam.   W   pokoju   znajdowało   się   dwóch   mężczyzn.   Obaj 
zamaskowani.
   — Może ich pani opisać?
   — Jeden wysoki, z długą czarną brodą, drugi niski, gruby i miał rudą brodę. Obaj nosili 
zasłaniające oczy kapelusze.
   — Hm… — mruknął sędzia w zamyśleniu — obawiam się, że coś tu za dużo tych bród.
   — Myśli pan, że były fałszywe?
   — Tak, madame. Ale proszę mówić dalej.
     — Trzymał mnie ten niższy. Wetknął mi w usta knebel, a potem związał ręce i nogi. 
Drugi stał nad moim mężem. Chwycił z toaletki nóż do przecinania papieru i przytknął 
ostrze do jego piersi. Gdy niższy skończył mnie wiązać, przyłączył się do tamtego i obaj 
zmusili mego męża, żeby wyszedł z nimi do ubieralni. Leżałam niemal omdlała ze strachu, 
ale mimo to rozpaczliwie nadsłuchiwałam.
     Mówili za cicho, żebym zrozumiała słowa. Ale rozpoznałam język, jakąś wulgarną, 
hiszpańską   gwarę,   jaką   posługują   się   w   pewnych   częściach   Ameryki   Południowej. 
Zdawało się, że domagają się czegoś od męża i kiedy gniewnie podnieśli głos usłyszałam, 
jak ten wyższy powiedział: „Wiesz, czego chcemy? Musisz nam zdradzić tajemnicę!” Nie 
wiem, co mój mąż odpowiedział, ale ten drugi odparł z wściekłością: „Łżesz! Wiemy, że to 
masz. Gdzie są klucze?”
    Potem usłyszałam, jak wysuwają szuflady. W ubieralni znajdowała się w ścianie kasa 
pancerna, w której mąż zwykle trzymał dość dużą sumę pieniędzy na bieżące wydatki. 
Później Léonie powiedziała mi, że kasa jest otwarta i pieniądze zniknęły, ale najwyraźniej 
nie znaleźli tego, czego szukali, ponieważ ten niższy zaklął i rozkazał mojemu mężowi 
ubrać się. Krótko potem zaniepokoił ich jakiś hałas w domu i na pół ubranego męża 
wepchnęli z powrotem do sypialni.
   — Przepraszam — wtrącił Poirot — czy nie ma innego wyjścia z ubieralni?
   — Nie, proszę pana, tylko przez sypialnię. Niższy mężczyzna szedł przed moim mężem, 
a wysoki za nim, ciągle z nożem w ręce. Paul próbował podejść do mnie. Ujrzałam jego 
pełen   cierpienia   wzrok.   Odwrócił   się   do   swoich   prześladowców.   „Muszę   z   nią 
porozmawiać”, powiedział. Potem zbliżył się do łóżka i rzekł: „Wszystko w porządku, 
Eloise. Nie bój się, do rana wrócę”. Ale chociaż próbował mówić spokojnie, wyraźnie 
widziałam   w   jego   oczach   grozę.   Potem   popędzili   go   do   drzwi   i   wysoki   powiedział: 

26

background image

„Wydasz jakiś dźwięk — i jesteś martwy, pamiętaj”. Później musiałam zemdleć. Następną 
rzeczą, jaką pamiętam, to jak Léonie rozcierała mi ręce i podawała brandy.
   — Pani Renauld — spytał sędzia — domyśla się pani, czego bandyci szukali?
   — Ani trochę.
   — Wiedziała pani, że mąż się czegoś bał?
   — Tak. Zauważyłam w nim zmianę.
   — Kiedy?
   Pani Renauld zastanawiała się.
   — Jakieś dziesięć dni temu.
   — Nie dawniej?
   — Możliwe, ale wtedy to zauważyłam.
   — Nie pytała pani męża o powód tej zmiany?
   — Tylko raz, ale udzielił mi jakiejś wymijającej odpowiedzi. Niemniej byłam przekonana, 
że   coś   go   strasznie   gnębi.   Jednak,   skoro   wyraźnie   chciał   coś   przede   mną   ukryć, 
próbowałam udawać, że nic nie dostrzegam.
   — Wiedziała pani, że zwrócił się o pomoc do detektywa?
   — Do detektywa? — wykrzyknęła pani Renauld, zaskoczona.
   — Tak, do tego dżentelmena — do monsieur Herkulesa Poirota. — (Poirot skłonił się.) 
— Przyjechał dziś rano w odpowiedzi na wezwanie pani męża.
   Sędzia wyjął z kieszeni list Renaulda i wręczył go pani Renauld.
   Przeczytała go z niekłamanym zdumieniem.
      — Nie   miałam   o   tym   pojęcia.   Wyraźnie   uświadamiał   sobie   grożące   mu 
niebezpieczeństwo.
    — Proszę, żeby była pani ze mną zupełnie szczera. Czy w życiu pani męża, z czasu 
pobytu w Ameryce Południowej, wydarzyło się coś, co mogłoby rzucić światło na powód 
jego nagłej śmierci?
   Pani Renauld zamyśliła się głęboko, ale w końcu potrząsnęła przecząco głową.
     — Nic takiego nie przychodzi mi na myśl. Mój mąż z pewnością miał wielu wrogów, 
ludzi, z którymi stykał się w różnych sprawach, ale nie wiem o niczym szczególnym. Nie 
mogę   też   powiedzieć,   że   nie   było   różnych   incydentów   —   ja   po   prostu   o   nich   nie 
wiedziałam.
   Sędzia z roztargnieniem gładził brodę.
   — Może pani podać godzinę napadu?

27

background image

   — Tak, doskonale pamiętam, jak zegar na gzymsie kominka wybił drugą. — Wskazała 
głową stojący na środku gzymsu podróżny zegar w skórzanym futerale.
   Poirot wstał, obejrzał dokładnie zegar i kiwnął głową zadowolony.
   — A tutaj — wykrzyknął Bex — leży zegarek na rękę. Najwyraźniej strącił go z toaletki 
któryś z bandytów i zgniótł butem. Zapewne nie sądzili, że będzie świadczyć przeciwko 
nim.
     Ostrożnie pozbierał okruchy szkiełka. Nagle jego twarz zmieniła się pod wpływem 
zdumienia.
   — Mon Dieu! — wykrzyknął.
   — O co chodzi?
   — Wskazówki zatrzymały się na siódmej!
   — Co takiego? — sędzia śledczy był również zdumiony. Jednak Poirot, ze zwykłą sobie 
zręcznością, wziął od zaskoczonego komisarza zegarek, przyłożył do ucha i uśmiechnął 
się.
   — Szkło jest zbite, ale zegarek ciągle chodzi.
   To wyjaśnienie powitano uśmiechem ulgi. Ale sędzia myślał już o czymś innym.
   — Przecież teraz nie jest godzina siódma?
   — Nie — odparł Poirot łagodnie — teraz jest kilka minut po piątej. Czy pani zegarek się 
spieszy, madame?
   Pani Renauld zmarszczyła brwi zakłopotana.
   — Spieszy się — przyznała — ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo.
      Sędzia   z   gestem   zniecierpliwienia   zostawił   na   boku   problem   zegarka   i   wrócił   do 
przesłuchania.
   — Madame, frontowe drzwi znaleziono otwarte. To prawie pewne, że mordercy tą drogą 
dostali się do domu, ale nie było żadnych śladów włamania. Jak pani to wytłumaczy?
   — Może mój mąż przed udaniem się na spoczynek wyszedł na przechadzkę i zapomniał 
za sobą zamknąć drzwi.
   — Pani uważa, że coś takiego mogło się zdarzyć?
   — Tak. Mój mąż był bardzo roztargniony.
   Mówiąc to lekko zmarszczyła brwi, jakby kiedyś denerwowała ją ta cecha zmarłego.
   — Myślę, że możemy z tego wysnuć tylko jeden wniosek — zauważył nagle komisarz. 
— Ponieważ ci ludzie nalegali, żeby monsieur Renauld ubrał się, można przyjąć, że 

28

background image

chcieli go zabrać do miejsca, w którym ukryta była owa „tajemnica”. A to miejsce znajduje 
się gdzieś daleko poza obrębem willi.
   Sędzia skinął głową.
   — Tak, daleko, a jednak nie tak daleko, przecież mówił, że wróci rano.
   — O której odchodzi ostatni pociąg z Merlinville? — zapytał Poirot.
    — O 11.50 w jednym kierunku, a o 12.17 w drugim, ale bardziej prawdopodobne, że 
mieli do dyspozycji jakiś własny pojazd.
   — Oczywiście — zgodził się Poirot, wyglądając na strapionego.
   — Może nie będzie trudno ich wyśledzić — kontynuował sędzia. — Motocykl z dwoma 
obcokrajowcami z pewnością został przez kogoś zauważony. To bardzo ważny punkt, 
monsieur Bex.
      Uśmiechnął  się  do  siebie, ale  zaraz spoważniał  i zwrócił  się  z pytaniem  do  pani 
Renauld:
   — Zna pani kogoś o nazwisku Duveen?
     — Duveen — powtórzyła pani Renauld, zastanawiając się. — Nie. Nie mogę sobie 
przypomnieć.
   — Nigdy pani nie słyszała, żeby mąż wymieniał to nazwisko?
   — Nigdy.
   — Zna pani kogoś imieniem Bella?
      W  tym   momencie   pilnie   obserwował   panią   Renauld.  Spodziewał   się   zaskoczenia, 
jakichś oznak gniewu lub błysku świadczących o znajomości tego imienia, ale ona tylko 
potrząsnęła głową przecząco.
   — Wie pani, że mąż miał wczoraj wieczorem gościa? — kontynuował.
   Zobaczył, że jej policzki lekko się zaróżowiły, jednak odparła spokojnie:
   — Nie, kto to był?
   — Kobieta.
   — Doprawdy?
      Chwilowo   sędzia   nie   uważał   za   stosowne   zdradzać   więcej.   Wydawało   się 
nieprawdopodobne, aby pani Daubreuil miała coś wspólnego z morderstwem i nie chciał 
niepokoić  pani Renauld  bardziej niż to konieczne. Skinął  na komisarza, który wstał i 
podszedł z szklanym słojem, który widzieliśmy w szopie. Wyjął z niego sztylet.
   — Madame ~ powiedział łagodnie — poznaje pani ten przedmiot?
   Wydała cichy okrzyk.

29

background image

      — Tak,   to   mój   sztylecik.   —   Ujrzawszy   plamę,   cofnęła   się   gwałtownie,   jej   oczy 
rozszerzyły się ze zgrozy. — Czy to… krew?
   — Tak, madame. Tym sztyletem zamordowano pani męża. — Szybko schował broń. — 
Jest pani całkiem pewna, że właśnie ten nóż leżał wczoraj wieczorem na pani toaletce?
      — Och…   tak.   To   prezent   od   mojego   syna.   W   czasie   wojny   służył   w   lotnictwie. 
Sfałszował datę urodzenia, podając, że jest starszy. — W głosie matki zabrzmiała nuta 
dumy. — Ten sztylet wykonano z części samolotu i otrzymałam go od syna jako pamiątkę 
z wojny.
   — Rozumiem, madame. To nasuwa nam następne pytanie. Chodzi o pani syna, gdzie 
jest teraz? Należy go bezzwłocznie zawiadomić telegraficznie.
   — Jack? Jest w drodze do Buenos Aires.
   — Co takiego?
     — Tak. Mąż wczoraj do niego telegrafował. Wysłał go w interesach do Paryża, ale 
wczoraj dowiedział się, że musi natychmiast udać się do Ameryki Południowej. W nocy z 
Cher—bourga odpływał statek do Buenos Aires i mąż zatelegrafował do syna, żeby na 
niego wsiadł.
   — Wie pani, co miał załatwić w Buenos Aires?
   — Nie, monsieur, nie mam pojęcia, ale Buenos Aires nie było docelowym miastem. Syn 
miał się stamtąd udać do Santiago.
   — Santiago! Znowu Santiago! —wykrzyknę! i jednocześnie sędzia i komisarz.
     Nie zdołaliśmy się jeszcze otrząsnąć ze zdumienia kiedy Poirot podszedł do pani 
Renauld. Dotąd stał przy oknie, sprawiając wrażenie pogrążonego w zadumie, i wątpiłem, 
czy zwracał uwagę na to, co się dzieje w pokoju.
   — Pardon, madame — skłonił się — czy mogę obejrzeć nadgarstki pani rąk?
    Pani Renauld, trochę zaskoczona, podała mu obie ręce. Wokół nadgarstków widniały 
czerwone ślady okrutnie zaciśniętych sznurów. Wydawało mi się, że w oczach Poirota 
dostrzegam błysk zaciekawienia.
   — To musiało pani sprawić wielki ból — zauważył i znowu odniosłem wrażenie, że był 
tym mocno zaintrygowany.
   — Trzeba natychmiast wysłać depeszę do pana Renauld juniora. Musimy się od niego 
dowiedzieć, po co jedzie do Santiago. — Zawahał się. — Miałem nadzieję, że będzie tutaj, 
co oszczędziłoby pani wiele bólu, madame. — Przerwał.
   — Ma pan na myśli identyfikację ciała mojego męża? — zapytała cicho.

30

background image

   Sędzia skinął głową.
     — Jestem silną kobietą. Zniosę wszystkie niezbędne formalności. Jestem gotowa… 
możemy iść.
   — Och… zapewniam panią, że wystarczy, jak jutro…
     — Wolę to mieć za sobą — przerwała stanowczo. Przez jej twarz przemknął skurcz 
bólu. — Może mi pan podać ramię, doktorze?
    Doktor podszedł szybko, narzucił na ramiona pani Renauld płaszcz i zeszli na parter. 
Pan Bex pobiegł przodem i otworzył drzwi szopy. Po chwili pojawiła się w progu pani 
Renauld. Była bardzo blada, ale zdecydowana. Uniosła rękę do twarzy.
   — Chwileczkę, panowie, muszę się przedtem przygotować.
      Opuściła   rękę   i   spojrzała   na   leżącego   mężczyznę.   Wówczas   dotychczasowe 
opanowanie opuściło ją i krzyknęła rozdzierająco:
   — Paul! Mój mąż! O, Boże! — postąpiła krok do przodu i upadła zemdlona.
   W jednej chwili Poirot znalazł się przy niej, uniósł powieki i zbadał puls. Przekonawszy 
się, że naprawdę zemdlała, odsunął się.
     — Drogi przyjacielu — powiedział, chwytając mnie za ramię — jestem skończonym 
osłem! Jeżeli kiedykolwiek słyszałem miłość i rozpacz w głosie kobiety, to właśnie teraz 
byłem tego świadkiem. Miałem pewien pomysł, ale okazał się zły. Eh bien! Muszę zacząć 
od początku!

ROZDZIAŁ SZÓSTY
MIEJSCE ZBRODNI
   
   Lekarz i sędzia zanieśli nieprzytomną kobietę do domu. Komisarz potrząsnął głową.
   — Pauvre femme* — mruczał do siebie. — To dla niej zbyt wielki wstrząs. No cóż, nic 
na   to   nie   możemy   poradzić.  A   teraz,   monsieur   Poirot,   zechce   pan   obejrzeć  miejsce 
zbrodni?
   — Jeśli będzie pan tak łaskaw, monsieur Bex. Wyszliśmy z domu frontowymi drzwiami. 
W holu Poirot spojrzał na mijane schody i pokiwał z niezadowoleniem głową. — To wprost 
niewiarygodne,   żeby   służba   niczego   nie   słyszała.   Trzech   mężczyzn   schodzących   po 
trzeszczących schodach… Przecież to może obudzić umarłego!
   — Proszę pamiętać, że to był środek nocy. Wszyscy już spali.

31

background image

      Ale   Poirot   nadal   kiwał   głową,   jakby   nie   w   pełni   akceptując   to   wyjaśnienie.   Gdy 
znaleźliśmy się przed willą, odwrócił się i spojrzał na fasadę.
   — Dlaczego napastnicy w ogóle sprawdzili, czy drzwi frontowe są otwarte? Przecież to 
było mało prawdopodobne. Powinni raczej zainteresować się oknami.
   — Okna na parterze mają metalowe żaluzje — przypomniał komisarz.
   Poirot wskazał okna na piętrze.
     — To okno sypialni pani Renauld, prawda? Widzi pan przed nim drzewo, po którym 
łatwo można się wspiąć?
   — Możliwe — przyznał komisarz. — Ale wtedy zostawiliby ślady stóp na klombach.
     Uważałem, że była to słuszna uwaga. Po obu stronach stopni wiodących do drzwi 
frontowych   znajdowały   się   owalne   klomby,   obsadzone   szkarłatnym   geranium. 
Wspomniane drzewo rosło tuż przy jednym z klombów i nie można się było do niego 
dostać bez wejścia między kwiaty.
      — W   czasie   bezdeszczowej   pogody   na   ścieżkach   nie   mogły   się   odbić   ślady   — 
kontynuował komisarz — ale na miękkiej ziemi klombu to zupełnie coś innego.
   Poirot podszedł do klombu i zaczął go dokładnie badać. Tak jak powiedział Bex, miękka 
ziemia była zupełnie gładka, kwiaty nienaruszone.
   Poirot skinął głową, sprawiając wrażenie przekonanego i ruszyliśmy dalej. Nagle szybko 
podszedł do drugiego klombu i zaczął go badać.
   — Monsieur Bex! — zawołał. — Proszę spojrzeć. Znajdzie pan tu wiele interesujących 
śladów.
   Komisarz podszedł… i uśmiechnął się.
     — Drogi monsieur Poirot, to są niewątpliwie ślady podkutych butów ogrodnika. W 
każdym razie nie mają one żadnego znaczenia, w tym miejscu bowiem nie rośnie drzewo, 
po którym można się wspiąć na piętro.
   — To prawda — zgodził się niechętnie Poirot. — Zatem uważa pan, że te ślady są bez 
znaczenia?
   — Całkowicie bez znaczenia.
   W tym momencie, ku mojemu zaskoczeniu, Poirot powiedział:
      — Nie   zgadzam   się   z  panem.  Mam   pewien   pomysł   i   moim   zdaniem   te   ślady  są 
najważniejszą rzeczą, jaką dotąd widzieliśmy.
   Bex w milczeniu tylko wzruszył ramionami. Był zbyt uprzejmy, aby wydać w tej sprawie 
swojąopinię.

32

background image

   — Możemy już iść? — zapytał.
   — Oczywiście. Zajmę się tymi śladami później — odparł Poirot wesoło.
      Bex   nie   prowadził   nas   do   bramy,   skręcił   w   alejkę   biegnącą   wzdłuż   żywopłotu   i 
okrążającą willę. Nagle znaleźliśmy się na niewielkiej polance, z której otwierał się widok 
na morze. Stała tu ławka, a niedaleko od niej widać było dość zniszczoną szopę. W 
odległości   kilku   kroków   od   niej   ciągnęła   się   równa   linia   niskich   krzaków   znaczących 
granicę posiadłości. Komisarz rozgarnął krzewy i po chwili znaleźliśmy się na rozległym, 
otwartym terenie. Rozejrzałem się i zobaczyłem coś, co napełniło mnie zdumieniem.
   — Przecież to pole golfowe! — wykrzyknąłem.
   Bex skinął głową.
   — Jeszcze nie jest ukończone — wyjaśnił — mam nadzieję, że zostanie udostępnione 
w przyszłym miesiącu. Właśnie tu wcześnie rano robotnicy znaleźli ciało.
   Wydałem cichy okrzyk. Trochę na lewo ode mnie przy długim, wąskim rowie, twarzą do 
ziemi leżał jakiś człowiek! Serce zabiło mi gwałtownie i przez chwilę pomyślałem, że 
powtórzyła się wczorajsza tragedia. Ale komisarz rozwiał moje złudzenie. Podszedł do 
„nieboszczyka” i zawołał z gniewem:
     — Gdzie jest policja? Przecież wydałem wyraźny rozkaz, że nikomu nie wolno tu 
wchodzić bez odpowiedniego zezwolenia!
   Człowiek leżący na ziemi odwrócił głowę.
   — Mam odpowiednie zezwolenie — wyjaśnił i wolno podniósł się z ziemi.
    — Ach, to przecież monsieur Giraud — zawołał komisarz. Nie miałem pojęcia, że pan 
już przyjechał. Sędzia śledczy niecierpliwie czeka na pana.
     W czasie, gdy to mówił, przyglądałem się z wielkim zainteresowaniem przybyłemu. 
Znałem z nazwiska słynnego detektywa z paryskiej S?reté i bardzo chciałem go poznać 
osobiście.   Był   bardzo   wysoki,   miał   około   trzydziestu   łat,   kasztanowe   włosy,   wąsy   i 
wojskową postawę. W jego zachowaniu znać było arogancję świadczącą o tym, że jest w 
pełni świadom wagi swego stanowiska. Gdy Bex przedstawił nas, nadmieniając, że Poirot 
jest jego kolegą po fachu, w oczach Francuza pojawił się błysk zainteresowania.
     — Słyszałem o panu, monsieur Poirot — rzekł. — Niegdyś był pan bardzo znany, 
prawda? Ale teraz metody śledztwa bardzo się zmieniły.
   — Jednak zbrodnie pozostały takie same — zauważył Poirot łagodnie.

33

background image

      Od   razu   zauważyłem,   że   Giraud   był   wrogo   nastawiony.   Nie   chciał   z   nikim 
współpracować   i   czułem,   że   jeśli   wpadnie   na   jakiś   ważny   trop,   to   bardziej   niż 
prawdopodobne, że zatrzyma to dla siebie.
   — Sędzia śledczy… — zaczął znowu Bex. Ale Giraud przerwał mu szorstko:
     — Gwiżdżę  na  sędziego  śledczego! Najważniejsza rzecz to  dobre  światło. Za  pół 
godziny   praktycznie   nic   nie   będzie   widać.   Wiem   wszystko   na   temat   tej   sprawy. 
Przesłuchania mogą zaczekać do jutra, ale jeśli mordercy zostawili jakieś ślady, to tu 
należy ich szukać. Czy to pańscy funkcjonariusze zadeptali tu wszystko? Myślałem, że w 
dzisiejszych czasach policja jest bystrzejsza.
     — Zapewniam, że to nie oni. Te wszystkie ślady pozostawili robotnicy, którzy odkryli 
ciało.
   Giraud chrząknął niezadowolony.
     — Przez żywopłot wyraźnie przedzierało się trzech mężczyzn — jednak byli bardzo 
sprytni. W środku można rozpoznać ślady stóp Renaulda, ale ślady pozostałych dwóch 
osób zostały starannie zatarte. Nie chcieli ryzykować, chociaż na tym twardym gruncie 
byłyby prawie niewidoczne.
   — Pan szuka śladów zewnętrznych — zauważył Poirot. — Prawda?
   Detektyw spojrzał na niego zdumiony.
   — Oczywiście.
     Na ustach Poirota  ukazał  się  nikły uśmieszek. Zdawało  się, że  chce  jeszcze coś 
powiedzieć, ale powstrzymał się. Pochylił się w miejscu, gdzie leżała łopata.
   — Grób wykopano tą łopatą — wyjaśnił Girauld. — Ale nic z tego nie wynika. Należała 
do Renaulda, a ten kto kopał, założył rękawiczki. Oto one. — Wskazał nogą leżące obok 
łopaty   pobrudzone   ziemią   rękawiczki.   One   też   należą   do   Renaulda…   albo   do   jego 
ogrodnika.   Mówię   panu,   ci,   którzy   popełnili   tę   zbrodnię,   nie   chcieli   ryzykować. 
Zamordowano   go   własnym   sztyletem   i   miał   zostać   pochowany   w   grobie   wykopanym 
należącą do niego łopatą. Nie zamierzali zostawiać żadnych śladów! Ale ja ich dopadnę. 
Zawsze coś się znajdzie!
   Uwagę Poirota zwróciło coś innego: leżący obok łopaty kawałek ołowianej rurki. Dotknął 
ją delikatnie końcem palca.
    — To też należało do zamordowanego? — zapytał i wydało mi się, że dosłyszałem w 
jego głosie cień ironii.
   Giraud wzruszył ramionami na znak, że nie jest tym zainteresowany.

34

background image

   — Mogła tu leżeć od wielu tygodni. To nic ciekawego.
   — Przeciwnie, uważam, że bardzo ciekawe — sprzeciwił się łagodnie Poirot.
      Pomyślałem,   że   chce   po   prostu   rozdrażnić   paryskiego   detektywa,   co   mu   się   w 
zupełności udało, Giraud bowiem nagle odwrócił się, mówiąc, że nie ma ochoty marnować 
czasu, i znowu pochylił się, badając uważnie ziemię.
     Tymczasem Poirot, jakby pod wpływem jakiegoś nowego pomysłu, wrócił na teren 
posiadłości, podszedł do małej szopy i spróbował otworzyć drzwi.
     — Zamknięte na klucz — rzucił przez ramię Giraud. — Ale tam są tylko narzędzia 
ogrodnika. Ta łopata nie pochodzi stąd, tylko z szopy na narzędzia przy domu.
   — To niesamowite — mruknął do mnie podniecony monsieur Bex. — Jest tu dopiero od 
pół godziny, a już wszystko wie! Co za człowiek! Niewątpliwie Giraud jest największym 
żyjącym detektywem.
     Chociaż szczerze nie spodobał mi się ten detektyw, w duszy byłem pod wrażeniem. 
Zdawała się promieniować z niego sprawność. Nie mogłem oprzeć się uczuciu, że jak 
dotąd   Poirot   nic   nie   zrobił   i   to   mnie   zdenerwowało.   Wydawało   się,   że   zanadto   się 
rozprasza, zwracając uwagę na jakieś nie mające nic wspólnego ze sprawą nieistotne 
drobiazgi. Jakby na potwierdzenie tego w pewnym momencie zapytał Bexa:
   — Błagam, niech mi pan powie, co oznacza ta wyznaczona wapnem linia wokół grobu? 
Czy to jakiś znak zrobiony przez policję?
    — Nie, monsieur Poirot, to związane jest z grą w golfa. Pokazuje, gdzie znajduje się 
zawada w grze.
     — Zawada? — Poirot zwrócił się do mnie. — Czy to nieregularna dziura wypełniona 
piaskiem, z nasypem z jednej strony?
   Przytaknąłem.
   — Monsieur Renauld niewątpliwie grał w golfa?
   — Tak, był zapalonym graczem. To pole głównie było jego dziełem i to on w większości 
finansował prowadzone roboty. Brał nawet udział w projektowaniu.
   Poirot w zamyśleniu skinął głową. Potem zauważył:
      — Niezbyt   szczęśliwie   wybrano   miejsce   na   pochowanie   ciała,   prawda?   Przecież 
robotnicy przekopując teren mogli znaleźć ciało.
   — Właśnie — wykrzyknął triumfalnie Giraud. — A to dowodzi, że mordercy byli w tych 
stronach obcy. W ten sposób mamy wspaniały dowód pośredni.

35

background image

   — Tak — rzekł z powątpiewaniem Poirot. — Nikt nie pochowałby w tym miejscu ciała, 
chyba że… chciał, aby je odkopano. Ale przecież to absurd, prawda?
   Giraud nawet nie zadał sobie trudu, aby odpowiedzieć.
    — Tak — dodał Poirot, z jakiegoś powodu niezadowolony. — Tak… to niewątpliwie… 
absurd!

ROZDZIAŁ SIÓDMY
TAJEMNICZA MADAME DAUBREUIL
   
     W drodze powrotnej do willi pan Bex przeprosił, że musi nas opuścić, ale powinien 
uprzedzić   sędziego   śledczego   o   przybyciu   Girauda.   Sam   Giraud   oczywiście   był 
zachwycony, gdy Poirot oświadczył, że widział już wszystko, co chciał widzieć. Przed 
opuszczeniem   pola   golfowego   zobaczyliśmy   jeszcze,   jak   Giraud   czołga   się   na 
czworakach, z godną podziwu gorliwością badając każdy skrawek terenu. Gdy zostaliśmy 
sami Poirot, zgadując moje myśli, zauważył ironicznie,
      — Nareszcie   zobaczyłeś   detektywa,  którego   możesz   podziwiać  —  pies  gończy  w 
ludzkim ciele. Czy nie tak, mój przyjacielu?
    — On, w każdym razie, coś robi w tej sprawie — stwierdziłem dość szorstko. — Jeśli 
jest coś do znalezienia, on to z pewnością znajdzie. Natomiast ty…
   — Eh bien! Ja także coś znalazłem! Kawałek ołowianej rury.
   — Bzdura, Poirot. Bardzo dobrze wiesz, że to bez znaczenia. Ja mam na myśli drobne 
rzeczy — ślady mogące nas nieomylnie zaprowadzić do morderców.
      — Mon   ami,  trop  długości   metra   jest  tak   samo   ważny  jak   ten,  który   mierzy  dwa 
milimetry!   Co   za   romantyczny   pomysł,   że   wszystkie   ważne   ślady   muszą   być 
nieskończenie małe. Uważasz, że ten kawałek ołowianej rurki nie ma nic wspólnego ze 
zbrodnią, ponieważ tak ci powiedział Giraud. Nie — sprzeciwił się, gdy próbowałem się 
wtrącić —  nie będziemy więcej  na  ten  temat mówić. Niech Giraud  kontynuuje  swoje 
poszukiwania, a   mnie  pozwól  snuć  moje  domysły.  Cała  ta   sprawa  wydaje  się   dosyć 
prosta… a jednak… a jednak, mon ami, nie jestem zadowolony ! A wiesz dlaczego? 
Dlatego, że zegarek na rękę spieszy się dwie godziny. Poza tym są też inne, ciekawe, nie 
pasujące do siebie drobne fakty. Na przykład, jeżeli motywem zbrodni była zemsta, to 
dlaczego nie zasztyletowali Renaulda we śnie?
   — Chcieli znać jakąś tajemnicę — przypomniałem.

36

background image

   Poirot z wyrazem niezadowolenia strzepnął z rękawa jakiś pyłek.
    — No więc, gdzie znajduje się ta tajemnica? Z pewnością gdzieś daleko, skoro kazali 
mu się ubrać. A jednak ciało znaleziono blisko domu. A poza tym, czy to nie czysty 
przypadek, że taka broń jak sztylet była na wierzchu, pod ręką?
   Przerwał, zmarszczył brwi i ciągną! dalej:
   — Dlaczego służba nic nie słyszała? Może dostali środek nasenny? Czy mieli wspólnika 
i   czy   ten   wspólnik   dopilnował,   żeby   frontowe   drzwi   nie   były   zamknięte   na   klucz? 
Zastanawiam się, czy…
      Nagle   zatrzymał   się   i   odwrócił  do   mnie.   Właśnie   znaleźliśmy   się   na  głównej   alei 
prowadzącej do willi.
    — Drogi przyjacielu, teraz cię zaskoczę — sprawię ci przyjemność! Wziąłem sobie do 
serca twoje wyrzuty! Obejrzymy sobie ślady stóp!
   — Gdzie?
   — Na klombie położonym po prawej stronie od wejścia. Bex twierdził, że to ślady butów 
ogrodnika. Sprawdzimy. Popatrz, właśnie zbliża się z taczką.
     Istotnie, aleją szedł stary człowiek pchając przed sobą taczkę. Poirot zawołał go. 
Ogrodnik postawił taczkę i utykając podszedł do nas.
     — Poprosisz go o but, żeby sprawdzić ślady? — zapytałem bez tchu. Wróciła moja 
wiara w Poirota. Jeżeli uważa, że ślady na tym klombie maj ą znaczenie, to z pewnością 
są ważne!
   — Tak — odparł Poirot.
   — Czy jednak nie pomyśli, że to bardzo dziwne? — Nie będzie się nad tym zastanawiał.
   Nie mogliśmy dłużej o tym mówić, ogrodnik bowiem był już blisko nas.
   — Życzy pan sobie coś, monsieurl
   — Tak. Dawno pracujecie w tym domu?
   — Dwadzieścia cztery lata.
   — I macie na imię…?
   — Auguste, monsieur.
      — Podziwiałem   to   wspaniałe   geranium.   Jest   naprawdę   wyjątkowe.   Dawno   je 
zasadziliście?
    — Dość dawno. Ale po to, aby klomb wyglądał ładnie, od czasu do czasu trzeba coś 
dosadzić, usunąć zwiędłe kwiaty, przepikować…
   — Wczoraj zasadziliście nowe flance? Tam pośrodku i w tym drugim klombie.

37

background image

   — Monsieur ma bystre oko. Zawsze minie dzień lub dwa, zanim zrównają się z innymi. 
Tak, wczoraj wieczorem w każdym klombie umieściłem po dziesięć sadzonek. Jak pan 
wie, nie należy sadzić, gdy grzeje słońce.
   Auguste był zachwycony zainteresowaniem Poirota i stał się gadatliwy.
   — Och, widzę tu szczególnie piękny okaz — rzekł Poirot, wskazując wybrany kwiat. — 
Możecie mi go wyjąć z ziemi?
   — Ależ naturalnie, monsieur.
   Stary wszedł na klomb i ostrożnie wyjął podziwianą przez Poirota sadzonkę.
   Poirot serdecznie podziękował i Auguste odszedł z taczką.
      — Widzisz?   —   powiedział   z   uśmiechem   Poirot,   pochylając   się   nad   klombem   i 
porównując pozostawione przez ogrodnika ślady podkutych butów. — To zupełnie proste.
   — Nie wiedziałem…
   — Tego, że w bucie będzie stopa? Nie wykorzystujesz wystarczająco możliwości swego 
wspaniałego umysłu. No więc, co z tymi śladami?
   Zbadałem dokładnie klomb.
   — Wszystkie ślady na klombie pozostawiły te same buty — stwierdziłem.
     — Tak myślisz? Eh bien! Zgadzam się z tobą — odparł Poirot. Wydawało się, że 
przestało go to interesować i myśli o czymś innym.
   — W każdym razie — zauważyłem — teraz pozbyłeś się już jednej ze swoich obsesji.
   — Mon Dieu! Skąd ci to przyszło do głowy? Co masz na myśli?
   — Chciałem powiedzieć, że teraz przestaniesz się już zajmować tymi śladami butów.
   Ale, ku memu zaskoczeniu, Poirot potrząsną głową.
   — Nie, nie, mon ami. W końcu trafiłem na właściwy trop. Błądzę jeszcze w ciemności, 
ale, jak już wspomniałem komisarzowi, te ślady są najbardziej interesującą rzeczą w 
sprawie! Biedny Giraud — nie byłbym zdziwiony, gdyby nie zwrócił na nieuwagi.
     W tej chwili otworzyły się drzwi frontowe i ukazał się w nich pan Hautet, a za nim 
komisarz Bex.
     — Ach,  monsieur   Poirot,  szukaliśmy  pana—rzekł   sędzia. —  Robi  się   późno, a  ja 
chciałem jeszcze złożyć wizytę madame Daubreuil. Z pewnością będzie bardzo wytrącona 
z równowagi wiadomością o śmierci Renaulda, ale może udzieli nam jakiejś pomocnej 
wskazówki.   Renauld   mógł   jej   powiedzieć   coś,   czego   nie   chciał   mówić   żonie.   Może 
zwierzył   się   kobiecie,   której   miłość   uczyniła   go   niewolnikiem.   Wiemy,   jaką   słabość 
wykazujemy my, Samsonowie, wobec Dalili, prawda?

38

background image

     Milczeliśmy, ale podzielaliśmy jego zdanie. Poirot szedł z sędzią, a ja z komisarzem 
kilka kroków za nimi.
   — Nie ma wątpliwości, że opowieść Françoise jest w znacznym stopniu prawdziwa — 
zwrócił   się   do   mnie   poufnym   tonem.   —   Telefonowałem   do   komendy   głównej   i 
dowiedziałem się, że pani Daubreuil trzy razy w ciągu ostatnich sześciu tygodni — to jest 
od przybycia Renaulda do Merlinville — wpłacała duże sumy na swoje konto bankowe. 
Łącznie ulokowała w banku dwieście tysięcy franków!
   — O, Boże! — zawołałem, szybko przeliczając w myślach. — To około czterech tysięcy 
funtów!
      — Dokładnie.   Tak,   niewątpliwie   musiał   być   bardzo   w   niej   zakochany.   Tylko   czy 
powierzył jej swój sekret? Sędzia ma taką nadzieją, ale ja się z nim nie bardzo zgadzam.
   Rozmawiając dotarliśmy do rozwidlenia dróg, gdzie przed kilkoma godzinami zatrzymał 
się   nasz   samochód,   i   w   następnej   chwili   stwierdziłem,   że   willa   Marguerite,   w   której 
mieszka   tajemnicza   madame   Daubreuil,   to   właśnie   ów   niewielki   budynek,   z   którego 
wyszła dziewczyna uznana przeze mnie za boginię.
    — Mieszka tu od wielu lat — powiedział komisarz, wskazując głową na dom. — Żyje 
bardzo   spokojnie,  nikomu   nie   wchodzi   w   drogę.   Nic  nie   wiadomo   ojej   krewnych   czy 
przyjaciołach z przeszłości, styka się tylko z ludźmi poznanymi w Merlinville. Nigdy nie 
mówi   o   swojej   przeszłości   ani   o   mężu.  Nikt   nie   wie,   czy  żyje.   Otacza   ją   kompletna 
tajemnica.
   Skinąłem głową, czując rosnącą ciekawość.
   — A… córka? — zaryzykowałem.
     — To naprawdę piękna dziewczyna… skromna, pobożna, ma wszystkie niezbędne 
zalety. Można jej współczuć, ponieważ nic nie wie o swej przeszłości, a mężczyzna, który 
poprosi ją o rękę, będzie chciał coś o niej wiedzieć, a poza tym… — komisarz wzruszył 
cynicznie ramionami.
   — Przecież to nie jej wina! —wykrzyknąłem oburzony.
     — Oczywiście. Ale odpowiadałoby to panu? Mężczyzna chce wiedzieć wszystko o 
przeszłości swojej żony.
    Urwaliśmy dyskusję, gdyż staliśmy już na progu domu. Hautet nacisnął dzwonek. Po 
kilku minutach usłyszeliśmy kroki i drzwi się otworzyły. Na progu ukazała się moja bogini, 
ujrzawszy nas zbladła, jej oczy rozszerzyły się z lęku. Co do tego nie miałem żadnej 
wątpliwości — ona się nas przestraszyła!

39

background image

     — Mademoiselle Daubreuil — rzekł Hautet, zdejmując kapelusz — przykro mi, że 
musimy panie niepokoić, ale, sama pani rozumie, prawo jest prawem. Proszą złożyć 
wyrazy uszanowania matce i zapytać ją, czy byłaby tak uprzejma i poświęciła nam kilka 
minut.
    Dziewczyna przez chwilę stała bez ruchu. Lewą rękę trzymała przyciśniętą do piersi, 
jakby chciała uspokoić gwałtowne bicie serca. Po chwili opanowała się i odpowiedziała 
cicho:
   — Proszę wejść. Zaraz do niej pójdę.
   Weszła do pokoju położonego po lewej stronie holu i usłyszeliśmy jej przyciszony głos. 
Potem drugi, podobnie brzmiący, ale nieco niższy i ostrzejszy, odpowiedział:
   — Ależ oczywiście. Poproś, żeby weszli.
   W następnej chwili stanęliśmy przed tajemniczą madame Daubreuil.
   Była nieco niższa od córki i miała pełniejsze kształty, a jej uroda nosiła cechy dojrzałej 
kobiety. Jej włosy, w przeciwieństwie do włosów córki, były ciemne, z przedziałkiem na 
środku,  jak   u   Madonny.   Oczy,   do   połowy  ukryte   pod   przymkniętymi   powiekami,   były 
niebieskie.  Chociaż  dobrze  się   trzymała,  jej   młodość  minęła  już  dawno,   ale   pozostał 
niezależny od wieku urok.
   — Panowie życzą sobie czegoś ode mnie? — zapytała.
     — Tak, madame. — Monsieur Hautet chrząknął. — Prowadzę śledztwo w sprawie 
śmierci pana Renaulda. Niewątpliwie słyszała pani o tym?
   W milczeniu pochyliła głowę. Jej zachowanie nie uległo zmianie.
   — Chcemy panią zapytać, czy pani może… hm… rzucić światło na towarzyszące temu 
okoliczności?
   — Ja? — Była wyraźnie zaskoczona.
      — Tak,   madame.   Mamy   podstawę   sądzić,   że   często   wieczorami   odwiedzała  pani 
nieboszczyka. Może pani to potwierdzić?
   Policzki kobiety zabarwił rumieniec, ale odparła spokojnie:
   — Nie ma pan prawa zadawać mi tego rodzaju pytania!
   — Madame, ja prowadzę śledztwo w sprawie morderstwa.
   — Co z tego? Nie mam nic wspólnego z morderstwem.
   — Ani przez chwilę tego nie twierdziliśmy. Ale za to pani dobrze znała zamordowanego. 
Może zwierzał się pani, że grozi mu jakieś niebezpieczeństwo?
   — Nigdy o tym nie mówił.

40

background image

   — Nie wspominał o swoim życiu w Santiago, o tamtejszych wrogach?
   — Nie.
   — Zatem nie może nam pani pomóc?
     — Obawiam się, że nie. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego panowie zwrócili się do 
mnie. Nie mogli panowie o to wszystko spytać jego żony? — w jej głosie zabrzmiał ślad 
ironii.
   — Pani Renauld powiedziała nam wszystko, o czym wie.
   — Ach! — rzekła madame Daubreuil. — Ciekawe…
   — Co, madame?
   — Nic.
     Sędzia śledczy spojrzał na nią. Czuł, że prowadzi pojedynek i że ma przed sobą 
niebezpiecznego przeciwnika.
   — Podtrzymuje pani, że pan Renauld z niczego się pani nie zwierzył?
   — Dlaczego pan myśli, że miałby mi się z czegoś zwierzać?
     — Ponieważ, madame —  odparł  Hautet z zamierzoną  brutalnością — mężczyzna 
spowiada się kochance z tego, co nie zawsze chce mówić żonie.
    — Ach! — zerwała się z krzesła. Jej oczy ciskały błyskawice. — Monsieur, pan mnie 
obraża! I to w obecności mojej córki ! Nic panu nie powiem. Proszę natychmiast opuścić 
mój dom!
   Miała rację i w tej sytuacji nie pozostało nam nic innego, tylko opuścić willę Marguerite 
jak zawstydzeni uczniowie.
     Sędzia mruczał gniewnie do siebie. Poirot wydawał się pogrążony w myślach. Nagle 
wyrwał się z zadumy i zapytał monsieur Hauteta, czy w pobliżu jest jakiś dobry hotel.
    — Po tej stronie miasta jest niewielki hotelik. Nazywa się Hotel des Bains. Tą drogą, 
kilkaset metrów stąd. Będzie tam panu wygodnie. Przypuszczam, że zobaczymy się jutro 
rano?
   — Tak, dziękuję, monsieur Hautet.
     Pożegnaliśmy  się  uprzejmie. Poirot i  ja  pomaszerowaliśmy w  kierunku  Merlinville, 
natomiast sędzia z komisarzem wrócili do willi Genevi?ve.
   — Francuska policja jest doskonale zorganizowana — zauważył Poirot, patrząc w ślad 
za nimi. — Posiada szczegółowe informacje o życiu każdego obywatela. Dobrze znali 
przyzwyczajenia i gusty monsieur Renaulda, chociaż przebywał tu dopiero od sześciu 
tygodni. Podobnie szybko uzyskali informacje o sumach, jakie madame Daubreuil wpłaciła 

41

background image

do   banku!   Niewątpliwie   dobra  kartoteka  to   wspaniała   rzecz.  Ale   co   to?  Odwrócił   się 
szybko.
   Ktoś biegł za nami. Była to Marthe Daubreuil.
     — Proszę mi wybaczyć — zawołała bez tchu, zbliżając się do nas. — Ja… ja nie 
powinnam tego robić. Wiem o tym. Proszę nie mówić mamie. Czy to prawda, co ludzie 
mówią, że pan Renauld przed śmiercią wezwał detektywa i… i że tym detektywem jest 
pan?
   — Tak, mademoiselle — potwierdził Poirot łagodnie. — To prawda. Ale skąd pani o tym 
wie?
   — Françoise powiedziała to naszej Amelie — wyjaśniła Marthe, czerwieniąc się. Poirot 
skrzywił się.
   — W takich sprawach niemożliwe jest zachowanie dyskrecji! Cóż, mademoiselle, a o co 
chciała pani zapytać?
   Dziewczyna zawahała się. Wydawało się, że pragnie się czegoś dowiedzieć, jednak boi 
się pytać. W końcu zapytała niemal szeptem:
   — Czy… ktoś jest podejrzany?
   Poirot spojrzał na nią ostro, a potem odparł wymijająco:
   — Podejrzany może być każdy, mademoiselle.
   — Tak, wiem… ale… czy jest ktoś szczególnie podejrzany?
   — Dlaczego chce pani to wiedzieć?
   Zdawało się, że dziewczynę przestraszyło to pytanie. W tym momencie przypomniałem 
sobie słowa, jakie Poirot wypowiedział wcześniej na jej widok: „Widziałem dziewczynę o 
niespokojnych oczach”.
     — Pan Renauld  zawsze był  dla mnie  bardzo dobry —odpowiedziała  w końcu. — 
Dlatego tak bardzo mnie to interesuje.
    — Rozumiem — rzekł Poirot. — No więc, mademoiselle, obecnie podejrzewamy dwie 
osoby.
   — Dwie?
   Mógłbym przysiąc, że w jej głosie zabrzmiały jednocześnie ulga i zaskoczenie.
     — Nie znamy ich nazwisk, ale sądzimy, że są Chilijczykami z Santiago. Widzi pani, 
mademoiselle, co może uroda i młodość! Zdradziłem pani tajemnicę zawodową!
   Dziewczyna roześmiała się wesoło, a potem podziękowała trochę zawstydzona.
   — Muszę już wracać. Mama może zauważyć moją nieobecność.

42

background image

   Odwróciła się i pobiegła do domu. Przypominała mi współczesną Atalantę. Nie mogłem 
oderwać od niej wzroku.
   — Mon ami — rzekł Poirot, swoim delikatnie ironicznym tonem — czy mamy tu na noc 
zapuścić   korzenie   tylko   dlatego,   że   zobaczyłeś   ładną   dziewczynę   i   straciłeś   dla   niej 
głowę?
   Zaśmiałem się i przeprosiłem go.
   — Ależ, Poirot, ona jest piękna. To może każdego usprawiedliwić.
   Ku memu zaskoczeniu, Poirot bardzo poważnie potrząsnął głową.
     — Ach, mon ami, nie łam sobie serca z powodu Marthe Daubreuil. Ona nie jest dla 
ciebie! Posłuchaj rady papcia Poirota!
   — Dlaczego? — wykrzyknąłem. — Przecież komisarz zapewnił mnie, że jest tak samo 
dobra, jak piękna! To prawdziwy anioł!
   — Niektóre znane mi wielkie zbrodniarki miały twarze aniołów — odparł wesoło Poirot. 
— Twarz Madonny nie wyklucza degeneracji szarych komórek.
     — Poirot!  —   krzyknąłem  ze  zgrozą.  — Chyba   nie  podejrzewasz tego  niewinnego 
dziecka?
     — Ta–ta–ta! Nie podniecaj się! Nie powiedziałem, że ją podejrzewam. Ale musisz 
przyznać, że jej niepokój o to, kogo podejrzewamy, jest czymś niezwykłym.
   — Po raz pierwszy widzę dalej niż ty — stwierdziłem. — Ona niepokoi się nie o siebie, 
tylko o matkę.
   — Drogi przyjacielu — rzekł Poirot — ty jak zwykle nic nie widzisz. Madame Daubreuil 
potrafi bardzo dobrze zadbać o siebie bez pomocy córki. Przyznaję, że trochę z ciebie 
drwiłem, ale powtarzam to, co już powiedziałem — nie łam sobie serca z powodu tej 
dziewczyny. Ona nie jest dla ciebie! Ja, Herkules Poirot, wiem o tym. Sacre! Gdybym tylko 
mógł sobie przypomnieć, gdzie widziałem tę twarz!
   — Czyją twarz? — zapytałem zaskoczony. — Córki?
   — Nie. Matki.
   Zauważywszy moje zaskoczenie, skinął głową z głębokim przekonaniem.
   — Ależ tak… mówię ci. To było dawno temu, gdy służyłem w policji belgijskiej. Nigdy tej 
kobiety osobiście nie widziałem, ale widziałem jej zdjęcie… w związku z jakąś sprawą. 
Przypuszczam, że…
   — Że co?
   — Może się mylę, ale przypuszczam, że była to sprawa morderstwa.

43

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY
NIESPODZIEWANE SPOTKANIE
   
   Następnego dnia przybyliśmy do willi bardzo wcześnie. Tym razem policjant stojący na 
straży   przy   bramie   wpuścił   nas   salutując   bez   słowa.   Ze   schodów   właśnie   schodziła 
pokojówka Léonie i wydawało się, że ma ochotę z nami porozmawiać.
   Poirot zapytał o zdrowie pani Renauld.
   Léonie potrząsnęła głową.
   — Biedna pani jest bardzo roztrzęsiona! Nic nie je… absolutnie nic! Jest blada jak upiór. 
Serce pęka, jak się na nią patrzy. Ach, ja nie rozpaczałabym tak po człowieku, który 
zdradzał mnie z inną kobietą!
   Poirot pokiwał głową ze współczuciem.
     — Masz zupełną rację, ale co ty byś zrobiła? Serce kochającej kobiety zdolne jest 
wszystko wybaczyć. Niewątpliwie w ciągu minionych kilku miesięcy dochodziło między 
nimi do wielu kłótni z wzajemnymi oskarżeniami?
   Léonie znowu potrząsnęła głową.
     — Nigdy, monsieur. Nigdy nie słyszałam z ust pani ani jednego słowa potępienia… 
nawet wymówki! Ma naturę i usposobienie anioła. Nie to co jej mąż.
   — Pan Renauld nie miał natury anioła?
    — Pewnie, że nie miał. Jak mu się coś nie spodobało, cały dom o tym wiedział. Tego 
dnia, gdy pokłócił się z paniczem Jackiem, tak wrzeszczeli, że pewnie słyszano ich na 
rynku!
   — Naprawdę? — rzekł Poirot. — A kiedy ta kłótnia miała miejsce?
   — Och, to było przed wyjazdem panicza Jacka do Paryża. Wtedy omal nie spóźnił się 
na   pociąg.   Wyszedł   z   biblioteki   i   chwycił   walizkę,   którą   zostawił   w   holu.   Ponieważ 
samochód był w naprawie, musiał biec całą drogę na dworzec. Byłam wtedy w salonie i 
widziałam go przez okno… był blady, z dwoma czerwonymi plamami na policzkach. Ale 
był wściekły! Léonie rozkoszowała się opowieścią.
   — O co się kłócili?
     — Ach, tego nie wiem — wyznała. — Co prawda krzyczeli, ale ich głosy były takie 
głośne i piskliwe, mówili tak szybko, że mógłby ich zrozumieć tylko rodowity Anglik. Potem 
pan cały dzień chodził jak chmura gradowa! W niczym nie można mu było dogodzić!

44

background image

   Potok słów Léonie przerwał hałas zatrzaskiwanych drzwi.
     — Czeka  na  mnie Françoise! — wykrzyknęła, dość późno  przypominając sobie o 
obowiązkach. — Ta stara zawsze mnie beszta.
   — Jeszcze chwilkę, mademoiselle. Gdzie teraz jest sędzia śledczy?
   — Wyszedł do garażu obejrzeć samochód. Monsieur komisarz myśli, że posłużono się 
nim w noc zbrodni.
   — Quelle idee* — mruknął Poirot, gdy dziewczyna odeszła. — Pójdziesz do nich?
   — Nie, zaczekam na ich powrót w salonie. Tam jest za chłodno jak na dzisiejszy gorący 
ranek.
   Taki plan mi nie odpowiadał.
   — Jeżeli nie masz nic przeciwko… — zawahałem się.
   — Absolutnie. Chcesz przeprowadzić dochodzenie na własną rękę, prawda?
   — No, chciałbym zobaczyć, co porabia Giraud. Jeśli kręci się tu gdzieś w pobliżu…
   — To pies gończy w ludzkiej skórze — mruknął Poirot, sadowiąc się wygodnie w fotelu i 
zamykając oczy. — Bardzo proszę, idź. Au revoir.
     Wyszedłem z domu. Ranek był naprawdę ciepły. Skierowałem się na ścieżkę, którą 
szliśmy wczoraj. Miałem zamiar sam jeszcze raz obejrzeć miejsce zbrodni. Jednak nie 
chciałem iść tam wprost, tylko skróciłem drogę, przecinając zarośla, aby wyjść na pole 
golfowe jakieś sto metrów dalej na prawo. Zarośla rosły tu gęściej i z trudem przebijałem 
sobie drogę. Gdy w końcu nagle i gwałtownie wynurzyłem się na polu golfowym, wpadłem 
na młodą kobietę stojącą tyłem do krzaków.
     Zaskoczona, wydała stłumiony okrzyk. Ja również krzyknąłem ze zdumienia. Była to 
bowiem moja przyjaciółka z pociągu. Kopciuszek!
   — To pan! — zawołała.
     — To pani? — spytałem z niedowierzaniem. Dziewczyna pierwsza odzyskała zimną 
krew.
   — Co pan tu robi, na miłość boską?
   — Mogę panią zapytać o to samo — zareplikowałem.
   — Przedwczoraj, gdy ostatni raz pana widziałam, udawał się pan jak grzeczny chłopiec 
do domu, do Anglii.
    — Kiedy ja panią ostatni raz widziałem — odparłem — udawała się pani z siostrą do 
domu, jak grzeczna dziewczynka. A przy okazji, jak się miewa pani siostra?
   Wynagrodziła mnie błyskiem białych ząbków w uśmiechu.

45

background image

   — Miło, że pan o nią pyta! Dziękuję, miewa się dobrze.
   — Jest tutaj z panią?
   — Została w mieście — wyjaśniła z godnością.
   — Nie wierzę, że ma pani siostrę— zażartowałem. — A jeśli tak, to ma na imię Harris!
   — Pamięta pan moje imię? —zapytała z uśmiechem.
   — Kopciuszek. Ale teraz zdradzi mi pani swoje prawdziwe imię, prawda?
   Potrząsnęła głową i rzuciła mi filuterne spojrzenie.
   — Nawet nie zdradzi mi pani, po co tutaj przyjechała?
     — Och, o to chodzi! Przypuszczam, że słyszał pan, że ludzie mojego zawodu też 
odpoczywają.
   — W luksusowych francuskich kąpieliskach?
   — Jest bardzo tanio, jeśli się wie, gdzie pojechać. Spojrzałem na nią badawczo.
   — Jednak nie miała pani zamiaru przyjeżdżać tutaj, gdy spotkałem panią przed dwoma 
dniami?
   — Wszyscy doświadczamy zawodów — odparła sentencjonalnie panna Kopciuszek. — 
No, powiedziałam tyle, ile może pan wiedzieć. Grzeczni chłopcy nie powinni za dużo 
pytać. Ale pan jeszcze mi nie powiedział, co tu robi??
   — Pamięta pani, jak mówiłem, że mój przyjaciel jest detektywem?
   — Tak. I co z tego?
   — A może słyszała pani, że w willi Genevi?ve popełniono zbrodnię…?
   Patrzyła na mnie zdumiona.
   — Chce pan powiedzieć, że… pan się tym zajmuje?
     Skinąłem głową. W ten sposób niewątpliwie wiele zyskałem w oczach dziewczyny, 
zaczęła   mi   się   bowiem   przypatrywać   z   większym   zainteresowaniem.   Potem   skinęła 
energicznie głową.
   — A niech mnie! Musi mi pan pokazać te wszystkie okropności.
   — Co pani ma na myśli?
      — To,   co   powiedziałam.   Drogi   chłopcze,   czy   nie   mówiłam   panu,   że   szaleję   za 
zbrodniami? Mogę węszyć całymi godzinami. To naprawdę szczęście, że pana spotkałam. 
Dalej, niech mi pan wszystko pokaże.
   — Ależ… chwileczkę. Nie mogę. Tam nikogo nie wpuszczają. Jest surowy zakaz.
   — Czy pan i pański przyjaciel nie jesteście ważnymi osobami?
   Bardzo nie chciałem rozwiewać tego jej złudzenia.

46

background image

     — Dlaczego tak się pani do tego zapaliła? — zapytałem słabo. —1 co chce pani 
zobaczyć? — Och, wszystko! Miejsce i narzędzie zbrodni, odciski palców i te wszystkie 
interesujące rzeczy. Nigdy nie miałam okazji zetknąć się tak blisko ze zbrodnią. Będę to 
wspominała przez całe życie.
    Odwróciłem się z niesmakiem. Oto dzisiejsze kobiety! Upiorna ciekawość dziewczyny 
przyprawiła mnie o mdłości.
   — Spuść pan z tonu — powiedziała nagle. — Czy, jak poproszono was o rozwiązanie 
tej sprawy, zadarł pan nosa i oświadczył, że nie chce się pakować w taki paskudny 
interes?
   — Nie o to chodzi, tylko…
     — Gdyby przyjechał pan tu na urlop, to czy nie węszyłby pan tak samo jak ja? Z 
pewnością by to pan robił.
   — Ja jestem mężczyzną, a pani kobietą.
   — Pan uważa, że wszystkie kobiety na widok myszy wrzeszczą i wskakują na krzesło. 
To prehistoria. No więc pokaże mi pan wszystko, czy nie? To może mieć dla mnie wielkie 
znaczenie.
   — Dlaczego?
     — Przecież pan wie, że nie wpuszczono żadnych reporterów. Mogę napisać wielki 
szlagier do jakiejś znanej gazety. Zdaje pan sobie sprawę, ile oni za coś takiego płacą?
   Zawahałem się. Wsunęła w moją dłoń drobną, miękką rączkę.
      — Proszę   …   niech   pan   będzie   miły.   Skapitulowałem.   W   duszy   czułem,   że   z 
przyjemnością będę służył tej dziewczynie za przewodnika.
   Wpierw skierowaliśmy się na miejsce, gdzie znaleziono ciało. Stał tam policjant, ale na 
mój widok zasalutował i nie pytał o moją towarzyszkę. Z pewnością uznał, że ręczę za nią. 
Objaśniłem Kopciuszkowi, jak znaleziono ciało. Słuchała uważnie, zadając inteligentne 
pytania. Potem zaczęliśmy zbliżać się do domu. Szedłem bardzo ostrożnie, bo prawdę 
mówiąc nie chciałem, żeby nas ktoś zobaczył. Przeprowadziłem dziewczynę przez krzaki 
do miejsca, w którym stała mała szopa. Przypomniałem sobie, że wczoraj wieczorem po 
zamknięciu   drzwi   monsieur   Bex   przekazał   klucz   policjantowi,   Marchaudowi   —   „na 
wypadek,   gdyby   monsieur   Giraud   chciał   tam   wejść,   gdy   my   będziemy   na   piętrze”. 
Pomyślałem,   że   to   całkiem   prawdopodobne,   iż   detektyw   z   S?reté   zwrócił   klucz 
Marchaudowi. Zostawiłem dziewczynę ukrytą w krzakach i wszedłem do domu. Marchaud 
pełnił wartę przy drzwiach salonu. Zza drzwi dochodził pomruk głosów.

47

background image

   — Pan chce się widzieć z monsieur Hautetem? On teraz przesłuchuje Françoise.
   — Nie — odparłem szybko. — Nie chcę z nim rozmawiać. Byłbym wielce zobowiązany, 
gdyby   dał   mi   pan   klucz   do   szopy   przy   domu.   Naturalnie,   jeśli   to   nie   będzie   wbrew 
przepisom.
   — Ależ oczywiście, monsieur. — Podał mi klucz. — Pan sędzia polecił, żeby nie robić 
panu żadnych trudności. Proszę go później zwrócić.
   — Dobrze.
   Poczułem dreszcz satysfakcji na myśl, że w oczach Marchauda jestem tak samo ważny 
jak Poirot. Dziewczyna czekała na mnie w krzakach. Wydała okrzyk zadowolenia widząc 
w moim ręku klucz.
   — Ma go pan!
   — Jasne — odparłem chłodno. — Jednak, jak pani wie, to co robię jest nielegalne.
   — Jest pan kochany. Idziemy. Nie będą nas widzieć z domu, prawda?
      — Chwileczkę.   —   Musiałem   ją   uprzedzić.   —   Nie   mogę   pani   powstrzymać,   jeżeli 
naprawdę chce pani tam wejść. Chce pani? Widziała pani grób, cały teren, usłyszała pani 
wszystkie   szczegóły   sprawy.   Czy   to   nie   wystarczy?   To,   co   teraz   pani   zobaczy,   jest 
makabryczne i… nieprzyjemne.
    Patrzyła na mnie przez chwilę z wyrazem, który nie bardzo mogłem zgłębić, a potem 
zaśmiała się.
     — Lubię makabrę — odparła. — Idziemy. Podeszliśmy w milczeniu do drzwi szopy. 
Otworzyłem   i   weszliśmy   do   środka.   Zbliżyłem   się   do   ciała   i   ostrożnie   zsunąłem 
prześcieradło, podobnie jak uczynił to wczoraj komisarz Bex. Moja towarzyszka wydała 
cichy okrzyk. Na jej twarzy malował się wyraz przerażenia. Zniknął jej dobry nastrój. Nie 
posłuchała mnie i została ukarana. Postanowiłem być bezlitosny. Delikatnie odwróciłem 
ciało.
   — Widzi pani, otrzymał cios w plecy. Zapytała niemal szeptem:
   — Czym? Wskazałem szklany słój.
   — Tym sztyletem.
   Nagle dziewczyna zachwiała się i zaczęła osuwać się na ziemię. Podskoczyłem, żeby j 
ą podtrzymać.
   — Słabo pani. Wyjdźmy stąd. To dla pani za wiele.
   — Wody — wymamrotała — szybko. Wody.

48

background image

   Zostawiłem ją i pobiegłem do domu. Na szczęście w pobliżu nie było nikogo ze służby i 
mogłem niezauważenie napełnić szklankę wodą. Wlałem kilka kropli brandy i wróciwszy 
po kilku minutach zastałem dziewczynę leżącą w takiej pozycji, w jakiej ją opuściłem. 
Wystarczyło   kilka   kropli   wody   z   domieszką   brandy,   aby   całkowicie   odzyskała 
przytomność.
   — Proszę mnie stąd zabrać… och, szybko, szybko! — wykrzyknęła, drżąc.
   Podtrzymując dziewczynę ramieniem, wyprowadziłem ją na zewnątrz. Gdy zamknęła za 
nami drzwi szopy, odetchnęła głęboko.
   — Już lepiej. Och, to było okropne! Dlaczego pozwolił mi pan tam wejść?
     Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na tę typowo kobiecą logikę. W duszy byłem 
zadowolony z jej zachowania, gdyż dowodziło ono, że nie była taka nieczuła, za jaką 
chciała uchodzić. Była przecież jeszcze bardzo młoda i jej ciekawość mogła wypływać z 
bezmyślności.
      — Niech  pani  nie  zapomina, że  próbowałem  panią  powstrzymać  — powiedziałem 
łagodnie.
   — Tak, to prawda. No, teraz już pożegnam pana.
     — Chwileczkę, nie może pani tak sama odejść. Jeszcze nie czuje się pani dobrze. 
Odprowadzę panią do Merlinville.
   — Nonsens. Czuję się zupełnie dobrze.
   — A jeżeli pani po drodze zasłabnie? Nie, muszę pani towarzyszyć.
     Opierała się stanowczo, ale w końcu pozwoliła się odprowadzić do skraju miasta. 
Poszliśmy   tą   samą   drogą   przez   krzaki   i   obok  grobu,   a   potem   skręciliśmy  na   drogę. 
Zatrzymała się przy pierwszych domach przedmieścia i wyciągnęła rękę.
   — Do widzenia i jeszcze raz dziękuję za wszystko.
   — Jest pani pewna, że może iść sama?
   — Tak, dziękuję. Mam nadzieję, że nie będzie pan miał z mojego powodu kłopotów.
   Zapewniłem ją, że nie będę miał najmniejszych kłopotów.
   — No to żegnam.
     — Do zobaczenia — sprostowałem. — Jeżeli zatrzymała się pani w mieście, to się 
jeszcze spotkamy.
   Posłała mi uśmiech.
   — Dobrze, a zatem do zobaczenia.
   — Chwileczkę, nie podała mi pani swojego adresu.

49

background image

     — Och, zatrzymałam się w Hotelu du Phare. To mały hotel, ale całkiem wygodny. 
Proszę mnie jutro odwiedzić.
   — Będę na pewno — odparłem z być może nie zamierzoną skwapliwością.
     Patrzyłem za nią, aż znikła mi z oczu, potem odwróciłem się i skierowałem do willi. 
Przypomniałem sobie, że nie zamknąłem szopy na klucz. Na szczęście nikt tego nie 
zauważył, obróciłem więc klucz w zamku i oddałem go policjantowi. Nagle uzmysłowiłem 
sobie, że chociaż otrzymałem od Kopciuszka adres, to nadal nie znam jej imienia ani 
nazwiska.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
MONSIEUR GIRAUD ZNAJDUJE POSZLAKI
   
   W salonie zastałem sędziego śledczego zajętego przesłuchiwaniem starego ogrodnika. 
Obecni przy tym Poirot i komisarz przywitali mnie uprzejmym uśmiechem i skinieniem 
głowy. Usiadłem cicho. Hautet prowadził śledztwo niezwykle drobiazgowo, ale jak dotąd 
nie udało mu się natrafić na nic ważnego.
     Auguste przyznał, że rękawice ogrodowe należą do niego. Nosił je sadząc pewne 
odmiany pierwiosnków, które są dla niektórych szkodliwe. Nie pamięta, kiedy zakładał je 
ostatni raz. Z pewnością ich nie zgubił. Gdzie je zawsze trzymał? Czasem w tym, czasem 
w innym miejscu. Łopatę można było zwykle znaleźć w szopie na narzędzia. Czy była 
zamknięta na klucz? Oczywiście, że była zamknięta. A gdzie był klucz? Parbleu, klucz 
rzecz jasna tkwił w zamku. Tam nie było nic cennego, co warto by ukraść. Kto mógłby się 
spodziewać bandytów albo morderców? Takie rzeczy nie zdarzały się w czasach pani 
wicehrabiny.
   Sędzia dał znać, że skończył i stary pomrukując zbierał się do odejścia. Pamiętając, jak 
wielką   wagę   Poirot   przywiązywał   do   śladów   na   klombie,   obserwowałem   uważnie 
ogrodnika   podczas   zeznań.   Albo   nie   miał   on   nic   wspólnego   ze   zbrodnią,   albo   był 
doskonałym aktorem. Nagle, gdy był już prawie przy drzwiach, wpadł mi do głowy pewien 
pomysł.
      — Przepraszam,   panie   sędzio   —   zwołałem   —  czy   pozwoli  pan,  że  zadam   jedno 
pytanie?
   — Oczywiście, monsieur.
   Zachęcony zwróciłem się do Auguste’a:

50

background image

   — Gdzie trzymacie swoje robocze buty?
   — Noszę je na nogach — warknął ogrodnik. — A gdzie niby miałyby być?
   — Gdzie się znajdują, gdy idziecie spać?
   — Pod łóżkiem.
   — A kto je czyści?
    — Nikt. Po co miałby ktoś je czyścić? Czy wychodzę w nich na promenadę, jak jakiś 
fircyk? W niedzielę noszę buty na niedzielę, a na co dzień… — wzruszył ramionami.
   Potrząsnąłem głową zniechęcony.
   — No i nie posunęliśmy się dalej — rzekł sędzia. — I niewątpliwie nie posuniemy się, 
dopóki nie nadejdzie odpowiedź z Santiago. Czy ktoś widział Girauda? Doprawdy, temu to 
brak dobrego wychowania! Już chciałem po niego posłać i…
   — Nie musi pan daleko posyłać.
     Spokojny głos zaskoczył nas. Giraud stał na zewnątrz budynku i zaglądał do pokoju 
przez otwarte okno. Wskoczył do środka i podszedł do stołu.
      — Oto   jestem!   Do   usług!   Proszę   przyjąć   moje   przeprosiny,   że   nie   zjawiłem   się 
wcześniej.
   — Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi — odparł sędzia trochę zbity z tropu.
      — Ja,   oczywiście,   jestem   tylko   detektywem   i   nie   znam   się   na   formalnych 
przesłuchaniach — kontynuował Giraud. — Ale gdybym kogoś przesłuchiwał, nie robiłbym 
tego przy otwartym oknie. Ktoś może stać na zewnątrz i wszystko słyszeć. Ale nie ma o 
czym mówić.
     Monsieur Hautet zaczerwienił się z gniewu. Wyraźnie obaj mężczyźni nie pałali do 
siebie miłością. Od początku wzajemnie wytykali sobie popełniane błędy i napadali na 
siebie. Dla Girauda wszyscy sędziowie śledczy byli głupcami, a dla Hauteta zachowanie 
przybyłego z Paryża detektywa było obraźliwe. — Eh bien, monsieur Giraud — powiedział 
ostro sędzia. — Niewątpliwie doskonale wykorzystał pan czas! Zna pan może nazwiska 
zbrodniarzy? I z pewnością zlokalizował pan miejsce ich pobytu?
   Pan Giraud odparł, nie zrażony ironią:
   — Przynajmniej wiem, skąd mogli przybyć.
   Giraud wyjął z kieszeni dwa małe przedmioty i położył je na stole.
    Zbliżyliśmy się. Nie było to nic nadzwyczajnego: niedopałek papierosa i nie używana 
zapałka. Detektyw zwrócił się do Poirota:
   — Co pan tu widzi? — zapytał.

51

background image

   W tonie jego głosu zabrzmiała jakaś zaczepna nuta, która wywołała na moich policzkach 
rumieniec. Ale Poirot pozostał obojętny i tylko wzruszył ramionami.
   — Niedopałek papierosa i zapałkę.
   — I co to panu mówi? Poirot rozłożył ręce.
   — Nic.
      — Ach!   —   wykrzyknął   Giraud   z   zadowoleniem.   —   Pan   się   tymi   rzeczami   nie 
interesował. To nie jest zwyczajna zapałka — przynajmniej nie w naszym kraju. Takich 
zapałek używają w Ameryce Południowej. Na szczęście nie została spalona. Inaczej nie 
byłbym   jej   rozpoznał.   Najwyraźniej   jeden   z   mężczyzn   wyrzucił   niedopałek   i   zapalił 
następnego papierosa, przy okazji gubiąc zapałkę z pudełka.
   — A ta druga zapałka? — zapytał Poirot.
   — Jaka druga?
   — Ta, którą zapalił papierosa. Znalazł ją pan?
   — Nie.
   — Może nie szukał jej pan dość starannie.
     — Nie szukałem… — przez chwilę zdawało się, że detektyw wybuchnie gniewem, 
jednak się opanował, choć z trudem. — Widzę, że lubi pan dowcipy, monsieur Poirot. 
Nieważna zapałka, wystarczy niedopałek papierosa. To papieros pochodzący z Ameryki 
Południowej, którego bibułka wykonana jest z papieru wyprodukowanego z liści lukrecji.
   Poirot skłonił się.
      — Niedopałek   papierosa   i   zapałka   mogły   należeć   do   pana   Renaulda   —   wtrącił 
komisarz.  — Pamiętajmy,  że  upłynęły  zaledwie  dwa  lata od  jego  powrotu  z  Ameryki 
Południowej.
   — Nie — zaprzeczył Giraud. — Przeszukałem już rzeczy Renaulda. Palił zupełnie inne 
papierosy i używał innych zapałek.
   — Nie sądzi pan, że to dziwne — zapytał Poirot — iż ci obcy zjawili się tu bez broni, bez 
rękawiczek i łopaty i że wszystko to bez problemu znaleźli na miejscu?
   Giraud uśmiechnął się z wyższością.
   — Tak, to jest niewątpliwie dziwne. Możliwe do wyjaśnienia tylko na gruncie mojej teorii.
   — Ach! — wykrzyknął monsieur Hautet. — Mieli w domu wspólnika!
   — Albo poza domem — uzupełnił Giraud z dziwnym uśmieszkiem na ustach.
     — Ale ktoś musiał ich wpuścić do domu. Przecież nie możemy przyjąć, że jakimś 
wyjątkowym kaprysem losu znaleźli drzwi otwarte, prawda?

52

background image

    — Drzwi zostały specjalnie otwarte; z łatwością mógł je z zewnątrz otworzyć ten, kto 
posiadał klucz.
   — Ale kto posiadał klucz?
   Giraud wzruszył ramionami.
     — Jeśli o to chodzi, to nikt się do tego nie przyzna. Ale klucz mogło posiadać wielu 
ludzi. Na przykład syn, monsieur Jack Renauld. To prawda, że jest w drodze do Ameryki 
Południowej, ale przecież mógł go zgubić albo ktoś mógł mu ukraść. Potem ogrodnik — 
służy   tu   od   wielu   lat.   Któraś   z   młodych   służących   może   mieć   kochanka.   Łatwo   jest 
wykonać odcisk klucza i sporządzić duplikat. Istnieje wiele możliwości. Jest jeszcze jedna 
osoba, która prawdopodobnie posiadała coś takiego na własność.
   — Kto?
   — Madame Daubreuil — odparł detektyw.
   — Ho, ho! — zdziwił się sędzia. — A więc i o tym pan wie?
   — Ja wiem wszystko — stwierdził Giraud niewzruszony.
   — Mogę przysiąc, że o pewnej rzeczy pan nie wie — rzekł pan Hautet, rozkoszując się 
faktem,   że   teraz   może   pochwalić   się   większą   wiedzą   i   bez   dalszych   ceregieli 
zrelacjonował opowieść o tajemniczym wieczornym gościu. Poruszył też temat czeku z 
nazwiskiem „Duveen”, a na koniec wręczył Giraudowi list z podpisem „Bella”.
   — To wszystko jest bardzo interesujące, ale w niczym nie przeczy mojej teorii.
   — A jaka jest ta pańska teoria?
   — Na razie wolę nie mówić. Proszę pamiętać, że dopiero zacząłem śledztwo.
    — Monsieur Giraud — wtrącił nagle Poirot — proszę mi coś wyjaśnić. Pańska teoria 
przyjmuje, że drzwi były otwarte. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego pozostały otwarte. 
Kiedy odeszli, to czy nie jest rzeczą naturalną, że powinni je zamknąć za sobą? Gdyby 
wtedy podszedł do domu jakiś policjant, co często się zdarza, aby się przekonać, czy 
wszystko w porządku, bandyci zostaliby prawie natychmiast ujęci.
   — No cóż, zapewne zapomnieli o tym. Przyznaję, że popełnili błąd.
      Wtedy,   ku   mojemu   zdumieniu,   Poirot   powtórzył   niemal   te   same   słowa,   jakie 
wypowiedział przed Bexem wczoraj wieczorem:
      — Nie   zgadzam   się   z   panem.   Drzwi   pozostawili   otwarte   albo   rozmyślnie,   albo   z 
konieczności i każda nie licząca się z tym teoria prowadzi donikąd.

53

background image

     Wszyscy ze zdumieniem spojrzeliśmy na Poirota. Myślałem, że upokorzył go brak 
rozeznania dotyczący pochodzenia zapałki, ale teraz był jak zawsze w dobrym nastroju i 
traktował Girauda bez żadnych uprzedzeń.
   Detektyw kręcił wąsem, spoglądając kpiąco na mojego przyjaciela.
   — A zatem nie zgadza się pan ze mną? A co pana szczególnie uderzyło w tej sprawie? 
Chciałbym na ten temat usłyszeć pańskie zdanie.
     — Obecnie jedna rzecz wydaje mi się szczególnie znacząca. Niech mi pan powie, 
monsieur Giraud, czy nie widzi pan nic znajomego w tej sprawie? Czy nic ona panu nie 
przypomina?
   — Coś znajomego? Nie mogę panu tak zaraz odpowiedzieć. Jednak nie sądzę.
   — Myli się pan — rzekł spokojnie Poirot. — Już kiedyś miała miejsca prawie identyczna 
zbrodnia.
   — Kiedy? Gdzie?
   — Ach, niestety, w tej chwili nie pamiętam, ale przypomnę sobie. Miałem nadzieję, że mi 
pan w tym pomoże.
   Giraud parsknął niedowierzająco.
    — W wielu sprawach występują zamaskowani przestępcy. Nie pamiętam szczegółów 
wszystkich takich przypadków. W mniejszym lub większym stopniu wszystkie zbrodnie są 
do siebie podobne.
     — A  jednak każda   ma   w  sobie  coś indywidualnego. —   Poirot nagle  przybrał   ton 
wykładowcy   i   zwrócił   się   do   wszystkich:   —   Będę   teraz   mówił   o   psychologii   zbrodni. 
Monsieur   Giraud   doskonale   wie,   że   każdy   zbrodniarz   ma   swój   własny   sposób 
postępowania i dlatego policja — wezwana, powiedzmy, do włamania — może z łatwością 
ująć   przestępcę.   (Japp   mógłby   to   potwierdzić,   Hastings.)   Człowiek   nie   jest   zbyt 
oryginalnym stworzeniem. Nie jest oryginalny w uczciwym życiu codziennym, i jest równie 
mało oryginalny w czynach niezgodnych z prawem. Jeśli człowiek raz popełni zbrodnię, 
każda   następna   będzie   do   niej   podobna.   Dobrym   przykładem   może   być   angielski 
morderca, który topił swe żony w wannie. Gdyby zmienił metodę, być może do dziś dnia 
nie zostałby ujęty. Uległ jednak dyktatowi wspólnej dla wszystkich ludzi natury — wierze, 
że jeśli raz się coś uda, musi się zawsze udawać. I za ten brak pomysłowości został 
ukarany.
   — I co z tego wynika? — zaśmiał się ironicznie Giraud.

54

background image

    — To, że jeżeli mamy przed sobą dwie zbrodnie, podobnie zaplanowane i wykonane, 
możemy sądzić, iż stał za nimi ten sam mózg. Właśnie szukam tego mózgu, monsieur 
Giraud — i znajdę go. To bardzo ważna poszlaka — poszlaka psychologiczna. Pan może 
wiedzieć wszystko o papierosach i zapałkach, monsieur Giraud, ale ja, Herkules Poirot, 
znam ludzki umysł.
   Zdawało się, że Giraud nie przejął się tym szczególnie.
     — Mogę pana poinformować — ciągnął Poirot — o pewnym fakcie, który mógł ujść 
pańskiej   uwadze.   Mam   na   myśli   zegarek   na   rękę,   należący   do   madame   Renauld. 
Następnego dnia po tragedii spieszył się dwie godziny.
   Giraud spojrzał na Poirota badawczo.
   — Może zawsze się spieszy?
   — Istotnie, tak mi powiedziano.
   — W takim razie wszystko w porządku.
     — Dwie godziny, to jednak trochę dużo — zauważył Poirot. — Pozostaje jeszcze 
sprawa odcisków stóp na klombie.
   Kiwnął głową w stronę otwartego okna. Giraud szybko podszedł i wyjrzał przez okno.
   — Nie widzę żadnych śladów.
   — Nie — rzekł Poirot, poprawiając stosik książek leżących na stole. — Bo ich tam nie 
ma.
   Na chwilę na twarzy Girauda odbiła się mordercza wściekłość. Ruszył w kierunku swego 
dręczyciela, ale w tym momencie otworzyły się drzwi i Marchaud zaanonsował:
   — Właśnie przybył z Anglii sekretarz pana Renaulda, pan Stonor. Czy może wejść?

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
GABRIEL STONOR
   
   Powierzchowność mężczyzny, który wszedł do pokoju, mogła zwrócić na siebie uwagę. 
Bardzo wysoki, o atletycznej budowie ciała, a jego twarz i szyja były spalone na brąz. 
Nawet   Giraud   wydawał   się   przy   nim   jakiś   anemiczny.   Gdy   poznałem   go   bliżej, 
przekonałem się, że Gabriel Stonor miał nieprzeciętną osobowość. Anglik z urodzenia, 
wiele podróżował po całym świecie. Polował w Afryce, przemierzył Koreę, prowadził fermę 
w Kalifornii i handlował na wyspach mórz południowych.
   Spojrzał badawczo na Hauteta.

55

background image

   — Pan jest prowadzącym tę sprawę sędzią śledczym? Miło mi pana poznać. Straszna 
historia! Jak się czuje pani Renauld? Jak zniosła ten cios? To musiał być dla niej straszny 
szok.
    — Straszny, przerażający — odparł monsieur Hautet. — Pozwoli pan, że przedstawię 
komisarza Bexa z miejscowej policji i monsieur Girauda z S?reté. Ten pan, to monsieur 
Herkules   Poirot.   Posiał   po   niego   pan   Renauld,   ale   przybył   za   późno,   aby   zapobiec 
tragedii. A oto przyjaciel monsieur Poirota, kapitan Hastings.
   Stonor spojrzał na Poirota z pewnym zaciekawieniem.
   — Pan Renauld wezwał pana?
    — Nie wiedział pan, że monsieur Renauld miał zamiar wezwać detektywa? — zapytał 
Bex.
   — Nie. Ale nie jestem tym zaskoczony.
   — Dlaczego?
   — Ponieważ wyraźnie był roztrzęsiony. Nie wiem, z jakiego powodu, nie zwierzył mi się. 
Nie   łączyły   nas   na   tyle   bliskie   stosunki.   Ale   wyraźnie   miał   jakieś   przykrości…   duże 
przykrości.
   — Hm… — mruknął Hautet. — Nie podejrzewał pan, co to mogły być za przykrości?
   — Mówiłem już, że nie wiem.
   — Proszę mi wybaczyć, panie Stonor, ale musimy zacząć od kilku formalności. Pańskie 
nazwisko?
   — Gabriel Stonor.
   — Od kiedy był pan sekretarzem pana Renaulda?
   — Mniej więcej od dwóch lat, od czasu gdy przybył z Ameryki Południowej. Poznałem 
go przez naszego wspólnego przyjaciela i wtedy zaproponował mi to stanowisko. Był 
bardzo dobrym szefem.
   — Czy rozmawiał z panem na temat swego życia w Południowej Ameryce?
   — Tak, dość często.
   — Wie pan, czy często bywał w Santiago?
   — Odniosłem wrażenie, że bywał tam wiele razy.
   — Wspomniał o jakimś szczególnym incydencie, jaki miał tam miejsce — o czymś, co 
mogłoby wywołać przeciwko niemu coś w rodzaju wendety?
   — Nie.
   — Mówił o jakiejś tajemnicy, którą posiadł?

56

background image

     — Nie przypominam sobie. Ale wiem, że jego samego otaczała jakaś tajemnica. Na 
przykład nigdy nie słyszałem, żeby mówił o swojej młodości ani o tym, co robił przed 
przyjazdem   do   Ameryki   Południowej.   Z   pochodzenia   był,   ja   się   wydaje,   kanadyjskim 
Francuzem, ale nigdy nie mówił o swoim życiu w Kanadzie. W pewnych wypadkach 
zamykał się w skorupie jak ostryga.
   — Zatem nie znał pan jego wrogów i nie może nam udzielić informacji co do charakteru 
posiadanej przez niego tajemnicy, z powodu której prawdopodobnie został zamordowany?
   — Niestety, nie.
   — Panie Stonor, czy w związku z panem Renauldem słyszał pan nazwisko Duveen?
    — Duveen, Duveen. — Powtórzył to nazwisko w zamyśleniu. — Nie sądzę. A jednak 
brzmi jakoś znajomo.
   — Zna pan przyjaciółkę monsieur Renaulda o imieniu Bella?
   Pan Stonor znowu potrząsnął głową.
     — Bella Duveen? Tak brzmi jej pełne nazwisko? To ciekawe. Jestem pewien, że je 
słyszałem. Jednak nie mogę sobie przypomnieć, w związku z czym.
   Sędzia chrząknął.
   — Niech pan zrozumie, że w tego rodzaju sprawie nie można mieć zastrzeżeń i oporów. 
Nie  wolno  nic  ukrywać. Pan, być może  ze względu  na  szacunek  żywiony względem 
madame Renauld, chce zataić pewne fakty, a tego w żadnym wypadku nie wolno robić!
   Stonor spojrzał na niego uważnie, a w jego oczach pojawił się wyraz zdziwienia.
   — Niezupełnie pana rozumiem — powiedział łagodnie. — Co ma z tym wspólnego pani 
Renauld? Żywię dla niej bardzo wiele szacunku i darzę dużą sympatią; to wspaniała, 
nieprzeciętna kobieta i doprawdy nie mam pojęcia, w czym mogłaby jej zaszkodzić moja 
niedyskrecja.
     — Nawet gdyby dowiedziono, że Bella Duveen była kimś więcej niż przyjaciółką jej 
męża?
   — Ach! Teraz pana rozumiem. Ale założę się o ostatniego dolara, że jest pan w błędzie. 
Mój szef nigdy nie latał za spódniczkami. Uwielbiał żonę. Byli bardzo kochającą się parą.
   Sędzia Hautet pokiwał z powątpiewaniem głową.
   — Panie Stonor, my mamy na to niezbite dowody — list miłosny napisany do Renaulda i 
podpisany „Bella”, w którym wyrzuca mu, iż ją zaniedbuje. Ponadto mamy dalsze dowody 
na to, że w wieczór przed śmiercią monsieur Renauld był wplątany w romans z inną 

57

background image

kobietą, z Francuzką nazwiskiem Daubreuil, która wynajmuje sąsiednią willę. Sekretarz 
zmrużył oczy.
     — Chwileczkę, panie sędzio. Pan chyba znajduje się na fałszywym tropie. Dobrze 
znałem Paula Renaulda. To, co pan twierdzi, moim zdaniem jest zupełnie niemożliwe. 
Musi być jakieś inne wyjaśnienie.
   Sędzia śledczy wzruszył ramionami.
   — Jakie może być inne wyjaśnienie?
   — Co nasunęło panu myśl, że to był romans?
      — Madame   Daubreuil   miała   zwyczaj   odwiedzać   go   wieczorami.   Od   czasu,   gdy 
monsieur Renauld wprowadził się do willi Genevi?ve, madame Daubreuil wpłaciła dużą 
sumę pieniędzy w swoim banku. W sumie było to, licząc w pańskiej walucie, cztery tysiące 
funtów angielskich.
   — Zgadza się — odparł spokojnie Stonor. — Na życzenie pana Renaulda przekazałem 
taką sumę. Ale tu nie chodziło o żadną miłosną intrygę.
   — Więc o co chodziło?
   — O szantaż — rzucił Stonor ostro, uderzając pięścią w stół. — O to chodziło.
   — Ach! — wykrzyknął mimowolnie sędzia.
   — Szantaż — powtórzył Stonor. — Żyłowała go — wyciągnęła z niego dużo pieniędzy. 
Cztery   tysiące   w   ciągu   dwóch   miesięcy!   Nieźle,   co?   I   mówię   panu,   że   dotyczyło   to 
tajemnicy otaczającej Renaulda. Widocznie madame Daubreuil wiedziała tyle, żeby go 
zmusić do płacenia.
    — Tak, to możliwe — wykrzyknął poruszony komisarz. — Tak, oczywiście, to bardzo 
możliwe!
     — Możliwe? — ryknął Stonor. — To pewne! Niech mi pan powie, czy rozmawiano z 
panią Renauld o tej aferze miłosnej męża?
     — Nie, monsieur. Nie chcieliśmy przyczyniać jej więcej przykrości, niż to niezbędnie 
konieczne.
   — Przykrość? Ależ ona wyśmiałaby was. Mówię wam, to było kochające się, przykładne 
małżeństwo.
   — To mi coś przypomniało — rzekł monsieur Hautet. — Czy pracodawca wtajemniczył 
pana w dyspozycje zawarte w testamencie?
   — Znam treść testamentu — zdeponowałem go u rejenta. Mogę panom podać nazwiska 
jego prawników. To bardzo prosty zapis. Połowa majątku przechodzi dożywotnio na żonę, 

58

background image

drugą połowę dziedziczy syn. Poza tym jest kilka legatów. Zdaje się, że mnie zostawił 
tysiąc funtów.
   — Kiedy sporządził testament?
   — Och, około półtora roku temu.
    — Czy byłby pan bardzo zaskoczony, monsieur Stonor, gdyby dowiedział się pan, że 
pan Renauld, przed niespełna dwoma tygodniami, sporządził inny testament?
   Stonor był wyraźnie bardzo zaskoczony.
   — Nie miałem o tym pojęcia. Jaka jest jego treść?
     — Cały majątek zapisał bez żadnych zastrzeżeń żonie. Nie ma wzmianki dotyczącej 
syna.
   Stonor przeciągle zagwizdał.
   — To będzie ciężki cios dla tego chłopca. Matka oczywiście kocha go, ale wszyscy będą 
w tym widzieć brak zaufania ojca do syna. To ciężka próba dla jego dumy. Ale potwierdza 
moje słowa, że Renauld żył z żoną w doskonałej harmonii.
   — Właśnie, właśnie — rzekł Hautet. — Możliwe, że będziemy musieli zrewidować nasze 
pomysły. Oczywiście zatelegrafowaliśmy do Santiago i w każdej chwili spodziewamy się 
odpowiedzi. Wtedy z dużym prawdopodobieństwem wszystko zostanie wyjaśnione. Jeżeli 
jednak słuszna jest pańska sugestia szantażu, pani Daubreuil powinna dostarczyć nam 
wielu cennych informacji.
      — Monsieur   Stonor   —wtrącił   Poirot   —   czy   szofer,   Masters,   długo   służył   u   pana 
Renaulda?
   — Ponad rok.
   — Wie pan, czy był kiedyś w Ameryce Południowej?
     — Jestem pewien, że nie był. Przed zatrudnieniem się u pana Renaulda pracował u 
moich dobrych znajomych z Gloucestershire, w Anglii.
   — A zatem może pan stanowczo stwierdzić, że jest poza podejrzeniem?
   — Mogę.
   Poirot wydawał się nieco zbity z tropu. Tymczasem sędzia wezwał Marchauda.
    — Proszę złożyć pani Renauld wyrazy uszanowania i powiedzieć, że chciałbym z nią 
porozmawiać przez kilka minut. Niech się nie fatyguje, ja pójdę do niej na górę.
   Marchaud zasalutował i wyszedł.
   Czekaliśmy kilka minut, a następnie ku naszemu zdumieniu otworzyły się drzwi i stanęła 
w nich śmiertelnie blada pani Renauld w ciężkiej żałobie.

59

background image

   Pan Hautet podsunął jej krzesło, usprawiedliwiając się, ale ona tylko podziękowała mu z 
uśmiechem. Stonor, wyraźnie nie mogąc wydobyć słowa, ze współczuciem ujął jej rękę. 
Pani Renauld zwróciła się do sędziego:
   — Chciał mnie pan o coś zapytać?
      — Tak,   jeśli   tylko   pani   pozwoli,   madame.   Jak   się   dowiedziałem,   pani   mąż   był 
Kanadyjczykiem pochodzenia francuskiego. Może pani coś powiedzieć o jego młodości 
albo wychowaniu?
   Potrząsnęła przecząco głową.
     — Mój mąż nigdy o sobie nie mówił, monsieur. Wiem, że pochodził gdzieś z okręgu 
północno–zachodniego,   ale   przypuszczam,   że   nie   miał   szczęśliwego   dzieciństwa, 
ponieważ nie lubił tego wspominać. Żyliśmy teraźniejszością i przyszłością.
     — Czy w jego przeszłości kryła się jakaś tajemnica? Pani Renauld uśmiechnęła się 
słabo i potrząsnęła głową.
     — Jestem pewna, że nie było to nic tak romantycznego. Monsieur Hautet również 
uśmiechnął się.
     — To prawda, nie można się doszukiwać we wszystkim melodramatu. Ale jest coś 
jeszcze… — zawahał się.
   Stonor wtrącił gwałtownie:
   — Ci panowie wpadli na dość oryginalny pomysł. Przypuszczają, że pan Renauld miał 
romans z państwa sąsiadką, madame Daubreuil.
     Policzki pani Renauld pokryły szkarłatne rumieńce. Uniosła wyżej głowę i zagryzła 
wargi, twarz drgała konwulsyjnie. Stonor patrzył na nią ze zdumieniem, ale komisarz Bex 
pochylił się i powiedział łagodnie:
     — Przykro nam, że sprawiamy pani ból, ale czy ma pani jakiś powód sądzić, że 
madame Daubreuil była kochanką pani męża?
    Pani Renauld ze szlochem ukryła twarz w dłoniach. Łkania wstrząsały jej ramionami, 
nagle podniosła głowę i powiedziała przerywanym głosem:
   — Może była.
     Nigdy jeszcze nie widziałem na czyjejś twarzy wyrazu takiego zdumienia, jakie teraz 
ukazało się na twarzy Stonora. Był kompletnie zaskoczony.

ROZDZIAŁ JEDENASTY
JACK RENAULD

60

background image

   
    Nie wiem, jak potoczyłaby się dalsza rozmowa, gdyby w tym momencie nie otworzyły 
się gwałtownie drzwi i nie wpadł przez nie do pokoju wysoki młodzieniec.
     Przez chwilę miałem niesamowite wrażenie, że widzę przed sobą zamordowanego. 
Jednak natychmiast zorientowałem się, że jego czarnych włosów nie tknęła siwizna i że 
mężczyzna, który tak bezceremonialnie zjawił się przed nami, jest bardzo młody. Nie 
zwracając na nas uwagi, podszedł prosto do pani Renauld.
   — Mamo!
    — Jack! — Z płaczem objęła go ramionami. — Mój najdroższy! Skąd się tu wziąłeś? 
Przecież   dwa   dni   temu   odpłynąłeś   z   Cherbourga   na   „Anzorze”?   —   Potem,   nagle 
przypomniawszy sobie o naszej obecności, odwróciła się z godnością i dodała: — To mój 
syn.
     — Ach! — odezwał się sędzia i składając ukłon przybyłemu zauważył: — Zatem nie 
odpłynął pan na statku „Anzora”?
      — Nie,   monsieur.   Mogę   to   wyjaśnić;   „Anzora”   miała   dwudziestoczterogodzinne 
opóźnienie z powodu jakichś kłopotów z silnikiem. Zamiast przedwczoraj, odpłynąłbym 
wczoraj wieczorem, ale kupiłem wieczorną gazetę i rzucił mi się w oczy artykuł opisujący 
to straszne nieszczęście, które… tak nagle na nas spadło… — Jego głos załamał się i z 
oczu popłynęły łzy. — Biedny ojciec… mój biedny ojciec.
   Patrząc na niego nieprzytomnie, pani Renauld powtórzyła:
   — Więc nie odpłynąłeś?
   A potem z gestem nieopisanego znużenia, wymamrotała jakby do siebie:
   — Teraz… to i tak nie ma już żadnego znaczenia.
    — Proszę usiąść, panie Renauld — rzekł Hautet, wskazując krzesło. — Bardzo panu 
współczuję. To musiał być dla pana prawdziwy szok. Jednak dobrze się stało, że pan nie 
wypłynął.   Mam   nadzieję,   że   będzie   pan   mógł   udzielić   nam   informacji,   których 
potrzebujemy do wyjaśnienia tajemnicy.
   — Jestem do panów dyspozycji. Proszę pytać.
   — Jak dobrze zrozumiałem, podjął pan podróż na życzenie ojca?
     — Zgadza się, monsieur. Otrzymałem telegram, w którym ojciec nakazał mi, abym 
natychmiast wyruszył do Buenos Aires, a stamtąd przez Andy do Valparaiso i Santiago.
   — Ach! A jaki miał być cel tej podróży? — Nie mam pojęcia.
   — Co takiego?

61

background image

   — Naprawdę. Oto ten telegram. Sędzia odczytał na głos:
   — „Jedź natychmiast do Cherbourga i wsiądź na «Anzorę», odpływającą wieczorem do 
Buenos Aires. Ostateczny cel Santiago. Dalsze instrukcje otrzymasz w Buenos Aires. 
Bądź   posłuszny.   Sprawa   wyjątkowej   wagi.   Renauld”.   Była   jeszcze   jakaś   inna 
korespondencja w tej sprawie?
   Jack Renauld potrząsnął przecząco głową.
     — To jedyna wiadomość, jaką otrzymałem. Wiem oczywiście, że ojciec, mieszkając 
długo w Buenos Aires, prowadził tam wiele różnych interesów, ale nigdy ze mną o nich nie 
mówił i nie zamierzał mnie tam wysłać.
   — Pan oczywiście dobrze zna Amerykę Południową?
      — Mieszkałem   tam   będąc   dzieckiem.   Kształciłem   się   w   Anglii   i   tam   przeważnie 
spędzałem   wakacje,   więc   znam   ten   kraj   gorzej,   niż   można   by   się   tego   spodziewać. 
Potem, gdy miałem siedemnaście lat, wybuchła wojna.
   — Pan służył w brytyjskich siłach powietrznych?
   — Tak, monsieur.
     Monsieur Hautet skinął głową i rutynowo zadawał następne pytania. Jack Renauld 
twierdził stanowczo, że nic nie wie o wrogach ojca w Santiago ani w innym miejscu 
kontynentu   południowoamerykańskiego;   ostatnio   nie   zauważył   żadnej   zmiany   w 
zachowaniu   ojca   i   nigdy   nie   słyszał   o   żadnej   tajemnicy.   Swój   wyjazd   do   Ameryki 
Południowej kojarzył z interesami ojca.
   Gdy sędzia przerwał na chwilę, odezwał się spokojny głos Girauda:
   — Jeśli pan pozwoli, panie sędzio, to chciałbym zadać kilka pytań.
   — Bardzo proszę, monsieur Giraud — odparł chłodno sędzia.
   Giraud przysunął krzesło bliżej stołu.
   — Czy był pan w dobrych stosunkach z ojcem, monsieur Renauld?
   — Oczywiście — odparł młodzieniec wyniośle.
   — Stanowczo tak pan twierdzi?
   — Tak.
   — Nigdy żadnych sprzeczek, nieporozumień?
   Jack wzruszył ramionami.
   — Wszystkim zdarzają się różnice poglądów na to czy owo.
   — Właśnie, właśnie… Gdyby jednak ktoś twierdził, że w wieczór pańskiego wyjazdu do 
Paryża miał pan ostrą sprzeczkę z ojcem, to bez wątpienia ta osoba mówiłaby nieprawdę?

62

background image

    Musiałem przyznać, że Giraud okazał przebiegłość. Nie na darmo chwalił się, że wie 
wszystko. Jack Renauld wyraźnie był zakłopotany.
   — No tak… posprzeczaliśmy się — przyznał.
     — Ach, posprzeczaliście się! l podczas tej sprzeczki powiedział pan: „Jak umrzesz, 
będę mógł robić, co mi się podoba!”
   — Możliwe — mruknął młodzieniec. — Nie pamiętam.
    — Pański ojciec w odpowiedzi rzekł: „Ale jeszcze nie umarłem!” Na co pan krzyknął: 
„Szkoda”.
   Młodzieniec milczał. Nerwowo bawił się przedmiotami, leżącymi przed nim na stole.
     — Proszę, aby udzielił mi pan odpowiedzi, monsieur Renauld — ponaglił go ostro 
Giraud.
   Z okrzykiem gniewu młodzieniec strącił na podłogę masywny nóż do papieru.
   — I co to ma za znaczenie? Mogę panu powiedzieć. Tak, pokłóciłem się z ojcem. Może 
mówiłem to wszystko — byłem zły i teraz już nie pamiętam, co powiedziałem! Wpadłem w 
furię — wtedy pewnie mógłbym go nawet zabić — a teraz zróbcie z tym, co chcecie!
   Rozparł się w krześle, patrząc na zebranych wyzywająco. Giraud uśmiechnął się, potem 
cofnął trochę krzesło i powiedział:
      — To   wszystko.   Pan   niewątpliwie,   zechce   kontynuować   przesłuchanie,   monsieur 
Hautet.
   — No tak, z pewnością — odparł Hautet. — A jaki był powód tej sprzeczki?
   — Stanowczo odmawiam odpowiedzi na to pytanie.
   Sędzia wyprostował się.
     — Monsieur Renauld, nie wolno kpić z prawa! — zagrzmiał. — Jaki był powód tej 
sprzeczki?
      Młody   Renauld   milczał,   jego   chłopięca   twarz   zachmurzyła   się.   W   tym   momencie 
odezwał się niewzruszony, spokojny głos Herkulesa Poirota:
   — Jeśli panowie pozwolą, mogę to wyjaśnić.
   — Pan wie?
   — Tak, wiem. Powodem tej kłótni była mademoiselle Marthe Daubreuil.
   Renauld drgnął gwałtownie. Sędzia pochylił się ku niemu.
   — Czy to prawda, monsieur!
   Jack Renauld pochylił głowę.

63

background image

   — Tak — przyznał. — Kocham mademoiselle Daubreuil i chcę się z nią ożenić. Kiedy 
powiedziałem o tym ojcu, natychmiast wpadł w szał. Oczywiście nie mogłem pozwolić, 
żeby obrażał drogą mi dziewczynę i… straciłem równowagę.
   Monsieur Hautet spojrzał na panią Renauld.
   — Wiedziała pani o tym… zaangażowaniu uczuciowym syna, madame?
   — Obawiałam się tego — odpowiedziała po prostu.
   — Mamo! — wykrzyknął chłopiec. — Ty też! Marthe jest tak samo dobra, jak piękna. Co 
masz przeciwko niej?
   — Osobiście nic nie mam przeciwko mademoiselle Daubreuil. Wolałabym jednak, abyś 
poślubił Angielkę, a jeśli już ma to być Francuzka, to nie taka, której matka ma wątpliwych 
przodków!
    W jej głosie wyraźnie można było dosłyszeć niechęć do pani Daubreuil i pojąłem, jak 
bardzo musiała cierpieć, gdy dowiedziała się, że jedyny syn zakochał się w córce jej 
rywalki.
   Pani Renauld kontynuowała, zwracając się do sędziego:
   — Może powinnam o tym powiedzieć mężowi, ale miałam nadzieję, że to tylko obopólne 
młodzieńcze   zauroczenie,   które   tym   szybciej   przeminie,   im   mniej   się   będzie   na   nie 
zwracało uwagi. Teraz winię siebie za to milczenie, jednak — jak już panom mówiłam — 
mąż   wydawał   się   taki   niespokojny,  taki  odmieniony,  że   postanowiłam   oszczędzić mu 
dodatkowych zmartwień.
   Monsieur Hautet skinął głową.
      — Czy   ojciec   był   zaskoczony,   gdy   go   pan   poinformował   co   do   swych   zamiarów 
względem mademoiselle Daubreuil?
   — Wydawał się kompletnie wyprowadzony z równowagi. Potem apodyktycznie rozkazał 
mi   wybić   to   sobie   z   głowy.   Powiedział,   że   nigdy   nie   zgodzi   się   na   to   małżeństwo. 
Zacząłem   domagać   się,   żeby   powiedział,   co   ma   przeciwko   panie   Daubreuil,   ale   nie 
otrzymałem   zadowalającej   odpowiedzi,   tylko   jakieś   mętne   wzmianki   o   tajemnicy 
otaczającej matkę i córkę. Odpowiedziałem, że chcę się ożenić z Marthe, a nie z jej 
przodkami, ale zakrzyczał mnie i odmówił dalszej dyskusji na ten temat. Musiałem się 
poddać. Niesprawiedliwość i despotyzm ojca oburzyły mnie tym bardziej, że sam zawsze 
nadskakiwał obu paniom Daubreuil i ciągle je zapraszał. Straciłem głowę i zaczęliśmy się 
kłócić. Ojciec przypomniał mi, że jestem całkowicie od niego zależny i zapewne wtedy 
krzyknąłem, że po jego śmierci zrobię to, co będę chciał…

64

background image

   W tej chwili Poirot szybko wtrącił:
   — Czy zna pan treść testamentu ojca?
     — Wiem, że połowę majątku zapisał mnie, a drugą powierzył dożywotnio matce — 
odparł chłopiec.
   — Proszę mówić dalej — rzekł sędzia.
     — Potem już tylko wrzeszczeliśmy na siebie ze złości. Nagle zorientowałem się, że 
mogę   się   spóźnić   na   pociąg   do   Paryża.   Biegnąc   na   dworzec,   cały   czas   czułem 
zalewającą mnie wściekłość. Jednak w miarę oddalania się od domu powoli uspokajałem 
się.   Napisałem   do   Marthe   o   tym,   co   się   wydarzyło,   i   jej   odpowiedź   uspokoiła   mnie 
całkowicie. Pisała, żebym się trzymał, a ojciec prędzej czy później się złamie. Musimy 
udowodnić, że nasze uczucia oprą się wszelkim próbom i kiedy rodzice przekonają się o 
naszej   stałości,   z   pewnością   ulegną   i   zgodzą   się   na   nasz   związek.   Oczywiście   nie 
napisałem jej o głównych obiekcjach ojca co do naszego małżeństwa. Zrozumiałem też, 
że na siłę niczego nie zyskam.
      — Przejdźmy   do   innej   sprawy.  Czy  znane   jest   panu   nazwisko   Duveen,  monsieur 
Renauld?
     — Duveen? — zastanawiał się Jack. — Duveen? — Pochylił się i powoli podniósł 
zrzucony ze stołu na podłogę nóż do papieru. Gdy się wyprostował i podniósł głowę, 
spotkał wzrok Girauda. — Duveen? Nie, chyba nie.
     — Może pan przeczytać ten list, monsieur Renauld? I powiedzieć mi, czy ma pan 
pojęcie, kim może być kobieta, która napisała go do pańskiego ojca?
   Jack Renauld zaczął czytać. Na jego policzki wpłynął silny rumieniec.
   — Napisała go do mojego ojca? — w jego głosie wyraźnie zabrzmiało oburzenie.
   — Tak. Znaleźliśmy go w kieszeni jego płaszcza.
   — Czy… — zawahał się, zerkając kątem oka w stronę matki.
   Sędzia zrozumiał.
   — Jak dotąd… nie. Może pan podać jakąś wskazówkę, kto go napisał?
   — Nie mam najmniejszego pojęcia.
   Pan Hautet westchnął.
   — Bardzo tajemnicza sprawa. No dobrze. Na razie zostawmy ten list na boku. Co my tu 
mamy   dalej?   Aha,   narzędzie   zbrodni.   Obawiam   się,   że   to   może   sprawić   panu   ból, 
monsieur Renauld. Jak się dowiedziałem, sprezentował pan ten nóż matce. To bardzo 
smutne… bardzo tragiczne…

65

background image

   Jack Renauld pochylił się do przodu. Jego twarz, zaczerwieniona podczas lektury, teraz 
śmiertelnie zbladła.
   — Twierdzi pan, że… tym nożem do papieru, zabito mojego ojca? Ależ to niemożliwe! 
On jest taki mały!
     — Niestety, monsieur Renauld, to prawda! Obawiam się, że to małe narzędzie jest 
bardzo wygodne w użyciu. Ostre jak brzytwa.
   — Gdzie on jest? Mogę go zobaczyć? Czy ciągle jeszcze… tkwi w ciele?
   — Och, nie, został wyjęty. Chce pan go obejrzeć? Aby mieć pewność? Chociaż pańska 
matka już go zidentyfikowała, to jednak… może… Monsieur Bex, jeśli nie sprawi to panu 
kłopotu…?
   — Oczywiście. Zaraz przyniosę.
    — Może lepiej zaprowadzić monsieur Renaulda do szopy? — zasugerował Giraud. — 
Niewątpliwie zechce obejrzeć ciało ojca.
   Młodzieniec zaprzeczył gestem ręki i sędzia, zawsze starając się sprzeciwić Giraudowi, 
odparł:
   — Jeszcze nie…nie teraz. Monsieur Bex będzie tak uprzejmy i przyniesie nóż tutaj.
   Komisarz opuścił pokój. Stonor podszedł do Jacka i w milczeniu uścisnął mu dłoń. Poirot 
wstał   i   poprawił   dwa   krzywo   ustawione   świeczniki.   Sędzia   jeszcze   raz   przeczytał 
tajemniczy list miłosny, rozpaczliwie trzymając się pierwotnej teorii zbrodni z zazdrości, w 
której kobieta posługuje się sztyletem, zadając cios w plecy.
   Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wbiegł komisarz.
   — Panie sędzio! Panie sędzio!
   — Co się stało?
   — Sztylet! Zniknął!
   — Jak to, zniknął?
   — Zniknął. Przepadł. Słój, w którym się znajdował, jest pusty.
     — Co? — krzyknąłem. — To niemożliwe. Przecież dziś rano widziałem… — w tym 
momencie ugryzłem się w język.
   Ale było już za późno, wszyscy w pokoju zwrócili na mnie wzrok.
   — Co pan powiedział? — wykrzyknął komisarz. — Dziś rano?
   — Widziałem go dziś rano — odparłem powoli. — Dokładnie półtorej godziny temu.
   — A zatem wchodził pan do szopy? Skąd pan miał klucz?
   — Poprosiłem policjanta, żeby mi go dał.

66

background image

   — I wszedł pan do środka? Po co?
   Zawahałem się, ale pomyślałem, że lepiej wyznać całą prawdę.
    — Monsieur Hautet — powiedziałem — popełniłem straszny błąd i teraz muszę pana 
błagać o wybaczenie.
   — Co się stało?
   — Faktem jest — ciągnąłem, pragnąc znaleźć się wszędzie tylko nie w tym miejscu — 
że spotkałem młodą dziewczynę, moją znajomą. Bardzo chciała wszystko zobaczyć, a 
ja… no, krótko mówiąc, wziąłem klucz i pokazałem jej ciało.
   — Ach! — zawołał z oburzeniem sędzia. — Kapitanie Hastings, popełnił pan błąd nie do 
wybaczenia. To wbrew wszelkim przepisom. Nie powinien był pan pozwalać sobie na 
takie głupstwo.
     — Wiem — odparłem potulnie. — Nic, cokolwiek pan powie, nie będzie dla mnie 
dostatecznie surowe, monsieur.
   — Chyba nie zaprosił pan tej dziewczyny, aby tu przyszła?
   — Oczywiście, że nie. Spotkaliśmy się przypadkowo. Ona jest Angielką i tak się złożyło, 
że przyjechała do Merlinville na wypoczynek i do naszego spotkania nie miała pojęcia, że 
miało tu miejsce morderstwo.
   — No cóż — rzekł sędzia łagodniej. — Postąpił pan nie w porządku, ale ta dziewczyna z 
pewnością   jest   bardzo   młoda   i   ładna!   Co   to   znaczy   być   młodym!   —   westchnął 
sentymentalnie.
   Ale komisarz, mniej sentymentalny i bardziej praktyczny, zaczął mnie naciskać:
   — Ale wychodząc, chyba nie zapomniał pan zamknąć drzwi na klucz? ‘
     Właśnie o to chodzi — odparłem wolno. — Z tego powodu robię sobie największe 
wyrzuty. Na widok zwłok moja przyjaciółka doznała takiego wstrząsu, że prawie zemdlała. 
Pobiegłem   do   domu   po   wodę   z   brandy,   a   potem   odprowadziłem   ją   do   miasta.   W 
zdenerwowaniu zapomniałem zamknąć drzwi szopy i zrobiłem to dopiero po powrocie.
   — Zatem co najmniej przez dwadzieścia minut… — zaczął powoli komisarz.
   — Zgadza się — potwierdziłem.
   — Dwadzieścia minut — powtórzył cicho komisarz.
   — To godne ubolewania — rzekł monsieur Hautet, wracając do poprzedniej surowości.
   Nagle rozległ się spokojny głos:
   — Twierdzi pan, że to godne ubolewania? — zapytał Giraud.
   — Tak.

67

background image

   — A ja twierdzę, że to wspaniale! — odparł detektyw niewzruszony.
   Ten nieoczekiwany sojusznik bardzo mnie zdumiał.
   — Wspaniałe, monsieur Giraud? — zdziwił się sędzia, wpatrując się w niego uważnie.
   — Tak, wspaniale.
   — Dlaczego?
   — Ponieważ teraz wiemy, że zabójca, albo jego wspólnik, zaledwie ponad godzinę temu 
znajdował się w pobliżu willi i byłoby dziwne, gdybyśmy mając taką informację, nie zdołali 
go szybko złapać. — W jego głosie zabrzmiała groźba. — Dużo ryzykował, żeby zdobyć 
ten sztylet. Może bał się, że odkryjemy na nim jakieś odciski palców.
      — Pan   twierdził,   że   na   sztylecie   nie   ma   odcisków   palców?   —   zauważył   Poirot, 
zwracając się do Bexa.
   Giraud wzruszył ramionami. — Może nie był tego pewny. Poirot spojrzał na niego.
     — Myli się pan, monsieur Giraud. Morderca nosił rękawiczki. Dlatego nie musiał się 
niczego obawiać.
    — Nie twierdzę, że to był sam morderca. To mógł być jego wspólnik, który o tym nie 
wiedział.
     Sekretarz sędziego zaczął składać papiery na stole. Sędzia Hautet zwrócił się do 
wszystkich:
     — Nasze czynności tutaj zostały zakończone. Monsieur Renauld będzie tak łaskaw i 
wysłucha   swoich   zeznań.   Całe   postępowanie   starałem   się   prowadzić   w   sposób 
maksymalnie   nieformalny.   Mówi   się,   że   mam   oryginalne   metody,   a   ja   uważam,   że 
oryginalność nie jest zła. Teraz sprawa spoczywa w doświadczonych rękach monsieur 
Girauda.   Nie   wątpię,   że   nie   zawiedzie   i   dziwiłbym   się,   gdyby   już   wkrótce   nie   ujął 
mordercy!   Madame,   proszę   jeszcze   raz   przyjąć   wyrazy   mego   najszczerszego 
współczucia. Panowie, życzę dobrego dnia.
   Z tymi słowami, w towarzystwie swego sekretarza i komisarza policji, opuścił pokój.
   Poirot wyjął z kieszonki swój olbrzymi zegarek i sprawdził godzinę.
      — Czas  wracać  do  hotelu  na  lunch, przyjacielu  —  rzekł. — Chciałbym  od  ciebie 
usłyszeć dokładną relację z dzisiejszego ranka. Nikt na nas nie zwraca uwagi. Ulatniamy 
się po cichu.
     Szybko wymknęliśmy się z pokoju. Sędzia właśnie odjeżdżał swoim samochodem. 
Schodziłem ze stopni, gdy nagle Poirot zatrzymał mnie:
   — Zaczekaj, mój drogi.

68

background image

    Zręcznie wyjął z kieszeni miarkę i z całą powagą zaczął od kołnierza do dołu mierzyć 
wiszący w holu płaszcz. Nie widziałem go tam przedtem i zgadywałem, że należał albo do 
Stonora, albo do Jacka Renaulda.
   Potem Poirot cicho mruknął z zadowoleniem, schował miarkę do kieszeni i wyszedł ze 
mną na świeże powietrze.

ROZDZIAŁ DWUNASTY
POIROT WYJAŚNIA NIEKTÓRE SPRAWY
   
     — Po co mierzyłeś ten płaszcz? — zapytałem z ciekawością, gdy wolnym krokiem 
szliśmy rozpaloną, zakurzoną drogą.
   — Parbleu! Aby przekonać się, jaki jest długi — odparł spokojnie mój przyjaciel.
    Byłem tym trochę dotknięty. Poirot miał nieuleczalny zwyczaj robienia ze wszystkiego 
tajemnicy,   co   zawsze   mnie   denerwowało.   Milczałem   zatem,   śledząc   własne   myśli. 
Chociaż   nie   słuchałem   specjalnie  uważnie,  niektóre   adresowane   do   syna   słowa   pani 
Renauld   teraz   zaczynały   nabierać   nowego   znaczenia.   „Więc   nie   odpłynąłeś?”   — 
powiedziała do syna, a potem dodała: „Teraz… to i tak nie ma już żadnego znaczenia”.
     Co chciała przez to powiedzieć? Te słowa były zagadkowe — i znaczące. Czy to 
możliwe, żeby wiedziała więcej, niż przypuszczaliśmy? Zaprzeczyła, że wie o tajemniczej 
misji, z jaką jej mąż wysłał syna. Ale czy naprawdę nie wiedziała, czy tylko udawała, że 
nie wie? Może, gdyby chciała, mogłaby nas oświecić, a jej milczenie było częścią dobrze 
przemyślanego planu?
     Im więcej nad tym myślałem, tym bardziej byłem przekonany, że mam rację. Pani 
Renauld   z   pewnością   wiedziała   więcej,   niż   powiedziała,   l   na   widok   syna   była   tak 
zaskoczona, że mimo woli zdradziła się. Byłem przekonany, że znała, jeśli nie morderców, 
to   przynajmniej   motyw   zbrodni.  Jednak,   ze   względu   na  jakieś   poważne  okoliczności, 
postanowiła milczeć.
   — Widzę, że głęboko się zamyśliłeś, przyjacielu — naraz przerwał mi Poirot. — Co cię 
tak bardzo zaintrygowało? Powiedziałem mu, pewien swoich domniemań, chociaż czułem, 
że mnie wyśmieje. Ale, ku memu zaskoczeniu, skinął w zamyśleniu głową.
      — Masz  całkowitą   rację,   Hastings.   Od   początku   czułem,   że   ona   coś  ukrywa.  Od 
początku podejrzewałem, że jeśli nie była inspiratorką, to brała udział w tym morderstwie.
   — Podejrzewałeś ją? — wykrzyknąłem.

69

background image

   — Oczywiście. Odniosła z niego ogromne korzyści — w świetle nowego testamentu jest 
jedyną osobą, która skorzystała na zbrodni. Tak, od pierwszej chwili zwróciłem na nią 
baczną   uwagę.   Przypominasz   sobie,   że   jak   tylko   nadarzyła   się   okazja,   obejrzałem 
przeguby jej rąk? Chciałem się przekonać, czy mogła sama się zakneblować i związać. 
Eh bien, otóż przekonałem się, że nie udawała, więzy zaciśnięte były tak mocno, iż sznury 
wżarły się w skórę. To wykluczyło możliwość, że to ona popełniła zbrodnię. Ale nadal 
istniało prawdopodobieństwo, że była w zmowie albo że podżegała do niej, posługując się 
jakimś   wspólnikiem.   Ponadto   cała   jej   opowieść   brzmiała   mi   dziwnie   znajomo   — 
zamaskowani mężczyźni, których nie można rozpoznać, oraz wspomniana „tajemnica” — 
już kiedyś słyszałem albo czytałem o czymś takim. Jest jeszcze jeden drobny szczegół, 
potwierdzający moje przekonanie, że nie mówiła prawdy. Zegarek na rękę, Hastings, 
zegarek!
   Znowu ten zegarek! Poirot patrzył na mnie uważnie.
   — Widzisz, mon ami? Rozumiesz?
      — Nie   —   odparłem   z   rozdrażnieniem.   —   Ani   nie   widzę,   ani   nie   rozumiem. 
Nagromadziłeś tyle przeklętych tajemnic i nawet nie warto prosić, żebyś je wyjaśnił. Ty 
zawsze do ostatniej chwili chowasz asa w rękawie.
   — Nie gniewaj się, przyjacielu — odparł Poirot z uśmiechem. — Ale jeśli chcesz, mogę 
ci   wszystko   wyjaśnić.   Tylko   ani   słowa   Giraudowi,   c‘est   entendu?*   Traktuje   mnie   jak 
starego pryka, który już się nie liczy! Ale jeszcze zobaczymy! Przez zwykłą uprzejmość 
podsunąłem   mu   pewną   wskazówkę.   To,   czy   ją   wykorzysta,   pozostaje   jego   prywatną 
sprawą.
   .Zapewniłem Poirota, że może liczyć na moją dyskrecję.
   — C’est bien! A teraz zatrudnijmy nasze szare komórki. Powiedz mi, drogi przyjacielu, o 
której godzinie twoim zdaniem rozegrała się ta tragedia?
   — No, około drugiej w nocy — odparłem zaskoczony. — Pamiętasz, jak pani Renauld 
mówiła, że słyszała, jak zegar bił drugą w chwili, gdy bandyci byli w pokoju.
     — Tak, pamiętam. I na tym zeznaniu oparli się sędzia, komisarz Bex i cała reszta, 
akceptując je bez zastrzeżeń. Ale ja, Herkules Poirot, twierdzę, że madame Renauld 
skłamała. Zbrodnię popełniono dwie godziny wcześniej!
   — Ale lekarze…
      — Po   przeprowadzeniu   obdukcji   ciała   lekarze   stwierdzili,   że   śmierć   nastąpiła   od 
dziesięciu do siedmiu godzin wcześniej. Mon ami, z jakiegoś powodu konieczne było 

70

background image

stworzenie pozorów, że zbrodnię popełniono później niż w rzeczywistości. Z pewnością 
czytałeś o rozbitych zegarach, które dokładnie wskazywały godzinę popełnienia zbrodni? 
Aby czasu nie ustalać wyłącznie na podstawie zeznań pani Renauld, ktoś przesunął o 
dwie godziny wskazówki jej zegarka, a potem rzucił nim silnie o podłogę. Ale, jak się to 
często zdarza, przypadek pokrzyżował ich plany. Co prawda szkło się stłukło, ale zegarek 
nadal chodził. To było z ich strony duże niedopatrzenie, gdyż natychmiast zwróciło uwagę 
na dwa punkty: pierwszy, że madame Renauld kłamie i drugi, że musiał istnieć jakiś 
ważny powód, aby sądzono, że zbrodnię popełniono później niż w rzeczywistości.
   — Ale jakiż mógł być tego powód?
   — Ach, w tym właśnie cały problem! W tym tkwi cała tajemnica. Na razie nie mogę jej 
wyjaśnić. Moim zdaniem jest tylko jedno wyjaśnienie.
   — Jakie?
   — Ostatni pociąg odchodził z Merlinville siedemnaście po dwunastej w nocy.
   Przez chwilę zastanawiałem się nad tym.
   — A ponieważ zadbano o to, żeby wszyscy byli przekonani, że morderstwo wydarzyło 
się dwie godziny później, więc ten, kto odjechał tym pociągiem, miałby niezbite alibi!
   — Doskonale, Hastings! Właśnie o to chodzi!
   Podskoczyłem.
     — Musimy zasięgnąć informacji na dworcu kolejowym! Z pewnością nie mogli nie 
zauważyć   dwóch   obcokrajowców,   którzy   odjechali   pociągiem!   Musimy   tam   iść 
natychmiast!
   — Tak sądzisz, Hastings?
   — Oczywiście. Zaraz tam idziemy.
   — Poirot położył mi rękę na ramieniu. Jeśli chcesz, idź, mon ami — ostudził mój zapał 
— jednak nie radziłbym ci pytać o tych dwóch obcokrajowców.
   Spojrzałem zdziwiony, ale on, trochę zniecierpliwiony, dodał tylko:
   — L?, l?, chyba nie wierzysz w te wszystkie bzdury? W tych zamaskowanych bandytów 
i całą resztę tej historyjki?
   Te słowa tak mnie zaskoczyły, że nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
   — Słyszałeś, co powiedziałem Giraudowi — ciągnął łagodnie — że wszystkie szczegóły 
tej zbrodni sami skądś znane? Eh bien, to oznacza jedno z dwojga: albo że mózg, który 
zaplanował tamtą zbrodnię, zaplanował też tę, albo że w pamięci mordercy zakorzenił się 

71

background image

przeczytany opis poprzedniej zbrodni i został podświadomie wykorzystany. W tej sprawie 
wypowiem się ostatecznie dopiero po… — nagle przerwał.
   Gorączkowo rozważałem rozmaite możliwości.
      — A   co   z   listem   pana   Renaulda?   Przecież   wyraźnie   w   nim   wspomniał   o   jakiejś 
tajemnicy i o Santiago!
   — W życiu monsieur Renaulda niewątpliwie istnieje jakaś tajemnica. Ale z drugiej strony 
Santiago to tylko przynęta, mająca nas zwabić na fałszywy trop. Możliwe, że podobną rolę 
odegrało  w  przypadku Renaulda, aby  stłumić jego  podejrzenia. Och,  zapewniam  cię, 
Hastings, że grożące mu niebezpieczeństwo nie pochodziło aż z Santiago, ono było tu 
blisko, we Francji. Mówił tak poważnie i z taką pewnością siebie, że i mnie się to udzieliło. 
Wysunąłem ostatnie zastrzeżenie:
   — A zapałka i niedopałek papierosa, znalezione w pobliżu ciała? Jak je wyjaśnisz?
   Na twarzy Poirota ukazał się błysk rozbawienia.
    — Podrzucone! Rozmyślnie podrzucone dla kogoś takiego jak Giraud! O, Giraud jest 
przebiegły!   Zna   wszystkie   sztuczki!   Zupełnie   jak   pies   myśliwski.   Znajduje   w   tym 
prawdziwą rozkosz. Potrafi godzinami czołgać się na brzuchu. „Widzicie, co tu znalazłem”, 
mówi. A potem zwraca się do mnie: „Co pan o tym sądzi?” A ja na to odpowiadam 
szczerze, z głębokim przekonaniem: „Nic”. Na to Giraud, wielki Giraud, śmieje się i myśli: 
„Och, ten stary to kompletny kretyn!” No, ale jeszcze zobaczymy!
      — Zatem   ta   cała   historia   z   zamaskowanymi   bandytami…?   —   powróciłem   do 
zasadniczego tematu.
   — Jest zmyślona.
   — Więc jak było naprawdę?
   Poirot wzruszył ramionami.
   — Tylko jedna osoba może odpowiedzieć na to pytanie — pani Renauld. Tylko że ona 
nic nie powie. Nie poruszą ją ani groźby, ani prośby. To niezwykła kobieta, Hastings. Gdy 
ją zobaczyłem, od razu zorientowałem się, że mam do czynienia z kobietą niezwykłą. Z 
początku,   jak   już   mówiłem,   podejrzewałem,   że   brała   udział   w   zbrodni,   ale   potem 
zmieniłem zdanie.
   — Co cię do tego skłoniło?
   — Jej spontaniczna i głęboka rozpacz na widok zwłok męża. Mógłbym przysiąc, że ten 
okrzyk ogromnego bólu był zbyt szczery.
   — Tak — zgodziłem się w zamyśleniu — w takich sprawach trudno się mylić.

72

background image

      — Przepraszam   cię,   drogi   przyjacielu,   ale   w   takich   sprawach   właśnie   można   się 
pomylić. Weź na przykład wielkich aktorów; czy aktorka nie mogłaby tak odegrać sceny 
rozpaczy, że byłbyś nią głęboko poruszony? Nie, mogę być o czymś głęboko przekonany, 
ale aby się całkowicie upewnić, muszę mieć inne dowody. Wielcy zbrodniarze mogą też 
być wielkimi aktorami. W tej sprawie opieram się nie na osobistych przeświadczeniach, 
ale na niepodważalnym fakcie, że madame Renauld autentycznie zemdlała. Podniosłem 
jej powieki i zbadałem puls. Nie udawała — naprawdę zemdlała. To mnie upewniło, że jej 
cierpienie było prawdziwe. Poza tym jest jeszcze jeden drobny fakt. Madame Renaud nie 
musiała okazywać aż tak wielkiego bólu. Już wystarczająco okazała rozpacz, gdy po raz 
pierwszy dowiedziała się o śmierci męża, nie musiała więc symulować następnego, tak 
gwałtownego paroksyzmu bólu na widok jego zwłok. Nie, madame Renauld nie zabiła 
męża. Ale dlaczego kłamała? Kłamała o zegarku na rękę, kłamała o zamaskowanych 
bandytach — i skłamała też po raz trzeci. Powiedz mi, Hastings, jak wyjaśnisz te otwarte 
drzwi?
     — No — odparłem, nieco zaambarasowany — sądzę, że to była zwykła nieuwaga. 
Zapomnieli je zamknąć. Poirot potrząsnął głową i westchnął.
   — Tak to wyjaśnia Giraud. Mnie jednak ono nie zadowala. Te otwarte drzwi mają jakieś 
znaczenie, którego jeszcze nie rozumiem. Ale jednego jestem pewien — oni nie wyszli 
tymi drzwiami. Wyszli oknem.
   — Co?
   — Tak, z pewnością oknem.
   — Na klombie nie było śladów stóp!
     — Nie   było  —   a  powinny  być.  Posłuchaj,  Hastings. Jak sam  słyszałeś,  ogrodnik, 
Auguste, po południu zasadził na obu klombach geranium. Na jednym klombie znajduje 
się wiele śladów podkutych butów — a na drugim nie ma żadnego! Rozumiesz? Ktoś, kto 
po   nim   przeszedł   —   obojętnie   kto   —   zatarł   ślady   i   wygładził   powierzchnię   ziemi   na 
klombie grabiami.
   — Skąd wzięli grabie?
      — Z   tego   samego   miejsca,   skąd   zabrali   łopatę   i   rękawice   ogrodnicze   —   odparł 
niecierpliwie Poirot. — Nie mieli z tym żadnych trudności.
   — Dlaczego przypuszczasz, że wyszli oknem? Czy nie byłoby bardziej prawdopodobne, 
że weszli oknem, a wyszli drzwiami?
   — To oczywiście jest możliwe. Jednak jestem głęboko przekonany, że wyszli oknem.

73

background image

   — Myślę, że się mylisz.
   — Możliwe, mon ami.
      Zamyśliłem   się   nad   nowymi   możliwościami,   jakie   otworzyły   dedukcje   Poirota. 
Wspominałem jego zagadkowe uwagi dotyczące klombu i zegarka na rękę. Wtedy te 
wydawały mi się bez znaczenia, a teraz po raz pierwszy zorientowałem się, jak wspaniale 
z   kilku   drobnych   faktów   odgadł   tajemnicę   otaczającą   tę   sprawę.   Wyraziłem   memu 
przyjacielowi nieco spóźnione uznanie.
   — A tymczasem — powiedziałem — chociaż teraz wiemy dużo więcej, nie zbliżyliśmy 
się do rozwiązania tajemnicy, kto zabił pana Renaulda.
   — Nie — zgodził się wesoło Poirot. — A nawet jesteśmy dalej niż przedtem.
   Stwierdzenie tego faktu zdawało się sprawiać mu tak wielką przyjemność, że spojrzałem 
na niego ze zdziwieniem. Spotkał mój wzrok i uśmiechnął się.
   Nagle zrozumiałem.
   — Poirot! Pani Renauld! Teraz rozumiem. Ona wyraźnie kogoś osłania!
     Ze spokoju, z jakim Poirot przyjął moją uwagę, wywnioskowałem, że ta myśl i jemu 
przyszła do głowy. — Tak— odparł zamyślony. — Kogoś osłania. Gdy wchodziliśmy do 
hotelu, gestem nakazał mi milczenie.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY
DZIEWCZYNA O NIESPOKOJNYCH OCZACH
   
      Przez   jakiś   czas   w   milczeniu   z   wielkim   apetytem   jedliśmy   lunch,   a   potem   Poirot 
zauważył złośliwie:
   — Eh bien! I ta twoja nieostrożność! Nie chcesz o tym mówić?
   Czułem, że się czerwienię.
   — Och, myślisz o tym, co się stało dziś rano? — usiłowałem nadać głosowi swobodny 
ton.
   Ale z Poirotem nie mogłem prowadzić tego rodzaju gry. W ciągu kilku minut z filuternym 
błyskiem w oku wyciągnął ze mnie całą prawdę.
   — Tiens! Bardzo romantyczna historia. Jakie jest imię tej czarującej damy?
   Musiałem wyznać, że nie wiem.
   — To jeszcze bardziej romantyczne! Pierwsze spotkanie w pociągu z Paryża, a drugie 
tutaj. Koniec podróży w spotkaniu kochanków, czy tak to się określa?

74

background image

   — Nie błaznuj, Poirot.
    — Wczoraj mademoiselle Daubreuil, a dzisiaj mademoiselle Kopciuszek! Hastings, ty 
masz serce pojemne jak Turek! Powinieneś założyć harem!
     — Dobrze ci ze mnie kpić. Medemoiselle Daubreuil jest bardzo piękną dziewczyną, 
szczerze ją podziwiam i nie zamierzam się tego wypierać. Natomiast ta druga nie ma w 
sobie nic nadzwyczajnego i nie sądzę, żebym ją jeszcze spotkał.
   — Nie zamierzasz się z nią spotkać?
     Spojrzał na mnie badawczo. Wtedy ujrzałem przed oczami wielki napis „Hotel du 
Phare”, znowu usłyszałem jej głos, mówiący: „Proszę przyjść mnie odwiedzić” i moją 
gorliwą odpowiedź: „Przyjdę”.
   Jednak Poirotowi odpowiedziałem beztrosko:
   — Zaprosiła mnie do siebie, ale oczywiście nie skorzystam z tego.
   — Dlaczego „oczywiście”?
   — No, bo nie chcę.
   — Mówiłeś, że panna Kopciuszek zatrzymała się w hotelu d’Angleterre, prawda?
   — Nie, w hotelu du Phare.
   — Prawda, zapomniałem.
   W tej chwili ogarnęło mnie złe przeczucie. Na pewno nie wymieniłem Poirotowi żadnej 
nazwy hotelu. Spojrzałem na niego i uspokoiłem się. Kroił chleb na równe kwadraty, 
całkowicie pochłonięty tym zajęciem. Pewnie miał złudzenie, że powiedziałem, gdzie się 
ta dziewczyna zatrzymała.
    Kawę wypiliśmy na zewnątrz hotelu, skąd roztaczał się widok na morze. Poirot zapalił 
jeden ze swoich cienkich papierosów i wyciągnął zegarek z kieszeni.
   — Pociąg do Paryża odchodzi o drugiej dwadzieścia pięć — powiedział. — Muszę już 
iść.
   — Do Paryża? — wykrzyknąłem.
   — Tak, mon ami.
   — Chcesz jechać do Paryża? Po co?
   — Aby poszukać mordercy monsieur Renaulda — odparł bardzo poważnie.
   — Myślisz, że znajdziesz go w Paryżu?
   — Jestem zupełnie pewien, że go tam nie ma. Niemniej właśnie tam muszę go szukać. 
Nie rozumiesz, ale wyjaśnię ci to w odpowiednim czasie. Wierz mi, ta podróż do Paryża 
jest niezbędna. Nie będę tam zbyt długo. Najprawdopodobniej wrócę jutro. Nie proponuję 

75

background image

ci,   żebyś   mi   towarzyszył.   Zostań   tu   i   obserwuj   Girauda.   A   także   postaraj   się   dużo 
przebywać w towarzystwie monsieur Renaulda–syna.
   — To mi przypomina — wtrąciłem — że nie powiedziałeś mi, skąd wiedziałeś o związku 
tych dwojga?
   — Mon ami, znam ludzką naturę. Doprowadź do spotkania takiego chłopca, jak młody 
Renauld, z tak piękną dziewczyną, jaką jest mademoiselle Marthe i efekt będzie łatwy do 
przewidzenia. No i wiedziałem o kłótni! Mogła być tylko albo o pieniądze, albo o kobietę. 
Pamiętając słowa Léonie na temat gniewu chłopca — doszedłem do przekonania, że 
chodziło o kobietę. Zaryzykowałem, wymieniłem tę dziewczynę— i zgadłem.
   — Ty już przedtem podejrzewałeś, że kocha się w młodym Renauldzie?
   Poirot uśmiechnął się.
   — Ja w każdym razie widziałem, że ona ma niespokojne oczy. Zawsze tak określałem w 
myślach mademoiselle Daubreuill — dziewczyna o niespokojnych oczach.
   Jego głos brzmiał tak poważnie, że poczułem niejasny lęk.
   — Co chcesz przez to powiedzieć, Poirot?
   — Mam nadzieję, drogi przyjacielu, że niedługo dowiemy się tego. Ale muszę już iść.
   — Odprowadzę cię — powiedziałem, podnosząc się.
   — Nie rób tego. Zabraniam.
    Powiedział to tak stanowczo, że spojrzałem na niego zaskoczony. Skinął energicznie 
głową.
   — Mówię poważnie, mon ami. Do widzenia.
   Po odejściu Poirota poczułem się trochę zagubiony. Zszedłem na plażę, aby przyjrzeć 
się kąpiącym, ale nie miałem dość sił, żeby się do nich przyłączyć. Myślałem, że może 
znajdę Kopciuszka w jakimś fantazyjnym kostiumie, ale nie dostrzegłem żadnych śladów 
jej obecności. Spacerowałem po piasku bez celu, kierując kroki ku drugiemu końcowi 
miasta. W  czasie   tej   wędrówki  przyszło   mi   na   myśl,  że  być może  niezbyt grzecznie 
postąpiłem, nie zjawiając się u dziewczyny w hotelu. Może wtedy cała sprawa zostałaby 
definitywnie zakończona. Nie chciałem kontynuować naszej znajomości. Jeśli jednak tego 
nie zrobię, może przyjść i zacząć mnie szukać w willi.
      Skutkiem   tego   szybko   opuściłem   plażę   i   ruszyłem   do   miasta.  Wkrótce   znalazłem 
skromny   hotel   du   Phare.   Zły   byłem,   że   nie   znałem   nazwiska   dziewczyny,   ale   aby 
zachować godność, postanowiłem wejść do środka i rozejrzeć się. Może znajdę ją w holu. 
Wszedłem do środka, ale nigdzie jej nie dostrzegłem. Jakiś czas czekałem, aż w końcu 

76

background image

zniecierpliwiony postanowiłem zasięgnąć języka. Podszedłem do portiera i wsunąłem mu 
do ręki pięć franków.
   — Chciałbym się widzieć z pewną młodą panną, która zatrzymała się w tym hotelu. To 
Angielka, niewysoka, ciemnowłosa. Nie pamiętam jej nazwiska.
   Portier skinął głową i wydało mi się, że ukrył uśmiech.
   — Nie mieszka u nas osoba odpowiadająca temu opisowi.
   — Ależ ta pani powiedziała mi, że tu mieszka.
   — Monsieur zapewne się pomylił — albo może ta pani się pomyliła. Przed panem był tu 
już ktoś inny i pytał o to samo.
   — Co pan mówi? — wykrzyknąłem zaskoczony.
   — Tak, monsieur. Ten pan opisał ją w ten sam sposób.
   — Jak on wyglądał?
      — Niski,   bardzo   elegancki,   z   bardzo   starannie   ułożonymi   wąsami,   z   głową   o 
szczególnym kształcie i zielonymi oczami.
   Poirot! To dlatego zabronił mi odprowadzić się na dworzec. Co za impertynencja! Już ja 
mu podziękuję za wtrącanie się w moje sprawy. Czy on wyobrażał sobie, że musi mnie 
niańczyć?
      Podziękowałem   portierowi   i   wyszedłem   nie   wiedząc   co   począć,   ale   zarazem 
rozzłoszczony postępowaniem przyjaciela.
   Ale co się stało z dziewczyną? Poskromiłem gniew i starałem się rozwiązać tę zagadkę. 
Pewnie przez roztargnienie pomyliła nazwę hotelu. Potem zadałem sobie pytanie: czy na 
pewno przez roztargnienie? A może celowo zataiła nazwisko i podała fałszywy adres?
   Im więcej o tym myślałem, tym bardziej byłem przekonany, że to ostatnie było prawdą. Z 
tego czy innego powodu nie chciała, aby nasza znajomość przerodziła się w głębszą 
przyjaźń.   I   chociaż   pół   godziny   wcześniej   i   ja   tego   nie   chciałem,   teraz   nie   byłem 
zadowolony,   że   pobiła   mnie   moją   własną   bronią.   Cała   ta   przygoda   była   wysoce 
nieprzyjemna. Zły, skierowałem kroki do willi Genevi?ve. Nie wszedłem do domu, ale 
udałem się na ławeczkę w pobliżu szopy, gdzie usiadłem, aby trochę ochłonąć.
   Dochodzące z bliska głosy zakłóciły moje myśli. W chwilę później zorientowałem się, że 
nie dochodzą z ogrodu madame Renaud, ale z ogrodu sąsiedniej willi Marguerite, i szybko 
się ku mnie zbliżają. Poznałem głos kobiety, pięknej Marthe.
   — Ch?ri — mówiła — Czy to prawda? Wszystkie nasze kłopoty już minęły?

77

background image

      — Przecież   wiesz,   Marthe   —   odparł   Jack   Renauld.   —   Nic   już   nas   nie   rozdzieli, 
ukochana. Przestała istnieć ostatnia przeszkoda zagrażająca naszemu związkowi. Nic i 
nikt mi ciebie nie odbierze.
   — Nic i nikt? — wyszeptała dziewczyna. — Och, Jack, Jack… boję się.
      Już  miałem   wstać  i  odejść,  nie   chcąc  być   mimowolnym   świadkiem   ich   rozmowy. 
Wstając, zobaczyłem ich przez lukę w żywopłocie. Stali blisko siebie, mężczyzna otoczył 
ramieniem   dziewczynę   i   patrzył   jej   w   oczy.  Tworzyli   piękną   parę;   ciemny,   tryskający 
zdrowiem młodzieniec i niewinnie piękna młoda bogini. Zdawali się stworzeni dla siebie, 
szczęśliwi mimo strasznej tragedii kładącej cień na ich młode życie.
   Ale twarz dziewczyny wyrażała udrękę i Jack Renauld wyraźnie to zauważył, przytulił ją 
bowiem mocniej i zapytał:
   — Czego się boisz, kochana? Czego można się obawiać… teraz?
   Wtedy dostrzegłem wyraz jej oczu, spojrzenie o którym mówił Poirot. Wyszeptała coś. 
czego nie słyszałem dokładnie, ale domyśliłem się słów:
   — Boję się… o ciebie.
   Nie dosłyszałem odpowiedzi Renaulda, gdyż mój ą uwagę przyciągnęło coś dziwnego w 
żywopłocie. Dostrzegłem jakiś brązowy krzew, co wczesnym latem wydało mi się dziwne. 
Ruszyłem w tym kierunku. Nagle krzak odwrócił się w moją stronę, trzymając palec na 
ustach. Okazało się, że to Giraud. Nakazując ostrożność, poprowadził mnie wokół szopy. 
Gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem głosu, zapytałem:
   — Co pan tu robi?
   — Dokładnie to, co pan. Podsłuchiwałem.
   — Ale ja tu nie przyszedłem w tym celu!
   — A ja tak — odparł Giraud.
     Jak zwykle nie mogłem oprzeć się podziwowi dla człowieka, którego przecież nie 
lubiłem. Zmierzył mnie niechętnym wzrokiem.
   — Niepotrzebnie mi pan przeszkodził. Jeszcze chwila i usłyszałbym coś interesującego. 
Co pan zrobił ze swoją skamieliną?
    — Monsieur Poirot wyjechał do Paryża — odparłem zimno. Giraud pstryknął palcami 
pogardliwie.
     — Zatem wyjechał do Paryża? Dobrze zrobił. Im dłużej tam zostanie, tym lepiej. Ale 
czego tam szuka?
   Wydawało mi się, że w tym pytaniu kryje się pewien niepokój. Zatrzymałem się.

78

background image

   — Nie jestem upoważniony odpowiadać na to pytanie — powiedziałem spokojnie.
   Giraud rzucił mi przenikliwe spojrzenie.
     — Pewnie był na tyle rozsądny, że nie powiedział panu — zauważył gburowato. — 
Żegnam pana. Jestem bardzo zajęty.
   Odwrócił się na pięcie i bezceremonialnie zostawił mnie samego.
    Wydawało się, że w willi Genevi?ve nic się nie zmieniło. Giraud wyraźnie nie pragnął 
niego towarzystwa, również Jack Renauld nie bardzo miał na to ochotę.
     Wróciłem  do  miasta, z rozkoszą  wykąpałem się w morzu i poszedłem  do  hotelu. 
Położyłem   się   wcześnie,   zastanawiając   się,   czy   jutrzejszy   dzień   przyniesie   coś 
interesującego.
     Jednak nie byłem w najmniejszym stopniu przygotowany na to, co się stało. Jadłem 
moje petit dejeuner* w jadalni, gdy kelner, który rozmawiał z kimś na zewnątrz, wrócił 
wyraźnie   podniecony.   Wahał   się   przez   minutę,   mnąc   w   ręku   serwetkę,   a   potem 
wybuchnął:
   — Monsieur, proszę mi wybaczyć, ale czy jest pan związany z tą sprawą w willi Genevi?
ve?
   — Tak — odparłem żywo. — Ale o co chodzi?
   — Słyszał pan nowiny?
   — Jakie nowiny?
   — Wczoraj wieczorem popełniono tam następne morderstwo!
   — Co ???
      Zostawiłem   niedokończone   śniadanie.   Chwyciłem   kapelusz   i   wybiegłem   z   hotelu. 
Następne morderstwo — a Poirota nie ma! Co za pech! Kogo zamordowano?
   Wbiegłem przez bramę. Na podjeździe do willi zgromadziła się służba, żywo dyskutując 
i gestykulując. Chwyciłem za ramię Françoise.
   — Co się stało?
     — Och, monsieur, monsieur! Drugie morderstwo! To straszne. Na ten dom spadło 
przekleństwo.   Tak,   powtarzam,   przekleństwo!   Powinni   posłać   po   egzorcystę,   żeby 
przyszedł tu ze święconą wodą. Pod tym dachem nie prześpię już ani jednej nocy. Kto 
wie, może teraz na mnie kolej?
   Przeżegnała się.
   — Dobrze — krzyknąłem — ale kogo zabito?

79

background image

     — Nie wiem… To jakiś mężczyzna… obcy. Znaleźli go tam… w szopie… może sto 
metrów od tego miejsca, w którym znaleziono biednego pana. Ale to nie wszystko. On 
został zasztyletowany — otrzymał cios prosto w serce tym samym sztyletem, co monsieur 
Renauld!

ROZDZIAŁ CZTERNASTY
DRUGIE CIAŁO
   
   Nie słuchając dłużej Françoise, pobiegłem ile sił do szopy. Na mój widok odsunęło się 
dwóch policjantów stojących na straży. Wszedłem skrajnie podniecony.
   W szopie o ścianach wykonanych z surowego drewna panował mrok. Magazynowano tu 
stare   doniczki   i   narzędzia   ogrodowe.   Wpadłem   do   środka   gwałtownie,   ale   na   progu 
zastopowałem, bo uderzył mnie fascynujący widok.
     Giraud pełzał na czworakach z latarką w ręku i badał dokładnie ziemię cal po calu. 
Słysząc, jak wpadam do środka, uniósł głowę i zmarszczył brwi, ale zaraz na jego twarzy 
pojawił się pogardliwy uśmieszek.
   — On tam leży! — powiedział i skierował promień latarki w kąt szopy.
   Podszedłem bliżej.
    Nieżywy mężczyzna leżał na plecach. Był średniego wzrostu, o ciemnej cerze i liczył 
około   pięćdziesięciu   lat.   Miał   na   sobie   podniszczony,   choć   dobrze   skrojony 
ciemnoniebieski garnitur, pochodzący prawdopodobnie od drogiego krawca. Jego twarz 
była okropnie wykrzywiona, a po lewej stronie piersi widać było wystającą lśniącoczarną 
rękojeść sztyletu. Poznałem ją. To był ten sam sztylet, który poprzedniego dnia rankiem 
widziałem w szklanym słoju!
   — Lada moment spodziewam się przybycia lekarza — wyjaśnił Giraud. — Chociaż tak 
naprawdę, to nie jest nam potrzebny. Ten człowiek jest martwy jak głaz. Otrzymał cios 
prosto w serce i śmierć nastąpiła natychmiast.
   — Kiedy to się stało? Wczoraj wieczorem? Giraud potrząsnął głową.
    — Nie sądzę. Nie mam prawa wydawania orzeczeń medycznych, ale uważam, że ten 
człowiek z pewnością nie żyje od dobrych dwunastu godzin. Kiedy ostatni raz widział pan 
ten sztylet?
   — Wczoraj, około dziesiątej rano.
   — Jestem skłonny sądzić, że zbrodnia miała miejsce wkrótce potem.

80

background image

   — Ale wokół tej szopy nieustannie kręciło się wielu ludzi.
   Giraud zaśmiał się nieprzyjemnie.
      — Robi  pan  zdumiewające postępy! Kto  panu  powiedział, że  zamordowano  go  w 
szopie?
   — No… — zacząłem, zmieszany. — Ja… byłem o tym przekonany.
   — Och, ładny z pana detektyw! Niech pan na niego spojrzy. Czy człowiek, który zostaje 
śmiertelnie zraniony ciosem prosto w serce, pada w ten sposób — wyprostowany, z 
nogami złączonymi i rękoma ułożonymi wzdłuż ciała? Nie. A może kładzie się na plecach i 
dobrowolnie pozwala się zadźgać? To absurd, prawda? Ale niech pan spojrzy tu… i tam… 
— Rzucił promień światła latarki na ziemię. Dostrzegłem dziwne, nieregularne ślady na 
miękkiej ziemi. — Został tu przywleczony po śmierci. Częściowo ciągnięty, częściowo 
niesiony przez dwie osoby. Na zewnątrz szopy na twardym gruncie nie widać śladów, a 
tutaj zostały zatarte; ale, młody przyjacielu, wiem, że jedna z dwóch osób była kobietą.
   — Kobietą?
   — Tak.
   — Skąd pan wie, skoro ślady zostały zatarte?
    — Ponieważ odciski kobiecego bucika, nawet zatarte, są zawsze rozpoznawalne. Ale 
poznałem też po tym…— pochylił się, zdjął coś z rękojeści sztyletu i pokazał mi. Był to 
długi  czarny  kobiecy włos,  podobny  do   tego,  jaki  Poirot znalazł  na  poręczy   fotela  w 
bibliotece.
   Giraud z ironicznym uśmiechem owinął go z powrotem wokół rękojeści sztyletu.
   — Tak długo, jak to możliwe, musimy wszystko pozostawić w nienaruszonym stanie — 
wyjaśnił. — To uszczęśliwi sędziego śledczego. Zauważył pan coś jeszcze?
   Byłem zmuszony odpowiedzieć przecząco.
   — Proszę spojrzeć na ręce.
      Spojrzałem.   Paznokcie   były   połamane   i   odbarwione,   a   skóra   dłoni   zgrubiała.   Nie 
wiedziałem, co mam z tego wnioskować. Spojrzałem na Girauda.
   — To nie są ręce dżentelmena — wyjaśnił w odpowiedzi na mój pytający wzrok. — W 
przeciwieństwie   do   ubrania,  które   wskazuje   na   człowieka   zamożnego.   Prawda,  że   to 
dziwne?
   — Bardzo dziwne — zgodziłem się.
     — Na żadnej części ubrania nie ma znaków firmowych. O czym to świadczy? Ten 
człowiek usiłował uchodzić za kogoś innego, niż był w rzeczywistości. Był w przebraniu. 

81

background image

Dlaczego? Bał się czegoś? Próbował się ukryć? Tego jeszcze nie wiemy, ale wiemy jedno 
— że ze strachu próbował ukryć swoją tożsamość.
   Spojrzał na ciało.
     — Teraz też nie ma odcisków palców na rękojeści sztyletu. Morderca znowu nosił 
rękawiczki.
   — Myśli pan, że to był ten sam morderca? — zapytałem szybko.
   Giraud stał się tajemniczy.
   — Nieważne, co myślę. Zobaczymy. Marchaud!
   W drzwiach pojawił się policjant.
   — Słucham, monsieurl
      — Dlaczego   jeszcze   nie   przyszła   tu   madame   Renauld?   Posłałem   po   nią   przed 
kwadransem.
   — Właśnie nadchodzi z synem.
   — Dobrze. Chcę ich tu mieć, ale pojedynczo. Marchaud zasalutował i zniknął. Po chwili 
pojawił się zpaniąRenauld.
   — Proszę wejść, madame.
   Giraud postąpił do przodu ze zdawkowym ukłonem.
   — Tędy, madame. — Podprowadził j ą do ciała i odsunął się nagle na bok. — Tu jest 
ten mężczyzna. Zna go pani?
   Mówiąc to, patrzył na nią uważnie, jakby chciał przeniknąć jej myśli, zanotować każdą 
zmianę zachowania.
   Ale pani Renauld pozostała zupełnie spokojna — według mnie zbyt spokojna. Patrzyła 
na ciało niemal obojętnie, nie zdradzając żadnych uczuć lub śladu rozpoznania.
   — Nie — powiedziała. — Nigdy w życiu go nie widziałam. Jest dla mnie zupełnie obcy.
   — Jest pani pewna?
   — Całkiem pewna.
   — A może rozpoznaje pani w nim jednego z napastników?
     — Nie. — Zawahała się, jakby nagle uderzyła ją jakaś myśl. — Nie, nie sądzę. Oni 
przecież mieli brody… Chociaż sędzia śledczy twierdził, że były fałszywe, jednak… nie, 
chyba nie. — Teraz wydawała się zupełnie pewna. — Jestem przekonana, że to nie jest 
żaden z tych dwóch napastników.
   — No cóż, madame. Zatem to wszystko.

82

background image

   Wyszła z podniesioną głową, promień słońca zalśnił w srebrnych nitkach jej włosów. Do 
szopy   wszedł   Jack   Renauld.   On   również,   zupełnie   spokojnie,   stanowczo   zaprzeczył, 
jakoby znał zamordowanego.
     Giraud tylko mruknął coś pod nosem. Nie miałem pojęcia, czy był zadowolony, czy 
rozczarowany. Zawołał Marchauda.
   — Masz tam tę drugą?
   — Tak, monsieur.
   — Przyprowadź.
    „Tą drugą” była madame Daubreuil. Weszła oburzona i zaczęła od progu gwałtownie 
protestować:
      — Stanowczo   się   temu   sprzeciwiam!   To   wyraźne   szykany!   Co   ja   mam   z   tym 
wspólnego?
      — Madame   —   rzucił   brutalnie   Giraud   —   prowadzę   śledztwo   w   sprawie   dwóch 
morderstw! Skąd mam wiedzieć, czy to nie pani je popełniła?
   — Jak pan śmie! — krzyknęła. — Jak pan śmie obrażać mnie podobnie niedorzecznym 
oskarżeniem? To skandal!
   — Twierdzi pani, że to skandal? A co pani powie na to? — Po raz drugi odwinął włos i 
podniósł go wyżej. — Widzi pani, madame? — Podszedł do niej. — Pozwoli pani, że 
porównam?
   Zbladła i odskoczyła z krzykiem.
   — To nieprawda, przysięgam! Nic nie wiem o tej zbrodni — ani o żadnej zbrodni. Każdy, 
kto twierdzi inaczej… kłamie! Ach, mon Dieu, co mam robić?
     — Proszę się uspokoić, madame — odparł zimno Giraud. — Jeszcze nikt pani nie 
oskarżył. Jednak dobrze pani zrobi, odpowiadając na moje pytania bez dalszych ceregieli.
   — Zrobię wszystko, co pan zechce, monsieur.
   — Proszę się przyjrzeć zamordowanemu. Czy kiedyś go pani widziała?
   Madame Daubreuil podeszła do zwłok; jej twarz nabrała kolorów. Spojrzała na ofiarę z 
pewną dozą zainteresowania. Potem potrząsnęła głową.
   — Nie znam go.
     Wydawało się niemożliwe wątpić w jej szczerość, wypowiedziała te słowa w sposób 
zupełnie naturalny. Giraud odprawił ją skinieniem głowy.
   — Pozwolił jej pan odejść? — zapytałem cicho. — Czy to rozsądne? Ten czarny włos 
niewątpliwie do niej należy.

83

background image

   — Nie musi mnie pan uczyć fachu — odparł Giraud sucho.
      — Ona jest pod  stałym  nadzorem.  Nie  zamierzam  jej  jeszcze  aresztować. Potem 
zmarszczył brwi, spoglądając na zwłoki.
   — Czy on pańskim zdaniem może przedstawiać typ hiszpański? — zapytał nagle.
   Przyjrzałem się badawczo twarzy.
   — Nie — odparłem. — Zdecydowanie określiłbym go jako Francuza.
   Giraud chrząknął niezadowolony.
   — Ja też tak sądzę.
    Przez chwilę stał bez ruchu, a następnie stanowczym gestem odsunął mnie na bok i 
znowu przypadł do ziemi na czworakach, kontynuując przeszukiwanie szopy. Był w tym 
naprawdę   wspaniały.   Nic   nie   uszło   jego   uwagi.   Posuwał   się   cal   za   calem,   odwracał 
doniczki, szperał w starych workach. Rzucił się skwapliwie na jakiś tobołek przy drzwiach, 
ale okazało się, że to tylko zniszczona marynarka i spodnie. Odrzucił je z przekleństwem. 
Natomiast zainteresowały go dwie pary rękawic, jednak ostatecznie potrząsnął głową i 
odłożył je na bok. Wrócił do doniczek i zaczął je po kolei odwracać. W końcu wstał, 
kiwając głową w zamyśleniu. Wydawał się zaskoczony i zakłopotany. Miałem wrażenie, że 
zapomniał o mojej obecności.
   W tym momencie na zewnątrz rozległy się kroki i w drzwiach ukazał się sędzia śledczy, 
w towarzystwie swojego sekretarza i komisarza Bexa. Za nimi szedł lekarz.
    — To niesamowite, monsieur Giraud! — wykrzyknął Hautet. — Następne morderstwo! 
Nie, my jeszcze nie dotarliśmy do sedna tej sprawy! W tym tkwi jakaś głębsza tajemnica. 
Kto tym razem jest ofiarą?
     — Tego właśnie nikt nam nie może powiedzieć, monsieur. Zamordowany nie został 
zidentyfikowany.
   — Gdzie jest ciało? — zapytał lekarz. Giraud odsunął się trochę na bok.
     — Tam, w kącie. Jak pan widzi, otrzymał cios w serce. Posłużono się skradzionym 
wczoraj sztyletem. Mam wrażenie, że morderstwo popełniono wkrótce po kradzieży, ale to 
sprawa, którą pan musi ustalić. Może pan dotykać rękojeści sztyletu — nie ma na niej 
odcisków palców.
   Lekarz ukląkł przy zwłokach, a Giraud zwrócił się do sędziego śledczego:
   — Piękny problem, prawda? Ale ja go rozwiążę.
   — A więc nikt go nie rozpoznał — mruknął sędzia. — Czy to możliwe, żeby to był jeden 
z morderców? Może doszło miedzy nimi do kłótni?

84

background image

   Giraud potrząsnął głową.
   — Mógłbym przysiąc, że to Francuz.
   Lekarz, który kucał przy zwłokach, spojrzał na nich zdumionym wzrokiem.
   — Pan twierdzi, że został zabity wczoraj rano? — spytał.
     — Opieram się na fakcie kradzieży sztyletu — wyjaśnił Giraud. — Mógł oczywiście 
zostać zabity później.
    — Tego samego dnia o późniejszej porze? To zupełnie niemożliwe! Ten człowiek nie 
żyje co najmniej od czterdziestu ośmiu godzin, a może nawet dłużej.
   Spojrzeliśmy po sobie zupełnie oszołomieni.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
FOTOGRAFIA
   
     Słowa lekarza były tak zdumiewające, że przez chwilę wszyscy staliśmy oniemieli. 
Mężczyznę   zamordowano   sztyletem,   który   —   jak   wiedzieliśmy   —   został   skradziony 
zaledwie   przed   dwudziestoma   czterema   godzinami,   a   jednak   doktor   Durand   twierdził 
stanowczo,   że   ten   człowiek   nie   żyje   już   od   czterdziestu   ośmiu   godzin!   To   było   coś 
absolutnie fantastycznego.
      Zaledwie   przyszliśmy   nieco   do   siebie,   gdy   doręczono   mi   telegram.   Przyniósł   go 
posłaniec   z   hotelu.   Otworzyłem.   Nadał   go   Poirot,   donosząc,   że   wróci   do   Merlinville 
pociągiem o dwunastej dwadzieścia osiem.
    Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że zdążę jeszcze wyjść po niego na dworzec. 
Czułem, że powinien natychmiast dowiedzieć się o nieoczekiwanym rozwoju sytuacji.
     Pomyślałem, że Poirot najwyraźniej nie miał trudności w znalezieniu w Paryżu tego, 
czego   szukał.   Świadczył   o   tym   jego   szybki   powrót   —   zaledwie   po   kilku   godzinach. 
Zastanawiałem się, jak przyjmie wiadomość, którą miałem mu przekazać.
     Pociąg spóźniał się i spacerując bez celu po peronie wpadłem na myśl, że mogę 
zapytać, kto w wieczór tragedii ostatnim pociągiem opuścił Merlinville.
   Podszedłem do szefa tragarzy, człowieka o inteligentnym wyglądzie, i bez trudu udało 
mi   się   go   naprowadzić   na   interesujący   mnie   temat.   Głośno   wyraził   rozgoryczenie 
działaniem policji. Jeśli dalej tak będzie, to wszyscy bandyci i mordercy ujdą bezkarnie. 
Wtedy   podsunąłem   mu   myśl,   że   może   właśnie   umknęli   nocnym   pociągiem,   ale 
zdecydowanie odrzucił tę możliwość. Na pewno zauważyłby dwóch obcokrajowców — 

85

background image

tym pociągiem odjechało tylko około dwudziestu pasażerów i z pewnością by ich nie 
przeoczył.
    Nie wiem, skąd mi ta myśl przyszła do głowy, może podsunęła mi ją nuta niepokoju, 
jaką dosłyszałem w głosie Marthe Daubreuil. Nagle zapytałem:
   — A młody monsieur Renauld — czy on też odjechał tym pociągiem?
     — Ach, nie, monsieur. Po co miałby wyjeżdżać, skoro przyjechał zaledwie godzinę 
wcześniej!
     Spojrzałem zdumiony na bagażowego. Z początku nie mogłem zrozumieć znaczenia 
tych słów. Nagle pojąłem.
   — Chce pan powiedzieć — rzekłem, czując, jak serce wali mi w piersi — że monsieur 
Jack Renauld przybył tego wieczoru do Merlinville?
   — Ależ tak, monsieur. Ostatnim pociągiem, o jedenastej czterdzieści.
   Czułem w głowie zamęt. Zatem Marthe miała powód do niepokoju! Jack Renauld był w 
Merlinville w noc zbrodni. Ale dlaczego się do tego nie przyznał? Dlaczego kazał nam 
wierzyć, że znajdował się wtedy w Cherbourgu? Przypominając sobie jego szczerą, młodą 
twarz, z trudem mogłem uwierzyć, żeby miał jakiś związek z morderstwem. Ale co miało 
znaczyć jego milczenie w tak ważnej sprawie? Jedno było pewne: Marthe o wszystkim 
wiedziała. Stąd jej niepokój i pytanie, jakie zadała Poirotowi, czy ktoś jest podejrzany.
      Moje   rozmyślania   przerwało   przybycie   pociągu   i   chwilę   później   witałem   Poirota. 
Promieniował.   Był   pełen   energii   i   w   doskonałym   nastroju.   Zapomniawszy   o   mojej 
angielskiej powściągliwości, uściskał mnie serdecznie na peronie.
   — Mon cher ami, powiodło mi się — nadspodziewanie powiodło!
   — Doprawdy? Miło mi to słyszeć. Znasz tutejsze nowiny?
     — A powinienem je znać? Poczyniono jakieś postępy w śledztwie, co? Wielkiemu 
Giraudowi udało się kogoś aresztować? Ach, aleja go dopiero zaskoczę! Dokąd mnie 
prowadzisz, przyjacielu? Nie idziemy do hotelu? Muszę doprowadzić do porządku wąsy — 
po podróży kompletnie opadły. A poza tym mój płaszcz jest niewątpliwie zakurzony, l 
muszę na nowo zawiązać krawat…
     — Mój drogi — przerwałem jego protesty — to wszystko jest nieważne. Natychmiast 
musimy iść do willi. Popełniono tam drugie morderstwo!
    Nigdy jeszcze nie widziałem człowieka do tego stopnia oszołomionego. Wpatrywał się 
we mnie z otwartymi ustami, zniknął cały jego dobry nastrój .

86

background image

   — Coś ty powiedział? Następne morderstwo? W takim razie pomyliłem się. Popełniłem 
błąd. Giraud będzie mógł ze mnie kpić — będzie miał całkowitą rację!
   — Nie spodziewałeś się tego?
    — Ja? Nigdy w świecie. To obala moją teorię, całkowicie ją rujnuje… to… ale, nie! — 
przerwał i uderzył się w piersi. — To niemożliwe! Nie mogę się mylić! Fakty, rozpatrzone 
metodycznie i we właściwym porządku, dają tylko jedno rozwiązanie. Z pewnością mam 
rację. Na pewno mam rację!
   — Ale… Przerwał mi:
   — Zaczekaj, przyjacielu. Jeżeli mam rację, to nowe morderstwo jest niemożliwe, chyba 
że… chyba że… Zaraz, błagam, nic nie mów.
   Po chwili milczenia, całkowicie już opanowany, powiedział spokojnie:
     — Ofiarą jest mężczyzna w średnim wieku. Ciało znaleziono w zamkniętej na klucz 
szopie w pobliżu miejsca pierwszej zbrodni. Nie żyje od co najmniej czterdziestu ośmiu 
godzin.
      Najprawdopodobniej   został   zabity   w   podobny   sposób   jak   pan   Renauld,   ale 
niekoniecznie ciosem w plecy.
     Teraz ja z kolei oniemiałem. W ciągu całej naszej znajomości Poirot nigdy nie zrobił 
czegoś tak zdumiewającego. I nieuchronnie w mojej głowie zrodziło się podejrzenie.
   — Poirot! — krzyknąłem — kpisz sobie ze mnie! Ty już o tym słyszałeś?
   Spojrzał na mnie z wyrzutem.
   — Dlaczego miałbym z ciebie kpić? Zapewniam cię, że nic o tym nie słyszałem. Czy nie 
zauważyłeś, jakie to na mnie zrobiło wrażenie?
   — Ale skąd, na Boga, to wszystko wiedziałeś?
   — A więc mam rację, tak? Wiedziałem. To małe, szare komórki, przyjacielu. Małe, szare 
komórki powiedziały mi, w jaki sposób mogło zostać popełnione drugie morderstwo. A 
teraz   opowiedz   mi  wszystko.  Jeśli   skręcimy  tu  na   lewo,  przetniemy  tereny   golfowe  i 
szybciej znajdziemy się w willi Genevi?ve.
   Po drodze relacjonowałem wypadki. Poirot słuchał uważnie.
   — Mówisz, że sztylet tkwił w ranie? To ciekawe. Jesteś pewien, że to ten sam?
   — Absolutnie pewien. I to właśnie wydaje się zupełnie niemożliwe.
   — Wszystko jest możliwe. Mogły być dwa identyczne sztylety.
   Zdziwiony uniosłem brwi.
   — Ależ to zupełnie nieprawdopodobne? Byłby to nadzwyczajny zbieg okoliczności.

87

background image

    — Jak zwykle mówisz bezmyślnie, Hastings. W pewnych wypadkach istnienie dwóch 
identycznych   narzędzi   zbrodni   byłoby   czymś   nieprawdopodobnym.   Ale   w   naszym 
wypadku   ten   sztylet   był   pamiątką   z   wojny   i   został   wykonany   na   zamówienie   Jacka 
Renaulda.   Jeśli   się   dobrze   zastanowisz,   dojdziesz   do   wniosku,   że   jest   wysoce 
nieprawdopodobne, aby polecił wykonać tylko jeden egzemplarz. Z pewnością zamówił 
drugi dla siebie.
   — Jednak nikt nawet o tym nie wspomniał — sprzeciwiłem się.
   Poirot odparł tonem wykładowcy:
   — Drogi przyjacielu, pracując nad jakąś sprawą, nie bierze się pod uwagę tylko tego, co 
ktoś „wspomni”. Nie ma powodu wspominać o wielu rzeczach, które mogą być ważne. 
Równocześnie niekiedy istnieją powody, by o niektórych rzeczach nie wspominać. Masz 
dwa motywy do wyboru.
     Milczałem, mimo woli poruszony jego słowami. Po kilku minutach stanęliśmy przy 
sławetnej szopie. Zastaliśmy tu wszystkich naszych przyjaciół i po wymianie uprzejmości 
Poirot zabrał się do roboty.
      Ponieważ   wcześniej   obserwowałem   Girauda   przy   pracy,   z   tym   większym 
zainteresowaniem przyglądałem się Poirotowi. Mój przyjaciel pobieżnie obrzucił wzrokiem 
wnętrze szopy. Bliżej obejrzał tylko leżące przy drzwiach zniszczoną marynarkę i spodnie. 
Na wargach Girauda ukazał się pogardliwy uśmieszek i Poirot, jakby go widząc, odrzucił 
je na ziemię.
   — To stare ubranie ogrodnika? — zapytał.
   — Zgadza się — odparł Giraud.
   Poirot ukląkł przy zwłokach. Jego palce poruszały się szybko, lecz metodycznie. Zbadał 
materiał ubrania i sprawdził, czy nie ma metki firmowej. Szczególnie starannie obejrzał 
obuwie,   a   potem   brudne,   połamane   paznokcie.   Oglądając   je,   rzucił   krótkie   pytanie 
Giraudowi:
   — Widział pan?
   — Tak, widziałem — odparł detektyw. Jego twarz pozostała niewzruszona.
   Nagle Poirot wyprostował się.
   — Doktorze Durand!
   — Słucham? — powiedział lekarz, podchodząc.
   — Widzę pianę na ustach. Zauważył pan?
   — Muszę przyznać, że nie zwróciłem na to uwagi.

88

background image

   — Ale teraz widzi pan?
   — Tak, widzę!
   Poirot znowu rzucił pytanie Giraudowi:
   — Pan niewątpliwie ją zauważył?
   Giraud milczał. Poirot badał dalej. Wyjęty z rany sztylet spoczywał teraz w stojącym przy 
zwłokach szklanym słoju. Poirot zbadał go, a potem uważnie obejrzał ranę. Gdy podniósł 
głowę, jego oczy z podniecenia rzucały dobrze mi znane zielone błyski.
   — To bardzo dziwna rana! Zupełnie nie krwawiła. Nie ma plam na ubraniu. Tylko ostrze 
jest trochę zabarwione. Co pan o tym myśli, monsieur le docteur?
   — Mogę tylko stwierdzić, że to bardzo niezwykłe.
      — Nie   ma   w   tym   nic   niezwykłego.   To   zupełnie   proste.   Ten   człowiek   został 
zasztyletowany po śmierći. — I Poirot, uciszając gestem ręki podnoszące się protesty, 
zwrócił się do Girauda: — Zgadza się pan ze mną, monsieur Giraud, prawda?
     Bez względu na to, w co Giraud wierzył, zaakceptował pogląd Poirota bez drgnienia 
powiek i odpowiedział spokojnie, prawie pogardliwie:
   — Oczywiście.
   Wśród zgromadzonych rozszedł się pomruk zdziwienia.
     — Cóż to za pomysł! — wykrzyknął sędzia. — Zasztyletować człowieka po śmierci! 
Barbarzyństwo! To niebywałe! Może to akt jakiej ś obłędnej nienawiści?
   — Nie — wtrącił Poirot. — Myślę, że zrobiono to z zimną krwią… aby stworzyć pewną 
iluzję.
   — Jaką iluzję?
   — Taką właśnie, jaką niemal udało się stworzyć — odciął się Poirot proroczo.
   Monsieur Bex zamyślił się.
   — Zatem jak ten człowiek został zabity?
   — Nie został zabity. On umarł. Umarł, jeśli się nie mylę, w ataku epilepsji!
   To oświadczenie Poirota ponownie wywołało wielkie poruszenie. Doktor Durant znowu 
ukląkł, szczegółowo obejrzał zwłoki i wstał.
   — Monsieur Poirot, jestem skłonny uznać słuszność pańskiej diagnozy. Pomyliłem się. 
Bezsporny   fakt,  że   ten  mężczyzna   otrzymał  cios  sztyletem,  odwrócił  moją   uwagę   od 
innych objawów.
      Poirot   stał   się   bohaterem   chwili.   Sędzia   śledczy   sypał   komplementami.   Poirot 
odpowiadał z wdziękiem, a potem, tłumacząc, że ani on, ani ja nie jedliśmy jeszcze lunchu 

89

background image

i chce się przebrać po podróży, powiedział, że musimy odejść. Gdy wychodziliśmy z 
szopy, podszedł do nas Giraud.
     — Jeszcze coś, monsieur Poirot — odezwał się uprzejmie kpiącym głosem. — Otóż 
znaleźliśmy na rękojeści sztyletu… kobiecy włos.
   — Ach! — wykrzyknął Poirot. — Kobiecy włos? Czyj?
   — Też chciałbym wiedzieć — odparł Giraud. Potem z ukłonem odszedł.
     — Natarczywy jest ten nasz dobry Giraud — powiedział Poirot w zamyśleniu, gdy 
szliśmy w kierunku hotelu. — Zastanawiam się, na jaki fałszywy trop miał zamiar mnie 
skierować? Kobiecy włos… hm!
    Zjedliśmy lunch z wielkim apetytem, ale Poirot był nieco roztargniony i nie zwracał na 
mnie uwagi. Potem przeszliśmy do naszego salonu i tam poprosiłem go, żeby opowiedział 
mi o swojej tajemniczej podróży do Paryża.
   — Chętnie, mój drogi. Pojechałem do Paryża, aby znaleźć to!
     Wyjął z kieszeni wycinek z gazety. Była to fotografia kobiety. Podał mi ją. Wydałem 
okrzyk zdziwienia.
   — Poznajesz ją?
   Skinąłem głową. Chociaż fotografia wyraźnie pochodziła sprzed wielu lat i kobieta miała 
inną fryzurę, podobieństwo było uderzające.
   — Madame Daubreuil! —wykrzyknąłem.
   Poirot z uśmiechem potrząsnął głową.
     — Niezupełnie, mój drogi. Wtedy nie nosiła tego nazwiska. To fotografia osławionej 
madame Beroldy!
     Madame Beroldy! Nagle doznałem olśnienia. Proces o morderstwo, który wzbudził 
światowe zainteresowanie.
   Proces Beroldy.

ROZDZIAŁ SZESNASTY
PROCES BEROLDY
   
     Przed około dwudziestu laty pan Arnold Beroldy, pochodzący z Lyonu, przybył do 
Paryża   w   towarzystwie   pięknej   żony   i   córeczki,   jeszcze   niemowlęcia.   Pan   Beroldy, 
młodszy wspólnik firmy handlującej winem, dość tęgi mężczyzna w średnim wieku, lubił 
dobrze   żyć,   oddany   czarującej   żonie,   ale   poza   tym   był   pod   każdym   względem 

90

background image

człowiekiem   przeciętnym.   Firma,   w   której   pracował,   nie   była   duża   i,   chociaż   dobrze 
prosperowała,   nie   przynosiła   mu   wielkich   zysków.   Beroldowie   zajmowali   niewielkie 
mieszkanie i z początku prowadzili dość skromne życie.
      Jeśli   jednak   pan   Beroldy   był   człowiekiem   przeciętnym,   jego   żonę   natura   hojnie 
obdarzyła.   Młoda,   przystojna,   o   nieprzeciętnym   uroku   osobistym,   pani   Beroldy 
natychmiast stała się sensacją dzielnicy, a szczególnie wtedy, gdy zaczęto szeptać, że jej 
dzieciństwo otoczone jest jakąś interesującą tajemnicą. Krążyły plotki, że jest nieślubnym 
dzieckiem   rosyjskiego   wielkiego   księcia.   Inni   z   kolei   zapewniali,   że   jest   owocem 
legalnego,   choć   morganatyczncgo   małżeństwa   austriackiego   arcyksięcia.   Jednak   we 
wszystkich historiach osoba Jeanne Beroldy była centrum jakiejś interesującej tajemnicy.
    W gronie przyjaciół i znajomych Beroldów znajdował się też młody prawnik, Georges 
Conneau. Wkrótce stało się wyraźnie widoczne, że jego sercem całkowicie zawładnęła 
fascynacja Jeanne Beroldy. Madame Beroldy w dyskretny sposób ośmielała młodego 
człowieka, zapewniając go jednocześnie o swej wierności do męża w średnim wieku. 
Niemniej złośliwi nie wahali się twierdzić, że młody Conneau był jej kochankiem — i nie 
tylko on!
    Trzy miesiące po przybyciu Beroldów do Paryża na scenie pojawiła się jeszcze jedna 
postać. Był nią niezwykle bogaty Amerykanin, Hiram P. Trapp. Przedstawiony czarującej i 
tajemniczej   madame   Beroldy,   natychmiast   zakochał   się   w   niej   bez   pamięci.   Jego 
uwielbienie było wyraźnie widoczne, chociaż okazywał je z pełnym szacunku dystansem.
     W tym czasie madame Beroldy stała się bardziej wylewna w swych zwierzeniach. 
Wielokrotnie mówiła swoim przyjaciołom, że bardzo niepokoi się o męża. Wyjaśniła, iż 
wplątał się w jakieś sprawy natury politycznej i wspominała, że powierzono mu pewne 
ważne   dokumenty,   które   zawierają   „tajemnicę”   mającą   ogólnoeuropejskie   znaczenie. 
Przekazano mu te dokumenty, aby zmylić ślady. Madame Beroldy denerwowała się, gdyż 
rozpoznała wielu ważnych członków z kręgu rewolucjonistów paryskich.
     Tragedia wydarzyła się dwudziestego ósmego listopada. Kobieta, która codziennie 
sprzątała   u   państwa   Beroldy,   ze   zdziwieniem   znalazła   drzwi   do   mieszkania   szeroko 
otwarte. Słysząc dochodzące z sypialni słabe jęki, weszła do środka. Oczom jej ukazał się 
przerażający widok. Pani Beroldy leżała na podłodze z związanymi rękoma i nogami, 
wydając słabe jęki, ponieważ udało jej się jakoś wypchnąć knebel z ust. Na łóżku w kałuży 
krwi leżał pan Beroldy z nożem w sercu.

91

background image

     Historia, jaką opowiedziała pani Beroldy, była zupełnie prosta. Obudziła się nagle i 
zobaczyła   pochylonych   nad   sobą   dwóch   zamaskowanych   mężczyzn.   Związali   ją   i 
zakneblowali, żeby nie krzyczała. Potem zaczęli się domagać od jej męża, aby zdradził im 
ową sławetną „tajemnicę”.
   Ale nieustraszony handlarz win kategorycznie odmówił. Jeden z napastników, wściekły 
za ten upór, wbił mu nóż w serce. Potem znalezionym kluczem otworzyli stojący w kącie 
sejf i zabrali z niego cały plik dokumentów. Obaj mieli długie brody, nosili maski i madame 
Beroldy twierdziła kategorycznie, że byli Rosjanami.
   Cała ta sprawa natychmiast wywołała niezwykłą sensację. Czas płynął, ale nigdzie nie 
natrafiono na ślad brodatych mężczyzn. A kiedy już zainteresowanie osłabło, wydarzyło 
się   coś   zdumiewającego:   madame   Beroldy   została   aresztowana   pod   zarzutem 
zamordowania męża.
    Proces wzbudził ogromne zainteresowanie. Oskarżona była młodą i piękną kobietą o 
tajemniczym pochodzeniu, co wystarczyło, żeby uczynić z całej historii cause cél?bre*.
   Zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że rodzice Jeanne Beroldy byli godną 
szacunku,   normalną   parą   sprzedawców   owoców   i   mieszkali   na   przedmieściu   Lyonu. 
Rosyjski wielki książę, dworskie intrygi i polityczne związki — wszystkie te opowieści 
okazały się jedynie wytworem fantazji pani Beroldy! Cała jej przeszłość nie miała w sobie 
nic romantycznego. Odkryto też motyw zbrodni. Pan Hiram Trapp, poddany bezlitosnemu 
badaniu, przyznał, że kochał ją i, gdyby była wolna, z pewnością poprosiłby, żeby została 
jego żoną. Fakt, że łączył ich tylko stosunek platoniczny, świadczył przeciwko oskarżonej. 
Nie   mogąc   zostać   kochanką   Trappa,  który  nie   obraziłby   jej   tego  rodzaju   propozycją, 
Jeanne Beroldy uknuła szatański plan pozbycia się męża, aby móc poślubić bogatego 
Amerykanina.
     W czasie rozprawy madame Beroldy w konfrontacji z oskarżeniami wykazała zimną 
krew i duże opanowanie. Nie zmieniła swoich zeznań. Nadal twierdziła, że ma królewskie 
pochodzenie   i   że   w   niemowlęctwie   została   oddana   na   wychowanie   małżeństwu 
zajmującemu się handlem owocami. Mimo że te opowieści były kompletnym absurdem, 
wiele osób uwierzyło jej bez zastrzeżeń.
     Jednak sąd był nieubłagany. Dowiedziono, iż zamaskowani Rosjanie są wytworem 
wyobraźni i orzeczono, że zbrodnię popełniła madame Beroldy i jej kochanek, Georges 
Conneau. Wydano rozkaz aresztowania Conneau, ale był na tyle przebiegły, że zdążył 

92

background image

zniknąć. Śledztwo wykazało, że madame Beroldy skrępowana była na tyle luźno, iż z 
łatwością sama się mogła uwolnić.
     Pod koniec procesu oskarżyciel publiczny otrzymał list nadany z Paryża. Georges 
Conneau,   nie   zdradzając  miejsca   swego   pobytu,  podawał   w  nim  pełen   opis  zbrodni. 
Przyznawał w nim, ze to on zadał śmiertelny cios, za namową madame Beroldy. Zbrodnię 
zaplanowali   oboje.   Wierząc,   że   mąż   ją   źle   traktował,   zaślepiony   własną   do   niej 
namiętnością, którą jak sądził odwzajemniała, postanowił go zbić i zadał fatalny cios, który 
miał   uwolnić   ukochaną   kobietę   od   znienawidzonego   małżeństwa.   Teraz   dopiero 
dowiedział się, że ubóstwiana przez niego kobieta zdradziła go z panem Hiramem P. 
Trappem! A więc nie z miłości do niego chciała być wolna, ale planowała małżeństwo z 
tym bogatym Amerykaninem. Był narzędziem w jej ręku. Oszalały z zazdrości, postanowił 
ją wydać, i oświadcza, iż działał na jej polecenie.
   Wtedy madame Beroldy udowodniła, że była naprawdę niezwykłą kobietą. Bez wahania 
porzuciła   poprzednią   linię   obrony   i   przyznała,   że   ci   Rosjanie   byli   jedynie   tworem   jej 
wyobraźni. Natomiast rzeczywistym mordercą jest Georges Conneau. Popełnił tę zbrodnię 
z szalonej do niej namiętności, przysięgając, że jeśli go zdradzi, straszliwie się na niej 
zemści. Zgodziła się, sterroryzowana pogróżkami — ale zgodziła się też w obawie o to, że 
jeśli powie prawdę, może zostać oskarżona o współudział w popełnieniu zbrodni. Po 
zbrodni zerwała kontakty z mordercą męża i twierdziła, że oskarżający ją list był zemstą 
za to zerwanie. Przysięgła uroczyście, że nie brała udziału w planowaniu zbrodni i że 
kiedy owej pamiętnej nocy obudziła się, ujrzała Georges’a Conneau stojącego nad nią z 
zakrwawionym nożem w ręce. Cała ta opowieść była dość mętna i nie bardzo wiarygodna. 
Jednak madame Beroldy potrafiła wywrzeć wrażenie na sędziach przysięgłych i posiadała 
niezwykły dar przekonywania. Ze łzami w oczach mówiła o córce, o swoim kobiecym 
honorze, o pragnieniu zachowania dla dobra dziecka nieskazitelnej opinii. Przyznała, że 
Georges Conneau był jej kochankiem i że być może moralnie jest odpowiedzialna za 
popełnioną przez niego zbrodnię — ale, przysięga przed Bogiem, nic więcej! Wie, że 
popełniła   niewybaczalny   błąd,   nie   wydając   Georges’a   Conneau,   jednak,   zapytała 
łamiącym się głosem, która kobieta zdobyłaby się na tak rozpaczliwy czyn? Przecież ona 
go kochała! Czy mogła go bez wahania posłać na gilotynę? Była, oczywiście, winna, ale 
nie popełniła tego straszliwego morderstwa.

93

background image

      Jej   cała   postawa,  czar   i   dar   przekonywania   wywołały   pożądany  skutek.   Odniosła 
zwycięstwo. Pośród niesłychanej wrzawy i okrzyków podniecenia, uniewinniono madame 
Beroldy.
   Mimo wysiłków policji, nigdy nie znaleziono Georges’a Conneau. Nikt więcej nie słyszał 
o madame Beroldy. Razem z córką opuściła Paryż, aby zacząć nowe życie.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
PROWADZIMY DALSZE BADANIA
   
      Przedstawiłem   sprawę   Beroldy   w   całości.   Oczywiście   nie   pamiętałem   wszystkich 
szczegółów tak, jak je zrelacjonowałem, niemniej sprawę dobrze znałem, gdyż swego 
czasu wzbudziła wielkie zainteresowanie i była szczegółowo opisywana w angielskich 
gazetach.   Nie   musiałem   więc   wielce   wysilać   pamięci,   aby   przypomnieć   ją   sobie 
wystarczająco dobrze.
     Pod  wpływem  podniecenia   przez  moment wydawało   mi   się,  że  to  nowe   odkrycie 
rozwiązuje całą sprawę. Przyznaję, że jestem impulsywny — Poirot nie znosi mojego 
zwyczaju  pochopnego  wyciągania  wniosków —  ale myślę, że w tym  wypadku byłem 
usprawiedliwiony. Natychmiast uderzyło mnie, jak bardzo to odkrycie usprawiedliwia punkt 
widzenia Poirota.
     — Poirot — rzekłem — gratuluję ci. Teraz wszystko rozumiem. Poirot, jak zwykle 
pedantycznie zapalił cienkiego papierosa, potem spojrzał na mnie.
   — A cóż takiego teraz rozumiesz, mon ami?
   — No, że to madame Daubreuil — Beroldy — zamordowała pana Renaulda. Dowodzi 
tego ponad wszelką wątpliwość podobieństwo obu spraw.
     — Zatem uważasz, że madame Beroldy została niesłusznie uniewinniona? Że była 
winna i współuczestniczyła w zamordowaniu męża?
   Otworzyłem szeroko oczy. — Oczywiście! Ty tak nie uważasz? Poirot wolno przeszedł 
na drugi koniec pokoju, po drodze odruchowo poprawił dwa krzesła i rzekł z zamyśleniem: 
— Tak, ja też tak uważam. Ale nie użyłbym słowa „oczywiście”, drogi przyjacielu. Ujmując 
sprawę proceduralnie, madame Beroldy jest niewinna.
   — Może w wypadku tamtej zbrodni, ale nie tej.
   Poirot usiadł i patrzył na mnie, zamyślony głębiej niż poprzednio.
   — Więc według ciebie, Hastings, madame Daubreuil zamordowała Renaulda?

94

background image

   — Tak.
   — Dlaczego?
   Rzucił to pytanie tak nagle, że poczułem się oszołomiony.
   — Dlaczego? — powtórzyłem. — Dlaczego? Och, ponieważ… — przerwałem.
   Poirot pokiwał głową.
   — No widzisz. Natychmiast natrafiasz na trudność. Dlaczego madame Daubreuil (będę 
ją tak nazywał dla większej jasności) zamordowała monsieur Renaulda? Nie znajdujemy 
nawet cienia motywu. Nie miała żadnej korzyści z jego śmierci; gdyby była jego kochanką, 
albo gdyby go szantażowała, mogła by na tym tylko stracić. Nie ma morderstwa bez 
motywu. Pierwsza zbrodnia była zupełnie inna — mieliśmy bogatego kochanka, który 
chciał zająć miejsce męża.
   — Pieniądze nie są jedynym motywem zbrodni — zauważyłem.
   — To prawda — zgodził się łagodnie Poirot. — Są jeszcze dwie inne możliwości. Jedną 
z  nich jest zbrodnia z namiętności. Trzecią możliwością, chociaż bardzo  rzadką, jest 
zabójstwo dla jakiejś idei, ale najczęściej dowodzi ona zaburzeń umysłowych. Do tego 
rodzaju zbrodni należą: mania mordowania i fanatyzm religijny. W naszym przypadku 
możemy to wykluczyć.
     — A co z zabójstwem na tle namiętności? Czy wykluczasz też tę możliwość? Jeśli 
madame Dabreuil była kochanką Renaulda i stwierdziła, że jego miłość stygnie, albo jeżeli 
z jakiegoś powodu stała się zazdrosna, to czy nie mogła zabić go w chwili złości?
   Poirot potrząsnął głową.
    — Jeżeli — ale zwróć uwagę, że mówię „jeżeli” — madame Daubreuil była kochanką 
Renaulda, nie miał czasu znużyć się nią. A tak ogólnie, to mylisz się co do oceny jej 
charakteru.   To   wspaniała   aktorka.   Potrafi   symulować   nawet   największy   stres 
emocjonalny. Ale naprawdę nic takiego nie przeżywa — spójrz tylko obiektywnie na jej 
życie.   Zawsze   działała   z   zimną   krwią   —   jej   postępowaniem   kieruje   jedynie   zimna 
kalkulacja.   Planując   zamordowanie   męża,   nie   robiła   tego   po   to,   aby   połączyć   się   z 
kochankiem.   Jej   prawdziwym   celem   był   bogaty   Amerykanin,   który   uczuciowo 
prawdopodobnie guzik ją obchodził. Gdyby popełniła zbrodnię, zawsze uczyniłaby to dla 
jakiejś korzyści. A w naszym przypadku nie miałaby z niej żadnego zysku. Poza tym jak 
wyjaśnisz ten świeżo wykopany grób? To zrobił mężczyzna.
     — Może miała wspólnika — podsunąłem, niezadowolony, że muszę zrezygnować z 
moich teorii.

95

background image

    — Przejdźmy do następnego zarzutu. Mówiłeś o podobieństwie obu zbrodni. Powiedz 
mi, w czym widzisz to podobieństwo?
   Wpatrywałem się w niego zdumiony.
   — Ależ, Poirot, przecież ty sam zwróciłeś mi na nie uwagę! Zamaskowani napastnicy, 
tajemnica, dokumenty!
   Poirot uśmiechnął się.
      — Błagam   cię,   nie   oburzaj   się.   Niczemu   nie   przeczę.   Podobieństwo   tych   dwóch 
przypadków niewątpliwie zbliża je do siebie. Jednak zastanów się nad jednym bardzo 
ciekawym   punktem.   To   nie   madame   Daubreuil   relacjonuje   nam   ten   napad   —   wtedy 
wszystko byłoby bardzo proste — ale madame Renauld. Czyżby działała w zmowie z 
tamtą kobietą?
   — W to nie mogę uwierzyć — odparłem wolno. — A gdyby tak było, to musiałaby być 
aktorką, jakiej jeszcze nie ma na świecie.
    — Ta, ta, ta! — rzucił Poirot niecierpliwie. — Znowu przeważają u ciebie sentymenty 
nad logiką! Jeżeli zbrodniarka musi być dobrą aktorką, to należy przyjąć, że nią jest. Ale 
czy to było konieczne? Z wielu powodów nie wierzę, żeby pani Renauld była w zmowie z 
madame Dau—breuil. Niektóre z nich już ci podałem. Inne są zupełnie oczywiste. Tak 
więc, po wyeliminowaniu tej możliwości, zbliżyliśmy się do prawdy, która jest jak zawsze 
bardzo interesująca.
   — Poirot! —wykrzyknąłem—ty wiesz coś jeszcze!
     — Mon ami, powinieneś sam wyciągnąć wnioski. Masz dostęp do faktów. Zatrudnij 
swoje szare komórki. Rozumuj — nie jak Giraud, ale jak Herkules Poirot!
   — Jesteś pewny?
   — Mój przyjacielu, w niejednym byłem głupcem. Ale teraz wszystko widzę jasno.
   — Znasz prawdę?
   — Odkryłem to, co zlecił mi odkryć monsieur Renauld.
   — I znasz mordercę?
   — Znam jednego z morderców.
   — Co masz na myśli?
      — Chyba   się   nie   rozumiemy.   Nie   mamy   jednego   zabójstwa,   ale   dwa.   Pierwsze 
rozwiązałem, natomiast drugie… eh bien, przyznaję, nie jestem pewien!
   — Ależ, Poirot, myślałem, że powiedziałeś, iż ten mężczyzna w szopie zmarł śmiercią 
naturalną?

96

background image

   — Ta, ta, ta! — zniecierpliwił się Poirot. — Ciągle nie rozumiesz. Można mieć zbrodnię 
bez mordercy, ale żeby mieć dwie zbrodnie, trzeba mieć dwa trupy.
   Ta uwaga wydała mi się tak szczególna i mętna, że spojrzałem na niego z niepokojem. 
Ale Poirot wyglądał zupełnie normalnie. Nagle wstał i podszedł do okna.
   — Otóż i on — powiedział.
   — Kto?
   — Jack Renauld. Posłałem mu liścik z prośbą, żeby tu przyszedł.
   To zmieniło tok moich myśli i zapytałem Poirota, czy wie, że Jack Renauld był w wieczór 
zbrodni   w   Merlinville.   Miałem   nadzieję,   że   złapię   mego   przebiegłego   przyjaciela   na 
niedbalstwie, ale on jak zwykle o wszystkim wiedział. Również rozpytywał na dworcu.
     — Niewątpliwie nie byliśmy w tym zbytnio oryginalni, Hastings. Ten nasz znakomity 
Giraud prawdopodobnie zadał podobne pytania.
   — Myślisz… — przerwałem. — Ach, nie, to byłoby zbyt przerażające!
    Poirot spojrzał na mnie pytająco, ale milczałem. Nagle wpadło mi do głowy, że mamy 
siedem kobiet, pośrednio i bezpośrednio zamieszanych w tę sprawę — pani Renauld, 
madame   Daubreuil   i   jej   córka,   tajemnicza   nieznajoma   i   trzy   służące.   Natomiast   z 
mężczyzn dysponowaliśmy tylko starym Auguste’em (którego trudno liczyć) i Jackiem 
Renauldem. A grób mógł wykopać tylko mężczyzna!
     Nie miałem czasu dłużej się nad tym zastanawiać, do pokoju bowiem wszedł Jack 
Renauld.
   — Proszę siadać, monsieur. Bardzo przepraszam za fatygę, ale zapewne rozumie pan, 
że nie odpowiada mi atmosfera panująca w willi. Monsieur Giraud i ja nie patrzymy na 
sprawę w podobny sposób. Nie był dla mnie zbyt uprzejmy i dlatego nie mam zamiaru 
dzielić się z nim moimi drobnymi odkryciami.
   — Zgadzam się z panem, monsieur Poirot — odparł młodzieniec. — Ten Giraud, to źle 
wychowany facet i byłbym bardzo rad, gdyby ktoś nauczył go rozumu.
   — Czy wobec tego mogę pana poprosić o pewną przysługę?
   — Oczywiście.
     — Chciałbym, aby pan poszedł na dworzec kolejowy i pojechał do następnej stacji, 
Abbalac.   Tam   zapyta   pan   w   przechowalni   bagażu,   czy   w   wieczór   zbrodni   dwóch 
obcokrajowców złożyło w depozycie walizkę. To mała stacja i z pewnością będą pamiętać. 
Zrobi pan to?
   — Naturalnie! — odparł zaintrygowany młodzieniec z ochotą.

97

background image

    — Rozumie pan, że ja i mój przyjaciel mamy inne zadania do wykonania — wyjaśnił 
Poirot. — Pociąg odchodzi za kwadrans. Proszę nie wracać do willi, nie chcę, aby Giraud 
coś podejrzewał.
   — Dobrze, pójdę prosto na dworzec.
   Już wstawał, ale powstrzymał go głos Poirota:
     — Chwileczkę, monsieur  Renauld, jest coś, co  mnie trochę zastanawia. Dlaczego 
wczoraj   nie   powiedział   pan   sędziemu   śledczemu,   że   był   pan   w   wieczór   zbrodni   w 
Merlinville?
   Jack Renauld zaczerwienił się. Opanował się z wysiłkiem.
   — Myli się pan. Tak jak powiedziałem sędziemu śledczemu, byłem w Cherbourgu.
     Poirot spojrzał na niego zmrużonymi jak u kota oczami, w których błysnęło zielone 
światełko.
     — W takim razie zaistniała dziwna pomyłka, pomyliłem się razem z służbą kolejową. 
Poinformowano mnie, że przyjechał pan pociągiem o jedenastej czterdzieści.
   Jack Renauld wahał się przez moment.
   — A jeśli nawet przyjechałem? Chyba nie oskarża mnie pan o udział w zamordowaniu 
ojca?
   Rzucił to pytanie wyniośle, z wysoko podniesioną głową.
   — Wolałbym wiedzieć, po co przyjechał pan o tej porze.
   — To bardzo proste. Chciałem się spotkać z moją narzeczoną, mademoiselle Daubreuil. 
Miałem przed sobą perspektywę dalekiej i długiej podróży i nie wiedziałem, kiedy wrócę. 
Chciałem się z nią zobaczyć przed wyjazdem i zapewnić o moim całkowitym oddaniu.
   — I widział się pan z nią? — zapytał Poirot, nie spuszczając z niego oczu.
   Renauld odpowiedział po dłuższej chwili:
   — Tak.
   — A potem?
   — Stwierdziłem, że spóźniłem się na ostatni pociąg. Poszedłem pieszo do St. Beauvais, 
gdzie udało mi się dostać samochód, który zawiózł mnie do Cherbourga.
   — Do St. Beauvais? To piętnaście kilometrów. Długa droga, monsieur Renauld.
   — Ja… ja miałem ochotę się przejść.
      Poirot   skinął   głową   na   znak,   że   przyjmuje   to   wyjaśnienie.   Jack   Renauld   chwycił 
kapelusz i laseczkę i wyszedł. Poirot natychmiast zerwał się z miejsca.
   — Szybko, Hastings. Musimy go śledzić.

98

background image

   Trzymając się w bezpiecznej odległości od naszego młodzieńca, szliśmy za nim ulicami 
Merlinville. Ale, gdy Poirot stwierdził, że skręca na dworzec, zatrzymał się.
   — Wszystko w porządku. Złapał przynętę. Pojedzie do Abbalac i zapyta o tę mityczną 
walizkę zostawioną przez mitycznych obcokrajowców. Tak, mon ami, to był tylko taki mały 
wybieg.
   — Chciałeś się go na jakiś czas pozbyć! — wykrzyknąłem.
    — Jesteś zdumiewająco przenikliwy, Hastings! A teraz, jeśli pozwolisz, udamy się do 
willi Genevi?ve.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
GIRAUD DZIAŁA
   
   Po przybyciu na miejsce Poirot skierował kroki do szopy, gdzie znaleziono drugie ciało. 
Jednak nic wszedł do środka, tylko zatrzymał się przy ławce, która, jak już wspomniałem, 
stała   w   odległości   kilku   metrów   od   szopy.   Przez   chwilę   przyglądał   się   jej,   potem 
odmierzonymi krokami podszedł do żywopłotu rozgraniczającego tereny willi Genevi?ve 
od terenów willi Marguerite. Następnie wrócił tą sama drogą i potrząsnął głową. Jeszcze 
raz wrócił do żywopłotu i rozgarnął krzaki.
   — Gdybym miał szczęście — rzucił przez ramię — to zastałbym mademoiselle Marthe w 
ogrodzie.   Chciałbym   z   nią   porozmawiać,   ale   wolę   nie   robić   tego   formalnie   w   willi 
Marguerite. Ach, doskonale, otóż i ona! Halo, panienko! Halo! Un moment, s‘il vous plait*.
   Dołączyłem do niego w chwili, gdy nieco zaskoczona Marthe Daubreuil podchodziła do 
żywopłotu.
   — Chciałbym z panią zamienić kilka słów, jeśli pani pozwoli.
   — Proszę bardzo, monsieur Poirot.
   Mimo wrażenia zgody, jej oczy patrzyły niepewnie i ze strachem.
   — Mademoiselle, czy pamięta pani, jak pobiegła za mną tego dnia, gdy przyszedłem do 
was   do   domu   razem   z   sędzią   śledczym?   Zapytała   mnie   pani   wtedy,   czy   ktoś   jest 
podejrzany o popełnienie tego morderstwa.
   — A pan powiedział mi, że podejrzani są dwaj Chilijczycy.
   Zdawało się, że jej głos trochę drży. Przycisnęła lewą rękę do piersi.
   — Czy teraz chce mi pani zadać to samo pytanie, mademoiselle?
   — O co panu chodzi?

99

background image

   — O to, że gdyby mnie pani teraz zapytała, udzieliłbym innej odpowiedzi. Podejrzewamy 
kogoś — tylko że to nie jest Chilijczyk.
   — A kto? — zapytała słabo, na pół rozchylonymi wargami.
   — Monsieur Jack Renauld.
   — Co? — krzyknęła. — Jack? To niemożliwe. Kto śmie go podejrzewać?
   — Giraud.
   — Giraud! — Twarz dziewczyny poszarzała. — Boję się tego człowieka. Jest okrutny… 
On   chce…   on   chce…   —   przerwała.   Na   jej   twarzy   ukazał   się   wyraz   odwagi   i 
zdecydowania. W tej chwili przekonałem się, że jest osobą, która walczy o swoje. Poirot 
również przyglądał jej się uważnie.
   — Pani oczywiście wie, że był tutaj w wieczór popełnienia morderstwa? — zapytał.
   — Tak — odparła odruchowo — mówił mi o tym.
   — To było bardzo nierozsądne, że ukrył ten fakt — kontynuował Poirot.
   — Tak, tak — odparła niecierpliwie. — Ale nie marnujmy czasu na ubolewania. Musimy 
w jakiś sposób go ocalić! On jest oczywiście niewinny, ale nic mu to nie pomoże, jak ma 
do czynienia z takim człowiekiem jak Giraud, który przede wszystkim dba o swoją opinię. 
On musi kogoś aresztować i tym kimś ma być Jack.
     — Fakty świadczą przeciwko niemu — zauważył Poirot. — Zdaje pani sobie z tego 
sprawę?
   Spojrzała na niego badawczo.
    — Nie jestem dzieckiem, monsieur. Mam tyle odwagi, żeby spojrzeć faktom prosto w 
oczy. On jest niewinny i musimy go ocalić. Mówiła z jakąś rozpaczliwą energią. Potem 
umilkła i wydawała się nad czymś głęboko zastanawiać.
    — Mademoiselle — powiedział Poirot, przyglądając się jej bardzo uważnie — czy jest 
coś, czego nam pani nie powiedziała?
   Skinęła głową zakłopotana.
      — Tak,   jest   coś,   ale   nie   wiem,   czy   mi   pan   uwierzy   —   wydaje   się   takie 
nieprawdopodobne.
   — Mimo wszystko niech nam pani powie, mademoiselle.
   — Monsieur Giraud wezwał mnie, abym spróbowała zidentyfikować tego człowieka. — 
Ruchem głowy wskazała szopę. — Ale nie udało się. To znaczy nie rozpoznałam go w 
pierwszej chwili. Ale potem, po zastanowieniu się…
   — Tak?

100

background image

    — To wydaje się takie dziwaczne, a jednak jestem prawie pewna. Rano, w dniu, gdy 
zamordowano monsieur Renaulda, przechadzałam się po ogrodzie i usłyszałam głosy 
dwóch kłócących się mężczyzn. Rozsunęłam gałęzie i zajrzałam do sąsiedniego ogrodu. 
Jednym z tych mężczyzn był monsieur Renauld, drugim jakiś obrzydliwy włóczęga w 
łachmanach. Na zmianę to prosił, to znów groził. Wydawało mi się, że chciał pieniędzy, 
ale w tym momencie z domu odezwało się wołanie mamy i odeszłam od żywopłotu. To 
wszystko, tylko że… teraz jestem prawie pewna, iż ten włóczęga i nieżywy mężczyzna w 
szopie, to ta sama osoba.
   Poirot wydał okrzyk.
   — Ale dlaczego od razu nie powiedziała pani tego, mademoiselle?
     — Dlatego, że na początku miałam tylko niejasne wrażenie, że widziałam kiedyś tę 
twarz.   Jednak  ten   mężczyzna   był   zupełnie   inaczej   ubrany  i   najwyraźniej   pochodził  z 
innych sfer.
   Od strony domu rozległo się wołanie.
   — Maman — wyszeptała Marthe. — Muszę iść. I zniknęła między drzewami.
   — Idziemy — rozkazał Poirot, chwytając mnie za ramię i zwracając się w kierunku willi.
     — Co o tym wszystkim myślisz? — spytałem zaciekawiony. — Czy ta dziewczyna 
mówiła prawdę, czy też próbowała odwrócić podejrzenie od ukochanego?
      — To   interesująca   historia   —   stwierdził   Poirot.   —   Ale   myślę,   że   jest   całkowicie 
prawdziwa. Mademoiselle Marthe niechcący powiedziała prawdę o czymś zupełnie innym 
— przypadkowo udowodniła, że Jack Renauld kłamał. Przypominasz sobie jego wahanie, 
gdy zapytałem, czy w wieczór morderstwa widział się z Marthe Daubreuil? Przez chwilę 
milczał,   a   potem   powiedział  „tak”.   Wtedy   podejrzewałem,   że   skłamał.   Musiałem   więc 
zobaczyć się z Marthe, zanim uzgodnią zeznania. Wystarczyły jej cztery słowa, abym 
otrzymał interesującą mnie informację. Kiedy zapytałem, czy wie, że Jack Renauld był 
tutaj w wieczór morderstwa, odpowiedziała: „mówił mi o tym”. A zatem, Hastings, co Jack 
Renauld robił tutaj w ów fatalny wieczór? A jeżeli nie spotkał się z mademoiselle Marthe, 
to z kim się widział?
     — Ależ, Poirot — wykrzyknąłem osłupiały — przecież nie wierzysz, że ten chłopiec 
zamordował własnego ojca?
   — Mon ami — odparł Poirot — ty ciągle jesteś niepoprawnie sentymentalny! Widziałem 
matki, które dla zdobycia pieniędzy z ubezpieczenia mordowały własne dzieci! Można 
uwierzyć we wszystko.

101

background image

   — A motyw?
      — Oczywiście   pieniądze.   Przypomnij   sobie,   że   Jack   Renauld   był   przekonany,   iż 
odziedziczy połowę majątku ojca.
   — A ten włóczęga? Co on ma z tym wspólnego? Poirot wzruszył ramionami.
     — Giraud  powiedziałby,  że   był   jego   wspólnikiem   — jakiś   pospolity   bandyta, który 
pomógł młodemu Renauldowi popełnić morderstwo, i został potem usunięty.
   — Jest jeszcze ten włos na rękojeści sztyletu. Co z tym kobiecym włosem? — Ach! — 
Poirot   uśmiechnął   się   szeroko.   —   Dowcipniś   z   tego   naszego   Girauda.   On   jest 
przekonany, że wcale nie chodzi o włos kobiety. Pamiętaj, że dzisiejsi młodzi mężczyźni 
noszą włosy zaczesane do tyłu i pomadują je, żeby dobrze leżały. W ten sposób niektóre 
włosy osiągają znaczną długość.
   — I ty sądzisz, że w tym wypadku o to chodzi?
    — Nie — odparł Poirot z dziwnym uśmiechem. — Dlatego, że ja wiem, iż to był włos 
kobiety — co więcej, wiem której.
   — Madame Daubreuil — stwierdziłem kategorycznie.
    — Być może — rzekł Poirot, spoglądając na mnie ironicznie. Ale nie dałem się zbić z 
tropu.
   — Co teraz zrobimy? — zapytałem, gdy znaleźliśmy się w holu willi Genevi?ve.
     — Zamierzam przejrzeć rzeczy Jacka Renaulda. Dlatego pozbyłem się go na kilka 
godzin.
   Poirot starannie i metodycznie otwierał po kolei wszystkie szuflady, badał ich zawartość 
i zasuwał tak, aby niczego nie można było poznać. Była to żmudna i nudna czynność. 
Poirot grzebał w kołnierzykach, piżamach i skarpetkach. Wtem usłyszałem za oknem 
warkot, który poderwał mnie z miejsca.
     — Poirot! — wykrzyknąłem. — Właśnie zajechał jakiś samochód. Wysiadają z niego 
Giraud, Jack Renauld i dwóch żandarmów.
   — Sacre tonnerre! — mruknął Poirot. — Ten bydlak Giraud nie mógł zaczekać? Chyba 
nie zdążę już ułożyć rzeczy w ostatniej szufladzie. Pospieszmy się.
     Bezceremonialnie wyrzucił zawartość ostatniej szuflady na podłogę — w większości 
krawaty   i   chusteczki.   Nagle   z   okrzykiem   triumfu   podniósł   mały  kartonik,   najwyraźniej 
fotografię.   Szybko   schował   ją   do   kieszeni,   wepchnął   cały   bałagan   do   szuflady   i 
chwyciwszy mnie za ramię pociągnął na schody. W holu spotkaliśmy Girauda, który w 
milczeniu przyglądał się swemu więźniowi.

102

background image

   — Witam, monsieur Giraud — rzekł Poirot. — Co my tu mamy?
   Giraud wskazał ruchem głowy Jacka.
     — Próbował uciec, ale okazałem się przewidujący. Jest aresztowany pod zarzutem 
zamordowania ojca, monsieur Paula Renaulda.
   Poirot odwrócił się gwałtownie i spojrzał na pobladłego młodzieńca, opartego o framugę 
drzwi.
   — Co pan na to, jeune homme?*
   Jack Renauld wpatrywał się w niego zimnym wzrokiem.
   — Nic — odparł.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ZATRUDNIAM SWOJE SZARE KOMÓRKI
   
   Byłem zupełnie oszołomiony. Nie mogłem uwierzyć, że Jack Renauld jest winny. Po tym 
pytaniu Poirota spodziewałem się gwałtownych protestów, błagania, zapierania siej, że nie 
jest winny. Ale teraz, patrząc na niego, gdy tak stał oparty o ścianę, jakby życie z niego 
uciekło i słysząc odpowiedź, jaka padła z jego ust — porzuciłem wszelkie wątpliwości.
   — Na jakiej podstawie aresztował go pan? — spytał Girauda Poirot.
   — Spodziewa się pan, że udzielę na to pytanie odpowiedzi?
   — Tak, choćby przez zwykłą uprzejmość.
      Giraud   spojrzał   na   niego   nieufnie.   Pragnienie   brutalnego   odmówienia   odpowiedzi 
walczyło w nim z chęcią zatriumfowania nad swym konkurentem.
   — Zapewne sądzi pan, że popełniłem pomyłkę? — zapytał szyderczo.
   — Nie byłbym tym zaskoczony — odparł Poirot, rewanżując się ironią.
   Twarz Girauda pokryła się ciemnym rumieńcem.
   — Eh bien, niech pan wejdzie. Sam pan osądzi. Otworzył drzwi do salonu i weszliśmy 
do środka, zostawiając Jacka Renaulda pod strażą dwóch żandarmów.
     — A teraz, monsieur Poirot — rzekł Giraud z nie ukrywanym sarkazmem, kładąc 
kapelusz na stole — pozwoli pan, że wygłoszę mały wykład na temat pracy detektywa. 
Pokażę panu, na czym polega nowoczesna praca.
   — Bien! — odparł Poirot, przygotowując się do słuchania.

103

background image

   — A ja pokażę panu, jak potrafi słuchać stara gwardia. — Oparł się wygodnie w fotelu i 
przymknął oczy. Otworzył je na moment i dodał: — Proszę się nie obawiać, że zasnę. 
Słucham z największą uwagą.
   — Oczywiście — zaczął Giraud — bardzo szybko rozszyfrowałem całą tę błazenadę z 
Chilijczykami.   Istotnie,   mamy   w   tej   sprawie   dwóch   mężczyzn   —   tylko   że   nie   są   oni 
tajemniczymi obcokrajowcami! To zwykłe mydlenie oczu.
   — Jak dotąd wszystko jest bardzo prawdopodobne, drogi Giraud — mruknął Poirot. — 
Szczególnie po tym wspaniałym dowcipie, jaki zrobiono panu, z niedopałkiem papierosa i 
zapałką
   Giraud przeszył go lodowatym wzrokiem, ale mówił dalej:
   — Z tą sprawą musiał być związany mężczyzna, który wykopał grób. Wiemy, że żaden z 
mężczyzn nie odniósł korzyści z morderstwa, ale wiemy też, iż jest jeden, który myślał, że 
będzie miał z niego korzyść. Dowiedziałem się o kłótni Jacka Renaulda z ojcem i o tym, 
że mu groził. Zatem ustaliłem motyw. A teraz zastanówmy się, jak to się stało. Jack 
Renauld był w Merlinville tego wieczoru. Ukrył to — co zmieniło podejrzenie w pewność. 
Potem znaleźliśmy drugą ofiarę — ugodzoną tym samym sztyletem. Wiemy, kiedy go 
skradziono. Kapitan Hastings może nam podać dokładny czas. Tylko Jack Renauld, po 
przybyciu z Cherbourga, mógł ukraść sztylet. Ustaliłem, gdzie w tym czasie przebywali 
domownicy.
   Poirot przerwał:
   — Myli się pan. Jest jeszcze inna osoba, która mogła ukraść sztylet.
    — Ma pan na myśli monsieur Stonora? Przywiózł go do drzwi willi samochód jadący 
prosto z Calais. Ach, może mi pan wierzyć, wszystko dokładnie sprawdziłem. Monsieur 
Jack Renauld przyjechał pociągiem. Od przyjazdu na dworzec do przybycia do willi minęła 
godzina. Niewątpliwie widział kapitana Hastingsa, jak ze swoją towarzyszką opuszcza 
szopę, wśliznął się do środka, zabrał sztylet i potem w szopie zabił nim wspólnika…
   — Który już wtedy nie żył!
   Giraud wzruszył ramionami.
   — Zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy. Może sądził, że śpi. Niewątpliwie mieli tam 
wyznaczone   spotkanie.   W   każdym   razie   wiedział,   że   to   drugie   morderstwo   bardzo 
skomplikuje sprawę. No i skomplikowało.
   — Ale nie oszukało detektywa, monsieur Girauda — mruknął Poirot.

104

background image

      — Pan   kpi   ze   mnie!   Ale   zaraz   przedstawię   panu   ostatni,   niepodważalny   dowód! 
Opowieść madame Renauld była kłamstwem — była od początku do końca zmyślona. 
Jesteśmy przekonani, że kochała męża — a jednak kłamała, aby osłonić jego mordercę. Z 
jakiego powodu kobieta kłamie? Czasem robi to ze względu na siebie, zwykle ze względu 
na   mężczyznę,   którego   kocha,   i   zawsze   dla   swoich   dzieci.   I   to   jest   ten   ostatni, 
niepodważalny dowód. Nie może go pan podważyć — skończył Giraud triumfalnie.
   Poirot obserwował go spokojnie.
   — Oto, jak ja widzę tę sprawę — rzekł Giraud. — Co może pan ze swej strony dodać?
   — Tylko to, że zapomniał pan o jednej rzeczy.
   — O czym?
     — Jack Renauld z pewnością wiedział o pracach prowadzonych na polu golfowym i 
wiedział też, że ciało zostanie szybko odkryte, gdy robotnicy zaczną w tym miejscu kopać.
   Giraud zaśmiał się głośno.
   — Ależ to, co pan powiedział jest zupełną bzdurą! Przecież on właśnie chciał, żeby ciało 
szybko znaleziono! Dopóki ciało nie zostałoby znalezione, nikt by nie wiedział o śmierci 
ojca i Jack Renauld nie mógłby przejąć odziedziczonego majątku.
   — Wobec tego, po co go grzebał? — zapytał bardzo łagodnie Poirot, podnosząc się z 
fotela. Jego oczy błyszczały na zielono. — Zastanów się, Giraud. Jeżeli zależało mu, aby 
ciało znaleziono szybko, to po co je grzebał?
   Giraud milczał. Nie był przygotowany na to pytanie. Wzruszył ramionami, jakby chciał w 
ten sposób pokazać, że dla niego fakt ten nie ma najmniejszego znaczenia.
   Poirot skierował się do drzwi. Poszedłem za nim.
   — Zapomniał pan jeszcze o jednej rzeczy — rzucił przez ramię.
   — O czym?
   — O kawałku ołowianej rurki — odparł Poirot i wyszedł z pokoju.
     Jack Renauld ciągle stał w holu, milczący, z bladą twarzą. Gdy wyszliśmy z salonu, 
spojrzał na nas uważnie. W tej samej chwili rozległy się kroki na schodach. Schodziła pani 
Renauld. Na widok syna między dwoma żandarmami zatrzymała się jak skamieniała.
   — Jack — zaczęła niepewnie. — Jack, co to ma znaczyć? Spojrzał na nią i powiedział 
bezbarwnym głosem:
   — Zostałem aresztowany, mamo.
   — Co?

105

background image

   Krzyknęła przeraźliwie i, zanim ktoś zdążył ją pochwycić, upadła bezwładnie na wznak. 
Podbiegliśmy do niej. Po chwili Poirot wyprostował się.
   — Uderzyła silnie głową o stopień. Sądzę, że ma lekki wstrząs mózgu. Jeśli Giraud chce 
ją przesłuchać, będzie musiał z tym poczekać. Sądzę, że przynajmniej przez tydzień 
będzie nieprzytomna.
    Denise i Françoise przybiegły na ratunek swojej pani i Poirot, zostawiwszy ją pod ich 
opieką,   opuścił   dom.   Szedł   milczący,   z  opuszczoną   głową   i   zmarszczonymi   brwiami. 
Przez jakiś czas również milczałem, ale w końcu nie wytrzymałem i zapytałem: — Czy 
mimo wszystkich pozorów, wierzysz w winę Jacka Renaulda?
   Poirot nie odpowiedział natychmiast. Po dłuższej chwili rzekł ponuro:
    — Nie wiem, Hastings. Istnieje taka możliwość. Oczywiście Giraud całkowicie się myli 
— myli się od początku do końca. Jeżeli Jack Renauld jest winny, to nie dowodzą o jego 
winie argumenty Girauda. A tylko ja znam coś, co go najbardziej oskarża.
   — Co to jest? — zapytałem zaskoczony.
     — Gdybyś użył swoich szarych komórek i zobaczył całą sprawę tak jasno, jak ja ją 
widzę, drogi przyjacielu, sam byś się domyślił.
     Była to jedna z odpowiedzi Poirota, które zawsze mnie irytowały. Nie czekając, co 
powiem, kontynuował:
      — Przejdźmy   się   nad   morze.   Usiądziemy   na   wydmie,   popatrzymy   na   plażę   i 
zastanowimy się nad naszą sprawą. Powinieneś wiedzieć wszystko to, co ja wiem, ale 
chciałbym, żebyś sam odkrył prawdę — nie będę prowadził cię za rękę.
   Usiedliśmy, tak jak chciał Poirot, na piaszczystej wydmie, i patrzyliśmy na morze.
     — Myśl, drogi przyjacielu — rzekł zachęcająco  Poirot. — Uporządkuj  myśli. Bądź 
metodyczny. Bądź zdyscyplinowany. W tym tkwi tajemnica powodzenia.
     Usiłowałem być mu posłuszny, rozważając w myślach wszystkie szczegóły sprawy. I 
nagle wpadła mi do głowy świetna myśl. Podniecony, z drżeniem budowałem własną 
hipotezę.
   — Widzę, że wpadłeś na jakiś pomysł, mon ami! Wspaniale. Robimy postępy.
   Wyprostowałem się i zapaliłem fajkę.
      — Poirot   —   powiedziałem   —   wydaje   mi   się,   że   dopuściliśmy   się   karygodnego 
niedbalstwa. Powiedziałem my, chociaż prawdę mówiąc powinienem powiedzieć ja. Ale 
musisz   teraz   płacić   za   swoją   dotychczasową   tajemniczość.   Powtarzam   raz   jeszcze, 
popełniliśmy karygodne niedbalstwo. Istnieje jeszcze ktoś, o kim zapomnieliśmy.

106

background image

   — A któż to taki? — zapytał Poirot z przekornym błyskiem w oku.
   — Georges Conneau!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ZDUMIEWAJĄCE OŚWIADCZENIE
   
   W chwilę potem Poirot objął mnie i serdecznie ucałował w oba policzki.
   — Nareszcie! Doszedłeś do tego! I to zupełnie sam. To nadzwyczajne! Myśl dalej. Masz 
rację. Zdecydowanie popełniliśmy błąd, zapominając o Georges’u Conneau.
     Byłem tak wstrząśnięty zachowaniem mego przyjaciela, że z trudem mogłem mówić 
dalej. Jednak jakoś udało mi się zebrać myśli i dodałem:
     — Georges Conneau zniknął dwadzieścia lat temu, ale nie mamy żadnych podstaw 
sądzić, że nie żyje.
   — Żadnych — przyznał Poirot. — Mów dalej.
   — A zatem przyjmijmy, że żyje.
   — Dobrze.
   — Albo żył jeszcze do niedawna.
   — Coraz lepiej, coraz lepiej!
     — Możemy też przyjąć — ciągnąłem z rosnącym entuzjazmem — że znalazł się w 
kłopotach.   Stał   się   pospolitym   przestępcą,   został   włóczęgą   —   jak   wolisz.   Przypadek 
sprowadził go do Merlinville. I tu spotkał kobietę, której nigdy nie przestał kochać.
   — No, no, tylko bez sentymentalizmu — ostrzegł Poirot.
   — Tam gdzie jest nienawiść, jest też miłość — zacytowałem, chociaż wydawało mi się, 
że coś pokręciłem. — W każdym razie znalazł się tutaj i zamieszkał pod przybranym 
nazwiskiem. Ale ona miała już nowego kochanka, Anglika, Renaulda. Georges Conneau, 
owładnięty wspomnieniami dawnych przejść, wdał się w awanturę z Renauldem. Zaczaił 
się   na   niego   i   gdy   wracał   z   odwiedzin   u   kochanki,   zadał   mu   cios   w   plecy.   Potem, 
przerażony swoim czynem, zaczyna kopać grób. Przypuszczam, że istnieje możliwość, iż 
madame   Daubreuil   wyszła   za   swym   dawnym   kochankiem.   Wtedy   między   nią   a 
Georges’em Conneau dochodzi do okropnej sceny. Wlecze ją do szopy, ale tam nagle 
pada dotknięty atakiem epilepsji. Wyobraźmy sobie, że w tym momencie pojawia się Jack 
Renauld.   Madame   Dubreuil   opowiada   mu   o   wszystkim,   wskazując   na   straszliwe 
konsekwencje dla jej córki, jeśli wyjdzie na jaw jej skandaliczna przeszłość. Zabójca jego 

107

background image

ojca nie żyje, zatem muszą wszystko zatuszować. Jack Renauld wyraża zgodę. Wraca do 
domu,   przekonuje   matkę   i   instruuje,   co   ma   robić.   Zgodnie   z   opowieścią   madame 
Daubreuil, która dała mu opis własnych doświadczeń, matka zgadza się na skrępowanie i 
zakneblowanie. No i co o tym myślisz?
   Oparłem się wygodnie, dumny z tak zręcznie przeprowadzonej rekonstrukcji.
   Poirot patrzył na mnie w zamyśleniu.
   — Myślę, że powinieneś pisać scenariusze filmowe, mon ami — stwierdził w końcu.
   — To znaczy…
   — To znaczy, że z tej historii, jaką mi opowiedziałeś, można by zrobić doskonały film — 
ale nie ma ona żadnego związku z rzeczywistością.
   — Przyznaję, że nie podałem wszystkich szczegółów, ale…
   — Nie tylko ich nie podałeś, ale całkowicie je pominąłeś. Co, na przykład, oznaczał strój 
tych dwóch mężczyzn? Czy sugerujesz, że Conneau, po zasztyletowaniu swojej ofiary, 
zdjął z niej ubranie, przebrał się w nie i ponownie wbił sztylet?
      — Nie   rozumiem   jakie   to   ma   znaczenie   —   zaperzyłem   się,   trochę   dotknięty.   — 
Pieniądze i ubranie mógł dostać tego dnia od madame Daubreuil. Pewnie jej groził.
   — Groził? Naprawdę tak przypuszczasz?
      — Naprawdę.   Mógł   grozić,   że   zdradzi   jej   tożsamość   Renauldowi,   który 
najprawdopodobniej udaremniłby wszelkie nadzieje na małżeństwo jej córki.
   — Mylisz się, Hastings. Nie szantażował jej, to ona trzymała go w garści. Pamiętaj, że 
Georges Conneau ciągle jest poszukiwany w związku z popełnieniem morderstwa. Jedno 
jej słowo może go zaprowadzić na gilotynę.
   Z wielkim żalem musiałem mu przyznać rację.
   — Nie wątpię, że twoja teoria jest doskonała w każdym szczególe — rzekłem kwaśno.
   — Moja teoria jest zgodna z prawdą — odparł spokojnie Poirot. — A prawda wszystko 
wyjaśnia. Ty w swojej teorii popełniłeś fundamentalny błąd. Pozwoliłeś ponieść się fantazji 
dotyczącej wszystkich nocnych spotkań i namiętnych scen miłosnych. Ale w śledztwie 
dotyczącym morderstwa musimy opierać się na sprawach zwyczajnych, przyziemnych. 
Chcesz, abym zapoznał cię z moimi metodami?
   — Ależ tak, zademonstruj je!
    Poirot usiadł prosto i zaczął mówić, podkreślając palcem wskazującym co ważniejsze 
punkty.

108

background image

      — Zacznę   podobnie  jak   ty,   od   najważniejszej   osoby   jaką   jest  Georges  Conneau. 
Opowieść madame Beroldy przed sądem o tych Rosjanach była oczywiście zmyślona. 
Gdyby była niewinna, to zgodnie z tym, co oświadczyła, mogła tę historię wymyślić tylko 
sama. Ale jeśli nie była niewinna, to mogła ją obmyślić sama albo mógł to zrobić Georges 
Conneau.
     Teraz w sprawie, którą badamy, mamy do czynienia z podobną bajeczką. Jak ci już 
mówiłem, fakty zdają się przeczyć uczestnictwu madame Daubreuil. Wróćmy więc do 
hipotezy, że ta historia zrodziła się w mózgu Georges’a Conneau. Doskonale. W takim 
razie Georges Conneau zaplanował zbrodnię przy współudziale pani Renauld. I tak oto 
pani Renauld wysuwa się na pierwszy plan, a za nią kryje się w cieniu postać, której 
obecnego imienia, niestety, nie znamy.
     Prześledźmy więc całą sprawę Renaulda od początku, notując wszystkie ważniejsze 
punkty w porządku chronologicznym. Masz notes i ołówek? Dobrze. Co zatem zanotujesz 
w pierwszym punkcie?
   — List do ciebie?
    — To pierwszy punkt, o którym wiemy, ale nie jest to początek całej sprawy. Według 
mnie pierwszym punktem jest przemiana, jaka nastąpiła u monsieur Renaulda wkrótce po 
przybyciu   do   Merlinville,   a   którą   potwierdza   wielu   świadków.   Mamy   też   nawiązanie 
przyjaznych stosunków z madame Daubreuil i przelanie ogromnych sum na jej konto. Od 
tego przechodzimy wprost do daty dwudziestego trzeciego maja.
   Poirot przerwał, odchrząknął i polecił, żebym zapisał:
    — 23 maja. Monsieur Renauld kłóci się z synem, który zamierza się ożenić z Marthe 
Daubreuil. Syn wyjeżdża do Paryża.
   24 maja. Monsieur Renauld zmienia testament, pozostawiając żonie wyłączną kontrolę 
nad majątkiem.
   7 czerwca. Kłótnia w ogrodzie z włóczęgą. Świadkiem jest Marthe Daubreuil.
   List wysłany do Herkulesa Poirota, z błaganiem o pomoc.
   Telegram wysłany do Jacka Renaulda, z poleceniem, aby na statku „Anzora” popłynął 
do Buenos Aires.
   Szofer Masters zostaje wysłany na urlop.
   Wieczorem willę odwiedza jakaś kobieta. Odprowadzając ją do wyjścia, Renauld mówi: 
„Tak, tak… ale na litość boską, idź już…”
   Poirot przerwał.

109

background image

    — A teraz, Hastings, weź każdy z tych faktów z osobna i zbadaj dokładnie, a potem 
porównaj z innymi i powiedz mi, czy nie rzucają nowego światła na sprawę.
      Postanowiłem   postąpić   według   jego   rady.   Ale   po   jakimś   czasie   powiedziałem   z 
powątpiewaniem: — Ciągle nasuwa mi się pytanie związane z pierwszymi punktami. Nie 
wiem, czy należy przyjąć hipotezę szantażu, czy też fakt namiętności do tej kobiety.
      — Zdecydowanie   szantaż.   Słyszałeś,   co   Stonor   mówił   o   jego   charakterze   i 
przyzwyczajeniach.
   — Pani Renauld nie potwierdziła tego — zauważyłem.
     — Zdążyliśmy się już przekonać, że nie możemy polegać na zeznaniach madame 
Renauld. Natomiast możemy wierzyć w to, co powiedział Stonor.
     — Jeżeli jednak Renauld miał romans z kobietą o imieniu Bella, to nie wydaje się 
nieprawdopodobne, że miał też inny — z madame Daubreuil.
   — Absolutnie się z tobą zgadzam. Hastings. Ale pytanie, czy miał romans z Bellą?
   — List, Poirot. Zapomniałeś o liście.
    — Nie, nie zapomniałem. Ale co cię skłoniło do twierdzenia, że ten list pisany był do 
monsieur Renaulda?
   — No, znaleziono go w jego kieszeni i… i…
   — I to wszystko! — przerwał Poirot. — Ani razu nie ma w nim .imienia tego, do kogo list 
był adresowany. Przyjęliśmy, że adresowany był do nieboszczyka, ponieważ znaleźliśmy 
go w jego płaszczu. Ale, mon ami, coś mnie w tym płaszczu uderzyło. Zmierzyłem go i 
zauważyłem, że Renaud nosił dziwnie długi płaszcz. Ta uwaga powinna dać ci coś do 
myślenia.
   — Pomyślałem, że powiedziałeś to tylko po to, aby coś powiedzieć — przyznałem.
     — Ach, quelle idee! Potem widziałeś, jak mierzę płaszcz Jacka Renaulda. Eh bien, 
monsieur Jack Renauld nosi bardzo krótki płaszcz. Porównaj ze sobą te dwa fakty i dołącz 
do nich trzeci, mianowicie to, że Jack Renauld wybiegł z domu spiesząc się na pociąg do 
Paryża, i powiedz, jaki z tego płynie wniosek?
   — Wnioskuję — odparłem wolno, gdy zaczęło docierać do mnie znaczenie uwag Poirota 
— że list był pisany do Jacka Renaulda — a nie do jego ojca. W zdenerwowaniu i 
pośpiechu chwycił nie swój płaszcz. Poirot skinął głową.
   — Doskonale! Później wrócimy do tego punktu. Tymczasem musimy przyjąć, że ten list 
nie był adresowany do monsieur Renaulda ojca i przejdźmy do następnego punktu z 
porządku chronologicznego.

110

background image

   — „23 maja — odczytałem. — Monsieur Renauld kłóci się z synem, który zamierza się 
ożenić   z   Marthe   Daubreuil.   Syn   wyjeżdża   do   Paryża”.   Nie   widzę   w   tym   nic 
nadzwyczajnego i zmiana testamentu następnego dnia wydaje się zupełnie jasna. Był to 
skutek owej kłótni.
   — Zgadzamy się, mon ami — przynajmniej w tym punkcie. Jaki jest jednak bezpośredni 
motyw takiej decyzji monsieur Renaulda?
   Otworzyłem szeroko oczy zaskoczony. — Był oczywiście wściekły na syna.
   — A jednak pisał do niego do Paryża serdeczne listy?
   — Tak twierdził Jack Renauld, ale nie pokazał ich.
   — Dobrze, idźmy dalej.
      — Teraz   mamy   dzień   tragedii.   Ustaliłeś   porządek   rannych   wypadków.   Czym   się 
kierowałeś?
     — Przekonałem się, że list, który otrzymałem, był wysłany jednocześnie z nadaniem 
telegramu. Wkrótce potem Masters dowiedział się, że może wziąć urlop. Według mnie 
kłótnia z włóczęgą miała miejsce w trakcie tych wypadków.
   — Nie wiem, jak to można dokładnie ustalić, chyba że zapytasz madame Daubreuil.
   — Nie muszę. Wiem dokładnie. A jeśli ty tego nie wiesz, Hastings, to nic nie rozumiesz.
   Patrzyłem na niego przez chwilę.
   — Oczywiście! Ale ze mnie głupiec. Jeżeli włóczęgą był Georges Conneau, to dopiero 
po   tej   awanturze   pan   Renauld   uświadomił   sobie,   że   grozi   mu   niebezpieczeństwo. 
Odprawił szofera, Mastersa, którego podejrzewał, że jest na usługach tamtego, wysłał 
telegram do syna, a potem wezwał ciebie. Na wargach Poirota pojawił się słaby uśmiech.
     — Nie wydaje ci się dziwne, że użył w liście tych samych określeń, którymi później 
posłużyła się madame Renauld? Jeżeli wzmianka o Santiago miała na celu wprowadzenie 
w błąd, to dlaczego Renauld wspomniał o tym i — co więcej — wysłał tam syna?
     — Tak, przyznaję, to zagadkowe. Ale może później znajdziemy jakieś wyjaśnienie. 
Teraz zbliżamy się do wieczoru i wizyty owej tajemniczej kobiety. Przyznaję, że byłbym 
zaskoczony, gdyby to nie była madame Daubreuil, jak cały czas utrzymywała Françoise.
   Poirot potrząsnął głową.
   — Przyjacielu, drogi przyjacielu, co się stało z twoim rozumem? Zapomniałeś o skrawku 
czeku i fakcie, że nazwisko Bella Duveen nie było obce Stonorowi. Myślę, iż możemy 
przyjąć, że Bella Duveen była ową tajemniczą korespondentką Jacka i że to ona była tego 
wieczoru w willi Genevi?ve. Nie mamy pewności, czy chciała się widzieć z Jackiem, czy 

111

background image

też miała zamiar rozmówić się z jego ojcem. Jednak możemy sobie wyobrazić przebieg 
wypadków.   Zaczęła   występować   z   żądaniami   pod   adresem   Jacka,   a   potem 
prawdopodobnie pokazała mu listy, które do niej napisał, a jego ojciec próbując je od niej 
odkupić,   wypisał   czek,   który   z   oburzeniem   podarła.   Treść   listu   zdradzała   kobietę 
naprawdę zakochaną. Dziewczyna była zapewne głęboko dotknięta i odmówiła przyjęcia 
pieniędzy.   W   końcu   pozbył   się   jej.   Słowa,   które   wypowiedział   przy   pożegnaniu,   są 
znaczące.
   — „Tak, tak, ale na litość boską idź już”— zacytowałem. — Według mnie zachował się 
trochę zbyt gwałtownie i to wszystko.
    — Ale to wystarczy. Rozpaczliwie chciał, żeby dziewczyna już poszła. Dlaczego? Nie 
dlatego, że sama rozmowa nie była przyjemna. Nie, chodziło o to, że czas mijał, a czas 
był dla niego najdroższy.
   — Dlaczego? — zapytałem zdumiony.
    — Takie właśnie musimy sobie zadać pytanie. Dlaczego, A potem nastąpił incydent z 
zegarkiem na rękę — który znowu wskazuje nam, że czas odgrywa ważna rolę w tej 
zbrodni. Teraz szybko zmierzamy do rzeczywistej tragedii. Jest wpół do jedenastej. Bella 
Duveen już odeszła, a z rozbitego zegarka wiemy, że zbrodnię popełniono — albo ją 
zainscenizowano   ——   przed   północą.   Sprawdziliśmy   wszystkie   fakty   poprzedzające 
morderstwo i pozostał tylko jeden, którego nie możemy umiejscowić. Według orzeczenia 
lekarskiego w chwili, gdy znaleziono włóczęgę, nie żył już od co najmniej czterdziestu 
ośmiu godzin — a może nawet o dwadzieścia cztery godziny dłużej. Tak więc, opierając 
się na znanych nam faktach, mogę twierdzić, że nie żył już od rana siódmego czerwca.
   Wpatrywałem się w niego zdumiony.
   — Ale jak? Dlaczego? Skąd to przypuszczenie?
     — Ponieważ tylko w ten sposób możemy logicznie wyjaśnić następstwo wypadków. 
Mon ami, przez całą drogę prowadziłem cię krok po kroku. Jeszcze nic dostrzegasz tego, 
co rzuca się wyraźnie w oczy?
      — Drogi   Poirot,   mnie   nic   się   wyraźnie   nie   rzuca   w   oczy.   Na   początku   wszystko 
wydawało się takie jasne, ale teraz czuję się bezradny, tonę w absolutnych ciemnościach. 
Na litość boską, zdradź mi w końcu, kto zabił Renaulda.
   — Sam tego jeszcze nie jestem pewien.
   — Przecież powiedziałeś, że to się rzuca wyraźnie w oczy!

112

background image

      — Oboje   mamy   co   innego   na   myśli,   drogi   przyjacielu.   Pamiętaj,   że   mamy   do 
rozwiązania  zagadkę  dwóch   zbrodni   — do  których, jak już zaznaczyłem, mamy dwa 
niezbędne  ciała. Zaraz, zaraz,  nie  bądź  taki niecierpliwy! Wszystko  wyjaśnię. Przede 
wszystkim rozważmy sprawę pod kątem psychologicznym. Zanotowaliśmy, że monsieur 
Renauld trzykrotnie wyraźnie zmienił poglądy i sposób zachowania — dlatego mamy trzy 
psychologiczne punkty zwrotne. Pierwszy raz natychmiast po przybyciu do Merlinville, 
drugi   raz   po   kłótni   z   synem,  która   miała   konkretne   podłoże;  oraz  trzeci   raz   rankiem 
siódmego   czerwca.   Za   każdym   razem   z   trzech   różnych   przyczyn.   Zbadajmy   teraz 
przyczyny. Pierwszą możemy przypisać spotkaniu z madame Daubreuil. Druga związana 
jest   z   nią   pośrednio,   skoro   chodzi   o   małżeństwo   jego   syna   z   jej   córką.   Ale   trzecia 
przyczyna jest nam nie znana. Musimy dedukować. A teraz, mon ami, pozwól, że zadam 
ci jedno pytanie: kto twoim zdaniem zaplanował tę zbrodnię?
   — Georges Conneau — odparłem z powątpiewaniem, ostrożnie zerkając na Poirota.
   — Doskonale! Pamiętaj, że Giraud twierdzi, że kobieta kłamie wtedy, gdy chce ratować 
samą siebie, swego kochanka lub dziecko. Jeśli mamy podstawę sądzić, że kłamstwo 
podyktował jej Georges Conneau i że Georges Conneau nie jest Jackiem Renauldem, 
oznacza to, że nasza trzecia hipoteza upada. Ale, jeśli przypiszemy zbrodnię Georgesowi 
Conneau, to pierwsza też jest wykluczona. Wobec tego musimy zastanowić się nad drugą 
—   czyli   że   madame   Reanuld   kłamała   po   to,   aby   osłonić   kochanego   przez   siebie 
mężczyznę, aby ocalić Georgesa Conneau. Zgadzasz się ze mną?
   — Tak — przyznałem. — To wydaje się dość logiczne.
     — Bien! Madame Renauld kochała Georges’a Conneau. Kto zatem jest Georges’em 
Conneau?
   — Ten włóczęga.
   — Czy mamy jakiś dowód na to, że kochała włóczęgę?
   — Nie, ale…
    — Doskonale. Porzuć teorię, której przeczą fakty. Zadaj sobie pytanie, kogo madame 
Renauld kochała.
   Potrząsnąłem głową zakłopotany.
      — Mais   oui,   wiesz   doskonale.   Kogo   madame   Renauld   kochała   tak   szczerze,   że 
ujrzawszy go martwego padła zemdlona?
   Wpatrywałem się w Poirota oniemiały ze zdumienia.
   — Męża…? — wykrztusiłem. Poirot skinął głową.

113

background image

   — Tak, męża albo Georges’a Conneau, jeśli wolisz go tak nazywać.
   Próbowałem się skupić.
   — Ależ to niemożliwe.
      — Dlaczego   niemożliwe?   Czyż   obaj   nie   zgodziliśmy   się,   że   madame   Daubreuil 
szantażowała Georgesa Conneau?
   — Tak, ale…
   — Czy nie szantażowała z dużym powodzeniem monsieur Renaulda?
   — To może i prawda, ale…
    — I czy nie jest to faktem, iż nic nie wiemy o młodości monsieur Renaulda? Nagle — 
dokładnie   dwadzieścia   dwa   lata   temu   —   wypłynął   jako   Kanadyjczyk   pochodzenia 
francuskiego.
   — To wszystko jest prawdą — stwierdziłem bardziej stanowczo — ale wydaje mi się, że 
przeoczyłeś dość istotny punkt.
   — Co masz na myśli, drogi przyjacielu?
     — Przyjęliśmy, że Georges zaplanował zbrodnię. A to prowadzi nas do śmiesznej 
konkluzji, że zaplanował zamordowanie samego siebie!
   — Eh bien, mon ami — rzekł spokojnie Poirot — on właśnie to zrobił!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZWAŻANIA HERKULESA POIROTA
   
   Poirot zaczął mówić miarowym głosem:
   — Dziwne ci się wydaje, mon ami, że człowiek może zaplanować własną śmierć? Tak 
dziwne, że wolisz odrzucić prawdę jako zbyt fantastyczną i zaakceptować historię, która 
jest   dziesięć   razy   mniej   prawdopodobna.   Tak,   monsieur   Renauld   zaplanował   własną 
śmierć, tylko że jest jeden szczegół, który być może ci umknął — on wcale nie miał 
zamiaru umierać.
   Potrząsnąłem niedowierzająco głową.
    — Ależ tak, to wszystko jest bardzo proste — ciągnął łagodnie Poirot. — Do zbrodni, 
którą sobie zaplanował monsieur Renauld, nie był potrzebny morderca, ale — jak już 
wspomniałem — trup. Spróbujmy wszystko zrekonstruować, śledząc sprawę pod innym 
kątem.

114

background image

     Georges Conneau umknął do Kanady przed wymiarem sprawiedliwości. Tam, pod 
zmienionym nazwiskiem, ożenił się i zbił fortunę w Ameryce Południowej. Jednak dręczy 
go tęsknota za rodzinnym krajem. Minęło dwadzieścia lat, zmienił się fizycznie, a ponadto 
stał się człowiekiem tak poważanym, że nikomu nie przyszłoby do głowy, iż łączy go coś 
ze zbiegłym przed wielu laty przestępcą. Doszedł więc do wniosku, że może całkiem 
bezpiecznie wrócić. Zakłada swoją główną kwaterę w Anglii, ale każde lato postanawia 
spędzać we Francji. Jakiś fatalny traf albo mroczny wyrok losu, który kieruje ludzkimi 
losami  nie  pozwalając  uniknąć  konsekwencji  popełnionych   czynów,  sprawia,  że  trafia 
właśnie   do   Merlinville.   A   tu   mieszka   jedyna   w   całej   Francji   osoba,   która   może   go 
rozpoznać. Renauld, oczywiście, jest dla madame Daubreuil kopalnią złota, z której nie 
waha się czerpać pełnymi garściami. Jest bezradny, znajduje się całkowicie w jej rękach. 
A ona bezlitośnie upuszcza mu krwi.
     Nadchodzi nieuniknione. Jack Renauld zakochuje się w pięknej dziewczynie, którą 
widuje niemal codziennie, i chce ją poślubić. To budzi wściekłość ojca. Za wszelką cenę 
chce przeszkodzić małżeństwu syna z córką tej podłej kobiety. Jack Renauld nie zna 
przeszłości ojca, ale zna ją madame Renauld. To kobieta o bardzo silnym charakterze i 
namiętnie oddana mężowi. Postanawiają się naradzić. Renauld widzi tylko jedno wyjście 
— śmierć. Musi pozornie umrzeć, ale w rzeczywistości ucieknie do innego kraju, gdzie 
znowu rozpocznie nowe życie pod przybranym nazwiskiem i gdzie madame Renauld, 
grając chwilowo rolę wdowy, przyłączy się do niego. Ale ponieważ muszą mieć kontrolę 
nad całym majątkiem, zmienia testament. Nie wiem, jak naprawdę wyobrażali sobie całą 
tę historię z trupem — może jakiś spalony szkielet odkupiony od studenta Akademii Sztuk 
Pięknych czy coś w tym rodzaju — ale zanim do końca obmyślili swój plan, zdarzył się 
wypadek, który dostarczył im okazji do jego urzeczywistnienia. Otóż do ich ogrodu dostaje 
się   jakiś   wulgarny,   obcesowy   włóczęga.   Wywiązuje   się   walka,   Renauld   stara   się   go 
wyrzucić, ale nagle włóczęga, epileptyk, dostaje ataku, pada na ziemię i umiera. Renauld 
wzywa żonę. Razem wloką go do szopy — jak wiemy, wypadek wydarzył się na zewnątrz 
— i wtedy dostrzegają, jaka to nadarzyła im się wspaniała okazja. Włóczęga absolutnie 
nie jest podobny do Renaulda, ale nie jest już młody i ma typowo francuskie rysy. To 
wystarczy.
   Wyobrażam sobie, że usiedli na stojącej w pobliżu ławce, której nie widać z okien domu, 
i omówili całą sprawę. Szybko nakreślili plan działania. Rozpoznanie zwłok musiało się 
opierać wyłącznie na zeznaniu madame Renauld. Należy usunąć z domu Jacka Renaulda 

115

background image

i szofera, który służył u nich od dwóch lat. Wątpliwe, żeby służba miała powód, by zbliżyć 
się do zwłok, a w każdym razie Renauld zamierzał podjąć kroki, by zwieść każdego, kto 
nie będzie zbytnio zwracał uwagi na szczegóły. Wysłał Mastersa na urlop, nadał telegram 
do   Jacka   —   nakazując   mu   udanie   się   do   Buenos   Aires,   co   jeszcze   bardziej 
uprawdopodobni przygotowaną przez Renaulda opowieść. Ponieważ słyszał o mnie, jako 
o dość nieznanym i podstarzałym już detektywie, pisze list, w którym wzywa mnie na 
pomoc. Wiedział, że gdy przyjadę, przedstawię list, który wywrze na sędzim śledczym 
odpowiednio silne wrażenie — co, naturalnie, sprawdziło się w praktyce.
   Przebrali trupa włóczęgi w garnitur Renaulda, jego zaś łachmany rzucili przy drzwiach 
szopy, nie mając odwagi zanieść ich do domu. Aby historię, którą miała opowiedzieć pani 
Renauld, uczynić bardziej prawdopodobną, wbili mu w serce sztylet. Tej nocy Renauld 
miał związać i zakneblować żonę, a potem wziąć łopatę i wykopać grób w miejscu, gdzie 
prowadzono roboty na terenie pola golfowego. Szczególnie ważne było, żeby znaleziono 
trupa   —   madame   Daubreuil   nie   mogła   nabrać   żadnych   podejrzeń.   Jednak   z   drugiej 
strony,   gdyby   upłynęło   trochę   czasu,   zmalałoby   niebezpieczeństwo   zbyt   dokładnego 
rozpoznania   ciała.  Potem   Renauld   miał   przebrać  się   w  łachmany  włóczęgi,  pójść  na 
dworzec,   skąd   nie   zauważony   odjechałby   pociągiem   o   dwunastej   dziesięć   w   nocy. 
Stwarzając   pozory,   że   morderstwo   zostało   popełnione   dwie   godziny   później,   nikt   nie 
mógłby go podejrzewać o udział w zbrodni.
   Teraz rozumiesz, dlaczego wpadł w złość z powodu niespodzianej wizyty Belli. Każda 
chwila zwłoki mogła być fatalna dla jego planów. Szybko się jej pozbył. Następnie zabrał 
się do pracy. Zostawił frontowe drzwi uchylone, aby stworzyć pozory ucieczki złoczyńców 
tą   drogą.   Związał   i   zakneblował   madame   Renauld,   naprawiając   popełniony   przed 
dwudziestu dwu laty błąd, kiedy więzy były zbyt słabe, co rzuciło podejrzenie na jego 
wspólniczkę. Resztę pozostawił bez zmian w stosunku do poprzedniej historii. Noc była 
chłodna, więc narzucił płaszcz na piżamę, mając potem zamiar wrzucić go do grobu 
razem z trupem. Wyszedł przez okno, zacierając starannie grabiami ślady na klombie — 
co jest najsilniej świadczącą przeciwko niemu poszlaką. Poszedł na puste pole golfowe, 
zaczął kopać… A potem…
   — Właśnie…
   — Potem — ciągnął Poirot poważnie — dosięgła go wreszcie sprawiedliwość, której tak 
długo się wymykał. Jakaś nieznana ręka wbiła mu sztylet w plecy. Czy teraz rozumiesz, 
Hastings, co miałem na myśli, mówiąc o dwóch zbrodniach? Pierwsza, którą monsieur 

116

background image

Renauld w swej arogancji chciał, żebyśmy zbadali — została wyświetlona. Ale pod tą 
zbrodnią kryje się inna, znacznie bardziej skomplikowana i wyświetlenie jej będzie trudne 
—   tym   bardziej,  że  morderca   sprytnie   posłużył   się   w   niej   pomysłami   Renaulda.   I  to 
właśnie czyni tę sprawę zaskakującą i szczególnie kłopotliwą do rozwiązania.
      — Jesteś   nadzwyczajny,   Poirot   —   zauważyłem   z   podziwem.   —   Absolutnie 
nadzwyczajny. Nikomu nie udałoby się tego wszystkiego dokonać!
    Odniosłem wrażenie, że te słowa sprawiły mu przyjemność. Po raz pierwszy w życiu 
wydawał się zakłopotany.
     — Biedny Giraud — rzekł Poirot, próbując bez powodzenia udawać skromność. — 
Niewątpliwie nie wszystko, co robił, było głupie. Po prostu kilka razy miał pecha. Na 
przykład ten czarny włos owinięty wokół rękojeści sztyletu. To każdego by zbałamuciło.
   — Mówiąc prawdę, Poirot — powiedziałem wolno — nawet teraz niezupełnie rozumiem, 
czyj jest ten włos.
   — Oczywiście madame Renauld. To właśnie był ten pech Girauda. Jej z natury ciemne 
włosy teraz są niemal całkiem siwe. Mógłby to być całkiem dobrze włos siwy — wtedy 
Giraud, choćby nie wiem, jak się upierał, nie mógłby twierdzić, że pochodził z głowy Jacka 
Renaulda! Ten człowiek jest niezwykle uparty.
     Zawsze nagina fakty  do  wypracowanej przez siebie teorii! Madame Renauld, gdy 
odzyska świadomość, niewątpliwie dużo nam powie. Nigdy nie przyszło jej na myśl, że 
syn zostanie oskarżony o popełnienie morderstwa. Nie mogło, ponieważ wierzyła, że jest 
bezpieczny, płynąc na pokładzie „Anzory”. Ach! Voil? une femme, Hastings! Co za siła, 
jakie   opanowanie!   Popełniła   tylko   jeden   mały   błąd.   Na   jego   niespodziany   powrót 
powiedziała, że teraz to już nie ma znaczenia. I nikt na to nie zwrócił uwagi — nikt nie 
pojął   znaczenia   tych   słów.   Jak   straszna   rola   przypadła   w   udziale   tej   nieszczęsnej 
kobiecie. Wyobraź sobie szok przy identyfikacji ciała. Zamiast tego, kogo się spodziewała, 
widzi nieruchome ciało męża, który — jak sądziła — znajduje się teraz daleko stąd. Nic 
dziwnego, że zemdlała! Ale od tej chwili, mimo bólu, mimo wielkiego cierpienia, jakże 
rozpaczliwie musiała grać swoją rolę! Nie mogła powiedzieć prawdy, aby naprowadzić nas 
na ślad prawdziwych zabójców jej męża. Ze względu na syna nie mogła zdradzić, że Paul 
Renauld   był   przestępcą,   Georges’em   Conneau.   Ostatecznym   i   najgorszym   ciosem 
musiało być dla niej publiczne przyznanie, że madame Daubreuil była kochanką jej męża 
— bowiem napomknięcie tylko o szantażu, mogło się fatalnie skończyć dla jej tajemnicy. 
Jak   sprytnie   odpowiedziała   sędziemu   śledczemu,   gdy   zapytał,   czy   w   życiu   jej   męża 

117

background image

istnieje   jakaś   tajemnica.   „Jestem   pewna,   że   nie   było   w   nim   nic   romantycznego, 
monsieur”…   Wypowiedziała   to   tonem   doskonale   swobodnym,   niemal   ironicznym. 
Monsieur Hautet poczuł się głupio, melodramatycznie. Tak, to niezwykła kobieta! Jeżeli 
kochała zbrodniarza, to kochała go po królewsku!
   Poirot zamyślił się.
   — Jest coś jeszcze, Poirot — zauważyłem. — Co z tym kawałkiem ołowianej rurki?
   — Nie rozumiesz? Miała posłużyć do zniekształcenia twarzy ofiary tak, aby nikt jej nie 
mógł rozpoznać. To przede wszystkim ona naprowadziła mnie na właściwy trop. A ten 
kretyn, Giraud, dwoił się i troił, badając niedopałek papierosa i zapałkę. Czy nie mówiłem 
ci, że każdy ślad jest ważny, bez względu na jego wielkość? Jak widzisz, Hastings, teraz 
musimy zaczynać od początku. Kto zamordował monsieur Renaulda? Ktoś, kto był w 
pobliżu willi tuż przed dwunastą w nocy; ktoś, kto mógł odnieść z tej śmierci korzyści — i 
opis  ten, aż  nadto  dobrze, pasuje  do  Jacka Renaulda. To  nie  musiała  być zbrodnia 
popełniona z premedytacją. I do tego ten sztylet!
   Nareszcie zrozumiałem. Aż podskoczyłem z wrażenia. — Oczywiście — powiedziałem 
— ten sztylet, który znaleźliśmy w ciele włóczęgi, był sztyletem pani Renauld? Czyżby 
istniały dwa identyczne sztylety?
   — Z pewnością. A ponieważ mamy do czynienia z dwoma identycznymi sztyletami, ten 
należał do Jacka Renaulda. Ale nie to jest dla mnie najważniejsze. Przyznam się, że mam 
pewien pomysł, jeśli chodzi o te sztylety. Dla mnie najbardziej obciąża go coś z zakresu 
psychologii — dziedziczność, mon ami, dziedziczność! Podobieństwo ojca i syna — Jack 
Renauld jest nieodrodnym dzieckiem Georges’a Conneau.
   Mówił z całą surowością i powagą i ten ton mimo woli zrobił na mnie wrażenie.
   — Ale co to za pomysł, o którym wspomniałeś? — spytałem.
   Poirot w odpowiedzi zerknął na swój ogromny zegarek i zapytał:
   — O której godzinie po południu wypływa statek z Calais?
   — Sądzę, że około piątej.
   — Doskonale. Mamy dosyć czasu.
   — Chcesz popłynąć do Anglii?
   — Tak, przyjacielu.
   — Po co?
   — Aby znaleźć tam pewnego świadka.
   — Kto nim jest?

118

background image

   Poirot odpowiedział z trochę ironicznym uśmiechem:
   — Panna Bella Duveen.
   — Jak ją znajdziesz? Co o niej wiesz?
     — Nic o niej nie wiem — ale wielu rzeczy mogę się domyślić. Możemy przyjąć, że 
istotnie nazywa się Bella Duveen, a skoro jej nazwisko nie jest zupełnie obce Stonorowi, 
chociaż wyraźnie nie łączy go z rodziną Renauldów, to możemy przypuszczać, że zna je 
ze sceny. Jack Renauld, to bogaty dwudziestoletni mężczyzna. Możliwe, że jego pierwszą 
miłością była aktorka. To tłumaczyłoby, dlaczego monsieur Renauld usiłował udobruchać 
ją za pomocą czeku. Myślę, że znajdę ją z łatwością — szczególnie posługując się tym.
      Wyjął   z   kieszeni   fotografię,   którą   znalazł   w   szufladzie   Jacka   Renaulda.   W   rogu 
nakreślone były słowa: „Od kochającej Belli”. Jednak nie to przyciągnęło moje zdumione 
spojrzenie.   Poczułem   lodowaty   ucisk,   jakby   spadło   na   mnie   jakieś   niewyobrażalne 
nieszczęście.
   Zdjęcie przedstawiało Kopciuszka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ZNAJDUJĘ SWOJĄ MIŁOŚĆ
   
   Trzymając fotografię w ręku, siedziałem przez chwilę jak skamieniały. Potem zebrałem 
całą   odwagę   i   udając   obojętność   oddałem   ją   Poirotowi,   rzucając   mu   jednocześnie 
badawcze spojrzenie. Czy coś zauważył? Odetchnąłem, gdyż zdawało mi się, że nie 
obserwuje mnie. Z pewnością nie zauważył nic niezwykłego w moim zachowaniu. Nagle 
wstał.
   — Nie mamy czasu do stracenia. Musimy się pospieszyć. Wszystko się dobrze składa 
—morze jest spokojne!
    W zamieszaniu poprzedzającym podróż nie miałem czasu wiele się zastanawiać, ale 
kiedy   znalazłem   się   na   pokładzie   statku,   spokojny,   że   Poirot   mnie   nie   obserwuje, 
zebrałem się w sobie i zacząłem chłodno rozmyślać nad zaistniałymi faktami. Ile Poirot 
wiedział i dlaczego chciał odszukać tę dziewczynę? Czy podejrzewa, że widziała, jak Jack 
Renauld popełnia zbrodnię? Albo może podejrzewa, że to ona… Nie, to niemożliwe! 
Przecież nic nie miała przeciwko staremu Renauldowi! Nic nie zyskiwała na jego śmierci. 
Co ją sprowadziło na miejsce zbrodni? Dokładnie rozważałem wszystkie znane mi fakty. 
Musiała   wysiąść   z   pociągu   w   Calais,   gdzie   się   rozstaliśmy.   Nic   dziwnego,   że   nie 

119

background image

spotkałem   jej   na   statku.   Jeżeli   zjadła   kolację   w   Calais   i   potem   wsiadła   do   pociągu 
jadącego do Merlinville, to przybyła do willi Genevi?ve akurat o godzinie, którą podała 
stara Françoise. Wyszła o dziesiątej. Co robiła potem? Z pewnością albo udała się do 
hotelu,   albo   wróciła   do   Calais.   A   później?   Zbrodnia   została   popełniona   we   wtorek 
wieczorem. W czwartek rano znowu była w Merlinville. Czy w ogóle opuszczała Francję? 
Bardzo   w   to   wątpiłem.   Co   ją   tu   zatrzymywało?   Nadzieja,   że   spotka   się   z   Jackiem 
Renauldem? Powiedziałem jej (wtedy byłem o tym przekonany), że Jack Renauld jest w 
drodze do Buenos Aires. Może wiedziała, że „Anzora” nie wypłynęła. Jednak żeby o tym 
wiedzieć, musiała się widzieć z Jackiem. Czy Poirot właśnie to chciał wyświetlić? Czy 
Jack Renauld, wracając, aby spotkać się z Marthe Daubreuil, zamiast tego stanął twarz w 
twarz z Bellą Duveen, dziewczyną, którą tak bezlitośnie porzucił?
   Zacząłem dostrzegać światełko w tunelu. Jeśli to była prawda, to fakt ten mógł stanowić 
dla   Jacka   Renaulda   znakomite   alibi.   Jednak   w   tych   okolicznościach   jego   milczenie 
wydawało się trudne do wyjaśnienia. Dlaczego tak uparcie milczał? Czy bał się, aby 
wiadomość  o   jego   byłym   romansie   dotarła  do   uszu   Marthe  Daubreuil?   Potrząsnąłem 
głową,   niezadowolony   z   siebie.   Przecież   cały   ten   romans   był   taki   niewinny,   ot   taka 
przelotna afera miłosna młodego chłopca i młodej dziewczyny. Powiedziałem też sobie 
cynicznie, że aby biedna Francuzka odrzuciła syna milionera, którego poza tym szczerze 
kocha, przyczyna musiałaby być znacznie poważniejsza.
   Poirot zszedł na ląd w Dover wesoły i promieniujący i nasza dalsza droga do Londynu 
upłynęła bez żadnych wydarzeń. Przybyliśmy po dziewiątej. Sądziłem, że pojedziemy 
prosto do naszego mieszkania i nic nie będziemy robić do rana.
   Ale Poirot miał inne plany.
    — Nie powinniśmy tracić czasu, mon ami. Wiadomości o aresztowaniu pojawią się w 
angielskiej prasie dopiero pojutrze, ale mimo to nie możemy tracić czasu.
    Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi, więc zapytałem, jak chce odnaleźć tę młodą 
dziewczynę.
     — Pamiętasz agenta teatralnego, Josepha Aaronsa? Nie? Pomogłem mu w sprawie 
japońskiego zapaśnika. Piękny problem, kiedyś ci o nim opowiem. Niewątpliwie będzie 
nam mógł udzielić wszystkich niezbędnych informacji.
     Zmarnowaliśmy dużo czasu, aby zlokalizować pana Aaronsa i w końcu po północy 
udało nam się go znaleźć. Bardzo serdecznie przywitał Poirota i oświadczył, że jest gotów 
nam pomóc.

120

background image

   — W świecie teatru mało jest rzeczy, o których bym nie wiedział — orzekł z promiennym 
uśmiechem.
      — Eh   bien,   monsieur   Aarons,   chcę   znaleźć   młodą   dziewczynę   nazwiskiem   Bella 
Duveen.
   — Bella Duveen… Znam to nazwisko, ale w tej chwili nie mogę go skojarzyć. Czym ona 
się zajmuje?
   — Tego też nie wiem… Ale tu mam jej fotografię.
   Pan Aarons przyglądał się przez chwilę. Nagle jego twarz rozjaśniła się.
   — Mam! — klepnął się w kolano. — Na Boga, to zespół Dulcibella Kids!
   — Dulcibella Kids?
   — Tak. Siostry. Akrobatki, tancerki i piosenkarki. Cieszą się dużym wzięciem. Teraz, jak 
sądzę, występują gdzieś na prowincji — o ile nie zrobiły sobie wakacji. Przez ostatnie dwa 
— trzy tygodnie przebywały w Paryżu.
   — Może pan dokładnie określić, gdzie teraz można je znaleźć?
   — Z łatwością. Wracajcie do domu, a ja rano przyślę wam wiadomość.
   Uzyskawszy tę obietnicę, pożegnaliśmy się. Pan Aarons okazał się tak samo sprawny, 
jak był słowny. Następnego dnia około jedenastej otrzymaliśmy kartkę z notatką: „Siostry z 
Dulcibella Kids występują w Pałace, w Coventry. Życzę szczęścia”.
    Natychmiast wyruszyliśmy do Coventry. Poirot nie zadawał żadnych pytań w teatrze, 
tylko zadowolił się zarezerwowaniem dwóch miejsc na wieczorne przedstawienie.
    Spektakl był niezwykle nudny — albo tak mi się wydawało ze względu na nastrój, w 
jakim się wówczas znajdowałem. Występowała jakaś japońska rodzina, która utrzymywała 
równowagę w jakiś nieprawdopodobnie ryzykowny sposób; pseudomodni mężczyźni w 
zielonych frakach i wypomadowanych włosach pletli jakieś bzdury i cudownie tańczyli. 
Otyła primadonna śpiewała drąc się wniebogłosy; jakiś komik usiłował bez powodzenia 
naśladować znanego komika.
   W końcu zapowiedziano numer Dulcibella Kids. Czułem, jak serce zaczyna mi szybko 
bić. Pojawiły się, jedna o włosach koloru lnu, druga ciemna, jednakowego wzrostu, w 
krótkich   zwiewnych   spódniczkach,   z   ogromnymi   kokardami   we   włosach.   Sprawiały 
wrażenie pary dość pikantnych dziewczynek. Zaczęły śpiewać. Ich głosy były świeże, 
naturalne, nieco piskliwe i rewiowe, ale mimo to miłe dla ucha.
    Był to całkiem sympatyczny występ. Ładnie tańczyły, zrobiły kilka zręcznych sztuczek 
akrobatycznych. Słowa ich piosenek były proste, łatwe do zapamiętania. Kiedy opadła 

121

background image

kurtyna,   ozwały   się   gorące   oklaski.   Najwyraźniej   siostry   Dulcibella   Kids   cieszyły   się 
powodzeniem.
    Nagle poczułem, że nie mogę tu zostać ani minuty dłużej. Musiałem wyjść na świeże 
powietrze. Zaproponowałem Poirotowi, żebyśmy opuścili teatr.
   — Wyjdź, nie krępuj się, mon ami. Ja się świetnie bawię i zostanę do końca. Spotkamy 
się później.
   Z teatru do hotelu miałem tylko kilka kroków. Usiadłem w salonie, zamówiłem whisky z 
wodą sodową i piłem wolno, patrząc w zamyśleniu w pusty kominek. Usłyszałem odgłos 
otwieranych drzwi i odwróciłem głowę, myśląc, że to Poirot. Jednak natychmiast zerwałem 
się na równe nogi. W progu stał Kopciuszek. Zdyszana zaczęła szybko mówić, z trudem 
chwytając powietrze.
   — Widziałam pana na widowni. Pana i pańskiego przyjaciela. Kiedy pan wstał, wyszłam 
przed   teatr   i   poszłam   za   panem.   Dlaczego   przyjechaliście   tu…   do   Coventry?   Co   tu 
robicie? Czy ten człowiek, który jest z panem to… detektyw?
    Stała w progu. Płaszcz, który narzuciła na teatralny kostium, zsunął się z jej ramion i 
upadł   na   podłogę.   Jej   twarz   pod   makijażem   była   blada,   a   w   głosie   dosłyszałem 
przerażenie. W tym momencie wszystko zrozumiałem — zrozumiałem, dlaczego Poirot jej 
szukał, czego się bała i nareszcie zrozumiałem własne serce…
   — Tak — odparłem łagodnie.
   — On szuka mnie…? — zapytała niemal szeptem. Milczałem. Dziewczyna osunęła się 
na podłogę obok fotela i zaczęła gorzko szlochać.
   Ukląkłem przy niej, objąłem ramieniem i odganiałem opadające na twarz włosy.
   — Nie płacz, dziecko, na litość boską, nie płacz. Tutaj jesteś bezpieczna. Zaopiekuję się 
tobą. Tylko nie płacz, kochanie, nie płacz. Ja wiem… wiem wszystko.
   — Och, nie, to niemożliwe!
   — A jednak myślę, że wiem.
   Chwilę później, gdy nieco się uspokoiła, zapytałem:
   — To pani zabrała sztylet, prawda?
   — Tak.
    — Dlatego chciała pani, żebym jej wszystko pokazał? I udała pani omdlenie? Skinęła 
głową.
   — Dlaczego zabrała pani sztylet? — zapytałem.
   Odpowiedziała po prostu, jak dziecko:

122

background image

   — Bałam się, że mogą na nim być odciski palców.
   — Zapomniała pani, że wtedy miała rękawiczki?
   Potrząsnęła głową, jakby trochę zdziwiona, a potem powiedziała wolno:
   — Czy pan… czy pan odda mnie w ręce policji?
   — Dobry Boże! Nie!
   Posłała mi poważne spojrzenie, a następnie zapytała spokojnie głosem, w którym znać 
było obawę:
   — Dlaczego?
     Było to niestosowne miejsce i niewłaściwa pora na deklaracje miłości — i Bóg mi 
świadkiem, nigdy nie wyobrażałem sobie, aby to uczucie nawiedziło mnie w taki sposób. 
Mimo to odpowiedziałem prosto i spokojnie:
   — Ponieważ kocham cię, Kopciuszku.
   Pochyliła głowę, jakby zawstydzona, i szepnęła jąkając się:
   — Pan nie może… pan nie może… nie, jeśli pan wie… — A potem, jakby próbując się 
uspokoić, spojrzała mi prosto w oczy i zapytała:
   — Ale co pan wie?
   — Wiem, że przyjechała pani spotkać się tego wieczoru z panem Renauldem. Ofiarował 
pani   czek,   ale   podarła   go   pani   z   oburzeniem.   Potem   opuściła   pani   jego   dom…   — 
przerwałem.
   — Proszę dalej… co potem?
   — Nie wiem, czy pani wiedziała, że tej nocy ma przyjechać Jack Renauld, czy po prostu 
czekała pani w nadziei, że spotka go przypadkowo, niemniej czekała pani. A może, czując 
się strasznie nieszczęśliwa, przechadzała się pani bez celu — w każdym razie krótko 
przed północą ciągle znajdowała się pani w pobliżu willi i wtedy ujrzała pani mężczyznę na 
polu golfowym…
     Znowu przerwałem. W chwili, gdy Bella wchodziła do pokoju, nagle ujrzałem całą 
prawdę, ale teraz jej obraz ukazał mi się jeszcze jaśniej i wyraźniej. Dostrzegłem wyraźnie 
dziwnie krótki płaszcz na zwłokach pana Renaulda i przypomniałem sobie zdumiewające 
podobieństwo między ojcem i synem, podobieństwo tak uderzające, że w chwili, gdy 
wszedł do salonu, miałem wrażenie, że widzę zmartwychwstałego nieboszczyka.
   — Niech pan mówi dalej — powtórzyła dziewczyna uparcie.
     — Wyobrażam sobie, że stał do pani tyłem — ale poznała go pani albo sądziła, że 
poznaje. Poznała go pani po ruchach i postawie oraz po kroju płaszcza. — Przerwałem. 

123

background image

— W jednym ze swoich listów groziła pani Jackowi Renauldowi. Kiedy więc ujrzała go 
pani, gniew i zazdrość doprowadziły panią do szaleństwa — i wtedy go pani zaatakowała! 
Ani przez moment nie wierzyłem, że chciała go pani zabić. Ale zabiła go pani, Kopciuszku.
   Ukryła twarz w dłoniach i powiedziała zdławionym głosem:
   — Ma pan rację… tak, ma pan rację… Widzę to wszystko tak, jak pan opisał. — Naraz 
zwróciła się do mnie z gniewem: — I pan mnie kocha? Może mnie pan kochać, wiedząc, 
co zrobiłam?
    — Sam tego nie rozumiem — odparłem słabo. — Miłość to coś, czemu… czemu nie 
można   się   oprzeć.   Próbowałem,   broniłem   się   —   od   pierwszego   dnia,   gdy   panią 
spotkałem. Ale miłość jest silniejsza ode mnie.
     Wtedy nagle, gdy się tego najmniej spodziewałem, znowu się załamała, osunęła na 
podłogę i zaczęła rozpaczliwie szlochać.
   — Och, nie mogę! — krzyknęła. — Nie wiem, co robić! Nie wiem, dokąd mam iść! Och 
litości, niech się pan zlituje i powie, co mam teraz zrobić?
   Ponownie ukląkłem, starając się ją uspokoić.
   — Mnie się nie musisz obawiać, Bello. Na litość boską, nie obawiaj się mnie. Kocham 
cię, to prawda, ale nie żądam nic w zamian. Pozwól tylko sobie pomóc. Kochaj go nadal, 
jeśli tego pragniesz, ale pozwól sobie pomóc. On ci nie pomoże.
   Wydawało się, że skamieniała na dźwięk tych słów. Uniosła głowę i wpatrywała się we 
mnie badawczo.
   — Pan naprawdę tak myśli? — wyszeptała. — Jest pan przekonany, że kocham Jacka 
Renaulda?
    Potem na pół śmiejąc się, na pół płacząc, objęła mnie namiętnie za szyję, przytulając 
słodką twarzyczkę do mojego policzka.
   — Nie kocham go tak, jak pana — wyszeptała. — Nigdy nie kochałam tak, jak pana!
   Wargami dotknęła mojego policzka, a potem poszukała ust i całowała raz za razem, z 
niesłychaną słodyczą i ogniem namiętności. Było to takie cudowne, takie namiętne, że 
nigdy nie zapomnę… tak, zapamiętam to na całe życie!
    Nagle jakiś dźwięk od drzwi spowodował, że spojrzałem w tę stronę. W drzwiach stał 
Poirot patrząc na nas.
    Nie wahałem się. Jednym skokiem znalazłem się przy nim i chwyciłem go mocno za 
ramię.

124

background image

      — Szybko   —   rzuciłem   dziewczynie.   —   Uciekaj.   Tak   szybko   jak   tylko   możesz. 
Zatrzymam go.
     Rzuciła mi ostatnie spojrzenie i wybiegła z pokoju. Trzymałem Poirota w żelaznym 
uścisku.
     — Mon ami — powiedział spokojnie — świetnie opanowałeś tego rodzaju ćwiczenia. 
Gdy trzyma mnie silny mężczyzna, jestem bezradny jak dziecko. Ale to niezbyt wygodna 
pozycja, a przy tym bardzo śmieszna. Pozwól, że usiądziemy spokojnie.
   — Nie będziesz jej ścigał?
   — Mon Dieu! Nie. Czy ja jestem Giraudem? Puść mnie, drogi przyjacielu.
      Patrzyłem   na  niego   podejrzliwie,  że   nie   mogę   rywalizować  z jego   przebiegłością. 
Puściłem go i Poirot osunął się na fotel, rozcierając ramię.
   — Jesteś niesamowicie silny, gdy jesteś rozdrażniony, Hastings! Eh bien, czy sądzisz, 
że to było grzeczne w stosunku do starego przyjaciela? Pokazałem ci zdjęcie dziewczyny i 
rozpoznałeś ją, ale nie powiedziałeś ani słowa.
     — Nie musiałem, skoro i tak wiedziałeś, że ją rozpoznałem — odparłem z goryczą. 
Zatem Poirot wiedział o wszystkim! Nawet na moment nie dał się oszukać.
   — Ta, ta! Nie miałeś pojęcia, że o tym wiem. A dziś wieczorem pomogłeś dziewczynie 
uciec,   kiedy   z   takim   trudem   udało   nam   się   ją   znaleźć.   Eh   bien!   A   więc   wszystko 
sprowadziło się do tego — pracujesz ze mną, Hastings, czy przeciwko mnie?
   Milczałem przez chwilę. Zerwanie współpracy z moim przyjacielem sprawiłoby mi wiele 
bólu.   A   jednak   teraz   musiałem   stanąć   po   przeciwnej   stronie   barykady.   Czy   mi 
kiedykolwiek   wybaczy?   Był   dziwnie   spokojny,   ale   wiedziałem,   że   wspaniale   umiał 
panować nad sobą.
   — Poirot — powiedziałem — bardzo mi przykro. Przyznaję, że brzydko postąpiłem. Ale 
czasem nie ma się wyboru. W przyszłości będę musiał iść własną drogą.
   Poirot skinął kilka razy głową.
    — Rozumiem — odparł. Ironiczny błysk w jego oczach zgasł i mówił z łaskawością i 
szczerością,   która   mnie   zaskoczyła:   —   A   więc   ostatecznie   stało   się   to,   co   się   stać 
musiało? Zakochałeś się, ale ta miłość zaskoczyła cię, gdyż nie pojawiła się radośnie, w 
całym blasku, ale zrodziła się w bólu i męce. No, no… uprzedzałem cię. Ostrzegałem, gdy 
zrozumiałem, że ta dziewczyna zabrała sztylet. Przypomnij sobie. Ale wtedy i tak było już 
za późno. Powiedz mi jednak, co wiesz?
   Wytrzymałem jego wzrok bez mrugnięcia.

125

background image

   — Nic z tego, co mi powiedziałeś, nie zaskoczyło mnie, Poirot. Proszę to zrozumieć. Ale 
na wypadek, gdybyś chciał odszukać pannę Duveen, musisz jasno wiedzieć o pewnej 
rzeczy. Jeżeli uważasz, że była zamieszana w zamordowanie pana Renaulda i że to ona 
była u niego tego wieczoru, to mylisz się. Tego dnia jechałem z nią z Francji do Anglii i 
tego wieczoru rozstaliśmy się na dworcu Victoria, jasne jest więc, że nie mogła być w tym 
czasie w Merlinville.
   — Ach! — Poirot patrzył na mnie zamyślony. — I mógłbyś to przysiąc przed sądem?
   — Z całą pewnością. Poirot wstał i skłonił się.
     — Mon ami! Vive l‘amour! Miłość sprawia cuda. To, co wymyśliłeś na jej obronę, 
doprawdy jest niezwykłe. Pokonałeś nawet mnie, Herkulesa Poirota!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
PIĘTRZĄ SIĘ TRUDNOŚCI
   
   Po stresie, jaki opisałem, musi nastąpić reakcja. Resztę nocy spędziłem pławiąc się w 
triumfie, ale obudziwszy się rano stwierdziłem, że moje problemy nie minęły. Co prawda 
nie widziałem luki W co dopiero wymyślonym alibi. Jeśli będę się go ściśle trzymał, nie 
widziałem możliwości, by oskarżyć Bellę.
   Czułem jednak, że muszę działać ostrożnie. Niełatwo pokonać Poirota. Wiedziałem, że 
będzie usiłował odwrócić role i to w chwili, w której najmniej się spodziewam.
     Następnego dnia jakby nigdy nic spotkaliśmy się na śniadaniu. Chociaż Poirot był w 
normalnym nastroju, czułem w stosunku do siebie rezerwę. Po śniadaniu oznajmiłem, że 
mam ochotę udać się na spacer. W oczach Poirota błysnął złośliwy uśmieszek.
   — Jeśli wychodzisz, by zdobyć jakąś informację, to trudzisz się daremnie. Możesz się 
wszystkiego dowiedzieć ode mnie. Siostry z zespołu Dulcibella Kids zerwały kontrakt i 
opuściły Coventry, udając się w nieznanym kierunku.
   — Doprawdy, Poirot? — zdziwiłem się.
     — Możesz mi wierzyć, Hastings. Od samego rana zasięgnąłem już informacji. A ty 
czego się spodziewałeś?
      To   prawda,   w   tych   okolicznościach   niczego   innego   nie   mogłem   się   spodziewać. 
Kopciuszek skorzystał z mojej pomocy i z pewnością nie tracił czasu, aby zniknąć i ukryć 
się przed pościgiem. Zrobiła to, co chciałem i co planowałem. Niemniej czułem, że wikłam 
się w sieci nowych trudności.

126

background image

   Nie miałem żadnych możliwości skontaktowania się z dziewczyną, a przecież powinna 
wiedzieć,  jaką  nakreśliłem  dla  niej  linię  obrony,  której  miałem  zamiar  trzymać  się  za 
wszelką  cenę. Możliwe,  że   w  jakiś sposób  spróbuje  przesłać mi  wiadomość, ale  nie 
bardzo wiedziałem, jak to zrobi. Mogła się obawiać, że list wpadnie w ręce Poirota, a to z 
kolei zaraz naprowadzi go na jej trop. W tej sytuacji nie pozostało jej nic innego, jak 
natychmiast zniknąć.
      Ale   co   tymczasem   będzie   robił  Poirot?   Przyglądałem  mu   się   uważnie.  Siedział   z 
najniewinniejszą  miną na świecie  i w zamyśleniu  wpatrywał  się gdzieś  w  przestrzeń. 
Równocześnie   był   zbyt   spokojny   i   pogodny,   aby   mu   ufać.   Długie   lata   wspólnego 
przebywania nauczyły mnie, że im bardziej Poirot sprawiał wrażenie niewinnego, tym 
bardziej był niebezpieczny. Teraz ten jego spokój niepokoił mnie. Widocznie zauważył w 
moim wzroku ten niepokój, uśmiechnął się bowiem dobrodusznie.
   — Jesteś ciekaw, Hastings, dlaczego nie rzuciłem się w pościg?
   — No… w pewnym sensie.
   — Ty niewątpliwie zrobiłbyś to na moim miejscu. Ale ja nie należę do ludzi ganiających 
po całym kraju w poszukiwaniu igły w stogu siana. Nie — niech mademoiselle idzie, dokąd 
chce. Niewątpliwie znajdę ją, gdy będę jej potrzebował. Do tej pory mogę poczekać.
    Patrzyłem na niego z powątpiewaniem. Chciał mnie oszukać? Denerwowało mnie, że 
teraz   to   on   był   panem   sytuacji.   Powoli   traciłem   poczucie   wyższości.   Ułatwiłem 
dziewczynie,   ucieczkę,   opracowałem   doskonały   plan   uchronienia   jej   sprzed 
konsekwencjami okropnego czynu — a mimo to nie byłem spokojny. Spokój Poirota budził 
we mnie tysiące obaw.
    — Mam wrażenie, Poirot — powiedziałem trochę nieśmiało — że nie mam już prawa 
pytać cię, jakie masz plany?
   — Ależ masz prawo. To nie żadna tajemnicy. Bezzwłocznie wracamy do Francji.
   — My?
   — Oczywiście, że my! Dobrze wiesz, że nie możesz spuścić oka z papy Poirota. Czy nie 
tak, drogi przyjacielu? Ale jeśli chcesz, możesz zostać w Anglii…
   Potrząsnąłem głową. Zabił mi porządnego ćwieka. Rzeczywiście nie mogłem go tracić z 
oczu. Po tym, co się stało, nie mogłem się spodziewać, że będzie ze mną szczery, ale 
mogłem śledzić jego działania. Belli groziło niebezpieczeństwo tylko z jego strony. Dla 
Girauda i francuskiej policji nie istniała. Za wszelką cenę musiałem trzymać się blisko 
Poirota.

127

background image

   Poirot obserwował mnie uważnie przez cały czas, gdy nad tym wszystkim rozmyślałem, 
i skinął głową z zadowoleniem.
    — Mam rację, prawda? Oczywiście mógłbyś próbować mnie śledzić jakoś absurdalnie 
przebrany, z fałszywą brodą czy czymś w tym rodzaju, ale to niewątpliwie zwróciłoby tylko 
na  ciebie  uwagę. Zatem  lepiej,  żebyśmy  pojechali   razem.  Byłoby mi  bardzo   przykro, 
gdybyś naraził się na śmieszność.
   — A więc dobrze. Ale lojalnie cię ostrzegam, że…
    — Wiem… wszystko wiem. Jesteś moim wrogiem! Zatem bądź moim wrogiem. Wcale 
mnie to nie martwi.
   — To dobrze. Nie mam nic przeciwko temu, dopóki wszystko jest jasne i uczciwe.
   — Doceniam twoją angielską namiętność do przestrzegania zasady fair play\ Teraz, gdy 
pozbyłeś się już skrupułów, możemy natychmiast ruszać w podróż. Nie ma czasu do 
stracenia. Nasz pobyt w Anglii był krótki, ale owocny. Wiem to, co chciałem wiedzieć.
   Mówił swobodnie, ale wyczytałem w jego słowach jakąś groźbę.
   — Jednak… — zacząłem.
      — A   jednak   —   jak   powiedziałeś.   Niewątpliwie   jesteś   zadowolony   z   roli,   jaką   tu 
odegrałeś. Ja obecnie interesuję się Jackiem Renauldem.
      Jack   Renauld!   Te   słowa   przejęły   mnie   dreszczem.   Zupełnie   zapomniałem   o   tym 
aspekcie naszej sprawy. Jack Renauld w więzieniu, z cieniem wznoszącej się nad jego 
głową gilotyny. Nagle ujrzałem moją rolę w bardziej ponurym świetle. Może uda mi się 
ocalić Bellę — tak, ale robiąc to ryzykowałem posłanie niewinnego człowieka na śmierć.
     Odepchnąłem tę myśl ze zgrozą. To się nie zdarzy. On zostanie uniewinniony! Z 
pewnością będzie uniewinniony. Jednak poczułem mrożący krew w żyłach strach. A jeśli 
nie zostanie uniewinniony? Co wtedy? Czy miałem jego śmierć wziąć na swoje sumienie? 
Co za przerażająca myśl! Miałem do tego dopuścić? Miałem wybierać między nim i Bellą? 
Serce mówiło mi, że za zapłacę każdą cenę, aby ocalić dziewczynę, którą kocham. Ale 
jeśli zapłacić miałby ktoś inny, sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej.
     Co by na to  powiedziała Bella?  Przypomniałem sobie, że nie  wspomniałem  jej o 
aresztowaniu Jacka Renaulda. Tak więc nic nie wiedziała, że jej były kochanek znajduje 
się w więzieniu, oskarżony o ohydne morderstwo, którego nie popełnił. Jak się zachowa, 
gdy się o tym dowie? Czy zechce ocalić swe życie kosztem jego życia? Z pewnością nie 
wolno jej podjąć żadnej pochopnej decyzji. Jack Renauld może, a nawet powinien, zostać 
zwolniony bez interwencji z jej strony. Jeśli się tak stanie — to dobrze. Ale jeśli nie 

128

background image

zostanie zwolniony? Wtedy powstanie przerażający, niemożliwy do rozwiązania problem. 
Wydawało mi się, że Bella nie musi obawiać się kary śmierci. W jej sprawie okoliczności 
popełnienia zbrodni były zupełnie odmienne. Mogła ją usprawiedliwić zazdrość i skrajna 
prowokacja ze strony zamordowanego, a poza tym mogła jej też pomóc uroda i młodość. 
Fakt, że przez tragiczną pomyłkę ofiarą zbrodni padł pan Renauld, a nie jego syn, który 
teraz płaci za to więzieniem, w niczym nie zmieniał motywu zbrodni. Mimo to, nawet 
gdyby wyrok sądu był łagodny, na pewno czekało ją wieloletnie więzienie.
   Nie, Bellę należało chronić. A jednocześnie należało ocalić Jacka Renaulda. Tylko w jaki 
sposób   to  zrealizować?  Tego  nie   wiedziałem.  Cała  nadzieja  w  Poirocie;  on   wiedział. 
Cokolwiek się zdarzy, on z pewnością ocali niewinnego człowieka. Musi znaleźć jakiś 
pretekst. To mogło być trudne, ale jakoś to załatwi. Bella niczego nie będzie podejrzewać, 
Jack   Renauld   zostanie   uniewinniony   i   wszystko   dobrze   się   skończy.   Ciągle   to   sobie 
powtarzałem, ale w głębi duszy nadal czułem mrożący krew w żyłach strach.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
„RATUJCIE GO!”
   
   Opuściliśmy Anglię wieczornym statkiem, a następnego dnia rano znaleźliśmy się w St. 
Omer, dokąd przewieziono Jacka Renaulda. Poirot natychmiast udał się do monsieur 
Hauteta. Towarzyszyłem Poirotowi, widząc, że nie przeszkadza mu moja obecność.
      Po   długich   i   skomplikowanych   formalnościach   wstępnych   zaprowadzono   nas   do 
gabinetu sędziego śledczego, który przywitał nas serdecznie.
   — Mówiono, że wrócił pan do Anglii, monsieur Poirot. Cieszę się, że stało się inaczej.
   — To prawda, byłem w Anglii, monsieur, ale tylko przelotnie. Chciałem zbadać pewne 
drugorzędne poszlaki.
   — Tak? I zbadał pan?
   Poirot wzruszył ramionami. Monsieur Hautet skinął głową z westchnieniem.
     — Obawiam się, że musimy się poddać. Ten gbur Giraud, chociaż jego maniery są 
odrażające, trzeba przyznać, że osiąga dobre rezultaty! Nie ma raczej nadziei, że popełnił 
pomyłkę.
   — Tak pan sądzi?
   Tym razem sędzia śledczy wzruszył ramionami.

129

background image

   — No dobrze, pomówmy szczerze — oczywiście w zaufaniu — czy potrafi pan znaleźć 
inne wyjście?
   — Szczerze mówiąc mam wrażenie, że wiele punktów wymaga wyjaśnienia.
   — Na przykład…?
   Ale Poirot nie dał się sprowokować.
      — Jeszcze   dokładnie   nie   ustaliłem   —   stwierdził.   —   To   była   tylko   uwaga   ogólna. 
Polubiłem tego młodzieńca i przykro by mi było, gdybym musiał uznać, że jest winny tak 
potwornej zbrodni. A przy okazji, co on sam mówi o tej sprawie?
   Sędzia zmarszczył brwi.
      — Nie   mogę   go   zrozumieć.   Wydaje   się   nie   zainteresowany   obroną   swej   skóry. 
Ogromnie   trudno   wydobyć   z   niego   odpowiedzi   na   jakiekolwiek   pytania.   Ciągle 
wszystkiemu   zaprzecza,   a   potem   chroni   się   w   uparte   milczenie.   Jutro   zamierzam 
ponownie przeprowadzić przesłuchanie, może chcecie być przy tym obecni?
   Zgodziliśmy się z wielka ochotą.
     — To przygnębiająca sprawa — dodał sędzia z westchnieniem. — Darzę madame 
Renauld dużą sympatią.
   — A jak się miewa madame Renauld?
   ~ Jeszcze nie odzyskała przytomności. W pewnym sensie to zbawienne dla tej biednej 
kobiety,   w   ten   sposób   uniknie   wielu   bolesnych   przeżyć.   Lekarze   mówią,   że   nie   ma 
niebezpieczeństwa,   ale   gdy   odzyska   przytomność,   będzie   potrzebowała   absolutnego 
spokoju. Jej stan obecny, jak zrozumiałem, wywołany jest w równym stopniu upadkiem, co 
przeżytym wstrząsem psychicznym. To byłoby straszne, gdyby jej umysł miał doznać 
jakiejś szkody; jednak nie dziwiłbym się wcale… tak, doprawdy, nie byłoby w tym nic 
dziwnego.
    Sędzia usiadł wygodniej w fotelu i potrząsnął głową, jakby w tej ponurej perspektywie 
znajdował sadystyczne zadowolenie. Nagle wyprostował się i powiedział z podnieceniem:
   — To mi coś przypomniało. Mam dla pana list, monsieur Poirot. Chwileczkę, gdzież on 
się podział?
   Zaczął grzebać w stosie papierów. W końcu znalazł i podał Poirotowi grubą kopertę.
   — Przyszedł do mnie w drugiej kopercie z prośbą, abym go panu doręczył — wyjaśnił. 
— Ponieważ nic zostawił pan swojego adresu, nie mogłem tego zaraz uczynić.

130

background image

      Poirot   studiował   z   ciekawością   kopertę.   Pismo   było   pochyłe,   litery   wydłużone, 
nieangielskie. Wyraźnie wyczuwało się kobiecą rękę. Poirot nie otworzył koperty. Wsunął 
ją do kieszeni i wstał.
   — A zatem do jutra. Bardzo dziękuję za uprzejmość.
   — Nie ma za co. Jestem zawsze do pańskiej dyspozycji.
      Wychodząc   z   budynku,   spotkaliśmy   Girauda.   Był   bardziej   elegancki   niż   zwykle   i 
wydawał się niezwykle z siebie zadowolony.
   — Ach, monsieur Poirot! — zawołał wesoło. — A więc wrócił pan z Anglii?
   — Jak pan widzi — odparł Poirot.
   — Wydaje mi się, że wkrótce nastąpi wyjaśnienie naszej sprawy.
   — Zgadzam się z panem, monsieur Giraud.
      Poirot   odpowiedział   cicho.   Jego   przygnębienie   zdawało   się   wprawiać   Girauda   w 
zachwyt.
   — Ten nasz zbrodniarz, to kompletny mięczak! Nawet nie zamierza się bronić. To coś 
absolutnie niezwykłego!
   — Tak niezwykłe, że daje nam wiele do myślenia, prawda? — podsunął łagodnie Poirot.
   Ale Giraud nie słuchał. Bawił się niedbale laską.
   — No to do zobaczenia, monsieur Poirot. Cieszę się, że nareszcie przekonał się pan do 
winy Jacka Renaulda.
   — Pardon! Ja jednak wcale nie jestem o tym przekonany. Jack Renauld jest niewinny.
     Giraud przez chwilę stał zaskoczony — potem zaczął się głośno śmiać i stuknął się 
palcem w czoło.
   — Toque!*
   Poirot wyprostował się. W jego oczach pojawił się niebezpieczny ogień.
     — Monsieur Giraud, przez cały czas prowadzenia tej sprawy zachowywał się pan w 
stosunku do mnie szczególnie arogancko. Należy się panu za to nauczka. Gotów jestem 
założyć się z panem o pięćset franków, że znajdę zabójcę monsieur Renaulda wcześniej 
niż pan. Zgadza się pan?
   Giraud wpatrywał się oszołomiony w mojego przyjaciela i znowu mruknął:
   — Toque!
   — No więc — ponaglił Poirot — zgadza się pan?
   — Nie mam zamiaru wyciągać od pana pieniędzy.
   — Niech się pan nie obawia. Nie wyciągnie ich pan ode mnie!

131

background image

   — Zatem dobrze, zgadzam się! Powiedział pan, że moje zachowanie było obraźliwe. No 
cóż, kilka razy pańskie zachowanie również i mnie zdenerwowało.
     — Miło mi to słyszeć — odparł Poirot. — Do widzenia, monsieur Giraud. Idziemy, 
Hastings.
   Szliśmy ulicą w milczeniu. Czułem na sercu ciężar. Poirot zupełnie jasno wyłożył swoje 
zamiary. Coraz bardziej wątpiłem, czy moje wysiłki ocalenia Belli przed konsekwencjami 
jej czynu okażą się skuteczne. To niefortunne spotkanie z Giraudem ubodło Poirota do 
żywego.
      Nagle   poczułem   rękę   na   ramieniu   i   odwróciwszy   się   ujrzałem   Gabriela   Stonora. 
Zatrzymaliśmy się, aby się z nim przywitać. Zaproponował, że odprowadzi nas do hotelu.
   — Co pana tu sprowadziło, monsieur Stonor? — zapytał Poirot.
   — Należy wspierać duchowo przyjaciół — odparł sucho. — Szczególnie wtedy, gdy są 
niesłusznie oskarżani.
   — A więc pan nie wierzy, że Jack Renauld popełnił tę zbrodnię? — zapytałem szybko.
    — Oczywiście, że nie wierzę. Znam dobrze tego chłopca. Przyznaję, że w tej sprawie 
jest kilka punktów, które zupełnie zbiły mnie z tropu, ale mimo to — i mimo jego biernej 
postawy   godzenia   się   z   oskarżeniem   —   nigdy   nie   wierzyłem,   że   Jack   Renauld   jest 
mordercą.
   Poczułem do sekretarza ogromna sympatię. Jego słowa zdawały się zdejmować ciężar 
z mego serca.
     — Nie wątpię, że wielu ludzi też tak uważa! — wykrzyknąłem. — Za mało dowodów 
przemawia przeciwko niemu. Ja osobiście twierdzę, że powinni go uniewinnić.
   Ale Stonor nie odpowiedział tak, jak to sobie wyobrażałem.
   — Dużo bym dał, żeby być tak przekonany o tym, jak pan — odparł ponuro. — A jaka 
jest pańska opinia, monsieur? — zwrócił się do Poirota.
   — Myślę, że jego przyszłość jawi się w czarnych barwach — rzekł spokojnie Poirot.
   — Pan wierzy w jego winę? — zdziwił się Stonor.
   — Nie wierzę, ale myślę, że trudno będzie tego dowieść.
   — Piekielnie dziwnie się zachowuje — mruknął Stonor.
   — Oczywiście pewien jestem, że w tej sprawie kryje się więcej, niż widać gołym okiem. 
Ale Giraud niczego nie dostrzega, dlatego że jest z zewnątrz, a poza tym cała sprawa jest 
cholernie dziwna. Lepiej o tym wszystkim za dużo nie mówić. Jeżeli pani Renauld chce 
coś ukryć, to ja biorę z niej przykład. To jej sprawa i tylko ona o tym decyduje. Mam dla 

132

background image

niej zbyt wiele szacunku, żeby się wtrącać, jednak nie mogę zrozumieć postępowania jej 
syna. Można by pomyśleć, że on chce zostać uznany winnym.
     — Ależ to absurd! — wykrzyknąłem. — Po pierwsze ten sztylet… — przerwałem, 
niepewny, czy Poirot życzy sobie, abym zdradzał nasze tajemnice. Po chwili podjąłem na 
nowo, starannie dobierając słowa: — Wiemy, że owego wieczoru sztylet nie mógł się 
znajdować w posiadaniu Jacka Renaulda. Pani Renauld też o tym wie.
   — To prawda — rzekł Stonor. — Gdy odzyska świadomość, na pewno wyjaśni to i wiele 
innych spraw. No, ale muszę już panów opuścić.
    — Chwileczkę — powstrzymał go Poirot. — Czy może mi pan dać znać natychmiast, 
gdy pani Renauld odzyska przytomność?
   — Oczywiście. Nic łatwiejszego. — Czy dobrze powiedziałem o tym sztylecie, Poirot? — 
zapytałem,   gdy   znaleźliśmy   się   w   naszym   pokoju.   —   Nie   mogłem   więcej   mówić 
Stonorowi.
    — Postąpiłeś zupełnie prawidłowo. Ale lepiej zachowywać w tej sprawie tajemnicę tak 
długo,   jak   tylko   można.   Jeśli   chodzi   o   ten   sztylet,   to   niewiele   pomogłeś   Jackowi 
Renauldowi. Przypominasz sobie, że tego ranka, gdy wybieraliśmy się do Londynu, byłem 
nieobecny przez godzinę?
   — Tak.
     — Próbowałem odnaleźć firmę, która wyprodukowała dla Jacka te pamiątki z wojny. 
Okazało się to zupełnie łatwe. Eh bien, Hastings, wykonano na jego zamówienie nie dwa 
noże do papieru, ale trzy.
   — Zatem…
      — Zatem   jeden   otrzymała   jego   matka,   jeden   Bella   Duveen,   a   trzeci   niewątpliwie 
zachował dla siebie. Nie, Hastings, obawiam się, że sprawa sztyletu nie pomoże nam 
ocalić jego głowy od gilotyny.
    — Nie może dojść do tego! — krzyknąłem z przerażeniem. Poirot pokręcił niepewnie 
głową.
   — Ty go ocalisz! — wykrzyknąłem z głębokim przekonaniem.
   Poirot spojrzał na mnie poważnie.
   — A czy przypadkiem ty sam mi tego nie uniemożliwiasz, mon ami!
   — Istnieją różne sposoby…—mruknąłem.
    — Ach! Sapristi! Żądasz ode mnie cudu. Nie… nie mów więcej. Zobaczmy, co jest w 
tym liście.

133

background image

     Wyjął z kieszeni na piersi kopertę. Przeczytał w skupieniu, po czym podał mi małą 
kartkę papieru.
   — Są na tym świecie jeszcze inne cierpiące kobiety, Hastings.
   Litery były niewyraźne, najwyraźniej pisała je ręka osoby bardzo podnieconej.
   
   Drogi monsieur Poirot,
    Jeśli otrzyma pan ten list, błagam pana o przybycie na pomoc! Nie mam się do kogo 
zwrócić, a Jacka za wszelką cenę uratować. Błagam pana na klęczkach, niech pan nam 
pomoże.
   Marthe Daubreuil
   
   Wzruszony oddałem mu list.
   — Udzielisz jej pomocy?
   — Natychmiast. Musimy zamówić samochód.
     W ciągu pół godziny przybyliśmy przed willę Marguerite. Marthe wyszła na nasze 
spotkanie. Zobaczywszy Poirota, schwyciła obydwiema rękami jego rękę.
   — Ach, jednak pan przyjechał. Jaki pan dobry. Byłam zrozpaczona i nie wiedziałam, co 
robić.   Nie   pozwolili   mi   odwiedzić   go   w   więzieniu.   Okropnie   cierpię!   Jestem   na   pół 
obłąkana. Czy to prawda, co mówią, że nie wypiera się tej zbrodni? To niemożliwe, aby on 
to zrobił! Nigdy w to nie uwierzę.
   — Ja też w to nie wierzę, mademoiselle — stwierdził łagodnie Poirot.
   — To dlaczego nie chce mówić? Nie rozumiem.
   — Może kogoś osłania — podsunął Poirot, patrząc na nią uważnie.
   Marthe zmarszczyła brwi.
     — Kogoś osłania? Ma pan na myśli jego matkę? Ach, podejrzewałam ją od samego 
początku. Kto dziedziczy cały ten ogromny majątek? Ona. Łatwo jest przywdziać wdowie 
szaty i grać rolę hipokrytki. Mówiono, że gdy Jacka aresztowano, padła zemdlona! Dobrze 
to zagrała! — Marthe uczyniła dramatyczny gest. — I niewątpliwie monsieur Stonor jej w 
tym pomagał. To niezła parka. To prawda, że ona jest od niego starsza — ale co to 
znaczy dla mężczyzny, gdy kobieta jest bogata! W jej głosie wyczuwało się gorycz.
   — Stonor był w tym czasie w Anglii — wtrąciłem.
   — To on tak twierdzi… ale kto to sprawdził?

134

background image

    — Mademoiselle — rzekł spokojnie Poirot — jeżeli mamy współpracować, to musimy 
sobie wszystko jasno powiedzieć. Na początek chcę pani zadać pytanie.
   — Słucham, monsieur.
     — Czy pani zna prawdziwe nazwisko swojej matki? Marthe patrzyła na niego przez 
chwilę, potem powoli skinęła głową i wybuchnęła płaczem.
     — Spokojnie, spokojnie — powiedział Poirot, gładząc ją po ramieniu. — Proszę się 
uspokoić, petite, widzę, że pani zna. Teraz drugie pytanie — czy pani wie, kim naprawdę 
był monsieur Renauld?
   — Monsieur Renauld? — uniosła głowę i patrzyła na niego zdziwiona.
   — No tak, tym razem widzę, że pani nie wie. A więc proszę uważnie słuchać.
      Opowiedział   jej   po   kolei   całą   sprawę,   tak   jak   przedstawił   ją   mi   w   dniu,   gdy 
opuszczaliśmy Anglię. Marthe słuchała w milczeniu. Gdy skończył, dziewczyna głęboko 
westchnęła.
   — Pan jest wspaniały… cudowny! Jest pan największym detektywem na świecie.
     Szybkim ruchem zsunęła się z krzesła i klęcząc przed Poirotem wyrzuciła z siebie z 
iście francuskim temperamentem:
    — Pan go ocali, monsieur! — wykrzyknęła. — Ja go tak kocham. Och, niech go pan 
ocali, niech go pan ocali!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
NIESPODZIEWANE ROZWIĄZANIE
   
   Następnego ranka byliśmy obecni przy przesłuchaniu Jacka Renaulda. Mimo krótkiego 
czasu,   jaki   upłynął   od   uwięzienia,   w   jego   wyglądzie   nastąpiła   wstrząsająca   zmiana. 
Zapadnięte  policzki, podkrążone  oczy  i  wyraz  twarzy świadczyły   o  tym,  że  daremnie 
usiłował zasnąć przez wiele nocy. Na nasz widok nie zdradził żadnych uczuć.
   — Renauld — zaczął sędzia — czy pan zaprzecza, że w noc popełnienia zbrodni był w 
Merlinville?
    Jack odpowiedział dopiero po chwili i to z wahaniem, mogącym wzbudzić praw dziwa 
litość:
   — Ja… ja… powiedziałem już, że byłem w Cherbourgu.
   Sędzia odwrócił się szybko.
   — Wezwać świadków.

135

background image

   Po chwili otworzyły się drzwi i wszedł mężczyzna, w którym poznałem tragarza z dworca 
w Merlinville.
   — Pan miał służbę w nocy siódmego czerwca?
   — Tak, monsieur.
   — Był pan przy nadejściu pociągu o jedenastej czterdzieści?
   — Tak, monsieur.
    — Proszę spojrzeć na więźnia. Czy pan poznaje w nim jednego z pasażerów, którzy 
wysiedli z tego pociągu?
   — Tak, monsieur.
   — Jest pan zupełnie pewien?
   — Tak, monsieur. Znam dobrze monsieur Jacka Renaulda.
   — Nie myli się pan co do daty?
    — Nie, monsieur. Następnego dnia rano, to jest ósmego czerwca, dowiedziałem się o 
morderstwie.
      Wprowadzono   następnego   pracownika   kolei,   który   potwierdził   zeznania   swego 
poprzednika. Sędzia spojrzał na Jacka Renaulda.
   — Ci ludzie rozpoznali pana. Co pan na to? Jack wzruszył ramionami.
   — Nic.
    — Renauld — kontynuował sędzia — czy pan to poznaje? Wziął jeden z leżących na 
stole przedmiotów i wyciągnął rękę w kierunku więźnia. Drgnąłem. Był to sztylet wykonany 
z części samolotu.
    — Chwileczkę! — krzyknął mecenas Grosier, obrońca Jacka. — Chcę porozmawiać z 
klientem, zanim udzieli na pańskie pytanie odpowiedzi.
     Ale Jack Renauld nie miał żadnych względów dla swego nieszczęsnego obrońcy, 
odsunął go na bok i odparł spokojnie:
   — Oczywiście, że poznaję. To prezent, jaki ofiarowałem matce. Jest pamiątką z wojny.
   — Czy istnieje drugi identyczny sztylet?
   Mecenas Grosier ponownie interweniował, ale Jack znowu go zlekceważył.
   — Nic o tym nie wiem. Osobiście go zaprojektowałem.
     Ten upór więźnia zdziwił nawet sędziego. Zdawało się, że Jack Renauld naprawdę 
pragnie przyspieszenia własnej zguby. Ja oczywiście wiedziałem, że robiąc to wszystko 
dla ocalenia Belli, chciał za wszelką cenę ukryć fakt istnienia drugiego identycznego noża 
do papieru. Tak długo, jak wszyscy są przekonani, że nie ma duplikatu, nikt nie może jej 

136

background image

podejrzewać. Bohatersko krył kobietę, którą niegdyś kochał — ale za jaką cenę! Zacząłem 
zdawać sobie sprawę, jak trudne zadanie złożyłem na barki mego przyjaciela. Niełatwo 
będzie uwolnić Jacka Renaulda, nie wyjawiając całej prawdy.
     — Madame Renauld zeznała — powiedział Hautet ironicznym tonem — że w noc 
popełnienia morderstwa sztylet leżał na jej toaletce. Ale madame Renauld jest matką! 
Może to pana zaskoczy, Renauld, ale uważam za bardzo prawdopodobne, że madame 
Reanuld myliła się i że — być może przez nieuwagę — zabrał pan ten sztylet ze sobą do 
Paryża. Może będzie pan chciał mi zaprzeczyć…
     Dostrzegłem, że skute kajdankami ręce młodzieńca zaciskają się w pięści. Na czole 
pojawił się perlisty pot.
   — Nie będę panu zaprzeczał — powiedział z wyraźnym wysiłkiem, ochrypłym głosem. 
— To możliwe.
   Jego słowa wywarły piorunujące wrażenie na zebranych. Mecenas Grosier zerwał się na 
równe nogi.
   — Mój klient doznał wstrząsu psychicznego — zawołał — i jego nerwy nie wytrzymują 
napięcia. Proszę zanotować, że uważam, że nie jest zdolny w pełni odpowiadać za swoje 
słowa.
   Sędzia śledczy z gniewem nakazał mu milczenie, ale przez moment zdawało się, że w 
jego   umyśle   zrodziło   się   podobne   podejrzenie.   Tym   razem   Jack   Renauld   nieco 
przeszarżował. Sędzia pochylił się do przodu i wpatrywał się przenikliwie w więźnia.
    — Czy pan w pełni rozumie, Renauld, że udzielane odpowiedzi upoważniają mnie do 
postawienia pana w stan formalnego oskarżenia?
   Blada twarz Jacka spłonęła krwistym rumieńcem. Patrzył bez mrugnięcia prosto w oczy 
sędziego.
   — Monsieur Hautet, przysięgam, że nie zabiłem mojego ojca.
   Ale chwila zwątpienia sędziego już minęła. Zaśmiał się nieprzyjemnie.
   — Niewątpliwie! Niewątpliwie! Nasi więźniowie są zawsze niewinni! Ale oskarżają pana 
własne słowa. Nie podał nam pan żadnego dowodu na swoją obronę, żadnego alibi — w 
zamian podając oświadczenia o swej niewinności, które nie zwiodłoby nawet dziecka. Pan 
zabił ojca, Renauld — w sposób okrutny i podstępny — i to dla pieniędzy, które jak pan 
sądził otrzyma po jego śmierci. Matka jest pańską wspólniczką. — Ze względu na fakt, że 
działała z pobudek macierzyńskich, sąd zapewne okaże jej pobłażliwość, której nie będzie 

137

background image

miał dla pana. I całkiem słusznie! Popełnił pan potworną zbrodnię — godną potępienia 
przez ludzi i Boga!
   Uchyliły się drzwi, pan Hautet z wielkim niezadowoleniem musiał przerwać.
    — Panie sędzio! Panie sędzio! — wyjąkał woźny. — Przyszła jakaś pani, która mówi, 
że… mówi, że…
     — Co mówi? — zawołał sędzia ze złością. — To wbrew przepisom. Zabraniam… 
Kategorycznie zabraniam.
   Ale w tym momencie smukła postać odsunęła woźnego i wślizgnęła się do sali. Ubrana 
była na czarno, a twarz kryła gęsta woalka.
     Serce zabiło mi gwałtownie. A więc przybyła! Wszystkie moje wysiłki były daremne! 
Musiałem podziwiać odwagę, która nakazała jej posunąć się do takiego kroku.
   Uniosła woalkę — i zamarłem ze zdumienia. Mimo łudzącego podobieństwa to nie był 
Kopciuszek! Teraz, gdy zobaczyłem ją bez teatralnej peruki z blond włosów, poznałem, że 
była to dziewczyna z fotografii znalezionej w pokoju Jacka Renaulda.
   — Czy pan jest sędzią śledczym? Nazywa się pan Hautet? — zapytała.
   — Tak, ale zabraniam…
   — Nazywam się Bella Duveen. To ja zabiłam pana Renaulda.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
OTRZYMUJĘ LIST
   
   Mój przyjacielu,
   gdy dostanie Pan ten list, będzie Pan już wszystko wiedział. Moje słowa nie wywarły na 
Belli   najmniejszego   wrażenia.   Pojechała,   aby   oddać   się   w   ręce   policji.   Jestem   już 
zmęczona walką.
      Już   Pan   wie,   że   oszukałam   Pana,   że   kłamstwem   odpłaciłam   się   za   okazane   mi 
zaufanie. Może się to Panu wydać czymś nie do wybaczenia, ale zanim na zawszę zniknę 
z Pańskiego życia, chcę żeby Pan wiedział o wszystkim. Byłoby mi lżej na tym świecie, 
gdybym wiedziała, że  może  mi  Pan  wybaczyć. Ale  nie  robiłam  tego wszystkiego  we 
własnym interesie — i tylko tyle mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.
    Zacznę od dnia, w którym spotkałam Pana w pociągu z Paryża. Byłam wtedy bardzo 
niespokojna z powodu Belli. Szalała z miłości do Jacka Reanulda, najchętniej zmiatałaby 
pył sprzed jego stóp, a gdy bardzo się zmienił, przestał do niej tak często pisać, była 

138

background image

bliska utraty zmysłów. Wtedy nabrała przekonania, że kocha inną i oczywiście, jak się 
później okazało, nie myliła się. Postanowiła pojechać do Merlinville i spróbować spotkać 
się z Jackiem. Wiedziała, że byłam temu przeciwna, i usiłowała pojechać tam w tajemnicy. 
Kiedy przekonałam się, że nie ma jej w pociągu do Calais, postanowiłam bez niej nie 
wracać do Anglii. Czułam, że jeśli jej nie powstrzymam, stanie się coś niedobrego.
      Wyszłam   na   następny  pociąg   z   Paryża.   Znalazłam   siostrę   i   przekonałam   się,   że 
zamierza natychmiast jechać do Merlinville. Perswadowałam jej jak tylko mogłam, ale to 
nic nie pomogło. Uparła się i chciała wszystko załatwić na swój własny sposób. Wtedy 
umyłam ręce i postanowiłam się nie wtrącać. Zrobiłam wszystko, co możliwe. Robiło się 
późno. Poszłam do hotelu, a Bella wyruszyła do Merlinville. Ciągle nie mogłam się pozbyć 
przeczucia, że —jak to piszą w książkach — w powietrzu wisi nieszczęście.
    Następnego dnia Bella nie wróciła. Umówiła się ze mną w hotelu, ale nie zjawiła się. 
Cały dzień nie dała znaku życia. Byłam bardzo niespokojna. Potem ukazały się wieczorne 
gazety z wiadomościami o zbrodni.
   To było straszne! Nie miałam oczywiście pewności, ale bardzo się bałam. Wyobrażałam 
sobie, że spotkała papcię Renaulda, powiedziała mu o sobie i Jacku, a on ją obraził, czy 
coś w tym rodzaju. Obie z natury jesteśmy bardzo gwałtowne.
     Potem pojawiła się ta historia z zamaskowanymi cudzoziemcami i nabrałam trochę 
otuchy. Jednak nadal dręczył mnie fakt, że Bella nie zjawiła się u mnie o umówionej 
porze.
      Następnego   dnia   rano   byłam   już   tak   roztrzęsiona,   że   postanowiłam   pojechać   do 
Merlinville i przekonać się, co się stało. Zaraz po przybyciu na miejsce wpadłam na Pana. 
Pan o tym wszystkim wie… Kiedy ujrzałam trupa podobnego do Jacka i w jego płaszczu, 
wszystko zrozumiałam! A potem zobaczyłam ten nóż — ten straszny nóż — identyczny 
jak ten, który Jack podarował Belli. Dziesięć do jednego, że są na nim odciski jej palców! 
Nie potrafię Panu opisać dręczącego mnie wtedy lęku i uczucia bezradności. Wiedziałam 
jasno tylko jedno: muszę zabrać stąd ten sztylet i uciec, zanim ktoś odkryje, że zniknął. 
Udałam omdlenie i, gdy Pan poszedł po wodę, ukryłam go pod suknią.
   Powiedziałam Panu, że zatrzymałam się w hotelu du Phare, ale w istocie natychmiast 
wróciłam do Calais i tam wsiadłam na pierwszy statek płynący do Anglii. Na środku kanału 
wyrzuciłam sztylet do wody. I wtedy naprawdę odetchnęłam z ulgą.
    Bella znajdowała się już w naszym londyńskim mieszkaniu. Była w okropnym stanie. 
Powiedziałam, co zrobiłam, i że na razie jest zupełnie bezpieczna. Spojrzała na mnie 

139

background image

badawczo, a potem zaczęła się śmiać… i śmiała się, śmiała… to było przerażające! 
Pomyślałam, że trzeba ją czymś zająć. Zwariuje, jeśli zacznie rozpamiętywać swój czyn. 
Na szczęście natychmiast otrzymałyśmy angaż.
    A potem ujrzałam w Coventry Pana z przyjacielem… Byłam przerażona. Z pewnością 
nabrał Pan podejrzeń, inaczej nie śledzilibyście nas aż do Coventry. Musiałam poznać 
najgorsze, dlatego śledziłam Pana. Byłam zdesperowana. Ale potem, zanim zdążyłam 
Panu coś powiedzieć, zorientowałam się, że to mnie Pan podejrzewa, a nie Bellę! A 
dokładniej, odkąd dowiedział się Pan, że ukradłam sztylet, myślał Pan, iż to ja jestem 
Bellą.
   Chciałabym, mój drogi, aby Pan wiedział, co siedziało w mojej duszy… a wtedy może mi 
Pan wybaczy… Tak strasznie się bałam, taka byłam zrozpaczona i zdecydowana na 
wszystko… Rozumiałam tylko, że próbuje mnie Pan ocalić — ale nie wiedziałam, czy 
chciałby   Pan   pomóc   prawdziwej   Belli…   Zapewne   nie   —   to   nie   byłoby   to   samo!  Nie 
mogłam ryzykować! Bella jest moją siostrą–bliźniaczką — muszę dla niej robić wszystko, 
co tylko w mojej mocy. Więc dalej brnęłam w kłamstwie. Wtedy czułam, i czują też dzisiaj, 
dla siebie pogardę. To wszystko… Pan pewnie powie, że wystarczy. Powinnam była Panu 
zaufać… Gdybym zaufała…
   Od chwili, gdy pojawiły się w gazetach wieści o aresztowaniu Jacka Renaulda, wszystko 
rozsypało się w gruzy. Bella nawet nie chciała czekać, jak się sprawy dalej potoczą…
   Jestem bardzo zmęczona. Nic mogę już dalej pisać.
   
   Zaczęła podpisywać się „Kopciuszek”, ale przekreśliła i napisała: „Dulcie Duveen”.
     Cały list napisany był nierównym pismem, pełno w nim było plam atramentu — ale 
zachowałem go do dnia dzisiejszego.
   Poirot był przy mnie, gdy czytałem. Kartki wypadły mi z ręki. Spojrzałem na niego.
   — Cały czas wiedziałeś, że to była — tamta?
   — Tak, drogi przyjacielu.
   — Dlaczego mi nie powiedziałeś?
   — Na początku nie mogłem uwierzyć, że możesz popełnić taką pomyłkę. Widziałeś jej 
fotografię. Siostry są do siebie bardzo podobne, ale nie aż do tego stopnia.
   — Jednak te jasne włosy…?
   — Peruka, założona dla uzyskania kontrastu na scenie. Czy można sobie wyobrazić, że 
jedna z bliźniaczek jest blondynką, a druga brunetką?

140

background image

   — Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wieczorem w hotelu w Coventry?
   — Uciekłeś się do trochę gwałtownych metod, mon ami — odparł sucho Poirot. — Nie 
dałeś mi szansy.
   — Ale potem?
     — Ach, potem! Dobrze, powiem ci dlaczego. Przede wszystkim byłem dotknięty, że 
straciłeś wiarę we mnie. Ponadto chciałem się przekonać, czy twoje uczucie wytrzyma 
próbę czasu. Musiałem wiedzieć, czy chodzi tu o prawdziwą miłość, czy tylko o przelotną 
miłostkę. Ale i tak długo nie pozostawiłbym cię w błędzie.
   Skinąłem głową. W tonie jego głosu brzmiało tyle uczucia, tyle przyjaźni, że dłużej nie 
mogłem czuć do niego żalu. Spojrzałem na porzucone kartki listu. Nagle podniosłem je z 
podłogi i podałem mu ze słowami:
     — Przeczytaj. Zrobisz mi tym przyjemność. Przeczytał list w milczeniu i spojrzał na 
mnie.
   — Coś cię dręczy, Hastings?
   Wydawało się, że Poirot się zmienił, zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. Znikła 
jego ironia. Teraz mogłem mu powiedzieć wszystko, co mi leżało na sercu.
   — Ona nie napisała… nie powiedziała mi… no, nie wiem czyjej na mnie zależy.
   Poirot jeszcze raz przejrzał list.
   — Moim zdaniem mylisz się, Hastings.
   — Gdzie to jest? — wykrzyknąłem, pochylając się z podnieceniem.
   Poirot uśmiechnął się.
   — Kryje się w każdej linijce tego listu, mon ami.
   — Ale gdzie mam ją znaleźć? Nie podała żadnego adresu. Jest tylko francuski znaczek 
pocztowy.
   — Nie denerwuj się! Zostaw to ojczulkowi Poirotowi. Znajdę ci tę dziewczynę — jak tylko 
będę miał pięć minut wolnego czasu.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
OPOWIADANIE JACKA RENAULDA
   
   — Gratuluję panu, monsieur Jack — powiedział Poirot, ściskając serdecznie jego dłoń.
     Młody Renauld zjawił się u nas zaraz po zwolnieniu z więzienia — jeszcze przed 
wyjazdem do Merlinville, gdzie miał się spotkać z matką i Marthe. Towarzyszył mu Stonor. 

141

background image

Jego   wesołość   stała   w   jaskrawej   sprzeczności   z   mizernym   wyglądem   chłopca.   Było 
całkiem jasne, że Jack znajdował się na skraju załamania nerwowego. Posłał Poirotowi 
smutny uśmiech i rzekł cicho:
   — Chciałem ją osłonić i wszystko poszło na marne.
     — Nie mógł się pan spodziewać, że dziewczyna przyjmie ofiarę z pańskiego życia— 
zauważył sucho Stonor. — To zrozumiałe, że przybyła w chwili, gdy dowiedziała się, że 
zmierza pan prosto pod gilotynę.
     — Eh, ma foi! Co z pewnością wkrótce by nastąpiło — dodał Poirot z przelotnym 
uśmiechem.   —   Gdyby   pan   nadal   trzymał   się   tej   linii   postępowania,   miałby   pan   na 
sumieniu mecenasa Grosiera. Zapewne umarłby ze złości.
      — Na   pewno   miał   dobre   chęci   —   stwierdził   Jack.   —   Tylko   że   potwornie   mnie 
denerwował. Widzi pan, nie bardzo mogłem mu się zwierzać. Ale, mój Boże, co się stanie 
z Bellą?
   — Na pańskim miejscu — powiedział Poirot szczerze — nie przejmowałbym się tym tak 
bardzo. Francuskie sądy są bardzo wyrozumiałe dla piękna, młodości i dla zbrodni z 
namiętności!   Sprytny   adwokat   z   pewnością   postawi   na   tego   rodzaju   okoliczności 
łagodzące. Ale nie będzie to dla pana przyjemne…
   — Nie dbam o to. Pan rozumie, monsieur Poirot, że w pewnym sensie czuję się. winny 
śmierci ojca. Byłby dzisiaj żył, gdyby nie mój romans z tą dziewczyną. No i do tego to 
moje niedbalstwo z zamianą płaszcza. Nie mogę pozbyć się uczucia odpowiedzialności za 
jego śmierć. Będzie mnie prześladować do końca życia!
   — Nie, nie — powiedziałem uspokajająco.
     — Oczywiście to straszne myśleć, że Bella zabiła mojego ojca — podjął Jack — ale 
potraktowałem ją w tak haniebny sposób. Po spotkaniu Marthe doszedłem do wniosku, że 
popełniłem pomyłkę. Powinienem jej o tym szczerze napisać. Jednak bałem się awantury, 
nie   chciałem,   żeby   Marthe   się   o   tym   dowiedziała   i   pomyślała,   że   jest   to   coś 
poważniejszego niż w rzeczywistości. Po prostu stchórzyłem, mając nadzieję, że wszystko 
jakoś samo się ułoży. Pozwoliłem wypadkom toczyć się bez mojego udziału — nie zdając 
sobie sprawy, że pogrążam to biedne dziecko w rozpaczy. Gdyby mnie zabiła, tak jak 
zamierzała, dostałbym to, na co sobie zasłużyłem. Ale sposób, w jaki teraz przybyła, żeby 
się oskarżyć, jest dowodem jej ogromnej odwagi. Ja osobiście zniósłbym wszystko — od 
początku do końca.
   Przez chwilę milczał, potem pod wpływem jakiejś myśli wykrzyknął:

142

background image

   — Dziwi mnie tylko, dlaczego ojciec w nocy chodził po ogrodzie, w samej bieliźnie, tylko 
na ramiona narzucił mój płaszcz! Czyżby uciekał przed bandytami, o których mówiła moja 
matka? Ale przecież musiała się pomylić mówiąc, że wtargnęli o drugiej w nocy. Albo… 
albo może to wszystko było tylko zaaranżowane? Przecież matka chyba nie wierzyła… 
nie mogła w to wierzyć… że to byłem ja!
   Poirot szybko go uspokoił:
    — Nie, nie, monsieur Jack. Tego nie musi się pan obawiać. Resztę wyjaśnię panu w 
ciągu kilku dni. To bardzo interesująca historia. Czy zechce pan dokładnie przedstawić 
nam, co się wydarzyło owej tragicznej nocy? — Niewiele mam do powiedzenia. Wróciłem 
z Cherbourga, aby przed wyjazdem na koniec świata spotkać się. jeszcze z Marthe. 
Pociąg się. spóźnił, postanowiłem więc skrócić drogę i pójść przez pole golfowe. Stamtąd 
łatwo mogłem się dostać do willi Marguerite. Byłem już prawie na miejscu, gdy…
   Przerwał i przełknął ślinę.
   — Proszę dalej.
   — Usłyszałem straszny krzyk. Nie był zbyt głośny — raczej zduszony jęk, charczenie — 
ale bardzo mnie przestraszył. Przez moment stałem jak skamieniały. Potem ruszyłem, 
okrążając krzewy. Świecił księżyc. Ujrzałem grób i leżącą twarzą do ziemi postać z nożem 
w plecach. A potem… potem… podniosłem wzrok i zobaczyłem ją! Wpatrywała się we 
mnie, jakby ujrzała ducha — i zapewne w pierwszej chwili miała takie wrażenie — na jej 
twarzy malował się wyraz skrajnego przerażenia. Krzyknęła i uciekła.
   Znowu przerwał, próbując opanować emocje.
   — A później…? — zapytał łagodnie Poirot.
   — Naprawdę nie wiem, co się działo później. Przez jakiś czas stałem oszołomiony, nie 
mogąc ruszyć się z miejsca. Potem doszedłem do wniosku, że lepiej szybko uciekać. 
Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że zostanę podejrzanym, ale bałem się, że będę 
musiał zeznawać przeciwko niej. Tak jak panu powiedziałem, pobiegłem do St. Beauvais i 
stamtąd wróciłem samochodem do Cherbourga.
   Rozległo się pukanie do drzwi i wszedł posłaniec z telegramem do Stonora.
   — Pani Renauld odzyskała przytomność — oznajmił Stonor, przeczytawszy treść.
      — Ach!   —   zawołał   Poirot,   zrywając   się   z   krzesła.   —   Natychmiast   jedziemy   do 
Merlinville!

143

background image

   Zebraliśmy się pospieszne. Jednak na prośbę Jacka Stonor został, aby zrobić wszystko, 
co tylko możliwe, dla Belli Duveen. Poirot, Jack Renauld i ja wsiedliśmy do samochodu 
Renaulda.
     Jazda trwała ponad czterdzieści minut. Gdy zbliżaliśmy się do willi Marguerite, Jack 
Renauld rzucił Poirotowi pytające spojrzenie.
   — Może byłoby lepiej, gdyby pan poszedł sam i uprzedził matkę, że jestem wolny…?
     — A tymczasem pan zaniósłby osobiście tę nowinę mademoiselle Marthe, co? — 
dokończył   Poirot   z   mrugnięciem.   —   Ależ   tak,   dobrze,   właśnie   chciałem   to   samo 
zaproponować.
    Jack Renauld nie ociągał się. Zatrzymał samochód, wyskoczył i pobiegł do drzwi willi 
Marguerite. My tymczasem pojechaliśmy do willi Genevi?ve.
     — Poirot — zapytałem — pamiętasz, jak przyjechaliśmy tu pierwszego dnia? I jak 
powitała nas wiadomość o zamordowaniu pana Reanulda?
     — Ależ tak, jasne, że pamiętam. To było tak niedawno. Ale ile się od tego czasu 
wydarzyło, szczególnie w twoim życiu, drogi przyjacielu.
   — Tak, masz rację — westchnąłem.
     — Ty to postrzegasz z sentymentalnego punktu widzenia, Hastings. Ale ja tak nie 
myślę. Ja mam nadzieję, że mademoiselle Bella zostanie potraktowana pobłażliwie, a 
poza   tym   Jack   Reanuld   nie   może   poślubić   dwóch   kobiet   naraz.   Teraz   mówię   z 
zawodowego punktu widzenia. To nie była zbrodnia porządnie zaplanowana i wykonana, 
taka zbrodnia nie daje detektywowi żadnej satysfakcji. Inscenizacja, opracowana przez 
Georges’a Conneau była istotnie perfekcyjna, tylko jej realizacja… ach, nie! Człowiek, 
który   zginął   przypadkowo   z   ręki   oszalałej   z   gniewu   dziewczyny…   Tak,   rzeczywiście, 
gdzież w tym wszystkim porządek i metoda?
      Zaśmiewałem   się   z   tych   dziwnych   upodobań   Poirota,   gdy   drzwi   otworzyła   nam 
Françoise.
      Poirot   oznajmił   jej,   że   natychmiast   musi   się   widzieć   z   panią   Renauld   i   służąca 
zaprowadziła   go   na   piętro.   Zostałem   w   salonie.  Upłynęło   trochę  czasu,  zanim   Poirot 
wrócił. Był niezwykle poważny.
   — Vous voil?, Hastings! Sacré tonnerre! Czeka nas nie byle jaka przeprawa!
   — Co masz na myśli? — spytałem.
    — Nie przyszło mi to do głowy — odparł Poirot w zamyśleniu — ale kobiety są takie 
nieprzewidywalne.

144

background image

   — Właśnie idzie Jack z Marthe Daubreuil! — wykrzyknąłem, patrząc przez okno.
   Poirot wybiegł z pokoju i zatrzymał ich na schodkach przed domem. — Nie wchodźcie. 
Lepiej tego nie róbcie. Pańska matka jest wytrącona z równowagi.
   — Wiem, wiem — odparł Jack Renauld. — Natychmiast muszę iść do niej.
   — Niech pan nie idzie. Radzę panu. Lepiej nie.
   — Ale Marthe i ja…
   — A w każdym razie niech pan nie idzie razem z mademoiselle. Ostatecznie niech pan 
idzie sam, ale lepiej pan zrobi słuchając mojej rady.
   W tym momencie zaskoczył nas głos dochodzący ze schodów za naszymi plecami:
   — Dziękuję za pańskie dobre rady, monsieur Poirot, ale poradzę sobie sama.
     Patrzyliśmy zdumieni. Po schodach, prowadzona przez Léonie, schodziła wolno pani 
Renauld z obandażowaną głową. Francuska służąca płacząc próbowała ją nakłonić do 
powrotu do łóżka.
   — Pani się zabija. To wbrew zaleceniom lekarzy!
   Pani Renauld nie słuchała.
   — Mamo! — zawołał Jack, podbiegając do niej. Jednak powstrzymała go ruchem ręki.
     — Nie jestem już twoją matką! A ty nie jesteś moim synem! Od dziś, od tej chwili, 
wyrzekam się ciebie.
   — Mamo! — powtórzył Jack w osłupieniu.
   Zawahała się, przez moment wydawało się, że ulegnie. Poirot uczynił gest, jakby chciał 
w tym pośredniczyć, ale opanowała się i powiedziała stanowczo:
     — Na twoich rękach jest krew ojca. Jesteś moralnie odpowiedzialny za jego śmierć. 
Wystąpiłeś przeciwko niemu, zlekceważyłeś jego słowa, i to wszystko dla tej dziewczyny. 
A przez bezwzględne odepchnięcie innej sprowadziłeś na niego śmierć. Wynoś się z 
mojego domu. Jutro podejmę kroki, aby na zawsze pozbawić cię praw do majątku ojca. 
Nigdy nie otrzymasz ani pensa. Idź swoją drogą w świat i niech ci pomaga ta, która jest 
córką najzaciętszego wroga twojego ojca!
   Odwróciła się i wolno, z trudem wróciła na górę.
      Staliśmy   kompletnie   oszołomieni   —   zupełnie   nie   przygotowani   na   tego   rodzaju 
wystąpienie.   Jack   Renauld,   wyczerpany   już   niedawnymi   przejściami,   omal   nie   upadł 
zemdlony. Podbiegłem z Poirotem i podtrzymaliśmy go.
   — Jest zupełnie wykończony — mruknął Poirot. — Gdzie go umieścimy?

145

background image

   — U nas w domu! W willi Marguerite. Zaopiekujemy się nim, ja i moja matka. Mój biedny 
Jack!
     Zabraliśmy chłopca do sąsiedniej willi, gdzie na pół oszołomiony padł bezwładnie na 
fotel. Poirot dotknął jego czoła i zbadał puls.
   — Ma gorączkę. Zaczyna dawać znać o sobie długotrwałe napięcie. A teraz jeszcze ten 
wstrząs. Połóżcie go do łóżka, a Hastings i ja sprowadzimy lekarza.
      Wkrótce   zjawił   się   lekarz.   Po   zbadaniu   pacjenta   oznajmił,   że   to   normalny   objaw 
wyczerpania nerwowego. Przy zupełnym spokoju i odpoczynku chłopiec nazajutrz będzie 
prawie zdrów. Ale jeżeli nadal będzie w stanie podniecenia, może się to przerodzić w 
zapalenie mózgu. Ktoś powinien czuwać przy nim przez całą noc.
    Uczyniliśmy wszystko, czego od nas wymagał obowiązek, teraz mogliśmy pozostawić 
Jacka pod czułą opieką Marthe i jej matki i wrócić do miasta.
      Minęła   już   pora   naszego   zwykłego   posiłku   i   obaj   byliśmy   bardzo   głodni.   Głód 
zaspokoiliśmy w pierwszej napotkanej restauracji, gdzie spożyliśmy wspaniały omlet i 
równie doskonały antrykot.
      — A   teraz   musimy   znaleźć   jakieś   lokum   na   noc   —   zauważył   Poirot   przy   kawie 
kończącej ucztę. — Może pójdziemy do naszego ulubionego hotelu de Bains?
   Nie zwlekając skierowaliśmy tam kroki.
    — Tak, panowie, mamy dla was dwa ładne pokoje z widokiem na morze — oznajmił 
portier.
   Wtedy Poirot zadał pytanie, które mnie zaskoczyło:
   — Czy przybyła już Angielka, panna Robinson?
   — Tak, monsieur. Czeka w małym salonie.
   — Ach!
     — Poirot! — wykrzyknąłem, idąc za nim korytarzem — kim, na Boga, jest ta panna 
Robinson?
   Poirot rzucił mi promienne spojrzenie.
   — To osoba, z którą chcę cię ożenić, Hastings.
   — Ale już mówiłem…
    — Ba! — rzucił Poirot i wepchnął mnie do pokoju. — Myślisz, że chciałem, aby całe 
Merlinville trąbiło, że przyjechała panna Duveen?
   To naprawdę był mój Kopciuszek! Chwyciłem jej ręce; oczy wyraziły resztę.
   Poirot chrząknął.

146

background image

     — Mes enfants* — rzekł — teraz nie mamy czasu na sentymenty. Czeka nas dużo 
pracy. Mademoiselle, zrobiła pani to, o co prosiłem?
     Kopciuszek w odpowiedzi wyciągnął z torebki jakiś przedmiot owinięty w papier i w 
milczeniu wręczył go Poirotowi.
    Mój przyjaciel odwinął papier. Zadrżałem, widząc sztylet wykonany z części samolotu 
ten  sam, który  —  jak  sądziłem  — spoczywa  na  dnie  morza.  To  dziwne, jak  kobiety 
niechętnie pozbywają się najbardziej kompromitujących przedmiotów i dokumentów!
   — Tres bien, mon enfant* — rzekł Poirot. — Jestem z pani zadowolony. A teraz niech 
pani idzie trochę odpocząć. A ja i Hastings mamy jeszcze coś do zrobienia. Zobaczy go 
pani jutro.
   — Dokąd idziecie? — zapytała dziewczyna.
   — Jutro się pani o wszystkim dowie.
   — Dokądkolwiek idziecie, idę z wami.
   — Ależ, mademoiselle…
   — Powiedziałam, że idę z wami.
   Poirot poddał się widząc, że nie ma sensu dyskutować.
      — No,   dobrze,   niech   pani   idzie.   Ale   nie   będzie   to   zabawne.   Według   wszelkiego 
prawdopodobieństwa nie wydarzy się nic ciekawego.
   Dziewczyna nie odpowiedziała.
    Po upływie dwudziestu minut wyruszyliśmy w drogę. Było już zupełnie ciemno. Poirot 
poprowadził nas za miasto, w kierunku willi Genevi?ve. Gdy dotarliśmy do willi Marguerite, 
zatrzymał się.
     — Chciałbym przekonać się, czy Jack Renauld dobrze się czuje. Chodź ze mną, 
Hastings. Niech pani tu zaczeka. Madame Daubreuil mogłaby powiedzieć coś, co by 
panią uraziło.
     Otworzyliśmy furtkę i skierowaliśmy się ścieżką do wejścia. Gdy okrążyliśmy dom, 
zwróciłem uwagę Poirota na okno pierwszego piętra. Na zaciągniętej zasłonie wyraźnie 
rysował się cień profilu panny Marthe Daubreuil.
     — Ach! — westchnął Poirot. — Sądzę, że w tym pokoju powinniśmy znaleźć Jacka 
Renaulda.
   Drzwi otworzyła nam madame Daubreuil. Powiedziała, że stan Jacka nie zmienił się, ale 
jeśli chcemy, sami możemy się przekonać. Zaprowadziła nas do sypialni na pierwszym 

147

background image

piętrze.   Marthe   siedziała   przy   stole,   na   którym   stała   zapalona   lampa.   Widząc,   że 
wchodzimy, przytknęła palec do ust.
   Jack Renauld spał niespokojnie, oddychając nieregularnie i często obracając z boku na 
bok głowę, jego twarz ciągle była nadmiernie zaczerwieniona.
   — Czy lekarz jeszcze przyjdzie? — zapytał Poirot szeptem.
   — Nie, chyba że go wezwiemy. Teraz śpi — a to już sukces. Mama podała mu ziółka.
      Gdy   wychodziliśmy   z   pokoju,   ponownie   usiadła   z   robótką.   Madame   Daubreuil 
sprowadziła nas na parter. Odkąd poznałem jej przeszłość, przyglądałem się tej kobiecie z 
rosnącym zainteresowaniem. Stała ze spuszczonymi oczami, z ciągle tym samym słabym, 
tajemniczym uśmieszkiem na ustach. Nagle poczułem, że się jej boję, tak jak się można 
bać pięknej jadowitej żmii.
    — Mam nadzieję, że nie zakłóciliśmy pani spokoju, madame ~ rzekł uprzejmie Poirot, 
gdy otwierała nam drzwi.
   — Proszę się o to nie martwić, monsieur.
     — A przy okazji — wtrącił Poirot, jakby wpadło mu to do głowy w ostatniej chwili — 
monsieur Stonor nie przybył dzisiaj do Merlinville, prawda?
    Nie wiedziałem, jaki sens ma to pytanie, tym bardziej, że w sprawach interesujących 
Poirota nie miało znaczenia. Madame Daubreuil odpowiedziała całkiem spokojnie:
   — Nic mi o tym nie wiadomo.
   — W takim razie nie rozmawiał z madame Renauld?
   — Skąd mam wiedzieć, monsieur?
      — To   prawda   —   odparł   Poirot.   —   Pomyślałem  tylko,   że   może   pani   widziała,   jak 
przyjechał i wszedł do domu, to wszystko. Dobranoc, madame.
   — Dlaczego…— zacząłem.
   — Żadnego „dlaczego”, Hastings. Będzie na to czas później.
   Spotkaliśmy się z Kopciuszkiem i natychmiast pospieszyliśmy w kierunku willi Genevi?
ve. Poirot rzucił jeszcze okiem na oświetlone okno i profil pochylonej nad robótką Marthe.
   — Jest dobrze strzeżony — mruknął.
     Po przybyciu do willi Genevi?ve Poirot obrał sobie punkt obserwacyjny za krzakami 
rosnącymi po lewej stronie od podjazdu, skąd — samemu będąc niewidocznym — mógł 
widzieć wszystko, co się działo w otoczeniu domu. Willa pogrążona była w kompletnych 
ciemnościach,   wszyscy   z   pewnością   już   spali.   Znajdowaliśmy  się   prawie   pod   oknem 

148

background image

sypialni pani Renauld. Zauważyłem, że było otwarte. Wydawało mi się, że Poirot wpatruje 
się w to miejsce.
   — Co my tu mamy robić? — zapytałem szeptem.
   — Obserwować.
   — Ale…
   — Spodziewam się, że przez godzinę — dwie nic się nie będzie działo, choć…
   Przerwał mu długi, piskliwy okrzyk:
   — Pomocy!
   W oknie na pierwszym piętrze, po prawej stronie frontowych drzwi, zabłysło światło. To 
stamtąd dobiegł okrzyk. Patrząc w okno, ujrzeliśmy na zasłonie cienie dwóch walczących 
ze sobą postaci.
    — Mille tonnerres! — wykrzyknął Poirot. — Zmieniła pokój! Poirot rzucił się do drzwi i 
zaczął w nie walić pięściami.
   Potem podbiegł do drzewa rosnącego na klombie pod oknem i wspiął się na nie z kocią 
zręcznością.  Poszedłem   w  jego  ślady,  gdy  on  tymczasem   wskoczył  do   pokoju   przez 
otwarte okno. Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem, że Dulcie chwyta gałąź tuż za 
mną.
   — Uważaj! — krzyknąłem.
   — Sam uważaj! — odkrzyknęła mi dziewczyna. — To dla mnie dziecinna zabawa. Poirot 
przebiegł jak burza przez pokój i zaczął walić w drzwi.
   — Zamknięte na klucz i zaryglowane z zewnątrz — mruknął.
   — Trzeba dużo czasu, żeby je wyłamać.
     Wołanie o pomoc stawało się coraz słabsze. Ujrzałem rozpacz w oczach Poirota. 
Razem rzuciliśmy się na drzwi, próbując je wyważyć. Naraz usłyszeliśmy od strony okna 
spokojny głos Kopciuszka:
   — Nie zdążycie. Tylko ja mogę wam pomóc.
   Zanim zdążyłem ją po wstrzymać, skoczyła. Podbiegłem do okna i ze zgrozą ujrzałem, 
jak wisząc na rękach na skraju dachu, powoli zbliża się do oświetlonego okna.
   — Wielkie nieba! Ona się zabije! — krzyknąłem.
     — Zapomniałeś, że to zawodowa akrobatka, Hastings. Opatrzność nam ją zesłała. 
Modlę się tylko, żeby zdążyła. Ach!

149

background image

     W końcu dziewczyna dotarła pod okno pani Renauld. Zaczęła wchodzić do środka. 
Nagle, ciszę nocną rozdarł przerażający krzyk, a po chwili usłyszeliśmy jasny wyraźny 
głos Kopciuszka:
   — Nie, nic z tego! Mam cię… a moje ręce są jak ze stali!
   W tym momencie drzwi naszego więzienia uchyliły się i ukazała się w nich Françoise. 
Poirot odepchnął ją bezceremonialnie i pobiegł do drzwi, przy których zgromadziła się 
służba.
   — Zamknięte od środka, monsieur.
    Usłyszeliśmy, jak za drzwiami ktoś ciężko upadł. Po chwili w zamku zgrzytnął klucz i 
drzwi wolno się otwarły. Kopciuszek, bardzo blady, dał nam znak, żebyśmy weszli.
   — Bezpieczna? — zapytał Poirot.
   — Tak, przybyłam w porę. Była już bardzo wyczerpana. Pani Renauld, ciężko dysząc, 
na pół leżała na łóżku.
   — Omal mnie nie udusiła… — wyjąkała z trudem. Dziewczyna podniosła coś z podłogi i 
podała Poirotowi.
   Była to jedwabna sznurowa drabinka, bardzo cienka, ale bardzo mocna.
      — Przygotowana  do  ucieczki  — mruknął  Poirot.  —  Przez okno,  podczas  gdy  my 
będziemy wyważać drzwi. Gdzie… ona jest?
   Dziewczyna odsunęła się na bok i wskazała ręką. Na podłodze leżała postać owinięta w 
jakiś czarny materiał, który zasłaniał jej twarz.
   — Nie żyje? Skinęła głową.
   — Tak sądzę. Uderzyła głową o marmurowy gzyms kominka.
   — Kto to jest? — wykrzyknąłem.
   — Morderczyni Renaulda, Hastings. I niedoszła morderczyni pani Renauld.
     Nic nie rozumiejąc, zaciekawiony ukląkłem, uniosłem brzeg materiału i oczom moim 
ukazała się piękna twarz Marthe Daubreuil!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY
KONIEC PODRÓŻY
   
     Mętnie wspominam dalsze wypadki tej nocy. Poirot zdawał się być głuchy na moje 
powtarzające się pytania. Nieustannie czynił Françoise wymówki, że nie powiedziała mu, 
iż pani Renauld zmieniła miejsce nocnego spoczynku.

150

background image

   Chwyciłem go za ramię, zdecydowany zmusić go, aby wreszcie zwrócił na mnie uwagę i 
żeby mnie wysłuchał.
   — Przecież ty musiałeś wiedzieć — robiłem mu wymówki. — Byłeś tu i widziałeś się z 
nią tamtego popołudnia.
   Poirot raczył poświęcić mi chwilę uwagi.
   — Leżała wtedy na kanapie, która stała w środkowym pokoju — który jest jej buduarem 
— wyjaśnił.
      — Ależ,   monsieur!   —   wykrzyknęła   Françoise   —   madame   zmieniła   pokój   prawie 
natychmiast po tych zbrodniach. Miała złe wspomnienia związane z tym pokojem.
    — Dlaczego więc nie zostałem o tym poinformowany? — upierał się Poirot, uderzając 
ze złością pięścią w stół. — Domagam się odpowiedzi na pytanie, dlaczego nikt mnie o 
tym nie poinformował! Pani jest kompletnie skretyniałą staruszką! A Léonie i Denise też 
nie są lepsze. Wszystkie zachowujecie się jak kompletne idiotki! Wasza głupota mogła 
przyczynić się do śmierci madame Renauld. Tylko dzięki odwadze tego dziecka…
     Przerwał i podbiegł do dziewczyny, która pochylona obejmowała, tuliła i pocieszała 
madame   Renauld   z   iście   francuską   serdecznością.   Przyznam,   że   trochę   jej   tego 
zazdrościłem.
      Z   tego   stanu   lekkiego   otumanienia   wyrwało   mnie   ostre   polecenie   Poirota,   bym 
sprowadził lekarza. Następnie należało zawiadomić policję. A potem dodał jeszcze, aby 
mnie do reszty zniechęcić:
   — Jak już wszystko załatwisz, to właściwie nie masz tu po co wracać. Będę zbyt zajęty, 
żeby poświęcać ci uwagę. Wystarczy, że zostanie ze mną mademoiselle i zaopiekuje się 
chorą.
     Oddaliłem się z godnością i po wykonaniu poleceń wróciłem do hotelu. Nic z tego 
wszystkiego   nie   rozumiałem.   To,   co   się   wydarzyło,   wydawało   się   zbyt   fantastyczne, 
wprost niemożliwe. Nie uzyskałem odpowiedzi na żadne pytanie. Nikt mnie nie słuchał. 
Wściekły położyłem się spać i zasnąłem kompletnie oszołomiony i skrajnie wyczerpany.
     Gdy się obudziłem, pokój zalewały wpadające przez otwarte okna promienie słońca. 
Przy łóżku siedział Poirot. Był elegancko ubrany i uśmiechnięty.
   — No, w końcu się obudziłeś! Masz zdrowy sen, Hastings! Czy wiesz, że jest już blisko 
jedenasta?
   Jęknąłem i chwyciłem się za głowę.

151

background image

   — Miałem okropny sen — powiedziałem. — Czy wiesz, że śniło mi się, iż znaleźliśmy 
ciało Marthe Daubreuil w pokoju pani Renauld, a ty oświadczyłeś, że to ona zamordowała 
pana Renaulda?
   — To nie był sen, to wszystko działo się naprawdę.
   — Ale przecież to Bella Duveen zabiła pana Renaulda?
   — O nie, Hastings, nie zabiła! Tak oświadczyła… to prawda… ale chciała w ten sposób 
ocalić ukochanego od gilotyny.
   — Co?
    — Przypomnij sobie opowiadanie Jacka Renaulda. Oboje zjawili się na scenie w tym 
samym   momencie   i   każde   myślało,   że   drugie   jest   sprawcą   zbrodni.   Dziewczyna 
wpatrywała   się   w   niego   z   przerażeniem,   a   następnie   z   krzykiem   uciekła.   Ale   gdy 
usłyszała, że został aresztowany pod zarzutem popełnienia morderstwa, nie mogła znieść 
tej myśli i wróciła tu, aby oskarżyć siebie, a przez to ocalić go od pewnej śmierci.
   Poirot oparł się wygodnie i zetknął palce czubkami w swoim ulubionym geście.
   — Ta sprawa ciągle nie dawała mi spokoju — rzekł. — Przez cały czas odnosiłem silne 
wrażenie, że mamy do czynienia ze zbrodnią z premedytacji, popełnioną z zimną krwią 
przez   kogoś,   kto   potrafił   (bardzo   sprytnie)   wykorzystać   opracowany   przez   monsieur 
Renaulda  plan   wprowadzenia  policji   w  błąd. Wielcy zbrodniarze   (może  przypominasz 
sobie, jak ci już o tym kiedyś wspominałem) zawsze działają w sposób bardzo prosty.
   Skinąłem głową.
    — Dla potwierdzenia mojej teorii konieczne było, aby zbrodniarz dokładnie znał plany 
monsieur Renaulda. A to prowadzi nas do pani Renauld. Jednak fakty nie potwierdzały 
teorii o jej winie. Czy wobec tego ktoś jeszcze mógł je znać? Tak. Od samej Marthe 
Daubreuil wiemy, że podsłuchała kłótnię pana Renaulda z włóczęgą. A jeżeli podsłuchała 
to, równie dobrze mogła podsłuchać całą resztę, szczególnie jeśli państwo Renauld byli 
.tak nieostrożni, by omawiać swoje plany na ławce koło szopy. Przypomnij sobie, z jaką 
łatwością ty sam podsłuchałeś z tego miejsca rozmowę Marthe z Jackiem Renauldem.
   — Ale jaki motyw miała Marthe, aby zamordować pana Renaulda? — sprzeciwiłem się.
   — Motyw? Pieniądze! Renauld był milionerem i wraz z jego śmiercią (w co ona i Jack 
wierzyli) połowa ogromnego majątku przechodziła w ręce jego syna. Zrekonstruujmy więc 
wszystko z punktu widzenia Marthe Daubreuil.
    Marthe Daubreuil podsłuchała rozmowę Renaulda z żoną. Dotychczas był on źródłem 
całkiem  milutkich   dochodzików   dla  matki  i  córki. Ale  teraz postanowił   wymknąć  się  i 

152

background image

przestać   płacić   haracz.  Prawdopodobnie   pierwszą   jej   myślą   było   przeszkodzić  mu   w 
realizacji tego zamiaru. Potem jednak zaświtał jej w głowie odważniejszy pomysł, który 
bynajmniej nie przeraził córki Jeanne Beroldy! Renauld nieubłaganie sprzeciwiał się jej 
małżeństwu z Jackiem. Jeśli Jack przeciwstawi się jego woli, może zostać wydziedziczony 
— a to wcale się nie podobało mademoiselle Marthe. Prawdę mówiąc, poważnie wątpię, 
czy kiedykolwiek darzyła głębszym uczuciem Jacka Renaulda. Potrafi udawać uczucia, 
ale w rzeczywistości jest podobna do matki, zimna i wyrachowana. Wątpię też, czy była 
całkiem pewna jego uczuć. Oczarowała go i miała na niego wielki wpływ, ale jeśli się 
rozdzielą — co, jak się trafnie domyślała, było celem jego ojca — to łatwo mogła stracić 
nad   nim   władzę.   Gdyby   jednak  Renauld  umarł,  Jack  odziedziczyłby  połowę   majątku. 
Mogłaby natychmiast wyjść za niego za mąż i od razu zdobyłaby bogactwo — nie jakieś 
nędzne   kilka   tysięcy   franków,   jakie   dotychczas   udało   się   wyciągnąć   od   Renaulda. 
Prostota rozwiązania przemówiła do jej inteligencji. Wszystko pójdzie łatwo. Renauld już 
zaplanował   okoliczności   własnej   śmierci.   Wystarczy   tylko,   żeby   pojawiła   się   w 
odpowiednim   momencie,   aby   zmienić   farsę   w   tragiczną   rzeczywistość.   A   teraz   drugi 
punkt, który bezbłędnie wskazał na Marthe Daubreuil — sztylet! Jack Renauld wykonał 
trzy   egzemplarze   tej   pamiątki.   Jeden   dał   matce,   drugi   Belli   Duveen.   Czy   zatem   nie 
zachodziło prawdopodobieństwo, że trzeci ofiarował Marthe Daubreuil?
   A teraz podsumujmy. Mamy cztery punkty przemawiające przeciwko Marthe Daubreuil:
   1. Marthe Daubreuil podsłuchała plany Renauldów.
   2. Marthe Daubreuil była bezpośrednio zainteresowana śmiercią Renaulda.
     3. Marthe Daubreuil była córką osławionej madame Beroldy, według mnie moralnie i 
faktycznie winnej śmierci swojego męża, chociaż być może śmiertelny cios zadała ręka 
Georges’a Conneau.
      4.   Marthe   Daubreuil   była   jedyną   osobą   —   poza   Jackiem   Renauldem   —   która 
najprawdopodobniej posiadała trzeci sztylet. Poirot przerwał i odchrząknął.
      — Oczywiście,   gdy   się   dowiedziałem   o   istnieniu   innej   dziewczyny,   Belli   Duveen, 
pomyślałem, że to całkiem możliwe, iż to ona właśnie zamordowała Renaulda. Jednak 
takie rozwiązanie nie przemawiało mi do przekonania, ponieważ — jak ci już nadmieniłem 
— taki ekspert jak ja lubi mieć do czynienia z godnym przeciwnikiem. Jednak ktoś musi 
się zająć zbrodniami takimi jakie są, a nie takimi jakie chciałby, żeby były. Nie wydawało 
mi się prawdopodobne, żeby Bella Duveen krążyła po okolicy z nożem do przecinania 
papieru w ręce, ale oczywiście cały czas mogła nosić w sercu myśl o zemście na Jacku 

153

background image

Renauld.   Gdy   rzeczywiście   posunęła   się   do   tego,   aby   przyznać   się   do   morderstwa, 
wydawało się, że sprawa jest zamknięta. A jednak — nie byłem co do tego przekonany, 
mon ami, nie byłem przekonany…
   Przeanalizowałem całą sprawę punkt po punkcie i doszedłem do tego samego wniosku 
jak na początku. Jeżeli to nie była Bella Duveen, to jedyną osobą, która mogła tej zbrodni 
dokonać była Marthe Daubreuil. Ale nie miałem przeciwko niej najmniejszego dowodu!
     Kiedy przeczytałem list od mademoiselle Dulcie, dostrzegłem szansę ostatecznego 
zakończenia tej sprawy. Pierwszy sztylet ukradła Dulcie Duveen i wrzuciła go do morza — 
przekonana, iż jest to sztylet jej siostry. Jeżeli jednak, przez jakiś przypadek, nie należał 
do jej siostry, ale do Marthe Daubreuil — wtedy Bella Duveen nadal powinna mieć swój w 
domu! Nic ci nie powiedziałem, Hastings (to nie był właściwy czas na sentymenty), ale 
odszukałem mademoiselle Dulcie, powiedziałem jej tyle, ile uważałem za stosowne, i 
poleciłem przeszukać rzeczy siostry. Wyobraź sobie moją radość, gdy zgłosiła się do mnie 
(zgodnie z podanymi instrukcjami) jako panna Robinson, i przywiozła ze sobą ten cenny 
prezent!
    Tymczasem poczyniłem pewne kroki, aby zmusić mademoiselle Marthe do ujawnienia 
się. Na moje polecenie madame Renauld wyklęła syna i oznajmiła, że następnego dnia 
zmieni swój testament, tak aby syn nigdy nie miał dostępu do najmniejszej części majątku 
ojca. Był to krok zaiste rozpaczliwy, ale konieczny, aby z kolei zmusić mademoiselle 
Marthe do podjęcia ryzyka — na nieszczęście madame Renauld nie wspomniała, że 
zmieniła pokój. Przypuszczalnie myślała, że wiem o tym. Wszystko potoczyło się tak, jak 
przewidywałem.   Marthe   Daubreuil   uczyniła   ostatni   rozpaczliwy   wysiłek,   aby   zdobyć 
miliony Renauldów — i przegrała!
    — Mnie najbardziej zdumiewa — stwierdziłem — że weszła do willi, a myśmy jej nie 
widzieli. To wygląda na jakiś cud. Zostawiliśmy ją w domu i poszliśmy prosto do willi 
Genevi?ve — a jednak była już tam przed nami!
   — Ach, ale ona wcale nie została w willi Marguerile. Wyszła tylnymi drzwiami w czasie, 
gdy w holu zajęci byliśmy rozmową z matką. Udało jej się wpuścić w maliny Herkulesa 
Poirota!
   — Ale ten cień na zasłonie? Widzieliśmy z drogi.
   — Eh bien, kiedy spojrzeliśmy w to okno, madame Daubreuil zdążyła już wbiec na górę i 
zająć jej miejsce.
   — Madame Daubreuil?

154

background image

    — Tak. Jedna jest starsza, druga młodsza; jedna brunetka, druga blondynka, ale gdy 
ogląda  się  tylko cień ich  profilu na  zasłonie  —  są  nie  do  odróżnienia. Nawet ja  nie 
podejrzewałem podstępu — taki ze mnie patentowany osioł! Myślałem, że mam mnóstwo 
czasu   i   że   tak   szybko   nie   odważy   się   zakraść   do   willi   Genevi?ve.   Ale   piękna 
mademoiselle Marthe miała główkę nie od parady!
   — I chciała zamordować panią Renauld?
   — Tak. Wtedy cały majątek przeszedłby w ręce jej syna. Ale to miało być samobójstwo, 
mon   ami!   Na   podłodze,   obok   ciała   Marthe   Daubreuil,   znalazłem   watę,   buteleczkę   z 
chloroformem i strzykawkę zawierającą śmiertelną dawkę morfiny. Rozumiesz? Najpierw 
chloroform,   a   potem,  gdy   ofiara   straci   przytomność,   zastrzyk   z   morfiny.   A   rano,   gdy 
rozwieje się zapach chloroformu, na podłodze zostanie tylko strzykawka, która wypadła z 
ręki madame Renauld. I co na to powiedziałby nasz wspaniały monsieur Hautet? „Biedna 
kobieta! To było do przewidzenia. Szok wywołany radością. To było dla niej zbyt wiele. 
Czy nie mówiłem, że jej umysł nie wytrzyma? Doprawdy, wyjątkowo tragiczna sprawa!”
    A jednak, Hastings, nie wszystko odbyło się tak, jak sobie zaplanowała mademoiselle 
Marthe.   Zacznijmy   od   tego,   że   madame   Renauld   nie   spała,   tylko   czekała   na   nią. 
Wywiązała się walka. Madame Renauld była jeszcze bardzo słaba. Tu Marthe Daubreuil 
widziała   swoją   ostatnią   szansę.  Nie   da   się   wprawdzie   upozorować  samobójstwa,  ale 
swoimi  silnymi  dłońmi  może uciszyć madame Renauld, a potem uciec przez ono po 
jedwabnej drabince, w czasie gdy my będziemy wyważać drzwi. Zanim zdążylibyśmy 
wrócić do willi Marguerite, siedziałaby już na swoim miejscu przy stole i trudno byłoby 
znaleźć przeciwko niej jakiś dowód. Ale została pokonana — i to nie przez Herkulesa 
Poirota, ale przez la petite acrobate* o stalowych rękach.
   Zastanawiałem się nad tym, co usłyszałem od Poirota.
     — Kiedy po raz pierwszy zacząłeś podejrzewać Marthe Daubreuil? Czy wtedy, gdy 
powiedziała nam, że podsłuchała kłótnię w ogrodzie?
   Poirot uśmiechnął się.
      — Drogi   przyjacielu,   przypominasz   sobie   nasz   przyjazd   do   Merlinville?   I   piękną 
dziewczynę, którą  ujrzałeś stojącą przy furtce? Zapytałeś mnie, czy widziałem  młodą 
boginię, a ja odpowiedziałem, że widziałem tylko dziewczynę o niespokojnych oczach. I 
tak   właśnie   od   samego   początku   myślałem   o   Marthe   Daubreuil.   Dziewczyna   o 
niespokojnych   oczach!   Dlaczego   były   niespokojne?   Nie   z   powodu   Jacka   Renaulda, 
przecież nie wiedziała, że był w Merlinville poprzedniego wieczoru.

155

background image

   — A przy okazji — wtrąciłem —jak się miewa Jack Renauld?
   — Znacznie lepiej. Ciągle jest w willi Marguerite. Ale madame Daubreuil znikła. Szuka 
jej policja.
   — Myślisz, że była wspólniczką córki?
   — Tego się nigdy nie dowiemy. To kobieta, która potrafi strzec swych tajemnic. I bardzo 
wątpię, czy policja ją kiedykolwiek znajdzie.
   — A… Jack Renauld? Czy on o tym wie?
   — Jeszcze nie.
   — To będzie dla niego straszny szok!
     — Oczywiście. Ale tak naprawdę, Hastings, to wątpię, czy jego serce było poważnie 
zaangażowane. A ty jak myślisz? Dotychczas obaj uważaliśmy, że Bella Duveen jest 
uwodzicielką, natomiast Marthe Daubreuil to dziewczyna, która potrafi prawdziwie kochać. 
Myślę jednak, że będziemy bliżsi prawdy, jeśli odwrócimy role. Marthe Daubreuil była 
bardzo ładna. Postanowiła usidlić Jacka i udało jej się, ale nie zapominaj o jego osobliwej 
niechęci zerwania z tą drugą dziewczyną, dla której gotów był nawet pójść na szafot. 
Wydaje mi się, że gdy dowie się prawdy, będzie przerażony i tak przepełniony wstrętem, 
że szybko zapomni o swej wielkiej miłości do Marthe.
   — A co z Giraudem?
      — Przeżył   biedak   kryzys  nerwowy!   Musiał   wrócić  do   Paryża.  Uśmiechnęliśmy  się 
jednocześnie.
    Sprawdziły się przewidywania Poirota. Kiedy lekarz oznajmił, że Jack Renauld jest na 
tyle   silny,   iż   może   dowiedzieć   się   prawdy,   Poirot   podjął   się   tej   trudnej   misji.   To,   co 
chłopiec od niego usłyszał, rzeczywiście wywołało wielki szok. Jednak, jak się okazało, 
szybciej niż się można było spodziewać odzyskał równowagę psychiczną. Miłość matki 
pozwoliła mu łatwiej przeżyć te ciężkie dni. Teraz matka i syn byli nierozłączni.
   Potem czekało go jeszcze jedno trudne zadanie. Poirot wyznał pani Renauld, że zna jej 
tajemnicę i przekonał ją, że nie powinna ukrywać przed synem przeszłości ojca.
     — Ukrywanie prawdy nigdy nie przynosi pożytku, madame! Proszę zdobyć się na 
odwagę i wyznać mu wszystko.
   Pani Renauld z ciężkim sercem wyraziła zgodę i Jack dowiedział się, że ojciec, którego 
tak kochał, był zbiegiem poszukiwanym przez wymiar sprawiedliwości. Na jego trwożne 
pytanie Poirot natychmiast udzielił odpowiedzi:

156

background image

    — Niech się pan uspokoi, monsieur Jack. Nikt nie zna tej tajemnicy. Ja osobiście nie 
czuję się zobowiązany zdradzać jej policji. Nie pracowałem dla nich, ale na polecenie 
pańskiego ojca. Sprawiedliwość i tak już go dosięgła i nikt nie musi wiedzieć, że on i 
Georges Conneau, to jedna i ta sama osoba.
     Naturalnie policja była zainteresowana wieloma szczegółami tej sprawy, ale Poirot 
wyjaśnił wszystko w zadowalający sposób.
     Wkrótce po powrocie do Londynu zauważyłem na gzymsie kominka w domu mego 
przyjaciela wspaniała rzeźbę psa gończego. W odpowiedzi na mój pytający wzrok, Poirot 
rzekł:
     — Mais oui! Wygrałem pięćset franków! Czy nie jest wspaniały? Nazwę tego psa 
Giraud!
     Kilka dni później odwiedził nas Jack Renauld. Na jego twarzy malował się wyraz 
zdecydowania.
     — Monsieur Poirot, przyszedłem się pożegnać. Wyruszam do Ameryki Południowej. 
Ojciec prowadził za oceanem duże interesy i zamierzam tam rozpocząć nowe życie.
   — Płynie pan sam, monsieur Jack?
   — Towarzyszy mi matka i… zatrzymam też Stonora jako sekretarza. Lubi podróżować 
po świecie.
   — Nikt więcej z panem nie płynie?
   Jack zaczerwienił się.
   — Kogo ma pan na myśli?
   — Dziewczynę, która kocha pana tak gorąco, że skłonna była oddać za pana życie.
   — Jakże mógłbym ją o to prosić? — wyszeptał chłopiec. — Miałbym po tym wszystkim, 
co się stało, iść do niej i… Wszystko, co mógłbym jej powiedzieć, będzie strasznie kulawe.
   — Les femmes*… mają cudowną zdolność wspierania kulejących.
   — Tak, ale… ja byłem takim piekielnym głupcem.
   — Niekiedy wszyscy bywamy głupcami — odparł filozoficznie Poirot.
   Na twarzy Jacka malował się upór.
     — Jest coś jeszcze. Chodzi o mojego ojca. Jestem przecież jego synem. Czy ktoś 
zechce mnie poślubić, wiedząc, jakiego miałem ojca?
   — Mówi pan, że jest synem takiego ojca. Obecny tu Hastings może panu powiedzieć, 
że wierzę w dziedziczność…
   — No właśnie…

157

background image

     — Chwileczkę. Ale znam też pewną kobietę, kobietę dzielną, cierpliwą i niezwykle 
wytrzymałą, zdolną do wielkiej miłości, do skrajnego poświęcenia…
   Chłopiec podniósł wzrok. Jego oczy napełniły się łzami.
   — Moja matka!
   — Tak. Jest pan też synem swojej matki. A więc niech pan idzie do mademoiselle Belli. I 
wszystko jej wyzna. Niech się pan nie waha — a zobaczymy, co ona na to powie!
   Jack sprawiał wrażenie niezdecydowanego.
   — Niech pan postąpi nie jak chłopiec, ale jak mężczyzna — mężczyzna, który ugiął się 
pod jarzmem przeszłości i teraz dźwiga ciężar teraźniejszości, ale który patrzy śmiało w 
przyszłość, chcąc rozpocząć nowe, wspaniałe życie. Niech pan zapyta, czy chce je z 
panem dzielić. Może pan nie zdaje sobie z tego sprawy, ale pańska miłość zwycięsko 
przeszła próbą ogniową. Przecież oboje chcieliście za siebie oddać życie.
   
* * *
   
   A co z kapitanem Arthurem Hastingsem, skromnym autorem tych stron?
   Mówiło się o jego wizycie na ranczo państwa Renauld za oceanem, ale aby zakończyć 
tą opowieść, wolę się cofnąć do pewnego ranka w ogrodzie willi Genevi?ve.
      — Nie   mogę   nazywać   pani   Bellą   —   oświadczyłem   —   ponieważ   nie   jest   to   pani 
prawdziwe imię. A Dulcie wydaje mi się takie obce. A więc niech zostanie Kopciuszek. Jak 
pani pamięta, Kopciuszek poślubił księcia. Nie jestem księciem, ale…
   Przerwała mi:
   — O ile wiem, Kopciuszek ostrzegał go. Ona bynajmniej nie twierdziła, że zmieni się w 
księżniczkę. W końcu była tylko biedną, umorusaną dziewczynką…
   — Czas na to, by książę jej przerwał — wtrąciłem. — Wie pani, co wtedy powiedział?
   — Nie.
   — „Do diabła”, wykrzyknął książę i… pocałował ją!
   Zrobiłem dokładnie to samo.
    

158

background image

 * Patrz A. Christie Tajemnicza historia w Styles
     * fr. Mój Boże, przyjacielu
     * fr. To coś trudnego do określenia
     * fr. Zaczyna się
     * fr. Do stu piorunów!
     * fr. To wszystko!
     * fr. Energiczna kobieta
     * fr. Biedna kobieta
     * fr. Co za pomysł
     * fr. zrozumiałeś
     * fr. śniadanie
     * fr. głośna sprawa
     * fr. Proszą na chwilą
     * fr. Młody człowiek
     * fr. Stuknięty
     * fr. Moje dzieci
     * fr. Doskonale, moje dziecko
     * fr. Mała akrobatka
     * fr. Kobiety

159