background image

Kate Walker 

Włoski kochanek 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Alice Howard nie musiała sprawdzać, kto tak 

energicznie dzwoni do drzwi. Ten mężczyzna był 

ostatnią osobą na świecie, którą chciałaby spotkać, 

choć jednocześnie marzyła, by ujrzeć go pono­

wnie. 

Na samą myśl o nim poczuła, że uginają się pod 

nią nogi. Nawet nie mogła podejść do okna, aby 

potwierdzić tożsamość nieoczekiwanego gościa. 

Zresztą wcale nie zamierzała tego robić. Była 

całkowicie pewna, że się nie myli. 

Zdziwił ją tylko ten pośpiech. Zaledwie trzy 

dni wcześniej wysłała do niego list z informacją, 

że powinni omówić pewną ważną sprawę. Po­

głaskała brzuch, w którym zaczynało rosnąć 

dziecko tego człowieka. Bardzo ważna sprawa 

- tak to ujęła w liście. Z pewnością się nie 

myliła. 

Przyjechał błyskawicznie, i to bez żadnej zapo­

wiedzi, bez ostrzeżenia. Nie usłyszała nawet war­

kotu silnika auta sunącego wiejską drogą prosto 

pod jej bramę. 

Dzwonek zabrzmiał donośnie i zdecydowanie. 

background image

176 

KATE WALKER 

Natrętnie zakłócił ciszę panującą w małym domku, 

zimny i nieustępliwy niczym sam Domenico. 

Domenico. 

Wreszcie pozwoliła sobie na to, by wypowie­

dzieć to imię w myślach. Przyznała przed samą 

sobą, że niecierpliwie oczekiwała tego gościa, 

choć zarazem to spotkanie budziło w niej potworne 

obawy. 

A może zwyczajnie wciąż go pragnęła? 

Niestety, Alice nie znała odpowiedzi na to py­

tanie. 

Pokręciła głową. Ciemne, długie włosy opadły 

na jej bladą, niemal białą twarz. Przygryzła dolną 

wargę i zmrużyła zmęczone, błękitne oczy. 

- Domenico... 

Mimowolnie wypowiedziała jego imię na głos 

i usiadła na wąskim łóżku w niewielkiej, bardzo 

skromnie umeblowanej sypialni. W oknach wisia­

ły grube, aksamitne zasłony o barwie soczystej 

zieleni, ale i tak wiedziała, co się za nimi znajduje. 

Mimo usilnych starań od dłuższego czasu nie 

mogła zapomnieć przystojnego barczystego bru­

neta o ciemnych oczach. Kiedyś, zaledwie kilka 

miesięcy temu, szczerze go kochała. Łzy, które 

przelała po rozstaniu, nie wystarczyły, aby udało 

się jej wymazać z pamięci obraz mężczyzny, nie­

gdyś najważniejszego w jej życiu. 

Niestety, Domenico jasno dał do zrozumienia, 

że nie interesuje go jej miłość. Potraktował ją 

okrutnie i niegodziwie, choć otworzyła się przed 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  1 7 7 

nim bez żadnych zahamowań. Była dla niego nic 

nieznaczącą zabawką. Nie pozostało jej nic in­

nego, jak tylko go zostawić i wyjechać. Nie znios­

łaby kolejnych upokorzeń. 

Sądziła, że powrót do rodzinnego domu w Ang­

lii załatwi sprawę. Mieszkała na wsi, tysiące kilo­

metrów od urokliwej, włoskiej Florencji, miasta, 

w którym poznała Domenica. Wróciła do kraju, 

gdyż chciała odzyskać równowagę psychiczną 

i ponownie stanąć na nogi. 

Dopiero teraz, siedząc na łóżku, zrozumiała, że 

wysłanie listu do Domenica było błędem. Nie 

powinni się spotykać. Przynajmniej jeszcze nie 

teraz. Nie była na to gotowa. 

- Alice! 

No tak, naturalnie był to jego głos. Jeszcze, 

niedawno z rozkoszą wsłuchiwała się w ten dźwię­

czny, poetycki akcent. Teraz jednak Domenico 

ledwie panował nad wściekłością, krzyczał donoś­

nie - a właściwie zwyczajnie się darł. 

- Alice, słyszysz mnie? Alice? Otwórz te cho­

lerne drzwi, psiakrew! Przecież dobrze wiem, że 

tam jesteś! 

Pomyślała, że to blef. Niby skąd miał to wie­

dzieć? Celowo ją prowokował, jak zwykle. Inaczej 

po prostu nie potrafił. 

Już dawno temu doszła do wniosku, że Domeni­

co nigdy nie przyznawał się do błędu i zawsze był 

niesłychanie pewny siebie. Uważał, że wszystko 

wie i rozumie, bez trudu i bez żadnych zahamowań 

background image

178 

KATE WALKER 

radził sobie z przeciwnościami losu. Z pewnością 

urodził się taki. Alice pomyślała złośliwie, że już 

jako niemowlę leżał w łóżeczku i spoglądał na 

świat z zadufaniem godnym maleńkiego rzym­

skiego cesarza, świadomy, że wystarczy byle gest 

czy westchnienie, aby gromada służących biegła 

mu z pomocą. Zapewne większość dzieci bogaczy 

dorastała w przekonaniu, że cały świat należy do 

nich i nikt nie jest w stanie się im przeciwstawić, 

bo pieniądze są w stanie wszystko załatwić. 

Teraz oczywiście frustrowało go, że Alice nie 

wykonuje jego polecenia, więc postanowił ją zmu­

sić, by się ujawniła. 

- Idź stąd! - wymamrotała pod nosem i zerk­

nęła w kierunku okna. Była całkowicie pewna, że 

Domenico jej nie widzi. Nie miał żadnych dowo­

dów, że się tu skryła. 

Dobrze wiedziała, że jeśli pozostanie na miej­

scu, daleko od okna, ukryta za grubymi murami 

domu, wówczas frustracja Domenica ostatecznie 

przerodzi się w znużenie, a potem w złość na 

samego siebie. Niepożądany przybysz sążniście 

zaklnie pod nosem, zatrzaśnie za sobą drzwi samo­

chodu i odjedzie z niesmakiem oraz zgrzytem opon 

na kamienistym podjeździe. 

I Alice znowu będzie wolna. 

Przynajmniej na jakiś czas. 

Rzecz jasna, nie mogła liczyć na to, że Domeni­

co Parrisi rozzłości się do tego stopnia, by zniknąć 

na zawsze i już nigdy nie wrócić. Niestety, tak 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

179 

łatwo nie odpuszczał. Z pewnością nie zamierzał 

darować sobie po pierwszej próbie. 

Domenico właściwie nigdy nie rezygnował. 

Wszyscy zgodnie potwierdzali, że jak nikt potrafi 

zawziąć się w swoim uporze i nie poddawać, nawet 

wbrew rozsądkowi. 

Było całkiem oczywiste, że niedługo wróci, aby 

przeprowadzić rozmowę, o którą poprosiła go w li­

ście. Co jej przyszło do głowy? No cóż, mogła 

winić tylko siebie za to, że stał teraz pod domem 

i głośno pokrzykiwał. 

Póki co jednak, Alice mogła odetchnąć z ulgą. 

Zyskała na czasie, miała okazję zastanowić się nad 

strategią. Była pewna, że Domenico lada moment 

znudzi się i odjedzie. 

Na dworze zapanowała podejrzana cisza. 

Umilkł natrętny dzwonek, podobnie jak głos Do-

menica. Nie słyszała, jak samochód odjeżdżał - ale 

w końcu nie słyszała również, jak przyjeżdża! 

Naprawdę dał sobie spokój i pojechał? Czyżby 

tym razem dopisało jej szczęście i uniknęła kon­

frontacji? Niemal bała się w to uwierzyć. 

Podeszła do okna, aby wyjrzeć, lecz zielona 

zasłona uniemożliwiała ocenę sytuacji. Alice od­

sunęła aksamit o kilka centymetrów, pochyliła się 

i spojrzała... 

Prosto w śniadą, urodziwą twarz. Błękitne oczy 

dziewczyny znajdowały się na wysokości ciemno­

brązowych oczu Domenica. 

Przystojny Włoch oddalił się od drzwi domu 

background image

180 

KATE WALKER 

i stał oparty o maskę srebrnego sportowego auta. 

Długie nogi skrzyżował w kostkach, ręce na piersi. 

Łagodne, wiosenne słońce rozjaśniało jego czarne 

włosy, delikatny wiatr muskał lśniące kosmyki. 

Czekał, niczym potężny kocur, zaczajony przy 

mysiej dziurze, w pełni świadomy, gdzie zniknął 

drobny, płochliwy gryzoń. Wiedział, w którym 

miejscu mysz zjawi się ponownie, więc oczekiwał 

jej cierpliwie, przekonany o tym, że dopnie swego. 

Miał czas. Miał mnóstwo czasu. 

Teraz spoglądał prosto na Alice. Zmrużył oczy 

i zacisnął wargi, zwykle kusząco rozchylone. 

Chłód w jego źrenicach zdawał się przeszywać 

dziewczynę na wskroś, docierając do serca. 

Potem podniósł rękę i wyniośle machnął dłonią. 

Wymowa tego gestu była aż nazbyt jasna dla 

Alice. Równie dobrze mógłby wielkimi literami 

wypisać polecenie na karoserii swojego drogiego 

samochodu. 

„Chodź tutaj, i to już", zdawał się mówić. 

„Biegiem, bo zaczynam tracić cierpliwość". 

Alice poczuła, jak zmienia się jej nastrój. No 

cóż, konfrontacja była nieunikniona. 

- Zgoda - mruknęła do niego ze swojej bez­

piecznej kryjówki za szybą. - Przyjdę. Ale ostrze­

gam: możesz tego żałować. 

Domenico przeczuwał, że Alice jest w domu 

i ulżyło mu, gdy się przekonał, że miał rację. Ze 

smutkiem spojrzał jej w twarz, która szybko znik-

background image

WŁOSKI KOCHANEK  1 8 1 

nęła za zasłoną. Dobrze, że jednak tu była, w prze­

ciwnym wypadku musiałby wracać z niczym. Nie 

miał czasu ani ochoty na bezsensowne wyjazdy. 

Może prościej byłoby wymazać ją z pamięci, 

jak ona bez żadnego wysiłku wymazała te wszyst­

kie miesiące, które razem spędzili? Nie mógł. 

W jego umyśle bezustannie tkwiły wspomnienia, 

których nie chciał ani trochę odświeżać. 

On i Alice Howard tworzyli parę. Tak przynaj­

mniej uważał, ona jednak najwyraźniej była in­

nego zdania. Z zimną krwią oświadczyła mu w pe­

wnej chwili, że tylko „dobrze się bawiła", ale 

skoro zabawa dobiegła końca, to na nią pora. 

Dodała jeszcze, żeby nie próbował jej szukać, bo to 

bez sensu. 

I już. Tylko tyle. Spakowała manatki i zniknęła. 

Opuściła jego dom, jego życie, świat. Ani razu nie 

obejrzała się za siebie, nie wytłumaczyła się ze 

swojej decyzji. Po prostu dała mu do zrozumienia, 

że nie ma dla niego czasu i nie jest nim zaintereso­

wana. 

Kobieta w oknie tego nędznego, małego domku 

na wsi nie wydawała się ani trochę rozentuzjaz­

mowana jego widokiem. Patrzyła na niego jak na 

wyjątkowo paskudnego stwora, który właśnie wy­

pełzł z zarośniętego bajorka pośrodku zaniedbane­

go trawnika. Zamiast ruszyć się, aby wpuścić goś­

cia, Alice stała jak wryta. 

Rzuciła go. Nie przywykł do takiego traktowa­

nia i jej zachowanie wyjątkowo go uraziło. Co tu 

background image

182 

KATE WALKER 

kryć, uraziła jego ambicję. W gruncie rzeczy za­

wsze on decydował o rozstaniu z kobietą, i taki 

układ mu odpowiadał. Dzięki temu wiadomo było, 

że nie ma powrotu do dotychczasowego związku. 

On za to ręczył. 

Niejasne sytuacje utrudniały życie, powstrzy­

mywały człowieka przed wyruszeniem w dalszą 

drogę. Domenico wolał jednoznaczne rozwiąza­

nia. W wypadku Alice nie było mowy o jedno­

znaczności. 

Wiedział, co ryzykuje. Nie musiał tutaj przyjeż­

dżać. Nie bardzo uśmiechała mu się perspektywa 

zamkniętych drzwi w domu byłej dziewczyny. Być 

może cała podróż miała się okazać niepotrzebną 

stratą czasu. Z pewnością jednak nie zamierzał 

ponownie się tu pojawiać, gdyby po raz drugi 

zmieniła zdanie i postanowiła się z nim spotykać, 

mimo wszystko. 

Nagle zamarł, usłyszawszy szczęknięcie klam­

ki. Pomalowane na biało drzwi się uchyliły i Alice 

stanęła na progu. 

- Damnazionel 

Zaklął cicho, kiedy uświadomił sobie, jak pioru­

nujące wrażenie na nim wywarła. Wyraźna reakcja 

w dolnych partiach jego ciała aż nader dobitnie 

świadczyła o tym, czemu pokonał tak długą drogę, 

aby się znaleźć blisko Alice. 

Nadal rozpaczliwie pragnął tej kobiety. 

Pożądał jej od pierwszego wejrzenia i nic się nie 

zmieniło, choć bardzo by sobie tego życzył. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  1 8 3 

Alice była ubrana znacznie mniej formalnie niż 

wtedy, kiedy się spotykali. Przywykł do tego, że 

zwykle nosiła klasyczne, eleganckie stroje o dos­

konałym kroju, dziś jednak włożyła długi luźny 

podkoszulek w kolorze jasnofioletowym, czarne 

dżinsy, a także czarny bawełniany kardigan. Wy­

tarty materiał spodni pięknie podkreślał jej długie 

nogi, a miękka bawełna podkoszulka opinała 

kształtne biodra. Domenicowi zaschło w ustach 

z pożądania. Alice stała boso, lekko podkurczając 

drobne, różowe palce na chłodnym kamieniu. 

- Słucham? - spytała ostro, nieprzyjaźnie. 

Jej surowy ton przypomniał mu, że bardzo go 

skrzywdziła. Opuściła go, a nigdy wcześniej nie 

spotkało go nic podobnego. 

- Buongiorno, signorina Howard - odezwał 

się, z trudem przezwyciężając suchość w gardle 

i spojrzał jej w oczy. 

Alice wydawała się bledsza niż zwykle, a w do­

datku lodowato onieśmielająca. 

Wcześniej powtarzał sobie, że umysł płata mu 

figla, że we wspomnieniach wyolbrzymia urodę tej 

kobiety. Teraz jednak Domenico pojął, że ponow­

ne rozstanie z nią nie wchodzi w grę. Najbardziej 

na świecie pragnął podbiec do niej, chwycić ją 

w ramiona i zanieść do najbliższego łóżka, albo 

choćby wziąć ją na podłodze. Jego mięśnie stężały, 

gdy bezskutecznie próbował zapanować nad sobą. 

- Jak rozumiem, chciałaś ze mną rozmawiać 

-powiedział. W jego głosie pobrzmiewało napięcie. 

background image

184 

KATE WALKER 

Alice nie sprawiała wrażenia zadowolonej ze 

spotkania. Najwyraźniej nie poczuła żadnej ulgi. 

Dziwne, przecież sama do niego napisała, a on 

przyjechał najszybciej, jak mógł. Jej niebieskie 

oczy wydawały się zimne i odległe niczym ocean 

- ten angielski ocean, który nie przypominał wód 

Morza Śródziemnego. 

- Więc mów - dodał zirytowany. 

Mów! 

Rozkaz zadźwięczał w głowie Alice. 

Mów. 

Co mogła powiedzieć? Czy istniał temat, który 

mogła bezpiecznie poruszyć? Przecież nie mogła 

tak po prostu obwieścić mu na wstępie, że jest 

w ciąży. 

- Powinniśmy porozmawiać w środku. 

- Jak wolisz. 

Głos Domenica wydawał się równie ostry i nie­

przyjemny jak wyraz twarzy. 

Jego spojrzenie zdawało się mówić: „Sprowa­

dziłaś mnie pod swoje drzwi, ale na tym koniec. 

Nie zmusisz mnie do tego, żebym zrobił coś, na co 

nie mam ochoty". Przenikliwy wzrok Domenica 

był dla niej równie bolesny, jak uderzenie w poli­

czek. 

Jak mogła rozmawiać z człowiekiem, który 

najwyraźniej miał wobec niej złe intencje? Kiedyś 

była przekonana o jego szczerości i uczciwości, 

więc brała za dobrą monetę historie, które jej 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  1 8 5 

opowiadał. We wszystko wierzyła bez najmniej­

szych zastrzeżeń. Doskonale pamiętała, jak kiedyś 

otwarcie oświadczył, że nie będzie się bawił w mał­

żeństwo. 

Musiała wziąć się w garść. 

- Pić mi się chce - oznajmiła bezbarwnym 

głosem. Usiłowała mówić tak, jakby jego po­

trzeby kompletnie jej nie obchodziły. - Jeśli 

chcesz, wejdź. Jeśli nie, zostań na dworze - do­

dała. 

Zostawiła otwarte drzwi. Zabrakło jej śmiało­

ści, aby zerknąć przez ramię, czy za nią idzie. 

Usiłowała sobie wmówić, że kompletnie jej to nie 

obchodzi, ale doskonale wiedziała, że oszukuje 

samą siebie. 

Jego bliskość zachwiała światem Alice. Jej ser­

ce biło gwałtownie, walczyła z zawrotami głowy. 

W pewnej chwili poczuła falę mdłości. 

Niedawno musiała stoczyć ze sobą bitwę, aby 

się od niego uwolnić, a teraz najwyraźniej znowu 

wpadła w pułapkę uczuć. Była bezradna. Nie wie­

działa, jak sobie z nimi poradzić. 

Czemu przyjechał? Tylko dlatego, że wysłała 

mu list? Dlaczego dopiero po dwóch długich mie­

siącach postanowił ją odnaleźć? Wcześniej zupeł­

nie go nie obeszło, że postanowiła się z nim 

rozstać? 

- Możesz mi zrobić drinka. 

Nie słyszała, by za nią wchodził, więc pod­

skoczyła jak przestraszona kotka i niechcący 

background image

186 

KATE WALKER 

uderzyła szklanką o kran, z którego nalewała sobie 

wody. 

- Nerwowa jestem, co? - spytał Domenico 

ironicznie. - W czym problem? Masz poczucie 

winy? 

- Ani trochę. - Alice z trudem zapanowała nad 

drżeniem rąk. Nalała wody do szklanki, zakręciła 

kurek i odwróciła się do gościa. Liczyła na to, że 

Domenico odbiera jej zachowanie jako nonszalanc­

kie i swobodne. - Po prostu uznałam, że jednak 

zostaniesz na dworze i nie zechcesz wejść. No, ale 

skoro się zdecydowałeś... Czego się napijesz? Ka­

wy? A może herbatki? 

- Żartujesz sobie, prawda? Dobrze wiesz, że 

nie pijam herbaty. - Aż nim zatrzęsło z obrzydze­

nia. Nie rozumiał angielskiego uzależnienia od tej 

paskudnej używki. - Chyba o tym nie zapom­

niałaś? 

- Och, wybacz, proszę. Co z oczu, to z serca 

- mruknęła. 

To mu się wyraźnie nie spodobało. Spojrzał na 

Alice tak złowrogo, że poczuła ucisk w gardle. 

Doszła do wniosku, że niepotrzebnie go roz­

złościła. Chciała, by jej uważnie wysłuchał i by 

wspólnie coś postanowili w sprawie przyszłości 

dziecka, które miało się urodzić. Zaślepiony 

wściekłością nie był do tego zdolny. Postanowiła 

złagodzić ton. 

- Mogłeś przecież zupełnie się zmienić. Nasz 

związek skończył się już jakiś czas temu - ciągnęła 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

187 

z pozorną obojętnością. - Poza tym wcale nie 

jestem pewna, czy w ogóle kiedykolwiek znałam 

prawdę o tobie. Nie byliśmy sobie specjalnie 

bliscy. 

- Spędziliśmy razem pół roku. 

- Chyba zapominasz, że przez większość czasu 

przebywałeś w pracy lub za granicą - przypo­

mniała mu chłodno. 

- Zanim się zaangażowałaś, ostrzegłem cię, że 

tak to będzie wyglądało - przypomniał jej Dome-

nico spokojnie. - Nigdy nie mydliłem ci oczu. 

- To prawda - przyznała. - Podkreślałeś to aż 

nazbyt często. 

Domenico zawsze twierdził, że praca jest treś­

cią jego życia. Nie osiągnąłby wiele, gdyby był 

wielbicielem życia rodzinnego i tylko siedział 

w domu, a przecież stał na czele imperium kom­

puterowego Parrisi, wartego setki milionów fun­

tów. Tak, z Domenikiem należało się liczyć. 

Ludzie niewiele o nim wiedzieli, nawet dzien­

nikarzom nie udało się dotrzeć do jego rodziny. 

Sprawy związane ze swoim pochodzeniem otaczał 

tajemnicą. Krążyły pogłoski, że nigdy nie sypia, 

rzadko kiedy jada, głównie pracuje. Podobno jedy­

nych rozrywek zażywał nocą, podczas schadzek 

z pięknymi kobietami. 

Trzeba przyznać, że wyjątkowo urodziwymi. 

Widywano je u jego boku podczas wszystkich 

ważnych uroczystości, na których naturalnie nie 

mogło zabraknąć prasy. Następnego dnia rubryki 

background image

188 

KATE WALKER 

towarzyskie były pełne jego zdjęć. Zawsze po­

jawiał się w towarzystwie jakiejś niezwykłej pięk­

ności. 

Alice zdążyła się przekonać, że kobiety, z który­

mi się afiszował, w gruncie rzeczy nie miały dla 

Domenica najmniejszego znaczenia. 

- Więc nie dlatego wyjechałaś? 

Zdumiała się zarówno tym nieoczekiwanym 

pytaniem, jak i faktem, że Domenico stał teraz 

niepokojąco blisko niej. Serce Alice załomotało. 

- Powiedziałam ci przecież, dlaczego musia­

łam wyjechać - zauważyła cicho. 

- O tak, rzeczywiście. Przestałaś się dobrze przy 

mnie bawić, i w związku z tym postanowiłaś odejść. 

- W jego głosie usłyszała lekko uwodzicielski ton. 

A może tylko się jej zdawało... -A teraz powiedz mi 

prawdę. Czemu się znudziłaś, słonko? Hm? Na­

prawdę myślisz, że nie znam twojej tajemnicy? 

- Po prostu... 

Zawiesiła głos, nie mogąc wykrztusić ani słowa. 

Na przemian otwierała i zamykała usta, lecz nie 

wydobył się z nich żaden dźwięk. Czuła, że wy­

gląda jak bezmyślna ryba. Domenico uśmiechnął 

się pod nosem. 

- Kiedy skończyła się dla ciebie dobra zabawa? 

- dopytywał się. - Bo dla mnie trwała do samego 
końca. 

- Do końca? 

Czy ten piskliwy głosik naprawdę wydobywał 

się z jej gardła? 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  1 8 9 

- Bezwzględnie - potwierdził. 

- Kawa gotowa - oświadczyła, aby zmienić 

temat i zebrać myśli. 

Domenico powoli pokręcił głową, a jego 

uśmiech stał się wyraźnie łobuzerski. 

- Za kawę raczej podziękuję - mruknął. 

Co takiego? Alice znowu chciała coś powie­

dzieć, ale naprawdę żaden dźwięk nie chciał 

przejść przez jej ściśnięte gardło. Nerwowo prze­

sunęła językiem po pełnych wargach. Nagle zdała 

sobie sprawę z tego, że gość nie odrywa wzroku od 

jej ust. 

- Słucham? - wykrztusiła chrapliwie. 

- Jest coś, na co mam znacznie większą ochotę. 

Zanim zdołała ponownie odetchnąć, przywarł 

wargami do jej ust. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Domenico musiał to przyznać: poniósł porażkę. 

Nie zdołał się oprzeć pokusie. Wszedł do domu 

Alice z mocnym postanowieniem, że będzie tylko 

obserwował, jak się rozwinie sytuacja, żeby przy­

padkiem nie popełnić błędu przy podejmowaniu 

następnej decyzji. 

Znajome, nieznośne pożądanie dopadło go jed­

nak w chwili, gdy spojrzał na Alice. 

Z początku zamierzał pozostać na dworze. 

Przynajmniej w ten sposób mógł utrzymać dystans 

między sobą a seksownym ciałem byłej kochanki. 

Pokusa sprawiła, że przestał racjonalnie myśleć, 

identycznie jak na samym początku ich znajomo­

ści. Zapragnął Alice już po pięciu minutach od 

chwili, gdy się poznali. Następnego dnia stało się 

- wylądowali w łóżku. Nie potrafił przy niej nor­

malnie myśleć, przytłoczony najbardziej pierwo­

tnymi żądzami. 

I do czego to doprowadziło? Po pół roku Alice 

go zostawiła, oświadczając, że ma go dość, że 

przestała się dobrze bawić i że nigdy nie wróci. 

Dodała również, żeby jej nie szukał. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

191 

Dlatego tym razem obiecał sobie rozwagę przy 

podejmowaniu decyzji. Chciał najpierw myśleć, 

potem działać. Dobrze się zastanowić przed na­

stępnym ruchem. Nie mógł dopuścić do sytuacji, 

w której jego libido zdominowałoby rozum. 

Kompletne fiasko tych szczytnych planów na­

stąpiło w chwili, gdy Alice odwróciła się do niego 

plecami i ruszyła z powrotem do domu. Jej nie­

świadome kołysanie biodrami podziałało na niego 

jak płachta na byka. Na widok zgrabnych, dosko­

nale wyrzeźbionych damskich pośladków w obcis­

łych, czarnych dżinsach Domenico stracił kontrolę 

nad sobą. Jego tętno gwałtownie przyśpieszyło, 

ugięły się pod nim nogi. 

Od całych dwóch miesięcy ta kobieta nie gościła 

w jego łóżku. Nadeszła pora, by położyć temu kres. 

- Coś, czego potrzeba mi znacznie bardziej niż 

kawy - dodał szeptem. 

Z początku zesztywniała, zaskoczona pieszczo­

tą, nie odsunęła się jednak ani na centymetr. Zdzi­

wiło go, że zupełnie nie stawiała oporu. 

Pocałował ją ponownie, tym razem mocniej. 

Bardziej stanowczo. Wsunął dłonie w jedwabiste 

włosy Alice i objął jej głowę tak, aby bez prze­

szkód rozkoszować się jędrnymi wargami ko­

chanki. 

Alice pozwalała mu na wszystko. Zamknęła 

oczy, rozchyliła usta, ale zachowywała się biernie. 

Nie przytuliła się do niego, czekała. 

- Alice... Ukochana... 

background image

1 9 2 KATE WALKER 

Przesunął dłonią po jej plecach, sięgnął do bio­

der i wsunął rękę pod jej luźny podkoszulek. 

Lekko drgnęła, zdrętwiała i nieruchoma. Choć 

nie oderwała ust od warg Domenica, jej krótko­

trwałe wahanie dało mu do myślenia. Postanowił 

się nie śpieszyć, aby przypadkiem nie spłoszyć 

kobiety, na której mu zależało. 

Powoli odchylił głowę, ponownie położył dłoń 

na biodrze Alice i spokojnie obciągnął bawełniany 

materiał. 

- Nie - szepnął, choć z trudem wytrzymywał 

napięcie. - Nie. 

Z niedowierzaniem zamrugała oczami. 

- Nie? - spytała, wyraźnie zdezorientowana. 

O co mu chodziło? Alice nie potrafiła znaleźć 

odpowiedzi na to oczywiste pytanie. Zmienność 

nastrojów Domenica była doprawdy męcząca. 

Przyjechał oziębły i wściekły do tego stopnia, że 

nie chciał nawet wejść do jej domu. Potem uparł się 

z nią rozmawiać. Przestraszył ją, że zna jej tajemni­

cę. Następnie przeobraził się w dobrze jej znanego 

uwodziciela, a na sam koniec postanowił się wyco­

fać. Najprawdopodobniej po prostu kpił sobie z niej. 

- To nie byłoby rozsądne - oświadczył. - Przy­

najmniej nie teraz. 

Alice wstrzymała oddech i zacisnęła zęby. Kor­

ciło ją, by zetrzeć butny uśmieszek z twarzy tego 

Włocha. Sama była sobie winna. Ledwie jej do­

tknął, a ona momentalnie uległa, zupełnie jakby się 

wcale nie rozstali. Ten mężczyzna złamał jej serce 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  1 9 3 

i nie mógł tego naprawić, więc na co właściwie 

liczyła? 

- Więc kawa - mruknęła. 

- Kawa - potwierdził Domenico, ale się nie 

odsunął. 

Nie uśmiechał się, patrzył na nią z powagą. 

Czuła się tak, jakby próbował prześwietlić ją wzro­

kiem na wylot. Przypominał wielkiego, drapież­

nego kota, który się zastanawia, czy to niespokojne 

stworzonko w ogóle jest warte zachodu. 

Czyżby zatem ten pocałunek nic dla niego nie 

znaczył? Czyżby chciał tylko dowieść swojej siły? 

Drżącą ręką sięgnęła po słoik z kawą oraz dzba­

nek i w tej samej chwili przypomniała sobie, że 

w ciąży przestała tolerować zapach mielonej ka­

wy. Momentalnie żołądek podszedł jej do gardła. 

Zamknęła oczy, aby zapanować nad odruchem 

wymiotnym. 

- Coś ci się stało? - Domenico zauważył jej 

reakcję i poruszył się niespokojnie. 

- Nie - burknęła. - Nic mi nie jest. 

Błyskawicznie otworzyła oczy. Postanowiła 

wstrzymać oddech, aby nie wciągać do płuc nie­

znośnej woni kawy, którą musiała przełożyć do 

szklanego dzbanka. 

- Szczerze mówiąc, nie wyglądasz najlepiej 

- zauważył Domenico. 

- Po prostu nie spodziewałam się twojego 

przybycia. 

Mówiła prawdę. Była przekonana, że Domenico 

background image

1 9 4 KATE WALKER 

zadzwoni w odpowiedzi na jej list, w którym 

prosiła go o rozmowę. Niby po co miałby się tu 

stawiać we własnej osobie? 

- Nie mogłem wytrzymać, musiałem przyje­

chać. Żeby cię zobaczyć - wyznał. 

- Akurat. - Nie wierzyła mu ani na jotę. Musiał 

mieć jakiś ukryty powód. 

Wzruszył ramionami, dając Alice do zrozumie­

nia, że nie obchodzą go jej wątpliwości. 

- Trudno cię było znaleźć - zauważył. 

- Może nie chciałam zostać znaleziona. - Na­

gle dotarł do niej sens jego słów. - Szukałeś mnie? 

Mówisz poważnie? 

- Pewnie - przyznał. 

- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. 

Jej ręce tak drżały, że kawa wysypała się ze 

słoika prosto na blat. 

- Psiakrew! 

Pośpiesznie sięgnęła po papierowy ręcznik i za­

częła zbierać drobinki zmielonej kawy, w rezul­

tacie tylko jeszcze bardziej je rozsypując. 

- Ja się tym zajmę. 

Podskoczyła, gdy Domenico położył rękę na jej 

dłoni. Po chwili w kuchni znów panował idealny 

porządek, lecz Alice nie mogła się uspokoić, poru­

szona dotykiem Domenica. Uścisk był zarazem 

delikatny i na tyle mocny, że nie była w stanie się 

odsunąć. 

- Straszna ze mnie niezdara - wykrztusiła ner­

wowo. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

195 

Jej serce waliło jak młotem, ledwie udawało się 

jej złapać oddech. 

- Niezdara - przytaknął. - Za to jaka piękna. 

- Co? - Pomyślała, że się przesłyszała. 

- Masz cudowne dłonie... 

Domenico poruszył kciukiem. Przesunął nim po 

jej środkowym palcu, po kostkach i delikatnej 

skórze dłoni. Po grzbiecie Alice przebiegły ciarki. 

- Bella... 

- Dom... - To słowo ugrzęzło jej w gardle. 

Dopiero gdy zapadła cisza, Alice uświadomiła 

sobie, że wypowiedziała zdrobnienie od jego imie­

nia... 

Długo się przyzwyczajała do takiej formy. Kie­

dyś myślała, że tylko i wyłącznie ona może się tak 

do niego zwracać. Była z tego dumna, czuła się 

wyróżniona. 

- Czemu nie miałbym cię szukać, skoro jesteś 

taka piękna? I w dodatku masz cudowne dłonie... 

- Ponownie przesunął kciukiem po ręce Alice. 

Jego przenikliwe spojrzenie utkwiło w jej 

oczach z taką intensywnością, że nie potrafiła 

odwrócić wzroku. Ani na moment nie puszczając 

palców Alice, podniósł drugą dłoń, po czym do­

tknął jej czoła, skroni, przesunął opuszkiem po 

policzku i zarysie szczęki, aby łagodnie ująć ją za 

brodę. 

Nie miał wątpliwości, co widzi w jego oczach. 

Pożądanie. 

Palącą, nieskrywaną żądzę, która łagodziła jego 

background image

1 9 6 KATE WALKER 

surowy wzrok i pogłębiała czerń źrenic, i tak 

mrocznych, niezgłębionych. 

- Dom... - Spróbowała ponownie, ale on jej nie 

słuchał. 

- Masz piękne oczy - mruknął i pochylił się ku 

niej, aby złożyć ciepły pocałunek na powiece Ali­

ce. - I piękne włosy. 

Zamknęła oczy, lecz wyraźnie czuła, jak jego 

wargi pieszczą kosmyki jej włosów. Dopadł ją 

dobrze znany, pierwotny głód, który bezlitosnym 

pulsowaniem przypomniał jej o tym, co wielokrot­

nie czuła przy tym mężczyźnie. 

Wrażenie okazało się zbyt silne, aby zdołała 

zebrać myśli. 

- I takie piękne, piękne usta... 

Przez cały czas miała zamknięte oczy, lecz 

wiedziała, że Domenico jest blisko, tuż obok. 

Wyczuła na ustach ciepło jego oddechu. 

Wiedziała, że pocałuje ją ponownie, a gdy to 

nastąpi, ona przepadnie. Będzie bezbronna. Z pew­

nością mu się nie oprze. 

Zaledwie chwilę temu, kiedy wziął ją w ramio­

na, z najwyższym trudem zapanowała nad sobą 

i swoimi uczuciami. Niewiele brakowało, a pod­

dałaby mu się wtedy, pogrążyła się w otchłani 

pożądania. 

Wykluczone! 

Czyżby całkiem zwariowała? Nie mogła do 

tego dopuścić, za żadne skarby nie mogła się 

poddać. Była świadoma, że zmysłowe doznania, 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

197 

jakie jej fundował, były nawykiem, może uzależ­

nieniem, lecz niczym więcej! 

Spędziła z Domenikiem pół roku. Od samego 

początku byli kochankami - nie potrafiła ani nawet 

nie chciała mu się oprzeć. Przez sześć miesięcy 

niemal uzależniła się od jego pocałunków i piesz­

czot. Doskonale wiedział, jak jej dotykać, jak 

całować, a jej ciało, świetnie do niego dopasowa­

ne, reagowało momentalnie, niczym najwyższej 

klasy instrument muzyczny pod palcami mistrza. 

To tylko nawyk, powtórzyła w myślach. Z pew­

nością się nie myliła... Dlaczego zatem ta świado­

mość w niczym jej nie pomagała? 

- Alice... - wyszeptał Domenico. 

Z trudem rozchyliła powieki. Ujrzała jego twarz 

bliżej, niż się spodziewała, zaledwie kilka centy­

metrów od własnej. Oczy mu płonęły, a niewiary­

godnie długie, czarne i gęste rzęsy prawie ocierały 

się o jej skórę, gdy mrugał. 

Nie zdołała odwrócić wzroku, nawet kiedy przy­

sunął się tak blisko, że ich usta się musnęły. Dotknął 

jej, nic więcej. Lekko, delikatnie, przelotnie. Zaraz 

potem znów odsunął głowę, lecz nawet ten krótko­

trwały kontakt wprawił Alice w stan oszołomienia. 

- Dom, proszę cię... - westchnęła. - Nie... 

chcę... 

Jego usta rozchyliły się w uśmiechu. Wiedziała, 

co teraz nastąpi, musiała się z tym pogodzić. 

- Nie chcesz? - spytał cicho. - A może chcesz, 

tylko czegoś innego? 

background image

198 

KATE WALKER 

Nie potrafiła udzielić mu odpowiedzi, sama nie 

rozumiała, o co jej chodzi. Była kompletnie roz­

darta: jednocześnie chciała i nie chciała. W końcu 

musiała się na coś zdecydować. 

Domenico nie czekał na wyjaśnienia. Ponow­

nie się pochylił, przywarł wargami do jej ust 

i lekko przechylił głowę. Alice przepadła z krete­

sem. Za pierwszym razem była bliska szaleństwa. 

Teraz nie mogła się już dłużej bronić i powstrzy­

mywać. 

Myliła się. Zrozumiała, że to nie żaden nawyk, 

nie nałóg. Przetoczyły się po niej gorące fale 

zmysłowości. Tak wyglądała namiętność, cielesna 

żądza, pragnienie. 

Pożądanie. 

Czy miłość? 

Wielkie nieba, nie! Na pewno nie miłość. 

Oby tylko nie okazało się, że w grę wchodzi 

głębsze uczucie. Teraz było już na nie za późno! 

Potrafiła poradzić sobie z żądzą. Umiała sobie 

wytłumaczyć pożądanie. Namiętność... Domenico 

zawsze rozbudzał w niej palącą namiętność, której 

nie potrafiła kontrolować, przed którą nie znała 

drogi ucieczki. Od początku znajdowała się na 

przegranej pozycji. Wyglądało na to, że Domenico 

ponownie poprowadzi ją znajomą ścieżką. 

Nie chciała go kochać. Miłość była zbyt boles­

na. Po rozstaniu Alice cierpiała tak bardzo, że 

niemal postradała zmysły. 

- Nie każ mi przestawać - wyszeptał Domeni-

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

199 

co. Nie była w stanie zorientować się, czy żądał, 

czy też prosił. - Nie zdołam się powstrzymać! 

Jego głos brzmiał chrapliwie, drapieżnie. Za tę 

szorstkość odpowiadał ten sam głód, który trawił 

jej żyły. 

Między jednym a drugim słowem Domenico 

całował Alice, coraz natarczywiej, coraz mocniej. 

Z każdym pocałunkiem jej opór topniał, aż wresz­

cie znikł całkowicie. Przywarła do ukochanego, 

otoczyła mu szyję rękami. Była na niego gotowa, 

a on doskonale to wyczuwał. 

- Nie mogę się powstrzymać! Nie potrafię! 

- Nie przestawaj... 

Głos uwiązł Alice w gardle. Chciała raz jeszcze 

zaznać tej zniewalającej namiętności. Pragnęła po­

czuć siłę jego uścisku, jego dotyk na skórze, wargi 

na swoich ustach. 

Być może tylko zaklinała rzeczywistość, lecz 

w głębi jej serca tliła się jeszcze iskierka nadziei, 

która mogła rozniecić pożar, wbrew zdrowemu 

rozsądkowi. 

Nie mogłem się trzymać z daleka. 

Jego słowa zawirowały jej w głowie, tłumiąc 

wszystkie inne myśli. 

Trudno cię było znaleźć. 

Szukał jej. Przyjechał nie tylko dlatego, że 

wysłała do niego list. Pragnął ją odnaleźć. Przy­

jechałby już wcześniej, jednak coś go przed tym 

powstrzymywało. Teraz tutaj był, obejmował ją, 

całował. 

background image

2 0 0 KATE WALKER 

Ogarnęło ją wrażenie, że jest bliska szaleństwa 

i że postrada zmysły, jeśli natychmiast mu się nie 

odda. 

- Nie przestawaj... - westchnęła ponownie 

i wyczuła, że na jego ustach pojawił się przelotny 

uśmiech nieskrywanej satysfakcji. 

- Nie przestanę - obiecał szczerze. - Przysię­

gam, że nie przerwę do czasu, gdy oboje będziemy 

zbyt wyczerpani, aby myśleć, zbyt nasyceni, aby 

oddychać. 

Wziął ją w ramiona i odwrócił się ku drzwiom. 

- Na górę? - mruknął chrapliwym głosem z bar­

dzo mocnym akcentem. 

- Na górę - potwierdziła, świadoma, że tego 

właśnie pragnie, bez względu na to, co się wydarzy 

potem. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

Kuchnia wydawała się mniejsza niż zwykle, 

gdyż przytłoczyła ją obecność Domenica, lecz gdy 

wszedł do sypialni, skurczyła się ona do rozmia­

rów pokoiku dla lalek. Przy potężnie zbudowanym 

mężczyźnie normalne przedmioty wydawały się 

maleńkie, a jego ciemna cera i czarne włosy dziw­

nie kontrastowały z biało-zielonym, kwiecistym, 

wręcz dziewczęcym wystrojem wnętrza oraz meb­

lami z bejcowanej sosny. 

Po jednej stronie pomieszczenia spadzisty dach 

całkowicie uniemożliwiał przebywanie w pozycji 

stojącej, więc Domenico się pochylił, niosąc Alice 

do łóżka. Nawet kiedy kładł ją na zniszczonej 

narzucie i siadał obok, musiał bezustannie pochy­

lać głowę, aby nie uderzyć nią w sufit. 

Już po chwili zaczął obsypywać Alice pocałun­

kami. Nie mogła zebrać myśli, kręciło się jej 

w głowie. Domenico położył dłonie na jej karku 

i palcami przeczesał czarne, miękkie włosy. Potem 

zbliżył do niej twarz. 

- Brakowało mi twojej bliskości - wyszeptał. 

- Nawet nie podejrzewasz, jak bardzo. 

background image

2 0 2 KATE WALKER 

Przy silnym, obcym akcencie Domenica, te 

ciche słowa były ledwie zrozumiałe. 

Alice nie musiała jednak wyraźnie słyszeć wy­

znań kochanka, aby je świetnie rozumieć. Dosko­

nale wyczuwała jego żądzę, kiedy ją głaskał, 

kiedy niecierpliwie ściągał jej sweter z ramion, 

szarpał luźny podkoszulek. Jego twarde palce 

zdawały się wypalać znaki na jej skórze, gdy 

badały wszystkie krzywizny ciała, sunąc coraz 

wyżej. 

Wstrzymała oddech, gdy jego duże dłonie dotar­

ły do piersi i objęły je łagodnie. 

- Nie masz stanika? - spytał cicho. Jego ciem­

ne oczy zalśniły. 

- Nie, jestem... 

Raptownie umilkła, w ostatniej chwili uświado­

miwszy sobie, jak bliska była wyjawienia tajem­

nicy. 

Od kilku tygodni unikała noszenia stanika, źle 

się w nim czuła. Jej piersi stały się wrażliwe 

i delikatne, więc chciała im oszczędzić zbędnego 

ucisku. Nawet delikatny jedwab i koronka momen­

tami boleśnie ugniatały i drażniły skórę. 

Już wcześniej dostrzegła zmiany w swoim cie­

le. Jej sylwetka się zaokrągliła, dojrzała. Nic 

dziwnego, że Alice zwracała ogromną uwagę na 

własne ciało i zmiany z nim związane, ale czy 

Domenico dostrzeże różnice w kształtach, które 

nie tak dawno temu znał na pamięć? Czy wyczuje 

zmianę? 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 0 3 

Dotknął jej, a wtedy położyła głowę na podusz­

ce i mimowolnie jęknęła. Nadwrażliwość ciała 

nagle okazała się jej sprzymierzeńcem. 

- Spodobało ci się to, co robię? 

Uśmiech Domenica pełen był głębokiej, dra­

pieżnej satysfakcji, jaką odczuwa stuprocentowy 

mężczyzna, widząc, że pod wpływem jego dotyku 

kobieta traci panowanie nad sobą. Najwyraźniej 

spodziewał się tej niekontrolowanej eksplozji roz­

koszy. 

- Pewnie, że ci się spodobało. - Sam sobie 

odpowiedział. Bezczelnie nie krył pewności sie­

bie. - To jeszcze nie koniec. Wyobraź sobie, 

że ja jestem inny niż ty. Dla mnie to nie jest 

tak, że co z oczu, to z serca. Możesz mi nie 

wierzyć, ale myślałem o tobie bez przerwy od 

dnia, w którym wróciłem do domu i cię nie 

zastałem. 

- Bez przerwy? - powtórzyła Alice chrapliwie. 

Pragnienie kompletnie wysuszyło jej usta. 

- Tak jest - potwierdził. - Jakże mógłbym 

zapomnieć o czymś tak niesamowitym? 

- Domenico... 

Wypowiedziała jego imię z niekłamanym za­

chwytem i poruszyła się instynktownie, aby łatwiej 

mógł ściągnąć podkoszulek z jej ciała. Następnie 

znieruchomiała w napięciu i patrzyła, jak rozpina 

jej czarne dżinsy i zsuwa je powoli 

- Och, proszę... - krzyknęła Alice. - Domeni­

co, proszę! 

background image

204 KATE WALKER 

Nie potrafiła się pohamować. Nie umiała po­

wstrzymać fali głodu, która ją porwała. Nie mia­

ła pojęcia, jak Domenicowi udawało się zacho­

wać spokój, może tylko pozorny, dlaczego nie 

zdziera z siebie ubrania, nie rzuca się na nią, 

nie rozładowuje napięcia i nie zaspokaja ciele­

snej żądzy. Przecież mógł to uczynić, leżała 

przed nim gotowa na wszystko, ciepła, gościn­

na... 

Pragnął jej, doskonale to wyczuwała, gdy się 

o nią ocierał, gdy muskał jej skórę. 

W pewnej chwili odchylił głowę i jęknął. Jego 

ciemne oczy błyszczały, gdy ponownie spojrzał na 

jej zarumienioną twarz. 

- Och, proszę... - powtórzył drwiąco, bezlito­

śnie naśladując jej ton. - Bella, powiedz, jak 

mnie zapamiętałaś? Czy przypadkiem nie zapo­

mniałaś, jak to jest być z mężczyzną? Z praw­

dziwym facetem, który potrafi zaspokoić ko­

chankę? 

Miała zapomnieć? Skąd, pamiętała wszystko, 

i wiedziała, że pamięć nigdy jej nie zawiedzie. 

Usiłowała zepchnąć niewygodne wspomnienia 

w najodleglejszy kąt umysłu, na próżno jednak. 

Spędziła z Domenikiem zbyt dużo czasu, aby nagle 

puścić wszystko w niepamięć. Tyle niekończących 

się, wyczerpujących nocy, które przetrwała samot­

nie, usiłując zasnąć - czyż istniał lepszy dowód na 

to, jak dobrze pamięta ekskochanka? Długie go­

dziny przemyśleń, poświęconych wyłącznie Do-

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 0 5 

menicowi, jego bliskości w dużym, miękkim łóżku 

w mieszkaniu w Mediolanie lub w willi pod Flo­

rencją. Kochali się bez opamiętania, a ona zawsze 

dawała się porwać zmysłowej satysfakcji. Potem 

leżała wyczerpana, zadowolona, zaspokojona pod 

każdym względem. 

Jak mogłaby o tym zapomnieć? Czy ktokolwiek 

potrafiłby wymazać z pamięci równie porywające 

wspomnienia? 

Nawet kiedy zasypiała, w jej snach roiło się od 

palących, erotycznych obrazów, wspomnień roz­

grzewających krew i ciało. Rzucała się wtedy 

w pościeli, przewracała z boku na bok, często 

głośno jęcząc w środku nocy. Po wielokroć budziła 

się na zmiętym prześcieradle, zaplątana w kołdrę, 

z gwałtownie walącym sercem, ciężko dysząc. Jej 

skórę pokrywał wtedy pot, który pojawiał się na 

samą jej myśl o tym, że Domenico mógłby leżeć 

tuż przy niej. 

Teraz jej marzenia się ziściły, sny okazały się 

rzeczywistością. Domenico ją obejmował, jego 

dłonie pieściły jej ciało, a męski zapach drażnił 

nozdrza. Doskonale wiedziała, za czym i za kim 

tęskniła, czego jej brakowało. Gdy byli z dala 

od siebie, toczyła skazane na porażkę zmagania 

z samotnością i pustką. Pustką, którą tylko Do­

menico mógł zapełnić. 

Była całkiem świadoma, że nie ma już dla niej 

odwrotu. 

Nie obchodziło jej, czy to, co zrobi za chwilę 

background image

206 KATE WALKER 

z tym nieprawdopodobnie przystojnym Włochem, 

zrobi po raz ostatni. Była zdecydowana mieć go 

dla siebie choćby na jedną noc, choć - rzecz jasna 

- skrycie marzyła o tym, że razem spędzą przy­

szłość. Mogła się cieszyć chwilą, ale nie rezyg­

nowała z nadziei na to, że stworzy wspólny dom 

z tym człowiekiem. Nie zamierzała dawać za wy­

graną. Czuła, że jeśli nie dopnie swego, z pewnoś­

cią nie poradzi sobie z samotnością. 

Ponownie poruszyła się pod jego ciężarem. Ce­

lowo odchyliła plecy, aby mocniej do niego przy­

wrzeć, i dotknęła palcami guzików jego koszuli. 

- Nie zapomniałam - przyznała chrapliwie 

i przytuliła twarz do jego policzka, aby nie patrzeć 

mu w oczy. Tak mocno przywarła ustami do oliw­

kowej skóry kochanka, że dobrze wyczuwała jego 

kiełkujący, gęsty zarost. - Ani na chwilę. Są rze­

czy, których się nigdy nie zapomina. 

W odpowiedzi Domenico zaśmiał się triumfal­

nie, gardłowo i uniósł dłoń, aby pomóc Alice 

rozpiąć guziki. Poradził sobie z nimi szybko i spraw­

nie, wystarczyło mu kilka sekund. Wyprostował 

się nieznacznie i zrzucił z siebie koszulę wraz 

z doskonale skrojoną marynarką. Błyskawicznie 

cisnął ubranie na bok, nie zwracając uwagi na to, 

gdzie wyląduje. 

Alice przypomniała sobie, że Domenico zawsze 

tak robi. Cóż, tego akurat nie zapamiętała. Z przy­

jemnością patrzyła teraz na jego gładką i miękką 

skórę, pod którą prężyły się mięśnie szerokich 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 0 7 

barków. Nie potrafiła opędzić się od myśli, że 

rewelacyjne ciało Domenica jest rozkoszne pod 

każdym względem: świetnie wygląda i doskonale 

nadaje się do dotykania. 

Była przekonana, że nigdy więcej tego nie zro­

bi, jednakże pragnienie, by dotykać mężczyzny 

w intymny sposób, okazało się tak silnym dozna­

niem erotycznym, że uderzyło jej do głowy niczym 

spory haust mocnej brandy. W ułamku sekundy 

przyjemnie podniecające ciepło rozlało się po ca­

łym jej ciele. Nawet gdyby chciała, nie mogła się 

powstrzymać. Musiała go głaskać, pieścić, czuć. 

Zebrała się nawet na odwagę i przywarła ustami do 

jego rozpalonego ciała, aby przypomnieć sobie 

wyjątkowy smak jego skóry, jej zapach. Chciała 

znowu znaleźć się jak najbliżej niego. 

- Alice... - Domenico nie był w stanie wy­

krztusić nic więcej. Stracił panowanie nad sobą. 

Nawet jej imię wypowiedział inaczej niż dotąd 

- nie zwyczajnie, zgodnie z angielskimi zasadami 

fonetyki, lecz znacznie bardziej egzotycznie. Alice 

nie słyszała, by ktokolwiek poza nim tak uroczo 

przeciągał głoski w jej imieniu. 

Wsunął mocne dłonie pod jej włosy na karku 

i zacisnął palce na ciemnych, lśniących pasmach. 

Odchylił głowę Alice, aby zagarnąć jej pełne, 

wilgotne usta. Ani na moment nie zwalniając uści­

sku, niecierpliwie sięgnął do pasa i zaklął agresyw­

nie, kiedy rozporek nie rozpiął się dostatecznie 

szybko. 

background image

208 

KATE WALKER 

Właściwie nie rozpiął się wcale, co wzbudziło 

wyraźną irytację krewkiego Włocha. 

- Pomogę ci - zaproponowała Alice i wpraw­

nym ruchem sięgnęła do zamka błyskawicznego. 

Rozsunęła go. 

Ten ruch wystarczył, aby Domenico natych­

miast stracił resztki panowania nad sobą. Wyszep­

tał imię ukochanej i sam się zdumiał, że zabrzmia­

ło ono zarazem agresywnie i czule. Pchnął Alice na 

poduszkę, potem pocałował ją mocno, głęboko. 

Brutalnie ściągnął z jej ciała skrawek jedwabiu, 

ostatni element garderoby, który miała na sobie. 

Zachował się tak gwałtownie, że Alice usłyszała 

trzask rozrywanego materiału i poczuła, że elas­

tyczna gumka na jej biodrach pęka. 

Ani na moment nie przejęła się jednak tym 

dziełem zniszczenia. Interesował ją wyłącznie do­

tyk ust Domenica na jej ciele, jego gorący język. 

Ciepła, zdecydowana dłoń rozbudzała jej zmysły, 

kiedy ją głaskał, kusił, pieścił. Ta zmysłowa sty­

mulacja była oszałamiająca i doprowadzała ją na 

skraj eksplozji. 

Gdy Alice była pewna, że kompletnie się za­

traci, niecna prowokacja dobiegła końca. Domeni­

co wepchnął jej między uda jedno kolano i roz­

chylił jej nogi, aby się przed nim otworzyła. 

- Jeśli o mnie chodzi, zapamiętałem właśnie to 

- oświadczył z mocnym włoskim akcentem, wyraź­

nie i dobitnie. - Tak się z tobą bawiłem, tego od 

ciebie chciałem i tego zawsze będę pragnął. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

209 

Gdy w nią wszedł, Alice w jednej chwili zapom­

niała o całym świecie. Straciła poczucie czasu 

i zanurzyła się w otchłani rozkoszy. Docierało do 

niej tylko to, że jest z mężczyzną, którego pragnie 

nad życie. Dominował nad nią i to jej odpowiadało. 

Chciała być całkowicie pod jego wpływem. 

Nie miała pojęcia, ile czasu zajął jej powrót na 

ziemię. Wiedziała tylko, że powoli, niechętnie 

odzyskiwała świadomość, wciąż drżąc pod wpły­

wem szalonej rozkoszy. W myślach kołatało się jej 

tylko jedno wspomnienie - słowa Domenica, który 

wyznał, że nie mógł się trzymać z daleka i że 

niełatwo było mu ją znaleźć. 

Był taki pewny siebie, triumfował. Nie sądziła, 

że jej ucieczka tak się zakończy. Nie bardzo wie­

działa, jaki będzie jego następny ruch, jak Domeni-

co spróbuje sobie poradzić z dotychczasowymi 

problemami. Musiała jednak przyznać, że właś­

ciwie mało ją to obchodziło. 

Istotne było tylko to, że Domenico leżał tuż 

obok, blisko, bardzo blisko. Szukał jej, a gdy tylko 

do niego napisała, momentalnie przybył. Nie za­

wahał się, nie zadzwonił, nie napisał listu - zjawił 

się osobiście, aby wyjawić, że nie mógł się trzymać 

od niej z daleka. Potem kochał się z nią tak 

żarliwie, jakby chciał dowieść wyjątkowej inten­

sywności swoich uczuć. Nigdy nie podejrzewała, 

że darzy ją takim uczuciem. Znów przepełniło ją 

szczęście. 

Rzecz jasna, istniało jeszcze wiele kwestii, 

background image

210 

KATE WALKER 

które musieli sobie wyjaśnić. Chciała poznać pra­

wdę o Pippie Marinelli i musiała jeszcze poinfor­

mować Domenica, że wkrótce zostanie ojcem. 

Wszystko to jednak mogło zaczekać na odpowied­

niejszą chwilę. Teraz to było naprawdę bez zna­

czenia. 

Zaspokojona, wyczerpana i zadowolona, zapad­

ła w mocny sen. 

Świadomość powracała powoli. Alice powróci­

ła do rzeczywistości po bardzo głębokim śnie 

i przede wszystkim zwróciła uwagę na ciszę. Wo­

kół panował zaskakujący spokój. Nagle przypo­

mniała sobie, co się tu działo zaledwie kilka godzin 

temu, i mimowolnie się zarumieniła. 

Czyżby Domenico również zasnął? Może jesz­

cze się nie obudził? Czy zapadł w rozkoszne 

odrętwienie po tym, jak rozładował napięcie, które 

dręczyło ich oboje od ponad dwóch miesięcy? 

Przeszło jej przez myśl, że nadszedł czas praw­

dy. Musiała mu wyznać wszystko, co ją dręczyło. 

Leżał obok niej, spokojny i odprężony. Postanowi­

ła wyjawić mu, czemu prosiła go o przybycie, 

i miała nadzieję, że jej uważnie wysłucha. Cieka­

we, czy mogła liczyć na to, że jej dziecko będzie 

miało ojca... Wszystko wskazywało na to, że nic 

nie stoi na przeszkodzie. 

Po kilku minutach jednak Alice zrozumiała, że 

otaczająca ją cisza jest nietypowa i pełna napięcia. 

Grała jej na nerwach. Dziewczyna czuła się co 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 1 1 

najmniej dziwnie - odnosiła wrażenie, że jest 

obserwowana. Nie wiedziała, z czego to wynika. 

Domenico leżał u jej boku, właśnie lekko się 

poruszył. Zapewne dopiero się budził, tak jak ona 

przed chwilą. 

Ponieważ Alice dobrze znała Domenica, była 

pewna, że lada moment odzyska on pełnię sił 

witalnych. Jego zdolność szybkiej regeneracji 

i niespożyty apetyt seksualny były wręcz zdumie­

wające. To, co wyczyniali przed zaśnięciem, bez 

wątpienia zaostrzyło mu smak i będzie się domagał 

dokładki. Kto wie, może już był podniecony... 

Alice instynktownie wyczuła jednak, że coś jest 

nie tak. W sypialni panowała dziwna atmosfera, 

daleka od zmysłowości i odprężenia, których ocze­

kiwała. Mężczyzna obok niej wydawał się dziwnie 

spięty. Rytm jego oddechu sugerował zmianę na­

stroju, i to na taki, którego wcale sobie nie życzyła. 

Po grzbiecie Alice przebiegł zimny dreszcz, 

jej wyciągnięte nogi mimowolnie zesztywniały. 

Zrobiło się jej chłodno, zupełnie jakby zaczynała 

chorować. 

Powoli, niepewnie, rozchyliła powieki i spo­

jrzała prosto w oczy mężczyzny u swojego boku. 

Domenico nie spał już od dawna, obudził się 

jeszcze przed Alice. Teraz leżał oparty na łokciu 

i obserwował kochankę. Nie miała pojęcia, czemu 

tak na nią patrzy. Jego oszałamiająco piękna twarz 

o regularnych rysach nie zdradzała absolutnie żad­

nych uczuć. 

background image

212 

KATE WALKER 

Alice uśmiechnęła się do niego na powitanie. 

Nie odpowiedział jej jednak uśmiechem, jego 

zmysłowe usta pozostawały mocno zaciśnięte. 

- Cześć - szepnęła cicho i ponownie obda­

rzyła go uśmiechem. Spoważniała niemal na­

tychmiast, gdyż Domenico przez cały czas obser­

wował ją z chłodną powagą. - Tak bardzo się 

cieszę, że jesteś tutaj ze mną. Od dawna nie 

śpisz? 

Puścił jej pytanie mimo uszu, nie poświęcając 

mu nawet sekundy uwagi. Przyjrzał się kochance 

od stóp do głów. Mimo że miał lodowate spo­

jrzenie, napawał się widokiem ciała dziewczyny, 

wciąż odprężonej po seksualnej eksplozji. Po 

chwili, wyraźnie usatysfakcjonowany, ponownie 

popatrzył na jej twarz. 

- Skończyły się uciechy, co? - spytał cynicz­

nie. - Tak mi przykro, słonko, ale musisz coś 

wiedzieć: nie wierzę ci. Nie wierzę ani jednemu 

twojemu słowu. To, co między nami zaszło, dowo­

dzi, że jesteś kłamczucha. I to niskich lotów, 

niestety. Aż przykro mi o tym mówić. 

- Ależ... co ty mówisz, Domenico... 

Alice usiłowała znaleźć odpowiednie słowa, 

aby wyrazić, co czuje, lecz za każdym razem, gdy 

próbowała cokolwiek powiedzieć, emocje tłumiły 

jej dech w piersiach. Zdawała sobie sprawę z tego, 

że na jej policzkach wykwitły rumieńce. Nic na to 

nie mogła poradzić. Domenico patrzył na jej mę­

czarnie i zdawał się czerpać z nich satysfakcję. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 1 3 

- Przyznaj się, sama przed sobą, bo przede mną 

nie musisz - ciągnął Włoch, kompletnie ignorując 

jej konsternację. - Robiłaś to wszystko wyłącznie 

dla uciechy, prawda? Nieźle się bawiłaś, przyznaj. 

Będę szczery: mnie również było dobrze. Chętnie 

powtórzyłbym z tobą to, co nam obojgu sprawiło 

taką frajdę. Nie da się ukryć, mam słabość do 

twojego ciała. Chciałbym nasycić się nim po uszy, 

ale tak naprawdę nie zależy mi na tobie. Nie jestem 

w tobie zakochany. Przyjechałem wyłącznie dla 

seksu, bella mia. Nawet jeśli twoim zdaniem nasz 

związek przygasł i nagle zabrakło w nim namięt­

ności, ja jestem innego zdania. Dowiodłem ci tego, 

chyba mi wierzysz? Zapamiętaj sobie jedno - nasz 

związek będzie trwał, dopóki zechcę. Mam na 

ciebie ochotę i prędko mi to nie minie, więc 

pozostaniemy razem, na pewien czas, oczywiście. 

I jeszcze jedno. Może sobie tego nie uświadomiłaś 

do tej pory, więc coś ci wyjaśnię: żadna kobieta 

nie będzie mnie samowolnie opuszczała. Wydaje 

ci się, że możesz mnie rzucić, kiedy zechcesz? 

Nie, to wykluczone. Zapamiętaj to sobie raz na 

zawsze. Przeliczyłaś się, słonko. Będzie tak, jak 

ja chcę. 

Pochylił się i pocałował ją w lekko rozchylone 

ze zdumienia usta. Był to jednak pocałunek oschły, 

zimny, całkowicie pozbawiony namiętności. Ta 

lodowata wzgarda kochanka wdarła się do duszy 

Alice i pozbawiła ją złudzeń. 

- Alice, nasz związek trwa i będzie trwał, 

background image

2 1 4 KATE WALKER 

chyba że zadecyduję inaczej - ciągnął, zupełnie 

niepotrzebnie, bo przestała słuchać. - Zostaniesz 

ze mną, bo ja tak ci każę. Jesteś moja, chcę ciebie. 

Dam ci znać, gdy będziesz mogła odejść. Sam 

zadecyduję, kiedy to nastąpi. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Alice poczuła się tak, jakby Domenico ją spoli-

czkował. Jeszcze nigdy dotąd nie doznała takiego 

upokorzenia ze strony mężczyzny, poza którym 

jeszcze niedawno nie widziała świata. 

Mocny, okrutny pocałunek wprawił ją w osłu­

pienie. Oddychała ciężko, zdumiona, że jeszcze 

nie straciła przytomności. Czuła ból w całym ciele. 

- Przecież ja... I ty... 

Nie byłaby bardziej wstrząśnięta i obolała, gdy­

by w środku nocy na jej głowie wylądowało wiadro 

lodowatej wody. Prysły jej nadzieje, wszystko 

wydawało się bez sensu. Marzenia, które jeszcze 

przed chwilą snuła, przeobraziły się w senny kosz­

mar. Jej serce łomotało jak oszalałe. 

Groził jej. Uznał ją za swoją własność. W tym 

związku nie miała absolutnie nic do powiedzenia, 

bo liczył się tylko i wyłącznie on - Domenico. 

Właśnie dlatego do niej przyjechał. Nie chodzi­

ło o to, że przejmował się jej losem, chciał dla niej 

jak najlepiej. Po prostu zabrakło mu w domu 

cennej maskotki, więc postanowił ją odszukać 

i wskazać należne jej miejsce. Skoro całkowicie ją 

background image

216 KATE WALKER 

zaanektował, uznał za swoją własność, to należało 
przygotować się na to, że ją wyrzuci, gdy najdzie 
go taki kaprys. 

Ta myśl zabolała ją jeszcze bardziej. Alice 

uświadomiła sobie, że przestała panować nad wła­

snym losem. Ktoś inny podejmował decyzje doty­

czące jej życia i przyszłości. Jej cierpienie stało się 

tak intensywne, że była bliska omdlenia z bólu. 

Instynktownie zacisnęła dłonie na kołdrze i gwał­

townie ją szarpnęła, aby przysłonić nagość. Nie 

mogła znieść zaborczego, złowrogiego spojrzenia 

Domenica. I pomyśleć, że nosi w brzuchu dziecko 

takiego potwora! 

Jej gest odniósł jednak skutek całkowicie od­

mienny od zamierzonego. Domenico nic nie mó­

wił, ale jego oczy zdawały się świdrować ledwie 

osłonięte ciało pięknej dziewczyny. Analizował ją 

niczym owada pod mikroskopem. Jego mina naj­

wyraźniej miała dać jej do zrozumienia, że Dome­

nico uważa niepotrzebną wstydliwość za żenującą 

i dziecinną. Ostatecznie znał jej ciało niemal na 

pamięć, nie miała przed nim żadnych tajemnic. 

Dlaczego więc usiłowała się przed nim ukryć, na 

dodatek tak nieporadnie? 

Alice chciała wykrzyczeć, że nie może go 

znieść, bo jego pocałunki okazały się judaszowe! 

Okłamał ją czułością, zwodniczymi gestami. Da­

wał pozory troski, a tymczasem za wszelką cenę 

dążył do jej zniewolenia. Udało mu się sprawić, że 

zaczęła wierzyć w łączące ich uczucie, w miłość... 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 1 7 

Co za naiwność... Tego człowieka interesowało 

wyłącznie postawienie na swoim, udowodnienie, 

że to on jest panem sytuacji. Posiadł ją tam, gdzie 

chciał, i w taki sposób, jaki sobie zaplanował. Była 

zdana na jego łaskę. 

- Nie mogę... - Alice chciała coś powiedzieć, 

lecz słowa nie przechodziły jej przez zaciśnięte 

gardło. Jak mogła wyrazić to, co czuła, skoro pod 

wpływem wstrząsu jej struny głosowe odmówiły 

posłuszeństwa? Zakrztusiła się i umilkła zawsty­

dzona. 

- Nie możesz? - zadrwił Domenico. 

Jego kpiący ton sprawił, że Alice miała ochotę 

wybiec z sypialni i uciec jak najdalej. Powstrzyma­

ła ją tylko świadomość, że jest kompletnie naga. 

Odetchnęła głęboko i nagle poczuła gniew, który 

dodał jej odwagi. 

- Ciekawe - wycedziła. - Czyżbym nie miała 

nic w tej sprawie do powiedzenia? 

- Będziesz miała prawo mówić, kiedy otrzy­

masz ode mnie pozwolenie. Na razie ci go nie 

przyznałem - oświadczył butnie. 

Sprawiał wrażenie tak pewnego siebie, jakby 

nawet nie brał pod uwagę możliwości jej sprzeci­

wu. Alice pomyślała, że sama jest sobie winna 

- traktowała go zbyt łagodnie i teraz ma za 

swoje. Z pewnością ani trochę nie liczył się z jej 

opinią. 

- Wydaje mi się, że już dostatecznie jasno 

wyraziłaś, co czujesz - ciągnął Domenico. 

background image

218 KATE WALKER 

Dla podkreślenia swojej dominującej pozycji 

rozparł się na poduszkach i skrzyżował ręce na 

karku. Niechcący odchylił przy tym kołdrę, ukazu­

jąc fragment muskularnego brzucha i wąskiego 

biodra. W przeciwieństwie do Alice w ogóle nie 

był zakłopotany swoją nagością. Zachowywał się 

tak, jakby był u siebie w domu. 

- Doprawdy? - spytała oszołomiona. 

Domenico pokiwał głową. 

- Czy byłabyś tutaj ze mną, gdybyś sama tego 

nie chciała? - zapytał z drwiącym uśmiechem. 

- Nie przypominam sobie, abym musiał cię zacią­

gać do łóżka. Szczerze mówiąc, odniosłem wraże­

nie, że ochoczo wskoczyłaś pod kołdrę - dodał, 

aby ją ostatecznie upokorzyć. 

- Przecież... 

Alice chciała zaprotestować, ale nie przycho­

dził jej do głowy żaden konkretny argument. Bez­

silnie patrzyła na pościel. Domenico miał rację 

- sama, bez żadnego nalegania z jego strony, 

wskoczyła z nim do łóżka. Przypomniała sobie, jak 

krzyczała z rozkoszy. Nie potrafiła się pohamo­

wać, a teraz gorzko tego żałowała. Dała temu 

okrutnemu człowiekowi powód do satysfakcji. 

Wykorzystał ją jak zabawkę. 

- Czyżbyś chciała powiedzieć, że nie zamie­

rzałaś się ze mną kochać? 

- Nie! - Alice zaprotestowała gwałtownie 

i ugryzła się w język. 

Nie chciała ujawniać swoich przemyśleń, na 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

219 

pewno nie przed Domenikiem. Nie zasługiwał na 

jej szczerość i otwartość. 

Co więc mogła powiedzieć? 

Przyszło mi do głowy, że przyjechałeś, bo się 

o mnie troszczysz. Byłam pewna, że przejmujesz się 
mną jak żadną inną kobietą, dlatego powitałam cię 

z otwartymi ramionami. Gdybyś za mną nie tęsknił, 
zrezygnowałbyś z poszukiwań i na pewno nie zde­

cydowałbyś się na tak długą podróż. 

Tylko czy gdybym powiedziała coś takiego, 

zostałoby to właściwie zrozumiane? Szczerze w to 

wątpiła. Domenico na pewno by zaprzeczył i wy­

śmiał jej przypuszczenia. 

- Nie mówię, że cię nie pragnęłam. Przeciwnie, 

chodzi o to... 

Nagle umilkła. Pojęła absurd całej sytuacji. 

Tłumaczyła się przed mężczyzną, który traktował 

ją z niesłychaną pogardą, z tego, co robiła? Kto mu 

dał prawo do zniewalania jej w taki sposób? Prze­

cież mogła złożyć doniesienie na policji - natrętny 

cudzoziemiec ją terroryzował. 

Raptownie wstała z łóżka, owinęła się kołdrą 

i drobnymi kroczkami ruszyła do wyjścia, po dro­

dze chwytając biały szlafrok, zawieszony na 

drzwiach. Pośpiesznie wepchnęła ręce do ręka­

wów i zaciągnęła pasek. Doszła do wniosku, że 

nawet taki strój jest lepszy niż kompletna nagość. 

- Tylko na tyle cię stać? Nawet nie dokoń­

czyłaś myśli, a już uciekasz - usłyszała za plecami 

i stanęła jak wryta. Odwróciła się z furią. 

background image

2 2 0 KATE WALKER 

- Fakt, że cię pożądam, nie oznacza, że jestem 

twoją niewolnicą! - krzyknęła rozzłoszczona. 

- Nigdy nie twierdziłem, że nią jesteś - pry­

chnął. - Przeciwnie, uważam, że jesteś kimś zna­

cznie ważniejszym. Jeszcze nie zdążyłem znudzić 

się naszym związkiem i powinnaś z tego korzys­

tać. Poza tym doskonale wiem, że mnie prag­

niesz. 

- Zerwałam z tobą! 

- Tak ci się tylko wydaje. Ja z tobą nie ze­

rwałem. Powiedziałem ci, że przestaniesz być mo­

ją kobietą, kiedy sam o tym zadecyduję. Czyżby to 

do ciebie nie dotarło? 

Gdy pierwsza fala złości przeminęła, Alice na­

gle głęboko pożałowała, że się odwróciła, wy­

chodząc z sypialni. Gdy wstawała i sięgnęła po 

kołdrę, nie przyszło jej do głowy, że przy okazji 

odsłoni Domenica. Teraz leżał przed nią w całej 

okazałości. Najwyraźniej zupełnie się nie wsty­

dził. Był całkowicie odprężony, świadom własnej 

urody oraz wrażenia, jakie wywierał. Przyłapała 

się na tym, że wpatruje się w niego z zachwytem. 

Na muskularnym ciele Domenica nie dostrzegła 

ani grama zbędnego tłuszczu. Przeszło jej przez 

myśl, że tak właśnie powinien wyglądać idealny 

mężczyzna. Niczego mu nie brakowało: był silny, 

smukły, zabójczo przystojny. Momentalnie nabra­

ła ochoty, aby pochylić się nad ustami kochanka 

i go pocałować. 

Nagle dotarło do niej, że zachowuje się jak 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

221 

osoba uzależniona. Wbrew faktom, wbrew rozsąd­

kowi czuła pociąg do człowieka, który traktował ją 

przedmiotowo. Sama była sobie winna. Skoro po­

zwalała, by tak się do niej odnosił, to mógł wyciąg­

nąć jedyny oczywisty wniosek: taka sytuacja jej 

odpowiada. Postanowiła wziąć się w garść. 

- Nie powinieneś czegoś na siebie narzucić? 

- zapytała. 

W odpowiedzi tylko nonszalancko wzruszył 

ramionami. Mimowolnie zwrócił w ten sposób jej 

uwagę na swoje szerokie barki i opaloną skórę. 

- Nie śpieszy mi się. Wolę najpierw wziąć 

prysznic - oznajmił. - Szczerze powiedziawszy, 

miałem nadzieję, że razem się wykąpiemy. 

- Nadzieja matką głupich, mój drogi - burk­

nęła nieuprzejmie. - Nigdy w życiu. 

Opowiedział jej ironicznym uśmiechem, a Ali­

ce zirytowała się jeszcze bardziej. 

- Kiedyś nieźle się przy tym bawiłaś - przypo­

mniał jej nie bez satysfakcji. - Jeszcze nie tak 

dawno temu zawsze braliśmy prysznic po tym, 

jak... 

- Trafiłeś w sedno: kiedyś. - Przerwała mu, bo 

nie chciała słuchać o tym, jak się kochali. - Kiedyś 

tak było, teraz tak nie jest. 

- Szczerze mówiąc, chętnie bym wrócił do 

tego zwyczaju. 

Domenico przeciągnął się leniwie i wstał, wyso­

ki, dominujący, na wskroś męski. Mimo to Alice 

była zdecydowana mu się przeciwstawić. 

background image

222 KATE WALKER 

- Ale ja nie mam na to ochoty - obwieściła 

jednoznacznie. 

- Czemu? 

Ku nieopisanej uldze Alice, Domenico wreszcie 

sięgnął po bokserki i spodnie. Wciągnął je, ale nie 

zapiął guzika ani rozporka. Alice miała ochotę 

wyciągnąć ręce i pogłaskać gładką, złocistą skórę 

mężczyzny. Na wszelki wypadek szybko we­

pchnęła dłonie do kieszeni szlafroka - tylko w taki 

sposób mogła zapanować nad tym zdradzieckim 

odruchem. 

Dlaczego musiał wspomnieć o ich wspólnych 

prysznicach? Zawsze wspólnie szli się myć po 

seksie, aż wreszcie ten rytuał przeobraził się 

w kontynuację miłości fizycznej. Wzajemne pole­

wanie się wodą często kończyło się następnym 

zbliżeniem, a na pewno nie służyło wystudzeniu 

namiętności. Alice zadrżała na wspomnienie seksu 

w strumieniach ciepłej wody, kiedy opierała się 

o gładkie kafelki, wdychała woń kosmetyków 

i rozkoszowała się pieszczotami gorącego męż­

czyzny. 

- Właściwie dobrze się razem bawiliśmy... 

- westchnęła. 

Domenico nie odrywał od niej wzroku. Co tej 

kobiecie chodziło po głowie? Bez przerwy zmie­

niał się jej nastrój. Z trudem rozpoznawał w niej 

dawną kochankę. Może po prostu nie znał jej tak 

dobrze, jak przypuszczał? 

Jej wzrok ponownie padł na zmiętą pościel. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 2 3 

Tylko w jednym miejscu Alice przypominała 

siebie sprzed miesięcy - w łóżku. Była tam tą samą 

kobietą, z którą spędził niezapomniane pół roku. 

Żadna inna nie potrafiła rozpalić w nim takiej 

żądzy. Jej uśmiech go rozgrzewał, dotyk pobudzał, 

spojrzenie oszałamiało... Bez niej jego życie i jego 

sypialnia były puste i zimne. 

Nie zamierzał dopuścić do tego, by go po­

nownie opuściła. Gubił się, nie był w stanie 

się rozeznać, które z jej słów są prawdziwe, 

a które nie. 

Coś ją trapiło. Najwyraźniej miała jakiś prob­

lem i jeszcze nie była gotowa się do tego przyznać. 

Domenico wiedział jednak, że wydobędzie z niej 

prawdę. Miał serdecznie dość prowadzonych przez 

Alice gierek, które na przemian go rozpalały i stu­

dziły. Najpierw odgrywała rolę namiętnej królo­

wej seksu, a po chwili zmieniała się w królową 

śniegu. 

- Mam nadzieję, że dobrze sobie zapamiętałeś 

te nasze zabawy. Nie licz na powtórkę - dodała 

Alice szyderczo. 

- Jesteś pewna? - spytał z niedowierzaniem. 

Znowu wpuściła go w maliny. 

- Powiedziałam to już wtedy, gdy cię opusz­

czałam, ale mi nie uwierzyłeś. 

Domenico musiał przyznać, że miała rację. Nie 

wierzył jej, nie traktował jej poważnie. Kiedy 

oświadczyła, że odchodzi, zakładał, że to tylko 

przelotna burza, po której znowu się rozpogodzi. 

background image

224 

KATE WALKER 

Potem jego dom świecił pustkami przez długi czas. 

Pusty dom, puste łóżko... 

- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi! - wykrzyk­

nął, nie wytrzymując napięcia. -Przede wszystkim 

nie wyjaśniłaś mi, czemu odchodzisz. W jednej 

chwili wszystko było dobrze, a zaraz potem... 

- A zaraz potem dowiedziałam się o twojej 

kochance! 

- Co takiego? 

Jej wyznanie było tak nieoczekiwane, że spadło 

na niego jak grom z jasnego nieba. Zmrużył oczy. 

Alice z pewnością mówiła szczerze. Wyczuwał to 

w jej tonie, rozpoznawał po usztywnionej sylwet­

ce. Nie wymyśliła tego po to, żeby naprędce uspra­

wiedliwić swoje postępowanie. 

- Oczekuję wyjaśnień - warknął chłodno. - Po­

wiedz mi, o co ci chodzi. 

Alice zacisnęła zęby i uniosła brodę. Jej niebie­

skie oczy wydawały się zimne jak lód. 

- Nie zrozumiałeś? - syknęła. - Czy chcesz mi 

wmówić, że nagle zapomniałeś najprostszych an­

gielskich słów? 

- Psiakrew, dobrze wiesz, że rozumiem twoje 

słowa! 

Domenico z irytacją ruszył ku Alice, lecz nagle 

się zatrzymał. Zrozumiał, że jeśli nie zachowa 

spokoju, sytuacja tylko się skomplikuje. 

- Po prostu nie rozumiem, co tu jest grane 

- wyjaśnił. Oparł się o ramę okna i skrzyżował ręce 

na piersi. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

225 

- Chodzi mi o Pippę Marinelli! 

Pippa Marinelli! 

Zakręciło mu się w głowie. Tak bardzo próbo­

wał zachować ostrożność. Nie chciał, aby ktokol­

wiek dowiedział się o jego spotkaniach z Pippą 

i pochopnie wyciągał wnioski. 

Był pewien, że Alice nigdy nie pozna prawdy... 

Niestety, jak widać się przeliczył. 

- Kto ci o niej powiedział? - wycedził. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

Kto jej o tym powiedział? 

A zatem Domenico nie zamierzał się bronić ani 

usprawiedliwiać. Nawet nie przyszło mu do gło­

wy, że mógłby wyprzeć się znajomości z Pippą, 

ba, wręcz zaprzeczyć jej istnieniu! Nie starał się 

udawać, że nie wie, o co oskarża go Alice, nie 

przekonywał jej również, że nie zna tego nazwi­

ska, tylko natychmiast przeszedł do kontrataku. 

Cały on. 

- Czy to ma znaczenie? - wykrztusiła. Głos jej 

się łamał. - Nie wystarczy, że wiem? 

- Oczywiście, że to ma znaczenie. 

Oczy Domenica lśniły chłodno, zaciskał usta. 

Wydawał się jeszcze bardziej zirytowany niż kilka 

minut temu. Alice mogła sobie pogratulować 

- najwyraźniej trafiła w dziesiątkę. Intuicja jej 

nie zawiodła. 

Tylko czego można by się spodziewać po kimś 

takim? Wyrzutów sumienia? Zakłopotania? Wsty­

du? 

Najwyraźniej uczucia te były mu zupełnie obce. 

- Powinieneś lepiej pilnować swojego telefonu 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 2 7 

komórkowego - warknęła. - Zostawiasz go byle 

gdzie, a potem się dziwisz, że inni znają fakty 

z twojego życia. 

- Chyba śnię - wymamrotał. - To po prostu 

niewiarygodne. Odebrałaś telefon do mnie? A mo­

że przeczytałaś wiadomości w moim aparacie? 

Domenico nie musiał ryczeć z wściekłości, aby 

Alice uświadomiła sobie, jak bardzo się wściekł na 

samą myśl o tym, że ktoś ruszał jego telefon. 

- Oczywiście, że nie! - prychnęła, szczerze 

oburzona. - Co ty sobie myślisz? Po prostu pod­

niosłam twój aparat. Pewnie wypadł ci z kieszeni, 

znalazłam go pod łóżkiem. Nazwisko, jej nazwi­

sko, widniało na wyświetlaczu. 

Zauważyła jeszcze inne ślady wskazujące na to, 

że coś się święci. List, pośpiesznie ukryty, kiedy 

przyszła odwiedzić Domenica w gabinecie. W in­

nych okolicznościach nie zwróciłaby uwagi na 

korespondencję kochanka, ale zapamiętała imię 

Pippa, które tym razem dostrzegła na kopercie. 

Przez dłuższy czas starała się nie łączyć tej 

nieznanej kobiety z częstymi, niewyjaśnionymi 

nieobecnościami Domenica. Być może wszystko 

potoczyłoby się inaczej, gdyby lepiej się jej ukła­

dało z przystojnym Włochem. Całymi tygodniami 

nie potrafiła się z nim porozumieć - późno wracał 

do domu, wcześnie wychodził do pracy. 

Najbardziej przekonującym dowodem na to, że 

miał romans, był fakt, że nie uprawiali już seksu 

tak często jak dawniej. Zresztą zwykle spała, kiedy 

background image

2 2 8 KATE WALKER 

wracał, a jeśli nawet nie spała, Domenico niejed­

nokrotnie wynajdywał mniej lub bardziej wiarygo­

dne wymówki. Potrafił na przykład oświadczyć 

Alice, że ma mnóstwo pracy, po czym zostawiał ją 

samą w wielkim, królewskim łożu i szedł do swo­

jego gabinetu. 

Poza tym coraz częściej zdarzały się głuche 

telefony - oczywiście tylko wtedy, gdy słuchawkę 

podnosiła Alice. Jeśli odbierał Domenico, oświad­

czał krótko, że w tej chwili nie może rozmawiać, 

ale zadzwoni później. 

- Nie rozmawiałaś z nią? 

- Nie, nie rozmawiałam - odparła szczerze. 

- Ale czy to by miało jakieś znaczenie? Zakła­

dam, że obmyśliłeś sobie plan awaryjny na oko­

liczność wpadki. Poza tym bez wątpienia oboje 

nie byliście zbyt dyskretni. Ludzie na pewno 

was widywali, bo pojawiły się pogłoski. Sama 

słyszałam. 

Zapadła cisza. Domenico mógł powiedzieć coś 

na swoją obronę, ale milczał. Zamknął się w sobie, 

był zimny i wyniosły. Spod zmrużonych powiek 

przypatrywał się Alice, najwyraźniej czekając na 

jej następne słowa. 

- Czy masz pojęcie, jak to jest? - ciągnęła ze 

wzburzeniem. - Któregoś dnia poszłam do toalety 

w restauracji. Już w kabinie usłyszałam jakieś 

kobiety, plotkujące na mój temat. Wyobraź sobie, 

że nazwały mnie biedną, naiwną kretynką. No cóż, 

trzeba im przyznać, że miały rację - chyba tylko ja 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 2 9 

jedna w mieście nie wiedziałam, że mój partner 

mnie zdradza z nową kochanką, Pippą Marinelli. 

- Chcesz powiedzieć, że rzuciłaś mnie z powo­

du plotek? - spytał z nieskrywaną pogardą. 

- Nie tylko... 

- Pippa Marinelli nie jest moją kochanką. 

Powiedział to bez wahania, cicho, ale dobitnie. 

- Co takiego? - Uznała, że się przesłyszała. 

- Pippa nie jest moją kochanką - powtórzył. 

Zdziwiła się, że nie podniósł głosu. - Nie ob­

chodzi mnie, co mówią ludzie. Tak się składa, że 

najczęściej wygadują koszmarne głupstwa, sama 

najlepiej powinnaś zdawać sobie z tego sprawę. 

Twoja wybujała wyobraźnia podpowiada ci naj­

gorsze scenariusze, niemające nic wspólnego 

z rzeczywistością. Lepiej zacznij z tym walczyć, 

dobrze ci radzę. Zapamiętaj sobie, bo mówię to 

po raz ostatni: Pippa Marinelli nie jest moją 

kochanką. 

Te słowa brzmiały niesłychanie przekonująco 

i wiarygodnie. Alice doszła do wniosku, że przy­

najmniej tym razem Domenico na pewno nie kła­

mie. Niby po co miałby to robić? Jasno dał jej do 

zrozumienia, że nie jest dla niego ważna, więc 

z pewnością by się nie wysilał. 

- Wierzysz mi? - spytał na wszelki wypadek. 

- Skoro tak mówisz... Tak, wierzę ~ przyznała 

cicho. 

Dwa miesiące wcześniej, wczoraj i nawet go­

dzinę temu wiele by dała za uśmiech na jego 

background image

230 

KATE WALKER 

twarzy. Teraz, gdy kąciki warg Domenica wyraź­

nie się uniosły, nie czuła radości. 

Wczoraj pojawił się na jej progu, nie szczędząc 

uwodzicielskich słów, ale w głębi serca skrywał 

bezlitosną determinację. Udało mu się zaciągnąć 

Alice do łóżka. Wykorzystał jej naiwność do włas­

nych, egoistycznych celów i oświadczył, że ode­

jdzie od niego, tylko jeśli on jej na to pozwoli. 

- Wierzę ci - powtórzyła z westchnieniem. 

- To dobrze. 

Domenico odsunął się od ściany i wyprostował. 

Chciał podejść do Alice i wziąć ją w ramiona. 

Intencje miał wypisane na twarzy. 

Musiała go powstrzymać - gdyby jej dotknął, 

byłaby zgubiona. Z trudem uniosła rękę. 

- Stój - warknęła ostrzegawczo. - Skoro Pippa 

nie jest twoją kochanką, to kim jest? 

Jej słowa skutecznie go powstrzymały. Ponow­

nie zacisnął usta. Wyglądał niemal wrogo. 

- To nieistotne - oświadczył sztywno. 

- Jak dla kogo. 

- Nie twój interes - burknął niegrzecznie. - Nie 

zaprzątaj sobie głowy tą kobietą. Powiedziałem ci, 

że z nią nie sypiam. Czego jeszcze chcesz? 

Wszystkiego. 

Niczego. 

Alice nie wiedziała, na którą odpowiedź się 

zdecydować. 

Problem polegał na tym, że Domenico nie miał 

pojęcia, co jest dla niej istotne, a co nie. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 3 1 

- Nie ufasz mi - mruknął. 

- Zaufanie nie ma tu nic do rzeczy. 

Po mniej więcej czterech miesiącach związku 

z Domenikiem zaczęła odnosić wrażenie, że staje 

się mu coraz bardziej obojętna. Zakochała się 

w nim po uszy i wręcz wskoczyła mu do łóżka, bez 

wahania i bez zastanowienia. Nie potrafiła się 

otrząsnąć z zauroczenia, nie myślała racjonalnie. 

Uwielbiała kochać się z nim, rozkoszować jego 

towarzystwem, dzielić z nim życie. Domenico stał 

się dla niej całym światem. Musiało minąć sporo 

czasu, nim zaczęła sobie uświadamiać, powoli 

i boleśnie, jak mało istotną rolę odgrywała w jego 

życiu. 

- Na czym więc polegał problem? Nie, nic nie 

mów. Powtórzę to, co mówiłem wcześniej: prze­

stałaś się dobrze bawić, co? - spytał cynicznie. 

- Trafiłeś w sedno. - Usiłowała mówić lekkim 

tonem, aby utwierdzić Domenica w przekonaniu, 

że trafnie ją ocenił i od samego początku domyślał 

się, z kim ma do czynienia. 

Poznali się przypadkowo, gdy Domenico przy­

szedł do restauracji, w której tymczasowo zatrud­

niła się jako kelnerka. W Anglii, skąd pochodziła, 

pracowała jako kierowniczka dużego sklepu 

odzieżowego, lecz nie cierpiała tego zajęcia. 

W końcu je rzuciła i wyjechała do Włoch na 

wakacje. Musiała przemyśleć, co chce robić ze 

swoim życiem. Dotarła do Florencji i tam wynajęła 

mieszkanie, po czym przyjęła pracę w restauracji. 

background image

232 

KATE WALKER 

Gdy poznała Domenica, natychmiast zrozumiała, 

czego pragnie. Ten mężczyzna stanowił sens jej 

życia. 

Niestety, Domenico nie podzielał jej uczuć. 

Niewątpliwie mu się podobała, od samego po­

czątku dawał jej to jasno do zrozumienia. Pragnął, 

by była obecna w jego życiu, w jego łóżku, ale nie 

oczekiwał niczego poza tym. Związek z nią trak­

tował jak formę relaksu. Alice odgrywała rolę 

partnerki Domenica na przyjęciach i imprezach, 

a także stanowiła atrakcyjny obiekt do rozładowy­

wania nagromadzonej żądzy. 

Nie chciał więcej. Do jego słownika nie weszły 

pojęcia takie jak związek, przyszłość, miłość. Po 

kilku tygodniach Alice już się zorientowała, czego 

pragnie - czegoś więcej, niż to, co jej zaoferował. 

Domenica zadowalało status quo. 

Naprawdę starała się do niego dostosować i przez 

pewien czas nawet jej się to udawało. Im bardziej 

jednak próbowała tłumić potrzeby serca, tym częś­

ciej się odzywały. Robiła dobrą minę do złej gry, 

oświadczyła Domenicowi, że oczekuje dobrej zaba­

wy, uciechy, i niczego więcej. Czuła się jednak tak, 

jakby jej dusza powoli obumierała. Miłość, która 

powinna wypełniać jej życie, doprowadziła ją do 

stanu wewnętrznej pustki i samotności. 

Plotki o Pippie Marinelli wyrwały ją z maraz­

mu. Musiała podjąć konkretną decyzję: albo coś 

zmieni w życiu, albo już niedługo inna kobieta 

zastąpi ją u boku Domenica. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

233 

Problem w tym, że nawet nie poinformowała go 

o ciąży. 

A była w ciąży! 

Wielkie nieba, zupełnie zapomniała, dlaczego 

ściągnęła Domenica do Anglii. Musiała w końcu 

powiedzieć mu o dziecku. Ostatecznie był jego 

ojcem i w związku tym przysługiwały mu pewne 

prawa. O ile chciał z nich skorzystać, rzecz jasna. 

- Nasz związek zakończył się, zanim jeszcze 

wyjechałam - oświadczyła z ciężkim sercem. Mó­

wiła szczerą prawdę. - Było nam ze sobą źle. Nie 

tego oczekiwałam od życia. 

- Rozumiem, że umierałaś z nudów - burknął 

Domenico głosem zimnym jak stal. - W którym 

miejscu popełniliśmy błąd? Za rzadko chodziliśmy 

na imprezy? Nudziłaś się w domu? 

Alice zrobiła wielkie oczy i dumnie uniosła 

brodę. 

- Nic nie rozumiesz, wcale nie o to chodzi! 

- oświadczyła zdecydowanie. 

- Więc mów wreszcie, bella, w czym rzecz. 

Czego jeszcze byś chciała? Czego ode mnie nie 

dostałaś? Miałaś ochotę na więcej ciuchów, a ja się 

tego nie domyśliłem? Dobrze zgaduję? Wiem! Za 

mało podróżowaliśmy. Chciałaś się wypuścić 

w podróż dookoła świata? 

- Posłuchaj... 

- Wiem dobrze, co masz mi do powiedzenia. 

- Domenico machnął ręką, jakby chciał ostatecz­

nie odciąć się od słów Alice. - Powtarzasz się. 

background image

234 KATE WALKER 

Wyznaj mi wreszcie prawdę: czego chciałaś? Co ci 

nie odpowiadało? 

Nie rozumiał, dlaczego po prostu nie powie­

działa mu, na czym jej zależy. Przecież od razu by 

jej to ofiarował i tyle. Wielkie rzeczy: jeden pre­

zent więcej nie stanowił żadnej różnicy. Dla niego 

to naprawdę był drobiazg. 

- Jasne! - wykrzyknął. - Oczekujesz pienię­

dzy, ale wstydzisz się przyznać. Chcesz więcej 

kasy, tak? Nie dostawałaś ode mnie dostatecznie 

dużo gotówki? 

- Jak śmiesz? Zrozum wreszcie, człowieku, że 

zupełnie nie o to chodzi! 

Wydawała się wstrząśnięta. Jej skóra pobielała, 

a wielkie, niebieskie oczy lśniły niczym jeziora. 

Zatem nie chodziło o pieniądze. Powinien się 

poczuć lepiej - ostatecznie wyglądało na to, że 

Alice faktycznie nie czyha na zawartość jego port­

fela. 

Wtedy nadeszło olśnienie. Skoro wszystkie inne 

podejrzenia okazywały się nieuzasadnione, wyjaś­

nienie musiało być tylko jedno. 

- Już wszystko rozumiem! - obwieścił z wiel­

kim zadowoleniem. - Polujesz na męża. Dobrze 

trafiłem, Alice? Masz chrapkę na złotą obrączkę na 

palcu? 

Uznał, że trafił w dziesiątkę. Milczała, a ta cisza 

zabrzmiała w jego uszach jak potwierdzenie. A za­

tem Alice chodziło o małżeństwo. 

- Powiedziałem ci przecież, że nie jestem zain-

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 3 5 

teresowany ślubem - mruknął. - Chyba podkreś­

liłem to dostatecznie jasno, jeszcze na samym 

początku naszej znajomości. 

- Tak, to prawda - przyznała. 

- Mógłbym zmienić zdanie tylko w jednym 

wypadku, do którego nigdy nie dojdzie... 

Jej twarz stężała. Patrzyła na Domenica w dziw­

ny, nieznany mu wcześniej sposób. Wydawała się 

zaniepokojona i zaszczuta zarazem. Poczuł głębo­

ką satysfakcję. Jego urocza Alice zaczynała sobie 

w końcu uświadamiać, że marzenia o zostaniu 

signorą Parrisi nigdy się nie ziszczą. 

- Kontynuuj - wycedziła przez zaciśnięte zę­

by, choć odniósł wrażenie, że mówienie sprawia 

jej trudność. Pewnie dlatego, że zabrakło jej ar­

gumentów. Niebieskie oczy Alice wydawały się 

lekko zamglone. Wydawała się zakłopotana, 

wręcz zdezorientowana. - Cóż to może być za 

wypadek? 

- Mniejsza z tym. Żadne z nas nie chciałoby 

nawet rozważać tej ewentualności. Skupmy się na 

fakcie, że nie jestem zainteresowany małżeń­

stwem, a jeśli masz choć odrobinę oleju w głowie, 

to ty również nie... 

- Choć odrobinę? - zaniosła się oburzeniem. 

- Nie uważasz, że to bezczelność? Jak śmiesz 

zwracać się do mnie w taki sposób? - Oddychała 

ciężko. 

- Będę się do ciebie zwracał w taki sposób, 

w jaki zechcę - oznajmił lekceważąco. - Zresztą 

background image

2 3 6 KATE WALKER 

podobam ci się, więc jesteś w stanie sporo mi 

wybaczyć. Przyznaj sama, że chętnie korzystasz 

z uciech cielesnych, które ci zapewniam. 

- Moje ciało podpowiada mi... - Jej głos za­

drżał, więc na moment umilkła. Po chwili jednak 

dodała: - Ciało mi podpowiada, że jesteś seksow­

ny. Od razu tak pomyślałam, przy naszym pierw­

szym spotkaniu. Od tamtej pory nie zdarzyło się 

nic, co mogłoby mnie skłonić do zmiany zdania. 

Doskonale wiesz, jaki jesteś atrakcyjny. Nie pora 

na fałszywą skromność. Rzecz w tym, że nie 

interesuje mnie trwały związek z kimś, z kim chcę 

się tylko przespać. Mam takie same potrzeby fizy­

czne jak każdy człowiek. 

- Czyżby mój przyjazd zbiegł się w czasie 

z natężeniem twoich potrzeb cielesnych? - spytał 

Domenico, patrząc na nią sceptycznie. 

- Jesteś bardzo przenikliwy - odparła ironicz­

nie. - Owszem, nastąpił taki zbieg okoliczności. 

- Uśmiechnęła się chłodno, bez cienia wesołości. 

- Poza tym wiem, że czułeś to samo. Powiedz, czy 

znalazłeś już kogoś na moje miejsce? 

- Co takiego? 

Tak bezpośrednio postawione pytanie zupełnie 

zbiło go z tropu. Dopiero po chwili Domenico 

odzyskał zdolność racjonalnego myślenia, a na­

stępnie wpadł we wściekłość. Zupełnie mu się nie 

spodobało, że Alice uważa go za osobę płytką 

i nieodpowiedzialną. 

- Psiakrew, co ty sobie wyobrażasz?! 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 3 7 

Uśmiechnęła się ponownie, jeszcze bardziej lo­

dowato i oschle niż poprzednio. 

- Jesteś sfrustrowany, sam przyznaj - zauwa­

żyła. - Czy mam przez to rozumieć, że przez dwa 

miesiące powstrzymywałeś się od tego, co dla 

ciebie najważniejsze? Skłonna jestem w to uwie­

rzyć. To niezwykłe, ale teraz czujesz to samo, co 

ja. Mamy podobne doświadczenia. 

- Co ty... 
- Co ja wygaduję? Czy mam to powiedzieć 

wprost? Zgoda, jak sobie życzysz. Oboje przeżyli­

śmy chwilę szaleństwa - i już! Teraz poszliśmy po 

rozum do głowy, sytuacja stała się jasna i w sumie 

jestem ci winna podziękowanie. 

- Podziękowanie? Za co? 

Zdumiał się tak, jakby Alice przeobraziła się 

w śmiertelnie niebezpieczną kobrę, plującą mu 

jadem prosto w twarz. Nie poznawał tej oziębłej, 

zdystansowanej kobiety o lodowatym spojrzeniu. 

Jej niespodziewana transformacja go oszołomiła. 

Domenico machinalnie sięgnął po koszulę i wsu­

nął ręce w rękawy, po czym zapiął dwa guziki 

i nieoczekiwanie opuścił dłonie. 

~ Tak, podziękowanie! Nie przesłyszałeś się. 

- Alice pokiwała głową. - Jeszcze niedawno cho­

dziły mi po głowie idiotyczne wątpliwości. My­

ślałam sobie: a może jednak popełniłam błąd? 

Może do niego wrócę? Uświadomiłeś mi, jaką 

niedorzecznością byłoby takie postępowanie. Do­

menico, byłeś dla mnie ciężarem, nieznośnym 

background image

238 KATE WALKER 

brzemieniem, które w końcu zrzuciłam z ramion. 

Masz na koncie dobry uczynek. A teraz byłabym 

wdzięczna, gdybyś raczył sobie pójść i więcej nie 

wracać. 

- Nawet o tym nie myśl. - Nie ruszył się nawet 

o centymetr. 

- Za późno, mój drogi. Już o tym pomyślałam 

-warknęła. - Idź stąd, nie chcę cię więcej widzieć. 

Z wysoko uniesioną głową podeszła dumnie do 

drzwi i otworzyła je szeroko. 

- Do widzenia - dodała stanowczo, by go po­

zbawić wszelkich złudzeń. 

W drodze ku drzwiom nawet nie zauważyła, jak 

strąca na ziemię kopertę, którą wcześniej sama 

położyła na komodzie. Papier przez chwilę kołysał 

się w powietrzu i opadł na podłogę, niemal pod 

nogi Domenica. 

Trudno się było dziwić, że koperta od razu 

przyciągnęła uwagę gościa. Pochylił się i wziął 

ją do ręki. Wystarczył mu jeden rzut oka na 

kopertę, by znieruchomiał i rozchylił usta z wra­

żenia. 

- Domenico? - Alice nagle sobie uświadomiła, 

że jej gość błądzi myślami gdzie indziej. - Życzę 

sobie, żebyś... Nie! 

Rzuciła się ku niemu spod drzwi, wyciągając 

rękę po kopertę, lecz Domenico odwrócił się i błys­

kawicznie ją otworzył. Musiał poznać treść pisma. 

Alice bezsilnie patrzyła, jak Domenico wyciąga 

kartkę papieru z koperty, na której widniał nadruk: 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

239 

„Klinika prenatalna" i czyta: „Droga pani Ho­

ward... wizyta... u lekarza położnika...". 

Klinika prenatalna. Położnik. Bez względu na 

to, ile razy odczytywał te magiczne słowa, za 

każdym razem znaczyły to samo. 

Ciąża. Poród. Dziecko. 

- Jesteś...? 

Wbił wzrok w Alice. Od razu się zorientował, że 

wszelkie pytania są zbędne. 

- Jesteś w ciąży. 

Alice spodziewała się po nim wybuchu wściek­

łości lub innego rodzaju wrogiej reakcji. Ta chłod­

na i spokojna deklaracja wzbudziła w niej nie­

pokój. 

- To jest potwierdzenie wizyty u lekarza położ­

nika - wymamrotał wstrząśnięty. - Spodziewasz 

się dziecka. 

- Tak... - wykrztusiła Alice. Nie mogła powie­

dzieć nic innego. 

Domenico nagle odsunął się od niej o krok. 

- Moje? 

Wyraźnie podenerwowany, drżącymi rękami 

zapiął pozostałe guziki koszuli, jakby chciał się 

odgrodzić od Alice choćby cienką warstwą ba­

wełny. 

- Oczywiście, że twoje! Jak śmiesz w ogóle 

o to pytać? A niby czyje? 

- Jak to możliwe? 

Przez ułamek sekundy miała chęć udzielić mu 

background image

2 4 0 KATE WALKER 

dowcipnej odpowiedzi, w rodzaju: „Widzisz, kie­

dy dwoje ludzi robi w łóżku pewne rzeczy...", ale 

bala się jego reakcji, więc na wszelki wypadek 

potraktowała to pytanie serio. 

- To się stało wtedy, gdy miałam dolegliwości 

żołądkowe - wyjaśniła. - Pamiętasz, było mi nie­

dobrze, wymiotowałam. Oczywiście połknęłam 

pigułkę, ale byłam chora, więc pewnie nie za­

działała jak należy. To się czasami zdarza. Nie 

minęło jeszcze dziesięć tygodni... 

Domenico pokiwał głową. 

- Moje - westchnął niespodziewanie. Jego zde­

cydowana akceptacja oczywistego faktu nie uspo­

koiła Alice. Zadrżała. Nie wiedziała, czego się 

spodziewać po krewkim Włochu. 

- Tak... - zaczęła, lecz Domenico przemówił 

jednocześnie z nią. 

- Moje - powtórzył zamyślony. - Rozumiem. 

Nie patrzył na kochankę. Wbił wzrok w podłogę 

i dopiero po chwili Alice zorientowała się, że 

szukał butów. W końcu je zlokalizował i wsunął na 

bose stopy - nie chciało mu się tracić czasu na 

poszukiwanie skarpetek. Jednocześnie sięgnął po 

marynarkę. 

- Domenico... - szepnęła. Gdy się ku niej od­

wrócił, ujrzała w jego oczach furię. Głos uwiązł jej 

w gardle, znieruchomiała. 

- Nosisz moje dziecko. Moje dziecko... Od 

miesięcy... I nie powiedziałaś mi o tym? 

- Nie... - zająknęła się. - Ale... 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

241 

- Byłaś gotowa pozwolić mi odejść stąd w nie­

świadomości! Nie powiedziałaś mi o tym, choć 

mam prawo znać prawdę! 

Chciała zauważyć, że właśnie dlatego sprowa­

dziła go do siebie. Dlatego prosiła, aby przyjechał. 

Zamierzała z nim porozmawiać o tym, co już na 

zawsze ich połączyło. 

Ze zgrozą patrzyła jednak, jak Domenico od­

wraca się na pięcie i wychodzi bez słowa. Znikł za 

drzwiami, zanim zdołała pojąć, co się właściwie 

dzieje. 

Odrętwiała ze zdumienia, wsłuchiwała się 

w stukot jego ciężkich, pośpiesznych kroków na 

schodach. Potem dotarł do niej zgrzyt otwieranych 

drzwi wejściowych i trzask towarzyszący ich za­

mykaniu. 

Powagę sytuacji zrozumiała dopiero w chwili, 

gdy rozległ się warkot silnika. Po chwili samochód 

odjechał. 

Na różne sposoby próbowała się pozbyć Dome-

nica, za każdym razem bezskutecznie. Osiągnęła 

swój ceł dopiero wtedy, gdy przyznała się do ciąży. 

Szkoda tylko, że po tym wyznaniu liczyła na to, że 

ojciec jej dziecka jednak z nią zostanie. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

Pod koniec dnia Alice powiedziała sobie, że 

właściwie w jej życiu nic się nie zmieniło. Ran­

kiem mieszkała w małym domu, korzystając z goś­

cinności ciotki, bez pracy, bez pieniędzy, samotna, 

i w ciąży. 

Teraz wszystko było po staremu. Domenico 

z siłą huraganu przeleciał przez jej dzień. Na kil­

ka godzin wywrócił jej życie do góry nogami 

i znikł. Właściwie nie powinna się tym przejmo­

wać, przecież ten człowiek już jej nie obchodził. 

Dlaczego więc czuła się znacznie gorzej niż cho­

ciażby wczoraj? 

Rzecz w tym, że jeszcze rankiem żywiła na­

dzieję na pojednanie - co prawda próżną nadzieję, 

niepopartą przemyśleniami, nieuzasadnioną. Ale 

cóż innego jej pozostało? 

Nadzieja. 

Alice odsunęła się od okna, przez które obser­

wowała, jak nad ogrodem zapada zmrok. 

Nadzieja? Kogo chciała oszukać? Siebie? 

Po co marzyła, że Domenico ją wesprze, gdy się 

dowie o nieplanowanej ciąży? Czemu wydawało 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 4 3 

się jej, że przy niej pozostanie, aby jej pomóc i być 

przy dziecku? Od chwili pojawienia się Domenica 

wszystko układało się źle. Czuła się tak, jakby 

kręciła się na karuzeli i nie mogła zejść na ziemię. 

Za każdym razem, gdy chciała wyznać byłemu 

kochankowi prawdę, coś ją powstrzymywało i do­

chodziła do wniosku, że to niedobry moment. 

Dobry moment najwyraźniej nie istniał. 

Domenico nie był zainteresowany małżeń­

stwem, a jego reakcja na wieść o dziecku dowiod­

ła, że marny będzie z niego ojciec. 

Pogłaskała brzuch i osłoniła go opiekuńczym 

gestem. W środku rosło dziecko, na razie jeszcze 

maleńkie, ale z każdym dniem coraz większe. 

- Liczysz się tylko ty i ja, moje słonko - wy­

szeptała. - Ty i ja, nikt więcej. 

Poprzysięgła sobie, że właściwie zadba o to 

maleństwo. Co z tego, że zostało poczęte w niedo­

brych okolicznościach, skoro ona się nim zajmie 

tak, jak należy? 

Na początek zacznie wcześniej chodzić spać. 

Do łóżka będzie brała filiżankę zielonej herbaty... 

Warkot silnika samochodu na podjeździe był 

tak nieoczekiwany, że przez parę sekund Alice nie 

chciała uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Wyob­

raźnia z pewnością płatała jej figla. 

Potem jednak rozległo się trzaśnięcie drzwi i na 

żwirze zachrzęściły pośpieszne kroki. 

W połowie drogi między salonem a kuchnią 

Alice znieruchomiała z mocno walącym sercem. 

background image

244 

KATE WALKER 

Ledwie udawało się jej złapać oddech. Klamka 

przy drzwiach wejściowych się poruszyła i po 

chwili w wąskiej sieni znalazł się Domenico. Na 

widok Alice stanął jak wryty. 

Nie wypowiedział ani słowa, podobnie jak 

Alice. Na jego twarzy widniały krople deszczu. 

Kilka osiadło mu na rzęsach, więc wyglądał tak, 

jakby płakał. Łzy? U Domenica? Absurd. Do­

menico nigdy nie płakał, to nie było w jego 

stylu. 

Miał rozpiętą marynarkę. Deszcz zrosił mu ko­

szulę, która przylepiła się do jego torsu. Wilgotne 

i brudne plamy na ubraniu świadczyły o tym, że 

sporo czasu spędził na świeżym powietrzu, a nie 

w samochodzie. 

- Domenico... - wykrztusiła drżącym głosem. 

- Wróciłeś. 

Jego kształtne usta wykrzywiły się chłodno. 

Alice poniewczasie uświadomiła sobie, jak oczy­

wista była jej uwaga. 

- Wróciłem - potwierdził. - Jak widać. 

- Ale dlaczego? Co ty tu robisz? 

- To chyba oczywiste. - Przyczesał mokre wło­

sy dłonią. - Wróciłem po swoje dziecko. 

Alice poczuła się tak, jakby czyjaś lodowata 

dłoń chwyciła ją za serce i mocno je ścisnęła. 

A więc wrócił tylko dlatego, że interesował się 

dzieckiem w jej łonie. Ona sama, jako kobieta, 

była mu obojętna. Najwyraźniej postanowił trak­

tować ją jak żywy inkubator. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

245 

- Ale przecież... Przecież... Nie możesz zabrać 

dziecka beze mnie... Niby jak... 

Domenico lekceważąco machnął ręką. Dro­

biazg, zdawał się mówić ten gest. Czymś tak 

błahym nie warto się zajmować. 

- Wiem - westchnął. - To oczywiste, choć 

bardzo nad tym ubolewam. Właśnie dlatego po­

stanowiłem, że weźmiemy ślub. 

Alice osłupiała. Czy tak powinny wyglądać 

oświadczyny? Nie odrywała wzroku od rozmów­

cy. Zawsze wydawało jej się, że oświadczyny 

polegają na tym, że mężczyzna pyta kobietę o zda­

nie, proponuje jej związek na resztę życia i daje 

szansę odmowy. Tymczasem Domenico nie za­

mierzał pozostawiać Alice wyboru. 

Powinien był podkreślić, że nie ma innego wy­

jścia, bo dziecko nie może dorastać bez ojca i musi 

nosić jego nazwisko. Powinien był wytłumaczyć tę 

propozycję matrymonialną. Nic takiego jednak nie 

zrobił. 

Alice poczuła się tak, jakby nagle znalazła się 

w pułapce. Przecież jeszcze niedawno Domenico 

podkreślał, że przenigdy nie wsunie obrączki na jej 

palec. 

Potem jednak zobaczył list i uznał, że musi 

całkowicie zmienić swoją postawę. Sam doszedł 

do wniosku, że matka jego dziecka zasługuje na 

inne traktowanie. Małżeństwo stało się absolutną 

koniecznością. 

Z ostateczną decyzją zwlekał przez kilka godzin. 

background image

2 4 6 KATE WALKER 

Wahał się, bo miał ku temu powody. Zatrzymał 

samochód niedaleko, zaledwie kilka kilometrów 

od domu Alice. Zaparkował, wyszedł i ruszył 

przed siebie. Szedł długo, aby ochłonąć i aby serce 

przestało mu walić jak młotem. Gdy się trochę 

uspokoił, wsiadł do samochodu i wrócił do domu 

Alice, żeby przedstawić jej swoją decyzję. 

Nie spodziewał się, że jego słowa tak nią 

wstrząsną. Znowu nie rozumiał, o co chodzi tej 

kobiecie. Czyżby w ostatniej chwili postanowiła 

go odtrącić? 

- Przecież jeszcze dziś twierdziłeś, że nie inte­

resuje cię małżeństwo - zauważyła Alice po namy­

śle. Mówiła cicho, niepewnie. 

- Interesuje mnie, jeśli w grę wchodzi dobro 

mojego dziecka-wyjaśnił.  - N o s i s z moje dziecko, 

prawda? Nie cudze? 

- Pytałeś już o to, przestań wreszcie! Oczywiś­

cie, że twoje! Co ty insynuujesz? Odkąd się po­

znaliśmy, nie spałam z żadnym innym mężczyzną. 

Jeśli mi nie wierzysz... 

- Wierzę ci - przerwał. 

Szczerze mówiąc, nie miał co do tego żadnych 

wątpliwości. Znal Alice dosyć dobrze - z każdą 

chwilą dowiadywał się o niej coraz więcej - i był 

absolutnie pewien, że nie należała do kobiet, które 

sypiają z innymi mężczyznami, jeśli pozostają 

w stałym związku. Nigdy nawet nie spojrzała na 

innego. Właśnie dlatego jej nieoczekiwane wy­

znanie, że przestała się dobrze bawić, tak go przy-

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

247 

tłoczyło. Nadal nie potrafił zrozumieć, z jakiego 

powodu tak naprawdę odeszła 

- Dlatego bierzemy ślub. 

- Nie mam wyboru? - spytała Alice ostro. 

- Masz. Taki sam, jak ja. 

- A jeśli nie zgodzę się za ciebie wyjść? 

Nie bądź głupia, zdawało się mówić jego pełne 

pogardy spojrzenie. Oczywiście, że się zgodzisz! 

Domenico podejrzewał, że Alice drażni się 

z nim celowo i usiłuje się w ten nieporadny sposób 

zemścić za to, że wcześniej stanowczo twierdził, 

że jej nie poślubi. 

- Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Wszyst­

ko - oświadczył. - Obiecuję, nigdy nie pożałujesz, 

że zostałaś moją żoną. 

- Wszystko? - Jego słowa dały jej do myślenia. 

- Jesteś pewien? Dlaczego? 

- Moje dziecko musi się urodzić z zalegalizo­

wanego związku. 

Nawet nie miał pojęcia, jak agresywnie za­

brzmiały jego słowa. Alice cofnęła się o krok, 

wyraźnie zaniepokojona. 

- Wystarczy, że umieszczę twoje nazwisko na 

świadectwie urodzenia. 

- To zdecydowanie za mało - odparł Domeni­

co bezlitośnie i energicznie pokręcił głową. - Tyl­

ko małżeństwo... 

- Proszę, proszę! Zmieniłeś front - zadrwiła. 

- Jeszcze parę godzin temu żaden ślub nie wcho­

dził w grę! Nigdy! Teraz nie możesz się doczekać, 

background image

248 KATE WALKER 

aż wsuniesz mi obrączkę na palec. Kto by po­

myślał... Więc co planujesz: jeśli nie małżeństwo, 

to co? 

- Wojna. 

Domenico od razu się zorientował, że trafił 

w dziesiątkę. Alice sprawiała wrażenie zdezorien­

towanej. 

- Jesteś gotowa wszcząć wojnę sądową? - spy­

tał. - Walczyć o opiekę nad dzieckiem? Zatrudnię 

najlepszych prawników. 

- Bo na takich cię stać - dodała Alice niechętnie. 

- Oczywiście - odparł, niezmieszany. Najwy­

raźniej nie potrafił wyczuć sarkazmu w glosie 

rozmówcy. 

Alice nagle poczuła, że opada z sil. Kręciło się 

jej w głowie, była bliska omdlenia. 

- Muszę usiąść - wykrztusiła. 

Odwróciła się pośpiesznie i skierowała do salo­

nu, lekko powłócząc nogami. Usłyszała, jak za jej 

plecami Domenico mamrocze coś pod nosem, wy­

raźnie wstrząśnięty. 

- Alice? - Czyżby w jego głosie pobrzmiewało 

współczucie? 

Podtrzymał ją i prowadził w kierunku kanapy. 

- Wszystko dobrze? - dopytywał się. -Usiądź... 

Może chcesz się czegoś napić? 

Przemknęło jej przez myśl, że jest zdumiewają­

co delikatny jak na tak potężnie zbudowanego 

mężczyznę. Posadził ją na kanapie i wsunął jej 

poduszkę pod plecy. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 4 9 

- Proszę. 

Otworzyła oczy i sięgnęła po szklankę. Wcześ­

niej w ogóle nie zauważyła, by Domenico się 

oddalał, a przecież musiał pójść po wodę. Pomyś­

lała, że naprawdę musi z nią być źle. Wypiła kilka 

łyków i z wdzięcznością spojrzała na rozmówcę. 

Zawroty głowy powoli ustępowały. 

- Kiedy ostatnio coś jadłaś? 

Domenico ponownie ją zaskoczył. Pytanie było 

celne i sensowne. Alice niemal się skuliła z za­

kłopotania. 

- Próbowałam zjeść śniadanie... 

Wiedziała, że takie naiwne tłumaczenie na nie­

wiele się zda. 

- Niemądra, musisz jeść! -ofuknął ją. -Jesteś 

w ciąży! 

Pewnie. Powinna się była tego domyślić - ob­

chodziło go tylko dziecko. 

- Zrobiło mi się niedobrze... - A potem przyje­

chałeś i świat oszalał, chciała dodać, ale na szczęś­

cie ugryzła się w język. 

- Odpręż się - polecił jej, jak zwykle wład­

czym i zdecydowanym tonem. Czy ten człowiek 

kiedykolwiek miewał rozterki? - Dam ci coś sma­

cznego, od razu odzyskasz siły. Na co miałabyś 

chęć? 

- Zjadłabym tost. 

- I jeszcze zupę - mruknął Domenico. - Musisz 

zjeść coś konkretnego, skoro przez cały dzień 

pościłaś. 

background image

250 

KATE WALKER 

- I zupę - przytaknęła Alice. Po co miała się 

spierać? Uparty Włoch i tak postawiłby na swoim. 

Po chwili Domenico znikł w kuchni, a Alice 

postanowiła przemyśleć swoją obecną sytuację. 

Nie mogła jednak się skupić, bo choć została sama 

w pokoju, z pomieszczenia obok dobiegały głośne 

hałasy. Domenico krzątał się po małej kuchni, 

otwierał szafki i po chwili je zatrzaskiwał. Niewątp­

liwie nie mógł znaleźć tego, czego szukał, bo co 

chwila mamrotał pod nosem jakieś przekleństwa 

po włosku i ze złością przestawiał garnki. 

- Chleb jest w drewnianym pojemniku obok 

lodówki - powiedziała głośno, gdy na moment 

zapadła cisza. - A masło... 

- Chleb? - zdumiał się Domenico, widząc po­

zostałości małego bochenka. - Tak ma wyglądać 

chleb, twoim zdaniem? 

Z niesmakiem zatrzasnął pokrywkę pojemnika 

i otworzył szafkę. Potem drugą. 

- Gdzie znajdę toster? 

Alice uśmiechnęła się szeroko. 

- Nigdzie - odparła. - W tym domu nie ma 

tostera. Musisz zapalić gaz i upiec chleb na grillu. 

Kuchnię wypełniła świeża seria soczystych, 

włoskich przekleństw. 

- Psiakrew, jak ty sobie tutaj dajesz radę? 

- Nie stać mnie na wygody. - Wzruszyła ra­

mionami. - Zapominasz, że nie każdy jest multi-

milionerem. Może.sama zrobię tę grzankę, co? Bo 

widzę, że to cię przerosło. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 5 1 

- Poradzę sobie, Alice - oświadczył oburzony 

po chwili wymownego milczenia. - Znam się na 

gotowaniu. 

- Czyżby? 

Nie spodziewała się takiej deklaracji. Mieszkała 

z tym człowiekiem przez pół roku, lecz nie miała 

okazji sprawdzić jego talentów kulinarnych. 

W swoim miejskim apartamencie i w rezydencji 

pod Florencją zawsze dysponował armią służą­

cych, którzy gorliwie dbali o jego potrzeby. 

Domenico stanął na progu kuchni. 

- Nie zawsze byłem multimilionerem - mruk­

nął. 

- Rozumiem. Po prostu... nigdy nie propono­

wałeś, że zrobisz coś do jedzenia. 

Domenico niechętnie mówił o przeszłości. Do­

tąd nigdy nie dzielił się z Alice sekretami ze 

swoich młodzieńczych lat, więc tym bardziej ją 

zdziwiło, że tym razem był gotów to uczynić. 

- W dzieciństwie uznałbym twój dom za praw­

dziwy pałac - westchnął, a Alice otworzyła usta ze 

zdumienia. Co jak co, ale tego się nie spodziewała. 

- Dlatego właśnie nie mogę uwierzyć, że w ogóle 

bierzesz pod uwagę wychowywanie dziecka w tej 

norze. Dobrze wiesz, że mogę wam oboju zapew­

nić nieporównanie lepsze warunki. Tylko musisz 

być posłuszna. 

Równie dobrze mógłby wbić jej nóż w serce. 

Alice na moment zdążyła zapomnieć, jak bolesne 

bywają słowa tego człowieka, i dała się zaskoczyć. 

background image

252 

KATE WALKER 

- Więc jednak uważasz, że możesz mnie kupić, 

tak? - spytała cicho. 

- Nikt nie mówi o kupowaniu, moja droga 

- oznajmił łagodnie. - Po prostu proponuję układ, 

który zadowoli nas oboje. 

- Ale dlaczego zaraz małżeństwo? Nie może­

my po prostu zamieszkać razem? 

- Już ci mówiłem: moje dziecko musi pocho­

dzić z legalnego związku - powtórzył. 

- Przecież w dzisiejszych czasach to nie ma 

żadnego znaczenia! - prychnęła. 

- Dla mnie ma. 

Dalsza dyskusja na ten temat nie miała sensu. 

Było jasne, że Domenico nie zamierza ustąpić. 

Jak mogłaby poślubić kogoś takiego? Miałaby 

zrezygnować z wolności i zamieszkać z mężczyz­

ną, który jej nie kochał? Przecież interesował się 

nią tylko ze względu na dziecko w jej łonie... 

- Alice, proszę, nie sprzeczaj się ze mną, przy­

najmniej nie o to - mruknął Domenico. - Nie 

wygrasz, dobrze o tym wiesz. Jestem gotów wal­

czyć o swoje dziecko do upadłego. 

Nie czekając na odpowiedź, wrócił do kuchni. 

Po kilku minutach aromatyczny zapach zupy wy­

pełnił dom. Alice dopiero teraz poczuła autentycz­

ny głód. 

Przeszło jej przez myśl, że z pełnym brzuchem 

lepiej będzie się jej myślało. Może nawet odważy 

się powiedzieć Domenicowi, że nie chce wiązać 

się z mężczyzną, którego nie... 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

253 

W tym samym momencie uświadomiła sobie, 

że nie potrafi z czystym sumieniem oświadczyć, że 

nie kocha Domenica. Prawda była całkiem inna. 

Nadal go kochała. 

Nie zostawiła go dlatego, że jej miłość wygasła. 

Chodziło wyłącznie o to, że przestał o nią dbać, 

stała się mu obojętna, i znalazł sobie inną. Nigdy 

jej nie kochał. Nie miała złudzeń: wiedziała dosko­

nale, że ich związek nie potrwa wiecznie, i nawet 

nie liczyła na małżeństwo. Nie śmiałaby marzyć 

o ślubie z Domenikiem. Przez cały czas bała się, że 

jej ukochany pewnego dnia znajdzie sobie inną 

kobietę na jej miejsce, zapewne świeższą, młod­

szą, bardziej fascynującą. Pogłoski na temat Do­

menica i Pippy Marinelli przesądziły sprawę. Alice 

nie pozostało nic innego, jak tylko odejść, by 

zachować resztki godności. 

Potem okazało się, że los okrutnie z niej za­

drwił: była w ciąży. A może powinna traktować to 

dziecko jak dar niebios? Przecież to za jego sprawą 

Domenico postanowił wziąć z nią ślub, aby jego 

potomek miał ojca. 

- Nie gwarantuję, że zupa będzie dobra - wy­

rwał ją z rozmyślań jego głos. 

Włoch stał na progu z tacą, na której ustawił 

miskę gorącego wywaru i talerz tostów. 

- Na puszce było napisane minestrone, ale jak 

na mój gust to ani trochę nie przypomina praw­

dziwej włoskiej zupy jarzynowej - oświadczył na 

wstępie. 

background image

254 KATE WALKER 

Postawił tacę na stoliku do kawy i przesunął go 

bliżej Alice. Potem usiadł w fotelu i z zaintereso­

waniem obserwował, jak dziewczyna się pochyla 

i sięga po łyżkę. 

- Musisz zjeść wszystko - powiedział. 

Wydawał się odprężony, lecz jego długie palce 

na poręczach fotela poruszały się niespokojnie, 

wystukując niecierpliwy rytm. 

Alice od razu założyła, że Domenico przygoto­

wuje się do ataku, i jak się okazało, miała słusz­

ność. Ledwie zjadła połowę zupy, gość powrócił 

do tematu dnia. 

- Ile mnie to będzie kosztowało? - wypalił 

znienacka. 

- Kosztowało? - powtórzyła. 

Nie takich słów się spodziewała. Obawiała się 

następnych pogróżek, ostrzeżeń o procesie sądo­

wym, na który żadną miarą nie mogłaby sobie 

pozwolić. Pytanie o koszty wytrąciło ją z równo­

wagi. 

- Jakie są twoje warunki? Co chcesz dostać, 

aby wyrazić zgodę na ślub? 

- Nie mam warunków, nic nie chcę dostać. 

Ale z niej uparciuch, pomyślał Domenico i zaklął 

pod nosem. Alice była całkowicie nieprzewidywal­

na. Mógłby przysiąc, że jej ucieczka dwa miesiące 

temu miała na celu wyłącznie ukaranie go i skłonie­

nie do oświadczyn. Teraz, gdy postawiła na swoim 

i zaproponował jej ślub, odrzuciła jego ofertę, 

zupełnie jakby nigdy nie była nią zainteresowana. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

255 

- Alice, nie proponuję ci małżeństwa z rozsąd­

ku. - Westchnął ciężko. - Będziemy nie tylko 

świetnymi rodzicami, ale także doskonałymi mał­

żonkami. 

Znieruchomiała, wyraźnie zaskoczona, i spo­

jrzała na Domenica. 

- To będzie prawdziwe małżeństwo. Będziesz 

moją żoną, w moim domu, w moim życiu... w mo­

im łóżku. 

Powoli odłożyła łyżkę, którą właśnie zamierza­

ła wsunąć do ust, i z uwagą wsłuchiwała się 

w słowa Domenica. 

- To, co nas dzisiaj połączyło, z pewnością 

dowodzi, że bylibyśmy zgraną parą - oświadczył. 

- Masz na myśli zgranie w łóżku? - spytała 

wprost. Jej słowa zabrzmiały szorstko, ale przynaj­

mniej nie zrobiła mu awantury. 

- W łóżku i poza nim - potwierdził ostrożnie. 

- Już powiedziałem: co z tego, że ty się zmęczyłaś 

naszym związkiem, skoro ja nie zmęczyłem się 

tobą? Nadal cię pragnę, tak samo, a nawet bardziej, 

niż wtedy, gdy byliśmy razem. 

Alice rozchyliła usta, jakby chciała coś powie­

dzieć, lecz natychmiast je zamknęła 

- Naprawdę? - spytała po chwili. 

Domenico zaśmiał się cicho. Czy ta kobieta nie 

miała oczu? Jak mogła w to wątpić? Oparł ręce na 

kolanach i pochylił się ku niej. 

- Nie słuchałaś tego, co mówiłem ci wcześ­

niej? - wyszeptał. - Nie wyciągnęłaś wniosków 

background image

2 5 6 KATE WALKER 

z tego, co się między nami zdarzyło? Pragnę cie­

bie... i chcę naszego dziecka. Powtarzam po raz nie 

wiem który: zrobię, co w mojej mocy, aby nasz 

potomek urodził się w legalnym związku. 

- Czemu tak się przy tym upierasz? Przecież 

nigdy nie twierdziłam, że będę ci utrudniała do­

stęp... 

Umilkła, gdy Domenico gwałtownie pokręcił 

głową na znak sprzeciwu. 

- Nie? - upewniła się. 

- Nie. Dostęp to za mało, Alice. Chcę ślubu. 

- Ale dlaczego tak na to nalegasz? Nie rozu­

miem, wytłumacz mi. Nie powinieneś oczekiwać 

ode mnie zgody, skoro unikasz odpowiedzi na tak 

ważne dla mnie pytanie. 

Alice nawet nie podejrzewała, jak ważkie pyta­

nia mu postawiła. Jeszcze nikt nie zaglądał mu tak 

głęboko w duszę, nie próbował ujawnić skrzętnie 

ukrywanych prawd. 

Skoro jednak stawką było jego dziecko... Ich 

dziecko... 

A także wspólne życie z Alice... 

- Dom? 

Dom... Nie tak dawno temu wypowiadała jego 

imię z najwyższą czułością, czasem z namiętnoś­

cią, kiedy się kochali. 

Dom. 

Nikt inny nie miał prawa tak się do niego 

zwracać. Nie mogąc znieść bezruchu, Domenico 

wstał z fotela i podszedł do okna. Wbił wzrok 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

257 

w ciemność i wsłuchał się w szum rzęsistego 

deszczu. Nie wiedział, od czego zacząć. Miał tak 

dużo do powiedzenia i jednocześnie tak bardzo się 

wahał... Trzymał te fakty w tajemnicy przez trzy­

dzieści cztery lata życia. 

- Dom? - powtórzyła Alice. 

Odwrócił się ku niej i spojrzał w jej niebieskie 

oczy. Czekała na odpowiedź. 

Wyciągnął ku niej dłoń. Podała mu rękę i wsta­

ła, po czym zrobiła krok w jego kierunku. 

Delikatnie dotknął jej brzucha, w którym rosło 

jego dziecko. Ich wspólne dziecko 

- Moi rodzice nie żyją - wyznał. 

To już wiedziała. Od samego początku ich 

związku powtarzał, że nie ma ojca ani matki. 

- Nie mam innych krewnych. 

Alice mimowolnie wstrzymała oddech. 

- Żadnych? 

- Ani jednego. 

- A jacyś dalecy kuzyni? 

- Brak. - Pogłaskał jej brzuch. - To dziecko 

jest jedyną na świecie istotą, w której żyłach płynie 

moja krew. Chcę, aby maleństwo nosiło moje 

nazwisko. 

To nie była cała prawda, ale Domenico miał 

nadzieję, że Alice poczuje się usatysfakcjonowa­

na. Reszty nie zdradził nikomu i wolał ją zachować 

tylko dla siebie, aż do grobowej deski. 

- Wyjaw mi swoją cenę, a dostaniesz tyle, ile 

będziesz chciała - zapowiedział. 

background image

2 5 8 KATE WALKER 

Zwilżyła językiem spierzchnięte usta i ode­

tchnęła głęboko. 

- Wystarczy ślub - oznajmiła cicho. 

- Słucham? 

Pochylił się ku niej, aby lepiej słyszeć. 

- Wystarczy mi małżeństwo z tobą - odparła 

Alice, nadal szeptem, ale wyraźniej. - Tego 

pragnę. 

- Wyjdziesz za mnie? 

- Tak. Zostanę twoją żoną. - Nagle podniosła 

głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. - Ale co 

z Pippą Marinelli? 

- Pippą się nie przejmuj - pośpieszył z zapew­

nieniem. - Już nigdy nie będziesz musiała wy­

słuchiwać żadnych pogłosek o mnie i o tej kobie­

cie. Przysięgam. 

Alice pokiwała głową, tym razem z większym 

przekonaniem. 

- W takim razie wyjdę za ciebie i wspólnie 

wychowamy nasze dziecko. 

Domenico z wdzięcznością i zachwytem po­

chylił głowę, aby pocałować Alice w usta, lecz 

w tym samym momencie uświadomił sobie boles­

ną prawdę, której wcześniej do siebie nie dopusz­

czał. 

Małżeństwo. Tylko tyle i nic więcej. To oczy­

wiste. 

Każdej kobiecie, z którą spotykał się w prze­

szłości, zależało tylko na małżeństwie z nim, bo 

dzięki niemu nabywała prawa do połowy jego 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

259 

majątku. Nie musiał ustalać z Alice ceny - ona już 

ją znała. 

W następnej chwili ich usta jednak się zetknęły 

i wszystko inne stało się nieistotne. 

Domenico zdołał jeszcze pomyśleć, że pienią­

dze go nie obchodzą. Nie zależało mu na nich. 

Doszedł do wniosku, że warto oddać połowę mająt­

ku za przywilej sprowadzenia tej kobiety z po­

wrotem do łóżka. Warto poświęcić się dla niej i dla 

dziecka. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Równo dwa tygodnie wcześniej Alice stała przy 

oknie i wpatrywała się w spowity mrokiem ogród. 

Teraz robiła to samo, o tej samej porze. Tyle tylko, 

że jej obecna sytuacja nie mogłaby być bardziej 

odmienna. 

Ślub miał się odbyć jutro. 

Robotnicy przy podjeździe nadal doprowadza­

li do porządku fontannę. Na parterze rozstawio­

no kwiaty i stoły, specjalnie na wesele. Państwo 

młodzi mieli wziąć ślub w wiejskim kościółku, 

a potem otwartym powozem wrócić do Villa 

d'Acqua. 

- Mój mąż... - szepnęła Alice. 

Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się działo. 

Jutro o tej porze będzie już panią Parrisi. Na jej 

palcu zabłyśnie obrączka, ona i Domenico zostaną 

mężem i żoną. 

Jej dziecko dorośnie przy ojcu, ze świadomoś­

cią, że jest kochane przez oboje rodziców. 

Kochane... 

Alice poczuła nagły ból i drgnęła. Jutro odbędą 

się ślub i wesele, doskonałe pod niemal każdym 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 6 1 

względem. Tylko jednego będzie brakowało w tym 

związku - miłości partnerów. 

Jej przyszły mąż zachowywał się wzorowo i trak­

tował ją z olbrzymim szacunkiem. Zadbał o wszyst­

kie szczegóły uroczystości, już dwa tygodnie te­

mu przystąpił do przygotowań. Alice musiała tyl­

ko spakować walizkę z drobiazgami i przenieść 

się do willi. Na jej barkach spoczęła też odpo­

wiedzialność za znalezienie odpowiedniej sukni 

ślubnej. 

Nawet pod tym względem Domenico okazał 

się pomocny. Skontaktował się ze słynnym projek­

tantem, po czym umówił się z nim na spotkanie 

w willi. Alice dostała wszystko, czego sobie za­

życzyła. Teraz suknia jej marzeń wisiała w gar­

derobie, a jutro do ołtarza miał ją poprowadzić 

ojciec. 

To także była zasługa Domenica. Skontaktował 

się z jej rodzicami w Nowej Zelandii, gdzie miesz­

kali, kupił im bilety pierwszej klasy na samolot, 

aby mogli pojawić się na ślubie córki. Zaprosił 

także najbliższych przyjaciół Alice. Nie popełnił 

ani jednego błędu. 

Może dlatego Alice fatalnie się czuła. Jej narze­

czony był uprzejmy, delikatny, wrażliwy, ale przez 

cały czas bardzo zdystansowany. Alice odnosiła 

wrażenie, że dzieli ich gruba szyba. Trzeba jednak 

przyznać, że Domenico interesował się dzieckiem. 

Przede wszystkim zapewnił Alice doskonałą opie­

kę lekarską, zapłacił za wszelkie możliwe badania 

background image

2 6 2 KATE WALKER 

i kontrole. Dopiero potem zgodził się, aby pojecha­

ła do jego domu pod miastem. 

Słysząc ciche pukanie do drzwi, Alice odwróci­

ła się gwałtownie i momentalnie zakręciło się jej 

w głowie. Takie zawroty nękały ją od paru dni, ale 

je ignorowała - ostatecznie bezustannie czuła zmę­

czenie i miała nudności. 

- Proszę - powiedziała, właściwie niepotrzeb­

nie, bo Domenico już był w pokoju. 

- Kazałem ci odpoczywać - przypomniał jej 

i surowo ściągnął brwi. - Miałaś leżeć z nogami do 

góry. 

- Za bardzo się denerwuję, żeby spać - wy­

znała szczerze. - Muszę pamiętać o tylu rzeczach, 

czeka mnie jeszcze dużo przygotowań... 

- Nie powinnaś się niczym przejmować - prze­

rwał jej. - Nad wszystkim panuję. Strasznie jesteś 

blada, prawie nic nie zjadłaś na obiad. 

Czyżby tak uważnie ją obserwował? Rzeczy­

wiście, ledwie skubnęła posiłek, choć udawała 

apetyt. 

- Wszystko przez te mdłości. Podobno powin­

ny być poranne, a tymczasem objawiają się o naj­

różniejszych porach - poskarżyła się mu ze smut­

kiem. 

Niespodziewanie dotknął dłonią jej policzka. 

Serce Alice niemal zamarło w reakcji na ten nie­

oczekiwany gest. 

Od dwóch tygodni Domenico prawie się do niej 

nie zbliżał. Choć wcześniej deklarował, że pragnie 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

263 

jej jak nigdy dotąd, ani razu nie poszedł z nią do 

łóżka, nie okazywał jej ciepła. Tak bardzo przy­

zwyczaiła się do jego oziębłości, że niemal straciła 

równowagę, kiedy cmoknął ją w policzek po ode­

braniu jej rodziców z lotniska. 

Dopiero chwilę potem zorientowała się, że był 

to gest wyłącznie na użytek jej matki. Mieli prze­

cież udawać, że ich ślub jest prawdziwy pod każ­

dym względem. 

- Masz cienie pod oczami - zauważył. Alice 

natychmiast straciła nadzieję, że Domenico po­

głaskał ją ze szczerej sympatii. Pewnie obawiał się, 

że jej stan może się negatywnie odbić na dziecku. 

- Tracisz na wadze. 

Objął ją dłońmi w talii, aby sprawdzić, czy nie 

za bardzo schudła. Oględziny najwyraźniej nie 

wypadły pomyślnie, bo zmarszczył brwi i pokręcił 

głową. 

- To dobrze - odparła. - Gdybym utyła, nie 

zmieściłabym się w tej piekielnie drogiej sukni 

ślubnej, którą mi zafundowałeś. 

- Będziesz źle wyglądała, jeśli za bardzo schu­

dniesz - burknął. - Poza tym to niedobre dla 

dziecka, przecież doskonale o tym wiesz. Postaraj 

się zadbać o siebie. 

- Tak naprawdę chcesz powiedzieć, żebym za­

dbała o twojego potomka? - prychnęła urażona. 

- Dziwne, że w ogóle mnie dostrzegasz! Przecież 

jestem tylko inkubatorem, w którym dojrzewa 

twoja pociecha, niczym więcej. 

background image

264 

KATE WALKER 

- Och, zauważam cię doskonale - warknął 

z irytacją. - Widzę cię, bo nie mam innego wyj­

ścia. Zresztą, ten widok zupełnie nie przypadł mi 

do gustu. Wyglądasz tak mizernie, jakbyś nie 

miała siły wstać o własnych siłach. Pamiętaj 

o dziecku! Jakbyś się czuła, gdyby doszło do 

nieszczęścia? 

- Chodzi o to, jak ty byś się czuł w wypadku 

nieszczęścia, tak? - zakpiła. - Okazałoby się, że 

zmarnowałeś mnóstwo pieniędzy i czasu, a w do­

datku bez sensu wziąłeś ślub ze mną. Wszystko na 

próżno! 

Domenico zareagował natychmiast, ale nie tak, 

jak się tego spodziewała. 

- Czy tego właśnie chcesz? - warknął. - Wo­

lisz odwołać ślub? Wycofujesz się z umowy? 

Pomyślał, że nie powinien się dziwić. W końcu 

nie zaproponował tej dziewczynie nic poza sta­

bilizacją finansową. Może teraz żałowała swojej 

decyzji. 

- Więc jak? - ponaglił ją. 

- Nie - oświadczyła stanowczo. - Nie, nie 

wycofam się. Powiedziałam, że za ciebie wyjdę, 

i tak się stanie. Która kobieta zrezygnowałaby 

z poślubienia właściciela takiego majątku? - Wy­

mownie rozejrzała się po kosztownie wyposażo­

nym wnętrzu. - Nie zwieję ci sprzed ołtarza, bez 

obaw. O ile jeszcze mnie chcesz. 

O ile jej chce? Czy Alice upadła na głowę? Nie 

widziała, jak na nią reagował? 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 6 5 

- To znaczy, o ile chcesz mnie i dziecka - do­

dała cicho. 

- Oczywiście, że was chcę - odparł natych­

miast. - Który mężczyzna nie chciałby tak pięknej 

kobiety za żonę? Na dodatek ta piękna kobieta nosi 

w brzuchu mojego pierworodnego potomka. 

- Pierworodnego? 

Przed chwilą nie sądził, że Alice może jeszcze 

bardziej zblednąć, teraz jednak jej skóra zdawała 

się wręcz przezroczysta. 

- Pierworodnego... - powtórzyła. - Nie przy­

pominam sobie, abym się zgadzała na następne 

dzieci. 

- Chyba zrozumiałaś, że angażujemy się w praw­

dziwe małżeństwo, a nie tylko transakcję finan­

sową. 

- Prawdziwe? Na jak długo? 

Zaczynała go irytować. Jak mogła uwierzyć, że 

chodzi mu tylko o nazwisko dziecka na akcie 

urodzenia? 

- Na tak długo, jak to będzie konieczne - od­

parł bez ogródek. - Chcę, aby moje dziecko doras­

tało w normalnej rodzinie, z obojgiem rodziców, 

a także braćmi i siostrami, o ile to będzie możliwe. 

- Chcesz powiedzieć... 

- Chcę powiedzieć, że dotrzymam przysięgi 

małżeńskiej. Będę dobrym mężem dla ciebie i oj­

cem dla naszych dzieci. 

- To znaczy, że pozostaniesz ze mną do grobo­

wej deski? - wykrztusiła, oszołomiona. 

background image

266 

KATE WALKER 

- Z całą pewnością nie interesują mnie prowi­

zoryczne rozwiązania. 

- Ale... Ale my się nie kochamy. 

- Miłość! - Domenico zaśmiał się cynicznie. 

- Wierzysz w miłość? Czy takie uczucie faktycz­

nie istnieje? Dlaczego sądzisz, że jest trwałe? 

Chyba nie mamisz się marzeniami o dozgonnym 

szczęściu z ukochanym? To tylko iluzja, stworzo­

na przez piosenkarzy i pisarzy o zbyt wybujałej 

wyobraźni. Małżeństwa z rozsądku, starannie za­

aranżowane i zaplanowane, doskonale funkcjono­

wały przez wieki. 

- A nasze małżeństwo? 

- Nie udawaj, że musisz o to pytać! Nasze 

małżeństwo będzie miało solidne podstawy, bo mi 

się podobasz! 

Chwycił ją za przegub ręki i delikatnie pociąg­

nął ku sobie, po czym dotknął jej brody i delikatnie 

pocałował ją w usta. Automatycznie przywarła do 

niego i potulnie rozchyliła wargi. Objął ją i dopiero 

wtedy zorientował się, jaka jest szczupła i krucha. 

Jeden mocniejszy uścisk wystarczyłby, aby ją 

zgnieść. 

- Dobry Boże - wymamrotał prosto w jej usta. 

- Tracę przy tobie panowanie nad sobą... Przestań... 

Momentalnie pożałował, że to powiedział. Ali­

ce zesztywniała i odwróciła głowę. 

- Przepraszam. Byłam pewna... że chcesz... 

Jej głos był przytłumiony przez koszulę, lecz 

Domenico zrozumiał ją doskonale. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 6 7 

- Chcę ciebie, pragnę cię, Alice - zapewnił 

żarliwie. - Jeszcze nigdy nie pragnąłem tak żadnej 

kobiety. 

Chciał ją ponownie pocałować, ale znienacka 

się odsunął. 

- Zaraz, zaraz, coś sobie przypomniałem. Mó­

wiłaś mi o zwyczaju, w który wierzysz: narzeczeni 

powinni spać z dala od siebie w noc poprzedzającą 

ślub. Zgadza się? 

- To prawda. Złamanie tej tradycji podobno 

przynosi pecha - przytaknęła Alice. Wydawała się 

zmęczona i przybita. 

- Wobec tego nie będziemy ryzykowali. Poza 

tym wyglądasz na wyczerpaną. Nic dziwnego, te 

wszystkie przygotowania do ślubu... Odpoczywaj, 

myśl o dziecku. 

- O dziecku... - powtórzyła i pokiwała głową. 

- Położę się dzisiaj wcześniej. 

- Świetnie. 

Domenico musnął ustami jej czoło i wstał. Wie­

dział, że jeśli zaraz nie wyjdzie, może stracić 

panowanie nad sobą. Nie wolno mu było uczynić 

nic głupiego - żałowałby tego do końca życia. 

- Jutro czeka nas ciężki dzień - zauważył. 

- Gdy zostaniemy mężem i żoną, będziemy mogli 

cieszyć się każdą wspólną nocą. Dobranoc, słonko. 

Do zobaczenia przed ołtarzem. 

Po tych słowach wyszedł. Alice bardzo chciała 

mu wierzyć. Nie mogła się doczekać wspólnych 

nocy, o których wspomniał, gdyż teraz czuła się 

background image

268 

KATE WALKER 

okrutnie samotna. Westchnęła ciężko. Co mu od­

biło? Nie obchodziły jej przesądy, nie wierzyła 

w nie i chciała być blisko Domenica. Szkoda, że 

nie został przy niej. 

Gdy się wykąpała i położyła spać, sen przyszedł 

momentalnie, ledwie zamknęła powieki. Dzięki 

temu przez wiele godzin nic nie czuła, nie martwiła 

się o przyszłość, nie przejmowała teraźniejszością. 

W pewnym momencie poczuła jednak przez 

sen, że dzieje się coś niedobrego. Drgnęła nie­

spokojnie. To było coś strasznego, wręcz potwor­

nego. Usiadła raptownie. Serce waliło jej jak mło­

tem, nie potrafiła zapanować nad drżeniem ciała. 

- Pomocy... - wykrztusiła i potarła twarz dłonią. 

To nie był sen. Do jej snu wdarła się rzeczywis­

tość, okrutna, bolesna. 

Przybyła w postaci fali bolesnych skurczów. 

Alice machinalnie przycisnęła dłoń do brzucha. 

- Au! 

Odetchnęła głęboko, bezskutecznie próbując 

zapanować nad bólem. Otworzyła szeroko usta. 

- Och... 

Przez moment miała nadzieję, że ból ustępuje, 

lecz po chwili powrócił... 

- Och, nie... Dziecko! 

Dziecko. 

Nie mogła... 

- Błagam, tylko nie to, nie dziecko! 

Pulsujący ból na chwilę osłabł, więc zwlokła się 

z łóżka, z trudem wyprostowała i ruszyła przed 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

269 

siebie, choć kręciło się jej w głowie i nie mogła 

utrzymać równowagi. 

Domenico. 

Musiała do niego dotrzeć. Będzie wiedział, co 

robić. Na pewno jej pomoże... 

- Och... - Ból powrócił z nową siłą. 

Zlana potem, z trudem chwytała powietrze 

w płuca. Jej nogi drżały, ale jakoś zdołała wydo­

stać się na korytarz. Długi, ciemny korytarz... 

Pokój Domenica znajdował się zaledwie parę 

drzwi dalej, naprzeciwko wielkiego apartamentu, 

w którym mieli zamieszkać po ślubie. 

Gdyby wzięli ślub. Po czymś takim... 

Alice z najwyższym trudem dotarła do drzwi 

narzeczonego. 

- Domenico... 

Od razu nacisnęła klamkę, bo nie miała czasu 

ani sił pukać, a potem czekać. W następnej chwili 

poczuła, jak, trzymając się kurczowo drzwi, wpada 

do środka pomieszczenia. 

- Co u licha... Alice? 

Usłyszała głos Domenica, ochrypły ze zdumie­

nia. Z trudem spojrzała na przyszłego męża. Nie 

obudziła go - wciąż miał na sobie normalne ubra­

nie, czarne dżinsy i podkoszulek w tym samym 

kolorze. 

- Wybacz... 

- Alicia, carissima... Co się stało? 

- Och, Dom... Dziecko... chyba nie mogę go 

utrzymać... 

background image

270 

KATE WALKER 

Więcej nic nie zapamiętała. W następnej sekun­

dzie Domenico wyciągnął ku niej ręce i wiedziała, 

że cokolwiek się stanie, on będzie przy niej: zdecy­

dowany, godny zaufania. Wszystkim się zajmie. 

Z ulgą zaprzestała walki i wpadła w jego ra­

miona. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

Domenico poruszył się na krześle i wyciągnął 

zdrętwiałe nogi. Przez wiele godzin siedział w tej 

samej pozycji przy łóżku Alice, czekając, aż jego 

narzeczona się ocknie. 

Nie miał pojęcia, co jej wtedy powie. 

Nie mógł spać. Jego myśli cały czas krążyły 

wokół przyszłej żony i ich wspólnego dziecka. 

Powiedział jej, że nie ma rodziców, że nie żyją. 

Skłamał. 

Tak naprawdę nie miał pojęcia, co się z nim 

działo. Być może faktycznie nie żyli, a może 

miewali się całkiem dobrze. Wychował się w do­

mu dziecka, prowadzonym przez zakonnice, i nie 

miał pojęcia, co oznacza słowo „rodzina". Dopie­

ro przy Alice zaczął poznawać jego sens. 

- Dom... 

Alice westchnęła, poruszyła się. Momentalnie 

pochylił się nad nią. 

- Alice? Nie śpisz? 

Popołudniem przywieziono ją półprzytomną po 

koniecznej operacji. Wtedy nie zdawała sobie 

sprawy z tego, gdzie jest ani co się zdarzyło. Po 

background image

272 

KATE WALKER 

kilku minutach zapadła w głęboki sen, ocknęła się 

dopiero teraz. 

Domenico bał się tej chwili. Wiedział, że Alice 

powinna się wzmocnić i wypocząć, aby zdołała 

znieść to, co musiał jej przekazać. Prawda była 

bolesna i smutna. W najczarniejszych snach nie 

podejrzewał, że do tak tragicznego dramatu do­

jdzie w dniu ich ślubu. Teraz, gdy powinni święto­

wać i przygotowywać się do wyjazdu na miesiąc 

miodowy, oboje straszliwie cierpieli... 

Nie będzie miesiąca miodowego. Nie było ślu­

bu. I, co najgorsze, nie będzie dziecka. 

Dziecka, które miało być jego jedynym krew­

nym, jego najbliższą rodziną. 

Domenico nerwowo potarł piekące oczy. Nie 

myślał o zakładaniu rodziny do czasu, gdy się 

dowiedział o ciąży Alice. Ostatnie dwa tygodnie 

odmieniły jego świat, lecz nie do końca. Teraz się 

dowiedział, że jego nadzieje legły w gruzach. 

Nawet nie podejrzewał, że tak bardzo pokochał 

dziecko, które było w drodze i które nigdy nie 

dotarło do celu. 

A co z Alice? Czy go teraz opuści? Czy po­

stanowi związać się z kimś innym, kto zaoferuje jej 

lepsze, ciekawsze życie? Kto będzie ją lepiej trak­

tował? 

- Dom? 

Ponownie skupił uwagę na Alice. 

- Jestem. 

Skierowała na niego wzrok i od razu zrozumiał, 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 7 3 

że nie musi nic mówić. Alice bez słów pojęła 

prawdę, miał ją wypisaną na twarzy. Jednak w jej 

oczach dostrzegł iskierki nadziei. Musiał ją roz­

wiać. 

- Przykro mi - szepnął. 

Ziściły się najgorsze obawy Alice. Ostatnie, co 

zapamiętała, to widok Domenica w jego pokoju. 

Potem wszystko się zlało w bezładną plątaninę 

wrażeń, odczuć, impresji... 

Jeszcze usłyszała jego okrzyk rozpaczy i prze­

strachu, poczuła, jak ją bierze na ręce i niesie do 

limuzyny z kierowcą, siada koło niej i jadą do 

szpitala. Tam całkowicie straciła kontakt z rzeczy­

wistością. 

- Tak mi przykro - powtórzył łamiącym się 

głosem. 

- Nie... - jęknęła zrozpaczona. Miała ochotę 

ponownie zapaść w sen, odizolować się od tego, co 

się stało. 

- Twoja mama jest tutaj - powiedział cicho. 

- Mam ją przyprowadzić? 

- Chcę być tylko z tobą - wyznała. 

- Kochanie... -jęknął. Miał wrażenie, że zaraz 

pęknie mu serce. Bez zastanowienia przytulił ją 

mocno do siebie, aby mogła się wypłakać w jego 

ramionach. 

Płakała bardzo, bardzo długo. 

- Lekarz mówi, że możesz wrócić do domu 

choćby dzisiaj. - Mama Alice celowo usiłowała 

background image

274 

KATE WALKER 

przybrać lekki ton. - Lepiej się tam poczujesz, 

prawda? 

Alice wymamrotała w odpowiedzi coś, co z tru­

dem można by uznać za potwierdzenie. W gruncie 

rzeczy wątpiła, by Villa d'Acqua była jej domem. 

Nie miała nic. Ani dziecka, ani męża, ani domu. 

Domenico oświadczył się jej wyłącznie przez 

wzgląd na potomka. Była pewna, że teraz, korzys­

tając z okazji, się wycofa. A nawet jeśli tego nie 

zrobi, to tylko ze względu na litość. Jeśli miała 

choć odrobinę przyzwoitości, sama powinna ze­

rwać. 

Poczuła, jak po jej policzku spływa wielka łza. 

- Kochanie, wszystko będzie dobrze - usłysza­

ła głos mamy. - Poczekaj kilka tygodni, a sama się 

przekonasz. Wtedy spróbujecie ponownie. 

- Mamo, nie wiem, czy chcę czekać i jeszcze 

raz próbować... 

- W twoim sercu na zawsze pozostanie miejsce 

dla tego dziecka. Jesteś młoda i zdrowa, przecież 

zawsze możesz mieć następne, które także poko­

chasz... 

- Mamo, to dziecko pojawiło się przypadkiem 

- przerwała Alice. - Nie starałam się o nie, wcale 

go nie pragnęłam. Właściwie nie wiem, czy chcę 

być matką. 

Nagle obie ujrzały Domenica, który stanął na 

progu i przysłuchiwał się rozmowie. Ile usłyszał? 

Alice nie miała pojęcia. Z całą pewnością dotarły 

do niego jej ostatnie słowa. Otworzyła usta, aby 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

275 

pośpieszyć z wyjaśnieniem, lecz zamknęła je z po­

wrotem. Tak było lepiej. Bezpieczniej. Łatwiej. 

Jeśli uznał, że Alice w przyszłości nie będzie 

chciała mieć z nim dziecka, nie będzie się czuł 

przymuszony do małżeństwa z nią. 

- Samochód czeka - powiedział z nieprzenik­

nioną miną. - Jesteś gotowa? 

- Oczywiście - potwierdziła, choć tak napraw­

dę bała się opuścić prywatny jednoosobowy pokój 

w szpitalu. 

- Zatem w drogę. 

Domenico podał jej rękę i wyszli na korytarz, 

a za nimi mama Alice. 

Podróż powrotna do willi przebiegła w ciszy 

i spokoju. Alice trzymała ręce na brzuchu, jakby 

chciała poniewczasie uchronić się przed tym, do 

czego doszło. Nie potrafiła się z tym pogodzić. 

Czuła, że utrata dziecka będzie dla niej oznacza­

ła także utratę Domenica. 

Wkrótce pojawiły się dowody, uzasadniające 

jej podejrzenia. 

Z początku nie potrafiła ogarnąć umysłem tego, 

co ukazało się jej oczom. Oszołomiona przeżytym 

wstrząsem dopiero po kilku sekundach zrozumia­

ła, na czym polega różnica - co zrobił Domenico. 

Tylko Domenico mógł zlecić usunięcie wszyst­

kich lampek, zdobiących podjazd do domu. Tylko 

Domenico mógł kazać ogrodnikom zabrać ułożone 

wokół fontanny kwiaty. 

background image

276 

KATE WALKER 

Tylko Domenico mógł zadecydować o zlikwi­

dowaniu wszelkich śladów niedoszłego ślubu i we­

sela. 

- Jesteśmy na miejscu - obwieścił niepotrzeb­

nie. - Dobrze się czujesz? 

Jej wahanie go zaniepokoiło. 

- Kazałeś zabrać kwiaty - powiedziała cicho. 

- Tak było najlepiej. 

Musiała dowieść, że jest silna. Nadeszła pora, 

aby ukryła prawdziwe uczucia i schowała się za 

maską, jak wtedy, gdy po raz pierwszy padło 

nazwisko Pippy Marinelli. 

- Słusznie. - Pokiwała głową. - Dobrze po­

stąpiłeś. 

- Cieszę się, że przyznajesz mi rację. - Głos 

Domenica nieoczekiwanie stał się lekko ochrypły. 

- Wejdziesz po schodach sama czy mam cię 

wnieść? 

- Poradzę sobie. 

Zerknął na nią z wyraźną troską w oczach. 

- Masz ochotę coś zjeść? Może się czegoś 

napijesz? - zaproponował. 

- Nie, dziękuję. - Pokręciła głową. - Jestem 

trochę zmęczona, chętnie bym się położyła. 

- Oczywiście. 

Przez chwilę bała się, że weźmie ją w ramiona 

i zaniesie do sypialni. Nie zniosłaby tego. 

- Wiesz, gdzie co jest - dodał. - Gdybyś czegoś 

potrzebowała, daj mi znać. 

- Nie, nie. Mam wszystko, dam sobie radę 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 7 7 

- pośpieszyła z zapewnieniem. - Muszę tylko 

wypocząć. 

Powoli weszła na piętro, minęła korytarz i za­

trzymała się przed drzwiami sypialni. Zawahała 

się. Nie wiedziała, czy powinna wchodzić do po­

mieszczenia, z którym wiązały się tak dramatycz­

ne przeżycia. 

W pewnej chwili usłyszała ciche kroki i za jej 

plecami pojawił się Domenico. W ręku trzymał jej 

torbę z drobiazgami. 

- Przyniosłem, pewnie ci się przyda - powie­

dział. - Pozwól. 

Wyciągnął rękę i nacisnął klamkę. Alice spo­

jrzała niechętnie do środka i... znieruchomiała. 

To nie był jej pokój! 

To znaczy, to było to samo pomieszczenie, ale 

wszystko w środku się zmieniło. Znikły kremowe 

i złote dodatki, w ich miejsce pojawiła się jasna 

zieleń i biel. Wszystko wyglądało świeżo i czysto. 

- Zmieniłem wystrój - wyjaśnił Domenico. 

Zrobił to dla niej. Aby zatrzeć jej przykre wspo­

mnienia. 

- Dziękuję - wyszeptała. - Bardzo ci dziękuję. 

Odpowiedziało jej milczenie. Odwróciła się 

zdziwiona, lecz Domenica już nie było. Tylko 

torba na podłodze świadczyła o jego niedawnej 

obecności. 

Rozejrzała się po pokoju i natychmiast spo­

strzegła, że brakuje sukni ślubnej, butów, welonu... 

A zatem uznał, że najlepiej będzie usunąć 

background image

2 7 8 KATE WALKER 

wszelkie ślady niedoszłego ślubu, a Alice musiała 

przyznać mu słuszność. Właściwie cieszyła się, że 

tak postąpił. Nie wiedziała jednak - bo niby skąd? 

- że Domenico czuł się teraz tak, jakby popełnił 

największy błąd swojego życia. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

- Twoi rodzice pewnie właśnie lądują. 

Domenico postarał się, aby ta uwaga zabrzmiała 

zupełnie naturalnie, lecz spięta Alice i tak drgnęła 

niespokojnie. 

- Rzeczywiście - wymamrotała, usiłując mó­

wić tak samo obojętnym tonem jak on. - Wspo­

mnieli, że dotrą na miejsce około ósmej wieczorem 

naszego czasu. 

- Pat wspomniała, że zachęcała cię do wyjazdu 

razem z nimi. 

Nie oderwał oczu od listu, który czytał, lecz 

Alice doskonale wyczuła jego niepokój. 

- To prawda - przyznała. - Zasugerowała, że 

urlop dobrze mi zrobi. 

- Wolałaś zostać? 

- Tak. Twoim zdaniem popełniłam błąd? 

Odkąd wyszła ze szpitala, nie potrafiła inaczej 

rozmawiać z Domenikiem. Od wielu tygodni za­

chowywali się jak dwa nieprzyjazne koty, skaczą­

ce sobie do oczu. 

Do tego Domenico ani razu nie wspomniał 

o przyszłości ich związku. Choć zdawało się, że 

background image

280 

KATE WALKER 

nie ma nic przeciwko temu, że Alice nadal u niego 

mieszka, nigdy nie rozmawiał z nią o tym, co 

będzie później 

- Uważasz, że powinnam polecieć do Nowej 

Zelandii razem z rodzicami? - powtórzyła Alice 

z naciskiem. 

Obojętnie wzruszył ramionami. 

- To zależy od ciebie. Chciałaś tam polecieć? 

Alice zacisnęła dłoń na szklance z wodą. Tak 

naprawdę najbardziej pragnęła znowu być w ciąży, 

ale wiedziała, że to niemożliwe. 

- Raczej nie - odparła ostrożnie. 

- Zatem powinnaś być zadowolona - oznajmił 

z kamienną miną. 

- Nie masz nic przeciwko temu? 

- Skąd. Miejsca jest mnóstwo, a skoro nie masz 

ochoty na podróże... 

- To nie podróżowanie jest dla mnie prob­

lemem! 

Popatrzył na nią uważnie, ale milczał. 

- Po prostu uważam, że moi rodzice powinni 

ode mnie odpocząć. Ostatecznie, są praktycznie 

nowożeńcami. 

- Jak to? - zdumiał się. - Przecież musieli 

spędzić razem... Bo ja wiem, pewnie dwadzieścia 

sześć lat. 

- Bo ja mam dwadzieścia pięć? Niezupełnie. 

Byli razem z przerwami. 

- Rozstali się na pewien czas? 

- To się zdarzyło osiem lat temu. Bezustannie 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

281 

się kłócili i w końcu zdecydowali się na separację. 

Uruchomili nawet procedurę rozwodową. Właśnie 

wtedy mama wyjechała do Nowej Zelandii, do 

siostry. Któregoś dnia firma taty wysłała go służ­

bowo do Auckland. Pod wpływem impulsu tata 

skontaktował się z mamą i zaprosił ją na kolację. 

Potem poszli na następną... i jeszcze jedną... aż 

w końcu uznali, że wcale nie chcą się rozwodzić. 

No i odwołali rozwód. 

- I twój ojciec przeniósł się na stale do Nowej 

Zelandii? 

Alice skinęła głową. 

- Chcieli zacząć wszystko od początku, a No­

wa Zelandia przyniosła im szczęście. Dlatego na­

zywam ich nowożeńcami. Niedawno kupili dom 

i odkrywają się na nowo. Cieszę się, że im się jakoś 

układa i nie zamierzam wchodzić w paradę... Po­

wiedz mi, czy w ogóle znałeś swoich rodziców? 

- zmieniła nagle temat. 

- Nie. Nie mam żadnych wspomnień. 

- Musiałeś być bardzo mały, kiedy umarli. 

- Byłem wtedy noworodkiem. 

Na chwilę umilkła. Zupełnie nie wiedziała, co 

powiedzieć. 

- Twoi rodzice to mili ludzie - ciągnął. - Nie 

przeszkadzali mi, mogli zostać. Oczekiwali, że 

my, jako zaręczeni ze sobą, będziemy dzielili łoże. 

Zaręczeni? 

Czyżby Domenico uważał, że są zaręczeni? 

- Ale nie podejrzewasz chyba, że będę ci się 

sip A43

background image

282 

KATE WALKER 

narzucał w tak trudnym momencie życiowym? 

Musisz najpierw przezwyciężyć traumę. Może tru­

dno ci w to uwierzyć, ale potrafię zapanować nad 

pewnymi odruchami. Umiem się kontrolować, 

i tyle. 

- Więc chodzi tylko o samokontrolę, tak? 

- spytała wyzywająco. Nagle się ożywiła i pokiwa­

ła głową. - O nic więcej? 

- Co masz na myśli? 

- To, co powiedziałam. Tylko samokontrola 

sprawia, że pozostajesz w swoim pokoju, a nie 

w moim? 

- Jest tak, jak powiedziałem. 

- Pytam się, czy to prawda? Nie uważasz, że 

nasz problem może tkwić w czym innym? 

- Masz jakieś podejrzenia? - Zdenerwowany 

Domenico rzucił list na stół i wstał. Wydawało mu 

się, że postępuje jak prawdziwy dżentelmen, 

a tymczasem... - Alice, to jest... 

- Głupie - dokończyła za niego. - Zgadza się! 

Powiem więcej: to ja jestem głupia. 

Podszedł do niej i złapał ją za ręce. 

- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś głupia 

- zawołał z desperacją w głosie. - Dlaczego takie 

myśli lęgną ci się w tej obłąkanej głowie? 

- Najpierw głupia, potem obłąkana - mruk­

nęła. - Dziwne, że chcesz tracić czas na taką 

wariatkę jak ja. Oczywiście, byłoby niestosowne, 

gdybyś wyrzucił mnie z domu na oczach rodziców. 

Bo przecież potrafisz zapanować nad sobą, tak? 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

283 

- Wykorzystujesz moją wstrzemięźliwość 

przeciwko mnie? Usiłuję okazać ci współczucie 

i zrozumienie. Co mnie w zamian spotyka? - spy­

tał wzburzony. 

- Ciekawe, jak rozumiesz współczucie, skoro 

sprowadziłeś mnie do swojego domu zaraz po tym, 

jak wyszłam ze szpitala? 

- Zaraz, zaraz, czyżbyś uznała mnie za win­

nego i wydała wyrok? Zastanów się, co robisz! 

- Domenico stracił panowanie nad sobą. 

- Pomyśl: przyjeżdżam ze szpitala i co widzę? 

Znikły wszystkie kwiaty i lampy, kazałeś pozdej­

mować dekoracje i uprzątnąć świece. Do czego to 

podobne? 

- Uznałem... 

- Na twoje polecenie zabrano wszystko, co 

mogłoby się kojarzyć ze ślubem. Tort, pawilon... 

Wszystko. - Jej słowa zmieniły się w szloch. 

Domenico usiłował do niej podejść, lecz znieru­

chomiał na widok jej ostrzegawczo wzniesionej 

dłoni. - I moja biała suknia. To nazywasz zro­

zumieniem? To zwykła podłość i okrucieństwo! 

- Od razu widać, że nie zaznałaś w życiu podło­

ści - burknął Domenico. - Po prostu pomyślałem, 

że przypominanie ci o ślubie będzie nie na miejscu, 

bo przeżywasz trudne chwile... 

Alice spojrzała na niego zimno, ściągnęła z pal­

ca pierścionek zaręczynowy i cisnęła mu go 

w twarz. 

- Teraz masz już komplet! - wybuchnęła. - Już 

background image

2 8 4 KATE WALKER 

nic na świecie nie będzie mi przypominało o tym 

niechcianym ślubie! Ty masz wszystko, a ja jestem 

wolna! 

Domenico pomyślał, że na szczęście nie po­

dzielił się z niedoszłą żoną przemyśleniami, które 

go dopadły tuż po jej wyjściu ze szpitala. Mil­

czenie jest złotem, przypomniał sobie. 

- Tak - potwierdził oschle. - Możesz robić, co 

ci się żywnie podoba. 

- W takim razie najchętniej od razu się spakuję 

i wyniosę w ciągu godziny, abyś już nigdy nie 

męczył się moim widokiem. 

Chciał dać jej odejść. Próby przekonania jej do 

swoich racji były skazane na niepowodzenie. 

Wstał, aby zrobić jej przejście. Kiedy jednak go 

mijała, coś w niego wstąpiło - może przez jej 

zapach, może błysk w jej pięknych oczach, może 

muśnięcie sukienki o jego skórę... 

- Nie - zaprotestował mimowolnie. - Nie! 

Wyjął dłonie z kieszeni, chwycił ją i przyciąg­

nął mocno do siebie. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

- Nie? - Alice nie wierzyła własnym uszom. 

- Nie odchodź - poprosił. - Nie chcę, żebyś 

odchodziła. 

Serce waliło jej tak mocno, jakby chciało wy­

rwać się z piersi. 

- Dlaczego? - spytała niepewnie. 

- Dlaczego? - powtórzył. - Może to ci wyjaśni. 

Pocałował ją tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Był 

spragniony czułości, a ona wbrew sobie poddała 

się jego pieszczotom. 

- Teraz już rozumiesz? - zapytał po dłuższej 

chwili. 

Alice westchnęła i nadstawiła usta do następ­

nego pocałunku. Nie musiała długo czekać. 

Gdy ją całował, jego dłonie odbywały wędrów­

kę po jej ciele i przytulały ją tak mocno, że musiała 

wspiąć się na palce. 

- Więc nadal mnie pragniesz? - wyszeptała 

oszołomiona. 

- Ponad wszystko -wyznał. 

Rozluźnił uścisk dłoni, którą ją przytrzymywał, 

i powoli pogłaskał nagą skórę jej ramienia. Potem 

background image

2 8 6 KATE WALKER 

chwycił Alice za nadgarstek i pocałował wnętrze 

jej dłoni. Musnął ustami jej palce i zaczął je 

pieścić. Przez cały czas mruczał uwodzicielskie 

włoskie słowa, przeznaczone wyłącznie dla jej 

uszu. Alice rozumiała ten język na tyle dobrze, by 

pojąć, że mówi o jej urodzie, zapewnia o swym 

podziwie dla niej, potrzebie bliskości i szaleń­

stwie, którego jest bliski w jej obecności. 

- Chodź ze mną, mifidanzata... Chodź ze mną 

na górę, udowodnię, jak bardzo cię pragnę... 

Mi fidanzata. 

Moja narzeczona. 

Spojrzała mu w oczy i lekko skinęła głową, 

godząc się na jego propozycję. W następnej chwili 

pocałował ją w usta, wziął na ręce i zaniósł na 

piętro. 

Popiskiwanie telefonu komórkowego, porzuco­

nego gdzieś w pokoju, było ostatnią rzeczą, którą 

Domenico chciał słyszeć. 

Świat zewnętrzny ani trochę go nie interesował. 

Teraz chciał się zajmować wyłącznie tą cudowną 

kobietą, która leżała u jego boku, wyczerpana 

i zaspokojona. 

Odetchnął głęboko i zaklął pod nosem. Tak 

bardzo nie chciało mu się wstawać... Mimo to 

zsunął nogi na podłogę i rozejrzał się po sypialni. 

Gdzie się podział ten nieszczęsny aparat? 

Nagle Domenico przypomniał sobie, że właśnie 

na tę godzinę umówił się na telefon. Momentalnie 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 8 7 

się ożywił i szybko wydobył srebrny aparat ze 

splątanego kłębka ubrań, porzuconych na pod­

łodze. 

- Słucham? 

Głos w słuchawce należał do kobiety, która 

odezwała się po włosku, jak się tego spodziewał. 

Mimo to nie mógł rozmawiać swobodnie, zacho­

wywał się niepewnie, był skrępowany. Zerknął 

niespokojnie na Alice, która właśnie leniwie prze­

ciągała się na łóżku. 

- Za chwilę oddzwonię - mruknął cicho i po­

śpiesznie się rozłączył. Poniósł ubranie, podszedł 

do łóżka i delikatnie pogłaskał Alice po włosach. 

- Kochana... 

- Dom... - westchnęła. 

Senny uśmiech na jej ustach stanowił pokusę 

nie do odparcia, lecz Domenico wiedział, że Pippa 

Marinelli to niecierpliwa kobieta i nie znosi cze­

kania. 

Wkrótce mógł się spodziewać następnego tele­

fonu. Nie wolno mu było dopuścić do tego, by 

Alice przysłuchiwała się rozmowie. 

- Muszę zadzwonić w pewne miejsce, słonecz­

ko - wyszeptał. Bardzo zależało mu na tym, by nie 

poznała tożsamości jego rozmówczyni. Dlaczego 

Alice musiała się przebudzić właśnie teraz? - Pój­

dę na parter. Wiem, ja też nie mam ochoty, ale 

zaraz wrócę. - Uśmiechnął się szeroko, bo Alice 

nawet nie otworzyła oczu. - Śpij dalej, za moment 

będę koło ciebie. 

background image

2 8 8 KATE WALKER 

- Ale... 

Zdawało się, że na wpół uśpiona dziewczyna 

chce zaprotestować, więc delikatnie musnął pal­
cami jej usta. 

- Musisz dużo wypoczywać - podkreślił. 

- Wrócę, zanim się rozbudzisz. Wtedy nadrobimy 
zaległości. 

Wyprostował się powoli i otulił Alice kołdrą. 

- Wracaj szybko - szepnęła. 
- Jak najszybciej - obiecał jej. - Nie mogę się 

doczekać. 

Musiał stąd zniknąć, bo jeszcze chwila i nie 

udałoby mu się wyjść w ogóle. Natychmiast po­

biegł do gabinetu. Chciał mieć absolutną pewność, 

że Alice go nie podsłuchuje, więc starannie za­

mknął za sobą drzwi. Potem wyciągnął telefon 

z kieszeni i wybrał numer. 

- Pippa? Co masz mi do powiedzenia? 

Z początku Alice leżała spokojnie i rozkoszo­

wała się komfortem łóżka. Po pewnym czasie 

zaczęła się jednak zastanawiać, czemu jej kocha­

nek tak długo nie wraca. Co to była za rozmowa 

telefoniczna, której nie mógł przeprowadzić w sy­

pialni? 

Nagle otworzyła oczy, wyraźnie zaniepokojo­

na. Czyżby Domenico miał przed nią jakieś tajem­

nice? Musiała to sprawdzić. Wstała i zaczęła szu­

kać swojego ubrania. Jej wzrok padł na przenośny 

komputer Domenica, który stał otwarty na biurku. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 8 9 

Popatrzyła na kolorowy wygaszasz ekranu - Do-

menico zapewne zamierzał wyłączyć sprzęt, ale 

zapomniał. Wystarczyło dotknąć płytki sterującej 

kursorem i na monitorze pojawiły się rzędy na­

zwisk oraz tytułów wiadomości. Domyśliła się, że 

Domenico sprawdzał pocztę. 

Zerknęła obojętnie na ekran. Zamierzała zająć 

się swoimi sprawami, kiedy nagle jej uwagę zwró­

ciło jedno z nazwisk na górze listy. 

Nazwisko, którego nie słyszała od wielu tygo­

dni. Miała nadzieję, że więcej go nie usłyszy. 

Pippa Marinelli. 

Kobieta, o której Domenico nie chciał powie­

dzieć nic bliższego. Jak twierdził, nigdy nie była 

jego kochanką, choć stugębna plotka głosiła co 

innego. 

Alice momentalnie przypomniała sobie, jak wy­

brała się z Domenikiem do jednej z najbardziej 

eleganckich restauracji w Mediolanie. Gdy w pew­

nej chwili udała się do toalety, zamknięta w kabi­

nie usłyszała swoje nazwisko. Grupka kobiet bez­

ustannie trajkotała i plotkowała przed lustrem. 

- Widziałyście tę biedną, głupiutką Angielkę? 

Jak jej tam, Alice Howard. Naiwna kretynką. 

Na parkiecie patrzyła Domenicowi Parrisiemu 

w oczy jak oszalały z miłości królik. Myślałam, 

że pęknę ze śmiechu. Nawet nie podejrzewa, 

że on ją robi w konia. Razem z Luisą widziałam 

jej ukochanego z inną kobietą, w restauracji. 

Nie odrywali od siebie wzroku. Mówię ci, coś 

background image

290 

KATE WALKER 

niesamowitego. Luisa wie, jak ta babka się nazywa 

- Pippa Marinelli... 

Alice zamknęła oczy. Najwyraźniej Pippa Ma­

rinelli ponownie zaistniała w życiu jej niedoszłego 

męża. Powoli, z wahaniem otworzyła list. 

Dom... 

Dlaczego ta kobieta w ten sposób zwracała się 

do Domenica? Przecież nawet Alice pozwolił mó­

wić tak do siebie dopiero po wielu miesiącach 

wspólnego związku. 

Dom — rzecz jasna rozumiem, czemu chcesz, 

abym zachowała większą ostrożność. Po poronie­
niu Alice będzie szczególnie wrażliwa na wszystko, 
co ją może urazić, a przecież nie chcesz, aby 
cokolwiek podejrzewała lub wtykała nos w nie 

swoje sprawy. Bez obaw - ode mnie niczego się nie 
dowie. Wiem, co to dyskrecja. 

Pippa 

Ogarnięta wściekłością Alice miała ochotę wy­

biec z domu i pobiec pędem przed siebie. Jak 

Domenico śmiał tak ją traktować? Tak bezczelnie 

okłamywać? Dość tego. Co za fałszywy, wstrętny 

człowiek! 

Powiedziała sobie, że nie pozwoli się dłużej 

wykorzystywać. Chwyciła pierwsze z brzegu ubra­

nie, czyli czarny szlafrok Domenica, i ruszyła na 

jego poszukiwania. Postanowiła jak najszybciej 

stawić mu czoło. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 9 1 

Starając się nie oddychać zbyt głęboko, aby nie 

czuć zapachu Domenica, którym przesiąknięty był 

szlafrok, wsunęła ręce w rękawy i mocno zawiąza­

ła pasek. 

Potem, usiłując odsunąć od siebie wątpliwości, 

otworzyła drzwi wejściowe do sypialni, przeszła 

długim korytarzem i zeszła po schodach, w ciszy, 

na bosaka. Była gotowa na konfrontację. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

Domenico zaczynał się niecierpliwić. 

Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, a do 

tego trwała stanowczo zbyt długo. A może tak 

naprawdę do niczego nie prowadziła, bo on się 

wyłączył i nie słuchał. Jego myśli błądziły na 

górze, tam, gdzie najpiękniejsza kobieta na świecie 

leżała w łóżku, czekając na niego... 

- Rozumiesz chyba... 

Damski głos po drugiej stronie linii ponownie 

wdał się w wyjaśnienia, jednak słowa wypowiada­

ne przez tę kobietę wydawały się pozbawione 

sensu. Szczerze mówiąc, Domenico nie był w sta­

nie wyodrębnić choćby jednej sylaby, a co dopiero 

połączyć je w jakieś sensowne informacje. Myślał 

tylko i wyłącznie o Alice. 

Pięknej, zmysłowej, seksownej Alice, nagiej 

w jego łóżku. Była szczęśliwa i zaspokojona, miała 

przymknięte powieki i uśmiechała się łagodnie. Jej 

ciało wciąż było rozpalone po namiętności, która 

ich połączyła. 

Namiętność ta była niesamowita, oszałamiająca 

- czegoś takiego jeszcze nigdy nie zaznał. Bardzo 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

293 

pragnął jak najszybciej doświadczyć jej ponownie. 

Na samo wspomnienie jego mięśnie stężały. Pożą­

danie było wręcz nieznośne. Z trudem opanował 

się, żeby nie odesłać Pippy do wszystkich diabłów, 

nie rzucić aparatu i... 

- Czy to rozumiesz? - zapytała nagle Pippa. 

Niby co miał rozumieć? Co takiego powie­

działa? 

- Tak, oczywiście - odparł stanowczym tonem, 

choć nie miał pojęcia, o co jej chodzi. 

Jakiś cichy odgłos w oddali przykuł jego uwagę. 

Domenico przechylił lekko głowę i zaczął nasłu­

chiwać. Czyżby Alice wstała? 

Nie usłyszał jednak nic więcej, więc, odprężo­

ny, oparł się wygodniej o biurko z mocnym po­

stanowieniem jak najszybszego zakończenia roz­

mowy. 

- No cóż, to wielkie rozczarowanie, ale nic się 

już na to nie poradzi. Rozumiem. Jestem ci bardzo 

wdzięczny za wszystko, co zrobiłaś, ale chyba pora 

zostawić tę sprawę. To już przeszłość. Słucham? 

- Umilkł, podczas gdy Pippa znowu zaczęła traj-

kotać. Potem pokręcił głową, ale przypomniał so­

bie, że ona przecież go nie widzi. - Nie, przykro 

mi, ale nie dam rady. Nie możemy się spotkać 

w tym tygodniu. Szczerze mówiąc... 

Znowu przerwał, kiedy hałas gdzieś za nim 

zmusił go do odwrócenia głowy. Znieruchomiał na 

widok kobiety, która właśnie otwierała drzwi 

i wchodziła do pokoju. 

background image

294 

KATE WALKER 

Alice. 

Miała potargane włosy i bose stopy. Smukłe, 

drobne ciało otuliła zbyt obszernym czarnym 

szlafrokiem, przewiązanym paskiem w talii. 

Domenico poczuł się tak, jakby ktoś znienacka 

zapalił światło w pokoju - nie, jakby zza chmur 

wyszło piękne, letnie słońce. Oczywiście było to 

idiotyczne, bo przecież dobiegała dziesiąta w no­

cy, a słońce zaszło wiele godzin temu. 

Wtedy uświadomił sobie, że to obecność Alice 

tak na niego działa. Przez chwilę rozkoszował się 

tym uczuciem, aż nagle zrozumiał, co to oznacza 

dla niego i dla jego przyszłości. 

Kiedy weszła do pokoju, w jego głowie pojawi­

ła się nowa myśl, zupełnie innego rodzaju - uświa­

domił sobie, że pod tym czarnym szlafrokiem 

Alice jest całkiem naga. Napawał się jej widokiem 

i doszedł do wniosku, że rozumie, dlaczego 

w przeszłości, kiedy kobiety ubierały się w długie 

suknie, rękawiczki i kapelusze, by starannie zakryć 

każdą część ciała, widok nagiej kostki potrafił 

wywoływać dzikie pożądanie u mężczyzny. Nagie 

stopy Alice na wypolerowanej drewnianej posadz­

ce sprawiły, że zakręciło mu się w głowie. Omal 

nie rzucił telefonu, ale zdołał się opanować. Popat­

rzył na twarz Alice, prosto w jej piękne błękitne 

oczy, które nie były już senne, tylko lśniące. Do­

strzegł w nich coś, co sprawiło, że natychmiast 

przestał myśleć o seksie. Jej miękkie, seksowne 

usta już się nie uśmiechały - zaciskała je mocno, 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 9 5 

podobnie jak pięści. Cała była napięta, zupełnie 

jakby usiłowała powstrzymać się od wybuchu. 

Nie taką Alice pozostawił na górze. Zdarzyło 

się coś, co kompletnie odmieniło jej nastrój. Mu­

siał jak najszybciej dowiedzieć się, co zaszło. 

Najpierw jednak należało zakończyć rozmowę 

z Pippą. 

- Pippa... - odezwał się, przerywając monolog 

rozmówczyni. 

- Pippa! 

Alice wypowiedziała to słowo przyciszonym 

głosem, ale z taką furią, że Domenico umilkł, 

zupełnie jakby ktoś go spoliczkował 

- Pippa Marinelli! 

Zanim zdążył mrugnąć czy choćby zebrać my­

śli, Alice energicznym krokiem przeszła przez 

pokój, wyrwała mu telefon z ręki i popatrzyła na 

niego wściekle. Teraz jej oczy błyszczały jeszcze 

mocniej, dostrzegał w nich złość i rozczarowanie. 

Była blada jak płótno, widział, że usiłowała trzy­

mać emocje na wodzy. 

- Alice... - zaczął, ale całkowicie go zignoro­

wała. Przyłożyła aparat do ucha. 

- Pippa Marinelli? 

Nigdy nie słyszał u niej takiego tonu, nawet 

kiedy wściekała się na niego. Teraz każda sylaba 

brzmiała jak wykuta z lodu. Domenico podświa­

domie oczekiwał, że zamarznięte litery wydostaną 

się z jej ust i spadną na podłogę, a tam się roz­

puszczą. 

background image

296 KATE WALKER 

- Witam, panno Marinelli, mówi Alice Howard. 

Chciałam się tylko upewnić, że pani zrozumiała, 

co powiedział Domenico. Naprawdę w tym tygo­

dniu nie może się z panią spotkać. Szczerze mó­

wiąc, w ogóle nie może się z panią spotkać. Jeśli 

ma pani choć odrobinę przyzwoitości, w co bardzo 

wątpię, w przyszłości będzie się pani trzymała 

z dala od mojego narzeczonego. Żegnam panią! Na 

zawsze! 

Znowu popatrzyła lodowatym wzrokiem na Do-

menica. Nagle, zupełnie niespodziewanie, uniosła 

rękę i rzuciła w niego komórką. 

Alice nie mogła uwierzyć, że posunęła się tak 

daleko. Dopiero w chwili, gdy telefon wyleciał 

z jej ręki, uświadomiła sobie, co przed chwilą 

zrobiła, i pomyślała o ewentualnych skutkach 

swojej nieprzemyślanej decyzji. Rzucony z całej 

siły srebrzysty telefon z pewnością narobiłby 

bardzo wiele szkód, gdyby trafił w cel, czyli 

w uśmiechniętą twarz Domenica. Na szczęście 

jakiś instynkt, szósty zmysł, kazał mu się uchylić, 

aparat zaś z grzechotem wylądował na biurku tuż 

za nim. 

Przez cały czas Domenico ani na moment nie 

spuścił wzroku z jej twarzy, na dodatek się uśmie­

chał. Właściwie wyglądał jak człowiek, który nie 

może uwierzyć, że spełniło się jego najskrytsze 

marzenie. 

Alice zdębiała. Nie miała pojęcia, co o tym 

myśleć. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 9 7 

- Dlaczego się tak szczerzysz, do cholery? 

- zapytała, zupełnie wytrącona z równowagi, i na­

tychmiast zrobiło się jej wstyd. 

Przecież nie powinien się uśmiechać. W najlep­

szym wypadku powinien wydawać się zaniepoko­

jony jej zachowaniem. W końcu weszła w trakcie 

jego rozmowy z inną kobietą, wyrwała mu słucha­

wkę i kazała tej drugiej wynosić się z jego życia na 

zawsze. 

A do tego powinien się teraz tłumaczyć, próbo­

wać ją uspokoić. Kto wie, czy właśnie nie stracił na 

zawsze Pippy Marinelli. 

Z jakiego powodu się uśmiechał? 

- Dlaczego? - powtórzyła, tym razem dobit­

niej. 

Usiłowała nie myśleć o tym, jak fantastycznie 

wygląda Domenico. Czarne włosy opadały mu na 

czoło, jego brązowe oczy lśniły, a niezwykle zmy­

słowe usta rozciągnięte były w dziwnym uśmie­

chu. Prezentował się niezwykle atrakcyjnie nawet 

w najzwyklejszym stroju, czyli białej koszuli 

i dżinsach, które tak niedawno z niego ściągnęła. 

Nie! 

Nie wolno jej było myśleć o tym, do czego 

doszło tak niedawno. Nie wolno jej było pamiętać, 

że przejął nad nią kontrolę, sprawił, że zrobiła 

wszystko, czego chciał. I że wymusił na niej obiet­

nicę, że tak samo będzie w przyszłości. 

Albo tylko mu się tak wydawało. 

Jeśli jednak ten uśmiech na jego obliczu był 

background image

298 KATE WALKER 

uśmiechem triumfu, musiała jak najszybciej wy­

prowadzić go z błędu. 

- No mów! - warknęła, gdy nadal milczał. 

- Dlaczego się, do diabła, uśmiechasz? 

- Czy to nie oczywiste? - odparł w końcu. Ten 

radosny ton sprawił, że Alice zirytowała się do 

żywego. 

- Nie! 

- Dziwne. A powinno być - mruknął. - W koń­

cu który mężczyzna by się nie uśmiechał, gdy­

by jego kobieta z taką determinacją i stanow­

czością oznajmiła innej, że jest on jej włas­

nością? 

- Jego kobieta? - Ledwie zdołała wykrztusić 

te słowa. Ucisk w gardle stawał się nieznośny. 

- Nie jestem twoją kobietą! A ty nie jesteś moją 

własnością! 

Domenico kompletnie zlekceważył jej oburze­

nie i tylko machnął ręką. Naturalnie Alice wściekła 

się jeszcze bardziej. 

- Nie masz racji, cańssima - zapewnił ją. 

Z niedowierzaniem zmarszczyła brwi, a on cią­

gnął zadowolonym z siebie głosem: 

- „Jeśli ma pani choć odrobię przyzwoitości, 

w co bardzo wątpię, w przyszłości będzie się pani 

trzymała z dala od mojego narzeczonego". 

Naprawdę powiedziała coś takiego? Aż Się 

skrzywiła, słysząc własne słowa. Nagle zrozumia­

ła, o co mu chodzi, i zaczerwieniła się po same 

czubki uszu. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  2 9 9 

Narzeczonego. 

Jeśli faktycznie wygadywała takie bzdury i to 

takim tonem, nic dziwnego, że się uśmiechał, 

a w jego oczach lśniła satysfakcja. Zapewne uwie­

rzył, że zapędził ją w kozi róg. 

- Wcale nie rościłam sobie praw do ciebie - po 

prostu chciałam się pozbyć tej kobiety! 

- Na jedno wychodzi - oznajmił radośnie. 

- Wcale nie. Dla twojej wiadomości - użyłam 

tego określenia tylko po to, żeby się odczepiła. 

Szczerze mówiąc, przyszłam tutaj, bo chcę tego 

samego od ciebie. Najwyższy czas się pożegnać. 

Nawet gdyby trafiła go telefonem w sam środek 

twarzy albo z całej siły spoliczkowala, jego 

uśmiech z pewnością nie zniknąłby szybciej niż 

teraz. Nagle przystojna twarz Domenica wygląda­

ła zupełnie inaczej. 

- Alice... Nie... 

- Alice, tak! 

Zacisnęła zęby, starając się nie myśleć o tym, że 

teraz w jego oczach nie było ciepła, że wydawały 

się puste i odległe. 

- Przyszłam się z tobą pożegnać. Panna wiem-

-co-to-dyskrecja Marinelli odwróciła moją uwagę. 

- Widziałaś e-mail. 

- Widziałam. 

Fakt, że natychmiast rozpoznał cytat, sprawił, 

że Alice znów poczuła ukłucie w sercu. Nawet nie 

próbował się wypierać. Nie próbował udawać, że 

nie ma pojęcia, o czym mówiła. 

background image

3 0 0 KATE WALKER 

- Nie oczekuj, że będę cię przepraszała za to, że 

zajrzałam do twojej prywatnej korespondencji... 

- Wcale tego nie oczekuję - przerwał jej lodo­

watym tonem. 

Zrobił krok w jej kierunku, po czym znierucho­

miał. Patrzyła na niego podejrzliwie, gotowa się 

wycofać, gdyby podszedł bliżej. 

- Cieszę się, że znalazłaś list - dodał. - Cieszę 

się, że wszystko wyszło na jaw. 

Tego się zupełnie nie spodziewała. Poczuła, że 

kręci się jej w głowie. 

- Cieszysz się? 

Czy ten wysoki, piskliwy głos naprawdę należał 

do niej? Brzmiał tak, jakby była na skraju załama­

nia nerwowego. Może i faktycznie była, ale za nic 

nie chciała, żeby Domenico się tego domyślił. 

- Przysiągłeś, że ta kobieta nie jest twoją ko­

chanką! 

- Nie jest. 

- I że z nią nie spałeś. 

- Alice, adorata, nie spałem. 

- Mówiłeś, że Pi... Że ona nie jest żadnym 

zagrożeniem... Że więcej nigdy o niej nie usłyszę... 

- I tak myślałem. Przecież gdyby nie ten e-mail, 

nigdy więcej byś o niej nie usłyszała. Spłacałem ją... 

Co takiego? 

Przez chwilę była rozkojarzona, zapewne przez 

to fałszywe, wyrachowane „adorata", ale jego 

ostatnie słowa ściągnęły ją na ziemię. Nie mogła 

uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

301 

- Płaciłeś jej? I dzięki temu mam się poczuć 

lepiej? 

Domenico z frustracją wyrzucił w górę ręce. 

- Przecież robiłem, co chciałaś; pozbywałem 

się jej z naszego życia, żebyśmy... 

Kiedy tak na niego patrzyła, dostrzegała, że 

naprawdę miał dobre intencje. Jednak to, co przed 

chwilą powiedział, kompletnie wytrąciło ją z rów­

nowagi. 

- Spłacałeś ją? Pozbywałeś się jej? Dom! Na­

zywała cię „Dom"! 

Ledwie zdołała wykrztusić ostatnie słowo, gdyż 

wstrząsnął nią szloch. Choć wcześniej przysięgła 

sobie, że na pewno się nie rozpłacze, zrozumiała, 

że nie zdoła powstrzymać łez, które spływały po jej 

policzkach. 

- Najdroższa! 

Domenico podszedł do niej i objął ją, nim 

zdążyła zareagować. Usiłowała się wyrwać ale 

trzymał ją mocno. 

- Alice, cara, jeśli to cię martwi, to wiedz, 

że nigdy nie pozwoliłem jej tak do mnie mówić. 

Nawet prosiłem, żeby przestała używać tego zdrob­

nienia - twojego zdrobnienia - ale Pippa jest 

bardzo upartą kobietą i podejrzewam, że w ogóle 

mnie nie słuchała. 

- Widocznie niezbyt stanowczo nalegałeś. - Mia­

ła taki mętlik w głowie, że zupełnie nie wiedziała, 

co powiedzieć. - Albo wcale ci nie zależało na 

tym, żeby ją odstraszyć. 

background image

302 

KATE WALKER 

- Zapewne masz rację - przytaknął z taką po­

wagą, że ją to zaszokowało. - Rzeczywiście nie 

chciałem odstraszyć jej od siebie ani od naszego 

wspólnego projektu. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

- Projektu? 

Alice zorientowała się, że z niedowierzaniem 

kręci głową. Zdumiona, nie spuszczała wzroku 

z twarzy Domenica. 

Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego objął ją 

w talii, po czym poprowadził ku wielkiej, obitej 

skórą sofie po drugiej stronie salonu. Niemal siłą 

posadził ją na miękkich poduszkach, a następnie 

wrócił do biurka i wyjął coś z szuflady. Usiadł 

obok Alice i pomachał jej przed nosem skórzanym 

portfelem. 

- Co to jest? - zapytała podejrzliwie. Zauwa­

żył, że całkiem zesztywniała. 

Ze spokojem popatrzył jej prosto w oczy. O dzi­

wo, poczuła się pokrzepiona, chociaż przecież nie 

powinna. 

- Otwórz - polecił jej. 

Kiedy nawet nie drgnęła, sam otworzył portfel 

i położył go na kolanach Alice. Nie spuszczała 

wzroku z jego twarzy. Nie była w stanie oderwać 

od niego spojrzenia, nie dowierzała samej sobie 

background image

304 

KATE WALKER 

- a to dlatego, że wbrew własnej woli czuła tęsk­

notę i nadzieję. 

- Popatrz. - Powiedział to tak rozkazującym 

tonem, że automatycznie go posłuchała i opuściła 

wzrok. 

W jednej z kieszonek portfela tkwiła mała biała 

wizytówka. Nazwisko na niej wydrukowane na­

tychmiast przyciągnęło jej uwagę. 

Pippa Marinelli - a jakże. Mogła się tego spo­

dziewać. Jednak następna linijka sprawiła, że Ali­

ce osłupiała. 

- „Pippa Marinelli - prywatny detektyw"? 

Dom, o co tu chodzi? Czym ona się zajmuje? 

Tym razem jego uśmiech był nieco łobuzerski, 

chłopięcy i rozbrajający. W oczach Domenica po­

jawiło się coś, czego nie była w stanie ziden­

tyfikować. U każdego innego mężczyzny nazwała­

by to niepewnością. Ale Domenico? 

- Mną. 

- Tobą? Ale o co tu chodzi, na litość boską? 

Zacisnęła palce na wizytówce. Zamierzała ją 

podnieść, aby lepiej się jej przyjrzeć, lecz po­

wstrzymał ją dotyk Domenica. 

- Zaczekaj - powiedział tylko. 

Poruszona brzmieniem jego głosu, posłusznie 

wykonała polecenie. 

Tym razem sięgnął do większej przegródki 

w portfelu i wyciągnął z niej niewielką białą koper­

tę. Z najwyższą ostrożnością otworzył ją i wysunął 

kartkę papieru, którą następnie wręczył Alice. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

305 

Z każdą chwilą była coraz bardziej zdezorien­

towana. Posłusznie wzięła do, ręki kartkę i ze 

zdumieniem spojrzała na nią. Wyblakły obrazek 

przedstawiał wytartą postać świętego. Wielu Wło­

chów umieszczało takie taniutkie święte obrazki 

w swoich modlitewnikach. Na karteczce widniała 

podobizna mnicha w białym habicie i czarnej 

opończy, sięgającej niemal do samej ziemi i od­

słaniającej tylko bose stopy w prostych, skórza­

nych sandałach. 

- Kto to? - wykrztusiła. 

- Święty Dominik - odparł Domenico. - Mój 

patron. 

- Twój...? - Nie potrafiła zebrać myśli. 

- Wyjaśnię, pozwól... 

Domenico jej nie dotknął, nawet nie próbował. 

Nie musiał. W jego głosie brzmiała szczerość, 

oczy lśniły ciepłym brązem. Nie potrafiłaby od­

wrócić wzroku, nawet gdyby chciała. Jego głos 

działał na nią hipnotycznie. 

- Powiedziałem ci, że oboje moi rodzice nie 

żyją. To nieprawda. Rzecz w tym... - Umilkł na 

moment i nerwowym gestem przeczesał włosy. 

- Otóż, tak naprawdę, nie wiem tego na pewno. Nie 

mam pojęcia, czy moi rodzice żyją, czy zmarli. 

Nawet nie wiem, kim są, czy też kim byli. Nikt 

tego nie wie. Nawet moje nazwisko nie jest moje. 

- Co takiego? - spytała, z trudem usiłując zro­

zumieć, o co mu chodzi. 

- Porzucono mnie, gdy byłem noworodkiem. 

background image

3 0 6 KATE WALKER 

Rodzice zostawili mnie na schodach kościoła. Ko­

ścioła pod wezwaniem świętego Dominika w mia­

steczku Parrisi. 

Z uwagą obserwował Alice, która stopniowo 

analizowała fakty i próbowała zapamiętać. 

- Dominik... Domenico... Parrisi... 

- Tak mnie nazwały zakonnice w ochronce. 

Uznały, że moje imię i nazwisko powinno się 

kojarzyć z miejscem, w którym zostałem zna­

leziony. A także z tym obrazkiem. - Dotknął 

palcem wizerunku świętego, który nadal spoczy­

wał w dłoni Alice. - Nie miałem przy sobie 

nic więcej. Obrazek znajdował się w kocu, któ­

rym mnie owinięto. Moja mama wsunęła rysu­

nek tego świętego, bo wybrała dla mnie jego 

imię. To moja jedyna pamiątka po niej. Gdy 

miałem pięć lat, zakonnice wręczyły mi ten 

święty obrazek... - Zawahał się, celowo robiąc 

pauzę. Postanowił wyjawić swoją najpilniej 

strzeżoną tajemnicę. - Nikt, absolutnie nikt ni­

gdy nie widział ani nie dotykał tego obrazka. 

Aż do dzisiaj... 

- Nikt... - powtórzyła Alice. 

Zaczynała rozumieć sens tego, co mówił jej 

Domenico. Nie mogła uwierzyć, że obdarzył ją aż 

takim zaufaniem. 

- Zatrudniłem Pippę, bo któryś z moich znajo­

mych wspomniał, że nieźle sobie radzi przy po­

szukiwaniach rodziców adoptowanych dzieci. 

- Głos Domenica zdawał się dobiegać z bardzo 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  3 0 7 

daleka. - Myślałem, że znajdzie także moich, 

a przynajmniej matkę. Zależało mi na szczególnej 

dyskrecji, bo podejrzewałem, że mogłem zostać 

poczęty w wyniku gwałtu, albo że moja matka była 

niepełnoletnia. Kazałem więc Pippie przysiąc, że 

dochowa tajemnicy. 

- Tajemnicy... - powtórzyła Alice głucho. 

Wszystko stało się jasne. Po jej policzkach 

spłynęły łzy, ale ledwie do niej dotarło, że płacze. 

Było jej żal Domenica, nie czuła już smutku ani 

bólu po tym, co zrobił. 

- Jak widzisz, niepotrzebnie się przejmowałaś. 

Pippa nigdy nie stanowiła dla ciebie zagrożenia. 

- Zmarszczył brwi. - Może tylko pod jednym 

względem. 

Zaskoczona Alice uniosła głowę. 

- Jakim znowu względem? - zdumiała się. 

- Bałem się, że dogrzebie się w mojej przeszło­

ści czegoś tak strasznego, że już nigdy nie będę 

mógł poprosić cię o rękę. Potem jednak... 

- Ejże, zaraz, zaraz! - Alice machinalnie za­

słoniła mu usta. - Chcesz powiedzieć, że wynają­

łeś Pippę, zanim cię opuściłam? 

No jasne. Z pewnością tak zrobił, gdyż już 

wtedy jego nazwisko było łączone z tą kobietą. 

Ludzie zauważyli, że razem chodzą na lunche, 

zaczęły krążyć plotki. 

- I postąpiłeś tak dlatego... dlatego... 

Nie udało się jej dokończyć. Nie ośmieliła się 

mówić dalej, aby nie zapeszyć. Zaczynała w niej 

background image

3 0 8 KATE WALKER 

kiełkować nadzieja, pojawiło się podejrzenie... 

Domenico dopowiedział jednak bez wahania: 

- Dlatego, że chciałem ci się oświadczyć, ale 

uznałem, że nie mam prawa tego robić, skoro nie 

wiem nic o sobie, o swoim pochodzeniu, o rodzi­

cach. Co miałem ci do zaproponowania? 

- Mogłeś mi dać to, co naprawdę ważne: siebie. 

Głos jej drżał. Uświadomiła sobie, jak istotne 

słowa wypowiedział. 

Mężczyzna, który wcześniej twierdził, że mał­

żeństwo go nie interesuje, tak naprawdę przez cały 

czas je planował. Zatrudnił prywatnego detektywa 

- kobietę, którą wtajemniczył w najskrytsze sekre­

ty. Wszystko to dlatego, że chciał się oświadczyć. 

A ona - Alice - rzuciła go, oświadczając, że się 

nudzi i przestała się dobrze bawić! 

Drgnęła niespokojnie na samo wspomnienie. 

Wstała i przez chwilę nerwowo chodziła po poko­

ju, zbierając siły. Miała świadomość, że Domenico 

nie odrywa od niej wzroku. 

- Co do tych rozrywek, których podobno mi 

brakuje... - wykrztusiła po chwili. - Właściwie to 

nie tak. Po prostu usłyszałam, co ludzie mówią 

o tobie i o Pippie... Poza tym sądziłam, że mnie nie 

kochasz... 

- Nie ułatwiałem ci życia - przyznał Domenico 

i wstał, przez cały czas patrząc w oczy Alice. - Po 

prostu nie chciałem nic mówić, na wszelki wypa­

dek... 

- Wiem. - Alice ponownie położyła mu palce 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

309 

na ustach, aby umilkł. Pragnęła uciszyć go poca­

łunkiem, lecz zabrakło jej śmiałości. - Rozumiem. 

Gdy wyciągnął ku niej ręce, chwyciła go za 

dłonie i uścisnęła je mocno. 

- Nie mogłem jednak dopuścić, abyś odeszła 

- ciągnął. - Kiedy więc do ciebie przyjechałem, po 

długich poszukiwaniach... 

- Przecież przysłałam ci wiadomość.'.. 
-

 Z informacją, że chcesz ze mną porozma­

wiać. Wiem. Mówiłem ci już przecież, że wcześ­

niej cię szukałem. Adres był mi znany. Potem 

sprowadziłem cię tutaj. Nawet po tym strasznym 

wypadku nosiłaś na palcu pierścionek ode mnie, 

więc wszystko inne przestało się liczyć. Bałem się 

zapytać... 

- Pierścionek od ciebie... - Alice zamrugała, 

aby powstrzymać łzy. Naprawdę cierpiała. - Nosi­

łam twój pierścionek, to prawda, ale... 

- Nie. - Tym razem Domenico ją uciszył. Po­

całunkiem. Tak mocnym i czułym, tak pełnym 

miłości, że Alice wstrzymała oddech. - Nie, cara, 

nie. Nie chodziło tylko o dziecko, choć wówczas 

próbowałem to sobie wmówić. Pragnąłem mieć 

ciebie u swego boku, przyjąć cię do swojego życia. 

Nie potrafiłem bez ciebie żyć, a kiedy myślałem, 

że będziesz matką mojego dziecka, że wreszcie 

założę rodzinę, czułem się tak, jakby cały świat 

należał do mnie. 

- Świat... rodzina... - szepnęła. - A ja zawiod­

łam. Straciłam nasze dziecko. 

background image

310 

KATE WALKER 

Nie udało się jej powstrzymać łez. Popłynęły jej 

po policzkach, lecz Domenico delikatnie je osu­

szył. 

- Och, nie, ukochana, nie myśl w taki sposób. 

Chciałem tamtego dziecka, kochałbym je bardzo, 

ale to ty jesteś moją rodziną, moim światem. 

Jeśli będę miał ciebie, nic więcej nie będzie mi 

potrzebne. 

Jego pocałunek był długi i powolny, zdawał się 

zapowiadać przyszłość: długie życie w szczęściu. 

Tylko jedna myśl dręczyła Alice. 

- Ale... co ze ślubem? Kiedy wróciłam ze szpi­

tala, wszystko znikło. Pozbyłeś się nawet mojej 

sukni. Uznałam, że na pewno nie chcesz już myś­

leć o małżeństwie... 

- Bo nie nosisz mojego dziecka, tak? - dokoń­

czył Domenico, kiedy się zawahała. Jego głos był 

głęboki i szczery aż do bólu, podobnie jak namięt­

ność w jego wzroku. - Mylisz się, moja droga, i to 

dramatycznie. Uprzątnąłem wszystko, bo nie 

chciałem wywierać na ciebie nacisku. Chciałem, 

abyś wiedziała, że jesteś wolna i możesz podjąć 

decyzję. Że nie jesteś związana żadną przysięgą. 

Postanowiłem zapewnić ci czas i przestrzeń, tak 

bardzo potrzebne po poronieniu. Oświadczyłbym 

ci się ponownie, ale dopiero po kilku miesiącach 

- tym razem wszystko przebiegłoby jak należy. 

Chciałem cię poślubić jeszcze bardziej niż na 

początku, bo poczułem, jak to jest mieć żonę, 

dziecko... rodzinę. 

background image

WŁOSKI KOCHANEK 

311 

Jeśli Alice żywiła jakiekolwiek wątpliwości, po 

tym wyznaniu wszystkie znikły. Mężczyzna tak 

silny i pewny siebie jak Domenico niepewnie 

dobierał słowa, ukrywał wilgotne od łez, brązowe 

oczy za kurtyną gęstych, czarnych rzęs -ten widok 

poruszył serce Alice i nasunął jej myśli o miłości, 

pragnieniu i samotności po stracie kogoś najbliż­

szego. 

W końcu ośmieliła się ruszyć przed siebie, 

zarzucić Domenicowi ręce na szyję, uścisnąć go 

mocno i pocałować go w usta, długo i namiętnie. 

Domenico zareagował momentalnie. Przyjął 

wszystko, co mu ofiarowywała, i odwzajemnił to 

po tysiąckroć. Dał jej miłość, wierność, serce 

- wszystko w jednym pocałunku. 

Alice mogłaby spędzić przy nim resztę życia. 

Nie odmówiłaby też, gdyby wziął ją na ręce i za­

niósł do sypialni, aby tam mogła podarować mu 

całą siebie i poczuć, że odwzajemnia jej namięt­

ność. Domenico dziwnie stanowczo nie chciał ulec 

jej dyskretnym zachętom, kiedy delikatnie popy­

chała go ku drzwiom. 

- Zaraz, zaraz, moja droga - poprosił łagodnie. 

- Poczekaj chwilę, dobrze? Jest coś, co muszę 

zrobić. 

Alice ze zdumieniem patrzyła, jak Domenico 

nagle klęka na jednym kolanie, chwyta ją za rękę 

i składa na niej długi, żarliwy pocałunek. 

- Alice... moja ukochana... Najdroższa... Tym 

razem wszystko zrobię jak należy. Chcę, abyś 

background image

312 KATE WALKER 

wiedziała i nie miała najmniejszych wątpliwości, 

że cię uwielbiam, że bez ciebie świat byłby pus­

ty... 

Z niedowierzaniem patrzyła, jak wyciąga coś 

z kieszeni. Był to ten sam pierścionek zaręczyno­

wy, którym w niego cisnęła. Nie zauważyła, że go 

podniósł - nic dziwnego, była tak wściekła, że 

ledwie dostrzegała, co się wokół niej dzieje. 

- Najdroższa Alice, moje życie, moje serce 

należą do ciebie. Czy zechcesz za mnie wyjść i być 

moją żoną, moją rodziną, na resztę życia? Błagam, 

nie łam mi serca i zgódź się. 

Alice również uklękła na dywanie i popatrzyła 

głęboko w oczy Domenica, z miłością i uwiel­

bieniem. Dotąd nie zdawała sobie sprawy, że moż­

na tak pokochać drugiego człowieka. 

- Z najwyższą przyjemnością - odparła z zapa­

łem. W jej głosie nie słychać już było niepewności 

ani strachu. - Tak, mój ukochany, tak. Wyjdę za 

ciebie. I nie musisz mnie do tego przekonywać, 

o niczym bardziej nie marzę. 

W tym samym szpitalu, w którym zaledwie 

piętnaście miesięcy wcześniej Domenico pełnił 

długą, samotną straż przy łóżku Alice, raz jeszcze 

usiadł przy pogrążonej we śnie kobiecie. Tym 

razem był w zupełnie innym nastroju. Miał ochotę 

krzyczeć z radości na cale gardło. 

Nie mógł się doczekać, aż jego ukochana się 

ocknie. Chciał jak najszybciej ujrzeć uśmiech na 

background image

WŁOSKI KOCHANEK  3 1 3 

jej twarzy i przekonać się, że jest równie szczęś­

liwa jak on. 

W końcu Alice poruszyła się, otworzyła oczy 

i powiodła wzrokiem dookoła. 

- Dom? - spytała cicho. - Czy to się zdarzyło 

naprawdę? Może mi się przyśniło? 

- To nie był sen, ukochana - zapewnił ją łagod­

nie. - To cudowna rzeczywistość. W nocy urodził 

się nasz syn. Wspaniały chłopak, silny i zdrowy. 

- Nasz syn - powtórzyła Alice z przejęciem. Jej 

błękitne oczy promieniały radością. - Mogę go 

wziąć na ręce? 

- Pewnie. 

Domenico podszedł do łóżeczka. Ostrożnie 

podniósł maleńkie dziecko, urodzone przed zaled­

wie dwunastoma godzinami, i wręczył je Alice. 

Delikatnie je przytuliła i pocałowała w mały, zadar­

ty nosek. 

- Czy kiedykolwiek będę w stanie jakoś ci się 

odwdzięczyć za ten dar? - spytał i usiadł na skraju 

łóżka. Jedną ręką oparł się o materac u boku żony, 

drugą podtrzymywał główkę dziecka. - Dzięki 

wam jestem naprawdę szczęśliwy. 

Alice spojrzała w oczy mężczyźnie, który był 

jej mężem i ojcem jej dziecka. Przepełniało ją takie 

szczęście, że poczuła ucisk w sercu. Powoli prze­

niosła spojrzenie na śpiącego syna. Gdy Domenico 

był w wieku tego maleństwa, jego matka owinęła 

go w podniszczony kocyk, wsunęła do tobołka 

obrazek ze świętym Dominikiem i położyła synka 

background image

314 

KATE WALKER 

na kamiennych schodach przed wiejskim kościo­

łem. Alice nie mogła się nie cieszyć, że jej ukocha­

ne dziecko czeka znacznie szczęśliwsza przy­

szłość. 

- Nie musisz mi dziękować - zapewniła Dome-

nica. Uśmiechnęła się do niego łagodnie. - Obiecaj 

tylko, że będziesz nas kochał do końca życia 

i nigdy nas nie opuścisz. 

- Obiecuję ci to - zapewnił i pocałował ją 

w usta, długo i namiętnie. 

KONIEC