background image
background image

 

Chantelle Shaw 

 

Argentyński kochanek 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Diego opierał się o ogrodzenie padoku, mrużąc ciemne oczy. Był wczesny wieczór. 

Przyglądał się, jak koń i jeździec z godną podziwu lekkością wykonują trójskok. Następ-

na w kolejności była niemal dwumetrowa ścianka. Koń coraz bardziej przyspieszał, jeź-

dziec zaś maksymalnie się pochylił, gotując się do skoku. 

Obserwowanie takich umiejętności jeździeckich było fascynujące. Diego bezwied-

nie wstrzymał oddech, czekając, aż koń oderwie się od ziemi. W tym jednak momencie z 

lasu wyłonił się motocykl i ciszę zakłócił przenikliwy ryk silnika. Z piskiem opon zaha-

mował na drodze biegnącej wzdłuż padoku. Widać było, że koń jest przestraszony hała-

sem i Diego już wiedział, że nie wykona skoku. Nic jednak nie mógł zrobić; patrzył bez-

radnie, jak jeździec wypada z siodła, frunie ponad głową konia i z głuchym łoskotem lą-

duje na skąpanej w słońcu ziemi. 

Siła uderzenia zaparła Rachel dech w piersi. Pomyślała, że jej sińce będą doprawdy 

spektakularne. Leżała z zamkniętymi oczami, kiedy nagle usłyszała jakiś głos. Z trudem 

uniosła powieki i spojrzała oszołomiona na pochylającego się nad nią mężczyznę. 

- Proszę się nie ruszać. Sprawdzę, czy nie ma pani złamanych kości. Dios, ma pani 

szczęście, że żyje. - Głos nieznajomego brzmiał szorstko. - Przeleciała pani przez konia 

jak szmaciana lalka. 

Rachel czuła, jak jego dłonie przesuwają się po jej ciele, najpierw wzdłuż nóg, po-

tem wyżej, po klatce piersiowej, i choć starał się być delikatny, skrzywiła się, kiedy do-

tknął żeber. Nadal oszołomiona po upadku, zamknęła oczy. 

- Hej, proszę nie odpływać. Wezwę karetkę. 

- Nie potrzebuję karetki - warknęła, ponownie zmuszając się do otwarcia oczu. 

Otaczająca ją ciemność znikała i widziała nad sobą błękitne niebo usiane małymi, 

pierzastymi chmurami. Wtedy nieznajomy pochylił się nad nią, a jego twarz znalazła się 

tak blisko, że Rachel poczuła na policzku ciepły oddech. Przez chwilę zastanawiała się, 

czy nie ma przypadkiem halucynacji. 

Od razu go rozpoznała. Diego Ortega - międzynarodowy mistrz gry w polo, multi-

milioner i znany playboy. Rachel nie interesowała się rubrykami towarzyskimi, rozpisu-

T L

 R

background image

jącymi się o jego romansach, ale odkąd skończyła dwanaście lat, pochłaniała każde cza-

sopismo poświęcone jeździe konnej i dlatego nie miała wątpliwości, że ten Argentyńczyk 

to w swojej dyscyplinie sportowej prawdziwa legenda. 

W  sumie  nie  powinna  być  zaskoczona  jego  nagłym  pojawieniem  się,  dlatego  że 

przez kilka ostatnich tygodni głównym tematem rozmów stajennych była jego zbliżająca 

się wizyta w Hardwick Hall. 

Zdążył już wyjąć z kieszeni dżinsów telefon komórkowy. Rachel zmusiła się, żeby 

usiąść, przygryzając z bólu wargę, kiedy jej poobijane ciało zaprotestowało. 

-  Mówiłem,  żeby  pani  leżała.  -  W  głosie  Diega  Ortegi  słychać  było  troskę,  ale  i 

zniecierpliwienie. 

Odruchowo zjeżyła się. 

- A ja mówiłam, że nie potrzebuję karetki - odparła stanowczo, po czym, zaciskając 

zęby, podciągnęła się do góry i uklękła. 

-  Zawsze  jest  pani  taka  krnąbrna?  -  Diego  nawet  nie  starał  się  ukryć  irytacji  i 

mruknął pod nosem coś w swoim ojczystym języku. 

Rachel pomyślała, że nie ma do dyspozycji kilku godzin, które musiałaby zmarno-

wać, siedząc w poczekalni miejscowego szpitala. Nie bez trudu zaczęła wstawać i krzyk-

nęła ze zdumieniem, kiedy jej talię oplotły silne, opalone dłonie i po chwili znalazła się 

w powietrzu. 

Zaledwie sekundę jej ciało stykało się z umięśnionym torsem Diega Ortegi, a mi-

mo to zakręciło jej się w głowie od kuszącego zapachu wody kolońskiej. Serce waliło jej 

jak młotem i nie było sensu oszukiwać się, że to z powodu upadku. Diego z bliska był 

fantastyczny. Powoli uniosła głowę i przyjrzała się kwadratowej szczęce, wyraźnie zary-

sowanym kościom policzkowym i idealnie wykrojonym ustom. 

Jak to by było poczuć te usta na swoich? Ta myśl pojawiła się nieproszona w gło-

wie Rachel, sprawiając, że jej policzki oblały się rumieńcem. 

Jego  oczy  miały  złocisty  odcień  sherry.  Dostrzegła  to,  desperacko  starając  się 

ukryć  fakt,  że  trzęsą  jej  się  nogi.  Zresztą  to  nic  dziwnego,  po  przefrunięciu  nad  łbem 

Pirana  i  wylądowaniu  na  ziemi  z  tak  wielkim  impetem.  To  drżenie  nie  miało  nic 

T L

 R

background image

wspólnego z mężczyzną, który nad nią górował - tak powiedziała sobie w duchu, kiedy 

jej spojrzenie błądziło po lśniących, mahoniowych włosach, opadających mu na ramiona. 

- Dzięki - mruknęła i zrobiła krok w tył. 

-  Musi  obejrzeć  panią  lekarz  -  oświadczył  Diego.  -  To  może  być  przecież 

wstrząśnienie mózgu. 

-  Nic  mi  nie  jest,  naprawdę  -  zapewniła  go  pospiesznie  Rachel,  uśmiechając  się 

wymuszenie i ignorując wrażenie, jakby dopiero co przejechał po niej walec drogowy. - 

Miewałam już znacznie gorsze upadki. 

- Wcale mnie to nie dziwi - warknął. - Ten koń jest dla pani za duży. 

Odwrócił  głowę  i  wzrokiem  eksperta  zmierzył  czarnego  ogiera,  który  jako 

pierwszy  przykuł  jego  uwagę.  Dopiero  później  zainteresował  się  jeźdźcem  -  kiedy 

wystający spod toczka złoty warkocz powiedział mu, że szczuplutka postać na koniu to z 

całą pewnością kobieta. 

Uznał,  że  jest  olśniewająco  piękna,  gdy  przyglądał  się  z  zaciekawieniem  drobnej 

twarzy  w  kształcie  serca,  bez  najmniejszego  nawet  śladu  makijażu.  Cerę  miała 

porcelanowo  gładką,  policzki  zaróżowione  po  serii  skoków.  Była  prawdziwą  angielską 

różą i Diega urzekły chabrowe oczy, przyglądające mu się uważnie spod daszku toczka. 

Zmarszczył  brwi,  z  zaskoczeniem  uświadamiając  sobie,  że  otwarcie  się  w  nią 

wpatruje.  Przyzwyczajony  był  do  tego,  że  kobiety  przyglądają  się  mu  z  różnym 

poziomem  subtelności  i  często  z  jawnym  zaproszeniem,  z  którego  korzystał,  jeśli  miał 

akurat  ochotę.  Jeszcze  nigdy  żadna  kobieta  nie  zainteresowała  go  na  tyle,  by  nie  mógł 

oderwać  od  niej  oczu.  Ta  jednak  była  wyjątkowa  -  i  wydawała  się  tak  delikatna,  że 

zdumiewał go fakt, iż podczas upadku niczego nie złamała. 

Pomyślał, że ujeżdżanie tak potężnego ogiera to szaleństwo. 

- Dziwię się, że twój ojciec pozwala ci jeździć na tak wielkim zwierzęciu. 

- Mój ojciec? - Rachel wpatrywała się w niego z konsternacją. Ani jej biologiczny 

ojciec, ani dwaj kolejni mężowie matki nie interesowali się nią na tyle, aby przejmować 

się,  jakiego  ujeżdża  konia.  Ale  Diego  Ortega  nic  nie  wiedział  na  temat  jej  skompli-

kowanej sytuacji rodzinnej czy faktu, że jej matka to seryjna panna młoda. Zmarszczyła 

brwi, skupiając się na słowie „pozwala". - Ani mój ojciec, ani nikt inny „nie pozwala" mi 

T L

 R

background image

niczego - oświadczyła ostro. - Jestem dorosła i sama podejmuję decyzje. I doskonale po-

potrafię radzić sobie z Piranem. 

- Jest dla pani za silny i zachowuje się pani niemądrze, uważając, że zapanuje nad 

nim, kiedy zdecyduje się ponieść - odparł spokojnie Diego. - Widać było, że nie jest go 

pani w stanie kontrolować, kiedy odmówił skoku. Choć trzeba przyznać, że to nie była 

tylko  i  wyłącznie  pani  wina.  Kto,  u  licha,  jechał  na  tym  motocyklu?  Nie  chce  mi  się 

wierzyć, aby hrabia Hardwick zadowolony był z tego, że jakiś prymityw jeździ po jego 

terenie jak szaleniec. 

- Niestety, hrabia pozwala swojemu synowi na wszystko, co mu tylko przyjdzie do 

głowy - odparła zwięźle Rachel, rozwścieczona uwagą Diega o tym, że nie jest w stanie 

kontrolować Pirana. - Ten prymityw, o którym pan mówi, to Jasper Hardwick, i w tym 

przypadku w pełni się z panem zgadzam. Bardzo często jeździ po okolicy na tym swoim 

przeklętym motocyklu. Wypadł z lasu bez żadnego ostrzeżenia i nic dziwnego, że Piran 

się spłoszył. Wątpię, aby w takiej sytuacji poradził z nim sobie jakikolwiek jeździec. 

-  Być  może  -  przyznał  Diego,  wzruszając  ramionami.  -  Obserwowałem  panią. 

Dobrze pani jeździ - przyznał niechętnie. Zbliżył się do ogiera, stojącego grzecznie przy 

ogrodzeniu, i ujął lejce. - Ile ma lat? - zapytał, głaszcząc bok zwierzęcia. 

- Sześć. Skaczę na nim od dwóch lat. 

- Piękne zwierzę. Jak on się nazywa? 

-  Piran.  Pochodzi  ze  stadniny  z  Kornwalii  i  jego  imię  oznacza  „ciemny",  co 

doskonale  odpowiada  jego  umaszczeniu  -  powiedziała  Rachel,  przeczesując  palcami 

kruczoczarną grzywę Pirana. 

Diego  w  tym  samym  czasie  wyciągnął  rękę,  aby  poklepać  konia.  Ich  dłonie  się 

musnęły  i  Rachel  wstrzymała  oddech.  A  potem  mocno  się  zarumieniła,  kiedy  błysk  w 

jego oku powiedział, że towarzyszący jej mężczyzna zauważył jej reakcję. 

Kiedy ponownie się odezwał, głos miał tak niski, że wydawało się, jakby pochodził 

z głębi potężnej klatki piersiowej: 

- No więc koń to Piran... a jego jeździec to...? 

- Rachel Summers - odparła dziarskim tonem.  

T L

 R

background image

Pracowała jako główna stajenna w Hardwick Polo Club i bardzo prawdopodobne, 

że  to  ona będzie  odpowiedzialna za  konie  Diega  podczas zbliżającego  się  meczu polo. 

Meczu,  którego  gwiazdą będzie  właśnie  on.  Chciała,  aby  uważał,  że jest  doświadczoną 

profesjonalistką, a nie mizdrzącą się idiotką. Rozpięła pasek pod brodą i zdjęła toczek. 

-  A  pan  to  Diego  Ortega  -  powiedziała  grzecznie.  -  W  Hardwick  wszyscy  są 

podekscytowani pańską wizytą. 

Ciemne  brwi  powędrowały  w  górę  i  Rachel  poczuła  zażenowanie.  Dlaczego  nie 

powiedziała,  że  wszyscy  „nie  mogą  się  doczekać  pańskiej  wizyty"  albo  „mówią  o 

pańskiej  wizycie",  zamiast  używać  słowa  „podekscytowani"?  Brzmiało  to  jak  słowa 

naiwnej nastolatki i Diego najwyraźniej uważał tak samo, ponieważ uśmiechnął się z roz-

bawieniem. 

-  Wygląda  pani  tak,  jakby  dopiero  skończyła  liceum  -  rzekł,  przeciągając 

samogłoski. - Ile ma pani lat? 

- Dwadzieścia dwa - warknęła Rachel, prostując się i z całego serca żałując, że nie 

jest piętnaście centymetrów wyższa. 

Gdy była nastolatką, tak bardzo pochłaniało ją jeździectwo, że nie miała czasu na 

chłopców,  i  choć  od  czasu  ukończenia  liceum  była  w  paru  związkach,  szybko  się 

kończyły  z  powodu  braku  zaangażowania  z  jej  strony.  Diego  Ortega  w  niczym  nie 

przypominał chłopców, z którymi dotąd się umawiała - i patrzył na nią tak, jak jeszcze 

żaden  mężczyzna.  Jej  doświadczenie  w  kontaktach  z  płcią  przeciwną  może  i  było 

ograniczone,  ale  potrafiła  wyczuć  zainteresowanie  Diega.  Jakiś  pierwotny  instynkt 

rozpoznał emocje pomiędzy nimi i nie była w stanie powstrzymać lekkiego dreszczu, jaki 

przebiegł przez jej ciało. 

Diego zmrużył oczy. Rachel nie miała stanika - wyraźnie widać było ciemne sutki - 

a  kiedy  im  się  przyglądał,  stwardniały  i  napierały  prowokacyjnie  na  materiał  koszulki. 

Poczuł  przypływ  pożądania,  szokującego  swoją  intensywnością.  Nie  pamiętał,  kiedy 

ostatni  raz  czuł  aż tak  wielkie  podniecenie.  Nie  pojmował, dlaczego  jest tak dojmująco 

świadomy  obecności  tej  dziewczyny,  ale  ku  swej  ogromnej  irytacji  przekonał  się,  że 

mocno wali mu serce, a dżinsy zrobiły się nagle niewygodnie ciasne. 

T L

 R

background image

Pora, aby się stąd ruszyć, aby wyrwać się z tej zmysłowej sieci, która więziła ich 

oboje.  Gdy  zerknął  na  zegarek,  przekonał  się,  że  powinien  wrócić  do  rezydencji  i 

przebrać  się  na  kolację  z  hrabią  Hardwickiem,  jego  żoną  i  ich  atrakcyjną,  ale  nużąco 

nadgorliwą córką, Felicity. Zastanawiał się, czy ten kretyn, syn hrabiego, również będzie 

obecny  na  kolacji.  Diego  zamierzał  poinformować  hrabiego,  że  nie  życzy  sobie 

hałaśliwych  motocykli  w  pobliżu  czystej  krwi  kuców  do  gry  w  polo,  o  których 

trenowanie poproszono go w Hardwick Polo Club. 

Jego spojrzenie przesunęło się z powrotem na twarz Rachel Summers i skupiło na 

jej kuszących ustach. Poczuł ściskanie w żołądku, kiedy wyobraził sobie całowanie tych 

wilgotnych ust i rozchylanie ich językiem. Smakowałaby słodko jak lekkie letnie wino i 

ochoczo  by  odpowiadała  na  jego  pieszczoty  -  zauważył,  że  jej  oczy  pociemniały,  a 

źrenice rozszerzała zmysłowa obietnica. 

Pomyślał,  że  w  ciągu  paru  kolejnych  miesięcy  ta  dziewczyna  będzie  stanowić 

interesującą  rozrywkę.  Ciekawiło  go,  kim  jest.  Wiedział,  że  arystokratyczna  rodzina 

Hardwicków ma wiele bocznych linii, i zakładał, że Rachel musi być ich krewną. 

- Mieszka pani w rezydencji? - zapytał nieoczekiwanie. 

-  Hrabia  Hardwick  nie  ma  w  zwyczaju  oferować  stajennym  zakwaterowania  w 

rezydencji - odparła sucho Rachel. - Nawet głównej stajennej. 

- A więc pani tu pracuje. - Diego zmarszczył brwi. - Jest pani właścicielką Pirana? 

Wiedział,  że  pensje  stajennych  są  niewysokie,  a  ogier  był  czystej  krwi  i  z 

pewnością kosztował kilka tysięcy funtów. 

- Nie, wypożyczam go. Jego właścicielem jest Peter Irving z farmy sąsiadującej z 

posiadłością hrabiego.  Peter  był  kiedyś  utytułowanym  jeźdźcem,  specjalizującym  się  w 

skokach przez przeszkody, i jest moim sponsorem. 

- Irving... coś mi mówi to nazwisko. 

-  Trzykrotny  złoty  medalista  olimpijski  i  przez  wiele  lat  najlepszy  jeździec  w 

Wielkiej Brytanii. Peter to dla mnie wzór do naśladowania - wyjaśniła Rachel. 

Diego usłyszał w jej głosie nutkę zawziętej determinacji. Zaciekawiło go to. 

- Liczy pani na to, że zostanie wybrana do brytyjskiej reprezentacji? 

T L

 R

background image

- Kolejna olimpiada to moje marzenie - przyznała Rachel, rumieniąc się i zastana-

wiając, czemu u licha zdradziła swoje największe marzenie człowiekowi, którego pozna-

ła  zaledwie  przed  kwadransem.  Nikt  z  wyjątkiem  Petera  Irvinga  nie  wiedział  o  jej 

nadziejach  na  udział  w  rywalizacji  na  najwyższym  poziomie  -  ani  przyjaciele,  a  z  całą 

pewnością nie rodzina. Kiedy miała dziewięć lat, jej rodzice się rozwiedli i od tego czasu 

bardziej interesowali ich nowi partnerzy i nowe dzieci. - Do olimpiady jeszcze daleko - 

mruknęła.  -  Na  razie  ciężko  pracuję  w  nadziei  na  znalezienie  się  w  reprezentacji  na 

przyszłorocznych  zawodach  europejskich.  Zarówno  Peter,  jak  i  hrabia  Hardwick 

uważają,  że  mam  spore  szanse.  Hrabia  okazuje  mi  dużo  wsparcia  -  dodała.  -  Pozwala, 

aby Piran mieszkał w jego stajni i zawsze daje mi wolne na czas zawodów. Warunki w 

Hardwick są doskonałe, a praca tutaj to fantastyczne doświadczenie. 

-  Jednak  nie  do  końca  fantastyczne,  kiedy  koń  odmawia  skoku  -  rzekł  cierpko 

Diego,  dostrzegając,  że  skrzyżowała  ramiona  na  piersi  i  ukradkiem  pociera  żebra.  - 

Pojadę na Piranie do stajni zamiast pani. 

Nie  dając  Rachel  czasu  na  wyrażenie  protestu,  szybko  wyregulował  strzemiona  i 

wprawnie,  i  z  gracją  usiadł  w  siodle.  Piran  zazwyczaj  niechętnie  reagował  na  obcych, 

tym razem jednak, ku irytacji Rachel, stał potulny jak baranek. 

Otworzyła bramę padoku i Diego przejechał przez nią, po czym zatrzymał się, żeby 

zaczekać na Rachel. 

- Nadal uważam, że powinna pani jechać do lekarza - powiedział, obserwując, jak 

krzywi się przy każdym kroku. - Jest pani blada jak duch i widać, że cierpi. 

- Jestem tylko posiniaczona - zaprotestowała.  

Spojrzał na nią twardo. 

-  Jutro  będzie pani strasznie  obolała.  Przez następny  tydzień na  wszelki  wypadek 

proszę nie jeździć konno. 

- Pan chyba żartuje? Zbliżają się zawody i jutro zamierzam ponownie skakać przez 

przeszkody.  Gdyby  nie  ten  motocykl,  Piran  doskonale  by  sobie  poradził  z  ostatnim 

murkiem. 

Diego zaklął pod nosem. 

- Jest pani najbardziej kłótliwą kobietą, jaką znam, panno Summers. 

T L

 R

background image

Poruszył się i nim Rachel zdążyła odgadnąć jego zamiary, schylił się i wciągnął ją 

bez  wysiłku  na  grzbiet  Pirana.  Posadził  przed  sobą  na  siodle  i  koń  od  razu  ruszył  z 

miejsca.  Diego  jedną  ręką  obejmował  Rachel,  w  drugiej  zaś  trzymał  wodze  i  z  godną 

podziwu łatwością sprawował kontrolę nad ogierem. 

Patrząc na umięśnione ramiona Diega, Rachel pomyślała, że próby zsunięcia się z 

konia okazałyby się daremne. Siedziała bez ruchu, dojmująco świadoma jego obecności. 

Odetchnęła z ulgą, kiedy dotarli do stajni. Diego zsiadł pierwszy, a potem ostrożnie 

zdjął ją z grzbietu konia. Najwyraźniej wciąż uważał ją za szmacianą lalkę, pomyślała z 

irytacją Rachel, kiedy ruszył w stronę stajni, nadal trzymając ją w ramionach. 

Miała  zaróżowione  policzki,  kiedy  posadził  ją  na  beli  siana.  Spiorunowała  go 

wzrokiem, gdy nachylił się nad nią, nie pozwalając jej od razu wstać. 

- Muszę oporządzić Pirana - oświadczyła gniewnie. 

- Poproszę o to któregoś z pozostałych stajennych. Każdy oddech sprawia pani ból, 

widzę to w pani oczach, nawet jeśli jest pani zbyt uparta, aby to przyznać - powiedział 

ponuro Diego. 

Rachel patrzyła na malującą się na jego twarzy stanowczość i dotarło do niej, że w 

końcu poznała kogoś, kto dorównuje jej determinacją. 

- Już panu mówiłam, że nic mi nie jest - mruknęła. - A Piran nie lubi, jak ktoś inny 

się nim zajmuje. 

- Cóż, będzie się musiał przyzwyczaić, ponieważ nie chcę pani widzieć w pobliżu 

stajni, dopóki nie da sobie pani prześwietlić klatki piersiowej i nie zostanie gruntownie 

przebadana  przez  lekarza.  Mój  kierowca,  Arturo,  zawiezie  panią  do  szpitala  - 

poinformował  ją  chłodno  Diego.  -  Sam  bym  to  zrobił,  ale  Lady  Hardwick  wydaje 

wieczorem  uroczystą  kolację  i  jak  mniemam,  jestem  na  niej  głównym  gościem  -  dodał 

sucho.  -  Proszę  nie  tracić  sił  na  kłócenie  się  ze  mną,  panno  Summers.  To  ja  będę 

zarządzał  stajniami  w  czasie  mego  pobytu  w  Hardwick  Hall  i  nie  zgadzam  się,  aby 

pracował  tu  ktoś,  kto  nie  jest  w  pełni  sił.  Jeśli  połamała  dziś  pani  żebra  albo  odniosła 

inne  obrażenia,  będzie  pani  niepotrzebnym  obciążeniem.  -  Nie  przejmując  się  jej 

wściekłą  miną,  uśmiechnął  się,  odsłaniając  śnieżnobiałe  zęby,  kontrastujące  z  ciemną 

T L

 R

background image

skórą.  -  Nie  mogę  przez  całe  lato  zwracać  się  do  pani  „panno  Summers",  prawda,  Ra-

Rachel? 

Ton jego głosu uległ zmianie i teraz brzmiał zmysłowo i słodko, ale Rachel pełna 

była determinacji, aby nie zrobiło to na niej wrażenia. Skandaliczny był z niego flirciarz, 

a  także  najbardziej  arogancki  mężczyzna,  jakiego  znała,  i  wściekła  była  na  swoje 

zdradliwie  ciało  za  to,  w  jaki  sposób  na  niego  reagowało.  Czuła  łaskoczące  igiełki  w 

piersiach  i  walczyła  z  szokującym  pragnieniem,  aby  Diego  pochylił  się  nad  nią  i 

pocałował tak, jak jeszcze nigdy nie była całowana. 

- Co ma pan na myśli, mówiąc „całe lato"?  - wychrypiała. - Wiem, że przyjechał 

pan tutaj na turniej polo, ale zaraz po nim wyjeżdża pan do Argentyny? 

Diego pokręcił głową i na widok konsternacji Rachel uśmiechnął się szeroko. 

- Zazwyczaj kilka miesięcy, wtedy kiedy w Argentynie jest zima, spędzam w mojej 

szkole polo pod Nowym Jorkiem. Jednak w tym roku hrabia zaprosił mnie do Hardwick, 

abym zajął się tresurą kuców. Widzisz więc, Rachel - dodał łagodnie, dotykając kciukiem 

jej ust - przez następny miesiąc albo i dłużej to ja będę twoim szefem i będziesz musiała 

wypełniać  moje  polecenia.  Jedź  z  Arturem  do  szpitala,  daj  się  przebadać,  a  kiedy 

zupełnie wydobrzejesz, zapraszam do pracy. 

- Hrabia Hardwick osobiście wyznaczył mnie na główną stajenną i jestem pewna, 

że będzie miał coś do powiedzenia, kiedy mu wyjaśnię, że odsunął mnie pan od mojej 

pracy - oświadczyła z wściekłością. 

-  Hrabia  nieźle  się  musiał  napocić,  żeby  nakłonić  mnie  do  przyjazdu  do 

Gloucestershire  i  myślę,  że  się  przekonasz,  iż  zgodzi  się  z  tym,  co  ja  mówię  -  odparł 

Diego z taką arogancją, że Rachel aż świerzbiło, aby go uderzyć. - Poza tym wcale nie 

zakazuję  ci  pracy  tutaj,  Rachel.  Nie  mogę  się  doczekać  pracy  z  tobą,  kiedy  tylko  będę 

mieć pewność, że nie poniosłaś dziś żadnych obrażeń. Mam sporo planów, jeśli chodzi o 

Hardwick Polo Club, i coś mi mówi, że ty i ja będziemy spędzać razem dużo czasu. 

Wyprostował się i cofnął o krok. 

- Zaczekaj tutaj na Artura - polecił i ruszył do wyjścia. W drzwiach obejrzał się. - 

To  lato  zapowiada  się  interesująco,  nie  sądzisz,  Rachel?  -  zapytał  ze  lekką  drwiną  w 

głosie. 

T L

 R

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Ku uldze Rachel prześwietlenie nie wykazało żadnego złamania, ale żebra i ramię 

miała  mocno  posiniaczone  i  lekarz  stanowczo  odradzał  jazdę  konną  przez  kilka 

następnych dni. 

- Wątpię, aby jutro była się pani w stanie ruszyć - oświadczył, podając jej receptę 

na silne leki przeciwbólowe. - Proszę brać dwa razy dziennie po dwie tabletki, i na pani 

miejscu położyłbym się do łóżka. 

To  była  najbardziej  absurdalna  sugestia,  jaką  Rachel  była  sobie  w  stanie 

wyobrazić. Jeszcze nigdy w życiu nie spędziła całego dnia w łóżku, a jeśli chodzi o nią, 

to  fakt  braku  jakiegokolwiek  złamania  oznaczał,  że  jutro  będzie  mogła  pracować  w 

stajni. 

Jednak  następnego  dnia  obudziła  się  obolała,  a  na  widok  fioletowych  sińców 

musiała  przyznać,  że  nie  jest  w  stanie  jechać  rowerem  do  pracy,  sprzątać  boksów,  a 

potem jeździć konno. 

Poza  tym,  nawet  gdyby  jakoś  dotarła  do  stajni,  Diego  Ortega  i  tak  by  ją  pewnie 

odesłał do domu. Ten Argentyńczyk to najbardziej arogancki mężczyzna, jakiego znała. I 

niestety, zarazem najbardziej seksowny. 

Dzień  ciągnął  się  bez  końca,  ale  na  szczęście  środki  przeciwbólowe  zadziałały 

należycie i wczesnym wieczorem Rachel nie czuła się już tak, jakby ją stratowało stado 

byków. No i znudziła ją ta wymuszona izolacja. Jeden ze stajennych przysłał jej SMS-a z 

informacją,  że  Diego  wrócił  do  rezydencji,  gdzie  przebywał  jako  gość  hrabiego  Hard-

wicka.  Mało  prawdopodobne,  aby  wieczorem  jeszcze  raz  zajrzał  do  koni  -  tak  myślała 

Rachel,  jadąc  na  rowerze  przez  las  do  stajni  i  krzywiąc  się  na  każdym  napotkanym 

wyboju. 

Piran ucieszył się na jej widok. Po jego lśniącej sierści wywnioskowała, że ktoś go 

musiał dzisiaj oporządzić, ale i tak jeszcze raz go wyczesała i dała mu kilka miętówek. I 

nie zauważyła, że ma towarzystwo, dopóki jakaś postać nie podeszła cicho do niej. 

-  Jasper,  dostanę  przez  ciebie  zawału,  jeśli  będziesz  się  tak  skradał  -  warknęła  i 

odwróciła się; niemal się zderzyła z synem i spadkobiercą hrabiego Hardwicka. - Szkoda, 

T L

 R

background image

że wczoraj na motocyklu nie zachowywałeś się tak cicho - mruknęła, wyczuwając to sa-

samo niespokojne napięcie, jakie ogarniało ją za każdym razem, gdy przebywała z Jas-

perem sam na sam. 

Ten młody Anglik stanowił doskonałą partię, miał jasne, opadające na czoło włosy, 

i Rachel rozumiała, że może się podobać kobietom. Na nią jednak w ogóle nie działał i 

nie znosiła sposobu, w jaki na nią patrzył, tak jakby w myślach ją rozbierał. 

-  Tak,  słyszałem,  że  wczoraj  Piran  cię  zrzucił.  -  Jasper  stał  w  drzwiach  stajni, 

blokując drogę, więc Rachel instynktownie cofnęła się kilka kroków. 

-  To  była  twoja  wina,  nie  jego.  Spłoszył  go  motocykl.  Chciałabym,  żebyś  nie 

jeździł w pobliżu padoku. 

Jasper wzruszył beztrosko ramionami. 

- To moja ziemia. To znaczy, pewnego dnia będzie moja. Wiesz, opłaciłoby ci się 

być dla mnie miłą, Rachel - powiedział z przebiegłym uśmiechem, dotykając palcem jej 

policzka. - Pewnego dnia będę bardzo bogaty, o ile tylko mój kochany papa nie przepuści 

całego  majątku  na  klub  polo.  Bóg  jeden  wie,  ile  musiał  wysupłać  kasy,  żeby  nakłonić 

Diega Ortegę do przyjazdu i podzielenia się swoją „biegłością" - dodał z rozdrażnieniem. 

-  Pan  Ortega  jest  uważany  za  jednego  z  najlepszych  trenerów  na  świecie  - 

mruknęła  Rachel.  -  A  jego  występ  w  naszym  turnieju  potroił  sprzedaż  biletów,  co  na 

pewno jest dobre dla klubu. 

-  Ortega  to  notoryczny  playboy  -  powiedział  chmurnie  Jasper,  wyraźnie 

niezadowolony z tego, że Rachel go broni. - Wczoraj wieczorem mało brakowało, a moja 

siostra by się na niego rzuciła - dodał z szyderczym uśmiechem. - Nie mów mi, że ty też 

uległaś jego czarowi? 

-  Oczywiście,  że  nie  -  odparła  szybko,  być  może  zbyt  szybko.  -  Poznawszy  go 

przelotnie,  uważam,  że  Diego  Ortega  to  najbardziej  nieprzyjemny  człowiek,  jakiego 

znam, i podobnie jak ty będę się cieszyć, kiedy stąd wyjedzie. 

-  Naprawdę,  Rachel?  Cóż  za  rozczarowanie.  Narobiłem  sobie  tyle  nadziei,  jeśli 

chodzi  o  nasze  relacje  -  rozległ  się  za  nią  znajomy  głos.  Rachel  wciągnęła  gwałtownie 

powietrze i odwróciła głowę. Przez drzwi łączące stajnię ze stodołą przechodził właśnie 

T L

 R

background image

Diego. - Nasze relacje służbowe, rzecz jasna - dodał, posyłając Jasperowi Hardwickowi 

blady uśmiech, gdy młody Anglik spojrzał na niego gniewnie. 

Następnie  przeniósł  spojrzenie  na  Rachel,  która  natychmiast  poczuła  dziwne 

łaskotanie w brzuchu. 

-  Obawiam  się,  że  przez  kilka  kolejnych  tygodni  będziesz  mnie  bardzo  często 

widywać  -  rzekł  z  przekąsem,  gdy  tymczasem  ona  wpatrywała  się  w  czubki  własnych 

butów, marząc o tym, aby ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła. - Hrabia Hardwick rzucił 

mi wyzwanie, abym przekształcił Hardwick Polo Club w jeden z najlepszych w kraju, a 

wyzwania  to  coś,  czemu  nie  jestem  się  w  stanie  oprzeć  -  dodał,  wpatrując  się  w 

zarumienioną twarz Rachel.  

Zerknął lekceważąco na Jaspera. 

-  Obawiam  się,  że  nie  będziesz  mógł  już  jeździć  tutaj  na  motocyklu.  Zajmę  się 

intensywnym treningiem kuców i nie chcę marnować czasu na uspokajanie ich po tym, 

jak je  spłoszysz.  Twoja  wczorajsza  bezmyślność doprowadziła do  wypadku  Rachel i  to 

cud, że skutki nie okazały się znacznie poważniejsze. 

Na twarzy Jaspera pojawił się gniew. 

- To nie moja wina, że Rachel nie potrafi kontrolować swojego konia - oświadczył 

chmurnie.  -  Wszyscy  wiedzą,  że  Piran  jest dla  niej  za  silny.  -  Popatrzył  z  niechęcią na 

Diega. - Nie możesz mi rozkazywać. Mój ojciec... 

-  Twój  ojciec  zgadza  się  ze  mną,  że  motocykl  powinien  mieć  zakaz  wjazdu  w 

okolice stajni i padoków - przerwał mu Diego. - I proszę nie kwestionować umiejętności 

jeździeckich panny Summers. Obserwowałem ją wczoraj i według mnie doskonale radzi 

sobie w siodle. 

Rachel  zarumieniła  się,  słysząc  tę  nieoczekiwaną  pochwałę.  Jasper  zaklął 

nieładnie, po czym odwrócił się na pięcie i wypadł ze stajni. 

-  Może  i  należy  do  brytyjskiej  arystokracji,  ale  trudno  go  nazwać  czarującym, 

prawda?  -  zapytał  Diego.  -  Ale  być  może  ty  masz  odmienne  zdanie  na  ten  temat,  co? 

Zaaranżowałaś spotkanie z Hardwickiem tutaj, wiedząc, że inni stajenni skończą do tego 

czasu pracę i że będziecie sami? 

Zdumiona tym oskarżeniem odparła ostro: 

T L

 R

background image

- Oczywiście, że nie. Zresztą czemu miałabym to robić? Jasper ani trochę mnie nie 

interesuje. 

Diego wszedł do boksu i poklepał Pirana. 

-  Ale  ty  interesujesz  jego  -  stwierdził.  -  Mała  rada,  querida,  nie  flirtuj  z 

Hardwickiem, jeśli nie masz zamiaru posuwać się dalej. Bardzo cię pragnie i zwodzenie 

go nie jest dobrym pomysłem. 

- Wcale z nim nie flirtowałam! - W jej oczach błysnęła złość. - Musiał widzieć, że 

tu przyjechałam, i sam przyszedł za mną do stajni. - Urwała, przypomniawszy sobie, że 

Diego wyraźnie zakazał jej zjawiania się w pracy. - Chciałam zobaczyć Pirana, a nie na 

nim  jeździć  -  mruknęła,  po  czym  dodała:  -  Prześwietlenie  niczego  nie  wykazało.  Nic 

wczoraj nie złamałam, nie widzę więc powodu, dla którego nie mogłabym jeździć. 

- Z wyjątkiem zalecenia lekarza, abyś na kilka dni dała sobie spokój z jazdą konną. 

Arturo  usłyszał  waszą  rozmowę  w  szpitalu  -  mruknął  cierpko  Diego,  czując  zarówno 

rozbawienie,  jak  i  zniecierpliwienie,  kiedy  spiorunowała  go  wzrokiem.  Była  irytująco 

uparta, podobnie zresztą jak on. Irytował go wpływ, jaki ta dziewczyna miała na niego. 

Wczoraj  uznał,  że  kiedy  zobaczy  ją  ponownie,  będzie  już  panował  nad  swoimi 

uczuciami, ale kiedy tylko wszedł dziś do stajni i na jej widok mocniej zabiło mu serce, 

musiał przyznać, że pociąg do Rachel wcale nie osłabł. - Widzisz, że z Piranem wszystko 

w  porządku,  w  ogóle  nie  sprawiał  mi  problemów,  kiedy  go  wcześniej  oporządzałem.  - 

Wyszedł z boksu. - Zawiozę cię do domu. Rozumiem, że mieszkasz na farmie Irvinga? 

- Tak, ale wcale nie musi mnie pan odwozić. Przyjechałam rowerem. 

-  Chciałbym  porozmawiać  o  koniach,  jakie  na  turniej  polo  sprowadziłem  tu  z 

Argentyny.  Jeśli  masz  zamiar  sprzeciwiać  się  wszystkiemu,  co  mówię,  będę  się  musiał 

poważnie zastanowić nad tym, czy możesz tutaj pracować - warknął Diego. 

Po  tych  słowach  wyszedł  ze  stajni.  Rachel  udała  się  pospiesznie  za  nim,  a  kiedy 

otworzył drzwi od strony pasażera, wsiadła do samochodu i patrzyła się z determinacją 

przed siebie. Kiedy siadł za kierownicą, stała się dojmująco świadoma jego bliskości. I 

egzotycznego zapachu wody po goleniu. 

- Miał mi pan opowiedzieć o koniach - odezwała się z wahaniem, kiedy w pełnej 

napięcia ciszy dojechali niemal do granicy posiadłości hrabiego Hardwicka. 

T L

 R

background image

Diego  wypuścił  głośno powietrze, po  czym  udzielił jej  szczegółowych  informacji 

na  temat  swoich  kuców.  Rachel  słuchała  uważnie  i  zdziwiła  się,  kiedy  samochód  się 

zatrzymał. Okazało się, że są już na miejscu. 

-  W  siodlarni  zostawiłem  notatki  na  temat  karmienia,  leczenia  i  tym  podobnych. 

Możesz je przejrzeć, kiedy po weekendzie wrócisz do pracy. 

- Dobrze. No to do zobaczenia w przyszłym tygodniu - odparła, zastanawiając się, 

jak wytrzyma trzy długie dni bez konnej jazdy. 

-  Zanim  odejdziesz...  mam  coś  dla  ciebie.  -  Sięgnął  za  fotel  i  wręczył  jej  duży 

bukiet  żółtych  róż.  Uśmiechnął  się  na  widok  jej  zdumionej  miny.  -  Z  życzeniami 

szybkiego  powrotu  do  zdrowia  -  wyjaśnił.  -  Kiedy  wszedłem  do  kwiaciarni,  ich  kolor 

skojarzył  mi  się  z  twoimi  włosami,  a  ich  kolce  boleśnie  mi  przypomniały  o  twojej 

drażliwej naturze - dodał cierpko, pokazując kilka zadrapań na dłoni. 

- Wcale nie jestem drażliwa, a jedynie przyzwyczajona do tego, że sama robię, co 

do  mnie  należy,  i  sama  podejmuję  decyzje  -  mruknęła  Rachel,  chowając  twarz  w 

pachnących  pąkach.  Ni  stąd,  ni  zowąd  jej  oczy  wypełniły  się  łzami.  Ciekawe,  co  by 

powiedział Diego, gdyby mu wyznała, że jeszcze nigdy w życiu nie dostała kwiatów. - 

Są śliczne. Dziękuję. 

- Nie ma za co. - Diego zawahał się. - Miałem nadzieję, że przekonają cię do tego, 

abyś mnie zaprosiła na kawę. 

Rachel  zerknęła  na  niego,  dostrzegła  jednoznaczny  zmysłowy  błysk  w 

bursztynowych  oczach,  po czym  ponownie przeniosła spojrzenie  na bukiet  róż.  Szybko 

biło  jej serce.  To  tylko  kawa,  powiedziała  sobie  w  duchu.  Poza  tym  gburowato  byłoby 

odmówić, skoro właśnie jej podarował dwa tuziny róż. 

- W takim razie zapraszam. Ale ja nie mieszkam w tym budynku. Mieszkam tam, 

wyżej. 

Podążając  za  jej  spojrzeniem,  Diego  ponownie  uruchomił  silnik  i  ruszył  w  górę 

drogi,  która  ciągnęła  się  pomiędzy  drzewami,  a  kończyła  przy  niewielkiej  przyczepie 

kempingowej, stojącej w cieniu wysokiego dębu. 

- Mam uwierzyć, że mieszkasz w czymś takim? - zapytał, marszcząc brwi. 

T L

 R

background image

-  A  kawę  mam  rozpuszczalną  i  tanią  -  odparła  słodko  Rachel.  -  Witam  w  moim 

domu, panie Ortega. 

I gdy Diego przyglądał się przyczepie z oczywistym niedowierzaniem, wyskoczyła 

z auta i otworzyła drzwi. Uderzyło w nią nagromadzone w ciągu dnia ciepło. Uznała, że 

najpewniej  zmienił  zdanie  co  do  kawy.  Próbując  ukryć  rozczarowanie,  zaczęła  szukać 

odpowiedniego naczynia dla kwiatów. Z szafki pod zlewem wyjęła dwa słoiki po dżemie 

i wtedy Diego wszedł do środka, natychmiast zajmując sobą całą przestrzeń. 

Rozejrzał  się  po  wnętrzu  przyczepy,  a  Rachel  jęknęła  w  duchu,  kiedy  jego 

spojrzenie  zatrzymało  się  na  łóżku,  którego  rano  nie  złożyła,  gdyż  za  bardzo  bolało  ją 

ramię. 

-  Agent  nieruchomości  nazwałby  to  miejsce  kompaktowym  -  oświadczyła 

pogodnie.  -  Kiedy  złoży  się  łóżko,  jest  tutaj  zaskakująco  sporo  miejsca.  To  znaczy  dla 

mnie - dodała, kiedy dostrzegła, że głowa Diega ociera się o sufit. 

-  To  niemożliwe,  żebyś  mieszkała  tu  na  stałe.  -  Nie  był  w  stanie  ukryć  szoku.  - 

Pomieszkujesz w przyczepie tylko latem, prawda? 

-  Nie,  wprowadziłam  się  tutaj,  kiedy  miałam  siedemnaście  lat,  po  tym  jak  moja 

matka  wyszła  po  raz  trzeci  za  mąż  i  przyszły  na  świat  moje  przyrodnie  siostry 

bliźniaczki. 

Diego uniósł brwi. 

- Życie rodzinne masz chyba skomplikowane. 

-  O  tak.  Przez jakiś  czas  mieszkałam  z  ojcem,  ale  jemu  i  jego  nowej  żonie  także 

urodziło się dziecko i lepiej było dla wszystkich, kiedy Peter Irving zaproponował mi tę 

przyczepę. 

Rachel  powiedziała  to  spokojnie,  nie  zdradzając,  jak  wielki  czuje  żal.  Przez 

większą  część  dzieciństwa  rodzice  przekazywali  ją  sobie  nawzajem,  często  jednak 

myślała  o  tym,  że  pełna  goryczy  walka  o  opiekę  nad  nią  była  bardziej  wyrównaniem 

rachunków między nimi, a nie chęcią posiadania córki pod swoim dachem. 

Jej dzieciństwo trudno nazwać idyllicznym i nim skończyła dwanaście lat, była już 

mocno  niezależna  -  co  rano  wcześnie  wstawała  i  roznosiła  gazety,  żeby  opłacić  lekcje 

jazdy  konnej.  Od  ludzi  wolała  konie,  a  po  kilku  nieudanych  małżeństwach  rodziców 

T L

 R

background image

przyrzekła sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż ani nie uzależni się od drugiego człowie-

człowieka. 

- W przyczepie jest ciepło i sucho, choć podczas silnego wiatru rzeczywiście nieco 

nią  kołysze  -  przyznała  Rachel,  wsypując  rozpuszczalną  kawę  do  dwóch  najmniej 

wyszczerbionych kubków. - Ale mam tu wszystkie podstawowe udogodnienia: prysznic, 

a Peter zainstalował generator prądu. Nie stać mnie na wynajmowanie domu - wyjaśniła, 

kiedy  Diego  obdarzył  ją  spojrzeniem  poważnie  kwestionującym  jej  zdrowy  rozsądek.  - 

Ceny  wynajmu  są  w  okolicy  bardzo  wysokie,  a  wszystko,  co  zarabiam,  idzie  na 

utrzymanie Pirana i wpisowe podczas zawodów. 

Diego  zwrócił  uwagę  na  to,  że  przyczepa  może  i  była  mała  i  stara,  ale  bardzo 

czysta. Dom Rachel był równie niekonwencjonalny i filigranowy jak jego mieszkanka. 

Postanowił,  że  wypije  kawę,  a  potem  sobie  pójdzie.  Pokręcił  głową,  kiedy 

zaproponowała  mu  mleko  i  cukier,  po  czym  skrzywił  się,  wziąwszy  łyk  gorzkiego, 

czarnego płynu, który mu podała. 

- Mieszkasz tu sama? - zapytał. 

Rachel rozejrzała się po ciasnym pomieszczeniu i uniosła wymownie brwi. 

- Ledwie wystarcza tu miejsca dla mnie, a co dopiero dla drugiej osoby - mruknęła. 

- Więc żaden chłopak nie dzieli z tobą łóżka? 

-  Nie!  Już  panu  mówiłam,  dużo  trenuję  w  nadziei,  że  zostanę  wybrana  do 

reprezentacji kraju. Nie mam czasu na chłopaków. 

Ani  ochoty,  pomyślała,  zaciskając  usta.  Co  wcale  nie  znaczyło,  że  pozostawała 

obojętna  na  mężczyzn,  a  przynajmniej  tego  mężczyznę.  Nie  mogła  oderwać  od  niego 

wzroku.  Wyglądał  nieco  osobliwie,  stojąc  w  jej  maleńkiej  przyczepie  w  eleganckich 

czarnych  spodniach  i  nienagannie  skrojonej  koszuli.  A  patrzył  na  nią  tak,  że  aż  jej  się 

robiło gorąco. 

Wstrzymała  oddech,  kiedy  jednym  krokiem pokonał  dzielącą ich przestrzeń,  a  jej 

spojrzenie skupiło się bezwiednie na jego zmysłowych ustach. 

- Co... co ty wyprawiasz? - zapytała, zaskoczona drżeniem swego głosu. 

T L

 R

background image

- Myślę, że zamierzam cię pocałować - powiedział przeciągle Diego, wyraźnie roz-

bawiony tym pytaniem. - Właściwie to jestem tego pewny, querida, jak również tego, że 

bardzo chcesz, abym to zrobił. 

- Wcale nie - odparła pospiesznie. 

- Kłamczucha. 

Jej  brzoskwiniowokremowa  cera  wyglądała  jak  dzieło  sztuki,  a  usta,  różowe, 

wilgotne i lekko rozchylone, stanowiły pokusę, której nie był się w stanie dłużej opierać. 

Seksualne napięcie między nimi było wręcz namacalne. Rachel mogła próbować się tego 

wypierać,  ale  w  jej  oczach  skrywało  się  pragnienie  i  niepozostawiające  żadnych 

wątpliwości  zaproszenie.  Wahał  się  przez  chwilę,  rozkoszując  się  słodkim 

wyczekiwaniem,  ale  kiedy  musnął  ustami  jej  wargi  i  poczuł  jej  niepewną  reakcję, 

zawładnął  nim  głód  i  ze  zduszonym  jękiem  naparł  na  jej  usta  i  zaczął  całować  z 

niepowstrzymywaną namiętnością. 

Nic nie przygotowało Rachel na tę zmysłową burzę, jaka przetaczała się przez jej 

ciało.  Nigdy  dotąd  nie  doświadczyła  prawdziwego  pożądania;  nie  poznała  tak 

desperackiego  pragnienia  czegoś,  czego  nawet  nie  rozumiała,  ale  co  w  niej  płonęło, 

dzikie, nieokiełznane i równie niebezpieczne, jak pożar w buszu. 

Diego przysiadł na łóżku i pociągnął ją do siebie na kolana. 

- Tak lepiej, prawda? - wymruczał prosto w jej usta, a potem znowu ją pocałował z 

taką pasją, że Rachel przeszył dreszcz podniecenia.  

A kiedy musnął lekko dłonią jej pierś, zadrżała w oczekiwaniu na bardziej intymne 

pieszczoty. 

- Podoba ci się, querida- Jego głos był niski i schrypnięty. 

Rachel  nie  była  w  stanie  udzielić  odpowiedzi,  całkowicie  pochłonięta  tymi 

nowymi, zaskakującymi odczuciami, przebywając w świecie, gdzie nie liczyło  się nic z 

wyjątkiem dalszych pocałunków i pieszczot. Palce Diega delikatnie dotykały jej talii, po 

czym ponownie przesunęły się wyżej. 

Gdy  jego  pieszczoty  stały  się  nieco  mocniejsze,  Rachel  gwałtownie  wciągnęła 

powietrze. Wiedząc, że nie ma to związku z podnieceniem, Diego szybko zabrał dłonie, a 

T L

 R

background image

potem  delikatnie  pociągnął  jej  koszulę,  odsłaniając  obojczyk  -  i  całe  mnóstwo  fioleto-

fioletowych sińców, mocno kontrastujących z jasną skórą. 

- Twoje obrażenia są poważniejsze, niż sądziłem - powiedział ostro. 

Jego ton sprawił, że ogień w żyłach Rachel zgasł równie szybko, jakby weszła pod 

lodowaty prysznic. Pociągnęła koszulę, zasłaniając sińce. 

- Chciałabym, żebyś wyszedł - oświadczyła. - Już się zabawiłeś. 

- Zabawiłem? - Diego zesztywniał, patrząc na jej zarumienioną twarz. 

Rachel  wiedziała,  że  jej  słowa  zabrzmiały  wręcz  niegrzecznie,  ale  umierała  z 

zażenowania  na  wspomnienie  swojej  rozpustnej  reakcji  na  jego  dotyk.  Co  on  o  niej 

myśli? Nie zrobiła nic, aby nie dopuścić do pocałunku. 

-  Nie  wiem,  czego  się  spodziewałeś  -  warknęła,  wyładowując  na  nim  gniew  na 

samą siebie - ale nie należę do kobiet, które wskakują mężczyźnie do łóżka pięć minut po 

jego poznaniu. 

-  Co  ty  powiesz  -  zadrwił  Diego.  Ogień,  który  płonął  w  jego  bursztynowych 

oczach, natychmiast zmienił się w lodowatą arogancję. - Niczego się nie spodziewałem - 

burknął, wściekły na siebie, że rzucił się na nią jak jakiś napalony młodziak. Coś takiego 

nie  było  w  jego  stylu.  -  Mam  uwierzyć,  że  gdybym  nie  przerwał,  ty  byś  to  zrobiła?  - 

Zaśmiał się z niedowierzaniem. - Nie oszukuj się, Rachel. Pragnęłaś tego tak samo jak ja. 

Patrzył,  jak  jej  policzki  oblewają  się  rumieńcem.  Szybko  wstał  i  zbliżył  się  do 

drzwi  przyczepy.  Oddychał  głęboko,  przyglądając  się  bujnej  zieleni.  Spędzi  tutaj  tylko 

kilka tygodni i ma do wykonania pracę, która zapowiadała się interesująco. Rachel grała 

w  Hardwick  ważną  rolę.  Rozmawiając  z  innymi  stajennymi,  dowiedział  się,  że  jest 

bardzo ceniona za oddanie koniom i klubowi polo, i musiał nawiązać z nią dobre relacje 

zawodowe.  Ich  wzajemny  pociąg  stanowił  poważną  niedogodność  -  ale  jeśli  Rachel  z 

nim sobie poradzi, to on także. 

-  To  był  błąd  -  powiedziała.  Diego  odwrócił  głowę  w  jej  stronę.  -  Nie 

spodziewałam  się,  że  mnie  pocałujesz...  i  przyznaję,  że  dałam  się  ponieść.  Nie  mogę 

uwierzyć, że nabrałam się na tę kwestię z kawą. - Jej wzrok padł na żółte róże i zrobiło 

jej się niedobrze. - Czy po to właśnie dałeś mi kwiaty...? 

T L

 R

background image

- Oczywiście, że nie. To był tylko pocałunek - oświadczył zimno. - Zapewniam cię, 

że nie miałem zamiaru prosić, abyś wskoczyła ze mną do łóżka. 

Może dla niego to był „tylko pocałunek", dla Rachel jednak okazał się najbardziej 

zmysłowym doświadczeniem w życiu. Jednak prędzej umrze, niż mu pokaże, jak bardzo 

na nią działa. 

-  Jedź  już,  proszę  -  powiedziała  drżącym  głosem.  -  Uważam,  że  najlepiej będzie, 

jeśli oboje zapomnimy o tym... tym... 

- Fascynującym przerywniku? - zasugerował sarkastycznie. 

- Idź sobie! 

- Już idę. - Zbiegł po kilku schodkach i obejrzał się na nią. Kiedy się odezwał, jego 

głos  nie  brzmiał  już  drwiąco,  lecz  nad  wyraz  poważnie.  -  Zgadzam  się,  Rachel,  że 

powinniśmy spróbować zapomnieć o tej chemii między nami. Ale zastanawiam się, czy 

potrafimy. 

T L

 R

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Fala upałów, niezwykłych jak na początek maja, minęła i w poniedziałkowy ranek 

Rachel  udała się do  stajni  w deszczu,  z  przerażeniem  myśląc  o  ponownym  spotkaniu  z 

Diegiem.  W  weekend  doszła  do  ponurego  wniosku,  że  jej  reakcja  była  stanowczo 

przesadzona. To oczywiste, że nie pocałował jej po to, aby nakłonić ją do pójścia z nim 

do  łóżka.  Był  superprzystojnym  bohaterem  sportowym,  którego  nader  często 

fotografowano w towarzystwie pięknych modelek. 

Zobaczyła  go  dopiero  późnym  popołudniem,  kiedy  wraz  z  kilkorgiem  innych 

stajennych zaprowadzała do stajni kuce. Diego miał na sobie długi do kolan sztormiak i 

kapelusz  z  szerokim  rondem,  przysłaniający  pół  twarzy,  Rachel  jednak  natychmiast  go 

rozpoznała. 

- Już wydobrzałaś po wypadku? - zapytał, podchodząc i ujmując uzdę jej kuca. 

- Tak - odparła, ignorując dokuczliwy ból w żebrach.  

Jej  spojrzenie  powędrowało  ku  ustom  Diega.  Zarumieniła  się  na  wspomnienie 

elektryzującego  pocałunku.  Zobaczyła  błysk  w  jego  oczach  i  natychmiast  odwróciła 

głowę.  

- Muszę iść i wyczyścić Charliego. Cały jest w błocie. 

- Oboje jesteście w błocie - stwierdził Diego. - Jak sińce? - zapytał. 

- Bledną - mruknęła. 

- Mogłaś wziąć jeszcze jeden dzień wolnego. Widzę, że nadal masz sztywne ramię. 

- Nic mi nie jest. Zresztą nie jestem przyzwyczajona do bezczynności. Nie można 

mnie nazwać cierpliwą pacjentką - przyznała. 

- Tak podejrzewałem. Kiedy już oporządzisz swojego konia, odwiozę cię do domu. 

Muszę jechać do wsi, a farmę i tak mam po drodze. 

- O nie, nie trzeba, jeszcze nie wybieram się do domu. 

Zmarszczył brwi. 

- Nie ma już tu dziś nic do roboty. 

- Chcę poskakać na Piranie - przyznała niechętnie. 

Diego pokręcił głową. 

T L

 R

background image

- To nie jest dobry pomysł. To twój pierwszy dzień w pracy i na pewno jesteś zmę-

czona. 

W  ciągu  dnia  wielokrotnie  przyglądał  jej  się  ukradkiem  i  był  zdumiony  tym,  jak 

ciężko  pracuje.  Była  taka  drobniutka,  a  praca  stajennej  należała  do  fizycznie 

wymagających. Odkąd przyjechała tu wczesnym rankiem, cały czas coś robiła. 

Rachel  rzeczywiście  była  wykończona  i  obolała,  jednak  wrodzony  upór  kazał  jej 

się sprzeciwić dyktatorskiemu tonowi głosu Diega. 

-  Mistrzowie  olimpijscy  nie  zdobywają  medali,  poddając  się  za  każdym  razem, 

kiedy są zmęczeni - oświadczyła dziarsko. - Piran i ja musimy naprawdę dużo ćwiczyć 

przed następnymi zawodami. 

-  Santa  Madre!  Jesteś  najbardziej  upartą,  kłótliwą...  -  Diego  odetchnął  głęboko, 

próbując  się  uspokoić.  -  Rozumiem  twoje  pragnienie  odniesienia  sukcesu  w  skokach 

przez przeszkody, ale głupotą jest podejmowanie niepotrzebnego ryzyka. 

-  Skoki  to  niebezpieczny  sport,  podobnie  jak  polo  -  odparła  sucho  Rachel.  -  Jak 

możesz mnie ostrzegać przed podejmowaniem ryzyka, skoro cała twoja kariera opiera się 

na fakcie, że podczas gry nieustannie nadstawiasz karku? 

- Nie bądź niemądra - warknął. - Od dziesięciu lat jestem na szczycie i wiem, co 

robię. 

Rachel wzruszyła ramionami. 

-  W  porządku.  Umówmy  się,  że  nie  będziemy  udzielać  sobie  rad  co  do  naszych 

dyscyplin. 

Diego  spojrzał  gniewnie  na  jej  zaciśnięte  usta  i  natychmiast  zapragnął  je 

pocałować.  Pomyślał  ponuro,  że  jest  tak  uparta  i  lekkomyślna  jak...  jak  on,  kiedy  miał 

dwadzieścia  dwa  lata.  Sądziła,  że  jest nieomylna,  dokładnie tak  jak przed dziesięcioma 

laty on, i pragnął ją ostrzec, że to nieprawda - że nikt nie jest. 

Kiedyś był uparty i impulsywny, ale to właśnie te cechy doprowadziły do śmierci 

jego  brata.  Diego  zamknął  na  chwilę  oczy,  próbując  odsunąć  od  siebie  falę  bólu,  jaka 

zalała go na myśl o Eduardzie. Bólu, jaki nigdy nie zmalał, mimo upływu lat. Tak samo 

jak przekonanie Diega, że nie ma prawa doświadczać w życiu szczęścia, skoro to on nie-

chcący spowodował wypadek swego brata. 

T L

 R

background image

Turniej Polo Hardwick zawsze cieszył się sporą popularnością, jednak w tym roku 

sprzedano jeszcze więcej biletów niż zwykle, ponieważ w drużynie gospodarzy miał grać 

Diego  Ortega.  Przez  dwa  ostatnie  tygodnie  Rachel  zjawiała  się  w  stajniach  o  świcie  i 

pracowała aż do zmierzchu, pomagając w przygotowaniach do pojawienia się dwudziestu 

tysięcy gości. 

Nie  cieszył  jej  fakt,  że  Diego  najwyraźniej  wyznaczył  sobie  rolę  jej  opiekuna  i 

pojawiał się za każdym razem, kiedy brała Pirana na padok. Jego obecność wytrącała ją z 

równowagi.  Wyglądał  niesamowicie  atrakcyjnie  w  barwach  drużyny  Hardwick  -  złota 

koszula,  brązowoszare  bryczesy  i  czarne  skórzane  buty.  Jak  zwykle  na  jego  widok 

szybciej  zabiło  jej  serce  i  zarumieniła  się,  gdy  na  nią  spojrzał,  uśmiechając  się  lekko  i 

dając tym samym znać, że wie, iż Rachel się w niego wpatruje. 

Musiała przyznać, że mocno się w nim zadurzyła. Każdego dnia pracowała w jego 

pobliżu i coraz trudniej było jej ukryć swe uczucia. I nie chodziło tylko o jego wygląd. 

Gdy  Rachel  przyglądała  się,  jak  on  trenuje  kuce,  podziwiała  jego  umiejętności, 

cierpliwość i wyjątkowe podejście do koni. Diego był znakomitym jeźdźcem i wiedziała, 

że wiele się może od niego nauczyć. Żałowała, że nie potrafi się odprężyć i gawędzić z 

nim równie swobodnie, jak inni stajenni. 

Teraz Diego zbliżył się do stajni, aby zabrać pierwsze cztery konie. 

-  Masz  partnera  na  przyjęcie  po  turnieju,  Rachel?  -  zapytał  lekkim  tonem, 

wsiadając na jednego z kuców. 

- Alex poprosił, abym z nim poszła - mruknęła.  

Alex był stajennym i jednym z jej najbliższych przyjaciół. 

Wzruszył ramionami. 

-  Szkoda. Miałem nadzieję,  że  cię namówię, abyś mi  towarzyszyła.  -  Uśmiechnął 

się blado, ale wyraz jego oczu sprawił, że Rachel nagle zabrakło tchu. Zobaczyła w nich 

pożądanie i ogarnęło ją straszliwe rozczarowanie na myśl, że straciła okazję na wspólne 

pójście na przyjęcie. 

Ale  jakie  realne  szanse  miała  u  Diega?  Zastanawiała  się  nad  tym  później,  kiedy 

patrzyła,  jak  krąży  po  boisku,  z  godną  podziwu  umiejętnością  sprawując  kontrolę  nad 

T L

 R

background image

koniem. Nie miała wątpliwości, że każda obecna tutaj kobieta pozostawała pod wpływem 

jego oszałamiającego wyglądu i czaru. 

Na  zakończenie  turnieju  zwycięskie  trofeum  wręczyła  mu  Felicity  Hardwick. 

Następnie  pozował  do  zdjęć  razem  z  olśniewającymi  hostessami  i  kiedy  Rachel 

przyglądała  się  stadku  pięknych,  tłoczących  się  wokół  niego  blondynek,  a  potem 

zerknęła  na  swoje  pobrudzone  błotem  bryczesy,  zastanawiała  się,  dlaczego  w  ogóle 

przyszło  jej  do  głowy,  że  mógłby  być  nią  zainteresowany.  Żyli  w  zupełnie  innych 

światach  i  dla  własnego  dobra  musiała  w  końcu  przestać  o  nim  marzyć,  jak  jakaś 

zadurzona nastolatka. 

Zapadał  już  zmierzch,  kiedy  w  końcu  wróciła  do  przyczepy,  skończywszy 

oporządzać  konie.  Niewiele  w  niej  było  entuzjazmu  na  myśl  o  dorocznym  przyjęciu, 

jakie  hrabia  Hardwick  wydawał  dla  gości  i  pracowników  klubu  polo.  Obiecała  jednak 

Aleksowi, że pójdzie, pozbyła się więc brudnych ubrań i wcisnęła do maleńkiej kabiny 

prysznicowej. 

-  Wyglądasz  fantastycznie  -  oświadczył  Alex,  kiedy  zjawił  się  po  nią.  -  Częściej 

powinnaś się stroić, Rachel. Już nie pamiętam, kiedy widziałem cię w czymś innym niż 

w bryczesach. 

-  Mogłabym  mieć  problem  z  bieganiem  po  stajniach  w  spódnicy  i  szpilkach  - 

stwierdziła cierpko. 

Czuła  się  absurdalnie  dziewczęco  w  różowej  spódnicy  w  kwiaty  i  cienkiej 

bluzeczce na ramiączkach. Włosy spięła w luźny węzeł na czubku głowy, ale kilka pasm 

zdążyło już się uwolnić i teraz otaczały jej twarz. Nawet się lekko umalowała - odrobina 

tuszu na rzęsach i jasnoróżowy błyszczyk. 

W ogrodzie rozstawiono olbrzymi namiot i kiedy się tam zjawili, przyjęcie trwało 

już w najlepsze. Uwagę Rachel natychmiast zwrócił Diego. Z ciemnymi, opadającymi na 

ramiona  włosami  i  oliwkową  cerą,  wyglądał  egzotycznie  i  wyjątkowo,  a  pozostali 

mężczyźni przy nim stawali się bezbarwni. 

Chmurnie pomyślała, że nie jest jedyną obserwującą go kobietą. Felicity Hardwick 

i grupka jej arystokratycznych przyjaciółek, wszystkie w najmodniejszych kreacjach od 

światowych projektantów, otwarcie pożerały go wzrokiem. Rachel natychmiast poczuła 

T L

 R

background image

się ubrana nie dość elegancko w taniej spódnicy, którą kupiła na bazarku. Ramiona bola-

bolały  ją  od  oporządzania  piętnastu  kuców  i  wieczór  nagle  wydał  jej  się  bardzo 

nieciekawy. Szła właśnie do baru, aby powiedzieć Aleksowi, że wraca do domu, kiedy na 

jej drodze stanął Diego. 

- Myślisz, że twój rudowłosy przyjaciel będzie miał coś przeciwko, jeśli poproszę 

cię do tańca? - zapytał. 

- Alex i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi i mogę tańczyć, z kim tylko mam ochotę - 

odparła bez tchu. 

Mocno zabiło jej serce, kiedy Diego ujął jej dłoń, a drugą ręką objął w talii. 

-  W  takim  razie zatańcz ze mną, querida  -  poprosił  ze zmysłowym  uśmiechem.  - 

Bardzo sobie cenisz niezależność, prawda? - zapytał, starając się skupić na rozmowie, a 

nie  na  ogniu  rozgrzewającym  jego  krew,  kiedy  przyciągnął  do  siebie  szczupłe  ciało 

Rachel. 

- Bardziej niż cokolwiek innego - odparła z powagą. - Najważniejsza lekcja, jakiej 

udzieliło mi pogmatwane życie uczuciowe mojej matki, jest taka, że nie chcę być zależna 

od żadnego mężczyzny. 

Diego uniósł brwi. 

-  Być  może  nie  spotkałaś  jeszcze  mężczyzny,  który  zafascynowałby  cię  na  tyle, 

abyś chciała być od niego zależna? 

- To mało prawdopodobne. 

- A co z małżeństwem i dziećmi? - zapytał z autentyczną ciekawością. - Nie chcesz 

ich? 

Rachel wzruszyła ramionami. 

-  Uważam,  że  dzieci  zasługują  na  to,  aby  mieć  oboje  rodziców,  którzy  są  sobie 

oddani,  a  skoro  nie  chcę  wychodzić  za  mąż,  to  pewnie  nie  będę  ich  mieć.  Być  może 

kiedyś  zmienię  zdanie,  ale  na  chwilę  obecną  nie  ma  we  mnie  żadnych  ciągot 

macierzyńskich. Wolę się skupiać na karierze jeździeckiej. 

- A więc jesteś wolnym duchem i możesz robić to, na co masz ochotę? 

- Tak. 

T L

 R

background image

Słowu temu towarzyszyło gwałtowne wciągnięcie powietrza, gdy Diego przesunął 

dłoń  niżej  i  mocniej  przycisnął  ją  do  siebie.  Głodny  błysk  jego  oczu  przepełnił  ją 

gorączkowym  wyczekiwaniem.  Czy  on  wiedział,  jak  wielką  jej  sprawia  przyjemność? 

Czy wiedział, jak ona bardzo pragnie, aby zbliżył usta do jej warg i całował tak jak przed 

dwoma tygodniami? 

Wiedział,  pomyślała  z  rozmarzeniem,  gdy  ich  ciała  kołysały  się  razem  w  rytm 

muzyki. Rachel poczuła ukłucie rozczarowania, kiedy zespół przestał grać i okazało się, 

że pora na pokaz fajerwerków. Diego jednak jej nie puścił, tylko nadal obejmując w talii 

wyprowadził na zewnątrz i pociągnął za sobą na ubocze. 

Niebo rozświetlały złote i srebrne fajerwerki, odbijając się w atramentowej czerni 

jeziora. Rachel uniosła głowę, żeby je obserwować, i zadrżała lekko, kiedy poczuła, jak 

Diego muska lekko ustami jej szyję. 

Pokaz  zakończyła  kaskada  połyskujących  barw,  opadających  ku  ziemi.  Rozległy 

się gromkie brawa, a potem goście wrócili do namiotu. 

Zapadła  cisza.  Cisza  tak  dojmująca,  że  Rachel  słyszała  swój  lekki,  nierówny 

oddech. 

- To nie działa, prawda? - wymruczał Diego do jej ucha. 

Rachel  odwróciła  się  w  jego  stronę  i  pokręciła  głową,  skonsternowana  tym 

pytaniem. 

- Co nie działa? 

- Próby ignorowania głodu, który pożera nas oboje - powiedział miękko. 

- Ale przez dwa ostatnie tygodnie ani razu nie dałeś do zrozumienia, że pragniesz... 

- urwała.  

Płonęły jej policzki, Diego zaś uśmiechał się drapieżnie. 

- Ciebie? - dokończył jej zdanie. - Obiecałem sobie, że w miejscu pracy będę się 

zachowywał  jak  profesjonalista.  Ale  to  nie  znaczy,  że  nie  fantazjowałem  o 

zabarykadowaniu się razem z tobą w stodole i kochaniu się aż do utraty tchu. 

-  Och...  -  Rachel  wydała  z  siebie  zduszony  dźwięk,  zaszokowana  nie  tyle  jego 

szczerością, co wizją spełnienia tej fantazji. 

T L

 R

background image

-  Tak.  Och,  Rachel.  -  W  jego  głosie  słychać  było  lekkie  rozbawienie.  -  Pytanie, 

querida, jest takie: skoro nie potrafimy tego ignorować, to co zrobimy? 

- Nie wiem - szepnęła.  

Ale  wiedziała.  Mówiło  to  jej  każde  zakończenie  nerwowe.  Diego  rozbudził  jej 

seksualną  ciekawość  i  teraz  ponad  wszystko  pragnęła  ją  zaspokoić.  Nie  istniał  powód, 

dla którego nie powinna iść z nim do łóżka. Była wolną, niezależną kobietą, która mogła 

żyć, tak jak chciała - ale czy on był wolny? 

- Jesteś z kimś związany? - zapytała otwarcie. 

-  W  żadnym  razie.  -  Diego  zmrużył  oczy.  -  Ani  nie  mam  takiego  zamiaru  - 

oświadczył zdecydowanie, chcąc od razu dać jasno do zrozumienia, że nie chodzi mu o 

związek  wymagający  trwałości  czy  zaangażowania.  -  Przyjęcie  dobiega  końca  -  rzekł, 

zerkając na zegarek. - Masz ochotę zajrzeć do mnie? Na kawę? Porządna, ziarnista kawa 

- kusił ją z uśmiechem - a nie tani proszek. 

Rachel przypomniała się jego mina, kiedy posmakował kawę, którą zaparzyła  mu 

w  przyczepie.  Diego  był  milionerem  i  nigdy  nie  musiał  robić  zakupów  w  dyskontach 

spożywczych.  To  w  sumie  drobiazg,  który  jednak  podkreślał  dzielącą  ich  społeczną 

przepaść.  Ale  pomimo  tych  różnic  byli  po  prostu  mężczyzną  i  kobietą,  a  kiedy  dwa 

tygodnie temu zalała ich fala namiętności, nie miał znaczenia fakt, że ona była stajenną, a 

on sławnym i bogatym graczem polo. 

- Dobrze - powiedziała drżącym głosem, po czym zawahała się, przypomniawszy 

sobie,  że  Diego  mieszka przecież u hrabiego.  -  Nie  mogę  się  pojawić  w  rezydencji bez 

zaproszenia hrabiego - mruknęła, zastanawiając się, czy miał w planach przemycenie jej 

do swojego pokoju przez wejście dla służby. 

- Nie jestem już gościem hrabiego Hardwicka. - Diego przesunął dłońmi wzdłuż jej 

ramion,  delektując  się  satynową  miękkością  skóry.  -  Lubię  mieć  trochę  własnej 

przestrzeni,  wynajmuję  więc  domek  na  terenie  posiadłości  hrabiego.  Jest  położony  w 

lesie, w bardzo przyjemnym odosobnieniu - dodał miękko. - Gwarantuję, że nikt nam w 

nocy nie przeszkodzi. 

T L

 R

background image

Rachel  ogarnęło  jeszcze  większe  podniecenie  na  myśl,  że  gdyby  opuściła  domek 

wczesnym rankiem, nikt by się nie dowiedział, że spędziła tam noc. Wolała nie stać się 

obiektem plotek i spekulacji wśród pracowników klubu. 

- W takim razie dobrze... - mruknęła i aż jej zaparło dech, kiedy ujrzała drapieżny 

błysk w oczach Diega. 

Uśmiechnął się zwycięsko, ujął jej dłoń i razem zaczęli oddalać się od namiotu. 

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Diego zajmował dawny domek leśniczego, który był mały i skromnie umeblowany, 

ale Rachel nie zwróciła na to uwagi, ponieważ od razu po przekroczeniu progu znalazła 

się w objęciach Diega. 

Miała  wrażenie,  jakby  czekała  na  niego  całe  życie.  A  to  było  niebezpieczne, 

ponieważ doskonale wiedziała, iż nie na długo stanie się on częścią jej życia. Nie łudziła 

się, że Diego chce od niej czegoś więcej niż seksu - a być może, nawet i tego tylko przez 

jedną  noc. Jednak  zamiast  rozczarowania  czuła  ulgę.  Nie  była  gotowa  na  romans;  zbyt 

mocno  ceniła  własną  niezależność.  Ale  to  wcale  nie  oznaczało,  że  miała  wieść  życie 

zakonnicy. 

- Masz ochotę na kawę albo coś mocniejszego?  - zapytał, odsuwając się od niej i 

przechodząc do maleńkiej kuchni. - Mam tu szampana... albo szampana. 

Wcale nie żartował. Kiedy Rachel zerknęła do lodówki, przekonała się, że znajduje 

się w niej wyłącznie kilka butelek szampana i słoiczek kawioru. 

Odkorkował  jedną  butelkę,  napełnił  dwa  kieliszki  i  podał  jej  jeden.  Rachel  już 

kręciło się w głowie - jakby bąbelki ze szklanki jakimś cudem przeniknęły do jej krwi, a 

kiedy  przełknęła  jasnozłoty  płyn,  zadziałał  jak  eliksir  rozpraszający  wszystkie 

wątpliwości.  Marzyła  o  tym,  żeby  Diego  ją  pocałował,  a  on  najwyraźniej  czytał  w  jej 

myślach, ponieważ odstawił kieliszek i rzekł: 

- Chodź tutaj. 

T L

 R

background image

Rozpuścił jej włosy i zanurzył palce w kaskadzie złotego jedwabiu, który opadł jej 

na  ramiona,  a  następnie  przywarł  do  jej  ust  w  gorącym  pocałunku,  który  okazał  się 

szokująco zaborczy. 

-  Jesteś  taka  drobna  -  wymruczał,  kiedy  w  końcu  oderwał  usta  od  jej  warg  i 

wyprostował  się,  znowu  nad  nią  górując.  -  I  taka  śliczna.  -  Wpatrywał  się  w  delikatną 

twarz  w  kształcie  serca.  Nie  przypominał  sobie,  aby  kiedykolwiek  czuł  tak  przemożne 

pożądanie - pragnienie, które zdawało się obejmować całe ciało. Przez dwa długie tygo-

dnie przyglądał jej się i czekał, teraz jednak nie był w stanie czekać ani chwili dłużej. - 

Jestem  przekonany,  że  wygodniej  nam  będzie  w  pozycji  horyzontalnej,  querida  

mruknął. 

Rachel wydała cichy okrzyk, kiedy ją uniósł. Nie mając innego wyjścia, oplotła go 

nogami  w  pasie  i  zarzuciła  ramiona  na  szyję,  kiedy  niósł  ją  po  wąskich  schodach  do 

sypialni. 

-  Widzisz,  znacznie  wygodniej  -  powiedział  schrypniętym  głosem,  kładąc  ją  na 

wielkim łóżku.  

Natychmiast położył się obok. Przed oczami Rachel mignęły białe ściany, ciemne 

belki  pod  sufitem  i  biała  pościel.  A  potem  Diego  nachylił  się  nad  nią  i  głód,  jaki 

dostrzegła w jego oczach, wyrzucił z jej myśli wszystko, z wyjątkiem tego, że oto leży w 

łóżku z mężczyzną, którego w duchu podziwiała na długo przed tym, nim się poznali. 

Jego język napierał na jej usta, aż w końcu je rozchyliła, pozwalając na zmysłowy 

pocałunek. 

Kiedy  Diego  opuścił  ramiączka  jej  bluzki,  odruchowo  się  napięła.  Jeszcze  żaden 

mężczyzna  nie  widział  jej  nago  i  nagle  ogarnęła  ją  niepewność.  Diego  umawiał  się  z 

najpiękniejszymi  kobietami  świata,  supermodelkami  o  oszałamiających  figurach.  Ona 

jednak była chuda, a piersi miała nieciekawie małe. Rachel zacisnęła powieki, nie chcąc 

widzieć rozczarowania, jakie niechybnie pojawi się w jego oczach. 

Perfecto... - wydyszał. - Jesteś przepiękna, querida. 

Zaskoczona tonem jego głosu, otworzyła oczy i przełknęła ślinę. 

- Nie musisz kłamać - mruknęła, rumieniąc się. - Nie znoszę tego, że jestem chuda 

i bezkształtna. 

T L

 R

background image

- W żadnym razie bezkształtna - zaprotestował, gładząc jej pierś. Z zafascynowa-

niem przyglądał się, jak sutek twardnieje. - Jesteś delikatna i krucha jak figurka z porce-

lany, i boję się, że cię zgniotę. 

Zadrżała  lekko  na  tę  myśl.  Czy  będzie  delikatny?  Instynktownie  wiedziała,  że 

gdyby mu zdradziła, że jest dziewicą, nie chciałby się z nią kochać, a nie była w stanie 

znieść jego odrzucenia. 

-  Nie  zgnieciesz  mnie.  Jestem  silniejsza,  niż  się  może  wydawać  -  powiedziała 

cicho,  przesuwając  dłońmi  po  jego  klatce  piersiowej  i  rozpinając  guziki.  Próbowała 

ukryć fakt, że trzęsą jej się ręce. Odsunęła na bok materiał koszuli i zaczęła głaskać nagi 

tors, pokryty mnóstwem ciemnych włosków. 

A potem wciągnęła gwałtownie powietrze, kiedy Diego zbliżył głowę ku jej nagiej 

piersi  i  wziął  stwardniały  sutek  do  ust.  Zagubiona  w  świecie  zmysłowej  przyjemności, 

Rachel uniosła biodra, by mógł zdjąć jej spódnicę, i zadrżała, kiedy wsunął dłoń między 

nogi  i  pogładził  wrażliwe  wnętrze  ud.  Po  chwili  wsunął  palec  za  gumkę  koronkowych 

majteczek i pociągnął je w dół. 

Diego strząsnął z ramion koszulę i rzucił ją na podłogę, a kiedy jego palce dotknęły 

klamry paska, Rachel przestała myśleć i tylko szeroko otwartymi oczami patrzyła, jak się 

rozbiera. Bokserki nie były  w stanie ukryć dzikiego podniecenia i zaschło jej w ustach, 

kiedy dołączyły do leżących na podłodze spodni i koszuli. 

- To musi być teraz, querida - wymruczał Diego. 

Już od lat nie czuł takiego podniecenia. Po dwóch sekundach znalazł się nad nią - a 

potem gwałtownie znieruchomiał i zaklął siarczyście w ojczystym języku. 

Rachel  nie  rozumiała  wypowiadanych  przez  niego  słów,  nie  mogła  jednak  nie 

wyczuć  gniewu  w  jego  głosie.  Wpatrywała  się  w  niego  z  konsternacją.  Zrobiła  coś  nie 

tak? Odgadł, że to jej pierwszy raz? 

- Przepraszam cię, Rachel. Nie spodziewałem się dzisiaj nikogo i nie mam żadnego 

zabezpieczenia - powiedział. Jego frustracja była wręcz namacalna. 

-  Nie  szkodzi,  biorę pigułki  -  mruknęła.  Po  latach comiesięcznych  katuszy  lekarz 

zapisał  jej  pigułki na  wyregulowanie miesiączki,  miała  jednak świadomość,  że  to także 

najbardziej niezawodna metoda antykoncepcji. 

T L

 R

background image

Diego odetchnął z ulgą. A więc mógł bez przeszkód się z nią kochać. 

Wsunął  dłonie  pod  jej  pośladki  i  uniósł  lekko.  Kiedy  w  nią  wchodził,  patrzył  jej 

prosto  w  oczy.  I  zaskoczyła  go  jej  reakcja  -  na  twarzy  Rachel  malował  się  zachwyt  i 

zdumienie, jakby to wszystko było dla niej zupełnie nowe. 

- Rachel...? 

- Minęło trochę czasu - szepnęła nieśmiało.  

Popatrzył  na  zaróżowione  policzki  i  dostrzegł,  że  jest  zawstydzona.  Zalała  go 

nieoczekiwana fala czułości, wymieszana z satysfakcją, że nie miała kochanka od wielu 

miesięcy - a może nawet dłużej. 

- W takim razie będę delikatny - zapewnił ją. 

Kiedy  jednak  wszedł  w  nią  głębiej  i  zaczął  się  poruszać  w  zmysłowym  tempie, 

zgodnym  z  głośnym  biciem  własnego  serca,  jego  postanowienie  zaczęło  się  chwiać. 

Rachel  była  najżywiej  reagującą  kochanką,  jaką  miał,  i  już  czuł,  jak  jego  rozkosz  się 

zbliża, i wiedział, że nie wytrzyma zbyt długo. 

Lekki dyskomfort, jaki Rachel poczuła, kiedy Diego wykonał pierwsze pchnięcie, 

był  jedynym  nieprzyjemnym  odczuciem,  i  wkrótce  o  nim  zapomniała.  Ależ  jej  było 

dobrze; lepiej niż dobrze - fantastycznie, niesamowicie, pomyślała z drżeniem, zaciskając 

uda wokół jego bioder. 

Nie  była  w  stanie  myśleć,  potrafiła  jedynie  czuć,  i  nie  minęło  wiele  czasu,  a 

eksplodowała  w  niej  potężna  fala  rozkoszy.  Było  to  tak  intensywne  doznanie,  że 

krzyczała głośno, trzymając się kurczowo jego śliskich od potu ramion, gdy tymczasem 

Diego  wykonał  kilka  ostatnich  pchnięć,  po  czym  jęknął  i  zadrżał,  także  osiągnąwszy 

spełnienie. 

Przez jakiś czas pozostali złączeni i Rachel upajała się ciężarem i ciepłem leżącego 

na niej męskiego ciała. Pomyślała z rozmarzeniem, że mogłaby tak zostać już na zawsze. 

Czuła się bezpiecznie w ramionach tego potężnego mężczyzny. 

W końcu Diego zsunął się z niej i położył z rękami pod głową. Przez chwilę miała 

wielką ochotę przytulić się do niego, wiedziała jednak, że to nie był dobry pomysł. 

Diego  odwrócił  głowę  i  zerknął  na  Rachel.  Długie  rzęsy  rzucały  cień  na  jej 

policzki,  a  usta  miała  lekko  rozchylone,  czerwone  i  spuchnięte  od  pocałunków.  Z 

T L

 R

background image

rozsypanymi na poduszce złotymi włosami wyglądała młodo i niewinnie i poczuł jakieś 

dziwne  ukłucie  w  piersi.  Wiedział,  że  seks  z  nią  będzie  wyjątkowy,  ale  to,  co  się 

wydarzyło, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. 

- Nie masz dużego doświadczenia, prawda? - wymruczał. 

Otworzyła natychmiast oczy i spojrzała na niego nieufnie. 

- O co ci chodzi? - Domyślił się, że to jej pierwszy raz? 

- Chodzi mi o to, że nie wydaje mi się, abyś miała wielu kochanków - powiedział 

ostrożnie Diego. Nie rozumiał, dlaczego tak go interesuje jej przeszłość. 

Rachel milczała tak długo, że już myślał, iż nie odpowie na to pytanie. 

-  Nie  miałam  wielu,  to  prawda  -  przyznała  cicho,  mocno  się  rumieniąc.  - 

Przepraszam, jeśli cię rozczarowałam. 

Nie miał zamiaru zastanawiać się nad tym, dlaczego jej odpowiedź tak bardzo go 

uradowała. 

-  Byłaś  niesamowita,  querida  -  zapewnił  ją.  -  Może  to  ci  powie,  czy  byłem 

rozczarowany,  czy  nie  -  wymruczał,  po  czym  ujął  jej  dłoń  i  położył  na  twardniejącej 

męskości. 

-  Chcesz  to  zrobić  jeszcze  raz?  -  zapytała.  Jej  oddech  dopiero  przed  chwilą  się 

uspokoił, ale myśl, że Diego pragnie jej znowu, podziałała na nią elektryzująco. 

- A jak ci się wydaje? 

I  nie dając  jej  czasu na  odpowiedź,  położył  się na  Rachel  i  wszedł  w nią jednym 

mocnym, zdecydowanym ruchem, tłumiąc cichy jęk pocałunkiem. 

 

Rachel  przyzwyczajona  była  do  wczesnego  wstawania  i  kiedy  otworzyła  oczy, 

sypialnię spowijał szarawy mrok, poprzedzający nadejście świtu. 

Nie miała pojęcia, jak się powinna zachować. Zaczekać, aż Diego się obudzi, żeby 

mogli  zjeść  razem  śniadanie?  Choć  to  akurat  wydawało  się  mało  prawdopodobne, 

zważywszy na zawartość jego lodówki. 

Najrozsądniej  będzie  wymknąć  się  teraz,  nim  reszta  mieszkańców  posiadłości 

hrabiego się obudzi. Choć niechętnie, wyślizgnęła się spod kołdry i stanęła na podłodze. 

Ranek był chłodny i zadrżała, kiedy włożyła spódnicę i cieniutką bluzkę. Normalnie o tej 

T L

 R

background image

porze miałaby już na sobie bryczesy i grubą bluzę. Modliła się o to, aby żaden z pracow-

pracowników klubu nie zobaczył jej i nie skomentował takiego wyglądu. 

-  Co  ty  robisz,  querida?  Wiesz,  która  jest  godzina?  -  Uwodzicielski  głos,  lekko 

schrypnięty od snu, przyprawił ją o lekki dreszcz. 

Diego oparł się na łokciu i spojrzał na Rachel. 

- Czemu tak wcześnie wstałaś? - wymruczał. 

- Jestem stajenną i jednym z moich obowiązków jest pobudka o świcie. 

Zmrużył oczy, wyłapując w jej tonie lekko obronną nutkę. 

- Nie w niedzielę - powiedział leniwie. Poklepał kołdrę. - Wracaj do łóżka. 

- Konie trzeba nakarmić i oporządzić nawet w niedzielę. 

Rachel  zignorowała  fakt,  że  to  jej  wolna  niedziela,  i  zwalczyła  w  sobie  pokusę 

powrotu do łóżka. Zmysłowy błysk w jego oczach powiedział jej, że Diegowi wcale nie 

chodzi o sen, a jej ciało aż się rwało do spędzenia z nim kolejnych magicznych chwil. 

- Muszę lecieć - mruknęła, zmuszając się, aby ruszyć w stronę drzwi. 

-  Jest  piąta  rano.  -  Diego  nie  potrafił  ukryć  frustracji,  kiedy  stało  się  jasne,  że 

Rachel rzeczywiście zamierza wyjść. Kobiety zazwyczaj nie opuszczały go po spędzeniu 

wspólnej nocy. Prawdę powiedziawszy, to coś takiego miało miejsce po raz pierwszy. 

- Jeśli zostanę dłużej, to ktoś może zobaczyć, jak stąd wychodzę - bąknęła. 

- Kto? 

- Ludzie, którzy tu pracują, ogrodnicy, inni stajenni, moi koledzy! - odparła Rachel 

i zarumieniła się, kiedy Diego przyglądał jej się tak, jakby postradała zmysły. - Nie chcę, 

aby ktokolwiek wiedział, że zostałam tutaj na noc. 

- A to dlaczego? 

-  Dlatego,  że  rozejdą się plotki  o naszej przygodzie na  jedną noc  -  powiedziała  z 

nutką zniecierpliwienia  w  głosie.  -  Wolałabym,  aby  moje  życie  prywatne  nie stanowiło 

tematu plotek, i zakładam, że ty jesteś podobnego zdania. 

- Mam gdzieś to, co mówią inni - oświadczył. - Co każe ci myśleć, że zadowoli nas 

tylko jedna wspólna noc? Było fantastycznie i chcę to powtarzać. 

Ogarnęła ją ekscytacja na myśl, że Diego chce mieć z nią romans, musiała jednak 

pamiętać, że ich związek będzie wyłącznie tymczasowy. 

T L

 R

background image

- Nie sprzeciwiam się naszym ponownym spotkaniom - powiedziała ostrożnie - ale 

nie chcę, aby inni o nas wiedzieli. Za kilka tygodni wrócisz do Argentyny, ale ja nadal tu 

będę pracować i nie mam ochoty, żeby plotkowano na mój temat. 

-  A  więc  się  nie  sprzeciwiasz  naszym  ponownym  spotkaniom?  -  powtórzył 

niebezpiecznie  łagodnym  tonem.  Uniósł  drwiąco  brwi.  -  Jakież  to  z  twojej  strony 

wielkoduszne, querida. Mamy się spotykać w tajemnicy? Planujesz, że będziemy się tu 

przemykać  jak  przestępcy?  Skoro  wstydzisz  się  być  ze  mną,  w  takim  razie  nie  widzę 

sensu w kontynuowaniu naszego związku - oświadczył lodowato. 

Żołądek Rachel ścisnął się boleśnie, ale górę wziął jej temperament. 

-  Nie  wstydzę  się  być  z  tobą,  ale  uważam,  że  powinieneś  spojrzeć  na  to  z  mojej 

perspektywy. Nie chcę być znana w okolicy jako kobieta, która miała przelotny romans z 

tym słynnym playboyem Diegiem Ortegą. Mam swoją dumę, wiesz? 

-  No  to  proponuję,  abyś  zabrała  swoją  dumę  i  stąd  wyszła  -  powiedział  z 

wściekłością. 

Do tej pory każda kobieta, z jaką się spotykał, chętnie opowiadała o tym, jednak on 

tego  nie  cierpiał.  Zamiast  się  jednak  ucieszyć  z  faktu,  że  Rachel  chce  utrzymać  ich 

związek w tajemnicy, był tym urażony. Spiorunował ją wzrokiem, czekając, aż wyjdzie z 

sypialni, ona jednak zacisnęła usta i odpowiedziała mu równie gniewnym spojrzeniem. 

- Proszę bardzo - odparła krótko, otwierając drzwi. - Cóż, miło było cię poznać... - 

urwała i Diego ujrzał z satysfakcją, że jej policzki oblewają się rumieńcem. 

- I nawzajem - powiedział sardonicznie, nadal nie mogąc uwierzyć, że rzeczywiście 

ona stąd wyjdzie. - Pamiętaj tylko, kiedy będziesz się dzisiaj kłaść do pustego łóżka, że 

to swojej dumie możesz podziękować za seksualną frustrację, która nie będzie ci dawała 

zasnąć. 

Jego arogancja była wprost niewiarygodna! Rachel dała upust wściekłości, głośno 

zamykając  za  sobą drzwi.  A  potem  jeszcze  je  kopnęła,  doprowadzona  do  ostateczności 

drwiącym śmiechem Diega. 

T L

 R

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Kiedy  Rachel  wracała  lasem  do  przyczepy,  nie  spotkała  nikogo  po  drodze.  Gdy 

jednak  znalazła  się  już  u  siebie,  nie  była  się  w  stanie  uspokoić.  Jej  gniew  na  Diega 

mieszał się z dojmującym uczuciem, że po raz kolejny kiepsko to wszystko rozegrała. 

Bardzo się ucieszyła,  kiedy  jeden  ze  stajennych  zadzwonił do niej, uskarżając  się 

na potężnego kaca i błagając, aby poszła za niego do pracy. Kiedy jechała rowerem do 

stajni,  myślała  posępnie,  że  praca  przynajmniej  pozwoli  jej  się  oderwać  od 

rozpamiętywania tego, o czym wolała zapomnieć. 

Chłodny  świt  ustąpił  kolejnemu  wyjątkowo  ciepłemu  dniu  i  gdy  zegar  wybił 

dziesiątą, Rachel była zgrzana i zmęczona z powodu zbyt małej ilości snu zeszłej nocy. 

W  normalnych  okolicznościach  bardzo  ostrożnie  obchodziła  się  z  narwaną  klaczą 

hrabiego Hardwicka, Poppy, dziś jednak była roztargniona i przystępując do jej szczotko-

wania zapomniała o środkach ostrożności. Poppy była w podłym nastroju i w ogóle nie 

chciała  współpracować.  Potrząsnęła  łbem,  a  potem  chwyciła  zębami  odkryte  ciało. 

Rachel krzyknęła z bólu i spojrzała na ślad na ramieniu. Ugryzienie okazało się całkiem 

poważne i kiedy po południu spotkała się z Aleksem, bandaż, którym obwiązała ranę, był 

przesiąknięty  krwią.  Ignorując  protesty  Rachel,  Alex  wsadził  ją  do  swojego  auta  i 

zawiózł na pogotowie. 

- Nie możesz ryzykować, Rachel - powiedział, kiedy dwie godziny później wyszła 

z  gabinetu  zabiegowego  ze  świeżym,  sterylnym  opatrunkiem  i  tygodniowym  zapasem 

antybiotyków. - Takie rany są bardzo podatne na infekcje. 

Lekarz,  który  opatrzył  jej  ramię,  powiedział  to  samo,  i  kiedy  Rachel  wróciła  do 

domu,  zażyła  podwójną  dawkę  antybiotyków,  a  potem  zaczęła  sprzątać  przyczepę, 

próbując  znaleźć  ujście  rozsadzającej  ją  energii.  Nie  będzie  marnować  ani  sekundy 

dłużej na myślenie o Diegu - tak sobie postanowiła, wyrzucając do kosza zwiędłe róże, 

które dostała od niego przed dwoma tygodniami. Kucała akurat przed maleńką lodówką, 

zastanawiając się, czy gdyby zdrapała z sera pleśń, to nadawałby się jeszcze do jedzenia, 

kiedy rozległ się znajomy, seksowny głos. Zerwała się na równe nogi. 

T L

 R

background image

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz tego jeść. No, chyba że masz ochotę na kolejną 

wycieczkę do szpitala. - Diego wszedł po schodkach i stanął w drzwiach, wyglądając tak 

fantastycznie w spranych dżinsach i białym T-shircie, że Rachel na chwilę zamarło serce. 

- Jak ramię? 

- Dobrze - odparła automatycznie, mimo że rana boleśnie pulsowała. Zmarszczyła 

brwi. - Skąd wiesz...? 

Wzruszył ramionami. 

- Takie wieści szybko się rozchodzą. 

- I o to mi właśnie chodziło - mruknęła. - Gdyby ktoś mnie zobaczył, jak rankiem 

wychodzę  z  twojego  domu,  mając  na  sobie  te  same  rzeczy  co  wczoraj,  plotki 

rozprzestrzeniłyby się szybciej niż pożar. 

- Teraz to rozumiem. - Cicho wypowiedziane słowa niesamowicie ją zaskoczyły. - 

Ludzie w Hardwick zdają się wiedzieć wszystko o wszystkich. - W głosie Diega słychać 

było irytację. Po wyjściu Rachel przez większą część dnia się wściekał, jednak późnym 

popołudniem  gniew  mu  minął  i  przyznał,  że  miała  prawo  chronić  swoją  prywatność. 

Wczorajsza  noc  okazała  się  niesamowita  i  doszedł  do  wniosku,  że  ich  namiętność  jest 

zbyt  żarliwa,  aby  się  jej  wyrzec.  -  Zastanawiałem  się,  czy  nie  chciałabyś  zjeść  ze  mną 

kolacji.  W  domku,  oczywiście,  jako  że  nie  możemy  ryzykować,  iż  ktoś  nas  zobaczy  w 

miejscowej gospodzie - dodał cierpko. 

- Chcesz powiedzieć, że zamierzasz coś ugotować? - zapytała z niedowierzaniem, 

przypominając sobie samotny słoiczek z kawiorem. 

-  Santa  Madre.  Nie!  -  Wydawał  się  tak  zaszokowany,  jakby  zasugerowała  lot  na 

Marsa. 

-  W  Harrowbridge  odkryłem  doskonałą  francuską  restaurację  i  udało  mi  się 

nakłonić jej właściciela, aby przywożono mi posiłki do domu - wyjaśnił. - Chyba że nie 

lubisz  francuskiej  kuchni,  querida,  wtedy  wypróbuję  swój  dar  przekonywania  we  wło-

skiej knajpce na drugim końcu miasteczka. 

- Francuska może być - mruknęła Rachel. 

- Samochód zostawiłem w pobliżu farmy. Jedź teraz ze mną, a wczesnym rankiem 

podrzucę cię tu z powrotem - zaproponował swobodnie. 

T L

 R

background image

- Muszę wziąć prysznic i załatwić parę spraw, a potem przyjadę do domku rowe-

rem  -  odparła  ze  spokojem,  nie  dając  po  sobie  znać,  jak  wielkie  ją  ogarnęło 

podekscytowanie  na  myśl  o  spędzeniu  z  nim  kolejnej  nocy.  -  Dzięki  temu  jutro  będę 

mogła sama wrócić do domu. 

-  Jak  chcesz  -  odparł,  wzruszając  lekko  ramionami.  -  Ale  zamiast  prysznica  co 

powiesz  na  kąpiel  u  mnie?  Długa,  gorąca  kąpiel  to  najlepszy  sposób  na  zrelaksowanie 

obolałych mięśni. 

- Brzmi zachęcająco - odparła, rumieniąc się lekko na myśl, co jeszcze można robić 

w wannie. 

Diego kiwnął głową i zszedł po schodkach, ale na dole zatrzymał się i odwrócił. 

- Nie każ mi czekać zbyt długo, querida - rzucił przeciągle. - Umieram z głodu! 

Nie  wiedząc,  czego  będzie  potrzebować,  Rachel  wrzuciła  do  plecaka  czyste 

ubranie na zmianę i szczoteczkę do zębów. Dwadzieścia minut później jechała rowerem 

przez las, tą samą drogą, którą rano pokonała pieszo. 

Drzwi  domku  zastała  uchylone,  kiedy  jednak  weszła  do  środka,  nie  było  tam  ani 

śladu Diega. Z góry dobiegł ją odgłos puszczanej do wanny wody i Rachel wbiegła po 

schodach i  otworzyła  drzwi do  łazienki.  A tam,  w  wannie  pełnej piany,  siedział  Diego, 

sącząc leniwie szampana. 

-  Witaj,  piękna  -  powiedział,  unosząc  kieliszek  i  witając  ją  z  uśmiechem,  który 

zaparł jej dech w piersi. 

- Nie mówiłeś przypadkiem, że mają nam dowieźć kolację? - zapytała. 

- Dopiero za dwie godziny. 

- Myślałam, że jesteś głodny. 

- Wejdź tu do mnie, a pokażę ci, jak bardzo jestem głodny, querida - rzekł niskim 

głosem. 

Rozbawienie  w  jego  oczach  ustąpiło  pragnieniu.  Zeszłej  nocy  wszystko  było  dla 

niej nowe, dzisiaj jednak wiedziała, czego się spodziewać. Chwyciła za brzeg T-shirtu - 

po czym się zawahała. Przez łazienkowe okno sączyło się wieczorne słońce i nie bardzo 

miała ochotę rozbierać się przy Diegu. Nie przeszkadzałoby jej to, gdyby miała kobiece 

T L

 R

background image

krągłości  i  ubrana  była  w  seksowną  koszulkę.  Miała  na  sobie  bryczesy  i  jeden  ze  star-

starszych T-shirtów. 

-  Diego...  -  chciała  mu  powiedzieć,  że  rozbierze  się  w  sypialni,  on  jednak  jej 

przerwał. 

- Zdejmij to. 

Powoli uniosła ręce, zdjęła koszulkę przez głowę i rzuciła ją na podłogę, rumieniąc 

się, kiedy jego wzrok spoczął na jej piersiach. 

- Teraz reszta. 

Nie  dało  się  w  sposób  elegancki  zdjąć  butów  do  konnej  jazdy  i  bryczesów,  ale 

Diego  przekonał  się,  że  to  najbardziej  erotyczny  striptiz,  jakiego  miał  okazję  być 

świadkiem. 

- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam - odezwał się schrypniętym głosem. 

Wyciągnął rękę i pomógł jej wejść do dużej wanny. 

- Nie mogę zamoczyć opatrunku - mruknęła, kiedy pociągnął ją do wody. 

- Oprzyj ramię o brzeg wanny i pozwól, że cię umyję. 

- Diego... 

Rachel  jęknęła  cicho,  kiedy  wziął  do  ręki  mydło  i  zaczął  przesuwać  nim  po  jej 

piersiach, myjąc tak dokładnie, że aż zadrżała. A kiedy ją całował, przesuwał mydłem po 

brzuchu, a następnie jeszcze niżej, muskając i gładząc w erotycznej grze wstępnej, której 

Rachel wcześniej nawet nie była sobie w stanie wyobrazić. 

- Myślę, że jestem już bardzo czysta - wydyszała w końcu. 

- W takim razie pomogę ci się wytrzeć - wymruczał Diego. 

Wyszedł  z  wanny,  szybko  się  wytarł,  po  czym  pomógł  jej  wyjść  z  wody  i  otulił 

puszystym  ręcznikiem.  Zaniósł ją  do sypialni i  wytarł  z  takim  samym  oddaniem, jakim 

wykazał  się  podczas  mycia.  Rachel  miała  wrażenie,  że  zaraz  umrze  z  pożądania. 

Wyciągnęła ręce i zaczęła gładzić go po klatce piersiowej, on jednak zaśmiał się cicho i 

odsunął od siebie jej dłonie. 

- Po kąpieli trzeba pamiętać o nawilżaniu - oświadczył z szelmowskim błyskiem w 

oku.  

Wziął z szafki nocnej flakon z olejkiem i wylał na dłonie kilka pachnących kropli. 

T L

 R

background image

Zaczął od stóp, wmasowując olejek zmysłowymi ruchami, a kiedy dotarł w końcu 

do  piersi,  Rachel  marzyła,  aby  ją  posiadł.  I  w  końcu  to  zrobił.  Było  jeszcze  lepiej  niż 

poprzedniej nocy. 

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Cały wolny czas spędzali razem, choć w pracy starali się utrzymać swój związek w 

tajemnicy przed innymi stajennymi. 

Każdego  wieczoru  ich  namiętność  stawała  się  coraz  bardziej  ognista,  ale  to,  co 

Rachel  czuła do  Diega,  opierało  się  nie  tylko  na  seksie,  ale  także na śmiechu i  długich 

rozmowach  na  każdy  temat.  Wieczorami  i  w  weekendy  siodłali  konie  i  jeździli  razem, 

podziwiając piękno Cotswolds. 

Zakochanie  się  w  nim  nie  było  mądre,  ale  dzień  po  dniu  jej  uczucia  stawały  się 

coraz bardziej zagmatwane. Czas szybko mijał i za kilka tygodni Diego miał wrócić do 

Argentyny. Ale jeszcze nie teraz, a przez kilka tygodni sporo się mogło wydarzyć. Mogli 

się rozstać i cieszyć z jego wyjazdu - albo on mógł się w niej zakochać... 

Diego oparł się na łokciu i obserwował leżącą obok niego Rachel. Usta miała lekko 

rozchylone,  a  sączące  się  przez  szparę  w  zasłonach  słońce  padało  na  rozrzucone  na 

poduszce włosy, zmieniając je w złoto. Minął miesiąc, odkąd zostali kochankami, i nieco 

zaskakiwał go fakt, że jego fascynacja tą dziewczyną stawała się coraz intensywniejsza. 

Mógł tak leżeć i obserwować ją godzinami. Zmarszczył lekko brwi, gdy dotarło do 

niego, jak szybko się przyzwyczaił do dzielenia z nią łóżka - i życia. Zazwyczaj budziła 

się pierwsza, ustawiając budzik na jakąś nieludzko wczesną porę, a kiedy on wstawał, jej 

już  nie  było.  Wczoraj  jednak  Diego  wyłączył  budzik,  a  trzykrotne  uprawianie  seksu 

najwyraźniej ją wymęczyło, ponieważ nadal mocno spała. 

Postanowił  przygotować  jej  śniadanie.  Założył  szlafrok  i  zszedł  boso  do  kuchni, 

gdzie  znalazł  rondelek,  mleko  i  płatki  owsiane,  które  Rachel  jadła  co  rano.  Wiele  razy 

obserwował, jak je przygotowuje, ale i tak udało mu się przypalić mleko i zaklął cicho, 

patrząc  na  grudkowatą  szarą  breję,  jaka  mu  wyszła.  Trochę  pomogło  energiczne  mie-

szanie,  dodał  do  owsianki  syrop,  nalał  do  szklanki  sok  i  kierowany  impulsem,  nad 

T L

 R

background image

którym się wolał nie zastanawiać, wyszedł na dwór i zerwał pączek róży, po czym ułożył 

wszystko na tacy i zaniósł do sypialni. 

Nadal  spała  i  wyglądała  tak  słodko,  że  aż  jej  nie  chciał  budzić.  Nie  mógł  się  nią 

nasycić.  I  nie  chodziło  mu  wyłącznie  o  seks.  Lubił  po  prostu  jej  towarzystwo. 

Zastanawiał  się  nawet,  czy  nie  zabrać  jej  ze  sobą  do  Nowego  Jorku.  W  Hardwick 

zostanie  już  tylko  tydzień,  a  potem,  przed  powrotem  do  Argentyny,  planował  spędzić 

miesiąc  w  Stanach,  w  swojej  szkole  polo.  Miał  pewność,  że  przed  powrotem  do  domu 

zmęczy się Rachel i z całą pewnością nie zamierzał jej zapraszać do Estancii Elviry. Nie 

był jednak do końca przekonany, czy będzie pasować do jego nowojorskiego stylu życia 

- i jeśli miał być szczery, ich wyjazd do Londynu miał się okazać dla niej sprawdzianem. 

Rachel  przeciągnęła  się  leniwie  i  powoli  dotarło  do  niej,  że  jest  dzień.  Dzień! 

Otworzyła  oczy  i  przez  chwilę  wpatrywała  się  w  twarz  Diega.  Z  cieniem  zarostu 

wyglądał  jeszcze  bardziej  seksownie  niż  zwykle.  Potem  jednak  zerknęła  na  budzik  i 

wydała przerażony okrzyk. 

-  Już  prawie  dziewiąta!  -  Jeszcze  nigdy  nie  spała  aż  tak  długo.  -  Budzik  nie 

zadzwonił. 

- Na to wygląda. - W jego oczach błyszczało rozbawienie. 

- Jestem spóźniona. Czemu mnie nie obudziłeś? 

-  Bo  przez  dwa  następne  dni  nie  idziesz  do  pracy  -  odparł  wesoło.  -  Proszę, 

zrobiłem ci śniadanie. 

Postawił  tacę  na  kolanach  Rachel,  a  ona  z  niedowierzaniem  wpatrywała  się  w 

owsiankę. 

- Sam to zrobiłeś? - zapytała słabym głosem. Diego był bogiem seksu i światowej 

klasy  graczem  w  polo,  ale  w  kuchni  nie  odróżniał  rondla  od  patelni.  Wzięła  do  ręki 

różyczkę i uśmiechnęła się słodko. - Dziękuję. 

- Lepiej się wstrzymaj z podziękowaniami, dopóki tego nie posmakujesz - burknął, 

odrywając spojrzenie od kuszącego zarysu jej piersi. 

-  Na  pewno  jest  pyszne.  -  Zjadła  grudkowatą  owsiankę,  wypiła  sok,  a  potem 

przypomniała  sobie  jego  słowa.  -  Co  miałeś  na  myśli  mówiąc,  że  nie  idę  do  pracy? 

Oczywiście, że idę. 

T L

 R

background image

-  Muszę  jechać  do  Londynu  na  spotkanie  biznesowe  i  pomyślałem,  że  miałabyś 

ochotę wybrać się tam ze mną. 

- Na twoje spotkanie? - Zmarszczyła z konsternacją brwi. 

- Na zakupy, szykując się na naszą wyprawę do Ascot. - Uśmiechnął się na widok 

jej  miny.  -  Mój  dobry  znajomy  wynajął  na  jeden  dzień  prywatną  lożę  i  zaprosił  mnie 

wraz z osobą towarzyszącą. Chcę, żebyś ty była tą osobą, querida. 

-  Zawsze  marzyłam  o  tym,  żeby  jechać  do  Ascot  -  przyznała  Rachel  i 

podekscytowanie, jakie czuła na myśl o tym uciszyło głos w jej głowie, który mówił, że 

nie pytając jej o zdanie, Diego zmienił zasady ich związku. - Niepotrzebne mi zakupy - 

oświadczyła  zdecydowanie.  Nie  znosiła  chodzić  po  sklepach.  -  Zeszłego  lata  kupiłam 

nowy strój na ślub przyjaciółki i jestem pewna, że wystarczy. 

-  A  ja  jestem  równie  pewny,  że  nie  -  odparł  cierpko.  -  Nie  możesz  zjawić  się  w 

Ascot  w  taniej  sukience  z  jakiejś  sieciówki.  Gdy  ja  będę  miał  spotkanie,  ty  udasz  się 

razem ze stylistką na Bond Street i tam poszukacie czegoś odpowiedniego. 

Później  tego  ranka  pojechali  do  Londynu.  Rachel  zakładała,  że  zatrzymają  się  w 

hotelu i zerknęła z konsternacją na Diega, kiedy wjechał na prywatny parking zaraz obok 

rzeki. 

-  Kto  tu  mieszka?  -  zapytała,  gdy  wsiadali  do  windy,  mającej  ich  zawieźć  do 

apartamentu  na  najwyższym  piętrze,  z  którego  rozciągał  się  panoramiczny  widok  na 

Tamizę i Westminster. 

-  Ja.  Choć  to  właściwie  za dużo  powiedziane.  Zatrzymuję  się  w  tym  mieszkaniu, 

kiedy jestem w Londynie, raz albo dwa razy w roku - wyjaśnił. Zadzwonił jego telefon i 

zerknął na wyświetlacz. - Muszę odebrać. Rozgość się i rozejrzyj. 

Jej nie stać było nawet na jedno mieszkanie, gdy tymczasem on był właścicielem 

luksusowego  lokum  w  najlepszej  londyńskiej  dzielnicy,  w  którym  bywał  raz  czy  dwa 

razy  w  roku!  Żyjemy  w  zupełnie  różnych  światach,  myślała  Rachel,  obchodząc 

apartament  i  podziwiając  elegancki  wystrój,  który  z  pewnością  był  dziełem  jednego  z 

najlepszych  projektantów  wnętrz.  Zatrzymała  się  w  drzwiach  do  sypialni  i  jej  uwagę 

przykuł nie spektakularny widok na miasto, ale wielkie łóżko, stojące na środku pokoju. 

Dzisiejszej nocy Diego będzie się z nią kochał na tym właśnie łóżku. To był prawdziwy 

T L

 R

background image

powód,  dla  którego  zgodziła  się  tu  przyjechać.  Pobyt  w  Ascot  będzie  fantastycznym 

przeżyciem,  ale  nie  miałaby  nic  przeciwko,  gdyby  darowali  sobie  wyścigi  i  przez  cały 

czas  oddawali  się  zmysłowej  rozpuście.  Został  już  tylko  tydzień  do  jego  wyjazdu  do 

Nowego Jorku i mocno niepokoił ją ból w sercu na myśl, że ich romans niemal dobiegł 

końca. 

Kiedy  wróciła  do  salonu,  przekonała  się,  że  Diego  rozmawia  z  oszałamiającą 

brunetką, wyglądającą jakby właśnie zeszła ze stron kolorowego magazynu o modzie. 

Na jej widok Diego rzekł: 

- Rachel, chciałbym, abyś poznała Jemimę Philips. Jemima jest stylistką i zabierze 

cię do markowych butików w Mayfair, gdzie pomoże ci wybrać kilka nowych strojów. 

Rachel zesztywniała. 

- Jeden nowy strój, do Ascot - powiedziała stanowczo. - Nie potrzebuję nic innego. 

- Będzie ci potrzebne coś na dzisiejszy wieczór. Zarezerwowałem dla nas stolik w 

Claridge's.  -  Diego  uśmiechnął  się  zmysłowo,  wiedząc,  że  tym  ją  przekona.  -  No  i 

oczywiście będziesz chciała kupić jakąś bieliznę i kilka innych rzeczy, skoro spędzimy tu 

dwa  kolejne  dni.  Baw  się  dobrze,  querida.  Mam  ochotę  ujrzeć  cię  w  strojach,  które 

podkreślają twoją figurę, zamiast ją ukrywać. 

Rachel  zakłuła  ta  uwaga.  Najwyraźniej  uważał,  że  w  dżinsach  albo  bryczesach 

wygląda  nieciekawie.  Nagle  zapragnęła  mu  udowodnić,  że  jeśli  się  postara,  potrafi 

wyglądać równie elegancko, jak olśniewająca Jemima. 

Jednak kilka godzin później żałowała, że podjęła wyzwanie Diega. Jemima Philips 

przegoniła  ją  po  najbardziej  ekskluzywnych  butikach  na  Bond  Street  i  Sloane  Square: 

Chanel,  Gucci,  Armani  i  wielu  innych.  Po  tej  wyprawie  była  posiadaczką  kremowej 

jedwabnej  sukni  wykończonej  białą  wstążką  i  pasującego  do  niej  żakietu,  czarnych 

szpilek  i  torebki,  no  i  szykownego  czarnego  kapelusza  ze  strusimi  piórami.  Przerażona 

cenami  nie  pozwoliła  Jemimie  na  zakup  innych  strojów  wieczorowych,  jakie  stylistka 

kazała jej mierzyć. 

Po zakupach przyszła kolej na salon piękności, gdzie jej niesforne włosy ułożono 

w  eleganckie,  lśniące  fale.  No  i  miała  teraz  długą,  seksowną  grzywkę.  Do  tego 

T L

 R

background image

perfekcyjnie  wykonany  makijaż,  który  kosztował  majątek,  ale  w  tym  przypadku  uparła 

się, że to ona zapłaci. 

Diego  czekał  już  na  nią  w  mieszkaniu.  A  razem  z  nim  kilka  płaskich  pudeł  z 

nazwiskami znanych projektantów. 

- Jemima je przysłała. 

-  Ja  tego  wcale  nie  chciałam  kupić  -  mruknęła  Rachel,  kiedy  otworzyła  pudła  i 

zobaczyła trzy śliczne suknie wieczorowe, które wcześniej mierzyła. - Te stroje kosztują 

krocie  i nie  mogę pozwolić  na to,  żebyś  mi je  kupił.  Potrzebuję  na dzisiaj  tylko  jednej 

sukni.  Pozostałe dwie  można  odesłać. No  i  to  także  -  wskazała  na  stosik  koronkowych 

staników  i  fig  w  najróżniejszych  kolorach.  -  Nie  prosiłam  o  nie.  Jemima  nie  powinna 

była... 

- Jemima wypełniała tylko moje polecenia - wymruczał Diego tonem słodkim jak 

miód,  którego  używał,  kiedy  pragnął  coś  ugrać.  -  Nie  masz  pojęcia,  jak  jesteś  piękna, 

Rachel, ale teraz się przekonasz. - Pchnął ją delikatnie w stronę drzwi. - Idź i przebierz 

się  w  jedną  z  tych  sukni,  abym  mógł  cię  zabrać  na  kolację.  I,  Rachel...  -  Spojrzała  na 

niego z mocno bijącym sercem. - Załóż czarną bieliznę i pończochy - dodał miękko. - Już 

się nie mogę doczekać, kiedy je z ciebie później zdejmę. 

 

Nazajutrz Rachel cała była obolała po nocy pełnej erotycznych doznań. Czytała, że 

mężczyzn podniecają kobiety w pończochach i teraz wiedziała już, że to prawda. 

Wczesnym  rankiem  wyjechali  z  Londynu  i  teraz  znajdowali  się  w  miejscu,  w 

którym  odbywały  się  jedne  z  najbardziej  prestiżowych  wyścigów  konnych  na  świecie. 

Wyścigi w Ascot okazały się niesamowicie ekscytujące i Rachel ochoczo by wiwatowała 

razem  z  resztą  tłumu.  Siedząc  jednak  w  prywatnej  loży,  pośród  zamożnych  znajomych 

Diega, czuła się niepewnie i za nic nie chciała zwracać na siebie uwagi. 

Szybko  się  przekonała,  że  to  niemożliwe,  jako  że  stała  się  tematem  wielu 

spekulacji wytwornych przyjaciół gospodarza loży, lorda Guya Chetwina. 

- Mów mi Guy - powiedział do niej arystokratyczny Anglik, kiedy Diego ich sobie 

przedstawił. 

T L

 R

background image

Guy wydawał się raczej przyjacielski, choć podczas lunchu Rachel nieco zbyt czę-

sto czuła na sobie jego spojrzenie. Jednak inni mężczyźni w grupie i ich olśniewające żo-

ny  i  narzeczone  byli  mniej  serdeczni  i  nie  potrafili  ukryć  ciekawości  wobec  nowej 

kochanki Diega Ortegi. 

- Twój kieliszek jest pusty. Poszukajmy więcej szampana - wymruczał Diego do jej 

ucha,  prowadząc  w  stronę  balkonu,  skąd  rozciągał  się  spektakularny  widok  na  tor 

wyścigowy. 

Uśmiechnęła  się  z  przymusem,  ale  nie  potrafiła  się  wyzbyć  uczucia,  że  tu  nie 

pasuje.  Ten  wyrafinowany  świat  bogaczy  był  jego  światem  -  ale  nie  jej.  Pomimo 

kosztownego  stroju  miała  wrażenie,  że  odstaje  od  znajomych  Diega  i  teraz,  kiedy 

znajdowali  się  daleko  od  Hardwick,  uświadomiła  sobie,  jak  mało  mieli  ze  sobą 

wspólnego. 

Zerknęła  do  środka  i  serce  podeszło  jej  do  gardła  na  widok  mężczyzny 

rozmawiającego z Guyem Chetwinem. 

-  To  Jasper  Hardwick  -  syknęła,  chwytając  Diega  za  ramię.  -  Będziemy  musieli 

wyjść. Jeśli przejdziemy wzdłuż balkonu, możliwe, że nas nie zauważy. 

-  Nie  bądź  niemądra.  -  Diego  zmarszczył  brwi.  -  Nie  mam  zamiaru  wychodzić.  I 

przez resztę popołudnia nie będę się bawić w chowanego. Coś się stanie, jeśli Hardwick 

nas zobaczy? 

-  Stanie  się.  Odgadnie,  że  jesteśmy...  że  jesteśmy  razem.  A  znając  Jaspera, 

dowiedzą się o tym wszyscy w Hardwick. Nie mogę uwierzyć, że tu jest - mruknęła. 

Diego wzruszył ramionami. 

- On i Guy to starzy znajomi. Chodzili razem do Eton. Nie wiedziałem jednak, że 

Hardwick  także  znajduje  się  na  liście  gości.  Nie  wierzę,  że  nadal  przejmujesz  się  tym, 

aby nie upubliczniać naszego romansu - dodał, nawet nie próbując ukryć irytacji. 

- Przeszkadza ci to? - syknęła. 

-  Mnie  to  nigdy  nie  przeszkadzało,  querida  -  odparł  lakonicznie.  -  Szanowałem 

twoje  życzenie,  abyśmy  nie  afiszowali  się  z  tym,  że  ze  sobą  sypiamy,  ale  teraz  jest 

inaczej. 

T L

 R

background image

- Jak to? - zapytała Rachel, zaskoczona nie tylko tymi słowami, ale także nagłym 

błyskiem w jego oczach. 

- Dlatego, że chcę, abyś w przyszłym tygodniu poleciała ze mną do Nowego Jorku. 

- To znaczy, żebym pracowała w twojej szkole polo? - zapytała ostrożnie. 

- Nie, querida- Jego zmysłowy uśmiech zaparł jej dech. - Żeby każdego wieczoru 

zaspokajać mnie w łóżku. 

- Diego...! 

Płonęły jej policzki i była pewna, że inni goście przyglądają im się z ciekawością. 

Ale  jakaś  część  niej  zupełnie  się  tym  nie  przejmowała.  Diego  chciał  przedłużyć  ich 

romans,  zabierając  ją  do  Nowego  Jorku,  a  ją  mocno  kusiło,  aby  się  zgodzić.  Przypo-

mniała  sobie  natychmiast,  że  nie  może  sobie  pozwolić  na  przerwę  w  treningach  z 

Piranem.  I  nie  mogła  ot  tak  zniknąć  ze  stajni  na  czas,  który  obejmowało  zaproszenie 

Diega - zwróciła uwagę na to, że go nie określił - a kiedy ich romans dobiegnie końca, 

oczekiwać,  że  praca  nadal  będzie  na  nią  czekać.  Rozum  nakazywał  jej  odmówić,  a 

jednak w głębi duszy pragnęła przystać na jego warunki. 

Tak zawsze krytykowała swoją matkę za wikłanie się w niewłaściwe związki bez 

myślenia o konsekwencjach, a teraz niezwykle wprost ją kusiło, aby postąpić tak samo. 

- Nie wiem - wyrzuciła z siebie. - Będę to musiała przemyśleć. 

- Być może, to ci pomoże w podjęciu decyzji - wymruczał, po czym opuścił głowę 

i namiętnie ją pocałował. 

Kiedy  się  w  końcu  odsunął,  Rachel  wpatrywała  się  w  niego  z  oszołomieniem. 

Mocno waliło jej serce, była zarumieniona i wiedziała, że usta ma spuchnięte. A więc to 

by było na tyle, jeśli chodzi o unikanie zwracania na siebie uwagi, pomyślała. 

-  Diego,  masz  chwilkę?  Chciałbym  się  poradzić  w  kwestii  następnego  wyścigu  - 

rozbrzmiał za nimi głos. 

Diego zerknął na osobę, która im przerwała. 

- Już do ciebie idę, Archie. - Spojrzał na zarumienioną twarz Rachel i uśmiechnął 

się.  -  Wieczorem  daj  mi  odpowiedź  -  mruknął.  -  Ale  triumfujący  błysk  w  jego  oku 

powiedział jej, że jest pewny wygranej. 

T L

 R

background image

-  Co  myślisz  o  Ascot,  Rachel?  Rozumiem,  że  to  twoja  pierwsza  wizyta  w  tym 

miejscu. 

Od  kilku  minut  Rachel  stała  samotnie  na  końcu  balkonu,  kiedy  jej  rozmyślania 

przerwał męski głos. Opuściła lornetkę i uśmiechnęła się z wahaniem do Guya Chetwina. 

- To prawda. I uważam, że jest tu naprawdę wspaniale. 

-  Cieszę  się,  że  dobrze  się  bawisz.  -  Guy  przysunął  się  do  niej,  stając  według 

Rachel nieco zbyt blisko. Uśmiechnął się, ale spojrzenie, jakim błądził po jej ciele, było 

chłodne i oceniające. - Wyglądasz czarująco, moja droga. Diego miał zawsze wyjątkowo 

dobry gust. 

Coś w jego głosie sprawiło, że Rachel zesztywniała, a jej dłoń odruchowo dotknęła 

diamentowego naszyjnika. 

- Ładna błyskotka - stwierdził. - Cartier, o ile się nie mylę? 

- Chyba tak - bąknęła. - Dostałam od Diega. 

-  Jestem  pewny,  że  zasłużyłaś.  -  Wypowiedział  te  słowa  uprzejmie,  ale  Rachel 

wyczuła  w  jego  głosie  podtekst.  -  Słyszałem,  że  wybierasz  się  z  Diegiem  do  Nowego 

Jorku. 

-  Skąd  wiesz...?  -  Niełatwo  było  jej ukryć  zaskoczenie.  -  Prawdę powiedziawszy, 

jeszcze nie podjęłam decyzji. 

- Ach... - zaśmiał się. - Cóż, nie winię cię za to, że próbujesz podbić stawkę. Ale 

udzielę  ci  pewnej  rady,  moja  droga.  Nie  każ  mu  czekać  zbyt  długo. Jest  całe mnóstwo 

innych  ładnych,  młodych  kobiet  bez  grosza  przy  duszy,  które  pojawiają  się  na  takich 

imprezach jak Ascot z zamiarem przygruchania sobie bogatego kochanka. 

Pogarda w jego głosie tym razem była wyraźna. Rachel oblała się rumieńcem. 

- Nie jestem z Diegiem dla jego pieniędzy - powiedziała z napięciem. 

-  Ależ  oczywiście,  że  tak  -  odparł  Guy  z  rozbawieniem.  -  Na  kilometr  potrafię 

wyczuć  zwykłą  naciągaczkę.  -  Przejechał  palcem  po  jej  naszyjniku.  -  Widzę,  że  masz 

kosztowne upodobania, ale nie jesteś jedną z nas. Nic nie ukryje twojego braku ogłady - 

dodał otwarcie. 

Na  bezchmurnym  niebie  świeciło  słońce,  ale  Rachel  zrobiło  się  zimno;  chwyciła 

się poręczy balkonu. Tymczasem Guy oddalił się od niej i wmieszał w tłum ludzi, którzy 

T L

 R

background image

wyszli z loży, aby oglądać wyścig. Chciała udać się za nim i zażądać przeprosin za poni-

poniżającą sugestię, iż jest naciągaczką, kiedy jednak spojrzała na swoją drogą suknię, a 

jej dłoń znowu dotknęła diamentowego naszyjnika, poczuła ściskanie w żołądku na myśl, 

że przyjmując prezenty Diega, tak naprawdę mu się sprzedała. 

Co  się  stało  z  jej  tak  pilnie  strzeżoną  niezależnością?  Rachel  walczyła  z 

mdłościami,  które  niespodziewanie  ją  ogarnęły.  Jak  mogła  ją  poświęcić  dla  romansu, 

który  dla  Diega  nic  nie  znaczy?  Wielkimi  krokami  zbliżały  się  eliminacje  do  re-

prezentacji  kraju  i  powinna  cały  wolny  czas  poświęcać  Piranowi,  a  tymczasem  ona 

niemal się zgodziła na wyjazd do Nowego Jorku z mężczyzną, który ani razu nie dał jej 

do zrozumienia, że znaczy dla niego cokolwiek poza sypialnią. 

Rachel przygryzła  wargę  i  zmusiła się do stawienia czoła prawdzie.  Zastanawiała 

się, czy jechać razem z nim dlatego, bo miała nadzieję, że ich romans przerodzi się w coś 

poważniejszego - że Diego zakocha się w niej, tak jak ona w nim. Odkąd zaprosił ją do 

Ascot, oszukiwała samą siebie, że musi istnieć powód, dla którego chciał ją przedstawić 

swoim znajomym. A kiedy zapytał, czy pojedzie z nim do Nowego Jorku, uznała to za 

dowód, że Diego zaczyna coś do niej czuć. 

Pogrążona w ponurych myślach nie zauważyła, że do niej dołączył. 

- Zmarzłaś, querida - powiedział, przesuwając dłonią po jej ramieniu i dostrzegając 

na nim gęsią skórę. - Chcesz wejść do środka? Jasper Hardwick zszedł już na dół, jeśli 

się  tym  niepokoisz.  -  Zmarszczył  brwi,  kiedy  Rachel  nie  zareagowała  na  jego  słowa.  - 

Wygląda na to, że całkiem dobrze dogadujesz się z Guyem - rzucił lekko, zirytowany na 

siebie  za  absurdalne  ukłucie  zazdrości,  które  poczuł,  widząc  ich,  stojących  tak  blisko 

siebie. - O czym rozmawialiście?  

Rachel zaśmiała się gorzko. 

- Twój przyjaciel Guy oskarżył mnie, że jestem naciągaczką - powiedziała cicho. - 

Twierdzi, że jestem z tobą tylko dla pieniędzy. 

Na widok jej zagniewanej miny Diego zmrużył oczy. 

- Jestem pewny, że źle zrozumiałaś... - zaczął powoli. 

-  Nie  -  przerwała  mu  ostro.  -  Według  lorda  Chetwina  Ascot  to  popularny  teren 

łowiecki  dla  ładnych  kobiet  bez  grosza  przy  duszy,  szukających  bogatego  mężczyzny. 

T L

 R

background image

Uważa, że ci się sprzedałam. I ty też tak uważasz, prawda, Diego? - zapytała zraniona i 

upokorzona. - Te ubrania i naszyjnik... To zapłata za moje „usługi". 

-  Nie  traktuję  ich  jako  zapłatę  za  cokolwiek  -  warknął.  -  Musiałaś  coś  dzisiaj 

założyć... 

- Aby zaakceptowali mnie twoi bogaci znajomi - powiedziała z goryczą. - Wygląda 

jednak na to, że elegancka suknia i diamenty nie są w stanie ukryć mego braku obycia. 

-  To  absurdalne.  Musiało  zajść  jakieś  nieporozumienie.  Poszukam  Guya  i  mu 

wyjaśnię, że jesteś moją... 

Zawahał się, a Rachel poczuła ściskanie w żołądku. 

-  Kim,  Diego?  -  zapytała  głosem  nabrzmiałym  emocjami.  -  Być  może  to 

odpowiednia pora, aby wyjaśnić, czym jest nasz związek... i porozmawiać o przyszłości. 

Diego  zesztywniał.  Rozmowa  z  Rachel  zaczynała  niebezpiecznie przypominać  te, 

które miały miejsce z jego poprzednimi kochankami. Uniósł brwi. 

- Przyszłość, querida? Obawiam się, że nie bardzo jest o czym rozmawiać. 

-  W  takim  razie  dlaczego  mnie  poprosiłeś,  abym  poleciała  z  tobą  do  Nowego 

Jorku?  -  W  głębi  duszy  znała  odpowiedź,  ale  musiała  usłyszeć  to  z  jego  ust.  -  Czy 

naprawdę chodziło wyłącznie o seks? 

-  Ani  razu  nie  słyszałem,  żebyś  narzekała,  Rachel  -  odparł  zimno.  -  Uznałem  po 

prostu, że moglibyśmy kontynuować nasz romans na czas mojego pobytu w Stanach, ale 

jeśli  mam  być  szczery,  to  nigdy  nie  uważałem,  że  przekształci  się  on  w  coś  bardziej 

stałego. 

Rachel próbowała ignorować rozdzierający ból w piersi. 

- Rozumiem - rzekła cicho. 

Dios- warknął, rozwścieczony zarówno bólem w jej głosie, jak i niespodziewa-

nymi  wyrzutami  sumienia.  -  Od  samego  początku  dałem  jasno  do  zrozumienia,  że  nie 

interesuje  mnie stały  związek.  Sądziłem,  że ty  także  masz  ochotę na  romans bez  zobo-

wiązań. - Wzbierała w nim frustracja. - Czego się spodziewałaś, Rachel, oświadczyn? 

- Oczywiście, że nie - warknęła, urażona jego zjadliwym tonem. - Ale wyjeżdżając 

z tobą do Nowego Jorku, musiałabym wyrzec się swojej pracy, finansowej niezależności 

T L

 R

background image

i prawdopodobnie marzeń o miejscu w reprezentacji kraju. To sporo, Diego, skoro w za-

zamian proponujesz mi jedynie miesiąc w twoim łóżku. 

- Ale to jedyne, co ci proponuję, querida - powiedział, choć w głębi duszy uważał, 

że Rachel ma trochę racji. Nie zamierzał jednak pozwolić, aby jakaś kobieta dyktowała 

mu, co ma robić. - Możesz to przyjąć albo nie. 

Rachel  nie  była  przygotowana  na  ból,  jaki  ścisnął  jej  serce.  A  więc  to  koniec  - 

koniec  ich  romansu  okazał  się  równie  szybki  i  nieoczekiwany,  jak  początek.  Pod 

powiekami szczypały ją łzy, ale wolała umrzeć, niż się przy nim rozpłakać. 

- Nie - oświadczyła z udawaną stanowczością. - I myślę, że najlepiej będzie, jeśli 

od  razu  wyjadę,  nim  inni  twoi  znajomi  oskarżą  mnie  o  bycie  naciągaczką  -  dodała  z 

goryczą. 

Diego zesztywniał. Jeśli sądziła, że będzie ją błagał, to się grubo pomyliła. 

- Świetnie. Ja mam zamiar resztę dnia spędzić w Ascot, ale wezwę kierowcę i każę 

mu  odwieźć  cię  do  Londynu.  -  Być  może,  kilka  godzin  samotności  przemówi  jej  do 

rozsądku,  pomyślał  chmurnie.  Miał  pewność,  że  kiedy  ona  ochłonie,  to  zmieni  zdanie. 

Seksualna  alchemia  między  nimi  była  zbyt  intensywna,  aby  ją  odrzucić,  nim  sama  się 

wypali.  -  Wieczór  spędzimy  w  apartamencie,  a  jutro  odwiozę  cię  do  Gloucestershire.  - 

Odwrócił  się  na  pięcie  i  zaczął  się  oddalać,  po  czym  przystanął  i  zerknął  na  jej 

nieruchomą postać. - Chodź ze mną - polecił ze zniecierpliwieniem. - Odprowadzę cię do 

samochodu. 

T L

 R

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

-  Do  zobaczenia  później  -  powiedział  szorstko  Diego,  zamykając  za  nią  drzwi 

samochodu. 

Kiedy  limuzyna  ruszyła,  Rachel  odwróciła  głowę,  po  raz  ostatni  patrząc  na  jego 

twarz. Dlatego że nie miała zamiaru czekać na niego w apartamencie. 

Kiedy  znalazła  się  na  miejscu,  mniej  niż  dwadzieścia  minut  zajęło  jej  przebranie 

się  w  dżinsy,  odwieszenie sukni  z  Ascot  do szafy  razem  z innymi  rzeczami  kupionymi 

przez Diega i schowanie diamentowego naszyjnika do wyłożonego aksamitem pudełka. 

Kiedy Diego wrócił i przekonał się, że mieszkanie jest puste, ona znajdowała się na stacji 

Paddington, wsiadając do pociągu do Gloucester. 

Kilka następnych dni Rachel siedziała jak na szpilkach, czekając, aż Diego wróci 

do  Hardwick,  pewna,  że  będzie  na  nią  wściekły  za  to,  że  samowolnie  wyjechała  z 

Londynu. 

Miał tu spędzić jeszcze tydzień, ale w poniedziałek rano, kiedy zjawiła się w stajni, 

dowiedziała się od innych stajennych, że Diego przyspieszył swój wylot do Stanów. 

Dobrze zrobiła, nie lecąc z nim do Nowego Jorku. Tak sobie powtarzała tej nocy, 

wiercąc się niespokojnie w łóżku, nie mogąc zasnąć w dusznym wnętrzu przyczepy. Za 

kilka tygodni Diego wróci do Argentyny - a ona musiałaby wrócić do Anglii i zaczynać 

wszystko  od  początku:  szukać  pracy  i  mieszkania.  Kolejny  miesiąc  w  jego  łóżku  to 

jedyne,  co  jej  oferował,  i  Rachel  nigdy  nie  zapomni  chłodu  w  jego  oczach,  kiedy 

powiedział, że ona może to przyjąć albo nie. 

Dni  przechodziły  w  miesiące,  aż  w  końcu  lato  dobiegło  końca,  ale  dziwna 

ospałość, która jakiś czas temu ogarnęła Rachel, przybrała jeszcze na sile. Dojmującego 

uczucia osamotnienia nie poprawiało ani spędzanie czasu z przyjaciółmi, ani nawet jazda 

na  Piranie.  No  i  jeszcze  te  mdłości,  tak  bardzo  jej  od  jakiegoś  czasu  dokuczające.  To 

pewnie tylko jakiś jesienny wirus, postanowiła jednak wspomnieć o tym lekarzowi, kiedy 

udała się po zapas recept na pigułki antykoncepcyjne. 

-  Wszystko  inne  jest  w  normie?  -  zapytał  lekarz.  -  Kiedy  miała  pani  ostatnią 

miesiączkę? 

T L

 R

background image

Rachel zmarszczyła brwi. Odkąd brała pigułki, miesiączki miała tak skąpe, że czę-

sto trwały tylko jeden dzień. Ostatni tydzień bez pigułek miała trzy tygodnie temu, kiedy 

się jednak nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że już od dawna nie kupowała tam-

ponów. 

-  Chyba  nie  miałam  przez  dwa  ostatnie  miesiące  -  powiedziała  powoli,  bardziej 

skonsternowana niż zaniepokojona. - Ale tak samo było w zeszłym roku i okazało się, że 

mam po prostu anemię. 

- No cóż, zlecę pani badanie krwi. I warto pomyśleć o zrobieniu testu ciążowego. 

Tak na wszelki wypadek - mruknął lekarz, kiedy dostrzegł zaszokowaną minę Rachel. 

-  Nie  mogę  być  w  ciąży  -  oświadczyła  z  mocą.  -  Nigdy,  ale  to  nigdy  nie 

zapominam o pigułce. 

To samo powtórzyła pielęgniarce, przekazując jej próbkę moczu do badania. 

-  Jestem  pewna,  że  nie  ma  się  czym  przejmować  -  odparła  uspokajająco 

pielęgniarka. - Proszę usiąść w poczekalni, za kilka minut zawoła panią lekarz. 

Rachel  próbowała  ignorować  nerwowe  drżenie  rąk.  To  oczywiste,  że  nie  była  w 

ciąży. Przez ostatnie tygodnie schudła, a nie przybrała na wadze, i była teraz szczuplejsza 

niż  kiedykolwiek.  To  tylko  małe  zawirowania  cyklu,  na  pewno.  Ale  poważna  twarz 

lekarza napełniła ją przerażeniem. 

-  To  musi  być  pomyłka  -  oświadczyła  kilka  minut  później,  zdruzgotana 

wiadomością, że spodziewa się dziecka. 

-  Czy  miała  pani  jakieś  problemy  z  żołądkiem?  -  zapytał  lekarz.  -  Wymioty  i 

biegunka potrafią obniżyć skuteczność pigułki. Także niektóre antybiotyki. 

Rachel pokręciła głową, ale po chwili się zawahała. 

-  Ugryzł  mnie  koń  -  powiedziała  powoli  -  i  na  pogotowiu  zapisano  mi  serię 

antybiotyków, żeby zapobiec ewentualnej infekcji. 

-  Sprawdzę,  jakie  zapisano  pani  antybiotyki,  ale  to  najbardziej  prawdopodobna 

przyczyna.  Ważniejszy  jest  fakt,  że  jest  pani  z  całą  pewnością  w  ciąży.  Zlecę  pani 

badanie USG, żeby ustalić datę poczucia. 

Datę poczęcia...  

T L

 R

background image

Te słowa odbijały się echem w głowie Rachel. Teraz był koniec września, a jej ro-

mans  z  Diegiem  zakończył  się  dziewiętnastego  czerwca.  To  znaczyło,  że  musi  być  co 

najmniej w czwartym miesiącu ciąży. 

- Nie wyglądam na ciężarną - powiedziała słabo, patrząc na swój płaski brzuch. 

- Więcej powie nam USG - odparł zdecydowanie lekarz. 

I  tak  się  stało.  Cztery  dni  później  Rachel  wpatrywała  się  z  niedowierzaniem  w 

ziarnisty  obraz  na  ekranie,  gdy  tymczasem  pielęgniarka  wyjaśniała,  że  jest  w 

osiemnastym tygodniu ciąży. 

Później  lekarz  powiedział  jej,  że  przyjmowanie  pigułek  podczas  pierwszych 

miesięcy ciąży nie wpłynie szkodliwie na dziecko. Dodał cicho, że jeśli Rachel nie chce 

donosić  tej  ciąży,  nie  zostało  dużo  czasu  na  działanie.  Reakcja  Rachel  była 

natychmiastowa  -  przerwanie  ciąży  nawet  nie  przyszło  jej  do  głowy  -  ale  na  myśl  o 

posiadaniu dziecka nie czuła ani radości, ani podekscytowania. 

-  Powiedz  ojcu,  a  jeśli  nie  sypnie  groszem,  przekaż  jego  nazwisko  do  Funduszu 

Alimentacyjnego  -  poradziła  jej  matka,  kiedy  Rachel  zadzwoniła  do  niej  w  akcie 

desperacji. 

Rachel wzdrygała się na myśl o proszeniu Diega o pieniądze. Niczego od niego nie 

chciała,  uznała  jednak,  że  ma  prawo  wiedzieć,  iż  ona  spodziewa  się  jego  dziecka. 

Problem  w  tym,  że  nie  miała  pojęcia,  jak  się  z  nim  skontaktować.  Wiedziała,  że  był 

właścicielem rancza, ale Argentyna to przecież duży kraj. 

W  końcu  udało  jej  się  znaleźć  w  Internecie  numer  jego  szkoły  polo  w  Nowym 

Jorku, kiedy tam jednak zadzwoniła, recepcjonistka nie zgodziła się podać jego adresu w 

Argentynie.  Zamiast  tego  zapisała  nazwisko  Rachel  i  obiecała,  że  przekaże  mu 

wiadomość, aby do niej zadzwonił. On jednak nie zadzwonił i wraz z upływem kolejnych 

tygodni  Rachel  musiała  pogodzić  się  z  faktem,  że  jest  w  piątym  miesiącu  ciąży,  że 

niedługo będzie musiała zaprzestać pracy w stajni, że może pożegnać się z miejscem w 

reprezentacji  kraju  i  że  przyczepa  kempingowa  to  nie  jest  odpowiednie  miejsce  na 

wychowywanie dziecka. 

T L

 R

background image

Diego z zaciśniętymi ustami pokonywał krętą drogę do Hardwick Hall, nie po raz 

pierwszy  zastanawiając  się,  co  on  tu,  u  licha,  robi,  skoro  mógł  się  już  znajdować  w 

samolocie do Argentyny. 

Termometr  pokazywał,  że  na  zewnątrz  są  zaledwie  trzy  stopnie,  a  listopadowe 

niebo spowijały deszczowe chmury. Kilka służbowych spotkań zmusiło go do spędzenia 

dwóch  ostatnich  tygodni  w  londyńskim  apartamencie,  co  przywołało  wspomnienia 

ostatniego spotkania z Rachel, i w końcu górę wzięła ciekawość, dlaczego próbowała się 

z nim skontaktować. 

Od tego czasu minęły niemal dwa miesiące i zbyt był zajęty wyjazdami na turnieje 

polo,  rozgrywane  na  całym  świecie,  aby  do  niej  oddzwonić.  Jednak  ku  jego  irytacji 

Rachel ciągle błąkała się w jego podświadomości. 

Przyczepa  kempingowa  wydawała  się  jeszcze  mniejsza  i  starsza,  niż  zapamiętał. 

Może  Rachel  uznała,  że  bycie  kochanką  milionera  to  jednak  nie  taka  zła  sprawa, 

pomyślał  cynicznie.  Co  nie  znaczy,  by  zamierzał  ją  przyjąć  z  powrotem.  Zirytował  go 

fakt,  że  kiedy  wchodził  po  schodkach,  bicie  jego  serca  gwałtownie  przyspieszyło. 

Zapukał. 

- Witaj, Rachel. 

Rachel  dopadł  paskudny  wirus  grypy.  Od  trzech  dni  strasznie  bolała  ją  głowa, 

gardło  i  całe  ciało,  a  temperatura  musiała  poszybować  w  górę,  ponieważ  teraz  miała 

halucynacje. 

Diego? 

Zapragnęła  go  dotknąć,  rzucić  mu  się  na  szyję  i  pozwolić,  aby  ją  mocno  objął  i 

sprawił,  by  poczuła  się  bezpieczna.  Ale  czy  kiedykolwiek  tak  się  przy  nim  czuła?  To 

przecież on był powodem, przez który wszystkie jej marzenia legły w gruzach. 

- Czego chcesz? - wychrypiała. 

Diego zmarszczył brwi i dostrzegł leżące na podłodze kartony i sterty ubrań. 

-  Porozmawiać  z  tobą  -  odparł  krótko. -  Mogę  wejść?  Widzę,  że to nie  najlepszy 

moment, ale jutro wylatuję do domu. 

Rachel skinęła głową. 

- Po co tu przyjechałeś? - zapytała. 

T L

 R

background image

- Z Akademii Ortega przekazano mi wiadomość, że chcesz ze mną porozmawiać - 

odparł lakonicznie. - To było coś ważnego? 

Rachel zaśmiała się gorzko. 

- Dzwoniłam dwa miesiące temu.  

Zmrużył oczy, słysząc jej oskarżycielski ton. 

- Byłem zajęty. 

- O tak, z pewnością. 

-  Widzę,  że  ty  także  -  stwierdził  Diego,  przyglądając  się  kartonom.  -  A  więc  w 

końcu postanowiłaś przeprowadzić się w miejsce bardziej nadające się do mieszkania? 

-  Nie  ma nic złego  w  mieszkaniu  w przyczepie  -  odparowała, rozzłoszczona  jego 

pogardliwym  tonem.  -  Tyle  że  to  niezbyt  odpowiednie  miejsce  na  wychowywanie 

dziecka... 

Cisza,  jaka  zapadła  po  tych  słowach,  pełna  była  napięcia.  Nie  tak  Rachel 

wyobrażała  sobie  poinformowanie  Diega  o  tym,  że  spodziewa  się  jego  dziecka.  Słowa 

same wydostały się z jej ust i teraz czekała ze strachem na jego reakcję. Z jego twarzy 

nic  się  nie  dało  wyczytać,  a  po  dłuższej  chwili  wzruszył  lekko  ramionami  i  wstał  z 

krzesła. 

-  Rozumiem  -  powiedział  chłodno.  -  Cóż,  chyba  pora,  abym  sobie  poszedł.  - 

Odwrócił się w stronę drzwi, nim jednak wyszedł, zerknął jeszcze raz na nią, wyginając 

usta  w  pogardliwym  uśmiechu.  -  Nie  marnowałaś  czasu,  prawda,  Rachel?  A  tak  przy 

okazji, to kto jest ojcem? Rudowłosy stajenny? 

Rachel wzdrygnęła się. Oblizała suche usta i odparła z wysiłkiem: 

- To nie jest dziecko Aleksa. To twoje dziecko.  

Diego poczuł, że wzbiera w nim gniew. Brała go za idiotę? 

- Jak możesz być ze mną w ciąży, skoro rozstaliśmy się kilka miesięcy temu? Jeśli 

twój  chłopak  nie  poczuwa  się  do  odpowiedzialności,  to  twój  problem.  I  nie  ma  nic 

wspólnego ze mną. 

Rachel  była  tak  zaszokowana  reakcją  Diega,  że  jej  mózg  na  chwilę  przestał 

funkcjonować.  Gdy  jednak  Diego  otworzył  drzwi  i  dotarło  do  niej,  że  rzeczywiście 

T L

 R

background image

wychodzi,  odżyła.  Płonął  w  niej  gniew  i  trzęsącymi  się  dłońmi  chwyciła  brzeg  bluzy  i 

podciągnęła ją wysoko, odsłaniając okrągły brzuch. 

-  To  twoje  dziecko,  Diego  -  oświadczyła  z  mocą.  -  Jestem  w  siódmym  miesiącu 

ciąży.  Nie  wiedziałam  o  tym  do  niemal  piątego  miesiąca,  a  kiedy  się  dowiedziałam, 

próbowałam się z tobą skontaktować. Uznałam, że masz prawo wiedzieć. 

Diego pokręcił głową. Wzrok miał lodowaty. 

- Nie wierzę, że to ja jestem ojcem. A jeśli sądzisz, że będę łożył na dziecko kogoś 

innego, to jesteś w błędzie. 

- Alex to mój przyjaciel. Nigdy nie byliśmy kochankami. 

Diego zszedł po schodkach przyczepy. 

- W takim razie musiałaś nabrać innego głupca - warknął. 

Rachel poczuła kolejny przypływ gniewu i podeszła szybko do drzwi. 

- Ty jesteś ojcem, Diego! - zawołała do oddalających się pleców. - Nikt inny być 

nie może, ponieważ jesteś jedynym mężczyzną, z którym spałam. 

Zatrzymał się raptownie i odwrócił na pięcie. Jego twarz wyglądała na wyciosaną 

w granicie. 

- Co powiedziałaś? 

- Kiedy się pierwszy raz kochaliśmy... byłam dziewicą. 

- Kłamiesz. Wiedziałbym, gdyby tak było - dodał arogancko, po czym odwrócił się 

i ruszył w stronę samochodu. 

T L

 R

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Rachel  kłamała.  Z  całą  pewnością.  Nie  był  jej  pierwszym  kochankiem.  Diego 

wyglądał  przez  hotelowe  okno.  Nie  znosił  Anglii  o  tej  porze  roku  -  zimnej,  szarej  i 

posępnej jak jego nastrój. Dzisiaj miał samolot do Buenos Aires i nie mógł się doczekać 

wyjazdu.  Był  zły,  ponieważ  nie  potrafił  wyrzucić  z  myśli  Rachel,  stojącej  w  drzwiach 

rozlatującej się przyczepy, wołającej, że to on jest ojcem jej dziecka. 

Kiedy  zjawił  się  w  Hardwick,  Rachel  była  zadziorna  i  wybuchowa,  ale  także 

nieśmiała  i  nieufna  i  bardzo  się  starała  ukryć,  że  jest  nim  zainteresowana.  Przyznał 

ponuro, że kiedy ją pocałował, zareagowała z pasją, która wznieciła ogień jego pożąda-

nia, ale kiedy kochał się z nią po raz pierwszy, lekko zaskoczyło go jej wahanie. 

Santa Madre! Czy to możliwe, że tamtej nocy pozbawił ją dziewictwa? Zmarszczył 

brwi, przypominając sobie swoją frustrację, kiedy się okazało, że nie ma zabezpieczenia. 

I uczucie ulgi, kiedy Rachel go zapewniła, że bierze pigułki. 

Ogarnął  go  gniew  -  zarówno  z  powodu  własnej  głupoty,  jak  i  obłudy  Rachel. 

Zażąda  dowodu,  że  to  jego  dziecko,  nim  zapłaci  jej  choćby  grosz  -  bo  to  oczywiście 

pieniędzy  od  niego  chciała.  Czy  naprawdę  mógł  wrócić  do  Argentyny  i  dalej  żyć, 

wiedząc,  że  gdzieś  tam  dorasta  jego  potomek?  Nie  chciał  mieć  dziecka,  a  jeśli  Rachel 

mówi  prawdę,  przyjdzie  ono  na  świat  za  kilka  tygodni.  Czuł  wściekłość  i  frustrację,  a 

jednocześnie nie potrafił się wyzbyć zdumienia i zachwytu, że zostanie ojcem. 

Diego  nie  pamiętał  własnego  ojca.  Według  słów  matki  Ricardo  zostawił  ją  dla 

jakiejś  kobiety,  którą  poznał  w  Buenos  Aires,  kiedy  on  i  Eduardo  byli  niemowlętami. 

Lorena  Ortega  poślubiła  nic  niewartego  żigolaka,  co  często  podkreślał  dziadek  Diega, 

dodając zaraz, że Diego jest taki sam jak jego ojciec. 

Ale  nieżyjący  już  dziadek  nie  miał  racji,  pomyślał  z  mocą  Diego,  odstawiając 

filiżankę  z  niedopitą  kawą  i  zrywając  się  na  równe  nogi.  Jeśli  naprawdę  był  ojcem 

dziecka Rachel, wywiąże się ze swoich obowiązków i zrobi to, co należy. 

 

T L

 R

background image

Przeprowadzka  zawsze  bywa  stresującym  doświadczeniem,  a  co  dopiero  po  bez-

sennej nocy, spędzonej na wściekaniu się i płaczu. Na dodatek Rachel nadal miała wyso-

ką temperaturę, a gardło bolało ją tak, jakby nałykała się tłuczonego szkła. 

Rozejrzała się po nędznej kawalerce na ostatnim piętrze Gospody Pod Różą. Było 

tu  jednak  nieco  więcej  miejsca  niż  w  przyczepie  i  wdzięczna  była  Billowi  Baileyowi, 

właścicielowi, za wynajęcie jej tego lokum w zamian za niewygórowany czynsz. 

Dzięki  Billowi  miała  także  posadę  kelnerki  w  gospodzie,  przynajmniej  do  czasu 

narodzin  dziecka.  A  co  będzie  potem?  Kto  to  wie.  Hrabia  Hardwick  powiedział,  że 

zgodnie  z  warunkami  jej  umowy  o  pracę  zatrzyma  dla  niej  posadę  w  klubie  polo, 

wiedziała jednak, że nie będzie mogła wrócić do pracy w stajni, mając pod opieką małe 

dziecko. Niskie zarobki nie pozwoliłyby jej na zatrudnienie opiekunki. Na chwilę obecną 

z  trudem  wiązała  koniec  z  końcem  i  nie  miała  pojęcia,  jak  poradziłaby  sobie  bez 

życzliwości Billa. 

Przysiadła na skraju łóżka i popatrzyła ze znużeniem na kartony, które Bill wniósł 

po  schodach  na  poddasze.  Powinna  je  rozpakować,  ale  było  jej  tak  zimno,  że  aż 

szczękała  zębami.  Skuliła  się  więc  na  łóżku,  naciągnęła  na  siebie  kołdrę  i  natychmiast 

zapadła w niespokojną drzemkę. 

Nawet  kiedy  spała,  w  głowie  jej  dudniło.  Uporczywe  walenie  nie  dawało  jej 

spokoju, aż w końcu nagle ucichło. 

-  A  więc  jednak  tu  jesteś,  tak  jak  mówił  właściciel.  Pukam  od  pięciu  minut. 

Dlaczego nie otworzyłaś? 

Rachel  skrzywiła  się,  gdy  do  jej  snu  wdarł  się  gniewny  głos,  i  zmusiła  się,  aby 

otworzyć oczy. 

- Co tu robisz? - wychrypiała na widok Diega.  

Przykucnął obok łóżka i przyłożył dłoń do jej czoła. 

Dios, cała jesteś rozpalona - mruknął. - Nie zasypiaj, Rachel, muszę cię zawieźć 

do lekarza. 

- Dwa dni temu byłam u lekarza - odparła, skopując z siebie kołdrę, ponieważ teraz 

dla odmiany było jej za gorąco. - Mam grypę, ale z powodu ciąży nie mogę przyjmować 

żadnych lekarstw. Czego chcesz? - zapytała ostro. 

T L

 R

background image

- Prawdy. Jeszcze raz zadam ci to pytanie. Kto jest ojcem twojego dziecka? 

- Możesz mnie pytać i sto razy, a odpowiedź zawsze będzie taka sama - warknęła 

Rachel. Jak śmie wątpić w jej słowa? Spiorunowała go wzrokiem. - Ty. 

-  Chcę  dowodu  -  oświadczył  lodowato.  -  Wczoraj  wieczorem  pogrzebałem  w 

Internecie  i  dowiedziałem  się,  że  można  przeprowadzić  test  DNA  nawet  wtedy,  gdy 

dziecko jest jeszcze w łonie matki. Potrzeba jedynie próbki twojej krwi. 

-  Niczego  nie  muszę  udowadniać.  Byłeś  pierwszym  i  jedynym  mężczyzną,  z 

którym uprawiałam seks i czy ci się to podoba czy nie, dziecko jest twoje. 

- Zaplanowałaś zajście w ciążę? 

Rachel tak była zaszokowana tym oskarżeniem, że na chwilę zaniemówiła. 

-  Czy  to  zaplanowałam?  -  zapytała  w  końcu  lodowato.  -  Myślisz,  że  chcę  być  w 

ciąży? Straciłam wszystko - oświadczyła z goryczą. - Pracę, którą kochałam, mój dom, 

mojego  konia.  Udało  mi  się  zdobyć  miejsce  w  reprezentacji  kraju,  ale  musiałam 

zrezygnować. - Zadrżał jej głos. - Nie mogłam pozbawiać Pirana szansy na udział w mis-

trzostwach Europy i na szczęście Peterowi Irvingowi udało się znaleźć na moje miejsce 

innego  jeźdźca.  Piran  mieszka  teraz  na  farmie  nowego  właściciela  w  Norfolk,  zbyt 

daleko, abym go mogła odwiedzać. - Zamknęła na chwilę oczy. - Nie, nie zaplanowałam 

tego  i  nie  okłamałam  cię.  Brałam  pigułki,  ale  zawiodły  przez  antybiotyki,  jakie  mi 

zapisano  po  ugryzieniu  konia.  To  był  po  prostu...  pech  -  dodała  cicho.  -  Ale  to  mój 

problem, Diego, i jakoś sobie poradzę. Nic od ciebie nie chcę. Dam sobie radę sama. 

Diego  zmarszczył  brwi.  Nie  tak  wyobrażał  sobie  tę  rozmowę.  Spodziewał  się,  że 

Rachel ucieszy się na jego widok, że będzie wdzięczna za szansę przekonania go, że to 

on jest ojcem dziecka. I rzeczywiście był o tym przekonany. Nawet bez testów DNA. 

- Jak zamierzasz dać sobie radę? - zapytał, rozglądając się po nędznym pokoju ze 

starymi meblami i odłażącą ze ścian tapetą. 

- Myślę o tym, aby oddać dziecko do adopcji.  

Po raz drugi w ciągu dwóch dni Diego poczuł się tak, jakby otrzymał kopniaka w 

brzuch. 

-  Jak  możesz  choćby  pomyśleć  o  czymś  takim?  -  zapytał  ostro.  -  Sądzisz,  że 

pozwoliłbym ci oddać obcym ludziom moje dziecko? 

T L

 R

background image

- Twoje dziecko, Diego? Jeszcze wczoraj stanowczo twierdziłeś, że ojcem dziecka 

jest jeden z wielu moich kochanków. 

-  A  dzisiaj  jestem  gotowy  zaakceptować  prawdopodobieństwo,  że  dziecko  jest 

moje - zripostował. 

Pokręcił głową. Jakie życie miałoby to dziecko, pozbawione tego, co najważniejsze 

- matczynej miłości? On wiedział, jak to jest. Odkąd sięgał pamięcią, matka darzyła go 

niechęcią,  całą  miłość  przelewając  na  Eduarda.  Babcia powiedziała  mu  przed  śmiercią, 

że  jego  przyjście  na  świat  wszystkich  zaskoczyło.  Jego  matka  nie  wiedziała,  że 

spodziewa  się  bliźniąt  i  narodziny  drugiego  syna  okazały  się  dla  niej  traumatyczne. 

Według słów babci Elviry, Lorena nie stworzyła z nim silnej więzi, a gdy Diego podrósł, 

fizyczne podobieństwo do ojca sprawiało, że matka tym bardziej go odrzucała. 

- Nie chcesz naszego dziecka, Rachel? - zapytał ostrym tonem. 

Przygryzła wargę i cofnęła się myślami do kilku ostatnich miesięcy, kiedy niemal 

żywiła urazę do tego dziecka, którego poczęcie było zupełnie przypadkowe. 

-  Nie  jest  tak,  że  go  nie  chcę  -  powiedziała  drżącym  głosem.  -  Ważne  jest  to,  że 

chcę  dla  niego  jak  najlepiej.  -  Rozejrzała  się  po  pokoju.  -  Nie  mam  środków  na 

utrzymanie dziecka, ale są setki par, które oddałyby wszystko za dziecko i które są mu w 

stanie dać bezpieczne, szczęśliwe dzieciństwo. Z dwojgiem rodziców, którzy je kochają. 

-  Chcesz  przez  to  powiedzieć,  że  nie  sądzisz,  abyśmy  my  mogli  mu  to  wszystko 

zapewnić? 

Rachel posłała mu zjadliwe spojrzenie. 

- Nie ma czegoś takiego jak „my", Diego. Aż do wczoraj nie wiedziałeś, że jestem 

w ciąży, a ja  nie miałam jak się z tobą skontaktować. Gdybyś się tu nie zjawił, nigdy byś 

się nie dowiedział, że zostałeś ojcem. 

-  Powiedz  mi  coś,  ale  szczerze  -  rzekł  ostro.  -  Gdybyś  była  w  takiej  sytuacji,  że 

mogłabyś należycie wychować dziecko, to czy chciałabyś je zatrzymać? Kochałabyś je? 

- Oczywiście, że bym je kochała - wyszeptała. Czy Diego sądził, że decyzja o od-

daniu dziecka do adopcji przyszła jej łatwo? - Oczywiście, że tak. 

- W takim razie możemy zrobić tylko jedno. - Po raz pierwszy od dwudziestu czte-

rech godzin Diego poczuł spokój, godząc się z tym, co nieuchronne, i uświadamiając so-

T L

 R

background image

bie, że istnieje tylko jedno rozwiązanie. - Wyjdziesz za mnie, Rachel, i razem wychowa-

my w Argentynie nasze dziecko.  

Rachel poczuła, że nogi ma nagle jak z waty. 

- Moi rodzicie wzięli ślub tylko dlatego, że ja byłam w drodze, i uwierz mi, to nie 

wyszło. Nie mam zamiaru powtarzać błędu rodziców - oświadczyła z mocą. 

Diego  przez  chwilę  milczał,  przyglądając  jej  się  z  taką  uwagą,  jakby  pragnął 

odczytać jej myśli. 

-  Jeśli  chcesz  wiedzieć,  to  moi  rodzice  pobrali  się  z  tego  samego  powodu  - 

powiedział chłodno. - Nie pamiętam ojca, odszedł, kiedy ja i mój brat bliźniak byliśmy 

mali. Taki przymusowy ślub moim rodzicom także nie przyniósł nic dobrego. 

Rachel spojrzała na niego z zaskoczeniem. Po raz pierwszy wspomniał cokolwiek 

na temat swojej rodziny. 

- Nie wiedziałam, że masz brata bliźniaka. Jesteście identyczni? 

- Byliśmy podobni, ale nie identyczni - odparł. 

- Byliście? 

- Mój brat od dziesięciu lat nie żyje. 

Ton głosu Diega ostrzegł ją, aby nie drążyła tematu; dostrzegła ból w jego oczach i 

serce jej się ścisnęło. 

- Skoro małżeństwo z rozsądku nie udało się ani twoim rodzicom, ani moim, po co 

je proponujesz, wiedząc, że jest skazane na porażkę...? - zaczęła, ale on jej przerwał. 

- Czego pragnęłaś najbardziej, kiedy byłaś mała, Rachel? 

-  Mieć  konia  -  odparła  krótko,  zastanawiając  się,  dokąd  prowadzi  ta  rozmowa. 

Cofnęła się pamięcią do czasów dzieciństwa i wzruszyła ramionami. - Tak naprawdę to 

najbardziej  na  świecie chciałam być  moją przyjaciółką, Clare;  mieć  normalną rodzinę  i 

rodziców, którzy nie krzyczą ciągle na siebie. Rodzice Clare lubili się i zawsze uważa-

łam, że tak właśnie powinno wyglądać małżeństwo. 

- Wygląda na to, że mamy takie same poglądy w kwestii małżeństwa - powiedział 

cicho Diego. - Jako dziecko także żałowałem, że nie mam rodziców, którzy kochają się i 

troszczą się o mnie. Uważam, że dla dobra naszego dziecka moglibyśmy być przyjaciół-

T L

 R

background image

mi, Rachel, a nasze małżeństwo byłoby takie, jak opisałaś. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi - 

przypomniał jej, kiedy patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. 

- Ślub to szalony pomysł - mruknęła. - To by się nie udało. 

-  Co  wobec  tego  proponujesz?  -  zapytał  ostro.  -  Nosisz pod sercem  spadkobiercę 

fortuny Ortegów. Jestem zdecydowany brać czynny udział w jego wychowaniu. Czy na-

prawdę możesz mu odmówić prawa przysługującego z urodzenia? 

- Nie wiem, co robić - przyznała. - Nie chodzi tylko o ślub. Musiałabym się prze-

prowadzić na drugi koniec świata, do obcego kraju... 

- Argentyna to piękny kraj i obiecuję, że się w nim zakochasz, querida - zapewnił 

ją Diego, uśmiechając się nieoczekiwanie. 

Usiadł  na  łóżku  i  wziął  Rachel  w  ramiona,  lekko  zaskoczony  tym,  że  ona  nie 

stawia oporu. Oparła głowę na jego piersi, a on głaskał długie, jasne włosy. 

-  Pozwól  mi  zaopiekować  się tobą  i dzieckiem  -  wymruczał, muskając ustami  jej 

włosy. 

Słowa  te  poruszyły  czułą  nutę  w  jej  sercu.  Jeśli  miała  być  szczera,  to  przyszłość 

napawała  ją  przerażeniem  i  dość  miała  robienia  dobrej  miny  do  złej  gry  i  zapewniania 

siebie i innych, że da sobie radę. Nie chciała wychowywać dziecka sama, ale także nie 

chciała oddawać go do adopcji. 

- Kiedy chciałbyś wziąć ślub? - wychrypiała, przykładając dłoń do brzucha. 

Diego położył swoją rękę tuż obok. 

- Od razu zacznę załatwiać formalności - powiedział spokojnie. - Nie mamy dużo 

czasu. 

T L

 R

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Tego samego dnia pojechali do londyńskiego apartamentu Diega. Rachel większą 

część drogi przespała, a kolejny tydzień spędziła w łóżku, tak osłabiona wirusem, że nie 

miała  siły  kłócić  się  z  Diegiem,  kiedy  przynosił  jej  posiłki  do  łóżka  i  czekał,  aż  zje 

chociaż połowę porcji. 

Rano,  w  dniu  ich  ślubu,  Rachel  włożyła  jasnoniebieską  suknię  ciążową  i  rozklo-

szowany  płaszczyk,  które  kosztowały  majątek.  Płaszczyk  był  tak  sprytnie  skrojony,  że 

ukrywał fakt, iż jest w zaawansowanej ciąży, ale i tak czuła się wielka jak wieloryb. 

Ślub odbył się w urzędzie stanu cywilnego w Westminster o jedenastej w deszczo-

wy  piątek,  świadkami  zaś  byli  kierowca  Diega  i  jego  gosposia.  Rachel  odrzuciła  jego 

propozycję zaproszenia swojej  rodziny,  wyjaśniając, że  rodzice nie  są  w  stanie  przeby-

wać w tym samym pomieszczeniu bez wszczynania karczemnych awantur. 

Gdy czekali w urzędzie na korytarzu, Diego nagle zniknął i chwilę później pojawił 

się z pięknym bukietem żółtych róż. 

- Jest przyjęte, że panna młoda ma w dniu ślubu bukiet kwiatów - powiedział cicho 

na widok zaskoczonej miny Rachel. 

Ich ślub nie był konwencjonalny i ona nawet nie pomyślała o kwiatach, ale z jakie-

goś powodu ten gest Diega mocno ją wzruszył. Zamrugała, starając się powstrzymać na-

pływające do oczu łzy. 

-  Dziękuję.  Są  śliczne  -  powiedziała  schrypniętym  głosem,  przypominając  sobie 

żółte  róże,  które  dostała  od  niego,  kiedy  ją  po  raz  pierwszy  odwiedził  w  przyczepie.  I 

kiedy po raz pierwszy pocałował. Zastanawiała się, czy on także to pamięta, ale z twarzy 

Diega nie dało się nic wyczytać. 

Natychmiast po ceremonii udali się do czekającej limuzyny, która zawiozła ich na 

lotnisko. Ten sam lekarz, który przeprowadził test na ojcostwo, podpisał specjalną zgodę, 

aby w tak zaawansowanej ciąży Rachel leciała samolotem. 

Kiedy tuż przed lotniskiem samochód stanął w korku, Diego wręczył jej małe, ak-

samitne pudełko. 

T L

 R

background image

- Prezent z okazji ślubu - mruknął, zastanawiając się, dlaczego na widok nieufności 

w jej spojrzeniu zapragnął wziąć ją w ramiona i mocno przytulić. 

Miał to, czego pragnął; jego dziecko przyjdzie na świat w Argentynie i będzie no-

sić nazwisko Ortega. I miał żonę, której pożądał bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety 

na świecie. Gdyby sześć miesięcy temu ktoś mu powiedział, że nocami nie będzie mógł 

spać, snując fantazje na temat kobiety w zaawansowanej ciąży, zaśmiałby się tej osobie 

w twarz. 

- Otwórz - powiedział zachęcająco, kiedy Rachel wpatrywała się w pudełko, jakby 

się bała, że może wybuchnąć. 

Drżącymi palcami uniosła aksamitne wieczko i aż jej zaparło dech w piersi na wi-

dok owalnego szafiru otoczonego połyskującymi brylancikami. 

- Jest niesamowity - powiedziała cicho, ponieważ Diego wyraźnie czekał na jej re-

akcję. 

Pierścionek był rzeczywiście piękny i nie była sobie w stanie wyobrazić, ile musiał 

kosztować. Tyle że pieniądze nie stanowiły dla Diega żadnego problemu i nie łudziła się, 

że kupił jej pierścionek z powodów sentymentalnych. 

Uniósł jej dłoń i wsunął pierścionek tuż obok obrączki. Był ciężki i choć rozmiar 

okazał się idealny, na jej szczupłym palcu wydawał się zbyt duży i ciężki. 

- Jak daleko od Buenos Aires jest twoje ranczo? - zapytała z ciekawością. 

-  Estancia  Elvira  leży  jakieś sto  kilometrów  na  północ  od stolicy.  Dojazd zabiera 

niewiele ponad godzinę, ale ja najczęściej latam tam helikopterem. 

- Latasz tam? - Rachel zmarszczyła brwi. - Ale mieszkasz w... estancii, prawda? 

-  Nie,  wolę  mieszkać  w  mieście  -  odparł  zwięźle  Diego.  -  Mam  dwupoziomowy 

apartament w dzielnicy Puerto Madero. Z czterdziestego drugiego piętra rozciąga się fan-

tastyczny widok na port, no i ma się na wyciągnięcie ręki sklepy i nocne życie. 

- Ale będziemy pomieszkiwać także w estancii- zapytała niespokojnie. 

Podczas ich pobytu w Londynie Diego nie wydawał jej się obcy tylko wtedy, gdy 

rozmawiali o jego programie hodowli kuców, i nie mogła się doczekać zamieszkania na 

ranczu, blisko koni. 

Wzruszył lekko ramionami. 

T L

 R

background image

-  Być  może  zabiorę  cię  tam  po  narodzinach  dziecka,  ale  na  razie  lepiej  będzie 

mieszkać w mieście, w pobliżu wszelkich udogodnień. Drogi są dobre, ale estancia leży 

jednak daleko od szpitala. 

I  wiązało  się  z  nią  zbyt  wiele  wspomnień.  Kiedy  Diego  znajdował  się  w  stajni, 

koncentrował się wyłącznie na koniach, ale w domu, gdzie on i Eduardo spędzili dzieciń-

stwo, prześladowały go sceny z przeszłości i gotów był przysiąc, że czasami słyszy głos 

brata, odbijający się echem od ścian. 

Lecieli nad Buenos Aires. Rachel zaszokowała wielkość miasta i setki wieżowców, 

ciągnących  się  aż  do  linii  horyzontu.  Stanowiło  to  olbrzymi  kontrast  z  niewielką  miej-

scowością  w Gloucestershire,  gdzie spędziła  większość  życia, i  czuła ukłucie paniki na 

myśl  o  radzeniu  sobie  w  gąszczu  ulic  wielkiego  miasta.  Na  dodatek  w  ogóle  nie  znała 

hiszpańskiego. 

Gorące  i  wilgotne  powietrze,  które  buchnęło  w  chwili,  gdy  wysiedli  z  samolotu, 

okazało się kolejnym szokiem po chłodnej zimie, jaką zostawili za sobą w Anglii. 

-  Apartament  ma  klimatyzację  -  wyjaśnił  Diego,  kiedy  Rachel  pomachała  ręką 

przed rozgrzaną twarzą i zapytała, czy zawsze jest tutaj tak ciepło. - W budynku jest tak-

że prywatny basen i siłownia, gdybyś po narodzinach dziecka chciała wrócić do dawnej 

figury. 

Rachel popatrzyła na swój wielki brzuch, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś bę-

dzie  płaski.  Czy  Diego  ponownie  się  nią  zainteresuje,  jeśli  wróci  do  szczupłej  figury  - 

czy  też  jego  pożądanie  zupełnie  umarło?  W  ogóle  nie  rozmawiali  na  temat  fizycznej 

strony  ich małżeństwa,  a jako  że noc poślubną spędzili  w samolocie,  kwestia seksu  nie 

została poruszona. Czy to się stanie dziś wieczorem? Czy Diego oczekiwał, że jako jego 

żona będzie dzielić z nim łóżko? 

Poznała odpowiedź, kiedy wysiedli z windy i Diego wprowadził ją do apartamentu. 

Zmęczenie po podróży i nerwowe napięcie sprawiły, że Rachel chwiała się na nogach, a 

jej oczy na tle bladej twarzy wydawały się ogromne. 

- Wyglądasz na wykończoną - stwierdził Diego. Wziął ją na ręce i, ignorując prote-

sty, zaniósł na sam koniec korytarza. - Tu jest twój pokój, gdzie możesz przez kilka go-

T L

 R

background image

dzin poodpoczywać. Wieczorem zjemy kolację w jednej z moich ulubionych restauracji, 

a jeśli będziesz miała ochotę, to oprowadzę cię po okolicy. 

Rachel  kiwnęła  głową.  Kiedy  położył  ją  na  ładnej  różowej  narzucie,  zapragnęła, 

aby zajął miejsce obok niej, on jednak szybko się wyprostował i odsunął od łóżka. 

- Kiedy dziecko się urodzi, nie będziemy mogli jadać na mieście - mruknęła. 

-  Zdaję  sobie  z  tego  sprawę  i  dlatego  zacząłem  się  już  rozglądać  za  kucharzem. 

Pewnie będę musiał zostać domatorem - odparł bez szczególnego entuzjazmu w głosie. 

Czyżby już żałował, że ją tu sprowadził?  

Rachel  patrzyła,  jak  chodzi  po  pokoju  niczym  zamknięty  w  klatce  tygrys.  Ale  to 

przecież on nalegał na ślub. I dla dobra dziecka oboje będą musieli się czegoś wyrzec i 

mocno starać, aby wszystko jakoś się ułożyło. 

Ku zaskoczeniu Rachel przywyknięcie do nowego życia w Argentynie nie okazało 

się tak trudne, jak się obawiała. Diego wycofał się z następnego turnieju polo, ponieważ 

to  by  oznaczało  natychmiastowy  wylot  na  wyspy  Bahama.  Zamiast  tego  oprowadzał ją 

po Buenos Aires, zatrzymując się po drodze w niezliczonej ilości kafejek. 

-  Przekonasz się,  że Buenos  Aires to  miasto  kosmopolityczne,  z silnymi  europej-

skimi wpływami - wyjaśnił, kiedy się przechadzali po dzielnicy La Boca, gdzie znajdo-

wały się niezwykłe blaszane domki, pomalowane w kolorach tęczy. - Portenos, jak na-

zywa  się  mieszkańców  Buenos  Aires, to  ludzie  wielokulturowi,  i  oprócz hiszpańskiego 

usłyszysz tu także włoski i niemiecki. 

Rachel urzekła niczym nieposkromiona energia tego miasta, natomiast mniej entu-

zjazmu wykazała, kiedy udali się na zakupy. Na Avenida Alvear mieściło się wiele buti-

ków  znanych  projektantów  i  Diego  zaciągnął  ją  do  Prady,  Louisa  Vuittona  i  Versace, 

gdzie  mierzyła  całe  mnóstwo  oszałamiających,  ale  absurdalnie  drogich  wieczorowych 

sukien ciążowych. 

- Za kilka tygodni ciążowe ubrania nie będą mi potrzebne - argumentowała, modląc 

się w duchu, aby do końca życia nie przypominała piłki plażowej. 

-  Już  ci  tłumaczyłem,  że  mamy  zaproszenia  na  kilka  przyjęć  w  okresie  świątecz-

nym - odparł Diego. - A jutro wieczorem jeden z moich najbliższych przyjaciół, Frederi-

co, i jego żona urządzają przyjęcie, aby uczcić nasz ślub. 

T L

 R

background image

Rachel  cofnęła  się  myślami  do  tej  jedynej  okazji,  kiedy  udzielała  się  towarzysko 

razem z Diegiem. Czuła się koszmarnie nie na miejscu w Ascot, w gronie jego zamoż-

nych  znajomych,  a  tutaj,  w  Argentynie,  kolejną  barierę  stanowić  będzie  nieznajomość 

hiszpańskiego. 

- Polubisz Rica i Juanę - zapewnił Diego. - Ich córeczka Ana ma dwa latka, a Juana 

niedawno oświadczyła, że spodziewa się drugiego dziecka. 

Federico  Gonzales  i jego  żona  mieszkali  w  dużym  domu  w stylu  hiszpańskim  na 

zielonych przedmieściach miasta. I okazali się tak przyjacielscy i czarujący, jak obiecał 

Diego. Juana była ładna i pulchna. 

- Po ciąży z Aną zostało mi kilka nadprogramowych kilogramów, a teraz w drodze 

jest kolejne dziecko - wyjaśniła, kiedy zostały z Rachel same. - Na szczęście Rico twier-

dzi, że lubi moje krągłości. 

Rachel bardzo się cieszyła, że Juana jest taka praktyczna, ponieważ większość po-

zostałych znajomych Diega to była śmietanka towarzyska. Grzecznie skrywali ciekawość 

i  odzywali  się  do  niej  po  angielsku,  Rachel  nie  wiedziała  jednak  nic  na  temat  win  czy 

opery, a już na pewno polityki, i przekonała się, że ma z nimi naprawdę mało wspólnego. 

Między sobą inni goście rozmawiali po hiszpańsku i kiedy Rachel słuchała niezro-

zumiałych dla siebie słów, czuła się coraz bardziej wyobcowana. 

Poszukała wzrokiem Diega i zobaczyła, że właśnie zmierza w jej stronę. 

- Gdzie zniknęłaś? - zapytał, kiedy znalazł się przy jej boku. 

- Poszłam z Juaną na górę, aby poznać małą Anę. To słodka dziewczynka - odpar-

ła. 

- Już niedługo i my będziemy mieć słodkie maleństwo - rzekł, patrząc na nią uważ-

nie.  

Dzisiejszego  wieczoru  nie  mógł  oderwać  od  Rachel  wzroku.  W  jednej  z  wielu 

książek na temat ciąży i narodzin przeczytał, że ciężarne kobiety często promienieją i za-

stanawiał się, co to znaczy. Teraz już wiedział. 

Rachel przez chwilę się wahała, po czym wyrzuciła z siebie to, co ją dręczyło przez 

cały wieczór. 

T L

 R

background image

- Nasze dziecko będzie mówić po angielsku czy hiszpańsku? Juana mówi do swej 

córki oczywiście po hiszpańsku... - Urwała, nie potrafiąc wytłumaczyć, jak się poczuła, 

kiedy uderzyła ją myśl, że Diego z całą pewnością będzie chciał, aby językiem ojczystym 

jego dziecka był hiszpański. Wystarczająco nieprzyjemne było to, że nie mogła swobod-

nie gawędzić z jego znajomymi, ale perspektywa niemożności komunikowania się z wła-

snym dzieckiem była doprawdy straszna. 

- Tak sobie myślę, że dziecko będzie dwujęzyczne - odparł Diego. 

- Tobie to odpowiada, ponieważ znasz biegle oba języki. - Rachel przygryzła war-

gę. - Ty będziesz mógł rozmawiać z dzieckiem po hiszpańsku, ale ja... Kiedy pójdziemy 

na wywiadówkę, nie będę wiedzieć, jakie on czy ona robi postępy... - Do jej oczu napły-

nęły łzy. - Diego... muszę nauczyć się hiszpańskiego, ale w szkole byłam beznadziejna, 

jeśli chodzi o języki. Z francuskim sobie nie poradziłam. 

Jej  bezradność  poruszyła  czułą  nutę  w  sercu  Diega.  W  przeciwieństwie  do  wielu 

znanych mu kobiet, Rachel rzadko płakała. Sprawiała wrażenie, że jest silna i niezależna, 

ale nagle dotarło do niego, jak wielkie musiała czuć przerażenie, przeprowadziwszy się 

do obcego kraju z innymi zwyczajami, stylem życia i językiem. 

- Nauczę cię hiszpańskiego, querida - obiecał łagodnie. - I ze mną w roli nauczy-

ciela na pewno dasz sobie radę. - Otarł kciukiem jej łzy. - Każdego dnia godzinę będzie-

my poświęcać na uczenie cię języka pisanego i co ważniejsze, będziemy rozmawiać po 

hiszpańsku. Zdziwisz się, jak szybko pójdzie ci nauka. - Wziął ją w ramiona, wdychając 

delikatny zapach jej perfum. - To twoja pierwsza lekcja. Me siento muy orgulloso de mi 

hermosa esposa. Chcesz wiedzieć, co to znaczy? 

Rachel kiwnęła głową. 

- To znaczy: jestem bardzo dumny z mojej pięknej żony. 

- Och... - Nie wiedziała, co powiedzieć, ale słowa nagle okazały się zbędne, kiedy 

Diego opuścił głowę i delikatnie musnął ustami jej wargi. Rachel natychmiast zapragnęła 

więcej. Objęła go w pasie, bojąc się, że chce się odsunąć, on jednak przesunął koniusz-

kiem języka po konturach jej warg, po czym raz jeszcze objął w posiadanie usta Rachel, 

tym razem bardziej namiętnie i zdecydowanie. 

T L

 R

background image

- Od teraz masz mi natychmiast mówić, jeśli coś będzie cię martwić - nakazał, kie-

dy w końcu uniósł głowę i oboje głęboko odetchnęli. - Jestem twoim mężem, Rachel, i 

moim obowiązkiem jest chronienie cię i otaczanie opieką. 

Podniecił się w chwili, gdy wziął ją w ramiona, i ogarnęło go dojmujące pragnie-

nie,  aby  wyprowadzić  ją  do  ciemnego  ogrodu,  gdzie  byliby  sami  i  gdzie  mógłby  bez 

przeszkód dotykać jej oszałamiającego ciała. Przywołując całą swoją silną wolę, odsunął 

się od Rachel. 

- Przyniosę nam coś do picia. Zostaniesz chwilę sama? 

Po chwili koło niej zjawił się kelner, częstując słodkościami, i Rachel nie mogła się 

oprzeć posypanym cukrem churros, przypominającym małe angielskie pączki. 

- Będę wielka jak szafa trzydrzwiowa, jeśli nie przestanę podjadać - powiedziała do 

Juany, która akurat do niej podeszła. 

Juana uśmiechnęła się blado, wzrok miała jednak poważny. 

-  Rachel...  Właśnie  przyjechała  Lorena  Ortega,  która  chce  cię  poznać.  -  Juana 

skrzywiła  się.  -  Lorena  to  matka  Diega.  Musiałam  ją  oczywiście  zaprosić na  przyjęcie, 

ale mówiła, że się nie zjawi. Nie mogę uwierzyć, że jednak zmieniła zdanie. - Juana była 

wyraźnie skrępowana. - Pewnie wiesz, że Diega nie łączą z matką zbyt dobre stosunki. 

Zawsze tak było, nawet kiedy Diego był dzieckiem, no i oczywiście po tym wypadku... 

cóż... - Juana urwała. - To żadna tajemnica, że Lorena uwielbiała Eduarda i żywiła nie-

chęć do Diega. A teraz chciałaby się z tobą zobaczyć na osobności. Ale nie musisz tego 

robić. Chciałam ostrzec Diega, że jest tu Lorena, ale Federico wyciągnął go, żeby się po-

chwalić nową zabawką, a znając mojego męża i samochody, może to potrwać i godzinę. 

Rachel wzruszyła ramionami. 

- Chętnie poznam matkę Diega. - Prawdę mówiąc, była niesamowicie jej ciekawa, 

ponieważ Diego nigdy o niej nie mówił. 

Udała się za Juaną do pomieszczenia, które najwyraźniej było gabinetem Federica. 

Matka  Diega  w  młodości  musiała  być  pięknością  i  do  teraz  zachowała  klasyczne 

rysy twarzy i szczupłą figurę. Twarz miała jednak pokrytą siateczką zmarszczek, usta za-

ciśnięte  w  cienką  linię,  a  wzrok  pozbawiony  wyrazu.  Była  także  pijana,  co  dostrzegła 

Rachel, kiedy weszła do gabinetu i czekała, aż Lorena dopije brandy. 

T L

 R

background image

-  A  więc  to  jest  żona  Diega.  -  Jej  wzrok  przesunął  się  po  Rachel.  Zaśmiała  się 

gorzko. - I jesteś w ciąży. Cóż, dziwi mnie, że to się stało dopiero teraz. Lista kochanek 

mego syna jest doprawdy legendarna. - Wykonała władczy gest, pokazujący, by Rachel 

usiadła. Sama zaś dolała sobie brandy. - Masz ochotę na drinka? 

- Nie, dziękuję. - Rachel odruchowo położyła dłoń na brzuchu. 

Lorena zmrużyła oczy. 

- Jesteś jeszcze dzieckiem. Dzieckiem uwiedzionym przez mężczyznę, który powi-

nien mieć więcej oleju w głowie. 

Rachel pokręciła głową. 

-  To  nieprawda  -  oświadczyła  zdecydowanie.  -  Diego  mnie  nie  uwiódł.  Wiedzia-

łam, co robię. 

Lorena wzruszyła ramionami. 

- Twoje poczucie lojalności jest wzruszające, ale obawiam się, że nie zostanie od-

wzajemnione. Miałam tyle lat co ty, kiedy poznałam ojca Diega. Byłam młoda, naiwna i 

bez  pamięci  zakochana.  Ale  Ricardo  okazał  się  playboyem  i  oportunistą  i  nie  pragnął 

mnie, lecz moich pieniędzy. Mój ojciec od razu go przejrzał, ale wtedy było już za póź-

no.  Spodziewałam  się  dziecka  i  zaślepiało  mnie  uczucie  do  Ricarda.  Byłam  taka 

wdzięczna, kiedy mi się oświadczył. - Lorena przez chwilę milczała. - Nie wiedziałam o 

jego  innych  kobietach,  przynajmniej  nie  na  początku.  Ale  wraz  z  upływem  kolejnych 

miesięcy, kiedy ciąża stawała się coraz bardziej zaawansowana, Ricardo nie zawracał już 

sobie głowy utrzymywaniem w tajemnicy częstych wyjazdów do Buenos Aires. Zawsze 

myślałam, że gdyby to było tylko jedno dziecko, gdybym nosiła pod sercem tylko Eduar-

da,  wtedy  utrzymałabym  zainteresowanie  Ricarda  -  wyznała  z  błyskiem  szaleństwa  w 

oku. - Ale który mężczyzna chciałby się kochać z kobietą, której ciało jest spuchnięte i 

brzydkie? Nie byłam w ciąży z jednym dzieckiem, lecz dwójką, a rodząc Diega niemal 

umarłam. 

-  Ale  nie  może  winić  pani  Diega  za  niewierność  męża  -  powiedziała  zaskoczona 

Rachel. - Jak można winą obarczać małe, niewinne dziecko? 

Lorena uniosła szklankę do ust i wzięła kolejny duży łyk bursztynowego płynu. 

T L

 R

background image

- Gdyby był tylko Eduardo... - mruknęła niewyraźnie. Nagle uniosła głowę i spoj-

rzała na Rachel szklanymi oczami. - Diego jest taki jak jego ojciec, zapamiętaj moje sło-

wa. Nigdy nie pozostał długo wierny jednej kobiecie i jesteś głupia, jeśli ci się wydaje, że 

teraz  będzie  inaczej.  Diego  był  zawsze  dziki  i  lekkomyślny  -  kontynuowała  ponuro.  - 

Gdy  tymczasem  Eduardo  był  najlepszym  synem,  jakiego  matka  może sobie  wymarzyć. 

Ale Eduardo nie żyje... - urwała i dopiła brandy - ...i Diego jest temu winny. Diego posłał 

go na śmierć... 

- Co ma pani na myśli...? - Serce Rachel waliło tak szybko, że ledwie była w stanie 

oddychać. 

Usłyszała jakiś dźwięk przy drzwiach i odwróciła głowę. 

Do gabinetu wszedł Diego. 

-  Hola,  Madre.  -  Zmierzył  podejrzliwym  spojrzeniem  Lorenę  Ortegę  i  na  wpół 

opróżnioną butelkę brandy. - Widzę, że świętujesz mój ślub z Rachel. 

- Być może współczuję twojej żonie wyboru męża - warknęła Lorena. 

-  I  bez  wątpienia  ostrzegasz ją,  że  jestem seryjnym  kobieciarzem, tak jak mój oj-

ciec? 

- Cóż, taka jest prawda, czyż nie, Diego? - Lorena spojrzała gniewnie na syna i Ra-

chel zaszokowała gorycz w jej oczach. - Ty i Ricardo jesteście ulepieni z tej samej gliny. 

On nawet umarł w ramionach jednej ze swoich ladacznic. 

Diego przeszedł przez pokój i objął Rachel. 

- Zabieram teraz moją żonę do domu - powiedział cicho. - To był długi wieczór i z 

pewnością jest bardzo zmęczona. 

Rachel  była  tak  zaszokowana  oskarżeniem  Loreny,  że  Diego  miał  coś  wspólnego 

ze śmiercią brata, że nie odezwała się ani słowem i po prostu pozwoliła się wyprowadzić 

z gabinetu. Diego zatrzymał się w drzwiach i zerknął na matkę. 

- Moje dziecko jest twoim wnukiem, Madre. Nie sądzisz, że powinnaś spróbować 

zapomnieć o przeszłości i stać się częścią życia tego dziecka? 

Lorena zaśmiała się z goryczą. 

- Nigdy nie zapomnę - oświadczyła jadowicie.  

Spojrzała na Diega z taką odrazą, że Rachel zamarła. 

T L

 R

background image

- Eduardo nigdy się nie ożeni ani nie zostanie ojcem. - Do jej głosu zakradła się hi-

steria. - Wszystko zostało mu odebrane... 

Z  twarzy  Diega  odpłynęła  cała  krew  i  Rachel  wstrząsnęła  udręka  w  jego  oczach. 

Szybko jednak wziął się w garść i skinął głową matce. 

Adios, Madre - powiedział cicho, po czym zamknął za nimi drzwi. 

 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

W drodze do domu Rachel, nie chcąc rozmawiać, zamknęła oczy i udawała, że śpi. 

Ale nie mogła wyrzucić z pamięci Loreny Ortegi, pijącej brandy i wpatrującej się w Ra-

chel - i co gorsza, wyrazu twarzy Diega, kiedy Lorena mówiła o jego bracie, Eduardzie. 

Lorena  była  przekonana,  że to  Diega  należy  winić  za  śmierć  jej drugiego  syna.  Rachel 

nie śmiała jednak prosić męża o udzielenie wyjaśnień. 

Ale nawet jeśli mroczne myśli dręczyły go podczas jazdy do apartamentu, najwy-

raźniej odepchnął je od siebie, w chwili gdy kiedy weszli do środka. 

-  Wiedziałem,  że  polubisz  Juanę  -  stwierdził,  podchodząc  do  barku  w  salonie.  - 

Napijesz się czegoś? Mogę ci zrobić herbatę. - Posłał jej pewny siebie uśmiech mężczy-

zny, który już nie jest w kuchni tylko gościem i który zgłębił tajemnice parzenia herbaty; 

w końcu zanosił ją Rachel z samego rana. 

- Nie, dziękuję. Idę od razu do łóżka - odparła głosem pozbawionym wyrazu. 

Diego zmarszczył brwi. W samochodzie wydawała się odprężona i uznał, że spo-

tkanie z jego matką nie wytrąciło jej aż tak bardzo z równowagi. Najwyraźniej się mylił. 

-  Co  się  dzieje,  Rachel?  Chociaż  chyba  nie  muszę  pytać  -  powiedział  ponuro.  - 

Właściwie to powinienem zapytać, co ci naopowiadała moja matka. 

Rachel przygryzła wargę. Nie miała odwagi zapytać Diega o to, jak umarł Eduardo. 

- Powiedziała, że lista twoich kochanek jest legendarna i że nigdy nie pozostaniesz 

wierny jednej kobiecie. 

- A ty oczywiście jej uwierzyłaś, mimo że dopiero ją poznałaś i było jasne, że zbyt 

dużo wypiła? Dziękuję ci, że tak we mnie wierzysz, querida - powiedział lodowatym to-

nem. 

T L

 R

background image

- Miałeś inne kochanki, odkąd się rozstaliśmy? - wyrzuciła z siebie. 

- Uważam, że to nie twoja sprawa - odparł ostro. - To ty mnie zostawiłaś, pamię-

tasz? 

Jego arogancja mocno Rachel rozzłościła. 

- Nie interesuje mnie, z iloma kobietami spałeś przed naszym ślubem - oświadczy-

ła. - Ale teraz jestem twoją żoną i jeśli sądzisz, że będę przymykać oko na twoje skoki w 

bok, to się grubo mylisz. 

Diego przyglądał jej się z drwiącym rozbawieniem. 

- Być może powinienem przypomnieć ci o tym, że nie bardzo możesz stawiać wa-

runki czy wysuwać żądania - odparł. - Poślubiłem cię ze względu na dziecko i to ja uzy-

skam prawo do opieki nad nim, gdybym kiedyś się zdecydował zakończyć nasze małżeń-

stwo. Nie widzę jednak powodu, dla którego miałoby to nastąpić - mruknął nieco łagod-

niej, kiedy Rachel zbladła. - Oboje chcemy być dobrymi rodzicami i zapewnić naszemu 

dziecku  stabilność,  jakiej  nam  w  dzieciństwie  brakowało.  -  Wyciągnął  rękę  i  pogłaskał 

Rachel po włosach, unosząc lekko brwi, kiedy cała się spięła. - Pomimo słów matki, że 

jestem  zdradzieckim  playboyem,  takim  jak  mój  ojciec,  daję  ci  słowo,  że  gotów  jestem 

być lojalnym i wiernym mężem. - Drugą ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Jego 

spojrzenie nie było już lodowate, lecz płonął w nich zmysłowy ogień pozbawiający Ra-

chel tchu. - Byłem cierpliwy, querida, czekając, aż odzyskasz siły po chorobie, i dając ci 

czas na zadomowienie się w Argentynie. Ale nadszedł czas, aby to małżeństwo zostało 

skonsumowane, żebyś nie miała wątpliwości co do tego, że zamierzam zadowalać moją 

żonę w sposób, jaki lubi najbardziej. 

-  Diego...  -  Policzki  Rachel  oblał  rumieniec,  gdy  przypomniały  jej  się  wszystkie 

rozkoszne pozycje, w jakich kochał się z nią w trakcie trwania ich romansu. 

Pocałował ją. Objęła go mocno za szyję. Diego przesunął ustami po jej policzku i 

niżej, na szyję, gdzie poczuł bijące szybko tętno. 

- Uwielbiam to, co ciąża zrobiła z twoim ciałem - wymruczał, muskając oddechem 

jej  szyję.  Objął  dłonią  krągłą  pierś,  a  Rachel  poczuła,  jak  twardnieją  jej  sutki.  -  Jesteś 

piękniejsza niż kiedykolwiek, querida. 

T L

 R

background image

Rachel położyła dłonie na jego torsie i poczuła przez materiał koszuli gorąco jego 

ciała. Bez względu na to, co się wydarzyło w jego przeszłości, teraz był z nią i przysiągł, 

że będzie jej wierny. Nie kochał jej, ale pragnął uprawiać z nią seks - a ona nie była w 

stanie dłużej wyrzekać się swego pragnienia. 

Nie była w stanie walczyć z podstępnym ciepłem, rozchodzącym się po całym cie-

le. Zadrżała. Zdecydowanie, jakby to było coś najnaturalniejszego pod słońcem, wziął ją 

na  ręce i  zaniósł do  swojej  sypialni, a kiedy  położył  na  jedwabnej narzucie  w  odcieniu 

burgunda, Rachel przeczesała palcami jego ciemne włosy i pociągnęła go ku sobie... 

Po  wszystkim  leżeli  wtuleni  w  siebie,  a  Rachel  miała  wrażenie,  jakby  dotarła  do 

domu.  Odgłos  miarowego  bicia  serca  Diega  był  czymś  cudownie  znajomym  i  miała  to 

samo poczucie bliskości, co w trakcie trwania ich romansu. Kochała go i w końcu pogo-

dziła się z tym, że nie ma sensu walczyć z własnymi uczuciami. A kiedy leżała w jego 

ramionach i czuła, jak gładzi jej włosy, zakiełkowało w niej ziarnko nadziei, że może je-

mu też choć trochę na niej zależy. 

- Z iloma kobietami spałeś od naszego rozstania? - wyszeptała. Nie cierpiała samej 

siebie za to, że brzmiało to tak zaborczo, ale musiała poznać odpowiedź. 

Diego zesztywniał. Powoli odwrócił na poduszce głowę i spojrzał Rachel w oczy. 

- Z żadną - burknął, po czym uśmiechnął się drwiąco. - Do diabła, Rachel. Seks z 

tobą był zawsze niesamowity, o czym zresztą mieliśmy się przed chwilą okazję przeko-

nać.  Nie  wstydzę  się  przyznać,  że  podniecasz  mnie  jak  żadna  inna  kobieta.  I  co,  jesteś 

zadowolona? - zapytał cierpko, kiedy nie była w stanie powściągnąć uśmiechu. 

O tak! Nawet bardzo! Fakt, że Diego w czasie ich rozstania nie kochał się z tuzi-

nem pięknych modelek nie oznaczał, że rzeczywiście coś do niej czuje, ale przynajmniej 

mogła poskromić demona zazdrości, który siedział w jej głowie i nie dawał spokoju. By-

ło coś jeszcze, co ją męczyło. Nie bardzo miała ochotę poruszać tematu jego zmarłego 

brata, ale nie potrafiła zapomnieć oskarżeń Loreny Ortegi. 

- O co chodzi, querida- zapytał Diego, obserwując jej twarz. 

- W jaki sposób umarł Eduardo? 

Dios, a czemu o to pytasz? - Natychmiast zesztywniał i odsunął się od niej. 

T L

 R

background image

- Przepraszam, byłam po prostu ciekawa - wyjąkała Rachel, żałując, że nie trzyma-

ła buzi na kłódkę. - Twoja matka powiedziała... - Przygryzła wargę. 

- Co powiedziała moja matka? - zapytał niebezpiecznie łagodnym tonem. 

- Że śmierć Eduarda była... twoją winą. Ale ja wiem, że to nie może być prawda - 

wyszeptała. 

-  Ale  to  jest  prawda,  Rachel  -  powiedział  cicho.  -  Ponoszę  odpowiedzialność  za 

śmierć Eduarda. Nie doprowadziłem do niej celowo - dodał, kiedy zobaczył w jej oczach 

przerażenie. - Eduardo był moim bratem bliźniakiem; byliśmy niczym dwie połówki ca-

łości, a kiedy umarł... - Diego urwał, na nowo przeżywając ból, jaki czuł, kiedy wycią-

gnął z rzeki pozbawione życia ciało brata. - Kiedy umarł, żałowałem, że ja nie zginąłem 

razem  z  nim.  A  teraz  muszę  żyć  ze  świadomością,  że  przez  swój  temperament,  brak 

umiaru i nieodpowiedzialność doprowadziłem do śmierci osoby, którą kochałem najbar-

dziej na świecie. 

Zeskoczył z łóżka i w milczeniu się ubrał. Poczucie winy miało wpływ na wszyst-

ko,  co  robił, przypominając  mu, że nie ma  prawa być  szczęśliwy,  skoro  to  przez  niego 

Eduardo został pozbawiony życia. 

- Dokąd idziesz? - zapytała Rachel.  

W jej głosie słychać było wielki niepokój. 

- Rano wylatuję do Afryki Południowej na turniej polo. Nie chcę ci przeszkadzać, 

więc prześpię się w pokoju dla gości. 

- Do Afryki! Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz? - zapytała drżącym głosem. 

To  było  szalone,  ale  nie  mogła  powstrzymać  się  od  myślenia,  że  Diego  od  niej 

ucieka. 

Wzruszył  ramionami, nie  chcąc się przyznać  do  tego,  że  jeszcze pięć minut  temu 

nie miał zamiaru brać udziału w tym turnieju, żeby być bliżej niej. 

-  Wiesz,  że  gram  na  całym  świecie.  Obawiam  się,  że  będziesz  się  musiała  przy-

zwyczaić do moich nagłych wyjazdów. 

- Ale jak długo cię nie będzie? - zapytała gorączkowo. 

T L

 R

background image

-  Wrócę  za  niecały  tydzień.  Ustaliłem  z  Juaną,  że będzie  do  ciebie  przychodzić  i 

uczyć  cię hiszpańskiego.  Te  lekcje  oraz  zajęcia  w  szkole  rodzenia sprawią,  że będziesz 

zbyt zajęta, aby za mną tęsknić, querida - zadrwił. 

Rachel  zarumieniła  się.  Wiedział,  że  będzie  odliczać  minuty  do  jego  powrotu?  I 

czy zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest w nim zadurzona? 

Usiadła i przerzuciła włosy przez ramię. 

- Jestem pewna, że masz rację - oświadczyła chłodno. - Przyjemnej podróży. 

 

Diego wrócił w Wigilię. Powitał Rachel z chłodną uprzejmością i tej nocy każde z 

nich  spało  we  własnym  łóżku.  Następnego  ranka  ze  zdumieniem  znalazła  pod  choinką 

stos prezentów i sztywno podziękowała mu, kiedy odpakowała zapierający dech w pier-

siach naszyjnik z pereł i diamentów wraz z kolczykami do kompletu, bransoletkę z bia-

łego złota i platynowy pierścionek z wielkim szmaragdem. Ta biżuteria musiała koszto-

wać majątek, ale Rachel nie mogła mu powiedzieć, że to, czego naprawdę od niego pra-

gnie, jest bezcenne - jego miłość. 

Po  świętach  Diego  codziennie  opuszczał  dom  o  świcie i helikopterem udawał  się 

na  swoje  ranczo  na  północ  od  Buenos  Aires.  Długie  dni  bez  niego  Rachel  wypełniała 

rozmowami  z  Juaną,  która  regularnie  ją  odwiedzała  albo  zapraszała  do  siebie.  Brała 

udział w zajęciach w szkole rodzenia i robiła zakupy z myślą o dziecku, zdumiona ilością 

drobiazgów, potrzebnych jednemu maleństwu. 

Upał  i  wilgotne  powietrze  ją  wyczerpywały.  Była  w  trzydziestym  szóstym  tygo-

dniu ciąży i miała wrażenie, że jej brzuch lada chwila eksploduje. Czuła się wielka, nie-

zdarna i z byle powodu wybuchała płaczem. I tak bardzo tęskniła za końmi... 

Diego mówił, że estancia znajduje się nieco ponad godzinę drogi stąd. A może wy-

rwać  się  w  końcu  z  tego  dusznego  miasta?  Pełna  podekscytowania  zignorowała  upo-

rczywy  ból pleców,  który  obudził  ją  wczesnym  rankiem,  wrzuciła do torby  parę najpo-

trzebniejszych drobiazgów i zadzwoniła po kierowcę. 

 

Diego ranek spędził na padoku, ale nastało południe, słońce paliło najmocniej i po-

ra była dać kucom odpocząć. 

T L

 R

background image

-  Ta  kasztanka  zapowiada  się  szczególnie  obiecująco  -  powiedział  po  hiszpańsku 

do gaucho, gdy jechali konno w stronę stajni. 

Carlos pokiwał głową. 

- Kolejny dobry koń z Estancii Elviry, no nie, szefie? - Urwał i popatrzył z cieka-

wością na widoczną w oddali postać. - Szefie... chyba mamy gościa. 

- Dzisiaj nie mam żadnych umówionych spotkań. - Diego podążył za spojrzeniem 

gaucho i zaklął. - Santa Madre! Ta kobieta wyprowadziłaby z równowagi nawet święte-

go! - warknął, po czym spiął konia do galopu i popędził w jej stronę. 

- Co ty, u licha, tutaj robisz? - zapytał ostro, kiedy zatrzymał się tuż przy Rachel. - 

Wyglądała niesamowicie uroczo w żółtej sukience na ramiączkach. Włosy związała żółtą 

wstążką w kucyk i Diego nie mógł oderwać oczu od jej różowych ust. - Wyglądasz jak 

jaskier - mruknął, patrząc na sukienkę. 

- Prędzej jak wieloryb - odparła, kładąc dłoń na wielkim brzuchu. 

- Powinnaś była zostać w mieście. Dziecko... 

- Dziecko ma się urodzić dopiero za miesiąc - powiedziała pogodnie Rachel. - W 

mieście jest tak gorąco. Chciałam pooddychać świeżym powietrzem i poczuć na twarzy 

powiew wiatru - dodała. 

- Tutaj też jest gorąco - burknął Diego. - I czemu nie założyłaś jakiegoś kapelusza? 

Lepiej idź do domu. Gospodyni, Beatriz, ucieszy się na twój widok - powiedział tonem 

sugerującym, że on się nie cieszy. 

- Już ją poznałam - odparła Rachel. - Kiedy przyjechałam, jeden z twoich pracow-

ników oprowadził mnie po stajniach, a potem zaprowadził do domu. Ale Beatriz nie ma 

tam teraz. Powiedziała mi, że jedzie odwiedzić siostrę, która mieszka na innej farmie. 

Diego kiwnął głową. 

- Zapomniałem. Jeździ tam co tydzień. - Spojrzał na drogę, wiodącą do haciendy. - 

Muszę  zaprowadzić  konia  do  stajni.  Dasz  radę  sama  dojść  do  domu?  Spotkamy  się  na 

miejscu, dobrze? 

- Oczywiście, że dam radę - zapewniła go Rachel.  

W żadnym razie nie zamierzała mu mówić, że ból pleców stawał się coraz bardziej 

dokuczliwy. 

T L

 R

background image

Gdy  szła  powoli  w  stronę  domu,  pomyślała  z  zadowoleniem,  że  przynajmniej 

Diego nie kazał jej wracać natychmiast do miasta. 

 

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

Kiedy Diego wszedł do haciendy, nie było tam Rachel. Przeszedł przez korytarz, a 

jego kroki odbijały się echem od ścian, gdy chodził na parterze od pomieszczenia do po-

mieszczenia.  Przez  lata  niewiele  się  tu  zmieniło.  Dom  wyglądał,  jakby  czas  się  w  nim 

zatrzymał,  pomyślał,  wchodząc  do  kuchni.  Popatrzył  na  wiszące  na  ścianie  miedziane 

garnki i wielki drewniany stół, który Beatriz nadal codziennie szorowała. 

Diego odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni, po czym udał się pospiesznie na 

piętro. Nie chciał tu być. Chciał znaleźć Rachel i zabrać ją z powrotem do miasta, gdzie 

duchy może i mieszkały w jego głowie, ale nie otaczały go w sposób fizyczny. 

- Rachel...! - zawołał niecierpliwie. 

- Tu jestem. 

Zatrzymał się w drzwiach pokoju, znajdującego się naprzeciwko sypialni. 

- Co robisz? - Zmarszczył brwi, widząc, że wyjmuje z niewielkiej walizki ubrania i 

układa je w szufladzie. 

-  Rozpakowuję  się  -  odparła  pogodnie.  -  Przywiozłam  ze  sobą  rzeczy,  żebyśmy 

mogli tu spędzić kilka dni. Beatriz mówiła, że masz tutaj zapasowe ubrania. Niemądrze 

spieszyć z powrotem do miasta. 

-  Niemądrze  czy  nie,  tak  właśnie  zrobimy  -  oświadczył  ostro  Diego.  -  Nie  mam 

ochoty  tu  zostać,  a  ciebie  zaledwie  kilka  tygodni  dzieli  od  porodu  i  musisz  być  blisko 

szpitala. Lepiej to wszystko spakuj, a ja w tym czasie powiem Arturowi, żeby podstawił 

auto pod dom. 

- Nie da rady. Odesłałam go do miasta - bąknęła Rachel. - Diego... nie możemy tak 

dalej tego ciągnąć - dodała drżącym głosem. 

Uniósł brwi. 

- To znaczy? 

Skuliła się pod jego zimnym spojrzeniem, ale zmusiła się, żeby mówić dalej: 

T L

 R

background image

- Jesteś... taki zimny... i daleki. - Jak by się czuł, gdyby wiedział, że ona co wieczór 

płacze przed zaśnięciem? - Nie rozumiem, co takiego wydarzyło się w twojej przeszłości, 

ale dopóki będzie to nad nami wisieć, nie możemy rozpocząć budowania wspólnej przy-

szłości. Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi - szepnęła, kiedy milczał. - Za kilka tygodni 

urodzi  się  nasz  syn,  dziecko,  któremu  przyrzekliśmy  zapewnić  szczęśliwe  dzieciństwo, 

jakiego nie miało żadne z nas. Ale jak możemy to zrobić, Diego, skoro jest między nami 

ta przeraźliwa cisza? 

W jej oczach pojawiły się łzy i Diego poczuł ściskanie w piersi. Rachel miała rację; 

nie  można  dalej  unikać  przeszłości.  Nienawidził  ciszy,  która  wisiała  nad  nimi  niczym 

chmura  trującego  gazu,  i  brakowało  mu  jej  śmiechu  i  wesołych  rozmów,  ale  najdotkli-

wiej jej brak  odczuwał  nocami,  kiedy  nade  wszystko  pragnął,  aby  leżała  w  łóżku  obok 

niego. 

Odwrócił się od niej i popatrzył niewidzącym wzrokiem przez okno. 

- Nie pamiętam, aby moja matka mnie kochała - odezwał się w końcu. - Uwielbiała 

Eduarda, ale gdy ja dorastałem i stawałem się coraz bardziej podobny do ojca, zdawała 

się coraz bardziej mnie nie cierpieć. Kochała mojego ojca, ale jego niewierność złamała 

jej serce i napełniła goryczą. Mój dziadek, Alonso, zawsze uważał, że mój ojciec ożenił 

się z jego córką dla pieniędzy. Po ich rozwodzie nakłonił ją do powrotu do nazwiska pa-

nieńskiego.  Zmieniła  także  nazwisko  moje  i  Eduarda.  -  Przez  chwilę  milczał.  -  Alonso 

nie  robił  tajemnicy  z  tego,  że  to  Eduarda  zamierzał  uczynić  wyłącznym  spadkobiercą  i 

przyszłym właścicielem majątku. 

- To musiało być trudne - powiedziała cicho Rachel. 

-  Często  kłóciłem się  z dziadkiem.  Nieważne,  co  robiłem, i nieważne,  jak  bardzo 

starałem się zadowolić jego i moją matkę, w ich oczach zawsze byłem nieodpowiedzial-

nym playboyem, takim jak mój ojciec. - Diego zawahał się i przeczesał palcami włosy. - 

W dniu śmierci Eduarda pokłóciłem się ostro z dziadkiem, ponieważ nie pochwalał mojej 

decyzji  zostania  zawodowym  graczem polo.  Miałem  podły  nastrój  -  przyznał  ponuro.  - 

Szaleńczym  pomysłem  był  spływ  kajakiem  rzeką  po  wiosennych  deszczach.  Eduardo 

próbował  mi  to  wyperswadować.  Ale  ja  go  nie  słuchałem  i  w  końcu  krzyknąłem,  żeby 

dał mi spokój. - Diego przełknął z trudem ślinę. - To była nasza pierwsza i jedyna kłótnia 

T L

 R

background image

- powiedział zachrypniętym głosem. - Swoje ostatnie słowa wypowiedziałem do Eduarda 

w gniewie i do śmierci nie zapomnę bólu na jego twarzy, kiedy go odepchnąłem. - Przez 

chwilę milczał. - Płynąłem rzeką sam, nie mając świadomości, że Eduardo ruszył za mną. 

Dopiero kiedy dotarłem do bystrego nurtu i obejrzałem się, zobaczyłem jego pusty kajak. 

Rachel delikatnie dotknęła jego dłoni. 

- Eduardo utonął? - zapytała cicho.  

Diego kiwnął głową. 

- Rzeka była tamtego dnia wzburzona i podejrzewam, że bystry nurt wywrócił ka-

jak. Obaj pływaliśmy tamtędy wiele razy i wiedzieliśmy, co robić w takiej sytuacji, ale 

musiał uderzyć głową w wystający z wody kamień. Wysiadłem na brzeg i popędziłem w 

górę rzeki... było jednak za późno. - Głos mu się załamał. - Eduardo już nie żył, kiedy go 

wyciągnąłem  z  wody.  Moja  matka  wpadła  w  histerię,  gdy  zaniosłem  jego  ciało  do  ha-

ciendy. A dziadek... - zamknął na chwilę oczy - ...oskarżył mnie o umyślne spowodowa-

nie śmierci Eduarda, abym mógł odziedziczyć Estancię Elvirę. 

- Nie! - krzyknęła Rachel, oburzona okrucieństwem Alonsa Ortegi. - Musiał prze-

cież wiedzieć, jak bardzo kochałeś brata. I nikt nie mógł przewidzieć, że Eduardo utonie. 

To był tragiczny wypadek! 

- Wypadek, któremu mogłem zapobiec - oświadczył ostro Diego. - Gdybym nie był 

taki uparty, a Eduardo taki lojalny, żyłby dzisiaj. Popłynął, aby mnie chronić, mimo że na 

niego nawrzeszczałem. - Zacisnął zęby. - Nie masz pojęcia, jak się przez to czuję - wy-

rzucił z siebie. - Dziadek miał rację. To ja zabiłem mojego brata. 

- Diego, nie możesz tak myśleć. - Rachel poczuła, że do jej oczu napływają łzy. - 

Każdy dokonuje w życiu własnych wyborów i Eduardo sam postanowił ruszyć za tobą w 

dół rzeki. To straszne, że zginął, ale nie wierzę, że chciałby, aby do końca życia zżerały 

cię  wyrzuty  sumienia.  -  Zawahała  się.  -  Dlatego  właśnie  nie  mieszkasz  tutaj,  prawda? 

Zbyt wiele wspomnień - powiedziała miękko. 

Diego spojrzał na nią i w jej oczach zobaczył zrozumienie i współczucie tak wiel-

kie, że poczuł ściskanie w gardle. 

- Po śmierci Eduarda wyprowadziłem się stąd i grałem w polo w praktycznie każ-

dym zakątku ziemi. - Diego wzruszył ramionami. - Przez cały ten czas nie kontaktowa-

T L

 R

background image

łem się z matką ani dziadkiem, ale kiedy cztery lata temu Alonso zmarł, okazało się, że 

zrobił  mnie  swoim  spadkobiercą.  Powrót  tutaj  był...  trudny.  Na  początku  planowałem 

sprzedać ranczo, ale jednak nie byłem w stanie. Eduardo kochał to miejsce i sprzedając 

je, miałbym uczucie, że go zdradzam. - Spojrzał na Rachel. - Rozumiesz teraz, dlaczego 

nie mogę tu mieszkać? - zapytał cicho. - To powinien być dom Eduarda.  

Nagle Rachel mocno zbladła. 

- Przepraszam - powiedział szorstko. - Wiem, że miałaś nadzieję, iż tu zostaniemy. 

Pokręciła głową. 

- W porządku. Uważam, że nie powinieneś obwiniać się o śmierć Eduarda i uwa-

żam także, że on chciałby, abyś tu mieszkał - odparła łagodnie. - Rozumiem jednak, dla-

czego wolałbyś wrócić do miasta i przepraszam, że odesłałam Artura. 

Rachel  uśmiechnęła  się  blado,  chcąc  uspokoić  Diega,  ale  wtedy  poczuła  kolejny 

skurcz bólu, tak jak przed chwilą, i aż się zgięła w pół. 

- Co się stało? - zapytał natychmiast Diego. - Masz bóle? 

-  To  nic  takiego  -  mruknęła,  prostując się,  gdy  ból  minął.  -  Pewnie  skurcze  pier-

wotne, przygotowujące kobietę do porodu. Położna w szkole rodzenia mówiła, że można 

je mieć nawet kilka tygodni przed porodem. 

Santa Madre! Niech sobie są pierwotne, ale nie chcę, abyś je miała tutaj, z dala 

od szpitala. - Przeczesał palcami włosy. - Zaczekaj, a ja pójdę zadzwonić do Artura. Zo-

stawiłem komórkę w stajni, a jedyny telefon w domu znajduje się na parterze. 

Usłyszała, jak zbiega po schodach, i chciała zawołać za nim, że nie ma powodu do 

paniki, ale wtedy pojawił się kolejny skurcz. Jęknęła z bólu. Przygryzła wargę i próbo-

wała miarowo oddychać. Ale kiedy skurcz w końcu minął, przekonała się, że ma mokre 

nogi. Odeszły jej wody. 

- Arturo utknął w korku. Na autostradzie był wypadek i... Dios! Co ty robisz? - za-

pytał na widok siedzącej na łóżku Rachel. 

Po jej czole spływał pot i twarz miała wykrzywioną bólem. 

- Diego... - wydyszała. - Chyba rodzę.  

Przez chwilę stał jak sparaliżowany, ale szybko wziął się w garść. 

T L

 R

background image

- Nie, querida, to tylko skurcze pierwotne - powiedział uspokajająco. - Dziecko się 

urodzi dopiero za cztery tygodnie. 

- Rodzi się teraz. - Rachel krzyknęła z bólu. - Odeszły mi wody. Ja rodzę. - Spoj-

rzała na niego z rozpaczą. Po jej twarzy spływały łzy. - Strasznie się boję. Jest za wcze-

śnie. I nie możemy jechać do szpitala. 

Diego klęknął przy łóżku i ujął jej dłoń. 

-  Querida,  nawet  jeśli  rodzisz,  pierwsze  dziecko  nie  pojawia  się  na  świecie  zbyt 

szybko. Piszą tak we wszystkich podręcznikach. Arturo niedługo tu będzie i zawieziemy 

cię do szpitala, obiecuję. 

W odpowiedzi Rachel krzyknęła z bólu i Diego patrzył bezradnie, jak zaciska palce 

na jego dłoni. 

-  Nasze  dziecko  nie  czytało  podręcznika  -  zaszlochała,  kiedy  już  była  w  stanie 

mówić. - Diego, proszę... proszę, musisz mi pomóc... 

Nutka  przerażenia  w jej  głosie zmusiła Diega do  zapanowania nad  własnym  stra-

chem. Rachel cierpiała. Bez słowa podciągnął jej sukienkę i zdjął bieliznę. 

Santa Madre, widzę główkę - powiedział z niedowierzaniem. - Rachel, muszę cię 

zawieźć do szpitala. Helikopter... 

- Nie będę rodzić w helikopterze - wydyszała z twarzą wykrzywioną bólem. - Och, 

Diego, to wszystko moja wina. Nie powinnam była tu przyjeżdżać. Naraziłam dziecko na 

niebezpieczeństwo. Nie mogę urodzić sama - zaszlochała. 

- Nie urodzisz sama, querida. - Głos Diega był silny i spokojny. - Wezwę karetkę, 

a jeśli nie dotrze na czas, sam odbiorę poród. 

- Potrafisz? - zapytała drżącym głosem.  

Nie było czasu na wątpliwości. 

- Wszystko potrafię - odparł zdecydowanie. - Zaufaj mi. 

Od tamtej chwili Rachel straciła poczucie czasu. Jej jedyną kotwicą z rzeczywisto-

ścią był głos Diega, dodający jej otuchy i mówiący, że świetnie sobie radzi, że jest naj-

bardziej niesamowitą kobietą na świecie. 

- Przyj, Rachel, teraz! 

T L

 R

background image

I tak właśnie zrobiła, wydając gardłowy krzyk. Diego patrzył z zachwytem i zdu-

mieniem, jak najpierw wychodzi główka, potem ramiona, a dalej cała reszta maleństwa. 

Po chwili trzymał w rękach swego syna, a po jego policzkach płynęły łzy. 

- Mamy syna - oświadczył głosem pełnym radości. - Rachel, mamy syna. 

Bez słowa wyciągnęła ręce. Diego położył dziecko w ramionach Rachel. Ich spoj-

rzenia się skrzyżowały i nie był w stanie ukryć targających nim emocji. 

Pełną napięcia ciszę przerwał płacz maleństwa i gdy Rachel spojrzała na syna, za-

lała ją fala miłości, która zmiotła wszelkie wątpliwości i obawy, jakie ją dręczyły w cza-

sie  ciąży.  Nic  nie  było  ważniejsze niż  dziecko.  Było  warte  każdej  sekundy  bólu  i  choć 

zostało  poczęte  przez  przypadek,  było  najbardziej  upragnionym,  najbardziej  kochanym 

dzieckiem na świecie. 

Podniosła wzrok na Diega i ścisnęło jej się serce, gdy zobaczyła, że twarz ma mo-

krą od łez. Pomyślała ze smutkiem, że nie jest pozbawiony uczuć, ale został w przeszło-

ści bardzo zraniony i nie wiedziała, jak go uleczyć. 

Wyczuła, że Diego odsuwa się od niej. Pragnęła go zapewnić, że nigdy nie zrani go 

tak  jak  matka  i  dziadek.  Ale  nie  było  na  to  czasu,  gdyż  odgłos  kroków  na  schodach 

oznajmił pojawienie się ekipy pogotowia. 

-  Miała  pani  niesamowicie  szybki  poród  jak  na  pierwsze  dziecko  -  stwierdził  le-

karz, kiedy przeciął pępowinę i wytarł dziecko, po czym owinął je w kocyk. - Jak mu da-

cie na imię? 

- Nie jestem pewna - bąknęła Rachel, gładząc palcem delikatny policzek synka. - 

Chcę,  aby  nosił  imię  argentyńskie.  Ty  zdecyduj  -  powiedziała  do  Diega,  posyłając  mu 

uśmiech. Zastanawiała się, czy chciałby dać ich synowi imię po bracie, ale nie chciała nic 

sugerować. 

Po chwili namysłu oświadczył: 

- Alejo to dobre, argentyńskie imię. 

- Alejo Ortega - powiedziała tytułem próby i uśmiechnęła się do śpiącego niemow-

lęcia.  -  Jest idealne.  -  Westchnęła  z  radością.  -  Jesteś  szczęśliwy?  -  zapytała  nagle,  pa-

trząc na Diega i szukając jakiegoś znaku, który dałby jej nadzieję. Ale uczucia, jakie pło-

T L

 R

background image

nęły  w  jego  oczach  w  chwili  narodzin  Alejo,  zniknęły,  a  uśmiech,  którym  ją  obdarzył, 

był chłodny i bezosobowy. 

- Oczywiście, że tak - mruknął. - Dałaś mi syna. Czegóż więcej mógłbym chcieć? 

Mnie,  zapragnęła  krzyknąć  Rachel.  Mógłbyś  chcieć  mnie.  Nic  jednak  nie  powie-

działa. 

 

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

Kilka dni spędziła razem z Alejo w ekskluzywnym prywatnym szpitalu, wybranym 

przez Diega, i czuła się jak oszustka, kiedy pielęgniarki krzątały się wokół niej, bo miała 

się bardzo dobrze. 

Gdy wróciła do domu, Diego pomagał przy dziecku, jak tylko potrafił, i często to 

on przemierzał w środku nocy pokój dziecinny, kołysząc w ramionach płaczące niemow-

lę. 

Po miesiącu Diego oznajmił, że zatrudnił nianię, żeby Rachel mogła trochę odpo-

cząć, choćby wieczorem i w nocy. 

Ona naturalnie protestowała, twierdząc,  że  sama potrafi  się  zająć  własnym  dziec-

kiem, on jednak pozostał nieugięty. 

- Nie jesteś tylko matką, querida. Jesteś także żoną i masz męża, który chce spę-

dzać z tobą trochę czasu sam na sam. 

Kiedy wyszli w pierwszy wieczór, Rachel była uzbrojona w dwa telefony komór-

kowe, na wypadek gdyby Ines, niania, próbowała się z nią skontaktować. Kiedy usiadła 

naprzeciwko  Diega  w  jednej  z  najbardziej  ekskluzywnych  restauracji  w  Buenos  Aires, 

uderzyła ją myśl, że to ich pierwsza prawdziwa randka. Po jej przeprowadzce do Argen-

tyny  regularnie  jadali poza  domem,  ale  wtedy  była  zajęta  ciążą.  Teraz  nie  czuła  się  już 

gruba  i  niezgrabna,  a  w  seksownych,  nowych  ubraniach  po  raz  pierwszy  od  miesięcy 

uważała się za atrakcyjną. 

Zjedli  niespiesznie  kolację  i  choć  ich  rozmowa  dotyczyła  głównie  Alejo,  Rachel 

czuła, że Diego jest jej wyjątkowo bliski. Dzisiaj sprawiał wrażenie bardziej zrelaksowa-

nego. Przed ich wyjściem, kiedy pomagał Rachel kąpać synka, opowiedział jej, jak on i 

T L

 R

background image

Eduardo uwielbiali w dzieciństwie zachlapywać wodą całą łazienkę. Nie musiała go dłu-

go namawiać, aby podzielił się jeszcze innymi wspomnieniami. Kiedy po kąpieli położyli 

Alejo do kołyski, Diego spojrzał na nią z uwagą. 

-  Zapomniałem  o  tych  wszystkich  dobrych  chwilach,  jakie  dzieliłem  z  bratem  - 

przyznał. A może celowo je od siebie odsunąłem, gdyż ich wspominanie sprawiało zbyt 

wiele bólu. 

- Teraz także bolą? - zapytała miękko. 

- Nie - odparł z nutką zaskoczenia w głosie. To dobre wspomnienia i nie chcę ich 

utracić.  

A teraz, w łagodnym świetle świec, oczy Diega lśniły niczym wypolerowane złoto. 

- Wyglądasz dziś zachwycająco - wymruczał. - Wróciłaś do dawnej figury, a ta su-

kienka doskonale podkreśla talię. 

- Dziękuję. - Serce jej szybciej zabiło i wstrzymała oddech, kiedy wyciągnął rękę 

ponad stołem i ujął jej dłoń. 

- Robi się późno. Poproszę o rachunek. 

- Nie musimy jeszcze wychodzić. Może miałbyś ochotę na drinka? - zapytała szyb-

ko, pragnąc, aby ten wieczór nigdy się nie skończył. - Nie jestem ani trochę zmęczona. 

- To dobrze - odparł poważnym tonem Diego. - Tak się zastanawiałem, czy po po-

wrocie do domu dałabyś się namówić na partyjkę szachów. - Spojrzał na nią znacząco, 

wyraźnie nawiązując do gry z czasów ich romansu, kiedy przegrany musiał pozbywać się 

kolejnych części garderoby. 

-  Kiedy  gram  z  tobą  w  szachy,  dziwnym  trafem  kończę  zupełnie  naga.  -  Rachel 

uśmiechnęła się szelmowsko. 

- I o to właśnie chodzi, querida - wymruczał, po czym nachylił się ku niej i musnął 

jej usta wargami, tak na zaostrzenie apetytu. 

W drodze do domu nie odzywali się do siebie, ale cisza pełna była seksualnego na-

pięcia. Diego ponownie ją pocałował, kiedy weszli do windy, i oderwał od niej usta, do-

piero gdy znaleźli się na czterdziestym drugim piętrze. 

- Powinnam zajrzeć do Alejo - szepnęła Rachel, kiedy wziął ją na ręce i ruszył w 

stronę sypialni. 

T L

 R

background image

- W nocy zajmuje się nim Ines - odparł stanowczo. 

A kiedy ponownie ją pocałował, Rachel nie była mu się w stanie oprzeć i objęła go 

mocno za szyję, kiedy wszedł do sypialni i nogą zamknął za nimi drzwi. 

 

Przez następny tydzień Rachel była tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu. W 

ciągu dnia opiekowała się synkiem, ale noce przeznaczone były dla niej i Diega. 

Ale jej szczęście prysło, kiedy pewnego ranka obudziła się i zobaczyła, jak wycho-

dzi z przylegającej do sypialni łazienki, ubrany w strój do jazdy konnej. 

- Przykro mi, skarbie, ale pora, abym wracał do pracy - mruknął, nachylając się ku 

niej, aby ją pocałować. - Biorę udział w turnieju w Brazylii. Dzwonił sponsor, abym zja-

wił się w São Paolo kilka dni wcześniej. 

- Masz więc zamiar kontynuować karierę? - zapytała Rachel. 

Diego wyglądał na zaskoczonego. 

- Oczywiście. A dlaczego nie miałbym tego robić? 

- To niebezpieczny sport i sądziłam... że skoro musisz teraz myśleć o Alejo, to mo-

że się wycofasz. 

Wzruszył ramionami. 

- Polo nie jest bardziej niebezpieczne od innych sportów. To moja praca, Rachel - 

odparł z nutką zniecierpliwienia w głosie. 

- Alejo będzie za tobą tęsknił. - Próbowała ukryć rozczarowanie jego decyzją. 

- Ja za nim też... - Diego zawahał się. - Po moim powrocie Estancia Elvira będzie 

gospodarzem jednego z turniejów. Pomyślałem, że może chciałabyś przyjechać z Alejo, 

żebyśmy mogli tam spędzić kilka dni. 

Rachel kiwnęła głową i uśmiechnęła się z przymusem, wiedząc, że czeka ją bardzo 

długi tydzień. 

Przyjazd Diega z Brazylii nieco się opóźnił i na ranczu zjawił się dopiero w dniu 

turnieju. Kiedy Rachel nakarmiła Alejo, zostawiła go pod opieką Beatriz i poszła poszu-

kać męża. Znalazła go na dziedzińcu w pobliżu stajni, niesamowicie przystojnego w ja-

snych bryczesach, czarnej koszuli i butach dojazdy konnej. Tak bardzo go kochała, że aż 

T L

 R

background image

ją to przerażało. Zapomniała o tym, żeś zamierzała udawać obojętność i rzuciła mu się na 

szyję. 

- Mam rozumieć, że za mną tęskniłaś, querida- zapytał.  

W jego bursztynowych oczach błyszczało lekkie rozbawienie. 

- Oczywiście - przyznała nieśmiało, nie chcąc dłużej kłamać. 

Diego nagle spoważniał. Spojrzał na nią z taką miną, że Rachel ścisnęło się serce. 

- Rachel... musimy porozmawiać - powiedział z napięciem. - Ale nie teraz - dodał, 

krzywiąc  się.  Stajenni  wyprowadzali  właśnie  kuce  i  nagle  zrobiło  się  bardzo  głośno.  - 

Muszę lecieć. - Pocałował ją mocno, po czym oddalił się, aby wsiąść na swego konia. 

Turniej przyciągnął całkiem spory tłum widzów, którzy szczelnie wypełnili trybu-

ny. 

Dla  Rachel  oglądanie meczu  okazało  się  zarówno  ekscytujące,  jak  i  przerażające. 

Diego  był  znakomitym  graczem,  którego  odwaga  graniczyła  z  brawurą,  i  to  on  z  całą 

pewnością zdominował całą grę. 

Wypadek  wydarzył  się  tak  szybko  -  lecz  Rachel  widziała  niczym  w  zwolnionym 

tempie,  jak  koń  Diega  zderza  się  z  innym,  Diego  wylatuje  z  siodła,  u  potem  ląduje  na 

ziemi, a zaraz za nim koń. Wyglądało to tak, jakby go przygniótł. Przez kilka sekund pa-

nowała cisza, po czym rozległy się głośne krzyki. Rachel rozpaczliwie próbowała poko-

nać barierkę, odgradzającą trybuny od boiska. Powstrzymała ją para silnych rąk. 

-  Są  już  przy  nim  sanitariusze  -  powiedział  stanowczo  Hector,  jeden  z  gaucho.  

Nic nie może pani zrobić, señora Ortega. Proszę wrócić do haciendy, a ja doniosę pani, 

co się dzieje, jak tylko będę coś wiedział. 

- Nie mogę go zostawić - zawołała z rozpaczą. - Chcę być przy nim. 

- Proszę iść do syna, señora - upierał się Hector. - Przyjdę, gdy się czegoś dowiem. 

Inny pracownik rancza zaprowadził ją do domu. Rachel nie protestowała już, wie-

dząc, że Hector ma rację. Nic nie mogła zrobić, jeśli chodzi o Diega, i musiała się zająć 

Alejo. 

Wskazówki zegara poruszały się nieznośnie powoli. 

T L

 R

background image

Słysząc  samochód na podjeździe,  Rachel  pobiegła  do  drzwi, spodziewając się,  że 

to Hector. Nogi ugięły się pod nią, kiedy na werandzie pojawił się Diego, w brudnej ko-

szuli i z fioletowym sińcem na jednym policzku. 

- Witaj, querida- Spojrzenie Diega spoczęło na jej pobladłej twarzy i zaczerwie-

nionych od płaczu oczach i poczuł w piersi ból, niemający nic wspólnego z wypadkiem. 

Kiedy uderzył o ziemię i dotarło do niego, że zaraz zostanie zmiażdżony przez ko-

nia, przez jego głowę przebiegła jedna myśl: że nie powiedział Rachel, jak wiele dla nie-

go znaczy. 

- Myślałam, że nie żyjesz - wyszeptała Rachel. - Patrzyłam, jak koń pada, i byłam 

pewna, że cię przygniótł. 

- Zobaczyłem, jak się przewraca, i musiałem zdecydować, w którą stronę się prze-

turlać - odparł. - Na szczęście podjąłem właściwą decyzję. Nic mi nie jest - zapewnił ją, 

kiedy nadal wpatrywała się w niego, jakby był duchem. - Dwa pęknięte żebra i kilka siń-

ców, ale poza tym nie ma się czym przejmować. 

Nie ma się czym przejmować!  

W Rachel wszystko się zagotowało, kiedy pomyślała o najgorszej godzinie w swo-

im życiu, kiedy dosłownie odchodziła od zmysłów z niepokoju. 

Podeszła do niego, skrywając wściekłość za współczującym uśmiechem. 

- Boli cię ten siniak na policzku?  

Diego wzruszył ramionami. 

- Owszem, ale jakoś to przeżyję. Rachel...  

Jej dłoń przecięła powietrze i wylądowała na drugim policzku. 

- No to masz siniaka do kompletu. Uwierz mi, ten ból jest nieporównywalny z tym, 

który  czułam,  kiedy  zobaczyłam...  kiedy  sądziłam...  -  Rachel  załamał  się  głos  i  z  oczu 

popłynęły  łzy.  -  Cofnęła  się  kilka  kroków.  Ależ  była  wściekła!  -  Jak  śmiesz  kazać  mi 

przechodzić przez coś takiego? - wykrzyknęła. - Jak śmiesz kusić los? Patrzyłam dzisiaj, 

jak jeździsz, zupełnie nie zważając na własne bezpieczeństwo. Wiem, że nadal obwiniasz 

się o śmierć Eduarda. To był tragiczny  wypadek, Diego. A jednak wydajesz się zdeter-

minowany, aby do końca życia grać męczennika. - Umilkła, by zaczerpnąć tchu. Diego 

T L

 R

background image

stał znieruchomiały, jak wyciosany z granitu. - Czasami żałuję, że cię kocham - powie-

działa łamiącym się głosem. - Ale cię kocham. Kocham... 

W oczach Diega ujrzała nagły błysk i wtedy już wiedziała, że posunęła się za dale-

ko.  Był  pewnie  na nią  wściekły.  Oślepiona  łzami  odwróciła  się  na  pięcie i  pobiegła  na 

górę, nim jednak dotarła do połowy schodów, dogonił ją i porwał w ramiona. 

-  Odejdź.  Daj mi spokój  -  wydyszała, nie będąc  w stanie  spojrzeć  mu  w  oczy  po 

tym, jak zdradziła się ze swoimi uczuciami. 

-  Nie  mogę  tego  zrobić, querida. Już nigdy  cię nie  zostawię.  -  Wziął ją na  ręce  i 

zaniósł w stronę sypialni. Kopniakiem otworzył drzwi. - Jesteś moją żoną i już nigdy się 

nie rozstaniemy, nawet na jedną noc. - Jego głos nabrzmiały był emocjami. Postawił Ra-

chel na ziemi i ujął w dłonie jej twarz. Spojrzał w oczy. - Chcę się z tobą kochać - powie-

dział  schrypniętym  głosem.  -  Ale  najpierw  muszę  ci  powiedzieć...  że  kocham  cię, 

querida. Te Amo, Rachel. Tu eres mi vida, mi amor. 

Otarł kciukiem jej łzy i Rachel zadrżała, widząc w jego oczach czułość i miłość. 

- Jeśli mam być szczery, to chyba zakochałem się w tobie w chwili, kiedy wziąłem 

cię na ręce po twoim upadku z konia - rzekł miękko, uśmiechając się na widok niedowie-

rzania w jej oczach. - Byłaś drobna i śliczna, i taka kłótliwa. Nigdy wcześniej nie znałem 

nikogo takiego jak ty i ten nasz wspólnie spędzony miesiąc był najszczęśliwszym okre-

sem w moim życiu. Ale udowodniłaś, jak bardzo się różnisz od moich poprzednich ko-

chanek, kiedy ode mnie odeszłaś. To bolało - przyznał. - I byłem taki wściekły, że udało 

ci się mnie zranić, że do Nowego Jorku pojechałem z postanowieniem, by o tobie zapo-

mnieć. Ale nie potrafiłem wyrzucić cię z myśli i kiedy się dowiedziałem, że próbowałaś 

się ze mną skontaktować, wykorzystałem podróż służbową do Londynu jako pretekst do 

spotkania z tobą. 

- A wtedy okazało się, że jestem w siódmym miesiącu ciąży. Nie uwierzyłeś, że to 

twoje dziecko - mruknęła Rachel. 

Diego skrzywił się. 

- Nie zasłużyłaś na mój gniew ani oskarżenia, querida. Na początku czułem się jak 

idiota, który dał się wciągnąć w pułapkę starą jak świat, ale kiedy się uspokoiłem, dotarło 

do  mnie,  że  mówiłaś  prawdę,  twierdząc,  że  byłaś  dziewicą,  kiedy  się  poznaliśmy.  Nie 

T L

 R

background image

płacz  już,  mi  corazón  -  powiedział  czule.  -  Czułem,  że  czymś  niewłaściwym  jest  moja 

miłość do ciebie, skoro pozbawiłem Eduarda jego przyszłości. Ale ty mi uświadomiłaś, 

że mój brat nie chciałby, abym marnował życie, wiecznie się zadręczając. - Poczuł pod 

powiekami łzy. - Ty i Alejo jesteście dla mnie najważniejsi i będę was kochał do końca 

życia. 

- Och, Diego... - Wspięła się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję i obsypała poca-

łunkami wilgotne rzęsy, posiniaczoną twarz i zmysłowe usta. - Tak bardzo cię kocham. - 

Pocałowała go i zalała ją fala radości, kiedy Diego jęknął i oddał pocałunek z czułą pasją, 

która obiecywała miłość i zaangażowanie, trwające całą wieczność. Diego uniósł głowę. 

- Uważam, że powinniśmy zamieszkać tu na stałe - oświadczył. 

- Jesteś pewny, że tego chcesz? - zapytała miękko. 

- Tak. - Nie było tu już duchów, a jedynie szczęśliwe wspomnienia o Eduardzie. - 

Moja  kariera  sportowa  dobiega  końca  i  chcę  się  zaangażować  w  codzienne  doglądanie 

pracy na ranczu. Poza tym kiedy zobaczysz, jaki kupiłem ci prezent, wątpię, abym był w 

stanie odciągnąć cię od stajni. 

Rachel  uśmiechnęła  się  do  niego.  Jego  miłość  była  jedynym  prezentem,  jakiego 

pragnęła, ale górę wzięła ciekawość. 

- Jaki prezent? 

- Koń ułożony do skoków, duży, czarny, podobno jego imię znaczy „czarny"... 

- Piran? - zachłysnęła się. - Naprawdę? Och... Diego... - Ukryła twarz na jego szyi, 

mając wrażenie, że zaraz pęknie z radości. - Kocham cię. 

Słowa te były nieadekwatne do jej uczuć, ale on zrozumiał. 

- Wiem, querida. I ja ciebie też kocham. Teraz i na zawsze. 

 

 

T L

 R


Document Outline