background image

 

GRABARZE POLSKIEJ NADZIEI 1980-2005 

background image

Henryk Pająk 

Przydałoby się nam 

kilkadziesiąt porcji polonu 210!... 

(b. żołnierz Kedywu 

AK

)

 

LUBLIN 2007 

MIT OBALENIA KOMUNIZMU PRZEZ „SOLIDARNOŚĆ" 

Gdyby neo-bolszewicki globalizm nie wydał wyroku już na 
początku lat 70. na ich własny szatański twór pod nazwą 
Związku Sowieckiego, to nie byłoby żadnej ruchawki ani w 
1976 roku (Radom), ani w 1980 roku w Lublinie, Gdańsku i 
pozostałych miastach. Po prostu nie byłoby „Soli-darności". 
Wszystko by się skończyło na pałkach ZOMO, skrytobójczych 
morderstwach i więzieniach, a szacowna zachodnia 
„demokracja" nie ruszyłaby palcem w obronie tej kolejnej 
demonstracji „polskiego warcholstwa", tej „polskiej 
bohaterszczyzny". 

Wałęsa pod pomnikiem stoczniowców powiedział: Tu zaczęła 
się globalizacja.
 Wcześniej powtarzał, że to on obalił 
komunizm. Groteskowy błazen w piórkach bohatera 
narodowego już nikogo ani nie szokuje, ani nie denerwuje, bo 
komików nie można traktować poważnie, choć Komitet 
Nagrody Nobla już wiele razy dał dowody, że z powodów 
politycznych musi nagradzać błaznów. 

„Fenomen" Solidarności to fenomen bezbolesnego zwijania 

background image

żydowskiego Sowłagru przez nowoczesny syjonizm sowiecki i 
zachodni - to przyzwolenie na ten niby „fenomen polskiego 
zrywu", prowokowany przez incydenty w rodzaju podwyżek 
cen na żywność, obcinanie norm produkcyjnych, 
represjonowanie niepokornych „użytecznych durniów". 

„Rozbiórkowe" działania amerykańskiego żydolewactwa 
zaczęły się od wyścigu zbrojeń, jako jednego z głównych 
elementów zapędzania Sowietów w zapaść ekonomiczną i 
duszenie światowych cen ropy, podstawowego dochodu ZSRR. 
Równoległym działaniem było sprowokowanie ich do zajęcia 
Afganistanu pozorami zainteresowania USA Afganistanem, 
tworzenia tam własnej strefy strategicznych wpływów. Sowieci 
dali się wciągnąć w tę grę i weszli, a ze strony anglo-
brytyjskiej „obserwatorem" tego procesu był m.in. „nasz" 
przyszły minister obrony interesów USA i Wielkiej Brytanii - 
Radek (Radosław) Sikorski, wysłany tam w roli rzekomego 
reportera. 

Twórcą niszczycielskiej dla Sowłagru „pierestrojki" nie był 
obecny gigant globalizmu, a wtedy pierwszy gensek KPZR 
Michaił Gorbaczow, tylko Jurij Andropow, szef KGB, potem 
gensek KPZR. O żydowskim pochodzeniu Andropowa pisali 
niektórzy autorzy rosyjscy już w latach 90., ale musieliśmy 
czekać do czerwca 2006 roku, aby uzyskać oficjalne 
potwierdzenie tego na podstawie archiwów KGB w rosyjskim 
programie telewizyjnym „Itogi" z 13 czerwca 2006 roku. 

Andropow urodził sę 15 czerwca 1914 roku w Moskwie jako 
Grigorij Feinstein lub Flekenstein'. W skrupulatnych archiwach 
Łubianki zachowała się fotografia jego majmełe, która zmarła 
w 1929 roku. Jego ojciec to imigrant z Finlandii, już wtedy 
bogaty handlarz rosyjskimi diamentami. Zginął w 1919 roku w 
walkach z bolszewikami, stając po stronie białogwardzistów 
carskich. 

Biografia Andropowa była przerabiana aż czterokrotnie i 

background image

zapewne żadna z tych wersji nie oddaje całej prawdy o tym 
„Konradzie Wallenrodzie” światowego żydostwa na szczytach 
sowieckiej władzy. Przeróbek tych dokonywano w latach 30. w 
miarę pozyskiwania coraz to nowych dokumentów. W oficjalnej 
biografii Andropow jest synem kolejarza Władimira, z 
pochodzenia Osetyńca z guberni Stawropolskiej. Światowe 
żydostwo znało jednak od początku jego kariery żydowskie 
pochodzenie Andropowa i od jego wczesnej młodości 
metodycznie w niego „inwestowało”, podobnie jak przedtem 
„inwestowało” w setki innych ich pobratymców kreowanych do 
rządzenia sowieckim Gułagiem. Taką kreaturą kreowaną 
następnie przez Andropowa okazał się Gorbaczow, jego pupil, 
dyskretnie promowany z zadaniem wymierzenia ciosu śmierci 
bolszewickiemu bękartowi Żydów z pokolenia ich ojców. W 
sposób tajemniczy, podobnie jak później Gorbaczowa, zwykle 
zaciekle żrące się między sobą stado zbirów z sowieckiego 
Politbiura, „jednomyślnie” powołało Andropowa na stanowisko 
pierwszego sekretarza KPZR. 

Kariera Andropowa przebiegała jeszcze według tradycyjnego 
schematu i chronologii, natomiast kariera Gorbaczowa 
wystrzeliła jak statek kosmiczny. W Sowłagrze wszystkie 
szczeble awansów były ściśle ustalone i skodyfikowane. Tak 
pisał o tym schemacie awansów rosyjski autor Abdurachman 
Awtorchanow w książce Od Andropowa do Gorbaczowa2: 

Aby dotrzeć do Politbiura czy Sekretariatu, choćby na 
stanowisko szefa wydziału KC lub jego zastępcy, 
funkcjonariusz partyjny zaczynający swoją karierę jako, 
powiedzmy, sekretarza rajkomu w wieku lat 30, musi 
przejść wszystkie szczeble drabiny partyjnej. Od sekretarza 
rajkomu, przez I sekretarza gorkomu do sekretarza obkomu 
- wymaga to 20, a nawet 30 lat kariery na prowincji. Tak 
więc kandydat w wieku 50-60 lat, o ile uzyska protekcję w 
KC pod warunkiem, że jego akta osobowe w KC i dossier w 
KGB są absolutnie czyste, 

background image

a on sam przewyższa swych najbliższych konkurentów pod 
względem talentu organizacyjnego - dotrze wreszcie do 
owego, wedle wyrażenia Stalina, „aeropagu" - do KC partii. 
Wynika stąd, że obecnie' to nie „młodzi" przejmują władzę 
na Kremlu, lecz „młodzi starcy" mają zastąpić „starców 
zgrzybiałych", przy czym ich bagaż polityczny i duchowy jest 
identyczny z tym, jakim dysponowali ich poprzednicy. 

1.   Taką alternatywną pisownię jego nazwiska podaje 
„Ojczyzna" w numerze VI z lipca-sierpnia 2006 roku, opierając 
się na wspomnianej audycji. „Itogi", własność żydowskiego 
„miliardera z niczego" - Gusińskiego. To również właściciel 
takich pism i gazet jak: „Dziś", „Moskiewskij komsomolec", 
„Moskiewska prawda", „Litieraturnaja gazeta". Gusiński jest we 
władzach żydowskiej loży „Bnai-Brith". 
Zob.: Oleg Płatonow Rosja pod władzą masonerii wyd. Moska 
2000, s. 71. 

2.   Wyd. ANTYK, 1989, s. 83. 

Niemal natychmiast po śmierci już za życia zmumifikowanego 
Breżniewa, niewidzialne lobby wypromowało Andropowa 10 
listopada 1982 roku (w Polsce dobiegał końca stan wojenny) na 
stanowisko I Sekretarza KC KPZR, co było naruszeniem 
wszelkich standardów obowiązujących od ponad pół wieku. Nie 
był taką sensacją wiek Andropowa - liczył wtedy 68 lat, to 
znaczy mieścił się w formule „młodego starca". Odstępstwem, 
wręcz herezją partyjną było to, że na stanowisko Politbiura 
„niewidzialni"- mianowali szefa KGB. Zawsze bowiem aparat 
partyjny dominował nad aparatem fizycznego terroru - nad 
GRU, NKWD, KGB. 

Znawcy „dworskiej etykiety" w Imperium Zła otrzymali w ten 
sposób czytelny sygnał, że następuje radykalne przesunięcie w 
hierarchizacji Olimpu władzy - pierwszy, jak 

background image

się okaże rozstrzygający etap kruszenia Sowłagru. Oznaczało 
to, że dokonuje się zasadnicze przesuniecie dominacji w 
nienaruszalnym dotąd trójkącie władzy: Partia, armia, KGB. I 
tylko nieliczni to przesunięcie mieli szansę zrozumieć właściwie 
- że władza radziecka jest już dostatecznie silnie spenetrowana 
przez obce, czytaj syjonistyczne siły, aby mógł się tam dokonać 
taki właśnie wyłom, tak radykalne przesunięcie centrum 
„dowodzenia". Teraz, ćwierć wieku po tych roszadach, jesteśmy 
mądrzejsi o te fakty, ale ich dedukcja w tamtym czasie 
wymagała wyjątkowej przenikliwości i znajomości sceny 
politycznej w Sowiecji. Andropowowi jego zdalni i miejscowi 
protektorzy wyznaczyli rolę gigantycznego młota 
pneumatycznego o niewyobrażalnej sile kruszenia 
moskiewskich skał. Istotne jest to, że Andropow miał pełną 
świadomość tego historycznego zlecenia, tej misji i podobną 
wiedzę o mechanizmach, które go wyniosły na wierzchołek 
tradycyjnego trójkąta: partia, armia, KGB2. 

1.   To „obecnie" dotyczy początków lat 90. Książka ukazała 
się po raz pierwszy w Paryżu w 1986 roku, wydana przez 
masońską YMCA - Press. 

2.   Zwolennikiem „pierestrojki" stał się też Markus Wolff, z 
pochodzenia Żyd, szef enerdowskiego wywiadu (HVA). W 1989 
r. Wolff dobrowolnie odszedł z HVA i po cichu przeszedł na 
stronę frakcji „reformatorskiej" NRD. Nagle pokochał prawdziwą 
wolność, równość, braterstwo - jak pisał potem w swoich 
„Wspomnieniach". Od pięciu lat jego nacyjny pobratymiec 
Andropow spoczywał w grobie, a jego dusza w piekle, ale ta 
przemiana Wolffa (Wilka) w owieczkę, musiała rozpocząć się 
znacznie wcześniej. Po 30 latach kierowania enerdowskim 
wywiadem osiadł w Izraelu, ojczyźnie jego przodków. 

background image

Andropow rozpoczął strategiczny, wielokierunkowy proces 
przygotowywania „pierestrojki". Los pozostawił mu niewiele 
czasu, a on wiedział dobrze, że prowadzi wyścig ze śmiercią. 
W chwili nominacji był już ciężko chory na niewydolność 
nerek. I rzeczywiście, zmarł 9 lutego 1984 roku, zaledwie po 
około 15 miesiącach panowania. W ostatnich miesiącach życia 
podobno był w swoim gabinecie lub na jego zapleczu stale 
podłączony do aparatury dializującej nerki, a spiskowa teoria 
podpowiada rzecz mało jednak prawdopodobną - że 
uśmiercono go jakimś skrytym majsterkowaniem przy tej 
aparaturze. 

Dopiero następne dziesięciolecie po jego śmierci wykazało, że 
Andro-pow zdążył jednak wykonać swoje podstawowe zadanie 
- przekazać już pośmiertnie władzę nad Sowłagrem swemu od 
dawna protegowanemu i awansowanemu Michaiłowi 
Gorbaczowowi. Podczas elekcji Gorbaczowa doszło do 
niebywałej sytuacji. Całe Politbiuro, nagle nie wiedzieć 
dlaczego, jednomyślnie wybrało Gorbaczowa na genseka. I to 
w jakim stylu! 
Przebieg  „konklawe",  stał  się  jednym  wielkim  peanem  na 
cześć  w  istocie  partyjnego  przeciętniaka,  jakim  był  wtedy 
Gorbaczow. Oto skróty kilku tych laudacji: 

Griszyn7: 

Dlatego uważam, że nie mamy i nie możemy mieć lepszej niż 
M. S. Gorbaczow kandydatury na stanowisko Sekretarza 
Generalnego KC KPZR. 

Romanow: 

Michaił Sergiejewicz Gorbaczow ma za sobą bogatą szkołę 
życia (...). To człowiek wykształcony (...) chętnie udziela 
ludziom pomocy i darzy ich zaufaniem... 

background image

Czebrikow: 

Ton naszej dzisiejszej rozmowie nadał Andriej Andrijewicz 
Gromyko. Powiedział on słusznie, że powinniśmy myśleć o 
przyszłości (...). Uważam, że Michaił Siergiejewicz 
Gorbaczow wywiąże się z tego z honorem. Za cechy te cenili 
tow. Gorbaczowa L. I. Breżniew, J. W. Andropow i K. U. 
Czernienko... 

To właśnie A. Gromyko zaproponował kandydaturę 
Gorbaczowa. Gromyko był wśród członków Politbiura wciąż 
jeszcze groźnym rozgrywającym. Zapewne to on przemycał do 
Sowłagru pierwsze miazmaty „odnowy” jako wieloletni delegat 
- ambasador w ONZ, gdzie ironicznie nazywano go 
„Towarzyszem NIET!”, bo na wszystko miał taką właśnie, 
jedyną odpowiedź. 

1. Zob.: Władimir Bukowski: Moskiewski proces, wyd. 
polskie 1998, s. 291, Passim. 

Diemiczew: 

Nieźle znają go także za granicą. O tym, że potrafi pracować 
za granicą, świadczą wyjazdy do Anglii, Kanady... 

Gromyko: 

Także do Włoch. 

Diemiczew: 

Michaił Siergiejewicz Gorbaczow jest otwarty na nowe 

background image

prądy. 

Ligaczow: 

(...) W dodatku posiada niewątpliwie wszystkie cechy 
niezbędne dla wybitnego działacza politycznego. W dodatku 
ma jeszcze niespożyty zapas sił intelektualnych i fizycznych. 

Nieoficjalnymi kanałami puszczono maskującą pogłoskę, że 
podczas wyboru Gorbaczowa trwała „ostra walka", wybrano go 
niemal mniejszością głosów... W istocie wybór był tylko 
formalnym „przyklepaniem" kandydatury Gorbaczowa. 
Autor wspomnianej książki Moskiewski proces („dysydent") 
pisząc z ironicznym sceptyzmem o Gorbaczowie, wskazywał na 
Andropowa jako jego wielkiego protektora. Podkreślał 
zwłaszcza maestrię Andropowa w kreowaniu mitu 
„pierestrojki", ale jak na „dysydenta" przystało, Bukowski ani 
słowem nie wspomniał o siłach, które wypromowały samego 
Andropowa - o kręgach syjono-globalistów USA i Europy 
Zachodniej i Żydów rosyjskich. To właśnie Gorbaczow, zausznik 
Andropowa, położył podwaliny pod rychłą lawinowo 
przebiegającą „pierestojkę". To Andropow wykonawcą tej 
pierestrojki uczynił Gorbaczowa. 

Był to największy w historii sukces Zachodu w konfrontacji z 
coraz bardziej niesubordynowanym potworem 
żydobolszewickiej rewolucji z 1917 roku. 

Wkrótce potem protegowani Jelcyna i Gorbaczowa, Żydzi: 
Bierezowski, Chodorkowski, Gusiński, Potanin, Wekselberg, 
Abramowicz, Awen, Lifszyc i kilkunastu innych „oligarchów", 
otrzymali przyzwolenie na totalną grabież majątku narodowego 
Rosjan. Tak oto spłacono Żydom Zachodu zaciągnięte długi 
różnorakiego poparcia, dokładnie tak samo, jak Lenin spłacił z 
nawiązką bankowi 

background image

Kuhn & Loeb wszystkie pożyczki, bez których Bolszewia 
pierwszych lat jej istnienia stałaby się wielkim bankrutem. 
Wypłacił swym poplecznikom równowartość 600 milionów 
dolarów w złocie. Pozostałe złoto carskiej Rosji rozkradli 
indywidualnie. 

Zakulisowe tajemnice tej groteskowej „pierestrojki" to jedyny 
klucz do zrozumienia tajnych mechanizmów upadku Sowietów, 
a poprzez ten upadek, przez tę „pierestrojkę" - klucz do 
zrozumienia łatwości, z jaką zachód bezkrwawo opanował 
Rosję posowiecką po 1990 r., tym samym Polskę i pozostałe 
kraje demoludów. 

W czterokrotnym preparowaniu życiorysu wspomagano 
Andropowa z zachodu, co jest pośrednim dowodem, że to w 
niego „inwestowano" z dalekim rozbiegiem czasowym. 
Ukończył tylko technikum żeglugi śródlądowej. W 1930 roku 
wstąpił do Komsomołu. Członkiem partii został w 1939 roku. 
Tuż potem skierowano go na stanowisko szefa Komsomołu w 
Karelo-Fińskiej SSR (1940-1944). Było wykluczone, aby tak 
forowany Żyd poszedł na front z pepeszą w garści - to 
obowiązek wielonarodowego mięsa armatniego ZSRR. 
Oficjalnie jednak Andropow musiał później mieć odpowiednio 
spreparowany życiorys wojenny - rzekomo brał udział w jakiejś 
partyzantce, tylko nikt nie wie w jakiej, bo i kiedy mógł 
walczyć w partyzantce, jeżeli do 1944 roku sekretarzował 
Komsomołowi w podbitej przez ZSRR Finlandii? W 1947 roku 
jest już sekretarzem KPZR w Karelii, cztery lata później 
ściągają go do Moskwy, co było pierwszym warunkiem 
następnych awansów. Skierowano go do pracy w KC partii. 

Na krótko popadł w konflikt z G. Malenkowem, nie byle kim, bo 
formalnym następcą Stalina. Konflikt nastał z rywalizacji 
pomiędzy Malenkowem a Michaiłem Susłowem. 

background image

Malenkow zamierzał usunąć sojusznika Susłowa - Atanasa 
Sneckusa ze stanowiska I Sekretarza KC KP Litwy. W tym celu 
wysłał Andropowa do Wilna, aby wyszukał tam stosowne „haki” 
na Sneckusa. Andropow albo nie chciał dogrzebać się do takich 
„haków”, albo też działał w duecie z potężnym Susłowem, bo 
powrócił z Litwy bez „haków”, toteż Malenkow musiał 
zrezygnować z usunięcia Sneckusa. 

Na pewien czas to starcie Malenkow - Susłow lekko zachwiało 
karierą Andropowa. Malenkow podobno spotkał Andropowa na 
korytarzu KC KPZR, ujął go za łokieć i szepnął mu do ucha: 
Nigdy ci tego nie zapomnę. Czy to prawda - nie wiadomo, nikt 
przecież nie usłyszał tego złowrogiego sze-ptu, ale dalsze fakty 
jakby to potwierdzały, bowiem wkrótce potem Andro-pow 
został zwolniony z aparatu partyjnego, następnie „zesłany” na 
boczny tor w roli ambasadora na Węgrzech na czas 19541957. 

Dla Węgrów okazał się „inwestycją" tragiczną. 
Starając się odzyskać łaski Kremla, Andropow wsławił się 
krwawym stłumieniem powstania Imre Nogy'a w 1956 roku i 
osadzeniem u władzy Janosa Kadara. 

Historycy węgierscy przyznają, że to Andropow jest głównym 
sprawcą masakry Węgrów. 

Dojście do władzy Chruszczowa w ramach rzekomej 
„destalinizacji” otworzyło Andropowowi drogę powrotu na 
Kreml. To wtedy jego kariera dostaje zaskakującego 
przyśpieszenia. Impulsem stała się otwarta wojna wydana 
przez klikę Chruszczowa z kryptosyjonistami ulokowanymi w 
kręgach decyzyjnych KC KPZR i w licznych republikach. 
Ta sowiecka wersja wojny „Chamów z Żydami”, jak wiemy, 
miała swój duplikat w Polsce, zakończony krótkotrwałą klęską 
tych ostatnich w 1968 roku, dwa lata później klęską duetu 
Gomułka - Moczar. 

background image

W wyniku walki rosyjskich „Chamów i Żydów", Andropow w 
1962 roku został członkiem Sekretariatu KC KPZR i zajął 
miejsce Susłowa, co dowodzi, że jego wileńska wyprawa po 
„haki" na litewskiego sprzymierzeńca Maleńkowa nie była 
przypadkowa. 

Wkrótce potem Andropow został szefem KGB, a w 1973 roku 
członkiem Biura Politycznego KC KPZR. Jednocześnie zachował 
tekę szefa KGB, co było ostatecznym przypieczętowaniem 
zwycięstwa rosyjskich Żydów nad rosyjskimi chamami - tym 
razem cudzysłowy są tu zbyteczne. 

Oznaczało to długi wstęp do rozbiórki Sowłagru, ale 
wtedy niewielu albo nikt nie mógł być obdarzony tak 
nadprzyrodzonym wizjonerstwem 

-   poza samym Andropowem i jego mocodawcami, aby 
zrozumieć, do czego te zmiany zmierzają i kto je 
inspiruje. 

Tak oto Andropow uzyskał dwa klucze do demontażu 
Sowłagru 

-   władzę nad KGB i członkostwo w Biurze Politycznym KC 
KPZR. 

Cieszył się jednocześnie dyskretną akceptacją Zachodu. Coraz 
wyraźniej kreowano go tam na „liberała", starannie 
zapominając o tysiącach trupów węgierskich 
wyprodukowanych przez tego „liberała" i o jego wielu 
zbrodniach w cichych, rutynowych działaniach KGB. Wtedy 
właśnie rozpoczęło się metodyczne przenoszenie dowodzenia 
Sowłagrem z partii i armii do KGB, od dawna naszpikowanego 
na wszystkich decyzyjnych stanowiskach rosyjskimi Żydami: 
po rozpadzie ZSRR 

background image

aż 20 000 kagebistów wyższego szczebla wyjechało 
bezpośrednio do Izraela, uwożąc wiele miliardów dolar ów w 
złocie, diamentach i samych dolarach, tudzież niewyobrażalnie 
bogatą wiedzę o tajemnicach KGB i GRU. Ten proces 
podporządkowywania partii kagiebistom rozpoczął już 
Breżniew, zapewne nieświadomie^, przywróceniem prawa KGB 
do szpiegowania (gromadzenia „haków") nie tylko na członków 
Komitetu Centralnego, lecz również członków Politbiura, które 
to prawo odebrał im Chruszczow. Pęczniejące tajne teczki 
członków Biura Politycznego czyniły z nich posłuszne narzędzia 
w rękach Andropowa, co ułatwiało mu dokonywanie zmian 
partyjnych na szczytach Kremla i w republikach. Doskonałym 
źródłem „haków" była powszechna, epidemiczna korupcja w 
kierownictwie partii, co dodatkowo czyniło ich łatwymi ofiarami 
KGB. 

Podobnie, choć nie na taką skalę działo się w armii. Armia 
Czerwona - jakkolwiek by ją oceniać - zawsze była gwarantem 
potęgi i stabilności ZSRR, obiektem dumy narodowej Rosjan. 
Rosyjskie dowództwo wojskowe już nie czerpało strawy 
duchowej z groteskowych szkoleń marksizmu-leninizmu, tylko 
z wiecznie dlań żywej, acz nie manifestowanej wojskowo-
patriotycznej historii Wielkiej Rosji. Stalin wiedział co robił tuż 
przed wojną, niszcząc niemal doszczętnie stary korpus oficerski 
Czerwonej Armii, podobnie wiedział co robić, gdy Niemcy parli 
na Stalingrad, a Moskwa i Leningrad już były oblężone. 
Zrehabilitował wtedy rosyjską armię imperatorską, 
wielkomocarstwową i jej słynnych dowódców, wydobył z łagrów 
niedobitych oficerów, a samą wojnę z hitlerowskimi Niemcami 
nazwał dokładnie tak, jak zawsze w Rosji nazywano wojnę z 
1812 roku: „Wielką Wojną Ojczyźnianą". To przecież rosyjska 
armia wygrała wojnę z Napoleonem i Hitlerem, a nie KPZR, 
NKWD, GRU. Przerażony widmem klęski, Stalin wydobył z 
łagrów gnijących tam hierarchów Cerkwi Prawosławnej, kazał 
im podpisywać wspólne apele do wiernych i „narodu" 

background image

(!) o wytrwanie w walce. 

Armia była więc zawsze groźna dla kamaryli partyjno- 
kagiebowskiej jako realna siła fizyczna. 

Sygnałem medialnym zapowiadającym zmiany, znów czytelnym 
tylko dla nielicznych, była niewinnie wyglądająca reakcja 
„Prawdy" na śmierć genseka Czernienki. Należało oczekiwać, że 
wzorem śmierci poprzednich genseków, cała ta sowiecka 
„Trybuna Ludu" będzie przez najbliższe dni ociekać łzami. 
„Prawda" tymczasem pozwoliła sobie na coś, za co przedtem 
redaktor naczelny wylądowałby w łagrze za sabotaż. W dniu 
ogłoszenia śmierci Czernienki „Prawda" po pierwsze ukazała się 
bez czarnej żałobnej ramki okalającej całą pierwszą kolumnę 
gazety, a co jeszcze bardziej niesłychane - bez portretu 
Czernienki! 

W zamian, na tejże pierwszej stronie ukazał się portret nowego 
genseka - Michaiła Gorbaczowa. Rozkład tych akcentów był 
czytelny. Nigdy przedtem nie pozwalano sobie na takie 
poniżenie zmarłego genseka. Stetryczały mamut Czernienko 
zmarł 10 marca 1985 roku. Jeszcze na dobre nie ostygły jego 
zwłoki, jeszcze nie odbył się jego pogrzeb, a już wybrano i 
ogłoszono światu nowego genseka - Michaiła Gorbaczowa. 
Nastąpiło to po zaledwie czterech godzinach od ogłoszenia 
śmierci Czernienki. TASS podał to o godzinie 14, a już o 18 
tego samego dnia - doniósł o wybraniu nowego dyktatora. 
Nigdy dwa takie wydarzenia nie zbiegały się w tak krótkim 
czasie w długiej historii ZSRR. 

1. Ożeniony z Żydówką, podobnie jak większość rosyjskich 
„chamów" na szczytach władzy, nie wyłączając Raisy 
Gorbaczowej. 

Cytowany Awtorchanow stawiał w swojej książce całkiem 

background image

przytomne pytanie: 

Czy mogło się tak szybko zebrać pozaplanowe plenum KC, 
czyli ponad 400 osób rozrzuconych nie tylko po 
gigantyczym kraju, ale i po świecie? Chyba tylko sputnikami 
można było ich zwieźć tak szybko. Nawet sądząc z fotografii 
zbiorowej uczestników owego plenum podczas pożegnania 
zwłok Czernienki (opublikowanej w „Prawdzie” 12.03.1985 
r.), w Moskwie zebrało się nie więcej niż 200 osób1. 

A tak Awtorchanow wyjaśnia ten fenomen komunikacyjny: 

W rzeczywistości procedura wybrania Gorbaczowa 
wyglądała tak samo jak w przypadku jego protektora, z tą 
różnicą, że Andropow zmuszony był dokonać po śmierci 
Breżniewa przewrotu pałacowego przeciw prawnemu 
„kronpirinzowi" Czernience, a Gorbaczow dokonał tego 
przewrotu w istocie jeszcze za życia swego poprzednika. 
Gromyko, który wniósł na plenum KC kandydaturę 
Gorbaczowa, poinformował, że kierował on już 
Sekretariatem Generalnym KC KPZR, a pod nieobecność 
Czernienki także posiedzeniami Politbiura. W ten sposób 
faktyczna władza nad najwyższymi organami partii była już 
w rękach Gorbaczowa. 

Po śmierci Breżniewa wśród jego potencjalnych następców 
typowano Konstantina Czernienkę, Wiktora Griszyna i 
Władimira Szczerbickiego. Ważnym graczem zza kulis był w 
tych targach o schedę po Breżniewie profesor Jewgienij 
Czazow, osobisty lekarz Breżniewa, z pochodzenia Żyd. 
Stwierdzał on w swoich pamiętnikach, że pozostawał w bliskich 
kontaktach z Andropowem, co zresztą dziwić nie może, a ten 
jako pierwszy otrzymał właśnie od Czazowa informację o 
śmierci Breżniewa. Odbyło się to w ten sposób, że Czazow 
zatelefonował nocą do Andropowa z daczy 

background image

Breżniewa i wypowiedział tylko jedno słowo: „Już". Tak samo 
już nazajutrz rano okazało się, że Andropow został wyznaczony 
na przewodniczącego ceremoniału pogrzebowego, co stanowiło 
rytualny sygnał, kogo właśnie namaszczono na następcę 
zmarłego genseka. 

Dyskusja i głosowanie były więc tylko formalnością przy dalece 
niepełnym składzie członków KC. 

Tak naprawdę, Andropow został namaszczony przez 
niewidzialne lobby wewnętrzne i zewnętrzne już na kilka 
miesięcy przed śmiercią Breżniewa. Przygotowując się do tej 
sukcesji, dla uniknięcia niekorzystnego wrażenia o skupieniu 
władzy Genseka i szefa KGB w jednej osobie, Andropow 
zrezygnował z funkcji szefa KGB. Sukces miał zapewniony z 
dwóch powodów: dysponował bogatym zbiorem „haków" na 
wszystkich przyszłych genseków i aktualnych członków 
Politbiura. 

1. Tamże, s. 85. 

„Haki" zbierano zapewne także poprzez penetrację innych 
wywiadów, którym zależało na osadzeniu Andropowa na tronie 
genseka. Aparat polityczny, administracyjny i wojskowy ZSRR 
był wtedy już straszliwie zdemoralizowany, 
„odideologizowany". Jego najważniejsi funkcjonariusze mieli za 
sobą kariery w ambasadach państw zachodnich, a tam czekały 
na nich niezliczone pokusy. No i poznali słodką prawdę o życiu 
na wrażym Zachodzie. Erozja i korozja umysłów zrobiła swoje. 

Tajna kolekcja „haków" plus jego ludzie rozstawieni w rządzie 
sprawiło, że Andropow wdarł się na kolejny szczyt władzy - 
został Przewodniczącym Rady Najwyższej ZSRR. 

Jeżeli aparat partyjno-administracyjny był stosunkowo 

background image

podatny na szantażowanie przez zasoby „hakowe", to nie jest 
jasne, czy one wystarczyły na podporządkowanie bandzie KGB 
generalicji armii, która była mniej skompromitowana, 
zdemoralizowana, staranniej chroniona przez kontrwywiad GRU 
przed wewnętrzną infiltracją. 

Tak oto dochodzimy do kluczowego dla losów Polski pytania: 
dlaczego Armia Czerwona nie weszła do Polski, aby zdusić 
narodową rebelię jeszcze przed wprowadzeniem stanu 
wojennego, jako „pokojowej" alternatywy Jaruzelskiego? 

Zaistniały na szczęście (?) niebagatelne przeciwwskazania. 
Dwa zwłaszcza: 

—   interwencja wojskowa oznaczałaby „siłowe" rozbicie 
„Solidarności" całkowicie już opanowanej przez Żydów z KOR, 
stworzonego pod patronatem Zachodu tylko w tym właśnie 
celu, aby na grzbietach robotników przejąć władzę z rąk 
„Chamów" przy pierwszej nadarzającej się okazji; 

—   wtedy awans Andropowa na stanowisko wszechwładnego 
genseka, przygotowywanego do tej roli od dziesięcioleci, stałby 
się bardzo problematyczny. 

Tak oto strategicznym a pilnym zadaniem Andropowa było 
niedopuszczenie do interwencji w Polsce. Interwencja 
rozwiałaby plany osadzenia Gorbaczowa na stanowisku 
genseka. Planowana „pierestrojka" by nie doszła do skutku w 
jakimś przewidywalnym czasie, a zamiast anihilacji Sowłagru, 
łatwo mógł on przejść w wojskową dyktaturę brutalnie 
pacyfikującą rozbudzone nadzieje narodów Sowłagru. 
Generalicja znów by doszła do głosu. 

Tak oto stanęła na historycznym zakręcie przyszłość ZSRR, 
Polski, demoludów, a tym samym Europy i nie tylko. Potem 
lansowano tezę, że Sowieci nie weszli, bowiem ugrzęźli po 

background image

uszy w Afganistanie, ponadto pułkownik Kukliński zdradził 
Amerykanom plany wojskowe Układu Warszawskiego. 

Niestety, przez szereg lat ulegał tej iluzji także niżej 
podpisany. 

Przewidywania skutków interwencji powinny były pójść tropem 
trzech przesłanek: 

—   Sowieci byli uwikłani w Afganistanie „na pół gwizdka”, 
wprawdzie ponosili kompromitujące porażki prestiżowe, ale nie 
militarne, zdolne osłabić potęgę Armii Czerwonej; 

—   ich interwencja w Polsce była niemal skazana na sukces 
militarny, bo mało prawdopodobne, by wojsko polskie podjęło 
walkę, zdominowa-ne przez dowódców w roli agentów 
Moskwy. To stanie z bronią u nogi gwarantował sam Jaruzelski 
jako dowódca armii, agent NKWD od 1944 roku. Sprawę 
załatwiłoby kilka dywizji sowieckich, a ich rola sprowadzałaby 
się do opanowania garnizonów, lotnisk, łączności oraz 
internowania dowództwa; 

—   wrzawa na Zachodzie przeszłaby w stan lodowatej zimnej 
wojny grożącej wojną na niewyobrażalną skalę, ale to by tylko 
wzmocniło rolę dowództwa Armii Czerwonej - jedynej w tej 
sytuacji obrończyni ojczyzny światowego proletariatu. 

Profesor Anatol Dnieprów trafnie rekapitulował tę sytuację: 

Andropow był de facto głównym autorem radzieckiej 
pierestrojki. Jak wiadomo, to on wylansował na lidera KPZR 
Michaiła Gorbaczowa. Andropow ściągnął z Kraju 
Stawropolskiego nikomu wtedy nieznanego Gorbaczowa i 
wprowadził go z czasem do elity radzieckiego kierownictwa. 
Gorbaczow realizował następnie plan demokratyzacji i 
otwarcia Związku Radzieckiego na świat... 

background image

To już wiemy, ale prof. Dnieprów dochodzi do wątku 
polskiego i tu już nie we wszystkim jest obiektywny: 

Za główną zasługę Andropowa uważa się dziś to, że za jego 
wstawiennictwem w 1981 roku nominację na I sekretarza KC 
PZPR od L. Breżniewa otrzymał właśnie gen. Wojciech 
Jaruzelski. A to dzięki Jaruzelskiemu polskie pokojowe 
reformy były przecież tak udane (no, kto by to pomyślał, że 
udane! - H.P.). Jak wiadomo, Andropow był też 
zdecydowanym przeciwnikiem interwencji radzieckiej w 
Polsce. Pamiętał zapewne wydarzenia w Budapeszcie w 1956 
roku, gdzie był wówczas ambasadorem ZSRR. Takiego 
tragicznego losu chciał niewątpliwie zaoszczędzić Warszawie. 
Dzięki podjętej przez Breżniewa i Andropowa decyzji o 
wprowadzeniu stanu wojennego, którego przebiegiem tak 
znakomicie kierował gen. Jaruzelski, Andropow uratował 
Polskę i utorował drogę do pokojowej transformacji całego 
bloku socjalistycznego... 

Andropow uratował Polskę? Przed czym? Przed masakrą? 
Uratował dla kogo? Czyżby scenariusz węgierski sprzed 25 lat 
miałby się powtórzyć w 1981 roku, gdyby czerwona zaraza 
wdarła się do Polski? Czyżby prof. Dnieprów (nazwisko od 
Dniepru?) nie wiedział, ile kilometrów dzieliło Budapeszt od 
Berlina, a ile granicę zachodnią Polski od tegoż Berlina? 

Prawdą jest natomiast, że to duet Breżniew - Andropow był 
autorem stanu wojennego, a hunta Jaruzelskiego - Kiszczaka 
jego wykonawcą. Mijało się to rozwiązanie z oczekiwaniami 
generalicji sowieckiej. Już zacierała ręce. „Krasnaja Zwiezda" 
- organ Armii Czerwonej już nazajutrz po oficjalnym 
zarejestrowaniu „Solidarności", 16 listopada 1980 roku 
opublikował znamienny w intencjach 

background image

artykuł o wojnie polsko-sowieckiej z 1920 roku. Artykuł 
kończył się słowami Lenina, którymi zapowiadano 
oczekiwaną interwencję: 

Wojna z Polską została nam narzucona. 

Wiele też mówią zmiany personalne w armii sowieckiej podjęte 
między grudniem 1980 a marcem 1981. Zaczęło się od dymisji 
dowódcy sił lądowych gen. Pawłowskiego i jego zastępcy do 
spraw politycznych, generała Wasiagina. 
W następnym miesiącu z kluczowych stanowisk zostali usunięci 
doświadczeni dowódcy ze wszystkich (oprócz jednego) 
okręgów wojskowych graniczących z Polską, a ich miejsca 
zajęli generałowie przeniesieni znad granicy chińskiej!i Wywiad 
amerykański ustalił mylnie czy też celowo dezinformacyjnie - 
to rzecz drugorzędna - że wkroczenie armii sowieckiej jest 
planowane na 15 grudnia. Dowódcom znad granicy chińskiej 
brakowało znajomości przy graniczą polsko- sowieckiego, 
terenów w głębi Polski i wielu innych realiów. 

W prasie sowieckiej ukazały się zasłony dymne 
usprawiedliwiające te wędrówki dowódców. Miały rzekomo 
wystąpić poważne problemy w mobilizacji rekrutów. Wzywani 
do macierzystych jednostek rezerwiści podobno masowo 
dezerterowali, z czym dotychczasowi dowódcy w rejonach 
przygranicznych rzekomo nie mogli się uporać, należało więc 
odwołać tych fajtłapów. Doniesienia o masowych dezercjach 
były prymitywną fikcją. Dezercje z armii Sowłagru były zawsze 
rzadkością, bo kończyły się dla delikwentów skutkami wręcz 
niewyobrażalnymi, włącznie z karą śmierci, toteż mówienie o 
„masowych" dezercjach, które by poważnie osłabiały zdolność 
bojową armii, było niepoważne. 

1. Miała to być powtórka taktyki inwazji na Węgry w 
październiku 1956 r. Ściągnięto wtedy oddziały i dowódców 

background image

ze wschodnich regionów ZSRR. Wielu sołdatów było 
przekonanych, że walczą „gdzieś” w imperialistycznej Europie. 
Czołgiści strzelali z cekacmów gdzie popadnie. Posiekali kulami 
okna polskiej ambasady, choć na frontonie budynku powiewał 
sztandar PRL, ale oni nie wiedzieli czyj to sztandar. Dopiero 
jesienią 2006 roku „Gazeta Polska” opublikowała tajny raport 
ambasady opisujący dokładnie zniszczenia w środku 
ambasady! 

Wojskami dowodził wtedy marszałek Kulikow. Był on 
zdecydowany wkroczyć do Polski dwukrotnie, w grudniu 
1980 i marcu 1981. W obydwu okresach atak był 
odwoływany. Andropow czuwał nad tym poprzez swoich 
ludzi w KC i generalicji. Miał swoich protegowanych na 
strategicznych stanowiskach w armii i partii. 

Ostatnim sukcesem partyjnych dinozaurów było przepchnięcie 
żywej mumii (83 lata!) - Konstantina Czernienki na stanowisko 
genseka. Pożył jeszcze na tym stanowisku tylko 13 miesięcy, o 
kilka miesięcy krócej niż przedtem Andropow. W tym czasie 
śmiertelnie chory był już Dymitr Ustinow. Gdyby armia 
zachowała swoje tradycyjne wpływy i pozycję, naturalnym jego 
następcą powinien był zostać marszałek Nikołaj Ogarkow, 
najzdolniejszy z sowieckich generałów, a co ważniejsze, 
zwolennik agresywnej, imperialnej polityki sowieckiego 
imperium. 
Jako szef sztabu armii, od 1977 roku kierował się 
przekonaniem, że wobec spodziewanej utraty przez Związek 
Sowiecki przewagi nad NATO, najlepszym rozwiązaniem 
pozostaje konfrontacja militarna na wybranym terenie. 
Konsekwentnie zmierzając do takiej konfrontacji, rozkazał 
zestrzelić 1 września 1983 roku południowokoreański samolot 
pasażerski KAL 007, pod pretekstem naruszenia przezeń 
przestrzeni powietrznej ZSRR, podczas gdy takie naruszenie 
kwalifikowało się tylko do ostrego protestu dyplomatycznego. 

background image

Sukcesem Andropowa było takie osłabienie wpływów armii, że 
zanim w grudniu 1984 zmarł Ustinow, zdołano przedtem 
usunąć „jastrzębia" Ogarkowa ze sztabu. Ministrem obrony 
został generał Siergiej Sokołow człowiek niejako z „kapelusza", 
„z teczki", bowiem nigdy nie był on nawet członkiem Politbiura. 
Ogarkowa natomiast „zesłano" do Legnicy, na całkiem boczny 
tor, skąd miał dowodzić radzieckimi wojskami w Polsce i NRD'. 
Legnica okazała się ostatnim przydziałem dla Ogarkowa - zmarł 
w 1994 roku. Ostatnim oficerem KGB, który go nadzorował w 
Legnicy, był płk NKWD Władimir Putin, późniejszy prezydent 
osadzony na tym stanowisku przez skorumpowanego pijaczynę 
Jelcyna. W czasie słynnego puczu Janajewa w Moskwie poparł 
on i obronił Gorbaczowa, a najpewniej uratował mu życie. 

1. Dzięki tej nominacji, miał z nim kontakty gen. W. Jaruzelski. 
Oceniał Ogarkowa jako dowódcę inteligentnego, a co 
dziwniejsze kulturalnego. 

Po czerwcowym plenum KC KPZR w 1985 roku, ustaliło się 
twarde jądro władzy pomijające zwapniałe Politbiuro. Wyłoniła 
się dyktatura bardzo wąskiej grupy, taki „dyrektoriat pięciu": 
gensek Gorbaczow, „drugi gensek" Ligaczow i aż trzech 
generałów KGB - pierwszy zastępca szefa rządu Alijew, 
przewodniczący KGB Czebrikow i minister spraw zagranicznych 
Szewardnadze, który w przyszłości podobnie bezkolizyjnie 
ustąpi miejsca amerykańskiemu agentowi wpływu 
Saakaszwilemu w Gruzji, która tym samym stanie się kolejną 
strefą wpływów amerykańskich. Z tego dyrektoriatu armia 
została całkowicie wyłączona, co do złudzenia przypominało 
„dyrektoriat pięciu" z czasów Rewolucji Francuskiej, dopóki 
Napoleon Bonaparte nie dokonał swego słynnego zamachu 
stanu poparty przez masonerię, sprawcę Rewolucji 

background image

Francuskiej już zdegustowaną jej makabrycznym 
rozpasaniem. W Rosji w 1917 roku rządził podobny 
„dyrektoriat pięciu” pod wodzą żydomasona Aleksandra 
Kiereńskiego. Rządził niedługo i oddał władzę bandzie 
Lenina -Trockiego. 

Czebrikow podobnie jak Andropow, trafił do aparatu partyjnego 
z KGB. Podobnie zawodowymi czekistami byli Alijew i 
Szewardndze. Nic by później nie wiedziano o zaistnieniu 
Alijewa i Szewardnadze, gdyby nie wszechobecna 
instytucjonalna korupcja rozpleniona za czasów Breżniewa. 
Wzorcowymi republikami były pod tym względem Azerbejdżan i 
Gruzja. Ich pierwsi sekretarze Achundow i Mżawanadze zostali 
ostrzeżeni przez własnych policyjnych generałów, że albo będą 
przymykać oko na korupcję, albo sami będą w niej 
uczestniczyć. Generałami tymi byli właśnie - w Azerbejdżanie 
Alijew, a w Gruzji minister spraw wewnętrznych Szewardnadze. 
Popierał ich szef KGB Andropow, który ich przeforsował na 
stanowiska pierwszych sekretarzy tych republik. Potem znaleźli 
się w Politbiurze KC KPZR. 

Samo mianowanie Szewardnadze ministrem spraw 
zagranicznych ZSRR przez Gorbaczowa, było wyjątkowo 
śmiałym i dziwnym na tle praktyki w ZSRR posunięciem. 
Odsunął Gromykę z tego stanowiska, co oznaczało kurs na 
„odprężenie” z Zachodem, a także przejęcie przez Gorbaczowa 
kontroli nad polityką zagraniczną. Nominacja Szewardnadze na 
ministra spraw zagranicznych ZSRR była szokiem dla 
sowieckiego korpusu dyplomatycznego, w którym nie 
brakowało wytrawnych dyplomatów znających języki obce. 
Degradację Gromyki Gorbaczow osiągnął przez odebranie mu 
stanowiska przewodniczącego Rady Najwyższej ZSRR. 
Bezceremonialnie pogonił z Biura Politycznego i Sekretariatu 
KC kogoś, kto szkodził jedności aparatu partyjnego i 
policyjnego - będącego w pełni sił swego rywala Romanowa, 
który go popierał na 

background image

wspomnianym konklawe. 

Tak naprawdę, to przygotowania do rozbiórki Sowietów 
rozpoczęły się już u progu lat 60. i nie w samym ZSRR. 
Kongres USA w 1959 roku przyjął dalekosiężny plan rozbicia 
Sowłagru na 22 państwa. Rola śmiertelnych korników 
przypadła żydomasońskiej agenturze wewnątrz ZSRR, 
usytuowanej w resortach siłowych i na szczytach KPZR. 

W początkach lat 60. na Uniwersytecie Kolumbia rozpoczynali 
swoją karierę żydowscy prekursorzy „pierestrojki" A. 
Jakowlew i O. Kaługin, wysokiej rangi funkcjonariusz NKWD, 
a pytanie o to, jak oni się tam dostali, jak wyjechali za 
żelazną kurtynę, jest z gatunku pytań o swobodne wojaże 
„naszych" prekursorów, takich jak Michnik, Geremek, 
Blumsztajn, J. T. Gross i dziesiątki innych KOR-ników. 

Jakowlew i Kaługin należeli do kadrowych funkcjonariuszy 
KGB, co ujawnił w 1993 roku przedstawiciel KGB W. 
Kriuczkow'. W połowie lat 60. Jakowlew w „Litieraturnoj 
Gazietie" otwarcie krytykował „nacjonalizm" rosyjski, 
występował antyrosyjsko i jakoś przechodziło mu to bezkarnie. 
Jakowlew swobodnie podróżował do Kanady, gdzie wchodził w 
nieformalne układy z wpływowymi przedstawicielami 
tamtejszej masonerii, na czele z premierem Kanady Pierre 
Trudeau. 

W połowie lat 60.-70. we władzach centralnych KPZR 
uformowała się grupa agentów wpływu pochodzenia 
żydowskiego: F. Burłaszkin, G. Szachnazarow, G. Gierasimow, 
Arbatow i Bowin. Czołową postacią był w tej grupie Arbatow. 
Urodzony w 1923 roku, był członkiem KPZR nieprzerwanie od 
1943 do 1991 roku. W latach 60. i 70. Arbatow był jednym z 
głównych zakulisowych rozgrywających w polityce 
zagranicznej ZSRR, m.in. jako 

background image

dyrektor Instytutu USA i Kanady. Zajmował zdecydowanie 
proamerykańskie stanowisko, o czym wtedy nie wiedziały 
jeszcze (rzekomo), sowieckie służby wywiadowcze. 
Przyjacielem Ameryki stał się już w latach 70. Wtedy też 
ważnym tuzem żydomasońskiej agentury wpływu okazał się 
słynny A. Sacharow i jego żona H. Bonner. Wtedy też 
rozpoczynała się gra o globalną dominację międzynarodowego 
syjonizmu spod znaku loży Bnai-Brith, Bilderberg Group i 
Komisji Trójstronnej, której współzałożycielem był „nasz" 
Zbigniew Brzeziński, zakulisowy promotor wyboru kard. K. 
Wojtyły na papieża. Inną międzynarodową atrapą oligarchów 
świata stał się słynny Klub Rzymski. Jego członkiem był 
późniejszy „rosyjski" premier i miliarder „z niczego" J. 
Primakow (1972). 

Wtedy właśnie harwardzki historyk żydowskiego pochodzenia 
Ryszard Pipes opracował dla administracji prezydenta 
Reagana strategiczny program erozji sowieckiego molocha za 
pomocą dywersji w takich dziedzinach, jak polityka 
międzynarodowa, kultura i ekonomia. Był to na razie program 
„wojny propagandowej" o powolny demontaż ZSRR. 

1. „Młoda Gwardia", 1992, nr 10 s. 84. Zob.: Oleg 
Płatonow: Rosja pod władzą masonerii, Moskwa 2000, s. 
10. Passim. 

background image

 

Prezydent f^ee^an i R, Pip«-s. 

Na gruncie polskim próbami siłowymi okazała się prowokacja 
z grudnia 1970 roku, zakończona masakrą stoczniowców 
Trójmiasta, potem w 1976 r. jednorazowa podwyżka cen 
żywości o 70 proc, której wynikiem stały się zamieszki w 
Radomiu i innych miastach7. A jeszcze wcześniej - tzw. 
„wydarzenia marcowe” 1968 w Warszawie oraz „praska 
wiosna” w Czechosłowacji. Wszystkie te wydarzenia były 
koronkowo zorganizowanymi prowokacjami. 

Na przełomie lat 70. - 80. agentura wpływu usadowiona na 
szczytach KC KPZR, KGB i GRU, w ekonomii i polityce 
zagranicznej ma już zwarty program i funkcjonuje sprawnie. 
Umyka to uwadze rzekomo wszechwiedzącym KGB i GRU, ale 
to już dziwić nie może, zwłaszcza w 

background image

kontekście kariery Andropowa, wkrótce Gorbaczowa. 

1. Zob. rozdział: Jaruzelski wykańcza Gierka i gospodarkę. 

„Zachód", czyli głównie USA, wyasygnował na „proces 
demokratyzacji" ZSRR 90 miliardów dolarów. Te dolarowe 
dywizje szły głównie na wspieranie setek żydowskich agentów 
wpływu usadowionych we wszystkich dziedzinach życia 
Sowłagru, w tym na nowoczesny sprzęt wywiadowczy, na 
instrukcje, literaturę „drugiego (skąd my to znamy!) obiegu". 

W trakcie, a nawet już po pierestrojce, świat dziwił się tej 
„nagłej" bezkrwawej, pokojowej transformacji, 
„demokratyzacji" ZSRR. Cudownej przemianie bestii w 
baranka. 

Arbatow, przy ścisłej współpracy Gorbaczowa i Jakowlewa, 
zajął czołową rolę w kierowaniu procesami „transformacji" 

Z

S

RR

 

w masę upadłościową. Wokół Arbatowa skupili się inni czołowi 
agenci wpływu, tacy jak Koroticz, Afanasjew, Popów, 
Primakow. Zwłaszcza Primakow, wkrótce „milioner z niczego". 

Dziwnym trafem, byli to w całości tego składu rosyjscy Żydzi, 
To jeszcze jeden, a tak naprawdę to jedyny cud sowieckiej 
„pierestrojki". Dokłanie jak i u nas. „Nasza" pierestrojka to 
kalka tamtej. 

W tym kręgu głównym rozgrywającym stawał się Gorbaczow. 
Charakterystyczne, że poza tym kręgiem pozornie pozostawał 
Andropow. Nie kojarzono go ze spiskowcami. Przeciwnie, 
jeszcze uchodził za twardogłowego stalinowca starej daty. 

Partyjny aparat KPZR, czołowi działacze kultury i nauki, 

background image

stanowili otoczkę, zewnętrzny pierścień tego rdzenia. 

W Polsce już mieliśmy za sobą rzekomo spontaniczną 
eksplozję „Solidarności", umowę sierpniową, stan wojenny, 
nikomu jeszcze nieznane tajne rozmowy Kuronia i Wałęsy z SB 
w sprawie przejęcia władzy przez żydomasoński KOR, podczas 
gdy w ZSRR trwała gigantyczna praca agentury wpływu. W 
latach 1989-1992 odbyło się w ZSRR ponad 50 „naukowych 
konferencji" w czołowych ośrodków ZSRR - w Moskwie, Rydze, 
Leningradzie, Swierdłowsku, Woroneżu, Tallinie, Wilnie, 
Irkucku, Tomsku. W samej Moskwie odbyło się sześć takich 
instruktażowych konferencji. 

KGB i GRU nie reagowały. Straciły rewolucyjną czujność! 

Oficjalnie wszyscy z mocą akcentowali, na czele z 
Gorbaczowem, „przewodnią" rolę partii. 
Ukochane dziecko GRU, organizacja pod nazwą „Narodowy 
udział w demokracji" (przewodniczący A. Wajnsztejn), 
finansowała działalność Instytutu Sacharowa, który 
propagował: 

—   1984 r. - działalność na rzecz „praw człowieka" 

—   1986 r. - działalność „wolnych uniwersytetów" (skąd my 
to znamy!). 

W  1990  roku  specjalny  fundusz  Kongresu  USA  finansuje 
działalność  tzw.  „Międzynarodowej  parlamentarnej  grupy 
Wierchownogo Sowieta SSSR".' 

Konsoliduje się czołówka przyszłego reżimu pijaczyny Jelcyna, 
marionetki żydowskich oligarchów: Popow, Starowojtowa, 
Połtorianin, Muraszow, Stankiewicz, Gajdar, Boczarow, 
Jawlińskij, Bołdyriew, Łukin, Czubajs, Nyjkin, Szabad, a także 
główni promotorzy 

background image

wyboru  Jelcyna  na  prezydenta:  Urmanow,  Wiriutin, 
Rzeźnikow,  Andrejewskaja,  Nazarow  oraz  czołowi 
przedstawiciele prasy i telewizji. 

I znów, dziwnym trafem, wszyscy, dokładnie wszyscy tu 
wymienieni mieli pochodzenie „jerozolimskie". 

Gorbaczow już jako gensek KPZR znał doskonale przebieg i 
programy szeroko zakrojonej „pierestrojki" ZSRR w wykonaniu 
tej piątej kolumny. Nie sprzeciwiał się niczemu. Przeciwnie, 
dyskretnie roztaczał nad tą robotą parasole ochronne. KGB go 
o tej kreciej robocie informowało wielokrotnie, bowiem ta 
machina wciąż jeszcze „rabotała" rzekomo proradziecko. W 
1990 roku meldował mu o tym przedstawiciel KGB Kriuczkow, 
o czym pisała „Sowietskaja Rossija" w 1992 (21 X) i 1993 roku 
(29 V). Wydarzenia toczyły się już lawinowo. Do gry wchodzi 
Fundacja Sorosa i jego liczne agentury „pozarządowe". Pilotują 
tę robotę tacy agenci wpływu jak J. Afanasjew redaktor 
naczelny pisma „Znamia" -G. Bakłanow, ideolog pierestrojki 
Zasławskaja, sędzia Trybunału Konstytucyjnego Ametystów. 

W szóstym numerze pisma „Znamia" (1989) Soros już jawnie 
nawołuje do walki z rosyjskim „nacjonalizmem", upatrując w 
nim wielkie niebezpieczeństwo dla światowych sił 
„demokracji". 

I znów - identycznie w Polsce: „nacjonalizm”, „szowinizm”, 
„ksenofobia”
 i, ma się rozumieć, „antysemityzm”. 

Cała czołówka rosyjskiej „pierestrojki", to żydomasoneria. 
Pierwsze związki i kontakty żydowskich liderów KPZR z 
masonerią zachodu, datują się na długo przed faktyczną 
pierestrojką, już w latach 60. i 70. Pierwszy kontakt z 
masonerią zachodu Gorbaczow nawiązał podczas prywatnego 
urlopu we Włoszech, gdzie prężnie działały loże masońskie na 
czele ze słynną lożą „P-2". Jakowlew wszedł 

background image

w konspiracyjne związki z masonerią w Kanadzie. Spotykał 
się tam z masonem Pierre Trudeau, premierem Kanady. 

Pierwsze wzmianki o masońskiej inicjacji Gorbaczowa 
pojawiły się w 1988 roku w niemieckiej prasie i w „Nowym 
rosyjskim słowie" z 4 października 1989 roku. Tam właśnie 
ukazały się zdjęcia Grobaczowa z prezydentem G. Bushem 
(seniorem), przekazującymi wolnomularskim „braciom" 
masońskie gesty nieznane „profanom". 

1. Sowietskaja Rossija, 26 października 1992. 

Do światowej masonerii Gorbaczow dołączył po wstąpieniu do 
Komisji Trójstronnej z inicjatywy agenta Mossadu G. Sorosa1. 
To Soros finansował rosyjsko-amerykański fundusz pod 
nazwą „Inicjatywa kulturalna". Bardzo kulturalna, jak 
wynikało z jej rezultatów. 

Wśród funkcjonariuszy i beneficjentów Funduszu Sorosa 
znaleźli się m.in. tacy wpływowi rusofobi, jak wspomniany 
Afanasjew, Makarow i Ametystow. 

Gorbaczow stał się członkiem Komisji Trójstronnej w 1989 
roku, ale główny, wręcz historyczny w skutkach sabat 
światowej masonerii odbył się w Moskwie pod wodzą Dawida 
Rockefellera i członka loży Bnai-Brith Henry Kissingera2 , 
światowej rangi żydomasona Valery'ego d'Esteinga Giscarda 
oraz Nakasone. Ze strony rosyjskojęzycznej żydo-masonerii, 
oprócz Gorbaczowa, w tym masońskim zlocie wzięli udział 
Jakowlew, Szewardnadze, Arbatow, Primakow, Miedwiediew i 
inni. 

W rezultacie tajnego porozumienia, zostały wtedy 
opracowane dalekosiężne plany dekompozycji ZSRR, długo 
jeszcze nieznane nawet liczącym się politykom i 

background image

obserwatorom sceny politycznej w ZSRR. 

Nie rozumieli oni tajnej istoty historycznego spotkania 
Gorbaczowa na Malcie, bastionie światowej loży „Kawalerów 
Maltańskich"^ z amerykańskim prezydentem. Malta stała się 
miejscem kluczowych ustaleń, które doprowadziły do 
demontażu Związku Sowieckiego i rzekomo spontanicznych 
przewrotów w krajach „demoludów" sowieckich. 

Dodajmy, że Gorbaczow, Jakowlew, Szewardnadze 
(były szef KGB), Miedwiediew i Primakow, to członkowie 
Politbiura KPZR, od których wychodziły wszystkie najważniejsze 
decyzje polityczne Sowłagru. 

Dodajmy także, że chronologicznie pierwszą strukturą 
masońską powołaną w ZSRR była loża żydowska Bnai- Brith. W 
1989 roku „L'Arche" - żydo-masoński periodyk wychodzący w 
Paryżu napisał, że w Moskwie w dniach 23-29 października 
1989 roku gościła delegacja francuskiego dystryktu tej 
światowej loży żydowskiej Bnai- Brith, w składzie 21 
przedstawicieli, na czele z prezydentem dystryktu M. Aronem. 
W skład powołanego wtedy rosyjskiego dystryktu Bnai-Brith 
weszło 63 rosyjskich wpływowych Żydów, faktycznych twórców 
„rosyjskiej" pierestrojki! 

1.   Z powodu powiązań z Mossadem, Soros został wydalony z 
Węgier, skąd pochodził, a także z Rumunii i Czechosłowacji. 
Zob. O. Płatonow, op. cit., s. 23. 

2.   Jesienią 2006 roku - żyd-syjonista i mason (dod. red. 
polonica.net)-
 Kissinger został nieformalnym doradcą papieża 
Benedykta XVI do spraw międzynarodowych. 

3.   Czołowymi masonami z loży Kawalerów Maltańskich są: 
Jelcyn, Gorbaczow, Bierezowski, Jakowlew, Abramowicz, 
Szewardnadcze, Lisowskij i Borodin. 

background image

W tym samym czasie powołali przedstawicielstwa (filie) 
Bnai-Brith w Wilnie i Rydze, a w późniejszym czasie w 
Petersburgu, Kijowie, Odessie, Niżnym Nowogrodzie i 
Nowosybirsku'. 

Najważniejsi członkowie rosyjskojęzycznej loży Bnai-Brith, poza 
Gorbaczowem to: miliarder z niczego Gusińskij, Łużkow, 
Smoleńskij, Szajewicz, Chodorkowski 
(odsiaduje ośmioletni wyrok za miliardowe grabieże 
podatkowych należności za ropę i gaz), Fridman, Awien i Hajt. 

Te ekskluzywną sitwę światowej rangi żydomasonów z Bnai- 
Brith uzupełnią potem następni giganci Bnai-Brith i innych 
rytów: Czernomyrdin, Gajdar, Czubajs, Jawlinskij, Niemców, 
późniejszy premier Kirijenko, Hakamada i Fiedorow. 

Wymieńmy jeszcze „rosyjskich przyjaciół" Wielkiego Wschodu 
Francji. Są to: Łużkow, Primakow, 
Karaganow, Lebied (zginął w „wypadku" helikoptera). 

Członkami „Wielkiego Turana" (masonerii islamskiej) są: 
Szaimujew, Auszew i znani przywódcy czeczeńscy Maschadow i 
Basajew. 

Takie to były kulisy, tacy to byli twórcy „rosyjskiej" pierestrojki, 
pod którą podwaliny położył Żyd Andropow i kontynuował jego 
protegowany Gorbaczow. 

Nasze rozważania o „cudzie" bezkrwawej pierestrojki 
zakończymy rolą Jana Pawła II w tej międzynarodowej operacji 
„zwijania" Sowłagru. W książce Nowotwory Watykanu 
wykazaliśmy, że promotorem tej nominacji było światowe 
żydostwo ze wspomnianych dykasterii 

background image

masońskich, na czele ze Zbigniewem Brzezińskim, H. 
Kissingerem, D. Rockefellerem, przy współudziale kilku 
watykańskich kardynałów żydowskiego pochodzenia. 
Kardynał Karol Wojtyła odbył promocyjne, nieoficjalne 
podróże do USA i Kanady, podejmowany m.in. przez masona 
Trudeau. W tym czasie ministrem do spraw wielokulturowości 
był w rządzie Trudeau polskojęzyczny „szlachcic jerozolimski" 
senator Stanly Haidasz. Odbywał on spotkania z kard. 
Karolem Wojtyłą także w prywatnym gronie kanadyjskich 
Żydów. 

Jedno z takich spotkań dokumentujemy fotografią nigdzie 
dotąd nie publikowaną. (patrz poniżej - red. polonica.net) 

 

Po  wyborze  kard.  K.  Wojtyły,  senator  Haidasz  i  Zbigniew 
Brzeziński  byli  pierwszymi  gośćmi  nowego  papieża  Jana 
Pawła II. 

background image

1.  Zwróćmy uwagę na zbieżność czasową tych wydarzeń z 
„polskim" Okrągłym Stołem z lutego 1989 roku. 

Senator Haidasz to Wielki Mistrz Zakonu Maltańskiego 
Szpitalników, wyjątkowo wpływowej w Kościele Katolickim loży 
masońskiej udającej szlachetne cele humanitarne i 
charytatywne, jak zresztą każda loża masońska. Na wniosek 
senatora Haidasza, Senat Kanady wysłał gratulacje Janowi 
Pawłowi II z okazji jego wyboru na papieża. Ówczesny 
sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, wybitny mason 
watykański kard. J. Villoti przysłał senatorowi Haidaszowi 
podziękowanie za tę inicjatywę. 

Historia XX wieku wciąż bezskutecznie czeka na definitywne 
ustalenie zleceniodawców zamachu na Jana Pawła II 13 maja 
1981 roku. Papież sam stwierdził, że Agca był tylko 
wykonawcą zlecenia. Kim więc byli zleceniodawcy? Czy służby 
specjalne Andropowa? On sam? Jeżeli tak, to kłóci się ten 
zamach z rolą Andropowa jako zakulisowego wodza 
„rosyjskiej" pierestrojki. Czyżby więc był ten zamach 
rezultatem niesubordynacji KGB wobec wodza? Wszak Jan 
Paweł II spełniał kluczową rolę w tajnych działaniach na rzecz 
demontażu Sowłagru. Po cóż więc zamach na zwolennika 
pierestrojki? 

Same pytania i ani jednej przekonującej odpowiedzi2. 

Tak oto Gorbaczow - „pierestrojkowicz" z nadania Andropowa 
całkowicie zapanował na Kremlu i mógł przystąpić - etapami - 
do rozbiórki Sowłagru, a tym samym do odpadania demoludów 
od „matiuszki". 
Odbywać się to musiało w miarę bezkolizyjnie. Efektem tego 
było w Polsce zamrożenie na całe 8-9 lat „demokratyzacji", 
dzięki stanowi wojennemu, a przedtem metodycznemu 
wyrzucaniu z „Solidarności" jej prawdziwych 

background image

przywódców i założycieli, przez żydowskich sprzymierzeńców 
Zachodu i Gorbaczowa, na czele z „bandą czterech" 
- Michnikiem, Kuroniem, Mazowieckim i Geremkiem. 
Szło im jak po sznurku, od Moskwy po Berlin Wschodni, bo 
mieli w cuglach Wałęsę. 

Dopiero po takim „wstępie" wyjaśnia się, dlaczego na 
stanowisko rzekomo głównego rozgrywającego w 
„Solidarności" desygnowano Wałęsę, oscylatora pomiędzy 
Bezpieką a „Solidarnością", który niszczył i wyrzucał ze 
Związku radykalniejszych „gojów", bo przeszkadzali w 
„pokojowej transformacji" Polski i całego bloku, bo myśleli i 
działali w kategoriach dobra robotników, Polski, a tamci w 
kategoriach żydolewackiego internacjonału. 

Jednocześnie otrzymujemy pośrednią odpowiedź na dotąd nie 
rozstrzygnięte pytanie: czy Jaruzelski i Kiszczak musieli 
wprowadzić stan wojenny? 

1.   Posądzany o otrucie papieża Jana Pawła I. 

2.   Szerzej i więcej na te fascynujące pytania - w książce 
autora" Rosja we krwi i nafcie, która się ukaże latem 2007. 

I na drugie pytanie: czy Sowieci weszliby do Polski, gdyby 
Jaruzelski odmówił „towarzyszom radzieckim" wprowadzenia 
stanu wojennego? 

Przesłanki wyłożone w tym rozdziale wskazują na to, że: 

- Jaruzelski musiał wprowadzić stan wojenny. W 
przeciwnym razie jego los byłby nie do pozazdroszczenia. 

background image

Musiał wprowadzić stan wojenny również dlatego, że nigdy w 
całej swojej karierze, w żadnej sprawie, nawet nieskończenie 
mniej ważnej niż stan wojenny, nie powiedział swym 
kremlowskim mocodawcom: „NIET!" 

Gdyby nawet odmówił, to Sowieci i tak by nie weszli, czego 
gwarantem był sam Andropow i totalnie zażydzone struktury 
KGB, przygotowane przez Andropowa do historycznej rozbiórki 
Sowłagru decyzją światowego syjonizmu, któremu w 
budowaniu wszechświatowego globalizmu w miejsce 
wszechświatowego komunizmu, już od dawna przeszkadzał 
skostniały stalinowski aparat partyjnych mamutów z czasów 
rewolucji żydo-bolszewickiej 1917 roku. 

Niewprowadzenie stanu wojennego spowodowałoby 
niekontrolowaną erozję władzy sowieckiej w Polsce metodą 
strajków, interwencji ZOMO, ogólnego chaosu, ale bez siłowej 
kontrrewolucji. Zmierzalibyśmy do tego samego finału jak po 
stanie wojennym - do Okrągłego Stołu. 

W latach 1980-1981 Jaruzelski stał się postacią w pewnym 
sensie tragiczną: gdyby odmówił, jego nie tylko kariera starego 
agenta NKWD, ale i jego życie byłoby realnie zagrożone. 
Towarzysze radzieccy wszak umieli te sprawy załatwiać 
bezszelestnie, a zdrada światowej ojczyzny proletariatu zwykle 
kończyła się strzałem w tył głowy lub spożyciem „ciastka z 
kremlem". 

Generał Jaruzelski jak zwykle mijał się z prawdą wmawiając 
Polakom, że stan wojenny był mniejszym złem niż wejście 
„Wani" i że Sowieci stawiali to wejście jako nieuniknioną 
alternatywę rezygnacji ze stanu wojennego. Z omówionych tu 
powodów Andropow i potem jego masoński następca 
Gorbaczow nigdy by się nie zdecydowali na rozpętanie w Polsce 
„drugich Węgier" z 1956 roku czy Czechosłowacji z 1968 roku. 

background image

Czy jednak Jaruzelski, Kiszczak i pozostali z esbecko- 
wojskowej hunty wiedzieli, co tak naprawdę dzieje się 
podskórnie w Sowłagrze? To mianowicie, że zachodzą tam 
zasadnicze przesunięcia sił na korzyść pełnej dominacji KGB i 
władca imperium Andropow całkowicie wykluczył zbrojną 
interwencję, bo to by naruszyło dominację KGB i oddało władzę 
i dawną rangę armii, nadto zamroziłoby na czas nieokreślony 
od dawna zaplanowaną „pierestrojkę"? 

Na to pytanie nie otrzymamy odpowiedzi nawet od samego 
Jaruzelskiego, bo krętactwo i kłamstwo stanowiło podstawowy 
rys jego osobowości. Można jednak pokusić się o założenie, że 
rządząca klika jednak nie rozumiała tej dalekosiężnej strategii i 
celu Kremla, jego głównego lokatora. Reżim sowiecki jeszcze za 
czasów „wczesnego" Gorbaczowa przynajmniej werbalnie 
kreował bowiem pozory kontynuacji stalinowskiego monolitu. 
Gorbaczow w ówczesnych wystąpieniach posługiwał się twardą 
retoryką stalinizmu. Mówił o wiecznie żywym komunizmie, o 
nieuchronnej klęsce kapitalizmu. W tym samym tonie paplała 
„Prawda". 

Jaruzelski mógł śledzić dość czytelne personalne 
przegrupowania sił na korzyść KGB, czy jednak już wtedy 
trafnie rozpoznawał ich dalekosiężny cel, jakim był pokojowy 
demontaż Sowłagru siłami zażydzonego, agenturalnego KGB i 
partii, będącej już tylko atrapą dawnej KPZR? 

Można  w  to  wątpić,  ale  pewności  brak.  Propagandową 
retorykę  swych  kremlowskich  mocodawców  Jaruzelski 
zawsze przyjmował jako nieodwołalne prawdy. 

Utwierdzać go w tym mogła zwłaszcza retoryka Gorbaczowa. 
Jeszcze na dwa tygodnie przed XXVII zjazdem KPZR, w 
wywiadzie dla komunistycznego francuskiego 

background image

„L'Humanite", Gorbaczow stanowczo zapewniał, że w ZSRR nie 
istniał żaden stalinizm: 

Stalinizm to pojęcie wymyślone przez wrogów 
komunizmu, aby oczerniać ZSRR i cały socjalizm 1
. 

Te słowa padały pięć lat po wprowadzeniu stanu 
wojennego! 

Jeszcze bardziej betonowo przemawiali generałowie 
Andropowa i on sam aż do swojej śmierci w 1984 roku. Tak 
więc Jaruzelski mógł wierzyć w tamten i późniejszy bełkot 
Andropowa i globalisty Gorbaczowa. Tym bardziej, że był to 
miód na jego serce, stalinowca oddanego komunizmowi na 
śmierć i zakłamane do końca życie. Przecież wszystko zależało, 
w tym jego życie, od trwałości i potęgi Wielkiego Brata. 

Gadając o niezniszczalności komunizmu, Gorbaczow w tym 
samym czasie czynił wiele na rzecz rozbiórki światowej 
ojczyzny proletariatu. Potwierdził to swoją postawą już po 
pomyślnym zakończeniu swej misji, nagle zamieniając się w 
ideowego, fanatycznego piewcę globalizmu, wolności, 
„demokracji", wolnego rynku, uniwersalnego masońskiego 
„Humanizmu" i New Age. 

1. „Prawda", 8 lutego 1986. 

W „Newsweeku" z 19 września 1998 roku, kiedy już dawno 
opadły z niego maski werbalne, a ze Związku Sowieckiego 
żelazna kurtyna, Gorbaczow ogłosił swoje credo: 

Rozwój świata jest możliwy tylko przy poszukiwaniu 
konsensusu dla wspólnego budowania, tak jak my^
 
(globaliści - H.P.) kroczymy do Nowego Porządku Świata. 
To o czym mówimy, 

background image

jest jednością w różnorodności 1. 

Gorbaczow otrzymał od rządu amerykańskiego, w 
podziękowaniu za pokojowe rozbicie Związku Sowieckiego 
ranczo po byłej bazie wojskowej w Presidio koło San 
Francisco w Kalifornii. Logo tego presidio jest identyczne z 
masońskim logo tzw. Zjednoczonej Inicjatywy. Gorbaczow 
został prezydentem Międzynarodowego Zielonego Krzyża 
(Green Cross International) - globalistycznej organizacji 
Zielonych. Logo tego Międzynarodowego Zielonego Krzyża 
jest identyczne z logo organizacji pod nazwą United Religions 
Initiative... 

Ciekawe, że „humanistyczny" wspólnotowy żargon globalizmu 
zaczynał już opanowywać pozornie niereformowalny „późny" 
Breżniew, może dzięki temu, że jego żoną była Żydówka 
rosyjska, a może działały nań fluidy Andropowa i jego 
niewidzialnych a nietykalnych protektorów zagranicznych i 
wewnętrznych. Breżniew jednak nie mógł być tak otwarty, 
jak wiele lat później Gorbaczow. 

Łączył jednak mantrę socjalizmu z czymś nowym: 

Sowieckie społeczeństwo jest urzeczywistnioną ideą 
proletariackiego i socjalistycznego humanizmu2. 

Wiemy aż do bólu, co oznaczał w praktyce ten proletariacki i 
socjalistyczny „humanizm": dziesiątki milionów ofiar 
żydobolszewickiego terroru w Sowłagrze. 

Gdybyśmy się wdali w lekturę przemówień generała 
Jaruzelskiego z tamtych czasów aż po Rakowskiego: Sztandar 
Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzić,
 
otrzymalibyśmy wielce pouczające podobieństwo do tamtych 
schematów oficjalnego żargonu naszych okupantów. Należał 
bowiem Jaruzelski do niereformowalnych twardogłowych, a 
jego sztywna 

background image

sylwetka jakby na zawsze dopasowała się do gorsetu 
duchowego. Poszedł na konfrontację z narodem, godząc się 
nawet z odstraszającą masakrą górników kopalni „Wujek", co 
było zresztą całkowicie zbędne, nadto stało w jawnej 
sprzeczności z nawoływaniem do spokoju, rozwagi, jedności. 

Generał Kiszczak był jego twardogłowym alter ego. 
Masakra „Wujka" wynikała z ich bolszewickiej, agenturalnej do 
szpiku kości formacji duchowej: utopić we krwi, rozdeptać, 
rozjechać gąsienicami czołgów jak na Węgrzech i w 
Czechosłowacji, choć jednocześnie wiedzieli, że zwyczajna 
blokada kopalni „Wujek" w zupełności by wystarczyła do jej 
neutralizacji. Gdyby Jaruzelski był inny niż Kiszczak i jego 
armia zbirów z ZOMO, MO i SB, to zrobiłby wszystko, aby z 
wysokości swego stanowiska skutecznie powściągać „jastrzębi" 
i prowokatorów Kiszczaka i jego samego. Mord na księdzu 
Jerzym Popiełuszce był oczywistą prowokacją od nich 
niezależną, obliczoną na wściekłość katolickiego narodu, na 
radykalizację nastrojów właśnie uciszanych przez 
konstruktywną opozycję „bandy czterech": Kuronia, Michnika, 
Geremka i Mazowieckiego pod wodzą generała Kiszczaka. 

No właśnie: kto zatem stał za tym mordem? Gdyby stali 
Kiszczak z Jaruzelskim, byłaby to akcja samobójcza. Oni 
przecież wiedzieli, że nastrojów katolickiego narodu nie ucisza 
się mordowaniem kapłanów, jak w latach 1945-1955. 

Czy więc Grzegorz Piotrowski - „szlachcic jerozolimski" działał 
ponad głowami Jaruzelskiego i Kiszczaka, choć za wiedzą 
różnych Pietruszków i Płatków, dających Piotrowskiemu jedynie 
logistyczną osłonę? 

Na co mógł liczyć sowiecki potwór zlecając mord na 
popularnym kapłanie, jeżeli wiemy już, że zależało mu na 

background image

łagodnej transformacji ZSRR i demoludów? 

Co więcej - po śmierci Jana Pawła II prokuratura i sąd włoski, 
które prowadziły śledztwo i skazały Ali Agcę, zaczęły jawnie 
oskarżać KGB o zlecenie zamachu na papieża, podczas gdy 
przez 20 lat ustalenia kończyły się na „bułgarskim śladzie". 
Czy Andropow mógł skorzystać na tej śmierci? Z pewnością 
tak, lecz ryzyko było straszliwe! 

Czymś innym był mord na księdzu Popiełuszce, dokonany w 
Polsce, co nieuchronnie wskazywało na domniemanych 
policyjno-esbeckich zleceniodawców. Breżniew i potem 
Andropow jawnie przypisywali nominację kard. Wojtyły na 
papieża Zbigniewowi Brzezińskiemu i jego wpływom, o czym 
pisałem w książce Nowotwory Watykanu. Potwierdził to sam 
Brzeziński, w wywiadzie dla kanadyjskiego filmu 
biograficznego o Janie Pawle II. Papież powiedział do niego po 
konklawe: Ty mnie wybrałeś, więc musisz mnie odwiedzić. 

Po upływie ćwierćwiecza wiemy o tych dwóch zbrodniach 
niemal tyle samo co wtedy - nadal nie znamy zleceniodawców. 
Znamy tylko „rękę i miecz". 

Żydowskie przysłowie mówi: Nie sztuką jest rzucić w kogoś 
kamieniem, sztuką jest szybko schować rękę. 

Zleceniodawcy schowali ją z szybkością światła! 

1.   World progress is onlypossible trough a searchfor 
universal  human  as  we  moveforward  to  a  new  world 
order...  What  we  are  talking  about...  is  unily  in 
diwrsity. 

2.   Przekład z przekładu angielskiego Denissa Laurence 
Cudd'ego: Secular Humanizm... w „Christian World Report", 
wrzesień 1989. 

background image

Ten sam Jaruzelski, który jeszcze w latach 70. patronował 
usuwaniu Żydów z armii, w stanie wojennym i potem 
radykalnie przestawił azymuty na służalczość wobec nowych 
panów. Pod groźbą izolacji reżimu w kręgach politycznych i 
gospodarczych Zachodu, zaczął usłużnie zabiegać o akceptację 
wpływowych kręgów żydowskich w Europie i na świecie. 

Występował jako przyjaciel Żydów, który rozgromił pierwszą 
„Solidarność", gdyż była „antysemicka", „nacjonalistyczna". 
Sprzyjała kreowaniu takiego obrazu „otwartego" na Zachód 
Jaruzelskiego jego komitywa z Michnikiem. Starając się zyskać 
poparcie światowego lobby, Jaruzelski oskarżał Polaków o 
„antysemityzm", co było szczególną podłością tego zdrajcy i 
zaprzańca polskości. Są tego przynajmniej dwa nikczemne 
przykłady. Jeden z nich podaje osławiony Aleksander Smolar, 
zaciekły wróg polskości na łamach podziemnego „Aneksu" z 
1986 roku (nr 41-42, s. 121)'. Potwierdzał takie przykłady 
żydowski publicysta z USA Michael Kaufman w książce Mad 
dreams saving grace, Poland: A Nation in Conspiracy,
 New York 
1989, s. 17P. Kaufman opisał tam zachowanie Jaruzelskiego w 
czasie wizyty w Polsce prezesa Światowego Kongresu Żydów 
Edgara Bronfmana. Pisał, że rządowi oficjele wciąż powtarzali 
oskarżenia, że Solidarność wyrażała antysemickie poglądy i 
postawy. Tak oto sami światowej rangi Żydzi - syjoniści 
potwierdzali, że w zniszczeniu pierwszej „Solidarności" hunta 
Jaruzelsko-Kiszczkowa sprzęgła swoje wysiłki z 
polskojęzycznymi Żydami w walce z „Solidarnością", z jej 
twórcami, a nurt ten reprezentowała właśnie „banda czterech" 
- Kuroń, Geremek, Mazowiecki, Michnik i cały KOR, bastion 
późniejszej Unii Demokratycznej i Unii Wolności. 

Mając dookoła tylu wrogów - w szeregach własnych, w 
wojsku, Bezpiece, w KOR i w zachodnim syjonizmie - 
„Solidarność" musiało spotkać to, co ją spotkało - 

background image

rozbicie od wewnątrz, eliminacja jej twórców o narodowym, 
robotniczym rodowodzie. Ciąg dalszy, czyli skutki tej 
zmasowanej dywersji, sabotażu, pałek ZOMO i pałek 
propagandy medialnej polskojęzycznej i zachodniej - już 
znamy. 

Zapamiętajmy więc Jaruzelskiemu ten jego zakłamany, 
koniunkturalny filosemityzm, jego marsz po trupie pierwszej 
„Solidarności" i po trupach wielu jej działaczy. Był do końca, 
przez całą swoją karierę agenta NKWD bezwzględny wobec 
słabych, śliski jak glista wobec aktualnie silniejszych - wobec 
żydostwa sowieckiego i potem zachodniego. Z takimi można 
było wypić wiadra gorzałki, a potem nagle zobaczyć noże 
wyciągnięte zza cholew walonek... 

Z jednym tylko - „historycznym" wyjątkiem - obradami 
Okrągłego Stołu i spiskowaniem w gabinetach SB, jak to robili 
Kuroń, Wałęsa. Protokoły rozmów Kuronia z esbekiem Janem 
Lesiakiem, sądzonym w 2006 roku za „inwigilację prawicy", 
publicysta Stanisław Michalkiewicz nazwał „protokołami mędrca 
Kuronia", co było werbalnym nawiązaniem do słynnych 
„Protokołów Mędrców Syjonu". 
Ale cóż, Michalkiewicz to przecież „antysemita", więc człek 
niewiarygodny. 

1. Zob. J. R. Nowak: Antypolski separatyzm, „Nasz 
Dziennik", 3 października 2006. 

2. Tamże. 

background image

 

Długi mars;" J Andropowa do piekieł. 

DRUGIE DNO PIERESTROJKI 

Dokopywaniem się do prawdziwych przyczyn i celów sowieckiej 
pierestrojki zajmuje się niewielu analityków, a wszyscy są 
porażeni wirusem politycznej poprawności. Skutek jest taki, że 
jeżeli nawet trafnie niektórzy z nich rozpoznawali oszukańczą 
taktykę i retorykę pierestrojki, to jednak zatrzymują się w 
połowie drogi. Uważają, albo udają że tak uważają, iż „długi 
marsz" sowieckiego komunizmu do „wspólnego domu 
europejskiego" (slogany zarówno Breżniewa, Szewardnadze i 
głównie Gorbaczowa) był 

background image

jedynie Fatalną fikcją1, kamuflażem, genialną mimikrą, 
oszustwem, a najdokładniej to koniem trojańskim, w którym 
niereformowalny bolszewizm chciał wcisnąć się do owego 
„wspólnego domu europejskiego". Albo jeszcze inaczej - 
przenieść Sowłagier na Zachód. Połowiczność tych „analiz" tkwi 
w pomijaniu roli prawdziwych sprawców i organizatorów tej 
pierestrojki - Żydów sowieckich i zachodnioeuropejskich, 
zwłaszcza amerykańskich. 

W tę samą mieliznę dał się wciągnąć analityk owej 
pierestrojki Dariusz Rohnka w książce (zob. przypis) 
wydanej w Poznaniu w 2000 roku niemal konspiracyjnie, 
własnym sumptem, w szacie graficznej typowej dla 
literatury drugiego obiegu z lat 80. I taki właśnie 
drugoobiegowy był los tej książki - konia z rzędem temu, 
kto ją zdybie nawet w bibliotekach wojewódzkich! 

Powód zesłania tej książki do łagru niepoprawności politycznej 
jest prosty - Rohnka wykazuje, że gorbaczowizm wprawdzie 
doskonale przebrał się w szatki i piórka żalu i ekspiacji za 
zbrodnie bolszewizmu traktowane jako czas błędów i 
wypaczeń, wyraził szczery żal i chęć pokuty, ale w konfesjonał 
rozgrzeszająco już z daleka pukał sowieciarzom szeroko pojęty 
„zachód", na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Bo tenże 
zachód, słusznym zdaniem Rohnki, to zakamuflowany 
endemiczny socjalizm, komunizm, trockizm z jego 
nieśmiertelną ideą walki permanentnej o światowe, nie tylko 
europejskie zwycięstwo komunizmu, przybranego teraz w owe 
szatki demokracji, socjaldemokracji, pokojowego 
współistnienia, odprężenia, walki o pokój. 

1. Dariusz Rohnka: Fatalna fikcja. Nowe oblicze 
bolszewizmu - stary wzór. Poznań 2000. 

background image

Uznanie „demokratycznego" Zachodu za komunizm w nowej 
wersji, za nowy totalitaryzm, to grzech główny Dariusza Rohnki 
wobec politycznej poprawności, ale i jego poraziła poprawność 
polityczna: nigdzie nie znajdziemy w jego studium nawet 
nieśmiałej sugestii, że po obydwu stronach tej gigantycznej, 
światowej pseudobarykady stali ludzie tej samej nacji - Żydzi. 
To przecież oni w Związku Sowieckim montowali „pierestrojki" 
w czasach, kiedy się nikomu jeszcze o tym nie zaśniło, a w tym 
zbożnym dziele wspierali ich pobratymcy usytuowani we 
wszystkich decyzyjnych strukturach władzy na zachodzie: w 
rządach, organizacjach „pozarządowych" potężniejących 
korporacjach przemysłowych i światowych żydowskich 
finansach. Rohnka streszczając program gorbaczowizmu, 
cytując jego stałe mantry propagandowe, jak m.in. „walkę z 
rasizmem, ksenofobią", nigdy nie wymieni słowa 
„antysemityzm". A to przecież klucz do tych, którzy pchali 
Związek Sowiecki do wspólnego łagru europejskiego. 

Jednym z niesamowitych trików sowieckich harcowników 
pierestrojki jeszcze przed Gorbaczowem, było organizowanie 
przez KGB i bezpieki państw obozu socjalistycznego tzw 
„opozycji", kreowanie „dysydentów", całych nielegalnych 
organizacji politycznych, etc. Cel tych prowokacji był 
podwójny: 

— 

 uprzedzić powstawanie prawdziwych narodowych 

organizacji opozycyjnych i odpowiednio ukierunkować ich 
programy; 

— 

 stworzyć przez to pozory, że system sowiecki jest już 

słabowity, bo nie potrafi poradzić sobie w swój wypróbowany 
sposób z takimi „dysydentami" i związkami dysydentów. 

Poletkiem doświadczalnym, a wkrótce wzorcowym, był 
„dysydentyzm" w Polsce. Drogą takiej właśnie prowokacji 

background image

zrodził się m.in. żydowski KOR. 

Setki postkoszernych „opozycjonistów" wywodziły się z 
twardego jądra stalinizmu, beriowszczyzny w Związku 
Sowieckim i bermanowszczyzny w Polsce: synale prominentów 
komunistycznych. Oni nie ginęli w podejrzanych 
okolicznościach, jak setki naiwnych gojów. Oni pisali prace 
magisterskie w „więzieniach" (jak Michnik), oni spotykali się 
potajemnie z Bezpieką jak Kuroń. (podkr. i kolor red. 
polonica.net)
 

I oni wreszcie, co jest ostatecznym dowodem na tę mimikrę 
„opozycji demokratycznej" - stawali się potem władcami 
zdemokratyzowanych demoludów, czego znów znakomitym, 
niedoścignionym przykładem stała się Polska „posierpniowa". I 
znów dziwnym trafem, głównymi rozgrywającymi stali się odtąd 
funkcjonariusze niedawnego aparatu terroru, którzy mając 
szafy spuchniętego od dowodów agenturalności świecznikowych 
„opozycjonistów", bezwzględnie nimi sterowali, a sami 
przeskakiwali na lukratywne stanowiska i pozycje właścicielskie 
w najcenniejszych perełkach majątku narodowego, 
zamienianego właśnie w masę upadłościową przez „opozycję" z 
KOR i okolic. 

Te ponure prawidłowości postaramy się udokumentować w 
szeregu odrębnych rozdziałów tej pracy. 

Publicysta Stanisław Michalkiewicz w artykule Pocałunek 
Almanzora,1
 relacjonuje swoją rozmowę ze znanym publicystą 
politycznym Gwidonem Sormanem na temat „opozycji" w 
krajach demoludów, heroicznie bijących się o wolność i 
demokrację w tychże demoludach. Sorman opowiadał, że 
ilekroć prezydent Mitterand (jeden z czołowych masonów 
europejskich, kryptokomunista pod 

background image

przykrywką socjalisty), odwiedzał kraje socjalistyczne, to 
zawsze życzył sobie spożyć śniadanie z jakimś miejscowym 
dysydentem. W Bułgarii powstał kłopot: 

- Kiedy miał odwiedzić Bułgarię, ambasada francuska w 
Sofii gorączkowo poszukiwała jakiegoś dysydenta, ale 
bezskutecznie. W desperacji ambasador zwrócił się do 
tamtejszego MSW, które od-powiedziało, że żadnych 
dysydentów w Bułgarii nie ma. Aliści po paru godzinach 
zadzwonił telefon z MSW, że dysydent jest. Dostarczono go 
więc na śniadanie. Potem, już po „aksamitnej rewolucji" w 
Bułgarii, ten „dysydent śniadaniowy", właśnie jako sławny 
dysydent, został wysokim dygnitarzem państwowym. 

Wypisz-wymaluj jak w Polsce. Z tą jednak różnicą, że u nas 
mieliśmy wprost zatrzęsienie takich „dysydentów". Nic to 
dziwnego, wszak pierestrojka pokojowa w demoludach miała 
się zacząć w Polsce. W 1956 roku na pierestrojki, na 
„transformacje ustrojowe" i zwijanie Sowłagru było jeszcze 
dalece za wcześnie, a jednak zafundowano nam preludium, coś 
w rodzaju „rozpoznania bojem", czyli krwawe wydarzenia 
czerwcowo-październikowe. Sprowokowała je Służba 
Bezpieczeństwa, a niepodważalnym dowodem na to były liczne 
„piegi" od kul na budynku SB, atakowanym i spalonym przez 
tłum. Skąd „tłum" miał broń? 

Gdyby prezydent Mitterand zażyczył sobie podczas wizyty w 
ZSRR spożyć śniadanie z udziałem jakiegoś wybitnego 
sowieckiego „dysydenta", zapewne zasiadłby z nim Andrzej 
Sacharow. To wręcz pokazowy, reprezentacyjny „dysydent". 
Sumienie demokracji. Męczennik za demokratyzację Sowłagru, 
a jednocześnie wielki zwolennik tzw. ustrojowej konwergencji, 
o której za chwilę. Jego rola jako świecznikowego „dysydenta" 
została wpisana przez KGB w długofalowe cele sowieckiej 
strategii, w tenże „długi marsz"1. 

background image

1. „Najwyższy Czas" nr 7, 17 II 2001. Almanzor: ar.: al.- 
Manzur - „Zwycięski", przydomek wielu muzułmańskich 
władców i wodzów, zwłaszcza drugiego kalifa Abbasydów - Abu 
abdallah al. Mansur (754-75) i hadżiba (naczelnika dworu) 
kalifatu Kordoby, wroga chrześcijan. Imię Almanzora utrwalił A. 
Mickiewicz w balladzie „Alpuhara" z poematu Konrad Wallenrod 
(1828). Zob.: W. Kopaliński Słownik mitów i tradycji kultury, 
1987, s. 33. 

W całej „dysydenckiej" publicystyce Sacharowa, współtwórcy 
bomby wodorowej, nie znajdziemy niczego, co by mogło wtedy 
szkodzić Sowietom. Jako popularyzator tzw. „teorii 
konwergencji", która przyniosła mu sławę może większą niż 
bomba wodorowa, mógł zaszokować każdego wnikliwego 
czytelnika zasadami owej konwergencji. Zaskoczenie wynikało z 
dychotomii pomiędzy jego oficjalnym statusem „dysydenta pod 
nadzorem", a tym co pisał: 

Narastająca w krajach socjalistycznych walka ideowa 
między siłami stalinizmu i maoizmu z jednaj strony i 
realistycznie zorientowanej siłami komunistycznej lewicy 
leninowskiej i „lewych zachodniowców”, doprowadzi do 
zasadniczego rozgraniczenia ideowego w skali 
międzynarodowej, państwowej i wewnętrzno-partyjnej... 

Zatrzymajmy się przy tej sekwencji wywodów Sacharowa. 
Okazuje się, że Sacharow nie widział „w krajach 
socjalistycznych", po naszemu demoludach, „narastającej 
walki" o wyzwolenie spod okupacji sowieckiej, tylko walkę 
ideową pomiędzy stalinistami a leninowską „konstruktywną 
lewicą" i „lewymi zachodniowcami". Polecam pamięci Czytelnika 
tę frazę Sacharowa, gdy polskojęzyczna „lewica leninowska", a 
ściślej trockistowska pod wodzą J. Kuronia, 

background image

Michnika i pozostałych z KOR, będzie starała się ucywilizować 
polski komunizm, nadawać mu „ludzką twarz"; przebudowywać 
a nie niszczyć. 

Starsi pamiętają to słynne Kuronia: 

Nie palcie Komitetów! Zakładajcie własne! 

Kuroń wiedział, że płynie na licencjonowanej przez Bezpiekę 
fali przemian, teorii konwergencji znanej wtedy tylko takim jak 
on, Michnik i Geremek, którzy na tajnych konwentyklach w 
ścisłym gronie Schaffów Kołakowskich, Żółkiewskich, a potem 
podczas szkoleń na zachodzie, dokąd wyjeżdżali bez 
najmniejszych przeszkód, poznawali tajniki zbliżającej się walki 
nie o zniszczenie komunizmu i Sowłagru światowego 
proletariatu, tylko o jego pokojową przebudowę, pierestrojkę. 
Kuroń i jego paka w łonie pierwszej Solidarności lali oliwę na 
wzburzone fale polskiej nadziei na wolność, a wspierał ich w tej 
robocie posłuszny „zdalnie sterowany" ciemniak Lech Wałęsa. 
Pacyfikowali strajki, wolne związki zawodowe, usuwali po kolei 
radykalnych patriotycznych gojów ze struktur gdańskiej 
Solidarności; siali pomówienia i oszczerstwa na nich; niszczyli 
związkową drukarnię - krwiobieg każdej rewolty sięgający dalej 
i głębiej niż zakładowy radiowęzeł. Wykażemy to w następnych 
rozdziałach. Nawet dziś, 25 lat później, dotyka się tylko 
powierzchni tej roli „kuroniady". 

1. O tej roli Sacharowa pisze Anatolij Golicyn w książce New 
Lies for Old. 

Nazywa się ją „trockistowską", czyli optującą za permanentną 
rewolucją Bronszteina-Trockiego. Można by to od biedy uznać 
za prawdę, gdyby ze słowa rewolucja usunąć przedrostek re, 
aby zostało ewolucja! Pierestrojka, a w jej trakcie - 
konwergencja. 

background image

Sacharow: 

-   Proces ten doprowadzi zarówno w Związku Sowieckim, 
jak i w innych krajach socjalistycznych, do systemu 
wielopartyjnego i ostrej walki ideologicznej, do polemik, a w 
następstwie do ideowego zwycięstwa realistów, do 
utrwalenia orientacji na pokojowe współistnienie... 1 

Sacharow nawołuje więc do powstania systemu 
wielopartyjnego, a to przecież stanowi podstawę każdej 
pseudodemokracji zachodniej, bo wielopartyjność to warunek 
mącenia w partiach i między partiami na korzyść niewidzialnych 
sterników, co także wykażemy dalej na przykładzie losów tzw. 
partii prawicowych po 1990 roku w Polsce. O jakich to 
„realistach" mówi Sacharow, których zwycięstwo w przyszłości 
jest jego zdaniem nieuchronne? 
Są nimi wszyscy „realiści", przekonani, że tak dalej być nie 
może, a ZSRR musi się zdemokratyzować na wzór zachodni. 

W następnym akapicie Sacharow nie pozostawia już żadnych 
złudzeń: Stany Zjednoczone muszą się stać państwem 
komunistycznym, a to samo przecież głosił towarzysz Lenin, 
prawiąc o nieuchronności nastania zrazu „Stanów 
Zjednoczonych Europy", a następnie „Stanów Zjednoczonych 
Świata". Tę mantrę będzie powtarzał do znudzenia Gorbaczow 
już w roli byłego genseka, masona - globalisty. 

Sacharow: 

-   Natarczywe postulaty życiowe społecznego postępu i 
pokojowego współistnienia, nacisk wewnętrznych sił 
postępowych (klasy robotniczej i inteligencji) i przykład 
krajów socjalistycznych doprowadzi w Stanach 
Zjednoczonych i innych krajach kapitalistycznych do 
zwycięstwa lewicowego, reformistycznego skrzydła 
burżuazji, która w swej działalności przejmie program 
zbieżności z socjalizmem, to znaczy pójdzie na reformy 

background image

społeczne, pokojowe współistnienie i współpracę z 
socjalizmem w skali ogólnoświatowej oraz na wprowadzenie 
zmian strukturalnych do zasady własności prywatnej. 
Częścią tego programu będzie poważne zwiększenie roli 
inteligencji i walka z siłami rasizmu i militaryzmu... 

Jakiego rasizmu? Jaki ma związek „walka z siłami rasizmu" z 
walką o zmiany strukturalne, z walką z militaryzmem? Komu, 
jakiej to „rasie" zagraża rasizm tak radykalnie, że Sacharow w 
swym memoriale musi go napiętnować z takim 
zdecydowaniem? Czy aby nie chodzi tu tylko i wyłącznie o 
rasizm „antysemicki", bo przecież i on sam jest 
stuprocentowym rosyjskojęzycznym Żydem. Sacharow nie 
mógł sobie otwarcie pozwolić na użycie słowa „antysemityzm". 

1. Andrej Sacharow: Rozmyślania... Zob.: D. Rohnka, passim. 

To by rażąco osłabiło uniwersalizm jego wołania o walkę z 
„rasizmem", uczyniło ją partykularną prywatą na rzecz nowej 
rasy panów. 

Wreszcie pada słowo „konwergencja": 

Konwergencja socjalistyczna doprowadzi do wygładzenia 
różnic strukturalno-społecznych, do rozpowszechnienia się 
wolności intelektualnej, rozwoju nauki i sił wytwórczych, 
powstanie rząd światowy, osłabną narodowe 
przeciwieństwa... 

Tu Sacharow wykłada karty na stół i kawę na ławę: celem jest 
„powstanie rządu światowego" i „osłabienie narodowych 
przeciwieństw" - czytaj: zniszczenie państw narodowych, 
rzekomo odwiecznego zarzewia 

background image

wojen. 

Na początek uściślijmy treść słowa „konwergencja". 
Pochodzi ono od średniowieczno-łacińskiego słowa convergo - 
skłaniam się ku czemuś: zbieżność, tworzenie zbieżności. W 
odniesieniu do konwergencji komunizmu i kapitalizmu oznacza 
to wzajemne zbliżenie postaw, idei, systemów ekonomicznych, 
struktur własnościowych. Nie tylko zbliżenie: wzajemne 
przenikanie, wymiana polityczno- gospodarczo-ideowych 
pryncypiów komunizmu i kapitalizmu. Dzięki temu powstanie 
nowa jakość; pośrednia, inna od obydwu w praktyce ustrojowej 
i gospodarczej „trzecia droga". Ani komunistyczna ani 
kapitalistyczna, taki sobie klon z probówki, twór in vitro. 

Okazuje się, że idei konwergencji komunizmu i kapitalizmu nie 
wymyślił ani Sacharow, ani Gorbaczow, ani tym bardziej 
enkawudziści Andropow i Szewardnadze. 
Istniała ona od dawna, szczególnie modna w okresie „rewolucji 
68", a kiedy pokolenie tej rewolucji symbolizowanej przez 
Clintona, francuskiego Żyda Cohn- Bendita, u nas przez 
polskojęzycznych Kuroniów i Michników doszło do władzy, 
konwergencja stała się ciałem, przerażającą rzeczywistością 
zwłaszcza współczesnej Europy, a szczególnie w skutkach 
dramatyczną w Polsce. 

Faktycznym ojcem idei konwergencji był pozornie zapomniany 
Antonio Gramsci (1891-1937), włoski komunista, filozof, 
politolog, wraz z Palmiro Togliattim1 współtwórca i pierwszy 
przywódca Włoskiej Partii Komunistycznej. W 1929 roku 
aresztowany przez rząd Mussoliniego i skazany na 20 lat 
więzienia, resztę życia spędził w celi. Tam pisał, ale presja 
odosobnienia, warunki więziennie nie pozwalały mu stworzyć 
zwartego systemu nowego marksizmu, ale wystarczająco jasno 
skodyfikował nieuchronną jego zdaniem konieczność 
konwergencji 

background image

komunizmu i kapitalizmu i w wyniku tego - przeobrażenie 
kapitalizmu w zmodyfikowany komunizm. 

1. Palmiro Togliatti (1893-1964): od 1927 r. sekr. gen. WPK, 
od 1925 członek Kom. Wykonawczego Kominternu, w latach 
1926-44 na emigracji we Francji i ZSRR, dzięki czemu uniknął 
losu Gramsciego. Zwolennik parlamentarnych metod 
przechodzenia do socjalizmu, co u jego przyjaciela Gramsciego 
zaowocowało teorią konwergencji. Gramsci i Togliatti mieli 
korzenie żydowskie. 

Ujmując najkrócej, Gramsci jest prekursorem 
współczesnego globalizmu na bazie pogodzonych, 
skonwertowanych, sklonowanych „genetycznie" 
(programowo) dwóch pozornych przeciwieństw - 
komunizmu i kapitalizmu. 

Idee Gramsciego zwyciężają zza jego grobu. Dzisiejszy 
świat to nic innego jak „uszlachetniony", skonwertowany 
komunizm i kapitalizm - docelowa realizacja marzeń 
Gramsciego: światowy rząd, globalizacja w każdej 
dziedzinie, unifikacja i terror politycznej poprawności 
przestrzeganej niejako dobrowolnie, bez prymitywnych 
łagrów, więzień, egzekucji i fizycznych form terroru. 

To przecież obecna Unia Europejska. To obecna Polska, ale to 
wszystko stanowi zaledwie namiastkę tego, co czeka nasze 
wnuki. 

W 1920 roku Gramsci współorganizował tzw. turyńskie rady 
fabryczne, które w przyszłości miały stać się organami władzy 
proletariatu. Nastąpiły represje, a po dojściu do władzy 
Mussoliniego, Gramsci salwował się rejteradą do Moskwy. Tam, 
Gramsci zrażony żydobolszewskim terrorem, postawił na 
głowie cały teoretyczny marksizm-leninizm. Uznał, że to nie 
byt - jak w marksizmie - kształtuje 

background image

świadomość, tylko odwrotnie - to świadomość determinuje 
byt. Stąd jego taktyczny wniosek, że rewolucja nie może się 
ograniczyć do obalenia rządów i tępego terroru. Musi 
odnieść zwycięstwo przede wszystkim w sferze 
świadomości, wartości; złamać kulturową, intelektualną 
dominację klasy rządzącej. Powinien więc być prowadzony 
długofalowy „Długi marsz", wojna pozycyjna. Wojna o 
umysły i postawy!. 

Do takich wniosków skłoniła Gramsciego obserwacja roli 
chrześcijaństwa, w nim zwłaszcza Kościoła katolickiego we 
Włoszech. W tym katolickim państwie społeczeństwo miało od 
dziewiętnastu wieków wszczepione katolickie antyciała 
odrzucające wszystko, co nie mieściło się w Dekalogu, w 
odwiecznych kanonach wartości. Komunistów, którzy by zdołali 
obalić siłą władzę państwa katolickiego, czekała izolacja, 
masowy, w tym nawet zbrojny opór, a złamany, mógłby 
przejść w bierne formy oporu, w „emigrację wewnętrzną" - 
dokładnie taką, jak to miało miejsce w katolickiej Polsce w 
latach 1944-1990, co Gramsci mógł obserwować już tylko z 
czeluści piekieł, gdzie jego dusza wylądowała niechybnie jako 
śmiertelny wróg chrześcijaństwa. 

1.  A. Gramsci: Pisma wybrane, W-wa 1961. 
Charakterystyczne, że to właśnie u progu lat 60. zostały w 
Polsce wydane jego Pisma. To wtedy w Związku Sowieckim 
potajemnie kiełkowały praktyczne działania na rzecz 
„konwergencji". Zapewne najbardziej uważni czytelnicy jego „ 
teorii" nie zdawali sobie wtedy sprawy z tego, że przyjdzie im 
oraz ich dzieciom żyć w warunkach praktycznego zwycięstwa 
„konwergencji". 

Pisał: 

background image

Cóż może przeciwstawić klasa nowatorska temu 
gigantycznemu kompleksowi szańców i fortyfikacji klasy 
panującej? Musi mu przeciwstawić ducha rozłamu, czyli 
stopniowego zdobywania własnej świadomości historycznej, 
ducha rozłamu... wszystko to wymaga stopniowej pracy 
ideologicznej, a pierwszym jej warunkiem jest dokładna 
znajomość terenu badań (światopoglądu chrześcijańskiego - 
H.P.) i w ogóle wszelkie dawne (dawno powstałe, ale wciąż 
istniejące - 
H. 

P.) koncepcje świata (...), niezmordowanie powtarzać 

własne argumenty (...), powtarzanie jest bowiem środkiem 
dydaktycznym, działającym najskuteczniej na umysłowość 
ludu (...). Nasza doktryna nie jest doktryną zbuntowanych 
niewolników, jest to doktryna władców, którzy w codziennym 
trudzie przygotowują broń, by zapanować nad światem. 

Zapanować nad światem - toć to przecież duch trockizmu- 
leninizmu, wiecznie żywy, tylko modernizowany na bolesnych 
przykładach bezowocności terroru żydobolszewickiego. No i ten 
duch rozłamu! Oszczędzimy Czytelnikowi cytowania licznych 
fragmentów osławionych Protokołów Mędrców Syjonu, 
powstałych przed narodzinami Gramsciego - mamy tam 
apologetykę owego ducha rozłamu we wszystkich dziedzinach 
życia gojów, a już szczególnie w sferze ducha i w jego 
bastionie - katolicyzmie. 

Tak oto otrzymujemy pouczającą lekcję totalnej destrukcji w 
cywilizacji chrześcijańskiej, wtedy jeszcze tylko zachodniej. 
Klatki tego filmu odwijają się nam wstecznie, cofamy się w 
czasie, ale idea jest ta sama i tożsama. 

Zacznijmy od współczesności: 

— dzisiejszy globalizm, bezkrwawy eurołagier, wojna z 

background image

chrześcijaństwem na wszystkich frontach w już post- 
chrześcijańskiej Europie zachodniej; 

—   w latach 60. rodzi się idea „zwijania" Sowłagru jako 
nieudacznika w opanowywaniu świata przez jedynie słuszną 
doktrynę - to już Stalin ją zdradził, porzucając ideę wojny 
permanentnej o władzę nad światem. Otorbił ZSRR żelazną 
kurtyną i stamtąd siał destrukcję, która nie mogła odnieść 
sukcesu, bowiem na przeszkodzie stały chrześcijańskie kanony 
milionów Europejczyków i nie tylko; 

—   następna klatka filmu - Lenin i Trocki. Postawili na 
prymitywny krwawy terror, zresztą do tego poniekąd 
zmuszeni, bowiem masa bezwładności carskiego 
prawosławnego narodu była zbyt wielka, a czas zbyt naglił, 
aby bawić się w jakiś „długi marsz do mózgów": preferowali 
strzały w tył głowy; 

—   szerzej widział zadania komunizmu Trocki, stawiał na 
rewolucję nie skokową tylko permanentną, o skali terroru 
przewyższającej wszystko co dotąd widziała i przeżyła 
ludzkość. Ale mózgi gojów - jeszcze nie roztrzaskane strzałami 
w tył głowy - a było ich ponad sto milionów w samej Rosji - 
funkcjonowały według starych wartości, według starego 
rosyjskiego ducha. 

Oleg Płatonow w książce Pod władzą Bestii1 pisał: 

Rosja rozpadła się na większość narodu, głównie włościan, 
nosicieli tysiącletniej tradycji rosyjskiej cywilizacji. Druga 
część to ogłupione hasłami pacyfistycznymi i socjalnymi 5-10 
proc. ludności, składające się z przeciwników rosyjskiego 
duchowego i religijnego dziedzictwa i agresywnych 
mniejszości, głównie Żydów. 

Rozpad dokonał się według schematu, który w XIX wieku 
przepowiedział Fiodor Dostojewski w Biesach. 

background image

Symbolizował to Wierchowienski - przestępców, sadystów i 
morderców uosobionych w postaci Fiedki Katorżnego. 

Dalej Płatonow przypomina jednym a informuje innych, że 
zwycięska żydowska szumowina skoncentrowała się na 
rozbijaniu tradycyjnych struktur państwa uosobionych w Cerkwi 
prawosławnej, co na tamtym etapie dokładnie wpisywało się w 
późniejsze postulaty Gramsciego: struktury państwa należy 
rozbić nie tracąc czasu, ale potem czeka ich „długi marsz" do 
umysłów. Leninowcy-trockiści wybrali krótszą drogę - nagany i 
strzały w tył głowy. To błąd i droga donikąd według 
Gramsciego. 

Płatonow: 

Władzę w Rosji przechwyciła grupa masońskich 
spiskowców, przyjąwszy nazwę „Wremiennogo 
prawitielstwa” - Rządu Tymczasowego2. Na zjeździe 
(marzec 1917 - przyp. H.P.) postulowano oficjalne 
ujawnienie masońskiej władzy nad Rosją i wejście we 
współpracę z lożami innych państw. Sprzeciwili się temu 
ujawnieniu starzy rosyjscy masoni, żądając pełnego 
utajnienia obecności masonów we władzach. Wszyscy 
członkowie Rządu Tymczasowego, poza Kartasewem i 
Wierchowskim, byli wolnomularzami... 

A był to zaledwie wstęp, przedsionek piekła, pucz masoński, 
który wkrótce ustąpił leninowskim rzeźnikom na masową 
ludobójczą skalę. 

Tego Gremsci nie mógł akceptować. Nie z humanitaryzmu, 
tylko bezsensu takiej taktyki. Zadanie miał zresztą ułatwione. 
Pisał z dystansu kilkunastu lat praktyki żydobolszewickiej i w 
dalekiej Italii, tym gigantycznym muzeum humanizmu, sztuki, 
starożytności. I religii katolickiej. 

background image

1.   Pod włastiu zwieria. Z cyklu Spisek przeciwko Rosji. 
Moskwa. Ałgoritm 2005. 

2.   Rządu żydo-masona Aleksandra Kiereńskiego (18811970). 

Od wczesnych lat 60. dzieła Gramsciego, jego koncepcje 
konwergencji nagle ożyły. Stały się bardzo popularne, bo jego 
idea konwergencji komunizmu i kapitalizmu zaczęła „długi 
marsz" ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód. Gramsci 
„odkrył" bowiem prawidłowość socjologiczną banalnie 
oczywistą - ogromną, rozstrzygającą rolę instytucji i instancji 
pozarządowych, takich jak religijne, społeczne, kulturowe. 
Twierdził, że warunkiem trwałego zwycięstwa komunizmu jest 
zapanowanie w tych właśnie obszarach, w płaszczyźnie ducha, 
postaw, przekonań, poglądów. W tym celu jest niezbędny 
wspomniany „długi marsz" przez instytucje. Jakimi szlakami? 
Którędy? Odpowiadał - właśnie poprzez instytucje kreujące 
postawy i poglądy - przez media, których tak jeszcze nikt nie 
nazywał; przez uniwersytety, centra władzy i kultury. 

A wszystko po to, aby zniszczyć, poddać erozji tradycyjne 
fundamenty stabilności narodowej i kulturowej, głównie 
właśnie religię katolicką i w ogóle chrześcijańską, a w nich 
tradycyjną moralność, rodzinę, harmonię międzypokoleniową. 

Rozejrzyjmy się dokładniej po obecnej rzeczywistości. Czyż 
gramscizm nie święci pełni swego zwycięstwa? Rzeczywistość 
przełomu wieków czyni z Gramsciego najskuteczniejszego 
komunistę XX wieku: religia, zwłaszcza katolicka dogorywa w 
kruchtach opustoszałych 

background image

kościołów i dusz, choć w Polsce jeszcze trzyma się całkiem 
mocno, a co czyni ją właśnie w Polsce przedmiotem 
fanatycznych ataków. Na instytucję rodziny idą ataki ze 
wszystkich stron; m.in. poprzez feminizm mający odebrać 
kobiecie rolę matki, żony, westalki domowych ognisk. 
Skłócanie, antagonizowanie dzieci z rodzicami, rodziców z 
dziećmi, proklamowanie „praw dziecka", odbieranie rodzicom 
wpływu na wychowanie, kult szkolnego „luzu", obowiązkowe 
nauczanie o „seksie" i jak ostatnio w Europie zachodniej - o 
homoseksualizmie jako czymś „naturalnym". 

Niszczycielski pochód gramscizmu trwa już ponad trzydzieści 
lat. Stanowi ideologię elit. To one, poprzez swoją potęgę 
wcielają go w życie, atakują tam, gdzie ojciec jest jeszcze 
ojcem, matka matką, dziecko dzieckiem rodziców i cała trójka 
stanowi integralną komórkę społeczną o formacji narodowej, 
chrześcijańskiej. 

Wielopłaszczyznowa erozja chrześcijaństwa, zwłaszcza 
katolicyzmu, trwająca nieprzerwanie od czasów Soboru 
Watykańskiego II osiągnęła takie rozmiary i skutki, że z 
pewnością przekroczyła ona najśmielsze marzenia 
Gramsciego i antykościelnych tajnych dykasterii. 

Tragicznym w skutkach faktem jest odejście ostatnich 
papieży od ich fundamentalnej obrony Kościoła, przed 
niszczycielskimi nowinkami. 
Obserwuje się w ciągu ostatnich czterdziestu lat prowadzone na 
wielką skalę wprowadzanie niszczycielskich innowacji właśnie 
przez papieży. Czasową granicą demarkacyjną był 
przedsoborowy stan Kościoła. Trwał on w stanie rozkwitu. Nie 
wymagał żadnych zmian. 

Obecny papież Benedykt XVI, były wieloletni prefekt 
Kongregacji Doktryny Wiary, w 1988 roku przyznał: 

Sobór Watykański nie jest traktowany jako część całej 
żywej 

background image

tradycji Kościoła, lecz jako koniec Tradycji, jako nowy 
początek 
startujący z punktu zerowego. 

Widział to już papież Paweł VI, co jednak nie skutkowało 
najmniejszymi próbami ratowania Kościoła przed destrukcją. 
Stwierdzał on już w 1968 roku, że Kościół znajduje się w stanie 
autodestrukcji, a więc sam Kościół niszczy swoje fundamenty, 
a jego niszczyciele znajdują się wewnątrz, a nie zewnątrz 
Kościoła. 

Autodestrukcja prowadzana przez wielu hierarchów Kościoła 
miała charakter wyjątkowo podstępny. Formalnie nie 
odrzucono żadnego przed-soborowego dogmatu, żadnego 
artykułu doktryny wiary. I oto nagle, w ciągu zaledwie kilku lat 
po Soborze II dokonały się radykalne, wręcz rewolucyjne 
zmiany w Kościele, wszystkie usprawiedliwiane „duchem 
soborowym", „otwarciem" na współczesny świat. Nikt w 
Kościele nie daje do dziś przekonującej diagnozy przyczyn 
katastroficznego porzucenia stanu kapłaństwa i szat zakonnych 
przez dziesiątki tysięcy księży, zakonników i zakonnic. W 
samym Kościele rozpanoszyli się jawni heretycy -teologowie i 
nikt ich nie usiłował ani dyscyplinować, ani ekskomunikować, 
poza jednym H. Kungiem, któremu zakazano wykładów w 
uczelniach katolickich. 

W awangardzie nowinkarstwa soborowego znajdował się 
ówczesny kardynał Karol Wojtyła, który wśród ojców 
soborowych cieszył się zadziwiającą sympatią i poparciem, 
Jego postawy i propozycje były wybitnie antytradycyjne. 

W amerykańskim „Commonweal", tuż przed beatyfikacją 
papieży Jana XXIII i Piusa IX w 2000 roku, tak oto 
zbilansowano liberalizm Jana Pawła II i podsumowano jego 
niszczycielski pontyfikat: 

Wielki absurd nadchodzącego wydarzenia (beatyfikacji 

background image

wspomnianych papieży - H.P.) może być wychwycony, gdy 
rozpoznamy to, że zarówno Jan XXIII jak i Pius IX byliby 
potępieni za swe idee i za swoje słowa, jeśli by je wyznali w 
czasie, gdy Pius X był u władzy'. 

To, co zewnętrzni wrogowie Kościoła nie zdołali osiągnąć od 
wieków, w ciągu kilku dziesięcioleci uczynili jego wrogowie 
wewnętrzni. Oto w skrócie opis gruzów, w jakie zamieniono 
Kościół i wiarę w ciągu zaledwie 40 lat, realizując m.in. „długi 
marsz" do nihilizmu. 

1. „Commenweal", 12 sierpnia 2000. Cytuje autor eseju na ten 
temat Lech Maziakowski w Bibule, pi-śmie wychodzącym w 
Waszyngtonie, z kwietnia 2004, numer 18. 

Nowa liturgia, w tym głównie Msza Święta nie ma żadnego 
umocowania w Tradycji. Liturgia w nowym „rycie", w językach 
narodowych, z kapłanem tyłem do Tabernakulum, z 
Sakramentem przyjmowanym na stojąco, potem „na rękę": 

—   Prawdziwa destrukcja tradycyjnej Mszy św. w tradycyjnym 
rzymskim rycie, stanowi całkowitą destrukcję wiary... 1 

—   Zniszczenie  szacunku  dla  Najświętszego  Sakramentu, 
Jego  transcendentnego  przesłania  -  poprzez  komunię  na 
rękę, świeckich szafarzy i szafarki. 

—   Brutalna likwidacja łaciny we Mszy Św. - uniwersalnego 
języka wspólnoty Kościoła. Minęło zaledwie kilka lat od czasu 
Soboru, gdy papież Paweł VI zakazał Mszy łacińskiej, 

background image

trydenckiej. 

— „Ekumenizm" jako niszczycielskie narzędzie protestantyzacji 
Ko-ścioła katolickiego, a poprzez tę protestantyzację - jego 
judaizację. Przykładem są wspólne modły z odszczepieńcami, 
sekciarzami i inny-mi „religiami", uprawiane w Asyżu przez 
Jana Pawła II. To przekreślenie nienaruszalności zasady Extra 
ecclesia nulla est salus, przejawiające się zwłaszcza w „dialogu" 
katolicko- żydowskim. Pius XI w encyklice Mortalium animos 
pisał, że tzw. spotkania międzyreligijne katolików z 
wyznawcami innych religii są „zawsze zabronione": 

- Jedność może powstać tylko z jednego autorytetu 
nauczycielskiego, jednego prawa wiary, jednej wiary 
Chrześcijan. 

Na Soborze Florenckim (1438) dekretowano: 

- Poganie, Żydzi, heretycy i schizmatycy są poza Kościołem 
katolickim i jako tacy nie mogą wziąć udziału w życiu 
wiecznym, chyba że przed śmiercią dołączą do jedynego 
prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa: Kościoła 
Katolickiego. 

Jak więc - zapytajmy otwarcie - zostałby potraktowany przez 
Ojców florenckiego soboru, Jan Paweł II, animator takich 
„spotkań międzyreligijnych"? 

 Nowa ewangelizacja to wylęgarnia przeróżnych nurtów i 

ruchów „neokatechumenalnych", „charyzmatycznych". 

 Zuchwała akceptacja teologii tzw. „uniwersalnego 

zbawienia". 

background image

1. Klaus Gamber, zob. Bibuła, s. 8. 

 Powszechny proces modyfikowania Pisma Świętego, 

eliminujący  „niepoprawne"  wersety,  negatywne  wobec 
żydówi. 

 „Demokratyzacja Kościoła" - odmawianie papieżowi 

Władzy Piotrowej, za czym zaciekle gardłowali tacy heretycy, 
jak Hans Kung, o. Karl Rahner, o. Y. Congar i 

wielu innych. 

 Zamienianie teologii w socjologię, czyli antropocentryczne 

rozu-mienie człowieka i przypisywanie mu boskości. 

 Redefinicja pojęcia misji katolickich: z walki o dusze 

pozostające poza Kościołem, w pojęcie humanitarnej 
pomocy, czyli odrzucedenie Apostolstwa Kościoła 
katolickiego. 

 Likwidacja muzyki polifonicznej wraz z chorałem 

gregoriańskim jako fundamentem muzyki liturgicznej w 
Kościele. Promuje się modernistyczną kakofonię zamiast 
muzyki polifonicznej, która „uzmysławiała majestat miejsca 
i świętość obrzędów" - jak powiedział papież Pius IX w 1928 
roku. Chorał i polifonię zastąpiono muzyką „nowoczesną" z 
rockiem, popem, big-beatem i gitarami, nie wyłączając 
radosnych pląsów przed ołtarzem podczas Mszy św. 

 Nowa estetyka kościołów - niszczenie odwiecznych 

elementów architektury wnętrz świątyń, które tworzyły 
atmosferę skupienia, kontemplacji, majestatu Wiary. Dzisiejsze 
kościoły przypominają hale, baraki, sale sportowe i 
widowiskowe. W środku brak ławek (składane krzesła), 
klęczników, konfesjonałów, rzeźb i obrazów wyrugowanych pod 
pretekstem walki z kultem „idolatrii". Ołtarz ustąpił stołowi 
biesiadnemu, bo Msza św. to już nie mistyka 

background image

Przemienienia Pańskiego, tylko biesiada „na pamiątkę" 
Ostatniej Wieczerzy. Rozwalono, zwłaszcza w USA dostojne 
ołtarze, zniszczono wystrój wnętrz kościelnych, poniszczono 
wiekowe witraże - wszystko za milczącą zgodą Stolicy 
Apostolskiej w czasach pontyfikatu Jana Pawła II. 

- Homoseksualizm i pederastia, molestowanie dzieci, to plaga 
stanowiąca ostatni gwóźdź do trumny Kościoła katolickiego. 
Rzymskokatolicka diecezja Davenport w USA, 11 października 
2006 roku ogłosiła swoje bankructwo. To już czwarta diecezja 
w Stanach Zjednoczonych, która nie jest w stanie spłacić 
należności z tytułu zasądzonych odszkodowań dla ofiar 
molestowania seksualnego przez księży. 

Ordynariusz tej diecezji biskup William Franklin poprosił 
wiernych o modlitwę w intencji diecezji mówiąc: 

Mimo dobrej pracy wykonywanej przez wiernych 
diecezji w zwiastowaniu Ewangelii o Jezusie Chrystusie, 
zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości znajdujemy 
się obecnie na rozdrożu z powodu czynów oraz ich 
zaniechania przez ludzi, którzy spowodowali wielką 
tragedię w życiu wielu członków naszego Kościoła. 

Następnie sam podał się do dymisji. 

1.  Polskojęzyczny ks. prof. M. Czajkowski (anty-ksiądz - 
polonica.net) domagał się zmiany tytułów niektórych 
rozdziałów i podrozdziałów Pisma Świętego. 

Wspomniana diecezja ma jeszcze przed sobą 25 następnych 
spraw sądowych z tytułu molestowania dzieci. „Bohaterem" 
jednej z nich był ordynariusz Sioux City bp Lawrence Soens. 
Miał molestować 15 chłopców. 

background image

Oto liczby obrazujące „długi marsz" katolików amerykańskich 
do „nowego Kościoła": 

—   72 proc. katolików twierdzi, że można być dobrym 
katolikiem nie przestrzegając nauczania Kościoła w sprawach 
tzw. regulacji poczęć. 

—   65 procent nie zgadza się z nauczaniem Kościoła w 
sprawach rozwodów i powtórnych małżeństw. 

—   53 proc. amerykańskich „katolików" nie zgadza się z 
Kościołem w sprawach „aborcji". 

—   co czwarty nie wierzy w Zmartwychwstanie. Przerażające 
są postawy „katolickich" nauczycieli w USA: 

—   aż 90 proc. amerykańskich nauczycieli szkół 
podstawowych mieniących się katolikami nie zgadza się z 
nauczaniem Kościoła w sprawie stosowania antykoncepcji. 

—   79 procent z nich nie wierzy w działanie Ducha Św. przy 
spisywaniu Ewangelii. 

—   57 proc. nauczycieli uważa, że kapłaństwo nie musi być 
przypisane tylko mężczyznom. 

—   26 proc. nie wierzy w życie pozagrobowe. 

—   13 proc. nie wierzy w Zmartwychwstanie. 

—   9 proc. nie wierzy w boskość Chrystusa. 

—   2 procent nie wierzy w Boga! 

Przy wzrastającej liczbie nominalnych „katolików" w USA, w 

background image

latach 1965-2002 liczba księży zmniejszyła się o 22 proc. Z 
30.992 księży katolickich w 

U

S

A

 w 2000 roku, tylko 27 tysięcy 

pracowało w parafiach i aż 16 tysięcy z nich pochodziło z 
obcych krajów. Praktycznie więc te 16 tysięcy kapłanów było w 
USA na misjach! W 1965 roku w USA był tylko jeden procent 
parafii bez księdza, a w 2002 roku liczba parafii bez księży 
wzrosła o 500 proc. Pomiędzy latami 1965 a 2002 spadek 
liczby kandydatów do kapłaństwa wyniósł 90 proc! 

Wystarczy? Chyba tak. Długi marsz przez instytucje w 
ramach konwergencji kapitalizmu w komunizm i komunizmu w 
kapitalizm, zakończył się w połowie drogi - w Europie 
Zachodniej. Tam jest jeszcze gorzej. Gramsci zwyciężył. 

Ku pokrzepieniu serc przywołajmy słowa Prymasa Tysiąclecia 
Stefana Wyszyńskiego: 

Kościół posoborowy (...), Kościół, którego Credo staje 
się elastyczne, a mentalność relatywistyczna (...). 
Kościół na papierze, a bez Tablic Dziesięciorga 
Przykazań! Kościół, który zamyka oczy na widok 
grzechu, a za wadę uważa bycie tradycyjnym, 
zacofanym, nienowoczesnym1
 . 

Na pogrzebie Prymasa Tysiąclecia nie krzyczano: Santo subito! 
Nie było takich transparentów. Ten Prymas już wtedy był 
nienowoczesny. Staroświecki, tradycjonalistyczny. Nie pasował 
do gramscizmu w Kościele, do tajfunu „aggiornamento" - 
otwarcia. Stał obok długiego marszu przez instytucje Kościoła. 
Patrzył na to z przerażeniem. 

Kiedy czyta się oceny skutków „długiego marszu przez 
instytucje" w Ameryce, wypowiadane przez zatrwożonych 
duchownych i normalnych czyli niezależnych analityków, 

background image

odruchowo nasuwa się podobieństwo z ofensywą „długiego 
marszu" przez Polskę, choć skala inwazji na Kościół w Polsce, 
to zaledwie zapowiedź spustoszeń, jakie nas czekają 
nieuchronnie, bo pod rygorem wdrażania nihilizmu Unii 
Europejskiej, tej nowoczesnej formy eurołagru 
komunistycznego. 

Oto jezuicki teolog, członek Fundacji im. kardynała 
Mindszentiego o. John A. Hardon: 

Pod koniec dwudziestego wieku obserwujemy 
najpoważniejszy kryzys chrześcijaństwa w historii. W 
mojej ocenie, w centrum tego kryzysu znajduje się 
głęboka penetracja marksizmu w życie naszego kraju. 
Myślę, że mogę powiedzieć jeszcze więcej. Nasza Ojczyzna 
jest państwem marksistowskim. Czy mogę to powiedzieć 
jeszcze mocniej? Stany Zjednoczone Ameryki są 
najpotężniejszym marksistowskim państwem na świecie2. 

Ktoś by pomyślał, że ten Gramsciego „długi marsz przez 
instytucje" omijał instytucje kościelne. Wręcz przeciwnie - 
właśnie upodobał sobie marsz przez instytucje kościelne. 
Ponurym przykładem jest doktrynalna kondycja np. Zakonu 
Jezuitów, co szeroko przedstawiłem w książce Nowotwory 
Watykanu. Od tego czasu marsz ku samozagładzie tego 
zgromadzenia zakonnego trwa z coraz większą, coraz bardziej 
diaboliczną siłą i rozpasaniem. 

Oto prestiżowy jezuicki Georgetown University w 
Waszyngtonie: kardynał Francis Arizne, prefekt watykańskiej 
Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, wygłasza 
tam 17 maja 2003 roku odczyt, w którym potępia 
homoseksualizm. Kadra profesorska uniwersytetu na znak 
protestu jak jeden mąż opuściła salę wykładową, następnie 70 
profesorów w liście otwartym zaatakowało kardynała i 
nauczanie Kościoła w aspekcie zboczeń 

background image

homoseksualnych, które przecież expressis verbis są potępione 
w Ewangelii i to kilkakrotnie. 

1.   W homilii wygłoszonej w katedrze warszawskiej 9 
kwietnia 1974 r. 
2.   John A. Hardon: Marxisms influence in the USA Today. 
Mindszenty Report, sierpień 1998. Cytuje D. Rohnka. 

Tacy są dzisiejsi jezuici, przynajmniej amerykańscy, 
niegdyś intelektualna elita całego Kościoła katolickiego!^ 

W osobnym rozdziale o niszczycielskiej roli prezydenta 
Aleksandra Kwaśniewskiego w „Trzeciej RP" informujemy, że po 
zakończeniu jego tragicznej dla Polski prezydentury, został 
zaproszony na cykl wykładów przez tenże Georgetown 
University, gdzie przedtem uczone gawędy wygłaszali czołowi 
globaliści, wrogowie Kościoła i państw narodowych, 
propagatorzy homoseksualizmu i podobna fauna. 

Ojciec Hardon stwierdził, że najbardziej zaciekłe ataki idą w 
USA w stronę instytucji rodziny poprzez propagowanie i 
wdrażanie tzw. emancypacji kobiet, rozumianej jako ich 
„prawo" do wycofywania się z życia rodzinnego i opieki nad 
dziećmi oraz na rzecz niszczenia niegdyś niezbywalnych praw 
rodziców do wychowania swych dzieci. Pamiętamy, jak za 
niedawnych rządów SLD przez cztery lata szalały znane aż do 
obrzydzenia „cioty rewolucji" obyczajowej w rodzaju 
Szyszkowskiej, Senyszyn, Jarugi-Nowackiej (szły w pochodzie 
homoseksualistów w Warszawie) i Małgorzaty Blidy. To 
zaledwie początek. Hannibal (dopiero) antę portas. 

Paul Weyrich, prezes Fundacji Kongresu Wolności (ale tej 
prawdziwej), pisał w liście do sympatyków organizacji: 

background image

 Ideologia politycznej poprawności, która otwarcie 

wzywa do zniszczenia naszej tradycyjnej kultury, tak 
dalece zawładnęła naszym życiem politycznym, naszymi 
instytucjami („marsz przez instytucje” się kłania - H.P.), 
że jej zgubny wpływ dotarł nawet do instytucji Kościoła. 
Całkowicie opanowała środowisko akademickie (...). 
Zwolennicy politycznej poprawności, którą bardziej 
trafnie można określić jako „kulturowy marksizm”. 

Gorbaczow już jako były gensek Sowłagru mógł stwierdzić, że 
społeczeństwo amerykańskie dojrzało do zmian. I wiedział co 
mówi. Gramsciego „długi marsz przez instytucje" do tego 
czasu zrobił swoje: homoseksualizm, aborcja, eutanazja, 
„śmierć religii", antropologiczna konwergencja człowieka w 
Boga, to historyczny sukces ideowych spadkobierców Marksa, 
Lenina i Gramsciego. Gorbaczow: 

 Potrzebujemy nowego społeczeństwa, nowej 

cywilizacji i konwergencji wszystkich elementów 
najlepszych w obu systemach. 

1. Zob.: Bibuła, Waszyngton, kwiecień 2004 roku, numer 18, s. 
21. 

Gorbaczow mówił to podczas telewizyjnego programu „Larry 
King Live" w listopadzie 1994 roku, a Gramsci gdyby mógł, 
biłby mu brawo w piekle. Brytyjska premier M. Thatcher, po 
„babsku" konserwatywna, czuła co się świeci, gdy mówiła o 
zagrożeniach ze strony paneuropejskiego molocha, federacji 
państw połączonych wspólną konstytucją, wspólnym 
prezydentem, wspólnym parlamentem i rządem. To koniec 
suwerennych państw1: 

Realizują się Trockiego „Sowieckie Stany 

background image

Zjednoczone Europy 

To samo powtórzył Michaił Gorbaczow, poszerzając rojenia 
Trockiego na obszary od Atlantyku aż po wybrzeża Pacyfiku. 

Dalekosiężny plan „pierestrojki" zdradził Zachodowi Anatolij 
Golicyn, kiedy w grudniu 

1961

 roku, jako major KGB zgłosił 

się do ambasady amerykańskiej w Helsinkach i poprosił o azyl 
polityczny. 
Golicyn zgłosił się do Franka Friberga, szefa misji CIA w 
Helsinkach jako major KGB Anatolij Michajłowicz Klimów. Stało 
się to 15 grudnia 1961 roku. Wkrótce obaj zostali przewiezieni 
specjalnym samolotem CIA do tajnej siedziby CIA w okolicach 
Frankfurtu. 

Klimów, to fałszywe nazwisko Anatolij a Golicyna. W 
Helsinkach pełnił funkcję oficera kontrwywiadu w misji KGB 
pod przykrywką funkcji drugiego sekretarza ambasady. 
Jego ucieczka była rzekomo spowodowana konfliktem, w jaki 
popadł ze swym przełożonym, pułkownikiem Żenikowem na tle 
krytycznego raportu sporządzonego przez Golicyna dla Centrali 
w Moskwie na temat pracy rezydentury w Finlandii2. Centrala 
KGB rzekomo odpowiedziała, że ma się nie mieszać do tych 
spraw i siedzieć cicho. To oznaczało koniec kariery, rychłe 
odwołanie do Moskwy. 

Golicyn był absolwentem Wyższej Szkoły Dyplomacji przy 
Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu oraz Wyższej Szkoły 
Wywiadu KGB (kontrwywiad). Pełnił m.in. funkcję szefa 
departamentu kontrwywiadu przeciwko USA w Centrali; był 
rezydentem w Wiedniu, a po powrocie - w latach 1958-1960 
głównym analitykiem do spraw NATO. Wydał kilka książek do 
użytku wewnętrznego na temat zasad pracy wywiadu i 
kontrwywiadu. Inteligentny, wyniosły, znający języki 
ewoluował w kierunku raczej naukowca niż agenta wywiadu. 
Przesłuchujący go wysocy rangą oficerowie CIA i FBI byli w 
dużym kłopocie, aby odcedzić jego prawdziwe 

background image

informacje od fantazyjnych zmyśleń, które byli skłonni 
przyjmować jako próby dezinformacji, a nie naturalnych 
skłonności Golicyna do konfabulacji. 

1.   M. Thatcher: Wykład z 29 września 1988. 
2.   Sebastian Rybarczyk: Demony CIA. Część II. Zob.: 
http://www.abonet.com.pl/ypl/arty-kul.php?art/id= 1376- 
token. Także w: Józef Darski: O dezinformacji komunistycznej, 
W-wa 1989 oraz: Anatolij Golicyn: New Lies for Old, Londyn 
1984 r. 

Odpowiedzialnym za rozmowy z Golicynem był spec od tajnych 
operacji w Dziale Planowania Richard Helms, a wspierali go w 
tym Raymond Rocca - szef analityków kontrwywiadu CIA 
Newtona („Scotty"), Miller i sam 
szef szefów - Angleton. Golicyn domagał się bezpośredniej 
rozmowy z prezydentem Kennedym, ale się tego nie doczekał. 
Kilka lat później spotkał się z jego bratem Bobim. 

Główne rewelacje Golicyna sprowadzały się do czterech 
wątków: 

—   KGB przygotowała dalekosiężną strategię pokonania 
demokracji zachodniej bez walki militarnej 

—   wywiady państw NATO są spenetrowane przez zdrajców 
pracujących dla KGB 

—   KGB wyśle fałszywych dezerterów z zadaniem 
skompromitowania wiedzy Golicyna oraz jego samego 

—   KGB planuje zamach na jednego z przywódców Zachodu. 
Czołową rolę w bezkrwawej inwazji na demokracje zachodnie 
KGB przypisał dezinformacji. 

background image

Golicyn wyszczególnił główne kierunki tej dezinformacji: 

—   powołanie frontów politycznych z zadaniem 
współdziałania między komunistami a socjalistami i 
socjaldemokratami Zachodniej Europy, a także komunistami i 
nacjonalistami w krajach Trzeciego Świata i aktualizację 
działań na rzecz wyparcia USA z Europy 

—   wyparcie krajów Zachodu z Afryki i Azji, w przyszłości 
także z Ameryki Łacińskiej 

—   istniejącą równowagę sił militarnych przechylić na korzyść 
Związku Sowieckiego 

—   wywołanie sztucznych konfliktów w bloku sowieckim - 
między ZSRR a Jugosławią, ZSRR a Rumunią, ZSRR a Chinami 

—   stworzenie teorii rzekomej walki na Kremlu pomiędzy 
„gołębiami" i „jastrzębiami" 

—   tworzenie stałego wrażenia, że komunizm się reformuje i 
demokratyzuje. 

Nie był gołosłowny. Dostarczył dziesiątki dokumentów i analiz 
z powołanego w 1959 roku Departamentu „D" KGB, 
przemianowanego potem na Służbę „A" w I Zarządzie 
Głównym (wywiad). 

Metody osiągania tych celów: 

— infiltracja służb wywiadowczych przeciwnika 

background image

—   pozyskiwanie i szkolenie agentów wpływu w mediach, 
uniwersytetach i innych ośrodkach opiniotwórczych („marsz 
przez instytucje") 

—   wspieranie ruchów pacyfistycznych, czyli osławiona 
„walka o pokój" 

—   kreowanie kontrolowanej „opozycji" 

—   inicjatywy rozbrojeniowe pod pretekstem „walki o pokój" 

Rewelacje Golicyna potwierdzone w całości przez wydarzenia w 
następnych dwóch dziesięcioleciach, przyjmowano wtedy 
nieufnie, może z powodu trudności w odcedzaniu jego fantazji 
od faktów. Rezerwę zachowała zwłaszcza FBI, kiedy to w 
czerwcu 1962 roku spotkali się z nim: szef kontrwywiadu FBI 
do spraw sowieckich Don Moor, jego zastępca William 
Branigan, William Sullivan 
—   szef działu wywiadowczego i jedyny w tym gronie, 
znający język rosyjski pracownik tego działu Aleks Potanin. CIA 
reprezentował Angleton. Golicyn mówił ponad godzinę, lecz 
agenci FBI pozostali sceptyczni. W raporcie z tej rozmowy 
znalazły się wyłącznie negatywne opinie o samym Golicynie i 
jego „teoriach". Moor uznał go za faceta nieprzystępnego, 
odmawiającego pełnej współpracy z FBI. Za agenta, który wie 
bardzo wiele, ale to „wiele" zachowującego dla siebie, na 
później!. Golicyn nalegał na spotkanie z Hooverem, szefem 
FBI, ale się nie doczekał. A przecież Golicyn rozpoznał i podał 
im nazwiska wszystkich agentów KGB z ambasady w 
Waszyngtonie i stałego przedstawicielstwa ZSRR w ONZ. 
Wspomniał też o kilku innych, ale wiedzę o nich zachował dla 
siebie na kilka dalszych miesięcy. Poinformował, że do Anglii 
przybył Rosjanin, który osiadł blisko lotniska i planuje w 
przyszłości akcje sabotażowe. Anglicy poszli tym tropem i 
wytypowali podejrzanego. Okazał się nim niejaki Sokołow-
Grant ożeniony z Brytyjką Rosjanin, przybyły tam pięć lat 
przedtem, ale ustalono, że Sokołów nie był poszukiwanym 

background image

szpiegiem, albo dopiero znajdował się na liście KGB do 
werbunku i na skutek tego został zapamiętany przez 
Golicyna. 

Strategię dezinformacji opracował były szef KGB Aleksander 
Szelepin. Polegała na stwarzaniu pozorów, że ZSRR jest słaby i 
rozbity wewnętrznie, w demoludach wrze podskórnie, piętrzą 
się trudności ekonomiczne, zatem ZSRR z konieczności 
porzucił imperialne ambicje, a światu zagraża tylko partyjny 
poststalinowski beton... 

Golicyn zapowiedział rządy Breżniewa, interwencję w 
Afganistanie, akcje przeciwko „dysydentom" zostaną 
potępione, podobnie jak rządy Noyotnego2. Partia podejmie 
reformy ekonomiczne na wzór jugosłowiańskich lub całkiem 
zachodnich. Otwarte zostaną kluby polityczne dla 
bezpartyjnych. Czołowi „dysydenci" powołają jedną lub więcej 
partii alternatywnych pozorujących wielopartyjność. Cenzura 
zostanie ograniczona. Pojawią się kontrowersyjne książki, 
filmy, sztuki teatralne. Do ZSRR powróci z Zachodu wielu 
autorów. Obywatele uzyskają większe możliwości 
podróżowania do Europy zachodniej. 

1.   Słusznie uznał, że jeśli „wystrzela" całą amunicję, 
zostanie odsunięty na boczny tor. 
2.   Antonin Novotny, pierwszy sekretarz KC KP 
Czechosłowacji i prezydent, od czasów przedwojennych 
agent Kominternu, w 1948 roku (luty), przyczynił się do 
zdławienia próby obalenia ustroju komunistycznego, 
powtórzonej 20 lal później z podobnym skutkiem. 

background image

Golicyn „przewidział" także pojawienie się Gorbaczowa. Nie 
jego konkretnie, lecz genseka, który obierze szeroki kurs na 
liberalizację i zbliżenie z Zachodem. Określił go mianem 
sowieckiego Dubczekai. Wybuchnie fałszywa walka wewnętrzna 
o władzę, Andropowa zastąpi młody gensek, który będzie 
intensywnie kontynuował liberalizację. 

Wiemy teraz, że tym gensekiem okazał się Gorbaczow, pupil 
Andropowa kreowany do tej roli od dawna. Wyłania się zatem 
kluczowe pytanie: 

— czy Golicyn wiedział, że wszystkie te przemiany nie będą w 
gruncie rzeczy mistyfikacją, zasłoną dymną, tą właśnie 
„dezinformacją", tylko autentycznym ruchem, marszem ZSRR 
na Zachód, który właśnie rozpoczynał swój marsz „na wschód", 
ku marksizmowi w nowym wydaniu, „z ludzką twarzą", w 
ramach tejże konwergencji, która za kilka lat stanie się 
sztandarowym modelem młodzieżowych ruchów 
kontestacyjnych w 1968 roku? 

Jeżeli Golicyn wiedział, że nie będą to żadne mistyfikacje tylko 
autentyczna pierestrojka, co potwierdziła praktyka następnych 
20-30 lat, to zapewne poinformował o tym swych rozmówców z 
CIA i FBI, ale ta super tajna informacja nigdy dotąd nie 
przeniknęła do mediów, do wiadomości milionów ludzi 
śledzących ze zdumieniem późniejszą pierestrojkę i „głasnost", 
zakrawające na istny cud! 

Czy więc - postawmy to pytanie jako zuchwałą hipotezę - 
Golicyn wcale nie „zbiegł" na zachód, tylko został tam wysłany 
celem przekazania tej super tajnej tajemnicy już wtedy 
dogadującego się ze sobą Wschodu i Zachodu, czyli globalistów 
z obydwu stron tej pozorowanej barykady? Słabym punktem 
takiej hipotezy jest ujawnienie przez Golicyna zbyt wielu 
tajemnic ówczesnego Sowłagru. Ale, z drugiej strony patrząc, 
to ujawnienie znakomicie go uwierzytelniało w oczach starych 
szulerów z CIA i FBI. Coś 

background image

za coś. Stara zasada wywiadów. 

W akcjach dezinformacji miały wziąć udział zarówno służby 
specjalne, jak też środowiska opiniotwórcze oraz celowo 
organizowana i kontrolowana „opozycja", ruch „dysydencki". 

1. Aleksander Dubczek (Dubćek 1921-1992). Od 1929 do 
1938 

 przebywał z rodzicami w Moskwie, agent sowiecki, od 

1939 

 r. członek KPCz, 1968-1969 I Sekretarz KP 

Czechosłowacji, inicjator „praskiej wiosny" sprowokowanej 
przez Zachód, podobnie jak „wydarzeń marcowych" w Polsce. 
Po interwencji sowiecko-polskiej wywieziony do Moskwy, lecz 
nie zamordowany. 

Analitykom tych tajnych planów zdawało się, że to pułapka (jak 
D. Rohnkemu), tymczasem był to świadomie podjęty „długi 
marsz" skompromitowanego bolszewizmu ku bramom 
kapitalizmu, długi marsz z gałązką pokoju, ale na warunkach 
wzajemnej konwergencji. Proklamowano „odprężenie", czyli 
zawieszenie ognia jako warunek wspólnego marszu ku sobie po 
wyjściu z okopów. Zachód (USA) rewanżował się pomocą 
materialną i finansową - płynęły szerokim strumieniem pożyczki 
i zboże. Gierek także brał pożyczki i jego dworzanie z 
pewnością nie domyślali się, skąd ta nagła szczodrość 
niedawnego wroga. Henry Kissinger w wywiadzie udzielonym 
Radkowi Sikorskiemu wprawdzie twierdził, że była to świadoma 
polityka „kija i marchewki", ale tak naprawdę, był to „haracz" 
za oszukańczą maskę „ludzkiej twarzy" sowieckiego 
komunizmu. W 1980 roku doradca ekonomiczny Gorbaczowa 
Abel Angabegian przedstawił mu dane, z których wynikało, że 
wzrost gospodarczy Sowietów jest zerowy. Osiem lat później 
CIA ustaliła, że 

background image

informacje te były celowo fałszywe, dezinformujące - ale kogo 
dezinformujące? 

Kiedy my w Polsce w 1981 roku liczyliśmy na śmiertelne 
zmagania Sowiecji z „demokratycznym" Zachodem, Breżniew 
podczas wizyty w Niemczech powiedział jakże obiecująco: 

Cokolwiek by nas dzieliło, mieszkamy we 
wspólnym europejskim domu1
 . 

W tym samym czasie zadawaliśmy sobie dramatyczne pyta 
nie: Wejdą czy nie wejdą ?! Po co jednak mieliby wchodzić na 
gąsienicach czołgów do tego „wspólnego europejskiego 
domu?" 

Za czasów Gorbaczowa ten „wspólny europejski dom" stał się 
monotonnym sloganem, skwapliwie podchwyconym przez 
zachodnioeuropejską elitę elit, która już wiedziała co jest 
„grane" na szczytach. Formuły o „wspólnym europejskim 
domu" po raz pierwszy użył Gorbaczow podczas przemówienia 
w brytyjskiej Izbie Gmin - był 1984 rok. 
A my musieliśmy jeszcze czekać ponad cztery lata, aby 
wtajemniczeni w bezpieczniacką „konwergencję" polityczni 
oszuści zasiedli do Okrągłego Stołu i udawali, że spierają się ze 
swymi „starszymi braćmi" o kształt przyszłej Polski. Był on 
tymczasem zaklepany na zachodzie już co najmniej przed 
dziesięciu laty i to w szczegółach. Oficjalnie natomiast 
Gorbaczow nadal krytykował USA; 

(...) głęboka, mądra i humanistyczna europejska kultura 
cofa się przed prymitywnymi rozgrywkami pełnymi 
przemocy i pornografii2. 

background image

1.   Zob.: http://.antyk.org.pl/ojczyzna/unia/zatrute-źródła- 
6.htm 
2.   Tamże. 

Co wkrótce nie przeszkodziło mu w przeniesieniu się na stałe do 
kraju tego prymitywizmu i pornografii. 

Nadchodziła integracja Rosji z Europą. Reagan z Gorbaczowem 
dobili targu: my was pokochamy, a wy zgodzicie się na 
zjednoczenie Niemiec. 

A nam się wciąż wydawało, że Rubikonem jest zgoda na Wolne 
Związki Zawodowe w Polsce, współwładza „Solidarności" z 
komunistami, „konstruktywnej opozycji" z „konstruktywną 
lewicą". 
Od Europy zjednoczonej po Pacyfik, od wspólnego domu 
europejskiego Gorbaczow szybko ewoluował na piewcę 
zjednoczonego globalizmu, rządu światowego. Już w 1992 roku 
oznajmił: 

 Świat staje się świadom faktu, że nieodzowne jest 

tworzenie form globalnej administracji, w których 
uczestniczyliby wszyscy członkowie międzynarodowej 
społeczności. 

Tym samym potrzebne są formy globalnego systemu 
bezpieczeństwa. I natychmiast w te same globalistyczne tony 
uderzył Edward Szewardnadze, były szef KGB, zwany w Gruzji 
„rzeźnikiem z Tbilisi". Uznał, że nieunikniona staje się 
racjonalna organizacja ludzkiej egzystencji 
(egzystencjonalista!) na poziomie globalnym: 

 Po raz pierwszy zaczynamy uświadamiać sobie 

konieczność regulowania wielu aspektów 

background image

ludzkiej egzystencji na poziomie globalnym 

I o dziwo, w te same tony uderzył sławny „dysydent" sowiecki 
Sacharow - co już znamy. Ofiara systemu i jego żandarmi 
nagle podają sobie ręce we wspólnym marszu do Europy i 
globalnego zjednoczenia. 
Konwergencja, spotkanie w połowie drogi po wyjściu z okopów 
stało się faktem. I nikogo już nie dziwiło, a powinno, że już w 
1975 roku w helsińskiej pierwszej Konferencji Bezpieczeństwa i 
Współpracy w Europie (KBWE) Związek Sowiecki został 
zaproszony do tej organizacji na prawach wspólnego głosu pod 
warunkiem respektowania „praw człowieka" w krzepkim 
jeszcze Sowłagrze. O prawach człowieka w ZSRR szybko 
zapomniano, natomiast Sowiety skutecznie w tym czasie 
przezbroiły się, uzyskując przewagę militarną nad Zachodem. 
Dokument helsiński san-kcjonował rolę ZSRR jako głównego 
hegemona w Europie. Jałta i Poczdam w nowej odsłonie. 

Idea europejskiej struktury „obronnej" (przed kim?) zrodziła 
się jeszcze wcześniej i wyszła z głowy Breżniewa. Nakłonił on 
swego wezyra, rumuńskiego Nicolae Ceaucescu, aby w maju 
1968 roku podczas wizyty generała de Gaulle'a w Bukareszcie, 
zaproponował francuskiemu prezydentowi to właśnie - 
utworzenie paneuropejskiej struktury obronnej. Kiedy Reagan 
rok później składał wizytę w Rumunii rzekomo znajdującej się 
w gniewnej niełasce Kremla, Ceaucescu złożył Reaganowi tę 
samą propozycję. 

Sformułowania o „Europie od Atlantyku do Uralu" po raz 
pierwszy użył de Gaulle w okresie Zimnej Wojny, ale uczynił to 
tylko na złość Stanom Zjednoczonym, pragnął bowiem 
wyzwolić się spod przemożnej kurateli USA w Europie. 
Podchwycił to Gorbaczow wiele lat później, lecz w jakże innej 
intencji i konstelacji politycznej. 

Dziś wspólny europejski dom jest aktualny jak nigdy, ale 

background image

już w innej konfiguracji strategicznej. Wspólny dom od 
Atlantyku do Uralu buduje Unia Europejska czyli jej 
lokomotywa - Niemcy i także w coraz wyraźniejszej opozycji do 
USA, czego namacalnym dowodem jest rosyjsko- niemiecka 
rura gazowa pod dnem Bałtyku, „zaklepana" bez zgody Unii 
Europejskiej i na przekór Stanom Zjednoczonym oraz jej 
skundlonemu wasalowi - rządowi „Czwartej RP". 
Ten nowy pakt Ribbentrop - Mołotow poszedł tak ostentacyjnie 
na całość, że Niemcy mają stać się jedynym redystrybutorem 
rosyjskiego gazu do innych państw Unii! 

A mówią, że historia się nie powtarza. I rzekomo nigdy nie 
wchodzi się do tej samej rzeki. 

Zbrojni w tę wiedzę o tajnych porozumieniach wielkich tego 
świata, możemy wreszcie przejść do polskiej tragifarsy pod 
nazwą „Solidarność". Do groteskowego mitu o obaleniu 
komunizmu za pomocą „spontaniczne-go" zrywu stoczniowców. 
I mitu o Wałęsie - jednoosobowym pogromcy komunizmu. 

Przechodzimy do „Trzeciej RP", w której komuniści nic nie 
stracili, a zyskali miliardy, podobnie jak żydokomuniści 
sowieccy, którzy w piorunującym tempie przechwycili ponad 50 
procent zasobów finansowych upadłego molocha, jego 
nieprzebrane bogactwa naturalne z ropą i gazem na czele. 
Pierestrojka żydowskich enkawudzistów i kagiebistów 
sowieckich w światłych demokratów-globalistów- milionerów, 
została skopiowana w PRL-bis. 
Jakie to proste. I jakie smutne. 

Tamci nurkują ze swoich ekskluzywnych jachtów na Morzu 
Śródziemnym w rejonach rajów podatkowych, a miliony 
rosyjskich i polskich gojów nurkują w śmietnikach. Z piekła 
dochodzi chichot Lenina, Marksa, a nade wszystko Gramsciego. 

Golicyn zapowiedział, że główną rolę w kontrolowanych 

background image

pierestrojkach będzie grała bezpieka. Wiedział co mówił. 
Właśnie rozpoczynał się wewnętrzny „długi marsz" KGB do 
władzy nad Sowłagrem, nad partią i wojskiem. „Proroctwo" 
Golicyna w pełni potwierdziło się na gruncie polskiej 
pierestrojki. Drogę do Okrągłego Stołu od samego początku 
torowała Bezpieka, organizując, kontrolując ruch 
solidarnościowy od wewnątrz i majstrując Okrągły Stół. 

Można z sarkazmem stwierdzić, że drogę do „wolności" tak 
naprawdę utorowała nam Bezpieka. Trudno w to uwierzyć, ale 
tak właśnie było. Najlepszym tego potwierdzeniem są gorzkie 
żale Edwarda Gierka i premiera Piotra Jaroszewicza w 
następnym rozdziale. 

W sobotnio-niedzielnym dodatku „Dziennika" - „Europa" z 3 
marca 2007 roku, charakteryzowali Rosję Putina dwaj 
adwersarze: politolog Gleb Pawłowski - profesor Uniwersytetu 
Moskiewskiego - zwolennik Putina oraz Władimir Bukowski, 
znany „dysydent", autor wielu książek demaskujących 
Sowiecję, zdecydowany przeciwnik „putinizmu". Wśród 
przeciwstawnych ocen w jednym się zgadzali, a uściślił to W. 
Bukowski: 

Unia Europejska została wymyślona po to, by socjaliści 
z zachodu i komuniści mogli się zjednoczyć. Po to 
przygotowywano tę konwergencję... 

Bukowski jest w takim samym stopniu przeciwnikiem Unii 
Europejskiej, jak i współczesnej Rosji symbolizowanej przez 
Putina. Obaj natomiast pośrednio potwierdzili „proroctwa" 
Golicyna z pierwszej połowy lat 60. o zbliżającej się 
konwergencji dwóch rzekomo wrogich sobie systemów 
gospodarczych, politycznych i ideologicznych - kapitalizmu i 
komunizmu sowieckiego. 

Natomiast ani jeden z tych znawców Rosji sowieckiej i 
posowieckiej nie odważył się postawie kropki nad „i" by 
stwierdzić, że tak naprawdę nie było rządnej 

background image

 

„konwergencji", żadnego wyjścia z okopów i spotkania w 
połowie drogi. Była to jednostronna dalekosiężnie 
zaplanowana inwazja syjonistycznego globalizmu na Rosję, jej 
ponowne opanowanie i rozgrabienie. Konwergencja miała swój 
dokładny odpowiednik w posoborowej konwergencji religii, 
zwanej „ekumenizmem". W praktyce była to inwazja na 
dogmaty wiary chrześcijańskiej, jej totalne niszczenie przez 
relatywizację. Chrześcijaństwo wyszło z okopów z gałązką 
„dialogu", a tamci zasypali je dywanowym ogniem 
modernistycznego nowinkarstwa. A działo się to dokładnie 
jednocześnie z „konwergencją" bolszewickiego Sowłagru. 

C.D.N. 

Jesteśmy w trakcie konwersji tekstu książki i opracowywania wersji internetowej - 

redakcja

 

polonica.net 

pełnym poszanowaniem i respektem dla autorów, wydawców i praw autorskich, w dzisiejszych czasach 

powszechnego przemilczania i fałszowania historii i faktów historycznych, uważamy za szczególnie 
ważną powinność i obowiązek rozpowszechniania informacji, celem edukacji i uświadamiania, oraz 
bezpardonowej walki z owymi przemilczeniami i fałszami. 

wersje internetową przygotowała, opracowała i fotografiami opatrzyła  Polonica.net Polski Związek Patriotyczny 

Katolicko-Narodowy Ruch Oporu kontrjudaizacji i kontrdepolonizacji 

O.R.K.A.N.