background image

"HERMETYCZNY ZAKON ZŁOTEGO BRZASKU"

Latem 1887 roku pewien angielski adept sztuki wolnomularskiej odnalazł stary manuskrypt 

zawierający dziwne słowa zapisane niezrozumiałym szyfrem. Dokument ten przekazał swemu "bratu" 
z  Wielkiej  Zjednoczonej  Loży  Angielskiej,  dr Williamowi  Wynnowi  Westcottowi  Tak  rozpoczęła   się 
okultystyczna przygoda, która dała początek wielkiemu odrodzeniu magicznemu końca XIX wieku. 

Schyłek   XIX   wieku   sprzyjał   rozwojowi   praktyk   okultystycznych.   Nowe   odkrycia   naukowe 

kwestionowały   dotychczasowy   spójny   obraz   świata.   W   szczeliny   rozbitego   kosmosu   wdzierał   się 
chaos i coraz wyraźniej przypominał o swojej obecności. Luki w rozbitym świecie całości starała się 
wypełnić w XVIII wieku ideologia racjonalistyczna, lecz jej spoiwo skruszało w niecałe sto lat później 
pod naporem kolejnych pytań i wątpliwości. Nie były to wszakże wątpliwości podszyte zwątpieniem w 
sens istniejącego świata, lecz raczej wynikające z żądzy otrzymania bardziej pełnych odpowiedzi na 
podstawowe   pytania   egzystencjalne.   Kiedy   złudzenia   racjonalizmu   okazały   się   niedostateczne   w 
objaśnianiu zagadek życia, wielu twórczych ludzi ogarnął niepokój, każący im szukać rozwiązań tych 
zagadek w samej tajemnicy ludzkiego umysłu. 

Ten radykalny zwrot ku "doświadczeniu wewnętrznemu" pod koniec XIX wieku zaowocował 

narodzinami  "czarnej  powieści"   i  psychologii.   A  z  ich  mariażu,   wzbogaconego   o  kontakt   z  innymi 
kulturami i systemami religijnymi, wyłoniło się wielkie zainteresowanie "wiedzą tajemną", którą przyszli 
adepci woleli nazywać "okultyzmem". Okultyzm stał się systemem magicznych i mistycznych praktyk 
rytualnych,   mających   na   celu   doskonalenie   się   jednostek.   Jego   adepci,   grupujący   się   zwykle   ze 
średnio zamożnych mieszkańców wielkich miast, lubili się odwoływać do wielowiekowych związków z 
pradawnymi   i   zapomnianymi   arkanami   wiedzy   o   naturze   ludzkiej.   I   choć   magia   jak   i   mistyka 
znakomicie funkcjonowała obok i w ramach oficjalnych nurtów religijnych, to jednak dopiero w epoce 
Renesansu uzyskała samoświadomość i wyodrębniła się jako oddzielny nurt myślowy. Potrzeba było 
jednak kolejnych dwustu lat, żeby myśl przyoblekła się w kształty, a "okultyzm" przyjął instytucjonalne 
formy. 

Niezależnie   od   rozmaitych   podań   o   tajemnych   bractwach   Różokrzyżowców   i   własnych 

"historii" różnych grup okultystycznych, można spokojnie powiedzieć, że pierwszym jawnie istniejącym 
ugrupowaniem   okultystycznym,   które   posiadało   duży   wpływ   na   klimat   epoki   było   Towarzystwo 
Teozoficzne,   założone   w   1875   roku   przez   Helenę   Bławatską.   To   właśnie   dzięki   nieustannemu 
wysiłkowi   tej   charyzmatycznej   kobiety   na   grunt   zachodni   przeniesiono   liczne   elementy   filozofii 
Wschodu,   a   Towarzystwo   Teozoficzne   skupiło   się   na   studiach   porównawczych   między   różnymi 
systemami religijnymi Indii i obszaru śródziemnomorskiego. Jednakże, w sferze praktyczno-rytualnej 
Towarzystwo   Teozoficzne   nie   wnosiło   nic   nowego,   a   jego   spotkania   miały   przebieg   dysput 
filozoficznych   bądź   seansów   spirytystycznych,   czym   nie   różniły   się   prawie   wcale   od   praktyk 
uprawianych wcześniej na dworach i salonach. 

Tajemnice zaszyfrowanego rękopisu 

Pod tym względem organizacją, która jako pierwsza zbudowała solidny system okultystyczny, 

był   Hermetyczny   Zakon   Złotego   Brzasku.   Zakon   powstał   w   1888   roku   z   inicjatywy   trzech   byłych 
teozofów i "różokrzyżowców": dr Williama Wynna Westcotta, dr Williama Woodmana oraz Samuela 
Liddella MacGregora Mathersa. A przyczyną sprawczą, która doprowadziła do jego powstania, był 
tajemniczy   zaszyfrowany   manuskrypt,   który   rok   wcześniej   Westcott   nabył   od   starego   masona, 
wielebnego   A.F.A.   Woodforda.   Po   rozszyfrowaniu   zawiłego   pseudo-alfabetu   Westcott   odkrył,   że 
rękopis   ten   zawiera   pięć   rytuałów   masońskich   niewiadomego   pochodzenia.   Zachęcony   tym 
odkryciem, zwrócił się do Mathersa z propozycją, żeby ten napisał inne rytuały w oparciu o znaleziony 
rękopis, dając tym samym podstawy do założenia nowego zakonu okultystycznego. 

W   epoce   "czarnej   powieści"   i   konspiracji   obowiązywała   aura   tajemniczości.   Mając   tego 

świadomość, Westcott doniósł, że rękopis zawierał również karteczkę z adresem pani Anny Sprengel 
z   Norymbergi,   spadkobierczyni   nauk   różokrzyżowców   i   przywódczyni   tajemniczego   zakonu  Die 
Goldene Demmerung
, wraz z notką przypisującą zaszyfrowane rytuały tej właśnie tradycji zakonnej. W 
wyniku   korespondencji   z   rzekomą   panią   Sprengel,   Westcott   miał   otrzymać   upoważnienie   do 
prowadzenia   zakonu   o   tej   samej   nazwie,   która   po   przetłumaczeniu   na   język   angielski   brzmiała 
"Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku". 

1

background image

Współcześni   badacze   mocno   wątpią   w   historyczność   owego   zaszyfrowanego   rękopisu. 

Powołują się oni zazwyczaj na argumentację Ellica Howe'a, który w swej "demaskatorskiej" książce 
pt.:  Magicians of the Golden Dawn  (Magowie Złotego Brzasku) twierdzi, że William Wynn Westcott 
sfałszował oryginalne dokumenty Złotego Brzasku i sam wymyślił historyjkę o istnieniu pani Sprengel. 
Według Howe'a nie było żadnego związku między zakonem Złotego Brzasku a pradawną tradycją 
Różokrzyżowców. I choć w świetle współczesnej wiedzy na temat Różokrzyżowców wątpliwe wydaje 
się nawet ich istnienie, to jednak książka Howe'a wywołała prawdziwą burzę w świecie teoretyków i 
praktyków okultyzmu. Oto co dowodził Howe: 

Wiadomo, że Westcott bardzo dobrze znał literaturę ezoteryczną i od wielu lat zajmował się 

studiowaniem wiedzy tajemnej, między innymi w bractwie "różokrzyżowym" Societas Rosicruciana in 
Anglia. W drugiej połowie XIX wieku stowarzyszenia tajemne wyrastały jak grzyby po deszczu, nic 
więc dziwnego, że Westcott marzył o stworzeniu własnego poletka, na którym mógłby popuścić wodze 
swojej   fantazji.   Realia   tamtej   epoki   nie   pozwalały   mu   jednak   na   stworzenie   nowego   zakonu   bez 
odpowiedniej podbudowy mitycznej. Musiał wykazać, że jego zakon wywodzi się ze starożytnej linii 
przekazu, która drogą rozmaitych stowarzyszeń inicjacyjnych przetrwała po współczesne mu czasy. 
Wykorzystał w tym celu najpopularniejszy mit drugiej połowy XIX wieku - wiarę w istnienie Tajemnych 
Przywódców Świata, którzy z ukrycia kierują losami ludzkości. 

Mitem tym posługiwała się między innymi Helena Pietrowna Bławatska, która utrzymywała że 

znajduje się w kontakcie z podobnymi do bogów mistrzami, zamieszkującymi śnieżne połacie Tybetu. 
Jej   Towarzystwo   Teozoficzne,   najpotężniejsza   chyba   organizacja   okultystyczna   w   latach 
osiemdziesiątych XIX wieku, miało działać z poręczenia tych właśnie mistrzów a przez to oddziaływać 
na losy świata. Bardzo możliwe, że Westcott stworzył zakon Złotego Brzasku na zasadzie konkurencji 
wobec Towarzystwa Teozoficznego, a wykorzystał do tego pomysły pani Bławatskiej. Znacząca jest 
tutaj zbieżność dat. Helena Bławatska osiedliła się w Londynie na stałe w maju 1887 roku, na trzy 
miesiące przed tym, kiedy Westcott ogłosił, że ma w rękach dziwny manuskrypt. 

Przekazany Westcottowi rękopis zawierał dziwaczne pismo obrazkowe zapisane na starym 

papierze   opatrzonym  znakami  wodnymi  z 1809 roku. Dołączona  była do  niego kartka z napisem: 
"Sapiens dom[inabitur] ast[ris] jest przywódcą członków die Goldene Dammerung. Jest ona sławną 
soror. Nazywa się Fraulein Sprengel. Listy do niej kierować na adres: Herr J. Engel, Hotel Marquardt, 
Stuttgart. Jest ona 7*=4*, czyli Adeptem Wyższym". Rzecz jasna, Westcott twierdził że udało mu się 
nawiązać kontakt z panią Sprengel, która przekazywała mu informacje od Tajemnych Przywódców 
Świata. Do dziś zachowało się sześć listów od sekretarza pani Sprengel, brata In Utroque Fidelis, 
których lektura nasuwa wszakże poważne wątpliwości co do ich autentyczności. Listy te są krótkie i 
zawierają wskazówki organizacyjne dotyczące tworzenia filii zakonu w Anglii. Mogłoby to świadczyć 
na korzyść roszczeń Westcotta, gdyby nie fakt że wskazówki te są napisane fatalną niemiecczyzną. 
Czyżbyśmy więc mieli tu do czynienia z fałszerstwem? 

Odpowiedź jak zawsze w takich przypadkach nie jest jednoznaczna. W każdym bądź razie 

bardzo wątpliwe jest, by znalazcą owego manuskryptu był dr Woodford. Już bardziej prawdopodobna 
jest taka wersja, że to Westcott go w bibliotece swego rodzimego bractwa, Societas Rosicruciana in 
Anglia. Na korzyść tej hipotezy świadczy fakt, że zaszyfrowany rękopis przedstawiał rytuały inicjacyjne 
bardzo zbliżone do tych, jakie odprawiano w tym zakonie. Warto też o tym pamiętać, że Westcott, 
Mathers i Woodman byli prominentnymi postaciami w tej organizacji, której celem było "wzajemne 
pomaganie   sobie   w   rozwiązywaniu   wielkich   problemów   życia   oraz   odkrywaniu   tajemnic   natury". 
Woodman stanął nawet na jej czele po śmierci Roberta Wentwortha Little'a, która nastąpiła w 1878 
roku. 

Jakby nie dość było wątpliwości ostatnie lata przyniosły nowe fakty, które z kolei świadczą na 

korzyść owych mitycznych źródeł Złotego Brzasku. W dużej mierze stało się to za sprawą polskiego 
badacza   okultyzmu,   Rafała   Prinke.   Otóż,   okazuje   się   że   na   początku   XIX   wieku   istniała   pewna 
żydowska loża masońska we Frankfurcie, której nazwa "Chabrath Zereh Boqer Aour" oznaczała nie 
mniej ni więcej "Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku". Niemalże identyczny napis widniał na owym 
tajemniczym   manuskrypcie.   Loża   ta   należała   do   masonerii   Wielkiego   Wschodu   Francji,   lecz   jej 
członkowie zajmowali się również studiowaniem kabały. W 1817 roku otworzono w Londynie filię tej 
loży pod auspicjami księcia Sussex, który był jednocześnie Mistrzem Wielkiej Loży Angielskiej. Istnieje 
więc prawdopodobieństwo, że Westcott, Mathers i Woodman przynajmniej pod względem formalnym 
byli kontynuatorami tej linii przekazu. 

2

background image

Niezależnie od prawdy historycznej, w ten sposób skonstruowany mit założycielski pozwalał 

na   rozwinięcie   regularnej   działalności   okultystycznej.   Aura   tajemniczości   i   charyzmat   przywódców 
ściągały do Złotego Brzasku licznych neofitów spragnionych "zakazanej wiedzy". Nie byli to wszakże 
byle jacy gorliwcy, skoro znaleźli się pośród nich tak wybitni przedstawiciele swej epoki jak Arthur 
Machen (mistrz horroru i nauczyciel Lovecrafta), Bram Stoker (twórca "Drakuli"), Oscar Wilde (znany 
pisarz-skandalista), Allan Bennett  (jogin  i kabalista,  założyciel pierwszej organizacji  buddyjskiej  na 
Zachodzie), czy William Butler Yeats (jeden z najwybitniejszych angielskich poetów). 

Kabalistyczne Drzewo Życia 

Tajemnica sukcesu Złotego Brzasku polegała przede wszystkim  na rewolucyjnym  pomyśle 

utworzenia hierarchii stopni inicjacyjnych w oparciu o system sefirotów kabalistycznego Drzewa Życia. 
Dotychczas   wszelkie   grupki   okultystyczne,   spirytystyczne   i   teozoficzne   organizowały   się   w   koła 
konspiracyjne  lub  struktury wtajemniczeń   masońskich.  Złoty Brzask  zrywał  z  tą  tradycją.  Porzucał 
staroświecki   i   nieklarowny   system   inicjacyjny   masonerii,   a   jednocześnie   nie   rezygnował   z   samej 
hierarchii inicjacyjnej. Pomysł przyswojenia dla potrzeb tej hierarchii sefirotów kabalistycznego Drzewa 
Życia nie tylko czynił system inicjacyjny bardziej przejrzystym, ale i pozwalał nadać kolejnym stopniom 
inicjacyjnym   cechy   poszczególnych   sefirotów.   Paradoksalnie,   pomysł   ten   stanowił   uboczny   efekt 
starań Westcotta, by nadać zakonowi znamiona organizacji mocno osadzonej w tradycji ezoterycznej. 
Jak to często bywa, nieuświadomiona do końca idea przerosła swego twórcę. 

Powiada się, że Kabalistyczne Drzewo Życia jest mapą wszechświata i człowieka (zgodnie z 

zasadą   hermetyczną   mówiącą,   że   makrokosmos   odzwierciedla   się   w   mikrokosmosie).   Tworzy   je 
dziesięć  sefirotów,  które  rozmieszczone   są  hierarchicznie   na   trzech   filarach,   nazywanych   filarami: 
sprawiedliwości, równowagi i łaski. Nie bez przesady można powiedzieć, że celem adeptów magiji jest 
wspinaczka po tym drzewie, albowiem każdy kolejno zdobyty na nim szczebel powiększa ich wiedzę o 
sobie i o świecie, a tym samym przybliża ich ku boskości. 

Najniżej drzewa znajduje się sefira Malkuth, czyli "królestwo". Przedstawia ona świat fizyczny, 

podstawę wszelkiego materialnego istnienia, którego odpowiednikiem w człowieku jest ciało fizyczne i 
mózg. Sefira ta wiąże się z żywiołem ziemi, co jest poważną wskazówką dla każdego adepta, by 
wędrówkę w krainy mistyki i magiji zaczynał od mocnego stąpania po ziemi. Tuż nad nią znajduje się 
sefira Jesod, czyli "podstawa", odpowiadająca żywiołowi powietrza i planecie księżyc. Jest to sfera, 
którą w tradycyjnym okultyzmie nazywa się planem astralnym. Miejsce wizji astralnych i zbiorowej 
nieświadomości. Anima Mundi - Dusza Świata. Jesod jest kanałem doprowadzającym boską energię 
na ziemię, dlatego utożsamia się tę sefirę z genitaliami. Trzecią sefirą we wspinaczce po Drzewie 
Życia   a  zarazem  najniższą   na  filarze   sprawiedliwości   jest  Hod,  czyli   "majestat".  Hod  reprezentuje 
intelekt   i   racjonalne   myślenie.   Symbolizuje   przezwyciężenie   zwierzęcych   instynktów.   Jest   siłą 
równoważącą   i   ucieleśniającą   porządek,   a   jednocześnie   miejscem   siły   magicznej,   którą   hindusi 
nazywają   praną.   ów  mariaż   intelektu   i   siły   magicznej   nie   jest   wcale   czymś   dziwnym.   Sefira   Hod 
odpowiada   żywiołowi   wody   i   planecie   Merkury,   co   jest   o   tyle   ciekawe,   że   egipski   odpowiednik 
Merkurego, Thoth jest bogiem intelektu i magiji. Po przeciwstawnej stronie Drzewa Życia, na filarze 
łaski,   znajduje   się   sefira   Necach,   czyli   "zwycięstwo".   Jest   to   sfera   miłości   i   duchowej   pasji, 
bezpośrednich reakcji i instynktów zwierzęcych. Sefer Jecira nazywa ją "ukrytą inteligencją", albowiem 
jest to miejsce, które zwykliśmy nazywać nieświadomością. Sefirze tej jest przyporządkowana planeta 
Wenus oraz żywioł ognia. 

Nad   tymi   czterema   sefirami   odpowiadającymi   czterem   żywiołom   i   różnym   cechom 

przeciętnego   człowieka   góruje   sefira   Tiferet   (czyli   "piękno").   Jest   to   sfera   ducha,   wyższej   jaźni, 
stadium pośrednie między człowiekiem a Boskością. Miejsce, w którym składa się w ofierze starą 
osobowość, aby uzyskać wgląd i zrozumienie. Tiferet oddziela od niższych sefirotów zasłona - paroket 
- symbol pierwszej iluminacji na drodze do boskości. Stąd też Tiferet utożsamiane jest że Słońcem, 
bowiem oświetla mroki niewiedzy. Po przejściu tej "zasłony" dzieją się już same dziwne rzeczy. Oto 
następna sefira, położona na filarze surowości Gebura, czyli "moc" jest symbolem twórczej mocy a 
zarazem siły zniszczenia. Reprezentuje surowość i sprawiedliwość,  oczyszczającą  moc i działanie 
destrukcyjne.   Odpowiada   jej   planeta   Mars.   W   tradycyjnej   kabale   powiada   się,   że   część 
niepohamowanej   energii   tej   sefiry   przelała   się,   w   wyniku   czego   uformowała   się   hierarchia   złych 
sefirotów ułożonych w odrębne drzewo. Co ciekawe, Gebura jest również kwintesencją żeńskości, 
którą w alchemii utożsamia się z mocą. Równoważy ją po drugiej stronie Drzewa Życia, sefira Chesed, 
czyli   "łaska",   będąca   z   kolei   kwintesencją   męskości.   Jest   to   siła,   która   nadaje   kształt   rzeczom   i 
wprowadza porządek. Odpowiada jej planeta Jowisz, posiadająca podobne znaczenie symboliczne. 

3

background image

Między   tymi   siedmioma   sefirotami   a   trójką   najwyższych   gałęzi   drzewa   życia   znajduje   się 

przepastna otchłań, kraina paradoksów, w której wszystko jest zarazem prawdą i fałszem. Kabaliści 
nazywają ją "nieistniejącą" sefirą Daath, czyli sefirą fałszywej wiedzy, albowiem mieszka w niej demon 
rozumu - Choronzon - który zastawia na maga pułapkę utkaną z myśli. Otchłań to również wrota do 
innego świata. Można nimi przejść na drugą stronę Drzewa Życia, do sfery cienia, gdzie znajdują się 
22   qlifotyczne   tunele   i  ich  demoniczni   strażnicy.   Tą  drogą   wkracza  do  życia   śmierć.   Otchłań   jest 
przejściem od świata manifestacji do świata ideałów. Powiada się, że kto ją przekroczy, ten znajdzie 
się poza dobrem i złem, uwolniony z pułapek dualistycznego myślenia. 

Nad otchłanią znajduje się trójca najwyższych sefirotów. Są to prazasady istnienia. Pierwsze 

dwie   z   nich,   Bina   i   Chokma   (czyli   "zrozumienie"   i   "mądrość"),   rozmieszczone   na   filarach   łaski   i 
sprawiedliwości, posiadają cechy podobne do dwóch sefirotów znajdujących się tuż poniżej otchłani, 
do   Gebury   i   Chesed.   Są   ich   pierwowzorami   w   świecie   ideałów.   Bina   to   Wielka   Matka,   miejsce 
reintegracji osobowości, która ulega dezintegracji w trakcie przekraczania Otchłani. Bina jest również 
mają, mocą iluzji. Odpowiada jej planeta Saturn. Chokmah to Wielki Ojciec, siła pobudzająca istnienie, 
duch i hinduistyczna  purusza, podstawową  rzeczywistością  leżącą u podłoża  wszelkiego  istnienia. 
Odpowiada jej planeta Uran. Nad nimi góruje Keter (czyli "korrona"), o którym można powiedzieć tylko 
tyle,   że   jest   punktem  z  którego   rozwija   się   całe   Drzewo   Życia.   Keter  to   źródło   wszelkich   rzeczy, 
jedność, która godzi wszelką różnorodność, początek i koniec wszystkiego. Ponad nim jest już tylko 
nicość. 

Mag wspina się po Drzewie Życia korzystając ze ścieżek łączących poszczególne sefiroty. 

Każda z tych ścieżek stanowi kolejne wyzwanie, któremu można sprostać tylko wtedy, gdy opanuje się 
własności   rozpoczynających   je   sefirotów.   Dlatego   wspinaczka   na   Drzewie   Życia   wymaga 
samodoskonalenia  się i poszerzania  pola własnego  umysłu, który by koniec końców  objąć całość 
zjawisk świata musi nieustannie przekraczać swoje ograniczenia. 

System inicjacyjny Złotego Brzasku 

Kabalistyczne   Drzewo   Życia   znane   było   okultystom   od   dość   dawna.   A   jednak   to   dopiero 

"MacGregor"   Mathers,   prawdziwy   twórca   struktury   inicjacyjnej   zakonu   Złotego   Brzasku,   dostrzegł 
paletę możliwości jaką przedstawia ten właśnie schemat wtajemniczeń. Hermetyczny Zakon Złotego 
Brzasku   składał   się   z   dziesięciu   stopni   inicjacyjnych,   odpowiadającym   dziesięciu   sefirotom,   które 
poprzedzał stopień Neofity. Twórcy zakonu nie zapomnieli wszakże o dobrze sprawdzonej strukturze 
kręgów wtajemniczeń i podzielili Zakon na trzy kręgi: 

Krąg Zewnętrzny, do którego należały stopnie: 

0*=0*Neofita 

1*=10*Zelator (sefira Malkut) 

2*=9*Theoricus (sefira Jesod) 

3*=8*Practicus(sefira Hod) 

4*=7*Philosophus(sefira Necach) 

Krąg Wewnętrzny, do którego należały stopnie: 

5*=6*Adeptus Minor(sefira Tiferet) 

6*=5*Adeptus Major(sefira Gebura) 

7*=4*Adeptus Exemptus(sefira Chesed) 

oraz Krąg Tajemny, składający się ze stopni: 

8*=3*Magister Templi(sefira Bina) 

9*=2*Magus(sefira Chokma) 

10*=1*Ipsissimus(sefira Keter) 

4

background image

Głównym celem jaki stawiał zakon Złotego Brzasku przed swymi członkami było "dążenie do 

światła", które rozświetla mroki niewiedzy. Może właśnie dlatego na początku opracowane były tylko 
rytuały   inicjacyjne   i   praktyki   dla   stopni   kręgu   zewnętrznego,   poprzedzającego   sefirę   Tiferet   i 
odpowiadający   jej   stopień   Adeptus   Minor.   Światło   Tiferet   -   Słońca   miało   przyciągać   ku   sobie 
nowicjuszy magicznych. Ponadto symbolika świetlistego Tiferet kojarzona była z osobą Chrystusa, co 
nadawało w ostatnich dekadach XIX wieku zakonowi Złotego Brzasku prawdziwie chrześcijańskiego 
oblicza. 

W trakcie inicjacji Neofita otrzymywał cząstkę światła, które miało go prowadzić na drodze 

magii. Jego zadaniem było zapoznanie się z symboliką żywiołów i znaków zodiaku. Uczył się podstaw 
języka hebrajskiego i wykonywał praktyki oczyszczające, takie jak Mniejszy Rytuał Pentagramu, w 
celu pozbycia się kompleksów i obsesyjnych myśli. Zelator uczył się podstaw alchemii i tarota oraz 
zależności między sefirotami, planetami, duchami i aniołami. Theoricusowi zalecano dalsze studia nad 
kabałą,   ze   szczególnym   uwzględnieniem   trójpodziału   duszy   oraz   zależności   między   kolorami 
mniejszych arkanów tarota a literami tetragrammatonu i czterema światami kabały. Practicus uczył się 
symboliki   figur   magicznych.   Musiał   też   zgłębiać   podstawy   wróżb   geomantycznych   oraz   bardziej 
szczegółowe atrybucje kart tarota. Wreszcie, Philosophus uczył się boskich imion oraz przygotowywał 
się   do   przejścia   do   zakonu   wewnętrznego.   Był   wtedy   wtajemniczany   w   znaczenie   qlifotów,   czyli 
negatywnych   odpowiedników   sefirotów   na   Drzewie   Życia.   Oczywiście,   każdemu   z   tych   stopni 
przypisane były inne rytuały, które aspiranci musieli opanować do perfekcji. Wszystko to odróżniało 
Złoty Brzask od innych współczesnych mu zakonów, które zwykle miały więcej wspólnego z kółkami 
dyskusyjnymi niż praktyką magiczną. 

Wielkie odrodzenie okultystyczne 

Na   początku   działalności   Złotego   Brzasku   Westcott,   Mathers   i   Woodman   przyjęli   stopień 

Adeptus Exemptus, twierdząc że tym samym spełniają polecenia Tajemnych Przywódców zakonu z 
kręgu tajemnego. Wiosną 1889 roku mogli rozpocząć nabór do londyńskiej świątyni zakonu. W ciągu 
roku przybyło do niej trzydziestu dwóch nowicjuszy, w tym aż dziewięć kobiet. W tym czasie rzadko 
się zdarzało by kobiety dopuszczano do arkanów wiedzy tajemnej. Złoty Brzask odstępował od tej 
niechlubnej   zasady   i   wkrótce   w   jego   szeregach   pojawiły   się   takie   osobistości   jak   Moina   Mathers 
(siostra filozofa, Henriego Bergssona), aktorka Florence Farr i Dion Fortune, która po odejściu ze 
Złotego Brzasku rozpoczęła własną szkołę magiczną. 

Niestety, kobiety miały się stać też jednym z poważnych kłopotów zakonu i to nie ze względu 

na ich atrakcyjności seksualną, lecz charyzmę, która zagrażała pozycji przywódców zakonu. Póki co 
jednak zakon przeżywał okres wielkiego  rozkwitu, szczególnie po przejęciu przez Mathersa spraw 
organizacyjnych.   W   1891   roku   umarł   Woodman,  w   rok   później   Mathers   przeniósł   się   do   Paryża, 
pozostawiając Westcotta jako swojego przedstawiciela w Londynie. Prestiż Mathersa wzrósł znacznie, 
kiedy w 1892 roku napisał rytuał inicjacyjny na stopień Adeptus Minor i przekształcił krąg wewnętrzny 
w Zakon Rubinowej Róży i Złotego Krzyża (Ordo Rosae Rubeae et Aureae Crucis). Stał się on wtedy 
jego jedynym przywódcą. Jak grzyby po deszczu powstawały nowe świątynie w Weston nad Marą, 
Bradford i Edynburgu, a w latach 1892-96 zakon osiągnął rekordową ilość 200 członków. Można było 
śmiało powiedzieć, że jest to największe stowarzyszenie okultystyczne epoki. 

I   wtedy   zaczęły   się   kłopoty.   Okazało   się   bowiem,   że   niektóre   spośród   pań   są   nie   tylko 

wybitnymi okultystkami, lecz i świetnymi organizatorkami. Dotyczyło  to przede wszystkim  Florence 
Farr i Annie Horniman, które z niezwykłym zapałem zaangażowały się w prace londyńskiej świątyni 
Izydy-Uranii. Pozornie, mogło świadczy to na ich korzyść, ale Mathers był autokratą i nie znosił, jak 
ktoś zagrażał  jego  władzy.  Tymczasem, po jego wyjeździe  do Paryża   pani Horniman  wielokrotnie 
publicznie  wyrażała   swoją dezaprobatę wobec  jego nikłego zainteresowania  sprawami zakonnymi. 
Dopóki Horniman nie szczędziła pieniędzy dla niego i jego małżonki wszystko było w porządku. Lecz 
gdy okazało się, że jej pomoc nie jest bezinteresowna i pragnie odebrać mu żonę, Mathers poczuł w 
sobie   zarzewie   gniewu.   Na   domiar   złego   dotarły   do   niego   plotki,   że   Horniman   oskarża   go   o 
angażowanie się w politykę. (W tym czasie Mathers rzeczywiście marzył o karierze wojskowej i o 
restauracji dynastii Stuartów). Jego reakcja była natychmiastowa. W 1896 roku zażądał od członków 
zakonu  wewnętrznego  natychmiastowego  złożeniu   mu ślubów lojalności.  Jego  woli  ulegli  wszyscy 
poza Annie Horniman, która jeszcze w tym samym roku została wyrzucona z zakonu. 

Wieść   o   wyrzuceniu   Annie   Horniman   wstrząsnęła   członkami   Złotego   Brzasku.   Horniman 

uchodziła   bowiem   za   jedną   z   najwybitniejszych   przedstawicielek   Zakonu.   Na   dodatek   władze 

5

background image

angielskie dowiedziały się o związkach Westcotta z okultyzmem, co zmusiło go do wycofania się z 
zakonu. Widmo upadku zaczęło krążyć nad Hermetycznym Zakonem Złotego Brzasku, widmo, które 
już wkrótce miało się zmaterializować za sprawą młodego acz już wybitnego adepta magiji - Aleistera 
Crowleya. 

"ALEISTER CROWLEY I RÓWNONOC BOGÓW"

"Wieczorem   18   listopada   1898   roku   dwudziestotrzyletni   poeta,   Aleister   Crowley   z 

niecierpliwością   czekał   w   przedpokoju   świątyni   masońskiej   przy   Great   Queen   Street   w   Londynie, 
pełen nadziei, że już wkrótce otrzyma największe tajemnice życia i śmierci. 

Na plecach zwisała mu narzucona po kostki czarna szata, związana w pasie trzema węzłami 

wstęgi. Końcówki tej wstęgi trzymał w prawej ręce znajdujący się obok niego człowiek, który miał go 
prowadzić podczas tej części ceremonii. Strój przewodnika sprawiał wrażenie bardziej wyszukanego 
od stroju Crowleya. Na plecach miał również czarną szatę, na której zarzucony był biały falowany 
płaszcz z czerwonym krzyżem na lewej piersi. Wokół szyi zawiązaną miał szeroką białą wstęgę z 
olbrzymią   odznaką   w   kształcie   krzyża.   A   w   lewej   ręce   dzierżył   czerwono-złote   berło   zwieńczone 
rzeźbioną miniaturową biskupią infułą. 

Nagle, otworzyły się drzwi i powiew gorąca i kadzideł uderzył mężczyzn zgromadzonych w 

przedpokoju. Crowleya wprowadzono do sali, zawiązując mu uprzednio opaskę na oczy. Poczuł chłód 
drobnych kropelek wody opadających na jego twarz. Nos zmarszczył się mu od ściągającego zapachu 
kadzideł tlących  się nad jego głową  i wtedy usłyszał  głos:  "O dziecię  ziemi,  czego  szukasz w tej 
świętej komnacie? Czemu pragniesz wstąpić do naszego Zakonu". Przewodnik odpowiedział w jego 
imieniu: "Moja dusza błąka się w ciemnościach i szuka światła ukrytej wiedzy. A wiem, że to właśnie w 
tym Zakonie dane mi będzie je osiągnąć". 

Poprowadzono go do przodu i nakazano klęknąć przed ołtarzem w kształcie stożka, na którym 

leżał czerwony krzyż  i biały trójkąt. Prawą  rękę położył na trójkącie. Wtedy to na dany mu przez 
przewodnika znak złożył następujące ślubowanie. Przyrzekał w nim: 

...dotrzymać tajemnic Zakonu, jego nazwy, nazwisk członków i poczynań mających miejsce na 

jego spotkaniach.... 

...nigdy nie zgodzić się na hipnozę lub taki stan otępienia, który pozwoli niewtajemniczonym 

osobom i mocom zawładnąć jego myślami, słowami lub uczynkami. 

...z odwagą i determinacją nie ustawać w pracach Boskiej Nauki, oraz wytrwać do końca tej 

ceremonii,   która   jest   jej   odzwierciedleniem.   Nie   poddać   się   też   pokusie   oddania   swej   wiedzy 
mistycznej na służbę złej magii. 

Całość ślubowania wieńczyła przysięga: "jeśli złamię to zobowiązanie magiczne, poddam się 

z   własnej   głupoty   śmiertelnie   wrogiemu   prądowi   woli,   płynącemu   od   Tajnych   Przywódców   tego 
Zakonu, który powali mnie i sparaliżuje bez śladu działania, jak uderzenie błyskawicy"." 

Dzieciństwo w Piekle 

Edward Alexander Crowley (nazywany później "Aleisterem") urodził się 12 października 1875 

roku   w   Leamington   Spa,   w   hrabstwie   Warwick,   w   rodzinie   producentów   piwa   należącej   do 
fundamentalistycznej  sekty chrześcijańskiej Braci Plymuckich.  Członkowie  tej sekty posługiwali  się 
dosłowną   interpretacją   Biblii   jako   słów   samego   Ducha   Świętego,   głosili   powszechne   kapłaństwo, 
wierzyli w boskość Chrystusa i oczekiwali jego ponownego nadejścia. Nade wszystko jednak odcinali 
się od świata zewnętrznego i starali się utrzymywać kontakty tylko między sobą. Dom Crowleyów 
stanowił   miejsce   ich   spotkań   towarzyskich,   które   zawsze   przeradzały   się   w   nabożeństwa,   bądź 
dysputy religijne. Młody Aleister większość czasu spędzał na lekturze Biblii pod bacznym okiem ojca. 
A kiedy ten wyjeżdżał w kraj głosić słowo boże, dostawał się pod kuratelę nienawistnej mu matki, która 
nazywała go apokaliptyczną Bestią 666. 

Stosunek Crowleya do żarliwej religijności swoich rodziców nacechowany był ambiwalencją, 

która w dużej mierze ukształtowała jego przyszły światopogląd. Wyznaczały ją dwa bieguny: wstręt i 
fascynacja, nakazujące mu szukać świętości w świecie profanum i profaniczności w świecie sacrum. 
Było nie było, Crowley w swoim wczesnomłodzieńczym okresie darzył chrześcijaństwo dużą estymą i 

6

background image

gorliwie zgłębiał prawdy objawione w księgach Starego i Nowego Testamentu. Podziwiał też swego 
ojca, który gotów był poświęcić swoje życie doczesne na ołtarzu religii. Kiedy ten umarł w 1887 roku, 
młody Crowley dostał się w szpony rodziny matki, która obwiniała go za śmierć ojca i dopatrywała się 
w nim nadchodzącego Antychrysta. Odtąd, edukacją Crowleya zajął się jego wuj, Tom Bishop, którego 
metody wychowawcze polegały na wpajaniu dogmatów wiary oraz nie przyzwalaniu na lekturę ksiąg 
mogących w młodym Crowleyu osłabić szacunek wobec rodziny i religii. Bishop stworzył na ten użytek 
indeks ksiąg zakazanych, na którym znalazł się między innymi  David Copperfield  Karola Dickensa, 
książka, której zła bohaterka nazywała się Emily, czyli tak samo jak matka Crowleya. 

Tyrania wuja wydawała się jednak niczym w porównaniu z metodami wielebnego Champneya, 

prowadzącego w Cambridge szkołę dla chłopców, których ojcowie należeli do Bractwa. W szkole tej 
wiedzę i obowiązek zaprowadzano rózgą i batem, a lekcje przedzielano modlitwami, przez co Crowley 
nazwał spędzony w niej czas "dzieciństwem w piekle". Wspominał później w autobiografii, jak razu 
pewnego   otrzymał   karę   chłosty:   "Pamiętam   jak   lano   mnie   po   nogach,   by  nie   rozbudzić   we   mnie 
rozkoszy zmysłowych wywoływanych biciem po tyłku. Przez piętnaście minut musiałem się modlić, po 
czym   otrzymywałem   piętnaście   razów   chłosty.   Następnie,   znów   przez   kwadrans  się   modliłem,   po 
czym łojono mi skórę. I tak w kółko". Wycieńczonego, z chorymi nerkami, znajdującego się u kresu sił 
psychicznych   przeniesiono   go   do   szkoły   powszechnej   w   Malvern,   gdzie   ze   względu   na   zły   stan 
zdrowia stał się celem ataków swych rówieśników. 

Kiedy już wydawało się, że nie ma końca tego koła cierpienia, nagle nadeszło wybawienie. 

Rodzina postanowiła zafundować mu indywidualny tryb nauczania, a jego naukę oddała pod pieczę 
Archibalda Douglasa, który rozbudził w nim nie tylko miłość do nauki, lecz na dodatek otworzył go na 
świat   uciech   zmysłowych.   Crowley   pisał:   "Natychmiast   przyswoiłem   sobie   jego   styl   i   zacząłem 
zachowywać się jak normalna, zdrowa istota ludzka. Koszmarny świat chrześcijaństwa zniknął wraz z 
pierwszą   jutrzenką.....   Po   raz   pierwszy   w   życiu   normalnie   kontaktowałem   się   z   mężczyznami   i 
kobietami.   Po  raz pierwszy   stała  się  dla  mnie  możliwa  szczera   przyjaźń,  zdrowa   miłość,  otwarta, 
wesoła   i   odważna".   Jak   za   dotknięciem   magicznej   różdżki,   wraz   z   tym   otwarciem   się   na   zmysły 
Crowley   rozwinął   w   sobie   ponadprzeciętne   zdolności.   Na   przekór   swoim   słabościom,   zajął   się 
wspinaczką   jako   najniebezpieczniejszym   ze   sportów   i   szybko   stał   się   cenionym   i   utalentowanym 
alpinistą. Samotne zdobywanie kolejnych górskich szczytów wzmocniło jego ciało, nauczyło go wiary 
w   siebie   i   pozwoliło   mu   zasmakować   nie   znanej   dotąd   wolności.   Nielada   sukcesy   osiągał   też   w 
podbojach   miłosnych.   Twierdził,   że   "nawet   czterdzieści   osiem   godzin   abstynencji   wystarcza   dla 
stępienia ostrza umysłu" i rozpowiadał, że udało się mu uwieść gosposię niemalże na oczach swojej 
matki. 

Rozmaite   przygody   miłosne   nie   przeszkadzały   mu   w   edukacji.   Wraz   z   osiągnięciem 

pełnoletniości,   otrzymał   w   spadku   po   ojcu   fortunę   liczącą   czterdzieści   tysięcy   funtów.   Była   to 
niebagatelna suma jak na tamtejsze czasy, pozwalająca mu wieść życie niezależne od pracy i rodziny. 
Większość   pieniędzy   wydawał   na   książki.   Wychodził   bowiem   z   założenia,   że   musi   przeczytać 
wszystkie wartościowe pozycje. Studiował filozofię, psychologię i ekonomię na słynnym Trinity College 
w   Cambridge,   by   później   przenieść   się   na   wydział   filologii   klasycznej.   W   międzyczasie   rozwijał 
twórczość   poetycką   i   zamiłowanie   do   wspinaczki.   W   1898   roku   wydał   własnym   nakładem   swoją 
pierwszą   książkę,   zbiór   baśni  Aceldama,   a   zaraz   potem   opublikował   w   limitowanej   edycji   100 
egzemplarzy   następny  zbiór   baśni  White   Stains,   który  uznano   za   pornograficzny,   a   w   1924   roku 
zniszczono większą część nakładu. Grał również w szachy. Nieustannie wygrywał szkolne turnieje 
szachowe. Pokonał w nich nawet mistrza Szkocji, a w 1897 roku wziął udział w berlińskim kongresie 
szachowym. Otworzyła  się przed nim kariera zawodowego  szachisty. A jednak w tej chwili już co 
innego zawładnęło jego umysłem. 

Poszukiwanie Tajemnych Przywódców Świata 

W grudniu 1896 roku Crowley pojechał do Sztokholmu z zamiarem powitania tam nowego 

roku. Wtedy to, w  noc sylwestrową  zdarzyło   mu  się przeżyć  coś, co zadecydowało  o  jego  całym 
późniejszym życiu. Doznał wizji mistycznej, o której wypowiadał się niezwykle zdawkowo: "Doznałem 
olśnienia,   że   posiadam   magiczne   środki   dla   stania   się   świadomym   swej   natury,   która   jak   dotąd 
skrywała się przede mną. Przeżyłem doświadczenie strachu i bólu, połączone z pewnym duchowym 
koszmarem, a jednocześnie był to klucz do najczystszej i najświętszej duchowej ekstazy jaka w ogóle 
istnieje".   Doświadczenie   to,   które   buddyści   nazywają   "transem   smutku"   a   współcześni   wyznawcy 
psychologii   "kryzysem   egzystencjalnym"   ukazało   mu   znikomość   jego   dotychczasowych   aspiracji. 
Utracił   chęć   zdobywania   laurów   szachowych.   Porzucił   zamiar   robienia   kariery   dyplomatycznej. 

7

background image

Wycofał się nawet ze spisku zmierzającego do wprowadzenia don Carlosa na tron hiszpański oraz z 
działalności w bractwie rycerskim pod nazwą Kościół Celtycki. 

Wkrótce, jego półki wzbogaciły się o książki o tematyce mistycznej i magicznej. Szczególne 

miejsce zajmowała wśród nich  Księga Czarnej Magii i Paktów  A.E. Waite'a, której autor przyznawał 
się   do   związków   z   "ukrytym   Kościołem".   Ta   drobna   wzmianka   tak   bardzo   rozbudziła   wyobraźnię 
Crowleya,   że odtąd jego idee fixe stało  się  poszukiwanie  tajemnych  przywódców świata,  którzy z 
ukrycia, za pośrednictwem różnych tajemnych bractw kierują losami ludzkości. Porzucił więc studia i 
kontakty z ruchem dekadenckim, na rzecz gorliwych poszukiwań wiedzy tajemnej. Poszukiwań tych 
nie powstrzymała nawet znajomość z Oscarem Eckensteinem, starszym od Crowleya o dwadzieścia 
lat   najwybitniejszym   w   ówczesnym   czasie   alpinistą.   Eckenstein   uczył   go   wspinaczki,   medytacji   i 
skupienia.   Nade   wszystko   jednak   starał   się   dyscyplinować   jego   umysł   by   ten   nie   błąkał   się   po 
bezdrożach wizji religijnej. Jego braterska pomoc na nic się wszakże nie zdała, Crowley bowiem tak 
długo szukał "ukrytego Kościoła" aż w końcu go znalazł. 

W przypadku magii trudno jest mówić o nic nie znaczących zbiegach okoliczności. Wytrawni 

okultyści powiadają bowiem, że nie trzeba szukać magii, gdyż to ona sama nas znajduje. Crowley 
jednak szukał i znalazł ją...... w piwiarni. W sierpniu 1898 roku przysiadł się do stolika, przy którym 
siedział Julian Baker - chemik, metalurg, a zarazem alchemik. Kiedy obaj panowie ucięli sobie krótką 
konwersację,   wnet   okazało   się   że   Baker   posiada   ponadprzeciętną   wiedzę   z   dziedziny   alchemii. 
Pointrygowany tym Crowley, nie omieszkał zadać mu pytania, czy mógłby go wtajemniczyć w arkana 
wiedzy   tajemnej.   Ten   zaś   skontaktował   go   z   Georgem   Cecilem   Jonesem,   jednym   z   przywódców 
Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku, który okazał się osobą "wielkiego ducha i temperamentu", a 
przy tym żywą skarbnicą wiedzy okultystycznej. 

18   listopada   1898   roku   Aleister   Crowley   został   inicjowany   na   stopień   Neofity.   Pisał:   "Z 

niezwykłą   powagą   traktowałem   ceremonię   inicjacji.   Mojego   skupienia   nie   naruszył   nawet   fakt,   że 
odbywała   się   ona   w  świątyni   masońskiej.   Zapytałem   nawet   Bakera,   czy   ludzie   umierają   podczas 
ceremonii? Nie zdawałem sobie z tego sprawy, że jest to zwykła formalność, a członkowie Zakonu są 
w przeważającej mierze drobnomieszczańskimi bufonami. Wydawało mi się, że wstępuję do Ukrytego 
Kościoła   Świętego   Graala   i   dobrze   się   z   tym   czułem.   Dzięki   temu   uczuciu   moja   inicjacja   była 
prawdziwym sakramentem". 

Niestety, wkrótce nadeszły same rozczarowania. Crowley wstąpił do Złotego Brzasku, kiedy 

zakon przeżywał głęboki kryzys,  spowodowany odejściem Annie Horniman i jej grupy rozłamowej. 
Wierzył że wnet otrzyma bezcenne tajemnice, które ślubował dotrzymać podczas ceremonii inicjacji, 
tymczasem   dano   mu   w   opiece   alfabet   hebrajski.   Crowley,   rzecz   jasna,   znał   arkana   kabały   już 
znacznie wcześniej, przez co czuł się mocno zawiedziony. Tym niemniej, wciąż myślał że prawdziwe 
tajemnice  kryją  się   gdzieś   za   zasłonami  Zakonu   Wewnętrznego.  Postawił   zatem   sobie  za   cel  jak 
najszybsze zdobywanie kolejnych stopni inicjacyjnych i czynił to w zastraszającym tempie. Zgodnie z 
przyjętym przez siebie imieniem magicznym Perdurabo (co znaczy "wytrwam aż do końca"), miesiąc 
po miesiącu wspinał się na kolejne szczeble Drzewa  Życia.  Już w grudniu, po dwóch tygodniach 
praktyki w Zakonie uzyskał stopień Zelatora, a w styczniu i lutym kolejne dwa stopnie Theoricusa i 
Practicusa. Musiał wtedy czekać "aż trzy miesiące" na otrzymanie stopnia Philosophusa, gdyż reguły 
zakonne nie przewidywały by ktoś tak szybko zdobywał kolejne stopnie wtajemniczeń. Wtedy to, w 
maju 1899 roku, znalazł się u progu Zakonu Wewnętrznego. Poznał też człowieka, który na dobre 
odmienił jego życie. 

Był nim Allan Bennett, znany w Złotym Brzasku jako Iehi Aour i uznawany za drugiego w 

zakonie po MacGregorze Mathersie. Bennett przystąpił do Złotego Brzasku w lutym 1894 roku, a już 
rok później osiągnął w nim stopień Adepta Majora. Jako jednemu z nielicznych udało mu się w trakcie 
skomplikowanej ceremonii magicznej wywołać ducha Merkuriusza. Legenda głosiła, że w dzieciństwie 
przypadkowo wywołał diabła, recytując "Modlitwę Pańską" od końca! Bennett był jednak niezwykle 
skromnym człowiekiem i tylko czasami ujawniał swoje moce magiczne. 

Oto razu pewnego, na spotkaniu Towarzystwa Teozoficznego, którego był członkiem, Bennett 

wygłosił wykład o znaczeniu i mocy magicznej różdżki. Wtedy to jeden z uczestników spotkania zaczął 
naigrywać   się   z   rytuałów   okultystycznych.   Ta   arogancja   i   cynizm   zdumiały   Bennetta,   który 
zaproponował   teozofowi,   że   pokaże   mu   moc  działania   różdżki.   Zdjął   z  szyi   błyszczący   wisiorek   i 
skierował go w jego stronę teoofa. Na oczach zgromadzonych ludzi, teozof zwalił się z nóg i zapadł w 
trwającą czternaście godzin śpiączkę. Nie trzeba było dodatkowych argumentów. 

8

background image

Crowley natychmiast po poznaniu Bennetta stał się jego wiernym uczniem i przyjacielem. Ten 

zaś uczył go kabały praktycznej i różnych technik magii ceremonialnej: inwokacji Bogów, ewokacji 
duchów   i   konsekracji   talizmanów.   Obaj   panowie   zapewne   jako   pierwsi   w   Europie   prowadzili 
metodyczne   doświadczenia   nad   roślinami   wywołującymi   wizje   psychedeliczne   i   rozwijającymi 
jasnowidzenie. Nie podobało się to przywódcy Złotego Brzasku, który uważał te zainteresowania za 
przejaw narkomanii. Jeszcze większą wściekłość wywoływało w nim zainteresowanie, jakie Bennett 
okazywał jodze. Pewnego razu na zebraniu zakonnym Mathers wycelował z pistoletu w Bennetta, 
grożąc mu, że go zabije, jeśli ten nie porzuci praktyk jogicznych. Dopiero interwencja jego żony, Moiny 
Mathers, uchroniła go przed rozlewem krwi. 

Podobnie jak Crowley, Bennett coraz mniejszą sympatią darzył środowisko okultystyczne. Na 

dodatek,   podupadł   na   zdrowiu   i   coraz   częściej   zwalały   go   z   nóg   ataki   astmy,   wcześniej 
powstrzymywane solidnymi dawkami morfiny. Wtedy to jego wzrok skierował się ku Azji z jej ciepłym 
klimatem i atmosferą sprzyjającą praktykom jogicznym. Pozostawał tylko jeden problem - pieniądze 
potrzebne na podróż i osiedlenie się. Pod względem finansowym, Bennett był nędzarzem, a wikt i 
opierunek zapewniał mu Crowley. Tymczasem, nawet finanse Crowleya nie wystarczały do realizacji 
tego   ambitnego   planu.   Nie   było   rady,   trzeba   było   zasięgnąć   mocy   magicznej.   Crowley   i   Jones 
odnaleźli w starym rękopisie magicznym,  Goetii, rytuał ewokacji ducha Buera, którego cechą było 
leczenie. Zakreślili krąg magiczny, zapalili kadzidła i przystąpili do wywoływania ducha. Niestety, nie 
przychodziło im to tak łatwo. Po długim czasie ewokacji udało im się ponoć wywołać głowę i lewą nogę 
ducha. Reszta jego ciała była mglista i niewyraźna. Strudzeni operacją i niepowodzeniem, popadli w 
rezygnację. Ale oznaki porażki okazały się pozorne. Wystarczyło kilka dni, by Crowley otrzymał od 
pewnej kobiety pieniądze potrzebne na podróż Bennetta. Przekazał je Bennettowi, a ten udał się za 
nie na Cejlon, by wieść tam żywot mnicha buddyjskiego. 

Tymczasem, wiedza  zasięgnięta u Bennetta pomogła mu w rozpoczęciu niezwykle  trudnej 

operacji magicznej wg Księgi Świętej Magii Abramelina Maga. Księgę tę napisał w XV wieku Abraham 
z Wurzburga, kabalista i znawca   magii,  który  opisał w  niej swoje  podróże  po Bliskim Wschodzie, 
obfitujące   w   spotkania   z   czarownikami,   magami   i   kabalistami.   Podczas   jednej   z   tych   podróży, 
Abraham miał ponoć spotkać nad brzegami Nilu wybitnego maga, Abramelina, który przekazał mu 
sekrety   swej   wiedzy.  Księga   Świętej   Magii   Abramelina   Maga  stanowi   z   pewnością   najbardziej 
frapujący średniowieczny  grimoire, albowiem stawia przed magiem szczególnie trudne wymagania. 
Mag musi przez całe pól roku dzień w dzień prowadzić praktyki magiczne zmierzające do osiągnięcia 
tzw. Wiedzy i Konwersacji Świętego Anioła Stróża, czyli do poznania swej prawdziwej natury, swej 
prawdziwej Woli. Kiedy zaś to osiągnie, musi ewokować czterech Wielkich Złych Książąt Świata, ich 
ośmioro   zastępców   oraz   trzystu   szesnastu   sługów,   których   mocami   naładowuje   uprzednio 
przygotowane talizmany. Grimoire ten powiada, że przy ich pomocy może w pełni egzekwować swoją 
Wolę, czyli innymi słowy stać się panem swego świata. 

Crowley przystąpił do tej operacji z zamiarem poznania swej prawdziwej Woli i zapewnienia 

sobie tym samym miejsca w Kręgu Wewnętrznym zakonu Złotego Brzasku. Operacja Świętej Magii 
Abramelina wymagała od niego porzucenia dotychczasowego trybu życia. Wyjechał więc z Londynu i 
kupił dom w Szkocji, w posiadłości Boleskine, tuż nad brzegami słynnego jeziora Loch Ness. Nie mógł 
jej jednak dokończyć, ze względu na nagłą rewoltę, która wybuchła w zakonie. Złotym Brzaskiem od 
dawna targały spory i konflikty. Tym razem jednak poszło o jego osobę. Niektórym braciom zakonnym 
nie podobała się jego ekstrawagancja i biseksualizm. Kiedy więc pod koniec 1899 roku, Mathers ze 
swej   paryskiej   siedziby   wydał   rozkaz   by   członkowie   świątyni   w   Londynie   inicjowali   Crowleya   na 
stopień Adepta Minora, ci odmówili mu posłuszeństwa i po ostrej wymianie listów ogłosili secesję 
świątyni londyńskiej. W uzasadnieniu swego czynu, przywódca rebeliantów, William Butler Yeats pisał: 
"Bractwo   mistyczne   nie   jest   reformacją   moralną".   W   tej   sytuacji   Mathers   samodzielnie   inicjował 
Crowleya, co stało się zarzewiem magicznego pojedynku między Crowleyem a Yeatsem. 

Oto jak przedstawiają go Francis King i Isabel Sutherland w książce pt.  Odrodzenie Magii

"[Yeats] twierdził,  że cudotwórcy Zakonu "wezwali"  jedną z kochanek Crowleya  na plan astralny i 
nakazali jej go zdradzić. Dwa dni później, powiada Yeats, z własnej woli podeszła do członka Zakonu, 
któremu   zaproponowała,   że   pójdzie   do   Scotland   Yardu   i   da   świadectwo   "tortur   i   średniowiecznej 
nikczemności Crowleya". Dziennik Crowleya przedstawia całkiem inny opis tego ataku psychicznego - 
jego dekoracyjny Różany Krzyż zbielał, a ogień przestał się palić w kominku. Jego gumowy płaszcz 
nagle stanął w płomieniach, on sam bez powodu stracił panowanie nad sobą i przeszło pięciokrotnie 
pędziły na niego konie". 

9

background image

Crowley odpowiedział zdecydowanym działaniem. Wraz z grupą wynajętych osiłków, ubrany w 

strój   góralski   wtargnął   do   londyńskiej   świątyni   i   zajął   jej   posiadłości.   Nie   na   długo   jednak,   gdyż 
secesjoniści zasięgnęli pomocy u policji. Na dodatek, namówili jednego z  wierzycieli  Crowleya  do 
wszczęcia   przeciwko   niemu   sprawy,   co   tylko   pogrążyło   go   w   kłopotach.   Tymczasem,   w   Paryżu 
Mathers posługiwał się czarną magią. Wziął dużą paczkę suszonego groszku, ochrzcił każde ziarnko 
imieniem   jednego   ze   swych   oponentów,   inwokował   diabła   Belzebuba   i   Tyfona-Seta,   a   wtedy 
równocześnie trzęsąc grochem na dużym sicie, nakazywał tym mrocznym bogom wzbudzić wśród 
rebeliantów   kłótnię   i   niezgodę.   Musiały   być   to   skuteczne   działania,   gdyż   zakon   Złotego   Brzasku 
rozpadł się na kilkanaście drobnych frakcji, których przedstawiciele istnieją po dziś dzień. 

Crowley czuł się tą całą sytuacją zmęczony.  Potrzebował zmiany,  ale takiej zmiany,  która 

dotyczyła by nie tylko jego samego, lecz i całego środowiska, w którym przebywał. W rozwiązaniu 
dręczących go dylematów pomagały mu podróże po Azji i Europie, w trakcie których wspinał się po 
górach,   poznawał   inne   kultury,   gromadził   okruchy   mądrości   z   różnych   tradycji   filozoficznych   i 
religijnych. Studiował taoizm i starożytne greckie misteria. Dzięki wspinaczkom górskim z Oscarem 
Eckensteinem rozwijał świeckie metody koncentracji i treningu woli. Allan Bennett, uczył go w Indiach i 
Birmie   zasad   buddyzmu   i   technik   jogi.   Starał   się   go   nawet   wciągnąć   w   spisek   zmierzający   do 
rozpowszechnienia buddyzmu w Europie. 

Te   wszystkie   indywidualne   poszukiwania   pozwoliły   mu   inaczej   spojrzeć   na   tajniki   magii   i 

mistycyzmu. Crowley utracił, przynajmniej na pewien czas, wiarę w istnienie Tajemnych Przywódców i 
nabrał   dystansu   do   magii   ceremonialnej,   której   patos   i   rytualizm   przyciągał   zbyt   wiele   osób 
szukających nie wiedzy, lecz taniej sensacji. Przyjął postawę naukowego sceptycyzmu, a w sferze 
światopoglądowej  najbliższy  był  buddyzmowi.  Lecz wtedy,  właśnie   wtedy  spotkało  go  wydarzenie, 
które na zawsze ukształtowało bieg jego życia. 

Objawienie Księgi Prawa, czyli Równonoc Bogów 

1904 rok obdarzył Crowleya niesłychanym szczęściem. Poślubił piękną Rose Kelly i wraz z nią 

spędzał   "miodowy   miesiąc"   w   różnych   mistycznych   zakątkach   świata.   Kiedy   w   marcu   tego   roku 
państwo   młodzi   przybyli   do   Kairu,   Crowley   postanowił   pokazać   małżonce   sylfy,   duchy   żywiołu 
powietrza i w tym celu przystąpił do "Wstępnej Inwokacji" z Goetii. Uczynił to, jak wspomina, z nudów, 
ponieważ   małżonkowie   nie   mieli   nic   innego   do   roboty.   Rose   nie   przejawiała   jakiegokolwiek 
zainteresowania   magią   i   nie   ujrzała   sylfów.   Miast   tego   jednak   zapadła   w   dziwny   trans,   podczas 
którego   sennym,   choć   wyrazistym   głosem   powtarzała   słowa:   "Oni   czekają   na   ciebie".   Było   to 
niecodzienne   wydarzenie,   zważywszy   na   fakt   że   właściwości   mediumistyczne   tak   nagle   objawiła 
osoba   nie   mająca   nic   wspólnego   z   okultyzmem.   A   jednak   Crowley,   świeżo   upieczony   sceptyk, 
zignorował ten przekaz. Bardziej interesowało go skuteczne wywołanie sylfów, do czego przystąpił 
następnego dnia. W końcu takie było jego magiczne motto - "wytrwam aż do końca". 

17   marca,   mimo   usilnych   starań   Crowleya,   Rose   ponownie   nie   ujrzała   sylfów.   Tak   jak 

poprzednio, zapadła w trans, w trakcie którego mówiła coś o "dzieciątku" i o Ozyrysie. Na nic się zdały 
wszelkie jego próby odwrócenia biegu wydarzeń, zirytowany, postanowił rozwiązać tę zagadkę. W tym 
celu   wykonał   inwokację   egipskiego   boga   mądrości  Thotha,   który  podobno   przemówił   ustami   jego 
żony, lecz nie wyjawił niczego konkretnego. Nazajutrz, powrócił do inwokacji i wtedy niespodzianie 
usłyszał głos Rose, która powiedziała, że bóg Horus oczekuje od niego przeprosin za jego poprzednie 
uczynki.   Przeżył   wstrząs.   Jego   żona   nie   mogła   wiedzieć   o   tym,   że   nie   darzy   szacunkiem   bóstw 
marsowych, do których należy również Horus, skoro jej wiedza religijna była mniejsza od przeciętnej. 
Postanowił ją zatem sprawdzić. Rose nie tylko znakomicie opisała Horusa, podając w szczegółach 
jego cechy i wartości liczbowe, lecz również pokazała w Muzeum Kairskim stelę z obrazem bóstwa, 
które podobno miało być źródłem tych wszystkich przekazów. Stela przedstawiała Ra-Hoor-Khuita, 
aktywną formę boga Horusa i nosiła numer 666, liczbę w sposób szczególny związaną z powołaniem 
Crowleya. W jednym z kolejnych przekazów Rose nakazała Crowleyowi w dniach od 8 do 10 kwietnia 
zasiadać w pokoju w samo południe i spisywać wszystko co usłyszy. Crowley wykonał polecenie, 
czego efektem było dzieło o niesłychanej złożoności i głębokim znaczeniu, Liber AL vel Legis, zwana 
potocznie Księgą Prawa

Księga Prawa jest dziełem wyjątkowym, choć podobnie jak Biblia, czy Koran należy do tradycji 

objawień. Jej oryginalność, czy też raczej źródłowość polega jednak na tym, że stanowi dokładny, 
bezpośredni przekaz objawienia, podczas gdy większość innych "świętych ksiąg" zawiera przekazy 
wtórne   lub   też   skażone   późniejszym   namysłem.   Prawdziwym   twórcą  Księgi   Prawa  jest   istota 

10

background image

przedstawiająca się jako Aiwass, wysłannik ze świata bogów. W przypadku przekazów mistycznych 
podstawowym czynnikiem, który utrudnia ich zrozumienie jest ich zakres historyczno-kulturowy. Jeśli 
jednak przyjmiemy, że przekazy te płyną ze świata astralnego, a więc ze świata znajdującego się na 
pograniczu nieświadomości indywidualnej i zbiorowej, będziemy mogli uznać, że bogowie są różnymi 
aspektami, bądź też nazwami nieuświadamianych energii psychicznych. Oznacza to, że objawienie 
jest podłączeniem się pod ukrytą skarbnicę indywidualnej lub zbiorowej mądrości tajemnej. Jaka jest 
natura tej skarbnicy, to już zupełnie inna sprawa. 

Księga Prawa składa się z trzech rozdziałów, których narratorami są trzy bóstwa pochodzące 

z panteonu egipskiego: Nuit, Hadit i Ra-Hoor-Khuit. Bóstwa te tworzą nie tylko triadyczną strukturę 
książki, lecz i troistość na której zasadza się egzystencja świata. Crowley określa boginię Nuit jako 
"panią przestrzeni", jako przestrzeń wszelkich dostępnych możliwości, matrycę z której wyłania się 
świat   i   w   której   wszystko   jest   możliwe.   Z   kolei   męski   bóg   Hadit   jest   to   wszędobylski   punkt 
symbolizujący świadomość, której manifestacje rozproszone są we wszechświecie, czyli przestrzeni 
Nuit.  Niektórzy  interpretatorzy  Księgi Prawa  porównują  Nuit  i Hadita do koła  i punktu, czy też do 
materii   i   energii.   Z   ich   zjednoczenia   powstaje   Ra-Hoor-Khuit,   bóstwo   symbolizujące   manifestację 
działania, czyli ruch. 

Księga   Prawa  zwiastowała   tzw.   Równonoc  Bogów,   czyli   bliski   kres  symbolizowanej   przez 

Ozyrysa ery monoteizmów. Upadkowi ładu chrześcijańskiego i narodzinom nowej epoki towarzyszyły 
apokaliptyczne wizje zniszczenia. Nowa epoka rodzić się miała w bólu i cierpieniu. Miazmaty lęków i 
koszmarów   przesłaniały   widzenie   jej   zarysów.   Niemniej   jednak   apokalipsa   w   wizji   Crowleya   nie 
oznaczała ostatecznego końca świata rzeczywistego, a jedynie kres ładu patriarchalnego wspieranego 
przez   ortodoksyjne   (w   przeważającej   mierze   monoteistyczne)   religie   prawa   i   porządku.   Z   udręki 
wyłaniał się nowy ład, którego zasadniczymi cechami były wieloznaczność i ekstaza. W nowej epoce, 
erze Horusa - zwycięskiego  dziecka w koronie - jedynym prawem miało być realizowanie własnej 
prawdziwej Woli. Pod tym względem crowleyowska wizja powtarzała platońską metaforę jaskini, w 
której odbijają się cienie prawdziwych idei. Crowley jako proroczy wizjoner nowej epoki, nawoływał do 
porzucenia świata cieni, świata pozorów i fałszywych pragnień. W nowej epoce ludzie mieli odkrywać 
swoje prawdziwe pragnienia i zgodnie z nimi kształtować swoją tożsamość. Oznaczało to odrzucenie 
prawa pisanego, kodeksu etycznego stanowiącego podstawę istnienia każdej cywilizacji patriarchalnej 
oraz przejęcie odpowiedzialności za własne życie, która w uprzedniej epoce spoczywała głównie na 
religii,  państwie i stróżach porządku.Era Horusa miała być epoką indywidualizmu i wolicjonalizmu, 
twórczości i niezależności. Człowiek przyszłości łączył w sobie cechy dziecka i nietzscheańskiego 
Ubermenscha,   swawolność   z   wolą   czynu,   gwałt   z   rozkoszą.   Daimonion   crowleyowski,   istota 
przedstawiająca się jako Aiwass, głosił: "Zniesione są wszelkie rytuały, wszelkie próby, wszelkie słowa 
i znaki. [..] Słowem Grzechu jest Ograniczenie. [...] Czyń swoją wolę niechaj będzie całym prawem. 
[...] Miłość jest prawem, miłość poddana woli". 

Jest pewnym paradoksem, że wizja zapowiadająca krach logocentryzmu spisana została na 

kartach   książki.   Raz   jeszcze   chochlik   przechytrzył   literę   prawa.   A   jednak   to   właśnie   dzięki   temu 
Księga Prawa  doczekała się licznych komentarzy i opracowań, rozwijających jej ukryte znaczenia i 
kalambury. Sam Crowley początkowo nie mógł przyswoić sobie jej przekazu i wymagało czasu, by 
"usłyszał" podszepty Nieświadomego. Kiedy to nastąpiło, na jej podstawie ułożył spójną historiozofię i 
filozofię   życia,   której   głównym   składnikiem   było   uznanie   dominującej   roli   archetypu   dziecka   w 
wyłaniającej   się   epoce.   Kreślona   przez   niego   historiozofia   uwzględniała   trójetapowość   rozwoju 
historycznego ludzkości. 

Crowley powiadał, że w toku historii ludzkość przebyła dwa eony: erę Matki (Izydy) i erę Ojca 

(Ozyrysa),   odznaczające   się   odmiennymi   relacjami   społecznymi   i   światopoglądem.   Era   Izydy 
stanowiła   dominium   Nieświadomego,   dominację   symboli   związanych   z   księżycem.   Ludzie   żyli   w 
świecie   nieoznaczonym,   zdani   na   łaskę   bogów   i   natury.   Prowadzili   osiadły   tryb   życia.   Panował 
matriarchat,   któremu   towarzyszyło   nierozeznanie   własnej   płciowości.   Podstawowymi   normami 
egzystencjalnymi były niewiedza uzależnienie

Wraz z rozpoznaniem funkcji seksualnych, ludzkość wkroczyła w erę Ozyrysa, zwaną również 

erą  Ojca ze  względu na  dominację  wartości  patriarchalnych.  Towarzyszył  jej rozwój  świadomości. 
Wyłoniona świadomość dokonywała podbojów kolejnych krain Nieświadomego, trzebiąc oazy chaosu i 
nieracjonalności. Jej orężem był podział i stratyfikacja. Narodziła się hierarchia społeczna. W erze 
Ozyrysa   pojawiły   się   wielkie   cywilizacje,   imperia   i   religie   monoteistyczne.   Wprowadzono   prawa   i 
odpowiedzialność   karną.   W   sferze   symbolicznej   była   to   era   Słońca,   era   umierającego   i 

11

background image

zmartwychwstającego   boga,   który   poświęca   się   dla   ludzkości.   Słońce   rozjaśniało   mroki   świata   i 
wskazywało   drogi   rozwoju.   Tym   samym   świat   nabierał   znaczenia   i   stawał   się   spójną   całością. 
Podstawowymi normami egzystencjalnymi były walka o władzę wyrzeczenie

O ile ludzie żyjący w erze Matki byli istotami a-seksualnymi, w erze Ojca płciowość stała się 

podstawową  determinantą  relacji społecznych.  Decydowała  o tożsamości jednostek i przypisywała 
każdemu rolę społeczną. Zakorzeniała. Wyznaczała funkcje. Różnicowała. 

W erze Horusa Nieświadome ponownie miało podbić świadomość, lecz tylko po to, by torować 

drogę nadświadomości. Dziecko, ów czynnik x, wielka niewiadoma, zastępowało podział płci. W erze 
Horusa płcie, dotychczas stanowiące o tożsamości, a więc będące wyznacznikiem miejsca w świecie 
zewnętrznym, zstępowały do wnętrza, by stopić się ze sobą w  alchemicznych zaślubinach. Crowley 
uważał,   że   w   erze   Horusa   na   świecie   zapanuje   androgynia,   a   ludzie   będą   kształtować   swoja 
tożsamość podług własnej woli. Era boga-dziecka znosiła dotychczasowe prawa i porządki, ponownie 
otwierając świat na to, co nieoczekiwane i cudowne. Po nieoznaczoności ery Matki i jednoznaczności 
ery Ojca, zapanować na świecie miała  wieloznaczność. To ona, na równi z autokreacją, stała się 
podstawową normą egzystencjalną nowej epoki. Bóg-Słońce umarł na dobre, gdy zauważono, że jego 
codzienne   umieranie   jest   tylko   ułudą   wyuczonego   sposobu   percepcji.   Ziemia   stała   się   motywem 
centralnym   rozważań,   czego   wyraźnym   dowodem   był   rozwijający   się   ateizm   i   kreatywizm.   Świat 
przestał być kosmosem znaczących symboli, a stawał się chaosmosem, przestrzenią możliwości, z 
której każdy mógł ulepić własny, zawsze lepszy świat. 

W tym chaosmosie Księga Prawa nadawała Crowleyowi funkcję proroka nowej ery, rolę, której 

pod   wpływem   fascynacji   buddyzmem   nie   chciał   się   podjąć.   Odrzucała   go   apokaliptyczna   wizja 
zagłady, która czyniła zeń Antychrysta. Porzucił zatem Księgę i powrócił do normalnego życia. Jak się 
wkrótce okazało, na niedługo. Przekaz Księgi Prawa miał wkrótce zawładnąć jego umysłem i natchnąć 
go   do   stworzenia   Telemy,   czyli   religii   "miłości   podług   woli".   Już   wkrótce   miał   zawiązać   spisek 
zmierzający   do   obalenia   makrokosmicznego   ładu,   spisek   w   którym   istotną   rolę   miały   odegrać 
Szkarłatne Kobiety. 

"WOKÓŁ ZAKONU SREBRNEJ GWIAZDY"

Na temat magii napisano więcej bzdur niż na jakikolwiek inny temat. Konkurować z nią może 

pod tym względem jedynie joga, lecz ta przynajmniej w swoim rodzimym azjatyckim środowisku jest 
dobrze rozumiana. Europejskie pojmowanie zjawisk parapsychicznych tradycyjnie nacechowane było 
dychotomią lęku i fascynacji. Wydaje się, że świat Zachodu miał poważne problemy z przyswajaniem 
sobie do świadomości treści, które się w niej nie mieściły. Prymat świadomości nad nieświadomością 
zwykle osiągany był kosztem zerwanej komunikacji pomiędzy nimi. A zatem to, co nieświadome, to co 
wyparte, coraz bardziej staczało się w mrok niewiedzy. A że mrok czasem nie tylko przeraża, lecz i 
podnieca, zdarzali się tacy, którzy w nim się zatapiali. Rzadko kiedy jednak lęk i fascynacja prowadziły 
do   twórczego   wykorzystania   energii   psychicznych,   czyli   zintegrowania   świadomości   z   tym   co 
nieznane. 

Magia   w   potocznym   wyobrażeniu   kojarzy   się   przede   wszystkim   z   rzucaniem   czarów.   I 

rzeczywiście, w kulturach archaicznych często ogranicza się ona do realizowania przyziemnych celów 
w  praktyce   życia   codziennego.   Magię   stosuje   się,   kiedy  zawodzą   inne   sposoby  radzenia   sobie   z 
problemami. Kompensuje niepowodzenia życiowe i wprowadza ludzi w świat natury, pełen duchów i 
demonów. Zarazem jednak może być także systemem samodoskonalenia się poprzez poznawanie 
psychiki i wykorzystywanie jej mocy. Do dwóch podstawowych praktyk magicznych należą: ewokacja i 
inwokacja.  Ewokacja  -  wywoływanie  duchów -  polega  na  wyzwalaniu  z  pokładów  nieświadomości 
uwięzionych   tam   energii.   Przyjmują   one   konkretne   kształty   w   postaci   duchów   i   demonów,   dzięki 
czemu można je ponownie zintegrować z psychiką. Proces ten polega zatem na uświadamianiu sobie 
energii swojego umysłu. A że są to potężne energie, można je wykorzystać do celów praktycznych. Z 
kolei,   inwokacja   -  przywoływanie   bogów  i  bogiń   -  polega   na  odkrywaniu   w   świecie   Natury   mocy, 
których jeszcze nie zdołała poznać nauka. Być może są to moce związane z żywiołami Ziemi. Nie 
można   jednak   wykluczyć   tego,   że   również   i   one   pochodzą   z   nieświadomości   zbiorowej   i   są 
archetypami obdarzającymi pięknem i mądrością. W kulturze chrześcijańskiej przykładem inwokacji 
jest Msza Święta. Magia zna ich znacznie więcej. 

Praktyki   magiczne   polegają   zatem   na   poznawaniu   zasad,   zgodnie   z   którymi   funkcjonuje 

Umysł   i   harmonizowaniu   go   ze   światem   przyrody.   Tylko   dzięki   harmonii   Umysłu   i   Natury   można 

12

background image

uzyskać szczęście, ponieważ tylko wtedy można odnaleźć swoje miejsce we Wszechświecie. Nie ma 
takich cudów, których by nie objął umysł. Wszystko jest przymiotem jego percepcji. Wszystko jest 
wyrazem jego działalności. 

Aleister Crowley poznał tę prawdę już za młodu. W ciągu trzydziestu lat swego życia zdołał 

wypracować system magiczny zwany  Telemą, który po raz pierwszy w dziejach okultyzmu jasno i 
dobitnie określał magię jako naukę o funkcjonowaniu energii psychicznych. System ten można by z 
racji   swej   praktyczności   nazwać   pragmatyzmem   magicznym,   a   krótko   i   węzłowato   streszcza   go 
definicja zawarta w dziele pt. Magija w teorii i praktyce, mówiąca że: "Każde intencjonalne działanie 
jest Działaniem Magicznym". 

Paradoksalnie,   idee   pragmatyzmu   magicznego   stanowiące   sam   trzon   religii   Woli   (czyli 

Telemy), wyłoniły się w trakcie lektury przekazu mistycznego Księgi Prawa, którą Crowley otrzymał 8, 
9 i 10 kwietnia 1904 roku od istoty o imieniu Aiwass, podającej się za wysłannika Hoor-paar-kraata, 
egipskiego   boga   milczenia   (sic!).   Piszę   "paradoksalnie",   gdyż   mistykę   kojarzy   się   zazwyczaj   z 
bujaniem w obłokach, bądź w najlepszym razie uznaje się ją za sposób na zatrzymanie strumienia 
życia.   Tymczasem,   z   mistycznego   przekazu  Księgi   Prawa  wyłania   się   zupełnie   odmienna   wizja 
duchowości  (o!   przepraszam   bardzo   za   użycie   tego   wyprzedanego   słowa;   już   więcej   to   się   nie 
powtórzy). W celu jej zrozumienia, trzeba jednak poznać język symboli składających się na ten tekst. 

Przełomowe znacznie Księgi Prawa jako zapowiedzi nowej ery rozwoju magicznego znajduje 

się na samym jej początku, w dość dziwacznie brzmiącym wersie: "Khabs jest w Khu, a nie Khu w 
Khabs". Jakkolwiek tajemniczo by to nie brzmiało, nie jest to bynajmniej przepis na ciasto ani definicja 
matematyczna. Khabs oznacza owe tajemne L.V.X, Światło Gnozy, spływające na adepta w chwili 
iluminacji, w czasie olśnienia. Z kolei, Khu jest magiczną istotą człowieka, jego powłoką. Innymi słowy, 
z wersu tego wynika, że źródło poznania leży w nas samych, a nie gdzieś na zewnątrz. Nie należy go 
szukać ani w świecie zjawiskowym ani w świecie metafizycznym, gdyż cała metafizyka tak w istocie 
sprowadza   się   do   fizyki,   a   ściślej   mówiąc   do   dynamiki   ludzkiej   psyche.   Ta   prosta   konstatacja, 
wielokroć później powracająca w różnych naukach o człowieku, po raz pierwszy została tak wyraźnie 
wypowiedziana właśnie w  Księdze Prawa. (Pojawia się tu wszak pytanie, czy to dlatego objawił ją 
wysłannik Boga Milczenia, by ukrócić gadulstwo teologów?) 

Znacznie mniej banalne są wszakże konsekwencje tego twierdzenia. Księga Prawa powiada 

"Każdy mężczyzna i każda kobieta jest gwiazdą". Oznacza to, że każdy jest suwerenem podległym 
tylko   własnej   Woli.   Gdy   o   tym   zapomina,   popada   w   kajdany   doraźnych   zachcianek   i   staje   się 
niewolnikiem   innych   ludzi.   Lecz   w   tym   twierdzeniu   tkwi   jeszcze   jeden   klucz   ukryty.   Albowiem 
"gwiazda" to także "Khabs", czyli jak już to mówiliśmy wcześniej "Światło Gnozy". Morał z tego taki, że 
każdy z nas jest światłem i tylko spowici mrokiem niewiedzy, nie dostrzegamy tego faktu. Wyraża to 
bardzo dobrze sam Crowley w komentarzach do Księgi Prawa

"Nie powinniśmy uznawać się za nikczemne istoty poza którymi znajduje się sfera Światła lub 

"Boga". Nasze umysły i ciała spowijają wewnętrzne Światło. Niewtajemniczony jest niczym "Ciemna 
Gwiazda", a jego Wielkie Dzieło polega na sprawieniu, aby jego powłoki stały się przeźroczyste w 
procesie "oczyszczenia". Przy czym to "oczyszczenie" jest tak naprawdę "dążeniem do prostoty". Nie 
chodzi o to, że nasza powłoka jest nieczysta, tylko że złożoność jej fałd nie przepuszcza światła. 
Celem Wielkiego Dzieła jest zatem rozwiązanie wszelkich kompleksów. Wszystko jest samo w sobie 
doskonałe,   "zło"   pojawia   się   w   momencie,   gdy   rzeczy   ulegają   zagmatwaniu.   Ta   "gwiazda",   czyli 
"najgłębsze światło" jest odwieczną, indywidualną istotą. Khu jest magicznym  strojem, w który się 
przyobleka, "formą" dla bezforemnego, dzięki której może doświadczać poprzez samo-świadomość. 
[...]   To   Khu   jest   pierwszą   powłoką,   o   wiele   subtelniejszą   od   umysłu   i   ciała,   i   o   wiele   bardziej 
prawdziwą, ponieważ jej symboliczny kształt zależy od natury jej gwiazdy." 

W tym miejscu, należy się jedno wyjaśnienie. Crowley, przez trzy kolejne lata nie dopuszczał 

do  siebie   przekazu  Księgi Prawa,  gdyż  raził   go  jej  wojowniczy   nastrój.   Było  nie  było   głosiła   ona: 
"Jesteście przeciw ludziom. O moi wybrani!", a Crowley, pod wpływem buddyjskich i hinduistycznych 
inspiracji, nie chciał być przeciwko ludziom. Tym niemniej, trudno nie odnieść wrażenia że wbrew 
sobie realizował zapisany w niej plan. 

Oto   bowiem   zaraz   po   otrzymaniu  Księgi  wysłał   list   do   MacGregora   Mathersa,   swojego 

przełożonego   z   zakonu   Złotego   Brzasku,   w   którym   informował   go   że   od   tej   chwili   to   on   jest 
wysłannikiem   Tajemnych   Przywódców Świata.   List  ten   wywołał   zrozumiałe   oburzenie  u  Mathersa, 

13

background image

który jeszcze niedawno temu bronił go przed zbuntowanymi braćmi z zakonu. W ślad za tym poszły 
rzekome ataki magiczne, podczas których Mathers miał zabić ogary Crowleya a na jego służących 
zesłać   chorobę.   Crowley   odpłacił   mu   pięknym   za   nadobne,   inwokując   Belzebuba   i   jego   49 
"służących". I musiała być to udana operacja, gdyż wkrótce po tym Mathers porzucił okultyzm na rzecz 
nędznej wegetacji. 

W   międzyczasie,   samego   Crowleya   dotknęła   seria   nieszczęść   i   nieprzyjemności,   która 

zaburzyła jego buddyjski obraz świata. Najpierw, latem 1905 roku poprowadził kolejną ekspedycję w 
Himalaje, tym razem w celu zdobycia  Kanczendzongi.  Wyprawa zakończyła   się katastrofą.  Część 
uczestników zginęła pod zwałami śniegu, a jeden z pozostałych, niejaki Guillarmod, oskarżył Crowleya 
o kanibalizm. Ogarnął go wtedy podły nastrój. Mówił: "Po pięciu latach kaprysów i słabostek, błędnej 
ogłady,  taktu,  dyskrecji,   troski o  uczucia  innych  mam tego dość". Na  dodatek,  podczas pobytu  w 
Kalkucie   napadło   go   sześciu   tubylców   uzbrojonych   w   noże.   Wtedy  to   zmuszony   do   desperackiej 
obrony, sięgnął po pistolet i zabił dwóch z nich. Czarę goryczy przelała wiadomość o śmierci jego córki 
i pogłębiającym się alkoholizmie jego żony, Rose Kelly. 

W   tym   kluczowym   dla   jego   życia   momencie,   Crowley   postanowił   powrócić   do   praktyki 

magicznej i, chociaż zdążył już zapomnieć o  Księdze Prawa, jego ówczesne deklaracje niezwykle 
przypominały   jej   treść:   "do   diabła   z   chrześcijaństwem,   racjonalizmem,   buddyzmem,   wszelkimi 
rupieciami stuleci. Przynoszę wam pozytywny, pradawny fakt, nazywając go po imieniu Magiją. I to na 
jej fundamentach zbuduję nową Ziemię i nowe Niebo". Magija miała wyprzeć naukę i religię z rynku 
duchowych dóbr ludzkości. Miała stać się narzędziem służącym do przewartościowania wszystkich 
wartości,   do   przebóstwienia,   czyli   osiągnięcia   stanu   nadczłowieczeństwa   (czyż   nie   taki   był   sens 
fragmentu z Księgi Prawa: "Jesteście przeciw ludziom"?). Czym jednak była owa Magija? 

Na pewno nie była zabawą w rzucanie czarów ani kółkiem dyskusyjnym dla podstarzałych 

okultystów. Crowley celowo dodał literę "j" do wyrazu "magia", by odróżnić wyrażany przez siebie nurt 
od   magii   przeszłości   i   kuglarstwa.   A   jednak   nie   byłby   sobą,   gdyby   literka   ta   nie   niosła   pewnej 
ezoterycznej treści. Wyraz "magija" powstał w wyniku dodania do angielskiego słowa "magic" litery "k", 
która   według   jednego   z   uczniów   Crowleya,   Kennetha   Granta,   oznacza   "hebrajską   literę   "chet" 
stanowiącą numeryczny odpowiednik Wielkiego Dzieła. "Chet" (8, 418), jako liczba Wielkiego Dzieła, 
stosowana   jest   przez   okultystów   oraz   alchemików   w   celu   zaznaczenia   zaślubin   świadomości 
indywidualnej   ze   świadomością   kosmiczną.   Kluczem   do   tego   rodzaju   magiji   jest   astrologiczny 
odpowiednik "chet", czyli Rak". Tyle mówi Grant. Możemy dodać jeszcze, że znak Raka przywodzi na 
myśl skojarzenia ze znaną pozycją seksualną 6/9. Innymi słowy, idąc tym tropem można powiedzieć, 
że   celem   magiji   jest   osiągnięcie   stanu   świadomości   makrokosmicznej   poprzez   unicestwienie 
jednostkowego ego w akcie seksualnego zjednoczenia ze światem (często symbolizowanym przez 
partnera).  Czy  tak  jest  naprawdę,  każdy  musi sam  odpowiedzieć   sobie  na  to  pytanie.  Jedno   jest 
pewne, że w tym właśnie czasie Crowley zrozumiał znaczenie seksu w praktyce magicznej. Było nie 
było "k" to również pierwsza litera od słowa kteis oznaczającego ni mniej ni więcej "waginę". 

W ten oto sposób Crowley podjął się wypracowania nowego systemu magicznego, którego 

dwoma   filarami   miał   być   indywidualizm   i   panseksualizm.   Dochodził   do   tego   na   drodze 
eksperymentów.   W   chwili   opuszczenia   zakonu   Złotego   Brzasku,   dysponował   już   pokaźną   wiedzą 
magiczną z zakresu kabały, jogi, podróży astralnych, medytacji i magii ceremonialnej. Był też oficjalnie 
uznanym przez głowę zakonu Adeptem Minorem, czyli innymi słowy osiągnął poziom sefiry  tiferet
symbolizującej Słońce rozpraszające mroki niewiedzy. Stopień swój powinien był wszakże potwierdzić 
udaną   Operacją   Świętej   Magii   Maga   Abramelina,   której   jak   dotąd   nie   dopełnił.   A   Operacja   ta 
wymagała nie byle czego, gdyż musiał zachować czysty umysł nie skalany myślą, by nie popaść w 
szaleństwo. Wreszcie, wiosną 1906 roku wybrał się w podróż po Chinach, podczas której inwokował 
kolejne demony z księgi Abramelina, nazywając całość operacji "Augoeidami". Pisał: "Właściwie nie 
wiem,  czemu  wybrałem  słowo  "Augoeidy".  Być  może,  dlatego że  nie  kojarzyło  mi  się  z niczym  z 
przeszłości. Czułem, że muszę jak najbardziej wszystko uprościć, by móc przejść przez Otchłań". 

Operacja Świętej Magii Maga Abramelina zgodnie z tradycją wymagała spełnienia szeregu 

warunków, takich jak półroczne odosobnienie w domu o specyficznym ustawieniu względem stron 
świata i innych trudnych do spełnienia szczegółach. Tymczasem, Crowley postanowił przeprowadzić 
ją podróżując od miasta do miasta w Kraju Środka, rzucając tym samym wyzwanie tradycyjnej magii 
zachodu. Za świątynię służyła mu wyobraźnia w której budował świątynię astralną, gdzie inwokowane 
były   abramelinowe   istoty.   Jak   się   potem   okazało,   nie   można   było   znaleźć   lepszego   materiału.   9 
października nagle popadł w trans nirvikalpa-samadhi, który hinduiści nazywają sziwa-darszaną, czyli 

14

background image

"wizją boga Sziwy". Charakterystyczną jego cechą było poczucie jedności z bóstwem, zjednoczenie 
się  ze   światem   poprzez  unicestwienie   odrębnej świadomości.  Była   to  oznaka  mówiąca   o tym,   że 
operacja dobiegła szczęśliwego końca. 

W   dwa   miesiące   po   zakończeniu   Operacji   Abramelina,   George   Cecil   Jones,   dzierżący   w 

zakonie Złotego Brzasku stopień Adepta Exempta (7*=4*), rozpoznał w Crowleyu Mistrza Świątyni 
(8*=3*). Było to istotne wydarzenie, ponieważ oznaczało że Crowley, mimo formalnego rozstania się z 
zakonem,   zyskuje   nobilitację   w   oczach   jednego   z   jego   najznamienitszych   notabli.   Już   bardziej 
dyskusyjne  były  podstawy obdarzenia Crowleya  takim zaszczytem.  Tradycja  wymagała,  by Adept, 
który   chce   otrzymać   stopień   Mistrza   Świątyni,   przekroczył   Otchłań   odgradzającą   niższe   sefiry   od 
trzech najwyższych sefir Drzewa Życia. Co więcej, Adept powinien to uczynić, tocząc bój z demonem 
rozumu, Choronzonem. W przypadku chińskich doświadczeń Crowleya, nic takiego się nie stało. 

Operacja Abramelina przyniosła też inny, nieoczekiwany skutek. Niedługo potem, Crowley, 

który czuł się niezwykle jej działaniem naenergetyzowany, doznał przekazu serii ksiąg mistycznych, 
które przeszły do historii magiji pod nazwą Świętych Ksiąg Telemy. Dwanaście Ksiąg otrzymanych w 
latach 1907-11, tworzyły wraz z Księgę Prawa podstawę Telemy - religii Woli. Istnieją różne opinie na 
temat pochodzenia i znaczenia Świętych Ksiąg Telemy. Jedno jest pewne, są to dzieła o wyjątkowym 
pięknie mistycznym i dużym ładunku erotyzmu skrywanego pod językiem symboli. 

Crowley twierdził, że napisał je pod wpływem natchnienia i choć nie miało to nic wspólnego z 

objawieniem, to jednak pisał je nie całkiem świadomie. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z 
czymś,   co   Kenneth   Grant   nazywa   "tangensyjnym   tantrum",   czyli   manifestacją   fizyczną   będącą 
niezamierzonym efektem działania magicznego. Niezależnie od źródła pochodzenia tych  Ksiąg, ich 
bogaty szyfr symboliczny zawierający w sobie tajemnice praktyk medytacyjnych, rytuałów magicznych 
i działań mających na celu pobudzenie "wężowej energii" dał Crowleyowi wystarczające podstawy, by 
w 1907 roku nadał swym poszukiwaniom nowej formuły magicznej bardziej zorganizowaną formę. W 
rezultacie, Crowley założył swój pierwszy (i tak naprawdę ostatni) autorski zakon Argentum Astrum, 
Zakon Srebrnej Gwiazdy. Posłużył się w tym celu strukturą inicjacyjną zakonu Złotego Brzasku, co nie 
tylko   podkreślało  jego  aspiracje  do  stworzenia  konkurencyjnej  organizacji   magicznej,   lecz  również 
wyrażało   stałą   wiarę   w   użyteczność   schematu   Kabalistycznego   Drzewa   Życia.   A   jednak,   stopnie 
A.'.A.'., choć pokrywały się ze kolejnymi poziomami wtajemniczeń Złotego Brzasku (z tą różnicą że 
poprzedzały   je   "wytrzymałościowe"   stopnie   Ucznia   i   Kandydata,   a   przedzielał   stopień   Dominus 
Liminis), nakładały na inicjowanych zupełnie inne wymagania. Dość powiedzieć, że nawet tak wybitny 
mag jak  Austin  Osman  Spare  zdołał  osiągnąć  zaledwie  stopień  Neofity,  a  niewielu   osiągnęło coś 
więcej. 

Argentum   Astrum   miało   być   kuźnią   wiedzy   magicznej,   w   której   swoboda   indywidualnego 

wyboru praktyk magicznych wsparta była dyscypliną rozliczania się ze swego wglądu i umiejętności. 
Zakon ten zrywał z popularnym systemem praktyk grupowych w lożach, kładąc nacisk na praktyki 
indywidualne. W A.'.A.'. obowiązywała ścisła reguła tajności członków. Każdy inicjowany znał tylko 
swego przełożonego, którym była zazwyczaj osoba znajdująca się o jeden stopień wyżej w hierarchii, 
oraz   swego   podwładnego,   jeśli   takiego   w   ogóle   miał.   Tym   samym,   Crowley   spełniał   kolejne 
przykazanie   zawarte   w  Księdze   Prawa,   której   wers   50   pierwszej   części   głosił:   "macie   gwiazdę   i 
gwiazdę, system i system; niechaj jeden nie zna dobrze drugiego". 

Narzuca się w tym kontekście jedno pytanie: Jakim to sposobem Crowley mógł zapomnieć o 

Księdze Prawa, skoro tak skrupulatnie spełniał jej postulaty? Wydaje się że istnieją dwie możliwości. 
Pierwsza z nich powiada, że Crowley wcale nie zapomniał o  Księdze Prawa, tylko pozorował swoją 
niedbałość, podkreślając tym samym moc sprawdzających się w niej przepowiedni. Hipoteza ta brzmi 
nieprzekonywująco, zważywszy na fakt że Crowley mógłby wykorzystać w tym czasie Księgę Prawa 
dla zbudowania prestiżu swej nowej organizacji magicznej. Już bardziej prawdopodobna wydaje się 
druga   hipoteza,   mówiąca   że  Crowley  musiał  porzucić  Księgę   Prawa,   by  mogła   ją   przyswoić   jego 
podświadomość. A tym samym w nieświadomy sposób spełniał jej postulaty. 

Wymagania kolejnych stopni inicjacyjnych w A.'.A.'. streszczał esej "Gwiazda na horyzoncie", 

zamieszczony później w Magiji w teorii i praktyce. Przedstawiały się one następująco: 

"Uczeń - Jego zadaniem jest zdobycie wiedzy ogólnej o wszystkich systemach samorozwoju. 

15

background image

Kandydat - Jego głównym zadaniem jest rozpoczęcie wybranych praktyk i zapisywanie ich w 

dzienniku przez okres jednego roku. 

Neofita - Musi uzyskać doskonałą kontrolę nad planem astralnym. 

Zelator -  Jego głównym zadaniem jest opanowanie asany i pranajamy. Ponadto, powinien 

rozpocząć studia nad "formułą różokrzyża". 

Practicus  - Wymaga się od niego ukończenia treningu intelektualnego, a w szczególności 

studiów nad kabałą. 

Philosophus  - Wymaga  się  od niego przejścia  przez  trening moralny.  Sprawdza  się jego 

oddanie względem Zakonu. 

Dominus Liminis - ma się wykazać opanowaniem pratjahary i dharany. 

Adeptus   [Minor]  (zewnętrzny)   -   Winien   dokonać   Wielkiego   Dzieła   i   osiągnąć   Wiedzę   i 

Konwersację Świętego Anioła Stróża. 

Adeptus [Minor] (wewnętrzny) - Może rozpocząć praktykę "formuły różokrzyża", przystępując 

do Kolegium Ducha Świętego. 

Adeptus (Major) - Osiąga mistrzostwo magiji praktycznej, bez dogłębnego jej zrozumienia. 

Adeptus  (Exemptus) - Osiąga doskonałość w tych wszystkich sprawach, po czym albo (a) 

staje się Bratem Ścieżki Lewej Ręki albo (b) zatraca wszystkie swoje osiągnięcia, siebie samego, a 
nawet Świętego Anioła Stróża i staje się Dziecięciem Otchłani, które przekroczywszy swój Rozum, 
jedynie wzrasta w łonie swojej matki. Wtedy zaś dostępuje stopnia 

Magister Templi  - (Mistrz Świątyni): [...] Jego głównym zadaniem jest doglądanie "ogrodu" 

uczniów i osiągnięcie doskonałego zrozumienia wszechświata. Jest on mistrzem samadhi. 

Magus - Zdobywa mądrość, głosi swoje prawo i jest mistrzem magiji w jej jak najszerszym i 

najwyższym znaczeniu. 

Ipsissimus  - Znajduje się poza tym wszystkim, niedostępny dla tych, którzy posiedli niższe 

stopnie." 

Początkowo   do   A.'.A.'.   przyjmowano   wszystkich   chętnych,   a   jedynym   sprawdzianem   ich 

kwalifikacji były przeprowadzane z nimi rozmowy. Jednakże, praktyka ta okazała się katastrofalna w 
skutkach, ponieważ nowi członkowie nie potrafili sprostać reżimowi pracy w zakonie. Dlatego też w 
1912 roku Crowley wprowadził regułę, nakazującą chętnym do wstąpienia do zakonu podjęcia się 
trzymiesięcznego kursu wtajemniczeń w misteria starożytnej wiedzy. Dopiero po zdanym egzaminie 
mogli oni przystąpić do zakonu. A że egzamin ten musiał być niezmiernie trudny, świadczy o tym fakt 
że w szczytowym okresie swojej aktywności A.'.A.'. liczyło ledwie kilkunastu członków. Pośród nich, do 
najaktywniejszych   należeli:   Georg   Cecil   Jones   (współzałożyciel   zakonu,   przełożony   Crowleya   w 
zakonie   Złotego   Brzasku),   kapitan   Fuller   (wojskowy,   twórca   doktryny   Blitzkriegu),   Norman   Mudd 
(matematyk) i Victor Neuburg (poeta). 

Na temat praktyk ówczesnych członków A.'.A.'. niewiele dzisiaj wiadomo. Pozostają nam do 

dyspozycji jedynie dzienniki Crowleya oraz nieliczne zapiski operacji magicznych kapitana Fullera i 
Victora   Neuburga.   Dość   powiedzieć,   że   zakon   zajmował   się   testowaniem   praktyk   magicznych,   a 
zatem jego działanie bardziej przypominało eksperymenty naukowców aniżeli ceremonie magiczne 
tradycyjnych okultystów. I tak, na przykład, sam Crowley powrócił do eksperymentów ze środkami 
zmieniającymi świadomość, owocem czego było niezwykłe dzieło pt.: Psychologia Haszyszu. Książka 
ta   była   bardziej   traktatem   na   temat   względności   czasu   i   przestrzeni   niźli   opisem   wizji 
psychodelicznych. Istnieją też pokaźne dowody na to, że to Crowley wprowadził do Europy zwyczaj 
spożywania wyciągu z kaktusu pejotla. Innym klasycznym przykładem działań z tego kresu była próba 
powtórnego przeprowadzenia Operacji Świętej Magii Maga Abramelina w warunkach wielkomiejskich. 
Próba, która jeśli wierzyć zeznaniom Crowleya, zakończyła się sukcesem. 

16

background image

W tych wczesnych eksperymentach z okresu A.'.A.'. widać że Crowley, chociaż formalnie nie 

dzierżył nawet stopnia Mistrza Świątyni (8*=3*), działał z poziomu Ipsissimusa (10*=0*), czyli tego, 
który przekroczył dualistyczny świat dobra i zła, rozumu i szaleństwa. Dlatego jego zachowanie wielu 
wydawać   się   mogło   nieroztropne,   czy   też   nawet   szalone.   Pod   tym   względem,   śmiało   można 
powiedzieć   że   przypominał  szalonych   mędrców  tybetańskich,  którzy  jak Drukpa  Kunley,   odkrywali 
boskość w plugawości, to co najwyższe w tym co najniższe. Jednakże, prawdziwe szaleństwo miało 
się dopiero zacząć, a jego przedsmakiem była operacja, jaką w 1909 roku przeprowadził na Saharze 
ze swoim uczniem, Victorem Neuburgiem. 

Mimo kurtuazyjnego nobilitowania go przez Jonesa na stopień Mistrza Świątyni, Crowley się 

nieusatysfakcjonowany   znikomością   prowadzących   ku   temu   przesłanek.   Postanowił   zatem 
przeprowadzić operację magiczną, którą w okultyzmie nazywa się "przekroczeniem Otchłani", a która 
polega   na   zmierzeniu   się   z   demonem   rozumu,   Choronzonem   i   dostąpieniu   najwyższych   mocy 
magicznych. Historia magii notuje liczne przypadki osób, które zagubiły się w Otchłani, a tym samym 
popadły w szaleństwo. Crowley przystąpił do działania na Saharze, gdzie usiadł pośrodku kręgu w 
jogicznej pozycji pioruna. W ręku trzymał wielki szlifowany topaz, który miał mu służyć jako zwierciadło 
magiczne.   Tymczasem   Neuburg,   otoczony   imionami   bożymi   mającymi   zapewnić   mu   ochronę, 
rozpoczął   ewokację   na   podstawie   Lemegetonu   -   jednego   ze   starych   tekstów   magicznych.   Jeśli 
wierzyć świadectwom uczestników tego niezwykłego wydarzenia, nagle, z okrzykiem  Zazas, Zazas,  
Nasatanada Zazas!
  w topazie pojawił się Choronzon, który powiedział kilka niezrozumiałych zdań, 
rzucił kilka klątw i równie szybko zniknął jak się pojawił. Obaj magowie sądzili, że na tym koniec i 
operacja zakończyła się niepowodzeniem. Lecz oto Crowley zniknął, a w jego miejsce pojawiła się 
prostytutka, którą Neuburg poznał w Paryżu. Kobieta usiłowała wywabić go z ochronnego kręgu, ale 
on oparł się jej pokusom. Demon zaczął zmieniać kształty. Raz był kobietą, raz wężem, raz samym 
Crowleyem   proszącym   o   kroplę   wody   dla   ugaszenia   pragnienia.   Neuburg   mężnie   stawiał   czoło 
wszystkim   tym   podstępom,   ale   coraz   bardziej   dawał   się   wciągnąć   w   konwersację.   Naraz,   piasek 
pustynny zamazał krąg ochronny i Choronzon w postaci nagiego dzikusa rzucił się na Neuburga. 
Szarpanina trwała do chwili, kiedy Neuburg krzyknął imię boże i uderzył demona magiczną różdżką. A 
wtedy ten ukorzył się i choć starał się jeszcze opętać maga, w końcu opadł z sił i na zawsze zniknął. 
Crowley, przy pomocy Neuburga, pokonał Choronzona i tym samym mógł już zasadnie twierdzić że 
przekroczył Otchłań. Został Mistrzem Świątyni Zakonu Srebrnej Gwiazdy, a tym samym, zgodnie z 
okultystyczną mitopeją, jako pierwszy śmiertelnik wstąpił do elitarnego kręgu Tajemnych Przywódców 
Świata. 

"TAJEMNICE SEKSUALNE ORDO TEMPLI ORIENTIS"

Seks, ten starszy kuzyn miłości, od najdawniejszych czasów zajmował myśli nie tylko filozofów 

i poetów. I chociaż dzisiaj przypisuje się mu bardziej poślednią rolę w życiu człowieka, należy wątpić 
czy nasi odlegli przodkowie mieli do tego podobny stosunek. Wydaje się bowiem, że świat powstał 
właśnie z ciała, a nie ze słowa, jakby tego chcieli teologowie chrześcijańscy. To ciało wyznaczało 
zakres   i   porządek   życiu   ludzkiemu.   A   w   tym   porządku   ciała   seksualność   odgrywała   rolę 
pierwszoplanową, będąc weń niejako wpisaną. 

Na początku było ciało. Gąszcz pragnień ukryty pod skórą. Ciało rosło, poznawało inne ciała, 

pragnęło. Dopiero potem, znacznie później, pojawiły się słowa. A słowa stworzyły własny świat, który 
wchłonął   ciało.   Tak   rozpoczęła   się   historia.   Opowieść   o   człowieku   jest   historią   stopniowej 
dyskursywizacji seksu, przekładania go na język rozumu, a tym samym wypędzania go z ciała. Proces 
ten   nabrał   szczególnego   tempa   w   Imperium   Rzymskim,   kiedy   to   Erosa   (boga   miłości) 
podporządkowano Logosowi (bogowi rozumu). A wraz z mariażem cesarsko-rzymskiej tyranii Logosu 
z niechętnym wszelkiej seksualności chrześcijaństwem, seks i cielesność obłożono klątwą. Trzeba tu 
dodać, klątwą mającą janusowe, podwójne oblicze. 

Z jednej bowiem strony seks stał się czymś podejrzanym, nikczemnym, posiadającym moc 

zwodzenia i sprowadzania na manowce (co widać już w opowieści o Adamie i Ewie z Księgi Rodzaju). 
Miał zatem właściwości upodlające. Z drugiej jednak strony, jego złowieszczość nadawała mu moc 
czynienia   cudów,   sprawiała   że   z   prostej   czynności   fizjologicznej   stawał   się   czymś   niezwykłym, 
posiadającym właściwości uwznioślające. Wraz z tyranią słowa, seksualność stała się odrębną sferą, 
wydzieloną z logiki ciała, a przeto stanowiącą obiekt spekulacji. Gdzieś tam na początku tego procesu 
narodziła się ars amandi, sztuka kochania, która jednak wraz z dalszym odcieleśnianiem życia stała 
się czymś równie co seks podejrzanym i też straciła na znaczeniu. 

17

background image

Sztuka Kochania a Ścieżka Lewej Ręki 

W niektórych kulturach, które zdążyły co prawda wyjść poza zwykły porządek ciała, lecz nie 

wypracowały mechanizmów służących jego tłumieniu, sztuka ta była kultywowana w ramach tradycji 
religijnej. Tak było w zachodnio-afrykańskich "kultach opętania", gdzie podczas ekstatycznych tańców 
bogowie   dosłownie   "spółkowali"   z   ludźmi;   w   gwiezdnych,   predynastycznych   kultach   egipskich   o 
wyraźnej dominacji pierwiastka żeńskiego nad męskim; w śródziemnomorskich kultach bogini (Isztar, 
Afrodyty, Izydy); w niektórych nurtach Islamu, które wraz z mistyką seksualną wykształciły ekstatyczne 
techniki jednoczenia się z Bogiem; w późnej alchemii taoistycznej, która filozoficzną myśl mędrców 
chińskich wzbogaciła o praktyczne sposoby przekształcania energii seksualnej w siłę życiową; a także 
w tantrze hinduskiej i buddyjskiej - dwóch nurtach magiczno-religijnych o najwyraźniej zaakcentowanej 
mistyce płci. 

Niektóre z tych tradycji religijnych z racji styku kulturowego przejmowały nawzajem od siebie 

różne   techniki   seksualne.   Czasami   proces   ten   przybierał   bardzo   gwałtowny   obrót.   Jeden   ze 
współczesnych historyków i praktyków magii seksualnej, Kenneth Grant, powiada wręcz że w dziejach 
ludzkości mamy do czynienia ze słabo widocznym, choć faktycznym dziedziczeniem pewnej tradycji 
magiczno-religijnej,   którą   nazywa   tradycją   tyfoniczną   (wężową,   smoczą).   Tradycja   ta   obejmuje 
wszystkie   systemy   religijne,   magiczne   i   mistyczne,   wykorzystujące   energię   seksualną  kundalini 
(nazywaną   tak   od   imienia   węża,   który   w   indyjskiej,   mistycznej   anatomii   człowieka   spoczywa   u 
podstawy kręgosłupa człowieka) w celu uzyskania oświecenia bądź też potężnych mocy magicznych 
(tzw.  magis).   Grant   uważa   że   wyjątkową   rolę   w   tej   tradycji   pełnią   kobiety,   które   stanowią 
transformatory   męskiej   energii   seksualnej.   Dlatego   pozwala   sobie   nazwać   tę   ścieżkę   nurtem 
lunarnym, który w tradycji zachodniej ezoteryki zyskał miano Ścieżki Lewej Ręki. 

Zgodnie   z   tą   tradycją,   Ścieżka   Lewej   Ręki   grupuje   adeptów,   których   celem   jest 

przebóstwienie,   czyli   "stanie   się   równym   bogom".   I   w   odróżnieniu   od   Ścieżki   Prawej   Ręki,   ma 
charakter  zstępujący,   jako  że   kroczący nią  idą   zawsze  w  dół,  ku  wnętrzu.   Przedstawicieli   Ścieżki 
Lewej Ręki odnaleźć można w różnych tradycjach religijnych, choć bez wątpienia w niektórych z nich 
stanowią oni margines i są postrzegani przez większość jako odszczepieńcy i zboczeńcy. Religiami, 
które są szczególnie uczulone na obecność takich dewiantów są tzw. religie księgi, czyli popularne 
obecnie na świecie monoteizmy: judaizm, chrześcijaństwo i islam. Te logocentryczne, patriarchalne 
systemy  religijne   budowane   są   na  zasadzie   ostrej  opozycji   wobec  seksualności  i   indywidualizmu. 
Dlatego też ze szczególną ostrością piętnują wszelkie przejawy owej tendencji zstępującej, uznając ją 
za piekielną, wrogą nie tylko człowiekowi, ale i Bogu. 

Religie monoteistyczne są też najwyraźniejszymi przedstawicielami Ścieżki Prawej Ręki, która 

jawi się jako ruch ku  górze,  na zewnątrz.  Adepci tej ścieżki szukają  spełnienia w  zjednoczeniu z 
Bogiem,   które   postrzegają   jako   akt   wyrzeczenia   się   swej   jednostkowości   na   rzecz   owej   większej 
całości.   Dlatego   też  łatwo   jest   im   również   poddawać   się   różnym   tendencjom   kolektywistycznym   i 
wchodzić   w   mariaż   z   władcami   i   panami   tego   świata,   jako   że   "władza",   "państwo",   "Kościół"   też 
stanowią pewne "większe całości". Ścieżka Prawej Ręki wiedzie więc ku Bogowi, który znajduje się 
gdzieś na zewnątrz (na wysokościach) i najczęściej jest osobą. Lecz Bóg znajduje się tak daleko, że 
zwykle dopiero po śmierci można się do niego dostać. A że i tutaj wszechmocny okazuje się prosty 
rachunek ekonomiczny, jest to niezmiernie utrudnione, ponieważ popyt znacznie przewyższa podaż. 
Krótko mówiąc, miejsc w Niebie jest znacznie mniej niż chętnych. Dlatego systemy religijne Ścieżki 
Prawej Ręki oferują kodeksy etyczne, które należy spełniać, by móc dostąpić pałaców niebiańskich. 
Ci,   zaś   którzy   chcą   otrzymać   tam   bezpłatne   wejściówki,   powinni   szczególnie   przestrzegać   jednej 
zasady: pozbawiać się balastu doczesności i tego, co ściąga ich w dół, czyli ciała (a raczej tej energii 
seksualnej co w nim drzemie snem niespokojnym). 

Reasumując, magiczne i mistyczne systemy religijne przyjmują postać dwóch dróg. Jedna z 

nich wiedzie ku górze i tę nazywamy Ścieżką Prawej Ręki. Cechuje ją soteriologiczna ekstrawersja, 
czyli   poszukiwanie   zbawienia   w   Bóstwie,   które   znajduje   się   na   zewnątrz   (najczęściej   na 
wysokościach) i jest zazwyczaj jedynym Bogiem. Temu Bóstwu należy podporządkować swoje życie, 
kosztem pozostałych jednostkowych aspiracji, które postrzegane są jako przejaw pychy bądź kuszenie 
Złego (albo też jedno i drugie zarazem). Ścieżka Prawej Ręki posługuje się hierarchicznym obrazem 
świata, w którym piekło znajduje się gdzieś na dole, a droga do niego często wiedzie przez dolną 
część ciała. Przeciwstawną formułę inicjacyjną przedstawia Ścieżka Lewej Ręki, która jako drogę do 
spełnienia   proponuje   ruch   zstępujący.   Cechuje   ją   soteriologiczna   introwersja,   ponieważ   uznaje 
boskość znajdującej się w człowieku Jaźni. Ideałem tej ścieżki jest poznanie tej Jaźni, któremu zwykle 

18

background image

towarzyszy penetracja seksualności i nieznanych (nieuświadamianych) składników ludzkiej  psyche
Warto tutaj wspomnieć, że obie ścieżki nie wyczerpują arsenału środków gnostycznych znajdujących 
się   w   posiadaniu   człowieka.   Istnieje   wszak   jeszcze   tzw.   Droga   Środka,   która   proponuje   ruch 
obustronny,   w   górę   i   w   dół,   na   zewnątrz   i   do   środka,   a   której   najsłynniejszym   filozoficznym 
eksponentem jest taoizm. 

Nas jednak interesuje tutaj tradycja,  w której centralną rolę odgrywa  seksualność. Jak już 

powiedziałem,   tradycję   tę   kultywowano   w   różnych   systemach   religijnych,   z   których   większość 
znajdowała się na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Cywilizacja europejska, która wraz z powstaniem 
Imperium Rzymsko-Katolickiego nastawiona była wrogo, jeśli nie do samej seksualności, to do jej 
sakralnego wykorzystania, tępiła wszelkie  przejawy magii seksualnej. Można  wręcz powiedzieć za 
Rene Girardem, który u podstaw wszelkich cywilizacji dopatruje się jakiegoś aktu ofiarniczego, że w 
przypadku chrześcijańskiej Europy ten mord założycielski dotyczył seksu. Tym niemniej, gdzieś obok 
wciąż istniały kultury, w których seks jako żywo stanowił źródło nie tylko rozkoszy, lecz i inspiracji 
religijnej. 

Ex Oriente Lux 

Paradoksalnie, dla Europejczyków poznawanie tych kultur dokonywało się poprzez podbój. A 

decydującą w nim rolę odgrywały krucjaty religijne. Pierwsi wojownicy o wiarę udali się na Wschód w 
1095 roku, przerywając tym samym złą passę jaka od siedmiu wieków nękała Europę. Praktycznie, 
dopiero w tym okresie Europa podniosła się z impasu kulturowego, jaki stał się jej udziałem po upadku 
Cesarstwa Rzymskiego. Krzyżowcy stali w obronie wiary, lecz po powrocie importowali do Europy 
niektóre dobra z Bliskiego Wschodu. Czasami były to tylko choroby. Zdarzało się jednak, że wśród 
licznych towarów przywożonych ze Wschodu były też idee. 

Legendarną już rolę odegrali w tym procesie Templariusze, zakon założony w 1118 roku przez 

Hughesa   de   Payensa.   Pierwsze   krucjaty   wyglądały   niepozornie.   Niech   świadczy   o   tym   fakt,   że 
początkowo   Zakon   Templariuszy   składał   się   z   dziewięciu   rycerzy,   którzy   eskortowali   pielgrzymów 
podczas ich podróży do Ziemi Świętej. Lecz w 1126 roku patronat nad Templariuszami przejął św. 
Bernard z Clairvoux, jeden z najbardziej wpływowych teologów katolickich w tamtych czasach. Odtąd, 
zakon zaczął rosnąć w potęgę. Św. Bernard napisał surowy kodeks etyczny Templariuszy, który z 
czasem objął też cały szereg tajnych inicjacji. Poza tym, zakon nie podlegał żadnemu władcy, tylko 
Papieżowi,   dzięki   czemu   Templariusze   rozwinęli   wymianę   na   szeroką   skalę   z   krajami,   którzy 
europejscy władcy uznawali za wrogie. 

W   okultystycznej   mitopei   powiada   się,   że   podczas   tych   bliskowschodnich   wojaży 

Templariusze   zetknęli   się   z   tajemnymi   bractwami   inicjacyjnymi,   które   przekazały   im   tajniki   magii 
seksualnej. Jak było naprawdę tego trudno jest dociec. Pozostaje faktem, że w XII wieku musieli mieć 
do  czynienia  ze   złowieszczą   sektą  Asasynów,   która  terroryzowała   świat   arabski ze   swej  wieży   w 
Alamut.   Sekta   ta   kultywowała   tajemnice   magii   seksualnej,   służące   jej   zwykle   w   programowaniu 
przyszłych szpiegów. Można podejrzewać, że związki między Templariuszami a Asasynami musiały 
być nie tylko natury powierzchownej, skoro w 1146 roku zakon ten przejął ich symbol, czerwony krzyż 
na białym tle. 

Potęga Templariuszy równie szybko rozsypała się jak powstała. Przyczynił się do tego król 

francuski   Filip,   który   zazdrosny   o   fortunę   zakonu   postanowił   aresztować   wszystkich   jego 
przedstawicieli pewnej nocy roku 1307. W sukurs przyszedł mu papież Klemens V, który wydał edykt 
żądający   od   krajów   europejskich,   by  aresztowały   Templariuszy   znajdujących   się   na   ich   terenach. 
Urządzono wtedy popisowy proces Templariuszy, podczas którego oskarżono zakon o oddawanie czci 
diabolicznemu   Bafometowi   i   praktykowanie   sodomii.   Był   to   kres   tego   wielkiego   zakonu,   którego 
nieliczni ocalali członkowie, jak wieść niesie, zasili szeregi innych zakonów (np. Szpitalników), bądź 
odprawiali swe obrzędy w podziemiu. 

Legenda templariuszy musiała bardzo oddziaływać na wyobraźnię ówczesnych poszukiwaczy 

wiedzy   tajemnej,   ponieważ   począwszy   od   XVII   wieku   wszystkie   nowe   stowarzyszenia   inicjacyjne 
powoływały się na nich jako na swoich poprzedników. Tak było w przypadku różokrzyżowców, którzy 
w wydanych  w 1614-15 roku manifestach zasiali plotkę o istnieniu tajemniczego bractwa adeptów 
kierujących losami ludzkości z ukrycia. Ten mit, jak wiadomo, odegrał kluczową rolę w gwałtownym 
formowaniu się coraz to nowszych bractw okultystycznych, które powstawały jak grzyby po deszczu. 
Wraz   z   nimi,   pojawiło   się   wolnomularstwo,   które   poza   nawiązywaniem   do   starożytnych   cechów 

19

background image

mularskich, wykształciło specyficzny system inicjacyjny mający wprowadzać w arkana wiedzy tajemnej 
poprzez studiowanie symboli. Masoni, jako członkowie stowarzyszeń tajemnych, działali w ukryciu, 
choć zapewne nie tworzyli takich konspiracji, o jakie je posądzano. W XVIII wieku tryumfy święcili 
tajemniczy hrabia St. Germain oraz Cagliostro, odpowiedzialny za powstanie tzw. Egipskiego Rytu 
Wolnomularstwa,   łączącego   elementy   rytuałów   masońskich   z   egipskim   hermetyzmem   i   mistyką 
seksualną. Wszyscy oni powoływali się na legendę templariuszy i świadomie do nich nawiązywali. Jak 
bardzo potężna była ta pamięć o dawno wymarłym zakonie, niech świadczy fakt, że gdy w 1776 roku 
Adam Weishaupt założył zakon Iluminatów z zamiarem zniszczenia europejskich monarchii, zarówno 
jego działania jak i późniejszą Rewolucję Francuską uznano za zemstę templariuszy. 

Erotyczne Wolnomularstwo 

Dopiero jednak na początku XX wieku w ezoterycznym światku  fin de siecle'u  pojawiła się 

organizacja, która w bezpośredni sposób nawiązywała do templariuszy, uznając się za ich dziedziców. 
Grupa ta przyjęła łacińską nazwę Ordo Templi Orientis, tłumaczoną jako Zakon Świątyni Wschodu, 
bądź   też   mniej   poprawnie   jako   Zakon   Templariuszy   Wschodu.   Nowi   templariusze   nie   dzierżyli 
wszakże zwyczajnych mieczów i nie walczyli w obronie chrześcijańskiej wiary. Ich mieczem był fallus, 
a celem zgłębienie tajników wiedzy okultnej, ze szczególnym uwzględnieniem magii seksualnej. 

Formalnym   założycielem   zakonu   był   Theodor   Reuss   (1855-1923)   -   niemiecki   dziennikarz, 

działacz społeczny i śpiewak operowy (ze stażem w Parsivalu Wagnera). Lecz jego ojcem duchowym i 
głównym inicjatorem był austriacki przemysłowiec, Carl Kellner (1850-1905). Kellner dorobił się fortuny 
na własnej technologii wytwarzania papieru, którą wymyślił w swym laboratorium chemicznym mając 
zaledwie 22 lata. Odkrycie to przyniosło mu na tyle poważne zyski, że z powodzeniem mógł oddawać 
się   licznym   hobby.   Ten   człowiek   wielu   pasji   realizował   się   przede   wszystkim   w   wymyślaniu   i 
doskonaleniu nowych wynalazków, takich jak przędza obrotowa, fotografia, czy sztuczna biżuteria. 
Lecz jego głód wiedzy był tak wielki, że skłaniał go do ciągłych podróży po całym świecie, podczas 
których poznawał nowe kultury i egzotyczne systemy religijne. 

Podczas jednej z tych podróży miało zdarzyć się coś, co zaważyło na całym jego późniejszym 

życiu. Jak sam twierdził, spotkał wtedy trzech mędrców ze wschodu, którzy przekazali mu najwyższe 
tajemnice   starożytnej  ezoteryki.   Byli   to  mistyk   muzułmański,   Soliman   ben   Aifa   oraz  dwaj  tantrycy 
bengalscy, Bhima Sena Pratapa z Lahore i Sri Mahatma Agamya Paramahamsa. Mistrzowie ci uczyli 
go, w jaki sposób należy praktykować jogę i jak wykorzystywać ją w praktykach magii seksualnej. Tak 
przynajmniej twierdził Kellner. 

Czy   było   tak   naprawdę,   jest   to   bardzo   wątpliwe.   Pozostaje   jednak   faktem,   że   Kellner 

podróżował   po   Azji   Mniejszej   i   mógł   stamtąd   przywieźć   pewne   dotąd   nieznane   techniki   jogiczne 
mające   charakter   seksualny.   Mogły   mieć   one   jednak   znacznie   mniej   egzotyczne   pochodzenie. 
Wiadomo   bowiem,   że   Kellner   kontaktował   się   z   pewną   organizacją   okultystyczną   o   nazwie 
Hermetyczne Bractwo Światła. Jakiej natury były to kontakty, tego nie wiadomo. Być może, w trakcie 
swych zagranicznych wojaży poznał w Ameryce Pascala Beverly Randolpha, jednego z twórców tej 
organizacji.  Do tego spotkania mogło równie dobrze dojść w samej Austrii, jako że Randolph, jak 
również pozostali członkowie tej organizacji (w tym Max Theon, mieszkający w Egipcie Żyd z Polski) 
lubili wędrować z misjami apostolskimi po Europie. Tak czy inaczej, Kellner musiał mieć kontakt z tą 
organizacją, gdyż nie tylko posługiwał się specyficznym dla niej słownictwem, lecz na dodatek po 
wielokroć na nią się powoływał. 

Hermetyczne Bractwo Światła założył w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia Pascal 

Beverly   Randolph,   amerykański   mulat,   żołnierz   i   podróżnik.   Grupa   ta,   jako   jedna   z   pierwszych 
organizacji   społecznych,   krzewiła   edukację   seksualną,   publikując   liczne   odezwy   i   pamflety 
namawiające mężczyzn do dobrego traktowania kobiet, a kobiety do walki o "prawo do orgazmu". 
Towarzyszyła temu skomplikowana mistyka seksualna oraz praktyki, które grupa doradzała w celu 
osiągnięcia   zjednoczenia   płci.   Randolph   głosił,   że   "prawdziwa   moc   seksu   jest   mocą   boską", 
jednocześnie   podkreślając,   że   skoro   Bóg   stworzył   ludzi   na   własne   podobieństwo   to   musi  on   być 
mężczyzną i kobietą zarazem. Jeśli więc chcemy osiągnąć stan wyższego wglądu i uczynić nasze 
ciało   bardziej   subtelnym,   powinniśmy   rozwijać   w   sobie   cechy   płci   przeciwnej   oraz   dążyć   do   jak 
najczęstszego i najintensywniejszego przeżywania rozkoszy seksualnej. 

Hermetyczne Bractwo Światła uczyło że seks jest źródłem mocy magicznej: "W otaczającym 

nas świecie znajdują się nasiona duszy. Istnieją tam też zarodki wszelkiej możliwej wiedzy. Wszelka 

20

background image

moc, wiedza, energia i siła znajduje się w eterze i sferach duchowych. Wszystko to jest nam dostępne 
w chwilach największego uniesienia.....podczas czystego, obopólnego orgazmu, kiedy mieszają się 
dwie   aury   i   trzy   fluidy,   prostatyczny,   nasienny   i   waginalny.   W   chwili   orgazmu   nie   ma   stanu 
pośredniego i albo wznosimy się do nieba albo spadamy do piekła. Nasze dusze otwierają się na tę 
chwilkę, by przyjąć zarodki wiedzy i mocy magicznej. Jeśli więc będziemy wtedy przywoływać Zło, 
odnajdzie ono drogę do naszych dusz i zamknięte w ich tajemnych kryptach ujawni się w najmniej 
oczekiwanym momencie. Jeśli zaś będziemy modlić się o Dobro, wszystko co złe będzie trzymać się 
od nas z dala, a Dobro na zawsze osiądzie w naszych duszach. Możemy też przywoływać Moc, która 
w tej jednej chwili zakorzeni się w naszych duszach." W celu odpowiedniego wykorzystania energii 
seksualnych   Randolph   i   jego   nieliczni   współpracownicy   korzystali   z   orientalnych   metod   jogi   i 
medytacji. Najważniejszą w nich rolę pełniło rytmiczne oddychanie. 

Ćwiczenia jogiczne i oddechowe Randolpha znalazły później swe miejsce w praktykach Ordo 

Templi   Orientis.   Nic   więc   dziwnego   że   Kellner   nazywał   O.T.O   właśnie   Hermetycznym   Bractwem 
Światła.   Nim   jednak   doszło   do   jego   utworzenia,   musiały   zajść   pewne   sprzyjające   ku   temu 
okoliczności.   Kellner   już   w   1895   zamierzał   założyć   bractwo   okultystyczne,   którego   celem   byłoby 
połączenie   praktyk   jogicznych   z   rytuałami   masońskimi.   Jego  idee   fixe  było   stworzenie   wielkiej 
organizacji, grupującej wszystkie obrządki masońskie. Musiało to być przedsięwzięcie zakrojone na 
gigantyczną skalę, ponieważ pod koniec XIX wieku istniało na świecie około 70 takich organizacji. 
Tymczasem   Kellner,   należał   tylko   do   jednej   z   nich,   loży   Humanitas   działającej   pod   auspicjami 
Zjednoczonej   Loży   Węgier.   Jeśli   więc   chciał   swój   cel   zrealizować,   musiał   w   jakiś   sposób   nabyć 
pozostałe ryty masońskie. 

Okazji   po   temu   było   pod   koniec   wieku   sporo.   Proceder   kupczenia   tajemnymi   przekazami 

rozkwitał   na  dobre,   a  adepci  różnych   stowarzyszeń   tajemnych   nawzajem   nadawali  sobie   wysokie 
tytuły.   Wystarczyło  więc   znaleźć  taką  osobę   i  kupić  od  niej  odpowiednie  pełnomocnictwa.   Kellner 
szukał   i   znalazł,   a   jego   szczęście   nie   miało   granic.   Osobą   tą   był   Theodor   Reuss,   który   pod 
płaszczykiem   działalności   politycznej   zajmował   się   inwigilacją   niemieckich   kółek   socjalistycznych. 
Można powiedzieć, że Reuss miał dobrą rękę do wynajdowania bractw okultystycznych i zabierania z 
nich tego co najlepsze (czyli pełnomocnictw). Oto bowiem w ciągu piętnastoletniej kariery w świecie 
ezoteryki   otrzymał   uprawnienia   do   założenia   niemieckich   oddziałów   takich   stowarzyszeń   jak: 
Swedenborgiański   Ryt   Masonerii,   Societas   Rosicruciana   in   Anglia,   Zakon   Martynistów   i   Zakon 
Iluminatów. Niestety, żadna z tych organizacji nie miała charakteru czysto masońskiego, a zatem nie 
spełniała   wymagań,   jakie   stawiał   sobie   Kellner.   Poza   tym,   Reuss   był   całkowicie   pochłonięty 
działalnością w Zakonie Iluminatów i nie miał czasu na akces w tak gigantycznym przedsięwzięciu. 

Tak  więc   na  razie   plany  Kellnera,  by  stworzyć   Akademię  Masońską  Ordo  Templi  Orientis 

musiały   ulec   odroczeniu.   Pozostawało   mu   przeprowadzanie   eksperymentów   z   zakresu   magii 
seksualnej   w   małym   kilkuosobowym   gronie.   Jak   pisze   historyk   okultyzmu,   Peter   Koenig:   "Kellner 
specjalizował się w medytacjach jogicznych (z Joga-sutr Patandżialego) mających na celu odkrywanie 
przeszłych wcieleń. Podczas tych medytacji jego żona odgrywała rolę Wielkiej Bogini, podczas gdy 
sam Kellner wcielał się w Kapłana Babilońskiego. W ich domu znajdował się pokój bez okien, gdzie 
państwo Kellnerowie przeprowadzali rytuały tantryczne. Służyły one wytwarzaniu specjalnego eliksiru, 
który składał się z kobiecych i męskich wydzielin seksualnych". 

Tymczasem,   w   1902   roku,   z   powodu   waśni   personalnych   Reuss   porzucił   działalność   w 

Zakonie Iluminatów i nawiązał bliższą  znajomość z angielskim wolnomularzem, Johnem Yarkerem 
(1833-1913). Powiedział mu wtedy o pomyśle Kellnera, by stworzyć uniwersalny obrządek masoński, 
który by skupiał w sobie wszystkie istniejące ryty. Idea ta (lub kryjące się za nią pieniądze) musiała 
przypaść   do   gustu   staremu   masonowi,   ponieważ   24   września   1902   roku   nadał   Reussowi   tytuł 
Wielkiego Suwerennego Inspektora Generalnego 33* Rytu Szkockiego Cernaua. W tym samym dniu 
Reuss,   wraz   z   dwoma   współpracownikami,   Franzem   Hartmannem   i   Henrym   Kleinem,   otrzymali 
pełnomocnictwa   do   dzierżawienia   Rytu   Szkockiego   Dawnego   i   Uznanego   oraz   rytów   Misraim   i 
Memfis. Nie pozostawało im nic innego, jak założenie nowego zakonu okultystycznego, który zgodnie 
ze wskazówkami Kellnera nazwali Ordo Templi Orientis. 

Początki Ordo Templi Orientis 

Nie znane są jak dotąd dokładne okoliczności powstania O.T.O. Nie wiadomo, czy powstało 

ono zaraz po uzyskaniu przez Reussa, Hartmanna i Kleina uprawnień masońskich, czy też miało to 
miejsce dopiero po śmierci Kellnera w 1905 roku. Jedno jest pewne, że Kellner musiał mieć poważny 

21

background image

wpływ na kształt tej organizacji, ponieważ w jej strukturze organizacyjnej i podstawowych praktykach 
widać było wpływy tak bliskiej jego sercu hinduskiej jogi. 

System inicjacyjny O.T.O składał się z dziesięciu stopni, odpowiadających kolejnym fazom 

wtajemniczenia w masońskie, orientalne i różokrzyżowe misteria. Nazwy tych stopni często ulegały 
zmianie.   Niewielki   więc   będzie   pożytek   z   ich   przytaczania.   Wystarczy   powiedzieć,   że   pierwszych 
sześć   stopni   odnosiło   się   do   rozmaitych   rytów   istniejących   w   różnych   obrządkach   masońskich. 
Natomiast, kolejne trzy nie miały z masonerią zbyt wiele wspólnego i nadawano je bez szczególnych 
rytuałów inicjacyjnych. Ich przedmiotem było wtajemniczanie w arkana pilnie strzeżonych przez zakon 
tajemnic   magii   seksualnej,   które   nauczano   w   przekazie   szeptanym   (z  ust   do   ust).   Wiemy  o   nich 
jedynie   tyle,   że   dotyczyły   wciągania   energii   seksualnej   z   genitaliów   do   splotu   słonecznego. 
Dokonywano tego przy pomocy odpowiedniej koncentracji myśli oraz pewnych technik oddechowych. 
Praktyka ta miała służyć osiągnięciu stanu "Wielkiej Jedności", którego efektem ubocznym mogło być 
między innymi jasnowidzenie. Reuss nazywał ją "białą magią seksualną". 

Już choćby z racji tego zdawkowego opisu, można odnieść wrażenie, że praktyki te musiały 

przypominać   dziwaczne   techniki   stosowane   w   taoistycznej   alchemii.   Niektóre   z   nich   znamy   z 
wydanego   w   Polsce   traktatu   "Sekret   Złotego   Kwiatu".   Inne   przetrwały   w   szczątkowej   formie, 
przekazywane   przez   taoistycznych   mistrzów   z   Taiwanu.   Bardzo   prawdopodobne   że   tego   rodzaju 
technik nauczano na siódmym stopniu wtajemniczenia w O.T.O, chociaż niektórzy badacze sądzą że 
miał   on   charakter   czysto   administracyjny.   Możemy   mieć   natomiast   pewność,   że   adepci   ósmego 
stopnia O.T.O otrzymywali wskazówki dotyczące praktyk autoerotycznych, które stanowiły wstęp do 
odbywanych na stopniu dziewiątym praktyk heteroseksualnych. 

Ordo Templi Orientis, najwyraźniej idąc śladami Hermetycznego Bractwa Światła, wierzyło w 

świętość stosunku seksualnego, który przy zachowaniu odpowiedniej dyscypliny miał prowadzić ludzi 
do   boskości.   Jak   zauważa   Peter   Koenig:   "Reuss   kontynuował   praktyki   jogiczne   Kellnera,   lecz 
wzbogacił   je   o   wątek   manichejski.   W   naukach   O.T.O   całe   ciało   uznawano   za   święte.   Było   ono 
Świątynią Ducha Świętego a narządy płciowe miały służyć bardzo szczególnym celom, mianowicie - 
rekonstruowaniu świata. Takie było znaczenie Mszy Świętej. Reuss wierzył że tylko dzięki współpracy 
kobiet   i   mężczyzn   ludzkość   może   osiągnąć   rozwój   duchowy.   Współpraca   ta   miała,   rzecz   jasna, 
charakter  seksualny,  a   sam  stosunek  postrzegany   był  jako  odbicie   kosmicznego   aktu   stworzenia. 
Adepci   mogli   więc   współuczestniczyć   w   tym   akcie   stworzenia,   jeśli   tylko   oddawali   się   rytualnym 
stosunkom heteroseksualnym". Koenig twierdzi że wąż pożerający własny ogon, który pojawiał się na 
licznych broszurkach Reussa, symbolizował stosunek seksualny Boga z człowiekiem. Powiada też że 
z punktu widzenia magii seksualnej stanowił on symbol plemnika. Cała zaś magia Zakonu Świątyni 
Wschodu da się sprowadzić do mistyki nasienia. 

Cokolwiek by nie sądzić o rewelacjach Koeniga, to właśnie owe tajemnice magii seksualnej 

przyciągały do O.T.O licznych nowicjuszy. Jeśli by zaś wierzyć doniesieniom Reussa, w ciągu roku lub 
dwóch od rozpoczęcia działalności zakon ten zdążył wokół siebie skupić przeszło tysiąc osób. Każdy 
nowicjusz   otrzymywał   stopień   zerowy   oraz   musiał   przejść   przez   rytuał   Minervala.   Podczas   tej 
ceremonii   inicjowany   umierał   dla   świata   zewnętrznego,   stając   się   pełnoprawnym   adeptem   wiedzy 
tajemnej.   Wypowiadał  wtedy  następujące   słowa:   "Ja,   ......,   oddając  się   do   waszej   dyspozycji   jako 
bezsilny   więzień,   ogłaszam   wszem   i   wobec   że   pochodzę   z   Koryntu,   jestem   wolnym   obywatelem 
miasta   Ateny,   sprzymierzeńcem   Mityleny,   podróżującym   w   spokoju   do   Miasta   Słonca,   Heliopolis, 
poszukując Światła i Prawdy, Mądrości i Spokoju. Przeto więc proszę was w pełni pokory, abyście 
udzielili   mi   gościny   i   obdarzyli   mnie   swymi   MISTERIAMI,   które   ślubuję   zgłębiać   i   trzymać   w 
największej   tajemnicy.   Gdybym   zaś   miał   kiedyś   złamać   to   ślubowanie   i   zdradzić   ten   chleb   i   sól, 
niechaj psy pożrą moje ścierwo, niechaj rozpadnę się na kawałki i przestanę być człowiekiem!" 

Początkowo, O.T.O przeznaczone było tylko dla tych adeptów, którzy uzyskali wcześniej trzy 

podstawowe   stopnie   wolnomularskie:   Ucznia,   Czeladnika   i   Mistrza.   Formuła   inicjacyjna   zakonu 
zakładała, że każdy kto do niego przystąpi może od razu otrzymać trzeci stopień wtajemniczenia, 
równoważny masońskiemu stopniowi Mistrza. Oznaczało to jednak, że aby wstąpić do O.T.O, trzeba 
było   należeć   do   którejś   z   organizacji   masońskich,   a   to   w   poważnym   stopniu   ograniczało   liczbę 
potencjalnych zainteresowanych. Na dodatek, Zakon Templariuszy Wschodu mógł zostać posądzony 
o to, że chce podbierać członków innym organizacjom masońskim. Tymczasem, jego założycielom na 
czym   innym   tak   bardzo   nie   zależało,   jak   na   utrzymaniu   dobrych   kontaktów   ze   światowym 
wolnomularstwem. 

22

background image

Najprawdopodobniej, z tych właśnie powodów wkrótce zniesiono status masoński Zakonu. W 

"Manifeście   O.T.O"   z   1912   roku   bardzo   wyraźnie   podkreślano   że   "O.T.O,   choć   jest   Akademią 
Masońską,   nie   jest   Grupą   Masońską....   i   nie   uzurpuje   sobie   prawa   do   naruszania   przywilejów 
Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii, Wielkiej Loży Ameryki oraz innych organizacji masońskich". Dzięki 
temu członkami Zakonu mogli zostawać ludzie nie mający wcześniej nic wspólnego z masonerią. Co 
więcej, otwierało to furtkę dla kobiet, które w tamtych czasach bardzo rzadko kiedy były dopuszczane 
do bractw masońskich. Jest więcej niż pewne, że ten prosty zabieg umożliwił O.T.O wyjście poza 
zwykły schemat inicjacji wolnomularskich i zwiększył znaczenie, jakie w praktykach tego zakonu miała 
magia seksualna. 

Podobnie jak jego znamienity poprzednik, Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku, Ordo Templi 

Orientis posiadało wśród swych adeptów luminarzy sztuki okultystycznej. Jego przedstawicielem we 
Francji był Papus, słynny twórca nieortodoksyjnej doktryny tarota. W Niemczech sprawami zakonu 
zajmował się inny wybitny okultysta, Rudolf Steiner, który szczególnie wyraźnie rozwinął mistyczne 
aspekty   doktryny   zakonu   (odzierając   ją   wszakże   z   wątków   seksualnych).   Z   kolei,   w   Ameryce 
przedstawicielem   O.T.O   był   H.   Spencer   Lewis,   późniejszy   założyciel   popularnej   różokrzyżowej 
organizacji AMORC. Wszyscy zresztą trzej dzierżawcy linii przekazu O.T.O nie długo zagrzali w nim 
miejsca i, podobnie jak to było wśród schizmatyków z zakonu Złotego Brzasku, szybko założyli własne 
organizacje okultystyczne, chętnie korzystające z wiedzy tajemnej O.T.O, a już znacznie mniej chętnie 
przyznające się do jakichkolwiek związków z tym zakonem. 

Jednakże człowiekiem, którego oddziaływanie na Ordo Templi Orientis było największe, był 

bez wątpienia Aleister Crowley. 

Magija Seksualna Mistrza Theriona 

Ścieżki   Zakonu   Templariuszy   Wschodu   i   Aleistera   Crowleya   przecięły   się   nagle   i 

nieoczekiwanie w 1910 roku. Miało to miejsce podczas procesu sądowego, jaki "MacGregor" Mathers 
wytoczył   Crowleyowi   za   opublikowanie   rytuałów   zakonu   Złotego   Brzasku.   W   swojej   autobiografii 
Crowley   wspominał:   "Przez   to,   że   Mathers   na   sali   sądowej   ogłosił   się   Przywódcą   Zakonu 
Różokrzyżowego, nachodzili mnie niezliczeni dziwacy, a każdy z nich twierdził, że to on właśnie jest 
tym  Przywódcą.  Posiadając na  ten  temat pewne  informacje, których  nie  przekazałem  nikomu,  jak 
najszybciej pozbywałem się tej gawiedzi. A jednak jeden z moich rozmówców przekonał mnie, że 
istnieje odrobina prawdy w jego słowach. Tym człowiekiem był Theodor Reuss...." 

Reuss na początku wcale nie przypadł do gustu Crowleyowi. Jego nonszalancja i niedbałość 

sprawiały,   że   Crowley   widział   w   nim   aroganta.   Tym   niemniej,   skuszony   obietnicami   otrzymania 
zaszczytów masońskich, zgodził się przystąpić do jego zakonu. Jego inicjacja w Ordo Templi Orientis 
miała   miejsce   w   marcu   1910   roku,   tego   samego   dnia,   co   inicjacja   znanego   polskiego   okultysty, 
Czesława Czyńskiego. Crowley przyjął w zakonie imię Bafometa. Na początek obdarzono go trzecim 
stopniem inicjacyjnym, lecz gdy tylko potwierdziły się informacje o posiadanym przez niego 33* Rytu 
Szkockiego Dawnego i Uznanego, podniesiono go do stopnia siódmego. 

Crowley  nie  przywiązywał  zbyt  dużej  wagi   do  swego   udziału   w  O.T.O.  Traktował   go  jako 

jeszcze jeden tytuł w swojej licznej kolekcji okultystycznych godności. Tak było przynajmniej do 1912 
roku,   kiedy   to   nagle   w   jego   domu   zjawił   się   Reuss.   Ten   rzutki   Niemiec   przybył,   aby   mu   zrobić 
awanturę i domagać się wyjaśnień, dlaczego wyjawił światu najbardziej pilnowane tajemnice O.T.O. 
Chodziło tu rzecz jasna o tajne formuły seksualne, do których Crowley nie mógł mieć dostępu z racji 
zajmowanego przez siebie stopnia. Reuss jednak twierdził, że Crowley zawarł je w 36 rozdziale swej 
Księgi  Kłamstw,   noszącym   tytuł  "Szafirowa   Gwiazda".   W   rozdziale   tym   opisany  był   pewien   rytuał 
heksagramu, rozpoczynający się od słów: "Niechaj Adept uzbroi się w magiczną różdżkę i wyposaży 
w mistyczną różę". Dla każdego współczesnego adepta magii znaczenie tych symboli jest aż nadto 
oczywiste.   Jednakże   Reuss,   uznając   że   Crowley   stał   się   mimowolnym   dziedzicem   tej   wiedzy, 
natychmiast przekazał mu 10*, najwyższy stopień O.T.O i uczynił go "najwyższym, świętym królem" 
angielskiej gałęzi zakonu. 

Również Crowley musiał być tym odkryciem oszołomiony. Napisał bowiem: "Nagle, uderzył we 

mnie jakby grom i cała symbolika nie tylko wolnomularstwa, lecz wielu innych tradycji ukazała się 
mojej wizji duchowej. Od tej chwili O.T.O zajęło właściwe miejsce w moim umyśle. Zrozumiałem że 
trzymam w rękach klucz do przyszłego postępu ludzkości". Szybko też przystąpił do rekrutacji nowych 

23

background image

członków   angielskiej   sekcji   zakonu   oraz   do   przepisywania   masońskich   rytuałów   inicjacyjnych   z 
zamiarem nadania im bardziej magicznego charakteru. 

Kiedy zaś w 1922 roku ciężko chory Reuss ustąpił z pełnienia funkcji przywódcy zakonu, jego 

właśnie mianował na swoje miejsce. W rok później, po śmierci Reussa Crowley ogłosił się formalnym 
przywódcą   zakonu,   każąc   się   teraz   tytułować   Mistrzem   Therionem,   czyli   Mistrzem   Bestią. 
Doprowadziło to do protestu części niemieckich wysokich funkcjonariuszy Zakonu, którzy obawiali się 
że Crowley zapragnie uczynić z O.T.O instrument dla szerzenia swojej religii, Thelemy. Obawy te, jak 
się później okazało, miały solidne podstawy, gdyż Mistrz Therion od razu zabrał się za reformowanie 
zakonu, nadając mu znacznie mniej masoński, a bardziej magiczno-seksualny wygląd. 

Podstawowe zmiany dotyczyły struktury inicjacyjnej O.T.O. Crowley do tradycyjnego układu 

dziesięciu   stopni   dodał   stopień   jedenasty,   mający   wprowadzać   w   arkana   magii   homoseksualnej. 
Trudno powiedzieć, czy chciał dać tym wyraz swoim od dawna odczuwanym skłonnościom, czy też 
zamierzał poprzez pogwałcenie tego surowego tabu lepiej poznać kobiecą stronę męskości. Pozostaje 
faktem,   że   to   właśnie   od   praktyk   homoseksualnych   rozpoczęła   się   jego   działalność   magiczna   w 
O.T.O, kiedy to w 1914 roku przeprowadził wraz z Victorem Neuburgiem serię operacji magicznych 
mających na celu przywołanie bogów Jowisza i Merkurego (a przy okazji sprowadzenie pokaźnej ilości 
gotówki). Przeszły one do historii pod nazwą "Działań Paryskich". 

Crowley napisał też pewien rytuał, który stał się główną ceremonią odprawianą w siedzibach 

zakonu.   Mowa   tu   o   "Mszy   Gnostyckiej",   która   będąc   parafrazą   katolickiej   Mszy   Świętej,   pod 
płaszczykiem egipskiej symboliki przedstawiała misterium płci. Rytuał ten, jak również i inne praktyki 
O.T.O czytelnik polski może znaleźć w przetłumaczonej przeze mnie ostatnio książce Crowleya pt. 
Magija w teorii i praktyce

Jednakże, najważniejsza jego reforma dotyczyła najwyższych stopni inicjacyjnych w zakonie. 

Oto   bowiem   Crowley   zrywał   z   dotychczas   istniejącą   zasadą   nie   przelewania   na   papier   tajemnic 
seksualnych zakonu, streszczając je w czterech oddzielnych traktatach pt.: "O naturze bogów", "O 
tajemnych zaślubinach bogów z ludźmi", "Liber Agape" i "O homunkulusie". 

Traktat "O naturze bogów" przeznaczony był dla wtajemniczonych na VII* O.T.O. Niewiele w 

nim było wskazówek natury praktycznej, gdyż niemal w całości poświęcony był wprowadzeniu w świat 
crowleyowskiej teologii. Z jego treści można było się dowiedzieć, że na świecie istnieje tylko jeden 
bóg,   a   jest   nim   Słońce.   "Nie   tylko   Ziemia   jest   zmrożoną   iskrą   Słońca,   płatkiem   zerwanym   z 
Niebiańskiej Róży, ale i źródłem wszelkiego Światła i Życia na tej planecie jest to samo Słońce. Jest 
ono   stwórcą   i   żywicielem,   niszczycielem   życia   i   jego   wskrzesicielem".   Crowley   powiadał,   że 
przedstawicielem Słońca na ziemi jest fallus, a wszyscy bogowie są jego personifikacjami. I tak na 
przykład  ogień jest wizerunkiem penisa, drzewo  to "rozkwitający fallus", zaś księżyc  jest obrazem 
waginy,   którą   należy   czcić   "tylko   w   połączeniu   ze   Słońcem   jako   przedłużeniem   fallusa".   Ten 
fallokratyczny   porządek   crowleyowskiej   ezoteryki   przeciwstawiał   się   tym   religiom,   które   operują 
pojęciami grzechu pierworodnego i wstydu. Crowley nawoływał do "stałej wojny przeciwko wszelkiej 
tyranii   i   zabobonom,   przede   wszystkim   zaś   przeciwko   takim   bigoteriom   jak   ‘ortodoksyjne' 
chrześcijaństwo w swej materialistycznej postaci". Namawiał też adeptów VII* O.T.O, by składali hołd 
fallusowi i wyobrażali sobie jego stałą obecność w wybranym miejscu w ciele. 

Z kolei traktat "O tajemnych zaślubinach bogów z ludźmi" wprowadzał inicjowanych na VIII* 

O.T.O w świat magii masturbacyjnej. Jej tajemnice zawarte były w dwóch rozdziałach: "O większych 
zaślubinach"   i   "O   mniejszych   zaślubinach".   Owe   "większe   zaślubiny"   polegały   na   wizualizowaniu 
każdorazowo przed snem postaci bogini i onanizowaniu się aż do wytrysku. W ten sposób uzyskane 
nasienie (bądź płyn z  pochwy)  służyło  za  olejek, którym  namaszczany był ołtarz bogini,  bądź  też 
talizman jej poświęcony. Tymczasem, "mniejsze zaślubiny" dotyczyły poszukiwania sprzymierzeńców 
w   tzw.   duchach   żywiołów.   Towarzyszyła   im   następująca   procedura:   Na   kartce   papieru   należało 
narysować jedną z tablic enochiańskich (opracowanych przez XVI-wiecznych magów, Johna Dee i 
Edwarda   Kelly'ego),   odpowiadającą   poszukiwanemu   żywiolakowi,   po   czym   przywołać   go 
odpowiednimi zawołaniami. Następnie, trzeba było skoncentrować się na wizerunku owego żywiolaka 
i   onanizować   się   aż   do   wytrysku.   W   ten   sposób   uzyskaną   spermę   (bądź   wydzielinę   z   pochwy), 
nakładało się na tablicę enochiańską, która stawała się konsekrowanym talizmanem żywiolaka. 

Opisane przeze mnie dwa traktaty stanowiły zaledwie wstęp do skomplikowanego systemu 

magii seksualnej Ordo Templi Orientis. O wiele bardziej rozbudowany zestaw technik seksualnych 

24

background image

przedstawiały księgi "Liber Agape" i "O homunkulusie". Im wszakże, jak i Szkarłatnym Kobietom w 
życiu Crowleya poświęcimy oddzielny, następny odcinek naszego cyklu. 

"MAGIJA SEKSUALNA ALEISTERA CROWLEYA"

Jak powiada angielski malarz i okultysta, Austin Osman Spare, "w przyrodzie wszystko ze 

wszystkim   cudzołoży".   A   że   człowiek,   choć   przez   kulturę   wychowany,   zawdzięcza   swój   byt   i 
predyspozycje naturze, nic więc dziwnego, że i w jego życiu seks odgrywa istotną rolę. Co więcej, 
można powiedzieć że to właśnie seks czyni z nas ludzi, albowiem w porównaniu z innymi zwierzętami 
człowiek   kocha   się   nadzwyczaj   często   i   w   przeciwieństwie   do   innych   zwierząt   sztuka   kochania 
pozwala mu na realizację celów znacznie wykraczających poza zwykłą reprodukcję. 

Francuski filozof, Georges Bataille, nazywa tę specyficznie ludzką dyspozycję "erotyzmem", 

od razu dodając że "erotyzm jest w istocie aktywnością seksualną człowieka, przeciwstawioną takiej 
że aktywności zwierzęcej. Nie każda forma ludzkiej seksualności ma charakter erotyczny, ale ma go 
zawsze,   ilekroć   nie   jest   zwyczajnie   i   po   prostu   zwierzęca".   W   tym   kontekście   należy   się   słowo 
wyjaśnienia,   gdyż  to  co   w  obiegowej   opinii uchodzi  za   zwierzęcy  wymiar  seksu,  nie  jawi   się   tym 
samym dla Bataille'a i pokrewnych mu myślicieli. Ich definicja zwierzęcej seksualności jest w istocie 
bliska faktom natury,  ponieważ uznają oni za seks zwierzęcy taki, którego celem jest reprodukcja 
gatunku.   Popęd   seksualny   człowieka   może   być   jednak   równie   dobrze   nakierowany   na   czystą 
przyjemność, może też być wykorzystywany do celów religijnych i to właśnie odróżnia go od reszty 
świata zwierząt. 

Co   jednak   sprawia,   że   człowiek,   miast   poszukiwać   idealnego   partnera   do   zapłodnienia, 

poddaje   się   nagłym   porywom   namiętności   i   to   bynajmniej   nie   z   myślą   o   potomstwie?   Otóż,   wg 
Bataille'a pcha go ku temu świadomość własnej skończoności, tego że jego życie kiedyś musi się 
skończyć. Jednostkowe "ja" tak bardzo boi się śmierci, że szuka unieśmiertelnienia w drugiej osobie, 
w partnerze seksualnym. Przy czym nie chodzi tu o uwiecznienie się w swoich potomkach, skoro 
wiadomo   że   i   oni  urodzą   się   z   wyrokiem   śmierci.   Rzecz   tyczy   chwilowego   unieśmiertelnienia   się 
poprzez roztopienie się w drugiej osobie podczas orgazmu. W tej jednej chwili cały świat nagle znika, 
a wraz z nim znika jednostkowa świadomość, która staje się częścią większej całości. To dlatego 
Francuzi   nazywają   orgazm   "małą   śmiercią".Przytaczanie   tu   myśli   Bataille'a   w   kontekście   naszych 
zainteresowań nie jest wcale bezcelowe, albowiem wg tego francuskiego filozofa okultyzm, tak jak i 
inne   praktyki   religijno-magiczne,   wywodzi   się   z   chęci   okiełzania   energii   seksualnej,   która   stanowi 
zagrożenie   dla   ładu   społecznego   zorganizowanego   wokół   pracy.   Erotyzm   oznacza   wydatkowanie 
energii, podczas gdy praca wymaga jej jak największego gromadzenia. W tym celu, ogranicza się jego 
zasięg, tworząc rozmaite tabu, które mogą być łamane tylko w zakresie wyznaczanym przez rytuał. 
Taką funkcję pełniły pierwotnie święta, podczas których normalny porządek rzeczy ulegał chwilowemu 
odwróceniu.   Podczas   świąt   uwalniane   były   nadwyżki   energetyczne,   które   w   innych   sytuacjach 
wiązane byłyby z przemocą. 

Niestety, wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa zdesakralizowano te formy religijne, które 

odnosiły się do seksu i przemocy. Proces ten jeszcze bardziej pogłębił się w XVIII wieku, kiedy to wraz 
z nastaniem epoki Oświecenia, zaprowadzono rządy rozumu nad tym, co irracjonalne, chaotyczne, w 
tym między innymi nad seksualnością. To zaś, co w dawnych kulturach uznawano za "seks sakralny" 
zyskało miano dewiacji i rzeczywiście taką też postać przyjęło. Stale tłumiona energia seksualna, która 
nie mogła wybrać innych dróg ujścia poza jedyną dozwoloną pozycją w ramach seksu małżeńskiego, 
od czasu do czasu wybuchała z gwałtowną siłą, przyjmując postać szalonych wizji religijnych. Kiedy 
zaś   i   te   uznano   za   niepożądane,   proces   jej   degeneracji   osiągnął   jeszcze   wyższy   stopień,   czego 
wynikiem były rozmaite perwersje, choroby psychiczne i akty przemocy na świecie. I jakkolwiek by 
deterministycznie nie brzmiała ta teoria, wyjaśnia ona wiele zagadek świata współczesnego, takich jak 
choćby gwałtowne rozpowszechnienie się przemocy. 

Tajemnica Szafirowej Gwiazdy 

W świetle powyższej teorii renesans magii w XX wieku można uznać za próbę odtworzenia 

przestrzeni   rytualnej,   w   ramach   której   możliwe   są   działania,   gdzie   indziej   uważane   za   szalone   i 
niebezpieczne. Jest to w istocie powrót do archaicznych technik ekstazy, które wraz z nastaniem ery 
chrześcijańskiej uznano za niepożądane i szkodliwe. Niektóre z tych technik przechowywane były w 
rozmaitych sektach gnostyckich. Większość z nich zachowała  się na Wschodzie. I z tych właśnie 

25

background image

dwóch tradycji:  gnostycyzmu  i religii  Orientu mieli  korzystać okultyści,   którzy  pod  koniec XIX i  na 
początku XX wieku tworzyli podwaliny nowoczesnego okultyzmu. 

Niebagatelną rolę w tym procesie odegrał zakon Ordo Templi Orientis, którego ezoteryczne 

nauki zmierzały do resakralizacji seksu, czyli do ponownego nadania mu wymiaru duchowego. Od 
samego   początku   swego   istnienia   system   wtajemniczeń   O.T.O   obejmował   dwa   rodzaje   nauk. 
Pierwsze   z   nich,   powstałe   zapewne   z   inspiracji   Theodora   Reussa,   dotyczyły   pracy   z   symbolami. 
Składały się na nie rozmaite ryty masońskie i różokrzyżowe. Drugie, importowane ze Wschodu przez 
Carla  Kellnera,  dotyczyły  magii  seksualnej,  uznawanej  za   "największą   tajemnicę  zakonu".  Jak  się 
szybko okazało, tajemnicę tę trudno było utrzymać, gdyż na jej trop już w 1912 roku wpadł świeżo 
upieczony adept O.T.O, Aleister Crowley. 

Według wszelkich prawdopodobieństw, Crowley zawarł ją w dziele p.t. Księga Kłamstw, które 

zawierało   opis   rytuału   "Szafirowej   Gwiazdy".   Dokładny   tekst   tego   rytuału   znaleźć   można   w 
przetłumaczonej   przeze   mnie  Magiji   w   teorii   i   praktyce.   Stanowił   on   crowleyowski   odpowiednik 
klasycznego rytuału heksagramu, przywołującego bądź odpędzającego siły makrokosmiczne. W tym 
jednak   przypadku   jego   symbolika   miała   charakter   wyraźnie   seksualny.   Rozpoczynały   go   słowa: 
"Niechaj Adept uzbroi się w magiczną różdżkę i wyposaży w mistyczną różę", które w języku symboli 
informowały, że mag ma przygotować siebie i swoją partnerkę do odbycia stosunku seksualnego. Na 
początku rytuału adept miał wykonać serię gestów magicznych, odpowiadających tajemnej formule 
L.V.X. - N.O.X (światła-nocy, jin-jang, Sziwy-Siakti). Po nich następowało kreślenie heksagramów w 
czterech   kierunkach   świata,   po   czym   adept   wracał   do   środka   kręgu,   gdzie   wykonywał   "znak 
różokrzyża". Czym był ów znak różokrzyża, tego rytuał nie precyzował. Wykonywać go mieli jedynie ci 
adepci, którzy byli weń wtajemniczeni, najprawdopodobniej przez samego Crowleya. Dziś jednak jego 
tajemnica   wydaje   się   łatwa   do   rozszyfrowania.   Różokrzyż   to   wyrażona   w   języku   symboli   pozycja 
zjednoczenia męskich i kobiecych genitaliów. Innymi słowy, punkt kulminacyjny rytuału "Szafirowej 
Gwiazdy" obejmował stosunek płciowy. 

Nie byłoby w tej formule może nic szczególnego, wszak rytualny stosunek płciowy uprawiano 

nie   tylko   w   hinduskim   kulcie   Sziwy   i   Siakti,   lecz   i   w   działającym   na   Zachodzie   w   XIX   wieku 
Hermetycznym   Bractwie   Światła,   tyle   że   zaraz   po   jego   zakończeniu,   rytuał   nakazywał   by   adept 
przywołał boga Seta, który miał zjawić się w kręgu, "napić się sakramentu i udzielić nim komunii". Ten 
właśnie krótki ustęp sprawił, że w 1912 roku ówczesny przywódca O.T.O, Theodore Reuss oskarżył 
Crowleya o ujawnienie najpilniej strzeżonej tajemnicy jego zakonu. A dotyczyła ona ni mniej ni więcej 
tylko magicznej mocy męskich i kobiecych płynów seksualnych. Sakrament, o którym tu mowa, składał 
się   z  nasienia   i  wydzieliny   z  pochwy,   którą   należało   najpierw  poświęcić   bogu   Setowi,   potem   zaś 
spożyć.Z   tajemnych   instrukcji   Zakonu   Templariuszy   Wschodu,   które   w   latach   siedemdziesiątych 
ujawnił angielski historyk okultyzmu, Francis King, wcale nie wynika, że w zakonie tym ów seksualny 
sakrament składano w ofierze Setowi. Pozostaje jednak bezspornym faktem, że taką funkcję nadał mu 
Crowley. W egipskiej mitologii Set pełnił rolę boga-niszczyciela, zabójcy Ozyrysa - antropomorficznego 
boga wegetacji. Był także "Panem Górnego Egiptu", którego przyjęli za swego jedynego boga semiccy 
najeźdźcy   podczas   okupacji   delty   Nilu.   Być   może,   zbieżność   tych   dwóch   faktów   sprawiła,   że   po 
wygnaniu najeźdźców ze swego terytorium Egipcjanie nadali Setowi demoniczne oblicze. Z upływem 
czasu   stał   się   on   Szaitanem,   czyli   znanym   nam   dobrze   z   chrześcijańskiego   mitu   Szatanem. 
Dodatkowego posmaczku całej tej sprawie nadaje fakt, że zgodnie z teriomorficznym charakterem 
większości bóstw egipskich, Set posiadał wygląd psa. Tymczasem, w objawionej Crowleyowi w 1904 
roku Księdze Prawa pojawiało się mało zrozumiałe pytanie: Is it a God living in a dog?("Czyż Bóg ma 
mieszkać   w   psie?")   I   chociaż  Księga   Prawa  odpowiadała   na   nie   przecząco,   nie   rozwiązywało   to 
zagadki wiążącej się z tą dziwną kwestią. Niektórzy interpretatorzy Crowleya, jak choćby znany w 
Polsce  z trylogii  Iluminatus,  Robert   Anton  Wilson,  odnoszą  ten  dziwny  fragment  Księgi  Prawa  do 
współczesnych mitów ufologicznych związanych z Syriuszem. Było nie było, Syriusz nazywany jest 
"psią   gwiazdą",   a   jego   "podwójność"   może   łączyć   go   z   bogiem   Setem,   uznawanym   czasami   za 
"mrocznego bliźniaka" Horusa, czyli w crowleyowskiej mitologii patrona nowej ery i jego religii, telemy
Wydaje się jednak, że jest to daleko posunięta nadinterpretacja myśli Crowleya, który sam odnosił ten 
fragment Księgi Prawa do prostej konstatacji, że boskość można osiągnąć tylko poprzez wyzbycie się 
zwierzęcości, a więc uniezależnienie się od warunków swego otoczenia. 

Czemu   jednak   rytuał   "Szafirowej   Gwiazdy"   nakazywał   ofiarowywanie   kobiecych   i   męskich 

fluidów   seksualnych   właśnie   temu   bogowi?   Kenneth   Grant   z   Tyfonicznego   Ordo   Templi   Orientis 
sugeruje, że mogła to być ofiara z ego, ponieważ jego zdaniem Set jest Panem Inicjacji obejmującej 
unicestwienie   ego,   które   w   micie   egipskim   przyjmuje   postać   Ozyrysa.   Tyle   że   w   schemacie 

26

background image

kabalistycznego   Drzewa   Życia   Ozyrys,   podobnie   jak   inni   bogowie   związani   z   kultem   ofiarniczym 
(Adonis, Attis, Chrystus) plasuje się na poziomie sefiry tiferet. Ta zaś na pewno nie odpowiada "ego", 
tylko   temu   co   je   przekracza,   czyli   "jaźni".   Można   więc   powiedzieć,   że   składana   Setowi   ofiara   z 
nasienia i lubricatio jest ofiarą z "siebie samego", z tego co w każdym człowieku jest najcenniejsze, z 
iskierki światła, który każdy z nas nosi w sobie (tiferet jest źródłem światła słonecznego). Dlaczego 
jednak składa się tę ofiarę, nadal pozostaje to tajemnicą. 

Liber Agape, czyli Księga Miłości 

Rytuał "Szafirowej Gwiazdy" czynił z seksu klucz do zrozumienia tajemnic magii, klucz, który 

otworzył przed Crowleyem drzwi do najwyższych zaszczytów w Zakonie Templariuszy Wschodu. W 
ciągu następnych kilku lat Crowley stał się niekwestionowanym przywódcą tego zakonu, a w 1922 
roku, po śmierci Theodora Reussa, mógł to przywództwo potwierdzić oficjalnym tytułem. Sam trzon 
ezoterycznych nauk O.T.O stanowiły instrukcje, które Crowley napisał w latach 1913-14. Niektóre z 
nich, odnoszące się do VII i VIII stopnia O.T.O (a więc do panseksualizmu i magii masturbacyjnej) 
omówiliśmy w poprzednim artykule z tego cyklu. Najważniejszym jednak traktatem na temat magii 
seksualnej była Liber Agape, czyli "Księga Świętego Graala, w której jest mowa o winie spożywanym 
podczas sabatu adeptów". 

Liber Agape  stanowiła tajemną instrukcję dla IX stopnia wtajemniczeń O.T.O. Cechował ją 

patetyczny, naszpikowany symboliką alchemiczną styl. W księdze tej, pod płaszczykiem rozważań o 
Jezusie   Chrystusie   i   Trójcy   Świętej,   wykładane   były   podstawy   magii   seksualnej   zakonu.   W 
rzeczywistości,  powtarzała ona zawartą we wcześniejszych  instrukcjach O.T.O tezę o zasadniczej, 
seksualnej strukturze wszechświata. Crowley powiadał że u podstaw wszelkiego istnienia znajduje się 
akt   płciowy.   Tak  więc,   jak   ludzie   zawdzięczają   swoje   życie   tylko   miłości,   tak  też   i   bogowie   stale 
kopulują, by świat mógł nadal istnieć. Rozważania te bliskie były tantryzmowi, ponieważ towarzyszyła 
im myśl, że świat cechuje zasadnicza jedność przeciwieństw, jedność, która ma charakter seksualny. 

Crowley przestrzegał przed zbyt dosłownym rozumieniem symboli religijnych: "Uważaj, mój 

drogi braciszku, byś nie popadł w tarapaty rozmyślając nad tą Jednią. Albowiem pierwsza zasada 
zwykle pojawia się w różnych, przeciwstawnych formach. Mamy więc Ojca i Matkę, występujących 
pod różnymi postaciami. Dziś męskość przeciwstawiana jest kobiecości, choć w Tym Co Najwyższe 
nie ma podziału". I tak punkt i okrąg, lingam i joni, róża i krzyż, jin i jang, iglica i nawa w rzeczywistości 
tworzą   jedność,   chociaż   na   pozór   zdają   się   być   rozdzielone.   Ta   sama   prawda   dotyczy   trzech 
najistotniejszych   par  przeciwieństw:   Boga   i  człowieka   w  Bogoczłowieku,   podmiotu   i  przedmiotu   w 
stanie samadhi oraz kobiecości i męskości w ludzkości. Parom tym, jak twierdzi Crowley, towarzyszy 
jednak zawsze trzeci element, bez którego żaden symbol nie może być pełen. 

Tę troistość każdego symbolu dobrze wyraża symbol Trójcy Świętej, która dla Crowleya jest 

po prostu fallusem-pankreatorem, "stwarzającym wszystko członkiem". W trójcy tej Ojciec to penis w 
erekcji, Syn to nasienie - produkt Jego działalności i nośnik Jego koncepcji, Duch zaś to zygota - idea 
w poczęciu (zjednoczenie tego, co męskie i żeńskie). Każdy z nich, w oderwaniu od pozostałych, jest 
niekompletny i tylko razem tworzą całość, która podtrzymuje świat przy istnieniu. Podobnie triadyczną 
formułę   zachowują   święte   słowa   różnych   systemów   inicjacyjnych:   aryjskie   AUM,   gnostyckie   IAO, 
chińskie TAO, różokrzyżowe INR, czy też wreszcie O.T.O - skrót od nazwy Ordo Templi Orientis. 
Nakreślony w ten sposób wizerunek świata tworzy z niego system fallocentryczny, w którym niewiele 
miejsca pozostaje dla kobiety. Naraża to Crowleya  i jego epigonów na liczne oskarżenia o męski 
szowinizm,   czy   też   nawet   krypto-homoseksualizm   (co   jest   ulubioną   tezą   lansowaną   przez 
niemieckiego historyka okultyzmu, Petera Koeniga). 

Kobieta, w systemie magicznym O.T.O pełni jednak bardzo istotną funkcję. Jest bowiem Siakti 

- partnerką maga, bez której żadna naprawdę istotna operacja magiczna nie mogła by się udać. I 
chociaż w kosmicznym porządku fallusa jej miejsce znajduje się dopiero na poziomie Ducha, gdzie 
łączy się w zygocie z "męską ideą", to jednak bez niej nie jest możliwe poczęcie, zwieńczenie owej 
idei, a więc i samo życie. 

W crowleyowskich rozważaniach na temat magii seksualnej bardzo widoczne są sprzeczności 

charakteryzujące   jego   myśl.   Z   jednej   bowiem   strony,  Księga   Prawa  wyznaczała   mu   rolę   Bestii   - 
niszczyciela starego porządku świata, który mógł zbudować nowy ład tylko przy pomocy Szkarłatnej 
Kobiety, Babalon. Z drugiej jednak strony, na kształt ideowy Zakonu Templariuszy Wschodu składały 
się   dziewiętnastowieczne   doktryny   różokrzyżowe   i   masońskie,   które   nie   dopuszczały   kobiet   do 

27

background image

najwyższych wtajemniczeń. Crowley musiał tę sprzeczność jakoś rozwiązać, a jedyne wyjście z tej 
sytuacji widział w stworzeniu systemu fallocentrycznego, w którym kobieta, jakkolwiek niezbędna w 
dziele tworzenia i niszczenia, była tylko dopełnieniem mężczyzny. Należy przy tym pamiętać, że zręby 
ideowe crowleyowskiej magiji seksualnej powstawały w czasie, kiedy kobiety dopiero co walczyły o 
prawa wyborcze, a religia była postrzegana jako oręż zaprowadzania ojcowskiej woli. 

Księga Prawa  i tajemne instrukcje O.T.O umiejscawiały kobietę w zupełnie innym porządku 

makro-   i   mikrokosmicznym.   I   choć   nadal   była   ona   fantazmatem   mężczyzny,   produktem   jego 
niespełnionych   fantazji,   nie   sposób   nie   dostrzec   znacznie   szerszej   sfery   swobód,   jakie   mogła   w 
ramach   tych   fantazji   realizować.   W   obiegowej   opinii   przyjęło   się   traktować   tantryczne   systemy 
hinduizmu i buddyzmu jako miejsca, w których w sposób idealny realizowane jest równouprawnienie 
kobiet i mężczyzn. Wystarczy jednak wnikliwie przeczytać teksty niektórych tantr, by zauważyć że i 
one przedstawiają świat zwykle z męskiej perspektywy. Siakti rzadko kiedy jest stroną dominującą, 
albowiem zgodnie z tradycją kobieta jest partnerką mężczyzny, a nie na odwrót. Nie będzie przesadą 
twierdzenie,   że   Crowley   znajdował   się   pod   dużym   wpływem   tantryzmu,   a   jego   system   magiji 
seksualnej w dużej mierze z niego korzystał. Było jednak coś, co w znacznym stopniu odróżniało jego 
magiję seksualną od tantryzmu. Tym czymś była wiara w magiczną moc sakramentu złożonego z 
męskich i kobiecych płynów seksualnych. 

Liber Agape  oraz komentujący ją traktat  De Arte Magica  zawierały szczegółowe wskazówki 

dotyczące   "produkcji   i   spożywania"   tego   sakramentu.   Przestrzegały   też,   że   praktyka   ta   jest 
zastrzeżona dla osób, które przeszły długi i mozolny trening magiczny, w ramach którego opanowały 
wszelkie swoje słabości i nauczyły się pracować nad energiami. Samą operację magiji seksualnej miał 
poprzedzać celibat, traktowany tu jako powstrzymywanie się od takiej aktywności seksualnej, która nie 
jest poświęcona celom duchowym. W istocie, tę formę "seksualnej czystości" musieli zachowywać 
wszyscy członkowie   zakonu, którzy wraz z  wtajemniczeniem  na VII  stopień O.T.O poznali  arkana 
magiji seksualnej. 

Operację należało wykonywać w kręgu magicznym, a towarzyszyć jej miała stała myśl o celu, 

który jej przyświeca. Na siedem godzin przed jej rozpoczęciem adept rozpoczynał modły do Boga 
Troistego, którym w tym wypadku był zapewne fallus, bądź to pod postacią figurki religijnej, bądź też w 
bardziej prozaicznej, organicznej formie. Musiał też powstrzymywać się od obżarstwa i przynajmniej 
na trzy godziny przed samą operacją nic nie jeść. Ten krótki post nie obejmował wszakże wina i 
"ciasteczek światła", które wolno mu było zażywać do woli przed rytuałem. 

Po takich przygotowaniach mag wkraczał do kręgu ubrany zwykle w fioletową szatę, gdzie 

przez  równo  godzinę  kochał się ze  swoją  partnerką, powtarzając  cały czas  następująco brzmiący 
"Hymn do Wenus": 

Tu Venus orta mari venias tu filia Patris, 

Exaudi penis carmina blanda, precor, 

Ne sit culpa nates nobis futuisse viriles, 

Sed caleat cunnus semper amore meo. 

Im dłużej trwał stosunek, tym szybciej i rytmiczniej miała przebiegać inkantacja. Wieńczył ją 

orgazm,   który  Księga   Miłości  nazywała   "Ofiarą   Mszy".   Po   zakończonym   stosunku,   kochankowie 
spożywali powstałą w wyniku tej operacji mieszaninę męskich i kobiecych płynów płciowych, co też 
mieli czynić z wielką uwagą, albowiem jak głosiła instrukcja: "Eliksir jest ziarnem życia. Z tej oto racji, 
choć jest on najpotężniejszą, najbardziej błyskotliwą rzeczą, jaka istnieje w całym Wszechświecie, 
samą Zjawą Naszego Boga-Słońca, jest on także najdelikatniejszą i najwrażliwszą spośród wszystkich 
rzeczy". 

Subtelności dotyczące tego rytuału nie ograniczały się tylko do kwestii "sakramentu". Crowley 

najwyraźniej przeżywał poważne rozterki związane z chęcią włączenia do tego rytuału praktyk nieco 
odchodzących  od normalnego  seksu. I tak, pierwsze  wyzwanie  wiązało  się z homoseksualizmem, 
który   sam   uważał   za   wyższą   (sic!)   formę   magiji   seksualnej.   Z   tej   właśnie   racji   praktykom 
homoseksualnym poświęcił XI stopień O.T.O. Co się zaś tyczy praktyk związanych z IX stopniem 
wtajemniczenia,   postanowił   że   mogą   one   dotyczyć   stosunków   z   partnerem   tej   samej   płci,   pod 
warunkiem że jest to mężczyzna. Łączyło się to zapewne z jego wiarą w wyższość męskich fluidów 

28

background image

seksualnych nad kobiecymi, które uważał za same w sobie bezużyteczne. Podobnie przychylną opinię 
wydał   odprawianiu   rytuału   magiji   seksualnej   podczas   menstruacji,   powołując   się   tutaj   na   samych 
alchemików, którzy wyznawali wyższość "czerwonej tynktury" nad "białą". Twierdzenia ich przyjmował 
jednak tylko na wiarę,  ponieważ jak sam pisał w traktacie  De Arte Magica  "nikt ich jak dotąd nie 
udowodnił". Może to oznaczać, że do 1914 roku, czyli do chwili spisania tej instrukcji, Crowley nie 
wykazywał zainteresowania tą formą magiji seksualnej. Czyżby zadziałał tu strach przed "krwawiącymi 
kobietami", tak dobrze znany nam z opisu kultur pierwotnych i utrwalany w wielu religiach? 

Homunkulus, czyli przepis na magiczne dziecko 

Nasze pobieżne omówienie zasad magiji seksualnej praktykowanej przez Zakon Templariuszy 

Wschodu   i   jego   przywódcę   byłoby   jednak   niekompletne,   gdybyśmy   nie   zwrócili   uwagi   na   pewne 
krótkie,   choć   bardzo   interesujące   dziełko   traktujące   "O   homunkulusie".   Traktat   "De   Homunculo" 
powstał w 1914 roku, a jego przedmiotem był opis praktyk mających na celu stworzenie sztucznego 
człowieka,   czyli   tzw.   "magicznego   dziecka".   Ta   niezwykła   idea,   antycypująca   nowoczesne   bio-
technologie,   pojawiła   się   po   raz   pierwszy   na   początku   naszej   ery,   kiedy   to   pewien   pisarz 
chrześcijański oskarżył gnostyckiego mędrca, Szymona Maga o stworzenie takiej istoty przy pomocy 
instrumentu przypominającego stosowane w  medycynie  bańki. Szymon Mag miał  złapać do takiej 
bańki  ducha   zmarłego  chłopca,   po  czym   przemienić go   kolejno  w:   powietrze,   wodę,  krew  i  ciało. 
Najbardziej   szczegółowy  opis  produkcji  homunkulusa   przedstawił   jednak  słynny  lekarz  i  alchemik, 
Paracelsus. Obejmował on włożenie nasienia ludzkiego do zapieczętowanej retorty, którą należało 
umieścić w gorącym, fermentującym nawozie  końskim na okres czterdziestu  dni. Po upływie  tego 
czasu w retorcie powinien wykształcić się ludzki embrion, który trzeba było odżywiać ludzką krwią 
przez kolejne czterdzieści dni. Dopiero po tym okresie embrion miał przekształcić się w dziecko, które 
na zewnątrz niczym się nie różniło od innych dzieci. 

Crowley,   oczywiście,  znał   te   wszystkie  legendy,   chociaż  wątpliwe   jest  by  dawał   im   wiarę. 

Zależało mu bardziej na stworzeniu czegoś, co "chociaż nie będzie prawdziwym homunkulusem, to 
jednak pełnić będzie przypisywane mu funkcje". W tym celu powstał traktat "O homunkulusie", który 
był drugą po Liber Agape instrukcją obowiązującą inicjowanych na IX stopień w O.T.O. 

Otwierał go rozdział poświęcony naturze homunkulusa. Można się było z niego dowiedzieć, 

że: "Homunkulus jest to żywa  istota wyglądająca jak człowiek i posiadająca te same cechy, które 
odróżniają człowieka od zwierzęcia, czyli intelekt i mowę. Tym niemniej, ani jego sposób poczęcia ani 
narodziny nie przypominają tego, co dzieje się z człowiekiem, albowiem nie zamieszkuje go dusza 
ludzka". 

Następnie, Crowley przechodził  do omówienia doktryny reinkarnacyjnej, której zrozumienie 

było niezbędne dla owocnego przeprowadzenia operacji mającej na celu stworzenie homunkulusa. 
Wynikało   z  niej  że   dopiero  mniej  więcej  w trzecim   miesiącu   ciąży  płód  nabywa   duszę,   która  jest 
wypadkową dwóch czynników: karmy i przeznaczenia. O ile jednak crowleyowskie rozumienie karmy 
praktycznie nie różniło się od swej klasycznej, hinduistycznej wykładni, o tyle dość wyjątkowe było 
jego rozumienie przeznaczenia. Crowley odnosił się do niego jako do pewnej "naturalnej tendencji", 
która istnieje w człowieku i jest przez niego dziedziczona. Można więc powiedzieć, że ta naturalna 
tendencja   oznaczała   pewne   dziedzictwo   genetyczne,   które   dopiero   w   połączeniu   z   karmą,   czyli 
dziedzictwem duchowym, składało się na całokształt człowieka. Jak twierdził Crowley, w przypadku 
złego   dopasowania   tych   dwóch   czynników,   ciąża   mogła   zakończyć   się   poronieniem,   narodzinami 
martwego płodu, czy też "narodzinami idioty". Ten ostatni przypadek zdarzał się wtedy, gdy płód brała 
we władanie jakaś głupia, nieludzka istota, bądź też duch człowieka o niezwykłej karmie. 

Wynikały z tego daleko idące konsekwencje. Wystarczyło bowiem powstrzymać ludzkie ego 

przed wcieleniem się w płód i wprowadzić weń jakiegoś żywiolaka lub ducha planetarnego, by przyszły 
noworodek mógł służyć celom wyznaczonym przez maga. Wiązało się to jednak z pewnymi kłopotami. 
Operacja ta mogła udać się tylko wtedy, gdy odpędzane przez maga ego nie posiadało zbyt wielkiej 
siły duchowej. W innym przypadku, wszelkie wysiłki zdawały się daremne. Po drugie, mag musiał 
uważać, jaką istotę pragnie inkarnować w ludzkim ciele, tak by jej charakter nie kłócił się z cechami 
dziedzicznymi   tego   ciała.   Istota   o   wątłej   posturze   nie   nadawała   się   przecież   do   inkarnacji   ducha 
marsowego, podobnie jak dziecko szpetnych rodziców nie mogło służyć za pojazd ducha Wenus. Po 
rozważeniu tych wszystkich kwestii można było przejść do operacji magicznej. 

29

background image

Sama   operacja   generowania   homunkulusa   składała   się   z   trzech   faz.   Pierwsza   z   nich 

obejmowała stosunek seksualny, którego celem było spłodzenie magicznego dziecka. W tym celu, 
mag musiał dobrać takich partnerów seksualnych, którzy pod względem astrologicznym sprzyjali by 
spłodzeniu istoty o pożądanej przez niego naturze. Jeśli więc cechą przyszłego homunkulusa miała by 
być dobroczynność, partnerzy ci powinni mieć w swoich horoskopach Jowisza wznoszącego się w 
znaku Ryb, dobrze zaspektowanego ze Słońcem, Wenus i Księżycem. Podobnie, świątynia, gdzie 
odbywał się ów akt magicznej kopulacji, musiała być wystrojona w symbole odpowiadające naturze 
ducha,   który   miał   inkarnować   się   w   ludzkim   ciele.   Wszystko   powinno   być   zaaranżowane   w   taki 
sposób, by przypominać partnerom seksualnym o celu ich operacji. 

Po   zakończonym   stosunku,   kobietę   zabierano   do   specjalnie   przygotowanego   w   tym   celu 

miejsca, które powinno znajdować się gdzieś z dala od ludzi po to, by przypadkiem nie zabłąkała się 
do niego jakaś dusza ludzka szukająca nowego ciała do wcielenia. Kobietę umieszczano w wielkim 
kręgu magicznym,  którego nie wolno jej było opuszczać.  Mag musiał pamiętać o tym, by pięć do 
siedmiu razy dziennie wykonywać w tym kręgu rytuał odpędzenia wszystkich sefir, ze szczególnym 
uwzględnieniem sefiry keter. Kobieta zaś przez cały ten czas rozmyślała nad naturą swej operacji oraz 
obrazem ducha, który miał wcielić się w noszony przez nią płód. Pomagał jej w tym wystrój świątyni, 
palone kadzidła oraz książki - wszystkie poświęcone temu jednemu duchowi. Na dodatek, dwa razy 
dziennie   mag   wykonywał   ewokację   danego   ducha,   umieszczając   przyszłą   matkę   w   trójkącie 
magicznym   (raz   podczas   jej   snu,   raz   podczas   jawy).   Gdy   zaś   już   zbliżał   się   czas   rozwiązania, 
powinien zadbać o to, by poród odbył się w czasie harmonizującym z celem operacji. 

W   ten   sposób   narodzone   dziecko   musiało   być   poświęcone,   oczyszczone   i   konsekrowane 

zgodnie z formułą planety, żywiołu i znaku wcielonej w niego istoty. Mogło wtedy spełniać funkcje, do 
jakich zostało przez maga wyznaczone. A tym samym stanowiło spełnienie wiecznego snu o boskości, 
jaki nawiedzał ludzkość od najdawniejszych czasów. Marzenie to nie obce było samemu Crowleyowi, 
czemu dał wyraz w napisanej w 1917 roku powieści pt. Moonchild (Księżycowe Dziecko). Moonchild 
jest opowieścią o walce dwóch bractw, dobrych i złych magów, których celem jest przeciągnięcie na 
swoją   stronę   dziewczyny   mającej   być   matką   dla   magicznego   dziecka.   Historia   ta,   jakkolwiek 
sfabularyzowana,   w   wielu   miejscach   oparta   jest   na   autentycznych   faktach.   Występują   w   niej 
bohaterowie   mający   swe   odpowiedniki   w   postaciach   związanych   z   biografią   Crowleya.   Sama   też 
wojna   magów   odnosi   się   do   autentycznego   faktu   historycznego.   Nie   wiadomo   jednak   na   ile 
autentyczny,   na   ile   zaś   fikcyjny   jest   sam   opis   operacji   "księżycowe   dziecko",   której   celem   było 
stworzenie homunkulusa. Tą kwestią zajmiemy się w następnym odcinku naszego cyklu poświęconym 
Szkarłatnym Kobietom w życiu Crowleya.   

"ANTYCHRYST, SEKS I KOSMICI"

W   "Objawieniu   św.   Jana",   tej   najposępniejszej   i   najbardziej   malowniczej   świętej   księdze 

chrześcijan, nazywanej potocznie Apokalipsą, znajduje się opis nadejścia Antychrysta, który wyłoni się 
pod koniec dziejów i pogrąży ludzkość we krwi i płomieniach. Zanim do tego dojdzie, pojawią się na 
Ziemi inne istoty, które przyszykują grunt pod jego nadejście. Będą to fałszywi prorocy religijni, siejący 
materializm,   zwątpienie   i   rozprzężenie   seksualne.   Poprowadzi   ich   Bestia,   której   liczbą   jest   666, 
dosiadana   przez   kobietę   odzianą   w   purpurę   i   szkarłat,   trzymającą   "w   ręce  złoty   puchar  pełen 
obrzydliwości i brudów swego nierządu". Rozegra się wtedy wielka bitwa między siłami Bestii a tymi, 
którzy staną po stronie Chrystusa, krwawa bitwa zakończona rzecz jasna zwycięstwem sił dobra i 
powtórnym nadejściem Zbawiciela. 

Na pozór nie ma w tej wizji nic, czego nie znalibyśmy z telewizji i mitów kultury masowej. Ot, 

jeszcze jeden western, w którym ścierają się "dobrzy i źli faceci", zwieńczony happy endem w postaci 
zwycięstwa   dobrego   szeryfa.   A   jednak,   Apokalipsa   to   coś   więcej   niż   tylko   jeszcze   jedna   klisza 
wyświetlonych rojeń ludzkich o wiecznej bitwie między dobrem i złem. To księga prorocka, plastyczna 
wizja  "tego, co  ma nadejść",  zawierająca  złożoną  strukturę  symboli,  których  nie da się  dosłownie 
odczytać.   Albowiem   przy   głębszym   odczytaniu   okazuje   się,   że   liczba   666   w   języku   hebrajskim 
odpowiada słowu "Mesjasz", co czyni z apokaliptycznej Bestii partnera Chrystusa w dziele Zbawienia. 
Aż chce się zacytować znanego trójmiejskiego poetę: "Orgazm to do siebie ma, nie ma dobra ani zła". 
Być może więc jeden z ukrytych w Apokalipsie przekazów powiada, że trzeba wyjść poza dobro i zło, 
żeby osiągnąć wyzwolenie. Nie należy się wszakże łudzić, że wujek Nietzsche inspirował się wizją 
biblijną. Jedno jest pewne, z wszystkiego można odczytać to, co się chce. 

30

background image

Tymczasem, Apokalipsa to również wizja prorocza zapowiadająca kres dziejów, wizja, która 

według wielu spełnia się w naszych czasach. Oto bowiem rozpada nam się świat porządku i harmonii, 
ta stara struktura, którą w dawnych czasach nazywano kosmosem, a w miejsce ładu pojawiają się 
różnorodne   przebłyski   chaosu   i   żaden   z   nich   nie   króluje   nad   innymi.   Jest   również   zapowiadany 
materializm i hedonizm, brakuje wszakże Antychrysta i jego zastępów, choć nie jest to wcale takie 
pewne,   ponieważ   złowieszcze   widmo   zaczyna   krążyć   po   świecie   przybierając   kształt 
Niezidentyfikowanych Obiektów Latających. 

Codziennie, w wielu punktach na świecie, notowane są kolejne doniesienia o inwazji kosmitów 

na Ziemię. Domorośli obserwatorzy i bogu ducha winni ludzie zauważają ślady obecności obcych, 
czasem   w   postaci   latających   spodków,   innym   razem   w   postaci   przebłysków   i   zaburzeń 
atmosferycznych.   Są   również   tacy,   którzy   co   jakiś   czas   porywani   są   przez   szarych   humanoidów, 
którzy w odróżnieniu  od  miłych  zielonych   ludzików  z  bajek i podań  ludowych,  nie są  wcale  mili i 
poddają ich okrutnym eksperymentom.  Niezależnie  od tego,  co by się o tych  zeznaniach sądziło, 
faktem jest, że setki tysięcy ludzi na Ziemi doznało obecności "obcych istot na Ziemi". Pozostaje tylko 
nie rozstrzygnięte, kim są ci "obcy". 

Robert Anton Wilson proponuje kilka możliwości: 

a) Pierwsza z nich zakłada, że "obcymi" mogą być nasi potomkowie, którzy za kilkaset lat 

rozwiną na tyle technologię, by móc się przemieszczać w czasie. Wygląd "kosmitów" sugeruje duże 
prawdopodobieństwo tego rozwiązania. Przypominają oni ludzi, choć są znacznie mniejsi, chudsi i 
obdarzeni nieproporcjonalnie wielkim głowami. Naukowcy są zgodni, co do tego, że w przyszłości 
mniej więcej tak będą wyglądać ludzie. 

b) W drugą hipotezę wierzą ci, którzy "mieli kontakt z UFO" oraz wyznawcy różnych kultów 

ufologicznych. Powiada ona, że "obcy" są przybyszami z kosmosu, którzy przylecieli bądź powrócili na 
Ziemię w dobrych lub złych celach. Istoty te są wyżej od nas cywilizowane i pochodzą z odległych 
planet, wśród których najczęściej wymienianą jest Syriusz. 

c) Jest również możliwe, że "obcy" wcale nie są na tej Ziemi tacy obcy, lecz zamieszkują ją na 

równi z nami. Są oni dla nas niewidzialni i tylko czasami przejawiają się nam w widzialnej formie. W 
dawnych czasach nazywano ich aniołami, demonami, żywiolakami, "zielonymi ludzikami". 

d) Ostatnia hipoteza powiada, że "obcy" to nieznane części naszego systemu nerwowego, 

które pojawiają nam się w chwilach zwiększonych napięć nerwowych. Ku tej możliwości skłaniał się 
Karl Gustaw Jung, który twierdził, że UFO to znak naszych czasów pełnych napięć i chaosu. 

Pozostaje wszak jeszcze jedna możliwość, powiadająca że UFO nie wzięło się znikąd, lecz 

zostało sprowadzone na Ziemię w wyniku działań okultystycznych. W hipotezie tej splata się motyw 
apokaliptyczny z wątkiem ufologicznym. Mowa tu o Operacji Babalon, którą na początku 1946 roku 
przeprowadzili Jack Parsons, L. Ron Hubbard i Marjorie Cameron. To działanie magiczne miało na 
celu   spłodzenie   Antychrysta   i   choć   w   tym   przypadku   jego   uczestnicy   wykazali   brak   diabelskiego 
nasienia, to jednak tuż po nim zaczęły pojawiać się na niebie Niezidentyfikowane Obiekty Latające. 

Główny pomysłodawca   tego  rytuału, John  Whiteside  (Jack)  Parsons,  w życiu  zawodowym 

zajmował się fizyką doświadczalną i należał do najwybitniejszych na świecie specjalistów od paliwa 
rakietowego.   Jego   zasługi   dla   nauki   były   na   tyle   nieocenione,   że   dla   ich   upamiętnienia   jego 
nazwiskiem nazwano krater na księżycu. Parsons był szczęśliwcem. Urodził się w bogatej rodzinie. 
Obdarzony był niezwykłym talentem i urodą, która przyciągała do niego liczne kobiety. W młodym 
wieku zatrudniono go w Jet Propulsion Laboratory, najbardziej prestiżowym i najlepiej wyposażonym 
amerykańskim laboratorium badawczym. Był cenionym naukowcem i szczęśliwym małżonkiem. Na 
dodatek,   po   śmierci   ojca   otrzymał   spadek   w   postaci   olbrzymiego   domu   w   kalifornijskim   mieście 
Pasadena. 

Tyle że Parsons prowadził podwójne życie. A swoje natchnienie do pracy naukowej czerpał z 

magii. Jak pisze angielski badacz okultyzmu, Michael Staley, "Parsons nawiązał związki z O.T.O. i 
A.'.A.'. w grudniu 1938 roku podczas wizyty w kalifornijskiej loży O.T.O, zwanej Lożą Agape. Do tej 
świątyni   zabrał   go   jeden   z  kolegów   z  pracy.   W   tym   czasie   Loża   Agape   urządzała   cotygodniowe 
pokazy crowleyowskiej Mszy Gnostyckiej, traktując je zarówno jako rodzaj sakramentu jak i sposób na 
rekrutację nowych członków. Lożę tę założył w połowie lat dwudziestych uciekinier z Anglii, Wilfred T. 
Smith,   który   przez   wiele   lat   utrzymywał   kontakt   z   kanadyjskim   uczniem   Crowleya,   Charlesem 

31

background image

Stansfieldem Jonesem i był przez samego Crowleya bardzo ceniony. Niedługo jednak trwał ten stan, 
gdyż z biegiem czasu amerykańska loża O.T.O przestała się rozwijać, co było nie po myśli Crowleya, 
który   obwiniał   Smitha   za   powstałą   stagnację".   Nie   będzie   zatem   przesadą   powiedzieć,   że   zanim 
jeszcze w 1939 roku Parsons wraz ze swoją żoną Helen przystąpili do Loży Agape, stosunki między 
Crowleyem a Smithem uległy wyraźnemu ochłodzeniu. 

Wieść o nowym uczniu w USA dość szybko dobiegła do Crowleya. Parsons był pomysłowy i 

rzutki, a jego posiadłość szybko została przerobiona na świątynię magiczną zakonu. Dzięki bujnemu 
życiu   towarzyskiemu   i   wpływom   jakie   posiadał   w   kalifornijskim   światku   artystycznym,   do 
amerykańskiej   loży   O.T.O   nagle   zaczęli   wstępować   nowi,   utalentowani   członkowie.   Niemałym 
rozgłosem cieszyły się tez jego operacje na tzw. planie astralnym. Wszystko to wywierało na Crowleyu 
duże wrażenie. Nic więc dziwnego, że ów przebiegły mędrzec szybko powziął zamiar uczynienia z 
Parsonsa głównej postaci amerykańskiego O.T.O. 

W tym celu posłużył się podstępem i wykorzystując naiwność Smitha, napisał do niego list, w 

którym zalecał mu udanie się na "emeryturę magiczną" i zrzeczenie się szefostwa na rzecz Parsonsa. 
List zatytułowany był "Czy Smith jest Bogiem?". Crowley pisał w nim, że Smith nie jest człowiekiem, 
lecz wcieleniem pewnego bóstwa. Musi zatem udać się na odosobnienie magiczne, by w samotności 
rozwijać swoją boskość. Po takim wstępie, Smith ochoczo ustąpił ze swego stanowiska i dzięki temu 
Crowley pozbył się swego niemrawego acz rozpustnego namiestnika, który w tym czasie zdołał już 
uwieść żonę Parsonsa. 

Na   skutek   tych   machinacji   Parsons   objął   we   władanie   kalifornijską   lożę   O.T.O   i   mógł 

przystąpić do realizacji swoich planów magicznych. Uregulował też swoje życie osobiste, biorąc sobie 
za partnerkę siostrę swej żony, Betty, której przyrzekł, że może oddawać się miłości z każdym, z kim 
zechce. Odtąd całe życie Parsonsa podporządkowane było przygotowaniom do rytuału, którego celem 
było spłodzenie Antychrysta z łona kobiety. Rytuał ten, którego bardziej wyrafinowaną formę zawiera 
tajemna  instrukcja O.T.O  dla stopnia IX, Parsons wyczytał z  jednej  z ksiąg  Crowley,  powieści  pt. 
Księżycowe Dziecko. Lektura tego dzieła tak mocno nim wstrząsnęła, że poprzysiągł sobie odnaleźć 
odpowiedniego asystenta, który by kontrolował moce wyzwolone podczas tej praktyki oraz partnerki, 
Szkarłatnej   Kobiety,   z   którą   mógłby   spłodzić   Bestię.   Asystenta   wybrał   spośród   licznych   artystów 
odwiedzających jego dom. Został nim młody, nieznany pisarz science-fiction, L. Ron Hubbard. 

Obaj panowie przeprowadzili w dniach od 4 do 15 stycznia 1946 roku skomplikowany rytuał 

inkantacji, w trakcie którego Parsons przywoływał demoniczne moce Babalon - Wielkiej Nierządnicy 
Babilonu,   a   Hubbard   spisywał   pojawiające   się   zjawiska.   Pierwsze   dni   nie   wskazywały   na   nic,   co 
mogłoby świadczyć o obecności mocy ponadzmysłowych. Rozpętała się jedynie burza, przez którą w 
domu Parsonsa wysiadła elektryczność. Lecz dnia 14 stycznia, kiedy już obu ogarnęło zwątpienie, 
nagle   zaczęły   pojawiać   się   dziwne   znaki.   Niespodziewanie   i   znienacka   coś   pchnęło   Hubbarda   w 
prawe ramię, wytrącając mu świecę z ręki. Przerażony obecnością obcej mocy przywołał Parsonsa, a 
wtedy obaj ujrzeli dwumetrową smugę światła barwy żółtobrązowej. Parsons skierował ku niej swój 
magiczny miecz i smuga zniknęła, lecz ręka Hubbarda pozostała sparaliżowana do następnego dnia. 
Dla Parsonsa był to znak nawiązania kontaktu z magicznymi mocami kosmosu. 

Następne dni przyniosły dalsze oznaki obecności sił magicznych niewiadomego pochodzenia. 

Hubbard doznał wizji dawnego wroga  Parsonsa, który pragnął zakłócić ich działania przy pomocy 
czarnej   magii.   Obaj   dżentelmeni   uporali   się   z   tym   kłopotem,   lecz   atmosfera   stawała   się   napięta, 
ponieważ Hubbard uwiódł obecną kochankę Parsonsa, siostrę jego żony. Jack Parsons potrzebował w 
tej sytuacji samotności, więc udał się na pustynię przywoływać moce bogini Babalon, stanowiącej w 
crowleyowskiej   mitologii   odpowiednik  apokaliptycznej   Wielkiej   Nierządnicy   Babilonu.   W  ciągu   tych 
kilku dni spędzonych na pustyni otrzymał przekaz  Księgi Babalon, która miała stanowić proroctwo 
nadejścia   Antychrysta.   Według   tej   księgi   pełnej   bluźnierczych,   złowieszczych   zaklęć   i   proroctw, 
Antychryst miał zstąpić z odległych kosmicznych krain w ciało Szkarłatnej Kobiety, nierządnej i wolnej 
od trosk. Intelektem i wymową miał przypominać człowieka, lecz jego wnętrze miało zawierać w sobie 
tajemne, ponadludzkie moce. Według Parsons, spłodzenie Antychrysta było koniecznym warunkiem 
dla   zaistnienia   nowej   ery,   która   miała   położyć   kres   chrześcijaństwu.   Skoro   bowiem   dzieje 
chrześcijaństwa   liczy   się   od   narodzin   Chrystusa,   nic   nie   przerwie   biegu   jego   dziejów,   jak   tylko 
narodziny Anty-Chrystusa. 

Parsons   nie   musiał   długo   czekać   na   pojawienie   się   Szkarłatnej   Kobiety.   Po   powrocie   do 

Pasadeny, zastał przed swoimi drzwiami ponętną, młodą dziewczynę, o rudych włosach i błyszczącym 

32

background image

spojrzeniu. Nazywała  się Marjorie Cameron i była aktorką z awangardowego  teatru. Cameron nie 
dość,   że   była   piękna   i   odważna,   to   na   dodatek   gotowa   była   oddać   się   wyczerpującym   rytuałom 
seksualnym.   Parsons   pisał   w   liście   do   Crowleya:   "Mam   swojego   żywiolaka!   ...Tak   jak   powinna, 
posiada rude włosy i skośne, zielone oczy". Jego guru nie był jednak najwyraźniej zadowolony. Pisał 
do przywódcy O.T.O w Ameryce, Karla Germera: "Najwyraźniej Parsons... i ktoś jeszcze chce spłodzić 
"księżycowe dziecko". Dostaję białej gorączki, gdy myślę o idiotyzmie tych prostaków". 

Tymczasem,   Parsons  i  jego   współpracownicy   zabrali   się   do   dzieła.   Hubbard   założył   białą 

szatę i wziął w ręce lampę. Natomiast, Parsons ubrany w czarny, zakapturzony strój z pucharem i 
sztyletem   wznosił   inwokacje   do   Babalon.   Dla   odpowiedniego   nastroju   obaj   magowie   postanowili 
włączyć mroczną muzykę Prokofiewa i Rachmaninowa. 

Kulminacyjny moment rytuału nastąpił dnia trzeciego, kiedy to Pasons w spazmach rozkoszy 

odprawił wielki rytuał sprowadzenia Antychrysta. Rytuał ten odbył się w dymie kadzideł i magicznym 
kręgu, a jego podstawowym instrumentem była Marjorie Cameron. W miłosnym krzyku i uniesieniu, 
magiczni kochankowie dokonali cudu na ziemi. Przynajmniej tak im się wydawało. Marjorie poczuła w 
sobie embrion Antychrysta. 

Parsons nie mógł otrząsnąć się z radości. Pisał do swego mistrza radosne listy, zwiastujące 

nadejście   Bestii,   lecz  miesiące   mijały,   a  dziecko   nadal się   nie   rodziło.  W  tej  sytuacji  sam   przyjął 
ślubowanie Antychrysta i w manifeście pt. Księga Antychrysta ogłosił się apokaliptyczną Bestią nowej 
ery. Jest to na tyle krótkie, a ciekawe dziełko, że warto je tutaj przytoczyć w całości: 

Manifest Antychrysta 

Czyń swoją wolę niechaj będzie całym Prawem. 

Ja,   BELARION,   ANTYCHRYST,   w   1949   roku   panowania   na   Ziemi   Czarnego   Bractwa  

nazywanego chrześcijaństwem, ogłaszam swój manifest dla wszystkich ludzi, by ogłosić co następuje: 

Koniec   kłamstw,   oszustw   i   obłudy   chrześcijaństwa.   Koniec   panowania   cnót   służalczych   i  

zabobonnych ograniczeń. Koniec moralności niewolników. Koniec pruderii i wstydu, poczucia winy i  
grzechu, albowiem wszystko to są to tylko pokłosia jedynego złą na Ziemi, jakim jest strach. 

Koniec   z   wszelkimi   autorytetami,   które   nie   opierają   się   na   odwadze   i   męstwie,   z   władzą  

kłamliwych księży, sprzedajnych sędziów, oszczerczej policji, a także 

Koniec z podlizywaniem się motłochowi, popieraniem miernoty i wynoszeniem na piedestał  

głupców. 

Koniec z ograniczeniami i zakazami, albowiem obalam je ja, Antychryst, głosząc wam Słowo  

BESTII 666, które brzmi: "Nie ma innego prawa poza Czyń swoją wolę". 

A zatem ja, BELARION, ANTYCHRYST, podnoszę swój głos i wypowiadam proroctwo: 

Przyniosę wszystkim ludziom prawo BESTII 666, którym podbiję świat. 

A   w   ciągu   siedmiu   lat   od   tego   czasu   pojawi   się   wśród   was   BABALON,   SZKARŁATNA  

KOBIETA HILARION i dopełni mego dzieła. 

A wtedy skończą się rządy przymusu, zakazów, fałszywego prawa i w ciągu dziewięciu lat  

Ameryka   jako   pierwsza   przyjmie   prawo   BESTII   666.   A   wszyscy,   którzy   zaakceptują   mnie   jako  
ANTYCHRYSTA   i   przyswoją   sobie   prawo   BESTII   666,   napełnią   się   radością   przewyższającą  
tysiąckrotnie   udawane   radostki   fałszywych   świętych.   I   w   moim   imieniu   dokonywać   będą   cudów   i  
wprawiać w zakłopotanie naszych wrogów tak że żaden z nich się nie ostanie. 

Dlatego też ja, ANTYCHRYST, przyzywam tu wszystkich wybranych spośród ludzi, by przybyli  

tu w imię wolności i położyli kres tyranii Czarnych Braci. 

Poświadczam  to  swoją ręką  i  pieczęcią  [...]  dnia miesiąca  [...] 1949 roku, który jest  4066 

rokiem BABALON. 

Miłość jest prawem, miłość podług woli. 

33

background image

Belarion, Antychryst 

Mimo   tak   podniosłych   słów,   godnych   przyszłych   rewolucjonistów   spod   sztandarów 

kontrkultury,   Jack  Parsons   nie   był   w  stanie   dopełnić   swego   dzieła.   Widać,   frustracje   życiowe   nie 
sprzyjały jego misji. Jego najbliższy współpracownik,  L. Ron Hubbard wyłudził od niego wszystkie 
pieniądze i uciekł z jego kochanką, Betty, przez co Antychryst musiał żyć w ubóstwie, zadawalając się 
jedynie wciąż mocną pozycją naukową. Lecz wkrótce i ona legła w gruzach, kiedy we wrześniu 1950 
przestał pracować dla firmy lotniczej w związku z pewną aferą szpiegowską. A jednak życie zgotowało 
mu jeszcze bardziej okrutny los. Gdy latem 1952 roku przeprowadzał się wraz z Marjorie do chatki 
wynajętej   w   Meksyku,   planując   stworzenie   tam   nowego   zakonu   magicznego,   upuścił   fiolkę   z 
materiałem wybuchowym i wysadził się w powietrze. Niektórzy widzieli w tym smutnym wydarzeniu 
spisek członków niechętnej Parsonsowi sekty scjentologicznej. Inni doszukiwali się w jego gwałtownej 
śmierci znamion popędu destrukcji, który był w nim tak silnie obecny. Tak, czy inaczej, Jack Parsons 
zmarł śmiercią niezwykłą, jak na człowieka, który całe swe dorosłe życie spędził w laboratorium. Taki 
był los czarnoksiężnika, któremu diabeł skręcił kark. 

Pozostali   uczestnicy  Operacji   Babalon   żyli   długo   i   szczęśliwie.   Marjorie   Cameron   grała   w 

licznych   filmach   i  sztukach   awangardowych.   Wystąpiła   między   innymi  w   słynnym   filmie   Kennetha 
Angera z 1954 roku, "Inauguration of the Pleasure Dome", gdzie zagrała rolę Szkarłatnej Kobiety, 
partnerki Apokaliptycznej Bestii 666. Nic więc dziwnego, że Anger zadedykował ten film Crowleyowi. 
Dodatkowego posmaczku całej historii nadaje fakt, że Cameron zagrała w nim również rolę bogini 
Kali,   ciemnej,   gwałtownej   i   krwiożerczej   partnerki   hinduistycznego   boga-niszczyciela,   Sziwy.   I   do 
końca   życia   pozostała   hollywoodzką  femme   fatale,   mroczną,   pociągającą   stroną   tego   imperium 
zmysłów. 

Bardziej komercyjną karierę zrobił asystent Parsonsa, L. Ron Hubbard. Przeszedł do historii 

jako   założyciel   i   guru   Kościoła   Scjentologii,   najprężniej   rozwijającego   się   oraz   najbardziej 
atakowanego   przez   mass   media   nowego   ruchu   religijnego.   Hubbard   opracował   własny   system 
psychologiczny,   nazywany   dianetyką,   a   czerpiący   liczne   techniki   psychoterapeutyczne   z 
psychoanalizy, buddyzmu tybetańskiego i magii Crowleya. 

Czy zatem rytuał sprowadzenia Antychrysta zakończył się niepowodzeniem? Niekoniecznie. 

Niektórzy znawcy okultyzmu twierdzą, że na skutek operacji Babalon powstała w kosmosie luka, przez 
którą  zaczęły  przybywać  na ziemię  Niezidentyfikowane  Obiekty  Latające.  Nie  wiadomo, ile  w tym 
prawdy, choć jakaś nowa jakość na pewno pojawiła się w tamtych czasach. Być może była to furtka w 
wyobraźni, albo też dawne demony przyjęły postać "obcych". Faktem jest, że UFO naprawdę zaczęło 
pojawiać się dopiero po 1946 roku, a jednym z pierwszych świadków jego obecności była Marjorie 
Cameron. 

  

34