background image

VICKI LEVIS THOMPSON 

 
 
 

Szalony weekend 

 
 
 
 

It Happened One Weekend 

 
 
 
 
 

Tłumaczyła: Maria Wanat 

background image

ROZDZIAŁ 1 

 
Adrienne Burnham sączyła powoli wódkę z tonikiem, przygotowując się 

do wejścia do salonu. Beverly, jej przyjaciółka i gospodyni przyjęcia, była zajęta 
w  kuchni.  Adrienne  musiała  samotnie  stawić  czoło  grupie  nie  znanych  sobie 
gości.  Właściwie  nawet  jej  to  odpowiadało.  Być  moŜe  dzięki  temu  nikt  nie 
zorientuje  się,  Ŝe  Beverly  zorganizowała  to  towarzyskie  spotkanie  właśnie  dla 
niej. 

Dotknęła  jednego  z  guzików  przy  czarnej  sukience.  Wybrała  modną,  ale 

spokojną kreację, idealną dla młodej kobiety pracującej jako makler giełdowy w 
Tucson,  w  Arizonie,  w  znanej  firmie  C.  D.  Girard  and  Sons.  Adrienne  miała 
nadzieję,  Ŝe  Beverly  nie  myliła  się,  sądząc,  Ŝe  poznanie  odpowiednich  ludzi 
ułatwi jej karierę zawodową. 

Adrienne przyglądała się gościom zebranym w salonie. W pewnej chwili 

zatrzymała wzrok na barczystej sylwetce męŜczyzny, odwróconego do niej tyłem. 
Spojrzała  jeszcze  raz,  jakby  nie  wierząc  własnym  oczom.  Stwierdziła 
zaskoczona,  Ŝe  szare  spodnie  męŜczyzny  były  rozprute  i,  o  zgrozo,  przez 
pęknięcie prześwitywały czerwone majtki. 

Adrienne zastanawiała się, jak powinna postąpić. Miała nadzieję, Ŝe ktoś 

inny  teŜ  to  zauwaŜy  i  dyskretnie  zwróci  nieznajomemu  uwagę.  MęŜczyzna 
roześmiał  się  i  przeniósł  cięŜar  ciała  z nogi na  nogę,  co sprawiło,  Ŝe  pęknięcie 
stało się jeszcze bardziej widoczne. Adrienne wciąŜ jeszcze czekała, ale nic się 
nie  wydarzyło.  W  końcu  odstawiła  szklankę  na  półkę,  przeszła  przez  salon  i 
dotknęła ramienia męŜczyzny. 

–  Przepraszam  –  powiedziała  cicho.  MęŜczyzna  odwrócił  się  do  niej  z 

uśmiechem, przerywając rozmowę w pól słowa. – Beverly prosi o pomoc, coś się 
stało w kuchni – poinformowała Adrienne. Przyjrzała się z bliska nieznajomemu i 
stwierdziła, Ŝe ma do czynienia z bardzo atrakcyjnym męŜczyzną. 

– JuŜ idę – odparł zaskoczony. 
– Znasz drogę. Idź przodem – poleciła Adrienne. 
–  Dobrze  – nie  oponował i  ruszył  w  stronę  kuchni.  Adrienne  szła  tuŜ  za 

nim.  OdwaŜyła  się  interweniować  i  postanowiła  działać  konsekwentnie  do 
szczęśliwego finału. 

Kiedy znaleźli się w holu, Adrienne rzuciła cicho: 
– Idziemy prosto do sypialni Beverly. 
–  Posłuchaj...  –  Nieznajomy  stanął  jak  wryty.  –  To  bardzo  interesująca 

propozycja, ale... 

–  Idź  szybko.  Wcale  nie  chodzi  o  to,  co  masz  na  myśli  –  wpadła  mu  w 

słowo Adrienne. 

– A o co? 

background image

– Nie mam zamiaru cię uwodzić – rzuciła gniewnie dziewczyna. – Pękły ci 

spodnie w pewnym miejscu. 

MęŜczyzna  odwrócił  się  gwałtownie,  oblewając  siebie  i  Adrienne 

zawartością  trzymanej  w  ręku  szklanki.  Zaczerwienił  się,  nerwowym  ruchem 
zakrył spodnie z tyłu i oparł się o ścianę. 

– Masz rację. 
–  Inaczej  nie  zawracałabym  ci  głowy.  –  Adrienne  otarła  ręką  przód 

sukienki. 

– Przepraszam. – MęŜczyzna zerknął na swoją koszulę i mokrą sukienkę 

kobiety. – Na szczęście to głównie woda. 

– Czy ty przypadkiem nie masz w Ŝyciu pecha? 
– Na to wygląda – westchnął. – Gdzie jest ta sypialnia? 
– Tu obok. – Adrienne wskazała na otwarte drzwi. 
– Czy mogłabyś mi pomóc? Nie mam pojęcia, co robić. 
– Spodziewałam się tego. – Rzuciła okiem w kierunku salonu. Nikt chyba 

nie zwrócił uwagi, Ŝe wyszli. – Zostawiłam na łóŜku w sypialni torebkę, mam w 
niej igłę i nici. 

–  Ratujesz  mi  Ŝycie.  –  MęŜczyzna  wszedł  tyłem  do  pokoju.  Adrienne 

natychmiast starannie zamknęła drzwi. 

– Jesteś bezpieczny. 
– Myślisz, Ŝe ktoś to zauwaŜył? – westchnął zaŜenowany. 
–  Miałam  nadzieję,  Ŝe  ktoś  się  zorientuje  –  przyznała  Adrienne.  –  Nie 

musiałabym się tobą zajmować. Pęknięcie było jednak coraz bardziej widoczne, a 
te czerwone... – zawahała się czując, Ŝe się rumieni. 

–  Cholera!  Zapomniałem  je  zmienić.  To  naprawdę  okropne.  To  chyba  – 

spojrzał  na  nią  i  zaczął  się  uśmiechać  –  najzabawniejsza  rzecz,  jaka  mi  się 
kiedykolwiek w Ŝyciu przytrafiła. – Roześmiał się. – Stary Matt Kirkland świeci 
majtkami na eleganckim przyjęciu! 

Adrienne rozpogodziła się. Nieczęsto zdarzało jej się spotykać męŜczyzn, 

którzy potrafili śmiać się z samych siebie. 

– Zapomniałeś dodać, Ŝe te majtki są czerwone. 
– Właśnie. A na dokładkę nie mógł tego zauwaŜyć Ŝaden facet, tylko ładna 

blondynka,  na  której  chciałbym  zrobić  jak  najlepsze  wraŜenie.  –  Zachichotał 
potrząsając głową. – Typowe. 

– Aha! A więc jednak jesteś pechowcem – stwierdziła. W duchu ucieszyła 

się  z  komplementu.  Podobały  jej  się  orzechowe,  duŜe  oczy  męŜczyzny  i 
mimiczne zmarszczki, które się wokół nich pojawiały, kiedy się śmiał. Wyglądał 
na jakieś trzydzieści lat. 

–  Muszę  przyznać,  Ŝe  jestem  znany  z  tego,  Ŝe  przytrafiają  się  mi  róŜne 

przygody, ale jak do tej pory kończyły się dobrze. 

Niezły  tupet,  pomyślała  Adrienne,  uzupełniając  w  myśli  ocenę  nowego 

background image

znajomego. 

– A jakie korzyści wyniosłeś z tej przygody? 
– Poznałem ciebie. To znaczy prawie poznałem. Nie powiedziałaś mi, jak 

masz na imię. 

– Adrienne Burnham. 
– A więc to ty jesteś Adrienne! 
– Co to znaczy? 
– AleŜ nic szczególnego. 
– Czy coś juŜ o mnie słyszałeś? 
– Beverly mówiła mi, Ŝe jesteś bardzo miła i sympatyczna – odparł Matt, 

siadając na łóŜku. 

– Kiedy? – spytała nagle zaniepokojona Adrienne. 
– Wspomniała, Ŝe zawsze jesteś miła. 
– Nie, chodzi mi o to, kiedy ci to powiedziała? – Adrienne wyobraziła sobie 

Beverly, namawiającą wszystkich gości, Ŝeby byli uprzejmi dla jej przyjaciółki, 
która rozpaczliwie potrzebuje nowych klientów. 

– W zeszłym tygodniu, kiedy mnie tu zapraszała. 
– I pewnie zaproponowała ci, Ŝebyś kupił ode mnie trochę akcji i innych 

papierów wartościowych. Koniecznie muszę się wybić jako makler, a chwilowo 
mam z tym problemy, tak? – Adrienne się zaczerwieniła. 

– Nie. – Nie? 
– Do tej chwili nie wiedziałem, czym się zajmujesz. 
–  Hmm  –  odchrząknęła.  –  Chyba  przesadziłam.  Bardzo  byłabym  ci 

wdzięczna, gdybyś zachował to, co powiedziałam, tylko do własnej wiadomości. 
Beverly  zorganizowała  tę  imprezę,  abym  mogła  poznać  nowych  ludzi, 
potencjalnych klientów. Naprawdę jest mi trudno, ale miałam nadzieję, Ŝe uda mi 
się postępować bardziej taktownie. 

–  Nie  przejmuj  się.  Uratowałaś  mnie  z  opresji,  więc  chętnie  ci  się 

zrewanŜuję,  dotrzymując  tajemnicy.  Ale  co  ja  mam  właściwie  zrobić  z  tymi 
portkami? 

Zawahała  się  przez  chwilę.  Dopiero  teraz  zdała  sobie  w  pełni  sprawę  z 

kłopotliwej sytuacji. 

– Musisz je zdjąć. 
–  Oczywiście.  Nie  mam  juŜ  przed  tobą  Ŝadnych  sekretów,  skoro  wiesz 

wszystko o czerwonych majtkach. 

–  To  prawda.  –  Adrienne  starała  się  zachowywać  równie  swobodnie  jak 

Matt. Zdarzało się jej przecieŜ widywać męŜczyzn w samej bieliźnie. Mimo to, 
kiedy  zrzucił  buty  i  wstał,  by  rozpiąć  pasek,  usiadła  po  drugiej  stronie  łóŜka  i 
udawała, Ŝe jest niezwykle zajęta szukaniem igły i nitki. – Mam nadzieję, Ŝe nikt 
nie zauwaŜył, gdy razem opuściliśmy salon. 

– W razie czego będę szczęśliwy, mogąc bronić twego honoru. – Adrienne 

background image

usłyszała zgrzyt rozsuwanego rozporka. Serce waliło jej jak młotem, a w ustach 
nagle poczuła suchość. Tłumaczyła sobie w duchu, Ŝe nie jest bardziej rozebrany, 
niŜ  gdyby,  na  przykład,  wypoczywali  na  plaŜy.  Ale  teraz  znajdowali  się  w 
sypialni za zamkniętymi drzwiami. Nareszcie odszukała igłę. 

Matt  podszedł  do  Adrienne  i  podał  jej  spodnie.  Na  moment  podniosła 

głowę. Ta króciutka chwila wystarczyła, by dostrzec muskularne uda męŜczyzny 
i nieszczęsne czerwone majtki, wystające spod koszuli. Zmieszana zastanawiała 
się, czy w ogóle uda się jej nawlec igłę. 

– Igła z nitką w damskiej torebce. – Matt usiadł obok Adrienne na łóŜku. – 

To  robi  na  mnie  wraŜenie.  Wyglądasz  na  bardzo  dobrze  zorganizowaną  młodą 
kobietę. 

–  Właściwie...  tak,  ja...  –  Adrienne  próbowała  nawlec  igłę  drŜącymi 

rękoma. – Mój zawód wymaga... dobrej organizacji. 

– Jestem gotów załoŜyć się, Ŝe jesteś świetnym maklerem. Szkoda, Ŝe nie 

mogę zostać twoim klientem, ale właśnie wydałem wszystkie pieniądze na zakup 
samolotu. Jestem spłukany. 

–  To  niedobrze.  –  Adrienne  pośliniła  nitkę,  zdecydowana  tym  razem 

zapanować nad drŜeniem rąk. 

– Nie, to dobrze. Kupiłem małą cessnę. Otwieram własną szkołę pilotaŜu. – 

Przyjrzał się jej uwaŜnie. – Czy to od nadmiaru kawy tak ci się trzęsą ręce? 

– Chyba tak – skłamała. 
– MoŜe ci pomóc? 
–  Nie,  poradzę  sobie.  –  Wreszcie  udało  się  jej  trafić  nitką  w  ucho  igły. 

Wzięła spodnie do ręki. – Jesteś pilotem? – spytała, wbijając igłę w materiał. 

–  Tak,  jestem  instruktorem.  Latam  na  małych  samolotach.  Do  tej  pory 

pracowałem  na  wypoŜyczonych  maszynach.  Teraz  mam  swoją  cessnę  i  to  za 
nieduŜe  pieniądze.  Doskonały  samolot,  ale  pozbyłem  się  wszystkich 
oszczędności. 

Adrienne  próbowała  skupić  się  na  tym,  co  przed  chwilą  usłyszała.  Matt 

wydał  ostatnie  pieniądze,  Ŝeby  kupić  samolot.  Nie  była  to  najrozsądniejsza 
decyzja finansowa. Ten człowiek z łatwością zburzył jej opanowanie i wywołał 
ukryte  emocje,  ale  z  całą  pewnością  nie  potrafił  mądrze  obracać  pieniędzmi. 
Aleks...  Adrienne  naprawdę  podziwiała  jego  umiejętności  lokowania 
oszczędności  tak,  by  były  bezpieczne  i  przynosiły  zyski.  Ale  zapach  wody  po 
goleniu,  której  uŜywał  Aleks,  nigdy  nie  wywołał  u  Adrienne  gęsiej  skórki. 
Doprawdy, świeŜo poznany męŜczyzna wywierał na niej niezwykłe wraŜenie. 

– Adrienne? 
– Co? – Drgnęła i wbiła sobie igłę w palec. 
– Zamyśliłaś się troszeczkę. 
– Wcale nie – zaprotestowała, ssąc bolący palec. 
– To dlaczego nie odpowiedziałaś na moje pytanie? 

background image

– Jakie pytanie? 
– Pytałem, czy latałaś juŜ kiedyś małym samolotem. 
Odwróciła się w jego stronę. W głowie czuła kompletną pustkę. Zamiast 

wymyślić jakąś odpowiedź, wyobraziła sobie jedwabiste włosy koloru ciemnej, 
mocnej  kawy  w  swoich  dłoniach.  Usta  męŜczyzny  były  bardzo  piękne  i 
zmysłowe.  Kiedy  tak  przyglądała  się  im  w  milczeniu,  rozciągnęły  się  w 
ujmującym uśmiechu. 

–  Wiesz  co,  coś  się  tu  chyba  dzieje.  –  W  głosie  Matta  zabrzmiało  czułe 

rozbawienie,  jakby  Matt  zauwaŜył  jej  oczarowanie  i  dawał  do  zrozumienia,  Ŝe 
sam teŜ uległ podobnemu wraŜeniu. 

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – wyjąkała. – Ja... Nagle ktoś zastukał do 

drzwi sypialni. 

– Adrienne? Jesteś tu? 
Adrienne zamarła, słysząc głos Beverly. 
– Adrienne? – Beverly otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. 
– Spodnie Matta... rozdarły się... – wyjąkała Adrienne, niezdarnie próbując 

wyjaśnić sytuację. – Obiecałam, Ŝe mu... 

–  Uratowała  mnie  –  powiedział  Matt.  –  Miałaś  rację,  Beverly.  Ona  jest 

fantastyczna. 

–  Adrienne  jest  fantastyczna,  to  prawda  –  przyznała  Beverly,  powoli 

otrząsając  się  z  zaskoczenia.  –  Cieszę  się,  Ŝe  się  poznaliście.  Przepraszam,  Ŝe 
przeszkadzam, ale właśnie dzwoni współlokatorka Adrienne. Mówi, Ŝe to bardzo 
pilne.  –  Beverly  wskazała  głową  na  telefon  stojący  przy  łóŜku.  –  MoŜesz 
rozmawiać stąd – dodała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

– Beverly chciała nas wyswatać, prawda? A więc o to chodziło! To dlatego 

mówiła, Ŝe jestem miła i sympatyczna. – Adrienne zwróciła się do Matta. 

– Lepiej odbierz telefon. – Uśmiechnął się. 
– Nawet mnie nie uprzedziła! I to ma być przyjaciółka! 
– Uprzedziła, Ŝe to pilny telefon – przypomniał Matt. 
–  Masz  rację.  Później  o  tym  pomówimy.  –  Adrienne  odłoŜyła  spodnie  i 

wzięła do ręki słuchawkę telefonu. – Margaret? 

– Strasznie mi przykro, Adrienne, twoja mama właśnie dzwoniła ze smutną 

nowiną. 

– Czy coś się stało ojcu? – Adrienne chwyciła słuchawkę w obie dłonie. 
– Nie, nie ojciec. Chodzi o twoją klacz, Granny* 

[*Granny – z ang. pieszczotliwie: 

babunia]

. Jest bardzo chora. Nie są pewni, czy doŜyje do rana. Chcieli, Ŝebyś o tym 

wiedziała. 

–  O  BoŜe.  –  Adrienne  poczuła  łzy  pod  powiekami.  –Muszę  tam  jechać, 

muszę  ją  zobaczyć,  zanim...  –  Przed  oczami  stanął  jej  obraz ukochanej  klaczy, 
która zawsze z radością czekała przy bramie na jej powrót ze szkoły, gotowa do 
codziennej przejaŜdŜki. Adrienne o mały włos nie rozpłakała się w głos. 

background image

–  Twoja  mama  powiedziała,  Ŝe  pewnie  będziesz  chciała  przyjechać,  ale 

wiadomo,  jak  trudno  jest  teraz  o  miejsce  w  samolocie.  Prosiła,  Ŝebyś  do  niej 
zadzwoniła  i  powiadomiła  ją,  co  zamierzasz  zrobić.  Czy  mogę  ci  w  czymś 
pomóc? 

–  Nie,  chyba  nie.  –  Adrienne  z  trudem  wydobyła  głos.  –  Poradzę  sobie. 

Jeśli są jeszcze wolne miejsca, to pojadę prosto na lotnisko. Powinnam wrócić do 
Tucson w niedzielę wieczorem. 

– Rozumiem. Przykro mi, kochanie. 
–  Nie  powinnam  tak  się  rozklejać,  ale  ona  tyle  dla  mnie  znaczy. 

Myślałam... myślałam, Ŝe będzie Ŝyła wiecznie. 

– Wiem. Bądź dzielna. 
–  Postaram  się,  Margaret.  Na  razie.  –  Adrienne  odłoŜyła  słuchawkę, 

starając się opanować. 

–  Co  się  stało?  –  spytał  cicho  Matt.  Głos  męŜczyzny  zaskoczył  ją.  Z 

przejęcia niemal zapomniała o jego obecności. 

– Granny jest umierająca. 
– Tak mi przykro. Gdzie ona jest? 
– U moich rodziców, w Utah. To małe miasteczko na północ od Salt Lake 

City. Muszę się tam dostać jak najszybciej. Jeśli uda mi się złapać samolot do Salt 
Lake City, to tam wynajmę samochód i... 

– Czy jest tam w pobliŜu lotnisko? 
– W pobliŜu miasteczka? – Adrienne odwróciła się do Matta, wycierając 

łzy. 

– Tak. Cokolwiek, na przykład małe lądowisko dla samolotów rolniczych 

albo sportowych. 

– Poleciałbyś? 
– Oczywiście. 
– To bardzo ładnie z twojej strony. – Adrienne uśmiechnęła się. – Ale ja 

naprawdę nie mogę tak cię wykorzystywać. 

–  Ze  mną  dostaniesz  się  szybciej  niŜ  zwykłym  samolotem.  No  i  nie 

musiałabyś wynajmować samochodu. 

– Ale ty jesteś... – zawahała się. – Sam mówiłeś, Ŝe jesteś pechowcem. Nie 

sądzę, Ŝeby... 

– Hej, nie martw się – powiedział, biorąc jej rękę w swoje dłonie. – Jestem 

cholernie dobrym pilotem. Zresztą spytaj Beverly. 

Dłoń ją paliła. W uszach dzwoniło. Dlaczego tak racjonalne rozwiązanie 

wydało  jej  się  aŜ  tak  bezsensowne?  Adrienne  pomyślała  o  Granny.  Liczyła  się 
kaŜda chwila, a Matt proponował jej podróŜ najszybszą z moŜliwych. – Słuchaj, 
nie  miej  mi  tego  za  złe,  ale  rzeczywiście  chciałabym  najpierw  pomówić  z 
Beverly. 

– Jasne. 

background image

– Zaraz wrócę. – Adrienne podniosła się i ruszyła do drzwi. 
– Ale... 
–  Zszyję  te  spodnie,  obiecuję.  –  Zanim  zdąŜył  zaprotestować,  jej  juŜ  nie 

było w pokoju. Nie chciała, Ŝeby słyszał jej rozmowę z Beverly. Bez spodni nie 
odwaŜy się wyjść z sypialni. 

– Czy coś się stało? – Beverly podniosła głowę znad tacy z ciasteczkami. 
– Granny, moja ukochana klacz, na której startowałam w wyścigach, jest 

umierająca. 

– Tak mi przykro. – Beverly Ŝywo zwróciła się w jej stronę. 
– Ona jest dla mnie jak członek rodziny. Muszę jechać. 
– Teraz? 
– Tak, a Matt zaproponował, Ŝe zabierze mnie swoim samolotem. 
– To świetnie. – W oczach Beverly pojawiły się figlarne iskierki. – Miałam 

nadzieję, Ŝe... 

–  Jak  wrócę,  porozmawiamy  o  twoich  planach  matrymonialnych  w 

stosunku do mnie, droga Beverly, ale w tej chwili chcę tylko wiedzieć, czy on jest 
dobrym pilotem. 

– To instruktor, Adrienne. Ma pilotaŜ w małym palcu. 
– Chciałabym tylko wiedzieć, czy ty byś z nim poleciała. 
– Oczywiście – odparła Beverly. – W szkole wszystkie dziewczęta szalały 

za  nim.  Jest  nie  tylko  przystojny,  ale  i  opiekuńczy.  Na  pewno  w  jego 
towarzystwie będziesz bezpieczna. Właściwie to dlatego myślałam... 

–  Zostawmy  to  na  razie,  Beverly.  Chciałam  się  tylko  upewnić,  czy  nie 

polecę  z  jakimś  wariatem.  W  końcu  odkąd  się  znamy,  zdąŜył  podrzeć  sobie 
spodnie  i  oblać  mnie  martini.  Nie  chciałabym,  Ŝeby  to  był  początek  pechowej 
serii. 

– Matt często pakuje się w tarapaty, ale unika powaŜnych kłopotów. MoŜna 

na niego liczyć. Zawsze. 

–  W  porządku,  więc  skorzystam  z  jego  propozycji.  I  przestań  się  tak 

głupkowato uśmiechać, Beverly. Robię to tylko dla Granny. Matt nie jest w moim 
typie. 

Adrienne  odwróciła  się  i  wyszła  z  kuchni.  Chciała  uniknąć  dalszej 

rozmowy.  W  sypialni  zastała  Matta  pochłoniętego  zszywaniem  spodni.  Kiedy 
pojawiła się w progu, podniósł głowę i wbił sobie niechcący igłę w palec. 

– Do diabła! – zawołał, wyciągając igłę. 
– Przypuszczałeś, Ŝe nie wrócę? 
–  Po  prostu  nie  miałem  ochoty  bezczynnie  siedzieć  i  czekać.  Jestem 

człowiekiem czynu. 

– A więc, człowieku czynu, przyjmuję twoją propozycję. No i dziękuję. 
– Czy Beverly udzieliła mi dobrych rekomendacji? 
– Doskonałych. 

background image

– Dobra, stara Beverly. – Podniósł spodnie z łóŜka. – W takim razie musisz 

je zszyć bardzo dokładnie. Nigdy nie wiadomo, na czym się wyląduje. 

– Czy mógłbyś nie robić sobie na ten temat Ŝartów? 
–  Dobrze.  –  Podał  jej  spodnie.  –  Nigdy  nie  leciałaś  jednosilnikowym 

samolotem, prawda? 

– Nie. 
– Boisz się? 
– Oczywiście, Ŝe nie – odparła Adrienne, myśląc o Granny, o jej ciepłym, 

wiernym spojrzeniu. – Nie – powtórzyła, kończąc zszywanie i podając spodnie 
Mattowi. – Ty się ubieraj, a ja zadzwonię do rodziców. 

– Świetnie. I nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. 
–  Nie  wątpię.  –  Adrienne  podniosła  słuchawkę,  odwracając  się,  by  nie 

widzieć jego męskiej i atrakcyjnej sylwetki. 

 
Matt  zaparkował  starą  corvettę  na  płycie  małego,  prywatnego  lotniska. 

Adrienne  wysiadła  z  samochodu  i  podeszła  do  cessny,  pomalowanej  na 
pomarańczowo i biało. Spojrzała w górę, ale na wygwieŜdŜonym niebie nie było 
ani jednej chmurki. 

– Jaka jest prognoza? 
–  Sprawdzałem.  Powinno  być  w  porządku.  Adrienne  przyglądała  się 

uwaŜnie jednosilnikowemu samolotowi, który za chwilę miał ją unieść w ciemne 
niebo. 

– Nie jest bardzo duŜy, prawda? 
– Przeznaczony dla czwórki pasaŜerów. Nie było mnie stać na większy – 

powiedział Matt, odczepiając zabezpieczające cumy z prawego skrzydła. – Czy 
moŜesz zająć się drugą stroną? 

– Jasne. – Adrienne obeszła samolot dookoła i odczepiła linę z drugiego 

haka, łamiąc sobie przy okazji paznokieć. Matt podszedł do niej i otworzył drzwi 
kabiny. 

– Wsiadaj, lecimy – stwierdził krótko. 
Adrienne z trudem wspięła się na wysoki stopień. Matt pomógł jej wsiąść, 

potem zamknął drzwi i wdrapał się do samolotu z drugiej strony. 

–  MoŜesz  połoŜyć  torebkę  na  tylnym  siedzeniu  –  doradził,  widząc,  Ŝe 

ś

ciska ją w ręku jak koło ratunkowe. 

– Dlaczego? 
–  śebyś  miała  wolne  ręce  na  wypadek...  –  Sięgnął  do  kieszeni  kurtki  i 

wyjął z niej papierową torbę. – Wziąłem to od Beverly. Skoro to twój pierwszy 
raz... 

– Och. – Adrienne rzuciła torebkę na tylne siedzenie. 
–  Sam  teŜ  tam  zwykle  kładę  swoje  rzeczy  –  powiedział,  unosząc  się  na 

siedzeniu  i  wyjmując  portfel  z  tylnej  kieszeni  spodni.  –  Kiedy  prowadzę 

background image

samochód albo samolot, nie lubię, Ŝeby mnie coś uwierało. 

–  WraŜliwa  pupa?  –  zaŜartowała  Adrienne  i  natychmiast  poŜałowała 

swoich słów. 

–  Tak  jest  –  przytaknął  Matt,  patrząc  na  nią  z  rozbawieniem.  Przekręcił 

wyłącznik zapłonu i silnik cessny zaczął pracować. Potem dodał gazu i spojrzał 
na tablicę przyrządów. 

– Czy coś się stało? – spytała, przekrzykując huk. 
– Nie. 
– Dlaczego nie ruszamy z miejsca? 
– Rozgrzewam silnik. 
W końcu samolot potoczył się w kierunku pasa startowego. Matt załoŜył 

słuchawki i rozmawiał z wieŜą kontrolną. Samolot zatoczył pół koła, ustawił się 
pod wiatr i znieruchomiał. 

Adrienne spojrzała na Matta z niemym pytaniem w oczach. 
–  Wszystko  w  porządku  –  uspokoił  ją  łagodnym  tonem.  –  Dostaliśmy 

pozwolenie na start. Nie miej takiej przeraŜonej miny. 

Miał  zamiar  powiedzieć  coś  jeszcze,  ale  zamiast  tego  potrząsnął  głową, 

pochylił się nad Adrienne i pocałował ją w usta. 

– A to po co? – spytała zaskoczona. 
– śebyś miała czym zająć myśli. Trzymaj się, Adrienne! 

background image

ROZDZIAŁ 2 

 
Mały samolocik toczył się wzdłuŜ pasa startowego, trzęsąc się i hałasując 

niemiłosiernie.  Adrienne  trzymała  się  co  prawda  kurczowo  siedzenia,  ale 
zapomniała o strachu. Pocałował ją! Jedynym męŜczyzną, który kiedykolwiek się 
ośmielił to zrobić, był Kenny Christopherson. Dla ścisłości trzeba by powiedzieć 
–  jedynym  chłopcem.  Był  bowiem  uczniem  drugiej  klasy  liceum.  Zrzuciła  go 
wtedy  ze  schodów,  aby  ukarać  go  za  bezczelność.  MęŜczyźni,  z  Aleksem 
włącznie, zawsze mówili, Ŝe czują się przy niej onieśmieleni. Najwyraźniej Matt 
Kirkland nie naleŜał do nieśmiałych. ZwilŜyła usta. To był ich pierwszy i z całą 
pewnością  ostatni  pocałunek.  Ten  bezczelny,  pewny  siebie  pilot  zdecydowanie 
nie jest w jej typie. 

Nagle zdała sobie sprawę z tego, Ŝe Matt przygląda się jej z uśmiechem. 

Dopiero teraz zorientowała się, Ŝe samolot wzniósł się w powietrze. Płyta lotniska 
stawała się z kaŜdą chwilą mniejsza i bardziej odległa, a na horyzoncie migotało 
miasto. 

– To nie było takie straszne, prawda? – spytał, przekrzykując hałas silnika. 
– Czy w ten sposób uspokajasz wszystkie swoje pasaŜerki? – zapytała w 

odpowiedzi niepewna, czy ją usłyszy. 

– Powiedz mi najpierw, czy mój sposób okazał się skuteczny – roześmiał 

się. 

Spojrzała na niego wzrokiem, który ciskał gromy. 
– Rozumiem, Ŝe odpowiedź jest twierdząca – powiedział i z zadowoloną 

miną zajął się studiowaniem wskazań zegarów. 

Adrienne  ogarnął  niepokój.  Matt  miał  na  nią  zadziwiający  wpływ. 

Odpowiedzialny, powaŜny i stateczny Aleks nie wywoływał w jej duszy takiego 
zamieszania i swoją obecnością nie przyprawiał Adrienne o przyspieszone bicie 
serca. To dziwne, Ŝe nawet nie przyszło jej do głowy powiadomić go o wyjeździe. 
Zupełnie  o  nim  zapomniała.  MoŜe  zrobi  to  Beverly  albo  Margaret  Prawdę 
mówiąc,  nie  ma  jednak  na  co  liczyć,  poniewaŜ  nie  przepadały  za  Aleksem. 
Beverly wyraźnie zastrzegła, Ŝeby nie zabierała go ze sobą na przyjęcie. UwaŜała, 
Ŝ

e  skoro  ma  ono  słuŜyć  pozyskaniu  nowych  klientów,  nie  naleŜy  zapraszać 

konkurencji. Adrienne podejrzewała, Ŝe Beverly kierowały takŜe inne motywy. 

Adrienne  pomyślała,  Ŝe  niepotrzebnie  czuje  się  winna.  MoŜe  przecieŜ 

zadzwonić  do  Aleksa  z  Utah.  Miejmy  nadzieję,  Ŝe  będzie  pamiętać.  Jedno 
spojrzenie Matta wywoływało taki popłoch w jej sercu! W towarzystwie Aleksa 
nigdy  to  się  jej  nie  przydarzyło.  Oczywiście,  jest  wolną  kobietą.  Nie  jest  z 
Aleksem zaręczona, nigdy się z nim nawet nie przespała. Ale on wciąŜ cierpliwie 
czeka.  Wprawdzie  wspomniał  ostatnio,  Ŝe  po  trzech  miesiącach  znajomości  jej 
opory wydają mu się nieuzasadnione, lecz Adrienne miała swoją receptę na udane 

background image

małŜeństwo:  długi  okres  narzeczeństwa.  Jej  dwie  starsze  siostry  zbyt  szybko 
podjęły decyzję i obie były juŜ rozwiedzione. Adrienne postanowiła nie powielać 
ich błędów. 

– Widzisz? – Dźwięk głosu Matta wyrwał ją gwałtownie z rozmyślań. – To 

wcale nie takie straszne – dodał, zsuwając słuchawki z uszu. 

Daleko na horyzoncie pokazała się błyskawica, a w kilka sekund później 

rozległ się grzmot. 

–  Burza!  –  zawołała  Adrienne,  pochylając  się  do  przodu,  Ŝeby  lepiej 

widzieć. – Tam jest burza! 

–  Na  to  wygląda  –  stwierdził  spokojnie  Matt,  zakładając  ponownie 

słuchawki.  –  Czasami  zmiany  pogody  nadchodzą  całkiem  nieoczekiwanie  – 
dodał, zamieniwszy kilka słów z wieŜą kontrolną. 

Adrienne  ujrzała  następną  błyskawicę  i  policzyła  sekundy  do  grzmotu. 

Burza najwyraźniej się do nich zbliŜała. 

– Co teraz zrobimy? 
– Będziemy obserwować. Jeśli okaŜe się to konieczne, zmienimy kurs. 
– Zmienimy kurs? 
– Pewnie. To łatwe. 
– Czy ty mi na pewno mówisz całą prawdę? 
– Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? – spytał z uśmiechem. 
– Chcę wiedzieć, czy zaraz rozbijemy się i zginiemy – odparła, nieudolnie 

naśladując jego spokojny, opanowany ton głosu. 

– Dziękuję ci bardzo za zaufanie. Odpowiedź brzmi: nie. 
– Przepraszam – szepnęła zawstydzona Adrienne. 
W  końcu  Matt  zaproponował  jej  pomoc  i  nie  zasługuje  na  takie 

traktowanie. 

– Boisz się, prawda? 
–  To  jest...  takie  groźne.  –  Adrienne  zadrŜała,  widząc  jak  błyskawica 

rozświetliła ciemne chmury. 

– MoŜe podać ci trochę danych statystycznych? – zaproponował Matt. – Co 

roku  więcej  ludzi  ginie  w  wypadkach  samochodowych  niŜ  w  katastrofach 
lotniczych. Jesteś tu bezpieczniejsza niŜ na autostradzie. 

– JuŜ gdzieś o tym słyszałam. 
– Nie wierzysz mi? 
–  Werzę.  Ale  teraz,  kiedy  niebo  jest  całe  naładowane  elektrycznością, 

ziemia  daleko,  a  my  nie  mamy  nawet  spadochronów,  dane  statystyczne  nie  są 
Ŝ

adną pociechą. 

– Chyba nadszedł czas, Ŝebyś się trochę zrelaksowała – powiedział Matt, 

spoglądając na nią z ukosa. 

– Ani mi się waŜ puszczać stery! 
–  Spokojnie  –  odparł  Matt  –  Nie  takie  rozrywki  miałem  na  myśli.  Masz 

background image

chłopaka? 

Adrienne zawahała się. 
– No, powiedz. Nie mogę z tobą dyskutować o akcjach i obligacjach, a ty 

przecieŜ  nie  opowiesz  mi  Ŝadnej  dykteryjki  z  Ŝycia  pilotów,  więc  pozostały 
sprawy osobiste. 

– Tak ci się tylko wydaje. 
– Czy dla ciebie chłopcy nie są ciekawym tematem? Jestem zaskoczony. 

Myślałem,  Ŝe  musisz  się  od  nich  oganiać  jak  od  natrętnych  much.  Czyje  serce 
złamałaś w ostatnim tygodniu? – zaśmiał się. 

– Naprawdę uwaŜam, Ŝe to nie twoja sprawa. 
– No, dobrze. Ja opowiem ci coś pierwszy. – Matt znów się roześmiał. – 

Moją  pierwszą  miłością  była  Tina.  Oboje  mieliśmy  po  pięć  lat  i  bawiliśmy  się 
przez cały czas w doktora, dopóki nie wkroczyła mama Tiny. Potem przeszedłem 
przez  ten  okres  w  Ŝyciu  kaŜdego  chłopaka,  kiedy  nienawidzi  się  wszystkich 
dziewcząt.  Gdy  miałem  dwanaście  łat,  poznałem  szesnastoletnią  kobietę  i  ona 
właśnie... 

– Matt, ja naprawdę wcale nie chcę tego słuchać. 
– Za mało ciekawe jak na twój gust? No, dobrze. NajdłuŜszą i najbardziej 

podniecającą  znajomość  przeŜyłem  z  dziewczyną,  którą  poznałem  w  szkole 
ś

redniej. To był prawdziwy dynamit. śadnych zahamowań. Była gotowa robić to 

w dowolnym miejscu – w wannie, w gondoli balonu, na rowerze... 

– Na rowerze? 
–  Tak.  Oczywiście  musiałem  przez  cały  czas  pedałować,  no  i  było  mi 

trochę trudno utrzymać kierownicę, bo... 

–  Przestań.  –  Adrienne  zaczerwieniła  się  i  wyjrzała  przez  okno  na 

przetaczające się wokół zwały ciemnych chmur. 

– Nie chcesz, Ŝebym ci o tym opowiedział? 
– Nie. – Zacisnęła szczęki i starała się zapanować nad wyobraźnią, która 

podsuwała zmysłowe obrazy. – Myślę, Ŝe opowiadanie szczegółów ze swojego 
Ŝ

ycia seksualnego jest wysoce niewłaściwe. 

–  Chyba  za  duŜo  sobie  wyobraŜasz.  –  Spojrzał  na  nią  z  krzywym 

uśmieszkiem. 

–  Jesteś  aroganckim  chwalipiętą,  któremu  sprawia  przyjemność 

odsłanianie najbardziej intymnych stron osobistego Ŝycia obcej w gruncie rzeczy 
osobie. 

–  Zakładasz,  Ŝe  to,  co  ci  opowiedziałem,  to  prawda.  Potrafię  doskonale 

zmyślać. 

– Ty... ty to wszystko zmyśliłeś? – Spojrzała na niego ostroŜnie. 
–  Nie  wszystko.  Opowiadanie  o  Tinie  i  o  szesnastoletniej  kobiecie  było 

prawdziwe. Ale myślę, Ŝe w kochanie się na rowerze nie powinnaś była uwierzyć. 

– Skłamałeś? – Adrienne wciągnęła głęboko powietrze. 

background image

– Wymyśliłem na poczekaniu zabawną historyjkę. Sama przyznaj. Nawet 

ty nadstawiłaś ucha. 

To  chyba  za  słabe  określenie,  pomyślała  Adrienne.  Nie  chciała,  by 

spostrzegł,  jak  na  nią  działa.  Taki  człowiek  jak  Matt  natychmiast  by  to 
wykorzystał.  Mogła  sobie  to  z  łatwością  wyobrazić.  Przystojny  samotny 
męŜczyzna,  do  tego  nie  pozbawiony  uroku  osobistego,  z  pewnością  nie  mógł 
narzekać na brak miłosnych propozycji. Nie, lepiej wcale o tym nie myśleć. 

Błyskawica znów rozdarła czerń nieba i Adrienne zadrŜała. Matt sprawił, 

Ŝ

e  przez  chwilę  zapomniała,  gdzie  się  znajduje,  i  przestała  się  bać.  Musiała 

przyznać, Ŝe jego metody są rzeczywiście skuteczne. 

–  Teraz  twoja  kolej  –  odezwał  się  po  chwili,  bez  wysiłku  kierując 

samolotem zagubionym w ciemnościach nocy. – Kto to jest Aleks? 

– A więc i o nim opowiadała ci Beverly? 
–  Nie  musisz  tak  się  złościć.  Wspomniała  mi,  Ŝe  chodzisz  z  nudnym 

facetem, który ma na imię Aleks, no i Ŝe mogłabyś znacznie lepiej spoŜytkować 
swoje wdzięki. 

–  Kiedy  wrócimy  do  Tucson,  będę  musiała  z  nią  pomówić.  Zupełnie 

niepotrzebnie miesza się do mojego Ŝycia. – Adrienne zacisnęła mocno usta. 

– PrzecieŜ znasz Beverly. Nie miała nic złego na myśli. 
– A właśnie, od jak dawna znasz Beverly? Chodziłeś do szkoły w Tucson? 
–  Tak.  Mój  ojciec  słuŜył  w  lotnictwie.  Wyjechaliśmy,  kiedy  miałem 

szesnaście  lat,  ale  zawsze  chciałem  tu  wrócić.  Poza  tym  to  świetne  miejsce  do 
latania. Przyjechałem kilka miesięcy temu i któregoś dnia spotkałem Beverly w 
sklepie. 

– A ona zaprosiła cię na przyjęcie, Ŝebyś mnie poznał. 
– Właśnie. Sądziła, Ŝe moŜemy przypaść sobie nawzajem do gustu. – Matt 

spojrzał na nią pytająco. 

– Gdzie jesteśmy? – spytała Adrienne, nie wiedząc, co odpowiedzieć. 
– Na północ od Phoenix. Lecimy właśnie nad płaskowyŜem. Niedługo... O, 

do diabła! 

– Słucham? – Spojrzała na niego pytająco, ale Matt nie odpowiedział, tylko 

załoŜył słuchawki. 

Po chwili Adrienne sama zrozumiała, co się stało. Nawet jej niewyszkolone 

uszy zarejestrowały nagłą zmianę w dźwięku silnika, który teraz chrypiał i jęczał. 
Z zachowania Matta Adrienne wywnioskowała, Ŝe dzieje się naprawdę coś złego. 
Mówił, próbując porozumieć się z kontrolą lotów, ale nadaremnie. Silnik wciąŜ 
się krztusił. 

– Lądujemy – powiedział, rzucając jej krótkie spojrzenie. 
–  Lądujemy?  –  Serce  Adrienne  waliło  jak  młotem.  –  Gdzie?  Czy  tu  jest 

jakieś lotnisko? 

– MoŜe uda mi się znaleźć miejsce na autostradzie. 

background image

–  Na  autostradzie?  –  Adrienne  nieomal  wpadła  w  panikę.  –  Matt,  nie 

moŜesz wylądować na autostradzie! 

– Chyba masz rację. – Przechylił samolot na jedno skrzydło i wyjrzał przez 

zasnute szronem okno. Zaklął pod nosem. 

– Co? Co się stało? 
– Nie starczy dla nas miejsca. Jest za duŜy ruch. 
– Więc co zrobimy? 
– Musimy znaleźć inne miejsce. 
– W tych skałach? 
–  Słuchaj,  nie  mamy  wyboru  –  rzucił  zniecierpliwiony  przez  zaciśnięte 

zęby. – A teraz zamknij się i rób, co ci kaŜę. 

–  Matt  –  wymamrotała,  czując,  Ŝe  braknie  jej  tchu.  –  Czy  my  się 

rozbijemy? 

– MoŜe uda mi się temu zapobiec. 
– O, BoŜe! – Adrienne zamknęła oczy. Miała ochotę się rozpłakać. Czemu 

zgodziła się na ten głupi pomysł? Ale z niej idiotka! A teraz... 

Silnik  zakasłał  raz  jeszcze  i  zamilkł.  Cisza  była  przeraŜająca.  Zaczęli 

stromo schodzić w dół. Adrienne zamarła. 

– Pochyl się jak najbardziej do przodu i schowaj głowę między kolanami – 

rzucił Matt rozkazującym tonem. 

Adrienne posłuchała, przysięgając sobie w duchu, Ŝe jeśli ujdzie z Ŝyciem, 

to nigdy więcej nie podejmie pochopnie decyzji. Nigdy. 

– Trzymaj się. Teraz. 
Siła  uderzenia  wbiła  ją  w  fotel.  Samolot  podskoczył  i  znów  uderzył  w 

ziemię. Adrienne poczuła w ustach smak krwi. 

Samolot sunął wśród kamienistych pagórków. Matt na przemian krzyczał 

niezrozumiale i przeklinał: 

– Zatrzymaj się, stój, do jasnej cholery! 
Nareszcie maszyna zaczęła zwalniać i Adrienne zaczęła mieć nadzieję, Ŝe 

chyba jednak się nie zabiją. Przynajmniej nie w tej chwili. Przed nimi widać było 
kamienistą ziemię, a dalej... dalej rozciągała się pustka. 

– Co to jest? – spytała ochryple. – Jezioro? 
– Nie. Rozepnij pas, moŜe będziemy musieli skakać. I módl się, Ŝeby ten 

samolot zechciał się wreszcie zatrzymać. 

Adrienne zaczęła się modlić. Brzeg przepaści był coraz bliŜej. Spadną. Na 

pewno... 

Samolot znieruchomiał. Przed nimi rozciągała się czarna otchłań. 
–  Chyba  jesteśmy  na  samym  brzegu  –  powiedział  Matt  cicho,  jakby 

najlŜejszy  dźwięk  mógł  naruszyć  równowagę  samolotu  i  zepchnąć  ich  do 
przepaści. – Otwórz drzwi, ale pamiętaj, musisz to zrobić bardzo ostroŜnie. 

Będę tu siedział, aŜ znajdziesz się na zewnątrz. 

background image

– Ale... 
– Teraz nie dyskutuj. Wychodź. 
Zastanawiała się, czy jej się to uda. Ręka obsunęła się po klamce. 
– Spokojnie, Adrienne. Spokojnie. Powoli. Dobrze. W kaŜdej chwili mogą 

znaleźć się na dnie kanionu. Powoli. Krok po kroczku. Spokojnie. 

Wreszcie  drzwi  ustąpiły.  Pchnęła  je  delikatnie,  wstrzymując  oddech. 

Samolot  zakołysał  się  i  zaskrzypiał  przeraźliwie.  Starała  się  nie  myśleć  o 
znajdującej się pod nimi przepaści ani o tym, co się stanie, jeśli uda jej się wyjść z 
tego cało, a Mattowi nie. 

– Wyskakuj ze mną – wyszeptała. 
– Dopiero kiedy będziesz na zewnątrz. 
– MoŜemy wyskoczyć jednocześnie. 
– Adrienne, wynoś się, do licha, z tego samolotu. JuŜ! 
–  Dobrze.  –  Adrienne  przełknęła  ślinę,  zacisnęła  zęby  i  wysunęła  się  z 

fotela.  Samolot  zaskrzypiał,  ale  nie  poruszył  się.  Kiedy  postawiła  stopę  na 
pierwszym  metalowym  stopniu,  błyskawica  rozdarła  niebo,  oświetlając  leŜący 
pod nimi kanion, który przypominał otwartą paszczę potwora. 

– No, juŜ. 
Wzięła  głęboki  oddech,  stanęła  na  stopniu  całym  cięŜarem  i  zaczęła 

zsuwać stopę po pokrywie podwozia. Samolot zatrząsł się. 

–  Właśnie  tak  –  zachęcał  ją  Matt.  –  Po  prostu  zejdź  w  dół.  Jak  tylko 

znajdziesz się na ziemi, będę skakał, więc na wszelki wypadek odejdź jak najdalej 
od samolotu. 

– Dobrze. – W uszach słyszała tylko tępy łomot swojego serca. Musi zejść i 

musi  wierzyć,  Ŝe  Mattowi  teŜ  się  to  uda.  Popatrzyła  pod  nogi.  Pokrywa  koła 
znajdowała się zaledwie o metr od przepaści, a przód samolotu wraz ze śmigłem 
wystawały nad jej krawędzią. 

– W porządku – zawołała. – Stawiam nogę na ziemi. Matt, wychodź. 
– Postaw tam drugą nogę i uciekaj. 
– Jestem na ziemi! – zawołała, gdy podmuch wiatru gwałtownie uderzył w 

bok  samolotu.  Uciekała,  potykając  się  o  nierówności  terenu.  Wysoki  obcas  jej 
wieczorowych  pantofli  zaklinował  się  miedzy  kamieniami  i  Adrienne  upadła, 
kalecząc sobie boleśnie dłonie i kolana. 

Za plecami usłyszała krzyk Matta. Podniosła głowę, w chwili gdy samolot 

pikował  w  głąb  kanionu.  Wycie  wiatru  zagłuszyło  huk  rozbijającego  się 
samolotu.  Adrienne  chciała  krzyczeć,  ale  z  jej  gardła  nie  wydobył  się  Ŝaden 
dźwięk. Nagle zapadła cisza, w której słyszała tylko bicie własnego serca. 

– Matt? – wyszeptała. 
Następna  błyskawica  oświetliła  płaskowyŜ.  Adrienne  wytęŜyła  wzrok. 

Tak, to był Matt! Bogu dzięki, leŜał o kilka metrów dalej. ZdąŜył wyskoczyć z 
samolotu, zanim ten runął w przepaść. Podbiegła do męŜczyzny z okrzykiem ulgi. 

background image

Matt  usiadł  i  ogłupiałym  wzrokiem  wpatrywał  się  w  miejsce,  w  którym 

jeszcze  kilka  sekund  wcześniej  stał  jego  samolot.  Potem  spojrzał  na  Adrienne, 
jakby starał się przypomnieć sobie, kim ona jest. 

– Nie ma go – powiedział nieprzytomnie. 
– Ale ty jesteś. – Upadła na kolana i skrzywiła się z bólu. – Matt, ty Ŝyjesz. 

Oboje Ŝyjemy. Udało się. 

–  Nie  ma  mojego  samolotu  –  powtórzył  tym  samym,  pełnym 

niedowierzania tonem. 

– Samolot moŜna odkupić – powiedziała, chwytając w dłonie jego twarz. – 

A ludzi nie. Matt, ryzykowałeś Ŝycie, Ŝeby mnie ocalić. Byłeś... – Łzy potoczyły 
się jej po policzku. – Byłeś wspaniały. Nie potrafię powiedzieć, jak... 

– Nie płacz – poprosił, choć sam wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. 
– Ale o mało co nie zginęliśmy. A ty kazałeś mi pierwszej wyjść. Nawet 

mnie nie znasz, a byłeś taki dzielny. – Rozszlochała się na dobre. 

–  Nie  płacz  –  powtórzył,  obejmując  ją  mocno.  Szlochała,  czując,  jak 

uchodzi z niej napięcie. Matt gładził włosy Adrienne i coś cicho do niej mówił, 
Ŝ

eby  ją  uspokoić.  W  końcu  ucichła,  ale wciąŜ  wtulała  twarz w  szeroką,  męską 

pierś. 

–  Muszę...  muszę  wytrzeć  nos  –  wymamrotała  w  końcu.  Odsunął  się 

odrobinę, wyjmując z kieszeni chusteczkę. 

– Dzięki. – Wyprostowała się i wytarła nos. – Ale co teraz zrobimy? 
Jak  na  zawołanie  lunęło  niczym  z  cebra.  –  Musiałaś  się  o  to  postarać, 

prawda? – Matt uśmiechnął się do niej z trudem. 

– Nie patrz tak na mnie. To nie mnie prześladuje pech. 
– Adrienne, nie zaczynaj. – Matt natychmiast oprzytomniał. 
–  Przepraszam  –  powiedziała  szybko  zmieszana.  Matt  utracił  przecieŜ 

ukochany samolot – Czy... czy sądzisz, Ŝe juŜ po nim? 

– Dobre pytanie. – Matt podniósł się z trudem. – MoŜe coś będzie widać. 
– Proszę, nie podchodź za blisko – ostrzegła Adrienne, ale Matt nie zwrócił 

na jej słowa najmniejszej uwagi. 

– Nie przypominam sobie, Ŝebym słyszał wybuch – stwierdził, podchodząc 

do krawędzi. Brzegi przepaści porośnięte były rzadkimi krzewami. 

–  Matt,  proszę,  uwaŜaj.  –  Adrienne  zatrzymała  się.  Nie  była  w  stanie 

zmusić  się,  Ŝeby  podejść  do  ziejącej  otchłani.  Sama  myśl  sprawiła,  Ŝe  poczuła 
nieprzyjemne mrowienie w całym ciele. Nie miała pojęcia, jak udało jej się wyjść 
z samolotu. Zazwyczaj wystarczało przecieŜ, Ŝe wyjrzała przez okno wieŜowca i 
natychmiast kręciło jej się w głowie. 

– Nie widzę go – powiedział Matt. – Po ciemku i w tym deszczu nic nie 

moŜna dostrzec, ale nie było poŜaru. To dobry znak. 

– Więc moŜe wróciłbyś tutaj, zamiast tam zaglądać? 
– Masz lęk przestrzeni, prawda? 

background image

– Chyba tak – przyznała niechętnie. – Matt, proszę, wróć. 
– Chyba nic mi innego nie pozostaje. Tam w dole nic nie widać. Ale skoro 

nie  było poŜaru,  moŜe  uda  się uratować  samolot.  Jeśli  nie  cały,  to  moŜe  jakieś 
części.  MoŜe  nie  wszystko  stracone  –  powiedział  Matt  z  nadzieją  w  głosie, 
wracając do Adrienne. 

– A ubezpieczenie? 
– Jakie ubezpieczenie? 
– Ubezpieczenie, które pozwoli ci odkupić samolot. 
– Nie mam ubezpieczenia. 
– Co? Czy nie wymagają tego przepisy? 
–  Nie,  jeśli  latam  własnym  samolotem.  Muszę  mieć  ubezpieczenie  od 

odpowiedzialności cywilnej za pasaŜerów, ale nie było mnie na razie stać na nic 
więcej. 

–  To  niewiarygodne!  Wydajesz  na  samolot  wszystkie  oszczędności  i  nie 

płacisz ubezpieczenia? – Adrienne opuściła ręce. 

– Miałem zamiar to zrobić, jak tylko zgromadzę trochę więcej pieniędzy. 
–  Matt,  to  bez  sensu!  Nie  pozostawia  się  bez  ochrony  całego  swojego 

majątku! Naprawdę... 

–  Słuchaj  –  zwrócił się  do  Adrienne  –  moŜesz  zachować  ten  wykład  dla 

swoich  klientów.  Wystarczająco  źle  się  czuję.  Nie  chcę  słuchać  o 
odpowiedzialności  finansowej  w  środku  nocy,  w  ulewnym  deszczu,  i  to  od 
kobiety, której – na swój nieudolny sposób – próbowałem pomóc. 

– Ja tylko... 
– Zamknij się! 
–  Dobrze  –  nie  dawała  za  wygraną  –  ale  mam  jeszcze  jedno  maleńkie 

pytanie. 

– Jakie? 
– Co teraz zrobimy? 
– Będziemy czekać. 
– Jak to? 
– Zostaniemy przy wraku. 
– Chyba o czymś zapomniałeś. – Adrienne pomału traciła cierpliwość. – 

Nie moŜemy się nawet do niego dostać. Być moŜe nikt nigdy go juŜ więcej nie 
ujrzy. 

– Nieprawda – skrzywił się Matt – Skąd wiesz? 
– Ja to czuję. 
– Och, zapomniałam o męskiej miłości do samochodów i wszelkich innych 

tego typu pojazdów. Jak widać, takŜe do samolotów. Być moŜe ty uwaŜasz, Ŝe 
musisz  zostać  ze  swoim  samolotem,  ale  ja  jestem  innego  zdania.  Idę  poszukać 
jakiejś drogi. – Adrienne wyrzuciła ręce do góry w geście desperacji. 

–  To  czysta  głupota.  Wszystkie  nasze  pieniądze  i  karty  kredytowe  są  w 

background image

samolocie. Masz na sobie tylko wieczorową sukienkę. Nawet jeśli uda ci się dojść 
do  szosy,  nikt  nie  zechce  zabrać  ubłoconej  nieznajomej  kobiety  z  mokrymi 
włosami, poobcieranymi kolanami, w rozdartej spódnicy... 

– Jest rozdarta? – Adrienne spojrzała w dół i zorientowała się, Ŝe spódnica 

odkrywa jej nogę aŜ do biodra. Chwyciła materiał i ściągnęła go, zasłaniając się. 

– Myślę, ze nie musimy tracić czasu na fałszywą skromność. Jeśli sądzisz, 

Ŝ

e na widok twojej gołej nogi rzucę się na ciebie w tym błocie i na kamieniach, to 

przeceniasz siłę mojego popędu seksualnego. 

– Jesteś okropny. – Spojrzała na niego gniewnie. 
– No, no, a jeszcze parę minut temu mówiłaś mi, Ŝe jestem wspaniały. Co 

się stało? 

Adrienne  stała  i  czuła,  jak  jej  wysokie obcasy  powoli  grzęzną  w  gęstym 

błocie. Sukienka i pończochy były zupełnie zniszczone, a rozmazany tusz do rzęs 
szczypał ją w oczy. Za kilka godzin rodzice zaczną się powaŜnie niepokoić. Nie 
uda się jej zdąŜyć na czas, Ŝeby zobaczyć Granny. 

–  Chyba  nie  jestem  w  najlepszej  formie  –  powiedziała,  odwracając  się  i 

brnąc naprzód po kostki w błocie. 

– Dokąd  idziesz? 
– Poszukać szosy. 
– Adrienne, bądź rozsądna. 
–  Rozsądna,  to  znaczy  jaka?  Mam  postąpić  tak,  jak  ty  sobie  Ŝyczysz? 

Zostać tu i pilnować tego twojego ukochanego samolotu? Ale ja muszę myśleć o 
moich  rodzicach,  którzy  za  parę  godzin  zaczną  szaleć  z  niepokoju.  Jeśli 
dostaniemy się do autostrady, moŜe ktoś podwiezie nas do telefonu. 

– Właśnie, jeŜeli uda nam się dostać do autostrady. 
– Chciałam powiedzieć, kiedy dojdziemy do autostrady. Idę, i wszystko mi 

jedno, co ty zrobisz. – Odwróciła się i ruszyła naprzód, krzywiąc się z bólu. Przez 
cienkie  podeszwy  pantofli  czuła  ostre  kamienie,  które  zalegały  powierzchnię 
ziemi. 

–  Powinienem  po  prostu  pozwolić  ci  iść!  –  zawołał.  –  Jeśli  tak  bardzo 

chcesz być niezaleŜna, powinienem ci na tę niezaleŜność pozwolić! 

Adrienne szła nie odwracając się. Wolałaby, Ŝeby Matt jej towarzyszył, ale 

skoro  on  nie  uwaŜał  tego  za  słuszne,  będzie  musiała  sama  odnaleźć  szosę.  W 
końcu niedawno przelatywali nad autostradą. Wystarczy iść w tamtym kierunku. 

WytęŜała  słuch  w  nadziei,  Ŝe  usłyszy  za  sobą  kroki  męŜczyzny.  Nagle 

pośliznęła się i Ŝeby nie upaść, chwyciła się gałęzi krzewu. Ostre kolce boleśnie 
wbiły się w dłoń. 

Ruszyła  w  dalszą  drogę,  starając  się  iść  bardziej  ostroŜnie.  Znalezienie 

drogi  wśród  gęstych  zarośli  nie  było  wcale  łatwe.  Podeszwy  wieczorowych 
pantofli ślizgały się po kamieniach, a błotniste kałuŜe wydawały się  miejscami 
nie  do  przebycia.  Adrienne  patrzyła  pod  nogi,  starając  się  osłonić  twarz  przed 

background image

ostrym, zacinającym deszczem. 

Nagle podniosła głowę i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Na wprost niej z 

ciemności wyłoniła się groźna postać. 

background image

ROZDZIAŁ 3 

 
– Adrienne, idziesz w złym kierunku. – Groźna postać przemówiła głosem 

Matta. 

– Jak mogłeś tak mnie przestraszyć! – zawołała Adrienne. 
– Gdybym szedł za tobą i wołał, czy byś się zatrzymała? Obawiam się, Ŝe 

nie. – Matt podszedł o krok bliŜej. Jego kurtka była kompletnie przemoczona, a 
kosmyki włosów opadały na czoło. 

– Być moŜe nie natychmiast, ale nie powinieneś mnie straszyć tylko po to, 

Ŝ

eby zwrócić na siebie uwagę. 

– A co miałem zrobić? Złapać cię za rękę? Wtedy na pewno dostałbym w 

głowę. 

– Wcale nie! Ja... 
– Wszystko jedno. – Matt z rezygnacją machnął ręką. 
– JeŜeli chcesz znaleźć drogę, lepiej idź w tę stronę. – Wskazał na prawo. 
– A więc wiedziałeś, gdzie jest szosa! Wiedziałeś i nie powiedziałeś mi – 

wykrzyknęła coraz bardziej wściekła. 

– Wiedziałem, z której strony naleŜy jej szukać – sprostował. – Ale nikt nie 

wie, co znajduje się między nami a autostradą, ani jak długo trzeba będzie iść, 
zanim dotrzemy do celu. Poza tym nawet jeśli tam się wreszcie znajdziemy, na 
pewno nikt nie będzie nas chciał zabrać do samochodu. 

– Powiedziałeś nas? Idziesz ze mną? 
–  Nie  mam  wyboru.  Jeśli  puszczę  cię  samą,  boję  się,  Ŝe  skończy  się  to 

tragicznie. 

– Szłam w stronę, z której przylecieliśmy – zwróciła mu uwagę, podnosząc 

dumnie głowę. 

– Obawiam się, Ŝe nie. 
– Właśnie, Ŝe tak. 
– Nie mogę pozwolić, Ŝebyś błąkała się sama. Nie masz zupełnie orientacji 

w terenie. 

– A co cię to obchodzi? – Adrienne poczuła, Ŝe po policzkach płyną jej łzy. 
– Czasami sam się nad tym zastanawiam. – Popatrzył na nią badawczo. – 

Ruszajmy  wreszcie.  –  Odwrócił  się  na  pięcie  i  zaczął  iść  we  wskazanym 
kierunku. 

Adrienne  powlokła  się  za  Mattem.  Była  przemoczona  i  zziębnięta. 

Poruszała się z trudem po wyboistej i śliskiej ziemi, ale duma nie pozwalała jej 
poprosić go o pomoc. Myślałby kto, mądrala, doświadczony pilot, a nie zapłacił 
nawet ubezpieczenia za samolot! Niewiarygodne! Dobrze mu tak, ten wypadek to 
kara za bezmyślność. 

– Przed nami jest strumień – zawołał Matt, spoglądając przez ramię. 

background image

– MoŜna go jakoś obejść? – Adrienne miała powaŜne wątpliwości, czy uda 

jej się przejść przez rwący potok. Z trudem trzymała się na nogach. 

– Trudno powiedzieć, w tych ciemnościach i deszczu nic nie widać! 
Podeszli razem do brzegu. Woda pieniła się wokół ostrych kamieni, a przy 

wystających  gałęziach  tworzyły  się  wiry.  Pokonanie  tej  przeszkody  będzie 
wymagać wiele wysiłku, pomyślała Adrienne, ale innego wyjścia nie ma. 

– Chodźmy – powiedziała i pomału zaczęła schodzić z brzegu. 
– Zaczekaj. – Matt złapał ją za rękę. – Przeniosę cię. 
–  To  nie  jest  konieczne  –  odparła  najbardziej  wyniosłym  tonem,  na  jaki 

było ją stać. Matt zaklął pod nosem. 

– Wulgarne słowa nie... – zaczęła Adrienne, ale nie dane jej było skończyć. 

Dłoń Matta zacisnęła się na jej ramieniu. Bez dalszej dyskusji przerzucił ją sobie 
przez ramię, głową w dół. – Matt, przestań! Sama sobie poradzę! 

– No pewnie! Ale ja muszę ci dowieść mojej dzielności. 
– Właśnie! – Adrienne zaczęło szumieć w uszach i kręcić się w głowie. Ta 

pozycja z pewnością nie naleŜała do jej ulubionych. – O to właśnie mi chodzi! To 
męskie dąŜenie do rządzenia, do władzy. Ty... – z trudem przekrzykiwała szum 
rwącej wody. 

– Zamknij się wreszcie, Adrienne. – Matt dyszał cięŜko, ale udało mu się 

roześmiać. – Naprawdę jesteś niezwykła. Nawet z tyłkiem w górze jesteś w stanie 
dyskutować o równouprawnieniu kobiet. 

– Panie Kirkland, byłabym panu wdzięczna, gdyby był pan uprzejmy nie 

wyraŜać się w ten sposób o moim ciele. 

MęŜczyzna znów się roześmiał. 
– Z czego się śmiejesz? 
– Nie  mogę ci powiedzieć, bo musiałbym uŜyć określeń, które ci się nie 

podobają. – Klepnął Adrienne po pośladku. 

– Jak śmiesz! – zawołała oburzona Adrienne. Matt chwycił ją mocniej. 
– Przestań się szarpać – rzucił ostro, zirytowany nie na Ŝarty. Przesunął ją 

na ramieniu tak, Ŝe oparł policzek o jej biodro. – Zaraz oboje się skąpiemy. 

– Wygląda na to, Ŝe świetnie się bawisz. 
–  Nie  przypuszczałem,  Ŝe  to  zauwaŜysz,  ale  niektóre  rzeczy  istotnie 

sprawiają mi przyjemność. 

– Matt, Ŝądam, abyś... 
– Hopsa! – zawołał Matt, stawiając Adrienne na drugim brzegu. 
Adrienne obciągnęła poszarpaną spódnicę, unikając jego spojrzenia. WciąŜ 

czuła na skórze dotyk rąk Matta. 

– Wydaje mi się, Ŝe deszcz ustaje. 
– Chyba. 
Ton  głosu  Matta  sprawił,  Ŝe  popatrzyła  na  niego  z  niepokojem.  Matt 

przyglądał jej się z załoŜonymi ramionami. 

background image

–  Powiedz  mi,  czy  kiedykolwiek  przyszło  ci  do  głowy,  Ŝeby  pójść  na 

całość, przestać przejmować się drobiazgami? 

–  Nawet  jeśli  tak  by  się  miało  kiedyś  stać,  to  na  pewno  nie  z  tobą.  – 

Adrienne rzuciła Mattowi gniewne spojrzenie. 

–  Nawet  jeśli  tak  by  się  miało  stać?  Czy  to  znaczy,  Ŝe  nigdy  ci  się  nic 

takiego nie przydarzyło? 

– To nie twoja sprawa. 
– DuŜo tracisz, Adrienne. KaŜdy ma tylko jedno Ŝycie. MoŜe być nudne, 

ale moŜe teŜ okazać się ciekawe i ekscytujące. 

–  Czy  chodzi  ci  na  przykład o  wspaniały  lot  niesprawnym  samolotem  w 

samym  środku  nocy,  podczas  burzy,  bez  ubezpieczenia,  w  wieczorowych 
strojach? 

– Musisz przyznać, Ŝe przynajmniej się nie nudzisz. – Matt zrobił ironiczną 

minę. 

– Jak moŜesz Ŝartować w tej sytuacji? 
– Jak moŜesz być taka powaŜna? – MęŜczyzna roześmiał się i potrząsnął 

głową. – Chodź no tu bliŜej. 

–  Coo...  –  Zanim  się  spostrzegła,  znalazła  się  w  jego  ramionach.  Matt 

zamknął  jej  usta  czułym  pocałunkiem.  Po  dłuŜszej  chwili  uniósł  głowę  i 
uśmiechnął się. – Ja tylko sprawdzam. 

Adrienne nie zdobyła się na odpowiedź. Pocałunek był tak nieoczekiwany 

i... tak namiętny! Wreszcie oprzytomniała i odepchnęła Matta. 

– Niby co sprawdzasz? – spytała, starając się, by w jej głosie zabrzmiało 

szczere  oburzenie.  Nie  było  to  łatwe,  gdyŜ  pocałunek  sprawił  jej  prawdziwą 
przyjemność. Najwyraźniej Matt znał się na rzeczy. 

– Sprawdzałem, czy mam rację – wyjaśnił. – I rzeczywiście, nie myliłem 

się. 

– Jak to? 
– Twój pocałunek jest o niebo słodszy niŜ to, co słyszę z twoich ust. 
Miała szczerą ochotę rzucić się na niego z pięściami. 
– Byłabym wdzięczna, gdybyś był uprzejmy zachować te uwagi dla siebie 

– rzuciła z wyniosłą miną. – Tak samo, jak i te twoje cholerne pocałunki. 

–  AleŜ  z  ciebie  zgorzkniała  młoda  osoba!  Czy  chodzi  tylko  o  mnie,  czy 

traktujesz w ten sposób wszystkich męŜczyzn? 

– To nie jest miejsce ani pora, Ŝeby omawiać... 
– Powiedz krótko. Tyle, Ŝeby zaspokoić moją ciekawość. 
– No, dobrze, sam się o to prosiłeś. Nie traktuję tak wszystkich męŜczyzn, 

tylko takich jak ty. 

– To znaczy? 
–  Takich,  którzy  gdy  chcą  mieć  własny  samolot,  nie  przejmują  się  tak 

przyziemnymi  rzeczami  jak  ubezpieczenie.  Takich,  którzy  jeŜdŜą  sportowymi 

background image

samochodami i uwaŜają, Ŝe wszystko wiedzą najlepiej. Takich, którzy nie liczą 
się z innymi, a szczególnie z kobietami, uwaŜając je za istoty gorsze i głupsze. 
Takich, którzy uznają seks za najlepsze lekarstwo. 

– Seks? Co ma do tego seks? 
– Pocałowałeś mnie! Dwa razy! 
– Moja miła, jeŜeli dwa pocałunki to dla ciebie seks, to znaczy, Ŝe Aleks 

bardzo cię zaniedbuje. – Matt uśmiechnął się nie bez odrobiny złośliwości. 

– O to mi właśnie chodziło – odparowała. – Nie dość, Ŝe jesteś porywczy i 

nieodpowiedzialny, to do tego wszystkiego jesteś jeszcze bezczelny. 

– Masz rację z tym ubezpieczeniem – przyznał nieoczekiwanie, patrząc jej 

w  oczy.  –  To  była  czysta  głupota.  Trzeba  było  się  ubezpieczyć,  nawet  jeśli 
musiałbym poŜyczyć od kogoś pieniądze. 

– Tak... tak, masz rację – wyjąkała Adrienne, którą ostatnie słowa Matta 

zupełnie  zbiły  z  tropu.  Zmiana  w  jego  zachowaniu  była  całkowicie 
niespodziewana.  Teraz,  gdy  znalazła  powaŜny  argument  przeciwko  niemu,  on 
nagle się z nią zgadza! 

– Jeśli chodzi o porywczy temperament, twoja ocena teŜ chyba jest słuszna. 

A jeśli mowa o bezczelności – przerwał i obrzucił Adrienne spojrzeniem od stóp 
do głów – Ŝeby móc to ocenić, musiałabyś mnie lepiej poznać. Być moŜe jestem 
po prostu pewny siebie. 

– Ha! – Adrienne poczuła mrowienie na całym ciele. – Nie potrzebuję cię 

lepiej poznawać. I wcale nie chcę. 

Matt uśmiechnął się z powątpiewaniem. 
– Widzisz, sam widzisz, co mam na myśli – powiedziała. – Jesteś po prostu 

bezczelny. 

– Nieprawda – odparł łagodnym tonem. 
Starała się popatrzyć na niego z naganą, ale poczuła, jak wbrew jej woli 

krew zaczyna szybciej krąŜyć. Postanowiła przeciwstawić się aurze zmysłowości 
i nigdy jej się nie poddać. 

–  Poszukajmy  lepiej drogi – powiedziała w  końcu.  Matt  wyciągnął rękę. 

Adrienne  zignorowała  ten  gest  i  ruszyła  przed  siebie.  Szli  w  milczeniu.  Ciągle 
padał  deszcz,  ale  zdecydowanie  mniej  ulewny.  Adrienne  pierwsza  dostrzegła 
błotniste koleiny pomiędzy drzewami. 

– Udało się. – Adrienne spojrzała na Matta z tryumfem. 
–  To  tylko  polna  droga.  Miasteczko  jest  pewnie  jakieś  czterdzieści 

kilometrów stąd. 

Adrienne poczuła, Ŝe siły ją opuszczają. Czterdzieści kilometrów! Nie uda 

się tam dojść! Droga nie wyglądała na uczęszczaną. MoŜe Matt miał rację, Ŝe nikt 
juŜ dzisiaj nie będzie tędy jechał. Wyglądało na to, Ŝe znaleźli się w sytuacji bez 
wyjścia. 

– Idziemy czy czekamy? – spytał Matt, podnosząc kołnierz, aby osłonić się 

background image

przed przenikającym do szpiku kości wiatrem. 

Adrienne zatrzęsła się z zimna. Dopóki znajdowała się w ruchu, było jej w 

miarę ciepło. 

– Nie wiem, co robić – westchnęła wyczerpana. 
–  Słaniasz  się  na  nogach.  –  Matt  uwaŜnie  przyjrzał  się  Adrienne. 

Dziewczyna z trudem dokuśtykała do pobocza i osunęła się na ziemię. Zasłoniła 
twarz  dłońmi,  Ŝeby  ukryć  łzy,  które  płynęły  teraz  niepowstrzymanym 
strumieniem. – Masz. 

– Co? – spytała, nie odsłaniając oczu. 
– Jest wilgotna, ale lepszy rydz niŜ nic. – Adrienne poczuła, Ŝe Matt wkłada 

jej na ramiona swoją sportową kurtkę. Podniosła głowę i otarła oczy. 

– Nie, Matt, ty jej potrzebujesz. 
– Tobie jest bardziej potrzebna. 
Adrienne popatrzyła na niego, gotowa przyznać, Ŝe głupotą było upieranie 

się przy szukaniu drogi w taką pogodę. 

– Matt, ja... – przerwała na widok dwu jasnych punkcików, które pojawiły 

się w oddali. – Samochód! – zawołała. Zerwała się na równe nogi i natychmiast 
zapomniała o zmęczeniu. – To samochód! 

– Masz rację. Miejmy nadzieję, Ŝe zechce się zatrzymać. 
–  Oczywiście,  Ŝe  się  zatrzyma.  To  pewnie  sympatyczne,  starsze 

małŜeństwo, wracające do domu po miłej kolacji w mieście. Jestem pewna, Ŝe... 

–  Wracają  do  domu,  to  prawda.  To  musiał  być  niezły  wieczór.  Popatrz 

tylko, ten samochód jedzie zygzakiem! 

– Pijany? 
– Prowadzący albo jest pijany, albo zasnął przy kierownicy. 
– To niemoŜliwe! 
– Ale cieszę się, Ŝe przynajmniej odzyskałaś siły i werwę – stwierdził Matt, 

przyglądając  się  jej  z  uśmiechem.  –  Przez  moment  naprawdę  się  o  ciebie 
martwiłem. Wyglądało na to, Ŝe się poddasz. 

–  Ale  teraz  juŜ  nie  mam  takiego  zamiaru.  –  Adrienne  wyszła  na  środek 

drogi i zaczęła machać rękoma. 

– Hej! – Matt odciągnął ją na pobocze. – Oni gotowi cię przejechać. W tej 

ciemnej sukience mogą cię nawet nie zauwaŜyć. 

– Ale musimy ich jakoś zatrzymać. 
– Stój tutaj. Ja się tym zajmę. 
– Ach, stary, dzielny Matt, wydający wszystkim rozkazy. 
–  Moja  koszula  jest  przynajmniej  biała.  –  Wyszedł  na  środek  drogi,  a 

potem  znów  się  do  niej  odwrócił.  –  Chyba  Ŝe  wolisz  zdjąć  sukienkę  i  nią 
wymachiwać – dodał złośliwie. – To byłoby jeszcze skuteczniejsze. 

– No pewnie – odburknęła Adrienne. 
Ś

wiatła przybliŜyły się i Matt zamachał ramionami. 

background image

– To chyba cięŜarówka – powiedział. – Jedzie powoli, więc nawet gdyby 

się nie zatrzymała, mamy szanse wskoczyć na tył skrzyni. 

– Nie wiem, Matt, ja nigdy... 
– Cicho – rozkazał Matt, podnosząc rękę do góry. – A to co za hałas? 
– Ktoś śpiewa – zauwaŜyła Adrienne. 
– Nie podoba mi się to. Ten facet jest zalany w pestkę. – Matt zamachał nad 

głową  kurtką  i  krzyknął  głośno.  Światła  omiotły  najpierw  prawe,  potem  lewe 
pobocze drogi. 

– Matt, bądź ostroŜny. 
– Boisz się o mnie? – spytał, spoglądając w jej kierunku. 
– Nigdy w Ŝyciu. 
– Tak teŜ myślałem. – Matt znów pomachał kurtką. 
– Matt, uwaŜaj! – krzyknęła Adrienne widząc, Ŝe cięŜarówka jedzie prosto 

na niego. Matt usunął się w ostatniej chwili. Zapiszczały hamulce i cięŜarówka 
zatrzymała się tuŜ obok niego. 

– Chcesz się zabić? – pytał ktoś chrapliwym, pijackim głosem. 
– Potrzebujemy kogoś, kto by nas podwiózł – odparł Matt, powoli zbliŜając 

się do kabiny kierowcy. 

– Jacy my? 
Adrienne przeszła przez szosę i stanęła obok Matta. 
Kierowca cięŜarówki musiał niedawno przekroczyć sześćdziesiątkę. Twarz 

pokrywał dwudniowy szary zarost. W ustach obracał kawałek tytoniu. Śmierdział 
niczym cała gorzelnia. 

–  Ja  i  moja  towarzyszka  –  odrzekł  Matt,  wskazując  na  Adrienne.  Stary 

męŜczyzna wpatrywał się w nich, z trudem usiłując skupić spojrzenie na jednym 
punkcie. 

– To was jest tylko dwoje? Ja widzę co najmniej sześcioro. 
–  No  pewnie  –  wyszeptała  Adrienne.  –  Matt,  moŜe  on  pozwoli  ci 

prowadzić samochód. 

–  Mieliśmy  wypadek  –  wyjaśnił  Matt.  Musimy  dostać  się  do  telefonu. 

Wygląda pan na zmęczonego, panie... 

– Mów mi po prostu Archie. 
–  W  porządku,  Archie.  MoŜe  pozwoliłbyś  mi  poprowadzić  samochód. 

Chcemy jechać do miasta, Ŝeby zadzwonić. 

Adrienne ścisnęła mocno kciuki. 
– Zadzwonić? Mam telefon w domu. BliŜej niŜ do miasta. MoŜecie jechać 

ze mną. Gdzie wasz samochód? 

– Samolot. 
–  Mieliście  wypadek  samolotowy?  –  zachrypiał  męŜczyzna.  –  Ale  nie 

jesteście duchami, co? 

– Nie, nie jesteśmy duchami – odparł z uśmiechem Matt – Słuchaj, moŜe ja 

background image

nas wszystkich zawiozę do twojego domu. 

– Nawet lubię duchy, ale wolę wiedzieć, kiedy mam z nimi do czynienia – 

wtrącił Archie. – Moja Ŝona jest teraz duchem. 

– Nie podoba mi się to – wyszeptała Adrienne. 
– Nie mamy wyboru – odpowiedział Matt półgłosem. Znowu zwrócił się do 

męŜczyzny:  –  No  więc,  czy  chciałbyś,  Ŝeby  dziś  zawiózł  cię  do  domu 
pierwszorzędny kierowca? 

–  Nikt  oprócz  mnie  nie  kieruje  Bessie.  Wszyscy  o  tym  wiedzą  –  odparł 

Archie. – Wsiadajcie. 

– Aleja chętnie... 
–  Wsiadacie  czy  nie?  Ja  jadę.  –  Archie  dodał  gazu,  a  silnik  zaryczał  jak 

ranione zwierzę. 

– Wsiadamy – powiedział Matt, gestem nakazując Adrienne, Ŝeby obeszła 

z nim cięŜarówkę od tyłu. Kiedy podchodzili do kabiny, wyszeptał: – Ja usiądę 
obok niego na wszelki wypadek. Jakby co, zdąŜę złapać za kierownicę. 

– Dobrze. UwaŜaj tylko, Ŝebyś się nie zatruł oparami alkoholu. Ten facet 

cuchnie na kilometr. 

– Nie wybrzydzaj. I tak mieliśmy niesamowite szczęście. 
Wsiedli do cięŜarówki. Wystające z oparcia spręŜyny wbijały się Adrienne 

w  bok  za  kaŜdym  razem,  gdy  samochód  podskakiwał  na  wybojach.  Matt 
obserwował drogę i Archiego, gotów w kaŜdej chwili chwycić za kierownicę. 

– Śpiewacie? – spytał Archie. 
– Nie – odparli zgodnie Matt i Adrienne. 
– No pewnie, frajerzy z miasta. Więc ja zaśpiewam. 
Archie  zaczął  wyśpiewywać  na  całe  gardło  jakąś  pijacką  piosenkę  i 

skierował  cięŜarówkę  w  stronę  skraju  szosy.  Matt  był  juŜ  gotów  uchwycić 
kierownicę,  gdy  Archie  skorygował  kurs  i  ruszył  po  przekątnej  ku 
przeciwległemu skrajowi drogi. 

Jechali zygzakiem pośród kompletnych ciemności. Adrienne trzymała przy 

Ŝ

yciu  myśl  o  telefonie,  który  czekał  na  nią  na  końcu  tej  szalonej  podróŜy. 

Zerknęła  na  zegarek.  Była  prawie  druga  nad  ranem.  Rodzice  na  pewno  juŜ  się 
niepokoją, ale moŜe nie powiadomili jeszcze policji. 

Wreszcie  Archie  skręcił  gwałtownie  w  prawo,  kierując  cięŜarówkę  w 

stronę majaczącego w oddali, ciemnego budynku. 

– Pewnie nie ma prądu – wyjaśnił Archie. – Ale mam świeczki. Znów będę 

musiał nastawiać ten diabelny zegar. 

– Potrzebujemy tylko telefonu – powiedziała Adrienne, z trudem gramoląc 

się z szoferki. – Gdzie on jest? 

– Tam, gdzie zawsze był, panieneczko. – Archie zatoczył się, potykając się 

podszedł do drzwi i otworzył je kopnięciem. – Nigdy nie zamykam na klucz – 
wyjaśnił,  manipulując  przy  wyłączniku  światła.  –  Nie  ma  prądu  –  powtórzył  i 

background image

wtoczył się do pokoju, obijając się o meble. 

Adrienne  zajrzała  do  środka  i  czekała,  aŜ  jej  oczy  przyzwyczają  się  do 

ciemności. W mroku majaczyły zarysy półek z ksiąŜkami, które zajmowały całą 
ś

cianę. 

– Widzisz telefon? – spytał Matt. 
– Nie, a on nie chce mi powiedzieć, gdzie go szukać. Zaraz, zaraz... tam! – 

zawołała, starając się znaleźć drogę wśród mebli. – Na ścianie. 

Telefon wisiał na ścianie obok drzwi do kuchni, w której Archie z łoskotem 

przeszukiwał szuflady kredensu. 

– Nie mogę uwierzyć, Ŝe to juŜ wreszcie koniec tej koszmarnej eskapady – 

stwierdziła Adrienne. – MoŜe znajdziemy kogoś, kto zabierze nas stąd do miasta. 

– MoŜe. Jeśli uda nam się dowiedzieć, gdzie właściwie jesteśmy. 
– Masz rację. – Adrienne podniosła słuchawkę. – Dzięki Bogu, Ŝe istnieją 

takie wynalazki, jak telefon. – Na chwilę zamilkła, a potem nerwowym ruchem 
Postukała w widełki. Aparat milczał jak zaklęty. Odwróciła się w stronę Matta, 
czując, Ŝe siły znowu ją opuszczają. – To niemoŜliwe – powiedziała słabo. – Ten 
telefon nie działa. 

background image

ROZDZIAŁ 4 

 
– Daj, moŜe ja spróbuję. – Matt sięgnął po słuchawkę. 
– Wiem, jak wygląda zepsuty telefon! – Adrienne wyrwała mu słuchawkę z 

ręki i rzuciła na widełki. 

– Jeśli nawet nie był zepsuty, teraz juŜ na pewno jest – powiedział Matt. – I 

nie krzycz na mnie. To nie ja obiecywałem ci, Ŝe będziesz mogła stąd zadzwonić. 
Spytaj naszego przyjaciela Archiego. 

– Niech się stanie światłość! – zawołał Archie, wtaczając się do pokoju i 

trzymając w ręku świeczkę wetkniętą w szyjkę butelki. Podniósł ją do góry, tak 
by oświetliła twarze Matta i Adrienne, i popatrzył na nich przekrwionymi oczami. 
– Chyba nie najlepiej się bawicie. 

–  Dlaczego  nie  powiedziałeś  nam,  Ŝe  telefon  nie  działa?  –  westchnęła 

Adrienne z rozpaczą. 

– Nie działa? – Archie przechylił głowę na bok. – No pewnie, nigdy nie 

działa, kiedy pada. Gdzieś coś przecieka. Ściana przemaka i telefon nie działa. – 
Zamyślił się na moment, potem odsłonił w uśmiechu poŜółkłe zęby. – Ale będzie 
działał, kiedy ściana wyschnie. Do rana powinna być sucha. 

–  To  będzie  odrobinę  za  późno  –  powiedziała  słabym  głosem  Adrienne, 

odwracając głowę, Ŝeby ani Matt, ani Archie nie dostrzegli łez. Zaczęła trząść się 
z zimna. Granny na pewno umrze dziś w nocy. Rodzice będą szaleć z niepokoju, 
jeśli nie porozumie się z nimi. 

–  Archie,  to  bardzo  waŜne.  Adrienne  musi  zawiadomić  rodziców  – 

oznajmił  Matt  –  Gdybyś  poŜyczył  nam  swoją  cięŜarówkę,  pojechalibyśmy  do 
miasta... 

– Nie ma benzyny – oświadczył Archie i głośno czknął. 
–  MoŜe  jednak  trochę  zostało.  –  Adrienne  odwróciła  się  znów  w  stronę 

Archiego. – ChociaŜ tyle, Ŝebyśmy mogli dojechać do miasta. Zapłacimy ci... – 
zamilkła, widząc ostrzegawcze spojrzenie Matta. Nie mieli przecieŜ ani grosza. – 
Zapłacimy ci, kiedy uda nam się wydostać portfele z samolotu. 

–  Nie  ma  benzyny  –  powtórzył  Archie,  kręcąc  głową.  –  Strzałka  stoi 

dokładnie na zerze. 

– Gdzie masz kluczyki? – spytał Matt. – Mogę to jeszcze raz sprawdzić? 
Archie dotknął kieszeni wytartych dŜinsów. Świeca przechyliła się i wosk 

skapnął na dłoń. 

– Do diabła – zaklął i potarł dłoń. – Pewnie zostawiłem je w Bessie. Idź 

sprawdzić. 

– Zaraz wrócę – zapowiedział Matt i zniknął za drzwiami. 
– Nie śpiesz się – rzucił ze śmiechem Archie i mrugnął porozumiewawczo 

do Adrienne. – Napijesz się? 

background image

– Nie, dzięki. – Zatarła dłonie. DrŜała z zimna i zmęczenia. 
–  Ale  ja  chętnie.  –  Archie  wziął  świecę  i  chwiejnym  krokiem 

pomaszerował  w  stronę  szafki  pod  oknem.  –  Dorothy  nazywała  to  barkiem  – 
powiedział,  otwierając  drzwiczki.  –  Była  bardzo  wyrafinowaną  damą.  Ja 
nazywam  to  szafką  na  flaszki.  –  Wyjął  ze  środka  dwulitrową  butelkę  whisky, 
odkręcił ją i pociągnął spory łyk. 

– Zawsze tyle pijesz? – spytała Adrienne, szczękając zębami z zimna. 
– PrzewaŜnie – odparł, ocierając usta rękawem. 
– Dlaczego? 
Pytanie  zaskoczyło  Archiego.  Po  dłuŜszym  namyśle  odpowiedział 

wreszcie: 

– Bo lubię. 
Adrienne  zastanawiała  się,  czy  to  alkohol  sprawia,  Ŝe  Archie  nie  czuje 

wcale zimna. Zerknęła na drzwi, licząc na to, Ŝe Matt wróci z dobrymi nowinami. 
Niestety, kiedy wszedł do środka i spojrzał na nią, wiedziała juŜ, Ŝe nadzieje były 
płonne. Oparła się bezwładnie o framugę drzwi. 

–  Archie,  czy  masz  tu  moŜe  centralne  ogrzewanie?  –  spytał  Matt, 

rozglądając się dookoła. 

– O, nie. – Archie wskazał ręką. – Ale mam kominek. 
– A drewno? 
– Na dworze – odparł Archie. – Pewnie zamokło. 
– Raczej tak – przytaknął Matt, spoglądając przez okno. – Ale na wszelki 

wypadek sprawdzę. MoŜe na dole stosu znajdzie się kilka suchych polan. 

– W stajni są stare deski – oznajmił Archie, podchodząc ku nim niepewnym 

krokiem. – Świetnie się palą. 

– Doskonale. – Matt zatarł dłonie. – Masz latarkę? 
– Jest świeczka. 
– Dobrze. – Matt podszedł do stołu. 
–  Idę  z  tobą  –  odezwała  się  Adrienne.  –  Nie  moŜesz  trzymać  na  raz  i 

drewna, i świecy, a poza tym wiatr mógłby zdmuchnąć płomień. 

– Na dworze jest naprawdę mnóstwo błota – zauwaŜył Matt, patrząc na nią 

z namysłem. 

–  Nie  Ŝartuj  sobie  –  odparła  Adrienne,  spoglądając  na  swoje  ubłocone 

pantofle i ruszyła w stronę drzwi. 

Natychmiast poŜałowała swojej decyzji, kiedy znaleźli się na dworze. W 

domku  było  wprawdzie  zimno,  ale  na  zewnątrz  chłód  przenikał  aŜ  do  szpiku 
kości.  Matt  wcale  nie  przesadzał,  mówiąc  o  błocie.  Wydeptana  ścieŜka 
prowadząca  z  domu  do  stajni  była  pełna  kałuŜ.  Obcasy  wieczorowych 
pantofelków Adrienne zapadły się w brunatną maź z głośnym mlaśnięciem. 

– To gorsze, niŜ przypuszczałam – oświadczyła zdyszanym głosem. 
– Weź mnie za rękę. 

background image

Tym razem Adrienne nie protestowała. Uścisk dłoni Matta podziałał na nią 

uspokajająco.  Świeczka  zachwiała  się,  ale  na  szczęście  nie  zgasła.  Wreszcie 
dotarli do budynku, który Archie nazywał stajnią. Adrienne wyglądało to raczej 
na szopę. 

– Wszystko w porządku? – odezwał się Matt. 
– Czemu pytasz? 
– Trzymasz mnie kurczowo – odparł, unosząc do góry ich splecione mocno 

dłonie. 

– Och, przepraszam. – Adrienne spróbowała zabrać rękę. 
– Daj spokój. – Matt mocniej splótł palce z jej palcami. 
Adrienne 

przestała 

się 

wyrywać, 

napawając 

się 

poczuciem 

bezpieczeństwa. Kiedy dotarli do stajni, Matt oddał jej świecę, a sam otworzył 
zamknięte na skobel drzwi. Uderzył ich zapach świeŜej słomy. Adrienne uniosła 
ś

wiecę i razem weszli do środka. Zaskoczyła ich czystość i porządek. Na ścianach 

nie było widać Ŝadnych zacieków, mimo Ŝe wciąŜ padał ulewny deszcz. Podłoga 
była czysto wymieciona. Dostrzegli dwa puste boksy oraz półki uginające się pod 
cięŜarem  narzędzi  i  zapasów.  Jeden  z  boksów  był  wyłoŜony  świeŜą  słomą. 
Niektóre spróchniałe deski wymieniono ostatnio na nowe i w powietrzu unosił się 
przyjemny zapach sosnowej Ŝywicy. 

–  Wygląda  na  to,  Ŝe  Archie  spodziewa  się  czworonogiego  gościa  – 

powiedziała Adrienne, wskazując dłonią na świeŜo przygotowaną zagrodę. 

–  PoniewaŜ,  jak  widać,  Archie  zgromadził  łopaty  i  kilofy,  zgaduję,  Ŝe 

będzie  to  osioł  albo  muł,  zwierzę  przydatne  przy  poszukiwaniu  złota  –  dodał 
Matt. 

– To prawdziwy traper. – Adrienne uniosła świecę wyŜej. – Patrz, lampa 

naftowa. 

–  Znając  nasze  parszywe  szczęście,  nie  ma  w  niej  na  pewno  ani  kropli 

nafty. – Matt potrząsnął skorodowaną lampą. Usłyszeli chlupot płynu. – A jednak 
pech na chwilę nas opuścił. – Matt zdjął szklany klosz. – Jest nawet knot. 

Adrienne podała mu świecę i po chwili wnętrze wypełniło łagodne, jasne 

ś

wiatło. 

– Tak jest o wiele lepiej – westchnęła Adrienne. – Wydaje się nawet, Ŝe nie 

jest juŜ tak zimno. 

– Bo tu jest cieplej. 
Matt uniósł lampę tak, Ŝe oświetliła twarz Adrienne. 
– Wiesz co, wyglądasz fatalnie – oznajmił szczerze. 
–  Jak  miło  z  twojej  strony,  Ŝe  mi  to  mówisz.  Ty  teŜ  nie  wyglądasz 

szczególnie kwitnąco. 

– Pewnie nie – odparł, śmiejąc się cicho – ale ja przynajmniej nie uŜywam 

tuszu do rzęs, więc nie wyglądam, jakby mi ktoś podbił oczy. 

–  A  więc  sądzisz,  Ŝe  mój  rozmazany  makijaŜ  wygląda  śmiesznie,  co?  – 

background image

najeŜyła się Adrienne. 

– Noo. 
–  I  te  uwagi  słyszę  od  tego  samego  faceta,  który  świecił  czerwonymi 

majtkami w salonie pełnym ludzi? 

–  Bystra  jesteś,  panno  Burnham.  –  Matt  roześmiał  się  głośno.  –  Jednak 

traktujesz  Ŝycie  zbyt  serio.  Lepiej  poszukajmy  tych  desek,  o  których  mówił 
Archie. 

Zanim wrócili do domu, Matt z naręczem desek, Adrienne z lampą w dłoni, 

Archie zapalił juŜ drugą świeczkę, tym razem zatkniętą w butelkę po tanim winie. 
PółleŜał rozparty w starym skórzanym fotelu, czule obejmując butelkę whisky. 

–  Widzę,  Ŝe  znaleźliście  dechy.  Oderwałem  je,  kiedy  przygotowywałem 

boks  dla  mojego  nowego  osła.  Jutro  mają  mi  go  przyprowadzić.  Będzie  się 
nazywał  Dorothy  Trzecia.  Moja  Ŝona  miała  na  imię  Dorothy,  to  była  Dorothy 
Pierwsza,  mój  stary  osioł  to  Dorothy  Druga,  więc  ten  nowy  będzie  Dorothy 
Trzecią. 

–  Aha  –  mruknęła  Adrienne,  zastanawiając  się,  co teŜ pomyślałaby  Ŝona 

Archiego,  gdyby  wiedziała,  Ŝe  jej  imię  otrzymują  kolejne  osły.  –  Znaleźliśmy 
twoją lampę – dodała, odsuwając na bok stos starych gazet i stawiając lampę na 
drewnianym stoliku. 

– Lepiej nie marnować nafty. MoŜe mi być potrzebna do poszukiwań złota, 

gdy wreszcie dostanę nowego osła. 

–  Odkupimy  ci  ją  –  zapewniła  Adrienne  w  obawie,  Ŝe  Archie  zabierze 

lampę. – Jak tylko będziemy mogli – dodała, przypominając sobie, Ŝe wszystkie 
ich pieniądze oraz karty kredytowe spoczywają gdzieś na dnie kanionu. 

Matt  połoŜył  naręcze  drewna  obok  duŜego,  kamiennego  kominka  i 

podszedł do stolika. 

– Mogę uŜyć tych gazet, Ŝeby rozpalić ogień, Archie? – spytał. 
– Pewnie, Ŝe nie. 
– Nie? – spytał Matt zaskoczony. 
– To gazety Dorothy, Dorothy Pierwszej. 
– Ale czy Dorothy nie jest... 
–  Duchem?  –  dokończył  Archie.  –  Oczywiście.  Ale  to  są  jej  gazety,  z 

krzyŜówkami. Nie pozwolę, Ŝeby ktoś palił jej rzeczy. 

– Dobrze. W takim razie czego mogę uŜyć? 
– Ja rozpalę. Mam na to sposób. 
Matt  wzruszył  ramionami  i  odwrócił  się  do  paleniska.  UłoŜył  drewno  i 

otworzył szyber. 

–  Odejdź  –  rozkazał  Archie  i  wstał  z  butelką  w  ręku.  Podszedł  do  stołu, 

odsunął szufladę, wysypał na dłoń trochę białego proszku z metalowego pudełka i 
podszedł do paleniska. 

–  Czy  mogę  napić  się  twojej  whisky?  –  spytał  Matt,  który  obserwował 

background image

uwaŜnie wszystkie poczynania Archiego. 

–  Matt,  moŜe  poczekasz,  aŜ...  –  zaczęła  przeraŜona  Adrienne,  która 

wyobraziła sobie, Ŝe teraz będzie miała do czynienia nie z jednym, ale z dwoma 
pijanymi męŜczyznami. 

– Masz, pij – powiedział Archie, podając Mattowi butelkę. 
Matt chwycił whisky, potem złapał Adrienne za rękę i popchnął ją w kąt 

pokoju, jak najdalej od kominka. 

–  Co  ty,  do  cholery,  wyprawiasz?  –  syknęła  wściekła,  usiłując  mu  się 

wyrwać. – Jeśli masz zamiar zacząć pić i przystawiać się do mnie, to ostrzegam, 
Ŝ

e tego poŜałujesz. 

– Siedź spokojnie – rzucił stanowczym tonem Matt, trzymając mocno jej 

ramię. – On będzie rozpalał ogień uŜywając prochu strzelniczego. 

–  Prochu?  –  wyjąkała,  patrząc  na  Matta  rozszerzonymi  z  przeraŜenia 

oczami. 

– Mhm. Chcesz moŜe sobie łyknąć? – spytał, podając jej butelkę. 
W  tej  samej  chwili  Archie  rzucił  zapałkę  na  palenisko.  Buchnął  wysoki 

płomień. Archie cofnął się o krok. 

– Do diaska. Chyba przesadziłem – wymruczał, chwiejąc się na nogach. 
Na szczęście ogień szybko przygasł i płonął teraz równo i spokojnie. 
–  To  stara  traperska  sztuczka  –  wyjaśnił  Matt.  –  Nie  jest  zbyt 

niebezpieczna, oczywiście o ile masz pojęcie o tym, co robisz, no i nie trzymasz w 
garści flaszki z wódką. 

–  A  ja  myślałam,  Ŝe  zamierzasz  przyłączyć  się  do  Archiego  i  zacząć 

pijaństwo – powiedziała Adrienne wzdychając. – Znowu mnie uratowałeś, Matt. 
Myślę, Ŝe nawet wybaczę ci te niewybredne Ŝarty o podbitych oczach. 

– Ciągle wyglądają na podbite – stwierdził, delikatnie ściskając ją za ramię. 
– Da się temu szybko zaradzić. – Adrienne wysunęła się z ramion Matta i 

oglądając  się  na  kominek  podeszła  do  Archiego.  –  Chciałam  spytać  –  zaczęła, 
patrząc na niego z obawą – czy mogłabym skorzystać z łazienki. Chciałabym się 
umyć. 

Archie odwrócił się i przyjrzał jej się od stóp do głów. 
– To chyba nie wystarczy – orzekł, Ŝując tytoń. – Wyglądasz jak strach na 

wróble. 

– Wszystkie moje rzeczy zostały w samolocie. – Adrienne skrzywiła się, 

słysząc  ten  kolejny  komplement.  Od  takiego  nadmiaru  męskiego  podziwu 
mogłoby jej się chyba przewrócić w głowie. – Mogę się więc co najwyŜej umyć. 
Archie przyglądał jej się przez dłuŜszą chwilę. 

– Zaraz, zaraz, moja panno – odezwał się w końcu. – Lepiej doprowadź się 

naprawdę do porządku. Ale musisz mi obiecać, Ŝe będziesz uwaŜać. 

– Tak, oczywiście... ja... 
– I Ŝe niczego nie podrzesz. 

background image

– Ale czego? 
–  Rzeczy  Dorothy.  Pozwolę  ci  przebrać  się  w  jej  ciuchy,  ale  musisz 

obiecać, Ŝe będziesz ostroŜna. 

–  Jak  mogłabym  poŜyczać  od  ciebie  jej  ubrania?  –  zaprotestowała 

Adrienne, chociaŜ myśl o suchym ubraniu była niezwykle kusząca. 

– Tak, zaraz ci je dam. – Archie odwrócił się w stronę Matta. – Ty teŜ nie 

wyglądasz  najlepiej  –  ocenił.  –  Kiedy  z  nią  skończę  –  powiedział,  wskazując 
głową Adrienne – poszukam czegoś dla ciebie. 

– Nie zawracaj sobie głowy – odparł Matt. – To nie jest konieczne. 
– Cicho – rzucił krótko Archie, zaciskając dłoń na nadgarstku Adrienne. – I 

popilnuj mojej whisky, kiedy będę szukał czegoś dla twojej narzeczonej. – Wziął 
do ręki lampę i pomaszerował w stronę drzwi, ciągnąc Adrienne za sobą. 

–  Wcale  nie  jestem  jego  narzeczoną  –  zaprotestowała  Adrienne. 

ZauwaŜyła, Ŝe Matt się uśmiecha. – Matt, powiedz mu, Ŝe nie jestem. 

Matt stał milcząc. Adrienne zaskoczył wyraz jego twarzy. Patrzył na nią z 

czułością, a przecieŜ znali się zaledwie od kilku godzin. 

– Zostawiłem rzeczy Dorothy tak, jak były – powiedział Archie, prowadząc 

Adrienne  do  sypialni,  gdzie  stała  duŜa,  mahoniowa  szafa.  –  Tutaj  –  wskazał, 
puszczając jej nadgarstek. – Wszystko, czego moŜesz potrzebować. 

Pokój  napełnił  się  zapachem  fiołków.  Adrienne  zajrzała  do  szafy,  gdzie 

wisiały trzy wyblakłe sukienki w kwiatki, kraciasty niebieski szlafrok, flanelowa 
koszula  nocna,  dwie  pary  znoszonych  dŜinsów,  błękitna  spódnica  i  trzy 
koszulowe bluzki. Garderoba była więcej niŜ skromna, ale Archie pokazywał ją z 
taką dumą, jakby była to ostatnia kolekcja Diora. 

– To lubiła najbardziej – powiedział Archie, zdejmując z wieszaka szeroką, 

błękitną spódnicę. – Widzisz? 

– Bardzo ładna – przytaknęła Adrienne. 
–  Masz.  –  Archie  rzucił  spódnicę  w  jej  stronę.  –  Ciekawe,  gdzie  jest  ta 

bluzeczka? – Pochylił się i odsunął jedną z szuflad u dołu szafy. – Tak, to jest 
bluzeczka  do  tej  spódnicy.  –  Wyjął  z  szuflady  białą  haftowaną  bluzkę  i  przez 
dłuŜszą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. – Bardzo ją kochałeś, prawda? – 
odwaŜyła się spytać Adrienne. 

–  Tę  bezczelną,  zarozumiałą  kobietę?  –  Archie  wzruszył  ramionami.  – 

Zawsze mnie tylko pouczała i poprawiała. Z trudem ją znosiłem, to wszystko. 

Adrienne  milczała.  Nie  wierzyła  w  ani  jedno  słowo.  Archie  po  prostu 

wstydził się przyznać, jak bardzo kochał swoją Ŝonę i jak bardzo mu jej brak. 

– Weź to – powiedział, podając jej bluzkę. – Pasuje do spódnicy. 
–  Nie  wiem,  czy  powinnam...  Widzę,  Ŝe  nikt  nie  ruszał  rzeczy  Dorothy, 

odkąd... 

– Na pewno chciałaby, Ŝebym ci dał to ubranie. – Archie przyglądał jej się 

przekrwionymi oczami. – Wystarczająco trudno było mi wytrzymać z nią, póki 

background image

Ŝ

yła. Nie chcę, Ŝeby teraz zaczął mnie prześladować jej duch. 

– Ja... ja dziękuję. 
–  Tu  są  róŜne  damskie  szmatki  –  stwierdził  Archie,  otwierając  szufladę 

pełną bielizny. – I zdejmij wreszcie te pantofle – dodał, sięgając w głąb szafy i 
wyciągając  parę  miękkich  mokasynów.  –  Łazienka  jest  tam.  Prysznic, 
umywalka...  wszystko.  Zostawiam  ci  lampę  –  dodał  i  wytoczył  się  z  sypialni, 
mamrocząc pod nosem, Ŝe stanowczo za długo pozostawił whisky bez właściwej 
opieki. 

Adrienne zajrzała do szuflady z bielizną. Wyglądało na to, Ŝe Dorothy była 

naprawdę  świetnie  zaopatrzona.  Dostosowała  stroje  do  surowych  warunków 
Ŝ

ycia,  ale  pod  skromnymi  bluzkami  i  dŜinsami  kryły  się  jedwabne  koszulki  i 

majteczki  w  pastelowych  kolorach.  W  rogu  szuflady  tkwił  katalog  domu 
wysyłkowego, zajmującego się sprzedaŜą bielizny. Adrienne zastanawiała się, ile 
teŜ  lat  mogła  mieć  Dorothy.  Archie  wyglądał  staro,  ale  mogło  to  wynikać  z 
cięŜkiej pracy i naduŜywania whisky. 

Adrienne wybrała koszulkę i majtki koloru kości słoniowej i wyruszyła na 

poszukiwanie łazienki. Zaskoczyła ją panująca tam czystość. Archie nie wyglądał 
na  kogoś,  kto  traci  czas  na  szorowanie  umywalki.  Adrienne  zdjęła  sukienkę  i 
rzuciła ją na podłogę. Po dzisiejszym dniu nadawała się co najwyŜej na szmaty. 

Westchnęła z rozkoszy, gdy weszła pod gorący prysznic. Na wiszącej obok 

plastykowej półeczce znalazła mydło i szampon. Nie tracąc czasu namydliła się i 
szybko  spłukała,  starając  się  zuŜyć  jak  najmniej  wody.  W  domu  stojącym  w 
samym środku pustkowia zapasy wody były zapewne ograniczone. Chciała, aby i 
Matt skorzystał z kąpieli. Adrienne zakręciła kran i wytarła się dość zuŜytym, ale 
czyściutkim, róŜowym ręcznikiem. Dopiero wtedy spojrzała na swoje odbicie w 
lusterku. 

Oczy  nie  wyglądały  juŜ  jak  podbite.  Zniknęła  resztka  makijaŜu.  Z  lustra 

patrzyła na nią blondynka z jasnymi rzęsami i kremową skórą. Adrienne uwaŜała 
mocny makijaŜ za niezbędny, szczególnie w pracy. Teraz jednak w niczym nie 
przypominała tej kobiety, która zjawiła się na przyjęciu u Beverly. 

Wróciła  do  sypialni.  Spódnica  była  odrobinę  za  szeroka,  ale  całość 

prezentowała się nieźle. ZałoŜyła mokasyny i podeszła do stojącej w kącie pokoju 
toaletki, na której leŜał oprawny w srebro grzebień i szczotka. 

ZauwaŜyła oprawione w srebrną ramkę duŜe zdjęcie. Adrienne wzięła je w 

rękę  i  przyjrzała  mu  się  uwaŜnie.  Pośrodku  stał  Archie,  trzymając  za  uzdę 
brązowego osła. Obejmował za ramiona kobietę, która wyglądała na co najmniej 
dwadzieścia  lat  młodszą  od  niego.  Miała  jasnobrązowe  krótkie  włosy  i  pełną 
słodyczy, uśmiechniętą twarz. Była ubrana w tę samą niebieską spódnicę i białą, 
koronkową bluzkę. A więc to była Dorothy. Z całą pewnością nie wyglądała na 
osobę zarozumiałą. 

Adrienne trudno było wyobrazić sobie wspólne Ŝycie Dorothy i Archiego, 

background image

a jednak najwyraźniej łączył ich jakiś szczególny rodzaj miłości. 

Zawahała się przed sięgnięciem po szczotkę, ale w końcu uczesała włosy. 

Na toaletce stał teŜ flakonik fiołkowych perfum. Tak, Dorothy z całą pewnością 
była w duchu niepoprawną romantyczką. 

Adrienne  zwinęła  w  kłębek  przemoczone,  podarte  ubranie  i  otworzyła 

drzwi.  Z  salonu  dobiegał  ochrypły  głos  Archiego,  który  opowiadał  Mattowi  o 
poszukiwaniu złota. Adrienne cichutko podeszła bliŜej. Obaj męŜczyźni siedzieli 
wygodnie  rozparci  w  fotelach  przed  kominkiem.  Wyglądali  jak  starzy,  dobrzy 
przyjaciele. Matt upił duŜy łyk z butelki, którą podał mu Archie. Adrienne zaczęła 
Ŝ

ałować,  Ŝe  tak  bardzo  śpieszyła  się.  Najwyraźniej  Matt  czuje  się  świetnie, 

popijając  whisky  w  towarzystwie  Archiego.  Za  godzinę  obaj  z  Archiem  będą 
prawdopodobnie  spali  kamiennym  snem,  a  ona  zostanie  sama  ze  swoimi 
kłopotami i obawami. 

– Łazienka wolna – powiedziała głośniej, niŜ zamierzała. 
Matt odwrócił się w jej stronę. Adrienne spodziewała się, Ŝe orzeknie, iŜ 

bez makijaŜu wygląda na dwanaście lat. Jednak Matt milczał, a na ustach pojawił 
mu się uśmiech. Adrienne stwierdziła, Ŝe musi być pijany. 

– Całkiem nieźle – ocenił Archie, wyciągając z kieszeni puszkę z tytoniem. 

– Nie tak jak Dorothy, ale nieźle. 

– Dziękuję za ubranie – odezwała się zmieszana Adrienne. Podniosła do 

góry zawiniątko ze zniszczonymi rzeczami. – JuŜ po nich – powiedziała i patrząc 
na Matta dodała: – Myślę, Ŝe tobie teŜ przyda się kąpiel. 

–  Co?  –  spytał,  nagle  wyrwany  z  zadumy.  –  Aha,  no  tak.  Masz  rację.  – 

Podniósł się szybko, wcale nie jak pijany. 

Adrienne zupełnie nie rozumiała, co się z nim dzieje. W kaŜdym razie Matt 

zachowywał się, jakby stracił do reszty rozum. 

– Znajdę ci jakieś ubranie – powiedział Archie, wstając z fotela. – Mam 

trochę rzeczy, z których wyrosłem – dodał, klepiąc się po brzuchu. 

– Usiądź tutaj. – Matt wskazał Adrienne miejsce. – Ogrzejesz się trochę. 
–  Dziękuję.  –  Przechodząc  obok  niego  przyjrzała  się  wyrazowi  jego 

twarzy. Znów ten dziwny półuśmiech... Nie było wątpliwości, Matt zwariował. 

Archie  i  Matt  przeszli  do  sypialni,  a  Adrienne  rozparła  się  wygodnie  w 

skórzanym  fotelu  i  zastanawiała  się,  czemu  czuje  się  taka  szczęśliwa  i, 
przynajmniej  w  tej  chwili,  bezpieczna  w  tym  małym  domku  razem  z  Mattem. 
Przeciągnęła się leniwie. 

Skarciła się za to w duchu. Powinna przecieŜ intensywnie myśleć, jak się 

stąd wydostać. Jednak ciepło bijące z kominka sprawiło, Ŝe ułoŜyła się wygodnie, 
oparła głowę o poduszkę, zamknęła oczy... 

 
Obudził ją niezwykły odgłos. Poderwała się przeraŜona na równe nogi. 
–  Wszystko  w  porządku  –  powiedział  Matt  uspokajającym  tonem.  –  To 

background image

tylko Archie chrapie. Śpij. 

Adrienne  rzuciła  okiem  na  drugi  fotel.  Archie  spał  z  otwartymi  ustami  i 

odchyloną do tyłu głową. Dźwięki, jakie wydawał z siebie, przypominały turkot 
wagonów przetaczanych na bocznicy. 

–  Mój  ojciec  teŜ  tak  chrapie  –  roześmiał  się  cicho  Matt.  –  Cały  dom  się 

trzęsie. Mama mówi, Ŝe spać z nim to gorsze niŜ mieszkać na pasie startowym. 
Sypia z zatyczkami w uszach. 

– Nie sądzę, Ŝeby zatyczki cokolwiek tu pomogły – powiedziała Adrienne, 

odwracając się w stronę Matta. Ubranie, z którego „wyrósł” Archie leŜało na nim 
jak ulał. Matt miał na sobie czarną kowbojską koszulę, której krój podkreślał jego 
szerokie ramiona. Dopasowane dŜinsy zaznaczały smukłość wąskich bioder. 

– Czemu się uśmiechasz? – spytał. – Nigdy nie widziałaś kowboja? 
– Pewnie, Ŝe tak. Ale nie wyobraŜałam sobie ciebie jako jednego z nich – 

odparła Adrienne, zastanawiając się, czy jej uśmiech jest podobny do tego, który 
niedawno widziała na twarzy Matta. 

–  Ja  teŜ  nie  wyobraŜałem  sobie  ciebie  jako  wiejskiej  dziewczyny  – 

oznajmił Matt – a jednak... 

Adrienne  spojrzała  mu  w  oczy.  Nie  miała  juŜ  Ŝadnych  wątpliwości. 

Powróciły  te  same  uczucia,  które  ogarnęły  ją,  kiedy  Matt  pocałował  ją  nad 
strumieniem.  Z  tą  tylko  róŜnicą,  Ŝe  teraz  nie  zagraŜało  im  Ŝadne 
niebezpieczeństwo.  Matt  podszedł  o  krok  bliŜej,  ale  zatrzymał  się  na  dźwięk 
kolejnego chrapnięcia. 

– A oto i cały Archie – powiedziała Adrienne, uświadamiając sobie znowu, 

gdzie się znajdują. – Która godzina? 

– Parę minut po trzeciej – odparł Matt, spoglądając na zegarek. 
–  Moi  rodzice  na  pewno  zawiadomili  juŜ  policję  –  stwierdziła  z 

przeraŜeniem. – To straszne, Ŝe nie mogę się z nimi skontaktować. Masz moŜe 
jakiś pomysł? 

– Niestety nie. Kiedy spałaś, próbowałem coś wymyślić. Ale bez telefonu i 

bez benzyny nic się nie da zrobić. Utknęliśmy tu na dobre. 

–  Czemu  Archie  wraca  do  domu  z  pustym  bakiem?  –  spytała  Adrienne, 

spoglądając na sąsiedni fotel. 

– Pytałem go o to. Jedzie do miasta, upija się do nieprzytomności, a kiedy 

w  końcu  decyduje  się  wracać,  jedyna  stacja  benzynowa  w  Saddlehorn  jest  juŜ 
zamknięta. To jedna z przyczyn, dla których kupuje osła. 

– Saddlehorn? Czy tak nazywa się to miasteczko? 
– Tak, to jakaś dziura. 
– Ale pewnie jest telefon. Gdyby udało nam się tam dostać... 
–  Gdyby,  gdyby...  –  Popatrzył  na  nią  uwaŜnie.  –  Przykro  mi,  Adrienne. 

Powinienem był pozwolić ci lecieć zwykłym samolotem rejsowym. W tej chwili 
byłabyś juŜ na miejscu. 

background image

– To nie twoja wina, więc nie miej do siebie pretensji. Nie pozwolę na to, 

szczególnie  teraz,  kiedy  twój  samolot  leŜy  na  dnie  kanionu.  Nie  mieliśmy 
szczęścia, to wszystko. Ale czuję się taka bezradna. 

–  Ja  teŜ.  Próbowałem  coś  poradzić,  ale  nic  nie  mogę  wymyślić.  MoŜe 

powinniśmy wziąć przykład z Archiego i trochę się przespać. 

Donośne chrapanie stało się jeszcze głośniejsze. 
–  Musiałabym  chyba  wypić  całą  butelkę  whisky,  Ŝeby  zasnąć  w 

towarzystwie Archiego – stwierdziła Adrienne. 

– MoŜe przenieś się do sypialni – zaproponował Matt. 
–  Proszę  cię  bardzo,  jeśli  chcesz,  moŜesz  sam  spróbować  –  oświadczyła 

Adrienne.  –  Ja  idę  do  stajni.  ŚwieŜo  wyłoŜony  słomą  boks  i  jakiś  koc  w 
zupełności mi wystarczą. 

– Myślałem o tym samym. – Matt uśmiechnął się krzywo. 
– Ale ty jesteś przyzwyczajony do chrapania. Sam mówiłeś. 
– Wcale nie. To moją matka do tego przywykła. Kiedy miałem jedenaście 

lat, wyłoŜyłem ściany swojego pokoju dźwiękoszczelnymi płytkami. 

– Rzućmy monetę – podsunęła Adrienne. 
– A moŜe – powiedział Matt, opierając się o półeczkę nad kominkiem, tak 

Ŝ

e światło wydobyło z półmroku zarys szczupłego ciała – oboje moglibyśmy spać 

w stajni. 

background image

ROZDZIAŁ 5 

 
–  Sądzę,  Ŝe  to nie  jest najlepszy  pomysł,  Matt.  –  Adrienne  poruszyła się 

niepewnie w fotelu i odwróciła wzrok. 

– Nie spodziewałem się innej odpowiedzi. 
– Poznaliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Nie wydaje mi się właściwe 

spędzenie z tobą nocy pod jednym dachem. 

–  Tak,  to  wysoce  niewłaściwe  –  przyznał  Matt,  wpatrując  się  w  nią 

wyzywającym wzrokiem. – A więc zostaniesz tutaj? 

– To ty mógłbyś zostać, a ja pójdę do stajni. 
– Obawiam się, Ŝe to niemoŜliwe. Ja nie mam nic przeciwko dzieleniu z 

tobą koca, to ty nie chcesz spać razem ze mną. 

–  To  nie  jest  tak.  Ja  teŜ  nie  mam  nic  przeciwko  temu,  ale  uwaŜam,  Ŝe 

byłoby  to  nierozsądne.  PrzecieŜ  ledwie  się  poznaliśmy  –  odparła  Adrienne.  – 
Och, Matt, przez ciebie to, co mówię, brzmi tak okropnie pruderyjnie. A przecieŜ 
ja wcale taka nie jestem! 

– Poszukam koca – rzucił Matt i zniknął za drzwiami. Adrienne podniosła 

się  z  fotela.  Nie uśmiechało  się  jej  słuchać  przez  całą noc  chrapania  Archiego. 
Prawdę  mówiąc,  wolałaby  być  blisko  Matta.  W  jego  towarzystwie  czuła  się 
zdecydowanie bezpieczniej. Tylko jeden powód powstrzymywał ją od wyraŜenia 
zgody na spędzenie nocy wspólnie w stajni. 

Była przekonana, Ŝe Matt nie będzie jej się narzucać. Nie, to nie byłoby w 

jego stylu. Za to z całą pewnością potrafi być bardzo przekonujący. Adrienne nie 
była pewna, czy potrafi mu się oprzeć. Zwłaszcza po tym, czego razem ostatnio 
doświadczyli. Na domiar złego Matt w dŜinsach i kowbojskiej koszuli wyglądał 
niezwykle pociągająco. 

Adrienne nie naleŜała jednak do typu kobiet, które ulegałyby męŜczyźnie 

poznanemu zaledwie kilka godzin wcześniej. To byłoby wbrew jej mniemaniu o 
sobie samej, wbrew jej zasadom. Nie było w tym jednak nic z pruderii. Właśnie to 
bezskutecznie próbowała wytłumaczyć  Mattowi, kiedy uśmiechał się do niej w 
irytujący, wyzywający sposób. 

Matt wrócił niosąc dwa koce. Wziął ze stołu lampę i podszedł do drzwi. 
– Do jutra – powiedział. 
– Matt... 
Odwrócił  się.  Archie  nagle  zachrapał  tak  głośno,  Ŝe  nieomal  ściany  się 

zatrzęsły.  Adrienne  wstała  i  podeszła  do  Matta.  Światło  lampy  naftowej 
wydobywało  z  mroku  zarys  jego  ust,  ale  oczy  pozostawały  wciąŜ  w  cieniu. 
Wyglądał tajemniczo i zdecydowanie zbyt kusząco. 

– Mam nadzieję, Ŝe jest to jasne, iŜ jeśli pójdę z tobą, to tylko dlatego, aby 

uciec od tego hałasu. 

background image

–  Oczywiście  –  przytaknął,  ale  na  jego  ustach  znowu  pojawił  się  lekki 

uśmieszek. 

–  To  dobrze  –  powiedziała  Adrienne.  –  NajwaŜniejsze,  Ŝebyśmy  się 

rozumieli. 

– Rozumiemy się. 
– Świetnie. 
– Lepiej załóŜ kratę na palenisko, szkoda byłoby puścić dom Archiego z 

dymem – stwierdził Matt. 

Adrienne musiała w duchu przyznać, Ŝe Matt nie traci głowy w trudnych 

sytuacjach i pamięta o istotnych szczegółach. Zapomniała, Ŝe trzeba zabezpieczyć 
palenisko.  Postępowanie  Matta  budziło  jej  zaufanie  i  podziw.  Ufała  mu  we 
wszystkim... prócz jednego. 

–  Owiń  się  tym  kocem  –  poradził,  kiedy  podeszła  do  drzwi,  gotowa  do 

wyjścia. – Nie warto marznąć bardziej, niŜ to konieczne. 

Adrienne otuliła się szczelnie wełnianym kocem i wyszła na ganek. Deszcz 

ustał, a wśród chmur widać było gwiazdy. 

–  JuŜ  po  burzy.  –  Matt  zszedł  po  drewnianych  schodkach.  –  Do  diabła, 

zapomniałem o błocie! Trzymaj – rozkazał, podając Adrienne lampę. 

– Dlaczego? 
– Nie moŜesz taplać się w kałuŜach, mając na nogach mokasyny Dorothy. 
–  Ale...  –  Zanim  zdąŜyła  zaprotestować,  Matt  podniósł  ją  do  góry.  –  To 

zaczyna się robić irytujące – powiedziała, obejmując go za szyję. Powoli ruszyli 
przez podwórze. 

– Nie robię tego dla ciebie – zapewnił ją Matt. – Archie okazał ci zaufanie, 

poŜyczając ubrania Dorothy. Nie mogę pozwolić, Ŝebyś je zniszczyła. 

Adrienne  musiała  przyznać,  Ŝe  Matt  znowu  ma  rację.  Jednak  bliskość 

męŜczyzny  uniemoŜliwiała  zachowanie  dystansu.  Jego  włosy  pachniały 
szamponem,  policzki  płynem  po  goleniu.  Starała  się  nie  zastanawiać,  dlaczego 
Matt zadbał o toaletę. To były niebezpieczne myśli. 

–  Tu  jest  juŜ  prawie  sucho  –  powiedział  Matt,  delikatnie  stawiając  ją  na 

ziemi. – Pani pozwoli. – Ukłonił się, wskazując dłonią drzwi stajni. 

Adrienne  nie  mogła  pozbyć  się  wraŜenia,  Ŝe  przyszła  na  potajemną 

schadzkę.  Serce  zabiło  jej  Ŝywiej  z  niepokoju  i  słodkiego  oczekiwania,  kiedy 
Matt zamknął drzwi. 

– Ten koc jest bardzo cięŜki, więc połoŜymy go na spód. Przykryjemy się 

tym drugim, jest bardziej miękki. 

– A lampa? Mam ją zgasić? 
– Tu nie ma okien, więc jeśli ją zgasisz, nic nie będziemy widzieć. – Matt 

przykucnął, wygładził koc, a potem rozejrzał się dookoła. – Lepiej postaw ją na 
ś

rodku cementowej podłogi i przykręć płomień. To bardzo nieprzyjemne obudzić 

się w obcym miejscu bez odrobiny światła. 

background image

– Nie sądziłam, Ŝe ty się czegokolwiek boisz. 
– Naprawdę myślisz, Ŝe ze mnie taki chojrak? – spytał, podchodząc bliŜej. 
– A nie jesteś? – odpowiedziała pytaniem, spoglądając mu w oczy. 
–  Nie  aŜ  tak  bardzo,  jak  sobie  wyobraŜasz.  Ale  uwaŜam,  Ŝe  nie  naleŜy 

przegapiać  okazji,  gdy  moŜna  przeŜyć  coś  naprawdę  ciekawego.  śycie  byłoby 
okropnie nudne, gdybyśmy zawsze postępowali zgodnie z normami i zasadami. 

–  Ich  łamanie  moŜe  zniweczyć  spokój  i  zrujnować  Ŝycie  –  odparła 

Adrienne,  starając się  nie  poddawać  urokowi  chwili.  Silne  ramiona  męŜczyzny 
czekają, aby ją przytulić, usta pragną scałować z jej twarzy obawy i lęk. 

Wszystko to Adrienne czytała w błyszczących brązowych oczach Matta. 
– Jak myślisz, dlaczego Beverly sądziła, Ŝe moŜemy się ze sobą dogadać? – 

spytał, przyglądając się jej uwaŜnie. 

– Beverly? – Adrienne zupełnie zapomniała o przyjaciółce, która niechcący 

przyczyniła  się  do  jej  kłopotów.  To  Beverly  zaprosiła  Matta  na  przyjęcie  i  z 
czystym sumieniem poleciła go jako doskonałego pilota. 

– Nie mam pojęcia. Ona wie, Ŝe ja jestem ostroŜna, a ty uwielbiasz ryzyko. 

Trudno byłoby znaleźć dwie osoby tak bardzo się róŜniące. 

– śałujesz? 
Zastanowiła się przez chwilę. Gdyby zdecydowała się wtedy polecieć do 

Utah zwykłym, rejsowym samolotem, teraz zapewne byłaby juŜ na miejscu. Ale 
nie uczestniczyłaby w tych niezwykłych wydarzeniach. ChociaŜ czuła się bardzo 
zagubiona  i  nieszczęśliwa,  sprostanie  przeciwnościom  sprawiało  jej  nie  znaną 
dotąd satysfakcję. 

–  Wiem,  czego  moŜesz  Ŝałować  –  domyślił  się  Matt.  –  Nie  udało  ci  się 

dotrzeć do domu, a na tym ci szczególnie zaleŜało. 

–  Chyba  rzeczywiście  się  nie  udało.  –  Adrienne  zawstydziła  się,  widząc 

smutek w jego oczach. – Ale nie Ŝałuję, Ŝe cię poznałam. PrzeŜyliśmy razem kilka 
trudnych chwil, ale udało nam się je przetrwać. Czuję się teraz silniejsza, bardziej 
pewna siebie. MoŜe właśnie dlatego ludzie robią róŜne niecodzienne rzeczy, na 
przykład skaczą ze spadochronem... 

– No, to mi się podoba! – zawołał Matt z entuzjazmem. 
– Oczywiście ja sama bym się nie odwaŜyła – dodała szybko. 
– Dobrze. Na razie z tym poczekamy – roześmiał się Matt. – Podobasz mi 

się w tym stroju. To naprawdę wielka odmiana w porównaniu z wyrafinowaną, 
elegancką damą, którą spotkałem na przyjęciu. Wyglądasz bardziej naturalnie. 

– Nie da się juŜ wyglądać bardziej naturalnie – stwierdziła. – Bez makijaŜu, 

bez biŜuterii, bez... 

–  Bezpretensjonalnie  –  dokończył  za  nią  Matt.  –  I  chyba  o  to  właśnie 

chodzi. Wróciliśmy do rzeczy podstawowych, z dala od gierek, które podejmują 
męŜczyźni i kobiety, strojąc się w świecidełka i robiąc wszystko, Ŝeby wywrzeć 
na  sobie  nawzajem  jak  największe  wraŜenie.  Musieliśmy  przetrwać.  Nie  było 

background image

czasu na kłamstwa i intrygi. 

–  Te  kłamstewka  i  intrygi  słuŜą  czasami  jako  ochrona  przed  kimś  takim 

jak... 

– To całkiem niepotrzebne – zwrócił się do niej łagodnie, wyciągając ręce. 
– Zaraz, zaraz. – Serce zabiło jej mocno, gdy Matt przyciągnął ją do siebie 

i wziął w ramiona. – Jeszcze przed chwilą powiedziałeś, Ŝe się rozumiemy. 

– To prawda. Rozumiemy się. – Wplótł palce w jej włosy i przyjrzał się 

uwaŜnie. 

– Więc powinieneś rozumieć, Ŝe ja tego nie chcę. Uśmiechnął się i pochylił 

głowę ku jej twarzy. 

– Matt, nie chcę, Ŝebyś mnie całował. 
–  Pamiętaj,  tylko  ryzyko  pozwala  ci  poczuć,  Ŝe  Ŝyjesz.  A  to  jest 

bezpieczniejsze niŜ skoki ze spadochronem – powiedział, patrząc jej w oczy. 

– Przez te kilka godzin ryzykowałam tyle razy, Ŝe wystarczy mi to na wiele 

lat. 

– Więc powiedz nie – szepnął, zbliŜając usta do jej warg. 
Spróbowała. Otworzyła usta, ale z gardła nie wydobył się Ŝaden dźwięk. 
– Niech Ŝyje ryzyko – powiedział Matt i ujął jej głowę w dłonie. 
Gdy  wargi  Matta  dotknęły  jej  ust,  Adrienne  westchnęła  głęboko. 

Wiedziała,  Ŝe  to  nieuchronnie  nastąpi,  od  momentu  gdy  Matt  zamknął  za  nimi 
drzwi. 

Przytulił ją do siebie mocno, tak Ŝe czuła kaŜdy mięsień jego ciała. Uczył 

ją,  jak  poruszać  się  zgodnie  z  jego  ruchami.  Adrienne  objęła  fala  gorąca.  Matt 
pieścił jej plecy i pośladki, przytulał coraz gwałtowniej. 

– PołóŜ się ze mną – wyszeptał. 
Nie umiała mu się oprzeć, gdy delikatnie poprowadził ją i ułoŜył na kocu. 

Namiętność  męŜczyzny  rozbudziła  jej  poŜądanie.  Patrzył  jej  w  oczy,  powoli 
rozpinając  guziki  haftowanej  bluzki.  Adrienne  zauwaŜyła,  Ŝe  spojrzenie  Matta 
zsunęło  się  niŜej,  na  jej  piersi  sterczące  pod  materiałem  jedwabnej  koszulki. 
Zaczerwieniła się, wiedząc, Ŝe jej podniecenie jest wyraźnie widoczne. 

Matt popatrzył jej w oczy i dotknął policzka. 
– Nie ma się czego wstydzić – zamruczał. 
– Ale to... to takie do mnie niepodobne. 
– Skąd wiesz? – Przesunął dłonią po koniuszkach jej piersi, wciąŜ patrząc 

głęboko w oczy. – Czy wiesz o sobie wszystko? 

– JuŜ nie – przyznała. 
– To dobrze. – Matt pocałował ją tak, Ŝe zaparło jej dech w piersiach. 
Adrienne  wygięła  ciało  w  łuk,  rozkoszując  się  dotykiem  męskiej  dłoni 

obejmującej  jej  pierś  i  rozchyliła  wargi.  Nie  umiała  juŜ  powstrzymać  ruchów 
ciała,  które  świadczyły  o  tym,  jak  bardzo  go  pragnie.  Nie  potrafiła  teŜ 
powstrzymać  miłosnego  okrzyku,  który  bezwiednie  wyrwał  się  jej  z  ust. 

background image

Zapomniała o początkowym zawstydzeniu. Zawładnęło nią poŜądanie. Szarpnęła 
kowbojską koszulę Matta, obnaŜając jego pierś. Matt uniósł głowę i roześmiał się 
ochryple. 

–  Spokojnie  –  rzucił  zdyszany.  –  Nie  zamierzasz  chyba  podrzeć  koszuli 

Archiego. 

– Co się ze mną dzieje? – Adrienne opuściła ręce. – Nigdy nie byłam tak 

agresywna wobec męŜczyzny. 

– To dlatego, Ŝe znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie. – Matt pieścił jej 

pierś, aŜ zamknęła oczy z rozkoszy. – ZagroŜenie wyostrza zmysły. 

– Ale ja nie lubię niebezpieczeństwa. 
– A to lubisz? – Matt uniósł jej koszulkę i pocałował nagą skórę. 
Gdy usta dotknęły koniuszka piersi, z gardła Adrienne wyrwał się znowu 

miłosny  okrzyk.  Poczuła,  Ŝe  ogarnia  ją  namiętność,  której  do  tej  pory  nie 
doświadczyła. 

–  O  to  mi  właśnie  chodziło,  Adrienne.  Rozluźnij  się,  poddaj  się  magii 

zmysłów – szepnął, unosząc głowę. Popatrzył jej głęboko w oczy. 

– Nie mogę nic na to poradzić – wyszeptała. 
– Po co? Jesteśmy sami. MoŜemy robić to, co nam się podoba, co sprawia 

przyjemność.  –  Matt  zsunął  Adrienne  spódnicę  i  zaczął  pieścić  uda.  Adrienne 
przeszył dreszcz oczekiwania. 

– Pragnę cię – powiedziała zduszonym głosem. 
–  Wiem  –  odparł.  Dobiegł  ją  dźwięk  rozsuwanego  suwaka  i  szelest 

rozrywanego opakowania. 

–  Będziemy  się  przepięknie  kochać  –  wyszeptał  z  ustami  tuŜ  przy  jej 

wargach i zaczął delikatnie całować jej twarz. 

– Tak. – Oszołomiona odwzajemniła jego namiętny pocałunek. Matt zsunął 

Adrienne majteczki, które dziewczyna odrzuciła jednym ruchem. – Kochaj mnie, 
Matt – wyszeptała, rozchylając uda i unosząc biodra. 

Miłosne okrzyki wypełniły powietrze. Ciała poruszały się w coraz bardziej 

szalonym  rytmie.  Matt  umiejętnie  dozował  pieszczoty,  niespiesznie  prowadząc 
Adrienne do ekstazy. Oboje dali się ponieść namiętności. Niemal zapomnieli o 
otaczającej ich rzeczywistości. Nagle do uszu Adrienne dotarł dziwny dźwięk. 

Powoli uświadomiła sobie, Ŝe ten dźwięk nie zrodził się w jej wyobraźni. 

Matt wciąŜ był na wpółubrany i nie zdjął butów. Poruszając się kopnął nogą w coś 
metalowego. 

– Co to było? – zamruczała. 
–  Nie  wiem,  niewaŜne.  –  Pocałował  zagłębienie u nasady  jej  szyi.  –  Nie 

myśl o niczym. Chcę, Ŝebyś czuła to, co ja. 

– Proszę, sprawdź. 
–  Na  miłość  boską...  no,  dobrze.  –  Matt  spojrzał  za  siebie.  –  To  tylko 

kanister  na  benzynę  –  powiedział,  wodząc  językiem  po  jej  wargach.  –  Pocałuj 

background image

mnie. Nigdy nie dotykałem ust tak wspaniałych jak twoje. 

–  Kanister  na  benzynę  –  szepnęła.  –  Tylko...  zaraz,  czy  powiedziałeś  na 

benzynę? 

– Wiem, Ŝe Archie nie powinien był go zostawiać w stajni pełnej słomy, ale 

lampa stoi wystarczająco daleko. – Matt pogładził jej biodro. – Zresztą na pewno 
i tak jest pusty. Adrienne, rozluźnij się. Tak nam razem dobrze. Zostań ze mną. 
Pozwól mi smakować... 

– Matt, kanister na benzynę – powtórzyła z naciskiem Adrienne. – MoŜe 

coś w nim jest! Musimy to sprawdzić. 

– Za chwilę, Adrienne. Jesteś tak rozpalona, tak... 
–  Czy  ty  nie  rozumiesz?  –  Odepchnęła  go  od  siebie.  –  JeŜeli  tam  jest 

benzyna, moŜemy pojechać do miasteczka! 

– Kanister! – Matt wcisnął twarz w koc. 
– Tak. – Adrienne przesunęła się do miejsca, gdzie but Matta natrafił na 

zardzewiały  pojemnik.  Podniosła  go  do  góry  i  potrząsnęła.  W  środku 
zachlupotało. – Jest! – oznajmiła głośno, podnosząc z posłania majtki i zakładając 
je  w  pośpiechu.  –  Chodźmy.  –  Spojrzała  na  Matta,  który  wciąŜ  leŜał  z  twarzą 
wciśniętą w posłanie. – Chodźmy! – powtórzyła, zapinając bluzkę. 

– Daj mi trochę czasu – zabrzmiał stłumiony głos Matta. 
– Matt, liczy się kaŜda minuta! 
– Myślisz, Ŝe o tym nie wiem? – Podniósł się odwrócony do niej plecami. 

Westchnął  i  zaczął  zapinać  kolejno  zatrzaski  koszuli.  Potem  powoli  włoŜył 
koszulę w spodnie. 

– Matt, proszę, czy mógłbyś się pośpieszyć? 
–  Jak  na  człowieka  w  moim  stanie,  śpieszę  się  jak  mogę.  –  Dźwięk 

podciąganego suwaka zagłuszył wymamrotane pod nosem przekleństwo. Potem 
Matt odwrócił się w jej stronę. 

–  Musiałem  zająć  się  paroma  rzeczami  –  powiedział,  a  poŜądanie  wciąŜ 

płonęło w jego oczach. 

– Och, oczywiście. – Policzki zaczęły ją piec ze wstydu. – Przepraszam, Ŝe 

tak cię popędzałam. Czy... 

– Wszystko w porządku. Teraz zawiń się w koc i weź ten kanister. Zaniosę 

cię do cięŜarówki. 

– Dobrze. 
– Potem wrócę, odniosę lampę do domu i napiszę kartkę do Archiego. Nie 

chcę, Ŝeby pomyślał, iŜ przywłaszczyliśmy sobie cięŜarówkę. 

– Oczywiście. Masz rację. – Adrienne owinęła się kocem. Było jej wstyd. 

Jak mogła być tak nietaktowna? 

Matt złoŜył drugi koc, podszedł do drzwi, otworzył je i wciągnął głęboko 

powietrze. 

– Gotowa? – spytał, odwracając się do Adrienne. 

background image

– Pewnie – odparła, podchodząc bliŜej. Bez dalszych ceregieli podniósł ją 

do góry. Bliskość Matta na nowo ją oszołomiła. 

– Matt, przepraszam – powtórzyła. 
– Mhm. 
– A właściwie skąd wziąłeś prezerwatywę? 
– Archie mi dał. 
– Archie? – Adrienne otwarła usta ze zdumienia. 
– Pamiętaj, Ŝe uwaŜa nas za kochanków. 
– No, dobrze, ale wciąŜ nie rozumiem, po co Archie miałby... to znaczy, po 

co zaopatrzył się w nie teraz, zaraz po śmierci Ŝony? 

– Nie. To nie tak. UŜywał ich, kiedy był  z Dorothy. Była od niego duŜo 

młodsza i mogła zajść w ciąŜę. Nie mogli pozwolić sobie na dziecko, bo miała 
wrodzoną wadę serca. UwaŜali, Ŝe mogłaby nie wytrzymać ciąŜy i porodu. 

– Ale nie to ją zabiło, prawda? 
– Nie. Mimo całej ostroŜności i tak umarła na zawał. 
Miała zaledwie czterdzieści dwa lata. 
– JakieŜ to smutne. 
–  Koniec  był  smutny,  ale  małŜeństwo  musiało  być  wspaniałe.  ChociaŜ 

Archie bez przerwy na nią narzeka, wygląda na to, Ŝe świata poza nią nie widział. 

–  Tak,  to  naprawdę  cudowne,  Ŝe  tak  bardzo  się  kocha  –  li.  –  Adrienne 

dopiero  teraz  zauwaŜyła,  Ŝe  Matt  stoi  juŜ  przy  cięŜarówce.  Trzymał  ją  wciąŜ 
mocno w ramionach, jak gdyby nie miał zamiaru wypuścić z objęć. Spojrzała mu 
w oczy. Nawet w mroku nocy dostrzegła w nich poŜądanie. – Otworzę drzwi, ale 
postaw mnie juŜ na ziemi. 

– Wcale nie chcę cię stawiać. Chcę... 
–  Wiem  –  powiedziała,  przykładając  palec  do  jego  ust.  –  Ale  musimy 

jechać. Naprawdę – dodała, walcząc z własnymi emocjami. Starała się przywołać 
obraz rodziców i Granny. 

–  No,  tak.  –  Jeszcze  przez  chwilę  patrzył  jej  głęboko  w  oczy.  –  Dobrze. 

Otwórz drzwi. 

Sięgnęła  ręką  i  pociągnęła  za  zimną  klamkę.  Drzwi  otwarły  się  głośno 

skrzypiąc. Matt posadził ją na siedzeniu obok kierowcy. 

– Daj mi kanister – polecił. – Poszukam lejka. Zatrzasnął drzwi cięŜarówki. 

Adrienne  owinęła  się  ciasno  kocem  i  dopiero  teraz  poczuła,  jak  jest  zimno. 
Patrzyła, jak Matt brnie w błocie do stajni, bierze lampę i zamyka drzwi. 

Zapragnęła  znaleźć  się  z  powrotem  w  zacisznym  wnętrzu,  w  objęciach 

Matta,  poczuć  na  sobie  dotyk  jego  dłoni.  Ale  o  czym  teŜ  ona  myśli!  PrzecieŜ 
prawie wcale nie zna tego męŜczyzny. To zachowanie przypomina... przypomina 
postępowanie jej sióstr! 

Adrienne  zadrŜała,  ale  tym  razem  nie  z  powodu  chłodu.  Uświadomiła 

sobie, Ŝe jej postępowaniem kierowała teraz ta sama siła, która skłoniła siostry do 

background image

pochopnej  decyzji.  Miała  wprawdzie  na  swoje  usprawiedliwienie  niezwykłe 
wypadki tego wieczoru, ale prawdą było, Ŝe dała się ponieść uczuciom. 

– Wszystko gotowe – powiedział Matt, wsiadając do kabiny cięŜarówki od 

strony kierowcy. 

– JuŜ wlałeś benzynę? 
– A nie słyszałaś? 
– Nie... zamyśliłam się. 
–  To  brzmi  niepokojąco  –  stwierdził,  przekręcając  kluczyk  w  stacyjce. 

Silnik zaskoczył powoli. – Czy mogę spytać, o czym tak myślałaś? 

– O moich siostrach. 
– Słucham? 
– Obie są rozwiedzione. 
– To bardzo przykre, ale wciąŜ nie wiem, jaki to ma związek z nami. – Matt 

wyprowadził cięŜarówkę na wyboistą drogę. 

–  Rozwiodły  się,  bo  dały  się  ponieść  emocjom  i  związały  z  ludźmi, 

którzy... – zawahała się, nie chcąc niepotrzebnie obraŜać męŜczyzny, który wiózł 
ją teraz do miasteczka, dokąd tak bardzo chciała się dostać – ...których nigdy nie 
powinny  były  poślubić  –  zakończyła  desperacko.  CięŜarówka  podskoczyła  na 
wybojach i Adrienne poczuła ukłucie wystającej z siedzenia spręŜyny. 

– Zaczynam rozumieć. Czujesz, Ŝe straciłaś nad sobą kontrolę. W dodatku 

w towarzystwie człowieka, który nie nadaje się na twojego męŜa. 

– No, oczywiście to nie to samo... 
– Tylko Ŝe tu nie było nawet mowy o ślubie – rzucił Matt przez zaciśnięte 

zęby. – Poza tym nie znasz mnie na tyle dobrze, aby mnie ocenić. 

– To prawda, masz rację. Ale nie wiem o tobie wystarczająco duŜo, Ŝeby 

się z tobą kochać, chociaŜ właśnie przed chwilą to robiłam. 

–  Nie  kochasz  się  z  facetem,  jeŜeli  uwaŜasz,  Ŝe  nie  mogłabyś  wyjść  za 

niego za mąŜ? 

– To brzmi trochę staroświecko, prawda? 
–  Powiedzmy,  Ŝe  po  tym,  co  się  stało  w  stajni,  czuję  się  odrobinę 

zaskoczony – powiedział po chwili milczenia. 

–  Właśnie  o  to  mi  chodzi.  To  nie  było  w  moim  stylu.  Nie  wiem,  co 

sprawiło,  Ŝe  tak  się  zachowałam.  MoŜe,  jak  mówiłeś,  była  to  reakcja  po 
przeŜyciach związanych z wypadkiem. Ale sytuacja wraca do normy i uznajmy 
sprawę za zakończoną. 

– Bo nie jestem dobrym materiałem na męŜa? 
–  Nie  określiłabym  tego  w  taki  sposób,  ale  to  prawda  –  skrzywiła  się 

Adrienne. 

–  Nie  zamierzam  prosić  o  rękę  kogoś  tak  nadętego  jak  ty,  ale  ciekaw 

jestem, co budzi w tobie aŜ takie obiekcje? 

– Na przykład ta uwaga. – Adrienne pociągnęła nosem. – Nie jestem wcale 

background image

nadęta. Jestem ostroŜna i uwaŜająca, a tobie tych cech brakuje. 

– Naprawdę? A kto miał prezerwatywy? 
–  Ty  powinieneś  był  je  mieć  –  odparła,  podnosząc  głos.  –  Wszystko 

ukartowałeś tylko po to, Ŝeby mnie uwieść! 

–  Jeśli  chcesz  wiedzieć,  nie  napracowałem  się  za bardzo.  Szkoda,  Ŝe  nie 

mogłaś  widzieć  wyrazu  swojej  twarzy,  kiedy  się  obudziłaś.  Czy  nie  moŜesz 
przyznać się do tego, Ŝe chciałaś pójść ze mną do stajni? Czy nie masz odwagi 
powiedzieć, Ŝe pragnęłaś mnie tak samo mocno, jak ja ciebie? 

–  Tak,  pragnęłam  ciebie!  –  Adrienne  chwyciła  się  oparcia  fotela,  kiedy 

cięŜarówka podskoczyła na wybojach. – Ale nie stałoby się tak, gdybyś nie rozbił 
samolotu na pustkowiu, i nie wytrącił mnie zupełnie z równowagi! 

– No, tak, uprzejmie jaśnie panią za to przepraszam! 
– I, do jasnej cholery, przestań celowo wjeŜdŜać w te dziury! 
W odpowiedzi na te słowa Matt wjechał na pełnym gazie prosto w głęboką 

kałuŜę. Jedyną pociechą dla Adrienne była myśl, Ŝe fotel Matta ma z pewnością 
równie duŜo połamanych spręŜyn, co jej. 

–  Wypuść  mnie  –  powiedziała  przez  zaciśnięte  zęby.  –  Nie  muszę  tego 

znosić. 

– Z przyjemnością. – Matt zahamował z piskiem opon, wyciągnął rękę i 

otworzył drzwi po jej stronie. 

background image

ROZDZIAŁ 6 

 
Zimne  powietrze  zaparło  Adrienne  oddech.  Nie  zauwaŜyła,  Ŝe  Matt 

włączył ogrzewanie i Ŝe w kabinie cięŜarówki było o wiele cieplej niŜ na dworze. 

– No i? – spytał, patrząc na nią gniewnie. 
Owinęła  się  szczelniej  kocem  i  spojrzała  w  zimną  ciemność.  Gdyby 

próbowała  dojść  do  miasteczka  pieszo,  ubrana  w  tę  bluzeczkę  i  mokasyny,  ani 
chybi zamarzłaby na śmierć. Jej wybuch gniewu był po prostu dziecinny, chociaŜ 
myślała, Ŝe jest osobą rozsądną. Matt budził w niej tak sprzeczne uczucia, Ŝe nie 
mogła przy nim spokojnie zebrać myśli. 

Pochylił się nad nią i zamknął drzwi. 
–  Nie  wierzyłem,  Ŝe  to  zrobisz  –  powiedział.  Nacisnął  pedał  gazu,  ale 

Adrienne zauwaŜyła, Ŝe tym razem ominął najbliŜszą dziurę na drodze. 

– Wypuściłbyś mnie, gdybym się na to zdecydowała? 
I zostawiłbyś mnie tam samą? – spytała po długiej chwili milczenia. 
– Sama sobie odpowiedz na te pytania. Znasz przecieŜ mój charakter lepiej 

niŜ ja sam – powiedział Matt, spoglądając na nią z ukosa. 

–  Myślę,  Ŝe  nie  zrobiłbyś  tego.  Do  końca  dbasz  o  moje  bezpieczeństwo. 

Tak jak mówiła Beverly. 

– Beverly powiedziała ci, Ŝe taki jestem? 
– Tak, i miała rację. Bardzo doceniam twoją troskę o mnie, Matt. 
– Akurat. 
–  Właśnie,  Ŝe  tak.  –  powtórzyła  z  uporem.  –  Tyle  tylko  Ŝe  patrzymy  na 

ś

wiat w róŜny sposób. Sam to powiedziałeś dziś wieczorem, kiedy wędrowaliśmy 

w ulewnym deszczu, a ty wyśmiewałeś się, Ŝe nie umiem cieszyć się grzesznymi 
rozkoszami.  Masz  rację.  To,  co  stało  się  z  Ŝyciem  moich  sióstr,  świadczy,  jak 
wysoką cenę płaci się za takie przyjemności. 

– A ja  myślę, Ŝe za duŜo się nad tym zastanawiasz – powiedział Matt. – 

Zmieńmy temat, co? Nie pasujemy do siebie. Dobrze, Ŝe kopnąłem ten kanister, 
bo dało nam to okazję oprzytomnieć. 

– Słusznie – zgodziła się Adrienne. Spojrzała na niego i zobaczyła twarde 

linie gniewu, rysujące się wokół jego ust. Oczywiście, ma rację. Ale czemu ona, 
Adrienne, czuje w tej chwili taki smutek i nagłą pustkę? Matt w końcu powiedział 
tylko to, co sama próbowała wyrazić. 

Teraz, kiedy oboje zrozumieli, jak wyglądają ich wzajemne stosunki, mogą 

zapomnieć o tym incydencie i rozstać się chłodno i kulturalnie. Przerywając te 
zaloty  zachowała  się  dorośle  i  dojrzale.  Powinna  być  z  siebie  dumna.  Jednak 
przez  całą  resztę długiej drogi do  miasteczka na próŜno usiłowała  rozbudzić w 
sobie uczucie dumy z tego powodu. 

W końcu w oddali pojawiły się światła. 

background image

– Myślisz, Ŝe to jest właśnie Saddlehorn? – spytała. 
– Mhm. 
– Nie jest zbyt duŜe. 
– Nie. 
– Ale chyba mają tu telefon, jak sądzisz? 
– Mhm. 
– Matt, naprawdę, przestań. Przykro mi, Ŝe nie układa nam się razem, ale 

moŜemy chyba ze sobą normalnie rozmawiać? 

– Nie. 
– Tylko dlatego, Ŝe nie chcę z tobą więcej pójść do łóŜka, ty... – Adrienne 

westchnęła. 

–  To  nie  tak.  Nie  chodzi  o  to,  czy  pójdziemy  razem  do  łóŜka.  Chodzi  o 

przedwczesne  i  nieuzasadnione  wydawanie  sądów  o  moim  charakterze. 
Pozwoliłaś,  Ŝeby  doświadczenia  twoich  sióstr  zmieniły  cię  w  wyrachowaną 
kobietę z gotową listą wymagań co do potencjalnego partnera. Mam gdzieś takie 
przykładanie gotowej miarki do mojej osoby po to tylko, Ŝeby stwierdzić, Ŝe się 
nie nadaję. 

Tym razem Matt nie podniósł głosu, ale jego słowa zraniły ją do Ŝywego. 

Wyrachowana.  CóŜ  za  okropne  określenie!  MoŜliwe,  Ŝe  jej  ocena  była  nieco 
pochopna, ale wypadki tej nocy potoczyły się tak szybko, Ŝe nie było czasu do 
namysłu. Przed chwilą wcale go nie znała, a zaraz potem musiała zdecydować, 
czy zostaną kochankami. 

– Chyba powinnam cię zapytać... dlaczego chciałeś się ze mną kochać? – 

powiedziała Adrienne, przełykając ślinę. 

–  Bo  myślałem,  Ŝe  masz  w  sobie  odwagę.  Podziwiam  odwaŜnych  ludzi. 

Wygląda na to, Ŝe się myliłem. 

– Odwagę? Ja? Bałam się nawet wsiąść do samolotu, mam lęk wysokości, 

ja... 

– Ale jednak poleciałaś tym samolotem, a potem pomimo ulewy samotnie 

wyruszyłaś  szukać  drogi,  byłaś  gotowa  przejść  przez  wezbrany  strumień  na 
wysokich obcasach, byle tylko dostać się na drugą stronę – spojrzał na nią. – No i 
miałaś odwagę, Ŝeby powiedzieć całkiem obcemu facetowi, Ŝe rozpruły mu się 
spodnie na tyłku. 

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Opisał kobietę, której zupełnie nie 

poznawała, ale jednak rzeczywiście to ona zrobiła te wszystkie rzeczy. Poczuła 
się  speszona.  To,  co  mówił,  sprawiło,  Ŝe  zaczynała  wątpić  we  własne  sądy  o 
sobie. 

–  Obok  tego  baru  jest  automat.  JeŜeli  nie  działa,  moŜemy  spróbować 

zadzwonić  ze  środka  –  powiedział  Matt,  kiedy  wjechali  do  słabo  oświetlonego 
miasteczka. 

Adrienne  zauwaŜyła,  Ŝe  droga  stała  się  równiejsza.  Jechali  główną, 

background image

brukowaną  ulicą  Saddlehorn.  Po  lewej  stronie  minęli  zamkniętą  stację 
benzynową i trzy budynki, mieszczące salon fryzjerski, aptekę i pocztę. 

Po  prawej  stronie  ulicy  był  sklep  spoŜywczy  i  bar.  Nad  obdrapanymi 

drzwiami  migał  czerwony  neon.  Ze  środka  dobiegały  dźwięki  bardzo  głośnej 
muzyki country. Przed barem stały dwie poobijane cięŜarówki. 

W oknach niektórych domów świeciły się jeszcze światła. JeŜeli będzie to 

konieczne, Adrienne jest gotowa tak długo chodzić od domu do domu, aŜ znajdzie 
wreszcie  czynny  telefon.  Nagle  uświadomiła  sobie,  Ŝe  takie  zachowanie 
niezupełnie  odpowiada  charakterowi  ostroŜnej  i  powściągliwej  pracowniczki 
biura maklerskiego. Nic dziwnego, Ŝe Matt widzi ją w nieco innym świetle niŜ 
ona  sama,  ale  ten  weekend  jest  po  prostu  szalony.  Nie  znając  jej  wcześniej, 
wyobraził sobie, Ŝe Adrienne postępuje tak zawsze. 

Matt zaparkował cięŜarówkę obok budki telefonicznej, która wyglądała na 

jedyny  czysty  i  nowoczesny  obiekt  w  Saddlehorn.  Adrienne  otworzyła  drzwi  i 
zaczęła wysiadać. 

–  Chcesz  drobne? – spytał.  Adrienne  uświadomiła  sobie,  Ŝe nie  ma  przy 

sobie ani grosza. Raz jeszcze Matt pomyślał za nią. Gdyby nie on, nie mogłaby 
skorzystać z automatu. 

– Tak, proszę, jeśli coś masz. 
Matt uniósł się na siedzeniu i sięgnął do kieszeni spodni. 
–  Nie  ma  tego  wiele  –  powiedział,  przyglądając  się  monetom.  Lepiej 

zadzwoń przez centralę i poproś, Ŝeby rodzice zgodzili się zapłacić za rozmowę. 

– Masz rację – wzięła pieniądze z jego ręki. – Dziękuję. 
–  Podziękujesz  mi,  jak  juŜ  sprawdzisz,  czy  ten  telefon  działa.  Jeśli  nie, 

będziemy musieli wejść do środka – dodał, wskazując głową w kierunku baru. – 
A wygląda na to, Ŝe w środku bawi się banda ochlapusów. 

Adrienne zeskoczyła na ziemię, owijając się kocem. Miała nadzieję, Ŝe nie 

będą zmuszeni wchodzić do hałaśliwego baru. Przez muzykę przedzierały się co 
jakiś  czas  głosy  pijanych  męŜczyzn.  Bez  wątpienia  wszyscy  mieli  zdrowo  w 
czubie. Adrienne pomyślała, Ŝe mieli szczęście. Archie zdecydował się zostawić 
swoich koleŜków i wcześniej jechać do domu. Dzięki temu spotkali go na drodze. 

Zamknęła drzwi budki telefonicznej i podniosła słuchawkę. Miała ochotę 

krzyczeć  ze  szczęścia,  kiedy  usłyszała  sygnał.  DrŜącymi  palcami  wykręciła 
numer  kierunkowy.  Nareszcie  będzie  mogła  porozmawiać  z  rodzicami,  spytać, 
jak się czuje Granny, nareszcie... 

Nagle rozległ się krzyk Matta. Adrienne odwróciła się w stronę cięŜarówki. 

Dwóch  krzepkich,  przysadzistych  męŜczyzn  w  kowbojskich  kapeluszach 
wyciągało  Matta  z  kabiny  cięŜarówki.  Rzuciła  słuchawkę  i  otworzyła  drzwi. 
Biegła tak szybko, Ŝe koc spadł jej z ramion. 

– Co wy wyrabiacie? – zawołała, chwytając jednego z męŜczyzn za ramię. 

Poczuła od niego ostry zapach alkoholu. – Zostawcie go w spokoju! 

background image

–  Spadaj,  panienko.  –  MęŜczyzna  odepchnął  ją  bez  trudu,  nie  przestając 

szarpać się z Mattem, który wyrywał się z całych sił. – To przestępca! 

– Puść go! – Adrienne rzuciła się znowu na męŜczyznę, rozdzierając mu 

skórzaną kamizelkę i strącając kapelusz. – On nic złego nie zrobił! 

–  Ma  wóz  Archiego  –  wybełkotał  męŜczyzna.  –  Ma  ciuchy  Archiego.  – 

Znowu ją odtrącił. – Jef, łap go z drugiej strony. 

–  Nic  nie  rozumiesz!  –  krzyknęła  Adrienne,  widząc,  Ŝe  jest  za  słaba,  by 

sprostać któremukolwiek z napastników. – Archie nam te rzeczy poŜyczył. 

– Nam? – MęŜczyzna wykręcił Mattowi rękę do tyłu i odwrócił się w jej 

stronę. – Do diabła, ona ma na sobie ciuchy Dorothy! Jef, trzymaj go sam. Ja się 
zajmę tą ślicznotką. 

– Nie ruszaj jej – ostrzegł Matt. 
– Przestań się wyrywać, to nie zrobimy jej nic złego – krzyknął męŜczyzna 

zwany Jefem. – Dobrze mówię, Curtis? 

Curtis  podniósł  z  ziemi  kapelusz,  otrzepał  i  włoŜył  na  głowę.  Potem 

poprawił kamizelkę i popatrzył ponuro na Matta i Adrienne. 

– Nie podobają mi się – odezwał się. 
– Słuchaj, ja się stąd nie ruszę – obiecał Matt – ale ją zostawcie w spokoju. 
Adrienne poczuła wyrzuty sumienia. Nie była dla Matta szczególnie miła, a 

on nadal się o nią troszczy. 

– No, dobra, jak chcesz stać spokojnie, moŜesz zrobić to przy cięŜarówce 

Curtisa – oświadczył Jef, wskazując ruchem głowy pordzewiały, zielony ford z 
wgniecionym zderzakiem. 

–  Dobra  myśl.  –  Curtis  chwycił  Adrienne  za  ramię.  –  Chodźmy, 

panieneczko. 

– Powiedziałem, Ŝebyś ją zostawił w spokoju! – warknął Matt. 
– Tylko nie próbuj Ŝadnych sztuczek – wybełkotał Curtis, puszczając rękę 

Adrienne. 

– Nie będę – przyrzekła Adrienne. – Słuchajcie, nasz samolot rozbił się w 

katastrofie. Udało nam się dojść do drogi. Trafiliśmy przypadkowo na Archiego, 
ale  jego  telefon  nie  działa,  więc  przyjechaliśmy  tu,  do  miasteczka,  bo  musimy 
zadzwonić  do  moich  rodziców.  Jeśli  pozwolicie  mi  do  nich  zatelefonować, 
moŜecie sami z nimi porozmawiać. Oni potwierdzą, Ŝe to, co mówię, jest prawdą. 

– A skąd niby mamy wiedzieć, do kogo ty zadzwonisz, panienko? – spytał 

Curtis. – A jak to będzie ktoś z waszej szajki? 

–  Z  szajki?  –  powtórzyła  Adrienne.  –  Na  miłość  boską,  nie  jesteśmy  z 

Ŝ

adnej szajki, jesteśmy... 

– Powiesz moŜe, Ŝe Archie pozwolił wam wziąć Bessie? 
– Co? 
– CięŜarówkę. Archie wam ją poŜyczył? 
–  No,  tak  jakby.  Co  prawda  spał,  kiedy  znaleźliśmy  kanister,  ale  jestem 

background image

pewna, Ŝe chciałby, Ŝebyśmy dostali się do telefonu. 

– Bujda. Archie nigdy nikomu nie poŜycza wozu – warknął Curtis. 
–  Hej,  Curtis  –  zawołał  Jef,  gdy  dotarli  do  cięŜarówki.  –  Daj  no  tu  ten 

drobiazg, co jest w środku, dobra? Ja mam zajęte ręce. 

– Robi się. Wiedziałem, Ŝe o to ci chodzi. – Curtis otworzył drzwi. 
Ś

wiatło w kabinie cięŜarówki nie działało, więc Adrienne nie widziała, co 

robi Curtis, aŜ do chwili gdy zobaczyła wycelowaną w nich dubeltówkę. 

–  Ty  draniu.  –  Matt  zaklął  cicho.  –  OdłóŜ  to,  zanim  kogoś  niechcący 

postrzelisz. 

– Ja sobie myślę, Ŝe ktoś inny mógł juŜ wcześniej zostać postrzelony. – Jef 

puścił Matta i podszedł do Curtisa. – Gadaj, co zrobiliście z Archiem? 

–  Archie  czuje  się  świetnie  –  odparł  Matt.  –  Trochę  za  duŜo  wypił,  ale 

ogólnie miewa się doskonale. Próbowałem go obudzić, nim ruszyliśmy do miasta, 
ale nie mogłem, bo był zupełnie pijany. 

– No, pewnie – odezwał się drwiąco Jef. – Biłeś go do nieprzytomności, tak 

było.  Albo  jeszcze  co  gorszego.  Curtis  ma  rację.  Archie  nikomu  nie  poŜycza 
wozu. 

–  Tak,  zresztą  popatrz,  ona  ma  na  sobie  odświętne  ciuchy  Dorothy  – 

zauwaŜył Curtis, machając dubeltówką w stronę Adrienne. 

– OdłóŜ wreszcie tę cholerną strzelbę! – krzyknął Matt – Jef, moŜesz sobie 

wyobrazić, Ŝeby Archie poŜyczył komuś najlepsze ubranie Dorothy? 

– Nigdy w Ŝyciu. 
Adrienne  zauwaŜyła,  Ŝe  obaj  męŜczyźni  chwieją  się  na  nogach.  Byli  tak 

samo  pijani  jak  Archie,  kiedy  jechał  cięŜarówką  do  domu.  Nagle  wpadła  na 
pomysł. 

–  Wszystko  da  się  wyjaśnić,  jeśli  usiądziemy  gdzieś  i  pogadamy  w 

spokoju.  Tu  jest  strasznie  zimno.  Wejdźmy  do  środka  i  razem  się  napijmy.  Ja 
stawiam. Jestem pewna, Ŝe się dogadamy. 

Matt spojrzał na nią, podnosząc w górę brew. Adrienne uśmiechnęła się, 

jakby znakomicie panowała nad całą sytuacją. 

– To prawda, tu jest zimno – potwierdził Curtis, spoglądając na Jefa. 
– Zamknij się, Curtis. Ona próbuje nas wykiwać. 
– Jak to? 
– Nie wiem dokładnie jak, ale mam takie przeczucie. Jest niby ubrana jak 

nasze  dziewczyny,  ale  na  moje  oko  wygląda  na  jedną  z  tych  podstępnych 
miejskich bab. 

– Więc co mamy z nimi zrobić, Jef? 
– Obszukamy ich – zdecydował Jef, drapiąc się po głowie. – Trzymaj ich 

na muszce, a ja ich obszukam. 

– To niesprawiedliwe – poskarŜył się Curtis, obserwując poczynania Jefa. – 

Ja chcę obszukać dziewczynę. 

background image

– Chciałbyś, co? – zachichotał Jef. – Od kiedy Francine wyjechała z miasta, 

brakuje ci kobiety, nie? 

Adrienne zdrętwiała. Spojrzała na Matta i zdumiała się na widok wyrazu 

jego twarzy. 

– Jeśli ją który dotknie – rzucił Matt, nie spuszczając Curtisa z oka – to, jak 

mi Bóg miły, zmienię mu głosik z basu na sopran. 

– Zapomniałeś chyba, Ŝe mamy broń – odparł Curtis szyderczym tonem. 
–  Nic  nie  szkodzi  –  warknął  Matt.  Adrienne  nie  bardzo  mogła  sobie 

wyobrazić, w jaki sposób Matt mógłby poradzić sobie z uzbrojonym męŜczyzną, 
ale było w jego głosie coś bardzo przekonującego. Curtis chyba takŜe uwierzył w 
tę pogróŜkę, bo wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. 

– Ona i tak nie jest w moim typie – powiedział w końcu. 
– To pewne jak dwa i dwa cztery – odrzekł Matt i puścił oko do zdumionej 

Adrienne. Niespodziewanie odzyskała nadzieję, Ŝe uda im się jakoś wydostać z 
tarapatów. WciąŜ byli w kiepskim połoŜeniu, ale porozumiewawcze mrugnięcie 
Matta ją uspokoiło. JeŜeli Matt wierzy, Ŝe wyjdą szczęśliwie z opresji, to widać 
ma po temu powody. 

Jef  podszedł  do  Adrienne.  Zamarła  w  bezruchu.  Spojrzał  na  nią, 

zaczerwienił się i odszedł. 

– Ona nic nie ma. 
– Nie sprawdziłeś! – zaprotestował Curtis. 
– To jakoś nie w porządku obmacywać kobietę. 
– Tchórz cię obleciał i tyle. 
–  UwaŜaj,  co  mówisz  –  powiedział  Jef,  patrząc  gniewnie  na  męŜczyznę 

trzymającego broń. 

–  Nie  miałem  nic  złego  na  myśli  –  wymamrotał  Curtis.  Potem  znów 

zamachał bronią. – No i co z nimi zrobimy? 

–  Zabierzemy  ich  do  Archiego.  Na  miejscu  przekonamy  się,  co  z  nim 

zrobili – zdecydował Jef, drapiąc się w brodę. 

– Pozwólcie mi zadzwonić do rodziców – poprosiła Adrienne. – MoŜecie 

stać obok i słuchać całej rozmowy. Bardzo proszę, powiem im tylko, Ŝe u mnie 
wszystko w porządku. 

– Nie będziemy tracić czasu – warknął Jef. 
–  Pięć  minut  nie  zrobi  aŜ  takiej  róŜnicy  –  powiedział  Matt  –  Pozwól  jej 

zadzwonić. 

– Nie – odparł Jef. – Jedziemy. JuŜ. 
–  W  baku  cięŜarówki  Archiego  nie  ma  paliwa,  a  stacja  benzynowa  jest 

zamknięta. 

– Nie szkodzi. Curtis, pilnuj ich, a ja przeleję benzynę z twojego baku – 

orzekł Jef i poszedł w kierunku drugiej cięŜarówki. 

– Czy nie mogłabym teraz zadzwonić do rodziców? – spytała Adrienne. 

background image

– Nie – odparł Curtis, przecząco kręcąc głową. – Jeśli Jef powiedział, Ŝe 

nie, to znaczy, Ŝe nie. 

– Aleja... 
– Zamknij gębę, bo inaczej ja ci ją przymknę. 
– Licz się ze słowami – zagroził Matt, postępując krok do przodu. 
–  Szukasz  zaczepki?  –  Curtis  wymierzył  lufę  dubeltówki  prosto  w  jego 

pierś. 

–  Daj  spokój  –  wymamrotała  Adrienne.  –  Nie  warto  dać  się  postrzelić  z 

powodu złych manier. 

– Powiedziałaś to tak, jakby ci na mnie troszeczkę zaleŜało – odrzekł Matt, 

obrzucając ją spojrzeniem. 

– Oczywiście, Ŝe mi zaleŜy – odparła szybko Adrienne. – Ja tylko... 
– Tylko co? – spytał łagodnym głosem, patrząc jej w oczy. 
Powrót Jefa przerwał rozmowę. 
– No, to benzyna juŜ jest – oznajmił, wycierając ręce o spodnie. – Curtis, 

daj  mi  strzelbę  i  zabierz  dziewczynę  do  swojego  wozu.  On  będzie  prowadził 
Bessie. Będę go trzymał na muszce, Ŝeby nie próbował Ŝadnych sztuczek. 

– Zaraz, zaraz – zaprotestował Matt. – Pojadę z Curtisem. Ty zabierz ją – 

zaŜądał, wskazując palcem na Adrienne. 

–  Nikt  prócz  mnie  nie  będzie  prowadził  mojej  cięŜarówki  –  oświadczył 

Curtis. – A nie mogę jednocześnie prowadzić i trzymać broni. 

– Właśnie – przytaknął Jef, trąc zarost na brodzie. – Nie, musi być tak, jak 

powiedziałem. 

– Akurat. – Matt zgiął ręce i zrobił krok naprzód. Jef błyskawicznie wyrwał 

dubeltówkę z rąk Curtisa i wymierzył ją w Matta. 

–  Chcesz  podyskutować?  Zawsze  moŜemy  cię  zastrzelić  i przysięgać,  Ŝe 

próbowałeś uciec skradzioną cięŜarówką. Nie masz nawet dokumentów. No i nie 
podobasz mi się. Gdybym cię zastrzelił, wszystko byłoby znacznie prostsze. 

Adrienne ogarnął paraliŜujący strach. Nie wiedziała, do czego naprawdę są 

zdolni  ci  pijani  męŜczyźni.  Zdrętwiała  na  myśl  o  tym,  Ŝe  Mattowi  mogłoby 
przytrafić się coś złego. 

– On ma rację, Matt. Nie mamy Ŝadnego dowodu na to, Ŝe Archie pozwolił 

nam wziąć cięŜarówkę. Proszę cię, bądź ostroŜny. 

–  Najlepiej  posłuchaj  się  kobiety  –  poradził  Jef.  –  Nie  masz  zresztą 

wielkiego wyboru. A teraz wsiadaj do cięŜarówki Archiego. 

–  Czas  na  nas,  panienko  –  stwierdził  Curtis,  patrząc  na  nią  przeciągłym 

spojrzeniem. 

–  My  pojedziemy  przodem  –  powiedział  Jef,  wsiadając  do  samochodu. 

Odbezpieczoną  dubeltówkę  połoŜył  sobie  na  kolanach,  tak  Ŝe  wylot  lufy 
znajdował się o kilka centymetrów od rozporka Matta. 

– Droga jest wyboista – powiedział Matt, przekręcając kluczyk w stacyjce. 

background image

– Dubeltówka moŜe wystrzelić. 

– To by było całkiem niezłe – zarechotał Jef. – Taki z ciebie ognisty ogier. 
– Czy mógłbyś uwierzyć mi na słowo, Ŝe nie będę próbował nic zrobić, i 

skierować lufę w inną stronę? 

– Nie ma mowy. 
–  Tak  myślałem.  –  Matt  zawrócił  powoli,  przez  cały  czas  nerwowo 

zerkając na oparty na spuście palec Jefa. Jedna dziura i będzie po nim. A wszystko 
to  dlatego,  Ŝe  pochopnie  zaoferował  Adrienne  pomoc.  Pan  pilot-dŜentelmen 
zawsze  gotów  wybawić  damę  z  opresji.  W  rezultacie  rozbił  samolot,  wpadł  w 
tarapaty, pokłócił się z Adrienne, a teraz, na dokładkę, ten podpity świrus moŜe 
go postrzelić. 

– Muszę zwilŜyć gardło – powiedział Jef, wyciągając z kieszeni butelkę. 
– Wolałbym, Ŝebyś nie robił tego z palcem na spuście. 
– Denerwujesz się? – roześmiał się złośliwie Jef. 
–  Chciałbym  zobaczyć  twoją  minę,  gdybyś  to  ty  jechał  z  jakimś 

sukinkotem ze spluwą – wymamrotał Matt. 

– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim ukradłeś cięŜarówkę – powiedział Jef 

i pociągnął z butelki. 

– Nie ukradłem jej – odparł Matt Niepokoiła go myśl o tym, Ŝe Archie był 

bardzo  pijany.  MoŜe  juŜ  wcale  nie  pamięta  o  tym,  Ŝe  zabrał  z  szosy  do  domu 
dwójkę przemoczonych ludzi i dał im własne ubranie. W dodatku Adrienne miała 
w  gruncie  rzeczy  rację.  Archie  wcale  nie  poŜyczył  im  cięŜarówki.  Nawet  jeśli 
znalazł kartkę, to i tak moŜe być wściekły, Ŝe pojechali bez pytania. 

– Zawsze uŜywacie samolotu, kiedy chcecie kogoś obrobić? – spytał Jef. 
– Nie zawsze. 
– Chodziły pogłoski, Ŝe Archie i Dorothy mają kupę złota. Słyszałeś coś o 

tym? 

–  Nie  –  odpowiedział  Matt  i  spojrzał  w  lusterko.  Wolał  mieć  Curtisa  na 

oku, w razie gdyby ten zaczaj na swój prostacki sposób zalecać się do Adrienne. 

– Nie chcesz mówić, co? – nagabywał Jef i znowu pociągnął z butelki. – 

Nie  szkodzi.  Jak  tylko  dowiemy  się,  co  zrobiłeś  z  Archiem,  zmusimy  cię  do 
gadania. Nie będziemy tak od razu niepokoić szeryfa. 

Pot  zrosił  czoło  Matta.  Przyśpieszył  odrobinę,  znalazł  kawałek  równej 

drogi i jeszcze raz spojrzał w lusterko. 

Na  szczęście  Curtis  zostawił  Adrienne  w  spokoju.  Starał  się  jechać  jak 

najwolniej i omijać wszystkie wertepy. 

Zaczynało juŜ świtać, gdy dotarli do domu Archiego. Mattowi zdawało się, 

Ŝ

e w ciągu tych kilku godzin postarzał się o dwadzieścia lat MoŜe teraz wreszcie 

skończy się ten koszmar. JeŜeli Archie potwierdzi prawdziwość ich opowieści, to 
ci dwaj szaleni faceci wreszcie się od nich odczepią. Kiedy słońce wzejdzie, kable 
telefoniczne wyschną i Adrienne będzie mogła zadzwonić do rodziców. 

background image

Zaparkował  cięŜarówkę  dokładnie  w  tym  samym  miejscu,  w  którym 

zostawił ją Archie. Curtis zatrzymał się tuŜ za nim. 

– Wysiadaj, ale powoli – rozkazał Jef z lufą wymierzoną w Matta. – I nawet 

nie  próbuj  uciekać.  Mogę  nie  trafić  w  ciebie,  ale  nie  spudłuję  do  twojej 
dziewczyny. 

–  Nie  będę  uciekał,  nie  ma  po  co.  Archie  wszystko  wam  wytłumaczy  i 

nigdy więcej nie będę juŜ musiał oglądać waszych obrzydliwych facjat. – Matt z 
trudnością utrzymywał się na nogach. Po pełnej napięcia jeździe był sztywny i 
obolały. 

Adrienne  wysiadła  z  cięŜarówki  i  podbiegła  do  niego,  nie  zwaŜając  na 

Curtisa, który krzyczał, Ŝeby się natychmiast zatrzymała. 

– Wszystko w porządku? – spytała. 
– W pewnym sensie tak. WciąŜ jestem kompletny. – Matt uśmiechnął się 

krzywo. 

–  Tak  się  bałam,  Ŝe  on  niechcący  pociągnie  za  spust  –  powiedziała 

Adrienne, patrząc na Jefa. 

–  TeŜ  się  tego  obawiałem  –  odparł  Matt  –  Chodźmy  do  środka,  ty  się 

przecieŜ cała trzęsiesz. 

Matt kazał Adrienne iść przodem, w razie gdyby Jef potknął się i niechcący 

wystrzelił z dubeltówki. Drzwi do domu Archiego nie były zamknięte na klucz. 

Weszli do środka. Curtis rozejrzał się i zaczął wołać Archiego. 
–  Pewnie  dalej  śpi  w  fotelu  przy  kominku,  gdzie  go  zostawiliśmy  – 

zauwaŜył Matt. 

– Nie, tam go nie ma – odparł Curtis. 
– MoŜe poszedł do łóŜka – podsunęła Adrienne, idąc w kierunku sypialni. 
–  Ty  zostaniesz  tutaj  –  zdecydował  Jef.  –  Curtis,  sprawdź  sypialnię  i 

łazienkę. 

Po chwili Curtis wrócił z informacją, Ŝe tam równieŜ nie ma Archiego. 
– W takim razie pewnie w stajni – zasugerował Matt, czując coraz większy 

niepokój. GdzieŜ ten Archie, do licha, się podziewa? 

– Sprawdź w stajni – polecił Jef Curtisowi. 
–  ZałoŜę  się,  Ŝe  tam  właśnie  jest  –  stwierdziła  Adrienne,  kiedy  Curtis 

wyszedł. – Matt, pamiętasz? Dzisiaj mieli mu przyprowadzić osła, więc na pewno 
poszedł sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. 

–  Tak,  Archie  na pewno  jest  w  stajni  i  porządkuje  boks  dla osła.  –  Matt 

spojrzał na nią, zastanawiając się, czy myśli o tym samym, co on. O tym, co robili 
w  stajni  zaledwie  kilka  godzin  wcześniej.  Policzki  Adrienne  zaróŜowiły  się 
leciutko. Odwróciła głowę. 

Dla  Matta  chwile,  kiedy  trzymał  ją  w  ramionach  i  całował  jej  delikatną 

skórę,  były  jedynymi  jasnymi  momentami  w  ciągu  całej  tej  koszmarnej  nocy, 
chyba najgorszej w jego dotychczasowym Ŝyciu. 

background image

Curtis wrócił do domu, bardzo przejęty i zaaferowany. 
–  Sprawdziłem  wszystko,  Jef.  Nie  ma  go  nigdzie.  –  Stanął  w  rozkroku  i 

popatrzył na Matta i Adrienne. – Moim zdaniem jest tak, jak myśleliśmy. Te dwa 
ptaszki zrobiły Archiemu coś złego. 

background image

ROZDZIAŁ 7 

 
Adrienne przełknęła ślinę i popatrzyła na Matta. 
–  Musi  być  na  to  jakieś  wytłumaczenie  –  powiedziała.  –  MoŜe  ktoś  do 

niego przyszedł i... 

– Nie ma co zmyślać – powiedział Jef. – Curtis ma rację. Teraz musimy 

znaleźć zwłoki. 

–  Jakie  zwłoki?!  –  zaprotestował  gwałtownie  Matt.  –  Dajcie  spokój, 

chłopaki, naoglądaliście się za duŜo gangsterskich filmów. 

– Kiedy stąd wyjeŜdŜaliśmy, spał w fotelu – zapewniła Adrienne. 
– To dlaczego teraz go tu nie ma? 
– Nie wiem. – Adrienne rozejrzała się po pokoju, jak gdyby liczyła na to, Ŝe 

Archie schował się gdzieś w kącie i Ŝe go po prostu dotąd nie zauwaŜyli. 

– Słyszałem, Ŝe niektórzy tną zwłoki na kawałki, zanim się ich pozbędą – 

odezwał się Jef. – MoŜe oni teŜ tak zrobili. Sprawdź, czy w wannie nie ma krwi. 

Curtis ponownie wyszedł z kuchni. 
– To przecieŜ głupota – stwierdził Matt. – Czy my naprawdę wyglądamy na 

ludzi, którzy byliby w stanie zabić i poćwiartować człowieka? 

– Jasne, Ŝe tak – rzucił ponuro Jef, patrząc na niego spode łba. 
– No, dobrze, więc wyglądamy na okrutnych morderców. Ale co z tego? Po 

co mielibyśmy zabijać Archiego? 

– Bo ma złoto. 
–  Nic  nie  wiemy  o  Ŝadnym  złocie.  Zresztą  przecieŜ  mielibyśmy  je  przy 

sobie, kiedy rewidowaliście nas w miasteczku – zaprotestowała Adrienne. 

– Gdzieś je schowaliście. 
– Och, na miłość Boską... 
– Archie nie ma wanny – powiedział Curtis wracając. 
– To co zabrało ci tyle czasu? 
– Rozglądałem się. Nie ma krwi ani pod prysznicem, ani w umywalce, ani 

w koszu na śmieci. 

–  No,  dobra!  –  Jef  zbliŜył  się  do  Adrienne  i  wycelował  w  nią  broń.  – 

Powiesz nam, co z nim zrobiliście? 

Adrienne  miała  dosyć  tych  dwóch  ponurych  facetów  z  dubeltówką. 

Poczuła,  Ŝe  ogarnia  ją  znuŜenie.  Nie  była  w  stanie  dłuŜej  znosić  ich 
nonsensownych podejrzeń. 

– Nie wiemy, gdzie on jest – odparła, odpychając od siebie zimną lufę. 
– Adrienne – powiedział ostrzegawczo Matt – uwaŜaj, oni... 
–  Jestem  zmęczona –  przerwała  mu  w  pół  słowa.  –  A  ci  idioci  zadają  w 

kółko  te  same  głupie  pytania.  Mam  tego  dosyć.  Nie  wiemy,  gdzie  on  jest!  – 
krzyknęła, odwracając się w stronę Jefa. – Czy to nie dociera do waszych tępych 

background image

łbów? Nie wiemy! 

– Przynieś ze stajni kawałek sznura – zwrócił się Jef do Curtisa, odsuwając 

się od niej o krok. 

– Sznur? – Zmęczenie Adrienne zniknęło jak ręką odjął. Prawie poczuła, 

jak  lina  zaciska  się  wokół  jej  szyi.  –  Słuchajcie,  nie  macie  Ŝadnych  dowodów. 
Jeśli  nas  tu  powiesicie,  pójdziecie  do  więzienia,  a  moŜe  nawet  na  krzesło 
elektryczne! 

– Mam zamiar cię związać, a nie powiesić – oznajmił Jef, nie patrząc na 

nią.  –  śeby  Curtis  mógł  was  oboje  upilnować,  kiedy  ja  pójdę  rozejrzeć  się  po 
okolicy. 

Ulga,  którą  poczuła  Adrienne,  rozpłynęła  się  natychmiast,  gdy  tylko 

zrozumiała, Ŝe zostaną w domku sami z Curtisem, który nienawidzi Matta i ma na 
nią ochotę. 

– Na twoim miejscu nie ufałbym zanadto Curtisowi – wtrącił się Matt. 
– Świetnie was dopilnuje. Nie jestem pewien, czy równie świetnie szuka 

dowodów rzeczowych, więc sam to zrobię. 

– Pilnowanie wymaga więcej inteligencji niŜ szukanie – powiedział Matt – 

a na pierwszy rzut oka widać, Ŝe jesteś bystrzejszy od Curtisa. Na twoim miejscu 
pozwoliłbym  Curtisowi  zdrowo  się  zmachać  przy  szukaniu  Archiego,  a  sam 
zatrzymałbym  dla  siebie  odpowiedzialne  zadanie  pilnowania  więźniów. 
Moglibyśmy namówić Curtisa, Ŝeby nas wypuścił, ale ciebie nigdy nie udałoby 
nam się do tego skłonić. 

– Racja. – Jefowi ta ocena bardzo pochlebiła. – Mnie nie da się oszukać. 
–  To  wyślij  Curtisa  na  poszukiwania  –  poradził  Matt,  a  Adrienne 

wstrzymała oddech. 

– Nie. Dam mu tylko wskazówki, jak was pilnować. Curtis się mnie słucha. 
–  Nie  mam  pojęcia,  gdzie  się  podział  ten  Archie  –  szepnęła  Adrienne, 

spoglądając na Matta. W jej głosie zabrzmiała nutka desperacji. 

– Znajdzie się – pocieszył ją cicho Matt. – Nie martw się. 
Adrienne  patrzyła  na  niego  przez  długą  chwilę.  Ostre  słowa,  które 

powiedziała podczas jazdy cięŜarówką wróciły teraz do niej jak szyderstwo. „Nie 
do przyjęcia jako partner.” Nie do przyjęcia? Przez całą tę długą noc bez przerwy 
stara  się  ochronić  ją  od  niebezpieczeństw  i  podtrzymać  na  duchu.  Aleks  w 
podobnej sytuacji dawno by się juŜ załamał. 

Przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl: być moŜe ta noc, a szczególnie 

utrata  samolotu  nauczyły  Matta  paru  rzeczy.  MoŜe  teraz  trochę  się  zmieni,  po 
tych  przeŜyciach  nie  moŜe  przecieŜ  zostać  taki,  jaki  był  –  bezczelny  i 
impulsywny.  Zaczęła  powaŜnie  zastanawiać  się,  czy  nie  dać  mu  jeszcze  jednej 
szansy, oczywiście, o ile on sam będzie jeszcze chciał mieć z nią cokolwiek do 
czynienia. 

–  Znalazłem  –  oznajmił  tryumfalnie  Curtis,  wtaczając  się  do  pokoju  ze 

background image

zwojem liny. 

– Dobra – powiedział Jef. – Przynieś z kuchni dwa krzesła. 
Curtis rzucił linę na podłogę i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił, niosąc 

dwa masywne krzesła. 

– Jedno tu – rozkazał Jef, wskazując w jeden kąt pokoju – a drugie tam. 

Twarzą do siebie. 

– Czy nie łatwiej byłoby nas pilnować, gdybyśmy siedzieli obok siebie? – 

spytał niewinnie Matt. 

– Zamknij się wreszcie, dobrze? – wrzasnął Jef, machając dubeltówką w 

jego stronę. – Mam juŜ dosyć twoich rad. Siadaj. 

Widząc, Ŝe Matt się waha, przystawił mu lufę do piersi. 
– Dobrze, jeśli aŜ tak ci na tym zaleŜy – zgodził się Matt i usiadł. 
– ZwiąŜ go najpierw – rozkazał Jef i Curtis zbliŜył się do Matta niosąc w 

ręku linę. 

–  A  ty  siadaj  tam  –  powiedział  Jef  do  Adrienne,  wskazując  na  krzesło 

stojące koło półki z ksiąŜkami. 

Adrienne  usiadła,  obserwując  Curtisa,  który  wiązał  ręce  Matta  z  tyłu 

krzesła.  Potem  owinął  sznur  wokół  nóg  swojego  więźnia.  Widać  było,  Ŝe  lina 
wpija  się  mocno  w  ciało,  ale  Matt  nawet  się  nie  skrzywił.  Patrzył  na  nią  tak 
spokojnie, jak gdyby siedział sobie na ławce w parku. 

Potem  Curtis  podszedł  do  niej  i  wyraz  twarzy  Matta  nagle  się  zmienił. 

Zacisnął  szczęki  i  zmruŜył  oczy,  widząc,  jak  Curtis  związuje  jej  ręce  z  tyłu 
krzesła.  W  tej  pozycji  piersi  Adrienne  zarysowały  się  wyraźnie  pod  haftowaną 
bluzką.  LubieŜny  uśmieszek  Curtisa,  który  schylił  się,  Ŝeby  związać  jej  nogi, 
mówił jasno, Ŝe on równieŜ to zauwaŜył. 

Curtis dotykał jej łydek znacznie częściej, niŜ było to konieczne, Ŝeby je 

skrępować. Adrienne zauwaŜyła, Ŝe Matt zaczyna się wyrywać. Nareszcie Curtis 
skończył i odszedł na bok. 

–  Wychodzę  na  poszukiwania  –  oświadczył  Jef  i  wyszedł  z  domu  nie 

oglądając się za siebie. 

– Teraz ja tu rządzę – oznajmił Curtis, patrząc na przemian na Matta i na 

Adrienne. 

– Jak to miło – powiedział Matt. 
–  Tak.  Miło.  –  Curtis  odwrócił  się  ku  Adrienne.  –  Bardzo  miło  –  dodał 

innym juŜ tonem. 

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegł go Matt. 
– W twoim połoŜeniu nie będziesz mówił mi, co mam robić – stwierdził 

lekcewaŜąco Curtis i zbliŜył się do Adrienne. 

Odwróciła głowę, gdy wpatrywał się w jej piersi. Z kuchni dobiegł ją szum. 

Spojrzała  w  tamtą  stronę  z  nadzieją,  Ŝe  ktoś  stamtąd  wyjdzie  i  ją  uratuje. 
Uświadomiła  sobie  nagle,  Ŝe  to  tylko  szum  pracującej  lodówki.  Prąd  został 

background image

włączony. Telefon najprawdopodobniej równieŜ juŜ działa, tyle tylko Ŝe ona nie 
moŜe się do niego dostać. Curtis pochylił się nad nią. Doleciał ją kwaśny smród 
potu i brudu. Dotknął palcem guziczka u bluzki. 

– Ładna z ciebie laleczka. 
Nim zdąŜył powiedzieć coś więcej, drzwi otwarły się z hukiem i do środka 

wpadł Archie, z dzikim wyrazem twarzy i zmierzwionymi włosami. 

– Co tu się dzieje, do jasnej cholery! – zawołał. 
–  Dzięki  Bogu,  Ŝe  jesteś,  Archie.  –  Adrienne  opadła  na  oparcie.  –  Ci 

wariaci myśleli, Ŝe cię zabiliśmy. 

–  Widzę  tylko  jednego  wariata,  który  związał  moich  przyjaciół  – 

wykrzyknął Archie. – Curtis, zamknij gębę, odłóŜ dubeltówkę i natychmiast ich 
uwolnij. Ale juŜ! 

–  Jef  i  ja  myśleliśmy,  Ŝe  nie  Ŝyjesz  –  wyjaśnił  Curtis  z  głupkowatym 

wyrazem  twarzy.  Posłusznie  odłoŜył  broń  i  zabrał  się  do  rozplątywania  liny.  – 
Spotkaliśmy  ich  w  miasteczku,  przyjechali  twoją  cięŜarówką,  ubrani  w  twoje 
ciuchy. Przywieźliśmy ich tu z powrotem, ale ciebie nie było. Myśleliśmy, Ŝe cię 
poćwiartowali i schowali w wannie. 

–  Nie  mam  Ŝadnej  wanny  –  wymamrotał Archie,  mocując  się z  węzłami 

wokół dłoni Adrienne. 

– Wiem – powiedział Curtis. 
– Gdzie jest Jef? 
– Poszedł szukać twoich zwłok. 
Archie  wymamrotał  kilka  słów,  z  których  Adrienne  wyłowiła  tylko: 

„cholerni  głupcy”  i  „zwariowani  idioci”.  Kiedy  rozplątał  linkę,  potrząsnęła 
dłońmi,  Ŝeby  przywrócić  im  czucie,  a  potem  przyjrzała  się  nadgarstkom,  z 
których sznur zdarł skórę do Ŝywego. 

– Dam ci na to maść – oświadczył Archie, schylając się, Ŝeby rozwiązać 

sznur z jej nóg – jak tylko wtłukę Curtisowi trochę rozumu do głowy. 

–  Wszystko  w  porządku,  Archie.  Powiedz  mu  tylko,  Ŝe  nie  ukradliśmy 

twojej  cięŜarówki  ani  twoich  rzeczy,  niech  sobie  wreszcie  pójdzie.  Nie  chcę, 
Ŝ

ebyś się z nim bil. 

Archie odwinął sznur z jej nóg i znów spojrzał na jej nadgarstki. Zaklął pod 

nosem, potem przeprosił i dodał: 

– Nie mogę znieść, jak ktoś znęca się nad kobietą – stwierdził, stając przed 

Curtisem. – Jesteś durniem, Curtis, tak samo jak Jef. Tym miłym ludziom rozbił 
się  w  pobliŜu  samolot  i  potrzebowali  gościny,  której  im  udzieliłem,  a  wy 
związaliście ich jak jakichś zbrodniarzy. 

–  Samolot?  To  oni  mówili  prawdę?  –  Curtisowi  zaświeciły  się  oczy.  – 

Gdzie on jest? MoŜe moglibyśmy pomóc go naprawić? 

– Nie wiem gdzie, ale nie potrzeba, Ŝebyście się przy nim kręcili – orzekł 

Archie. 

background image

– MoŜe mogliby nam pomóc – powiedział spokojnie Matt, spoglądając na 

Adrienne. 

Adrienne  popatrzyła  na  niego  z  niedowierzaniem.  Nie  zamierza  chyba 

zatrudniać  Jefa  i  Curtisa  przy  wyciąganiu  samolotu  z  przepaści.  Poza  tym  jej 
torebka i jego portfel wciąŜ są w samolocie. Jeśli Curtis i Jef tam się dostaną, z 
całą pewnością ukradną, co się tylko da. Spojrzenie Matta nakazywało jej jednak 
milczenie.  Nie  odezwała  się.  Po  tym  wszystkim,  co  dla  niej  zrobił,  musi  mu 
zaufać. 

Podał  przybliŜone  połoŜenie  samolotu,  choć  stojący  obok  niego  Archie 

potrząsał z dezaprobatą głową. Curtis szybko ich opuścił, mówiąc, Ŝe odnajdzie 
Jefa i natychmiast wyruszą na poszukiwania. 

– Na twoim miejscu nie mówiłbym im, gdzie to jest – powiedział Archie, 

kiedy za Curtisem zamknęły się drzwi. 

– Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś – dodała Adrienne. 
– Wcale tego nie zrobiłem. – Matt odwrócił się w jej stronę. – Podałem im 

fałszywe  dane.  W  przeciwnym  wypadku  gotowi  byli  trafić  na  wrak  całkiem 
przypadkowo,  a  tak  będą  bezskutecznie  przeszukiwać  miejsce,  w  którym  na 
pewno go nie znajdą. 

–  Dobrze  zrobiłeś  –  pochwalił  Archie,  a  oczy  mu  zabłysły.  –  ZasłuŜyli 

sobie na to. – Skinął ręką w stronę Adrienne i dodał: – Obtarli jej, dranie, skórę. 
JuŜ idę po tę maść. 

– Najpierw chciałabym zadzwonić – stwierdziła Adrienne, podchodząc do 

telefonu. – MoŜe kable zdąŜyły juŜ wyschnąć. 

–  Oczywiście,  dzwoń  –  powiedział  Archie.  –  A  ja  muszę  nastawić  ten 

szkaradny zegar. 

Adrienne spojrzała na elektryczny zegar, wiszący nad półką z ksiąŜkami. 

Archie  miał  całkowitą  rację:  był  przeraźliwie  brzydki.  Tarczę  otaczała 
wytłoczona w tandetnym plastyku martwa natura: butelka wina w koszyku, grono 
winogron i kawałki sera w tak jaskrawym odcieniu Ŝółtego, jakiego nigdy w Ŝyciu 
nie  widziała  w  naturze.  Adrienne  podniosła  słuchawkę.  Archie  przystawił  do 
ś

ciany  jedno  z  krzeseł  i  wspiął  się  na  nie,  by  nastawić  zegar.  Nagle  Adrienne 

uświadomiła  sobie,  Ŝe  w  słuchawce  rozbrzmiewa  sygnał  i  straciła  z  oczu 
wszystko, co się wokół niej działo. 

Zadzwoniła do centrali. Wykręcanie numeru zdawało się trwać wieczność, 

ale  w  końcu  odezwał  się  głos  telefonistki.  Adrienne  podała  numer  swoich 
rodziców. 

– Halo? – odezwał się niski głos ojca. Podniósł słuchawkę natychmiast i 

Adrienne pomyślała, Ŝe prawdopodobnie czekał na jej telefon, nie oddalając się 
na krok od aparatu. 

– Tato, to... 
–  Czy  zgadza  się  pan  pokryć  koszty  połączenia  z  Adrienne  Burnham?  – 

background image

przerwała im telefonistka. 

– Oczywiście, tak! – wykrzyknął ojciec. – Adrienne? 
– Wszystko w porządku, tatusiu, naprawdę w porządku. 
–  Dzięki  Bogu  –  powiedział  z  ulgą,  wypuszczając  powoli  powietrze.  – 

Zaczekaj chwilę, zawołam mamę. 

Adrienne poczuła, Ŝe za chwilę się rozpłacze. Przygryzła wargę i przetarła 

dłonią oczy. Po chwili usłyszała głos matki. 

– Dobrze się czujesz? 
– Tak, mamo – zapewniła Adrienne, z trudem walcząc z napływającymi do 

oczu  łzami.  Nie  chciała,  Ŝeby  rodzice  zorientowali  się,  jak  bardzo  jest 
zdenerwowana. Kiedyś opowie im całą historię, ale w tej chwili nie czuła się na 
siłach.  –  Mieliśmy  trochę  kłopotów  z  samolotem  i  nie  mogłam  dostać  się  do 
telefonu. 

– Gdzie jesteś? – spytał ojciec, włączając się do rozmowy. 
– W Saddlehorn, w Arizonie. 
–  Nigdy  w  Ŝyciu  nie  słyszałem  o  takiej  miejscowości.  Mam  po  ciebie 

przyjechać? 

– Nie, to za daleko i juŜ za późno. Muszę wracać do Tucson, do pracy. 
– Kochanie – powiedziała matka, której głos łamał się ze wzruszenia. – Tak 

się  o  ciebie  baliśmy.  Na  policji  oświadczyli  nam,  Ŝe  nie  mogą  rozpocząć 
poszukiwań, dopóki się nie rozwidni, więc całą noc siedzieliśmy i modliliśmy się 
za ciebie. Tak się cieszę... – nagle zamilkła i Adrienne zrozumiała, Ŝe stara się 
opanować łzy. 

– Tak bardzo mi przykro, Ŝe się niepokoiliście. A tak bardzo chciałabym z 

wami być – powiedziała, przełykając dławiącą ją w gardle kulę. – A Granny... czy 
ona...? 

– Około czwartej nad ranem – odparł cicho ojciec. – Zdechła spokojnie i 

bez cierpień. 

–  Och.  –  Łzy  popłynęły  po  policzkach  Adrienne.  –  Powinnam  była  przy 

niej być. 

– Wiem, Ŝe chciałaś, kochanie, ale nie wszystko i nie zawsze układa się po 

naszej myśli. Ale jesteś cała i zdrowa. To naprawdę najwaŜniejsze. 

– Tak, ale bardzo chciałam ją zobaczyć po raz ostatni. 
– Wiem. 
– Byliśmy z nią, kochanie – zapewniła matka, wpadając ojcu w słowo. – 

Zabraliśmy do stajni przenośny telefon, w razie gdybyś zadzwoniła, i zostaliśmy 
przy niej do końca. 

–  Dziękuję,  mamo.  –  Adrienne  stłumiła  szloch.  –  Muszę  juŜ  kończyć. 

Mamy  z  Mattem  parę  spraw  do  załatwienia,  zanim  stąd  będziemy  mogli 
wyjechać. 

Poczuła, Ŝe szloch zaraz zmieni się w histeryczny śmiech. Pewnie, Ŝe mieli 

background image

do  załatwienia  parę  spraw.  Na  przykład  wydobycie  pieniędzy  i  dokumentów  z 
dna kanionu. O tym jednak nie mogła opowiedzieć rodzicom. NajwaŜniejsze, Ŝe 
nie będą się juŜ o nią niepokoić. 

–  Czy  to  znaczy,  Ŝe  samolot  miał  awarię  i  musieliście  wylądować  w 

Saddlehorn? – zapytał ojciec. 

– Właśnie tak było – przytaknęła bez wahania. 
– Nie da się go naprawić? 
–  Nie  jestem  pewna  –  powiedziała,  starając  się  za  wszelką  cenę 

powstrzymać śmiech. – Ale jeśli nie, jeŜdŜą stąd autobusy. 

– Zadzwoń, gdyby były jakieś kłopoty. 
– Oczywiście. 
– UwaŜaj na siebie, kochanie. Trzymaj się dzielnie. 
–  Oczywiście.  Całuję  was  oboje  bardzo  mocno.  Odezwę  się.  –  Adrienne 

powoli odłoŜyła słuchawkę na widełki. Potem schowała twarz w dłoniach, Ŝeby 
stłumić łzy. 

Poczuła, jak obejmuje ją silne ramię. Matt odwrócił ją ostroŜnie i troskliwie 

wziął w objęcia. Szlochała juŜ bez zaŜenowania, zlewając strumieniami łez jego 
czarną, kowbojską koszulę. W końcu płacz trochę ucichł, ale Adrienne wciąŜ nie 
chciała  jeszcze  opuszczać  bezpiecznego  i  pewnego  zacisza  ramion  Matta. 
Wreszcie odsunęła się, słysząc zbliŜające się kroki Archiego, który przyniósł jej 
całą paczkę chusteczek do nosa. 

– Granny umarła, prawda? – spytał cichym głosem Matt. 
–  O  czwartej  nad  ranem  –  potwierdziła,  sięgając  po  przyniesione  przez 

Archiego chusteczki i wycierając nos. Potem spojrzała w górę na Matta. 

– Tak mi przykro. 
– Mnie teŜ – zapewnił Archie. 
– Musimy znaleźć ci jakiś autobus, Ŝebyś zdąŜyła na pogrzeb. 
– Jaki pogrzeb? – spytała zaskoczona Adrienne. 
–  Och,  moŜe  w  twojej  rodzinie  nie  urządza  się  pogrzebów  –  powiedział 

zmieszany Matt. 

–  Nie  sądzę,  Ŝeby  wielu  ludzi  urządzało  pogrzeby  koniom  –  odparła 

Adrienne, wciąŜ nic nie rozumiejąc. – ChociaŜ w przypadku Granny moŜe byłoby 
to i słuszne. Ale nie mogę naraŜać rodziców na takie kłopoty i wydatki. 

–  Zaraz,  czekaj.  –  Oczy  Matta  zwęziły  się  niepokojąco.  –  Czy  ty 

powiedziałaś koniom? 

background image

ROZDZIAŁ 8 

 
Adrienne nie mogła zrozumieć, co tak bardzo poruszyło Matta. 
– Tak, powiedziałam koniom. Dlaczego pytasz? 
– Chcesz powiedzieć, Ŝe Granny była koniem? 
– Oczywiście, Ŝe tak. PrzecieŜ ci mówiłam. 
– Wcale nie. 
– Na pewno mówiłam. MoŜe nie słuchałeś – warknęła Adrienne, której nie 

spodobał się wyraz jego twarzy, zaciśnięte szczęki i zły błysk w oku. 

–  Teraz  mi  to  dopiero  mówisz!  –  Matt  krzyczał  na  cały  głos.  –  Kiedy 

rozbiłem samolot, ryzykowałem Ŝycie i o mały włos nie straciłem istotnej części 
mojego  ciała,  którą  ten  idiota  chciał  mi  odstrzelić!  A  wszystko  to  dla  jakiejś 
głupiej chabety! 

– To nie Ŝadna głupia chabeta! – Adrienne odsunęła jego wskazujący palec, 

oskarŜycielsko  wymierzony  w  jej  twarz.  –  Ona  jest,  to  znaczy  była,  moim 
najbliŜszym przyjacielem! 

–  Ale  dlaczego  nie  nazwałaś  jej  Ŝabcią  albo  kwiatuszkiem?  Kto  przy 

zdrowych zmysłach nazywa konia babunią? 

– Matt, posłuchaj – zaczął Archie. – Imiona zwierząt to osobista sprawa. 

Nie ma o co się wściekać. 

– Z całą pewnością jest się o co wściekać – wrzeszczał Matt, kierując swój 

gniew na Archiego. – Ona nazywa konia Granny, a potem rozpowiada na prawo i 
lewo, Ŝe Granny jest konająca i Ŝe musi przy niej być. Ciekaw jestem, jak ty byś to 
zrozumiał? 

– Tak, ale myślę, Ŝe... 
– Wyjaśnię ci, dlaczego tak ją nazwałam – powiedziała Adrienne, opierając 

ręce na biodrach. – Kiedy ją dostałam, miała juŜ dwanaście lat i była naprawdę 
babcią. I co ty na to? 

– Świetnie. Ale gdybyś była uprzejma wytłumaczyć mi to, kiedy jeszcze 

byliśmy w domu Beverly, wszystkie te przygody mogłyby nas ominąć. 

–  Bo  nie  poleciałbyś  ze  mną,  tylko  dlatego  Ŝe  muszę  zaopiekować  się 

konającym koniem, tak? 

– Nie wiem, ale zasługiwałem chyba na to, Ŝeby wiedzieć, o co toczy się 

gra! 

– Ale dla mnie stawka była bardzo wysoka! Nie Ŝebym spodziewała się po 

kimś,  kto  darzy  naboŜną  czcią  zimne,  martwe  przedmioty,  takie  jak  samoloty, 
Ŝ

eby zrozumiał, jak kochana, wspaniała, śliczna... delikatna... – Znów rozpłakała 

się, szlochając niepohamowanie. 

– Do diabła. 
– Mam pomysł – powiedział Archie, odkładając chusteczki na stół. – Przez 

background image

tę noc wiele przeszliście i dlatego zachowujecie się, jakbyście nie byli za bardzo 
dorośli. 

Zanim  rozszarpiecie  się  nawzajem  na  kawałki,  powinniście  się  chyba 

trochę przespać. 

– Nie... nie w tym samym pokoju, co on, nie chcę – wykrztusiła Adrienne 

wśród szlochu. Złapała następną chusteczkę i głośno wytarła nos. 

– To idź do sypialni, a on pójdzie do stajni – zdecydował Archie. – Dorothy 

będzie tu dopiero za kilka godzin. 

– Dorothy? Twoja Ŝona? – spytała zaskoczona Adrienne. 
– Mój osioł. Dorothy Trzecia. 
– Aha. No, tak. 
– Więc teraz wynoście się stąd, oboje. Wszystko będzie wyglądało lepiej, 

jak się trochę zdrzemniecie. 

–  Ale,  ale  –  zaczął  Matt  –  zapomniałem  spytać,  gdzie  byłeś,  kiedy 

przyjechaliśmy  tu  z  Jefem  i  Curtisem?  Kiedy  wyjeŜdŜaliśmy,  chrapałeś  w 
najlepsze przy kominku. 

– Poszedłem odwiedzić Dorothy. 
– Twojego osła? – spytał Matt – Moją pyskatą Ŝonę. 
– Ale mówiłeś, Ŝe ona nie Ŝyje. 
– LeŜy pod ziemią, jeŜeli o to ci chodzi. Na pagórku, o kilometr drogi stąd. 

Codziennie razem oglądamy wschód słońca, ja i Dorothy. Czasami rozmawiamy. 
Czasami nie. 

–  To  naprawdę  piękne  –  odezwała  się  Adrienne,  wzruszona  tym 

wyznaniem. 

– MoŜe i piękne, ale o mały włos nie zapłaciliśmy za to Ŝyciem – orzekł 

Matt. 

–  Nie  spodziewam  się,  Ŝebyś  potrafił  zrozumieć  związek  Archiego  i 

Dorothy – powiedziała i odwróciwszy się na pięcie pomaszerowała do sypialni. 

– Przynajmniej w tym przypadku idzie o dwoje ludzi – zawołał za nią Matt 

– śadne z nich nie chodzi na czterech nogach i nie ma ogona! 

– No juŜ, dosyć – powiedział Archie. – Idź do stajni, dam ci koc. MoŜesz 

połoŜyć się na świeŜym sianie. Jesteś miejskim chłopakiem, załoŜę się, Ŝe nigdy 
w Ŝyciu tego nie robiłeś. 

Adrienne zatrzymała się, Ŝeby usłyszeć, co Matt odpowie. 
– Raz – powiedział – ale nie bardzo mi się podobało. 
– No pewnie! – zawołała i z trzaskiem zamknęła drzwi do sypialni. 
 
Adrienne  obudziła  się  przykryta  wzorzystą  kołdrą.  Przez  chwilę  leŜała  i 

zastanawiała się, gdzie się właściwie znajduje. Powoli zaczęła sobie przypominać 
wydarzenia ubiegłej nocy, ale wciąŜ nie miała pojęcia, jak długo spała. Pamiętała, 
Ŝ

e zasnęła natychmiast, niczym się nie przykrywając. Archie na pewno narzucił 

background image

na nią kołdrę. 

Usiadła  na  łóŜku  i  załoŜyła  mokasyny.  W  całym  domu  panowała  cisza. 

Weszła do duŜego pokoju i spojrzała na brzydki, plastykowy zegar. Kwadrans po 
trzeciej. Promienie słońca wpadały radośnie przez okno. Adrienne zauwaŜyła, Ŝe 
pusta butelka po whisky zniknęła sprzed kominka, a palenisko zostało do czysta 
wymiecione. 

Stare gazety wciąŜ znajdowały się na stoliku, ale ktoś je poukładał, tak Ŝe 

leŜały  w  równym  stosiku.  Adrienne  dopiero  teraz  zrozumiała,  o  co  chodziło 
Archiemu. Sam wprawdzie nie czyta gazet ani ksiąŜek, ale robiła to Dorothy. W 
tych gazetach były ostatnie krzyŜówki, które przed śmiercią rozwiązała. 

Adrienne przyjrzała się swojemu ubraniu. WciąŜ nie mogła uwierzyć, Ŝe 

Archie zdecydował się poŜyczyć jej rzeczy Dorothy. Z tak wielkim szacunkiem 
odnosił się do wszystkiego, co wiązało się z jego zmarłą Ŝoną. Ubranie Matta we 
własne spodnie to drobiazg, ale poŜyczenie ubrań Dorothy to coś całkiem innego. 

Te  rozmyślania  przywiodły  jej  na  myśl  wczorajszą  kłótnię  z  Mattem. 

Próbowała  sobie  przypomnieć,  czy  rzeczywiście  powiedziała  mu  w  domu 
Beverly, Ŝe Granny to koń. Była pewna, Ŝe tak. Z drugiej strony, jego pęknięte 
spodnie,  informacja,  Ŝe  Beverly  celowo  zaplanowała  ich  spotkanie,  i  ten 
nieoczekiwany telefon od rodziców wytrąciły ją bardzo z równowagi. Być moŜe 
zapomniała wytłumaczyć, kim, a raczej czym, była Granny. 

Jeśli  rzeczywiście  tak  było,  czy  Matt  miał  prawo  tak  się  rozzłościć? 

Adrienne  pomyślała  o  jego  wszystkich,  niczym  nie  zasłuŜonych  cierpieniach. 
Jedynym niedopatrzeniem z jego strony było to, Ŝe nie ubezpieczył samolotu, ale 
nawet  najlepsze  ubezpieczenie  nie  zmieniłoby  biegu  wypadków.  Matt  i  tak 
musiałby wędrować po deszczu i błocie, jechać samochodem z pijanym kierowcą, 
stawić czoło dwójce pijanych zabijaków, którzy grozili mu bronią i przywiązali 
do krzesła. 

Zniósł to wszystko z niezwykłym wdziękiem, jeśli dodać do tego jeszcze, 

Ŝ

e Adrienne odrzuciła go jako partnera w miłości i poinformowała, Ŝe jest zbyt 

impulsywny i niezorganizowany, Ŝeby mogła o nim powaŜnie pomyśleć. A potem 
na domiar złego dowiedział się, Ŝe pędzili na złamanie karku po to, Ŝeby zdąŜyła 
poŜegnać konającego konia, a nie umierającą babcię. 

Adrienne  zawstydziła  się.  Wstydowi  towarzyszyło  jednak  równieŜ  inne 

uczucie  –  uczucie  ciepłej  sympatii  do  Matta,  które  wzięło  górę  nad  tym,  co 
przedtem sądziła o jego charakterze. Poza tym wypadek z pewnością nauczy go 
zachowywania pewnych zasad bezpieczeństwa. 

A więc, czegóŜ niby brakuje Mattowi Kirklandowi? Powinna cieszyć się, 

Ŝ

e taki męŜczyzna zechciał się nią zainteresować, a nie ciągle od niego uciekać. 

Wróciła do sypialni, Ŝeby się trochę odświeŜyć. Kilka pociągnięć szczotką, 

odrobina  pasty  do  zębów,  zimna  woda  do  opłukania  twarzy  i  juŜ  była  gotowa 
stanąć  przed  Mattem  i  przeprosić  go.  Przy  odrobinie  szczęścia  Matt  być  moŜe 

background image

przyjmie przeprosiny i przestanie się na nią gniewać. 

Błoto wyschło na tyle, Ŝe bez trudu doszła do stajni. CięŜarówka zniknęła z 

podwórza i Adrienne ucieszyła się, Ŝe będzie mogła pomówić z Mattem sam na 
sam.  Drzwi  stajni  były  uchylone,  a  z  wnętrza  dobiegał  szelest  siana.  Dźwięk 
obudził w niej wspomnienia poprzedniej nocy. Siano tak samo szeleściło, kiedy 
Matt się z nią kochał. Poczuła, Ŝe rodzi się w niej poŜądanie. Otworzyła drzwi 
szerzej i wsunęła się do środka. 

–  Matt  –  zaczęła,  podchodząc  do  boksu.  –  Czy...  –  przerwała,  widząc 

Archiego, który rozkładał siano w boksie. 

– No, proszę! Nareszcie się obudziłaś, co? 
–  Czy  Matt  pojechał  cięŜarówką?  –  spytała  Adrienne,  starając  się  nie 

okazać rozczarowania. 

–  No  pewnie.  Ale  najpierw  nakarmiłem  go  kanapkami  z  masłem 

orzechowym. Nic lepiej nie stawia człowieka na nogi, niŜ masło z orzeszków. 

– Dokąd pojechał? – Adrienne pomyślała, Ŝe ze złości na nią Matt mógł 

zostawić ją tutaj, Ŝeby sama wróciła do domu. 

– Do kanionu – powiedział Archie, przeŜuwając prymkę tytoniu. – Zabrał 

ze sobą liny, będzie próbował dostać się do swojego samolotu. 

– Sam? – Adrienne poczuła ukłucie strachu w sercu. 
– Mhm. Niedługo przyprowadzą mi Dorothy Trzecią, więc nie mogłem z 

nim pojechać. Ty spałaś jak zabita, zatem wyruszył sam. 

– Muszę mu pomóc – stwierdziła Adrienne bez namysłu. – W jaki sposób 

mogę się tam dostać? 

–  Prawdę  mówiąc,  to  nie  wiem  jak  –  odparł  Archie,  zdejmując 

zdefasonowany  kapelusz  i  ocierając  czoło  rękawem.  –  Matt  zabrał  wóz,  a 
Dorothy  Trzeciej  jeszcze  tu  nie  ma.  Nie  ma  Ŝadnego  innego  środka  transportu 
oprócz...  –  przerwał  i  splunął  do  wiadra,  stojącego  w  kącie  stajni.  –  No,  jest 
jeszcze rower Dorothy. 

– To wystarczy. Gdzie on jest? 
Archie podniósł głowę do góry. Adrienne poszła za jego przykładem. Na 

belce zawieszony był fioletowy, poobijany rower z mocnymi oponami, doskonały 
dojazdy po nierównym terenie. 

– Świetnie – powiedziała Adrienne. Spojrzała na swoją spódnicę. – Tylko 

Ŝ

e w tym nie mogę jechać. 

– Ściągnę rower na dół, a ty idź i weź sobie dŜinsy Dorothy i jakąś mniej 

elegancką bluzkę – zdecydował Archie. 

– Czy jesteś pewien, Ŝe mogę to zrobić? – Adrienne zawahała się. – Wiem, 

jak bardzo kochałeś Dorothy i nie czuję się dobrze, grzebiąc w jej rzeczach. 

– Jesteś do niej bardzo podobna – powiedział Archie, odwracając głowę. – 

Jakoś pasuje, Ŝebyś nosiła jej rzeczy. A teraz idź juŜ, musisz złapać Matta, zanim 
się tam zabije. 

background image

Wystarczyło,  Ŝe  wspomniał  o  niebezpieczeństwie,  w  jakim  znalazł  się 

Matt, Ŝeby Adrienne popędziła do domu co sił w nogach. Ledwie zdąŜyła ubrać 
się w dŜinsy i koszulę, kiedy do drzwi zastukał Archie. 

–  Jesteś  gotowa?  –  spytał.  –  Zrobiłem  ci  kilka  kanapek  z  masłem 

orzechowym. MoŜesz je zabrać ze sobą. 

– Świetnie! – zawołała i otworzyła drzwi. 
–  Naprawdę  przypominasz  mi  Dorothy  –  oznajmił  przyjrzawszy  jej  się 

uwaŜnie  i  podał  jej  paczuszkę  z  kanapkami.  –  Szczególnie  kiedy  się  kłócisz  z 
Mattem. Zawsze tak się kłóciliśmy z Dorothy, ale... zresztą to niewaŜne. 

– Chciałeś powiedzieć, Ŝe się kochaliście – dokończyła Adrienne. 
– Pewnie tak – przyznał, patrząc w bok. 
–  Nie  ma  się  czego  wstydzić,  Archie.  UwaŜam  to  za  wspaniałe,  Ŝe  tak 

bardzo ją kochałeś i dalej kochasz. 

– Powinnaś złapać tego swojego Matta i zawsze powinniście trzymać się 

razem. śycie jest krótkie – stwierdził Archie, wzdychając głęboko. 

– Zaczynam wierzyć, Ŝe masz rację. 
– Straciliśmy z Dorothy za duŜo czasu, walcząc ze sobą, tak jak ty i Matt Ja 

narzekałem, Ŝe ona czyta za duŜo ksiąŜek, ona, Ŝe nie jestem ani trochę, jak to się 
mówi,  kulturalny.  –  Popatrzył  na  nią  wilgotnymi  oczami.  –  Dlaczego  nie 
potrafiliśmy przyjąć siebie takimi, jakimi jesteśmy? 

–  To  chyba  leŜy  w  ludzkiej  naturze,  Ŝeby  próbować  zmienić  innych  – 

powiedziała  Adrienne.  –  Jestem  pewna,  Ŝe  Dorothy  wiedziała,  Ŝe  ją  kochasz, 
Archie. I ona teŜ cię kochała pomimo narzekań, Ŝe brak ci ogłady. 

–  Ale  ona  miała  rację!  Nie  mam  za  grosz  kultury.  Moim  ulubionym 

jedzeniem jest masło z orzeszków ziemnych. śuję tytoń i piję whisky. Mnóstwo 
whisky.  Poza  tym  popatrz  na  ten  paskudny  zegar.  –  Archie  wskazał  ręką  na 
ś

cianę, gdzie wisiała kompozycja plastykowych winogron, sera i butelki z winem. 

–  To  był  mój  prezent  ślubny  dla  Dorothy.  Szybko  się  dowiedziałem,  co  o  nim 
myśli. Nie cierpiała go. 

– JeŜeli tak, to czemu go nie zdjęła ze ściany? 
–  Niech  mnie  piorun  strzeli,  nie  wiem.  Tyle  razy  mówiłem  jej,  Ŝeby  to 

zrobiła. 

– A dlaczego ty go teraz nie zdjąłeś? 
– Nie wiem. Jakoś nie wypada. 
– Dlatego Ŝe to był prezent ślubny od ciebie dla twojej Ŝony. Myślę, Ŝe go 

uwielbiała tylko i wyłącznie dlatego, Ŝe to ty jej go podarowałeś. 

– Nieee. Nienawidziła go. 
– Lepiej pójdę juŜ, Archie – oświadczyła Adrienne, spoglądając na zegar. 

Była za dwadzieścia czwarta. – Robi się późno – dodała, starając się nie urazić go 
tym, Ŝe przerywa jego zwierzenia. śycie Matta mogło być w niebezpieczeństwie. 

–  Oczywiście.  Jedź.  –  Archie  stał  bez  ruchu,  pogrąŜony  we 

background image

wspomnieniach. 

Adrienne podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. 
– Zaczekaj. Mam ci jeszcze coś do powiedzenia. Adrienne zatrzymała się, 

próbując nie okazać zniecierpliwienia. 

–  Jesteś  kobietą,  i  to  podobną  do  Dorothy,  więc  moŜe  uda  ci  się  to 

zrozumieć. Zaczekaj – powtórzył i wszedł do sypialni. Adrienne czuła, Ŝe z kaŜdą 
chwilą  jest  coraz  bardziej  zdenerwowana.  Winna  była  jednak  Archiemu  tę 
odrobinę  cierpliwości.  Po  kilku  minutach  wrócił  do  pokoju,  niosąc  w  ręku 
kawałek papieru, który podał jej w milczeniu. 

– MoŜesz coś z tego zrozumieć? – spytał po chwili. Adrienne spojrzała na 

kartkę, na której kobiecym pismem napisane były słowa: 

Łabędziątko jest brzydkie w oczach wszystkich innych prócz matki. Ona 

jedna widzi w nim to, co najpiękniejsze: wierne serce i miłość do ludzi. 

– To chyba poezja – powiedziała Adrienne. 
– To jest zagadka. Zagadka Dorothy. 
– I o co w niej chodzi? – Adrienne ponownie przeczytała wiersz. 
–  Bardzo  się  wtedy  pokłóciliśmy.  Nie  pamiętam  juŜ,  o  co  poszło,  ale 

Dorothy była naprawdę wściekła. Zabrała całe moje złoto i je schowała – wyjaśnił 
Archie, szurając nogą. 

Adrienne drgnęła. Jef i Curtis mówili coś o złocie, ale nie zwróciła wtedy 

na to uwagi. 

– Ta zagadka to ma być wskazówka – wyjaśnił Archie – ale nic z niej nie 

rozumiem. 

– A Dorothy nigdy ci nie powiedziała? 
– Pewnie by powiedziała, wcześniej czy później, ale miała zawał. Była tu, a 

w  minutę  później  juŜ  jej  nie było.  Umarła  z  Ŝalem  do  mnie  w  sercu.  I to  mnie 
najbardziej gnębi. 

–  Tak  mi  przykro,  Archie  –  powiedziała  Adrienne,  kładąc  mu  dłoń  na 

ramieniu. 

– Tak – westchnął głęboko. – Co się stało, to się nie odstanie. Myślisz, Ŝe 

uda ci się to rozwiązać? 

– Spróbuję. – Adrienne przeczytała tekst raz jeszcze, starając się nauczyć 

go na pamięć. 

– Nigdy tego nikomu nie pokazywałem. Nie mam do nikogo tutaj zaufania. 

Ale ty i Matt jesteście jak Dorothy i ja. 

– Nic nikomu nie powiem – obiecała Adrienne. 
–  Wiem.  Dlatego  ci  to  pokazałem.  Ale  moŜesz  porozmawiać  z  Mattem. 

Jeśli uda wam się to rozwiązać, połowa jest wasza. 

– Połowa złota? – Adrienne popatrzyła na niego z niedowierzaniem. 
– Tak. Połowa. I tak mi niepotrzebne. 
– Nie moglibyśmy go przyjąć, Archie. To twoje złoto. 

background image

–  Lepiej  nie  decyduj  za  innych.  Czy  to  nie  Matta  samolot  leŜy  na  dnie 

kanionu? 

Adrienne uświadomiła sobie, Ŝe propozycja Archiego to dla Matta szansa 

odzyskania samolotu. Nie będzie więc mówiła w jego imieniu. JeŜeli ktokolwiek 
zasługuje na to złoto, tym kimś jest z pewnością Matt. 

– Lepiej juŜ pojadę – stwierdziła. – Po drodze o tym pomyślę. 
– Trzymaj się kolein, a znajdziesz go bez trudu – doradził Archie. – Rower 

ma  bezdętkowe  opony,  więc  nie  powinnaś  mieć  kłopotów  nawet  na  ostrych 
kamieniach. 

– Dziękuję, Archie. Jesteś hojny. 
– Dorothy tak by sobie Ŝyczyła. 
– Dorothy była wspaniałą osobą, prawda? – Adrienne zastanawiała się, czy 

Archie znowu zacznie nazywać swoją Ŝonę zarozumiałą. 

– Tak – przytaknął Archie. – Diabelnie wspaniałą. 
– Wrócimy jak się da najszybciej – powiedziała, widząc, Ŝe Archie walczy 

z  emocjami  silniejszymi  od  siebie.  Archie  oczyścił  rower  z  kurzu  i  oparł  go  o 
ś

cianę  ganku.  Z  tyłu  był  mały  bagaŜnik,  do  którego  Adrienne  przymocowała 

torebkę z kanapkami. Potem wskoczyła na siodełko i ruszyła naprzód. 

Główna  droga  była  stosunkowo  sucha  i  równa,  więc  szybko  dotarła  do 

miejsca, w którym Matt skręcił z niej w stronę kanionu. Na szczęście koleiny były 
dosyć wyraźne, więc nie bała się, Ŝe się zgubi pomiędzy skałami i kaktusami. 

AŜ trudno było uwierzyć, Ŝe to ta sama droga, którą przemierzyli w nocy. 

W  wygodnym  ubraniu,  na  rowerze,  w  promieniach  popołudniowego  słońca, 
Adrienne  rozkoszowała  się  kaŜdą  chwilą  przejaŜdŜki.  Nawet  rwący  strumień, 
który skłonił Matta do przerzucenia jej sobie przez ramię i przeniesienia wbrew 
jej woli na drugą stronę, teraz zmienił się w mały potoczek, dający się przejechać 
bez trudu. 

ZbliŜając  się  do  kanionu  ujrzała  cięŜarówkę  Archiego,  zaparkowaną  tuŜ 

nad  krawędzią.  Poznała  pokrzywione  drzewo,  znaczące  miejsce,  z  którego 
samolot  zanurkował  w  głąb  przepaści.  Matta  nie  było  jednak  nigdzie  widać. 
Adrienne  uprzytomniła  sobie,  Ŝe  gdyby  chciała  go  znaleźć,  będzie  zmuszona 
podejść do samej krawędzi przepaści. Poczuła nagły skurcz Ŝołądka. Wyruszając 
na ratunek, nie wzięła pod uwagę swojego lęku przestrzeni. Troska o Ŝycie Matta 
raz jeszcze wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Oparła rower o cięŜarówkę i 
odczepiła z bagaŜnika torebkę. Powoli i ostroŜnie zbliŜyła się do skarłowaciałego 
drzewa. 

– Matt? – zawołała. Odpowiedzi nie było. Wokół pnia okręcona była lina, 

której koniec zwisał swobodnie przez krawędź kanionu. 

–  Matt,  jesteś  tam?  –  zawołała  ponownie.  Jedyną  odpowiedzią  był  szum 

wiatru.  Nad  głową  Adrienne  zaczął  krąŜyć  jakiś  ptak.  Po  krótkiej  obserwacji 
stwierdziła, Ŝe to chyba sęp. Przebiegł ją zimny dreszcz. 

background image

Ostatecznie  pogodziła  się  z  tym,  Ŝe  będzie  musiała  podejść  do  drzewa  i 

pociągnąć za linę. Być moŜe Matt właśnie teraz na niej wisi, a wiatr zagłusza jej 
wołanie. Śmiało zaczęła iść w tamtą stronę, ale w połowie drogi skapitulowała, 
wzięła torbę z kanapkami w zęby i opadła na czworaki. 

Starała  się  nie  patrzyć  na  nic  prócz  kamienistej  ziemi  pod  rękami. 

Podnosząc  odrobinę  spojrzenie,  zobaczyła  drzewo,  którego  powykręcane 
korzenie, jak palce starej czarownicy, kurczowo trzymały się skraju kanionu. 

Nim do niego dotarła, leŜała juŜ płasko na brzuchu. Nos i usta miała pełne 

pyłu i modliła się, Ŝeby tylko nie natknąć się na jakiegoś węŜa. Zamknęła oczy, 
wyciągnęła rękę i pociągnęła za linę. Nie stawiała najmniejszego oporu. Adrienne 
połoŜyła torbę z kanapkami u swojego boku i ponownie zawołała Matta. 

Odpowiedzi nie było. Zdawało się, Ŝe kanion pochłonął go tak samo, jak 

przedtem  połknął  samolot.  Starała  się  nie  myśleć,  Ŝe  Matt  moŜe  teraz  leŜeć  na 
dnie wąwozu z pogruchotanymi kośćmi. O, BoŜe, musi go odnaleźć! Nie będzie 
go  pewnie  w  stanie  stamtąd  wydostać,  ale  moŜe  udzielić  pierwszej  pomocy  i 
wezwać Archiego. Zabierze ze sobą kanapki, Matt moŜe ich potrzebować. 

Podczołgała się bliŜej drzewa i objęła jego pień, pokryty korą podobną do 

skóry  aligatora.  Stąd  na  pewno  widać  juŜ  dno  kanionu.  Z  całych  sił  nie 
dopuszczała do siebie myśli, co będzie, jeśli drzewo nie utrzyma jej cięŜaru. W 
końcu rośnie tu juŜ od lat. Z pewnością wytrzyma jeszcze trochę i uchroni ją od 
upadku w dół. 

Wstrzymała  oddech  i  wyjrzała  zza  kępy  suchej  trawy,  która  zasłaniała 

widok. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

 
Adrienne  spodziewała  się  ujrzeć  samolot,  leŜący  jak  rozbita  zabawka  na 

dnie  kanionu.  Zamiast  tego  oczom  jej  ukazała  się  znajdująca  się  o  jakieś  trzy 
piętra poniŜej krawędzi skalna półka, na której tkwił przechylony na bok samolot. 
Jedno  skrzydło  oderwało  się  od  kadłuba  i  leŜało  obok.  Ogon  był  nieco 
pokiereszowany, ale poza tym samolot wyglądał na nie uszkodzony. 

Najwyraźniej maszyna przekoziołkowała, nim wylądowała na najszerszej 

części  występu,  nosem  w  stronę  kanionu.  JeŜeli  uda  się  wyciągnąć  samolot  z 
przepaści,  Matt  będzie  mógł  go  naprawić.  Adrienne  nie  mogła  uwierzyć  w 
szczęście Matta. Ale gdzieŜ on się podziewa? 

Zawołała jeszcze raz, bez skutku. Na skalnej półce, gdzie leŜał samolot, nie 

pozostawało tyle wolnego miejsca, Ŝeby Matt mógł się ukryć przed jej wzrokiem. 
Głos  niósł  się  echem  po  kanionie.  śeby  jej  nie  usłyszeć,  musiałby  być  głuchy. 
Głuchy albo... 

Adrienne  odsunęła  od  siebie  natrętną  myśl.  Spojrzała  na  zwisającą  linę. 

Będzie musiała się jakoś opuścić na dół. To jedyny sposób, by przekonać się, co 
stało się z Mattem. 

Uniosła  się  ostroŜnie,  podniosła  torebkę  z  kanapkami  i  schowała  ją  za 

pazuchę. Pewnie się pogniotą, ale zawsze lepsze to niŜ nic. 

Koncentrując wszystkie myśli na osobie Matta, wstała i chwyciła za linę. 

Zawsze  serdecznie nienawidziła  wchodzenia  po  linie na  zajęciach  wychowania 
fizycznego.  Wtedy  lina  była  jednak  grubsza,  a  pod  nią  leŜał  gruby,  miękki 
materac.  Teraz  Adrienne  starała  się  wmówić  sobie,  Ŝe  skalna  półka  teŜ  jest 
wyłoŜona takim materacem. 

Przypomniała  sobie  filmy,  na  których  widziała  ludzi  uprawiających 

wspinaczkę. Trzymali linę mocno napiętą i odchylali się do tyłu. Tak, ta metoda 
będzie najlepsza. Dzięki temu nie będzie musiała patrzyć w dół. 

Pode  mną  leŜą  grube,  puszyste,  miękkie  materace,  powtarzała  w  duchu, 

szukając obutą w miękki mokasyn nogą występu, na którym mogłaby się oprzeć. 
Serce  jej  łomotało.  Znalazła  pierwszy  występ,  potem  drugi.  Zaczęły  ją  boleć 
palce, a przecieŜ posunęła się o kilka zaledwie centymetrów. 

Jeszcze trochę. I jeszcze. Twarz Adrienne znalazła się juŜ poniŜej skraju 

kanionu.  Przed  oczami  miała  tylko  spękaną  skałę.  Strach  zostawiał  w  ustach 
metaliczny posmak. 

Schodziła w dół, centymetr po centymetrze, trzymając linę ścierpniętymi z 

wysiłku  palcami.  Bolały  ją  ramiona,  czuła,  jakby  ktoś  wyrywał  jej  ręce  ze 
stawów. 

Przed  nosem  przebiegła  jej  duŜa  brązowa  ropucha  i  Adrienne  krzyknęła 

głośno,  bardziej  z  zaskoczenia  niŜ  ze  strachu.  Nagły  ruch  sprawił,  Ŝe  straciła 

background image

oparcie  i  uderzyła  o  skałę,  obcierając  sobie  policzek  do  krwi.  Dysząc  z 
przeraŜenia,  zaczęła  nerwowo  szukać  oparcia  dla  nogi.  Jeden  z  mokasynów  z 
głuchym  klapnięciem  wylądował  na  skalnej  półce,  przypominając  jej  o 
odległości, jaka dzieliła ją od bezpiecznego podłoŜa. 

Pode mną leŜą grube, puszyste, miękkie materace, powtórzyła znowu, ale 

teraz  nie  umiała  juŜ  w  to  uwierzyć.  PoniŜej  znajdowała  się  skalista  półka,  w 
dodatku  całkiem  wąska.  Gdyby  spadła,  wątpliwe,  czy  udałoby  jej  się  na  niej 
zatrzymać,  mogłaby  przecieŜ łatwo  stoczyć  się  w  dół  kanionu.  A  gdyby  nawet 
udało  jej  się  zejść  cało  w  dół,  nigdy  w  Ŝyciu  nie  będzie  w  stanie  wdrapać  się 
znowu  na  górę.  Matt  moŜe  potrzebować  pomocy,  a  jej  pomoc  niewiele  będzie 
warta. 

Dłonie  piekły  ją  od  szorstkiej  liny,  nogi  trzęsły  się  coraz  bardziej,  ale 

odległość  od  górnego  skraju  stawała  się  coraz  większa.  W  końcu  Adrienne 
odwaŜyła się spojrzeć w dół i stwierdziła, Ŝe półka jest zaledwie trzy metry pod 
nią.  WciąŜ  jednak  nie  mogła  ryzykować,  upadek  nawet  z  tej  wysokości  byłby 
bardzo niebezpieczny. 

– Matt! – zawołała, zsuwając się w dół jak mogła najszybciej. – Matt! To 

ja! 

Odpowiedzi  nie  było.  Adrienne  poczuła,  Ŝe  Ŝołądek  podchodzi  jej  do 

gardła  ze  strachu.  Mogło  być  tylko  jedno  wytłumaczenie  milczenia  Matta.  O 
BoŜe!  PrzecieŜ nie moŜe  go  stracić.  Byłoby  to  zbyt  okrutne, teraz, kiedy  zdała 
sobie nareszcie sprawę, jak bardzo jest jej potrzebny. Znajdzie go i uratuje, o ile... 
AleŜ oczywiście, Matt na pewno Ŝyje. Na pewno. 

Bosą  stopą  dotknęła  ziemi.  Puściła  linę  i  z  rozmachem  usiadła  na 

kamieniach. Przyglądała się obolałym, zaczerwienionym dłoniom, czując, Ŝe cała 
się trzęsie. 

–  Udało  się  –  wyszeptała,  spoglądając  w  górę.  Zmęczenie  powoli 

ustępowało  uczuciu  tryumfu.  –  Udało  się!  –  zawołała  i  wstała  na  niepewnych 
nogach, szukając zgubionego buta. 

Potem  odwróciła  się  w  stronę  samolotu.  W  kabinie  siedział  Matt,  ze 

słuchawkami  na  uszach,  i  najspokojniej  w  świecie  manipulował  przy  gałkach 
radia. Przebrał się wprawdzie w inną koszulę, ale był to z całą pewnością Matt 
Widziała dokładnie jego ciemne kręcone włosy i wyrazisty profil. 

ś

yje. Nic mu się nie stało. Nie słyszał jej, bo miał na uszach te cholerne 

słuchawki. 

Oczywiście gdyby przyszło mu do głowy  od czasu do czasu je zdjąć, na 

pewno  usłyszałby  jej  wołanie.  Nie  musiałaby  schodzić  po  linie.  Adrienne 
spojrzała  na  swoje  piekące,  krwawiące  dłonie,  potem  na  samolot.  Ryzykowała 
Ŝ

ycie bez Ŝadnego powodu. Matt wcale jej nie potrzebował. 

Podeszła do samolotu, otworzyła drzwi kabiny i pociągnęła go za rękaw. 

Kiedy ją zobaczył, podskoczył ze zdziwienia. 

background image

– Skąd ty się tu do diabła wzięłaś? – zawołał. Adrienne wskazała dłonią na 

koniec liny. – Dlaczego? 

– Bo się o ciebie bałam, ty durny głupku! Podeszłam do skraju i wołałam 

cię,  i  wołałam,  ale  ty  oczywiście  nie  odpowiadałeś,  bo  miałeś  na  głowie  to  – 
Adrienne wskazała na słuchawki z obrzydzeniem. – Więc co miałam zrobić? 

–  No,  właśnie  –  powiedział,  wpatrując  się  w  Adrienne.  –  Właśnie.  A  co 

wystaje ci spod koszuli? 

– Kanapki z masłem orzechowym! – krzyknęła, wyciągając je i ciskając mu 

w twarz. Matt złapał torebkę, jak gdyby była to piłka do rugby. 

– Panno Burnham, nie mogę w to uwierzyć. Boisz się wysokości jak ognia 

i załoŜę się, Ŝe nigdy w Ŝyciu nie schodziłaś ze skały po linie. 

–  Dlatego  powinnam  była  wrócić  na  rowerze  Dorothy  do  domu  i  tam 

szukać pomocy. 

– Przyjechałaś na rowerze? – Matt rzucił kanapki na sąsiednie siedzenie i 

wysiadł z kabiny. 

– Tak, w tym mam przynajmniej jakie takie doświadczenie. Ale schodzenie 

po tej linie to była najgłupsza i najbardziej zbędna rzecz, jaką w Ŝyciu zrobiłam. 
Obtarłam sobie ręce i... 

– I policzek – stwierdził Matt, podnosząc jej twarz do góry. 
– Pośliznęłam się i straciłam oparcie. To cud, Ŝe nie spadłam do kanionu, 

tak mało wiem o wspinaczce. 

– A właściwie jak ty po tej linie schodziłaś? 
– Trzymałam się i przesuwałam ręce w dół. A niby jak? 
– Nie owinęłaś się nią w pasie? 
– Nie. A powinnam? 
–  O  BoŜe,  kobieto  –  jęknął  Matt,  obejmując  ją  ramionami.  –  O,  BoŜe  – 

wymruczał, przytulając jej głowę do swojej piersi. 

–  Następnym  razem  –  powiedziała  Adrienne  –  następnym  razem 

wolałabym,  Ŝebyś  reagował  na  odgłosy  świata,  kiedy  jesteś  w  niebezpiecznej 
sytuacji. 

– Adrienne, czy ty naprawdę sądzisz, Ŝe będzie jakiś następny raz? – spytał, 

przytulając  policzek  do  jej  włosów.  –  Masz  zamiar  popaść  w  nałóg  ratowania 
mnie z opresji? 

– Oczywiście, Ŝe nie – powiedziała czując, Ŝe serce bije jej coraz szybciej. 

– Mam nadzieję, Ŝe nigdy więcej nie będziesz potrzebował mojej pomocy. To się 
robi po prostu śmieszne. 

– Pewnie. Ale wiesz, zastanawiam się, czemu ryzykowałaś Ŝycie dla faceta, 

który nie jest dla ciebie odpowiedni. 

– Nigdy nie powinnam była tego powiedzieć – wyznała po chwili wahania. 

Zastanawiała się, czy Matt jej wybaczy. 

– Tak? 

background image

– Ja... ja nie miałam prawa osądzać cię w ten sposób po wszystkim, co dla 

mnie zrobiłeś. A poza tym myślę, Ŝe się parę razy myliłam. 

–  MoŜe  kilka  tak  –  przyznał  Matt,  biorąc  głęboki  oddech.  Pochylił  się  i 

pocałował ją w policzek, tuŜ obok skaleczonego miejsca. – Ale teraz to niewaŜne. 
Przyszłaś, Ŝeby mnie odnaleźć, szalona kobieto. – Odchylił jej głowę do tyłu, a 
jego usta musnęły delikatnie jej policzek. 

– Nie mogłam cię tu zostawić samego. 
– Dobrze to wiedzieć. – Delikatnie pocałował kącik jej ust. 
– Bałam się, Ŝe... Ŝe ci się stało coś złego. 
–  Nic  mi  się  złego  nie  stało  –  powiedział,  obwodząc  czubkiem  języka 

kontur jej ust – ale jeśli uda ci się na chwilę zamilknąć, moŜe mi się przytrafić coś 
bardzo dobrego. 

– Och, Matt – westchnęła. – Tak się cieszę, Ŝe Ŝyjesz. 
– Ja teŜ – zapewnił i zamknął jej usta swoimi. 
Wtuliła  się  w  niego  z  czułą  uległością,  a  kiedy  ją  całował,  wiedziała,  Ŝe 

wszystkie okropne rzeczy, które mu powiedziała, zostały wybaczone. Zaborcze 
ruchy  jego  języka  świadczyły  o  tym,  Ŝe  wciąŜ  jej  pragnie,  tak  jak  poprzedniej 
nocy w stajni. Radośnie odpowiedziała na jego pieszczoty, mocniej przyciskając 
się do jego smukłego, silnego ciała. Dłonie Matta błądziły po jej plecach, pieściły 
biodra i pośladki, potem prześlizgnęły się w górę, by dotknąć piersi. 

– Naprawdę zmieniłaś o mnie zdanie? – spytał. 
– Tak. – Wyraz jego orzechowych oczu zaparł jej dech w piersiach. 
– Adrienne, moŜe nam być razem tak dobrze. 
– Teraz juŜ wiem – odpowiedziała, patrząc mu w oczy. 
– Pragnę ciebie. Teraz. Tutaj. – Matt potarł kciukiem koniuszek jej piersi. – 

Ale nic nie mamy. Ani zacisznej stajni, ani koca, ani siana, zupełnie nic. 

– No i są węŜe – dodała Adrienne. 
– WęŜe? – Matt znieruchomiał. – Nie pomyślałem o tym. 
– Boisz się węŜy? – roześmiała się Adrienne. 
– Powiedzmy, Ŝe nie zachwyca mnie pomysł zdjęcia z siebie ubrania, co 

jest niezbędne do tego, co mam na myśli, jeŜeli miałbym się obawiać ukąszenia 
węŜa. 

– Nie będziemy tu siedzieć wiecznie – stwierdziła Adrienne, tuląc się do 

niego. 

– Masz rację. Powinniśmy wracać na górę. Radio nie działa. Zabierzemy z 

samolotu portfele i ruszymy do domu. 

– Nie jestem pewna, czy mi się to uda, Matt Moje ręce... 
–  Wciągnę  cię  na  górę.  Wdrapię  się  pierwszy,  a  potem  zrzucę  ci  pętlę  z 

liny. – Wziął w dłonie jej rękę i przyjrzał się jej uwaŜnie. – Nie mogę cię więcej 
naraŜać na takie przeŜycia. 

– Ale duŜo się nauczyłam i jestem teraz odwaŜniejsza. 

background image

– Nie, wcale nie bardziej – oznajmił Matt z uśmiechem. – Zawsze byłaś 

odwaŜna. Jesteś najodwaŜniejszą kobietą, jaką znam. 

– Matt, ja... 
– Ciiicho. – Matt połoŜył jej palec na ustach. – Słyszałaś? 
Adrienne wytęŜyła słuch i złowiła słaby  warkot silnika. Stawał się coraz 

głośniejszy, nagle umilkł. Drzwi otworzyły się i zatrzasnęły z hukiem. Spojrzała 
na Matta. Zmarszczył czoło. 

– Hej, miejski chłopaczku! 
– No, ładnie – powiedział cicho Matt. – Jef i Curtis nas tu wytropili. Przytul 

się do ściany kanionu, moŜe cię nie zauwaŜą. 

–  Jesteś  pewien,  Ŝe  tu  nie  zejdą?  –  spytała  szeptem,  otwierając  szeroko 

przeraŜone oczy. 

– Curtis jest w stanie to zrobić, Ŝeby ciebie dopaść – odparł Matt i dodał 

szybko: – Ale pewnie się nie zdobędzie, jest na to za tłusty i zbyt leniwy. 

– Muszą być wściekli za to, Ŝe ich wysłałeś na drugi koniec płaskowyŜu. 
– Na pewno. Myślałem, Ŝe zdąŜę się stąd wydostać, nim się w tym połapią, 

ale  rano  zaspałem.  –  Matt  puścił  do  niej  oko.  –  W  stajni  było  mi  naprawdę 
wygodnie. 

Adrienne uśmiechnęła się i zachichotała cicho. 
– Hej, ty tam, w dole! 
– Czego chcesz, Jef? – zawołał Matt, odsuwając się od Adrienne. 
– Po pierwsze, lepszych wskazówek – odkrzyknął Jef. 
– Przepraszam. 
– No pewnie. Powiedz mi, co tu robi rower Dorothy? Adrienne wcisnęła się 

w ścianę kanionu. 

–  Przywiozłem  go  ze  sobą  –  krzyknął  Matt  –  na  wszelki  wypadek.  Nie 

wiedziałem, czy uda mi się tu dojechać cięŜarówką. 

– Myślę, Ŝe kłamiesz. Myślę, Ŝe masz tam ze sobą tę dziewuszkę. 
–  Chyba  sobie  Ŝartujesz,  Jef.  Ją?  Masz  mnie  za  mięczaka,  ale  ciekaw 

jestem, co byś powiedział, gdybyś ją lepiej poznał. Ona ma lęk wysokości. Nigdy 
w Ŝyciu nie zeszłaby po tej linie. 

Adrienne wstrzymała oddech. 
– Taak, chyba masz rację – przytaknął Jef. – Curtis myślał, Ŝe mogła tu za 

tobą  przyjechać,  ale  ja  mówiłem,  Ŝe  tego  nie  zrobi.  Miejskie  dziewuchy  nie 
nadają się do tych rzeczy. 

– To prawda. – Matt uśmiechnął się krzywo do Adrienne. – Nie ma z nich 

wiele poŜytku. 

Adrienne popatrzyła na niego gniewnie, a uśmiech Matta stał się jeszcze 

szerszy. 

– Są dobre tylko do jednego – ryknął Jef. – I o to właśnie chodzi Curtisowi. 

Gdzie ona jest? 

background image

– Zmyka do Tucson, gdzie jej miejsce – odkrzyknął Matt. – Jak tylko kable 

wyschły, zadzwoniła do kogoś, Ŝeby po nią przyjechał. 

– Aha. No, więc jeśli jesteś tam sam, myślę, Ŝe moŜemy cię zostawić. Och, 

byłbym zapomniał. 

Adrienne zobaczyła, jak wyraz twarzy Matta gwałtownie się zmienia. 
– Ty sukinsynu! Zostaw linę w spokoju! – zawołał. 
– MoŜe następnym razem nie będziesz się bawił w kotka i myszkę z Jefem 

i Curtisem – zabrzmiała odpowiedź i lina upadła u stóp Matta. Byli w pułapce. 

Kiedy  dźwięk  silnika  umilkł  w  oddali,  Adrienne  zauwaŜyła,  Ŝe  słońce 

niemal całkiem schowało się za krawędzią kanionu. Powoli podeszła do Matta, 
który wciąŜ wpatrywał się w leŜącą u stóp linę. 

– I co teraz? – spytała. 
–  Źle  dobierasz  słowa  –  odparł,  spoglądając  na  nią.  –  Ostatnio  kiedy 

zadałaś to pytanie, zaczęło padać. 

– To nam chyba teraz nie grozi – odrzekła Adrienne, patrząc na niebo – ale 

o zmierzchu węŜe wypełzają z kryjówek. 

– MoŜe usiądziemy w samolocie. 
– Czy to bezpieczne? On chyba moŜe się znów zsunąć w dół. 
– Wiesz, nawet się nad tym nie zastanawiałem – przyznał Matt, patrząc na 

nią z niepokojem. – Masz szczególny talent do przepowiadania nieszczęśliwych 
wypadków. 

– Chcesz mi powiedzieć, Ŝe siedziałeś sobie w kabinie Bóg wie jak długo, 

bawiąc  się  radiem,  i  nawet  nie  przyszło  ci  na  myśl,  Ŝe  nagły  podmuch  wiatru 
moŜe cię strącić z tej półki? 

– Chyba tak właśnie było. 
–  Nie  mam  ochoty  siedzieć  w  samolocie  –  powiedziała  Adrienne, 

przyglądając mu się podejrzliwie. 

– A ja nie chcę spędzić nocy w towarzystwie węŜy. 
– Nocy? Nie będziemy tu aŜ tak długo. Archie przyjedzie po nas, jeśli nie 

pokaŜemy się w domu przed zapadnięciem zmroku. 

–  A  niby  jak  się  tu  dostanie?  –  spytał  Matt.  –  Mamy  jego  cięŜarówkę.  I 

rower jego Ŝony. Chyba Ŝe dostał osła i... 

– Nie – zaprzeczyła Adrienne ruchem głowy. – Powiedział mi, Ŝe osioł nie 

jest przyuczony do jazdy. 

– To moŜe pójdziemy do samolotu? 
– Nie – odmówiła Adrienne, przyjrzawszy się uwaŜnie pozycji samolotu. 

Podwozie  znajdowało  się  zdecydowanie  zbyt  blisko  skraju  urwiska.  –  I 
wolałabym, Ŝebyś ty teŜ tam nie siedział. 

– Dobrze – zgodził się Matt wzdychając. – Jesteś głodna? 
– Tak. Nie miałam nic w ustach od czasu przyjęcia u Beverly. 
– Na szczęście mamy kanapki i butelkę wody, którą zabrałem ze sobą na 

background image

Ŝą

danie Archiego. Wezmę je z samolotu i moŜemy usiąść tutaj, plecami do skały. 

Będziemy widzieć, skąd nadpełzają węŜe. 

–  Jest  prawie  jesień,  moŜe  juŜ  wszystkie  śpią  –  powiedziała  Adrienne, 

wzruszona, Ŝe Matt zgodził się siedzieć z nią tutaj, zamiast w samolocie, gdzie 
czuł się bezpieczniej. 

– Miejmy nadzieję – rzucił w jej stronę, wracając z wodą i kanapkami. 
Znaleźli gładki kawałek skały i oparli się o wciąŜ ciepłe kamienie. 
– Proszę. – Podał jej pajdę chleba z masłem orzechowym. – Prosto z magla. 
–  Nie  obraŜaj  kanapek,  dla  których  przyniesienia  ryzykowałam  Ŝycie  – 

powiedziała i ugryzła kanapkę. Smakowała wyśmienicie. 

– Nie przypominaj mi o tym – uśmiechnął się Matt. – Prawdę mówiąc, w 

tym miejscu te kanapki to szczere złoto. 

– Złoto! – Adrienne spojrzała na niego. – O mały włos zapomniałabym o 

złocie Archiego! 

– Słucham? 
– Pamiętasz, Curtis i Jef oskarŜali nas, Ŝe szukamy złota Archiego. To złoto 

istnieje, ale je Dorothy schowała, kiedy się pokłócili. I umarła, nim zdąŜyła mu 
zdradzić, gdzie ono jest. 

– śartujesz. 
– Wcale nie. Archie mi to powiedział. 
– Jesteś pewna, Ŝe nie był pijany? 
– Wyglądał na całkiem trzeźwego. Poza tym obiecał, Ŝe jeŜeli pomoŜemy 

mu je znaleźć, da nam połowę. 

– Teraz juŜ całkiem nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego? 
– Bo on... – ZauwaŜyła, Ŝe coś pełznie za plecami Matta. – Nie ruszaj się – 

ostrzegła. – Po prostu się nie ruszaj. 

– To wąŜ, prawda? Wiem, Ŝe to wąŜ – wyjąkał Matt zduszonym głosem. 
– Tak, ale myślę, Ŝe sobie pójdzie, jeśli nie będziemy się ruszać. 
– Czy jest blisko? 
– Jakieś dwa metry od ciebie. Nie, nie odwracaj się. 
– Proszę, powiedz mi, Ŝe to jest zwykły zaskroniec – błagał Matt, którego 

czoło pokrył kroplisty pot. Adrienne przyjrzała się węŜowi. Był długi na półtora 
metra, a jego ogon zakończony był kilkoma paskami i grzechotką. 

– Nie, to nie jest zaskroniec. 
– Takie juŜ moje zezowate szczęście. Czy on na mnie patrzy? 
– Nie. Ale wysuwa język, to znaczy, Ŝe czuje ciepło twojego ciała. 
– Cudownie. Jak moŜesz być taka spokojna? Jedno ukąszenie i moŜemy tu 

umrzeć, bez Ŝadnej pomocy. 

–  Nie  zaatakuje,  jeśli  będziemy  ostroŜni.  Idzie  dalej.  Nie  rób  Ŝadnych 

gwałtownych ruchów, Ŝeby nie poczuł się zagroŜony. 

– Świetnie. A co ze mną? To ja czuję się zagroŜony. 

background image

– No, juŜ – odetchnęła Adrienne. – Teraz moŜesz się odwrócić. Jest tam, 

obok samolotu. 

– PrzecieŜ to potwór! – wykrzyknął Matt na widok węŜa. – Co to za jeden? 
– Grzechotnik. ZałoŜę się, Ŝe nigdy w Ŝyciu nie spotkałeś grzechotnika na 

wolności. 

– A ty za to widywałaś je na pęczki, co? 
– Kiedy się jeździ konno, spotyka się węŜe. Oczywiście, nie zawsze są to 

grzechotniki.  Widzisz?  Poszedł  sobie  –  powiedziała,  gdy  wąŜ  zsunął  się  w  dół 
zbocza poniŜej samolotu. 

– Jesteś pewna, Ŝe nie wolałabyś usiąść w środku? – spytał Matt. 
– Chyba wolę zostać tutaj. A teraz powiedz mi szczerze, czy to było aŜ tak 

straszne? 

– Tak. 
–  Nigdy  nie przypuszczałam,  Ŝe  doŜyję  dnia,  kiedy  woja  pewność siebie 

zniknie. – Adrienne uśmiechnęła się do Matta. 

–  Nigdy  nie  przypuszczałem,  Ŝe  doŜyję  dnia,  kiedy  rozluźnisz  się  i 

uspokoisz  na  tyle,  Ŝeby  pozwolić  mi  kochać  się  z  sobą  –  odparował  Matt, 
wpatrując się w nią uwaŜnie. Adrienne spojrzała mu w oczy i juŜ nie mogła od 
nich oderwać wzroku. 

– To niemoŜliwe – oświadczył, podnosząc się na kolana i pociągnął ją za 

sobą.  –  Być  moŜe  będziemy  zmuszeni  spędzić  tu  całą  noc,  a  ja  skłamałbym, 
gdybym powiedział, Ŝe uda mi się doczekać poranka nie biorąc ciebie w ramiona. 
Chcę wycałować z ciebie całą słodycz. Nie dotrwam do rana, nie kochając się z 
tobą. 

– A węŜe? – wyszeptała Adrienne. 
– Do diabła z węŜami – odparł, uśmiechając się krzywo. Objął dłońmi jej 

pośladki i przycisnął ją do swych bioder. – Cała naprzód. 

background image

ROZDZIAŁ 10 

 
Pokusa  pocałunków  o  smaku  masła  z  orzeszków  ziemnych  Odegnała  od 

Matta  wszystkie  myśli  o  węŜach.  Zamknął  oczy  i  poddał  się  dotykowi  jej 
delikatnych ust, które rozchyliły się leciutko, ramion, które go oplotły, jej ciała, 
wtapiającego się w jego ciało. Jej uległość podniecała go, ale to, co czuł, było o 
wiele silniejsze niŜ samo tylko poŜądanie. Jest dla niej tak waŜny, Ŝe ryzykowała 
Ŝ

ycie, Ŝeby ocalić go przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem. 

Jego palce drŜały, gdy próbował rozpiąć guziczki jej bluzki. Szczupła dłoń 

Adrienne nakryła jego niezdarną rękę. 

– Pozwól – wyszeptała z ustami przy jego ustach. Odchyliła się i, patrząc 

mu głęboko w oczy, rozpięła guziki. Zdjęła bluzkę, potem koszulkę i rzuciła je na 
ziemię. 

Niemal  przestał  oddychać.  Wtedy,  w  stajni,  był  zbyt  przejęty,  Ŝeby 

dokładnie  jej  się  przyjrzeć.  Dotyk  wiele  mu  powiedział,  ale  teraz  na  widok  jej 
dumnych,  jędrnych  piersi  przysiągł  sobie,  Ŝe  nigdy  więcej  nie  będzie  się  tak 
ś

pieszył. Jej wzrok zapraszał go do pieszczoty, ale Matt powstrzymał się jeszcze 

przez chwilę. 

– Jesteś przepiękna – wyznał. 
Sięgnęła po jego dłonie i oparła je na swoich piersiach. 
– Chcę, Ŝebyś się ze mną kochał – wymruczała cicho. 
– Wiem. To jest właśnie najwspanialsze. Spojrzała mu w oczy i rozchyliła 

usta. Matt czekał, zastanawiając się, czy Adrienne odwaŜy się powiedzieć na głos 
to, co czyta w jej oczach. Zamiast tego zamknęła tylko powieki i odchyliła głowę 
do tyłu, a Matt delikatnie objął dłońmi jej piersi i potarł sutki kciukiem. Powoli 
stwardniały, jak mocno zamknięte pączki kwiatu poŜądania. 

Pochylił  się,  by  posmakować  jej  skóry,  najpierw  delikatnie  badając 

językiem.  Oddech  Adrienne  stał  się  szybszy.  Wtedy  Matt  powoli  objął  ustami 
szczyt piersi i jęknął, rozkoszując się słodyczą ciepłej, pachnącej skóry. Adrienne 
wplątała  palce  w  jego  włosy  i  przyciągnęła  go  bliŜej  siebie.  Matt  pieścił 
zachłannie  piersi  czując,  jak  bicie  serca  przyśpiesza  nagle  pod  naciskiem  jego 
dłoni. 

Podtrzymał ją ramieniem, a Adrienne wygięła się w łuk, gestem poddania, 

który  wzbudził  poŜar  w  jego  sercu.  śarłocznie  pieścił  jej  piersi,  ssąc  je  i 
pocierając, aŜ stały się róŜowe i gorące. Podniecał ją do utraty tchu, a jego własne 
poŜądanie rosło mocniej i gwałtowniej, niŜ kiedykolwiek przedtem. 

– Proszę – wyszeptała. 
Sięgnął ręką do metalowego guzika przy jej dŜinsach. Potem zawahał się. 

Nie, nie tutaj, nie na ziemi. Lepiej będzie, jeśli staną przy ścianie kanionu. Czuł, 
Ŝ

e zaraz oszaleje, wyobraŜając sobie, jak w nią wchodzi, kryje się w jej miękkim 

background image

ciele, raduje się jej miłością, która popychała ich do tego szalonego zespolenia. 

– Tam – powiedział Matt, unosząc ją za łokcie i z trudem stając na drŜących 

nogach.  –  Tam  –  powtórzył,  kierując  ją  w  stronę  skały.  W  półmroku  znalazł 
miejsce,  o  jakie  mu  chodziło:  nagrzany  słońcem,  gładki  fragment 
ciemnobrązowej  skały,  która  na  pewno  nie  zrani  delikatnej  skóry  Adrienne. 
Całując  jej  usta,  oczy,  szyję,  poprowadził  ją  w  upatrzone  miejsce.  Drugą  ręką 
rozpiął jej spodnie i rozsunął suwak. 

Dłoń,  którą  wsunął  pod  jej  majteczki,  napotkała  słodką  wilgoć,  dowód 

tego, jak bardzo Adrienne go pragnie. Pocałował ją mocno, głęboko, wzmagając 
jej poŜądanie rytmiczną pieszczotą. Matt i Adrienne zdawali się stanowić jedno z 
odgłosami nocy – świerszcze cykały w rytmie jego pieszczoty, szelest skrzydeł 
nietoperzy był jak echo jej westchnień, ryk osła... Matt znieruchomiał i podniósł 
głowę, Ŝeby lepiej słyszeć. Ryk osła? 

– Co to za hałas? – spytała Adrienne. 
– Nic waŜnego – szepnął Matt, pewny, Ŝe się przesłyszał. Nie mógł czekać 

ani chwili dłuŜej, tak bardzo pragnął doznać rozkoszy. – Adrienne, potrzebuję cię. 
Jesteśmy  sobie  nawzajem  potrzebni.  –  Matt  rozpiął  guzik  u  swoich  spodni. 
Dziwny odgłos rozległ się ponownie. 

– Matt, to był ryk jakiegoś zwierzęcia. Brzmi jak głos osła. 
– To musi być złudzenie – powiedział Matt, szamocząc się rozpaczliwie z 

rozporkiem. – Adrienne... 

– Matt, ktoś tam śpiewa. 
Matt zdobył się na nieludzki wysiłek i wsłuchał się w noc. Ciszę zakłócił 

czyjś śpiew i ryk osła. Wzdychając poddał się i oparł czoło o głowę Adrienne. 

– Tę melodię juŜ gdzieś słyszałem. 
– W nieco odmiennych warunkach. 
– MoŜna to i tak ująć. 
– Przyjechał, Ŝeby nas zabrać do domu, Matt – powiedziała Adrienne. Po 

chwili roześmiała się. 

– Ma dobre serce, ale kiepskie wyczucie – westchnął Matt, któremu wcale 

nie było do śmiechu. 

Dorothy Trzecia protestowała głośno, a jej ryk brzmiał tak, jakby ktoś lał 

wodę za pomocą zardzewiałej pompy. 

– MoŜe... moŜe lepiej się ubierzmy – zaproponowała Adrienne łagodnie, 

wyjmując  jego  rękę  ze  swoich  majteczek.  Matt  odwrócił  się  do  skały  i  cięŜko 
westchnął.  Archie  właśnie  zatrzasnął  mu  przed  nosem  drzwi  do  raju.  Ryk  osła 
rozległ się znowu. 

– Dobrze. – Matt niechętnie pochylił się i podniósł jej koszulkę. – Masz ten 

swój jedwabny frymuśny fatałaszek. 

– Wiesz, w końcu nie opowiedziałam ci do końca tej historii ze złotem – 

przypomniała Adrienne ubierając się. 

background image

–  Kogo  obchodzą  nudziarskie  historie  o  złocie,  skoro  jest  tyle  znacznie 

przyjemniejszych i ciekawszych rzeczy do roboty? Poza tym wcale nie wierzę, Ŝe 
to złoto w ogóle istnieje. 

–  A  ja  wierzę  –  odparła  Adrienne.  –  Archie  pokazał  mi,  co  napisała 

Dorothy, Ŝeby dać mu wskazówkę, gdzie szukać kryjówki. 

– Naprawdę? 
– Tak. Brzmi to tak: 
Łabędziątko  jest  brzydkie  w  oczach  wszystkich,  prócz  matki.  Ona  jedna 

widzi w nim to, co najpiękniejsze: wierne serce i miłość do ludzi. 

– Łabędziątko? Tu w pobliŜu nie ma nawet kurcząt, a co dopiero łabędzi. 
– Nie wiem, co to znaczy, ale Archie chce tę zagadkę rozwiązać, i to nie 

tylko po to, Ŝeby znaleźć złoto. 

– Bo nie chce, Ŝeby Dorothy miała ostatnie słowo? 
– Pewnie chodzi mu równieŜ o to, ale zagadka to coś w rodzaju przesłania 

zza grobu. Archie chce wiedzieć, co chciała mu przekazać Dorothy. 

– Teraz mnie naprawdę zaintrygowałaś. 
– To dobrze, moŜe po drodze do domu będziemy mogli... 
– Hej sokole, co tam robisz w dole! – zawołał Archie, oświetlając lampą 

naftową skraj kanionu. – Właśnie udało mi się ułoŜyć wierszyk. Sokole, co robisz 
w tym dole. Niezłe, nie? 

– No, świetnie, znów jest pijany – powiedział Matt cicho. – Hej, Archie – 

zawołał. – Nie podchodź zbyt blisko krawędzi! 

–  To  ty,  Matt?  –  Nad  skrajem  przepaści  zamajaczyła  głowa  Archiego, 

podświetlona blaskiem lampy. 

– To ja. I Adrienne. A teraz odsuń się stamtąd, zanim do nas tu dołączysz. 
–  Spokojnie,  nie  spadnę  –  krzyknął  Archie,  a  osioł  znów  rozpaczliwie 

zaryczał. – Zaniknij się, Dorothy – zaŜądał stanowczo Archie. – Słyszałeś, Matt? 
Zupełnie jak moja przemądrzała Ŝona, zawsze ma coś do powiedzenia. Zrzuciła 
mnie trzy razy. Na szczęście łyknąłem sobie trochę whisky i nie bolało za bardzo. 
Matt, robi się strasznie ciemno. MoŜe byście stamtąd wyleźli? 

– Jef i Curtis odcięli linę. Jesteśmy bez wyjścia. 
– A to skunksy. Chcecie, spuszczę wam na linie butelkę, na pewno przyda 

wam się łyk czegoś mocniejszego. 

– A masz linę? 
– Pewnie. ObwiąŜę nią szyjkę i... 
– Nie potrzebujemy butelki, tylko liny. MoŜesz ją przywiązać do drzewa i 

rzucić nam koniec? 

– Jasne. 
– A co będzie, jeśli ją źle przywiąŜe? PrzecieŜ jest na rauszu – spytała po 

cichu Adrienne. 

– Musimy zaryzykować. Archie teŜ jest w niebezpieczeństwie. To cud, Ŝe 

background image

w ogóle tu dotarł na tym nie ujeŜdŜonym ośle, ale nie sądzę, Ŝeby udało mu się 
wrócić do domu cało i zdrowo. 

– Pewnie masz rację – westchnęła zrezygnowana Adrienne. 
– Ja pójdę pierwszy. – Matt podszedł do samolotu. – Potem wciągniemy cię 

na górę. MoŜesz przy okazji zabrać mój portfel. 

– Matt, nie podoba mi się to. Martwię się o Archiego, ale ponad wszystko 

boję się o ciebie. 

– Nic mi się nie stanie – zapewnił Matt, przyciągając ją do siebie i całując. 

– Zostało mi parę waŜnych rzeczy do zrobienia na tym świecie, a najwaŜniejsza z 
nich to wreszcie, bez Ŝadnych przeszkód, kochać się z tobą przez całą cudowną 
noc. 

– Rzucam linę! – zawołał Archie. 
– Dobrze ją przywiązałeś? – spytał Matt, pociągając za wolny koniec. 
– Jasne – brzmiała odpowiedź. Matt obwiązał się liną w pasie. 
–  To  właśnie  miałaś  zrobić,  zanim  zaczęłaś  schodzić.  WciąŜ  nie  mogę 

uwierzyć, Ŝe zeszłaś na dół bez Ŝadnej asekuracji. 

– To było bardzo głupie. 
– Bardzo odwaŜne. Kiedy dotrę na górę, zwiąŜę na tym końcu dwie pętle. 

WłoŜysz w nie nogi i wyciągniemy cię na górę. 

– To mi się wcale nie podoba, Matt – powtórzyła Adrienne, spoglądając w 

górę, gdzie Archie przycupnął obok drzewa. 

–  Mówiłem  ci  juŜ,  mam  niezwykle  silną  motywację,  Ŝeby  przeŜyć  – 

powiedział Matt, jeszcze raz pociągając za linę. – A teraz się odsuń. 

– Dlaczego mam się odsunąć, skoro nie zamierzasz spadać? 
–  Zadajesz  za  duŜo  pytań,  panno  Burnham  –  zauwaŜył,  patrząc  na  nią  z 

ukosa. – A teraz odejdź na bok, dobrze? 

Adrienne odeszła kilka kroków czując, Ŝe serce wali jej w piersiach. Matt 

nie  był  pewien,  czy  lina  go  utrzyma,  ale  pomimo  to  postanowił  się  po  niej 
wspinać. 

Wstrzymała oddech i przyglądała się, jak Matt chwyta mocno linę i opiera 

nogę na skale. Potem odepchnął się od ziemi i zaczął wspinać w górę, krok po 
kroku, aŜ stał się ciemną, niknącą sylwetką. Adrienne niemal przestała oddychać 
patrząc, jak Matt pnie się do góry. 

Kocham  go,  pomyślała,  wytęŜając  wzrok.  Kocham  tego  męŜczyznę. 

Proszę,  niech  będzie  bezpieczny.  Kiedy  ujrzała,  Ŝe  Matt  chwyta  za  korzeń 
drzewa, podciągając się na skraj przepaści, poczuła, Ŝe po policzkach spływają jej 
łzy ulgi. 

– Adrienne! – zawołał, odwracając się w stronę kanionu. – Jesteś gotowa? 
– Pewnie, Ŝe tak – odparła, czując, Ŝe wzruszenie dławi ją w gardle. – Na 

wszystko. 

Usłyszała  jego  ciepły,  głęboki śmiech, który  rozległ się  echem  po  całym 

background image

kanionie. Tak bardzo go kocha. 

PodróŜ  w  górę  była  znacznie  łatwiejsza  niŜ  zejście  w  dół.  Mimo  to 

Adrienne czuła ściskanie w Ŝołądku na samą myśl o tym, Ŝe wisi w powietrzu. 
Matt przywiązał linę do osi cięŜarówki i kazał Archiemu powoli oddalać się od 
krawędzi,  ale  sam  stanął  na  skraju  i  uwaŜnie  obserwował  linę,  w  razie  gdyby 
Archiemu przypadkiem pomyliły się pedały. Kiedy Adrienne dotarła w końcu na 
górę, Matt chwycił ją w ramiona i bardzo mocno przytulił. 

– Zdawało mi się, Ŝe mówiłeś, Ŝe się nie boisz? – wymruczała, przytulając 

policzek do jego piersi, Ŝeby słyszeć mocne uderzenia serca. 

– Myślisz, Ŝe bym się przyznał? – spytał, całując jej włosy. 
– A więc bałeś się. 
– Okropnie. 
– Teraz mi to dopiero mówisz. 
– Teraz powiem ci wiele, wiele róŜnych rzeczy, Adrienne... 
–  Nieźle  poszło  –  przyznał  Archie,  podchodząc  ku  nim  na  niepewnych 

nogach i spluwając z rozmachem. – Chcecie łyka? 

– Nie, dzięki – powiedział Matt. – Lepiej... – nagle przerwał. – Archie, czy 

zaciągnąłeś hamulec ręczny? 

– Dlaczego? 
– CięŜarówka stacza się w stronę kanionu! – zawołał Matt, pędząc ku niej 

co sił w nogach. 

Adrienne stała jak sparaliŜowana. Z rozpaczliwą jasnością zrozumiała, co 

się  stanie,  jeŜeli  Matt  nie  zdąŜy  zatrzymać  pojazdu.  CięŜarówka  spadnie  do 
przepaści, a ona, Adrienne, wciąŜ przywiązana liną do jej osi, teŜ poleci w dół. 
CięŜarówka toczyła się powoli. Adrienne czekała w napięciu. Matt wskoczył do 
szoferki. Samochód przejechał jeszcze kilka metrów i zatrzymał się gwałtownie, 
kołysząc się na boki. Matt wysiadł i podszedł do niej powoli, jak w transie. 

– Dzięki. Gdyby ci się nie udało, Ściągnęłaby mnie do przepaści. 
– MoŜe zdjęłabyś juŜ tę linę – powiedział Matt, blady jak ściana. 
– Dobry pomysł. – Adrienne zaczęła rozsupływać węzeł. 
– Było groźnie – przyznał Archie, tak samo roztrzęsiony jak i oni oboje. – 

Bardzo przepraszam. 

– Lepiej jedźmy  juŜ wreszcie do domu – uciął Matt, przeczesując dłonią 

włosy. – PrzywiąŜemy Dorothy do zderzaka i wrzucimy rower na tył cięŜarówki – 
powiedział i, spoglądając na Archiego, dodał: – Ja poprowadzę. 

– Jasne. – Archie przytaknął. 
–  Naprawdę  mi  przykro,  Ŝe  zapomniałem  o  tym  hamulcu  –  powiedział, 

kiedy  wyruszyli  nareszcie  w  drogę  do  domu.  –  Nie  mógłbym  spojrzeć  w  oczy 
Dorothy, gdybyś... 

–  Ale  jesteśmy  wszyscy  cali  i  zdrowi  –  przerwał  mu  Matt.  Z  tyłu  osioł 

zaryczał głośno. – Nawet Dorothy Trzecia. 

background image

Adrienne połoŜyła dłoń na kolanie Matta. Musiała go dotknąć, upewnić się, 

Ŝ

e  jest  obok  niej.  Sięgnął  ręką  i  poprowadził  jej  dłoń  na  wysokość  swojego 

biodra. Zaczerwieniła się, ale nie cofnęła ręki. 

– Co to za zagadka o łabędziach, Archie? – spytał Matt. 
–  Pojęcia  nie  mam,  o  co  chodzi.  Nie  ma  tu  Ŝadnych  łabędzi.  Tu  jest 

pustkowie. 

– Obrazki, zdjęcia łabędzi? – zasugerowała Adrienne. 
–  Nie  ma,  nawet  w  ksiąŜkach.  Patrzyłem.  –  Archie  potrząsnął  głową.  – 

Zresztą  Ŝeby  schować  złoto  w  ksiąŜkach,  musiałaby  wyciąć  wszystkie  kartki  z 
któregoś z tych grubych tomów. Nie zrobiłaby tego. Dorothy kochała ksiąŜki. 

– To musi być masa złota! – Matt zagwizdał z podziwem. 
– Daję wam połowę. To znaczy, jeśli uda wam się je znaleźć. 
– Nie moglibyśmy tego przyjąć – odparł Matt, potrząsając głową. – CięŜko 

pracowałeś, Ŝeby je zdobyć. 

– To nie ma znaczenia – powiedział Archie. – Nie potrzebuję złota, chociaŜ 

muszę go trochę zatrzymać, na wypadek gdybym zachorował. – Popatrzył przez 
okno.  –  Oddałbym  je  całe,  gdyby  mogło  uratować  Ŝycie  Dorothy.  Ale  ona  po 
prostu umarła, nagle, bez ostrzeŜenia. Nie było czasu. Nawet złoto nic by tu nie 
pomogło. 

– Miała chore serce – przypomniała Adrienne. 
–  Zawsze  to  mówiła.  Nie  chciała  nawet  poddać  się  operacji.  W  kaŜdym 

razie chcę, Ŝebyście wzięli sobie to diabelne złoto – dodał. – Dorothy by sobie 
tego Ŝyczyła. 

– Zobaczymy – orzekł Matt, ściskając dłoń Adrienne. – Na razie jeszcze go 

nie znaleźliśmy. 

– Myślę, Ŝe zagadka moŜe mieć coś wspólnego z ksiąŜkami – powiedziała 

Adrienne.  –  Kojarzy  mi  się  z  bajką  Andersena.  Czy  Dorothy  miała  ksiąŜkę  z 
bajkami? 

– MoŜliwe – przyznał Archie – ale przeszukałem całą biblioteczkę. Nie ma 

tam złota. 

–  A  moŜe  to  taka  gra?  MoŜe  w  ksiąŜkach  jest  wskazówka,  którą  trzeba 

znaleźć, Ŝeby wiedzieć, gdzie jest kryjówka? 

–  To  by  było  nawet  podobne  do  mojej  przemądrzałej  Ŝony  –  powiedział 

Archie. – Nigdy mi nie ułatwiała Ŝycia. 

–  Jak  tylko  wrócimy,  poszukam  ksiąŜki  z  bajkami  –  zdecydowała 

Adrienne. – Znajdziemy to złoto, ani się obejrzysz. 

–  Miejmy  nadzieję  –  powiedział  cicho  Matt,  przyciskając  jej  dłoń  do 

swojego biodra. Adrienne w duchu przyznała mu rację. Poszukiwanie złota było 
niewątpliwie  bardzo  ekscytujące,  ale  nie  mniej  ciekawa  była  perspektywa 
spędzenia tej nocy razem. 

Po  powrocie  do  domu  Archie  zajął  się  Dorothy  Trzecią,  zapędził  ją  do 

background image

stajni i dał jej owsa. 

– Chodź, pomoŜesz mi znaleźć ksiąŜkę z bajkami – powiedziała Adrienne, 

biorąc  Matta  za  rękę  i  prowadząc  go  do  środka.  Dziś  wieczorem  lampy 
rozświetlały wnętrze, zmieniając dom w przytulne schronienie. 

– Nie chciałbym spędzić całej nocy na poszukiwaniu czegoś, co być moŜe 

nie istnieje – stwierdził Matt. – Wolałbym raczej poŜyczyć cięŜarówkę i poszukać 
miejsca, w którym moglibyśmy przenocować. 

– Powiedzmy, Ŝe poszukamy przez jakąś godzinkę. 
– To bardzo długo – odparł Matt, uśmiechając się do niej. – MoŜesz aŜ tyle 

czekać? 

– Spójrz na to z innej strony: jeśli znajdziemy złoto, będziesz miał za co 

wyciągnąć samolot z przepaści i go naprawić. 

– A ty? Archie zamierzał dać złoto nam, a nie tylko mnie. 
– To w pewnym sensie równieŜ moja wina, Ŝe samolot jest teraz tam, gdzie 

jest. 

– Gdybym miał ubezpieczenie, nie potrzebowałbym złota. 
– Mimo wszystko jeŜeli je znajdziemy, zrzekam się swojej części na rzecz 

kosztów  naprawy  samolotu.  Tyle  przynajmniej  mogę  zrobić  –  oświadczyła 
Adrienne, zastanawiając się, co sprawiło, Ŝe Matt porzucił swoją beztroską pozę. 

– Zobaczymy – orzekł Matt. – Ja zacznę z tego końca, a ty zajmij się drugą 

stroną. 

–  Dobrze.  –  Adrienne  przesunęła  palcem  po  grzbietach  ksiąŜek.  Były 

ustawione  zgodnie  z  tematyką.  Po  swojej  stronie  znalazła  głównie  ksiąŜki 
historyczne, przyrodnicze i kucharskie. 

– To moŜe być to – powiedział Matt, podając jej otwartą ksiąŜkę, w której 

tkwiła nagryzmolona na karteczce notatka. 

– Brzydkie kaczątko – przeczytała Adrienne, spoglądając na okładkę. – No 

pewnie, jest tu teŜ nowa zagadka. Posłuchaj – powiedziała, biorąc karteczkę do 
ręki: – Wymowny posłaniec i zdolny mim, miłość aŜ po kraniec, na czas zdąŜysz 
z nim. 

– MoŜe chodzi o inną ksiąŜkę? KsiąŜki są posłańcami. 
– Tak, ale nie sądzę, Ŝeby Dorothy aŜ tak się powtarzała. 
– Zaczynasz ją całkiem nieźle poznawać, prawda? – uśmiechnął się Matt. 
–  Archie  mówił,  Ŝe  jestem  do  niej  bardzo  podobna  –  przyznała.  –  Tak 

naprawdę jedną z przyczyn, dla których chce się z nami podzielić złotem jest to, 
Ŝ

e stosunki między nami dwojgiem układają się bardzo podobnie do jego Ŝycia z 

Dorothy.  W  pewien  sposób  dzięki  nam  przeŜywa  na  nowo  swoją  miłość  do 
Dorothy. 

–  No,  mój  detektywie,  moŜe  rozwiąŜemy  tę  zagadkę  do  końca.  Jeśli  nie 

ksiąŜka jest posłańcem, to co? 

– Posłaniec coś nam mówi. A mim daje wskazówki... – Powoli rozejrzała 

background image

się po pokoju. – Na czas zdąŜysz z nim... Zaraz, zaraz! Chodzi o ten szkaradny 
zegar! ZałoŜę się, Ŝe tak. 

– Dlaczego akurat zegar? 
– Bo jest zawsze na czas. Poza tym ten zegar to prezent ślubny Archiego 

dla Dorothy, wymowny posłaniec jego  miłości. Powiedział mi, Ŝe nie cierpiała 
tego zegara, ale nigdy nie chciała go zdjąć ze ściany. To symbol ich wzajemnej 
miłości. Wszystko się zgadza! – wykrzyknęła Adrienne tryumfalnie. – Pierwsza 
zagadka mówiła o docenianiu brzydkiego kaczątka, którym na pewno jest Archie. 
Druga mówi o tym, Ŝe pomimo całej swej brzydoty ten zegar wyraŜa jego miłość 
do niej, – Rzeczywiście jest szpetny – przyznał Matt. 

–  Teraz  rozumiesz? Dorothy  nauczyła  się  go  coraz bardziej  kochać i  nie 

przeszkadzało  jej,  Ŝe  prezent  jest  brzydki,  bo  w  oczach  Archiego  był  piękny  i 
dlatego go dla niej kupił. Tymi zagadkami starała się mu powiedzieć, jak bardzo 
go kocha, i Ŝe wie, jak silne jest jego uczucie. 

– JeŜeli twoje rozumowanie jest słuszne, w zegarze powinna być jeszcze 

jedna karteczka. 

–  Daj  krzesło  –  rozkazała  Adrienne.  –  Sprawdzimy.  Matt  przyniósł  z 

kuchni krzesło i właśnie wyciągał rękę w stronę zegara, kiedy do domu wszedł 
Archie. 

– Złaź! – zawołał gniewnie. – Co tam majstrujesz przy zegarze Dorothy?! 

Nikt oprócz mnie go nie dotyka. 

– Znaleźliśmy następną wskazówkę – powiedział Matt, z trudem ratując się 

przed upadkiem. – Adrienne uwaŜa, Ŝe trop prowadzi do zegara. 

– Akurat. Dorothy nienawidziła tego szkaradzieństwa. 
– To nieprawda – zaprzeczyła Adrienne, podchodząc do Archiego i kładąc 

mu dłoń na ramieniu. – Posłuchaj tej nowej zagadki. 

– I tak nic z tego nie rozumiem – odrzekł po chwili. – Dorothy wszystko 

komplikowała, Ŝebym juŜ się w niczym nie mógł połapać. 

– Była bardzo wykształcona – przyznała Adrienne. – No i lubiła się z tobą 

draŜnić, prawda? 

– Jasne, Ŝe tak! Przemądrzała baba. 
– Ale ona kochała wszystko to, o co się z tobą kłóciła. Kochała ten zegar. 

Nazywa go posłańcem twojej miłości. 

– Skąd wyciągnęliście tę kartkę? – spytał Archie. 
– Była w ksiąŜce z bajkami, w Brzydkim kaczątku. 
– No pewnie! Widziałem ją, ale  myślałem, Ŝe to znowu jakiś przepisany 

wiersz. 

– Dorothy napisała ją dla ciebie, Archie. 
Archie  przez  chwilę  wpatrywał  się  w  kartkę  papieru,  potem  odwrócił 

głowę i otarł oczy rękawem. Wreszcie wszedł na krzesło, zdjął zegar ze ściany i 
przyglądał mu się przez dłuŜszą chwilę. 

background image

– Myślisz, Ŝe ona go lubiła? – spytał z niedowierzaniem. 
– Jestem tego pewna. 
– Nie do wiary – powiedział. – Nie do wiary. 
– Obejrzyj go dokładnie – zachęciła Adrienne. 
– Nic tam nie ma – stwierdził Archie, odwracając zegar w rękach. 
– Jesteś pewny? – Adrienne poczuła, Ŝe nadzieja ją opuszcza. 
–  Tak.  Zaraz,  zaraz...  Tu  wystaje  roŜek  jakiejś  kartki.  Tyle  razy 

nastawiałem  ten  diabelny  zegar,  a  nigdy  tego  nie  zauwaŜyłem.  –  Archie 
wyciągnął  kartkę,  rozłoŜył  ją  i  przeczytał  po  cichu.  Potem  ostroŜnie  odwiesił 
zegar na miejsce i zszedł z krzesła. 

– No i? – spytał Matt. 
–  Teraz  juŜ  wiem  –  powiedział  Archie  przytłumionym  głosem.  –  Miałaś 

rację  –  dodał,  zwracając  się  do  Adrienne.  –  Teraz  wiem  juŜ,  gdzie  Dorothy 
schowała to złoto. 

background image

ROZDZIAŁ 11 

 
Archie podał Adrienne kartkę wyjętą z zegara i wyszedł bez słowa. 
–  Co  tam  jest  napisane?  –  spytał  Matt.  Adrienne  przeczytała  głośno 

zagadkę: 

Imieniem  niektórych  kobiet  nazywają  statki,  innych  dzieci  niosą  chwałę 

przez wieki. Z osła śmieją się, Ŝe to hołd zbyt mały, ale od ciebie, moja miłości, 
był to największy dar świata. 

Matt i Adrienne popatrzyli na siebie i bez słowa pobiegli do stajni. Drzwi 

były  otwarte,  a  ze  środka  dobiegały  rozpaczliwe  protesty  Dorothy  Trzeciej. 
Archie wrzeszczał na nią, Ŝądając, Ŝeby zamknęła się raz na zawsze. 

Osioł  stał  przywiązany  do  belki,  z  dala  od  korytka  z  owsem.  W  boksie 

siano i słoma fruwały aŜ pod sufit. 

–  Powinienem  był  wiedzieć,  Ŝe  wsadzi  je  w  takie  właśnie  miejsce  – 

mamrotał  Archie  pod  nosem.  –  Powinienem  był  się  tego  spodziewać. 
Przemądrzała baba. Adrienne podeszła do osiołka i poklepała go po szyi. 

–  Cicho,  spokojnie  –  powiedziała  miękkim  tonem.  –  Będziesz  miał 

mnóstwo owsa, jak tylko Archie z tym skończy. Nie ma się co tak awanturować. 

– To zadziwiające – oświadczył Matt, opierając się o ścianę boksu. – Do tej 

pory  nie  mogłem  sobie  tego  wyobrazić,  jak  wyglądałaś,  kiedy  byłaś  zwykłą, 
wychowaną  na  wsi  dziewczyną  i  zapalonym  dŜokejem.  Ten  obrazek  pomaga 
mojej wyobraźni. 

– I jak? 
–  Wyglądasz  pięknie.  No  i  odwołuję  wszystkie  paskudne  rzeczy,  które 

powiedziałem  o  twojej  Granny.  Jestem  pewien,  Ŝe  kochałaś  ją  nie  mniej  niŜ 
innych członków rodziny. 

–  Dziękuję  –  powiedziała  Adrienne,  głaszcząc  uszy  Dorothy  Trzeciej.  – 

Nie pomoŜesz Archiemu w demolowaniu stajni? 

– Wolę przyglądać się tobie. 
Adrienne  poczuła  niepokój  w  sercu.  JeŜeli  Archie  dokopie  się  do  złota, 

będą mogli wkrótce wyjechać. Rzucą się wreszcie sobie w objęcia. Niedługo... 

– Matt, podaj mi, proszę, dłuto – zawołał Archie. 
– Skąd wiesz, którą deskę wyłamać? – spytał Matt. 
– Ta cholerna kobieta przynajmniej jedno zrobiła tak, jak trzeba. Postawiła 

tu maleńki krzyŜyk. 

– To prawdziwe poszukiwanie skarbów! – roześmiał się Matt. 
–  Tak  –  zgodził  się  Archie,  podwaŜając  deskę.  –  To  zupełnie  w  stylu 

Dorothy. Ona uwielbiała zagadki. 

I krzyŜówki. Cała ona. 
– Pomóc ci? 

background image

–  Uprzejmie  dziękuję,  skoro  wy  odwaliliście  pracę  umysłową,  ja  mogę 

chociaŜ sam to odkopać. W tym przynajmniej jestem dobry. 

–  Jesteś  dobry  w  wielu  rzeczach,  Archie  –  powiedziała  Adrienne, 

podchodząc bliŜej. – Utrzymujesz cały dom we wspaniałym stanie od kiedy... od 
kiedy Dorothy odeszła. 

– Wcale nie odeszła. Wiem, gdzie jest – odparł Archie, napierając na dłuto. 

Nacisnął jeszcze raz i deska ustąpiła z głośnym trzaskiem. Zajrzał do środka. – 
Taaak – powiedział i roześmiał się. – To na pewno tu. Co za przemądrzała baba. – 
Wyjął spod podłogi kawałek papieru, przeczytał go i podał Adrienne. 

Adrienne  trzymała  karteczkę  tak,  by  Matt  mógł  takŜe  odczytać  słowa 

Dorothy: 

Twoje ziemskie skarby są schowane tu, pod podłogą, ale my nigdy więcej 

nie powinniśmy ukrywać przed sobą naszej  miłości. Jesteś moim światem. Nie 
kłóćmy się więcej. Całuję Dorothy. 

Archie pochylił głowę, wpatrując się tępo w podłogę. 
– Ona naprawdę cię kochała – stwierdziła Adrienne. 
–  Te  zagadki  o  tym  właśnie  świadczą.  Dorothy  myślała,  Ŝe  kiedy  je 

rozwiąŜesz, przekonasz się, jak bardzo jej na tobie zaleŜy. 

Archie powoli pokiwał głową. 
Adrienne  zrozumiała,  Ŝe  zagadki  Dorothy  znaczyły  dla  Archiego  więcej 

niŜ całe złoto. Przypomniała sobie jednak o ukrytym skarbie i wiedziona nagłym 
zaciekawieniem  zajrzała  do  otworu  w  podłodze.  Światło  lampy  oświetlało 
pokrywki  trzech  niewielkich  słoików  po  maśle  orzechowym.  Adrienne 
spodziewała się raczej zobaczyć skórzany worek. 

– I tam jest złoto? – spytała. 
– Tak. Trzeba je wyjąć – odrzekł Archie, wycierając rękawem czoło. – Ten 

słoik moŜe być wasz, twój i Matta, ten będzie mój, a trzecim się podzielimy. 

Adrienne  wzięła  słój  z  rąk  Archiego,  ale  kiedy  przyjrzała  się  bliŜej  jego 

zawartości, poczuła ogromny zawód. Słój zawierał czarniawą mieszaninę piasku i 
jakiś drobnych kamyczków. Wyglądało to raczej na śmieci, a nie na poszukiwany 
skarb. Archie musiał się pomylić. Z całą pewnością nie było to złoto. 

– Tak mi przykro – zwróciła się do Matta. – Miałam nadzieję, Ŝe uda ci się 

wydostać samolot. 

– Na pewno mi się uda – oświadczył, wpatrując się w zawartość słoja. 
– Ale to przecieŜ nie moŜe być złoto – wyszeptała. 
– Jak sądzisz, ile te słoje są warte? – roześmiał się Matt – Nic, chyba Ŝe je 

sprzedasz po dwa centy w skupie szkła. 

– A moŜe pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt tysięcy? 
–  Dolarów?  –  zdumiała  się  Adrienne  i  spojrzała  na  Archiego,  który 

przyglądał jej się z kpiącym uśmieszkiem. 

– Ona nie wierzy, Ŝe to jest złoto, prawda? – spytał. 

background image

–  Ale  to  niemoŜliwe!  –  zawołała  Adrienne.  –  To  tylko  piasek  i  kawałki 

kamienia, no i nawet się nie błyszczy. 

–  Gdyby  się  błyszczało, nie  byłoby  warte  zachodu i  rozwiązywania tych 

zagadek – orzekł Archie, spluwając zamaszyście na bok. – W naturze to, co się 
ś

wieci, rzadko jest prawdziwym skarbem. 

–  Więc  to  jest  naprawdę  złoto?  Gdybyś  mi  tego  nie  powiedział, 

wyrzuciłabym te słoje do śmieci. 

– Całe szczęście, Ŝe nie robiłaś tu porządków – roześmiał się Matt. 
– W kaŜdym razie jest twoje – oznajmiła Adrienne, podając mu słój. 
– Nie, to naleŜy do Archiego – uciął Matt, biorąc słój z jej rąk. – To bardzo 

hojny  gest,  Archie,  ale  nie  moŜemy  tak  po  prostu  zabrać  oszczędności  całego 
twojego Ŝycia. 

– MoŜe wyraziłem się niejasno – powiedział Archie. – KaŜda młoda para 

potrzebuje  czegoś  na  początku  wspólnego  Ŝycia.  Dorothy  na  pewno  chciałaby 
wam pomóc. Jestem przekonany. 

–  To  bardzo piękny  uczynek,  Archie –  zawahał się  Matt,  spoglądając  na 

Adrienne – ale Adrienne i ja... no więc, my niezupełnie... 

–  Nie  ustaliliście  jeszcze  daty?  Nie  szkodzi,  to  nie  potrwa  długo.  Po 

cielęcym spojrzeniu, jakim się w siebie wpatrujecie, widać, Ŝe nie moŜecie się juŜ 
doczekać chwili, kiedy wreszcie będziecie naprawdę razem. 

Adrienne  zaczerwieniła  się,  tak  trafna  była  ocena,  którą  przedstawił 

Archie. Oczywiście, jest trochę staroświecki i uwaŜa, Ŝe „bycie razem” oznacza 
małŜeństwo, Ŝe planowali ślub i potrzebują pieniędzy na start. Chciała, Ŝeby Matt 
dostał  pieniądze  na  swój  samolot,  ale  skoro  on  sam  nie  chciał  ich  przyjąć, 
rozumiała  to  doskonale.  Musi  się  w  końcu  znaleźć  inna  metoda  wydostania 
samolotu z przepaści. 

– Matt ma rację, Archie – potwierdziła. – Nie czulibyśmy się w porządku, 

biorąc twoje złoto. 

–  Do  diabła  –  rzucił  Archie  z  ponurą  i  rozczarowaną  miną  –  Dorothy 

zawsze mówiła mi, Ŝe nie mam pojęcia o prezentach. Powiedziała, Ŝe nie umiem 
ich dawać. 

– AleŜ wcale nie – zawołała Adrienne, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Tyle 

tylko  Ŝe...  –  Nie  wiedziała,  co  powiedzieć.  Matt  czuł  się  równie  zmieszany. 
Odmawiając przyjęcia złota, urazili uczucia Archiego. 

– Nie mam wiele powodów do radości – powiedział Archie. – Od kiedy tu 

jesteście, sprawia mi duŜą frajdę obserwowanie was, jak się kłócicie i jak się ze 
sobą godzicie. Tak bardzo przypomina mi to Dorothy, Ŝe czuję się, jak gdyby ona 
sama do mnie wróciła. Ja po prostu... 

– odwrócił głowę na bok – ja po prostu chcę zatrzymać tę radość na dłuŜej. 

JeŜeli  weźmiecie  to  złoto,  w  jakiś  sposób  będę  dalej  z  wami,  stanę  się  częścią 
waszej przyszłości, nawet gdybym nigdy więcej was nie zobaczył. 

background image

– Dobrze, Archie, weźmiemy połowę – zgodził się Matt, podchodząc bliŜej 

i obejmując ich oboje ramionami. Głos łamał mu się ze wzruszenia. – I mówię ci, 
jeszcze się zobaczymy. Po tym wszystkim, co przeszliśmy, jesteśmy niemal jak 
rodzina, prawda? 

–  Coś  w  tym  guście  –  przyznał  Archie,  patrząc  na  niego  wilgotnymi 

oczami. – No to napijmy się za to, co? 

Matt spojrzał pytająco na Adrienne, a kiedy skinęła przyzwalająco głową, 

powiedział: 

– Świetnie. 
–  Kiedy  Dorothy  jeszcze  Ŝyła,  nie  piłem  aŜ  tak  duŜo  –  wyznał  Archie. 

Popatrzył  na  dwa słoje,  które trzymał  rękach. –  MoŜe teraz  teŜ  będę  mniej  pił. 
Wiem juŜ, co czuła Dorothy, co czuła do mnie, i tak w ogóle... 

– Rozumiemy cię – powiedziała Adrienne. 
– Poza tym jeŜeli będziecie mnie odwiedzać, pewnego dnia przywieziecie 

ze sobą dzieciaki, a przecieŜ nie moŜecie im pokazać takiego starego pijaka. 

– Ale... – Ŝachnęła się Adrienne, odsuwając o krok. 
–  Wszystko  w  swoim  czasie  –  powiedział  z  uśmiechem.  –  Na  razie  nie 

mieliście  nawet  czasu  wszystkiego  spokojnie  omówić.  Zawsze  ktoś  wam 
przeszkadzał:  albo  ja,  albo  Curtis  i  Jef.  Ale,  ale...  Mam  pewien  pomysł  – 
zastanowił  się  Archie,  patrząc  na  Matta.  –  Pani  Potter,  moja  dobra  znajoma, 
prowadzi hotelik w Saddlehorn. O tej porze roku na pewno jest zupełnie pusty. – 
Archie splunął i chytrze spojrzał na Matta. – Chciałbyś moŜe wiedzieć, gdzie go 
znaleźć? 

– WskaŜ mi tylko właściwy kierunek – odrzekł Matt. 
 
W  przeciągu  pół  godziny  Adrienne  zdąŜyła  się  poŜegnać  z  Archiem  i 

jechała z Mattem cięŜarówką w stronę Saddlehorn. Uzgodnili, Ŝe następnego dnia 
rano  Matt  wsadzi  ją  do  autobusu,  jadącego  do  Tucson.  Potem  sam  wróci  do 
Archiego i spróbuje uratować to, co pozostało z samolotu. 

Adrienne pociągnęła nosem, wspominając łzawe rozstanie z Archiem. 
– Naprawdę go polubiłam – powiedziała. 
–  Ja  teŜ  –  przyznał  Matt,  obejmując  ją  ramieniem  i  przyciągając  bliŜej 

siebie. 

–  Skoro  zamierzasz  u  niego  zostać  przez  kilka  dni,  moŜe  mógłbyś  mu 

wyjaśnić, na czym polega nasz związek, a raczej na czym on nie polega. Archie 
juŜ teraz czeka na nasze dzieci! 

–  Dobrze,  wyjaśnię  mu  wszystko  –  obiecał  Matt  z  dziwnym  wyrazem 

twarzy. Cofnął ramię i mocno oparł obie dłonie na kierownicy. 

– Co się stało? Czy znów powiedziałam coś nie tak? 
– Powtórzyłaś to samo, co mówisz przez cały czas: Ŝe nie chcesz się ze mną 

trwale związać. 

background image

– Wcale nie o to mi chodziło! Właśnie, Ŝe chcę się z tobą związać! 
– Taak? W jaki sposób? 
– No więc, ja... – przerwała, nie wiedząc, co chce powiedzieć. – Myślę, Ŝe 

są  szanse  na  to,  Ŝe  będziemy  razem,  ale  w  końcu  znamy  się  tak  krótko, 
potrzebujemy jeszcze duŜo czasu, Ŝeby się nawzajem poznać, Ŝeby... 

– Bzdura. 
– Słucham? 
–  O,  BoŜe.  Teraz  wróciliśmy  do  uprzejmego,  chłodnego  zachowania  i 

dobrych manier. Po tym, co zdarzyło się przez ostatnią dobę, wszystko, czego o 
mnie  nie  wiesz,  jest  mało  istotne.  To  samo  odnosi  się  do  ciebie. 
Porozumiewaliśmy  się  na  podstawowym  poziomie  Ŝycia,  na  poziomie 
przetrwania.  Nauczyliśmy  się  razem  pracować,  kłócić,  godzić  i  kochać.  Do 
diaska! – Zahamował ostro. – Kocham cię! Co jeszcze oprócz tego się liczy? 

– Nigdy mi tego nie mówiłeś – zauwaŜyła Adrienne, wpatrując się w niego, 

jakby go widziała po raz pierwszy w Ŝyciu. 

–  Byłem  trochę  zajęty.  –  Wyłączył  silnik  i  odwrócił  się  w  jej  stronę.  – 

Byłem  trochę  zajęty  rozbijaniem  samolotu,  rozpalaniem  ognia  przy  uŜyciu 
prochu, zadawaniem się z facetami z dubeltówką, węŜami i linami, które mogą w 
kaŜdej chwili puścić, no i szukaniem złota i ratowaniem twojego drogocennego 
tyłka! 

– AleŜ ja to doceniam! 
– No więc dlaczego to ja mam przełamywać między nami lody? Dlaczego 

to  ja  mam  ci  to  powiedzieć  pierwszy?  śebyś  się  potem  głowiła,  czemu  nie 
powiedziałem tego wcześniej? 

– No, dobrze! Ja cię teŜ kocham! 
– No i świetnie! – Matt odwrócił się na siedzeniu i przekręcił kluczyk. – 

Więc jedźmy. 

Jechali  w  milczeniu.  Adrienne  wpatrywała  się  w  opustoszałą  drogę  i 

zastanawiała,  czy  to  prawda,  Ŝe  właśnie  przed  chwilą  wyznali  sobie  miłość.  Z 
lewej strony dobiegł ją stłumiony odgłos. Adrienne uświadomiła sobie, Ŝe Matt 
się śmieje. 

– Mówię ci, wciąŜ nie wiem dokładnie, co się między nami wydarzy, ale 

wiem jedno: nie będzie nudno. A teraz chodź tu bliŜej mnie. 

– Jesteś pewien, Ŝe do prowadzenia samochodu wystarczy ci jedna ręka? 
– Powinienem się był spodziewać tej uwagi – powiedział wzdychając Matt 

– Posłuchaj, prowadziłem ten samochód, kiedy Jef celował z dubeltówki w części 
mojego ciała niezbędne do przetrwania gatunku. 

– Och, Matt, nie miałam o tym pojęcia! 
– Zamierzasz mi to wynagrodzić? 
– JeŜeli tylko będę umiała. – Adrienne przesunęła dłonią po opinających 

mu biodra dŜinsach. 

background image

– Jestem w pełni przekonany, Ŝe ci się to uda. Jechali teraz główną ulicą 

Saddlehorn. 

– Pensjonat powinien być na końcu tej uliczki – orzekł Matt, skręcając w 

ciemny zaułek. 

– Trudno uwierzyć, Ŝe takie miejsce w ogóle tu istnieje i Ŝe moŜemy... 
–  AleŜ  tak,  Adrienne,  nie  tylko  moŜemy,  ale  nawet  z  całą  pewnością  to 

zrobimy. 

Adrienne poczuła słodki dreszcz oczekiwania. Przed nimi światło paliło się 

na jednym tylko ganku. Pani Potter zostawiała zapaloną lampę, Ŝeby jej gościom 
łatwiej było trafić. Drzwi otworzyła im sympatyczna starsza pani. 

– Czy pani Potter? – spytał Matt – Tak. 
– Chcielibyśmy tu przenocować, o ile to moŜliwe. 
–  Tak,  mam  wolny  pokój  –  powiedziała  kobieta,  przyglądając  się  im 

uwaŜnie. 

– Skąd jesteście? – spytała. – Wydaje mi się, Ŝe skądś znam tę cięŜarówkę. 
– Przysłał nas Archie. 
– Aha! – To stwierdzenie przełamało wszelkie opory. – Wejdźcie, proszę, 

chodźcie. Macie jakiś bagaŜ? 

– Nie – powiedziała Adrienne. – Nie zamierzaliśmy tu nocować, ale... ale 

mieliśmy trochę kłopotów. 

– Nic nie szkodzi – orzekła pani Potter. – Czy mogę wam w czymś jeszcze 

pomóc? Przyjaciele Archiego są moimi przyjaciółmi. 

–  Chyba  nic  nam  szczególnego  nie  trzeba  –  odparła  Adrienne.  –  Czy  to 

prawda, Ŝe rano jeździ tędy autobus? 

– Tak, kwadrans po dziesiątej. – Pani Potter popatrzyła na Adrienne. – Jak 

się miewa Archie? Bardzo się o niego martwię od czasu, gdy umarła Dorothy. 

– Myślę, Ŝe teraz czuje się lepiej. Kiedy u niego byliśmy, znalazł list, który 

Dorothy napisała do niego tuŜ przed śmiercią. 

– To wspaniale. Wyobraźcie sobie, Ŝe poznali się z Ŝoną przypadkiem. Ona 

zatrzymała się na kawę w barze, a Archie właśnie tam siedział. Stracił dla niej 
głowę od pierwszego wejrzenia, a i ona bardzo go polubiła. Chyba odpowiadało 
jej,  Ŝe  Archie  jest  starszy.  Kiedyś  powiedziała  mi,  Ŝe  z  jej  słabym  zdrowiem 
wiązanie się z młodym męŜczyzną uwaŜałaby za oszustwo. 

– Bardzo się kochali, prawda? – spytała Adrienne. 
– Tak, chociaŜ na pierwszy rzut oka nie było tego widać. Bez przerwy się 

kłócili. 

– Słyszeliśmy o tym – wtrącił Matt. 
–  Archie  musi  was  bardzo  lubić –  ciągnęła  pani  Potter –  skoro  poŜyczył 

wam cięŜarówkę. Nieczęsto to robi. Prawdę mówiąc, chyba nigdy nikomu jeszcze 
jej nie poŜyczył. Ale ja tu gadam, a wy na pewno chcielibyście odpocząć. 

– Tak – odparł Matt, nie patrząc na Adrienne. 

background image

– Zaraz pokaŜę wam pokój. Jak będziecie płacić? 
– Ja zapłacę – powiedzieli chórem Adrienne i Matt i popatrzyli na siebie 

zaskoczeni. 

– Słuchaj – zaczął Matt – pozwól mi zapłacić. JuŜ i tak oddałaś mi całe... 

całą zawartość słoja. 

–  Matt,  właśnie  w  ten  sposób  wpakowałeś  się  w  całą  tę  kabałę:  nie 

oszczędzając  własnych  zasobów  finansowych.  KaŜdy  grosz  moŜe  ci  być 
potrzebny, Ŝeby wyciągnąć ten samolot. 

–  To  jest  równie  waŜne,  jak  uratowanie  mojego  samolotu  –  rzucił 

podniesionym tonem Matt, patrząc na nią gniewnie. 

– Chcecie moŜe zapłacić kaŜde osobno? – spytała pani Potter, która do tej 

pory w milczeniu przysłuchiwała się ich kłótni. 

– Nie! – zawtórowali Adrienne i Matt. 
–  Proszę  nam  wybaczyć  –  powiedział  Matt  z  uśmiechem.  –  Musimy  się 

szybko  naradzić  –  dodał,  odciągając  Adrienne  na  bok.  –  O  to  teŜ  musimy  się 
kłócić? – spytał cicho. 

–  ChociaŜ  nie  chodzi  o  duŜą  kwotę  pieniędzy,  uwaŜam,  Ŝe  powinieneś 

nauczyć  się  finansowej  odpowiedzialności,  która...  –  Matt  przerwał  wykład, 
przyciągając ją do siebie i mocno całując. 

–  Czy  pozwolisz  mi  zapłacić  za  tę  noc  grzesznych  uciech  –  wymruczał, 

patrząc jej głęboko w oczy – czy zamierzasz zmarnować cały czas na wykład z 
ekonomii? 

–  Matt,  ale...  –  wyszeptała,  czując,  Ŝe  jej  ciało  pragnie  go,  a  puls 

przyśpiesza w rekordowym tempie. 

– Przestaniesz się kłócić czy nie? – spytał, przyciskając ją mocniej. 
– Tak, ale to nie jest metoda rozwiązywania sporów. 
– Doprawdy? – Pocałował ją jeszcze raz, wypuścił z objęć i podszedł do 

pani  Potter.  –  Proszę  zapisać  rachunek  na  moją  kartę  –  powiedział.  – 
Przepraszamy za zajmowanie pani czasu. 

–  Zaczynam  rozumieć,  co  Archie  w  was  widzi  –  stwierdziła  kobieta, 

ś

miejąc  się  i  podchodząc  do  biurka.  –  Kłócicie  się  zupełnie  tak  samo,  jak  on  i 

Dorothy. 

Pani Potter zaprowadziła ich do pokoju i pozostawiła samych. 
Pokój  był  najbardziej  ukwieconym  pomieszczeniem,  jakie  Adrienne 

kiedykolwiek  widziała.  RóŜyczki  wszystkich  kolorów,  kształtów  i  rozmiarów 
pokrywały  ściany,  dywan  i  narzutę  na  duŜym  łóŜku  z  kolumienkami  oraz 
ręczniki. 

–  Podejrzewam,  Ŝe  ci  się  tu  nie  podoba  –  rzuciła  Adrienne,  spoglądając 

niepewnie na Matta. 

– Tak sobie tu stoję i myślę o wszystkich rzeczach, o które moglibyśmy się 

pokłócić, panno Burnham – zaczął Matt, opierając się o framugę. – Na przykład o 

background image

te  wzorki  albo  kto  będzie  spał  z  której  strony  łóŜka,  albo  czy  okno  ma  być 
zamknięte czy uchylone, albo w jaki sposób naleŜy wyciskać pastę do zębów z 
tubki? Mam mówić dalej? 

Adrienne  zachwycił  wygląd  Matta.  WciąŜ  był  ubrany  w  kowbojską 

koszulę, dŜinsy i wysokie buty, poŜyczone od Archiego. Podziwiała jego szerokie 
ramiona i silne dłonie, które przez ostatnie kilka godzin tak często chroniły ją od 
niebezpieczeństw.  Matt,  w  otoczeniu  koronek  i  róŜyczek,  wyglądał  jak 
przeniesiony Ŝywcem z innej bajki. 

– Mogę niby powiedzieć, Ŝe wszystko to nic mnie nie obchodzi, ale ty z 

pewnością  i  tak  wynajdziesz  nowe  rzeczy,  o  które  będziemy  się  spierać  – 
uzupełnił, podchodząc bliŜej. 

Poczuła  teraz  delikatny  zapach  płynu  po  goleniu,  zmieszany  z  bardziej 

pierwotną, męską wonią. 

– Mówisz, jakbym była taka strasznie kłótliwa i uparta. 
–  Ty?  AleŜ skąd!  – Matt  jednym  szarpnięciem  rozpiął  koszulę.  –  Jestem 

pewien,  Ŝe  kiedy  się  urodziłaś,  od  razu  powiedziałaś  lekarzowi,  Ŝe  powinien 
podnieść swoje lekarskie kwalifikacje. Pewnie nawet poinstruowałaś go, w jaki 
sposób ma poklepać twój prześliczny nagi tyłeczek. 

Nigdy przedtem nie widziała go w pełnym świetle. PoŜądanie sprawiło, Ŝe 

nie  mogła  wykrztusić  ani  jednego  słowa.  Patrzyła  na  jego  muskularną  pierś  i 
brodawki na wpół ukryte wśród gęstych, ciemnych włosów. Nigdy przedtem nie 
poŜądała  Ŝadnego  męŜczyzny  tak  bardzo,  jak  właśnie  teraz.  Na  myśl  o 
gwałtowności rządzących nią emocji ogarniało ją przeraŜenie. 

– Podejrzewam, Ŝe wiesz równieŜ, w jaki sposób mam cię kochać – dodał, 

rzucając koszulę na podłogę – jak mam cię rozbierać i w jakiej kolejności mam 
całować róŜne części twojego ciała? – Stanął bardzo blisko Adrienne. – JeŜeli tak, 
lepiej powiedz mi teraz. 

Adrienne zadrŜała, gdy Matt zaczął rozpinać guziczki jej bluzki. 
–  No,  słucham  –  ciągnął,  powoli  uwalniając  guzik  za  guzikiem.  –  No, 

powiedz mi, Ŝe robię to nie tak, jak trzeba, i jeśli chcesz, moŜemy się zaraz o to 
pokłócić. MoŜemy kłócić się aŜ do końca, aŜ do szczytu rozkoszy, ale chcę, Ŝebyś 
wiedziała o jednym: tym razem ten moment naprawdę nadejdzie. 

Adrienne  zwilŜyła  spieczone  usta  językiem.  Jej  serce  biło  tak  głośno,  Ŝe 

Matt z pewnością bez trudu je słyszał. 

Powoli, na pozór obojętnie, wyciągnął jej bluzkę z dŜinsów. 
– Nic mnie nie obchodzi, Ŝe nagle do drzwi zacznie dobijać się dwudziestu 

zdesperowanych maniaków albo Ŝe nad Saddlehorn nadciągnie tornado, albo dom 
stanie  cały  w  płomieniach.  Po  tym,  co  razem  przeszliśmy,  wiem,  Ŝe  wszystko 
moŜe się zdarzyć. 

Adrienne spojrzała  w  orzechową głębię  jego oczu.  Nie drgnęłaby,  nawet 

gdyby zaleŜało od tego jej Ŝycie. 

background image

–  Chcę,  Ŝebyś  wiedziała,  czego  się  spodziewać  –  powiedział  cicho 

miękkim  głosem.  –  Nic,  absolutnie  nic  nie  będzie  dziś  w  stanie  powstrzymać 
mnie od kochania cię aŜ do ostatniego tchu. 

background image

ROZDZIAŁ 12 

 
Adrienne wyciągnęła ręce i splotła je na szyi Matta. 
– Zawsze wiedziałam, Ŝe jesteś bezczelnym typem – powiedziała głosem 

ochrypłym z przejęcia. 

– Pewnym siebie. 
– Więc udowodnij mi to, dzielny pilocie. 
–  Pewnie,  Ŝe  ci  to  udowodnię  –  wymruczał,  przyciskając  ją  mocno  do 

siebie. 

Wyszła naprzeciw jego poŜądaniu, namiętnie się do niego przytulając się i 

ocierając o jego ciało, rozchylając usta, by powitać jego język. Kiedy wsunął ręce 
pod jej koszulkę, uniosła ramiona do góry, Ŝeby łatwiej było mu ją zdjąć. Wtedy 
Matt  napełnił  dłonie  bujnością  jej  ciała  i  pochylił  się,  by  skosztować 
przysmaków, które trzymał w rękach. 

Adrienne  odchyliła  głowę  i  na  moment  straciła  równowagę.  Nie  patrząc 

uchwyciła się kolumienki łóŜka, starając się utrzymać na nogach. Matt objął ją w 
talii ramieniem i delikatnie zdjął jej rękę ze słupka. 

–  Adrienne,  zaufaj  mi  –  wyszeptał.  –  Nie  upadniesz.  Jesteś  ze  mną 

bezpieczna. 

Adrienne zamknęła oczy i rozluźniła się w jego ramionach, wiedząc, Ŝe to 

prawda,  Ŝe  moŜe  pozwolić,  by  tryumfowało  poŜądanie,  bo  Matt  jest  tu  z  nią. 
Powoli poprowadził ją i ułoŜył na kwiecistych poduszkach. Klęcząc, zsunął jej ze 
stóp mokasyny. Otwarła oczy i przyglądała się, jak się nad nią pochyla. 

– Kocham cię – powiedział czysto i wyraźnie. To wyznanie najwyraźniej 

miało zostać usłyszane. 

– Wiem – szepnęła, dotykając jego policzka. 
– Kocham cię bardziej, niŜ moŜesz to sobie wyobrazić. 
– O tym teŜ wiem – przyznała. Nie mogła w to wątpić po wszystkim, co dla 

niej zrobił i zaryzykował. 

–  Tak  bardzo  cię  pragnę  –  wyznał,  gładząc  wierzchem  dłoni  dolinkę 

pomiędzy jej piersiami. – Wydaje się, jakbym czekał na tę noc od wielu lat. 

– To prawda. Oboje czekaliśmy na nią przez całe Ŝycie. 
– Tak – odparł Matt, a oczy mu zabłysły. 
–  Ja  teŜ  cię  kocham  –  powiedziała  Adrienne,  przyciskając  jego  dłoń  do 

swojego mocno bijącego serca. 

– Wiem. Czytam to w twoich pięknych brązowych oczach. 
– Kochaj się ze mną, Matt – wyszeptała. – Pragnę ciebie. Tak samo mocno, 

jak ty mnie. 

– Na ten temat moglibyśmy podyskutować – powiedział, uśmiechając się 

lekko i sięgając do zamka u jej dŜinsów. 

background image

– Ale nie będziemy. 
–  Nie  –  wyszeptał,  pochylając  się  do  jej  ust.  Delikatnie  rozsunął  zamek. 

Jego  pocałunki,  zaborcze  i  zarazem  pieszczotliwe,  tak  bez  reszty  pochłonęły 
zmysły Adrienne, Ŝe ledwie zauwaŜyła, Ŝe Matt zdjął z niej resztę ubrania. Kiedy 
odnalazły ją jego palce, mocno chwyciła jego ramiona. Za to dotknięcie, tam, w 
samym środku rozkoszy, oddałaby wszystko, co ma, i wciąŜ uwaŜałaby, Ŝe dała 
za mało. 

– Cieszę się, Ŝe przeszliśmy razem przez całe to piekło – powiedział Matt, 

patrząc jej w oczy i pieszcząc, aŜ zaczęła wić się z rozkoszy. – Dzięki temu nasza 
miłość ma w sobie więcej słodyczy. 

– Tak – odparła Adrienne rwącym się głosem. – Och, Matt... – wygięła się 

w łuk, ocierając się o jego dłoń. 

– A to dopiero początek – wymruczał, klękając u stóp łóŜka i wsuwając się 

między jej uda. Całował gładką skórę jej brzucha, w dół, aŜ po złociste kędziorki. 
–  Czekałem  na to, tak bardzo  czekałem  na  chwilę,  w  której  zapragniesz  mi  się 
oddać. 

Tak jakby miała jakiś wybór! Jego ciepły oddech na nagiej skórze obudził 

w  niej  taki  zryw  nieokiełznanej  namiętności,  Ŝe  nie  mogła  się  doczekać  tego 
cudownego, najintymniejszego pocałunku. Kiedy wreszcie nadszedł ten moment, 
krzyknęła głośno ze szczęścia i wplotła palce w jego włosy. 

Pieścił  ją  tak  doskonale,  Ŝe  Adrienne  była  pewna,  Ŝe  zaraz  umrze  z 

rozkoszy. Powiedziała mu to łamiącym się głosem, a świat wokół nich wirował 
jak  kalejdoskop  z  płatków  róŜy.  Potem,  całując  ją  powoli  i  nieśpiesznie,  Matt 
odsunął  się  lekko  i  Adrienne  zauwaŜyła  jak  przez  mgłę,  Ŝe  zdejmuje  z  siebie 
resztę ubrania. Usłyszała odgłos rozdzieranego pakiecika. Matt dbał o nią, o jej 
dobro. 

Poczuła na twarzy jego ciepły oddech, cięŜar jego ramion po obu stronach 

głowy. Otwarła oczy. 

– Nikt nie dobija się do drzwi – wyszeptała z uśmiechem. 
– Nie nadeszło tornado. 
– Nic nas nie powstrzyma. 
– Nic na świecie. – Jego orzechowe oczy rozbłysły. 
– Więc chodź do mnie – powiedziała, wyginając się w łuk, by go powitać. 

Połączyli się, jak gdyby odnaleźli i włoŜyli na właściwe miejsce ostatni kawałek 
układanki,  jak  gdyby  odkryli  jedyne  doskonałe  zespolenie  na  całym  wielkim 
ś

wiecie. 

– Tak – szepnął Matt, zamykając oczy. 
Tak, zawtórowało mu serce Adrienne. To jej męŜczyzna, towarzysz Ŝycia, 

jedyny na całe Ŝycie. Nigdy nie wolno jej go utracić. Nigdy. Objęła go mocniej. 

Otworzył oczy i popatrzył na nią, przyśpieszając rytm. 
–  Tak  dobrze,  tak  wspaniale  –  szeptał  zdyszany.  –  Wiedziałem,  Ŝe  tak 

background image

będzie. Wiedziałem... Adrienne, och, Adrienne, moje kochanie. 

– Kocham cię – zawołała, czując jak napięcie narasta. Objęła go nogami, a 

Matt mruczał z rozkoszy, wchodząc w nią głębiej. 

Gdy rytm jej poruszeń stał się silniejszy, Matt dostosował się do jej tempa. 
– Teraz – wykrzyknął. – Teraz! Teraz! 
Adrienne  naparła  na  niego,  czując,  jak  fale  rozkoszy  spadają  na  nią 

kaskadami, w rytm jego ruchów. Powoli Matt rozluźnił się i oparł policzek na jej 
piersi. Przytuliła jego głowę i zamknęła oczy. Teraz, nareszcie, była juŜ pewna. 

 
Pozycja, w której się znajdowali była na dłuŜszą metę dość niewygodna, 

więc gdy ich oddechy trochę się uspokoiły, Matt poszedł do łazienki, a Adrienne 
zrzuciła z łóŜka narzutę i ozdobne poduszeczki. ŁóŜko było niezwykle wygodne. 
Adrienne  westchnęła,  z  rozkoszą  wyciągając  się  i  przykrywając  kołdrą.  Matt 
wrócił do pokoju i podniósł z podłogi spodnie. 

– Ubierasz się? – spytała, napawając się widokiem jego pięknego nagiego 

ciała. 

–  Nie.  –  Matt  włoŜył  rękę  do  kieszeni  i  wyciągnął  z  niej  kilka  małych 

paczuszek. – Zaopatrzenie – wyjaśnił z uśmiechem. 

– Myślisz, Ŝe moglibyśmy to powtórzyć? – spytała, czując, jak na myśl o 

tym przebiega ją dreszcz oczekiwania. 

– Myślę, Ŝe to całkiem moŜliwe – przyznał. – JeŜeli uda mi się cię znaleźć. 

Cała jesteś róŜowiutka, moŜesz mi się zgubić w tym róŜanym ogródku, który pani 
Potter nazywa sypialnią. 

– Wiedziałam, Ŝe ci się nie spodoba – powiedziała Adrienne, opierając się 

na łokciu. 

–  Mylisz  się.  Bardzo  mi  się  podoba.  Powinniśmy  chyba  w  ten  sposób 

ozdobić naszą sypialnię, na pamiątkę tej nocy. 

– Naszą sypialnię? Nie mamy sypialni, Matt. 
–  Jeszcze  nie.  –  Przyciągnął  ją  bliŜej  i  pokrył  jej  twarz  delikatnymi 

pocałunkami. – Adrienne, wyjdź za  mnie za  mąŜ.  Kochaj się ze  mną do końca 
Ŝ

ycia, w sypialni pełnej róŜyczek. 

– Tak – westchnęła, przysuwając się bliŜej. – Oczywiście, wyjdę za ciebie 

za mąŜ. 

–  Naprawdę?  –  Wpatrywał  się  w  nią  zaskoczony.  –  Byłem  pewny,  Ŝe 

przynajmniej na początku się ze mną nie zgodzisz. 

– A o czym tu niby dyskutować? 
– Wcale nie chciałem dyskutować. Myślałem tylko, znając ciebie, Ŝe zanim 

podejmiesz taką waŜną decyzję, będziesz chciała omówić mnóstwo kwestii. 

–  Nie,  nie  chcę.  –  Matt  zajmuje  w  jej  sercu  niepodwaŜalne  miejsce. 

Adrienne chciała poślubić tego męŜczyznę. Była tego pewna, jak niczego dotąd w 
swoim Ŝyciu. 

background image

– Ale znasz mnie przecieŜ od niedawna. – Matt wydawał się zagubiony. – 

Zaraz, to ty powinnaś to powiedzieć, a nie ja! 

– Chyba juŜ wiem o tobie prawie wszystko, co powinnam. Te kilka godzin 

mogłoby z powodzeniem zastąpić całe Ŝycie. 

–  No...  no,  tak.  –  Matt  zamyślił  się  na  chwilę  i  zmruŜył  oczy.  –  A  więc 

krótkie narzeczeństwo czy długie? 

– Krótkie. 
– Ślub wystawny czy kameralny? 
– Kameralny. 
– Naprawdę mnie zaskakujesz. Sam bym tak zadecydował. 
–  Czy  jesteś  rozczarowany,  Ŝe  nie  mamy  się  o  co  pokłócić?  –  spytała 

ś

miejąc się Adrienne. 

– Powiedzmy, Ŝe jestem podejrzliwy. Przy tobie nic nie było do tej pory 

proste. – Opadł na poduszki. 

– MoŜe zaczynamy nowy rozdział w Ŝyciu i wszystko od tej pory będzie 

proste? – powiedziała, pieszcząc go pod kołdrą. 

– Dotykaj mnie dalej w ten sposób – westchnął Matt, zamykając oczy – a 

uwierzę we wszystko, co tylko mi powiesz. 

–  Więc  mi  uwierz:  kocham  cię  i  zamierzam  przeŜyć  z  tobą  przepiękne 

Ŝ

ycie. Wszystko się ułoŜy. Zobaczysz. 

Matt przewrócił się na bok i wziął ją w ramiona. 
–  Panno  Burnham,  ma  pani  niezwykły  dar  przekonywania.  Prawdę 

mówiąc,  jeŜeli  tak  dalej  pójdzie,  moŜemy  nigdy  więcej  się  nie  pokłócić.  – 
Pocałował ją i znów zaczął ją kochać. 

 
Lekkie  pukanie  do  drzwi  sypialni  obudziło  Adrienne.  Matt  spał  obok, 

wtulony  w  ciepło  jej  ciała.  Promienie  słońca  przekradały  się  zza  kwiecistych 
firanek. Adrienne wygramoliła się z łóŜka, owinęła się ciasno duŜym ręcznikiem i 
podeszła do drzwi. 

– Tak? – spytała cicho. 
– Przyniosłam śniadanie – oznajmiła pani Potter. – Myślę, Ŝe czas wstawać, 

jeŜeli ma pani złapać ten autobus. 

– Dziękuję bardzo. Która jest godzina? 
– Wpół do dziewiątej. Stawiam tacę przed drzwiami. 
– Dziękuję. Dziękuję bardzo. – Adrienne odczekała, aŜ kroki na schodach 

ucichną, potem otworzyła drzwi i pochyliła się, Ŝeby przysunąć tacę. 

–  Ale  piękny  widok  –  usłyszała  za  plecami  głos  Matta.  Odwróciła  się 

gwałtownie i ręcznik spadł na podłogę. 

– A teraz jeszcze lepszy. – Matt obserwował ją, oparłszy głowę na stercie 

poduszek. 

–  No,  tak  –  powiedziała  Adrienne,  zamykając  drzwi.  –  Robię  co  mogę, 

background image

Ŝ

eby ci podać śniadanie, a ty się ze mnie wyśmiewasz. 

–  Wcale  się  nie  wyśmiewałem.  To  był  wyraz  najwyŜszego  uznania.  No, 

proszę. Chcę zobaczyć, jak się schylasz po tę tacę. 

– Doprawdy? – Adrienne wróciła do łóŜka i powoli podczołgała się w jego 

stronę.  ZauwaŜyła,  Ŝe  Matt  wpatruje  się  w  jej  piersi.  Uśmiechnęła  się  z 
satysfakcją. 

–  Myślę,  Ŝe  to  ja  chciałabym  dostać  śniadanie  do  łóŜka  –  oświadczyła, 

pochylając się nad nim i pozwalając koniuszkom piersi ocierać się o jego ramię. – 
MoŜesz przynieść tacę? 

– Nie w moim obecnym stanie. 
–  Ale  moŜesz  przecieŜ  uŜyć  ręcznika  –  wyszeptała,  delikatnie  skubiąc 

ustami jego dolną wargę. 

– Mam go powiesić na tym naturalnym wieszaku? – spytał, przewracając ją 

na plecy. – Myślisz, Ŝe taka z ciebie mądrala? 

– Tak – zaśmiała się Adrienne. 
–  Ale  nie  jesteś  aŜ  taka  sprytna  –  powiedział  Matt,  odrzucając  na  bok 

kołdrę – bo twoje śniadanie będzie, niestety, zimne. 

 
W jakiś czas później Matt załoŜył dŜinsy i przyniósł tacę. ŚwieŜe bułeczki 

wprawdzie ostygły, ale kawa w termosie była wciąŜ gorąca. 

– Od dziś zostanę chyba zwolennikiem zimnych bułeczek na śniadanie – 

powiedział  Matt,  oblizując  z  palców  resztki.  Siedzieli  przy  stoliku,  na  starych 
krzesłach  z  wysokim  oparciem:  Matt  miał  na  sobie  tylko  dŜinsy,  a  Adrienne 
owinęła się kołdrą. 

– MoŜe nawet zechcesz zamieszkać na stałe w Saddlehorn? 
– Tylko pod warunkiem, Ŝe Jef i Curtis stąd się wyniosą. Adrienne wzięła 

filiŜankę w obie dłonie i popijała kawę powoli, wpatrując się w Matta. 

– Wyglądasz na szczęśliwą – powiedział Matt z uśmiechem. 
– Jestem szczęśliwa. 
– Wiem. Kochasz mnie dla mojego złota. 
–  Nie.  –  Adrienne  roześmiała  się.  –  Ale  skoro  o  tym  juŜ  mowa,  mam 

pewien pomysł. Powiedzmy, Ŝe twoja część złota Archiego jest przy ostroŜnych 
szacunkach warta dwadzieścia pięć tysięcy dolarów. 

– A czemu nie trzydzieści pięć, szacując to z rozmachem? 
Adrienne spojrzała na niego surowo. 
– śartowałem – poddał się Matt, podnosząc ręce do góry. – Ale szkoda, Ŝe 

nie  widziałaś  teraz  wyrazu  swojej  twarzy.  Kojarzył  mi  się  z  noŜycami  do 
przycinania krzewów. 

– Próbuję tylko z tobą powaŜnie porozmawiać. 
– To niełatwe, kiedy jesteś owinięta kwiecistą kołdrą. 
– Wyobraź sobie, Ŝe jestem kompletnie ubrana i siedzę w biurze. 

background image

– Wolałbym wyobraŜać sobie ciebie całkiem nagą w łóŜku. 
–  Matt,  przestań.  Jestem  z  wykształcenia  doradcą  finansowym.  Chcę  ci 

udzielić porady. 

– W porządku – powiedział Matt, ale na jego twarzy pojawił się ostroŜny, 

niepewny wyraz. Adrienne zignorowała to ostrzeŜenie. Matt na pewno zrozumie, 
Ŝ

e jej rada jest słuszna. 

– Ile pieniędzy potrzeba, Ŝeby wydobyć samolot z kanionu i go naprawić? 
– Sporo, szczególnie z takiego miejsca. Kadłub jest w niezłym stanie, ale 

silnik jest chyba powaŜnie uszkodzony. 

– Tak z grubsza, ile? – nalegała Adrienne. 
– Powiedzmy, Ŝe całe dwadzieścia pięć tysięcy. 
– Matt, to oznacza powrót do punktu wyjścia – oceniła Adrienne, opierając 

łokcie na stole. 

– Tak. Niezły ze mnie szczęściarz, no nie? – Matt uśmiechnął się do niej. – 

No,  jestem  niezupełnie  w  punkcie  wyjścia  –  dodał,  przesuwając  palcem  po  jej 
nagim  ramieniu.  –  Jeśli  chodzi  o  najwaŜniejsze  kwestie,  posunąłem  się  bardzo 
daleko naprzód. 

–  Mógłbyś  posunąć  się  daleko  naprzód  we  wszystkich  kwestiach  – 

stwierdziła Adrienne, splatając dłoń z jego dłonią. 

– W jaki sposób? – spytał Matt. 
– Sprzedaj samolot. 
– Sprzedać samolot? Chyba Ŝartujesz. 
–  Znajdź  najtańszy  sposób  wyciągnięcia  części  z  kanionu,  sprzedaj  je  i 

zainwestuj  pieniądze,  które  dostałeś  od  Archiego.  W  piątek  otrzymałam 
informacje o akcjach, które na pewno... 

–  Zaczekaj.  –  Matt  cofnął  dłoń.  –  Wtedy  nie  miałbym  samolotu.  Nie 

mógłbym zacząć ze swoją firmą. 

– I tak nie powinieneś był tego robić. Miałeś za mały kapitał. Nie było cię 

stać na ubezpieczenie inwestycji. Ale teraz masz okazję to naprawić. Pozwól mi 
popracować  nad  twoim  majątkiem,  powiększyć  go.  Kiedy  będziesz  kupował 
następny samolot, twoje finanse zapewnią ci bezpieczeństwo. 

– A ile to zajmie czasu? – Matt potrząsnął głową. 
– Nie jestem pewna. Najpierw musimy zobaczyć, ile zarobisz na sprzedaŜy 

samolotu, no i jaka jest sytuacja na rynku. Z inwestycjami nie moŜna się zanadto 
spieszyć, ale z czasem... 

– Tydzień? Miesiąc? 
–  Oczywiście,  Ŝe  dłuŜej.  –  Adrienne  potrząsnęła  głową.  –  Matt,  jestem 

pewna, Ŝe teraz juŜ rozumiesz, jak duŜe podjąłeś ryzyko. Myślałam, Ŝe wypadek 
skłoni cię do ostroŜności. 

– A ja myślałem, Ŝe ten weekend nauczy cię czegoś wręcz przeciwnego. – 

Matt odstawił filiŜankę i wstał od stołu. 

background image

– A cóŜ to ma niby oznaczać? – odcięła się bez zastanowienia Adrienne. 

Natychmiast  zapragnęła  odwołać  te  słowa,  zmienić  ton  głosu.  Zaczął  ją  boleć 
Ŝ

ołądek. Przedtem ich kłótnie były wyzwaniem, niemal przyjemnością, ale teraz 

wcale nie chciała walczyć z Mattem. Gra szła o zbyt wysoką stawkę. 

– To znaczy, Ŝe Ŝycie trzeba łapać w locie – powiedział Matt, odwracając 

się w jej stronę i zaciskając pięści. – Bo nigdy nie wiadomo, co czeka cię jutro, ani 
jak  długo  będzie  nam  dane  cieszyć  się  światłem  dnia.  Mój  BoŜe,  po  tym 
wszystkim,  co  przeszliśmy,  jak  moŜesz  mówić  mi  o  wybieraniu  bezpiecznej 
drogi? 

–  Nie  rozumiem,  jak  moŜesz  myśleć  inaczej!  O  mały  włos  nie  straciłeś 

wszystkiego. I teraz nie chcesz zabezpieczyć się przed podobnym  ryzykiem? – 
Adrienne wstała, owijając się kołdrą. 

–  Wiem,  Ŝe  bezpieczeństwo  to  złuda.  Wiem,  Ŝe  moŜna  stać  na  krawędzi 

katastrofy, i nagle nadchodzi cud, wszystko układa się pomyślnie. Tak było z tym 
złotem. Tak było zawsze, w całym moim Ŝyciu! Mam talent do wychodzenia cało 
z opresji. Mając połowę złota Archiego, byłbym kompletnym durniem, gdybym 
nie naprawił samolotu i nie otworzył szkoły pilotaŜu. Jak mógłbym zaprzepaścić 
taką szansę?! 

Adrienne  z  trudem  przełknęła ślinę.  Matt  nic się  nie  zmienił.  Być  moŜe, 

gdyby Archie nie dał mu złota, Matt zrozumiałby nareszcie, Ŝe nie moŜna zawsze 
liczyć na łut szczęścia. Ale złoto jest, a Matt uwaŜa je za dowód na to, Ŝe jego 
osobiste szczęście nigdy go nie opuści. Adrienne nie wierzyła w cuda. Wierzyła 
za to w staranne planowanie. 

Zaczęła  dygotać  z  zimna.  Dwa  razy  rozpoczynała  zdanie,  które  boleśnie 

pulsowało w jej głowie. Wreszcie udało jej się wykrztusić: 

– Nie mogę poślubić człowieka, który myśli w taki sposób. 

background image

ROZDZIAŁ 13 

 
Orzechowe oczy Matta zabłysły bólem. Na jego twarzy pojawił się wyraz 

rezygnacji. 

– Przez cały czas oczekiwałem, Ŝe to właśnie powiesz. Bałem się, Ŝe cała ta 

słodycz i uległość nie są szczere. 

– Po wszystkim, co się zdarzyło, myślałam, Ŝe się choć trochę zmieniłeś! 
–  A  ja  myślałem,  Ŝe  to ty  się  zmieniłaś! –  krzyknął  Matt –  Chyba  oboje 

spodziewaliśmy się cudu, tego, Ŝe jak w kinie kaŜde z nas nagle stanie się taką 
osobą, jaką pragnie widzieć druga strona. Ale to jest Ŝycie, a nie film. 

– Matt – błagała Adrienne. – Czy ty nie rozumiesz, Ŝe... 
– Nie. Nie rozumiem – przerwał Matt ponurym głosem. – Nie wyobraŜam 

sobie, Ŝe mógłbym Ŝyć, postępując zgodnie z twoimi głupimi zasadami. A ty nie 
akceptujesz mojego sposobu Ŝycia, wiec jesteśmy kwita. 

– Ale ja cię kocham. 
–  Doprawdy?  Miłość  nie  kaŜe  zmieniać  ludzi  na  swój  obraz  i 

podobieństwo. 

– Miłość nie pozwala zachowywać się w nieodpowiedzialny sposób, jeŜeli 

dotyczy to równieŜ innych! 

–  Mówisz,  Ŝe  jestem  nieodpowiedzialny?  –  spytał  Matt  po  chwili 

milczenia. – Ty, osoba, która jeszcze kilka godzin temu zgodziła się zostać moją 
Ŝ

oną, a teraz nagle zmieniła zdanie? 

– Chyba zbyt długo z tobą przebywałam – powiedziała Adrienne, tłumiąc 

szloch. 

– No, temu da się łatwo zaradzić – stwierdził Matt, odwracając się do niej 

tyłem.  Jego  rysy  zastygły  w  wyrazie  tępego  bólu.  –  Saddlehorn  nie  jest  zbyt 
duŜym  miejscem  –  oświadczył,  zakładając  koszulę  i  buty.  –  Na  pewno  ktoś 
wskaŜe ci drogę na przystanek. 

– WyjeŜdŜasz? – Łzy płynęły jej po policzkach. 
– Czemu nie. – Matt załoŜył buty i wsunął portfel do tylnej kieszeni spodni. 

– Najwyraźniej wcale ci nie jestem potrzebny – powiedział i wyszedł z pokoju nie 
oglądając się za siebie. 

 
Adrienne  przebyła  drogę  autobusem  do  Tucson  w  stanie  zupełnego 

otępienia. Jeszcze z Saddlehorn zadzwoniła do swojej współlokatorki, Margaret, 
która wyszła po nią na dworzec autobusowy, zawiozła do domu i zapakowała do 
łóŜka. 

Adrienne  opowiedziała  Margaret  całą  historię  dopiero  w  poniedziałek. 

Tego samego dnia zerwała z Aleksem. 

Ten  wieczór  Adrienne  i  Margaret  spędziły  razem  w  domu.  Siedziały  w 

background image

kuchni i jadły pizzę. 

–  Coś  mi  się  tu  nie  zgadza  –  oznajmiła  Margaret.  –  JeŜeli  Matt  jest  dla 

ciebie  zbyt  nieodpowiedzialny,  czemu  w  takim  razie  zerwałaś  z  Aleksem, 
najbardziej odpowiedzialnym facetem na świecie? 

– Musiałam – wyznała Adrienne – bo dzisiaj dopadł mnie na korytarzu w 

pracy i próbował mnie pocałować. 

– Pewnie za tobą tęsknił. Był bardzo smutny, kiedy wczoraj powiedziałam 

mu,  Ŝe  nie  moŜe  się  z  tobą  natychmiast  zobaczyć.  Ale  masz  rację,  to  nie  jest 
całkiem w porządku, jeśli facet łapie cię nagle i w pracy bierze się do całowania. 

– To, Ŝe byliśmy w pracy, wcale mi aŜ tak nie przeszkadzało. Najgorsze, Ŝe 

nie mogłam znieść myśli o pocałowaniu Aleksa. Nigdy w Ŝyciu. 

– Aha – mruknęła Margaret, sięgając po następny kawałek pizzy. 
– Czemu tak mi się dziwnie przyglądasz? 
– Zazwyczaj kiedy nie mogę znieść, Ŝeby mnie ktoś całował, szczególnie 

jeśli  jest  to  ktoś  przystojny  i  miły,  tak  jak  Aleks,  oznacza  to,  Ŝe  jestem  do 
szaleństwa zakochana w kimś innym. To efekt naszej wrodzonej skłonności do 
monogamii. 

– Podejrzewam, Ŝe ze mną jest tak samo. 
–  Przyznajesz,  Ŝe  jesteś  zakochana  w  facecie,  z  którym  spędziłaś  ten 

szalony weekend? W tym nieodpowiednim, nieodpowiedzialnym pilocie? 

– Chyba tak – pokiwała głową Adrienne. 
– I co zamierzasz zrobić? 
– Nic. To mi musi przejść. Proste! 
 
Oczekiwanie na to, Ŝe miłość do Matta jakoś jej przejdzie, nie było wcale 

takie proste. Adrienne zresztą nawet się tego nie spodziewała. Ale musi jej się to 
udać.  Nie  postąpi  przecieŜ  tak  jak  jej  siostry.  Nie  pozwoli  sobie  na  luksus 
poślubienia kogoś w imię nieobliczalnych emocji, takich jak miłość, która czyni 
człowieka ślepym na realia Ŝycia. 

Pierwszym  trudnym  zadaniem  było  odesłanie  Archiemu  ubrań  Dorothy. 

Adrienne  nie  czuła  się  na  siłach  rozmawiać  bezpośrednio  z  Archiem,  więc 
zadzwoniła  do  pani  Potter  i  zapytała,  jak  ma  zaadresować  paczkę.  Pani  Potter 
opowiedziała jej ze szczegółami o operacji wyciągania samolotu z kanionu, która 
przykuwała  uwagę  całego  miasteczka.  Adrienne  skończyła  rozmowę  jak  tylko 
mogła najszybciej, zapakowała uprane rzeczy i skreśliła do Archiego krótki liścik 
z podziękowaniami. Napisała, Ŝe jest bardzo zajęta pracą, ale za kilka miesięcy 
postara się go odwiedzić. 

Drugi  problem  zrodził  się  w  tydzień  później,  kiedy  dostała  najeŜony 

błędami  ortograficznymi  list  od  Archiego,  który  chciał  się  dowiedzieć,  co  się 
dzieje  z  Mattem.  „Matt  jest  ponury  i  zły  jak  zbity  szczeniak”  –  pisał  Archie. 
Adrienne nie odpowiedziała na ten list, ale jakoś nie mogła się zdobyć na to, Ŝeby 

background image

go wyrzucić. 

Potem  nastąpiła  dłuŜsza  cisza.  śycie  Adrienne  weszło  w  stare,  znane 

koleiny  i  potoczyło  się  naprzód.  Jak  zwykle  pracowała  przy  jednym  z  sześciu 
biurek,  ustawionych  pośrodku  biura  maklerskiego  C.  D.  Girard  and  Sons.  Od 
kaŜdego  z  początkujących  pracowników  wymagano  codziennie  odbycia  co 
najmniej  pięćdziesięciu  rozmów  telefonicznych  z  potencjalnymi  klientami. 
Oprócz tego co sześć tygodni kaŜdy z nich pracował jako szef biura, obsługując 
przychodzących tam interesantów. 

Poza  Sharon,  recepcjonistką,  Adrienne  była  jedyną  kobietą  w  całym 

budynku. Plotka, Ŝe zerwała z Aleksem, rozniosła się po biurze lotem błyskawicy. 
Większość  męŜczyzn  zwarła  szeregi,  tworząc  nieprzebyty  front.  śarciki  i 
przycinki, do tej pory łagodne, nagle stały się ostre i niewybredne. 

Pomimo napięcia Adrienne wciąŜ uwaŜała pracę za wspaniałe wyzwanie i 

pogrąŜyła  się  w  niej  po  uszy.  Zamiast  telefonować  do  pięćdziesięciu  klientów, 
starała  się  zadzwonić  do  stu.  Przychodziła  wcześnie  i  zostawała  do  późnego 
wieczora. Zawsze była w biurze w momencie zamknięcia nowojorskiej giełdy, o 
godzinie drugiej czasu lokalnego. 

Ten tryb pracy zaczynał przynosić widoczne rezultaty, chociaŜ wiele osób 

wciąŜ  wolało,  Ŝeby  w  kwestiach  finansowych  udzielał  im  porad  męŜczyzna. 
Adrienne była juŜ na to uodporniona i nauczyła się koncentrować na klientach, 
którzy pomimo wszystko chcieli z nią współpracować. 

W pracy pomagała jej nowo zdobyta wiara we własne siły. Po pokonaniu 

tylu przeszkód, które spiętrzyły się przed nią w ciągu owych pamiętnych dwu dni, 
zadzwonienie  do  setki  obcych  ludzi  dziennie  było  doprawdy  błahostką.  Nawet 
przewidywanie  zachowania  rynku  stało  się  jakby  zbyt  proste.  Adrienne  wstyd 
było przyznać się nawet przed sobą samą, Ŝe zaczyna to być wręcz nudne. 

Stanowczo broniła się przed myślą, Ŝe jej Ŝycie jest zbyt przewidywalne, 

zbyt spokojne i uporządkowane. Pewnego dnia jeden z klientów opowiedział jej o 
wycieczkach  kajakowych  po  rwących  górskich  strumieniach,  a  Adrienne 
skwapliwie zapisała sobie nazwę firmy, która je organizowała. 

Kiedy  lepiej  się  nad  tym  zastanowiła,  stwierdziła,  Ŝe  ryzyko  jako  takie 

wcale  jej  nie  pociąga,  ale  stanowi  sposób,  Ŝeby  powróciły  uczucia,  których 
doświadczyła  u  boku  Matta:  podniecenie,  radość  i...  miłość.  Adrienne  podarła 
informację  o  spływie  kajakowym  na  drobne  kawałeczki.  Jej  uczucia  do  Matta 
kiedyś w końcu muszą osłabnąć, wyblaknąć i zniknąć jak letnia opalenizna. 

Praca  pozostawała  jej  głównym  zajęciem  i  źródłem  pociechy  przez  cały 

deszczowy  listopad.  Adrienne  obiecała  sobie,  Ŝe  na  Święto  Dziękczynienia 
pojedzie do Utah, do rodziców, zaraz po ogłoszeniu wyników osiągniętych przez 
poszczególnych maklerów w tym miesiącu. Tym razem udało jej się prześcignąć 
nie tylko wszystkich nowych pracowników, ale równieŜ kilku doświadczonych, 
starszych kolegów. W poniedziałek i wtorek zdobyła dwu nowych klientów; jeśli 

background image

ś

roda będzie równie udana, z pewnością dopnie swego. 

W  środę,  w  przeddzień  Święta  Dziękczynienia,  Adrienne  pracowała 

wytrwale,  dzwoniąc  do  osób  umieszczonych  na  jej  liście.  Tego  dnia  jednak 
większość  ludzi  zajęta  była  przygotowaniami  do  świąt,  sprzątaniem  i 
gotowaniem, i nikt nie miał głowy do rozmów o akcjach i kapitale. 

W południe odsunęła dolną szufladę biurka i wyjęła z niej drugie śniadanie. 

Nagle  uświadomiła  sobie,  Ŝe  nie  jest  w  stanie  zjeść  jeszcze  jednego  takiego 
samego  posiłku.  Miała  juŜ  dość  tego  zdrowego  jedzenia,  takiego  samego, 
niezmiennego  od  wielu,  wielu  dni.  MoŜe  po  prostu  potrzebne  jej  są  krótkie 
wakacje, pomyślała, chowając śniadanie do szuflady. Postanowiła, Ŝe wyjedzie z 
miasta  zaraz  po  zamknięciu  giełdy.  W  ten  sposób  znajdzie  się  w  Utah  juŜ 
następnego dnia rano. 

Z  radością  pomyślała  o  czekającej  ją  podróŜy.  W  drodze  powrotnej  być 

moŜe  zatrzyma  się  w  Saddlehorn.  MoŜe  pojedzie  na  rowerze  Dorothy  aŜ  nad 
kanion. MoŜe... 

–  Rozmarzyła  się  pani,  panno  Burnham?  –  Przy  jej  biurku  stał  zastępca 

dyrektora, marszcząc groźnie brwi. – Spodziewałem się zastać panią przy pracy – 
powiedział, poprawiając krawat. – Nie przypuszczałem, Ŝe pozwoli pani sobie na 
zaniedbania  teraz,  kiedy  ma  pani  tak  dobre  wyniki.  A  moŜe  obmyślała  pani 
właśnie menu na jutrzejszy wystawny obiad? 

–  Niestety,  nie  jestem  szczególnie  dobrą  kucharką,  panie  Dannenger  – 

odpowiedziała zaciskając zęby. – Jadę do Utah. 

– Ach tak, jedzie pani do rodziców. Czy wiedzą juŜ, jaki z pani doskonały 

pracownik? 

– Zanim zacznę się przechwalać, wolę poczekać na końcowe wyniki. 
– Słusznie – powiedział Dannenger. – Bardzo słusznie. 
– A więc, jeśli pan pozwoli, wrócę do mojej pracy. 
– Świetnie. 
Adrienne  podniosła  słuchawkę  i  spojrzała  na  listę  nazwisk.  Wcale  nie 

chciało jej się dzwonić do tych ludzi. Co gorsza, przestało jej właściwie zaleŜeć 
na pobiciu rekordu wyników. Dannenger zatrzymał się jeszcze na chwilę przy jej 
biurku.  Uśmiechnęła  się  do  niego  szeroko,  ale  gdy  tylko  wyszedł,  ze  złośliwą 
satysfakcją pokazała mu język. 

Jej  gest  został  skwitowany  znajomym,  stłumionym  śmiechem.  Matt! 

Adrienne  odwróciła  się  błyskawicznie  i  zobaczyła  go,  jak  stoi  oparty  o  niskie 
biurowe przepierzenie. Poderwała się, ogarnięta nagłą radością. 

–  Matt,  jak  ty...  –  Zawahała  się  nagle.  Ostatnie  słowa,  jakie  ze  sobą 

zamienili, nie były szczególnie przyjazne. Nie powinna cieszyć się, Ŝe go widzi. 
Ale jednak cieszyła się tak bardzo, Ŝe cała aŜ drŜała z radosnego podniecenia. – 
Co ty... to znaczy... Sharon nic mi nie mówiła... zaskoczyłeś mnie! 

–  Przekonałem  Sharon,  Ŝe  jesteśmy  starymi  znajomymi  i  Ŝe  nie  ma 

background image

potrzeby uprzedzać cię o mojej obecności. 

Adrienne stała w milczeniu, rozkoszując się widokiem Matta, ubranego w 

brązową, skórzaną kurtkę i jasne spodnie. Wręcz emanował seksem. 

–  Rozumiem  –  powiedziała  Adrienne,  nie  wiedząc,  co  teraz  zrobić.  Z 

całego serca pragnęła, Ŝeby Matt został z nią, choćby tylko przez krótką chwilę. 
Jego obecność, śmiech, który czaił się w orzechowych oczach, dodawały jej sił do 
Ŝ

ycia. 

– MoŜe usiądziesz? – zaproponowała w końcu. 
– Nie, dziękuję. Myślałem, Ŝe moŜe zjemy razem lunch. 
– Lunch? – Adrienne pomyślała o minie pana Dannengera. Ktoś musiałby 

ją tu zastąpić. W firmie nie było to zbyt dobrze widziane. Poza tym wychodząc, 
straci przynajmniej jedną godzinę pracy. 

–  Bardzo  chętnie  –  odparła  po  chwili  wahania,  czując  nagły  przypływ 

podniecenia, które zawsze wiązało się w jej myślach z osobą Matta. 

Zdjęła  płaszcz  z  wieszaka,  podniosła  torebkę  i  podeszła  do  kolegi, 

siedzącego przy sąsiednim biurku. 

– Thorndyke? – zawołała. Sąsiad podniósł się bez chwili zwłoki i Adrienne 

uświadomiła sobie, Ŝe cały czas gorliwie podsłuchiwał ich rozmowę. 

– Słucham? – spytał. 
– Czy mógłbyś mnie zastąpić? Wychodzę na lunch. 
– Na lunch, w ostatnim dniu miesiąca? – zdziwił się. 
– Tak. Zrobisz to dla mnie? – spytała krótko Adrienne. 
– Tylko pod warunkiem, Ŝe dasz mi zastępstwo do końca dnia. 
– Dobrze. Powiem to Sharon. 
– Taak, w porządku. – Potrząsnął z niedowierzaniem głową. – WciąŜ nie 

mogę w to uwierzyć. PrzecieŜ ty nigdy nie wychodzisz na lunch. 

– Coś się mogło zmienić – powiedziała Adrienne, podchodząc do Matta. 

Wciągnęła  głęboko  powietrze,  rozkoszując  się  silnym  zapachem  jego  płynu po 
goleniu. 

– Nigdy nie wychodzisz z biura? – spytał Matt, spoglądając na nią. 
– Nie zaczynaj, dobrze? – poprosiła Adrienne. – Spróbujmy być dla siebie 

nawzajem mili. Chyba moŜemy zjeść lunch jak cywilizowani ludzie, nie kłócąc 
się? 

– A kto się niby kłóci? 
– Wiem, do czego zmierzałeś. Miałeś zamiar znowu zrobić mi wykład na 

temat tego, Ŝe niedobrze robię, unikając radości Ŝycia codziennego. 

–  MoŜe  gdybyś  wyszła  czasem  z  biura,  nie  musiałabyś  odreagowywać 

stresu, przedrzeźniając swojego szefa – roześmiał się Matt. 

– O czym ty w ogóle mówisz? – spytała, czerwieniąc się i modląc w duchu, 

Ŝ

eby nikt nie usłyszał tej uwagi. 

Sharon obserwowała ich z uśmieszkiem na ustach. 

background image

–  Thorndyke  zgodził  się  mnie  zastąpić  do  końca  dzisiejszego  dnia  – 

powiedziała Adrienne. 

– Naprawdę? – spytała Sharon, z trudem usiłując ukryć zaskoczenie. – JuŜ 

nie wracasz? 

–  Oczywiście,  Ŝe  wrócę,  ale  zgodziliśmy  się,  Ŝe  tak  będzie  uczciwiej. 

Przysługa za przysługę. 

– A jeśli Adrienne by juŜ dzisiaj nie wróciła? – spytał Matt, stając odrobinę 

bliŜej recepcjonistki. 

–  Ja  na  pewno  wrócę  –  powiedziała  Adrienne,  nim  Sharon  zdąŜyła 

ochłonąć wystarczająco, by udzielić odpowiedzi. – Będę tu jak zwykle o drugiej, 
na zamknięcie giełdy. 

– O drugiej? Czy to konieczne? – spytał Matt, spoglądając na zegarek. – 

Teraz jest wpół do pierwszej. 

– Muszę wrócić przed drugą. Mamy godzinę. 
– Dobrze – przystał Matt, najwyraźniej siłą powstrzymując się od dalszych 

uwag. – Godzina to godzina. 

Wyszli przed budynek i Adrienne rozejrzała się, szukając wzrokiem jego 

czerwonej  corvetty.  Matt  wziął  ją  pod  ramię  i  poprowadził  do  małej, 
czterodrzwiowej hondy. 

– Co się stało z twoim starym samochodem? – spytała Adrienne, starając 

się zachować spokój pomimo ciepłego dotyku jego dłoni na ramieniu. 

– Teraz jeŜdŜę tym – odparł Matt – Och. 
Otworzył  drzwi  z  prawej  strony  i  pomógł  jej  wsiąść.  Samochód  był 

wyposaŜony mniej niŜ skromnie. Matt wsiadł i uśmiechnął się do Adrienne. 

– Podoba ci się? 
A co tu jest niby do podobania, pomyślała Adrienne. Samochód nie był zły, 

ale zupełnie nie pasował do tego męŜczyzny. 

– Na pewno jest bardzo oszczędny – powiedziała. 
– Bardzo oszczędny – powtórzył Matt, kiwając głową. 
–  No  i  ma  bardzo  praktyczny  kolor. –  Adrienne  zastanawiała się,  czemu 

właściwie  czuje  się  tak  bardzo  rozczarowana.  Sprzedając  swoją  corvettę,  Matt 
postąpił bardzo rozsądnie. Jako doradca finansowy, sama by mu to zaleciła. I z 
taką radą Matt z całą pewnością by się nie zgodził. 

Matt  jechał  ostroŜnie,  respektując  wszystkie  ograniczenia  prędkości.  Nie 

próbował nawet zaczynać rozmowy. 

– Jak się miewa Archie? – spytała wreszcie Adrienne. 
– Dobrze. Przesyła ci pozdrowienia. 
– Wiedział, Ŝe zamierzasz się ze mną spotkać? 
– Tak. 
JeŜeli  kiedykolwiek  marzyła  o  tym,  Ŝe  Matt  Kirkland  moŜe  kiedyś 

powrócić do  jej  Ŝycia,  z  pewnością nie  tak  sobie  to  wyobraŜała.  Oczekiwałaby 

background image

raczej, Ŝe wpadnie jak burza i porwie ją ze sobą. Prawdę mówiąc, tego właśnie się 
spodziewała,  kiedy  go  dziś  ujrzała.  Być  moŜe  zabiera  ją  na  lunch  w  jakieś 
szalenie ekscytujące, cudowne miejsce. MoŜe chce ją zaskoczyć. 

Samochód zatrzymał się przed tanią restauracją. 
– I jak, moŜe być? – spytał Matt, odwracając się w jej stronę. 
– T... tak – wyjąkała. – Ceny tu są całkiem przystępne. 
– Zgadza się – przytaknął Matt. – Sprawdzałem. 
– Sprawdzałeś? 
– Oczywiście. Nie mogę przekroczyć mojego budŜetu. 
– BudŜetu? 
Znów  się  do  niej  uśmiechnął,  tym  dziwnym,  pozbawionym  wyrazu 

uśmiechem, który zupełnie do niego nie pasował. 

– Tak, budŜetu – potwierdził. – Wejdziemy? 
Skinęła głową, zupełnie nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Czy to 

moŜliwe, Ŝeby czyjaś osobowość uległa tak drastycznym zmianom? 

Kiedy  usiedli,  Adrienne  zamówiła  stek  z  mnóstwem  dodatków,  a  Matt 

sałatkę z tuńczyka. Zupełnie jakby zamienili się rolami. Adrienne miała nadzieję, 
Ŝ

e Matt zaproponuje jej wino. PoniewaŜ jednak tego nie zrobił, zamówiła wodę 

mineralną. Matt poprosił o kawę. Bez kofeiny. 

–  No,  dobrze  –  odezwała  się  w  końcu.  –  Dlaczego  przyszedłeś  dziś  do 

mojego biura? 

– W interesach – odpowiedział, nie patrząc na nią. 
Na dźwięk tego beznamiętnego stwierdzenia nadzieja, Ŝe Matt ma na myśli 

coś niezwykle romantycznego, rozwiała się jak dym. Ale skoro on moŜe udawać, 
Ŝ

e  nigdy  dla  siebie  nic  nie  znaczyli,  ona,  Adrienne,  teŜ  potrafi  świetnie  zagrać 

swoją rolę. 

– Jakie to interesy? – spytała. 
–  Skorzystałem  z  twojej  rady  i  sprzedałem  samolot komuś,  kogo stać na 

naprawę i ubezpieczenie. 

– Rozumiem – potaknęła Adrienne. Teraz miała naprawdę ochotę zacząć 

krzyczeć. A więc zrobił to. Teraz, kiedy było juŜ za późno, kiedy najwyraźniej 
stracił  do  niej  wszelkie  uczucia.  Zacisnęła  dłonie  na  rogu  serwetki,  za  wszelką 
cenę starając się zachować spokój. 

– No, więc mam trochę pieniędzy, które chciałbym zainwestować. To samo 

zresztą dotyczy Archiego. Chcielibyśmy, Ŝebyś się tym zajęła. 

– Dlaczego akurat ja? 
– Obaj jesteśmy przekonani, Ŝe jesteś bardzo dobra w swoim zawodzie – 

powiedział, patrząc na nią uwaŜnie. Adrienne poczuła nagle, Ŝe zaraz wybuchnie 
histerycznym  śmiechem.  WyobraŜała  sobie,  Ŝe  lunch  z  Mattem  będzie  czymś 
nadzwyczajnym,  odmianą  w  codziennej  rutynie,  ucieczką  od  monotonii  pracy. 
Teraz  okazało  się,  Ŝe  czy  tego  chce,  czy  nie,  jest  to  spotkanie  w  interesach. 

background image

Najwyraźniej szalone sytuacje nie były jej juŜ pisane. 

– O jaki rodzaj inwestycji chodzi? – spytała, zdecydowana robić to, co do 

niej naleŜy, chociaŜ tak naprawdę miała ochotę natychmiast wstać i uciec. 

– Coś, co nie podlega opodatkowaniu, no i z niezbyt wysokim ryzykiem. 

Chcę mieć pewność, Ŝe moje pieniądze są bezpieczne. 

– Cooo? – Adrienne wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. 
–  Słyszałaś,  co  powiedziałem.  Jestem  pewien,  Ŝe  wiesz,  o  co  mi  chodzi. 

Podejrzewam nawet, Ŝe specjalizujesz się w takim właśnie typie inwestycji. 

Była to, niestety, prawda. Adrienne Ŝałowała z całego serca, Ŝe nie moŜe 

temu zaprzeczyć, choć ten jeden, jedyny raz. 

–  Więc  moŜesz  znaleźć  taką  lokatę?  –  spytał  Matt  –  Chyba  tak  – 

potwierdziła bez entuzjazmu. 

– Dobrze. Ale pamiętaj, nie chcemy ryzykować. 
– Co się z tobą stało, Matt – wybuchnęła Adrienne, nie mogąc dłuŜej tego 

wytrzymać.  –  MęŜczyzna,  którego  znałam,  zaŜądałby  ode  mnie  lokaty  o 
najwyŜszym  stopniu  ryzyka,  która  dawałaby  szanse  największych,  szybkich 
zysków, czegoś, co będzie ekscytujące, choć moŜna na tym stracić. Skąd nagle ta 
troska o bezpieczeństwo? 

– Być moŜe czas juŜ, Ŝebym spróbował zachowywać się bardziej ostroŜnie. 

Myślałem  teŜ  o  podwyŜszeniu  stawki  mojego  ubezpieczenia  i  podjęciu 
dodatkowej pracy. Słyszałem, Ŝe w jednym ze sklepów poszukują sprzedawcy do 
działu z butami. 

– Ty chyba zwariowałeś! 
– O co ci chodzi? 
– Ani mi się waŜ zaczynać pracę w jakimś głupim sklepie! Ani mi się waŜ! 

Nie  wiem,  co  cię  opętało  z  tymi  pomysłami  co  do  inwestycji,  małym 
samochodem i pracą w sklepie, ale to, co mówisz, brzmi po prostu śmiesznie. Ty 
sprzedający  buty,  to  mniej  więcej  to  samo,  co  tygrys  zajmujący  się  haftem 
artystycznym. 

– Ja myślałem... myślałem, Ŝe to pochwalisz – powiedział Matt uraŜony. 
Adrienne  popatrzyła  na  talerz  i  zaczęła  nerwowo  bawić  się  widelcem. 

Zaskoczyła  ją  własna  reakcja  na plany  Matta.  W  końcu sama  radziła  mu,  Ŝeby 
trochę spowaŜniał. Wtedy jednak nie miała pojęcia, jak będzie się czuła, widząc, 
jak  odchodzi  dawny  Matt,  wspaniały  człowiek,  którego  poznała  podczas 
pamiętnego weekendu. 

– Czy nie o takim zachowaniu kiedyś mi mówiłaś? 
– Tak, moŜe niektóre z twoich decyzji są całkiem sensowne – powiedziała, 

nie  patrząc  na  niego.  –  SprzedaŜ  samolotu  i  zainwestowanie  pieniędzy  jest 
słuszne, ale wydaje się, Ŝe straciłeś cały swój... 

– Samochód się pali! – zawołał męŜczyzna, wpadając do restauracji. – Na 

parkingu pali się czerwona corvetta! Czy jest tu moŜe jej właściciel? 

background image

–  Do  diabła!  –  Matt  zerwał  się  na  równe  nogi.  –  To  na  pewno  mój 

samochód – wymamrotał i wypadł na dwór co sił w nogach. 

background image

ROZDZIAŁ 14 

 
– Twój samochód? – zawołała Adrienne, zrywając się od stołu. – Ale ty 

masz  przecieŜ  białą  hondę!  –  W  drzwiach  minął  ją  wysoki  blondyn,  który 
wyskoczył na dwór, wołając Matta po imieniu. 

Adrienne pobiegła za nim. W oddali rozległo się wycie syreny. Parking był 

pełny gryzącego dymu. 

Wybiegając zza rogu, Adrienne ujrzała starą corvettę Matta, której przód 

zasłaniała  chmura  czarnego  dymu.  Spod  pokrywy  silnika  wyskakiwały  wesołe 
płomyczki.  Matt  i  blondyn,  którego  widziała  w  restauracji,  stali  o  dwa  metry 
dalej, machając rękami i krzycząc. Na parking wjechała straŜ poŜarna. Adrienne 
gorączkowo usiłowała się w tym wszystkim połapać. Matt ma dwa samochody? 
Ale jeŜeli nawet tak jest, czemu zaparkował obydwa przed tą samą restauracją? I 
kim jest ten blondyn, z którym Matt się teraz kłóci? Patrząc na płonący samochód, 
Adrienne  zdała  sobie  sprawę,  Ŝe  całe  to  zamieszanie  wydaje  jej  się  dziwnie 
znajome.  Czuła  się teraz bardziej  naturalnie  i swobodnie,  niŜ podczas nudnego 
lunchu z Mattem. 

Nareszcie  ogień  został  ugaszony  i  wóz  straŜacki  opuścił  parking.  Gapie 

wrócili do restauracji i wkrótce Adrienne, Matt i tajemniczy blondyn pozostali na 
parkingu sami. 

– Nic nie rozumiem – zdumiała się Adrienne, szczękając zębami z zimna. 
– Ten samochód nie miał się zapalić – zawołał Matt, patrząc na poczerniałą 

corvettę. 

– To nie moja wina, Matt – usprawiedliwiał się blondyn. 
– Tak – westchnął Matt. 
– Słowo ci daję, wszystko było w porządku. 
–  Na  pewno  masz  rację,  Jack.  –  Matt  połoŜył  mu  dłoń  na  ramieniu.  – 

Przepraszam, Ŝe się tak uniosłem. Ostatnio byłem trochę zdenerwowany. 

Adrienne przyglądała się to jednemu, to drugiemu męŜczyźnie. Wreszcie 

wyciągnęła rękę do Jacka. 

– Dzień dobry, jestem Adrienne – przywitała się. 
– Wiem – odparł blondyn. 
– Cieszę się, Ŝe jest pan tak dobrze poinformowany – powiedziała czując, 

Ŝ

e  jej  cierpliwość  zaczyna  się  wyczerpywać.  –  Wszyscy,  oprócz  mnie, 

najwyraźniej doskonale wiedzą, o co tu chodzi. 

–  Och,  Adrienne,  to  jest  Jack  –  przedstawił  Matt  –  Kupiłeś  samochód 

Matta? – spytała Adrienne. 

– Nie – odparł Jack. – Ale poŜyczyłem mu moją hondę. Ja przyjechałem 

corvettę, Ŝeby mógł nią wrócić, ale teraz chyba mamy juŜ tylko jeden samochód 
na spółkę. MoŜe was gdzieś podwieźć? 

background image

– Przestań! – przerwała mu Adrienne. – Nic z tego nie rozumiem. Czy ktoś 

byłby uprzejmy mi wytłumaczyć, co tu się, do diabła, dzieje? 

–  Zostawiłem  ciastko  i  kawę  na  stoliku  –  powiedział  Jack,  rzucając 

Mattowi niespokojne spojrzenie. – MoŜe pójdę je dokończyć, a wy to sobie w tym 
czasie sami wyjaśnicie. 

– Jesteś tchórzem, Jack – roześmiał się Matt. 
– To ty powiedziałeś mi, Ŝe ta kobieta to dynamit. 
– Co niby powiedziałeś? – Adrienne odwróciła się do Matta. 
– To do zobaczenia – rzucił Jack, szybko się wycofując. 
–  Dlaczego  mówiłeś  o  mnie  coś  takiego  swojemu  przyjacielowi?  – 

zawołała Adrienne. 

Matt  skrzyŜował  ramiona  i  przyglądał  jej  się  z  ukosa,  tłumiąc  z  trudem 

uśmiech. 

– Doprawdy nie wiem, jak teŜ coś podobnego mogło mi w ogóle przyjść do 

głowy – odezwał się w końcu. 

–  I  przestań  tak  na  mnie  patrzyć,  dobrze?  Mam  wszelkie  prawo  być 

zdenerwowana, przywlokłeś  mnie  tutaj poŜyczonym  samochodem,  Bóg  wie  po 
co, a teraz... 

–  Przywlokłeś?  PrzecieŜ  nie  mogłaś  juŜ  doczekać  się  chwili,  w  której 

wreszcie  wydostaniesz  się  z  tego  biura.  Patrzyłaś  na  mnie  łakomie,  jak  kot  na 
talerzyk śmietanki. 

– Wcale nie! Ja tylko... 
– Chodź tu – powiedział, biorąc ją w ramiona. – Tak, teraz lepiej. Całkiem 

jak za dawnych, dobrych czasów, znowu pięknie się kłócimy! 

–  Za  złych  dawnych  czasów  –  poprawiła,  próbując  bez  przekonania 

wydostać się z jego ramion. Tak dobrze się czuła, stojąc blisko niego. 

– Nie uwaŜam, Ŝeby były aŜ takie złe. – Przesunął dłonią po jej plecach i 

popatrzył  głęboko  w  oczy.  –  Ten  weekend  to  były  najpiękniejsze  dni  w  całym 
moim Ŝyciu. 

– To było szaleństwo – powiedziała z bijącym mocno sercem. 
–  Tak.  Wspaniałe  szaleństwo.  –  Objął  dłońmi  jej  pośladki  i  przytulił 

mocniej do siebie. – Powiedziałaś, Ŝe tego nie lubisz. 

– To prawda. Nie lubię. 
– Kłamczucha. Jak tylko zacząłem mówić o bezpiecznej lokacie kapitału, 

widziałem  wyraźnie,  jak  światełko  zainteresowania  gaśnie  w  twoich  pięknych 
brązowych oczach. Ale teraz to światełko znów się pali, Adrienne. Wystarczy ci 
jedna mała katastrofa, i juŜ Ŝyjesz pełnią Ŝycia, rozkoszując się kaŜdą chwilą. 

–  I  ty  myślisz,  Ŝe  ja  to  lubię?  Samoloty,  które  się  rozbijają,  męŜczyzn 

wymachujących dubeltówką, płonące samochody? 

– Myślę, Ŝe to uwielbiasz. Cała ta bajeczka o lokatach kapitału śmiertelnie 

cię znudziła. No, powiedz prawdę. Szczerze. 

background image

–  Zaraz,  zaraz.  Bajeczka?  –  Odchyliła  się,  ale  tak  naprawdę  wcale  nie 

starała się wyrwać z jego silnych ramion. 

–  Tak.  Jak  juŜ  powiedział  ci  Jack,  poŜyczyłem  samochód,  wybrałem  tę 

restaurację  i  obmyśliłem  całe  mnóstwo  nudnych  tematów  do  rozmowy,  Ŝeby 
sprawdzić, czy to ci naprawdę odpowiada. To było cudowne widzieć jak na dłoni, 
Ŝ

e  nie  podoba  ci  się  taki  typ  męŜczyzny.  Właśnie  mnie  za  to  chciałaś  surowo 

skarcić, kiedy samochód się zapalił. 

– Wszystko zmyśliłeś? – Adrienne poczuła panikę. JeŜeli Matt wciąŜ ma 

stary  samolot,  jeŜeli  nie  zmienił  się  ani  na  jotę,  będzie  musiała  trzymać  się  na 
baczności. 

– Nie wszystko. 
– Więc co jest prawdą? – Adrienne odrobinę się rozluźniła. 
– Sprzedałem samolot, jak tylko wyciągnęliśmy go z kanionu. Twoja rada 

była słuszna. Razem z Archiem chcemy ulokować te pieniądze, ale zaleŜy nam na 
jak najwyŜszym zysku w jak najkrótszym czasie. Budujemy lądowisko, będę tam 
woził turystów, a Archie będzie ich zabierał na poszukiwanie złota. 

W oczach Matta błyszczało znów to samo podniecenie, radość Ŝycia, którą 

tak  podziwiała  i  kochała.  Coś  się  jednak  zmieniło.  Adrienne  wzięła  głęboki 
oddech. 

– Czy... Czy corvetta była ubezpieczona? 
– Tak. Wstyd przyznać, ale twoje uwagi miały zbawienny wpływ. 
– Ale ty mnie oszukałeś! – zaprotestowała Adrienne, starając się wzbudzić 

w  sobie  szczere  oburzenie.  –  Biorąc  pod  uwagę  to,  jak  ukartowałeś  nasze 
dzisiejsze spotkanie, powinnam... 

– Powinnaś pozwolić mi się pocałować. Wiem, Ŝe tego właśnie pragniesz. 

–  Głos  Matta  stał  się  miękki  i  czuły.  –  Adrienne,  powiedz  mi,  szczerze.  Czy 
kiedykolwiek czułaś do kogoś to, co czuliśmy do siebie w tamten weekend? 

– Taką złość? Nie, nigdy. 
– I taką namiętność, i miłość? 
Patrzyła  na  niego  w  milczeniu.  Nie,  nigdy  przedtem  nie  czuła  takiej 

miłości. I wciąŜ ją czuje. 

– Przez ten weekend nauczyliśmy się nawzajem, jak bardzo moŜna kochać 

–  powiedział.  –  Nie  umiem  tego  zapomnieć.  Potrzebuję  ciebie  i  jestem  na  tyle 
szalony, by sądzić, Ŝe ty teŜ mnie potrzebujesz. 

– Matt, ja nie wiem. Tak bardzo się róŜnimy. 
–  Ale  to  jest  właśnie  najpiękniejsze.  Jesteśmy  do  siebie  podobni  w 

niektórych, najwaŜniejszych rzeczach. Oboje jesteśmy odwaŜni i lojalni. Oboje 
lubimy, Ŝeby się wokół nas coś działo. Czy beze mnie nie było ci trochę nudno? 

– Troszeczkę – przyznała Adrienne. 
– A moŜe trochę bardziej niŜ troszeczkę? 
– No, dobrze, ale... 

background image

–  To  tylko  chciałem  wiedzieć.  Słuchaj,  zarezerwowałem  pokój  w 

Sheratonie. Zamówiłem pościel w róŜyczki. Jedziemy tam. Teraz. 

– Dokąd? 
– Mamy spore zaległości. Musi nam być przy tym wygodnie. 
– Matt, to bardzo kosztowne. To szaleństwo – Adrienne poczuła, Ŝe rozpala 

się w niej płomień poŜądania. 

– Właśnie. Ale na pewno ci się spodoba. 
–  Ale  ja  muszę  wrócić  do  biura  –  powiedziała,  próbując  po  raz  ostatni 

zaprotestować. – Niedługo zamyka się giełda. 

–  Wcale  cię  nie  obchodzi  ani  giełda,  ani  praca  –  oświadczył,  patrząc  jej 

głęboko w oczy. – Na pewno nie w tej chwili. Pragniesz dokładnie tego samego, 
co i ja. 

– Wcale nie! – skłamała, wiedząc doskonale, Ŝe na pewno nie wróci dziś do 

biura ani nie pojedzie do Utah. 

– Wcale... nie – powiedziała ciszej, gdy  Matt pochylił głowę i przesunął 

wargami po jej ustach. 

– Co powiedziałaś? – zamruczał. 
– Tak – wyszeptała. 
– Zapamiętaj to słowo – powiedział z ustami przy jej twarzy. – Będzie ci 

znowu potrzebne naprawdę niedługo. 

–  Potem  pocałował  ją,  a  Adrienne  z  westchnieniem  odwzajemniła 

pocałunek,  oddając  mu  się  na  całe  Ŝycie,  Ŝycie  pełne  zaufania,  miłości...  oraz 
miliona grzesznych rozkoszy.