background image

 

 

Alain Corbin 

 

We władzy wstrętu 

Społeczna historia poznania przez węch. Od odrazy do snu ekologicznego 

 

przełożył Andrzej Siemek 

 

Oficyna wydawnicza Volumen 

Warszawa 1998 

 
 
___________________________________________________________________________ 
 
 

Smród biedaka 

 
 
Sekrecje nędzy 

 

Coraz większa uwaga skierowana na zapachy społeczne to zasadniczy fakt w historii powonienia w 

XIX  wieku  przed  triumfem  teorii  pasteurowskich.  Gdy  zmniejsza  się  stopniowo  liczba  przykładów 
odwołujących  się  do  fetorów  ziemi,  do  stojącej  wody,  do  trupa  i,  nieco  później,  padliny,  literatura 
higienistów  i  powieściopisarzy,  a  także  rodzące  się  badania  społeczne  wypełniają  się  takimi 
przypadkami z węchowej domeny, które kreślą obraz obsesyjnego bagna ludzkiego. Owo przejście od 
biologii ku społeczności jest odbiciem, w tej materii, przedsięwzięcia Cabanisa. Tyle że opis przestrzeni i 
ludzi modyfikuje jego zamysł. Szpitale, więzienia, wszystkie miejsca bezładnych skupisk, jak również 
cuchnący  tłum  o  niezróżnicowanej  woni  przestają  być  wyłącznym  przedmiotem  analizy  węchowej 
obserwatorów. Nowy rodzaj ciekawości skłania do tropienia zapachów nędzy, do wykrywania smrodu 
biedaka i jego nory. 

To przesunięcie uwagi zmusza do odnowy strategii; i już na wstępie dokonuje się taktyczne przejście 

od przestrzeni publicznej ku przestrzeni prywatnej. 

Kładąc  wciął  nacisk  na  pożytek  płynący  i  szerokich  ulic,  przestronnie  położonych  domów, 
schludnych wsi. osuszania błotnistych terenów, twierdzimy wszakże, iż to nic zewnętrzna ściana 
domu,  lecz  przede  wszystkim  sama  izba,  w  której  się  mieszka,  winna  się  stać  przedmiotem 
zdrowotnej troski.

i

  

- konkluduje Piorry, przeczytawszy wszystkie raporty o epidemiach, które miały miejsce we Francji 

od 1830 do 1836 reku; Passot znakomicie to streści w piętnaście lat później: „Stan zdrowotny wielkiego 
miasta  jest  sumą  [stanu  zdrowotnego]  wszystkich  prywatnych  miejsc  zamieszkania.

Nadeszła  więc 

pora, by ścigać zarazę wewnątrz siedziby nędzarza. 

Ów  nowy  projekt  jest  ściśle  związany  z  powstawaniem  w  łonie  burżuazji  systemu  wyobrażeń  i 

modelu zachowań, których jednym ze składników jest sfera zapachowa, i byłoby rzeczą zbyt pochopną 
traktować ją jako drugorzędną. Uświadomienie sobie rosnących różnic społecznych, złożoności rozwar-
stwienia kulturowego

3

 skłania do doskonalenia analizy węchowej. Zapach drugiego człowieka zostaje 

podniesiony do rangi decydującego kryterium.

Charles Leonard Pfeiffer pokazuje nam oto naukową 

precyzję,  z  jaką  Balzac  stara  się  naznaczyć  wydzielanymi  zapachami  kondycję  wielkich  i  drobnych 
mieszczan czy chłopów i kurtyzan z Komedii ludzkiej.

5

 

Likwidacja wyziewów wszystkich odchodów sprawia, że wyraźniejsze stają się osobiste zapachy 

perspiracji,  objawiające  naszą  najgłębszą  tożsamość  (naszego  ja).  Bourgeois,  którego  odstręczają 

background image

 

 

ciężkie wonie ludu, znamionujące, z jaką trudnością wyłania się pojęcie osoby w tym środowisku, i 
którego  podniecają  zakazy  w  sferze  dotyku,  staje  się  coraz  wrażliwszy  przy  wdychaniu  owych 
niepokojących przekazów intymności. 

Społeczny  sens  takich  zachowań  narzuca  się  w  sposób  oczywisty.  Brak  dolegliwego  zapachu 

pozwala  nam  odróżniać  się  od  smrodliwego  ludu,  cuchnącego  jak  śmierć,  jak  grzech,  i  zarazem 
usprawiedliwiać milcząco środki, jakie się mu narzuca. Podkreślanie fetoru klas pracujących, a więc 
położenie  akcentu  na  ryzyko  skażenia,  jakie  niesie  sama  ich  obecność,  przyczynia  się  do 
podtrzymywania  owego  uprawnionego  strachu,  w  którym  znajduje  upodobanie  burżuazja  i  który 
pozwala  jej  stłumić  wyrzuty  sumienia.  W  ten  sposób  zostaje  wprowadzona  higienistyczna  strategia, 
która łączy symbolicznie dezynfekcję z podporządkowaniem. „Potwornie cuchnące wyziewy katastrof 
społecznych"

6

 – czy będą to epidemie, czy zamieszki — każą mniemać, że odwonienie proletariusza 

pozwoli ustanowić dyscyplinę i pracowitość.  

Ewolucji zachowań percepcyjnych towarzyszy dyskurs medyczny. Pod naciskiem prac z zakresu 

antropologii  i  socjologii  empirycznej  –  dziedzin,  które  się  tworzą  –  medycyna  porzuca  niektóre  z 
fundamentalnych  zasad  neohipokratyzmu.  Topografia,  rodzaj  gruntu,  klimat,  kierunek  wiatrów 
przestaną stopniowo być uważane za czynniki decydujące.

7

 Specjaliści bardziej niż kiedykolwiek kładą 

nacisk na zgubne skutki doku i sąsiedztwa ekskrementów; przede wszystkim zaś przywiązują odtąd 
zasadniczą wagę do „sekrecji nędzy". Takie właśnie są wnioski raportu o cholerze azjatyckiej z 1832 
roku.

8

 Lekarze i socjologowie odkryli, że istnieje rodzaj populacji sprzyjający epidemii: ten, który bytuje 

marnie w swoim cuchnącym błocie. 

Możemy teraz lepiej zrozumieć utrzymywanie się lęków wzbudzanych przez ekskrement Należy 

wciąż  pamiętać:  wydalanie  jest  wówczas  obsesją  klas  panujących.  Łajno,  nieunikniony  produkt 
fizjologii,  której  istnieniu  mieszczanin  usiłuje  zaprzeczyć

9

,  nęka  w  swym  nieubłaganym  obiegu 

zbiorową  wyobraźnię;  staje  na  przekór  próbom  odcieleśnienia,  pozwala  nawiązać  do  życia 
organicznego, którego bezpośrednią przeszłość opowiada. „Ta szczerość nieczystości podoba się nam i 
działa kojąco na duszę"

10

 — wyznaje Wiktor Hugo, wsłuchujący się w dyskurs historyczny odpadków. 

Parent-Duchatelet i wielu innych, przyjmując organicystyczny i augustyński punkt widzenia, starają się 
zgłębiać  mechanizmy  miejskiego  wydalania,  tego  zła  koniecznego.  W swej  wędrówce  przez  brzuch 
miasta  napotykają  robotników  od  usuwania  nieczystości.  Oto  więc  ekskrement  zaczyna  rządzić 
wyobrażeniami  społecznymi.  Bourgeois  przypisuje  biedakowi  to,  co  usiłuje  od  siebie  odepchnąć. 
Buduje swoją wizję ludu przez pryzmat nieczystości. Odór zwierzęcia przy-czajonego w gnoju swej 
nory zaczyna funkcjonować jako model. Sztucznym zabiegiem byłoby więc oddzielanie owej uwagi 
skupionej na smrodzie biedaka od mieszczańskiej woli dezodoryzacji. 

W tym miejscu konieczny jest krótki rzut oka wstecz. Jak już wiemy, antropologia XVIII wieku 

pasjonuje się wonią ciała. Nie łącząc jej z nędzą, usiłuje z niej wyczytać wpływy klimatu, pożywienia, 
zawodu czy temperamentu. Analizuje zapach starca, pijaka, chorego dotkniętego gangreną, Samojeda 
lub stajennego, lecz bardzo rzadko zapach nędzarza. Fetor tłumu stanowi straszne niebezpieczeństwo z 
racji samego stłoczenia i pomieszania ludzi. Co najwyżej, jak zapewnia Howard, powietrze otaczające 
biedaka jest bardziej zaraźliwe od powietrza w otoczeniu bogacza

11

, nie wskazuje się tu jednak żadnego 

ścisłego  związku  z  jakimś  fetorem  swoistym.  Takie  stwierdzenie  oznacza  jedynie  konieczność 
dostosowania technik dezynfekcji do stanu majątkowego

12

Wszelako  ówczesna  nauka  medyczna  daje  do  zrozumienia,  że  niektóre  osobniki  wydzielają  odór 

zwierzęcy. Od istoty, która zawsze wegetowała na samym dnie nędzy, czuć silną woń, ponieważ jej 
humory  nie  przetrawiły  się  dokładnie  i  nie  osiągnęły  „stopnia  organicznego  przyswojenia,  jaki  jest 
właściwy człowiekowi‖

13

. Jeśli nie ma ona ludzkiego zapachu, to nie z powodu jakiegoś regresu, ale 

dlatego,  że  nie  przekroczyła  progu  witalności,  który  określa  gatunek.  I  tak,  portret  szaleńca  czy 
wizerunki  niektórych  więźniów  odwzorowują  model  psa  na  łańcuchu,  skulonego  w  budzie,  który 
zamienia  swoje  legowisko  w  kupę  gnoju,  w  prawdziwą  cieknącą  moczem  gnojówkę.  Portret  ten 
wprowadza obraz c z ł o w i e k a – g n o j u, przesiąkniętego nieczystościami, który zapowiada już 
wizerunek ciężko pracującego i brzydko pachnącego proletariusza czasów Monarchii Lipcowej

14

.  

background image

 

 

Do tej wizji należy również, już w XVIII wieku, kilka innych ludzkich kategorii. Przede wszystkim – 

to  się  rozumie  samo  przez  się  –  ulicznica:  obyta  z  brudem,  niknie  z  pola  widzenia,  kiedy  znikają 
odpadki.  We  Florencji  –  odnotowuje  Chauvet  –  ulice  są  brukowane,  ścieki  przykryte,  nieczystości 
trzymane  za  kratami,  „ulice  usłane  kwiatami  i  pachnącymi  liśćmi"

15

,  i  nie  ma  ani  jednej  dziewki 

publicznej. 

Również  Żydzi  pełnią  funkcję  osób  nieczystych.  Zawdzięczają  swą  przykrą  woń  –  słyszymy  – 

brudowi, który jest im właściwy. 

Wszędzie tam – zauważa znów Chauvet – gdzie owi Hebrajczycy są zgromadzeni i 
gdzie im samym zostawia się pieczę nad porządkiem w obrębie ich obszaru, odór jest 
szczególnie silny. 

16

 

Szmaciarz, zbieracz odpadków, jest kulminacją fetorów wszystkich rzemieślników: na jego osobie 

skupiają się cuchnące wyziewy ekskrementu i trupa.

17

 Brzydko pachnie także służący, mimo że jego 

warunki  życia  i  higiena  poprawiają  się:  już  w  roku  1755  Malouin  radzi  wietrzyć  ile  się  da 
pomieszczenie,  w  którym  przebywa  służba

18

.  W  roku  1797  Hufeland  nakaże  oddalić  je  od  pokoju 

dziecinnego.

19

 

Między początkiem XIX wieku a końcem wielkiej epidemii cholery azjatyckiej współczesny obraz 

Hioba,  obraz  człowieka-gnoju,  połączony  z  obsesją  ekskrementu,  utrwala  się  jako  mit  Raczkujące 
badania społeczne obierają sobie za szczególny obiekt grupy miejskie niemiłe w dotyku: towarzyszy 
smrodu,  robotników  błota,  Śmieci,  łajna  i  seksu.  Kanalarze,  masarze,  oprawcy  padliny,  szambiarze, 
ludzie  pracujący  przy  zbiornikach  śmietniskowych  i  dragach  skupiają  na  sobie  uwagę  pionierów 
socjologii empirycznej. Zwracałem już uwagę gdzie indziej na ogromne znaczenie poznawcze badań 
nad prostytucją publiczną w Paryżu, którym Parent-Duchâtelet poświęca się przez blisko osiem lat

20

Lektura archiwów Rad Zdrowia potwierdza to szczególne zainteresowanie. 

By  nie  wracać  do  tych  oczywistych  rzeczy,  wybiorę  inne  przykłady  Gnijący  w  swym  brudzie 

więzień  pozostaje  niewyczerpanym  tematem.  To  prawda,  że  w  oczach  teoretyków  jest  on  już 
archaizmem; niemniej prace poświęcone realiom więziennym

21

) świadczą o tym, że przetrwał, toteż nic 

dziwnego, że znajdujemy takie portrety. Doktor Cottu relacjonuje swoją wizytę w lochu więzienia w 
Reims: 

Zdaje mi się, jakby dławił mnie jeszcze ów straszny odór, który buchnął na zewnątrz, 
gdy  tylko  wszedłem  [...].  Na  dźwięk  mego  głosu,  któremu  starałem  się  nadać  ton 
łagodny i pocieszający, ujrzałem, jak spośród gnojowiska wyłania się kobieca głowa, 
która, jako że ledwie uniesiona, zdała mi się głową uciętą i na ów gnój rzuconą; cała 
reszta ciała nieszczęśnicy była pogrążona w nieczystościach. (...) Brak odzienia zmusił 
ją do szukania w tym gnoju schronienia przed surowością pory roku.

22

 

W ciągu jednego roku 1822 szmaciarz, archetyp smrodu, jest przedmiotem siedemnastu raportów 

Rady Zdrowia

23

. Władze starają się usunąć z miasta cuchnące składy, w których ten gromadzi, nim je 

posortuje,  kości,  ścierwo  i  wszystkie  odpadki  zebrane  na  drodze.  Tylko  zbieracze  „resztek 
mieszczańskich" znajdują łaskę w oczach Rady, ci bowiem nie przenoszą zarazy od ludu. Szmaciarz 
skupia zapachy nędzy i nimi przesiąka. Jego smród nabiera wartości symbolu. W odróżnieniu od Hioba 
czy gnijącego więźnia nie grzęźnie we własnych odchodach: będąc pokracznym odbiciem nieczystości 
ludu, sadowi się na gnoju innych. 

Na  ulicy  Neuve-Saint-Medard,  na  ulicy  Triperet,  czy  wreszcie  na  ulicy  des  Boulangers  można 

spotkać osobników 

okrytych łachmanami, bez koszuli, pończoch, często bez butów, którzy przemierzają 
ulice nie bacząc na pogodę, wracają do siebie, często przemoczeni, obarczeni różnymi 
rzeczami,  jakie  znaleźli  wśród  brudów  stolicy,  i  których  cuchnąca  woń  zdaje  się  tak 
nieodłączna od ich osoby, że sami są podobni do wędrujących gnojowisk. Czy może 
być inaczej, jeśli ich zajęciem na ulicy jest wtykanie nosa w gnój?

24

 

background image

 

 

Wróciwszy zaś, wyciągają się na brudnej i śmierdzącej słomie, pośród woniejących odpadków. 
Blandine  Barret-Kriegel  zauważa,  że  zaskoczonemu  spojrzeniu  gościa  odwiedzającego  biedaka 

towarzyszy – od Condorceta po Engelsa, od Villermégo po Wiktora Hugo — pewna fascynacja owym 
„domem-śmietnikiem  szmaciarza",  „siedzibą  piekielną",  „tchnieniem  innego  życia,  bardziej 
barbarzyńskiego  i  intensywnego",  „wiecznym  powrotem  mocy  podziemnych".

25

  Badania  nawyków 

węchowych i częste ślady odwoływania się do cuchnących wyziewów piekła, potwierdzają tę sugestię, 
która zresztą zmierza w tym samym kierunku, co cały mój wywód. Czy rzecz tyczy ekskrementu, czy 
prostytutki,  czy  szmaciarza  –  nieustanna  wędrówka  od  fascynacji  do  wstrętu  reguluje  dyskurs  oraz 
postawę higienistów i badaczy społecznych. 

Homoseksualista  —  czyż  trzeba  to  podkreślać  —  dzieli  przestrzeń  smrodu  z  tymi,  co  obcują  z 

nieczystością. Jako symbol analności

26

, bytujący w pobliżu latryn, ma również swój udział w fetorze 

zwierzęcym. Jak sugeruje Carlier, wonie pederasty, amatora ciężkich pachnideł, wskazują na zapachowe 
pokrewieństwo piżma i ekskrementu.

27

 

Zatrzymajmy się dłużej na przypadku marynarza, nieco rzadziej opisywanym. Skoro statek, kocioł 

wszelkiego  smrodu,  stał  się  szybko  polem  doświadczalnym  dla  technik  wentylacji  i  dezynfekcji,  to 
osobnik, który na nim mieszka, musi stanowić znamienny przykład. Czyż nie jest narażony, bardziej niż 
ktokolwiek, na śmierć od cuchnących wyziewów, jak o tym świadczy tragiczny los „Artura"? 

Autorzy  podręczników  higieny  morskiej  nie  mają  wątpliwości:  marynarz  brzydko  pachnie,  jest 

odstręczający. 

Jego obyczaje są łajdackie; największe szczęście znajduje w upijaniu się; woń tytoniu 
połączona z oparami wina, gorzałki, czosnku i innego prostackiego jadła, jakim lubi się 
karmić, zapach ubrania często przesyconego potem, brudem i smołą, sprawiają, że jego 
bliskość jest odpychająca.

28

 

Odór  marynarza,  człowieka  ,.krzepkiego  i  rozpustnego",  skazanego  na  długotrwałą 

wstrzemięźliwość lub masturbację, wzmaga się jeszcze na skutek obfitego wydzielania spermy. 

Na  szczęście  marynarz  —  załoga  wyobraża  tutaj  lud  —  słabo  wyczuwa  zapachy.  Nie  podziela 

odrazy  oficerów,  ponieważ  obca  mu  jest  delikatność  zmysłów.  Czyż  doktor  Itard  nie  stwierdził,  że 
dzikie dziecko z Aveyron nie czuje wstrętu do własnych odchodów?

29

 Ustalona przez higienistów więź 

między fetorem a względną anosmią ludu umacnia mieszczańską dążność do dezodoryzacji. Jeśli trzeba 
się zgodzić, że wzrok marynarza jest „bystry i przenikliwy" (nim się przede wszystkim posługuje), to 
„słuch  mniejszą  już  przedstawia  wrażliwość"  z  powodu  grzmotów  burzy  i  armat;  natomiast 
„powonienie  niezbyt  jest  czule,  gdy  niewielki  się  czyni  z  niego  użytek;  twarda  praca  rąk  mocno 
przytępia dotyk; zaś smak jest spaczony żarłocznym i mało wybrednym apetytem"

30

„Narządy zmysłowe marynarza odznaczają się na ogół małą aktywnością: mogłoby się wydawać, że 

miąższ  nerwowy  jakby  stwardniał  od  ciężkich  prac  fizycznych  i  doznał  paraliżu  z  braku  ćwiczeń 
umysłowych."

31

  Prawdopodobnie  marynarz  byłby  nieczuły  na  balsamiczne  wonie  wiosennych 

kwiatów: oddalony od widoku wiejskiej przyrody, „nie ma już zmysłów na tyle misternych, aby móc 
badać jej uroki"

32

. Wyczerpany silnymi emocjami, nie umie odczuwać doznań delikatnych. Zmysłowa 

niższość  —  by  nie  rzec  kalectwo  —  ludu  jest  przyczyną  ubóstwa  myśli  i  prymitywizmu  uczuć. 
Psychologia oficera dowodzi jakby, a contrario, tego oczywistego upadku, który jest uzasadnieniem dla 
okazywanego przez załogę szacunku. 

Zaraz po epidemii cholery azjatyckiej, gdy zostaje znów podjęte dzieło statystyki moralnej, badania 

społeczne czynią nędzę proletariusza swoim ulubionym obiektem. Odtąd będzie oskarżany smród ludu 
jako całości — nie tylko kilku nieczystych kategorii, utożsamianych z brudem i śmieciem. Jeśli służący, 
mamki  i  odźwierni  nieładnie  pachną

33

,  to  dlatego,  że  wprowadzają  zapach  proletariatu  na  łono 

mieszczańskiej  rodziny,  co  już  wystarczyłoby,  aby  usprawiedliwić  proces  wykluczania,  którego  są 
wówczas  ofiarami,  z  wyjątkiem  „mamek  na  miejscu".  Flaubert,  w  swojej  neurozie,  staje  się 
uprzywilejowanym świadkiem owego wstrętu do „piwnicznej woni", jaką zionie lud. 

Podróż powrotną miałem doskonałą – pisze do pani Bonenfant 2 maja 1842 roku — 

background image

 

 

wyjąwszy fetor wydzielany przez moich sąsiadów w dyliżansie, proletariuszy, których 
widziała pani w chwili mego odjazdu. Dlatego ledwie mogłem spać w nocy i zgubiłem 
moją czapkę.

34

  

Huysmans nada krańcową postać tej nietolerancji węchowej. 
Jacques  Leonard,  przy  okazji  swojej  analizy  językowej  dyskursu  medycznego,  podkreśla  częste 

współwystępowanie słów, które łączą się w ciągi typu: nędzny/brudny/zaniedbany/ /smród/śmierdzieć.

35

 

Na  czas  co  najmniej  ćwierćwiecza,  zanim  wysiłki  zmierzające  do  umoralnienia,  urodzinnienia, 
wykształcenia  i  zasymilowania  ludu  zaczną  przynosić  owoce,  niemiła  woń  proletariatu  pozostaje 
stereotypem. Dla bogacza – powietrze, światło, odsłonięty horyzont, rezerwat ogrodu; dla biednego – 
przestrzeń zamknięta, mroczna, niskie stropy, zatęchła atmosfera, zastój fetoru. Spośród powtarzających 
się źródeł, które są odbiciem tego niewyczerpanego dyskursu, należy wyróżnić archiwa Rad Zdrowia 
oraz badania nad pracą w rolnictwie i w przemyśle, zlecone przez Konstytuantę w roku 1848. 

Kilka przewodnich obrazów wraca natrętnie w tych opisach nędzy. Podobnie jak do niedawna odór 

niektórych rzemieślników, smród biedaka wynika bardziej z n a s i ą k a n i a, na które jest skazany, 
aniżeli z zaniedbania, jakiego dowodzi nie pozbywając się wszystkich wydzielin ciała. 

Tak jak ziemia, drewno i ściany, skóra robotnika, a jeszcze bardziej jego ubranie, przesiąka wstrętną 

materią. W przędzalni w Pompairin — pisze doktor Hyacinthe Ledain — dzieci są rachityczne. 

Przyczyn  stanu,  w  jakim  sieje  widzi,  upatruje  się  w  tym,  że  powietrze,  którym 
oddychają, jest niezdrowe na skutek wielkiej ilości tłustego oleju, używanego w tych 
zakładach. Odzież, którą mają na sobie, jest tak nim n a s i ą k n i ę t a, że kiedy się 
zbliżają, czuć od nich najbardziej odrażającą woń.

36

 

Przędzalnia w Secondigny okazuje się równie niezdrowa. Dzieci wyglądają tu wstrętnie. „Widuje się 

je, jak wychodzą z warsztatów w łachmanach przesyconych olejem." Jakub Vingtras czuje wstręt do 
woźnego zapalającego światło w gimnazjum w Puy, który wydziela zapach oliwy.

37

 Jeszcze w 1884 

roku doktor Arnould będzie głosił, że biedacy z Lille są 

gorsi  od  bogaczy  nie  z  racji  wykonywanej  pracy,  lecz  przez  rodzaj  pomieszczeń,  w 
których żyją (biedak nie ma swojego domu), ciasnych i odrażających, przez brud, który 
ich otacza i przenika, przez ich bliskie obcowanie z nieczystościami, których nie mają 
ani  czasu,  ani  możności  usunąć,  i  których  nawet  nie  nauczyli  się  w  swej  edukacji 
obawiać.

38

 

Thierry  Leleu,  w  trakcie  retrospektywnych  badań  nad  warunkami  pracy  w  regionie  Nord  w 

przededniu pierwszej wojny światowej, usłyszy, że prządki, zwane „wycieruchami z powodu płynu z 
maszyn, „miały zapach oleju lnianego. Rozpoznawało się robotnicę przędzalni po jej woni, nawet na 
ulicy, len zapach przywierał im do skóry".

39

  Również powieść  malująca  lud  daje  wyraz,  z  pewnym 

opóźnieniem, takim spostrzeżeniom i odrazie, jaką budzą. Kiedy opowiada nam o fabryce, to raczej po 
to, by podkreślić dławiący smród i gorąco, niż żeby opisać dokonania pracy przemysłowej.

40

 

Woń zastarzałego tytoniu, którą jest przesycone ubranie człowieka z ludu, również funkcjonuje jako 

lejtmotyw.

41

 Wszystko wskazuje na to, że pod koniec XVIII wieku tolerancja względem tytoniowych 

oparów jest nader ograniczona. Zapewne była nawet mniejsza od tej, którą klasy panujące okazywały 
dla  puszczanych  wiatrów  czy  odom  latryn.  Podbój  miejsc  publicznych  przez  tytoń  –  fajkę,  cygaro, 
potem papieros – dokonuje się w ciągu pierwszej połowy XIX wieku. Na pierwszy rzut oka zjawisko 
zdaje się kłócić z podejmowanym jednocześnie dziełem dezodoryzacji. Nie należy wszakże zapominać 
o właściwościach dezynfekujących, jakie niektórzy lekarze wciąż przypisują dymowi. Starzy żołnierze 
— wiarusi napoleońscy czy wojskowi emeryci, wraz z marynarzami, byli sprawcami szerzenia się tego 
zwyczaju.

42

 

Odtąd  tytoń  nie  straci  już  swej  dwuznaczności.  Z  jednej  strony,  jego  woń  sygnalizuje 

nieokrzesańca.

43

 Większość higienistów skarży się na nią. Michelet twierdzi, że zabija popęd płciowy i 

skazuje kobiety na samotność. Adolphe Blanqui żąda, by zabroniono tej trucizny kobietom i dzieciom, 

background image

 

 

ponieważ jest ona „początkiem wszelkiego rozprzężenia".

44

 

Odraza nabiera często znaczenia socjologicznego. Forget rzuca gromy na pry mice marynarza, której 

zapach przenika oddech, dłonie i ubranie. To prawda – dodaje jednak pojednawczo – że chodzi tu o 
rodzaj kompensacji, należy więc zdobyć się na tolerancję: „Dla marynarza tytoń jest tym, czym dla was 
kawa,  bale  i  teatr,  czym  dla  miłośnika  literatury  napawanie  się  Wolterem,  a  dla  uczonego  – 
abstrakcyjnym problematem."

45

„Tytoń jest jedyną rzeczą, która może wspomóc wyobraźnię biedaka" – 

twierdzi ze swej strony Théodore Burette w swojej Physiologie du fumeur.

46

 

Ale zwycięstwo tytoniu symbolizuje zarazem zwycięstwo liberalizmu. Świadczy o maskulinizacji 

więzi towarzyskich, zanim stanie się ich narzędziem. Podobnie jak pobór wojskowy, któremu w dużej 
mierze  zawdzięcza  popularność,  tytoń  stroi  się  w  cnoty  egalitarne,  „patriotyczne".  W  ten  sposób 
uzyskuje swą nobilitację. 

Człowiek, który pali, jest równy człowiekowi, który pali [...] bogaty i biedny ocierają się 
o siebie bez zdziwienia w miejscach, gdzie sprzedaje się tytoń,

47

  

i tam tylko jest to możliwe. Jako „najtrwalsza podpora rządu konstytucyjnego"

48

, tytoń triumfuje 

ostatecznie za Monarchii Lipcowej. Dla naszego wywodu istotny jest właśnie fakt, że jego zwycięskie 
rozpowszechnianie  się  następuje  wtedy,  gdy  wyraźniej  zaczyna  być  postrzegany  smród  klas 
pracujących. 

Akcentowanie  węchowej  odrazy  do  proletariusza  pojawia  się  w  widoczny  sposób  w  relacjach 

lekarzy i osób odwiedzających biedaków. Ciekawe, że nie podkreślano dotąd tej nowej nietolerancji. Do 
tej  pory  wstręt  zdawał  się  być  uczuciem  obcym  lekarzom;  jedynie  obawa  przed  zakażeniem 
usprawiedliwiała  środki  ostrożności.

49

  W  drugim  trzydziestoleciu  wieku  węchowemu  obrzydzeniu 

względem ludu daje się wyraz bez ogródek; nie wiadomo przy tym dobrze, czy chodzi o nietolerancję, 
czy  o  nowy  rodzaj  szczerości.  Dla  lekarza  mieszkanie  pacjenta  staje  się  miejscem  codziennych 
męczarni. „Doprawdy, człowiek się tam dusi – zapewniają Monfalcon i Poliniere. – Nie sposób wejść 
do  tego  ogniska  smrodu.  Często  lekarz  odwiedzający  biedaka  nie  może  znieść  zaduchu  izby,  musi 
wypisywać receptę stojąc przy drzwiach lub przy oknie."

50

 

W odróżnieniu od swej biednej klienteli lekarz nie toleruje już zwierzęcych wyziewów. 

Gdy wchodziłem do tego domu — odnotowuje doktor Joiré w 1851 roku — uderzyła 
mnie wstrętna woń, jaka tam panowała. Ów zapach, który dosłownie dławił i byt nie do 
wytrzymania, przypominał zapach najbardziej cuchnącego gnoju; otaczał szczególnie 
łóżko chorej, ale roznosił się także po całym mieszkaniu, mimo powietrza z zewnątrz, 
które mogło dochodzić przez uchylone drzwi. Przez cały czas mego pobytu u tej kobiety 
nie byłem w stanie odjąć od ust i nosa chusteczki, w którą się uzbroiłem. Tymczasem 
mieszkańcy domu, podobnie jak chora, zdawali się nie zauważać dokuczliwości tych 
miazmatów.

51

 

Adolphe Blanqui, zaatakowany fetorem piwnic w Lille i wonią brudnego człowieka, która się z nich 

dobywa, cofa się z odrazą przed wejściem do owych „kloak ludzkich"

52

; jeśli się „waży" zejść do tego 

piekła, gdzie poruszają się ludzkie cienie", to tylko w towarzystwie lekarza lub policjanta. 

W pomieszczeniu fabrycznym, na pokładzie statku czy w pokoju chorego próg percepcji, lub raczej 

tolerancji węchowej, określa przynależność społeczną. Mieszczański wstręt idzie w parze z awersją do 
kontaktu dotykowego i ją usprawiedliwia Bardziej niż szacunek dla kobiecej wstydliwości, to smród 
chorego uzasadnia użycie stetoskopu.

53

 

Odraza, jaką wzbudzają internatowy nadzorca czy szkolny wychowawca, a nawet profesor, którego 

obraz,  co  pokazał  Paul  Gerbod,  zaczyna  się  wtedy  rysować  jako  obraz  antybohatera

54

  –  również 

uczestniczy w tworzeniu owego dystansu społecznego, który jest postrzegany dzięki komunikatom ciała. 
Ci niezaspokojeni starzy kawalerowie, po których dawni mieszczańscy wychowankowie zachowali w 
pamięci zapach spermy i zastarzałego tytoniu, nie zdołali urzeczywistnić swego marzenia o awansie. 
Podobnie  jak  zapach  duchownych  wywodzących  się  z  ludu

55

,  ich  przykra  woń  wciąż  zdradza  ich 

pochodzenie. 

background image

 

 

Stopniowo, drogą osmozy, wstręt przenika do środowisk ludowych. Nowa wrażliwość dosięga tej 

grupy  pracujących,  która  chciałaby  przynajmniej  w  nocy  wyrwać  się  z  koszmaru  pracy  fizycznej. 
Akulturacja sprawia, że trzeba cierpieć męki dotychczas nieznane; prowadzi do chęci odrzucenia ciepłej 
otuchy bytowania w ścisku. Norbert Truquin, robotnik kolejowy, czuje, jak żołądek podchodzi mu do 
gardła, gdy wdycha zapach wódki i tytoniu wydzielany przez jego towarzyszy; zmuszony dzielić swój 
barłóg, wyznaje, że nie umie już znieść bez odrazy kontaktu z drugim człowiekiem.

56

 

  

Klatka i nora 

 
Kiedy wygasa epidemia cholery azjatyckiej w 1832 roku, fala dyskusji na temat miejsc zamieszkania 

ludu i ich dławiącej atmosfery ujawnia tę nową obsesję. W hierarchii obaw węchowych „powietrzne 
bagno  domu"

57

  zastąpiło  kloaki  przestrzeni  publicznej.  Fakt  jest  zbyt  znany,  by  długo  się  nad  nim 

rozwodzić. Poprzestanę na kilku uwagach. W mieście skargi dotyczą fetom wspólnie użytkowanych 
części plebejskiej kamienicy. Chodzi głównie o smród odchodów i śmieci. W tym środowisku bowiem 
łajno i odpadki nie zostały jeszcze uprywatnione. Z tego powodu skargi na smród wiąże się ściśle ze 
skargami  na  życie  w  tłoku.  Dyskurs  higienistów  poświęcony  tej  materii  roztacza  się  przed  nami  z 
męczącą monotonią. Lachaise, Hatin, Bayard, Adolphe Blanqui, Passot, Lecadre, Tetrais, Ledain i wielu 
innych  przepisują  od  siebie  wzajem  albo  w  kółko  to  samo  powtarzają;  byłoby  interesujące  zbadać 
szczegółowo  funkcjonowanie  tej  obsesyjnej  litanii,  należącej  do  sfery  psychohistorii.  Z  kolei,  jak 
wykazuje Marie-Helene Zylberberg, te przeniknięte odrazą opisy cuchnących wnętrz przejmuje na swój 
użytek  powieść  o  życiu  ludu  –  czemu  trudno  się  dziwić,  skoro  autorzy  czerpią  inspirację z  tekstów 
badaczy stanu społecznego.

58

 

Odór zastałego moczu, co zalega w ścieku, schnie na bruku i wnika w ściany, atakuje gościa, który 

musi przebyć  niekończący  się,  kiszkowaty  korytarz,  by  się  dostać  do  nędznego  budynku.  Można tu 
bowiem  wejść  jedynie  „przez  niskie,  wąskie  i  ciemne  przejścia.  Służą  one  za  koryto  cuchnącemu 
ściekowi,  pełnemu  brudnej  wody  i  wszelkich  nieczystości,  które  spływają  z  wszystkich  pięter".

59

 

Wchodzenie  do  śmierdzącej  siedziby  biedaka  to  prawie  eksploracja  nieznanych  podziemi.  Adolphe 
Blanqui  zagłębia  się  między  podwórka  Lille  czy  rudery  Rouen  z  taką  samą  pełną  fascynacji 
ostrożnością, jaka kierowała niedawno krokami Parent-Duchateleta, gdy przemierzał kanały miejskie. 
Ciasnota, mrok i wilgoć małego podwórza wewnętrznego, do którego prowadzi przejście, nadają mu 
wygląd studni o dnie usłanym nieczystościami. Gniją tu resztki żywności, gromadzą się pomyje i woda 
z prania; tu łączą się ze sobą cuchnące wonie i stąd unoszą się ku górze, aby roznosić fetor po piętrach. 
W  tym  systemie  wyobrażeń  schody  pełnią  rolę  drogi  odpływowej:  spada  nimi  śmierdząca  kaskada, 
hamowana  na  zakręcie  każdego  piętra,  zasilana  też  przez  latryny,  których  otwarte  drzwi  odsłaniają 
bezwstyd  klozetowego  siedziska  zwieńczonego  odchodami.  Doktorowi  Bayard  pozostał  w  uszach 
bulgot brudnej wody z „gargulców do pomyj" na schodach IV dzielnicy Paryża.

60

 Smród tych kamienic 

tworzy całość. Dominuje woń ekskrementów; zwiększa się tylko lub zmniejsza jej intensywność, w 
zależności od miejsca. Tutaj nie już subtelnego podziału węchowego przestrzeni.  

W samym mieszkaniu panuje zatłoczenie, bezład sprzętów, brudnej bielizny i naczyń. Pośród tego 

bałaganu „gnije" biedak, często w towarzystwie zwierząt"

61

: na myśl przychodzi tu raczej obraz klatki 

niż  nory.  „Bieda  zamyka  się  w  ciasnym  lochu"

62

.  To  na  nim  skupia  się  aerystyczna  obsesja.  Brak 

powietrza jest tu tym wyraźniej postrzegany, im bardziej uczonym udało się określić dokładne normy 
wentylacyjne. Bardziej niż obecność miazmatu, smród uzmysławia odtąd groźbę uduszenia — i jest to 
zasadnicza zmiana psychologiczna, która pozwala wyjaśnić formy nowej czujności. 

Tak więc, dyskurs koncentruje się na ciasnocie. Szczupłość miejsca do spania dołącza do obrazu 

głębokiego  podwórza  i  wąskich  przejść;  wywołuje  w  umyśle  bourgeois,  zwróconym  zazwyczaj  ku 
otwartej przestrzeni, owo wrażenie duszności, które dostrzegamy między wierszami wszystkich opisów. 
Fobia braku powietrza skłania do podkreślania dławiącej atmosfery komórki rzemieślnika na poddaszu; 
podobnie, pożywką dla krytyki są antresole o niskim dachu, stróżówka, w której dozorca chowa się jak 
pies, zaplecze sklepikarza, ciasna izdebka studenta czy subiekta. 

background image

 

 

Jeszcze gorszy jest wspólny pokój, kwatera. Louis Chevalier zwrócił uwagę na odrazę węchową, 

jaką wzbudzają imigranci przybyli z prowincji.

63

 Wstręt i pogarda mieszkańców miasta do zapachów 

rodzimej  ziemi,  którymi  są  przesiąknięci  sezonowi  robotnicy  z  Limousin  czy  z  Owernii,  stają  się 
usprawiedliwieniem „apartheidu", który długo będzie utrudniał integrację tych wieśniaków z miastem.

64

 

Martin Nadaud będzie się retrospektywnie oburzał na obojętność murarzy z Creuse wobec fetoru ich 
kwater. Wicehrabia d'Haussonville, a także Pierre Mazerolle skarżą się na unoszące się w tych miejscach 
wonie sera i słoniny, zgromadzonych na półkach.

65

 

Kwatery Limuzyńczyków są jeszcze należycie uporządkowane; ale bezład i zamieszanie panujące w 

niektórych wspólnych pokojach nocą prześladują mieszczańską wyobraźnię. Przybysz doznaje wstrząsu 
na widok tego powszechnego tłoku. Tutaj braterstwo odpadków pozwala dojść  do głosu zwierzęcym 
instynktom: ludzie – czytamy – kopulują tu swobodnie
.

66

 „Czy te istoty znały się między sobą? – pyta 

Wiktor Hugo, gdy pisze o fikcyjnych gościach Jacressarde. – Nie. Wyczuwały się wzajemnie. 

67

 

„Izby zbyt ciasne dla jednego człowieka przynoszą równie zgubne skutki, co przestronne sale, w 

których  zgromadzono  wiele  osób"

68

  –  pisze  Piorry  w  związku  z  mieszkaniami  dla  ludu.  W  tym 

środowisku pokój chorego jest jakby odtworzeniem bagna. Występują tu wszystkie warunki bagnista 
dżungli równikowej – stwierdzi doktor Smith.

69

 Tutaj lęgną się gnilne gorączki, co do których zachodzi 

pytanie, czy nie są ostatecznie rezultatem powolnego duszenia się, połączonego z ataksją i adynamią.

70

 

Przykra woń jest znakiem braku powietrza, który nie pozwala rozwinąć sił przy pracy. To, co się określa 
jako  niegodne  lenistwo,  jest  najczęściej  jedynie  „utratą  sił  [...]  spowodowaną  zepsutą  atmosferą 
niezdrowych mieszkań".

71

 Trzeba dać biedakowi powietrza – głoszą jednomyślnie lekarze i higieniści. 

Wentylacja  i  dezodoryzacja  stają  się  nakazami  ekonomicznymi.  Andral,  Louis,  Bouillaud, Chomel i 
wielu  innych  mnożą  obserwacje  mające  służyć  mierzeniu  skutków  przepełnienia.  Według 
Baudelocque'a tylko taka jest przyczyna skrofułów. Badania nad cholerą ustaliły „niemal stały związek 
pomiędzy wagą symptomów a szczupłością mieszkalnych pomieszczeń"

72

; prawdopodobnie to właśnie 

ciasnota  mieszkania  nadaje  chorobie  „charakter  tyfoidalny  i  śmiertelny".  Villermé  podkreśla 
spustoszenia, jakich dokonuje cholera we wspólnie wynajmowanych pokojach. Dzielnice najbardziej 
przeludnione są najbardziej śmiercionośne. 

Węch wciąż góruje nad instrumentami fizyki, kiedy trzeba ocenić wymianę powietrza i, tym samym, 

zapobiec  złym  skutkom  przepełnienia.  Lecz  również  tutaj,  podobnie  jak  w  przestrzeni  publicznej, 
wzrasta troska o dostęp światła; wielka przemiana, która doprowadzi do niekwestionowanego prymatu 
wrażeń wzrokowych, rozpoczyna się także na tym terenie. Baudelocque zauważa więc też, że ciemne 
miejsca  wywołują  osłabienie,  obrzmiewanie  i  wiotczenie  ciała;  niedostatek  światła  sprawia,  że 
wolniejsze jest krążenie, i wpędza w ową straszną blednicę dotykającą dziewczęta, której wpływ na 
wyobraźnię  społeczną  podkreślał Jean  Starobinski.

73

  Z  powodu  mroku  nocne  zwierzęta  są  smutne  i 

złośliwe.  Niepewne  światło

74

  to  jednoczesne  zagrożenie  dla  zdrowia,  zapału  do  pracy  i  moralności 

seksualnej. Pierwszą powinnością małżonka – zapewnia Michelet — jest danie dziecku i młodej matce 
„radości dobrego nasłonecznienia".

75

  

Brak higieny u rolnika i silny zapach jego potu to bardzo stare motywy: świadectwem może być 

ciężka  woń  pach  Dulcynei,  jaką  sobie  wyobraża  Sanczo  Pansa.

76

  Nawet  współcześni  Rousseau 

pozwalali sobie na liczne skargi w tej materii. Śledziliśmy, od Thoureta po Louis-Sebastiena Merciera, 
głosy oburzenia, jakie wywoływały kloaki wsi podmiejskich. Ale i głęboka wieś jest przedmiotem tego 
sprzeciwu.  Już  w  roku  1713  Ramazzini  uskarża  się  na  cuchnące  sąsiedztwo  gnoju,  a  zwłaszcza  na 
straszliwy  smród  moczonych  konopi.

77

  Zanim  rozpowszechnią  się  odkrycia  Priestleya,  a  zwłaszcza 

Ingenhousza,  lęk  budzi  bliskość  drzewa:  jego  zgubne  działanie  miałoby  dołączać  do  szkodliwych 
podmuchów z wnętrza ziemi, na które jest narażony rolnik. Także powietrze ogrodów warzywnych, 
zepsute wonią nawozu, kryje wiele niebezpieczeństw. Tak jak bagno – wieś rodzi miazmaty.

78

  

Wszystko  to  oddala  nas  od  ogrodu  Julii  i  marzeń  Jana  Jakuba.  Mieszają  się  tu  dwa  systemy 

wyobrażeń, na pierwszy rzut oka przeciwstawne, i owa dwoistość rządzić będzie złożonym obrazem wsi 
przez całe następne stulecia.

79

 Na razie sprzeczność jest mało widoczna. Wieś sławiona przez Rousseau 

i jego uczniów rysuje się jako przestrzeń balsamiczna; wyzbyta fetoru samych wiejskich zabudowań i 

background image

 

 

stłoczonych chłopów, owiewana tylko z lekka wonią wiosennych kwiatów. Słowem jest to wieś jakby 
stworzona do samotności: podróżny może tu tolerować co najwyżej pojedyncze gospodarstwo, wiatrak, 
chatynkę, w ostateczności jakiś przysiółek i spotkanie z pasterzem na krótką chwilę. 

Ta  idylliczna  wizja  chłopa  i  życia  na  wsi  jest  wciąż  żywa  w  XIX  wieku.  Malownicze  podróże, 

zwłaszcza  ikonografia

80

,  przyczyniają  się  do  jej  podtrzymywania.  W  odróżnieniu  od  codziennego 

kontaktu praktyki lekarskiej, w którym dotyk i węch są wystawione na ciężką próbę, etnologia oparta na 
spojrzeniu umożliwia dystans, pozwala ominąć stadium wstrętu. Pędzel artysty z łatwością dokonuje 
przeniesienia rzeczywistości w porządek symbolu. 

Jednakże, z chwilą gdy jest też postrzegana jako przeciwieństwo górskiego szczytu skąpanego w 

najczystszym  eterze,  wieś  maluje  się  w  ciemnych  barwach.  Na  dnie  doliny  fermentują  wyziewy 
społeczne, a przeto podróżny nie powinien schodzić z wyniosłych stoków. Oberman ucieka z nizin, a 
doktor Benassis usiłuje je oczyścić z brudu. Nie jest to przedsięwzięcie beznadziejne: już w 1756 roku 
Howardowi udało się zmienić w malownicze domki wiejskie owe „chaty z błota", w których chłopi z 
Cardington żyli, w jego oczach, jak dzikusi."

81

 

Charles  Leonard  Pfeiffer  sporządził  wykaz  przejawów  węchowego  wstrętu,  jaki  Balzac  okazuje 

chłopom. Oto przykład: „Simy i ostry zapach dwóch włóczęgów tak zapowietrzał jadalnię, że pani de 
Montcornet, której delikatne powonienie cierpiało, byłaby zmuszona wyjść, gdyby Fourchon i Mucha 
zostali dłużej."

82

 

Faktem  jest,  że  kiedy  Balzac  pisze  Lekarza  wiejskiego  (1833)  i  Chłopów  (1844),  temat  brudu  i 

zapowietrzenia na wsi stał się już od kilku lat pożywką dla prawdziwego dyskursu-rzeki. Nie ma raportu 
dla Rady Zdrowia poświęconego któremuś z rolniczych departamentów, nie ma medycznej rozprawy 
doktorskiej  na  temat  chłopskiego  środowiska,  nie  ma  rejestru  badawczego  spisanego  za  Monarchii 
Lipcowej lub za II Republiki, które by nie ujawniały w ostrych słowach złego stanu higieny przestrzeni 
wiejskiej.  Toteż  wszystkie  prace  z  zakresu  historii  społecznej  tyczące  ówczesnej  wsi  francuskiej 
poświęcają wiele miejsca tym skargom. Ja sam napisałem dwadzieścia stron o fatalnej higienie chłopów 
limuzyńskich  w  połowie  XIX  wieku.

83

  Zbyt  długie  i  bezcelowe  byłoby  streszczanie  tych  nie 

kończących się opisów. Ich autorzy, nie bez pewnej naiwności, wzięli na swój rachunek obfity dyskurs 
mieszczańskich  obserwatorów.  Rzeczą  bardziej  wartą  zachodu  byłaby  próba  rozwikłania  splotu 
systemów  wyobrażeniowych,  a  zwłaszcza  wykazania,  że  zasadniczym  faktem  historycznym  nie  jest 
rzeczywistość,  która  prawdopodobnie  niewiele  się  zmieniła,  ale  nowa  percepcja,  nowa  nietolerancja 
wobec tradycyjnych realiów. Ta zmiana w zmysłowym postrzeganiu wśród elit oraz fala wypowiedzi, 
jaką wzbudza, miały narzucić rewolucję higieniczną, ową drogę do nowoczesności. 

Dokonuje się zatem zwrot na płaszczyźnie społecznych wyobrażeń. Błoto i nieczystości, których tak 

obawia się delikatny mieszczuch, wypełniają naraz obraz przestrzeni wiejskiej. Chłop, bardziej jeszcze 
niż  w  przeszłości,  zaczyna  być  utożsamiany  z  „gnojarzem",  obcującym  na  co  dzień  z  gnojówką  i 
nawozem,  przesiąkniętym  zapachem  obory.  Miasto,  którego  publiczny  fetor  został  już  ujawniony  i 
oskarżony, pozbywa się — choć powoli — swych brudów; w pół wieku później uda mu się prawie 
odczyścić  swoich  biednych.  Jego  relacja  do  obszaru  wiejskiego  odwraca  się,  staje  się  bowiem  ono 
miejscem  nie  podlegającym  gniciu,  miejscem  pieniądza;  tym  samym  wieś  zaczyna  symbolizować 
przestrzeń biedy i niosącego zgniliznę ekskrementu.

84

 Ideologia agrarna

85

 nie wystarczy, by podważyć 

ową fenomenologię, której świadectwem, przez ponad pół wieku, jest sposób przyjmowania imigrantów 
ze wsi i postawa podróżnych czy turystów z miasta. Trzeba będzie poczekać na doprowadzenie wody, 
mechanizację,  sprzęt  gospodarski  i  propagandę  ekologiczną,  żeby  ujrzeć  tworzenie  się  nowego 
wyobrażeniowego stosunku między miastem i wsią; ale to nie należy do mojego tematu. 

Powtarzające się opisy, do których przekazywania poczuwają się eksploratorzy chłopskiej nory za 

Monarchii Lipcowej, są utkane z kilku zaledwie stereotypów. Ten dyskurs bardzo szybko kostnieje i 
potężnie nuży czytelnika. Tak rzeczy się mają już w roku 1836, jak pokazuje analiza przedsięwzięta 
przez doktora Piorry.

86

 Ciasnota pomieszczenia, za małe okna, brak powietrza i światła, wilgoć podłoża 

— uciążliwsza przez brak posadzek, szkodliwe działanie dymu, odór nawozu połączony z wonią prania 
i  pomyj,  zbyt  bliskie sąsiedztwo  obory  i  mleczami, z  których  wydostają  się  zgniłe  i sfermentowane 

background image

 

10 

 

zapachy  –  oto  co  stanowi  istotę  obrazu.  Używanie  grubych  „piernatów",  które  przesiąkają  potem 
śpiącego,  obecność  zwierząt  domowych,  których  oddech  współzawodniczy  z  oddechem  ludzi,  czy 
mnogość szynek zawieszonych pod sufitem są również treścią skarg świadków. Przy czym ci ostatni z 
rzadka tylko narzekają na niedostatek higieny osobistej. Obsesją jest zwierzęcy smród tych miejsc – nie 
zaś jeszcze brak wyrafinowania. System normatywny, który się tworzy, nie może się od razu odnosić do 
wieśniaka

87

; od chłopa żąda się jedynie, by oddalił od siebie gnój i ptasi nawóz, a potem otworzył na 

oścież drzwi i okna. 

W ciągu drugiej połowy wieku smród biedaków już tak nie dręczy. Postępy higieny zmuszają go do 

wycofania  się  do  nielicznych  bastionów.  Chłop  –  na  długi  jeszcze  czas,  a  w  mieście  pracownik 
sezonowy, służąca, dozorca i niektórzy robotnicy o szczególnie brudnym zawodzie, jak „wycieruchy" z 
przędzalni regionu Nord, skupiają na sobie odrazę, trochę już przebrzmiałą, która przeradza się niekiedy 
w koszarowy żart.

88

 Tak należy odczytywać opis schodów w Kuchennych schodach Zoli: świadczy on 

o dokuczliwej obecności ludu, ale i o tym, że nie sposób już traktować poważnie płynących od niego 
zagrożeń. 

Natomiast specjalnym fetorem odznaczają się kloszard i włóczęga, co dowodzi, że woń proletariusza 

utraciła  już  nieco  ze  swego  niebezpiecznego  charakteru.  Według  Goncourtów,  zapach  chrabąszcza 
„rozpoznaje  się  na  policji  jako  swoisty  zapach  włóczęgi,  człowieka,  który  śpi  pod  mostem;  zapach 
galernika i więźnia".

89

 Wracamy więc do zapachu więziennej celi; zamyka się cykl percepcji mieszanki 

smrodów proletariusza. Wonią zagrażającą, tą, na której będzie się skupiać uwaga uczonych, jest odtąd 
woń rasy."

90

 Ale to już inna historia. 

 

Czyszczenie nędzarza 

 
Powróćmy  do  Monarchii  Lipcowej.  Dostrzeganie  smrodu  biedaka  zmusza  do  poddania  go 

dezodoryzacji lub, jeśli kto woli, dezynfekcji. Należy usunąć wstrętny odór organiczny, który świadczy 
o obecności śmierci i niesie ryzyko powrotu owej „gorączki umysłu"

91

, co okazała się niedawno tak 

zabójcza.  Wbrew  rozróżnieniu  wprowadzonemu  później  przez  Durkheima

92

,  implikacje  moralne 

przedsięwzięć  higienistycznych  były  wielokrotnie  podkreślane,  zwłaszcza  w  odniesieniu  do  XVII  i 
XVIII wieku, i są one szczególnie widoczne za monarchii cenzusowej. Sprawić, by lud utracił swój 
organiczny  fetor,  by  trzymał  się  z  dala  od  ekskrementu  —  to  elementy  terapii,  która  ma  zwalczać 
patologię  społeczną.  Albowiem  gdy  cofają  się  brud  i  zaraza,  słabnie  również  przemoc.  Higiena  to 
najlepszy sposób „na przywary duszy [...]; lud, który lubi czystość, polubi wkrótce ład i dyscyplinę"93

93

 

– pisze w roku 1821 Moleon, sprawozdawca Rady Zdrowia. 

Czystość – zauważa Gerando w 1820 roku — jest zarazem i środkiem utrzymującym w 
zdrowiu, i znakiem wskazującym na upodobanie do ładu i troski o zdrowie; smutkiem 
napawa fakt, że jest tak mało znana wśród większej części ubogich: to smutny objaw 
choroby moralnej, którą są dotknięci.

94

 

W dwadzieścia lat później obraz bezwonnego robotnika jest wciąż przedmiotem marzeń Monfalcona 

i Poliniere'a: 

Czystość, umiar, praca – oto, wraz z możliwością oddychania świeżym powietrzem, 
najważniejsze  warunki  dobrego  samopoczucia  klas  pracujących;  [w  mieszkaniu 
dobrego robotnika] nie ma zbytku, ale też nic nie razi wzroku lub powonienia.

95

 

[...] Dlatego właśnie, że ów robotnik oddycha wystarczającą ilością zdrowego powietrza 
i ma dużo wody dla swych codziennych potrzeb, czuje się lepiej i zarabia więcej. Gdy 
jest  zadowolony  ze  swego  domu,  ma  większy  szacunek  do  własności  i  praw,  i 
skrupulatniej przestrzega swoich obowiązków.

96

 

Porządny, pracowity robotnik nie pachnie nieprzyjemnie, toteż Zola, zakochany w Paulinie, będzie 

sławił „zdrową woń jej ramion gospodyni".

97

 

background image

 

11 

 

Wszelako nie ma mowy, na razie, o łazience; co najwyżej chodzi o odrobinę higieny ciała, ściśle 

ograniczonej do kilku określonych kategorii społecznych. Kąpią się wyłącznie, lub prawie wyłącznie, 
górnicy i palacze pobrudzeni pyłem węglowym oraz niektórzy ludzie ze służby, blisko stykający się z 
elitami.  Przeważnie  chodzi  o  to,  by  usunąć  tłuszcz,  odsączyć  z  nieczystości,  zdrapać  błoto,  a  w 
najlepszym  wypadku  –  by  powierzchownie  się  „obmyć".  Należy  tu  mocno  podkreślić  wagę,  jaką 
przywiązywano do walki z nasiąkaniem ubrań. Być czystym znaczyło początkowo mieć odtłuszczoną i 
odwonioną  odzież.

98

  Czyszczenie  ubrania  będzie  przez  długi  czas  stanowiło  najważniejszy  nakaz 

rzekomej  higieny  ciała  w  środowiskach  ludowych.  Powłoka  brudu  na  odzieniu,  w  połączeniu  z 
ordynarną materią koszuli, nie pozwala kobiecie z ludu – zapewnia Cadet de Vaux w 1821 roku

99

 – 

skutecznie roztaczać swej atmosfery i pozbawia ją istoty jej mocy uwodzicielskiej. 

 
W mieście najpilniejsze nakazy to walka z niechlujstwem „wygódek" i odciąganie nieczystości z 

podwórek.  Postęp  zaczyna  się  od  połowicznego  uprywatnienia  latryn  i  rozdania  kluczy  rodzinom 
użytkowników,  których  mieszkania  znajdują  się  na  tym  samym  piętrze.

100

  W  tym  środowisku 

kształtowanie się privacy polega najpierw i przede wszystkim na obronie przed brudem i zapachem 
drugiego, na dążeniu do urodzinniania własnego guano, na ochronie wstydliwości przed ewentualnym 
zaskoczeniem.  Likwidacja  tłocznej  wspólnoty  w  latrynach,  zamykanie  ich,  instalowanie  rur 
wentylacyjnych — oto co stanowi niezbędny wstęp do owej defekacyjnej dyscypliny, będącej jedyną 
drogą do zwycięstwa nad fetorem. Ważne jest także, by zwracać uwagę na osobników, którzy załatwiają 
się  w  podwórkowych  uliczkach:  będzie  to  jedno  z  zadań  dobrego  dozorcy.  W  razie  potrzeby,  jak 
zauważa Passot. może on zainstalować na zewnątrz barierkę i przykryć ściek płytą.

101

 Słowem, działania 

te  mają  na  celu  stopniowe  przeobrażenie  „wspólnych"  wygódek  w  „prywatne"  ustępy.  Bielenie 
wapnem, częste malowanie, by zapobiec przesiąkaniu ścian, uzupełnia arsenał środków propagowanych 
w  tych  środowiskach.  Niewątpliwie  też  postęp  zmusza  do  płatnego  podłączania  się  do  sieci 
wodociągowej; wiadomo jednak, jak liczne przeszkody hamują rozpowszechnianie się tej praktyki. 

Na wsi i w wielu małych miastach walka z odorem odchodów jest istotą nie kończącej się batalii, 

którą prowadzi administracja przeciw właścicielom i użytkownikom gnojowisk. Tutaj opór jest bardzo 
żywy, niekiedy zaciekły, bo pełen desperacji."

102

 Wojnę tę będą najczęściej przegrywać higieniści: nie 

uda im się nigdy doprowadzić do tego, by gnój był  zakopywany w dołach.  Inne środki, które mają 
odkazić  i  uzdrowić  dom  wiejski,  to  stosowanie  wapna,  wybijanie  nowych  otworów  drzwiowych  i 
okiennych, burzenie ścian działowych.

103

 

Istnieją też rozwiązania wzorcowe: osiedla robotnicze takie jak w Mitozie, w Brukseli czy przy ulicy 

Rochechouart w Paryżu. Nad subtelną strategią, opracowaną przez ich twórców i przez higienistów, 
zwłaszcza  przez  Villermégo

104

,  w  celu  niedopuszczenia  do  życia  w  tłoku,  zapewnienia  ochrony 

intymności rodzinnej oraz likwidacji erotyzmu korytarzy i schodów, rozwodzono się wielokrotnie

105

Zauważmy tylko, że ów uczony projekt sanitarny i moralny, bardzo znaczący, dotyczy wtedy znikomej 
cząstki ludności. 

Istotniejszy dla naszego wywodu jest wysiłek inspekcyjny skierowany na miejsca zamieszkania ludu. 

Raz  jeszcze  straszna  epidemia  z  1832  roku  leży  u  źródeł  nowej  strategii.  Na  wieść  o  nadciągającej 
zarazie tworzy się komisje dzielnicowe; ich zadaniem jest odwiedzanie wszystkich domów, wykrywanie 
przyczyn  złych  warunków  higienicznych  i  zmuszanie  właścicieli  do  przestrzegania  zarządzeń 
porządkowych. Te komisje rzeczywiście działały. I tak na przykład komisja z dzielnicy Luxembourg 
odwiedza dziewięćset dwadzieścia cztery posesje w niecałe dwa miesiące. Prefekt Gisquet twierdzi, że 
otrzymał około dziesięciu tysięcy raportów od tych organów.

106

 

Po drugiej stronie Kanału La Manche, jeszcze przed utworzeniem General Board of Health w 1848 

roku, mieszkania gminu były od dłuższego czasu „pod okiem policji higienicznej"

107

. Lokalne komitety 

mają  tu  prawdziwą  władzę.  W  Londynie  inspektorzy  tych  służb  wizytują  domy  i  składają „notatkę, 
wyszczególniającą  budynki,  które  winno  się  umyć  i  pobielić  wapnem,  te,  z  których  trzeba  usunąć 
śmieci,  te,  których  podwórza  lub  piwnice  należy  wybrukować,  które  trzeba  zaopatrzyć  w  wodę, 
przewietrzyć, przeczyścić, czy w jakiś inny sposób poddać asenizacji".

108

 Lekarz ocenia zasadność tych 

background image

 

12 

 

uwag  i  za  jego  zgodą  odpowiednie  zalecenia  są  przekazywane  właścicielowi,  który  powinien  je 
wykonać  w  terminie  dwutygodniowym.  W  ten  sposób,  w  ciągu  jednego  roku  1853  inspektorzy 
odwiedzą 3147 domów, a więc 20% wszystkich, i złożą 1587 „opisów". 

 
Francuska ustawa o niezdrowych mieszkaniach, od bardzo dawna oczekiwana, przygotowana przez 

prace, jakie podjęto w łonie Rady Zdrowia od roku 1846, i poprzedzona w Paryżu rozporządzeniem 
policji  z  20  listopada  1848  roku,  zostanie  wreszcie  ogłoszona  13  kwietnia  1850  roku.  Zmierza  ona, 
wedle  formuły  jej  głównego  twórcy,  markiza  de  Vogüé,  do  ustanowienia  „bardziej  intymnego 
patronatu"

109

  nad  miejscami  zamieszkania.  Karta  inspekcyjna

110

,  której  wzór  figuruje  w  aneksie  do 

tekstu ustawy, przewiduje więc również kontrolę stanu latryn i zapachów, jakie wydzielają. Monfalcon i 
Poliniere musieli się z tego cieszyć, skoro oni właśnie życzyli sobie, by administracja postanowiła w 
końcu nadzorować mieszkanie biedaka – tak jak klatkę ze zwierzętami w ogrodzie zoologicznym.

111

 

Passot ze swej strony domaga się, aby policjanci dokonywali inspekcji w latrynach robotników i byli 
upoważnieni do spisywania protokołów."

112

 W rzeczywistości ustawa była bardzo źle realizowana – co 

do tego zgodne są wszystkie opracowania

113

.  

 
 
 
 
 
 

                                                 

1

 P.A. PIORRY, Extrait du Raport sur les épidémies qui ont en France de 1830 a 1836, lu le 9 aout 1836,  w: 

Mémoires de l’Académie Royale de Médecine, t. V, 1837, s. 17. 

2

 Ph. PASSOT, op. Cit., s. 26 

3

 Por. na ten temat Maurice AGULHON, Le cercle dans la France bourgoise, 1810-1848 Etude, d’une mutation 

de sociabilité, A. Colin  

4

  Czyż  nie  to  daje  do  zrozumienia  pani  de  GIRARDIN,  kiedy  21  października  1837  roku  pisze  nie  bez 

pesymizmu  (CHARLES  DE  LAUNAY,  Leirres  parisiennes,  s.  109):  „Ci,  którzy  nie  myją  rąk,  będą  zawsze 
nienawidzić tych, co ręce myją. ci zaś, co ręce myją, będą zawsze gardzić tymi, którzy ich nie myją. Nigdy nie 
zdołacie ich połączyć, nigdy nie będą mogli żyć razem […], albowiem jest coś, czego nie sposób przezwyciężyć: 
wstręt, i coś, czego nie można znieść: upokorzenie‖? 

5

 Charles Leonard PFEIFFER, Taste and smell in Balzac’s novels, University of Arizona, 1949 

6

 Wiktor Hugo, Nędznicy, przeł. K. Byczewska, PIW, Warszawa 1980, t. IV, s. 158 

7

  Por.  wyżej  przyp.  2.  Trzeba wszakże  być  ostrożnym  w  sądach:  jeśli  brać  tylko  pod  uwagę  liczbę  publikacji, 

monarchia cenzusowa pozostaje złotym wiekiem „topografii medycznych". 

8

  Cyt.  przez  dr.  Henri  BAYARD  A,  Mémoire  sur  la  topographie  médicale  du  IVe  arrondisstment  de  Paris..., 

1842, s. 103 n.  

9

 Dopuszcza ją tylko w rejestrze pokarmów i jedzenia. Por. na ten temat Jean-Paul ARON, Le mangeur a u XIXe 

siecle, 1976. 

10

 W. HUGO. Nędznicy, cyt. wyd., t. IV, s. 158. 

11

 J. HOWARD. Histoire des prinipaux lazarets..., op. cit., 1.1, s. 101. 

12

 Co doradza M. F.-B, RAMEL, op. cit., s. 271-272. Jest to interesująca socjologia dezynfekcji. 

13

 Encyclopédie méthodique. "Air des hopitaux de terre et de mer", s. 571. 

14

  Zwróćmy  uwagę,  że  niektóre  stronice  Louis-Sébastiena  MERCIERA  wyprzedzają  swym  tonem  późniejsze 

opisy; świadectwem niech będzie jego pełna przerażenia rejterada przed zwierzęcym życiem przedmieścia Saint-
Marcel  (por.  Daniel  ROCHE,  Le  peuple  de  Paris,  op.  cit.,  s.  100.  Autor  przyznaje  jednak,  że  medycyna  tkwi 
wówczas w niepewności u granic życia prywatnego). 

15

 P. CHAUVET, op.cit., 2.10. 

16

 Ibidem, s. 8. Ten wątek był szeroko rozwijany w Hiszpanii złotego wieku (por.  Gilles LAPOUGE, op.cit., s. 

117). 

17

 RAMMAZZINI, op. cit, s. 383. 

18

 M. MALOUIN, op. cit., s. 55. 

19

  C.-F.  HUFELAND,  La  macrobiotique  ou  l'art  de  prolonger  la  vie  de  l'homme,  1838  (wyd  1,  niemieckie: 

1797), s, 472; z dziecinnego pokoju powinno się usunąć jednocześnie służbę, nocniki i bieliznę suszącą się przy 
piecu. Zauważmy, że te wyobrażenia społeczne nie przeszkadzają w poprawie warunków życia służących (por. 

background image

 

13 

 

                                                                                                                                                         

D. ROCHE, Le peuple de Paris, op. cit, s. 76 n.). 

20

 We wstępie do cyt. dzieła A. PARENT-DUCHATELETA. 

21

 Por. zwłaszcza Jean-Jacques DARMON. Sous la Restauration. des juges sondent la plaie si vive des prisons 

w: L'impossible prison, Le Seuil, Paris 1979, s. 123-146, i Hélene CHEW, Loin du débat pénitenttaire; la prison 
de  Chartres  durant  la  premiere  moitié  da  XIXe  siecle,  
―Bulletin  de  1'Institut  d'histoire  de  la  presse  et  de 
l'opinion" 6 (1981), Tours, s. 43-67. 

22

 Cyt przez L.-R. VILLERMEGO, Des prisons..., op. cit., s. 25 i 26. 

23

  V.  MOLEON,  op.  cit,  s.  225.  Przykładów  powoływania  się  na  smród  przesiąkniętego  nieczystościami 

szmaciarza jest bez liku. Tytułem przykładu: dr MOREAU, op. cit., s. 41; C LACHAISE., op. cit., s. 190-192: 
Commissions des logements insalubres, rok 1851, s. 12; P. PASSOT, op. cit., s. 3.  Na temat szmaciarzy w Lille 
por. Pierre PIERRARD. op. cii, s. 54. 

24

  Fragment  raportu  sporządzonego  w  imieniu  komisji  sanitarnej  Ogrodu  Botanicznego,  8  listopada  831  r,  w. 

„Annales d'Hygiene publique et de Médecine légale", luty-kwiecień 1832, s. 200. 

25

 B. BARRET-KRIEGEL, w: Politiques de l'habitat, op. cit., s. 130. 

26

 Por. Jean-Paul ARON i Roger KEMPF, Canum more, w: Le pénis et la démoralisation de 1'Occident, 1978. s. 

47 n. 

27

 Felix CARLIER. Etudes de pathologie sociale.  Les deux prostitutions, 1887. „Woń, jaką wydzielają miejsca 

tego rodzaju, jest jedną z przynęt przyciągających nader liczną kategorię pederastów, dla których przyjemności 
jest niezbędna" (a. 305 i 370). Tę część pracy niedawno wznowiono (Le Sycomore, Paris 1981) pod tytułem La 
prostitution antiphysique.
 

28

 C. FORGET, op. cit., s. 127. 

29

  Dr  ITARD,  Premier  rapport...  sur  le  sauvage  de  l'Aveyron,  s.  88.  Doktor  Itard  przypisuje  tę  obojętność 

brakowi  edukacji  w  dziedzinie  postrzegania.  Raport  ten  został  niedawno  ponownie  wydany  przez  Thierry'ego 
GINESTE'A w: Victor de l'Aveyron, dernier enfant sauvage, premier enfant fou, Le Sycomore, Paris 1981. Zob. 
również H. LANE, The wild boy of Aveyron, Harvard University Press. 1976. 

30

 C. FORGET, op. cit.. s. 126. 

31

 Ibidem, s. 128. 

32

 Ibidem, s. 135. 

33

 Por. na przykład P. PASSOT. op. cit.. s. 7. 

34

 Gustave FLAUBERT, Correspondance, La Pléiade, 1.1, s. 103. 

35

 W cyt. rozprawie, t. III, s. 1140. 

36

 Cyt. przez Pierre'a ARCHESA, La medićalisation des Deux-Sivres au milieu du XIXe siecle

„Bulletin de la Société Historiąue et Scientifique des Deux-Sevres". 3e trimestre 1979, s. 261. 

37

 Jules VALLES. Jakub Vingtras. Dzieciństwo, przeł. J. ROGOZIŃSKI, Książka i Wiedza. 

Warszawa 1951, s. 65. 

38

 Cyt. przez Pierre'a PIERRARDA, op. cit., s. 87. 

39

 Thierry LELEU, Scenes de la vie quotidienne: les femmes de la vallée de la Lys: 1870-1920, w: Histoire des 

femmes du Nord, s. 661. 

40

  Marie-Helene  ZYLBERBERG-HOCQUARD.  L'ouvriere  dans  les  romans  populaires  du  XIXe  siecle,  w: 

Histoire des femmes du Nord, s. 629. 

41

 Jest to szeroki temat, którego nie sposób tutaj omówić. Por. w związku z tym zagadnieniem niedawną pracę 

Neda RIVALA, Tabac, miroir du temps. Histoire des moeurs et des fumeurs, Paris 1981 

42

 Théodore BURETTE, La physiologie du fumeur, s. 21. 

43

  Por.  Maurice  AGULHON.  op.  cit..  s.  53.  Taki  właśnie  jest  pogląd  L.  ROSTANA,  Cours  élémentaire 

d'hygiene. 1828. t. I. s. 546 n. 

44

 J. MICHELET, Histoire de France, t. XI. 1857. s. 285-287. i Adolphe BLANQUI, Des classes ouvrieres en 

France pendant l'année 1848, 1849, s. 209. 

45

 C FORGET, op. cit., s. 292 i 294. 

46

 Wyd. cyt., s. 86. 

47

 Ibidem, s. 79. 

48

 Ibidem, s. 75. 

49

 Znamienna jest tutaj postawa A. PARENT-DUCHETELETA. Co do środków ostrożności, oto dwa przykłady. 

Odwiedzając chorych – radzi F.-E FODERE – „powinno się [...] być porządnie zapiętym [...], nie powinno się 
nigdy przełykać śliny: należy spluwać i wycierać nos za każdym razem, gdy jest to potrzebne, oraz nosić, jak w 
szpitalach, fartuch do częstego wycierania rąk [...]; po uniesieniu przykrycia, trzeba poczekać kilka chwil, nim 
pochylimy  się  i  zaczniemy  wdychać  jego  [ciała  chorego]  pierwsze  wyziewy;  zresztą  powinno  się  zawsze 
wstrzymywać oddech i pozostawać  w rozsądnej odległości od jego ust" (op. cit., t.  VI, s. 111). W ten sposób 
powstaje  model  trzymania  na  dystans  skażonych  ciał.  J.  HOWARD,  niestrudzenie  odwiedzający  więzienia, 
lazarety i szpitale przyznaje, że zawsze unikał wystawiania się na wyziewy chorego. Bez przerwy też starał się 

background image

 

14 

 

                                                                                                                                                         

wstrzymywać oddech (Etat des prisons..., op, cit, t. II. s. 451; Histoire des principaux lazarets, op. cit., t. II, s. 
309). 

50

 J.-B. MONFALCON i A. DE POLINIERE, op. cit., s. 90. 

51

 Des  logements du pauvre et  de l'ouvrier considérés sous le rapport de l'hygiene publique et privée dans les 

villes industrielles, „Annales d'hygiene publique et de Médicine legale", t. XLV, styczeń 1851, s. 310. 

52

 Adolphe Blanqui, op.cit., s. 103 i 98. 

53

 Michel Foucault, Naissance de la clinique, op. cit., s. 167 

54

 Paul GERBOD, La condition universitaire en France au XIXe siecle, PUF, Paris 1965, s. 629. 

55

 Znamienny jest tu capi odór brata Archangiasza w Grzechu księdza Mauret. 

56

  Norbert  TRUQUIN.  Mémoires,  vie,  aventure  d'un  prolétaire  a  travers  la  révlution,  Paris  1888,  nowe  wyd. 

Maspero,  1977,  s.  129  (to  świadectwo  dotyczy  roku  1852).  Na  temat  tej  granicznej  warstwy  robotników  por. 
Jacques RANCIARE, La nuit des prolétaires. Fayard, 1981. 

57

 P. PASSOT, op. cit., s. 16. 

58

  M.-H.  ZYBERBERG-HOCOUARD.  op.  cit.,  s.  627-628.  Zob.  zwłaszcza  opisy  piwnic  i  podwórek  Lille  w 

Euphrasie, histoire d'un femme pauvre (1868) Mathilde BOURDON i w Les Réprouves, M.-L. GAGNEURA. 

59

 Adolphe BLANQUI. op. cit. s. 71. 

60

 H. BAYARD, op. cit., s. 49. 

61

 Por. C. LACHAISE, op. cit., s. 198. Istotnie, lektura raportów Rady Zdrowia departamentu Sekwany ujawnia 

wzrost  niepokoju  u  higienistów,  wywołany  obecnością  zwierząt  w  mieście.  Najpierw  uwagę  przyciągają 
krowiarnie (1810-1820) i chlewnie (1849-1858); począwszy od 1859 roku skargi stają się bardziej rozmaite: to 
obecność zwierzęcia w ogóle chce się ograniczyć. W 1880 roku pojawia, się narzekania na zapach, jaki roznoszą 
szpitale dla psów. 

62

 P.-A. PIORRY, Extrait... op. cit., s. 17. 

63

 L. CHEVALIER, op. cit., s. 182. 

64

 Por. A. CORBIN, Les paysans de Paris, „Ethnologie francaise" 2(1980), s. 169-176. 

65

  Martin  NADAUD,  Mémoires  de  Léonard,  ancien  garcon  macon,  wyd.  z  komentarzem  Maurice'a 

AGULHONA,  Hachette,  1976,  s.  103.  O.  d'HAUSSONVILLE,  La  misere  a  Paris.  La  population  nomade,  les 
asiles de nuit et la vie populaire
, „Revue des Deux-Mondes", październik 1881., s. 612. Pierre MAZEROLLE. 
La misere de Paris. Les mauvais gites, 1874, s. 28-31. Czy to przypadek, że gastronomia początków XIX wieku 
nie chce znać sera? 

66

 Por. wywiad na temat wspólnych kwater w: Statistiaue de l'industrie a Paris résultant d'une enquete faite par 

la Chambre de Commerce pour les annees 1847-1848, Guillaumin, Paris 1851. 

67

 Wiktor HUGO, Pracownicy morza, przeł. M. KORNIŁOWICZ, PIW, Warszawa 1955. s. 203. 

68

 P. PIORRY. Extrait... op. cit., s. 17. 

69

 Por. Jean BORIE, Mythologies de l'hérédité au XIXe siecle, Galilée. Paris 1981, s. 113. 

70

 Zob. na przykład dr JOIRE. op. cit., s. 318. 

71

 Ibidem, s. 320. 

72

 P.-A. PIORRY, Des habitations..., op. cit., s. 74. 

73

 Sur la chlorose. Sangs, numer Specjalny pisma „Romantisme", 1981, s. 113-130. 

74

 Dr. Joire, op cit. s. 296. 

75

 J. MICHELET, La Femme (1839), Flammarion, Paris 1981, s. 90. 

76

 M. CERVANTES, Don Kichote, przeł. A.L. CZERNY i Z. CZERNY, PIW, Warszawa 1966, część pierwsza. 

77

 RAMAZZINI, op. cit., s. 447-448. 

78

 Por. wyżej s. 92,93. 

79

 A nawet później: por. Rose-Marie LAGRAVE, Le village rómanesque, "Actes-Sud", 1980. 

80

 Por. Neil MacWILLIAMS, referat na sympozjum na uniwersytecie Loughborough, wrzesień 1981. Natomiast 

projekty  etnograficzne  z  początku  wieku  pomijają  badanie  życia  materialnego  i  obserwację  ekologiczno-
społeczną; nic przywiązują wagi do antropologii materialnej, zapoczątkowanej przez topografie medyczne (por. 
Mona  OZOUF,  L'invention  de  l'ethnographie  francaise:  le  questionnaire  de  l'Académie  celtioue,  "Annales 
E.S.C.". marzec-kwiecień 1981, s. 213). 

81

  Por.  Henry  ROBERTS,  Des  habitations  des  classes  ouvrieres.  1850.  s.  30  n.  Również  Arthur  YOUNG 

porównuje  chłopów  z  Combourg  do  Huronów  (op.  cit.,  s.  229).  Wtedy  właśnie  utrwala  się  metafora,  która 
zaciąży  nad  historiografią  wsi  i  której  ślad  można  znaleźć  w  niedawnej  pracy,  skądinąd  nader  interesującej, 
Eugena WEBERA, Peasants into Frenchmen

82

 H. BALZAC. Chłopi, w: Komedia ludzka, t. XVIII. przeł. T. ŻELEŃSKI (BOY), Czytelnik, Warszawa 1962, 

s. 87. 

83

 M. CORBIN. Archaisme et modernité en Limousin au XIXe siecle. Paris 1975, t. 1, s. 74-94. Znamienna jest 

również pod tym  względem  książka  Guy THUILLIERA.  Aspects de  l'économie  nivernaise  au XIXe  siecle.  A. 
Colin. Paris 1966. 

background image

 

15 

 

                                                                                                                                                         

84

 Por. Dominique LA PORTE, Histoire de la merde, op. cit., s. 42. 

85

 Analizował ją Pierre BARRAL w: Les agrariens francais de Méline a Pisani, A. Colin, Paris 1968. 

86

 P.-A. PIORRY, Extrait..., op. cit., passim. 

87

 G. THUILLIER (Pour une histoire du quotidien..., op. cit, s. 64) wskazuje, że przekonanie o bezużyteczności 

urządzeń  higienicznych  przeznaczonych  dla  ludzi  ze  wsi  przetrwało  w  regionie  Niwernais  przynajmniej  do 
początków XX wieku. 

88

  Życie  w  śmierdzącym  ścisku  kwatery  wojskowej  pozostaje  istotnie,  dla  młodego  bourgeois,  archetypem 

węchowego wstrętu. To właśnie przekonuje świeżo wcielonego Pierre'a LOUYSA do ubiegania sic o zwolnienie 
z wojska (por. jego nie publikowaną korespondencje, którą był mi łaskaw udostępnić Paul-Ursin DUMONT). 

89

 Cyt. przez dr. E. MONINA, op. cit., s. 72. 

90

  Por.  Carl  VOGT,  Lecon  sur l'homme.  Paris  1865. Pisze  on  (s.  161):  „Wyziewy  skóry  mają  też  swoje  cechy 

szczególne,  które  u  pewnych  ras  nigdy  nie  znikają,  nawet  przy  najbardziej  skrupulatnej  higienie.  Owych 
zapachów charakterystycznych dla rasy nie powinno się mylić z wyziewami biorącymi się z rodzaju pożywienia, 
które u tejże rasy można stwierdzić [...]; swoista woń Murzyna pozostaje taka sama, jakakolwiek by była dbałość 
o czystość czy natura pożywienia. Należy do gatunku tak jak piżmo do piżmowca, który je wytwarza..." 

91

 A. BLANQUI, op. cit., s. 151. 71 

92

 Luc BOLTANSKI, Prime education et morale de classe, 1969, s. 110. 

93

 V. MOLEON, op. cit., 1.1. s. 199. 

94

 De GERANDO. Le visiteur du pavre. wyd. 3, 1826, s. 227. 

95

 J.-B. MONFALCON I A. de POLINIERE. op. cit,, s. 91 i 89. 

96

 Ibidem, s 89. 

97

 E. ZOLA, Radość życia, przeł. M. HULEWICZOWA. PIW. Warszawa 1959. 

98

 Por. Philippe PERROT, op. cit, s. 227. 

99

 Cadet de VAUX, De l'atmosphere de la femme et de sa puissance, „Revue encyclopédique", 1821, s.435. 

100

 P. PASSOT, op. cit., s. 20 

101

 Ibidem, s. 21. 

102

 Por. s. 271 n. 

103

 Por. P.-A. PIORRY, Des Habitations... op. cit, s. 93. 

104

 L.-R. VILLERME, Sur les cités ouvrieres, „Annales d'Hygiene publique et de Médecine légale", luty 1850, t. 

XLIII, zwłaszcza s. 246-258. 

105

 Por. na przykład R.-H. GUERRAND i E. CONFORA-ARGANDONA, op. cit. s. 33-41. 

106

 Mémoire de M. Gisquet, 1840,1.1, s. 423-424. 

107

 MILLE, op. cit. s. 223. 

108

 Ibidem, s. 213. 

109

  W  ten  sposób  markiz  wypowiada  się  w  parlamencie  13  lipca  1848  roku,  ażeby  poprzeć  projekt  dekretu 

złożony przez Emeryego 12 lipca. Zauważmy, że te dyskusje toczą się w dwa tygodnie po zgnieceniu powstania 
czerwcowego.  17  lipca  Anatole  de  Melun  przedstawi  swój  projekt  ustawy:  będzie  on  przedmiotem  raportu 
Rianceya, odczytanego 8 grudnia 1849 roku. 

110

  Już  wcześniej,  podczas  wywiadu  przeprowadzonego  w  Paryżu  po  epidemii  cholery  azjatyckiej,  doktor 

MOREAU  wprowadził  kartę  z  danymi  dla  każdego  domu.  W  szerszej  perspektywie  Blandine  BARRET-
KRIEGEL (op. cit., s. 119 n.) ma racje, uważając ten epizod za wielki przełom w historii technik ankietowych. 

111

 J.-B. MONFALCON i A. de POLINIERE, op. ciL, s. 92. 

112

 P. PASSOT. op. cit., s. 20. 

113

  Por.  na  temat  sytuacji  w  Paryżu  R.-H.  GUERRAND.  Op.  cit.,  s.  55  n.,  A.  THALAMY,  w:  Politiques  de 

l'habitat,  s.  59,  i  zwłaszcza  Danielle  RANCIERE,  La  loi  du  13  juillet  1850  tur  let  logements  insalubres.  Les 
phllantropes  et  le  probteme  insoluble  de  l'habitat  du  pauvre
,  ibidem,  s.  187-207.  Na  temat  Lille  por.  Pierre 
P1ERRARD.  op.  cit.,  s.  92  n.  Na  temat  niewłaściwej  realizacji  ustawy  w  regionie  Nivernais  por.  Guy 
THUILLIER, op. cit., s. 36 n.