background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Rozdział 20 

 
 
To nie była słabość. To była siła. 
Cassie była nagle bystra, całkowicie żywa. Wychudła szyja Madame Azzedine była tak 
blisko, że nie mogła się właściwie skupić, widziała tylko jak fioletowe żyły 
wybrzuszały się i pulsowały, czuła, jak stare ciało zaczyna się szarpać i drżeć, czuła 
smak zgniłego ciała. Ich usta były nadal szczepione, ale nie było już jej niedobrze.  
Czuła się silna. 
 
Odległy krzyk pojawił się raz jeszcze i Madame Azzedine podniosła głowę, zaciskając 
pięści. Pokazały się białe kości, przebijające cienką skórę. Cassie oczekiwała, że jej 
głowa opadnie na kamienny stół, ale tak się nie stało. Była jakaś  siła w jej szyi, która 
powodowała, że trzymanie głowy w górze nie było bolesne. Nie straciła kontaktu, 
nawet wtedy, gdy starożytne ciało wiło się, a kobieta próbowała wykręcić się z jego 
uścisku.  
 
Kolejne bolesne zawodzenie, jakby pochodziło z bardzo daleka, i Cassie zdała sobie 
sprawę, że to nie jest krzyk Madame, to rozlegało się wewnątrz jej głowy. Uścisk na 
jej ramionach trochę się rozluźnił, i mogła podnieść się do góry. Przez moment, 
Madame Azzedine zerwała z nią kontakt, i Cassie mignęła jej blada, udręczona twarz. 
Katerina coś powiedziała, i puścili jej ramiona. 
 
Cassie rzuciła się w górę i złapała głowę Madame Azzedine. Przyciągnęła usta starej 
damy z powrotem do swoich, wczepiła się w białe włosy.  
Potrzebowała tego. TO potrzebowało jej. Żaden problem… 
Coś paliło ją w łopatki, skoncentrowany w tym punkcie silny ból, ale nie zwracała na 
niego uwagi. Musiała z powrotem złapać kontakt. Musiała.  
Trzymała starą kobietę w ramionach.  Nic innego nie miało znaczenia.  
Gorące igły wbijały się jej w ramiona.  
Nie, nie.  
Nie liczyły się … 
 
Kolejny krzyk. Jednak ten nie zabrzmiał jej w głowie. Był rzeczywisty, bliski i 
wydawał się szalenie znajomy.  
Zagniewany. Burzliwy.  
Królowa dramatu.  
Latynoska … 
 
Nagle coś ciężko huknęło w bok głowy Madame Azzedine odrzucając ją na bok. 
Cassie próbowała złapać starą kobietę gdy ta osuwała się miękko na ziemię, ale jej 
nogi wciąż były przymocowane do stołu i nie mogła jej uchwycić. Jej wysuszone ciało 
opadło bezwładnie na podłogę. Przezroczysty, biały kształt uniósł się z ust starej 
kobiety, kierując się w stronę sufitu z wysokim, piszczącym wyciem. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

 
Katerina próbowała uchwycić uciekającą smugę. 
- Głupcy! - zawyła. - Co zrobiliście? 
Uczucia Cassie były dokładnie takie same. Usiłowała rzucić się na uciekającą mgłę, aż 
z okrzykiem frustracji nie zwinęła się w kłębek, szarpiąc łańcuchy.  
Potem zamarła, krzyk uwiązł jej w gardle. 
Był tam. 
Ranjit stał przed nią, zimny i nieruchomy, zasłaniając ją przed resztą z Few. Mimo iż 
odwrócony do niej tyłem, wyraźnie słyszała jego groźny pomruk.  
- Katerina, ty suko!Co ty zrobiłaś? 
 
Katerina zgarbiła się, ziejąc wściekłością, ale nie odpowiedziała.  
Więc Ranjita nie było w czasie tej nielegalnej ceremonii? Mimo iż wcześniej go 
wypatrywała nie była w stanie go zobaczyć. Czy to znaczy, że był po jej stronie? 
W takim razie, co do diabła go tu trzymało?  
 
Po swojej lewej strony Cassie zauważyła Jake'a, który nożem Keiko, ostrzegawczo 
przecinał powietrze szerokim łukiem, przy akompaniamencie warczących Few. 
Isabella wdrapała się na kamienny stół i stanęła przed Cassie, grożąc wszystkim  
czymś co przypominało młot na bardzo długim kiju. 
- Skąd to masz?- krzyknęła Cassie, pocierając gwałtownie skronie i próbując się  
skupić. 
- To? - Isabella zamachnęła się na postać w kapturze, która rzuciła się na nią, trafiając 
ją w głowę. Ta upadła jak kamień.- Biorę to do szkoły w każdym semestrze, Cassie! 
Wiedziałem, że będzie przystojny. 
- Przydatny,- powiedziała Cassie potrząsając głową. 
- Mówiłem ci, - rzucił przez ramię Jake, cały czas stojąc nieruchomo przed półkolem 
podstępnych Few, którzy spoglądali na jego nóż ze szczególną ostrożnością. 
- Tak, tak,- powiedziała Cassie.- Wiem. Zabójca z młotkiem do polo. -  Owinęła wokół 
pięści łańcuch zamotany wokół jej nóg, naprężyła mocno... Uff, to było beznadziejne. 
Głos Ranjita był niski, ale czysty. - Jake. Łańcuchy. Użyj noża. 
Jake rzucił mu nieufne, groźne spojrzenie. - W ten sposób... 
- Powiedziałem, użyj noża! 
 
Z ostatnim podejrzliwym gniewnym spojrzeniem, Jake wycofał się do góry, a 
następnie obrócił się i uderzył nożem w łańcuch. Połączenia pękły, a on już odwracał 
się, odstraszając dwóch z Few, którzy podeszli do przodu i znaleźli się blisko nich. 
Zawahali się, zatrzymali, cofnęli krok do tyłu. I jeszcze jeden.  
 
Jake wstrząśnięty, spojrzał na nóż.  
- To jest dopiero ostrze. 
Ranjit nie zwracał na niego uwagi. Stał wciąż nieruchomo a żaden z Few nie odważył 
się do niego podejść. Skupił się całkowicie na Katerinie, coś iskrzyło między nimi. 
Pożądanie? Wściekłość? Nienawiść? 
Do diabła! Kto się teraz będzie tym przejmował! 
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

- Jake! – zawołała Cassie, - przetnij kolejne łańcuchy. Teraz, Szybko! 
Jedno szybkie uderzenie i kamienne odłamki wybuchły w kłębie kurzu ze stołu. Jake 
zaklął. 
- Chybiłeś. Uderz w to jeszcze raz! - wykrzyknęła Cassie. 
 
Jeszcze jeden cios i trzy oczka na drugim łańcuchu rozpadły się. Dobrze. Cassie 
zeskoczyła ze stołu, akurat na czas by uderzyć mocno pięścią jedną z postaci w 
kapturze, gdy ta skoczyła na Jake'a. Pięść Cassie z hałasem wylądowała na szczęce,  a 
napastnik zatoczył się do tyłu. 
- W samą porę,- powiedział zakłopotany Jake. 
- Wy też. Jak się tutaj dostaliście? 
Isabella kręciła drewnianym młotkiem do polo nad swoją głową.  
- Powiemy ci później. Możemy już iść? 
- Tak. Łapy precz! - krzyknął Jake, gdy jakaś postać wymknęła się chyłkiem z cienia 
po jego lewej stronie. Katerina była blada i nieruchoma z furii. 
- Masz ostrze!- wysyczała. - Ty! 
- Naprawdę przepraszam, - powiedział Jake.- Czy to jest sprzeczne z zasadami szkoły? 
- Nie drażnij jej - jęknęła Isabella.- Biegiem. Cassie. Już! 
 
Cassie rzuciła się do przodu, wkraczając między Isabellę i postać w kapturze, która 
skradała się w kierunku dziewczyny. Ściągając wargi, Cassie warknęła. Zabawne, jak 
naturalnie to wyszło … 
 
Ranjit i Katerina wciąż stali nieruchomo wpatrując się w siebie, tocząc jakiś 
psychiczny pojedynek. Oczywiście, nie niepokoił się o żadnego Few. Był nieruchomy i 
groźny jak kamień, ale jego oczy płonęły. 
To się może źle skończyć, Cassie czuła to w kościach.- Isabella! Jake! Szybko do 
drzwi, uciekajmy! 
Ale Isabella wahała się. - Ranjit ma kłopoty. 
- On zadba o siebie, - krzyknął Jake.- Idziemy, Isabella! 
 
Ale Cassie także się zawahała. Ranjit wciąż stał ze śmiertelnym spokojem, stawiając 
czoła Few, którzy odzyskawszy odwagę, okrążali go. Cassie ruszyła w jego kierunku, 
mimo iż Isabella ciągnęła ją za ramię. 
- Cassie chodź! Proszę! 
 
Richard stał po drugiej stronie stołu, smutek i rozczarowanie widniało w jego pięknych 
oczach. Cassie zawahała się, czytając z jego warg słowo, „Proszę …”.  
Nie odpowiedziała, ponieważ wśliznęli się już do sklepionego przejścia pod 
zwijającymi się wężami. Kamienny język stwora, prawie dotykał jej ramienia, 
skrzywiła się. 
- Cassie!- wykrzyknął Richard, tym razem głośno.- Proszę! 
Skrzywiła się.  
- Spadaj Richard.  
Popchnęła Jake'a.  
- Wynoś się stąd!  

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Isabella powstrzymała go.  
- Co z Ran … 
- Chodźmy- krzyknął Jake, pociągając Isabellę za sobą. 
 
Cassie została. Katerina warcząc wydawała rozkazy wahającym się członkom Few, 
którzy okrążali Ranjita. 
- Wyjdź Casandro, - powiedział, zimny jak marmur.- Zaraz do was dołączę. 
Głupotą było się upierać. Głupotą czuć ten okropny strach o niego. Wiedział co robił.  
Czyż nie? Niechętnie obróciła się na pięcie i pobiegła za Jakiem.  
 
Jake i Isabella byli szybkimi biegaczami ale łatwo ich dogoniła.  
- Jak mnie znaleźliście? 
- Gdy nie wróciłaś do pokoju o czasie, poszliśmy ciebie szukać - wyjaśniła Isabella 
gwałtownie łapiąc oddech. – Przeszukaliśmy całą Akademię. W końcu poszliśmy do 
świetlicy Few . 
- Oczywiście ciebie tam nie było - dodał Jake – Nie było też połowy z Few. Była 
Ayeesha, i Cormac, i jeszcze kilku, ale powiedzieli, że Katerina z innymi poszła  
spotkać się z Richardem. I już wiedzieliśmy, że jesteś w tarapatach. 
- A potem przyszedł Ranjit - dorzuciła Isabella. 
- Tak. A on wiedział, gdzie cię zabrali – wyrzucił z siebie Jake. - Dziwnym trafem. 
 
Korytarz wydawał się szalenie długi i kręty, wił się pod górę pod coraz większym 
kątem, ale Cassie biegła bez wysiłku; musiała być bardziej wysportowana niż  
myślała. 
- Jake to nie w porządku! – zaprotestowała Isabella bez tchu. - Ranjit nie wiedział o tej 
ceremonii! 
- Tak powiedział - wymamrotał Jake z niechęcią. 
- On się tylko domyślał co się mogło zdarzyć, Jake! I zaprowadził nas pod Łuk, 
prawda? Pokazał nam tajemne drzwi? - Ciężko dysząc, rzuciła Cassie szelmowski 
uśmiech.- Więc jest napalony na ciebie! Widzisz? 
 
Isabella odwróciła się by skupić na drodze w górę, nagle gwałtownie wstrzymała 
oddech, zatrzymując się. Jake prawie przewrócił się o nią. 
- Co do diabła… 
- Hello Jake, cukiereczku. 
Przed nimi, blokując drogę do drzwi, stała szczupła sylwetka, długie blond włosy 
wydawały się świecić w ciemności. Katerina uśmiechała się do nich. 
Coś w tym rodzaju. 
 
- Jezu! - wymamrotała Cassie.- Ta dziewczyna naprawdę pokazuje wszystkie zęby, 
takie długie, i ostre również. 
- Powinieneś wiedzieć przeciwko czemu stanęliście. - Katerina wymruczała gardłowo. 
Bardzo gardłowo. 
Dziewczyna nie wyglądała dobrze, delikatnie mówiąc. Oczy były czerwone, skóra 
szara, wargi zastygły w grymasie ledwo przypominającym uśmiech. A jednak to była  
Katerina. W każdym calu. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

 
- Powinienem wiedzieć! – wybuchnął Jake – To pułapka! Singh zaprowadził nas tutaj a 
teraz nasłał ją na nas. 
- Nie, - powiedziała Cassie kategorycznie.-  Gdzie jest Ranjit, Katerina? 
 
Z wibrującym śmiechem, Katerina  założyła kosmyk włosów za ucho. - Ona ma rację, 
Jake. Nie potrzebuję pomocy Ranjita. Myślisz, że nie znam tych starożytnych 
labiryntów? Znam je wszystkie, w każdym mieście. Poznałam je przez wieki.  
- I wyglądasz na swój wiek - powiedziała Cassie 
 
Katerina wysyczała. - Jesteście dwójką głupców. Ona wam nie podziękuje, wiecie? - 
powiedziała do Jake i Isabelli, kiwnąwszy głową w kierunku Cassie. - Po wszystkim 
wam nie podziękuję.

 

Faktycznie będzie pragnęła waszej śmierci przez to że 

przerwaliście ceremonie. 
 
Jake zacisnął zęby.  
- Zejdź nam z drogi, Katerina. Nie chcę cię skrzywdzić. 
- Poważnie? Myślisz, że przyjmę rozkazy od stypendystów? - długi język przemknął 
po wargach Kateriny, schowała zęby, a na jej twarz powrócił uśmiech. - Myślisz, że 
możesz mnie skrzywdzić? Nie znasz mnie zbyt dobrze, prawda? Scooby. 
Jake wstrzymał oddech  
– Co powiedziałaś? 
- Słyszałeś. Scooby-dooby-doo. . Nie mogę ci powiedzieć, jak głośno wołała cię na 
końcu. Czy ona kiedykolwiek używała twojego prawdziwego imienia? 
 
Jake był jak sparaliżowany, chociaż cały się trząsł. Nóż wisiał wiotko i bezużytecznie 
w jego ręce; lada chwila miał wysunąć się z jego palców. 
- Ty, - powiedział ledwo słyszalnie - To byłaś ty? 
Bezwzględne usta wykrzywiły się w uśmieszku.  
- Oh, dorośnij, Scooby. Oczywiście, że to byłam ja. No, dobrze, Keiko i ja. Ranjit po 
prostu ją wydał. 
 
Cassie z niepokojem rzuciła okiem na Jake'a. Nie mogła zobaczyć jak oddycha, ale 
pomyślała, że może usłyszeć twardy, głuchy odgłos jego serca. 
- Był tylko rok różnicy między waszą dwójką wścibskich dzieci, prawda? Byliście 
blisko, ty i Jess. 
- Tak – wyszeptał Jake. 
- I będziecie razem ponownie. Zakończmy to szybko, - marszcząc brwi, Katerina 
badała swoje paznokcie, żółte szpony, matowe i sękate. - Muszę iść zobaczyć się z 
moją współlokatorką. 
- Oh?  - Isabella gotowała się z furii.- Zgłodniałaś? 
- Szczerze - tak. Ingrid jest wspaniała i współpracuje ze mną. W przeciwieństwie do 
Jessiki. Przykro mi to mówić, Jake, ale twoja siostra była trochę zgorzkniała, trochę 
kwaśna. Cała ta ucieczka, wiesz cały ten strach. Cała ta adrenalina … 
 
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Jake wrzasnął i skoczył na Katerinę, tnąc dziko nożem. Wymknęła się jak wąż, 
unikając jego uścisku i owinęła silne ramię wokół jego gardła. Isabella rzuciła się na 
nią z krzykiem, ale Katerina przekręciła szyję Jake’a do tyłu i uchyliła się przed  
drewnianym młotkiem do polo. Wyprostowała się i kopnęła mocno, celując w brzuch 
Isabelli; kopnięcie ogłuszyło dziewczynę i upadła bez tchu na podłogę. 
 
Krew zastygła w żyłach Cassie, nie mogła się ruszyć. Pazury Kateriny, zsunęły się z 
szyi Jake'a i wczepiły w jego rękę. Nóż upadł z trzaskiem na podłogę. Cassie 
błyskawicznie zdała sobie sprawę, że to jest to, na co czekała. Zanurkowała w 
poszukiwaniu noża, chwyciła kłębek włosów Kateriny drugą ręką i gdy Szwedka 
zapiszczała z bólu, machnęła ostrzem przez jej policzek. Trysnęła  krew. 
„Ups, pomyślała Cassie, wciąż trzymając  monstrualną głowę dziewczyny. I co teraz 
…?” 
 
Po długiej okropnej ciszy, Katerina zawyła. Uchwyt na Jake'u poluzowała na tyle, aby 
pozwolić mu złapać łyk powietrza, ale go nie puściła. 
- Amatorka!- wrzasnęła w twarz Cassie.- Jak śmiesz! 
 
Cassie nie spodziewała się ciosu Kateriny. Rzuciła się na nią z drugiej strony, wcisnęła 
w ścianę; nóż wypadł jej z palców i zakręcił na podłodze. Katerina rzuciła się na 
niego, zamknęła dłoń na poskręcanym uchwycie, podczas gdy druga szponiasta ręka 
cały czas trzymała Jake'a za gardło. Cassie próbowała wstać na równe nogi, ale 
zakręciło jej się w głowie. Kilka stóp dalej, Isabella wciąż próbowała złapać oddech . 
Ostrze noża zalśniło gdy Katerina go podniosła. 
- Zobaczycie jak Jake umiera, - uśmiechnęła się. 
 
Ale ktoś ruszał się szybciej niż ostrze, uderzając mocno Katerinę, przewracając ją. 
Puszczając zarówno Jake'a jak i nóż, zawodząc z wściekłości i strachu, Katerina 
kopała i walczyła z nowym napastnikiem.  
Wygląda to tak, jakby pantera próbowała odeprzeć tygrysa, pomyślała Cassie. Kiedy 
dwa zwijając się, walczące ciała uderzyły o ścianę korytarza, Cassie wyraźnie 
zobaczyła tygrysa. Ranjit. 
 
Jego zęby były obnażone, jego gałki oczne, tak jak u Kateriny, były całe czerwone. 
Jego potężne ręce znalazły jej gardło i Katerina wiła się, tracąc oddech, uderzając, 
pazury rozorały jego twarz, popłynęła krew. Jednak znacznie więcej wyciekało z  
rozciętego nożem jej własnego policzka; ręce Ranjita zostały zmoczone w jej krwi. W 
końcu jego śliskie od krwi palce rozluźniły się, Katerina krzyknęła ochryple i  kopnęła 
go w pierś. Potknął się a ona upadła na czworaka i splunęła. 
 
- Zejdź mi z oczu, siostro-ciemności, - rzucił Ranjit. – Zanim cię zabiję.. 
- Nigdy,- wysyczała Katerina, jedną zakrwawioną ręką trzymając kurczowo policzek. - 
Nigdy. Zabiję ją. A ty, ty nie chcesz mojej śmierci. 
Patrzyła na niego zachłannie przez moment. Potem zerwała się na równe nogi i 
pobiegła.  
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Wydawało się, że minął wiek, cała czwórka stała w ciszy. Jake pierwszy się poruszył, 
podnosząc Isabellę na nogi. Cassie wcale nie była pewna, czy jej współlokatorka musi 
tak się w niego wtulać, albo omdlewać bezwładnie w jego ramionach, ale co tam. 
Cassie zdobyła się na uśmiech, który zgasł, kiedy Jake pochylił się po nóż. Drżał w 
jego dłoni, kierując się w stronę Ranjita. Jego usta były wykrzywione z wściekłości. 
 
- Katerina powiedziała  … powiedziała, że ją wydałeś. Aby została zabita. 
Ranjit nawet nie mrugnął. Jego oczy były znowu normalne, matowe, a skóra na jego 
twarzy blada i napięta. - Kłamała. Jak mógłbym zadać ból Jessi? Kochałem ją. 
- Nie pomagałeś Katerinie? 
- Nie. Umówiłem się na spotkanie z Jess. Ale się spóźniłem, ktoś mnie zatrzymał. To 
było celowe, zdałem sobie z tego sprawę później, ale byłem zbyt głupi by zobaczyć to 
wtedy. Przysięgam, Johns... Jake. Nie zabiłem jej i nie wydałem jej na śmierć.  
 
Po raz pierwszy, Jake wyglądał niepewnie. 
- Więc dlaczego została… - zapytał, i w strasznej ciszy dodał cicho. - Zabita? 
- Katerina. - Ranjit wzruszył bezradnie ramionami.-  Nie wiedziałem jak bardzo ona… 
jak bardzo … 
- Chciała usunąć Jessa ze swej drogi?- powiedziała Cassie, wstając. - Chciała mieć cię 
tylko dla siebie? 
Rzucił jej długie, nieszczęśliwe spojrzenie. 
- Tak 
- A co z Keilo? 
 
Ranjit westchnął.  
- Kiedyś była najlepszą przyjaciółką Jessa, wcześniej, zanim została wybrana. Ale 
potem dołączyła do Few i zmieniła się. Stała się bardziej lekkomyślna, nawet 
niebezpieczna. Była wystarczająco szalona, by zrobić to z Kateriną tylko dla draki. 
 
Cassie nic nie odpowiedziała. Gdyby się teraz odezwała zapytałaby „Kto ciebie 
zatrzymał , Ranjit? Kto powstrzymał cię wystarczająco długo, by one mogły zabić  
Jessa? 
Tak naprawdę jednak, nie chciała tego wiedzieć. 
 
Ranjit spuścił głowę.- Bo chociaż nie chciałem sprawić bólu Jessa, to moja wina, że 
Katerina i Keilo wiedziały gdzie ją znaleźć, to jest moja wina, że ona nie żyje. 
Przepraszam Jake. Tak bardzo mi przykro. 
 
W uszach Cassie, zabrzmiało to na więcej niż na zwykły żal. Brzmiało to tak jakby 
miał złamane serce. Nic dziwnego, że facet trzymał resztę szkoły na długość ramion. 
To nie był snobizm, to był ból. Jak ktoś mógłby poradzić sobie z tego rodzaju winą? 
Cassie sięgnęła po nóż, chwyciła łagodnie rękę Jake'a i ścisnęła.  
- Jake? Myślę, że on mówi prawdę. Proszę? 
Jego palce zacisnęły się, trzymając sztywno rękojeść, potem nagle opadły bezwładnie i 
Cassie łagodnie zabrała od niego nóż. Odwracając się do Ranjita, podała mu go. 
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

- Nie - Zrobił ostrożny krok do tyłu. - On jest teraz Jake’a. 
Jake stał sztywno, wciąż zły i zdezorientowany. Ale ponieważ Cassie patrzyła, Isabella 
pocieszająco objęła go w pasie ramieniem. Chwilę później, oddał jej uścisk. 
- Weź go z powrotem Jake,- powiedziała Cassie.- Proszę. 
Spojrzał na wiekowy nóż z uznaniem. Gdy jednak pozbierał się, wyciągnął i chwycił 
go, ponuro i pewnie. 
 
- Co z innymi?- Cassie wskazała ręką w dół ciemnego korytarza. 
- Oni nie będą nas ścigać. Nie bez Kateriny. Zatrzymali mnie, by ona ciebie 
doścignęła. My … dyskutowaliśmy. - krzywiąc się, Ranjit dotknął głębokiego 
wyżłobienia  na swoim przedramieniu. - Ale w końcu dostrzegli mój punkt widzenia. 
Mimo to proponuję, chodźmy stąd szybko, - podniósł głowę. - Jeśli Jake mi pozwoli. 
 
Jake zawahał się, cały napięty. Isabella ścisnęła go za ramię.  
- Zaprowadził nas do Cassie - szepnęła. - Pomógł nam.  
W korytarzu powiało chłodem, powietrze stało się ciężkie i przytłaczające. 
- Jake, wierzysz mi? - zapytał Ranjit. - O Jessie? 
- Dlaczego bym miał? 
Ranjit nieznacznie wzruszył ramionami.  
- Bez powodu. Tyle, że mówię ci prawdę 
- Może – powiedział Jake. 
- Zaufaj mi. - Ranjit brzmiał jak zrozpaczony. 
Jake chwycił Isabellę stanowczo za rękę, i obrócił się w kierunku ukrytych drzwi. 
- Nie. Ale będę udawać, że tak robię. Na razie. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Rozdział 21 

 
 
Głupia piżama.

 

Nie powinna być dla niej za mała? Była obszerna, zniekształcona i 

podniszczona; pamiętała ją dobrze. Szarpnęła bezkształtny rąbek i ściągnęła w dół 
brwi patrząc na rysunek  Bratz*  na  materiale. Nie była na to za stara? 
Korytarz pogrążony był w ciemnościach. Ale cień poruszał się, złowrogi jak wrona. 
Stukał obcasami. Jilly Beaton sprawdzała czy u dzieci jest wszystko w porządku, bo 
gdyby tak nie było, coś musiałaby z tym zrobić.  
Uśmiechnęła się do siebie. 
 
Bez pośpiechu. Bez strachu. Trzymając ręce na framudze okna, Casandra spojrzała w 
dół na niechlujne podwórko. Jeden z pojemników stał odwrócony do góry dnem, 
śmieci rozsypały się na betonie. To musiało być to, co ją obudziło. Wychudły lis 
grzebał w szczątkach, ale jakby czując jej wzrok znieruchomiał i też na nią spojrzał, z 
podniesioną, jedną przednią łapą. 
Uśmiechnęła się do niego. Lis odwrócił się z powrotem w kierunku rozsypanego 
pojemnika, a ona do tropiącego cienia. Zatrzymał się przed drzwiami Lori, 
przyciskając ucho do wąskiego drewna, wsłuchując się w szlochy dziewczynki 
tęskniącej za domem. Ile lat miała Lori? Osiem. Tyle samo ile Casandra, gdy Jilly 
zaczęła niszczyć ją od wewnątrz. 
 
Cmokając cicho z niezadowoleniem, potrząsnęła głową i odeszła. Jak ona się tutaj 
dostała? Kto jej pozwolił? Pokój Lori był na prawo? Tak. 
Biedna, biedna Jilly. Była szczurem w pułapce. 
Co teraz zrobić? Zagrozić, że powie kierownictwu? Dzwonić do Patrick'a i zmusić go 
do słuchania? Czy po prostu wywoływać piekło na cały dom?  
Nie. 
 
Jilly położyła rękę na klamce drzwi do pokoju Lori, zaczęła przekręcać gałkę, ale 
zatrzymała się. Przekręcona. Wpatrywała się z niedowierzaniem.  
- Cześć, Jilly. 
 
Uśmiech sadystycznego oczekiwania na twarzy kobiety umarł, a ona jakby się 
skurczyła, gdy Casandra do niej podeszła. Cassie miała tylko dziesięć lat, ale Jilly 
wpatrywała się w nią przerażona! Roześmiała się. Coś jest nie tak z jej pamięcią, nigdy 
nie odważyła się stawić czoła Jilly, gdy miała dziesięć lat. Ale kogo to obchodzi? To 
było wyborne. Kobieta skuliła się, jęcząc. 
 
*Bratz – seria zabawek, lalek wraz z akcesoriami produkowana od 2001 przez 
kalifornijską firmę 
MGA Entertainment . Pierwsze cztery lalki, 10-calowe  Cloe, Jade, 
Sasha, i Yasmin były nastolatkami zafascynowanymi modą. Podobnie jak w przypadku 
lalek Barbie, zrealizowano szereg filmów z Bratzami w rolach głównych, nagrano 
także kilka płyt firmowanych przez te lalki. 
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Żałosne. Tak jak żałosna była żona senatora, Flavia Augusta, kiedy próbowałam ją 
otruć. Żałosna, jak chciwy ksiądz w renesansowym Turynie, nie potrafiący 
powstrzymać swoich apetytów, wbrew celibatowi. Podobnie jak wymuskany lord  
Acton gdy złapała go samego -  czy to nie było w Boże Narodzenie 1790? – powolny

 

oszołomiony napojami i pożądaniem. Wszystkich ich przeraziła, w końcu. 
To było słuszne. 
 
I właśnie wtedy Casandra nienawidziła jej. Ona sprawiła, że była wystraszona, że  
nienawidziła samej siebie. Próbowała stłamsić ducha Cassie, ale jej się to nie udało. 
Wcale. Teraz była kolej kobiety by się bać i tak właśnie było! To było 
niedopowiedzenie. Wyglądała na stłamszoną. 
 
W takim razie pocałuj, droga Jilly! Jeden mały, czuły pocałunek! Tylko, by pokazać, 
że nie żywi urazy. Tylko, by pokazać jak to jest, być opróżnionym z własnego ja. Jeden 
pocałunek … 
 
Położyła dłonie na skroniach kobiety. Pochyliła i uśmiechnęła się prosto w jej oczy i 
ścisnęła, miażdżąc te ciasne, złośliwe wargi w parodii grymasu. I przez swoje 
zniekształcone usta, kobieta zaczęła krzyczeć. 
Za drzwiami, niezakłócenie, Lori zaszlochała delikatnie przez sen.  
 
A Cassie drgnęła, budząc się. 
 

*** 

Nie krzyczała głośno; Isabella spokojnie pochrapywała dalej. Próbując uspokoić bicie 
serca, Cassie pomasowała tył szyi. Na twarzy czuła zimny powiew grudniowego 
powietrza: okno było otwarte. Okno na Paryż, nie Cranlake Crescent. Ona nie była 
dziesięciolatką w piżamie z Bratz; która choć tania, była jej ulubioną. Nic nie czaiło 
się na zewnątrz, nie było żadnych miejskich lisów. 
Co za sen. Co za koszmar. 
 
Wyśliznęła się z łóżka, podeszła do okna i oparłszy się wychyliła na zewnątrz; 
wciągnęła w płuca zimne powietrze. Zakręciło jej się w głowie.  
Ostrożnie. Można spaść. 

 

„Oczywiście, że nie spadniesz!” 
Zesztywniała, wpatrując się w pajęczyny świateł, którymi oświetlone było miasto. Tak 
naprawdę nie słyszała żadnego szemrzącego głosu. Więc dlaczego na to 
odpowiedziała? 
- Estelle? - wyszeptała. 
I nic. Odetchnęła głęboko. To było głupie. 
„Co jest złego w sprawiedliwości, moja droga? Możesz to wszystko mieć, wiesz o 
tym.” 
- Co?! 
„Wiesz, co jest możliwe. Wiesz czego chcesz. Obiecałaś mi, że weźmiesz wszystko co 
będziesz chciała. Obiecałaś mi to.” 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Cassie odsunęła się, trzymając kurczowo parapetu, wpatrując się nieruchomym 
wzrokiem w noc. 
" Cassandro, pozwolisz jej wykręcić się od kary. Czy nie?" 
- Co miałam zrobić? Co mogłam zrobić? Nic! 
„Bo się bałaś. To wszystko. Wpuść mnie, Cassandro! Wpuść mnie, a już nigdy więcej 
nie będziesz się bać. Nikogo! Razem, ty i ja! Wpuść mnie!” 
 
Cisza, długa przeciągająca się cisza. Wyobrażam sobie ten głos, zdecydowała Cassie. 
Jeszcze śpię. To wszystko. Mam halucynacje. 
„Pewnego dnia znajdziemy ją, Casandro.” 
Zakryła rękoma uszy. 
- Idź sobie!  
„Znajdziemy ją. To łatwa zdobycz. WPUŚĆ MNIE!” 
- NIE! 
- Cassie? – senny głos Isabelli sprawił, że oderwała się od okna i odwróciła.  
- Cassie, co się stało? Z kim rozmawiasz?  
- Z nikim! - głos Cassie zadrżał. - Przepraszam, Isabella, marzyłam.  
- Przy oknie? - Isabella sceptycznie usiadła.  
- Byłam, um … zaczerpnąć powietrza. Zaczęłam marzyć. Idź spać.  
- Z tobą wszystko OK?? 
 -W porządku.- Cassie odwróciła się w noc za oknem i wymamrotała. - Mamy się 
dobrze.  
 
Zaczekała, aż oddech Isabelli się pogłębi i zacznie ona pochrapywać, przeszła wtedy 
na paluszkach do łazienki. Ściągnęła górę od piżamy i spojrzała na swoją łopatkę w 
lustrze. Ślad nie był tak czysty i wyraźny jak u Richarda i nie palił się tak gwałtownie 
jak u Keiko, gdy umierała. Wyglądał na trochę zamazany i widziała brakujące linie, 
miejsca gdzie wzór był złamany. Ale był tam. 
 
Nie mogłaby teraz zasnąć. Mocno starając się być cicho, złagodziła skrzypienie 
otwieranej szafy i wyciągnęła sukienkę od Isabelli, sukienkę którą ta uparła się jej 
kupić. „Na miłość boską, Cassie! Zamknij się i nazwij to wczesnym prezentem pod 
choinkę!” 
Versace: jedna z tych nazw, których nie mogła wymówić. Cassie uśmiechnęła się. 
Materiał zaszeleścił gdy położyła go na łóżko; zastygła, ale Isabella nie poruszyła się. 
Nigdy tego nie zrobiła, pomyślała z czułością Cassie. Cassie nie miała ani jednej 
nieprzerwanej nocy od chwili wydarzeń przy Łuku dwa tygodnie wcześniej, ale żadnej 
z tych nocy – nic nie przeszkadzało jej współlokatorce w spokojnym śnie. Oznaka 
czystego sumienia, oczywiście.  
 
Cassie pogłaskała pięknie skrojoną sukienkę. Była wyrafinowana, bogata i piękna: nie 
tak jak ona. Nie mogła przestać zastanawiać się, jak będzie to nosić, ale może ta  
bajeczna suknia przyćmi jej brak pewności siebie. Tafta była zielonkawo - żółta albo 
żółtawo - zielona? Nie mogła się zdecydować. Isabella powiedziała, że pasuje do jej 
oczu. 
 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Wstydziła się, że nie ma partnera na Bal. Nie może nawet wykorzystać Richarda, 
pomyślała z poczuciem winy. Unikał jej jak zarazy. Zakaźnej, śmiertelnej. W 
rzeczywistości ledwo odzywał się teraz do wszystkich; od kiedy został wezwany do 
biura Sir Alric’a, na drugi dzień po ceremonii przy Łuku. Jeden Bóg wie, co mu 
powiedział Sir Alric, ale to uczyniło Richarda cichym i zawstydzonym i - pomyślała 
Cassie - był dotknięty, pełen urazy. Nie był sobą. 
Hah. Nie był sobą z całą pewnością.  
Tak jak ona. 
 
Richard wykręcił się sianem, w porównaniu do ich prowodyra. Z kolumnady cieni 
drzew, Cassie obserwowała eleganckie wyjście Kateriny z Darke Akademy, zaledwie 
dwadzieścia cztery godziny po tym jak uciekła przed nimi w potwornej formie. Piękna 
blondynka szła wolnym krokiem w dół schodów z podniesionym wysoko czołem; 
włosy i skóra świeciły jak u królowej. Miała duże ciemne okulary, czerwoną jak krew 
szminkę i nowiutką, ukośną bliznę na policzku. Zagoiła się niezwykle szybko, 
pomyślała Cassie, ale całkowicie nie zniknie. Jak czuła się nieskazitelna blondynka 
Hitchcocka? zastanawiała się. Co myślała o okaleczeniu, wstydzie, wydaleniu? 
Żałowała? Mało prawdopodobne. Chciała się zemścić? 
 
Sir Alric stał na szczycie schodów, spoglądając na Katerinę do czasu, gdy wśliznęła się 
z gracją do czarnej limuzyny i szofer zamknął za nią drzwi. Potem odwrócił się i jego 
spojrzenie zatrzymało się na Cassie, tylko na moment.  
Była pewna, że zadrżał. 
 
Przez dwa tygodnie Cassie czekała z niepokojem na wezwanie do jego biura, ale nie 
nadeszło. Darke wydawał się jej unikać, prawie tak samo jak robił to Richard. 
Niestety, żaden z nich nie będzie mógł jej uniknąć dziś wieczorem. Dziś odbędzie się 
Świąteczny Bal. I wszyscy, nawet jeśli nie mają na to ochoty, muszą na niego pójść. 
 
Pomimo ostatnich wydarzeń, cała szkoła wrzała od nieopanowanego, radosnego 
podniecenia. Ona nie czuła nic takiego. Przygotowania, plany, plotki i oczekiwanie: 
nic dla niej nie znaczyły. Pobyt w Darke Akademy został dla niej zakończony. Dla niej 
wszystko się skończyło. 
 
Nie chciała oglądać tajemniczego założyciela ponownie. Zamierzał zostawić ją samą z 
tym bałaganem wewnątrz niej, to było jasne. Była wstydem, błędem, paskudnym 
przypadkiem; przez nią musiał wyrzucić swoich ulubieńców. Sir Alric Darke 
prawdopodobnie nie mógł się doczekać, by się jej pozbyć. Cóż, Cassie to nie 
obchodziło. Była pełna niepokoju, przerażona, zdezorientowana ale nie przejmowała 
się tym. Wiele się nauczyła. Wróci do swojego dawnego życia i przeżyje.  
Zawsze.  
W międzyczasie, pójdzie na tą imprezę. 
 
 

*** 

 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Podpieram ścianę, pomyślała Cassie ze smutkiem. Dobry sposób by zakończyć jej 
mało błyskotliwą karierę w Darke Akademy. Przynajmniej atmosfera była dużo 
pogodniejsza bez Kateriny i Keiko: zespół był dobry, większość studentów miała w 
końcówce semestru świetne nastroje, a nauczyciele rozmawiali między sobą, patrząc 
ciepło na tancerzy. Jednak unikali Cassie. Nawet Herr Stolz traktował ją z nerwową 
uprzejmością przez ostatnie dwa tygodnie. 
Jake był wspaniałym tancerzem, tak jak i Isabella i mimo iż próbowali wciągnąć ją do 
zabawy, Cassie cieszyła się, że są tak wtuleni w siebie. Nie miała ochoty być 
towarzyska, a wałęsanie się przy Cassandrze i Klitajmestrze w zupełności jej 
odpowiadało. Nie było lepszego miejsca, pasującego do jej nastroju. 
 
- Dobry wieczór, Cassie. 
Podskoczyła, ale nie odwróciła się. Głos był charakterystyczny: przypalony miód 
połączony ze żwirem. 
- Witam, Sir Alric'u. 
- Nie tańczysz? 
- Nie,- urwała, a potem pomyślała: a do diabła. - Estelle nie ma na to ochoty. 
Nastała długa cisza, a oni stali razem w cieniu, patrząc na zespół i głośno śmiejących 
się studentów. Alicja dobrze wygląda, pomyślała Cassie, nawet jeśli chwieje się lekko 
po czterech kieliszkach szampana. Richarda nigdzie nie było widać: pokazał się, by  
ukradkiem wcześnie się oddalić. Reszta Few wydawała się być w szczytowej formie. 
Starała się wyobrazić ich sobie w szkarłatnych kapturach, ale nie miało to sensu. 
- Nie wiesz, którzy z nich brali w tym udział? -  spytał cicho Sir Alric. 
Cassie potrząsnęła głową.  
- Nie. Ale to nie ma znaczenia. 
- Ma znaczenie dla mnie. 
- Tak...To twój obowiązek. A poza tym, to dzięki. Dobrze spędziłam tu czas.- 
Przegryzła wargę. - Przeważnie. Poza tym epizodem z łańcuchami i demonami. 
- Cassie… 
Poczekała na niego, by pójść dalej a kiedy nie dołączył do niej, odwróciła głowę by  
przyjrzeć się dobrze jego twarzy. Był bardzo spokojny. 
- Musisz wrócić w następnym semestrze. – powiedział. 
- Nie, nie uważam żebym musiała. Dzięki za wszystko. 
- Nie rozumiesz.- spojrzał na nią rozdrażniony. 
- Więc mi wytłumacz.- Uniosła brwi. 
Westchnął pokonany.  
- Rytuał może i został przerwany, ale część ducha jest cały czas  w tobie. Ducha, który 
chce połączyć się z tobą w pełni. I nie przestanie, aż tego nie zrobi. 
Cassie wzruszyła ramionami. 
- Twardy. 
- Jesteś dzielna, moja kochana, ale to nie wystarczy, - powiedział Sir Alric  z ponurym 
rozbawieniem. - Możesz albo go przyjąć, albo go pokonać. Nie możesz przed nim 
uciec. 
- Spróbuję. 
- Nigdy nie uciekniesz dość szybko przed tym, Cassie.- Jego ton był łagodniejszy niż  
słowa.- Nigdy. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Od niechcenia bawiła się swoim bukiecikiem. Isabella wybrała wspaniała białą 
orchideę, poświęciła ją z roślinki od Jake'a. Nie może go zniszczyć. Zaczęła skubać 
paznokcie, chwilę potem złączyła palce. 
- Kontynuuj - powiedziała w końcu. 
- Nie wszyscy jesteśmy źli, Cassie. Spotkałaś najgorszych z nas. Musisz wrócić, żeby 
poznać tych dobrych. 
Zagryzła wargi.  
- Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym z was. 
- To nie jest wyjście, uwierz mi. Przykro mi. Powinienem był wziąć fantazje Estelli 
bardziej poważnie, ale nigdy bym nie pomyślał, że będzie miała odwagę mi się 
przeciwstawić. Upartego ducha masz w sobie, Cassie. Upartego i złego. 
- Połowę, - poprawiła go Cassie.- Połowę upartego, złego ducha. 
 
Sir Alric zawahał się, zrobił głęboki wdech.  
- Którego i tak musisz żywić. 
Z cichym jękiem, Cassie zasłoniła twarz rękoma. 
- Musiałaś to podejrzewać. Teraz to wiesz Cassie. Musisz wrócić do Darke Akademy. 
Nic nie mówiła, nawet na niego nie spojrzała. 
- Do chwili, gdy wrócisz po Nowym Roku, będziesz bardzo spragniona. Duch zacznie 
rosnąć, musisz mu stworzyć dom, którego potrzebuje. To zabierze ci dużo sił 
witalnych, Cassie, uwierz mi. 
- A co jeśli go zagłodzę?- warknęła. 
- Uwierz mi Cassie, będziesz musiała się żywić.- Brzmiał smutnie.- Jeszcze nie wiesz 
jak …  bez powodowania krzywdy. To jest moja praca, nauczyć cię. 
- Nigdy nie sprawię nikomu bólu! - powiedziała gwałtownie. 
- Ależ zrobisz, gdy staniesz się wystarczająco głodna. Gdy duch się zrobi, tak to już 
jest. Musisz się pożywić, ale możesz sobie nie poradzić i mogłabyś kogoś zabić. Tego 
chcesz? 
Cassie powoli potrząsnęła głową. 
- Będziesz jeść. Będziesz musiała karmić się przez całe życie; będziesz żerować na 
obcych, na ludziach, których znasz, na ludziach, których kochasz. 
- Nie,- rozpaczliwie powiedziała Cassie. 
- Tak. Twój duch da ci piękno, siłę i moc. Myślisz, że dostaniesz to za darmo? 
W jego głosie brzmiała bolesna melancholia, jakby w jego głowie przelatywały 
nieprzyjemne wspomnienia. Cassie stwierdziła, że drży. 
- Duch wysysa życie z ciebie, Cassie. Dlatego ty musisz wyssać je z innych ludzi. 
- Oh!- Pamiętała Alice, zamknęła mocno oczy.- O, Boże. 
- Jeśli się nie będziesz żywić, duch w tobie umrze, zatem i ty też. Ale do tego nie 
dojdzie. Wcześniej zabijesz. Nie będziesz w stanie się powstrzymać. Nauczę cię żywić 
się bez zabijania. 
- Nauczysz mnie? Jak zamierzasz to zrobić? Laboratoryjnymi szczurami? Moimi 
przyjaciółmi? 
Po raz pierwszy, nie mógł sprostać jej spojrzeniu. Jego głos, gdy mówił, był urywany i 
beznamiętny. 
- To jest cena, którą płacą nasi studenci, Cassie. To jest cena, którą płacą za pobyt 
tutaj.- Jego usta drgnęły poważnie. - Za … przywileje. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Nie mogła stłumić dźwięku obrzydzenia, cofnęła się, ale chwycił jej ramię i odwrócił  
ją twarzą do siebie. 
- Tak, panno Bell. Umrzesz, albo zabijesz. Albo zrobisz to, co słuszne i tu wrócisz. 
Cassie spiorunowała go wzrokiem, zdecydowana pozbyć się go, ale wyraz jego oczu 
przeraził ją. Pomyślała i poczuła taki strach jak wcześniej; dobrze, będzie co ma być. 
Skinęła głową. 
Westchnął z zadowoleniem. 
- To dobrze. Dobrze. Przykro mi, ale to jest konieczne, Cassie, naprawdę.- Jego głos 
stał się ponownie spokojny i beznamiętny.- Czy jest coś jeszcze, co mogę ci 
powiedzieć? 
Lustrując wzrokiem parkiet, dotykając zimnego, marmurowego ramienia Cassandry, 
Cassie kiwnęła głową. Ale poczekała, aż jej głos stał się tak samo zimny jak jego. 
- Gdzie jest Ranjit? 
 

 
 

EPILOG 

 
 
Dziedziniec pogrążony był w ciemności, cichy. Dobiegało tylko echo  rozmów, 
muzyki i śmiechu, a z bardzo daleka, echo miasta. Żadni podejrzani osobnicy nie 
włóczyli się po terenie dzisiejszej nocy. Jake był zajęty gdzie indziej.  
 
- Wrócisz? -, zapytała go. 
- Nie wiem.- Zagryzł kostki, unikając jej spojrzenia. - Tu mam niedokończone sprawy, 
Cassie. Ale co mam zrobić? - W końcu zdobył się na odwagę i spojrzał na nią. - Jeśli 
zniszczę Darke Akademy, to ciebie też. Jesteś teraz jedną z nich. 
 
Cassie zadrżała. Ale zaufała Jake'owi. Nie zadałby jej bólu, by poznać prawdę, ale Jess 
należy się sprawiedliwość. Przyjaźnili się. I Jake wróci do Darke Akademia. Musi. Ma 
Niedokończone Sprawy. Poza tym, Isabella zalewała się gorzkimi łzami na samą myśl, 
że Jake nie wróci. Cassie nie wiedziała czy mogłaby poradzić sobie ze swoją 
współlokatorką, przeżywającą iście operowe boleści, gdyby chłopiec nie pojawił się w 
następnym semestrze. 
 
Było zimno. Cassie liczyła schody w dół na dziedziniec: trzynaście. Tak jak  Estelle jej 
powiedziała, tego pierwszego dnia. Zabawne. Nie myślała już o niej Madame 
Azzedine. 
 
Ciemna postać siedziała w świetle księżyca na brzegu basenu. Nie podniósł głowy gdy 
się zbliżała, ale darł coś w ręku. Gdy podeszła, zobaczyła, jak czarne aksamitne 
strzępy wpadały do nieruchomej, zielonej wody basenu. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

- Czyż nie są rzadkie? 
Ranjit nie odpowiedział na jej uśmiech.  
- Bardzo. 
Usiadła przy nim na zakrzywionym, kamiennym brzegu. Cień Ledy rozpaczał 
odbijając się na płytach, potworny łabędź pochylał się nad jej szyją. 
W końcu powiedział  
- Twoja sukienka jest piękna. Wyglądasz, um … pięknie. 
- Dzięki – Zaczerwieniła się, mając nadzieję, że nie zobaczy tego, rumieniec pewnie 
odznaczał się na tle jedwabiu. 
- Jak nazywa się ten kolor? 
- Nie wiem. Żółty? Blado zielony? 
Rzucił ostatni, zgnieciony kawałek storczyka do basenu. 
- Myślę, że żółtozielony. 
- Jesteś miły,- odpowiedziała. Przesuwając palec w zimnej wodzie, patrzyła na odbicie 
księżyca, które pod wpływem jej ruchów roztrzaskiwało i na powrót scalało.  
- Co mi się stało? 
Kilkakrotnie otworzył usta i je zamykał, zanim wreszcie powiedział. 
- Nie wiem. 
- O, świetnie. Tak jak Sir Alric. 
Roześmiał się niskim, suchym śmiechem.  
- Widzisz, to wcześniej nigdy się nie zdarzyło. Przerwanie Rytuału. 
Skinęła głową i zaczęła dłubać pod wodą poszukiwaniu korzeni storczyka.  
- Jestem inna. Wiem o tym. 
- Uh-huh. Bardzo. - Z półuśmiechem, chwycił inny storczyk, wyrywając jego płożący 
się korzeń kamieniowi. - Wiesz, one nie są pasożytami. 
- Kto? 
- Storczyki. One nie są pasożytami, one są epifitami. Żyją na innych żywych istotach, 
ale nigdy nie zabijają swojego gospodarza. One … współistnieją. 
- Tak? 
Roześmiał się. 
- Tak. 
- Masz kłopoty, Ranjit? 
- Wiesz, że pierwszy raz, zwróciłaś się do mnie po imieniu? - Wzruszył ramionami.- 
Niektórzy z nich … tak, są źli. Ale to, co zrobili było błędne, mam na myśli pomoc 
Madame Azzedine. Nie muszę się ich bać. Jak już, to odwrotnie. - Jego uśmiech, nie 
do końca się jej podobał. - Oni nie boją się mnie. Oni boją się tego, co jest we mnie. 
Zadrżała.  
- A co w tobie jest, Ranjit? - skoro zaczęła korzystać z jego imienia, to nie mogła się 
już powstrzymać od jego używania. 
- Jeden ze złych duchów. Najsilniejszy, najstarszy, … 
- Najgorszy – zasugerowała Cassie. 
- Aha.- Uśmiechnął się lekko.- Najgorszy. 
- Teraz to widać.- powiedziała. - Przypuszczałam, że Kateriny. 
- Nie. Ja i mój duch. Choć mamy konflikt charakterów. 
- Wiesz co? Myślę, że płyniemy tą samą łódką. 
- Wiesz co? - zaśmiał się sucho. - Myślę, że możesz mieć rację. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

 
Cassie zanurzyła palce w lodowatej wodzie, aż zaczęły ją boleć.  
- Katerina.  Czy ona... Czy ona zawsze była taka? Czy może inna? Zanim została 
“wybrana”? 
- O, zawsze była taka.- wzruszył ramionami. - Zły duch, paskudna osoba. To nie jest 
dobre połączenie. Weź na przykład Cormaca: on ma dobrego ducha, ale wiesz co? 
Zawsze miał coś z łobuza i taki wciąż jest. Ayeesha – dobry duch, porządna 
dziewczyna. Widzisz? To jest synergia.  
- A ty i ja? 
- Dwoje najgorszych, Casandro. - Wyglądał na smutnego, ale intensywność jego 
spojrzenia powodowała drżenie w dole jej kręgosłupa, wcale nie nieprzyjemne. -  Dwa 
złe duchy, dwoje dobrych ludzi. Myślę, że nie jesteś gorszą osobą niż ja. – Uśmiechnął 
się krzywo - Nie wiem co się z nami stanie. Przypuszczam, że i tak się dowiemy. 
- Oh.- Odchylając się do tyłu, Cassie studiowała Ledę, jej nieruchome podchodzenie, 
jak we śnie do wściekłego łabędzia. - Gdzie będziemy w następnym okresie? Mam na 
myśli Akademię. Przypuszczam, że wiesz? 
- Tak. Będziemy w Nowym Jorku. 
Nowy Jork! Kiwnęła głową, walcząc z uśmiechem, starając się pokazać nawet trochę 
niechęci.  
- Nie będę tęsknić za tym łabędziem. 
- Nie będziesz musiała. To przechodzi z Akademią, gdziekolwiek idziemy. Wszystkie 
posągi. I ulubieńcy sir Alric też. - Brutalnie wyrwał inny storczyk z korzeniami.- 
Jesteśmy tu bogami, Cassie. Jesteśmy by polować na śmiertelników. Ale zabawa, czyż 
nie? Bogowie i potwory. Zależy jak na to patrzeć, - uśmiechnął się bez wesołości. - 
Widzisz? 
- Widzę, - powiedziała i puściła do niego oko.- Widzę obie strony. 
Przez chwilę wyglądał na speszonego, ale zaraz roześmiał się. 
- Więc, – powiedziała Cassie, - co z tą akceptacją? 
Rzucił jej pytające, nerwowe spojrzenie. 
- Mnie. Pamiętasz? To było tak: nie to, że mnie nie lubisz, tylko, że nie możesz mnie 
zaakceptować. 
- Oh … 
- Więc jak jest teraz? 
Ranjit potarł skronie kciukami. 
- Co proponujesz? 
- Jak na kogoś z tak wiekowym doświadczeniem,- wymruczała, - nie jesteś zbyt bystry, 
prawda? 
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała, myśląc: „To jest chłopak. Nie duch. I lubię go 
… Tak. Część Ranjita może mieć sto lat, ale co tam różnica wieku. To jest świetne.”  
Nic z niej nie wysysał, jej serce biło gwałtownie, jego też. Jej oddech był szybki, a 
jego pragnący. I pocałunek smakował tak dobrze! 

 

„Oczywiście, że go lubisz! Ja też, moja kochana!” 
- Estelle! - Cassie odepchnęła Ranjita, odskakując daleko. – Idź do diabła! 
- Casandra? 
- Wszystko OK. OK.- Pocałowała go raz jeszcze.- Tylko przez chwilę była nas trójka. 

background image

POOLE GABRIELLA 

 DARKE ACADEMY

 

Praca : Killari i anku35 

Roześmiali się, w następnej chwili śmiech Ranjita umilkł. 
- Wrócisz? - posłał jej nerwowy uśmiech.- W przyszłym roku? Wrócisz do Akademii, 
Casandro? 
- Oczywiście,- jej uśmiech zgasł szybko.- Jake też, tak myślę. 
Ranjit skrzywił się.  
- On chce mnie zniszczyć. 
- Tak. Myśli, że ma dobry powód. 
- A ty? 
- Nie. - Cassie potrząsnęła stanowczo głową.- Wierzę ci. Dlatego wrócę. Żeby go 
powstrzymać, przed skopaniem ci tyłka. - Uśmiechnęła się do Ranjita i wzruszyła 
ramionami.- I dlatego, że mam z kimś umowę. Słyszysz, Estelle? 
Cisza. 
Ranjit chwycił jej ręce i mocno ścisnął. 
- Życzę ci powodzenia, Casandro. Ale jak możesz kopać dołki pod sobą? Jesteście 
teraz jednym. Połączeni na zawsze. Jak możesz walczyć ze sobą? 
Cassie rozłączyła ich splecione dłonie, podniosła je do ust i pocałowała. Uśmiechając 
się, wyciągnęła szpilki ze swojego bukiecika, otworzyła jego rękę i przycisnęła białą 
orchideę do jego dłoni. 
- Muszę zaryzykować, mój drogi. 
Tym razem nie odwzajemnił uśmiechu.  
- Nie znałaś Estelle zbyt dobrze, prawda? 
- Ha! Poznaję ją coraz lepiej.- Cassie mrugnęła do niego zuchwale.- Ona cię lubi. 
- Tak, to jest to, czego się boję.  
Wyglądał tak smutnie i poważnie, że Cassie natychmiast otrzeźwiała. 
- Nie chcę wiedzieć co ona lubi. Albo co zrobiła, kim była.- Skrzywiła się.- 
Powinnam? 
- Na pewno nie dziś wieczorem.- Dotknął jej dolną wargę swoim kciukiem.- Powiem 
ci coś … 
- Co? 
Spojrzał w górę na wspaniałe wejście do szkoły, gdzie światło rozświetlało najwyższy 
stopień i skąd dobiegała muzyka. Przypiął biały storczyk z powrotem do sukienki 
Cassie i chwycił ją za rękę. 
- Lubię, gdy każesz iść Estelle do piekła. Powtarzaj jej to przez kilka godzin. 
- Tylko przez kilka godzin? 
- Aha. To jest wszystko co możesz zrobić. A my możemy zatańczyć.- Radośnie 
postawił ją na nogi.- Znasz to? 
- Nie,- powiedziała Cassie - Ale się nauczę. Dlatego przyszłam do ekskluzywnej 
szkoły. 
Tylko dziś w nocy, pomyślała chowając twarz w jego koszuli i wdychając jego jakże 
ludzki zapach. To było piękne, to było dobre. Tylko dziś w nocy był chłopiec i była 
dziewczyna. I nie byli niczym i nikim więcej i będą tańczyć pod rozgwieżdżonym 
niebem Paryża. Do diabła z jutrem. 
Chociaż miała nadzieję, że duch nie dostanie swojej szansy. 
 

CDN… 

Dalsza część przygód w drugim tomie serii -  Darke Akademia: Więzy.