background image

 

Jadwiga Courths-Mahler 

 

 

Sekrety prowadzą do nikąd 

 

 

 

background image

Liana Reinold objęła wchodzącego i spojrzała na niego wzrokiem 

pełnym czułości. 

— Wujku Joachimie, kochany wujku Joachimie! Nareszcie jesteś 

znowu w domu! 

Wuj objął ją równie czułym spojrzeniem, po czym silnie uścisnął. 

— Moja mała Liano, czyżbyś się za mną aż tak bardzo stęskniła? 

Pani  Bartels  przyglądała  się  temu  powitaniu  ze  złośliwym 

uśmieszkiem na ustach. Po chwili wyszła z pokoju. Liana spojrzała na 

wujka załzawionymi oczami. 

— Tym razem nasza rozłąka była dla mnie jeszcze trudniejsza do 

wytrzymania niż zazwyczaj. Tak strasznie się cieszę, że znowu jesteś 

przy  mnie!  Jesteś  najdroższym  mi  człowiekiem,  jedynym,  którego 

kocham  i  który  mnie  kocha.  Zastępujesz  mi  przecież  ojca. 

Prawdziwego  ojca,  gdyby  jeszcze  żył,  nie  mogłabym  darzyć  

głębszym uczuciem. 

Twarz  prawie  pięćdziesięcioletniego  mężczyzny  wyrażała 

głębokie  wzruszenie.  Mimo  wieku  zachował  szczupłą  figurę,  a  jego 

włosy posiwiały jedynie na skroniach. Gładko wygolona twarz i pełne 

życia,  błyszczące  oczy  sprawiały,  że  wyglądał  młodziej  niż  w 

rzeczywistości. Nawet jego ruchy zachowały zwinność i elastyczność. 

—  Bardzo  mnie  cieszy  fakt,  że  kochasz  mnie  jak  ojca,  Liano. 

Pozwól  mi  na  zawsze  zachować  to  miejsce  w  twym  sercu.  I  ja  cię 

kocham tak, jak ojciec kocha rodzoną córkę. 

Liana poprowadziła go do fotela, stojącego w pobliżu okna, sama 

usiadła na oparciu, po czym objęła jego ramiona. 

background image

—  Jak  długo  zostaniesz  tym  razem,  wujku  Joachimie?  Mam 

nadzieję, że nieco dłużej niż zwykle, nie tylko kilka dni? 

— Mogę zostać tylko dziesięć dni, dziecinko, potem znów muszę 

wrócić do pracy. Interesy wzywają. 

—  Tylko  dziesięć  dni?  One  strasznie  szybko  miną.  A  potem 

znowu  zostanę  sama.  Od  początku  lutego  to  już  cały  kwartał,  jak 

przebywałeś poza domem. 

Przycisnął  jej  delikatne,  szczupłe  ręce  do  policzków  i  zamknął 

oczy,  przysłuchując  się  jej  dźwięcznemu,  młodemu  głosikowi.  Po 

chwili  poruszył  się  odrobinę  niespokojnie  i  zmusił  się  do  lekkiego, 

żartobliwego tonu. 

—  Kochanie,  czyżbyś  czuła  się  aż  tak  strasznie  osamotniona? 

Czy  pani  Bartels  nie  zapewniała  ci  wystarczająco  dużo  rozrywek, 

które mogłyby rozproszyć nudę? 

Liana spojrzała przed siebie i cichutko westchnęła. 

—  Nie  wiem,  co  to  nuda,  wujku  Joachimie,  chociaż  brakuje  mi 

prawdziwego  celu  w  życiu.  Zawsze  potrafię  znaleźć  sobie  ciekawe 

zajęcie.  Poza  tym  pozostaje  mi  teatr  i  koncerty...  i  moje  własne 

towarzystwo,  w  którym  się  nie  nudzę.  Szczerze  mówiąc  wolę 

przebywać sama niż w towarzystwie pani Bartels. Muszę przyznać, że 

z  każdym  dniem  staje  się  ona  coraz  uciążliwsza  dla  mnie,  wręcz  nie 

do  wytrzymania  —  ostatnie  słowa  wypowiedziała  z  dziwną 

gwałtownością. 

Spojrzał na nią zatroskany. 

— Nie lubisz jej? Nie jest dla ciebie miła? 

background image

Liana  skuliła  ramiona,  jak  gdyby  nagle  przeszedł  ją  zimny 

dreszcz, po czym z zatroskaniem potarła czoło. 

—  Chciałabym  się  zmusić  do  tego,  by  poczuć  do  niej  choć 

odrobinę  sympatii,  ale  od  chwili,  gdy  ją  zobaczyłam,  nie  mogę  jej 

ścierpieć.  Ona  z  pewnością  była  dla  mnie  miła...  zbyt  miła.  Ale 

jednocześnie  wydawała  mi  się  nieszczera,  zachowywała  się  w 

przesadnie przyjacielski i bezpośredni sposób, co od razu mnie do niej 

zniechęciło. Ale od twojego ostatniego pobytu w domu odnosi się do 

mnie bardzo dziwnie. Robi mi ohydne, frywolne żarty, a gdy proszę, 

by przestała, powiedziała, żebym nie udawała świętoszki, bo i tak nikt 

mi  w  to  nie  uwierzy.  Jej  zachowanie  mogę  jedynie  określić  jako 

bezwstydną poufałość. 

Do głębi poruszony i zatroskany spojrzał jej w oczy. 

— Przerażasz mnie, dziecko! 

— Wiedziałam, że cię to zmartwi i dlatego nie wspominałam do 

tej pory o tym, co mnie dręczy. 

Wuj Joachim zmarszczył czoło. Między oczami pojawiła się mała 

trójkątna zmarszczka. 

— Nie znam zbyt dobrze pani Bartels. Została mi przedstawiona 

jako  doskonała  opiekunka  i  dama  do  towarzystwa.  I  nigdy  nie 

zauważyłem twojego niezadowolenia. 

—  Gdy  ty  tu  jesteś,  wujku  Joachimie,  zapominam  o  wszystkich 

przykrościach.  A  ona  nie  była  tak  niemiła  przed  twoim  ostatnim 

pobytem. 

— Mogłaś mi jednak o tym napisać. 

background image

—  To  by  cię  jedynie  zaniepokoiło,  a  nie  miałbyś  nawet 

możliwości,  by  mi  w  jakikolwiek  sposób  pomóc.  Poza  tym  pani 

Bartels  kontroluje  moje  listy.  Odkryłam  to  przez  przypadek,  gdy 

ostatnio  prawie  do  połowy  otworzyła  mój  list  do  ciebie,  który 

zostawiłam  na  biurku.  Przestraszyła  się,  gdy  niespodziewanie 

stanęłam  obok  niej  i  z  oburzeniem  zabrałam  jej  go  z  rąk.  Gdy  ze 

złością  powiedziałam,  że  nie  życzę  sobie,  by  tak  postępowała, 

odpowiedziała  mi  bezwstydnie:  „Jako  pani  opiekunka,  muszę 

kontrolować, do kogo pani pisze listy miłosne." 

— Co za bezczelność! — wykrzyknął hrabia Rastenau. 

— To oczywiście była wymówka, wujku Joachimie. Na kopercie 

napisałam  ogólnie  znany  adres,  który  i  jej  przecież  zostawiłeś.  Jak 

zwykle chciałam go wysłać do twojego bankiera, ponieważ on zawsze 

wie,  gdzie  akurat  przebywasz.  W  żadnym  razie  zatem  nie  mogła 

nabrać  podejrzeń,  że  jest  to  list  miłosny.  Do  kogo  zresztą  miałabym 

takie  listy  pisać?  Od  tego  czasu  nie  mogę  po  prostu  znieść  jej 

towarzystwa, a nawet samej jej obecności. 

Podszedł do Liany i pogłaskał jej mieniące się, złote włosy. 

— Że też nie masz ani matki, ani ojca, moje biedne dziecko! —

powiedział nerwowo. 

— Ale mam przecież ciebie, wujku Joachimie. 

—  Ale  ja  tak  rzadko  mogę  być  przy  tobie  i  nie  mogę  się  tobą 

nieustannie opiekować. Dlatego też pozwoliłem ci tak długo zostać na 

pensji.  Przynajmniej  miałem  pewność,  że  tam  znajdujesz  się  w 

dobrych rękach, wśród wesołych koleżanek. 

background image

—  W  końcu  musiałam  jednak  opuścić  pensję,  wujku. 

Skończyłam  przecież  dwadzieścia  lat  i  nie  mogłam  tam  dłużej 

przebywać. Wreszcie mogłam wrócić do ciebie. 

—  Kochanie  ty  moje!  Niestety  i  teraz  nie  masz  ze  mnie  zbyt 

dużej pociechy. A to, co powiedziałaś mi o pani Bartels, bardzo mnie 

zaniepokoiło. 

—  Wiedziałam  o  tym.  Najchętniej  w  ogóle  bym  ci  o  tym  nie 

mówiła, ale dzisiaj zmusiła mnie do tego prawie wbrew mojej woli. 

—  Drogi  Boże!  To,  o  czym  się  dziś  dowiedziałem,  utwierdza 

mnie w przekonaniu, by ją zwolnić. Chciałbym od razu zatrudnić inną 

damę do towarzystwa i tym razem będę bardziej ostrożny. 

— Kamień spadł mi z serca, możesz mi wierzyć — powiedziała 

Liana z ulgą. 

Stali przytuleni do siebie, gdy cicho otworzyły się drzwi i weszła 

pani Bartels.  Była  to  wytworna  kobieta  o  dziwnych  kocich  ruchach  i 

zimnym  spojrzeniu  nieco  wyłupiastych  oczu,  w  których  w  chwilach, 

gdy  sądziła,  że  nikt  na  nią  nie  patrzy,  pojawiły  się  fałszywe  i 

podstępne  ogniki.  Jej  grube  wargi  sprawiały  wrażenie,  że  jest  osobą 

zdolną do najbardziej niegodnych czynów. Ukrywała to jednak przez 

pełne  przesadnej  godności  zachowanie,  co  zwodziło  ludzi,  którzy  jej 

bliżej nie znali. 

Nie została zauważona od razu i stała przez chwilę, przyglądając 

się  przytulonej  do  siebie  parze  z  niechętnym  uśmiechem.  Po  chwili 

chrząknęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę obecnych. 

background image

Liana  wyrwała  się  gwałtownie  z  ramion  wujka  Joachima, 

przestraszona,  ponieważ  sądziła,  że  są  sami.  Pani  Bartels  na  swój 

sposób zinterpretowała jej przestrach. 

—  Przepraszam,  jeżeli  przeszkadzam  —  powiedziała  z 

godnością.  —  Chciałam  jedynie  zapytać,  czy  mam  kazać,  by 

przygotowano obiad? 

Hrabia  Rastenau  zwrócił  się  ku  niej  i  tym  razem  nie  uszło  jego 

uwagi, że w jej twarzy czai się fałsz. 

—  Tak,  proszę  powiedzieć,  by  przygotowano  obiad  — 

powiedział bardzo spokojnie. 

Liana  z  niemiłym  uczuciem  dostrzegła,  że  pani  Bartels  za 

plecami wujka Joachima posłała jej pogardliwe spojrzenie. 

—  Cóż,  panno  Liano,  teraz  niewątpliwie  poprawił  się  pani 

humor, ponieważ pani wuj jest wreszcie w domu? — zapytała. 

Nie czekając na odpowiedź Liany zwróciła się do hrabiego. 

—  Panna  Liana  czekała  na  pana  z  utęsknieniem,  panie  hrabio. 

Wzruszające doprawdy, jak bardzo jest do pana przywiązana. 

Rastenau  stał  się  wobec  niej  nieufny,  spojrzał  więc  na  nią 

przenikliwie.  W  pierwszych  chwilach  pobytu  w  domu  była  w 

stosunku  do  niego  niezwykle,  niemal  przesadnie  miła  i  odniósł 

wrażenie, że sprawiało jej przyjemność staranie się, by zadowolić jego 

gusta i wymagania. Najwyraźniej uważała, iż możliwe jest, że uda jej 

się  skłonić  tego  wymagającego  pięćdziesięcioletniego  mężczyznę  do 

małżeństwa  z  nią.  Potem prawdopodobnie  zrozumiała,  że  jej  starania 

są daremne.  

background image

Podczas jego ostatniego pobytu w domu, w lutym, jej zachowanie 

wobec  niego  gwałtownie  się  zmieniło.  Zabawna  niejednokrotnie 

uprzejmość  ustąpiła  miejsca  zimnemu  dystansowi.  I  od  tego  właśnie 

czasu  stała  się  nieprzyjemna  i  zgryźliwa  w  stosunku  do  Liany, 

zatruwając jej złośliwymi uwagami całe dnie. 

—  To  uczucie  nie  jest  nie  odwzajemnione,  pani  Bartels.  Proszę 

więc, niech pani rozkaże przygotować obiad — powiedział z rezerwą 

hrabia. 

—  Proszę  o  wybaczenie,  jeżeli  ośmieliłam  się  w  czymś 

przeszkodzić. 

—  W  niczym  pani  nie  przeszkodziła  —  odpowiedział  z  całym 

spokojem hrabia. 

Po 

tej 

wymianie 

zdań  pani 

Bartels 

opuściła 

pokój, 

charakterystycznymi  dla  siebie  kocimi  ruchami,  które  tak  bardzo 

kłóciły się z jej przysadzistą postawą. 

Rastenau  ponownie  zwrócił  się  do  Liany.  W  rzeczywistości  nie 

był on jej wujem, nazywała go tak jednak od zawsze. Ujął jej dłoń. 

—  Tę  kobietę  rzeczywiście  trudno  nazwać  miłą.  Dopóki 

wierzyłem, że jest ona dla ciebie dobrą opiekunką, dopóty starałem się 

darzyć ją sympatią. Teraz nie będę już dłużej udawał. Nie przejmuj się 

jednak,  Liano,  nie  pozwól,  by  taka  drobnostka  zepsuła  ci  humor. 

Zaangażowanie  jej  było  moim  poważnym  błędem  i  muszę  go 

koniecznie  jak  najszybciej  naprawić.  Zwolnię  ją.  Nie  pozwolimy 

jednak  sobie  na  zmartwienia,  będziemy  rozkoszować  się  całym 

sercem tymi kilkoma dniami, które mogę spędzić z tobą. 

background image

Liana z dziecinną ufnością wsunęła rękę pod jego ramię. 

— Wybacz, wujku Joachimie, że się tym przejęłam. Nie pozwolę 

popsuć już ani jednej minuty twojego pobytu w domu. 

 

Gdy  Liana  przed  rokiem  przyjechała  z  pensji  i  wujek  Joachim 

wprowadził  ją  do  jej  pokoi,  rozglądała  się  ze  zdziwieniem.  On 

natomiast zadowolił się jednym z mniejszych pomieszczeń. 

—  Nie  powinieneś  tak  postępować,  wujku  Joachimie.  Mnie 

wystarczyłby  mały  pokoik  i  już  byłabym  szczęśliwa  —  powiedziała 

wtedy. 

Wuj Joachim pokiwał jedynie z uśmiechem głową. 

— Przecież wiesz, moje dziecko, że ja większość czasu spędzam 

poza domem, w podróżach. Wystarczy mi zatem mały pokoik. Zresztą 

ten  dom  jest twoją  własnością i  bardzo  bym  się  cieszył,  gdyby  ci  się 

spodobał. 

Zostało tak, jak zarządził. 

Liana  nie  przypuszczała  nawet,  jakiego  rodzaju  interesy 

zatrzymywały wujka z dala od domu. Gdy chciała kiedyś doprowadzić 

do rozmowy na ten temat, wuj starał się jej w wyraźny sposób unikać. 

Opowiedział jej pewnego razu, że jej ojciec był jego kolegą z wojska i 

najlepszym przyjacielem. Ona nie odczuła boleśnie śmierci rodziców, 

była bowiem jeszcze za mała, by zdawać sobie z tego sprawę.  

Ale wuj Joachim zawsze starał się być obecny w jej życiu niczym 

wierny  anioł  stróż.  Opowiadał  jej,  jak  zabrał  ją  z  ramion  matki  tuż 

przed  jej  śmiercią.  Po  jej  pogrzebie  zawiózł  Lianę  do  Szwajcarii,  do 

background image

ciotki.  I  u  cioci  Lotty  została  aż  do  dwunastego  roku  życia.  Potem 

zmarła i ciocia.  

We  wspomnieniach  Liana  widziała  starą  i  usianą  zmarszczkami 

twarz  kochanej  cioci  i  inną  elegancką  postać  —  wujka  Joachima, 

który kilka razy w roku przyjeżdżał w odwiedziny do małego domku, 

wydającego  się  jeszcze  mniejszym  w  sąsiedztwie  przerażających 

swym ogromem szwajcarskich Alp.  

Jego  przyjazdy  były  dla  Liany  zawsze  wielkim,  przepojonym 

radością  świętem.  Opowiadała  mu  o  wszystkim,  co  wydarzyło  się  w 

jej  dziecinnym  świecie,  a  jego  oczy  wyrażały  miłość  i  dobroć.  Za 

każdym razem przywoził jej nowe zabawki, obdarowywał ją, starał się 

wyczytać z jej oczu każde, nawet najmniejsze życzenie. 

Z tego powodu ciotka Lotta nieraz go łajała. 

—  Rozpieszcza  pan  dziecko,  drogi  hrabio.  Ona  tęskni  cały  czas 

za  panem,  liczy  dni  do  pańskiego  ponownego  przyjazdu  — 

powiedziała mu pewnego razu. 

—  Wiem  o  tym  i  jest  to  moją  jedyną  pociechą,  ciociu  Lotto,  bo 

nie mogę mieć Liany na stałe przy sobie. 

—  Dlaczego  mnie  ze  sobą  nie  weźmiesz,  wujku  Joachimie?  — 

zapytała wtedy Liana. 

— Bo nie mam dla ciebie domu, moje małe kochanie. 

—  Chciałabyś  zostawić  w  samotności  ciocię  Lottę,  Liano?  — 

zapytała, najwidoczniej obrażona, starsza pani. 

Liana objęła ją z miłością. 

background image

—  Ależ,  ciociu  Lotto,  przecież  bardzo  cię  kocham.  Wujek 

Joachim musiałby zabrać nas obie. 

—  Ach,  ty  mała,  głupiutka  dziewczynko.  Wujek  Joachim 

podróżuje  dookoła  świata,  jednego  dnia  jest  tutaj,  drugiego  gdzie 

indziej. Cóż on miałby począć z dwoma takimi kobietami, jak my? 

Liana  niezbyt  dobrze  zrozumiała  słowa  ciotki,  była  jednak 

świadoma,  że  wspólne  życie  z  ukochanym  wujkiem  Joachimem  nie 

jest  możliwe.  Poddała  się  więc  losowi,  ciesząc  się  tym  bardziej,  gdy 

od czasu do czasu przyjeżdżał ją odwiedzić. 

Gdy miała dwanaście lat, ciocia Lotta zmarła. W ostatniej chwili 

przed  utratą  świadomości  wysłała  telegram  do  hrabiego  Rastenau, 

prosząc  go  o  niezwłoczny  przyjazd.  Potem  przekazała  Lianie 

medalion z kości słoniowej z wyrzeźbioną różą. W środku znajdowało 

się zdjęcie pięknej, młodej kobiety. 

—  To  była  twoja  matka,  Liano.  Podarowała  mi  to  zdjęcie  i 

medalion,  gdy  wyjeżdżała  do  Niemiec.  Tam  poznała  twego  ojca. 

Zatrzymaj to zdjęcie i chroń je. Jesteś bardzo podobna do matki. 

Zmarła  przed  przybyciem  hrabiego.  Starał  się  z  całych  sił 

pocieszyć Lianę. Wyglądał na bardzo zmartwionego. 

— Pozwól mi jechać z tobą, wujku! — błagała go. 

W tym momencie otworzył ort medalion, który wisiał na jej szyi 

na  czarnym  rzemyku.  Gdy  spojrzał  na  wizerunek  ukochanej  kobiety, 

w jego oczy wkradł się wyraz zgryzoty. Kurczowo przytulił Lianę do 

siebie i ucałował ją. 

background image

— To   niemożliwe,   kochanie...   może   później,   gdy   będziesz 

starsza.  Teraz  musisz  wyjechać  na  pensję  i  pilnie  się  uczyć.  Tam 

spotkasz wiele wesołych koleżanek, a ja będę cię odwiedzał, gdy tylko 

będę  mógł.  Jesteś  przecież  rozsądnym  dzieckiem  i  nie  będziesz 

sprawiać mi kłopotów i zmartwień. 

Z  pewnością  nie  chciała  przysparzać  ukochanemu  wujkowi 

zmartwień. Powiedziała jednak: 

— Nie chcę wesołych koleżanek, chcę tylko ciebie. 

On nie dał się jednak przekonać i umieścił ją na dobrej pensji w 

Genewie.  Liana  szybko  się  tam  zadomowiła  i  spodobało  jej  się 

towarzystwo  innych  dziewcząt,  miała  bowiem  towarzyskie  i  miłe 

usposobienie. Nieustannie jednak tęskniła za wujkiem Joachimem. 

Wreszcie pewnego dnia spełniło się jej najgorętsze pragnienie. W 

dniu dziewiętnastych urodzin otrzymała list od wuja, w którym prosił 

ją,  by  poczekała  jeszcze  pół  roku,  potem  będzie  mógł  ją  zabrać  do 

swojego  domu.  I  rzeczywiście  sześć  miesięcy  później  przyjechał  do 

Genewy i zabrał ją z pensji.  

Zaprowadził  ją  do  ślicznego,  przyjemnego  domu,  gdzie  przyjęła 

ją pani Bartels. Od razu wydała jej się nieszczera, ale nie zwracała na 

to uwagi, wszystkie troski malały w obliczu radości, jaką odczuwała z 

faktu, że wreszcie będzie mogła być z wujkiem Joachimem.  

Radość  nie  trwała  jednak  długo,  gdyż  po  kilku  dniach  musiał 

ponownie  opuścić  dom,  zostawiając  ją  samą  z  panią  Bartels.  Co 

kwartał  wracał  jednak  do  domu  na  osiem,  dziesięć  dni.  Wtedy 

poświęcał jej każdą godzinę, każdą minutę. 

background image

Nigdy z nią nigdzie nie wychodził. Tłumaczył, że ponieważ musi 

nieustannie podróżować po całym niemal świecie, pozostanie z nią w 

domu stanowi dla niego przyjemność i odpoczynek. Może wychodzić 

przecież z panią Bartels, kiedy tylko zechce. 

Liana nigdy nie zastanawiała się nad swymi stosunkami z wujem 

Joachimem. Wydawało jej się samo przez się zrozumiałe, że wszystko 

od niego dostaje i było dla niej zupełnie naturalne, że może przyjąć od 

niego wszystko tak, jak gdyby rzeczywiście był jej ojcem. Dopiero w 

ciągu ostatnich trzech miesięcy, pod wpływem osobliwych docinków 

pani Bartels, wkradło się do jej serca uczucie niepokoju. 

Przed  kilkoma,  dniami,  gdy  Liana  prosiła,  by  przestała  jej 

dokuczać,  pani  Bartels  zmierzyła  ją  nienawistnym  spojrzeniem  i 

odparła złośliwie: 

—  Nie  rób  z  siebie  takiej  świętoszki!  Gdyby  pani  była 

rzeczywiście  tak  dumna,  to  nie  powinna  pani  pozwolić,  by  hrabia 

Rastenau  panią  utrzymywał.  Nie  jesteście  przecież  w  żaden  sposób 

spokrewnieni. Ja już dobrze wiem, co mam o pani myśleć. 

W  swojej  niewinności  i  braku  doświadczenia  Liana  nawet  nie 

przypuszczała,  co  przewrotna  kobieta  chciała  przez  to  powiedzieć. 

Zaczęła  się  jednak  zastanawiać,  czy  rzeczywiście  powinna 

przyjmować  od  wujka  wszystko,  czym  ją  obdarzał,  jak  gdyby  była 

jego  rodzonym  dzieckiem.  Postanowiła  więc  porozmawiać  o  tym 

osobiście z wujkiem Joachimem, gdy wreszcie wróci. 

Gdy  jednak  usiadł  przed  nią  i  odczuła  jego  dobroć  i  niemal 

ojcowską  miłość  wydała  się  sobie  nierozsądna  i  milczała.  Wszystkie 

background image

troski  znikały  w  jego  obecności.  Czuła  się  wesoła  i  radosna, 

szczęśliwa  w  poczuciu  pewności,  że  jest  pod  jego  opieką.  Mogła 

zresztą odetchnąć z ulgą, gdyż pani Bartels miała zostać zwolniona z 

pracy. 

 

Zdarzyło  się  to  kilka  dni  później.  Hrabia  Rastenau,  Liana  i  pani 

Bartels skończyli właśnie jeść obiad, gdy wuj Joachim zwrócił się ku 

Lianie: 

— Liano, czy mogłabyś zostawić mnie na parę chwil sam na sam 

z panią Bartels, muszę z nią omówić ważną sprawę. 

Liana  podniosła  się  niezwłocznie.  Wiedziała,  o  czym  będzie 

rozmowa, i cieszyła się, że nie musi w niej uczestniczyć. Nie chciała 

być obecna przy tym, jak wujek Joachim poinformuje panią Bartels o 

zwolnieniu z pracy, 

— Później do ciebie dołączę, Liano — zawołał za nią hrabia. 

Skinęła mu z uśmiechem i zniknęła za drzwiami. 

Przez  chwilę  przyglądał  się  jeszcze  jej  oddalającej  sylwetce. 

Liana wyrosła na piękność, jej wdzięk i urok budziły w nim ojcowską 

dumę. Najchętniej zatrzymałby ją na zawsze u swojego boku. 

—  Miał  mi  pan  coś  do  powiedzenia,  hrabio?  —  pani  Bartels 

wyrwała go z zamyślenia. 

Dobroduszny  uśmiech  zniknął  z  jego  twarzy.  Spojrzał  na  nią 

zdecydowanie  i  chłodno.  W  ciągu  ostatnich  kilku dni, pod  wpływem 

lęków Liany obserwował ją z dużą dozą krytycyzmu. Wynikiem tego 

była decyzja o jej zwolnieniu. 

background image

—  W  rzeczy  samej,  pani  Bartels.  Muszę  panią  powiadomić,  że 

zostałem  zmuszony,  by  panią  zwolnić.  Bardzo  panią  proszę,  aby 

opuściła pani mój dom od pierwszego czerwca. 

Pani  Bartels  gwałtownie  się  zaczerwieniła.  Jej  twarz  nabrała 

złośliwego wyrazu. 

—  Czyżby  panna  Liana  na  mnie  naskarżyła,  panie  hrabio?  — 

zapytała ze złością. 

— Liana nie skarży. Pozostawia to niewychowanym ludziom. 

— Pan był przecież, jak dotąd, zadowolony z mojej pracy. Tylko 

pannie Lianie nie podobało się, że czasami patrzę jej na ręce. Dlatego 

wymaga od pana, by mnie pan zwolnił. Musi pan przyznać, że jestem 

niezwykle  dyskretna  i  nie  wypowiadam  się  na  temat  dziwnych 

stosunków,  jakie  panują  w  tym  domu,  chociaż  niejeden  zapewne 

miałby co do nich pewne obiekcje. 

—  Nie  rozumiem,  co  pani  ma  na  myśli  mówiąc  „dziwne 

stosunki"? — zapytał ostro. 

Spojrzała  na  niego,  badając,  jak  daleko  może  się  posunąć,  po 

czym powiedziała, kładąc osobliwy nacisk na słowa: 

—  Wie  pan  lepiej  ode  mnie,  co  oznacza,  prowadzić  tak  zwane 

podwójne życie. 

Wzdrygnął się, a ona wiedziała, że dotknęła go do żywego, mimo 

iż już po chwili odzyskał panowanie nad sobą. 

— Podwójne życie? Czy mogłaby pani wyjaśnić, co pani przez to 

rozumie? 

background image

Jego  ożywienie  upewniło  ją  w  przekonaniu,  że  ma  go  w  garści. 

Teraz  nic  nie  mogło  jej  powstrzymać.  A  ponieważ  na  początku 

wiązała z tym mężczyzną pewne nadzieje, jej w gruncie rzeczy podła 

natura nie umiała teraz oprzeć się pokusie, by go poniżyć. 

— Czy naprawdę muszę to wyjaśnić? — spytała groźnie. 

Wyczuł  zbliżające  się  niebezpieczeństwo  i  to  obudziło  w  nim 

nową energię i zdecydowanie. 

— Usilnie o to proszę — odpowiedział szorstko. 

— A więc dobrze! Gdy rok temu przyjmował mnie pan do pracy, 

powiedział  mi  pan,  że  potrzebuje  damy  do  towarzystwa  i  opiekunki 

pana „wychowanicy". Od razu mi to podpadło. Zastanawiałam się, jak 

do 

tego 

doszło, 

że 

hrabia 

Rastenau 

ma 

wychowanicę 

drobnomieszczańskiego  pochodzenia  i  dlaczego  jest  dla  niej  taki 

czuły. Wydawało mi dziwne że pan zazwyczaj podróżował, spędzając 

w  domu  zaledwie  kilka  dni  w  czasie  których  nigdy  pan  z  panienką 

Lianą  nie  wychodził.  Milczałam  i  nie  pozwalałam  sobie  nawet  na 

jedno słowo krytyki. Wtedy wierzyłam jeszcze w „wychowanie". 

—  Proszę  kontynuować!  —  zażądał  szorstkim,  chrapliwym 

głosem. 

—  Gdy  przebywał  tu  pan  ostatnim  razem,  odwiedziła  mnie 

zaprzyjaźniona  ze  mną  pani,  która  akurat  tędy  przejeżdżała.  Tą 

kobietą była... dyrektorka szkoły, pani Schwarze z B. 

Tym  razem  hrabia  Rastenau  utrzymał  nerwy  na  wodzy.  Żaden 

mięsień  nie  drgnął  w  jego  twarzy,  nie  zdradził  jakiegokolwiek 

poruszenia. 

background image

—  I  cóż  dalej?  —  zapytał  ironicznie,  ale  ona  dostrzegła,  jak 

nabrzmiewają żyły na jego czole. 

Odchyliła  się  na  oparcie  krzesła,  sadowiąc  się  wygodniej,  jak 

gdyby chciała rozkoszować się ciekawą zabawą. 

—  Spotkałam  się  z  moją  przyjaciółką  w  kawiarni.  Siedziałyśmy 

przy  oknie,  koło  którego  akurat  pan  przechodził,  panie  hrabio.  Moja 

przyjaciółka  poruszyła  się  z  ożywieniem.  „Spójrz  —  powiedziała  — 

przecież  to  hrabia  Joachim  Rastenau".  Nie  wiedziała,  że  zostałam  u 

pana  zatrudniona  jako  dama  do  towarzystwa.  „Czyżbyś  znała 

hrabiego?" — zapytałam przezornie.  

Moja  przyjaciółka  przytaknęła  z  zapałem.  „Oczywiście,  że  go 

znam.  W  naszym  miasteczku  zna  go  każde  dziecko.  Jest  bogatym 

ordynatem,  hrabią  Rastenau,  który  poza  zamkiem  Rastenau  posiada 

jeszcze  cztery  czy  pięć  olbrzymich majątków  ziemskich.  Trzy  z  nich 

leżą  w  naszym  najbliższym  otoczeniu."  Pozwoliłam  mojej 

przyjaciółce  opowiedzieć  wszystko, co  wiedziała  o  ordynacie hrabim 

Rastenau, nie zdradzając jej, że go znam.  

I  dowiedziałam  się  ku  mojemu  zdziwieniu,  że  hrabia  Joachim 

Rastenau  bynajmniej  nie  jest  kawalerem,  jak  sądziłam  i  w  co  wierzy 

panna  Liana,  lecz  że  jest  żonaty  i  ma  szesnastoletnią  córkę. 

Dowiedziałam  się,  że  nie  podróżuje,  ale  mieszka  w  Rastenau  i  tylko 

czasami  pan  wyjeżdża...  do  swego  domu  w  Berlinie,  o którym  nikt  z 

pańskiego  środowiska  nie  ma  najmniejszego  pojęcia.  Cóż,  panie 

hrabio,  teraz  już  pan  wie,  o  czym  myślałam,  mówiąc  o  podwójnym 

życiu. 

background image

Rastenau  potrzebował  nieco  czasu,  by  odzyskać  równowagę. 

Został zdemaskowany w najgorszej i nieoczekiwanej chwili, liczył się 

jednak  z  tym  wcześniej,  że  pewnego  dnia  doprowadzi  do  tego 

niewinny  przypadek  i  był  na  to  przygotowany.  Podniósł  głowę  i 

spojrzał  szyderczym  wzrokiem  w  pełne  napięcia  oczy  kobiety,  która 

nie cofnęłaby się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel. 

— A więc?... I co dalej? — zapytał z pełną ironii rozwagą. 

Zmieszała  ją  jego  pewność  siebie.  Nie  przypuszczała  nawet,  ile 

go  kosztowała.  Ciągnęła  więc  z  widocznym  wahaniem  i  wzrastającą 

niepewnością: 

—  Domyśla  się  pan  zapewne,  panie  hrabio,  że 

zainteresowaniem  przysłuchiwałam  się  relacji  mojej  przyjaciółki. 

Wreszcie  dowiedziałam  się,  na  czym  polegają  pańskie  dziwne 

podróże. 

— Niewątpliwie od dawna łamała sobie pani nad tym głowę? — 

drwił  z  niej,  zauważywszy,  że  jego  szyderstwa  sprawiają,  iż  pani 

Bartels czuje się coraz mniej pewna siebie. 

— Oczywiście, niejednokrotnie się nad tym zastanawiałam. 

—  Nie  wiedziałem  po  prostu,  że  jestem  zobowiązany  do 

opowiadania pani o moim życiu prywatnym. Chodzi tu jedynie o moje 

sprawy  rodzinne,  które  nikogo,  poza  członkami  tejże  rodziny,  nie 

powinny obchodzić. Ponieważ jednak wykazuje pani, jak mi się zdaje, 

zbyt  duże  nimi  zainteresowanie,  nie  pozostaje  mi  nic  innego,  jak 

zwolnić panią. 

background image

Wzdrygnęła  się.  Po  tym,  jak  dokonała  wspomnianego  odkrycia, 

dotyczącego  życia  prywatnego  hrabiego,  miała  nadzieję,  że  ona 

zajmie  stanowisko  osoby  mogącej  stawiać  warunki.  Niestety  jej 

oczekiwania zawiodły. 

—  Zatem  rzeczywiście  chce  mnie  pan  zwolnić  z  pracy,  panie 

hrabio? 

—  Ubolewam,  że  zostałem  do  tego  zmuszony  —  powiedział  z 

przekonaniem. 

— Świat niewdzięcznością płaci! — powiedziała ze źle ukrywaną 

złością. 

—  Czyżbym  był  pani  jeszcze  winny  słowa  wdzięczności?  — 

zapytał z uprzejmą pewnością siebie. 

—  Owszem.  Chociażby  za  to,  że  nie  powiadomiłam  panienki 

Liany o tym, iż ma pan żonę i dziecko. 

Niezauważalne  ogniki  pojawiły  się  w  jego  oczach.  Źrenice  się 

zwęziły.  Nie  stracił  jednak  charakterystycznego  dla  siebie 

opanowania, zrozumiał że nie może już dłużej ukrywać prawdy przed 

Lianą,  musi  jej  wyjawić  swą  tajemnicę.  Pani  Bartels  niewątpliwie 

zechce  się  zemścić  za  zniewagę,  której  doznała.  I  zapewne  nie  zrobi 

tego  w  delikatny  sposób.  Będzie  zatem  lepiej,  jeżeli  osobiście 

wszystko Lianie wyjaśni. 

Ze spokojem odparł pani Bartels: 

—  Może  jej  pani  o  tym  powiedzieć.  Najwidoczniej  widzi  pani 

podejrzane tajemnice, nawet tam, gdzie w rzeczywistości nie istnieją. 

background image

Panna  Liana  wie,  że  jestem  żonaty  i mam  córkę.  Nie  musi  pani czuć 

się zatem zobowiązana, by ją o tym powiadomić. 

— Dobre sobie! 

Nie 

wiedział 

zbyt 

dobrze, 

co 

chciała 

wyrazić 

tym 

niezrozumiałym  okrzykiem.  Nie  miał  już  jednak  ochoty  na  dłuższą 

rozmowę. 

—  Wydaje  mi  się  wskazane,  by  postarała  się  pani  skrócić  swój 

pobyt w mym domu do minimum. 

—  Jak  pan  sobie  życzy,  panie  hrabio.  Gdy  tylko  znajdę  jakieś 

odpowiednie dla mnie schronienie, opuszczę ten dom — powiedziała 

ostro i wyszła z pokoju.  

Postanowiła  jednak  zostać  jak  najdłużej,  przynajmniej  do  jego 

ponownego  wyjazdu.  Byłby  to  odpowiedni  moment,  aby  spróbować 

zemścić się na Lianie za zniewagę, jakiej doznała. Wydawało jej się to 

jednak  możliwe  dopiero  po  wyjeździe  hrabiego.  Gdyby  Rastenau 

podejrzewał,  jakiego  rodzaju  podejrzenia  żywi  pani  Bartels  w  swej 

podłości,  straciłby  z  pewnością  panowanie  nad  sobą  i  pod  żadnym 

pozorem nie pozostawiłby z nią Liany nawet na chwilę. 

Po  rozstaniu  się  z  damą  do  towarzystwa  pan  Rastenau  pozostał 

jeszcze  przez  chwilę  w  pokoju,  chodząc  niespokojnie  tam  i  z 

powrotem.  Teraz,  gdy  wreszcie  znalazł  się  sam,  pozwolił  opaść 

masce,  za  którą  nieustannie  chował  swe  prawdziwe  oblicze. 

Przystanął na moment i z rozpaczą ukrył twarz w dłoniach. Odetchnął 

z trudem, z jego piersi wyrwało się głębokie westchnienie.  

background image

Po  chwili  wyprostował  się,  rysy  jego  twarzy  przybrały  wyraz 

zdecydowania.  „Muszę  to  jakoś  przetrzymać.  Nikt  nie  może  nawet 

domyślać  się  prawdy.  Powinienem  skrzętnie  ukryć  tę  tajemnicę.  Ale 

Liana  musi  się  teraz  dowiedzieć  o  tym,  co  mogłaby  jej  wyjawić  ta 

podła, nie cofająca się przed niczym kobieta. Powinna dowiedzieć się 

prawdy  ode  mnie,  jedynie  ode  mnie.  I  tak  ją  to,  jak  sądzę,  bardzo 

boleśnie zrani" — pomyślał. 

Szybkimi,  zdecydowanymi  krokami  wkroczył  do  salonu  Liany. 

Stała przy  oknie w pozie pełnej oczekiwania. Gdy  wszedł,  odwróciła 

się ku niemu gwałtownie i z ufnością uwiesiła się na jego ramieniu. 

—  Masz  już  z  głowy  tę  nieprzyjemną  rozmowę,  wujku 

Joachimie? 

—  Tak,  powiadomiłem  panią  Bartels,  iż  zwalniam  ją  z  pracy. 

Opuści dom najszybciej, jak to będzie możliwe. 

— Jak przyjęła twoją decyzję, wujku Joachimie? 

— Była do głębi urażona. 

— Mogę to sobie wyobrazić. 

—  Nie  powinniśmy  się  tym  jednak  martwić.  Musiałem  ją 

zwolnić, gdyż nie odpowiadała naszym wymaganiom. Będziesz przez 

pewien  czas  musiała  zostać  sama,  aż  do  chwili,  gdy  nie  znajdę 

odpowiedniej  zastępczyni.  Oczywiście  postaram  się  załatwić  to  jak 

najszybciej.  Muszę  mieć  pewność,  że  zostawiam  cię  w  dobrych 

rękach i pod dobrą opieką. 

— Lepiej być samą niż w jej towarzystwie! 

background image

—  Wierzę  ci  i,  prawdę  mówiąc,  nie  dziwi  mnie  to  wcale.  To 

kobieta  o  podłym  charakterze,  o  czym  mnie  dzisiaj  do  głębi 

przekonała.  Nie  możesz  jednak  zostać  sama.  Postaram  się  zrobić 

wszystko,  by  jak  najszybciej  znaleźć  odpowiednią  damę  do 

towarzystwa. 

—  Teraz  nie  myśl  już  jednak  o  tym.  Wyglądasz  na 

zmartwionego,  wujku  Joachimie.  Nie  chcę,  byś  był  smutny.  Co 

mogłabym zrobić, by cię rozweselić? Masz ochotę zapalić papierosa? 

Już  wszystko  przygotowałam.  Wiem,  że  lubisz  sobie  po  obiedzie 

zapalić. 

— Nie przeszkadza ci dym? 

Siadła naprzeciw niego i roześmiała się. 

—  Na  pensji  zdarzało  nam  się  od  czasu  do  czasu  w  tajemnicy 

zapalić papierosa. Sprawiało nam to ogromną przyjemność, właściwie 

jedynie dlatego, że było to zabronione. 

— Może więc zapalisz ze mną? 

— Chętnie, z przyjemnością. 

Jak  zwykle  dobrze  wychowany,  obsłużył  najpierw  ją,  dopiero 

potem sam zapalił papierosa. Wyczuł, iż nadszedł najlepszy moment, 

by  rozpocząć  spowiedź.  Liana  nieświadomie  pospieszyła  mu  z 

pomocą. 

—  Czy  wiesz,  wujku  Joachimie,  że  dzisiaj  przypada  rocznica 

śmierci cioci Lotty? 

background image

—  Całkiem  o  tym  zapomniałem.  Dobra,  kochana  ciocia  Lotta... 

dlaczego  umarła  tak  szybko?  Szkoda,  że  nie  żyje?  Było  ci  u  niej  tak 

dobrze. 

Objęła jego dłoń i podniosła ją do ust. 

— U ciebie jest mi jeszcze lepiej. Myślałam o ostatnich chwilach 

życia  cioci,  kiedy  to  wręczyła  mi  ten  medalion  ze  zdjęciem  mojej 

matki.  Czuję  się  do  niego  tak  przywiązana.  Często  przyglądałam  się 

wizerunkowi matki. Wydaje mi się, że jestem do niej bardzo podobna. 

—  Rzeczywiście,  Liano,  przypominasz  ją  z  twarzy,  sylwetki, 

sposobu  poruszania  się.  Czasami  zdumiewa  mnie  to  podobieństwo. 

Straciłaś matkę o wiele za wcześnie. 

— Mam jednak ciebie, wujku Joachimie — jej słowa przepojone 

były wzruszającą miłością. 

— Matki nikt nigdy nie może ci zastąpić, Liano. 

—  Byłam  jeszcze  za  mała,  gdy  umarła,  i  nie  potrafiłam  odczuć 

ogromnej  straty,  jaką poniosłam.  Poza  tym,  nawet  jeżeli  nie  jesteś  w 

stanie zastąpić mi matki, udało ci się zastąpić mi ojca. 

Poruszony do głębi, przysunął się do niej. 

— Czy nigdy nie odczuwałaś braku ojca? 

— Nie, nie dopuściłeś, by do tego doszło. 

— Było to moim celem, starałem się zastąpić ci nieżyjącego ojca. 

— Dziękuję ci — powiedziała w zamyśleniu — nie potrafię sobie 

w  ogóle  przypomnieć  ojca,  nie  wiem,  jak  wyglądał,  moja  pamięć 

zachowała jedynie obraz matki. 

background image

Wynika  to  prawdopodobnie  z  tego,  że  masz  jej  zdjęcie,  a  nie 

posiadasz żadnego wizerunku ojca. 

—  Być  może,  chyba  masz  rację.  Sądzę  jednak,  że  jest  to 

spowodowane również tym, że ty zajmujesz w moich myślach miejsce 

ojca. Chyba bardzo go kochałeś, prawda? 

Pogłaskał ją łagodnie po włosach. 

— Bardzo... jak samego siebie. 

— Byliście obydwaj oficerami regimentu w czasie wojny? 

—  Byliśmy  nierozłączni  i  postępowaliśmy  identycznie  we 

wszystkich sytuacjach, jakie przynosiło nam życie. 

—  To  znaczy,  że  mój  ojciec  opiekowałby  się  w  ten  sam  sposób 

twoim dzieckiem, gdybyś jakieś pozostawił, jak ty to czynisz ze mną. 

— Z pewnością tak właśnie by postąpił. 

—  I  dlatego  mogę  wszystko,  co  od  ciebie  otrzymuję, 

przyjmować, nie powinno mnie to martwić? 

Z zaskoczeniem ujął jej dłoń. 

— Ależ Liano! Cóż za dziwne pomysły przychodzą ci do głowy! 

Jestem  szczęśliwy,  że  mogę  się  tobą  opiekować  jak  moim  własnym 

dzieckiem. 

— Chciałabym jednak móc ci jakoś okazać mą wdzięczność. 

—  Nie  mówmy  o  tym,  nie  masz  powodów,  by  być  mi  za  coś 

wdzięczną. 

Spojrzała na niego z uśmiechem. 

— Już ja wiem lepiej. 

background image

Jakaż  była  śliczna!  Hrabiemu  wyrwało  się  z  piersi  głębokie 

westchnienie. 

— Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej podobna do matki. 

—  Tak  strasznie  się  z  tego  cieszę.  Ciocia  Lotta  powiedziała  mi 

przed  śmiercią,  że  powinnam  starać  się  być  podobna  do  matki.  Była 

dobra i pełna miłości. 

— Jak anioł, moje dziecko. Staraj się do niej upodobnić, ciałem i 

duszą — powiedział ze wzruszeniem. 

— Dlaczego umarła tak młodo? 

Spojrzał w dal przed siebie. 

— Była zbyt dobra i delikatna, by mogła żyć na tym świecie. W 

tym  czasie  panowała  okropna  grypa.  Twoja  matka  nabawiła  się 

zapalenia płuc i zmarła po kilku dniach. 

—  Być  może  przezwyciężyłaby  chorobę,  gdyby  miała  chęć  do 

życia.  Wydaje  mi  się,  że  tęskniła  za  ojcem  i  chciała  podążyć  w  jego 

ślady. Mówiłeś mi kiedyś, że kochała go ponad wszystko. 

— Tak... bardzo go kochała. 

Liana  spojrzała  na  niego.  Zawsze  gdy  mówił  o  jej  matce,  miała 

wrażenie, że i on musiał ją kochać. Nigdy nie pytała go o to. Uścisnęła 

jego dłoń. 

—  Wujku,  chciałabym  cię  zapytać,  dlaczego  nigdy  się  nie 

ożeniłeś? 

Przez  jego  twarz  przemknął  bolesny  skurcz.  Teraz  miał  okazję, 

by jej wszystko wytłumaczyć. Objął jej dłonie. 

background image

—  Czy  jesteś  tego  pewna,  że  nie  jestem  żonaty?  Nigdy  tego  nie 

powiedziałem. 

Wzdrygnęła się i spojrzała w jego pełną napięcia twarz. 

— Wujku Joachimie? — zapytała krótko. 

— Czy sprawiłoby ci ogromny ból, Liano, gdybym powiedział ci, 

że jestem żonaty? 

Lekko pobladła, jej oddech stał się urywany. 

— Czy sprawiłoby mi ból? Nie  wiem. Ale to tylko żart z twojej 

strony, prawda? — spytała gwałtownie. 

— A gdyby to było prawdą, moje dziecko? 

—  Ach  nie...  gdzie  miałbyś  żonę?  Przecież  nie  mógłbyś  tego 

przede mną przemilczeć. 

—  Czasami  człowiek  jest  zmuszony,  by  zachować  w  tajemnicy 

pewne  rzeczy,  Liano.  I  gdyby  tak  było,  gdybym  został  z  jakiegoś 

powodu zmuszony, by ukryć przed tobą, iż jestem żonaty? 

Poderwała się z krzesła i zbliżyła się do niego. 

— Wujku Joachimie, masz takie poważne oczy, jak gdyby to, co 

mówisz, było prawdą. Powiedz mi w tej chwili, czy to prawda? Jesteś 

żonaty? — zapytała niemal bezdźwięcznie. 

Przysunął się do niej i objął ją ramieniem w obronnym geście. 

—  Uspokój  się,  moje  dziecko!  Najchętniej  na  zawsze 

zachowałbym  przed  tobą  ten  fakt  w  tajemnicy.  To  nie  ma  żadnego 

wpływu  na  nasze  wzajemne  stosunki.  Teraz  zostałem  jednak 

zmuszony, by ci o tym powiedzieć. Zdradził mnie przypadek w czasie 

ostatniego tutaj pobytu, dowiedziała się o tym pani Bartels i obawiam 

background image

się,  że  mogłaby  ci  o  tym  wiedzieć  w  bardziej  bezwzględny  sposób. 

Chciała nade mną zatryumfować. By nie dostarczyć jej tej satysfakcji, 

ośmieliłem się nawet stwierdzić, że ty od dawna już o tym wiesz. Nie 

powinnaś  dowiedzieć  się  tego  od  kogokolwiek  innego,  jedynie 

bezpośrednio  ode  mnie.  A  więc  to  prawda,  moje  dziecko,  jestem 

żonaty. 

Schowała twarz w jego ramionach. 

— Od kiedy, wujku Joachimie? — zapytała cicho. 

— Gdy byłaś w Szwajcarii, u cioci Lotty, jakiś rok od chwili, gdy 

cię tam zawiozłem. Ciocia Lotta wiedziała o tym i doradziła mi, bym 

nie mówił ci, dlaczego... dlaczego nie mogę zatrzymać cię przy sobie, 

dlaczego  nie  możesz  ze  mną  mieszkać.  Myśleliśmy,  że  będziesz 

mogła z nią zostać, a potem nie miałem już dość odwagi, by ci o tym 

powiedzieć. 

— Ale dlaczego? 

—  Być  może  powinienem  był  to  uczynić.  Ale  dobrze  to  sobie 

przemyślałem, moje dziecko. Gdybym mógł wprowadzić cię do mojej 

rodziny,  z  pewnością  już  dawno  bym  to  zrobił.  Ale...  ożeniłem  się  z 

rozsądku,  nie  z  miłości.  Nie  mogłem  oczekiwać  od  mojej  żony,  by 

przyjęła pod swój dach obce dziecko. A potem nie potrafiłem znaleźć 

stosownej  chwili,  by  z  nią  na  ten  temat  porozmawiać.  Tymczasem 

niebiosa obdarowały nas córeczką. 

Liana w poruszeniu ukryła twarz w dłoniach. 

—  Masz  też  córkę,  twą  własną  córkę?  —  zapytała,  lecz  głos 

niemal odmówił jej posłuszeństwa. 

background image

Z miłością starał się odsunąć jej ręce od twarzy. 

—  Tak,  Liano,  mam  córkę...  kochane,  młode  i  nieokrzesane 

jeszcze  stworzenie.  Ma  szesnaście  lat  i  możesz  mi  wierzyć,  że  jej 

pojawienie  się  na  świecie  w  najmniejszym  stopniu  nie  umniejszyło 

miłości, jaką cię darzę. Mam jej w sercu wystarczająco dużo dla was 

obu.  Strasznie  mi  przykro,  że  tak  cię  to  poruszyło.  Między  nami  nic 

się jednak nie zmieni. 

Spojrzała na niego ze smutkiem. 

— A jednak, wujku Joachimie, dla mnie to wiele zmienia, bardzo 

wiele — powiedziała. 

— Czyżbyś mnie nie kochała? 

Rzuciła się w jego ramiona. 

—  Wiesz  przecież,  że  jesteś  najukochańszym  z  ludzi,  których 

kiedykolwiek kochałam. Do tej pory sądziłam, że i ja jestem jedynym 

człowiekiem, którego możesz kochać. A teraz nagle dowiaduję się, że 

muszę się tobą z kimś dzielić. 

—  Miłości  się  nie  dzieli.  Ona  się  budzi  sama  z  siebie,  jeżeli 

otwiera  się  serce  dla  innych  ludzi.  Można  kochać  wielu  ludzi.  Jeżeli 

ojciec  ma  kilkoro  dzieci,  czyż  nie  kocha  każdego  z  nich  równą 

miłością,  z  całego  serca?  Czy  zauważyłaś  kiedyś,  bym  kiedykolwiek 

pozwolił ci odczuć moją niechęć do ciebie? Kocham dwoje dzieci — 

ciebie i moją małą córeczkę. Mam wystarczająco dużo miłości, którą 

mogę  obdzielić  was  po  równo.  Zatem  nic  nie  powinno  między  nami 

ulec zmianie. 

background image

—  Nie  gniewaj  się,  wujku  Joachimie,  że  robię  z  tego  taką 

tragedię.  To  z  pewnością  brzydko  z  mojej  strony,  że  nie  potrafię  się 

cieszyć faktem, iż posiadasz żonę i dziecko. Być może uda mi się tego 

nauczyć.  Ale  teraz…  teraz  jednakże  sprawia  mi  to  ogromny  ból... 

wiem bowiem, że nie mam już prawa do twojej miłości. 

Pogłaskał  ją  po  głowie  i  starał  się  osuszyć  jej  mokre  od  łez 

policzki. Pragnął ją pocieszyć i uspokoić serdecznymi słowami. 

Nagle poderwała się niespokojnie. 

— Ach, teraz już wiem, na czym polegały twoje podróże. To nie 

interesy zatrzymywały cię z dala od domu. I to nie twój dom. Znajduje 

się  on  przy  żonie  i  córce.  Do  mnie  przyjeżdżałeś  jedynie  w 

odwiedziny,  prawda?  —  zapytała  niepewnie  głosem  przepojonym 

bólem. 

— Tak właśnie jest, moje dziecko. Jestem ordynatem Rastenau i 

żyję  w  tamtejszym  zamku.  Gdy  tylko  mogłem  się  stamtąd  wyrwać, 

przyjeżdżałem  do  ciebie,  chcąc  się  upewnić,  czy  u  ciebie  wszystko 

jest  w  porządku,  czy  nie  brakuje  ci  niczego.  Moja  rodzina  nie  ma 

najmniejszego  pojęcia  o  twoim  istnieniu.  Pragnąłbym  stworzyć  ci 

prawdziwy  dom  rodzinny,  nie  jest  to  jednak  niestety  możliwe. 

Przyczyną są osobliwe stosunki, w których żyję i których nie potrafię 

ci  teraz  wytłumaczyć.  Ale  uśmiechnij  się  Liano!  Ciąży  mi  na  sercu 

twój  smutek.  Nie  chcesz  chyba,  bym  musiał  się  martwić  z  twojego 

powodu? 

background image

Dzielna  dziewczyna  próbowała  zmusić  się  do  uśmiechu. 

Wydawało  jej  się  jednak,  że  z  jej  życia  zniknęły  na  zawsze  słońce  i 

radość. 

—  Daj  mi  trochę  czasu,  bym  mogła  się  z  tym  pogodzić,  wujku 

Joachimie.  Muszę  jakoś  przeboleć  tę  stratę.  W  każdym  razie  teraz 

zrozumiałam, że jestem ci winna tysiąc razy więcej, niż myślałam do 

tej pory. Masz przecież wystarczająco dużo zmartwień, troszcząc się o 

swoją rodzinę. 

— Nie zapominaj, Liano, że posiadam znaczne dochody z mych 

włości.  Do  Rastenau  należą  przecież  jeszcze  inne  majątki, 

przynoszące  wystarczająco  dużo  pieniędzy,  bym  nie  musiał  się 

martwić. Nie powinnaś sobie tym zaprzątać głowy. 

—  Ale  pieniądze,  które  na  mnie  wydajesz,  odbierasz  swojej 

córce. Nazywa się Steffi... to na pewno zdrobnienie od Stefanii? 

—  Jej  matka  takie  ma  imię,  przejęła  go  po  niej.  Przy  chrzcie 

nadaliśmy  jej  imiona  Stefania  Charlotta.  Wołamy  na  nią  jednak  po 

prostu Steffi. 

— Chciałabym ją kiedyś zobaczyć. 

Uśmiechnął się i odetchnął z ulgą. 

—  Chcesz,  bym  ci  pokazał  jej  zdjęcie?  Mam  je  zawsze  przy 

sobie. 

— Tak, proszę, pokaż mi je! 

Wyciągnął  fotografię  z  portfela  i  podał  ją  dziewczynie.  Było  to 

amatorskie  zdjęcie.  Hrabianka  Steffi,  ubrana  w  białą  sukienkę, 

siedziała  w  rogu  stołu  pod  kwitnącym  drzewem.  Olbrzymi,  letni 

background image

kapelusz  zsunęła  na  tył  głowy,  tak  że  niczym  aureola  otaczał  jej 

prześliczną,  brunatną  twarzyczkę.  W  ręku  trzymała  bukiet  kwiatów, 

kiwając jak gdyby do  fotografa. Jej radosne oczy sprawiły,  że  Lianie 

zrobiło się cieplej na sercu. 

— Co za kochane, urocze stworzenie! — wykrzyknęła. 

—  Jest  straszną  trzpiotką,  ani  chwili  nie  potrafi  usiedzieć  na 

miejscu. Chętniej siedzi na koniu albo drzewie niż  w szkolnej ławce. 

Nie znosi się uczyć. Ale ma naprawdę dobre, kochające serce. Gdyby 

się  o  tobie  dowiedziała,  nie  dałaby  mi  chwili  spokoju  tak  długo, 

ażbym cię przywiózł do Rastenau. Jakże chętnie opowiedziałbym jej o 

tobie, gdybym tylko mógł sobie na to pozwolić. 

—  Nie  powinieneś  sobie  robić  z  tego  powodu  najmniejszych 

wyrzutów,  bo  i  tak  mam  olbrzymi  dług  wdzięczności  w  stosunku  do 

ciebie. 

—  Dziecinko,  cóż  ty  tak  dzisiaj  ciągle  wspominasz  o  jakimś 

długu wdzięczności? 

— Dopiero dziś dowiedziałam się, jak jest on ogromny. Nigdy o 

tym nie zapomnę. 

Zrozumiał, że musi ją w jakiś sposób uspokoić, by nie zadręczała 

się  nieustannie  podobnymi  myślami. Chciał  ją  wesprzeć,  podtrzymać 

na  duchu,  by  nie  poczuła  się  zbędnym  ciężarem.  Przyszedł  mu  do 

głowy doskonały pomysł. 

—  Jesteś  w  ogromnym  błędzie,  Liano.  Jakikolwiek  dług 

wdzięczności  z  twojej  strony  nie  ma  najmniejszej  racji  bytu.  To,  że 

staram  się,  by  powodziło  ci  się  jak  najlepiej,  wynika  z  faktu,  że 

background image

pamiętam  ciągle  o  twoich  rodzicach,  wobec  których  zaciągnąłem 

ogromne  zobowiązanie.  Słyszysz,  Liano?  To  ja  miałem  u nich  dług  i 

ponieważ  oni  nie  żyją,  mogę  spłacić  go  tobie.  Nie  mieliśmy  jeszcze 

okazji, by o tym porozmawiać, zresztą do tej pory wydawało mi się to 

zbędne.  Dzisiaj  jednak  zmuszasz  mnie,  bym  poruszył  ten  temat. 

Otrzymałaś  po  rodzicach  niewielki  majątek,  z  którego  odsetki 

wykorzystałem,  by  opłacić  koszty  niezbędne  do  odpowiedniego 

wykształcenia.  Ten  dom  natomiast  i  jego  wyposażenie  kupiłem  za 

pieniądze, które pozostawiła ci ciotka Lotta. 

Nie powiedział jej o tym, że płacił za utrzymanie jej i cioci Lotty. 

Liana spoglądała na niego ze zdziwieniem. 

—  Nie  wiedziałam,  że  moi  rodzice  i  ciocia  pozostawili  mi 

jakikolwiek majątek. 

Hrabia Rastenau zaczerwienił się nieznacznie. 

—  Nigdy  nie  poruszaliśmy  tego  tematu,  nie  wydawał  mi  się 

szczególnie  ważny.  Ale  gdy  mi  zaczęłaś  wyliczać,  ileż  to  mi  jesteś 

winna,  musiałem  wytłumaczyć  ci,  że  bynajmniej  nie  odbieram  mojej 

rodzinie  ostatniego  kawałka  chleba,  by  móc  cię  utrzymać.  W  dniu, 

gdy  uzyskasz  pełnoletność,  co  zresztą  niebawem  nastąpi,  zdałbym  ci 

oczywiście  sprawę,  jak  wygląda  twoja  sytuacja  finansowa.  Nic  się 

jednak  nie  stanie,  jeżeli  dojdzie  do  tego  parę  miesięcy  wcześniej. 

Jeżeli chcesz, już dziś możesz przejąć w swoje ręce zarząd nad twoim 

majątkiem. 

— Jak sądzę, nie jestem bogatą osobą. 

background image

— Cóż, z pewnością nie należysz do grona milionerek, posiadasz 

jednak  majątek  w  wysokości  około  stu  tysięcy  marek,  które  ja,  jako 

twój prawny opiekun, zdeponowałem w banku. 

Liana wyczuła w jego głosie nutę niepewności i przyjrzała mu się 

badawczo. 

—  Wujku  Joachimie,  po  raz  pierwszy  w  mym  życiu  nie  mogę 

uwierzyć, że to, co mówisz, jest prawdą. 

— Ależ Liano! — zawołał z wyrzutem. 

—  Wybacz  mi...  nie  chcę  cię  urazić  tymi  wątpliwościami.  Ale 

istnieją  błędy  zrodzone  z  najszlachetniejszych  pobudek.  Możesz  być 

pewien,  że  wierzę  ci.  Sądzę  jednak,  że  ów  wspomniany  przez  ciebie 

majątek  pochodzi  z  twojej  kieszeni.  Mówisz  tak  tylko  po  to,  by 

uspokoić moje sumienie, bym nie robiła sobie wyrzutów, że okradam 

twoją rodzinę. 

Wiedział, że jeżeli nie chce stracić tego, co do tej pory zyskał  w 

rozmowie,  musi  zachować  pewność  siebie.  Musiał  sprawić,  by  mu 

uwierzyła. Spojrzał na nią z powagą. 

—  Moje  dziecko,  czy  sądzisz,  że  mógłbym  wziąć  na  siebie  aż 

taką  odpowiedzialność  wobec  mojej  rodziny,  ofiarowując  ci  lekką 

ręką tak pokaźną sumę. Spójrz na mnie, Liano... czy uwierzyłabyś mi, 

gdybym dał ci moje słowo honoru? 

— Z całą pewnością. Wiem, że jest ono dla ciebie święte. 

— A więc dobrze. Daje ci zatem moje słowo honoru, że owe sto 

tysięcy  marek  pozostawił  ci  twój  ojciec  i  że  zdeponowałem  je  w 

banku  na  jego  wyraźne  życzenie.  Począwszy  od  dnia,  w  którym 

background image

ukończysz  dwadzieścia  jeden  lat,  możesz  osobiście  podejmować 

odsetki naliczane od tej kwoty. Czy to wyjaśnienie cię zadowala? 

—  Tak,  wujku  Joachimie,  i...  i  bardzo  się  cieszę,  że  posiadam 

choć trochę pieniędzy. 

—  O,  nie  wątpię,  a  to  dlatego,  że  z  nie  wyjaśnionego  powodu 

czujesz się wobec mnie zobowiązana. 

—  Czy  naprawdę  nie  potrafisz  tego  zrozumieć?  Tak  trudno  ci 

pojąć, że cieszę się z tego, że posiadam własny majątek? 

—  Przeciwnie,  moje  dziecko, doskonale  potrafię  to  zrozumieć.  I 

dlatego  powiedziałem  ci  o  tym  już  dzisiaj,  a  nie  w  dniu  twych 

dwudziestych pierwszych urodzin. Obiecaj mi jednak, że nie będziesz 

sobie  utrudniała  i  tak  już  niełatwego  życia.  Trzeba  je  przyjmować 

takim,  jakie  jest.  I  dlatego  mam  nadzieję,  że  między  nami  wszystko 

pozostanie po staremu. 

Z  jego  oczu  wyczytała,  jak  bardzo  się  o  nią  martwi.  Dlatego 

zmusiła  się do  uśmiechu, ujęła  jego  dłoń  i położyła  ją  pieszczotliwie 

na swoim policzku. 

—  Wiem,  że  chcesz  dla  mnie  jak  najlepiej  i  nic  nie  potrafi 

zachwiać ufności, jaką w tobie pokładam i miłości do ciebie, wujku. 

—  Szczere  dzięki  za  te  słowa.  Kocham  cię  jak  własne  dziecko. 

Byłbym  doprawdy  bardzo  nieszczęśliwy,  gdybyś  przestała  mnie 

kochać i ufać mi. 

— Nigdy do tego nie dojdzie. 

—  Wspomniałem  o  pamiątkach  po  twoich  rodzicach.  Wszystkie 

są  specjalnie  dla  ciebie  przechowywane  w  kopercie,  w  sejfie 

background image

bankowym. Są to rzeczy, o których nie powinnaś dowiedzieć się przed 

moją  śmiercią.  Daj  mi  słowo,  że  będziesz  respektować  moją  wolę. 

Mam ku temu poważne powody. 

— Daję ci moje słowo, wujku Joachimie. 

— Jutro rano pojedziemy oboje do banku, by przepisać wszystko 

na  twoje  nazwisko.  Przy  okazji  uregulujemy  sprawę  odsetek  od 

pozostawionego  ci  majątku,  tak  abyś  w  przyszłości  sama  mogła  je 

podejmować.  Nie  będziemy  też  już  nigdy  na  ten  temat  rozmawiać. 

Przez  te  parę  dni,  które  możemy  spędzić  razem,  nie  chciałbym 

zajmować się takimi przyziemnymi drobiazgami. 

Dzielnie  zdusiła  w  sobie  wszystkie  wątpliwości,  które  ją 

przytłaczały.  Teraz  był  z  nią  wujek  i  nie  chciała  myśleć  o  rzeczach, 

które  rzucały  cień  na  jej  beztroskie  dotąd  życie  i  ich  wzajemne 

stosunki. 

Rozległo  się  pukanie  do  drzwi  i  pani  Bartels,  nie  czekając  na 

słowa pozwolenia, weszła do pokoju i spojrzała wyłupiastymi oczami 

na obecnych z wyrazem głębokiej i nieprzejednanej nienawiści. 

—  Chciałam  przedstawić  panu  do  zatwierdzenia  rachunki 

domowe, panie hrabio — powiedziała. 

— Proszę położyć na stole, przejrzę je później. 

—  Zbliża  się  czas  podwieczorku,  będzie  pan  łaskaw  zejść  do 

jadalni, panie hrabio — powiedziała. 

Na Lianę w ogóle nie zwracała uwagi, jakby nie było jej wcale w 

pokoju. 

 

background image

Ostatnie dni pobytu hrabiego Rastenau minęły niezwykle szybko. 

Znalazł  jednak  czas,    by  pojechać  z  Lianą  do  banku.    Kazał  też 

zamieścić  w  gazecie  ogłoszenie,  chcąc  jak  najszybciej  znaleźć 

zastępczynię  pani Bartels,  która  lepiej  wypełniałaby  obowiązki  damy 

do  towarzystwa  i  opiekunki  Liany.  Prosił,  by  wszystkie  ewentualne 

zgłoszenia kierować na adres jego bankiera, który miał dostarczyć mu 

listy. 

Chciał w ten sposób uniknąć, by listy przychodziły bezpośrednio 

do  Rastenau.  Nie  spełniła  się  jego  nadzieja,  że  pani  Bartels  opuści 

dom  jeszcze  przed  jego  odjazdem.  Był  jednak  przekonany,  że  nie 

odważy  się  już  nigdy  za  bardzo  zbliżyć  do  Liany.  Nie  przejrzał 

jeszcze  na  wskroś  całej  nikczemności,  do  której  zdolna  była  ta 

kobieta. 

Obiecał  też  Lianie,  że  przyjedzie,  by  świętować  jej  dwudzieste 

pierwsze urodziny. Jeżeli jednakże nie uda mu się tego zorganizować, 

postara się odwiedzić ją wcześniej, by zobaczyć, jak jej się powodzi. 

Liana  została  zatem  ponownie  sam  na  sam  z  panią  Bartels. 

Oprócz  niej  w  domu  była  jedynie  kucharka  i  pokojówka.  Jak  długo 

obecny  był  wuj  Joachim,  tak  długo  starała  się  być  dzielna  i  nie 

okazywać  swego  niepokoju.  Jednak  po  jego  wyjeździe  zdała  sobie 

sprawę,  że  wszystko  uległo  zmianie  i  jej  stosunki  z  wujem  nie  będą 

już takie jak wcześniej.  

Wiedziała bowiem, że istnieją ludzie, którzy są mu bliżsi niż ona 

i mają do niego  większe prawa. Nie ważyła się już myśleć o nim jak 

dawniej,  z  dziecinną  czułością.  Miała  wrażenie,  jak  gdyby  okradała 

background image

tym  samym  jego  żonę  i  córkę.    Liana  była  dziewczyną  delikatnej  i 

niezwykle  subtelnej  natury.  Dopiero  teraz  zdała  sobie  naprawdę 

sprawę  z  tego,  iż  jest  sierotą  i  nie  ma  na  tym  świecie  ani  jednego 

człowieka,  do  którego  miłości  miałaby  wyłączne  i  niezaprzeczalne 

prawo.  

Poczuła  się  samotna  i  opuszczona  jak  nigdy  dotąd.  Uczucie  to 

pogłębiało  jeszcze  pełne  nienawiści  zachowanie  pani  Bartels.  Jak 

tylko  mogła,  starała  się  unikać  jej  towarzystwa.  Jednak  w  zwyczaju 

tego  domu  było,  że  posiłki  spożywały  razem.  A  wtedy  pani  Bartels 

uporczywie  wpatrywała  się  w  jej  twarz  pełnymi  nienawiści  oczyma, 

co sprawiało, że Liana przeżywała niesamowite męczarnie. 

Dlatego  też  nie  potrafiła  niemal  niczego  przełknąć  i  czuła  się 

niezwykle  szczęśliwa,  gdy  ciągnący  się,  jak  jej  się  wydawało,  w 

nieskończoność  posiłek  dobiegał  wreszcie  końca.  Nie  chciała  też 

wychodzić  z  domu,  wiedziała  bowiem,  że  pani  Bartels  będzie  jej 

towarzyszyć.  Dużo  zatem  czytała  i  oddawała  się  muzyce.  Nie  mogła 

jednak śpiewać. Nie była do tego zdolna w obecnym nastroju. 

W  tym  czasie  dokonała  też  niemiłego  odkrycia.  Kucharka  i 

pokojówka,  które  jak  dotąd  odnosiły  się  przyjaźnie  do  niej,  zaczęły 

zachowywać się w sposób niezwykle niegrzeczny. Stały się mrukliwe 

i  przykre,  bardzo  nieprzyjemnie  odpowiadały  na  jej  pytania.  Nie 

wiedziała,  co  ma  sądzić  o  ich,  tak  odmiennym  sposobie  zachowania. 

Nie  przypuszczała  bowiem,  że  obydwie  pozostawały  pod  wpływem 

pani Bartels.  

background image

Liana  liczyła  już  tylko  dni,  kiedy  wreszcie  jej  „dama  do 

towarzystwa"  opuści  dom,  pragnąc  z  utęsknieniem  przyśpieszyć  ten 

dzień.  Wreszcie  pewnego  dnia  pani  Bartels  w  czasie  wspólnego 

obiadu stwierdziła bezczelnie: 

—  Dzięki  Bogu,  udało  mi  się  nareszcie  znaleźć  inne  miejsce 

pracy. Chciałabym jednak, zanim podejmę nowe obowiązki, odpocząć 

przez  parę  dni.  Zdecydowałam  się  opuścić  jutro  ten  dom.  Będę 

niewypowiedzianie  szczęśliwa,  że  odetchnę  w  końcu  zdrowym 

powietrzem. 

Liana  od  dawna  już  starała  się  nie  przykładać  wagi  do 

obraźliwego tonu, jakim zwracała się do niej pani Bartels. Odetchnęła 

z  ulgą  na  myśl,  że  uwolni  się  wreszcie  od  znienawidzonego  i 

uciążliwego do granic wytrzymałości towarzystwa tej kobiety. 

—  Może  pani  odejść,  kiedy  pani  tylko  zapragnie.  Wuj  Joachim 

polecił  mi,  bym  wypłaciła  pani  pensję  również  za  maj,  nawet  jeśli 

zdecydowałaby się pani wcześniej opuścić mój dom. 

Pani  Bartels  spojrzała  wzrokiem  przepojonym  nienawiścią  na 

śliczną dziewczęcą twarz. 

—  To  jest  moje  niezaprzeczalne  prawo  i  oczywiście  będę 

wymagać,  by  się  do  niego  stosowano.  Poza  tym  może  pani  przestać 

odgrywać  tę  śmieszną  komedię  z  „wujkiem  Joachimem".  Czyżby 

uważała mnie pani aż za tak głupią? — zapytała ostro. 

— Nie rozumiem, o co pani chodzi. Od pewnego czasu sugeruje 

mi pani tak dziwne rzeczy, które nie mieszczą mi się w głowie. 

background image

—  Nic  mnie  już  nie  zdziwi  z  pani  strony.  Jest  pani  przebiegłą  i 

wyrafinowaną  komediantką.  Zanim  stąd  odejdę,  muszę  pani 

powiedzieć  prawdę.  Niech  pani  nie  sądzi,  że  udało  się  pani  mnie 

oszukać. 

Liana wyprostowała się dumnie. 

—  Niech  pani  najpierw  dobrze  przemyśli  słowa,  zanim  je  pani 

wypowie, pani Bartels! Nie pozwolę obrażać ani wujka Joachima, ani 

mnie. Wypraszam to sobie! 

—  Nie  zamydli  mi  pani  oczu  swoimi  godnymi  minkami,  nie 

oszuka  mnie  pani!  I  powinna  pani  wysłuchać  tego,  co  mam  do 

powiedzenia! Niech pani nie udaje oburzenia, nic to pani nie pomoże, 

wydaje się pani, że upadliśmy wszyscy na głowy, by nie domyślić się, 

z jakiego powodu hrabia urządził tu to miłe gniazdko i dlaczego panią 

utrzymuje? Dobrze wiemy, że jest pani jego kochanką. 

Liana wzdrygnęła się jakby pod wpływem niewidzialnego ciosu, 

po  czym  śmiertelnie  pobladła.  Z  nieopisanym  zdumieniem  i 

przerażeniem  spojrzała  w  oczy  przeciwniczki.  Przez  chwilę  walczyła 

sama z sobą, nie potrafiła bowiem wydać z siebie głosu, gardło miała 

jakby zasznurowane z przerażenia i oburzenia. W końcu jednak udało 

jej się opanować: 

—  Cóż  za  obraza!  —  wykrzyknęła.  —  Niech  się  pani  nie  waży 

podejrzewać hrabiego Rastenau i mnie o tak niesłychane i obrzydliwe 

sprawy! Jeśli ja jestem w tej chwili bezbronna wobec pani insynuacji, 

to on z pewnością pociągnie panią do odpowiedzialności. 

background image

— Tylko nie tak ostro, moja droga! Nie cofnę ani na jotę tego, co 

powiedziałam. 

Liana podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym szarpnięciem 

i wskazała wymownym ruchem ręki na drzwi. 

— Proszę wyjść! — krzyknęła. 

—  Proszę  sobie  zaoszczędzić  tych  teatralnych  gestów.  Nie  robią 

na mnie wrażenia. 

— Ty podła oszczerczyni! Proszę w tej chwili opuścić mój dom. 

Wyślę  pani pieniądze  do  pani pokoju.  Proszę  mnie  wreszcie  uwolnić 

od pani widoku. Jest on dla mnie nie do zniesienia. 

—  Proszę,  proszę.  Pani  nie  ma  tu  nic  do  powiedzenia.  Za  dom 

płaci  tak  czy  tak  hrabia  Rastenau.  Odejdę  wtedy,  gdy  mi  to  będzie 

odpowiadało,  powiem  więcej:  nie  opuszczę  tego  domu  wcześniej  niż 

jutro,  tak  jak  to  sobie  zaplanowałam.  I  radzę  pani,  w  pani  własnym 

interesie, by zwracała się pani do mnie innym tonem. W przeciwnym 

razie  może  mi  wpaść  do  głowy,  by  poinformować  hrabinę  Rastenau, 

że  jej  małżonek  ukrywa  tu  swą  kochankę.  Wtedy  to  ona  do  pani 

zawoła: „Proszę wyjść!" 

Liana oniemiała ze zgrozy. Groźba tej perfidnej kobiety odebrała 

jej  niemal  mowę.  Co  się  stanie,  jeżeli  rzeczywiście  powiadomi 

hrabinę  Rastenau  o  jej  obraźliwych,  ohydnych  i,  przede  wszystkim, 

niezgodnych  z  prawdą  podejrzeniach?  Wystarczyłoby,  żeby  hrabina 

dowiedziała się w ogóle o jej istnieniu, by wujek Joachim znalazł się 

w  okropnej  sytuacji.  Do  jakiego  nieszczęścia  mogłoby  dojść,  gdyby 

do uszu hrabiny dotarły te niecne podejrzenia?! 

background image

Nie  może  do  tego  dopuścić!  Lepiej  przejść  najgorsze  katusze, 

byleby nie zakłócić spokoju ukochanego wujka Joachima. 

—  Niech pani  wyjdzie... proszę  zostawić  mnie  samą... nie  mogę 

znieść pani towarzystwa. 

— A gdzież podział się pani wyniosły ton? Radzę pani, niech mi 

więcej  nie  grozi,  bo  uczynię  naprawdę  to,  co  powiedziałam.  I  niech 

pani nie sądzi, że są to jedynie czcze pogróżki. 

—  Niech  pani  się  nawet  nie  waży  tego  robić!  Przede  wszystkim 

w tym, co pani sugeruje, nie ma źdźbła prawdy.  Ale hrabia Rastenau 

nie  powinien  mieć  z  pani  powodu  najmniejszych  nieprzyjemności. 

Nie  może  zakłócić  pani  spokoju  jego  rodziny.  Byłoby  to 

przestępstwem. 

Pani Bartels poczuła, że wyszła zwycięsko z tej potyczki. 

— A  zatem obstaje pani przy swoich kłamstwach? Ale mam dla 

pani  dobrą  radę.  Niech  pani  zawróci  z  drogi,  na  której  się  pani 

znalazła.  Nie  prowadzi  ona  do  niczego  dobrego.  Jeżeli  nawet 

zdecyduję  się  nie  mówić  niczego  hrabinie,  uczynię  to  jedynie,  by 

oszczędzić  bólu  biednej,  oszukiwanej  kobiecie.  Wyjeżdżam  zatem 

jutro rano. Proszę przesłać mi pieniądze do mojego pokoju. — Z tymi 

słowami opuściła pokój, głośno zamykając za sobą drzwi. 

Liana  śledziła  ją  wzrokiem.  Czy  to,  co  przed  chwilą  przeżyła, 

miało miejsce w rzeczywistości? Czy naprawdę musiała wysłuchiwać 

bezwstydnych  oskarżeń?  Myśli  kłębiły  się  w  jej  głowie.  Co  powinna 

teraz zrobić? 

background image

„Wujku Joachimie!" — westchnęła, chcąc by był przy niej teraz i 

pomógł  jej  w  jakikolwiek  sposób.  Bezradna  i  zmieszana  opadła  na 

krzesło,  oburzając  się  w  duchu  z  powodu  tak  niesprawiedliwych 

zarzutów. Czuła się, jak gdyby ziemia usunęła jej się nagle spod nóg i 

spadała w głęboką, bezdenną przepaść. 

Nie  wiedziała,  jak  długo  siedziała  nieruchomo  na  krześle.  Do 

rzeczywistości przywołało ją dopiero pukanie do drzwi.  Wystraszona 

podniosła  się  i  bezwiednie  przetarła  pałające  oczy.  Z  przestrachem 

spojrzała  na  drzwi  obawiając  się,  że  pani  Bartels  postanowiła 

ponownie  zakłócić  jej  spokój.  Okazało  się  jednak,  że  była  to 

pokojówka, za którą stała kucharka. 

Liana Próbowała odzyskać równowagę, tym bardziej że obydwie 

przypatrywały jej się z ciekawością. 

— Czego sobie panie życzą? — spytała ochrypłym głosem. 

Kucharka,  osoba  zuchwała,  spojrzała  wrogo  na  bladą  twarz 

Liany, w której odbijały się przeżycia ostatnich paru godzin i zwróciła 

się  niezdecydowanie  do  pokojówki,  małej,  chudej  kobiety  o  ostrych 

rysach twarzy, która zdecydowała się odpowiedzieć na pytanie Liany: 

—  Chciałam  zanieść  pieniądze  pani  Bartels.  Poza  tym...  cóż, 

chciałam  jeszcze  powiedzieć,  że,  ponieważ  jutro  jest  piętnasty, 

piętnastego  następnego  miesiąca  chciałybyśmy,  Berta  i  ja,  odejść  z 

tego domu. 

—  Dlaczego  chcecie  zrezygnować  z  pracy?  —  zapytała  Liana 

prawie bezgłośnie. 

Kucharka wzruszyła ramionami. 

background image

— Potrzebuję po prostu jakiejś odmiany, panienko. 

Pokojówka gwałtownie odsunęła ją na stronę. 

—  Dlaczego  nie  powiedziałaś  prawdy,  Berto?  Przecież 

odchodzimy, bo nie chcemy już więcej służyć u takiej — powiedziała 

ostro. 

Stwierdzenie to dodało Lianie odwagi. Uświadomiła sobie, że nie 

może  liczyć  na  pomoc  innych,  pociechę  i  równowagę  powinno 

przynieść jej poczucie własnej niewinności. Z rumieńcami na twarzy i 

wysoko  uniesioną  głową  podeszła  do  biurka,  otwarła  szufladę  i 

wyciągnęła  z  niej,  nie  licząc,  trzy  pokaźne  garście  pieniędzy.  Po 

chwili zastanowienia przeliczyła je jednak. 

—  To  są  pieniądze  dla  pani  Bartels...  A  to  jest  dla  was, 

miesięczna  pensja  i  gotówka  na  koszty  utrzymania  na  okres  do 

piętnastego  przyszłego  miesiąca.  Jesteście  obydwie  zwolnione,  od 

zaraz  —  powiedziała  spokojnie  i  spojrzała  pewnie  i  dumnie  na  obie 

kobiety. 

Wyglądały  na  nieco  zmieszane.  Kucharka  potarła  w  zamyśleniu 

czoło i z bezradnym wyrazem twarzy zwróciła się do Liany, chcąc się 

jakby usprawiedliwić: 

—  Nic  na  to  nie  poradzę,  łaskawa  panienko.  Pani  Bartels 

powiedziała  nam,  że  kto  ma  choć  odrobinę  honoru,  nie  powinien  u 

panienki zostać. Anna też mi mówiła, że powinnam się niezwłocznie 

zwolnić razem z nią. 

—  Nie  zatrzymam  ani  pani,  ani  Anny  —  powiedziała  zimno 

Liana. — Nie zniosę obecności takich służących ani dnia dłużej. 

background image

—  Dobrze,  w  takim  razie  zaraz  odejdziemy.  Chciałybyśmy 

jednak najpierw otrzymać zaświadczenia o naszej pracy u pani. 

— Równie dobrze może je wam dać pani Bartels, a zdaje mi się, 

że  z  nią  lepiej  się  rozumiecie  niż  ze  mną.  Proszę...  oto  wasze 

pieniądze. 

Wręczyła  im  pieniądze,  zarówno  te,  będące  ich  własnością,  jak 

stanowiące wynagrodzenie pani Bartels, po czym opuściła pokój. 

Później  Liana  nie  mogła  sobie  przypomnieć,  jak  spędziła  resztę 

dnia.  Nie  ściągając  nawet  ubrania  rzuciła  się  na  łóżko  i  okryła  się 

szczelnie grubym kocem, gdyż drżała ze zdenerwowania i poruszenia, 

wywołanego ostatnimi przejściami. Leżała tak bezsennie parę godzin. 

Dopiero nad samym ranem udało jej się zasnąć. 

Gdy  się  obudziła,  w  domu  panowała  głęboka  cisza.  Nie  słyszała 

zwykłego  krzątania  się  służby.  Podniosła  się  i  spojrzała  na  zegarek. 

Było  parę  minut  po  dziesiątej.  Zmęczonymi,  obolałymi  oczami 

rozejrzała  się  po  pokoju.  Wspomnienia  wczorajszych  przejść 

napłynęły  falą  do  jej  skołatanej  głowy.  Zaczęła  się  uważnie 

przysłuchiwać. Czy pani Bartels opuściła już wreszcie jej dom? 

Dopiero  po  dłuższej  chwili  odważyła  się  wyjść  na  korytarz.  W 

domu  panowała  niczym  nie  zmącona  cisza.  Drzwi,  prowadzące  do 

pokoju pani Bartels, były  otwarte na  oścież. Nie  zostało ani śladu po 

niej ani po jej rzeczach. 

Liana  odetchnęła  z  ulgą,  po  czym  z  wahaniem  weszła  do  jej 

pokoju. Na stole leżała wizytówka, na której pani Bartels napisała: 

background image

,,Proszę  przesyłać  ewentualną  pocztę  do  mnie  na  poste  restante 

do Berlina." 

Lianie wydało się, że dopiero teraz, gdy pani Bartels ostatecznie 

opuściła  mieszkanie,  może  swobodniej  odetchnąć.  Przeszła  wolno 

przez puste pokoje. Wszędzie panował idealny porządek. Co powinna 

teraz  robić?  Nie  miała najmniejszego  pojęcia, co  teraz  począć.  Czuła 

się zbyt zmęczona, za bardzo bolała ją głowa, by mogła się nad tym w 

spokoju zastanowić. Nie potrafiła nawet zebrać myśli. 

Czuła  się  niemal  fizycznie  chora.  Nie  zwróciła  nawet  uwagi,  że 

od wczorajszego obiadu nie miała nic w ustach. Pomyślała jednak, że 

dobrze  jej  zrobi  na  ból  głowy,  jeśli  wyjdzie  na  chwilę  na  spacer,  by 

odetchnąć świeżym powietrzem. 

Bez  celu  przebiegła  kilka  ulic,  starając  się  unikać  spotkań  z 

ludźmi. Wydawało jej się, że każdy od razu spostrzeże, jak niesłuszne 

i obraźliwe zarzuty jej postawiono. Wszystko zdawało się przemawiać 

przeciwko  niej,  nie  mógł  jej  pomóc  nawet  wujek  Joachim.  I  jego 

honor  został  splamiony  bezwstydnymi  podejrzeniami  podłej  kobiety. 

Myśli kołatały jej w głowie, miała wrażenie, jakby traciła równowagę, 

wydawało się, jakby stąpała po bardzo cienkim lodzie, który w każdej 

chwili może się załamać. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi. 

Co ma robić? Być może i inni ludzie myślą w podobny sposób o 

jej  stosunkach  z  wujkiem  Joachimem.  Wuj  wyglądał  przecież  nadal 

bardzo  młodo,  był  energiczny  i  pełny  życia. Być  może  w  tym  tkwiła 

przyczyna  nieufności,  z  jaką  ludzie  podchodzili  do  ich  wzajemnych 

stosunków. 

background image

I  dlatego...  musi  się  z  nim  rozstać  na  zawsze.  Nie  może  dłużej 

pozostawać w domu, który dla niej wynajął. Ze względu na jego, ale i 

swoje  dobro  musi  zrezygnować  z  i  tak  zawsze  bardzo  krótkich 

spotkań  z  nim.  Po  tym,  jak  jej  niewinność  i  szczerość  myśli  zostały 

zbrukane  przez  nierozumne  ataki  pani  Bartels,  postanowiła  zacząć 

działać natychmiast, nie zwlekając i nie zastanawiając się nad sensem 

tego, co robi. 

Gdy  zdała  sobie  sprawę  z  bezcelowości  spaceru,  w  nie 

wyjaśniony sposób powrócił do niej spokój i jasność myślenia. Do tej 

pory życie nie postawiło jej w tak trudnej sytuacji, nie czuła się nigdy 

zdana  na  samą  siebie  i  nie  musiała  podejmować  żadnych 

trudniejszych  życiowych  decyzji.  Oszczędzono  jej  wahań  i 

niepewności.  Teraz  jednak  poczuła,  że  sama  musi  walczyć  o  swoją 

przyszłość.  

Z  wdzięcznością  i  niezmienną,  dziecinną  miłością  pomyślała  o 

wuju Joachimie. Nic nie mogło  zachwiać zaufania, jakim go darzyła. 

Tak  też  pozostanie,  nawet  jeśli  już  nigdy  w  życiu  miałaby  go  nie 

zobaczyć.  Postanowiła  otwarcie  mu  o  tym  wszystkim  napisać,  co 

wydarzyło  się  w  ciągu  ostatnich  dni  i  jakie  decyzje  podjęła.  On  na 

pewno  ją  zrozumie  i  zaaprobuje  jej  postępowanie.  Kto  jednak  mógł 

być  pewny,  że  jego  wróg  mimo  wszystko  nie  zwróci  się  do  hrabiny 

Rastenau  ze  swoimi  pełnymi  trucizny  podejrzeniami?  Dlatego  też 

chciała uprzedzić wujka o ewentualnych nieprzyjemnościach. 

Z każdą chwilą, gdy układała sobie po kolei, co powinna zrobić i 

dlaczego miała tak postąpić, jej kroki stawały się coraz cięższe. Czuła  

background image

się  coraz  bardziej  zmęczona.  Miała  wrażenie,  że  świat  wiruje  wokół 

niej.  W  ten  sposób,  sama  nie  wiedząc  kiedy  i  jak,  dotarła  nad  brzeg 

rzeki.  Przed  sobą  dostrzegła  schodki  z  drewnianą  poręczą,  które 

dochodziły  do  małej  przystani  jachtowej.  Niepewnie  złapała  się 

poręczy  trzymając  się  jej  mocno,  starając  się  zapobiec  upadkowi, 

kręciło jej się bowiem w głowie i wszystko wirowało przed oczyma.  

Ze  zmęczeniem  nieruchomo  wpatrywała  się  w  lustro  wody.  Nie 

zauważyła nawet że postępował za nią nieznany mężczyzna. Zobaczył 

ją przed chwilą i  od  tej  pory przyglądał jej   się   dyskretnie.  Jego  

uwagę  przykuwała  jej  urocza  twarzyczka,  na  której  rysował  się 

niezmierny ból, oraz smutny wyraz jej brązowych oczu. 

Zatrzymał się w pobliżu Liany, która nie zwróciła na niego nawet 

najmniejszej uwagi, i obserwował ją ukradkiem, udając, że przygląda 

się błyszczącej tafli jeziora. Zauważył, że Liana kurczowo opiera się o 

drewnianą poręcz. Dookoła było pusto, nie widać było nikogo. Tylko 

daleko od brzegu pływały pojedyncze jachty i łodzie. 

Obcy  mężczyzna  już  zamierzał  odejść,  ale  zatrzymał  się  z 

wahaniem.  Nieoczekiwanie  wstąpiło  w  niego  życie.  Liana  Reinold 

poczuła  nagły  zawrót  głowy,  puściła  poręcz  i  jej  ręce  zawisły  w 

próżni. Zachwiała się i byłaby spadła ze stromych schodów, gdyby nie 

uchroniły  jej  silne,  męskie  ramiona.  Obcy  mężczyzna  złapał  ją  w 

ostatniej niemal chwili.  

Mocne  szarpnięcie,  którego  nie  potrafił  uniknąć,  starając  się  ją 

uchronić od upadku, sprawiło, że Liana otrząsnęła się z połowicznego 

omdlenia  i  przyszła  do  siebie,  odzyskując  na  powrót  utracone  siły. 

background image

Spojrzała  na  twarz  nieznajomego  smutnymi,  pozbawionymi  blasku 

oczyma.  Po  chwili  opanowała  się,  wyprostowała  i  niepewnie  oparła 

się o drewnianą poręcz. 

—  Przepraszam,  lecz  dostrzegłem,  że  traci  pani  równowagę  i 

chciałem zapobiec pani upadkowi — powiedział uprzejmie. 

Oczy  Liany  zabłysły  nieco  jaśniej,  straciły  dziwny  nieobecny 

wyraz, w zamyśleniu, z rozmarzeniem, prawie z zachwytem, spojrzała 

w  oczy  nieznajomego.  Miał  oczy  wujka  Joachima,  tego  samego 

koloru,  znamionujące  szlachetność  charakteru  i  tak  samo  ciepło 

spoglądające  na  nią.  Instynktownie  wyczuła,  że  nie  należał  on  do 

mężczyzn szukających łatwych przygód. 

— Bardzo panu dziękuję — powiedziała cicho. 

—  Czy  mógłbym  pani  w  czymś  jeszcze  pomóc?  Bardzo  proszę, 

niech się pani nie krępuje, jestem do pani dyspozycji. 

Liana  wyprostowała  się,  chcąc  sprawdzić  czy  ma  wystarczająco 

dużo  sił,  by  stać,  nie  opierając  się  o  poręcz.  Wczorajsze  i  dzisiejsze 

przejścia,  nerwy,  bezsenna  noc  i  głód,  nie  jadła  przecież  nic  od 

wczorajszego obiadu, sprawiły, że czuła się niezwykle osłabiona. 

Spojrzała na niego bezsilnie. 

—  Czy  mogłabym  pana  prosić  o  przywołanie  taksówki? 

Chciałabym  pojechać  do  domu  —  powiedziała  cicho,  zmieszana 

swoją słabością. 

—  Oczywiście,  z  przyjemnością.  Pozwoli  jednak  pani,  że 

zaprowadzę  panią  do  najbliższej  ławki,  by  nie  zemdlała  pani,  gdy 

udam się po taksówkę? 

background image

Powoli  podprowadził  ją  do  ławki  i  gdy  usiadła,  pośpieszył 

zawołać  taksówkę.  Po  paru  minutach  wrócił,  podjeżdżając 

zatrzymanym  samochodem  nie  opodal  alejki,  przy  której  siedziała. 

Troskliwie szedł u jej boku. Pomógł jej wsiąść do taksówki i usłyszał, 

jak podaje kierowcy swój adres. 

—  Czy  naprawdę  mogę  zostawić  panią  samą?  Może  siądę  koło 

kierowcy i odwiozę panią do domu? 

Liana potrząsnęła przecząco głową. 

— Nie, bardzo panu dziękuję za pomoc. 

Wtedy  uchylił  kapelusz  w  pożegnalnym  geście  i  odsunął  się 

samochodu.  Ich  oczy  ponownie  się  spotkały  i  przyglądali  się  sobie 

nawzajem, jakby chcieli dobrze zapamiętać swoje twarze. 

Nieznajomy  pozostał  nieruchomo  na  ścieżce  i  spoglądał  za 

odjeżdżającym  samochodem  tak  długo,  aż  nie  zniknął  mu  z  oczu  za 

zakrętem.  Potem  odszedł  w  przeciwnym  kierunku.  Po  chwili 

zatrzymał się przed sanatorium, położonym nie opodal jeziora. Chciał 

tu  odwiedzić  jednego  z  przyjaciół,  który  niedawno  spadł  z  konia, 

czego  wynikiem było niezwykle skomplikowane złamanie nogi. Przy 

okazji  pobytu  w  Berlinie  chciał  poświęcić  poranek,  by  go  znów 

zobaczyć. 

I  akurat  dzisiaj  spotkał  swoje  przeznaczenie.  Młoda  kobieta 

wywarła na nim niezapomniane wrażenie. Sądził jednak, że przeżycie 

to  już  kończyło  się  bezpowrotnie.  Nie  był  mężczyzną  szukającym 

przygód  i  nawet  najbrzydszej  kobiecie  udzieliłby  takiej  samej 

pomocy, nie tylko tej uroczej, pociągającej go dziewczynie. 

background image

Był  przekonany,  że  jest  ona  jeszcze  niedoświadczoną 

dziewczyną,  w  jej  sposobie  zachowania  coś  tak  czystego  i 

szlachetnego,  że  nie  starał  nawet  zapamiętać  podanego  przez  nią 

adresu, by w ten starać się później w jakiś sposób do niej zbliżyć. 

Również  Liana  myślała  nieustannie  o  rycerskim  wybawicielu, 

którego  oczy  spoglądały  na  nią  z  wyrazem  szczerego  współczucia. 

Udzielił  jej  natychmiastowej,  naturalnej  pomocy,  która  nie  miała  w 

sobie  nic  niestosownego.  W  czasie  jazdy  do  domu  siedziała  z 

zamkniętymi  oczami,  starając  się  z  całych  sił  zachować  w  pamięci 

jego obraz.  

Widziała  go  wyraźnie,  jakby  ciągle  stał  przed  nią.  Mógł  mieć 

niewiele  ponad  trzydzieści  lat.  Rysy  jego  twarzy  wyrażały  siłę  i 

energię.  Jego  jasne  oczy  silnie  kontrastowały  z  opalenizną, 

wskazującą,  iż  młody  człowiek  często  przebywał  na  świeżym 

powietrzu i słońcu. 

Ledwie  weszła  do  domu,  ponownie  naszła  ją  chwila  słabości. 

Zmusiła  się  wręcz  do  zjedzenia  czegokolwiek.  W  lodówce  w  kuchni 

znalazła  wystarczająco  dużo:  zimne  mięso,  jajka,  masło,  chleb  i 

wszelkiego  rodzaju  konserwy.  Przygotowała  sobie  z  tego  pożywny  i 

wzmacniający  posiłek,  do  którego  wypiła  również  lampkę  wina.  Nie 

postąpiła zbyt mądrze wychodząc na spacer, nic uprzednio nie jedząc. 

Gdy posprzątała po posiłku, udała się do salonu, chcąc dokładnie 

przemyśleć, jak ma sformułować list do wujka Joachima i o czym mu 

dokładnie  napisać.  Wszystkie  pisane  przez  nią  do  tej  pory  listy 

background image

wysyłała  na  adres  bankiera  wuja  Joachima,  a  on  już  wiedział,  co  z 

nimi dalej zrobić. 

Liana  cieszyła  się  na  myśl,  że  chyba  po  raz  pierwszy  jej  list 

dojdzie  do  niego  nie  przeczytany.  Mogła  napisać  o  wszystkim,  co 

leżało  jej  na  sercu.  Tak  też  chciała  uczynić.  A  wyśle  go  dopiero 

wtedy, gdy będzie gotowa opuścić jego dom. Najpierw musiała jednak 

postanowić, co ma z sobą dalej począć. 

Z  westchnieniem  ulgi  pomyślała  o  majątku,  jakim  dysponuje,  o 

którym  wujek  Joachim  poinformował  ją  dopiero  w  czasie  swego 

ostatniego pobytu. Nigdy nie miała pojęcia o właściwej roli i wartości 

pieniędzy i o tym jak ogromną rolę odgrywają one w życiu człowieka. 

Musiała  się  tego  nauczyć  dopiero  teraz.  Ułożenie  sobie  życia,  przy 

dziesięciu tysiącach marek rocznego dochodu, nie może być jednak aż 

tak trudne. 

Przede  wszystkim  miała  jeszcze  pieniądze  w  jednej  z  szuflad 

biurka.  Ubyło  ich  co  prawda  znacznie  po  wypłaceniu  pensji  pani 

Bartels  i  służbie,  sądziła  jednak,  że  wystarczą  na  przeżycie  paru 

następnych tygodni.  

Myślała  o  tym,  w  jaki  sposób  chciałaby  urządzić  sobie  życie. 

Najlepiej  byłoby  przygotować  jakiś  ogólny  zarys,  o  którym  mogłaby 

powiadomić  wuja.  Nie  było  to  jednak  takie  proste.  Po  rozpatrzeniu  i 

odrzuceniu  paru  pomysłów  z  westchnieniem  sięgnęła  po  gazetę. 

Przeglądała  ją  niemal  mechanicznie,  czytała  parę  linijek  i  ponownie 

odwracała stronę. 

background image

W ten sposób dotarła do części zawierającej liczne ogłoszenia, co 

wzbudziło wreszcie jej zainteresowanie. Przyłapała się jednak na tym, 

że  ich  sens  nie  docierał  do  niej,  mimo  iż  każde  czytała  kilkakrotnie. 

Postarała  się  zatem  skupić  myśli  i  zmusiła  do  ponownego 

przeczytania strony. 

,,Poszukiwana  młoda  dama  do  towarzystwa  dla  panienki  z 

dobrego domu. Wymagane wykształcenie, uzdolnienia muzyczne i mile 

usposobienie. 

Stosunkowo 

niskie 

wynagrodzenie 

zostanie 

wynagrodzone  przyjęciem  do  rodziny  i  pobytem  w  majątku, 

znajdującym  się  w  prześlicznej  okolicy.  Ewentualne  zgłoszenia 

prosimy  kierować  na  skrytkę  pocztową  H.  B  8.  Kandydatki  proszone 

są o dołączenie zdjęcia i świadectw." 

Liana  jak  zaczarowana  wpatrywała  się  w  ogłoszenie.  Czy  nie 

byłoby  najlepiej,  gdyby  rzeczywiście  poszukała  takiego  miejsca 

pracy,  w  którym  spotkałaby  się  z  serdecznością  i  życzliwością  i 

została przyjęta do rodziny, jak o tym zapewniano w ogłoszeniu?  

Przed  jego  przeczytaniem  zastanawiała  się  bowiem,  czy  nie 

poszukać  sobie  miejsca  w  jakimś  dobrym  pensjonacie.  Pamiętała,  że 

jedna  z  jej  koleżanek  mieszkała  ze  swoją  ciotką  w  jednym  z 

genewskich pensjonatów. Liana odwiedziła ją parę razy i rozmawiała 

z  mieszkającymi  tam  kobietami.  Gorąco  zachwalały  panujące  tam 

warunki. 

Wiedziała,  że  chociaż  był  to  bardzo  elegancki  pensjonat,  to  z 

trudem,  ale  dałaby  radę  opłacać  należność  za  utrzymanie. 

Jednocześnie  postanowiła  odpowiedzieć  na  ogłoszenie  z  gazety. 

background image

Warto  przecież  spróbować,  zobaczyć,  czy  uda  jej  się  to  miejsce 

otrzymać,  czy  sprosta  powierzonym  jej  zadaniom.  Otrzymała  bardzo 

dobre  wykształcenie  i  umiała  o  wiele  więcej  od  swoich  szkolnych 

koleżanek,  o  czym  z  przyjaznym  uśmiechem  zapewniała  ją  pani 

Schópfling.  Jednak  nie  posiadała  żadnych  świadectw,  poza  jednym: 

świadectwem  ukończenia  pensji  dla  dziewcząt.  To  jednakże  było 

doskonałe i spokojnie mogła je przesłać, razem ze swym zdjęciem. 

Zdecydowana ostatecznie napisała: 

Szanowna Pani! 

W  odpowiedzi  na  Pani  ogłoszenie  ośmielam  się  zgłosić  moją 

kandydaturę  na  opisane  przez  Panią  miejsce.  Mam  nie  skończone 

dwadzieścia  jeden  lat,  jestem  sierotą,  rozporządzam  niewielkim 

majątkiem, co pozwala mi zrezygnować z wysokich zarobków. 

Siedem  lat  przebywałam  na  pensji  dla  dziewcząt  prowadzonej 

przez  panią  Schópfling  w  Genewie.  Mówię  płynnie  po  angielsku  i 

francusku,  śpiewam  igram  na  fortepianie.  Mam  nadzieję,  że  i  pod 

innymi względami udałoby mi się zadowolić Pani wymagania. 

Ponieważ  jednak  jak  dotąd  nigdy  jeszcze  nie  pracowałam,  nie 

mogę  przedstawić  Pani  moich  referencji,  wykazać  się  mogę  jedynie 

świadectwem ukończenia szkoły, wspomnianej już przeze mnie pensji 

dla dziewcząt.  Ponieważ  jestem  sierotą,  bardzo  zależy  mi  na  tym,  by 

znaleźć  rodzinę.  Dołączam  też  moją  fotografię.  Proszę  o  przesłanie 

odpowiedzi na niżej podany adres i polecam się na przyszłość. 

Z poważaniem 

Liana Reinhold 

background image

Potem  dołączyła  adres  pensjonatu  „Wesemann",  w  którym 

zamierzała  się  zatrzymać.  Z  westchnieniem  ulgi  przeczytała  list  raz 

jeszcze. Potem napisała do hrabiego Rastenau: 

Mój kochany, najdroższy Wujku Joachimie! 

Dzisiaj  Twoja  mała  Liana  przychodzi  do  Ciebie  z  naprawdę 

ciężkim sercem. Od chwili, w której mnie opuściłeś, tak wiele zmieniło 

się  w  moim  życiu,  że  świat  wygląda  teraz  zupełnie  inaczej. 

Chciałabym  na  samym  początku  napisać  o  najgorszym,  co  się  stało. 

Gdy  otrzymasz  ten  list,  nie  będzie  mnie  już  w  domu,  który  z 

prawdziwie ojcowską miłością dla mnie wynająłeś.  

Muszę ci napisać, jak do tego doszło, chociaż, możesz mi wierzyć, 

przychodzi  mi  to  z  trudem.  Gdybym  jednak  to  przemilczała,  co 

uczyniłabym  chętnie,  nie  chcąc  Cię  denerwować,  mogłoby  to  mieć 

bardzo przykre dla Ciebie konsekwencje. 

Napełniła  mnie  grozą  i  przerażeniem  groźba  pani  Bartels,  że 

może  podjąć  pewne  kroki.  Dlatego  chciałabym  Cię  na  wszelki 

wypadek uprzedzić. Chciałabym opisać to jak najkrócej, ponieważ to, 

co  zaszło  jest  tak  obrzydliwe  i  straszne,  że  do  tej  pory  na  samo 

wspomnienie czuję się jak sparaliżowana.  

Wczoraj  pani  Bartels  oznajmiła  mi,  że  postanowiła  dzisiaj  rano 

opuścić  dom,  po  czym  zaczęła  rozwodzić  się  na  temat  mojego 

prowadzenia się. To, co sugerowała na temat stosunków między nami, 

Tobą i mną, jest tak obrzydliwe, że nie chcę Ci tego nawet powtarzać. 

Tylko o jednym muszę Ci wspomnieć... nazwala mnie Twoją kochanką. 

background image

Pokazałam  jej  drzwi  i  kazałam  natychmiast  opuścić  dom.  Wtedy 

zagroziła  mi,  że  powiadomi  Twoją  żonę  o  swych  bezwstydnych 

podejrzeniach,  które  ośmieliła  się  wypowiedzieć  mi  prosto  w  twarz, 

patrząc  mi  w  oczy.  Spokój  i  szczęście  Twojego  małżeństwa  zostały 

zagrożone  i  ja,  chociaż  niewinna,  jestem  tego  powodem.  Nie 

wybaczyłabym  sobie  nigdy,  gdybyś  otrzymał  taką  zapłatę  za  dobro, 

które  mnie,  sierocie,  wyświadczyłeś,  niczym  najbardziej  troskliwy 

ojciec. 

Pani  Bartels  nie  zadowoliła  się  jednakże  moim  upokorzeniem. 

Udało  jej  się  podburzyć  przeciwko  mnie  obydwie  służące  tak,  że 

poprosiły  o  zwolnienie,  wyjaśniając  to  tym,  że  nie  mogą  dłużej 

pracować w ,,takim" domu. Odeszły wczoraj wieczorem, pani Bartels 

zaś dzisiaj rano. Teraz jestem sama w domu. 

Początkowo  czułam  się  strasznie,  kochany  wujku  Joachimie. 

Teraz jednak uspokoiłam się wreszcie i opanowałam na tyle, że udało 

mi  się  odzyskać  jasność  myśli.  Jedno  zrozumiałam:  muszę  opuścić 

dom, który dla mnie w swej niezmierzonej dobroci. Nie mogę dopuścić 

do  tego,  wujku  Joachimie,  by  inni  ludzie  nabrali  podobnie 

obrzydliwych myśli w stosunku do nas.  

Dlatego  nie  powinniśmy się  już nigdy  więcej  spotykać.  Tak  musi 

się stać, chociaż wiem, mój ukochany, zastępczy ojcze, ile bólu sprawi 

Ci  moja  decyzja.  Już  po  tym,  jak  powiedziałeś  mi,  że  masz  własną 

rodzinę,  poczułam,  iż  utraciłam  prawa  do  Twojej  miłości.  Nasze 

wzajemne  stosunki  nigdy nie byłyby  już   takie jak dawniej, zwłaszcza 

po niesprawiedliwym i niegodnym ataku pani Bartels. 

background image

Mam  nadzieję,  że  nie  będziesz  się  na  mnie  gniewał  z  tego 

powodu,  iż  postanowiłam  wziąć  mój  los  we  własne  ręce?  Nie 

powinieneś  też  pomagać  mi  materialnie.  Wszystko  sobie  dobrze 

przemyślałam,  znajdę  sobie  posadę  u  jednej  z  rodzin,  których  córki 

potrzebują  damy  do  towarzystwa,  albo  zajmę  się  opieką  jakiejś 

staruszki.  Wiem,  że  na  pewno  pochwalisz  moje  zamiary,  prawda? 

Odpowiedziałam już na jedno z ogłoszeń w gazecie. 

Wiem,  że  najchętniej  przyszedłbyś  mi  teraz  z  pomocą.  Nie 

powinieneś  tego  jednak  czynić.  Dlatego  nie  powiem  Ci  nawet,  gdzie 

mógłbyś mnie odnaleźć. Nie martw się o mnie, postępuję z rozwagą i 

rozmysłem.  Zatrzymaj  w  sercu  wspomnienie  o  Twojej  maleńkiej 

Lianie,  zostaw  tam  dla  mnie  choć  malutkie  miejsce,  obok  Twojej 

własnej córki. 

Jak  tylko  spakuję  moje  rzeczy,  udam  się  do  jednego  z 

pensjonatów,  który  jest  mi  dość  dobrze  znany  i  zostanę  tam,  dopóki 

nie otrzymam gdzieś stałej posady. Regularnie będę Ci dawała znać o 

sobie. Obiecuję Ci to, by Cię choć trochę uspokoić. Mam jeszcze około 

stu marek, potem otrzymam odsetki od mojego majątku. Jak to dobrze, 

że mi to umożliwiłeś! 

Proszę  napisz  do  mnie  jak  najszybciej,  czy  jesteś  zadowolony  ze 

mnie  i  mojej  decyzji  i  czy  zechcesz  jeszcze  wspominać  o  mnie  z  Twą 

zwykłą  ojcowską  miłością  i  dobrocią.  Wysyłaj  swoje  listy  na  poste 

restante Berlin West 50, na moje nazwisko. 

Dałby Bóg, byś został wynagrodzony za swój piękny czyn wobec 

córce  po  Twym  najlepszym  przyjacielu,  której  starałeś  się  zastąpić 

background image

ojca.  Może  kiedyś  tak  szczęśliwie  się  złoży,  że  będziemy  mogli  się 

jeszcze zobaczyć. Nigdy nie zapomnę, jak wiele Ci zawdzięczam. 

Z miłością i poważaniem 

Twoja Liana 

Po  napisaniu  tego  listu  Liana  odetchnęła  z  ulgą.  Zrobiło  się  jej 

lżej  na  sercu,  gdy  przelała  na  papier  swoje  troski  i  zmartwienia. 

Ukryła  twarz  w  dłoniach  i  długo  płakała.  Gdy  zabrakło  jej  łez, 

podniosła  się  i  ze  zdecydowaniem  zaczęła  pakować  swoje  rzeczy. 

Między nimi leżała jedna z najnowszych fotografii wujka Joachima.  

Gdy jej spojrzenie padło na jego twarz, przypomniał jej się znów 

nieznajomy,  młody  mężczyzna.,  który  dzisiejszego  poranka  z  taką 

troskliwością  udzielił  jej  pomocy.  Przyglądał  się  jej  z  identycznym 

wyrazem  twarzy,  jak  zawsze  czynił  to  wujek  Joachim:  ciepło, 

serdecznie i ze współczuciem. 

Pokręciła  głową  z  niezadowoleniem.  Cóż  ją  obchodził  ten  obcy 

człowiek, który jedynie raz przelotnie  wkroczył  w jej  życie i którego 

niewątpliwie już nigdy nie spotka? 

Układała  rzeczy  systematycznie,  jedną  po  drugiej.  Na  szczęście 

miała  w  domu  duży  kufer  podróżny.  Po  zapakowaniu  wszystkich 

rzeczy  poczuła  się  prawdziwie  zmęczona  i  ponownie  głodna.  Poszła 

więc  do  kuchni,  przygotowała  sobie  kolację,  do  której  postanowiła 

wypić filiżankę aromatycznej herbaty. 

Gdy  tak  siedziała  samotnie  w  jadalni,  ponownie  opanowały  ją 

smutek  i  żałość.  Starała  się  z  nimi  walczyć,  samotność  jednak 

niezwykle  ją  przytłaczała.  Tak  wyobcowana  czuła  się  tylko  jeden 

background image

jedyny  raz  w  swym  krótkim  życiu:  pierwsze  święta  Bożego 

Narodzenia  w  tym  domu  spędziła  w  podobnej,  męczącej  atmosferze. 

Wujek  Joachim  napisał  jej  wtedy,  że  jego  interesy  nie  pozwolą  mu 

przyjechać  do  niej,  by  wraz  z  nią  cieszyć  się  Gwiazdką.  Przesłał  jej 

jednak  wspaniałe  prezenty,  w  związku  z  czym  Liana  pięknie 

przyozdobiła choinkę i pod nią złożyła jego podarunki.  

Pani  Bartels  jednakże,  wbrew  oczekiwaniom  dziewczyny,  zaraz 

po  otrzymaniu  prezentu  udała  się  do  swego  pokoju,  Liana  natomiast 

pozostała  samotnie  przy  choince  niczym  biedne,  osierocone  dziecko. 

Z tęsknotą myślała o wujku Joachimie. 

Teraz  wiedziała  już,  że  i  tamte  święta,  jak  wiele  innych,  spędził 

on u boku swojej szczęśliwej rodźmy. Próbowała go sobie wyobrazić, 

jak zasiada teraz w zamku Rastenau, otoczony przez żonę i kochającą 

go  córkę.  Być  może  i  on  je  właśnie  kolację.  Pod  wpływem  takich 

myśli łzy ponownie napłynęły jej do oczu. 

Podniosła  się  więc  gwałtownie  i  poszła  do  kuchni  pozmywać 

naczynia.  Bardzo  ostrożnie,  nie  miała  bowiem  w  tym  wprawy, 

doprowadziła  wszystko  do  porządku.  Mieszkanie  musiało  zostać 

gruntownie  posprzątane.  Zamierzała  przecież  jutro  opuścić  je  na 

zawsze. 

Zanim  zasnęła,  jej  myśli  znów  powróciły  do  młodego 

nieznajomego.  Podobnie  następnego  ranka,  przy  śniadaniu  pojawiło 

się  wspomnienie.  Jego  opalona,  bardzo  charakterystyczna  twarz 

budziła  zaufanie.  Wydawało  się  jej,  że  to  los  zesłał  jej  tego 

sympatycznego  mężczyznę,  by  pocieszył  ją  w  chwili  słabości. 

background image

Przeznaczenie skrzyżowało ich drogi, by udowodnić Lianie, że dobrzy 

ludzie istnieją jeszcze na tym świecie. 

Po  śniadaniu  opuściła  dom  i  udała  się  do  pensjonatu 

„Wesemann". Mieścił się on w olbrzymim, starym domu w zachodniej 

części miasta. Do drzwi wejściowych prowadziły marmurowe schody, 

pokryte  czerwonym  chodnikiem  na  podwyższony  parter,  na  którym 

znajdował  się  pensjonat.  Liana  zadzwoniła  do  drzwi  i  po  niedługiej 

chwili  otworzyła  jej  sympatyczna  pokojówka,  ubrana  w  schludny, 

biały fartuszek. 

—  Chciałabym  porozmawiać  z  panią  Wesemann  —  powiedziała 

niepewnie Liana. 

— Proszę usiąść i chwilę zaczekać. Obecnie pani Wesemann jest 

zajęta. 

Liana wygodnie usiadła na krześle i zamknęła oczy. Z korytarza, 

wiodącego na prawo od drzwi wejściowych, dobiegł do jej uszu szmer 

delikatnie  otwieranych  drzwi.  Liana  sądziła,  że  nadchodzi  pani 

Wesemann. 

W  następnej  chwili  jednak  drgnęła  zaskoczona.  To  nie  pani 

Wesemann  nadchodziła,  lecz  zbliżał  się  ku  niej  młody  nieznajomy, 

który  wczoraj  udzielił  jej  pomocy.  I  on  ją  od  razu  rozpoznał. 

Przyglądał  się  Lianie  ze  zdziwieniem  i  zauważył,  że  jej  policzki 

okryły się ledwo zauważalnym rumieńcem.  

Wahał się przez chwilę, nie należał bowiem do mężczyzn, którzy 

bezwstydnie wykorzystaliby podobny przypadek, tym bardziej, iż nie 

wiedział,  czy  owo  spotkanie  sprawiło  nieznajomej  równie  dużą 

background image

radość,  jak  jemu.  Nie  potrafił  podjąć  decyzji  i  stał  niezdecydowany,  

gdy  drzwi  ponownie  się  otworzyły.  Wtedy  postanowił  przywitać  ją, 

ściągając z głowy kapelusz i kłaniając się głęboko.  

Liana  podziękowała  skinieniem  głowy.  Ponownie  pojawiła  się 

pokojówka, do której zwrócił się z pytaniem: 

— Czy nadeszła dla mnie jakaś poczta? 

— Nie, listonosza jeszcze nie było. 

—  Jeżeli  ktoś  pytałby  o  mnie,  proszę  go  powiadomić,  że 

najprawdopodobniej nie wrócę aż do wieczora. 

Pokojówka otworzyła mu uprzejmie drzwi, po czym zwróciła się 

do Liany. 

— Pani dyrektor kazała panią poprosić, panienko. 

Nieznajomy  dosłyszał  jeszcze  jej  słowa.  Przez  chwile  stał 

niezdecydowany  na  schodach.  Wydało  mu  się  dziwne,  że  los 

ponownie skrzyżował ich drogi, jego i tej pięknej, młodej dziewczyny, 

o której od wczorajszego poranka myślał nieustannie. „Przypadek czy 

zrządzenie losu?" — pytał samego siebie. 

Zły  na  siebie  zbiegł  po  schodach  i  wyszedł  z  domu.  Jego  kroki, 

im  bardziej  się  oddalał  od  pensjonatu,  stawały  się  coraz  wolniejsze. 

Na kolejnym rogu ulicy zatrzymał się i stał tam dopóty, dopóki młoda 

kobieta,  która  wywarła  na  nim  tak  głębokie  wrażenie,  nie  wyszła  z 

domu.  Dopiero  gdy  zobaczył,  że  zatrzymuje  przejeżdżającą  akurat 

taksówkę i odjeżdża, zapalił silnik samochodu i odjechał. 

Liana  była  równie  poruszona  ponownym  spotkaniem.  Wszystko 

świadczyło  o  tym,  że  nieznajomy  mieszkał  w  pensjonacie  pani 

background image

Wesemann.  „Czy  jeszcze  go  kiedyś  zobaczę?"  —  myślała 

niespokojnie.  

Pani  Wesemann,  skromna  i  sympatyczna kobieta, która potrafiła 

rozpoznać charakter ludzi od pierwszego spojrzenia jasnych, mądrych 

oczu, zaprosiła Lianę do pokoju uprzejmie i niemal przyjacielsko. 

— Czym mogę pani służyć? 

—  Chciałabym  przez  pewien  czas  u  pani  zamieszkać.  Moja 

przyjaciółka,  panna  von  Schlicht,  wychwalała  wspaniałe  warunki 

panujące  w  pani  pensjonacie.  Czy  znalazłaby  pani  wolny  pokój  dla 

mnie? 

Szybko  doszły  do  porozumienia,  tym  bardziej  że  akurat  zwolnił 

się jeden z pokoi. Liana pojechała zatem do swego dotychczasowego 

mieszkania. Tam poprosiła portiera, by pomógł jej znieść na dół kufer 

i pozostałe bagaże, a ponieważ ofiarowała mu sowity napiwek, bardzo 

starannie i szybko wykonał powierzone mu zadanie. 

Liana  raz  jeszcze  przeszła  przez  pokoje,  rozglądając  się 

troskliwie,  czy  wszystko  jest  w  porządku,  pogłaskała  ze  smutkiem  i 

czułością  poręcze,  po  czym  szybko  wybiegła,  zamknęła  drzwi  i 

przekazała klucze portierowi. 

— Wyjeżdżam na dłuższy czas. Bardzo proszę, niech pan strzeże 

klucza  do  chwili,  gdy  mój  wujek  przyjedzie,  by  go  odebrać  — 

powiedziała. 

Mówiąc  to,  dokładnie  obserwowała  twarz  portiera  i  jego 

małżonki.  Nie  wiedziała  przecież,  czy  i  do  nich  dotarły  obrzydliwe 

podejrzenia  pani  Bartels.  Nie  wyglądało  jednak  na  to,  że  do  tego 

background image

doszło; oboje zachowywali się wobec niej przyjaźnie, podziękowali za 

wysoki napiwek i odprowadzili do samochodu. 

Liana  odetchnęła  z  ulgą,  jak  gdyby  uwolniła  się  od 

przygniatającego  ją  ciężaru.  Po  raz  pierwszy  w  życiu  poznała  smak 

porażki. Musiała uciekać przed opinią publiczną. Spojrzała w górę, na 

okna,  za  którymi  znalazła  wreszcie  własne  mieszkanie,  własny  dom. 

Niestety jedynie na rok. Teraz ponownie nie miała się gdzie podziać, 

nie miała niczego i nikogo, kogo mogłaby kochać i dla kogo mogłaby 

żyć. Dokąd teraz rzuci ją przeznaczenie? 

Liana  szybko  urządziła  sobie  pokój  w  pensjonacie,  w  którym 

miała się zatrzymać przez najbliższy czas. Nie rozpakowywała nawet 

dużej  walizki.  Wszystko,  co  było  jej  niezbędne  do  życia,  miała 

przecież spakowane osobno w dwóch małych walizkach. Postanowiła 

teraz poczekać na odpowiedź wujka Joachima. 

W  pensjonacie  pani  Wesemann  obiad  był  o  pierwszej  po 

południu.  Liana  została  wprowadzona  do  jadalni  przez  samą 

dyrektorkę. W przelocie usłyszała, jak zwraca się ona do pokojówki: 

—  Pan  Greifenberg  dzwonił  z  zawiadomieniem,  że  zje  dzisiaj  z 

nami obiad. Proszę przygotować dla niego miejsce. 

Liana pytała samą siebie, czy ów tajemniczy pan Greifenberg nie 

jest  przez  przypadek  jej  młodym  nieznajomym,  którego  widziała 

dzisiejszego poranka w holu. 

Greifenberg  przebywał  w  pensjonacie,  gdyż  przyjechał  na 

dłuższy czas do Berlina. Posiłki spożywał jednak zazwyczaj w jednej 

z  licznych  restauracji  w  centrum  miasta.  Również  dzisiaj  chciał  tak 

background image

uczynić, 

co 

zapowiedział 

pokojówce. 

Jednakże 

ustawiczne 

wspomnienie  pięknej  i  pełnej  słodyczy  twarzy  nieznajomej 

dziewczyny  nie  pozwoliło  mu  pozostać  z  dala  od  pensjonatu.  Z  tego 

też powodu odwołał spotkanie z przyjaciółmi.  

Nie dawało mu to spokoju, musiał się  wreszcie dowiedzieć, kim 

jest  piękna  i  tajemnicza  nieznajoma  i  co  robi  w  pensjonacie  pani 

Wesemann.  Dlatego  też  zawiadomił  telefonicznie,  że  tym  razem  nie 

będzie jadł na mieście, lecz zje obiad z innymi gośćmi. 

Zanim jednak do tego doszło, zaczął się złościć na samego siebie. 

Dlaczego  tak  go  przyciąga  perspektywa  bliższego  poznania  młodej 

kobiety?  Nie  potrafił  sobie  odpowiedzieć  na  to  pytanie,  niemniej 

jednak  punktualnie  o  godzinie  pierwszej  zasiadł  przy  stole  w  jadalni 

pensjonatu „Wesemann". 

I  teraz  szczęście  mu  sprzyjało.  W  pensjonacie  panował  miły 

zwyczaj,  iż  nowo  przybyli  goście  zajmowali  miejsce  na  końcu  stołu, 

po  prawej  i  lewej  ręce  pani  Wesemann.  W  ten  sposób  miała  ona 

możliwość  zapoznania  nowicjuszy  z  ich  sąsiadami  i  pośredniczyła, 

jeżeli tego sobie życzono, w rozmowach. 

Liana Reinold i Greifenberg byli ostatnimi gośćmi, którzy zgłosili 

się  do  pani  Wesemann.  Dlatego  też  zostali  posadzeni  naprzeciw 

siebie.  Dzięki  temu  Greifenberg  dowiedział  się  wreszcie,  że  jego 

przepiękna  nieznajoma,  która  przy  tym,  trzecim  już  spotkaniu, 

zaczerwieniła się jeszcze mocniej, nazywała się Reinold. 

Gdy tylko zauważył, że ich sąsiedzi pogrążyli się w interesującej 

rozmowie, zwrócił się do niej półgłosem: 

background image

— Nie wiedziałem, czy przypomina sobie jeszcze pani o naszym 

wczorajszym  spotkaniu i  dlatego  też  nie  chciałem  o  nim  wspominać. 

Proszę mi jednak wybaczyć, jeśli zachowałem się niezręcznie. 

—  Pamiętam  o  troskliwej  pomocy,  której  mi  pan  udzielił  i 

nieprędko  ją  zapomnę.  Bardzo  się  cieszę,  że  mam  okazję  jeszcze  raz 

panu z całego serca podziękować. 

—  Niestety  nie  mogłem  zbyt  wiele  dla  pani  uczynić.  Mam 

nadzieję, że przezwyciężyła pani całkowicie wczorajszą słabość. 

— To było tylko chwilowe omdlenie — powiedziała starając się, 

by  jej  głos  brzmiał  pewnie.  Nie  umknęło  jednak  jego  uwagi,  że  rysy 

jej twarzy ponownie ściągnęły się w znanym już od wczoraj grymasie 

bólu. 

Miał  wielką  ochotę  dowiedzieć  się,  jakie  zmartwienia  tak 

przygniatają jej serce, był jednak zbyt taktowny, by wspomnieć o tym 

choć słowo. Pragnął zwrócić jej myśli w inną stronę, zapytał, czy zna 

dobrze  Berlin.  Zaczęli  teraz  rozmawiać  o  berlińskich  teatrach  i 

koncertach, które się tu odbywały; w ich oczach dostrzec można było 

coraz  cieplejsze  błyski,  wiedzieli  bowiem,  że  ich  przypadkowa,  jak 

dotąd, znajomość zaczyna się umacniać. 

Liana  ukradkiem  obserwowała  jego  twarz.  Przypominał  jej 

ukochanego  wujka  Joachima.  Podobieństwo  uwidaczniało  się  nie 

tylko w oczach, jak do tej pory sądziła, lecz również w rysach twarzy. 

Najdziwniejsze wydawało się jej jednak to, że na czole Greifenberga, 

w  chwilach  gdy  je  marszczył,  tworzyła  się  ta  sama  trójkątna  bruzda, 

co na czole wujka Joachima. 

background image

„Wujek  Joachim!"  —  pomyślała.  —  „Cóż  powie,  gdy  przeczyta 

jej list, kiedy jej odpisze i czy w ogóle odpisze?" 

Po  obiedzie  podano  kawę.  Panowie  udali  się  do  przyległego 

pokoju,  by  zapalić  papierosa.  Niektórzy  poderwali  się,  by  wyjść  do 

centrum  —  byli  przecież  w  Berlinie,  żeby  zobaczyć  coś  nowego, 

czego nie mają w swoich okolicach. 

Detlev  Greifenberg  powinien  był  wyjść,  musiał  się  bowiem 

spotkać ze swymi przyjaciółmi. Jednak mimo świadomości, iż nie ma 

zbyt  wiele  czasu,  pozostał  przy  Lianie,  chcąc  dotrzymać  jej 

towarzystwa  przy  poobiedniej  kawie.  Gdy  ją  skończyła,  udała  się  do 

swego  pokoju.  Wtedy  dopiero  oddalił  się  i  postanowił  unikać  w 

przyszłości ponownego z nią spotkania. „Będzie lepiej i dla niej, i dla 

mnie,  jeżeli  już  się  nie  spotkamy.  Czar  jej  oczu  jest  prawdziwie 

niebezpieczny, jeszcze chwila, a nie będę mógł się od niego uwolnić" 

— myślał zaniepokojony. 

Następnego  dnia  jednakże  ponownie  zasiadł  przy  stole 

naprzeciwko niej. Również Liana zbyt często spoglądała w jego oczy, 

by  zachować  dotychczasowy  spokój  serca.  Następnego  dnia  ich 

rozmowa  nabrała  jeszcze  cieplejszych  tonów.  I  trzeciego  dnia,  gdy 

Greifenberg  ponownie  siadł  przy  stole,  wbrew  swemu  rozsądkowi, 

rozmawiali ze sobą z ożywieniem, jak dwoje dobrych przyjaciół. 

Wreszcie  nadszedł  dzień  czwarty.  Detlev  Greifenberg  ponownie 

zjawił  się  na  obiedzie.  Złożył  sam  sobie  gorącą  obietnicę,  że  jest  to 

ostatni  dzień,  gdy  pozwala  sobie  na  tak  karygodną  słabość  i  ulega 

pokusie  zobaczenia  Liany  Reinold,  która  roztacza  nad  nim 

background image

niewytłumaczalną moc.  Uważał, że stanowi ona dla niego zagrożenie, 

z  przyjemnością  jednak  poddał  się  raz  jeszcze  jej  urokowi.  Nie 

spuszczał przy tym oczu z jej prześlicznej twarzyczki. 

Po obiedzie zbliżył się do niej. 

—  Pozwoli  pani,  że  się  z  panią  ostatecznie  pożegnam.  Dziś  po 

południu wyjeżdżam z Berlina. 

Liana  lekko,  prawie  niezauważalnie  pobladła.  Poza  tym  nic  nie 

zdradzało,  co  poczuła  po usłyszeniu tej  informacji.  Uprzednio  mówił 

jej,  że  zamierza  pozostać  jeszcze  trzy,  cztery  dni  w  stolicy.  Musiał 

zatem zmienić plany. 

— A więc opuszcza nas pan już dzisiaj, panie Greifenberg? 

—  Tak,  otrzymałem  telegram,  w  którym  jestem  pilnie  wzywany 

— powiedział gwałtownie. 

— Życzę panu w takim razie szczęśliwej podróży. 

Podała  mu  rękę  na  pożegnanie,  którą  on  uchwycił  i  podniósł  do 

ust. 

—  Bardzo  pani  dziękuję.  Cieszę  się,  że  panią  spotkałem  i 

mogłem  dotrzymać  pani  towarzystwa.  Ciekaw  jestem,  czy  drogi 

naszego życia kiedykolwiek się jeszcze przetną. 

—  Jeśli  los  tak  zechce,  panie  Greifenberg  —  odpowiedziała 

cicho, prawie niedosłyszalnie. 

— Wierzy pani w przeznaczenie i niezmienność losu? 

—  Czasami  odnoszę  wrażenie,  że  całe  nasze  życie  i  jego  tok 

zapisane są w jakiejś księdze przeznaczenia. 

background image

—  Życzę  pani  w  takim  razie, by  pani  los  ukazywał  pani  zawsze 

uśmiechnięte i szczęśliwe oblicze. 

— I ja tego panu życzę. 

Jeszcze raz uścisnął jej dłoń. 

— Nigdy pani nie zapomnę. Do widzenia! — powiedział szybko, 

gdyż głos zdawał się odmawiać mu posłuszeństwa. Po chwilki oddalił 

się w pośpiechu. 

Gdy znalazł się już w pokoju, gwałtownie zaczął paktować swoje 

rzeczy  do  walizki.  Chcąc  oszukać  samego  siebie,  zaczął  wesoło 

pogwizdywać. Gdy jednak przygotował już bagaże i zamknął ostatnią 

walizkę,  gwizdanie  zamarło  na  jego  wargach.  Z  ponuro 

zmarszczonym  czołem  podszedł  do  okna.  Nieruchomo  wpatrywał  się 

przed  siebie,  a  jego  usta  bezwiednie,  bez  udziału  jego  świadomości 

wypowiedziały to, co czuł w głębi serca: 

— Spogląda się na siebie, poznaje się siebie nawzajem, a gdy się 

pokocha, nadchodzi chwila rozstania. 

Słowa  te  dotarły  do  jego  świadomości,  gdy  już  zostały 

wypowiedziane  z  wściekłością  zaczął  krążyć  po pokoju.  Pospiesz  się 

wreszcie, mój drogi Detlevie, byś odzyskał jasność myśli i zwykły ci 

rozsądek.  W  przeciwnym  razie  zwariujesz.  I  to  z  tak  głupiego 

powodu?  Ta  dziewczyna  nie  jest  dla  ciebie,  a  rozumny  człowiek  nie 

powinien sięgać po rzeczy, które nie leżą w zasięgu jego możliwości. 

Koniec i kropka! 

Przelotne spojrzenie na zegarek uświadomiło mu, że nadszedł już 

najwyższy  czas  opuścić  pensjonat  pani  Wesemann.  W  kilka  minut 

background image

później,  mocno  zagryzając  usta,  zbiegł  po  schodach.  Nie  mógł  się 

jednak  powstrzymać  i  spojrzał  w  górę  na  okna.  Na  szczęście  jednak 

nie  dostrzegł  złotowłosej  dziewczęcej  głowy,  ukrytej  wstydliwie  za 

zasłoną, skierowanej w stronę ulicy, na której miał się pojawić. 

Liana  Reinold  chciała  rzucić  jeszcze  ostatnie,  pożegnalne 

spojrzenie  na  człowieka,  który  sprawił,  że  jej  serce  po  raz  pierwszy 

mocniej  zabiło.  W  jej  duszy  rozbrzmiewały  jeszcze  jego  ostatnie 

słowa: „Nigdy pani nie zapomnę." I jej się to nigdy nie uda, była tego 

pewna. Wydawało jej się, że uczucie to wzbogaciło jej życie, nadając 

mu inną treść i sens. 

 

Zamek  Rastenau  położony  był  w  przepięknej  okolicy,  na 

wzniesieniu  górującym  nad  pozostałymi  ziemiami.  Początkowo 

zamek  był  jedynie  niewielką  warownią.  Jednakże  z  kolejnych  panów 

na  Rastenau  powiększał  swoją  rodową  rezydencję,  przebudowując  i 

rozbudowując  ją.  W  ten  też  sposób  po  upływie  kilku  wieków 

niewielka  warownia  przekształciła  się  w  okazały,  nie  wznoszący  się 

nad pozostałymi ziemiami zamek.  

W  otoczeniu  pięknej  przyrody  sprawiał  niezwykle  malownicze 

wrażenie, choć nie rościł sobie żadnych praw do jakiegoś konkretnego 

stylu  architektonicznego,  do  czego  przyczyniły  się  niezaprzeczalnie 

wspomniane liczne przebudowy. 

Rastenauowie  zaliczali  się  do  tych  nielicznych  rodów 

szlacheckich,  którym  na  przełomie  ostatnich  wieków  nie  tylko  udało 

się  utrzymać  swe  liczne  dobra  i  majątki,  lecz  zdołali  je  jeszcze 

background image

znacznie  powiększyć.  Do  hrabstwa  Rastenau  zostały  dołączone 

znaczne  obszary  ziemskie.  Posiadłość  nie  została  podzielona,  jak  to 

się  stało  z  większością  innych  dóbr  szlacheckich.  Całość  majątku 

dziedziczyli  przeważnie  pierworodni  synowie.  Jednak  podczas,  gdy 

majątek i dobra nie uległy upadkowi, wymierał ród Rastenau.  

Hrabia  Joachim  nie  miał  syna,  któremu  mógłby  przekazać 

dziedzictwo,  żona urodziła  mu jedynie  córkę.  Poza  nim  żył  już  tylko 

jeden  jedyny  Rastenau, jego  siostrzeniec.  On  zostać  miał,  po  śmierci 

hrabiego  Joachima,  panem na Rastenau.  Liczył  sobie  trzydzieści  trzy 

lata i od dwunastego roku życia był sierotą. Hrabia Joachim przyjął go 

do swej rodziny i wychowywał wraz z córką Stefanią. 

Steffi,  jako  dziecko,  najchętniej  bawiła  się  z  dziećmi  ogrodnika, 

czterema  potężnymi,  silnymi  blondynami.  Biegała  z  nimi  po  górze 

zamkowej,  po  ogrodzie,  wspinała  się  na  mury,  drzewa  i  wszelakiego 

rodzaju ogrodzenia. Kłóciła się z nimi, potem ponownie się godziła i 

jeszcze dzisiaj, gdy była już prawie dorosła, chętnie przebywała w ich 

towarzystwie.  Hrabianka  Steffi,  mimo  swych  szesnastu  lat, 

zachowywała się z dziecinną beztroską. 

I  dzisiaj  siedziała  znowu  na  olbrzymiej  czereśni,  rosnącej  nie 

opodal  zamkowych  murów.  To  było  jej  ulubione  miejsce,  stąd 

bowiem  roztaczał  się  przepiękny  widok  na  leżące  poniżej  ziemie, 

mogła  też  spoglądać  na  szeroką  drogę  podjazdową,  wiodącą  w  górę 

do samego zamku. To też było jej głównym celem. Kiedyś bowiem tą 

drogą musiało coś nadjechać — może szczęście, może książę z bajki, 

a  może...  Jan  Wachau,  jej  najlepszy  przyjaciel,  z  którym  od  dawna 

background image

prowadziła  wojnę  podjazdową,  a  który  odwiedzał  ją  stosunkowo 

często i nie był jej tak całkiem obojętny. 

Dzisiaj  jednak  nie  mogła  oczekiwać  jego  wizyty,  od  kilku 

tygodni leżał bowiem w szpitalu, przykuty do łóżka, czego powodem 

było  skomplikowane  złamanie  nogi.  Mimo  to  siedziała  na  czereśni 

niespokojnie czegoś oczekując. 

Pod 

drzewem 

siedziała 

panna 

Malwina 

Riickauf, 

wychowawczyni Steffi. Dlatego też hrabianka preferowała miejsce na 

górze,  wiedziała  bowiem,  że  jej  wychowawczyni  nie  będzie  jej  tam 

prześladować.  Zdawała  sobie  jednak  sprawę,  że  zostanie  za  to 

ukarana,  gdyż  panna  Malwina  nie  uważała  za  stosowne,  by 

dorastająca panienka wspinała się na drzewa. Steffi miała jednak inne 

poglądy na ten temat. 

Siedząca  pod  drzewem  panna  Riickauf  podniesionym  głosem 

czytała 

swej 

podopiecznej 

biografię 

Lessinga. 

Hrabianka 

przysłuchiwała  jej  się  niespokojnie,  bez  należnego  skupienia.  Po 

chwili krzyknęła, spuszczając głowę: 

— Moja kochana Malwino, dlaczegóż pani tak krzyczy? Zmęczy 

się pani tylko. Niepotrzebnie się pani wysila, czytając mi tę nudną do 

granic wytrzymałości biografię świętego Klopstocka. 

— Czytam pani biografię Lessinga, hrabianko! 

— Tak? Cóż, może wreszcie ustalimy jedną, bardzo ważną rzecz. 

Nie  mam  czasu  ani  ochoty,  by  zajmować  się  podobnymi  bzdurami. 

Muszę  obserwować  drogę,  gdzie  przed  wieloma  wiekami  moi 

background image

przodkowie uprawiali, przynoszący wprawdzie ogromne korzyści, ale 

niezwykle trudny zawód rozbójników. 

— Cóż za niesłychane rzeczy panienka opowiada, hrabianko! — 

zawołała wyprowadzona z równowagi panna Riickauf. 

—  Zgadzam  się  z  panią.  I  ja  sądzę,  że  było  niesłychanie 

nieuprzejme  ze  strony  moich  przodków,  że  zakłócali  spokój  tej 

pięknej okolicy swoimi zbójeckimi napadami. 

—  Natomiast  ja uważam,  że  na naganę  zasługuje pani  nieuwaga 

w czasie zajęć. 

—  Ach,  droga  Malwino,  nie  obchodzi  mnie,  kiedy  żył  i  cierpiał 

stary Klopstock czy jakiś tam Lessing. I tak nic to nie zmieni w moim 

życiu. 

—  Musi  panienka  jednak  znać  najważniejsze  fakty  z  życia 

naszych najsłynniejszych klasyków. 

—  Najważniejsze  jest,  bym  znała  przynajmniej  ich  dzieła.  Moje 

wykształcenie  i  tak  nigdy  nie  będzie  doskonałe,  zawsze  będzie 

wykazywało  pewne  braki.  „Dzięki  Bogu!"  —  jak  stwierdził  Jan 

Wachau. 

—  Pan  baron  nie  powinien  umacniać  jeszcze  w  pani  wrodzonej 

chyba  niechęci  do  nauki.  Braki  w  pani  wykształceniu  są  niestety 

ogromne. 

—  Malwinko,  nie  gniewaj  się  tak  strasznie  na  mnie.  „Złość 

piękności szkodzi", stanie się pani stara i brzydka. I co powiedziałby 

na to nasz młody pastor? Wie pani niewątpliwie, że szuka on żony i ja 

już się o to postaram, by wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, że jest 

background image

pani  dla  niego  stworzona  i  powinien  panią  wprowadzić  na  plebanię 

jako swoją żonę. On jest czasami tak nieśmiały, że trzeba energicznie 

działać za niego. Dobrze się pani czuje? 

Panna  Ruckauf  nerwowo  przewracała  kartki  trzymanej  w  ręku 

książki. 

—  Hrabianko  Steffi,  czasami  nie  zdaje  sobie  panienka  sprawy  z 

tego, co plecie. 

—  Ależ  nie,  zdaję  sobie  doskonale  sprawę.  Niech  pani  odłoży 

teraz  książkę  na  bok  i  pozwoli  odpocząć  swojemu  nadwyrężonemu 

długim mówieniem gardłu. 

— Mam jednak obowiązek nauczenia panienki czegokolwiek. W 

tej chwili powinnyśmy się uczyć historii literatury. 

Steffi  postanowiła  opuścić  swe  miejsce  na drzewie.  Osunęła  się, 

puszczając  gałąź.  Przez  chwilę  wydawało  się,  że  zawisła  między 

niebem  a  ziemią.  Jej  szczupłe  nogi  bujały  przez  chwilę  tuż  przed 

oczami  wystraszonej  wychowawczyni,  w  końcu  z  wdziękiem  opadła 

na ziemię. 

— Malwinko,  ziemia  ponownie  odzyskała  swoją mieszkankę! 

— krzyknęła całując zdenerwowaną pannę Ruckauf w zaczerwieniony 

lekko policzek. 

— Cóż za trzpiotka z panienki! — westchnęła wychowawczyni z 

udawaną  złością,  w  rzeczywistości  bowiem  nie  potrafiła  długo 

gniewać  się  na  swoją  podopieczną.  Po  chwili  wahania  zamknęła 

książkę. 

Steffi spojrzała na zegarek. 

background image

— Drogi Boże, Malwinko! Teraz naprawdę musimy się spieszyć. 

Nadeszła  wreszcie  pora  posiłku!  „Jedzenie  jest  wspaniałym 

przeżyciem" — tak mówi zawsze Jan Wachau. 

— Młodej panience jednakże nie przystoją podobne stwierdzenia. 

— Precz z przestarzałymi konwenansami, kochana Malwinko! — 

stwierdziła  Steffi,  po  czym  ceremonialnie  skłoniła  się  przed 

opiekunką. — Mam zaszczyt zaprosić panią na śniadanie. Mama i tata 

z  pewnością  nas  oczekują.  Już  najwyższy  czas!  —  powiedziała 

poważnie. 

Joachim Rastenau siedział z żoną na tarasie zamkowym. Tam też 

nakryto  do  stołu,  by  zjeść  posiłek  w  blasku  słońca.  Hrabina  była 

sympatyczną  kobietą,  liczącą  około  czterdziestu  lat.  Ubierała  się 

gustownie, jej ruchy pełne były godności. Miała gęste ciemne włosy i 

świeżą, zdrową cerę. Jej ciemne oczy przypominały barwą i kształtem 

oczy córki, nie było w nich jednak wyrazu zuchwałości i radości, lecz 

powaga i roztropność, jakie przystoją dorosłej kobiecie. 

—  Czy  słyszysz  naszego  kochanego  skowronka,  Stefanio?  — 

zapytał  uśmiechając  się  z  rozrzewnieniem  hrabia  Joachim,  gdy 

dobiegły  do  ich  uszu  słowa  piosenki  śpiewanej  dźwięcznym  głosem 

przez Steffi. 

—  Nawet  gdy  się  nie  widzi  naszej  kochanej  trzpiotki,  zawsze 

można ją usłyszeć. Steffi jest tak żywa, że napełnia sobą cały zamek. 

—  Strasznie  się  cieszę,  Stefanio,  że  pozostawiasz  jej  tyle 

swobody! 

background image

—  W  człowieku  można  zabić  jego  najlepsze  cechy,  próbując 

dopasować  go  do  ogólnie  przyjętych  szablonów.  Przekonały  mnie  o 

tym  własne  doświadczenia.  Po  co  więc  wprowadzać  bezmyślną, 

salonową tresurę? Samo życie oszlifuje jej bardzo żywy temperament. 

— Jest przecież twoją córką, Stefanio — powiedział hrabia ciepło 

i serdecznie. 

Zaraz  po  ślubie  stosunki  między  nimi  nie  układały  się  najlepiej. 

Byli  sobie  obojętni.  Po  pewnym  czasie  jednak  zdziwili  się, 

odkrywszy, że nie najlepsze pożycie przekształciło się w harmonijny i 

szczęśliwy  związek.  Polegał  on  na  wzajemnym  zrozumieniu  i 

zaufaniu, a pojawienie się na świecie wspólnego dziecka zbliżyło ich 

jeszcze bardziej. 

Pożycie  małżeńskie  było  szczęśliwe,  bez  sprzeczek  i 

niepotrzebnych  kłótni.  Być  może  powodem  był  właśnie  fakt,  że 

pobrali się  z  rozsądku, a nie  z  płomiennej,  lecz  przemijającej  szybko 

namiętności. Z biegiem lat coraz bardziej się do siebie przywiązywali, 

nie mogli już bez siebie żyć i nie chcieli się wzajemnie ranić. Dlatego 

też  hrabia  nie  miał  odwagi  powiedzieć  o  zatajonym  przed  laty 

istnieniu Liany.  

Nie  chciał  niszczyć  harmonii  swego  udanego  jak  dotąd 

małżeństwa.  Musiałby  bowiem  przyznać  się  żonie,  że  miał  przed  nią 

tajemnicę, którą ukrywał latami. Poza tym istniał jeszcze jeden powód 

zmuszający  go  do  milczenia.  W  jego  przeszłości  było  coś,  co  nie 

powinno wyjść na jaw. 

background image

Tymczasem  na  tarasie  pojawiła  się  Steffi  w  towarzystwie 

opiekunki.  Gwałtownie,  powiewając  sukienką,  podbiegła  do 

rodziców,  objęła  ich  serdecznie i pocałowała,  najpierw  matkę, potem 

ojca. 

— Nie uduś nas przypadkiem! — zażartował hrabia. 

Zasiedli  do  stołu.  Służący  podał  im,  oprócz  zimnych  potraw, 

ciepłą jajecznicę. W trakcie śniadania służący przyniósł pocztę, która 

nadeszła tego poranka. Joachim posegregował listy. Przeznaczone dla 

niego włożył do kieszeni, by przeczytać je w spokoju po śniadaniu w 

swoim  gabinecie.  Pozostałe  wręczył  rodzinie.  Hrabina  otrzymała 

pismo  od  swego  dostawcy,  jeden  listy  zaadresowany  był  do  panny 

Riickauf.  W  końcu  w  ręce  została  mu  jedna  koperta,  którą  trzymał, 

uśmiechając się tajemniczo. 

— A do kogo jest ten list? — zapytał córkę. 

— Daj mi... och, daj mi go szybko! 

Hrabia  wręczył  jej  ze  śmiechem  kopertę.  Spojrzała  na  nią  w 

pośpiechu, chcąc dowiedzieć się, kto jest nadawcą. 

— Och, od Detleva — powiedziała odrobinę rozczarowana. 

—  Nie  wiem,  kto  właściwie  mógłby  do  ciebie  pisać,  Steffi  — 

zauważyła matka. 

Steffi  nie  przyznała  się,  że  w  najgłębszym  zakamarku  swojego 

serca żywiła nadzieję, że otrzyma list od Jana Wachaua. 

— Detlev obiecał mi przecież, że napisze. 

Steffi  dopiero  teraz  przeczytała  cały  adres,  jaki  podany  był  na 

kopercie  i  roześmiała  się  głośno.  Pokazała  wszystkim,  co  napisał  jej 

background image

kuzyn Detlev, swym pewnym, charakterystycznym pismem, po czym 

przeczytała na jednym oddechu: 

„Do rąk szlachetnie urodzonej hrabianki 

Stefanii Charlotty Marii 

z rodu Rastenau-Greifenberg-Uerzen-Soldenau-Giitershagen 

na zamku Rastenau. 

Doręczyć do rąk własnych adresatki." 

 

Potem, z braku nożyka do rozcinania kopert, rezolutnie ujęła nóż 

z  zastawy  śniadaniowej  i  ku  zdumieniu  panny  Ruckauf  rozcięła  nim 

kopertę.  Ze  środka  wyjęła  pokaźnych  rozmiarów  kartkę,  gęsto 

zapisaną dużymi drukowanymi literami: 

Moja kochana, mała Steffi! 

Mężczyźni  dotrzymują  raz  danego  słowa.  Trzymasz  wiośnie  w 

rękach  obiecany  list.  Ponieważ  każda  chwila  mojego  pobytu  w 

Berlinie  jest  niezwykle  kosztowna  i  powinna  zostać  wykorzystana, 

możesz więc sobie wyobrazić, jak bardzo zależy mi na Twojej miłości 

i  zaufaniu,  gdyż  zamiast  załatwiać  powierzone  mi  sprawy,  spędzam 

czas na pisaniu do Ciebie tej długiej epistoły. 

Najpierw  relacja  z  powierzonego  mi  przez  Ciebie  zadania, które 

wykonałem dokładnie według Twoich wskazówek. Rankiem, dzień po 

moim przyjeździe, złożyłem wizytę Jankowi Wachau, który leży tu w 

pięknym  sanatorium.  Jest  z  nim  już  o  wiele  lepiej  i  myślę,  iż 

niebawem wróci do domu. Jeden z najsłynniejszych chirurgów uporał 

background image

się  już  ze  składaniem  jego  złamanej  nogi.  Twierdzi  też,  że  można  ją 

całkowicie wyleczyć i doprowadzić do ,,stanu używalności"… 

Ten trzykropek oznacza małą przerwę, by pozostawić Ci czas na 

wybuch  radości.  Powiedziałem  Jankowi,  że  zagroziłaś  mi 

wypowiedzeniem  swojej  przyjaźni,  jeżeli  go  zaraz  po  moim 

przyjeździe  nie  odwiedzę  i  nie  dowiem  się  o  jego  zdrowie. 

Wiadomość  ta  niezwykle  go  ucieszyła.  ,,Cóż  za  wspaniała 

dziewczyna!" — powiedział.  

Mam 

Cię 

zatem 

oficjalnie 

powiadomić, 

że 

Twoje 

zainteresowanie  i  współczucie  głęboko  go  poruszyło  i  przesyła  Ci  za 

nie  serdeczne  wyrazy  podziękowania.  Czuje  się  dobrze,  tęskni  i  nie 

może się już wprost doczekać, kiedy będzie ponownie mógł skakać z 

tobą  przez  rowy  i  inne  przeszkody.  Masz  trzymać  kciuki,  by  jak 

najszybciej mógł wrócić do domu. 

Chciałem jeszcze zawiadomić, że wrócę do Rastenau pod koniec 

tygodnia,  tak,  jak  umawiałem  się  z  wujem  Joachimem.  Poza  tą 

wiadomością  chciałbym,  byś  wiedziała,  że  kupiłem  dla  Ciebie 

olbrzymią  bombonierkę,  dokładnie  taką,  jaką  lubisz  —  z  Twoimi 

ulubionymi 

kandyzowanymi, 

leśnymi 

owocami. 

Będziecie 

zadowoleni  —  Ty  i  Twój  tata.  Proszę  Cię,  pozdrów  serdecznie  wuja 

Joachima.  Całuję z szacunkiem ręce cioci Stefanii, a Ciebie ściskam 

mocno i całuję w zadarty nosek. 

Z wyrazami braterskiej miłości 

Twój kuzyn Detlev 

background image

—  No  i  co,  Steffi,  dostałaś  od  Detleva  miłe  wiadomości?  — 

zapytała — matka. 

Steffi  skinęła  twierdząco  głową,  podeszła  do  matki  i  objęła  ją  z 

miłością. 

—  O  tak,  mamo,  bardzo  miłe.  Pomyśl  tylko,  że  noga  Jana 

Wachaua  została  dobrze  złożona  i  odzyska  w  niej  niebawem 

całkowitą władzę. 

—  Och,  to  rzeczywiście  wspaniała  wiadomość!  Jak  się  czuje 

Janek? — zapytał hrabia. 

— O wiele lepiej. Kazał mi przekazać, że nie może już doczekać 

się  chwili,  kiedy  wsiądzie  na  konia  i  pomknie  ze  mną  w  dal, 

pokonując rowy i inne przeszkody. 

— Jeszcze, jak sądzę, minie trochę czasu, zanim do tego dojdzie, 

Steffi. W końcu jednak nie musicie od razu wybierać najtrudniejszych 

dróg.  Możecie  trochę  poczekać  ze  skakaniem  przez  przeszkody  — 

zauważył Joachim Rastenau. 

—  Och,  tatusiu,  Jan  na  pewno  szybko  nauczy  się  ponownie 

skakać, prawda? 

— O, z pewnością będzie się starał  dotrzymać ci kroku, chociaż 

może mu się to nie udać z naszą trzpiotką. W końcu ma on już swoje 

lata — zażartował hrabia. 

—  Dwa  dni  po  moich  szesnastych  urodzinach  skończy 

dwadzieścia siedem lat. 

— W każdym razie uważam, że to bardzo ładnie z twojej strony, 

Steffi, że tak bardzo przejmujesz się wypadkiem barona Wachaua. 

background image

—  Ależ,  mamo,  to  chyba  zrozumiałe  w  przypadku  tak  starych  i 

dobrych  przyjaciół  jak  my.  On  do  tej  pory  mi  wypomina,  że  za 

każdym  jego  pobytem  w  Rastenau,  gdy  byłam  jeszcze  małym 

dzieckiem  ciągnął  mnie  za  sobą  za  pieluchę,  jak  małego  psiaka  na 

smyczy.  Mógł  znieść  moje  „towarzystwo",  gdyż  nie  płakałam.  Jak 

mówi,  nie  może  ścierpieć  małych  dzieci  z  powodu  ich  nieustannego 

wrzasku. Zawsze jednak byliśmy dobrymi przyjaciółmi. 

Hrabina odgarnęła z czoła córki niesforny lok ciemnych, gęstych 

włosów. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo Steffi była przywiązana do 

młodego barona Wachaua. 

—  Czy  oprócz  tego  Detlev  napisał  jeszcze  coś  ważnego,  Steffi? 

— zapytał hrabia. 

— Wraca pod koniec tygodnia, jak się z tobą wcześniej umówił, 

tatusiu,  i  przywiezie  wspaniałą  bombonierkę  z  pralinkami 

nadziewanymi kandyzowanymi owocami. 

—  No  cóż,  widzę,  że  cały  jego  list  zawiera  jedynie  dobre 

wiadomości. Ale teraz i ja chciałbym przeczytać moją poranną pocztę 

— to powiedziawszy hrabia wstał od stołu. — Bądź dzisiaj grzeczna, 

Steffi, by panna Riickauf nie musiała się na ciebie skarżyć. 

—  Tatusiu,  przecież  ona  jest  ze  mnie  prawie  całkiem 

zadowolona. 

Tylko 

czysto 

pedagogiczno-wychowawczych 

powodów nie chce tego po sobie pokazać. Nieraz jednak mamy różne 

poglądy na tę sprawę, prawda, droga Malwinko? 

background image

—  Hrabiankę  Steffi  rozpiera  czasami  nadmiar  sił  witalnych  i 

dlatego  ma  trudności  z  usiedzeniem  choćby  przez  chwilę  na  jednym 

miejscu — powiedziała pojednawczo wychowawczyni. 

— Bardzo ładnie to pani ujęła i dlatego obiecuję dobrowolnie, że 

przez cały tydzień postaram się być wzorową uczennicą. A zazwyczaj 

dotrzymuję  obietnic,  o  czym  pani  powinna  już  wiedzieć.  Dzisiaj  jest 

poniedziałek...  a  więc  do  następnego  poniedziałku  przeobrażę  się  w 

pilną  uczennicę,  by  i  pani  miała  w  życiu  choć  trochę  radości.  Teraz 

jednak  muszę  niezwłocznie  odpowiedzieć  na  list  Detleva.  Jego  adres 

jest jak zwykle taki sam, a on oczywiście podróżuje incognito. 

— Napisz po prostu: Detlev Greifenberg, Berlin West, pensjonat 

"Wesemann". 

Hrabianka Steffi w zamyśleniu pokiwała twierdząco głową.  

— Cóż, jeśli i ja będę musiała w przyszłości tyle podróżować, co 

Detlev,  też  będę  to  robić  incognito.  Tytuły  są  tak  przesadnie 

ceremonialne już w domu, a w podróżach jak sądzę stanowią jeszcze 

większe obciążenie. 

Joachim Rastenau udał się do swojego gabinetu, hrabianka Steffi 

do swojego pokoju, a hrabina pozostała na tarasie, chcąc porozmawiać 

z  panną  Riickauf  o  zakończeniu  nauki  swej  córki.  Lekcje  miały  być 

kontynuowane  jedynie  do  końca  roku.  Joachim  zasiadł  przy  biurku  i 

szybko  przejrzał  listy.  Jako  pierwszą  otworzył  kopertę  z  nadrukiem 

adresu firmy swego bankiera. Tak, jak przypuszczał, w środku znalazł 

listy od Liany. Jego twarz rozjaśnił rzewny uśmiech. 

background image

„Moja  mała,  biedna  Liana!  Chciałbym  wiedzieć,  czy  bardzo  ją 

zraniłem  wiadomością,  że  nie  jest  jedyną  bliską  mi  osobą,  że  są  też 

inni, których gorąco kocham" — myślał trochę zatroskany. 

Szybko  otworzył  list  i  zaczął  niecierpliwie  czytać.  Wkrótce 

uśmiech  zniknął  z  jego  twarzy,  siedział  nieruchomo  wpatrzony  w 

kartkę  papieru,  zapisaną  ręką  Liany.  Gdy  przeczytał  do  końca, 

odetchnął  ciężko  i  przycisnął  mocno  zaciśnięte  w  pięści  dłonie  do 

rozpalonego czoła. Strasznie poruszyły go informacje przekazane mu 

w liście przez Lianę. 

Po długiej chwili, w czasie której siedział nieruchomo zapatrzony 

przed siebie, zerwał się nerwowo z krzesła i zaczął szybko krążyć po 

pokoju.  „Muszę  wreszcie  powiedzieć  o  niej  Stefanii,  muszę  przecież 

pozwolić Lianie zamieszkać z nami w Rastenau" — myślał nerwowo, 

bijąc się z własnymi myślami. Zdecydowany, odrzucając wszelkie „za 

i  przeciw",  pospieszył  do  drzwi.  Zanim  jednak  nacisnął  klamkę, 

zatrzymał się. 

—  Nie,  nie...  nie  mogę  do  tego  dopuścić  —  wyszeptał  i  ukrył 

twarz w dłoniach.  

Po  paru  minutach  ręce  mu  opadły  i  rozejrzał  się  dookoła 

zmęczonymi  oczami.  Ponownie  rozpoczął  niespokojną  wędrówkę  po 

pokoju. W jego głowie kłębiły się gorączkowe, chaotyczne myśli. Co 

ma  zrobić,  w  jaki  sposób  mógłby  pomóc  Lianie?  Jak  ma  ją  chronić 

przed  niegodnymi  zarzutami  podłej  kobiety?  Czy  uwierzą  mu,  że 

traktował Lianę jak swą córkę i obdarzał ją miłością czysto ojcowską i 

background image

że  ona  nie  czuła  do  niego  nic  poza  dziecinnym  przywiązaniem  do 

człowieka, który z całych sił starał się zastąpić jej rodziców? 

Najchętniej  rzuciłby  teraz  wszystko  i  podążył  do  Liany,  by 

pomóc  jej  chociaż  ciepłym  słowem.  Gdybyż  tylko  wiedział,  gdzie 

można  ją  znaleźć,  gdzie  obecnie  przebywa.  Ale  ona  sprytnie 

przewidziała  jego  reakcję  i  zataiła  przed  nim  adres  miejsca,  do 

którego postanowiła się udać. 

Ponownie  wziął  do  ręki  list  Liany  i  przeczytał  go  po  raz  drugi, 

spokojniej  i  z  większą  uwagą.  Liczył,  że  znajdzie  jakiś  punkt 

zaczepienia, od którego mógłby zacząć poszukiwania. Liana pisała, że 

postanowiła  znaleźć  miejsce  w  jakimś  pensjonacie  w  Berlinie 

Zachodnim.  W  tej  dzielnicy  było  pełno  takich  pensjonatów.  Kazała 

mu pisać na poste restante, Berlin West 50. Z jaką rozwagą wszystko 

zaplanowała. 

Wciąż  jak  do  tej  pory  nie  podejmowała  samodzielnie  żadnych 

decyzji,  zdając  się  na  jego  rady  i  rozporządzenia.  Z  ciężkim 

westchnieniem  stwierdził,  że  niestety  musi  przyznać  jej  rację.  I  on 

obawiał  się,  że  inni  ludzie  mogą  z  nieufnością  i  obraźliwymi 

podejrzeniami  przyglądać  się  ich  wzajemnym  stosunkom.  Nagle 

uświadomił  sobie,  że  rzeczywiście  mogli  swym  zachowaniem 

potwierdzać owe podejrzenia. 

Przeczytał  ogłoszenie,  które  dołączyła  do  listu.  Nic  mu  ono 

jednak  nie  mówiło.  Nie  wiedział  nic  o  ogłaszających  się  ludziach, 

szukających towarzystwa dla swoich córek. Jak dobrze się złożyło, że 

background image

w czasie jego ostatniego u niej pobytu powiedział o pieniądzach, które 

uchronią ją przynajmniej od skrajnej nędzy. 

Usiadł przy biurku. Najważniejsze teraz było, by Liana możliwie 

najszybciej  dostała  od  niego  wiadomości.  Sięgnął  po  pióro  i  zaczął 

pisać: 

Moje kochane, najdroższe dziecko! Moja biedna, mała Liano! 

Jak możesz sobie z pewnością wyobrazić, Twój list strasznie mną 

wstrząsnął  i  wyprowadził  mnie  z  równowagi.  Jednak  roztrząsanie  i 

zastanawianie  się  nad  podłością  ludzką  nie  przyniesie  ani 

rozwiązania,  ani  ulgi.  Jest  zatem  bezcelowe  i  nie  warto  zaprzątać 

sobie tym głowy. Masz jednak rację, Liano, musimy wziąć pod uwagę 

opinię  ludzi  i  powinniśmy,  przede  wszystkim  w  Twoim  interesie, 

unikać wszelkich podejrzeń. 

Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, ile mnie kosztuje wysiłku 

powstrzymanie się od odwiedzenia Cię teraz, w tak trudnej dla Ciebie 

chwili.  Chciałbym  pospieszyć  do  Ciebie,  by  móc  Cię  pocieszyć  i 

uchronić  przed  kolejnymi  zasadzkami,  które  niewątpliwie  zgotuje  Ci 

jeszcze pełne niespodzianek życie.  

Masz jednak  rację,  nie powinniśmy się  teraz spotykać. Mogłoby 

to  jeszcze  pogorszyć  Twoją  i  tak  już  ciężką  sytuację.  Muszę  jednak 

wiedzieć, gdzie przebywasz.  Dlatego proszę Cię, byś podała  mi  Twój 

adres. Daję Ci moje słowo honoru, że nie będę próbował 

 

jest  w  znacznym  stopniu ograniczona.  Ja  sama  mam  zbyt dużo  pracy 

związanej  z  prowadzeniem  domu,  a  mój  mąż,  zajęty  osobiście 

background image

zarządem  majątku  Brinkenhof,  również  nie  potrafi  znaleźć  dla  niej 

czasu.  Dlatego  musimy  zostawiać  naszą  córkę  zdaną  na  jej  własne 

towarzystwo i obawiamy się, że zbyt długie przebywanie w samotności 

spowoduje, iż popadnie w apatię.  

Znajdzie  Pani  u  nas  milą  atmosferę  i  serdeczne  przyjęcie.  Moja 

córka  ma  spokojny  i  miły  charakter,  a  Pani  zdjęcie  bardzo  jej  się 

spodobało. Nasz majątek leży w przepięknej okolicy, nie opodal jednej 

z  najsłynniejszych  i  najpopularniejszych  w  kraju  miejscowości 

kuracyjnej. 

Rozumie się, że otrzyma Pani u nas stale utrzymanie. Czekają już 

na  Panią  dwa  przyjemne  pokoiki  obok  pokoi  mojej  córki.  Bardzo 

proszę  niezwłocznie  powiadomić  mnie  o  Pani  decyzji  i  wysokości 

wynagrodzenia, jakiego Pani oczekuje. Resztę, jak sądzę, uda nam się 

ustalić bez większych kłopotów, gdy już Pani będzie u nas. 

Z wyrazami szacunku 

Ina von Brinken 

Brinkenhof 

List pani von Brinken bardzo się Lianie spodobał, dlatego też bez 

wahania postanowiła przyjąć pracę u niej. Wysłała do wujka Joachima 

otrzymany list, do którego dołączyła kartkę od siebie: 

Kochany wujku Joachimie! 

Proszę, przeczytaj dołączony przeze mnie list pani von Brinken i 

napisz,  czy  i  Ty  sądzisz,  że  powinnam  przyjąć  tę  propozycję. 

Chciałabym jej  napisać,  że  nie  chcę od  niej  żadnego wynagrodzenia, 

by w ten sposób utrzymać swą niezależność. Sądzę, że ją to ucieszy, a i 

background image

Ty  będziesz  bardziej  zadowolony.  Czekam  na  Twji  niezwłoczną 

odpowiedź,  chciałabym  bowiem  jak  najszybciej  poinformować  panią 

von Brinken o mojej decyzji. 

Całuję 

Twoja Liana 

Zwrotną pocztą otrzymała odpowiedź wujka: 

Kochana Liano! 

Kamień  spadł  mi  z  serca.  Znam  rodzinę  Brinkenów.  Ich  dobra 

leżą pobliżu jednego z moich majątków, zwanego Greifenberg. Jestem 

zaprzyjaźniony z panem Brinkenem, dobrze znam jego żonę i córkę. Są 

to prawdziwie sympatyczni ludzie. Ich córka nie jest ładna — prawdę 

powiedziawszy  to  można  ją  określić  jako  brzydulę  —  i  częściowo 

sparaliżowana  w  wyniku  nieszczęśliwego  wypadku.  Ale  ma  miły 

charakter.  

Jestem pewny, że Ci się tam spodoba. Będzie Ci się z nimi dobrze 

żyło,  a  ja  będę  Cię  miał  blisko  siebie.  By  dojechać  samochodem  z 

Rastenau  do  Greifenbergu  wystarczy  godzina,  a  stamtąd  Brinkenhof 

jest odległy zaledwie o kwadrans. Piszę to na wypadek, gdybyś kiedyś 

była w potrzebie i chciała mojej pomocy. 

Majątkiem Greifenberg zarządza mój siostrzeniec, ja rzadko tam 

bywam.  Jeżeli  spotkalibyśmy  się  kiedyś  przypadkowo,  będziemy 

zmuszeni  udawać,  że  się  nie  znamy,  by  nie  padło  na  nas  kolejne 

podejrzenie.  Ubolewam  nad  tym,  że  nie  mogę  oficjalnie  Cię 

przedstawić jako mojej przybranej córki. Mam jednak związane ręce. 

Dlatego  świadomość,  że  zamieszkasz  w  Brinkenhof,  jest  dla  mnie 

background image

ogromną  pociechą.  Powiadom  mnie  niezwłocznie,  kiedy  zamierzasz 

tam pojechać. 

Bóg  z  Tobą,  moje  dziecko.  Zlikwiduję  zatem  mieszkanie  w 

Berlinie,  a  meble  zostawię  w  depozycie.  Należą  przecież  do  Ciebie, 

zakupiłem  je  za  Twoje  pieniądze.  Kwit  depozytowy  prześlę  Ci  w 

następnym  liście;  być  może  pewnego  dnia  przydadzą  Ci  się  stare 

meble. 

Pozdrawiam Cię i całuję 

Twój wujek Joachim. 

Liana  zapowiedziała  więc  pani  von  Brinken,  że  przyjedzie  pod 

koniec tygodnia. Od razu zwróciła jej uwagę kilkakrotnie wspomniana 

przez  wujka  Joachima  w  jego  ostatnim  liście  nazwa  Greifenberg.  Do 

tej  pory  nie  wiedziała,  że  posiada  on  taki  majątek.  Po  przeczytaniu 

listu,  przed  jej  oczyma  pojawiła  się  ponownie  postać  pana  Detleva 

Greifenberga. 

Nie  podejrzewała  jednak,  że  między  nazwą  majątku  a 

nazwiskiem  nieznajomego  istnieje  tak  ścisłe  powiązanie.  Nie  mogła 

też  wiedzieć,  że  pan  Greifenberg,  którego  tak  przypadkowo  poznała, 

jest  siostrzeńcem  wuja  Joachima.  W  przeciwnym  razie  inaczej 

patrzyłaby na swój wyjazd do Brinkenhof. 

Po  opuszczeniu  pensjonatu  „Wesemann"  hrabia  Detlev 

Greifenberg  zatelegrafował  do  Rastenau,  powiadamiając  o  swoim 

wcześniejszym powrocie. Gdy wysiadł z pociągu, na stacji, położonej 

najbliżej posiadłości Rastenau, przywitała go Steffi, wychylająca się z 

eleganckiego powozu. W rękach trzymała cugle, starając się uspokoić 

background image

dwa  niespokojne  konie,  które  niecierpliwie  przestępowały  z  nogi  na 

nogę  i  głośno  parskały,  chcąc  jakby  dać  wyraz  swemu 

niezadowoleniu. 

— Hallo, Detlev! Pospiesz się  wreszcie! Nie mogę już utrzymać 

tych rozjuszonych rumaków. 

Detlev jednym skokiem znalazł się przy niej i umościł wygodnie 

w powozie. 

— Cześć, Steffi! Chcesz mi oddać lejce? 

Energicznie pokręciła głową. 

— Absolutnie nie. Sama dam radę powozić. 

— Nie wrzuć mnie jednak do fosy! — zażartował. 

Wykrzywiła swą uroczą twarz w pełnym pociechy grymasie. 

— Znam się na koniach lepiej niż ty! 

— Ho, ho! Jestem zasłużonym kawalerzystą. 

— By zrozumieć konie, nie trzeba służyć w kawalerii. 

Ucałował ją po bratersku w jej dziecinnie okrągłe policzki. 

—  Zatrzymaj  się!  Poczekaj  jeszcze  dwie  minutki,  Steffi.  Muszę 

wziąć mój bagaż, w nim bowiem schowałem bombonierkę dla ciebie. 

Hrabianka Steffi zatrzymała konie. 

— No to wkładaj ten kufer! 

Detlev skinął na bagażowego, który zgodnie z jego wskazówkami 

włożył bagaż do powozu, za co otrzymał spory napiwek. 

— No to w drogę, Steffi, pozwól koniom gnać ile sił w nogach, w 

przeciwnym  razie  będą  się  niepokoiły.  Będziemy  pędzić  szybciej  niż 

samochód. 

background image

—  Na  pewno  im  się  to  uda.  Chciałam  przyjechać  po  ciebie 

samochodem, oczywiście bez kierowcy, ale tata się na to nie zgodził. 

— I słusznie postąpił. Wjechałabyś na drzewo i skrzywiła swój i 

tak już zadarty nosek. 

—  Martw  się  o  swój  własny  nos,  dobrze?  Właściwie  za  karę 

powinnam  wjechać  do  najbliższego  rowu,  żal  mi  jednak  biednych 

koni. 

— A mnie nie byłoby ci szkoda? 

— Nie za bardzo. Ale czekoladek tak. 

—  No  oczywiście!  Czekoladek!  I  owoców,  Steffi.  Tak,  teraz 

jestem spokojny, nie poświęcisz ich tak bez skrupułów jak twój ojciec. 

Steffi  rzeczywiście  umiała  obchodzić  się  z  końmi.  Bez  zarzutu 

kierowała  nimi  swoimi  drobnymi,  lecz  silnymi  rączkami.  I  mimo  iż 

przez  pierwszy  odcinek  konie  biegły  odrobinę  nierówno  i 

niespokojnie, teraz chętnie i dobrze spełniały powierzone im zadanie. 

Obydwoje mieli masę rzeczy do omówienia. 

—  Jak  było  w  Berlinie,  Detlev?  Jesteś  zadowolony  z  pobytu  w 

stolicy? — zapytała Steffi. 

— O, tak. 

—  Dlaczego  więc  przyjechałeś  dwa  dni  wcześniej  niż 

zamierzałeś? 

Westchnął ciężko i w zamyśleniu spojrzał przed siebie. 

—  Był  już  najwyższy  czas,  by  się  stamtąd  wyrwać,  Steffi. 

Berlińskie powietrze nadmiernie mnie upajało i prawie przestałem nad 

sobą panować. 

background image

Kątem oka spojrzała na niego badawczo. 

— Tym bardziej zostałabym tam na dłużej. 

— Co słychać w domu? Czy wszystko układa się dobrze? 

—  Dziękuję,  wszystko  jest  w  porządku.  Tylko  tata  od  paru  dni 

jest  trochę  bardziej  nerwowy,  nie  wiem  dlaczego.  Mówi,  że  ma 

kłopoty  związane  z  interesami.  Poza  tym  wszystko  jest  na  swoim 

miejscu. 

—  Nie  doprowadziłaś  panny  Ruckauf  do  rozstroju  nerwowego? 

— zażartował. 

— W gruncie rzeczy to wspaniała osoba. Jedyną jej wadą jest to, 

że  męczy  siebie  i  mnie  wychowawczymi  zasadami.  „Rozumne 

kobiety mają tylko jedną wadę", jak mawia Jan Wachau. 

— Cóż... Janek tak powiedział? Hm, już on się na tym na pewno 

doskonale zna. 

Steffi  skróciła  gwałtownie  lejce,  tak,  że  konie  prawie  się 

zatrzymały. 

— Powiedz wreszcie, Detlevie, co u niego słychać? Jak się czuje? 

Jest nadal unieruchomiony? Co mówił, gdy go odwiedziłeś? 

— Pytasz o za dużo rzeczy naraz. Spróbuję jednak odpowiedzieć 

ci wyczerpująco na każde pytanie. 

Przysłuchiwała się jego relacji, starając się nie uronić ani jednego 

słowa. A gdy wreszcie zamilkł, nie odezwała się i ona. Nie zauważyła 

nawet,  że  przygląda  jej  się  z  prawie  niedostrzegalnym  uśmiechem. 

Detlev  spojrzał  na  zamek  Rastenau,  wznoszący  się  nad  pozostałymi 

background image

ziemiami  i  odcinający  się  malowniczo  od  zielonej  trawy  i  pokrytych 

lasami wniesień. 

—  Czy  to  nie  wspaniały  widok,  Steffi?  Jakżesz  piękna  jest  ta 

nasza stara siedziba! 

— Serce mi się ściska, gdy widzę Rastenau w blasku słońca, jak 

dzisiaj.  Ale  i  Guntershagen,  gdzie  przyjdzie  mi  zakończyć  życie,  też 

jest przepiękny. 

— Dlaczego chcesz spędzić ostatnie dni w Guntershagen? Chyba 

nie dlatego, że zgodnie z naszym rodzinnym, niepisanym prawem jest 

to  siedziba  dla  wdów,  sierot  i  starych  panien?  O,  nie  sądzę  w  takim 

razie,  byś  kiedyś  tam  zamieszkała.  Z  pewnością  pewnego  pięknego 

dnia wyjdziesz za mąż. 

Lekki rumieniec zabarwił jej blade policzki. 

— Wykluczone! Nie znajdę nigdy odpowiedniego mężczyzny. 

— Nie spiesz się tak, poczekaj... masz jeszcze  ładnych kilka lat, 

by stracić nadzieję na zamążpójście. 

— Myślisz, że mogę mieć jeszcze nadzieję? 

— A nawet jeżeli nie uda ci się wyjść za mąż, zostaniesz ze mną i 

będziesz mi prowadziła dom. 

— Ty przecież też na pewno się ożenisz. 

— Nie spieszy mi się. 

Powóz  przejechał  przez  bramę  wjazdową  i  zatrzymał  się  przed 

samym  wejściem  do  zamku  Rastenau.  Steffi  bawiła  się  pejczem  do 

chwili,  w  której  pojawił  się  koniuszy,  wyprzągł  konie  i  odprowadził 

background image

do  stajni.  Służący,  wyjąwszy  uprzednio  z  powozu  bagaże  Detleva, 

podążył do zamku. 

Steffi i Detlev weszli do ogromnego holu, w którym mimo upału 

było  chłodno  i  przyjemnie.  Przez  okna  wpadały  promienie  słońca 

ukazując  przepych  kosztownych  dywanów.  Potężne  kolumny 

podpierały  sklepienie  sufitu  ozdobione  kolorowymi  malowidłami.  Tu 

wyszedł im na spotkanie hrabia Joachim. Ucałował córkę i serdecznie 

przywitał swojego siostrzeńca. 

W  pół  godziny  później  w  sali  jadalnej  podano  do  stołu.  Nie 

zasiadła przy nim tym razem panna Riickauf, która spożywała posiłki 

wspólnie z rodziną hrabiego tylko wtedy, gdy nie było gości. W czasie 

posiłku  panowała  ożywiona  dyskusja.  Hrabia  Detlev  miał  nowe 

wiadomości o licznych znajomych, których wszyscy byli ciekawi. 

Również  i  Detley  zauważył,  że  wuj  Joachim  wyglądał  dziwnie 

blado;  wydał  mu  się  niespokojny  i  bardziej  nerwowy  niż  zazwyczaj. 

Po  obiedzie  mężczyźni  udali  się  do  pokoju  hrabiego  Joachima,  by  w 

spokoju  zapalić  papierosa.  Zasiedli  w  wygodnych  fotelach  przy 

kominku.  Jak i  pozostałe  pokoje  w  zamku, tak  i ten  charakteryzował 

się komfortowym i gustownym umeblowaniem. 

Po  chwili  milczenia  Joachim,  badawczo  przyglądając  się 

siostrzeńcowi, zapytał: 

—  Jak  doszło  do  tego,  że  zdecydowałeś  się  wrócić  dwa  dni 

wcześniej niż zamierzałeś? Co cię do tego skłoniło? 

Detlev  w  zamyśleniu  śledził  kłęby  dymu  unoszące  się  z  jego 

papierosa, jak gdyby chciał zyskać na czasie. Potem spojrzał na wuja. 

background image

Obydwaj  zmarszczyli  czoła,  na  których  utworzyły  się  identyczne 

trójkątne zmarszczki, kontrastujące z ich szarymi oczami. 

—  Szczerze  mówiąc,  wuju  Joachimie,  mój  wyjazd  z  Berlina 

bardziej przypominał ucieczkę. Nie była to przemyślana decyzja. 

— Ucieczkę? Przed kim lub przed czym uciekałeś? 

Detlev westchnął głęboko. 

—  Przed  samym  sobą...  lub  przed  parą  przepięknych 

dziewczęcych oczu i pełną uroku twarzyczką. 

— W zasadzie mężczyźni nie uciekają przed pięknymi kobietami, 

Detlevie. 

—  W  zasadzie  nie.  Ale,  wuju  Joachimie,  nie  zależy  mi  na 

przygodach  z  kobietami,  nie  odpowiada  mi  styl  mężczyzny, 

szukającego  łatwych  znajomości.  W  sprawach  sercowych  jestem 

nieco  niezgrabny,  kobiety  prowadzą  donikąd  i  dlatego  staram  się 

strzec,  jak  tylko  mogę,  przed  jakimiś  głębszymi  uczuciami,  tym 

bardziej  że  do  Rastenau,  jeżeli  nie  chce  się  stracić  praw  do  majątku, 

wprowadzić  można  jedynie  równe  rodem  kobiety.  Już  wcześniej 

myślałem, że to zarządzenie jest okrutne i bezsensowne. Nie jesteśmy 

lepsi  od  książąt  panującej  rodziny,  nie  możemy  wybierać  zgodnie  z 

sercem, lecz zgodnie z tradycją. 

—  Tak  już  jest,  Detlevie  —  słowom  tym  towarzyszyło  ciężkie 

westchnienie, którego hrabia nie umiał powstrzymać. 

—  Wujku  Joachimie,  Bogu  dzięki,  ciebie  nie  dotknął  aż  tak 

bardzo  krzywdzący  nakaz  tradycji.  Przecież  i  ślepy  by  zauważył,  że 

poślubiłeś  ciocię  Stefanię  z  głębokiej  miłości.  Tak  udane,  pełne 

background image

harmonii  małżeństwo,  jak  wasze,  może  się  przytrafić  tylko  ludziom 

przekonanym o wzajemnej, dozgonnej miłości. 

Hrabia Joachim utkwił wzrok w jakimś niewidocznym punkcie za 

oknem. 

— Tak ci się wydaje? — zapytał gwałtownie. 

Zdumiony Detlev spojrzał na niego badawczo. 

— A nie jest tak? 

— Masz rację, Detlevie, określając nasze małżeństwo jako pełne 

harmonii.  Ale  nie  pobraliśmy  się  z  miłości.  Dopiero  po  kilku 

nieudanych  latach,  licznych  kłótniach  i  nieporozumieniach,  nasze 

dziecko  wskazało  nam  właściwą  drogę  do  siebie  i  wzajemnego 

zrozumienia. 

— Nie wiedziałem o tym — powiedział cicho Detlev. 

—  Tak,  tak,  mój  chłopcze,  pewne  rzeczy  wyglądają  całkiem 

inaczej,  gdy  zedrze  się  z  nich  wierzchnią  warstwę  i  dotrze  do  sedna. 

Ale  odeszliśmy  od  twojego  problemu.  Uciekłeś  zatem  przed  piękną 

dziewczyną? 

—  Owszem,  wydawało  mi  się,  że  z  każdym  dniem  staje  się  dla 

mnie 

mojej 

wolności 

niezależności 

coraz 

większym 

niebezpieczeństwem. I dopiero teraz zdałem sobie sprawę, ile w mym 

rozumowaniu  było  racji.  Czy  wierzysz  w  miłość  od  pierwszego 

wejrzenia? 

Joachim w zamyśleniu spojrzał przed siebie. 

background image

— Tak, wierzę... kiedyś... dawno, dawno temu doświadczyłem na 

własnej  skórze,  że  istnieje  taka  właśnie  miłość,  gorąca,  namiętna  i... 

od pierwszego wejrzenia. 

—  Ja  natomiast  sądziłem  do  tej  pory,  że  dwoje  ludzi  musi  się 

najpierw  dość  dobrze  poznać,  zanim  poczują  do  siebie  coś  więcej. 

Teraz  zrozumiałem,  że  to  nieprawda.  Myliłem  się.  Ty  byłeś  zawsze 

najlepszym  przyjacielem,  prawie  ojcem,  od  kiedy  przyjechałem  tu 

jako dwunastoletni chłopiec. Nigdy nie uda mi się odwdzięczyć ci za 

dobro i miłość, jakimi mnie obdarzyłeś. 

— Przecież to się rozumie samo przez się. Jako zarządca majątku 

mam  nawet  obowiązek  pomagać  i  wspierać  mniej  zamożnych 

członków rodziny. 

—  Może  tak,  jak  robił  to  twój  poprzednik,  zanim  ty  nie  zająłeś  

jego miejsca? Z tego, co wiem, miał on zwyczaj trzymać twoją głowę 

tylko na tyle nad wodą, abyś nie mógł się utopić i robił to tak długo, 

aż  zmęczyłeś  się  porządnie  ustawicznym  wyrywaniem  się,  by 

wystawić głowę i zaczerpnąć odrobinę powietrza. A ty? Czegoś ty dla 

mnie  nie  uczynił  w  swej  miłości  i  nieskończonej  dobroci! 

Wychowywałeś  mnie  i  traktowałeś  jak  własnego  syna.  Oddałeś  mi 

nawet w zarząd Greifenberg. Ustanowiłeś właścicielem tego majątku i 

tylko  tobie  zawdzięczam,  że  moje  dzieciństwo  i  młodość  upłynęła 

spokojnie  i  beztrosko.  To  wszystko,  jeden  Bóg  wie,  nie  było 

bynajmniej twoim obowiązkiem. 

—  Nie  kłóćmy  się  na  ten  temat.  Nie  jest  najprzyjemniejszym 

uczuciem  świadomość,  że  opływa  się  w  dostatki,  podczas  gdy  inni 

background image

ludzie głodują. Doskonale zresztą wiesz, że mogłem ci bez żalu oddać 

Greifenberg,  gdyż  mam  wystarczająco  duże  dochody  z  pozostałych 

majątków. Poza tym odciążasz mnie znacznie, zajmując się zarządem 

Greifenbergu.  Jak  więc  sam  widzisz,  głównym  bodźcem  mojego 

działania jest egoizm. 

Hrabia Detlev ujął jego dłoń. 

—  Swoimi  słowami  ostatecznie  przekonałeś  mnie,  że  jestem 

twoim  dobroczyńcą,  gdyż  przyjmuję  dobra,  które  mi  wyświadczasz. 

Muszę  przyznać,  że  pod  tym  względem  jesteś  osobliwością  tego 

świata,  w  którym  każdy  woli  brać  niż  dawać.  Musisz  jednak  przyjąć 

słowa mojej wdzięczności, wuju Joachimie. 

—  Przestań,  zakończmy  może  ten  temat!  —  powiedział 

gwałtownie Joachim. 

—  No    cóż,  jak    sobie    życzysz.      Chciałem  jednak    tylko 

powiedzieć,  że  ufam  ci  jak  najlepszemu  przyjacielowi.  Dlatego 

chciałbym  opowiedzieć  ci,  co  mnie  wygnało  z  Berlina.  A  może  nie 

jesteś tym zainteresowany? 

—  Możesz  być  pewny,  że  interesuje  mnie  wszystko,  co  ciebie 

dotyczy. Poznałeś zatem piękną, młodą damę, która wywarła na tobie 

ogromne wrażenie, a która, jak sądzę, nie jest ci równa rodem. 

— Tak jest, wujku Joachimie. Ma pochodzenie mieszczańskie — 

nazywa się po prostu panna Reinold. 

Joachim  drgnął,  w  zaskoczeniu  nie  potrafiąc  zapanować  nad 

gwałtowną reakcją. 

— Reinold? 

background image

Siostrzeniec spojrzał na niego przerażony. 

— Co ci się stało? Czy powiedziałem coś złego? 

—  Nie,  nic  się  nie  stało...  widzę  jednak,  że  twój  przypadek  jest 

beznadziejny, ponieważ w żyłach tej młodej kobiety nie płynie nawet 

kropla szlacheckiej krwi. 

—  Tak,  całkowicie  beznadziejny  —  z  głębokim  westchnieniem 

powiedział Detlev. — Dlatego też uciekłem, zanim nie było za późno. 

— Jak ją poznałeś? 

Detlev opowiedział wyczerpująco o ich pierwszym spotkaniu nad 

brzegiem  jeziora  i  o  tym,  jak  niezapomniane  i  głębokie  wrażenie 

wywarła  na  nim  jej  bezradność,  potem  o  kolejnym  spotkaniu  w 

pensjonacie pani Wesemann i o tym, jak stawali się sobie coraz bliżsi, 

i o czym rozmawiali. 

Joachim  przysłuchiwał  się  w  napięciu.  Wyraz  jego  oczu 

wskazywał, że głęboko nad czymś rozmyśla: Jakież to dziwne, że jego 

siostrzeniec w olbrzymim przecież Berlinie spotkał Lianę, właśnie ją! 

I że wywarła na nim aż tak ogromne wrażenie! 

— Teraz już wiesz, wuju Joachimie, dlaczego wróciłem do domu 

o  parę  dni  wcześniej.  Teraz  zamierzam  wziąć  się  ostro  do  pracy  i 

zapomnieć  o  przyczynie,  która  wyprowadziła  mnie  z  równowagi.  To 

powinno mi pomóc, nie sądzisz? 

—  Życzę  ci,  by  zaoszczędzone  ci  zostały  udręki  nieszczęśliwej 

miłości, co mężczyznom naszego pokroju niestety rzadko się udaje. 

— Mówisz jakby z własnego doświadczenia, wujku Joachimie. 

background image

—  Być  może  nie  mylisz  się,  mój  chłopcze.  W  każdym  razie 

bardzo ci współczuję i chciałbym móc ci w jakiś sposób pomóc. Teraz 

chodźmy  jednak  do  cioci  Stefanii  i  Steffi.  I  one  chcą  się  nacieszyć 

twoją obecnością. — Obaj mężczyźni powrócili do salonu. 

Stefania siedziała w fotelu z ręczną robótką i spojrzała na nich z 

lekkim uśmiechem. Steffi natomiast zdążyła już dokładnie spróbować 

wszystkich pralinek. Gdy tylko zobaczyła kuzyna, podbiegła do niego 

i uwiesiła się na jego ramieniu. 

— Czekoladki są wyśmienite, Detlevie! — pochwaliła. 

Spojrzał na nią z góry z dobrotliwym uśmieszkiem. 

— Cieszy mnie, że utrafiłem w twoje gusta. 

Usiedli  w  czwórkę  przy  stole  i  Steffi  ponownie  zaczęła 

opowiadać o baronie Wachau. Wszyscy chcieli dowiedzieć się o nim 

czegoś nowego. 

Detlev  rozmyślał  nad  tym,  co  powiedział  mu  Jan  Wachau,  gdy 

złożył mu wizytę w sanatorium. „Gdy Steffi dorośnie i będzie gotowa 

do  małżeństwa,  mój  drogi  Detlevie,  przybędę  do  Rastenau  jako 

pierwszy z konkurentów. Los mi ją zesłał i zabiję każdego, kto stanie 

mi na drodze do jej ręki. Ma wszystkie te cechy, które posiada kobieta 

moich marzeń. Jest młoda, radosna i taka naturalna. Nie porusza się z 

wystudiowaną  elegancją,  jak  inne  szlachcianki,  przypominające 

bardziej  lalki  niż  prawdziwego,  żywego  człowieka.  Zawsze  gotowa 

kroczyć  przy  mnie,  na  dobre  i  na  złe.  Nie  mdleje,  gdy  zauważy 

choćby  najmniejszą  przeszkodę  na  sztucznie  wygładzonej  ścieżce 

background image

swego  życia.  Nie,  ona  jest  dzielna  i  odważna.  I  to  mi  się  w  niej 

właśnie podoba." 

Joachim  był  tego  wieczora  dziwnie  cichy  i  milczący.  Nie 

zauważył  nawet,  że  żona  raz  po  raz  obrzuca  go  ukradkowymi 

spojrzeniami.  Nie  pytała,  co  go  martwi,  widziała  jednak,  że  od  paru 

dni  coś  mu  ciąży  na  duszy.  On  tymczasem  krążył  jeszcze  myślami 

wokół  dzisiejszej  rozmowy  z  Detlevem.  Cóż  za  dziwne  zrządzenie 

losu, to ich spotkanie! Bardzo poruszył go fakt, że Detlev zakochał się 

w Lianie. A jeżeli i ona go pokochała?  

Niespokojnie  podszedł  do  otwartego  okna.  Zapach  kwitnącego 

bzu  obudził  w  jego  pamięci  wspomnienia  z  odległej,  lecz  jakże 

znamiennej  przeszłości.  Jego  myśli  zwróciły  się  ku  Lianie.  Och,  jak 

dobrze  rozumiał  Detleva!    Liana  tak  bardzo  przypominała  swoją 

matkę. 

Niespokojnie potarł ręką czoło. 

Nagle  poczuł,  że  ktoś  gładzi  go  delikatnie  po  ramionach; 

wzdrygnął  się,  zebrawszy  w  sobie  wszystkie  siły,  wrócił  do 

rzeczywistości. 

—  Wspaniały  wieczór,  Joachimie  —  powiedziała  jego  żona 

spokojnym, pełnym ciepła i miłości głosem.  

Instynktownie wyczuwała, że jej mąż cierpi, i chciała mu okazać, 

że jest gotowa, by pomóc mu udźwignąć przytłaczający go ciężar.  

Powoli odwrócił się w jej stronę. Jego twarz zaniepokoiła ją swą 

bladością,  oczy  mu  płonęły.  Och,  jak  chciałby  powiedzieć  jej  w  tej 

chwili,  co  go  dręczy  już  od  tylu  lat  i  nie  daje  ani  chwili  spokoju!  Z 

background image

pewnością zrozumiałaby go i... wybaczyła. Nie miał jednak prawa, nie 

mógł!  Nie  może  przecież  obarczać  jej  ciężarem,  który  dla  niego 

samego był trudny do utrzymania. 

Podniósł jej dłoń do ust. 

—  Masz  rację,  Stefanio,  wieczór  jest  naprawdę  prześliczny. 

Przyprawia  o  prawdziwy  zawrót  głowy.  Może  lepiej  będzie,  gdy 

zamkniemy okno — powiedział. 

Wiedziała, że próbuje odwrócić jej uwagę od swojego dziwnego 

zachowania, lecz mimo to pomogła mu zamknąć okno. 

Steffi  tymczasem  pogrążona  była  w  żartobliwej  rozmowie  z 

kuzynem.  Jej  śmiech  uspokajał  chaotyczne  myśli  i  pozwalał  mu 

zapomnieć o głęboko skrywanej tęsknocie za Lianą. 

Po chwili hrabina zwróciła się do córki: 

— Myślę, kochana Steffi, że już najwyższy czas, byś udała się do 

swojego pokoju i położyła się spać. 

— Czy rzeczywiście jest już tak późno? 

— Tak, moje dziecko. A młodzi ludzie potrzebują dużo snu. Już i 

tak,  ze  względu  na  odwiedziny  Detleva,  siedziałaś  z  nami  o  godzinę 

dłużej niż zwykle. 

—  Czuję  się  jak  w  wojsku.  Wieczorny  capstrzyk!  No  cóż... 

dobranoc, mamo. 

— Dobranoc, moje drogie dziecko. 

Podeszła  też  do  ojca,  ucałowała  go  serdecznie,  a  on  czule 

pogładził jej okrągłe policzki i lśniące włosy. 

Detlevowi z godnością podała rękę. 

background image

—  Zobaczę  cię  jeszcze  jutro  rano,  przed  twoim  wyjazdem  do 

Greifenbergu? 

—  Mam  nadzieję,  że  tak,  jeżeli  nie  będziesz  zbyt  długo  spać. 

Wyjeżdżam koło dziewiątej. 

—  Och    o  tej  porze  jestem  już  od  dawna  na  nogach.  A  zatem, 

dobranoc  i  miłych  snów.  Mam  nadzieję,  że  nie  przejadłaś  się 

czekoladkami  i  nie  przyśnią  ci  się  kandyzowane  koszmary  — 

przekomarzał się z nią żartobliwie. 

—  Mojemu  żołądkowi  nie  zaszkodziłyby  nawet  kamienie,  jest 

wytrzymały. Zatem dobranoc i przyjemnych snów. 

Pozostali  patrzyli  z  uśmiechem,  gdy  wychodziła,  po  czym 

rozmawiali  jeszcze  przez  godzinę,  zanim  zdecydowali  się  udać  na 

spoczynek.  Detlev  nie  położył  się  od  razu  do  łóżka.  Długo  siedział 

przy oknie, ukryty w swoim pokoju przed ciekawskimi spojrzeniami i 

palił papierosa.  

Jego  myśli  uleciały  w  kierunku  Greifenberga.  Wróci  tam  jutro  i 

podejmie  przerwaną  pracę.  W  Berlinie  zrelaksował  się  odrobinę,  z 

takim  też  zamiarem  tam  pojechał,  chciał  przynajmniej  trochę 

odpocząć  przed  początkiem  sianokosów.  I  wrócił  z  przepełnionym 

miłością  sercem.  Nie  poradzi  sobie  z  tą  miłością  tak  szybko,  jakby 

chciał. Był o tym głęboko przekonany. 

„Muszę  to  w  sobie  zwalczyć.  Przecież  nie  mogła  mi  panna 

Reinold  utkwić  aż  tak  głęboko  w  sercu.  Jeżeli  nie  zobaczę  jej  przez 

dwa, trzy tygodnie, opadnie ze mnie jej czar i urok. Chciałbym tylko 

wiedzieć,  czy  i  jej  mój  nagły  wyjazd  sprawił  taki  ból,  jak  mnie. 

background image

Przestań  wreszcie  o  niej  myśleć.  Detlevie!"  —  złajał  samego  siebie. 

Jego  nieposłuszne  myśli  ciągle  wracały  do  Liany,  jej  uroczej,  pełnej 

słodyczy towarzyszki i uroczych oczu. 

Następnego  dnia,  po  śniadaniu  Steffi  odprowadziła  kuzyna  do 

samochodu, którym miał udać się do Gerifenberga. Detlev serdecznie 

pożegnał się z wujem i ciocią. Steffi natomiast uwiesiła mu się na szyi 

i skakała, nie mając dla niego litości. 

—  Chętniej  pojechałabym  z  tobą  do  Greifenberga  niż  została 

tutaj,  uwierz  mi  Detlevie.  Zanudzę  się  tu  na  śmierć  z  kochaną 

Malwinką. Kiedy się znowu zobaczymy? 

—  Najpóźniej  w  niedzielę,  o  ile  nie  zjawisz  się  wcześniej  w 

Greifenbergu. 

— Zobaczymy, co się da zrobić. Chciałabym ponownie pojechać 

z  tobą  do  S.,  na  koncert.  Czy  nie  moglibyśmy  tam  pojechać  w 

niedzielę? 

S. 

było 

niewielkim 

kurortem, 

położonym 

pobliżu 

Greifenbergu. 

—  Bardzo  chętnie,  Steffi.  Porozmawiamy  o  tym  jeszcze  w 

niedzielę. 

—  Tak  też  uczynimy.  I  nie  bój  się.  Założę  moją  najbardziej 

elegancką sukienkę i obiecuję, że nie przyniosę ci wstydu. 

— Jeżeli o mnie chodzi, mogłabyś być ubrana tak jak teraz. 

Krytycznie  spojrzała  na  białą  sukienkę,  okrytą  również  białym 

fartuszkiem. 

background image

—  No  cóż,  tu  w  Rastenau  o  tak  wczesnej  porze  nikomu  nie 

przeszkadzają moje domowe sukienki. Gdzie indziej jednak mogłyby 

się za bardzo wyróżniać. 

—  Może  masz  rację,  Steffi...  teraz  jednak  muszę  się  pospieszyć. 

Do zobaczenia! 

—  Do  widzenia,  Detlevie!  —  krzyknęła  Steffi  biegnąc  przez 

chwilę  przy  samochodzie,  po  czym  zwróciła  się  w  stronę  ogrodu, 

gdzie czekała już na nią panna Riickauf. 

Hrabia  Joachim  pozostał  w  swojej  pracowni  i  stał  obecnie  przy 

oknie,  przyglądając  się  scenie  pożegnalnej.  Uważnie  śledził 

zachowanie  siostrzeńca.  Ustawicznie  myślał  o  jego  wczorajszym 

wyznaniu. 

Gdy  po  paru  dniach  otrzymał  wiadomość  od  Liany,  że  przyjęła 

posadę  w  Brinkenhof,  miał  uczucie, jakby  wyzwał  los  na  pojedynek. 

Nie  starał  się  przekonać  Liany  do  zmiany  podjętej  decyzji,  co 

powinien  był  uczynić  w  interesie  Detleva.  Zrobił  coś  wręcz 

przeciwnego — pochwalił Lianę za jej dojrzałe zachowanie. 

Po  wysłaniu  listu  do  niej,  zamyślił  się,  błądząc  nieobecnym 

wzrokiem  po  położonym  za  oknem  parku.  Wreszcie  ocknął  się, 

podniósł  dumnie  głowę  i  udał  się  do  biblioteki  zamkowej.  W 

przyległym pokoju znajdowało się tajne archiwum, do którego wszedł 

zdecydowanym krokiem.  

Pozostał  tam  przez  godzinę,  przeszukując  zachłannie  papiery  i 

akta.  Nie  znalazł  jednak  tego,  czego  szukał.  Ostatecznie  opuścił 

archiwum, nie był jednak zadowolony, a jego napięta twarz wyrażała 

background image

ponure zdecydowanie. Pozostawi rzeczy ich własnemu biegowi. Jeden 

Bóg wie, dlaczego i na pewno też skieruje sprawy ku lepszemu." 

 

Po  godzinie  jazdy  Detlev  dotarł  do  zamku  Greifenberg.  Nie  był 

on  bardzo  odległy  od  Rastenau,  jego  rozległe  ziemie  sąsiadowały  z 

terenami wchodzącymi w skład majątku Greifenberg. 

Niezbyt  duży  zamek  okazał  się  przepiękną  budowlą,  położoną 

malowniczo  na  szczycie  wzniesienia,  nie  tak  wysoko  jednak  jak 

zamek  Rastenau.  Wąska  ścieżka  wiodła  prosto  do  bramy,  przez 

ruchomy  most,  który  przed  wielu  laty  służył  celom  obronnym. 

Greifenberg nie był tak przestronny i umeblowany z takim smakiem i 

przepychem jak zamek w Rastenau. Przez wiele lat, zanim Detlev się 

do  niego  wprowadził,  pozostawał  opuszczony,  nikt  nie  chciał  w  nim 

zamieszkać.  

Hrabia  Joachim  kazał  go  jednak  odpowiednio  przygotować, 

umeblował go wygodnie i przytulnie, a potem dopiero wskazał go na 

stałą  siedzibę  swojemu  siostrzeńcowi.  Stare  meble  zostały  fachowo 

odnowione.  Dzięki  temu  pokoje  zachowały  swój  dawny  urok.  A 

Detlevowi  niezwykle  spodobał  się  jego  nowy  dom  i  tu  właśnie  czuł 

się najlepiej. 

Stanął przy oknie i rozejrzał się po znajomej okolicy. „Wspaniale 

jest być znowu w domu — pomyślał — naprawdę wspaniale. Niczego 

mi nie brakuje poza... poza młodą kobietą, która dzieliłaby ze mną to 

wszystko,  co  mam.  Wujek  Joachim nie  zdaje  sobie  sprawy,  jakie  dał 

mi  bogactwo,  przekazując  ten  majątek  w  moje  ręce,  bym  nim 

background image

zarządzał  jako  jego  właściciel.  Jestem  naprawdę  zadowolony  i 

szczęśliwy,  że  los  tak  mi  sprzyja  i  nie  zamieniłbym  się  w  tej  chwili 

nawet  z  królem.  Jednego  jednak  jestem  pewny...  moje  szczęście  nie 

będzie pełne, dopóki nie wprowadzę do domu... Liany Reinold." 

Gdy  spostrzegł,  że  jego  myśli  znów  wróciły  ku  niej,  postanowił 

przerwać bezczynność, udał się do swego pokoju i przebrał się w strój 

do  jazdy  konnej.    Postanowił  zrobić  jeszcze  przed  obiadem  małą 

przejażdżkę po ziemiach należących do Greifenbergu, by zobaczyć, w 

jakim  są  stanie  i  czy  w  czasie  jego  nieobecności  nie  zostały 

zaniedbane. 

Po  drodze  spotkał  sąsiada,  pana  von  Brinkena.  Przywitali  się 

bardzo  serdecznie  mocnym  uściskiem  dłoni.  Pan  Brinken  był 

właścicielem  ziemskim,  skromnie  ubranym,    o  przyprószonych 

siwizną włosach i pełnych dobroci, niebieskich oczach. 

—  Dzień  dobry,  drogi  hrabio!  No  i  co,  udało  się  panu  wrócić 

zdrowym  z  tej  świątyni  grzechu,  jaką  jest  Berlin?  Sądziłem,  że 

planował pan powrót dopiero na przyszły tydzień. 

— Nie dawała mi spokoju tęsknota za domem, panie Brinken. Już 

wczoraj byłem w Rastenau i pozostałem tam do dzisiejszego poranka. 

— Cieszę się, że pan wrócił. A co nowego słychać w Rastenau? 

Czy wszystko po staremu? 

— Dzięki Bogu, wszystko dobrze. Tylko  wujek Joachim wydaje 

się zmęczony i przepracowany. 

— Nic dziwnego. Pracuje za dużo, ale też i ma dużo do zrobienia. 

Tak olbrzymi majątek jest wspaniałą rzeczą, a bogactwo nie przynosi 

background image

wstydu.  Chociaż,  muszę  przyznać,  wydaje  mi  się,  że  ja  jestem  w 

lepszej  sytuacji  niż  on,  mimo  że  moje  dobra  nie  sięgają  dalej  niż  na 

wyciągnięcie  ręki.  Ale  co  mamy  robić  ze  skarbami,  które  pożerają 

mole  i  rdza.  Trzeba  się  nimi  zająć.  Na  szczęście  moja  mała,  biedna 

Hania  jest  tak  mało  wymagającym,  skromnym  stworzeniem,  że  dla 

niej wystarczy, będzie jej aż nadto. 

—  Jest  pan  najbogatszym  człowiekiem  pośród  innych  bogatych, 

panie  Brinken.  Pańskie  zadowolenie  z  życia  i  uśmiech  na  twarzy  są 

bardziej  godne  zazdrości  niż  wszystkie  ziemie  tego  kraju.  W 

Brinkenhof  jest  zawsze  tak  miło  i  przyjemnie,  naprawdę  wspaniała 

atmosfera, człowiek czuje się jak u siebie w domu. 

—  Bardzo  mnie  cieszą  pana  słowa,  hrabio.  Tym  samym 

utwierdził mnie pan w przekonaniu, że się panu u nas podoba i chętnie 

pan  z  nami  przebywa.  Proszę  zatem  przyjść  do  nas  w  najbliższym 

czasie i proszę się w ogóle częściej pokazywać. Na kiedy mam zatem 

pana zapowiedzieć moim damom? Przyda im się trochę rozrywki. 

—  Jak  tylko  znajdę  parę  wolnych  chwil.  Jak  się  czuje  panienka 

Hanna? 

—  Jak  zwykle.  Nigdy  się  przecież  na  nic  nie  skarży,  jak  pan 

zresztą  dobrze  wie.  Z  wzruszającą  cierpliwością  przyjmuje  swój 

ciężki los, wyznaczony jej przez Boga. Nie mówmy zresztą o tym, bo 

słowa  i  tak  nic  nie  zmienią.  Ale  żona  i  ja  wpadliśmy  na  doskonały 

pomysł. 

Postanowiliśmy 

zatrudnić 

młodą 

kobietę, 

która 

dotrzymywałaby towarzystwa Hannie. Nie chcemy bowiem, by nasza 

córka dłużej przebywała w samotności. 

background image

— Tak, to naprawdę doskonały pomysł! 

— Prawda? Że też nie wpadliśmy na to wcześniej! Hanna bardzo 

się  cieszy.  No  ale  nie  chcę  zatrzymywać  pana  zbyt  długo.  „Pańskie 

oko  konia  tuczy!"  Ciekaw  jestem,  jakie  będą  tegoroczne  sianokosy? 

Nie chcę jednak zapeszać! 

—  Jak  dotąd  wszystko  idzie  dobrze.  Byle  tylko  po  samym 

koszeniu,  utrzymała  się  taka  dobra,  bezdeszczowa  pogoda...  Pokażę 

się zatem u państwa w ciągu najbliższych dni. Najbardziej pasowałby 

mi wieczór. 

— Nam również. A zatem do zobaczenia już wkrótce. 

Uścisnęli  sobie  serdecznie  dłonie  i  rozjechali  się  każdy  w  swoją 

stronę.  Detlev  musiał  przejechać  przez  las,  by  dotrzeć  do  bardziej 

oddalonych  pól  i  łąk.  W  czasie  przejażdżki  jego  myśli  ponownie 

podążyły  ku  Lianie  Reinold.  W  jego  uszach  ponownie  zabrzmiał  jej 

dźwięczny  głos,  przed  oczami  ujrzał  jej  uroczą  twarz,  rozjaśnioną 

słodkim, urzekającym uśmiechem. Nie miał wątpliwości, że mimo, iż 

spędził  z  nią  zaledwie  parę  dni,  parę  wspólnych  godzin,  chciałby  z 

całego serca, by została jego żoną. 

Niespokojne  parskanie  konia  wyrwało  go  z  pełnych  tęsknoty 

marzeń.  Skręcił  gwałtownie  cugle,  przyśpieszył  i  w  zawrotnym 

galopie  wyjechał  z  lasu  na  pola.  Miał  tu  przecież  tyle  pracy,  która 

pomoże mu zapomnieć o niedozwolonych pragnieniach i marzeniach. 

 

Kilka dni później po ozdobionej kwiatami werandzie, otaczającej 

niewielki  pałacyk  należący  do  majątku  Brinken,  przechadzała  się 

background image

Hanna  Von  Brinken,  przystając  koło  każdej  donicy  i  troskliwie 

doglądając  pielęgnowane  rośliny,  wyhodowane  na  jej  specjalne 

życzenie.  Mogła  ich  doglądać,  chodząc  powoli  od  jednej  do  drugiej, 

wsparta  na  kulach.  Jej  jedna  stopa  była  poważnie  sparaliżowana  i 

Hanna  była  skazana  na  kalectwo  do  końca  życia.  Przed  dwoma  laty 

została  najechana  przez  ciężarówkę,  a  jej  stopa  wpadła  akurat  pod 

jedno z kół.  

Była  tak  poważnie  uszkodzona,  że  postanowiono  ją  amputować. 

Jednak  jeden  z  najlepszych  lekarzy  zaprotestował  i  uratował  nogę 

dziewczynki,  która,  mimo  iż  była  zmiażdżona,  zrosła  się  i  Hanna 

mogła chodzić, choć wymagało to od niej siły i wytrzymałości i było 

naprawdę męczące. 

Hanna  nie  była  ładną  dziewczyną.  Miała  płaskie  czoło,  zbyt 

wystające  kości  policzkowe  i  szeroki  nos.  Usta  były  trochę  za  duże, 

jednak  gdy  Hanna  się  uśmiechała,  odsłaniała  równe  rzędy 

wspaniałych, białych zębów. Jej głowę otaczały długie czarne i proste 

włosy.  Nie  była  zbyt  wysoka  i  nie  posiadała  niezbędnego  kobietom 

wdzięku.  Jednak,  mimo  iż  natura  potraktowała  nieco  po  macoszemu 

owo  biedne  stworzenie,  miała  w  sobie  dwa  atrybuty:  szczupłe, 

delikatne ręce i ciemne, pełne miłości, urzekające oczy. 

Słońce  zniżało  się  już  ku  zachodowi,  gdy  Hanna  zakończyła 

swoją  pracę.  Sięgnęła  po  kulę  i  powoli  skierowała  się  do  pokoju,  by 

wymyć  ręce  i  przebrać  się.  Gdy  już  się  z  tym  uporała  i  wyszła  z 

pokoju,  spotkała  matkę.  Była  to  skromna  i  nie  najładniejsza  kobieta. 

Od razu uderzało podobieństwo między nią i córką. 

background image

Pani  Ina  Brinken  z  czułością  objęła  ramiona  Hani, chcąc  pomóc 

córce. 

— Dokąd chcesz pójść, Haniu? 

—  Na  werandę,  jeszcze  na  chwilkę,  mamusiu.  Jest  jeszcze 

całkiem ciepło. Masz dla mnie może chwilkę czasu? 

—  Tak,  kochanie,  aż  do  powrotu  taty.  Zachowaj  cierpliwość, 

Haniu,  już  niedługo  będziesz  miała  koleżankę.  Nie  będziesz  już  taka 

samotna. 

— Strasznie się cieszę na przyjazd panny Reinold, mamusiu. Jej 

zdjęcie bardzo mi się podoba. 

— Mam nadzieję, że i ona sama spodoba ci się tak bardzo, jak jej 

fotografia. No chodź, usiądź sobie wygodnie tutaj, na fotelu. 

Matka chciała przysunąć córce wygodny fotel, choć wiedziała, że 

Hanna nie lubi, gdy traktuje się ją jak chorą. 

—  Mamusiu,  ja  wolę  postać  sobie  przez  chwilę.  Ty  jednak 

musisz czuć się zmęczona — po czym popchnęła matkę delikatnie, ale 

stanowczo w kierunku krzesła. 

Odwróciła się ku polom. 

 

Tatuś  wraca!  —  po  chwili  jednak  z  ożywieniem  ujęła  rękę 

matki.  —  Nie  jedzie  sam,  jest  z  nim  hrabia  Detlev!  Dotrzymał  więc 

danego słowa. 

— On nigdy nie łamie raz złożonej obietnicy. Cieszysz się z jego 

odwiedzin? 

Hanna przytaknęła z głębokim westchnieniem. 

— Przecież wiesz, mamo — powiedziała spokojnie. 

background image

Ta  młoda  dziewczyna  miała  niezwykłą  siłę  ducha  i  potrafiła 

zapanować nad swoimi emocjami. Matka nie powinna zauważyć, jak 

mocno  bije  jej  serce  na  widok  Detleva.  Nikt  zresztą  nie  powinien 

zwrócić na to uwagi, a już z pewnością nie on. 

Hanna  pokochała  go  przed  dwoma  laty,  zaraz  po  tym,  jak 

sprowadził  się  do  Greifenbergu.  Był  to  akurat  okres,  kiedy  stawiała 

pierwsze  kroki  po  wypadku.  Starała  się  z  całych  sił  nie  okazać  i  tak 

już zmartwionym rodzicom, jak bardzo cierpi.  

I  wtedy pojawił się Detlev. Słyszał  o nieszczęśliwym  wypadku i 

wyraził  jej  swoje  współczucie.  Od  tego  czasu  zaglądał  do  Brinken 

coraz  częściej,  za  każdym  razem  przywożąc  jej  małą  niespodziankę. 

Były  to  kwiaty,  książka  lub  nowe  nuty,  gdyż  razem  grali  na 

fortepianie.  Jednym  słowem  starał  się  poprawić  jej  samopoczucie  i 

nastawienie  do  życia.  Wtedy  zaczęła  się  dla  niej  udręka  związana  z 

nieodwzajemnioną miłością. 

„Gdybym  nie  miała  wypadku  i  była  zdrowa  —  myślała  —  nie 

interesowałby się mną wcale, jestem przecież taka brzydka. Unikałby 

nawet  przyjazdu  do  Brinken  jak  inni  młodzi  mężczyźni,  którzy  boją 

się  chyba,  że  wiązałabym  z  nimi  jakieś  nadzieje.  Ponieważ  teraz 

jestem sparaliżowana, wie, że nigdy nie będę dążyć do tego, by zostać 

jego  żoną.  Oto  jak  moje  nieszczęście  przyniosło  mi  odrobinę 

szczęścia. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?" 

Kochała  go  bezinteresownie,  nie  wiążąc  z  nim  żadnych  życzeń 

ani nadziei, tak jak kocha się słońce tylko za to, że jest. Tak jak słońce 

background image

był  dla  niej  nieosiągalny.  Cieszyła  się  z  jego  przyjścia,  jej  oczy 

błyszczały niepohamowaną radością z jego przyjścia. 

— Tak się cieszę, że znowu nas pan odwiedził! 

Ucałował jej rękę. 

—  Pierwsze  wolne  chwile,  jakie  udało  mi  się  wygospodarować 

należą  do  pani,  panno  Hanno.  I  mam  zamiar  pozostać  tu  przez  cały 

wieczór,  pod  warunkiem,  że  matka  pani  poczęstuje  mnie  kromką 

chleba z masłem i filiżanką herbaty. 

—  Niech  się  pan  nie  martwi,  sądzę,  że  znajdzie  się  i  coś  do 

chleba.  Trzeba  umieć  cieszyć  się  z  rzadkich  świąt.  Bo  każde  pana 

przybycie jest dla nas małym świętem — powiedział z zadowoleniem 

pan von Brinken. 

— Mój mąż ma rację, panie hrabio. 

—  Nie  chciałbym  jednak  sprawiać  pani  kłopotu  swoimi 

odwiedzinami. 

— Ależ nie sprawia mi pan najmniejszego kłopotu! To po prostu 

mój  mąż  nie  jest  zbyt  zadowolony,  gdy  po  całym  dniu  pracy  na 

dworze częstuję go chlebem z masłem i herbatą. 

Detlev  usiadł  naprzeciw  Hanny,  która  spoglądała  na  niego  z 

radością.  Z  szerokiej  kieszeni  swej  kurtki  do konnej jazdy  wyciągnął 

książkę. 

—  To  najnowsza  powieść  pani  ulubionej  pisarki,  panno  Hanno. 

„To  jest  coś  dla  twojej  przyjaciółki"  —  pomyślałem  od  razu,  gdy  ją 

dostrzegłem  na  wystawie  jednej  z  berlińskich  księgarni.  Mam 

nadzieję, że czytanie jej dostarczy pani wiele przyjemności. 

background image

Hanna z błyszczącymi oczami sięgnęła po książkę. 

— Och, tak się cieszę! Jak to miło z pana strony, Detlevie, że pan 

o  mnie  pomyślał.  Otworzyła  książkę  i  zauważyła,  że  na  pierwszej 

stronie napisał jej dedykację: 

„Mojej dzielnej przyjaciółce Hannie, by rozjaśnić najsmutniejsze 

godziny jej dnia. Detlev Rastenau." 

Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wyciągnęła do niego rękę. 

— Dziękuję, bardzo panu dziękuję, Detlevie, za książkę, za to, że 

pan  o  mnie  myślał,  a  przede  wszystkim  za  dedykację.  Bardzo  mnie 

cieszy, że nazywa mnie pan swoją przyjaciółką. 

—  Czyżbym  się  mylił?  Nie  uważa  mnie  pani  za  godnego  pani 

przyjaźni? 

—  Och,  na  Boga, nie!  Jestem  pana  oddaną  przyjaciółką.  Bardzo 

bym chciała móc jakoś pana o tym przekonać. 

Pani von Brinken przysiadła się do Hanny i hrabiego. 

—  Słyszał  już  pan  najnowsze  wiadomości,  hrabio?  Do  Hanny 

przyjedzie dama do towarzystwa. 

— Teraz stanę  się  bardzo   dystyngowaną,  wytworną  panienką, 

nie  mogącą  się  obejść  bez  damy  do  towarzystwa  —  zażartowała 

Hanna. 

— Mam nadzieję, że pani towarzyszka jest młoda i sympatyczna i 

będzie potrafiła panią rozweselić. 

—  Owszem,  jest  młoda  i  bardzo  ładna.  Wybrałam  najładniejszą 

spośród  wszystkich.  Otrzymaliśmy  bowiem  aż  dwadzieścia  ofert.  I  z 

dwudziestu kobiet wybrała pani najładniejszą. To bardzo obiecujące. 

background image

—  Hanna  chciała  mieć  przy  sobie  ładną  dziewczynę  — 

powiedziała pani Brinken z głębokim westchnieniem. 

—  Mama  nie  bardzo  się  ze  mną  zgadza.  Najchętniej 

sprowadziłaby  tu  jakąś  brzydulę.  Ale  nawet  jeżeli  Bóg  poskąpił  mi 

urody,  nie  muszę  być  chyba  skazana  na  otaczanie  się  brzydotą. 

Chciałabym móc patrzeć na ładną twarz. 

— Kto pani powiedział, że jest pani brzydka? 

Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. 

— Mój najszczerszy przyjaciel — moje lustro. 

—  I  jeżeli  ono  pani  powiedziało,  że  jest  pani  brzydka,  nie 

pozostaje  mi  nic  innego,  jak  stwierdzić,  że  jest  ono  niegodnym 

kłamcą.  Niech  pani  dokładnie  przyjrzy  się  swym  pięknym  oczom, 

zdrowym,  białym  zębom  i  delikatnym  rękom...  nie  ma  w  nich  nic 

brzydkiego,  tym  bardziej  że  posiada  pani  głębokie,  kochające  i  takie 

dzielne serce. 

—  Bardzo  panu  dziękuję,  Detlevie,  bo  sprawił  pan  swymi 

słowami  ogromną  radość  mamie.  Ona  ma  straszne  pretensje  do  losu, 

że obdarzył ją tak brzydką córką. 

Pani  von  Brinken  podniosła  się  i  gwałtownie  pokręciła  głową, 

chcąc zaprzeczyć jej słowom. 

—  Dla  mnie  jesteś  zawsze  będziesz  piękna,  Haniu,  gdybyś 

tylko... urwała, gdyż głos odmówił jej posłuszeństwa. Opanowała się, 

po  czym  powiedziała  gwałtownie:  —  Bardzo  przepraszam,  muszę 

jednak zajrzeć do kuchni. 

Hanna patrzyła na oddalającą się matką ze smutkiem. 

background image

—  Biedna  mama!  Bardzo  cierpi  z  mojego  powodu,  o  wiele 

bardziej  niż  ja.  Nie  chce  i  nie  może  uwierzyć,  że  jestem  całkiem 

zadowolona z losu, jaki przypadł mi w udziale. 

—  Zadowolona?  Jest  pani  odważna  i  bardzo,  bardzo  dzielna, 

Hanno.  Podziwiam  panią  często,  gdy  stara  się  pani  przekonać 

rodziców,  że  jest  pani  szczęśliwa,  by  nie  cierpieli  jeszcze  bardziej.  I 

dlatego też tak bardzo panią szanuję i jestem bardzo dumny, że darzy 

mnie pani swoją przyjaźnią. Jest pani wspaniała. 

—  Pańskie  słowa  podnoszą  mnie  na  duchu,  Detlevie.  Proszę 

uważać  mnie  zawsze  za  swoją  przyjaciółkę.  Niech  mnie  pan  nie 

opuszcza nawet wtedy, gdy pewnego dnia spotka pan i pokocha jakąś 

piękną  kobietę.  O  mnie  pańska  żona  z  pewnością  nie  będzie 

zazdrosna.  To  jest  dobra  strona  mojej  brzydoty  i  kalectwa  — 

powiedziała spokojnie Hanna. 

W głębi serca nigdy nie miała nadziei, że spełnią się jej marzenia 

o tym, by Detlev obdarzył ją miłością. 

—  Jeżeli  jeszcze  raz  nazwie  pani  moją  przyjaciółkę  Hannę 

brzydulą,  będę  naprawdę  zły  i  nie  powrócę  już  nigdy  do  pani  domu! 

— powiedział z wyrzutem. 

—  O,  z  pewnością  nie  chcę  się  narażać  na  wybuch  pańskiego 

gniewu. 

—  No  dobrze,  możemy  iść  na  ugodę.  A  co  się  tyczy  mojej 

przyszłej  żony,  musi  być  i  ona  pani  oddaną  przyjaciółką,  w 

przeciwnym  bowiem  razie  nigdy  nie  dojdziemy  do  porozumienia. 

Tymczasem jednak nie myślę jeszcze o małżeństwie. 

background image

— Być może stanie się to szybciej, niżby pan sobie tego życzył. 

—  Nie  odpowiada  mi  ten  temat.  Czy  możemy  zmienić  go  na 

jakikolwiek  inny?  Na  przykład  poplotkować  o  pani  nowej 

towarzyszce. Kiedy przybędzie do Brinken? 

— Nie przypuszczał nawet, jak bardzo ten temat związany jest z 

poprzednim, którego tak bardzo pragnął uniknąć. 

—  Jutro  w  południe.  Pochodzi  z  Berlina.  Bardzo  się  cieszę  z  jej 

przyjazdu  i  mam  nadzieję,  że  jest  równie  sympatyczna,  jak  ładna. 

Początkowo nie chciałam, by rodzice angażowali kogoś obcego. Tata 

ma wystarczająco dużo kłopotów, by wypłacić wszystkim robotnikom 

wynagrodzenia  za  ich  pracę.  Rodzice  jednak  upierali  się  przy  tym 

pomyśle.  A  młoda  kobieta,  którą  zdecydowaliśmy  się  zatrudnić  w 

ogóle nie chce pobierać pensji. Ma swój niewielki majątek i chodzi jej 

przede  wszystkim,  by  znaleźć  u  nas  dom.  Pragnie,  byśmy  przyjęli  ją 

do naszej rodziny. Jest sierotą i nie ma nikogo. W każdym razie będę 

próbować  zaprzyjaźnić  się  z  nią.  Jestem  taka  szczęśliwa,  gdy  ktoś 

znajdzie trochę wolnego czasu i zdecyduje się poświęcić go dla mnie. 

— Bardzo jestem ciekaw, jak wam się będzie razem układać. 

— Możemy siadać do stołu, panie hrabio. Mój mąż nie może się 

już  doczekać  i  depcze  mi  po  piętach,  marudząc,  że  jest  głodny  — 

powiedziała pani von Brinken, która akurat wróciła z kuchni. 

W tym też momencie pojawił się pan domu. 

—  Jestem  głodny  jak  wilk.  Zjadłbym  konia  z  kopytami,  gdyby 

nie fakt, że i tak nie mamy ich zbyt dużo — stwierdził żartobliwie. 

background image

Hanna podniosła się i oparła na ramieniu ojca. Wszyscy udali się 

do  pięknie  urządzonej  jadalni.  Przy  stole  panował  niezwykle  miły 

nastrój.  Detlev  zawsze  czuł  się  dobrze  w  kręgu  rodziny  Brinkenów, 

która  zachowywała  się  tak  naturalnie,  bez  wymuszonej  grzeczności. 

Sądził, że nie udają do niego sympatii, lecz szczerze go lubią. 

Po  posiłku  Hanna  i  Detlev  zasiedli  przy  fortepianie.  Hanna  była 

prawdziwą  artystką.  Tak  też  minął  wieczór.  Detlev  dziwił  się,  że  aż 

tak szybko uciekał czas w towarzystwie tych miłych ludzi. 

—  Za  państwa  pozwoleniem  pozwolę  sobie  wkrótce  złożyć 

kolejną wizytę w waszym domu — powiedział przy pożegnaniu. 

—  Trzymamy  pana  za  słowo,  drogi  hrabio.  Zawsze  bardzo  się 

cieszymy  z  pańskich  wizyt  —  z  tymi  słowami  pan  von  Brinken 

odprowadził miłego gościa do wyjścia. 

Hanna  stała  przy  matce  na  werandzie  i  machała  mu  na 

pożegnanie.  Podczas  powrotnej  jazdy  do  domu,  myśli  hrabiego 

Detleva  krążyły  wokół  niedawno  zakończonej  wizyty.  „Być  może 

przy  boku  takiej kobiety  jak  Hanna  zapomniałbym  o  Lianie  Reinold. 

W  jej  obecności  zapomina  się  o  wszystkich  bolesnych  marzeniach. 

Muszę mieć jednak zdrową żonę, a i Hanna jest za dobra, zasługuje na 

coś  więcej,  niż  zostać  żoną  człowieka,  który  jej  nie  kocha  i  stara  się 

przy niej zapomnieć o innej. 

Natomiast Hanna, zaraz po odjeździe Detleva, udała się do swego 

pokoju.  Stanęła  przy  lustrze  i  obrzuciła  się  krytycznym  spojrzeniem. 

Po  chwili  uśmiechnęła  się  smutno  do  swego  odbicia  i  skinęła 

melancholijnie  głową.  „Cóż,  jak  na  przyjaciółkę  nie  jesteś  zbyt 

background image

brzydka,  Hanno.  Nie  przeszkadza  w  tym  nawet  twoja  sparaliżowana 

noga. Przeszkadzają one jednak w zdobyciu miłości" — pomyślała. — 

„Czy  jednak  pomogłaby  mi  w  czymś  uroda?  Kto  wie,  czy  i  wtedy 

mógłby mnie pokochać. A gdybym była ładna, a on i tak by mnie nie 

kochał,  sytuacja  byłaby  o  tyle  gorsza,  że  jego  przyszła  żona  nie 

mogłaby ścierpieć jego przyjaźni do mnie. A bez niej nie potrafiłabym 

już chyba żyć." 

Wzięła  do  ręki  książkę,  którą  jej  przywiózł  i  ponownie 

przeczytała dedykację. „Mojej dzielnej przyjaciółce...", wyszeptała i z 

uczuciem przycisnęła książkę do serca. 

 

Pan von Brinken oczekiwał na stacji na przyjazd Liany. Przywitał 

ją  serdecznie  i  zaprowadził  do  powozu,  który  miał  ich  zawieźć  do 

domu.  Był  poruszony  do  głębi  jej  urodą.  Przysłana  przez  nią 

fotografia  w  najmniejszym  bowiem  stopniu  nie  oddawała  całego  jej 

uroku, jak i wdzięku całej jej postaci. 

Uprzejmie pomógł jej wsiąść do powozu, sam siadł na koźle, by 

powozić końmi. 

— Za piętnaście minut dojedziemy do celu, panno Reinold. Mam 

nadzieję,  że  miała  pani  przyjemną  podróż  i  nie  czuje  się  bardzo 

zmęczona? — powiedział. 

Liana  pokręciła  przecząco  głową,  uśmiechając  się  do  niego 

uprzejmie. 

— Nie, nie jestem zmęczona, panie von Brinken. 

background image

Konie równym kłusem ciągnęły powóz drogą prowadzącą wprost 

do  Brinkenhof.  Liana  z  zachwytem  przyglądała  się  prześlicznemu 

krajobrazowi,  ciesząc  się,  że  zamieszka  wśród  drzew  i  zieleni.  Była 

już  spokojniejsza.  Cieszyło  ją,  że  wujek  Joachim  poparł  jej  decyzję, 

świadomość  ta  przynosiła  jej  ulgę.  Miała  też  poczucie,  że  choć  nie 

bezpośrednio,  ale  stara  jej  się  z  całych  sił  pomóc.  Jeśli  nie  mogła  z 

nim porozmawiać, wiedziała, że jest blisko i obserwuje ją, co było dla 

niej dużą pociechą. 

Czuła  się  szczęśliwa,  że  zdołała  wreszcie  opuścić  Berlin;  w 

stolicy bała się nieustannie, że może, choćby przez przypadek, spotkać 

panią  Bartels.  Kobieta  ta  wydawała  się  jej  uosobieniem  wszystkiego 

co  złe  i  do  tej  pory  wzdragało  się  na  wspomnienie  krzywdy,  jaką 

wyrządziła jej „opiekunka". Jadąc do Brinkenhof marzyła jedynie, by 

odzyskać tam spokój, opiekę i przyjazne przyjęcie. 

Pani  von  Brinken  wychodziła  akurat  z  obory,  gdzie  doglądała 

chorej krowy, gdy powóz wjechał na dziedziniec i zatrzymał się przed 

wejściem. Podeszła do przybyłych i gdy spojrzała na uroczą i piękną 

dziewczęcą  twarz,  jej  serce  ścisnął  mimowolny  dreszcz  zazdrości  i 

bólu.  Jak  niekorzystnie  wyglądać  będzie  Hanna  w  obecności  tej 

przepięknej  kobiety!  Zauważyła  też,  że  panna  Liana  ma  na  sobie 

elegancki kostium.  

Ogólnie  nowo  przybyła  wywarła  na  niej  dobre  wrażenie. 

Pozdrowiła ją przyjaźnie i poprosiła, by poszła za nią do pokoju córki. 

Męża  natomiast  wysłała  do  obory,  by  sam  niezwłocznie  przyjrzał  się 

chorej krowie. Liana przeszła za panią von Brinken przez duże drzwi 

background image

wejściowe,  długi  hol,  przyozdobiony  wieńcami  dożynkowymi  z 

zeszłorocznych zbiorów i kilka z gustem umeblowanych pokoi. 

Hanna,  jak  zwykle  w  pogodne,  słoneczne  dni,  siedziała  na 

werandzie, w wiklinowym fotelu. Podniosła się, gdy tylko zauważyła 

wchodzącą matkę, prowadzącą za sobą Lianę. 

—  Panno  Reinold,  oto  moja  córka  Hanna  —  powiedziała  pani 

von Brinken. 

Liana szybko podeszła do Hanny, nie chcąc, by chora wstawała. 

— Proszę, niech się panienka nie podnosi — poprosiła ze szczerą 

troską w głosie. 

Hanna spojrzała na nią z uśmiechem. 

—  Chodzenie  nie  sprawia  mi bólu. Nie  poruszam  się  co  prawda 

szybko,  lecz  i  tak  sprawia  mi  to  ogromną  przyjemność.  Serdecznie 

witam, panno Reinold, bardzo  się  cieszę,  że  pani do  nas przyjechała. 

Cieszyłabym się, gdyby spodobało się pani tutaj, w Brinkenhof. 

Z tymi słowami Hanna podała Lianie dłoń. 

Liana  poczuła  się  wzruszona  powitaniem  Hanny  i  jej  miłym 

sposobem bycia. 

— Bardzo pani, dziękuję za miłe przyjęcie, panno Hanno. To, co 

do  tej  pory  udało  mi  się  zobaczyć,  bardzo  mi  się  podoba.  I  dom,  i 

przepiękna okolica. 

Pani von Brinken uznała za stosowne wtrącić się do rozmowy: 

— Pozwoli pani, panno Reinold, że pokażę pani jej pokój. 

Po czym zaprowadziła Lianę na pierwsze piętro, gdzie czekały na 

nią  ładnie  urządzone  pokoje.  Po  chwili  wróciła  na  werandę.  Hanna 

background image

czekała  na  nią  i  gdy  tylko  zobaczyła  matkę,  objęła  ją  serdecznie.  Jej 

twarz promieniała szczęściem. 

— Och, mamo, co za urzekające stworzenie! Człowiek czuje się 

od  razu  zdrowszy  i  szczęśliwy,  patrząc  na  tak  piękną,  pełną  uroku 

twarz. 

Pani  von  Brinken  w  jednej  chwili  zapomniała  o  wszystkich 

dotychczasowych  wątpliwościach.  Otwarła  serce  Lianie,  gdyż  sama 

jej obecność sprawiała radość jej córce. 

— Jesteś więc zadowolona z twojej damy do towarzystwa? 

—  Jeżeli  jest  chociaż  w  połowie  tak  dobra  i  sympatyczna,  jak 

piękna, to tak. Przecież wiesz, że ładnym ludziom o wiele łatwiej jest 

zdobyć moje serce. 

—  Miejmy  zatem  nadzieję,  że  posiada  ona  wszystkie  te  zalety, 

których od niej oczekujesz, kierując się jedynie jej wyglądem. 

 

Tymczasem  Liana  przyglądała  się  swym  dwóm  pokojom,  w 

których  spędzić  miała  najbliższe  miesiące.  W  sypialni  stały  meble  z 

drzewa  wiśniowego.  Białe  zasłonki  opadały  w  równych  falbanach na 

szyby,  co  wyglądało  bardzo  ładnie  i  estetycznie.  Mały  salonik, 

urządzony  w  prawdziwym  biedermeierowskim  stylu,  podobał  się  jej 

jeszcze bardziej.  

W  pokojach  czuć  było  delikatny  zapach  lawendy.  Na  biurku  w 

stylowym  wazonie  stał  bukiet  czarnego  bzu.  W  jednym  kącie pokoju 

stała  sofa,  a  przed  nią  niewielki  stoliczek.  Naprzeciwko  znajdowała 

się niewielka, prześliczna szafka. 

background image

Liana  była  bardzo  zadowolona  z  wyglądu  swego  nowego 

„królestwa".  Odetchnąwszy  z  ulgą  podeszła  do  otwartego  okna  i 

spojrzała na duży ogród warzywny, za którym rozciągał się las, aż do 

widocznych na horyzoncie gór. 

Poczuła,  jak  jej  duszę  ogarnia  coraz  większy  spokój.  Wydawało 

jej  się,  że  po  długich  latach  tułaczki  odnalazła  wreszcie  ojczyznę, 

panował pokój i radość. Tutaj też nie spotka człowieka, który zasiał w 

jej  sercu  niespełnione  uczucia.    Nieustannie  próbowała  zapomnieć  o 

Greifenbergu.  Ale  jej  myśli  uparcie  do  niego  powracały,  brzmiały  w 

uszach jego pożegnalne słowa: „Nigdy pani nie zapomnę”. 

Nigdy  go  nie  zapomni,  nawet  tego  nie  chciała.  Myślenie  o  nim, 

wspomnienie  jego  dobrych  oczu,  dźwięcznego,  męskiego  głosu 

sprawiało  jej  ogromną  przyjemność.  Był  stale  obecny  w  jej 

marzeniach, sprawiając, że nie czuła się już samotna i opuszczona, jak 

gdyby rzeczywiście był przy niej i opiekował się nią, tak jak wtedy... 

nad  jeziorem,  gdy  ją  delikatnie  podtrzymał,  chroniąc  przed 

nieuniknionym  upadkiem,  patrząc  przy  tym  współczująco  swymi 

szarymi,  pełnymi  ciepła  oczami.  Z  lekkim  westchnieniem  oderwała 

się od okna, szybko przygotowała się do obiadu i zeszła na dół. 

Kilka  minut  później  Liana  siedziała  przy  stole  w  otoczeniu 

rodziny Brinkenów. Została przez nich tak serdecznie przyjęta, że nie 

wątpiła,  iż  bardzo  jej  się  tu  spodoba  i  pokocha  tych  dobrych 

poczciwych  ludzi.  Hanna  starała  się  z  całych  sił  sprawić,  by  nowo 

przybyła  poczuła  się  w  Brinkenhof  jak  u  siebie  w  domu.  Z 

niesamowitym wyczuciem skłoniła Lianę do opowiedzenia o sobie, co 

background image

dało jej pewne wyobrażenie o jej dotychczasowym życiu. A pani von 

Brinken stopniało serce, gdy dowiedziała się, że Liana straciła matkę, 

mając zaledwie dwa lata. 

—  Do  niedawna  przebywała  więc  pani  na  pensji  dla  dziewcząt, 

prowadzonej przez panią Schópfling? — zapytała ze współczuciem. 

—  Tak,  proszę  pani  —  odpowiedziała  nieco  speszona  Liana. 

Ponieważ  nie  miałam  domu,  pozostałam  tam  tak  długo,  jak  to  było 

możliwe. 

— I nie ma już pani innych krewnych? 

—  Nie,  krewnych  nie  mam  już  żadnych.  Jedyna,  jaką  miałam, 

ciocia  Lotta,  zmarła,  gdy  miałam  dwanaście  lat.  Przyjaciel  moich 

rodziców pomagał mi, jak długo tylko mógł. Jednak stosunki rodzinne 

nie pozwoliły mu w dalszym ciągu troszczyć się o mnie. A ponieważ 

nie chcę i nie mogę pozostawać w samotności, szukałam opieki i miłej 

rodziny,  która  zechciałaby  mnie  przyjąć do  swojego  grona  —  Lianie 

nie  przyszło  łatwo  opowiedzieć  tym  dobrym  ludziom  o  swym  życiu. 

Nie mogła przecież wyjawić im wszystkiego, a nie chciała kłamać. 

—  To  bardzo  rozsądne  z  pani  strony,  panno  Reinold.  Mam 

nadzieję, że już niedługo poczuje się pani w Brinkenhof jak w domu. 

Postaramy się pani z całego serca pomóc. 

Liana  spojrzała  z  wdzięcznością  w  pełne  dobroci  oczy  pani  von 

Brinken,  która  skinęła  przyjaźnie,  chcąc  dodać  jej  otuchy.  Wtedy 

Liana uścisnęła jej rękę i podniosła do ust. 

— Dziękuję pani serdecznie za dobroć, jaką mi pani okazała. 

background image

Po obiedzie Liana i Hanna przeszły na werandę. Obydwie młode 

dziewczyny  starały  się  jakoś  do  siebie  zbliżyć,  co  udało  im  się  po 

niedługim  czasie.  Hanna  podziwiała  bez  odrobiny  zazdrości  urodę  i 

elegancję  Liany,  ta  natomiast  odkryła,  jak  wspaniałym  i  prawym 

stworzeniem  jest  Hanna.  Jej  sympatię  pogłębiało  dodatkowo 

współczucie  dla  kalectwa  Hanny.  Otoczyła  ją  też  tak  serdeczną  i 

taktowną  troską,  że  Hanna  po  raz  pierwszy  od  czasu  wypadku 

pozwalała się komuś rozpieszczać. 

Później  poszły  na  spacer  do  ogrodu.  Zawsze  gdy  Hanna 

przechadzała  się  z  obcym  człowiekiem,  miała  wrażenie,  że  go 

ogranicza  swym  powolnym  krokiem.  Liana  nie  pozwoliła  jednak,  by 

takie  uczucie  się  w  niej  zrodziło,  z  niezwykłym  taktem  potrafiła 

bowiem dostosować się do tempa Hanny. Czasami zatrzymywała się, 

by  przyjrzeć  się  jakiemuś  nie  znanemu  jej  dotąd  kwiatu,  podziwiała 

otoczenie,  które  cały  czas  zadziwiało  ją  swoim  naturalnym  pięknem, 

opowiadała z ożywieniem o Berlinie, jego bogatym życiu kulturalnym 

z jednej strony, a wiecznym pośpiechu i ruchu ulicznym z drugiej. 

—  Czy  nie  będzie  tego  pani  brakować  w  naszym  spokojnym 

Brinkenhof,  oddalonym  od  wszelkich  rozrywek,  do  których  jest  pani 

przyzwyczajona, panno Reinold? — zapytała z niepokojem Hanna. 

—  Nie  będzie  mi  tu  niczego  brakować,  w  Brinkenhof  jest  tak 

pięknie.  Inaczej  wyobrażałam  sobie  wieś  i  zadziwiła  mnie  swoim 

niewyobrażalnym dla mieszczuchów pięknem. 

— Nasze ziemie są rzeczywiście piękne. I nie leżą aż tak daleko 

od świata. W pół godziny samochód dowiedzie panią do S. Przeżywa 

background image

ono  niezwykłe  ożywienie,  jest  tam  również  mnóstwo  wydarzeń 

kulturalnych,  a  ostatnimi  czasy,  od  kiedy  taką  popularnością  zaczęły 

się  cieszyć  sporty  zimowe,  w  zimie  można  tam  spotkać  wielu  ludzi. 

Odbywają 

się 

koncerty, 

czasami 

przedstawienia 

teatralne. 

Utrzymujemy też ożywione kontakty z sąsiadami. Mimo to jednak jest 

tu  niewątpliwie  spokojniej  niż  w  mieście,  co  z  pewnością  w 

mniejszym lub większym stopniu pani odczuje. 

— Chyba jednak bardziej jako zaletę niż wadę. W zeszłym roku 

tak często bywałam na koncertach i w teatrach, że przez długi czas nie 

będę za nimi tęsknić. 

Odkryły, że mają podobny gust i upodobania, co jeszcze bardziej 

je do siebie zbliżyło.  

Gdy doszły do ogrodzenia, zauważyły czworo dzieci z pobliskiej 

wioski  z  upodobaniem  wspinające  się  na  drzewa.  Pomachały  Hannie 

na  powitanie.  Miała  ona  zawsze  przy  sobie  pudełko  z  czekoladkami, 

które skwapliwie wykorzystywała przy takich właśnie okazjach. Roz- 

dzieliła między jasnowłose dzieci wszystkie cukierki, jakie miała, i z 

zadowoleniem spostrzegła, z jaką przyjemnością je zjadają. 

— Chyba bardzo kocha pani dzieci, prawda? — zapytała Liana. 

— Tak. A szczególnie ta czwórka jest mi bliska. Zdobyłam sobie 

prawo do ich miłości. 

Po tych słowach z prostotą opowiedziała, jak doszło do wypadku, 

w  wyniku  którego  stała  się  kaleką.  Właśnie  prostota  jej  opowiadania 

ujęła Lianę najbardziej. 

background image

—  Och,  jakże  dumna  może  być  pani,  że  uratowała  pani  te 

malutkie dzieci! 

— Każdy by to zrobił na moim miejscu. Cieszę się tylko, że nie 

ucierpiałam    niepotrzebnie.      Szczerze    mówiąc,    gdybym  wiedziała, 

że  mój  czyn  będzie  miał  konsekwencje,  prawdopodobnie  nie 

zdobyłabym się na to. Nie podejrzewałam, że upadnę i zostanę kaleką 

na  całe  życie.  Nie  był  to  więc  absolutnie  bohaterski  wyczyn.  Nie 

jestem stworzona na bohaterkę. Porozmawiajmy jednak może o czymś 

przyjemniejszym. 

Liana  poczuła  w  stosunku  do  Hanny  głębokie  współczucie, 

jakiego  dotąd  nie  odczuwała  jeszcze  do  nikogo  innego.  Postanowiły 

na  chwilę  przysiąść,  by  odpocząć,  po  czym  udały  się  do  domu,  by 

wypić herbatę z rodzicami. 

Gdy  usiedli  już  do  stołu,  Liana  z  naturalnością,  jakby  to  było 

zrozumiałe  samo  przez  się,  zaczęła  podawać  napełnione  herbatą 

filiżanki.  Kazała  pani  von  Brinken  usiąść  i  pozwolić  się  obsłużyć. 

Hanna i jej ojciec bardzo się z tego cieszyli, od dawna bowiem żyli w 

przekonaniu, że pani Ina za dużo pracuje. 

—  Mamusiu,  jak  to  dobrze,  że  wreszcie  możesz  przez  chwilkę 

odpocząć — powiedziała Hanna. Po czym, zwróciwszy się do  Liany, 

kontynuowała:  —  Mama  ma  stanowczo  za  dużo  pracy,  panno 

Reinold, a ja niestety nie mogę jej za bardzo pomóc. 

—  Może  ja  mogłabym  pani  w  czymś  pomóc,  pani  Brinken? 

Bardzo chętnie to uczynię, kiedy tylko pani będzie mnie potrzebowała 

— powiedziała szybko Liana. 

background image

Pani von Brinken przecząco pokręciła głową. 

—  Nie,  nie,  dziękuję,  poradzę  sobie  sama  z  pracą  w  domu,  tym 

bardziej że widzę, jak dobrze Hanna czuje się w pani towarzystwie. — 

Mimo  jej  oporu  Liana  przejęła  jednak  część  jej  obowiązków,  czemu 

pani  von  Brinken  zdecydowanie  się  sprzeciwiała.  Liana  wiedziała 

bowiem,  że  i  gospodyni  potrzebuje  od  czasu  do  czasu  wolnej  chwili 

dla siebie, by odpocząć. 

Hanna i jej ojciec zauważyli manewr Liany i byli jej za to bardzo 

wdzięczni.  Wreszcie  i  sama  pani  von  Brinken  spostrzegła,  że  Liana 

upiera się przy tym, by odciążyć ją trochę w pracach domowych i po 

części jej uległa. 

—  Haniu,  Liana  jest  naprawdę  wspaniałym  stworzeniem  — 

powiedział  po  kilku  dniach  pan  von  Brinken  do  swojej  córki.  — 

Wygląda  bardzo  ładnie  i  elegancko,  jakby  była  damą,  jednak  nie 

wzdraga  się  i  przed  ciężką  pracą.  Nie  pytając,  sama  wie,  w  czym 

może pomóc. Zanim mama ma czas zaprotestować, jest już po fakcie. 

—  Masz  rację,  tatusiu,  jak  tylko  stwierdzi,  że  ja  chwilowo  nie 

potrzebuję  jej  towarzystwa,  już  skrada  się  za  mamą  i  wyręcza  ją  w 

niektórych pracach. Rzeczywiście jest kochana i powinniśmy być dla 

niej mili. 

Liana już w pierwszych dniach napisała do wujka Joachima — na 

adres  jego  bankiera  w  Berlinie  —  że  dotarła  do  Brinkenhof  została 

niezwykle  miło  przyjęta.  Czuła  się  wśród  nowej  rodziny  bardzo 

dobrze.  Prosiła  go,  by  się  o  nią  nie  martwił,  ona  bowiem  jest  bardzo 

zadowolona  ze  zmiany,  jaka  zaszła  w  jej  życiu.  Brinkenowie  byli 

background image

rzeczywiście  dobrymi,  kochanymi  ludźmi,  a  Hanna  —  prawdziwym 

aniołem. 

Od  czasu  jej  przyjazdu  Detlev  tylko  raz  przejazdem  zawitał  do 

Brinken,  by  pozdrowić  sąsiadów.  Liana  akurat  była  nieobecna, 

pojechała  bowiem  do  pobliskiej  wsi,  by  załatwić  coś  dla  pani  von 

Brinken.  W  ten  sposób  młodzi  się  nie  spotkali.  I  tym  razem  tak  się 

dziwnie  złożyło,  że  nie  wspomniano  jej  imienia,  tak  że  Detlev  w 

dalszym  ciągu  nie  przypuszczał,  że  kobieta,  do  której  nieustannie 

tęsknił, mimo upływu czasu i ciężkiej pracy, po której tak wiele sobie 

przecież obiecywał, że pomoże mu o niej zapomnieć, była tak blisko. 

Hanna upierała  się  przy  tym,  żeby  Liana  codziennie  chodziła  na 

spacery. Przeznaczyły na to czas przed południem, w którym to Hanna 

ćwiczyła,  by  nie  stracić  władzy  w  nogach.  W  tym  więc  czasie  Liana 

była wolna. 

Pewnego  ranka  Liana  poszła  na  spacer  do  lasu.  Było  to  pod 

koniec drugiego  tygodnia jej  pobytu  w  Brinkenhof.   Las  wyglądał 

prześlicznie.  Korony  drzew  pokryte  zielonymi  liśćmi  tworzyły  dach 

przypominający sklepienie świątyni. Po półgodzinie dostrzegła coś, co 

sprawiło, że zatrzymała się, nie będąc w stanie zrobić kroku, a z jej ust 

wyrwał się okrzyk podziwu. Stała na polanie, a przed nią roztaczał się 

widok  na  położony  na  wysokim  wzniesieniu  zamek  Greifenberg,    ze  

swymi strzelniczymi wieżyczkami, błyszczącymi teraz w promieniach 

słońca. 

— Pięknie... och, jak przepięknie! — krzyknęła oczarowana tym 

widokiem Liana. 

background image

Podziwiała zamek, ciężko jej było stamtąd odejść, chciała jeszcze 

przez  chwilę  podziwiać  i  zachować  w  pamięci  jego  piękno.  Usiadła 

więc na przewróconym drzewie i pogrążyła się w myślach. 

Oparła  ręce  na  kolanach.  Wyglądała  przepięknie  w  delikatnej, 

przewiewnej  letniej  sukience.  Włosy,  lokami  otaczające  jej  uroczą 

twarz,  lśniły  w  promieniach  słońca.  Stanowiła  naprawdę  prześliczny 

widok — urocza, pełna wdzięku dziewczyna w leśnej świątyni. 

Liana  podejrzewała,  że  zamek,  który  miała  przed  oczami,  to 

Greifenberg, niedawno bowiem Hanna opisała go jej ze szczegółami i 

wskazała  kierunek,  w  którym  był  położony.  Wiedziała  też  od  wujka 

Joachima,  że  jego  posiadłość,  Greifenberg,  jest  położona  w  pobliżu 

Brinkenhof.  Gdy  więc  siedziała  teraz  spoglądając  na  zamek, 

wydawało jej się, że znajduje się znowu w pobliżu ukochanego wuja. 

Czy  Rastenau  był  równie  piękną  posiadłością?  Gdybyż  mogła 

zobaczyć  ją  choćby  z  daleka!  „Greifenberg"  —  powiedziała  z 

rozmarzeniem  w  głosie.  To  nazwisko  ciągle  brzmiało  w  jej  uszach, 

dusza  oczarowana  była  opaloną  męską  twarzą,  a  serce  przepełnione 

tęsknotą za nim. Nie umiała przestać myśleć o panu Greifenbergu, nie 

wiedziała nawet, gdzie jej myśli powinny go szukać, co prawdziwie ją 

smuciło.  

Nie odważyła się zapytać pani Wesemann, gdzie mieszka na stałe 

jej były gość. Na co by jej się zresztą przydała ta wiadomość? To było 

tylko przypadkowe, przelotne spotkanie, zamienili jedynie parę nic nie 

znaczących słów, potem los ponownie ich rozdzielił. Tylko jedno jego 

zdanie było ważne: „Nigdy pani nie zapomnę!" 

background image

Czy i dla niego rozstanie było tak ciężkie, jak dla niej? Czy myśli 

o niej czasem? Dlaczego od razu tak go pokochała? Czy rzeczywiście 

dlatego, że przypominał jej wujka Joachima? Miał jego oczy i te same 

zmarszczki  na  czole.  Nie  potrafiła  odpowiedzieć  sobie  na  te  pytania, 

wiedziała  tylko,  że  nigdy  dotąd  nie  myślała  o  nikim  tyle  i  nie 

odczuwała za nikim takiej tęsknoty, jak właśnie za nim. 

„Greifenberg"  —  powiedziała  ponownie.  Jakie  to  dziwne,  że 

piękny zamek, na który patrzyła, nazywa się tak samo jak on! Będzie 

jej ciągle o nim przypominał. 

Siedziała  tak,  pogrążona  w  myślach,  gdy  nagle  wyrwało  ją  z 

rozmyślań  parskanie  konia.  Miękkie  leśne  podłoże  stłumiło  odgłos 

zbliżającego się kłusem konia. Wyjechał spośród drzew na polanę tuż 

koło niej. Najpierw dostrzegła konia, potem dopiero dosiadającego go 

jeźdźca. 

Zarówno  zaskoczona  i  jak  sparaliżowana  spojrzała  prosto  w 

opaloną męską twarz, którą każdego wieczoru widziała przed sobą w 

wyobraźni. Detlev dostrzegł ją w tym samym momencie. Drgnął, jak i 

ona,  gwałtownym  ruchem  ściągnął  cugle.  Ich  oczy  zatonęły  w  sobie, 

nie  mogli  oderwać    od    siebie  wzroku.    Przyglądali    się    sobie,  jak 

gdyby  pogrążeni  we  śnie,  nie  mogąc  uwierzyć,  zaistnieją  w 

rzeczywistości. Kapryśny los ponownie złączył ścieżki ich życia. 

Dopiero  po  chwili  Detlev  odzyskał  równowagę,  z  okrzykiem 

zdumienia sprężyście zeskoczył z konia i podszedł do Liany. 

background image

—  Nie  wierzę  w  leśne  elfy  i  inne  zwodnicze  stworzenia!  W 

przeciwnym  bowiem  razie  musiałbym  panią  uważać  za  jedną  z  ich 

grona. 

W  pierwszej  chwili  Liana  zbladła,  dopiero  potem,  ku  swemu 

zdziwieniu, poczuła, że krew zdradziecko napływa do jej policzków. 

—  Pan  Greifenberg...  to...  pan?  —  gwałtownie  urwała,  po  czym 

spojrzała ku zamkowi.  

W  jej  głowie  powstało  nagłe  podejrzenie.  Jego  eleganckie, 

dystyngowane  zachowanie,  podobieństwo  do  wuja  Joachima...  Jej 

serce zabiło gwałtownie.  

Detlev  odetchnął  głęboko,  chcąc  opanować  i  zdusić  w  sobie 

uczucie szczęścia, które nieoczekiwanie zalało jego serce. 

—  Stoję  przed  panią  jak  przed  jakimś  cudownym  zjawiskiem  i 

cały  czas  drżę,  że  może  pani  zniknąć  równie  nieoczekiwanie,  jak  się 

pani  pojawiła.  Ale  pani  istnieje  naprawdę  i  stoi  przede  mną. 

Przeznaczenie ofiarowało więc nam ponowne spotkanie. 

Próbowała odzyskać równowagę i uśmiechnęła się do niego. 

—  Tak  się  wydaje.  W  najśmielszych  marzeniach  nie 

przypuszczałabym, że mogę tu pana spotkać. 

—  Ja  też  nie  potrafiłbym  sobie  tego  wyobrazić,  choć  często  o 

pani myślę. Tak często, że przypuszczałem już w pewnej chwili, gdy 

tu panią zobaczyłem, że to moje  własne myśli przybrały pani kształt. 

Przedtem  spotkałem  panią  nad  jeziorem,  potem  w  pensjonacie  ...  a 

teraz  tu.  W  myślach  szukałem  pani  wszędzie...  tylko  nie  w  lesie,  w 

Greifenbergu. 

background image

— Czy ten las należy już do Greifenbergu? 

— Tak. 

— Nie wiedziałam o tym. A jak pan się tu znalazł? 

—  Nazywam  się  Detlev  Rastenau.  Mam  jednak  prawa  do 

nazwiska  Greifenberg,  mieszkam  bowiem  w  zamku  o  tej  samej 

nazwie  i  zarządzam  przylegającymi  do  niego  majątkami.  W 

podróżach więc przybieram nazwisko Greifenberg. 

Liana  mocno  zagryzła  wargi.  Mężczyzna,  którego  kochała,  był 

siostrzeńcem wuja Joachima! Potarła niespokojnie czoło. 

— Znajduję się zatem na pańskim gruncie, hrabio Rastenau? 

—  W  zastępstwie  mojego  wuja  jestem  panem  w  Greifenbergu. 

Czy jest pani na mnie zła, że gdy się poznaliśmy, występowałem pod 

innym nazwiskiem? 

—  Nie  miał pan przecież  najmniejszego  obowiązku  zdradzać  mi 

swego prawdziwego nazwiska, jeżeli zdecydował się pan występować 

przed  obcymi  jako  Greifenberg.  Jestem  trochę  wyprowadzona  z 

równowagi,  spotkaliśmy  się  tak  nieoczekiwanie.  —  Po  czym, 

zmuszając  się  do  lekkiego  tonu,  kontynuowała:  —  Właśnie 

podziwiałam  piękno  zamku,  położonego  w  tak  malowniczej  okolicy, 

nie przypuszczając nawet, że pan tu mieszka. 

—  Zagadka  mojego  pobytu  tutaj  została  rozwiązana.  Co  jednak 

oznacza pani tu obecność? 

—  Zaraz  to  panu  wyjaśnię,  hrabio  Rastenau.  Zostałam 

zaangażowana w Brinkenhof jako dama do towarzystwa panny Hanny 

von Brinken — odpowiedziała spokojnie. 

background image

— Ach, więc to pani jest towarzyszką Hanny? Nie mogę  wprost 

w to uwierzyć! 

— Dlaczego wydaje się to panu niemożliwe? 

—  Gdyby  mi  powiedziano,  że  jest  pani  księżniczką  z  bajki,  nie 

miałbym  trudności  z  uwierzeniem.  Ale  damą  do  towarzystwa?  Tak, 

teraz  jednak  sobie  przypominam,  że  panna  Hanna  opowiadała  mi,  że 

jej opiekunka przyjęła propozycję tej pracy, by znaleźć rodzinę, która 

chętnie  przyjęłaby  ją  do  swego  grona.  Szukała  pani  opieki  miłej 

rodziny, ponieważ nie ma już pani krewnych. Zgadza się? 

— Niech pan zapomni, hrabio, że jestem młodą dziewczyną. 

— Nie zapomnę, nie mógłbym zapomnieć, nawet gdyby... 

Urwał nagle, w pół słowa, a ona poruszyła się niespokojnie. 

— Muszę wracać do Brinkenhof. 

Powoli  wyprostował  rękę  w  geście,  jak  gdyby  chciał  ją 

zatrzymać. 

— Proszę, niech pani zaczeka jeszcze chwilę. Może słyszała pani, 

że  dość  często  bywam  w  Brinkenhof.  Hanna  jest  moją  przyjaciółką, 

od  czasu  do  czasu  próbuję  ją  rozweselić.  Zaplanowałem  kolejną 

wizytę  dziś  wieczór.  Spotkamy  się  więc  raz  jeszcze.  Jak  sobie  pani 

życzy,  bym  się  wobec  niej  zachowywał?  Czy  mogę  powołać  się  na 

nasze spotkanie w Berlinie i teraz to niespodziewane, tu w lesie? 

Spojrzała na mego niezdecydowana. 

— Nie znam jeszcze tej rodziny na tyle dobrze, by wiedzieć, jaka 

decyzja  będzie  właściwsza.  Niech  mi  pan  poradzi,  co  pan  uważa  w 

background image

tym  przypadku  za  stosowne.  Wszelkiego  rodzaju  tajemnice  i 

niedomówienia nie są mi jednak szczególnie miłe. 

Odpowiedział po krótkim namyśle. 

—  Brinkenowie  nie  są  podejrzliwymi  ludźmi,  dopatrującymi  się 

złego  w  każdej  drobnostce.  Jeżeli  więc  nie  jest  to  niemiłe  dla  pani, 

najlepiej będzie, jeżeli opowie im pani zaraz po powrocie do domu o 

naszym  dzisiejszym  spotkaniu  i  o  tym,  że  poznaliśmy  się  jeszcze  w 

Berlinie. 

—  I  mnie  się  to  wydaje  najlepszym  rozwiązaniem.  Zaraz 

wszystko opowiem pannie Hannie. 

— Niech pani to uczyni — powiedział czule. 

—  Do  widzenia,  muszę  wracać  do  domu  —  rzekła,  po  czym 

zebrała się do odejścia. 

Spojrzał na nią prosząco. 

—  Nie  dała  mi  pani  nawet  ręki  na  przywitanie,  czy  i  przy 

pożegnaniu nie jestem tego godzien? 

Przez  chwilę  patrzyła  na  niego  z  wahaniem.  Potem  jednak, 

zmuszona  siłą  jego  spojrzenia,  szybko  wyciągnęła  dłoń.  Detlev  czuł, 

jak jej drobna rączka drży i ze wzruszeniem podniósł ją do ust. 

— A zatem do zobaczenia w Brinkenhof! 

Liana  odeszła,  nie  była  w  stanie  odpowiedzieć  na  jego 

pożegnanie.  Ten  mężczyzna  był  jej  przeznaczeniem,  poczuła  to 

prawie  od  razu.  Jego  oczy  miały  nad  nią  niewytłumaczalną  wprost 

władzę.  Cofnęła  rękę  i  odeszła  szybko  stamtąd,  nie  oglądając  się 

nawet. 

background image

Dopiero gdy zniknęła mu z oczu, Detlev wsiadł na konia i powoli 

odjechał.  Ponowne  spotkanie  wywołało  w  jego  sercu  burzę  uczuć, 

które zaniepokoiły go swą siłą. 

Detlev  nie  mógł  wprost  doczekać  się  wieczoru,  tak  bardzo 

spieszyło  mu  się  do  Brinkenhof,  do  Liany.  Gdy  wreszcie  nadeszła 

upragniona  pora  i  nadjechał  na  koniu  do  Brinkenhof,  zastał  Hannę  i 

Lianę, siedzące na werandzie.  

Pewnym  krokiem  pośpieszył  w  ich  kierunku.  Przez  chwilę  nie 

mógł  oderwać  błyszczących  oczu  od  nieco  pobladłej  twarzy  Liany. 

Mimo to jednak najpierw pozdrowił Hannę. 

— Dzień dobry, Hanno. Dobrze się pani czuje? 

Z uśmiechem podała mu rękę. 

— Dobry wieczór, Detlevie. Czuję się wspaniale. Od kiedy jest z 

nami panna Reinold, mam wyłącznie dobre dni. A dzisiaj przychodzi i 

pan.  Panna  Reinold  opowiedziała  mi  już,  że  jesteście  starymi 

znajomymi  i  przy  dzisiejszym  porannym  spotkaniu  przeżyliście 

niemałe zaskoczenie. 

Teraz  nadszedł  czas,  by  pozdrowić  Lianę,  co  uczynił  uprzejmie, 

lecz  z  dystansem.  Nie  mógł  narażać  Liany  na  jakiekolwiek 

nieporozumienia. Potem ponownie zwrócił się ku Hannie. 

—  Nie  wyjawiła  mi  pani  nawet  nazwiska  nowego  mieszkańca 

Brinkenhof. 

—  Gdybym  tylko  przypuszczała,  że  pan  i  panna  Reinold 

mieszkali w tym samym pensjonacie w Berlinie! Proszę, niech się pan 

do nas dosiądzie, Detlevie. Rodzice wkrótce nadejdą. 

background image

Zajął  wskazane  miejsce  i  zaczęli  prowadzić  ożywioną  dyskusję, 

która  tylko  pozornie  była  spokojna  i  beztroska.  Liana  z  całych  sił 

próbowała  zachować  równowagę  i  opanowanie,  podobnie  jak  hrabia. 

Hanna,  mimo  swej  przenikliwości,  niczego  po  nich  nie  dostrzegła. 

Dziwiła  się  jedynie,  że  Liana  nie  wywarła  na  Detlevie  takiego 

wrażenia, jakiego Hanna się spodziewała. 

Gdy  nadeszli  rodzice  Hanny  i  wszyscy  zgromadzeni  zasiedli  do 

stołu, gospodarz domu zwrócił się do Detleva: 

—  Dzisiejszego  wieczoru  powinien  bawić  się  pan  lepiej  niż 

zwykle,  bo  do  Brinkenhof  wprowadził  się  prawdziwy  słowik.  Panna 

Reinold  już  kilkakrotnie  czarowała  nas  swoim  przepięknym  głosem. 

Zaśpiewa  nam  pani  i  dzisiejszego  wieczora  kilka  pieśni,  panno 

Reinold? 

— Mogę pani akompaniować, panno Liano. Chcę zasłużyć sobie 

na choćby jeden wieniec laurowy — zażartowała Hanna. 

Hrabia  Detlev  zaprowadził  ją  do  fortepianu.  Liana  szła  za  nimi 

powoli,  szukając  w  nutach  odpowiednich  na  ten  wieczór  pieśni. 

Hrabia    Detlev,      usadowiwszy      wygodnie      Hannę,      powrócił      do 

państwa   von   Brinkenów,   którzy   zdążyli   już   wygodnie   zasiąść 

w  fotelach w   pełnych   wyczekiwania   pozach.    

Usiadł   koło   nich i w zamyśleniu spojrzał na dwie dziewczęce 

postacie  przy  fortepianie.  Jasna,  urocza  twarzyczka  Liany  i  ciemna, 

charakterystyczna główka Hanny, o nieładnej twarzy, której brzydotę 

łagodziły  jedynie  piękne,  ciemne  oczy.  Nie  można  było  wyobrazić 

sobie większego kontrastu od tego, który istniał między tymi dwiema 

background image

młodymi  kobietami.  Obydwie  ubrane  były  w  lekkie,  przewiewne 

sukienki.  Liana  i  w  tym  prostym  ubraniu  wydawała  się  dumna  i 

dystyngowana niczym królowa. 

Spojrzenie  Hanny  padło  na  Detleva.  I  wtedy  dostrzegła,  z  jaką 

tęsknotą  wodzi  oczami  za  Lianą.  Przez  chwilę  serce  ścisnęło  jej  się 

bólem.  Szybko  jednak  minął.  Hanna  opanowała  się  i  pozostała 

spokojna,  nie  dając  niczego  po  sobie  poznać.  Jednym  spojrzeniem 

swej  przenikliwej  duszy  wniknęła  w  serca  młodych.  Jedno 

wymienione  przez  Lianę  i  Detleva  spojrzenie  zdradziło  jej 

wystarczająco dużo. W jej sercu zrodziła się troska... nie o siebie, lecz 

o szczęście mężczyzny, którego kochała. 

Później,  podczas  pozornie  spokojnej  rozmowy,  uspokoiła  się. 

Czy  nie  wyobrażała  sobie  zbyt  wiele?  Nie  miała  przecież  żadnych 

dowodów,  że  tych  dwoje  łączy  jakieś  uczucie.  Przecież  Detlev 

siedział naprzeciw niej i rozmawiał z ożywieniem, lecz spokojnie tak 

jak i z nią. Oczywiście, jego poprzednie spojrzenia, którymi obrzucał 

Lianę,  zdradzały  jego  podziw  i  zachwyt.  To  nie  musi  jednak  być  od 

razu  wielka  i  głęboka  miłość.  Wiedział  przecież  doskonale,  że  nie 

może  poślubić  panny  Reinold,  nie  pochodziła  ona  bowiem  ze  stanu 

szlacheckiego. Powinien więc uważać i trzymać w ryzach swoje serce. 

Zachowała  się  niepoważnie,  martwiąc  się  o  niego  na  zapas  i  to 

najprawdopodobniej  niepotrzebnie.  Był  przecież  mężczyzną.  A 

mężczyźni,  tak  przynajmniej  sądziła  Hanna,  nie  byli  tak  subtelni  i 

czuli,  jak  kobiety;  u  nich  podobne  uczucia  nie  są  tak  głębokie  A 

ponieważ  Detlev,  wydawało  się,  był  we  wspaniałym  humorze  —  z 

background image

całych  sił  starał  się  bowiem  sprawiać  takie  wrażenie  —  odsunęła  od 

siebie  niepoważne,  jak  sądziła,  urojenia.  Mimo  to  jednak  wciąż 

powracała  do  niej  ta  sama  myśl:  „On  musi  być  szczęśliwy,  tak 

szczęśliwy, bym i ja mogła się cieszyć jego radością". 

Detlev  wspomniał  też  przy  okazji,  że  za  parę  dni,  w  niedzielę, 

wybiera się ze swą kuzynką Steffi do S. 

— Czy mają państwo ochotę dołączyć się do nas? — zapytał. 

Brinkenom spodobała się jego propozycja. 

— Musimy przecież pokazać pannie Reinold, że i za tymi górami 

żyją ludzie — powiedział pan von Brinken. 

Pani von Brinken spojrzała na córkę. 

— A ty, Haniu, masz na to ochotę? 

—  Naturalnie,  mamusiu.  Wiesz  przecież,  że  jestem  otwarta  na 

tego rodzaju propozycje. 

— Dobrze więc, hrabio. Myślę, że najlepiej będzie, gdy spotkamy 

się już na miejscu, w S. Tylko dokładnie, gdzie i o której godzinie. 

Detlev zastanawiał się przez chwilę. 

—  Sądzę,  że  lepiej  będzie,  jeżeli  pojedziemy  do  S.  wszyscy 

razem.  Steffi  może  przyjechać  z  Rastenau  samochodem.  Zabierze 

mnie  z  Greifenbergu,  a  po  drodze  wstąpimy  po  państwa.  Zmieścimy 

się bez kłopotów, samochód może pomieścić ponad sześć osób. 

—  A  więc  zgoda.  Będziemy  na  pana  czekać.  O  której  godzinie 

możemy się pana spodziewać? 

—  Powiedzmy,  że  około  pierwszej.  Pójdziemy  na  koncert,  a 

potem  zjemy  wspólnie  posiłek  w  gospodzie  „Pod  białym  jeleniem". 

background image

Proszę tylko państwa, byście byli punktualni! Steffi i tak jest strasznie 

niecierpliwa. 

—  Wystarczająco  dobrze  znamy  już  hrabiankę  Steffi.  — 

podobają mi się wesołe i pełne życia osóbki. Zawsze się cieszę, gdy ją 

widzę — stwierdziła Hanna.  

— Rzeczywiście jest wspaniałą dziewczyną. Nic dziwnego, przy 

takich rodzicach! 

— Ma pan rację, drogi hrabio, obydwoje są wspaniałymi ludźmi 

— potwierdziła pani von Brinken. 

— Umowa stoi, będę tu ze Steffi o pierwszej, potem pojedziemy. 

I będziemy się doskonale bawić, bo w przeciwnym razie Steffi byłaby 

strasznie rozczarowana. Czeka już od tak dawna na jakąś rozrywkę. 

—  Będziemy  robić  wszystko,  Detlevie,  poza  długimi  spacerami 

— zażartowała Hanna. 

— O, do tego Steffi nie jest aż taka chętna. Chce zobaczyć ludzi, 

posłuchać  muzyki  i  przede  wszystkim  zapomnieć  o  codziennym, 

trochę nudnym życiu. Zatem do zobaczenia w niedzielę o pierwszej! 

Liana  przysłuchiwała  się  uważnie  rozmowie  na  temat  hrabianki 

Steffi  i  jej  rodziców.  Przed  oczami  stanęło  jej  zdjęcie  Steffi,  które 

pokazał  jej  pewnego  razu  wujek  Joachim.  Cieszyła  się  na  myśl,  że 

wreszcie  pozna  hrabiankę,  nie  potrafiła  jednak  odpędzić  się  od 

przykrej  myśli,  co  by  się  stało,  gdyby  przyjechała  ona  ze  swoimi 

rodzicami.  

Nie  było  wykluczone,  że  pewnego  dnia  dojdzie  do  takiego 

spotkania.  Wtedy  będzie  zmuszona  udawać,  że  nie  zna  wujka 

background image

Joachima.  Pragnęła,  by  podobne  przeżycie  zostało  jej  oszczędzone. 

Postanowiła,  że  następnego  ranka  napisze  do  wujka  Joachima,  że  w 

najbliższym  czasie  pozna  jego  córkę.  Czy  ucieszy  go  ta  wiadomość? 

A  co  powie  na  to,  gdy  się  dowie,  że  ona  i  Detlev  znają  się  już  z 

Berlina? 

Liana  nie  wiedziała,  czy  powinna  się  cieszyć,  czy  martwić,  że 

mężczyzna,  który  tak  szybko  zdobył  jej  serce,  mieszka  w  pobliżu. 

Detley  Rastenau,  siostrzeniec  wuja  Joachima.  Na  wspomnienie 

spojrzeń,  jakimi  ją  obrzucał,  westchnęła,  przycisnęła  ręce  do  serca  i 

zamknęła oczy. 

 

Następnego  dnia,  wczesnym  rankiem  napisała  list  do  wujka 

Joachima. Powiadomiła go, kiedy i gdzie poznała jego siostrzeńca, po 

czym kontynuowała: 

A  jutro,  kochany  wujku  Joachimie,  poznam  Twoją  córkę, 

hrabiankę  Steffi.  Wybieramy  się  wszyscy  do  S.  Hrabia  Detlev 

przyjedzie po nas razem z Twoją córką. Sama nie wiem, co powinnam 

o tym wszystkim myśleć, jednocześnie cieszę się, ale i boję. 

W  Brinkenhof  podoba  mi  się  z  każdym  dniem  coraz  bardziej. 

Brinkenowie są naprawdę wspaniałymi ludźmi i traktują mnie bardziej 

jak  gościa  niż  zatrudnioną  przez  nich  damę  do  towarzystwa.  Panna 

Hanna  jest dla  mnie bardzo dobra  i czuję  się  tu prawie jak  w domu. 

Nie musisz się więc martwić.  

Wczoraj  rozmawialiśmy  o  Twoim  zamku  Rastenau.  Wszyscy  są 

zdania,  że  jest  on  bardzo  ładny.  A  Ty  jesteś  panem  tych  wszystkich 

background image

prześlicznych  posiadłości.  Wszyscy  mówią  o  Tobie  z  szacunkiem  i 

podziwem.  Cały  czas  pytam  sama  siebie  z  niepokojem,  czy  myślisz  o 

mnie  w  ten  sam  sposób,  czy  nic  się  między  nami  nie  zmieniło,  bo  ja 

kocham Cię tak samo jak przedtem i nigdy się to nie zmieni. Być może, 

przypadek  sprawi  kiedyś,  że  zobaczę  choć  z  daleka  zamek  Rastenau. 

Wtedy będę do Ciebie tak długo machać ręką, że nawet jeżeli tego nie 

zobaczysz, poczujesz na pewno w sercu moje gorące pozdrowienia. 

Być  może  jutro  Twoja  córka,  po  powrocie  do  domu,  będzie  ci 

opowiadać, że poznała pannę Reinold. Wtedy uśmiechnij się i pomyśl 

o  mnie.  A  mnie  świadomość,  że  wspominasz  mnie  z  uśmiechem 

naprawdę bardzo ucieszy. 

Zanim  skończę,  chciałabym  Ci  jeszcze  napisać,  że hrabia  Detlev 

ma  Twoje  oczy  i  takie  jak  Ty  zmarszczki  na  czole.  Zwróciłam  na  to 

uwagę  już  w  Berlinie,  zanim  dowiedziałam  się,  kim  jest  w 

rzeczywistości. Gdy patrzył na mnie, miałam wrażenie, że to ty mi się 

przyglądasz.  Dlatego  też  od  razu  bardzo  mi  się  spodobał  i  poczułam 

do  niego  niezwykłe  zaufanie.  On  bardzo  Cię  kocha  i  szanuje  i  jest 

dobrym, szlachetnym człowiekiem. 

Brinkenowie  też  bardzo  go  lubią  i  chętnie  widzą  go  w  swoim 

pełnym ciepła dla gości domu. Tu chyba zresztą nikt nie czuje się źle i 

obco. Teraz jednak muszę kończyć. Pozdrawiam Cię i całuję 

Twoja Liana 

List  ten,  zaadresowany  jak  zwykle  do  berlińskiego  bankiera 

wujka  Joachima,  Liana,  schodząc  na  śniadanie,  dołożyła  do 

przygotowanej już do wysłania poczty. Przy śniadaniu zastała jedynie 

background image

Hannę  i  jej  matkę.  Pan  von  Brinken  był  już  od  wczesnego  ranka  na 

łąkach; rozpoczęły się sianokosy i miał bardzo dużo pracy. 

Pani  von  Brinken  również  nie  mogła  długo  pozostać  przy  stole. 

Liana  zaproponowała  swą  pomoc,  rezygnując  z  codziennego, 

porannego spaceru. Pani von Brinken chętnie przyjęła jej pomoc, nie 

dawała  sobie  już  bowiem  sama  rady  z  nagromadzoną  pracą,  a  Liana 

była  chętna  i  pilna  i  wykonywała  z  radością  każdą  powierzoną  jej 

czynność. Niezależnie bowiem, co Liana robiła, jej myśli zwracały się 

ku Detlevowi. 

W  niedzielę  pogoda  była  prześliczna.  Służący  i  dziewczyny 

wiejskie,  wykonawszy  niezbędne  prace  przy  bydle,  udali  się  do 

kościoła.  Po  śniadaniu  rodzice  Hanny  wyszli,  a  obie  młode  kobiety 

zostały  na  werandzie.  Hanna  wyczuła,  że  nadszedł  odpowiedni 

moment, by porozmawiać z Lianą o Detlevie. 

— Detlev jest następcą swego wuja. Po jego śmierci on przejmie 

cały  majątek.  Hrabia  Joachim  nie  ma  męskiego  potomka,  ma  tylko 

jedną  córkę  i  dlatego  jedynym  spadkobiercą  jest  Detlev.  Wszystkie 

należące  do  majątku  ordynata  Rastenau  przejdą  w  jego  ręce.  Detlev 

jest ostatnim z tego, licznego niegdyś rodu. 

Lianie  wydawało  się,  jakby  mówiły  o  kimś  innym.  Powiedziała 

więc spokojnie: 

—  W  takim  razie  hrabia  Detlev  będzie  właścicielem  ogromnego 

majątku? 

Hanna  przytaknęła  i  z  powagą  patrząc  na  Lianę,  kontynuowała 

swój wywód. 

background image

—  Dziedzictwo  obciążone  jest  jednak  pewnym  zastrzeżeniem, 

które w tych warunkach będzie mu ciężko spełnić. 

—  Czy  mogę  zapytać,  cóż  to  za  warunek,  tak  dla  niego 

niedogodny? 

— Między innymi, jeżeli pewnego dnia postanowi się ożenić, nie 

może wybrać żony zgodnie z własną wolą. Przyjęcie dziedzictwa jest 

równoznaczne  z  wypełnieniem  zobowiązania,  że  wybierze  sobie  na 

żonę kobietą równą mu urodzeniem. Musi pochodzić ze szlacheckiego 

rodu, jak on sam. 

Liany na pozór nie poruszyła ta uwaga. 

—  Może  zatem  poślubić  jedynie  hrabiankę  —  powiedziała  z 

udanym spokojem. 

—  Będzie  dla  niego  tragedią,  jeżeli  pokocha  kobietę  niższą  mu 

pozycją społeczną. 

Liana  spojrzała  na  Hannę  rozszerzonymi  oczami.  Instynktownie 

wyczuła,  że  rozmowa  ta  nie  jest  przypadkowa.  Hanna  prowadzi  ją 

celowo. Poczuła też, że hrabia Detlev nie jest Hannie obojętny.  

Spojrzały  na  siebie,  a  ich  spojrzenie  zdradziło,  że  kochają  tego 

samego  mężczyznę.  Odkrycie  to,  które  u  innych,  bardziej 

przyziemnych  i  niegodnych  osób  obudziłoby  wzajemną  zawiść  i 

wrogość,  związało  je  mocniej,  ich  wzajemna  przyjaźń  jeszcze  się 

pogłębiła. 

Liana  zastanawiała  się,  czy  Hanna  jest  równa  Detlevowi 

urodzeniem i pozycją społeczną. Szybko jednak odrzuciła od siebie tę 

myśl. Nie powinno jej interesować, kogo Detlev wprowadzi pewnego 

background image

dnia  jako  żonę  do  swego  domu.  Do  tej  pory  nawet  się  nad  tym  nie 

zastanawiała. Wiedziała tylko, że go kocha i to jej wystarczyło. Dzięki 

Hannie i temu, co jej wyjawiła, Liana zrozumiała, że musi uważać, by 

nie straciła dla niego całkowicie głowy. 

Hanna 

była 

szczęśliwa, 

mogąc 

ostrzec 

Lianę 

przed 

niebezpieczeństwem,  jakie  tkwiło  w  jej  niekontrolowanej  miłości  do 

Detleva, a i Liana czuła głęboką wdzięczność, że Hanna wskazała jej 

niebezpieczeństwo,  które  jej  zagrażało.  Nie  wiedząc  nawet  o  jego 

istnieniu, mogłaby popełnić błąd i zaangażować się bezpowrotnie. Nie 

chciała się przyznać nawet sama przed sobą, że i tak tkwiła w tym już 

bardzo mocno. 

O  oznaczonym  czasie  przed  dom  zajechał  duży,  elegancki 

samochód.  Liana  przyglądała  się  jak  nadjeżdżał.  Stanęła  koło  Hanny 

na werandzie. Wyglądała prześlicznie w swej lekkiej, letniej sukience. 

Jak  zaczarowana      przyglądała      się      wysiadającej      z      samochodu 

Steffie.  Hrabianka  miała  na  sobie  prześliczną  sukienkę,  o  krótkiej, 

marszczonej spódnicy, na którą zarzuciła przewiewny letni żakiecik w 

intensywnie  zielonej  barwie,  z  którym  silnie  kontrastował  czerwony 

skórzany  pasek,  którym  była  spięta,  i  biały  golf  pod  szyją.  Szybko 

wbiegła na werandę, przeskakując po dwa stopnie naraz. 

— Dzień dobry, Hanno! Przyjechaliśmy na czas! Jesteście gotowi 

do wyjazdu? Nie chcę tracić ani minuty z jedynego wolnego dnia, jaki 

mi się od dłuższego czasu przytrafił. 

Hanna objęła ją serdecznie. 

background image

—  Dzień  dobry,  hrabianko!  Czuję  się  doskonale,  pani  też,  co 

widać  od  pierwszej  chwili.  Jesteśmy  gotowi  do  wyjazdu.  Gdzie 

zostawiła pani pannę Riickauf? 

Oczy Steffi błyszczały energią i poczuciem humoru. 

—  O,  Malwinka  siedzi  sobie  spokojnie  w  domu,  ciesząc  się,  że 

wreszcie  może  sobie  chociaż  jeden  dzień  ode  mnie  odpocząć. 

Zorganizowałam jej na dzisiejszy wieczór zaproszenie na herbatkę do 

matki  naszego  pastora.  Strasznie  się  cieszę,  że  jedzie  pani  z  nami. 

Musimy sobie użyć życia za wszystkie czasy, prawda, panno Hanno? 

— Z przyjemnością! Mam nadzieję, że nie będę pani ograniczać 

moją sparaliżowaną nogą. 

—  Proszę  nawet  o  tym  nie  mówić,  Hanno!  Przecież  będziemy 

prawie cały czas jeździć. A S. nie jest aż takie duże. Przespacerujemy 

się  jedynie  wolno  po  promenadzie,  a  potem  siądziemy  sobie  w 

ogrodzie hotelowym albo na ławce w alei. 

—  Doskonale.  Teraz  jednak  chciałabym  przedstawić  pani 

naszego nowego członka rodziny. Liano, niech pani do nas podejdzie. 

Liana,  która  do  tej  pory  stała  w  pewnym  oddaleniu,  zbliżyła  się 

do  rozmawiających.  Steffi  przyglądała  jej  się  rozszerzonymi 

zachwytem oczami.  

Hanna przedstawiła je sobie: 

—  Panna  Steffi  Rastenau,  największa  trzpiotka  tego  kraju... 

panna  na  Reinold,  od  dwóch  tygodni  nasz  dobry  duszek  domowy,  a 

moja pocieszycielka. 

background image

Steffi  spojrzała  w  oczy  Liany,  która  patrzyła  na  nią  ciepło  i  z 

sympatią. Impulsywnie wyciągnęła do niej rękę. 

—  Jak  pięknie  przedstawiła  panią  Hanna!  I  jaka  pani  piękna! 

Strasznie mi się pani podoba — powiedziała Steffi otwarcie. 

Liana szybko uścisnęła jej dłoń. W jej oczach pojawiły się łzy. 

—  Bardzo  mnie  cieszy,  hrabianko,  że  się  pani  podobam. 

Podzielam pani odczucia, i pani bardzo mi się podoba. 

— Och, niech pani będzie ostrożna w ocenach mnie dotyczących. 

Są ludzie, którzy nie potrafią ze mną wytrzymać ani chwili. 

— Nie wierzę pani — powiedziała Liana z przekonaniem. 

Steffi  ujęła  Hannę  pod  rękę  i  szła  z  nią,  mimo  wrodzonej 

niecierpliwości, wolno i uważnie do  stojącego nieopodal samochodu. 

Liana  poszła  jeszcze  po  płaszcz  i  szybko  podążyła  za  nimi.  Detlev 

tymczasem przywitał się z rodzicami Hanny. Gdy zobaczył zbliżającą 

się Lianę, jego oczy rozbłysły radośnie i z niezrozumiałą nadzieją. 

Steffi ujęła Lianę za rękę. 

—  Niech  pani  podejdzie,  panno  Reinold,  musimy  przygotować 

pannie Hannie wygodne miejsce. 

W czasie tej czynności Steffi paplała nieustannie i wesoło, tak że 

Liana, chcąc nie chcąc, musiała się roześmiać. 

—  Ach,  jak  pięknie  się  pani  śmieje,  panno  Reinold.  Ludzie, 

którzy  nie  potrafią  się  szczerze  i  z  całego  serca  śmiać,  mogliby  dla 

mnie  nie  istnieć.  Sądzę,  że  zostaniemy  dobrymi  przyjaciółkami. 

Myślę,  że  nie  należy  pani  do  ludzi,  którzy  przerywają  zabawę  w 

najciekawszym momencie. 

background image

— O nie, z całą pewnością nie. I ja lubię się bawić, gdy nadarza 

się ku temu okazja. 

— Świetnie, bo dzisiaj cały dzień będziemy się bawić. 

Hanna  usiadła  wśród  żartów  i  chichotów  umieszczona  na 

wygodnym miejscu w samochodzie. 

—  Znowu  mnie  rozpieszczacie  —  powiedziała  na  swój  miły, 

żartobliwy sposób. 

Steffi pocałowała ją w policzek. 

—  Strasznie  się  cieszę,  kiedy  łaskawie  godzisz  się,  by  cię 

rozpieszczać, Hanno. Obok pani powinna usiąść pani matka. Miejsca 

środkowe  zajmą  nasi  mężczyźni.  A  ja  z  panną  Reinold  siądziemy 

obok kierowcy. 

—  Steffi  rezolutnie  kierowała  całym  towarzystwem.  Nie 

przejmowała się tym, że  właściwie nie wypada jej tego robić, bo jest 

najmłodsza. 

—  Hrabianko,  ma  pani  zadatki  na  doskonałego  organizatora 

imprez — zażartował dobrodusznie pan von Brinken. 

Steffi  siadła  jako  ostatnia  na  uprzednio  wybranym  przez  siebie 

miejscu. 

— A więc w drogę! — krzyknęła szoferowi. 

W  czasie  jazdy  panował  doskonały  nastrój.  Steffi  już  się  o  to 

postarała. Liana siedziała obok niej z błyszczącymi oczyma. Czuła się 

szczęśliwa że córka wuja Joachima jest taka miła i dobra i tak bardzo 

jej się podoba. Cieszyła się, że i Steffi najwyraźniej darzy ją sympatią. 

background image

Droga  wiodła  przez  przepiękne  zagajniki,  wśród  łąk  i  pól. 

Samochód jechał szybko i po półgodzinie byli już na miejscu. Akurat 

gdy przyjechali do S., rozpoczął się koncert. Samochód zatrzymał się 

przed  hotelem  „Pod  Białym  Jeleniem".  Portier  pozdrowił  ich  dobrze 

znanym  gestem.  Detlev  poprosił  go  o  przygotowanie  stołu  na 

werandzie. 

—  Proszę  o  stolik  w  kącie,  z  widokiem  na  zabytkowe  ruiny  — 

powiedział. 

W  mieście  panował  olbrzymi  ruch,  co  z  zadowoleniem 

stwierdziła  Steffi.  Kuracjusze,  ubrani  w  świąteczne,  letnie  toalety, 

przechadzali się po promenadzie. Spotkali kilku znajomych, z którymi 

zamienili  parę  słów.  Steffi  śpiewała  pod  nosem  do  akompaniamentu 

orkiestry.  Nagle  drgnęła,  a  jej  twarz  zalał  ciemny  rumieniec.  Objęła 

Detleva za ramię. 

—  Detlev,  popatrz!  Tam  jest  Jan  Wachau  ze  swoją  matką!  — 

powiedziała z ożywieniem i przejęciem. 

Detlev  rozejrzał  się  wokół  i  dostrzegł  młodego,  wysmukłego 

mężczyznę,  kroczącego  u  boku  miłej  starszej  pani.  Szedł  naprzeciw 

im, podpierając się laską. 

Steffi szybko podbiegła do matki i syna. 

— Baron Wachau! Dzięki Bogu, że widzę już pana chodzącego o 

własnych  siłach.  Jest  więc  pan  znowu  zdrów!  —  krzyknęła  radośnie. 

Pobladła nieco ze wzruszenia. 

Oczy Wachaua zabłysły. 

background image

—  Kogóż  to  widzę?  Panienka  Zuchwała!  Cóż  za  miła 

niespodzianka. 

— Jest pan już całkiem zdrów, baronie? 

Uśmiechnął się do niej. 

—  Melduję  posłusznie,  że  jestem  już  prawie  zdrów,  potrzebuję 

jedynie jeszcze trochę opieki i muszę uważać na tę nieszczęsną nogę. 

Ale  za  trzy,  cztery  tygodnie  przeskoczę  wraz  z  panią  wszystkie 

przeszkody. 

—  Ach,  jak  mnie  to  cieszy!  Kochana  pani  baronowo,  chyba 

kamień   spadł pani z serca. 

Baronowa kiwnęła twierdząco głową, uśmiechając się do Steffi. 

—  Tak,  moje  dziecko.  Przeżyłam  naprawdę  ciężki  okres,  pełen 

niepokoju  i  trosk.  Ale  co  słychać  u was  w  domu?  Czy  są  tu  też  twoi 

rodzice? 

— Nie, przyjechałam w towarzystwie Detleva i państwa Brinken. 

Ale Janie, od jak dawna pan tu jest? 

— Przywiozłam syna z Berlina wczoraj. Powinien odpocząć parę 

dni, zanim wrócimy z powrotem do Wachau. 

—  Miałem  nadzieję,  Steffi,  że  panią  tu  dziś  spotkam  — 

powiedział Jan Wachau, podczas gdy matka oddaliła się, by przywitać 

Brinkenów, którzy tymczasem znacznie się do nich zbliżyli. 

Steffi zaczerwieniła się prawie niezauważalnie. 

—  No  cóż,  ostatecznie  mógł  pan  nas  zawiadomić,  że  pan  tu 

przebywa. 

— Chciałem panią zaskoczyć. 

background image

— Niby w jakim celu? 

Zaśmiał się i czule na nią spojrzał. 

—  Chciałem  zobaczyć,  jakie  wrażenie  zrobi  na  pani 

niespodziewane spotkanie ze mną. 

—  Sam  widok  pana  sprawił,  że  śmiertelnie  się  przeraziłam  — 

powiedziała. 

— Czyżbym wyglądał aż tak strasznie? 

— Niech pan nie opowiada takich bzdur, Janie! 

Jego oczy zabłysły. 

— Czy mi się wydaje, czy tym razem mówiła pani poważnie? — 

zapytał ze śmiechem. 

Roześmiała się wraz z nim, potem wskazała na jego nogę. 

— Czy w dalszym ciągu sprawia panu ból? 

Potrząsnął przecząco głową. 

— Nie, teraz już nie. 

Pozostali  zbliżyli  się  do  nich,  witając  barona  i  życząc  mu  jak 

najszybszego powrotu do zdrowia. Pani von Brinken przedstawiła mu 

Lianę: 

 

Panna  Reinold,  nowy  członek  naszej    rodziny.    Dotrzymuje 

towarzystwa Hannie. 

Jan  ukłonił  się  uprzejmie  Lianie,  a  baronowa  serdecznie  ją 

pozdrowiła. 

— Czy macie państwo jakieś plany? 

background image

—  Tak,  postanowiliśmy  zjeść  coś  w  hotelu.  Zarezerwowaliśmy 

stolik  na  werandzie.  Pójdziecie  państwo  z  nami?  —  zapytał  pan  von 

Brinken. 

— Z przyjemnością, jeżeli państwo pozwolą. 

Udali się więc razem do hotelu. Jan cicho zagadnął Steffi. 

—  Co  słychać  nowego  od  czasu,  gdy  się  widzieliśmy  po  raz 

ostatni? Dużo pani znów napsociła? 

—  Cóż,  mogłabym  więcej,  gdyby  pan  tu  był  —  odpowiedziała 

bez chwili namysłu. 

— Dzięki Bogu, nic się pani nie zmieniła. 

— Czyżby obawiał się pan tego? 

— Bałem się, że podczas mojej nieobecności przeistoczy się pani 

w prawdziwą młodą damę. 

Wzruszyła ramionami i odparła z dumą: 

—  Wypraszam  sobie  podobne  stwierdzenia,  mam  już  prawie 

siedemnaście lat. 

—  Wydaje  mi  się,  że  zaledwie  osiem  dni  po  naszym  wspólnym 

przyjęciu urodzinowym, kiedy pani ukończyła szesnaście lat, spadłem 

z tego przebrzydłego konia i złamałem sobie nogę. 

Na samo wspomnienie tamtego dnia Steffi zbladła. 

— Nie chciałabym tego jeszcze raz przeżyć! 

— Martwiła się pani o mnie? 

—  Co  za  głupie  pytanie!  —  powiedziała  gwałtownie, 

powstrzymując jednak przepełniające ją uczucia. 

— Może być pani ze mną szczera. 

background image

—  Lepiej  niech  mi  pan  powie,  jak  mogło  się  coś  takiego 

przydarzyć  akurat  Panu,  jednemu  z  najlepszych  jeźdźców  w  tej 

okolicy? Czy nie patrzył pan na drogę? 

— Doskonała uwaga. Pogrążyłem się w myślach i nie zwracałem 

uwagi  na  drogę.  Mój  koń  od  razu  to  zauważył  i  obydwaj  nie  bardzo 

wiedzieliśmy,  jak  przeskoczyć  tę  przeszkodę,  którą  zobaczyłem  w 

ostatniej  chwili  i  nie  zdążyłem  już  odpowiednio  zareagować. 

Przynajmniej on na tym nie ucierpiał. 

—  Pan  natomiast  tak.  Czy  będzie  mógł  pan  ponownie  dosiadać 

konia? 

— Z pewnością. Mam nadzieję, że już za parę tygodni wszystko 

będzie po staremu. 

— Czy musi pan zawsze sprawiać wszystkim tyle kłopotu swoją 

osobą? Martwiłam się o pana! 

Najchętniej  wziąłby  ją  teraz  w  ramiona  i  przycisnął  do  serca. 

Była taka kochana. 

— To miłe z pani strony, że tak się pani o mnie troszczyła. 

—  A  pan  nie  martwiłby  się  o  mnie,  gdyby  mnie  przydarzył  się 

podobny wypadek? 

— Z całą pewnością. 

— A zatem sam pan widzi. Dzięki Bogu, że wszystko wróciło do 

normy. Niech pan pomyśli, co by się stało, gdyby pana nogi nie dało 

się wyleczyć? 

—  Wtedy  z  pewnością  przestałaby  mnie  pani  darzyć  swą 

przyjaźnią? 

background image

—  Co  za  bzdura!  Wypłakałabym  chyba  sobie  oczy  z  żalu  nad 

panem. 

Chwycił jej dłoń i z uczuciem podniósł do ust. 

—  Hrabianko  —  powiedział  jedynie,  nie  mogąc  opanować 

drżenia głosu. 

Steffi  gwałtownie  oderwała  się  od  niego  i  podbiegła  do  Liany, 

wkładając rękę pod jej ramię. 

Hanna von Brinken szła koło Detleva. 

—  Teraz  na  szczęście  nie  jestem  jedyną  osobą,  która  nie  potrafi 

szybko  chodzić.  Wachau  też  nie  potrafi  nadążyć.  Proszę  mi  wierzyć, 

że świadomość, iż nie tylko ja jestem osobą narzucającą wszystkim to 

żółwie tempo, przynosi mi prawdziwą ulgę. 

Spojrzał na nią z dezaprobatą. 

—  Hanno,  cóż  za  niegodziwe  myśli!  Niech  pani  sobie  nie 

wyobraża, że ogranicza pani kogokolwiek — po czym zwróciwszy się 

ku Lianie, rzekł: — Ma pani tu niewdzięczne zadanie do wykonania. 

— Cóż to za zadanie? 

— Musi pani wybić Hannie z głowy przekonanie, że stanowi dla 

ludzi  przeszkodę  z  powodu  swojego  wolnego  kroku.  To  jest  jedyna 

choroba, która jej rzeczywiście dokucza. 

—  O,  wiem  już  coś na  ten  temat  i dokładałam  wszelkich  starań, 

by wpoić jej nieco inne przekonanie. 

Hanna z uśmiechem przyglądała się to jednemu, to drugiemu. 

—  Tak,  tak,  proszę  mnie  wreszcie  zbesztać  i porządnie  wyłajać, 

wyjdzie  mi  to  tylko  na  dobre.  Jeżeli  ktoś  jest  ze  wszystkich  stron 

background image

otaczany  jedynie  opieką  i troską,  w końcu  zaczyna  czuć  współczucie 

dla samego siebie. A ja nie potrzebuję litości. 

— I nikt też nie lituje się nad panią. Nawet jeżeli pani nogi nie są 

tak zwinne, jak nogi zdrowych ludzi, ma pani szeroką wiedzę i czułe 

serce. Dzięki temu może pani wygrać każde zawody i triumfować nad 

konkurencją — powiedział hrabia. 

Hanna  oparła  dłoń  o  jego  ramię  i  uśmiechnęła  się  do  niego 

dzielnie. 

— Potrafi pan zawsze znaleźć dla mnie jakieś pocieszenie, drogi 

przyjacielu. Serdecznie panu za to dziękuję. 

Liana poczuła, że obecność hrabiego i jego żywe zainteresowanie 

sprawiają  Hannie  przyjemność.  Spojrzała  Detlevowi  prosto  w  twarz. 

Jej  oczy  napotkały  jego  spojrzenie.  Zawsze,  gdy  do  tego  dochodziło, 

jego oczy rozbłyskiwały nagłą radością. On jednak nie zdawał sobie z 

tego  sprawy,  był  przekonany,  że  potrafi  zapanować  nad  swoimi 

uczuciami.  

Tym  bardziej  czar,  jaki  rzucała  na niego  Liana,  robił  na  niego  z 

godziny  na  godzinę  większe  wrażenie.  Wciąż  powtarzał  sobie,  że 

musi zejść z drogi jej życia. Gdy jednak próbował wprowadzić w czyn 

swe zamiary, musiał się cofać. Nie potrafił się z nią rozstać. 

Tymczasem  doszli  do  hotelu.  Spożyli  posiłek  w  bardzo  miłym 

gronie.  Miejsce  koło  Steffi  zajmował  baron  Wachau,  Detlev  usiadł 

między  Hanną  a  Lianą,  starsza  część  towarzystwa  ulokowała  się  po 

drugiej stronie stołu. 

background image

Wszystkie  miejsca  w  ogrodzie  i  na  werandzie  były  zajęte.  Steffi 

cieszyła  się  wszystkim,  co  ją  otaczało  —  nastrojową  muzyką, 

elegancko,  ubranymi  ludźmi,  piękną  słoneczną  pogodą,  a  przede 

wszystkim  obecnością  Jana  Wachaua.  Mimo,  iż  rozmawiała  z  nim  z 

niespotykanym ożywieniem — nie widzieli się przecież tak długo —

znalazła  jeszcze  czas,  by  poplotkować  trochę  z  Lianą.  Była 

zachwycona jej urodą i wdziękiem. 

—  Panna  Hanna  ma  szczęście.  Gdybym  miała  w  Rastenau  tak 

cudowną  towarzyszkę  jak panna  Liana, nie  robiłabym  ani  w  połowie 

tylu głupstw i psikusów, są one tylko i wyłącznie wynikiem nudy — 

powiedziała do barona. 

Siedzieli  przy  posiłku  stosunkowo  długo.  W  przyjacielski, 

pozbawiony  złośliwości  sposób  rozmawiali  o  przechodzących  koło 

nich ludziach. W końcu pani von Brinken zwróciła się do Liany: 

—  Panno  Reinold,  powinna  pani  koniecznie  zobaczyć  tutejszą 

bażanciarnię  i  wspiąć  się  do  ruin,  skąd  roztacza  się  naprawdę 

przecudny  widok.  Bażanciarnia  jest  oddalona  od  hotelu  o  około  pół 

godziny,  a  stamtąd  jest  już  tylko  dziesięć  minut  do  ruin.  Steffi  z 

pewnością chętnie dotrzyma pani towarzystwa, widzę, że nie może już 

usiedzieć  na  miejscu.  Wiem,  jakie  ma  z  tym  kłopoty,  jest  przecież 

młoda i ma do tego prawo. 

Steffi podskoczyła. 

—  Naturalnie,  z  przyjemnością  dotrzymam  towarzystwa  pannie 

Reinold.  Kto  jeszcze  z  nami  pójdzie?  Staruszków  nie  będziemy 

background image

zanadto  obciążać,  dla  panny  Hanny  i  Jana  droga  jest  zbyt  trudna.  A 

zatem zostajesz już tylko ty, Detlevie. Pójdziesz z nami? No, chodź! 

Detlev czekał tylko na podobną okazję. 

—  Oczywiście,  z  przyjemnością  oddaję  się  w  wasze  ręce.  Służę 

radą i pomocą. 

— No cóż, znalazłyśmy wreszcie rycerza. Proszę się pośpieszyć, 

panno  Liano.  Widok,  jaki  roztacza  się  z  ruin,  wynagradza  niedługą  i 

nie aż tak bardzo męczącą drogę. 

Liana spojrzała niezdecydowana na Hannę. 

— Czy mogę zostawić panią na tak długi czas, panno Hanno? 

Hanna  przytaknęła  z  uśmiechem.  W  rzeczywistości  poczuła 

bolesny  skurcz  w  sercu.  Było  jej  przykro,  że  nie  może  iść  na  spacer 

wraz z Detlevem. Opanowała się jednak dzielnie. 

—  Z  pewnością,  panno  Liano.  A  zatem  w  drogę,  do  ruin! 

Bywałam tam dość często.  

Baronowa Wachau przyglądała się z dobrotliwym uśmiechem jej 

oddalającej się sylwetce. 

—  Co  to  za  wspaniała,  przepiękna  młoda  kobieta,  droga  pani 

Brinken. 

—  Jest  naprawdę  kochanym  stworzeniem  i  wraz  z  mężem 

cieszymy się bardzo, że zdecydowaliśmy się przyjąć ją do Brinkenhof 

—  powiedziała  pani  Brinken.  Po  czym  zaczęła  wychwalać  Lianę,  jej 

wdzięk, dobre serce i chęć do pomocy. 

background image

Steffi  szła  trochę  z  przodu,  wyprzedzając  pozostałych.  Musiała 

tak  długo  siedzieć  przy  obiedzie  w  hotelu  i  teraz  czuła 

niewypowiedzianą potrzebę ruchu. 

Detlev  wolno  kroczył  przy  boku  Liany.  Jego  serce  biło 

niespokojnie i gwałtownie, podobnie działo się z nią. 

—  Nie  powinna  się  teraz  pani  za  siebie  oglądać,  dopóki  nie 

osiągniemy  ruin.  Wtedy  piękny  widok,  jaki  się  stamtąd  roztacza, 

będzie dla pani prawdziwą niespodzianką i zaskoczeniem — poradził. 

— Dostosuję się do pana rad. 

— Jak się pani podobają nasze strony? 

—  Tu  jest  naprawdę  wspaniale.  Co  prawda  góry  nie  są  tak 

olbrzymie,  jak  pokryte  śniegiem  szczyty  Alp  w  Szwajcarii,  gdzie 

spędziłam  moje  dzieciństwo.  Są  jednak  o  wiele  ładniejsze  i  bliższe 

mojemu  sercu.  Dziwne,  ale  czuję  się  bardziej  związana  z  tym 

miejscem niż ze Szwajcarią. 

—  Spędziła  pani  dzieciństwo  w  Szwajcarii?  Ale  jest  pani 

Niemką? 

— Tak, mój ojciec był oficerem armii niemieckiej. Urodziłam się 

w  Hamburgu.  Moja  mama  miała  ciotkę  w  Szwajcarii,  i  po  śmierci 

rodziców  mój  wujek...  —  urwała  nagle.  Niewiele  brakowało,  a 

powiedziałaby:  „Wujek  Joachim".  Ostrożnie  ciągnęła  więc:  — 

Przyjaciel  rodziców,  którego  nazywałam  wujkiem,  zawiózł  mnie 

właśnie  do tej  ciotki mojej  mamy,  mieszkającej  w  Szwajcarii.  U  niej 

też pozostałam do dwunastych urodzin, kiedy to umieszczono mnie na 

pensji dla dziewcząt. 

background image

— I teraz jest pani sama? 

— Tak, nie mam już nikogo bliskiego. 

—  I,  przepraszam,  jeżeli  wydam  się  pani  zbyt  natarczywy, 

dlatego była pani tak smutna tamtego ranka nad jeziorem? Czy może 

przytłaczało panią jeszcze inne zmartwienie? 

Zaczerwieniła się po korzonki włosów. 

—  Byłam  nieszczęśliwa,  gdyż  dopiero  wtedy  uświadomiłam 

sobie, jak jestem samotna i że nie mam nikogo, na kim mogłabym się 

wesprzeć, kogo mogłabym zapytać o radę. Ale od kiedy mieszkam w 

Brinkenhof,  wszystko  się  ułożyło.  Tutaj  znalazłam  dom  i  przyjazną 

atmosferę. Nie sądzę, bym kiedyś zapragnęła opuścić te piękne strony. 

— Być może kiedyś, pewnego dnia, gdy zdecyduje się pani wyjść 

za mąż — powiedział żarliwie. 

—  Nie  chcę  wyjść  za  mąż  nigdy  —  powiedziała  cicho,  ale  ze 

zdecydowaniem. 

Wiedziała,  że  nie  chce  i  nigdy  nie  będzie  należeć  do  innego 

mężczyzny,  poza  tym,  koło  którego  właśnie  szła.  A  on  musiał 

poślubić kobietę równą mu urodzeniem. 

Odetchnął z trudem. 

—  Jest  pani  jeszcze  za  młoda,  by  podejmować  tak  poważne 

decyzje. 

— Nie, nie jestem zbyt młoda — powiedziała zdecydowanie. 

— Jeżeli młodzi ludzie, tak jak pani, podejmują podobnie ważkie, 

decydujące  o  całym  życiu  decyzje,  to  mają  ku  temu  zazwyczaj 

powody. 

background image

Spojrzała  na  niego  i  jej  oczy  napotkały  jego  niespokojne, 

badawcze spojrzenie. 

— Jakie powody ma pan na myśli? 

— Na przykład... nieszczęśliwa, niespełniona miłość. 

— Są i inne powody skłaniające do podjęcia podobnych decyzji, 

hrabio Rastenau. 

—  W  tym  przypadku  nie  są  one  wystarczająco  przekonujące.  A 

pani została stworzona, by być szczęśliwą i uszczęśliwiać innych. 

Spojrzała  na  niego  z  przerażeniem.  Odruchowo  przyśpieszyła 

kroku, starając się dogonić wyprzedzającą ich znacznie Steffi. 

—  Niech  pan  zobaczy,  pozostaliśmy  daleko  w  tyle.  Hrabiance 

udało się nas wyprzedzić o niezły kawałek drogi. 

—  Chce  pani uniknąć  odpowiedzi,  a ja niestety  nie  mam  prawa, 

najmniejszego  nawet  prawa  kontynuowania  tego  tematu.  Nie 

powinienem  dłużej  tego  ciągnąć,  jestem  bowiem  hrabią  Rastenau  — 

powiedział z ciężkim westchnieniem, kładąc pełen niechęci nacisk na 

swój tytuł. 

—  Mówi  pan  to  z  taką  goryczą,  jak  gdyby  tytuł  hrabiowski  był 

dla pana ograniczeniem. 

—  Bo  to jest  więzienie,  które  ogranicza  swobodę  mych  ruchów. 

Przekonałem się o tym dopiero niedawno. Chętnie zamieniłbym się z 

najprostszym mieszczaninem. Wie pani, dlaczego? 

W milczeniu potrząsnęła przecząco głową. 

— Chciałbym to pani wytłumaczyć. Być może nie będziemy już 

mieli  podobnej  okazji  jak  dzisiejsza.  Ponieważ  powinienem  unikać 

background image

pani towarzystwa, Liano... właśnie dlatego, że jestem hrabią Rastenau. 

Zamieniłbym  się  z  mieszczaninem,  gdyż  kocham  dziewczynę 

mieszczańskiego pochodzenia. 

Liana śmiertelnie pobladła. Dopiero po chwili zdołała wydusić z 

zaciśniętych warg: 

— Dlaczego mi pan to mówi? Dlaczego właśnie mnie? 

—  Bo,  gdyby  to  panią  zainteresowało,  poczułbym  się  mimo 

wszystko szczęśliwy. 

— Już wcześniej wiedziałam o warunkach, jakie musi pan spełnić 

jako hrabia Rastenau, Powiedziała mi o tym panna Hanna dzisiaj rano. 

—  W  Berlinie  inaczej  pani  na  mnie  patrzyła  niż  dzisiaj  — 

powiedział  przytłumionym  głosem,  z  trudem  powstrzymując 

wzbierające  w  nim  uczucia.  —  Dzisiaj  unika  pani  spojrzenia  mi  w 

oczy. A przedwczoraj wieczorem, gdy przy kolacji rozmawialiśmy na 

temat  małżeństwa,  to  panna  Hanna  utrzymywała,  że  zostanie  starą 

panną,  pani  natomiast  nie  wypowiadała  się  na  ten  temat,  zachowała 

pani milczenie. 

— Nie zawsze trzeba wszystkim wyjawiać swoje myśli i zamiary 

na przyszłość! 

— Niech pani będzie ze mną szczera! Niech pani się przyzna, że 

przedwczoraj  nie  myślała  pani  o  staropanieństwie,  błagam  panią. 

Niech pani powie, że podjęła pani tę decyzję dopiero dziś rano! 

—  Panie  Rastenau,  nie  mogę  panu  odpowiedzieć  na  to  pytanie. 

Nie  chcę  kłamać,  kłamstwa  nie  sprawiają  mi  najmniejszej 

background image

przyjemności.  Zawsze  szukam  możliwości  ich  uniknięcia.  A... 

prawda... wyznanie prawdy upokorzyłoby mnie. 

—  Nie  będę  więc  już  pytał.  Moje  serce  samo  udzieli  mi 

odpowiedzi na to pytanie. Nie mogłoby być inaczej. Tylko nie wiem, 

czy  powinienem  się  cieszyć,  czy  martwić;  teraz  zresztą  nie  mogę 

czynić ani tego, ani tego. Jak to dobrze, że od dzieciństwa uczono nas 

trudnej  umiejętności  ukrywania  swych  uczuć.  W  przeciwnym  razie 

bowiem  popełniłbym  teraz  straszne  głupstwo.  A  tak  mogę  na  pozór 

spokojnie  spacerować  u  pani  boku.  Jeżeli  ktoś  spojrzałby  na  nas  z 

boku, pomyślałby, że obojętnie rozmawiamy o pogodzie. 

—  Bardzo  pana  proszę,  czy  nie  moglibyśmy  porozmawiać  na 

inny temat?! 

—  Już  za  chwilę.  Chciałbym  pani  wyjawić  jeszcze  jedno,  nie 

chcę  już  tego  przed  panią  ukrywać.  Wtedy  w  Berlinie...  uciekłem 

przed  panią.  Wyjechałem  parę  dni  wcześniej,  niż  zamierzałem,  gdyż 

chciałem uniknąć kolejnego spotkania z panią, obawiając się, że stracę 

panowanie nad sobą. Ucieczka na nic się nie zdała — przeznaczenie i 

tak mnie dopadło. Mimo to jednak nie chciałem wyjawić pani uczuć, 

jakie  do pani  żywię.  Teraz  jednak  muszę  panią  ostrzec  przed  samym 

sobą. Jestem tylko człowiekiem i czasami nie panuję nad sobą. Moja 

mądra  przyjaciółka  Hanna  rozpoczęła  dzisiejszą  rozmowę,  chcąc  też 

panią  uprzedzić.  Być  może  wyczuła,  co  do  pani  czuję,  i  dlatego 

wyjawiła pani, że hrabia Rastenau nie jest wolnym człowiekiem i nie 

może rozporządzać własnym losem. 

background image

Chłonęła każde jego słowo, starając się je zapamiętać na zawsze. 

Równocześnie  doznawała  dziwnego  uczucia,  że  musi  być  silna  i 

panować  nad  swymi  emocjami,  nie  tylko  ze  względu  na  siebie,  lecz, 

przede wszystkim, na niego. 

—  Nie  istnieją  wolni  ludzie, którzy  nie byliby  obciążeni  jakimiś 

zobowiązaniami.  Trzeba  zadowolić  się  tym,  co  mamy,  co  leży  w 

zasięgu  naszych  możliwości.  Nie  możemy  sięgać  po  słońce,  jest  dla 

nas nieosiągalne. 

— Czy to pani naprawdę wystarcza, czuje się pani zadowolona z 

takiego,  pełnego  bezsensownych  ograniczeń  życia?  Tak  łatwo  panią 

zadowolić? — zapytał gorzko. 

—  Łatwo?  O  nie!  Ale  życie  nauczyło  mnie  już  jednego  — 

powinnam  umieć  zdobyć  się  na  wyrzeczenia  i  cieszyć  się  tym,  co 

mam, nawet jeśli inni ludzie mają życie usłane różami i nie muszą się 

niczym  martwić.  Samotni  ludzie,  osieroceni  i  nie  mający  krewnych, 

przechodzą  trudną  szkołę  życia  i  nie  ma  nikogo,  kto  chciałby  im 

pomóc. 

— Z jaką chęcią pomógłbym pani! Dałbym pani nawet gwiazdkę 

z nieba, gdybym mógł. Czy pani tego nie czuje? 

Zanim  zdążyła  mu  odpowiedzieć,  głos  Steffi  sprowadził  ich  z 

powrotem na ziemię. 

—  Hej!  Idziecie  wreszcie?  Poruszacie  się  tak  wolno  jak  starzy 

ludzie! — krzyknęła w ich stronę. 

Liana i Detlev zmusili się do wesołego tonu i żartowali razem ze 

Steffi.  Wspięli  się  wreszcie  ku  ruinom,  pozostałościom  po  pięknym, 

background image

okazałym niegdyś zamku. Roztaczał się stąd rzeczywiście przepiękny 

widok  na  porośnięte  lasem  góry  i  doliny.  Młodzi  ludzie  stanęli  koło 

siebie  w  milczeniu  i  z  rozmarzeniem  przyglądali  się  romantycznemu 

widokowi. 

Po chwili Steffi żwawo wspięła się do środka zamku. Detlev stał 

w  milczeniu  u  boku  Liany.  Nie  mogli  wydać  z  siebie  nawet 

westchnienia, oczarowani otaczającym ich pięknem, bali się spłoszyć 

je  najmniejszym  ruchem.  Zalała  ich  fala  niewytłumaczalnego 

szczęścia. 

Po  chwili  jednak  uleciało  ono  z  ich  serc  bezpowrotnie.  Do  uszu 

Liany  dobiegły  ciężkie  i  pełne  bólu  westchnienia  Detleva,  odwróciła 

więc ku niemu twarz. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i zatopili się 

w sobie, jak gdyby już nigdy nie mieli się rozłączyć. 

Po chwili dobiegł do nich okrzyk Steffi, nawołującej do powrotu. 

Ciągnęło  ją  do  Jana  Wachaua.  Dlatego  też  i  w  tę  stronę  szła  o  wiele 

szybciej niż oni. Detley spojrzał na Lianę. Była blada i poważna. Rysy 

jej twarzy zdradzały głęboki smutek. 

—  Czy  gniewa  się  pani  na  mnie,  że  ośmieliłem  się  powiedzieć 

pani, co do niej czuję? — zapytał cicho. — Doprowadziłem do tego, 

że jest pani smutna. 

— Przeznaczenie nie zawsze spełnia nasze dążenia. Nie możemy 

jednak  pozwolić,  by  przygnębiały  nas  kaprysy  losu.  Nie  możemy 

dążyć  do  niemożliwego.  Są  i  inne  wartości,  dla  których  dla  których 

warto żyć, przynajmniej panu. 

background image

— Niech pani nie martwi się o mnie. Muszę sobie sam poradzić, 

chociaż świadomość, że i mój los leży pani na sercu jest poniekąd dla 

mnie niesłychanie miła. Nie wiem tylko, jak mam pogodzić unikanie 

pani z nieuniknionymi przecież spotkaniami z panią w Brinkenhof. 

— Muszę w takim razie opuścić Brinkenhof — powiedziała cicho 

i ze smutkiem w głosie. 

— Nie, za żadne skarby! Jeżeli nie dam rady żyć w pani pobliżu 

hamując  i  nie  okazując  moich  uczuć  do  pani,  jeżeli  nie  będę  umiał 

wytrzymać  tej  sytuacji,  to  ja  opuszczę  Greifenberg.  Wuj  posiada 

jeszcze inne dobra. Poproszę go, by pozwolił mi nimi zarządzać. Pani 

musi zostać tu, gdzie pani jest. Wiem przynajmniej, że w Brinkenhof 

jest pani bezpieczna i otoczona przyjaznymi ludźmi. To stanowi moją 

jedyną pociechę i nie pozwolę, by mi pani ją odebrała. 

Po  tych  słowach  dogonili  Steffi,  która  od  razu  uwiesiła  się  na 

ramieniu  Detleva.  Zakochani  nie  mogli  więc  dokończyć  przerwanej 

rozmowy  i  nie  zamienili  już  ani  słowa  do  chwili,  w  której  doszli  do 

hotelu, gdzie oczekiwała ich reszta towarzystwa. 

Hanna  spojrzała  na  nich  niespokojnie.  I  nie  uszedł  jej  uwagi 

ponury wyraz oczu Detleva, ani ból i smutek zastygły w twarzy Liany. 

W  czasie  ich  nieobecności  sprzątnięto  ze  stołu  i  wniesiono  misę  z 

pierwszymi  tegorocznymi  owocami  leśnymi.  Pan  von  Brinken 

własnoręcznie  je  wymieszał  i  napełnił  naczynia  obecnych.  Baronowa 

Wachau  zadrżała  lekko,  w  hotelu  panował  bowiem  lekki  chłód,  po 

czym przywołała kelnera. 

background image

— Proszę posłać posłańca do pokoju i przekazać mojej damie do 

towarzystwa, by przyniosła mi płaszcz — powiedziała. 

Jej słowa nie uszły uwagi pani von Brinken. 

— Nie wiedziałam, że towarzyszy tu pani panna Schlegel, droga 

baronowo.  Przecież  zaprosilibyśmy  ją  już  dawno,  by  usiadła  z  nami 

do stołu. 

—  Nie,  nie  towarzyszy  mi  panna  Schlegel,  droga  pani  von 

Brinken,  niedawno  przeprowadziła  się  do  owdowiałej  siostry. 

Zaangażowałam  kogoś  innego  i  najpierw  ja  sama  muszę  się  do  niej 

przyzwyczaić. 

— Nie dziwię się pani. Panna Schlegel była naprawdę wspaniałą 

kobietą, godną zaufania kobietą. 

— Tak, bardzo mi jej brakuje i nie potrafię zaprzyjaźnić się z jej 

następczynią. Mam nadzieję jednak, że mój brak zaufania minie i uda 

nam  się  zbliżyć  do  siebie.  W  każdym  jednak  razie  jest 

niesprawiedliwością  z  mojej  strony,  że  zapomniałam  w  towarzystwie 

o  tej  biedaczce,  która  siedzi  teraz  sama  w  pokoju.  Nie  będzie  pani 

miała nic przeciwko temu, by usiadła z nami? 

— Ależ oczywiście, że nie, droga pani baronowo. 

W  czasie  podwieczorku  Liana  udawała  jedynie,  że  przysłuchuje 

się  rozmowom,  w  rzeczywistości  bowiem  pogrążyła  się  w  swych 

niezbyt  wesołych  myślach.  Siedziała  tyłem  do  wyjścia.  W  pewnej 

chwili  zauważyła,  że  baronowa  macha  komuś  na  powitanie,  nie 

obróciła  się,  dlatego  też  nie  zauważyła  skromnej  kobiety,  która  w 

odpowiedzi na machanie baronowej zbliżyła się do stołu.  

background image

Dostrzegła  ją  dopiero,  gdy  baronowa  zwróciła  się  z  uprzejmym 

pytaniem: 

— Pozwolą państwo, że ich przedstawię? 

Wtedy  Liana  drgnęła  i  lekko  pobladła.  Jej  przerażenie  było  tak 

widoczne,  że  zwróciło  uwagę  nie  tylko  Detleva,  ale  i  Hanny  oraz  jej 

matki, które przyglądały się jej ze zdziwieniem. 

Damą  do  towarzystwa  baronowej  Wachau  nie  był  bowiem  nikt 

inny, jak panna Bartels, stary wróg Liany. Gdy baronowa przedstawiła 

jej  Lianę,  spojrzała  na  nią  wrogo,  jej  wzrok  wyrażał  pragnienie 

zemsty.  Liana  wpatrywała  się  w  jej  obraźliwy  uśmiech  jak 

sparaliżowana. Jej serce przepełniał strach, obawa zapierająca dech, w 

piersiach  przed  złem,  które  ta kobieta  mogła  jej  wyrządzić  i którego, 

w swej niewinności, nie potrafiła przewidzieć. Najchętniej uciekłaby z 

okrzykiem  przerażenia  poza  zasięg  jej  zimnego,  wyzywającego 

spojrzenia. 

— Ach... panna Reinold — powiedziała pani Bartels, spoglądając 

obraźliwie na pobladłą twarz Liany. 

Lianie przyszła z pomocą jej wrodzona duma, spojrzała wyniośle 

na rozmówczynię. Nikomu za nic na świecie nie uda się zmusić jej, by 

zamieniła z tą kobietą choć jedno nic nie znaczące słowo. 

—  Panie  najwidoczniej  już  się  znają  —  powiedziała  spokojnie 

pani  Wachau.  —  Kochana  pani Bartels,  niech  więc pani siądzie  koło 

panny Reinolds. 

Pani  Bartels  wykonała  polecenie.  Detlev  dostrzegł,  że  na  twarzy 

Liany  pojawił    się    wyraz    skrywanego    obrzydzenia    i    wstrętu. 

background image

Zauważył, 

jak 

podwinęła 

fałdy 

sukienki, 

chcąc 

uniknąć 

jakiegokolwiek  kontaktu  z  nowo  przybyłą  kobietą.  Z  niepokojem 

spojrzał w jej zastygłą twarz. 

Pani  Bartels  natomiast  sprawiała  wrażenie,  jak  gdyby  nie 

dostrzegała zachowania Liany. 

—  Cóż  za  dziwne  spotkanie,  panno  Reinold.  Sądziłam,  że 

pozostała pani w Berlinie — powiedziała sarkastycznie. 

Liana nie chciała rozmawiać z tą kobietą. Poczuła, że w związku 

z  tym  spotkaniem  zagraża  jej  nowe  niebezpieczeństwo.  Mimo  że 

obawiała się zdenerwować swą rywalkę, by na nowo nie wzbudzać jej 

nienawiści,  nie  mogła  się  jednak  zmusić  do  rozpoczęcia  z  nią 

normalnej,  towarzyskiej  rozmowy,  jaką  zwykło  się  prowadzić  przy 

stole. Nie potrafiła ukryć swej pogardy.  

Gdy tylko pani Bartels zajęła wskazane jej miejsce, podniosła się 

gwałtownie  i  podeszła  do  krzesła  Hanny.  Wiedziała,  że  postępuje 

niemądrze, nie potrafiła jednak zachować się inaczej. 

— Życzy sobie pani czegoś ode mnie, panno Liano? — zapytała 

Hanna. 

—  Chciałabym  usiąść  tu,  przy  pani  —  odpowiedziała  prawie 

bezgłośnie Liana. 

Hanna  była  osobą  domyślną  i  spostrzegawczą.  Zbyt  dobrze  już 

zresztą  znała  Lianę,  by  nie  wiedzieć,  iż  musi  mieć  ona  naprawdę 

ważkie powody do takiego zachowania. Wymieniła szybkie spojrzenie 

z Detlevem, który siedział koło niej. Hrabia podniósł się niezwłocznie 

i poszukał wolnego krzesła, które umieścił między swoim a Hanny. 

background image

—  Liana jak zwykle bardzo przejmuje się swoimi obowiązkami, 

Hanno, nie chce zostawiać już pani samej — Detlev próbował przyjść 

Lianie z pomocą. 

Wiedziała, że popełniła karygodne głupstwo, prowokując niejako 

swą rywalkę i przeraziła się jeszcze bardziej. 

Pozostali  powrócili  do  przerwanej  rozmowy.  Baronowa 

zauważyła  jednak  dziwne  zachowanie  Liany  wobec  pani  Bartels;  nie 

umiała go sobie wytłumaczyć i pogodzić z dotychczasowym, miłym i 

łagodnym  postępowaniem  młodej  dziewczyny.  Odruchowo  poczuła 

wzbierającą  niechęć,  sama  nie  wiedziała,  dlaczego  niechęć  ta 

skierowana była nie przeciw Lianie, lecz przeciw jej nowej damie do 

towarzystwa, pani Bartels. 

Pani  Bartels  przez  cały  czas  obserwowała  Lianę,  obrzucając  ją 

pełnymi  nienawiści  i  żądzy  zemsty  spojrzeniami.  Podczas  gdy 

prowadziła  ożywioną  dyskusję  z  baronową  i  Steffi,  starała  się  ze 

wszelkich  sił  odkryć,  jakie  stosunki  łączą  poszczególne  osoby  i  jaką 

zajmuje w nich Liana.  

Szybko doszła do  wniosku, że  Liana ma pozycję dzięki państwu 

von  Brinken,  że  Steffi  jest  córką  hrabiego  Joachima  Rastenau,  a 

przystojny  i  sympatycznie  wyglądający  Detlev  jego  siostrzeńcem. 

Majątki Le Rastenau i Greifenberg należą do jednego właściciela i że 

Brinkenhóf położone jest w pobliżu tych majątków. 

Od  razu  w  swej  nad  wyraz  wyczulonej  i  zwyrodniałej,  jak  ona 

sama  wyobraźni,  powiązała  te  fakty.  Była  święcie  przekonana,  że 

hrabia Joachim załatwił „swojej kochance" jakąkolwiek posadę, która 

background image

sprowadziła  ją  w  jego  pobliże,  by  móc  wygodnie  i  bez  podejrzeń 

odbywać  z  nią  tajemne,  czułe  schadzki.  I  nikt  w  jej  otoczeniu 

najwidoczniej nie domyślał się nawet, jak w rzeczywistości kształtują 

się stosunki między nimi.  

Pani  Bartels  poczuła  się  moralnie  oburzona  i  wydawało  się,  że 

jest  powołana,  by  wydobyć  na  światło  dzienne  ów  „skandal",  tym 

bardziej że Liana odważyła się zachować tak niegrzecznie wobec niej. 

Z  pewnością  znajdzie  się  okazja,  by  zajść  jej  za  skórę  i  zmusić  do 

uległości i posłuszeństwa. 

Liana  natomiast  powoli  odzyskała  panowanie  nad  sobą.  Kto 

jednak  lepiej ją  znał,  musiał  od  razu zauważyć,  jak  źle  się  czuje  i  że 

przygniata  ją  jakiś  ogromny  ciężar.  Detlev  i  Hanna  obserwowali  ją  z 

troską,  zaniepokojeni  jej  zachowaniem,  i  czuli,  że  coś  ją  dręczy  od 

chwili pojawienia się pani Bartels. 

W  sercu  Detleva  zrodziła  się  wrogość  wobec  tej  kobiety. 

Instynktownie  wyczuwał,  że  wstręt  Liany  miał  jakieś  konkretne, 

głęboko  uzasadnione  powody.  Jakże  chętnie  poprosiłby  ją,  by 

powierzyła mu swój problem, powiedziała, co ją tak strasznie dręczy, 

wiedział jednak, że nie ma prawa do podobnej prośby. 

W  jej  głowie  kłębiły  się  urywane  myśli.  Co  powinna,  co  mogła 

zrobić,  aby  przeciwdziałać  niewątpliwemu  atakowi  rywalki? 

Odpowiedź  była  krótka:  nic.  Nie  mogła  się  bronić,  nie  mogła  nic 

zrobić.  Musiałaby  wtedy  wyznać,  że  wuj  Joachim  wynajął  dla  niej 

mieszkanie  od  czasu  do  czasu  z  nią  mieszkał  i...  że  nie  jest  z  nim  w 

jakikolwiek sposób spokrewniona.  

background image

Nie  miała  prawa  dla  obrony  samej  siebie  powoływać  się  na 

nazwisko  wuja.  Nawet  gdyby  to  zrobiła,  znalazłaby  się  w  jeszcze 

gorszym  położeniu.  I  on  nie  mógł  nikogo  zmusić,  by  uwierzono  mu, 

że związani byli ze sobą czystym, niewinnym uczuciem, jakie łączyło 

ojca i córkę. To, że ukrył przed swoją rodziną ich znajomość, że zataił 

nawet jej istnienie, rzucało na nich niekorzystne światło. 

Dlaczego  wuj  Joachim  nie  powiedział  żonie  o  jej  istnieniu?  I 

dlaczego tak długo ukrywał przed nią, że jest żonaty? Co się kryło za 

niedopowiedzeniami  tego  zwykle  tak  szczerego  i  otwartego 

człowieka? 

Siedziała między  Hanną a Detlevem  i porażała ją ciągle ta sama 

przerażająca  myśl:  „Twoja  przeciwniczka  przepędzi  cię  z 

odnalezionej  wreszcie  oazy  spokoju,  jaką  jest  dom  rodzinny  von 

Brinken.  Znalazłaś  ją  z  takim  trudem,  a  teraz  znowu  będziesz 

bezdomna.  I  musisz  to  znosić  bez  najmniejszej  skargi,  jak  gdybyś 

rzeczywiście  była  winna.  Wszyscy  jej  uwierzą  —  Detlev!  Detlev 

także! — I wszyscy będą tobą gardzić." 

Liana  drżała  i  mocno  zaciskała  usta,  powstrzymując  się  od 

okrzyku rozpaczy. Detlev przyglądał jej się z troską i niepokojem. 

— Jest pani zimno, panno Reinold? — zapytał. 

— Nie... ja... ja po prostu nie czuję się zbyt dobrze. 

— Co z panią, Liano? — zapytała zmartwiona Hanna. 

— Strasznie boli mnie głowa, panno Hanno. Proszę nie  zwracać 

na mnie uwagi. 

background image

—  Zaraz  pojedziemy  z  powrotem  do  domu  —  powiedziała 

pocieszająco Hanna. 

I  rzeczywiście  po  niecałej  godzinie  zdecydowano  się  przerwać 

rozmowę. Gdy pożegnano się już z baronem i baronową Wachau, pani 

Bartels  podeszła  do  Liany.  Obrzucając  ją nienawistnym  spojrzeniem, 

szepnęła jej do ucha: 

—  Bardzo  sprytnie  to  sobie  wymyśliliście,  romantyczna  idylla  z 

tak  zwanym  wujkiem.  Niech  się  pani  wstydzi!  To,  co  robicie,  to  po 

prostu skandal! 

Liana  czuła,  że  gardło  ma  zasznurowane,  nie  potrafiła  wydać  z 

siebie ani słowa. Drżąc na całym ciele odwróciła się od rywalki. Pani 

Bartels  chciała  iść  za  nią,  ale  wtedy  niespodziewanie  pojawił  się 

Detlev,  stając  u  boku  Liany  w  obronnym  geście,  chcąc  służyć  jej 

pomocą  i  pociechą,  nie  odstępując  jej  ni  na  krok,  aż  do  chwili,  gdy 

pani Bartels opuściła hotel.  

Gdy szedł u boku Liany do samochodu, powiedział do niej cicho, 

tak by inni nie usłyszeli: 

— Ta pani Bartels jest z jakiegoś niewyjaśnionego powodu pani 

zatwardziałym wrogiem. Jeżeli mogę pani w czymś pomóc, proszę mi 

powierzyć  swą  tajemnicę.  Moje  życie  będzie  miało  tylko  wtedy 

jakąkolwiek wartość, jeżeli będę mógł się pani na coś przydać. 

—  Jeżeli  chodzi  o  tę  kobietę,  nic  i  nikt  nie  jest  w  stanie  mi 

pomóc.  Od  dawna  jest  moim  wrogiem  i  czuję  do  niej 

nieprzezwyciężony wstręt. 

background image

Dłużej  nie  mogli  rozmawiać.  Oczekiwano  ich  już  przy 

samochodzie. Steffi towarzyszył baron Jan. 

—  Niech  pan  da  słowo  honoru,  Janie,  że  w  następnym  tygodniu 

odwiedzi  nas  pan  w  Rastenau!  —  powiedziała  hrabianka  z  jawnym 

żądaniem w głosie. 

Baron  złożył  jej  głęboki  ukłon,  uśmiechając  się  jednocześnie 

żartobliwie. 

—  Najbardziej  honorowe  słowo  honoru!  Przyjadę  na  pewno. 

Najpierw  jednak  chcę  sobie  poćwiczyć  chodzenie,  by  móc  poruszać 

się bez pomocy tej kuli. Bardzo proszę, niech pani powiadomi o moim 

zamiarze szanownych rodziców. 

Tymczasem  Hanna  wsiadła  do  samochodu.  Obok  niej  zajęła 

miejsce  matka.  Steffi,  jak  zwykle,  wsiadła  ostatnia  i  wychylając  się 

przez  okno  skinęła  głową  baronowi  Wachau,  ponownie  życząc  mu 

zdrowia. 

—  Niech  pan  się  leczy!  Proszę  się  pośpieszyć!  Chcę,  by  jak 

najszybciej stanął pan pewnie na nogach. Do zobaczenia w Rastenau. 

Samochód odjechał. 

Steffi ufnie wsunęła swą dłoń pod ramię siedzącej koło niej Liany 

się do niej. 

—  Czy  nie  sądzi  pani,  panno  Reinold,  że  było  to  wspaniałe 

popołudnie? 

Lianę ścisnęło coś  w gardle, oczy jej zwilgotniały.  Wzruszyło ją 

ufne  zachowanie  Steffi,  uścisnęła  mocno  jej  drobną  rączkę.  Och, 

gdyby  tak  mogła  pojechać  razem  z  nią  do  Rastenau,  do  wujka 

background image

Joachima,  by  móc  mu  się  rzucić  w  ramiona  i  tam  szukać  pociechy  i 

ukojenia. 

—  Tak,  było  wspaniale  —  odpowiedziała  i  przelotnie  spojrzała 

na Detleva. 

—  Wydaje  mi  się  jednak,  że  nie  jest  już  pani  tak  wesoła  i 

zadowolona  jak  dzisiejszego  poranka  —  kontynuowała  niezrażona 

Steffi. 

Swoimi  słowami  wyraziła  opinię  pozostałych.  Wszystkim 

wydawało  się,  że  Liana  zmieniła  się  w  ciągu  paru  ostatnich  godzin. 

Pani von Brinken spojrzała na nią badawczo. 

— Lianę boli głowa — przyszła jej z pomocą Hanna. 

— Ból głowy minie bez śladu. Nie powinna pani o nim myśleć — 

powiedziała Steffi przyjaźnie i serdecznie. 

Nie  myśleć  o  tym!  Liana  chętnie  zapomniałaby  o  wszystkim,  co 

ją  dręczyło  i  przyprawiało  o  ból  głowy.  Nie  chcąc  jednak  psuć 

nastroju  pozostałym,  opanowała  się  i  zmusiła  do  żartów  i  pozornej 

beztroski. 

—  Ty  też  nie  wyglądasz  na  zbyt  zadowolonego,  Detlevie  — 

stwierdziła ze zdziwieniem Steffi. 

—  Zły  jestem,  że  tak  wspaniałe  popołudnie,  jak  dzisiejsze, 

musiało tak szybko dobiec końca. 

Detlev  zapatrzył  się  przed  siebie  i  pogrążył  w  niewesołych 

myślach.  Z  każdą  chwilą  coraz  wyraźniej  zdawał  sobie  sprawę,  że 

powinien unikać kolejnych spotkań z Lianą, tak dla swojego, jak i jej 

background image

dobra.  I  chcąc  jak  gdyby  wyryć  sobie  w  pamięci jej  dokładny  obraz, 

zapatrzył się w jej słodką, bladą twarzyczkę. 

—  Bardzo  się  cieszę,  że  spotkaliśmy  barona  Wachaua  i  jego 

matkę — powiedziała Steffi. 

— Baronowa ma za sobą długie tygodnie przepełnione troskami i 

niepokojem. Dobrze ją rozumiem i wiem, co czuła po wypadku syna 

—  powiedział  pan  von  Brinken.  —  Jednak  jej  nowa  dama  do 

towarzystwa  bardzo  mi  się  nie  podoba.  Panna  Schlegel  była  o  wiele 

sympatyczniejsza — kontynuował. 

—  Dzięki  Bogu,  że  i  pan  jej  nie  polubił!  Jest  odrażająca.  I 

wydawało  mi  się,  że  gdy  tylko  się  pojawiła,  atmosfera  od  razu  się 

zmieniła,  stała  się  taka  ciężka  i  naprawdę  trudna  do  wytrzymania  — 

powiedziała Steffi. 

— Doznałem tego samego wrażenia, hrabianko. Cieszę się, że się 

zgadzamy w tym względzie — potwierdził pan von Brinken. 

—  Czy  zna  pani  panią  Bartels  bliżej,  panno  Liano?  —  zapytała 

jego  małżonka,  badawczo  przyglądając  się  pobladłej  twarzy 

dziewczyny. 

Liany  pokryła  się  nagle  ciemnymi  rumieńcami,  zdradzającymi 

niezwykłe poruszenie i zdenerwowanie. 

—  Znam  ją  niestety  bliżej,  niż  chciałabym  ją  znać,  droga  pani 

von Brinken. I błagam panią, niech mi pani nie każe wypowiadać się 

na temat tej kobiety. 

—  Wydaje  się  strasznie  wścibską  osobą  —  ponownie  doszła  do 

głosu  Steffi.  —  Starała  się  wyciągnąć  ze  mnie  wszelkie  informacje, 

background image

jak sędzia śledczy. Chciała wiedzieć o wszystkim. Wypytywała mnie 

nawet o  moich  rodziców,  koniecznie  chciała  poznać  imię mojego 

ojca. A już odległość między Rastenau a Brinkenhof wydała jej się tak 

ważna, że chciała ustalić ją z dokładnością co do kilometra, jak gdyby 

wybierała  się  na  pieszą  wędrówkę  z  jednego  majątku  do  drugiego. 

Mam nadzieję, że pani baronowa nie zabierze jej ze sobą na obiecaną 

wizytę do Rastenau! 

Liana  oniemiała  przysłuchując  się  Steffi.  Dlaczego  jej  rywalka 

zbierała  tak  dokładne  informacje  o  ludziach,  między  którymi 

zamieszkała? 

—  To  rzeczywiście  bardzo  niesympatyczna  osoba,  której,  na 

miejscu pani baronowej, nie ścierpiałbym przy sobie ani przez chwilę 

— powiedział twardo Detlev. 

—  Zatem,  z  tego,  co  słyszę,  ta  dobra  kobieta  nie  przypadła 

nikomu z nas do gustu, mimo że starała się z całych sił, swą przesadną 

łagodnością i udawaną dobrocią, zrobić na nas dobre wrażenie. Jednak 

tego typu empatyczne osoby zawsze budziły moją nieufność. Nie chcę 

jednak  być  niesprawiedliwy  i  cofam  ze  skruchą  ostatnie  słowa  — 

powiedział pan von Brinken. 

Tymczasem  dojechali  do  Brinkenhof.  Pani  von  Brinken  prosiła 

Steffi i Detleva, by pozostali z nimi jeszcze przez pół godzinki. Detlev 

jednak odmówił, ku niezadowoleniu Steffi. 

—  Chciałbym  jeszcze  odwieźć  Steffi  do  Rastenau.  Bardzo  więc 

proszę o wybaczenie, ale naprawdę nie możemy, 

background image

Żegnano ich serdecznie. Gdy Detlev uścisnął rękę Liany, poczuł, 

że  drży,  mimo  jej  starań,  by  drżenie  to  opanować.  Wbrew 

postanowieniu  mocno  uścisnął  jej  dłoń,  starając  się  swym  uściskiem 

dodać  jej  siły  i  otuchy.  Obrzucił  ją  spojrzeniem  i  jego  pełne  ciepła  i 

współczucia  oczy  zatopiły  się  w  jej  oczach  pełnych  łez.  Na  jego 

twarzy pojawił się wyraz czułości. 

Dostrzegła  to  Hanna.  Mimo  to  pożegnała  się  z  hrabią  w  swój 

zwykły  serdeczny  sposób.  Steffi  natomiast  ucałowała  serdecznie 

Hannę,  energicznie  potrząsnęła  ręką  pana  von  Brinken,  ucałowała 

dłoń  jego  małżonki,  po  czym  otoczyła  ramionami  Lianę  w 

serdecznym, pełnym ciepła uścisku. 

—  Mam  nadzieję,  że  niedługo  ponownie  się  spotkamy,  kochana 

panno  Reinold!  Bardzo  panią  polubiłam  i  chciałabym,  byśmy  jak 

najczęściej się spotykały. 

Detlev  miał  ochotę  ucałować  kuzynkę  za  te  słowa.  Liana  przez 

chwilę mocno przytuliła się do Steffi. 

—  Dziękuję  pani,  hrabianko.  I  mnie  jest  pani  bardzo  bliska.  Do 

zobaczenia, jeżeli Bóg zechce. 

— O, on już na pewno pozwoli — zaśmiała się Steffi i wsiadła do 

samochodu.  Detlev  usiadł  koło  niej  i  odjeżdżając  jeszcze  raz 

pomachali pozostałym na pożegnanie. 

—  Chcesz  mnie  zatem  odwieźć  do  Rastenau,  Detlevie?  — 

zapytała Steffi kuzyna, gdy zostali już sami w samochodzie, kierując 

się w stronę domu. 

background image

—  Tak,  Steffi.  Muszę  omówić  bardzo  ważną  sprawę  z  twoim 

ojcem. 

Spojrzała badawczo w jego twarz. 

—  Dlaczego  jesteś  taki  rozstrojony?  Skąd  się  wziął  twój  zły 

humor,  Detlevie?  Zwróciłam  już  wcześniej  uwagę,  że  przez  całe 

popołudnie  byłeś  dziwnie  milczący.  Nie  podoba  mi  się  twoje 

dzisiejsze zachowanie. 

— Akurat ci wierzę, Steffi! Przez całe popołudnie nie miałaś ani 

chwili  czasu,  by  uważać  na  moje  zachowanie.  Dzieliłaś  całe  swoje 

zainteresowanie tylko między Janka Wachaua i pannę Reinold. 

— Oczywiście, oni są najbardziej interesującymi ludźmi z całego 

towarzystwa. Detlev, nie wydaje ci się, że Jan Wachau jakoś dziwnie 

zmężniał  po  tym  wypadku?  Nieszczęście,  które  przeżył,  sprawiło,  że 

stał się bardziej zdecydowany i pewny siebie. 

—  Gdyby  usłyszał  twoje  słowa,  byłby  pewnie  zdolny  ponownie 

złamać  sobie  tę  nieszczęsną  nogę,  by  jeszcze  raz  usłyszeć  podobne 

pochlebstwa na swój temat. 

— On wcale nie jest taki próżny.  A  co się tyczy panny Reinold, 

jest  naprawdę  wspaniałym,  zachwycającym  stworzeniem.  Gdybym 

była mężczyzną, zakochałabym się w niej bez pamięci i nie potrafiła o 

niej zapomnieć. 

— A cóż ty możesz wiedzieć o miłości? 

— No, nie pozwalaj sobie na zbyt dużo! W końcu nie jestem już 

dzieckiem  w  pieluchach!  Nawet  jeżeli  panna  Ruckauf  zezwala  mi 

jedynie  czytać  książki,  w  których  miłość  nie  odgrywa  najmniejszej 

background image

roli, czasem udaje mi się dorwać lekturę, w której ów ważny problem 

jest starczający sposób naświetlony. A reszty można się już bez trudu 

domyślić.  A  wracając  do  panny  Reinold,  wydaje  mi  się  bardzo 

zagadkowe,  dlaczego  doszło  do  tego,  że  przyjęła  posadę  damy  do 

towarzystwa; nie bierze żadnego wynagrodzenia, nie potrzebuje zatem 

tej  pracy.  Ona  w  ogóle  nie  pasuje  do  skromnych  warunków,  jakie 

panują  w  Brinkenhof.  Jest  o  wiele  bardziej  elegancka  i  ma  w  sobie 

więcej szlacheckiej godności niż Hanna. Nie wydaje ci się? 

—  Tak,  Steffi,  być  może  jest  ona  zaczarowaną  przez  złego 

czarnoksiężnika królewną. 

—  Już  nie  istnieją  niestety  zaklęte  księżniczki.  Ale  nie 

zdziwiłabym  się  zbytnio,  gdyby  mi  powiedziano,  że  jest  ona  jedną  z 

ich grona. 

—  Ja  też  nie,  Steffi.  I  naprawdę  żal  mi,  że,  jak  powiedziałaś, 

zaczarowane księżniczki nie istnieją już od dawna na tym świecie. 

— Co ci dzisiaj jest, Detlevie? Zachowujesz się naprawdę bardzo 

dziwnie. 

Potarł z zakłopotaniem czoło. 

—  Nie  zwracaj  na  to  uwagi,  Steffi.  Myślę  cały  czas  o  sprawie, 

którą  muszę  z  twoim  ojcem  bardzo  poważnie  przedyskutować.  Nie 

daje mi ona spokoju i chciałbym ją raz jeszcze dokładnie przemyśleć. 

— Powiedz mi wreszcie prosto z mostu, że nie powinnam dłużej 

mówić  i  pozostawić  cię  w  świętym  spokoju.  Nie  będę  ci  już 

przeszkadzać.  Z  moich  ust  nie  usłyszysz  już  ani  słowa,  aż  do 

Rastenau. 

background image

 Zdecydowanie  odwróciła  się  od  niego  i  oparła  się  o  leżącą  w 

rogu  poduszkę.  Bez  wątpienia  naprawdę  chciała  dotrzymać 

postanowienia.  Nie  udało  jej  się  to  jednak.  Jej  ruchliwa,  energiczna 

natura zapomniała po chwili o danym przyrzeczeniu.  

Detlevowi  nie  pozostało  więc  nic  innego,  jak  zapomnieć  o 

własnych zmartwieniach i wysilić wszystkie swe siły, by dorównać jej 

humorem  i  nie  dać  po  sobie  poznać  trosk.  Mimo  że  zewnętrznie  mu 

się  to  udało,  jego  myśli  krążyły  jednak  nieustannie  wokół  tego,  o 

czym tak niezwłocznie chciał porozmawiać z wujem Joachimem. 

Hrabia  Joachim  ostatnimi  czasy  poświęcił  się  nowemu  hobby. 

Każdą wolną chwilę dnia spędzał w zamkowym archiwum, szperając 

wśród zakurzonych półek i systematycznie przeglądając stare papiery, 

akta  i  roczniki.  W  bibliotece,  obok  ręcznie  pisanych  kronik 

hrabiowskiego  rodu  Rastenau,  znajdowały  się  liczne  dokumenty, 

tajemne  pisma  i  dziwne  przesyłki  niewiadomego  pochodzenia. 

Wydawało  się  jednak,  że  hrabia  Joachim  szuka  czegoś  naprawdę 

szczególnego. 

Jego żona starała się o nic nie pytać. Od pewnego czasu wydawał 

jej  się  tak  rozstrojony  i  zdenerwowany,  że  była  już  pewna,  iż  dręczy 

go naprawdę ciężka troska. 

Również i tej niedzieli, kiedy jego córka pojechała do S., zamknął 

się na parę godzin w archiwum; po czym wrócił do pokoju z radosną 

miną i rozpromienionymi oczami, niczym człowiek, którego  rozpiera 

ogromna radość. 

background image

Gdy spojrzała czule na jego radosną i wreszcie odprężoną twarz, 

zbliżył  się  do  niej  szybkimi  krokami,  ujął  jej  ręce  i  złożył  na  nich 

gorący pocałunek. 

—  Jesteś  cudowną  kobietą,  Stefanio.  Mimo  iż  ostatnimi 

tygodniami  byłem  nie  do  zniesienia,  nie  usłyszałem  od  ciebie  ani 

słowa wyrzutu, z twoich ust nie padła choćby jedna skarga. 

—  Nie  do  zniesienia?  Ależ  skąd!  Po  prostu  martwiłam  się  o 

ciebie. Niepokoiła mnie twoja nerwowość i przygnębienie. 

—  Każda  inna  kobieta  na  twoim  miejscu  zadręczałaby  mnie 

nieustannymi pytaniami. Ty tego nie robiłaś. Pozwól mi podziękować 

ci za tyle taktu i wyrozumiałości. Coś mnie dręczyło, coś, o czym nie 

mogę  powiedzieć  ci  i  dzisiaj.  Nie  dlatego,  bym  ci  nie  ufał  —  wiesz 

przecież,  że  nikomu  innemu  nie  ufam  tak  bardzo  jak  tobie  —  lecz 

dlatego,  że  nie  chcę  cię  obarczać  ciężarem,  który  sam  z  trudem 

dźwigam.  Ale  teraz  wszystko  jest  już  w  porządku,  wypłynąłem  z 

powrotem na spokojne wody. Nie musisz się już więc o mnie martwić. 

Jeśli  będziesz  patrzył  na  mnie  tak  spokojnie  i  radośnie,  jak  w  tej 

chwili,  z  pewnością  nie  będę  miała  powodów  do  zmartwień.  Kiedy 

wreszcie  wróci  do  domu nasza  mała  trzpiotka?  Stęskniłem  się  już  za 

nią — powiedział hrabia. 

—  Mam  nadzieję,  że  już  niebawem.  Niezadługo  zacznie  się 

zmierzchać — powiedziała z westchnieniem hrabina. 

Siedzieli akurat przy kolacji, gdy przed drzwi zajechał samochód. 

Parę  chwil  później    do  pokoju  wpadła  Steffi  i  przywitała  się 

background image

gwałtownie  z  rodzicami,  ściskając  ich  i  całując,  jak  gdyby  wróciła  z 

długiej podróży, po kilkumiesięcznym rozstaniu. 

—  Jak  widzicie,  nareszcie  wróciłam!  Czy  bardzo  za  mną 

tęskniliście? 

— O tak, nasza tęsknota była już nie do wytrzymania. Bardzo się 

cieszymy, że jesteś znowu z nami. Kiedy nie ma cię w domu, panuje 

w nim przeraźliwa cisza — powiedziała z uśmiechem hrabina. 

— Jedliście już kolację? 

— Akurat skończyliśmy. 

— Och, jaka szkoda! No cóż, w takim razie Detlev będzie musiał 

mi  dotrzymać  towarzystwa.  Chodź  tu,  Detlev,  zostało  dla  nas 

wystarczająco dużo jedzenia, a i ty przecież musisz być głodny! 

Hrabia Joachim serdecznie uścisnął dłoń siostrzeńca. 

—  Cóż  za  niespodziewana  radość!  Zrobiłeś  nam  niemałą 

niespodziankę,  odwożąc  Steffi  do  domu  i  odwiedzając  nas  przy 

okazji. 

Twarz  Detleva  zdradzała  jednak  napięcie.  Spojrzał  niespokojnie 

wujowi prosto w oczy. 

— Nie byłbym przyjechał, gdybym  nie musiał omówić z  wujem 

pewnej nie cierpiącej zwłoki sprawy, wuju Joachimie. Znajdziesz dla 

mnie chwilę czasu? 

— Ile tylko zechcesz, drogi chłopcze. 

—  Pozwolisz,  czy  moglibyśmy  od  razu  przejść  do  twojego 

gabinetu? 

background image

Joachim  był  przekonany,  że  wie,  co  dręczy  jego  siostrzeńca. 

Wsunął  więc  ręce  pod  jego  ramię  i  lekko  popchnął  w  kierunku 

wyjścia. 

— Jestem do twojej dyspozycji, mój kochany Detlevie.  

— Mam nadzieję, że wybaczysz mi, ciociu Stefanio, jeżeli porwę 

ci na chwilę męża. 

— Ależ nic się nie stało. Nie przeszkadzajcie sobie. 

—  Detlev,  przecież  od  obiadu  nic  nie  jadłeś  —  powiedziała 

zaniepokojona Steffi. 

—  Nie  jestem  głodny,  Steffi.  Tobie  jednak  życzę  smacznego.  Ja 

zjem po powrocie do Greifenberga. 

— Z tobą jest jednak coś nie w porządku, Detlevie. 

Hrabia  Joachim  pogłaskał  córkę  po  pałających,  rozgrzanych 

policzkach.  

— Dobrze się bawiłaś, Steffi? 

Uwiesiła mu się na szyi. 

—  Wspaniale!  Mam  ci  tak  dużo  do  opowiedzenia.  Poznałam 

dzisiaj  pewną  młodą  kobietę,  damę  do  towarzystwa  Hanny  von 

Brinken. Nazywa się panna Liana Reinold i co z niej za prześliczne i 

urocze  stworzenie!  Chciałbym  być  kiedyś  do  niej  podobna.  Gdybym 

miała  taką  damę  do  towarzystwa,  zdziwilibyście  się,  jak  szybko 

nabrałabym ogłady! 

Hrabia Joachim mocno przytulił Steffi i serdecznie ucałował ją w 

czoło. Potem gwałtownie się odwrócił i ujął Detleva za ramię. 

— Chodźmy już, mój chłopcze. 

background image

—  Usiądź,  Detlevie.  Na  biurku  leżą  papierosy,  poczęstuj  się, 

jeżeli  masz  ochotę  —  powiedział  hrabia  Joachim,  gdy  znaleźli  się 

tylko we dwoje w jego gabinecie. 

Detlev podziękował za papierosy i opadł miękko na fotel. 

—  Nie,  nie  chcę  teraz  palić.  Najpierw  chciałbym  ci  powiedzieć, 

co mnie dręczy. 

— Jak sobie życzysz. Mów zatem. 

Detlev  oparł  głowę  na  rękach  i  przechylił  się  nieco  do  przodu. 

Rysy jego twarzy niespokojnie drżały. 

— Wuju Joachimie, chciałbym cię bez zbędnych ceregieli prosić 

o  pewną  przysługę.  Proszę  cię,  pozwól  mi  przenieść  się  do  twojego 

majątku  w  Uerzen.  Nie  chcę  zostać  już  dłużej  w  Greifenbergu,  lub 

może mówiąc precyzyjniej, nie mogę tam dłużej zostać. 

Hrabia Joachim podniósł się, zbliżył do siostrzeńca i spojrzał mu 

prosto w twarz. 

—  Uerzen  jest  o  wiele  mniejszym  majątkiem  niż  Greifenberg, 

Detlevie.  Jeżeli  spełniłbym  twą  prośbę,  twoja  sytuacja  materialna 

pogorszyłaby się znacznie. 

— Jestem tego świadomy,  wuju Joachimie.  I to, że nadal proszę 

cię  o  tę  przysługę,  niech  będzie  dla  ciebie  dowodem,  że  nie  jest  to 

zwykły  kaprys.  Mam  poważne  powody,  które  skłoniły  mnie  do 

podjęcia tego postanowienia. 

—  Chciałbym  je  poznać.  Nie  puszczę  cię  zbyt  chętnie  w 

nieznane.  Poza  tym  Greifenberg  ma  lepszą  pozycję.  Jakie  więc 

powody zmusiły cię do podjęcia tak niekorzystnego kroku? 

background image

— Nigdy nie miałem przed tobą żadnych tajemnic. Teraz też nie 

będę  nic  przed  tobą  ukrywać,  chcę  byś  zrozumiał  motywy  mojego 

postępowania.  Na  pewno  przypominasz  sobie,  że  ostatnim  razem, 

siedząc  w  tym  właśnie  fotelu,  opowiedziałem  ci,  że  w  czasie  mego 

pobytu  w  Berlinie  zakochałem  się  w  pewnej  młodej  i  pięknej 

kobiecie,  co  zresztą  było  powodem  mojego  wcześniejszego  powrotu 

ze stolicy. 

—  Tak,  Detlevie...  nie  zapomniałem  ani  jednego  szczegółu 

twojego opowiadania. 

—  Wierz  mi,  wuju,  dołożyłem  wszelkich  możliwych  starań,  by 

zapomnieć o tej dziewczynie. Nie udało mi się. A gdy parę dni temu 

przejeżdżałem  przez  las,  dostrzegłem  tę  samą  młodą  kobietę,  przed 

którą  w  takim  popłochu  uciekałem.  Tego,  co  poczułem  w  głębi  mej 

duszy  na  jej  widok,  pozwól,  nie  będę  ci  opowiadał.  Zabrakłoby  mi 

słów.  

Mogę  tylko  powiedzieć,  że  w  owym  momencie  byłem  tak 

szczęśliwy,  że  zapomniałem  o  całym  świecie.  Podjechałem  do  niej  i 

rozmawialiśmy  przez  chwilę,  dzięki  czemu  dowiedziałem  się,  że 

mieszka  teraz  w  Brinkenhof.  Jest  damą  do  towarzystwa  Hanny. 

Wbrew  rozsądkowi  tego  wieczora  pojechałem  w  odwiedziny  do 

państwa Brinkenów. 

I zauważyłem, że i ja nie jestem jej obojętny. Czułem, jak z każdą 

chwilą  mocniej  i  głębiej  zapadam  się  w  otchłań  mojej  miłości. 

Dzisiejszy dzień też z nią spędziłem, pojechałem razem ze wszystkimi 

background image

do S. Po obiedzie poradzono pannie Reinold, by poszła zwiedzić ruiny 

starego zamku. Steffi i ja mieliśmy dotrzymać jej towarzystwa.  

Steffi  jak  zwykle  pełna  życia  i  energii,  wyprzedziła  nas  o  spory 

kawałek. Dzięki temu zostaliśmy sami.  I... i wtedy powiedziałem jej, 

jak  bardzo  jestem  w  niej  zakochany  i  jak  mi  na  niej  zależy,  nie 

mogłem  jednak  ukryć,  że  ciąży  na  mnie  obowiązek  —  obowiązek 

poślubienia kobiety równej mi stanem. Chciałem ją ostrzec przed sobą 

samym. 

Joachim  ciepło  uścisnął  ręce  swego  siostrzeńca,  jego  oczy 

rozbłysły. 

—  A  ona?  Jak  ona  zareagowała?  —  zapytał  poruszony  do  głębi 

hrabia Joachim. 

Detlev nerwowo potarł czoło i zapatrzył się przed siebie. 

—  Przyjęła  to,  jak  przyjmuje  się  inne  zrządzenia  kapryśnego 

losu: dzielnie i spokojnie. Powiedziała mi, że słyszała już o ciążącym 

na  mnie  obowiązku  od  panny  Hanny  von  Brinken.  Dodała  też,  że 

postanowiła  nigdy  nie  wychodzić  za  mąż.  „Należy  ograniczać  swe 

wymagania  wobec  życia,  cieszyć  się  tym,  co  się  ma  i  nie  dążyć  do 

niemożliwego.  Życie  ma  również  inne,  poza  miłością,  wartości." 

Chciała nawet wyjechać z Brinkenhof, by zejść mi z drogi, byśmy nie 

musieli się już więcej spotykać. 

Hrabia Joachim przerwał gwałtownie. 

— Chciała wyjechać? 

—  Tak,  mimo iż  tak  się  cieszyła,  że  znalazła  wreszcie  spokój  w 

Brinkenhof,  które,  jak  mówi,  stało  się  dla  niej  prawdziwym  domem. 

background image

Nie  mogę  dopuścić  do  tego,  by  z  mojego  powodu  opuściła 

Brinkenów.  Jest  taka  samotna,  nie  ma  nikogo,  kto  mógłby  się  nią 

zaopiekować.  Dlatego  to  ja  muszę  odejść.  Z  jej  powodu  mógłbym 

bowiem  zapomnieć,  że  należę  do  rodziny  Rastenau  i  nie  mogę 

dobrowolnie rozporządzać moim życiem. Pomóż mi, wuju Joachimie, 

wyślij mnie jak najdalej stąd, bym mógł uciec przed pokusą, nie wiem 

bowiem, jak długo uda mi się jej jeszcze opierać. 

Joachim  spojrzał  Detlevowi  prosto  w  twarz,  która  mieniła  się 

powstrzymywanym ożywieniem i podenerwowaniem. 

— Więc aż tak bardzo ją kochasz? — zapytał głęboko poruszony 

słowami siostrzeńca. 

—  Tak,  wuju  Joachimie.  Kocham  ją  bardziej  niż  moje  własne 

życie. 

—  I  poślubiłbyś  ją,  gdyby  nie  ograniczał  cię  ciążący  na 

Rastenauach obowiązek? 

—  Tak,  wujku.  I  jeżeli  jak  najszybciej  nie  oddalę  się  od  niej, 

zdecyduję  się  poślubić  ją  mimo  tego  obowiązku,  rezygnując  tym 

samym ze spadku. 

— Naprawdę byłbyś do tego zdolny? 

—  Bóg  wie,  że  nie  chciałbym  sprawiać  ci  dodatkowych  trosk. 

Tyle  ci  zawdzięczam.  Gdybym  nie  myślał  o  tobie,  dawno  już 

poślubiłbym  Lianę,  gdyż  jest  tego  warta,  by  ponosić  dla  niej 

największe ofiary i wyrzeczenia. 

 — Mój kochany  chłopcze...  rozumiem  cię bardzo  dobrze,  lepiej 

niż  się  może  wydawać.  Już  ostatnio,  gdy  opowiedziałeś  mi  o  swej 

background image

spiesznej ucieczce z Berlina, przypuszczałem, jak bardzo poważna jest 

ta  sprawa.  I  w  ciągu  ostatnich  dni  miałem  okazję,  by  to  dokładnie 

przemyśleć.  Przeklinałem  ciążący  na  nas  obowiązek,  używając 

naprawdę  najgorszych  wyzwisk.  W  końcu  postanowiłem  zaleźć 

naszemu  wrogowi  za  skórę.  Moje  próby  przez  cały  tydzień  nie 

przynosiły najmniejszych rezultatów. Przeszukałem i przewertowałem 

całe archiwum zamkowe. Chciałem znaleźć przyczynę, która leżała u 

podstaw nałożonego na nas obowiązku. I znalazłem ją między starymi 

dokumentami  i  kontraktami.  I  gdy  przeczytałem  je  z  uwagą, 

dokonałem pewnego dziwnego odkrycia. 

— Cóż to za odkrycie? 

Hrabia Joachim podniósł się wolno i podszedł do biurka. 

— Mam tutaj ten dokument i chciałbym ci go pokazać. 

Z  jednej  z  szuflad  biurka  wyjął  stary,  pożółkły  i  pogięty  ze 

starości dokument. Wygładził go ostrożnie i podał Detlevowi. 

— Przeczytaj jedynie zakreślony na czerwono fragment. Dotyczy 

on  obowiązku,  ograniczającego  pretendentom  do  tytułu  hrabiego 

Rastenau  swobodny  wybór  małżonki.  Mogą  oni  poślubiać  jedynie 

kobiety  wywodzące  się  ze  starych  rodów  szlacheckich,  jeżeli 

oczywiście nie chcą stracić swych praw do spadku. 

— Wystarczająco dobrze znam to zarządzenie, wujku Joachimie. 

— Znasz je tak samo powierzchownie, jak i ja je kiedyś znałem. 

Przypominam sobie, że jeszcze jako mały chłopiec, słyszałem, jak mój 

ojciec mówił coś o jakiejś klauzuli, która zgodnie z jego wiedzą była 

dołączona  do  zarządzenia.  Gdy  ostatnio  opowiadałeś  mi  o  miłości, 

background image

która,  jak  sądziłeś,  nie  może  zostać  spełniona  z  powodu  obowiązku, 

coś mi zaświtało w pamięci. Dlatego szukałem tego dokumentu. O tu, 

przeczytaj to zdanie — Joachim wskazał Detlevowi odpowiedni ustęp. 

Klauzula brzmiała: 

„Jeśli  hrabia  Rastenau  zamierza  poślubić  kobietę,  która  nie  jest 

mu  równa  urodzeniem,    lecz  pozostali  żyjący  jeszcze  hrabiowie 

Rastenau  jednomyślnie  uznają ją  za osobę  o  nieposzlakowanej  opinii 

godną  wprowadzenia  do  rodziny,  ogranicza  się  działanie  wyżej 

przedstawionego  zarządzenia  i  zezwala  mu  się  na  poślubienie 

wybranej kobiety”. 

Detlev  aż  pobladł  z  podniecenia.  Rozszerzonymi  ze  zdziwienia 

oczami spojrzał na wuja. 

— Czy dobrze to zrozumiałeś, Detlevie? Jest napisane czarno na 

białym,  że  od  naszej,  twojej  i  mojej,  woli  zależy  ograniczenie 

zarządzenia.  Jesteśmy  ostatnimi  z  rodu  Rastenau.  A  jeżeli  ja  wyrażę 

zgodę  na  twoje  małżeństwo  z  panną  Lianą  Reinold,  nikt  inny  nie 

będzie mógł w to ingerować. 

Jednym skokiem Detlev znalazł się przy wuju i objął go w geście 

głębokiej wdzięczności. 

—  Wuju  Joachimie...  wujku  Joachimie!  Uczynisz  to  dla  mnie? 

Zgodzisz się na to małżeństwo? 

— Czy możesz mnie zapewnić, że twoja ukochana jest „osobą o 

nieposzlakowanej  opinii,  godną  wprowadzenia  do  rodziny"?  — 

zapytał hrabia Joachim żartobliwie. 

background image

— Ach, wujku Joachimie, zapewniam cię, że i ty uznałbyś ją za 

godną nawet królewskiego tronu. 

—  Wiem,  mój  chłopcze,  że  nie  pokochałbyś  niegodnej  twego 

uczucia. Również Steffi wydała o niej przychylny sąd. Dlatego w imię 

Boga  możemy  bez  przeszkód  wcielić  w  życie  wspomnianą  klauzulę. 

Nie powinieneś być nieszczęśliwy, jeżeli można tego uniknąć. 

Detlev uścisnął mocno dłonie wuja. 

— Jak mam ci dziękować, jak mogę ci się odwdzięczyć? 

— Gdybyś był na moim miejscu, a ja znalazłbym się w podobnej 

sytuacji, czy pozwoliłbyś mi, bym był nieszczęśliwy? A może tak jak 

ja,  zgodziłbyś  się  zastopować  klauzulę,  ograniczającą  ciężki 

obowiązek, jaki na nas spoczywa? 

— Postąpiłbym niewątpliwie tak, jak ty, wuju Joachimie. 

—  A  więc  sam  widzisz!  Czy  wiesz,  mój  chłopcze,  że  gdybym 

przed  laty  znał  tę  klauzulę,  poruszyłbym  niebo  i  ziemię,  by  uzyskać 

zgodę  pozostałych  hrabiów  Rastenau  na  ślub  z  niżej  ode  mnie 

urodzoną  kobietą.  Wtedy  jednak  żył  jeszcze  wuj  Magnus,  jego  syn  i 

ty. I nawet gdybym uzyskał zgodę wujka Magnusa i jego syna, twojej 

zgody na pewno nie mógłbym uzyskać. 

—  Z pewnością nie odmówiłbym ci jej. 

Pan Rastenau roześmiał się: 

— Nie mój drogi, choćby z tego prostego powodu, że nie umiałeś 

jeszcze mówić. Cieszę się, że jestem władny uczynić cię szczęśliwym 

przez udzielenie zgody na małżeństwo — uszczęśliwić ciebie i Lianę, 

background image

o  której  wzajemności  jesteś  przekonany.  Moje  postępowanie  nie  jest 

zresztą pobawione egoizmu. 

— O bardzo chciałbym poznać ten egoizm. 

—  Być  może  chcę  cię  ode  mnie  uzależnić  i  zmusić  do 

wdzięczności? Może nie chcę cię po prostu utracić, bo kocham cię jak 

własnego syna. Chciałbym zrobić dla ciebie jak najwięcej. 

—  Pozwól,  że  ci  podziękuję  i  wyrażę  swą  synowską  miłość.  A 

dziewczyna,  którą  kocham  i  którą  chcę  poślubić,  też  na  pewno 

obdarzy cię miłością i szacunkiem, jak ja. 

— Niech Bóg da, że zawsze będziesz o mnie tak dobrze myślał, 

jak  teraz.  Ja  też  jestem  człowiekiem...  zresztą  któż  z  nas  jest  bez 

winy?  Nie  rozmawiajmy  już  jednak  o  tym.  Zejdźmy  teraz  do  cioci 

Stefani i do Steffi i zostań z nami chociaż godzinkę. Teraz, jak sądzę, 

nic  cię  już  nie  ciągnie  do  twojej  samotni.  Jutro  poczynię  niezbędne 

kroki w celu unieważnienia krzywdzącego zarządzenia. 

—  Chętnie  z  wami  zostanę,  wujku  Joachimie.  Co  prawda  teraz 

będzie  mnie  ciągnęło  do  Birkenhof,  by  powiedzieć  Lianie,  że 

wszystkie  przeszkody,  które  uniemożliwiały  nam  osiągnięcie 

szczęścia, zostały pokonane. 

Joachim  wiedział,  że  los  Liany,  tak  do  tej  pory  dla  niej  surowy, 

zawiedzie  ją  wreszcie  do  spokojnego  i  bezpiecznego  portu.  Teraz 

wszystko powinno się potoczyć szczęśliwie, bez większych kłopotów.  

—  Idź  na  kolację,  ja  zostanę  tu  jeszcze  przez  chwilkę  i 

zabezpieczę  dokumenty.  Potrzebuję  ich  jeszcze  jutro,  by  mieć 

background image

odpowiednie potwierdzenie  mocy.  Teraz  na  pewno  odzyskasz  wilczy 

apetyt — powiedział z uśmiechem hrabia Joachim. 

—  Jesteś  moim  najlepszym,  najwierniejszym  przyjacielem  — 

oby Bóg wynagrodził ci to, co dla mnie uczyniłeś. 

Joachim  gwałtownie  wyrzucił  go  za  drzwi,  które  szybko  za  nim 

zamknął. Przez chwilę stał nieruchomo. Potem wziął cenny dokument 

i  ukrył  go  w  jednej  z  szuflad  biurka,  obrzucając  go  jednak  przedtem 

przelotnym spojrzeniem. 

„Ich  szczęście  wisi  na  cienkim  włosku.  A  moje?  Boże,  wybacz 

nam nasze winy" — wyszeptał. Potem powoli zszedł do pozostałych. 

Podszedł do żony i objął ją czule. 

— Detlev wyjawił mi właśnie swoje plany na przyszłość, na które 

z radością przystałem. 

— Jakieś nowości, tatusiu? — zapytała Steffi. 

— Ogromna i radosna niespodzianka. 

— Detlev, czyżbyś się zaręczył albo przynajmniej zakochał? 

—  Zaręczyć  mi  się  jeszcze  nie  udało,  Steffi,  ale  nie  jest 

powiedziane, że to wkrótce nie nastąpi. 

Steffi  skoczyła  na  równe  nogi,  stanęła  przed  Detlevem  i  mocno 

nim potrząsnęła. 

—  Nie  zastanawiaj  się  aby  zbyt  długo!  Już  najwyższy  czas,  byś 

się zaręczył. 

—  Toteż  mam  zamiar  jak  najszybciej  naprawić  mój 

dotychczasowy błąd.  

background image

— Ale jeżeli już musisz się zaręczyć, wybierz sobie przynajmniej 

taką narzeczoną, która i mnie się spodoba. 

— To akurat mogę ci obiecać. 

—  Ależ  jesteś  lekkomyślny!  Nie  mogę  się  już  wprost  doczekać, 

jestem  taka  ciekawa.  Nie  znam  tu  w  okolicy  żadnej  młodej  damy, 

która  pasowałaby  do  Detleva.  Hanna  von  Brinken  nie  wchodzi 

przecież w rachubę. 

— Nie, Steffi. I nie łam sobie niepotrzebnie głowy — zażartował 

Detlev. 

Spojrzała  na  niego  badawczo.  Po  chwili  głębokiego  zamyślenia 

wykrzyknęła: 

— Ha! Już wiem, kto skradł ci serce! 

— Zamieniam się w słuch. Któż taki? 

—  Już po  twoim  powrocie  z  Berlina  wyczułam  coś  dziwnego  w 

twoim zachowaniu. 

—  Jesteś  małą  czarownicą!  —  skinął  głową,  potwierdzając  jej 

domysły. 

 

Tymczasem Liana przeżywała najgorsze godziny swego życia. Ze 

wszystkich  swych  sił  zmusiła  się  do  opanowania,  chcąc  sprawiać 

pozory osoby odprężonej i wesołej. Dopiero gdy znalazła się sama  w 

pokoju, zrzuciła z twarzy maskę zadowolenia i odsłoniła a prawdziwe 

oblicze. Z ulgą opadła na miękki fotel. 

Dzisiejsze  popołudnie  dostarczyło  jej  zbyt  wiele  wrażeń. 

Najpierw  Hanna  zaskoczyła  ją  swoim  wyjaśnieniem,  że  Detlev  może 

background image

poślubić jedynie kobietę równą mu urodzeniem, a więc szlachciankę. 

Potem  spotkanie  z  córką  wuja  Joachima.  Ledwie  zdążyła  się  nieco 

uspokoić,  doszło  do  rozmowy  między  nią  i  Detlevem,  która 

ostatecznie przekonała ją, że jej miłość jest odwzajemniona. I w końcu 

spotkanie z jej starą, nieprzejednaną nieprzyjaciółką. 

To było najgorsze. Napawało ją przerażeniem podejrzenie, że być 

może, z powodu bliskiego sąsiedztwa, będzie zmuszona spotykać się z 

nią częściej. Czy pani Bartels i tutaj da wyraz swym oskarżeniom, czy 

sprawi,  że  ludzie,  którzy  do  tej  pory  ją  lubili  i  których  ona  zdążyła 

pokochać, zaczną przyglądać się jej podejrzliwie?  

Liana  nie  miała  co  do  tego  najmniejszych  wątpliwości.  Zacznie 

od  Brinkenów.  Najpierw  ich  zwróci  przeciw  niej,  potem  dowie  się 

Detlev.  A  wujek  Joachim?  Jeżeli  pani  Bartels  ośmieli  się  zakłócić 

szczęście  i  spokój  jego  rodziny  swoimi  niecnymi  i  obraźliwymi 

podejrzeniami?  Czy  nie  powinna  ostrzec  go  przed  tą  kobietą, 

poinformować,  że  przyjęła  posadę  damy  do  towarzystwa  u  pani 

baronowej Wachau? 

Ze zmęczenia i obezwładniającej ją słabości usiadła za biurkiem, 

nie przypuszczała nawet, że w tej samej chwili w Rastenau rozstrzyga 

się jej przyszłe życie. Zaczęła pisać pełen niepokoju i troski list: 

Kochany, najdroższy wujku Joachimie! 

W  czasie  naszego  dzisiejszego  pobytu  w  S.  spotkałam  panią 

Bartels, obecną damę do towarzystwa pani baronowej Wachau. Nadal 

jest ona wrogo  przeciw nam  nastawiona, pragnie  się  na  nas  zemścić 

background image

za  zniewagę, jaką  przeżyła  w  Twoim  domu w  Berlinie.  Obawiam  się, 

że może odwiedzić Cię w Rastenau, dając wyraz swoim podejrzeniom. 

Dzisiaj powiedziała, że specjalnie załatwiłeś mi posadę damy do 

towarzystwa  u  Brinkenów,  by  sprowadzić  mnie,  Twoją  kochankę,  w 

swoje  pobliże.  Kochany,  najukochańszy  wujku,  nie  potrafię  nawet 

wyrazić obawy, jaka ogarnia mnie na myśl o tej kobiecie. Najchętniej 

uciekłabym stąd jak najdalej, ile sił w nogach. Boję się też, że będzie 

ona  próbowała  zatruć  spokój  i  szczęście  Twojego  domu.  Zrób 

wszystko,  co  w  Twojej  mocy,  by  nie  stało  się  nic  złego,  by  ta  podła 

kobieta nie dała powodów do cierpienia Twojej żonie i córce. 

Gdy  pomyślę,  że  te  fałszywe  podejrzenia  wyjdą  na  jaw,  będę 

musiała  stanąć  twarzą  w  twarz  z  ludźmi,  którzy  byli  dla  mnie  tacy 

dobrzy  i  przyjęli  mnie  tak  serdecznie  —  Brinkenowie,  twoja  córka 

Steffi  i  hrabia  Detlev...  ach  wujku  Joachimie,  chyba  wolałabym 

umrzeć.  W  grobie  znalazłabym  przynajmniej  spokój  i  nie 

sprawiałabym nikomu kłopotów moim istnieniem.  

Wydaje  mi  się,  jak  gdyby  obraźliwe  podejrzenia  tej  kobiety  już 

teraz  skradały  się  ku  mnie,  niczym  obrzydliwy,  budzący  wstręt  gad. 

Jak widzisz, dzisiaj nie zasłużyłam sobie na Twoją pochwałę, że jestem 

mężną i dzielną osobą. Ale zbyt wiele zwaliło się na moje barki w tak 

krótkim czasie. Wiem, że oskarżenia pani Bartels ranią Cię w równym 

co mnie stopniu. Musisz więc wiedzieć, że jest ona w Twoim pobliżu. 

Nie  gniewaj  się  na  mnie,  że  przesyłam  Ci  te  przygnębiające 

wiadomości.  Zachowaj  o  mnie  miłe  wspomnienia.  Serdecznie  Cię 

pozdrawiam.    Twoja Liana 

background image

Po  skończeniu  listu  Liana  poczuła,  że  nieco  ulżyło  jej  na  sercu. 

Długo  jednak  leżała  z  otwartymi  oczami,  przewracając  się  z boku na 

bok,  zanim  udało  jej  się  wreszcie  zasnąć.  Mimo  trosk  marzyła  o 

mężczyźnie,  którego  tak  kochała  i  którego,  o  czym  była  głęboko 

przekonana, nigdy nie poślubi. 

Wpatrywała się pałającymi oczami w otaczającą ją ciemność.  

 

I  podczas  gdy  ona  pogrążała  się  w  beznadziejności  i  pustce 

swego losu, Detlev z niecierpliwością oczekiwał nadchodzącego dnia, 

który,  jak  sądził,  przyniesie  mu  wymarzone  szczęście  w  ramionach 

ukochanej i przeznaczonej przez niebo kobiety. 

Tego  poranka  Detlev  obudził  się  niezwykle  wcześnie.  Nie  mógł 

wprost doczekać spotkania z Lianą. Miał nadzieję, że w czasie wizyty 

w Brinkenhof uda mu się być z nią choć przez chwilę sam na sam, by 

móc  jej  powiedzieć,  że  żadne  przeszkody  nie  stoją  już  na  drodze  do 

ich szczęścia. 

Detlev  nie  dziwił  się,  że  wuj  Joachim  wyraził  swoją  zgodę  na 

małżeństwo  z  Lianą,  mimo  iż,  jak  sądził,  nie  znał  Liany  i  nie  miał 

okazji  przekonać  się  o  tym,  czy  rzeczywiście  jest  „osobą  o 

nieposzlakowanej  opinii,  godną  wprowadzenia  do  rodziny",  czy 

spełnia  zatem  warunki,  od  których  klauzula  uzależniała  możliwość 

poślubienia kobiety niższej stanem. Taki bowiem sąd wydawał mu się 

zrozumiały sam przez się, jak chyba każdemu zakochanemu, który nie 

dostrzega wad osoby, którą kocha. 

background image

Załatwił  kilka  koniecznych  spraw,  po  czym  pogalopował  do 

Brinkenhof. Już z daleka zauważył, że Liana i Hanna spacerują wolno 

po  ogrodzie.  Młode  kobiety  nie  zauważyły  go.  Starając  się  nie 

zwracać  na  siebie  ich  uwagi,  zeskoczył  z  konia  i  poszedł  do  stajni, 

gdzie oddał go w ręce stajennego, by go napoił i rozkulbaczył. Potem 

szybkimi  krokami  poszedł  do  ogrodu  i  wyszedł  naprzeciw  kobietom 

uśmiechając się wesoło promieniując wprost skrywanym szczęściem. 

Hannie von Brinken kamień spadł z serca, gdy ujrzała, że jest tak 

rad i beztroski. Martwiła się bowiem o niego i Lianę. 

— Jest pan w drodze już tak wcześnie rano, drogi przyjacielu? — 

zapytała Hanna i wyciągnęła rękę na powitanie miłego gościa. 

— Muszę prosić o wybaczenie, że składam wizytę tak wcześnie. 

Nie  mogłem  się  jednak  doczekać  chwili,  w  której  mógłbym  zapytać, 

czy podobała się paniom wczorajsza wycieczka i jak się panie dzisiaj 

czują. 

Zauważył,  że  Liana  zarumieniła  się  gwałtownie  pod  wpływem 

jego  gorącego  spojrzenia.  Dostrzegł  też  na  jej  twarzy  wyraz 

skrywanego  bólu.  „Muszę  go  przegonić  pocałunkami  i  to  jak 

najszybciej!" — pomyślał żarliwie. 

Dzisiejszego  poranka  Liana  wydawała  mu  się  piękniejsza  niż 

zwykle. „Cierpiała przeze mnie, muszę jej to wynagrodzić!" — przez 

jego  głowę  przewijały  się  szalone  myśli  i  zastanawiał  się,  w  jaki 

sposób zostać z nią choć przez chwilę sam na sam. 

— Proszę pójść z nami do domu, Detlevie. Musi pan zjeść z nami 

śniadanie.  Jak  pan  widzi,  czujemy  się  doskonale  po  wczorajszej 

background image

wycieczce  —  powiedziała  Hanna,  podczas  gdy  Detlev  witał  się  z 

Lianą  i  specjalnie  dłużej  przetrzymał  jej  drżącą  dłoń.  —  Poza  tym, 

bardzo się cieszę, widząc pana dzisiaj w tak doskonałym humorze. 

Spojrzał Lianie prosto w oczy. 

—  Ach,  Hanno,  nawet  pani  nie  przypuszcza,  w  jak  wspaniałym 

jestem  dziś nastroju!  Następnym  razem  muszą  mnie  panie  odwiedzić 

w Greifenbergu. Ach, mam też panie pozdrowić od Steffi i przekazać, 

że  ma  ona  nadzieję  w  niedługim  czasie  zobaczyć  panie  w  Rastenau. 

Panna  Reinold  też  ma  być  koniecznie  obecna.  Przyjedzie  po  panie 

samochód  wujka,  który  po  zakończeniu  wizyty  odwiezie  panie  z 

powrotem.  Panna  Reinold  powinna  też  mieć  okazję  poznać  zamek 

Rastenau  —  mówiąc  to,  obserwował  uważnie  Lianę  i  zauważył  jej 

nagłe przerażenie. 

Powoli szli w stronę domu. Liana prawie się nie odzywała. Myśl, 

że Detlev potrafił być tak radosny, sprawiała jej niemal fizyczny ból. 

Pod  wpływem  jej  obecnych  trosk  odczuwała  to  niejako  drwinę  z  jej 

uczuć. 

Gdy znaleźli się na werandzie, Hanna przeprosiła ich na chwilę. 

— Chciałabym powiedzieć mamie, że złożył nam pan wizytę. 

Liana  usiłowała  ją  powstrzymać,  chcąc  sama  poinformować 

panią von Brinken, lecz Hanna powiedziała z uśmiechem. 

—  Przecież  wie  pani,  Liano,  że  tylko  mnie  się  udaje  odciągnąć 

mamę  od  jej  porannych  zajęć.  Pani  nawet  by  nie  posłuchała.  Zaraz 

wrócę. 

Detlev odetchnął z ulgą. Wreszcie zostanie z Lianą sam na sam! 

background image

—  Mój  los  miał  obowiązek  podarować  mi  taką  chwilę  — 

powiedział z radością, patrząc Lianie prosto w oczy. 

Odsunęła  się,  jakby  w  nieświadomej  obronie.  Mimo  to  ujął  jej 

ręce do ust, całując je raz za razem. 

—  Och  Liano...  jestem  dziś tak  szczęśliwy!  Czy  nie  dostrzegasz 

tego, Liano? Moje zachowanie powinno pani podpowiedzieć, że moja 

wczorajsza rezygnacja minęła. Nie mam już związanych rąk. 

— Co się stało, hrabio Rastenau? 

—  Wczoraj  wydarzyło  się  dużo,  Liano,  bardzo  dużo.  Wszystkie 

leżące  między  nami  przeszkody  zostały  usunięte.  Ciążący  na  mnie 

obowiązek,  który  tak  bardzo  nas  dzielił,  może  zostać  unieważniony. 

Nie potrafię wprost wypowiedzieć, jak bardzo panią kocham, Liano... 

czy  pani  o tym  nie  wie,  nie  czuje  pani tego?  I  pani  odwzajemnia  mą 

miłość,  prawda?  Szybką,  niech  pani  powie,  zanim  ktokolwiek  tu 

przyjdzie, że mnie pani kocha, niech pani to powie, muszę to usłyszeć 

z pani ust. Liano! 

Ostatnie  słowo  wypowiedział  już  niemal  z  przerażeniem. 

Widział, że pod wpływem jego słów Liana gwałtownie pobladła. Cały 

czas patrzyła na niego, a jej spojrzenie wyrażało tęsknotę i ból. Nagle 

zachwiała się, jak gdyby straciła grunt pod nogami i, zanim zdołał ją 

podtrzymać,  upadła  bezsilnie  na  stojący  obok  fotel.  Jej  twarz  była 

śmiertelnie blada, oczy zamknięte. 

—  Co  z  panią,  Liano?  Niech  mi  pani  powie,  kocha  mnie  pani? 

Nie może pani zostawić mnie bez odpowiedzi — kocha mnie pani? — 

prawie wymuszał odpowiedź. 

background image

Spojrzała na niego drżąc, ze łzami w oczach. 

— Przecież pan wie,  Detlevie, kocham pana bardziej niż własne 

życie — powiedziała cicho. 

— Liano! — wykrzyknął radośnie.  

Miał  ochotę  wziąć  ją  w  ramiona  i  przycisnąć  do  nierówno 

bijącego,  oszalałego  nadmiarem  szczęścia  serca.  Powstrzymało  go 

jednak jej spojrzenie. 

— Hanna wraca — wyszeptała. 

—  Powinna  się  dowiedzieć,  jak bardzo  panią  kocham.  Ale  nie... 

pragnę  mieć  panią  tylko  dla  siebie,  choć  przez  jedną,  niczym  nie 

zmąconą godzinę. Liano, jutro rano, o dziesiątej. Będę cię oczekiwał. 

Słyszysz? W tym samym miejscu, w którym ostatnio się spotkaliśmy. 

Kochanie?  Przyjdziesz?  Być  może  do  tego  czasu  przyjadę  tu  raz 

jeszcze.  Gdyby  jednak  to  się  nie  udało,  zobaczymy  się  jutro  rano. 

Powiedz mi, że przyjdziesz! 

— Przyjdę — wyszeptała. 

Po  chwili  Hanna  weszła  na  werandę.  Błagalne  spojrzenie  Liany 

sprawiło,  że  Detlev  zmusił  się  do  spokoju  i  wyszedł  Hannie 

naprzeciw.  Chciał  zostawić  Lianie  trochę  czasu,  by  mogła  odzyskać 

równowagę. 

 

— Mama przyjdzie tu za chwilkę. Poszła jeszcze tylko do kuchni, 

by wydać odpowiednie zarządzenia, dotyczące śniadania. 

— Nie jest zła na mnie, że znowu się zjawiłem w Brinkenhof? 

Hanna roześmiała się. 

— Jest strasznie zła! A oto wraca i tata. 

background image

Hanna  podeszła  do  balustrady  i  pomachała  ojcu.  W  tym  czasie 

Detlev zdążył raz jeszcze uścisnąć dłoń Liany. 

—  Siedząc  przy  stole  z  Brinkenami  i  jedząc  ze  smakiem 

śniadanie,  opowiedział,  głównie  w  celu  uspokojenia  i  pocieszenia 

Liany,  o  tym,  że  wczorajszego  wieczora  długo  jeszcze  pozostał  w 

Rastenau. 

—  Mój  wujek  znalazł  bowiem  w  archiwum  zamkowym 

niezwykle ciekawy dokument, dotyczący rozporządzenia ustalającego 

warunki  dziedziczenia  dóbr  należących  do  Rastenau.  Przy  okazji 

odkryliśmy  dołączoną  do  niego  klauzulę,  której  treść  do  tej  pory  nie 

była nam znana. 

Te słowa skierowane były przede wszystkim do Liany, co od razu 

zrozumiała. 

—  Czy  mógłbym  wiedzieć,  czego  dotyczy  owa  klauzula, 

Detlevie?  Interesuję  się  podobnymi  ciekawostkami  —  zapytał  pan 

domu. 

—  Wie  pan  zapewne  o  tym,  że  wszyscy  hrabiowie  z  rodu 

Rastenau,  jeżeli  nie  chcieli  zostać  odsunięci  od  spadku,  nie  mogli 

poślubić kobiety niższej od nich urodzeniem. 

— Wiem, wiem, drogi hrabio. 

Detlev  opowiedział  im  o  treści  klauzuli,  dołączonej  do 

rozporządzenia. Hanna  podniosła  głowę.  W  jej  oczach  pojawił  się 

wyraz  zdziwienia  i  niepokoju.  Potem  odezwała  się  dziwnie 

brzmiącym głosem: 

background image

—  Zatem,  jeżeli  wuj  pana  zgodzi  się  na  zastosowanie  tego 

dopisku,  może  pan  poślubić  kobietę  o  niższej  od  pana  pozycji 

społecznej, nie tracąc jednocześnie praw do spadku? 

— Tak jest, Hanno. 

Hanna odchyliła się nieco do tyłu i, czując nagłą słabość, oparła 

się o poręcz krzesła. Zrozumiała, jaka była przyczyna jego dzisiejszej 

wizyty  i  podejrzenie,  że  Detlev  kocha  Lianę,  zamieniło  się  w 

pewność. 

" Jeśli mu Bóg przeznaczył szczęście, mnie przypadnie w udziale 

moje" — pomyślała z przerażeniem i smutkiem. Dzielna dziewczyna 

posiadała  umiejętność  rezygnacji,  siłę  ducha,  charakterystyczną  dla 

ludzi,  którzy  potrafią  wyrzec  się  swego  szczęścia  dla  tych,  których 

kochają, i nie mają do życia wygórowanych pretensji.  

Spojrzała  na  Lianę  i  zauważyła,  że  z  trudem  walczy  ona  z 

ożywieniem  i  przepełniającym  jej  serce  szczęściem.  Detlev  nie 

podejrzewał  nawet,  ile  siły  ducha  potrzebowała  jego  dzielna 

przyjaciółka, by zwalczyć w sobie ogromny ból, którego, nawet o tym 

nie wiedząc, był przyczyną. 

Tego  dnia  nie  udało  mu  się  już  ponownie  zostać  sam  na  sam  z 

Lianą. Pewny był, że następnego dnia o poranku spotkają się w lesie i 

porozmawiają ze sobą bez świadków. Teraz wiedziała już przecież, że 

ją kocha i że dzielące ich przeszkody zostały usunięte. I on był pewny, 

że Liana odwzajemnia jego miłość. Wkrótce przedstawi ją Brinkenom 

jako  swoją  narzeczoną.  Po  śniadaniu  pożegnał  się  z  Brinkenami  w 

radosnym nastroju. 

background image

—  Kiedy  nas  pan  ponownie  odwiedzi,  drogi  hrabio?  —  zapytał 

pan von Brinken. 

Detlev  zastanowił  się  przez  chwilę.  Dzisiejszego  dnia  miał 

jeszcze  dużo  zajęć  i  z  niechęcią  przyznał  przed  samym  sobą,  że  nie 

znajdzie już czasu, by przyjechać do Brinkenhof. 

—  Może  jutro  wieczorem,  jeżeli  państwo  pozwolicie  — 

powiedział w końcu. 

 

Baronowa Wachau odprowadziła syna, po tym jak pożegnał się z 

przyjaciółmi, do jego pokoju w hotelu. Musiał wreszcie  odpocząć po 

pełnym  wysiłku dniu. Baron Jan nie chciał już co prawda słyszeć, że 

powinien  się  oszczędzać  i  nie  przemęczać  nadmiernie  nadwyrężonej 

nogi,  pozwolił  jednak,  by  matka  położyła  go  do  łóżka  i  stosunkowo 

posłusznie  poddał  się  jej  zabiegom.  Gdy  okrywała  go  troskliwie 

kocem,  złapał  jej  rękę,  przycisnął  ją  do  ust,  po  czym  powiedział  z 

uśmiechem: 

— Rozpieszczasz mnie jak małe dziecko, mamo. 

Z miłością odgarnęła mu opadające na czoło włosy. 

—  Dla  twojej  mamy  na  zawsze  pozostaniesz  małym  dzieckiem. 

Matkom nie podoba się za bardzo, gdy ich dzieci dorastają i stają się 

samodzielne. Wolałyby całe życie roztaczać nad nimi opiekę. Pozwól 

mi na to, bym się tobą zajęła. Wiem, że już niezadługo mnie opuścisz. 

Z pewnością masz już jakieś plany małżeńskie. 

Objął ją serdecznie i spojrzał na nią błyszczącymi oczyma. 

— Czyżbyś uważała, że jest jeszcze zbyt wcześnie, mamo? 

background image

—  Nie!  Musisz  jednak  trochę  poczekać,  aż  hrabianka  Steffi 

trochę dorośnie i dojrzeje do tej poważnej decyzji. 

— Poza tym jednak zgadzasz się na moje plany, prawda? 

—  Całkowicie.  Dziewczyny,  podobne  do  Steffi  Rastenau,  są 

zazwyczaj  najlepszymi  żonami.  Poza  tym  stosunki  są  nad  wyraz 

korzystne. Lubię nie tylko ją, ale i jej rodzice wydają mi się dobrymi, 

sympatycznymi  ludźmi.  Możesz  być  zatem  pewny  mojego 

błogosławieństwa. 

— Gdy Steffi zamieszka już z nami w Wachau i tobie będzie lżej, 

mamo.  Będziesz  miała  kochającą  cię  córkę  i  nie  będziesz  już 

potrzebowała  opłacanej  damy  do  towarzystwa.  Panna  Schlegel  była 

jeszcze  w  miarę  sympatyczna,  ale  jej  następczyni  wydaje  mi  się 

bardzo  niemiła.  Jak mogłaś  ją  zaangażować?  Przecież  ona  i  tobie  się 

nie podoba, nie jesteś za bardzo zadowolona z jej towarzystwa. 

Baronowa westchnęła ciężko. 

—  Początkowo  wywarła  na  mnie  całkiem  dobre  wrażenie.  Poza 

tym  miałam  tyle  zmartwień  i  trosk  z  twojego  powodu,  że  nie  byłam 

specjalnie  wybredna.  Zresztą  była  jedyną  starszą  kobietą,  która 

odpowiedziała  na  moje  ogłoszenie.  Chciałam  mieć  damę  do 

towarzystwa  mniej  więcej  w  tym  samym  wieku  co  ja.  W  końcu  nie 

może nic na to poradzić, że przy bliższym poznaniu nie przypadła mi 

do gustu i dlatego nie mogę jej ot tak zwolnić. Teraz jednak zostawię 

cię samego. Może zdrzemniesz się na chwilę. 

background image

—  Zachowujesz  się,  jak  gdybym  był  śmiertelnie  chory.  Ale  dla 

przyjemności  pozwolę  ci  się  rozpieszczać  przez  parę  dni,  potem 

wszystko się zmieni. 

Baronowa,  kiwając  z  uśmiechem  głową  i  wyszła  z  pokoju. 

Chciała jeszcze porozmawiać z panią Bartels, która oczekiwała na nią 

w holu hotelowym. 

Dwie  kobiety  szły  przez  chwilę  koło  siebie  nie  zamieniwszy  ze 

sobą  ani  jednego  słowa.  Pani  Bartels  zastanawiała  się,  jak 

poprowadzić  rozmowę,  by  skierować  ją  na  temat  Liany.  Z  pomocą 

przyszła jej sama baronowa. 

—  Pani  Bartels,  zwróciłam  uwagę,  że  panna  Reinold  w 

widoczny,  wręcz  obraźliwy  sposób  starała  się  uniknąć  kontaktu  z 

panią.  Czy  jej  zachowanie  ma  jakąś  realną  podstawę.  Jaka  jest  jego 

przyczyna? Na pewno musi mieć jakiś powód, gdyż poza tym jednym 

przypadkiem zachowuje się uprzejmie i taktownie. 

Pani  Bartels  odetchnęła  głęboko,  jej  oczy  zalśniły  nienawiścią. 

Odpowiedziała jednak w swój zwykły, przesadnie pokorny sposób: 

—  To  szczególnie  skomplikowana  sytuacja.  Panna  Reinold  ma 

jednak ważny powód, by unikać spotkania ze mną. 

Baronowa  spojrzała  na  nią  z  pytaniem  w  oczach.  Miała 

niepokojące przeczucia. 

— Jak mam to rozumieć? 

—  Pani  baronowo,  zastanawiałam  się  już,  jak  mam  pani  o  tym 

powiedzieć.  Przekonałam  się,  że  muszę  wyjawić  ten  sekret  w  chwili, 

gdy  ujrzałam  przed  sobą  pannę  Reinold.  Zauważyłam,  że  jest  pani 

background image

zaprzyjaźniona z rodziną von Brinken i powinno pani zależeć na tym, 

by  ustrzec  ją  od  złych  wpływów  niegodnych  osób,  które  podstępem 

wślizgnęły  się  do  ich  domu,  najprawdopodobniej  z  nieczystymi 

zamiarami. 

—  Złych  wpływów  niegodnych  osób?  Czy  pod  tym  osobliwym 

powiedzeniem ma pani na myśli pannę Reinold? 

Pani  Bartels  przybrała  jeszcze  bardziej  pokorny,  lecz 

jednoznacznie  zgorszony  wyraz,  westchnęła  przy  tym  z  troską,  jak 

gdyby  egzystencja  na  tak  zepsutym  świecie,  sprawiała  jej  trudny 

wytrzymania ból. 

—  Może  mi  pani  wierzyć,  pani  baronowo,  że  niechętnie  o  tym 

mówię.  Mam  jednak  święty  obowiązek.  By  mnie  pani  dobrze 

zrozumiała,  muszę  się  cofnąć  nieco  w  przeszłość.  Przed  niespełna 

rokiem  zostałam  zatrudniona  przez  pewnego  starszego  pana  — 

pozwolę sobie zatrzymać w tajemnicy nazwisko ze względu na dobro 

jego  rodziny  —  jako  dama  do  towarzystwa  jego  bratanicy.  Ów  pan 

zamieszkiwał  z  nią  w  pięknie  urządzonym  mieszkaniu  w  jednej  z 

dzielnic Berlina Zachodniego.  

Niczego  nie  podejrzewając,  z  radością  przyjęłam  tę  posadę.  Od 

razu  podpadło  mi,  że  bratanica  tego  szlachetnie  urodzonego  pana 

nosiła mieszczańskie nazwisko, odnosili się też do siebie z nadmierną 

czułością. Wtedy jednak jeszcze niczego nie podejrzewałam. Dziwne 

było  również  i  to,  że  ów  wujek  spędzał  w  domu  jedynie  kilka  dni, 

najwyżej tydzień, resztę czasu spędzał podobno w podróżach w celach 

background image

handlowych,  czego  wymagał  jego  zawód.  Listy,  które  do  niego 

wysyłałam, adresowane były na adres jego bankiera. 

Wszystko  to  wydawało  mi  się  bardzo  dziwne  i  podejrzane,  ale 

mimo to nadal wierzyłam w to, że ta dwójka jest blisko spokrewniona. 

Potem  jednak  przez  przypadek  dowiedziałam  się,  że  ów  arystokrata 

prowadził  tak  zwane  „podwójne  życie".  W  rzeczywistości  wcale  nie 

podróżował, lecz mieszkał  we  własnych dobrach. Okazało się, że on, 

który  cały  czas  podawał  się  za  kawalera,  posiada  rodzinę,  która  nie 

miała  najmniejszego  pojęcia  o  istnieniu  domniemanej  bratanicy.  W 

rzeczywistości  nie  był  nawet  spokrewniony  z  tą  dziewczyną  —  była 

ona po prostu jego kochanką, a tą kochanką jest... panna Reinold. — 

Pani Bartels z zadowoleniem zrobiła dłuższą przerwę, by spotęgować 

jeszcze znaczenie swych słów. 

— Niemożliwe!  Ta młoda, tak miła i sympatycznie wyglądająca 

dziewczyna miałaby być aż tak zepsuta? 

— Niestety tak właśnie jest, pani baronowo. Naturalnie, gdy się o 

tym dowiedziałam, natychmiast wypowiedziałam pracę. Zanim jednak 

do  tego  doszło,  starałam  się  pannie  Reinold  przemówić  do  sumienia. 

Zachowała  się  jednak  nad  wyraz  bezczelnie  i  zuchwale,  chciała 

wyrzucić mnie z domu. Dopiero, gdy zagroziłam jej, że powiadomię o 

wszystkim żonę owego pana, spuściła nieco z tonu i próbowała mnie 

przejednać łzami.  

„Wujkowi"  powiedziałam  prosto  w  oczy,  że  przejrzałam  jego 

podwójne życie i w związku z tym opuściłam ich dom. Najwidoczniej 

panna  Reinold  opuściła  go  zaraz  po  mnie,  ponieważ  i  służące 

background image

wzdragały  się  przed  pracą  u  takiej  osoby.  Jestem  przekonana,  że 

panna  Reinold  przyjęła  posadę  w  Brinkenhof,    w  pobliżu  swojego 

„wujka".  Jak  słyszałam,  nie  pobiera  pensji  za  pracę.  No  cóż,  nie 

potrzebuje  pieniędzy,  jej  kochanek  utrzymuje  ją  jak  dotychczas, 

ponieważ  i  wcześniej  nie  liczył  się  z  pieniędzmi,  starając  się  spełnić 

każdą jej zachciankę. 

Baronową wyprowadziły z równowagi zasłyszane wiadomości. 

—  Drogi  Boże,  gdyby  Brinkenowie  tylko  przypuszczali!  Nie 

można tego tak zostawić. 

—  I  ja  tak  sądzę,  pani  baronowo.  Powiedziałam,  że  moim 

obowiązkiem  było  położyć  kres  temu  skandalowi.  Niech  pani  z  tym 

zrobi,  co  pani  uważa  za  słuszne,  może  być  pani  pewna  mojego 

poparcia. 

—  Upoważnia  mnie  pani  zatem,  bym  wykorzystała  zawierzone 

mi przez panią informacje? 

—  Oczywiście,  pani  baronowo,  ręczę  za  prawdziwość  moich 

słów. 

— I jest pani pewna, że ów wspomniany przez panią mężczyzna 

mieszka gdzieś tu w pobliżu. 

— Tak, jestem zupełnie pewna. 

— W takim razie muszę go znać. 

—  Wiem,  że  pani  go  zna,  pani  baronowo.  Niejednokrotnie 

wspominała pani o nim w moim towarzystwie. 

— I nie chce pani wyjawić mi jego nazwiska? 

background image

—  Zrobiłabym  to,  gdybym  się  nie  obawiała,  że  cały  wstyd  nie 

spadnie potem na jego niewinną rodzinę. Tego chciałabym z całych sił 

uniknąć. 

Pani  baronowa  nie  mogła  się  pozbyć  niemiłego  uczucia.  Nie 

należała  do  kobiet,  które  z  przyjemnością  raczą  się  opowieściami  o 

podobnych skandalach. 

—  To  godne  pochwały,  że  chce  pani  oszczędzić  spokój  tej 

rodziny. 

—  Zwłaszcza  szkoda  mi  żony  tego  człowieka.  Została  okropnie 

oszukana. Ale niech pani pomyśli, pani baronowo, gdyby pani była na 

miejscu tej biedaczki, czy nie wolałaby pani znać prawdy? 

— W rzeczy samej, wymagałabym poznania prawdy. 

—  To  właśnie  chciałam  od  pani  usłyszeć,  baronowo.  Powiemy 

zatem  tej  biednej,  oszukanej  kobiecie  całą  prawdę.  Będzie  miała 

przynajmniej możliwość odsunięcia męża od tej niegodnej osoby, a ja 

nie będę zmuszona podawać do publicznej wiadomości nazwiska tego 

człowieka.  

—  Tak  będzie  chyba  najlepiej.  Publiczny  skandal  z  pewnością 

miałby  ogromny  wpływ  na  trwałość  tego  małżeństwa.  Niech  pani 

jednak  spróbuje  powiadomić  nieszczęsną  w  jak  najdelikatniejszy 

sposób. Ja natomiast wytłumaczę pani von Brinken, kogo przyjęła pod 

swój  dach.  —  Baronowa  z  troską  pokręciła  głową.  —  Że  też  tak  się 

można  co  do  kogoś  pomylić!  Panna  Reinold  wywarła  na  mnie  tak 

dobre  wrażenie.  Dotrzyma  mi  pani  towarzystwa  w  czasie  mojej 

jutrzejszej  wizyty  w  Brinkenhof,  by  mogła  pani  potwierdzić  prawdę 

background image

moich  słów.  Najprawdopodobniej  pani  von  Brinken  zechce 

skonfrontować  zdanie  pani  i  panny  Reinold.  —  W  głosie  pani 

baronowej  można  było  jeszcze  wyczuć  lekkie  niedowierzanie  w 

prawdziwość zasłyszanych informacji. 

—  Oczywiście,  pani  baronowo,  zrobię  to  bez  wahania.  Miałam 

już zresztą okazję  wyrazić pannie Reinold moje oburzenie faktem jej 

pobytu  w  tej  okolicy.  Oczywiście  była  przerażona  moim  widokiem. 

Zresztą sama pani zwróciła na to uwagę, droga pani baronowo. Starała 

się mnie unikać. 

—  Sądziłam  jednak,  że  wina  takiego  zachowania  leży  po  pani 

stronie.  Dlatego  też  chciałam  panią  o  to  zapytać.  Szczerze  mówiąc, 

cała  ta  sprawa  sprawia  mi  ogromną  przykrość.  A  zatem  jutro  po 

południu pojedziemy do Brinkenhof. 

—  Jak  pani  sobie  życzy,  pani  baronowo.  I  ja  uważam  takie 

wyjście za najlepsze. 

— Chciałam jeszcze panią prosić, by nie wspominała pani nic na 

ten  temat  w  obecności  mojego  syna.  Powinnyśmy  zachować  jak 

największą dyskrecję. 

—  Rozumiem.  Piękna  panna  Reinold  okazała  się  tak 

niebezpieczną osobą. 

Baronowa spojrzała nieufnie i z urazą na panią Bartels. 

— Nie jest niebezpieczna dla mojego syna! 

Z twarzy pani Bartels znikł dotychczasowy uśmiech. 

background image

—  Proszę  o  wybaczenie,  nie  miałam  na  myśli  pana  barona. 

Zauważyłam,  że  hrabia  Rastenau  jest  podejrzliwie  rycerski  w 

stosunku panny Reinold.         

Pani  baronowa  z  przerażeniem  spojrzała  na  swą  damę  do 

towarzystwa. 

—  Boże,  hrabia  Detlev  powinien  być  ostrożny.  Może  jednak 

zawrócimy?  Chciałabym  wrócić  do  hotelu,  przeszła  mi  ochota  na 

przechadzkę. 

 

Pani 

von 

Brinken 

zajmowała 

się 

właśnie 

księgami 

rachunkowymi, gdy oznajmiono jej przyjazd baronowej  Wachau i jej 

damy  do  towarzystwa.  Zdziwiona  i  mile  zaskoczona  weszła  do 

pokoju,  do  którego  wprowadzono  gości.  Serdecznie  pozdrowiła 

baronową, panią Bartels natomiast uprzejmie, lecz z dystansem. 

—  Tak  się  cieszę,  droga  baronowo,  że  odwiedziła  nas  pani  tak 

szybko! Chciałabym od razu zawołać Hannę. 

Pani baronowa przytrzymała ją za rękę. 

—  Nie,  droga  pani  von  Brinken,  niech  pani  chwilę  zaczeka. 

Byłoby  lepiej,  gdyby  na  razie  nie  wzywała  pani  córki.  Musimy 

omówić pewną nieprzyjemną sprawę, która wywoła rumieńce wstydu 

na naszych policzkach. 

Zdziwiona i zarazem  wystraszona pani von Brinken spojrzała na 

baronową Wachau. 

— Nie brzmi to zbyt optymistycznie, droga pani baronowo. Cóż 

takiego się stało? 

background image

—  Przywiodło  mnie  tu  jedynie  poczucie  obowiązku  z  powodu 

naszej długoletniej przyjaźni, kochana pani von Brinken. Wczoraj, po 

państwa  wyjeździe,  pani  Bartels  wyznała  mi  pewną  bardzo 

nieprzyjemną  rzecz.  Zauważyła  pani z  pewnością  wczorajsze  dziwne 

zachowanie  panny  Reinold  względem  mojej  damy  do  towarzystwa, 

pani Bartels? 

Pani von Brinken spojrzała z lekką odrazą na panią Bartels. 

— Oczywiście zwróciłam na to uwagę. 

—  Słyszała  też  pani  zapewne,  że  pani  Bartels  i  panna  Reinold 

znały się już wcześniej? 

—  Oczywiście,  odniosłam  też  wrażenie,  że  ich  znajomość  nie 

pozostawiła zbyt przyjemnych wspomnień — odpowiedziała pani von 

Brinken, nastawiona nieco wrogo do niemiłej jej pani Bartels. 

—  Dobrze  pani  zauważyła.  A  zatem,  mówiąc  krótko  i  zwięźle, 

muszę panią ostrzec przed panną Reinold, chociaż Bóg mi świadkiem, 

że nie łatwo mi to uczynić. 

— Ostrzec?! Ostrzec przed Lianą Reinold? O co chodzi? Cóż ona 

takiego zrobiła? 

— Musi pani wiedzieć, droga przyjaciółko, że panna Reinold jest 

kochanką  żonatego  mężczyzny,  mężczyzny  z  naszej  sfery,  którego 

posiadłości  znajdują  się  gdzieś  tu  w  pobliżu.  Pani  Bartels  nie  chce 

wyjawić  jego  nazwiska,  by  uchronić  jego  rodzinę.  Panna  Reinold 

najprawdopodobniej przyjęła  posadę w  pani domu,  by  móc  mieszkać 

w pobliżu swojego kochanka. 

background image

Pani  von  Brinken  bezsilnie  opadła  na  fotel,  jak  gdyby  trafił  ją 

grom. 

—  To  niemożliwe!  To  nie  może  być  prawdą!  Nie  można  się 

przecież aż tak pomylić w ocenie człowieka. 

—  I  ja  nie  chciałam  w  to  wierzyć.  Panna  Reinold  wywarła  na 

mnie  całkiem  inne  wrażenie.  Pani  Bartels  złożyła  mi  jednak  takie 

deklaracje, że nie mogłam już w to wątpić. Pani Bartels, proszę, niech 

pani  sama  opowie  pani  von  Brinken  wszystko,  co  wie  pani  na  ten 

temat. 

Pani  Bartels  cieszyła  się,  że  może  ponownie  opowiedzieć  swą 

wymyśloną  historię,  zarzucającą  Lianie  popełnienie  tak  niegodnych 

czynów.  Powtórzyła  więc  to  samo,  co  wczoraj  opowiedziała  pani 

baronowej  —  to,  w  co  rzeczywiście  sama  uwierzyła  i  co  jeszcze 

dodała  jej  własna,  nad  wyraz  wybujała  wyobraźnia.  Również  i  teraz 

przemilczała, że owym „wujkiem" był hrabia Joachim Rastenau. 

Pani  von  Brinken  przysłuchiwała  się  oniemiała  ze  zdumienia. 

Gdy relacja, wzmocniona dodatkowo teatralnym sposobem mówienia 

pani  Bartels,  dobiegła  końca,  pani  domu  podniosła  się  i  ostrym, 

badawczym wzrokiem przyjrzała się pełnej sarkazmu, niemiłej twarzy 

niedawno poznanej kobiety. 

— Oskarżenie, które zwraca pani przeciwko pannie Reinold, jest 

tak  ciężkie,  że  nie  tylko  ja,  ale  i  sama  zainteresowana  powinna  go 

usłyszeć. Każę ją zawołać i przekażę jej, o co ją pani oskarża. Potem 

stanie z nią pani twarzą w twarz. Nie wierzę, że ta dziewczyna może 

background image

być aż tak bezwstydna. Jeżeli nie będzie się potrafiła usprawiedliwić, 

będę oczywiście zmuszona zwolnić ją. 

Pani Bartels z udaną pokorą schyliła głowę. 

— Rozumiem pani wątpliwości, szanowna pani. I ja początkowo 

nie  wierzyłam,  że  panna  Reinold  jest  zdolna  do  podobnych  rzeczy. 

Niech  pani  postąpi  zgodnie  z  pani  przekonaniem,  a  ja  oczywiście 

gotowa  jestem  powtórzyć  moje  oskarżenia  w  obecności  panny 

Reinold. 

Pani  von  Brinken  wyszła  z  pokoju  i poleciła  służącej,  by  poszła 

do  ogrodu  i  poprosiła  pannę  Reinold  o  jak  najszybsze  przybycie  do 

salonu. Niczego nie podejrzewając Liana zjawiła się już po chwili. 

— Chciała pani ze mną rozmawiać, pani von Brinken. 

„To  nie  może  być  prawda!  Nie  mogę  w  to  uwierzyć!"  — 

pomyślała z przerażeniem pani von Brinken. Po chwili odezwała się: 

—  Panno  Reinold,  odwiedziła  nas  właśnie  pani  baronowa 

Wachau i jej nowa dama do towarzystwa. 

Liana  pobladła  i  mocno  ścisnęła  poręcz  fotela,  szukając  w  niej 

podpory. „A więc o to chodzi!" — pomyślała. Nie potrafiła wydobyć 

z siebie ani słowa, wydawało się jej, że ma zasznurowane gardło. 

Pani  von  Brinken  czuła,  jak  narastają  w  niej  wątpliwości.  Nieco 

twardszym głosem ciągnęła: 

— Pani Bartels oskarża panią o bardzo ciężkie przewinienie. Nie 

chciałam jednak  w  nie  uwierzyć,  nie  mogłam  pani  potępić,  nie  dając 

pani  nawet  możliwości  obrony.  Pani  oskarżycielka  twierdzi,  że  jest 

background image

pani  kochanką  żonatego  mężczyzny,  którego  posiadłości  znajdują  się 

w naszej okolicy. 

Liana  osunęła  się,  jakby  powalona  niewidzialnym  ciosem,  na 

stojący fotel i ukryła twarz w dłoniach. Wstyd i obawa, co o niej myśli 

pani  von  Brinken  odebrała  jej  wszystkie  siły.  Wstręt  i  niechęć,  jakie 

czuła wobec swojej oskarżycielki, wstrząsały jej ciałem. 

Pani von Brinken przyglądała się jej z rosnącym przerażeniem. 

— Załamanie Liany przyjęła jako potwierdzenie jej winy. 

— Jednak to prawda? Nieszczęsne stworzenie! Nie chciałam w to 

uwierzyć,  mimo  zapewnień  tej  kobiety.  Drogi  Boże  w  niebie,  jak  to 

się  mogło  stać?  Pani  Bartels  nie  chce  nawet  zdradzić  nazwiska  tego 

mężczyzny,  by  uchronić  przed  cierpieniem  jego  niewinną  rodzinę  — 

powiedziała poruszona do głębi i z rozczarowaniem w głosie. 

Liana  powoli  odzyskiwała  równowagę.  Z  całej  przemowy  pani 

von  Brinken  dotarło  do  niej  jedynie  to,  że  imię  wuja  Joachima  nie 

zostało  wymienione.  Powoli  podniosła  głowę.  Pani  von  Brinken 

przeraziła się wyrazem bólu i cierpienia, widocznym na jej twarzy. 

Starając  się  opanować  ze  wszystkich  sił  Liana  powiedziała 

prawie bezgłośnie. 

— I tak by mi pani nie uwierzyła, szanowna pani, nawet gdybym 

powiedziała,  że  obraża  się  moją  cześć  i  honor.  Nie  mogę  z  równą 

mocą odeprzeć owego oskarżenia, pozory świadczą przeciw mnie. 

W  oczach  pani  von  Brinken  widać  było  jeszcze  litość,  nie  było 

jednak już w nich wiary. 

background image

—  Jeżeli  jest  pani  rzeczywiście  niewinna,  proszę  pójść  za  mną. 

W  salonie  siedzi  pani  Bartels  i  jest  gotowa  powtórzyć  pani  swe 

zarzuty prosto w twarz. 

Liana wstrząsnęła się z niechęcią. Skrzyżowała ręce na piersiach, 

chcąc  jakby  obronić  się  przed  czymś  obrzydliwym.  Mocno  zagryzła 

usta.  Było  dla  niej  niemożliwością  stanąć  przed  oskarżycielką, 

spojrzeć jej w twarz i powiedzieć, że jest oszustką. Być może w złości 

wymieniłaby przez przypadek i wbrew woli nazwisko wuja Joachima, 

co i tak nic by jej nie pomogło, a jemu mogłoby jedynie zaszkodzić. 

Pokręciła głową, odmawiając propozycji pani von Brinken. 

— Nie mogę stanąć naprzeciw tej kobiety, nie mam nic na swoje 

usprawiedliwienie.  I  nawet  tego  nie  chcę.  Wiem,  że  muszę  opuścić 

Brinkenhof.  Gdy  tylko  zobaczyłam  ją  w  S.,  wiedziałam,  obawiałam 

się, że zostanę wygoniona i z tego azylu, z tej oazy spokoju. Dziękuję 

pani  za  wszystko,  co  pani  dla  mnie  zrobiła,  i  proszę,  niech  mi  pani 

uwierzy,  że  nie  gościła  pani  w  domu  osoby  tego  niegodnej.  Jestem 

nieszczęśliwa, ale nie poczuwam się do winy. 

Pani von Brinken wzruszyła się mimo woli. Było jej tak przykro, 

że ta śliczna i kochana dziewczyna zeszła na manowce. 

—  Sama  pani  widzi,  że  nie  może  pani  zostać  w  Brinkenhof. 

Muszę  panią  prosić,  by  jeszcze  dzisiaj  opuściła  pani  ten  dom.  Nie 

mogę pani pozwolić na pożegnanie się z moją córką. Proszę, niech się 

pani od razu uda do swojego pokoju i niezwłocznie spakuje rzeczy. Ile 

czasu zajmie pani przygotowanie się do podróży? 

Liana na podniosła się z trudem i potarła czoło. 

background image

— Dwie godziny powinny wystarczyć. 

— Dobrze.  Za dwie  godziny  zatem gotowy będzie powóz, który 

odwiezie panią na stację. Tuż przed siódmą odjeżdża pociąg, powinna 

pani na niego zdążyć. 

Liana schyliła głowę. 

— Dziękuję pani. Życzę pani szczęścia, droga pani von Brinken. 

— I ja życzę pani szczęścia... niech Bóg ulituje się nad panią. 

Powoli,  z trudem stawiając nogi  Liana opuściła pokój. Zawlokła 

się do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Potem osunęła się na 

ziemię.  Była  zbyt  słaba,  by  utrzymać  się  na  nogach,  lecz  mimo 

wszystko  świadoma  swej  sytuacji.  Nie  straciła  przytomności,  co 

przyniosłoby  jej  z  pewnością  olbrzymią  ulgę,  mogłaby  bowiem  choć 

przez chwilę zapomnieć o bólu. 

Pani  von  Brinken  odprowadziła  ją  pełnym  bolesnego 

przygnębienia  wzrokiem  aż  do  chwili,  gdy  zniknęła  za  drzwiami. 

Potem  wolno  wróciła  do  salonu,  gdzie  oczekiwały  ją  niespokojne 

kobiety. 

—  Panna  Reinold  nie  chce  się  z  panią  spotkać,  pani  Bartels.  O 

mało  co  nie  zemdlała,  gdy  powiedziałam  jej,  o  co  ją  pani  oskarża. 

Muszę  przyznać,  że  nic  mną  do  tej  pory  tak  nie  wstrząsnęło,  jak 

rezygnacja  tej  dziewczyny.  Twierdziła,  że  jest  niewinna.  Nie 

zdziwiłabym  się,  gdybym  się  dowiedziała,  że  została  po  prostu 

uwiedziona. Nie ma krewnych, żyje całkiem sama. Kto będzie ją za to 

sądził? 

background image

—  Rozumiem  pani  przygnębienie,  kochana  przyjaciółko.  I  dla 

mnie była to przyjemna misja.  

—  Nikt  nie  odgrywa  radośnie  podobnej  roli  —  powiedziała 

baronowa. 

—  W  istocie.  Panna Reinold  opuści w  ciągu dwóch  godzin nasz 

dom. Nie pozwoliłam jej też pożegnać się z moją córką. 

Pani Wachau powiedziała: 

— Nie chciałybyśmy dłużej pani przeszkadzać. 

Pani Bartels spojrzała sarkastycznie na panią von Brinken. 

—  Niech  mi  pani  wierzy,  że  i  dla  mnie  to  spotkanie  nie  było 

przyjemne. 

Pani von Brinken spojrzała na nią przenikliwie. 

—  Wcale  też  pani  nie  zazdroszczę  —  powiedziała  zimno,  nie 

podając jej nawet ręki na pożegnanie. 

Nie  wiedziała,  dlaczego  ta  kobieta  wydawała  jej  się  tak niemiła. 

Pani  Bartels  nie  znalazła  więc  spodziewanego  uznania,  mimo  iż 

opuściła pole walki jako zwycięzca.  

Pani von Brinken próbowała najpierw trochę się uspokoić, zanim 

zdecydowała się pójść do ogrodu, w którym siedziała jej córka.  

Hanna spojrzała na nią radośnie. 

— Czyżby  Liana zastąpiła cię przy pracy?  Wspaniale!  To ładnie 

z jej strony. Chodź tu, usiądź koło mnie. 

Pani von Brinken z głębokim westchnieniem usiadła obok Hanny 

i objęła ją ramieniem. 

background image

—  Haneczko,  będziesz  musiała  się  znów  obejść  bez  panny 

Reinold. Jeszcze dzisiaj opuści ona nasz dom. 

Hanna z przerażeniem spojrzała na matkę. 

—  Co  się  stało?  Dopiero  teraz  zauważyłam,  że  jesteś  dziwnie 

blada i zmieszana. 

—  Haneczko,  przeszłam  naprawdę  ciężkie  chwile.  Sądzę,  że 

powinnaś  wiedzieć,  co  zaszło.  Przyjechała  tu  baronowa  Wachau  ze 

swoją nową damą do towarzystwa. Ta ostatnia wyznała mi, że panna 

Reinold  nie  jest  bez  zarzutu,  jak  nam  się  początkowo  wydawało. 

Została  oskarżona  o  tak  ciężkie  przewinienia,  że  musiałam  ją 

bezzwłocznie zwolnić. 

Hanna  drgnęła  i  pobladła  gwałtownie.  Pierwsza  jej  myśl 

dotyczyła  Detleva.  Zdecydowanie  pokręciła  głową  w  niemym 

przeczeniu. 

—  Nie,  mamusiu,  to  nie  może  być  prawdą,  oskarżono  Lianę 

bezpodstawnie! Nie  zdziwiło mnie to, pani Bartels wygląda na osobę 

zdolną do podobnego zachowania. 

— Ależ drogie dziecko, czy sądzisz, że mogłabym potępić pannę 

Reinold,  nie  wysłuchawszy  przedtem,  co  ona  ma  na  ten  temat  do 

powiedzenia?  Poprosiłam  ją,  że  jeżeli  nie  czuje  się  winna,  powinna 

stanąć przed panią Bartels i spróbować się wytłumaczyć. Ona jednak 

nie zgodziła się na to. Prawie zemdlała, zrezygnowana, nieszczęśliwa, 

ale nie niewinna. 

background image

Hanna  zapatrzyła  się  przed  siebie.  Czy  Liana  była  rzeczywiście 

winna?  Czyżby  Detlev  zakochał  się  w  osobie  tego  niegodnej?  Ujęła 

matkę za ramię i spojrzała na nią prosząco: 

—  Zapewne  zaszła  przez  przypadek  jakaś  nieszczęśliwa 

pomyłka.  Nie  mówmy  źle  o  Lianie.  Nie  mogłaby  aż  tak  się  nas 

oszukać.  Mamo,  proszę,  pozwól  mi  pójść  do  niej,  pozwól  mi  z  nią 

porozmawiać choć przez chwilę. 

—  Moje  dziecko,    będzie  lepiej,  jeżeli    się  już  z  nią  więcej    nie 

zobaczysz. Oszczędź sobie niepotrzebnego wzruszenia. Gdybyś mogła 

zobaczyć,  jak  zareagowała  na  moje  głowa  i  ty  nie  mogłabyś  nadal 

wierzyć  w  jej  niewinność.  Gdyby  mogła  się  usprawiedliwić,  z  

pewnością by to zrobiła. 

Hanna  musiała  poddać  się  jej  poleceniu.  Uczyniła  to  jednak  z 

ciężkim sercem. Przygniatała ją troska, jak Detlev zareaguje na to, co 

się stało. Wiedziała przecież, jak bardzo kocha on Lianę. 

 

Tymczasem Liana spakowała swoje rzeczy najszybciej, jak tylko 

mogła. Bez większego zainteresowania wrzuciła wszystko, co do niej 

należało,  do  walizek.  Zazwyczaj  dbała  o  rzeczy,  tym  razem  nie 

przejmowała  się  tym,  że  sukienki  z  pewnością  się  pogniotą.  Cóż  ją 

obchodziły  w  tej  chwili  podobne  drobnostki?  Cóż  ją  obchodziło 

wszystko inne, poza tym, że bezlitośnie zniesławiono jej dobre imię i 

zarzucono jej publicznie tak obraźliwe podejrzenia. 

Cały  czas  zastanawiała  się,  jak  przekonać  jedynego  człowieka, 

którego  kochała  całym  sercem  i  duszą,  o  swej  niewinności.  Czy  nie 

background image

miał  prawa  nawet  do  słowa  wyjaśnienia,  po  tym,  co  wyznał  jej 

dzisiejszego ranka?  

Jutro  rano  miała  się  z  nim  spotkać  w  lesie.  Miała  zostać  jego 

narzeczoną,  tak  jej  powiedział.  Nie  mogłaby  obecnie  stanąć  z  nim 

twarzą w twarz, pełna wstydu mimo swej niewinności. Nie, nie mogła 

się z nim zobaczyć. 

Ale  —  ale  mogła  przecież  do  niego  napisać!  Myśl  ta  wydała  jej 

się objawieniem. Tak, napisze do niego! A gdy opuści Brinkenhof, co 

będzie  dalej?  Znajdzie  się  z  powrotem  w  Berlinie,  poinformuje  też 

Joachima, co się stało, również o tym, że kocha Detleva i  że na jego 

prośbę  zgodziła  zostać  jego  narzeczoną.  Być  może  wtedy  wujek  ze 

swojej strony postara się przekonać Detleva o jej niewinności. Detlev 

nie powinien nią gardzić, nie powinien nawet pomyśleć, że ofiarował 

miłość osobie niegodnej. 

Liana  nie  wiedziała,  co  ma  ze  sobą  zrobić.  Życie  rzucało  ją  z 

jednego  miejsca  na  drugie,  nie  pozwalając  nigdzie  zapuścić  korzeni, 

Szybko  spakowała  ostatnie  rzeczy  i  zamknęła  walizki.  Potem  siadła 

przy biurku i napisała: 

Hrabio Rastenau! 

Cokolwiek  mówiono  by  Panu  o  mnie,  proszę,  niech  mi  Pan 

uwierzy — jestem niewinna. Mam jednak związane ręce i nie mogę się 

usprawiedliwić. Nie napisałabym do Pana tego listu, gdyby mnie Pan 

nie  poprosi  bym  jutrzejszego  ranka  spotkała  się  z  Panem  jako  Pana 

narzeczona. 

background image

Skoro jednak poprosił mnie Pan o rękę, muszę Pana zapewnić, że 

nie  ofiarował  Pan  swojej  miłości  osobie  tego  niegodnej.  Jestem 

niewinna, prześladowana przez wrogo wobec mnie nastawione osoby. 

Przysięgam to Panu na to, co w mym sercu najcenniejsze — na moją 

miłość do Pana. 

Nawet jeżeli mi Pan uwierzy — czego sobie w głębi duszy życzę i 

na co mam nadzieję — nie możemy się już nigdy spotkać. Nie mogę się 

z  Panem  spotkać.  Wstydzę  się,  że  obrzucono  mnie  tak  okropnymi 

oskarżeniami, przed którymi nie mogłam się niestety obronić. 

Niech Bóg Pana prowadzi, będę się modliła o Pańskie szczęście i 

spokój. Wszystkiego dobrego. 

Pana nieszczęśliwa 

Liana Reinold 

List  ten  chciała  wrzucić  do  skrzyni  na  stacji  kolejowej.  Detlev 

otrzyma  go  zatem  jutro  rano,  zanim  wyjdzie  z  domu,  by  pójść  na 

spotkanie z nią, które nigdy już nie miało dojść do skutku. 

Z  głębokim  westchnieniem  Liana  podniosła  się  z  krzesła. 

Uczyniła  przynajmniej  coś,  by  złagodzić  cios,  który  wymierzyła  jej 

rywalka.  Usłyszała,  że  przed  dom  zajechał  już  powóz,  który  zawieźć 

miał  ją  na  stację.  Przywołała  służącą  i  poprosiła, by  przysłała  kogoś, 

kto pomógłby jej znieść bagaże. 

Potem  powoli  zeszła  ze  schodów,  z  trudem  utrzymując 

równowagę.  Wyprzedzał  ją  służący  niosący  jej  bagaże,  poza  nim  nie 

dostrzegła nikogo. Weszła do powozu i ciężko opadła na poduszki. Jej 

twarz była śmiertelnie blada, Liana nieruchomo wpatrywała się przed 

background image

siebie.  Niczym  wyklęta  opuszczała  ten  dom,  który  tak  kochała  i  w 

którym znalazła długo poszukiwaną oazę spokoju. 

 

Tego  poranka  Detlev  przeglądał  pośpiesznie  i  jedynie  pobieżnie 

poranną  pocztę.  Nie  mógł  się  już  doczekać  chwili  spotkania  z  Lianą, 

jego serce przepełniała tęsknota za nią. Zdziwił się, gdy zobaczył list 

zaadresowany jej ręką. Otworzył go  niecierpliwie, odkładając na bok 

wszystkie  pozostałe.  Szybko  wyciągnął  dokładnie  złożoną  kartkę  i 

przeczytał. 

Przez chwilę jak sparaliżowany  wpatrywał się w zapisaną kartkę 

papieru.  Nie  był  w  stanie  zebrać  myśli,  przeczytał  więc  list  jeszcze 

raz.  Potem  zerwał  się  nagle  na  równe  nogi,  podbiegł  do  okna, 

otworzył je i zawołał służbę. Stajenny pośpieszył na wezwanie pana. 

—  Szybko  osiodłać  mego  konia!  Powiedziałem:  szybko!  — 

zawołał nie panując nad sobą Detlev. 

W  parę  minut  później  galopował  już  przez  lasy  w  kierunku 

Brinkenhof.  Gdy  tam  przybył,  jego  koń  pokryty  był  potem,  z  pyska 

ciekła mu piana.  

Hanna  siedziała  na  werandzie,  pogrążona  w  głębokim  smutku. 

Jedno  spojrzenie  na  jego  twarz  zdradziło  jej,  że  wie  już  o  wyjeździe 

Liany. Musiała więc sama go o tym powiadomić. Detlev zeskoczył  z 

konia i szybkimi krokami wbiegł na werandę. 

Dzień  dobry,  Hanno!  Przygląda  mi  się  pani  z  dziwnym 

ożywieniem.  Proszę,  niech  mi  pani  wybaczy,  że  ośmieliłem  się 

wtargnąć  do  waszego  domu.    Ale  pani  zawsze  była  moją 

background image

najserdeczniejszą przyjaciółką. Powinna pani pierwsza dowiedzieć się 

o  czymś,  czego  nikt  jeszcze  nie  wie.  Otóż  od  wczorajszego  poranka 

Liana  jest  moją  narzeczoną.  Nie  miałem  okazji  porozmawiać  z  nią 

dłużej  na  osobności,  powiedziałem  więc  jej  tylko  w  przelocie,  ze 

wszystkie  dzielące  nas  przeszkody  zostały  usunięte.  Poprosiłem  ją, 

byśmy  spotkali  się  dzisiejszego  poranka  w  lesie.  Zgodziła  się  na  to. 

Jednak  zamiast  spotkania  otrzymałem  dzisiaj  wiadomość  od  niej,  że 

musiała  wczoraj  opuścić  Brinkenhof.  Co  się  stało,  Hanno?  —  mówił 

szybko  i  z  nienaturalnym  ożywieniem.  Z  niepokojem  przyglądał  się 

Hannie. 

Twarz Hanny pobladła, nie zdradziła jednak, że swoimi słowami 

sprawił jej olbrzymi ból, który jedynie bardzo dzielne kobiety potrafią 

wytrzymać bez słowa skargi. Próbowała zapomnieć o samej sobie i jej 

miłości do Detleva. Martwiła się tylko o niego. 

—  Dokładnie  nie  wiem,  co  się  wczoraj  wydarzyło.  Mogę  tylko 

panu  powiedzieć,  drogi  przyjacielu,  że  wczoraj  po  południu 

przyjechała  do  nas  pani  baronowa  Wachau  ze  swoją  nową  damą  do 

towarzystwa, panią Bartels, i bardzo długo rozmawiały z moją mamą. 

— Ach, więc atak nastąpił z tej strony? 

Hanna potwierdziła skinięciem głowy. 

—  Pani  Bartels  oskarżyła  o  coś  Lianę.  Nie  mogę  dokładnie 

powiedzieć  panu  o  co,  bo  jak  już  wspomniałam,  sama  dokładnie  nie 

wiem. Zawołam mamę, ona panu o wszystkim opowie. 

Zatrzymał ją jeszcze przez chwilę. 

background image

—  Niech  mi  pani  powie  tylko  jedno...  Czy  Liana  rzeczywiście 

wyjechała? 

Przytaknęła ze smutkiem. 

—  Tak,  Detlevie,  jeszcze  wczoraj  wieczorem.  Jestem  z  tego 

powodu bardzo zmartwiona i zaniepokojona. Nie wierzę, że Liana jest 

winna zarzucanych jej czynów. Jeżeli pomyliłabym się co do niej, nie 

mogłabym  już  nigdy  nikomu  zaufać.  Nie  mogłam  już  z  nią 

porozmawiać, lecz im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi 

się niemożliwe, że jest ona rzeczywiście winna. 

Detlev wyciągnął list Liany. 

— Niech pani to przeczyta, Hanno. Potem niech pani zawoła pani 

mamę.  Mam  prawo  dowiedzieć  się  całej  prawdy  na  temat  tego,  co 

zaszło, i obowiązek obrony mojej narzeczonej. 

Hanna drżącą ręką odebrała od niego list, przeczytała, oddała mu 

z powrotem i poważnie spojrzała na Detleva. 

—  Ona  jest  niewinna,  drogi  przyjacielu.  Niech  pan  nie  pozwoli 

zachwiać w sobie przekonania o jej niewinności, niezależnie od tego, 

co pan usłyszy. 

Ucałował serdecznie jej delikatną dłoń. 

— Dziękuję pani za te słowa, kochana, wierna przyjaciółko. 

—  Zaraz  pójdę  zawołać  mamę  —  Hanna  wzięła  swoją  kulę  i 

najszybciej jak tylko potrafiła, poszła do domu. 

Detlev spokojnie krążył po werandzie, dopóki po kilku minutach 

nie  przyszła  pani  von  Brinken.  Spojrzała  na  niego  zdziwiona,  gdy  z 

nienaturalnym ożywieniem ujął jej rękę i zapytał: 

background image

—  Szanowna  pani,  niech  mi  pani  powie,  co  się  stało  z  Lianą, 

dlaczego wyjechała tak nagle? 

— Skąd pan wie, że coś się z nią stało i że opuściła Brinkenhof? 

Zamiast wyjaśnienia podał jej list Liany. 

— Proszę, niech pani przeczyta! 

Uczyniła to, po czym gwałtownie pobladła. 

—  Hrabio  Detlevie,  czy  pan  rzeczywiście  chciał  poślubić  Lianę 

Reinold? — zapytała tracąc panowanie nad sobą. 

— Nie tylko chciałem, szanowna pani, ale nadal chcę. Traktuję ją 

nadal  jak  moją  narzeczoną,  niezależnie  od  tego,  co  się  wczoraj 

wydarzyło. 

— Drogi hrabio, bardzo proszę, niech pan usiądzie. Musi się pan 

wszystkiego dowiedzieć. 

— Proszę o całkowitą szczerość. 

Pani  von  Brinken  opowiedziała  wyczerpująco  o  wszystkim,  co 

wydarzyło  się  poprzedniego  dnia.  Nie  pominęła,  ale  i  nie  dodała  ani 

jednego słowa. 

—  Bóg  wie  najlepiej,  że  jej  wczorajsza  rezygnacja  sprawiła  mi 

ogromny ból i zawód. Z pewnością jest ona bardziej nieszczęśliwa niż 

winna. Nie można jednak wątpić w prawdziwość relacji pani Bartels. 

Dlatego  też  myślę,  że  miał  pan  mimo  wszystko  szczęście,  że 

dowiedział  się  pan  o  tej  aferze,  zanim  oficjalnie  ogłosił  pan  swe 

zaręczyny z panną Reinold, która niestety nie okazała się godna pana 

ręki. 

background image

Detlev  zerwał  się  na  równe  nogi,  jego  szare  oczy  wydawały  się 

niemal głębokie oburzenie. 

—  To,  co  mi  pani  opowiedziała,  absolutnie  nie  zmienia  mojego 

postanowienia.  Niezależnie  od  wszystkiego  jedno  jest  dla  mnie 

pewne: Liana nie jest zepsutą osobą, jestem przekonany o czystości jej 

duszy.  I  moim  zadaniem  będzie  tego  dowieść  i  przekonać  o  jej 

niewinności. 

— Być może pana przekonanie będzie zaraźliwe. Nikt nie będzie 

się cieszył tak jak ja, jeżeli okaże się, że miał pan słuszność. Ale niech 

się  pan  nie  oszukuje!  Gdyby  była  rzeczywiście  niewinna,  stanęłaby 

spokojnie i z dumą przed jej oskarżycielką i powiedziałaby jej prosto 

w oczy: „Pani kłamie, pani mnie obraża!" 

—  Kto  może  wiedzieć,  czym  zostało  podyktowane  takie,  a  nie 

inne  jej  zachowanie.  Wydaje  mi  się,  że  za  tym  kryje  się  jakaś 

tajemnica  i  zrobię  wszystko,  by  ją  wyjaśnić.  Teraz  się  już  pożegnam 

nie chciałbym stracić ani chwili. Proszę, niech pani podziękuje Hannie 

za jej głęboką wiarę w niewinność mojej narzeczonej. 

— Z pewnością to uczynię. Do widzenia zatem i niech Bóg pana 

prowadzi! 

Hanna obserwowała przez okno, jak odjeżdżał. Wtedy poszła do 

matki 

na 

werandę. 

Jej 

oczy 

błyszczały 

pełne 

były 

powstrzymywanych z trudem łez. Bez zapowiedzi rzuciła się matce na 

szyję. 

background image

—  Moja  kochana  mamo,  wierzę  jak  Detlev,  że  Liana  jest 

niewinna.  Niech  Bóg  sprawi,  by  pewnego  dnia  ożenił  się  z  nią. 

Przecież chodzi o jego szczęście. 

Pani von Brinken spojrzała z troską w mieniącą się wzruszeniem 

twarz Hanny. 

— Hanno, czyżby aż tak bardzo zależało ci na tym, by Detlev był 

szczęśliwy? 

Hanna spojrzała na matkę poważnie i z rozwagą. Nie powinna się 

za  żadną  cenę  domyślić,  ile  Detlev  dla  niej  znaczył,  w  przeciwnym 

razie zaczęłaby się martwić o nią jeszcze bardziej niż dotychczas. 

— Jest przecież moim przyjacielem i jego współczucie i wiara we 

mnie  pomogły  mi  przeżyć  najgorsze  chwile.  Mam  się  więc  teraz 

spokojnie przyglądać, jak jego szczęście staje pod znakiem zapytania? 

—  Haneczko,  boję  się  tylko,  by  nie  stał  się  on  dla  ciebie  kimś 

bliższym niż przyjacielem. 

—  Nie  musisz  się  zamartwiać  podobnie  niedorzecznymi 

myślami. Dobry Bóg wszystko doskonale urządził. Ponieważ poskąpił 

mi  darów  na  jednym  polu,  to  znaczy  urody,  obdarzył  mnie  czymś  w 

zamian.  Tym  wyprzedzam  inne  piękne  dziewczęta,  że  mogę  mieć 

przyjaciela,  nie  będąc  przez  nikogo  podejrzewana  i  krytykowana.  I 

chcę  się  nią  cieszyć  i  zrobić  wszystko,  by  jej  nie  utracić,  ponieważ, 

oprócz waszej miłości, to najpiękniejsza rzecz, jaką zesłało mi niebo. I 

Detlev  jest  moim  wiernym  przyjacielem.  I  niech  Bóg  mu dopomoże, 

by udało mu się uratować zagrożone szczęście. A ja chciałabym mieć 

background image

w  tym  udział,  by  móc  potem  z  czystym  sercem  cieszyć  się  jego 

szczęściem. 

—  Ponieważ  ty  nigdy  me  zaznasz  podobnego  szczęścia  — 

westchnęła ze skargą matka 

Hanna z miłością pogładziła jej dłonie. 

—  Ach,  mamusiu,  nie  wmawiaj  sobie  podobnych  bzdur.  Czy 

kobieta  może  być  szczęśliwa  jedynie  wtedy,  gdy  wyjdzie  za  mąż?  Ja 

czuję  się  zadowolona  z  mego  życia.  A  czymże  jest  szczęście,  jeżeli 

nie właśnie zadowoleniem? No, szybko, uśmiechnij się, nie rób takiej 

nieszczęśliwej miny. Ciesz się, że przynajmniej żaden mężczyzna nie 

odbierze  ci  twojej  córki  i  nie  uprowadzi  jej  nie  wiadomo  dokąd. 

Pomyśl, mogłabym zakochać się w kimś, kto by mnie unieszczęśliwił. 

O ile straszniejszy byłby wtedy mój los! 

Matka  i  córka  ucałowały  się  serdecznie.  Hanna  z  czułością 

przytuliła się do matki. 

— Nie martw się o mnie, mamusiu. Zdradzę ci teraz coś, o czym 

na  razie  nikomu  nie  chciałam  mówić,  nie  jestem  bowiem  jeszcze 

całkiem pewna. Mam nadzieję, że w przyszłości mój paraliż zupełnie 

ustąpi.  Wydaje  mi  się,  że  codzienne  ćwiczenia  gimnastyczne 

rzeczywiście  wzmocniły  moje  nogi.  Z  dnia  na  dzień  czuję  się  coraz 

lepiej. Nie trać zatem nadziei, mamusiu! Popatrz tylko! 

I  Hanna  odłożyła  kulę,  na  której  się  zwykle  opierała,  i  przeszła 

przez werandę bez jakiejkolwiek podpory. W ten sam sposób wróciła 

do fotela, na którym siedziała matka. 

background image

Pani  von  Brinken  przyglądała  się  córce  ze  wzruszeniem.  Od 

czasu wypadku Hannie ani razu jeszcze nie udał się podobny wyczyn. 

—  Haneczko!  Drogi  Boże,  czy  dokonasz  cudu?  Czyżbyś  chciał 

uzdrowić moją córkę? 

— Widzisz, mamusiu? Tak się cieszę! Czuję, że z każdym dniem 

mogę  lepiej  poruszać  stopą  i  staje  się  ona  coraz  silniejsza.  Gdy  tato 

wróci  na  obiad,  podejdę  do  stołu  bez  kuli.  Jemu  też  chcę  sprawić 

radość. 

 

Tego samego ranka Joachim Rastenau wyjął pocztę ze skrzynki i 

jak  zwykle  przeglądał  ją  przy  śniadaniu.  Były  to  prawie  same  listy 

handlowe,  dotyczące  prowadzonych  przez  niego  interesów.  Wśród 

nich znalazła się też koperta od jego berlińskiego bankiera. W środku 

znajdowały  się  dwa  listy  od  Liany,  jeden  napisany  w  sobotę  rano, 

drugi  w  niedzielę  wieczorem.  Hrabia  udał  się  zatem  do  swojego 

gabinetu by w spokoju je przeczytać. 

I  hrabina  otrzymała  list,  któremu  badawczo  się  przyglądała, 

zanim go otworzyła. Stempel wskazywał, że wysłano go z pobliskiego 

kurortu  S.  Koperta  zaadresowana  była  nie  znanym  hrabinie 

charakterem  pisma.  Szybko  otwarła  kopertę  i  wyjęła  z  niej  drobno 

zapisaną  kartkę  papieru.  Od  razu  spojrzała  na  koniec  i  przeczytała 

podpis nadawcy listu: 

„Helena Bartels". 

Ze  zdziwieniem  pokręciła  głową.  Nie  znała  kobiety  o  tym 

nazwisku.  Bez  specjalnego  zainteresowania  zaczęła  czytać.  Wkrótce 

background image

jednak z ożywieniem i rosnącym zdenerwowaniem przebiegała linijki. 

Treść listu brzmiała bowiem niepokojąco: 

Szanowna Hrabino! 

Niech  Pani wybaczy,  że jako osoba Pani nieznajoma  ośmieliłam 

się napisać do Pani te parę słów. Jestem jednak zobowiązana położyć 

kres skandalowi i chcąc oszczędzić wstydu Pani rodzinie, zwracam się 

bezpośrednio do Pani. Niech Pani postąpi według własnego uznania z 

wiadomościami, które zmuszona jestem Pani przekazać. 

Proszę  mi  wybaczyć,  jeśli  zadam  Pani  ból  tym,  co  w  mym  liście 

przekażę. Nie mogę jednak już dłużej przyglądać się w milczeniu, jak 

Pani  jest  okłamywana  za  swoimi  plecami.  Pani  małżonek,  hrabia 

Joachim  Rastenau,  ma  kochankę.  Z  pewnością  zauważyła  Pani,  że 

regularnie,  mniej  więcej  co  kwartał,  wyjeżdża  z  domu,  tłumacząc  się 

prawdopodobnie wyjazdami służbowymi.  

Czas ten spędzał zazwyczaj u swojej kochanki, dziewczyny, którą 

określał jako swoją bratanicę, a której wynajął mieszkanie w jednej z 

dzielnic  Berlina.  Podawał  się  za  kawalera.  Młoda i piękna kochanka 

nazywa  się  Liana  Reinold.  Miałam  nieszczęście  zostać  zatrudniona 

przez  Pani  małżonka  jako  dama  do  towarzystwa  jego  domniemanej 

bratanicy.  

Zaraz po tym, gdy zorientowałam się, jak rzeczywiście kształtują 

się stosunki między nimi, opuściłam ich dom i obecnie pracuję u pani 

baronowej  Wachau.  Przez  przypadek  dowiedziałam  się,  że  Liana 

Reinold  znajduje  się  obecnie  w  pobliżu  waszego  majątku,  w 

Brinkenhof.  Spotkałam  ją  w  niedzielę  w  towarzystwie  pani  córki  i 

background image

młodego  hrabiego  Detleva  Rastenau.  Obydwoje  nie  mieli  oczywiście 

pojęcia,  z  jak  niegodną  osobą  się  zadają.  Byłam  tak  oburzona,  że 

postanowiłam  przerwać  ów  skandal.  Dlatego  też  informuję  Panią  o 

tym.  Jestem  gotowa  opowiedzieć  Pani  o  pozostałych  szczegółach, 

dlatego też proszę mną rozporządzać według Pani uznania. 

Na  koniec  chciałam  Panią  zapewnić,  że  ze  względu  na  Panią  i 

Pani  córkę,  nie  wyjawiłam  nikomu  nazwiska  Pani  małżonka. 

Postarałam  się  jedynie  o  to,  by  panna  Reinold  natychmiast  została 

usunięta z Brinkenhof. 

Z wyrazami szacunku 

Helena Bartels 

Adres zwrotny: Hotel „Pod Białym Jeleniem" w S. 

Hrabina Stefania, do głębi poruszona, wypuściła list z ręki i przez 

chwilę  bezmyślnie  wpatrywała  się  w  dal.  Potem  jednak  głęboko 

westchnęła  i  energicznie  potrząsnęła  głową,  dając  wyraz  swemu 

niedowierzaniu. 

Nie, nie mógłby mi tego zrobić! To nie może być prawdą. 

Gdy  pomyślała  o  tym,  jak  Steffi  z  zachwytem  opisywała  Lianę 

Reinold. Joachim przycisnął ją wtedy czule i powiedział, by starała się 

naśladować  zachowanie  damy.  Nie,  nie  mógłby  tego  uczynić,  gdyby 

to, co napisano w liście było prawdą. 

Podniosła  się  zdecydowanie.  Natychmiast  chciała  udać  się  do 

męża i przeczytać mu, co za kłamstwa napisała ta kobieta. Z listem w 

ręku pośpieszyła do domu i wbiegła prawie do gabinetu. 

background image

Hrabia Joachim skończył właśnie czytać listy Liany i z ostatniego 

dowiedział się, że pani Bartels przebywa w S. Wtedy sparaliżowała go 

myśl, że przy śniadaniu wręczył swojej żonie list ze stemplem właśnie 

z  S.  Przeszedł  go  dreszcz  przerażenia.  Zastanawiał  się  akurat,  co 

powinien zrobić, by dowiedzieć się, kto był adresatem tego listu, gdy 

jego żona gwałtownie weszła do gabinetu. 

Gdy  tylko  spojrzał  na  jej  pobladłą  i  niespokojną  twarz,  nie  miał 

już  żadnych  wątpliwości.  Wstał  z  krzesła  i  z  troską  wyszedł  jej 

naprzeciw. 

— Co mi przyniosłaś, Stefanio? 

Pozwoliła się mu wygodnie posadzić w fotelu, czuła bowiem, jak 

siły z niej ulatują. 

—  Kochany  Joachimie...  z  pewnością  nie  połączyła  nas 

wzajemna  miłość.  Ale  szacunek  i  wzajemne  zaufanie  sprawiło,  że 

staliśmy  się  sobie  o  wiele  bliżsi.  Dlatego  też,  ufając  ci  w  pełni, 

przyszłam teraz do ciebie. Otrzymałam właśnie list od zupełnie obcej 

mi kobiety. Informacje, które mi przekazała głęboko mną wstrząsnęły. 

Nie wierzę, że mógłbyś mi zrobić to, o co oskarża cię ta kobieta. Nie 

mam jednak stuprocentowej pewności. Proszę, przeczytaj ten list. 

Nie odchodząc od niej, oparł się o blat biurka i z niecierpliwością 

przeczytał  list.  Żyły  na  jego  czole  nabrzmiały,  w  oczach  widać  było 

błyski  wściekłości.  Gdy  hrabina  zobaczyła  jego  reakcję,  natychmiast 

się  uspokoiła,  od  razu  zrobiło  jej  się  lżej  na  sercu.  Gdy  skończył 

czytać, wypuścił list z ręki i pozwolił mu upaść na ziemię. Był blady i 

background image

jego twarz zdradzała zdenerwowanie. Ale spojrzenie, które skierował 

na żonę, było pewne i czyste. 

—  Dziękuję  ci,  Stefanio,  że  przyszłaś  do  mnie  z  tym  listem. 

Dziękuję ci za zaufanie. I najpierw powiem ci najważniejsze, na Boga 

nie, nie mógłbym ci uczynić tego, co zarzuca mi w liście owa kobieta. 

Za bardzo cię szanuję i cenię, za mocno cię kocham, bym był do tego 

zdolny. Tak, Stefanio, mogę ci wreszcie otwarcie wyznać, że kocham 

cię,  ciebie  jedyną.  Ten  list  jest  wytworem  chorobliwej  zazdrości 

przepojonej  nienawiścią  osoby.  Jednak  nie  wszystko,  co  w  nim 

napisano, jest kłamstwem i wymysłem. Dlatego też zmuszony jestem 

wyznać ci parę spraw, o których do tej pory nie wiedziałaś. Muszę ci 

wyznać prawdę. Spójrz na mnie, Stefanio. Wierzysz mi? 

— Ufam ci bardziej niż samej sobie, Joachimie. 

Ze wzruszeniem przycisnął jej rękę do ust. 

—  Wysłuchaj  mnie  zatem,    Stefanio.    Liana  Reinold  jest  moją 

przybraną córką, dziewczyną, którą się opiekowałem. 

Opowiedział żonie wszystko, co do tej pory przed nią ukrywał. 

—  Dlaczego  nie  pozwoliłeś  mi  wziąć  udziału i  pomóc  ci  w  tym 

trudnym,  lecz  godnym  pochwały  zadaniu  wychowania  tej  młodej 

dziewczyny, Joachimie? — zapytała z powagą hrabina. 

—  Na  to  pytanie  nie  mogę  niestety  udzielić  ci  zadowalającej 

odpowiedzi.  Gdy  się  pobraliśmy,  Liana  miała  zaledwie  trzy  latka. 

Wtedy byliśmy nastawieni do siebie stosunkowo wrogo, poza tym nie 

znałem  cię  jeszcze  tak  dobrze,  jak  dzisiaj.  Myślałem,  że  nie  mogę 

oczekiwać od ciebie, byś zajęła się wychowaniem jakiegoś obcego ci 

background image

dziecka.  Gdy  Liana  ukończyła  szkołę  i  musiała  opuścić  pensję, 

wynająłem dla niej mieszkanie na moje nazwisko. Ponieważ mogłem 

z  nią  być  tylko  parę  dni  w  roku,  pozwoliłem  jej  wierzyć,  że  to  moja 

praca zmusza mnie do nieustannych podróży.  

By  miała  opiekę  i  towarzystwo,  zaangażowałem  panią  Bartels. 

Miałem  wrażenie,  że  to  właśnie  ona  robiła  sobie  nadzieje,  że  kiedyś 

zostanie  hrabiną  Rastenau.  Gdy  przekonała  się,  że  jej  nadzieje  są 

płonne,  zaczęła  skandalicznie  wprost  odnosić  się  do  Liany,  mszcząc 

się na niej za własne nie spełnione marzenia. Gdy Liana poskarżyła mi 

się  na  oburzające  zachowanie  jej  opiekunki  i  damy  do  towarzystwa, 

zwróciłem  wreszcie  i  ja  uwagę  na  charakter  tej  kobiety. 

Wypowiedziałem jej pracę, za co zrobiła mi okropną wręcz scenę. 

Hrabia  Joachim  opowiedział,  co  wydarzyło  się  później.  Potem  z 

szuflady biurka wyjął listy Liany i podał je żonie. 

— Możesz przeczytać wszystkie jej listy, Stefanio, i to powinno 

cię  przekonać,  jak  wyglądają  stosunki  między  nami.  Daję  ci  słowo 

honoru, że czuję do Liany miłość czysto ojcowską, a i ona kocha mnie 

jak córka. Czy mi wierzysz? 

— Wierzę ci, Joachimie. Ale  wiem też to, czego nie chciałeś mi 

powiedzieć, żeby nie sprawić mi przykrości. 

— O czym ty mówisz? — zapytał cicho. 

Ujęła jego dłoń. 

—  Nie  powiedziałeś  mi,  że  matką  Liany  Reinold  była  kobieta, 

którą  kiedyś  tak  gorąco  kochałeś.  Tylko  tym  bowiem  mogę  sobie 

background image

wytłumaczyć  aż  tak  żywe  zainteresowanie  dla  tej  nieszczęśliwej 

dziewczyny. 

Ujął  jej  rękę  i  przycisnął  do  ust.  Przez  chwilę  siedzieli  w 

milczeniu.  Potem  podniósł  głowę  i  spojrzał  na  nią.  Wyraz  jego  oczu 

poruszył ją do głębi serca. 

—  Zataiłem  to,  gdyż  nie  chciałem  sprawiać  ci  bólu.  Tak, 

Stefanio, kiedyś kochałem matkę Liany ponad wszystko. Tak bardzo, 

że  byłem  gotów  ponieść  dla  niej  każdą  ofiarę.  Gdy  umarła,  świat 

stracił  dla  mnie  urok,  jedynym  pocieszeniem  było  dla  mnie  jej 

dziecko. Wybacz mi, jeżeli to wyznanie sprawiło ci ból. 

—  Nie  mam  ci  nic  do  wybaczenia,  Joachimie.  Gdy  się 

pobieraliśmy,  powiedzieliśmy  sobie  otwarcie,  że  nie  możemy 

nawzajem  obdarzyć  się  miłością.  A  ponieważ  nadeszła  godzina 

wyznań i ja chciałabym ci coś powiedzieć. Zanim poznałam ciebie i ja 

kochałam kogoś innego... Nazywał się Grzegorz von Yerden i był tak 

jak  i  ja  biedny,  niczym  mysz  kościelna.  Nie  mieliśmy  najmniejszej 

możliwości, by się pobrać. Odjechał na południowy wschód. Tam też 

zginął.  Rok  po  jego  śmierci  wyszłam  za  ciebie  za  mąż.  Cóż,  teraz 

jesteśmy kwita, Joachimie. 

— Moja kochana, najdroższa i jedyna Stefanio! —  wyszeptał ze 

wzruszeniem. 

Chcąc ukryć zmieszanie, powiedziała do niego żartobliwie: 

— Będę musiała cię jednak wyłajać za twoją... hm... głupotę. Nie 

jest  bynajmniej  dziwne,  że  na  Lianę  spadło  tak  ciężkie  podejrzenie. 

background image

Biedne  dziecko!  Musimy  natychmiast  sprowadzić  ją  do  Rastenau  i 

uciszyć te plotki. 

— Stefanio, jesteś pewna, że chcesz to uczynić? 

— Masz jakieś wątpliwości? 

—  Podziwiam  twoje  serce.  Nie  potrafię  wprost  zrozumieć,  że 

wszystko tak dobrze się rozwiązało, dzięki twojej dobroci. 

—  Och,  gdybyś  zaufał  mi  wcześniej!  Pomyśl  tylko,  jak  Steffi 

ucieszy  się,  że  będzie  miała  przy  sobie  uwielbianą  i  otoczoną 

podziwem Lianę Reinold! 

—  Nie  zatrzyma  się  u  nas  na  długo,  Stefanio.  I  o  tym  powinnaś 

się dowiedzieć. Detlev bardzo ją kocha i chce się z nią ożenić. O tym 

właśnie rozmawialiśmy w niedzielę. 

—  Ależ  Joachimie...  przecież  może  poślubić  jedynie  kobietę 

wywodzącą się jak on, ze szlachty. 

Otoczywszy  ją  ramieniem  opowiedział  jej  o  klauzuli  dołączonej 

do  rozporządzenia  i  o  tym,  o  czym  rozmawiali  w  niedzielę  z 

Detlevem. 

— Zatem, czy Detlev wie, że znasz Lianę? — zapytała hrabina. 

— Nie, jeszcze nic o tym nie wie. Chciałem najpierw gruntownie 

wszystko  przemyśleć  i  postanowiłem,  że  powiem  wam  o  tym,  gdy 

spotkamy  się  kiedyś  we  trójkę.  Cóż,  w  zaistniałych  okolicznościach 

dowie się o tym nieco później niż ty. 

Hrabina  w  zamyśleniu  zapatrzyła  się  przed  siebie.    Pogładziła 

delikatnie czoło męża. 

background image

— Czy nie czujesz się lepiej teraz, gdy wyznałeś mi wszystko, co 

leżało ci na sercu? 

Joachim miał jednak jeszcze jedną tajemnicę, jedyną, o której nie 

powinna  się  nigdy  dowiedzieć.  Tak  chętnie  uwolniłby  się  od  jej 

przytłaczającego ciężaru. Nie mógł jednak tego uczynić. 

— Tak, masz rację, Stefanio, czuję się o wiele lepiej. Dziękuję ci 

za  zrozumienie  i  wybaczenie  mi  mych  błędów.  A  teraz,  proszę  cię, 

weź ze sobą listy Liany i przeczytaj je. 

— Wierzę ci i bez tego. 

—  Mimo  to  chciałbym,  abyś  je  przeczytała.  W  ten  sposób 

najlepiej uda ci się poznać Lianę, a także to, co mnie z nią łączy. 

—  Dobrze,  przeczytam  je  zatem  z  przyjemnością  —  przycisnęła 

listy do piersi. 

W  tym  momencie  usłyszeli  hałas  nadjeżdżającego  samochodu. 

Podeszli do okna. Z samochodu wyskoczył Detlev.  

—  Najlepiej  by  było,  gdybyś  chwilowo  zostawiła  nas  samych, 

Stefanio. Z pewnością chce powiedzieć mi coś szczególnego. Proszę, 

gdy  będziemy  rozmawiali,  przeczytaj  listy  Liany.  I  jeszcze  raz 

chciałbym ci podziękować za twoją dobroć. 

—  Nie  wyolbrzymiaj  aż  tak  bardzo  mojej  wielkoduszności. 

Wydaje  mi  się,  że  to,  co  zrobiłam,  jest  zrozumiałe  samo  przez  się. 

Zawołaj mnie, gdy będziesz czegoś potrzebował. 

Przyszedł  służący,  by  zameldować,  że  hrabia  Detlev  chciałby 

rozmawiać z wujem. 

background image

Hrabia  od  razu  zauważył,  że  siostrzeniec  jest  do  granic 

ostateczności wzburzony. 

— Co się stało, Detlevie? 

—  Kochany  wujku,  stało  się  coś  naprawdę  strasznego.  Liana 

Reinold wyjechała! W Brinkenhof z dnia na dzień wypowiedziano jej 

pracę. Jej stara nieprzyjaciółka oskarżyła ją o popełnienie niegodnych 

czynów. Proszę cię, przeczytaj ten list, który do mnie napisała, potem 

opowiem  ci  resztę.  Przyjechałem,  by  poprosić  cię  o  dłuższy  urlop, 

chciałbym bowiem odnaleźć  Lianę i wyjaśnić całą tę dziwną sprawę. 

Proszę,  nie  myśl  źle  o  Lianie  z  powodu  tego  kłamliwego  oskarżenia. 

Ręczę za jej niewinność i czystość. 

Hrabia  wyjął  list  z  rąk  Detleva  i  przeczytał  go  z  powagą.  Gdy 

jednak  dowiedział  się,  że  Liana  opuściła  już  Brinkenhof,  odczuł 

przerażenie i przygnębienie. 

—  Opowiedz  mi  o  wszystkim,  co  wiesz,  mój  chłopcze  — 

poprosił cicho. 

Detley rozpoczął nerwową i nieco nieskładną opowieść, a hrabia 

Joachim  słuchał  go  w  napięciu.  Jego  twarz  tężała  coraz  bardziej. 

Dopiero  teraz  zrozumiał,  że  może  oczyścić  honor  Liany  podając  do 

wiadomości publicznej wszystkie tajemnice swego życia, które do tej 

pory starannie ukrywał.  

Przede  wszystkim  Detlev  powinien  poznać  prawdę,  dowiedzieć 

się  o  tym,  co  najchętniej  wymazałby  z  pamięci:  największy  i 

najcięższy  grzech  jego  życia,  który  już  dawno  byłby  zdradził,  gdyby 

nie myśl o rodzinie. Teraz jednak nadszedł czas, by wyznać wszystko 

background image

do  końca.  Nie  może  poświęcać  szczęścia,  a  być  może  i  życia  Liany, 

by chronić żonę i Steffi. O sobie nawet nie pomyślał. 

— Najpierw chcę odszukać Lianę, wujku Joachimie. A gdy już ją 

odnajdę, musi mi o wszystkim opowiedzieć, bym mógł udowodnić jej 

niewinność — zakończył Detlev swoją opowieść. 

— Kochany Detlevie, nie będziesz musiał długo szukać prawdy. 

Znajdziesz ją tutaj, u mnie w domu. Mężczyzna, którego domniemaną 

kochanką  miała  być  Liana  Reinold,  siedzi  naprzeciw  ciebie.  Ja  nim 

jestem  —  powiedział  twardo  i  spokojnie,  mimo  iż  jego  twarz  była 

śmiertelnie blada. 

— Ty, wujku Joachimie? 

—  Tak,  mój  chłopcze.  Pani  Bartels  poinformowała  moją  żonę  o 

swoich obrzydliwych podejrzeniach. Stefania otrzymała dzisiaj list, w 

którym  oskarża  mnie  i  Lianę  o  te  same  czyny,  o  których  od  niej 

słyszałeś.  Mamy  właśnie  za  sobą  długą  rozmowę.  Stefania  w  swoim 

pokoju  czyta  listy  Liany  do  mnie.  Wyjaśniłem  jej,  że  Liana  Reinold 

jest  moją  przybraną  córką,  dzieckiem  kobiety,  którą  kochałem  przed 

laty  i  którą  odebrała  mi  śmierć,  rok  przed  moim  ślubem  z  ciocią 

Stefanią. 

—  Ach,  dzięki  Bogu!  Wiedziałem,  że  to  nieprawda,  że  to  tylko 

ohydne oszczerstwa. Teraz jednak wszystko jest w porządku. 

Hrabia Joachim pokręcił przecząco głową. 

—  Niestety  nie,  mój  chłopcze.  Takim  wytłumaczeniem 

zadowolisz  się  ty  i  ciocia  Stefania,  ale  nie  obcy  ludzie.  Ta  plotka 

zatoczyła  już  dość  szerokie  kręgi,  a  zawarte  w  niej  oskarżenia  na 

background image

długo  utkwiły  w  pamięci  ludzkiej  i  zawsze  będą  się  im  kojarzyć  z 

osobą  Liany.  Jest  jednak  sposób,  by  oczyścić  jej  honor  i  wybić  im  z 

głów,  że  między  nami  istniały  jakieś  nieczyste  stosunki.  Jestem 

zmuszony  skorzystać  z  tego  środka.  Muszę  ci  jednak  najpierw 

wszystko  dokładnie  wytłumaczyć,  byś  dobrze  mnie  zrozumiał, 

Detlevie.  Powinno  to  zostać  moją,  tajemnicą  aż  do  śmierci,  sytuacja 

wszakże  zmusza  mnie  do  wyznania ci  tego,  zresztą  być  może  będzie 

mi lżej na sercu, gdy poznasz całą prawdę. 

Wziąłem  na  swe  barki  okropną  winę,  a  właściwie  nie  na  moje, 

lecz  kobiety,  którą  tak  bardzo  kochałem.  Ale  podejdź  tu,  usiądź 

wygodnie koło mnie i wysłuchaj mojej spowiedzi. 

Usiedli  koło  siebie.  Hrabia  Joachim  przez  długą  chwilę 

wpatrywał  się  w  jakiś  niewidzialny  punkt  przed  sobą.  Potem 

rozpoczął opowieść, jego głos łamał się ze wzruszenia. 

—  Przypominasz  sobie  zapewne,  Detlevie,  jak  ostatnio 

powiedziałem,  że  i  ja  byłbym  szczęśliwy  jak  ty,  gdybym  przed 

dwudziestu 

laty 

mógł 

zawiesić 

działanie 

rozporządzenia, 

nakładającego poślubienia kobiety równej nam urodzeniem, jak twoim 

wypadku.  Byłem  wtedy  w  bardzo  ciężkiej  sytuacji.  Ówczesny 

dziedzic  i  władca  hrabstwa    Rastenau,    hrabia  Magnus,  dawał  mi 

dodatkowe  pieniądze,  które  zasilały  mnie  finansowo.  Z  pieniędzmi. 

które otrzymywałem w wojsku i przysyłanymi przez Magnusa, ledwie 

wiązałem koniec z końcem. 

Wtedy  poznałem  Dorę  Reinold,  przepiękną,  kochaną  i 

wzruszającą osóbkę, w której zakochałem się bez pamięci. Liana jest 

background image

jej niemal lustrzanym odbiciem, przypomina matkę i urodą, i cechami 

charakteru. Dora była biedna jak ja. Nic dziwnego, i ona była sierotą. 

Bardzo  ją  kochałem,  nawet  dzisiaj  nie  potrafię  opisać  głębi  mego 

uczucia,  a  ona  je  odwzajemniała.  Nie  mieliśmy  jednak  najmniejszej 

nadziei  na  wspólne  życie.  Gdybym  bowiem  zrezygnował  z  prawa  do 

spadku, z czego byśmy żyli? 

W tym czasie nagle, w dziwny sposób stałem się dziedzicem. W 

jednej chwili z biedaka zmieniłem się w bogatego człowieka, miałem 

ogromne dochody i mogłem poślubić ubogą dziewczynę, pod jednym 

wszakże warunkiem — musiała być szlachcianką. 

Łamałem  sobie  głowę,  chcąc  znaleźć  jakieś  sensowne 

rozwiązanie.  Mówiąc krótko,  nie  będę  teraz  opowiadał  ci  wszystkich 

szczegółów, skłoniłem Dorę, by wyjechała do Anglii, tam się ze mną 

spotkała  i  wzięliśmy  ślub  w  tajemnicy,  by  nie  dowiedział  się  o  tym 

nikt  w  Niemczech.  Tak,  Detlevie,  Dora  Reinold  była  moją  żoną.  Po 

krótkim  czasie,  jaki  spędziliśmy  razem  w  Anglii,  załatwiłem  mojej 

żonie  papiery  na  nazwisko  pani  Dory  Reinold,  podczas  gdy  w 

rzeczywistości była już hrabiną Rastenau.  

Nikt o tym nie wiedział i nigdy się nie dowiedział, poza jej starą 

ciotką  Lottą.  Świadectwo  naszego  ślubu  leży  schowane  w  jednym  z 

berlińskich  banków.  Po  mojej  śmierci  powinna  go  otrzymać  moja 

córka Liana. 

Detlev  zerwał  się  na  równe  nogi.  Złapał  Joachima  za  ramiona  i 

silnie nim potrząsnął. 

background image

—  Wujku  Joachimie...  Liana  jest  twoją  córką?  —  nie  mógł 

powstrzymać krzyku. 

Tylko  to  do  niego  dotarło  z  całej  przemowy  wujka.  To  było  dla 

niego najważniejsze. 

— Tak, jest moją córką z pierwszego małżeństwa, nie ma o tym 

jednak  najmniejszego  pojęcia.  Z  jakim  trudem  przychodziło  mi 

ukrywanie tego przed nią, wiem tylko ja i Bóg. Ale i jej nie mogłem o 

tym  powiedzieć,  musiałbym  bowiem  wyznać,  dlaczego  nie  mogę 

uznać  jej  za  własne  dziecko.  Po  śmierci  Dory  zawiozłem  Lianę  do 

ciotki Lotty, do Szwajcarii. I wtedy ożeniłem się po raz drugi. Nikt nie 

dowiedział się nigdy, że wcześniej byłem już związany małżeństwem. 

Jak  spełniałem  swoje  ojcowskie  obowiązki  względem  Liany, 

opowiem  ci  innym  razem.  Jeszcze  tylko  jedno:  ową  panią  Bartels 

zaangażowałem, by zapewnić mojej  córce  opiekę i  towarzystwo, nie 

mogłem przebywać z nią zbyt długo, zazwyczaj raz w roku.  

Ta  kobieta  o  wybujałej  wyobraźni  dostrzegła  coś  dziwnego  w 

naszym zachowaniu. A teraz moja córka cierpi przeze mnie. Joachim 

opowiedział  siostrzeńcowi,  jak  bardzo  pani  Bartels  obraziła  Lianę,       

która  ze  strachu  i  przerażenia  nie  wiedziała,  co  ma  ze  sobą  począć. 

Udała się więc do pensjonatu pani Wesemann, a potem los przywiódł 

ją do Brinkenhof. 

— Teraz możesz sobie wyobrazić — kontynuował — co czułem, 

gdy opowiedziałeś mi o waszym spotkaniu w Berlinie i gdy wyznałeś, 

jak  bardzo  ją  kochasz.  Gorączkowo  szukałem  jakiegoś  sposobu, 

możliwości  zapewnienia  wam  szczęścia.  Nawet  gdybym  ci 

background image

powiedział,  że  Liana  jest  moją  córką,  nie  zmieniłoby  to  faktu,  że  nie 

jest ci równa urodzeniem i pozycją społeczną. Dzięki Bogu znalazłem 

klauzulę,  która  wskazała  mi  najlepsze  wyjście.  Wtedy  pomyślałem 

sobie, że wszystko jest na najlepszej drodze.  

Od  tej  chwili  wszystko  znów  uległo  przerażającym  zmianom. 

Trzeba  oczyścić  honor  Liany.  A  teraz  stoję  przed  tobą  jako  twój 

dłużnik,  Detlevie.  W  rzeczywistości  to  ty  jesteś  obecnie  zarządcą  i 

jedynym  właścicielem  majątku  należącego  do  hrabstwa  Rastenau.  Ja 

przez  moje  pierwsze  małżeństwo  utraciłem  prawo  do  dziedziczenia. 

Wybacz  mi,  że  tak  długo  cię  oszukiwałem.  Wierz  mi,  ciężko  to 

odpokutowałem. Teraz jednak przekazuję ci twoje prawa, prosząc cię 

tylko  o  jedno:  nie  pozwól  cierpieć  mojej  żonie  i  Steffi,  one  nic  nie 

zawiniły! 

—  Wujku  Joachimie,  wiesz  przecież,  że  obydwaj  uchyliliśmy 

tego  bezsensownego  rozporządzenia  o  warunkach  dziedziczenia.  To, 

co  mnie  obowiązuje,  jest  ważne  i  względem  ciebie.  Nawet  gdybym 

odebrać teraz dziedzictwo, w czym by mi to dopomogło? Zresztą przy 

utrzymaniu  mocy  wiążącej  rozporządzenia,  nie  jestem  pewien,  jak 

postąpiłbym  na  twoim  miejscu,  gdybym  nie  potrafił  znaleźć  innej 

drogi  wyjścia.  Być  może  dokładnie  tak  jak  ty.  Jak  potoczyłoby  się 

moje życie  z  Lianą? To ja jestem twoim dłużnikiem. To ty otoczyłeś 

mnie opieką po śmierci moich rodziców, starałeś się zastąpić mi ojca. 

Zresztą  nie  ma  człowieka  bez  winy.  A  ty  ciężko  odpokutowałeś  za 

swoje  grzechy.  Majątek  przynosi  wystarczająco  duży  dochód,  by 

utrzymać nas wszystkich i zapewnić nam więcej niż w rzeczywistości 

background image

potrzebujemy. Nie jesteś mi nic winny. Natomiast ja jestem ci dłużny 

gorące  słowa  podziękowania  za  to,  że  ożeniłeś  się  z  Dorą  Reinold. 

Oddasz  mi  rękę  twojej  córki,  przez  co  uczynisz  mnie  bogatszym  niż 

tysiąc właścicieli takich majątków jak Rastenau. 

—  Mój  chłopcze,  mój  kochany  chłopcze!  Jak  mam  ci 

podziękować  za  twoje  zrozumienie,  za  wyrozumiałość?  Tak  się 

cieszę, że nie potępiasz mnie za to, co uczyniłem w przeszłości. 

—  Nawet  o  tym  nie  mów.  Na  pewno  strasznie  cierpiałeś.  Teraz 

musimy zapomnieć o smutkach i strapieniach. Pani Bartels chciała ci 

dokuczyć  i  dostarczyć  ci  nowych  cierpień.  Przez  przypadek  jednak 

udało jej się sprawić wiele dobrego. Do pełnego szczęścia brakuje mi 

już tylko jednego — chciałbym jak najszybciej odnaleźć moją Lianę. 

—  W  tym  akurat  mogę  ci,  dzięki  Bogu,  bardzo  szybko  pomóc. 

Liana  jest  w  Berlinie  w  pensjonacie  pani  Wesemann  i  czeka  na 

wiadomość ode mnie. 

— Bogu niech będą dzięki! Wreszcie i ona zostanie uwolniona od 

wszelkich trosk i strapień i odnajdzie swój dom, z którego już nikt jej 

nie wygoni. 

—  Tak,  Bogu  niech  będą  dzięki,  Detlevie!  Chodźmy  teraz  do 

cioci Stefanii. I ona powinna usłyszeć ostatnią część mojej spowiedzi. 

Dałby Bóg, by mi wybaczyła jeszcze i to. 

Bez  ogródek  wyjaśnił  żonie  to,  co  przed  chwilą  opowiedział 

Detlevowi. Gdy skończył, hrabina potarła delikatnie jego czoło. Nigdy 

nie  miała  zamiaru  udawać  nieprzejednanej  żony,  trzymającej  męża 

pod pantoflem.   

background image

—  Mój  biedny  Joachimie!  Przy  twoim  charakterze  czyn  ten 

musiał  niesłychanie  obciążać  twe  sumienie.  Na  pewno  dręczyło  cię 

nieustanne poczucie winy. 

To  była  jedyna  odpowiedź  i  reakcja  na  jego  zwierzenia.  Po  tylu 

latach  ludzie  ci  otwarli  wreszcie  przed  sobą  swoje  serca.  Przyrzekli 

sobie  od  tej  pory  nie  mieć  już  nigdy  przed  sobą  jakichkolwiek 

tajemnic. 

Stefania  zwróciła  się  do  Detleva  z  pełnym  wzruszenia 

uśmiechem: 

—  Chciałabym    osobiście    przyprowadzić      do    ciebie      twoją  

narzeczoną,  Detlevie.  Jest  córką  Joachima,  a  więc  i  moją,  siostrą 

naszej  córki.  Musicie  mi  na  to  pozwolić.  Chciałabym  osobiście 

spotkać  się  z  Lianą,  jako  jej  przybrana,  lecz  kochająca  matka  i 

przekazać jej dobre wiadomości. Jeszcze dzisiaj wyjadę do Berlina. 

Roześmiała  się,  a  w  jej  głosie  zabrzmiała  nutka  szczęścia.  Po 

chwili jednak spoważniała i powiedziała z przekonaniem: 

— Wy natomiast macie inne zadanie. Trzeba ostatecznie oczyścić 

Lianę  z  zarzutów.  Pojedziecie  zatem  do  Brinkenhof  i  do  S.,  by 

opowiedzieć o wszystkim państwu von Brinken i baronowej Wachau. 

Pani  Bartels  też  powinna  zostać  o  tym  natychmiastowo 

powiadomiona.  Spróbujcie  ją  jak  najbardziej  nastraszyć,  niech  się 

trochę  podenerwuje  za  karę  za  to,  co  zrobiła  biednej,  niewinnej 

Lianie,  za  to,  że  napędziła  jej  tyle  strachu  i  wypędziła  z  jedynego 

miejsca, gdzie nieszczęśliwa dziewczyna mogła się zatrzymać. 

background image

W pośpiechu przygotowali się do drogi. Gdy byli już gotowi, do 

ich  uszu  dobiegł  wysoki,  dziewczęcy  głos.  To  Steffi  wołała  ich  z 

dworu. 

— Wraca nasza mała trzpiotka, Joachimie. Do odjazdu została mi 

jeszcze  godzina.  Chciałabym  ją  wykorzystać  na  wytłumaczenie  jej  w 

jak  najbardziej  oględny  sposób,  że  ma  siostrę.  Bardzo  was  proszę, 

byście byli przy tym obecni, byście wiedzieli, co jej powiedziałam i w 

jaki sposób jej to wytłumaczyłam. 

Chwilę później Steffi weszła do pokoju. 

— Ach, więc tu jesteście! 

—  A  ty,  mała  dzikusko,  co  ty  tu  robisz?  Wydaje  mi  się,  że 

powinnaś mieć jeszcze zajęcia z panną Ruckauf? Czyżbym się myliła? 

—  Panna    Riickauf  może  zostać    zwolniona  —  odpowiedziała 

Steffi ze śmiechem. — Nie chcę się już uczyć. 

—  Tym  razem  wstawię    się  za  tobą,    Steffi  —  powiedział  ze 

śmiechem Detlev.  

—  Niech  ci  to  Bóg  wynagrodzi,  Detlevie  —  z  wdzięcznością 

odpowiedziała dziewczyna. 

—  A  zatem...  drogi  wujku,  kochana  ciociu,  nie  zmuszajcie  już 

więcej waszej córki do nauki. Samo życie nauczy ją tego, co powinna 

jeszcze wiedzieć. 

— Dobrze, dobrze, ale co stanie się z panną Ruckauf? 

Steffi zaśmiała się nieco zuchwale. 

—  O,  już  ja  się  o  nią  wspaniale  zatroszczę.  Ożenię  ją  z  naszym 

młodym pastorem. 

background image

—  Jak  chcesz  to  zrobić,  Steffi?  —  zapytał  z  zainteresowaniem 

hrabia Detlev. 

—  W  bardzo  prosty  sposób.  Oni  obydwoje  kochają  się  w  sobie 

już  od  dawna.  Ale  do  tej  pory  nie  mieli  okazji  porozmawiać  ze  sobą 

sam  na  sam.  Właśnie  powiedziałam  pastorowi,  że  muszę  na  chwilkę 

odejść  i  poprosiłam  go,  by  poczekał  na  mnie  w  towarzystwie  panny 

Ruckauf. Jestem pewna, że nie będą zawiedzeni, jeżeli pojawię się po 

dłuższej niż przewidziana chwili. 

—  Ależ  Steffi!  Cóż  ty  wyprawiasz?  —  powiedziała  ze 

zgorszeniem  matka,  podczas  gdy  dwaj  panowie  nie  potrafili  ukryć 

pełnego rozbawienia uśmiechu. 

Steffi aż promieniała z zadowolenia. 

— Ach, kochana, najdroższa mamusiu! Oni dręczyliby się  w ten 

sposób przez całą wieczność. Są tacy nieśmiali. Poza tym dzięki temu 

nie musimy się już martwić i łamać sobie głowy, co stanie się z panną 

Ruckauf, gdy przestanie troszczyć się o moją edukację. 

—  Moja  perełko,  chodź  do  taty,  muszę  cię  ucałować  w  sam 

czubek  twojego  zadartego  noska  —  powiedział  ojciec,  szczerze 

rozbawiony jej opowieścią. 

—  Detlevie,  przypominam  ci,  że  obiecałeś  mi  jakąś  radosną 

niespodziankę.  Właśnie  po  to  tu  przybiegłam.  No,  mów  więc 

wreszcie!  Jestem  pewna,  że  chodzi  o  twoje  zaręczyny,  ciekawam 

tylko, kim jest szczęśliwa wybranka. 

—  Właśnie  chciałam  z  tobą  porozmawiać  akurat  na  ten  temat, 

moje dziecko. A zatem... Detlev zaręczył się z twoją siostrą, kochanie. 

background image

— Ależ mamusiu! Przecież ja nie mam siostry! 

—  Nieprawda,  Steffi.  Masz  siostrę.  Wierz  mi  jednak,  mieliśmy 

powody, by zachować to w tajemnicy przed tobą, moje kochanie. 

— Ach, nie żartujcie sobie ze mnie! 

—  Broń  nas  Panie  Boże  przed  takimi  żartami.  Do  dzisiaj 

musieliśmy  ukryć  przed  tobą  fakt,  że  twój  tatuś,  zanim  ożenił  się  ze 

miał  już  inną  żonę.  Kobieta  ta  zmarła  po  niedługim  czasie  od  ich 

ślubu lecz zostawiła mu maleńką córeczkę. Jest ona twoją siostrą. Czy 

nie cieszy cię fakt posiadania starszego rodzeństwa? 

— Ach, tatusiu! Przecież wiesz, że zawsze marzyłam o siostrze! 

—  I  dlatego  w  naszym  domu  zamieszka  teraz  twoja  śliczna  i 

kochana siostra. Sama zresztą tak ją oceniłaś, Steffi. Uważałaś, że jest 

piękna  i  dobra.  —  Matka  ponownie  doszła  do  głosu.  Miałaś  już 

bowiem okazję ją poznać, zanim zostałaś o tym uprzedzona. Poznałaś 

ją  w  niedzielę,  w  Brinkenhof.  Twoja  siostra  to  nikt  inny  jak  Liana 

Reinold. 

— Mamo, teraz naprawdę odebrało mi głos! 

—  Założę  się,  Steffi,  że  nie  potrwa  to  nawet  pięciu  minut  — 

zażartował Detlev. 

Oczywiście  miał  rację.  Steffi  radośnie  objęła  matkę  i  ojca,  omal 

ich nie dusząc. 

— Czy to rzeczywiście prawda?! Wspaniała Liana Reinold moją 

siostrą?! Nie naigrawacie się przez przypadek z mojej naiwności? 

— Dziecko, z podobnych  spraw  nie  należy  żartować. Liana jest 

twoją siostrą. A niedługo zostanie również żoną Detleva. 

background image

Załkała lekko. Wydawało jej się, że coś stanęło jej w gardle, oczy 

jej zwilgotniały. 

—  Pozwólcie  mi  zastanowić  się  nad  tym  przez  pięć  minut  — 

powiedziała. 

— Wiecie co? Pojadę teraz do Brinkenhof i przywiozę Lianę. Co 

ona jeszcze tam robi? 

— Liany nie ma już w Brinkenhof. Wyjechała do Berlina. Ja tam 

jadę południowym pociągiem, by ją przywieźć do nas do domu. Jutro 

o  tej  porze  będę  z  Lianą  z  powrotem.  Ty  tymczasem  możesz 

pomyśleć, w którym pokoju zamieszka. 

—  Przygotuję  prawdziwe  przyjęcie  z  okazji  jej  przyjazdu.  Dasz 

mi wolną rękę w jego przygotowaniu, mamo? 

Hrabina  roześmiała  się  radośnie  i  odgarnęła  z  czoła  córki 

opadające niesforne loki. 

—  Pozwalam  ci  na  wszystko,  co  chcesz.  Mam  nadzieję,  że 

pokażesz, co potrafisz. 

—  Jeszcze  was  zadziwię!  I,  mamo,  gdy  Detlev  i  Liana  będą  się 

zaręczać,  będę  już  wtedy  wreszcie  prawdziwą  młodą  damą,  prawda, 

mamusiu? 

 

Obaj  hrabiowie  Rastenau,  po  odwiezieniu  pani  Stefanii  na 

dworzec, udali się do Brinkenhof. 

— Ależ  wspaniała niespodzianka! Tak rzadko odwiedza nas pan 

w  Brinkenhof,  drogi  hrabio!  Serdecznie  panów  witamy  —  gorąco 

powitał ich pan von Brinken. 

background image

—  Nie  przyjechaliśmy  do  państwa  przypadkowo,  musimy 

porozmawiać o pewnej ważnej sprawie. 

—  Nie  popełnię  omyłki,  twierdząc,  że  panów  odwiedziny  są 

ściśle związane z wczorajszym pobytem tu hrabiego Detleva, prawda? 

—  Pozwoli  pan,  że  opowiem  od  razu  o  wszystkim,  w  obecności 

panny Hanny? 

Hanna czytała w błyszczących szczęściem oczach Detleva jak w 

otwartej  księdze  i  ukradkowo  przycisnęła  dłoń  do  nierówno  bijącego 

serca.  Po  chwili  zwróciła  się  ku  niemu,  dzielnie  kryjąc  ból  za 

radosnym uśmiechem. 

—  Mam  nadzieję,  że  uwolnił  się  już  pan  od  wszelkich  trosk  i 

utrapień, drogi przyjacielu. 

— Tak, Hanno. Powiedziałem zresztą, jak głęboko wierzyła pani 

w  niewinność  mojej  narzeczonej.  I  wuj  chce  pani  za  to  serdecznie 

podziękować. 

—  Dziękuję  pani  z  całego  serca.  Liana  została  fałszywie 

oskarżona  i  zniesławiona.  To  ja  jestem  tym  „domniemanym 

wujkiem",  którego  pani  Bartels  podejrzewała  o  utrzymywanie  tak 

haniebnych stosunków z Lianą. 

Hrabia  Joachim  Reynolds  wytłumaczył  dokładnie,  jak  w 

rzeczywistości kształtowały się stosunki między nimi. 

Brinkenowie byli zdumieni zasłyszanymi informacjami. Pierwsza 

opamiętała się Hanna i serdecznie uścisnęła Detlevowi dłoń. 

— Niech Bogu niech będą dzięki!  My  obydwoje wierzyliśmy w 

jej niewinność, drogi przyjacielu. 

background image

Zaraz  po  obiedzie  panowie  Rastenau  zakończyli  wizytę  w 

Brinkenhof  chcieli  bowiem  jeszcze  zdążyć  do  S.  Tam  kazali 

zameldować  się  u  baronowej  Wachau  i  wytłumaczyli  jej,  na  czym 

polegało nieporozumienie. Gdy hrabia Joachim poprosił, by wezwano 

panią Bartels, pani baronowa zgodziła się bez wahania. 

— Oczywiście, drogi hrabio. Powinni panowie udzielić jej niezłej 

lekcji, zasłużyła na to. Postanowiłam zresztą niezwłocznie ją zwolnić. 

Wezwano  panią  Bartels.  Gdy  weszła  do  pokoju  i  spostrzegła 

gości,  straciła  pewność  siebie.  Szybko  jednak  opanowała  się  i 

przybrała bojową minę. 

Hrabia Joachim wyszedł jej nieco naprzeciw i poważnie spojrzał 

w jej, trochę rozszerzone strachem, oczy. 

—  Pani  Bartels,  opowiadała  pani  niestworzone,  a  zarazem 

obraźliwe plotki na temat stosunków panujących między mną a Lianą 

Reinold. Nie oszczędziła ich pani nawet mojej żonie. Nie będę mówił, 

co myślę o pani postępowaniu. 

Pani Bartels wyprostowała się wojowniczo. 

— Uczyniłam to, co było moim obowiązkiem. 

—  Chciałbym  panią  zatem  pokrótce  poinformować,  chcąc 

uniknąć  kolejnych  fałszywych  oskarżeń  z  pani  strony,  że  Liana 

Reinold  jest  moją  córką  z  pierwszego  małżeństwa.  Chciałbym  też 

uczulić  panią  na  to,  że  przypadku  kolejnych  nieprzyjemności, 

wywołanych przez panią, zostanie pani dotkliwie ukarana. 

Pani Bartels wydukała zmieszana i przerażona: 

background image

—  Proszę  o  wybaczenie.  Robiłam  to  z  jak  najszlachetniejszych 

pobudek. 

W tym momencie baronowa wmieszała się do rozmowy. 

—  Jest  pani  osobą  o  bardzo  niebezpiecznym  charakterze,  pani 

Bartels,  dlatego  muszę  panią  prosić,  by  niezwłocznie  zrezygnowała 

pani  z  pracy  u  mnie.  Może  pani  natychmiast  wrócić  do  pokoju  i 

spakować swoje rzeczy. 

Tak zakończyła się mało owocna misja pani Bartels. 

W  chwilę  potem  baron  Jan  wrócił  ze  spaceru  do  domu. 

Dowiedział się o tym, co zaszło, i poczuł się głęboko poruszony. 

— Och, jak to dobrze, że wreszcie pozbyłaś się tej osoby, mamo! 

Była doprawdy nie do zniesienia — powiedział z zadowoleniem. 

Hrabia  Joachim  przekazał  mu  pozdrowienia  od  Steffi  i 

opowiedział, śmiejąc się serdecznie, o jej ostatnim wybryku, mającym 

na celu zaręczenie jej nauczycielki. 

— Na zaręczyny  Liany i Detleva przyjadą do Rastenau wszyscy 

nasi znajomi i przyjaciele. Przy tej okazji chciałbym zapoznać z nimi 

nie  tylko  moją  „starą",  ale  i  „nową"  córkę.  A  Steffi  tak  energicznie 

sprzeciwiła  się  dalszemu  wychowywaniu,  że  od  tej  pory  musimy 

traktować ją jak dojrzałą, młodą damę. 

Baron Jan przytaknął energicznie. 

—  Moim  zdaniem  słusznie.  Bardzo  mnie  cieszy,  że  się  państwo 

na to zdecydowali. 

background image

—  Obawiam  się  jednak,  że  nasza  mała  trzpiotka  jeszcze  kilka 

ładnych  razy  wypadnie  z  upragnionej  roli  młodej  i  dobrze  ułożonej 

młodej damy. 

—  Dzięki  Bogu,  że  nie  poddała  się  okropnym  szablonom 

wychowawczym,  uczącym  jedynie  konwenansów  i  zabraniających 

naturalnych,  szczerych  ludzkich  odruchów!  —  powiedział  z  zapałem 

baron Jan. 

Jego  matka  i  hrabia  Joachim  spojrzeli  na  siebie  ukradkowo.  Ich 

spojrzenia wyrażały delikatne rozbawienie. 

Gdy  po  godzinie  obydwaj  panowie  Rastenau  zdecydowali  się 

wracać do domu, Jan wręczył im bukiet róż, do którego dołączony był 

list. 

—  Drogi  Detlevie,  czy  byłbyś  tak  uprzejmy  i  wręczył  Steffi  te 

róże i list, dołączając jeszcze serdeczne pozdrowienia ode mnie? 

— Załatwione, Janie. 

Dotrzymał  słowa  i  zaraz  po  przybyciu  do  Rastenau  przekazał 

Steffi i list, i róże. 

Zaczerwieniona  Steffi  niecierpliwie  otwarła  kopertę,  z  której 

wyjęła wizytówkę barona Wahaua na której napisał: 

Serdeczne  życzenia  szczęścia  i  powodzenia  z  okazji  wkroczenia 

do kręgu dorosłych. 

Z poważaniem 

Jan Wachau 

 

background image

Liana przyjechała do Berlina w nastroju dalekim od szczęścia. W 

pensjonacie  pani  Wesemann  otrzymała  ten  sam  pokój,  w  którym  już 

kiedyś spędziła kilka dni. Jej serce przepełniały troski i przytłaczający 

smutek. Brakowało już jej wszelkiej nadziei. Nie była nawet w stanie 

rozpakować swych walizek. Nie miała na nic ani ochoty, ani siły.  

Jej  myśli  nieprzerwanie  powracały  do  przeżytych  dni,  zwracając 

się  raz  ku  Greifenberg,  raz  ku  Rastenau.  Co  zrobią  obaj  mężczyźni, 

którzy stanowili treść jej życia, nadając mu jakikolwiek sens, których 

gorąco kochała, każdego w inny sposób? 

Nie  potrafiła  znaleźć  odpowiedzi  na  to  pytanie.  Czuła  się 

opuszczona  i  zagubiona  w  nie  znanym  jej  świecie,  nie  wiedziała,  co 

ma ze sobą zrobić. Była jednak tak zmęczona po nie przespanej nocy, 

że,  mimo  zmartwień,  zamknęły  jej  się  oczy  i  zapadła  w  niespokojny 

sen. 

Obudziło ją pukanie do drzwi. Z przerażeniem zerwała się. 

— Przepraszam panienko, że przeszkadzam, ale jakaś pani chce z 

panią rozmawiać. 

Przestraszyła  się  śmiertelnie.  Była  już  tak  zrezygnowana,  że 

niespodziewane  odwiedziny  kojarzyły  jej  się  jedynie  z  nowymi 

nieprzyjemnościami.     

— Jaka pani? — zapytała nieprzytomnie. 

—  Starsza  kobieta.  Zaraz  po    przybyciu  zapytała,  czy  pani  tu 

mieszka.  A  teraz  przysłała  mnie  do  panienki,  bym  zapytała  się,  czy 

zgodzi się pani na rozmowę z nią. Jest jedną z rodziny Rastenau. 

background image

Liana  poderwała  się.  Wuj  Joachim —  czyżby  przesyłał  jej  jakąś 

informację? 

— Niech pani ją poprosi — powiedziała z nagłym ożywieniem. 

Służąca  wpuściła  do  pokoju  elegancką  i  sympatycznie 

wyglądającą kobietę. Liana nie znała jej. 

—  Co  panią  do  mnie  sprowadza?  —  zapytała  grzecznie  Liana, 

wskazując jednocześnie krzesło, by gość mógł usiąść. 

Hrabina Stefania nie skorzystała jednak z jej zaproszenia. Szybko 

podeszła do Liany i ujęła jej dłoń. 

— Moje biedne, kochane dziecko! Przyjechałam tu po ciebie, by 

zawieźć cię do Rastenau, gdzie znajduje się twój dom i twoja rodzina. 

— Ależ... droga pani! Kim pani jest? 

—  Kim  jestem?  Od  dzisiaj  twoją  matką,  moje  kochane  dziecko, 

oczywiście,  jeżeli  wyrazisz  na  to  zgodę.  Jestem  żoną  Joachima 

Rastenau. 

Liana  drgnęła  i  cofnęła  się  o  krok,  jednak hrabina  nie  pozwoliła 

jej się oddalić. Bez zwłoki wzięła ją w ramiona i przycisnęła do swego 

pełnego dobroci i miłości serca. 

— Moja mała, biedna Liano, jaką krzywdę uczyniła ci ta kobieta! 

Teraz  jednak  musisz  o  wszystkim  zapomnieć.  Mam  dla  ciebie 

wspaniałą niespodziankę. Czy wiesz, z czym do ciebie przyjechałam? 

Lianie wydawało się, że śni, że daleka jest od rzeczywistości. 

— Nie, nie wiem, mam tylko dziwne wrażenie, jak gdyby otwarło 

się przede mną niebo. 

background image

—  A  więc  uważaj,  Liano.  Przywiozłam  ci  wiadomość,  że  czeka 

na ciebie twój ojciec, twoja młodsza siostra, narzeczony, ja jako twoja 

matka, i dom rodzinny. Co na to powiesz? 

Liana ukryła twarz w ramionach hrabiny i gorąco płakała, a wraz 

ze  łzami  opuścił  ją  dotychczasowy  lęk  i  niepewność.  Zrobiło  jej  się 

lżej na sercu. 

Hrabina uspokajająco gładziła ją po głowie. 

—  Musisz  jednak  najpierw  czegoś  się  dowiedzieć,  Liano.  Otóż 

mężczyzna,  którego  od  zawsze  nazywałaś  wujkiem  Joachimem,  w 

rzeczywistości jest... twoim ojcem. 

— Moim ojcem? Moim ojcem? — Liana nie mogła powstrzymać 

okrzyku zdumienia. 

—  Nie  nazywasz  się  Liana  Reinold,  jesteś  hrabianką  Lianą 

Rastenau. 

—  Drogi  Boże!  Czy  to  możliwe,  że  to,  co  pani  mówi,  jest 

prawdą? — zapytała wstrząśnięta. 

—  Wszystko  ci  zaraz  wytłumaczę.  —  Stefania  ponownie 

przytuliła Lianę do siebie i wyjaśniła jej, dlaczego jej życie wyglądało 

tak, a nie inaczej. 

Obydwie  kobiety  długo  jeszcze  siedziały,  serdecznie  objęte  jak 

matka i córka, i czuły, że z każdą wspólnie spędzoną chwilą stają się 

sobie coraz bliższe.  

Po pewnym czasie Liana ucałowała impulsywnie hrabinę. 

background image

—  Moja  droga,  kochana  mamo,  tak  strasznie  cię  kocham  i 

chciałabym  ci  się  z  całego  serca  odwdzięczyć  za  dobroć,  jaką  mi 

okazałaś! 

 

Od wyjazdu matki Steffi poświęciła się wytężonej i gorączkowej 

pracy.  Niecierpliwie  dyrygowała  służącymi,  również  panna  Riickauf 

musiała uczestniczyć w przygotowaniach na przyjęcie Liany. 

— Niech pani splecie girlandy, ułoży bufety kwiatów i  włoży je 

do  wazonów,  Malwinko.  Nie  nadaje  się  pani  do  bardziej  prozaicznej 

pracy.  Szczęśliwi  narzeczeni  nie  potrafią  myśleć  o  bardziej 

przyziemnych sprawach - powiedziała Steffi. 

Kazała  przynieść  kolejne  kosze  kwiatów,  a  najpiękniejszymi 

różami przyozdobiła pokój liany. Joachim z uśmiechem rozrzewnienia 

pozwalał  jej  na  wszystko  i  godził  się  na  każdy,  coraz  najbardziej 

szalony, pomysł. 

W  pokoju,  w  którym  zamieszkać  miała  Liana,  na  kominku 

ustawiła  zdjęcia;  swoje,  rodziców  i  Detleva.  Zdjęcie  Detleva 

przystroiła pączkami róż. 

 

Detlev  tego  ranka  ponownie  udał  się  do  Greifenbergu.  Ledwie 

wrócił do Rastenau, Steffi porwała go do pokoju Liany i postawiła go 

przed obramowanym pączkami róż zdjęciem. 

— Spójrz na to, Detlevie! Jak ci się podoba? 

—  Sądzę,  że  w  różowym  kolorze  wyjątkowo  mi  do  twarzy  — 

zażartował Detlev. 

background image

—  Ty...  lepiej  się  z  tego  nie  śmiej!  To  bardzo  poważna  sprawa. 

Przyozdobiłam  twoje  zdjęcie  różami  oczywiście  tylko  po  to,  by 

Lianie,  nie  tobie,  zrobić  przyjemność  —  pogrążona  w  marzeniach 

Steffi  jeszcze  przez  chwilę  w  milczeniu  przyglądała  się  różom,  po 

czym wydała z siebie głębokie westchnienie. — Ach, Detlevie, jak to 

musi być cudownie być zaręczonym. 

Przyjacielskim gestem wsunął jej rękę pod ramię. 

— Nie martw się, Steffi. I ty się wkrótce z pewnością zaręczysz. 

Jesteś już przecież dorosła. 

—  Czy  ja  wiem,  czy  ktoś  w  ogóle  polubi  kiedykolwiek  takiego 

okropnego trzpiota, jak ja, którym, jak sądzę, już na zawsze zostanę? 

— Jan Wachau powiedział  wczoraj, gdy rozmawialiśmy o tobie, 

że ma cichą nadzieję, że nigdy nie stracisz swojej naturalności. Jestem 

pewien, że on nie spojrzałby nawet na dobrze wychowaną, trzymającą 

się  sztywno  narzuconych  konwenansów  damę.  Podobają  mu  się 

kobiety właśnie takie jak ty. 

Kilka minut później Liana padła w objęcia ojca. Hrabina Stefania 

taktownie wyprowadziła córkę i Detleva do innego pokoju. 

—  I  na  was  przyjdzie  kolej  w  odpowiednim  momencie  — 

powiedziała z dobrotliwym uśmiechem. 

Ojciec i córka nie mieli już sobie wiele do  wyjaśniania. Hrabina 

wytłumaczyła  Lianie  wszystko  bardzo  dokładnie  i  drobiazgowo. 

Patrzyli więc sobie w oczy i przytulali się do siebie. 

— Zawsze kochałam cię jak ojca — powiedziała cicho Liana. 

background image

— Moje dziecko, moje kochane dziecko, wreszcie mogę otwarcie 

cię nazywać — szeptał ze wzruszeniem Joachim. 

Dopiero po długiej chwili wypuścił córkę z objęć. Zawołał Steffi, 

przedstawił  jej  Lianę  jako  siostrę.  Młode  kobiety  ze  wzruszeniem 

padły sobie w ramiona. 

Steffi  myślała  jednak  o  Detlevie,  który  czekał  obok  w  pokoju, 

chodząc  niespokojnie  z  jednego  kąta  w  drugi,  jak  dzikie  zwierzę 

trzymane  na  uwięzi.  Dlatego  też  raz  jeszcze  serdecznie  ucałowała 

Lianę, potem podeszła do ojca i wsunęła rękę pod jego ramię. 

—  Cóż,  tato, teraz  kolej  na  Detleva  —  powiedziała  i pociągnęła 

go za sobą, wyprowadzając z pokoju. 

Liana stała z podniesioną głową, piękniejsza i bardziej urocza niż 

zwykle. Detlev szybko do niej podszedł i ujął jej drżące ręce. 

—  Liano...  czy  już  wszystko  w  porządku?  Czy  chcesz  wyjść  za 

mnie  i  być  moją  już  na  zawsze?  —  zapytał  z  niepowstrzymaną 

czułością i spojrzał na nią tęsknym wzrokiem. 

Spojrzała na niego błyszczącymi oczyma. 

—  Kocham  cię,  Detlevie.  Nie  potrafię  nawet  wypowiedzieć,  jak 

bardzo, i z radością złożę mój los i moje szczęście w twoje ręce. 

Wtedy  przyciągnął  ją  do  siebie,  a  ich  usta  odnalazły  się  w 

pierwszym pocałunku.  

Po  długiej  chwili  wypuścił  ją,  zaczerwienioną  i  zmieszaną,  ze 

swych objęć i rozejrzał się, gdzie są pozostali. Ale znajdowali się sami 

w pokoju. 

background image

— Czy teraz czujesz się wreszcie szczęśliwa, kochanie moje? — 

zapytał czule. 

—  Jestem  tak  szczęśliwa  i  tak  bogata  twoją  miłością,  że 

zaczynam się obawiać. Mam teraz zbyt dużo do stracenia. 

— Nie obawiaj się niczego, kochanie. Już i tak zbyt dużo miałaś 

trosk i zmartwień w swym życiu. 

Liana  przez  chwilę  stała  z  zamkniętymi  oczyma,  nie  potrafiąc 

wydobyć z siebie ani słowa. Dopiero po dłuższym czasie otwarła oczy 

i powiedziała radośnie: 

—  Boże,  proszę  cię,  nie  odbieraj  mi  nigdy  szczęścia,  które  mi 

teraz ofiarowałeś i za które ci z całego serca dziękuję! 

 

W  czasie  przyjęcia  zaręczynowego  nikt  nie  przypuszczał,  jaką 

walkę  stoczyć  musiała  ze  sobą  Hanna:  walkę  z  własnym  sercem. 

Życzyła  Lianie  szczęścia  i  w  życzeniach  tych  nie  było  zazdrości. 

Wiedziała  bowiem,  że  jest  ono  również  szczęściem  ukochanego 

Detleva. 

Resztę  lata,  jesień  i  zimę  Liana  pozostała  na  zamku  Rastenau. 

Była  szczęśliwym,  kochanym  i  otaczanym  opieką  dzieckiem.  Jednak 

już  na  święta  wielkanocne  Detlev  zabrał  ją  do  Greifenbergu.  I  tak 

okres  narzeczeństwa  wydał  mu  się  zbyt  długi,  nie  chciał  jednak  od 

razu odbierać wujowi Joachimowi ledwie odzyskanej córki. 

Ślub połączył ich na zawsze, od tej pory wiedzieli, że już nic ich 

nie rozdzieli. 

 

background image

Steffi,  w  ciągu  ostatnich  paru  miesięcy  ciągłego  przebywania  z 

ukochaną  siostrą,  która  była  dla  niej  niedoścignionym  wzorem, 

zmieniła się w prawdziwą młodą damę, nie tracąc jednak nic ze swej 

naturalności.  W  czasie  ślubu  siostry  wyglądała  prześlicznie,  na  co 

zwrócił  przede  wszystkim  uwagę  młody  baron  Wachau,  który  nie 

spuszczał z niej oczu. 

„Liana  wyjedzie  teraz  z  Detlevem  w  podróż  poślubną,  a  nawet 

gdy  już  powrócą,  zamieszkają  w  Greifenbergu  i  nie  będę  już  mogła 

codziennie  się  z  nią  spotykać  —  myślała  ze  smutkiem  Steffi.  —  W 

Rastenau  będzie  teraz  tak  smutno,  o  wiele  smutniej  niż  przed 

przybyciem Liany. Wtedy przynajmniej Detlev częściej się pojawiał." 

Steffi  rozejrzała  się  dookoła  i  zauważyła,  że  Jan  Wachau 

rozmawia  z  jakąś  młodą  kobietą,  która  wyraźnie  stara  się  go 

oczarować  swymi  pięknymi  oczami.  Wtedy  dopiero  zdała  sobie 

sprawę,  jak  bardzo  kocha  barona  Wachaua.  Miłość  przepełniała  jej 

duszę,  lecz  jednocześnie  pojawiło  się  w  niej  uczucie  okropnej 

zazdrości. Jak ta nieznajoma kobieta śmiała się na niego patrzeć w ten 

sposób?! 

Zazdrość,  strach,  cierpienie.  Steffi  znalazła  jakiś  spokojny, 

schowany przed ludzkimi spojrzeniami zakątek, opadła na stojące tam 

krzesło, oparła ręce na jego poręczy i ukryła w nich zapłakaną twarz. 

Jednakże  baron  Jan,  który  mimo  pozornie  ożywionej  pogawędki  nie 

spuszczał  jej  z  oczu,  podążył  za  nią.  Nigdy  nie  widział  jeszcze 

płaczącej Steffi. 

background image

—  Dlaczego  pani  płacze?  —  zapytał  wyprowadzony  z 

równowagi, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować. 

Przestraszyła się, gdy tak niespodziewanie koło niej stanął. 

—  Ja  wcale  nie  płaczę  —  powiedziała  przekornie  i  zaczęła 

ukradkowo szukać chusteczki, by obetrzeć łzy. 

W  najlepszej  wierze  chciał  jej  w  tym  pomóc.  Sprzeciwiła  się 

jednak gwałtownie. 

— Co za bzdura! Płakałam tylko dlatego, że Liana wyjeżdża i ja 

znowu zostanę sama. 

—  Wcale  nie  z  tego  powodu  pani  płakała,  hrabianko.  Niech  mi 

pani  powie  prawdę,  jak  zawsze.  Co  takiego  zrobiłem,  że  aż  zaczęła 

pani płakać? 

Łzy  ponownie  napłynęły  jej  do  oczu.  I  zła  na  samą  siebie, 

napadła na niego: 

— Niech mnie pan zostawi w spokoju, niech pan wraca do panny 

von Hagen, z którą tak miło się panu gawędziło! 

Nagle schwycił ją za ręce i powoli do siebie przyciągnął. 

— Ach, jest pani zazdrosna! — ucieszył się. 

Rozzłoszczona  Steffi  starała  się  wyzwolić  z  jego  uścisku.  On 

jednak trzymał ją mocno i przyciągał do siebie bliżej i bliżej. 

—  Nie,  wyrywanie  na  nic  ci  się  nie  zda.  Musisz  mnie 

wysłuchać...  wreszcie  cię  złapałem  i  już  nigdy  cię  nie  wypuszczę, 

słyszysz? Już nigdy. — Roześmiał się i przytulił ją mocno do siebie. 

— A teraz powtarzaj za mną! 

— Co mam powtarzać? 

background image

— Uważaj.  Powiedz:   Mój  kochany  Janie,  chcę  zostać  twoją 

żoną. 

— Nie, nigdy w życiu! — zawołała poruszona do głębi. 

— Tak, powtórz szybko. 

— Nie mogę. 

Wtedy delikatnie ujął jej głowę w swoje ręce i gorąco pocałował 

ją w usta. 

— Teraz już możesz.  A może jeszcze nie? W takim razie muszę 

cię jeszcze raz pocałować. 

— W takim razie poddaję się! — krzyknęła. 

Jednak  pocałował  ją  jeszcze  raz  i  jeszcze  raz.  Początkowo 

opierała  się,  potem  jednak  poddała  się  jego  woli  i...  oddała  mu 

pocałunek. 

Po długiej chwili powiedziała posłusznie. 

— Chcę zostać twoją żoną. 

Dopiero wtedy poczuł się usatysfakcjonowany. 

W tej samej chwili Liana i Detlev opuszczali zamek, by udać się 

w  podróż  poślubną.  W  jednym  z  okien  sali  balowej  stała  Hanna  i 

długo patrzyła swymi ciemnymi oczami za oddalającym się powozem. 

W  duszy  modliła  się  o  szczęście  dla  człowieka,  którego  kochała,  nie 

pragnąc  niczego  w  zamian.  Troszeczkę  było  jej  żal,  dzielnie  jednak 

zdusiła w sobie to uczucie. 

„Nie  wszyscy  ludzie  mogą  być  szczęśliwi.  Lepiej,  że  to  mnie 

ominęło szczęście, a nie jego" — pomyślała. 

I ta myśl zwyciężyła ból i cierpienie.