background image

ROZDZIAŁ 10 cz.I

Claire nie była do końca pewna czy policja 

naprawdę przyjechała w 

sprawie Shanea, ale jeśli tak, pozostanie tam na widoku nie było 
najlepszym pomysłem. Kupiła (pomimo jego protestów) bluzę z kapturem 
MIT dla Shanea w jednym ze sklepów z pamiątkami, a on założył ją z 
westchnieniem dezaprobaty. Założyła mu na głowę kaptur. „Zaufaj mi,” 
powiedziała. „Naprawdę nie powinieneś się teraz wyróżniać. Ci policjanci 
nie pozwolą Ci zadzwonić do Założycielki; to poważni goście. I nie 
zapominaj, moje mieszkanie też jest teraz sceną z kryminału. Jeśli 
połączyli mnie z Tobą i odnaleźli twoją torbę z bronią to jeszcze gorzej.”

„Okej,” odpowiedział. „Rozumiem twój punkt widzenia. Więc gdzie 

idziemy? Masz jakiś znajomych, którzy nie mają nic przeciwko ukrywaniu 
poszukiwanych zbiegów? Bo zazwyczaj zajmuje to więcej niż kilka dni, by 
takich znaleźć.”

Shane miał rację, a ona nie wiedziała co odpowiedzieć, ale to się nie 

liczyło. Wyciągnął swoją komórkę i coś sprawdził. Nacisnął kilka klawiszy i 
przyłożył telefon do ucha.

„Do kogo dzwonisz?” zapytała.
„Pete,” odpowiedział. „Koleś szwenda się z wampirzą laską i jest tak 

jakby aniołem stróżem. Pewnie jest dobry w utrzymywaniu cudzych 
tajemnic.”

„Myślisz, że wie o Jesse?”
„Taa, na pewno. Czekaj...” Shane odwrócił się od niej, skupiając się na 

głosie w telefonie. „Hej, człowieku, tu Shane – ta, wiem o glinach. 
Nawiasem mówiąc, potrzebuję miejsca, gdzie mógłbym na trochę zejść z 
widoku. Masz jakieś pomysły?” Przez kilka sekund słuchał, a potem pokazał 
Claire piszący gest, więc dała mu długopis i kartkę. Shane coś zapisał i 
podał jej z powrotem. To był jakiś adres. „Mam. Wiszę Ci przysługę Pete. 
Ogromną.” 

Rozłączył się i schował telefon do kieszeni bluzy. Claire trzymała 

kartkę z adresem. „Gdzie nas wysyła?”

„Do swojego domu,” powiedział Shane. „To niedaleko.” Zaoferował jej 

ramię, które przyjęła i skierowali się na południe, wzdłuż ulicy. Zabawne, 

background image

że to było tak... znajome, po prostu kolejna ulicy w innym mieście, ale oni 
wciąż byli razem i dlatego czuła się jak w domu. Nawet wiedząc to, co 
wiedziała – zaginięcie Liz, policja szukająca Shanea – czuła dziwny spokój. 
Cokolwiek miało się stać, mieli się z tym zmierzyć wspólnie. 

Shane skrzywił się i puścił ją, by móc potrzeć swoją rękę. „To nic,” 

powiedział zanim zdążyła zapytać. „Boli jak cholera i piecze. Nigdy nie 
miałem na nic uczulenia, ale może to coś w tym stylu. Może jestem po 
prostu uczulony na gorące, mądre studentki.”

„Ha ha,” powiedziała i zażądała drugiego ramienia. „Może po prostu 

jesteś uczulony na ciągłe bycie w opałach.”

„Niee, jestem na to kompletnie odporny. Mam to w genach.” Shane 

sprawdził kartkę, potem mapę na telefonie i wskazał na ulicę. „Jedna 
przecznica dalej, potem w prawo. Jego mieszkanie będzie po lewej.”

Nie było ani śladu policji, przynajmniej dopóki nie doszli do końca i 

nareszcie znaleźli dobry adres. To był przysadzisty ceglany budynek, 
wydający się na jeszcze niższy, bo sąsiadujący z bardzo wysokimi, 
eleganckimi domami z jednej strony i dla Claire wyglądał bardziej jak 
szopa niż dom. Frontowe drzwi miały wyblakły zielony kolor, były ze 
zwykłego prostego drewna i nie miały żadnych wzorów. Po tej stronie nie 
widziała też żadnych okien.

„Jest w domu?”
„Nie, ale powiedział jak mamy wejść.” Shane podszedł bliżej, policzył 

cegły i jedną z nich wyciągnął. Za nią znalazł klucz i użył go do otwarcia 
drzwi. „Jestem za Tobą.”

„Nie, serio, Ty wejdź pierwszy. Ja prawie nie znam tego kolesia. Co 

jeśli współpracuje z tymi, którzy zabrali Liz?”

„Pete?” Shane potrząsnął głową, ewidentnie twierdząc, że całe te 

podejrzenia go śmieszą, choć Claire uważała je za całkiem sensowne. 
„Nigdy w życiu. Ale okej. Będę Cię osłaniał.”

Uderzyła go w ramię. „Nie potrzebuję Twojej ochrony.”
„Więc dlaczego mam wejść pierwszy?”
„Żebyś mógł wziąć na siebie pierwszy cios?”
„Więc jestem przynętą? Auć. Byłaś o wiele za długo w Morganville 

dziewczyno.” Ale wyszczerzył zęby, kiedy to powiedział i wszedł pierwszy, 
uważny i gotowy na wszystko. Weszła za nim i zamknęła drzwi – zawsze, 
jeśli tylko możesz zmniejszaj szanse na to, że wróg zakradnie się za 
Ciebie – i je zakluczyła. „Pete? Jest ktoś w domu?” Potrząsnął głową kiedy 

background image

dalej trwała cisza. „Mówił, że nie ma żadnych współlokatorów. Myślę, że 
wszystko w porządku.”

Przeszli przez krótki i wąski korytarz do większego pokoju, który 

wydawał się być jak cały dom. Był zastawiony pewnego rodzaju 
przenośnymi szafkami na kółkach w strefie sypialnianej, obok starannie 
posłanego łóżka (Pete, pomyślała Claire, był o wiele lepszą gospodynią 
domową, niż Shane kiedykolwiek); czysty mały indeks kuchenny, ze stołem 
dla dwóch osób i mała przestrzeń dzienna z kanapą i telewizorem. 
Niewiele więcej, poza książkami. Pete miał ich zdumiewającą kolekcję, 
wszystkie poukładane były na półkach na ścianie. Shane zagwizdał, kiedy 
rozejrzał się wokół i potrząsnął głową. „Okej, myślałem, że znam Petea, ale 
w najlepszym razie uważałem go za kogoś kto może czytać gazety,” 
powiedział. „i to tylko Sports Illustrated (taka gazeta – przyp.tłum.). 
Myślisz, że przeczytał je wszystkie?”

„Ja bym przeczytała,” powiedziała Claire. Nieczęsto była zazdrosna, 

ale jakimś cudem, to małe, schludne, czyste mieszkanko zdawało się być 
dla niej idealne. Jedynym pomieszczeniem, które miało wszystkie ściany 
była łazienka, umieszczona w rogu – toaleta, zlew, szafka, kafelki i 
prysznic w rogu. Zajrzała do środka, czując się jak intruz i w tym samym 
czasie, jakby zwiedzała czyjeś życie. Podobało jej się. Pete zdawał się być 
uporządkowanym, spokojnym, interesującym typem mężczyzny.

„Zamierzam go za to opieprzyć,” powiedział Shane, rozglądając się 

wokoło. „Mieszka sam i ścieli łóżko? Kto tak robi?”

„Ludzie, którzy lubią porządek?”
„To nie jest normalne.” Shane odwrócił się w jej stronę, kiedy 

podeszła. Światło sączące się przez okna oświetlało jego twarz na tyle, że 
mogła zobaczyć siniaki – wyglądały teraz spektakularnie, ale pewnie nie 
bolały już tak jak wcześniej. Wyglądał na trochę zmęczonego, pomyślała i 
mimo że starał się tego nie okazywać, też na trochę zmartwionego. 
Wiedział jak samotni tutaj byli, z dala od domu. I jak zagrożeni. No i, 
pewnie brakowało mu jego broni.

„Więc,” powiedział. „Jesteśmy.”
„Tak. Jesteśmy tutaj.” Nie powiedziała już nic więcej, a on wciąż 

uważnie ją obserwował, jakby nie był już dłużej pewny, co ona myśli. 
Podeszła krok bliżej, kolejny, aż w końcu spojrzała mu prosto w twarz. 
Jego brązowe oczy były do połowy przymknięte, a ona znała to 
spojrzenie... pożądanie.

background image

„Claire – jesteśmy w tym samym miejscu, ale... czy jesteśmy razem?”
To było odważne pytanie. Większość ludzi by go nie zadała, pomyślała 

Claire; byłoby łatwiej po prostu udawać, upiększać. Ale to był Shane. I nie 
skrzywił się, gdy powiedziała, „Ja chcę być. A Ty?”

„Mogę z pewnością stwierdzić, że niczego w moim życiu nie pragnę 

bardziej.” powiedział. „Pytanie brzmi, czy Ty też tego chcesz. Oba 
magnesy muszą się przyciągać.”

„Przeciwne pola,” zgodziła się i pokonała ostatni dzielący ich krok. 

Jego ramiona powoli się wokół niej owinęły... nie tak jak wcześniej na ulicy, 
pełne pewności i siły, ale ostrożne. Chciał zobaczyć jak zareaguje. 
„Moglibyśmy cały dzień rozmawiać o polach i przyciąganiu, efekcie 
kręcącej szklanki i wszystkim, albo mogłabym coś z tym zrobić.”

Stanęła na palcach i go pocałowała. W momencie kiedy ich usta się 

spotkały, poczuła jak jego mięśnie się rozluźniają i niemalże mogła 
zobaczyć, jak ulga emanuje z jego ciała. I śmiech, który wibrował 
pomiędzy ich ustami. „Uwielbiam kiedy mówisz o tej seksownej fizyce,” 
powiedział i wtedy jego mięśnie znów się napięły, ale w dobry sposób, 
ponieważ podniósł ją i zaniósł na ładnie pościelone łóżko Petea, które 
zaskrzypiało w proteście. Claire wydała z siebie odgłos zdziwienia i 
przyciągnęła go do siebie, znowu go całując, mocno, słodko, z ciepłem, 
które nigdy nie parzyło, lecz delikatnie rozgrzewało. To nie tak, że 
zapomniała jak wspaniałe to było, ale zdaje się, że podświadomie ukryła te 
wspomnienia, by nie cierpieć z tęsknoty, a teraz to wszystko wróciło do 
niej ze zdwojoną siłą. Jego wielkie dłonie trzymały jej ramiona, potem 
prześlizgnęły się na twarz; zadrżał gdy podciągnęła do góry jego bluzę i T-
shirt i z powrotem się do niej zbliżył. Westchnął kiedy jej ręce błądziły po 
jego brzuchu i klatce piersiowej. Jego skóra była cudowna – miękka i 
ciepła, jak satyna. Zaczepił palec o kołnierzyk jej bluzki w miejscu gdzie 
zaczynały się guziki i kiedy się podniosła, powiedział, „Masz coś przeciwko 
temu, żebym Ci pomógł? Bo myślę, że muszę zobaczyć co masz pod 
spodem.”

Uśmiechnęła się i odsunęła jego rękę, po czym odpięła pierwszy 

guziczek. „Już. Co Ty na to?” zapytała.

„Myślę, że zadowoli mnie jakieś – ile masz guzików? Sześć więcej.”
Przygryzła mu delikatnie dolną wargę. „Tylko jeśli Ty zdejmiesz 

koszulkę.”

Usiadł tak szybko, jakby został wystrzelony z katapulty, a bluzę i 

background image

koszulkę ściągnął w takim tempie, że bała się, że naciągnął sobie jakiś 
mięsień. O Matko, był uroczy; nawet z tymi siniakami, które sprawiały, że 
coś kuło ją w środku, był tak niesamowicie wspaniały. Nie mogła przez to 
złapać oddechu. Kiedy oparł się z powrotem o poduszki, zobaczyła to 
światełko w jego oczach.

„Twoja kolej,” powiedział i założył ręce za głowę. „sześć guzików.”
„Pięć?”
„Tylko jeśli chcesz mieć jeden guzik mniej.”
Uśmiechnęła się i zaczęła rozpinać koszulę. Pojedynczo, powoli, 

obserwując ogień w jego oczach, czując drżenie jego ciała leżącego pod 
nią, nawet jeśli wydawał się być całkiem zrelaksowany.

Chłodne powietrze owiało jej ramiona, kiedy w końcu zdjęła koszulę. 

„Ładnie.” powiedział. Jego głos brzmiał teraz inaczej, niżej i bardziej 
szorstko. „Przypuszczam, że muszę sprawdzić, czy ten stanik ma pasujące 
do kompletu majteczki.”

Miał.
Żadne z nich nie wytrzymało długo.

Leżąc tutaj, w ramionach Shanea, było jej ciepło i sennie; nie mogła 

zrozumieć jak mogła od niego odejść. Od tego. Miała wiele rozmów o 
seksie z bardziej doświadczoną Eve, o dobrych i złych stronach. Złe, 
według Eve, mogło być, kiedy chłopak traktował dziewczynę jak lalkę i 
martwił się tylko o własne potrzeby. Taki związek prowadził donikąd. 

Shane ani trochę taki nie był. Oni byli naprawdę razem, 

współpracowali, a on sprawiał, że czuła się radosna, zaspokojona i bardzo, 
ale to bardzo spokojna. Mieli wiele powodów do zmartwień, ale nie tutaj. 
Nie między nimi. Wydała z siebie senny dźwięk zadowolenia i przysunęła 
się do niego bliżej; jego ramiona owinięte były wokół jej talii, a ponadto 
zbudował za jej plecami solidną, ciepłą ścianę z koca. W pewnym momencie 
wieczorem, zdecydowali się czymś zakryć, co pewnie było dobrym 
pomysłem, zważywszy na to, że ich ciuchy porozrzucane były gdzieś po 
podłodze. 

Shane pocałował ją w kark, wydając z siebie westchnienie pełne 

zadowolenia. „Tęskniłem za Tobą,” wyszeptał.

Leciutko zadrżała. „Domyśliłam się. Pierwszy raz był trochę zbyt 

szybki.”

background image

Jęknął. „Wykańczasz mnie.”
„Tylko troszeczkę. Drugi był o wiele lepszy.”
Polizał jej ucho, co wywołało u niej mały pisk protestu, a potem 

odwróciła się twarzą do niego. Oparł się na łokciu, patrząc na nią z góry. 
Jego włosy były w nieładzie i przesunęła grzywkę z jego oczu. „Kocham 
Cię.”

„Wiem.” Wziął jej rękę w swoją i pocałował jej palce; jego usta były 

ciepłe, delikatne i wilgotne na jej skórze. „I Cię zawiodłem. Wiem to. Nie 
twierdzę, że nie popełniam błędów, bo to robię. Ale obiecuję, że nie 
popełnię tego po raz drugi.”

„Wystarczająco sprawiedliwe,” powiedziała. „Też popełniam sporo 

błędów, przecież wiesz.”

„Masz na myśli te związane z byciem ze mną?”
Potrząsnęła głową i go pocałowała. Tym razem był to delikatny, leniwy 

pocałunek, pełen radości i słodyczy. „Chciałabym, żeby zawsze mogło tak 
być. Tylko... to. Przez cały czas.”

„Życie tak nie wygląda, wiesz o tym dobrze.”
„Co jeśli tak by wyglądało?”
„Żylibyśmy w kartonie i umierali z głodu?”
„Wow, naprawdę wiesz jak popsuć nastrój, no nie?”
„To dar.” palce Shanea gładziły ją po plecach, rysując jakieś wzorki. 

„Pewnie powinniśmy wstać i zrobić jakąś kolację. No i, pewnie powinniśmy 
też wyprać pościel zanim wróci Pete. Takie trochę dobre wychowanie.”

„Jestem zdumiona, że o tym pomyślałeś.”
„Zachowuję się jak najlepiej umiem.”
„Hmmm, mogłabym się z tym nie zgodzić. Och...” Gwałtownie 

wciągnęła powietrze, ponieważ postanowił udowodnić jej swoją rację. 
Całował jej ramię, potem szyję, potem usta, a potem leniwy spokój znowu 
przerodził się w coś intensywnego. Tym razem jednak byli naprawdę 
wykończeni i zajęło im to jakieś kolejne pół godziny sennego mruczenia, by 
Claire w końcu zdołała nakłonić go do wstania, ubrania się i pomocy w  
zdjęciu pościeli i powłoczek na poduszki z łóżka. Pete miał jedną z tych 
małych pralek/suszarek w rogu, więc załadowała wszystko, wsypała 
proszek, a potem wzięła prysznic i pozostawiła włosy mokre; po niej do 
łazienki poszedł Shane. Nie było tam miejsca dla dwóch osób, co pewnie 
wyszło im na dobre, biorąc pod uwagę to jak bardzo była obolała. Obolała w 
dobry sposób, ale wciąż.

background image

Oboje byli ubrani, dopiero co, kiedy drzwi zadrżały, zamek się 

obrócił i Pete wszedł do swojego domu. Zasunął za sobą zamek i zatrzymał 
się na końcu korytarza. Claire i Shane siedzieli grzecznie na kanapie; 
czytała jedną z książek Petea, powieść sci-fi Isaaca Asimova, którą już 
wcześniej chciała przeczytać, a Shane skakał po kanałach na telewizorze. 
Pete powiedział „Czemu na moim łóżku nie ma pościeli?”

„Po prostu staraliśmy się Ci pomóc, trochę posprzątać,” odpowiedział 

słodko Shane. „Ej koleś. Dzięki za pozwolenie nam tu zostać na jakiś czas.”

„Jeśli przez 

jakiś czas rozumiesz do rana, to tak, nie ma za co. Masz 

poważne tarapaty człowieku. Nie mam na myśli tylko policji. Przerażające 
ciemno ubrane typy, Claire wiesz o kim mówię. Już ich widziałaś. Szukali 
Ciebie i teraz też Shanea. W cokolwiek jesteście zamieszani, macie 
przerąbane. A co do mojego łózka, czy wy -?”

„Spójrz na to z innej strony, zrobiliśmy Ci pranie,” powiedział Shane. 

„Jeśli zrobilibyśmy to na kanapie...”

„To dlatego nie znoszę mieć gości.” powiedział Pete. „Więc, pizza 

pasuje?”

Oboje pokiwali głowami. Claire powiedziała, „Przykro mi z powodu 

łóżka Pete. Dzięki.”

„Tylko się zgrywam. Cholera, to najlepsza rzecz, jaką to łóżko 

przeżyło w ciągu ostatnich kilku lat. Jeśli chcesz się dowiedzieć czy 
miałem jakieś wieści od Jesse, to nie, nie miałem. Nie przyszła na swoją 
zmianę, co nieźle wnerwiło Micka, uwierz mi; już był wystarczająco 
zestresowany przez Ciebie i Twoją dużą torbę zabawnych i nielegalnych 
rzeczy, które przechowywałeś w jego budynku, Shane. Dlaczego, do 
cholery, mi o tym nie powiedziałeś?”

„Co byś zrobił?”
„Powiedział Mickowi.”
„To dlatego Ci nie powiedziałem. Spójrz, człowieku, to nie tak, że 

jestem jakiś maniakiem broni; wszystko co wziąłem ma chronić mnie i 
Claire przed tym co już wiesz, że tu jest.”

Pete nie był głupi, jego oczy zwęziły się i ściemniały kiedy sięgał po 

telefon. „Jesse nie jest tu problemem.”

„Jesse to wampir. Czy jest czy nie jest problemem, udowodniła nam, 

że inni również mogą tu być i nie są tak dobrze wychowani jak ona. 
Kumplujesz się z nią... wiesz jak bardzo może być groźna, prawda?”

„Jest jedną z najmniej niebezpiecznych ludzi jakich znam, bo 

background image

zawsze robi to co zamierza. Nigdy nie traci kontroli. Czego nie mogę 
powiedzieć o większości ludzi.” Podniósł palec, żeby przerwać rozmowę i 
zamówić pizzę. Nie zapytał jaką chcieli, co jednak według Claire było dość 
sprawiedliwe; już nadużyli nieco jego gościnności, choć pewnie niczego 
innego się po nich nie spodziewał. Kiedy się rozłączył, wrócił od razu do 
tematu. „Przysięgam na Boga, jeśli wy dwoje wplączecie ją w jakieś 
prawdziwe kłopoty, to to twoje pobicie zeszłej nocy będzie niczym w 
porównaniu ze mną, a potem będę używał Twojej czaszki jako krążka 
hokejowego.”

Shane zastanawiał się nad jego słowami przez chwilę. Claire mogła 

stwierdzić, że bierze słowa Petea serio, nawet mimo różnicy w ich 
wzroście. Jakiekolwiek umiejętności bokserskie miał Pete, Shane musiał je 
widzieć i respektować. „Zrozumiałem.” powiedział. „Ale nie sądzę, żeby coś 
z tego było winą Claire. Wydaje się, że Jesse i Dr Anderson są 
zamieszane w jakieś rządowe sprawy. Gliniarze. Nie mam pojęcia. Nie 
złamałem żadnego prawa.”

„Ona złamała.” Pete powiedział i kiwnął w stronę Claire. „Mówią, że 

mogłaś zabić swoją współlokatorkę. I że Shane mógł Ci pomagać. I, przy 
okazji, Twoja kolekcja broni nie sprawiła, że wyglądasz na mniej winnego.”

„Nikogo nie 

zabiłam.” powiedziała Claire. „Liz została porwana. Shane 

ich widział. A Jesse stara się namierzyć ich samochód. Zobacz, Shane ma 
zdjęcia.”

Shane pokazał mu zdjęcia, a on dokładnie się przyjrzał. Przynajmniej 

wydawał się im wierzyć; oddał telefon bez żadnego słowa, wydając z siebie 
jedynie ciche potaknięcie. Potem podszedł do aneksu kuchennego i wyjął 
papierowe talerze. „Piwo?” zapytał. „Nie zamierzam sprawdzać waszych 
dowodów. Nie jestem teraz w pracy.”

„Poproszę,” odpowiedział Shane, podczas gdy Claire odmówiła; to nie 

tak, że była jakąś zagorzałą przeciwniczką alkoholu, po prostu nie lubiła 
piwa. Pete przyniósł jej Colę, po czym usadowił się na małym fotelu obok 
kanapy. Wszyscy oglądali w ciszy telewizję, gdy w końcu Shane powiedział, 
„Więc, sądzę, że zdążyliście już się poznać, ale Pete, przedstawiam Ci 
Claire, moją -”

„Narzeczoną,” powiedziała Claire. Nie była pewna czemu akurat 

teraz postanowiła to powiedzieć, ale to zrobiła. Shane zwrócił na nią swój 
wzrok i gapił się na nią z zaskoczeniem (i radością), która wywołała 
uśmiech również na jej twarzy. „Hej, oświadczyłeś mi się, pamiętasz? A ja 

background image

się zgodziłam? Miesiące temu. Pomyślałam tylko, że może już najwyższa 
pora zacząć to mówić.”

„Narzeczona.” powtórzył Shane. „Tak, więc zamierzam się z nią 

ożenić.”

„Taak?” zapytał Pete. „Gratulacje. Kiedy?”
„Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy,” powiedziała Claire. „Niebawem?”
„Niedługo.” zgodził się Shane. Spletli ze sobą ręce i przysunęli się do 

siebie bliżej na kanapie. „Oczywiście, to mógłby być ślub więzienny, jeśli 
nie będziemy ostrożni. To by było do bani. Już mieliśmy tego przedsmak. 
Ja w celi, Ty na zewnątrz...”

„Cóż, dla odmiany, może tym razem to ja będę w celi, a Ty będziesz 

na wolności zastanawiał się jak mnie stamtąd wyciągnąć. Choć bałabym się, 
że zrobisz coś głupiego, żeby tak się stało.”

„Taaak, mógłbym posłużyć się jakimiś nielegalnymi środkami,” 

powiedział Shane. „Nie miałbym też nic przeciwko byciu w więzieniu razem 
z Tobą, ale pewnie by nas rozdzielili. A nie o to by mi chodziło. W takim 
razie myślę, że naszą jedyną opcją jest pozostanie na wolności.”

„Chyba masz rację,” zgodziła się. „Pete, miałeś jakieś wieści od 

Jesse?”

„Dostałem sms-a, pisała, że jest na tropie. Nic więcej. Mam nadzieję, że 

wróci szybko... zazwyczaj wpada bez zapowiedzi. Wampiry zdają się nie 
przejmować czyjąś prywatnością.”

Pralka wydała z siebie dźwięk oznajmiając im zakończenie cyklu, więc 

Claire szybko wstała i zajęła się suszeniem prania. Przynajmniej to mogła zrobić. 
Pete i Shane ze sobą nie rozmawiali. To nie było jak Shane i Michael, którzy 
niemal automatycznie zdawali się porozumiewać, czasem bez słów; Shane musiał 
starać się odczytywać Petea, jego prawdziwe myśli i emocje. Może po jakimś 
czasie też by się to rozwinęło, ale póki co, Pete wydawał się być trochę 
ostrożny. Może to po prostu było jego zwyczajne zachowanie.

Ktoś zapukał do drzwi i Pete poszedł to sprawdzić. Shane również wstał, 

krzywiąc się. „To za szybko na pizzę,” powiedział. Pete pokiwał wciąż zmierzając 
do drzwi: w cieniu obok drzwi miał ukryty kij bejsbolowy, który wziął ze sobą. 
Wtedy zajrzał przez judasza.

„Policja?” zapytała Claire. Nagle czuła się słabo, bo jeśli tak by było, nie 

mieli by zbyt łatwej drogi ucieczki. Dobre miejsce do walki, ale nie do wyjścia. 
No i nie mogli walczyć z prawdziwą policją. To byłoby złe w każdym calu, nawet 
jeśli naprawdę byli niewinni.

„Nie,” odpowiedział Pete. W jego głosie mogli usłyszeć dziwne napięcie, 

background image

odsunął się od drzwi, otworzył je i powiedział „Wchodźcie, szybko.”

To stało się szybko – w jednej chwili stał samotnie przy drzwiach, a w 

drugiej... w drugiej na korytarzu były już z nim trzy osoby. Dwie podtrzymywały 
trzecią, chyba nieprzytomną.

Kiedy Pete zatrzasnął i zakluczył drzwi, Claire podeszła bliżej. Tak jak 

Shane.

I wtedy Eve wydała z siebie pół zadowolony, pół płaczliwy dźwięk.
Ona i Jesse trzymały ciężkie ciało bardzo bladego Michaela Glassa.
Który miał wbity w serce drewniany kołek.

„Jezu, czy ten koleś jest  martwy?” wydusił z siebie Pete, kiedy zobaczył 

kołek. Shane go zignorował, zarzucił sobie rękę Michaela na ramię i pomógł 
Jesse zanieść go na kanapę. Eve poszła za nimi, a Claire przytuliła ją kiedy ta 
próbowała wziąć wdech. Cała się trzęsła.

„Będzie dobrze,” powiedziała Claire i poklepała ją po plecach. „Eve, jest 

okej, nic mu nie będzie...”

„Wyciągnij to,” Shane rzucił do Jesse, która przysiadła na oparciu kanapy 

i wpatrywała się w kołek. „Szybko, jest młody, to może naprawdę zrobić mu 
krzywdę.”

„Stój! Nie dotykaj tego. Jest sprężynowy,” powiedziała Jesse i wskazała 

na wyryty na nim symbol. „Znam ten znak. To symbol twórcy Daylight 
Foundation. (Stwierdziłam, że nie będę tego tłumaczyć, bo to jednak taka nazwa 
własna raczej, więc... - przyp.tłum.). Ma wbudowany pocisk ze srebrem. Jeśli 
spróbujesz go usunąć, pojemnik ze srebrem pęknie.. i wtedy na pewno go 
zabije.”

Shane zdążył już sięgnąć po kołek, ale teraz go puścił; jego oczy 

błyszczały ze wściekłości. „Co to do cholery jest Daylight Foundation?”

„Zaufaj mi, nikt z kim chcesz zadzierać,” odpowiedziała Jesse. „Jest 

pewna metoda na pozbycie się tego, ale musimy być bardzo ostrożni. Mam 
pewne doświadczenie. Daj mi się tym zająć.”

„Co się do cholery tam stało?” zażądał odpowiedzi Shane. Nikt mu nie 

odpowiedział, nawet Eve; wpatrywała się w Michaela, blada jak ściana. Claire ją 
podtrzymywała, ponieważ zdawało się, że po całym wysiłku aby uratować 
Michaela, Eve kompletnie straciła całą energię i nie była nawet w stanie sama 
stać. Nie płakała. Nie robiła nic, oprócz... czekania, z pewną śmiertelnie 
desperacką cierpliwością. Jej rubinowa obrączka ślubna lśniła na jej trzęsącej 
się lewej ręce. „Claire. 

Claire. 

Idź sprawdzić drzwi, upewnij się, że nikt za nami 

nie idzie.”

Nie chciała zostawiać Eve, ale miał rację; to było ważne. Pete stał jak 

background image

wryty, gapiąc się na kompletnie niespodziewanego drugiego wampira w jego 
salonie; w tym momencie zdawał się ponownie obmyślać swoją życiową strategię. 

„Idź,” wyszeptała Eve. „Poradzę sobie.” Jakimś cudem stała teraz sama, 

więc Claire ruszyła szybko w stronę drzwi, by wyjrzeć przez judasza.

Światło lampy ulicznej doskonale oświetlało całą ulicę na zewnątrz; 

zdawała się być opuszczona,oprócz auta Jesse, zaparkowanego po drugiej 
stronie drogi. Przez judasz nie widziała zbyt wiele po bokach, ale Claire była 
całkiem pewna, że wszystko jest opustoszałe. Odwróciła się i pokazała Shaneowi 
uniesione do góry kciuki, ten pokiwał głową i z powrotem utkwił spojrzenie w 
Michaelu.

A wtedy drzwi za plecami Claire zadrżały pod nagłym, bardzo mocnym 

głosem uderzania (pukania). 

Zbyt

 mocnym. Claire krzyknęła i rzuciła się do 

przodu, aby spojrzeć znów przez judasza i zobaczyła zszokowaną bladą twarz 
zakrytą rozwianymi wiatrem ciemnymi włosami. Żaden człowiek nie był 
naturalnie tak blady.

Otworzyła je i powiedziała „Wskakujcie, szybko!” bo to był Myrnin... a za 

nim stał Oliver.

Dwa wampiry szybko weszły do mieszkania, a Oliver szybko zamknął i 

zakluczył ponownie drzwi. Oparł się o nie, wyglądając na zmęczonego – dziwne – i 
Claire miała czas do namysłu, 

co Oliver tu robi? 

Bo nawet jeśli został wygnany z 

Morganville przez Amelie, nie spodziewała się zobaczyć go w tej części kraju. 
Olicer też był obszarpany – miał niebieskie, znoszone i upaprane olejem jeansy, 
wyblakłą, luźną koszulkę z jakimś nadrukiem w kształcie wilka i swoje długie 
kręcone włosy związane w kucyk na karku.

Nie wyglądało na to, że ostatnio miał do czynienia z prysznicem. I 

Myrnin... cóż, przynajmniej nie miał na sobie nic gorszego niż zazwyczaj, ale był 

bardzo 

blady i niewiele czystszy niż Oliver. Obaj musieli podróżować w ciężkich 

warunkach jak sądziła, bo wampiry zazwyczaj nie śmierdziały, chyba że jakiś 
dłuższy czas przebywały w otoczeniu rzeczy, które brzydko pachniały. A sądząc 
po wyziewach od nich pochodzących, musieli mieć przez bardzo długi czas do 
czynienia ze śmieciami.

Myrnin gapił się na nią przez kilka sekund, po czym odsunął swoje brudne 

włosy z twarzy i powiedział „Zatem nie mają Ciebie. Ale mają 

to

?” 

„To? Co to znaczy?” zapytała Claire. Nie odpowiedział jej. Zamiast tego 

tylko ją przytulił, szybko i gwałtownie, a zanim zdążyła choćby wydać z siebie 
zaskoczony odgłos, już go nie było. To było niczym przytulenie przez bałwana, 
choć mniej... wilgotne. I zdecydowanie bardziej nieprzyjemnie pachnące.

Oliver powiedział „Poszliśmy zobaczyć się z Irene Anderson. Myrnin 

nawet teraz ma z nią dobry kontakt. Jednakże, okazała się być... mało pomocna. 
Nie miała pojęcia gdzie jesteś; powiedziała tylko, że zabrałaś ze sobą 

background image

urządzenie.”

„Ja – czekaj, co? Nic nie zabrałam!”
„Och,” powiedział Myrnin i odwrócił się do niej ze swojego miejsca przy 

Eve. „Och, to bardzo, bardzo złe wiadomości. Bo jeśli tego nie wzięłaś, ktoś inny 
to zrobił. Ktoś kto ma dostęp do laboratorium, odkąd osobiście sprawdziłem 
rejestr.”

Myrnin brzmiał na... rozsądnego. Pomimo jego poplątanych włosów, 

brudnych ciuchów w stylu bezdomnego i zapachu śmieci a także czegoś jeszcze 
gorszego. Wyglądał na spiętego, zmartwionego i zdenerwowanego, ale 

nie

 

szalonego.

W takim razie, było naprawdę źle. Czasami Claire myślała o nim jak o 

osobie szalonej dla przyjemności; kiedy chodziło o sprawy życia i śmierci, jej 
szef (i przyjaciel) zdawał się bardzo starać, aby robić rzeczy ze śmiertelną 
precyzją. Potem za to płacił, ale nigdy nie była mniej wdzięczna za jego starania.

„Twierdzisz, że ktoś włamał się do laboratorium Dr Anderson i zabrał 

VLAD.”

Uniósł brwi. „VLAD?”
„To – to urządzenie. Vampire Levelling Adjustment Device. (nie będę już 

drugi raz tego dokładnie tłumaczyć ;P – przyp.tłum.)” Zorientowała się 
poniewczasie, że Oliver, który zdecydowanie 

nie

 znajdował się w kręgu ludzi, 

którym ufała, słuchał, ale powstrzymał się od komentarza. Był skupiony na 
Michaelu, jakby naprawdę się o niego martwił. Co, znając Olivera, mogło być 
prawdą, choć bez wątpienia by się tego wyparł.

Była niemal pewna, że Myrnin udusi ją za nazwanie swojego projektu na 

cześć sławnego wampira – Włada Palownika, uważanego za historyczną inspirację 
do stworzenia Hrabiego Drakuli – ale tylko pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. 
„Musimy iść, szybko. Nie możemy tu zostać,” powiedział Myrnin. „Oliver i ja 
byliśmy ścigani.”

„Przez kogo?”
„Masz oczywiście na myśli liczbę mnogą, prawda moja droga? Gramatyka 

naprawdę schodzi -”

„Myrnin!”
„Nie mam pojęcia.” Ton jego głosu był cichy, a w jego oczach widać było 

niebezpieczny żar czerwieni. „Kiedy się dowiem, zemszczę się za Michaela.”

„Wziął na siebie strzał wymierzony we mnie,” powiedział Oliver. „Głupi. Z 

pewnością bym go uniknął, jeśli dałby mi szansę.”

Te słowa sprawiły, że Eve błyskawicznie się odwróciła i spojrzała na niego 

morderczym wzrokiem. „Z pewnością?

 Serio? 

Ty dupku, on uratował Ci życie!”

Normalnie, gdyby jakiś człowiek odważył się użyć takiego tonu w stosunku 

do Olivera, ten by zawarczał, pokazał swoje kły i 'nauczył go dobrych manier'... 

background image

ale tym razem nic takiego nie zrobił. Tylko odwrócił wzrok, a Eve jeszcze przez 
chwilę się w niego wpatrywała, po czym z powrotem klęknęła przy Michaelu i 
wzięła do ręki jego bezwładną, bladą dłoń. „Jest lodowaty.” powiedziała do 
Jesse. „Proszę, jeśli chcesz coś zrobić -”

„Myślę,” przerwała jej Jesse. „Po prostu bądźcie cicho. Wcześniej 

widziałam to tylko dwa razy.”

„Co się stało?” zapytał Shane. „Pozostałe dwa razy?”
Nie odpowiedziała, co znaczyło, pomyślała Claire i przeszedł ją lodowaty 

dreszcz, że prawdopodobnie tamte wampiry nie przeżyły.

Jesse w końcu powiedziała, „Dobra. Nie ma żadnego bezpiecznego 

sposobu, żeby się tego pozbyć. Oliver, potrzebuję Cię.”

Nie poruszył się dopóki ta na niego nie spojrzała, krzywiąc się, więc w 

końcu podszedł do Michaela. „Tak?”

„Jesteś szybszy i silniejszy niż ja,” powiedziała Jesse. Nie jako 

komplement, ale zwykłe stwierdzenie faktu. „Chcę, żebyś wyciągnął kołek prosto 
i szybko jak tylko potrafisz. Ja położę swoją rękę wokół rany, w razie gdyby 
srebro wystrzeliło; może będę w stanie zapobiec dostaniu się go do krwiobiegu.”

„Kosztem swojej ręki.” zauważył.
„Nie ma innego wyboru,” odpowiedziała mu Jesse. „Jestem wystarczająco 

stara. Przeżyję. Daylightersi jeszcze mnie nie dorwali.”

Claire wstrzymała oddech, bo Oliver pokiwał głową, sięgnął po kołek i 

czekał na sygnał. Patrzył na Jesse kiedy odliczała. 

Trzy, dwa, jeden. 

Na 

jeden,

 

Oliver błyskawicznie się poruszył, szybciej niż mogło zarejestrować to oko 
ludzkie, a Jesse wsadziła rękę w miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się 
kołek, a gdzie wciąż znajdowała się rana. A przynajmniej, tak się Claire 
wydawało, bo nie mogła tego dokładnie zobaczyć; widziała rękę Jesse znajdującą 
się na klatce piersiowej Michaela i kołek poruszający się z prędkością światła, 
wystrzelający wprost na ścianę z cegieł znajdującą się naprzeciwko.

Cała była pokryta płynnym srebrem.
Jesse się nie poruszyła, choć wydała z siebie dźwięk – bardzo cichy, 

zduszony przez jej gardło. I po chwili Claire zrozumiała czemu.

Cała jej ręka była pokryta srebrem. Aż z niej kapało. I nie mogła się 

poruszyć, dopóki rana Michaela się nie zasklepi, ponieważ w przeciwnym razie 
zostałby otruty, a w jego wieku, to z pewnością oznaczałoby śmierć. Jej ręka 
płonęła. Skwierczała. Claire zasłoniła sobie usta dłonią, by powstrzymać mdłości, 
które wstrząsnęły nią, kiedy zobaczyła wyżartą skórę i pracujące ścięgna, a 
Jesse wciąż siedziała nieruchomo, blada jak marmurowa statua.

„Myślę, że jest zasklepiona,” w końcu wyszeptała Jesse i po prostu... 

upadła. Oliver się poruszył, ale – zadziwiająco – Myrnin już tam był, złapał ją 
kiedy upadała i układał ją delikatnie na dywanie.

background image

Eve rzuciła się do przodu i gorączkowo zaczęła sprawdzać klatkę 

piersiową Michaela. „Wszystko dobrze,” powiedziała. „Michael? 

Michael!”

Otworzył swoje niebieskie oczy, zamrugał i powiedział, „Eve?” jego głos 

był szokująco słaby, ale żył.

Myrnin grzebał w kieszeniach swojego wielkiego płaszcza – było w nim 

pełno kieszeni, niektóre z nich były porwane i luźne – i wyciągnął z jednej małą 
zakorkowaną fiolkę z jakimś proszkiem. Wsparł głowę Jesse na swoich kolanach, 
a zębami wyciągnął z buteleczki korek, po czym wysypał jej zawartość na palącą 
się dłoń Jesse.

Zapłakała i wygięła się w górę, a on przycisnął się do niej, kiedy ta wiła się 

i walczyła. „Spokojnie, droga pani, spokojnie, zaraz przestanie, ból zaraz minie, 
to powstrzyma srebro i uzdrowi twoją ranę, choć blizny mogą trochę zająć – 
spokojnie, Lady Grey, bądź spokojna...”

Lady Grey?

 Znał Jesse – cóż, oczywiście, że znał, prawda? Przecież 

została tu wysłana z Morganville przez Amelie. Ale wciąż. Claire zamrugała, bo 
nigdy nie widziała Myrnina zachowującego się tak... delikatnie. Albo tak 
formalnie. Jesse wzięła długi, drżący wdech i się do niego uśmiechnęła. 
Cokolwiek jej dał, działało. Rana wciąż była całkiem poważna, ale z jej uśmiechu i 
tego, że z każdą chwilą stawała się coraz silniejsza, można było wywnioskować, 
że ból ustał. Myrnin położył jej dłoń na policzku w opiekuńczym geście – coś 
czego Claire nie mogła sobie przypomnieć, żeby wcześniej robił. Przynajmniej 
nie w taki sposób. 

„Cóż,” powiedziała Jesse z nutą w jej głosie, której wcześniej nie było. 

„To rzadka przyjemność widzieć Cię poza Twoją jaskinią, mały pająku.”

„I jeszcze rzadsza widzieć Ciebie w takim stanie, Lady Grey. Odważny 

czyn. Bardzo odważny.”

„Głupi, jeśli chłopak by tego nie przeżył,” odpowiedziała. „Och, już 

wystarczy, zostaw moją dłoń. Srebro wciąż pali, ale nic mi nie będzie. Jestem 
za stara, żeby mogło mi wyrządzić jakąś poważną szkodę.”

„Nie wyglądasz na więcej niż tysiąc,” powiedział Myrnin. 
O Boże, pomyślała Claire. Czy on z nią 

flirtował? 

Cóż, jeśli tak, nie mogła 

go za to winić. Jesse była... dość oszałamiająca.

Michael próbował usiąść, a Shane i Eve próbowali go od tego odwieść; 

Claire przyłączyła się do nich i kiedy stało się jasne, że 'nie' nie było wykonalne, 
pomogła im go usadzić. „Hej,” powiedziała, „nie miałeś przypadkiem 

zatrzymać

 

kłopotów, a nie się w nie pakować?”

„Taki był plan,” powiedział Michael i zakaszlał; ten dźwięk był niepokojąco 

mokry. Eve wyciągnęła garść chusteczek z pudełka na stoliku, a kiedy odsunęła 
je od jego ust, były całe w świeżej, czerwonej krwi. Ale zdawał się czuć już 
lepiej. „Myślę, że byłem tego tak blisko jak swojej śmierci.”

background image

„Ledwo co,” zgodził się Shane. „Słyszałeś kiedykolwiek o kimś, kto wkłada 

do kołka zapalnik ze srebrem?”

„Nigdy,” odpowiedział Michael, „ale byłby to całkiem niezły pomysł, gdyby 

ten kołek nie znajdował się w mojej klatce piersiowej.”

„Taaa, dokładnie to sobie pomyślałem.” Shane ścisnął jego ramię i kucnął 

do poziomu jego oczu. „Wszystko w porządku bracie?”

„Jest okej. I miło mi widzieć, że zachowujesz tradycję wdawania się w 

bójkę na śmierć i życie, nawet w miłym, cywilizowanym świecie.”

„To 

nie

 była moja wina.”

Michael tylko potrząsnął głową. Wciąż był bardzo blady, a jego oczy były 

przekrwione. Trzymał Eve za rękę i ją pociągnął, żeby wyszeptać coś Eve na 
ucho. Pokiwała głową i zwróciła się do Petea – który wciąż stał w dokładnie tym 
samym miejscu co wcześniej, próbując zrozumieć co tu się właściwie stało. Miał 
dobry powód, pomyślała Claire. Wcześniej mógł się martwić jedynie o zseksioną 
(org. sexed–up – przyp.tłum.) pościel, a teraz w jego mieszkaniu nagle 
znajdowały się wampiry, w tym ranne i wielka plama ściekającego srebra na jego 
ścianie. Nawet dla kogoś, kto znał Jesse, ten nagły zjazd nieumarłych mógł być 
nieco zbyt wielkim wyzwaniem.

„Wybacz,” powiedziała do niego Eve. „Masz może, ach, plazmę? W 

workach?”

Pete blado się na nią spojrzał, ostatecznie odwrócił się od niej plecami i 

podszedł do fotela. Usiadł, oparł głowę na rękach i wyłączył się z rzeczywistości. 

„To chyba znaczy nie,” powiedziała Eve. „W porządku. Wybaczcie ludzie, 

ale on musi się pożywić, a ja zamierzam zgłosić się na ochotnika. Więc jeśli 
jesteście wrażliwi, lepiej się odwróćcie.”

Claire tak zrobiła, choć nie tyle z powodu jej wrażliwości na krew, co z 

powodu tej intymnej według niej sytuacji. Shane również się odwrócił, po czym 
rozejrzał się po pokoju. Oliver oglądał pozostałości po kołku, uważając, aby nie 
dotknąć resztki wyciekającego z niego srebra. Myrnin i Jesse zdawali się 
dobrze bawić. „Cóż,” powiedział Shane, „przynajmniej nie jesteśmy już w tym 
bagnie sami. Najwidoczniej, policja może być teraz naszym najmniejszym 
problemem.” Objął ją ramieniem i przyciągnął ją do siebie, a ona mu się poddała. 
„Wszystko w porządku?”

„Tak,” odpowiedziała i zadrżała. „To wszystko było szybkie. I gwałtowne.”
„Myślę, że Pete ma migrenę. No i nie jestem pewien, czy to srebro 

zejdzie z jego dywanu.”

Jesse wstała, zanim zdążył dokończyć zdanie i poszła do małej łazienki, 

wracając po chwili z rolką bandażu. Wręczyła ją Myrninowi, który wziął ją, kiedy 
uniosła brwi. „Mógłbyś?” poprosiła go.

Schylił się trochę, wziął bandaż i pewnie trzymał jej dłoń, owijając ją 

background image

bandażem. Był w tym całkiem niezły, zauważyła Claire; zapewne miał wiele 
doświadczenia z leczeniem urazów, a w tym przypadku nie miało znaczenie czy 
chodziło o wampira czy człowieka. Opatrunki były takie same. Przerwał drugi 
koniec bandażu na dwie części, ciasno je zawinął i zawiązał; to, Claire była 
pewna, dzięki jego doświadczeniu w czasach, gdzie rzeczy takie jak taśma 
klejąca czy plaster nie były jeszcze wynalezione. Kiedy skończył, wygładził 
delikatnie opatrunek i położył swoją rękę na jej dłoni. 

Jesse posłała mu szeroki uśmiech, a blade policzki Myrnina zrobiły się 

czerwone. Puścił ją. „Już dobrze.” powiedział. „Moja Pani.”

„Mój lordzie,” odpowiedziała i skłoniła się całkiem nisko, biorąc pod uwagę 

to, że miała na sobie jeansy i głęboko wyciętą czarną koszulkę. Jej czerwony 
warkocz opadł jej na ramię, kiedy ta przez rzęsy spoglądała na Myrnina. Claire 
pomyślała, że Jesse musiała ćwiczyć flirt przynajmniej przez jakieś kilkaset lat. 
Biedny Myrnin.

Był w tym zdecydowanie gorszy i bardzo wyszedł z praktyki, bo 

odchrząknął i odwrócił się do niej plecami – nie za bardzo odpowiednie 
zakończenie tej rozmowy – i powiedział „Claire. Ze mną.”

Automatycznie chciała za nim podążyć do kuchni, ale Shane jej nie 

pozwolił; jego mocny uścisk zatrzymał ją na miejscu, więc Claire spojrzała na 
niego marszcząc brwi.

„Nic mi nie będzie,” powiedziała. To co widziała w jego twarzy nie było 

zazdrością, albo zmartwieniem, ani nic w tym stylu; to była przezorność, czysta 
i prosta. Wszystko dzisiaj było strasznie pogmatwane. Doskonale wiedziała jak 
się czuł, chcąc spowolnić trochę bieg wydarzeń i sprawić, żeby to wszystko było 
bardziej zrozumiałe. „Pozwól mi z nim porozmawiać i zobaczyć, czy jestem w 
stanie coś z tego wszystkiego zrozumieć.”

„Zamierzasz rozmawiać z Myrninem,” powiedział Shane. „Myślę, że 

prosisz o zbyt wiele.” Ale puścił ją, więc poszła za swoim przyjacielem, szefem i 
bólem głowy do małego kuchennego obszaru. W międzyczasie spojrzała na 
Michaela i Eve; skończył już pić z nadgarstka Eve i używał przyniesionego przez 
Jesse bandaża, aby opatrzyć małe ranki na ręce swojej żony. Kiedy patrzył na 
Eve, w jego oczach mogła zobaczyć wrażliwość, wdzięczność i więcej niż trochę 
bólu.

Nikt kto wierzył, że wampiry nie miały uczuć, jak prawdziwi ludzie, nigdy 

nie spotkał Michaela Glassa. 

Odeszli od pozostałych, jak najdalej mogli i Claire starała się stać od 

Myrnina w odległości przynajmniej kilku stóp. Fuj. Gdzie on się podziewał, na 
miejskim wysypisku? Ale patrząc na jego ogniste spojrzenie, było jasne, że w 
tym momencie higiena nie była ich największym problemem. „Ty i Irene,” zaczął 
Myrnin. „Co zrobiłyście?”

background image

Claire się cofnęła, ponieważ zaskoczyła ją jego reakcja. „Nic!” powiedziała 

i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Wiedziała, że wyglądało to na gest 
obronny, ale nie dbała o to. „To 

Ty

 jesteś osobą, która mnie tu wysłała, Myrnin, 

więc nie wiń mnie, jeśli coś poszło nie tak. 

Ja 

tylko chciałam iść na studia!”

„I wszystko tak dobrze się ułożyło!” powiedział. „Ufałem Irene 

bezgranicznie. Była moim szpiegiem w normalnym świecie i pomagała nam 
ukrywać naszą prawdziwą naturę przed tymi, którzy się tym interesowali.”

„Tak jak rząd?”
Myrnin nie odpowiedział. Nie potrafił stać w spokoju i akurat teraz 

przestał niespokojnie przestępować z nogi na nogę, aby podejść do szafki i 
zacząć po kolei otwierać wszystkie szafki. Claire przypadkowo dostrzegła w 
jednej z nich niezwykłe odpadki, a widelce i łyżki w kolejnej. Nie szukał niczego 
specjalnego, po prostu musiał się kręcić. „Irene zawsze miała jakieś sprawy z 
rządem,” powiedział. „Ale to aż do niedawna nas nie dotyczyło.”

„Po prostu powiedz mi 

o co chodzi

! Co sprawiło, że opuściłeś Morganville i 

przybyłeś tu całą drogę? Wiem, że Oliver już podróżował – wpadłeś na niego, 
czy to on Cię odnalazł?”

„Trochę za dużo pytań naraz. O, patrz, ma masło orzechowe. Lubisz masło 

orzechowe?”

Myrnin!”

„Ale jest takie chrupiące...” Spojrzała na niego z niewypowiedzianą 

frustracją, więc włożył słoik z powrotem do spiżarni i zamknął drzwi. Na 
drzwiczkach było kilka gumek recepturek, więc zdjęła parę i zaczęła się nimi 
bawić. To było dobre. Było na pewno mniej rozpraszające dla nich dwojga. 
„Wyjechałem z Morganville, ponieważ przechwyciłem wiadomość, w której ktoś 
twierdził, że ma niezaprzeczalny dowód na istnienie wampirów.”

„Och, Boże, Myrnin, znalazłeś to na internecie? Nie można wierzyć we 

wszystko co jest tam umieszczone.”

„Wiem o tym! I nie, 

nie

 uwierzyłem w to. Przynajmniej nie na początku. 

Ale to nie był nadpobudliwy fan wysyłający filmiki dla swoich przyjaciół; to był 
doktor, który przygotowywał pracę naukową. Tak przy okazji, to był Alert 
Google.” Wydawał się być absurdalnie dumny z tego, że umiał się nim posłużyć. 
„Zlokalizowałem go w Bostonie. Czułem, że musi być jakiś powód, dla którego 
taka rewelacja znajdowała się tak blisko Irene, więc do niej zadzwoniłem. Nie 
odebrała.”

„Ludzie tak czasami robią. To nie znaczy, że -”
„Wysłałem Cię tutaj, Claire. Wysłałem Cię do Irene, dla Twojego 

bezpieczeństwa. I bałem się... bałem się, że mogła nas zdradzić. Może nawet 
przez przypadek. Jeśli istnienie wampirów wyszłoby na jaw i zostałoby wzięte 
na poważnie, to byłaby tylko kwestia czasu, zanim pojawiłaby się również 

background image

informacja o Morganville. Kontrolujemy takie wydarzenia; musimy, bo w 
przeciwnym razie już by nas nie było. Normalnie Oliver zająłby się agentami, by 
się tego dowiedzieć, ale Oliver był, ach, niedysponowany...”

„Masz na myśli wygnany.”
„Tak, tak, ale nie mogłem czekać, aż Amelie zdecyduje się kogoś wysłać, 

aby uporał się z tym kryzysem. Znam Irene i miałem dobre przeczucie gdzie 
szukać Olivera. Myślałem, że we dwójkę łatwo sobie z tym poradzimy.”

„I jak wam poszło?”
W niepohamowanym odruchu, porwał jedną z gumek, która spadła na 

podłogę. Druga była mocniejsza, ale zbyt mocno je naciągał. „Niezbyt... dobrze,” 
przyznał. „Wciąż nie byłem w stanie znaleźć tego doktora, którego Google 
zlokalizowało tak łatwo. Ludzki świat jest bardziej dezorientujący, niż sądziłem. 
I Oliver nie współpracował tak jakbym tego chciał. Wtedy Amelie postanowiła 
ściągnąć mnie z powrotem do Morganville. Wszystkie te rzeczy były bardzo 
stresujące.”

Claire westchnęła i zwalczyła niemal niemożliwy do powstrzymania impuls, 

aby nim potrząsnąć. „Powiedz mi co się stało 

dziś.

Zamrugał i nerwowo owinął sobie gumkę wokół nadgarstka. „Oliver i ja 

próbowaliśmy znaleźć tego doktora w jego biurach, ale go tam nie było. Oliver 
wdał się w dyskusję z kimś, kto nazwał nas bezdomnymi próżniakami i próbował 
nas opluć. Starałem się zapobiec popełnieniu przez niego jakiejś głupoty, ale 
obawiam się, że dla naszego dręczyciela, nie był to zbyt udany dzień. Potem 
poszliśmy do domu doktora, ale znowu go nie zastaliśmy. Byłem nieco zagubiony. 
Generalnie nie zwykłem tak bardzo się wysilać.” Podszedł do kranu i zaczął na 
przemian go odkręcać i zakręcać. Claire miała nikłą nadzieję, że wykorzysta 
okazję, żeby się umyć, ale ewidentnie nie przyszło mu to do głowy. „Michael 
znalazł nas, kiedy próbowaliśmy spotkać się z Irene; zabroniono nam wejścia na 
uniwersytet ze względu na nasz ubiór i ogólny wygląd, więc obiecał pomóc nam w 
znalezieniu motelu, gdzie moglibyśmy się umyć. Eve powiedziała, że zdobędzie 
dla nas nowe ciuchy.”

To

 byłoby interesujące. Claire oddałaby każde pieniądze, aby zobaczyć co 

Eve by wybrała dla Olivera, a jeszcze bardziej Myrnina. To by przynajmniej 
było szalenie zadziwiające.

„Podejrzewam, że nie wszystko się wam udało,” powiedziała Claire, „skoro 

wciąż cuchniesz i nosisz łachmany.”

Myrnin spojrzał na siebie i westchnął. „Proszę o wybaczenie. Życie potrafi 

być okrutne. Tak, byliśmy śledzeni przez faceta w jakimś wielkim pojeździe od 
kiedy tylko opuściliśmy teren uniwersytetu. Kiedy dojechaliśmy do motelu i 
czekaliśmy na klucze do pokojów, zostaliśmy bez ostrzeżenia zaatakowani. 
Michael wziął na siebie kołek wymierzony w Olivera, który w tym czasie był 

background image

zajęty kolejnym; nie od razu wiedzieliśmy, że nie jest to tylko drewno. Ale 
Oliver już kiedyś coś takiego widział i powstrzymał mnie, kiedy chciałem go 
wyciągnąć. Pamiętałem, że Lady Grey tu była, pilnując Irene, więc poprosiłem ją 
o pomoc. A ona przywiozła nas tutaj.”

„Śledzili was tu?”
„Nie,” Myrnin zdawał się być tego pewien, a Claire przez chwilę się nad 

tym zastanawiała, dopóki do niej dotarło. Po prostu nie było nikogo, kto mógłby 
ich dalej śledzić, nie pozwolili na to. „Ale nie sądziliśmy, że czekanie na 
przyjazd policji będzie dobrym posunięciem. Jesse myślała, że to będzie 
najbezpieczniejsze miejsce. Nie spodziewałem się spotkać tu

 Ciebie.”

„Dla nas to też był paskudny ranek,” powiedziała Claire. „Moją 

przyjaciółkę porwano, a policja uważa, że Shane i ja możemy mieć z tym coś 
wspólnego.”

„Naprawdę? A macie?”
„Nie! Niby dlaczego mielibyśmy to robić?”
Myrnin wzruszył ramionami. „Nie wiem, ale musiałem zapytać. Ta Twoja 

przyjaciółka, czy ona wie coś o wampirach?”

„Zupełnie nic. Nie wierzy w ich istnienie. Nawet nie w ten sposób 'może to 

prawda', który zdaje się dominować u większości studentów.”

„Hmmm. Więc jej zniknięcie może nie mieć z nami nic wspólnego, dlatego 

też nie musimy się o to martwić.”

„Słucham? 

Nie musimy się martwić

? To moja przyjaciółka!”

Jej wybuch zdawał się zaskoczyć Myrnina, który zmarszczył się i przestał 

naciągać gumkę, jakby skupił się całkowicie na niej, przynajmniej na chwilę. 
„Jesteśmy w niebezpieczeństwie Claire. Bardzo realnym niebezpieczeństwie. 
Irene powiedziała, że Twoje urządzenie zniknęło z jej laboratorium; ktoś 
bardzo wiarygodny zamierza przedstawić światu dowody wampiryzmu, być może 
włączając w to prawdziwe żywe okazy. To rzeczy, na które nie możemy 
pozwolić, dla naszego własnego dobra i życia. Musimy znaleźć tych ludzi, 
powstrzymać ich i wymazać wszelkie informacje na temat tego przedsięwzięcia; 
takie rzeczy są niczym nowotwory i muszą zostać wycięte, zniszczone. 
Rozumiesz?”

„Rozumiem, że dzieje się tu więcej niż to, w co jesteś zamieszany,” 

powiedziała. „Dr Anderson ma układy z jakimiś strasznymi szpiegami, którzy – 
zapewne nieprzypadkowo – byli w moim domu, kiedy myśleli, że mnie tam nie ma, 
szukając czegoś czym mogło być VLAD. A potem moja przyjaciółka zostaje 
porwana przez jakiś facetów w furgonetce? Zdaje się, że przeszli do kolejnego 
etapu, do mnie. Może jest to powiązane z planami twojego doktorka.”

„Jeśli tak, jeśli jest w to zamieszany rząd, to mogiła Claire, doprawdy.”
„Więc jednak nie rak.”

background image

„Nie, wciąż bardzo jak rak. Ale będę potrzebował o wiele większego 

skalpela.” Miała nadzieję, że nie mówił tego dosłownie; z Myrninem nigdy miało 
się pewności. „Nic z tego się teraz nie liczy. Musimy po prostu jak najszybciej 
opuścić to miejsce i znaleźć Irene. Jest dokładnie tym, co nasi wrogowie, jeśli 
nimi są, będą potrzebować – człowiek z ogromną wiedzą na temat wampirów. Ma 
znajomości i jest wiarygodna. Nie możemy pozwolić na to, żeby trafiła w ich 
ręce.”

Logika Myrnina była często zawiła, ale tym razem zdawał się mieć rację. 

Dr Anderson była zagrożona; jeśli tak wiele działo się naraz, musiała zostać 
przeniesiona w bezpieczne miejsce zanim ponownie coś się zdarzy. 

Zanim 

będziemy mogli uratować Liz, 

pomyślała jakaś część Claire, ale wiedziała, że nie 

może pomóc Liz, nie w tej chwili.

Przyszło jej do głowy, żeby zapytać Myrnina o najważniejszą rzecz. „Jak 

nazywa się ten doktor? Ten, który ma dowód na istnienie wampirów?”

„Aaa, Dr Patrick Davis,” powiedział. „Wątpię, że wiesz coś na jego temat.”
„Cóż,” powiedziała Claire, „w takim razie się mylisz.”
Nagle wszystkie kawałki układanki zaczęły do siebie pasować, ale tworzyły 

niezbyt ładny obrazek.