background image
background image

NORA ROBERTS

DOWÓD MIŁOŚCI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Cassidy  czekała.  Pani  Sommerson

rzuciła 

jej 

kierunku 

trzecią

niezaakceptowaną sukienkę.

-  To  po  prostu  nie  pasuje  -

mruknęła  ze  złością,  spoglądając  na
ciemnoniebieski  materiał.  Zastanowiła
się  przez  chwilę,  po  czym  cisnęła
kolejną  sukienkę  na  stos  ubrań,  które
trzymała Cassidy.

background image

Znosiła 

to 

anielską

cierpliwością.  Sądziła,  że  po  trzech
latach  pracy  jako  sprzedawczyni  w
butiku  The  Best  nauczyła  się  panować
nad  nerwami.  Ale  to  nie  było  wcale
takie  proste.  Posłusznie  podążyła  za
masywną klientką do następnego regału.
Po  dwudziestu  siedmiu  minutach,  w
czasie  których  Cassidy  służyła  za
wieszak  do  ubrań,  jej  z  trudem
wypracowana 

cierpliwość 

została

narażona na niemałą próbę.

-  Niech  będą  te  -  oświadczyła  na

koniec 

pani 

Sommerson 

i

pomaszerowała do przymierzalni.

Cassidy 

zaczęła 

odwieszać

pozostałe  sukienki,  narzekając  pod

background image

nosem.  Ze  złością  wpięła  we  włosy
poluzowaną 

spinkę. 

Julia 

Wilson,

właścicielka  sklepu,  miała  bzika  na
punkcie 

schludnego 

wyglądu.

Sprzedawcy 

musieli 

mieć 

zawsze

starannie przygładzone fryzury.

-  Patrząc  z  dezaprobatą  na

ciemnoniebieską 

sukienkę, 

Cassidy

mruknęła ze złością:

-  Schludność,  porządek  i  brak

polotu.

Na 

swoje 

nieszczęście 

była

niezorganizowana,  niekonwencjonalna  i
niestaranna. 

Osobowość 

Cassidy

najlepiej  symbolizowały  jej  włosy:
jasny,  delikatny  blond  przechodził  w

background image

ciemny  brąz,  w  efekcie  dając  barwę
złota,  niczym  na  starych  malowidłach.
Długie, ciężkie pukle stale wymykały się
spod  upięcia.  Podobnie  jak  Cassidy,
były niesforne i uparte, ale jednocześnie
miękkie i fascynujące.

To  właśnie  dzięki  oryginalnej

urodzie  zdobyła  tę  pracę,  jako  że
doświadczenie  nie  było  jej  mocną
stroną.  Julia  Wilson  uznała  jednak,  że
zgrabna  dziewczyna  będzie  doskonałą
prezenterką  odważniej  szych  kolekcji.
Zwróciła też uwagę na twarz Cassidy. Z
pewnością  nie  odpowiadała  utartym
kanonom  piękna,  była  jednak  niezwykle
intrygująca. 

Ostre, 

wyraziste 

rysy

sugerowały 

arystokratyczne

background image

pochodzenie,  a  wygięte  w  łuk  brwi  i
długie 

rzęsy 

stanowiły 

wspaniałą

oprawę  dla  dużych  oczu  o  zaskakującej
fiołkowej barwie.

Pani  Wilson  postanowiła  więc

powierzyć 

Cassidy 

funkcję

sprzedawczyni  w  butiku  The  Best,  za
zalety  uznając  urodę  i  wysoki  głos,  ale
nalegała  na  noszenie  starannej,  gładkiej
fryzury.  W  innym  uczesaniu  -  zdaniem
pani  Wilson  -  nie  było  jej  do  twarzy.
Szczególnie  kiedy  rozpuściła  włosy,
wyglądała zbyt wyzywająco.

Właściwie  Julia  powinna  być

zadowolona, 

zwłaszcza 

że 

nowa

pracownica  tryskała  energią  Szybko
jednak  odkryła,  że  Cassidy  zbyt  poufale

background image

odnosi  się  do  klientów,  pozwala  sobie
nawet  na  niestosowne  pytania,  a
niekiedy 

udziela 

nierzetelnych

informacji.  Często  też  zdawała  się
myśleć  o  wszystkim  innym,  tylko  nie  o
tym,  czym  powinna  zajmować  się  w
czasie  pracy.  To  sprawiało,  że  Julię
zaczynały  ogarniać  wątpliwości,  czy
panna  Cassidy  St.  John  jest  właściwą
osobą na tym stanowisku.

Po 

odłożeniu 

na 

miejsce

odrzuconych  przez  panią  Sommerson
ubrań,  zniecierpliwiona  sprzedawczyni
stanęła 

obok 

przymierzami, 

skąd

dobiegał  szelest  materiału.  Jej  myśli
natychmiast  poszybowały  tam,  dokąd
zwykle  uciekały  w  każdej  wolnej

background image

chwili:  do  maszynopisu  rozłożonego  na
biurku  w  mieszkaniu  Cassidy.  Leżał  i
czekał.

Jak  daleko  sięgała  pamięcią,

pisarstwo  zawsze  było  jej  pasją.  Przez
cztery  lata  studiowała  pilnie,  by
pogłębić  wiedzę,  tak  potrzebną  komuś,
kto  chce  parać  się  literaturą.  Kiedy
miała  dziewiętnaście  lat,  została  bez
rodziny  i  grosza  przy  duszy.  Musiała
podejmować  się  wielu  dziwnych  zajęć,
żeby kontynuować studia. Każdą chwilę,
której  nie  zajmowała  jej  nauka  lub
praca,  poświęcała  pisaniu  pierwszej
powieści.

Nie myślała o karierze. Zresztą ilu

tych, 

którzy 

poświęcają 

się

background image

twórczości,  osiąga  głośny  sukces?  Była
przekonana, że jest to jej powołanie. Od
dziewczęcych  lat  wszystkie  jej  emocje
znajdowały 

ujście 

pisaniu.

Fascynowali  ją  ludzie,  choć  było
niewielu, 

którymi 

była 

ściślej

związana. Można by rzec, że jej wiedza
o  relacjach  międzyludzkich,  co  było
głównym 

tematem 

jej 

utworów,

pochodziła  głównie  z  drugiej  ręki,
jednak 

Cassidy 

była 

wyjątkowo

przenikliwym  obserwatorem,  a  także
odznaczała  się  niezwykłą  wrażliwością

wyobraźnią, 

co 

razem 

wzięte

rekompensowało  stosunkowo  niewielki
zakres 

bezpośrednich 

życiowych

doświadczeń.

background image

Obecnie, 

rok 

po 

uzyskaniu

dyplomu, 

nadal 

podejmowała 

się

różnych  zajęć,  żeby  zarobić  na  czynsz.
Pierwszy 

maszynopis 

krążył 

od

wydawnictwa 

do 

wydawnictwa,

podczas  gdy  druga  powieść  powoli
powstawała.

Gdy  pani  Sommerson  otworzyła

drzwi przymierzalni, Cassidy pogrążona
była  w  myślach  nad  jedną  ze  scen
powieści.  Ujrzawszy  sprzedawczynię
stojącą  w  należycie  usłużnej  pozie,
klientka pokiwała głową z aprobatą.

-  Ta  powinna  pasować,  nie

sądzisz?

Wybór padł na jaskrawoczerwony

background image

jedwab.  Kolor  podkreślał  rumianą  cerę
pani 

Sommerson, 

zarazem

kontrastował  z  jej  puszystą,  czarną
grzywką. Sukienka byłaby dużo bardziej
odpowiednia,  gdyby  pani  Sommerson
wa​żyła kilkanaście kilogramów mniej.

-  Bez  wątpienia  będzie  pani

przykuwać  wzrok.  -  Ponieważ  materiał
marszczył  się  na  obfitych  biodrach,  bo
suknia  została  uszyta  na  szczuplejszą
osobę, Cassidy dodała cicho, nie zdając
sobie  sprawy,  że  myśli  na  głos:  -  Tak,
chyba mamy większy rozmiar.

- Słucham?

Zamyślona  Cassidy  nie  zauważyła

groźnie 

uniesionych 

brwi 

pani

background image

Sommerson.

-  Większy  rozmiar  -  powtórzyła

uprzejmie.  -  Ten  trochę  źle  leży  na
biodrach, 

ale 

następny 

powinien

pasować idealnie.

-  Słucham?!  -  Z  natury  czerwona

pani 

Sommerson 

jeszcze 

bardziej

poczerwieniała.  -  To  właśnie  jest  mój
rozmiar!

Zaraz 

odszukam 

większą

sukienkę.  -  Zatopiona  w  myślach
Cassidy  nie  zauważyła,  jak  bardzo
klientka jest wzburzona.

- To jest mój rozmiar!

background image

Dopiero  pełen  furii  krzyk  pani

Sommerson 

na 

dobre 

przywrócił

Cassidy  do  rzeczywistości.  Wreszcie
uświadomiła 

sobie 

swój 

błąd.

Wystraszyła  się  nie  na  żarty.  Zanim
zdążyła cokolwiek powiedzieć na swoje
usprawiedliwienie,  zza  jej  pleców
wysunęła się Julia.

Wspaniały 

wybór, 

pani

Sommerson  -  orzekła  wymodulowanym
głosem,  przypatrując  się  to  zamożnej
klientce, to niezdarnej sprzedawczyni.

-  Ta  młoda  dama  sugeruje,  że  źle

dobrałam  rozmiar  -  powiedziała  pani
Sommerson,  a  jej  twarz  nie  była  już
czerwona, tylko purpurowa.

background image

-  Ależ  nie,  proszę  pani  -

próbowała  zaprotestować  Cassidy,  ale
umilkła, widząc wzrok Julii.

-  Jestem  przekonana,  że  panna  St.

John chciała jedynie wyjawić pani, że ta
seria ma przekłamaną numerację.

-  Mogła  sama  to  powiedzieć,

zamiast 

sugerować, 

że 

potrzebuję

większego  rozmiaru.  Powinnaś,  Julio,
lepiej wyszkolić personel - odparła pani
Sommerson  i  odwróciła  się  w  stronę
przymierzalni.

Oczy  Cassidy  rozbłysły  na  widok

pęknięcia 

materiału 

na 

obfitych

kształtach  rozjuszonej  klientki,  ale
spojrzenie Julii momentalnie przywołało

background image

ją do porządku.

- Przyniosę odpowiednią sukienkę

osobiście, 

pani 

Sommerson 

-

powiedziała  łagodnie  szefowa  -  Jestem
pewna, że będzie pani zadowolona. A ty
- zwróciła się dyskretnie do pracownicy
- zaczekaj w moim gabinecie.

Oniemiała  z  przerażenia  Cassidy

udała 

się 

do 

małego, 

skromnie

urządzonego gabinetu. Rozejrzała się po
pokoju  i  usiadła  na  małym,  prostym
krzesełku.

Na  tym  krześle  siedziałam,  kiedy

dostałam  tę  pracę,  siedząc  też  na  nim,
zostanę  wylana,  pomyślała.  Oczami
wyobraźni zobaczyła tę scenę. Za chwilę

background image

wejdzie  pani  Wilson,  usiądzie  przy
pięknym  biurku  z  drzewa  różanego,
spojrzy  na  zdenerwowaną  pannę  St.
John, po czym zacznie:

Cassidy, 

jesteś 

dobrą

dziewczyną,  ale  nie  masz  serca  do  tej
pracy.

-  Pani  Wilson,  pani  Sommerson

nie powinna nosić rozmiaru czternaście.
Ja...

-  Oczywiście,  że  nie  powinna.  -

Cassidy  wyobraziła  sobie,  jak  Julia
przerywa jej z cierpliwym uśmiechem. -
Nie pomyślałam nawet przez chwilę, by
sprzedać  jej  taką  sukienkę,  ale  -  tu
szefowa  uniesie  palec  dla  podkreślenia

background image

swych  słów  -  naszym  zadaniem  jest
realizować  wszystkie  jej  zachcianki  i
łechtać 

próżność. 

Takt 

sztuka

dyplomacji 

to 

podstawowe 

cechy

dobrego sprzedawcy. Przed tobą jeszcze
wiele  nauki,  zwłaszcza  jeśli  chcesz
pracować  w  tym  sklepie.  Muszę  być
całkowicie  pewna  swojego  personelu.
Gdyby  to  był  pierwszy  taki  incydent,
mogłabym  przymknąć  oko,  ale...  -  pani
Wilson  zrobi  krótką  pauzę  -  ...ale  nie
dalej 

jak 

zeszłym 

tygodniu

oświadczyłaś  pannie  Teasdale,  że  w
czarnej  krepie  wygląda  jak  w  żałobie.
To nie są metody, jakie tu stosujemy.

-  Oczywiście,  proszę  pani  -

przytaknie Cassidy. - Ale przy włosach i

background image

cerze panny Teasdale...

-  Takt  i  dyplomacja  -  powtórzy

Julia,  jeszcze  wyżej  unosząc  palec.  -
Mogłaś  na  przykład  zwrócić  uwagę,  że
niebieski  będzie  podkreślał  kolor  jej
oczu,  albo  że  róż  będzie  dobrym
dodatkiem  do  jej  karnacji.  Klienci
muszą być rozpieszczani. Każda kobieta
opuszczająca  nasz  sklep  powinna  czuć,
że właśnie zdobyła coś wyjątkowego.

-  Rozumiem,  pani  Wilson.  Tylko

że  po  prostu  nie  mogę  patrzeć,  kiedy
ludzie  kupują  coś,  co  nie  jest  dla  nich
od​powiednie.

-  Masz  dobre  serce  -  powie

łagodnie Julia. - Ale nie masz talentu do

background image

tej  pracy.  W  każdym  razie  takiego,
jakiego oczekuję. Zapłacę ci oczywiście
pensję i dam dobre referen​cje. Być może
jednak  powinnaś  zacząć  od  czegoś
łatwiejszego,  na  przykład  od  sklepu  z
artykułami gospodarstwa do​mowego.

tym 

miejscu 

scenariusza

przyszłych  zdarzeń  Cassidy  zmarszczyła
nos,  a  zaraz  potem  otworzyły  się  drzwi
gabinetu,  weszła  Julia  i  zasiadła  za
swoim  biurkiem  z  drzewa  różanego.
Spojrzała  na  zdenerwowaną  pannę  St.
John, po czym zaczęła:

Cassidy, 

jesteś 

dobrą

dziewczyną, ale...

Takim 

to 

sposobem 

godzinę

background image

później  panna  St.  John  była  już  bez
pracy.  Wałęsała  się  po  Nabrzeżu
Rybaków,  rozkoszując  się  panującą  tu
atmosferą,  jakby  żywcem  przejętą  z
wesołego 

miasteczka. 

Kochała 

obfitość 

zapachów, 

dźwięków 

i

kolorów.  I  ten  radosny  tłum.  I  życie
pulsujące  w  ciągle  zmieniających  się
barwach.  San  Francisco  było  w  oczach
Cassidy idealnym miastem, ale Nabrzeże
Rybaków  zdawało  się  bajkową  krainą.
Marzenia i rzeczywistość zlewały się tu
w jedność.

Minęła  stragan,  przepychając  się

pomiędzy  rozwieszonymi  błyskotkami,
muskając  palcami  jedwabne  szale  i
chłonąc 

wszystkimi 

zmysłami 

grę

background image

świateł, 

wesoły 

gwar, 

mieszaninę

zapachów  i  całą  jarmarczną  atmosferę.
Ciągnęło  ją  do  zatoki,  więc  ruszyła  w
jej 

stronę. 

Poczuła 

zapach 

ryb

wypełniający  powietrze.  Był  w  nim
także aromat cebuli i przypraw.

Przysłuchiwała  się  handlarzom,

którzy  zachwalali  swoje  towary,  i
patrzyła  na  kraby  gotujące  się  w
kociołku  ustawionym  na  chodniku.  Na
nabrzeżu 

było 

mnóstwo 

tanich

restauracji  i  kramów.  Panowały  tu
tandeta  i  tani  blichtr,  ale  Cassidy
uwielbiała  włóczyć  się  po  Nabrzeżu
Rybaków,  bo  miało  w  sobie  coś
przyjaznego i kojącego.

Pogryzając  precle,  skierowała  się

background image

w  stronę  stoiska  z  rybami  i  żywymi
krabami.  Smużki  mgły  wiły  się  u  jej
stóp,  słońce  zaczęło  chylić  się  ku
zachodowi,  a  podmuchy  morskiej  bryzy
stawały  się  coraz  bardziej  dokuczliwe.
Szczęśliwie  Cassidy  miała  na  sobie
ciepłą marynarkę w śliwkowym kolorze.

Przynajmniej kupiłam sobie trochę

ładnych  ubrań  ze  sporym  rabatem,
pocieszała  się  w  myślach,  lecz  smutek
nadal  ją  trapił.  Zmarszczyła  brwi  i
odgryzła kolejny kawałek precla. Gdyby
nie te przeklęte biodra pani Sommerson,
nadal  miałaby  pracę.  A  przecież
chodziło jej tylko o dobro klientki.

Ze złością odpięła spinki i cisnęła

background image

je do kosza na śmieci. Uwolnione włosy
spłynęły  na  ramiona  długimi,  luźnymi
lokami. Odetchnęła z ulgą.

-  Cholera!  -  zaklęła  półgłosem  i

nerwowo  przełknęła  kawałek  precla.  -
Naprawdę  potrzebowałam  tej  głupiej
pracy. - Zaczęła ogarniać ją depresja.

Szła 

przez 

port 

pomiędzy

przycumowanymi 

łodziami,

zastanawiając  się  nad  swoją  sytuacją
finansową. Czynsz miała opłacony tylko
do  następnego  tygodnia,  musiała  też
kupić 

kolejną 

ryzę 

papieru. 

Na

podstawie 

szacunkowych 

kalkulacji

doszła  do  wniosku,  że  zdoła  zaspokoić
obie  te  potrzeby,  o  ile  drastycznie
ograniczy wydatki najedzenie.

background image

Cóż, 

na 

pewno 

nie 

będzie

pierwszą pisarką w San Francisco, która
zaciska  pasa.  A  teorie  o  zdrowym
odżywianiu 

są 

przereklamowane,

pocieszała  się  w  myślach,  kończąc
precel.  Wiedziała,  że  ten  posiłek  musi
starczyć  jej  na  długo.  Uśmiechnęła  się,
wsunęła  ręce  do  kieszeni  i  ruszyła  w
stronę  stacji  znajdującej  się  na  końcu
portu.

Zatokę zaczęła spowijać mgła. Tej

nocy  była  delikatna  i  niejednolita.  Nie
przypominała  gęstej  masy,  która  często
okrywa  i  wodę,  i  miasto.  Na  zachodzie
słońce  kryło  się  w  falach,  rzucając
ostatnie  promienie.  Cassidy  czekała  na

background image

końcowy  złoty  błysk.  Humor  powoli  jej
się poprawiał. Była osobą pełną nadziei
i optymizmu, wiary i poczucia szczęścia.
Wierzyła w przeznaczenie i była pewna,
że dla niej jest nim pisarstwo. Ponieważ
gazety  co  jakiś  czas  kupowały  od  niej
artykuły 

krótkie 

okazjonalne

opowiadania,  jej  marzenia  były  wciąż
żywe. 

Przez 

cztery 

lata 

studiów

pracowicie  doskonaliła  literacki  kunszt,
podporządkowała  temu  wszystko.  Praca
dawała  jej  utrzymanie,  lecz  nic  więcej
dla niej nie znaczyła. Na randki chodziła
tylko  wtedy,  gdy  nie  zaplanowała  na
dany wieczór jakiejś lektury lub pisania,

traktowała 

je 

niezobowiązująco.

Dotąd  nie  poznała  mężczyzny,  który
zainteresowałby ją na tyle poważnie, by

background image

chciała  zejść  z  obranej  ścieżki.  Miała
jasno wyznaczony cel. Prosta droga, bez
zakrętów i ob​jazdów.

Utrata  pracy  zasmuciła  ją  jedynie

chwilowo.  Kiedy  wieczorne  niebo
ciemniało,  a  na  nabrzeżu  zaczęły
rozbłyskiwać  lampy,  jej  nastrój  był  już
dużo  lepszy  niż  kilka  godzin  wcześniej.
W końcu była przecież młoda i dzielna.

Coś  się  znajdzie,  pomyślała,

wychylając  się  przez  poręcz.  Nie
potrzebowała 

dużych 

pieniędzy 

i

jakakolwiek 

praca 

pokryłaby 

jej

potrzeby.  Może  sklep  z  artykułami
gospodarstwa 

domowego 

to

rzeczywiście dobre rozwiązanie. Ciężko
urazić  klienta,  sprzedając  mu  toster.

background image

Pocieszona tą myślą, odsunęła od siebie
smutki i przyjrzała się mgle, która coraz
zachłanniej  wyciągała  swoje  lepkie
pal​ce w jej stronę.

Wieczorna  bryza  dała  znać  o

sobie.  Na  niebie  pojawił  się  księżyc,
ptaki  kończyły  swoje  śpiewy,  szykując
się  do  nocy.  Cassidy  uśmiechnęła  się  i
oddała 

marzeniom. 

Nagle 

podskoczyła,  gdyż  czyjaś  ręka  chwyciła
ją  za  ramię.  Nie  zdążyła  zareagować,
gdy  stała  już  odwrócona,  patrząc  na
twarz nieznajomego mężczyzny.

Był wysoki, sporo wyższy od niej.

Smukłą  budowę  podkreślały  obcisłe
dżinsy i czarny sweter.

background image

Zaskoczenie, 

także 

nastrój

wieczoru  nad  zatoką  sprawiły,  że
Cassidy  zwróciła  uwagę,  iż  mężczyzna
był  przystojny.  Jej  umysł  pracował
szybko,  próbując  ustalić,  czy  powinna
przyglądać mu się pod kątem jego urody,
czy traktować go jako zagrożenie.

Miał  ciemne  włosy,  za  to  oczy

intensywnie  niebieskie.  Czarne  włosy
okalały  szczupłą,  kościstą  twarz  i
opadały  na  wysokie  czoło.  Nos  miał
długi  i  prosty,  usta  pełne  i  dołek  w
brodzie.

Jego  twarz  przykuwała  uwagę,

wręcz fascynowała.

Przyglądając  mu  się,  Cassidy

background image

doszła  jednak  do  wniosku,  że  te  rysy
bardziej  pasują  do  mrocznych  zaułków
Wybrzeża  Barbary  niż  spokojnych
okolic Nabrzeża Rybaków.

Kiedy 

minęło 

pierwsze

zaskoczenie, 

przytrzymała 

mocniej

swoją torebkę i skrzyżowała ramiona.

-  Mam  tylko  dziesięć  dolarów  -

powiedziała  stanowczo.  -  I  potrzebuję
ich nie mniej niż ty.

-  Bądź  cicho.  -  Jego  oczy  zwęziły

się.

Cassidy 

próbowała 

odgadnąć

intencje  nieznajomego.  Kiedy  ujął  jej
brodę,  zadrżała,  zwalczając  w  sobie

background image

chęć  ucieczki.  Bez  słowa  i  z  wielką
uwagą  przyglądał  się  jej  twarzy.
Wyglądał jak zahipnotyzowany, od czasu
do  czasu  marszcząc  jedynie  brwi.
Spróbowała  wyszarpnąć  się  z  jego
uchwytu.

- Możesz się nie ruszać? - zapytał

tonem  nieznoszącym  sprzeciwu.  W  jego
niskim 

głosie 

słychać 

było

rozdrażnienie, a palce mocniej zacisnęły
się na jej twarzy.

-  Posłuchaj  -  zaczęła  spokojnie  -

mam  czarny  pas  w  karate  i  bez  trudu
połamię  ci  obie  ręce,  jeśli  spróbujesz
mnie skrzywdzić. - Mówiąc to, spojrzała
ponad  jego  ramieniem,  szukając  świateł
restauracji,  które  ginęły  we  mgle.

background image

Zorientowała  się,  że  wokół  nie  było
nikogo.  -  Bez  trudu  potrafię  gołą  ręką
złamać  deskę  o  grubości  dziesięciu
centymetrów.  -  Zauważyła,  że  mimo
szczupłej  budowy  ramiona  mężczyzny
były szerokie. - I potrafię bardzo głośno
krzyczeć  -  kontynuowała.  -  Lepiej
odejdź.

Doskonała... 

Przesunął

kciukiem  wzdłuż  linii  jej  brody.  Serce
Cassidy  biło  na  alarm.  -  Absolutnie
doskonała.  -  W  jednej  chwili  napięcie
uciekło  z  jego  oczu  i  uśmiechnął  się.
Zmiana w wyglądzie była tak gwałtowna
i  zaskakująca,  że  Cassidy  zdziwiła  się
niepomiernie. - Tylko po co miałabyś to
robić?

background image

- Co robić?

-  Łamać  gołą  ręką  taką  grubą

dechę.

-  O  czym  ty  mówisz?  -  zapytała

zdumiona, 

bo 

ze 

zdenerwowania

zapomniała o swoim kłamstwie. A kiedy
sobie o nim przypomniała, zmieszała się
bardzo. - A tak, to... To dla wprawy... -
Przerwała, bo uderzył ją cały absurd tej
sytuacji.  Oto  ona,  przyszła  pisarka,  stoi
w  opustoszałym,  tonącym  we  mgle
porcie, 

prowadząc 

bezsensowną

rozmowę  z  jakimś  maniakiem,  który
trzyma  ją  za  brodę.  -  Naprawdę  lepiej
mnie puść i odejdź, zanim zrobię ci coś
złego.

background image

-  Właśnie  ciebie  szukałem.  -

Kompletnie zignorował jej propozycję.

W jego wymowie zauważyła obce

naleciałości, 

nie 

potrafiła 

jednak

odgadnąć, skąd pochodził.

Raczej 

nie 

jestem

zainteresowana.  Mam  męża,  który  jest
obrońcą w drużynie futbolowej. Ma metr
dziewięćdziesiąt  wzrostu  i  waży  sto
kilogramów.  Jest  bardzo  zazdrosny  i
będzie  tu  lada  moment.  A  teraz  mnie
puść  i  możesz  wziąć  sobie  te  cholerne
dziesięć dolarów.

-  Co  ty  pleciesz,  do  diabła?  -

Uniósł  brwi.  Mgła  gęstniała  za  jego
plecami. Wyglądał groźnie. - Myślisz, że

background image

chcę  cię  okraść?  -  Dreszcz  irytacji
przemknął przez jego twarz. - Dziecinko,
nie  zamierzam  pozbawić  cię  ani  twoich
dziesięciu  dolarów,  ani  czci.  Chcę  cię
namalować, a nie zgwałcić.

-  Namalować?  -  Była  wyraźnie

zaintrygowana.  -  Jesteś  artystą?  Nie
wyglądasz mi na takiego. - Przypominał
raczej 

pirata, 

ale 

dyskretnie 

to

przemilczała. 

Naprawdę 

jesteś

malarzem?

-  I  to  znakomitym  -  stwierdził

arogancko  i  uniósł  odrobinę  wyżej
głowę  Cassidy,  by  księżyc  oświetlił  jej
twarz.  -  Znanym  i  utalentowanym.  -
Uśmiechnął się ujmująco.

background image

-  Jestem  pod  wrażeniem  tej

niezwykle 

doniosłej 

deklaracji. 

-

Pomyślała,  że  bez  wątpienia  jest
obłąkany,  ale  nie  zachowuje  się
agresywnie  i  nawet  potrafi  być  na  swój
sposób  sympatyczny.  Jak  jego  uśmiech.
Zapomniała nawet o strachu.

-  Właśnie  tego  się  spodziewałem.

- Wreszcie puścił jej brodę. - Mieszkam
na 

łodzi 

na 

obrzeżach 

miasta.

Pójdziemy  tam  i  jeszcze  dziś  zacznę
szkice.

W  oczach  Cassidy  pojawiła  się

nutka rozbawienia.

-  Najpierw  chciałabym  zobaczyć

jakieś  twoje  prace.  Nie  sądzisz,  że  tak

background image

powinno być?

Na jego twarzy znów pojawiła się

irytacja.

-  Kobiety  mają  chyba  klapki  na

oczach  i  myślą  tylko  o  jednym.
Posłuchaj... Jak masz na imię?

-  Cassidy  -  odparła  odruchowo.  -

Cassidy St. John.

-  O  nie!  Pół  Irlandka,  pół

Angielka. No to mamy niezłą mieszankę
wybuchową. 

Wcisnął 

ręce 

w

kieszenie.  Cały  czas  uważnie  studiował
jej  wygląd.  -  Nie  interesuje  mnie  twoje
dziesięć  dolarów,  nie  zamierzam  też
nastawać  na  twoją  cnotę.  Chcę  jedynie

background image

twojej twarzy.

-  Nie  poszłabym  na  łódź  z  samym

Michałem  Aniołem,  gdyby  tak  się  do
tego zabrał.

porządku 

rzucił

niecierpliwie.  -  Wypijemy  filiżankę
kawy 

dobrze 

oświetlonej 

i

zatłoczonej  restauracji.  Czy  to  ci
odpowiada? A jeśli spróbuję zrobić coś
niestosownego,  to  zawsze  będziesz
mogła 

połamać 

stolik 

swoimi

wyćwiczonymi  gołymi  rękami,  czym
zwrócisz  na  siebie  uwagę,  i  na  pewno
ktoś przyjdzie ci z pomocą.

-  Na  to  mogę  się  zgodzić  -

odparła, uśmiechając się szeroko.

background image

Zanim  zdążyła  powiedzieć  coś

jeszcze, złapał ją za rękę i pociągnął do
małej,  dość  obskurnej  kafejki.  Przez
chwilę  w  milczeniu  siedzieli  przy
stoliku,  a  on  znowu  badawczo  ją
oglądał.  Zauważyła,  że  jego  oczy  były
jeszcze  bardziej  niebieskie,  niż  jej  się
wydawało poprzednio, kontrastując przy
tym  z  ciemną  karnacją  i  czarnymi
brwiami 

rzęsami. 

Próbowała

odgadnąć, jaki człowiek kryje się za tym
niezwykłym 

błękitnym 

spojrzeniem.

Kelnerka przerwała jej rozmyślania.

- Co zamawiacie?

-  Kawę...  Dwie  kawy  -  dodała,

ponieważ  mężczyzna  nie  odezwał  się
słowem,  a  kiedy  kelnerka  poszła  do

background image

kuchni,  zapytała:  -  Dlaczego  ciągle  mi
się  tak  przyglądasz?  To  niegrzeczne.  I
denerwujące.

-  Światło  jest  tu  okropne,  ale

zawsze  lepsze  niż  w  tamtej  mgle.  Nie
wykrzywiaj  się!  -  nakazał.  -  Przez  to
powstaje  niepotrzebna  linia,  o  tutaj...  -
Zanim  zareagowała,  wyciągnął  rękę  i
przesunął palcem pomiędzy jej brwiami.
-  Masz  niezwykłą  twarz,  tylko  jeszcze
nie  wiem,  czy  twoje  oczy  są  jej  zaletą,
czy też wadą. Jakoś trudno uwierzyć tym
fiołkowym oczom.

Kiedy Cassidy próbowała strawić

tę  obrazę,  wróciła  kelnerka  z  kawą.
Mężczyzna  uśmiechnął  się  do  niej

background image

promiennie  i  wyciągnął  ołówek  z  jej
kieszonki.

-  Będę  tego  potrzebował  przez

chwilę.  -  Spojrzał  na  Cassidy.  -  Pij
kawę, zrelaksuj się. To nie zaboli.

Zaczął 

szkicować, 

ona

posłusznie  zastosowała  się  do  jego
poleceń.

- Masz jakąś pracę, czy może twój

fikcyjny małżonek cię utrzymuje?

- Skąd wiesz, że fikcyjny?

-  Z  tego  samego  źródła,  z  którego

wiem, że miałabyś poważne kłopoty, by
połamać  deskę  gołymi  rękami  -  odparł,

background image

nie  przerywając  rysowania.  -  To  jak,
masz pracę?

-  Wylali  mnie  dziś  po  południu  -

powiedziała  ze  smutkiem,  patrząc  w
kawę.

- To świetnie - ucieszył się. - Nie

marszcz  czoła!  Zapłacę  ci  standardową
stawkę za dwa miesiące pozowania. To,
co  planuję  stworzyć,  nie  powinno  zająć
więcej  czasu.  Nie  bądź  taka  zdziwiona,
Cassidy.  Moje  intencje  od  samego
początku  były  czyste  i  jasne.  To  tylko
twoja wyobraźnia tworzyła jakieś chore
scenariusze.

-  Moja  wyobraźnia  zareagowała

całkiem  prawidłowo  na  obcego  faceta,

background image

który  niespodziewanie  wyłania  się  z
mgły i wyciąga do mnie ręce.

Przerwał na chwilę pracę i odparł

cierpko:

-  Nie  wydaje  mi  się,  żeby  coś

takiego  miało  miejsce.  Chciała  jeszcze
coś powiedzieć, ale jej wzrok zatrzymał
się  na  kartce  papieru.  Odstawiła
filiżankę.

-  To  jest  wspaniałe!  -  wyszeptała

z  niekłamanym  zachwytem.  -  W  kilku
śmiałych 

pociągnięciach 

osiągnął

nieprawdopodobny 

efekt. 

Zdołał

uchwycić  nie  tylko  rysy  jej  twarzy,  ale
również  wszystkie  emocje,  jakie  nią  w
tej  chwili  targały.  -  To  wspaniałe...  -

background image

powtórzyła. - Ty na​prawdę masz talent.

-  Już  ci  o  tym  mówiłem.  -  Zabrał

się znów do szkico​wania.

Mając  przed  oczyma  taki  efekt

jego  krótkiej  pracy,  Cassidy  nabrała
wiary w lepsze jutro. Stałe zatrudnienie
przez  najbliższe  dwa  miesiące  byłoby
darem  niebios.  Po  tym  okresie  powinna
już  znaleźć  jakiegoś  wydawcę,  który
zainteresowałby  się  jej  maszynopisem.
Nie  musiała  więc  handlować  ani
tosterami, 

ani 

sznurowadłami, 

ani

mydłem i powidłem! Wolne wieczory na
pisanie!  Korzyści  mnożyły  się  jedna  za
drugą.  To  przeznaczenie  zesłało  jej
panią Sommerson.

background image

-  Naprawdę  chcesz,  żebym  ci

pozowała?

-  Tak,  tego  właśnie  chcę.  -

Skończył  drugi  szkic.  -  Zaczynamy  jutro
rano, o dziewiątej.

- Ale...

- Nie spinaj włosów, nie maluj się

zbytnio. Możesz trochę podkreślić oczy,
ale nic więcej.

- Nie powiedziałam jeszcze...

- Zaraz podam ci adres. - W ogóle

nie  zwracał  uwagi  na  jej  próby  dojścia
do głosu. - Dobrze znasz miasto?

background image

- Urodziłam się tutaj. Aleja...

-  Świetnie,  więc  bez  problemu

trafisz  do  mojego  studia  Nagryzmolił
adres  na  serwetce.  Nagle  gwałtownie
uniósł  głowę  i  uważnie  objął  Cassidy
wzrokiem.  Przez  chwilę  wpatrywali  się
w siebie nawzajem.

Nie  potrafiła  nazwać  tego,  co

poczuła,  ale  była  pewna,  że  jeszcze
nigdy  czegoś  takiego  nie  doświadczyła.
Urwało  się  to  równie  gwałtownie,  jak
zaczęło.

Mężczyzna  wstał,  przypomniał

godzinę  spotkania,  po  czym  wyszedł,
zostawiając pieniądze za kawę.

background image

Cassidy 

podniosła 

rysunki 

i

zaczęła 

im 

się 

przyglądać. 

Czy

rzeczywiście 

jej 

podbródek 

tak

wygląda?  Uniosła  dłonie  do  twarzy,
przypominając  sobie,  jak  on  badał  jej
rysy.  Nic  złego  się  nie  stanie,  jeśli  tam
pójdzie.  Zobaczy,  jak  to  wygląda,  i
najwyżej  zrezygnuje.  Zawsze  może
odmówić  i  wyjść.  Z  przekonaniem,  że
tak  właśnie  w  razie  potrzeby  postąpi,
schowała  szkice  i  adres  studia  do
torebki,  po  czym  wyszła  z  kafejki  na
ulicę.

ROZDZIAŁ DRUGI

Poranek  był  cudownie  czysty.

Cassidy 

ubrała 

się 

zwykły,

background image

niezobowiązujący  strój,  nie  wiedziała
bowiem, jak powinna zaprezentować się
początkująca  modelka  na  pierwszej
sesji. Doszła do wniosku, że w dżinsach
i  białej  koszuli  z  długimi  rękawami
będzie 

wyglądała 

najbardziej

odpowiednio. Zgodnie z poleceniem nie
spięła  włosów,  a  makijaż  był  prawie
niewidoczny.  Nie  zdecydowała  jeszcze,
czy  będzie  pozowała  temu  dziwnemu,
intrygującemu 

mężczyźnie, 

którego

spotkała we mgle, ale ciekawość kazała
jej przyjść do studia.

Przepisała  adres  do  swojego

notesu  i  pospieszyła  na  przystanek,  aby
złapać  tramwaj  jadący  do  centrum.  Nie
spodziewała  się,  że  adres,  który  artysta

background image

nagryzmolił  na  kartce,  dotyczył  tak
ekskluzywnej  dzielnicy  miasta.  Sądziła
raczej,  że  studio  będzie  położone
niedaleko  jej  mieszkania  w  North
Beach,  gdzie  panowała  swobodna,
artystyczna  atmosfera.  Cyganeria  -
pisarze,  muzycy  i  malarze  -  zajmowała
ten 

rejon 

miasta, 

tworząc 

jego

niepowtarzalny  klimat.  Pomyślała,  że
może  jej  malarz  ma  bogatego  sponsora,
który  założył  dla  niego  to  kosztowne
studio. 

Nieznajomy 

ogóle 

nie

odpowiadał 

jej 

wyobrażeniom 

o

artystach, a przecież poznała ich całkiem
sporo.  Zmieniła  jednak  zdanie,  kiedy
zobaczyła 

jego 

ręce. 

To 

były

najpiękniejsze  dłonie,  jakie  Cassidy
kiedykolwiek 

widziała. 

Długie 

i

background image

szczupłe,  z  wąskimi  paznokciami  i
wyraźnie 

zaznaczonymi 

kośćmi.

Sprawiały  wrażenie  delikatnych,  a
zarazem silnych, o czym przekonała się,
kiedy trzymał jej podbródek.

Dobrze  zapamiętała  jego  twarz  i

wielokrotnie  przywoływała  jej  obraz  w
myślach. 

Było 

niej 

coś

niepowtarzalnego 

surowego 

i

pociągającego 

zarazem. 

Cassidy

pomyślała,  że  gdyby  to  ona  była
malarką,  taką  właśnie  twarz  chciałaby
uwiecznić  na  płótnie.  Miał  bowiem
wyraziste  kości,  a  w  niepokojąco
niebieskich  oczach  czaiła  się  jakaś
tajemnica.

Dźwięk 

dzwonka 

tramwaju

background image

wyrwał ją z rozmyślań.

Głupia  jestem,  wytknęła  sobie  w

duchu.  Nawet  nie  wiem,  jak  on  się
nazywa,  a  już  zachwycam  się  jego
twarzą. To on ma się zachwycać moją, a
nie na odwrót.

Wysiadła  i  zatrzymała  się  na

chodniku, rozglądając się za właściwym
numerem domu.

Miałam  rację  co  do  tej  dzielnicy,

pomyślała.

Podobnie  jak  w  innych  rejonach

miasta,  była  tu  niesamowita  mieszanina
egzotyki 

kosmopolityzmu,

romantyczności 

praktyczności.

background image

Wielobarwne  oblicze  San  Francisco
widać  było  tu  równie  dobrze,  jak  w
Chinatown czy Telegraph Hill.

Dzień był piękny i ciepły. Cassidy

rozkoszowała się urokami pogody, a jej
myśli  podążyły  do  maszynopisu,  który
zostawiła na biurku w domu. Wróciła do
rzeczywistości  dopiero  w  chwili,  gdy
zorientowała  się,  że  stoi  przed  domem,
którego 

szukała. 

ogromnie 

się

zdumiała.

Galeria.  Cassidy  raz  jeszcze

sprawdziła,  czy  nie  pomyliła  adresu,  a
jej  zdumienie  narastało.  Czytała  o  tym
miejscu 

zaledwie 

kilka 

miesięcy

wcześniej, doskonale też pamiętała jego
otwarcie  przed  pięciu  laty.  Od  tego

background image

czasu  Galeria  zyskała  sobie  reputację,
jakiej  zazdrościła  jej  konkurencja.  Była
wizytówką  sztuki  najwyższych  lotów.
Wernisaż  w  Galerii  zapewniał  rozwój
kariery  początkującym  artystom  lub
wzmacniał  pozycję  znanych  twórców.
Kolekcjonerzy  i  koneserzy  zbierali  się
tu, 

aby 

podziwiać 

krytykować

prezentowane  prace.  W  tym  miejscu
wypadało 

bywać. 

Podobnie 

jak

większość  budynków  w  mieście,  ten
także był elegancki i niekonwencjonalny,
prosty  i  bezpretensjonalny.  Tymczasem
wewnątrz 

znajdowały 

się 

skarby

malarstwa  i  rzeźby.  Cassidy  wiedziała
też,  że  jednym  z  najwybitniejszych
twórców,  których  prace  znajdowały  się
w  Galerii,  był  jej  właściciel,  Colin

background image

Sullivan. Starała się przypomnieć sobie,
co  o  nim  czytała,  i  wszystkie  kawałki
układanki zaczęły do siebie pasować.

Był  imigrantem  z  Irlandii,  ale

mieszkał  w  Ameryce  ponad  piętnaście
lat.  Karierę  rozpoczął,  kiedy  miał
niecałe 

dwadzieścia 

lat. 

Malował

głównie  farbami  olejnymi,  a  jego
znakiem rozpoznawczym było niezwykłe
operowanie 

światłem 

cieniem.

Mówiono  o  nim,  że  jest  bardzo
niecierpliwy,  ale  i  błyskotliwy.  Miał
pewnie trochę powyżej trzydziestki. Nie
był żonaty, choć romansował z wieloma
kobietami. 

Była 

wśród 

nich 

i

księżniczka, 

primabalerina. 

Jego

obrazy kupowano za bajońskie sumy, ale

background image

rzadko  brał  prowizję  od  sprzedaży.
Malował  dla  przyjemności.  Dopiero
teraz, stojąc w cieple porannego słońca i
składając  w  całość  plotki  i  zasłyszane
informacje, Cassidy zdała sobie sprawę,
dlaczego twarz artysty wydawała się jej
znajoma.  Widziała  jego  zdjęcie  w
gazecie,  kiedy  Galeria  była  otwierana,
chyba pięć lat temu.

Colin  Sullivan...  Wzięła  głęboki

oddech  i  poprawiła  włosy.  Colin
Sullivan chciał ją namalować. Odmówił
kiedyś  wykonania  portretu  jednej  z
gwiazd Hollywood, a chciał namalować
Cassidy  St.  John,  bezrobotną  pisarkę,
której 

największym 

jak 

dotąd

osiągnięciem  było  opublikowanie  kilku

background image

opowiadań w babskim magazynie. Nagle
przypomniała  sobie,  jak  z  obawy,  że
nieznajomy  mężczyzna  zamierza  na  nią
napaść, opowiedziała mu różne głupoty.
Przygryzła 

wargi 

irytacją 

i

zażenowaniem.

Mógł  się  przecież  przedstawić,

zamiast  skradać  się  za  mną  i  mnie
dotykać,  pomyślała.  Cóż,  jak  na  takie
okoliczności,  Cassidy  zachowała  się
zupełnie  naturalnie  i  nie  było  powodu,
by czuła się zakłopotana. Poza tym Colin
Sullivan  zaprosił  ją  do  siebie.  To  on
zaaranżował  całą  tę  sytuację.  Cassidy
przyszła  tu  tylko  po  to,  żeby  podjąć
decyzję, czy przyjmie ofertę pracy.

Mocniej chwyciła torebkę, żałując

background image

przez  chwilę,  że  nie  ubrała  się  w  coś
bardziej  eleganckiego,  i  ruszyła  w
kierunku wejścia do Galerii. Drzwi były
zamknięte.

Nacisnęła  ponownie  klamkę,  ale

zdała  sobie  sprawę,  że  pora  była  zbyt
wczesna,  by  Galeria  już  działała,  zaraz,
Sullivan  mówił  coś  o  studiu,  które  z
pewnością  ma  osobne  wejście.  Cassidy
skręciła 

za 

rogiem 

budynku 

i

spróbowała  otworzyć  boczne  drzwi.
One 

jednak 

także 

nie 

drgnęły.

Niezrażona  poszła  dalej,  próbując
dostać  się  do  budynku  drzwiami
znajdującymi  się  z  tyłu.  Także  bez
skutku.  Wówczas  jej  uwagę  przykuły
drewniane schody wiodące na piętro.

background image

Uniosła  głowę  i  osłaniając  oczy

przed  słońcem,  przyjrzała  się  rzędowi
okien. 

Szyby 

odbijały 

światło.

Pomyślała, że gdyby to ona była artystą i
miała swoje studio, z pewnością byłoby
ono  na  piętrze.  Zaczęła  wspinać  się  po
stromych  schodach.  Na  ich  szczycie
znajdowały  się  kolejne  drzwi.  Cassidy
chwyciła za klamkę, zawahała się przez
chwilę,  lecz  zdecydowała  się  zapukać.
Spojrzała  przez  ramię  i  zorientowała
się, że była bardzo wysoko.

-  Spóźniłaś  się  -  powiedział

wyraźnie 

zniecierpliwiony 

Colin,

otwierając  drzwi.  Złapał  ją  za  rękę  i
wciągnął  do  środka,  zanim  zdążyła
odpowiedzieć.

background image

Poczuła  zapach  terpentyny  i  farb.

Gospodarz  wyglądał  równie  groźnie  w
jasnym świetle dnia, jak i na przystani w
gęstej  mgle.  I  podobnie  jak  wtedy
przytrzymał  jej  podbródek  silnymi
dłońmi.

-  Panie  Sullivan...  -  zaczęła

podenerwowana.

-  Ciii  -  Przechylił  jej  twarz  w

lewą  stronę  i  zmrużył  oczy.  -  Tak,
wygląda  jeszcze  lepiej  w  dobrym
świetle.  Podejdź  tutaj.  Muszę  zrobić
wstępne szkice.

-  Panie  Sullivan  -  spróbowała

ponownie,  kiedy  prowadził  ją  przez
duży,  przestronny  pokój,  wypełniony

background image

płótnami  i  innym  sprzętem  malarskim.  -
Chciałabym dowiedzieć się więcej o tej
pracy, zanim ostatecznie się zdecy​duję.

- Usiądź tutaj. - Posadził ją siłą na

stołku. - Nie garb się - dodał.

-  Panie  Sullivan,  czy  może  mnie

pan posłuchać?

-  Teraz  bądź  cicho.  -  Wziął  do

ręki szeroki szkicownik i ołówek.

Skonfundowana, 

westchnęła 

i

skrzyżowała ręce na piersi. Może będzie
łatwiej,  kiedy  skończy  szkicować,
uznała i zaczęła rozglądać się po pokoju.
Był  duży,  miał  wiele  szerokich  okien
oraz  okno  w  dachu,  co  ogromnie  jej  się

background image

podobało.

Przestronne okna wpuszczały dużo

światła słonecznego, drewniane podłogi
były  tu  i  ówdzie  pochlapane  farbą.  Pod
kremową  ścianą  leżała  bezładnie  sterta
nienaciągniętych  płócien.  Tu  i  tam  stały
sztalugi,  a  wielki  stół  zawalony  był
różnego  rodzaju  farbami,  pędzlami,
szmatkami i butelkami.

- Wyjrzyj przez okno - powiedział

Colin. - Potrzebny mi profil.

Posłusznie  wykonała  polecenie.

Uczucie 

irytacji 

ustąpiło, 

kiedy

zauważyła 

małego, 

zapracowanego

wróbla na gałęzi dębu. Uśmiechnęła się
ciepło.

background image

-  Co  widzisz?  -  Colin  przysunął

się do niej.

-  Małego  wróbla,  o  tam!  -

wyciągnęła rękę przed siebie. - Zobacz,
jak  bardzo  się  stara,  żeby  skończyć  to
gniazdo.  Buduje  je  z  różnych  kawałków
patyczków,  nitek,  trawy  czy  innych
skarbów,  które  znajdzie.  Człowiek
potrzebuje  cegieł  i  cementu,  a  taki  mały
ptaszek  potrafi  stworzyć  równie  dobre
schronienie 

bez 

rąk, 

narzędzi 

i

wykwalifikowanych 

robotników.

Wspaniałe, nie sądzisz? - Odwróciła się
z uśmiechem.

Był  bliżej,  niż  się  spodziewała.

Zakręciło jej się trochę w głowie.

background image

Być 

może 

jesteś 

jeszcze

wspanialsza, niż myślałem.

-  Odsunął  kosmyk  włosów  z  jej

ramienia.

Przypomniała  sobie,  że  powinna

zachowywać się z re​zerwą.

- Panie Sullivan...

-  Colin  -  przerwał,  kontynuując

układanie jej włosów.

- Albo Sullivan, jeśli wolisz.

-  Colin  -  powiedziała  spokojnie  -

wczoraj nie miałam pojęcia, kim jesteś.
Dotarło  to  do  ranie  dopiero  dziś,  kiedy

background image

stanęłam przed Galerią. - Poruszyła się,
zmieszana  faktem,  że  nadal  stał  tak
blisko  niej.  -  Oczywiście  pochlebia  mi,
że  zamierzasz  mnie  namalować,  ale
chciałabym  wiedzieć,  czego  ode  mnie
Oczekujesz i...

-  Oczekuję,  że  pozostaniesz  w

jednej  pozycji  przez  dwadzieścia  minut
bez wiercenia się. - Przełożył pasmo jej
włosów  ponownie  do  przodu.  Jego
palce  dotknęły  jej  szyi.  Poczuła,  jak
przeszedł  ją  przyjemny  dreszcz,  lecz
Colin  zdawał  się  tego  nie  zauważać.  -
Oczekuję,  że  będziesz  słuchała  moich
instrukcji  i  będziesz  cicho,  dopóki  nie
powiem, 

że 

możesz 

już 

mówić.

Oczekuję,  że  będziesz  punktualna  i  nie

background image

będziesz  marudziła,  że  musisz  wyjść
wcześniej, bo masz umówioną randkę.

- Byłam punktualnie - odparowała

i  obróciła  głowę,  niwecząc  misterną
pracę Colina nad ułożeniem jej włosów.

- Nie powiedziałeś mi, że wejście

jest  z  tyłu  budynku,  więc  chodziłam
dookoła,  zanim  znalazłam  właściwe
drzwi.

-  Do  tego  jesteś  bystra  -

powiedział  z  drwiną.  -  Twoje  oczy
gwałtownie ciemnieją, kiedy wychodzi z
ciebie  irlandzka  natura.  Nazywasz  się
Cassidy St. John, tak?

-  To  nazwisko  rodowe  mojej

background image

matki. Chciała dodać coś jeszcze, ale jej
przerwał:

-  Znałem  kilkoro  Irlandczyków  o

tym  nazwisku.  Uniósł  jej  ręce  i  zaczął
się im przyglądać.

- Nie znam nikogo z rodziny mojej

matki. - Nie była zadowolona z faktu, że
jej  dotyka.  -  Moja  matka  zmarła  przy
porodzie.

- Rozumiem. - Uniósł jej dłonie. -

Masz  bardzo  szczupłe  ręce.  A  kim  jest
twój ojciec?

- Jego rodzina pochodzi z Devonu.

Zmarł cztery lata temu. Ale nie wiem, co
to  ma  wspólnego  z  moją  pracą  dla

background image

ciebie.

-  Wszystko  ma  znaczenie  dla

naszej wspólnej pracy.

-  Uniósł  wzrok  z  jej  dłoni,  ale

nadal trzymał je w swoich.

-  Odziedziczyłaś  oczy  i  włosy  po

matce, a skórę i budowę po ojcu. Jesteś
ucieleśnieniem sprzeczności, Cassidy St.
John.  I  tym,  czego  ja  potrzebuję.  Twoje
włosy  mają  wiele  różnych  odcieni  i
wyglądają tak naturalnie, jakbyś dopiero
wstała  z  łóżka.  Masz  na  tyle  rozumu,  że
nie  próbujesz  ich  układać  i  ujarzmiać.
Barwa  twoich  oczu  zmienia  się  od
błękitu  po  fiolet,  a  w  ich  kształcie  jest
coś egzotycznego. Są stworzone do tego,

background image

żeby  ciągle  oddawać  się  marzeniom. A
budowę masz jak angielska arystokratka.
Twoje  usta  są  gładkie,  sugerują,  że
należą do osoby zdolnej do pasji. Skórę
masz  czystą,  odcień  różu  pod  barwą
kości  słoniowej.  Obraz,  który  chcę
namalować,  musi  zawierać  specyficzne
elementy.  Wymagam  szczególnych  cech
od  moich  modelek.  Ty  je  wszystkie
posiadasz.  -  Przerwał  na  chwilę  i
pokiwał  głową.  -  Czy  to  zaspokoiło
twoją ciekawość?

Wpatrywała  się  w  niego  jak

zahipnotyzowana,  próbując  wyobrazić
sobie  siebie  tak,  jak  ją  opisał.  Czy  jej
pochodzenie  rzeczywiście  tak  mocno
wpłynęło na to, jak wyglądała?

background image

-  Raczej  nie.  -  Westchnęła,  po

czym ponownie na nie​go spojrzała. - Ale
jestem na tyle próżna, że chcę, by Colin
Sullivan  mnie  namalował,  i  na  tyle
biedna,  że  potrzebuję  tej  pracy.  -
Uśmiechnęła  się.  -  Czy  dzięki  temu
obrazowi 

stanę 

się 

nieśmiertelna?

Zawsze chciałam być.

Colin  roześmiał  się.  Jego  śmiech

zabrzmiał ciepło i radośnie. Uścisnął jej
dłonie  i  niespodziewanie  przytknął  do
swych ust.

- Dla mnie będziesz.

Próbowała  coś  odpowiedzieć,  ale

przerwała,  kiedy  otworzyły  się  drzwi
studia.

background image

-  Colin,  muszę...  -  Kobieta,  która

weszła 

do 

pokoju, 

przerwała

gwałtownie  i  spojrzała  uważnie  na
Cassidy. 

O, 

przepraszam! 

-

powiedziała, 

gdy 

zauważyła 

ich

złączone  ręce.  -  Nie  wiedziałam,  że
jesteś zajęty.

-  Wszystko  w  porządku,  Gail  -

odparł  spokojnie.  -  Wiesz,  że  kiedy
pracuję,  to  zamykam  drzwi  studia  na
zamek.  To  jest  Cassidy  St.  John,  która
będzie  dla  mnie  pozować.  Cassidy,  to
jest 

Gail 

Kingsley, 

niezwykle

utalentowana  artystka,  która  zarządza
Galerią.

Gail  Kingsley  przyciągała  wzrok.

Była  wysoka  i  szczupła,  miała  trójkątną

background image

twarz  ukoronowaną  jaskrawoczerwoną
czupryną.  W  jej  wyglądzie  i  postawie
było  coś  intrygującego.  Bystre,  zielone
oczy  miały  ciemną  oprawę.  Szerokie
usta  malowała  jasnoczerwoną  szminką,
a  w  uszach  nosiła  złote  kolczyki.
Sukienkę,  którą  miała  na  sobie,  luźną  i
zwiewną,  uszyto  z  tkaniny  o  różnych
odcieniach  zieleni.  Ruchy  Gail  były
szybkie  i  gwałtowne.  Zrobiła  kilka
kroków  i  widać  było  od  razu,  że  jest  to
kobieta  z  nerwem  i  pełna  energii.
Naprawdę  robiła  wrażenie.  Aż  dech
zapierało  w  piersiach.  Przyjrzała  się
badawczo twarzy Cassidy, co sprawiło,
że ta poczuła się nieswojo.

Ładnie 

zbudowana 

-

background image

skomentowała  Gail  lekceważąco.  -  Ale
kolor raczej nudny, nie sądzisz?

-  Nie  możemy  wszyscy  mieć

czerwonych  włosów  -  odpowiedziała
Cassidy ze złośliwą bezpośredniością.

-  Nie  da  się  ukryć  -  przytaknął

Colin  z  rozbawieniem  i  zwrócił  się  do
Gail:  -  Czy  czegoś  potrzebujesz?  Chcę
wrócić do pracy.

Cassidy  pomyślała,  że  ludzi,

którzy  są  ze  sobą  związani,  otacza
szczególna  aura.  Widać  to  w  ich
spojrzeniu,  ruchach  i  tonie  głosu.  W
chwili,  gdy  Gail  spojrzała  na  Colina,
Cassidy natychmiast się domyśliła, że są
lub byli kochankami.

background image

Poczuła  lekkie  rozczarowanie  i

bezskutecznie próbowała wyrwać swoje
dłonie z rąk Colina.

-  Chodzi  o  „Portret  dziewczyny"

Higgina.  Zaoferowaliśmy  za  niego  pięć
tysięcy, 

ale 

Higgin 

nie 

chce

zaakceptować tej ceny bez twojej zgody.
Planuję  zamknąć  tę  sprawę  jeszcze
dzisiaj.

- A kto złożył ofertę?

- Charles Dupres.

-  Powiedz  Higginowi,  żeby  się

zgodził.  Dupres  nie  będzie  się  targował
i  na  pewno  zachowa  się  przyzwoicie.
Coś jeszcze?

background image

Było  coś  odpychającego  w  jego

głosie.  Cassidy  zauważyła  błysk  w
oczach Gail.

-  Nic,  co  nie  może  poczekać.  Idę

zadzwonić do Higgina.

- Świetnie. - Zanim Gail doszła do

drzwi,  odwrócił  się  do  Cassidy  i
ponownie  zajął  się  jej  włosami.  -  Nie
może  tak  być  -  oznajmił  gniewnie,
lustrując ją od stóp do głów.

Zmieszana  jego  oświadczeniem,

wstrząśnięta tym, co odkryła we wzroku
Gail,  Cassidy  popatrzyła  na  Colina  i
poprawiając nerwowo włosy, zapytała:

- Co jest nie tak?

background image

-  Ten  strój.  -  Machnął  niedbale

ręką.

-  Nie  powiedziałeś,  jak  chcesz,

żebym  się  ubrała.  Poza  tym  jeszcze  nie
zdecydowałam,  czy  będę  dla  ciebie
pozować.  -  Wzruszyła  ramionami,
poirytowana 

tym, 

że 

musi 

się

usprawiedliwiać.  -  Mogłeś  dać  mi
wskazówki  co  do  stroju,  a  ty  tylko
nabazgrałeś  adres  i  uznałeś  sprawę  za
załatwioną.

-  Potrzebuję  czegoś  jednolitego  i

pofałdowanego,  bez  podkreślania  talii
czy  innych  dodatków  -  rozmyślał  na
głos,  ignorując  jej  uwagi.  -  Czegoś  w
kolorze  kości  słoniowej,  nie  białego.
Długiego i lśniącego. - Gdy ujął jej talię

background image

w dłonie, Cassidy wprost zamurowało. -
Bioder  prawie  nie  masz,  talia  jak  u
dziecka.  Szyja  będzie  zakryta,  więc  nie
ma  się  co  przejmować  brakiem  rowka
między piersiami.

Czerwona 

wściekłości,

zeskoczyła  ze  stołka  i  odepchnęła
Colina.

-  To  moje  ciało  i  mam  w  nosie

twoje  obserwacje.  Mój  rowek  lub  jego
brak  to  tylko  moja  sprawa  i  nic  ci  do
tego.

Nie 

bądź 

dzieckiem. 

-

Energicznie  posadził  ją  z  powrotem  na
taborecie.  -  Jak  na  razie  twoje  ciało
interesuje  mnie  tylko  z  artystycznego

background image

punktu  widzenia.  Jeśli  się  to  zmieni,  to
dowiesz się o tym pierwsza.

-  Chwileczkę...  -  Zsunęła  się

ponownie z krzesełka.

-  Niesamowite.  -  Przytrzymał  jej

twarz,  żeby  dobrze  go  widziała.  -
Wychodzi  twój  charakterek,  ale  to  nie
jest  stan,  którego  poszukuję.  Może
kiedyś...

Uśmiechnęła  się  łagodnie,  kiedy

jego  dłonie  zaczęły  masować  jej  kark.
Było  to  dla  niej  tak  nowe  doznanie,  że
nie  dokończyła  rozpoczętego  zdania.
Słowa 

Colina 

zabrzmiały 

równie

pieszczotliwie,  jak  dotyk  dłoni  na  jej
skórze.  Delikatny  irlandzki  akcent  w

background image

jego głosie przybrał na sile.

-  Szukam  złudzenia.  I  czegoś

realnego,  namacalnego.  Marzenia.  Czy
możesz być moim marzeniem, Cass?

W tym momencie, kiedy ich twarze

były  zaledwie  centymetry  od  siebie,  a
ich  ciała  dotknęły  się  i  Cassidy
prze​niknęło ciepło Colina, pomyślała, że
mogłaby  być  wszystkim,  o  co  by
poprosił.  Nic  nie  było  niemożliwe.
Uświadomiła  sobie,  na  czym  polega
jego 

władza 

nad 

kobietami. 

Był

czarujący,  wyglądał  trochę  jak  pirat,  i
pewnie dlatego wręcz oczekiwała, że w
jego  mowie  pojawi  się  egzotyczne
brzmienie. A  w  ogóle  męski  i  silny  był
ten  Colin  Sullivan.  Wiedziała,  że  był

background image

świadom  tej  władzy,  jaką  miał  nad
kobietami,  i  używał  jej  bez  skrupułów.
Ale 

nawet 

to 

dodawało 

mu

atrakcyjności.  Czuła,  że  ulega  jego
urokowi,  a  emocje  przysłaniają  jej
rozum. Zastanawiała się, jakie to byłoby
uczucie,  gdyby  jego  usta  dotknęły  jej
warg  i  czy  ten  pocałunek  byłby  tak
ekscytujący,  jak  to  sobie  wyobrażała.
Broniąc  się  przed  takimi  myślami,
położyła  ręce  na  piersi  Colina  i
odsunęła się na bezpieczną odległość. I -
Niełatwy z ciebie facet, Colin. - Wzięła
głęboki  oddech,  aby  uspokoić  drżenie
rąk.

-  Masz  rację.  -  Na  jego  twarzy

wyraz 

irytacji 

mieszał 

się 

z

background image

ciekawością. - Ile masz lat, Cassidy?

- Dwadzieścia trzy. - Spojrzała mu

w oczy. - Dlacze​go pytasz?

Wzruszył  ramionami,  wsunął  ręce

do  kieszeni  i  zaczął  spacerować  po
pokoju.

Muszę 

wiedzieć 

tobie

wszystko,  zanim  zacznę  pracować.
Portret musi pokazać, kim jesteś, na tym
właśnie  trzeba  się  skupić.  Znajdź  jak
najprędzej  odpowiednią  sukienkę.  Chcę
zacząć pracę. Już pora.

W  jego  ruchach  pojawił  się

pośpiech,  co  kontrastowało  z  tym
Colinem,  który  dosłownie  przed  chwilą

background image

uwodził ją swym głosem. Kim jest Colin
Sullivan,  zastanawiała  się  Cassidy.
Wiedziała,  że  to,  co  odkryje,  może
okazać  się  niebezpieczne,  ale  pragnęła
dowiedzieć się o nim jak naj​więcej.

-  Myślę,  że  wiem,  jakiej  sukni

szukasz  -  zaryzykowała.  -  Wprawdzie
nie całkiem jest koloru kości słoniowej,
coś  bliżej  perłowego,  ale  fason  ma
prosty.  Niestety  kosztuje  bardzo  dużo,
bo to jedwab.

-  Gdzie  ją  można  dostać?  -

Zatrzymał się przed nią.

- Chodźmy ją zobaczyć.

Pospiesznie ujął Cassidy pod rękę

background image

wyprowadził 

tylnymi 

drzwiami.

Schodziła 

ostrożnie 

po 

stromych

schodach,  nie  ryzykując  połamania
karku.

-  Którędy  teraz?  -  zapytał,  kiedy

doprowadził ją przed front budynku.

-  To  tylko  kilka  domów  stąd.  -

Machnęła ręką w lewo.

-  Ale  Colin...  -  Zanim  skończyła

myśl,  już  prowadził  ją  pospiesznie  we
wskazanym  kierunku.  -  Colin,  myślę,  że
powinieneś 

wiedzieć... 

Boże, 

nie

nadążam. Mógłbyś zwolnić?

-  Masz  długie  nogi.  -  Nie  zwolnił

tempa.

background image

Jęknęła zdegustowana i próbowała

dotrzymać mu kroku.

-  Myślę,  że  powinieneś  coś

wiedzieć.  Ta  sukienka  jest  w  sklepie,  z
którego zostałam wczoraj zwolniona.

Sklep 

odzieżowy? 

Ta

wiadomość zainteresowała go na tyle, że
zwolnił  nieco  i  przyjrzał  się  uważnie
Cassidy.  Odgarnął  jej  włosy.  -  Co  ty
robiłaś w sklepie z sukien​kami?

Posłała mu mrożące spojrzenie.

-  Zarabiałam  na  życie,  Sullivan.

Niektórzy muszą tak robić, żeby mieć co
jeść.

background image

-  Nie  drażnij  się  ze  mną,  Cass  -

poradził łagodnie.

Nie 

jesteś 

profesjonalną

sprzedawczynią.

-  I  właśnie  dlatego  zostałam

zwolniona.  -  Uśmiechnęła  się.  -  Nie
jestem  też  profesjonalną  kelnerką,  więc
straciłam  pracę  w  barze,  bo  nie
pozwalałam 

się 

podszczypywać 

i

obrzucać 

sałatką. 

Nie 

będę 

już

wspominała  mojej  krótkiej  kariery
operatorki  centrali  telefonicznej.  To
smutna,  wręcz  żałosna  historia,  a  dziś
jest taki piękny dzień.

- Uniosła głowę, żeby uśmiechnąć

się do Colina.

background image

Znów się jej przyglądał.

- Jeśli nie jesteś ani profesjonalną

sprzedawczynią, 

ani 

kelnerką, 

ani

operatorką  centrali  telefonicznej,  to  kim
je​steś, Cass?

-  Walczę  o  to,  by  być  pisarką,  a

wygląda  na  to,  że  imałam  się  różnych
nieodpowiednich 

zajęć, 

odkąd

skoń​czyłam szkołę.

-  Pisarka...  -  Pokiwał  głową

patrząc w dół na Cassidy. - Co piszesz?

-  Nowele,  których  nikt  nie

publikuje. - Ponownie się uśmiechnęła. -
I  sporadycznie  artykuły  o  tym,  jaki
wpływ  mają  perfumy  na  nowoczesnych

background image

mężczyzn.  Muszę  coś  pisać,  żeby  nie
wyjść z wprawy.

-  Jesteś  chociaż  w  tym  dobra?  -

Ominął  kolejnego  przechodnia,  nie
spuszczając z niej wzroku.

Jestem 

naturalna,

niezmanierowana,  drzemie  we  mnie
wielki  nieodkryty  talent.  -  Odrzuciła
włosy na ramiona i wskazała na sklep. -
Jesteśmy  na  miejscu.  Butik  The  Best.
Ciekawa  jestem,  co  Julia  powie,  gdy
mnie  zobaczy.  Pewnie  pomyśli,  że
jestem  twoją  utrzymanką  -  Przygryzła
wargi,  żeby  stłumić  chichot,  po  czym
ponownie spojrzała na Colina: - Masz w
zanadrzu kilka zniewalających spojrzeń?
-  Iskry  rozbawienia  tańczyły  w  jej

background image

oczach,  kiedy  zatrzymała  się  przed
wejściem  do  sklepu.  -  Mógłbyś  posłać
mi kilka i dałbyś Julii temat do rozmów
na  najbliższe  tygodnie.  -  Otworzyła
drzwi,  a  na  jej  pięknej  twarzy  pojawił
się uśmiech.

Poprawna 

jak 

zawsze 

Julia

powitała 

Colina 

przesadną

grzecznością  i  jedynie  z  nieznacznym
zaskoczeniem 

spojrzała 

na 

dawną

pracownicę.  Gdy  dotarło  do  niej,  że
zawitał  do  jej  sklepu  sam  wielki
Sullivan,  jej  oczy  rozszerzyły  się  ze
zdumienia,  które  stało  się  jeszcze
większe,  gdy  Cassidy  poprosiła  o
sukienkę z perłowego jedwabiu.

background image

Wchodząc 

do 

przymierzalni,

uświadomiła 

sobie, 

jak 

dziwnie

wszystko  się  układa.  Nieco  ponad
dwadzieścia  cztery  godziny  temu  stała
na zewnątrz tego dużego pomieszczenia,
trzymając  naręcze  odrzuconych  przez
klientkę sukienek. I nie myślała nawet o
Colinie  Sullivanie.  Teraz  zdawało  się,
że zdominował jej myśli i czyny. Cienki,
chłodny  jedwab  oplótł  jej  ciało  tylko
dlatego,  że  Colin  tego  zapragnął.  Jej
serce  biło  szybciej,  gdyż  wiedziała,  że
czekał  przed  przymierzalnią,  chcąc
zobaczyć 

efekt. 

Zapięła 

suwak,

wstrzymała  oddech  i  odwróciła  się.  Jej
odbicie  wydawało  się  patrzeć  na  nią  z
niekłamanym respektem.

background image

Sukienka  opadała  prostą  linią,

podkreśloną  delikatnością  materiału.
Ramiona  prześwitywały  przez  cienki,
przezroczysty 

jedwab. 

Cassidy

odetchnęła  powoli.  To  była  wymarzona
suknia.  Romantyczna  i  prosta  zarazem.
Cassidy  wyglądała  w  niej  zarówno
delikatnie,  jak  i  niezmiernie  elegancko.
Nerwowo  zwilżyła  wargi  i  wyszła  z
przy​mierzami.

Colin 

czarował 

Julię, 

co

wzburzyło  Cassidy.  W  jego  oczach
pojawiły się chochliki, kiedy uniósł dłoń
Julii do swych ust. Cassidy nauczyła się
trzymać  nerwy  na  wodzy.  Uśmiechnęła
się nieznacznie.

- Colin.

background image

Odwrócił  się.  Uśmiech,  który

rozjaśniał jego twarz i oczy, natychmiast
przygasł. Colin puścił rękę Julii i zrobił
kilka kroków naprzód. Cassidy, która już
miała zamiar obrócić się, by mógł się jej
przyjrzeć, 

zamarła 

bezruchu,

zahipnotyzowana jego spojrzeniem.

Jego  wzrok  powoli  powędrował

w  dół  i  ponownie  do  góry,  zatrzymując
się  na  twarzy  Cassidy.  Oblała  się
rumieńcem.  Jak  Colin  to  robił,  że  czuła
się na zmianę tak pełna życia i tak słaba?
I  to  tylko  z  powodu  jego  spojrzenia.
Chciała  coś  powiedzieć,  żeby  przerwać
tę  niewygodną  ciszę,  ale  nie  mogła
wydusić z siebie ani słowa, poza tym, że

background image

powtórzyła:

- Colin? - Brzmiało to jak pytanie

o  akceptację,  choć  wcale  tego  nie
chciała.

Coś  błysnęło  w  jego  oczach,  po

czym  szybko  zniknęło,  a  koncentracja
zmieniła się w irytację.

- Ta sukienka będzie dobra. Każ ją

zapakować  i  zabierz  ze  sobą  jutro.
Wtedy  zaczniemy.  -  Jego  głos  brzmiał
odpychająco.

W  głowie  Cassidy  kołatał  milion

pytań i wątpliwości.

- To wszystko?

background image

-  Tak,  to  wszystko.  Godzina

dziewiąta jutro rano. Nie spóźnij się.

Cassidy  odetchnęła  ciężko.  Czuła

pogardę  do  tego  faceta.  Patrzyli  na
siebie  przez  kolejną  minutę,  a  napięcie
narastało  w  powietrzu.  Po  chwili
Cassidy  odwróciła  się  i  weszła  do
przymierzalni.

ROZDZIAŁ TRZECI

Cassidy  spędziła  większą  część

nocy na rozmyślaniach o minionym dniu
i  swoich  emocjach,  i  do  rana  zdążyła
wszystko  sobie  poukładać.  Nie  miała
najmniejszego powodu, żeby złościć się
na  Colina.  Jego  reakcja,  gdy  Cassidy

background image

pokazała  się  w  jedwabnej  sukni,  była
właśnie  taka,  jakiej  należało  się
spodziewać.  Jadąc  tramwajem  przez
miasto  i  trzymając  w  ręku  paczkę  z
sukienką, obiecywała sobie, że zachowa
dystans wobec swego szefa.

Bo  przecież  jest  jej  szefem,  skoro

zatrudnił  ją  na  całe  dwa  miesiące.  Ale
przede  wszystkim  jest  artystą,  i  to
ob​darzonym dużym temperamentem.

Wysiadła  z  tramwaju,  aby  resztę

drogi 

przejść 

piechotą. 

Cassidy

wiedziała,  że  Colin  zauważył  coś
szczególnego  w  jej  twarzy,  i  zamierza
uwiecznić  to  na  płótnie.  Myśli  o  niej
jedynie w kategoriach zawodowych, tak
jak i ona o nim. Zresztą jak mogłoby być

background image

inaczej, skoro ledwie się poznali. To, co
wydarzyło  się  wczoraj,  było  miłe  i
intrygujące,  ale  na  pewno  nie  można
powiedzieć,  że  coś  zaiskrzyło  między
nimi. Byłaby to gruba przesada. Przecież
te sprawy nie dzieją się w ten sposób, a
na pewno nie tak szybko. Jedyne, co ich
łączy, to więź między artystą i modelką.
Wszystko 

inne 

to 

tylko 

kolejne

scenariusze pisane przez jej umysł.

Dotarła  do  studia  i  zapukała.  Jej

postanowienie 

profesjonalnej

postawie w nowej pracy zachwiało się,
kiedy drzwi otworzyła Gail.

-  Cześć  -  powiedziała  Cassidy  z

uśmiechem,  choć  we  wzroku  Gail  nie

background image

było nic, co zachęcałoby do przyjaznych
zachowań.

W  odpowiedzi  zobaczyła  tylko

zapraszający  do  wejścia  gest  ręki.
Colina  nigdzie  nie  było  widać.  Cassidy
z  jednej  strony  podziwiała  styl  Gail,  z
drugiej  była  rozczarowana,  wręcz  czuła
duży  dyskomfort,  że  to  nie  Colin
otworzył  drzwi.  Dodatkowo  miała
wrażenie,  że  w  dżinsach  i  sweterku
wygląda przy Gail jak obdartus.

- Przyszłam zbyt wcześnie?

Gail, 

zanim 

odpowiedziała,

powoli  obeszła  ją  wokół,  uważnie  się
przyglądając.

background image

- Colin zaraz będzie. Czy te loki są

naturalne, czy to efekt trwałej?

-  Naturalne  -  odparła  wolno

Cassidy.

- A kolor?

- Też naturalny. Dlaczego pytasz?

-  Tylko  z  ciekawości,  skarbie,

tylko  z  ciekawości.  Colina  bardzo
poruszyła,  wręcz  zafascynowała  twoja
twarz. Wygląda na to, że dopadł go jakiś
romantyczny nastrój. Według mnie źle to
wróży  przyszłemu  dziełu.  -  Zwęziła
oczy,  jakby  chciała  dokładnie  zapoznać
się z fakturą skóry Cassidy.

background image

-  Chcesz  policzyć  zęby?  -  spytała

Cass.

-  Nie  bądź  złośliwa.  Colin  i  ja

często  wymieniamy  się  modelkami.
Patrzę, czy się do czegoś nadajesz.

-  Nie  jestem  paczką  zapałek,

panno Kingsley - uniosła się Cassidy.

-  Dobra  modelka  powinna  być

elastyczna  -  zganiła  ją  Gail.  -  Mam
nadzieję, że przynajmniej nie ośmieszysz
się jak ta poprzednia.

Poprzednia? 

zapytała

zaskoczona  Cassidy  i  zaraz  tego
pożałowała.  Powinna  była  zachować
dystans, 

nie 

okazywać 

takiego

background image

zainteresowania.

- Zakochała się po uszy w Colinie.

-  Gail  uśmiechnęła  się  chłodno.  Jej
niecierpliwe,  gwałtowne  ruchy  drażniły
Cassidy. Była jak przyczajony, gotów do
ataku kot.

-  Co  gorsza,  wyobraziła  sobie,  że

Colin także się w niej zakochał. To było
doprawdy 

żenujące. 

Słodka 

mała

laleczka. Skóra biała jak mleko i ciemne
oczy.  Oczywiście  na  koniec  Colin
zachował  się  wobec  niej  paskudnie.
Taki  już  jest,  gdy  ktoś  próbuje  go
ograniczać.  Nie  ma  nic  gorszego  niż
ciągłe  słuchanie  czyichś  westchnień,
prawda?

background image

Nie 

mam 

pojęcia 

-

odpowiedziała Cassidy łagodnie.

- Ale  nie  musisz  się  obawiać,  nie

zamierzam  zamęczać  Colina  moimi
westchnieniami.  On  potrzebuje  mojej
twarzy,  a  ja  potrzebuję  pracy.  -
Postanowiła od razu wszystko wyjaśnić,
by  potem  nie  było  niepotrzebnych
nieporozumień.  -  Nie  sprawię  ci
żadnych  kłopotów,  Gail.  Jestem  zbyt
zajęta,  żeby  wdawać  się  w  romans  z
Colinem.

Gail  zatrzymała  się  i  zmarszczyła

brwi,  po  czym  ruszyła  ponownie  w
kierunku drzwi.

-  To  ułatwi  nam  współżycie,  nie

background image

sądzisz? Możesz się tu przebrać.

Gdy 

Gail 

wyszła, 

Cassidy

odetchnęła głęboko i po​trząsnęła głową.

Jednak 

artyści 

naprawdę 

zwariowani, pomyślała.

Oburzona 

zachowaniem 

Gail,

ruszyła  w  kierunku  wskazanych  drzwi,
znalazła  małą  garderobę  i  zaczęła  się
przebierać. Podobnie jak wczoraj, dotyk
jedwabiu  sprawił,  że  poczuła  się  inną
osobą.

Czy  dlatego,  że  suknia  jest  tak

elegancka 

prosta 

zarazem? 

-

pomyślała.  A  może  dlatego,  że  tak
właśnie myśli o mnie Colin?

background image

Jakkolwiek  było,  Cassidy  nie

mogła 

zaprzeczyć, 

że 

czuła 

się

silniejsza, kiedy miała na sobie tę suknię
-  bardziej  pewna  siebie  i  bardziej
kobieca.  Rzuciła  okiem  na  swoje
odbicie  w  lustrze,  otworzyła  drzwi  i
weszła do studia.

- O, jesteś tutaj.

Udała 

zaskoczenie, 

kiedy

zobaczyła  Colina,  który  wpatrywał  się
w  czyste  płótno.  Widziała  tylko  jego
profil,  gdyż  nie  odwrócił  się  do  niej.
Ręce  trzymał  w  kieszeniach,  ubrany  był
zwyczajnie,  podobnie  jak  poprzedniego
dnia,  a  ten  strój  doskonale  podkreślał
jego  budowę.  Był  skupiony,  zacisnął
usta, zwęził oczy.

background image

Jest bardzo atrakcyjny i wspaniale

byłoby  się  nim  opiekować,  przemknęło
przez  głowę  Cassidy.  Zatrzymała  się,
pewna,  że  nawet  nie  usłyszał,  jak
weszła.

- Chcę od razu zacząć malować na

płótnie 

powiedział, 

nadal 

nie

odwracając  się  w  jej  kierunku.  -  Na
stole leżą fiołki. Pasują do twoich oczu.

Cassidy  zobaczyła  małe  kwiatki

rzucone  w  artystycznym  nieładzie.
Uśmiechnęła się uradowana.

- Och, są piękne!

Podeszła do stołu, podniosła fiołki

background image

i  ukryła  twarz  w  ich  delikatnych
płatkach.  Pachniały  łagodnie  i  słodko.
Oczarowana, 

uniosła 

oczy, 

żeby

podziękować Colinowi.

Szukałem 

czegoś, 

co 

by

kontrastowało  z  sukienką  -  powiedział,
nie  zmieniając  pozycji  ani  wyrazu
twarzy.

Przyjemne  uczucie  prysło  niczym

bańka  mydlana.  Cass  spojrzała  na
kwiatki  i  westchnęła.  Sama  była  sobie
winna.  Oczywiście  kupił  je  jako
rekwizyt, a nie dla niej. To śmieszne, że
mogła  pomyśleć  inaczej.  Potrząsnęła
głową i podeszła do Colina.

- Widzisz mnie już na tym płótnie?

background image

Odwrócił się i spojrzał na nią, ale

wyraz  skupienia  nie  zniknął  z  jego
twarzy.

-  Tak,  będą  pasować.  Stań  tam,

chcę cię zobaczyć w świetle z okna.

Kiedy  przesuwał  ją  po  pokoju,

szukając 

najlepszego 

oświetlenia,

Cassidy odwróciła głowę i spojrzała na
niego.

Dzień 

dobry, 

Colin 

-

powiedziała czystym, słodkim głosem.

-  Kiedy  pracuję,  nie  zawracam

sobie  głowy  dobrymi  manierami.  -
Zatrzymał się przy oknie.

background image

- Jestem cholernie zadowolona, że

to  wyjaśniłeś.  -  Uśmiechnęła  się
uprzejmie.

- Znany jestem również tego, że na

śniadanie  pożeram  młode,  przemądrzałe
dziewki.

-  Dziewki!?  -  uśmiechała  się  już

ponad  miarę  słodko.  -  Brzmi  cudownie,
kiedy  tak  mówisz.  „Namiętne,  młode
dziewki" zabrzmiałoby jeszcze lepiej.

-  Ale  to  określenie  do  ciebie  nie

pasuje.  -  Jedną  ręką  uniósł  jej  brodę,  a
drugą odgarnął włosy z ramienia.

-  Ach...  -  Cassidy  poczuła  się

urażona.

background image

-  Kiedy  już  raz  cię  ustawię,  nie

ruszaj  się.  Jak  się  zdenerwuję,  mogę
rzucić w ciebie sztalugą.

Mówiąc  to,  ustawiał  jej  twarz  i

sylwetkę.  Jego  dotyk  był  bezosobowy  i
chłodny. 

Cassidy 

pomyślała, 

że

traktował  ją  jak  przedmiot.  Po  jego
oczach 

zorientowała 

się, 

że 

jest

całkowicie nieobecny myślami. Podczas
pisania zachowywała się podobnie. Też
zamykała  się  w  swoim  świecie  i
tworzyła.

Odsunął się od niej i obserwował

w milczeniu. Stała prosto i naturalnie. W
dłoniach  miała  bukiet.  Delikatnie  zgięte
w  łokciach  ręce  trzymała  luźno,  dłonie
były  na  wysokości  bioder.  Włosy

background image

spływały  na  ramiona.  Colin  poprawił
jeszcze  raz  ułożenie  głowy  i  polecił
Cassidy,  by  się  nie  -  odzywała,  dopóki
jej na to nie pozwoli.

Zastosowała 

się 

do 

nakazu,

ruszała jedynie oczami, obserwując, jak
Colin  stanął  ponownie  za  sztalugami  i
rozpoczął  pracę.  Wiele  minut  upłynęło
w  ciszy.  Cassidy  patrzyła,  jak  poruszał
ręką,  w  której  trzymał  kawałek  węgla.
Ciągle  taksował  jej  rysy  i  kształty,  a
jego 

świdrujący 

wzrok 

nieomal

fizycznie  przeszywał  ciało.  Czuła,  że
kiedy tak pa​trzy jej w oczy, może zajrzeć
do  duszy  i  prawdopodobnie  przeczytać
tam  więcej,  niż  ona  sama  wiedziała.
Świadomość  tego  sprawiła,  że  zamiast

background image

się 

zdenerwować, 

poczuła

zaintrygowanie.  Co  widzi?  Jak  to
przeleje na płótno?

-  W  porządku  -  powiedział  nagle.

-  Możesz  przez  chwilę  rozmawiać,  ale
nie  zmieniaj  pozycji.  Opowiedz  mi  o
tych 

swoich 

nieopublikowanych

powieściach.

Kontynuował pracę w tak wielkim

skupieniu, że Cassidy uznała zaproszenie
do rozmowy jako swoistą formę relaksu.
Była  pewna,  że  nawet  jeśli  jej  słowa
dotrą  do  Colina,  to  jednym  uchem
wpadną, a drugim wypadną.

- Prawdę mówiąc, jest tylko jedna,

no, jedna cała i pół następnej. Nad drugą

background image

obecnie  pracuję,  a  pierwsza  jest
przesyłana 

wydawnictwa 

do

wydawnictwa. 

Opowiada 

o

dojrzewającej  kobiecie,  o  wyborach,
jakie  podejmuje  i  błędach,  jakie
popełnia. 

Czy 

wiesz, 

jak 

trudno

rozmawiać  bez  gestykulowania  rękami?
Nigdy nie zwracałam na to uwagi.

-  To  ta  twoja  celtycka  krew.  -

Spojrzał  na  nią  przez  chwilę,  by  zaraz
powrócić  do  pracy.  -  Czy  będę  mógł
przeczytać twoją powieść?

Zaskoczona  Cassidy  dopiero  po

chwili pozbierała myśli.

-  Tak,  oczywiście.  Jeśli  tylko

zechcesz...

background image

-  Świetnie.  Przynieś  ją  jutro  ze

sobą 

Teraz 

bądź 

cicho. 

Muszę

popracować nad twarzą.

Trwało  jakiś  czas,  nim  Colin

odłożył węgiel i potrząs​nął głową.

- Nie jest dobrze. - Spojrzał spode

łba  na  Cassidy,  upewniając  się,  że  się
nie  rusza  i  nie  próbuje  czegoś
powiedzieć.  -  Nie  zapewniasz  mi
odpowiedniego  nastroju.  Rozumiesz,  o
co mi chodzi? - spytał niecierpliwie.

Nie  odpowiedziała,  pytanie  było

bowiem retoryczne.

-  Nie  chcę  złudzenia.  Pragnę

namiętności.  Namiętności  i  pasji,  które

background image

są w tobie, Cass. Jest ich nawet więcej,
niż potrzebuję do tego obrazu.

Spojrzał  na  nią  w  taki  sposób,  że

zakręciło jej się w głowie. Serce zabiło
mocniej.

-  Potrzebuję  obietnicy.  Kobiety,

która kusi kochanka. Potrzebuję nadziei i
świeżości  tryskającej  z  niewinności.
Nietkniętej  niewinności,  ale  nie  znaczy,
że  niemożliwej  do  zdobycia.  Tego
właśnie  od  ciebie  oczekuję.  W  twoich
oczach ma być płomień, twoje usta mają
wyglądać,  jakby  dopiero  co  były
całowane  i  jakby  oczekiwały  kolejnych
pocałunków. Jak te.

Przycisnął  gwałtownie  swoje  usta

background image

do  jej  warg.  Objął  dłońmi  jej  twarz  i
pogładził policzki. Jego usta były ciepłe

miękkie. 

Całował 

szybko 

i

zdecydowanie.  Gdzieś  głęboko  z  jej
środka  przyszła  odpowiedź  na  jego
zarzuty.  Tak  wyczekiwana  namiętność:
najpierw  tląca  się,  wreszcie  buchająca
ogniem.  Poczuła  moc,  która  uwolniła
się, gdy tylko Colin odsunął usta.

Chociaż  nie  była  tego  świadoma,

jej  ciało  wyrażało  właśnie  to,  czego
oczekiwał:  wyczekiwanie,  kuszenie,
niewinność.  Spojrzał  na  jej  usta,  po
czym wrócił do szta​lugi.

Cassidy 

próbowała 

uspokoić

szalejący umysł. Rozsądek podpowiadał
jej, że ten pocałunek nic nie znaczył, ale

background image

serce  myślało  inaczej.  W  ciągu  kilku
kolejnych  sekund  jej  ciałem  wstrząsały
sprzeczne doznania.

Była  dorosła.  Pocałunki  były

bardziej  powszechne  niż  uściski  dłoni.
To 

tylko 

zdradliwa 

wyobraźnia

próbowała  zmienić  to  w  coś  innego.
Tylko  wyobraźnia,  powtarzała  sobie  w
myślach.  Colin  wziął  ją  z  zupełnego
zaskoczenia.  Nie  miał  prawa  tego
zrobić,  szczególnie  w  tak  władczy  i
intymny  sposób.  Wstrząsnęło  nią  to  tym
bardziej, że jeszcze żadnemu mężczyźnie
nie 

przyzwoliła 

na 

coś 

takiego.

Próbowała  całe  zdarzenie  poukładać
sobie w głowie, gdy nagle Colin odłożył
węgiel  i  zakomunikował,  że  pora  na

background image

przerwę. Wytarł ręce i spojrzał na nią w
taki sposób, jakby zobaczył ją pierwszy
raz.

Kiedy 

zmieniła 

pozycję, 

ze

zdziwieniem  zdała  sobie  sprawę,  jak
Zesztywniałe ma mięśnie.

-  Jak  długo  tak  stałam?  -

Przeciągnęła się, poruszyła ramionami. -
Chyba ponad dwadzieścia minut.

-  Być  może.  -  Colin  spojrzał  na

płótno.  -  Idzie  nam  całkiem  nieźle.
Chcesz kawy?

-  Dwadzieścia  minut  to  całkiem

sporo. Od jutra będę przynosić stoper. A
kawę poproszę.

background image

- Przyniosę.

-  Mogę  spojrzeć?  -  Wskazała  na

obraz.

- Nie.

Cass westchnęła niezadowolona.

- A co z pozostałymi? - Potoczyła

wzrokiem po płótnach, które znajdowały
się  w  pokoju.  -  Czy  one  też  objęte  są
tajemnicą?

- Możesz obejrzeć wszystkie poza

tym, nad którym pracuję. - Wyszedł.

Odłożyła bukiet i ruszyła w stronę

płócien porozstawianych bez wyraźnego

background image

porządku.  Niektóre  były  małe,  inne  tak
duże, że z trudem je odwracała. Z każdą
chwilą czuła większy podziw dla talentu
Colina.  Zrozumiała,  dlaczego  nazywano
go  mistrzem  koloru  i  światła  Na
obrazach  widać  było  tę  delikatność,
którą  zauważyła  w  jego  dłoniach;
szczerość  emanowała  z  portretów,
witalność 

wiejskich 

pejzaży 

i

miejskich  scen;  gra  światła  i  cienia
ożywiała każdą pracę. Zastanawiała się,
czy  malował  to,  co  widział,  czy  to,  co
podpowiadało 

mu 

serce. 

Potem

zrozumiała,  że  była  to  mieszanina  obu
tych sfer. Colin widział świat inaczej niż
przeciętny  człowiek  i  potrafił  oddać  to

swych 

dziełach. 

Jego 

obrazy

poruszyły  ją  prawie  tak  mocno  jak  sam

background image

artysta.

Ostrożnie 

odwróciła 

kolejne

płótno.  Obraz  był  piękny.  Przedstawiał
kobietę  leżącą  niedbale  w  negliżu  na
kanapie.  Teraz  ta  sama  kanapa  stała
pusta w końcu studia. Na twarzy kobiety
malowały się leniwy uśmiech i pewność
siebie.  Po  skórze  białej  jak  mleko  i
ciemnych  oczach  Cassidy  rozpoznała
modelkę,  o  której  mówiła  Gail  dziś
rano.

-  Piękna,  prawda?  -  zapytał  nagle

Colin, stając za jej plecami.

-  Tak.  -  Odwróciła  się  i  wzięła

kubek z jego rąk. - Nigdy nie widziałam
piękniejszej kobiety.

background image

-  Jest  niemal  perfekcyjna  i  ma

wspaniałe ciało.

- Aha. - Cassidy próbowała ukryć

rozdrażnienie.

-  Jest  bardzo  zmysłowa  i  widać,

że dobrze się z tym czuje - dodał.

-  Tak  -  powiedziała  łagodnie,

sącząc  kawę.  -  Uchwyciłeś  to  bardzo
precyzyjnie.

Ton  głosu  zdradził  jej  emocje.

Colin uśmiechnął się.

-  Och,  Cass,  jesteś  dla  mnie  jak

otwarta  księga  i  z  pewnością  jesteś
najbardziej  zachwycającą  istotą,  jaką

background image

spotkałem  w  ostatnich  latach.  -  W  jego
głosie  słychać  było  irlandzki  akcent,
który  skusił,  jak  sądziła  Cassidy,  wiele
pięknych kobiet.

-  Nie  mogę  za  tobą  nadążyć,

Sullivan.  -  Przyglądała  mu  się,  kryjąc
się  za  kubkiem  z  kawą.  Słońce
przeświecało  przez  jej  włosy  i  kładło
cienie 

na 

jedwabnej 

sukience. 

-

Dlaczego osiadłeś w San Francisco?

Spojrzał  na  nią.  Zastanawiała  się,

czy  widzi  w  niej  już  osobę,  czy  nadal
patrzy na nią jak na przedmiot.

-  To  miasto  jest  jak  świat  w

pigułce.  Lubię  jego  kontrasty  i  mroczną
historię.

background image

-  I  to,  że  potrafi  wykorzystać  tę

mroczną  historię,  zamiast  za  nią
przepraszać...  Ale  nie  tęsknisz  za
Irlandią?

- Wracam tam od czasu do czasu. -

Podniósł  kubek  i  wypił  łapczywie  kilka
łyków. - Irlandia dodaje mi nowych sił.
Czuję  się  tam,  jakbym  wracał  do
korzeni. Tu znajduję pasję, a tam spokój.
Moja  dusza  potrzebuje  i  jednego,  i
drugiego.  -  Spojrzał  na  nią  ponownie.
Barwa fioletu w jej oczach pociemniała.
Na  jej  twarzy  wymalowane  były
wszystkie  myśli.  I  wszystkie  dotyczyły
jego.  -  Kończ  kawę.  Chcę  dopracować
wstępny  szkic  jeszcze  dzisiaj.  Jutro
zacznę malować farbami.

background image

Poranek 

minął 

niemal 

w

całkowitej  ciszy.  Cassidy  wykorzystała
ten  czas  na  przyglądanie  się  Colinowi.
Wyczy​tała z jego diabelskiego wyglądu i
ognia  w  spojrzeniu  niebieskich  oczu,  że
nadal  tliła  się  w  nim  irlandzka  dusza,
teraz 

jeszcze 

bardziej 

dla 

niej

fascynująca.

Przypomniała  sobie  tę  krótką

chwilę  namiętności,  kiedy  to  jego  usta
połączyły  się  z  jej  wargami.  Przez
moment  zastanawiała  się,  jakie  to
byłoby  uczucie,  gdyby  trzymał  ją  w
ramionach,  gdyby  naprawdę  coś  ich
łączyło.  Mimo  iż  jej  doświadczenia  w
kontaktach 

mężczyznami 

były

niewielkie, instynkt podpowiadał jej, że

background image

Colin  Sullivan  jest  niebezpiecznym
mężczyzną.  Była  nim  stanowczo  za
bardzo  zainteresowana.  Jego  dominacja
była 

dla 

niej 

wyzwaniem, 

jego

fizyczność  ją  pociągała,  a  kapryśność  -
intrygowała.

Cassidy  przypomniała  sobie  ciętą

uwagę, jaką Gail Kingsley wygłosiła na
temat  jej  poprzedniczki.  Przed  oczami
zobaczyła 

obraz 

czerwonowłosej

piękności i cza​rującej modelki.

Wiedziała  jednak,  że  nie  jest

podobna  do  żadnej  z  nich.  Nie
przyciągała uwagi swoim wyglądem, nie
była też szczególnie seksowna. A Colina
-  jako  mężczyznę,  i  do  tego  jeszcze
artystę - otaczają kobiety szczególne.

background image

Zganiła  się  za  ten  tok  myślenia.

Nie byłoby dobrze, gdyby zaangażowała
się  w  kontakty  z  mężczyzną  takim  jak
Colin Sullivan.

Nie 

zabrnij 

zbyt 

daleko,

przestrzegała się w duchu. Nie otwieraj
przed  nim  żadnych  drzwi.  Nie  daj  się
zranić.

To ostrzeżenie zaskoczyło ją.

Zrelaksuj się, nakazała sobie.

Spojrzała  na  Colina  i  zauważyła,

że 

wpatruje 

się 

płótno.

Skoncentrowany był na tym, co tylko on
mógł zobaczyć.

background image

-  Przebierz  się  -  nakazał,  nie

podnosząc  wzroku.  Myśli  Cassidy
rozpłynęły  się  na  dźwięk  jego  głosu.
Niegrzeczny, to najdelikatniejsze słowo,
jakim  można  go  opisać,  pomyślała.
Trzymając  nerwy  na  wodzy,  poszła  do
garderoby.

-  Moje  obawy  są  bezpodstawne  -

mruknęła  do  siebie,  gdy  już  zamknęła
drzwi.  W  istocie,  Sullivan  nikogo  nie
dopuszczał  do  siebie  na  tyle  blisko,  by
mógł  go  zranić.  Cassidy  była  więc
bezpieczna.

Kilka  chwil  później  wyszła  z

garderoby  w  swoim  ubraniu.  Pogrążony
w myślach Colin stał, patrząc w okno, z
rękami wsuniętymi w kieszenie.

background image

-  Powiesiłam  suknię  w  tamtym

pokoju  -  powiedziała  chłodno.  -
Wychodzę,  bo  widzę,  że  już  skończyłeś
pracę.  -  Podniosła  torebkę  z  krzesła.
Przewiesiła  ją  przez  ramię  i  odwróciła
się  w  kierunku  drzwi,  a  wtedy  Colin
chwycił ją za rękę.

- Znowu marszczysz brwi, Cass. -

Uniósł  palec,  aby  dotknąć  jej  czoła.  -
Jeśli przestaniesz, kupię ci lunch, zanim
wyjdziesz.

-  Nie  mów  do  mnie  takim

protekcjonalnym  tonem,  Sullivan.  -
Nachmurzyła się jeszcze bardziej. - Nie
jestem  pierwszą  naiwną,  żeby  mnie
głaskać, 

niańczyć 

zabawiać

background image

uśmiechami.

Uniósł brew.

-  W  porządku.  Nie  ma  sensu

rozstawać się w złości.

-  Nie  jestem  zła.  -  Próbowała

wyzwolić  się  z  jego  uścisku.  -  To
najnormalniejsza  reakcja  na  twoją
bezczel​ność. Puść moją rękę.

-  Jeszcze  z  tobą  nie  skończyłem,

Cass.  Powinnaś  kontrolować  swoje
nerwy,  kochanie.  Wyglądasz  z  tym
czarująco,  a  ja  nie  potrafię  się  oprzeć
temu, czym jestem zauro​czony.

-  Wiem,  co  cię  we  mnie  pociąga.

background image

Chodzi  ci  tylko  o  obraz,  o  nic  więcej,
więc daruj sobie te różne ozdobniki.

-  Znów  spróbowała  uwolnić  rękę

jego 

uścisku. 

Krótkim 

ruchem

nadgarstka przycisnął ją do swej piersi.
-  Co  ty  wyprawiasz?!  -  krzyknęła
oburzona.

-  Prowokujesz  mnie,  bym  ci

udowodnił, że się mylisz.

-  W  jego  oczach  pojawiło  się

rozbawienie  i  coś  jeszcze,  co  sprawiło,
że jej serce zabiło mocniej.

-  Do  niczego  cię  nie  prowokuję  -

odwarknęła,  potrząsając  głową  z  furią
Jej włosy kołysały się i unosiły, po czym

background image

znowu ułożyły się w naturalny sposób.

- Ależ  tak.  -  Wolną  rękę  zanurzył

w  jej  włosach  i  dotknął  karku.  -
Rzuciłaś mi rękawicę tamtej nocy, kiedy
znalazłem  cię  we  mgle.  Myślę,  że
najwyższy czas, bym ją podniósł.

-  Jesteś  śmieszny.  -  Czuła,  że

nerwy  wymykają  jej  się  spod  kontroli.
Kiedy 

chciała 

ponownie 

coś

powiedzieć,  Colin  przywarł  ustami  do
jej warg. Efekt był piorunujący.

Chociaż wydała z siebie cichy jęk

protestu,  to  zamiast  odepchnąć  Colina,
jej  palce  przywarły  do  jego  koszuli.
Wiedząc,  że  nie  napotka  oporu,  obrócił
ją  tak,  żeby  przylgnęła  do  niego  całym

background image

ciałem. Cassidy zareagowała, jakby całe
życie  czekała  na  taką  okazję.  Zdawało
się,  że  zna  doskonale  każdy  centymetr
ciała  Colina.  Przywarła  mocno  swoimi
miękkimi 

wypukłościami 

do 

jego

silnych,  napiętych  mięśni.  Przesunęła
dłońmi  po  jego  karku,  zatapiając  je  we
włosach. 

Jej 

usta 

rozwarły 

się

delikatnie, przyzwalając mu na śmielsze
działania.  Przycisnął  ją  mocno  do
siebie, a jego wargi natarły ze zdwojoną
siłą.  Stali  tak  złączeni  w  jedno  ciało  i
tylko 

ich 

przyspieszone 

oddechy

zakłócały ciszę.

To,  co  czuła  Cassidy,  wprawiało

ją  w  zdumienie.  Kolana  jej  drżały,
potrząsnęła  głową,  żeby  odsunąć  od

background image

siebie  to,  co  Colin  właśnie  w  niej
obudził.  Coś  tajemniczego  i  niezwykle
silnego  szykowało  się,  żeby  w  niej
wybuchnąć.  Ta  moc  przerażała  ją  i
jednocześnie  pociągała.  Wciąż  jednak
strach  był  silniejszy  od  ciekawości.
Instynkt  podpowiadał,  że  to  jeszcze  nie
ten czas.

-  Nie,  Colin,  nie  mogę.  -  Oparła

dłonie  na  jego  klatce  piersiowej  i
spojrzała w jego ciemniejące oczy.

-  Ale  ja  mogę.  -  Natarł  na  nią

zachłannymi wargami.

Umysł  Cassidy  zawirował.  Jej

ciało  i  myśli  nie  potrafiły  sprostać
wyzwaniu,  przed  jakim  postawiła  je  ta

background image

sytuacja  Ale  razem  z  namiętnością  rósł
w  niej  strach.  Kiedy  Colin  uwolnił  jej
usta z namiętnego pocałunku, odetchnęła
kilka razy głęboko i powiedziała cicho:

- Puść mnie, proszę. Boję się.

Wiedziała,  że  mógł  dać  jej

rozkosz.  Jego  oczy  błyszczały,  a  ona
nadal  mu  się  opierała  Palce  na  jej  szyi
napięły  się,  po  czym  rozluźniły  i  Colin
puścił  ją.  Cassidy  wykorzystała  ten
moment,  odsunęła  się  od  niego  i
poprawiła włosy.

Colin z uwagą obserwował ją, po

czym skrzyżował ręce na piersiach.

-  Zastanawiam  się,  czy  więcej

background image

trudności sprawia ci walka ze mną, czy z
samą sobą.

-  Też  się  nad  tym  zastanawiam  -

wypaliła rozbrajająco spontanicznie.

Przekrzywił głowę, zaskoczony jej

odpowiedzią.

Jesteś 

wyjątkowo 

szczera,

Cassidy. 

Uważaj, 

bo 

mogę 

to

wykorzystać.

-  Jestem  pewna,  że  tego  nie

zrobisz. - Wyprostowała ramiona. - Nie
twierdzę,  że  musimy  na  zawsze  unikać
tego,  co  między  nami  zaszło,  ale  skoro
mamy  to  już  poza  sobą,  powinniśmy  się
postarać,  żeby  na  razie  się  nie

background image

po​wtórzyło.

-  A  niech  to...  -  Colin  potrząsnął

głową i ryknął homerycznym śmiechem.

- Powiedziałam coś zabawnego?

-  Cass,  jesteś  jedyna  w  swoim

rodzaju. - Zanim zdążyła odpowiedzieć,
przysunął  się  do  niej,  przytrzymał  jej
ramiona i uścisnął je po przyjacielsku. -
Brytyjska  praktyczność  będzie  w  tobie
zawsze walczyć z celtycką namiętnością.

-  Straszny  z  ciebie  romantyk  -

zakpiła.

-  Drzwi  zostały  otwarte,  Cassidy.

-  Jego  słowa  przypomniały  jej  o

background image

wcześniejszych 

postanowieniach. 

-

Pewnie  wolałabyś,  żebyśmy  trzymali  je
zamknięte.  -  Potrząsnął  nią  gwałtownie.
-  Tak,  stało  się.  Drzwi  już  się  nie
zanikną.  To  się  jeszcze  powtórzy.  -
Puścił ją, cofnął się, ale nadal na siebie
patrzyli. - Idź teraz, dopóki pamiętam, że
się mnie boisz.

Silna  pokusa,  by  się  do  niego

przytulić,  przestraszyła  ją.  Aby  się  jej
oprzeć,  odwróciła  się  szybko  w  stronę
drzwi.

-  Jutro  o  dziewiątej  -  powiedział,

kiedy naciskała klamkę.

Stał  na  środku  pokoju,  z  kciukami

zatkniętymi 

za 

przednie 

kieszenie

background image

spodni. Słońce przeświecało przez okno
w  dachu,  podkreślając  ciemną  karnację
Colina.  Cassidy  przeszło  przez  myśl,  że
gdyby  była  rozsądna,  powinna  wyjść  i
więcej tu nie wracać.

-  Nie  stchórzysz,  Cass,  prawda?  -

zadrwił, jakby czy​tając w jej myślach.

Potrząsnęła  głową  i  zacisnęła

zęby.

-  O  dziewiątej  -  oświadczyła

chłodno i zamknęła za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Z każdym dniem Cassidy czuła się

background image

lepiej  w  roli  modelki,  mimo  iż  jej
zdaniem  ciężko  byłoby  komukolwiek
zrelaksować  się  w  obecności  Colina.
Był  nieprzewidywalny,  a  jego  nastrój
zmieniał  się  jak  w  kalejdoskopie.
Szybko  się  złościł,  ale  równie  szybko
wracał mu dobry humor. Z każdą chwilą,
kiedy  poznawała  go  lepiej,  stawał  się
dla niej bardziej fascynujący.

To tylko z pisarskiego obowiązku,

usprawiedliwiała  się  sama  przed  sobą
za  tak  wnikliwą  obserwację  Colina.  I
było  w  tym  sporo  prawdy,  takiej
bowiem postaci potrzebo​wała do swojej
nowej 

powieści 

różnorodnej,

nieobliczalnej,  śmiałej.  Co  chwila
powtarzała  sobie,  że  nic  ich  nie  łączy,

background image

oczywiście  poza  wymianą  przysług,  jak
to mię​dzy artystami.

Przez 

następne 

dni 

Colin

zachowywał się nadzwyczaj poprawnie.
Jeśli  nawet  czasami  dotknął  Cassidy,  to
tylko  wtedy,  gdy  ustawiał  ją  do
pozowania. 

Burzliwy 

pocałunek

pozostał  żywym  wspomnieniem...  ale
tylko wspomnieniem.

Siedząc  nad  maszyną  do  pisania,

Cassidy  uznała,  że  jest  prawdziwą
szczęściarą. 

Zdobyła 

pracę, 

która

podratowała  jej  sytuację,  a  Colin
Sullivan  był  całkowicie  pochłonięty
tworzeniem.  Była  szczera  ze  sobą  na
tyle,  by  przyznać,  iż  Colin  naprawdę  ją
pociąga.  Ale  cóż,  tak  bardzo  był

background image

pochłonięty  malowaniem,  że  fakt,  iż
Cassidy  jest  żywą  istotą,  z  trudem  do
niego  docierał.  Chyba  że  poruszyła  się
podczas  pozowania.  Ale  to  lepiej,  że
ignorował ją jako kobie​tę, uznała.

Owszem,  pociągał  ją,  i  było  to

całkiem  naturalne,  lecz  nie  zamierzała
zachować  się  równie  głupio  jak  jej
poprzedniczka.  O  nie!  Uważała,  że  jest
zbyt  rozsądna,  by  zakochać  się  w
Colinie. Powtarzała to sobie w myślach
wielokrotnie,  umacniając  się  w  swoim
postanowieniu. Colin Sullivan ma swoją
sztukę  i  swoją  Gail.  Ona  -  Cassidy  St.
John  -  ma  swoją  pracę.  Spojrzała  na
pustą  kartkę  i  westchnęła.  Obiecała
sobie, 

że 

skończy 

rozdział, 

nie

background image

zaprzątając sobie głowy ani jedną myślą
o Colinie. Okazało się to jednak bardzo
trudne, wręcz niewykonalne.

Po  pewnym  czasie,  kiedy  rozdział

był  niemal  skończony,  ktoś  zapukał  do
drzwi.

- Kto tam?

-  Cześć,  Cass.  -  W  progu  pojawił

się  rudobrody  Jeff  Mullans.  -  Masz
chwilę?

Jeff  był  sąsiadem,  do  którego

miała  słabość,  więc  otworzyła  szerzej
drzwi, zapraszając go do wejścia.

Jeff  wpakował  się  do  środka

background image

razem z gitarą i sześciopakiem piwa.

-  Mogę  trochę  tego  towaru

schować  w  twojej  lodówce?  Moja
tradycyjnie  jest  zepsuta,  a  skwar  jak  na
pustyni.

- Wiesz, gdzie jest kuchnia.

-  O  rany.  Czym  ty  się  żywisz?  -

wykrzyknął  Jeff,  ujrzawszy  w  lodówce
tylko  karton  soku,  dwie  marchewki  i
kawałek  papryki.  -  Chodźmy  do  knajpy
na rogu, to pokażę ci prawdziwe żarcie.
Mają świetne tacos i nieświeże pączki.

-  Brzmi  wspaniale,  ale  naprawdę

muszę wreszcie skończyć ten rozdział.

background image

-  Nie  wiesz,  co  tracisz,  Cass.  -

Jeff  podrapał  się  po  brodzie.  -  Masz
jakieś wieści z Nowego Jorku?

-  Na  razie  cisza.  Jeszcze  za

wcześnie 

na 

jakiś 

sygnał, 

ale

cierpliwość nie jest moją mocną stroną.

-  Wierzę,  że  ci  się  uda.  Jeśli

powieść  jest  równie  dobra  jak  ostatnie
opowiadanie  z  magazynu,  to  jesteś  na
dobrej drodze.

Uśmiechnęła  się,  mile  połechtana

komplementem.

-  A  ty  nie  chciałbyś  powalczyć  o

stanowisko  redaktora  w  nowojorskim
wydawnictwie?

background image

-  Nie  potrzebujesz  mojej  pomocy,

dziecinko. 

Poza 

tym 

inaczej

zaplanowałem  sobie  życie.  Zostanę
znanym tek​ściarzem i wykonawcą.

- Jasne. - Cassidy odchyliła się na

krześle  i  patrząc  na  Jeffa,  doszła  do
wniosku, że byłby dobrym modelem dla
Colina.  -  Masz  jakieś  koncerty  w
przyszłym tygodniu?

-  Dwa. A  jak  sesje  z  Sullivanem?

Widziałem 

kilka 

jego 

prac, 

niesamowite.  Jak  się  czujesz  jako
modelka  jednego  ze  współczesnych
mistrzów?

-  To  dziwne  uczucie,  Jeff  Prawdę

mówiąc, nigdy nie jestem pewna, czy on

background image

widzi  mnie  podczas  malowania  i  czy  to
ja  jestem  na  płótnie.  Być  może
wykorzystuje tylko jakieś moje cechy do
stworzenia tego obrazu. Tak samo robię
ja, gdy konstruuję moich bohaterów.

- Jaki on jest? - Jeff zauważył, jak

bardzo  zmieniają  się  oczy  Cassidy,  gdy
zaczyna  mówić  o  Colinie  Sullivanie.
Blask  padający  ze  stojącej  na  biurku
lampki  tworzył  wokół  jej  głowy
świetlistą poświatę.

- Jest fascynujący - szepnęła jakby

do  siebie.  -  Wygląda  jak  pirat,  trochę
niebezpiecznie,  trochę  fantazyjnie.  Ma
najbardziej  niesamowite  oczy,  jakie
kiedykolwiek  widziałam. A  jego  dłonie
są  przepiękne.  Nie  znam  słowa,  które

background image

mogłoby  je  opisać.  Po  prostu  są...
nieskończenie  piękne.  -  Jej  głos  stawał
się  coraz  bardziej  miękki  i  delikatny,  a
w  oczach  pojawiło  się  rozmarzenie.  -
Emanuje 

niezwykłą 

zmysłowością,

szczególnie  kiedy  maluje.  Do  pracy
napędza  go  jakaś  wewnętrzna  siła.
Zamyka  się  wówczas  w  sobie  i  tworzy.
Raz  kazał  mi  coś  opowiedzieć,  więc
mówiłam  to,  co  akurat  przyszło  mi  do
głowy.  Nie  wiem,  czy  w  ogóle  mnie
słuchał.  Tak  naprawdę  to  jest  bardzo
trudnym  człowiekiem.  Ma  okropny
charakter,  a  kiedy  się  złości,  co  zdarza
mu  się  często,  w  jego  głosie  słychać
irlandzki  akcent.  -  Uśmiechnęła  się.  -
Warto  go  podrażnić,  żeby  to  usłyszeć.
Jest  bezczelny  i  nieskończenie  pewny

background image

siebie, 

arogancki 

wprost 

nie 

do

wytrzymania,  a  jednocześnie  czarujący.
Z  każdą  chwilą  odkrywam  w  nim  coś
nowego.  Wątpię,  czy  kiedykolwiek
zdołałabym  poznać  go  do  końca,  nawet
gdybym miała na to wiele lat.

Nastała  cisza,  przerywana  jedynie

brzdąkaniem gitary Jeffa.

- Widzę, że się w nim zabujałaś.

Wzdrygnęła 

się. 

Jej

ciemnoniebieskie 

oczy 

wyrażały

zdziwienie. 

Wyprostowała 

się 

na

krześle.

- Słucham? Nie! Z pewnością nie.

Ja  po  prostu...  Po  prostu...  -  Po  prostu

background image

co, 

Cassidy? 

Jak 

miała 

na 

to

odpowiedzieć?  -  Po  prostu  interesuje
mnie, bo jest niezwykły. To wszystko.

-  W  porządku,  mała.  Ty  wiesz

najlepiej. - Jeff wstał powoli, trzymając
gitarę w ręku. - Tylko bądź ostrożna.

-  Uśmiechnął  się.  -  Sullivan  to

świetny artysta, ale plotki głoszą, że jest
ostrym  facetem.  Wiesz,  o  czym  mówię,
Cass. Jesteś śliczną dziewczyną, ale tak
pokierowałaś  swoim  życiem,  że  masz
niewiele  doświadczeń  z  mężczyznami.
Wrażliwa 

samotnica... 

Trzymasz

dystans,  ale  jeśli  go  stracisz,  łatwo  cię
skrzywdzić.

- Naprawdę sądzisz, że jestem tak

background image

mało  doświadczona?  Nie  zapominaj,  że
studiowałam  cztery  lata  w  Berkeley  -
odparowała.

-  Tylko  ktoś  kompletnie  naiwny

może  w  tak  doskonały  sposób  unikać
moich  zalotów,  nie  tracąc  przy  tym
mojej sympatii. - Jeff zbliżył się do niej,
zapraszając  do  pocałunku  w  sposób
równie  miły  i  delikatny,  jak  jego
muzyka.  Serce  Cassidy  biło  spokojnie  i
równomiernie.  -  Unikasz  mnie,  co?  -
Uniósł głowę. - Pomyśl, ile moglibyśmy
zaoszczędzić  na  opłatach  za  czynsz,
gdybyśmy zamieszkali razem.

Pociągnęła go za brodę.

-  Zależy  ci  tylko  na  mojej

background image

lodówce.

-  Co  ty  możesz  wiedzieć?  Idę  do

domu. Napiszę coś smutnego.

-  No  proszę,  co  chwila  kogoś

inspiruję.

- Nie przeceniaj się. - Zamknął za

sobą  drzwi.  Uśmiech  powoli  zniknął  z
jej ust, kiedy przypomniała sobie słowa
Jeffa:  „Widzę,  że  się  w  nim  zabujałaś".
Co  za  bzdura!  W  żadnym  razie  nie
zakochała się w Colinie. Czy kobieta nie
może bezinteresownie zainteresować się
jakimś  mężczyzną?  Czy  zawsze  będzie
posądzana o to, że chodzi o coś więcej?
Odruchowo  dotknęła  dolnej  wargi  i
wróciła  pamięcią  do  pocałunku  Jeffa

background image

Spokojny,  zwyczajny.  Co  sprawia,  że
pocałunek  jednego  mężczyzny  staje  się
niezapomnianym  doznaniem,  a  innego  -
co  najwyżej  jest  przyjemny?  Pomyślała,
że  rozsądna  kobieta  nie  pchałaby  się  w
związek z nawiedzonym, zapatrzonym w
siebie artystą, który, choć czasami bywa
uroczy,  tak  naprawdę  potrafi  jedynie
zadawać ból.

Wróciła  do  maszyny  do  pisania  i

zabrała  się  do  pracy.  Ledwie  zdołała
zebrać  myśli  i  skoncentrować  się  na
pisaniu,  ktoś  ponownie  zapukał  do
drzwi.

-  Chyba  nie  skończyłeś  już  pisać

swojej smutnej piosenki? - rzuciła przez
drzwi,  nadal  waląc  w  klawiaturę.  -  A

background image

piwo  z  całą  pewnością  jeszcze  się  nie
schłodziło.

-  Nie  mogę  podważyć  żadnego  z

tych 

stwierdzeń. 

Odwróciła 

się

gwałtownie  i  spojrzała  na  Colina.  Stał

otwartych 

drzwiach, 

niedbale

opierając  się  o  futrynę  i  obserwując
gospodynię.  Był  lekko  rozbawiony,  ale
przede 

wszystkim 

zafascynowany.

Cassidy  miała  na  sobie  obcisłe  szorty  i
koszulkę,  która  skurczyła  się  w  praniu.
Intensywne  spojrzenie  Colina  wyraźnie
ją zawstydziło. Za​czerwieniła się.

- Co ty tu robisz?

-  Podziwiam  ten  widok.  -  Wszedł

do  środka,  zamykając  za  sobą  drzwi.  -

background image

Nie  wiesz,  że  bezpieczniej  byłoby
przekręcać klucz w zamku?

-  Zawsze  gdzieś  gubię  klucze,

więc...  -  Przerwała,  zdając  sobie
sprawę,  jak  śmiesznie  to  brzmi.  Kiedy
nauczy  się  dwa  razy  pomyśleć,  zanim
coś  powie?  -  Zresztą  nie  ma  tu  nic,  co
warto by ukraść.

-  Nawet  nie  wiesz,  jak  bardzo  się

mylisz.  Powieś  sobie  klucz  na  szyi,
Cass,  jeśli  ci  to  pomoże,  ale  drzwi
zawsze trzymaj zamknięte.

Myślała  już  nad  celną  ripostą,  ale

zanim  zdążyła  ją  wypowiedzieć,  Colin
mówił dalej:

background image

-  Za  kogo  mnie  wzięłaś,  kiedy

pukałem do drzwi?

-  Za  mojego  sąsiada,  który  pisze

teksty  piosenek  i  ma  zepsutą  lodówkę.
Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

- Twój adres był na maszynopisie.

-  Wskazał  na  kopertę,  którą  trzymał  w
ręku, po czym odłożył ją na biurko.

Cassidy  z  pewnym  zaskoczeniem

spojrzała  na  znajomy  plik  papierów.
Sądziła, 

że 

Colin 

zapomniał 

o

maszynopisie  chwilę  po  tym,  jak  mu  go
dała.  Nagle  zrozumiała,  dlaczego  nie
zapytała  Colina,  czy  już  go  przeczytał  i
co  o  nim  sądził.  Trudniej  byłoby  jej
znieść  jego  krytykę  niż  uwagi  jakiegoś

background image

bezosobowego 

wydawcy.

Zdenerwowana  spojrzała  na  Colina.
Oczekiwana krytyka nie nadeszła.

Spacerował  po  pokoju,  dotykając

zwiędłych  kwiatów,  wyglądając  przez
okno  i  przyglądając  się  zdjęciu  w
srebr​nej ramce.

-  Napijesz  się  czegoś?  -  zapytała,

bo tak powinna zachować się gospodyni
i zaraz przypomniała sobie uwagi Jeffa o
zawartości  jej  lodówki.  -  Na  przykład
kawy?  -  dodała  szybko,  bo  tyle  akurat
mogła  zaoferować.  Pod  warunkiem,  że
Colin ma ochotę na czarną.

Odwrócił  się  od  okna  i  zaczął

ponownie spacerować.

background image

-  Masz  niezłe  wyczucie  kolorów,

Cass - powiedział.

-  I  niezwykłą  zdolność  tworzenia

domowej  atmosfery.  Dokonałaś  tego
nawet  w  takim  mieszkaniu  jak  to,  tej
bezdusznej  klatce  zaprojektowanej  i
zbudowanej  pod  wynajem,  dla  zysku. A
jednak  nadałaś  mu  swoisty  charakter  i
nasyciłaś  prywatnością.  -  Uniósł  małe
lusterko  w  ramce  z  muszelek.  -  To  z
Nabrzeża Rybaków? - Spojrzał na nią.

-  To  musi  być  dla  ciebie

szczególne miejsce.

- Rzeczywiście. Kocham to miasto

całości 

bezwarunkowo, 

ale

Nabrzeże  Rybaków  to  dla  mnie  coś

background image

zupełnie  wyjątkowego.  -  Uśmiechnęła
się.  -  Nie  jest  tam  zbyt  tłoczno,
natomiast  pełno  łódek  przycumowanych
jedna  obok  drugiej.  Lubię  wyobrażać
sobie, skąd wracają lub dokąd płyną.

Gdy tylko to powiedziała, poczuła

się strasznie głupio. A tak bardzo starała
się  udowodnić  Colinowi,  że  nie  jest
romantyczką!  Uśmiechnął  się  do  niej,  a
jej  zakłopotanie  przemieniło  się  w  coś
bardziej niebezpiecznego.

-  Przygotuję  kawę  -  powiedziała

szybko.

- Nie rób sobie kłopotu. - Położył

rękę na jej ramieniu i spojrzał na biurko.
Było zarzucone papierami i notatkami. -

background image

Przeszkadzam ci w pracy, a to nie jest w
porządku.

-  Wygląda  na  to,  że  dziś

wieczorem  i  tak  już  nie  popracuję.  -
Uśmiechnęła  się,  próbując  zapomnieć  o
dyskomforcie,  który  czuła.  - Ale  nic  nie
szkodzi,  bo  prawie  skończyłam.  W
przeciwnym razie zachowałabym się tak
samo  niegrzecznie  jak  ty,  kiedy  ktoś  ci
przeszkadza.

Poczuła  zadowolenie,  gdy  ujrzała

zaskoczenie w jego oczach.

Naprawdę 

zachowuję 

się

niegrzecznie?  To  znaczy  jak?  Wyjaśnisz
mi?

background image

-  To  wprost  nie  do  opisania.

Usiądź,  Colin.  Te  podłogi  są  cienkie.
Wydepczesz  w  nich  dziurę.  -  Wskazała
na  krzesło,  ale  on  przysiadł  na  brzegu
biurka.

-  Skończyłem  dziś  czytać  twoją

książkę.

-  Domyśliłam  się,  skoro  odnosisz

maszynopis.  -  Starała  się  mówić
spokojnie,  ale  gdy  Colin  uparcie
zwlekał  ze  swoją  recenzją,  ogarnęła  ją
frustracja  -  Proszę,  nie  znęcaj  się  nade
mną  Jestem  na  to  za  słaba.  Nie,
poczekaj.  -  Gestem  powstrzymała  go,
gdy zaczął mówić. Wstała i przeszła się
po  pokoju.  -  Jeśli  ci  się  nie  podobało,
będę  przygnębiona  tylko  przez  pewien

background image

czas.  Jestem  pewna,  że  jakoś  to
przeżyję.  No...  prawie  pewna.  Chcę,
żebyś był ze mną szczery. Nie potrzebuję
owijania  w  bawełnę,  tych  różnych
gładkich  słówek  tylko  po  to,  żeby  nie
sprawić  mi  przykrości.  I,  na  miłość
boską, nie mów, że to było interesujące.
Nie ma gorszego określenia!

- Skończyłaś? - zapytał delikatnie.

Zaczerpnęła tchu i skinęła głową.

- Tak. To znaczy, tak sądzę.

- Podejdź do mnie, Cass.

Zrobiła, jak prosił, gdyż jego głos

był  cichy  i  łagodny.  Ich  oczy  spotkały
się. Ujął jej dłonie.

background image

-  Nie  wspominałem  wcześniej  o

twojej  książce,  ponieważ  chciałem
przeczytać ją spokojnie, kiedy nic mi nie
będzie  przeszkadzało.  Sądziłem,  że
lepiej  nie  rozmawiać  o  niej,  dopóki  nie
skończę.  -  Pogładził  jej  dłonie.  -  Masz
w  sobie  niezwykle  rzadką  cechę,  Cass.
Coś  ulotnego.  Talent.  I  to  nie  jest  coś,
czego mogłaś nauczyć się na studiach w
Berkeley. Ty się z tym urodziłaś. Studia
być  może  doszlifowały  twój  warsztat,
ale masz w sobie unikalny dar.

Cassidy  westchnęła.  Uznała  za

zdumiewające, 

że 

opinia 

tego

mężczyzny, 

którego 

znała 

ledwie

tydzień,  miała  dla  niej  tak  duże
znaczenie.  Pozytywnego  zdania  Jeffa

background image

wysłuchała  z  przyjemnością,  ale  to,  co
powiedział  Colin,  zaparło  jej  dech  w
piersiach.

-  Nie  wiem,  jak  zareagować.  -

Spojrzała  na  stos  papierów  na  biurku.  -
Czasami mam ochotę to wszystko rzucić,
bo nie jest warte tyle bólu i wysiłku.

-  Ale  podjęłaś  decyzję,  że

będziesz pisarką.

-  Nie.  Nigdy  nie  podejmowałam

takiej  decyzji.  -  Spojrzała  na  niego
swymi 

fiołkowymi 

oczami,

ciemniejącymi w słabym świetle lampki.
-  To  po  prostu  było  we  mnie.  Czy  ty
podjąłeś  decyzję,  że  będziesz  artystą,
Colin?

background image

Przyglądał jej się przez chwilę, po

czym pokręcił prze​cząco głową.

-  Nie.  Są  takie  rzeczy,  które  się

dzieją  niezależnie  od  nas,  czy  o  nie
prosimy,  czy  też  nie.  Wierzysz  w
przezna​czenie, Cass?

- Tak - wyszeptała.

-  Byłem  pewien,  że  wierzysz.  -

Pod jego uważnym spojrzeniem jej serce
zabiło jeszcze mocniej. - Czy sądzisz, że
jest  nam  przeznaczone,  abyśmy  zostali
kochan​kami, Cass?

Pokręciła 

przecząco 

głową,

niezdolna  do  wypowiedzenia  choćby
słowa.

background image

-  Straszna  z  ciebie  kłamczucha.  -

Uniósł jej podbró​dek i pocałował ją.

Jakże  różnił  się  ten  pocałunek  od

tego, który dał jej dziś Jeff. Był mocny i
wprowadzał  w  drżenie  każdy  centymetr
jej ciała. Odchyliła się gwałtownie.

- Przestań!

-  Dlaczego?  -  zapytał  miękko.  -

Pocałunek to po pro​stu spotkanie ust.

-  Nie,  to  nie  jest  takie  proste  -

zaprotestowała,  choć  czuła,  że  jego
spojrzenie  ją  hipnotyzuje.  -  Bierzesz  o
wie​le więcej.

Musnął  delikatnie  wargami  jej

background image

policzek.

-  Tylko  tyle,  ile  zechcesz  mi  dać,

Cass. Tylko tyle. Nic więcej. - Jego usta
zbliżyły  się  kusząco  ku  jej  wargom,  aż
krew w niej zawrzała. Delikatnie gładził
palcami  jej  policzek.  -  Smakujesz  jak
coś,  o  czym  dawno  zapomniałem  -
wyszeptał.  -  Świeżość  i  młodość.
Pocałuj mnie, Cass. Potrzebuję tego.

Rozdzierana 

pomiędzy

pragnieniem  a  lękiem,  uległa  -  jego
prośbie,  czy  raczej  żądaniu.  Jej  umysł
wysyłał  desperackie  sygnały  protestu,
ale  zignorowała  je.  Poczuła,  że  i  ona
jego  pragnie.  Jej  usta  szukały  jego
pocałunków,  podczas  gdy  ręce  Colina
poznawały  jej  ciało.  Lęk,  który  czuła,

background image

potęgował jedynie podniecenie, które ją
wypełniało. Powoli traciła kontrolę nad
swoim 

ciałem. 

Przepełniały 

zwierzęce  instynkty.  Wstrząsnął  nią
dreszcz,  kiedy  Colin  zaczął  całować  jej
szyję, 

ale 

odchyliła 

głowę, 

by

zaoferować  więcej.  Poczuła  delikatne
kąsanie. 

Ból, 

który 

jej 

zadawał,

doprowadzał  ją  do  szaleństwa.  Jego
dłonie  gładziły  jej  ciało  pod  obcisłą
koszulką.  Kciukami  pieścił  jej  napięte
piersi.

Nogi ugięły się pod nią, oczekując

wsparcia Colina. W chwili, gdy ich usta
ponownie  się  spotkały,  wiedziała,  że
niczego  mu  nie  odmówi.  Jej  oddanie
było  pełne  i  bezwarunkowe.  Powoli,  z

background image

rękami  na  jej  ramionach,  Colin  odsunął
się od niej. Zamrugała kilka razy, zanim
była  w  stanie  otworzyć  oczy.  Jego  ręce
zacisnęły się.

- Wygląda na to, że miałaś rację -

zaczął,  a  głos  mu  drżał  z  podniecenia.  -
Pocałunek to nie jest po prostu spotkanie
warg. Pragnę cię, Cass, i ty sama wiesz
najlepiej,  że  nic  na  świecie  nie
przeszkodzi  mi  doprowadzić  cię  tam,
dokąd  zamierzam.  -  Jego  uścisk  zmienił
się w pieszczotę.

-  Kiedy  skończę  obraz,  nie

będziemy  mieli  innego  wyjścia,  jak
oddać się naszemu przeznaczeniu.

Nie! 

Wystraszona

background image

intensywnością  uczuć,  które  przed
chwilą  ją  wypełniały,  Cassidy  uwolniła
się z objęć Colina. Przygładziła włosy. -
Nie...  Nie  zamierzam  być  kolejnym
numerkiem  na  długiej  liście  twoich
kochanek.  Co  to,  to  nie!  -  Odsunęła  się
na  kilka  kroków  i  dumnie  wzruszyła
ramionami.

Jego  oczy  zwęziły  się  nagle.

Widziała,  jak  złość  w  nim  wzbiera.
Przysunął się do niej, złapał ją za włosy,
uniósł 

jej 

twarz 

gwałtownie

pocałował.  Wszystko  w  niej  zawrzało,
ale nie pokazała tego po sobie.

-  Czas  pokaże,  Cass.  A  teraz  jest

już późno, prawie północ i lepiej, żebym
sobie poszedł. - Uniósł jej dłoń i musnął

background image

wargami palce. - Najbardziej grzeszymy
po północy. - Uśmiechnął się i ruszył w
stronę  drzwi.  Przesunął  zatrzask  tak,  by
samoczynnie  się  zamknął  po  jego
wyjściu.

Znajdź 

klucze 

rzucił

rozkazująco i znikł.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Minął  kolejny  tydzień  współpracy

Cassidy  z  Colinem.  Między  nimi  nie
było żadnych spięć. Następnego dnia po
wizycie  Colina  w  jej  mieszkaniu  Cass
przyszła 

do 

studia 

mocnym

postanowieniem,  że  nie  będzie  ulegać
jego  erotycznym  zakusom.  Jak  mu  to

background image

powiedziała,  nie  zostanie  jego  kolejną
kochanką.

Miała  poważne  poglądy  na  życie,

nie zamierzała rozmieniać się na drobne.
Czekała 

na 

długotrwały, 

głęboki

związek 

uczuciowy 

idealnym

mężczyzną,  którego  wizerunek  sobie
stworzyła, 

więc 

żadne 

erotyczne

przygody  czy  niepoważne  romanse  nie
wchodziły  w  grę.  Nie  wydumała  sobie
takiej  postawy,  tylko  przyjęła  ją  na
podstawie 

osobistych 

doświadczeń.

Wychowywał  ją  ojciec.  Obserwowała
jego przelotne znajomości z kobietami, z
których  żadna  nie  stała  się  dla  niego
ważna.  Widziała,  jak  szedł  przez  życie
zapatrzony  jedynie  w  swoją  pracę.

background image

Cassidy  natomiast  obiecała  sobie,  że
znajdzie  kogoś,  z  kim  będzie  chciała
dzielić  szczęście  i  troski.  Tak  myślała
już  jako  mała  dziewczynka,  a  kiedy
dorosła, 

umocniła 

się 

tym

przekonaniu, snując rozważania o sensie
życia,  złudnych  i  prawdziwych  jego
celach. 

Wiedziała, 

że 

to, 

co

najważniejsze,  kryje  się  w  duchowych
potrzebach, 

które 

są 

źródłem

prawdziwego, 

trwałego 

szczęścia.

Wbrew  pozorom  nie  była  nieuleczalną
romantyczką.  Twardo  trzymała  się
swojej drogi, bez reszty poświęcając się
pisarstwu,  które  było  jej  powołaniem,  i
czekała, 

aż 

spełni 

się 

to, 

co

najpiękniejsze.

background image

Teraz  też,  wbrew  pokusom,  nie

zamierzała 

odstąpić 

od 

swego

postanowienia.

Colin rozmawiał z nią niewiele, a

kiedy ustawiał ją w odpowiedniej pozie,
jego dotyk był pozbawiony uczucia. Ale
wydawało się, że wewnątrz tętnią w nim
emocje.  Czy  była  to  twórcza  pasja
artysty,  czy  pożądanie?  Tego  Cassidy
nie mogła wiedzieć.

Kolejne  dni  upływały  prawie  bez

słowa  Pod  koniec  tygodnia  nerwy
Cassidy  były  napięte  do  ostateczności.
Niezależnie  od  swoich  rozterek  i  stanu
psychicznego, 

nie 

wytrzymywała

wysiłku  związanego  z  pozowaniem.
Zachowanie  tej  samej  pozycji  przez

background image

długi czas było bardzo wyczerpujące.

Wpadające  przez  okno  słońce

grzało  ją  trochę,  mimo  to  czuła  się
skostniała  Colin  stał  za  sztalugami.
Wydawał  się  skupiony  wyłącznie  na
malowaniu. 

Mógł 

tak 

pracować

godzinami  bez  odpoczynku.  Cassidy
obserwowała  ruch  pędzla  od  palety  do
płótna.  Nie  wyobrażała  sobie,  jak
wygląda  jej  wizerunek  przetworzony
przez  artystyczną  wizję.  Jak  dalece
Colin  zdołał  wczuć  się  w  jej  psychikę?
Czy dotarł do prawdy, czy też Cassidy z
portretu 

będzie 

miała 

niewiele

wspólnego z realną panną St. John?

Fantazja  podsuwała  jej  zresztą

background image

coraz  to  inne  pytania.  Czy  będzie  na
obrazie 

obnażona, 

jak 

poprzednia

modelka,  która  leżała  w  negliżu  na
kanapie?  Czy  ten  obraz  zawiśnie  w
Galerii? Być może zostanie tutaj, w tym
studiu,  twarzą  do  ściany,  dopóki  Colin
nie  zdecyduje,  co  z  nim  zrobić.
Niewykluczone,  że  zostanie  sprzedany
za  astronomiczną  sumę  i  będzie  wisiał
na jakimś angielskim dworze. Jaki Colin
nada  mu  tytuł?  Może  „Kobieta  w  bieli"
lub  „Kobieta  z  fiołkami"?  Wyobrażała
sobie,  że  obraz  z  jej  podobizną
omawiany  jest  na  uniwersyteckich
zajęciach z historii sztuki. Albo że za sto
lat ktoś zobaczy go w zakurzonej galerii
i  będzie  się  zastanawiał,  kim  była
uwieczniona  na  nim  dziewczyna  lub  co

background image

myślała, kiedy artysta ją malował...

Nagle  Colin  przypomniał  jej  o

sobie.  Najpierw  zaklął  pod  nosem,
potem cisnął paletą o podłogę.

-  Poruszyłaś  się!  -  Podszedł  do

Cassidy.  -  Nie  ruszaj  się,  do  cholery!  -
Mocnym chwytem ustawił jej ramiona w
wymaganej  pozycji.  -  Nie  rozumiesz?
Nie wolno ci się wiercić!

Potulne  przeprosiny  zamarły  na

ustach Cassidy. Ogarnęło ją wzrastające
zniecierpliwienie.

-  Nie  mów  do  mnie  tym  tonem,

Sullivan! - krzyknęła, · odpychając jego
dłonie  i  ciskając  bukiecik  fiołków  na

background image

parapet.  -  Nie  wierciłam  się.  A  jeśli
nawet,  to  dlatego  że  jestem  żywą  istotą,
a  nie  manekinem.  -  Odrzuciła  w  tył
głowę, 

skutecznie 

psując 

misterne

ułożenie włosów. - Oczywiście trudno o
wyrozumiałość 

dla 

zwykłego

śmiertelnika,  skoro  jest  się  samą
wzniosłością i wspaniałością, ale trzeba
przyjąć  do  wiadomości,  że  nie  wszyscy
są tak bosko doskonali.

- Nie interesują mnie twoje opinie

-  powiedział  chłodnym  tonem.  -  Jedyną
rzeczą,  jakiej  oczekuję  od  modelki,  to
pozowanie bez ruchu. - Ponownie zaczął
ustawiać  jej  ramiona.  -  Trzymaj  nerwy
na wodzy, kiedy pracuję.

-  W  takim  razie  maluj  lepiej

background image

drzewa  albo  wazony  z  kwiatami!  -
rzuciła  z  furią.  -  Nie  ruszają  się,  a  do
tego  nie  wyrażają  opinii  o  twoim
zachowaniu.

Udała  się  w  kierunku  garderoby,

ale  Colin  chwycił  jej  ramię  i  odwrócił
w swoją stronę. Był wściekły.

- Nikt ode mnie nie odchodzi.

-  Czyżby?  -  Cassidy  dumnie

uniosła  głowę.  -  No  to  patrz  uważnie.  -
Odwróciła  się  ponownie  w  kierunku
drzwi, ale zanim zdołała ujść dwa kroki,
Colin  ponownie  ją  chwycił.  -  Zostaw
mnie!  -  Wprost  kipiała  ze  złości.  Dotąd
kontrolowała  swoje  zachowanie,  ale
miarka  się  przebrała.  -  Nie  mam  ci  nic

background image

więcej  do  powiedzenia.  Mam  dość
twojego  grubiaństwa  i  siedzenia  bez
ruchu  w  jednej  cholernej  pozycji  przez
cały dzień.

Uścisk na jej ramieniu osłabł.

-  Świetnie.  Ale  przecież  między

nami  jest  coś  więcej  niż  tylko
pozowanie,  malowanie  i  rozmowy,
prawda? - Przyciągnął ją do siebie.

Serce  Cassidy  podskoczyło,  kiedy

poczuła dotyk jego palców. Widziała, że
Colin 

ulegał 

swemu 

dzikiemu

temperamentowi,  a  ona  ulegała  tej  sile.
Miał  taką  moc,  że  nie  dopuszczał
najmniejszego 

sprzeciwu. 

Był

mężczyzną  przepełnionym  pasją,  która

background image

mogła  doprowadzić  ich  do  miejsca,  z
którego  nie  będzie  odwrotu.  Cassidy
próbowała  jeszcze  odsunąć  się  od
Colina, ale ledwie się poruszyła, a jego
usta  przywarły  do  niej.  Posmakowała
jego wście​kłości.

Stłumił 

jej 

jęki 

protestu 

i

skrępował  ręce,  żeby  nie  mogła  się
wyrwać.  Jej  serce  łomotało  coraz
mocniej.  Zdała  sobie  sprawę,  że  jest
zdana  całkowicie  na  jego  łaskę.  Jego
pocałunki 

były 

gwałtowne 

i

zdecydowane,  wręcz  brutalne.  Kiedy
próbowała odwrócić twarz, przytrzymał
ją  za  włosy,  aby  nie  mogła  się  ruszyć.
Usta  miał  twarde,  gorące  i  bezlitosne.
Oczy  Cassidy  zaszły  mgłą.  Po  raz

background image

pierwszy  w  życiu  poczuła,  że  może
zemdleć.  Protestowała  coraz  słabiej,
niezdolna  do  dalszej  walki.  Colin
działał  gwałtownie  i  szybko,  a  ona  mu
się  poddawała.  Nie  reagowała  już,
kiedy  zaczął  rozpinać  jej  suknię.  Wręcz
przeciwnie - jej ciało pochłaniał ogień z
każdym jego dotknięciem.

Pukanie 

do 

drzwi 

studia

zabrzmiało  jak  huk  wystrzału.  Colin
zignorował  to  zupełnie  i  całował  bez
wytchnienia.

- Colin! - zawołała Gail Kingsley.

-  Jest  tu  ktoś,  kto  chce  się  z  tobą
zobaczyć.

Klnąc dziko, Colin puścił Cassidy

background image

z  objęć.  Jego  przekleństwa  nagle
ucichły,  kiedy  zobaczył  jej  szeroko
otwarte,  przestraszone  oczy.  Jej  usta
drżały. Na moment przylgnęła do niego i
wtedy  poczuł,  że  jej  piersi  falują  w
szlochu.

-  Colin,  nie  drocz  się  ze  mną  -  W

głosie  Gail  słychać  było  wymuszoną
cierpliwość.  -  Na  pewno  już  dawno
skończyłeś pracę.

-  W  porządku,  do  diabła!  -

wrzasnął  wściekle  do  Gail,  ale  nadal
patrzył na Cassidy. Powiódł ją za ramię
do  garderoby.  Wewnątrz  obrócił  ją
twarzą do siebie. Spojrzała na niego bez
słowa. Próbowała uspokoić oddech. Łzy
wzbierały w jej oczach. - Przebierz się -

background image

powiedział  cicho.  Zawahał  się,  jakby
chciał 

powiedzieć 

coś 

jeszcze.

Odwrócił 

się 

jednak 

wyszedł,

zamykając za sobą drzwi.

Cassidy 

płakała 

odwrócona

twarzą  do  ściany.  Po  kilku  minutach
usłyszała  głosy  dobiegające  ze  studia.
Gail 

mówiła 

szybko, 

wyraźnie

zdenerwowana,  natomiast  głos  Colina
był  zupełnie  spokojny,  nie  zdradzał
cienia emocji i pasji, jakim ulegał przed
chwilą.  Cassidy  nie  zwracała  uwagi  na
to,  co  mówiono,  wyłapała  jednak
jeszcze  trzeci  głos.  Mężczyzna  mówił  z
wyraźnym włoskim akcentem.

Spojrzawszy  w  lustro,  Cassidy

background image

przeraziła  się  swoim  wyglądem.  Była
tak blada, że barwa jej policzków bliska
była bieli sukienki, którą miała na sobie.
W  oczach  miała  słabość  i  udrękę.  Tak
patrzyła kobieta, która poniosła klęskę.

-  Nie,  nie,  nie!  -  powiedziała  do

siebie,  zakrywając  ręką  odbicie  twarzy
w  lustrze.  -  Nic  nie  osiągnie  w  ten
sposób i musi o tym wiedzieć.

Zdjęła  w  pośpiechu  suknię  i

włożyła  swoje  ubranie.  W  prostej,
klasycznie  skrojonej  bluzce  wyglądała
mniej  krucho  i  słabo.  I  czuła  się
nieporównanie 

lepiej. 

Głosy

dobiegające 

sąsiedniego 

pokoju

słychać  było  teraz  wyraźniej.  Dopiero
po chwili zdała sobie sprawę z tego, że

background image

nieświadomie  podsłuchuje  rozmowę.  I
jakoś się nie za​wstydziła.

-  Interesujący  dobór  kolorów,

Colin.  Wygląda  na  to,  że  osiągniesz
niezwykły efekt - powiedziała Gail.

A  więc  rozmawiają  o  obrazie.

Pozwolił,  by  Gail  go  obejrzała,  lecz
Cassidy tego zabronił. Dlaczego?

Wydaje 

się 

niemal

sentymentalny.  To  będzie  zaskoczenie
dla 

artystycznego 

światka 

-

kontynuowała Gail.

-  O  tak,  sentymentalny  -  odezwał

się  Włoch.  -  Ale  w  tej  grze  kolorów
widać  pasję.  Jestem  zaintrygowany,

background image

Colin.  Nie  mogę  rozgryźć  twoich
intencji.

- Bo jest ich kilka - odpowiedział

Colin swym su​chym, ironicznym tonem.

-  Skąd  ja  to  znam?  -  zachichotał

Włoch, 

po 

czym 

dodał 

z

zaciekawieniem:  -  Nie  zacząłeś  jeszcze
twarzy.

- Nie.

Colin 

wyraźnie 

chciał 

już

zakończyć  dyskusję  o  powstającym
dziele, ale Włoch mówił dalej:

-  Intryguje  mnie...  I  ciebie  też.  To

widać. Powinna być oczywiście piękna i

background image

wystarczająco młoda, żeby pasowała do
sukni i fiołków. Ale musi w niej być coś
jeszcze.

Cassidy  czekała  na  odpowiedź

Colina,  ale  tej  nie  było.  Jednak  Włoch
się nie zniechęcał:

- Nie pokażesz mi jej, przyjacielu?

-  No  właśnie,  Colin,  gdzie  jest

Cassidy?  -  W  głosie  Gail  brzmiało
rozbawienie.  Oczy  Cassidy  zwęziły  się.
- Przecież wiesz, że będzie zachwycona,
gdy  przedstawimy  ją  Vince'owi  -
zaśmiała  się.  -  Ona  wygląda  na  słodką
istotę. 

Tylko 

nie 

mów, 

że 

spłoszyliśmy.

background image

Rozdrażniona 

na 

dobre 

protekcjonalną 

uwagą, 

Cassidy

otworzyła nagle drzwi.

-  Nie  spłoszyliście  mnie  ani

trochę. 

Obdarzyła 

całą 

trójkę

promiennym uśmiechem. - I z pewnością
będę zachwycona możliwością poznania
Vince'a.

Oczy Gail rozbłysły wściekłością.

Spojrzała  pytająco  na  Colina,  ale  na
jego  twarzy  nie  mogła  odczytać  żadnej
odpowiedzi.

Mężczyzna, który stał obok Colina,

był niemal o głowę niższy od niego, ale
jego  szczupła  budowa  i  godna  postawa
sprawiały,  że  wydawał  się  wysoki.

background image

Włosy miał tak ciemne jak Colin, tyle że
proste,  oczy  piwne,  podkreślane  przez
oliwkową  barwę  skóry.  Twarz  miał
gładką  i  przystojną,  a  kiedy  się
uśmiechał, wyglądał czarująco.

-  Ach,  bella.  -  Przeszedł  przez

pokój  i  ujął  obie  dłonie  Cassidy.  -
Bellisima. 

Oczywiście, 

że 

jest

doskonała. Gdzieś tyją znalazł, Colin? -
Przyglądał się jej z zachwytem. - Pojadę
tam i zatrzymam się tak długo, aż znajdę
podobny skarb dla siebie.

Cassidy  zaśmiała  się,  rozbawiona

tą jawną próbą flirtu.

-  We  mgle  -  odpowiedziała,

ponieważ  Colin  nadal  milczał.  -

background image

Myślałam, że Colin chce mnie okraść.

-  Aniołku,  on  jest  zdolny  do

czegoś  o  wiele  gorszego.  -  Vince  z
uśmiechem  zerknął  na  Colina,  ale  nadal
trzymał  dłoń  Cassidy.  -  Jest  czarnym
irlandzkim psem, którego obrazy kupuję,
ponieważ nie widzę nic lepszego, na co
mógłbym wydawać moje pieniądze.

Colin dołączył do nich, marszcząc

brwi.

-  Vince,  to  jest  Cassidy  St.  John.

Cass,  to  jest  Vincente  Clemenza,  książę
Maracanti.

Cassidy otworzyła szeroko oczy ze

zdumienia.

background image

-  Ach,  teraz  zaimponowałeś  jej

moim tytułem. - Vince wyszczerzył zęby

uśmiechu. 

Jestem 

do 

pani

dyspozycji.  -  Szarmancko  uniósł  dłonie
Cassidy do swych ust.

-  To  wielka  przyjemność  poznać

panienkę, 

signorina. 

Czy 

zostanie

panienka moją żoną?

- Zawsze marzyłam, żeby wyjść za

księcia.  Czy  powinnam  dygnąć?  -
Uśmiechnęła  się  do  niego  znad  ich
złączonych  dłoni.  -  Nie  jestem  pewna,
czy wiem, jak to się robi.

-  Vince  zwykle  oczekuje,  że

wszyscy  poniżej  hrabiego  klękają  przed
nim  i  całują  sygnet.  -  Colin  niby

background image

żartował, ale wzrok miał posępny.

- Przesadzasz, przyjacielu. - Vince

puścił dłonie Cassidy i poklepał Colina
po  ramieniu.  -  Jak  nigdy  dotąd,
zazdroszczę ci twojego daru. Obiecaj, że
będę  miał  prawo  pierwokupu  tego
portretu.

Colin 

przyglądał 

się 

twarzy

Cassidy.

- Już ktoś cię ubiegł.

-  Naprawdę?  -  Vince  wzruszył  z

gracją ramionami.

-  Cóż,  będę  musiał  przebić  jego

ofertę.  -  Ton  jego  głosu  wskazywał,  że

background image

jest  mężczyzną,  który  zwykle,  otrzymuje
to, na czym mu zależy.

- Vince chciał zobaczyć „ Janeen"

-  ucięła  tę  pogawędkę  Gail  i  przeszła
przez pokój, aby odszukać obraz.

-  Jeśli  pozwolicie  zatem...  -

zaczęła  Cassidy,  ale  Vince  chwycił  ją
ponownie za rękę.

- Nie, madonna, zostań. Obejrzysz

ze mną dzieło mistrza. - Nie czekając na
odpowiedź, 

stanowczo 

pociągnął

Cassidy za rękę.

Gail  podniosła  płótno  i  umieściła

je  na  sztalugach.  To  był  portret
dziewczyny  leżącej  w  negliżu  na

background image

kanapie. Gail uśmiechnęła się złośliwie.

Poprzedniczka 

Cassidy 

-

oznajmiła,  po  czym  cofnęła  się,  żeby
stanąć obok Colina.

Cassidy 

zrozumiała 

oczywistą

wymowę  tego  gestu.  Skupiła  się
ponownie  na  obrazie,  starając  się  nie
patrzeć na Colina.

-  Piękne  stworzonko  -  zamruczał

Vince.  -  Można  powiedzieć,  kobieta  w
każdym  calu.  Jest  w  niej  jakaś
niezwykle  pociągająca  grzeszność.  -
Odwrócił  głowę,  żeby  uśmiechnąć  się
do Cassidy. - Co sądzisz?

-  Jest  wspaniała  -  odparła

background image

natychmiast.  -  Sprawia,  że  czuję  się
niezręcznie.  Zazdroszczę  jej  pewności
siebie 

demonstrowaniu 

swej

zmysłowości. 

Myślę, 

że 

mogłaby

onieśmielać  większość  mężczyzn.  To
sprawiałoby jej przyjemność.

-  Jak  widzę,  twoja  modelka  jest

doskonałym 

znawcą 

ludzkich

charakterów  -  powiedział  Vince.  -  Tak,
wezmę  go.  I  jeszcze  ten,  który  Gail
pokazywała  mi  na  dole.  Bije  z  niego
nadzieja. A teraz... madonna. - Odwrócił
się,  aby  spojrzeć  ponownie  na  Cassidy.
W  jego  oczach  widać  było  zauroczenie.
-  Czy  zjesz  ze  mną  kolację?  W  mieście
mężczyzna 

czuje 

się 

wyjątkowo

samotnie, jeśli nie towarzyszy mu piękna

background image

kobieta.

Cassidy  uśmiechnęła  się,  ale

zanim  odpowiedziała,  Colin  położył
rękę na jej ramieniu.

- Obrazy są twoje, Vince, ale moja

modelka nie.

- Ach tak - odpowiedział znacząco

Vince.

Oczy  Cassidy  zwęziły  się  ze

złości.  Colin  odwrócił  się,  aby  zdjąć
obraz ze sztalug.

- Poproś kogoś, żeby spakował ten

i ten z dołu dla Vince'a - powiedział do
Gail, wręczając jej płótno. - Zaraz zejdę

background image

do was i ustalimy wszystkie warunki.

Gail  wyszła  bez  słowa.  Vince

odprowadził  ją  zamyślonym  wzrokiem,
po czym odwrócił się do Cassidy.

- Do widzenia, Cassidy St. John. -

Ucałował jej dłoń i westchnął z żalem. -
Wygląda  na  to,  że  muszę  sobie  znaleźć
we  mgle  własne  szczęście.  Oczekuję
korzystnej  ceny  za  obrazy,  co  nieco
złagodzi  gorycz  mego  rozczarowania,
przyjacielu.  -  Rzucił  okiem  na  Colina  i
skierował się w stronę drzwi. - Gdybyś
kiedykolwiek 

była 

we 

Włoszech,

madonna...  -  Wyszedł,  uśmiechając  się
na pożegnanie.

W chwili, gdy drzwi się zamknęły,

background image

Cassidy odwróciła się do Colina, drżąc
z wściekłości.

-  Jak  śmiesz?  -  Po  bladości  jej

policzków  zostało  tylko  wspomnienie.  -
Jak śmiesz sugerować takie rzeczy?

Powiedziałem 

jedynie

Vince'owi,  że  może  mieć  moje  obrazy,
ale nie moją modelkę. - Colin przeszedł
przez  pokój  i  zakrył  portret  Cassidy.  -
Jakiekolwiek  podteksty  mogły  być
jedynie przypadkowe.

-  O  nie!  -  Podążyła  za  nim

napędzana  furią  -  Tu  nie  było  żadnego
przypadku.  Dobrze  wiedziałeś,  co
robisz. 

Nie 

zamierzam 

tolerować

takiego  zachowania,  Sullivan.  Mogę  się

background image

spotykać, 

kimkolwiek 

zechcę,

niezależnie 

od 

twoich 

sugestii 

i

podtekstów.

Colin  wsunął  ręce  do  kieszeni.

Przez  chwilę  przyglądał  jej  się  w
milczeniu.  A  kiedy  się  odezwał,  był
całkowicie spokojny.

Jesteś 

bardzo 

młoda 

i

nadzwyczaj  naiwna.  Vince  jest  moim
starym i dobrym przyjacielem. Jest także
czarującym 

kobieciarzem. 

Nie 

ma

skrupułów względem kobiet.

- A ty masz? - rzuciła wściekle.

Zauważyła,  że  Colin  zesztywniał.

Jego  oczy  zapłonęły,  a  mięśnie  twarzy

background image

napięły się. Po raz pierwszy dostrzegła,
jak z trudem próbował pohamować swój
temperament.

-  To  twoja  sprawa,  Cass  -

powiedział łagodnie. - Nie przychodź do
czwartku.  -  Odwrócił  się  w  kierunku
drzwi.

- Potrzebuję kilku dni.

Cassidy stała w pustym studiu.

Osiągnęłam  to,  co  chciałam,

pomyślała  smętnie.  Ale  to  nie  jest
słodkie zwycięstwo...

Była 

udręczona 

fizycznie 

i

emocjonalnie. Wróciła do garderoby po

background image

torebkę.  Nie  tylko  Colin  potrzebował
kilku 

dni, 

żeby 

sobie 

wszystko

poukładać.

-  Co  za  szczęście,  że  cię  jeszcze

złapałam.  -  Gail  pojawiła  się  w
drzwiach  studia  w  chwili,  gdy  Cassidy
opuszczała garderobę. - Pomyślałam, że
powinnyśmy pogadać.

-  Lekko  się  uśmiechnęła.  -  Tylko

my dwie.

Cassidy  westchnęła  z  jawnym

znużeniem.

- Nie teraz. - Poprawiła torebkę. -

Mam dosyć na dziś.

background image

-  W  takim  razie  powiem  krótko  i

możesz sobie iść.

- Gail mówiła na pozór grzecznie,

ale Cassidy czuła ukry​tą niechęć.

Lepiej  się  nie  kłócić,  pomyślała

Cassidy. 

Lepiej 

wysłuchać 

jej

spokojnie,  zgodzić  się  ze  wszystkim,  co
powie,  i  spokojnie  wyjść.  To  najlepsze
rozwiązanie.

Obdarzyła 

Gail 

najmniej

zaczepnym  uśmiechem,  na  jaki  było  ją
stać.

porządku, 

mów. 

Gail

zaczerpnęła powietrza.

background image

- Wygląda na to, że nie wyraziłam

się dość jasno... Na temat mnie i Colina.
-  Jej  głos  był  opanowany.  Mówiła
cierpliwie jak nauczyciel do ucznia.

Cassidy 

zignorowała 

rosnące

rozdrażnienie i skinęła głową.

-  Colin  i  ja  jesteśmy  parą  od

pewnego czasu. Zaspo​kajamy wzajemnie
różne  potrzeby.  Przez  te  lata  Colin  miał
kilka  romansów,  które  byłam  w  stanie
mu  wybaczyć.  W  wielu  przypadkach  te
związki były rozdmuchane przez prasę. -
Wzruszyła  ramionami.  -  Romantyczny
wizerunek  tworzy  jego  artystyczną
legendę.  Zniosę  wszystko,  jeśli  to
pomoże mu w karierze. Rozumiem go.

background image

Gail nie była w stanie usiedzieć w

jednym  miejscu  i  zaczęła  nerwowo
przechadzać się po studiu.

- Nie rozumiem, dlaczego mi o tym

mówisz  -  zaczęła  Cassidy.  Ostatnią
rzeczą,  jaką  chciała  usłyszeć,  była
informacja, 

jak 

doświadczonym

kochankiem jest Colin Sullivan.

-  Nie  rozumiesz?  Więc  ci  to

wyjaśnię.  -  Gail  zatrzymała  się  i
spojrzała  na  Cassidy  zimnymi  jak  lód
oczami.  -  Będę  cię  tolerować  do  czasu,
aż  Colin  skończy  pracę  nad  twoim
portretem.  Nie  zamierzam  przeszkadzać
mu  w  pracy.  Ale  jeśli  wejdziesz  mi  w
drogę...  -  Zacisnęła  palce  na  pasku  od
torebki Cassidy. - Potrafię pozbywać się

background image

tych, którzy włażą mi w paradę.

-  Jestem  pewna,  że  potrafisz.  -

Jeśli  Gail  myślała,  że  wystraszy
Cassidy,  to  srodze  się  zawiodła.  -  Tak
się  jednak  składa,  że  niełatwo  się  mnie
pozbyć.  -  Odgięła  palce  Gail  ze  swojej
torebki. - Wyjaśnię ci coś jeszcze. Twój
związek  z  Colinem  jest  twoją  prywatną
sprawą  i  nie  zamierzam  się  w  to
wtrącać. 

Zauważyła 

uśmiech

satysfakcji  w  kącikach  ust  Gail,  więc
dodała:  -  I  nie  dlatego,  że  mi  grozisz.
Nie 

zastraszysz 

mnie, 

Gail. 

Tak

naprawdę to mi ciebie żal.

Gail  fuknęła  z  oburzeniem,  ale

Cassidy kontynuowała:

background image

- Twój brak pewności siebie, gdy

mowa  jest  o  Colinie,  wygląda  żałośnie.
Nie  stanowię  dla  ciebie  zagrożenia.
Nawet  ślepy  by  zauważył,  że  Colin
myśli  tylko  o  tym,  co  tworzy  na  swoich
płótnach.  -  Wskazała  na  zakryty  portret.
-  Interesuję  go  tylko  jako  modelka,  taki
swoisty  przedmiot,  a  niejako  osoba.  -
Poczuła  ucisk  zawodu,  gdy  dotarł  do
niej  sens  słów.  -  A  on  interesuje  mnie
wyłącznie 

jako 

pracodawca. 

Nie

zamierzam się wtrącać w wasz związek,
ponieważ  nie  jestem  zakochana  w
Colinie,  co  więcej,  w  ogóle  mi  to  nie
grozi.

Odwróciła  się  i  wybiegła  przez

tylne  drzwi  studia.  Dopiero  kiedy  nieco

background image

ochłonęła,  zdała  sobie  sprawę,  że
skłamała.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przez  kolejne  dwa  dni  Cassidy

całkowicie  pogrążyła  się  w  pracy.
Musiała  odpocząć  od  Colina,  uspokoić
emocje.  Jednak  zwyczajna  przerwa  w
kontaktach  to  było  zbyt  mało.  Cassidy
wiedziała, że powinna przestać myśleć o
Colinie  i  o  ich  wzajemnych  stosunkach.
W  tych  rozważaniach  starała  się
ignorować  incydent  z  Gail.  Mówiła
sobie,  że  mało  ją  obchodzą  osobiste
sprawy tej kobiety i nie zamierzała brać
ich pod uwagę, myśląc o własnym życiu.
Przecież nikt nie ma prawa wpływać na

background image

jej uczucia, a tym bardziej stawać im na
przeszkodzie.

Pisała  z  pasją,  bez  opamiętania.

Wszystkie obserwacje, fascynacje i lęki
stanowiły  nowe  tworzywo  literackie.
Pracowała  do  późna,  zapominając  o
jedzeniu,  a  potem  padała  na  łóżko  i
wyczerpana 

ciężką 

pracą, 

twardo

zasypiała.  Była  tak  pochłonięta  swoim
zadaniem,  że  kiedy  drugiego  dnia
poczuła  dłoń  na  ramieniu,  wrzasnęła
przerażona.

- O rany! Przepraszam. - Jeff starał

się  zachować  powagę.  -  Pukałem,
dzwoniłem, ale zupełnie odpłynęłaś.

-  Już  w  porządku  -  wykrztusiła,

background image

trzymając  ręce  na  piersi,  jakby  starała
się  utrzymać  serce  w  miejscu.  -  Takie
emocje  dobrze  robią  na  krążenie,  krew
płynie  jak  szalona.  Coś  z  twoją
lodówką? Jeff skrzywił się.

-  Czy  naprawdę  sądzisz,  że  tylko

po to tu przychodzę? Jestem wrażliwym
facetem, zapytaj mojej mamy.

Uśmiechnęła się.

- Na pewno zapytam. Więc co cię

przyniosło?

-  Mam  dziś  koncert  w  kafejce  na

naszej ulicy. Chodź ze mną.

- Och Jeff, chciałabym, ale...

background image

Szukając 

wymówki, 

ogarnęła

dłonią  papiery  na  biurku,  ale  Jeff
gwałtownie jej przerwał:

-  Słuchaj,  od  dwóch  dni  ślęczysz

przykuta 

do 

tego 

biurka. 

Kiedy

zamierzasz trochę się przewietrzyć?

Wzruszyła  ramionami  i  postukała

palcem w słownik.

- Jutro znowu mam być w studiu i

muszę...

-  I  to  kolejny  powód,  by  zrobić

sobie  wolne  dziś  wieczorem.  Wyluzuj
trochę, dziewczyno, bo się zamęczysz. -
Przyjrzał  się  jej  uważnie  i  zmienił
taktykę. 

Wiesz, 

potrzebujemy

background image

przyjaznej  osoby  wśród  publiczności.
My,  wschodzące  gwiazdy,  nie  możemy
być niczego pewni.

Cassidy  westchnęła,  po  czym

uśmiechnęła się.

-  W  porządku.  Ale  nie  zostanę

długo.

- Gram od ósmej do jedenastej. O

północy możesz być już w łóżku.

- Dobrze, będę tam koło ósmej. A

która 

jest 

właściwie 

godzina? 

-

Spojrzała na zepsuty zegarek.

- Po siódmej. Jadłaś coś dzisiaj?

background image

- Prawdę mówiąc, nie.

- O Boże. No dobra, wrzuć coś na

siebie,  bo  pada.  Przed  koncertem
zdążymy skoczyć na hamburgera.

- A mogę dostać z serem? - spytała

zachwycona pro​pozycją.

-  Baby.  Zawsze  jakieś  „ale"...  -

mruknął Jeff, zamy​kając za nią drzwi.

Ściana  deszczu  nie  zrobiła  na

Cassidy  żadnego  wrażenia.  Po  dwóch
dniach  przy  biurku  świeże  powietrze
było 

wyjątkowo 

orzeźwiające, 

a

hamburger  okazał  się  prawdziwą  ucztą
bogów po ubogich posiłkach w domu.

background image

Siedząc w końcu sali, piła kawę z

mlekiem  i  słuchała  koncertu  Jeffa
Zrobiło się już późno, kiedy zdała sobie
sprawę,  że  nagle  i  niespodziewanie
powróciły myśli o Colinie. Zamknęła na
chwilę  oczy,  łudząc  się,  że  po  ich
ponownym  otworzeniu  obraz  zniknie.
Ale  tak  się  nie  stało,  więc  uznała,  że
szkoda  jej  energii  na  wyrzucanie  go  z
umysłu.

Zdawała  sobie  sprawę,  że  Colin

jest nadzwyczaj pewnym siebie facetem,
który  twardo  i  sprawnie  kroczy  przez
życie,  rzadko  kiedy  oglądając  się  na
innych.  Niezbyt  przepadała  za  takimi
ludźmi,  wiedziała  jednak,  że  jeśli  ktoś
obdarzony  podobnymi  cechami  posiada

background image

ponadto  jakiś  talent,  prawie  na  pewno
zrobi  karierę.  A  Colin  jest  genialnym
artystą  i  z  tego  daru  robi  wspaniały
użytek.  Przy  tym  jest  wrażliwy  i  pełen
wdzięku,  no  i  ma  dobrze  poukładane  w
głowie.  Tworzyłoby  to  całkiem  znośną
mieszankę, gdyby nie to, że jednocześnie
jest  samolubny,  arogancki  i  kompletnie
zatracony  w  swojej  pracy.  Bywa  też
bezmyślny,  dominujący  i  skory  do
przemocy.  A  to  ją  przerażało  i
odpychało od niego.

Ale  jest  też  facetem,  którego

bezgranicznie kocham, pomyślała.

Zadrżała i zapatrzyła się w kawę.

Jestem  skończoną  idiotką,  głupią

background image

romantyczną  gąską,  strofowała  się  w
duchu.  I  miała  w  tym  dużo  racji.
Wiedziała  przecież,  że  Colin  ma
kochankę,  a  na  Cassidy  patrzy  jak  na
obiekt,  który  zamierza  przenieść  na
obraz.  Wiedziała,  że  miał  wiele  kobiet,
ale  z  żadną  z  nich  nie  stworzył
prawdziwego związku. Nawet z Gail, bo
to  byk  wbrew  jego  naturze.  Jak  to  się
więc stało, że zakochała się w kimś, kto
zupełnie nie odpowiadał jej marzeniom'
W  kimś,  kto  absolutnie  nie  nadawał  się
do  małżeństwa,  kto  nigdy  nie  stworzy
normalnej, 

opartej 

na 

zdrowych

zasadach rodziny? Wspaniale, po prostu
wspaniale.

Uniosła  powoli  filiżankę  i  wypiła

background image

mały łyk kawy.

Musi  dotrwać,  aż  powstanie

portret, 

bo 

umowa 

zobowiązuje.

Spotykając  się  dzień  w  dzień,  będą
musieli 

ze 

sobą 

rozmawiać.

Niebezpiecznie  też  jest  z  nim  walczyć,
bo  w  czasie  ostrych  scen  ujawnia  się
swoje  emocje.  Nie  wiedziała,  jak
głęboko potrafi przeniknąć ją wzrokiem,
ale  nie  zamierzała  dać  się  upokorzyć  i
przyznać,  że  okazała  się  idiotką  i
zakochała  się  w  nim.  Najlepiej,  jak
będzie  zachowywać  się  naturalnie.
Pozować  jak  należy,  odpowiadać  na
pytania, i to wszystko. Praca posuwa się
sprawnie,  więc  obraz  powinien  być
skończony  w  ciągu  kilku  tygodni.  Tyle

background image

była w stanie wytrzymać. A kiedy to już
się skończy...

Jej 

myśli 

zatopiły 

się 

w

ciemnościach sali.

kiedy 

obraz 

zostanie

namalowany,  to  co  wtedy?  -  pomyślała.
Kiedy  Colin  zniknie  z  mojego  życia,  to
przecież świat się nie zawali.

Potrząsnęła  głową,  odrzucając

niechciane myśli, i dokończyła kawę. W
tle  leciały  dźwięki  piosenki  Jeffa
Cassidy 

stała 

przed 

studiem 

i

przetrząsała  torbę  w  poszukiwaniu
klucza, 

który 

dostała 

od 

Colina.

Mamrocząc przekleństwa, uniosła głowę
właśnie  w  chwili,  gdy  Colin  otworzył

background image

drzwi.

- O, cześć - powiedziała speszona.

Skinął  głową,  po  czym  zatrzymał

wzrok  na  jej  dłoniach  pełnych  różnych
szpargałów.

- Szukasz czegoś?

Cassidy 

podążyła 

za 

jego

wzrokiem 

zawstydzona 

wrzuciła

wszystko do torby.

Eee, 

nie... 

Ja... 

Nie

spodziewałam  się,  że  będziesz  tak
wcześnie.

-  Masz  szczęście,  że  już  jestem,

background image

prawda? Czyżbyś zgu​biła klucz, Cass?

Uśmieszek na jego twarzy sprawił,

że poczuła się głupio.

-  Nie  zgubiłam...  Tylko  nie  mogę

znaleźć.

Weszła  do  środka,  zawadzając

ramieniem  o  pierś  Colina,  co  sprawiło,
że  przeszedł  ją  dreszcz.  Pomyślała,  że
realizacja  jej  postanowień  nie  będzie
zbyt łatwa.

-  Przebiorę  się  -  powiedziała  i

pospiesznie udała się do garderoby.

Kiedy  wróciła,  Colin  niemal  nie

zwrócił  na  nią  uwagi,  co  sprawiło,  że

background image

poczuła  się  pewniej.  Tłumaczyła  sobie,
że nie ma się czego obawiać.

- Zamierzam popracować dziś nad

twarzą - oświad​czył, mieszając farby.

Ta 

bezosobowa, 

rzucona 

w

przestrzeń  informacja  była  kolejnym
dowodem,  że  jego  myśli  są  z  dala  od
niej.  Trochę  jej  było  przykro  z  tego
powodu, ale w ciszy cierpliwie czekała,
aż  skończy  malować.  Postanowiła  nie
stwarzać żadnych problemów. Ale kiedy
ujął jej brodę, zadrżała mimo woli.

Oczy Colina zapłonęły.

-  Muszę  cię  dotykać,  by  poczuć,

zrozumieć  kształt  twojej  twarzy.  Wzrok

background image

czasem nie wystarcza. Wiesz, co mam na
myśli?

Przytaknęła. 

Colin 

odczekał

chwilę,  po  czym  dotknął  jej  brody
jeszcze  raz.  Tym  razem  delikatniej,
jedynie  opuszkami  palców.  Cassidy  z
trudem udało się nie poruszyć.

- Spokojnie, Cass. Pomyśl o czymś

miłym,  zrelaksuj  się.  Jego  delikatny,
cierpliwy  głos  zaskoczył  ją,  więc  nie
protestowała. 

Zadowolony 

Colin

przesunął palcami po jej twarzy.

Dla 

niej 

było 

to

nieprawdopodobne 

przeżycie. 

Jego

dotyk  był  łagodny,  chociaż  Colin  był
bardzo 

skoncentrowany 

spięty.

background image

Zastanawiała 

się, 

czy 

wyczuwa

narastające  w  niej  ciepło.  Jego  palce
znaczyły  ślad  od  podbródka  przez
policzki.  Całą  uwagę  skupiała  na
miarowym 

oddychaniu. 

Próbowała

sobie  wmówić,  że  dotyk  malarza  -  nie
Colina,  ale  malarza  -  jest  jej  równie
obojętny  i  bezosobowy,  co  dotyk
lekarza.  Ale 

kiedy 

pogładził 

jej

policzek, uniosła rozpalone oczy.

-  Zostań  w  tej  pozycji.  -

Energicznie  odwrócił  się  w  stronę
sztalugi.  -  Spójrz  na  mnie.  -  Uniósł
pędzel i farby.

Cassidy 

zastosowała 

się 

do

polecenia,  starając  się  skoncentrować
nie  na  Colinie,  a  tylko  i  wyłącznie  na

background image

człowieku  malującym  obraz.  Ale  czuła,
że  to  niemożliwe.  Nie  mogła  patrzeć  na
niego  i  jednocześnie  go  nie  dostrzegać.
Nie potrafiła być z nim i zarazem daleko
od  niego.  Nie  mogła  wymazać  go  z
myśli,  tak  samo  jak  nie  była  w  stanie
wyrzucić go z serca.

Ale  chyba  mogę  sobie  trochę

pomarzyć,  uznała.  Pocieszyć  się  tymi
drobinkami  szczęścia,  które  spadają  na
nią,  gdy  jest  z  Colinem.  Smutek  i  tak
niedługo 

przyjdzie, 

więc 

trzeba

korzystać z chwili...

Obserwowała  go  podczas  pracy  i

uczyła  się  na  pamięć  jego  wyglądu.
Wiedziała,  że  przyjdzie  czas,  kiedy

background image

będzie  mogła  korzystać  jedynie  z  tych
wspomnień.  Patrzyła  na  ciemną  gęstwę
włosów 

opadających 

lokami 

na

ramiona.  Przyglądała  się  ruchliwym
brwiom,  za  pomocą  których  potrafił
wyrażać 

najprzeróżniejsze 

uczucia.

Fascynowała  ją  gładkość  jego  twarzy.
Malując,  raz  po  raz  podnosił  oczy  ku
niej. 

Cechowała 

je 

niebywała

koncentracja,  która  sprawiała,  że  były
jeszcze bardziej niebieskie niż zwykle.

Nie  widziała  jego  rąk,  ale

potrafiła  je  sobie  wyobrazić.  Długie,
szczupłe  i  piękne.  Miała  wrażenie,  że
czuje, 

jak 

dotykają 

jej 

twarzy,

odkrywając  cechy,  których  ona  sama
zapewne  nigdy  by  nie  dostrzegła.  Jeśli

background image

już miała głupio się w kimś zakochać, to
nie 

mogła 

trafić 

na 

bardziej

do​skonałego mężczyznę.

Pracowali 

godzinami, 

robiąc

jedynie  krótkie  przerwy,  żeby  Cassidy
mogła rozciągnąć zastałe mięśnie. Colin
zawsze 

niecierpliwie 

dążył 

do

ponownego 

rozpoczęcia 

pracy.

Wyczuwała  jego  nastrój  i  wiedziała,  że
powstaje  coś  wyjątkowego.  Całe  studio
wypełnione 

było 

jego

pod​ekscytowaniem.

-  Oczy  -  mruknął  i  odłożył  paletę.

-  Chodź,  muszę  cię  mieć  bliżej.  -
Przyciągnął  ją  pod  samą  sztalugę.  -
Oczy... dusza portretu.

background image

Przytrzymał  ją  za  ramiona,  a  jego

twarz  znalazła  się  o  centymetry  od  jej
twarzy.  Od  farb  i  terpentyny  zakręciło
jej  się  w  nosie.  Wiedziała,  że  gdy  czas
pozowania  minie,  pewnie  nigdy  nie
poczuje już tego zapachu.

- Patrz na mnie, Cass.

Z  niemałym  trudem  spojrzała  na

niego.  Jego  wzrok  przeszywał  ją  na
wylot.  Zobaczyła  swoje  odbicie  w  jego
oczach  i  pomyślała,  że  wygląda  w  nich
jak więzień. Jego więzień.

Ich  oddechy  wymieszały  się.  Jej

wargi rozchyliły się zapraszająco. Colin
gwałtownie  zrobił  krok  w  tył,  w  stronę
obrazu.

background image

-  Co  zobaczyłeś?  -  spytała  bez

zastanowienia.

- Tajemnice - odpowiedział cicho.

-  Marzenia.  Nie!  Nie  odwracaj  głowy.
Właśnie tego potrzebuję.

Bezradna 

Cassidy 

spojrzała

ponownie na niego. Nie była to pora na
stawianie  oporu.  Odłożywszy  paletę  i
pędzle,  Colin  przez  dłuższą  chwilę
przyglądał się dziełu, po czym podszedł
do Cassidy i szeroko się uśmiechnął.

Dałaś 

mi 

to, 

czego

potrzebowałem.

-  Czy  to  znaczy,  że  skończyłeś?  -

spytała  z  lekko  wyczuwalną  obawą  w

background image

głosie.

-  Jeszcze  nie,  ale  już  niewiele

zostało. - Uniósł jej dłonie i pocałował.
- Wkrótce obraz będzie gotowy.

Określenie 

„wkrótce" 

nie

przypadło Cassidy do gustu.

-  To  znaczy,  że  wszystko  idzie

dobrze.

-  Tak,  bardzo  dobrze!  Wszystko

idzie znakomicie.

- Ale  nadal  nie  mogę  spojrzeć  na

obraz? Dopiero jak go skończysz?

- Jestem przesądny.

background image

- Ale Gail pokażesz. - W jej głosie

słychać było roz​goryczenie.

-  Gail  jest  artystką.  -  Puścił  jej

dłonie i lekko poklepał ją po policzku. -
A nie modelką.

Cassidy  westchnęła,  uznając  swą

porażkę.

-  Musiałeś  ją  kiedyś  namalować.

Jest taka intrygująca i pełna życia.

- Ale nie potrafi ustać pięciu minut

w jednej pozycji.

- Colin zaczął czyścić pędzle.

Uśmiechając 

się, 

Cassidy

background image

podeszła  do  okna.  Przeciągnęła  się  i
uniosła włosy z ramion i szyi wysoko do
góry, by po chwili puścić je w bezładzie
na 

ramiona. 

Promienie 

słońca

prześliznęły 

się 

po 

chaotycznie

rozrzuconych kos​mykach.

Kiedy  odwróciła  głowę,  żeby

ponownie  uśmiechnąć  się  do  Colina,
zauważyła, 

że 

bacznie 

się 

jej

przypatruje.  Coś  mówiło  jej,  żeby  do
niego  podejść,  ale  zamiast  tego  ruszyła
w drugi koniec pokoju.

-  Pierwszy  twój  obraz,  jaki

widziałam,  to  był  jakiś  irlandzki
krajobraz.  -  Starała  się,  żeby  jej  głos
brzmiał  naturalnie.  -  Spodobał  mi  się,
bo  dzięki  niemu  wyobraziłam  sobie

background image

moją  matkę.  Czy  to  nie  dziwne?  -
Odwróciła  się  do  niego  pod  wpływem
niezrozumiałego  impulsu.  -  Mam  kilka
jej  fotografii,  ale  dopiero  ten  obraz
sprawił,  że  ją  naprawdę  zobaczyłam.  -
Ściszyła  głos  i  dodała  z  delikatnym
uśmiechem: - A czy twoi rodzice żyją?

- Tak. Mieszkają w Irlandii.

- Muszą za tobą tęsknić.

-  Być  może.  Mają  tam  jeszcze

szóstkę  dzieci,  więc  nie  sądzę,  by  czuli
się samotni.

- Szóstkę?! Twoja matka musi być

niezwykła.

background image

-  O  tak.  Potrafiła  jednym  ruchem

zdzielić pasem trójkę dzieciaków.

- Nie wątpię, że miała powody.

- Pewnie miała.

-  Mój  ojciec  prawił  mi  morały.

Prawdę  mówiąc,  wolałabym  dostać
lanie.  Takie  kazania  są  gorsze  od
spotkania z pasem.

Jak 

kazania 

profesora

Eastermana  w  Berkeley?  -  spytał  z
uśmiechem.

- Skąd o nim wiesz? - Spojrzała na

niego zaskoczona.

background image

-  W  zeszłym  tygodniu  sama  mi

opowiadałaś, skarbie.

- Nie sądziłam, że mnie słuchasz. -

Cassidy 

próbowała 

sobie 

szybko

przypomnieć, 

co 

jeszcze 

paplała

podczas  sesji.  -  Prawie  nic  nie
pamiętam z tego, co mówiłam.

-  Tak...  a  ja  uważnie  słuchałem  -

powiedział  cicho.  -  No  dobra,  znowu
przeze  mnie  nic  jeszcze  nie  zjadłaś,
więc  czuję  się  jak  zbrodniarz.  Głodzić
tak 

szczupłą 

osobę 

to 

przecież

przestępstwo.  Pozwolisz  w  siebie  coś
wepchnąć  w  kuchni?  A  może  chociaż
wypijesz kawę?

Chyba 

zrezygnuję 

tych

background image

wspaniałomyślnych 

propozycji. 

-

Ruszyła  w  kierunku  garderoby.  -
Zaryzykuję posiłek w domu. Mój sąsiad
ma zapasy nieświeżych pączków.

Zamknęła 

za 

sobą 

drzwi 

i

uśmiechnęła się do siebie. Pomyślała, że
nie 

jest 

tak 

źle. 

Największe

niebezpieczeństwo 

chyba 

minęło,

ostatnie sesje powinny być łatwe.

Nucąc  pod  nosem,  zaczęła  się

rozbierać.  Kiedy  już  wydostała  się  z
sukienki, nucenie przerodziło się w pisk
przerażenia,  gdy  drzwi  gwałtownie  się
otworzyły.  Przycisnęła  materiał  do
nagiej  skóry  i  przytrzymała  mocno
obiema 

rękami, 

starając 

się 

jak

najwięcej 

ochronić 

przed 

oczami

background image

Colina.

- Co powiesz na kolację? - spytał i

wsunął się przez uchylone drzwi.

- Colin!

- Tak? - spytał.

- Colin, wyjdź! Nie jestem ubrana!

-  Przycisnęła  sukienkę  jeszcze  mocniej
do ciała.

Przecież 

widzę.  Ale 

nie

odpowiedziałaś na moje py​tanie.

- Jakie pytanie?

-  Co  z  kolacją?  -  Przesunął

background image

wzrokiem po jej nagich ramionach.

- Z jaką kolacją?!

-  Nie  możesz  żywić  się  starymi

pączkami,  to  niezdrowe  -  wyjaśnił  z
uśmiechem.

-  W  porządku,  ma  też  tacos.  A

teraz,  czy  mógłbyś  wyjść  i  zamknąć
drzwi?

-  Tylko  nie  tacos.  -  Potrząsnął

głową, ignorując jej prośbę. - Widzę, że
sam muszę cię nakarmić.

-  Czyżbyś  zapraszał  mnie  na

randkę?

background image

-  Randkę?  -  Przez  chwilę  nic  nie

mówił,  rozważając  odpowiedź.  -  No  na
to właśnie wygląda.

- Kolacja? - upewniła się Cassidy.

- Tak, kolacja.

- O której?

- O siódmej.

-  O  siódmej  -  powtórzyła  głośno,

zagłuszając  zdrowy  rozsądek.  -  A  teraz
wyjdź, żebym mogła się ubrać.

-  Oczywiście.  -  Jego  oczy

zapłonęły diabelskim blaskiem. - A przy
okazji, chyba nie odniosłaś całkowitego

background image

sukcesu.

- Co?

. - Nie zakryłaś się cała. - Zamknął

za  sobą  drzwi.  Cass  odwróciła  głowę  i
zauważyła w lustrze, że jest niemal naga.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Ubierając  się  na  randkę,  Cassidy

błogosławiła  czas  spędzony  w  sklepie
Julii.  Kreacja  z  delikatnego  szyfonu
warta  była  tych  wszystkich  godzin
poświęconych 

doskonaleniu 

sztuki

cierpliwości.  Cieniutka  jak  mgiełka
sukienka  miała  miękką,  swobodną  linię.
Góra 

podtrzymywana 

nad 

biustem

background image

elastyczną  taśmą  była  zebrana  w  talii.
Szeroka,  kloszowa  spódniczka  sięgała
kolan.  Na  odkryte  ramiona  Cassidy
narzuciła 

przypominające 

pelerynkę

bolerko,  które  lekko  związała  w  pasie.
Uznała,  że  kolor  kompletu  idealnie
pasuje  do  jej  oczu,  podkreślając  ich
niezwykłą  barwę.  To  miała  być  noc,
podczas  której  nie  chciała  się  czuć
zwyczajnie.

W  ogóle  nie  powinnaś  tam  iść,

pomyślała 

nagle. 

Gwałtowniej

przeczesała  włosy  szczotką  Nic  mnie  to
nie  obchodzi,  idę  i  już,  zbuntowała  się
przeciwko  głosowi  rozsądku.  Będziesz
żałowała, nie ustępował rozsądek. Pójdę
czy  nie,  to  i  tak  będę  żałowała,

background image

rezolutnie  ucięła  wewnętrzną  kłótnię  i
szybkim  ruchem  wpięła  w  uszy  małe
złote  kolczyki  w  kształcie  węzła
kochanków.

Musiała  jednak  do  końca  uciszyć

rozsądek.

-  Czy  nie  mam  prawa  do  ulotnej

chwili szczęścia?

-  półgłosem  zadała  retoryczne

pytanie. - Czy nie zasłu​guję na to?

Tak  bardzo  pragnęła  spędzić  z

Colinem  wieczór  bez  sztalug  i  palet.
Chciała,  by  patrzył  na  nią  nie  jak  na
modelkę,  nie  jak  na  rekwizyt.  Nie
myślała  o  tym,  co  będzie  jutro,  chciała

background image

korzystać  z  chwili,  mieć  coś  dla  siebie.
A  jeden  wieczór  to  wcale  nie  tak  dużo.
Być  może  później  przyjdzie  jej  za  to
zapłacić, ale nie zamierzała rezygnować
z wymarzonej randki.

W  popłochu  spojrzała  na  zegarek.

Dochodziła 

siódma. 

Gorączkowo

zaczęła  szukać  klucza.  Akurat  klęczała,
sprawdzając  zakamarki  pod  kanapą,
kiedy usłyszała stu​kanie do drzwi.

-  Już,  chwileczkę!  -  Wyciągnęła

rękę  po  coś  błyszczącego.  -  Mam  cię.  -
Ucieszyła  się,  by  po  chwili  westchnąć
zrezygnowana,  kiedy  zorientowała  się,
że w ręku ma mo​netę, a nie klucz.

-  Przecież  powiedziałem,  że  ja

background image

stawiam.

Stał  w  wejściu  do  pokoju,

zaskoczony 

widokiem 

klęczącej

Cassidy.  Uniosła  się,  odrzuciła  włosy  z
twarzy i przyjrzała mu się.

Miał  na  sobie  elegancko  skrojony

czarny  garnitur.  Jego  linia  świetnie
akcentowała  szczupłą  sylwetkę.  Całość
uzupełniała  śnieżnobiała  koszula  z
rozpiętym 

kołnierzykiem. 

Cassidy

pomyślała, 

że 

Colin 

nigdy 

nie

ograniczyłby  sam  siebie,  wkładając
krawat.

-  Pierwszy  raz  widzę  cię  w

garniturze.  Ale  cieszę  się  bo  wcale  nie
wyglądasz konwencjonalnie.

background image

-  Jesteś  niesamowita,  Cassidy.  -

Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać.

- Tak uważasz? - Uśmiechnęła się.

Też  się  uśmiechnął  i  wciąż

trzymając jej dłoń, zrobił krok do tyłu.

Wyglądasz 

czarująco.

Perfekcyjnie  i  cudownie.  Gdzie  jest
sypialnia?  -  spytał,  obserwując  ją,  jak
przetrząsa 

książki 

na 

półce 

w

poszukiwaniu klucza.

-  To  właśnie  jest  sypialnia.  -

Teraz  grzebała  w  doniczkach.  -  A
jednocześnie pokój dzienny, pracownia i
salon. Lubię, jak wszystko jest w jednym
miejscu,  oszczędza  to  niepotrzebnego

background image

chodzenia.  -  Westchnęła  z  rezygnacją,
gdy znalazła kolejny przedmiot, który nie
był  kluczem.  -  No  dobrze,  spokojnie,
znajdę cię. - Przymknęła oczy, próbując
odtworzyć  wydarzenia  ostatnich  dni.  -
Kiedy  miałam  go  ostatni  raz,  byłam  w
sklepie,  potem  wróciłam  z  zakupami,
poszłam  do  kuchni  i  powkładałam
rzeczy  do  szafek  i  lodówki  i...  -
Otworzyła  szeroko  oczy  i  wybiegła  z
pokoju.

Po  chwili  wróciła,  triumfalnie

przerzucając klucz z ręki do ręki.

-  Zamarzł  na  kość,  biedaczek.

Musiałam  myśleć  o  czymś  innym,  kiedy
rozpakowywałam torby.

background image

Zadowolona,  wrzuciła  klucz  do

torebki i ruszyła w stronę drzwi. Colin z
poważną miną podszedł do niej, ujął jej
twarz i powiedział:

- Cass.

- Tak?

- Nie masz butów na nogach.

-  Och.  -  Wzruszyła  ramionami.  -

Przypuszczam, że mogą mi się przydać.

Pocałował ją w czoło.

Masz 

rację, 

lepiej 

być

przygotowanym  na  wszystko.  Włożyła
buty,  potem  upewniła  się,  że  nie

background image

zapomniała o niczym więcej, i wreszcie
opuścili mieszkanie.

Pierwszą  niespodzianką  wieczoru

było czekające na nich czerwone ferrari.

-  Musi  być  twoje.  -  Cassidy

przesunęła wzrokiem po samochodzie. -
Albo  mój  sąsiad  właśnie  odziedziczył
for​tunę.

-  Jedna  z  łapówek  od  Vince'a.  -

Otworzył  jej  drzwi.  -  Musiałem  za  to
namalować portret jego siostrzenicy.

Cassidy  wcisnęła  się  w  siedzenie

i  patrzyła  na  Colina,  jak  obchodzi
samochód, 

by 

zająć 

miejsce 

za

kierownicą.  Kopciuszek  nigdy  nie  miał

background image

takiej karety.

-  Sądziłam,  że  nie  malujesz,

dopóki 

modelka 

nie 

wpadnie 

ci

szczególnie w oko.

-  Vince  należy  do  tych  paru  osób,

którym nie bardzo mogę odmówić.

Silnik  ferrari  ożył.  Przez  ciało

Cassidy 

przeszedł 

dreszcz. 

Colin

prowadził 

pewnie 

przez 

miasto,

omijając zatło​czone ulice.

- Dokąd jedziemy? - spytała, choć

tak naprawdę nie przywiązywała do tego
zbyt dużej wagi. Najważniejsze, że była
z nim.

background image

- Jeść. Umieram z głodu.

- Jak na Irlandczyka nie jesteś zbyt

gadatliwy.  Spójrz.  -  Wyciągnęła  rękę
przed  siebie.  -  Mgła  spływa  na  miasto.
Będą  dziś  używać  syren  mgielnych.  -
Spojrzała ponownie na Colina. - Zawsze
ogarnia  mnie  dziwny  smutek,  kiedy
słyszę ich dźwięk.

Odchyliła głowę i zapatrzyła się w

niebo.  Dojechali  na  miejsce,  a  na  jej
twarzy 

pojawiło 

się 

zdziwienie.

Eksklu​zywne, snobistyczne Nob Hill.

Drzwi 

samochodu 

otworzył

parkingowy,  następnie  podał  jej  rękę,
pomagając wysiąść.

background image

-  Lubisz  owoce  morza?  -  spytał

Colin,  ujmując  ją  za  ramię  i  prowadząc
w stronę wejścia.

- Dlaczego? Tak, ja...

-  To  dobrze.  Mają  tutaj  naprawdę

wyjątkowe specjały.

- Tak słyszałam.

Chwilę  później  wkroczyła  ze

świata, 

który 

dobrze 

znała, 

w

rzeczywistość,  o  której  mogła  jedynie
czytać.

Restauracja 

była 

ogromna 

i

urządzona  z  przepychem.  Wysoki  sufit,
zrobiony 

opalizującego 

szkła,

background image

ukoronowany był pięknymi żyrandolami.
Kosztowne dywany i zastawione bogato
stoły dopełniały całości. Kiedy Colin po
imieniu  wezwał  szefa  sali,  Cassidy
zrozumiała, że bywa tu często.

Stolik 

zacisznym 

kącie

zapewniał  intymność,  a  jednocześnie
pozwolił 

Cassidy 

podziwiać 

cały

splendor wnętrza Była oszołomiona.

-  Wygląda  na  to,  że  będę  jadła

trochę więcej niż talerz tacos.

-  Jestem  człowiekiem  honoru.

Słowo  to  rzecz  święta.  Dlatego  też
staram  się  je  dawać  tak  rzadko,  jak  to
tylko  możliwe.  Wina?  -  uśmiechnął  się
we  właściwy  mu,  czarujący  sposób.  -

background image

Nie  wyglądasz  na  stałego  gościa  takich
miejsc.

- Dlaczego tak uważasz?

-  Za  dużo  jest  niewinności  w

twoich  dużych  fiołkowych  oczach.  -
Odsunął kosmyk z jej twarzy.

Ubrany  na  czarno  kelner  stał  z

należytym szacunkiem przy ich stoliku.

-  Butelkę  białego  Chateau  Haut  -

Brion  -  polecił  Colin,  nie  spuszczając
wzroku z Cassidy.

Spojrzała  za  oddalającym  się

kelnerem,  potem  powiodła  jeszcze  raz
wzrokiem  po  sali,  próbując  wyłapać

background image

najdrob​niejsze szczegóły.

- Zauważyłem na twoim biurku, że

pracowałaś. Jak idzie pisanie?

Obserwowała  go  z  rosnącym

zaskoczeniem.  Być  może  widział  o
wiele więcej, niż przypuszczała.

-  Dobrze.  Wszystko  mi  się  teraz

dobrze  układa.  Takie  chwile  nie  trwają
długo,  ale  są  bardzo  produktywne.  Czy
tak samo jest z malowaniem?

-  Tak.  Są  dni,  kiedy  wszystko

przychodzi  bez  najmniejszego  wysiłku.
A  kiedy  indziej  skrobię  po  płótnie  bez
pomysłu  i  wiary.  -  Pogładził  jej
nadgarstek. - To jak ślęczenie nad pustą

background image

kartką papieru.

Wrócił  kelner  z  winem,  więc

rozpoczął  się  rytuał  otwierania  i
próbowania 

trunku. 

Cassidy

obserwowała  ceremonię  w  milczeniu,
starając  się  uspokoić  puls,  który  pod
wpływem  dotyku  Colina  zdecydowanie
przyspieszył.  Kiedy  jej  kieliszek  został
napełniony,  podniosła  go  pewnie  i
spokojnie. 

Wino 

było 

delikatnie

schłodzone i miało sub​telny smak.

- Smakuje ci?

-  Pyszne.  Łatwo  mogłabym  się

uzależnić.

-  Opowiedz,  o  czym  piszesz.  -

background image

Również  uniósł  kieliszek  do  ust,  ale
drugą ręką cały czas trzymał jej dłoń.

- O dwójce ludzi i ich życiu.

- Romans?

-  Skomplikowany.  -  Zmarszczyła

brwi, patrząc na ich złączone dłonie, po
czym spojrzała Colinowi w oczy. Ogień
świecy  mienił  się  złotem  i  fioletem.
Przypomniała  sobie,  że  ma  korzystać  z
chwili  i  nie  myśleć  o  konsekwencjach.
Uniosła  kieliszek  do  ust.  -  Oboje  są
mało przewidywalni, wiesz, żywiołowe,
zmienne  temperamenty,  i  czasami  jak
gdyby mi się wymykają Za wszelką cenę
pragną pozostać niezależni, a jednak coś
ich  do  siebie  ciągnie.  Chciałabym

background image

wierzyć, że miłość pozwoli im jednak na
pewną niezależność.

-  W  każdej  miłości  panują  inne

reguły.  Zależą  one  od  ludzi,  których
dopadła.  To  tak,  jakby  każdy  mecz
futbolowy  rozgrywany  był  według
różnych 

zasad, 

dopasowanych 

do

charakterów graczy. - Gładził delikatnie
i  czule  jej  dłonie.  Niby  nic  poważnego,
ale ten prosty gest sprawiał, że jej serce
biło  jak  oszalałe.  -  Czy  będzie
szczęśliwe zakończenie?

-  Pewnie  tak...  -  powiedziała

cicho,  zapatrzona  w  błękit  jego  oczu.  -
Ich losy są w moich rękach.

Nie  odrywając  od  niej  wzroku,

background image

uniósł  jej  dłoń  do  swoich  warg  i  spytał
łagodnie:

-  A  czy  dzisiejszej  nocy  twój  los

jest w moich rękach?

- Dzisiejszej nocy... - długą chwilę

patrzyła mu w oczy - ...tak.

Uśmiechnął 

się 

szelmowsko,

uniósł wysoko kieliszek i wzniósł toast:

- Oby ta noc trwała jak najdłużej.

To była bardzo luksusowa kolacja.

Wino  pobłyskiwało  w  kieliszkach.
Cassidy  starała  się  zatrzymać  każdą
chwilę  w  pamięci.  Jeśli  miała  spędzić
ten jedyny wieczór z mężczyzną, którego

background image

kochała,  to  powinna  rozkoszować  się
każ​dym najdrobniejszym szczegółem.

Świece 

już 

dogasały, 

kiedy

wstawali  od  stolika.  Cassidy  wsunęła
dłoń  w  dłoń  Colina.  Kiedy  dotarli  do
korytarza, usłyszała, że ktoś woła go po
imieniu.  Rozejrzała  się  i  zauważyła
łysiejącego  grubaska,  który  zmierzał
wprost  do  nich.  Uśmiechał  się  od  ucha
do  ucha  i  rozłożył  ramiona  w  geście
kordialnego  powitania.  Gdy  już  do  nich
dopadł,  jedną  ręką  entuzjastycznie
potrząsał  dłonią  Colina,  a  drugą  klepał
go  po  ramieniu.  Cassidy  zauważyła
błysk brylantu osadzonego w pierścieniu
na jego palcu.

-  Sullivan,  hultaju,  dobrze  cię

background image

widzieć.

- Jack. - Colin wyszczerzył zęby w

uśmiechu. - Co słychać?

- Jakoś leci. Mam akurat robotę w

mieście.

Jego  wzrok  zatrzymał  się  na

Cassidy.

-  Cass,  to  jest  Jack  Swanson,

wielki  rozpustnik.  Jack,  to  Cassidy  St.
John, mój wielki skarb.

Cassidy  z  jednej  strony  było

przyjemnie, że Colin tak ją przedstawił,
z  drugiej  nie  bardzo  pasowało  jej
określenie  „rozpustnik"  do  wyglądu

background image

Jacka  Swansona,  tym  bardziej,  że
ogromnie  go  szanowała  i  podziwiała,
choć  dotąd  nie  znała  osobiście.  W
ostatnim  ćwierćwieczu  Jack  stworzył
kilka  znakomitych  filmów,  które  powoli
stawały się klasykami.

- Rozpustnik? - spytał zaskoczony,

witając  się  z  Cassidy.  -  Nie  powinnaś
wierzyć  nawet  połowie  tego,  co
wygaduje  ten  nieokrzesany  Irlandczyk.
Jestem filarem społe​czeństwa.

-  Przynajmniej  tak  kazał  napisać

na  drzwiach  do  swojej  nory  -  dodał
Colin.

-  Nigdy  nie  miałeś  nawet  grama

szacunku...  -  Powiódł  wzrokiem  po

background image

twarzy  Cassidy.  -  Ale  smak  masz  bez
zarzutu. Nie jesteś aktorką, prawda?

-  Nie  licząc  roli  grzybka  w

szkolnym  przedstawieniu,  to  nie.  -
Uśmiechnęła się.

-  Miałem  do  czynienia  z  mniej

doświadczonymi aktor​kami.

-  Cass  jest  pisarką.  -  Colin  objął

ją  ramieniem.  -  Sam  ostrzegałeś  mnie,
żebym trzymał się z dala od aktorek.

-  A  od  kiedy  to  słuchasz  moich

rad?  -  Swanson  przygryzł  wargi,
przyglądając  się  z  zainteresowaniem
Cassidy. - Jaką pisarką jesteś?

background image

- Świetną, oczywiście. - Znów się

uśmiechnęła.

Mam 

dziś 

jeszcze 

jedno

spotkanie,  ale  musimy  zjeść  razem
obiad,  zanim  wyjadę  z  miasta.  Jeśli
masz  ochotę,  możesz  przyprowadzić  go
ze  sobą.  -  Rzucił  okiem  na  Colina,
kolejny raz klepnął go w ramię, po czym
zniknął w korytarzu.

-  Niezwykła  postać,  co?  -  spytał

Colin, kierując ją w stronę wyjścia.

-  Zdumiewająca.  -  Uświadomiła

sobie,  że  niedawno  ściskała  rękę
prawdziwego włoskiego księcia, a teraz
z  kolei  jednego  z  aktualnie  panujących
władców Hol​lywood.

background image

Wyszli  na  zewnątrz  w  ciepłe

światło wieczoru. Słońce już zaszło, ale
na  niebie  wciąż  było  widać  ślady  po
jego 

dziennej 

obecności. 

Cassidy

wśliznęła  się  do  ferrari  i  westchnęła  z
zadowoleniem.  Patrzyła  na  pierwsze
gwiazdy.  Ze  zdziwieniem  zauważyła,  że
Colin  jedzie  w  kierunku,  który  nie
prowadził do jej mieszkania.

- Dokąd jedziemy?

-  Jest  takie  jedno  miłe  miejsce.

Myślę,  że  ci  się  spodoba  -  stwierdził  z
uśmiechem.

Klub,  do  którego  przyjechali,  był

słabo  oświetlony  i  zadymiony.  Stoliki
były  małe  i  stały  jeden  przy  drugim,  a

background image

goście  ubrani  byli  zarówno  w  dżinsy,
jak  i  wieczorowe  kreacje.  W  rogu  sali
hałaśliwie  przygrywał  zespół,  a  na
parkiecie tańczyło kilka par.

Colin  poprowadził  Cassidy  do

zaciemnionego  stolika  w  końcu  sali.
Kiedy  szli,  kilka  osób  zawołało  go  po
imieniu,  ale  odpowiedział  jedynie
powitalnym machnięciem ręki.

-  Cudownie.  Jestem  święcie

przekonana,  że  zaraz  zabierzemy  się  do
przemytu broni lub diamentów.

-  To  by  ci  się  na  pewno

spodobało,  czyż  nie?  -  Colin  roześmiał
się głośno.

background image

-  Jasne.  Królowa  podziemia,

Krwawa  Cassidy,  brzmi  nawet  nieźle.
Bój się, Irlandczyku.

Przepchnęła się do nich kelnerka i

stanęła  w  niecierpliwej  pozie  przy  ich
stoliku.

-  Pani  ma  ochotę  na  szampana  -

powiedział Colin.

- Kto nie ma - mruknęła kelnerka i

odpłynęła w stronę baru.

-  Co  za  brak  szacunku  dla  pana

Sullivana - zaśmiała się Cassidy.

To 

wyłącznie 

sprawa

nastawienia.  W  odpowiednim  otoczeniu

background image

lubię  nawet  niegrzeczne  kelnerki.  -
Przycisnął  jej  dłoń  do  ust.  -  Wiesz,  w
tych  zatłoczonych  knajpkach  ludzie  są
blisko ze sobą Półmrok, ścisk, i tylko my
dwoje.  Mogę  cieszyć  się  twoim
smakiem  i  zapachem,  jakbyśmy  byli  w
przytulnym  domu.  -  Nachylił  głowę  i
pocałował ją ostrożnie tuż za uchem.

- Colin. - Wyciągnęła ręce do jego

ust w obronnym geście.

Pocałował jej palce.

W  tym  momencie  na  ich  stolik

dotarł 

szampan. 

Colin 

wyciągnął

rachunek 

spod 

butelki, 

wręczył

pieniądze  kelnerce,  która  bez  słowa
znikła w tłumie.

background image

-  Irytująco  szybka  obsługa  -

mruknął i otworzył bu​telkę.

Zespół 

zagrał 

coś 

bardziej

agresywnego, a Cassidy wypiła duży łyk
szampana, mając nadzieję, że to uspokoi
jej tętno.

Pili  w  ciszy,  obserwując  nocne

życie  toczące  się  wokół  nich.  Cassidy
odpłynęła  w  świat  marzeń.  Wszystko
było  takie  cudowne,  że  zaczynała  się
gubić,  co  jest  jawą,  a  co  snem.  Kiedy
Colin wziął ją za rękę, wstała i dała się
po​prowadzić na parkiet.

Ze 

sceny 

popłynęły 

wolne

bluesowe  dźwięki.  Położył  ręce  na  jej
biodrach,  a  ona  oplotła  ramionami  jego

background image

szyję.  Ich  ciała  zbliżyły  się  do  siebie.
Powietrze  było  ciężkie  od  dymu  i
zapachu perfum. Inne pary wydawały się
nieobecne  w  przygaszonym  świetle.
Ruchy  ich  przytulonych  ciał  ograniczały
się do powolnego kołysania.

Odchyliła  głowę,  żeby  popatrzeć

na  Colina.  Ich  wzrok  spotkał  się,  ich
wargi niemal się dotykały. Poczuła nagłe
pożądanie.

Muzyka  ucichła.  Nie  mówiąc

słowa,  Colin  wziął  ją  za  rękę  i
wyprowadził z tłumu.

Księżyc  był  w  pełni.  Chłodne

powietrze  ostudziło  trochę  jej  krew  i
przegoniło  chmury  z  myśli.  Ferrari

background image

mknęło  po  szosie.  Cassidy  uśmiechnęła
się  sama  do  siebie.  Jest  dobrze,  jest
wspaniale, niech nic się nie zmienia.

-  Do  mojego  domu  na  łodzi  -

odpowiedział  na  pytanie,  którego  nie
zdążyła zadać. - Mam coś dla ciebie.

Cassidy  odczuła  lekki  niepokój.

Spojrzała  przez  okno  na  zasnutą  mgłą
zatokę i pomyślała, że powinna poprosić
Colina  o  zawiezienie  do  domu.  Ale
przecież  noc  się  jeszcze  nie  skończyła.
Cassidy obiecała sobie, że ta noc będzie
należeć do niej.

Mgła  nacierała  coraz  agresywniej

na zatokę i drogę. W oddali słychać było
pierwsze 

dźwięki 

syren

background image

ostrzegawczych. 

Cassidy 

straciła

poczucie 

czasu. 

Colin 

zatrzymał

samochód.  Gdy  wysiedli,  poprowadził
ją w stronę łodzi. Piskliwy, przenikliwy
krzyk  jakiegoś  ptaka  zakłócił  ciszę.
Wąski most linowy zakołysał się pod jej
stopami.  Bryza  rozwiała  na  chwilę
zasłonę z mgły i Cassidy ujrzała łódź.

-  Och,  Colin.  -  Zatrzymała  się

oszołomiona. - Jest cu​downa.

Przed 

oczyma 

miała

dwupoziomową, drewnianą bu​dowlę.

Kiedy 

weszli 

do 

środka,

potrząsnęła  głową,  strącając  krople  z
włosów. Colin zapalił światło i przeszli
do  salonu.  Był  to  duży,  niemal

background image

kwadratowy  pokój  z  niską  kanapą  i
stołem.

-  To  niesamowite  mieszkać  na

wodzie.  -  Odwróciła  się  do  niego  i
uśmiechnęła.

-  Kiedy  noc  jest  spokojna,  miasto

wygląda  wspaniale.  Mgła  dodaje  mu
tajemniczego,  baśniowego  wyglądu.  -
Podszedł  do  Cassidy  i  odrzucił  jej  loki
na  ramiona.  -  Masz  mokre  włosy  -
powiedział cicho. - Czy wiesz, ile złotej
i  brązowej  farby  użyłem,  żeby  je
namalować?  Ich  kolor  zmienia  się  przy
każdej  zmianie  światła.  To  nie  lada
wyzwanie  dla  malarza,  który  próbuje
oddać  ich  barwę.  -  Zmarszczył  czoło.  -
Musisz  napić  się  brandy,  żeby  się  nie

background image

przeziębić. - Podszedł do barku.

Obserwowała  go,  jak  napełnia

kieliszki,  a  kiedy  podał  jej  już  alkohol,
odwróciła  się,  żeby  przyjrzeć  się
pomiesz​czeniu. Na przeciwległej ścianie
wisiał  obraz  przedstawiający  zatokę  o
wschodzie 

słońca. 

Niebo 

było

mieszanką kolorów, głównie czerwieni i
złota.  Wyczuwało  się  w  tym  dziele
żywiołowość i niepokój twórcy. A także
drapieżność  i  agresję,  jakby  artysta  w
tym dziele chciał ujawnić całą dręczącą
go nienawiść do świata.

Cassidy  nie  musiała  sprawdzać,

by  wiedzieć,  że  było  to  dzieło  Gail
Kingsley.

background image

-  Jest  nadzwyczaj  utalentowana  -

stwierdził Colin.

-  Tak  -  przyznała  uczciwie,

ponieważ obraz naprawdę ją poruszył. -
To  niezwykły  wschód  słońca,  pełen
emocji,  po  prostu  ekscytujący.  Nie
chciałabym  jednak  zaczynać  każdego
dnia  od  takiej  dawki  przemocy,  choćby
nie wiem jak pięknej.

-  Mówisz  o  obrazie  czy  o  jego

autorce?  Wzruszyła  ramionami.  Nie
chcąc drążyć tego tematu, powiedziała:

-  Można  by  pomyśleć,  że  artysta

powinien pokryć ściany obrazami, ale ty
masz  ich  tylko  kilka.  -  Zaczęła  je  po
kolei oglądać. Szczególnie jeden przykuł

background image

jej  uwagę.  Był  to  typowy  irlandzki
krajobraz, o jakim już dziś wspominała.

-  Ciekawy  byłem,  czy  pamiętałaś.

-  Stanął  za  nią  i  położył  ręce  na  jej
ramionach.

- Oczywiście.

-  Miałem  dwadzieścia  lat,  kiedy

go 

namalowałem. 

To 

była 

moja

pierwsza podróż do Irlandii.

-  Czy  to  nie  dziwne,  że  właśnie

dziś rano o tym mó​wiłam? - wyszeptała.

Przeznaczenie, 

Cassidy. 

-

Pocałował  ją  w  głowę.  Podszedł  do
ściany,  zdjął  z  niej  obraz  i  wręczył  go

background image

jej.

- Chcę, żebyś go zatrzymała.

-  Colin,  nie  mogę!  -  Była

zdumiona.

-  Nie?  Wyglądało  na  to,  że  ci  się

podoba.

-  Och,  wiesz,  że  bardzo.  Jest

piękny,  cudowny,  ale  nie  mogę  ot  tak
zabrać ze sobą twojego obrazu.

-  Nie  zabierasz,  przecież  ci  go

daję. To przywilej ar​tysty.

-  Ale...  -  Spojrzała  na  pejzaż,  a

potem na Colina. - Nie trzymałbyś go tak

background image

długo,  gdyby  wiele  dla  ciebie  nie
znaczył.  Przecież  mógłbyś  go  bez
problemu sprzedać.

Pewnych 

rzeczy 

się 

nie

sprzedaje, tylko darowuje.

- Wyciągnął ręce z obrazem w jej

stronę. - Cass, nie od​mawiaj, proszę.

-  Nigdy  dotąd  nie  słyszałam

„proszę" z twoich ust.

- Jej głos zadrżał ze wzruszenia.

-  Zachowuję  takie  słowa  na

specjalne  okazje.  Przyjrzała  mu  się
uważnie. Dał jej coś więcej niż obraz.

background image

Coś,  co  w  magiczny  sposób

łączyło  ją  z  matką,  której  nigdy  nie
poznała. Uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuję.

Przesunął palcami po jej wargach.

-  Tyle  w  tobie  piękna  i  czaru,  ale

twoje  usta...  -  powiedział  cicho.  -
Usiądź, Cass, i wypij brandy. - Odstawił
obraz na bok i wskazał kanapę.

- Czy tutaj też malujesz?

- Czasami.

-  Pamiętam  noc,  kiedy  cię

spotkałam.  Namawiałeś  mnie,  żebym

background image

przyszła  tu  z  tobą,  bo  chciałeś  zrobić
wstępne szkice.

-  A  ty  straszyłaś  mnie  mężem

sportowcem. 

Sto 

dziewięćdziesiąt

wzrostu, sto kilo żywej wagi.

-  Nic  innego  nie  przyszło  mi  do

głowy.  -  Odwróciła  się  do  niego  z
uśmiechem  i  niemal  zderzyła  się  z  jego
twarzą.

Pochylił  się  jeszcze  bardziej,  by

musnąć wargami jej policzek. Przesunął
głowę  i  pocałował  ją  w  drugi  policzek.
Ich usta niemal się dotknęły.

-  Colin  -  wyszeptała  i  położyła

ręce  na  jego  piersi.  Ich  wargi  złączyły

background image

się.  Wiedziała,  że  ciepło,  które  czuje
wewnątrz, to nie brandy.

Cassidy. 

Pocałował 

ostrożnie,  po  czym  odsunął  głowę,  żeby
móc na nią spojrzeć. - Kiedy ostatni raz
cię  całowałem,  zraniłem  cię.  Żałuję
tego.

- Proszę, Colin, nie mówmy o tym.

-  Potrząsnęła  głową  -  Oboje  byliśmy
wtedy wściekli.

- Wiem, że już mi wybaczyłaś, bo

taki  masz  charakter.  Ale  pamiętam
wyraz  twojej  twarzy.  -  Zsunął  dłoń  po
jej  ciele,  aż  ich  ręce  się  połączyły.  -
Chcę  pocałować  cię  jeszcze  raz,  Cass,
ale  w  sposób,  w  jaki  powinnaś  być

background image

całowana. 

Musisz 

mi 

jednak

powiedzieć,  że  również  ty  tego  właśnie
chcesz.

Wydawało 

się 

takie 

proste

powstrzymać  go  teraz  jednym  krótkim
„nie". 

Ale 

czuła 

się 

tak

ubezwłasnowolniona,  jakby  była  do
niego przywiązana.

-  Tak  -  powiedziała  i  zamknęła

oczy. - Chcę.

Jego  usta  dotknęły  jej  delikatnie.

Rozchyliła  wargi  zachęcająco.  Całował
ją  miękko  i  łagodnie.  Pozwoliła,  żeby
zsunął bolerko z jej ramion i oddała się
pieszczotom.  Pocałunki  stawały  się
coraz bardziej natarczywe. Oplotła ręce

background image

wokół niego.

-  Cass.  -  Zwolnił  silny  uścisk,

kiedy ich wargi rozłą​czyły się.

Przywarła 

do 

niego 

z

westchnieniem,  pieszcząc  wargami  jego
pierś.

-  Tak?  -  wymruczała,  unosząc

głowę, żeby na niego spojrzeć.

Zaklął cicho i zamiast odpowiedzi

pocałował ją mocno.

Cassidy 

zawrzała 

krew.

Poczuła,  jak  opada  na  kanapę  pod
naporem naprężonego ciała Colina. Jego
dłonie  gładziły  jej  nagie  ramiona.

background image

Całował  z  pasją,  a  ona  tylko  jęczała  z
rozkoszy.

Uwolnił jej piersi spod materiału i

pieścił  je  zdecydowanymi  ruchami.
Pasja  i  uczucie  rozkoszy  wypełniły  ją
całkowicie.  Odchyliła  głowę  i  jęknęła
cicho. Całował jej szyję i piersi. Drażnił
palcami 

sutki. 

Zadrżała, 

kiedy

ponownie  przycisnął  usta  do  jej  warg.
Otworzyła 

gwałtownie 

oczy, 

gdy

przerwał pocałunek.

Wyciągnęła  rękę,  żeby  odsunąć

kosmyk  włosów  z  twarzy  Colina.
Wymówiła cicho jego imię. Złapał ją za
rękę,  a  następnie  poprawił  jej  strój  i
pociągnął ją tak, że oboje znów usiedli.

background image

-  Cass,  na  Sądzie  Ostatecznym

zaświadczysz,  że  przynajmniej  raz
zachowałem  się  szlachetnie.  -  Mówił
chrapliwie,  niemal  słyszała,  jak  głośno
bije  jego  serce.  -  Zabiorę  cię  teraz  do
domu.

- Colin...

-  Nie  mów  nic,  proszę.  -  Zdjął

ręce  z  jej  ramion  i  wsadził  je  do
kieszeni  spodni.  -  Powierzyłaś  mi  swój
los  na  dzisiejszą  noc.  Następnym  razem
sama zdecydujesz, ale teraz zawiozę cię
do domu.

ROZDZIAŁ ÓSMY

background image

Słońce  było  wysoko  i  świeciło

jasno.  Leżąc  w  łóżku,  Cassidy  patrzyła,
jak  przedziera  się  przez  okno  i  kładzie
cienie  na  podłodze.  Spojrzała  na  obraz
wiszący po lewej stronie. Był tu dopiero
od  dwóch  dni,  ale  znała  każdy  jego
szczegół  i  każde  pociągnięcie  pędzla.
Westchnęła i utkwi​ła wzrok w suficie.

Wspominała  wieczór  spędzony  z

Colinem, od chwili, gdy zobaczyła go w
swoim  mieszkaniu,  aż  do  szybkiego
pożegnania przy drzwiach.

Kiedy przyszła do studia dzień po

ich  randce,  Colin  zajęty  był  pracą.
Cassidy  zdecydowała,  że  cokolwiek
wy​darzyło się pomiędzy nimi, nie będzie
miało  dalszego  ciągu.  Jedna  noc.  Tylko

background image

jedna noc.

Dla  niego  to  zamknięty  rozdział,

pomyślała,  wpatrując  się  w  portret.
Wiedziała  jednak,  że  w  niej  to
wspomnienie  pozostanie  na  zawsze.
Powinna  być  wdzięczna  Colinowi,  że
odwiózł ją do domu, bo gdyby została na
łodzi...

Wtedy  stałaby  się  jedną  z  jego

kochanek.  I  podzieliłaby  ich  los.  Ile
trwałby  ten  romans?  Dwa  tygodnie,
miesiąc,  może  trzy,  a  potem...  A  potem
Cassidy byłaby jeszcze bardziej samotna

głęboko 

nieszczęśliwa. 

tak

przynajmniej  może  wspominać  ten
wyjątkowy  wieczór.  Wino,  świece  i

background image

muzykę.

- Ale ze mnie głupia romantyczka -

mruknęła ze złością i walnęła pięścią w
poduszkę.

Z rozmyślań wybiło ją stukanie do

drzwi.

-  Cassidy!  -  Niezrażony  brakiem

odpowiedzi  Jeff  wtargnął  do  pokoju.  -
Hej, Cassidy! - Zatrzymał się, patrząc na
nią  z  dezaprobatą.  -  Jeszcze  w  łóżku?
Już jede​nasta.

Podciągnęła  kołdrę  pod  brodę  i

usiadła.

-  Tak,  jeszcze  jestem  w  łóżku.

background image

Pracowałam  do  wpół  do  czwartej.
Wydawało mi się, że zamykałam drzwi.

- No tak. - Jeff przysiadł na łóżku.

Cassidy zarumieniła się.

-  Czuj  się  jak  u  siebie  w  domu.  -

Wskazała na pokój.

- Nie zwracaj na mnie uwagi.

- Spójrz na to! Piszą o tobie.

-  Co  takiego?  -  Rzuciła  okiem  na

gazetę,  którą  Jeff  trzymał  w  ręku.  -  O
czym ty mówisz?

Uśmiechnął się.

background image

-  Choć  ostatnio  krucho  przędę,

zaszalałem 

kupiłem 

niedzielne

wydanie.  Warto  było.  -  Trącił  palcem
jej nos.

-  Bo  kogo  zobaczyłem  w  rubryce

towarzyskiej?  Moją  przyjaciółkę  i
sąsiadkę, Cassidy St. John.

-  Żartujesz!  -  Nerwowo  odrzuciła

włosy. - A niby jakim cudem Cassidy St.
John  miałaby  się  znaleźć  w  rubryce
towarzyskiej?

-  A  takim,  że  tańczysz  z  Colinem

Sullivanem.  -  Jeff  podsunął  jej  gazetę
pod nos.

Od  razu  zobaczyła  to  zdjęcie.

background image

Przez  chwilę  wpatrywała  się  w  nie  ze
zdumieniem,  a  potem  wyrwała  Jeffowi
gazetę.

- Pokaż mi to!

-  Proszę  bardzo  -  odpowiedział

uprzejmie.  Oparł  się  na  łokciu  i
przyglądał 

pełnej 

emocji 

twarzy

Cassidy. Wyrazisty rumieniec pokrył jej
policzki.

-  Wygląda  na  to,  że  przyłapano

was  w  jakimś  modnym  klubie.  W
podpisie  dodano  też  kilka  spekulacji,
kim  może  być  najnowsza  wybranka
Sullivana.  -  Pociągnął  się  za  brodę  i
zachichotał.  -  A  ona  siedzi  tutaj,  w
koszulce 

futbolowej 

numerem

background image

pięćdziesiąt  trzy,  w  której  wygląda  o
niebo  lepiej  niż  noszący  ten  numer
zawodnik. - Ponownie się zaśmiał. - Na
tym  zdjęciu  zresztą  także  świetnie
wyglądasz.

-  Co  za  bzdury!  -  Cisnęła  gazetą  i

wstała  z  łóżka,  odpychając  Jeffa.  -
Czytałeś  ten  artykuł?  -  Z  furią  wkopała
but  pod  szafę.  -  Jak  oni  mają  czelność
sugerować takie rzeczy?

Jeff 

rozsiadł 

się 

wygodnie,

obserwując, jak Cassidy krąży wściekła
po pokoju.

-  Daj  spokój,  to  tyko  artykuł.  Nie

trzeba  się  tym  przejmować.  -  Podniósł
wygniecioną  gazetę  i  starannie  ją

background image

rozprostował.  -  Zresztą  nadzwyczaj
pochlebnie  wypowiadają  się  na  twój
temat.  Słuchaj,  nazywają  cię...  zaraz,
niech  znajdę...  o,  mam:  „Tajemnicza
piękność".  Zgadzam  się.  „Wspaniała
figura".  Zawsze  to  mówiłem,  tylko  nie
chciałaś  mnie  słuchać.  „Fascynująca,
oryginalna 

twarz". 

Słuchaj, 

ten

dziennikarz musiał się w tobie zakochać.
Ale  mu  się  nie  dziwię...  Słuchaj,  to  jest
najlepsze:  „Leniwie  seksowne  kocie
ruchy, nieodgadnione spojrzenie kryjące
tajemną  obietnicę".  -  Jeff  ryknął
śmiechem.  -  Do  zakochanego  malarza
możesz  dodać  zakochanego  grafomana.
Oj,  narozrabiałaś,  słodka  Cass.  Au!  -
Następny  but,  kopnięty!  z  niepojętą  siłą
trafił Jeffa prosto w kolano.

background image

-  Zabolało?  To  dobrze.  Tak  cię

rozbawił ten artykuł? No jasne, przecież
jesteś tylko facetem. Czyli durniem.

- Otworzyła szufladę i wyciągnęła

parę krótkich dżinsów. Po chwili znowu
krążyła po pokoju, wymachując szortami
w  kierunku  Jeffa  -  Myślisz,  że  kilka,
bardzo 

zresztą 

wątpliwych

komplementów  wszystko  naprawi?  -
Ponownie  podeszła  do  szuflady  i
wróciła z purpurowym podkoszulkiem. -
Otóż  nie  naprawi!  -  Odrzuciła  włosy  z
twarzy.

-  Mogę  to  zatrzymać?  -  zapytała

spokojniejszym tonem.

-  Jasne.  -  Jeff  wstał  i  niepewnie

background image

wręczył jej gazetę.

-  Będzie  chyba  najlepiej,  jeśli  już

sobie  pójdę.  Jednak  Cassidy  go  nie
słuchała,  ponownie  wpatrując  się  w
zdjęcie. Jeff wymknął się niezauważony.

Niecałą  godzinę  później  Cassidy

szła  w  dół  molo,  w  kierunku  łodzi
Colina. 

ręku 

trzymała 

zmiętą

niedzielną  gazetę.  Cały  czas  wrzała
oburzeniem.  Przeszła  przez  wąski,
kołyszący  się  trap  i  zastukała  do  drzwi
kabiny.  Odpowiedziała  jej  cisza  i  plusk
fal.  Rozejrzała  się  dookoła  i  zauważyła
stojące opodal ferrari.

-  Ach,  więc  jesteś  w  domu,

Sullivan 

warknęła 

zapukała

background image

ponownie, tym razem z całej siły.

-  Po  diabła  tak  łomoczesz?  -

zabrzmiał głos ponad jej głową. Cassidy
zrobiła  kilka  kroków  w  tył  i  osłaniając
przed słońcem oczy, spojrzała w górę.

Colin  przechylał  się  przez  reling

na  górnym  pokładzie.  Miał  na  sobie
tylko  obcisłe  szorty.  W  ręku  trzymał
pędzel umazany niebieską farbą.

Sullivan, 

muszę 

tobą

porozmawiać.  -  Pomachała  gazetą.  Jej
głos nie brzmiał zbyt zachęcająco.

-  W  porządku,  wejdź  na  górę,  ale

skończ z tym idio​tycznym stukaniem.

background image

Zniknął  znad  poręczy,  zanim

zdążyła  odpowiedzieć,  więc  poszła  w
kierunku dziobu, aż dotarła do stromych
schodów.  Wspięła  się  po  nich  na  górny
pokład, stanęła za Colinem i stuknęła go
w plecy.

Siedział  na  trójnogim  krzesełku

przed  sztalugami,  malując  pewnymi,
szybkimi 

pociągnięciami 

pędzla.

Popatrzyła  przed  siebie  i  zobaczyła
łodzie, które uwieczniał na płótnie.

- A więc co cię sprowadza, Cass?

I  dlaczego  walisz  w  moje  drzwi,  jakby
się  paliło?  -  mówił  niewyraźnie,  bo  w
zębach,  niczym  piracki  nóż,  trzymał
pędzel.

background image

Pomachała 

mu 

przed 

nosem

gazetą.

- To!

Colin  odłożył  pędzle,  uśmiechnął

się do Cassidy i wziął do rąk niedzielne
wydanie  najpopularniejszego  dziennika
w San Francisco.

-  Całkiem  dobre  zdjęcie.  W

naturze oczywiście jesteś ładniejsza, ale
naprawdę niezłe - powiedział po chwili.

- Colin!

-  Ciii,  czytam.  -  Pogrążył  się  w

lekturze. 

Zagryzała 

zęby, 

tłumiąc

przekleństwo, 

wielkimi 

krokami

background image

ruszyła po pokładzie w tę i z powrotem.

Nagle  Colin  roześmiał  się,  zaraz

jednak  uniósł  rękę,  zakazując  Cassidy
mówić.  Wykrzywiła  się  do  niego
szpet​nie i podjęła swą wędrówkę.

-  No  proszę  -  powiedział  po

chwili.  -  Całkiem  zabawne.  -  Był
spokojny i rozluźniony.

Obróciła się w jego stronę.

Zabawne? 

Zabawne?! 

To

wszystko,  co  masz  do  powiedzenia  o
tym... tym chłamie?

Colin wzruszył ramionami.

background image

-  Mogłoby  być  lepiej  napisane.

Dziennikarzyna  się  wysilał,  ale  mu  nie
wyszło. Napijesz się kawy?

- Czy ty w ogóle to przeczytałeś? -

Podeszła  bliżej.  Wiatr  rozwiewał  jej
włosy,  więc  niecierpliwie  odrzuciła  je
na  plecy.  -  Przeczytałeś,  jakie  rzeczy  tu
wypisują?  -  Prychnęła,  tupnęła  nogą  i
walnęła go pięścią w pierś. - Do diabła,
nie  jestem  twoją  najnowszą  zdobyczą
Sullivan!

- Ach tak...

Jej oczy zaiskrzyły się.

-  Co  ma  znaczyć  to  „ach,  tak"?

Zapamiętaj  sobie  raz  na  zawsze,  nie

background image

jestem  twoją  najnowszą  zdobyczą!  W
ogóle  nie  jestem  żadną  zdobyczą,  ani
nową,  ani  starą,  ani  twoją  ani
czyjąkolwiek. 

Za 

takie 

określenie

powinno  się  chłostać.  W  ogóle  nie
znoszę  tego  obślizgłego  języka,  tych
wszystkich  insynuacji,  że  jesteśmy
kochankami,  że  wijemy  sobie  gdzieś
gniazdko... A ciebie, jak widzę, to bawi!
-  Z  jej  oczu  posypały  się  błyskawice.  -
Co  to  za  bzdurna  logika,  że  skoro
tańczyliśmy  ze  sobą,  to  od  razu  musimy
być kochankami.

-  Musisz  przyznać,  że  ten  pomysł

się  pojawił  -  zachichotał,  patrząc  w
rozognione 

oczy 

Cassidy. 

Wiatr

rozrzucał jej włosy wokół twarzy. Colin

background image

odsunął  je,  po  czym  położył  rękę  na  jej
ramieniu. - Chcesz zaskarżyć gazetę?

Wyczuła  rozbawienie  w  jego

głosie.

-  Chcę,  żeby  to  odszczekali  -

powiedziała  uparcie,  wsuwając  ręce  w
kieszenie.

-  Z  jakiego  powodu?  Że  ktoś

pstryknął  zdjęcie  bez  naszej  zgody  i
napisał  kilka  plotek?  Cass,  bądź
poważna.  Gdyby  ktoś  napisał,  że  jesteś
złodziejką 

albo 

morderczynią, 

to

rozumiem,  ale  tak...  Poza  tym,  maleńka,
to zdjęcie mówi samo za siebie. - Uniósł
gazetę  przed  jej  oczy.  -  Spójrz  na  tych
dwoje!  Widzą  tylko  siebie,  świat  dla

background image

nich nie istnieje.

Cassidy  podeszła  do  relingu.

Wiedziała,  że  miał  rację.  Przytuleni  w
tańcu,  zapatrzeni  w  siebie,  jej  ręce
splecione  wokół  szyi  Colina,  jego  usta
muskające 

jej 

policzek... 

Ciemny,

zadymiony klub był doskonałym tłem dla
tej  sceny.  Żadne  słowa  nie  były
potrzebne  do  opisania  tego  zdjęcia.
Pamiętała  ten  moment,  swoje  uczucia  i
intym​ność, którą dzieliła z Colinem.

Ta 

fotografia 

była 

brutalną

inwazją  w  jej  prywatność,  a  tego
nienawidziła.  Nie  znosiła  plotkarskich
rubryk  towarzyskich,  a  teraz  właśnie
plotka 

połączyła 

ją 

Colinem.

Dziennikarz nie zdołał nawet ustalić, jak

background image

Cassidy  się  nazywa  i  kim  jest,  ale  bez
żenady  nazwał  ją  „najnowszą  zdobyczą
Sullivana".

Cassidy  zapatrzyła  się  w  wodę  i

przelatujące mewy.

-  Nie  podoba  mi  się  to.  Nie  lubię

być  obiektem  plotkarskich  sensacji,
które 

się 

omawia 

nad 

płatkami

śniadaniowymi i kawą. Nie lubię, kiedy
ktoś,  przez  swoją  bujną  wyobraźnię,
przedstawia  mnie  jako  osobę,  którą  nie
je​stem. I nie lubię być opisywana jako...

-  Tajemnicza  piękność?  -  usłużnie

podsunął Colin.

- Nie widzę nic zabawnego w tym

background image

frazesie. 

Sprawia, 

że 

czuję 

się

idiotycznie.  -  Skrzyżowała  ręce  na
piersi.  -  To  nie  jest  komplement,
niezależnie  od  tego,  co  ty  i  Jeff
są​dzicie.

- A kim, do diabła, jest Jeff?

-  Jego  zdaniem  ten  artykuł  jest

odjazdowy. Ryczał ze śmiechu jak durny
bawół...  to  zresztą  was  łączy.  -  Znów
mocno  się  nakręcała  w  swej  złości.  -
Siedział  dzisiaj  rano  na  moim  łóżku  i
tłumaczył  mi,  że  powinnam  być  dumna,
że powinnam...

-  A  może  raczej  powinnaś

powiedzieć  mi,  kim  jest  ten  cały  Jeff  i
dlaczego był dziś rano w twoim łóżku -

background image

prze​rwał jej Colin.

-  Nie  w  łóżku,  ale  na  łóżku  -

rzuciła  niecierpliwie.  -  I  trzymaj  się
tematu, Sullivan.

-  Chcę  najpierw  wyjaśnić  tę

kwestię.  -  Podszedł  do  niej  i  złapał  za
podbródek. Jego palce były zaskakująco
silne. - No więc kim dla ciebie jest Jeff?

- Możesz przestać? - Wyszarpnęła

się  gwałtownie.  -  Jak  mogę  cokolwiek
wyjaśnić,  skoro  wciąż  mnie  dręczysz  i
poniżasz?

-  Dręczę  i  poniżam?  -  Zaniósł  się

śmiechem.  -  To  jest  dopiero  wyrażenie.
A teraz słucham, kim jest Jeff.

background image

- Możesz go zostawić w spokoju?

-  Jej  oczy  ponownie  rozbłysły.  -
Przyniósł 

mi 

ten 

artykuł. 

Colin,

powtarzam  jeszcze  raz,  nie  zamierzam
znaleźć  się  na  długiej  liście  twoich
kochanek.  I  nie  dam  się  wykorzystać  do
podtrzymywania 

twojego 

wizerunku

romantycznego artysty.

-  Zaraz,  zaraz,  co  znaczy  to

ostatnie zdanie? - spytał zdumiony. - Bo
poprzednie po prostu zignoruję.

-  Myślę,  że  nie  trzeba  tego

tłumaczyć.  To  zdanie  twierdzące,  w
pierwszej  osobie  liczby  pojedynczej  -
zadrwiła.  -  Do  diabła,  Colin,  mówię
poważnie: nie pozwolę na to. Naprawdę
nie  żartuję.  -  W  jej  głosie  zabrzmiała

background image

groźba.

-  O  tak.  -  Przyjrzał  się  uważnie

Cassidy. - Widzę, że nie żartujesz.

Patrzyli  na  siebie  w  milczeniu.

Była  w  pełni  świadomą  że  najchętniej
rzuciłaby 

mu 

się 

ramiona 

i

zapomniała  o  wszystkim  w  morzu
pieszczot.  By  odpędzić  pokusę  i
zaprowadzić  jaki  taki  ład  w  swej
głowie,  Cassidy  odwróciła  się  i
przechyliła przez barierkę. Przez chwilę
słuchała  delikatnego  plusku  wody  o
drewniany 

bok 

łódki. 

Westchnęła

głośno.

-  Jestem  ubogą,  skromną  i  prostą

osobą,  Colin.  Nigdy  nie  byłam  poza

background image

naszym  stanem,  a  najdalej  wyjechałam
kilkaset 

kilometrów 

poza 

miasto.

Urodziłam  się  w  zwykłej  rodzinie  i
wiodę  zwyczajne  życie.  Nie  jestem
tajemniczą, 

fascynującą 

kobietą. 

-

Odwróciła  się  ponownie  do  niego.
Wiatr  rozwiewał  jej  włosy.  -  Nie  lubię
być brana za kogoś, kim nie jestem. Nie
jestem taką osobą, jaką opisano.

Zwinął  gazetę,  wcisnął  do  tylnej

kieszeni i podszedł do Cassidy.

-  Jesteś  z  pewnością  o  wiele

bardziej  fascynująca  niż  kobieta,  jaką
opisano w tym artykule.

Cassidy potrząsnęła głową.

background image

-  Nie  powiedziałam  tego  po  to,

żebyś prawił mi kom​plementy.

-  To  było  jedynie  stwierdzenie

faktu.  -  Pocałował  ją,  zanim  zdołała
zastanowić się, czy się zgodzić, czy nie.
- Teraz czujesz się lepiej?

-  Nie  jestem  dzieckiem,  które

miało napad złości.

- Jesteś młodą, piękną kobietą.

- W San Francisco mówią o mnie,

że  jestem  niebrzydka.  -  Zerknęła  po
sobie.

- I z pewnością młoda.

background image

-  A  więc  zgadzasz  się,  że  tylko

niebrzydka? A nie piękna? - Posłała mu
prowokujące spojrzenie.

- Piękna... nie, to już przesada.

- Och!

Colin  zaśmiał  się  i  chwycił  jej

podbródek.

-  Ta  twarz...  -  Wpatrywał  się

intensywnie. - Twoja twarz jest idealna.
Cudowne  proporcje,  karnacja....  Bije  z
niej siła, a zarazem kruchość. A ty jesteś
tego  całkowicie  nieświadoma.  „Piękna"
to  banał,  to  nic  nie  znaczy.  Jesteś
niepowtarzalna, 

niezwykła 

i

fascynująca.

background image

Cassidy 

zarumieniła 

się.

Zastanawiała  się,  dlaczego  po  tylu
godzinach  pozowania  Colinowi  czuła
teraz,  że  krew  szybciej  w  niej  krąży,
kiedy przyglądał się jej twarzy.

-  Czarujący  sposób,  żeby  się

zrehabilitować za obraźliwe zachowanie
-  zadrwiła.  -  To  pewnie  ta  twoja
irlandzka dusza.

- Znam wiele lepszych sposobów.

Pocałunek  spadł  na  jej  usta  tak

nieoczekiwanie, 

że 

zanim 

zdążyła

pomyśleć,  już  go  odwzajemniała.  Czuła
gorąco 

bijące 

od 

słońca 

to

wewnętrzne,  które  wypełniało  jej  ciało.
Ogarnęło  ją  pożądanie.  Zamiast  opierać

background image

się  Colinowi,  przyciągała  go.  Pasja,
jaką  w  niej  wywołał,  zmieniła  jej
uległość w agresję.

-  Cassidy...  -  Obsypał  jej  twarz

pocałunkami. - Urze​kasz mnie.

Jej  ręce  gładziły  jego  nagi  tors  i

umięśnione  ramiona.  Serce  waliło  mu
jak młot pod dotykiem jej dłoni. Ich usta
ponownie się złączyły.

-  Wygląda  na  to,  że  przyszłam  nie

w porę. Przestraszona Cassidy odsunęła
usta  od  Colina,  ale  nie  była  w  stanie
uwolnić  się  z  jego  uścisku.  Odwróciła
głowę  i  ujrzała  Gail  Kingsley,  która
stała na szczycie schodów, trzymając się
jedną 

ręką 

poręczy. 

Jedwabny,

background image

szmaragdowy  szal,  który  miała  na  szyi,
powiewał na wietrze.

To 

chyba 

oczywiste 

-

odpowiedział 

Colin 

spokojnie.

Zaczerwieniona  Cassidy  walczyła,  by
się wyswobodzić.

-  Wybacz,  Colin,  kochanie.  Nie

wiedziałam,  że  masz  towarzystwo.  W
końcu  rzadko  zapraszasz  gości  w
niedzielę. - Uśmiechnęła się do niego w
sposób  sugerujący,  że  zna  dobrze  jego
zwyczaje.  -  Muszę  odebrać  płótna,  nie
pamiętasz?  I  mamy  kilka  spraw  do
przedyskutowania.  Poczekam  na  dole.  -
Przeszła przez pokład i otworzyła drzwi
kabiny. - Mam przygotować trzy kawy? -
Zniknęła  w  środku,  nie  czekając  na

background image

odpowiedź.

Cassidy  odwróciła  głowę  do

Colina,  jednocześnie  odpychając  się  od
jego piersi.

- Puść mnie - syknęła. - Puść mnie

natychmiast!

-  Dlaczego?  Jeszcze  przed  chwilą

byłaś bardzo szczęś​liwa i zadowolona.

Jej 

próby 

wyszarpnięcia 

się

spełzły na niczym.

-  Byłam  zaślepiona  zwierzęcym

pożądaniem. Teraz, wrócił mi wzrok.

Zwierzęce 

pożądanie? 

-

background image

Uśmiechnął 

się 

szeroko. 

Całkiem

interesujące. Często cię dopada?

-  Nie  drwij  ze  mnie,  Sullivan.  -

Zabrzmiało  to  nad  wyraz  groźnie.  -
Nawet się nie waż!

-  Czasami  naprawdę  nie  jest

łatwo. - Wreszcie ją puścił. Postanowiła
nieco  wyciszyć  atmosferę,  dlatego
powie​działa w miarę spokojnie:

-  Zrozum,  to  dla  mnie  żenujące.

Nie  chcę  całować  się  z  tobą  na  oczach
Gail,  która  na  dodatek  uśmiecha  się  z
wyższością. - Wygładziła ubranie.

Dlaczego, 

Cass? 

Jesteś

zazdrosna?  -  Uśmiechnął  się  szerzej.  -

background image

Pochlebia mi to.

-  Ty  napuszony,  przemądrzały

idioto!

- Zaraz, zaraz, Cass. - Zniżył głos.

- Przecież pragnęłaś mi się oddać, kiedy
zaślepiło 

cię 

owo 

zwierzęce

pożądanie...

Cassidy  zamachnęła  się  pięścią,

ale zrobił unik i złapał ją mocno w talii.

-  Kobiety  policzkują,  a  nie  tłuką

jak bokser.

-  Guzik  mnie  to  obchodzi  -

warknęła i wyszarpnęła mu się. Chciała
natychmiast  stąd  wyjść,  ale  Colin  znów

background image

ją złapał i przyciągnął tak mocno, że się
z  nim  zderzyła.  Uśmiechnął  się  i
pocałował ją w czubek nosa.

- Dlaczego się tak spieszysz?

-  Jest  tłok.  -  Znów  zaczęła  się

wyrywać.

-  Cass,  nie  bądź  głupia.  -

Zachichotał i poklepał ją po policzku.

Wzniosła oczy do nieba. Już nawet

nie chciało jej się wrzeszczeć.

-  Wiesz  co,  Colin?  Maluj  dalej  te

swoje  żaglówki  -  parsknęła  i  ruszyła  w
stronę  schodów  wiodących  na  dolny
pokład.

background image

- Dzięki za radę. A tak przy okazji,

jesteś  śliczną  dziewczyną,  Cassidy  St.
John  -  zawołał  za  nią  z  przesadnym
irlandzkim akcentem. Odwróciła głowę i
spojrzała na niego z błyskiem w oczach.
Przechylił się przez reling. - Przyjemniej
patrzeć,  jak  złość  ci  mija,  niż  jak
nadchodzi.  Następnym  razem  namaluję
cię  w  taki  sposób,  by  ukazać  twoje
bardziej czarujące oblicze.

- Prędzej mi tu kaktus wyrośnie! -

Przyspieszyła  kroku.  Z  oddali  słyszała
jeszcze jego śmiech.

ROZDZIAŁ

DZIEWIĄTY

background image

Cassidy  wiedziała,  że  obraz  był

już niemal gotów. Z jednej strony czuła,
że  jego  zakończenie  przyniesie  jej  ulgę.
uwolni  od  napięcia,  z  drugiej  strony
starała  się  zachować  te  chwile  w
pamięci.  Kiedy  siedziała  w  ustawionej
pozie, 

była 

pewna, 

że 

Colin

dopracowuje ostatnie szczegóły. Szybkie
dotąd  ruchy  pędzla  stały  się  powolne  i
dokładniejsze.

Była  mu  wdzięczna,  że  nie

nawiązał  ani  słowem  do  jej  niedzielnej
wizyty.  Zdawała  sobie  sprawę,  że  tym
razem 

przesadziła. 

Powinna 

była

pamiętać,  jak  bardzo  porywcza  jest  z
natury.  Ale  cóż,  nie  pamiętała,  no  i  się
ośmieszyła. Dokładniej mówiąc, zrobiła

background image

z  siebie  kompletną  idiotkę.  Zresztą  nie
po raz pierwszy.

Chociaż  jej  reakcja  była  do

pewnego 

stopnia 

uzasadniona.

Gwałtowne 

zakończenie 

cudownej

randki,  pozostawiające  za  sobą  bolesne
niespełnienie, a potem ten głupi artykuł.
Przypomniała  sobie,  co  Gail  mówiła  o
kreowanym  przez  media  romantycznym
wizerunku  Colina.  Cóż,  Cassidy  nie
będzie  już  musiała  więcej  jej  słuchać.
Najlepiej  zrobi,  jak  zaraz  zacznie  się
zbierać.  Czas  pomyśleć  o  przyszłości.  I
o  jakiejś  pracy,  posępnie  dodała  w
duchu.  To  będzie  początek  czegoś
zupełnie nowego, szybko się poprawiła.
Nowe  doświadczenia,  nowi  ludzie.

background image

Samotne noce.

-  Na  szczęście  twarz  skończyłem

już wczoraj - wyrwał ją z zadumy Colin.
- Bo dzisiaj pojawiają się na niej coraz
to nowe nastroje i emocje. - Uśmiechnął
się lekko.

-  Nie  wiedziałem,  że  w  tak

krótkim  czasie  potrafisz  zrobić  tyle
różnych min.

- Przepraszam, ja tylko... - Szukała

odpowiednich słów, ale nie znalazła nic
naprawdę  sensownego.  -  Ja  tylko
myślałam.

-  To  się  dało  zauważyć.  -

Uchwycił jej spojrzenie.

background image

- Jakieś smutne myśli?

- Nie, obmyślałam właśnie scenę z

mojej książki.

-  Yhm...  -  Colin  odsunął  się  od

sztalug. - I to niezbyt wesołą.

- Wszystkie nie mogą być przecież

wesołe. Skończy​łeś, prawda?

-  Tak,  prawie  skończyłem.  -

Krytycznie  spojrzał  na  obraz.  -  Sama
zobacz.  -  Odsunął  ręce  od  portretu,  ale
nadal wpatrywał się w niego.

Tak długo czekała na tę chwilę. A

teraz ogarnął ja lęk.

background image

- No chodź, Cass!

Zacisnęła  palce  na  bukiecie  i

ruszyła  w  kierunku  sztalug.  Ujęła
wyciągniętą  dłoń  Colina  i  nieśmiało
spoj​rzała na obraz.

Podczas  pozowania  wiele  razy

próbowała 

wyobrazić 

sobie 

swój

portret, ale to, co zobaczyła, kompletnie
ją  zaskoczyło.  Tło  było  ciemne,  z  grą
cieni  i  głębi.  Pośrodku  stała  ona,
rozjaśniona  przez  perłowobiałą  suknię.
Bukiet  był  zaskakującą  kolorystyczną
plamą, która kierowała wzrok na kruche
dłonie  Cassidy.  Duma  biła  z  jej
postawy,  co  w  przedziwny  sposób
podkreślała  lekko  pochylona  głowa.
Gęste 

włosy 

opadały 

swobodnie,

background image

uwypuklając  biel  sukni.  Rysy  twarzy
były  nadzwyczaj  delikatne,  z  czego
dotąd  nie  zdawała  sobie  sprawy,  lecz
owa  delikatność  mieszała  się  z  siłą.
Colin  miał  rację,  że  widział  ją  w
sposób,  w  jaki  nigdy  na  siebie  nie
patrzyła.

Była 

poważna, 

lecz 

lekko

rozchylone  usta  szykowały  się  do
uśmiechu. 

Uśmiechu 

na 

powitanie

kochanka  To  miało  nastąpić  zaraz,  za
chwilę,  i  ten  przyszły  moment  był
wpisany  w  obraz,  co  nadawało  mu
niezwykłą  dynamikę.  W  wyrazie  twarzy
Cassidy  było  oczekiwanie  na  coś,  co
miało się wkrótce zdarzyć.

background image

Poczuła 

się 

nieswojo. 

Ilu

nieznanych  jej  mężczyzn,  którzy  będą
oglądać  ten  obraz,  zacznie  marzyć  o
egzotycznej piękności, która za chwilę z
uśmiechem 

wpadnie 

ramiona

ukochanego?

Cóż,  to  nie  jestem  ja,  to  tylko

wyobrażenie Colina, pomyślała.

Czyżby?

Oczy 

zdradzały 

wszystko. 

Z

portretu  patrzyła  kobieta  przepełniona
miłością  i  niewinnością.  Lecz  owa
niewinność,  tak  słodka  i  czysta,  była
zarazem  darem  dla  kochanka,  darem,
który za chwilę miała mu ofiarować.

background image

Bo  kobieta  z  portretu  darzyła

bezgranicznym uczuciem artystę, który ją
namalował.

Takie było przesłanie dzieła.

Cassidy 

otrząsnęła 

się. 

Nie

powinna  o  tym  myśleć  tak  osobiście.
Czy to jednak możliwe? Spróbuje.

Odsunęła  się  nieco  i  jeszcze  raz

zaczęła kontemplować obraz. Ogarnął ją
niedający się ująć w słowa zachwyt.

- Dlaczego nic nie mówisz, Cass?

- Colin otoczył ją ramieniem.

-  Tego  się  nie  da  opisać  -

wyszeptała.  -  Wszystko  zabrzmi  jak

background image

pusty frazes. - Starała się zapomnieć, że
Colin  ujawnił  jej  uczucia,  wniknął  w
najgłębsze  tajniki  duszy.  Tak  jak
zapowiedział,  ukazał  jej  tajemnice  i
marzenia.

Pocałował  szyję  Cassidy  i  puścił

ją.

- Rzadko się zdarza, by artysta po

skończeniu swej pracy był zdumiony, że
jego 

ręce 

stworzyły 

coś 

tak

nadzwyczajnego. 

Był 

ogromnie

podniecony  i  zdziwiony,  czego  Cassidy
zupełnie  się  po  nim  nie  spodziewała.  -
To 

najwspanialszy 

obraz, 

jaki

kiedykolwiek  stworzyłem.  -  Odwrócił
się  do  niej.  -  Jestem  ci  niewymownie
wdzięczny.  Masz  niezwykła  urodę,

background image

Cassidy,  ale  to  mało.  To  twoja  dusza
rozświetliła  ten  portret,  dzięki  niej  jest
tak wspa​niały.

Cassidy powinna być dumna z tych

pochlebnych  słów,  ale  wyznanie  Colina
zaskoczyło 

ją 

przytłoczyło.

Desperacko  starała  się,  aby  jej  głos
brzmiał spokojnie.

-  Zawsze  uważałam,  że  to  artysta

nasyca  swoją  duszą  tworzone  przez
siebie  obrazy.  -  Odłożyła  bukiet  na
stolik  i  zaczęła  krążyć  po  pokoju.
Jedwab  sukni  szeleścił  przy  każdym  jej
kroku.  -  To  twoja  wyobraźnia,  twój
talent.  Ile  ze  mnie  jest  na  tym  płótnie?
Nastąpiła długa cisza.

background image

-  Nie  wiesz?  Odwróciła  się  do

Colina.

-  Moja  twarz,  moje  ciało,  to

wszystko.  Reszta  jest  twoja.  Nie  mogę
zbierać  oklasków  za  twoją  pracę.
Namalowałeś  mnie  taką,  jaką  mnie
widziałeś.  Miałeś  wizję,  chciałeś  ją
ukazać w tym obrazie i ci się udało. To
twoja  iluzja.  -  Mówiąc  te  słowa,
poczuła 

więcej 

bólu, 

niż 

się

spodziewała.  Ale  cieszyła  się,  że  to
powiedziała.

- Czy tak to właśnie widzisz? - Na

jego twarzy ukazała się złość. - Ty tylko
stałaś, a ja wykonywałem całą pracę? O
to ci chodzi?

background image

-  Jesteś  artystą,  a  ja  tylko

bezrobotną pisarką.

Po 

długiej 

chwili 

milczenia

podszedł  do  Cassidy  i  ujął  jej  ramiona.
Znała 

to 

poszukujące, 

badawcze

spojrzenie.  Zesztywniała,  broniąc  się
przed nim.

Palce Colina zacisnęły się.

- Czy ta kobieta z obrazu ma z tobą

coś wspólnego? - zapytał powoli.

Cassidy  poczuła,  że  coś  ściska  ją

w gardle.

-  Oczywiście.  Dlaczego  pytasz?

Przecież właśnie ci powiedziałam...

background image

Potrząsnął  nią  tak  gwałtownie,  że

słowa  zamarły  jej  w  ustach.  Zobaczyła
furię  w  jego  oczach.  Gwałtowność,
która mogła przerodzić się w agresję.

-  Czy  myślisz,  że  potrzebowałem

tylko  twojej  twarzy  i  figury?  Tylko
manekina?  Czy  uważasz,  że  nie  ma  w
tym  nic  z  ciebie,  nic  z  twoich  myśli  i
marzeń? Nic z twojej duszy?

-  Czy  zawsze  musisz  mieć

wszystko?  -  krzyknęła  z  rozpaczą  i
gniewem.  -  Aż  taki  jesteś  zachłanny?  -
Jej  głos  drżał  z  emocji.  -  Zmęczyłeś
mnie,  Colin.  Jestem  wyczerpana.  -
Machnęła  ręką  w  kierunku  płótna.  -
Dałam  ci  to,  co  mogłam  dać.  Czego
jeszcze  chcesz?  Nigdy  na  mnie  nie

background image

patrzyłeś...  nie  mówię  o  modelce,  ale  o
Cassidy  St.  John...  nigdy  o  mnie  nie
myślałeś. - Odepchnęła go. - Chodziło ci
tylko  o  ten  portret,  no  to  go  masz.  -
Odrzuciła  włosy  i  ścisnęła  palcami
skronie. - Nie dam ci już nic więcej. Nie
mogę.  Nie  ma  już  nic  więcej.  Wszystko
jest  już  tutaj.  -  Wskazała  ponownie  na
obraz. - Bogu dzięki, już po wszystkim...

Wyszarpnęła  się  gwałtownie  z

jego objęć i wybiegła ze studia.

Cassidy  spędziła  następne  dwa

tygodnie, pilnując mie​szkania przyjaciół,
którzy  wyjechali  na  wakacje.  Zostawiła
krótki  liścik  dla  Jeffa,  spakowała
maszynę  do  pisania  i  zagłębiła  się  w

background image

pracy.  Odłączyła  telefon,  zamknęła
drzwi i przez czternaście dni próbowała
zapomnieć,  że  istnieje  inny  świat  niż  to
mieszkanie,  inni  ludzie,  inne  miejsca,  a
także  -  że  ma  jakieś  wspomnienia.
Zatraciła  się  w  tworzeniu  powieści,  w
konstruowaniu  postaci  z  całym  ich
życiem  i  bagażem  doświadczeń,  by
zapomnieć o Cassidy St. John. Jeśli ona
nie  istniała,  nie  mogła  też  odczuwać
bólu.  Pod  koniec  tego  okresu  ważyła
mniej  o  trzy  kilogramy,  zapisała  setki
stron  i  niemal  doprowadziła  do  ładu
swoje nerwy.

Kiedy  wracała  do  siebie,  niosąc

pod pachą maszynę do pisania, usłyszała
dźwięki  gitary  Jeffa.  Zawahała  się,  czy

background image

nie wstąpić do niego, by wiedział, że już
wróciła,  ale  zrezygnowała  i  poszła
prosto do swojego mieszkania. Nie była
jeszcze  gotowa  odpowiadać  na  pytania.
Rozważała  też,  czy  nie  zadzwonić  do
Colina,  by  go  przeprosić,  ale  także
postanowiła  tego  nie  robić.  Skoro  już
dała  upust  swoim  żalom,  goryczy  i
rozczarowaniu,  niech  to  jej  przyniesie
ulgę.  Koniec  to  koniec,  trzeba  myśleć  o
przyszłości  a  nie  rozpamiętywać,  co  by
było, gdyby...

No właśnie, gdyby. Gdyby rozstali

się  w  dobrych  stosunkach,  najpewniej
Colin  chciałby  spotykać  się  z  nią  od
czasu  do  czasu,  a  ona  nie  potrafiłaby
znieść zwyczajnej przyjaźni.

background image

Spakowała  suknię,  którą  miała  na

sobie,  kiedy  wybiegała  ze  studia.
Wkładając  ją  do  pudełka,  pogładziła
materiał.  Tyle  się  wydarzyło,  odkąd  po
raz  pierwszy  ją  włożyła.  Szybko
zamknęła wieczko. Ten etap jej życia też
był zamknięty.

Zadzwoniła  do  Galerii.  Telefon

odebrała Gail.

- Mówi Cassidy St. John.

-  Witaj,  Cassidy.  Gdzieś  ty

uciekła?

Mam 

suknię, 

której

pozowałam do portretu, i klucz do studia
-  powiedziała,  ignorując  uszczypliwe

background image

pytanie.  -  Chciałabym,  żeby  ktoś  to
dzisiaj ode mnie odebrał.

-  Rozumiem...  Niestety  jesteśmy

bardzo zajęci, moja droga. Ale wiem, że
Colin  bardzo  potrzebuje  tej  sukni.  Bądź
tak mila i podrzuć ją do nas. Colina nie
ma, a my mamy mnóstwo pracy.

- Wolałabym tego nie robić.

-  Dziękuję  ci,  kochana.  Muszę

kończyć.  -  Rozłączyła  się,  co  zapewne
dało jej satysfakcję.

Rozdrażniona  Cassidy  odłożyła

słuchawkę.  Colin  wyjechał,  pomyślała,
unosząc  pudełko.  Nastał  zatem  czas,
żeby wszystko ostatecznie zakończyć.

background image

Niedługo  potem  otwierała  drzwi

studia.  Otoczyły  ją  znajome  zapachy,
przywodząc  na  myśl  wspomnienia  o
Colinie.

Szybko  jednak  pozbyła  się  tych

myśli,  podeszła  do  stolika  i  położyła
suknię oraz klucz.

Rozejrzała się po pokoju. Spędziła

tu  wiele  godzin,  całe  dni.  Każdy
szczegół  wyrył  się  w  jej  pamięci.
Chciała  zobaczyć  wszystko  ponownie.
Bała się, że może coś kiedyś zapomnieć,
choćby jakiś nieistotny drobiazg.

Zaskoczyło ją, że portret nadal stał

na  sztalugach.  Zapominając  o  tym,  że
miała  szybko  stąd  odejść,  spacerowała

background image

po  studiu,  żeby  po  raz  ostatni  mu  się
przyjrzeć.

Jak  Colin,  widząc  jej  twarz

patrzącą z portretu, mógł uwierzyć w to,
co  mu  powiedziała  na  pożegnanie?  A
jednak  tak  się  stało...  i  była  mu  za  to
wdzięczna.  To  dobrze,  że  uwierzył  jej
słowom, a nie temu, co zobaczył. Temu,
co namalowały jego ręce, gnane intuicją,
jasnowidzeniem 

dostępnym 

tylko

prawdziwym artystom.

Wyciągnęła  rękę  ku  portretowi  i

dotknęła fiołków.

Kiedy  drzwi  się  otworzyły  się,

cofnęła 

rękę 

odwróciła 

się

gwałtownie.

background image

-  Cassidy?  -  Do  pokoju  wszedł

Vince.  Uśmiechał  się  szeroko.  -  Co  za
niespodzianka. - Ujął jej dłonie.

-  Witaj.  -  Mimo  że  czuła  się

bardzo 

niepewnie, 

zdołała 

się

uśmiechnąć.

-  Cassidy...  -  Przyjrzał  się  jej

bladej twarzy, dostrzegł, jak bardzo jest
spięta  i  zdenerwowana.  -  Wiesz,  że
Colin cię szukał?

-  Nie.  -  Zaczęła  ogarniać  ją

panika.  Wzrokiem  szukała  drzwi.  -  Nie,
nic 

nie 

wiem. 

Wyjechałam 

i

pracowałam. Ja tylko... - Cofnęła ręce. -
Tylko  odniosłam  suknię,  którą  miałam
na sobie podczas pozowania.

background image

Ciemne  oczy  Vince'a  błysnęły

przebiegle.

- Ukrywałaś się, madonna?

-  Nie.  -  Odwróciła  się  i  podeszła

do  okna.  -  Oczywiście,  że  nie.
Pracowałam.  -  Zobaczyła  wróbla,
energicznie  karmiącego  swe  młode.  -
Nie wiedziałam, że zamierzasz zostać w
Ameryce tak długo. Nie stęskniłeś się za
ojczyzną?  Za  włoskim  niebem?  -
paplała, byle tylko nie myśleć o Colinie.

- Och, stęskniłem się, ale zostałem

dłużej, 

by 

przekonać 

Colina 

do

sprzedaży  obrazu,  z  którym  tak  uparcie
nie chciał się rozstać.

background image

Cassidy  mocno  chwyciła  się

parapetu.  Wiedziałaś,  że  go  sprzeda,
pomyślała.  Wiedziałaś  to  od  samego
początku.  Wszystko,  co  z  tego  zostanie,
to trochę pieniędzy. Czy oczekiwałaś, że
go  sobie  zostawi  i  będzie  myślał  o
tobie?

-  Cassidy...  -  Vince  dotknął

delikatnie jej ramienia.

Nie 

powinnam 

była 

tu

przychodzić  -  wyszeptała.  -  Przecież
wiedziałam...

Chciała  uciec.  Vince  uśmiechnął

się szerzej i odwrócił ją w swoją stronę.
Przyglądając  się  jej,  uniósł  rękę,  żeby
pogładzić jej policzek.

background image

-  Proszę...  -  Zamknęła  oczy.  -

Proszę,  nie  pocieszaj  mnie.  Tak  jest
jeszcze gorzej. Nie jestem taka silna, jak
przypuszczałam...

Tak 

bardzo 

go 

kochasz.

Rozumiem. Otworzyła gwałtownie oczy.

- Nie, chodzi tylko o to, że ja...

-  Madonna.  -  Vince  położył  jej

palec na ustach. - Widziałem portret. On
mówi 

głośniej, 

niż 

brzmią

najgłośniej​sze słowa.

Cassidy opuściła głowę.

-  Nie  chcę...  Tak  bardzo  się

staram,  żeby  nie...  Muszę  iść  -

background image

powiedziała szybko.

-  Cassidy.  -  Vince  przytrzymał  ją

za  ramiona.  Jego  głos  był  delikatny.  -
Musisz 

się 

nim 

zobaczyć.

Poroz​mawiać z nim.

-  Nie  mogę.  -  Położyła  ręce  na

jego  piersi  i  potrząsnęła  głową  z
desperacją.  -  Proszę,  nie  mów  mu.
Proszę,  po  prostu  weź  obraz  i  niech  to
się  wreszcie  skończy.  -  Głos  jej  się
załamał. Nie protestowała, kiedy kołysał
ją  w  swych  ramionach.  -  Zawsze
wiedziałam,  że  kiedyś  to  się  skończy.  -
Zamknęła 

załzawione 

oczy, 

ale

pozwoliła,  aby  Vince  ją  trzymał  w
objęciach.  Pogłaskał  jej  włosy,  ale  nic
nie  mówił,  aż  do  chwili  gdy  poczuł,  że

background image

jej  oddech  się  uspokoił.  Delikatnie
ucałował czubek jej głowy.

-  Cassidy,  Colin  jest  moim

przyjacielem.

- To ciekawe.

Odwróciła  się  gwałtownie  i

ujrzała stojącego w drzwiach Colina.

-  Witaj  -  powiedział  szybko

Vince.

- A witaj, witaj... Też sądziłem, że

jesteś moim przy​jacielem. - Colin mówił
cicho,  z  pozoru  spokojnie.  -  Ale
wygląda  na  to,  że  się  myliłem.  I  to  nie
tylko wobec ciebie, Vince. - Spojrzał na

background image

Cassidy.  -  Gail  powiedziała  mi,  że  cię
tutaj  znajdę.  -  Podszedł  do  nich.  -  Z
moim przyja​cielem.

- Colin... - zaczął Vince.

Ale ten przerwał mu gwałtownie:

-  Zabierz  swoje  łapy  od  Cassidy.

Dopiero  jak  wyjdę,  będziesz  mógł
zacząć  od  momentu,  w  którym  wam
prze​rwałem. - Jego oczy błysnęły dziko.

Cassidy,  nie  chcąc  dopuścić  do

awantury, wysunęła się z objęć Vince'a i
powiedziała do niego:

-  Proszę,  zostaw  nas  na  chwilę

samych. - A gdy się wahał, powtórzyła:

background image

- Proszę.

Niechętnie  zdjął  rękę  z  jej

ramienia.

-  W  porządku,  cara.  -  Spojrzał  na

Colina  -  Nikt  nigdy  mi  nie  zarzucił,  że
kogoś  zawiodłem  lub  nadużyłem  jego
zaufania, przyjacielu!

Wyszedł,  zamykając  cicho  drzwi.

Cassidy,  zanim  przemówiła,  odczekała
dłuższą chwilę.

- Przyszłam, żeby zwrócić suknię i

klucz. Gail powie​działa, że wyjechałeś.

- Jak to wygodnie się złożyło, że ty

i Vince akurat w tym samym czasie tu się

background image

zjawiliście.

- Colin, przestań.

-  Jesteś  już  księżną?  -  zapytał

chłodno.  -  Powinienem  cię  ostrzec.
Vince  jest  znany  ze  swej  hojności,  ale
nie ze stałości. Lecz tak czy inaczej, taka
jak ty kobieta może nieźle na tym wyjść.

-  To  poniżej  twojego  poziomu,

Colin.

Odwróciła się i ruszyła do drzwi,

ale Colin złapał ją za włosy. Krzyknęła,
a  potem  spojrzała  na  niego.  Jego  oczy
były  ciemne,  podobnie  jak  nieogolone
policzki. Dotarło do niej, jak bardzo jest
wyczerpany,  a  przecież  nigdy  nie

background image

okazywał  zmęczenia,  nawet  po  wielu
godzinach mozolne​go malowania.

Jego  palce  zacisnęły  się  na  jej

włosach.

- Colin! - Uniosła rękę w obronie.

-  Taka  niewinna  -  powiedział

miękko. - Taka niewinna. Jesteś sprytną
kobietą,  Cassidy.  -  Szybko  objął  ją  za
ramiona.  Patrzyła  na  niego  z  lękiem.  -
Jedna  rzecz  to  kłamać  słowami,  ale
zupełnie  inna  to  kłamać  wyglądem  i
wyrazem  oczu,  dzień  po  dniu.  To
niezwykle 

wyrafinowana 

forma

oszustwa.

-  Nie!  -  Potrząsnęła  głową,  gdyż

background image

jego słowa ponownie wywołały łzy, nad
którymi 

bezskutecznie 

starała 

się

zapanować.  -  Nie,  Colin,  proszę.  -
Chciała powiedzieć mu, że nigdy go nie
okłamała,  ale  nie  mogła  wydusić  ani
słowa Rozpłakała się bezradnie.

- O co prosisz? Czego chcesz ode

mnie?  -  Jego  głos  złagodniał,  gdy
spojrzał 

na 

twarz 

Cassidy. 

W

słonecznych  promieniach  dochodzących
przez  świetlik  jej  oczy  i  pobladłe
policzki  iskrzyły  się  od  łez.  -  Chcesz,
bym  zapomniał,  że  patrzyłem  na  ciebie
dzień po dniu i widziałem coś, czego nie
dane mi było ujrzeć nigdy dotąd?

-  Dałam  ci  to,  czego  chciałeś  -

powiedziała przez łzy. - Proszę, pozwól

background image

mi  odejść.  Dałam  ci  to,  czego  chciałeś.
Lecz wszystko już się skończyło.

-  Dałaś  mi  powłokę,  maskę.  Czy

nie to mi powiedziałaś? - Przyciągnął ją
bliżej,  siłą  przechylając  jej  głowę  do
tyłu,  aby  na  niego  spojrzała.  -  A  reszta
była  moją  imaginacją.  Wszystko  już  się
skończyło,  Cass?  Jak  cokolwiek  może
się  skończyć,  skoro  nawet  się  nie
zaczęło?  -  Kiedy  Cassidy  próbowała
opuścić  głowę,  ponownie  chwycił  ją  za
włosy.  -  Powiedziałaś,  że  cię  dręczę.
Masz  w  ogóle  pojęcie,  co  te  ostatnie
tygodnie  ze  mną  zrobiły?  -  Potrząsnął
nią,  a  jej  szloch  stał  się  głośniejszy.  -
Miałaś  rację,  kiedy  mówiłaś  mi,  że  ten
obraz  to  nic  więcej,  jak  tylko  twoja

background image

twarz i ciało. Nie ma w tobie ciepła, nie
ma  w  tobie  uczuć...  nie  ma  w  tobie
duszy.  To  ja  stworzyłem  tę  kobietę  z
obrazu.

-  Proszę,  Colin.  Wystarczy!  -

Zakryła  dłońmi  uszy,  aby  zapomnieć
jego słowa.

Uciekasz 

przed 

prawdą,

Cassidy? 

Odciągnął 

jej 

ręce,

zmuszając  ją,  by  ponownie  na  niego
spojrzała.  -  Tylko  my  dwoje  będziemy
wiedzieli, że ten obraz to kłamstwo i że
sportretowana kobieta tak naprawdę nie
istnieje.  Wzajemnie  oddaliśmy  sobie
przysługę,  czyż  nie  tak?  -  Puścił  ją,
odsunął  od  siebie  i  zaklął  pod  nosem.  -
Wyjdź stąd!

background image

Cassidy  na  oślep  rzuciła  się  do

ucieczki.

ROZDZIAŁ

DZIESIĄTY

Cassidy 

dotarła 

do 

swojego

mieszkania  długo  po  tym,  jak  obeschły
jej łzy. Snuła się po mieście, bo chciała
samotnie 

zatopić 

się 

tłumie.

Zmęczenie  osłabiło  j  e  j  ból.  Kiedy
dochodziła  do  domu,  rozpadało  się,  ale
n  i  e  przyspieszyła  kroku.  Deszcz  był
chłodny i delikatny.

Gdy  weszła  do  budynku,  zaczęła

background image

szukać  kluczyka  do  skrzynki  na  listy.
Chciała 

przestrzegać 

codziennego

porządku, 

nie 

odstępować 

od

przyzwyczajeń.  Miała  nadzieję,  że
dzięki  temu  nie  wpadnie  w  rozpacz  i
depresję,  będzie  jakoś  funkcjonować.
Mogła 

przeżyć. 

Tak 

przynajmniej

wymyśliła 

podczas 

długiej

popołudniowej włóczęgi po mieście.

Uchyliwszy  drzwiczki  wąskiej

skrzynki,  wyciągnęła  listy  i  ruszyła  po
schodach.  Szybko  przejrzała  reklamy  i
rachunki, 

nagle 

zatrzymała 

się

gwałtownie,  gdy  na  jednej  z  kopert
zobaczyła  stempel  nowojorskiej  poczty.
Ruszyła  z  powrotem  do  skrzynki  i
wrzuciła 

do 

niej 

pozostałą

background image

ko​respondencję, a potem wpatrywała się
w kopertę z nadzie​ją i lękiem zarazem.

To  pewnie  odmowa,  pomyślała.

Ale w takim razie dlaczego nie zwrócili
maszynopisu?

- Och, do diabła z tym - mruknęła,

rozerwała  kopertę  i  przeczytała  list.  -
Dlaczego 

teraz? 

szepnęła,

nienawidząc się za to, że znowu płacze.
- Nie teraz, kiedy... kiedy...

I  nagle  uznała,  że  jest  akurat

odwrotnie.  Ten  list  nie  mógł  przyjść  w
lepszej chwili.

Wepchnęła  kopertę  do  kieszeni  i

wybiegła  na  deszcz.  Dziesięć  minut

background image

później  łomotała  do  drzwi  Jeffa.
Otworzył, trzymając gitarę w ręku.

-  Cassidy,  wróciłaś!  Gdzie  się

podziewałaś?  Napisałaś,  że  jakiś  czas
cię  nie  będzie,  ale  tak  długo?  Już
chciałem 

dzwonić 

na 

policję. 

-

Zatrzymał  się.  -  Hej,  jesteś  jak  zmokła
kura.

-  Wcale  nie  jestem  -  zaprzeczyła,

choć  z  jej  ubrania  kapało  na  podłogę.
Uniosła butelkę szampana. - Jestem zbyt
niezwykła,  by  porównywać  mnie  do
jakiegoś 

przemokniętego 

ptaszyska.

Znalazłam  swoje  miejsce  w  historii
literatury. 

Będą 

wydawać 

moje

powieści  i  sprzedawać  je  w  wielkich
nakładach,  wkrótce  znajdziesz  je  w

background image

każdej bibliotece publicznej i w każdym
szanującym się domu. Ha, i co ty na to?

-  Kupili  twoją  książkę?  -  Jeff

zawył  niczym  dzikus  i  pochwycił
Cassidy  w  niedźwiedzi  uścisk,  gniotąc
jej ple​cy gitarą.

Zaśmiała się i odsunęła od niego.

-  Och,  co  za  prostak!  Czyż  tak

należy  fetować  historyczne  wydarzenia?
-  Odsunęła  spadające  na  twarz  włosy.  -
Jednakże, mimo iż plebejusz, to zarazem
dobry  człek  z  ciebie,  więc  ja,  osoba  z
wyższych  sfer,  podzielę  się  z  tobą
szampanem  w  moim  stylowym  salonie.
Smoking nie jest konieczny.

background image

Ruszyła  do  swojego  mieszkania.

Jeff,  odłożywszy  gitarę,  poszedł  za
Cassidy. Pod jej drzwiami powiedział:

-  Ja  otworzę.  -  Wziął  od  niej

butelkę.  - A  ty  weź  ręcznik  i  osusz  się,
bo  inaczej  umrzesz  na  zapalenie  płuc,
zanim  twoja  pierwsza  książka  trafi  do
księgarń.

Kiedy wróciła z łazienki owinięta

w szlafrok frotte i w turbanie z ręcznika
na  głowie,  Jeff  otworzył  butelkę.
Szampan wystrzelił.

-  Prysznic  z  szampana  służy

dywanom - zażartował i zaczął nalewać.
- Znalazłem tylko te salaterki.

background image

-  Moja  kryształowa  zastawa  się

potłukła.  -  Uniosła  swój  kielich.  -  Za
bardzo  mądrego  człowieka  -  uroczyście
wzniosła toast.

- Kogo masz na myśli?

- Mojego wydawcę. - Zaśmiała się

i  wypiła  łyk  szampana.  -  Wspaniały
rocznik.  -  Z  zadumą  przyjrzała  się
bą​belkom skaczącym w jej salaterce.

-  Który  to  rok?  -  Jeff  uniósł

butelkę, żeby odczytać datę produkcji.

-  Obecny.  -  Cassidy  napiła  się

ponownie. - Kupuję tylko młode wina.

Jeff pochylił się i pocałował ją.

background image

-  Moje  gratulacje,  maleńka.  -

Zsunął  wilgotny  ręcznik  z  jej  ramion.  -
Jakie to uczucie?

-  Nie  wiem.  -  Odrzuciła  głowę  i

przymknęła oczy. - Czuję się tak, jakbym
była  kimś  innym.  -  Wypiła  do  dna.
Wiedziała,  że  powinna  się  ruszać  i  coś
mówić.  Nie  umiała  spokojnie  myśleć  o
tym, co wygrała tego dnia, ani o tym, co
straciła.  -  Powinnam  była  kupić  dwie
butelki.  To  jest  okazja  co  najmniej  na
dwie.  -  Wypiła  ponownie,  czując,  że
alkohol  uderza  jej  do  głowy.  -  Ostatni
raz, 

kiedy 

piłam 

szampana... 

-

przerwała, 

starając 

się 

sobie

przypomnieć, 

potem 

potrząsnęła

głową.  -  Nie,  nie.  -  Machnęła  ręką,

background image

jakby odganiając przykre myśli. - Piłam
szampana  na  weselu  Barbary  Seabright

Sausalito. 

Jeden 

kelnerów

przystawiał się do mnie w szatni.

Jeff  zaśmiał  się  i  pociągnął

kolejny  łyk.  Nagle  usłyszeli  pukanie  do
drzwi.

-  Proszę  wejść  -  zawołała

Cassidy.  -  Wystarczy  dla...  -  Głos  jej
zamarł,  gdy  w  otwartych  drzwiach
ujrzała  Colina.  Zbladła  gwałtownie,  a
oczy jej pociemniały. Jeff zerknął na nią,
potem na Colina i odstawił kieliszek.

- Cóż, muszę się zbierać. Dzięki za

szampana, maleń​ka. Pogadamy później.

background image

- Nie, Jeff - zaczęła Cassidy. - Nie

musisz...

-  Mam  dziś  koncert.  -  Odsunął  jej

dłoń od swego ramienia. Zobaczyła, jak
wymienił  długie  spojrzenie  z  Colinem,
zanim zniknął w drzwiach.

-  Cass.  -  Colin  zrobił  kilka

kroków do przodu.

-  Colin,  wyjdź  stąd.  Proszę.  -

Zamknęła  oczy  i  przycisnęła  do  nich
dłonie.  Czuła  kłucie  w  piersiach  i  łzy
pod  powiekami.  Tylko  nie  płacz,
nakazała sobie.

-  Wiem,  że  nie  mam  prawa  być

tutaj  -  powiedział  niskim  głosem.  -

background image

Wiem,  że  nie  mam  prawa  prosić  cię,
żebyś  mnie  wysłuchała.  Ale  jednak
proszę o to.

-  Nie  ma  już  nic  do  dodania.  -

Cassidy zmusiła się, by wstać i spojrzeć
mu  w  oczy.  -  Chcę,  żebyś  natychmiast
wyszedł 

mojego 

mieszkania 

-

powiedziała stanowczo.

-  Rozumiem...  Ale  należą  ci  się

przeprosiny i wyjaś​nienie.

Dłonie  miała  zaciśnięte.  Powoli

rozluźniła je i spojrzała na swoje palce.

-  Doceniam  ten  wspaniałomyślny

gest  -  zadrwiła  -  ale  wystarczą
szlachetne  intencje.  A  teraz...  -  Uniosła

background image

oczy ku niemu. - Jeśli to wszystko...

-  Och,  Cassidy,  na  miłość  boską

wykaż więcej litości, niż ja to zrobiłem.
Przynajmniej  pozwól  mi  przeprosić,
zanim wyrzucisz mnie ze swego życia.

Patrzyła  na  niego,  niezdolna,  by

coś  odpowiedzieć.  Colin  wziął  butelkę
szampana.

-  Jak  widzę,  świętowaliście  z

jakiegoś  powodu.  Przykro  mi,  że  wam
przerwałem.  -  Odstawił  butelkę  i
spojrzał na Cassidy. - Wydarzyło się coś
nadzwyczajnego?

-  Tak.  -  Starała  się  mówić

spokojnie.  -  Moja  książka  niedługo

background image

ukaże się drukiem. Dziś dostałam list w
tej sprawie.

- Cass. - Podszedł do niej i uniósł

rękę, żeby dotknąć jej policzka.

- Ani się waż! - Błyskawicznie się

cofnęła.

Colin powoli opuścił rękę. Widać

było, że poczuł się dotknięty.

-  Przepraszam  -  powiedziała

cicho. - A teraz wyjdź.

-  Jeszcze  chwilę,  Cass.  I  nie

przepraszaj.  Zraniłem  cię,  rozumiem,  że
nie chcesz, bym tu był, ani tym bardziej,
bym 

cię 

dotykał... 

Przerwał,

background image

spoglądając  na  swoje  dłonie.  Po  chwili
znów 

odszukał 

jej 

spojrzenie. 

-

Ponieważ znam cię tak dobrze, jak znam
samego  siebie,  wiem,  jak  bardzo  cię
zraniłem.  I  muszę  z  tym  żyć.  Nie  mam
prawa  prosić  cię  o  wybaczenie,  ale
błagam, wysłuchaj mnie.

-  Dobrze,  Colin  -  odpowiedziała

zmęczonym głosem. - Usiądź.

Skinął 

głową, 

odwrócił 

się,

podszedł  do  okna  i  wsparł  ręce  o
parapet.

-  Przestało  padać  i  nadciągnęła

mgła. 

Nigdy 

nie 

zapomnę, 

jak

wyglądałaś  tamtej  nocy,  kiedy  pierwszy
raz  cię  zobaczyłem.  Stałaś  we  mgle

background image

wpatrzona w niebo. Myślałem, że jesteś
złudzeniem 

zakończył 

ledwie

słyszalnie, jakby mówił do siebie.

-  Colin,  to  nie  ma  sensu.  -  Nie

chciała,  by  snuł  te  wspomnienia.  Były
zbyt bolesne.

Lecz do niego jakby nie dotarły jej

słowa.

-  Od  lat  miałem  wizję  doskonałej

kobiety. 

Ta 

wizja 

wciąż 

mnie

nawiedzała, choć była ledwie uchwytna.
Gdy  próbowałem  nadać  jej  konkretny
kształt, 

ledwie 

zarysowany 

obraz

rozmywał się ostatecznie, znikał. I zaraz
znów  się  pojawiał,  konkretny,  jedyny,  a
zarazem  prawie  niewidoczny.  Był  jak

background image

owa  myśl,  która  uparcie  krąży  nam  po
głowie,  a  my  wiemy,  że  stanowi  jedyne
rozwiązanie  jakiejś  zagadki,  jakiegoś
problemu,  lecz  nie  potrafimy  jej
pochwycić.  Wreszcie  zrozumiałem,  że
muszę  cierpliwie  czekać,  aż  w  końcu
napotkam  na  swej  drodze  nie  wizję,  nie
mglisty  kontur,  lecz  ideał  ucieleśniony,
skończone  piękno  przyobleczone  w
ciało. 

Czekałem 

długie 

lata, 

spotkałem  ciebie,  kobietę  doskonałą.
Wiedziałem,  że  muszę  cię  namalować,
bo  taki  dar  artysta  może  otrzymać  tylko
raz w życiu.

- Och... - szepnęła Cassidy.

Na  chwilę  zapadła  cisza.  Colin

zasępił się.

background image

-  Kiedy  zaczęliśmy  pracować,

odnalazłem  w  tobie  wszystko,  czego  w
życiu  szukałem.  Dobroć,  prawdziwą
duszę, inteligencję, siłę, pasję. Im dłużej
cię  malowałem,  tym  bardziej  mnie
fascynowałaś.  Powiedziałem  ci  kiedyś,
że  mnie  urzekłaś.  Prawie  w  to
uwierzyłem.  Nigdy  nie  znałem  kobiety,
której  pragnąłbym  bardziej,  niż  pragnę
ciebie.  -  Odwrócił  się,  żeby  na  nią
spojrzeć.  -  Za  każdym  razem,  kiedy  cię
dotykałem,  pragnąłem  cię  bardziej.  Nie
kochałem się z tobą tamtej nocy na łodzi,
ponieważ nie chciałem, żebyś myślała o
sobie  jako  o  jednej  z  moich  kochanek.
Nie  chciałem  wykorzystać  tego  uczucia,
któ​rym mnie obdarzyłaś.

background image

-  Mój  Boże...  -  Cassidy  zamknęła

oczy. - Nie będę tego słuchać.

-  Proszę,  jeszcze  chwilę.  W  dniu,

w  którym  ukończyłem  twój  portret,
zaprzeczyłaś 

wszystkiemu.

Powiedziałaś,  że  to,  co  ujrzałem  w
tobie,  było  jedynie  dziełem  mojej
wyobraźni. Mówiłaś to tak chłodno i bez
emocji.  Niemal  mnie  zniszczyłaś.  Nie
sądziłem, by ktokolwiek mógł mieć nade
mną taką władzę - zakończył miękko.

Znów 

zapadła 

cisza. 

Colin

przymknął 

oczy, 

jeszcze 

raz

rozpamiętując  tamte  chwile.  Cassidy
siedziała jak skamieniała. Jej zwykle tak
wyrazista 

twarz 

była 

teraz

nieprze​nikniona.

background image

Wreszcie znów zaczął mówić:

-  To  było  dla  mnie  niezwykłe

odkrycie.  Byłem  nim  oszołomiony.  W
pierwszej  chwili  odrzucałem  twoje
słowa, bo rozpierało mnie szczęście, że
dotarłem  do  najważniejszej  tajemnicy
istnienia. Że wreszcie pojąłem, co ludzi
naprawdę  łączy.  A  zarazem  pragnąłem
więcej,  potrzebowałem  więcej.  I  nagle
zrozumiałem  to,  co  mi  mówiłaś.  Że  nie
masz  dla  mnie  już  nic.  Byłem  wściekły,
kiedy  uciekłaś.  Najpierw  próbowałem
cię  zatrzymać,  aż  wreszcie  pozwoliłem
ci odejść. - Znów przerwał na chwilę. -
Kiedy później tu przyszedłem, ciebie nie
było.  Przez  dwa  tygodnie  odchodziłem

background image

od  zmysłów,  nie  wiedząc,  gdzie  się
podziewasz  ani  kiedy  wrócisz.  I  czy  w
ogóle wrócisz. Twój sąsiad miał jedynie
twój  niewiele  mówiący  liścik,  i  to
wszystko.

- Widziałeś się z Jeffem?

-  Cassidy,  czy  ty  nie  rozumiesz?

Zniknęłaś.  Ostatni  raz,  kiedy  cię
widziałem, uciekałaś ode mnie, a potem
nagle  zniknęłaś.  Nie  wiedziałem,  gdzie
jesteś,  bałem  się,  że  coś  ci  się  stało.
Powoli zaczynałem wariować.

Podeszła do niego.

-  Colin,  przykro  mi.  Nie  miałam

pojęcia, że będziesz się przejmował...

background image

-  Przejmował?!  Umierałem  z

niepewności.  Dwa  tygodnie,  Cassidy.
Dwa tygodnie nie dałaś znaku życia dwa
tygodnie  bez  jednego  słowa  od  ciebie.
Czy  ty  rozumiesz,  jakie  to  beznadziejne
uczucie,  jeśli  możesz  jedynie  czekać?
Nie do opisania. Przekopałem Nabrzeże
Rybaków  wzdłuż  i  wszerz,  zwiedziłem
całe  miasto.  Gdzie  do  diabła  się
podziewałaś?  -  zapytał  z  desperacją,
zaraz  jednak  uniósł  rękę,  nim  zdążyła
odpowiedzieć.  -  Przykro  mi  nie  spałem
ostatnio zbyt wiele. Nie panuję nad sobą
- Jego ruchy znów stały się niespokojne.
Uniósł  salaterkę  z  resztką  szampana  i
przyjrzał  się  wzorków  na  ściance.  -
Oryginalny kieliszek... - Wzniósł toast: -
Za  ciebie,  Cass.  Tylko  za  ciebie.  -

background image

Wypił. Cassidy spuściła oczy.

-  Colin,  przykro  mi,  że  się

martwiłeś. Pracowałam i...

-  Nie  tłumacz  się  -  przerwał  jej.

Ich  oczy  ponownie  się  spotkały.  -  Nie
musisz  mi  się  tłumaczyć.  Po  prostu
posłuchaj.  Kiedy  wszedłem  dzisiaj  do
studia  i  zobaczyłem  cię  z  Vince'em,  coś
we  mnie  pękło.  Stres,  wyczerpanie  ,
szaleństwo,  wszystko  się  na  to  złożyło,
ale  nic  nie  usprawiedliwia  słów,  które
do  ciebie  wypowiedziałem.  -  Spojrzał
jej głęboko w oczy. - Gardzę sobą za to,
że 

doprowadziłem 

cię 

do 

łez.

Nienawidzę  słów,  które  powiedziałem.
Ale  gdy  po  tylu  dniach  bezskutecznych
poszukiwań  nagle  ujrzałem  cię  w  mojej

background image

pracowni  z  Vince'em...  -  Przerwał,
potrząsnął  głową  i  podszedł  do  okna.  -
Gail  wszystko  świetnie  zaaranżowała.
Wiedziała,  przez  co  przechodziłem
przez  ostatnie  dwa  tygodnie.  Zna  mnie
na  tyle  dobrze,  żeby  przewidzieć,  jak
zareaguję, kiedy zobaczę cię sam na sam
z  Vince'em.  Zanim  dotarłem  do  Galerii,
wysłała  go  do  studia  pod  byle
pretekstem. Powiedziała mi. że macie tu
schadzkę.

-  Gail...  -  powiedziała  cicho

Cassidy.

-  Tak,  Gail.  Kiedyś  byliśmy  ze

sobą...  zresztą  był  to  bardzo  luźny
związek...  ale  przed  rokiem  ostatecznie

background image

się 

rozstaliśmy. 

Nadal 

jednak

współpracowaliśmy.  Powinienem  był
pamiętać,  z  kim  mam  do  czynienia,  ale
popełniłem  błąd.  Kilka  dni  temu
odbyłem  z  Gail  ostateczną  rozmowę,  w
wyniku  której  postanowiła  wyjechać  na
Wschodnie  Wybrzeże  i  tam  szukać
szczęścia.  -  Odwrócił  się  do  Cassidy.  -
Chciałbym,  żebyś  zrozumiała,  dlaczego
zachowałem się tak paskudnie.

W  ciszy  rozbrzmiewały  jedynie

dźwięki  gitary  Jeffa  dobiegające  zza
cienkich ścian.

-  Colin.  -  Jej  oczy  szukały  jego

twarzy. - Jesteś taki wyczerpany.

Wyraz  jego  twarzy  nagle  się

background image

zmienił.

- Nie wiem, kiedy zakochałem się

w tobie. Chyba od razu, gdy spotkaliśmy
się  we  mgle.  A  może  wtedy,  kiedy  po
raz  pierwszy  włożyłaś  tę  suknię.  -
Przymknął  na  chwilę  oczy.  -  Nie,  Cass,
kochałem cię od zawsze, od dnia moich
narodzin,  i  tyle  lat  czekałem,  by
wreszcie cię spotkać.

- Miłość? Ty mówisz o miłości?! -

Była  zdumiona.  Artystyczna  fascynacja,
w  to  mogła  uwierzyć.  Niepokój  Colina,
gdy  po  burzliwej  scenie  zniknęła  jego
modelka,  też  był  zrozumiały,  a  okrutną
scenę  związaną  z  Vince'em  składała  na
karb  egoistycznej  zazdrości  artysty  o
ową mo​delkę. Ale miłość?!

background image

-  Tak,  miłość.  -  Uśmiechnął  się

delikatnie.  -  Cóż,  Cassidy,  niełatwy  ze
mnie  facet.  Sama  mi  to  kiedyś
powiedziałaś.

- Tak, pamiętam.

-  Jestem  samolubny  i  łatwo

wpadam w złość. Nie mam cierpliwości
do  niczego  poza  moją  pracą.  Nie  mogę
obiecać,  że  cię  nie  skrzywdzę,  nie
rozzłoszczę, że nie będę zachowywał się
irracjonalnie i gwałtownie. Ale mogę ci
obiecać,  że  nikt  nigdy  tak  cię  nie
pokocha.  Nikt.  -  Czekał  na  jej  słowa,
lecz ona mogła jedynie patrzeć na niego
jak zahipnotyzowana. - Proszę cię, żebyś
wbrew  zdrowemu  rozsądkowi  została

background image

moją żoną, moją kochanką i matką moich
dzieci.  Proszę  cię,  żebyś  dzieliła  swe
życie  ze  mną,  biorąc  mnie  takim,  jakim
jestem. - Głos mu się załamał. - Kocham
cię, Cass. Teraz moje przeznaczenie jest
w two​ich rękach.

Przyglądała mu się. W jego głosie

usłyszała  więcej  irlandzkiej  nuty  niż
kiedykolwiek.

Wciąż  nie  zrobił  nawet  kroku  w

jej  stronę,  tylko  stał  nieruchomo  na
środku pokoju.

Wolno 

podeszła 

do 

Colina,

oplotła  ręce  wokół  jego  szyi  i  wtuliła
twarz w jego ramiona.

background image

- Przytul mnie. Objął ją delikatnie.

- Przytul mnie, Sullivan - zażądała

ponownie, 

mocno 

się 

do 

niego

przytulając.  Potem  szybko  znalazła
drogę do jego ust.

Zacisnął mocniej ramiona.

-  Kocham  cię  -  wyszeptała

pomiędzy pocałunkami. - Już tak dawno
chciałam ci to powiedzieć.

- Mówiłaś mi to za każdym razem,

kiedy  na  mnie  patrzyłaś.  -  Wtulił  głowę
w jej włosy. - Starałem się nie dopuścić
do  siebie  myśli,  że  mogłem  się  w  tobie
zakochać,  że  to  mogło  stać  się  tak
szybko, tak bez wysiłku. Ale kiedy obraz

background image

był  już  niemal  skończony,  dotarło  do
mnie,  że  nie  mogę  bez  ciebie  żyć.  -
Zniżył  głos  i  przyciągnął  ją  jeszcze
bliżej.  -  Traciłem  zmysły  przez  ostatnie
dwa  tygodnie,  patrząc  na  twój  portret  i
zastanawiając  się,  gdzie  jesteś  i  czy  w
ogóle jeszcze kiedyś cię zobaczę.

Teraz 

jestem 

twoja 

-

powiedziała  cicho,  nie  sprzeciwiając
się,  kiedy  wsunął  ręce  pod  jej  bluzkę.  -
A Vince ma portret.

-  Nie.  Mówiłem  ci,  że  nie

wszystko  jest  na  sprzedaż.  Odmówiłem
nawet  Vince'owi.  W  tym  obrazie  jest
zbyt dużo nas, ciebie i mnie.

- To dobrze, że go nie sprzedałeś.

background image

-  Była  szczęśliwa,  że  dowód  miłości
pozostanie  przy  tych,  którzy  tę  miłość
odkryli  i  zamierzali  nieść  przez  życie.  -
Bo myślałam...

- Co myślałaś?

-  Nie,  już  nic.  -  Pocałowała  go.  -

Kocham  cię.  -  Przycisnęła  wargi
mocniej do jego ust, ciesząc się, że teraz
należą do niej.

-  Cass.  -  Czuła,  jak  mocno  bije

jego serce, i jak Colin gładzi jej włosy.
- Czy wiesz, co ty ze mną robisz?

- Pokaż mi - szepnęła.

Pocałował ją ponownie. Zawarł w

background image

tym  pocałunku  całe  usilnie  skrywane
pragnienie miłości. Była gotowa, by mu
się oddać.

- Pobierzemy się szybko. - Znowu

gwałtownie  ją  pocałował.  Przesunął
dłońmi 

po 

jej 

plecach, 

potem

przyciąg​nął do siebie. - Bardzo szybko.

-  Dobrze.  -  Zamknęła  oczy,

rozkoszując  się  ciepłem  jego  ciała.  -
Mam  już  nawet  idealną  sukienkę.  -
Wtuliła  się  w  niego.  -  Jak  zatytułujesz
obraz?

-  On  już  ma  tytuł.  -  Uśmiechnął

się. - „Dowód miłości".